Jan Kaczmarek Wystąpienia kolejarzy w Poznaniu w dniu 26 kwietnia 1920 roku

background image

Jan Kaczmarek

Wystąpienia kolejarzy w Poznaniu w dniu 26 kwietnia 1920 roku

Przedmiotem moich wspomnień będą wypadki, jakie zaszły w Poznaniu

w dniu 26 kwietnia 1920 roku, w których dziewięciu kolejarzy ugodzonych
strzałami polskiej policji poniosło śmierć, zaś 30 było rannych.

Gdy sobie uprzytomnimy, że wypadki te odbyły się niemalże w rocznicę

ostatecznej kapitulacji Niemców wobec zwycięskiego powstania
wielkopolskiego, zachodzi pytanie, jakie okoliczności złożyły się na fakt, że
byli uczestnicy powstania ubrani w mundury policji złożyli broń do strzału
przeciw swym kolegom powstańcom ubranym w mundury pracowników
kolejowych.

Dopiero gdy uprzytomnimy sobie ówczesne gospodarcze i polityczne

życie Wielkopolski, zrozumiemy, że ci, którzy oddali bratobójcze strzały, byli
raczej narzędziem tych nielicznych a możnych, którzy w zaraniu naszego
niepodległego bytu państwowego nawet po trupach rodaków zdecydowani byli
zdobywać władzę i majątki dla siebie.

Rzeczpospolita Polska jednocząca po prawie półtorawiekowym okresie

obszary, które podlegały trzem zaborcom, musiała przezwyciężać olbrzymie
trudności organizacyjne, administracyjne, skarbowe i gospodarcze.

Wartość pieniądza spadała, ceny rosły i ludziom, którzy żywili się nie ze

spichlerzy lecz z zarobionych pieniędzy, nie starczało niekiedy nawet na zakup
chleba.

Rząd w Warszawie zrozumiał ten stan i 31 grudnia 1919 roku wypłacił po

raz pierwszy wszystkim pracownikom państwowym tak zwaną trzynastą
pensję.

Tę trzynastą pensję wypłacono na terenach byłych zaborów rosyjskiego i

austriackiego, tylko Ministerstwo byłej Dzielnicy Pruskiej wypłacenia jej
odmówiło.

Nie czuję się tu powołanym do dochodzenia przyczyn, dla których,

pomimo poleceń rządu w Warszawie, Ministerstwo byłej Dzielnicy Pruskiej nie
chciało ulżyć warunkom bytu rzesz pracowniczych Wielkopolski i tę
nieszczęsną trzynastą pensję wypłacić. Stwierdzę jedynie, że Wielkopolska i
Pomorze były wówczas najlepiej sytuowanymi gospodarczo dzielnicami
państwa, dzielnicami, które w odróżnieniu od wschodnich i południowych
województw nie doznały huraganu zniszczeń pierwszej wojny światowej. Jeśli
więc w tamtych dzielnicach znalazły się zasoby na tę trzynastą pensję, to z całą
pewnością były one i tutaj.

Załogę Warsztatów Kolejowych w Poznaniu, zatrudniających wówczas

background image

około 2,5 tysiąca pracowników, stanowili rodacy, którzy w miesiącach
jesiennych i zimowych 1919 roku powracali po długoletniej tułaczce z fabryk
dalekiej Westfalii i Nadrenii, ze szpitali wojskowych i rosyjskich obozów
jenieckich, w których przebywali jako żołnierze armii niesławnego żywota
monarchii niemieckiej.

Ludzie ci, nie zaaklimatyzowani jeszcze w warunkach odbudowującego

się państwa polskiego, napotykali liczne trudności bytowe, zaś pobory nie
zaspokajające najelementarniejszych potrzeb życiowych wprawiały ich w
rozpacz. Mieli jednak poczucie ładu i zaufania do polskich władz. Nie wierzyli,
by ci, którym naród władzę powierzył, lekceważyli głód własnych rodaków.

Rozumieli ówczesne trudności gospodarcze. Całe pierwsze trzy miesiące

1920 roku ograniczyli się nasi kolejarze do interwencji przedstawicieli
związków zawodowych w Dyrekcji Kolei i Ministerstwie byłej Dzielnicy
Pruskiej o wypłacenie tych dawno już ich kolegom w Warszawie, Krakowie,
Wilnie i Lwowie wypłaconych pieniędzy.

Przyszedł kwiecień 1920 roku, w którym wzrost cen okazał się podwójny.

Ministerstwo oświadczyło przedstawicielom związku, że dodatkowa pensja
wypłacona będzie z nowego budżetu 15 kwietnia . Wówczas rok budżetowy
obliczano od 1 kwietnia do 31 marca.

Minęły 15, 16 i 17 kwietnia – pensji nie było. Wysłani do Zamku '

przedstawiciele grup związkowych wracali, powtarzając oświadczenie
urzędników Ministerstwa, że sprawa jest w toku, tylko trudności bankowe
zmuszają do wstrzymania wypłaty o kilka dni. Tak przeciągała się sprawa do 26
kwietnia.

'

W gmachu dawnego zamku króla Prus i cesarza Rzeszy Niemieckiej Wilhelma II

Hohenzollerna znajdowała się siedziba Ministerstwa byłej Dzielnicy Pruskiej,
któremu do kwietnia 1922 r. podlegały władze administracyjne województwa
poznańskiego i pomorskiego.

Pamiętam ten dzień. Przyszliśmy do warsztatów jak zwykle. Jak zwykle

stanęliśmy przy maszynach. Syrena dala sygnał rozpoczęcia pracy.

Na swym warsztacie usiadł Anioła i gwarą poznańską zawołał:

Jo dziś świętuję. Wojna od roku jest precz, to nie mam powodu pościć,
a tydzień już jem jałowe pyry, bo rzeźnik mówi, że w tę naszą
dodatkową pensję nie wierzy i na krychę dawać nie będzie.

A co powiesz, jak cię zawołają do dyrektora – zapytał repatriant z
Berlina, nieżyjący już dziś Bolesław Nowicki.

Anioła odpowiedział tak, jak na członka Katolickiego Towarzystwa

Robotników Polskich parafii górczyńskiej, w której mieszkał, odpowiedzieć
przystało:

Powiem, że jestem głodny i nie mam sił do roboty. Niech mi dadzą

2

background image

jeść i niech wreszcie zrobią coś u rządu, aby nam dali ten dodatek.

Na warsztat wyskoczył pochodzący ze Słomowa pod Obornikami ślusarz

Stanisław Turtoń ' , który 20 lat później zamordowany został w Dachau przez
hitlerowców. Był on najinteligentniejszy i najbardziej wymowny z wszystkich
pracowników. Wojnę światową przebył jako marynarz marynarki wojennej. W
roku 1918 jako ranny przebywał w szpitalu w Hamburgu. W czasie rewolucji w
Niemczech uciekł ze szpitala. Bił się w Berlinie po stronie „Spartakusów” '' , a
następnie powrócił do rodziny. Znany był z tego, że przyjechawszy do Poznania
dnia 28 grudnia 1918 roku i dowiedziawszy się na dworcu, że w Poznaniu są
walki powstańcze, już na dworcu wstąpił w szeregi walczących pod komendą
Rady Robotników i Żołnierzy. Miał wszystkie przymioty, jakie przywódca mas
mieć powinien: odwagę myśli, odwagę słowa, szybkość decyzji i wspaniałą
wymowę.

'

Stanisław Turtoń (1894-1940), ślusarz, członek SPD i Związku Spartakusa, członek

ZZK i PPS, radny miejski, jeden z czołowych działaczy ZZK i PPS na terenie
Wielkopolski. Członek Rady Naczelnej PPS. Aresztowany 24 IV 1940 r. przebywał
w Forcie VII, a następnie wywieziony do Dachau. Zamordowany 24 XII 1940 w
Oranienburgu.
'' Związek Spartakusa – rewolucyjna organizacja niemiecka. Działała od r. 1916. W
grudniu 1918 r. przekształciła się w Komunistyczną Partię Niemiec.

Zrobił rękoma taki ruch, jakby chciał nas wszystkich stojących przed

warsztatem Anioły ogarnąć. Zawołał:

Koledzy, Anioła zapomniał nam zaproponować, abyśmy z nim poszli
do górczyńskiego proboszcza poprosić, aby nas litościwie napasł
ziemniaczkami ze swej piwnicy, a potem ruszył z nami procesją
błagalną pod Dyrekcję Kolei prosić obszarnika Dobrzyckiego ' ,
siedzącego dziś na fotelu prezesa, by ten z kolei ujął się za nami przed
swymi kumplami ziemiańskimi, Seydą '', Paszwińskim ''', Rzepeckim
'''' i Drwęskim, siedzącymi w Zamku. Ja wam mówię, że jak sami nie
pójdziemy, jak nie pokażemy, że oni to garstka, a my siła, jak nie
zagrozimy strajkiem i zatrzymaniem ruchu kolejowego, to jeszcze
kilka miesięcy będą uprzejmie i patriotycznie odsyłać nasze delegacje
od jednego dygnitarza do drugiego, aż żony i dzieci nasze wykitują z
głodu. Idziemy na Zamek, czy nie!?

'

Edmund Dobrzycki, prezes Dyrekcji Kolei Państwowych w Poznaniu.

'' Władysław Seyda (1863-1939), adwokat w Krotoszynie i Poznaniu, poseł do
parlamentu Rzeszy Niemieckiej (1907-1918), prezes Koła Polskiego w Berlinie
(1918), członek tajnego Komitetu Obywatelskiego, a następnie Komisariatu NRL,
pierwszy minister byłej dzielnicy pruskiej (1919-1920), poseł na Sejm
Ustawodawczy.
''' Adam Poszwiński, redaktor, członek Komisariatu Naczelnej Rady Ludowej (NRL),
a następnie pracownik Ministerstwa byłej Dzielnicy Pruskiej.

3

background image

'''' Karol Rzepecki, jeden z przywódców Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego,
a następnie Związku Ludowo-Narodowego (endecja), uczestnik powstania
wielkopolskiego, w czasie wydarzeń z 26 IV 1920 r. prezydent policji w Poznaniu,
odpowiedzialny za stosunek policji do demonstrantów.

Mówił z taką mocą, tak trafił w to, co każdy z robotników ważył w swych

myślach, a co w ówczesnych stosunkach wielu nie miało odwagi wypowiedzieć
nawet w kilkuosobowej rozmowie, że na jego pytanie odzew z kilkuset ust był
jeden – i d z i e m y !

Lotem błyskawicy rozniosło się po wszystkich halach hasło: Zostawić

pracę, idziemy pod Zamek. Na dziedziniec warsztatu wyległy setki
pracowników, których prezes Koła Związku Zawodowego Kolejarzy, Altmann '
ustawiał do pochodu.

'

Maksymilian Altmann, ur. 11 IX 1888 r. w Poznaniu (zmarł 5 II 1932 r.), ślusarz,

jeden z czołowych przywódców ZZK i PPS w Poznaniu, radny miejski (1925-1929).

W furtce muru oddzielającego teren warsztatów od ulicy ukazał się

naczelnik warsztatów Stefan Granatowicz. Był to stary, bardzo dobry
fachowiec, mianowany naczelnikiem warsztatów przez Naczelną Radę
Ludową. Wiedział, że jego pozycja na stanowisku, na którym były wymagane
kwalifikacje inżyniera, jest niepewna, a że w tym czasie duchowieństwo w
Wielkopolsce miało wpływy przemożne, zaczął demonstracyjnie okazywać
swoją, co prawda istotnie szczerą, pobożność. Co dzień rano przystępował do
sakramentów, w drodze do kościoła i w powrotnej niosąc w ręku pokaźnej
wielkości książkę do nabożeństwa.

Widząc robotników gotowych do pochodu, zapytał, gdzie i po co idziemy.

Otrzymawszy wyjaśnienie, zawołał:

Rodacy, czy wy dla Polski nie możecie ofiarować trochę wyrzeczenia
swych potrzeb?

A my i nasze rodziny to nie Polska? Zresztą niech się wyrzekają ci,
którzy mają z czego – odpowiedział mu kolega Franciszek Dachtera ' .

' Franciszek Dachtera, jeden z organizatorów ZZK w Poznaniu.

Granatowicz popatrzał po stojących szeregach i powiedział:

No, to idźcie, ale zachowajcie porządek.

Rzesze pracowników przyszły pod Zamek i wysłały delegację do ministra

Władysława Seydy i bawiącego wówczas w Zamku ministra kolei, Kazimierza
Bartla ' .

'

Kazimierz Bartel (1882-1941), profesor matematyki Politechniki Lwowskiej,

wielokrotny minister i premier rządów polskich okresu międzywojennego
(1926, 1928-1929, 1929-1930), zamordowany przez hitlerowców we Lwowie.

Czekaliśmy niedługo. Delegacja wyszła z urzędnikami Ministerstwa

4

background image

oznajmiając, że sprawa będzie zdecydowana do godziny pierwszej, a nas
wzywają do powrotu do pracy.

Robotnicy wrócili do warsztatów. Przeszła godzina pierwsza. Nadeszła

druga, a z nią przyszli na halę warsztatową koledzy popołudniowej zmiany.
Wysłany pod Zamek zwiad wrócił z oznajmieniem, że do delegatów nie mógł
się dostać, gdyż Zamek otoczony jest kordonem policji, która nie dopuszcza do
wejścia, z czego wnioskować można, że sprawa, której się domagamy,
załatwiona jest nieprzychylnie.

Zwołano ogólną naradę, w której ilość uczestników była podwójna, bo

wzmocniona o zmianę popołudniową. Postanowiono pójść pod Zamek, zapytać
się, jak wreszcie rozstrzygnięto nasz postulat. Wybrano delegację, która miała o
to pytać.

Pochód wzmocniony pracownikami dworca poznańskiego obejmował

około 3000 ludzi. Gdy czołówka była pod Zamkiem, koniec pochodu był gdzieś
na moście Uniwersyteckim. Dano znak zatrzymania pochodu. Grupy stojące na
jezdni weszły na chodnik, by nie tamować ruchu. Delegacja weszła do gmachu
nie zatrzymana przez kordon.

Po kilku minutach wyszedł Karol Rzepecki, który wówczas sprawował

obowiązki naczelnika Wydziału Spraw Wewnętrznych, a zarazem był
prezydentem policji państwowej na województwo poznańskie. Stanął na
schodach wiodących do bramy zamkowej i słyszeliśmy, jak spokojnie wydawał
rozkazy:

Pierwszy szereg klęknij! Złóż broń!

Patrzyliśmy na to spokojnie, nie rozumiejąc, po co każe policji odbywać

te ćwiczenia. Usłyszeliśmy trzeci rozkaz:

Na moją komendę ognia!

Równocześnie w prawicy tego zbira ukazał się rewolwer, z którego

wystrzelił w górę.

Wówczas część manifestantów zaczęła uciekać w ulicę Wały Zygmunta

Augusta (obecnie Kościuszki).

Salwę dano z odległości 30 kroków. Była ona nierówna. Wielu

policjantów przed strzałem obejrzało się na rozkazodawcę, chcąc się upewnić,
czy dobrze usłyszeli rozkaz.

W grupie policjantów miałem znajomego, byłego kolegę ze Straży

Obywatelskiej w powstaniu wielkopolskim. Był w pierwszym szeregu, któremu
kazano klęknąć. Mimo woli obserwowałem go. Pamiętam, że oddając strzał
podniósł lufę karabinu tak wysoko, że kula jego na pewno przeszła ponad
dachem Dyrekcji Poczt.

Całe szczęście, że takich jak on było więcej. Bo jeśli się zważy bardzo

bliską odległość szeregów strzelających do nas i to, że staliśmy w zwartej
kolumnie, to nie kilkudziesięciu z nas upadłoby zaraz po strzale na bruk, ale

5

background image

tylu ile karabinów oddało salwę.

Na miejscu śmiertelnie ugodzonych było 7, rannych zaś 32 kolejarzy!
Uczestnicy pochodu nie mieli żadnych agresywnych zamiarów, chcieli

tylko swym tłumnym wystąpieniem poprzeć rokowania swych delegatów. Dla
robotników, którzy spokojnie oczekiwali na odpowiedź rządców regionu, te
nagłe strzały były tak niespodziewane, że w pierwszej chwili pochód
rozpierzchł się w boczne ulice.

Starsi pamiętają zapewne, że wówczas na placu pomiędzy wieżą

zamkową a Uniwersytetem stał cokół po pomniku Bismarcka. We dwóch, z nie
znanym mi z nazwiska warsztatowcem, nieśliśmy jednego z ciężko rannych do
Uniwersytetu. W drodze, aby odpocząć i wygodniej ująć rannego, położyliśmy
go na stopień cokołu. Dopadł do niego podkomisarz policji. Ranny nie zważał
na niego, a może w swym bólu nawet go nie zauważył. Wciąż jęczał: cholery,
katy, mordercy!

Podkomisarz zawołał na nas: odejść! Równocześnie skinął na idącego za

nim policjanta. Myślałem, że nas odpędza, a sam chce się zaopiekować rannym.
Odszedłem parę kroków. Obejrzałem się i zobaczyłem policjanta stojącego bez
karabinu, a komisarza podnoszącego karabin nad głowę rannego. Unosząc
karabin ruchem wahadłowym ugodził go trzykrotnie w głowę.

Ja i stojący obok mnie kolega dopadliśmy do niego. Policjant wyrwał mu

karabin z rąk. Zacząłem krzyczeć:

Koledzy, dobijają rannych!

Podkomisarz, trzymając mnie, odpinał olstrę pistoletu. Uderzyłem go w

szczękę, tak że cofnął się o krok. Policjant zagrodził mi drogę. Wracamy! -
wrzasnął i wymownym ruchem ręki pokazał na nadbiegających kolejarzy. Obaj
zaczęli biec ku bramie zamkowej.

Nieraz zastanawiałem się nad tym i dziś po upływie kilkudziesięciu lat

nie mam dokładnego przeświadczenia, czy policjant robił to, chcąc pohamować
szaleńca przed nową zbrodnią, czy z obawy przed samosądem
demonstrujących.

Biegiem dopadli do wrót ogrodzenia Zamku, gdzie strwożeni dokonaną

zbrodnią i z obawy przed naszym odwetem, policjanci cofali się na dziedziniec
Zamku. Tam zaryglowali bramę żelaznego płotu otaczającego dziedziniec, a
chcąc udaremnić wyłamanie bramy przez wzburzony tłum, oddali kilka
strzałów w powietrze.

Kolejarze pozbierali zabitych oraz rannych i po kilku splótłszy ramiona

nieśli jak na noszach do szpitala.

Długi był ten pogrzebowo-sanitarny pochód, w którym niesiono siedmiu

zabitych i 32 rannych. To była dopiero wymowna demonstracja, jak w wolnej
ojczyźnie odnoszą się sfery posiadające do tych, do których półtora roku
przedtem wołano wielkimi literami gazet i afiszy: „Rodacy, do walki o

6

background image

wolność!”; zaś w dwa miesiące później: „Rodacy, do broni, ojczyzna w
niebezpieczeństwie!”

Temu pochodowi nikt już nie przeszkadzał. Szliśmy śpiewając bojową

pieśń Krew naszą długo leją kaci. Od ludzi nie związanych z naszą sprawą
słyszeliśmy wyrazy współczucia i oburzenia na zbrodnię.

Wieczorem tego dnia, w nocy i na drugi dzień policji nie było w mieście.

W dzielnicy Wilda, w której znajdują się warsztaty kolejowe, posterunek policji
w dniu 27 kwietnia był zamknięty.

Rano w dziennikach i bramie warsztatowej pojawiły się ogłoszenia, że ta

nieszczęsna trzynasta pensja wypłacona będzie dnia 1 maja. Istotnie,
wypłacono ją, ale jak wielką ofiarą została ona opłacona.

Gdy po południu 27 kwietnia odwiedziliśmy naszych rannych kolegów w

szpitalu, jeden z lekarzy wręczył przewodniczącemu kopertę. Zapytany, co
koperta zawiera, odpowiedział:

Od rana zgłaszają się w kancelarii szpitala różni ludzie i składają datki
na pogrzeb tych dziewięciu, bo dwóch jeszcze w nocy zmarło. Nie
pytajcie się więcej i weźcie, to na ten cel.

Domyśliliśmy się, że to nie ludzie spoza szpitala, tylko sami lekarze

zrobili tę składkę. Był to dla nas objaw solidarności ludzi nauki z naszą walką o
poprawę bytu klasy robotniczej.

Odbyty 30 kwietnia pogrzeb ofiar był tłumną manifestacją. Wąska ulica

wiodąca od dzisiejszej ulicy Dzierżyńskiego na cmentarz dębiecki nie mogła
pomieścić mas biorących udział w pogrzebie. Ówczesny proboszcz parafii
kościoła Bożego Ciała, dziekan Rankowski, oznajmił przed pogrzebem, że nie
życzy sobie i nie dopuści do żadnych przemówień ani też nie wpuści
sztandarów związkowych i partyjnych na cmentarz.

Gdy chciał przed bramą cmentarną zrealizować swój zakaz, komisarz

policji poradził mu, aby tego nie robił. Czuł bowiem, że rozgoryczenie ludzi
idących w kondukcie jest zbyt wielkie i usiłowanie spełnienia żądań księdza
grozi nieobliczalnymi następstwami.

Pochowaliśmy więc kolegów, oddając im cześć mową pożegnalną i

pokłonem czerwonych sztandarów.

Chciałbym na koniec opowiedzieć o historii pomnika na grobie tych

dziewięciu ofiar. Na zew Zarządu Głównego ZZK w całej Polsce pracownicy
kolejowi składali datki na pomnik. Zebrana kwota starczyła na pomnik i na
nagrobek.

Robiliśmy starania, aby pomnik ten ustawić na miejscu ich zgonu tzn. pod

Zamkiem. Rada Miejska stanowczo sprzeciwiła się temu projektowi.

Chcieliśmy nad mogiłą ustawić nagrobek z płytą pamiątkową. Według

7

background image

obowiązujących wtenczas praw cmentarze w Wielkopolsce podlegały
jurysdykcji kościelnej. Każdy napis umieszczany na cmentarzu musiał mieć
aprobatę proboszcza. Ksiądz Rankowski długo spierał się z nami o tekst napisu
na płycie, a w końcu oświadczył, że nie godzi się na nagrobek wyższy jak
półtora metra. Ustawiliśmy skromny pomnik z niepełnym napisem, uważając
go za prowizoryczny i myśląc, że wywalczymy możność ustawienia
okazalszego.

Interwencje w tej sprawie w Ministerstwie Wyznań Religijnych i

Oświecenia Publicznego oraz w Ministerstwie Komunikacji trwały do roku
1933. Od Ministerstw otrzymaliśmy odpowiedzi, że nie mogą naruszać praw,
jakie w Wielkopolsce przysługują duchowieństwu.

Gdy w roku 1932 z funduszy zbieranych w ciągu lat na budowę domu

robotniczego, ZZK zakupił skromny budynek z dziedzińcem przy ulicy Stromej
(dziś Niedziałkowskiego), chcieliśmy ze zdewaluowanych w kilkunastoletnim
okresie kwot postawić pomnik na własnym dziedzińcu. I na to nasz magistrat
nie zezwolił, argumentując odmowę planami budowy ulicy, która miała przez
ten dziedziniec przebiegać.

Gdy upadła ostatnia nadzieja postawienia pomnika z funduszu

przeznaczonego na ten cel, Zarząd Koła ZZK kazał sporządzić i wmurować w
ścianę domu związkowego od strony dziedzińca tablicę pamiątkową. Resztę
zużytkował na stypendia dla sierot po poległych. Tablica ta uległa zniszczeniu
w pożarze domu związkowego w czasie walk o Poznań w lutym 1945 roku.

Dopiero w Polsce Ludowej opowiedziane tu przeze mnie wypadki

doczekały się upamiętnienia w miejscu publicznym. Przechodząc wzdłuż
zachodniej ściany Zamku, dziś Pałacu Kultury, odczytać można napis o
opowiedzianych przeze mnie wypadkach, wykuty na wmurowanej w tę ścianę
kamiennej tablicy pamiątkowej.

Nota o autorze:
Kaczmarek Jan, uczestnik powstania wielkopolskiego, organizator Związku Zawodowego
Kolejarzy (ZZK) w Poznaniu w r. 1919, od r. 1922 działacz Polskiej Partii Socjalistycznej,
uczestniczył w licznych wystąpieniach robotniczych; członek Polskiej Zjednoczonej Partii
Robotniczej (PZPR).

http://www.chomikuj.pl/Pierwszy_113


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
prezentacja Kalisz 26 kwietnia 2012
Rozporządzenie Ministra Finansów z dnia 26 kwietnia 2010 r, PWSZ, Prawo a medycyna
kpk, ART 339 KPK, I KZP 3/07 - postanowienie z dnia 26 kwietnia 2007 r
Księga 1. Proces, ART 424(1) KPC, III CNP 67/06 - postanowienie z dnia 26 kwietnia 2007 r
prezentacja Kalisz 26 kwietnia 2012
D19220308 Rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 26 kwietnia 1922 r o włączeniu gminy Strzałków do po
Jan Kaczmarek
D19210242 Rozporządzenie Ministra Zdrowia Publicznego z dnia 26 kwietnia 1921 r w przedmiocie uzupe
Materiał na konferencję prasową w dniu 26 maja 2010 r
W dniu 26 maja 2
D19230331 Rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 26 kwietnia 1923 r w sprawie ujednostajnienia opodat
the park on piano (jan kaczmarek) finding neverland
D19220328 Rozporządzenie Ministra Zdrowia Publicznego z dnia 26 kwietnia 1922 r o uzupełnieniu i cz
D19230338 Rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 26 kwietnia 1923 r w przedmiocie zmiany § 21 rozporz
Jan Brygier W latach okupacji w Poznaniu
Jan A P Kaczmarek The Park On Piano
D19230354 Rozporządzenie Ministra Skarbu i Ministra Przemysłu i Handlu z dnia 26 kwietnia 1923 r w

więcej podobnych podstron