Śpiewnik 40


Anioł i diabeł
Idzie diabeł ścieżką krzywą,
Pełen myśli złych,
Nie pożyczy mu na piwo,
Nie pożyczy nikt.
Słońce praży go od rana,
Wiatr gorący dmucha.
Diabeł się z pragnienia słania
W ten piekielny upał.
Piwa, nalejcie piwa,
Dobrego piwa ze starej beczki od barmana.
Bo od piwa głowa się kiwa
Od tego piwa ze starej beczki od barmana.
Idzie anioł wśród zieleni,
Dobrze mu się wiedzie.
Pełno drobnych ma w kieszeni
I przyjaciół wszędzie.
Nagle przystanęli obaj
Na drodze pod śliwką.
Zobaczyli, że im browar
Wyszedł na przeciwko.
Piwa, nalejcie piwa...
Nie ma szczęścia na tym świecie
Ni sprawiedliwości 
Anioł pije piwo trzecie,
Diabeł mu zazdrości.
Paulina Bukwiec
Pożycz dychę  mówi diabeł 
Bóg ci wynagrodzi,
My artyści w taki upał
Arahia
Żyć musimy w zgodzie.
Mój dom murem podzielony
Podzielone murem strony
Piwa, nalejcie piwa...
Po lewej stronie łazienka
Po prawej stronie kuchenka
Na to anioł zatrzepotał
Skrzydeł pióropuszem
Moje ciało murem podzielone
I powiada  dam ci dychę
Dziesięć palców na lewą stronę
W zamian za twą duszę.
Drugie dziesięć na prawą stronę
Musiał diabeł aniołowi
Głowy równa część na każdą stronę
Swoją duszę sprzedać
I stworzyli sobie piekło
Moja ulica murem podzielona
Z odrobiną nieba.
Świeci neonami prawa strona
Lewa strona cała wygaszona
Piwa, nalejcie piwa...
Zza zasłony obserwuję obie strony
Lewa strona nigdy się nie budzi
Prawa strona nigdy nie zasypia
Bratnie słowo Ballada rajdowa
Bratnie słowo sobie dajem, Właśnie tu na tej ziemi młody harcerz meldował
Że pomagać będziem wzajem, Swą gotowość umierać za Polskę
Zuch zuchowi, druhnie druh. Tak jak ty nosisz plecak - on niósł w ręku karabin,
Hasło znaj - "Czuj duch"! W sercu miłość, nadzieję i troskę.
Może tu - w Nowej Słupi, w Poleszczycach, Słubicach
W troskach, smutkach i zmartwieniach, Brzozowymi krzyżami znaczonych
W dni pogodne i w dni cienia, Swą dziewczynę pożegnał nic nie wiedząc, że tylko
W jasny dzień czy w ciemną noc Kilka dni w życiu mu pozostało.
Przyjazń da nam moc.
Naszej ziemi śpiewamy, ziemi pokłon składamy
Bacz, by słowo sobie dane Taki prosty, serdeczny, harcerski
Było zawsze dotrzymane, Niechaj echo poniesie tą balladę rajdową
Zuch zuchowi, druhnie druh. W nowe jutro i w przyszłość nową
Hasło znaj - "Czuj duch"!
Na pomniku wyryto, że szesnaście miał wiosen,
Że był śmiały, odważny, radosny,
Kiedy padał płakała cała Puszcza Jodłowa
Nie doczekał czekanej tak wiosny
I choć on nie doczekał, to nie zginął tak sobie -
Przetarł szlak, którym dzisiaj wędrujesz.
A gdy tak przy ognisku śpiewasz sobie balladę
W sercu tak jak on Ojczyznę czujesz.
Ballada amerykańskiego żołnierza Bieszczady
Dostanę mundur, broń, do szafki kluczyk, Tu w dolinach wstaje mgłą wilgotny dzień.
Dowódca baczność, spocznij mnie nauczy, Szczyty ogniem płoną, stoki kryje cień.
Butami naszą piękną ziemię zmierzę - Mokre rosą trawy wypatrują dnia.
Jak łatwo być żołnierzem, żołnierzem... Ciepła, które pierwszy słońca promień da.
Wnet wszystkie ze łba spadną mi kłopoty. Cicho potok gada, gwarzy pośród skał.
Nie trzeba mi wypłaty ni roboty. O tym deszczu, co z chmury trochę wody dał.
Gdy każą - idę, gdy nie każą - leżę. Świerki zapatrzone w horyzontu kres.
Jak łatwo być żołnierzem, żołnierzem... Głowy pragną wysoko, jak najwyżej wznieść.
A gdyby się historia jakaś działa, Tęczą kwiatów barwny połoniny łan.
Ty jedno wiesz - Ojczyzna ci kazała Słońcem wypełniony jagodowy dzban.
I możesz w swą niewinność wierzyć szczerze. Pachnie świeżym sianem pokos pysznych traw.
Jak łatwo być żołnierzem, żołnierzem... Owiec dzwoneczkami cisza niebu gra.
Cicho potok gada...
Serenadą świerszczy, kaskadami gwiazd
Noc w zadumie kroczy, mroku ścieląc płaszcz.
Wielkim Wozem księżyc rusza na swój szlak.
Pozłocistym sierpem gasi lampy dnia.
Cicho potok gada...
Bieszczadzki trakt Bieszczadzka kołysanka
Kiedy nadejdzie czas wabi nas ognia blask Codzienność gna bieszczackim traktem
Na polanie gdzie króluje zły Na gołoborze wyszedł wrzesień
Gwiezdny pył w ogniu tym Na połoniny ranną rosą
Azy wyciśnie nam dym W krzakach jałowca złota jesień
Tańczą iskry z gwiazdami, a my Babiego lata nitkę cięką
Aż po horyzont wiat wyniesie
Śpiewajmy wszyscy Senny krajobraz we mgle tonie
W ten radosny czas Pożółkłe liście z dróg wymiecie
Śpiewajmy razem ile jest tu nas
Choć lata młode szybko płyną Śpij, bajke ci daje
Wiemy że Bukiet róż, welon, korale
Nie starzejemy się! Śpij, może cos wyśnisz
Zaprosisz mnie na ślub
W lesie gdzie licho śpi ma przygoda swe drzwi
Choćmy tam gdzie na ścianie lasu lśnią Grzbietami szczytów niebo znaczy
Oczy sów, wilcze kły, rykiem powietrze drży Smerek Chryszczata, Hoń, Tranica
Tylko gwiazdy przyjazne dziś są W ogromnie bieli kwiatów niknie
Słońce, co pali i zachwyca
Dorzuć do ognia drew w górę niech płynie śpiew Wieczór tysiącem gwiazd zaczyna
Watr poniesie go w wilgotny świat Długie wśród nocy rozmyślenia
Każdy z nas o tym wie - znowu spotykamy się Księżyc zatacza wielkie koło
A połączy nas bieszczadzki trakt Będzie tak krążył aż do świata
Bieszczadzki rajd Bieszczadzkie reage
Zebrało się tutaj wielu takich jak Ty Porannej mgły snuje sie dym
Siadaj z nami przyjacielu zaśpiewamy ci Jutrzenki blask na stokach gór
Nowy dzień budzi się
Rajd, rajd, bieszczadzki rajd Melodie dnia już rosa gra
Czy to w słońce, czy to w deszcz
Idziesz z nami przyjacielu Reage, bieszczadzkie reage
Bo sam chcesz Słońcem pachnące, ma jagód smak
Reage, bieszczadzkie reage
Każdy harcerz przeżyć chce ten bieszczadzki rajd Jak potok rwące, przed siebie gna
Aby wzmocnić nasze siły jemy dużo pajd
Połonin czar ma taką moc
Rajd, rajd, bieszczadzki rajd Że gdy je ujrzysz pierwszy raz
Czy to w słońce, czy to w deszcz Wrócić chcesz znów za rok
Idziesz z nami przyjacielu Poranną rosą czekać dnia
Bo sam chcesz
Czasem chleba nam brakuje, ale fajno jest
Ktoś nas wtedy poratuje, to braterski gest
Rajd, rajd, bieszczadzki rajd
Czy to w słońce, czy to w deszcz
Idziesz z nami przyjacielu
Bo sam chcesz
Może kiedyś tu za rok wszyscy się spotkamy
Obsiądziemy ogień w koło i tak zaśpiewamy
Rajd, rajd, bieszczadzki rajd
Czy to w słońce, czy to w deszcz
Idziesz z nami przyjacielu
Bo sam chcesz
Bieszczady rock'n'roll Babę zesłał Bóg
Miały już Bieszczady swoje tango Babę zesłał Bóg,
Miały także taniec zwany sambą Raz Mu wyszedł taki cud.
Miały także polkę prosto z pola Babę zesłał Bóg,
Lecz nie miały jeszcze rock'n'rolla Cóż innego przecież mógł,
Żeby dobrze zrobić wam,
Bieszczady rock'n'roll Żeby dobrze zrobić wam
Połoniny woogie-boogie Babę zesłał Pan.
Gdy jesteś tylko sam
Dzień się staje taki długi Bóg też chłopem jest,
Gdy jesteś z nami wraz Świadczy o tym Jego gest.
Bardzo szybko mija czas Bóg też chłopem jest,
Tak jak swing i blues i jazz,
Na stalicy błoto po kolana Żeby z baby ciągle kpić,
A deszcz pada od samego rana Żeby z baby ciągle kpić
Przemoczone wszystko do niteczki Trzeba chłopem być.
Chciałbyś zmienić buty i majteczki
Bóg ci zesłał mnie,
Byś miał kogoś w noc i w dzień.
Bóg ci zesłał mnie,
Ty się z tego tylko ciesz.
Z woli nieba jestem tu,
Z woli nieba jestem tu,
Więc się do mnie módl.
Bez słów Czarny blues o czwartej nad ranem
Chodzą ulicami ludzie, Czwarta nad ranem. Może sen przyjdzie.
Maj przechodzą, lipiec, grudzień Może mnie odwiedzisz.
Zagubieni wśród ulic bram. Czwarta nad ranem. Może sen przyjdzie.
Przemarznięte grzeją dłonie, Może mnie odwiedzisz.
Dokądś pędzą, za czymś gonią
I budują wciąż domki z kart Czemu cię nie ma na odległość ręki?
Czemu mówimy do siebie listami?
Ref.: A tam w mech odziany kamień, Gdy ci to śpiewam  u mnie pełnia lata.
Tam zaduma w wiatru graniu,
Tam powietrze ma inny smak. Gdy to usłyszysz, będzie środek zimy.
Porzuć kroków rytm na bruku, Czemu się budzę o czwartej nad ranem
Spróbuj  znajdziesz, jeśli szukasz, I włosy twoje próbuję ugłaskać?
Zachcesz  nowy świat, własny świat. Lecz nigdzie nie ma twoich włosów.
Jest tylko stara nocna lampka,
Płyną ludzie miastem szarzy, Aysa śpiewaczka.
Pozbawieni złudzeń, marzeń,
Omijają wciąż główny nurt. Śpiewamy bluesa o czwartej nad ranem
Kryją się w swych norach krecich Tak cicho, by nie zbudzić sąsiadów.
I śnić nawet o karecie, Czajnik z gwizdkiem świruje na gazie.
Co lśni złotem, nie potrafią już. Myślałby kto, że rodem z Manhattanu.
Żyją ludzie, asfalt depczą, Czwarta nad ranem...
Nikt nie krzyknie, każdy szepcze,
Drzwi zamknięte, zaklepany krąg. Herbata czarna myśli rozjaśnia,
Tylko czasem kropla z oczu A list mój sam się czyta,
Po policzku w dół się stoczy Że można go śpiewać.
I to dziwne drżenie rąk... Za oknem mruczą bluesa
Topole z Krupniczej.
I jeszcze strażak wszedł na solo,
Cisza
Ten z Mariackiej Wieży.
Nie o uśmiech mi chodzi bo się śmiałaś nie raz
Jego trąbka jak księżyc biegnie nad topolą.
Ale o to co kiedyś wytworzyło się w nas
Nigdzie się jej nie śpieszy.
Coś co przyszło tak nagle i odeszło jak wiatr
Czego właśnie najbardziej mi brak
Już piąta. Może sen przyjdzie.
Może mnie odwiedzisz.
W taką, w taką cisze
Już piąta. Może sen przyjdzie.
wszystkie gwiazdy na niebie
Może mnie odwiedzisz.
Wyliczę dla Ciebie
Ciebie, Ciebie wołam
Ale cisza i pustka dookoła
Przychodziłem co wieczór by posłuchać twych płyt
O miłości w ogóle nie mówiliśmy nic
Wyjechałaś tak nagle i cichutko jak mysz
Zostawiłaś swój adres i list
Jesteś moim aniołem mą miłością bez dna
Jesteś moją boginią którą widzę co dnia
Jakże długo mam nękać i jak prosić Cię mam
Karzesz trwać w niepewności więc trwam
Choć dostaję twe listy i twych zdjęć parę mam
Żyje jak grzeczny anioł w tłumie ludzi lecz sam
Jeszcze tli się nadzieja że spotkamy się znów
Do księżyca się śmiejąc przywołuje Cię wróć !
Dobranoc Dom malowany
Słońce zaszło gdzieś za lasem Dom malowany przy starym murze
I nastała ciemna noc Dom malowany w niebieskie róże
A ja tutaj przy ognisku Ma cztery kąty i cztery ściany
śpiewam Tobie dobranoc. Dom malowany zaczarowany dom
Dobranoc, dobranoc Czy ktoś widział, czy ktoś słyszał
Jaka piękna jest ta noc Czy ktoś wie
Takiej nocy życzę Tobie Jak tam w czarcim jarze
Przyjacielu dobranoc. Nawet drzewom zle
Jak szeleszczą, jak dygocą
Życie to nie jest jeszcze życiorys Liści szumie ptaków śpiewie
Życie się mieści w brudnopisie Tego nawet ciemną nocą licho nie wie
Korzystajmy z wszystkiego powoli Tylko stoi tak samotnie stoi wciąż
By starczyło na całe życie. Z naszych marzeń zbudowany stary dom
Wszak wielkiej siły nam potrzeba Dom malowany przy starym murze
By zmienić życie swe Dom malowany w niebieskie róże
Jeden cel na dziś przyświeca Ma cztery katy i cztery ściany
Być lepszym niż się jest. Dom malowany zaczarowany dom
Nie śpiewajcie tej piosenki Czy ktoś widział, czy ktoś słyszał
Nie śpiewajcie nigdy sami Czy ktoś wie
Niech się skończy czas udręki Jak tam w czarcim jarze
Czas udręki raz na zawsze Nam harcerzom zle
Jak idziemy polną drogą
Wciąż z nadzieją i przed siebie
Tego nawet ciemną nocą licho nie wie
Tylko stoi tak samotnie stoi wciąż
Z naszych marzeń zbudowany stary dom
Dom malowany przy starym murze
Dom malowany w niebieskie róże
Dym z jałowca
Ma cztery kąty i cztery ściany
Dym z jałowca łzy wyciska
Dom malowany zaczarowany dom
Noc się coraz wyżej wznosi
Strumień jasną falą błyska
Przyjdzie kiedyś czas odwetu
Czyjś głos w leśnej ciszy prosi
Przyjdą dni
Że w tym domu zamieszkamy Ja i Ty
Żeby była taka noc, kiedy myśli mkną do Boga
Na kominku buchnie płomień
Żeby były takie dni, gdy się przy nim ciągle jest
Tak od dawna wymarzony
Żeby był przy tobie taki ktoś, kogo nie zniechęca droga
Że się spełnią nasze słowa nasze sny
Abyś plecak swoich dni, stromą ścieżką umiał nieść
Ale jeszcze w czarcim jarze wrzaski wron
I wciąż stoi zapomniany stary dom
Usiądz z nami przy ognisku
Płomień twarz zarumieni
Dom malowany przy starym murze
Usiądziemy razem blisko
Dom malowany w niebieskie róże
Jedną myślą połączeni
Ma cztery kąty i cztery ściany
Dom malowany zaczarowany dom
Żeby była taka noc, kiedy myśli mkną do Boga
Żeby były takie dni, gdy się przy nim ciągle jest
Żeby był przy tobie ktoś, kogo nie zniechęci droga
Abyś plecak swoich dni, stromą ścieżką umiał nieść
Tuż przed szczytem się zatrzymaj
Spójrz jak gwiazdy w dół spadają
Spójrz jak drży kosodrzewina
Góry z tobą wraz wołają
Żeby była taka noc, kiedy myśli mkną do Boga
Żeby były takie dni, gdy się przy nim ciągle jest
Żeby był przy tobie ktoś, kogo nie zniechęci droga
Abyś plecak swoich dni, stromą ścieżką umiał nieść
Dziki włóczęga Dżungla
Byłem dzikim włóczęgą przez tak wiele dni Szedłem kiedyś po pustyni, tam mnie napadł goryl dziki
Przepościłem pieniądze na whisky i gin Ta pustynia była wielka więc na drzewo jemu zwiałem
Teraz wracam do domu pełen złota mam trzos
I zapomnieć chcę szybko jak podły był los Ref.: Dżungla, dżungla pustynia
Już nie wrócę na morze Pewnej bardzo zimnej nocy, kobra zjadła mi pięć kocy
Nigdy więcej, o nie Zawinięty w jeden byłem, więc dynamit podpaliłem
Wreszcie koniec włóczęgi
Na pewno to wiem Lecz tubylcy mnie złapali, no i zjeść zaplanowali
Lecz ja też nic jeść nie miałem i ich nocą pozjadałem
Gdy poszedłem do baru gdzie bywałem nie raz
Powiedziałem barmance że forsy mi brak Wszędzie dzikie, bagna stoją, buty pleśnieć zaczynają
Poprosiłem o kredyt powiedziała: "Idz precz! Srogi żywioł, sroga zima słońce pali, wody nie ma
Mogę mieć tu stu takich na skinienie co dzień"
Gdy błysnąłem dziesiątka podskoczyła jak kot
I butelkę najlepsza podstawiła pod nos
Powiedziała zalotnie: "Co chcesz mogę ci dać..."
Ja jej na to: "Ty flądro, spadaj, znam inny bar!"
Gdy wróciłem do domu przez otwarte drzwi
Zobaczyłem rodziców czy przebacza mi
Matka pierwsza spostrzegła jak w sieni wciąż tkwię
Zobaczyłem ich radość i przyrzekłem, że
Gdzie ta keja? Hymn ZHP
Gdyby tak ktoś przyszedł i powiedział: Stary czy masz czas Wszystko, co nasze Polsce oddamy
Potrzebuje do załogi jakąś nowa twarz W niej tylko życie, więc idziem żyć
Amazonka, Wielka Rafa, Oceany trzy Świty się bielą, otwórzmy bramy
Rejs na całość, rok - dwa lata - to powiedziałbym Rozkaz wydany, wstań, w słońce idz.
Gdzie ta keja a przy niej ten jacht Ramię pręż, słabość krusz
Gdzie ta keja wymarzona w snach Ducha tęż, Ojczyznie miłej służ
Gdzie te wszystkie sznurki od tych szmat Na jej zew w ból czy trud
Gdzie ta brama na szeroki świat Pójdziem wraz harcerzy polskich ród
Gdzie ta keja a przy niej ten jacht Harcerzy polskich ród
Gdzie ta kola wymarzona w snach
W każdej chwili płynę w taki rejs
Hymn Agrikoli
Tylko gdzie to jest? No gdzie to jest?
Agrikola to dzielny Szczep
Największe trudy brał
Gdzieś na dnie wielkiej szafy leży ostry nóż
W Krakowie będąc widziałem Go
Stare dżinsy wystrzępione impregnuje kurz
Gdy w akcji udział brał
W kompasie igła zardzewiała, lecz kierunek znam
I urzekł mnie tak sprawnością swą
Biorę wór na plecy i przed siebie gnam
Że zaciągnąłem się
I minął rok to już obóz jest
Przyszły lata zapyziale, rzęsa zarósł staw
Jest ląd i jeziora brzeg
A na przystani czółno stało - kolorowy paw
Zaokrągliły się marzenia, wyjałowiał step
Agrikola bordowy szczepie nasz
Lecz dalej marzy o załodze ten samotny łeb
Agrikola, najlepszy jaki znasz
Hymn Szarych Szeregów Harcerska dola
Będziemy szli przez Polskę Szarymi Szeregami Z miejsca na miejsce, z wiatrem wtór,
I będzie prawo z nami i będzie Bóg nad nami Z lasu do lasu, z pól do pól,
I będziem szli jak hymny wskroś wsi, wskroś miast, polami Wszędzie nas pędzi, wszędzie gna
I będziem równać w prawo Szarymi Szeregami. Harcerska dola radosna.
Gdy rzucą nam wezwanie ze wschodu, czy z zachodu, Nam trud niestraszny ani znój,
Zawisza miecz nam poda i ruszym do pochodu. Bo myśmy złu wydali bój
Zadudni ziemia czarna uderzeń tysiącami I z nim do walki wciąż nas gna
I będziem szli przez Polskę Szarymi Szeregami. Harcerska dola radosna.
Rozniosą się fanfary echami rozgłośnymi. Nasza pogoda, jasny wzrok
Hen, po piastowskiej ziemi skrzydłami husarskimi. Niechaj rozjaśni ludziom mrok,
Za nimi pójdzie naród z orłami, sztandarami. Niechaj i innym szczęście da
Powiedziem go szpalerem Szarymi Szeregami. Harcerska dola radosna.
Harcerski krzyż.
I będziem gmach budować w harcerskim, twardym znoju.
Otworzym w nim podwoje dla pracy i pokoju.
Harcerzem być
I będzie Polska nowa, my będziem Polakami
Harcerzem być, to dobra rzecz
I stanie straż przed gmachem Szarymi Szeregami.
Móc śpiewać przy ognisku
Z gitarą swoją za pan brat
Na straży polskich granic będziemy wiecznie stać.
Rozśpiewać cały świat
Szarymi Szeregami, szara harcerska brać
I będziem trwać kamieniem wzdłuż dróg drogowskazami
Księżyca blask czy ognia żar
I wieść będziemy młodych Szarymi Szeregami.
To rzecz niesamowita
To nastrój który dobrze znasz
Przy tej melodii z gitar
Gdy słońce gasi blaski swe
I brzuch napełniasz jadłem
Przy ognisku siedzisz z bratem swym
Głosząc te słowa prawdy
Hej przyjaciele Hogodogo
Tam, dokąd chciałem, już nie dojdę, szkoda zdzierać nóg Gdy na dworze siąpi deszczyk
Już wędrówki naszej wspólnej nadchodzi kres A po plecach idzie dreszczyk
Wy pójdziecie inną drogą, zostawicie mnie Gdy na dworze deszcz i plucha
Odejdziecie, sam zostanę na rozstaju dróg. A w namiocie jest dziewucha
Hej, przyjaciele, zostańcie ze mną, Hogodogo, hogodogo
Przecież wszystko to, co miałem, oddałem wam Hogodogo jedną nogą
Hej, przyjaciele, choć chwilę jedną Hogodogo, hogodogo
Znowu w życiu mi nie wyszło, znowu jestem sam Hogodogo drugą nogą, można też
Znów spózniłem się na pociąg i odjechał już Gdy na dworze słońce świeci
Tylko jego mglisty koniec zamajaczył mi Obozowiec z druhną leci
Stoję smutny na peronie z tą walizką jedną I tak lecą sobie razem
Tak jak człowiek, który zgubił od domu swego klucz. Gdzie dolecą świat pokaże
Tam, dokąd chciałem, już nie dojdę, szkoda zdzierać nóg Gdy na dworze noc nastanie
Już wędrówki naszej wspólnej nadchodzi kres Choć tu do mnie, choć kochanie
Wy pójdziecie inna drogą, zostawicie mnie, Gdy poranne wstają zorze
Zamazanych drogowskazów nie odczytam już. Hogodogo nie pomoże
Hogodogo po tej nocy
Już nikogo nie zaskoczy
Co tu gadać, co tu straszyć
Musisz kiedyś sam zobaczyć
Już rozpaliło się ognisko Jaki był ten dzień
Już rozpaliło się ognisko, dając nam dobrej wróżby znak Pózno już, otwiera się noc
Siedliśmy wszyscy, przy nim blisko Sen podchodzi do drzwi na palcach jak kot
Bo w całej Polsce siedzą tak. Nadchodzi czas ucieczki na aut
Gdy kolejny twój dzień wspomnieniem się stał
Siedzą harcerze przy płomieniach,
Ciepły blask ognia spaja ich Jaki był ten dzień, co darował co wziął
Wszystko co złe to szuka cienia Czy mnie wyniósł pod niebo czy zrzucił na dno
Do światła dobro garnie się Jaki był ten dzień czy cos zmienił czy nie
Czy był tylko nadzieją na dobre i złe
Mówiłeś druhu komendancie, że zaufanie do nas masz
Że wierzysz w nasze szczere chęci Aagodny mrok zasłania mi twarz
Wszak ty harcerskie serca znasz Jakby przeczuł że chce być sobą choć raz
Nie skarżę się że mam to co mam
Warunki tylko warunkami Że przegrałem coś znów i jestem tu sam
Od dawna wszak słyszymy to
Lecz my jesteśmy harcerzami Jaki był ten dzień, co darował co wziął
Przezwyciężymy wszelkie zło Czy mnie wyniósł pod niebo czy zrzucił na dno
Jaki był ten dzień, czy cos zmienił czy nie
Zrodziła nas ta sama ziemia, pod jednym dachem wzrośliśmy Czy był tylko nadzieją na dobre i złe
Te same myśli i marzenia
Zsyłają nam tęczowe dni
Wszędzie w tej chwili ogień płonie
Po całej Polsce siejąc blask
Czy to w Szczecinie czy w Krakowie
Czy tu w ... pośród nas.
Jak listy Jestem powietrzem
Widzę, jak co dzień, twoich kroków cień,
Kto nas rozesłał w świat jak listy
Gdy przechodzisz przez podwórze.
Na długą drogę los nieznany
Zza firanek rzęs nie dostrzegasz mnie,
Duszy kawałek kartki czysty
Nawet kiedy tkwię przy murze.
Dał nam by został napisany
Zanim zamkniesz drzwi, zanim znikniesz mi
W korytarza czarnej dziurze
Złowię jeszcze raz twoich oczu blask,
A życie zapisuje różnie
By pamiętać jak najdłużej,
Niebieskim swym wiecznym piórem
Jednym donosy drugim wiersze
Że jestem powietrzem, a pereł przed wieprze
Lub też podkreśli coś niektórym
Nie rzucisz, na pewno nie.
Że jestem bez sensu jak blat od kredensu.
Nie spojrzysz na ciało me.
Niejeden kryje swoje wnętrze
Nigdy nikomu się nie otwiera
Widzę, jak co dnia, zawsze inny pan
Głęboko chowa się w kopercie
Wchodzi z tobą do mieszkania.
Z zewnątrz w pieczątki się ubiera
Patrząc z okna w dół widzę ino stół.
Resztę gałąz mi zasłania.
Pierwszy lepszy gość, co ma szmalu dość
Kto nas jak listy w świat rozesłał
I samochód luksusowy
I docelowy adres zatarł
Wchodząc w progi twe przypomina, że
Wędrówki nie możemy przerwać
Taki jestem nie wyjściowy.
Nim nie znajdziemy adresata
Ref. Że jestem powietrzem...
Widzę, jak co dzień, twój cudowny cień,
Gdy przechodzisz koło bramy.
Zza firanek rzęs nie dostrzegasz mnie.
Może boisz się swej mamy.
Konwenanse precz, to nie moja rzecz,
Lecz jak mam osiągnąć Eden,
Jeśli ona ma lat dwadzieścia dwa,
A ja jutro skończę siedem.
Jest super Kadryl
Zapraszamy do kadryla
Popatrz na wspaniałe autostrady,
Tę melodię każdy zna.
Na drogi, na których nie znajdziesz wybojów.
Tutaj refren się zaczyna
Rosną nowe bloki i nie ma wypadków,
I tu też swój koniec ma.
W czystych szpitalach ludzie umierają rzadko.
Mamy ekstra rząd i super prezydenta, Raz, dwa, jak pięknie grasz,
To rajdowy kadryl nasz.
Wszyscy ludzie to wspaniali fachowcy.
Hej, hej, nie rób jaj,
Ufam im i wiem, że wybrałem swoją przyszłość.
Graj kadryla, graj!
Za rękę poprowadzą mnie do Europy.
Na wysokiej górze
Jest super, jest super, więc o co ci chodzi? Deptały się tchórze,
A jeden był mały,
Jest super, jest super, więc o co ci chodzi?
Więc go zadeptały.
Więc o co ci chodzi? Jest super, jest super!
Więc o co ci chodzi? Jest super!
Po szerokim stawie
Pływają łabędzie.
Mamy tolerancję wobec innych upodobań. A niech se pływają,
Pójdę naokoło.
Kościół zaciekle broni najbiedniejszych.
Bogaci są fajni i w miarę uczciwi.
Na wysokim dębie
Policja surowo karze złych przestępców.
Gruchały gołębie,
A jeden nie gruchał,
Jest super... Bo to był wiewiórek.
Jadą goście jadą
Koło mego sadu.
Do mnie nie przyjadą,
Bo już tam nie mieszkam.
Skacze żaba, skacze
Po mokrym asfalcie.
A czemu tak skacze?
Bo się poślizgnęła.
Czasem dziewczę daje słowo,
Jest jak zakazany owoc.
I tu małe ostrzeżenie:
Myj owoce przed jedzeniem.
Po szerokim stawie
Pływają łabędzie.
A niech se pływają,
Jestem ratownikiem.
Pewien mały chłopiec
Raz bawił się w rambo
Bawiłby się dalej
Gdyby nie to szambo
Żyła sobie kura
Zarosła jej dziura
Po to jej zarosła
Żeby już nie zniosła
Kiedy deszcz o namiot stuka,
Niebo chowa szarą twarz,
Inni nudzą się i marzą,
Ale ty kadryla masz.
Kiedy idziesz żółtym szlakiem,
Kiedy kłopot masz z kajakiem
Kiedy dziurę masz w dnie łodzi,
To zaśpiewać nie zaszkodzi
Dam wam radę moi mili,
Dziś nie martwcie się ni chwili
Póki jeszcze na to czas
Niech zatańczy każdy z was
Krajka Kocham Cię jak Irlandię
Chorałem dzwonków dzień rozkwita Mieszkałaś gdzieś w domu nad Wisłą
Jeszcze od rosy, rzęsy mokre, Pamiętam to tak dokładnie
We mgle turkocze pierwsza bryka Twoich czarnych oczu bliskość
Słońce wyrusza na włóczęgę Wciąż kocham cię jak Irlandię
Drogą pylistą, drogą polną A ty się temu nie dziwisz
Jak kolorowa panny krajka Wiesz dobrze, co byłoby dalej
Słońce się wznosi nad stodoła Jak byśmy byli szczęśliwi
Będziemy tańczyć walca Gdybym nie kochał cię wcale
A ja mam swoja gitarę Przed szczęściem żywić obawę
Spodnie wytarte i buty stare Z nadzieją że mi ją skradniesz
Wiatry niosą mnie Wlokę ten ból przez Włocławek
A ja mam swoją gitarę Kochając cię jak Irlandię
Spodnie wytarte i buty stare
Wiatry niosą mnie Gdzieś na ulicy Fabrycznej
Spotkać się nam wypadnie
Zmoknięte świerszcze stroją skrzypce Lecz takie są widać wytyczne
Żuraw się wspiął na cembrowinę By kochać cię jak Irlandię
Wiele nanosi wody jeszcze
Wielu się ludzi z niej napije Czy mi to kiedyś wybaczysz
Działałem tak nieporadnie
Drogą pylistą, drogą polną Czy to dla ciebie coś znaczy
Jak kolorowa panny krajka Że kocham cię jak Irlandię
Słońce się wznosi nad stodołą
Będziemy tańczyć walca
Kochaj mnie i dotykaj Kobieta
Dawnych mistyków ludzkiej duszy pieśń Kobieta to jest takie homo,
Księżyca ciemna strona Z którym nic nigdy nie wiadomo.
Słońce zabija na raty nas w nadfiolecie. Może na przykład bez przyczyny
Schodami do nieba zacząłem się piąć Cię doprowadzić do ruiny,
Tam nie ma autostrady Albo wymyśli taki kawał,
Myślę o tobie, a ptakiem jest myśl zbytek słów. Że tylko nagły serca zawał.
Me światy są obce bez nocy i dnia Dlatego właśnie do kobiety
Tam wiersze z obłędu powstają Są przypisane epitety:
Lecz póki tu jestem, proszę
Kochaj mnie, dotykaj mnie. To sekutnica, to hetera, to hetera,
Jędza, zmora, et cetera.
Dotykaj delikatnie, bezszelestnie ciepłem palców To grzęzawisko, dno i marazm
Dotykaj aksamitnie, rzęs pokłonem, nie przestawaj I wszystkie kataklizmy na raz.
Dotykaj całowaniem i oddechem tak, jak lubisz
Dotykaj smugą włosów niby muślin bólowi zadaj ból. I raz wieszcz jeden popularny
Napisał o niej: "puchu marny",
Kochanie, samotność można wypić do dna choć to trudne. A inni zaś antagoniści
Miłość prawdziwą daje tylko Bóg i zrozumienie. Siedliskiem zła ją zwą aliści.
Wszędzie Go szukam, dla Niego chcę żyć Więc gdy się czasem komuś zdarza
Wbrew potępieniom. Kobietę ciągnąć do ołtarza,
Tęsknię za ciszą bezludnych wysp dzikich plaż. Ja prędko łapię go za rękę
Me światy są obce bez nocy i dnia I zaraz śpiewam tę piosenkę:
Tam wiersze z obłędu powstają
Lecz póki tu jestem, proszę (Że kobieta)
Kochaj mnie, dotykaj mnie. To sekutnica, to hetera...
Wiem, że chcesz wspólnych snów dam Ci je. Mimo tych wszystkich wad niestety
Nie bój się, nie bój się. Żyć dziś nie można bez kobiety.
Dziwne jest piękne wciąż twierdzę tak gorsząc dewotów. Kobieta na ziemskim padole
Na urodziny sam sobie dziś dam znak pokoju. Spełnia niezwykle ważną rolę.
Kochanie, samotność mnożna wypić do dna choć to trudne.
Więcej nic nie mów, tylko przytul się dotykaj mnie. (Ale i tak wszyscy wiedzą, że kobieta)
To sekutnica, to hetera...
Kwiaty i drzewa Karczma dla samotnych
Kwiaty i drzewa uśmiechają się Na piaszczystej drodze
Kwiaty i drzewa dotykają się Chłodny we włosach wiatr
Rozbite myśli spotykają się Już przeszedłeś w życiu tyle
Rozbite słowa nawołują się Za plecami drogi szmat
Nagle na widnokręgu ostry światła blask
Oczy zmęczone rozdzierają noc Może tym znużonym stopom
Oczy szalone nawołują dzień Odpoczynek ktoś chce dać
Dziś jestem gościem w twoim śnie
Dziś jestem wolny więc wpuść tu mnie Witaj w naszej karczmie dla samotnych
Usiądz z nami w karczmie dla samotnych
Będzie piękna noc
Będzie długa noc
Tu zawsze są otwarte drzwi
Tu się schronisz w ciemną noc
Tu pył z drogi zmyjesz z warg
Tu zmęczone stopy spoczną
Gdy zmęczenie ugnie kark
Wiatr oplata okiennice
Dym po górach hen się wspina
My się sercem podzielimy
Gdy nadejdzie zła godzina
Gdy odejdziesz mówiąc bywaj
Powtórzymy ci od nowa
Na teraz i na całe życie
Słowa, słowa :
Leonardo Leve, leve loff
Ja nie wesoła, ale z kokardą Chce Ci powiedzieć jak bardzo Cię cenię
Lecę do słońca hej Leonardo Chce Ci powiedzieć jak bardzo Cię podziwiam
A ja się kręcę bo stać nie warto Chce Ci powiedzieć uważaj na te drogi
Naprzód planeto hej Leonardo Ale nie mam odwagi
Dość jest wszystkiego Jest czwarta w nocy pisze przez chwile
Dość można wszędzie To co mi się we łbie ułożyło
I chciałbym chociaż za oknem wiatr dmucha
Diabeł mnie szarpie, trzyma za uszy Zanucić ci prosto do ucha (słuchaj)
Dokąd wariatko chcesz z nim wyruszyć
A ja gotowa ja z halabardą Leve leve leve loff loff loff loff x 2
Hej droga wolna hej Leonardo
Ty masz to co ja chciałbym
Panie w koronie panie z liczydłem Mieć gdybym kilka lat mniej miał
Nie chcę być mrówką ja chcę być skrzydłem I tylko chce Cię ostrzec
A moja głowa, droga muzyka Nie wyważaj drzwi otwartych na oścież
Do brązowego życia umyka
Ty masz taką mądrość głupią
Wyszłam z bylekąd ale co z tego Niech której wszyscy od Ciebie się uczą
Zmierzam daleko hej hej kolego I tylko chce Ci powiedzieć
Odłóżmy sprawy kochany synku Ten pociąg nie pojedzie jeśli Ty w nim nie będziesz
Na jakieś dziewięć miejsc po przecinku
Przed chwilą o tym śniłem
Może to bujda może to obłuda Że na jakimś dworcu wszystko zostawiłem
Ale pasuje jej to jak ulał Niewiadomy niepokój obudził mnie
Dlatego teraz siedzę i pisze
Ale żadne słowa tego nie opiszą
Co poczuć może człowiek pewną jesienną nocą
Dlatego już kończę ten list
Listopad 1993
Lipka Modlitwa Harcerska
Z tamtej strony jeziora x 2 O Panie Boże Ojcze nasz
Rosła lipka zielona W opiece Swej nas miej
A na tej lipce, na tej zieloniutkiej Harcerskich serc Ty drgnienia znasz
Trzej ptaszkowie śpiewają Nam pomóc zawsze chciej
Nie byli to ptaszkowie x 2 Wszak Ciebie i Ojczyznę
Ino trzej braciszkowie Miłując chcemy żyć
Co się spierali o jedną dziewczynę Harcerskim prawom życiu dnia
Który ci ją dostanie Wiernymi zawsze być
Jeden mówi tyś moja x 2
Majka
Drugi mówi jak Bóg da
Gdy jestem sam, myślami biegnę
A trzeci mówi moja najmilejsza
Do mej najdroższej, jak rzeka wiernej
Czemuś mi dziś tak smutna
O Majka, nie jestem ciebie wart
Jakże nie mam smutna być
Majka, zmieniłbym dla ciebie cały świat
Za starego karzą iść
Czasu tak niewiele jeszcze dwie niedziele
Choć dni mijają i czas ucieka,
Mogę z tobą miły być
Ty jesteś wierna, wierna jak rzeka
Byłaś mą gwiazda, byłaś mą wiosną
Sennym marzeniem, myślą radosną
Oddałbym wszystko, bo jesteś inna
Za jeden uśmiech, jedno spojrzenie
Miłość tak wielka, już się skończyła,
Bo przecież Majka, mnie opuściła
Mały obóz Marchewkowe pole
Kiedy razem ze skowronkiem Marchewkowe pole rośnie wokół mnie,
Powitamy nowy dzień, W marchewkowym polu jak warzywo tkwię.
Rosy z trawy się napijesz Głową na dół zakopany niczym struś.
Pierwszy słońca promień zjesz. Chcesz mnie spotkać - głowę obok w ziemię włóż.
Potem wracać trzeba będzie,
Pożegnamy rzekę, las. Wszystko się może zdarzyć.
Bądzcie zdrowi, nasi bracia, Wszystko się może zdarzyć.
Bądzcie zdrowi, na nas czas.
Marchewkowe w ogrodzie miewam sny,
Ustawimy mały obóz, W marchewkowym stanie jest najlepiej mi.
Bramę zbudujemy z serc, Rosnę sobie, dołem głowa, górą nać.
A z tych dusz, co tak gorące, Kto mi powie, co się jeszcze może stać?
Zbudujemy sobie piec.
Rozpalimy mały ogień, Wszystko się może zdarzyć...
A w tym ogniu będziesz piekł
Naszą przyjazń, która łączy,
Która da ci to, co chcesz.
Hej, my kiedyś tu wrócimy,
Nie za rok, no to za dwa,
Więc dlaczego płacze rzeka,
A więc czemu szumi las?
Wszak przyjazni naszej wielkiej
Nie rozłączy promień zła.
Ona mocna jest bezczelnie,
A więc wszyscy jeszcze raz...
Ustawimy mały obóz...
Majster bieda Modlitwa do Anioła Stróża
Skąd przychodził, kto go znał?
Aniele Boży, Stróżu mój,
Kto mu rękę podał kiedy?
Do żony mojej steruj
Nad rowem siadał, wyjmował chleb,
Na swej łódce z niebieskiego papieru
Serem przekładał i dzielił się z psem.
I powiedz jej że kocham ją.
Tyle wszystkiego, co z sobą miał ?
Aniele Boży, Stróżu mój.
Majster Bieda.
Muśnięciem piór w kolędę zmień
Czapkę z głowy ściągał, gdy
Troski jej wszystkie ziemskie
Wiatr gałęzie chylił drzewom.
I rozsyp przed nią swoje srebro betlejemskie.
Śmiał się do słońca i śpiewał do gwiazd.
Miękkie jak zieleń serce jej
Drogę bez końca, co przed nim szła
Znał jak pięć palców, jak szeląg zły - Raduj najczulszym snem.
Majster Bieda.
Aniele Boży uczyń mnie
Nikt nie pytał skąd się wziął,
Chociażby niskim progiem,
Gdy do ognia się przysiadał.
Ale szkarłatnym pod jej stopy drogie
Wtulał się w krąg ciepła jak w kożuch
I w próg tchnij śpiew na chwałę stóp.
Znużony drogą wędrowiec boży.
Aniele Boży, Stróżu mój.
Zasypiał długo gapiąc się w noc -
Majster Bieda.
Aż nastąpił taki rok,
Smutny rok - tak widać trzeba.
Nie przyszedł Bieda zieloną wiosną.
Miejsce, gdzie siadał, zielskiem zarosło
I choć niejeden wytężał wzrok,
Choć lato pustym gościńcem przeszło,
Rudymi liśćmi, jesieni schedą
Wiatrem niesiony popłynął w przeszłość,
Wiatrem niesiony popłynął w przeszłość,
Wiatrem niesiony popłynął w przeszłość,
Majster Bieda.
Modlitwa o wschodzie słońca Marco Polo
Każdy Twój wyrok, przyjmę twardy. Nasz Marco Polo to dzielny ship
Przed mocą Twoją się ukorzę, Największe fale brał
Ale chroń mnie Panie od pogardy. W Australii będąc widziałem go
Przed nienawiścią strzeż mnie Boże. Gdy w porcie przy kei stał
I urzekł mnie sprawnością swą
Wszak Tyś jest niezmierzone dobro, Że zaciągnąłem się
Którego nie wyrażą słowa, I powiał wiatr w dali zniknął ląd
Więc mnie od nienawiści ochroń Mój dom i Australii brzeg
I od pogardy mnie zachowaj.
Marco Polo w królewskich liniach był
Co postanowisz, niech się ziści. Marco Polo tysiące przebył mil
Niechaj się wola Twoja stanie,
Ale zbaw mnie od nienawiści. Na jednej z wysp za korali sznur
Ocal mnie od pogardy Panie. Tubylec złoto dał
I poszli wszyscy w ten dziki kraj
Bo złoto mieć każdy chciał
I wielkie szczęście spotkało ich
Co wyszli na ten brzeg
Bo pełne złota ładownie są
I każdy bogaczem jest
W powrotnej drodze tak szalał sztorm
Że drzazgi poszły w rej
A statek wiąż burtą wodę brał
Do dna było coraz mniej
Aadunek cały trza było nam
Do morza wrzucić tu
Do lądu dojść i biedakiem być
Ratować choć żywot swój
Niepewność Najemnicy
Gdy przeżyjemy swoje dni W dżunglach Katangi i bagnach Konga
Skończy się ziemskie wędrowanie W sierpach Jemenu, w piaskach Sudanu
Czy odnajdziemy gdzieś ten szlak Gdzie śmierć swe żniwo, zbiera codziennie
Który do Ciebie wiedzie Panie Walczą psy wojny, najemni żołnierze
Opowiedz Panie czy w niebie są góry Czerwone łuny na niebie
Które na ziemi tak ukochałem Czarna dokoła noc
Czy będę mógł chodzić po nich z kosturem I naprzód wciąż naprzód najemni żołnierze
I starym plecakiem, który już potargałem I wiwra guer, i wiwra mort } x2
Kiedy będziemy tak wędrować Gdy huczą działa, świszczą pociski
Przez szczerozłote połoniny Gdy serce wali jak opętane
Czy wdrapiemy się tak wysoko Brudny od kurzu, od potu ciemny
Że właśnie życie zobaczymy Biegnie w ataku, biegnie w nieznane
Czy zobaczymy własną młodość Gdy przy ognisku, wieczorem siądę
Pierwsze miłości i rozstanie I dawne dzieje wspominać zacznę
Czy zrozumiemy wreszcie sens Uśmiech rozjaśni zmęczone twarze
Po całej ziemi się tułanie Gdy z bronią w ręku, wśród dżungli rosnę
Dla tych co w piaskach Zambii i Konga
I dla tych co w bezimiennych grobowcach
Dla wszystkich którzy zginęli w walce
Bóg wojny wieniec niesie laurowy
Nadzieja Ogniska już dogasa blask
Może masz w głowie myśli bardziej szalone niż ja Ogniska już dogasa blask
Może masz skrzydła których by Tobie pozazdrościł ptak Braterski splećmy krąg
Może masz serce całe ze szlachetnego szkła W wieczornej ciszy, w świetle gwiazd
Może masz kogoś a może właśnie kogoś Ci brak Ostatni uścisk rąk.
Nie płacz, nie płacz, o nie
Kto raz przyjazni poznał moc
Może masz oczy w których nie gościł dotąd strach Nie będzie trwonił słów
Może masz w sobie niechęć do wojny i brudnych spraw Przy innym ogniu, w inną noc
Może mas litość a może uczyć już w Tobie brak Do zobaczenia znów.
Może masz wszystko, lecz nie masz togo co mam ja
Nie zgaśnie tej przyjazni żar
Nie ma nikt, takiej nadziei jak ja Co połączyła nas
Nie ma nikt, takiej wiary w ludzi i cały ten świat Nie pozwolimy, by ja starł
Nie ma nikt, tylu zmarnowanych lat Nieubłagany czas.
Nie ma nikt, bo któż to wszystko mieć by chciał
Tylko ja, tylko ja (2x)
Ogniska płomienny blask Ogródek
Ogniska płomienny blask W moim ogródku, zakwitły wiśnie
Ciszą zasiany zielony las I dookoła, wesoło jest
Ciesz się z wszystkiego tego co masz A ty mi piszesz, w swoim liście
Daj ludziom pogodną twarz Że bardzo kochasz mnie
Aap iskry szczęśliwych lat Dlaczego to tak
W szarym mundurze lepszy jest świat Dlaczego to tak, dlaczego to tak przemija
Czerwony ogień wypala ci
Pamiętnik harcerskich dni W moim ogródku przekwitły wiśnie
I dookoła, smutno jest
Gdy kiedyś spotkasz przyjaciół swych A ty mi piszesz w swoim liście
Dotkniesz munduru poczujesz łzy Że już nie kochasz mnie
Wtedy zobaczysz jak bardzo ci
Do szczęścia brakuje ich w moim ogródku nie ma już liści
I dookoła bezbarwnie jest
Gdy kiedyś spotkasz przyjaciół swych A ty nie piszesz już swego listu
Dotkniesz munduru poczujesz łzy Bo tak naprawdę masz mnie już dość
Zawołasz druhu : Odpowiedz im
Jak dobrze było wśród nich W moim ogródku jest mała ławka
Ja na niej siedzę i myślę że
Przyjdzie listonosz, liścik przyniesie
A ty napiszesz "Znów kocham cię"
Dlaczego to tak
Dlaczego to tak, dlaczego to tak mnie boli
Płonie ognisko Ptaki ptakom
Płonie ognisko i szumią knieje Wybiegani, wysłuchani, wybawieni
Drużynowy jest wśród nas Siądzcie wkoło do ogniska mego stóp
Opowiada starodawne dzieje Chcę powiedzieć wam o tamtej złej jesieni
Bohaterski wskrzesza czas Z której przyszedł ten harcerski, leśny grób
Mieli myśli rozczochrane tak ja dzisiaj
O Rycerstwie spod kresowych stanic I mundury te dzisiejsze mieli też
O obrońcach naszych polskich granic Lecz stanęli w pogotowiu gdy padł wystrzał
A ponad nami wiatr szumny wieje I bronili tej najwyższej z wielkich wież.
I dębowy huczy las
Harcerze, którym słowa na ustach zamierały
Już do odwrotu głos trąbki wzywa Harcerki, którym uśmiech zabrał wojny czas
Alarmując ze wszech stron Jak ptaki po przestworzach losu szybowali
Staje wiara w ordynku szczęśliwa By upaść jak puszczony bez nadziei głaz.
Serca biją w zgodny ton
Mogli odejść, mogli uciec w swoje jutro
Każda twarz się w uniesieniu płoni Nikt by słowa wypowiedzieć nie był śmiał
Każdy laskę krzepko dzierży w dłoni Lecz zostali chociaż było im tak trudno
A z młodzieńczej się piersi wyrywa Gdy za strzałem padał ciągle drugi starzał.
Pieśń potężna, pieśń jak dzwon
To dla Polski, tak czuwali dniem i nocą
Gaśnie ognisko, szumią drzewa Polski sztandar osłaniali własną krwią
Spojrzyj ten ostatni raz I odeszli, kiedy wzięto ich przemocą
Niechaj ci w duszy radośnie zaśpiewa Aby w ziemię wtopić całą duszę swą
Że na zawsze łączą nas Niech im pokłon odda pokolenie nasze
Tym co umrzeć tam musieli mimo tchu
Wspólne troski i radości życia I gdy przyjdą by odebrać nam marzenia
Serc w modlitwie zjednoczonych bicia Polski sztandar my osłońmy piersią swą
I ta przyjazń najświętsza na świecie
Którą Bóg połączył nas
Plastikowa biedronka Płonie Babilon
Gdy cię pierwszy raz ujrzałem Płonie, płonie Babilon/x4
Wielkim tirem zajechałaś
Ja cię wtedy pokochałem, Cieszą się wierni
A ty na mnie nie spojrzałaś Radośnie dzwonią dzwony
Bo gloria w Babilonie/x2
Plastikowa biedronko,
TY moja kochana. Płonie, płonie Babilon/x4
Zostań moja żonką
Błagam cię, błagam cię na kolanach Gromadzą się dzieci Boga
Na wietrze łopoczą sztandary
Gdy cię drugi raz ujrzałem Rozbłyska jasnością
Na sklepowej półce stałaś Gwiazda Syjonu
Ja się w tobie zakochałem A ty na mnie nie spojrzałaś oświetla drogę wiernym/x2
I tylko noc, noc w Babilonie/x2
Ja ci miłość swą wyznałem Babilon płonie
Ty z szympansem mnie zdradziłaś
Ja ci wtedy pokazałem Płonie, płonie Babilon/x4
Jaka jest pingwina siła
To już koniec tej bajeczki
Mój ty widzu ukochany
Jeśli ci się podobała
To zaśpiewaj razem z nami...
Przechyły Ramię pręż
Pierwszy raz przy pełnym takielunku Na ścianie masz
Biorę ster i trzymam kurs na wiatr Kolekcję swoich barwnych wspomnień
I jest tak jak przy pierwszym pocałunku Suszony kwiat, naszyjnik, wiersz i liść
W ustach sól, gorącej wody smak Już tyle lat przypinasz szpilką na tej słomie
To wszystko co cenniejsze jest niż skarb
O-ho-ho, przechyły i przechyły Po środku sam gen. Robert Boden-Powell
O-ho-ho, za falą fala mknie Rzezbiony w drewnie lilijki smukły kształt
O-ho-ho, trzymajcie się dziewczyny Jest krzyż znak i orzeł srebrny jest w koronie
Ale wiatr, ósemka chyba dmie! A zaraz pod nim harcerskich dziesięć praw
Ramię pręż, słabość krusz
Zwrot przez sztag - o'kay, zaraz to zrobię I nie zawiedz w potrzebie
Słyszę jak kapitan cicho klnie, Podaj swą pomocną dłoń
Gubię wiatr i zamiast w niego dziobem Tym co liczą na ciebie
To on mnie - od tyłu - kumple w śmiechu Zmieniaj świat, zawsze bądz
Sprawiedliwy i odważny
Hej, ty tam za burtą wychylony Śmiało zwalczaj wszelkie zło
Tu naprawdę się nie ma z czego śmiać Niech twym bratem będzie każdy
Cicho siedz i lepiej proś Neptuna
Żeby coś nie spadło ci na kark I świeć przykładem świeć
I leć w przestworza leć
Krople mgły w tęczowym kropel pyle, I nieś ze sobą wieść
Tańczy jacht, po deskach spływa dzień, Że być harcerzem chcesz
Jutro znów wypłynę, bo odkryłem,
Morze, noc, żeglarską, starą pieść A gdy spyta cię ktoś
Skąd ten znak na twej piersi
Z dumą odpowiesz mu
Taki maja najdzielniejsi
Bo choć mało masz lat
W swym harcerskim mundurze
Bogu, ludziom i ojczyznie
Na ich wieczną chwałę służę
Rastaman Szare Szeregi
Rastaman dziewczynie nie skłamie, Gdzie zapach wojny niesie wiatr,
Chociaż nie wszystko jej powie. Tam zza rogów stu,
Rastaman zarzuci broń na ramię, Stoi na straży szara brać
Wróci, to resztę dopowie. Opaska biało-czerwona.
Rastaman łoooo nie kłamie ajajajaj. Szare szeregi, szeregi, szare szeregi
Rastaman łoooo nie kłamie ajajajaj. W szarych mundurach harcerska brać.
Idą ludzie Babilonu. Nie straszny im już wojny czas
Zginą ludzie Babilonu. Ni strzał zza rogów stu,
Idą ludzie Babilonu. Choć krzyżem straszy stary las
Zginą ludzie Babilonu. Opaska biało-czerwona.
Kupię sobie karabin Szare szeregi...
I będę kochał ludzi.
Kupię sobie karabin Chwycił butelkę pełną benzyny,
I będę walczył o pokój. Wybiegł na drogę z nią,
Krzyknął do swoich "Czuwaj chłopaki!"
Rastaman dziewczynie nie skłamie, I zginął za biało-czerwoną.
Chociaż nie wszystko jej powie.
Rastaman zarzuci czołg na ramię, Szare szeregi...
Wróci, to resztę zarzuci.
Grass porasta gruzy miasta,
Dża zwołuje wszystkich rasta.
Staś się chlasta nożem do ciasta,
Pederasta też jest rasta.
Szara lilijka Sosenka
Gdy zakochasz się w szarej lilijce Jak to dobrze być harcerzem,
I w świetlanym harcerskim krzyżu, Na obozie spędzać czas.
Kiedy olśni cię blask ogniska Na północy - pojezierze,
Radę jedną ci dam: Na południu - góry, las.
Załóż mundur i przypnij lilijkę, Hej las - mówię wam, szumi las - mówię wam,
Czapkę na bakier włóż. A w lesie - mówię wam - sosenka.
W szeregu stań wśród harcerzy Spodobała mi się jeden raz
I razem z nami w świat rusz. Harcerka Marysieńka.
Razem z nami będziesz wędrował Sama woda łódkę niosła
Po Aysicy i Świętym Krzyżu. Aódkę niosła w siną dal,
Poznasz urok Gór Świętokrzyskich, A on zamiast trzymać wiosła
Które powiedzą ci tak: Objął ją i śpiewał tak:
Załóż mundur i przypnij lilijkę... Hej las - mówię wam...
Gdy po latach będziesz wspominał Całuj, całuj druhu miły,
Stare dzieje z harcerskiej drużyny, Całuj, całuj póki czas,
Swemu dziecku, co dorastać zaczyna Bo gdy przyjdzie czas rozstania
Radę jedną dasz: To już tam nie będzie nas.
Załóż mundur i przypnij lilijkę... Hej las - mówię wam...
Skaut Szczors
Czort niesie po lesie Ciągnął oddział z daleka szedł brzegami rzek
Skauta bez buta, Pod czerwonym sztandarem sam dowódca szedł
Bo skaut ubogi Głowa jego w bandażach, płynie rzeka wpław
Włożył sobie trep na nogi. Krwawe ślady zostawia wśród wilgotnych traw
Hej, laski błyskają, a trepeczki stukają. Skąd wy chłopcy jesteście, kto przewodzi wam
Hej, wesołe, szczęsne życie skauta bez buta. Kto pod waszym sztandarem rannych naprzód gna
My o wolność walczymy, chłopski na nas strój
Skaucie, skaucie, Partyzanckie oddziały Szczors prowadzi w bój
Co ty masz w tym bucie?
Hej, dziury, same dziury Żył o głodzie i chłodzie z naszych wyszedł strzech
Od podeszwy aż do góry. Razem z nami wojował i przelewał krew
Myśmy wroga pobili, wygnaliśmy precz
Skautki, skautki Wolność droższa nad życie, wolność święta rzecz
Biegną do swej budki,
Bo w budce się chowa Cisza wpływa na brzegi, milknie jezdzców śpiew
Nasza druhna drużynowa. Już słoneczko zachodzi za wierzchołki drzew
Kłusem pędzi konnica, słychać kopyt stuk
Już trąbka zagrała, Sztandar Szczorsa czerwony niknie w pyle dróg
Biegnie do niej dziatwa cała.
Czy długi, czy krótki,
Każdy biegnie do swej budki.
Obozny, obozny,
Nie bądz dla nas taki grozny!.
Nasza kara cię nie minie.
Utopimy cię w latrynie!
Szesnaście ton Śpiewogranie
Ktoś mówił, że z gliny ulepił mnie Pan, Jest, że lepiej już nie, nie będzie choć wiem
Lecz przecież się składam z kości i krwi, Że będzie jak jest
Z kości i krwi i z jarzma na kark, Jest, że serce chce bić, i bije by żyć
I pary rąk, pary silnych rąk. I śpiewać się chce
Co dzień szesnaście ton i co z tego mam? Nasze wędrowanie
Tym więcej mam długów im więcej mam lat. Nasze harcowanie
Nie wołaj Święty Piotrze, ja nie mogę przyjść, Nasze śpiewogranie
Bo duszę swoją oddałem za dług. Dziej się dziej
Jeszcze długa droga
Gdy matka mnie rodziła, pochmurny był świt. Jeszcze ogień płonie
Podniosłem więc szuflę, poszedłem pod szyb, Jeszcze śpiewać mogę
Nadzorca mi rzekł: nie zbawi cię Pan, Serce chce
Załaduj co dzień po szesnaście ton.
Nam nie trzeba ni bram, raju trzeba nam
Co dzień szesnaście ton... Tam gdzie śpiewam i gram
Nam żaden smutek na skroń, tylko radość i dłoń
Czort może dałby radę, a może i nie, Przyjazni to znak
Szesnastu tonom podołać co dzień.
Szesnaście ton, szesnaście jak drut,
Co dzień nie da rady nawet i we dwóch.
Co dzień szesnaście ton...
Gdy kiedyś spotkasz mnie, lepiej z drogi mi zejdz,
Bo byli już tacy  nie pytaj, gdzie są.
Nie pytaj gdzie są, bo zawsze jest ktoś,
Nie ten, to ów, co urządzi cię.
Co dzień szesnaście ton...
Świetlany Krzyż Teksański
Idziemy w jasną, z błękitu utkaną dal, Herbata stygie zapada zmrok
Drogą wśród pól bezkresnych A pod piórem ciągle nic
I wśród zbóż szumiących fal. Obowiązek obowiązkiem jest
Piosenka musi posiadać tekst
Cicho, szeroko jak okiem spojrzenie śle, Gdyby chociaż mucha zjawiła się
Jakieś się snują marzenia. Mogłabym ją zabić
W wieczornej spowite mgle. A pózniej to opisać
Idziemy naprzód i ciągle pniemy się wzwyż, W moich słowach słoma czai się
By zdobyć szczyt ideału: Nie znaczą nic
Świetlany harcerski krzyż. Jeśli szukasz sensu, prawdy w nich
Zawiedziesz się sam
A może zmienić zasady gry
Chcesz usłyszeć słowa
To sam je sobie wymyśl
Nabij, diabła, chmurę śmierci wez
Pomoże ci
Wnet twe myśli w słowa zmienią się
Wyśpiewasz je sam
Tańcowanie Watra
Kiedy forsy nie ma, kiedy głowa cię boli W płomieniach harcerskiej watry
Kiedy żona hetera, płynąć w rejs nie pozwoli Szukamy naszych wspomnień.
Kiedy dzieci płaczą i jest bardzo zle Odnajdziemy czas przeszły,
Tańcz z nami bracie i nie przejmuj się! Bo nie możemy zapomnieć
Chwil przy ogniu spędzonych
Tańcz, tańcz, tańcz z nami i ty W kręgu braterskich myśli,
Tańcz z nami bracie, by wióry szły Gdzie przyjazń i braterstwo
Wypij aż do dna, za przygody złe Nie byłyby już tylko wymysłem.
Tańcz z nami bracie i nie przejmuj się! Pal się watro ogniem jasnym.
Niech twa moc oczyszczająca
Kiedy wiatr ucichnie, płynąć nie ma nadziei Wypali z nas egoizm,
Wtedy z bracia żeglarska diabeł hula na kei Rozpali nasze serca.
Beczki piwa z knajpy czart wytacza dwie
A pijany żeglarz zaraz tańczyć chce Przez pryzmat jej gorąca
Szukamy naszych wspomnień.
Tańczą rybki w morzu i dziewuszki na plaży Odnajdziemy czas przeszły,
Cała knajpa tańczy z pijaniutkim żeglarzem Bo nie możemy zapomnieć.
A na stole tańczą małe myszki dwie
Skaczą sobie miło nie przejmując się Chwil przy ogniu spędzonych...
Tańczy Jimmy i Johny i Maggie nieśmiała
Skacze sobie wesoło kompanija nasz cała
Słodki Kubuś z nami także skakać chce
Lecz nóżki poplątał i na keję legł
Najpierw jedna nóżka, frywolna i zgrabna
Za nią druga podskoczy, wesoła i powabna
A na koniec brzuszek wytacza się
Tylko główka nie chce z nią jest bardzo zle
Wieczorne śpiewogranie We wtorek w schronisku
Śpiewam dla was i do nieba, Złotym kobiercem wymoszczone góry.
Że przyjazni mi potrzeba. Jesień w doliny przyszła dziś nad ranem.
Płomiennego ogniobrania, Buki czerwienią zabarwiły chmury.
Rąk przyjaciół i kochania i kochania. Z latem się złotym właśnie pożegnałem.
Kiedy cisza świat zaległa, We wtorek w schronisku po sezonie
Bóg rozpostarł tren ciemności W doliny wczoraj zszedł ostatni gość.
I gdy gwiazdy w noc wybiegły Za oknem plucha, kubek parzy dłonie
Szukać ciepła swej światłości, I tej herbaty i tych gór mam dość.
Śpiewam dla was... Szaruga niebo powoli zasnuwa.
Wiatr już gałęzie pootrząsał z liści.
Kiedy wieczór nas połączył, Pod wiatr, pod górę znowu sam zasuwam,
Z rąk do serca pchnął iskierki Może w schronisku spotkam kogoś z bliskich.
I gdy oczy są wpatrzone
W płomień szczęścia i podzięki, We wtorek w schronisku po sezonie...
Śpiewam dla was... Ludzie tak wiele spraw muszą załatwić,
A czas upływa wolno  pantha rhei...
Kiedy przyjazń w nas rozkwita, Do siebie tylko już nie umiem trafić 
Czas zatrzymał się zwabiony Kochać to więcej z siebie dać, czy mniej?
I gdy rozstać się nie chcemy,
Świat jest w duszach uniesiony, We wtorek w schronisku po sezonie...
Śpiewam dla was...
Wędrowiec Whisky
Nie oglądaj się za siebie kiedy wstaje brzask. Mówią o mnie w mieście: co z niego za typ?
Ruszaj dalej w świat, nie zatrzymuj się. Wciąż chodzi pijany, pewno nie wie, co to wstyd!
Sam wybierasz swoją drogę - z wiatrem, czy pod wiatr. Brudny niedomytek, w stajni ciągle śpi
Znasz tu każdy szlak, przestrzeń woła cię. Czego szuka w naszym mieście?
Idz do diabła - mówią ludzie,
Bo przecież wiesz, wiem, że dla ciebie Pełni cnót, ludzie pełni cnót / 2x
Każdy nowy dzień.
Bo przecież wiesz, wiem, że dla ciebie Chciałem kiedyś zmądrzeć, po ich stronie być
Chłodny lasu cień. Spać w czystej pościeli, świeże mleko pić
Bo przecież wiesz, wiem jak upalna Naprawdę chciałem zmądrzeć i po ich stronie być
Bywa letnia noc. Pomyślałem więc o żonie,
Bo przecież wiesz, wiem, że wędrowca Aby stać się jednym z nich,
Los to jest twój los. Stać się jednym z nich / 2x
Miałem na oku hacjendę - wspaniałą, mówię wam,
Lśni w oddali toń jeziora, słyszysz ptaków krzyk. Lecz nie chciała w niej zamieszkać żadna z pięknych dam
Tu odpoczniesz dziś i nabierzesz sił, Wszystkie śmiały się, wołając, wołając za mną wciąż:
Ale jutro znów wyruszysz na swój stary szlak. Bardzo ładny frak masz, Billy,
Będziesz dalej szedł, tam gdzie wieje wiatr. Ale kiepski byłby z ciebie,
Kiepski byłby mąż / 2x
Bo przecież wiesz, wiem...
Whisky, moja żono, jednak tyś najlepszą z dam
Już mnie nie opuścisz, nie już nie będę sam!
Mówią: whisky to nie wszystko, można bez niej żyć
Lecz nie wiedzą o tym ludzie
Że najgorsze w życiu to
To samotnym być / 2x
Wehikuł czasu Wiosenny
Pamiętam dobrze ideał swój Jam jest ziemia co podpiera stopy
Marzeniami żyłem jak król Jam jest wiatr co rozwiewa włosy
Siódma rano to dla mnie noc Jam jest deszcze co obmywa twarz
Pracować nie chciałem włóczyłem się Jam jest słońce co wysusza skóre
Za to do puszki zamykano mnie
Po knajpach grywałem za piwo i chleb Jam jest nic i wiele
Na życiu bluesa tak mijał mi dzień Jam jest ten co płacze
I ten co się śmieje
Tylko nocą do klubu pójść
Jam session do rana, tam królował blues On jest ciepłem co ogrzewa ciało
To już minęło, ten klimat ten luz On jest chmurą co osłania mnie
Wspaniali ludzie nie powrócą On jest mgłą co łagodzi rany
Nie powrócą już On jest światłem które mieszka we mnie
Lecz we mnie zostało cos z tamtych lat On jest nic i wiele
Mój mały intymny muzyczny świat On jest ten co płacze
Gdy tak wspominam ten miniony czas I ten co się śmieje
Wiem jedno że to nie poszło w las
Wiele bym dał by przeżyć to znów
Wehikuł czasu to był by cud
Mam jeszcze wiarę odmieni się los
Znów kwiatek do lufy wetknie mi ktoś
Tylko nocą do klubu...
Wiara, nadzieja, miłość Winda 7
Umarłem, gdy odeszła.
Idę przez opuszczony park tak gorzko pachnie świt
Nie pozostał po mnie ślad.
Powiedz jak długo możesz trwać melodio która brzmisz
Już nie miał dla mnie miejsca
O czym mam śpiewać kiedy nikt nie słyszy sensu słów
Ten trójwymiarowy świat.
Dokąd mam iść gdy sensu brak
Nieśmieszny brak powietrza
I powietrza śmieszny głód
Żegnam cię miasto twoje łzy na bruku lekko lśnią
I wiara pierwsza lepsza
Nie mogłem odejść kiedy ty trzymałaś moją dłoń
Też czasami czyni cud.
Zielone liście które czas zamieni w szary deszcz
Krótkiego filmu pierwszy kadr tak nieskończony jest
Odnajdzie mnie na samym dnie
Jej cichy głos, jej niewidzialna dłoń.
Utuli mnie jak cienie drzew Idę przez ciemność i już nikt nie rozpozna mnie
Jej ciepła dłoń, jej niewidzialny głos.
Biegną po śniegu krótkie dni i noce ciągną się
Pod moją skórą płynie czas jak rzeki ciemny nurt
Wierzyłem, że powróci
Melodia cicho wsiąka w brzask
Za pół roku, może dwa.
Pisałem długie listy,
Czemu tak cicho wołasz mnie stoję w świetle gwiazd
Lecz atrament plamę dał.
I czemu oddech tak się rwie wolniej płynie czas
Czekanie na telefon
Czarnym pociągiem w czarny las z chorągiewką snów
To zajęcie nudne dość.
Znowu pojadę jeszcze raz by znalezć ciebie znów
Nadzieja druga, durna
Też bredziła jak na złość.
Miasto które mnie ocali piekło przyjdzie pod mój dom
Gdy wreszcie się zjawiła Las wygląda jeszcze czerniej czarne ognie znów się śnią
Na jawie, czy we śnie,
Kiedy będę musiał odejść kiedy przyjdzie na mnie czas
Wiedziałem, że to miłość,
A zresztą, kto to wie?
W dół pojadę windą W dół pojadę windą
Złocisty ma warkoczyk
W dół pojadę windą W dół pojadę windą
I w palcach złotą nić
I gdy mi spojrzy w oczy,
Oni wiedzieli że to mnie zabrała cały świat
Nie muszę o niej śnić.
Zimna pobudka gdzieś na dnie bo pierwszy śnieg już spadł
Sekretna miłość której brak bo słów zabrakło nam
Tak dawno tak daleko stąd
Wojenne reage
Żegnam cię miasto twoje łzy na bruku lekko lśnią
Trujący gaz snuje się w krąg.
Nie mogłem odejść kiedy ty trzymałaś moją dłoń
Krwawy szał na stokach gór.
Zielone liście które czas zamienił w szary deszcz
Nowy bój toczy się.
Krótkiego filmu pierwszy kadr tak nieskończony jest
Melodię dnia kałasz gra.
Reggae, reggae, wojenne reggae, reggae,
Jak pocisk rwący, reggae, ma śmierci smak.
Reggae, reggae, wojenne reggae, reggae,
Prochem pachnące, reggae, do piekła gna.
Wojenny szał ma taką moc,
Że gdy zabijesz pierwszy raz
Rozkosz budzi się.
Zabijesz więc kolejny raz.
Reggae, reggae...
W więziennym szpitalu Włosy
W więziennym szpitalu na zgniłym posłaniu Kiedy jesteś piękny i młody,
Nieznany młodzieniec umiera. Nie, nie, nie, nie zapuszczaj wąsów ani brody,
Pierś mu się porusza, a serce zamiera. Tylko noś, noś, noś długie włosy jak my.
Ach matko, ja syn twój umieram.
Kiedy jesteś stary i brzydki,
Miał ręce i nogi zakute w kajdany. Nie, nie, nie, nie zużywaj maszynki ni brzytwy,
Jak długo on nosił te pęta. Tylko noś, noś, noś długie włosy jak my.
Wyrokiem sądowym na śmierć był skazany,
A wyrok sądowy  rzecz święta. Bo najlepszy sposób na dziewczynę,
Zrobić sobie z włosów pelerynę,
Więzienna siostrzyczka na łóżku usiadła. A więc noś, noś, noś długie włosy jak my.
Młodemu więzniowi tłumaczy:
Ty wrócisz do domu, do ojca, do matki Już cię rodzina z domu wygania,
Nim róże zakwitną i bratki. Już cię fryzjer z nożycami gania,
A ty noś, noś, noś długie włosy jak my.
Siódmego dnia z rana wynieśli go z celi
I skryli go w ciemnej mogile. Idzie hippis z długimi włosami,
Więzniowie jak stali, tak wszyscy płakali: Skręcił z Kruczej, idzie Alejami,
Nasz młody kolega nie żyje. A ty noś, noś, noś długie włosy jak my.
W więziennej kaplicy dwie świece się palą. Idzie żołnierz z długimi włosami,
To matka się modli za syna: WSW go goni Alejami,
Ach synu, mój synu jedyny, tyś umarł. A ty noś, noś, noś długie włosy jak my.
Tyś odszedł na zawsze mój miły.
Bo najlepszy sposób na kobietę,
Zrobić sobie z włosów bransoletę,
A więc noś, noś, noś długie włosy jak my.
Znów cię rodzina z domu wygania,
Znów cię fryzjer z nożycami gania,
A ty noś, noś, noś długie włosy jak my.
Vis'a'vis
Idzie ojciec, niesie nowe szachy,
Popłynę tam i będę gdzieś za sobą już za tobą mam
Długie włosy wiszą mu spod pachy,
to wszystko co nie stało się to wszystko czego tak ci brak
A ty noś, noś, noś długie włosy jak my,
za tamte słowa słodkie zbyt oddam pustkę która jest
o samotności nie mów mi bo ona też omija mnie
Idzie ciotka, idzie całkiem bosa,
Długie włosy wiszą jej u nosa,
Jak ból jak trans jak sen co wiecznie trwa
A ty noś, noś, noś długie włosy jak my.
Jak ból jak czas na sen
Jak ból jak trans jak sen co wiecznie trwa
Kiedy jesteś piękny i młody
Jak ból jak czas na sen
Nie, nie, nie, nie zapuszczaj wąsów ani brody,
Tylko noś, noś, noś długie włosy jak my.
To wszystko co straciłem tam taksówka czarna niosła mnie
jak nikotyny gorzki smak jej płaski brzuch jej gorzki śmiech
I niech cię rodzina z domu wygania
I płakać już nie umiem i odwracać biegu prostych spraw
I niech cię fryzjer z nożycami gania,
na cienkiej linie tańczyć gdy pode mną salwa głośnych braw
A ty noś, noś, noś długie włosy jak my.
Jak my!
Więc wybacz mi że żyję snem choć czasu dość mam przecież wiem
że czasem trudno wierzyć w nas i w to że rany leczy czas
nie cofnie się tych kilku dni nie wierząc że tak łatwo być
skrzywioną maską własnym pragnień Dorianem Grayem z Vis'a'vis
Złączeni węzłem Zielony mundur
Złączeni węzłem braterskiej miłości Dawno minął czas twych dziecięcych zabaw.
Zwycięsko płyniem wśród życiowych fal. Z krótkich spodni już wyrósł każdy z nas.
Przed nami jutro jaśniejszej przyszłości, Chciałbyś jeszcze komuś zrobić jakiś kawał,
Z nami potęga, naszych czynów stal. Lecz coś ci podpowie ile ty masz lat.
Znów pewnie wysłuchasz zbyt długie kazanie
Dłoń z dłonią wiąż, przez życie dąż O zdrowiu, o książkach pomyśleć czas.
Pełen nadziei, ochoty. O piciu, paleniu i złym zachowaniu.
Swym czynem świeć, jak orzeł leć Posłuchasz, pomyślisz no i westchniesz tak:
W świat prawdy, piękna i cnoty.
Ach, jak chciałbym znów
Kto świat swych uczuć i myśli rozszerza, Zielony mundur mieć i plecak swój
Powiększa siebie i ojczyznę swą, (ze stelażem albo nie  kto wie).
A to jest celem harcerki, harcerza,
Którzy potężną Polskę widzieć chcą. Byłeś jeszcze zuchem, gdy dostałeś mundur.
Trochę pózniej plecak. Minął czasu szmat.
Dłoń z dłonią wiąż... Patrzysz, w kącie szafy  cóż to? Ale heca.
To twój stary mundur  obraz tamtych lat.
Wołodyjowskich i Zawiszów wnuki Gdy szedłeś przed siebie ze swoim plecakiem,
Pragniemy godnie śladem iść ich stóp. Twą drogę wyznaczał kolorowy szlak.
Wysoko nieść sztandar cnoty i nauki, Z przygodą, z piosenką i z czapką na bakier
Zawsze dotrzymać na wierność Polsce ślub. Odkrywałeś ciągle jakiś nowy szlak.
Dłoń z dłonią wiąż... Ach jak chciałbym znów...
Nie ma na co czekać, nie ma co rozważać.
Po co dłużej zwlekać? Jaki problem masz?
Ty wciąż jesteś młody. To świat się postarzał.
Zrozumiesz to wtedy, gdy zatrzymasz czas
I pójdziesz przed siebie ze swoim plecakiem.
Twą drogę wyznaczy kolorowy szlak.
Z przygodą, z piosenką i z czapką na bakier
Odkrywał wciąż będziesz jakiś nowy szlak.
Zielony płomień
W dąbrowym gęstym listowiu
Ach jak chciałbym znów...
Błyska zielona skra
Trzepocze z wiatrem jak płomień
Więc dzisiaj znów
Mundur harcerski nasz
Zielony mundur włóż,
Na ramię plecak swój
Czapka troszeczkę na bakier
I znów przed siebie rusz.
Dusza rogata w niej
Wiatr polny w uszach i ptaki
W pachnących liściach drzew
Gdzie niskie niebo usypia
Na rosochatych pniach
Gdziekolwiek namiot rozpinasz
Będzie kraina ta
Zieleń o zmroku wilgotna
Z niebieska plamka dnia
Cisza jak gwiazdy ogromna
W grzywie złocistych traw
Tam gdzie się kończy horyzont
Leży nieznany ląd
Ziemia jest trochę garbata
Więc go nie widać stąd
Kreską przebiega błękitną
Strzępiona pasem gór
Wędrują ku tej granicy
Białe okręty chmur
W dąbrowym gęstym listowiu
Zegarmistrz światła
Błyska zielona skra
A kiedy przyjdzie właśnie po mnie
Trzepocze z wiatrem jak płomień
Zegarmistrz światła purpurowy,
Mundur harcerski nasz
By mi zabełtać błękit w głowie,
To będę jasny i gotowy.
Czapka troszeczkę na bakier
Lecz nie poprawiaj jej
Spłyną przeze mnie dni na przestrzał.
Polny za uchem masz kwiatek
Zgasną podłogi i powietrza.
Duszy rogatej lżej
Na wszystko jeszcze raz popatrzę
I pójdę nie wiem gdzie na zawsze.
Zawirował świat
Chmury skłębione niosą mrozy i śnieg,
Wiatr gwiżdże w nieszczelnych futrynach,
Zazdrość
Kolejny raz pociąg spóznia się.
Są chwile,
Znak, że znowu zaczyna się zima.
Gdy wolałabym martwym widzieć cię.
Nie musiałabym
Uuu, zawirował świat
Się tobą dzielić, nie, nie, nie.
Jak płatki śniegu na dworze.
Gdybym mogła, schowałabym
Stare wspomnienia odżyły znów,
Twoje oczy w mojej kieszeni,
Niewiele nam to jednak pomoże.
Żebyś nie mógł oglądać tych,
Które są dla nas zagrożeniem.
Królowa śniegu srebrnym welonem swym
Pokryła świat prawie cały.
Do pracy
Wystawić nos poza domu próg
Nie mogę puścić cię, nie, nie.
To wyczyn nie lada śmiały.
Tam tyle kobiet
I każda w myślach gwałci cię.
Szare poranki i krótkie dnie
Złotą klatkę sprawię ci,
Każde z nas ma dziś tylko dla siebie.
Będę karmić owocami,
Tysiąc listów strawił pieca żar,
A do nogi przymocuję
W tym dwieście pięćdziesiąt od ciebie.
Złotą kulę z diamentami.
Zapiszę śniegiem w kominie Zielone szkiełko
A jeśli zabraknie na koncie pieniędzy Stoję na słońcu, łapię w palce czas.
I w kącie zagniezdzi się bieda, Nitki babiego lata.
Po rozum do głowy pobiegnę, niech powie, Patrzę na świat przez szkło bez krat.
Co sprzedać, by siebie nie sprzedać. Przez dno butelki.
Włosy rozwiane głaszczą mi twarz.
Zapiszę śniegiem w kominie, Świat jest bez końca zielony.
Zaplotę z dymu warkocze Człowiek na słońcu to właśnie ja,
I zanim zima z gór spłynie A może, a może nie człowiek.
Wrócę (i będę z powrotem).
Leżę na ziemi, wdycham zapach traw,
A jeśli nie znajdę w swej głowie rozumu, Obłoki skłębione.
To paszport odnajdę w szufladzie. Zielone szkiełko całą prawdę zna,
Zapytam go, może on pewnie pomoże, Wie dokąd idę schylony.
Poradzi jak sobie poradzić. Palce mi ziębną gdy przyjdzie świt.
Nie wiem, od rosy, czy wstydu.
Zapiszę śniegiem w kominie... Człowiek na ziemi to właśnie ja,
A może człowieka widmo.
A jeśli zabraknie ci w sercu nadziei,
Bo powrót jest zawsze daleko. Lecę gdzieś w przepaść, widzę czarne dno.
Przypomnij te słowa, wyśpiewaj od nowa, Słyszę jak krew stęchnie w żyłach.
Bym wiedział, że ktoś na mnie czeka. Spływa po twarzy powietrza prąd.
To cel mnie znalazł i wybrał.
Zapiszę śniegiem w kominie... Znalazłem drogę, którą chcę
Przejść aż na drugą snu stronę.
Zapiszę śniegiem w kominie, Zielone szkiełko przecina dłoń.
Zaplotę z dymu warkocze Spadam na ziemię, spadam na ziemię.
I zanim zima z gór spłynie Spadam na ziemię, spadam na ziemię.
Wrócę i zawsze już będę z powrotem. Spadam na ziemię, spadam na ziemię.
Spadam na ziemię jak promień.
Z ruchu moich ust Zawsze tam, gdzie ty
nie - z ruchu moich ust Zamienię każdy oddech w niespokojny wiatr,
nie odczytasz już najważniejszych słów By zabrał mnie z powrotem tam gdzie masz swój świat.
to - co przesłania mrok Poskładam wszystkie szepty w jeden ciepły krzyk,
przezroczyste zło skradło nawet głos Żeby znalazł cię aż tam, gdzie pochowałaś sny.
nie - nie zobaczysz mnie, Już teraz wiem że dni są tylko po to,
w ogniu czy we śnie tak zmieniłem się, By do ciebie wracać każdą nocą złotą.
o tak całkiem inny ja Nie znam słów co mają jakiś większy sens,
przemieniony w lód kawałeczek szkła Jeśli tylko jedno, jedno tylko wiem:
Być tam, zawsze tam gdzie ty.
no graj - smutną bajkę baju baj
tam gdzie - ty tam i ja Nie pytaj mnie o jutro - to za tysiąc lat.
tak co dnia, gdy zostaniesz całkiem sam Płyniemy biała łódką w niezbadany czas.
już nie ty już nie Poskładam nasze szepty w jeden ciepły krzyk,
o tak ślepa By już nie uciekł nam, by wysuszył łzy.
miłość wie jak
odnalezć mnie Już teraz wiem ...
jej niewierny pies
Budzić się i chodzić spać we własnym niebie.
no graj - smutną bajkę baju baj Być tam, zawsze tam, gdzie ty.
tam gdzie ty - no przecież tam i ja Żegnać się co świt i wracać znów do ciebie.
tak co dnia gdy zostanę całkiem sam Być tam, zawsze tam, gdzie ty.
już nie ty już nie
to on - wielki sprawca czarny szron
zwabił mnie w inny czas
w oko wbił całkiem inną twarz
już nie ty już nie
nie z ruchu moich ust
Znowu pada deszcz Wesele Papuasa
Pada deszcz - tak już było wczoraj. Za górami, za lasami
"Znowu Ty" - to są twoje słowa. Żyła ludzi ciemna rasa
W moich snach nic się nie zmieniło. Chociaż biedna, urządziła
Dzień jak dzień. Tak już przecież było. Raz wesele Papuasa
Nie chcę wiedzieć jak i co. I znów głos tam-tamów pójdzie w ruch
Po co mówić? To nie to. Gości już weselnych tłum
Nie umiałem kochać wprost - Z bębnów płynie boski blues
Znowu zakpił los. W końcu wesele Papuasa
Jeszcze wczoraj chciałem zmienić w sobie coś
I odlecieć byle gdzie. Ref.: Wzniesiona w górę ręka kacyka
Jeszcze wczoraj mogłem być daleko stąd. I gra muzyka, i gra muzyka
Dzisiaj znowu pada deszcz. Pijana ziemia spod nóg umyka
Papuas żonie usta zatyka
Wołasz mnie - słyszę swoje imię,
Płynę więc - przecież wszystko płynie. Już czas, krwiożerczy instynkt płonie w nas
Mówisz, że nic się nie zmieniło. Na białych zapolujmy wraz
Tak już jest. Tak już przecież było. Dla jadłospisu to okrasa
I znów jest na stołach pełno mis
Nie chcę wiedzieć jak i co... Znów na tydzień kryzys prysł
W końcu wesele Papuasa
Już świt i szaman z panną młodą znikł
Powietrze przeszył wściekły ryk
Wtem groznie błysnął ostry tasak
Więc znów głos tam-tamów pójdzie w ruch
Nadciągnie wojowników tłum
Zaludni się wojenna trasa
Ja nie śpię, ja śnie Kay i Gerda
Nie słyszę głosu nie dotykam nie dotyczę was Zapomniałem o tobie już dawno
czas zastygł w szklance z niedopitą herbatą zapomniałem o tobie już wczoraj
patrzę na świat zza szyb widzę coraz mniej to co było przedwczoraj rozpadło się
wielkie problemy są teraz takie małe nie pamiętam ni jednego wieczoru
Nie słyszę głosu nie dotykam nie dotyczę was Szatan rozbił swe zimne zwierciadło
i pogubiłem wszystkie słowa klucze i szkła pyłek wpadł w oko i serce
powycierały się zbyt często używane zapomniałem o tobie już dawno
już nie otworzę nimi żadnych serc i żadnych bram zapomniałem o tobie nic więcej
ja nie śpię Zapomniałem o tobie na zawsze
ja nie śpię zawsze znaczy dziś wczoraj i jutro
ja śnię przecież wiesz że cię nigdy nie znałem
wybacz mi ale nie jest mi smutno
Nie słyszę głosu nie dotykam nie dotyczę was
twarz chowam w dłoniach nie nie będę płakał Uśmiech zastygł na twarzy zbielałej
czy widzieliście kiedyś kamień gdzieś na samym dnie umarł dzień nie doczekał wieczoru
głębokiej rzeki dawno nie byłem tak nie wiem już czemu cię zapomniałem
może to przez ten grymas w mym oku
ja nie śpię ciągle zima
ja nie śpię tylko zima
ja śnię wieczna zima
chłód
Mam wszystko jestem niczym Na do widzenia
Jestem taki szczęśliwy bo niczego mi nie brak Już nie wyjdziemy z tego ogrodu
może poza nieszczęściem żeby w szczęście je zmienić klamka zapadła w głęboki sen
jestem taki radosny bo niczego mi nie brak nic już nie widzę z wysokich schodów
może poza rozpaczą bym mógł szczęście docenić schodzi do ciebie niebieski cień
Mam wszystko jestem niczym Nigdy nie mogłem sobie przypomnieć
tego co jeszcze nie stało się
Mam dom pełen wiatru rudy płomień na dachu tego co we mnie zostanie po mnie
nie ma ścian pętla zwisa z sufitu na haku zanim powieki przysypie śnieg
mam litr wódki i bułkę i trującą ampułkę
i w kieszeni mam garście niepotrzebnych miedziaków Nie zabieraj mi - na do widzenia
tamtych kilku chwil nie zamieniaj
Mam wszystko jestem niczym
Jeśli naprawdę kiedyś nadejdziesz
Pełno we mnie złej śmierci co oczami wypływa panie obłoków ptaków i szkła
i kołuje jak ptaki nim je deszcz spłucze z nieba zabierz mi wszystko co tylko zechcesz
i czasu mam zbyt wiele żeby z czasem coś zrobić zabierz mi wszystko niewiele mam
więc się z nudów zabijam nic mi więcej nie trzeba
Nie zabieraj mi - na do widzenia
nic mi więcej nie trzeba tamtych kilku chwil nie zamieniaj
mam wszystko jestem
Ten który pierwszy rzucił kamieniem
nie był bez winy pamiętam smak
kolor ucieczki przed własnym cieniem
pamiętam teraz czego mi brak
Więc nie zabieraj mi na do widzenia
tamtych kilku chwil nie zamieniaj
może będę mógł z nich zbudować
całkiem inny świat inne słowa
Niebo do wynajęcia Naprawdę kocham deszcz
Na tablicy ogłoszeń po hasłem "lokale" ludzie mi mówią że mam fioła
przeczytałem przedwczoraj ogłoszenie ciekawe ludzie pukają w czoło i
na tablicy ogłoszeń fioletowym flamastrem nie chcą wierzyć w tę miłość
ktoś nabazgrał słów kilka dziwna była ich treść: myślą że mi odbiło
gdy z uśmiechem wskazują mi drzwi
Niebo do wynajęcia
niebo z widokiem na raj ludzie mi mówią że mam fioła
tam gdzie spokój jest święty albo z chodnika schodzą w bok
no bo święci są Pańscy kiedy idę na deszczu
szklanką ciepłej herbaty poczęstuje cię Pan za plecami coś wrzeszczą
o parasol pytają co krok
Pomyślałem " to świetnie , takie niebo na ziemi gdy mówię
grzechów nikt nie przelicza, nikt nie szpera w szufladzie".
Pomyślałem "to świetnie" i spojrzałem na adres nie
lecz deszcz rozmył litery i już nie wiem gdzie jest naprawdę kocham deszcz
uwierzcie mi
Niebo... nie naprawdę kocham deszcz
dodaje sił
Gdy wróciłem do dom, gdzie się błękit z betonem
splata w Babel wysoki sięgający do chmur ona mi mówi że mam fioła
zaparzyłem herbatę w swym pokoju nad światem mama i tato zresztą też
myśląc " nic nie straciłem, pewnie tak jest i tam..." straszą białą kliniką
i zieloną metryką
W niebie... co tam będzie to sam dobrze wiesz
ludzie mi mówią że mam fioła
zwykłego świra w głowie kit
ale to mnie nie wzrusza
w mojej głowie wciąż susza
bo parasol określa ich byt
lubię gdy deszcz obejmuje mnie
Prorok nieśmiałych
mówiąc że nikt nie zobaczy łez
Potem przyjdzie ciemność niski głos dobiegający z dołu
nikt nie okłamie nie zrani już
Odnajdzie mnie przyniesie słowa cięższe niż ołów
tak szepcze deszcz mokry anioł stróż
I będę szedł powoli po bardzo stromych schodach
i wiem że będę już zawsze sam
Nad rzekę zapomnienia nad rzekę skutą lodem
bez gorzkich prawd i półsłodkich kłamstw
lecz jeśli tego na prawdę chcesz
Potem przyjdzie ciemność niski głos obejmujący wszystko
samotność jest jak deszcz
I kartek mi zabraknie żeby zielonym listkom
Przypisać wieczną świeżość i życie które płynie
W tej rzece gdzieś pod lodem a nie znam przecież innej
Czasem czuję się jak Chrystus
Opuszczony przez nich wszystkich
Zanim zapiał trzeci kogut
Zanim ogród nie przemówił
Prorok nieśmiałych
Profeta niskich
Obrońca upadłych
Krzyż żeliwny
Potem przyjdzie ciemność niski głos dobiegający zewsząd
I skłonią się nade mną aniołów lniane włosy
Zacisnę w dłoni kamyk i płatek chryzantemy
Gdy już będziemy sami gdy wszyscy tam zejdziemy
Potem przyjdzie ciemność niski głos dobiegający z dołu
Odnajdzie mnie przyniesie słowa gorzkie jak piołun
I będę szedł powoli po bardzo stromych schodach
Na rzekę zapomnienia nad rzekę skutą lodem
Tylko Ty i ja
Wystarczy tylko zamknąć drzwi wyrzucić zbędny klucz,
puścić muzykę głośniej i zapomnieć o tym głupim świecie,
a potem gdy już tylko ty i kiedy tylko ja
będziemy mogli razem być aż do białego dnia.
Raz, dwa, trzy, pięć - mocniej obejmij mnie
trzy, pięć , sześć, dwa - kochaj mnie jeszcze raz.
Za oknem już szarzeje świt, porannej kawy smak.
W radiu podano " właśnie dziś ktoś obrabował bank"
lecz moim bankiem jesteś ty, a twoim jestem ja
prędzej skradnijmy z siebie więc ile się tylko da.
Szczęście niestety kończy się i mija weekend nasz.
Trzeba zwyczajny zacząć dzień, przeczekać aż się znowu zdarzy
taki jak ten sobotni dzień, inny niż wszystkie dni,
kiedy spotkamy znowu się i znów zamkniemy drzwi.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
VA US Top 40 Singles Chart 2015 10 10 Debuts Top 100
Sandemo Margit Saga O Ludziach Lodu 40 Więżniowie Czasu
Tosnuc 600M BMC 40 M440 87
aaa śpiewnik Ale zanim pójde (Happysad)
Sylwetka Stefana Żeromskiego jako ucznia kieleckiego gim~403
aaa śpiewnik Na jednej z dzikich plaż (Rotary)
Śpiewnik 268
Śpiewnik 64a
aaa śpiewnik Powiedz (Ich Troje)
Dz U 00 40 470 bezpieczeństwo i higiena pracy przy pracach spawalniczych
42 (40)
aaa śpiewnik Autobiografia (Perfect)
license (40)

więcej podobnych podstron