Ludobójcze rzezie na Kresach cz I


www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=94625 2008-08-30
Ludobójcze rzezie na Kresach
Prof. Jerzy Robert Nowak
65 lat temu, 30 sierpnia 1943 roku, doszło do jednej z najkrwawszych rzezi na Polakach w dwóch wioskach na
Wołyniu: Ostrówkach i Woli Ostrowieckiej. Szowinistyczne bandy ukraińskie z UPA wymordowały tam
bestialsko niemal wszystkich polskich mieszkańców, łącznie około 1150 osób, grabiąc potem mienie swoich
ofiar. Nie oszczędzały nikogo, z równym okrucieństwem mordując mężczyzn, kobiety i dzieci.
Wstrząsające świadectwa na ten temat znajdujemy w znakomitym, choć ciągle mało spopularyzowanym,
wyborze Lucyny Kulińskiej: "Martyrologia polskich dzieci na Kresach RP 1942-1945", wydanym w
Krakowie w 2003 roku. Zawarta jest tam m.in. relacja świadka ukraińskiej zbrodni Aleksandra Praduna: "Było
nas tam dużo, bo to wszystkie kobiety z Ostrówek z dziećmi prawie do 15 lat, kilku dziadków, a i z Woli
Ostrowieckiej była znaczna część kobiet. Obstawieni byliśmy dość gęsto przez 'bulbowców'. O ucieczce nie
było mowy. Ludzie stali, niektórzy z dziećmi na rękach siedzieli, bo im było ciężko je trzymać. Modlili się, bo
było już wiadomo, że na tej polance nastąpi tragedia. Po krótkiej chwili padła komenda, żeby ludzie zrzucili z
siebie cięższą odzież. Krzyczeli, by wychodzić z gromady po dziesięć osób na środek polany. Początkowo
nikt nie chciał dobrowolnie iść na śmierć, bo każdemu życie miłe. Powstał płacz, lamenty, prośby, błagania,
aby nas puścili, bo my nic nikomu złego nie zrobiliśmy. Oni nawet nie słuchali, robili się coraz bardziej
wściekli. Rzucili się jak dzikie bestie, jak mocno wygłodzone zwierzęta i zaczęli wyciągać z tłumu, kto się
pod rękę nawinął. Odprowadzali na środek polany, kazali kłaść się w koło, twarzami do ziemi. Zaczęli strzelać
ofiarom w tył głowy, a my żywi musieliśmy na tę tragedię patrzeć. Patrzeć, jak giną niewinni ludzie i ich
najbliżsi: babcie, matki, siostry, bracia, córki, synowie, bo byli wszyscy ze sobą spokrewnieni".
Inny świadek wydarzeń - w 1943 roku 13-letni mieszkaniec wsi Wola Ostrowiecka - Henryk Kloc wspominał:
"Kiedy odprowadzono już wszystkich mężczyzn, na boisku szkolnym pozostały kobiety, dzieci i osoby w
starszym wieku (...). Była chwila ciszy; czekaliśmy na swoją kolej, zostało nas już tylko około 100 osób:
kobiet, dzieci, starców. Do stojących przy drzwiach uzbrojonych morderców podeszła jedna z kobiet - matka
trojga dzieci, i zwróciła się do nich z prośbą: 'Patrzcie, została nas mała garstka, pozwólcie nam żyć. Spójrzcie
na te dzieci, one są niewinne, ich oczy błagają o litość, miejcie więc litość dla nich'. Wtedy jeden z oprawców
powiedział - oczywiście po chachłacku - (w przybliżeniu): 'Wy Polacy. My was wszystkich wyrżniemy, a
www.radiomaryja.pl Strona 1/7
wasze domy spalimy. Nic po was nie zostanie'".
Okrutny mord popełniony na 1150 polskich mieszkańcach wołyńskich wiosek Ostrówki i Woli Ostrowieckiej
30 sierpnia 1943 roku był tylko cząstką fali ludobójczych zbrodni, dokonanych przez ukraińskie oddziały
OUN-UPA. Zbrodni, popełnionych z wyjątkowym bestialstwem na stu kilkudziesięciu tysiącach Polaków z
Wołynia i Małopolski Wschodniej. Ciągłe przemilczanie tych zbrodni przez ogromną część polityków i
mediów w Polsce, poza mediami patriotycznymi typu Radia Maryja i "Naszego Dziennika", sprawia, że
ludobójstwo to zatarło się w pamięci wielkiej części Polaków. Statystyki pokazują, że połowa Narodu nie ma
dziś pojęcia o tych zbrodniach, ich przebiegu i rozmiarach. Jest to zawstydzający wręcz przykład braku
szacunku dla polskiej martyrologii, dla pamięci o tak wielkich rzeszach ludzi, którzy męczeńsko zginęli tylko
dlatego, że byli Polakami. Występujący w Polsce ten tak niegodny brak pamięci o losach rodaków, którzy
padli ofiarą ukraińskich rezunów, idzie niestety w parze z równoczesnym ich wysławianiem na Ukrainie,
budowaniem im pomników. Dzieje się tak bez żadnych oficjalnych protestów ze strony polskiej. Godzi się
ona na wszystko w imię utrzymania jak najlepszych stosunków z Ukrainą, wyraznie za wszelką cenę. Dzieje
się tak bowiem kosztem pamięci o ponad 120 tysiącach wymordowanych Polaków.
Pierwsze zbrodnie na Polakach
Zbyt mało znany jest fakt, że zbrodnicza fala ludobójstwa na Polakach w latach 1943-1944 miała swą
wcześniejszą "uwerturę" już we wrześniu 1939 roku. To wtedy ukraińscy nacjonaliści dokonali pierwszych
bestialskich mordów na bezbronnych Polakach, korzystając z bezkarności zapewnionej im przez wkraczające
wojska sowieckie. Warto przypomnieć o tym w sytuacji, gdy wciąż rozpowszechniane są bezczelne kłamstwa
o całkowitej lojalności Ukraińców wobec Polski w 1939 roku. Szczególnie upartym, notorycznym wręcz
kłamcą na ten temat jest od lat zafałszowujący historię stosunków polsko-ukraińskich nacjonalistyczny
ukraiński publicysta i politolog Bohdan Osadczuk. Za swoje kłamstwa został on niebywale wyróżniony przez
prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego Orderem Orła Białego, którego nie ma dotąd tak zasłużony dla
popularyzacji dziejów Polski prof. Norman Davies. Przypomnijmy tu, że znakomity badacz dziejów Kresów
prof. Ryszard Szawłowski napisał we wstępie do głośnej książki Władysława i Ewy Siemaszków:
"Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945"
(Warszawa 2000, t. I, s. 25): "Tymczasem emerytowany ukraiński politolog z Berlina Bohdan Osadczuk
(stypendysta nazistowski w Berlinie w okresie II wojny światowej, pózniej pracownik tzw. Misji Wojskowej
w Berlinie Zachodnim - ośrodka szpiegostwa komunistycznego na zachodnią Europę, wreszcie w latach
dziewięćdziesiątych doradca prezydenta III RP od spraw ukraińskich, systematycznie dostarczający różnego
rodzaju dezinformacji historycznych w interesującej nas dziedzinie, w artykule 'Ukraińska lojalność'
('Tygodnik Powszechny' z 19 września 1999 r.) twierdzi m.in., że 'nie było ani jednego przykładu zdrady lub
www.radiomaryja.pl Strona 2/7
dezercji' (Ukraińców z Wojska Polskiego); to samo kłamstwo Osadczuk lansował również na V
międzynarodowym seminarium historycznym 'Stosunki polsko-ukraińskie w latach II wojny światowej' (...)".
Kłamstwo to Osadczuk powiela w kolejnych tekstach. Na przykład w wydanej w 2000 r. w Sejnach książce
"Ukraina, Polska, świat" pisze na s. 17, jak to Ukraińcy "pozostali lojalni wobec Rzeczypospolitej" w 1939
roku. Część Ukraińców pozostała rzeczywiście lojalna, ale tylko część. Wbrew kłamliwym twierdzeniom
Osadczuka, że "nie było ani jednego przykładu zdrady" ze strony Ukraińców w 1939 roku, były rozliczne
przykłady zdradzieckich działań połączonych z podstępnym mordowaniem bezbronnych Polaków. Można by
długo wyliczać udokumentowane, potwierdzone zródłowo fakty na ten temat.
Szczególnie wymownym świadectwem są relacje zamieszczone w książce "Antypolska akcja nacjonalistów
ukraińskich w Małopolsce Wschodniej w świetle dokumentów Rady Głównej Opiekuńczej 1943-1944" (wstęp
i opracowanie L. Kulińska i A. Roliński, Kraków 2003). Na s. 12-14 znajdujemy w niej zestawienie,
opracowane przez Polski Komitet Pomocy w Brzeżanach na temat zbrodni dokonanych na ludności polskiej w
drugiej połowie września 1939 r. przez bojówki ukraińskie w powiatach: brzeżańskim, podhajeckim i
buczackim. Autorzy zestawienia wyliczają:
"I. Pow. Brzeżany.
1. Żuków. Napad na dom i gospodarstwo J. W., w którym przebywała jego żona z dwojgiem nieletnich dzieci
i siostrami. Uzbrojona bojówka zażądała wydania broni, którą zabrała, a na żądanie właścicielki wystawiła
potwierdzenie, iż OUN pobiera broń. Ponieważ bojówka odgrażała się zabiciem, przeto wszyscy mieszkańcy
ratowali się ucieczką do pobliskich Brzeżan. Gdy Ukraińcom nie udało się ich zabić, zakopali opodal domu
stare karabiny, a następnie donieśli do NKWD w Brzeżanach, że właścicielka ukryła broń, którą obowiązana
była wydać władzom bolszewickim. NKWD stwierdziło zakopanie broni, a następnie aresztowało
właścicielkę, żądając, by się przyznała, gdyż w przeciwnym razie zawiezie ją wraz z dziećmi i tam na miejscu,
obok karabinów, wszystkich powystrzela. Dopiero okazanie pokwitowania uratowało od śmierci niewinnych
ludzi. Tego samego wieczora bojówka ta zamordowała w Żukowie Pietruszewskiego, dwoje staruszków,
rodziców Bazylego Chamara oraz inną rodzinę Chamarów, złożoną z 3 osób, a dwuletnie dziecko Bazylego
Chamara w zamiarze zabicia ciężko poraniła kolbą karabinu. Bandzie przewodził Wasyl Mikuliszyn z
Żukowa.
2. Dryszczów. Dnia 17 września 1939 roku miejscowi Ukraińcy zamordowali 32 Polaków, przeważnie dzieci
w wieku szkolnym i młodsze oraz Piotra Żaka, byłego sołtysa.
3. Urmań. Zamordowano kilka osób spośród tamtejszych Polaków.
4. Leśniki. Zamordowano liczącą ponad 70 lat teściową kpt. Kolbeka oraz kilka innych osób, wycofujących
się w kierunku na granicę węgierską oddziałów wojska polskiego, które rozbrajano.
5. Pewien chłop ukraiński Leszczuk, wójt za bolszewików, mieszkający przy szosie do Brzeżan, tuż pod lasem
www.radiomaryja.pl Strona 3/7
udzielał gościny znużonym żołnierzom, których w nocy, podczas snu, mordował i zakopywał w lesie. Zabił w
ten sposób 5 żołnierzy.
6. Kuropatniki. Dnia 18 września zamordowano 40 osób narodowości polskiej.
7. Jakubowa. Kolonia polska, powstała z parcelacji majątku polskiego, została zupełnie zniszczona i spalona, a
ludność w znacznej części wybita.
8. Józefówka - jak ad. 7.
9. Mazurskie Aany - jak ad. 7.
10. Koniuchy - jak ad. 7.
11. Seńków Kuropatnicki - jak ad. 7.
12. Mieczyszczów. Zamordowano nauczycielkę Zdebową, nad którą się bestialsko znęcano.
II. Pow. Podhajce.
1. Mużyłów. Zbrojny napad Ukraińców na cofające się kolumny Obrony Narodowej, w czasie którego został
zabity podoficer Obrony Narodowej.
2. Szumlany. Zamordowano rodziny właścicieli folwarków Gilewskiego i Gołembskiego, po 3 osoby, rodzinę
kierownika szkoły Engela (4 osoby) oraz około 20 innych rodzin polskich. Bandzie przewodził ukraiński
ksiądz z Trościańca, powiat Brzeżany.
3. Horożanka. Zamordowano kierownika szkoły Jana Groszka, jego żonę i kilkumiesięczne dziecko oraz
około 50 innych rodzin polskich.
4. Sławetyn. Zamordowano żonę, dziecko i 70-letnią matkę kierownika szkoły Gutkowskiego. On sam zdołał
zbiec.
5. Krasucko. Całą wieś spalono niemal doszczętnie i zamordowano kilka rodzin polskich.
6. Hołhocze. Napadano na poszczególnych żołnierzy polskich, mordowano ich w bestialski sposób.
III. Powiat Buczacz.
1. Wyczółki. Zamordowano kilkadziesiąt osób narodowości polskiej.
2. Krościatyn. Napadano na poszczególnych żołnierzy polskich, których mordowano w nieludzki sposób.
W wielu innych wioskach we wszystkich trzech powiatach, jak np. w Aapszynie, pow. Brzeżany,
Wiśniowczyku, pow. Podhajce, zorganizowane były bojówki, które wyłapywały przechodzących przez wsie
Polaków, szczególnie z województw centralnych lub zachodnich, a przede wszystkim nie orientujących się
żołnierzy, których zabijano. W ten sposób zginęło w powiecie Brzeżany około 200 osób, w powiecie Podhajce
około 150 osób, w powiecie Buczacz około 120 osób. Podobną akcję prowadzili Ukraińcy na terenie
wszystkich niemal innych powiatów, jak np. w pow. Turka, w pow. Złoczów, w pow. Rohatyn, itd., na skutek
czego poniosło śmierć bardzo wielu żołnierzy, kolejarzy i innych osób cywilnych".
W cytowanej książce znajdujemy również wysłany 17 grudnia 1941 r. wstrząsający list polskiego rządcy z
www.radiomaryja.pl Strona 4/7
dworu w Szumlanach Jana Serafina do Polskiego Komitetu Pomocy w Brzeżanach na temat mordów
dokonanych przez Ukraińców na Polakach ludności powiatu brzeżańskiego we wrześniu 1939 roku. Jan
Serafin pisał m.in.: "We wrześniu 1939 r. Ukraińcy zamordowali w Sławentynie miejscową nauczycielkę, p.
Zdebową, z domu Małaczyńską. Mordowali ją w sposób wyrafinowany. Egzekucja trwała w mieszkaniu
nauczycielki od zmroku do świtu. Powodem mordu był fakt, że Zdebowa była Polką. Zamordowaną zabrała
kilka dni pózniej rodzina z Brzeżan i pochowała na cmentarzu brzeżańskim.
W kilkanaście dni pózniej na wiadomość, że armia sowiecka przekroczyła granicę, Ukraińcy zamordowali w
Sławentynie 28 rodzin polskich, a w Trościańcu wymordowano wszystkie rodziny polskie. Akcja mordu była
zorganizowana na sposób wojskowy, a kierował nią ukraiński ksiądz, zamieszkały w Trościańcu jako
miejscowy wikary. W organizacji brała udział tylko młodzież. Starsi odsunęli się od roboty całkowicie.
Zbiórki urządzano nocami i w tym czasie odbierano przysięgę od nowo zwerbowanych. Mord w Szumlanach
rozpoczął się od sprofanowania rzymskokatolickiego kościoła. Banda rozbiła drzwi kościoła, z którego
wyniesiono następnie obrazy, chorągwie, szaty liturgiczne i wszystko, co się w nim znajdowało. W akcji brała
udział młodzież męska i żeńska. Następnie pocięto na części przedmioty, nadające się na przeróbkę spódnic,
chustek itp., przy czym przy podziale dochodziło do bójek, a zwyciężał silniejszy. Z kolei uformował się
pochód. Kilku z mołojców ubrało się w niezniszczone jeszcze szaty liturgiczne, wsiadło na konie i wśród
szyderczych okrzyków, śmiechów i dzikiej wesołości ruszono na wieś. Zabrano oczywiście kielichy,
komunikanty i inne świętości, które rozrzucano po drodze. Nie należy zapominać, że zarówno świętokradcy,
jak cała zresztą wieś byli katolikami, a tylko obrządku greckiego. Ta profanacja trwała trzy dni, żadnej władzy
wtedy nie było. W międzyczasie mordowano nocą rodziny polskie i rabowano ich dobytek. W tym to czasie
wymordowano wszystkich Polaków w Szumlanach. Terror zapanował tak straszny, że nawet starsi Rusini nie
byli pewni swego życia. (...)
Jak wspomniałem, w Trościańcu wymordowano w tym czasie również rodziny polskie. Przy tej czynności
sprofanowano także miejscową kaplicę polską i zbeszczeszczono groby. Ukraińcy, po zrabowaniu kaplicy,
rozbili grobowiec, mieszczący się w jej tylnej części. Trumny były zamurowane w ścianie. Rozbito mur,
trumny wyciągnięto, a nieboszczyków odarto z szat i obuwia i tak pozostawiono. Znajdują się oni w takim
stanie do dnia dzisiejszego. Szkielety leżą w pozycji pochyłej, głową w dół. Oglądałem je w towarzystwie
miejscowego sołtysa i kilku starszych gospodarzy. Zwłoki należały do rodziny Grabowskich i okolicznych
ziemian. Jest ich pięć i należy je przenieść do trumien, a następnie pochować w ziemi, by psy nie ogryzały
kości.
Ponieważ, jak mi opowiadał sołtys, zdarta z trupów odzież i obuwie nie starczyły dla wszystkich, przeto
odkopano na znajdującym się obok cmentarzu wojennym wszystkie groby. Z pogrzebanych żołnierzy zdarto
płaszcze, spodnie, buty z cholewami, czapki, pasy i w ogóle wszystko, co się dało i tak groby pozostawiono.
www.radiomaryja.pl Strona 5/7
Pózniej starsi gospodarze groby przysypali. Zdartą z nieboszczyków odzież i obuwie, a także zrabowane z
kaplicy szaty liturgiczne z wizerunkami Chrystusa, chustką Weroniki, itd. oddano do krawców, krawczyń i
szewców do przeróbki i - jak podaje sołtys - wszystko było dobre, choć w grobie leżało od roku 1916. Tylko
szwy w butach nieco popuściły i dzisiaj w takich mundurach młodzież paraduje (...)".
Warto przypomnieć tu również, jakże sprzeczne z ocenami Bohdana Osadczuka, relacje Stanisława
Jastrzębskiego, autora kilku godnych polecenia książek o Kresach. W książce "Moje Kresy wczoraj i dziś"
(Katowice 2007, s. 29) Jastrzębski pisał m.in.: "Już na początku okupacji sowieckiej wyraznie objawiła się
wrogość Ukraińców wobec Polaków. Wielu z nich włączyło się do współpracy z władzami sowieckimi, a
szczególnie z organami NKWD w zakresie aresztowań i sporządzania list polskich rodzin, przeznaczonych do
deportacji w głąb ZSRR. Stąd też trafnie nazywano ten okres okupacją sowiecko-ukraińską. Najpierw
ukraińscy nacjonaliści byli oddani NKWD, a pózniej hitlerowcom w imię obłędnej ludobójczej ideologii
depolonizacji polskich Kresów.
Prawie natychmiast po zajęciu Kresów utworzyła się spontanicznie z lokalnej młodzieży ruskiej samozwańcza
milicja ukraińska. Bojówki te, nierzadko wspólnie z Żydami, prowadziły wszelkiego rodzaju akcje przeciwko
ludności polskiej. Przejawiało się to w sabotażach, rozbrajaniu żołnierzy Wojska Polskiego i policjantów,
wracających po klęsce wrześniowej do domów, a także w mordowaniu cywilnych uciekinierów, szukających
schronienia oraz w podpalaniu gospodarstw polskich. Odnotowano też w wielu miejscowościach profanacje
kościołów rzymskokatolickich. Ograbiano je, podobnie jak klasztory, z obrazów, chorągwi, szat liturgicznych
i wszystkiego, co przedstawiało jakąkolwiek wartość materialną. Najcenniejsze zbiory zostały wywiezione w
głąb Rosji. Jeśli coś nie było przydatne jako trofeum zdobyczne, to po prostu niszczono (...)".
Kłamiący tak ordynarnie na temat zachowania ogółu Ukraińców we wrześniu 1939 r. niegodny kawaler
Orderu Orła Białego (!) Bohdan Osadczuk być może uczył się kłamać już od młodości od ojca - członka
Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. Na pewno nie sprzyjała w nauczeniu się mówienia prawdy
również rola Osadczuka jako ukraińskiego stypendysty w Niemczech nazistowskich czy pózniejsza praca w
komunistycznej Misji Wojskowej w Berlinie Zachodnim pod egidą generała Prawina.
Ludobójstwo w latach 1943-1944
Lata 1943-1944 to okres szczególnie potwornej fali ukraińskiego ludobójstwa na Polakach z Wołynia i
Małopolski Wschodniej. Sto kilkadziesiąt tysięcy Polaków padło ofiarą bestialskich rzezi. Ukraińscy
nacjonaliści stosowali się do dyrektywy Romana Szuchewycza, ps. "Taras Czuprynka", dowodzącego
Ukraińską Powstańczą Armią (UPA) od 1943 r.: "W związku z sukcesami bolszewików należy przyspieszać
likwidację Polaków, w pień wycinać, czysto polskie wsie palić, we wsiach mieszanych niszczyć tylko ludność
polską". Zapłonęły setki miejscowości polskich na Wołyniu i na Podolu. Jak wspominał ksiądz biskup
www.radiomaryja.pl Strona 6/7
Wincenty Urban w książce "Droga krzyżowa archidiecezji lwowskiej w latach II wojny światowej 1939-1945"
(Wrocław 1993): "Auny na widnokręgu zwiastowały nieszczęścia i klęski polskiej ludności. (...) W
miejscowości Kołki k/Aucka rzucono hasło 'Za jednego Polaka - metr wolnej Ukrainy'. (...) Nie było na
Wołyniu żadnej wsi, gdzie by nie dokonano na Polakach mordu w wyrafinowany sposób. Zdzierano żyletkami
skórę z twarzy, palono żywcem, wbijano kołki dębowe między żebra, rżnięto piłą. Mordowano osoby
pojedyncze, całe rodziny wsie i osady (...)".
Mordercy z UPA nawoływali do "rizania Lachiw" w imię "samoistnoj Ukrainy", do wyrżnięcia całej ludności
polskiej. Już do lipca 1943 roku, kiedy nastąpiła kulminacja mordów, zamordowano około 15 tysięcy
Polaków. Aączne straty polskie (zabici, ranni, wywiezieni przez Niemców na roboty i uciekinierzy) wyniosły
ok. 150 tys. osób. Jakże dramatycznie brzmią pełne ponurej, gorzkiej ironii słowa ks. Józefa Anczarskiego,
opisującego tragiczny los Polaków i Polek, mordowanych przez ukraińskich nacjonalistów: "(...) A jakże
prostym łatwym sposobem na Polaków zamkniętych w domach był najzwyklejszy ogień. Trochę benzyny i
mała zapałka, i sprawa była rozwiązana. Uciekinierów z płonących domów wystrzeliwało się jak kaczki.
Nieraz, tak trochę dla lepszej zabawy, wyłapywano ich żywych, wiązano drutem i wrzucano do ognia. A jakie
to było zabawne, gdy pod ręką znalazł się drut kolczasty. Tak ładnie omotało się nim Lacha i hajda do ognia!
Ile było przy tym zabawy! Jak oni krzyczeli wniebogłosy i usiłowali się wyrwać! Można się było z tego
doskonale uśmiać. Najgorzej krzyczały kobiety i szamotały się niemożliwie. Nieraz, zanim taką kobietę
okręciło się drutem kolczastym, miała porwane suknie i szła w ogień prawie nago! Do takiej zabawy z
wrzucaniem do ognia rwali się wszyscy. Chwytało się chłopa, czy babę za nogi, tak w czwórkę, parę chwil
rozmachu i do ognia. W płonących domach aż skwierczało. Masz, Lasze, na coś zasłużył, ogrzej się, bo
chłodno, czemuś nie uciekał za San? Ukraina dla Ukraińców. Przeklęte, polskie, lasze pokolenie wytracimy co
do jednego, żeby nie zostało nasienia (...)" (Ks. J. Anczarski: "Kronikarskie zapisy z lat cierpień i grozy w
Małopolsce Wschodniej 1939-1946", Kraków 1996, s. 301-302).
www.radiomaryja.pl Strona 7/7


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ludobójcze rzezie na Kresach cz II
Ludobojstwo na Wolyniu cz 1
Ludobójstwo na Wołyniu cz 2
Ludobójstwo na Kresach Kulińska L
Nasza Podróż i Największy Sekret na Ziemi CZ 3
Zdrada na Kresach 09 04 29
Na egzamin cz 2 bez odpowiedzi
pytania na egzamin cz 1
Kod na liczniki cz 2

więcej podobnych podstron