Adrian Lara Rasa Środka Nocy 11 Na krawędzi świtu rozdział 15

background image

RODZIAŁ 15

KOCHALI SIĘ JESZCZE RAZ, tym razem powoli, a potem umyli się

nawzajem pod ciepłym strumieniem prysznica.

Kilka minut później, Mira była w kwaterze Kellana i razem z nim ubierała się

w przyjemnej ciszy. Mogła sobie niemal wyobrazić, że naprawdę są parą i dzielą

tę przestrzeń jako spojeni krwią partnerzy, oraz łoże, jako kochankowie, co nie

powinno być dla niej aż tak kuszące, biorąc pod uwagę, ile razy właśnie

doprowadził ją do spełnienia. Mira obserwowała ruchy Kellana, gdy zakładał

świeże ubrania. Czarny T-shirt przylgnął do jego umięśnionej klatki piersiowej i

ramion, a krótkie rękawy opięły się wokół ozdobionymi dermaglifami bicepsów.

Długie, silne uda zniknęły w ciemnych jeansach, które objęły jego zgrabny tyłek

i zjechały intrygująco nisko na szczupłych biodrach.

Był cudowny, kilka minut temu smakowała każdy boski centymetr jego ciała.

Pozwoliła sobie rozkoszować się wspomnieniem tej chwili stojąc tuż obok łóżka

w samym staniku i majtkach. Tak łatwo było czuć się przy nim zwyczajnie i

komfortowo. Czuć się całością.

Nie była gotowa, żeby się poddać. Nigdy nie będzie na to gotowa, nie ważne,

co ukazała mu jej cholerna wizja.

Kellan rzucił jej przez ramię taksujące spojrzenie, kiedy zapinał ostatnie

guziki w swoich jeansach. - Za dobrze tak wyglądasz, lepiej załóż coś na siebie

background image

zanim znowu się na ciebie rzucę - uniósł podbródek wskazując nim na swoją

skrzynię stojącą u jej stóp. - Więcej koszulek znajdziesz tam. Wybierz coś dla

siebie.

Czarne jeansy miała na sobie od dnia, kiedy ona i Jeremy Ackmeyer zostali

zabrani do bazy rebeliantów, nadal były w przyzwoitym stanie, odrobinę

zniszczone, ale się nadawały. Natomiast jej koszulka była porwana, oraz

poplamiła się krwią i błotem podczas walki. Mira przykucnęła przed kufrem

Kellana i przebiła się przez około kilkanaście, starannie ułożonych swetrów.

Dłonią trafiła na coś zimnego i metalicznego, schowanego pomiędzy kilkoma

rzeczami. Wyciągnęła tą rzecz na zewnątrz, żeby zobaczyć, co to jest. Lusterko

z rączką, eleganckie i kobiece, na którego odwrocie wymodelowanym z

polerowanego srebra znajdowała się delikatna inkrustacja wykonana czarnym

onyksem w kształcie wdzięcznie wygiętego łuku z napiętą strzałą, godła rodziny

Archerów.

- Należało do mojej babci - powiedział Kellan, kiedy Mira spojrzała na niego

pytająco.

- Jest cudowne - przebiegła palcami po starannym, kunsztownym rękodziele

podziwiając każdą nieskazitelną linię. - Jak to zdobyłeś?

Kiedy zniknął lata temu, nie zabrał ze sobą oprócz ubrań, które miał na sobie

w noc na patrolu, który tak źle się skończył.

Kellan podszedł i delikatnie wziął od niej lusterko. Odwrócił je w swojej dłoni,

a jego usta wygięły się w bladym uśmiechu.

- Kilka lat temu, prowadziłem inwigilację pewnego ugrupowania

paramilitarnego, które planowałem zlikwidować. Handlowali prochami i drobną

background image

bronią w Maine, na północ od Augusty. Kiedy już zebrałem potrzebne

informacje, zorientowałem się, że byłem kilka kilometrów od starej rezydencji

mojego dziadka, Lazaro.

- Tymczasowej siedziby, do której przeniósł się Zakon z naszej bazy w

Bostonie.

Mira dobrze pamiętała to miejsce, mimo że była tylko dziewczynką, gdy

mieszkała tam razem z Kellanem, oraz resztą wojowników i ich partnerek.

Po wydarzeniach Pierwszego Świtu, Lucan i reszta Najstarszych zdecydowali,

że Zakon potrzebuje rozprzestrzenienia swoich sił na Stany Zjednoczone i

Europę, aby lepiej zwalczać rewolty i przemoc powstałą w wyniku ujawnienia

ludzkości istnienia Rasy. Lazaro Archer, dziadek Kellana, był teraz liderem

centrum dowodzenia we Włoszech. Mira często wracała myślami do tamtych

szczęśliwych... i garstki złych chwil... które miały miejsce w Mrocznej Przystani

ukrytej głęboko w lasach Północnego Maine.

Jej pierwsza walka na śnieżki przeciw Kellanowi i Nathanowi. Pierwsze

święta, bożonarodzeniowe drzewko, ubierane wspólnie z Renatą i Nikolajem

oraz resztą nowej rodziny, wszystkimi wojownikami i ich małżonkami.

Ceremonia prezentacji Xandera Raphaela, syna Dante i Tessy, który został

urodzony tuż przed nagłymi przenosinami Zakonu z Bostonu.

Tyle wspomnień i mogła dostrzec, że Kellan również znowu je przeżywa.

- Opuszczając to miejsce, nie chciałem ryzykować ponownego znalezienia się

w jego pobliżu - powiedział - ale zostało tam kilka rzeczy. Meble, jakieś

ubrania…i to - z szacunkiem powiódł palcami po emblemacie łuku i strzały.

- Znalazłem je w kwaterze mojego dziadka, na blacie toaletki, którą zrobił dla

babci z rosnących w okolicy sosen. Lustro było pokryte patyną i poczerniałe od

background image

sadzy i popiołu. Zrozumiałem wtedy, że musiał wrócić do naszej bostońskiej

Mrocznej Przystani po tym jak została zniszczona. Musiał przeczołgać się przez

rumowisko, żeby to odzyskać, pomimo tego, że przysiągł nie wracać do miejsca

jej śmierci. Do domu, który zabrał w płomieniach ją i moich rodziców... całą

moją rodzinę, jego rodzinę.

- Kellan - wyszeptała Mira ze ściśniętym sercem.

- Nie miałem prawa tego zabierać, ale kiedy wziąłem je do ręki nie byłem w

stanie go odłożyć - ostrożnie włożył lusterko z powrotem do kufra, wkładając

pomiędzy miękkie ubrania. - Mam coś jeszcze, czego również nie miałem prawa

zachować.

Podszedł do swojego biurka i otworzył górną szufladę. Wyjął jeden z jej

ukochanych sztyletów i podszedł do niej. Z delikatnym uśmiechem

wdzięczności podniosła go z jego wyciągniętej dłoni. Przeczytała kredo

wygrawerowane po obydwu stronach ostrza.

- Honor, Poświęcenie.

Ten drugi z pary, który zgubiła w dniu, kiedy znalazła się z powrotem w życiu

Kellana, nosił na swoim ostrzu kolejny zestaw zasad, według których starała się

żyć: Wiara, Odwaga. - Dziwnie się czuję mając tylko jeden - wyszeptała. -

Niepełna. Nie tak silna bez jego towarzysza. Nigdy nie myślałam, że zostaną

rozdzielone.

Spojrzenie Kellana zmiękło, jego twarz pełna żalu spoważniała. Wyraźnie

zrozumiał, że równie dobrze mogłaby mówić o ich obojgu.

background image

- Nigdy nie chciałem ci niczego odbierać, Myszko. A najmniej twoje

szczęście. Nie chciałem byś płaciła za cokolwiek, włączając w to sztylet, który

obiecałem ci zwrócić, zanim wszystko się tak skomplikowało. Po prostu kolejny

raz cię zawiodłem - wyciągnął rękę i delikatnie pomógł jej wstać na nogi.

Pogładził ją po twarzy, tak delikatnie i czule, że niemal zadławiła się

narastającym w gardle szlochem. - Gdybym mógł cofnąć czas, tak wiele bym

zmienił - powiedział. - Zrobiłbym wszystko, żeby upewnić się, że nigdy nie

zostaniesz wciągnięta w to razem ze mną.

- Nie - odpowiedziała biorąc się w garść i potrząsając głową. - Nie. Tego, co

ze sobą dzieliliśmy nie zamieniłabym za żadne skarby świata. A ty byś mógł? -

Nie odzywał się przez dłuższą chwilę, tylko pogłaskał jej policzki i musnął

kciukiem usta zanim przesunął ciepłą dłoń na jej kark. - Naprawdę chciałbyś to

wszystko cofnąć? - zapytała, zaniepokojona brakiem odpowiedzi.

Uśmiechnął się leniwie, a jego oczy zalśniły nieco stłumionym, ale wciąż

jeszcze gorącym żarem. - Przecież nie mogę utrzymać rąk z dala od ciebie,

prawda?

Pocałował ją, a Mira nie mogła powstrzymać lęku, który w niej rósł na myśl o

tym, że znowu mogłaby go stracić. Nie chciała pozwolić, żeby horror jej wizji

zniszczył ten moment, ale ona tam była nie pozwalając się zignorować.

Przerwała słodki pocałunek Kellana i pochyliła głowę zamykając oczy, a wtedy

on oparł swoje czoło o jej wciąż ją przytulając.

- Kellan - powiedziała, a potem odsunęła się spoglądając w te bursztynowo-

orzechowe oczy. - Opowiedz mi jeszcze raz o tej wizji, którą zobaczyłeś.

O zarzutach przeciwko tobie.

background image

Jego przystojna twarz spoważniała, szczęka odrobinę się napięła, kiedy

zacisnął zęby. - To były ciężkie oskarżenia, Myszko. Tak jak ci mówiłem.

- Tak, ale jakie dokładnie?

- Spisek - powiedział spokojnie. - Zdrada. Porwanie i morderstwo.

Jej tętno gwałtownie przyśpieszyło na dźwięk ostatniego słowa. - Morderstwo.

Jak wielu ludzi zabiłeś, Kellan?

- Zbyt wielu, żeby spamiętać - odpowiedział bez żadnego poczucia winy w

głosie. - Wiesz o nich wszystkich. Byłaś tam ze mną nie raz, kiedy ulice były

czerwone od przelanej krwi.

- Nie - powiedziała. - To był czas wojny, nie morderstw. Ile razy zabiłeś bez

pozwolenia? Ile razy odebrałeś komuś życie odkąd stałeś się Bowmanem?

Przez dłuższą chwilę tylko patrzył, po czym zdecydowanie potrząsnął głową.

- Nie ma sposobu, żeby określić kiedy spełni się twoja wizja. Wiemy jedynie,

że tak będzie, ponieważ one nigdy się nie myliły, Mira. Nigdy, przez cały ten

czas - odszedł od niej, przeczesując dłonią ciemno miedziane włosy.

- Poza tym, to nie przekreśla żadnych z pozostałych zarzutów i tego, że jestem

winny: porwania Ackmeyera, krewnego wysoko postawionego dyplomaty z

ŚRN, jak również spiskowania w celu zakłócenia obrad pokojowego szczytu.

Robiąc te rzeczy świadomie sprowadziłem zarzut zdrady na siebie i mój oddział.

- Ale nie morderstwa - zaakcentowała Mira. Teraz, kiedy miała w ręku

odrobinę nadziei, nie miała zamiaru pozwolić jej prześlizgnąć się przez palce.

background image

- Nie jesteś winny ostatniego zarzutu. Możesz to kontrolować, od tego

momentu. I jeśli wizja się myli na temat jednego z oskarżeń, może się również

mylić, co do reszty. Może możemy zmienić jej bieg, Kellan. Razem.

Wrócił i stanął naprzeciw niej, ale nic nie powiedział. Świdrował ją tylko

oczami, a twarz jego była zupełnie nieruchoma oprócz niespokojnego tiku,

napiętego ścięgna na szczęce. Mogła wyczuć jak pracują tryby w jego głowie.

Jak przyśpiesza mu puls wprawiając w ruch powietrze pomiędzy ich ciałami.

Zaklął szpetnie pod nosem, tonem przesyconym nie gniewem, lecz ulgą.

Nadzieją.

Wyciągnął rękę, przyciągnął Mirę do siebie i mocno pocałował. Potem ją

wypuścił i obrócił się, żeby chwycić za komórkę leżącą na biurku obok łóżka.

Sprawdził godzinę i rzucił w jej kierunku zdecydowane spojrzenie.

- Za pół godziny zachodzi słońce - złapał i założył suchą parę butów

znajdujących się w pobliżu. - Jadę do Bostonu. Muszę odnaleźć Vinca i

wyciągnąć z tego Ackmeyera, żywego.

- Jadę z tobą - rzuciła Mirra stojąc w jednej z jego koszulek i szarpiąc czarne

jeansy. Sięgnęła po swoje bojowe buty, ale Kellan zatrzymał ją chwytając dłonią

za nadgarstek. - Nie ruszysz się stąd - powiedział. - Nie wystawię cię na

niebezpieczeństwo. Poza tym sam, na piechotę mogę przemierzyć większy

obszar.

Spojrzała mu prosto w twarz, dokładnie tak samo jak wtedy, gdy byli dziećmi.

- Albo idę z tobą, albo sama, Archer.

background image

Ścięgno, które wcześniej napinało się na jego szczęce, teraz zaczęło

intensywnie pulsować. Oczy zaczęły mu płonąć, przypiekając ją ostrym,

bursztynowym ogniem. To jej nie wystraszyło. Nie odpuściła. Spojrzała

gniewnie w te niebezpieczne oczy.

Rozpoznał to spojrzenie, oznaczające, że nie zamierzała ustąpić. - Niech to

cholera, wyruszamy za pięć minut - warknął i jak burza wypadł z pokoju.

Mira schowała sztylet do pochwy przy pasku i wyszła za nim.

***

Pukanie do drzwi zaszczurzonego mieszkania znajdującego się na parterze

trzypiętrowego budynku w Bostońskiej dzielnicy Charelestown, rozległo się

mniej więcej siedem minut po zachodzie słońca. W idealnym momencie, biorąc

pod uwagę, że Kogut został tam wezwany zaledwie pięć minut temu pilnym,

niespodziewanym telefonem od kumpla.

Nathan spojrzał od niechcenia na martwego alfonsa handlującego heroiną,

który leżał rozpostarty dokładnie tam, gdzie upadł. Miał zmiażdżoną tchawicę,

po tym jak pięć i pół minuty temu wpadł na beznadziejny pomysł, że może

pozbyć się wampira, przebywającego w jego salonie przy pomocy rewolweru

ukrytego pod poduszką sofy. Kolba nieużytego pistoletu Smith & Wesson nadal

była zaklinowana pomiędzy wystrzępioną pianką pokrytą materiałem w szkocką

kratę i kocem rzuconym tak, że nie do końca maskował plamy i ślady po

papierosach dziurawiących ohydną tapicerkę.

Nathan założył, że broń była naładowana, nie żeby o to dbał. Już jako chłopiec

był trenowany do zabijania samymi rękami na sto różnych sposobów. I w tym

background image

czasie nigdy nie przyjął żadnego ciosu. Jego wyniki były doskonałe i nie istniało

dla niego coś takiego jak litość.

Pukanie Koguta znowu się powtórzyło, dwie przerywane sekwencje.- Hej,

Billy! Zamierzasz otworzyć te cholerne drzwi, czy...

Chwilę później słowa zastygły mu w gardle, kiedy Nathan otworzył drzwi.

Kogut został wciągnięty do środka, a drzwi zatrzaśnięte na skoble, w czasie

który człowiekowi starczył na wypowiedzenie zaledwie kolejnej sylaby.

- Co do kurwy! -wrzasnął, kuląc się na kanapie, gdzie rzucił go Nathan.

Przekrwione oczy, pod idiotycznym pióropuszem szkarłatnego irokeza, były

szeroko otwarte, gdy próbował się pozbierać i oszacować swoje położenie

wewnątrz ponurego mieszkania. Zdezorientowany, rozbiegany wzrok w końcu

trafił na Nathana stojącego w cieniu naprzeciw niego.

- Och, cholera…nie ma mowy! Billy, co ty do kurwy nędzy kombinujesz z

Zakonem, człowieku?

Nathan spojrzał na niego z góry. - Muszę z tobą pogadać, Kogut. Próbowałem

najpierw u ciebie, ale nie było cię w domu.

- Chcesz ze mną gadać? Nie mam z tobą żadnych interesów, człowieku.

Żadnych układów z pieprzonym Zakonem!

Oczy Koguta nieco się rozszerzyły, kiedy rozejrzał się dokoła, bez wątpienia

szukając jakiegoś wsparcia od przyjaciela. Wsparcia, którego nie mógł

otrzymać. Zrozumiał to chwilę później, gdy jego spanikowany wzrok spoczął na

nieruchomych kończynach i ślepym spojrzeniu trupa,leżącego zaledwie kilka

background image

stóp dalej. - Jasna cholera! To Billy tam leży? Nie, nie wierzę w to gówno!

Rozmawiałem z nim jakieś pięć minut temu.

Nathan wzruszył ramionami. - Billy zadzwonił do ciebie, ponieważ go o to

poprosiłem. Potem zrobił coś głupiego i teraz jest martwy.

- Och Boże! - zawył Kogut, chowając twarz w dłoniach. - Cholera,

człowieku… to jest popaprane! Czego ty, do cholery ode mnie chcesz?

- Na początek informacji - powiedział Nathan.

Pomiędzy otrzymaniem indywidualnego zadania od Lucana, a oczekiwaniem

na moment zachodu słońca, gdy w końcu mógł pojawić się na ulicach i zająć

sprawą, wykonał kilka dyskretnych ruchów. Zdobył informację, o tym, że

większość z lokalnych szumowin nie wiedziała nic na temat uprowadzenia

cywila, więc ktokolwiek był za to odpowiedzialny siedział cicho. Ale wspólnym

mianownikiem, jeśli chodzi o frakcję buntowników i powiązaną z nimi

działalność wokół Bostonu, był czerwonowłosy frajer charczący i szarpiący się

na sofie przed Nathanem.

- Nie mam, żadnych informacji - wyjęczał Kogut. - Masz niewłaściwego

faceta, człowieku.

Nathan przymrużył oczy patrząc na ludzkiego informatora. - Mam nadzieję,

że nie zamierzasz siedzieć tutaj i zaprzeczać odnośnie twoich szemranych

interesów, które mogłyby potencjalnie mnie zainteresować. I nie mówię tutaj o

handlujących prochami alfonsach, jak ten dupek, Billy, ale o innych twoich

wspólnikach. Takich, którzy mogą wiedzieć coś na temat wydarzenia, jakie

miało miejsce kilka dni temu gdzieś w Berkshires.

background image

Górna warga Koguta drgnęła. - Jakiego rodzaju wydarzenia?

- Porwania - odpowiedział Nathan. - Kogoś ważnego. Przypuszczalnie bardzo

wysokiej rangi.

Kapuś wiercił się i sapał, składając i rozkładając ręce. Wszystko wskazywało

na to, że posiadał jakieś informacje, którymi mógłby się podzielić. To było tylko

kwestią czasu, ale na nieszczęście dla Koguta, misja Nathana nie dysponowała

nim w nadmiarze.

- Podczas tego porwania wzięto jeszcze jednego zakładnika - powiedział

mężczyźnie - szczególnie interesuje on Zakon, oraz mnie osobiście.

Kogut odetchnął wypuszczając podmuch kwaśnego powietrza. - Nic o niej nie

wiem, przysięgam.

- Właśnie powiedziałeś mi, że wiesz - mordercze instynkty Nathana

rozbudziły się, jednak pozostał skupiony, do czego przyzwyczaiły go lata

bezlitosnych treningów podczas szkolenia na urodzonego zabójcę. Chwycił

Koguta za bicepsy pewny tego, że nadal cierpi on z powodu obrażeń, które Mira

zadała mu swoimi sztyletami w La Notte, kilka nocy temu. Ścisnął je, ignorując

ostry krzyk bólu Koguta. - Spójrz na swojego kumpla. Pamiętasz jak

powiedziałem ci, że Billy wykazał się głupotą przed śmiercią? - Czerwony

irokez zachwiał się pod nerwowym skinieniem właściciela. - Nie bądź durniem,

Kogut. Powiedz mi gdzie zabrali Mirę i Jeremiego Ackmeyera - Nathan

zwiększał siłę uścisku dopóty, dopóki przez jęk agonii nie usłyszał odpowiedzi

wychodzącej z ust Koguta.

background image

- Nie wiem - zawył człowiek. - Do cholery, nie wiem! Ostatnio widziałem

Ackmeyera z Vincem, człowieku. Jego powinieneś poszukać, nie mnie!

- Vincem, jakim? - dopytywał się Nathan.

- Nie wiem, to przezwisko kolesia, wiem tylko, że działa w grupie Bowmana.

Lub działał do dzisiaj.

- Bowmana - powtórzył Nathan, po raz pierwszy usłyszał o tym nazwisku w

kręgach rebeliantów. - Gdzie mogę znaleźć tego Bowmana?

- Nie wiem. Nigdy go nie spotkałem - twarz Koguta wykrzywiła się w

bolesnym grymasie, kiedy Nathan nie poluzował ani na odrobię uścisku na jego

zranionych ramionach. - Wszystko, co wiem to to, że dowodzi małą grupą

działającą na obrzeżach Bostonu.

Nathan wychwycił nową informację, ale skupił się na reszcie wypowiedzi

Koguta. - A ta druga osoba...Vince. Teraz ma Ackmeyera? Zdecydował się

działać w pojedynkę?

Kogut przytaknął. - Rozglądał się za kimś, kto zapłaci okup, kiedy dziś rano

się ze mną skontaktował. Nigdy nie słyszałem, żeby koleś był tak podjarany i

pewny siebie. Powiedział, że Ackmeyer jest jakimś geniuszem. Mówił, że facio

wymyślił jakiegoś rodzaju technologię UV, gówno warte fortunę dla

odpowiedniego nabywcy.

Pomimo, iż Nathan posiadał powierzchowną wiedzę o Jeremym Ackmeyerze,

wykaz jego publicznych zasług dla nauki i na polu techniki, to wzmianka

Koguta o tego typu wynalazku była dla niego niespodzianką. Bardzo

background image

niepokojącą. Nie zareagował na tę wiadomość, ale jego umysł rozważał masę

możliwości, które mogły być skutkiem naukowego przełomu wiążącego się z

wykorzystaniem ultrafioletu. Żadna z nich nie była pocieszająca w odniesieniu

do Rasy. I mógł sobie jedynie wyobrazić, jakiego rodzaju zainteresowaniem

może cieszyć się dostępność takiej technologii.

- Co jeszcze wiesz na temat planowanego okupu za Ackmeyera? Czy Vince

wspominał, kogo szukał, jako potencjalnego nabywcy? - Nathan spojrzał na

niespokojnego informatora oceniając go wzrokiem. - Niech zgadnę. To, dlatego

Vince się z tobą skontaktował... żebyś przedstawił go komuś, z kim mógłby

dobić targu.

Kogut przełknął ślinę, krzywiąc się z bólu zadawanego mu przez Nathana.

- Obiecał mi odpalić działkę, więc wykonałem parę telefonów. Nie wiem, kto

złapał przynętę. Wszystko, co zrobiłem, to rozpuściłem wici.

Nathan poczuł się usprawiedliwiony myśląc o własnoręcznym zabiciu Koguta,

ale nadal musiał pamiętać o Mirze. - A co z kobietą? Czy Vince chciał coś

dostać także za jej głowę?

- Już mówiłem, człowieku, nic o niej nie wiem. Jedynie to, co powiedział mi

Vince.

- A co to było - warknął Nathan.

- Powiedział, że Bowman wydaje się nieźle z nią zabawiać - Kogut powiedział

to z wyjątkowo, nieostrożnym rozbawieniem. Nawet się zaśmiał się, pomimo

nieustającego bólu. - Nie proś, żebym czuł żal z powodu tej suki. Po tym, co mi

zrobiła kilka nocy temu, mogłaby possać również mojego fiuta.

background image

Nagła wściekłość ogłuszyła Nathana, gwałtownie ryknęła w jego wnętrzu,

zagotowała się w żyłach, choć było oczywiste, że człowiek kontynuując swoje

ględzenie nie wyczuł nagłej zmiany w powietrzu, które aż zgęstniało od

niebezpiecznego napięcia i śmiertelnej ciszy. Gadał dalej, jego głupota była

dużo większa niż chory pomysł Billego, by wykonać ruch chroniący go przed

pewną śmiercią.

- Mam nadzieję, że jest w tym naprawdę dobra. Oby robiła to z Vincem i

resztą załogi Bownana. Dadzą tej suce dobrą lekcję, pokażą gdzie jest jej

pieprzone miejsce

Kontrola Nathana pękła, tak po prostu, ale nie okazał tego po sobie, nawet nie

mrugnął. Uwolnił ramiona Koguta i oburącz chwycił jego głowę. Następnie

przekręcił ją, jednym, szybkim ruchem odrywając od kręgosłupa. Po czym

puścił ciało. Głowa Koguta z jaskrawo czerwonym grzebieniem opadła pod

groteskowym kątem na kolana mężczyzny.

Nathan odwrócił się i wyszedł z tej nory prosto w noc, aby kontynuować

swoją misję.

PRZEKŁAD -

burzyk771

KOREKTA –

wykidajlo


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Adrian Lara Rasa Środka Nocy 11 Na krawędzi świtu rozdział 1
Adrian Lara Rasa Środka Nocy 11 Na krawędzi świtu rozdział 9
Adrian Lara Rasa Środka Nocy 11 Na krawędzi świtu rozdział 14
Adrian Lara Rasa Środka Nocy 11 Na krawędzi świtu rozdział 8
Adrian Lara Rasa Środka Nocy 11 Na krawędzi świtu rozdział 2
Adrian Lara Rasa Środka Nocy 11 Na krawędzi świtu rozdział 4
Adrian Lara Rasa Środka Nocy 11 Na krawędzi świtu rozdział 3
Adrian Lara Rasa Środka Nocy 11 Na krawędzi świtu rozdział 6
Adrian Lara Rasa Środka Nocy 11 Na krawędzi świtu rozdział 13
Adrian Lara Rasa Środka Nocy 11 Na krawędzi świtu rozdział 7
Adrian Lara Rasa Środka Nocy 11 Na krawędzi świtu rozdział 10
Adrian Lara Rasa Środka Nocy 11 Na krawędzi świtu rozdział 5
Adrian Lara Rasa Środka Nocy 11 Na krawędzi świtu rozdział 11
Adrian Lara Rasa Środka Nocy 03 Przebudzenie o północy
Adrian Lara Rasa Środka Nocy 02 Szkarłat Północy
Adrian Lara Rasa Środka Nocy 05 Welon Północy [ofic]
Adrian Lara Rasa Środka Nocy 02 Szkatłat Północy

więcej podobnych podstron