240 Clark Lucy Lek na całe zło

background image

Lucy Clark

Lek na całe zło

Medical Duo 240

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Jest już karetka?

Jess nie od razu zobaczyła mężczyznę, który rzucił to pytanie.

Wystarczyło jednak, że usłyszała jego kroki, i już ogarnął ją niepokój. –

Tak, panie doktorze – odpowiedziała pielęgniarka. W drzwiach pokoju

lekarzy stanął wysoki, krótko ostrzy – żony brunet o wyjątkowo

błękitnych oczach. A więc tak wygląda Thomas Andrew Bryant, mój

nowy szef, pomyślała Jess. Serce skoczyło jej do gardła, nie wiadomo, czy

ze zdenerwowania, czy też... z zupełnie innego powodu. Pomyślała sobie,

że to, czego nasłuchała się o nim podczas dwóch tygodni spędzonych w

szpitalu dziecięcym w Adelaide, jest prawdą. Nowi koledzy często

wspominali, że uroda doktora Bryanta nie idzie w parze z jego

osobowością. Wszyscy jednak byli zgodni, że jest świetnym fachowcem i

ma rewelacyjny kontakt z małymi pacjentami.

Obserwując wyraz jego oczu, gdy lustrował pokój, oraz minę, z jaką to

robił, Jess oceniła, że jest niezadowolony. Dopiła kawę i tłumiąc niepokój,

wstała z miejsca. Spojrzał na nią przenikliwie.

– Jessica Yeoman, tak?

Jak nazwać to, co usłyszała w jego głosie? Wyrzut? Rozczarowanie?

Zdusiła w sobie złość i wyprostowała plecy.

– Owszem.

Bez skrępowania obrzucił ją taksującym spojrzeniem. Wytrzymała je

mimo narastającej irytacji. To, że jest szefem, nie daje mu prawa, by

traktować ją protekcjonalnie.

background image

Być może mową ciała nieświadomie podpowiedziała mu, o czym

myśli, bo ni z tego, ni z owego stwierdził:

– Jesteś wyższa, niż myślałem. A teraz bierzmy się do pracy.

Więc to tak, dumała, idąc za nim do izby przyjęć. Wygląda na to, że

nowy szef rzeczywiście ma niełatwy charakter. Trudno, nauczy się z tym

żyć. Opinia, jaką sobie o nim wyrobi, to sprawa drugorzędna, bo i tak

będzie mu – siała pracować z nim przez całe sześć miesięcy. Zresztą, nie

ma sensu zanadto wybiegać myślami w przyszłość, W końcu

najważniejsza jest praca. Zamiast snuć czarne scenariusze, należy skupić

się na obowiązkach. W tej chwili najważniejsze jest to, by jak najszybciej

udzielić pomocy małej dziewczynce, którą właśnie przywieziono z

wypadku.

Sala, w której przyjmowano pacjentów, podzielona była parawanami na

mniejsze stanowiska, z których każde oznaczone było numerem. Jess

odnalazła to, do którego miała trafić dziewczynka, i zaczęła

przygotowywać sprzęt. Gdy na korytarzu zaterkotały nosze, Jess była już

gotowa i naciągała lateksowe rękawiczki. Wzięła głęboki oddech i na

ułamek sekundy przymknęła oczy. Skup się, powtarzała w myślach,

wypuszczając wolno powietrze.

– Radziłbym otworzyć oczy, Jessico. Na pewno będziesz wtedy

skuteczniejsza – zabrzmiał głęboki głos tuż nad jej uchem. Drgnęła

nerwowo i poczuła, że ogarnia ją fala ciepła. Jej reakcja na bliskość

mężczyzny, którego ledwie zdążyła poznać, stanowiła dla niej

zaskoczenie, ale nie miała teraz czasu, by się nad tym zastanawiać.

– Dziękuję za dobrą radę – odrzekła, podnosząc głowę. Nosze właśnie

wjechały do sali, więc wszyscy niezwłocznie przystąpili do pracy.

background image

– Nazywa się Ingrid Johansen – oznajmiła pielęgniarka, po czym

podeszła do białej tablicy i kolorowym pisakiem wypisała wszystkie

ważne informacje na temat stanu pacjentki.

– Podnosimy ją na trzy – komenderował Tom.

– Ma dziesięć lat – ciągnęła siostra. – Była pasażerką samochodu, który

uległ wypadkowi. Podejrzenie złamania prawej piszczeli i kości

strzałkowej oraz prawego łokcia i kości promieniowej, możliwy uraz

głowy. Wystąpiła czasową utrata przytomności. Nie podawano środków

przeciwbólowych.

Słuchając tej relacji, lekarze kręcili się wokół stołu niczym dobrze

naoliwione tryby maszyny. Błyskawicznie zdjęli z dziewczynki ubranie i

podłączyli ją do EKG.

– Ingrid? Ingrid, słyszysz mnie? – Jess pochyliła się nad dziewczynką,

która na wielkim stole obciągniętym białym płótnem wydała jej się drobna

i niepozorna. Ponieważ nie odpowiadała, zaświeciła jej w oczy specjalną

lampką. – Źrenice w normie, reagują na światło, ale z małym opóźnieniem

– informowała zebranych. – Czy mnie słyszysz?

Tym razem dziewczynka poruszyła się, a po chwili wolno uniosła

powieki. Chciała coś powiedzieć, jednak nie mogła wydobyć z siebie

głosu.

– Nie bój się, Ingrid. Wiesz, gdzie jesteś?

– Nie mogę się ruszyć – szepnęła dziewczynka.

– Masz na szyi specjalny kołnierz, to dlatego – wyjaśnił Tom,

wprawiając Jess w zdumienie ciepłem swego głosu. Przynajmniej

pacjentów traktuje po ludzku, pomyślała. Czy pamiętasz, co się stało? –

zapytał.

background image

– Nie, nic nie pamiętam. – Głos dziewczynki drżał. Bardzo mnie boli.

– Wiem. Zaraz coś na to poradzimy – obiecał. – Mor – fina.

Natychmiast – zwrócił się do Jess.

Przygotowała ampułkę i podała pielęgniarkom. Te zaś dopiero po

dwukrotnym sprawdzeniu dawki podały ją dziewczynce przez kroplówkę.

Jess ponownie pochyliła się nad Ingrid, która dzięki morfinie stawała się

coraz spokojniejsza.

– Trzeba prześwietlić prawą nogę i rękę oraz zrobić tomografię

komputerową mózgu – powiedziała pielęgniarce, W tym czasie Tom

przeszedł na drugą stronę stołu, by sprawdzić odruch Babińskiego. W tym

celu podrapał podeszwy dziewczynki ostrym zakończeniem młoteczka,

służącego do sprawdzania odruchów. Całe szczęście, że Ingrid

podkurczyła palce, mogli więc wyeliminować uszkodzenia rdzenia

kręgowego.

– Oddawała mocz? – zapytała Jess pielęgniarkę.

– Jak dotąd nie.

– Pęknięcie pęcherza? – Tom spojrzał na nią pytająco.

– Niewykluczone.

– W takim razie proszę wezwać kogoś z urologii i ortopedii – nakazał.

– Wyniki badań neurologicznych?

Podczas gdy pielęgniarka je odczytywała, jeszcze raz sprawdził wynik

EKG.

– Zróbcie próbę krzyżową i próbę doboru – nakazał. Tymczasem Jess

zajęła się głęboką raną na lewym udzie dziewczynki. Zdjęła opatrunek i

przygotowała się do założenia szwów. Pracowała w skupieniu, sprawnie

operując zakrzywioną chirurgiczną igłą.

background image

– Ładny ścieg – skomentował Tom, zerkając jej przez ramię.

Nie zareagowała. Nie umiała jeszcze wyczuć, kiedy żartuje, a kiedy

mówi poważnie. Poza tym jego uwaga sprawiła, że poczuła się jak

stażystka, a nie lekarka robiąca pierwszy stopień specjalizacji. W sumie

jednak nie ma się o co obrażać, uznała. Dziś rzeczywiście przechodzi

swego rodzaju test. Tom po raz pierwszy ogląda ją w akcji i ma święte

prawo wiedzieć, jak radzi sobie nowa osoba, którą przyjął do zespołu.

Kiedy dwa tygodnie wcześniej zaczynała pracę na nagłych wypadkach, on

był akurat na konferencji, nie miał więc okazji sprawdzić jej umiejętności.

Kończyła zszywanie rany, gdy zjawiła się Nicola Muir, lekarka robiąca

pierwszy stopień specjalizacji z urologii, która miała zbadać Ingrid.

Dziewczynka ocknęła się z krótkiego snu i poruszyła niespokojnie.

– Jak się czujesz, Ingrid? Czy wiesz, gdzie jesteś? – Tom zaczął

cierpliwie powtarzać wszystkie pytania.

Tym razem dziewczynka przypomniała sobie, co się wydarzyło i ze

łzami w oczach zapytała o rodziców. Jess ze ściśniętym gardłem czekała,

co powie Tom.

– Pogotowie zawiozło ich do innego szpitala – mówił cicho,

odgarniając jej włosy z czoła. – Zaraz przyjedzie tu twoja babcia. Nie

martw się, rodzice są pod dobrą opieką. Jak tylko dostanę jakąś

wiadomość, zaraz ci wszystko powiem. Obiecuję.

Po tym zapewnieniu Ingrid trochę się uspokoiła i przymknęła oczy. Po

chwili zabrano ją na prześwietlenie. Mniej więcej po godzinie w szpitalu

zjawiła się jej babcia.

– Właśnie przygotowujemy Ingrid do operacji, która zacznie się za

dziesięć minut – poinformowała ją Jess.

background image

– Zaprowadź panią Johansen na blok operacyjny i poproś, żeby urolog

wyjaśnił, jaki zabieg przeprowadzi – polecił Tom.

Gdy po opuszczeniu gabinetu Toma szły korytarzem, kobieta zaczęła

się niepokoić.

– Czy wnuczkę czeka poważna operacja?

– Jak już wspomniał doktor Bryant, badanie USG wykazało pęknięcie

pęcherza moczowego. W pierwszej kolejności urolog zajmie się właśnie

tym, a następnie ortopeda złoży złamania. Proszę tu zaczekać –

powiedziała, wskazując pani Johansen niewielką poczekalnię. – Zaraz

przyjdą do pani moi koledzy i wszystko wyjaśnią. Napije się pani kawy

albo herbaty?

Kobieta pokręciła głową.

– W takim razie proszę podpisać zgodę na operację.

– A co z moim synem i synową? Ma pani jakieś nowe informacje?

– Niestety, nie. Ale zaraz poproszę, żeby ktoś zadzwonił do szpitala –

przyrzekła, po czym zostawiła panią Johansen i poszła wezwać kolegów z

urologii i ortopedii.

– Zadzwonię po Dirka i zaraz tam idziemy – obiecała Nicola, która

wcześniej badała Ingrid.

– Doskonale – odparła z uśmiechem Jess, choć musiała bardzo się

starać, by na wzmiankę o Dirku Robertsonie nie zareagować kwaśną miną.

Tak się bowiem złożyło, że kolega z ortopedii już w pierwszym dniu pracy

zaproponował jej randkę. Odmówiła, ale on chyba nie potraktował tego

poważnie, bo za każdym razem, gdy ją spotykał, śmiał się głupkowato i

ponawiał zaproszenie. – Lepiej pójdę już na oddział – dodała, rozglądając

się nerwowo.

background image

– Słusznie. Wrócił przecież Tom, a z nim nie ma żartów. Strzeżonego

Pan Bóg strzeże – stwierdziła z westchnieniem Nicola.

Jess szybko przemierzała korytarze. Kiedy dotarła na oddział nagłych

wypadków, odetchnęła z ulgą. Zaloty Dirka były ostatnią rzeczą, na jaką

miała w tej chwili ochotę. – Cóż za ciężkie westchnienie, Jessico. – Tom

stał w drzwiach i przyglądał jej się badawczo. – Najpierw przyłapuję cię

na tym, że zamykasz oczy. Teraz dla odmiany zaczynasz wzdychać.

Chyba mi tu nie uśniesz? – mówił beznamiętnie, patrząc na nią wzrokiem

bez wyrazu.

Jess w ostatniej chwili ugryzła się w język i tylko to uratowało ją przed

wypowiedzeniem słów, których mogłaby pożałować. Na szczęście w porę

przypomniała sobie, z kim rozmawia. Drażniło ją zachowanie tego

człowieka, więc przypomniała sobie, że po pierwsze jest jej szefem, a po

drugie wybitnym fachowcem, od którego można się wiele nauczyć. Czy

nie podziwiała przed chwilą jego łagodności wobec Ingrid?

– Proszę się nie obawiać, nie zasnę – uspokoiła go, starając się o równie

bezosobowy ton.

Tom nieznacznie przymrużył oczy. Nowa koleżanka odnosi się do

niego z wyraźną rezerwą. Czyżby zdążyła już nasłuchać się plotek, które

rozpowiada o nim personel? Postanowił zrobić mały test, by sprawdzić, z

kim ma do czynienia.

– I co, myślisz, że plotkarze mają rację? – zagadnął znienacka.

– Dlaczego o to pytasz?

– Bo traktujesz mnie wyjątkowo obojętnie. Domyślam się, że

usłyszałaś coś na mój temat.

– Obojętnie? – Zaskoczona jego arogancją, z niedowierzaniem

background image

pokręciła głową. – Myślisz, że cały szpital mówi wyłącznie o tobie?

Szybko stłumił mimowolny uśmiech. Ho, ho, pomyślał, ma cięty język.

Nie brak jej charakteru.

– Wiesz, że nie o to mi chodzi.

– Doktorze Bryant – odezwała się pobłażliwie – skoro chce pan

wiedzieć, co o panu myślę, dlaczego nie zapyta pan wprost?

Tym razem roześmiał się, rozbrojony jej bezpośredniością. Ona zaś

poczuła, że ten śmiech otula ją jak ciepły koc. Otrząsnęła się jednak

szybko, bo rozsądek podpowiadał jej, że nie potrzebuje takich emocji.

Zwłaszcza jeśli budzi je nowy szef.

– A więc dobrze, zapytam – podchwycił, zdecydowany ciągnąć grę. –

Co o mnie myślisz, Jessico?

– Spodziewasz się, że w ciągu godziny zdążyłam wyrobić sobie o tobie

zdanie?

– Czemu nie? W końcu, kiedy zajmujesz się pacjentem, masz kilka

minut na postawienie wstępnej diagnozy.

– Łatwiej postawić diagnozę, niż właściwie ocenić człowieka.

– Chcesz powiedzieć, że powinniśmy poznać się bliżej? – zapytał,

zniżając głos. Potem obserwował, jak w jej szeroko otwartych oczach

narasta zdumienie. Wielkie nieba! Flirtuje z nią! Był tym tak samo

zaskoczony jak ona.

Flirtuje ze mną, pomyślała, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi i słyszy.

Thomas Bryant, który, jeśli wierzyć plotce, ma temperament tasmańskiego

diabła, flirtuje z nią na szpitalnym korytarzu. I najgorsze, że ona jest tym...

zachwycona!

– Doktorze Bry... ant. – Głos odmówił jej posłuszeństwa, więc

background image

chrząknęła nerwowo, zła, że tak łatwo traci rezon, i na wszelki wypadek

cofnęła się pół kroku. – Doktorze Brynat – powtórzyła, tym razem chłodno

i z dystansem. – Skoro mowa o diagnozowaniu, to stwierdzam u siebie

objawy silnej irytacji.

– Czyli zachowałem się tak, jak każe legenda – podsumował,

przytrzymując ją spojrzeniem. – O ile wiem, większość personelu uważa

mnie za wyjątkowo irytującego typa.

– Nie – zaoponowała. – Użył pan złego określenia. Irytującego, nie.

Aroganckiego, owszem – odpaliła.

– Aha! Więc jednak słuchasz plotek!

– Czasem człowiek nie ma na to wpływu. Inna sprawa, czy daje im

wiarę.

– Słusznie – przyznał z lekkim uśmiechem. – Cieszę się, że mogliśmy

sobie porozmawiać – oznajmił. – Będę u siebie.

Jess odprowadzała go wzrokiem, czując, że nic z tego nie rozumie.

Testował ją? Chyba tak, bo jak inaczej wytłumaczyć jego zaskakujące

zachowanie? Póki co, zamiast analizować meandry jego osobowości,

powinna skupić się na pracy. To najlepsze lekarstwo na wewnętrzny

niepokój. I dobry sposób, by zapomnieć o Tomie Bryancie, stwierdziła i

weszła na oddział.

Podczas jej' nieobecności obyło się bez trudniejszych przypadków i tak

już miało pozostać do końca jej dyżuru. Wprawdzie co chwila

przychodzili nowi pacjenci, ale nie trafił się nikt z poważnymi

dolegliwościami. Dzięki temu około czternastej mogła spokojnie pójść na

lunch. Właśnie kończyła jeść, gdy głos sekretarki Toma obwieścił przez

megafon, że szef zaprasza ją do siebie na piętnastą. Zapisała to w małym

background image

notesie, który zawsze miała przy sobie, i wróciła do pracy.

– Jessico! – zawołała Belinda, jedna z pielęgniarek, gdy przechodziła

obok rejestracji. – Dzwonią ze szkoły. Dzieciak spadł z huśtawki i rozciął

sobie głowę. Zaraz go tu przywiozą.

– Karetką?

– Tak. Umieszczę go w dwójce.

– Dobrze. Przygotuję narzędzia.

Po kilku minutach do sali wwieziono siedmioletniego chłopca z

pokrwawioną buzią. Wyglądał tak, jakby odniósł poważne obrażenia, w

rzeczywistości jednak rana na jego głowie nie był groźna. Co ciekawe,

chłopiec nie płakał i nie sprawiał wrażenia przestraszonego. Wręcz

przeciwnie, przyglądał się wszystkiemu z dużym zainteresowaniem.

– Dzień dobry, jestem doktor Jess – przedstawiła się. – A ty jak masz

na imię?

– Robbie.

– Posłuchaj, chciałabym, żebyś przez chwilę siedział spokojnie,

dobrze? – poprosiła. – Podobno spadłeś z huśtawki?

– Tak. A co to jest? – zapytał.

– To specjalna lampa, którą można przesuwać – wyjaśniła, czekając aż

Robbie, który bez przerwy kręcił głową, na chwilę się uspokoi.

– A co to jest tamto?

– Robbie, musisz posiedzieć spokojnie, bo inaczej nie będę mogła

zobaczyć, co ci się stało.

– Będę miał operację? – spytał z nadzieją w głosie.

– Nie, ale chyba będę musiała założyć ci szwy. O ile pozwolisz mi

obejrzeć ranę.

background image

– Przepraszam – uśmiechnął się i przez chwilę siedział bez ruchu. Jego

zachowanie raczej wykluczało zaburzenia neurologiczne, co potwierdziła

asystująca Jessice pielęgniarka. Podała chłopcu niewielką dawkę środka

znieczulającego, po którym zrobił się senny. Dzięki temu Jessica mogła

zdezynfekować krwawiące miejsce i zszyć ranę. Gdy po kwadransie w

poczekalni zjawiła się mama Robbiego, ten zdążył już odzyskać formę.

– Cześć, mamo! – powitał ją radośnie. – Doktor Jess założyła mi szwy

– pochwalił się takim tonem, jakby dostał złotą koronę.

– Naprawdę? – zapytała matka, całując go w policzek, po czym

zerknęła niepewnie na Jessicę i zapytała, jak się sprawował.

– Dobrze. Tylko straszny z niego gaduła – odparła ze śmiechem.

– Cały Robbie! – westchnęła kobieta. – Jest strasznie ciekawski. Mogę

zabrać go do domu?

– Jeszcze nie. Zrobimy rentgen, żeby zobaczyć, czy tej mądrej główce

na pewno nic się nie stało.

– Super! – ucieszył się Robbie, podniecony perspektywą przejażdżki na

wózku po szpitalnych korytarzach.

Kiedy sanitariusz zabrał go na prześwietlenie, pochylona nad kartą Jess

uśmiechnęła się do siebie. Nieczęsto miewała pacjentów tak

sympatycznych jak Robbie. Bezpośredniość i swoboda chłopca

przypomniały jej Scotta. Na myśl o bracie wzruszenie nieprzyjemnie

ścisnęło ją w gardle. Tak bardzo za nim tęskniła. Szybko wzięła się w

garść, bo miejsce i pora nie służyły temu, by się rozrzewniać.

Skończyła wypełnianie karty i, zerknąwszy na zegarek, zorientowała

się, że za chwilę musi stawić się u Toma.

– Wychodzę, bo za pięć minut mam spotkanie z szefem –

background image

poinformowała Belindę.

– Życzę szczęścia – uśmiechnęła się pielęgniarka.

– Myślisz, że będzie mi potrzebne? Belinda wzruszyła ramionami.

– Z czystym sumieniem mogę powiedzieć o Thomasie Bryancie tylko

to, że lepiej dogaduje się z dziećmi niż z dorosłymi – stwierdziła. – Nie

wiem, dlaczego tak się dzieje i wiedzieć nie chcę. Najważniejsze, że

dzieciaki za nim przepadają.

– Lepiej już pójdę, bo jeszcze się spóźnię – powiedziała Jessica i

szybko poszła w stronę gabinetu Toma.

– Cześć, Jess! – przywitała ją jego sekretarka. – Szef jeszcze rozmawia

przez telefon, ale prosił, żebyś weszła.

Nie wiedzieć czemu, Jessica poczuła się zdenerwowana. Zapukała

cicho i nie czekając na odpowiedź, otworzyła drzwi. Tom siedział za

biurkiem, ale nie widział jej, bo odwrócił fotel tyłem do wejścia.

Zatrzymała się więc tuż za progiem, nie wiedząc, czy zamknąć drzwi, czy

zostawić je otwarte. Nie była pewna, czy Tom zdaje sobie sprawę, że ona

już tu jest.

– Mam powyżej uszu niewydarzonych praktykantów, którzy marnują

mój czas. Nie mówiąc już o czasie mojego zespołu – mówił poirytowany.

Słysząc to, wstrzymała oddech. Czyżby chciał ją wyrzucić? Przecież

pracuje z nią zaledwie kilka godzin. Czy to możliwe, by tak szybko podjął

decyzję?

– Cieszę się, że pan się ze mną zgadza. – Mówiąc to, obrócił się w

fotelu i odłożył słuchawkę. Wtedy ją zauważył i natychmiast przybrał

oficjalną pozę. – Witam. Zamknij drzwi i siadaj.

Zrobiła to, choć miała ochotę po prostu wyjść. Perspektywa pracy z

background image

tym człowiekiem była coraz mniej zachęcająca.

– Jak minęły pierwsze dwa tygodnie?

– Dwa tygodnie... – powtórzyła zaskoczona. – Ach, dziękuję, bardzo

dobrze.

– Zaprosiłem cię tu, żeby ustalić zasady naszej współpracy na następne

dwa tygodnie i pięć miesięcy, które masz spędzić w tym szpitalu.

Zaniemówiła. Już teraz liczy dni do jej odejścia?

– To oczywiste, że wymagam punktualności i serdecznego podejścia do

pacjentów. Jeśli masz jakieś słabe strony, lepiej powiedz mi o nich już

teraz, tak żebym w razie czego mógł cię zastąpić i ewentualnie pomógł je

wyeliminować.

Słysząc to, aż najeżyła się ze złości.

– Nie mam słabych stron, doktorze Bryant.

– Czy mi się zdaje, czy tylko do mnie zwracasz się po nazwisku? –

Zawiesił głos, czekając na jej reakcję. Ona jednak wciąż czuła się

dotknięta poprzednim pytaniem, nie powiedziała więc ani słowa. – To

śmieszne. Myślałem, że już się zorientowałaś, że w tym szpitalu staramy

się być jak najmniej oficjalni. Nie chcemy dodatkowo stresować dzieci. A

więc, Jessico, twierdzisz, że pod względem przygotowania jesteś bez

zarzutu? Wspaniale, zwłaszcza że za pięć miesięcy i dwa tygodnie chcesz

być lekarką z pierwszym stopniem specjalizacji – ciągnął, przeglądając

teczkę z jej dokumentami. – Cieszy mnie, że nie masz żadnych słabych

stron.

– Nie mam słabych stron, Thomasie, bo uważam, że mówienie o nich

jest z gruntu negatywne. Oczywiście istnieją obszar}' wiedzy medycznej,

nad którymi muszę jeszcze popracować i mam nadzieję, że jako szef

background image

będziesz mi służył radą i pomocą, aż pewnego dnia stanę się równie

doskonała jak ty – zakończyła, po czym przerażona zakryła dłonią usta.

– Nie hamuj się. Śmiało mów, co myślisz – zachęcił ją z uśmiechem,

odchylając się w fotelu. Tak niewielu dorosłych ma odwagę mówić

szczerze o tym, co czuje, pomyślał. Nie tolerował dwulicowości.

Szczerość cenił nade wszystko, a zdaje się, że tej akurat Jessice nie

brakowało.

Powoli odsłoniła usta. Zdumiona, przyglądała się Tomowi tak, jakby

zobaczyła go pierwszy raz w życiu. Uśmiech zmienił jego twarz do tego

stopnia, że wyglądał na zupełnie innego człowieka. Zmieniły się

zwłaszcza jego oczy. Miały w sobie tyle ciepła, że patrząc w nie, Jess

mogłaby zapomnieć o całym świecie. Zszokowana tym odkryciem,

spuściła wzrok.

– Słucham? Mów, co chciałaś powiedzieć – nalegał.

– Po co? – rzuciła oschle. – Żebyś dać ci kolejny powód do wyrzucenia

mnie ze stażu?

– Dlaczego miałbym to robić? – Tym razem to on zmarszczył czoło. –

Z twoich papierów wynika, że jesteś dobrą lekarką, więc zakładam, że

masz przed sobą obiecującą zawodową przyszłość. – Patrzył jej prosto w

oczy. – Dlaczego myślisz, że chcę cię wyrzucić?

– Słyszałam twoją rozmowę – odparła, wskazując telefon. – Mówiłeś,

że masz dość praktykantów, którzy marnują twój czas.

– A czy ty go dziś zmarnowałaś?

Nie doszukała się w tym pytaniu żadnego podstępu.

– Nie. Tak mi się przynajmniej zdaje.

– Słusznie – rzucił energicznie. – Wygląda na to, że doszliśmy do

background image

porozumienia. Mów, co myślisz, i nie marnuj mojego czasu.

– Nie spóźniaj się i pracuj z oddaniem – zakończyła.

Gdy się roześmiał, w jego oczach znów zapaliły się ciepłe iskierki. Jess

pomyślała, że to najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego dotąd widziała.

Czuła, że z wrażenia dostaje gęsiej skórki, więc szybko przywołała się do

porządku. Odważyła się spojrzeć na niego dopiero wtedy, gdy była pewna,

że z jej oczu zniknął wyraz zachwytu.

– Mam nadzieję, że w ciągu tych pięciu miesięcy i dwóch tygodni jakoś

się dogadamy – powiedział. – Czy już wiesz, gdzie chciałabyś pracować

po zrobieniu specjalizacji?

– Rozważam kilka miejsc, ale jeszcze się nie zdecydowałam.

– Nie zwlekaj z tym zbyt długo. Zobaczysz, nim się obejrzysz, już

będzie pora zdawać egzamin. – Zawiesił głos i po chwili dodał: – Jeśli

będziesz potrzebowała konsultacji przy rozwiązywaniu próbnych testów,

daj znać. Chętnie pomogę.

Odkąd weszła do tego gabinetu, doświadczyła całej gamy uczuć. Teraz

mogła dodać do listy poczucie kompletnego zaskoczenia. Szpitalna plotka

głosi, że doktor Bryant nie ma czasu dla nikogo prócz pacjentów. To, czy

jakaś praktykantka zda, czy obleje egzamin, nie powinno go wcale

obchodzić. Jego rola sprowadza się do tego, by na koniec wydać o niej

opinię. To wszystko, co musi w tej sprawie zrobić.

Nie wolno bezkrytycznie słuchać tego, co mówią ludzie, pomyślała,

przypatrując mu się ukradkiem. Tymczasem Tom wstał i wciągnął rękę.

By spojrzeć jej w oczy, musiał tylko nieznacznie opuścić wzrok. Ciekawe,

ile ma wzrostu? Przynajmniej metr osiemdziesiąt, oceniła.

– Witaj na pokładzie, Jessico.

background image

Podała mu dłoń, którą uścisnął mocno i pewnie. Ucieszyła się, że nie

jest to jeden z tych niemrawych uścisków, których szczerze nie znosiła.

Wręcz przeciwnie, ciepło jego suchej skóry obudziło w niej miły dreszcz.

Zaskoczona, gwałtownie cofnęła rękę. Atmosfera koleżeńskiego

porozumienia natychmiast prysła. Jess poczuła się zmieszana. Niepokoiło

ją, jak Tom przyjmie jej nieprzemyślany gest. Zerknęła na niego

ukradkiem i poczuła ulgę. On bowiem przyglądał jej się z takim samym

niedowierzaniem, jak ona jemu.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Otrzeźwił ich dźwięk pagera.

– Zdaje się, że mój pacjent wrócił już z prześwietlenia – rzekła Jess,

odczytując informacje z ekranu.

– Coś poważnego?

– Nie, na szczęście tylko rozcięta głowa – uspokoiła go.

– Swoją drogą to naprawdę niezwykły dzieciak. Tak go interesowało

wszystko dokoła, że nawet nie jęknął, kiedy zakładałam mu szwy. –

Mówiła z uśmiechem, przechylając lekko głowę.

Tom patrzył na nią jak zauroczony. Falowanie kasztanowych włosów i

cudowny blask jej zielonych oczu sprawiły, że na moment wstrzymał

oddech.

– Pójdę już, żeby nie musieli wzywać mnie drugi raz – oznajmiła i

potrząsnęła głową, przypominając sobie, że rozmawia z szefem.

Kiedy szła do drzwi, Tom patrzył na jej długie nogi. Spokojnie, stary,

nie spiesz się, nakazywał sobie.

– Rozumiem, że zatrzymasz tego pacjenta na obserwacji – odezwał się

służbowym tonem, choć wcale nie chciał, by wypadło to tak oschle.

Zauważył, że poczuła się dotknięta.

– Oczywiście, że zatrzymam go na obserwacji! – rzuciła i obrażona

wyszła z gabinetu.

– Oj, Bryant, daleka droga przed tobą – westchnął, i usiadłszy ciężko w

fotelu, przymknął oczy.

Przez chwilę zastanawiał się nad swoją reakcją na obecność Jessiki. Od

background image

chwili, gdy po raz pierwszy spojrzał na nią tego ranka, starał się zrobić na

niej jak najlepsze wrażenie. To śmieszne! – irytował się. W ogóle nie

powinno go obchodzić, co o nim pomyśli. To prawda, jest inteligentna i

ładna, ale co z tego? Czy życie nie nauczyło go, że kobietom nie wolno

ufać? Zapomniał już, jak w przeszłości wszystkie, no, prawie wszystkie,

zawodziły go w ten czy inny sposób? Poza tym w jego świecie nie ma

teraz miejsca dla kobiety.

– Pięć miesięcy i dwa tygodnie – westchnął, otwierając oczy. Odsunął

na bok myśli o Jessice i wrócił do przerwanej pracy. Zanim przyszła,

zastanawiał się, co począć z Dirkiem Robertsonem. Uznał, że jeśli usłyszy

jeszcze jedną skargę na tego człowieka, dopilnuje, by został

dyscyplinarnie zwolniony.

Pomachała Robbiemu i pożegnała się z jego mamą.

– Naprawdę przyjdzie pani do mnie jutro rano? – dopytywał się

chłopiec, zanim sanitariusz zabrał go na neurologię, gdzie przez noc miał

być poddawany obserwacji.

– Przyjdę, przecież obiecałam – zawołała Jessica, podnosząc głowę

znad notatek, w których z ulgą zapisała, że u chłopca nie stwierdzono

żadnych obrażeń czaszki.

Wczesnym wieczorem poszła na oddział pooperacyjny, by zapytać o

stan Ingrid. Pielęgniarka poinformowała ją, że operacja przebiegła

pomyślnie i zarówno Nicola, jak i Dirk spodziewają się, że dziewczynka

szybko wyzdrowieje. Przy łóżku chorej Jess spotkała jej babcię. Pani

Johansen, dużo już spokojniejsza, postanowiła wykorzystać fakt, że

wnuczka ciągle śpi, i właśnie wybierała się do szpitala, w którym

umieszczono jej syna i synową. Po jej wyjściu Jess dłuższą chwilę stała

background image

przy łóżku Ingrid. Patrząc na jej bladą twarz, myślała o tym, że byłoby

cudownie, gdyby jednym pocałunkiem dało się pokonać chorobę,

nieszczęście i smutek.

Z westchnieniem pokręciła głową. Kosmyki jasnych włosów

rozrzucone na wykrochmalonej poduszce przypomniały jej Lindę. Wolała

jednak nie myśleć teraz o siostrze, ani w ogóle o swym rodzeństwie.

Odwróciła się więc i – wpadła prosto w objęcia Dirka Robertsona.

Zaskoczona, cofnęła się o krok, pragnąc czym prędzej uwolnić się od

niemiłego towarzystwa.

– Nie chciałem cię przestraszyć – rzekł z przymilnym uśmiechem. – Co

za miła niespodzianka!

Jess próbowała ominąć go i wyjść, lecz zatarasował jej drogę.

Spróbowała więc obejść go z drugiej strony, ale i tym razem nie dał za

wygraną.

– Masz ochotę zatańczyć? – szepnął jej wprost do ucha. – No, Jess,

powiedz, co z naszą randką?

Zacisnęła zęby i wolno policzyła do dziesięciu.

– Porozmawiamy o tym nie przy pacjentach – syknęła. Dirk

najwyraźniej potraktował jej słowa jak zachętę, bo unosząc znacząco brwi,

mruknął:

– Oczywiście, kiedy tylko zechcesz, skarbie.

Tym razem odsunął się i pozwolił jej przejść, ale ruszył za nią,

przyklejony do jej pleców jak natrętny cień.

– Powiedz, moja śliczna, dokąd chciałabyś pójść?

– Do nikąd – warknęła. Kiedy doszli do końca korytarza, zatrzymała się

i rzekła dobitnie: – Dirk, zrozum wreszcie, że nie mam zamiaru się z tobą

background image

spotykać. Jeszcze raz ci powtarzam, że nie pasujemy do siebie, więc

przestań mnie nagabywać. I nie próbuj się ze mną umawiać. Nigdy!

– Ale dlaczego? – zapytał, nie zniechęcony jej odmową.

– Dlatego że nie jesteś w moim typie.

– A kto jest?

– Ja! – odezwał się głęboki głos tuż za ich plecami. Jessica drgnęła i

spojrzała pytająco na Toma, który jak gdyby nigdy nic powtórzył z

naciskiem:

– Ja jestem w jej typie, a ona w moim!

– Chyba żartujesz! – roześmiał się Dirk. – Wszyscy wiedzą, że od

dawna z nikim się nie spotykasz.

– Skąd ta pewność?

– Daj spokój! – Dirk machnął ręką. – A co, chcesz wziąć ją pod swoje

opiekuńcze skrzydła? Przecież dopiero ją poznałeś!

– Nie szkodzi. To było nagłe zauroczenie – odparł groźnie. – Na twoim

miejscu, Robertson, patrzyłbym uważnie pod nogi. Stąpasz po kruchym

lodzie.

Jess z niepokojem obserwowała, jak obaj mierzą się wzrokiem. Na

szczęście Dirk w porę się wycofał i wrócił na oddział.

– Przepraszam cię za to, co się stało. – Tom uśmiechnął się z

przymusem. – Obiecuję, że kolega Robertson nie będzie cię więcej

niepokoił.

– Przepraszasz mnie za niego? Spodziewałam się, że raczej przeprosisz

mnie za własne zachowanie!

W jego oczach pojawiło się zdumienie.

– A co ja takiego zrobiłem?

background image

– Zepsułeś mi opinię!

– Zepsułem?! Zdawało mi się, że ją uratowałem!

– Też mi bohater! – prychnęła.

Syknął zniecierpliwiony i rozejrzał się dokoła. Potem otworzył drzwi

do pomieszczenia gospodarczego i bez słowa zaczął wpychać ją do środka.

– Nie wejdę! – broniła się.

– Wolisz kontynuować tę rozmowę na korytarzu?

– A o czym tu rozmawiać? – irytowała się. – Przeproś mnie za swoje

dyktatorskie zachowanie i uznamy temat za zakończony.

Zmierzył ją uważnym, nieco zaniepokojonym wzrokiem.

– Nie dyskutuj ze mną! – warknął, wskazując otwarte drzwi. – Do

środka!

Westchnęła z rezygnacją, lecz dłużej nie dyskutowała.

– Zadowolony? – zapytała, gdy zamknął za nimi drzwi.

– Po pierwsze, wcale nie zachowywałem się jak dyktator.

– Za to robisz to teraz. Wyraźnie stracił rezon.

– Być może – przyznał z wahaniem. – Ale zostałem sprowokowany.

Kilka koleżanek poskarżyło się dziś na Robertsona. W każdym przypadku

powód był ten sam; facet narzuca się i nie rozumie, że „nie” naprawdę

znaczy „nie”.

– I co masz zamiar z tym zrobić? Będziesz umawiał się na randki z

całym żeńskim personelem nagłych wypadków?

– Hola, hola! – powstrzymał ją. – Sarkazm do ciebie nie pasuje. Chcę,

żebyś wiedziała, że rozmawiałem o Dirku z odpowiednimi osobami i

zaręczam ci, że problem zostanie rozwiązany. Do tego czasu nie życzę

sobie, żeby cię zaczepiał.

background image

– A czy zdajesz sobie sprawę, że swoim zachowaniem sprowokujesz

nowe plotki?

Niedbale machnął ręką.

– Jedna historia mniej, jedna więcej, to dla mnie żadna różnica.

– Jasne! Zapomniałam, że według twojego mniemania szpital plotkuje

wyłącznie o tobie!

Uśmiechnął się i spojrzał jej w oczy, czym wprawił ją w zakłopotanie.

Odniosła wrażenie, że w tym niewielkim pomieszczeniu są zbyt blisko

siebie.

– Chyba plotkarze będą mieli nowy obiekt zainteresowań – stwierdził

nonszalancko.

– Właśnie do tego zmierzam – podchwyciła. – Przez pięć miesięcy i

dwa tygodnie moje nazwisko będzie ciągle łączone z twoim.

– Nie przesadzaj, mogło być gorzej.

– Doprawdy? – Mruknęła. – Zawsze możesz pogorszyć sytuację i

zaprosić mnie na kolację, podczas której omówimy ten problem.

– Nie zrobię tego – odparł, a ona odniosła wrażenie, że dostrzegła w

jego oczach cień rozczarowania, który jednak szybko ustąpił miejsca

zwykłej w jego przypadku rezerwie. – Mam inne plany – dodał po

namyśle.

Czemu poczuła się zawiedziona? Czy dlatego, że rozbudzona

wyobraźnia podsunęła jej słodki obraz, na którym ona i on siedzą

naprzeciw siebie przy stoliku, otuleni ciepłym światłem świec? Cóż za

niedorzeczna wizja!

Tom z uwagą obserwował grę uczuć na jej twarzy. Wyczytał z niej, że

pociąga Jess, ale ona wcale się z tego nie cieszy. To odkrycie mile go

background image

połechtało.

– Zdaje się, że wyczerpaliśmy temat – powiedziała, udając

zniecierpliwienie. – Miejmy nadzieję, że Dirk nie powtórzy nikomu

twoich insynuacji.

Pokręcił głową.

– Nie liczyłbym na to. Poza tym, cóż ja takiego powiedziałem? Tylko

to, że jestem w twoim typie, a ty w moim. Widzisz w tym coś złego?

– A ja naprawdę jestem w twoim typie?

– Jeśli mam być szczery...

– Przestań! – Wyciągnęła rękę, by go powstrzymać, i niechcący

musnęła palcami jego ramię. Gwałtowny płomień, który poczuła na dłoni,

szybko objął całe jej ciało. – Nic nie mów! Chyba nie chcę wiedzieć.

Postąpił krok w jej stronę.

– Czemu nie, Jessico?

Ciepły oddech delikatnie musnął jej twarz. Pomyślała, że jeśli stanie na

palcach, jej usta znajdą się na wysokości jego ust. Pocałunek?! O czym

ona myśli? Chyba oszalała! Cofnęła się tak energicznie, że uderzyła głową

o półkę na ścianie.

– Nic ci się nie stało? – zapytał z troską, ale na jego ustach błąkał się

słaby uśmiech.

– Nie. Posłuchaj, Tom, muszę iść. Dziękuję za przysługę, choć nadal

uważam, że przesadziłeś. Ale wypuść mnie stąd.

– Już się robi – odparł.

Jak na ironię pierwszą osobą, na którą natknęli się na korytarzu, był

Dirk. Widząc go, Jess jęknęła bezgłośnie. Teraz może być pewna, że

szpital zatrzęsie się od plotek.

background image

– Dziękuję za to zaimprowizowane... spotkanie – powiedział Tom,

całkowicie ignorując Dirka. Ten zaś otworzył usta ze zdumienia.

Jess uśmiechnęła się do siebie. To niesamowite, jak wiele wydarzyło

się w ciągu tych kilku godzin. Popatrzyła na obu mężczyzn, a potem

odwróciła się i odeszła, zostawiając ich samych, tak by mogli swobodnie

powiedzieć sobie to, czego ona wolała nie słyszeć.

Przez następne dni nie zdarzyło się jej zostać z Tomem sam na sam.

Dopiero w czwartek, gdy po dyżurze wychodziła do domu, stanął w

drzwiach pokoju lekarzy z dużym pudłem pod pachą.

– To dla ciebie – oznajmił. – Na jutro.

– Co to znaczy: OK? – zapytała, wskazując duży napis na wieku.

– Nie wiesz? – Zaśmiał się. – Naprawdę nikt ci tego nie powiedział?

Pokręciła głową.

– Coś podobnego! – zdziwił się. – Jak ci się udało przeżyć tu dwa

tygodnie i nie dowiedzieć się, co to jest OK?

– Chodzi pewnie o jakieś spotkania, które odbywają się w piątki rano.

Zgadza się? – zaryzykowała. – W piątki pracuję nad swoim referatem,

więc jutro rano mnie tu nie będzie.

– Będziesz.

– Nie. Muszę oddać pracę najpóźniej w poniedziałek. Zresztą w mojej

umowie ze szpitalem jest klauzula, że przez trzy kolejne piątki nie będę

brała żadnych rannych dyżurów.

– Nie wykręcisz się, Jessico. Uprzedzam, że zawsze, kiedy wypadnie

moja kolej na OK, będziemy robili to razem.

– Przykro mi, Tom. Ja naprawdę nie mogę. Zamyślił się nad czymś, ją

zaś aż korciło, by zajrzeć do pudła. Zaintrygował ją tym swoim OK.

background image

Ciekawe, dlaczego tak mu zależy, żeby wzięła w tym udział.

– Mam propozycję – odezwał się pojednawczo. – Jeżeli przyjdziesz na

jutrzejsze... spotkanie, dam ci wolne do końca dnia.

– Przecież to niemożliwe!

– Możliwe. Nie zapominaj, że ja tu jestem szefem, więc mogę zmieniać

harmonogram.

– Kto mnie zastąpi?

– Ja.

Przyjrzała mu się podejrzliwie.

– Zdaje się, że spotkania OK, czy jak je tam nazywasz, są dla ciebie

bardzo ważne.

– Owszem. Więc co? Umowa stoi?

Instynkt podpowiadał jej, że zanim się zobowiąże, powinna dowiedzieć

się, w czym ma brać udział. Z drugiej jednak strony czuła, że Tom i tak

podjął już decyzję. Ostatecznie skusiła ją perspektywa prawie trzech

wolnych dni... – W porządku – zgodziła się. – Będę tu jutro rano.

– Świetnie.

– Czy przedtem powinnam zapoznać się z jakimiś materiałami?

– Nie – odparł poważnie, ale w jego oczach nadal błąkał się uśmiech. –

Wszystkie potrzebne informacje znajdziesz w pudle.

– Dobrze, zajrzę do niego w domu.

– Dziękuję. – Na jego twarz powrócił uśmiech. – A więc do jutra...

Jessico.

Dotarła do domu zła na samą siebie. Pokonując samochodem krótki

dystans pomiędzy szpitalem a swoim mieszkaniem nie po trafiła myśleć o

niczym innym, jak tylko o Tomie nie próbowała już zaprzeczać, że uważa

background image

go za bardzo atrakcyjnego mężczyznę. Jak zdążyła się zorientować, wiele

kobiet pracujących w szpitalu podzielało jej entuzjazm dla jego urody, ale

żadna nie próbowała się do niego zbliżyć. Co zaś do niej samej, to po

tygodniu wspólnej pracy doszła do wniosku, że Tom da się lubić i jeśli

tylko chce, potrafi być całkiem... miły.

Wysiadła z – samochodu i szybko weszła do budynku, chroniąc się

przed zimnym wiatrem i deszczem. Głowa bolała ją coraz bardziej,

przestraszyła się więc, że zbliża się atak migreny. Postanowiła trochę

odpocząć i zaraz po wejściu do mieszkania włączyła kojącą muzykę.

Zjadła lekką kolację, a potem usiadła na dywanie w skąpo umeblowanym

pokoju i zaciekawiona podniosła wieko pudła.

– Cóż to jest? – szepnęła, przeglądając jego zawartość. Najpierw

wydobyła okrągły nos z jaskrawoczerwonej gumy, następnie wściekle

pomarańczową perukę i kolorowy, workowaty kombinezon. Pod nimi

znalazła ogromne buty i zestaw do makijażu. Na dnie leżała broszura, w

której wyczytała na czym polega „Obchód Klauna”. Były tam również

wskazówki dotyczące przebrania.

– To chyba jakiś żart. – Pokręciła głową, obracając w dłoniach każdą

rzecz. – Obchód klauna... – powtórzyła.

Naraz przypomniała sobie uśmiech Toma i zrozumiała, że to nie żaden

dowcip. Zaciekawiona, ponownie sięgnęła po broszurę. Uważnie

przeczytała, jak pomalować twarz, co zrobić, by nie odkleił się gumowy

nos ani nie spadły wielkie buty, oraz jak z podłużnych baloników

uformować zwierzątka.

Jednak najważniejszą informację znalazła na pierwszej stronie.

Umieszczono tam manifest tych, którzy stworzyli program zwany

background image

„Obchodem Klauna”. „Aby na twarzy każdego dziecka zagościł uśmiech –

pisali autorzy. – Aby choć na chwilę mogły zapomnieć, gdzie i z jakiego

powodu się znajdują”.

Idea godna podziwu, pomyślała. Słyszała już kiedyś o tym programie,

ale nigdy nie brała w nim udziału.

– No cóż. Kiedyś musi być ten pierwszy raz – stwierdziła filozoficznie i

sięgnęła po barwny kostium.

Przebrała się, a potem korzystając ze wskazówek, pomalowała twarz.

Związała włosy w koński ogon i upchnęła je pod pomarańczową peruką.

Na koniec przyczepiła nos i z rozbawieniem obejrzała się w lustrze.

Zadowolona z efektu wróciła do salonu i jeszcze raz sprawdziła w

instrukcji, jak włożyć buty i jak się w nich poruszać. Na wszelki wypadek

postanowiła potrenować i wkrótce przekonała się, że była to słuszna

decyzja. Dopiero po dwóch upadkach poczuła, że mniej więcej wie, jak w

nich chodzić.

Gdy usłyszała stukanie do drzwi, była właśnie na środku pokoju.

Dłuższą chwilę stała jak sparaliżowana, zupełnie nie wiedząc, co robić.

Przecież nie może otworzyć w stroju, który owszem, nadaje się do

rozweselania chorych dzieci, ale wyklucza przyjmowanie nieproszonych

gości. Postanowiła udawać, że jej nie ma. Niestety, intruz nie rezygnował.

Zapukał jeszcze raz, a gdy nie odpowiadała, zawołał ją po imieniu.

– Tom? – szepnęła zdumiona.

– Jessico, jesteś tam?

Wiedziała, że jeśli nie otworzy, wzbudzi niezdrową ciekawość

sąsiadów, a tego sobie nie życzyła.

– Ciszej! Już idę! – zawołała, niezdarnie człapiąc do drzwi. – Nie

background image

krzycz tak! – Szybko wciągnęła go do środka.

– Bardzo przepraszam, chyba pomyliłem mieszkania – zażartował. –

Szukam Jessiki Yeoman, a nie cyrkowego klauna.

– Ależ jesteś dowcipny! – warknęła zirytowana. – Można wiedzieć,

czemu zawdzięczam tę wizytę?

W odpowiedzi podał jej torbę plastykową.

– Zapomniałem o pompce do balonów.

– Miło, że się fatygowałeś. Bardzo ci dziękuję. Do jutra – powiedziała i

odwróciła się, by go wypuścić.

Sięgając do klamki potknęła się o własne buty i gdv' Tom jej w porę nie

złapał, runęłaby na podłogę.

– Ostrożnie! – Zaśmiał się, chwytając ją mocno . Chciała jak

najszybciej odzyskać równowagę, jednak jej gwałtowne ruchy przyniosły

odwrotny skutek. Obezwładniona przyjemnym zapachem jego wody

kolońskiej i miłym ciepłem jego ciała coraz mniej pewnie trzymała się na

nogach. I choć rozsądek podpowiadał, że musi się natychmiast od niego

odsunąć, wbrew sobie rozkoszowała się każdą sekundą fizycznej bliskości.

– Jessico, przestań się szamotać, bo nas przewrócisz – ostrzegł ją i

dosłownie w tej samej chwili stracił równowagę.

Przewracając się, pociągnął ją za sobą i po chwili oboje znaleźli się na

podłodze. Tom upadł pierwszy, a Jess wylądowała na nim. Gdy dotarło do

niej, 'co się stało, wpadła w panikę. Co ona wyprawia?! Przecież ten

człowiek to jej szef. Co sobie o niej pomyśli? Leżała bez ruchu, starając

się przewidzieć jego reakcję. Czuła, jak jego klatka piersiowa unosi się i

opada, ale dopiero po chwili zorientowała się, że Tom się śmieje.

– Przestań jęknęła, nie wiedząc, czy powinna być oburzona, czy raczej

background image

odetchnąć z ulgą.

Tymczasem Tom był coraz bardziej rozbawiony.

– Gdybyś mogła zobaczyć teraz swoją minę! – rzekł, zanosząc się

śmiechem, zarażając ją swą wesołością.

– Lepiej pomyśl o swojej! – odpaliła.

Pomagając sobie nawzajem, wyplątali się jakoś z własnych rąk i nóg, i

usiedli obok siebie na podłodze. Wystarczyło jednak, by spojrzeli sobie w

oczy, i natychmiast opuściła ich beztroska radość. Magia chwili sprawiła,

że nawiązało się między nimi porozumienie nie wymagające słów. Jess

miała już pewność, że dotąd żaden mężczyzna nie pociągał jej bardziej niż

Tom. I choć przeczuwała, jak bardzo może się to okazać dla niej

niebezpieczne, podejrzewają, że nie zdoła mu się oprzeć.

Tom pierwszy odwrócił wzrok i zaczął wstawać.

– Pójdę już – odezwał się ochryple.

– Znowu masz inne plany? – zapytała, słysząc jednak swój zmieniony

głos pożałowała, że w ogóle otwierała usta.

– Tak. Mam inne plany.

Gdy rozległ się głośny dzwonek telefonu komórkowego, drgnęła, ale

nie ruszyła się z miejsca.

– Nie odbierzesz?

– Nie.

– Przecież mogą dzwonić ze szpitala!

– Na pewno nie.

– Skąd wiesz?

– Poznaję po dzwonku.

– Co takiego?

background image

– No dobrze. – Westchnęła z rezygnacją i na kolanach przysunęła się

szafki, na której stała jej torebka. Wyjęła telefon i spojrzawszy na ekran,

pokazała go Tomowi.

– Widzisz, miałam rację. To nie szpital, tylko Linda – oznajmiła i

odebrała połączenie, przeczuwając, że Tom nie da jej spokoju, póki tego

nie zrobi. – Cześć, Lindo. Możesz chwilę zaczekać? – zapytała, po czym

wsunęła telefon pod poduszkę.

– Dlaczego to robisz? – zapytał zdumiony.

– Bo nie chcę, żeby moja siostra słyszała naszą rozmowę.

– Masz siostrę?

– Jak widać mam.

Tom najwyraźniej zapomniał, że właśnie miał wychodzić, więc

postanowiła mu pomóc. Z wymuszonym uśmiechem na ustach i jednym

butem na nodze, pokuśtykała do drzwi.

– Dziękuję za pompkę – rzekła, otwierając je szeroko.

– Drobiazg. To do jutra – odparł, po czym wyszedł, zerknąwszy

przedtem podejrzliwie na poduszkę.

Jessica zamknęła za nim drzwi, a potem z westchnieniem ulgi oparła się

o ścianę. Wolała nie myśleć o tym, co się przed chwilą wydarzyło. Po

chwili ostrożnie zerknęła przez wizjer. Tom czekał na windę, nerwowo

przeczesując palcami włosy.

– Niebezpieczny facet – szepnęła, sięgając po telefon.

Co to było? Nieustannie powtarzał sobie to pytanie. Co w niego

wstąpiło, że wbrew rozsądkowi, który nakazywał wysłać pompkę

kurierem, zdecydował się doręczyć ją osobiście? Dlaczego zignorował

wewnętrzny głos i tak długo wmawiał sobie, iż Jessika mieszka w drodze

background image

do jego domu, a w niezapowiedzianej wizycie nie ma nic niestosownego,

że w końcu w to uwierzył?

Nie znalazłszy odpowiedzi, wsiadł pospiesznie do windy i nawet nie

spojrzał na drzwi Jessiki. Zabrakło mu odwagi. Naraz zaciekawiło go,

dlaczego w jej mieszkaniu nie ma żadnych mebli. I dlaczego nie chciała,

by siostra usłyszała ich rozmowę? Przecież nie powierzali sobie żadnych

sekretów.

Był ciekaw, czy Jessica ma więcej rodzeństwa. Rodziny go

fascynowały. Na szczęście z biegiem lat pogodził się z tym, że akurat on

jest na świecie sam jak palec. Nadal jednak bardzo go irytowało, gdy

słyszał o rodzinnych waśniach i sporach. Często myślał, że ludzie nie

potrafią docenić własnego szczęścia.

Jessica coraz bardziej go intrygowała. Uważnie przejrzał dokumenty,

które dostał z akademii. Wynikało z nich, że była doskonałą studentką, a

jako stażystka często zmieniała szpitale. Miała prawo pracować przez

sześć miesięcy w jednym ośrodku, ona jednak najwyraźniej wolała opcję,

która dawała możliwość odbywania praktyki w różnych miejscach.

Być może właśnie te częste przeprowadzki tłumaczyły brak mebli.

Pewnie wynajmowała mieszkania kompletnie urządzone. Zresztą po co w

ogóle zaprząta sobie tym głowę? Co go obchodzą jej meble? Za pięć

miesięcy i siedem dni Jessica zdobędzie pierwszy stopień specjalizacji w

pediatrii i pewnie przeniesie się do innego szpitala. Dlatego zrobi najlepiej,

jeśli już dziś przestanie myśleć o niej w kontekście innym niż czysto

zawodowy.

Wsiadł do swego wysłużonego kombi i uruchomił silnik. Ruszając z

miejsca, myślał o tym, że od dawna żadna kobieta nie wywarła na nim

background image

równie silnego wrażenia. Zwykle nowe znajome trzymał na dystans,

tymczasem Jessica miała w sobie owo nieuchwytne coś, czego na razie nie

potrafił nazwać, a co przyciągało go do niej niczym magnes.

Być może ciepłe uczucia, które w nim budziła, brały się stąd, że

chwilami przypominała mu Merle. Kochana Merle. Gdyby tylko żyła, od

razu poszedłby do niej i opowiedział o Jessice. Ona na pewno wiedziałaby,

co z tym fantem zrobić. I znalazłaby właściwe słowa, by to nazwać. Tylko

że Merle już nie żyje.

Merle i jej mąż Alwyn byli ostatnią rodziną zastępczą, do której trafił

już jako nastolatek. Ogromnym wysiłkiem, pracą i miłością pomogli mu

wydobyć się z marginesu i wprowadzili na właściwe tory. Przywrócili mu

nadzieję i pomogli uwierzyć, że na świecie istnieją jeszcze ludzie, którzy

mają chęć pomagać innym.

Czekając na zmianę świateł, wspominał swoją ostatnią rozmowę z

Merle. Siedział przy jej szpitalnym łóżku i trzymając w obu dłoniach jej

bezwładną dłoń, wsłuchiwał się w miarowe pikanie urządzenia

rejestrującego pracę jej słabnącego serca. W pewnej chwili Merle

otworzyła oczy i gestem poprosiła go, by zdjął jej maskę tlenową. Walcząc

o każdy oddech, prosiła, by nie odtrącał ludzi, których w życiu spotka.

– Jedni wskażą ci drogę, inni sprawią, że życie stanie się bogatsze –

szeptała. – Obiecujesz, Tommy?

Zaczekała, aż skinie głową, a potem uśmiechnęła się z ulgą i oznajmiła,

że teraz wreszcie może połączyć się z Alwynem.

Tak bardzo brakowało mu ich obojga – jedynych ludzi, którzy

troszczyli się o niego i okazali uczucia. Przez półtora roku, które z nimi

spędził, zaznał wiele dobrego i wiele się nauczył. Dlatego usilnie starał się

background image

dotrzymać słowa i nie odtrącać tych, którzy próbowali się do niego

zbliżyć.

Dla nikogo nie było tajemnicą, że najlepiej czuje się wśród dzieci.

Cenił je za to, że niczego nie udają i szczerze mówią o tym, co czują.

Podobną szczerość intencji odkrył w Jessice. Ona również była otwarta i

sprawiała wrażenie osoby uczciwej.

– Czas pokaże, czy się nie mylę – zawyrokował, zatrzymując samochód

na podjeździe. Zamiast wysiąść, dłuższą chwilę siedział ze wzrokiem

utkwionym w czarną, słotną noc. Kwestia zaufania jest z pewnością

bardzo istotna, lecz jemu nie pozostaje nic innego, jak cierpliwie czekać na

rozwój zdarzeń. Na razie może być pewien tylko jednego – tego

mianowicie, że Jessica bardzo go pociąga.

Otrząsnął się z zamyślenia i mrucząc coś pod nosem, sięgnął po płaszcz

i torbę. Zamknął samochód, a potem wszedł do dużego, jasno

oświetlonego budynku.

– Spóźniłeś się! – rzekła Clarissa z wyrzutem.

– Przepraszam. Co u was?

– Stara bieda. Arnold i Maddy są przeziębieni, Gerry ma ospę, a Harley

przepadł jak kamień w wodę.

– Znowu zwiał? – Tom zmarszczył brwi, zastanawiając się, dokąd mógł

pójść krnąbrny piętnastolatek.

– Jeśli jeszcze raz wejdzie w konflikt z prawem, wsadzą go do

poprawczaka – westchnęła Clarissa.

– Po moim trupie!

– Żebyś się nie zdziwił, doktorku! – zadrwiła. – A teraz bierzmy się do

roboty.

background image

Tom kochał tę pracę. Regularne wizyty w schronisku dla nieletnich

dawały mu poczucie, że dzięki swej wiedzy pomaga dobrej sprawie.

Większość jego podopiecznych spędzała dnie włócząc się po ulicach, za to

przed nocą te zaniedbane dzieciaki przybiegały tu, gdzie zawsze czekał na

nie gorący posiłek i ciepłe łóżko. I gdzie nikt nie zadawał zbędnych pytań.

Obejrzawszy wszystkich, którzy wymagali jego pomocy, przysiadł na

chwilę w gabinecie dla lekarza. Wystarczyło, by przymknął oczy, a już

widział w myślach twarz Jessiki. Westchnął ciężko i setny raz zapytał

siebie, jaki diabeł siedzi w tej kobiecie? I dlaczego on nie potrafi przestać

o niej myśleć? Ostry dzwonek telefonu brutalnie sprowadził go na ziemię.

– Tom Bryant – rzucił do słuchawki.

– Cześć, przystojniaku!

– Cześć, Nicola.

– Czy mi się zdaje, czy jesteś zmęczony?

– Nic podobnego. O co chodzi?

– O nic. Sprawdzam, jak się ma mój mały braciszek. Tom uśmiechnął

się kącikami ust. Choć on i Nicola nie byli naprawdę spokrewnieni, w

pewnym sensie uważał ją za siostrę, gdyż jako dzieci dzielili ten sam

sierocy los. Nicola, podobnie jak on, spędziła część dzieciństwa pod

gościnnym dachem Merle i Alwyna.

– Dziękuję za pamięć – rzekł ciepło. – Jak dzieciaki?

– Nieźle.

– A pan małżonek? Nadal trzyma cię krótko?

– Ile razy mam ci powtarzać, że Travis i ja żyjemy w partnerskim

związku?

– Uważaj, bo jeszcze ci uwierzę!

background image

– Śmiejesz się. To dobry znak – ucieszyła się Nicola. _ Powiedz mi,

skąd wzięły się plotki o tobie i Jessice Yeoman? W szpitalu huczy jak w

ulu.

– Więc to dlatego dzwonisz!

_ A co myślałeś? Spędziłam cały dzień na bloku operacyjnym, więc

nawet nie miałam okazji, żeby cię wziąć na spytki. Dzwoniłam wcześniej,

ale Clarissa powiedziała, że się spóźniasz. Czyżbyś zabrał swoją uroczą

praktykantkę na romantyczną kolacyjkę we dwoje?

– Nie.

– Ale przyznaj się, że masz na to ochotę? Zawahał się, by po chwili

wypalić do słuchawki:

– Nie twój interes, na co mam ochotę!

– Ha! Czyli to prawda, że wpadła ci w oko. Dobry wybór, Tommy. Ta

kobieta jest warta grzechu.

– Nicola, daj spokój! Przecież ledwo ją poznałem. W porządku, jest

mądra i ma świetne nogi, ale to jeszcze nie powód, żebym zaraz się z nią

umawiał.

– Ale masz chęć to zrobić – stwierdziła. – Tom, przecież wiesz, że nikt

nie zna cię lepiej niż ja. – Ton jej głosu przeszedł z żartobliwego w

poważny. – Jessica jest... inna. Kogoś mi przypomina, tyle że jeszcze nie

wiem, kogo.

– Merle.

– Oczywiście! – zawołała podniecona. – Masz rację! Rzecz jasna nie z

wyglądu. Merle była dużo niższa, no i dużo starsza – wyliczała Nicola. –

Podobieństwo tkwi w sposobie mówienia, wyrażania myśli.

– Właśnie! – przytaknął. – Identycznie wymawia niektóre słowa. I

background image

rozumuje z taką samą logiką jak Merle.

– Tom, nie odtrącaj jej!

– A kto mówi...

– Tommy, nie zapominaj, z kim rozmawiasz. Przecież pamiętam, jak

kończyły się twoje związki. Wystarczyło, że któraś z twoich przyjaciółek

zapragnęła większej zażyłości, i od razu zwijałeś żagle. Tylko pomyśl: jak

one mają cię kochać, skoro nie chcesz pokazać swojej prawdziwej natury?

– No dobrze. Punkt dla ciebie. – Przyznał jej rację w nadziei, że to

zakończy rozmowę na temat jego życia uczuciowego i nieistniejących

związków.

– Gdybyś chciał pogadać, wiesz, gdzie mnie szukać – zaofiarowała się,

a wyczuwając jego intencje, zapytała: – Co nowego w schronisku?

– Ospa – odpaii, z ulgą przyjmując zmianę tematu. Zazwyczaj nie miał

oporów, by w rozmowie z przybraną siostrą poruszać kwestie osobiste,

dziś jednak nie miał na to ochoty.

Następnego ranka Nicola i Jess spotkały się w damskiej szatni, gdzie

obie przygotowywały się do obchodu klauna.

– Pozwól, pomogę ci – zaproponowała Nicola, widząc, że Jessica nie

może sobie poradzić z peruką.

– Brałaś już w tym udział, prawda?

– Oczywiście – roześmiała się Nicola. – Zobaczysz, na pewno ci się

spodoba.

– Czego mam się spodziewać?

– Dobrej zabawy. Wyluzuj się, Jess. Przede wszystkim myśl od tych

biednych dzieciakach, dla których to robisz. Jedno mogę ci obiecać: kiedy

zobaczysz, jak im się śmieją oczy, poczujesz się bosko.

background image

– Wierzę. Dobrze, teraz balony... tylko co ja zrobiłam z pompką?

_ Będziesz nadmuchiwała balony? – Nicola spojrzała na nią z

niedowierzaniem.

– Tak.

– Proszę, proszę... _ A co ci chodzi?

– No, zawsze Tom przygotowywał balony...

– Tak? A to wygodnicki – mruknęła Jess, jednak na tyle wyraźnie, by

Nicola usłyszała. – Przez cały wczorajszy wieczór uczyłam się robić te

zwierzaki i chodzić w wielkich butach. I jeszcze miał czelność osobiście

podrzucić mi tę pompkę!

– Tom był u ciebie w domu?

– Tak.

– Tom do ciebie przyjechał? – powtórzyła Nicola. – On, który nigdy nie

kontaktuje się prywatnie z nikim? Zdaje się, że plotki o was nie są

bezpodstawne.

– Plotki! – Jess lekko się uśmiechnęła. – Nie wierz we wszystko, co

usłyszysz. A teraz już chodźmy – dodała, zerknąwszy na zegarek. –

Przecież nie chcemy, żeby Thomas Bryant Wielki musiał na nas czekać.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Obchód klauna bardzo się Jess spodobał. Razem z szóstką kolegów

przebranych w barwne stroje przez trzy godziny biegała po wszystkich

oddziałach i zabawiała małych pacjentów, wygłupiając się i robiąc

magiczne sztuczki. Gdy przy jakiejś okazji Tom pochwalił ją za wprawę, z

jaką robi zwierzątka z podłużnych baloników, poczuła się naprawdę

dumna.

Kiedy patrzyła, jak roześmiany przekomarza się z dziećmi, jak z nimi

rozmawia i opowiada im zabawne historie, wprost nie mogła uwierzyć w

jego opinię strasznego aroganta. W kontaktach z małymi pacjentami był

prawdziwym czarodziejem i Jess nabrała pewności, że może się od niego

wiele nauczyć.

Po obchodzie zebrali się w pokoju lekarzy, by odpocząć.

– Wiesz, Tom, miło z twojej strony, że do nas dołączyłeś. – Nicola nie

kryła, że jest zaskoczona jego obecnością. – Napijesz się kawy?

– Chemie. – Nie zdejmując stroju klauna, usiadł przy stole. – Muszę

przyznać, że dzisiejszy obchód był wyjątkowo udany – oznajmił. Kiedy

zauważył, że Jessika go nie słucha, zajęta wyjmowaniem spinek z peruki,

zapytał ją wprost, jak jej się podobała akcja.

– Było... fantastycznie – odparła z entuzjazmem. – Muszę tylko

poćwiczyć robienie balonowych piesków, bo dzisiaj zamiast zgrabnego

pudla wyszedł mi skundlony wilczur – wyznała samokrytycznie,

wywołując tym ogólną wesołość. – Kiedy wypada następny obchód? –

zapytała, gdy śmiech ucichł.

background image

– Mniej więcej za miesiąc. Masz sporo czasu...

Gdy później zmywała w szatni makijaż, Nicola zapytała ją, czy w

opowieściach o niej i o Tomie nie ma źdźbła prawdy.

– Uwierz mi, że to wszystko historyjki wyssane z palca – odparła ze

śmiechem. – Przecież pracuję z nim od tygodnia, więc praktycznie w

ogóle go nie znam.

– Doprawdy? – powątpiewała Nicola.

– Dlaczego pytasz?

– Tom nigdy dotąd nie przychodził na wspólną kawę po obchodzie.

– Tak? To skąd wiesz, że pije czarną kawę z cukrem? Przecież nie

pytałaś go, a mimo to wiedziałaś, co mu podać. Czy ty czasem nie jesteś

nim zainteresowana?

Słysząc to, Nicola wybuchła szczerym śmiechem.

– Jess, ja jestem szczęśliwą żoną i matką dwojga dzieci. Poza tym Tom

nie jest w moim typie. Za to ty musisz mieć go na oku, skoro tak uważnie

obserwowałaś, jak robię mu kawę.

Jess trochę się speszyła, lecz z drugiej strony poczuła ulgę, że Nicola

nie zamierza podrywać Toma.

– Ja... Zaciekawiło mnie, jaką kawę pije, bo lubię wiedzieć, jakie kto

ma zwyczaje – tłumaczyła mętnie.

– Jasne – uśmiechnęła się Nicola. – Następnym razem, jak Tom do

ciebie wpadnie, będziesz wiedziała, czym go poczęstować.

– Właśnie.

Przebrawszy się, Jess starannie zapakowała do pudła strój i zaniosła do

gabinetu Toma. Tu spotkało ją rozczarowanie, okazało się bowiem, że go

nie ma. Powiedziała więc sekretarce, że będzie w szpitalu dopiero w

background image

poniedziałek rano i pojechała do domu kończyć swą pracę. Nie miała

złudzeń, że przez weekend musi się z nią uporać, bo już dwukrotnie

przesuwała termin.

Po ośmiu godzinach nieprzerwanej pracy poczuła się zmęczona, wstała

więc z podłogi, by rozruszać zbolałe kości. Przy okazji rozejrzała się po

pustym pokoju i doszła do wniosku, że skoro planuje spędzić tu następne

pół roku, powinna kupić meble. Na razie podpisała umowę wynajmu tylko

na sześć tygodni.

– Przyznaj się, kochana, że myśl o zapuszczaniu korzeni po prostu cię

przeraża – powiedziała na głos. – E, to nie to. Po prostu odkąd umarł

Scotty, nie ma na świecie miejsca, w którym czułabyś się jak w domu –

mruczała, idąc do kuchni.

Zycie wyglądało zupełnie inaczej, dopóki żył jej brat. Ich ojciec,

lokalny polityk z uporem pnący się po szczeblach partyjnej kariery, był

najbardziej dwulicowym osobnikiem, jakiego znała. Dopóki żył Scott,

ojciec kreował się na bojownika o prawa dla niepełnosprawnych. Ludzie

wierzyli mu, bo przecież sam miał kalekie dziecko, szybko więc zdobył

rozgłos i poparcie. Za to w domu pokazywał swe prawdziwe oblicze i

najczęściej traktował syna jak powietrze.

Wobec Jessiki zachowywał się podobnie. Publicznie wychwalał ją pod

niebiosa i cieszył się, że została lekarzem. Prywatnie zaś wyśmiewał ją i

krytykował za to, że próbuje być niezależna. Czemu nie jest taka jak

Linda? Dlaczego chce robić wszystko po swojemu? Córki polityków nie

studiują medycyny. Przecież wcale nie musi pracować, on potrafi

zapewnić jej godziwe utrzymanie. Lepiej by zajęła się zdobywaniem

pozycji w towarzystwie.

background image

Matka zawsze i we wszystkim trzymała jego stronę. Podobnie jak

młodsza siostra – Linda. Linda, ukochana córeczka rodziców, uwielbiana

odkąd przyszła na świat, rozpieszczana i hołubiona. Linda, która zawsze

dostawała to, o co poprosiła.

– Gorzkie żale? – prychnęła, kręcąc głową. Uważała, że mając

dwadzieścia dziewięć lat, dojrzała wreszcie do tego, by traktować Lindę z

większą tolerancją. I na przykład nie obrażać się, że wydzwania bez

powodu i godzinami trzyma ją przy telefonie. Albo że nic ją nie obchodzi

praca Jess.

Burczenie pustego żołądka pomogło jej oderwać się od przykrych

myśli. Nagle uświadomiła sobie, że nie jadła od południa. Poszła więc do

lodówki, ale nie znalazła tam nic prócz resztek chińskiego dania, które

kupiła cztery dni wcześniej. Sięgnęła więc po płaszcz, zdecydowana

jechać do pobliskiej włoskiej restauracji. Wprawdzie powinna raczej

zamówić jedzenie przez telefon i kontynuować pracę, ale chciała zrobić

sobie przerwę. Czuła się dziwnie niespokojna, uznała więc, że mały spacer

pomoże oczyścić głowę z niepotrzebnych myśli.

W restauracji poprosiła o spaghetti marinara i spokojnie czekała, aż

kelnerka je przyniesie. Jedząc samotnie, często wzbudzała niezdrowe

zainteresowanie, ilekroć więc ktoś próbował dosiadać się do jej stolika,

odmawiała grzecznie, lecz stanowczo. Tym razem obyło się bez

niewczesnych propozycji, mogła więc jeść w spokoju. Zapłaciwszy

rachunek, udała się na krótki spacer po chińskiej dzielnicy. Szła przed

siebie gwarnymi ulicami, z zaciekawieniem obserwując ruch, jaki panował

tu zawsze w piątkowy wieczór. W jednym z maleńkich sklepików

wypatrzyła zestaw do modelowania balonów. Kupiła go bez namysłu i

background image

zadowolona z nabytku, wróciła do samochodu.

Padało mocno, dlatego nim włączyła się do ruchu, rozejrzała się wokół.

Właśnie zamykano sklepy i coraz więcej ludzi wracało do domów, więc

ulicami sunęła teraz zwarta kawalkada samochodów. Ponieważ nie znała

jeszcze miasta ani obyczajów tutejszych kierowców, prowadziła bardzo

ostrożnie i przejechała kilka skrzyżowań, zanim wreszcie zdołała

zawrócić. Stojąc na czerwonym świetle, zerknęła na swój zakup i obiecała

sobie, że do czasu następnego obchodu nauczy się robić idealne pieski.

Czym, rzecz jasna, zaimponuje Tomowi.

Kiedy zapaliło się zielone światło, dodała gazu i ostrożnie ruszyła, z

przyjemnością słuchając głębokiego pomruku silnika swego jaguara JX6.

Cały czas uważnie obserwowała światła nadjeżdżających z przeciwka i

skręciła dopiero wtedy, gdy była pewna, że może to zrobić bezpiecznie.

Wycieraczki ledwo nadążały ze zbieraniem wody, więc co chwila

zerkała w lusterka. Naraz kątem oka dostrzegła szybko zbliżający się

samochód, który wyraźnie chciał wyprzedzić ją z prawej strony.

– Baran – mruknęła pod adresem nieostrożnego kierowcy i zwolniła, by

ułatwić mu manewr.

Nagle usłyszała przeraźliwy pisk opon i nim zdążyła zorientować się w

sytuacji, z przerażeniem ujrzała, jak ponad maskę wyprzedzającego ją

pojazdu wylatuje ciemna postać przechodnia. Pirat drogowy nawet się nie

zatrzymał. Błyskawicznie wyprowadził samochód z poślizgu i odjechał na

pełnym gazie, ona zaś z całej siły nacisnęła na hamulec, modląc się w

duchu, by niechcący nie przejechać ofiary. Gdy się zatrzymała, światła

reflektorów jej samochodu wydobyły z mroku słaniającą się postać, która

z trudem dotarła do krawędzi jezdni i tam opadła na kolana.

background image

Jess zjechała na prawy pas i włączyła światła awaryjne. Po kilku

sekundach była już przy człowieku leżącym na jezdni.

– Słyszy mnie pan? – zawołała, pochylając się nad nim. Wtedy

spostrzegła, że nie jest to mężczyzna, jak wcześniej sądziła, ale

kilkunastoletni chłopiec. Wzięła go za rękę i odetchnęła z ulgą. Był

nieprzytomny, ale miał wyczuwalny puls i oddychał. – Słyszysz mnie? –

powtórzyła, odgarniając mokre włosy z twarzy.

Chłopiec poruszył się i mruknął coś niewyraźnie.

– Jestem lekarką – mówiła, delikatnie badając jego ramię. – Chcę

sprawdzić, czy nic ci się nie stało. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze –

pocieszała, ale jej słowa przyniosły odwrotny skutek. Zamiast się bowiem

uspokoić, chłopak drgnął nerwowo i spojrzał na nią szeroko otwartymi,

dzikimi oczami.

– Nie dotykaj mnie! – wrzasnął histerycznie.

Ból i stres sprawiły, że załamał mu się głos. Mimo widocznego

cierpienia próbował się od niej odsunąć.

– Spokojnie! Przecież wiesz, że możesz być ranny.

– Odczep się! – Jęcząc z bólu, wstał nieporadnie, przytrzymując zdrową

ręką tę, która go bolała.

– Zastanów się, co robisz. Proszę – nalegała zdesperowana, ale jej nie

słuchał. – Pomogę ci. Naprawdę jestem lekarką.

– Nie chcę! Nie zbliżaj się! – zawołał, cofając się na chodnik. Potem

obrócił się i pobiegł w stronę ciemnego zaułka.

Nie wierzyła własnym oczom. Chłopak ucieka, ale ona nie może

zostawić go w takim stanie. Skoczyła do samochodu po torbę lekarską i

płaszcz, a potem ruszyła za nim. Gdyby tego nie zrobiła, wyrzuty sumienia

background image

nie dałyby jej spokoju.

Ulica, w której zniknął, była słabo oświetlona i z obu stron obsadzona

drzewami, pod którymi tworzyły się kręgi gęstego cienia. Wokół nie widać

było żywej duszy, ale Jess nie myślała o tym, że może ją spotkać coś

złego. Zdeterminowana, żeby odnaleźć chłopaka za wszelką cenę,

sprawdzała kolejne przecznice. Bez skutku. Po piętnastu minutach

biegania w ulewnym deszczu przemokła do suchej nitki i zmarzła tak

bardzo, że dostała dreszczy. Wiedziała, że ta przygoda może skończyć się

przeziębieniem, które przykuje ją do łóżka na kilka dni.

Przygnębiona zatrzymała się na rogu. Przyszło jej do głowy, że

kimkolwiek jest uciekinier, z pewnością zna tę okolicę dużo lepiej niż ona.

I jeżeli mimo bolesnych obrażeń potrafi się tak dobrze ukryć, to chyba

naprawdę nie chce żadnej pomocy.

Zrezygnowała z dalszych poszukiwań i już miała wracać do

samochodu, gdy naraz jej uwagę przykuł jasno oświetlony budynek

stojący przy końcu ulicy. Instynktownie ruszyła w jego stronę i po paru

krokach odczytała napis nad głównym wejściem, informujący, że znajduje

się tu schronisko dla nieletnich. Było więc bardzo prawdopodobne, że

chłopak ukrył się właśnie tutaj. A jeśli nie, to może tu przyjść później,

uznała więc, że powinna powiadomić pracowników o wypadku i zostawić

swoje dane.

Przemarznięta i znużona, otworzyła szklane drzwi.

– Czy mogę pani w czymś pomóc? – zainteresowała się potężna

ciemnoskóra kobieta.

Jess próbowała odczytać nazwisko na plakietce, ale przed oczami

tańczyły jej mroczki.

background image

– Chłopak... – wykrztusiła przez posiniałe usta.

– Okropnie pani przemokła – odezwała się kobieta łagodnie. – Niech

się pani najpierw ogrzeje.

Jess spojrzała na nią z wdzięcznością. Postawiła torbę na stole i

wyciągnęła skostniałe ręce w stronę grzejnika, od którego biło przyjemne

ciepło. Nieznajoma znikła gdzieś, by po chwili wrócić z kubkiem gorącej,

słodkiej herbaty, którą Jess przyjęła niczym mannę z nieba.

– Szukam chłopca – wykrztusiła, wciąż szczękając zębami – który

może mieć jakieś piętnaście lat. Pół godziny temu potrącił go samochód.

Chciałam mu pomóc, ale uciekł.

– A więc dlatego tu jesteś – odezwał się znajomy głos. Jess poczuła, jak

przeszywa ją prąd.

– T... T... Tom? – jęknęła oszołomiona.

Nagle poczuła, że ogarnia ją fala mdłości i zaczyna jej się robić na

przemian zimno i gorąco. Przymknęła oczy, ale to nie pomogło. Jak przez

mgłę dotarło do niej, że kubek z herbatą wysuwa się z jej ręki i

roztrzaskuje na podłodze.

– Zaraz zemdleje! Jess! – Zaniepokojony głos Toma płynął do niej

jakby z oddali, ale nie zdołał rozerwać mroku, który otaczał ją jak ciężka

chmura. Gdy ugięły się pod nią kolana, poczuła, że mocne ramię otacza ją

w pasie i nie

pozwala upaść. W tej samej chwili ciemność zamknęła się nad jej

głową.

– Musiałeś tak ją wystraszyć? – gderała Clarissa, zbierając z podłogi

resztki kubka. – Nie widzisz, że kobieta ma dość? Zanieś ją do mojego

pokoju – poleciła.

background image

Gdy szli korytarzem, zapytała o stan Harleya.

– Ma złamaną lewą kość ramienną i lewą łopatkę. Poza tym doznał

lekkiego wstrząśnienia mózgu.

– Co to oznacza w praktyce?

– To, że przez jakieś dwa tygodnie będzie miał zawroty głowy i

mdłości.

– Mogło być gorzej – westchnęła Clarissa, otwierając mu drzwi. –

Teraz szybko zdejmij z tej biedaczki mokre ubranie, bo zaraz dostanie

zapalenia płuc.

– Wiesz co... może lepiej ty to zrób... – bąknął, czując, że się

kompromituje. Niby doświadczony lekarz, a zachowuje się jak licealista. –

Zresztą nie, poradzę sobie – dodał innym tonem.

– Czyżby to miał być twój pierwszy raz? – zakpiła Clarissa, ale

zmierzył ją takim wzrokiem, że spoważniała i bez słowa pomogła mu

rozebrać Jessikę i położyć ją na łóżku. Nie byłaby jednak sobą, gdyby w

ogóle zrezygnowała z komentarzy. – Popatrz, jaka śliczna bielizna –

mruknęła pod nosem, a słysząc, jak Tom klnie po cichu, roześmiała się z

całego serca. – Zostanę przy niej, a ty zobacz, jak się czuje Harley. I

poproś, żeby ktoś posprzątał w holu.

– Dobrze. – Posłusznie ruszył do drzwi, nim jednak wyszedł, jeszcze

raz spojrzał na Jess. Jest... piękna, pomyślał, z trudem odrywając od niej

oczy. – Harley – przypomniał sobie i szybko powędrował w stronę

izolatki.

– Jak on się czuje? – zapytał emerytowaną pielęgniarkę imieniem

Betty, która czuwała przy chłopcu.

– Zasnął. Opatrzyłam mu głowę i dałam proszek przeciwbólowy, ale z

background image

prześwietleniem musimy zaczekać, aż rozgrzeje się nasz wysłużony

aparat. Powiedz mi, kim jest ta kobieta, którą niosłeś na rękach?

– Była świadkiem wypadku i chciała pomóc Harleyowi.

– Przyszła za nim aż tutaj? To niezwykłe.

– Jest lekarką.

– Pracuje z tobą?

– Tak, robi u mnie specjalizację.

– I co teraz?

– Zaczekam, aż odzyska przytomność, a potem sprawdzę, co jej dolega.

Betty zmarszczyła brwi.

– Nie przeszkadza ci, że dowie się o twojej pracy w schronisku?

– Dlaczego? Przecież to żaden sekret. Po prostu nie wszystkim o tym

mówię.

– Tylko tym, którym ufasz – dokończyła za niego. – Jesteś pewien, że

jej można zaufać?

Zawahał się.

– Jess? Nie wiem, prawie się nie znamy...

– Według mnie to porządna dziewczyna – oceniła Betty. – Komu dziś

chciałoby się ganiać po ciemku za chorym dzieciakiem? Zwłaszcza w taki

deszcz. Człowiek, który to robi, musi być godny zaufania.

– Sam nie wiem...

– Jak to? Przecież z nią pracujesz!

– Ale bardzo krótko.

– Zaufaj jej, Tommy. Wiem, że to dla ciebie trudne, ale nie wolno

uciekać od ludzi. Przecież musisz wreszcie spotkać kobietę, przy której

poczujesz się szczęśliwy. Taką, która cię zrozumie. Jesteś dobrym

background image

człowiekiem i zasługujesz na miłość.

– I wszystkie te złote myśli przyszły ci do głowy, kiedy patrzyłaś, jak

niosę ją na rękach? – zapytał, kręcąc głową z niedowierzaniem.

– Nie – odparła z uśmiechem. – Wtedy, kiedy dostrzegłam, jak

łagodnieje ci twarz, gdy wymawiasz jej imię.

Znowu wstrząsnął nią dreszcz. Wolno otworzyła oczy, ale zupełnie nie

wiedziała, gdzie jest. Jej źrenice nerwowo biegały po mrocznym wnętrzu,

szukając znajomych elementów.

– Nareszcie się pani ocknęła! – ucieszył się kobiecy głos, więc szybko

odwróciła się w stronę, z której dobiegał. – Jest pani w schronisku dla

nieletnich. Pamięta pani? Szukała pani chłopca, którego potrącił

samochód.

Tak. Powoli zaczęła sobie wszystko przypominać. Najpierw to, że było

jej strasznie zimno. I coś jeszcze. Stłukła jakiś kubek. Nie, to nie to.

– Tom! – szepnęła.

– Tak – potaknęła kobieta. – Spotkała pani Toma, a zaraz potem straciła

pani przytomność. Tak przy okazji, mam na imię Clarissa i pracuję tutaj.

Jess uniosła się, by usiąść, i wtedy spostrzegła, że jest w samej

bieliźnie.

– Gdzie moje ubranie? – zapytała przestraszona. Z bijącym sercem

opadła na poduszkę i podciągnęła koc pod samą szyję.

– Proszę się nie niepokoić – uspokajała ją Clarissa. – Zdjęliśmy je z

pani, żeby się pani nie przeziębiła.

– My? – mruknęła, modląc się w duchu, by kobieta nie powiedziała, że

pomagał jej Tom.

Tymczasem Clarissa położyła na łóżku jakieś rzeczy.

background image

– Proszę to włożyć. Od razu poczuje się pani lepiej. Może pomóc? –

zaofiarowała się, widząc, jak bardzo Jess jest roztrzęsiona.

– Gdyby była pani tak miła... – odparła nieśmiało, zawstydzona myślą o

tym, że Tom ją rozbierał. – Głowa mi pęka – oznajmiła, dotykając skroni.

– To normalne po takich przeżyciach – stwierdziła Clarissa, a potem

pomogła Jessice włożyć granatowy pulower i ogrodniczki, które o dziwo

wcale nie były na nią dużo za duże.

Kiedy Jess była gotowa, Clarissa powiedziała jej, że Tom czeka w

izolatce.

– W izolatce?

– Chodźmy. – Clarissa nie kwapiła się w udzielaniem wyjaśnień.

Jess nie próbowała ciągnąć jej za język i szła za nią w milczeniu, póki

nie zatrzymały się przed jakimiś gabinetem.

– To tutaj – poinformowała Calrissa, a pchnąwszy drzwi, zawołała: –

Spójrzcie, kogo wam prowadzę!

Jess przestąpiła próg z lekką obawą. W środku natychmiast dostrzegła

Toma i nieznajomą kobietę w średnim wieku, która stała obok chłopa

leżącego na kozetce.

– Jak się czujesz? – zapytał Tom, obrzuciwszy ją bacznym spojrzeniem.

– Cieplej mi.

– To dobrze. Nieźle ci w moich ciuchach. – Uśmiechnął się, czyniąc

dłonią gest w jej stronę.

A więc ma na sobie jego ubranie? Poczuła się skrępowana i aby to

ukryć, pochyliła głowę, zasłaniając twarz włosami jak kurtyną. Po chwili

była gotowa znowu spojrzeć mu w oczy.

– A co z nim? – zapytała, wskazując chłopca. Wymieniając obrażenia

background image

nastolatka, Tom sięgnął po szklankę wody, którą podał jej razem z dwiema

tabletkami paracetamolu. Połknęła je bez dyskusji, a on w tym czasie zajął

się oglądaniem zdjęć rentgenowskich.

– Na szczęście żadnych urazów czaszki – stwierdził z ulgą.

– Kiedy go odwieziesz do szpitala?

– W ogóle go nie odwiozę.

– Tom! Przecież...

– Wiem, Jess – przerwał jej bez pardonu. – Wiem, że trzeba go

operować i właśnie to organizuję.

– Ale dlaczego nie chcesz umieścić go w szpitalu?

– Bo mógłbym mu zaszkodzić. Czasem świat jest bardziej

skomplikowany, niż nam się wydaje – rzekł zagadkowo. – Tylko nie myśl

sobie, że nie przestrzegamy tu prawa. Problem polega na tym, że gdybym

zawiózł Harleya do szpitala, musiałbym poinformować opiekę społeczną,

a wiem, że wyświadczyłbym mu tym niedźwiedzią przysługę.

– I co będzie? Sam go zoperujesz?

– Nie, chociaż mam odpowiednie kwalifikacje.

– Tylko że nie masz odpowiedniego sprzętu – natarła. – Skąd weźmiesz

instrumenty, druty chirurgiczne i blaszki?

– To moja sprawa – syknął przez zęby. Jess doskonale wiedziała, że

irytuje go swoimi pytaniami, ale w tej chwili liczyło się wyłącznie dobro

Harleya.

– Dlaczego nie chcesz informować opieki społecznej?

– To długa historia. Nie mogę ci teraz tego wyjaśnić – uciął, sięgając po

słuchawkę. – Cześć, Jack, mówi Tom. Mogę rozmawiać z Kathryn? –

zapytał służbowym tonem.

background image

– Mam tu piętnastolatka ze złamaną kością ramienną i obojczykiem.

Potrącił go samochód, ale o własnych siłach uciekł z miejsca wypadku –

wyjaśnił, po czym zamilkł. – Tak, też uważam, że miał szczęście. – Znowu

zrobił pauzę. – Harley. Doskonale. Dziękuję ci bardzo.

Rozłączył się i patrząc na Betty, pokiwał głową.

– W porządku, Kathryn zoperuje go w swoim prywatnym gabinecie.

Jess, będziemy potrzebowali twojej pomocy. Przygotujcie go do

transportu, a ja pójdę po samochód.

Kiedy zostały same, Jessica zapytała Betty, na czym polega problem z

opieką społeczną.

– Harley uciekł ze schroniska parę dni temu. Szuka go policja; chcą go

przesłuchać w związku z jakimiś włamaniami.

– Czy to znaczy, że opieka społeczna przekaże go policji?

– Tylko jeśli naprawdę coś przeskrobał.

– Dlaczego Tom go chroni?

– Jeśli okaże się, że Harley jest winny, Tom dopilnuje, żeby spotkała go

zasłużona kara. Teraz najważniejsze jest, żeby chłopaka poskładać. Tom

zdecydował nie zawozić go do szpitala, bo. dzięki temu może zyskać

trochę czasu. Wiem, że ma zamiar skontaktować się ze znajomymi

policjantami i zapytać, co nowego wiedzą na temat tych włamań.

Betty uśmiechnęła się, patrząc na śpiącego chłopca.

– Tom robi wszystko, że Harley mógł z nami zostać i żeby nie trafił do

kolejnej rodziny zastępczej. Dobrze – powiedziała energicznie, rozglądając

się po pokoju. – Wszystko gotowe. Możemy przenieść go na nosze.

Clarissa czekała na nich w holu i pomogła umieścić Harleya w kombi

Toma, pełniącym funkcję zaimprowizowanej karetki. Kiedy Jessica i Betty

background image

wsiadły do samochodu, Tom ostrożnie ru – szył i po dziesięciu minutach

zatrzymał się przed domem Kathryn, która mimo ulewy czekała na nich na

zewnątrz.

– Bardzo ci dziękuję – powiedział, witając ją uściskiem dłoni.

– Nie ma o czym mówić – odparła, pomagając im wyjąć nosze. – Witaj,

Betty. Dobry wieczór – dodała, dostrzegając Jessicę. – My się chyba nie

znamy, prawda?

– To Jessica Yeoman, która robi specjalizację na moim oddziale –

szybko wyjaśnił Tom.

– Miło mi. Kathryn Holden. Jestem ordynatorem ortopedii. Pani jest tą

osobą, której narzucał się Dirk – przypomniała sobie, lustrując Jess

wzrokiem. – Na szczęście rozwiązaliśmy już ten problem – dodała, a

potem zajęła się Harleyem. – Zanieście go do sali operacyjnej na tyłach

domu – poleciła.

Tom szedł pierwszy i najwyraźniej dobrze znał drogę.

– Jess, poznaj Frances Gray, naszą anestezjolog – mówiła Kathryn, idąc

korytarzem. – Betty, czy zabrałaś klisze z prześwietleniem?

– Oczywiście, pani doktor.

Kathryn obejrzała je w marszu, zastanawiając się głośno nad tym, jakie

narzędzia będą jej potrzebne.

– Myślałam, że będzie gorzej – przyznała. – Jess, powiedz mi szczerze,

masz pojęcie o ortopedii?

– Średnie. Ostatni raz miałam z tym do czynienia w czasie stażu.

– Czyli z grubsza wiesz, o co chodzi.

– A co będzie robił Tom?

– Nie martw się, znajdziemy mu jakieś zajęcie. A więc do dzieła.

background image

Mamy zgodę na operację?

– Mamy. – Tom pokazał jej dokument. – Podpisała ją Clarissa, która z

ramienia gminy jest prawną opiekunką Harleya.

– Doskonale. Zatem bierzmy się do pracy. Operacja, przy której

asystowali Tom i Jess, przebiegła bardzo sprawnie.

– Teraz jest twój – uśmiechnęła się Kathryn, przekazując Harleya

anestezjolożce.

Kiedy w małej szatni myli się i zdejmowali chirurgiczne stroje,

zapytała Toma, kto będzie pełnił dyżur przy chłopcu.

– Ja i Betty. Będziemy zmieniali się co kilka godzin. Jess próbowała

słuchać ich rozmowy, ale z każdą chwilą czuła się gorzej. Paracetamol

przestał działać i nieznośny ból głowy powrócił. W pewnej chwili poczuła

się tak źle, że musiała oprzeć się o ścianę, by nie upaść.

– Jess? – Głos Toma był cichy i łagodny. Uniosła powieki i dostrzegła

niepokój na jego twarzy. Delikatnie dotknął jej czoła. – Znowu masz

gorączkę. Przyniosę ci paracetamol.

– Nie – powstrzymała go. – Już za późno.

– Słucham?

– To migrena.

– Zapytam Kathryn, czy nie ma jakiegoś lekarstwa.

– Ergotamina – jęknęła, nie otwierając oczu. Po kilku minutach wrócił

z tabletką.

– Dziękuję ci – szepnęła.

– Nie ma o czym mówić. Odwiozę cię do domu. Kathryn odprowadziła

ich do drzwi i doradziła Jessice, żeby przez cały weekend spała. Tom

pomógł jej wsiąść do samochodu i sam zapiął jej pas. Lekarstwo zaczynało

background image

działać, a Tom jechał bardzo ostrożnie, mimo to modliła się, by jak

najszybciej dotrzeć do domu. Po drodze musieli jeszcze zabrać ze

schroniska jej ubranie i klucze.

Niestety, gdy już w jej domu wsiedli do windy, poczuła się fatalnie.

Ruch spowodował, że żołądek podszedł jej do gardła, więc gdy tylko Tom

otworzył drzwi, pobiegła prosto do łazienki.

– Jessico? – Tom delikatnie zapukał we framugę. – Jak się czujesz?

– Trochę lepiej. Już wychodzę – uspokoiła go i na chwiejnych nogach

wyszła na korytarz.

Była tak słaba, że nie protestowała, kiedy wziął ją na ręce i zaniósł do

sypialni. Przytuliła twarz do jego szyi i wdychała korzenny zapach wody

kolońskiej, który zamiast wywołać kolejną falę mdłości, przyniósł jej ulgę.

– No tak! – mruknął Tom, stając w progu. – Mogłem się spodziewać, że

nie ma łóżka, tylko materac na podłodze. Położył ją na nim ostrożnie i

zdjął z niej ubranie. Czuła, jak wsuwa jej pod głowę poduszkę i delikatnie

odgarnia włosy z twarzy. Chciała na niego spojrzeć, ale była tak śpiąca, że

nawet nie mogła unieść powiek. Zawieszona pomiędzy jawą a snem

poczuła, że Tom lekko całuje ją w usta. Kiedy zasnęła na dobre, położył

obok jej posłania tabletki na migrenę i plastikowy pojemnik po lodach, na

wypadek, gdyby zrobiło jej się niedobrze. Idąc do drzwi, natknął się na

notatki i książki leżące na podłodze w salonie. Miał nadzieję, że atak

migreny przez noc minie i Jess będzie mogła dokończyć swoją pracę.

Niestety, sam nie mógł jej w niczym pomóc.

Pojechał do domu Kathryn po Betty i Harleya, a potem odwiózł ich do

schroniska. Kiedy umieścili chłopca w izolatce, zaofiarował się, że będzie

przy nim dyżurował jako pierwszy.

background image

Siedząc później w ciszy, łapał się na tym, że co chwila wraca myślami

do Jess. Wciąż czuł pod palcami jej gładką skórę i miękkie włosy.

Pamiętał przelotny pocałunek. Przypominał sobie jej ciało, smukłe i

kształtne, co bardzo go zaskoczyło, bo sądził, że osoba tak wysoka i

szczupła musi być raczej koścista. Tymczasem ona miała ładnie

zaokrąglone biodra i pełne piersi. A do tego różową bieliznę w króliczki!

– Chryste! – syknął zniecierpliwiony, przeczesując palcami włosy. –

Człowieku, opanuj się! Jesteś lekarzem!

Wstał zza biurka i sprawdził stan chorego. Wszystkie czynności

życiowe były w porządku, więc chcąc nie chcąc, wrócił za biurko. Bielizna

w króliczki! Jaka kobieta włoży coś takiego?

Taka jak Jessica. Nie żeby miał coś przeciwko króliczkom, tylko... nie

spodziewał się tego. I jeszcze ten pocałunek!

– Co ci odbiło, żeby ją całować! – zbeształ się półgłosem. Przez lata

wznosił wokół siebie mur, który miał odgrodzić go od ludzi i wystarczyło

pięć dni, by powstała w nim szczelina. – Jeszcze trochę i zakochasz się w

niej jak skończony dureń. Nie, to wykluczone!

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Obudziła się cudownie wypoczęta. Przeciągnęła się, ziewnęła, a potem

dłuższą chwilę leżała spokojnie w ciepłej pościeli. Kiedy uświadomiła

sobie, że jest sobota, a ona nie ma dyżuru aż do poniedziałku, poczuła się

jeszcze lepiej. W miarę jednak, jak przypominała sobie zdarzenia

poprzedniego dnia, jej entuzjazm przygasał. A gdy dotarło do niej, że musi

natychmiast brać się do pisania, nie zostało po nim ani śladu. Zerknęła na

zegarek, a widząc, że wskazówki pokazują dziesiątą, nie mogła otrząsnąć

się ze zdumienia. Nawet nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz

wstała tak późno. Najciekawsze było jednak to, migrena minęła bez śladu.

I nie zanosiło się na to, by po wczorajszej przygodzie miała być

przeziębiona.

Wolała jednak unikać gwałtownych ruchów, więc bardzo wolno

podniosła się i usiadła na materacu. Wstając, kopnęła niechcący pudełko

po lodach, a kiedy schyliła się, by je podnieść, spostrzegła leżące obok

tabletki. – Tom – szepnęła.

Zachował się naprawdę po koleżeńsku. Miło, że się o nią zatroszczył. Z

jej ubogiego doświadczenia z mężczyznami wynikało coś zgoła

odwrotnego. Była mu naprawdę wdzięczna, choć krępował ją fakt, że

musiał położyć ją do łóżka i znowu ją rozbierał. Bielizna w króliczki! –

pomyślała spłoszona, zerkając w dół. Trudno, nic na to nie poradzi.

Zwłaszcza że i tak nie ma innej. Nie jej wina, że lubi bieliznę

zadrukowaną bohaterami kreskówek, misiami, no i tymi nieszczęsnymi

króliczkami.

background image

Biorąc prysznic, przypomniała sobie sen, który śnił jej się tej nocy.

Spędzała wakacje w cudownych Górach Błękitnych w Nowej Południowej

Walii. Żadnych telefonów, faksów, maili. Całkowity spokój i niczym

niezmącona cisza. Ktoś jej jednak we śnie towarzyszył – wysoki brunet o

błękitnych oczach. I choć był to tylko sen, nadal pamiętała, jak musnął

ustami jej usta, a jej się wtedy zdawało, że ze szczęścia wznosi się pod

samo niebo. Kiedy otaczał ją ramieniem, czuła się bezpieczna. Kiedy

patrzył na nią, czuła się pożądana. Wiedziała, że przelotny pocałunek jest

zapowiedzią namiętności, która jej nie rozczaruje.

Mocno zacisnęła powieki i dotknęła ust, próbując przywołać tamto

doznanie rodem ze snu. Naraz uprzytomniła sobie, że ten pocałunek

wydarzył się naprawdę.

– Tom! – Zszokowana jeszcze raz wymówiła jego imię. To on jest

mężczyzną ze snu. I on, mogła to teraz przysiąc, dotknął ustami jej ust!

Czy możliwe, żeby ją pocałował? Jak przez mgłę przypominała sobie, jak

przywiózł ją do domu i położył spać.

Wciąż myśląc o tym, co się stało, ubrała się i poszła do kuchni zaparzyć

herbatę. Gdy czekała, aż zagotuje się woda, zerknęła w stronę łazienki i

przypomniała sobie, jak bardzo się rozchorowała.

– O nie! Jeszcze i to! – jęknęła, chowając twarz w dłoniach. – Spójrz

prawdzie w oczy – nakazała sobie bezlitośnie. – Po takim przedstawieniu

nawet święty straciłby zainteresowanie tobą – prychnęła zirytowana i

poszła szukać komórki, która dzwoniła już od paru chwil. – O co chodzi

tym razem, Lindo? – zapytała szorstko, pewna, że jak zwykle w sobotę

siostra dzwoni po to, by ją zamęczać opowieściami o tym, jak spędziła

piątkowy wieczór.

background image

– A widzisz, jednak nie zawsze rozpoznajesz po dzwonku, kto dzwoni!

– zażartował Tom, a ona poczuła, jak płomień ogarnia jej policzki. – Jak

się dziś czujesz?

– Całkiem nieźle.

– Mówisz, jakbyś była tym zaskoczona.

– Bo jestem. Zwykle atak migreny trwa kilka dni.

– Często ci się to zdarza? – zapytał, zmieniając ton na bardziej

oficjalny.

– Boisz się, że przytrafi mi się to podczas pracy?

– Nie powiem, że o tym nie myślałem – przyznał szczerze.

– Ostatni poważny atak miałam siedem lat temu.

– Co masz na myśli, mówiąc „poważny”?

– To, że przez tydzień nie mogłam wstać z łóżka i miałam takie torsje,

że lekarz chciał mnie umieścić w szpitalu.

– To rzeczywiście poważna sprawa. Potrafisz powiedzieć, co wtedy

wywołało migrenę?

– Śmierć mojego brata – wyznała drżącym głosem. Nawet po tylu

latach nie potrafiła mówić spokojnie o śmierci Scotta.

– Rozumiem, że od tamtej pory miewasz lekkie migreny?

– Tak.

– I musisz wtedy zostać przez jakiś czas w domu?

– Owszem.

– W takim razie jak byś nazwała to, co spotkało cię wczoraj

wieczorem?

– Powiedziałabym, że był to uporczywy ból głowy, który na szczęście

minął bez śladu. Miałam cudowny sen...

background image

– wyrwało jej się, ale natychmiast sprostowała to przejęzyczenie. –

Chciałam powiedzieć, że pomógł mi głęboki sen – wyjaśniła, czując, że

znów płonie. Jeszcze chwila, a opowie mu ten sen!

– Cieszę się, że już ci lepiej. Masz ochotę na śniadanie?

– Nie jadam śniadań. Jak Harley?

– Określiłbym jego stan jako stabilny. Powoli wraca do siebie. Co to

znaczy, że nie jadasz śniadań? Przecież wiesz, że to niezdrowo!

– Czy nie powinieneś być teraz w szpitalu?

– Nie, i nie zmieniaj tematu. Dlaczego nie jesz śniadań?

– Dlaczego o to pytasz?

– Dlatego że siedzę na dole w twoim samochodzie i mam ze sobą

piknikowy kosz pełen smacznych rzeczy. A ponieważ ciągle leje, szukam

suchego miejsca, gdzie mógłbym rozłożyć koc. O ile pamiętam, w twoim

salonie jest mnóstwo... wolnej przestrzeni.

– Tom, myślę, że to nie jest najlepszy... – pomysł, dokończyła, gdy już

się rozłączył.

Właśnie zbierała z podłogi notatki, gdy zapukał do drzwi.

– Już jestem, Jessico! Otwieraj! Mam mnóstwo smakołyków, na pewno

na coś się skusisz! – wołał.

– Dlaczego mi to robisz? – odkrzyknęła. – Przyszedłeś tu, żeby się nade

mną znęcać?

– Znęcać się? Nic podobnego! Otwierasz czy nie?

– Nie!

– Daj spokój! Mam twoje klucze, ale nie chce mi się stawiać tych

wszystkich pakunków na ziemi. Bądź więc tak miła i trochę mi pomóż!

– A kto mówi, że chcę być dla ciebie miła? – spytała ze śmiechem,

background image

odsuwając na bok stertę książek.

Klucz szczęknął w zamku i po chwili w przedpokoju pojawił się duży

kosz, a następnie Tom z kraciastym kocem przerzuconym przez ramię. W

drugiej ręce niósł ubrania Jess owinięte w przezroczystą folię, którą

zabezpiecza się ubrania w pralni.

– Proszę bardzo – powiedział, zatrzaskując nogą drzwi.

– Wszystko czyste i odprasowane.

– Nie trzeba było robić sobie kłopotu...

– Stało się. – Wzruszył ramionami. – Zajmij się tym, a ja przygotuję

piknik.

Gdy po chwili wróciła do pokoju, zastała dywan zasłany kocem, na

którym Tom układał jedzenie. W czarnych dżinsach i niebieskiej bluzie

wyglądał tak wspaniale, że instynktownie oblizała usta.

– Croissanty, bajgle, ciastka, sok ze świeżych pomarańczy – wyliczał. –

Do tego gorąca kawa Od czego chcesz zacząć?

– O, znalazłeś mój zestaw do balonów! – Uśmiechnęła się, wskazując

zielonego pieska, którego położył na środku.

– Jak ty to robisz, że tak ładnie ci wychodzą?

– Prosiłem już, żebyś nie zmieniała tematu. Co mam ci podać najpierw?

– Kawę – poprosiła, klękając na brzegu koca.

– Wedle życzenia – rzekł szarmancko, podając jej kubek. Sam ułożył

się wygodnie, stawiając obok siebie drugi.

Jess pomyślała, że czuje się u niej jak u siebie w domu. A ona nie ma

nic przeciwko temu.

– Zrelaksowany? – zapytała.

– Owszem, dlaczego nie?

background image

Wiedziała, że patrzy na nią wyczekująco, ale nie miała pojęcia, od

czego zacząć. Na szczęście przyszedł jej z pomocą.

– Domyślam się, że masz do mnie wiele pytań. Nie krępuj się. Śmiało!

– Dobrze. – Skinęła głową. – Jak długo współpracujesz ze

schroniskiem?

– Jako lekarz jedenaście lat. Przedtem pracowałem tam jako

wolontariusz. Kiedy zacząłem, miałem siedemnaście lat.

– Długo. I przez cały ten czas mieszkasz w Adelaide? Nigdy nie korciło

cię, żeby wyjechać?

– Nie. Podoba mi się tutaj – wyznał, a po chwili wahania dodał: – Na

pewien czas musiałem zmienić miejsce pobytu, ale nie zrobiłem tego z

wyboru. Zmusiła mnie sytuacja.

– Tak? A co się stało?

Zimny błysk w jego oczach sprawił, że pożałowała, iż w ogóle zadała

to pytanie. Przestraszona pomyślała, że nieświadomie przekroczyła jakąś

granicę. Tom początkowo milczał, wpatrzony w dno swego kubka, jednak

po chwili podniósł wzrok.

– Musiałem wyjechać z powodu nieporozumienia pomiędzy mną a

rodziną zastępczą, w której mnie umieszczono.

– Rodzina zastępcza? Przepraszam...

– Dlaczego? Nie zmienię swojej przeszłości. – Wzruszył ramionami.

Pamięć podsunęła mu obraz zapłakanej Renee, która stając przed

rodzicami, zaklinała się, że Tom próbował zmusić ją do uprawiania seksu.

– Zresztą – zaczął, otrząsnąwszy się ze wspomnień – pewnie i tak

wszystko opowiedzieli ci w szpitalu.

– A ty ciągle swoje! Naprawdę myślisz, że nie robimy nic innego, tylko

background image

gadamy o tobie? Zresztą nie o to chodzi.

– A o co?

– O to, że ja nie słucham plotek. A poza rym jestem pewna, że po tej

historii z Dirkiem mnie też wezmą na języki.

– Zrobili to, jeszcze zanim do nas dołączyłaś – powiedział wesoło,

rozbawiony jej przerażoną miną.

– Co takiego?

– Uspokój się, to nie było nic złego. Tak się złożyło, że jedna z

pielęgniarek pracowała z tobą w Kanadzie i powiedziała nam, że jesteś

bardzo wysoka i piękna jak modelka. Poza tym, że bardzo angażujesz się

w pracę i niewiele mówisz o sobie.

Jess nie mogła się nadziwić, że w szpitalu znalazł się ktoś, kto ją znał

wcześniej.

– Ale nie przejmuj się. Ja nie słucham plotek – zakończył Tom z

udawaną powagą.

– Nie? To dlaczego już na samym początku powiedziałeś, że jestem

wyższa, niż myślałeś? , – Punkt dla ciebie. I jeszcze jeden za doskonałą

pamięć – roześmiał się, ale po chwili spoważniał. – Dlaczego nie lubisz o

sobie mówić? – zapytał tonem tak ciepłym, że się wzruszyła.

By zyskać na czasie, ogryzła kęs bajgla i zaczęła zastanawiać się nad

odpowiedzią. Ostatecznie doszła do wniosku, że najbezpieczniej będzie

zaatakować tą samą bronią.

– O to samo mogę zapytać ciebie – rzekła wymijająco.

– Tyle że ja byłem pierwszy.

– A ja druga. Uśmiechnął się, rozbawiony tą słowną potyczką.

– Dobrze, odpowiem. Nie jestem specjalnie wylewny, bo wiele razy

background image

zawiodłem się na ludziach. Dlatego teraz starannie dobieram osoby,

którym chciałbym zaufać.

– Jak wypadam w rankingu? – zapytała, choć była świadoma, że czas

próby nie minął.

– Nieźle – wyznał po chwili namysłu.

– To chyba komplement...

– W każdym razie bielizna w różowe króliczki na pewno bardzo

pomogła – obwieścił znienacka, a potem z zaciekawieniem obserwował jej

reakcję.

– Tom! – fuknęła zażenowana.

– Słucham?

Dość długo szukała słów, by wyrazić oburzenie.

– To... to bardzo nieelegancko! – zawołała w końcu. – Dżentelmen nie

dyskutuje na temat damskiej bielizny. Zwłaszcza że widziałeś ją tylko

dlatego, że byłam nieprzytomna – broniła się, przyciskając dłonie do

pałających policzków.

– Niezupełnie – sprostował. – Za pierwszym razem, owszem. Ale za

drugim... – Urwał, przypomniawszy sobie, jak cudownie się czuł, gdy

niósł ją, a ona tuliła twarz do jego szyi.

– No, co za drugim? – nalegała.

– Byłaś bardzo senna, ale... przytomna – powiedział, czując, że pod

wpływem wspomnień zasycha mu w gardle.

– To kwestia nazewnictwa – rzuciła zaczepnie, czyniąc w powietrzu

niedbały gest ręką. – Nadal uważam, że komentarz dotyczący mojej

bielizny był nie na miejscu.

– A ja nie uważam, żebym postąpił niewłaściwie – rzekł poważnie. –

background image

Rozebrałem cię, bo chciałem, żeby ci było wygodnie. I żebyś nie spociła

się pod ciepłą kołdrą – tłumaczył tonem, jakim lekarz przemawia do

pacjenta.

– Hej, Tom, nie bierz sobie tego do serca. Ja tylko żartowałam!

Dlaczego reagujesz w taki sposób?

Odetchnął głęboko i usiadł. Jakim cudem wyczuła, że coś go gnębi?

Zachowała się jak Merle. Ona jedna umiała czytać w nim jak w książce i

zawsze wiedziała, że próbuje coś przed nią ubyć. Jessica najwyraźniej ma

ten sam dar...

Czy powinien być z nią szczery? Zaryzykować i odpowiedzieć na

pytanie? Dlaczego nie? To dobra okazja, by sprawdzić, czy rzeczywiście

jest osobą godną zaufania.

– Miałem szesnaście lat, kiedy zostałem oskarżony o molestowanie

seksualne córki moich rodziców zastępczych – zaczął bez żadnych

wstępów. – Ona miała wtedy osiemnaście lat i była największą

primadonną, jaką w życiu spotkałem. – Mówiąc, patrzył Jessice prosto w

oczy. – Renee, tak miała na imię, przez całe trzy miesiące, które spędziłem

w domu jej rodziców, próbowała mnie poderwać. Najpierw robiła to

dyskretnie, a kiedy nie reagowałem, stała się bardziej natarczywa. Moja

wina polegała na tym, że nie powiedziałem jej wprost, że nie jestem nią

zainteresowany. Cóż, w pewnym sensie imponowało mi, że podobam się

tak atrakcyjnej dziewczynie. Skończyło się to tak, że pewnego dnia po

powrocie ze szkoły zastałem ją nagą w moim łóżku. Kazałem jej się

wynosić i wybiegłem z domu. Kiedy z pracy wróciła matka, Renee

odwróciła kota ogonem. Nie winię jej rodziców za to, że przyjęli wersję

rodzonej córki, a nie moją.

background image

Jess nie mogła uwierzyć własnym uszom. Opowieść Toma brzmiała

wręcz nieprawdopodobnie. Bolesny wyraz jego oczu był najlepszym

dowodem, że choć od tego zdarzenia upłynęło dwadzieścia lat, wciąż nie

potrafił pogodzić się z niesprawiedliwością losu. Jess miała ochotę objąć

go i pocałunkami uśmierzyć jego ból, tak jak koi się cierpienie dziecka.

– To wtedy wyjechałeś z Adelaide – szepnęła, a on skinął głową. –

Rozumiem cię. I dziękuję, że mi o tym opowiedziałeś. Naprawdę, nie

musiałeś tego robić.

– Wiem. – Wyraz jego oczu złagodniał. – Chciałem tego – wyznał, sam

mocno zaskoczony swoją otwartością. Po raz pierwszy bowiem zdarzyło

się, że z własnej woli opowiadał o swej młodości. Nie był już pewien, czy

nadal chce sprawdzać Jess. Może nie musi, skoro mu uwierzyła? O nic nie

pytała. Po prostu... zaakceptowała go razem z jego trudną przeszłością.

Nie miał zwyczaju zwierzać się kobietom ze swoich problemów. A już

na pewno nie otwierał duszy przed kimś, kogo znał zaledwie pięć dni. Z

Jessicą jednak było inaczej, bo ona była inna. Wyczuwał to instynktownie,

a dawno już nauczył się ufać swemu instynktowi.

Z zamyślenia wyrwał go dzwonek komórki Jess. Swoim zwyczajem

sprawdziła, kto zdzwoni, ale nie odebrała.

– Siostra? – zapytał domyślnie.

– Tak. – Zerknęła na zegarek. – Co się stało, że dzwoni tak wcześnie?

Zwykle do wieczora odsypia piątkowe szaleństwa.

– Nie lubisz jej.

– Powiedzmy, że za nią nie przepadam.

Zdumiony pokręcił głową.

– Przecież to twoja siostra!

background image

– I co z tego? Nie wybierałam jej sobie. – Wzruszyła ramionami i

swym zwyczajem wsunęła telefon pod poduszkę, wiedząc, że Linda łatwo

nie rezygnuje.

– Jest od ciebie starsza? – zapytał.

– Nie.

– A twój brat?

– Był młodszy ode mnie dziewięć lat – powiedziała, unikając jego

wzroku.

– Na co umarł?

– Na dystrofie mięśni. Miał wtedy trzynaście lat i był najdzielniejszym

dzieciakiem, jakiego w życiu widziałam. To dzięki niemu zdecydowałam

się na medycynę, a potem wybrałam pediatrię. A ty masz rodzeństwo?

– Nie. Moi rodzice popełnili samobójstwo, kiedy miałem dwa lata.

Potem często zmieniałem rodziny zastępcze i, generalnie, wiodło mi się

coraz gorzej.

– Myślę, że i tak oboje mieliśmy szczęście, bo jakoś udało nam się

pozbierać i zacząć normalne życie – zauważyła.

– Ja zawdzięczam to ludziom, do których trafiłem, kiedy miałem

szesnaście lat. To było bezdzietne małżeństwo w średnim wieku.

Cudowni, ciepli ludzie, którzy na przestrzeni dwudziestu lat przyjęli pod

swój dach wiele sierot. Prócz tego pomagali innym domom dziecka i

właśnie temu schronisku, w którym wczoraj byłaś. Kiedy zmarli,

przejąłem po nich schedę.

– Powiedz, dlaczego nie zawiozłeś Harleya do szpitala?

– Bo nie chciałem mu zaszkodzić. Policja poinformowała nas, że w

ubiegły czwartek uciekł od kolejnej rodziny zastępczej. Jeśli ponownie go

background image

aresztują, trafi do poprawczaka.

– Rozumiem – westchnęła. – To na pewno nie jest dla niego

odpowiednie miejsce, tak jak dla nikogo. A co będzie, jeśli okaże się, że

Harley naprawdę złamał prawo?

– Wtedy dopilnuję, żeby poniósł karę. Najpierw jednak musi

wyzdrowieć. Masz jeszcze jakieś pytania? – rzucił z uśmiechem, który

rozgrzał jej serce.

– Chyba nie.

– Wobec tego ja zapytam ciebie...

Spojrzała na niego z ukosa, próbując odgadnąć, co będzie chciał

wiedzieć. Zresztą czym mógł ją zaskoczyć, skoro dobrowolnie rozmawia z

nim w sposób, w jaki raczej nie rozmawia się z kolegami z pracy?

– Pytaj – zachęciła go.

– Dlaczego nie masz mebli?

Roześmiała się, czując, jak opada z niej napięcie.

– Zbyt często się przeprowadzam. W tym mieszkaniu zostanę jeszcze

tylko trzy tygodnie.

– Ale dlaczego? Przecież ze szpitalem podpisałaś kontrakt na pół roku.

– Tak, ale pomyślałam sobie, że znajdę coś lepszego, trochę bliżej

pracy. Zresztą zawsze wynajmuję mieszkania na krótko – tłumaczyła, nie

wdając się w szczegóły.

– Nie rozumiem cię – stwierdził. – Mieszkanie jest ładne, do szpitala

masz piętnaście minut samochodem. Zadzwoń do agencji i przedłuż

umowę.

– Nie mów mi, co mam robić – ostrzegła, krzyżując ramiona w

obronnym geście. Dyktatorskie zapędy jej ojca sprawiły, że stała się

background image

wyczulona na podobne zachowania.

– To była tylko sugestia – wycofał się.

– Dzięki, ale nie potrzebuję twoich sugestii.

– Czy nie przesadzasz, Jessico?

– A jeśli nawet, to co?

– Nic. – Odetchnął głęboko, obiecując sobie, że nie da się

sprowokować. – Można wiedzieć, skąd pomysł tych częstych

przeprowadzek?

– I tak nie zrozumiesz!

– Przynajmniej pozwól mi spróbować. Zrobiła to mimo wewnętrznych

oporów.

– Przeprowadzam się, żeby uniknąć kontaktów z moją rodziną.

– Co? – oburzył się. – A cóż oni ci takiego zrobili? Rozzłościł ją ten

oskarżycielski ton.

– Unikam ich, bo mnie irytują – wyznała bez ogródek. – Nie szanują

mojej pracy. Moja siostra ma zwyczaj zjawiać się bez uprzedzenia.

Oczekuje, że wszystko rzucę i pójdę z nią na przyjęcie albo do klubu. Nie

rozumie, że ja mam właśnie dyżur. – Zrobiła pauzę, bo na wspomnienie

tych wizyt aż zatrzęsła się ze złości. – Moja rodzina potępia mnie za to, że

pracuję. Między innymi dlatego zdecydowałam się żyć na własne konto,

jak najdalej od nich. Zawsze podaję im numer skrytki pocztowej, żeby w

razie czego mogli skontaktować się ze mną listownie. Zresztą już się tak

często nie przeprowadzam. W tym mieszkaniu pewnie zostanę do końca

pobytu w Adelaide.

– Masz zamiar wyjechać po zrobieniu specjalizacji?

– Oczywiście!

background image

– Tylko dlatego, że nie chcesz mieć do czynienia ze swoją rodziną?

– Wiedziałam, że nie zrozumiesz.

– Masz rację. Nie rozumiem. – Przyklęknął i zaczął pakować jedzenie

do kosza. – Twoja rodzina mieszka gdzieś blisko?

– Nie. Mieszkają w Cairns.

– I to ci nie wystarcza? Adelaide od Cairns dzieli ta sama odległość co

Ateny od Glasgow! – Zirytowany wstał i zaczął krążyć po pokoju. –

Dlaczego wciąż się przenosisz?

Jess również wstała i ostro spojrzała mu w oczy.

– Już ci mówiłam. Nie chcę, żeby mi przeszkadzali w pracy. Tom, ty

naprawdę nie znasz mojej sytuacji.

– Więc mi ją wyjaśnij. – Zatrzymał się przed nią z pięściami wbitymi w

kieszenie spodni. – Jak wyglądało twoje dzieciństwo? Bywałaś głodna?

Donaszałaś po kimś sprane łachy?

– Zaniedbywać i dręczyć można na wiele sposobów – odparła. – Mogę

ci tylko powiedzieć, że mój ojciec wynajął prywatnego detektywa, który

przez klika lat po śmierci Scotta śledził każdy mój krok. Tyle że nie zrobił

tego z troski o mnie, lecz z obawy, że zszargam mu opinię.

Zainteresowanie moich rodziców nie wynika z miłości, tylko z egoizmu.

– Kim jest twój ociec? Jess niemal wpadła w furię.

– Teraz mnie o to pytasz? – zwołała z pasją. – Trochę za późno, Tom.

Mówiłeś o zaufaniu i o tym, że nie każdego nim obdarzasz. Ze mną jest

tak samo. Jeżeli zaczniesz mnie teraz przesłuchiwać i potępiać, możesz

zapomnieć o jakimkolwiek związku między nami!

– A skąd ci przyszło do głowy, że chcę się z tobą wiązać? – odparł

równie wzburzony jak ona.

background image

– Jesteś ślepy? Nie widzisz, co się dzieje? Żadne z nas tego nie chciało,

ale stało się! Nie jesteśmy sobie obojętni. I nic na to nie poradzimy! –

Dopiero teraz dotarło do niej, że się zagalopowała. Zasłoniła dłonią usta,

ale przecież słów i tak nie dało się cofnąć.

Tom przyglądał jej się w milczeniu. Fascynował go gniewny blask jej

oczu. Dostrzegł w nich rozpacz, ale i skruchę.

– Masz rację – odezwał się cicho.

Patrzyła mu prosto w oczy, szczęśliwa, że widzi w nich to, co ujrzała

we śnie. Pożądanie.

– Jessico...

Sposób, w jaki wymówił jej imię, podziałał na nią jak pieszczota.

Rozchyliła usta, czekając na pierwszy pocałunek, a gdy wreszcie go

poczuła, westchnęła jak ktoś, kto doczekał się upragnionego prezentu.

Otoczyła Toma ramionami i garnąc się do niego całą sobą, rozkoszowała

się jego ciepłem i zapachem.

– Jesteś niesamowita – szepnął, a ją ogarnęło takie szczęście, że świat

przestał istnieć, jakby się rozpłynął.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Telefon ukryty pod poduszką donośnym dźwiękiem przypomniał o

swoim istnieniu. Czar chwili prysł. Tom rozluźnił uścisk, a Jess wysunęła

się z jego ramion.

– Cześć, Lindo. Zaczekaj chwilę, jeśli możesz.

– Pójdę już. – Tom włożył płaszcz.

– Jasne. – Uśmiechnęła się z przymusem, niepewna na myśl o tym, co

mogło się za chwilę zdarzyć. Swoją drogą, czego się spodziewała?

Serenady przy księżycu? Happy endu w stylu: a potem żyli długo i

szczęśliwie? Przecież prawie nie zna tego mężczyzny, chociaż właśnie

dowiedziała się o nim czegoś nowego. Tego mianowicie, że wspaniale

całuje.

– Dokończ pracę – przypomniał jej. – W poniedziałek rano chcę cię

widzieć świeżą i radosną – powiedział, gdy odprowadzała go do drzwi. –

Byłbym zapomniał oddać ci klucze.

Sięgnął do kieszeni płaszcza. Gdy je podawał, jego ciepłe palce

przyjemnie musnęły jej dłoń.

– Dziękuję. – Chciała szybko cofnąć rękę, ale ją przytrzymał. Potem

przyciągnął do siebie i jeszcze raz pocałował, tym razem na do widzenia.

Chłonęła tę chwilę przyjemności, wiedząc, że musi jej wystarczyć na

całe długie dwa dni.

– Do poniedziałku – mruknął zmienionym głosem.

– Daj mi znać, jeśli zmieni się stan Harleya – zawołała, gdy wsiadał do

windy.

background image

– Dobrze. Do zobaczenia.

Winda ruszyła na dół, Jess jednak wciąż ociągała się z zamknięciem

drzwi. Gdy w końcu wróciła do mieszkania, na środku pokoju odtańczyła

radosny taniec.

– Wspaniały facet! – powtarzała, odnosząc do kuchni naczynia.

Gdy schyliła się, by podnieść koc, przypomniała sobie o telefonie.

Siostra zapewne wciąż czeka!

– Lindo?

– No, nareszcie! Zapomniałaś o mnie, czy co?!

– Przepraszam cię, miałam spotkanie – skłamała bez zajątknienia.

Czuła, że nawet fochy Lindy nie są w stanie zepsuć jej. wspaniałego

nastroju.

– No i co z tego? Przecież mogłaś chwilę ze mną porozmawiać – rzekła

siostra z pretensją w głosie. Naraz zmieniła ton i zaszczebiotała: – Zgadnij,

kto się ze mną wczoraj sfotografował?

Jess nawet nie próbowała zgadywać. Po pierwsze, szkoda jej było

czasu, po drugie zaś wiedziała, że Linda nie potrzebuje rozmówcy, tylko

słuchacza.

– Więc wyobraź sobie, że to był sam... – Tu padło nazwisko jakiegoś

bardzo znanego aktora, które, niestety, nie kojarzyło się Jess z nikim

konkretnym. Niezrażona tym Linda paplała dalej, więc z czystym

sumieniem przestała jej słuchać i wróciła do przerwanych rozmyślań o

Tomie.

– Jessie! Jessie! – Natarczywy głos Lindy zmusił ją do powrotu na

ziemię.

– Słucham? Ach, tak, to rzeczywiście fascynujące – bąknęła.

background image

– Żebyś wiedziała. Mówię ci, on jest cudowny! Dzisiaj też razem

wychodzimy. A wczoraj miałam na sobie nową suknię od Armaniego.

Wszyscy mówili, że wyglądam olśniewająco. A tata to nawet powiedział,

że jestem jego oczkiem w głowie. Przyjęcie było wspaniałe, tylko na sam

koniec jakaś durna kelnerka oblała mnie winem i zniszczyła mi sukienkę.

Była już do niczego, więc poprosiłam służącą, żeby ją spaliła. I oczywiście

zadzwoniłam do restauracji ze skargą. Powiedzieli, że wyrzucą tę

kelnerkę, ale co mi z tego, skoro sukienka i tak poszła z dymem. Powiedz,

po co oni przyjmują do pracy kretynki, które nawet nie potrafią nosić tacy

z napojami?

– Hm... – mruczała Jess, rozkładając na dywanie notatki i książki.

Wiedziała, że Linda szybko nie skończy, postanowiła więc trochę

popracować.

– Jessie? Jessie! – wrzasnęła Linda pół godziny później.

– Tak?

– Ty mnie jak zwykle nie słuchasz! Myślisz, że nie wiem, kiedy się

wyłączasz? Pewnie znowu pracujesz. Przypominam ci, że jako młodsza

siostra zasługuję na odrobinę uwagi.

– Jasne. Mów dalej – mruknęła.

Sama nie miała siostrze nic do powiedzenia. Jedynym tematem, jaki

mógł na moment zaciekawić Lindę, byłaby opowieść o tym, co się

wydarzyło pomiędzy nią i Tomem. Tyle że Jess nie zamierzała

wtajemniczać siostry w tego typu sprawy. Linda bowiem postawiła sobie

za punkt honoru, że musi odbić Jess każdego chłopaka.

– Naprawdę nie wiem, po co ja do ciebie dzwonię – poskarżyła się. –

Tylko tracę czas. Ale cóż, w końcu jesteśmy siostrami. Choć szczerze

background image

mówiąc, wolałabym być jedynaczką. Nawet powiedziałam George'owi, że

nie mam rodzeństwa. A wiesz, że Hamptonowie niedługo urządzają

wielkie przyjęcie? U nich zawsze jest fajnie. Uważam, że powinnaś

przyjechać do Cairns i wybrać się tam razem z nami. Pewnie nie masz się

w co ubrać, ale ja chętnie pożyczę ci jakąś sukienkę. Jess zaniemówiła.

– A ja myślałam, że palisz te, które raz miałaś na sobie – zadrwiła, gdy

minął szok.

– No wiesz! Jak możesz! Palę tylko te zniszczone.

– Słyszałaś kiedyś o pralni chemicznej?

– Nie bądź nieuprzejma! Gdybym nie powiedziała menadżerowi

restauracji, że musiałam spalić sukienkę, to pewnie nie wyrzuciłby tej

kelnerki z pracy. Wyobraź sobie, że miał czelność jej bronić! Wmawiał

mi, że dotąd nie było na nią żadnych skarg!

Jess nie wierzyła własnym uszom. To chyba niemożliwe, że są

siostrami. Wina za to, kim stała się Linda, leży po stronie rodziców.

Gdyby nie rozpieszczali jej tak nieprzytomnie, pewnie nie wyrosłaby na

skrajną egoistkę. Tymczasem oni byli w nią wpatrzeni jak w obraz i nawet

nie próbowali ukryć, że starsza córka nie wzbudza w nich takiego

entuzjazmu jak młodsza, błękitnooka blondyneczka, która swą anielską

urodą podbija wszystkie serca. Gdy podrosły, Jess ze swymi ciemnymi

włosami, oczami pozbawionymi blasku i aparatem na zębach odgrywała

przy siostrze rolę brzydkiego kaczątka.

Przypomniała sobie, co powiedział Tom o jej urodzie, którą jakoby

miała dorównywać modelkom. I choć powtarzał tylko szpitalną plotkę, to

przecież wiedziała, że bardzo mu się podoba. Tak jak wielu mężczyznom

przed nim. Dopóki nie poznali Lindy. Wystarczyło bowiem, że się

background image

pojawiła, a gwiazda Jess natychmiast gasła.

Nie miała o to pretensji do losu. Z czasem wytłumaczyła sobie, że

konkurowanie z siostrą nie ma sensu. Coraz częściej zresztą litowała się

nad nią i jej pustym życiem.

– Jessie, naprawdę powinnaś przyjechać na imprezę u Hamptonów. –

Linda niezmordowanie ciągnęła wątek przyjęcia. – Przecież wiesz, jacy są

wpływowi. Ojcu bardzo zależy na tym, żeby pokazać się w ich

towarzystwie.

– Trudno mi w tej chwili powiedzieć, czy nie będę miała dyżuru w

szpitalu. Często pracuję w weekendy.

– Ty ciągle pracujesz – zganiła ją Linda.

– Trudno. A tak w ogóle, to do czego ja wam jestem potrzebna? Przez

siedem lat jakoś radziliście sobie beze mnie.

– Jessie, na tym przyjęciu będzie Sean!

Słysząc to imię, poczuła, jak ogrania ją chłód. Sean Hampton, jej

pierwsza szkolna miłość. Blondyn z lokami i twarzą cherubina, w którym

durzyły się wszystkie dziewczyny.

– I co z tego?

– To, że teraz jest jeszcze przystojniejszy niż dawniej. Naprawdę

powinnaś...

Jess uznała, że ma dość.

– Słuchaj, Lindo, muszę kończyć. Mam mnóstwo pracy – oznajmiła, i

nie czekając na reakcję, rozłączyła się.

Stan błogiej radości, w jakim była po wyjściu Toma, minął bez śladu.

Ciekawe, pomyślała, co skłoniło Lindę, by ni z tego, ni z owego zaprosić

ją na jakieś idiotyczne przyjęcie? Nigdy dotąd tego nie robiła. Pewnie

background image

namówili ją rodzice. Tylko po co? Nagle doznała olśnienia. Sean. To na

pewno o niego chodzi. Przecież obydwie rodziny od lat próbują ich

wyswatać.

– Aha! – Pokiwała głową. – Już wiem, co się święci.

Gdy w poniedziałek rano pojawiła się w szpitalu, miała podkrążone z

niewyspania oczy i czuła się fatalnie.

– Kiepski początek dnia – mruczała, dopijając kawę. Udało jej się

skończyć referat, ale kosztowało ją to wiele trudu. Żeby choć trochę

poprawić sobie nastrój, włożyła ulubiony kostium z żywych kolorach,

który kupiła właśnie dlatego, że kojarzył jej się z wakacjami i

odpoczynkiem.

– Okropnie dziś wyglądasz – rzekł Tom na przywitanie.

– Dzięki za komplement – mruknęła ze słabym uśmiechem.

– Jadłaś śniadanie?

Ton jego głosu i sposób, w jaki nalewał kawę, powiedziały jej, że nie

jest w dobrym nastroju.

– Zjadłam – odparła, starając się, by zabrzmiało to przyjaźnie. –

Dokończyłam rogaliki, które przyniosłeś.

– Nie były czerstwe?

– Nie, bo po twoim wyjściu włożyłam je do zamrażalnika – wyjaśniła.

Cały czas przyglądała mu się uważnie, próbując odgadnąć, co też mogło

popsuć mu humor.

– Skończyłaś pracę?

– Tak. Już ją nawet wysłałam – odrzekła obojętnie, mimo że jego

dziwne zachowanie zaczynało ją irytować.

– Jak głowa?

background image

– W porządku.

– Nie miałaś nawrotów migreny?

– Nie.

Po tym pytaniu zapadła krępująca cisza.

– A jak Harley? – zapytała. – Dobrze się czuje?

– Owszem – rzucił przez zęby.

– Nadal jest w schronisku.

– Tak.

– A co z policją?

– Po co pytasz, skoro sama dobrze wiesz?

– Słucham? – Spojrzała na niego pytająco. – O czym ty mówisz?

– O tym, że nie potrafiłaś zostawić w spokoju sprawy, która nie

powinna cię interesować. W sobotę wieczorem w schronisku zjawili się

policjanci, żeby przesłuchać Harleya.

– I... ?

– I jak myślisz, że skąd wiedzieli, gdzie go szukać? Ogromnym

wysiłkiem woli zdusiła w sobie gniew. Machinalnie wstała z krzesła i z

bliska spojrzała mu w oczy.

– Gdybym szukała młodocianego uciekiniera, też zaczęłabym od

schroniska – wycedziła.

– Zwłaszcza jeśli przedtem jakaś życzliwa dusza dałaby ci cynk, tak jak

tym policjantom.

– Ty myślisz, że to ja im doniosłam...

– Jessico, o całej sprawie wiedziała garstka osób, więc...

– Więc skoro jestem nowa, to znaczy, że to mnie należy podejrzewać?

Jak możesz! – Odwróciła się do niego plecami. Zaczekała, aż minie

background image

największe wzburzenie, a potem spojrzała na niego i dodała chłodno: –

Nie rozmawiałam z policją o Harleyu. Nie ukrywam, że nie pochwalam

tego, że o wypadku nie powiadomiłeś ani opieki społecznej, ani policji.

Ale uszanowałam twoją decyzję, bo zgadzam się, że w tej chwili

najważniejsze jest to, żeby Harley jak najszybciej wyzdrowiał. Mówię ci o

tym, choć domyślam się, że i tak mi nie wierzysz.

– Jessico...

– Daj spokój!

Wiedziała, że Tom chce ją przeprosić, ale nie zamierzała go słuchać.

Swym posądzeniem o zdradę dotknął ją do żywego. Czuła, że nie może

zostać z nim w jednym pokoju, chciała więc jak najszybciej wyjść, ale

chwycił ją za rękę i przytrzymał. Spojrzała na niego w taki sposób, że

natychmiast ją puścił.

– Jessico, bardzo cię przepraszam.

– Czyżbyś nagle zaczął mi wierzyć?

– Tak. Przepraszam, że wyciągnąłem pochopne wnioski. Na swoją

obronę mam tylko to, że kiedy policja wspomniała o jakimś informatorze...

– Znowu wziął ją za rękę i uścisnął. – Pamiętasz, uprzedzałem cię, że

trudno zdobyć moje zaufanie. .

– To niczego nie tłumaczy, Tom – rzekła dużo łagodniej. Jego z serca

płynące przeprosiny ostudziły jej gniew. – Wiem, że dopiero się

poznajemy, ale jeśli jeszcze raz wydarzy się coś podobnego, przynajmniej

postaraj się interpretować wątpliwości na moją korzyść, dobrze? –

poprosiła.

Pragnęła, by ją przytulił, pocałował, dał jakiś znak, że jej ufa. On

jednak ograniczył się do skinienia głową.

background image

– Przesłuchali Harleya?

– Tak, ale w mojej obecności. Okazało się, że nie brał udziału we

włamaniach i ma na to alibi.

– A więc poprawczak już mu nie grozi?

– Nie. W przyszłym tygodniu trafi do nowej rodziny zastępczej.

– To chyba dobrze?

– Chyba tak.

Przez chwilę przyglądali się sobie w milczeniu, stojąc od siebie

zaledwie o krok. Jess miała ochotę go pocałować, ale zabrakło jej odwagi.

– Jeśli chodzi o tę sobotę... – zaczął posępnym tonem – to nie

chciałbym, żebyś mnie źle zrozumiała.

– Dajmy temu spokój, Tom – odezwała się, ignorując bolesny skurcz w

gardle. Pożegnalny pocałunek, który tak bardzo przeżywała, dawał jej

nadzieję, że Tom myśli poważnie o ich ewentualnym związku.

Tymczasem Tom albo zmienił zdanie, albo – od początku nie miał zamiaru

się z nią spotykać. – Nie musisz mi niczego tłumaczyć – dodała lekko. –

Po prostu pocałowaliśmy się i już – zakończyła, wzruszając ramionami.

Byłaby pewnie powiedziała coś jeszcze, gdyby do pokoju nie weszła

Nicola.

– Dzień dobry! – przywitała ich wesoło. – Jess, jak tam twój referat?

Skończony?

– Oczywiście – oparła dość pogodnie. Tom ułatwił jej zadanie, bo po

prostu odwrócił się i wyszedł.

– Biedaczko, pewnie się namęczyłaś, prawda? – westchnęła Nicola

współczująco. Zaraz jednak pochwaliła się, że sama spędziła weekend

bardzo przyjemnie.

background image

Kiedy opowiadała o świetnym przyjęciu, na którym była z mężem, Jess

udawała, że jej słucha, myślami jednak uparcie wracała do Toma. Co go

ugryzło? Czyżby perspektywa związania się z nią przeraziła go do tego

stopnia, że nawet nie chciał próbować? W porządku, nie potrafi nikomu

zaufać, ale przecież z nią jest podobnie. W ogóle mają chyba wiele

wspólnych cech. Są, jeśli można tak to nazwać, pokrewnymi duszami...

Wykorzystała chwilę, gdy Nicola zrobiła przerwę na złapanie oddechu,

i zebrała się do wyjścia, wymawiając się nawałem pracy.

– Potem Tom będzie mówił, że nic nie robię, tylko gadam i gadam –

zażartowała.

Po powrocie do izby przyjęć zapytała pielęgniarkę, czym powinna zająć

się w pierwszej kolejności.

– Zależy co wolisz, Jess. Nos czy ucho?

– Chyba zacznę od ucha.

– Proszę bardzo – uśmiechnęła się pielęgniarka, podając jej kartę. –

Stanowisko jedenaste.

Czekała tam na nią czteroletnia Megan, którą bolały uszy. Jess

zmierzyła dziewczynce temperaturę i zbadała ją. Okazało się, że uszy są

mocno zaczerwienione.

– Brawo, Megan, byłaś bardzo dzielna – pochwaliła małą, która

podczas badania grzecznie siedziała na kolanach matki. – Jeśli twoja

mama pozwoli, w nagrodę dostaniesz lizaka.

– Mamo, mogę?

– Tak, kochanie.

– Jaki kolor sobie życzysz?

– Różowy.

background image

Kiedy Megan zajęła się lizakiem, Jess mogła spokojnie porozmawiać z

jej matką.

– Megan ma zapalenie ucha środkowego – oznajmiła, zapisując to

jednocześnie w karcie. – To normalne w tym wieku, więc proszę się nie

niepokoić. Przepiszę antybiotyk, tylko proszę nie przerywać kuracji, kiedy

ból minie. Trzeba wziąć wszystkie ampułki. I proszę uważać, żeby

podczas kąpieli do uszu nie dostała się woda, dobrze? – Wręczyła kobiecie

recepty. – Jeśli pomimo paracetamolu temperatura będzie się utrzymywała

przez dwie doby, proszę się zgłosić do lekarza rodzinnego.

– Dobrze. Megan, pożegnaj się z panią doktor. Dziękujemy.

Po ich wyjściu Jess uzupełniła informacje w karcie i poszła do

stanowiska pielęgniarek. Tam spotkała Toma, który szedł obok noszy, na

których wieziono dziewczynkę.

– Jessico! – zawołał ją. – Będziesz mi potrzebna, więc jeśli możesz,

przyjdź do dwójki.

Ruszyła za nim w towarzystwie dwóch pielęgniarek.

– Ashlee, to jest doktor Jess. – Tom przedstawił ją apatycznej

dziewięciolatce podłączonej do oksymetru, badającego poziom

utlenowania krwi, oraz do EKG.

– Cześć, Ashlee – uśmiechnęła się Jess, podnosząc wzrok znad karty, w

której wyczytała, że dziewczynka w ciągu kilku tygodni bardzo straciła na

wadze. Rodzice byli z nią w przychodni, ale lekarz, oprócz zlecenia badań,

nie postawił konkretnej diagnozy. Tego dnia rano dziewczynka skarżyła

się na ból brzucha i dwukrotnie wymiotowała żółcią ze śladami krwi. Poza

tym była niespokojna i zdezorientowana. Jess od razu zauważyła, że ma

przyspieszony, kwaśny oddech. Sądząc po wyglądzie skóry, musiała być

background image

też odwodniona.

– Ona wyzdrowieje, prawda? – dopytywała się matka, ocierając łzy.

– Zrobimy wszystko, żeby jej pomóc – obiecał Tom.

– Jessico, zleć wykonanie pełnego badania krwi i sprawdź poziom

glukozy. Załóżcie maskę tlenową, zmierzcie ciśnienie i tętno – polecił

pielęgniarkom. – Kiedy jadła ostatni posiłek? – zapytał rodziców.

– Wczoraj wieczorem.

– Jak wyniki?

– Podwyższony puls, niskie ciśnienie, bardzo wysoki poziom cukru –

podała jedna z sióstr.

Jess pobrała dziewczynce krew i poprosiła pielęgniarkę, żeby oznaczyła

próbkę napisem „pilne”.

– Weźcie mocz do analizy – polecił Tom.

– Ma suchą skórę i usta, kończyny bardzo zimne – mówiła Jess,

podczas gdy on badał brzuch dziewczynki. – Oczy zapadnięte, w oddechu

wyczuwalny zapach acetonu. Pani Arlington, co państwu mówił lekarz w

przychodni?

– Najpierw twierdził, że bóle i utrata wagi wiążą się z dojrzewaniem.

Potem podejrzewał Ashlee o anoreksję. Za trzecim razem powiedział, że

córka ma infekcję wirusową.

– Czy w państwa rodzinie były przypadki cukrzycy? Pani Arlington

spojrzała pytająco na męża.

– Chyba nie... – odparła niepewnie. – Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś na

to chorował. Wie pan już, co jej dolega?

– Musimy wykonać szczegółowe badania, jednak na podstawie tego, co

już wiemy, podejrzewam kwasicę ketonową. Załóżcie wenflon, podajcie

background image

płyn fizjologiczny i pięćdziesiąt jednostek insuliny – polecił

pielęgniarkom.

– Przepraszam, doktorze, ale nie zrozumiałam pana – odezwała się pani

Arlington. – Co pan podejrzewa?

– Kwasicę ketonową – powtórzył. – Czy wiedzą państwo, czym jest

cukrzyca?

– Nie, niestety nie – przyznał jej mąż.

– Cukrzyca to zaburzenie równowagi pomiędzy ilością insuliny a

poziomem glukozy we krwi. Insulina pomaga rozłożyć cukier i dostarczyć

go do wszystkich komórek ciała, a więc również do mięśni, dla których

jest on źródłem energii. Jeśli insuliny jest za mało, paliwo do mięśni nie

dociera, a w krwi niebezpiecznie rośnie poziom glukozy. Żeby nadmiar

cukru mógł być wydalony z moczem, trzeba go przedtem rozpuścić.

Organizm zaczyna zużywać więcej wody, co prowadzi do odwodnienia. Z

kolei mięśnie, chcąc uzupełnić niedobory paliwa, zaczynają spalać białko i

tłuszcze. Produktem ubocznym tego spalania są ciała ketonowe. I właśnie

wtedy, gdy się pojawią, u chorego występuje stan nazywany kwasicą

ketonową.

Państwo Arlington słuchali go w milczeniu.

– I właśnie to przytrafiło się naszej Ashlee – szepnęła jej matka. –

Boże, jak dobrze, że ją tu przywieźliśmy. Co teraz? – zapytała bezradnie.

– Będzie musiała dostawać zastrzyki insuliny? – zapytał pan Arlington.

– Tak. Cukrzyca, którą ma Ashlee, jest typem insulinozależnym –

potwierdził Tom.

– Och, nie! – Z oczu pani Arlington znowu popłynęły łzy. – Jak my

sobie z tym poradzimy?

background image

– Proszę się nie martwić – uspokoiła ją Jess. – Skontaktujemy państwa

z przedstawicielem stowarzyszenia cukrzyków. Otrzymają państwo od

niego wszelkie niezbędne informacje oraz pomoc. Jeśli uznają państwo, że

to potrzebne, przedstawiciel wprowadzi państwa do grupy wsparcia dla

osób cierpiących na to schorzenie.

– Domyślam się, że w tej chwili czują się państwo tak, jakby świat się

zawalił – odezwał się Tom ze zrozumieniem. – Zaręczam jednak, że z

cukrzycą można żyć normalnie. Stan Ashlee już teraz się poprawia. Za

chwilę zbada ją endokrynolog, a potem przewieziemy ją na intensywną

terapię, gdzie pewnie spędzi kilka dni. Nie mogę obiecać, że szybko wróci

do domu, bo dobranie odpowiedniej dawki insuliny zajmuje sporo czasu.

Kiedy zjawił się endokrynolog, Tom przekazał mu Ashlee wraz z

wynikami badań.

– Pora zająć się nosem – przypomniała sobie Jess i poszła do

pielęgniarek po kartę pacjentki. Zamiast jednak od razu do niej zajrzeć,

przez chwilę rozmyślała o Tomie, o jego trudnym życiu oraz o tym, że

mimo tych niewesołych doświadczeń potrafił tak wiele dać z siebie swoim

pacjentom.

– Zamierzasz posłużyć się telepatią? – zapytał, stając znienacka za jej

plecami.

Zacisnęła zęby, zła na siebie, że pozwoliła si| podejść. Swoją drogą

musiała wyglądać bardzo zabawnie, stojąc na środku korytarza, z

nieobecną miną wpatrując się w brązową kopertę.

– Niestety, telepatia jakoś dziś nie działa, więc lepiej zajrzę do środka –

powiedziała, próbując obrócić wszystko w żart.

– Co to za przypadek?

background image

– Koralik w nosie – odparła, marszcząc własny nos.

– Nie lubisz nosów?

– Wolę je od oczu.

– Czyżbyś nie wierzyła, że oczy są zwierciadłem duszy? Nie próbujesz

dowiedzieć się z nich prawdy o człowieku?

– Robię to tylko wtedy, kiedy naprawdę muszę. Każdy ma fiksacje na

jakimś punkcie. Ty też?

– Tak. Na punkcie rudzielców – odparł miękko. – Zadaję się z nimi

tylko wtedy, kiedy nie mam wyjścia.

Nie zdążyła zapytać go, co ma na myśli, bo odwrócił się i odszedł do

swoich zajęć. Ona też czym prędzej poszła do małego chłopca z

koralikiem w nosie, który już i tak długo czekał na pomoc. Kiedy koralik

został szczęśliwie wyjęty, mogła zrobić sobie przerwę. Poszła więc do

pokoju lekarskiego, nalała sobie kawę, usiadła przy stole i zadumała się

nad słowami Toma. Czy to możliwe, by dawał jej do zrozumienia, iż nie

powinna się do niego zbliżać? Zresztą, w miarę jak go poznawała,

dochodziła do wniosku, że nie ma takiej kobiety, której pozwoliłby poznać

swą prawdziwą naturę. Szkoda. Gdyby jednak zmienił zdanie, bardzo

chciałaby być tą szczęściarą.

Im dłużej o tym myślała, tym bardziej czuła się zagubiona i bezradna.

Właśnie zaczynał się piąty tydzień jej pobytu w Adelaide, czwarty tydzień

pracy w szpitalu oraz drugi znajomości z Tomem. I co? I pozwoliła, żeby

w tak krótkim czasie jej życie zboczyło z właściwego toru.

– Tu jesteś! – Słysząc kobiecy głos, Jess gwałtownie otworzyła oczy. –

Poznajesz mnie? Jestem Kathryn z ortopedii.

– Oczywiście, że cię poznaję. Wejdź, proszę. Napijesz się kawy?

background image

– Dziękuję, ale za pięć minut mam spotkanie. Wpadłam zapytać, jak się

czujesz?

– Dzięki za pamięć. Na szczęście już dobrze.

– Cieszę się. Mój mąż i ja chcielibyśmy zaprosić cię do nas na kolację,

o ile oczywiście uda nam się znaleźć termin, który będzie nam wszystkim

odpowiadał. Przyjdziesz?

– Oczywiście. – Uśmiechnęła się, choć propozycja wydała jej się nieco

podejrzana. Z reguły ordynatorzy nie zapraszają do siebie młodszych

kolegów, zwłaszcza jeśli słabo ich znają. Cóż, może Kathryn jest inna. Na

wszelki wypadek Jess postanowiła sprawdzić jej intencje.

– Przepraszam... – zaczęła, nie wiedząc, jak sformułować to, co krąży

jej po głowie – nie zrozum mnie źle, ale to zaproszenie, to nie żadna

randka w ciemno?

– Nie – roześmiała się Kathryn. – Wprawdzie zaprosiliśmy Toma, ale

uwierz mi, nie ma w tym żadnych podtekstów. Pomyśl, jakie to wyzwanie,

dopasować rozkład dyżurów czworga lekarzy! Mam nadzieję, że zdołamy

się spotkać jeszcze przed Bożym Narodzeniem.

– Czy będzie ktoś oprócz nas?

– Nie, tylko nasze dzieci.

– I mam uwierzyć, że to nie jest żadna intryga? – Jess spojrzała na nią z

ukosa.

– Nie, nie i jeszcze raz nie. Po prostu kolacja w przyjacielskim gronie.

– Mówiłaś już Tomowi, że mnie zapraszasz?

– Tom Bryant nie musi wiedzieć o wszystkim, co robię. To przywilej

zarezerwowany dla mojego męża.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Ledwie Jess zdążyła dopić kawę, do pokoju wpadła jedna z

pielęgniarek.

– Jessico, mamy dziewczynkę porażoną prądem! – zawołała, po czym

obie pobiegły do izby przyjęć.

Tom przyszedł tam chwilę po nich.

– Co wiemy? – pytał od progu.

– Niewiele. – Belinda jeszcze raz przejrzała kartę. – Tylko tyle, że ma

trzy lata i jest przytomna.

– Dzień dobry. – Tom pochylił się nad dziewczynką. – Jak masz na

imię?

– Kelly – szepnęła cichutko.

– Jakie piękne imię! Ja jestem doktor Tom, a to moja koleżanka, doktor

Jess. Chcemy zobaczyć, czy nic ci się nie stało, dlatego położymy cię na

tym wielkim łóżku, dobrze? – Delikatnie pogłaskał ją po buzi. – Płakałaś?

– Tak.

– Biedactwo. Bardzo się przestraszyłaś, tak? Skinęła głową.

– Cześć, Kelly! – Jess uśmiechnęła się do niej. – Masz śliczne, kręcone

włosy. Też bym chciała takie mieć. Popatrz, moje wcale się nie kręcą.

Wiesz, co teraz zrobimy? – zapytała, pokazując dziewczynce kable od

EKG. – Sprawdzimy, jak bije twoje serduszko. Zaraz zdejmę ci koszulkę i

położę na piersi te metalowe kółeczka – opowiadała. – Zgadzasz się?

Kelly znowu pokiwała główką.

– A ja zmierzę ci ciśnienie – mówił Tom, opasując jej rączkę taśmą od

background image

ciśnieniomierza. Jesteś bardzo dzielna, wiesz – pochwalił. – Wiadomo już,

co się stało? – zapytał pielęgniarkę, która chwilę wcześniej skończyła

rozmawiać z rodzicami.

– Podobno skakała na kanapie i niechcący złapała za przewód od

lampy. Wyrwała go ze ściany i wtedy poraził ją prąd. Rodzice mówią, że

rzuciło ją przez cały pokój, a potem zaczęła okropnie płakać.

– Nic dziwnego, też bym płakał – mruknął Tom, oglądając lewą dłoń

dziecka. Czarne ślady wyglądały tak, jakby ktoś namalował je pędzelkiem.

– Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, ale natychmiast włożyłam jej rączkę

pod zimną wodę – wtrąciła mama dziewczynki.

– Bardzo dobrze pani zrobiła – potwierdził. – Dzięki temu nie

utworzyły się pęcherze.

Podczas gdy Tom badał brzuch Kelly, Jess zmierzyła jej ciśnienie i

uważnie przejrzała wydruki EKG.

– Chyba wszystko jest w porządku – zwrócił się Tom do rodziców – ale

na wszelki wypadek zatrzymamy ją na kilka godzin na obserwacji. Szok

po porażeniu mija. Jeszcze tylko opatrzymy poparzoną rączkę i jeśli stan

dziecka się nie pogorszy, niebawem będą państwo mogli zabrać je do

domu.

Jess zapytała Toma, czy jest mu jeszcze potrzebna, a ponieważ

zaprzeczył, poszła zająć się innymi pacjentami.

Pracowity szpitalny dzień skończył się dla niej około siedemnastej

trzydzieści. Kiedy w szatni zdejmowała lekarski strój, drzwi otworzyły się

z hukiem i do środka wpadła zapłakana młoda pielęgniarka. Jess

przypomniała sobie, że dziewczyna właśnie dziś rozpoczęła pracę.

– Co się stało? – zapytała. Pielęgniarka spojrzała na nią spłoszona.

background image

– Nic się nie stało – burknęła, wycierając nos.

Jess skwitowała to wzruszeniem ramion i sięgnęła do szafki po płaszcz.

Już miała wychodzić, gdy dziewczyna wyrzuciła z sobie, że nie chce

pracować na nagłych wypadkach.

– Nigdy się nie zgodzę, żeby szef traktował mnie jak skończoną idiotkę

– krzyczała. – Wezwał mnie do siebie i powiedział, żebym uważała, co

robię. A przecież to mój pierwszy dzień! Chyba należy mi się jakaś taryfa

ulgowa. Poza tym jest lekarzem, więc nie do niego należy ocena mojej

pracy.

– Nie zapominaj, że jest też szefem całego oddziału – przystopowała ją

Jess – ma więc prawo oceniać kwalifikacje wszystkich członków zespołu.

Jestem pewna, że zanim wezwał cię do siebie, rozmawiał z przełożoną.

– Naprawdę?! – przeraziła się dziewczyna.

– Naprawdę.

– Po co ja to wszystko opowiadam – zezłościła się. – Jeszcze się nie

zdarzyło, żeby lekarka zrozumiała pielęgniarkę.

Jess nie zamierzała dać się sprowokować.

– W dodatku mam dziś okres, wszystko mnie boli – żaliła się

dziewczyna. – Przynajmniej to mogłabyś zrozumieć.

– Dlaczego nie wzięłaś sobie wolnego dnia?

– Żartujesz? Mam to robić co miesiąc? A ten cały Bryant mógł

potraktować mnie dziś ulgowo.

– Myślę, że to zrobił, i dlatego skończyło się na rozmowie w cztery

oczy. I wiesz, co ci jeszcze powiem? Złe samopoczucie nie tłumaczy

kiepskiej pracy. Przynajmniej nie w tym zawodzie. Tu chodzi o ludzkie

życie i nie ma miejsca na potknięcia.

background image

– Wiem – westchnęła zrezygnowana pielęgniarka.

– Na mnie już pora – rzekła Jess. – Mam nadzieję, że mimo wszystko

spotkamy się jutro rano.

– Na szczęście następny dyżur mam dopiero w środę – odparła

dziewczyna ponuro.

– Do tego czasu na pewno poczujesz się lepiej i nastrój ci się poprawi –

pocieszyła ją i wyszła z szatni.

Na korytarzu spotkała Toma.

– Czy tam jest taka młoda pielęgniarka? – zapytał.

– Tak, rozmawiałam z nią.

– I co? Wszystko z nią w porządku?

– Myślę, że tak.

– Za to ty wyglądasz na bardzo zmęczoną – rzekł miękko.

– Bo jestem zmęczona – przyznała, tłumiąc ziewnięcie.

– Chodźmy na chwilę do mojego gabinetu – poprosił.

– Chcę z tobą porozmawiać.

– Teraz moja kolej, żeby się popłakać? – powiedziała zaczepnie, ale

Tom nie zareagował. Odezwał się dopiero wtedy, gdy znaleźli się sami w

pokoju.

– Uważasz, że nie powinienem był robić jej żadnych uwag? – zapytał. –

Pewnie winisz mnie za to, że płakała?

– Nic podobnego. Po pierwsze, ona nie płakała przez ciebie. Po prostu

miała podły nastrój. Po drugie, z tego, co mi powiedziała, wiem, że

popełniła kilka błędów. Moim zdaniem miałeś powody, żeby wezwać ją na

rozmowę.

– A więc zgadzasz się ze mną?

background image

– Tak.

– Mówiłaś o tym tej pielęgniarce?

– Owszem. Dlaczego tak bardzo cię to dziwi?

– Dlaczego? – powtórzył, siadając w fotelu. – Nieczęsto się zdarza,

żeby praktykanci otwarcie popierali moje decyzje personalne. Zwykle

ograniczają się do komentarzy za moimi plecami.

– Ja tak nie postępuję.

– Zaczynam to zauważać – wyznał, patrząc jej w oczy. W gabinecie

nagle zmieniła się atmosfera. Jess wyczuła, że Tom nie już ma ochoty

rozmawiać o sprawach służbowych.

– Jessico... – zaczął, wstając zza biurka. Ona też zaczęła się podnosić.

Przeraziła się, że zaraz usłyszy to, czego nie chciała usłyszeć; przeprosiny

za sobotni pocałunek. Tak bardzo jej zależało, by zachować w pamięci

piękno i cudowny nastrój tamtego poranka! Jeżeli Tom ją przeprosi, czar

pryśnie. – Jessico, posłuchaj... – rzekł cicho, biorąc ją za rękę.

– Nie, nic nie mów – powstrzymała go. – Nie chcę słuchać żadnych

tłumaczeń – mówiła, patrząc mu prosto w oczy. – Pracujmy dalej jak

koledzy i ograniczmy nasze kontakty do spraw zawodowych – brnęła,

sama przestraszona tym, co mówi.

Puścił jej dłoń tak gwałtownie, jakby się oparzył.

– Skoro tego chcesz – rzekł sucho. Wcisnął ręce w kieszenie spodni i

stał przez chwilę, niezdecydowany, co robić. W końcu wycofał się za

biurko.

– Tom, ja tego wcale nie chcę! – wykrzyknęła. – Proszę cię, mów dalej!

– Nie ma o czym.

– Tom, proszę! Obydwoje cenimy prawdę, choćby nie wiem jak

background image

przykrą. Przepraszam, że nie pozwoliłam ci dokończyć. Wcale nie chcę,

żebyśmy byli tylko kolegami.

– Więc po co to powiedziałaś?

– Bałam się, że zaczniesz mnie przepraszać za tamten pocałunek. Nie

zniosłabym, gdybyś powiedział, że to była pomyłka.

– Ja rzeczywiście chciałem cię przeprosić – przyznał, nieświadomie

przyprawiając ją o skurcz żołądka. A jednak dobrze odczytała jego

intencje! – Chcę cię przeprosić i powiedzieć, że nigdy dotąd nie

zachowałem się w taki sposób wobec żadnej koleżanki z zespołu. Nie

interesują mnie przelotne flirty w pracy – oznajmił, a ona, słysząc to,

zamarła.

– Tylko że z tobą jest inaczej – wyznał po chwili, przełamując

wewnętrzny opór. – Pociągasz mnie... – mruknął, wzruszywszy

ramionami. – Nie mam pojęcia, jak się między nami ułoży, ale myślę, że

powinniśmy spróbować. To może mieć sens, bo w końcu powiedziałem ci

o sobie dużo więcej niż jakiejkolwiek kobiecie...

– Rozumiem cię – rzekła z ciepłym uśmiechem. – Ja też nie jestem

wylewna i wolę zachować dystans, ale z tobą – zrobiła krok w jego stronę

– jest zupełnie inaczej.

– Jeszcze raz przepraszam za to, co powiedziałem dziś rano – szepnął

skruszony.

– Nie gniewam się – szepnęła.

Przyciągnął ją do siebie i spojrzał w oczy. Choć miała buty na niskim

obcasie, Tom przewyższał ją o parę centymetrów. Nareszcie poznała

mężczyznę, na którego nie musi patrzeć z góry!

– Jeszcze się nie spotykałem z tak wysoką dziewczyną...

background image

– A ja nie spotykałam się z nikim.

Odsunął ją od siebie na odległość wyciągniętych ramion.

– Chyba żartujesz?

– Ja po prostu nigdy nie miałam poważnego związku. Oczywiście,

umawiałam się z jakimiś chłopakami, ale zawsze wkraczała do akcji moja

siostra i sprzątała mi ich sprzed nosa.

– I ty jej na to pozwalałaś?

– Dlaczego nie? Naprawdę, nie było o kogo się bić.

– A teraz chcesz?

– Co? Bić się o ciebie?

– Nie! Spotykać się ze mną?

– Z tobą? – Udała głęboki namysł. – Hm, sama nie wiem. Z twoim

bagażem przeżyć... – Uśmiechnęła się, obejmując go.

– O ile wiem, ty też masz ich niemało.

– Wiesz co? Potraktujmy mój całkowity brak doświadczenia w

związkach z mężczyznami jak... wyzwanie. Pamiętasz, kiedyś

powiedziałeś, że jako szef pomożesz mi nadrobić wszystkie braki. Czyli

co? Próbujemy?

– Próbujemy! – kiwnął głową. – Trzeba to natychmiast

przypieczętować pocałunkiem.

– Genialny pomysł! – szepnęła.

Głośne pukanie do drzwi podziałało na nich jak kubeł zimnej wody.

Odskoczyli od siebie, ale Tom opanował się pierwszy i wziął ją za rękę.

– Nie, Jessico, tak być nie może – rzekł stanowczo. – Skoro chcemy

być razem, nie możemy się z tym kryć.

– Nie musimy też się afiszować. – Uśmiechnęła się i delikatnie

background image

wysunęła dłoń z jego ręki.

– Słusznie – przyznał. – Proszę wejść.

Dirk Robertson pewnie wkroczył do gabinetu.

– Chociaż w pracy moglibyście się opanować – powiedział, krzywiąc

się złośliwie.

Jess stłumiła śmiech, ale Tom nie wyglądał na rozbawionego.

– Chcesz czegoś, Robertson, czy przyszedłeś powiedzieć mi tylko coś

głupiego?

– Przyszedłem omówić plan dyżurów na przyszły tydzień – odparł. –

Przepraszam. Rzeczywiście głupio się zachowałem.

– Przeprosiny przyjęte. Siadaj. – Tom wskazał mu krzesło, a Jess

powiedział, że do niej zadzwoni. Nie pocałował jej wprawdzie na do

widzenia, ale spojrzał na nią w taki sposób, że poczuła miły dreszczyk.

Przepełniona radością, posłała mu czuły uśmiech, po czym wyszła z

gabinetu.

Na korytarzu spotkała Nicole, która skończyła właśnie dyżur.

– Wszystko w porządku? – zapytała, wskazując głową drzwi gabinetu

Toma.

– Tak – odparła Jess. Miała nadzieję, że wyraz rozanielenia zniknął już

z jej twarzy, jednak błysk zainteresowania w oczach Nicoli pozbawił ją

złudzeń.

– Tym razem mam wierzyć w to, co słyszę? – zagadnęła.

– Ja nie słucham plotek, a ty... rób, jak uważasz – wykręciła się Jess.

– Umawiasz się z Tomem, prawda?

Jess roześmiała się.

– Spotykamy się od czasu do czasu – przyznała.

background image

– Cudownie! – Radość Nicoli nie była udawana. – Najwyższy czas,

żeby jakaś dzielna kobieta zdobyła tę warowną twierdzę.

– Długo znasz Toma? – zainteresowała się Jess.

– Długo. To on przekonał mnie, że powinnam zostać lekarzem. I

widzisz, na co mi przyszło? Mam czterdzieści jeden lat i jeszcze nie

zrobiłam specjalizacji!

Pożegnały się na parkingu.

– Jessico! – zawołała nagle Nicola. – Bądź dobra dla Toma. Daj mu

trochę czasu, żeby się rozkręcił. On od dawna z nikim się nie spotykał.

– To tak jak ja – odparła ze śmiechem.

– Chyba nie mówisz poważnie! – Nicola była zaskoczona. – Kobieta z

twoją urodą?! To niemożliwe! Byłam pewna, że jesteś pożeraczką męskich

serc.

– Nic podobnego. Akurat w tym specjalizuje się moja siostra –

wyznała, lecz zaraz ugryzła się w język. – Miło się z tobą rozmawia, ale

muszę jechać – dodała i poszła do samochodu.

W drodze do domu zżymała się na siebie, krytykując własne gadulstwo.

Po co w ogóle wspominała o siostrze?! Lepiej, żeby nauczyła się trzymać

język za zębami.

Po powrocie do domu nie mogła znaleźć sobie miejsca. Zjadła kanapkę,

wzięła prysznic, lecz nadal nie wiedziała, co zrobić z wolnym czasem,

którego nagle zrobiło się za dużo. Skończyła referat, telewizora nie miała,

bo nie lubiła, kiedy coś ją rozprasza. W pewnej chwili spojrzała na balony

i przypomniała sobie o obchodzie klauna.

Ulokowała się w sypialni i zaczęła formować zwierzątka. Pierwsza była

żyrafa, całkiem zresztą udana, po niej zaś przyszła kolej na pieska. Za

background image

wzór posłużył jej zielony pudelek, którego Tom zrobił dla niej w sobotę.

Formowała balony w skupieniu, niezbyt zadowolona z efektu. Dopiero

piąty piesek zyskał jej pełną aprobatę.

– Jesteś śliczny! – powiedziała do niego, a potem sięgnęła po flamaster

i dorysowała mu pyszczek. – Tom może być z nas dumny. – Przyszło jej

do głowy, że zachowuje się jak naiwna nastolatka, ale co tam! Czuła się

taka szczęśliwa.

Stawiając pieska na szafce, zerknęła na swój telefon. No, dalej,

zadzwoń, zaklinała go w duchu. Zadzwoń, Tom. Przecież powiedział, że

się odezwie. Tylko kiedy? I czy po to, by umówić się na pierwszą randkę,

czy tylko po to, by porozmawiać? Ciekawe, czy zadzwoni jeszcze dziś,

czy dopiero jutro?

– Wiem już, dlaczego nie spotykam się z mężczyznami – oznajmiła

swojemu pieskowi. – To okropnie męczące i kłopotliwe.

Zegarek stojący przy łóżku wskazywał dwudziestą trzydzieści.

Ciekawe, co teraz robi Tom? Mogłaby do niego zadzwonić, ale nie miała

numeru. Pewnie dostałaby go w szpitalu, ale nie chciała robić sensacji. Po

co dawać kolejny powód do snucia domysłów?

– Schronisko! Tom na pewno tam jest! – zawołała, zeskakując z łóżka.

Chwytając w locie płaszcz i klucze, pobiegła do drzwi, zaraz jednak

wróciła do sypialni, postanowiła bowiem zabrać ze sobą pudelka. Chciała

pokazać go Tomowi i usłyszeć, jak ją chwali.

Naraz przyszło jej do głowy, że zwierzątka na pewno spodobałyby się

Scottowi. Wyobraziła sobie, że je dla niego formuje, a on śmieje się z

mniej udanych prób i zachęca, żeby nie traciła zapału.

W samochodzie ułożyła zwierzaczka na przednim siedzeniu i pojechała

background image

do schroniska. Jednak gdy już tam dotarła, ogarnęły ją wątpliwości. A jeśli

Toma tu nie ma? Albo jest bardzo zajęty i wcale się nie ucieszy, że

przeszkadza mu w pracy?

– Nie wycofuj się, skoro już tu jesteś – powiedziała głośno i wysiadła z

samochodu.

Wewnątrz znów opuściła ją pewność siebie. W holu nie było żywej

duszy, więc przez chwilę stała bezradnie, zastanawiając się, co robić.

Zawołać kogoś, czy od razu poszukać Toma? A może po prostu zaczekać,

aż przyjdzie ktoś z personelu.

Minuty mijały, a ona czuła się coraz bardziej niezręcznie. Uznała, że

jednak wróci do domu i już sięgała za klamkę, gdy znienacka ktoś zawołał

ją po imieniu.

– Dobry wieczór, kochana! – Clarissa wyciągnęła na powitanie swą

ciepłą dłoń. – Co u ciebie słychać?

– Dziękuję, wszystko dobrze.

– Jaki ładny balon. Tommy też umie takie robić – zauważyła Clarissa. –

Co cię do nas sprowadza? Znowu szukasz zbiega?

– Nie. Tym razem... – zająknęła się. – Czy jest Tom?

– Chodź, zaprowadzę cię do niego. Opowiada dzieciakom bajki na

dobranoc – oznajmiła Clarissa.

– Nie wiedziałam, że dzieci tu nocują.

– Nie zawsze. Czasem mamy komplet, czasem na noc zostaje tylko

kilkoro. Teoretycznie wszystkie powinny być w rodzinach zastępczych,

ale nie zawsze tego chcą. Poza tym wiedzą, że u nas znajdą pomoc.

Clarissa zatrzymała się przed drzwiami, zza których dobiegały

przytłumione dziecięce głosy.

background image

– Zaczekaj tu, dobrze? Jeśli dzieciaki zobaczą nową twarz, nie będzie

mowy o spaniu – tłumaczyła.

Otworzyła drzwi, ale zamiast wejść do środka, stanęła w progu i

zasłoniła ręką usta, tłumiąc śmiech. Jess zerknęła jej przez ramię. W

pokoju pełnym rozesłanych łóżek rozgrywała się bitwa na poduszki.

Chłopcy w różnym wieku skakali po materacach i okładali się, ile wlezie.

W samym środku pola walki uwijał się rozczochrany, roześmiany Tom.

Jess spojrzała ukradkiem na Clarissę, która w milczeniu obserwowała

bój. Widać było, że z trudem zachowuje powagę. Ktoś jednak musiał

wystąpić w roli surowej matki, więc w pewnej chwili tupnęła nogą. Jakiś

chłopiec zauważył ją i natychmiast spoważniał. Potem zrobił to następny, i

jeszcze następny. W końcu śmiał się już tylko Tom. Gdy zorientował się,

że zapadła martwa cisza, spojrzał w stronę drzwi.

– Thomasie Bryant! – Clarissa jeszcze raz tupnęła groźnie nogą. –

Można wiedzieć, co ty wyprawiasz?

– A jak ci się zdaje, moja droga? – Tom wstał i obrzucił ją wesołym

spojrzeniem. – Bijemy się – wykrzyknął, po czym chwycił jasiek i cisnął

nim w Clarissę. – Broń się!

Chłopcy struchleli. Nawet Jess wstrzymała oddech, niepewna reakcji

Clarissy. Ta zaś złapała poduszkę i walnęła nią Toma w głowę. Ich

podopieczni tylko na to czekali. Jak na komendę podnieśli straszną

wrzawę i zaczęli obrzucać się nie tylko poduszkami, ale dosłownie

wszystkim, co wpadło im w ręce. Tom zbierał najwięcej razów, bo

wszyscy chcieli zaatakować właśnie jego. Bronił się jak mógł,

odparowywał ciosy i widać było, że bawi się znakomicie.

Jess obserwowała go z rozczuleniem. Nigdy dotąd nie widziała go tak

background image

odprężonego i szczęśliwego. W pewnej chwili uświadomiła sobie, że te

zaniedbane dzieciaki zastępują mu rodzinę, której nigdy nie miał. I choć

sam dostał od losu tak niewiele, potrafił odnaleźć w sobie dobre uczucia i

podzielić się nimi z dziećmi, które były tak samo pokrzywdzone jak on.

Po cichu wycofała się na korytarz, czując, że nie powinna mu teraz

przeszkadzać. Niepotrzebnie przyjeżdżała do schroniska. Popełniła błąd,

wchodząc bez pytania do jego prywatnego świata. W holu przystanęła

obok grzejnika, przy którym rozgrzewała zziębnięte dłonie. Zazdrościła

Tomowi. Przynajmniej ma swoje miejsce w ziemi. A ona? Jej było dobrze

tylko we własnym, wewnętrznym świecie. W świecie rzeczywistym czuła

się obco, dlatego ciągle zmieniała miasta i mieszkania. Przypomniała

sobie, że jako dziecko najchętniej przebywała w bibliotece ojca. Tam

chroniła się przed trudną rzeczywistością i przed rodziną, do której nigdy

nie pasowała.

– Jessico! – Wymówił jej imię tak ciepło, że ze wzruszenia chciała się

rozpłakać. – Czy coś się stało? – spytał z niepokojem.

– Nie, wszystko w porządku. Po prostu chciałam się pochwalić. –

Uśmiechnęła się, podając mu pieska. Wiedziała, że zachowuje się

dziecinnie, ale już nie żałowała, że tu jest. To, co zobaczyła, sprawiło, że

Tom stał się jej jeszcze bliższy.

– Brawo! Dobra robota – pochwalił.

– Przepraszam, że cię nachodzę – zaczęła niepewnym głosem. –

Powinnam była cię uprzedzić, ale... tak ucieszyłam się, że wreszcie

wyszedł mi zgrabny piesek, że chciałam podzielić się z tobą moją

radością.

Tom spojrzał na nią, a potem ujął jej twarz w dłonie i pocałował ją w

background image

usta.

– Dziękuję – szepnął, dotykając czołem jej czoła. – Nawet nie wiesz, ile

to dla mnie znaczy.

– Pójdę już – rzekła cicho. – Wracaj do dzieciaków.

– W takim razie do jutra.

– Do jutra, Tom. – Otuliła się szczelnie płaszczem i ruszyła do drzwi.

– A piesek? – zawołał za nią.

– Jest twój. – Obróciła się w jego stronę i dłonią przesłała mu

pocałunek.

Nie spieszył się z odejściem. Odprowadził ją wzrokiem, a potem

spojrzał na fioletowego psiaka, którego mu zostawiła. Nigdy dotąd żadna

kobieta nie podarowała mu równie niezwykłego prezentu. Tak jak żadna

nie próbowała dzielić się z nim radością płynącą z rzeczy małych.

Pełen sprzecznych uczuć, zaczerpnął głęboko powietrza. To, co dzieje

się między nim a Jessicą, jest naprawdę wyjątkowe. Gdy sobie to

uświadomił, ogarnął go niepokój.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Telefon odezwał się w chwili, gdy zaparkowawszy samochód, szła do

siebie. Niecierpliwie zerknęła na ekran. Matka.

– Jessie, kochanie – świergotała matka. – Dobrze, że cię złapałam, bo

muszę coś ustalić. Pamiętasz, Linda wspominała o przyjęciu u

Hamptonow. Naprawdę bardzo byśmy chcieli, żebyś przyjechała. Ojciec

zarezerwował dla ciebie bilet na samolot!

Matka nawet nie zapytała, co u niej słychać. Widocznie w karierze ojca

nastąpiły jakieś poważne zmiany, skoro za wszelką cenę chcą ściągnąć ją

do domu.

– Jessie? Halo! Jessie, słyszysz mnie?

– Dobry wieczór, mamo. Miło, że dzwonisz. – Jess zamknęła drzwi i

zdjęła płaszcz. Potem wzięła głęboki oddech i powiedziała: – Nie wiem,

czy przyjadę. Muszę sprawdzić grafik. Nie rób sobie zbytniej nadziei, bo

zwykle pracuję w weekendy.

– Weź urlop! Zapowiada się wspaniałe przyjęcie. Będą na nim

dosłownie wszyscy! Szkoda, żebyś straciła taką okazję.

– Zobaczę, co da się zrobić.

– Jessie, ja naprawdę nie rozumiem, po co ci ta praca! Poza tym nie

jesteś niezastąpiona. Czy ktoś nie mógłby wziąć dyżuru za ciebie? –

zapytała, zaś po chwili milczenia dodała przymilnie: – Przyjedź, proszę!

Tak rzadko się widujemy.

– Dlaczego tak bardzo ci zależy, żebym pojawiła się na tym przyjęciu?

– Nie liczyła na szczerą odpowiedź, ale co szkodzi spróbować?

background image

– Przecież ci mówię. Będziemy mieli okazję spotkać się w rodzinnym

gronie. Poza tym w Caims jest teraz tak pięknie.

– Faktycznie, zapomniałam o tym. Wezmę sobie kilka wolnych dni i

przyjadę...

– Dobra córeczka! Wiedziałam, że mnie posłuchasz!

– Ale dopiero po Bożym Narodzeniu – dokończyła. – Mamo, ty chyba

nie rozumiesz, że do egzaminu zostało mi tylko pięć miesięcy. Ta praca

naprawdę wiele dla mnie znaczy. Dużo więcej niż jakieś przyjęcie u

Hamptonów. I dlatego nie przyjadę – oznajmiła tonem, który nie

pozostawiał cienia wątpliwości.

– Ależ Jessie, bądź rozsądna...

Jess miała dość. Nie zamierzała słuchać matczynych perswazji, więc

wyłączyła telefon.

Pod powiekami zapiekły ją łzy. Dlaczego oni zawsze próbują obudzić

w niej poczucie winy? Dlaczego opowiadają kłamliwe bzdury o spotkaniu

w gronie najbliższych? Jeszcze przed chwilą czuła się bezgranicznie

szczęśliwa. Zdawało jej się, że los wreszcie się do niej uśmiechnął.

Tymczasem wystarczyła ta krótka rozmowa i wróciło poczucie

osamotnienia i pustki, które prześladowało ją od tylu lat.

Dlaczego nie rozumieją, że ona jest inna? Że nie dba o pieniądze,

wpływy i majątek? Nie potrafią jej zaakceptować, tak jak nie potrafili

zaakceptować Scotta. Ojciec przez pewien czas nawet się go wypierał.

Posunął się wręcz do tego, że oskarżył matkę o romans, którego owocem

miał być właśnie Scott. Jess nie pojmowała, dlaczego matka się wtedy z

nim nie rozwiodła. Zresztą rodzice szybko doszli do porozumienia.

Początkowo chcieli umieścić Scotta w zakładzie, ale Jess tak długo z

background image

nimi walczyła, aż skapitulowali. W pewnej chwili ojciec zorientował się,

że na kalectwie syna może zbić polityczny kapitał. Jego dwulicowość

przyprawiała Jess o mdłości. Na zewnątrz był najzagorzalszym

orędownikiem włączenia niepełnosprawnych do społeczeństwa. Za

zamkniętymi drzwiami własnego domu nie musiał już niczego udawać.

Zgodził się, by Scotty został, ale nie odezwał się do niego słowem.

Starszą córkę traktował jak piąte koło u wozu. Jess była pewna, że

kiedy odeszła z domu, ulżyło mu tak samo jak jej. Dlatego nie wierzyła, że

po siedmiu latach milczenia nagle zapragnął kontaktu. Zależało mu, żeby

zjawiła się na przyjęciu, bo pewnie mógł dzięki niej ubić jakiś interes.

Naraz poczuła tępe pulsowanie w skroniach. Migrena. Dobrze

wiedziała, że jeśli chce uniknąć nawrotu, musi natychmiast przestać

myśleć o rodzinie. Wzięła paracetamol i położyła się do łóżka. Zasnęła

otulona ciepłymi wspomnieniami Toma i jego pocałunków, od których

zaczynała się uzależniać.

– Jak się układa między tobą i Jess? – zapytała Nicola dwa tygodnie

później.

– Dobrze – odrzekł Tom, nie przerywając pisania sprawozdania dla

opieki społecznej.

Nicola podeszła do okna, za którym panowała ciemność.

– Masz świadomość, że ona jest inna? – powiedziała, nie odwracając

oczu od szyby oddzielającej ich od nocy.

– Mam. – Czuł, że Nicola chce porozmawiać, ale nie miał ochoty

dyskutować z nią o swoim związku z Jess. I to wcale nie dlatego, że

przestał się nią interesować...

– Przyznaj się, ile „testów” już przeszła? Uderzenie było celne. Tom ze

background image

złością odłożył pióro.

– Nie widzisz, że pracuję! – zirytował się. – Nie będę teraz rozmawiał o

Jess!

– Dlaczego?

– Bo nie!

– Daj spokój, Tommy. Komu o tym opowiesz, jak nie starszej siostrze?

W jej głosie było tyle szczerej troski, że przestał się złościć, natomiast

zapytał, dlaczego chce o tym rozmawiać.

– Bo cię znam, Tom. I przeżyłam to samo co ty. Nieraz ci mówiłam, jak

bardzo żałuję, że nie mieszkaliśmy u Merle i Alwyna w tym samym

czasie. Nawet nie wiesz, jak mi ich brakuje.

– Mnie też.

– Jestem pewna, że Jess spodobałaby się Merle – rzekła Nicola cicho.

– Musimy wracać do tego tematu? – jęknął Tom, wznosząc oczy do

góry.

– Myślałeś, że uda ci się mnie zbyć? Nic z tego! Co zamierzasz z tym

zrobić?

– Z czym?

– Ze swoim związkiem z Jess.

– Nic. Nie będziemy się spieszyć, to wszystko.

– Rozumiem, ale czy w ogóle wiesz, do czego zmierzasz? Tom,

postawmy sprawę jasno. Kocham cię jak brata i bardzo lubię Jess. Nie

zawracaj jej głowy, jeśli nie jesteś do końca pewien swoich intencji. To

będzie naprawdę nie fair, jeśli ze strachu przed związkiem nagle się

wycofasz.

– Kto powiedział, że boję się związków?

background image

– A nie boisz się? – Nicola wzruszyła ramionami.

Nie wiedział, co odpowiedzieć. Podobnie jak nie był pewien, czy jest

gotów uznać to, co według niej było faktem. Potrzebował czasu, by

spokojnie wszystko przemyśleć.

– Doskonale cię rozumiem – pocieszyła go, ściskając za rękę. – Wiem,

jak smakuje ten strach, bo odczułam go na własnej skórze. Kiedy

poznałam Travisa, byłam przerażona perspektywą związania się z drugim

człowiekiem. A jednak czułam, że spotyka mnie coś cudownego. My też

się nie spieszyliśmy, bo ja potrzebowałam czasu, żeby znaleźć w sobie

odwagę i sięgnąć po to nowe życie, które chciał mi ofiarować. I popatrz,

jak dobrze wszystko się skończyło! Zycie uwielbia robić niespodzianki.

Szczęście przychodzi nawet do takich pechowców jak my. To, że jako

dzieci czuliśmy się odrzuceni, wcale nie znaczy, że jako dorośli nie mamy

prawa do miłości. Ona naprawdę na nas czeka. Jeśli czujesz, że Jess jest

dla ciebie kimś wyjątkowym – mówiła przejęta, ujmując jego dłoń – nie

pozwól jej odejść. Błagam cię, Tommy, nie rób tego!

Ostry dzwonek telefonu zakłócił ten intymny moment.

– Bryant! – rzucił Tom do słuchawki.

– Cześć! – Głos Jess sprawił, że poczuł miłe ciepło w okolicy serca. –

Zajęty?

– Nie bardzo. Rozmawiamy sobie z Nicolą.

– Nicola jest w schronisku? Coś się stało?

– Nie, wszystko w porządku – uspokoił ją, a patrząc na rozpromienioną

Nicole, która uniosła oba kciuki w górę, dodał: – Nicola jest, hm, jak by to

nazwać... moją starszą siostrą.

Po drugiej stronie słuchawki zapadła martwa cisza.

background image

– Jessico?

– Jestem. Trochę mnie zaskoczyłeś. Dlaczego nie powiedziałeś, że ty i

Nicola jesteście rodzeństwem?

– Bo nie jesteśmy. Tak się złożyło, że trafiliśmy do tej samej rodziny

zastępczej i od tamtej pory utrzymujemy ze sobą kontakt.

– Teraz rozumiem, dlaczego Nicola tak bardzo interesuje się naszym

związkiem. I co, zdałam egzamin? – zagadnęła, próbując oswoić się z

zaskakującą wiadomością. Wprawdzie ona i Tom uzgodnili, że będą

poznawać się powoli, ale o przyjaźni z Nicola mógł jej przecież

powiedzieć? Z drugiej strony, czy ma prawo mieć pretensje o to, że nie

wyjawił jej swych tajemnic? W końcu ona też nie mówi mu wszystkiego.

A już zwłaszcza o tym, że rodzice chcą wydać ją za Seana.

– Pytasz, czy zdałaś egzamin u Nicoli? – Wesoły głos Toma wyrwał ją

z zamyślenia.

– Mhm.

– Oblałaś! Ona cię strasznie nie lubi.

– Kłamie! – usłyszała w tle głos Nicoli. – Pogadamy później! Wszystko

ci wytłumaczę.

– Nie pogadacie – wtrącił Tom. – Nicola, czy ty aby nie musisz wracać

już do męża i dzieci? Jess mówi, że nie ma ochoty z tobą rozmawiać. Już

nigdy!

– Łżesz jak z nut! – roześmiała się Jess.

Ponieważ milczał, odczekała chwilę i zapytała, czy Nicola już poszła.

– Tak. I miejmy nadzieję, że nigdy nie wróci – odparł z udawaną

powagą.

– Nie mówisz serio?!

background image

– Oczywiście, że nie. Co u ciebie? Co porabiasz?

– Uczę się. Cóż innego mogłabym robić?

– Chcesz, żebym ci pomógł?

– W nauce? – spytała zmienionym, uwodzicielskim głosem. – Z tym

akurat daję sobie radę sama.

– Masz jutro dyżur?

– Co? Przecież to ty układasz grafik!

– Przyznaję się bez bicia, że nie znam rozkładu twoich dyżurów.

Łudziłem się, że się o tym nie dowiesz – powiedział, chcąc ją rozbawić.

Lubił, gdy się śmiała. Nie przypuszczał, że rozweselanie osoby, z którą

jest się blisko, daje tyle radości. – Słuchaj, Jess, spotkasz się ze mną jutro?

– Jasne! Myślałam, że będziesz w schronisku...

– Właśnie o tym mówię...

Zamilkła. Jakiś czas temu zorientowała się, że Tom ma na tyłach

schroniska maleńkie mieszkanko. Rozumiała, że mieszka tam, bo chce być

jak najbliżej swojej „rodziny”. Nigdy jednak nie proponował, by do niego

przyszła. Codziennie spotykali się w szpitalu, często jedli razem lunch i

kilka razy wyszli gdzieś wieczorem. Mimo to każde z nich zachowywało

swoją prywatność.

– Tom, jesteś pewien, że tego chcesz?

– Tak. Najwyższy czas, żebyś poznała moją „rodzinę”.

– Świetnie. Chętnie przyjdę.

Starała się, by zabrzmiało to lekko i swobodnie, jednak w sercu czuła

taki ciężar, jakby spadł na nie ogromny głaz. Skoro Tom chce pokazać jej

tych, których uważa za swoich bliskich, to pewnie sam chętnie pozna jej

rodzinę. Tylko czy ona kiedykolwiek znajdzie w sobie dość odwagi, by

background image

przedstawić mu swojego interesownego ojca, powierzchowną matkę i

głupią siostrę? I czy w ogóle chce to zrobić?

Rankiem z trudem obudziła się z niespokojnego snu. Zmobilizowała się

i o siódmej rano stawiła się w pracy. Do południa przyjęła mnóstwo

pacjentów, ale ani razu nie widziała Toma. Szkoda, jego ciepły uśmiech

był jej potrzebny.

Po lunchu, który zjadła samotnie, wróciła na oddział, gdzie czekał na

nią ojciec z czteroletnim synkiem. Chłopczyk jakimś cudem dostał się do

szarki z lekarstwami i wypił całą butelkę paracetamolu w syropie. Jego

roztrzęsiony tata nie mógł sobie darować, że nie zabezpieczył szafki.

– Jestem samotnym ojcem – informował przerażony. – Nie spałem całą

noc, bo Alex budził mnie co godzinę. Musiałem nie domknąć tej cholernej

szafki!

– Niech się pan uspokoi. Zaraz podamy mu lek i zatrzymamy go na

obserwacji, ale zaręczam panu, że nie ma powodu do obaw. Za kilka dni

Alex będzie zdrowy jak rybka.

– I znowu coś zmajstruje – westchnął jego ojciec. Kiedy małym

Aleksem zajęły się pielęgniarki, Jess mogła pójść na kawę. Choć

rozglądała się na wszystkie strony, nigdzie nie dostrzegła Toma.

Rozczarowana, usiadła przy stoliku, a potem położyła głowę na

skrzyżowanych ramionach.

– Doktor Yeoman, uprzedzam, że jeśli będzie pani spała w godzinach

pracy, poinformuję o tym pani przełożonych.

Natychmiast podniosła głowę.

– Jesteś! – ucieszyła się. – Gdzie się podziewałeś przez całe

przedpołudnie? Miałeś spotkania?

background image

– Nawet mi o tym nie przypominaj – westchnął, siadając obok. – Co u

ciebie? – zapytał, kładąc dłonie na jej rękach.

– Ja też miałam mnóstwo pracy, ale teraz, kiedy cię widzę, nawet nie

czuję się zmęczona.

– Mogę powiedzieć to samo. – Uśmiechnął się i pochylił, by ją

pocałować. – Jesteś jak narkotyk – szepnął z ustami przy jej ustach. –

Nigdy nie mam dość.

– Skąd ja to znam! – Śmiała się między pocałunkami.

Mogliby tak siedzieć godzinami, ale oboje musieli wracać do swych

zajęć. Tom z ociąganiem odsunął się i właśnie miał wstać, gdy w progu

stanęła zdyszana pielęgniarka.

– Tu jesteście! – wysapała. – Belinda prosi, żebyście przyszli do izby

przyjęć. Jest tam matka z czteromiesięcznym chłopcem. Belinda chce,

żebyście go obejrzeli.

– Obydwoje? – zdziwił się Tom.

– Tak. Chodźcie, opowiem wam wszystko po drodze. Okazało się, że

kobieta miała zastrzeżenia co do diagnozy postawionej przez pediatrę z

przychodni.

– A co on powiedział?

– Że to refluks i nie ma powodów do niepokoju, bo zdarza się to u

większości niemowląt.

– Ten chłopczyk naprawdę tak bardzo wymiotuje, czy po prostu często

mu się ulewa? – dopytywała Jess.

– Zaraz zapytacie jego matkę – rzekła pielęgniarka. Rozdzierający

płacz malucha usłyszeli już w poczekalni.

– Dzień dobry pani. – Tom przywitał się z młodą kobietą, która

background image

kołysała w ramionach rozkrzyczane dziecko. – Zdaje się, że synek ma

dzisiaj kiepski dzień.

– Dzisiaj? – Kobieta wzruszyła ramionami. – Odkąd się urodził, ma

same kiepskie dni.

– Zaraz go obejrzymy i na pewno znajdziemy jakąś radę – uspokoił ją.

Podczas gdy badali chłopca, matka z płaczem opowiadała im, że bardzo

się martwi, bo dziecko bez przerwy wymiotuje. Dlatego obawia się, że nie

dostaje wystarczającej ilości pożywienia.

– Tak pani sądzi? – zapytał Tom, delikatnie naciskając brzuszek, na co

dziecko zareagowało głośnym krzykiem.

– No pewnie! – Kobieta wytarła nos. – Wszystkiego już próbowałam.

Najpierw karmiłam go piersią, potem butelką. I nic. Nie potrafi utrzymać

żadnego pokarmu. Chlusta z niego tak, że brudzi się wszystko wokół.

– To mi wygląda na refluks pulsacyjny – mruknął Tom.

– Jess, teraz ty go zbadaj, dobrze?

Zamienili się miejscami. Jess nie wyczuła nic prócz guzka wielkości

ziarnka grochu w miejscu, gdzie kończy się żołądek.

– Biedactwo, wiem, że nie podoba ci się to opukiwanie. Już kończymy

– mówiła, podając chłopczyka Tomowi.

Widok kochanego mężczyzny tulącego niemowlę podział na jej

wyobraźnię. Wzruszona, czuła, że będzie pamiętała ten obrazek do końca

życia.

– Zwężenie odźwiernika? – zapytał, a ona kiwnęła głową.

– Poproś do nas doktora Sommerville’a – zwrócił się do pielęgniarki.

Następnie, pomagając sobie rysunkiem, wyjaśnił matce chłopczyka na

czym polega wada układu pokarmowego, którą podejrzewają u dziecka.

background image

– Ale skąd to się wzięło?

– To dziedziczne – wyjaśniła Jess. – Jeśli ojciec urodził się z taką wadą,

jest wielce prawdopodobne, że będzie ją miał jego pierworodny syn.

– I co teraz? Jak to naprawić? – zapytała kobieta.

– Operacyjnie – oznajmił Tom. – Niech się pani nie martwi – dodał,

widząc że zaczyna płakać. – To jest naprawdę prosty zabieg, polegający na

rozszerzeniu odźwiernika, tak by pokarm mógł swobodnie przedostawać

się z żołądka do dwunastnicy. Za chwilę przyjdzie chirurg, który wszystko

pani wytłumaczy.

Doktor Sommerville zbadał chłopczyka i potwierdził ich diagnozę.

Zdecydował, że operacja odbędzie się jeszcze tego samego dnia

wieczorem, po czym zabrał malca na oddział, żeby przygotować go do

zabiegu.

Po jego wyjściu Tom wrócił do swego gabinetu, a Jess została na

oddziale. Około piątej po południu jak zwykle zjawiło się wielu

pacjentów. Z reguły byli to ci, którzy w ciągu dnia nie zdążyli do

internisty.

Kiedy kończyła dyżur o w pół do ósmej wieczorem, była kompletnie

wykończona. Może dlatego perspektywa poznania „rodziny” Toma

zamiast ją cieszyć, budziła coraz większy niepokój.

– Trudno – westchnęła ciężko, wyjmując z szafki płaszcz i torbę. –

Niech będzie, co ma być.

– Cześć, Jess! Chciałabyś z kimś pogadać? – zawołała Nicola, stając w

drzwiach szatni.

– Owszem. – Jess uśmiechnęła się z przymusem. Odkąd dowiedziała

się, że Tom i Nicola się przyjaźnią, nie czuła się przy niej swobodnie.

background image

– Odpręż się.

– Potrafisz czytać w cudzych myślach? – Jess spojrzała na nią

podejrzliwie.

– Nie, ale potrafię odczytywać mowę ciała. A twoje mówi mi, że jesteś

bardzo spięta. Jeśli z mojego powodu, to niesłusznie. Ja naprawdę nie

gryzę. – Uśmiechnęła się, siadając obok Jess. – Mogę ci jakoś pomóc?

– Dziękuję, ale raczej nie. To problem pomiędzy mną i Tomem, więc

sami musimy go rozwiązać.

– Niełatwo dogadać się z drugim człowiekiem. W ogóle związki to

niełatwa rzecz.

– Wiem coś na ten temat – westchnęła Jess.

– Mówisz, jakbyś się kiedyś sparzyła.

– Bardzo dotkliwie, choć nie w związku z mężczyzną.

– Porozmawiaj o tym z Tomem – zachęcała Nicola. – Zaręczam ci, że

potrafi słuchać. Nie pozwól, żeby umknęło wam sprzed nosa coś tak

pięknego. Jess, ty naprawdę jesteś wyjątkowa.

– Mówiłaś mu o tym?

– Właściwie tak. Widzę, że przy tobie jest szczęśliwy. Myślę, że tobie

też jest z nim dobrze. Choć znam cię krótko, dostrzegam w tobie dużą

zmianę... – Zadzwonił pager Nicoli, która właśnie zaczynała nocny dyżur.

– Pora brać się do pracy – westchnęła, wstając. – Porozmawiaj z Tomem.

Powiedz mu, co cię gnębi – zachęcała, stojąc już w drzwiach.

Jess skinęła głową.

– Dziękuję ci za radę.

– Nie ma sprawy. Od tego są wścibskie starsze siostry. Nawet te

przyszywane. Powodzenia!

background image

W drodze do gabinetu Toma Jess wspominała rozmowę z Nicolą.

Oczywiście, przyznawała jej rację. Sama rozumiała, że musi porozmawiać

z Tomem o swej rodzinie. Tylko od czego zacząć? I jak mu to powiedzieć?

Mój ojciec jest nikczemnym manipulantem? Matka służy mu za

popychadło, a siostra jest żałosnym produktem obojga? Nie, to nie jest

dobry pomysł.

Na razie odsunęła od siebie ten problem. Przeszła przez pusty

sekretariat i zapukała do drzwi.

– Wejdź, ale tylko pod warunkiem, że masz metr osiemdziesiąt, robisz

specjalizację z pediatrii i masz na imię Jessica! – zawołał.

Nie wierzyła własnym uszom.

– Tom! – obruszyła się, wszedłszy do środka. – Co ty wygadujesz! A

gdyby to był ktoś inny?

– Kogoś innego po prostu bym nie wpuścił – odparł wesoło. Zaraz też

wstał z fotela i otoczył ją ramionami. – Mam za sobą wyjątkowo ciężki

dzień, więc czym prędzej muszę się wzmocnić podwójną dawką Jess –

szeptał, całując ją w usta.

Odwzajemniła pocałunek, jak zawsze szczęśliwa, kiedy Tom był

blisko. Tym razem jednak niepokój nie pozwolił jej cieszyć się tą intymną

chwilą tak, jak by chciała.

– O której musimy być w schronisku? – zapytała, delikatnie wysuwając

się z jego objęć.

– Stało się coś? – Przyjrzał się jej badawczo.

– Nie...

– Przecież widzę. Obiecaliśmy sobie, że będziemy grać w otwarte

karty.

background image

– Tak, ale to nie takie proste – szepnęła.

– Rozumiem. – Poczuła, że skinął głową, – Niełatwo zwierzyć się z

tego, co najbardziej boli. Co najmniej piętnastu dziecięcych psychologów

namawiało mnie, żebym to zrobił. Bez skutku.

– Skąd ja to znam?

– Czyżby? Miałaś do czynienia z piętnastoma nawiedzonymi

psychologami?

– Nie. Wystarczył mi kontakt z jednym.

– Chodziłaś do psychologa?

– Tak.

– Dlaczego?

– Ojciec uważał, jest mi to potrzebne.

– Czasem rodzice wiedzą, co jest dobre dla dziecka. Cofnęła się i

powiedziała przez zęby:

– Miałam wtedy czternaście lat i wiedziałam, że nie potrzebuję pomocy

psychologa. Nie wmawiaj mi, że wiesz, jak wyglądało moje dzieciństwo.

Nie masz pojęcia, czym było dorastanie w mojej rodzinie.

– Jess, dlaczego dążysz do konfrontacji?

– O czym ty mówisz? – osłupiała. – Ja dążę do konfrontacji? To ty bez

przerwy mnie prowokujesz!

– Denerwujesz się przed wizytą w schronisku – odgadł. Pokręciła

głową, ale on pokiwał.

– Boisz się, że potem będziesz zobligowana do przedstawienia mi

swojej rodziny.

– A będę?

– Kiedyś może tak.

background image

– Wiedziałam! – Obróciła się na pięcie i ruszyła do drzwi. On jednak

był szybszy.

– Jessico, powiedziałem: kiedyś. – Położył ręce na jej ramionach. –

Jeśli nasza znajomość ma się rozwijać, nasze światy też muszą zacząć się

przenikać.

– Dziesięć minut temu Nicola poradziła mi, żebym z tobą szczerze

porozmawiała.

– Zrobisz to?

– Nie wiem, czy będę w stanie. Boję się, że jeśli opowiem ci o mojej

rodzinie, nie będziesz chciał...

– Mów, bardzo cię proszę!

– Wiem, że to głupie, ale... boję się, że nie będziesz chciał się ze mną

spotykać.

Spojrzał na nią zdumiony.

– Aż tacy są straszni?

– Tak – szepnęła.

– W takim razie pozwól, żebym sam wyrobił sobie o nich zdanie.

Pamiętasz, niedawno domagałaś się, żebym ci zaufał? Teraz kolej na

ciebie.

– Opowiem ci o swojej rodzinie – powiedziała, patrząc mu prosto w

oczy – ale jeszcze nie dziś.

– Dobrze. Poczekam, aż będziesz gotowa. Czy teraz, kiedy to sobie

wyjaśniliśmy, pojedziesz ze mną do schroniska?

– Tak.

Kiedy późnym wieczorem wróciła do domu, była w cudownym

nastroju. Wieczór spędzony w towarzystwie współpracowników i

background image

podopiecznych Toma był jednym z najmilszych, jakie pamiętała. Teraz,

stając we własnej łazience, wciąż była tak przejęta, iż obawiała się, że nie

będzie mogła zasnąć. Gdy ujrzała w lustrze swoje rozpromienione oczy,

pojęła, że jest bardziej niż szczęśliwa. W jednej magicznej chwili pojęła,

że Tom jest dla niej... wszystkim. – Wszystkim! – oświadczyła dobitnie.

Naraz zaczęło docierać do niej prawdziwe znaczenie tego słowa.

Stopniowo wyraz szczęścia w jej oczach ustępował miejsca przerażeniu. –

Nie! – jęknęła. – Boże, tylko nie to! Jak mogłam być tak lekkomyślna!

Bo czy inaczej pokochałaby Toma?

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Po kilku bezsennych godzinach na krótko zapadła w drzemkę. Było w

pół do szóstej rano, kiedy ostatecznie dała za wygraną i wstała z łóżka.

Czuła, że musi rozładować pokłady negatywnej energii, więc wysprzątała

mieszkanie i spakowała rzeczy do kartonów. Robiła to tak energicznie, że

o siódmej rano była już wyczerpana, mimo to ubrała się i pojechała do

szpitala.

Pierwszą osobą, którą tam spotkała, był Tom. Gdy na niego spojrzała,

serce podskoczyło jej z miłości. Za to żołądek skurczył się boleśnie, co w

połączeniu z nie najlepszym samopoczuciem groziło nieprzyjemnymi

sensacjami.

– Chyba kiepsko spałaś – rzekł Tom na powitanie, co wywołało kolejny

skurcz jej nadwrażliwego żołądka. Tym razem była pewna, że nadchodzi

najgorsze. Przeprosiła więc Toma i pobiegła do przebieralni, gdzie

zamknęła się w łazience i natychmiast zwymiotowała.

Tom czekał na nią na korytarzu zdenerwowany.

– Jessico, na miłość boską, co się dzieje? – zapytał, gdy wyszła. –

Znowu masz atak migreny?

– Nie. Po prostu nie mogłam spać. Dlatego wstałam wcześniej niż

zwykle i spakowałam rzeczy. W ten weekend przenoszę się do nowego

mieszkania. W związku z tym chciałam cię prosić, żebyś zmienił plan

moich dyżurów. W sobotę wolałabym przyjść na noc.

– Jasne. To się da zrobić, ale pod jednym warunkiem.

– Mianowicie?

background image

– Zgodzisz się, żebym ci pomógł w przeprowadzce.

– Tom, naprawdę nie trzeba. Przecież wiesz, że mam mało rzeczy.

– To jest mój warunek. Przyjmujesz go czy nie?

– A mam inne wyjście?

– Czyli umowa stoi. Trzeba przypieczętować to pocałunkiem.

– Ty byś wszystko pieczętował pocałunkami! Pocałunek z konieczności

był bardzo krótki, bo ledwie zdążyli dotknąć się ustami, jak na komendę

odezwały się ich pagery. Co tchu pobiegli na oddział.

– Mamy tu Michaela Wardena – oznajmiła Belinda grobowym tonem,

podając Tomowi kartę. – Przywiózł go kolega. Tym razem ma poranioną

głowę.

– A niech to jasna cholera! – wściekł się Tom i szarpnął zasłonę, za

którą leżał dwunastoletni chłopiec. – Cześć, Mikey. Miałem nadzieję, że

już się tu nie spotkamy.

– Doktor Tom? – Mikey odwrócił głowę w kierunku, z którego

dobiegał głos. Oczy miał tak spuchnięte, że pomiędzy powiekami zostały

ledwie widoczne szparki.

– To ja, chłopie. – Tom poklepał go po ręce. – Zaraz zobaczymy, co ci

się przytrafiło. Źrenice nie powiększone, reagują na światło – dyktował

pielęgniarce. – Ciśnienie?

– Sto dwadzieścia na sześćdziesiąt.

– Przygotujcie kroplówkę. Mickey? Mickey, słyszysz mnie? Co ci się

stało?

– To na pewno pan, doktorze?

– Tak. Powiesz mi, co się stało?

– Przewróciłem się.

background image

– Gdzie i o co? Chłopiec nie odpowiedział.

– Mickey, przecież wiesz, że możesz mi zaufać – łagodnie

perswadował Tom. Bez skutku. – W porządku. Obejrzę teraz twoją głowę.

Widoczne odłamki szkła – rzekł do pielęgniarki. – Podajcie przez

kroplówkę dziesięć mililitrów midazolamu. Krwawienie ustało

samoczynnie, ale głowę trzeba zszyć i prześwietlić. Belindo, zadzwoń do

opieki społecznej i powiedz, że chcę rozmawiać z sierżantem

Kedomyerem.

– Tym razem nie masz nic przeciwko opiece społecznej? –

zainteresowała się Jess.

– O nie! Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby jak najszybciej

wyrwać Mickey’a spod skrzydeł jego „kochającej” rodzinki. Przez ostatnie

pół roku był u nas sześć razy, zawsze z dziwnymi obrażeniami –

opowiadał, podczas gdy Jess uważnie zszywała rany na głowie chłopca.

Gdy skończyła, Tom polecił, by odwieziono go na prześwietlenie. – Będę

u siebie. Wezwijcie mnie, jak będą gotowe zdjęcia. Chcę być natychmiast

poinformowany o jakichkolwiek zmianach, zwłaszcza neurologicznych.

Jess, pójdziesz ze mną.

Aby za nim nadążyć, musiała biec.

– Czemu jesteś taki wściekły? – zapytała, gdy weszli do jego gabinetu.

– Bo znam z doświadczenia takie pieskie życie – Przez długie lata

żyłem tak jak Mickey i Harley. Jak oni, byłem bity i poniżany. I tak samo

jak ci dwaj czułem się czarną owcą, która z wob' opieki społecznej trafiła

do tak zwanej „normalnej rodziny”. Jako nastolatek należałem do

młodzieżowych gangów. Żyłem na ulicy. Spałem w melinach. Żebrałem,

żeby mieć na jedzenie. Wszystko to zanim skończyłem piętnaście lat. A

background image

potem wyskoczyła jeszcze ta sprawa z Renee. Dlatego rozumiem Mickeya

– ciągnął po chwili milczenia. – Wiesz, co to znaczy zdradzić gang? To

znaczy skazać się na pewną śmierć. Wiem, co czuje Mickey. Jest mu źle,

chciałby poskarżyć się na ojca, ale nie robi tego, bo się boi konsekwencji.

Chcę, żeby poczuł, że go rozumiem i że mu pomogę. Masz rację,

wściekam się, ale nie bez powodu. Wszyscy, dosłownie wszyscy, którym

kiedykolwiek zaufałem, prędzej czy później mnie zawiedli.

– Nie zapominaj o Merle i Alwynie – odezwała się miękko. – Niełatwo

jest mówić o ciężkich przeżyciach. Czasem trzeba wyjątkowych

okoliczności, żeby przerwać milczenie. Pamiętasz, kiedy zacząłeś o tym

mówić?

– Po historii z Renee – szepnął. – Myślisz, że Mickey też zacznie? –

zapytał, pełen podziwu dla inteligencji Jess.

– Oby – westchnęła.

– Naprawdę chcę mu pomóc! – Nerwowo przeczesał włosy.

– A więc zrób to! – Jej słowa zabrzmiały jak zaklęcie. – Skoro potrafisz

pomagać dzieciakom ze schroniska, będziesz umiał pomóc Mickeyowi.

Zatrzymaj go na obserwacji. W tym czasie opieka społeczna zdąży znaleźć

rodzinę zastępczą.

– To nie załatwi sprawy – zirytował się. – Biologiczni rodzice i tak nie

dadzą mu spokoju. Mickey był już w rodzinach zastępczych, ale co z tego,

skoro ojciec go nachodzi, daje mu narkotyki i alkohol? Dopóki to się nie

skończy, chłopak nie będzie miał życia. Sąd zdecyduje, że trzeba odebrać

go rodzinie zastępczej i oddać rodzicom.

– Rozumiem. A co na to matka Mickeya?

– Jest zastraszona. Mąż ją bije...

background image

– Nikt jej nie mówił, że są specjalne ośrodki...

– Ona o tym wie, tylko że wcale nie chce odejść od męża! Pamiętam,

jak kiedyś Alwyn mówił mi, że nie ma gorszej rzeczy niż biologiczna

rodzina wtrącająca się do wychowania dziecka. Czasem ich pomoc jest

potrzebna, ale w dziewięciu przypadkach na dziesięć taka ingerencja

wyrządza same szkody.

– Tom, jeśli będziesz potrzebował pomocy, zawsze możesz na mnie

liczyć – oznajmiła.

W tej samej chwili odezwał się telefon. To sekretarka informowała

Toma, że sierżant Kedomyer czeka na drugiej linii. Przełączył rozmowę,

po czym beznamiętnie przedstawił policjantowi sytuację, ten zaś obiecał

wysłać patrol do domu Mickeya. Ledwie skończyli rozmawiać, do

gabinetu zajrzała sekretarka i powiedziała, że są już pracownicy opieki

społecznej. Tom poszedł się z nimi spotkać, a Jess wróciła na oddział,

gdzie do wieczora przyjmowała pacjentów. Po pracy, mimo zmęczenia,

pojechała z Tomem do schroniska.

Gdy późnym wieczorem dotarła wreszcie do domu i położyła się do

łóżka, znowu miała problemy z zaśnięciem. Leżąc w ciemnym pokoju,

przypominała sobie zdarzenia minionego dnia. Myślała zwłaszcza o tym,

co Tom powiedział jej o sobie. Skoro zdobył się na odwagę, powinna

zrobić to i ona.

Muszę wreszcie opowiedzieć mu o rodzicach i Lindzie!

– zdecydowała. A może będzie lepiej, jeśli pozna ich osobiście? Nie, to

nie jest dobry pomysł. Linda zaraz zacznie się przy nim kręcić i nim się

obejrzy, będzie usidlony. Przecież nie może ryzykować, że straci go w ten

sam idiotyczny sposób, co tylu poprzednich chłopaków. Tyle że gdy tamci

background image

zaczynali romansować z Lindą, było jej przykro, ale nie robiła z tego

tragedii, bo po prostu ich nie kochała. Z Tomem jest inaczej.

Naraz przyszło jej do głowy, że skoro go tak bardzo kocha, powinna

mu zaufać. A nuż okaże się, że jest odporny na wdzięki Lindy?

Przeanalizowała sytuację jeszcze raz i podjęła decyzję. Postanowiła, że z

samego rana zadzwoni do matki i powie jej, że będzie na przyjęciu u

Hamptonów.

Nie zrobiła tego jednak do soboty. Tom, zgodnie z umową, pomógł jej

przeprowadzić się do nowego mieszkania, które znajdowało się w połowie

drogi między schroniskiem a szpitalem.

' – Proszę, teraz będziemy mieli do siebie jeszcze bliżej – śmiał się

Tom, wnosząc do środka kartony. Gdy je potem wypakowywali, wpadł im

w ręce zestaw do balonów.

– Popatrz tylko, na co nam przyszło – jęknął Tom, formując jakiegoś

zwierzaka. – Dwoje dorosłych po trzydziestce, a bawią się jak dzieci.

– Z tą trzydziestką to trochę przesadziłeś – zaprotestowała. – Kończę

trzydzieści lat dopiero za cztery miesiące.

– Urządzisz przyjęcie?

– Raczej nie. Ostatni raz obchodziłam urodziny... – urwała i przez

chwilę wpatrywała się balonik, który obracała w rękach – na krótko przed

śmiercią Scotta.

– Jaki on był? – zapytał, siadając obok na podłodze.

– Wspaniały – szepnęła. – Nigdy się nie skarżył, był uśmiechnięty.

– A twoi rodzice? Jak poradzili sobie z tym, że mają niepełnosprawne

dziecko?

Teraz, pomyślała, zerknąwszy na Toma. Oto nadszedł moment, na

background image

który czeka. Pora na prawdę. Długo jednak nie potrafiła znaleźć

odpowiednich słów. W pewnej chwili przestraszyła się, że Tom poczuje

się dotknięty jej milczeniem. On jednak był cierpliwy i wyrozumiały.

– Jessico, wiem, jak trudno o tym mówić – szepnął, całując ją we

włosy. – Proszę cię, spróbuj!

– Dobrze! Kiedy urodził się mój brat, ojciec nie posiadał się ze

szczęścia, że wreszcie doczekał się dziedzica. Lecz gdy lekarze wykryli u

Scotty’ego dystrofie mięśni, ojciec go odrzucił. Pamiętam, jak oświadczył,

że dla niego Scott umarł. I gdyby na tym poprzestał, pewnie kiedyś bym

mu wybaczyła. On jednak posunął się jeszcze dalej. Bez skrupułów zaczął

wykorzystywać kalectwo własnego dziecka, traktując je jak jeszcze jeden

środek do robienia kariery. Zbijał kapitał na nieszczęściu syna, którego w

domu kompletnie ignorował.

Tom syknął zdegustowany.

– Jednak najgorsze nastąpiło po śmierci Scotty’ego. Ojciec chciał

urządzić pompatyczny pogrzeb, który stałby się towarzyskim

wydarzeniem, bo akurat wtedy ubiegał się o ponowny wybór na szefa

partii. Nie zgodziłam się, żeby z rodzinnej tragedii zrobił cyrk.

Zagroziłam, że wyjawię prawdę o tym, jak traktował syna. Ostatecznie na

pogrzebie byłam tylko ja i garstka osób z personelu medycznego, ktory

opiekował się Scottem. – Głos jej się załamał i po policzkach popłynęły

łzy. Tom otarł je wierzchem dłoni i wziął ją za rękę.

– Opowiedz mi więcej o Scottym – poprosił.

– Byliśmy bardzo zżyci. Mimo choroby, Scott był bardzo pogodny.

Kiedy na uczelni miałam stresujący dzień, już sama jego obecność

poprawiała mi nastrój. Wiesz, że on nigdy nie miał pretensji o to, że ojciec

background image

go odrzucił? Spoglądał na niego swymi wielkimi, łagodnymi oczami i w

milczeniu czekał na bodaj jedno dobre słowo. Jeśli ojciec chciał, żeby

pokazał się z nim publicznie, zawsze to robił, choć często naprawdę czuł

się bardzo źle. – Nie mówiąc ani słowa, Tom otoczył ją ramionami. – Tak

bardzo go kochałam – szlochała, tuląc się do niego, a on głaskał ją po

głowie i szeptał dobre słowa.

Po kilku minutach trochę się uspokoiła.

– Mówisz o tym po raz pierwszy, prawda? Skinęła głową.

– Dziękuję ci – szepnął. Przygarnął ją do siebie i siedzieli przytuleni w

milczeniu. – Powinnaś się teraz położyć i odpocząć – rzekł po pewnym

czasie. – Pamiętaj, że masz dzisiaj nocny dyżur. Twój szef nie będzie

zachwycony, jeśli zadzwonisz i powiesz, że nie przyjdziesz, bo masz

migrenę. – Mówiąc to, pomógł jej wstać i zaprowadził ją do sypialni.

Położyła się na swoim cienkim materacu, a on przykląkł obok i wziął ją

za rękę.

– Przytulisz mnie? – zapytała nieśmiało.

– Oczywiście – odparł, kładąc się obok.

Objął ją mocno, a ona położyła mu głowę na ramieniu. Jak zawsze, gdy

był blisko, chłonęła jego ciepło i zapach.

– Lepiej się czujesz?

– Uhm – mruknęła.

– Jesteś dla mnie bardzo ważna – wyznał, całując po kolei jej oczy,

czoło, nos. – Jak żadna kobieta przed tobą.

Zaczęli się całować, szepcząc do siebie czule.

– Kiedy z tobą jestem, czuję, że wszystko jest dokładnie takie, jak być

powinno. Uważam, że to wspaniałe uczucie, a jednocześnie...

background image

– Przerażające – dokończyła. – Dobrze o tym wiem.

– Wydaje nam się, że pozwalając sobie na uczucie, ryzykujemy zbyt

wiele – stwierdził, jakby czytał w jej myślach.

Oboje zamilkli, czując, że najważniejsze rzeczy zostały już

powiedziane. Zamiast roztrząsać własne problemy, woleli cieszyć się sobą.

Ich pocałunki stawały się coraz gorętsze. Szybko jednak przestały im

wystarczać i zaczęli ostrożnie poznawać swoje ciała. Tom wsunął dłoń

pod jej bluzkę i pieszczotliwie gładził gorącą skórę. Jess wzdychała z

rozkoszy, tuląc się do niego jeszcze mocniej. Gdy położył rękę na jej

piersi, na moment przestała oddychać.

Czuł szalone bicie jej serca, na szyi jej gorący oddech. Przyjemność,

którą mu dawała, kojarzyła mu się ze słodką męką. Mimo to gdzieś z dna

duszy wypłynął niepokój. Mówiąc jej, że jest dla niego bardzo ważna, nie

mówił wszystkiego. Dopiero teraz uświadomił sobie, że tak naprawdę nie

umiałby już bez niej żyć. I nawet nie chodziło tu o jego własne szczęście.

Naraz bowiem okazało się, że jej szczęście jest dla niego ważniejsze.

Nie potrafił znieść myśli, że mógłby ją skrzywdzić. I choć niczego tak

nie pragnął, jak kochać się z nią do Utraty tchu, postanowił się wycofać.

To nie był odpowiedni moment na fizyczne zbliżenie. Opowiadając mu o

bracie, bardzo się wzruszyła, wciąż jeszcze była wzburzona i rozbita. Nie

chciał, by pomyślała, że wykorzystuje jej słabość.

– Tom? – szepnęła zaniepokojona, gdy cofnął ręce. Czy zrobiła coś

złego? Zawiodła go? – Tom? – powtórzyła.

– Ach, Jessico! Nawet nie wiesz, jak mi z tobą dobrze. Słysząc to,

poczuła się trochę spokojniejsza, ale nadal musiała to wyjaśnić.

– Powiedz mi, czy zrobiłam coś nie tak? – zapytała, nie mogąc

background image

opanować drżenia głosu.

– Ależ nie! Oczywiście, że nie! – zapewnił.

– Więc dlaczego...

– Dlatego, że nie jesteś teraz w najlepszej psychicznej formie. Nie chcę,

żebyś pomyślała, że to wykorzystuję.

– Tom! Nawet mi to przez myśl nie przeszło!

– Csii! Nic nie mów – szepnął, całując ją. – Nie mogę ryzykować, że

coś się między nami popsuje. Jesteś dla mnie zbyt ważna.

Przytuliła się do niego mocno i z ulgą zamknęła oczy. Gdy je

otworzyła, w pokoju było już ciemno. Naraz poczuła na brzuchu jakiś

ciężar. Okazało się, że to ramię Toma, który usnął razem z nią. Już miała

przytulić się do niego i spać dalej, gdy nagle uświadomiła sobie, że

przecież jest sobota. A to znaczy, że ma nocny dyżur. Zaniepokojona

zerknęła na budzik i skoczyła na równe nogi. Ma nie więcej niż dziesięć

minut, by dotrzeć do szpitala.

– Jess? – mruknął Tom sennie.

– Słuchaj, zaspaliśmy! – zawołała, wyjmując w pośpiechu ubrania z

szafy. – Muszę już wychodzić!

– Zrobię ci kawę – zaproponował, wstając z materaca.

– Nie ma czasu!

– Wiesz, że jeśli się spóźnisz, doniosę o tym twojemu szefowi?

– Bardzo śmieszne! – W ciągu pięciu minut była gotowa do wyjścia. –

Tom, proszę, zostaw tę kawę. Naprawdę musimy już iść – popędzała go,

stojąc w progu.

– Dobrze, już dobrze. Co za kobieta! Najpierw pomagam jej przy

przeprowadzce, potem muszę ją tulić do snu, a ona mnie po tym

background image

wszystkim wyrzuca na ulicę! – narzekał.

Śmiejąc się, pobiegła do samochodu.

– Zobaczymy się jutro – wołała, wsiadając.

– O niczym nie zapomniałaś?

– Chyba nie.

– A buzi na dobranoc? Widzę, że będziemy musieli trochę popracować

nad twoimi manierami.

Na szczęście sobotnia noc na oddziale była jedną ze spokojniejszych.

Kiedy dyżur dobiegł końca, Jess poszła dowiedzieć się o stan zdrowia

Mickeya.

– Jest nieźle – powiedziała jej siostra oddziałowa – ale najlepiej, jeśli o

szczegóły zapytasz Jacka Holdena.

W ten sposób Jess wreszcie poznała męża Kathryn. Rozmawiali dość

długo, wymieniając się informacjami na temat sytuacji chłopca.

Poprzedniego dnia Jess dowiedziała się od Toma, że policja znalazła

niepodważalne dowody, iż Mickeya pobił własny ojciec.

– To dobrze – ucieszył się Jack. – Będzie nam dużo łatwiej umieścić go

w rodzinie zastępczej. Ja i Tom mamy się dziś spotkać w tej sprawie z

pracownikami opieki społecznej.

– Próbujesz poderwać moją dziewczynę? – zapytał znienacka Tom,

stając obok nich.

– Proszę bardzo, o wilku mowa – roześmiał się Jack. Tom przytulił do

siebie Jess i zapytał, jak minęła noc.

– Nie było najgorzej. Ale nie będę ukrywała, że marzy mi się kubek

gorącej kawy.

– Jack, czy zdążymy się czegoś napić? – zapytał.

background image

– Jasne. Zrobię teraz szybki obchód, a potem przyjdę po ciebie do

kafeterii – odparł. – No, idź już. Przywitaj się porządnie ze swoją

dziewczyną.

Kiedy usiedli naprzeciw siebie przy stoliku, Jess postanowiła od razu

powiedzieć mu o tym, o czym myślała przez całą noc.

– Tom, muszę z tobą porozmawiać – zaczęła.

– Stało się coś? – W jego oczach pojawił się niepokój.

– Nie, nic. Chodzi o moją rodzinę. Matka i siostra zamęczają mnie,

żebym przyjechała do Cairns na przyjęcie wydawane przez zaprzyjaźnioną

rodzinę. Tak bardzo im na tym zależy, że ojciec chce zapłacić za mój bilet

na samolot.

– To chyba dobrze?

– Dla mnie jest to mocno podejrzane, bo od siedmiu lat nie

zamieniliśmy słowa.

– I co? Pojedziesz?

– Jeszcze nie wiem. Podejrzewam, że to jakaś pułapka.

– Dlaczego? Może ojciec chce się z tobą pogodzić.

– Możliwe. Tylko że może zrobić to w każdej chwili, niekoniecznie na

tym przyjęciu.

– Co właściwie robi twój ojciec?

– Jest politykiem. Podobno chce się ubiegać o stanowisko gubernatora

stanu.

– Poważna sprawa.

– Właśnie. Ci ludzie, Hamptonowie, którzy urządzają to przyjęcie, są

bardzo wpływowi. Czuję, że ojciec chce zdobyć ich poparcie.

– Słuchaj, Jess. Jeśli o mnie chodzi, możesz jechać. Dam ci wolny

background image

dzień.

– Dziękuję, ale szczerze mówiąc, chcę prosić cię o coś innego –

przyznała się. – Tom, pojedź ze mną.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Wszedł do mieszkania i z ulgą rozluźnił krawat. Po serii spotkań i

wielogodzinnych dyskusjach o tym, jak pomóc Mickeyowi, czuł się

bardzo zmęczony. Dzięki jego osobistym kontaktom udało się umieścić

chłopca w tymczasowej rodzinie zastępczej. Jeżeli się w niej odnajdzie, po

sprawie sądowej będzie mógł zostać z nią na stałe i zacząć nowe życie z

dala od swego nieodpowiedzialnego ojca.

Kiedy o tym myślał, naszła go refleksja, że jego los mógłby być

znacznie gorszy, gdyby jego rodzice zdecydowali się jednak żyć.

Ponieważ nie lubił gdybać, szybko odsunął od siebie te myśli i zaczął

zastanawiać się nad prośbą Jessiki. Przez to całe zamieszanie z Mickeyem

nie miał czasu zastanowić się, czy chce z nią jechać. Widocznie nie było

mu dane podjąć szybko decyzji, bo właśnie odezwał się telefon.

– Tom Bryant.

– Cześć. Jakieś nowości w sprawie Mickeya? – zapytała Nicola prosto z

mostu.

– Wszystko w porządku.

– W porządku? Tylko tyle?

– Tak.

– Tommy, coś się stało, tak?

– Ech, siostro! Zapomniałem, że ciebie nie można oszukać. – Zaśmiał

się. – Jess poprosi, żebym pojechał z nią do Cairns.

– Po co?

– Poznać jej rodzinę.

background image

– Hej, to mi wygląda na poważną sprawę! Gratulacje! I co, pojedziesz?

– Sam nie wiem. Zależy, czy uda mi się znaleźć kogoś, kto weźmie

moje dyżury.

– Chcesz jechać?

– Powiem szczerze, że jestem ciekawy. Jess nie ma najlepszych relacji

z rodzicami i siostrą. Jeśli pojadę, to głównie po to, żeby ją wspierać

moralnie. Ona się boi, że rodzice szykują jakąś niemiłą niespodziankę. Z

tego, co mówi, wynika, że faktycznie nie można im ufać.

– W takim razie sprawa przesądzona.

– Nie rozumiem?

– Myślę, że już się zdecydowałeś. Skoro czujesz, że Jess potrzebuje

wsparcia, nie spraw jej zawodu. Pamiętasz, czym Merle i Alwyn różnili się

od innych przybranych rodziców?

– Tym, że potrafili człowieka wesprzeć.

– Właśnie!

– Dziękuję, Nicolo. Bardzo mi pomogłaś. Jutro z samego rana znajdę

zastępcę na dyżury swoje i Jess.

Zrobił, jak zaplanował. Jess ucieszyła się, jednak w miarę jak mijały

dni, coraz bardziej zamykała się w sobie. Nie miał jej tego za złe. A gdy w

sobotni ranek Nicola żegnała ich na lotnisku, Jess była już kłębkiem

nerwów.

– Nie powinnam tam jechać – powtarzała, gdy samolot przemieszczał

się na pas startowy.

– Uspokój się – prosił, całując ją w rękę. – Zobaczysz, wszystko będzie

dobrze.

Pomogło, ale na krótko. Gdy zbliżał się koniec lotu, Jess stała się

background image

znowu niespokojna.

– Czuję, że robię straszny błąd. Tom, ja nie mogę się z nimi spotkać.

– Jessico, przestań się zadręczać. Pamiętaj, że jestem przy tobie.

– Ty ich nie znasz! To nie są sympatyczni ludzie.

– Być może, ale jest już za późno, żeby się wycofać. Spodziewają się

nas.

– Nie, Tom. Oni spodziewają się mnie!

– Jak to? Nie uprzedziłaś ich, że nie będziesz sama?

– Bo czuję przez skórę, że oni coś knują. Twoja obecność na pewno

bardzo ich zaskoczy. To będzie moja niespodzianka.

– Czy domyślasz się, o co im chodzi? Oparła się ciężko o swój fotel.

– Od tygodnia łamię sobie nad tym głowę – przyznała. – Próbuję

odgadnąć, co się stanie. I nic. Wiem tylko, że nie ufam ojcu. On nie zazna

spokoju, dopóki nie odzyska kontroli nad moim życiem – oznajmiła,

otwierając oczy. – Nie powiedziałam im, że ze mną będziesz, bo nie

chciałam dawać im forów. Oni zawsze potrafią obmyślić chytry plan.

– Jednym słowem, posłużyłaś się mną – stwierdził chłodno.

– Ależ nie! – zawołała przerażona. – Jak możesz tak myśleć? Chcę,

żebyś był obok mnie, bo... dajesz mi siłę! Pomagasz mi spojrzeć z

dystansu na trudne sprawy. Potrzebuję cię, bo... – Urwała w pół słowa.

Tak niewiele brakowało, a wypowiedziałaby te dwa najtrudniejsze słowa.

– Bo? – Wpatrywał się w nią przenikliwie.

– Bo ja... – Ciężko przełknęła ślinę. Dobrze, powie to. Oto nadeszła

chwila prawdy. – Bo cię kocham – szepnęła głosem drżącym od

tłumionych łez. – Nie chciałam się w tobie zakochać, ale stało się.

Objął ją i trzymał mocno, dopóki samolot nie usiadł na płycie lotniska.

background image

Zanim wysiedli, pocałował ją w usta i w obie dłonie.

– Jessie! – krzyknęła Linda, gdy tylko zjawili się w terminalu.

Tom z dyskretnym zaciekawieniem obserwował wysoką, atrakcyjną

blondynkę, która głośno cmokała powietrze w okolicach policzków Jess.

– Ooo! – westchnęła melodyjnie, gdy zdała sobie sprawę z jego

obecności. Jej oczy śmiały się jak oczy dziecka, które widzi nową

zabawkę. – Jest twój? – spytała prowokacyjnie, biorąc go pod ramię. –

Czy moja siostra uprzedzała cię, że my się wszystkim dzielimy?

Jess czuła, że robi jej się niedobrze.

– Słuchaj, Jessie, skocz po bagaże, a ja i twój przystojny znajomy

spróbujemy się lepiej poznać – zaproponowała Linda.

– Mamy tylko bagaż podręczny – odparła, obiecując sobie, że nie da się

sprowokować.

– A więc chodźmy. – Linda uśmiechnęła się zalotnie. – Samochód

czeka przed wejściem.

Idąc pomiędzy siostrami, zastanawiał się, jak to możliwe, że osoby

wychowane w jednej rodzinie są tak kompletnie inne. Gdy słuchał

paplaniny Lindy, zaczynał pojmować, dlaczego Jess tak niechętnie wraca

do domu.

Samochód okazał się być elegancką limuzyną. I choć wewnątrz było

mnóstwo miejsca, Linda niemal usiadła mu na kolanach, atakując go

agresywnym zapachem swoich perfum. Odsunął się od niej, lecz wcale jej

tym nie zniechęcił.

– Nie bój się, ja nie gryzę. No, może w pewnych sytuacjach... –

Roześmiała się, zerkając na niego dwuznacznie. Niewiele brakowało, a

byłby jej zawtórował, tyle że z zupełnie innego powodu. W swej

background image

wyzywającej zalotności wydała mu się po prostu komiczna. – Dowiem się

w końcu, jak masz na imię? – zapytała, muskając paznokciem koniec jego

ucha.

– Tom.

– Tom – powtórzyła, oblizując usta.

Doszedł do wniosku, że pora kończyć tę zabawę. Zdecydowanym

ruchem przysunął się do szyby i demonstracyjnie postawił obok siebie

torbę podróżną.

Jess miała wrażenie, że za chwilę się udusi. W przeciwieństwie do

Lindy, w ogóle nie mogła spojrzeć na Toma. Wpatrywała się więc w

znany krajobraz miasta, które migało za przyciemnioną szybą. Czuła, że

Tom ją obserwuje. Mogła się tylko domyślać, że porównuje ją z jej piękną

siostrą i zachodzi w głowę, jak mógł zainteresować się akurat tą brzydszą.

Kompleksy i dawne urazy zaczęły atakować jej duszę, odbierając chęć do

życia. Jednym z powodów, dla których zerwała kontakty z rodziną, było

to, że potrafili zabić w niej wiarę w siebie.

Tymczasem Tom nie robił żadnych porównań. Za to wyraźnie widział,

że Jess staje się coraz bardziej spięte. Nigdy dotąd nie widział, by

zachowywała się tak nerwowo. Gdy limuzyna minęła potężną kutą bramę i

dotoczyła się do obszernego podjazdu, postanowił wziąć sprawę w swoje

ręce. Skoro Jess powiedziała mu, że jest jej opoką, nie może jej zawieść.

Czyjaś niewidzialna ręka bezszelestnie otworzyła drzwi, wpuszczając

do chłodnego wnętrza strumień słonecznego światła. Linda wysiadła

pierwsza, a wtedy Tom błyskawicznie znalazł się u boku Jess. Przytulił ją

mocno i zapewnił, że cokolwiek się stanie, on zawsze będzie ją wspierał.

– Pamiętaj, że jesteś dla mnie najważniejsza. Rozumiesz? – szepnął,

background image

całując ją w czoło.

Przytuliła się do niego desperacko, lecz po chwili cofnęła i spojrzała

mu w oczy. Obiecali sobie, że będą wobec siebie szczerzy. Pora wypełnić

tę obietnicę.

– Podoba ci się Linda? – zapytała wprost.

– Co? – Spojrzał na nią, jakby widział ją pierwszy raz w życiu. – A

więc to cię gryzie? Obawiasz się, że mnie poderwie, jak innych twoich

chłopaków?

Skinęła głową.

– Jessico! O czym ty myślisz! – mówił, przygarniając ją do siebie. –

Kochanie, czy już zapomniałaś, co ci kiedyś powiedziałem? Że jesteś w

moim typie.

Uśmiechnęła się kącikami ust. Napięcie trochę osłabło.

– Obiecaj mi, że naprawdę będziemy wobec siebie szczerzy –

poprosiła. – W tym domu prawda to rzadki gość – dodała szybko, słysząc

dobiegający z zewnątrz głos Lindy.

– Obiecuję – odparł i pocałował ją w usta, wiedząc, że jej siostra będzie

tego świadkiem. Uznał, że im prędzej rodzina Jess zorientuje się, co ich

łączy, tym dla wszystkich lepiej.

– Przestańcie gruchać jak dwa gołąbki – zawołała Linda, zaglądając do

limuzyny. – Chodź, Jessie! Mama i tata nie mogą się doczekać, kiedy cię

wreszcie zobaczą.

Kamerdyner wprowadził ich salonu, w którym pani Yeoman zabijała

czas wyszywaniem. Patrząc na matkę, jak zwykle wyprostowaną jak

struna, Jess miała wrażenie, że cofnęła się w czasie o sto lat. Jedynie

elegancka modna garsonka, w którą była ubrana, przypominały, że pani

background image

Yeoman należy do tej epoki.

– Och, Jessie, cóż za niespodzianka! – zawołała, patrząc jednak nie na

córkę, ale na mężczyznę trzymającego ją za rękę. – Dlaczego nas nie

uprzedziłaś, że będziemy mieli gościa?

– Wydawało mi się, że to nie jest konieczne. W domu jest przecież

mnóstwo gościnnych pokoi.

– Naturalnie. Czy można wiedzieć, kim jest ten przystojny pan, który ci

towarzyszy?

– Mamo – wtrąciła się Linda, biorąc go pod rękę – pozwól, że ci

przedstawię Toma.

– Toma? Przepraszam, jak pańskie nazwisko?

– Tom Bryant. Ja i Jess pracujemy razem.

– Ach, więc jest pan lekarzem. Bryant? Bryant? Niech się chwilę

zastanowię. Czy pochodzi pan z tych Bryantów, którzy mieszkają w

Hiszpanii?

– Nie – rzucił krótko, nie widząc potrzeby wdawania się w szczegóły.

Kiedy poczuł, że Jessica ściska go za rękę, zrozumiał, że powinni jak

najszybciej wyjść. – Mamy za sobą długi lot i chętnie odświeżymy się po

podróży – powiedział, patrząc pani Yeoman prosto w oczy.

– Ależ naturalnie – podchwyciła, biorąc do ręki dzwoneczek. Następnie

poleciła kamerdynerowi, by zaprowadził panienkę Jessie do jej pokoju,

natomiast pan Bryant miał zamieszkać w pokoju oberżynowym.

Kiedy po szerokich schodach szli na górę, Jess powiedziała

kamerdynerowi, że zajmie pokój sąsiadujący z pokojem swojego gościa.

– Dlaczego to robisz? – zainteresował się Tom.

– Bo matka chciała nas ulokować w przeciwległych skrzydłach domu.

background image

– Myślisz, że chce nas rozdzielić?

– Jestem tego pewna!

Kamerdynerowi musiało bardzo zależeć na pracy, bowiem zignorował

jej prośbę i zaprowadził ich pod drzwi jej dawnego pokoju. Następnie z

lekkim ukłonem je otworzył.

– Bardzo pięknie – pochwalił Tom, zerkając do środka.

– Owszem, pod warunkiem, że ma się sześć lat – warknęła, patrząc z

obrzydzeniem na białą tapetę w różowe serduszka, którą jako nastolatka

próbowała zerwać. – Nie ma mowy, żebym miała tu spać – oznajmiła,

odwracając się plecami do słodkich, białych mebelków.

– Jeśli chcesz, możesz zamieszkać w moich oberżynach – roześmiał się.

– Doskonały pomysł – podchwyciła. – Proszę nas tam zaprowadzić.

– Jak panienka sobie życzy – odparł kamerdyner.

– Dlaczego ten pokój tak się nazywa? – zagadnął ją Tom po drodze. –

Hodujecie tam bakłażany?

– Zaraz sam zobaczysz – prychnęła, gdy czekali, aż kamerdyner

otworzy drzwi.

Sypialnia, do której weszli, urządzona była we wszystkich możliwych

odcieniach fioletu.

– Ajajaj! – jęknął Tom, rozglądając się po obszernym wnętrzu. –

Ślicznie tu. Pieniądz aż kapie z sufitu.

– A nie mówiłam!

– Za pół godziny w salonie zostaną podane drinki – oznajmił

kamerdyner, po czym dyskretnie się wycofał.

Tom tylko na to czekał. Rozpostarł szeroko ramiona, a potem mocno

przytulił Jess do siebie.

background image

– Dziękuję, że mnie zaprosiłaś.

– Dziękuję, że ze mną przyjechałeś.

– W jedności siła – oświadczył, co przyjęła z pierwszym tego dnia

swobodnym uśmiechem. – Jesteś pewna, że chcesz dzielić ze mną łoże? –

zapytał pół żartem, pół serio.

– Wolę to niż tapetę w serduszka.

– Doskonałe. Kto pierwszy idzie pod prysznic?

– Ja!

Dwadzieścia minut później oboje byli gotowi do wyjścia. Tom tak

wspaniale wyglądał w smokingu, że Jess nie mogła się na niego napatrzeć.

– Ależ jesteś przystojny – szepnęła, kręcąc głową.

– Tobie też niczego nie brakuje, moja piękna. Chodź, niech ci się

przyjrzę – powiedział, biorąc ją za ręce.

Miała na sobie piękną wieczorową suknię z jedwabiu w dwóch

kolorach. Kremowa, wyszywana góra z odkrytymi ramionami podkreślała

smukłość jej szyi. Suta spódnica w kolorze królewskiego błękitu spływała

aż do kostek. Całości dopełniał jedwabny szal i delikatne kolczyki z

szafirami.

– Suknia jest wypożyczona.

– Powinnaś ją kupić. Wyglądasz w niej prześlicznie. Nie, ja muszę cię

pocałować! – zawołał i przyciągnął ją do siebie.

Kiedy namiętnie całował jej twarz, włosy i szyję, miała ochotę krzyczeć

ze szczęścia. Tylko on potrafił sprawić, że zapominała o bożym świecie.

Tylko on umiał być lekiem na całe zło. Kiedy się od niej odsunął,

szumiało im w głowach.

– Obawiam się, że musisz poprawić makijaż...

background image

– A ty lepiej idź się uczesać...

Roześmiali się, po czym Tom zrobił trzy duże kroki w tył.

– Jeśli nie będę trzymał się od ciebie z daleka, nigdy nie uda nam się

stąd wyjść – uprzedził.

– Nie miałabym nic przeciwko temu, żebyśmy tu zostali.

– Nie wolno ci teraz stchórzyć – powiedział.

Potem podał jej rękę i ramię w ramię zeszli do salonu.

Hank Yeoman zachował się jak na polityka przystało, czyli gładko. Bez

komentarzy uścisnął dłoń Toma, sprawiając wrażenie, jakby rzeczywiście

cieszył się, że może go poznać. Pogawędził z nim chwilę przy drinkach,

po czym oznajmił, że pora jechać na przyjęcie.

Pół godziny później Jess patrzyła, jak Tom przeciska się w jej stronę.

– Tłok, że szpilki nie da się wcisnąć – zauważył.

– W tym środowisku to znak, że przyjęcie się udało – odparła, ciesząc

się, że znowu jest przy niej. W tej samej chwili poczuła, że ktoś delikatnie

postukał ją w ramię.

– Jessie! – zawołał wysoki blondyn i bez uprzedzenia pocałował ją w

usta.

– Sean? – jęknęła, nie posiadając się ze zdumienia.

– Ależ ty wypiękniałaś przez te lata, kiedyśmy się nie widzieli. –

Cofnął się o krok, by ją obejrzeć.

Ona zaś pomyślała, że to musi być koszmarny sen. Sean Hampton w

obecności Toma pocałował ją w taki sposób, jakby łączyła ich wielka

zażyłość.

– Proszę, żeby okazywał pan mojej narzeczonej więcej szacunku –

powiedział Tom lodowato, mierząc Seana takim spojrzeniem, jakby chciał

background image

zmienić to i owo w jego przystojnej twarzy. Nim zdążył się nacieszyć

widocznym na niej wyrazem osłupienia, czyjaś dłoń chwyciła go za ramię.

– Bryant, pozwoli pan na słowo – odezwał się Hank Yeoman głosem

nie znoszącym sprzeciwu.

Tom wyszarpnął się i otrzepał rękaw.

– Zaraz wrócę – obiecał, całując Jess w policzek, i poszedł za jej ojcem.

Wtedy poczuła ostrzegawcze skurcze żołądka.

– Jessie? – Sean patrzył na nią z niepokojem. – Dobrze się czujesz?

– Nie – szepnęła, zbyt słaba, żeby szukać wymówek.

– Chodźmy do biblioteki. Tam trochę odpoczniesz. Utorował jej drogę

wśród tłumu, a potem posadził w miękkim, skórzanym fotelu.

– Jessie, przepraszam, wiem, że głupio wyszło – bąknął, stając obok. –

Nie miałem pojęcia, że jesteś zaręczona. Gdybym wiedział, nigdy bym cię

nie pocałował. Tłumaczy mnie tylko to, że otrzymałem sugestie, jakobyś

była mną zainteresowana.

– Kto ci to powiedział? – zapytała, przymykając oczy.

– Jak to kto? Moi i twoi rodzice od miesięcy powtarzają mi, że marzysz

o tym, aby odświeżyć nasz związek.

– Sean! My i związek?!

– Ja wiem, ale zawsze mówiło się o nas jak o parze.

Poza tym kiedyś bardzo mi się podobałaś. A teraz proszę, co za

niespodzianka. Brzydkie kaczątko przemieniło się w cudnego łabędzia,

który...

– A co na to wszystko Linda? – zapytała ostro.

– A co ona może mieć z tym wspólnego? – zdziwił się.

– Zapomniałeś już, że z nas dwóch to jej przypadła rola łabędzicy? Czy

background image

może mam przypomnieć ci pewne wakacje, które spędzałeś w domu

rodziców?

– O czym ty mówisz?

– Nie udawaj. Miałam wtedy czternaście lat, ty szesnaście, a Linda była

ponad wiek rozwiniętą trzynastolatką. O tych wakacjach mówię.

– Pamiętam – przyznał, spuszczając głowę.

– Flirtowałeś ze mną. Całowaliśmy się. Byłam w tobie zakochana,

dopóki nie zobaczyłam cię z moją siostrą.

– Czego chcesz? Byłem wtedy nastolatkiem, któremu buzują hormony.

Nie mów, że wciąż masz do mnie o to żal?

Roześmiała mu się prosto w twarz.

– Wiesz, Sean, co ci powiem? Zastanów się dobrze, kim jesteś. A kiedy

następnym razem rodzice zaczną ci wmawiać, że kobieta, której nie

widziałeś przez całe lata, nadal umiera z miłości do ciebie, postaraj się o

więcej zdrowego rozsądku.

– Jessie, ja...

– Widzisz, nawet nie wiesz, że nie znoszę, kiedy ktoś tak się do mnie

zwraca. Mam na imię Jess.

– Twój przyjaciel oczywiście o tym wie?

– Oczywiście. Sean, ja kocham tego mężczyznę i przysięgam, że nie ma

takiej siły, która mogłaby nas rozdzielić.

– Co teraz zrobisz?

– Pójdę i powtórzę to mojemu ojcu – oznajmiła hardo. – A teraz

wybacz. Muszę znaleźć Toma i wszystko mu wyjaśnić.

Wyszli razem z biblioteki i po chwili na nowo wmieszali się w gwarny

tłum. Jess rozglądała się na wszystkie strony, ale nigdzie nie widziała

background image

Toma. Nie pewno nie było go z jej ojcem, bo ten stał obok rodziców

Seana.

– Jessie, kochanie. – Matka próbowała ją zatrzymać, gdy przypadkiem

znalazły się obok siebie. – Chciałabym, żebyś poznała...

Nie zamierzała nikogo poznawać. Zwłaszcza że wreszcie dostrzegła

Toma, który stał z boku sali i mówił coś z ożywieniem. Wspięła się na

palce, by sprawdzić, z kim rozmawia, ale właśnie wtedy matka pociągnęła

ją za rękę.

– Jessie, słyszysz mnie? Bardzo cię proszę, podejdź do nas na moment.

Już miała to zrobić, gdy nagle zauważyła kątem oka, że ktoś zarzuca

Tomowi ręce na szyję. Zdumiona, odwróciła się w tę stronę, a potem

zszokowana patrzyła, jak spełnia się najkoszmamiejszy z jej snów. Tom z

uśmiechem objął Lindę, która natychmiast pocałowała go prosto w usta.

Chciała krzyknąć „Nie!”, ale głos uwiązł jej w gardle.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

– Jessie!

Jess spojrzała na matkę jak na przedmiot. Czuła się chora. Ból ogarnął

nie tylko jej ciało, ale i umysł. Świat rozpadał się na kawałki. Wracały

wszystkie lęki.

– Dobrze się stało, jak się stało – szeptała matka, która musiała

zauważyć, jak Linda całuje Toma. – Tak będzie lepiej.

– Ja się nią zajmę, pani Yeoman – zaofiarował się Sean, stając obok

nich. Szczerze zaniepokojony stanem Jess, zaczął torować jej drogę pośród

gości. – Widziałem, co się stało – mówił, pochylając się nad nią. – Jestem

pewien, że to absolutnie nic nie znaczy. Zwykłe nieporozumienie.

Byli w połowie sali, gdy rozległo się delikatne pobrzękiwanie – ktoś

stukał w kryształowy kieliszek, dając znak, że chce przemówić. Gdy

ucichła muzyka i rozmowy, gospodarz przyjęcia podszedł do mikrofonu.

– Proszę państwa o chwilę uwagi. Pragnę podziękować wszystkim,

którzy zaszczycili nas dziś swą obecnością – zaczął, po czym wygłosił

mowę pochwalną na cześć ojca Jess. Następnie poprosił go, by do niego

dołączył i oficjalnie ogłosił zamiar ubiegania się o fotel gubernatora stanu.

– Z góry dziękuję tym, którzy zdecydują się mnie poprzeć – mówił

Hank Yeoman, wodząc wzrokiem po twarzach zebranych. – Mam

nadzieję, że za kilka miesięcy spotkamy się ponownie, by świętować

kolejne radosne wydarzenie. Nie powiem nic więcej, bo przecież nie

chcemy peszyć Jessie i Seana, prawda? – Uśmiechnął się znacząco. –

Dodam tylko, że najwyższy czas, aby Hamptonowie i Yeomanowie stali

background image

się jedną rodziną.

W sali rozległy się wiwaty i gromkie brawa. Oczy wszystkich zwróciły

się w stronę Seana i Jess, oni zaś stali zdumieni, nie bardzo wiedząc, jak

się zachować.

Jess odważyła się spojrzeć na Toma, dopiero gdy minął największy

szok. Nie mogła jednak dostrzec wyrazu jego oczu, gdyż miał opuszczoną

głowę. Chyba nie uwierzył w te wszystkie bzdury? Przecież ją zna.

Przecież wie, że ona go kocha!

Nagle ponad radosny zgiełk wybił się przeraźliwy krzyk. Blada jak

płótno Linda chwyciła się za brzuch i z jękiem osunęła się na podłogę.

Widząc siostrę w takim stanie, Jess przestała myśleć o tym, co stało się

przed chwilą. Ruszyła w jej stronę, gotowa zrobić wszystko, by jej pomóc.

– Puls przyspieszony, oddech płytki – rzucił Tom, który jako pierwszy

zajął się Lindą.

– Wyrostek? – zapytała Jess, klękając obok.

– Albo zapalenie żołądka.

– Jessie? Jessie! – Linda uczepiła się jej ręki. – Co się ze mną dzieje?

– Uspokój się. Zaraz odwieziemy cię do szpitala. Sean, wezwij karetkę,

dobrze?

– Proszę się odsunąć – zawołał Tom, machając ręką w stronę

napierającego tłumu.

– Jessie – jęczała Linda – błagam, ratuj mnie! Nie pozwól, żebym

umarła jak Scott.

– Przestań mówić głupstwa! Co jadłaś?

– Nic. Nie mogłam przełknąć ani kęsa.

– Czy wcześniej miewałaś takie ostre bóle?

background image

– Tak. U Scotta też się tak zaczęło, prawda? Musiałam się od niego

zarazić.

– Lindo, uwierz mi, że nie jesteś chora na to samo co Scott. – Jess

starała się zachować spokój.

– Jest karetka! – zawołał Sean.

– Wreszcie! – Jess i Tom odetchnęli z ulgą.

– Ja nie chcę jechać do szpitala! – zaprotestowała Linda z płaczem. –

Jessie, nie zostawiaj mnie!

– Nie zostawię – uspokoiła ją, ocierając pot z jej czoła. Sanitariusze

zgodzili się, by wraz z Tomem wsiedli do karetki i zajęli się Lindą. Gdy

jednak wszelkie zabiegi medyczne zostały przeprowadzone, zapadła

niezręczna cisza.

– Znasz historię jej chorób? – zapytał.

– Pamiętam tylko, że miała usunięte migdałki. Skinął głową, ale nic nie

powiedział. Milczał przez resztę drogi do szpitala, a jej się zdawało, że coś

ważnego wymyka im się z rąk. Przestraszyła się, że wydarzenia tego

wieczoru na zawsze przekreśliły szanse związku, który z takim trudem

budowali. Może zresztą ich uczucie od początku skazane było na klęskę?

Jednego była pewna – do końca życia nie daruje sobie, że zaprosiła Toma

do swojego rodzinnego domu.

Kiedy dotarli na miejsce, Linda została przewieziona na badania, oni

zaś mieli czekać na diagnozę w poczekalni.

– Pierwszy raz jestem w poczekalni dla rodzin – zauważył Tom,

rozglądając się po niewielkim pomieszczeniu. – Oczywiście, nie

pretenduję do miana członka twojej rodziny – sprostował.

Choć od rozmowy z ojcem Jess minęło sporo czasu, nadal był na niego

background image

wściekły. Jednak największy żal miał do niej. Bolało go, że mimo próśb

nie odważyła się mu zaufać.

Ktoś z personelu zawiadomił ich, że u Lindy stwierdzono zapalenie

wyrostka, więc natychmiast zostanie poddana operacji.

– Biedna Linda – westchnęła Jess. – Ciekawe, jak długo się z tym

męczy. Pewnie umierała ze strachu, że skończy jak Scott.

– W rozmowach z tobą nigdy nie skarżyła się na bóle brzucha?

– Nie.

– A jak często do ciebie dzwoniła? – zapytał.

– Kilka razy w tygodniu.

– I nigdy nie zapytałaś jej, jak się czuje?

– Dlaczego się na mnie złościsz?

– Dlatego, że jesteś jej siostrą. A biorąc pod uwagę to, jacy są wasi

rodzice, również jedyną osobą, do której mogła zwrócić się o pomóc.

– Co ty wiesz o moich relacjach z Lindą?!

– Nic. A wiesz dlaczego? Bo nie raczyłaś mi o nich opowiedzieć.

Twierdzisz, że mnie kochasz. Chcesz wiedzieć, co ja myślę? Że tam, gdzie

nie ma zaufania, nie może być mowy o prawdziwym uczuciu.

– Po tym, jak się dzisiaj popisałeś, nie żałuję, że ci nie zaufałam!

– Więc jednak! Rozumiem, że z tej samej przyczyny nie wspomniałaś

ani słowem o Seanie.

– Przyznaję, popełniłam błąd. Masz prawo czuć się dotknięty.

– I właśnie tak się czuję. Nie obchodzą mnie pomysły twojego ojca ani

to, co dziś od niego usłyszałem. Jeśli coś mnie boli, to wyłącznie to, że nie

jesteś ze mną szczera. Okłamałaś mnie!

– Za to ty jesteś wyjątkowo prawdomówny! Mówisz, że Linda nie jest

background image

w twoim typie, a klika godzin później całujesz się z nią na przyjęciu.

– Obawiam się, że nie znasz swojej siostry. Twierdzisz, że ona miała

wszystko, a ty nic. Tymczasem to nieprawda.

– Jak to nie?!

– Linda faktycznie mogła mieć wszystko, czego zapragnęła. Z

wyjątkiem szacunku i miłości starszej siostry.

– Po tym jednym pocałunku stałeś się takim ekspertem? – szydziła,

walcząc ze łzami. – I jak wypadło porównanie? Jest ode mnie lepsza?

Poczuł się okropnie. Powinien był przewidzieć, że po tylu silnych

przeżyciach Jess nie jest w stanie prowadzić poważnych rozmów. Jest

załamana, a on wpędza ją w jeszcze większy stres. Chciał ją objąć, ale się

odsunęła. Nie dał się zniechęcić i już po chwili tulił ją w ramionach,

błagając, by przestała płakać.

– Przepraszam, kochanie – szeptał skruszony. – Wiem, że wybrałem

niewłaściwy moment. Zostawmy to. Porozmawiamy później.

– Dlaczego ją pocałowałeś? – pytała rozżalona.

– To ona pocałowała mnie.

– Więc dlaczego jej na to pozwoliłeś?

– Bo to był siostrzany pocałunek. Chciała w ten sposób powitać mnie w

rodzinie.

– Co takiego?

– Linda podeszła do mnie, kiedy skończyłem rozmawiać z waszym

ojcem. Początkowo trzymałem ją na dystans i dawałem do zrozumienia, że

bez względu na jego plany będę o ciebie walczył. Wtedy wyznała mi, że

ojciec zmusił ją, żeby nas poróżniła. Miała mnie w sobie rozkochać, jak

moich poprzedników. Tylko że ona wcale tego nie chciała. Powiedziała, że

background image

kocha się w Seanie i nie podoba jej się to, że rodzice chcą was złączyć.

– Ty chyba żartujesz?! Pokręcił głową.

– Jess, ona tak często do ciebie dzwoniła, bo nie potrafiła znaleźć

wyjścia i łudziła się, że jej pomożesz.

– Więc czemu nie powiedziała mi o tym wprost?

– Bo nie macie ze sobą dobrego kontaktu. Ona ci zazdrości tej więzi,

jaka istniała pomiędzy tobą i Scottem.

– Nic z tego nie rozumiem – szepnęła bezradnie. – Jakim cudem

dowiedziałeś się tego wszystkiego w tak krótkim czasie?

– Czasem łatwiej otworzyć się przed nieznajomym.

– Nie ufam jej. – Wzruszyła ramionami. – To tylko gra pozorów.

Jeszcze jedno przedstawienie z Lindą w roli głównej.

– Ludzie się zmieniają, Jess. – Delikatnie pogłaskał ją po twarzy. –

Pozwól, żeby wątpliwości przemawiały na jej korzyść. Pamiętasz, kiedyś

prosiłaś mnie o to samo?

– Łatwo mówić! – prychnęła. – Tom, bardzo proszę, nigdy więcej jej

nie całuj! Kiedy to widzę, robi mi się słabo.

– Obiecuję, że jej nie tknę. Od dziś będę całował tylko ciebie –

roześmiał się i przyciągnął ją do siebie.

– Coś podobnego! I to w miejscu publicznym! – Wzburzony głos

Hanka Yeomana przerwał ich namiętny pocałunek.

Słysząc głos ojca, Jess mocniej przytuliła się do Toma.

– Mogłem się tego po tobie spodziewać – ciągnął ojciec, zniżając głos.

– Czy ty nigdy nie dorośniesz? Człowiek sobie żyły wypruwa, żeby

zapewnić dzieciom lepszą przyszłość, i oto jakie ma podziękowanie –

perorował, zwracając się do żony, która z uwagą przyglądała się swoim

background image

paznokciom.

– Zachowaj te mowy dla mediów – poradziła Jess lodowato. – Skoro

tak żywo obchodzi cię los córek, dlaczego nie pytasz o stan Lindy?

– A o co tu pytać? Jest pod opieką lekarzy, a ci chyba wiedzą, co mają

robić. Nie rozumiem tylko, dlaczego przywieziono ją do miejskiego

szpitala. Stać mnie na prywatną klinikę.

– Dla kochanej córeczki wszystko, co najlepsze!

– Nie bądź bezczelna. A jeśli chodzi o twoją siostrę, to po tym, jak

mnie skompromitowała, powinienem ją wydziedziczyć! Urządziła to

swoje żenujące przedstawienie w kulminacyjnym momencie mojego

wystąpienia – mówił oburzony.

Jess ogarnęła zgroza. Spędziwszy tyle lat poza domem, zdążyła

zapomnieć, że egocentryzm ojca nie zna granic.

– Tato, ona cierpiała. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo musiało ją

boleć – tłumaczyła takim głosem, jakby zwracała się do osoby

ograniczonej.

– Bzdury! Nie wyobrażam sobie, że nie można zapanować nad bólem.

– Proponuję, żebyś zaraz po tym, jak już zostaniesz gubernatorem,

zakazał publicznego okazywania bólu oraz wszelkich innych emocji –

rzekła podniesionym głosem.

Wtedy poczuła, że Tom delikatnie ściska jej dłoń. Spojrzała na niego, a

on bez słowa pokręcił głową. Przymknęła powieki, dając mu do

zrozumienia, że odczytała sygnał.

– Chodźmy się dowiedzieć, jak przebiegła operacja – zaproponował

Tom i niemal siłą wyciągnął ją z poczekalni.

– Czy teraz już rozumiesz, dlaczego nie chcę widywać się z moją

background image

rodziną? – pytała wzburzona, kiedy szli w stronę kontuaru, za którym

siedziała dyżurna pielęgniarka. – Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego!

– Nie mów tak!

– Co takiego?

– Jess, czy nie przyszło ci do głowy, że oni kiedyś zapragną

pojednania? Że będą próbowali naprawić zerwaną więź, tak jak teraz robi

to Linda?

– Tom, przez tyle lat byłam marionetką w ich rękach! Czuję się

wykorzystana!

– Wiem, kochanie. Wiem i rozumiem, bo sam przez długie lata nosiłem

w sercu żal. Miałem pretensje do losu, rodziców, policji i reszty świata.

Dziś wiem, że nie wolno pielęgnować w sobie negatywnych emocji, bo

one nas niszczą i jeśli się ich w porę nie pozbędziemy, zaczynają nas

toczyć jak rak. Nie odrzucaj swoich rodziców, Jess. Zaakceptuj ich takimi,

jacy są. Tylko wtedy poczujesz się wolna – mówił z zapałem, zatrzymując

się na środku korytarza. – Pomyśl o wszystkich dobrych chwilach, które

przeżyłaś dzięki swojej rodzinie. Wiele osób, łącznie ze mną, nie miało

takiego szczęścia. Nie pozwól, żeby złe wspomnienia przyćmiły te

najlepsze.

Jess słuchała go w skupieniu, poruszona mądrością jego słów. I gdyby

w porę nie przeszkodził im lekarz, pewnie by się znowu rozpłakała.

Tymczasem lekarz przyniósł im najświeższe informacje o stanie Lindy,

która została już przewieziona na oddział pooperacyjny. Na szczęście nie

doszło do zapalenia otrzewnej. Lekarz powiedział, że jeśli Jess chce

zobaczyć się z siostrą, może do niej wejść na kilka minut.

Linda leżała w przeszklonej sali, podłączona do kroplówki i otoczona

background image

sprzętem monitorującym funkcje życiowe. Patrząc na jej jasne włosy

rozrzucone na poduszce, Jess nie mogła wyjść ze zdumienia, że nawet tuż

po operacji wygląda pięknie.

– Biedna bogata dziewczynka – szepnęła, po raz pierwszy w życiu

szczerze współczując swej rozpieszczanej siostrze.

– Jessie?

– Tak, to ja.

– Byłam pewna, że umrę. Strasznie się bałam. Jess poczuła na policzku

ciepłą łzę.

– Ty płaczesz? – szepnęła Linda. – Nade mną? Przecież nic cię nie

obchodzę.

– To nieprawda – szepnęła przez ściśnięte gardło.

– Przecież wiem. Zależało ci tylko na Scotcie.

Jess pokręciła głową. Kiedy to wszystko tak strasznie się pogmatwało?

– Scott mnie potrzebował. A ty miałaś wszystko.

– Prócz twojej miłości!

– Csii, nie mówmy o tym teraz. – Jess podała jej na łyżeczce odrobinę

pokruszonego lodu. – Jeszcze nic nie jest stracone. Możemy spróbować się

zaprzyjaźnić.

– Jak?

– Nauczę cię. Zadzwoń do mnie, jak będziesz gotowa. Pójdę już. Nie

powinnaś się teraz przemęczać.

Wróciwszy do poczekalni, powiedziała rodzicom, że Linda ma się

dobrze i że niczego jej nie brakuje. Tom przytulił ją i pocałował w czoło,

co bardzo zirytowało jej ojca.

– Niech pan wreszcie przestanie spoufalać się z moją córką! Jej miejsce

background image

jest...

Tom uciszył go zdecydowanym gestem.

– Jessica i ja chcemy się z państwem pożegnać. Jeszcze dziś wracamy

nocnym samolotem do Adelaide.

– Wypraszam sobie, młody człowieku. Moja córka ma wyjść za mąż za

Seana Hamptona.

– Spóźnił się pan, panie Yeoman. Jess jest już z kimś zaręczona.

– Jestem? – Spojrzała na niego pytająco, a potem szybko odwróciła się

do rodziców i powiedziała: – Właśnie. Spóźniliście się. Dziękuję, że

zaprosiliście nas na weekend. Naprawdę, wiele się dziś... nauczyłam.

W taksówce prawie nie rozmawiali. Tom był zamyślony i nie odrywał

oczu od szyby, za którą migały światła miasta. Początkowo Jess była

zajęta własnymi myślami i nie zwróciła uwagi na jego nienaturalną

milkliwość, jednak po pewnym czasie zaczęła się niepokoić. Chciała go

zwłaszcza zapytać, co miał na myśli, mówiąc, że jest zaręczona. Obawiała

się, że powiedział to tylko po to, by ją ochronić. Tak jak wtedy, gdy

narzucał jej się Dirk Robertson.

Dopiero w samolocie znalazła w sobie dość odwagi, by zacząć

rozmowę o tym, co gnębiło ją od tylu godzin. Wcześniej byli zajęci

pakowaniem, a potem spieszyli się na lotnisko. Gdy jednak już po starcie

stewardesa podała im drinki, a Tom nadal milczał, Jess uznała, że dłużej

nie zniesie niepewności.

– Tom?

– Mmm?

Szybko otworzyła usta, ale jeszcze szybciej je zamknęła. Od czego

zacząć?

background image

– Kiedy powiedziałeś moim rodzicom, że... – Urwała, czując, że

zabrnęła w ślepy zaułek.

– Jesteśmy zaręczeni – przyszedł jej z pomocą.

– Właśnie. Czy powiedziałeś to, żeby mnie ochronić?

– Tak.

Opuściła głowę, bo nie chciała, żeby widział łzy rozgoryczenia. Było

ich jednak zbyt wiele.

– Jess! Co ty wyprawiasz? Spójrz na mnie! – Wziął ją pod brodę i

zmusił, by podniosła głowę. – Chciałem cię chronić, bo tak każe

odwieczny instynkt. Mężczyzna musi walczyć o kobietę.

– Co takiego?

– Jess! – Ujął jej twarz w obie dłonie. – Ja cię kocham! Jezu, nie

sądziłem, że tak łatwo to powiedzieć. Myślałem, że nigdy się nie odważę.

– Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że się odważyłeś – szepnęła przez

łzy.

– Wyjdziesz za mnie?

– Tak, Tom. Wyjdę za ciebie choćby dziś.

– Wiesz, co musimy teraz zrobić?

– Oczywiście! – uśmiechnęła się, pochylając się ku niemu. – Musimy

przypieczętować to pocałunkiem!

background image

EPILOG

– Zamknij oczy! – szepnął Tom, stając tuż za nią z ich

dwumiesięcznym synkiem Christopherem na rękach.

– Tylko sprawdź, czy nie oszukuje – poradził Harley.

Chłopak mieszkał z nimi od kilku miesięcy i powoli odzyskiwał spokój

i wiarę w siebie. Stali się jego rodziną zastępczą krótko po powrocie z

podróży poślubnej, kiedy to okazało się, że jedyną osobą, której Harley

ufa, jest Tom.

– Powiecie mi wreszcie, o co chodzi?

– Jeszcze chwilę – mówił Tom – moment... Już!

– Niespodzianka! – zawołał chór złożony z wielu znajomych głosów.

– Boże! Nie wiem, co powiedzieć... – roześmiała się Jess, kręcąc

głową.

– Powiedz: jak wam się udało zebrać ich wszystkich w jednym miejscu

i o jednej porze – poradził Harley.

– Właśnie! – pochwyciła, patrząc na rozpromienione twarze tych,

których uważała za swoją rodzinę. Clarissa, Nicola z rodziną, Betty,

Kathryn i Jack uśmiechali się do niej, życząc wszystkiego, co najlepsze.

– To jeszcze nie koniec – oznajmił Tom, całując ją czule. Naraz zgasło

światło. Po chwili w drzwiach zamigotały płomyki świec. To Linda i Sean

nieśli ogromny tort z napisem: „Wszystkiego najlepszego z okazji

pierwszej rocznicy ślubu”.

– A co wy tu robicie? – zdumiała się Jess, całując siostrę na powitanie.

– Przecież wczoraj rozmawiałyśmy przez telefon. Dlaczego mnie nie

background image

uprzedziłaś?

– Gdybym to zrobiła, twój mąż chyba by mnie wyklął – roześmiała się

Linda.

– Rodzice też tu są?

– Niestety, nie – westchnęła. – Ojciec jak zwykle ma mnóstwo pracy.

Ale przywieźliśmy prezent od dziadków dla Christophera.

– Czuję, że będą go rozpieszczać. – Jess uśmiechnęła się wyrozumiale,

patrząc z miłością w błękitne oczy, które jej synek odziedziczył po swoim

tacie.

– Mogę wziąć go na ręce? – zapytała Linda.

Tom ostrożnie podał jej Christophera, a potem mocno przytulił Jess.

– Podoba ci się niespodzianka?

– Bardzo. Podziękuję ci za nią, gdy będziemy sami.

– Hola, pani Bryant! Bez pośpiechu. Najpierw musisz mi pokazać

zgodę od lekarza. Zapomniałaś już, jak trudny był ten poród? – zapytał,

całując ją w czoło.

– Dzisiaj u niego byłam – szepnęła mu do ucha. – Dał nam zielone

światło.

– Naprawdę?!

– Niespodzianka! – roześmiała się, gładząc jego włosy.

– Musimy tylko zaczekać, aż wyjdą nasi gości.

– Obiecuję ci, że będą tu wyjątkowo krótko!


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Płyta ratunkowa lekiem na całe zło
JESTEŚ LEKIEM NA CAŁE ZŁO
Lucy Clark Na całe życie
380 Clark Lucy Na całe życie
380 Clark Lucy Na całe życie
Clark Lucy Na fali szczęścia
Clark Lucy Na fali szczescia
Lek na raka
Edukacja zdrowotna inwestycją na całe życie
00 LEK NA RAKA
PALMA SABAL-Luty, PALMA SABALOWA - SKUTECZNY LEK NA ŁAGODNY ROZROST PROSTATY
Lek na niepogodę
lek na nieśmiałość, Dziecko nieśmiałe i lękliwe
Noni tropikalny lek na liczne choroby
HOROSKOP na całe zycie

więcej podobnych podstron