306 12




B/306: B.T.Spalding - Życie I nauka mistrzów dalekiego wschodu, tom 1
3








Wstecz / Spis treści / Dalej
* * *
Nazajutrz przed wieczorem, Emil, Dżast i ja wyruszyliśmy w drogę do świątyni, do której przybyliśmy dopiero na drugi dzień o godzinie piątej minut trzydzieści po południu. Zastaliśmy tam dwóch starszych ludzi, którzy zaopiekowali się mną i bardzo wygodnie ulokowali u siebie na noc. Świątynia stała na wierzchołku wysokiej góry, zbudowana z nie ociosanego kamienia, i
jak mi mówiono
trwała już przeszło 12 tys. lat Pomimo to jest doskonale zakonserwowana i wygląda jak nowa. Powiadano, że jest to jedyna z pierwszych świątyń nauczycieli Siddha i była wzniesiona przez nich, by służyła im jako miejsce odosobnienia, ze względu na panującą tam absolutną ciszę. Istotnie, do tego celu nie można było wybrać lepszego miejsca. Figuruje ona bowiem na najwyższej skale tej części gór, na wysokości 3,5 tys. metrów nad poziomem morza, a około 1,5 tys. metrów nad powierzchnią doliny. Doznawałem wrażenia, że ostatnie siedem mil droga wznosiła się w górę niemal stromo. Miejscami szliśmy po schodach wykonanych z żerdzi i przymocowanych grubymi linami do skał, liny zaś były przerzucone nad skalistymi rozpadlinami, a końce sznurów utrzymywały owe schodki bądź drabinę, prowadzące do świątyni. Przez około 200 metrów szliśmy po takich schodkach zawieszonych w powietrzu i potem znów wspinaliśmy się po drabinach przymocowanych u góry sznurami. Ostatni
prawie stumetrowy odcinek
przebyliśmy już wyłącznie po zawieszonej pionowo drabinie z żerdzi. Kiedy wreszcie dobrnęliśmy do celu odniosłem wrażenie, jakbym przebywał na wierzchołku świata. W dniu następnym wstaliśmy o świcie i kiedy wszedłem na dach świątyni, zupełnie zapomniałem o uciążliwym wspinaniu się wczoraj. Świątynia zajmowała sam skraj urwistej skały, tak usytuowanej, że na prawie kilometr w dół nic nie można było rozeznać. Wydawało się, że cały budynek świątyni jest zawieszony w próżni. Z trudem usiłowałem siebie przekonać, że ulegam pozorom. W oddali dały się odróżnić trzy inne góry, na których
jak mnie poinformowano
też pobudowano podobne świątynie, lecz były one tak odległe, że nie mogłem ich rozpoznać nawet za pomocą swej polowej lornetki.
Emil mi powiedziaÅ‚, że jedna z grup, której towarzyszyÅ‚ kierownik naszej ekspedycji, przybyÅ‚a do najdalszej Å›wiÄ…tyni wczorajszego wieczoru, prawie jednoczeÅ›nie z nami, i jeÅ›li chcÄ™ siÄ™ z nimi skomunikować, to akurat pora, gdyż oni wszyscy stojÄ… w tej chwili, tak samo jak i my, na dachu Å›wiÄ…tyni. WyjÄ…Å‚em notes i zapisaÅ‚em, że w tej chwili mój zegarek wskazuje godzinÄ™ 4 minut 55 rano, w sobotÄ™, 2 sierpnia. StojÄ™ na dachu Å›wiÄ…tyni górujÄ…cej 3 tys. metrów nad poziomem morza, i odnoszÄ™ wrażenie, że ta Å›wiÄ…tynia wisi w pustce. Emil przeczytaÅ‚ mojÄ… notatkÄ™, trwaÅ‚ chwilÄ™ w milczeniu i podaÅ‚ mi wiadomość: “Na moim zegarku minuta po godzinie 5. Miejscowość, jakby wiszÄ…ca w powietrzu, 2,5 tys. metrów nad poziomem morza, widok cudowny, lecz samo poÅ‚ożenie Å›wiÄ…tyni godne szczególnej uwagi". Potem Emil dodaÅ‚: Jeżeli pan chce, zaniosÄ™ paÅ„skÄ… notatkÄ™ i przyniosÄ™ z powrotem odpowiedź.
Pragnąłbym udać się tam i porozmawiać z przebywającymi w tej świątyni, jeśli nie ma pan nic przeciwko temu". Chętnie mu dałem swą notatkę i natychmiast zniknął. Po godzinie i 45 minutach powrócił z notatką od kierownika ekspedycji, w której ten komunikował, że Emil przybył tam o godzinie 5.16 rano, i że cudownie spędzili czas, rozmawiając o tym, co ich jeszcze czeka w przyszłości. (Małe różnice czasu na porównywanych zegarkach należy tłumaczyć różnicą długości geograficznej).
W tej świątyni pozostawaliśmy przez trzy dni, w ciągu których Emil odwiedzał wszystkie nasze grupy robocze, przekazując moje notatki i wracał z odpowiedziami od nich.
Czwartego dnia rano przygotowaliśmy się do zejścia z powrotem do wsi, gdzie pozostali moi dwaj współtowarzysze. Dowiedziałem się jednak, że Emil i Dżast pragnęli odwiedzić pewną małą wioskę leżącą w dolinie i odległą o około 30 mil od miejsca, w którym nasza droga zmieniała kierunek. Zatrzymaliśmy się na noc w chacie pastucha, a ponieważ szliśmy piechotą, wstaliśmy wczesnym rankiem, by móc za dnia osiągnąć cel. Tej wyprawy do świątyni nie mogliśmy odbyć na koniach, więc pozostawiliśmy je we wsi, skąd nasi przyjaciele wyruszyli na poszukiwanie śnieżnych ludzi.
Około godziny dziewiątej rano nagle zerwała się silna burza i wyglądało na to, że spadnie ulewa, ale deszczu nie było. Przemierzaliśmy puszczę, pokrytą gęstwiną krzaków, a grunt zaścielała gruba, twarda i sucha trawa. Cała ta okolica wydawała się niezwykle wysuszona. Od piorunów zapaliła się w kilku miejscach trawa i zanim się zorientowaliśmy znaleźliśmy się raptownie w sercu gorejącego lasu. Niebawem pożar się rozprzestrzenił
rozszalaÅ‚y ogieÅ„ z trzech stron toczyÅ‚ siÄ™ z bÅ‚yskawicznÄ… szybkoÅ›ciÄ…, dym Å›cieliÅ‚ siÄ™ po ziemi gÄ™stymi kÅ‚Ä™bami, a mnie opanowaÅ‚ paniczny strach. Jednakże wzglÄ…d na absolutne opanowanie Emila i Dżasta uspokoiÅ‚ mnie nieco. Powiedzieli mi: “SÄ… dwa sposoby unikniÄ™cia grożącego niebezpieczeÅ„stwa: pierwszy
spróbować przejść do zakrętu rzeki, gdzie woda płynie wąskim, lecz głębokim korytem; jeśli zdołamy dojść do tego miejsca odległego stąd o 5 mil, będziemy całkowicie bezpieczni, dopóki pożar nie zgaśnie samoistnie. Sposób drugi
to iść na przełaj przez ogień, jeśli pan uwierzy nam, że przeprowadzimy go bez żadnego szwanku". W tej chwili opuścił mnie wszelki strach i sobie uświadomiłem, że przecież ci ludzie już nieraz okazywali niezwykłą pomoc w najkrytyczniejszych okolicznościach. Powierzyłem się spokojnie ich opiece i podążałem pomiędzy nimi, w ten sposób odbywając dalszą drogę, która jak się okazało
wiodła w kierunku najbardziej rozszalałego żywiołu. Idąc tak widziałem, jak przed nami otworzyła się szeroka droga pod łukowatym sklepieniem z płomieni, a my szliśmy prosto przez ogień, nie napotykając najmniejszej przeszkody ani ze strony dymu, żaru, czy głowni spadających przed naszymi stopami przez cały czas wędrówki. Tak przeszliśmy co najmniej 6 mil przez ten gorejący las. Zdawało mi się
postępując tak spokojnie wzdłuż tej strasznej ogniowej drogi
że wokół nas nie ma wcale tak gwałtownego pożaru.
Kiedy wracaliśmy z naszej wyprawy, mogłem spokojnie przyjrzeć się tej niesamowitej drodze
zastajÄ…c bezwzglÄ™dne pogorzelisko, zamiast rozlegÅ‚ego obszaru lasu. Jeszcze w trakcie przechodzenia przez ogieÅ„ Emil zrobiÅ‚ uwagÄ™: “Widzi pan teraz, jak Å‚atwo jest skorzystać z wyższego boskiego prawa i zamienić niższe prawo na to wyższe, bez którego nie możemy siÄ™ w rzeczywistoÅ›ci obejść. PodnieÅ›liÅ›my wibracje naszych ciaÅ‚ do stopnia wibracji ognia i nie wyrzÄ…dziÅ‚ nam żadnej szkody. Åšmiertelnemu czÅ‚owiekowi mogÅ‚oby siÄ™ zdawać w tej chwili, że znikliÅ›my mu z oczu, mimo iż tożsamość nasza pozostaje taka sama jak zawsze, nie wykazujÄ…c żadnej istotnej różnicy. Jedynie koncepcja Å›miertelnych zmysłów utraciÅ‚a zwiÄ…zek z nami. Gdyby Å›miertelni ludzie mogli nas teraz widzieć, z pewnoÅ›ciÄ… by pomyÅ›leli, żeÅ›my siÄ™ wznieÅ›li w górÄ™. W rzeczywistoÅ›ci tak wÅ‚aÅ›nie siÄ™ staÅ‚o, gdyż wznieÅ›liÅ›my siÄ™ na takÄ… pÅ‚aszczyznÄ™ Å›wiadomoÅ›ci, gdzie Å›miertelni nie mogÄ… siÄ™ z nami komunikować. Wszyscy mogÄ… czynić to samo, co my czynimy. Korzystamy tylko z danego nam przez Boga prawa. PosiedliÅ›my zdolnoÅ›ci posÅ‚ugiwania siÄ™ tym prawem przy przenoszeniu naszych ciaÅ‚ przez wszelkie przeszkody przestrzenne. Jest to oczywiÅ›cie to samo prawo, które stosujemy wówczas, gdy widzicie, jak zjawiamy siÄ™ nagle i znikamy, co nazywacie unicestwieniem przestrzeni. My natomiast, po prostu, neutralizujemy wszystkie przeszkody metodÄ… wzniesienia Å›wiadomoÅ›ci ponad nie, i w ten sposób stajemy siÄ™ zdolni do pokonywania wszelkich ograniczeÅ„, jakie czÅ‚owiek w swej Å›miertelnej Å›wiadomoÅ›ci postawiÅ‚ przed sobÄ…". Mnie siÄ™ zaÅ› zdawaÅ‚o, żeÅ›my szli nad pÅ‚onÄ…cym pod naszymi stopami gruntem. A kiedy już przebrnÄ™liÅ›my przez to morze pÅ‚omieni, nie doznawszy żadnej krzywdy, i wyszliÅ›my poza strefÄ™ ognia, doznaÅ‚em niby ockniÄ™cia siÄ™ z gÅ‚Ä™bokiego snu; stopniowo jednak coraz wyraźniej zdawaÅ‚em sobie sprawÄ™ z tego przeżycia, i istotny sens rzeczy zaczÄ…Å‚ Å›witać w mej Å›wiadomoÅ›ci. ZnaleźliÅ›my cieniste miejsce nad brzegiem potoku, a po spożyciu obiadu i godzinnym odpoczynku skierowaliÅ›my siÄ™ ku wsi.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
12 (306)
248 12
Biuletyn 01 12 2014
12 control statements
Rzym 5 w 12,14 CZY WIERZYSZ EWOLUCJI
12 2krl
Fadal Format 2 (AC) B807 12

więcej podobnych podstron