06 08









// PrzebudzeniePseudoCMS by Nazcain

var d_main = 6 ;
var t = " Władca sumienia ";
var a_main = "xxx";
var prev ="06"+"_"+"07";
var next ="06"+"_"+"09";










UWAGA: Włącz obsługę JavaScript w swojej przeglądarce!












document.write(t);
Opowiadania
dział: document.write(d);

document.write("");


-


"Joannie Solan"

"Twoja przeszłość jest ważna, ponieważ to ona
doprowadziła Cię do miejsca, w którym jesteś,
ale jeszcze ważniejszy jest sposób, w jaki widzisz
swoją przyszłość."
- dr Tony Compolo z Eastern College w Pensylwanii


Pewien młody człowiek opowiedział mi kiedyś swoją historię, którą warto poznać.
Jest wysoce prawdopodobne, że ta opowieść pomoże Tobie w uzyskaniu odpowiedzi na nurtujące Cię pytania. Jakie to pytania? Przeczytaj tą krótką opowieść, a pytania same się Tobie nasuną.


Jest faktem, że możesz formułować pytania w dziedzinie, którą choć trochę przestudiowałeś. Wtedy jest dużo łatwiej pytać. Jednak dopiero trafne pytania dają Tobie prawo byś oczekiwał trafnych odpowiedzi.


Ja sam nie wiem, czy to, o czym mój rozmówca mi opowiedział, było snem, wizją czy może jedynie urojeniem.
To nie ma znaczenia. Ty też możesz doświadczyć takiego uczucia. Może stanie się to dzięki temu opowiadaniu.


Był taki dzień, gdy jego wyobraźnia przeniosła go w przyszłość. Jak bardzo była ona odległa w czasie - tego nie wiadomo, ale wiadomo, że to, co wtedy przeżył, nadejdzie nieuchronnie dla każdego z nas. Wizja była bardzo realistyczna, przedstawiała bowiem godzinę jego śmierci.


-Tak, to jest twoje ostatnie tchnienie - mówił jego wewnętrzny głos - Zobacz, czego dokonałeś w życiu - powiedział spokojnie.


Nagle znalazł się w swoim dzieciństwie. Szarpał swoją starszą siostrę za włosy. Denerwowała go. Wszystko go wtedy denerwowało. Był niesamowitą beksą. Gdy na to patrzył, zrobiło mu się żal tego, że nie był dżentelmenem wobec własnej siostry. Kilka razy oberwała w skórę od mamy za jego psoty...


Wizja przemijała bardzo szybko. Można by rzec, że w jednej chwili ogarnął całe swoje przeszłe życie.
Tak jak w programie komputerowym, mógł przeglądać prawie wszystkie jego elementy. Prawie, gdyż w żaden sposób nie mógł zobaczyć okresu, który zaczynał się w dniu 24 grudnia 1998 roku i trwał aż do momentu jego końca.
To go zaintrygowało bardzo mocno. Czuł, że sens życia, jakie miał za sobą, był ukryty właśnie w tym okresie.


- Dlaczego nie mogę tego zobaczyć? - pytał oczekując odpowiedzi. - Ja muszę wiedzieć, co się wtedy wydarzyło.
Ja muszę poznać prawdę!
Gdy tak domagał się prawdy o swoim życiu, gdzieś w nim odezwał się Głos. Nawet nie będę próbował go opisać, gdyż nie sposób słowami oddać jego piękna oraz miłości, jaka z niego emanowała.


- Czego spodziewasz się po tych stronach twojego życia? Jakie ma znaczenie to, co się w nim wydarzyło dla sytuacji,
w jakiej się dzisiaj znajdujesz? Wiedz, że odchodzisz z tego świata. Już nic nie zmienisz w przeszłości.


- Jak to, ja tak po prostu mam odejść z życia?! - pytał zaskoczony. - Nawet nie wiem, czego dokonałem w tej nieznanej mi części. Wiem, że to uciekło za szybko - liczył na to, że Głos go usłyszy i odpowie.


Odpowiedział.


- Słuchaj Mnie uważnie, gdyż to, co tobie teraz powiem, ma dla ciebie istotne znaczenie. Byłeś na Ziemi i to się liczy.
Twoje czyny, słowa i myśli stworzyły świat takim, jakim go pozostawiłeś. Fałszywa skromność kazała tobie myśleć,
że wystarczy przeżyć swoje życie. Wiedz, że taka postawa nie zyskała Mojego uznania.
Nie podjąłeś wyzwania do walki o swoje szczęście. Schowałeś się przed przeciwnościami, by ostatecznie wejść z nimi
w układy. Czego teraz oczekujesz ode Mnie? Mam tobie pomóc? Wiedz, że bardzo tego pragnę, lecz Ja jestem prawem i tego prawa skutkiem. Czyż nie zapomniałeś o swej wolnej i nieprzymuszonej woli, dzięki której dokonałeś wyboru? Tak, wybrałeś, że powrócisz do Mnie zgodnie z prawem skrępowania, a nie zgodnie z prawem swobody.


- Ojcze, to Ty jesteś?! - rozpoznał Tego, który mówił do niego. - A co takiego niezwykłego miałem zrobić w moim życiu,
co by Tobie dało radość? Ja urodziłem się i od tej chwili nic mi w życiu nie wychodziło. Wiesz przecież, co się stało z moim pierwszym małżeństwem...


- Zamilcz! Nie o tym chcę słuchać. - mówił Głos. - Znam ciebie, gdyż byłeś we Mnie od wieczności do chwili obecnej. Wiedz, że miłuję ciebie, lecz skutkiem prawa, którym jestem jest twój lęk. Wszak kierowałeś się nim przez całe swoje życie. Powiedz Mi, dlaczego tak go karmiłeś swoją uwagą, że urósł aż do takiej postaci, która pozbawiła ciebie wszystkiego, co ci ofiarowałem?


- Cierpiałem, Panie mój. Nie znałem sensu życia. Nie wiedziałem, co mam zrobić ze swoim życiem. Bałem się przyszłości. - powiedział.


- Spójrz zatem, co tobie pozostało teraz w chwili obecnej prócz lęku. Stał się on twoim nieodłącznym towarzyszem
na niezmierzone czasu przestrzenie. - Głos zrobił się łagodniejszy niż dotychczas i dodał - Gdybym mógł tobie jakoś pomóc... Gdybym mógł tobie wcześniej powiedzieć to, co teraz mówię do ciebie. A czy byś Mnie poznał, gdyby tak się działo?


- Tak poznałbym Cię, Panie! Przecież teraz poznaję.


- Jeżeli tak twierdzisz, to wiedz, że za twoich dni ziemskich mówiłem do ciebie. Ty jednak kryłeś się przede Mną, zamiast słuchać słów tobie danych przeze Mnie. Mówisz, że tam na Ziemi bałeś się o przyszłość. Czy nie miałeś marzeń? Tak, marzeń o przyszłości swoich bliskich i własnej. Dlaczego się od nich odwracałeś? Mówisz Mi, że nie poznałeś sensu życia. Dlaczego nie realizowałeś swoich marzeń? W oparciu o nie mogłeś postawić sobie cele i sięgać po nie. Dlaczego tego nie robiłeś?


Na chwilę głos zamilkł. Dla niego była to wieczność. Chyba wtedy pojął znaczenie chwili i jej trwania. Głos odezwał się znowu.


- Ja do ciebie mówiłem językiem twojego życia, gdyż tylko w tobie mogłem dać ci się słyszeć. Ja jestem światłem!
Tobie jednak mogłem dać się widzieć jako twoje życie. Z głębi duszy twojej mówiłem do ciebie, byś Mnie znalazł i dzięki swojej ziemskiej świadomości Mnie ujrzał. Ty jednak tak bardzo troszczyłeś się o sprawy otaczającego ciebie świata,
że nie byłeś w stanie się zwrócić ku sobie, by Mnie tam znaleźć i poznać. Wiem, że Mnie szukałeś, że tęskniłeś za Mną,
ale Mój obraz, jaki sobie stworzyłeś, był tylko urojeniem.


Ja jestem wiecznie nieodmienny i nawet, gdybym bardzo chciał, to nie mógłbym dać tobie poznać o swoim istnieniu
w sposób przez ciebie wyobrażony. Wiem zresztą, że gdybym nawet wyszedł z Siebie, by się tobie objawić według twojego obrazu, to nie poznałbyś Mnie. Przeszedłbyś obok i wznosząc swój wzrok ku niebu innego byś oczekiwał znaku.


- Jaki był sens mego życia? - zapytał nieśmiało Mówiącego.


Dookoła rozległa się muzyka. Nigdy wcześniej takiej nie słyszał. Dźwięki były pełne harmonii i piękna. Akordy jej wtórowały rytmicznie i słodko chwytały za serce. Nagle wszystko zawirowało. Mknął gdzieś w przestrzeni, której nie mógł zmierzyć. Muzyka się oddalała, a on poczuł się samotny i opuszczony. Niczego nie pojmował, bowiem nic w nim ani poza nim nie miało żadnej formy. Zrobiło się niesłychanie ciemno i cicho. Niezupełnie cicho, ponieważ słyszał swój głos.


- Boję się! Panie, boję się! - głos ten nasilał się coraz bardziej, sprawiając mu zarazem coraz większe cierpienie.
To był lęk! Teraz go rozpoznał. Potężny, ogarniający całą jego osobę i wciąż wzrastający. Z każdą chwilą stawało się dla niego jasnym, że już go nie pokona, że nie ma dokąd uciekać.


Bezradność i pustka...


- Pytasz mnie o sens życia swojego, czy może Mojego? - Głos powrócił. - Jeżeli pytasz mnie o sens swojego życia,
to odpowiem tobie, że twoim największym pragnieniem jest przybycie do Mnie i poznanie Mnie takim jakim jestem.
W głębi duszy wiesz, że jest to prawda, która wypełni ciebie poznaniem istoty wszechrzeczy. Gdy już do Mnie przybędziesz, to poznasz, że Ja Jestem, Który Jestem.. Całe twoje dotychczasowe życie było poszukiwaniem drogi,
która ciebie miała doprowadzić do Mnie. Różnych dotąd dróg próbowałeś. Gdy jednak zabrakło ci sił do ich przebycia, padłeś zdrożony na kolana i zacząłeś roić sobie własnego bożka. Łudziłeś się, że Mnie w tym tworze odnajdziesz, a masz się jedynie zwrócić ku sobie, bo w tobie Ja twoim życiem jestem. Nie masz powodu by popadać w pychę z tego tytułu, ponieważ wszystko co nie jest tobą także życie swoje znajduje we Mnie. Poza Mną nie ma bowiem nic. Ja wszystko ogarniam. Jestem prawem i tego prawa skutkiem.


- No dobrze, ale po co żyłem na ziemi? Po co borykałem się z problemami świata widzialnego? Widziałem tyle nieszczęść i cierpienia. Jak mogłem się nie bać, Ojcze?


- Wszystko zaczęło się dla ciebie w odległych prawiekach, gdy mimo zjednoczenia naszych istnień postanowiłeś zejść
w ciemność, by samodzielnie stanowić o swoim losie. Chciałeś się ze Mną równać lub nawet powiedzieć Mi, że już Mnie nie potrzebujesz, że sam stworzysz swój świat. Twoja myśl stworzyła materię. Moje słowo dało jej harmonię i życie.
We Mnie bowiem nie ma miejsca na rozdźwięki. Ty sięgnąłeś po owoc poznania i wówczas ujrzałeś swoją nagą postać. Zacząłeś się kryć przede Mną. Wiedz, że ukryć się przede Mną nie zdołasz! Zbiegłeś przede Mną w świat materii i tam rodziłeś się przez wieki całe w różnych postaciach. Nigdy się nie ukryłeś. Znam wszystkie twoje dzieje.
Wiedz zatem, że twoje cierpienie z ciebie się zrodziło, a skoro tak jest to wiedz, że tylko ty możesz jego siłę wygasić na wieki. Musisz jednak znaleźć w sobie moc, która ciebie doprowadzi do jedności ze Mną, który Jestem w tobie utajony.
Dla uzyskania takiej oto siły zrodziłeś się w ciele zwierzęcia ludzkiego, by mocą swej woli twórczej uświadomić sobie bliskość i wszechobecność Moją w twoim życiu. To moc twojego umysłu powoływała do życia na tej planecie rzeczy
w myśl twojego pragnienia i oceny. Myśl jednak jest podobna do ciebie takiego, jakim byłeś, gdy Mnie opuściłeś.
Buntuje się więc i sobie przywłaszcza jedynie prawo do opisywania świata. Zwiesz to rozumem, lecz tak naprawdę dałeś się olśniewać swemu bezrozumowi. Twój sługa przejął władzę nad twoim losem, a gdy spostrzegł, że nie potrafi zapanować nad najprostszymi sprawami świata widzialnego i niewidzialnego, to stworzył lęk. Największe więzy ciebie krępujące z lęku się wywodzą. To pod wpływem lęku zacząłeś Mnie szukać w otaczającym ciebie świecie zewnętrznym. To spowodowało, że zamiast zbliżyć się do Mnie jeszcze bardziej się oddaliłeś. A jednak wtedy do ciebie najgłośniej wołałem i wzywałem, byś wrócił do swojego życia. Dawałem tobie obrazy w formie marzeń. Składałem ci w ten sposób obietnicę spełnienia tego co niezbędne dla twojego rozwoju. Stałoby się tak, gdybyś tylko podniósł się odważnie i wystąpił do walki z przeciwnościami. Chciałem, byś zaufał memu słowu i postawił sobie śmiałe cele. Chciałem ciebie widzieć zwycięzcą, lecz ty poddałeś się lenistwu i strachowi jednocześnie. Chciałem móc spełnić swoje obietnice, gdyż twój sukces zapaliłby inne podobne tobie istnienia do zbawienia. Chciałem...


Nie miał odwagi się odezwać. Głos zamilkł, a w milczeniu tym była gorycz i smutek. Po chwili jednak cisza ustała:


- ... lecz twoim wyborem było rozpaczanie nad swoim losem i tchórzliwe odstąpienie od walki.


- Panie, ja uważałem, że oddając się pokojowi osiągnę poznanie i dzięki niemu rozwiążę swoje zawiłe sprawy - powiedział.


- Jeżeli sądzisz, że uzyskasz pokój już wtedy, gdy zakończysz walkę, to wielkiej ulegasz złudzie. Świat ziemski nie może dać tobie pokoju, o jakim Ja mówię do ciebie. Gdy nadal istnieją wrogie ci siły, to kiedyś będziesz musiał przystąpić
do walki. Tylko wtedy, gdy pokonasz wszelkie przeciwności, uzyskasz najwyższą nagrodę, jaką jest zjednoczenie się
ze Mną w dźwięku świetlistym na wszystkie czasy. Ja jestem nagrodą po mężnie stoczonej walce. Nikomu się nie daję zdobyć bez walki!


Nie mógł pojąć tego, co On mu powiedział. Przez całe swoje życie unikał konfrontacji. Nie chciał nikogo skrzywdzić,
a tu najważniejsza miałaby być święta wojna? Zapytał więc:


- Czy zatem miałem walczyć i zabijać? Czy tak to miało być, że musiałem się spierać z każdym przeciwieństwem?
- to naprawdę nie mieściło się w jego jaźni. Pytał więc dalej:


- Panie, czy chciałeś, bym ruszał na podboje barbarzyńców i innowierców? Czy ja miałem ich wytępić? Czy właśnie tego nie zrobiłem w moim życiu?


- Zaiste powiadam ci, że nie pojąłeś o czym tobie wieszczą słowa Moje. Słuchaj uważnie! Całe twoje życie od chwili,
gdy wyszedłeś w ciemność jest tęsknym szukaniem drogi powrotu do Mnie. Gdy zrodziłeś się w ciele ziemskim, to skupiłeś
w sobie siły, które miały tobie dopomóc w dojściu do Mnie. Stało się jednak tak , że siły te uzyskały nad tobą przewagę
i głosem swoim odebrały tylko tobie należne miejsce. One w twojej duszy mówiły o sobie "Ja", lecz nigdy z tobą samym nie miały nic wspólnego. Jak zatem widzisz cały plac boju i siły, które musisz pokonać, znajdują się w tobie. Nawet teraz w chwili śmierci to ciebie dotyczy. Najłatwiej mogłeś je pokonać na Ziemi. Wiedz jednak, że nie o chęć zabijania tu się rozchodzi, gdyż to, co byś zabił, będzie ziarnem tworzącym nowe przeciwności. To doprowadziłoby do powstawania nowych walk, w których wreszcie poniósłbyś klęskę. Zatem widzisz, że zabijanie nigdy nie doprowadzi ciebie do prawdziwego zwycięstwa. Prawdziwym zwycięstwem jest bowiem stan, w którym już żadna siła nie będzie cię mogła wyzwać do walki. Nie wolno ci nic zabijać! Wszystko co masz pokonać, musisz swoją odwagą, walecznością
i determinacją zmusić do oddania na twoje usługi posiadanych przez te siły narzędzi i mocy. Wiem, że na Ziemi czasami ci się wydawało, że musiałeś walczyć na zewnątrz, lecz mówię ci, że istotna i rzeczywista walka z wszelkimi przeciwnościami musi rozegrać się w tobie.


- Ojcze, pamiętam, że na Ziemi byłem człowiekiem mającym problemy natury materialnej. Cóż w tej sprawie mogłem zrobić?


- Widzisz, nie nałożyłeś więzów swojej woli na otaczającą ciebie zewnętrzność. Poddałeś swoje marzenia dane ci przeze mnie i nie postawiłeś sobie celów do osiągnięcia, w oparciu o które rozwiązałbyś własne problemy w tej dziedzinie życia ziemskiego. Dziś twoje potomstwo musi przedzierać się przez chaszcze żywota ziemskiego bez wsparciam jakiego mogłeś mu przecież udzielić. Po pierwsze mogłeś dać swojemu potomstwu przykładm jak żyć w otaczającej rzeczywistości świata zewnętrznego. Po drugie mogłeś je zabezpieczyć w dobra materialne.


- Ale ja nawet nie znałem sposobu rozwiązania tych problemów. Prawdopodobieństwo wygranej na loterii było znikome...


Głos przerwał mu swoim śmiechem. Śmiechem pełnym ciepła, lecz bardzo krytycznym.


- Ha, ha, ha ... !


Po czym powiedział do niego:


- Nic, co nie spada z drzewa losu jako owoc zdobyty w walce, nie przyczyni się do rozwiązania żadnego z twoich problemów. Dotyczy to także sfery majątkowej. Takie rozwiązanie, o jakim ty myślisz, nic by ci nie dało prócz pogorszenia twojej sytuacji. Nabrałbyś mylnego przeświadczenia, że mowa moja z twoich uciech życiowych się składa. W tej dziedzinie życia ziemskiego działać musi prawo zasiewu i zbioru późniejszych plonów. Dopiero zasiew daje mi możność zapoznania siewcy z prawem obfitości. A to może się stać jedynie podczas zbiorów. Zważ, że w przypadku gry liczbowej czy innej gry losowej, siewcą jest ten, który ją stworzył i to jemu przysługuje prawo zbiorów. A cóż ty siałeś w swoim życiu? Głosiłeś znaną tobie fałszywą prawdę, że pieniądze szczęścia nie dają. Po co zatem grałeś i trwoniłeś pieniądze, które mogłeś pomnożyć w inny sposób. Jest to wyraz twojego lekce sobie ważenia odwiecznych praw, które stworzyłem, by tobie pomóc. Powiedz mi, czy nie znałeś nikogo kto był wolny od trosk materialnych?


- Tak, znałem takich ludzi, lecz nikt z nich nie powiedział mi, jak zarabiać pieniądze.


- Wiem, że nawet nie zadałeś sobie trudu, by znaleźć tego, który miał ci w tym dopomóc. Stawiałem takich ludzi na twej drodze wielokrotnie. Ty oceniałeś ich według pozorów. Odwracałeś się od nich i dalej błądziłeś. A mogłeś dać się prowadzić doświadczonemu przewodnikowi, by w późniejszym czasie odwzajemnić się innemu potrzebującemu.
To dla ciebie wyrobiłem sobie z grona tobie podobnych tych, którzy mieli ci radzić i nieść pomoc - powiedział Głos.


- Ja myślałem, że prawdziwe jest zapisane w świętych księgach twierdzenie, iż łatwiej przejść wielbłądowi przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego.


- Tak jest w świętych księgach - dodał licząc, że się usprawiedliwi.


- Człowieku małej wiary! - powiedział Głos. - Czyż te słowa nie mówią raczej, że jedno i drugie jest możliwe? Trudne, ale możliwe.
Zobacz, gdzie byś zaszedł, gdybyś wygrał majątek na loterii. Trząsłbyś się ze strachu, że możesz go stracić.
I straciłbyś go dzisiaj! Mimo to pozostałbyś jego niewolnikiem na niezmierzone czasy.
Z takim bagażem nie wszedłbyś do królestwa Mojego - powiedział Głos.


Nie śmiał Mu przerywać. To co mówił obnażyło go całkowicie z wymówek..


- Krwią świata materialnego jest jednostka płatnicza zwana w twoich czasach ziemskich pieniądzem. Jest to swoista materia duchowa, dzięki której mogłeś tworzyć jakiekolwiek dobra duchowe i materialne na Ziemi. Gdybyś zechciał tak czynić, musiałbyś zacząć od siebie. Bowiem, gdy przez swoją pracę twórczą podłączyłbyś się do żył, którymi przepływają wartości materialne i duchowe Ziemi, miałbyś prawo oczekiwać zwielokrotnionych skutków, które wróciłyby do ciebie.
Tu podkreślam, żebyś zapamiętał na wieki, że zawsze wróci do ciebie to co zasiałeś, a plon będzie zwielokrotniony.


Od początków twoich uczyłem ciebie prawa odpowiedzialności. Ty zdajesz się zapominać o Moich naukach. To, co ciebie spotyka, ty sprawiłeś! Wracając jednak do pieniędzy, to chcę tobie powiedzieć, że istnieje skarbiec zawierający nieprzebrane bogactwa. Łatwo mogłeś znaleźć do niego klucz i czerpać z jego zasobów dla dobra swojego i innych. Mogłeś, bo skarbiec ten jest ukryty w twoim sercu. Mogłeś, gdy żyłeś na Ziemi. Teraz nie potrafisz walczyć, ale wtedy wszystko było możliwe. Mogłeś pokonać całą zewnętrzność i kierować dobrami pieniężnymi tak, by dać innym oparcie w potrzebie i by jeszcze tobie starczyło na dostatnie życie. Nic by się nie stało złego, gdybyś zgromadził potężne dobra materialne i finansowe, dzięki którym świat nazwałby ciebie bogaczem. Nic by się złego nie stało, gdybyś korzystał z tych dóbr w umiarze przysługującym królom i innym władcom świata ziemskiego. Ale wiele się mogło stać, gdybyś część swojego zbioru przeznaczył na stworzenie dóbr pomagających w rozwoju tobie podobnych ludzi. Mogłeś pomóc sobie, przez co pomógłbyś innym swoim przykładem, a gdy trzeba by było, wsparciem. Ty wolałeś się łudzić, że spadnie ci manna z nieba! Tu ciebie zwiodły złudzenia na manowce, bowiem manna z nieba dana była narodowi, który odważnie wyrwał się ze swojej gnuśności i szedł śmiało za moim głosem do Ziemi Obiecanej. A ty przecież chciałeś cichutko siedzieć, nikomu się nie narażać. Tęskniłeś do dużych pieniędzy, oczekując, bym ci je ofiarował w odpowiedzi na twoje tęskne prośby. Chciałeś, bym kupił od ciebie za pieniądze z wygranej zaufanie i wiarę we mnie. Przeczuwałeś, że zaufanie i wiara są siłami, którymi musisz mnie obdarzyć, by w zamian uzyskać moc pokonywania przeciwności losu. Mimo trafności tego przeczucia prezentowałeś taką postawę, która nie mogła dać tobie mojej przychylności. Gdybym w takiej sytuacji spełnił twoje pragnienia, to skrzywdziłbym ciebie i wielu innych twoich braci. W żadnym przypadku nie wolno ci było ufać w spełnienie wszystkich twoich zachcianek. Pamiętaj, że tylko ja wiem, co tobie wyjdzie na dobre! Ufność, jaką chciałem widzieć w tobie na Ziemi dla mnie, miała jedynie pozostawić prawo o decydowaniu co dla ciebie mogło być spełnione. Wiedz, że w większości przypadków w ostatecznym rozrachunku dawałem tobie to, o co mnie prosiłeś, o ile spełnienie twej prośby nie stało w sprzeczności z obowiązującym we Mnie prawem.


Ty nie dałeś sobie szansy, by w tobie zaczęła działać odwieczna siła, jaką dopiero stworzyć mogę, gdy w duszy twojej będzie rozwinięta ufność dla Mnie, której nie zdołają już wzruszyć żadne moce tobie przeciwne. Ty jednak żywiłeś obawy i troski, które zachwiały twoją ufnością. Ty nawet sobie nie ufałeś! Bez zaufania do siebie nigdy nie będziesz mógł Mnie obdarzyć ufnością, o której ci tutaj wieszczę. Tylko taka ufność mogła cię obdarzyć losem, który zesłałby ci prawdziwe zjednoczenie ze Mną w świadomej radości istnienia.


- Skąd miałem to wszystko wiedzieć?! - pytał zrozpaczony. Miał nadzieję, że to go usprawiedliwi. Mówił więc:


- A dzisiaj już mnie nie ma na Ziemi...


To znaczy on nie był pewny tego, co się ze nim stało. Nie wiedział, czy już umarł, czy dopiero kona. Ale co by to zmieniło, gdyby był żywy? Docierało do niego, że oto właśnie doświadczył sądu ostatecznego. Szczerze żałował zmarnowanego życia ziemskiego, które tak nagle stało się nieuchwytne - życia, które ulatywało w otchłań przeszłości nieodwołalnie. Nagle zdał sobie sprawę, jak bardzo je kochał. Tak! Bardzo kochał swoje życie na Ziemi! Była to wartość najwyższa, a on ją tracił na zawsze. Otaczające go ciemności ogarnęły wszystko jeszcze mocniej. To pogłębiło jego przerażenie. Zawołał w otchłań:


- Wszystko straciłem! Nawet Ty mnie nie akceptujesz! - pustka odpowiedziała mu ciszą. Mówił dalej:


- Czego ja naprawdę pragnę od życia, jeżeli jeszcze je mam? - zastanawiał się głęboko Ojcze! Pragnę zbawienia bardziej niż czegokolwiek na świecie! Pragnę czuć twoją bliskość i być przy Tobie...


Nagle wszechogarniająca cisza wróciła do niego. Rozpaczliwa trwoga wypełniła całe jego jestestwo. Za życia na Ziemi żywił nadzieję, że raj ma przyjść po śmierci, że tam poprawi się jego los. Ta nadzieja prysła jak mydlana bańka. Ogarnął go potworny bezwład. Czas płynął inaczej. Nie sposób go opisać. Był, ale nie miał pojęcia, gdzie się znajduje i czego mógł by się uchwycić. Nie miał żadnego oparcia. Wszystko dookoła niego było mu obce i wrogie. W pewnej chwili zdał sobie sprawę, że musi szukać czegoś, co da mu szansę poznania. Wytężył całą swoją istotę, wszystkie swoje siły i stwierdził, że w jego sercu pojawiła się wola zrozumienia tego, co się ze nim dzieje. Wiedział, że musi odnaleźć Tego, który przemawiał do niego. Gdy zakiełkowała ta właśnie wola, Głos odezwał się:


- Wiem, że mnie szukasz. Lecz bacz, byś nie szukał daremnie w odległych dalach tego, co ci jest tak bardzo bliskie.
Aby tobie dopomóc dałem ci się słyszeć. Chcę bowiem, by szukanie twoje uwieńczone zostało sukcesem jakiego pożądasz. Chcę, byś kroki swoje skierował tam, gdzie iść należy.


- Dokąd mam iść, Panie? - zapytał.


Głos odpowiedział mu tymi oto słowy:


- Zaiste gromadziłeś błąd na błędzie sądząc, że twoje życie jest wynurzającym się z mroków niebytu ciągiem przypadkowych zdarzeń, który kończy się ponownym rozpłynięciem w nicości. Ta postawa wynikała z pychy, jaką obdarowała ciebie myśl. Wiedz, że duch świata ziemskiego zwodzi wędrowców, by ograbić ich z woli twórczej danej im przeze Mnie. Duch świata ziemskiego daje w drodze przypadku różne dobra materialne i niematerialne lub je odbiera, by w ten sposób stworzyć w tobie lęk. Karmi on ciebie informacją o strachu i cierpieniu, jakie cię zewsząd otacza. Chce on w ten sposób sprawić, byś ukorzył się przed nim. On chce, byś powalony na twarz pełzał przed nim prosząc go, żeby pozostawił tobie dobra, które zgromadziłeś w wielkim trudzie.
On chce ciebie poniżyć, by wreszcie i tak pozbawić cię wszelkich dóbr i wartości, o które u niego zabiegałeś. Postępując tak, przyciąga on twoją uwagę i na swoje usługi zabiera moce w tobie zgromadzone, by gdy już staniesz się dla niego bezużytecznym, wypluć cię do bezdennego, zimnego grobowca w jakim się teraz znajdujesz. Tak stało się właśnie w twoim życiu. Duch świata wypełnił ciebie obawami o przyszłość. To jest twoja spuścizna, której wystarczy dla ciebie i twoich pozostałych na Ziemi potomków. Nawet teraz w tej doniosłej chwili boisz się, mimo że Mnie słyszysz.


- Panie, czy nie jest to dobre, że się Ciebie boję? Ty jesteś siłą sprawczą, która nagradza i karze, a z tego, co tu wynika,
to ja nie przeżyłem swego życia dobrze. Dlatego się boję - mówił do Niego.


- Powiadam ci, że daleko się od siebie oddaliłeś. Sądzisz, że sensem Mojego i twojego istnienia jest karanie
i nagradzanie. Wiedz, że nawet ty, w tej chwili, masz jeszcze tą samą postać, co wtedy gdy żyłeś we Mnie i radowałeś się Moją obecnością. Po to dziś słyszysz Mój głos, byś oczy swe w górę zwrócone czym prędzej w głąb swej duszy skierował. Nie znajdziesz Mnie nigdy w odległych przestworzach Wszechświata, mimo że każde stworzenie czerpie tam żywot ze Mnie. To w sobie samym Mnie szukaj. Tam bowiem odnaleźć Mnie zdołasz jako życie swoje, które samo się w tobie przeżywa i własne ma podstawy. Ciężko ci Mnie pojąć, bo nie pojąłeś samego siebie. Na Ziemi miałeś dane sobie możliwości i prawo, które gwarantowało tobie moc poznania cudów, jakimi wypełniona jest dusza twoja od wieków.


Ty na zewnątrz szukałeś potwierdzenia Mojego istnienia, a Ja byłem ci bliski jak światło bliskie jest płonącemu ognisku.
To w sobie mogłeś znaleźć to ciepło, którego ci teraz brakuje, gdyż Mnie nie znasz. Twoja świadomość ziemska nie odzwierciedliła tobie twojego własnego żywota, w którym objawić ci się mogłem Ja, ukryty w tobie od wieczności po wieczność...


Nie mógł się skoncentrować nad Jego słowami, ponieważ świadomość wypełniła się głębokim żalem, że oto stoi już na skraju życia. Wiedział, że wiele razy Go zawiódł, że wiele pożytecznych spraw zaprzepaścił, że wiele mocy mu sprzyjających zmarnował.


- Och, gdybym mógł mieć chociaż jeden dzień życia przed sobą - użalał się. - Jak wiele mógłbym zrobić z tym, co wiem dzisiaj! Gdybym mógł być znowu młodym człowiekiem! Gdybym miał tak ze dwadzieścia, trzydzieści lat!
Byłbym odważniejszy, więcej bym ryzykował w życiu. Gdyby tak było, Ojcze, to miałbym siły, by Twoje słowa w czyn wprowadzić.


Głos jednak mówił dalej tak, jakby go nie słuchał.


- Miłuję ciebie od wieczności. Miłuję cię mimo tego, że w tamtej niepamiętnej chwili chciałeś mnie opuścić. Miłuję ciebie nawet teraz w godzinie śmierci twojej, chociaż czujesz się bezbronny i zagubiony. Poza Mną nie ma nic, co mógłbym ogarnąć moją miłością. Podobnie do Mnie, ty musiałeś nauczyć się siebie miłować bardziej niż cokolwiek innego poza sobą. Musiałeś najpierw siebie ogarnąć żarem miłości, gdyż dopiero wtedy mogłeś się nauczyć miłować inne istoty
i rzeczy. Dopiero taka miłość mogła potwierdzić to co miłujesz, gdyż miłość prawdziwa istnieje tylko wtedy, gdy umiesz miłować. Jak miałbyś umieć miłować, gdybyś siebie jednak nie miłował? Tam, w sobie mogłeś odkryć największą miłość we Mnie, która dałaby tobie najwyższe, z głębi duszy płynące, potwierdzenie twojego życia w harmonii z bytem Moim.


- Ja przecież kochałem bliskich, cierpiących, oraz inne stworzenia ziemskie. Moje współczucie dla utrapionych istot było ogromne. Znałem miłość Panie! wyznał w ciemność.


- Błędnie cię uczono, że wszystko miłować musisz. Są rzeczy w świecie widzialnym i niewidzialnym, których nigdy nie powinieneś miłować. Miłość bowiem potwierdza to co miłuje, a nie wszystko jest korzystne dla ciebie i innych.
Co miłować, mogłeś się dowiedzieć w samym sobie. Wszystko zaś inne musiałeś pozostawić poza obrębem swojej miłości, nie darząc tego swoją uwagą. Wiem, że tam gdzie nie żywiłeś miłości, często pojawiała się nienawiść. To błąd, za który dziś słono płacisz. To, czemu chciałeś zaprzeczyć, należało pozostawić poza miłością twoją. Niemiłowanie jest zaprzeczeniem. Natomiast nienawiść jest przyznaniem się do niemocy pokonania tego, co nienawidzisz.
Darząc jakikolwiek przedmiot świata widzialnego lub niewidzialnego nienawiścią, karmisz potwora, który kiedyś stanie u wezgłowia twego i cię pożre! Jak wiele zła zniknęłoby z Ziemi, gdyby nienawiść nie wzmacniała jego sił na nowo.


Wirował w przestrzeni, nie mogąc znaleźć oparcia. Tak wiele słów, tak wielka nauka. Nie mógł tak do końca uchwycić sedna jego ostatniej wypowiedzi. Kogoś w życiu kochał - przynajmniej tak myślał do tej chwili. Czyżby On mu mówił, że nie potrafił w ogóle kochać?


- Czy to możliwe - pytał - że miłość, którą żywiłem do moich najbliższych, tak naprawdę nie była tym wzniosłym uczuciem?


- Najwyższa miłość twoja, jaką dopiero we Mnie znaleźć możesz, nie zna żadnego przedmiotu miłości. Poznać ją mogłeś, gdybyś tylko zechciał zwrócić się ku sobie, by Mnie tam odnaleźć jako swoje życie. Tobie nie udało się w twoim czasie ziemskim nauczyć się siebie miłować. Zaczęło ci się wydawać, że miłujesz innych. Tak naprawdę oszukałeś siebie i tych, których obdarzyłeś uczuciami. To nie była miłość! To co czułeś z popędów ciała się wywodziło lub z innych egoistycznych pobudek, które zrodziły się z sił nieposkromionego umysłu.


Zapanowała cisza, która stała się jego nieodłącznym towarzyszem w każdej chwili, gdy On przestawał mówić...


- Tak, oszukałeś siebie i innych! - zawołał.


Słowa te wstrząsnęły młodym człowiekiem do głębi jego istoty. Tak wiele było do zrobienia na Ziemi w sprawie jego życia. Skąd miał brać wzorce, które byłyby dla niego drogowskazem na bezdrożach ziemskiej egzystencji. Teraz nic już nie mógł zrobić. Dookoła ciemność i pustka. Myślał wtedy o świetle, o tym, jak bardzo mu go brakuje właśnie teraz. Tak bardzo za nim tęsknił. Myślał, że światłem jest promienna jasność Słońca. Na Ziemi to ono świeciło z oddali i było najpotężniejszą siłą jaką znał. Czuł wtedy ogrom kosmosu, w którego przestrzeni była zawieszona ta wielka gwiazda. Wiedział jednak, że to właśnie ona jest siłą sprawczą procesów, które umożliwiły powstanie życia na Ziemi. Wiedział o ewolucji materii, bo interesował się tym zagadnieniem. Przeczuwał, że gdzieś jest Ktoś lub coś - nieokreślona ludzką miarą siła sprawcza wszystkiego, co go otaczało w życiu. Wierzył, że On jest - że czuwa... Podobnie myśleli inni ludzie. Najczęściej nie byli to ludzie spokojni. Zmagali się oni ze swoim losem, wydzierając sobie różne dobra i wzajemnie czynili sobie szkody. Młody człowiek nie akceptował takiego życia, jakie prowadzili ci "uczynni inaczej". Myślał, że grzeszny żywot człowieka na tym właśnie polega. Po zetknięciu się ze śmiercią dowiedział się o swoich występkach. Głos powiedział bowiem coś, co nim jeszcze bardziej wstrząsnęło.


- Widzisz teraz, że brakuje ci światła. Brakuje go tobie, ponieważ światłem prawdziwym jest ta jasność, której żadne ciemności zaciemnić nie zdołają. One jej zaciemnić nie mogą! Słońce, które znałeś na Ziemi zaiste nie było światłem bardziej niż najmniejszy przebłysk świadomości w twej duszy. Jasność Słońca przeminie i rozpłynie się we wspomnieniu.
To prawda, że czułeś wewnętrzną iskrę jasności w swoim wnętrzu, gdy dni ziemskie wypełnione były Słońcem. Ten odległy ogień tyle tylko mógł tobie dać rzeczywistego światła. Tobie tyle już wystarczało! Lenistwo twoje sprawiło, że wolałeś myśleć o tej iskrze jako o świadectwie zdolności jaśnienia, po którą chciałeś sięgnąć w późniejszych czasach. To pycha twoja kazała tobie bardziej wierzyć w złudzenie tego, co ty zwałeś życiem na Ziemi, niż w rzeczywiste życie twoje. A właśnie tam mogłem ciebie wypełnić światłem. Gdybyś stanął u drzwi skarbca i cierpliwie czekał, aż ci go otworzą...


Wielu tobie podobnych błądziło po tych samych co ty bezdrożach przez wieki całe nie mogąc Mnie znaleźć. W swojej ciemnej głupocie sądzili oni, że już świadome siebie przeżycie na Ziemi wystarczy im do spełnienia. Ich dni ziemskie wypełnione były nienawistnym i pełnym zawiści bytem. Często z ich rąk ginie wielu, którzy mają to co ci chcą mieć.
Ci padlinożercy wydzierają swój łup właśnie tam, gdzie śmierć zagości. Bardzo często oni ją zapraszają do czyjegoś bytu...


- Panie! - zawołał rozpaczliwie w obawie, że zostanie osądzony za rzeczy, których nie uczynił. A cóż ja mam wspólnego ze światem zbrodniarzy i złoczyńców. Na te sprawy naprawdę nie miałem wpływu. Ja sam nigdy nie ukradłem nic, nikomu nie wyrządziłem krzywdy, ani nikogo nie zabiłem, aby mu coś zabrać. Ja w ogóle nikogo nie zabiłem!


- Znam twój szacunek dla życia i podziw jego różnorodnych form ziemskich odpowiedział Głos. Znam też tłumaczenia twoje i tobie podobnych żyjących na Ziemi, którzy okoliczności zewnętrzne i degradację otoczenia wskazujecie jako przyczynę eskalacji przemocy i zbrodni.
A ja powiadam tobie, że okoliczności te w głównej mierze są skutkiem twojego lęku i obaw. Mówisz, że ty nie miałeś wpływu na wielkie wydarzenia w otaczającym ciebie świecie? Ty nie mogłeś zrobić nic, by zmienić okoliczności zewnętrzne? Powiadam więc tobie, że brak wpływu jest także wpływem! Za tymi słowami kryje się główny winowajca wszelkiego nieszczęścia jakie wokół ciebie się działo!


Młody człowiek po tych ostatnich słowach całkowicie stracił orientację. Zwątpił w siebie. Myślał, że w jego życiu musiało wydarzyć się coś, co postawiło go przed tak srogim sędzią. Wrócił swoją uwagą do przeglądu swojego życia ziemskiego. Nie był jednak w stanie wejrzeć w te jego strony, które następowały po Świętach Bożego Narodzenia w 1998 roku. Datę tych Świąt pamiętał jako ostatnią przed wystąpieniem tego, co teraz przeżywał. W głębi swojego istnienia wiedział, że nie wyznacza ona dnia jego śmierci. Co zatem wydarzyło się na tych nieznanych mi stronach jego życia? Za co jest sądzony?


Głos mówił dalej.


- Chciałem ciebie widzieć zwycięzcą, który dając Mi rękojmię niepodważalnej ufności, byłby fundamentem dla działania Mojej własnej siły. Twoje zwycięstwo nad przeciwnościami zwróciłoby uwagę tobie podobnych bez względu na to gdzie się znajdowali.
Ty jednak odmówiłeś Mi swego poparcia i tchórzliwie zwróciłeś się ku przypadkowi. Uczyniłeś z niego swego bałwana i cześć swoją mu oddawałeś, składając na jego ołtarzach obawy, myśli pełne trwogi, bezradności i rozpaczy. Owszem, wzywałeś Mnie mową, którą ja włożyłem w usta twoje, ale nie słyszałeś Mnie, gdyż mówiłeś także wtedy, kiedy Ja mówiłem do ciebie. Wierz mi, że dawałem tobie prawo głosu, lecz ty wtedy przekornie milczałeś, pomimo że Ja stworzyłem wszelkie okoliczności, byś został wysłuchany. Głos twój zasiew miał uczynić, by wszelkiemu złu odciąć drogę do serc tobie podobnych, szukających Mnie istot.
Gdy zabrzmiałby on odważnie w świata przestrzeniach, to Moja moc mogłaby was wszystkich wypełnić dobrobytem. Stałoby się tak, gdyż tego dla was pragnę. To wam obiecałem, gdy tchnąłem w was życie w odległych czasach. I wiedz, że nie widzę powodu, by się wam nie miało spełnić słowo Moje! Rzecz w tym, że to ty i inni zaślepieni strachem i lenistwem uważacie, że wszystko zmierza ku zagładzie. To wy tworzycie piekło! Strach was zaślepił na tyle, że nie widzicie iż zadajecie kłam Mojemu Słowu. Zaiste śmiałe to bluźnierstwo, któremu ty też hołdujesz. Nawet teraz, gdy z tobą mówię, boisz się.


Młody człowiek naprawdę czuł potworny strach. Nie miał bowiem nic na swoją obronę - i jeszcze to stało się grzechem! On mówił do niego i był to głos sprawiedliwy. Surowy, ale sprawiedliwy.
W sprawiedliwości tej jednak było coś ciepłego. Może wyrozumiałość?
Tego nie wiadomo. Wyczuwał delikatną nutkę nadziei, że ma jeszcze szansę, by odsunąć od siebie to, co nieuchronnie zbliża się do niego. Z czasem ta nadzieja stawała się coraz silniejsza. Pojawiło się wręcz wewnętrzne uczucie pewności, że to co dotychczas było beznadziejne jest początkiem czegoś wielkiego.
Zaczął odczuwać, że z głębin jego bytu tryska życie, które wypełnia go coraz bardziej. Jego nadzieja stała się pewnością, że oto istotę ducha wypełnia życie. Życie, które nic nie znaczy poza nim, a jednak dla niego jest ono najcenniejszym dobrem jakim kiedykolwiek dysponował. Nagłe zdanie sobie sprawy z tego odkrycia objawiło mu jego nierozerwalny związek z nieomylną siłą sprawczą tego cudu, którego był świadkiem cudu narodzin życia.


Wiedział, że gdzieś tam w głębi jego duszy jest jasność, która rozświetli mu wszelkie ciemności. Wiedział, że wrogie mu siły zaczną kryć się w swych norach przed tym światłem. Zaczął odczuwać,
że w głębi swego istnienia może odnaleźć moc, która dopomoże mu w ujarzmieniu przeciwieństw.


O tym uczuciu młody człowiek opowiedział mi, bym zdał sobie sprawę z tajemnic, jakie kryją się w głębi mojej duszy.


Nie opowiedziałem Tobie o tym, byś się poddał przekonaniu, że masz oto przed sobą jeszcze jednego, który posiadł wszelkie rozumy świata. Widzisz, podobnie do mnie, Ty doświadczyłeś pewnych przeżyć w drodze kontaktu z tym opowiadaniem. Młody człowiek natomiast wtedy, gdy doświadczał tego, o czym ci tu opowiedziałem, był przeświadczony o swoim końcu. Był przekonany, że już nic nie zdoła uczynić, bo oto kończył się jego byt. Opowiedział mi o swojej głębokiej tęsknocie, którą wtedy odczuwał. Była to tęsknota za jeszcze jedną szansą - za swoją młodością. Rozpamiętywał swoje błędy życiowe. Wiedział, że gotów był złożyć Jemu przysięgę, że inaczej postąpi ze swoim życiem, gdyby dostał je dał na nowo.


- Gdybym wiedział tyle, co wiem teraz - mówił do siebie. - Jakże wiele mógłbym uczynić, by odmienić swój i świata los.


I gdy wypowiedział te słowa, On rzekł mu:


- Niechaj się stanie wedle słowa twego. Idź i wypełnij stronice jeszcze nie zapisane według swojego uznania.
Pamiętaj, że dzisiaj jest pierwszy dzień twojego nowego życia. Idź śmiało przed siebie.
Kluczem do szczęścia jest marzenie.
Jeżeli mogę dać tobie radę teraz, gdy Mnie słyszysz, to posłuchaj. Pozwól, by w twoim sercu rosła ta myśl, że jestem ci bliższy niż cokolwiek innego. Wyobrażaj sobie, że tulę cię w ramionach i głaskam po skroni jako swoje najbardziej ukochane dziecko. Niechaj to będzie twoje największe marzenie. Wiedz, że marzenia się spełniają! Ufaj Memu Słowu bezgranicznie. Taka ufność da tobie prawo, byś oczekiwał owoców z tego, coś posiał w przeszłości. Bacz jednak, byś ufał mądrze, gdy chcesz czegoś na zewnątrz dokonać. Nie wolno ci wszak ufać, że wszystkie twoje zachcianki zostaną spełnione. Nie musisz Mi mówić, co jest dla twojego dobra. Zaufaj Mi i odnajdź swoje najskrytsze marzenia. Odważ się marzyć, stawiaj sobie cele do osiągnięcia i czyń im zadość. Bądź w swoim postępowaniu pomocnym dla innych. Żadne marzenie nie usprawiedliwia krzywdy zadanej bliźniemu lub innym istotom. Niechaj twój czyn pełen odwagi doprowadzi ciebie do zwycięstwa nad wszystkim, co ciebie ode Mnie dzieli. W drogę! Ja jestem z tobą. Nie lękaj się, gdy zobaczysz przeciwne sobie siły, które ścierają się wzajemnie. Wiedz, że to Ja je w sobie wypromieniam, by tworzyć formy życia. Szare i zimne byłyby światy, gdybym nie przeciwstawiał różnorodnych sił, dzięki którym tworzę ruch i energię. Dlatego potrzebuję twojej ufności, byś się nie przeraził tego, co ciebie otacza i byś wiedział, że cokolwiek się z tobą stać może, będzie dla dobra twego i świata. Nie próbuj zrozumieć Mego planu, zanim Ja ci go nie objawię! Wiedz, że jesteś istotnym jego elementem. Chcę jednak, byś aktywnie przejawiał swoją wiarę i nie chował się w oczekiwaniu na rozwój wypadków, które potwierdzić by miały, że oto stać się musi to, co zapowiadali prorocy i wróżbici. Te przepowiednie dałem wam, by osłabić ducha tego świata. Chcę, byście po rozwadze powiedzieli mu, że przeminie. Głoś tą prawdę, że człowiek jest moim dzieckiem. Mężnie noś imię swoje i czoło dumnie wznoś ku niebu!
Lecz niech obca ci będzie pycha. Jesteś jednym z wielu. Jesteś Moim synem umiłowanym, lecz masz siostry i braci, które również kocham.
Jesteś jednak jedynym Moim synem, który jest tym kim jest. I nikt inny nie może być u ciebie tam, gdzie ty tylko być możesz. Pamiętaj o tym, że jesteś niepowtarzalny i jedyny. Chronię ciebie jako najcenniejszy swój skarb.
Tak jest w istocie na wieki! Raduj się w sobie, gdyż w pełnej krasie objawię się tobie wtedy dopiero, kiedy przemieniony w radość zbliżysz się do mnie.


Po tych słowach ocknął się, czy może nawet zbudził ze snu. Gdy otworzył oczy, zobaczył, że jest w swoim mieszkaniu - małym, ciasnym lokalu. W kącie stała przystrojona niewielka choinka, a na ścianie wisiał kalendarz z zaznaczoną datą 25 grudnia 1998 roku. Serce w piersiach waliło mu niczym gołębicy schwytanej w dłonie.
Tak jak mówiłem Tobie, czytelniku, na wstępie, nie wiem do dzisiaj, czy mój rozmówca spał, śniąc jedynie, czy doświadczył wizji.
A może jednak z rozmawiał Nim?


Nie zmienia to w żaden sposób jednego faktu z przyszłości - że ostatnie tchnienie nadchodzi z każdą chwilą. Drugiej szansy nie będzie!


- Dziś jest pierwszy dzień twojego nowego życia! - powiedziałem głośno do siebie.



Zbigniew Żbikowski


 


document.write("Powrót do wstępu działu ",d," »");









Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Tech tech chem11[31] Z5 06 u
srodki ochrony 06[1]
06 (184)
06
06 (35)
Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14
Mechanika Techniczna I Opracowanie 06
06 11 09 (28)
06 efekt mpemby
06 Zadania z rozwiązaniamiidd47

więcej podobnych podstron