Tuwim Julian Utwory różne


Ze zbiorów
Zygmunta Adamczyka
Julian Tuwim
Wiersze
BRZÓZKA KWIETNIOWA
To nie liście i nie listki,
Nie listeczki jeszcze nawet -
To obłoczek przezroczysty,
Pozłociście zielonawy.
Jeśli jest gdzieś leśne niebo,
On z leśnego nieba spłynął,
Śród ogrodu zdziwionego
Tuż nad ziemią się zatrzymał.
Ale żeby mógł zzielenieć,
Z brzozą się prawdziwą zmierzyć,
Ściemnieć, smugę traw ocienić -
- Nie, nie mogę w to uwierzyć.
BURZA
(Miłość)
1.
Zamknij pamięć, bo idzie burza
I wiatr firanki nadyma.
Idzie burza, niebo siÄ™ zachmurza
I patrzy moimi oczyma.
Ref.
Zamknij oczy, żeby noc opadła
Na burzliwe, na huczÄ…ce dalekim gongiem.
Wieją firanki jak widziadła.
Zamknij okno, rozpacz nadciÄ…ga.
2.
Między oknem, pamięcią, przeciągiem
Ciemne myśli, jasne oczy, a przez ulicę
Dumy szumne i żałobne chorągwie.
Zamknij życie, otwórz śmierć. Już błyskawice.
CHRYSTUS MIASTA
Tańczyli na moście,
Tańczyli noc całą.
Zbiry, katy, wyrzutki,
Wisielce, prostytutki,
2
Syfilitycy, nozownicy,
Aotry, złodzieje, chlacze wódki.
Tańczyli na moście,
Tańczyli do rana.
Żebracy, ladacznice,
Wariaci, chytre szpicle,
Tańczyły tan ulice,
Latarnie, szubienice,
Hycle.
Tańczyli na moście
Dostojni goście:
Psubraty:
Starcy rozpustni, stręczyciele,
Wstydliwi samogwałciciele,
Wzięli się za ręce,
Przytupywali,
Grały harmonie, harmoniki,
Do świtu grali,
Tańczyli swój taniec dziki:
Dalej, Dalej!
Żarli. Pili. Tańczyli.
A był jeden obcy,
Był jeden nieznany,
Patrzyli nań spode łba,
Ramionami wzruszali,
Spluwali.
Wzięli go na stronę:
Mówili, mówili, pytali.
Milczał.
Podszedł Rudy, czerwony:
- CoÅ› za jeden?
Milczał.
Podszedł drugi, bez nosa,
Krościasty:
- CoÅ› za jeden?
Milczał.
Podszedł pijus, wycedził:
- CoÅ› za jeden?
3
Milczał.
Podeszła Magdalena:
Poznała, powiedziała...
Płakał...
Ucichło. Coś szeptali.
Na ziemiÄ™ padli. PÅ‚akali.
CHRYSTUS
Nie skarżę się, mój Ojcze, nie skarżę się, mój Panie,
Iżeś dał sercu memu to smutne miłowanie.
Nie skarżę się, mój Ojcze, że tak samotnie chodzę,
Żem się już wielce zanurzył w tej ciernistej drodze.
Obchodzę chaty z wieścią: "Zbliża się z łaski nieba",
A ludzie mówią: "Z Bogiem..." I dają kromkę chleba.
Czyli są słowa moje tak bardzo niepojęte?
Nie widzą, że zbliża się Królestwo Twoje święte.
Nie widzą, że niebiosa rozwarły się narodom,
Nie wierzą, choć im prawię z radością i pogodą...
Lecz skarżę się, panie, że tak strapiony chodzę,
Że nie ma, nie ma kresu ciernistej mojej drodze.
Ptaszkowie majÄ… gniazda i liszki majÄ… schowy,
I tylko Syn Człowieczy nie ma gdzie skłonić głowy.
Lecz to nie skarga, Panie... Spraw jeno w bliskim cudzie,
Iżby mnie zrozumieli ci dobrzy, cisi ludzie.
CHRYSTUSIE
Jeszcze siÄ™ kiedyÅ› rozsmucÄ™,
Jeszcze do Ciebie powrócę,
Chrystusie...
Jeszcze tak strasznie zapłaczę,
Że przez łzy Ciebie zobaczę,
Chrystusie...
I taką wielką żałobą
Będę się żalił przed Tobą,
Chrystusie,
CIEMNA NOC
Człowieku dzwigający,
4
UsiÄ…dz ze mnÄ….
Pomilczymy, popatrzymy
W tÄ™ noc ciemnÄ….
Zdejm ze siebie
Kufer dębowy
I odpocznij.
W ciemnÄ… noc wlepimy razem
Ludzkie oczy.
Mówić trudno. Nosza ciężka.
Chleb kamienny.
Mówić na nic. Dwa kamienie
W nocy ciemnej.
DO KELNERKI W "KOPCIUSZKU"
Kelnereczko, daj mi stolik
I sztof wódki. Oto wszystko.
(Nie pół czarnej melancholii
Ze śmietanką towarzyską.)
Smutek będzie nadzwyczajny
I z zachwytu będę ryczał,
Lecz na prawo "Wróbla" daj mi,
A na lewo - Mortkowicza.
Oprócz tego młodość moją,
Tamtą młodość mi zaiwań:
Wrzącą, słodką i upojną,
Jak ty sama - i wasz glühwein.
Wtedy, dziewczÄ™, przyznam z miejsca,
Że "Kopciuszek" to nie knajpa,
Ale bajka czarodziejska,
Najpiękniejsza w świecie bajka. 2 XII 1946r.
FRASZKI
DO JEDNEJ
Piotr miał cię za swą dziką żądzę,
5
Jan za to, że jest piękny ciałem.
Alojzy miał cię za pieniądze,
Ja - zawsze cię za k...ę miałem.
ANATOL
Anatol, autor Mandoliny dolin,
Na Lido leczÄ…c spleen, na lutni swej dyndoli,
W hallu "Palace u" siadł w oczekiwaniu windy
I szuka w Lindem słów dla pindy Rozalindy.
MAAOMÓWNA MATKA
Anielcia miała matkę bardzo małomówną,
Więc gdy kiedyś spytała z minką zatroskaną:
"Powiedz, droga mamusiu, co to jest guano?"
Mama odrzekła: "G...o".
NA KRYTYKA
Oto krytyk, który idealnie
Umie geniusz połączyć z głupotą,
Każdym słowem dowodząc genialnie,
Że jest bardzo wybitnym idiotą.
PO USZY
CeniÄ™ urok jej wytwornej duszy,
Czar, subtelność i mnóstwo kultury.
Zakochany w niej jestem po uszy
(Oczywiście mierząc od góry).
SYMPTOMAT
Rozwoju współczesnego miasta
Jeden z ważniejszych symtomatów:
Kiedy okolica obrasta
Sanatoriami dla wariatów.
O JEDNEJ
Puszczała się dziewczyna . puszczała z litości,
puszczała dla pieniędzy, puszczała z miłości...
6
Aż taką masę razy upadła moralnie,
że całkiem się skurwiłą i wpadła fatalnie,
albowiem w ciążę zaszła od jednego z gości...
Tak powstał skurwysyndyk masy upadłości.
NA PEWENEGO ENDEKA, CO NA MNIE SZCZEKA
Nie będę się na ciebie gniewał,
nie dam ci prztyczka ani klapsa...
Nie powiem nawet . Pies cię jebał!
Bo to mezalians byłby... Dla psa.
GITKO, ŻYWO SPLATAJ SI MOJE MYSLI
Giętko, żywo splatają się moje myśli,
Jak dziewczynie koszyk z wikliny młodej.
Sen leśny, sen powikłany tej nocy jej się przyśni,
A rankiem wczesnym -
Patrz! Już wraca - już w koszyku lepkie czerwone jagody.
Idzie - śpiewa szczęśliwa, ale ciągle urywa,
Poziomka za poziomką w jej ustach się rozpływa;
Idzie - przystaje, oglÄ…da siÄ™,
To z uśmiechem, to z żalem!
Co też w tym sercu się dzieje!
A las czerni siÄ™ coraz dalej,
A coraz bliżej bieleje
Chata, w której się śniło,
A przedtem się splatało,
A teraz się spełniło. (23 XII 1952)
HANDLUJE SI
Poeta do sprzedania, panowie,
Poeta do sprzedania!
Można mnie kupić!
Okazja!
Rzecz wyjÄ…tkowo tania:
Wysoki - i bardzo głęboki,
Tysiące "pomysłów" w głowie,
Kupujcie, kupujcie, panowie,
7
ChcÄ™ tylko trochÄ™, niewiele,
Bym mógł się upić,
Zapomnieć,
O wszystkim, o wszystkich zapomnieć,
Nie latać po twardych, gorą(cych)
W rozpaczy poszukiwania...
HOADY
A to co za makabryczna kolejka?
Kto do Cienia z hołdami się tłoczy?
Dobrze cieniu, że masz martwe oczy,
Jeszcze lepiej, że i usta twoje
Śmierć wieczystym zamknęła spokojem,
Miłosierna Śmierć Dobrodziejka.
A najlepiej, że już nie masz siły,
. . . . . . . . .
(grudzień 1953)
JA DO CIEBIE NIE MOG, NIE MOG
Ja do ciebie nie mogÄ™, nie mogÄ™...
Przyjdz ty, lesie, do mnie, do kaleki.
Lub choć jedno drzewo wyślij w drogę,
Inowłodzki lesie daleki!
To, pod którym chwyciłem w objęcia
Szczęście, szczęście, inowłodzki lesie!
To, na którym - ze sczęścia, ze szczęścia! -
Wtedym się zawczasu nie powiesił. (29 XI 1952)
KARTA Z DZIEJÓW LUDZKOŚCI
Spotkali się w święto o piątej przed kinem
Miejscowa idiotka z tutejszym kretynem.
Tutejsza idiotko! - rzekł kretyn miejscowy -
Czy pragniesz pójść ze mną na film przebojowy?
Miejscowa kretynka odrzekła - Z ochotą,
Albowiem ciÄ™ kocham, tutejszy idioto.
Więc kretyn miejscowy uśmiechnął się słodko
8
I poszedł do kina z tutejsza idiotką.
Na miłym macaniu spłynęła godzinka
I była szczęśliwa miejscowa kretynka.
Aż wreszcie szepnęła: - kretynie tutejszy!
Ten film, mam wrażenie, jest coraz nudniejszy.
Więc poszli na sznycel, na melbę, na winko,
Miejscowy idiota z tutejszÄ… kretynkÄ….
Następnie się zwarli w uścisku zmysłowym
Tutejsza idiotka z kretynem miejscowym.
W ten sposób dorobią się córki lub syna:
Idioty, idiotki, kretynki, kretyna.
By znowu się mogli spotykać przed kinem
Tutejsza idiotka z miejscowym kretynem
MIESZKACCY
Straszne mieszkania. W strasznych mieszkaniach
Strasznie mieszkajÄ… straszni mieszczanie.
Pleśnią i kopciem pełznie po ścianach
Zgroza zimowa, ciemne konanie.
Od rana bełkot. Bełkocą, bredzą,
Że deszcz, że drogo, że to, że tamto.
TrochÄ™ pochodzÄ…, trochÄ™ posiedzÄ…,
I wszystko widmo. I wszystko fantom.
SprawdzÄ… godzinÄ™, sprawdzÄ… kieszenie,
Krawacik musnÄ…, klapy obciÄ…gnÄ…
I godnym krokiem z mieszkań - na ziemię,
Taką wiadomą, taką okrągłą.
I oto idą, zapięci szczelnie,
PatrzÄ… na prawo, patrzÄ… na lewo.
A patrzÄ…c - widzÄ… wszystko oddzielnie
Że dom... że Stasiek... że koń... że drzewo...
Jak ciasto biorÄ… gazety w palce
I żują, żują na papkę pulchną,
Aż papierowym wzdęte zakalcem,
Wypchane głowy grubo im puchną.
I znowu mówią, że Ford... że kino...
Że Bóg... że Rosja... radio, sport, wojna...
9
Warstwami rośnie brednia potworna,
I w dżungli zdarzeń widmami płyną.
Głowę rozdętą i coraz cięższą
Ku wieczorowi ślepo zwieszają.
Pod łóżka włażą, złodzieja węszą,
Abem o nocniki chłodne trącając.
I znowu sprawdzÄ… kieszonki, kwitki,
Spodnie na tyłkach zacerowane,
Własność wielebną, święte nabytki,
Swoje, wyłączne, zapracowane.
Potem się modlą: "od nagłej śmierci...
...od wojny... głodu... odpoczywanie"
I zasypiajÄ… z mordÄ… na piersi
W strasznych mieszkaniach straszni mieszczanie.
MÓJ DZIONEK
Ledwo słoneczko uderzy
W okno złocistym promykiem,
Budzę się hoży i świeży
Z antypaństwowym okrzykiem.
Zanurzam się aż po uszy
W miłej moralnej zgniliznie
I najserdeczniej uwłaczam
Bogu, ludzkości, ojczyznie.
KomunizujÄ™ godzinkÄ™,
Zatruwam ducha, a pózniej
Albo szkalujÄ™ troszeczkÄ™,
Albo, gdy święto jest, bluznię
Zaśmiecam język z lubością,
Znieprawiam, do złego kuszę,
Zakusy mam bolszewickie
I sączę jad w młode dusze.
Czasem mnie wujcio odwiedza,
Miły, niechlujny staruszek,
Czytamy sobie, czytamy
Talmudzik, Szulchan-Aruszek.
Z wujciem, jewrejem brodatym,
10
Emisariuszem sowietów,
Åšpiewamy pierwszÄ… brygadÄ™,
Chodzimy do kabaretów.
Od oficerów znajomych
Wyłudzam w czasie kolacji
Sekrecik jakiÅ› sztabowy
Lub planik mobilizacji.
Często mam misje specjalne
To w Druskiennikach, to w Kielcach
I wywrotowców werbuję
Na rozkaz Moskwy do Strzelca.
Do domu wracam pogodny,
Lekki jak mała ptaszyna,
W cichym mieszkaniu na Chłodnej,
Czeka drukarska maszyna.
Odbijam sobie, odbijam
Zielone dolarki śliczne,
Komunistyczną bibułę,
Broszurki pornograficzne.
A potem mała orgijka
W ramionach płomiennej Chajki!
(Mam w domu takÄ… sadystkÄ™
Z odsskiej czerezwyczajki.)
I choć mam milion rozkoszy
Od Chajki krwawej i ryżej,
To ciężko mi! Nie na sercu,
Lecz wprost przeciwnie i niżej.
Niech się ciężarem tym ze mną
Podzieli któryś z rodaków!
Mój Boże ile tam siedzi
Głupich endeckich pismaków.
NA NOŻE
Dzika gra! Straszna gra!
Oczy płoną! Serce gorze!
Który? Dwóch nas być nie może!
Albo ty - albo ja.
11
Raz-dwa, raz-dwa!
Na noże!!
Krwi! krwi! Tak jak zwierz,
Żarem tchnę, wzrokiem palę!
Bez litości! W męce, w szale
Wyje żądza, wyje chuć!
Celnie gódz!
Dobrze dzgniesz -
- Sam pochwalÄ™!
Stań wprost - nie jak tchórz,
Lub ci sam bod żebro nóż
WwalÄ™!
Dzika gra, straszna gra:
Albo ty - albo ja!
Miękkie ciało - twarda stal,
Tu siÄ™ zaczaj, tam siÄ™ skryj,
Po rękojeść w serce wbij,
Po rękojeść w serce wwal,
W miękkie ciało twardą stal,
Dzgnij!
A ja też, a ja też,
Chytrze, skrycie niby zwierz,
Póki krwią się nie obroczę,
Naprzód skoczę!
Jedna chwila, jeden ruch:
Raz-dwa! Prosto w brzuch!
Wbiję nagle, szybko wtłoczę
I rozprujÄ™ i zawiercÄ™,
I bić będzie jedno serce
Jedno z dwóch!
Dumna sprawa, ciężka sprawa,
Chuć czerwona, krwawa sława,
Harda gra! Piękna gra!
Albo ty - albo ja!
Płonę! Dwóch nas być nie może!
Raz-dwa! Raz-dwa!
Na noże!
Lecz nim błysną z nożów skry,
12
Poprzysięgniem, ja i ty,
Że będziemy strzec najświęciej,
My uparci, my zawzięci,
By strumienie naszej krwi,
Boże broń, nie pobluzgały
Jej - lilijnej, cichej, białej,
Kiedy w strasznej naszej walce
Rękojeście ścisną palce,
Kiedy wielki gniew rozgorze,
Gdy będziemy życiu mścić,
Gdy się zaczniem strasznie bić
Na noże!
NASZA MDROŚĆ
Jakże ja cię będę uczył tej mądrości?
Myśmy ludzie cisi, myśmy ludzie prości.
Myśmy ludzie prości, ludzie nieuczeni,
Słowem-ogniem wszczęci, słowem-ogniem chrzczeni.
Splotem słów chwytamy tajnię w śpiewnym rymie,
U nas kwiatu - słońce, słońcu - kwiat na imię.
Ale w naszej mowie, w tym przedziwnym dziwie,
Åšwiat siÄ™ tak nazywa, jakim jest prawdziwie
Bez ksiÄ…g i bez nauk, lecz w zadumie niemej
My jedyni jeszcze coÅ›-niecoÅ› tu wiemy:
O tych chwilach nocnych, co w bezkresy biegnÄ…,
Gdy widzimy cienie nie wiadomo czego.
Zawsześmy na ziemi jednakowo młodzi,
U nas po ogrodzie jasny Zwiastun chodzi.
I do samej śmierci oddajem w pokorze
Bogu co cesarskie i Bogu co boże.
NIE PORADZI TU ŻADEN PROTOKÓA SUROWY
Nie poradzi tu żaden Protokół surowy,
Żadne ceremoniału rygory niezłomne:
Protokół serca głosi, że w ten dzień kwietniowy
Dozwolony jest spacer samotny - kraj wspomnień.
13
(***)
Nie śmiej się z nich. Nie wolno. Nie drwij. Bo to boli.
To przecież tacy biedni, tacy mali ludzie...
To kąkole i chwasty na bezpłodnej roli.
Nie wiń ich. Mają dusze. I też żyją w trudzie.
A czyś widział ich dumę? Każdy z nich wszak sądzi,
Że jest wyższy od ciebie. Nie masz w nich pokory.
Ale niech sobie myśli. Pokój z nimi. Niech błądzi.
To człowiek biedny, mały. Może zły i chory.
Och, nie śmiej się z biedoty! Bo serce mi ranisz!
Bo mi twa każda drwinka, jak im, w duszę wrasta.
Wiedz, że daremnie, bracie, tych maluczkich ganisz:
Przyjdzie do nich - pić z nimi - smutny Chrystus Miasta.
(***)
Nie śmiej się z nich. Nie wolno. Nie drwij. Bo to boli.
To przecież tacy biedni, tacy mali ludzie...
To kąkole i chwasty na bezpłodnej roli.
Nie wiń ich. Mają dusze. I też żyją w trudzie.
A czyś widział ich dumę? Każdy z nich wszak sądzi,
Że jest wyższy od ciebie. Nie masz w nich pokory.
Ale niech sobie myśli. Pokój z nimi. Niech błądzi.
To człowiek biedny, mały. Może zły i chory.
Och, nie śmiej się z biedoty! Bo serce mi ranisz!
Bo mi twa każda drwinka, jak im, w duszę wrasta.
Wiedz, że daremnie, bracie, tych maluczkich ganisz:
Przyjdzie do nich - pić z nimi - smutny Chrystus Miasta.
NOWINA
Radujmy siÄ™ dobrzy ludzie,
Weselmy siÄ™ prostaczkowie!
Przyszła do nas w zwykłym słowie,
Przyszła do nas w jasnym cudzie
Nowina, nowina!
Czekaliśmy, niecierpliwi,
WyglÄ…dali za rogatki,
Na spotkanie biegły dziatki
14
I staruszkowie szczęśliwi,
Na spotkanie Syna,
Bożego Syna!
O, jaka dobra godzina!
O, jakie miłe zdarzenie!
Przyszła do nas Nowina,
Przyszło ślepym przejrzenie,
A grzesznym wybaczenie,
A niewierzÄ…cym wiara!
Ach, otwórzcie zawory
Ach, umajcie zieleniÄ…
Alkowy i komory,
Uzdrowiony jest chory,
A smętny pocieszony - pocieszony,
A kto pracą znużony,
Odpoczywa po trudzie,
Serca siÄ™ uradujÄ…,
Dusze rozpromieniÄ…,
Dobrzy ludzie!
O "GAZECIE WARSZAWSKIEJ"
Patrz "Gazeta Warszawska" z dn. 21 sierpnia 1932 r., nr 251-b, str. 18;
nr 259 z dn. 28 sierpnia i in.
Dość dużo rozumiem i wiem jak na "wieszcza",
Lecz jedno wyjaśnić mi proszę:
Dlaczego "Gazeta Warszawska" zamieszcza
Tak dużo żydowskich ogłoszeń?
Dlaczego na wszystkich stronicach "Gazety"
Są Żydzi złodzieje i dranie,
A na osiemnastej - już mają zalety
I w miłej gazetce mieszkanie?
I jaka jest tego ukryta przyczyna,
I co z tego faktu wynika,
Że pismo ogłasza Gelbfisza, Fajncyna
I nawet Szynllera-Szklonika?
Gelbfisza, Fajncyna, Szyllera-Szkolnika,
Bursztyna, Cajtlina i Katza,
I (Żyd!) Dobrzyńskiego, Zyberta, Grosglika -
15
- To pewno się dobrze opłaca.
I Muszkatblit jest, gdy ktoÅ› chce Muszkatblita,
I Edelman - gdy Edelmana,
Gazetka nie pyta, kto swój, kto zrajlita,
Bo forsa to forsa, prosz pana.
Wiadomo: non olet, więc olens i volens,
W żydowskiej niewoli cierpiąca,
Gazetka złączyła żydowską niewolę z
Gudłajską miłością pieniądza.
Więc miesza się w głowie: Kozicki z Dobrzyńskim,
A Grosglik i Stroński z Zybertem,
I Gelbfisz z Rybarskim, i Katz z Rembielińskim,
A Szkolnik po prostu z Neuwetem.
Heil Adolf! Pod twojÄ… aryjskÄ… opiekÄ™
Oddaję kochanych gelbfiszów,
Neuwert erwache! Juda verrecke!
A giten! Cześć! Pisz na Berdyczów.
O ST. P.
Jadem i pianÄ… z pyska
Pluje, parska i pryska,
Pisze, że jestem rzeznikiem,
Gudłajem i bolszewikiem,
Judokokiem, bakcylem,
Pawianem i skamandrylem,
Że sprzedaję ojczyznę,
Że koślawię polszczyznę,
Że znieważam, bezczeszczę
I diabli wiedzÄ… co jeszcze.
I pomyśleć, że z tej całej
Działalności wspaniałej
Tego pana - więc z plwocin,
Charczeń, wrzasków, wypocin,
Rzygań, kopnięć i wycia,
Na co stracił pół życia,
Z książek, zdań i tytułów,
Z recenzji, wzmianek szyderczych,
Słowem, z tego całego
16
Kramu dziennikarskiego
Zostanie... jeden wierszyk,
I to - mój, a nie jego.
Ten właśnie wierszyk... O, sroga,
Przez żydowskiego Boga
Natchniona zemsto! Ot, fraszkÄ…,
Paru słówek igraszką
Unieśmiertelnić wroga!...
O SUFICIE
Odkąd płyniesz po tym mieszkaniu,
Tym więzieniu moim dozgonnym,
OdkÄ…d pachniesz, cienista
Lasem, rzekÄ… i cieniem wonnym -
Dziwy u mnie: ten sufit płaski
Jeszcze nie wgiął się, nie zbłękitniał,
Nie rozbłysnął wiosennym blaskiem
I mieszkania mi nie rozwidnia.
Co dziwniejsze: że się nie chmurzy,
Nie czernieje kłębami gniewu,
Nie rozdziera siÄ™ gromem burzy,
Jak przystało takiemu niebu!
Ale dziwem już nad dziwami
I zniewagą dla mej tęsknoty
Jest mrok jego, kiedy nocami
Wypatruję swej gwiazdy złotej! (Grudzień 1952)
ONA
Kiełkował w duszy dziwny niepokój. (Przeczucia).
Ktoś grał (z moderatorem) fantazję Szopena.
- Drgnęła nagle, jak gdyby od szpilki ukłucia.
Przyszła zła zmora dziewczyn: trapiąca migrena.
I przyłożyła ręce do tłukącej skroni,
I przymrużyła oczy. I cała pobladła.
A w uszach monotonnie, natrętnie coś dzwoni.
I podeszła powoli (śmierć... śmierć...) do zwierciadła.
Obejrzała się. Potem na chwilę stanęła.
17
Spojrzenie. Uśmiech nikły. (A głowę coś toczy).
Pięknym kobiecym ruchem stanik swój opięła.
(Uwypuklone piersi drażniły mi oczy).
Potem - podeszła do mnie. Blisko. Strasznie blisko.
(Słuchałem...) Szła woń słodka od włosów kasztanu;
Za rękę mnie ujęła... (zawrót!... pada wszystko!...)
I rzekła wolno: "Chciałam--coś--powiedzieć--panu--"
PIEÅšC FALLICZNA
"Nos Venerem tutam, concessaque furta, canemus;
Inque meo, nullum carmine, crimen erit."
Ovidius, Ars amatoria, I, 33- 34
Dwudziestoletni bracia moi!
Dwudziestoletnie moje siostry!
MÅ‚odzi! Silni! Zdrowi!
Którzy czujecie w sobie krew czerwoną,
Gorącą, dumną, świeżą, pulsującą!
Którzy czujecie rozkosz rozprężenia
Muskułów twardych!
Którzy stąpacie po ogromnej kuli:
Po ziemi starej, mądrej i okrągłej!
Którzy czujecie rozkosz słowa: żyję!
Który-m zalewa serca boskim szczęściem
Myśl o rozkosznej fizjologii Życia! -
- Hej, wam dziś śpiewam, piękni, mądrzy, m o i!
Hej, wam dziś śpiewam, silni, zdrowi, młodzi!
Pieśń, której niech się dziewczyna nie wstydzi!
Pieśń, która niechaj młodzieńcowi skrycie
Niechlujnych, głupich myśli nie nasuwa!
Dwudziestoletni bracia moi!
Dwudziestoletnie moje siostry!
Śpiewam falliczną, tryumfalną Pieśń!
Bo święte jesteś, Życie, w każdym calu!
Bo cudne jesteÅ›, rozkoszne i boskie,
Kto jeno umie drżeć na myśl o tobie,
Kto jeno umie uznawać cię wszędzie,
Gdzie jesteś, z Boga: pierwotne i ciepłe,
Gdzie wytryskujesz, jak nasienie ludzkie
18
W ostatniej drgawce spełnionej rozkoszy!
Gdzie jesteś świetlną, olbrzymią potęgą,
Z którą się trzeba w Jedność mądrą stopić,
Gdzie jest nad glebÄ… wilgotnÄ…, zoranÄ…,
Ciepłe, łaskawe, miłościwe Słońce!
O, chwała, chwała wszystkiemu, co żyje!
Pójdzmy z Miłością w życie, pójdzmy z sercem,
Co umie kochać. Co umie się cieszyć!
Pójdzmy-"bezwstydni" dla sobaczej zgrai
Kretynów, błaznów, chamów i kramarzy!
Lecz czyści, świeci, cudni i radośni
Dla każdej młodej, kochającej duszy...
Oto w południa skwarze, pod prostopadłymi
Słońca promieńmi, w gorącu upalnym
W najbielszym, świętym słonecznym ognisku,
Na polu złotym, cichym, rozpalonym,
Leży Kobieta - naga, biała, silna,
Leży Kobieta - jędrna, żądna, młoda,
Leży Kobieta! - Kobieta!! Kobieta!!!
I oto idzie ku niej Mąż Ogromny,
Silny i piękny, zagorzały, zdrowy!.
Grzany słonecznym upałem południa,
Idzie Mężczyzna! Meżczyzna!! Mężczyzna!!!
I wyciągają się kobiece ręce,
I rozwierajÄ… siÄ™ kobiece nogi,
Wznoszą się piersi głębokim oddechem
I rozszerzają się okrągłe biodra
I patrzy w słońce łono Kobiecości...
Serce mężowi młotem tłuc poczyna,
Święte wzruszenie ogarnia mu duszę
I szybko kroczy, i ciężko oddycha,
Jak Bog radosny...
I oto wznosi siÄ™ w nim Duch Åšwietlisty,
I oto żądza cudna go ogarnia,
I zwierzÄ™ chutne, i instynkt odwieczny
Ku niej go ciÄ…gnie...
I pięknie, prężnie wznosi się do góry
Fallus, męskości święta doskonałość!
19
- Precz, tępogłowe chamy!
Precz, sobaki!
Ani mnie chichot wasz podły przerazi,
Ani zamglone oczy, ani wargi
Cuchnącą pianą sprośności zalane!
I oto łączy się ciało mężczyzny
Z ciałem kobiety... Oto się splatają
Ręce i nogi, a kobiece mleko
Z zduszonych piersi tryska... Oto wargi
Zwarły się w długi słodki pocałunek...
I drgają ciała, i w pośpiechu, w szale
Czekają Przyjścia, czekają Spełnienia,
I oto czują, jak się rozkosz zbliża,
Jak się tumanią krwią zalane mózgi,
Jak biją serca pod rytm ciał drgających,
Jak dziko palą ciała razem zwarte,
Jak się splecione zacieśniają więzy,
Jak wargi wilgne szepcÄ… urywanie
Słowa miłości...
Aż wreszcie chwila okropna przychodzi,
Kiedy ich rozkosz przeszywa jak strzała,
Jak błyskawica, jasne szczęście bije
I wytryskuje nasienie mężczyzny
W kobiece Å‚ono...
O, chwała, chwała wszystkiemu, co żyje!
O, bądzmy czyści, mądrzy i radośni!
O, idzmy w życie z miłością słoneczną,
Z którą się trzeba w Jedność mądrą stopić,
Gdzie jest nad glebÄ… wilgotnÄ…, zoranÄ…,
Ciepłe, łaskawe, miłościwe Słońce.
1916
POKAÅ» SI Z DALEKA
Pokaż się z daleka,
Choćby z najdalszego,
(Choćby - o sto kroków...) -
JakoÅ› siÄ™ dowlokÄ™,
20
Widmo i kaleka,
Do witania twego!
Pokaż się! Dopełznę
Przez ten bezmiar ziemi,
Trawy siÄ™ czepiajÄ…c,
Wiatru i kamieni.
Dale wy bezbrzeżne!
Dale niebosiężne!
Krzyczeć będę z trwogi,
Modlić się śród drogi,
Konać - a dopełznę!
Tak dopełza żołnierz
Do figury świętej...
Za żołnierzem - ciurkiem
Krwawy strumyk kręty...
Blisko już, bliziutko,
Zaraz koniec męce:
Już Madonna Polna
Wyciągnęła ręce.
POTŻNY DZIEC! NA DOBRYCH DZIESIĆ BURZ
PAMITNYCH
Potężny dzień! Na dobrych dziesięć burz pamiętnych
Starczyłoby tych zderzeń wichury ze słońcem,
Chmur z wichurą, a słońca z niebem, szalejącem
Od rozblasków i zmroków - nagłych, niepojętych
A szelest po ulicach sławetnego śmiecia:
Rudozłotych preludiów liryki liściastej!
A szum wiersza, wzmożony nie najmniejszym haustem!
. . . . . . . . . .
PROTEST
O tÄ™ PolskÄ™, o ojczyznÄ™
Najboleśniej zatroskani
(Bożeż Ty mój miłościwy,
Co to będzie, moja pani?)
Widząc ją shańbioną strasznie,
Niespokojni o jej losy,
21
Co jÄ… tajgi wywalczyli,
Sybiraki i niebiosy;
I te wieszcze, te proroki,
Co ją w pieśniach opiewali,
I te dzieci, co we Wrześni
Z tą Drzymałą, i tak dalej;
I ten Śląsk, i własny dostęp,
I że ciągle nas od wschodu
Miazmaty zatruwajÄ…,
I że gaśnie duch narodu;
I że bierność, a przeważnie
Elementy wywrotowe
I ogólne wyuzdanie,
Podkasanie dekoltowe,
Że zginęła praworządność
I nie słów, a czynu trzeba,
(Bożeż Ty mój miłościwy!
Patrz, Kościuszko, na nas z nieba!)
- Z tych to względow i powodów,
(Bożeż Ty mój! Moja Pani!)
Uroczyście protestują
Wszyscy niżej podpisani:
Aadwinowicz z Czerbiechowa,
Kłyś z Podwodzisk, Szurgoń z Wierpska,
Z Białych Mogił Hacelkowa
I z Czerwiny Kwasisierpska;
Antałkowski z Dobrogajców,
Cudak z Żółczki, Płańtas z Wierzbian,
Dymba z Rykwi, Frynd z Murajców
I Kordulec z Gornych Åšwierzbian,
Dułdujewicz z Małgocina,
Rańcuchowski z Księżych Skałek,
Ksiądz Kapucha z Węgorzyna
I Buchajska z Odrzygałek. (1928)
PRZY OKRGAYM STOLE
(TOMASZÓW)
22
 Du holde Kunst, in wieviel grauen Stunden
Schubert
A może byśmy tak, jedyna,
Wpadli na dzień do Tomaszowa?
Może tam jeszcze zmierzchem złotym
Ta sama cisza trwa wrześniowa...
W tym białym domu, w tym pokoju,
Gdzie cudze meble postawiono,
Musimy skończyć naszą dawną
Rozmowę smutnie nie skończoną.
Do dzisiaj przy okrągłym stole
Siedzimy martwo jak zaklęci!
Kto odczaruje nas? Kto wyrwie
Z nieubłaganej niepamięci?
Jeszcze mi ciÄ…gle z jasnych oczu
Spływa do warg kropelka słona,
A ty mi nic nie odpowiadasz
I jesz zielone winogrona.
Jeszcze ci wciąż spojrzeniem śpiewam:
"Du holde Kunst"... i serce pęka!
I muszę jechać... więc mnie żegnasz,
Lecz nie drży w dłoni mej twa ręka.
I wyjechałem, zostawiłem,
Jak sen urwała się rozmowa,
Błogosławiłem, przeklinałem:
"Du holde Kunst! Więc tak bez słowa?"
Ten biały dom, ten pokój martwy
Do dziÅ› siÄ™ dziwi, nie rozumie...
Wstawili ludzie cudze meble
I wychodzili stÄ…d w zadumie...
A przecież wszystko - tam zostało!
Nawet ta cisza trwa wrześniowa...
Więc może byśmy tak, najmilsza,
Wpadli na dzień do Tomaszowa?...
RAPORT
O film, panie ministrze,
23
Obrazili siÄ™ wachmistrze;
O wiersz, panie generale,
Obrazili siÄ™ kaprale;
O artykuł w tygodniku -
Ordynansi, panie pułkowniku;
O piosenkÄ™, panie majorze,
Żony sierżantów w Samborze;
W radio była audycja:
Obraziła się policja.
Dalej - studenci
Są do żywego dotknięci;
Dalej, księża z Płockiego
Dotknięci są do żywego.
Następnie - związek akuszerek
Ma ciężkich zarzutów szereg:
Że to swawolność, frywolność,
Bezczelność, moralna trucizna,
Że w ten sposób ginie ojczyzna!...
...A po za tym - jest w Polsce wolność.
RODOWÓD
Po co się ciskasz, mój Wuerze,
Po co wymyślasz mi od żydka?
Żydem aż śmierdzi w twym "Kurierze",
Żona waćpana - też semitka,
Karmiona z żydowskiego dydka,
Ciocia Hortensja, mój Wuerze
(Dama a Paulo czy wizytka),
Od Chai swój początek bierze,
Wuj zaś Salezy (mówmy szczerze:
Syn Mośka, Szmulka czy Dawidka)
Kiwał się mrucząc przy sajderze
I jako Saluś był w chederze,
Studiując (o, przeszłości brzydka)
Alef bej gimel na syderze.
Kędy tej szlachty jest początek,
Skąd ród swój bierze Wuerzyna?
I gdzie twych własnych wuerzątek
24
Ród po kądzieli się zaczyna?
Jakież to herby i sztadary
Miały twej żony antenaty,
Owe L...aury i Kr...ary
Z miszpuchy cycełesowatej?
Ku wiadomości potomności
Niechaj czytają ludzie prości,
Jaki rodowód jest rodziny
Żony Wuera - Wuerzyny.
Rodzinnych kronik idąc śladem.
OpowiadajÄ… ludzie starzy,
Że B..son R..skiej był pradziadem
Zasię wywodził się z karczmarzy;
Miał karczmarz B..son wuja Szmula,
A Szmul Pinkusa miał i Srula,
Którego żona Cypa Aaja
Na mendle sprzedawała jaja.
Mendel był nawet synem Aai,
Złośliwi mówią, że od Szai,
Ten Szaja ze swym szwagrem Joskiem
Handlował rybą tudzież czosnkiem.
Kuzynką Joska była Jenta,
Żona Chaima, konkurenta,
Chaima siostra zasiÄ™, Pesa,
Tańczyła w purym majufesa,
Tańczył z nią Mordka, tańczył Chaim,
Chill, Hennoch, Lejba i Efraim;
Majufes Pesy z Efraimem
Zakończył się pod baldachimem.
Z tej pary była dzieci fura:
Abramek, Boruch, Rojza, Sura,
Cywia i Brajndla i Gedali,
Ryfka i Chaskiel i tak dalej.
WziÄ…Å‚ potem BrajndlÄ™ Ber z przeciwka,
A za Szulima wyszła Ryfka;
Syn Fajwla, Aron, wnuk Chaskiela,
WziÄ…Å‚ TaubÄ™ z Perli i Jankiela,
Majer wziÄ…Å‚ SurÄ™, Symcha CywiÄ™,
25
A rudÄ… RojzÄ™ dali Kiwie,
Ta Rojza miała właśnie stryja,
Co zwał się Symacha-Ajzyk-Szyja,
Którego babka, Fajga-Bina,
Potrzebowała mieć kuzyna.
Ten kuzyn Nuta z żoną Chawą
Miał sklep z śledziami pod Warszawą,
A Fiszel, brat owego Nuty,
Tuwimom w Aodzi czyścił buty.
ROZWIZUJ SI NAGLE I LEKKO
RozwiÄ…zujÄ… siÄ™ nagle i lekko,
Opadają jak płatki kwiatów,
Grozne supły, zamówione przez piekło
U najgorszych supłomanów-wariatów
Pętle słów kołtuniastych plątali,
Fanatyczne, na amen skręcone,
I na mokro zaciskali ze snami
W guzy, w gruzła, w garbate miliony.
I przez gardło sękatym powrozem,
I przez oczy - warkoczami czarownic...
Młode pędy tylu naszych wiosen
Uwikłali w szatańskiej sznurowni!
RUCH
Wstali chodzÄ…. O jak uroczo!
Oto zdarzenia. Nie wiem po co.
ChodzÄ…, idÄ…. W sprawach idÄ….
Przyjdą, załatwią i znowu wyjdą.
Wstali, iżby. Chodzą, ażeby.
Oto cele. Oto potrzeby.
On dla wszystkich. Wszyscy dla niego.
O, jak śmiesznie! Bo nie wiem dlaczego.
Ref:
Kroki po liniach. Myśli w głowie.
Nakręcony, ruchomy człowiek!
26
RZEy BRZÓZ
Brzozom siekierą żyły otworzę,
Ciachnę przez ciało, rąbnę przez korzeń,
Lepkim osoczem brzozy ubroczÄ™,
Na rany białe wargami wskoczę.
Zęby chwytliwe w trzony brzóz wbiję,
Ustami chciwie soki wypijÄ™,
Żywcem spod kory wyrwę wargami
Rdzeń umęczony pocałunkami.
Może te leki z żywego drzewa
Słów mnie nauczą, których mi trzeba:
Na chwałę brzozom, na chwałę latu,
Ustom obłędnym, bożemu światu!
SAOWO I CIAAO
I
Słowo ciałem się stało
I mieszka między nami,
Karmię zgłodniałe ciało
SÅ‚owami jak owocami;
Pije jak zimnÄ… wodÄ™
SÅ‚owa ustami, haustami,
Wdycham je jak pogodÄ™,
Gniotę jak listki młode,
Rozcieram zapachami.
SÅ‚owo jest winem i miodem,
Słowo jest mięsem i chlebem,
SÅ‚owami oczy wiodÄ™
Po ścieżkach gwiezdnych niebem.
Radości daru świętego,
O! wieczne umiłowanie!
SÅ‚owa mojego powszedniego
Daj mi dziÅ›, Panie!
II
Nie ma żadnego zajęcia:
Jestem tylko łowcą słów.
Czujny i zasłuchany
27
Wyszedłem w świat na łów.
SÅ‚owami fruwajÄ… chwile,
I wszystko, com kochał i czuł,
Brzęczy całymi dniami
Rojem słonecznych pszczół.
Muskają mnie słowa skrzydłami,
Żądłami tną do krwi,
Skłutemu, strutemu słowami
Tak słodko mi!
W sercu zamknięte
Trzepocą słowa,
Dlatego tak serce drży.
Miodem zaklętym
Pijana głowa,
Dlatego - sny.
III
Każde słowo ma korzeń w czarnej głębi ziemi,
A gdy na wierzch wytryska - to zielenią śliską,
A drugie się z nim splata włóknami świerzemi
I rosną w górę razem gałęzią roślistą.
Krew z ziemi słowotryskiem do ramion i głowy:
Ramiona nam rozwiera, głowę światłem zlewa.
Ach, w trzepocie wiosennym, jak w gęstwinie dąbrowy,
Na dwugałęzi ptakiem pełne serce śpiewa!
Dzień, jak z łona rodzącej, wyłazi z ciemności
I co dzień żyć zaczyna, młody i wysoki!
I chwyta nas w godziny, jak w uścisk miłości,
I całując wyciska słowa z ust jak soki.
Tak w męce, w rozkoszy krzycząc rozedrgane,
Krwawiące ciosem bożym jak cesarskim cieciem:
Głowy, ostrym tasakiem słońca rozpłatan,
Aona, rozdarte słowem jak matka dziecięciem.
IV
Ty jesteś moja czerwień,
Ty jesteś moja zieleń,
Mózg w gałązkach unerwień:
Rośliny żywych wcieleń.
28
Åšwiata groznego ucisk
Boga strasznego rozpędy,
W mózgu szumy trucizn,
Słów, skroplonych obłędem.
Krew moja - moja mowa,
GorÄ…ca miazga ziemi.
- Czerwieńcie, zieleńcie się, słowa,
Hymnami buntowniczemi!
V
Nie darmo z śpiewem rymuje się krew,
Nie darmo krwi oddzwania gniew.
SÅ‚owo wie, jakiem brzmieniem nabrzmiewa!
Krew - gniewem - śpiewa.
Nasz gniew rozdziera niebiosów strop,
Przetapia słowa w płomienny stop,
A światłem, które nam świeci,
Bóg cieleśnieje, poeci!
ÅšMIERDZIEL
Przyszedł śmierdziel do ogrodu
I stwierdził,
Że się ktoś dopuścił smrodu,
Bo śmierdzi.
Stanął śmierdziel, żeby fakt ten
Ustalić
I cos w zwiÄ…zku z tym nietaktem
Uchwalić.
Więc się śmierdziel zebrał licznie
W drzew cieniu,
ProtestujÄ…c energicznie
W imieniu.
Potem ruszył po ogrodzie
Pochodem,
Krzycząc: "Hańba! Precz, narodzie,
Ze smrodem!"
Krzyczał, ryczał, ducha sławił
(Nie ciało),
Ale gdzie się tylko zjawił -
29
Śmierdziało.
Z tego morał się wywodzi
Dla wielu:
Nie protestuj, gdy sam smrodzisz,
Åšmierdzielu.
TEOGONIA
W imię ojca i syna, z których się duch poczyna,
Opowiadajmy dzieje.
Ojciec chmurzyska ganiał, mroczne bydło poskramiał
I kosmate zawieje.
Ugory nocne orał, z czarniachami się porał,
Karczował uroczyska.
Straszny był, niewidomy - i gromy-niebołomy
W otchłanie miotał z pyska.
Przez moczary ciemności brnął w zawziętej pewności,
Że praca niedaremna.
Wył, huczał małowiele: miliard lat; aż w niedzielę
Sfolgowała noc ciemna.
Stary się spać zawalił, a już Młodzianek w dali
Prześwitywał złotawie.
Rumieńcem płonił wody, nazieleniał ogrody
Ku onej przyszłej sprawie.
Nazieleniał, rumienił, promieniał, blaskiem mienił,
Jak to do dzisiaj czyni.
Światłość ciepłą nasila - fala się rozchyla,
I wypływa bogini.
W imię ojca i syna, z których się duch poczyna,
Opowiedzieliśmy dzieje.
Kwiat pachnie, słońce świeci, rodzice miłują dzieci
I dziewczyna się śmieje.
TRAWA
Trawo, trawo do kolan!
Podnieś mi się do czoła,
Żeby myślom nie było
Ani mnie, ani pola.
Żebym ja się uzielił,
30
Przekwiecił do rdzenia kości
I już się nie oddzielił
Słowami od twej świeżości.
Abym tobie i sobie
Jednym imieniem mówił:
Albo obojgu - trawa,
Albo obojgu . tuwim
UMARA
Jak gdyby nigdy nic:
Wiezli
Pospiesznie przez ulicÄ™,
Tak szybko, tak prędko,
Doprawdy - prawie kłusa,
Czarny krzyż nieśli,
I ksiądz szedł zamaszyście,
Jak gdyby zwykłą szedł drogą.
A za karawanem
(Pomyślcie, pomyślcie!)
Nikogo nie było, nikogo...
Zawiezli go do ziemi i do Pana Jezusa.
A nie wiadomo gdzie . w dali -
Jak gdyby nigdy nic,
KiedyÅ› tam, rano,
List dostanÄ….
Ach jakże będą płakali,
Krzyczeli, rozpaczali,
(Nie wiem gdzie - w dali).
Postawią woskowe świeczki
Postawią woskowe świeczki
W zżółkłych matowych świecznikach
I będą zbierali
Po szufladkach, kÄ…cikach,
Najświętsze pamiąteczki.
W PORONINIE
Na małej stacji, w wiosce Poronin,
Gdzie pociÄ…g stanÄ…Å‚ przy zgrzycie szyn,
31
Wysiadł z wagonu ojciec, a po nim
Razno na peron wyskoczył syn.
Wyszli na drogę, wesoło idąc,
Przez kładkę przeszli na drugi brzeg.
Ojciec przystanął, spojrzał na syna,
Pomyślał chwilę i tak mu rzekł:
"Tu na tej ziemi, dawno już temu,
Za moich młodych dziecinnych lat
Chodził po świecie człowiek, któremu
Nową epokę zawdzięcza świat.
Wiesz o kim mówię?"
"Wiem o Leninie"
"Czy tutaj mieszkał?
Czy tutaj śnił?"
"Tak na tej ziemi, tu w Poroninie
Przed żandarmami Cara się krył."
Potem umilkli i w zamyśleniu
W wielkim skupieniu gdzieÅ› dalej szli,
Tą samą ścieżką po której Lenin
Być może chodził za tamatych dni.
WIOSNA
Serce pęcznieje, nabrzmiewa,
Wesele musuje w ciele,
Można oszaleć z radości,
O, moi przyjaciele!
Od stóp do głowy krąży
Potok niepowstrzymany!
Pomyślcie, co się dzieje!
Jaki to pęd opętany!
Jak bardzo jest! jak wiele!
Jak żywo, zupełnie, cało!
- Chodz, MÅ‚oda do MÅ‚odego
Ojcostwa mi się zachciało!
WSPOMNIENIE
Mimozami jesień się zaczyna,
32
Złotawa, krucha i miła.
To ty, to ty jesteÅ› ta dziewczyna,
Która do mnie na ulicę wychodziła.
Od twoich listów pachniało w sieni,
Gdym wracał zdyszany ze szkoły,
A po ulicach w lekkiej jesieni
Fruwały za mną jasne anioły.
Mimozami zwiędłość przypomina
Nieśmiertelnik żółty - pazdziernik.
To ty, to ty moja jedyna,
Przychodziłaś wieczorem do cukierni.
Z przemodlenia, z przeomdlenia senny,
W parku płakałem szeptanymi słowy.
Młodzik z chmurek prześwitywał jesienny,
Od mimozy złotej - majowy.
Ach, czułymi, przemiłymi snami
Zasypiałem z nim gasnącym o poranku,
W snach dawnymi bawiÄ…c siÄ™ wiosnami,
Jak tą złotą, jak tą wonną wiązanką...
ZAWSZE MI SI W ŻYCIU SZCZŚCIAO I SZCZŚCIU
Zawsze mi się w życiu szczęściło i szczęści,
Los mi nie pożałował ni darów, ni pieszczot...
...Tylko śnieg pod stopami nigdy mi nie chrzęści
Ani jesienne liście nie szeleszczą.
(1952)
ZDARZYAO MI SI TO PIERWSZY RAZ...
Zdarzyło mi się to pierwszy raz -
Na palcach chodzić po ogrodzie.
Z tętniącym sercem, z latarką z gwiazd,
Skradałem się jak złodziej.
Godzinę dobrą, a może i dwie,
Siedziałem przedtem zdumiony,
33
Że taki w nim upór! I kogo on zwie?
I czemu tak kwili? I kto on, i gdzie,
Ten głupi ptak uprzykrzony?
Godzinę, półtorej, zanudzał na śmierć
Upartym, króciutkim wyćwierkiem,
Bez przerwy, co chwila, co pół i co ćwierć.
. . . . . . . . . . . . .
ZAOTA POLSKA JESIEC
1.
Korporanci na motocyklach
Pędzą w sprawie patriotycznej,
Uradzonej na konwentyklach
Jednomyślnie i spontanicznie.
Oburzeni oficerowie
DomagajÄ… siÄ™ interwencji
I meldują w drodze służbowej
Na audiencji, u ekscelencji.
Ref:IdÄ™ jesieniÄ… na ukos,
PÅ‚ynÄ™ taflÄ… przekroju,
Cieciem lustrzanym rozcinam
NieziemskÄ… ojczyznÄ™ swojÄ….
2.
Delegacja obywatelska
Deklaruje znaczne ofiary,
Reprezentant nauczycielstwa
Do katedry niesie sztandary.
Proletariat zorganizował
Wiec masowy za rewolucjÄ…,
Idzie właśnie kadra szturmowa
Z transparentem i rezolucjÄ…
(***)
WznoszÄ… siÄ™ prostaczkowie i osiÄ…gajÄ… niebo
- a my ze swoją wiedzą pogrążamy się w piekle.
Åšw. Augustyn
Znów to szuranie, bełkotu chór,
Znów na ulice wylazło z nór
Dwieście tysięcy, trzysta tysięcy
34
Poprzebieranych świątecznych zmór.
Zieje pustynią zeszklały wzrok,
W otchłań zapada każdy ich krok,
W ultra-kolorach, w meta ubiorach
Aażą rozwlekle przez cały rok.
To oni - sprawcy brzuchatych bab,
Sznycla, gazety, tryumfów, klap,
Skrótów, paszportów, forsy i sportów,
Słowa "gustowny" i słowa "schab".
To oni - naród, społeczność, wiek,
Styl i epoka, i dziejów bieg,
Ten sam odwieczny wróg niebezpieczny,
Podsłuch powszechny, masowy szpieg.
RozstÄ…p siÄ™, bruku upiornych miast!
RozstÄ…p siÄ™, niebo, zbrojownio Å‚ask!
Biesa tępego, biesa głupiego
Oświeć i przeraz gradem swych gwiazd!
ŻYCIE MOJE
Krwi, snów, mknień, żądz,
Gór, chmur, drżeń, zórz,
Aez, chwil, róż, słońc,
Akań, gwiazd, gróz, mróz --!
O, życie moje!
O, życie moje!
Bierz, gub, trwoń, trać,
W lot, w śmiech, w gniew, w szał!
Żyć! śnić! drżeć! łkać!
Mknij, leć, pędz, w cwał!
O - życie moje!!
O życie moje!!
Ból? Śmierć? Tak, tak!
Wiem, wiem: czar złud!
Nic, nic! Dzień - ptak!
W pęd! w lot! w wir! w cud!
O życie, życie moje...
35


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Tuwim Julian Proza
LP I III Tuwim Julian Slon Trabalski
Tuwim Julian Piotr PÅ‚aksin
Tuwim Julian Wiersz w którym autor grzecznie
Tuwim Julian HAJHITLA
Tuwim Julian Bal w Operze

więcej podobnych podstron