cat mackiewicz dostojewski 4









Stanisław Cat Mackiewicz "Dostojewski" - cz. 4







Stanisław Cat Mackiewicz

Dostojewski  - cz. 4



 
 
 










XIX


"BIESY"


 


Dostojewski rozpoczął Biesy za granicą, jesienią 1868, i pisał tę
powieść przez cały czas wojny francusko-pruskiej 1870 -71. Oto echo tej wojny
w tej przedziwnej książce:


"...z wiadomością, że wymyślił nową specjalną sztuczkę na
fortepian. Sztuczka w rzeczy samej okazała się zabawną i nosiła śmieszną
nazwę: Wojna francusko-pruska. Zaczynała się groźnymi dźwiękami
Marsylianki.


Qu'un sang impure abreuve nos sillons! [Niech
ziemia napoi się krwią nieczystą!]


Słychać tu było napuszone wyzwania, upojenie przyszłymi zwycięstwami.
Ale raptem wespół z mistrzowsko skomponowanymi wariacjami hymnu gdzieś z
boku, z dołu, z kącika, ale z bardzo bliska, odezwały się plugawiutkie dźwięki:
"Mein lieber Augustiri". Marsylianka
nie słyszy tych dźwięków, Marsylianka jest w zenicie upojenia własną
wielkością; ale Augustyn wzmacnia się, Augustyn bezczelnieje, i oto takty
Augustyna zbiegają się z taktami Marsylianki, która w końcu zaczyna się
gniewać; Marsylianka nareszcie dostrzega Augustyna i chce go odegnać od siebie
jak muchę nieznośną, ale "Mein
lieber Augustin" trzyma
się mocno, jest wesoły i pewny siebie, jest radosny i
arogancki, a Marsylianka jakoś nagle głupieje: już się przyznaje, że jest
skrzywdzona; to krzyk oburzenia, to łzy i zaklęcia z wyciągniętymi do
Opatrzności rękami:


Pas un pouce de nos terres, pas une pierre de nos forteresses !
[Nie
oddamy ani kawałka naszej ziemi, ani kamienia z naszej fortecy!]
ale zmuszona jest śpiewać w jeden takt z "Mein
lieber". Dźwięki jej w
jakiś głupawy sposób przechodzą w Augustyna, chwieje się, gaśnie. Teraz już
tylko od czasu do czasu słychać znowu "qu'un sang impure" [żeby
nieczysta krew], ale
w tejże chwili zrywa się to i przechodzi w trywialny walc. Wreszcie
Marsylianka upokorzona jest zupełnie, to Jules Favre szlochający na piersi
Bismarcka i oddający wszystko, wszystko... Ale teraz sierdzi się już
Augustyn; słychać zachrypnięty głos; czujemy mnóstwo wypitego piwa, szaleństwo
samochwalstwa, żądania miliardów subtelnych cygar, szampana i zakładników.
Augustyn zamienia się w ryk. Francusko-pruska wojna jest skończona."
Ustęp powyższy, wyjęty ze środka Biesów,
wskazuje, z jaką maestrią
obrazuje Dostojewski psychologię wielkich zbiorowisk ludzkich. Wojna toczona
gdzieś, w oddaleniu od jego zainteresowań, pozostawia w jego książce takie
oddalone echo, takie uwagi, wplecione mimochodem w fabułę powieści - stanowiące najwspanialszą na świecie syntezę tego dramatu historycznego. O
ile potężniejsze, jeszcze bardziej nerwowe, bardziej demoniczne będą
obserwacje wypowiedziane w Biesach na temat, który Dostojewskiego bolał,
męczył i pobudzał - na temat Rosji.
Dostojewski nad swymi Biesami wypisał dwa motta:
Pierwsze - był to ustęp znanego Puszkinowskiego wiersza o
"biesach":
 
Tu choć zabij, nic nie widać,
Zamieć straszna, drogi nie ma,
W polu bies nas zwodzi widać
Na wsze strony okrążając.
Wiele ich, gdzie ich gonią,
Co śpiewają tak żałośnie?
Czy chowają domowego,
Wiedźmę za mąż czy wydają?
 
Następne wzięte było z VIII rozdziału Ewangelii św. Łukasza:
"A było tam stado wielu wieprzów, pasących się na górze; i prosili,
aby im w nie dopuścił wejść; i dopuścił im. Wyszli tedy czarci z człowieka
i weszli w wieprze, i stado pędem wpadło z urwistego brzegu w jezioro i utonęło.
A gdy pasterze ujrzeli, co się stało, uciekli i dali znać do miasta i do
wiosek. I wyszli oglądać, co się stało, i przyszli do Jezusa, i znaleźli człowieka,
z którego wyszły czarty, siedzącego, ubranego i ze zdrowym umysłem u nóg
jego, i zlękli się."
Dwa te motta doskonale obrazują ideową treść powieści, którą już powyżej
nazwaliśmy powieścią przedziwną.
Z pojęciem satyry łączy się pojęcie humoru -
Biesy są książką
ponurego dramatu, czasami patosu, nigdy wesołości. To nie satyra, to raczej płomienna
anatema, rzucona przez pisarza, znajdującego się w zenicie swych sił twórczych
i potęgi wyobraźni, na własne społeczeństwo, a nie tylko na rewolucjonistów.
Owszem, biesy, które krążą w zamieci, kryjącej sobą wszystkie drogi,
biesy, które weszły w stado świń, aby później utonąć w zrywie samobójczym,
to są rewolucjoniści, opętani i obłędni, ci,
którzy nie wierzą w Boga, nienawidzą Rosji i gotują zamachy na cara. Anatema
Dostojewskiego w stosunku do rewolucjonistów jest specjalnie wyrazista,
wybuchowa, druzgocąca, nienawistna. Ale Dostojewski wyklina także i liberałów
rosyjskich za tchórzostwo i małoduszność, i biurokrację carską za głupotę.
Krytycy Biesów uważają
zwykle tę książkę za satyrę wymierzoną w rewolucjonistów i w liberałów,
ale zapominają, że jest w niej trzeci element: gubernator von Lembke, dureń,
który także wariuje w końcu powieści, a który reprezentuje nieudolnego sługę
carskiego, nie umiejącego walczyć z rewolucją, i którego głupota,
karierowiczostwo, oportunizm, a zwłaszcza charakterystyczne dla tamtej epoki
biurokracji carskiej skoki od flirtów z rewolucją do niedźwiedziego jej
gromienia przynoszą więcej szkody niż sami rewolucjoniści.
Rewolucjonistów Dostojewski nienawidził ideowo; ten namiętny człowiek
umiał lepiej nienawidzić nieprzyjaciół Boga niż kochać Boga; ale liberałów
nienawidził Dostojewski także przez wzgląd na krzywdy osobiste, których
doznał od Bielińskiego, ze względu na zawiść do Turgieniewa, który, o ileż
mniejszy od niego talentem, o ileż nieskończenie większy miał wtedy
autorytet i rozgłos. A rządowa biurokracja? Właśnie teraz, gdy pisze on tę
książkę przeciwko rewolucjonistom, dowiaduje się, że w razie powrotu do
Rosji ma być zrewidowany jak najsurowiej i w wypadku znalezienia jakichkolwiek
zakazanych druków natychmiast odesłany do groźnego więzienia, do pietropawłowskiej
fortecy w Petersburgu. A Dostojewski przecież wie, jak wielu literatów, będących
wrogami cesarza, rządu i nawet samej Rosji, nie tylko swobodnie mieszka sobie w
Rosji, lecz nawet władze administracyjne żywią do nich uczucie wielkiego
szacunku i admiracji. W Biesach, w tej namiętnej i bezlitosnej anatemie,
dużo się mieściło osobistych krzywd i złości.
Czytanie powieści Biesy bez znajomości politycznych i społecznych
stosunków Rosji z czasów Aleksandra II jest zajęciem dość jałowym. To tak,
jak gdybyśmy chcieli słuchać mowy oskarżyciela w jakimś procesie i
wzdrygali się przed wiadomościami, o co w tym procesie chodzi. W Rosji
reformowanej przez Aleksandra II od 1866 zaczynają się zamachy na cara, a
jeszcze wcześniej wśród inteligencji wciąż powstają i zamierają kółka
rewolucyjne, złożone zwykle ze słuchaczy szkół wyższych. Wszystkie te kółka
starają się zawsze rozhuśtać lud rewolucyjnie za pomocą wszelkich metod, co
się im jednak absolutnie nigdy i nigdzie nie udaje. Do chwili ukazania się Biesów
nie znamy ani jednego wypadku
współdziałania ludu z inteligencją w kierunku rewolucyjnym; bunty ludowe, które
w Rosji zawsze się zdarzały, były zjawiskami innej zupełnie kategorii. Stała
i chroniczna bezpłodność usiłowań zrewolucjonizowania ludu nadaje tym wysiłkom
piętno dziwactwa i rozpaczliwości. Fabuła Biesów
oparta jest na procesie
nieczajewowców i na działalności samego Nieczajewa. Z faktu tego wyciąga się
jednak zbyt daleko idące konsekwencje, aż do uważania Mikołaja Stawrogina za
portret Bakunina, co było śmieszne i idiotyczne, jak to poniżej wyjaśnimy.
Nie można ani przez chwilę myśleć, że Dostojewskiemu chodziło wyłącznie
o organizację Nieczajewa - byłoby to karykaturalnym pomniejszaniem i zacieśnianiem
symbolów w tej książce wypowiedzianych, jak również intencji autora.
Dostojewski proces nieczajowców znał z gazet, ze szczegółowych sprawozdań,
z rozprawy jawnej, co mu dało możność wykorzystać artystycznie fakty przez
tę rozprawę ujawnione; ale przecież tajniki, nastrój i charakter kółek
rewolucyjnych Dostojewski znał od dawna i w swych twórczych wizjach przywoływał
przede wszystkim ludzi znanych mu osobiście, a nie tylko tych, których świeżo
poznał z artykułów w gazetach.
Dostojewski był przecież pietraszewcem, opisywaliśmy
Butaszewicza-Pietraszewskiego, czyż on ze swoimi dziwactwami i inteligencją,
ze swoją twardą wolą i szyderstwami z Chrystusa nie robi wrażenia opętanego,
a jego śmierć wśród karaluchów czyż nie harmonizuje ze śmiercią samobójczą
tych świń, które skoczyły z urwistego brzegu i potonęły? A przecież znał
dobrze lub przynajmniej słyszał o wielu innych ludziach z rewolucyjnego
podziemia. Słyszał zapewne o organizacji pod nazwą "Piekło", która
wysyłała morderców na cesarza. Widział olbrzymie pożary wzniecane przez
tajemnicze ręce w Petersburgu i w innych miastach, gnębiące ludność,
wzniecające nienawiść do rewolucjonistów, wszczynane dotychczas nie wiadomo
w jakim celu. Znał agresywnie ateistyczne zapatrywania rewolucjonistów, znał
ich poszukiwania nowej etyki płciowej, czasami brodzące po omacku i potykające
się o obrzydliwą niemoralność. Słyszał zapewne o historii ponętnej pani
Szełgunow, kochanki wielu rewolucjonistów, między innymi poety Michajłowa,
zesłanego na Sybir, gdzie umarł, Serno-Sołowjewicza, który z miłości do
niej zwariował. Pani Szełgunow mieszkała w pięknej Szwajcarii i stamtąd
odsyłała swemu rewolucyjnemu mężowi swe dzieci, z których każde miało
innego ojca. Szełgunow ubóstwiał te dzieci, pielęgnował je i wychowywał
najczulej i ubóstwiał zresztą także swą żonę, stawiając ją wszystkim za
wzór prawdziwego, wiernego przyjaciela. Dostojewski żył przecież w
literackim środowisku, przed którym rewolucja nie miała tajemnic.

Mówiliśmy już o Bakuninie, znanym rewolucjoniście europejskim, tym, który
podpalał rewolucję w Saksonii, we Włoszech, a starał się to robić w innych
krajach, siedział w olbrzymiej ilości więzień ogromną ilość lat,
wielokrotnie skazywany był na śmierć, uciekł z Syberii. Nieczajew był jego
uczniem, wyznawcą, a w krótkim czasie rywalem i wrogiem. Nieczajew to
chyba w całej historii świata najskrajniejszy wyznawca zasady: cel uświęca
środki. Zasada ta dopuszczała użycie środków niemoralnych dla osiągnięcia
dobrego celu; otóż Nieczajew szedł dalej, jak gdyby wykluczał używanie środków
moralnych, a zalecał posługiwanie się wyłącznie środkami niemoralnymi.
Gdyby nie ostatnie lata Nieczajewa, jego zachowanie się w więzieniu, które
wykazało, że był istotnie fanatykiem swej idei i że nie oszczędzał również
swego życia, moglibyśmy go uznać za jakiegoś potwora moralnego. Nieczajew
jako młody człowiek zaczyna od mistyfikacji, udaje, że jest aresztowany, że
uciekał z więzienia, wprowadza w ten sposób w błąd kobiety w nim
zakochane, potrzebne to mu jest dla jakichś celów. Potem wyjeżdża do
Szwajcarii i tutaj poznaje Bakunina, którego przez pewien czas uważa za swego
mistrza. Bakunin zapatruje się zresztą na wiele spraw w sposób podobny do
zapatrywań Nieczajewa i również jest skłonny do stosowania mistyfikacji,
sposobu tak łatwego wśród życia konspiracyjnego. Bakunin wydaje
Nieczajewowi legitymację członka "wszecheuropejskiego związku
rewolucyjnego" - "Alliance revolutionnaire europeenne. Comite
Centra/" - nr 2771. Związek taki w rzeczywistości nie istniał,
ale Bakunin pięknie kaligrafuje kartę papieru i wyciska na niej pieczęć z
toporem. Poczciwy Ogariew napisał kiedyś wiersz O studencie, teraz
Nieczajew prosi go o ofiarowanie mu tego wiersza z taką dedykacją, która by
zezwalała na przypuszczenie, że bohaterem wiersza jest właśnie on,
Nieczajew. Historia z tym wierszem wciąż wraca na stronice Biesów.
Dostojewski mógł ją znać nie tylko ze sprawozdań sądowych, lecz wprost od
samego Ogariewa, z którym w Szwajcarii łączyła go pewna zażyłość.



Nieczajew wraz z Bakuninem opracowali Katechizm
Rewolucjonisty, który musimy choć pobieżnie poznać, aby lepiej zrozumieć
Bakunina i Nieczajewa, Biesy i Dostojewskiego. 



"Rewolucjonista nie powinien mieć żadnych
interesów, spraw, uczuć, przywiązania, własności, nawet imienia, wszystko
to pochłania rewolucja."








"Rewolucjonista zrywa wszelki związek ze światem cywilizowanym. Jeśli
obcuje z nim, to tylko dlatego, by go zniszczyć."
"Rewolucjonista wyrzeka się nauki, pozostawiając
ją przyszłym pokoleniom. Zna jedną naukę: zniszczenia. Uprawia w tym celu
mechanikę, fizykę, chemię, a nawet medycynę. Celem studiów jest najprędsze
zniszczenie istniejącego ustroju."








"Rewolucjonista gardzi opinią publiczną, gardzi obecną moralnością społeczną,
nienawidząc jej we wszelkich jej przejawach. Moralne dla rewolucjonisty powinno
być to, co współdziała z rewolucją, niemoralne i przestępcze to, co jej
zawadza. Wszelkie roztkliwiające człowieka uczucia: pokrewieństwa, przyjaźni,
miłości, wdzięczności, a także honoru, powinny ustąpić. Jedynym marzeniem
rewolucjonisty jest niszczenie bez miłosierdzia i litości."
"Stopień przyjaźni wobec towarzysza określa
się jedynie stopniem użyteczności towarzysza dla sprawy nienawiści."








"Rewolucjonista przestaje być rewolucjonistą, jeśli uczucia przyjaźni lub
miłości mogą powstrzymać jego rękę od zadania ciosu."
"Przy układaniu listy skazanych na śmierć
nie trzeba się kierować złą wolą człowieka ani nienawiścią, jaką on w
otoczeniu wzbudza. Przeciwnie, zła wola i wywoływana nienawiść mogą być
dla rewolucji korzystne, gdyż wywołują wrzenie ludności."








Statut organizacji rewolucyjnej opracowany przez Nieczajewa przewidywał
pozostawienie przy życiu tych, którzy wywołują bunty ludności.
W tym statucie znalazła sobie miejsce także
taka zasada:








"Organizacja przeświadczona o tym, że zdobycie wolności możliwe jest tylko
na drodze rewolucji, współdziałać będzie z rozwojem, rozpowszechnianiem i
rozszerzaniem klęsk i nędzy, które doprowadzą wreszcie zniecierpliwiony lud
do wybuchu powszechnego."
"Zbawienna dla ludu może być tylko taka
rewolucja, która wytępi i zniszczy doszczętnie wszelką państwowość,
wszelkie tradycje państwowe, wszelkie klasy. Dalsza organizacja wyłoni się
sama z ruchu i życia ludu. Stworzenie jej będzie zadaniem przyszłych pokoleń.
Zadanie obecnego pokolenia polega na zupełnym, powszechnym, bezlitosnym
burzeniu i niszczeniu."








"Walka ze wszystkim, co jest związane z państwem, szlachtą, biurokracją,
popem, giełdziarzem, chłopem-wyzyskiwaczem. Powinniśmy się łączyć z
dzikim światem rozbójników."
W praktycznych objaśnieniach, jak należy
stosować maksymy powyższe, wypowiadał Nieczajew jeszcze takie komentarze:








"Rozbój to jedna z szacowniejszych form życia ludowego. Był on już od
czasu utworzenia państwa moskiewskiego rozpaczliwym protestem przeciwko
nikczemnemu porządkowi społecznemu, niezmienionemu, lecz udoskonalonemu według
wzorów zachodnich. Rozbójnik to bohater, obrońca, mściciel, nieubłagany wróg
państwa i całego ustroju społecznego i obywatelskiego ustanowionego przez państwo;
bojownik na śmierć i życie przeciwko całej cywilizacji urzędniczo-szlacheckiej
i rządowo-popiej."
Rekomenduje także Nieczajew:








"Zawarcie znajomości z plotkarzami, kobietami publicznymi i inne prywatne
sposoby zbierania i rozpowszechniania wiadomości; znajomości z policją; wejście
w stosunki z tak zwaną zbrodniczą częścią społeczeństwa; wpływanie na
osoby wysoko postawione za pomocą kobiet; podtrzymywanie agitacji wszelkimi możliwymi
środkami."
Wszystkie te zalecenia Nieczajewa zużył
Dostojewski przy tworzeniu Biesów, jak się zużywa szpulki z nićmi
przy tkaniu dywanu. Zwłaszcza rekomendacje na temat plotkarza, kobiety i złoczyńcy
jaskrawo uwydatniły się w Biesach.








Nieczajew wróciwszy do Rosji z katechizmem rewolucyjnym, biletem nr 2771, pieczątką
z toporem, wierszem Ogariewa rzekomo o sobie, którego tytuł zmienił na Świetlana
osobistość - zabrał się energicznie do pracy. Zawiązał kółko
rewolucyjne wśród studentów akademii rolniczej pod Moskwą i członków tego
kółka pouczał, że są jednym z oczek wielkiej sieci kółek rewolucyjnych,
pokrywających całą Rosję. Sam wciąż wydawał rozmaite rozkazy w imieniu
centralnych władz rewolucyjnych i wymagał ślepego posłuszeństwa. W kółku
tym znalazł się jeden student nazwiskiem Iwanów (w Dostojewskiego Biesach figuruje
on jako Szatow), który zaczął podejrzewać Nieczajewa, że jest
mistyfikatorem i że naprawdę nie ma żadnego centralnego komitetu władz
rewolucyjnych ani żadnej sieci kółek. Nieczajew kazał zwabić Iwanowa do
groty w parku Akademii, tam go zabił przy pomocy innych członków kółka, a
następnie utopiono go w stawie, przywiązawszy mu do szyi szal, do którego
przyczepione były cegły. Policja bez większego trudu znalazła trup Iwanowa i
wykryła całe sprzysiężenie, w którym było dużo teatralności, ale też dużo
naiwności, a rząd postawił winnych zabójstwa Iwanowa i udziału w spiskach
przed sąd jawny i drukował szczegółowe sprawozdania z procesu, nie wyłączając
mów obrończych. Nieczajew uciekł zresztą do Szwajcarii, zabrawszy nawet
pieniądze, które znalazł w kieszeniach Iwanowa w czasie zabójstwa. Sąd uznał,
że młodzi ludzie ulegli wpływowi głównego zbrodniarza, i skazał ich na
stosunkowo bardzo łagodne kary. Był to wyrok litościwy i mądry. Nieczajew
mieszkał już wtedy w Szwajcarii, gdzie zgodnie ze swą maksymą rozkochiwania
w sobie kobiet, aby je eksploatować dla celów rewolucyjnych, wyzyskiwał
nieszczęśliwą panienkę, córkę wielkiego Herzena, który już wtedy nie żył,
a która później odebrała sobie życie w sposób dziwaczny, zostawiając
zapis na stole z dowcipami i bluźnierstwami. Tej historii już Dostojewski w
czasie pisania Biesów nie znał, gdyż pisanie tej powieści zakończone
zostało w listopadzie 1872 i z tą chwilą musiał oczywiście ustać wpływ
losów Nieczajewa na jej fabułę. Ale opowiedzmy historię Nieczajewa do końca,
bo to nam potrzebne będzie do pewnych rozważań. Bakunin zerwał z Nieczajewem
wkrótce po powrocie tego do Szwajcarii jeszcze latem 1870 i wszędzie obzywał
go łajdakiem, oburzając się, że Nieczajew jego chciał również mistyfikować.
W 1873 Szwajcaria wydaje Nieczajewa Rosji, uznawszy go nie za politycznego, lecz
za kryminalnego przestępcę, co było oczywiście niesprawiedliwe. Wywołało
to oburzenie w kołach radykalnych w Szwajcarii i powstał nawet projekt
uwolnienia Nieczajewa siłą, który się nie udał. Sąd rosyjski skazał
Nieczajewa za morderstwo Iwanowa na 20 lat katorgi, ale nie wysłał go na
Syberię, ale trzymał w słynnym Aleksiejewskim Rawelinie Pietropawłowskiej
fortecy w Petersburgu. Człowiek ten miał olbrzymią siłę woli. Niektórzy
pisarze podejrzewają, że był podświadomym hypnotyzerem. Więzienie, w którym
siedział, było izolowane od świata i specjalnie strzeżone, a jednak
Nieczajew zdziałał, że straż więzienna ułatwiła mu komunikowanie się z
rewolucyjną partią "Narodnej Woli". Przesyłał
on komitetowi wykonawczemu "Narodnej Woli" rady w ulubionym przez
rewolucjonistów rosyjskich duchu posiłkowania się imieniem cesarskim dla wywołania
zamieszania i chaosu. Sam przekonał strzegących go żandarmów, że należy do
"stronnictwa następcy tronu" i że: natychmiast odzyska wolność, gdy
Aleksander II umrze. Dla odwrócenia serc ludu wiejskiego od cesarza radził
Nieczajew "Narodnej Woli" rozpowszechnić w milionach egzemplarzy rzekomy
manifest cesarski następującej treści:



"My, Aleksander II, cesarz i samodzierżca
wszechrosyjski, car polski, wielki książę finlandzki etc, etc., etc., za radą
najukochańszej małżonki naszej, Najjaśniejszej Pani, a także za namową książąt,
hrabiów i skutkiem prośby całego szlacheckiego stanu, uznaliśmy za wskazane
zwrócić włościan właścicielom ziemskim, przedłużyć terminy służby
wojskowej, zburzyć wszystkie domy modlitw starowierów itd."








Drugi projekt Nieczajewa, już po morderstwie Aleksandra II, był jeszcze
bardziej pomysłowy. Proponował on ogłosić jako tajny i rzekomo wykradziony z
kancelarii metropolity okólnik do duchowieństwa prawosławnego, o treści następującej:
"Bóg Wszechmocny zechciał wystawić Rosję na
ciężką próbę. Nowy cesarz Aleksander III zapadł na pomieszanie zmysłów i
znajduje się w stanie nierozumienia niczego, wobec czego duchowni obowiązani są
tajnie wznosić do ołtarza modły o cudowne jego uzdrowienie, nikomu nie
zwierzając tej tajemnicy państwowej."








Żelabow, przywódca spisku zakończonego morderstwem, Aleksandra II, chciał
Nieczajewa uwolnić z wiezienia, ale Nieczajew uznał, że jego zwolnienie może
odbić się niekorzystnie na przygotowaniach do morderstwa
oswobodziciela włościan, Aleksandra II, i z zwolnienia zrezygnował. Wierny
wyznawanym przez siebie zasadom, zmarł Nieczajew w 1882 r., w więzieniu.
Życiorys Nieczajewa, jak przedtem przez nas przytoczony życiorys
Butaszewicza-Pietraszewskiego, powinien nas przekonać, że opętane postacie z
powieści Dostojewskiego powstawały nie w jego wyobraźni, lecz były to realne
postacie z życia Rosji. Dostojewski opisał Nieczajewa bardzo szczegółowo
wraz ze wszystkimi jego metodami: ciągłymi mistyfikacjami, łączeniem ludzi
między sobą, komunią krwi, morderstwem, arogancją wobec spiskowców i
wykorzystywaniem kobiet w celach wciągania osób wysoko postawionych"
itd., itd. Nieczajew powieściowy nazywa się Piotr Wierchowieński, a jednak
mimo te wszystkie podobieństwa nie jest to Nieczajew prawdziwy. Nieczajew był
fanatykiem idei, Wierchowieński jest zagadkowym degeneratem moralnym. Prawdziwy
Nieczajew był synem lokaja, Wierchowieński jest synem profesora, publicysty,
liberała lat czterdziestych; Dostojewski w ten sposób chciał oskarżyć współczesnych
sobie liberałów: swego dawnego mistrza Bielińskiego, swego dawnego
przyjaciela, później rywala, Turgieniewa, że ich idee tylko potworów
moralnych na świat wydać mogą. W tym momencie Biesy są polemiką z Ojcami
i dziećmi Turgieniewa. Wielki i przyjemny pisarz liberalny Turgieniew w
swej słynnej powieści, która się ukazała na dziesięć lat przed ukazaniem
się Biesów, przeciwstawiał swe pokolenie, kochające sztukę, filozofię
i dążące do ustroju konstytucyjnego, pokoleniu nihilistów. Dostojewski mu
odpowiada: nie jesteście nihilistów przeciwieństwem, lecz sami ich
produkujecie. Niewątpliwie skrycie i tajnie chciał Dostojewski pokazać, że Ojcowie
i dzieci to słodkie mydło, że temat rewolucji i nihilizmu zasługuje na
ujęcie głębsze, silniejsze, bardziej posępne i dramatyczne. Zresztą szczegół
o lokajskim pochodzeniu Nieczajewa, zdaje się, nie był znany Dostojewskiemu w
czasie pisania Biesów. Szczegół ten przesunie on do późniejszej swej
powieści, Braci Karamazowych, o czym później pisać będziemy.



Dostojewski, wierny sobie, rzuca anatemę na
rewolucjonistów nie za ich działania, lecz za ich myśli. Nienawidzą Boga - nienawidzić Boga mogą tylko opętani. Czemu, chcąc zniszczenia, nie wiedzą,
w imię czego chcą niszczyć, czemu nie mają żadnej wizji przyszłości, a
gdy wypowiadają jakieś projekty przyszłości, to jakże naiwne, głupie,
bezrozumne. Zresztą poza Wierchowieńskim-Nieczajewem i jeszcze kilku
plugawymi osobistościami dostrzega Dostojewski wśród tych rewolucjonistów
ludzi raczej sympatycznych: oto akuszerka znająca się na swej robocie,
bezinteresowna, pracowita, oto szlachetny w gruncie rzeczy Szatow, oto maniak
samobójczy Kiryłłow, zawiedziony, rozczarowany. Czego oni chcą wszyscy, o co
im chodzi? I całą siłą swej artystycznej ekspresji sugestionuje nam
Dostojewski, że to są ludzie opętani.








Głównym bohaterem Biesów jest nawet nie Wierchowieński-Nieczajew,
lecz Mikołaj Stawrogin. Ponieważ stosunek Wierchowieńskiego do Stawrogina
jest stosunkiem podwładnego do przełożonego, do szefa, wodza całej sieci
spiskowej, więc na podstawie tych, czysto zewnętrznych oznak, wnioskowano, że
Stawrogin to Bakunin. Przecież Nieczajew przez czas sprzed procesu nieczajewców
uważał Bakunina za swego szefa. Poza tym Turgieniew sportretował Bakunina w
swej powieści Rudin, jasne więc, że Dostojewski zrobił to samo.
Pracowity biograf Dostojewskiego, doskonały, gdy chodzi o ustalanie dokładności
i autentyczności dat i szczegółów w życiu pisarza, p. Grossman, cytował
nawet swego czasu zdania, które wypowiedział Bakunin, a które znalazły się
w ustach Stawrogina. Przypominam tu, że całe tyrady z Gogola znalazły się w
ustach Tomasza z Sioła Stiepanczikowa, który wcale nie jest Gogolem,
lecz Bielińskim. Stawrogin także nie mógł być Bakuninem i nawet p.
Grossman porzucił później tę swoją interpretację zgadzając się, że
prototypem Stawrogina jest Spieszniew, członek pietraszewców, którego
Dostojewski znał doskonale.
W naszym przekonaniu Stawrogin nie jest ani
Bakuninem, ani Spieszniewem, choć może mieścić się w nim odrobinę Bakunina i znacznie więcej ze Spieszniewa, zgodnie z metodą Dostojewskiego
komasacji typów ludzkich. Najważniejsze jest to, że Stawrogin nie chce być
wodzem rewolucji, a Wierchowieński go uprasza, błaga, szantażuje, podstawia
mu kobiety - czyni wszystko, aby Stawrogin tym wodzem rewolucji był albo
przynajmniej za niego uchodził. Ten właśnie proces zmuszania i upraszania
Stawrogina, aby został wodzem rewolucji, stanowi rzecz najistotniejszą w całej
intrydze dokoła Stawrogina. Jakże wobec tego niemądre było uważanie
Stawrogina za Bakunina, którego nikt nie potrzebował prosić, aby stanął na
czele rewolucji; przeciwnie, gdy gdziekolwiek na horyzoncie europejskim pokazywała
się jakaś rewolucja lub rewolucyjka, Bakunin już tam leciał, aby narzucić
się na wodza. Bakunin była to siła rewolucyjnie czynna, wrzący rewolucyjny
motor, najhałaśliwszy, pełen inicjatywy i najbardziej przedsiębiorczy
rewolucjonista na świecie, a Stawrogin siedzi izolowany w swoim pokoju,
ustawicznie hamletyzuje, nikogo do siebie nie dopuszcza, i Wierchowieński
dostaje się do niego z wielkimi trudnościami.








Za czasów Aleksandra II za radykała uchodził, i częściowo słusznie, brat
jego, Konstanty Mikołajewicz. Ponieważ Konstanty urodził się już wtedy, gdy
Mikołaj I był już cesarzem, a Aleksander jeszcze wtedy, gdy Mikołaj nie był
nawet następcą tronu, więc pewne koła spiskowców w Rosji uchwyciły się
tej teorii, aby głosić, że Konstanty, a nie Aleksander, powinien być
cesarzem, i szeptano sobie, że Konstanty także żywi tego rodzaju ambicje.
Szeptano także, co było wierutnym oszczerstwem, choć szeroko
rozpowszechnionym oszczerstwem, że Konstanty maczał rękę w terrorystycznych
zamachach na starszego brata i że najobrzydliwsi rewolucjoniści mieli dostęp
do "marmurowego pałacu", jego rezydencji.
Nie twierdzę, że Dostojewski miał konkretnie
na myśli wielkiego księcia Konstantego, lecz natomiast zdecydowanie utrzymuję,
że typ Stawrogina, ze względu na swój stosunek do rewolucyjnego spisku, bliższy
jest niewątpliwie typowi wielkiego księcia Konstantego niż Bakunina.
Stawrogin to właśnie jest imię, które rewolucjoniści chcą na zewnątrz
pokazać, tak jak niektórzy rewolucjoniści marzyli niewątpliwie o tym, aby użyć
jako sztandaru wobec ludu imienia brata cesarskiego.








Osobiście przypuszczam, że postać Stawrogina została w mózgu Dostojewskiego
poczęta w sposób następujący. Dostojewski w ogóle o wiele więcej myślał,
niż czytał, więcej korzystał z własnej wyobraźni, więcej pracował własną
wyobraźnią, aniżeli korzystał z rzeczy drukowanych. W sprawozdaniach
z procesu nieczajewców spotkał nazwisko książęce, wśród innych oskarżonych
figurował tam niejaki książę Czerkiesow. Wyobraźnia Dostojewskiego została
zafascynowana tym pobytem księcia wśród rewolucjonistów, tytuły książęce
zawsze miały dla niego pewien urok, i mózg jego zaczął wypracowywać wizję,
w jaki sposób książę znalazł się w spisku rewolucyjnym tak obrzydliwym,
jakim była robota Nieczajewa. O samym księciu Czerkiesow Dostojewski niczego
się nie dowiedział. W ten sposób rzeczywisty książę Czerkiesow nie miał
nic wspólnego z postacią Stawrogina, ale ten tytuł książęcy stał się
ziarnem, z którego Stawrogin wyrósł. Według pierwotnego planu Biesów Stawrogin
miał być księciem. Wyobraźnia Dostojewskiego wysunęła tego księcia,
pierwotnie z tytułem, potem bez tytułu, na czoło powieści, a przyczyna,
droga jego przystania do rewolucjonistów, wypracowana przez Dostojewskiego, znów
nic nie miała wspólnego z Bakuninem, a niewiele także z w. ks. Konstantym.
Bakunin był seksualnym impotentem i nie ujawniał zainteresowań seksualnych w
żadnej dziedzinie, cała jego namiętność i żywiołowość wyładowywały się
w akcji rewolucyjnej. Natomiast ze Stawrogina zrobił Dostojewski człowieka, który
przez seksualną rozpustę, rozwydrzenie, lubieżność dochodzi do obrzydliwych
zbrodni, zbrodnie każą mu się rozstać z Bogiem i w ten sposób u kresu swej
wędrówki znalazł się w spisku ateistycznym i rewolucyjnym, a umiera oczywiście
jako samobójca, wiesza się. Na wykrzywienie obrazu Stawrogina, na skrzywienie
osi całych Biesów wpłynęła jedna okoliczność, a mianowicie, że
powieść, którą od 75 lat czytamy jako Biesy, są Biesami niepełnymi,
którym wykastrowano nader istotny rozdział, nazywający się Spowiedź
Stawrogina. Biesy drukowały się w miesięczniku Katkowa, wielkiego i
inteligentnego wielbiciela talentu Dostojewskiego, a jednak musiał on odmówić
Dostojewskiemu wydrukowania tego rozdziału ze względu na jego pornografię i
sadyzm. Każdy redaktor miesięcznika zgodzi się, że Katkow nie mógł
inaczej postąpić; późniejsi wydawcy Biesów, łącznie z Anią,
poszli za jego przykładem, a jednak brak tego rozdziału powoduje
niezrozumienie istoty postaci Stawrogina w Biesach. W świetle tego
rozdziału Stawrogin miał być człowiekiem predestynowanym do odegrania
pierwszorzędnej roli w społeczeństwie, człowiekiem pięknym, świetnie
urodzonym, majętnym, utalentowanym, prawie genialnym, który zmarnował
wszystko przez rozpustę seksualną, która wyprowadziła go na manowce moralne
i popchnęła do zbrodni. Spowiedź Stawrogina jest istotnie kawałkiem
literatury nader ciężkim. Wiemy już,




że Dostojewski jest sadystą, ale sadystą specjalnym, nie opisuje on nigdy
cierpień fizycznych, nie zajmuje się nimi wcale, jego skala tortur składa się
wyłącznie z udręczeń moralnych, a instrumentem ulubionym jest upokarzanie człowieka
i poruszanie w nim uczuć najintymniejszych, takich właśnie, o których
normalny człowiek nigdy nie mówi, chowając je głęboko dla samego siebie. Na
przykład częstą torturą Dostojewskiego jest opis, jak przyzwoite i dbające
o pozory dziecko cierpi z powodu niegodnego, plugawego, nikczemnego zachowania
się swego ojca wobec obcych, wśród licznego towarzystwa. Biesy miały
nam zobrazować, w jaki sposób obrzydliwa rozpusta prowadzi do obrzydliwej
zbrodni. Stawrogin pół uwodzi, pół gwałci małą dziewczyneczkę, która
jest oczywiście uboga, nieszczęśliwa, bita przez matkę, krzywdzona
przez wszystkich, delikatna, cicha, przestraszona, a po nienaturalnym dla jej
wieku akcie płciowym rozpacza i powiada: "Straciłam Boga." Matka jej
nie orientuje się w tym, co zaszło, ale Stawrogin zaczyna tę dziewczynkę dręczyć
różnymi torturami, oczywiście zawsze moralnymi. W obecności Stawrogina
dziewczynka idzie do jakiegoś pokoiku i Stawrogin domyśla się, że ona idzie
tam, aby się powiesić, jednak jej nie przeszkadza, przeciwnie, czeka, z
rozkoszą licząc minutę za minutą, aż do całkowitej pewności, że
dziewczynka już się udusiła, już jest małym, samobójczym, potępionym
trupem. Cel, który Dostojewski sobie wytknął, jest osiągnięty, swoim opisem
wywołuje w nas absolutne obrzydzenie do seksualnej zbrodni, ale raz jeszcze
musimy stwierdzić, że Dostojewski jest talentem okrutnym.





Liberałów reprezentują w Biesach: ojciec Wierchowieńskiego-Nieczajewa
- Stefan Wierchowieński oraz Karmazinow. Stefan Wierchowieński, według świadectwa
samego Dostojewskiego, miał być profesorem Granowskim z Moskwy, który był
swego czasu wybitnym liberałem, przedstawicielem szkoły
zachodniej, przyjacielem Bielińskiego etc. Karmazinow to Turgieniew, jak o tym
już pisaliśmy. Liberałów przedstawił nam Dostojewski może z jeszcze większą
znajomością środowiska, lecz z większą złością, zawziętością.
Rewolucjoniści mają charakter, upór, wreszcie reprezentują pewne wartości
fachowe. Natomiast liberał w ujęciu Dostojewskiego to frazes, małoduszność,
tchórzostwo. Boją się rządu, boją się rewolucjonistów, wciąż kłamią i
przybierają teatralne pozy. Łączy ich z rewolucjonistami tylko niechęć do
Rosji. Dlatego też - powiada patriota Dostojewski - Wierchowieńscy-ojcowie
mogli rodzić tylko Wierchowieńskich-synów, czyli nieczajewców. Głupi
gubernator, naturalnie Niemiec, von Lembke i głupi jego szef bezpieczeństwa,
oczywiście także Niemiec, robią rewizję u frazesowicza Wierchowieńskiego-ojca,
podczas gdy prawdziwy rewolucjonista Wierchowieński bezczelnie ciąga ich za
nos.



W kryminaliście, który w pewnej chwili odmawia
rewolucjonistom pomocy, widzimy odblask ślepej wiary w lud rosyjski. W scenie z
przedstawieniem amatorskim, patetycznymi liberałów, wariującym gubernatorem i
łuną pożaru za oknami sali upatrywał Dostojewski symbol społeczeństwa reżyserowanego
przez "biesów". Gdy się tę scenę dziś czyta, ma się przedziwne wrażenie
spełnionego proroctwa. Początki rewolucji 1917 roku wyglądały podobnie.



Można powiedzieć, że liberałowie zwyciężyli
w Rosji w 1905 i 1917 r., rewolucjoniści zwyciężyli w 1918 r., a potem
zaczynają się już ewolucje życia nowej Rosji, które z rozważaniami
wypowiedzianymi w tej książce i z życiem Dostojewskiego nic nie mają wspólnego.
Ale nie trzeba myśleć, że od pierwszego zamachu na cara w 1866 żądania
dalszych reform i fala rewolucji szła ciągle, nieustannie, systematycznie w górę,
że cofanie się fali



rewolucyjnej przypisać należy wyłącznie mechanicznemu działaniu represji
policyjnych. W ten sposób rozumieć historii ani jej pisać nie można. Prawda,
że w kilka lat po wydrukowaniu Biesów powstała silna organizacja
terrorystyczna, która ostatecznie w cztery tygodnie po śmierci Dostojewskiego
zamordowała Aleksandra II. Ale już się przygotowywała antyrewolucyjna
reakcja w społeczeństwie rosyjskim, i to bynajmniej nie oparta wyłącznie na
fizycznej sile policyjnego państwa, lecz także na świadomości społecznej,
na zmianie poglądów społeczeństwa. Fala rewolucji miała swe przypływy i
odpływy, i te odpływy były wywołane przez publicystów tego typu, co Katkow,
przez pisarzy i myślicieli tego typu, co Dostojewski. Zresztą używając
wyrazu: "typu", mówimy niesłusznie i krzywdzimy wielkiego pisarza, który
stał samotnie, działał bez przyjaciół, bez pieniędzy, bez uznania i bez
zachęty. Ludzie, którzy z rąk zdenerwowanego Dostojewskiego brali futerko
Ani, aby mu za nie dać kilka srebrnych półtalarków, bardzo by się zdziwili,
gdyby im ktoś powiedział, że ten człowiek przygotowuje zwrot społeczny i
polityczny, który wymierzyć się dokładnie w pieniądzach nie da, lecz gdyby
ktoś zadał sobie trud obliczać tylko gospodarcze jego znaczenie, musiałby myśleć
kategoriami milionów złotych monet.




 

XX
MESJANIZM ROSYJSKI




 

We wrześniu 1871 wraca Dostojewski po
czteroletnim pobycie za granicą do Petersburga, jak zawsze bez pieniędzy,
natomiast z żoną i z dwojgiem małych dzieci. W Genewie pogrzebał swą
pierwszą córeczkę, Sonię, ale do Petersburga przywozi dwuletnią Lubow i
dwumiesięcznego Teodorka. Zamieszkał na razie w okropnych jakichś pokojach
umeblowanych; wiadomość o jego powrocie dostała się do gazet; dawni
wierzyciele obskakują go ze wszystkich stron; instytucja więzienia za długi
istnieje i działa jeszcze w Rosji, i wszyscy wierzyciele grożą, że osadzą w
nim Dostojewskiego. Ale oto Ania zmężniała za granicą. Ona, nie Dostojewski
rozmawia z wierzycielami; oświadcza, że jej mąż gotów jest iść do więzienia,
ale wtedy ona kopiejki nie zapłaci; zaczynają się układy o rozłożeniu długów
na raty i Ania zaczyna spłacać te raty regularnie. Zjawia się także pasierb
Pasza; w międzyczasie ożenił się i chce mieszkać razem z Dostojewskimi.
Ania, która się go tak bała zaraz po zamążpójściu i która uciekała z
Petersburga za granicę przed jego bezczelnością i jego wpływem na męża, a
jego ojczyma, teraz wzrusza tylko ramionami na taką propozycję. Z Paszą
stosunki Dostojewskiego robią się teraz z miesiąca na miesiąc coraz dalsze,
wreszcie korespondencja nabiera charakteru coraz bardziej oficjalnego i urywa się,
co zresztą nie przeszkadza temu, że Pasza wciąż, gdzie tylko może, powołuje
się na swego "ojca", Dostojewskiego, ale wciąż się wałkoni i z każdej
posady, którą otrzymuje, jest wypędzany po kilku najwyżej miesiącach.
Ania dokonywa cudów. Upłynie
jeszcze trochę czasu i Ania wyda Biesy Dostojewskiego, otrzymawszy
kredyt na papier i kredyt w drukarni. Zamiast, tak jak dotychczas, brać
zaliczki od wydawców i podpisywać z nimi drakońskie kontrakty, Dostojewski, a
raczej Ania sprzedaje egzemplarze Biesów wprost
do księgarń omijając hurtowników, i ściąga o wiele większe zarobki, niż
je kiedykolwiek mógł mieć Dostojewski. Dzięki Ani Dostojewski pomału
przestaje być człowiekiem, którego nie opuszczała codzienna troska, od kogo
pożyczyć pieniędzy na obiad.



Na razie jeszcze Biesy drukują się w
miesięczniku Katkowa w Moskwie. Katkow już jest publicystą, który ma
olbrzymi wpływ na rząd. Wysokim dygnitarzem już jest Pobiedonoscew, który później
będzie oberprokuratorem świątobliwego synodu. Sam tytuł tego urzędu drze
nasze uszy swoim żargonem. Oberprokurator to tytuł cudzoziemski, niemiecki,
zwłaszcza straszne jest to "ober", tak jak mówi się po niemiecku
ober-kelner, a "świątobliwy synod" to są wyrazy rosyjsko-cerkiewne i
jak wszystko, co z religią jest związane, oczywiście prastare. Bastardyzm
tego tytułu jest bardzo typowo Piotrowo Pierwszy. To Piotr Wielki zniósł
patriarchat w Rosji (przywróciła go dopiero rewolucja, przed przyjściem
bolszewików do władzy) i zamiast patriarchy ustanowił tylko synod złożony z
kilku biskupów i podporządkował ich całkowicie swojemu urzędnikowi, jednemu
z ministrów, o nazwie oberprokuratora. W ten sposób życie religijne w Rosji
było kierowane ręką policjanta, niczym ruch na jezdni wielkiego miasta.

Przez swoją współpracę z Katkowem Dostojewski
związał się już z publicystyką pewnego typu. Ale oto teraz trzej nowi
ludzie zaczynają w życiu Dostojewskiego grać ogromną, decydującą role. Ludźmi
tymi są: sam następca tronu, ówczesny cesarzewicz Aleksander, późniejszy
Aleksander III, książę Mieszczerski i wreszcie, niewątpliwie najgłębszą,
Pobiedonoscew.
Aleksander III sportretowany został przez
znakomitego rzeźbiarza, Rosjanina po ojcu, Włocha po matce, księcia Paolo
Trubeckiego w pomniku petersburskim. Ogromny, olbrzymi, niezgrabny, jakby wyrąbany
toporem chłop siedzi na ogromnym, olbrzymim, ciężkim koniu rosyjskim, z rasy
tych koni, które używane są do przewożenia ciężarów. Koń ma przystrzyżony
ogon na sposób europejski, chłopiszcze na nim siedzące ma na głowie mundurową
czapkę. Łapsko olbrzymie mocno trzyma cugle wielkiego zwierzęcia. Nigdy i
nigdzie monument nie był w równej mierze sarkazmem. Rzucone tu zostało oskarżenie
tak ciężkie, jak kamień, z którego pomnik został wyciosany. Ten pomnik
krzyczy: chamski car chamskiego narodu. Wzniesiony został już po rozruchach
rewolucyjnych 1905 r. i petersburszczanie mówili o nim: komoda, na komodzie
hipopotam, na hipopotamie potwór, na potworze czapka.
Czasy panowania Aleksandra III były
czasami policyjnej reakcji. Demokratyczne instytucje stworzone przez Aleksandra
II, jak samorząd ziemski i miejski, autonomia uniwersytetów, sąd, nie zostały
co prawda cofnięte, lecz były wstrzymane w swym rozwoju. Aleksander III nie ogłosił
po wstąpieniu na tron manifestu, który postanowił ogłosić zamordowany jego
ojciec, o konstytucji dla Rosji. Za panowania policyjnego Aleksandra III nie było
nieustannych zamachów na życie cara, które co chwila
miały miejsce za czasów jego liberalnego ojca. Wrzenie rewolucyjne ustało.
Aleksander III istotnie trzymał cugle sztywną ręką.
Ale pogląd, że Aleksander III sam był bydlęciem
i potworem, grzeszy przesadą. Ten olbrzym z łysą czaszką i dużą chłopską
brodą był to niewątpliwie człowiek tępy, ale prawy. Był niezdolny, ale głęboki.
Zasługuje na książkę, która by go broniła przed mdłymi, banalnymi
zarzutami. To nie prawda, że był igraszką w rękach Pobiedonoscewa, jak sobie
ludzie upraszczają historię; prawda natomiast, że w Pobiedonoscewie widział
sojusznika ideowego i prawda także, że nie Pobiedonoscew jemu, lecz on
Pobiedonoscewowi wskazał na Dostojewskiego, i to po przeczytaniu Zbrodni i
kary, książki, która do łatwych do zrozumienia nie należała.
Wiedziano powszechnie, że Aleksander II czyta
Turgieniewa, ale Dostojewski nie marzył nawet, by mógł go czytać następca
tronu, ciągle przecież miał wyznaczone przez policję dla siebie miejsce wśród
rewolucjonistów i to nie ulegało żadnej zmianie.
Jesienią 1871 r. Dostojewski poznaje ks.
Mieszczerskiego, który musiał coś przewąchać o lekturze następcy tronu, bo
jest dla Dostojewskiego nader uprzejmy. Zimą 1872 r. Dostojewski poznaje
Pobiedonoscewa. W ciągu tego roku sam proponuje Mieszczerskiemu, że zostanie
redaktorem jego miesięcznika "Grażdanin", i od l stycznia 1873 r.
oficjalnie obejmuje tę redakcję.
Dziwny ten sojusz trwa niedługo. Książę
Mieszczerski była to figura obrzydliwa, pisarz małego talentu, pretensjonalny,
intrygant do szpiku kości. Udało mu się wkręcić do otoczenia następcy
tronu, ale późniejszy cesarz Aleksander III po pewnym czasie poznał się na
kanalii i zabronił mu pokazywać się na oczy.
Dostojewski był redaktorem tego "Grażdanina"
tylko do wiosny następnego, 1874 r. Drukował tam swoje artykuły w rubryce pt.
"Dziennik Pisarza", później, w 1876 i 1877 r., wydaje Dostojewski
"Dziennik Pisarza" jako swój własny miesięcznik, zawierający wyłącznie
jego własne rozmyślania, refleksje i wypowiedzi, bez udziału obcych współpracowników.
Przychodząc do "Grażdanina" Dostojewski wywrócił to pismo do góry
nogami. Usunął z niego snobistyczne śmiecie różnych znajomych
Mieszczerskiego. Nie mógł tylko usunąć artykułów samego wydawcy, który,
aczkolwiek ogólnie o nim wiedziano, że nie lubił kobiet, podpisywał swe
polityczne pouczenia zalotnym pseudonimem "Przystojna Kobietka".
Dostojewski zżymał się na te elukubracje, pisane z wyniosłą niedbałością
o dokładność faktów i dat historycznych, i przerabiał je tak, że sam autor
nie mógł ich poznać, o co powstawały zrozumiałe scysje. Ale redakcyjna,
nieduża zresztą pensja pozwalała Dostojewskiemu jakoś związać koniec z końcem
i zamieszkać latem w uzdrowisku Staraja Russa nad jeziorem Ilmień. Nareszcie
otrzymywał Dostojewski pieniądze ze źródła, które, aczkolwiek było mu całkowicie
obce, nie należało przynajmniej do jego ideowych wrogów. Przecież w Genewie,
za czasów gdy pisał swą antyrewolucyjną powieść, pożyczał Dostojewski po 10 lub 30 franków na mleko dla dziecka od Ogariewa, jednego z głównych
rewolucjonistów, przyjaciela Herzena i Bakunina.
Wspomnieliśmy Herzena. W pierwszych dwóch
artykułach w "Grażdaninie" Dostojewski wciąż mówi o Herzenie, i mówi
o nim z szacunkiem, opowiada swoje z nim rozmowy, chociaż kontakt z Herzenem
uważany był w Rosji za ciężkie przestępstwo. Duch Dostojewskiego miał w
sobie zmysł przeciwieństwa, zresztą miało to znaczyć: jestem myślicielem
niezależnym, nie nałożycie mi nigdy żadnej liberii. Toteż stosunek jego z
Mieszczerskim prędko się popsuł, nie tylko ze względu na osobiste wady
Mieszczerskiego, ale także ze względu na przeciwieństwa ideowe. Mieszczerski
był intrygantem i kanalią, niewiele miał szczerych przekonań, ale jeśli je
miał, to były one jednak konserwatywne. Dostojewski wstąpił do obozu
konserwatywnego, ale Dostojewski konserwatystą nie był. Można nawet powiedzieć,
że oderwał carów rosyjskich od konserwatywnego światopoglądu. Ostatnim
konserwatystą na tronie był Mikołaj I; Aleksander II był liberałem, ostatni
dwaj carowie podzielali już ideologię Dostojewskiego, a ta konserwatywną nie
była.
Właśnie "Dziennik Pisarza", drukowany w
1873 i 1874 na łamach "Grażdanina", a w 1876 i 1877 wydawany jako organ
niezależny, daje nam podstawę do precyzowania poglądów Dostojewskiego w
dziedzinie filozoficznej, politycznej i społecznej. Konserwatyzm to miłość
skarbów zdobytych przez kulturę wieków. Konserwatyzm to wyciąganie doświadczeń
z przeszłości i popieranie tego, co swoją dobroć wykazało, opieranie się
na dokonanych doświadczeniach. Poglądy wypowiadane przez Dostojewskiego miały
zawsze dynamikę rewolucyjną.

Chrześcijaństwo. Dostojewski
był niewątpliwie uczniem Ewangelii i z tego tytułu przeciwstawiał się
socjalizmowi. Często powraca do przypowieści, jak szatan kusił Chrystusa mówiąc
mu, że może przecież kamienie leżące na pustyni zamienić w chleby i
nakarmić nimi lud, a Chrystus mu odpowiedział: "Nie jednym chlebem człowiek
żyje." W słowach tych upatrywał Dostojewski potępienie całej
materialistycznej doktryny Marksa i doktryny walki klasowej o dobra materialne.
Ale z drugiej strony Dostojewski, zwalczając wciąż Kościół katolicki,
wskazywał, że katolicyzm pogodził się z podziałem świata na sytych i głodnych,
na wyzyskujących i pokrzywdzonych. Według Dostojewskiego chrześcijanin
powiada: dzielę się z bliźnim moim wszystkim, czym
podzielić się mogę, a socjalista powiada: oddaj mi, musisz mi oddać, odbiorę
ci to, czego masz więcej ode mnie. Chrześcijaństwo wychodzi z miłości do
bliźniego, która musi być uczuciem dobrowolnym, socjalizm - z nienawiści
klasowej. To jednak, że w Zbrodni i karze Dostojewski Raskolnikowowi z
toporem w ręku powiedział: nie zabijaj; nie oznacza bynajmniej, aby uważał,
że lichwiarka dobrze robiła ciułając sobie pieniądze, zbierane na nędzy
ludzkiej.
"Zachodowcy" a Europa. Jedno z najgłębszych
spostrzeżeń Dostojewskiego to jego uwaga dotycząca Rosjan-zwolenników szkoły
zachodniej, "zachodowców". "Twierdzą, że wolą Europę od Rosji -
pisał Dostojewski - a czemuż w Europie łączą się z europejskimi ruchami
rewolucyjnymi, wsiąkają w nie. Przecież te ruchy rewolucyjne to właśnie
negacja, zaprzeczenie, walka z Europą, z jej historią, tradycją, cywilizacją.
Nasi "zachodowcy" i rewolucjoniści nie kochają naprawdę Europy, skoro
od razu łączą się z obozem negacji Europy. Właśnie przez tę negację
Europy ujawniają, że są Rosjanami. Są Rosjanami bardziej niż słowianofile."
Całe to rozumowanie jest całkiem słuszne.
Konserwatyzm w każdym kraju jest inny, ale w Rosji nie ma odpowiedniej aury do
powstania konserwatyzmu. Kto zna i porównuje Rosję i sąsiadującą z nią
Polskę lub Rosję i odległe od niej Francję czy Hiszpanię, ten zgodzi się,
że polscy, francuscy, hiszpańscy rewolucjoniści będą mieli więcej
zainteresowań do historii, przeszłości, tradycji, do rzeczy stałych i
niezmiennych, niż je mieli Rosjanie z czasów carskich na wysokich stanowiskach
urzędowych. Mikołaj I był konserwatystą, obrońcą świętego przymierza,
ale konserwatyzm jego miał charakter nie rosyjski, a raczej niemiecki, ogólnoeuropejski,
legitymistyczny. Słowianofile byli pół na pół rewolucjonistami, ponieważ
adoptowali wiele rewolucyjnych mrzonek, a pół na pół romantykami, chcącymi
wskrzeszać rosyjską przeszłość. Cóż, kiedy i jedno, i drugie były to
rzeczy wzięte z Europy, kiedy wizje o dawnej Rosji tworzone były na podstawie
iluzji wywołanych na tle miłości do rzeczy zupełnie nierosyjskich, a
za to bardzo europejskich, a tylko przebranych, przemaskowanych na sposób
rosyjski, jako tym już pisałem.
Uwaga Dostojewskiego, że rosyjscy "zachodowcy"
właśnie dlatego, że się łączą z obozem rewolucji europejskiej, są
Rosjanami - była głęboko słuszna.
Dostojewski a Europa. Dostojewski nienawidził
Europy, zwłaszcza nienawidził katolicyzmu. Często wspomina też o Francji,
jako o pierwszej córze katolickiego Kościoła. Skłonny jednak jestem
przypuszczać, że gdy Dostojewski pisze, o Francji z niechęcią, to myśli o
Polsce. Polska o kulturze łacińskiej i katolickiej zbyt blisko stała Rosji, a
wówczas należała do Rosji. Z różnych powodów Dostojewski za swą misję
uważał powstrzymywanie penetracji kultury polskiej do Rosji. Świat słowiański
może się zgromadzić dokoła Rosji tylko po wyklęciu Polski - myślał.
Stworzył typ "polaczka;, "polaczyszki", powołującego się wciąż na
swój honor, a w istocie oszusta i nikczemnika, i taki typ odwiedza po kolei
prawie wszystkie jego powieści.
Rzecz charakterystyczna. Dostojewski obejmuje
redakcję "Grażdanina", wydawnictwo konserwatysty rosyjskiego, obejmuje
to pismo z oddalonego błogosławieństwa samego cesarzewicza, kuzyna
wszystkich domów panujących w Europie. Aktualną jest wtedy walka republiki z
monarchistami w Hiszpanii i aktualną kwestia restauracji monarchii we Francji w
osobie hrabiego Chamhord. W obu wypadkach Dostojewski wypowiada się po stronie
republiki przeciw monarchii. A przecież swoich cesarzy Dostojewski kocha
szczerze i z całej duszy. Płomienny monarchista na Rosje, sympatyk republiki,
w Europie. Jak dużo to daje do myślenia.
Publiczność pierwszej i trzeciej klasy.
W "Dzienniku Pisarza" stwierdzamy to nader
stanowczo, chociażby w opisach podróży Dostojewskiego po Rosji kolejami czy
parostatkami: Dostojewski nienawidzi i pogardza warstwą, która w Rosji jeździ
pierwszą klasą, ubóstwia i kocha dopiero pasażerów III klasy. Pierwszą
klasę przedstawia nam jak jakieś stado sprośnych małp naśladujących Europę.
Dostojewski jest zawsze przekonywający, porywający, gdy chłoszcze i poniża,
gdy jednak oświadcza nam, że lud rosyjski ma wszelkie możliwe cnoty, to wywołuje
w nas pragnienie usłyszenia jakichś dowodów lub argumentów, poza gorącym
wyznaniem tej wiary.
Dostojewski - nacjonalista. Dostojewski w
pewnej chwili wypowiada przekonanie, że Bóg jest prawdziwym Bogiem dopiero
wtedy, gdy jest Bogiem narodowym, jak Bóg starożytnego Izraela. Byłaby to
zasada przeciwna światopoglądowi chrześcijańskiemu, zasada, która by z
Dostojewskiego czyniła prekursora hitleryzmu. Toteż nie bronił on tej
pozycji. Był on jednak mesjanistą rosyjskim. W liście do cesarzewicza
Aleksandra, przesyłając mu egzemplarz Biesów,
pisze:
"...nie uważam przede wszystkim nieczajewców
za zjawisko odosobnione; jest ono konsekwencją oderwania się oświeconego
Rosjanina od rodzimej istoty rosyjskiego życia. Nawet najbardziej utalentowani
przedstawiciele tej pseudo-europejskiej szkoły doszli do przekonania, że
Rosjanom nie wolno jest marzyć o kulturalnej odrębności. Najstraszniejsze
jest to, że oni mają rację. Bo gdyśmy raz powiedzieli o sobie, że jesteśmy
Europejczykami, to tym samym wyrzekliśmy się swojej rosyjskości. W zażenowaniu
i w strachu, że się tak spóźniamy w stosunku do Europy, zapomnieliśmy, ze w
głębiach rosyjskiej narodowej duszy mieści się zdolność powiedzenia nowego
słowa całemu światu pod warunkiem utrzymania odrębności naszego
rozwoju."
Jest to więc typowy mesjanizm. Rosja uzdrowi świat,
o ile pozostanie ciałem odrębnym. Grymas ironiczny historii sprawił, że nowe
słowo, które Rosja powiedziała światu, pochodzi nie od duchowych potomków
Dostojewskiego ani też od potomków jego dostojnego adresata, lecz od duchowych
sukcesorów potępianego właśnie przez niego Nieczajewa.
A być może miał rację Dostojewski, gdy w
swoim "Dzienniku Pisarza" w 1876 r. pisał:
"...najwspanialej rosyjski książę Gagarin,
zostawszy Europejczykiem, uznał za konieczne nie tylko przyjąć katolicyzm,
lecz od razu wskoczył do zakonu jezuitów. Kto z nich jest więcej rosyjski?
Czy nie potwierdza ten przykład skrajnego konserwatysty księcia Gagarina mego
paradoksu, że rosyjscy europejscy socjaliści i komunardzi - nie są
Europejczykami i skończą na tym, że staną się z powrotem korzennymi i
prawdziwymi Rosjanami, kiedy opadną nieporozumienia i kiedy oni nauczą się
Rosji, a po drugie, że Rosjanin nie może zostać Europejczykiem na poważnie,
pozostając choć trochę Rosjaninem, bo w Rosji jest coś szczególnego, do
Europy zupełnie niepodobnego."
Dziwnie jest czytać te proroctwa w lat
siedemdziesiąt po ich wypowiedzeniu.
Synteza. Poglądy polityczne Dostojewskiego
dadzą się w następujący sposób zsyntetyzować. Bóg rosyjski, prawosławny,
rosyjskie mesjaniczne słowo całemu światu, lud rosyjski instrumentem Opatrzności,
car rosyjski, natchniony wyraziciel idei ludu rosyjskiego.
Pogarda dla inteligencji, bogatych, jako dla Europejczyków, sceptyków, ludzi
oderwanych od gruntu rosyjskiego.
Dostojewski nie był konserwatystą. Co prawda,
ruchy rewolucyjne są we wszystkich krajach do siebie podobne, a konserwatyzm każdego
kraju jest zupełnie odmienny, ale poglądy Dostojewskiego nie zawierają w
sobie nawet drzazgi podobieństwa do jakiegokolwiek konserwatyzmu. Przeciwnie, są
to poglądy par excellence dynamiczne, nawet na swój sposób rewolucyjne.
Współwyznawcą tych idei był Konstanty
Pobiedonoscew. Jest on, jak Dostojewski, wnukiem popa; opisał go Lew Tołstoj
jako męża Anny Kareniny, maniaka religijnego i dostojnego rogacza. Był to
jednak jeden z ministrów o najwybitniejszej indywidualności za panowania
Aleksandra III i Mikołaja II i postać jego rzucała cień na te czasy.
Rewolucja, liberałowie nienawidzili Pobiedonoscewa. Miarą indywidualności człowieka
będzie zawsze nienawiść jego wrogów. Jeśli jest potężna - człowiek
jest dużo wart. Molto nemici, molto onore [Wielu wrogów, wiele honoru]
- powiedział
"szakal" Mussolini. Rewolucja rosyjska wiedziała, że ośmieszany przez
żonę rogacz Pobiedonoscew nie jest stupajką biurokratyczną, oportunistą czy
karierowiczem na szczeblu ministra, lecz czuła w nim zawziętego,
inteligentnego wroga ideowego. Z dwóch nowych znajomych Dostojewskiego książę
Mieszczerski był pajacem i gałganem, Pobiedonoscew człowiekiem głębokiej
wiedzy.
Dostojewski i Pobiedonoscew dążyli do rodzaju
kalifatu ludu rosyjskiego, do teokracji cesarskiej, sprawowanej w imię wierzeń
religijnych ludu rosyjskiego. Obaj wierzyli gorąco, że lud rosyjski jest głęboko religijny. Idealizacja środowiska
w stosunku odwrotnym do jego umysłowego rozwoju zdarzała się i zdarza dość
często.
Aleksander III podzielał ich poglądy. On także
był człowiekiem wierzącym, może nawet bardziej niż Dostojewski, który
tylko "chciał wierzyć", i gotów był podjąć się obowiązków
rosyjskiego cezaropapieża... Ale ten olbrzym miał jednocześnie duże poczucie
zdrowego sensu i brak nerwowości, co sprawiało, że stosunek jego do tych ideałów
było mniej więcej taki sam jak stosunek bogobojnego kupca do zapowiedzi, że
łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu człowiekowi
wejść do nieba. Aleksander III gotów był być teokratą, ale bez naruszania
w czymkolwiek policyjnego aparatu swego ogromnego państwa. Poza tym Aleksander
III zniósł eleganckie mundury swej armii i zastąpił je przez workowate
ubrania, mające pewne podobieństwo do ludowych strojów rosyjskich, sam nosił
duże buty z dużymi łatami na dużym palcu, jadł proste chłopskie potrawy,
zakazał swoim dyplomatom posługiwania się francuszczyzną, a nawet raz w
kopenhaskim parku oblał wodą króla szwedzkiego z sikawki ogrodowej. Powiedział
też raz: "Europa może sobie poczekać, gdy rosyjski car łapie ryby."
Wizje Dostojewskiego traciły swój archanielski charakter przy takim wykonaniu.
Nie znaczy to zresztą, abym w porównaniu z mędrcem Dostojewskim uważał
Aleksandra III za durnia. O, nie!
Dostojewski nie miał szczęścia do potomstwa. Z
czworga jego dzieci najstarsza córeczka umarła, jak wiemy, wkrótce po
urodzeniu, najmłodszy synek, Aleksy, mając dwa lata dostał nagle ataku
epileptycznego, strasznego, trwającego od 9 rano do 12 w południe, po czym zdrętwiał
i umarł. Dostojewski czuł się winny cierpień tej niewinnej istoty. Córka
Dostojewskiego, Lubow, napisała idiotyczne pamiętniki, w których
na każdej stronnicy wywodzi, że Dostojewski nie był Rosjaninem, a jego syn
Teodor stał się rodzajem arystokratycznego snoba, zajmującego się wyłącznie
końmi i wyścigami. Degeneracja prędko wstąpiła w ślad życia tego pisarza.
Najważniejsze jest to, że degeneratem jego idei
był ostatni cesarz rosyjski, Mikołaj II. Był to dostojewszczyk ideowy czystej
krwi, a rozpłomieniona w nim przez Dostojewskiego mistyka religijna i miłość
rosyjskiego prostego ludu wylała się w formy okropne: w uwielbienie Rasputina.

 

XXI
DOSTOJEWSKI I NIEKRASOW

 

Od stycznia 1875 nowa powieść Dostojewskiego Wyrostek
drukuje się w miesięczniku, ale nie w miesięczniku Katkowa, jak
dotychczas, lecz Niekrasowa, który, po zamknięciu mu przez Murawiewa "Sowriemiennika",
wydzierżawił od swego dawnego wroga, Krajewskiego, "Zapiski Ojczyste" i
teraz je wydawał redagując w ten sam sposób, jak kiedyś redagował "Sowriemiennika".
Niektórzy przyjaciele Dostojewskiego, jak Majakow i Strachow, upatrzyli w tym
nagłym przeniesieniu się do radykała Niekrasowa zdradę idei, którą
Dostojewski wyznawał, i odsunęli się od niego. Istotnie, było to dość
dziwne, że Dostojewski po wielu latach walki ze wszystkimi współpracownikami
Niekrasowa teraz zmniejsza swoją powieść w jego wydawnictwie. Dostojewski tłumaczył,
że Katkow drukować Wyrostka nie chciał, bo już był podpisał
kontrakt z Tołstojem, ale to nie była prawda. Dostojewski za pośrednictwem
korektorki z drukarni, w której drukował się "Grażdanin", zwrócił
się pierwszy z propozycją do Niekrasowa, jeszcze przed skomunikowaniem się z
Katkowem. Dostojewski chciał drukować swą powieść u Niekrasowa. Dlaczego?
Względy polityczne nie wchodziły tu w rachubę, należy absolutnie wykluczyć,
aby Dostojewski przeżywał w 1875 jakieś załamanie czy też jakąś dywagację
w stosunku do swojej monarchicznej, religijnej i antyrewolucyjnej linii, której
Niekrasowa był zaprzeczeniem, był wrogiem. O co tu więc chodziło?
Odpowiedź wygląda jak wieniec związany z
kilku szarf. Niekrasow i jego wydawnictwa miały specjalny urok dla
Dostojewskiego. Poza tym osoba Niekrasowa przyciągała i interesowała
Dostojewskiego w ogóle, a w okresie pisania Wyrostka w szczególności.
Pamiętamy scenę przy stole pani Panajew, kiedy Dostojewski, ośmiany i ośmieszony,
wstał, wyszedł i zerwał z "Sowriemiennikiem". Uważał jednak zawsze,
że pismo to ma najwyższy poziom artystyczny wśród wydawnictw literackich.
"Sowriemiennik" ciągle imponował Dostojewskiemu i gdy wrócił z
katorgi, znów zwrócił się do Niekrasowa proponując mu Sioło
Stiepanczikowo, zgadzając się nawet na mniejsze niż
gdzie indziej honorarium, byle tylko trafić na ten Parnas. Ale Niekrasow odmówił.
Charakterystyczne jest, że rok 1875, w którym nareszcie powieść
Dostojewskiego zamieszczona została przez Niekrasowa w jego miesięczniku jest
rokiem przełomu w nastrojach, charakterze, nerwowości Dostojewskiego. Porównajmy
artykuły w "Dzienniku Pisarza" w 1873 i 1874 r., czyli przed
wydrukowaniem Wyrostka u Niekrasowa, a tymże "Dziennikiem
Pisarza" w 1876 i 1877, i z łatwością zauważymy olbrzymie zmiany. W
pierwszym okresie jest mnóstwo polemiki, bardzo ostrej, zgryźliwej,
napastliwej, znać ciągle człowieka mającego kompleks upokorzenia. W latach
1876 i 1877 ten kompleks po raz pierwszy w całym życiu pisarza zacicha,
uspokaja się i artykuły Dostojewskiego stają się mniej sarkastyczne, mniej
drwiące, a natomiast spokojniej pouczające, wzmacniają się tony powagi
ewangelicznej; pojawia się rzecz dotychczas u Dostojewskiego nie znana: spokój.
Oczywiście wpłynęło na to także to, że Dostojewski w tym czasie przestał
być hołyszem pożyczającym pieniądze od wszystkich swych znajomych. Ale
twierdzę, że wpłynął na to także fakt, że Dostojewski nareszcie został
wydrukowany przez Niekrasowa i wyzbył się kompleksu, że Niekrasow wyłącza
go z klasy literatów, których drukuje. Memu rozumowaniu nie zaprzecza
bynajmniej fakt, że w 1875 Niekrasow i jego wydawnictwa dawno już nie miały
tego autorytetu najwyższego Parnasu literackiego w Rosji, jakie miały
poprzednio, a on, Dostojewski, po ukazaniu się Zbrodni i kary i Biesów
dawno już zdobył pierwszą klasę w literaturze i
jakkolwiek nigdy za życia nawet w setnej części nie był tak ceniony, jak po
śmierci, to jednak już w 1875 nie potrzebuje dla uzyskania wielkości żadnej
niekrasowowskiej pieczątki. Ale cóż, Dostojewski był nerwowcem, to uważał
siebie za geniusza, którym zresztą był naprawdę, to wpadał w depresję i próba
z Niekrasowem była mu potrzebna dla uspokojenia własnego samopoczucia.
Ale to nie wszystko. Niekrasow przyciągał
jeszcze Dostojewskiego jako postać związana z tematem Wyrostka. Jak już
wiemy, w duszy bohaterów Dostojewskiego toczy się zawsze walka pomiędzy
dobrem a złem, prawdziwy bohater Dostojewskiego zawsze składa się z tej walki
dobrego i złego. Karmazinow z Biesów, w
którym widzieliśmy wyłącznie rzeczy śmieszne i poniżające, nie jest
bohaterem z powieści Dostojewskiego, jest to po prostu karykatura Turgieniewa,
rzucenie Turgieniewa na karton sarkazmu, to jednostronne, karykaturalne,
jednowymiarowe wyśmianie człowieka, będące epizodem w tej powieści, ale to
bynajmniej nie bohater, nad wyrzeźbieniem którego pracowałby Dostojewski według
swoich metod. Wszyscy prawdziwi bohaterowie Dostojewskiego są ludźmi, w których
zło walczy z dobrem, ale zenit ta walka osiąga właśnie w duszy głównego
bohatera, "wyrostka" Wiersiłowa. Wyrostek -
to młody chłopak, syn tego Wiersiłowa, który kocha
swego ojca, ale do końca powieści nie może zdać sobie sprawy, czy ojciec
jego jest bohaterem, czy łajdakiem. Otóż Wiersiłow w niczym nie jest podobny
do Niekrasowa, a jednak może być portretem tego Niekrasowa, bo może być
portretem tego stopnia nasilenia sprzeczności zła i dobra w jednym człowieku,
jakie znamionowało Niekrasowa. Młodzież rosyjska nie wiedziała wtedy, czy ma
ubóstwiać poetę "ludowej zemsty i żalu" na podstawie jego
buntowniczych i realistycznych, szlachetnych i rzewnych pieśni, czy też
pogardzać nim na podstawie plotek, które kursowały o jego sybarytyzmie,
orgiach, szulerstwie, brudnych aferach pieniężnych, okradzeniu Ogariewa.
Stosunek ówczesnej młodzieży rosyjskiej do Niekrasowa był dokładnie taki
sam, jak stosunek wyrostka do ojca, którego zmiennego postępowania nie mógł
zrozumieć. Dostojewski sam w sobie wyczuwał tę walkę ze złem, kajał się
przed Bogiem ze swych grzechów seksualnych, z owej defloracji małej
dziewczynki, która, jak sądzę, miała jednak miejsce w jego młodości. Ale
Niekrasow był o wiele wybitniejszym przykładem dobra i zła w jednym człowieku.
Epileptyk Dostojewski miał w sobie coś demonicznego, nieludzkiego, a Niekrasow
w swej powierzchowności, w swej sylwecie moralnej przypominał raczej kupca
przedsiębiorczego i obrotnego, a nie Hamleta. Dostojewski wiele złego widział
w Niekrasowie, a jednak był dla niego miękki i wyrozumiały. Dziwne! - Dostojewski nienawidził Bielińskiego i wszystkich pisarzy liberałów, którzy
wyszli ze szkoły Bielińskiego, a którzy go poniżali, a właśnie do
Niekrasowa, który brał przecież udział w tym wyszydzaniu Dostojewskiego,
drukował nawet na niego wierszyki satyryczne i obelżywe, które Dostojewskiego
bolały jak chory ząb, do tego Niekrasowa właśnie Dostojewski nie miał
urazy.
Wstąpmy teraz w tajniki duszy ludzkiej, jak do
ciemnego szybu kopalni.
Niekrasow był bardzo biedny, a stał się bardzo
bogaty, doszedł do milionowej fortuny, zdobywał sobie dochody wydawaniem miesięcznika
i szczęśliwą grą w karty. Otóż Dostojewski w głębi duszy sam chciał być
takim Niekrasowem. Od dzieciństwa marzył o zdobyciu milionów i to odbija się
we wszystkich jego powieściach. Metody, za pomocą których Niekrasow doszedł
do pieniędzy, były mu bliskie i sam je próbował stosować - wydawał
przecież razem z bratem miesięczniki: "Wriemia", które zostało zamknięte,
i "Epokę", która zbankrutowała, i grał w ruletkę, tak jak Niekrasow
grał w karty. Tylko Niekrasow umiał to wszystko robić, umiał być nawet, gdy
potrzeba, lichwiarzem, wyzyskiwaczem, aferzystą, czasami złodziejem, a
Dostojewski dawał się każdemu oszukiwać, podpisywał skandaliczne kontrakty
z lichwiarzami, płacił cudze weksle i nie płacił własnych długów, a kiedy
grał w ruletę, to unosił się, wariował, nie miał za grosz samoopanowania.
Dostojewski nigdy nie potrafił być Niekrasowem, nie poniżyłby się do postępowania
Niekrasowa, ale nie miał mu za złe, że doszedł do milionów, a raczej
przeciwnie, wzbudzało to w nim sympatię, czuł się jakoś raźniej, gdy
wiedział, że ten literat, a więc kolega po fachu, ma salony ubrane w trofea
myśliwskie, lokai, majątki ziemskie i śliczne pojazdy. Poza tym Niekrasow w
swych ślicznie śpiewnych wierszach był realistą, popierał Czernyszewskiego
i Dobrolubowa, krytyków wzywających do realizmu. Mistyk Dostojewski był
realistą, naturalistą, w sposobie swej twórczości wyprzedzał pod tym względem
swoje czasy. Niekrasow był ateistą, ale i to mu Dostojewski wybaczał.
Dotychczas jednak mówiliśmy przeważnie o złych
cechach charakteru Niekrasowa i czytelnik chciałby się może dowiedzieć o
dobrych. Ano! Niekrasow, chociaż wessał w siebie fortunę Panajewa, chociaż
zbierał pieniądze na miesięcznik dla Bielińskiego, a potem tegoż Bielińskiego
od redakcji odsunął, to jednak był dobry dla swoich współpracowników,
hojny, popierający talenty. Niekrasow był sentymentalny, często płakał, gdy
był wzruszony. Pisał kiedyś wiersze o księżnej Wołkońskiej, która ze
swym mężem poszła na Sybir. Pamiętniki księżnej Wołkońskiej pisane przez
nią po francusku czytał mu i tłumaczył jej syn i Niekrasow od czasu do czasu
przerywał to czytanie, bo miał oczy pełne łez. Tak samo płakał w czasie
czytania wzruszających nowel i wzruszających wierszy. Był hojny i dobry dla
ludzi prostych, dla chłopów, służby. Ale najwięcej go bronią jego własne
wiersze. Prawda, że w nich potępiał to właśnie, co sam uprawiał, i czynił
to w sposób cyniczny i prowokacyjny. A przecież struny pod jego palcami wydawały
czasem dźwięki twarde i jakby nieociosane, jakby ordynarne, a jednak tak czułe,
tak rzewne, tak delikatne, tak głębokim współczuciem dla cierpienia
ludzkiego przepojone. Na rękopisach tych wierszy, na ich marginesie widniały
zwykle cyfry, rachunki, podsumowania i jeszcze cyfry, cyfry bez końca. Puszkin
na marginesach swych wierszy rysował zawsze kobiece nóżki, Niekrasow swoich
podliczał ruble i kopiejki. Przez czas pewien radzieccy historycy literatury
podkreślali ten fakt z uznaniem: po paniczu rozpieszczonym wiersze pisać zaczął
człowiek o materialistycznym pojmowaniu dziejów.
Wspominaliśmy już, jak obrzydliwie postąpił
Niekrasow z jakąś dziewczyną, której złamał życie. W wiele lat później
odwiedzał jej grób: kajał się, pisze w swych wierszach, że był dla niej zły,
a ona dla niego bardzo dobra. W 1862 umarł wypatroszony przez Niekrasowa z
pieniędzy Panajew, a w 1863 Niekrasow zrywa z Panajewą, która przez tyle lat
była jego kochanką i w której tyle ludzi się kochało i która była pierwszą
poważną miłością Dostojewskiego. Tajemnica jej seksualnego powodzenia, poza
oczywiście wspaniałą inteligencją i żywością umysłu, tkwiła w
aksamitnych, ogromnych, czarnych, ogrzanych myślą i zainteresowaniem oczach i
w specjalnej cerze twarzy. Panajewa była śniadą brunetką i miała prześliczne
rumieńce, ale te rumieńce nie błyszczały, jak to często bywa u brunetek,
lecz były zupełnie matowe. Lokaj Niekrasowa gościom, którzy dzwonili do
mieszkania Niekrasowa, w którym Niekrasow zamieszkał po raz pierwszy, jeszcze
jako człowiek ubogi, jeszcze wtedy, gdy było ono mieszkaniem Panajewa, gościom
pytającym się o panią Panajew odpowiadał grubiańsko: "Ona już tu teraz
nie mieszka"; w Rosji mówić o kimś "ona" jest niegrzecznie.
Panajewa wpadła później w nędzę, ale Niekrasow nie chciał jej pomagać,
przeciwnie, starał się jej utrudnić otrzymanie skądkolwiek pomocy; jakaś głucha
złość rządziła jego stosunkiem do tej kobiety. A przecież na 10 lat przed
zerwaniem Panajewa jeździła z nim za granicę, pielęgnowała, gdy był ciężko
chory na nie rozpoznany przez lekarzy syfilis, i w pamiętnikach pisanych już długo
po śmierci Niekrasowa Panajewa czci jego pamięć, broni go zawzięcie przed
wszystkimi zarzutami, a zwłaszcza przed Turgieniewem. Teraz w pokojach wypędzonej
Panajewej zamieszkała aktorka francuska, którą Niekrasow wziął na
utrzymanie, ale którą później odesłał do Paryża. Przewinęło się kilka
kobiet. Wreszcie znalazła się młoda dziewczyna, imię której i imię ojca
Niekrasow zmienił, bo były trywialne, i która towarzyszyła mu już do śmierci.
Niekrasow nazwał ją Ziną. Była wesoła, jeździła z nim konno po męsku,
rozweselała poetę, gdy na niego nachodziły depresje tak silne, że całymi
dniami nie mógł się zajmować ani literaturą, ani swoim miesięcznikiem, ani
operacjami handlowymi, ani nawet kartami; leżał wtedy nieruchomo na kanapie i
patrzał w sufit. Czasami leżał tak przez trzy dni. Niekrasow kupił majątek
Karabichę, a raczej nie kupił, lecz wygrał w karty te olbrzymie dobra należące
przedtem do ks. Golicynów, z wielkimi lasami i znakomitymi polowaniami.
Tutaj zdarzyła się Zinie straszna tragedia. Niekrasow pojechał z nią na
polowanie konno, zlazłszy z konia zaczął rozmawiać z gajowym, a Zina świsnęła
na psa, ukochanego faworyta Niekrasowa, pontera Klado, i pobiegła z dubeltówką
naprzód. Za chwilę usłyszano strzał, potem przeraźliwe wycie psa i przeraźliwszy
jeszcze skowyt ze strachu samej Ziny. Blady Niekrasow pobiegł naprzód. Jak się
okazało, Zina wsadziła w psa pełny nabój grubego śrutu. Pies miał brzuch
rozwalony, wnętrzności wypełzały mu na ziemię. Niekrasow przyskoczył do
niego, pies umierając zaczął lizać mu ręce. Niekrasow - opowiadał gajowy -
zaczął płakać tak, jak płaczą "klikusze". Należy tu wytłumaczyć
ten termin. Życie kobiety chłopskiej było ciężkie w Rosji. Obarczało ją
straszliwe brzemię pracy, poza tym bił ją mąż, teść, teściowa, a czasami
inni ludzie. U tych kobiet, zwłaszcza na północy Rosji, bardzo
rozpowszechniona była wtedy choroba "klikuszestwo", rodzaj histerii;
kobiety płakały i krzyczały, ale nie swoim głosem, głosem niepodobnym do
swego. Ogromny procent kobiet na wsi zapadało wówczas na to "klikuszestwo".
A więc Niekrasow wył nad tym zabitym psem jak taka chora kobieta, "klikusza".
Potem zabrał trupa psa, pojechał do domu, zamknął się, nie dopuszczał
nikogo do siebie przez kilka dni. Zina tarzała się u jego nóg, prosząc o
wybaczenie tego, czemu była winna jedynie przez wypadek tragiczny. Wszyscy myśleli,
że nastąpi rozstanie Niekrasowa z Ziną, ale ta "potrafiła utrzymać się na
posterunku", jak jadowicie pisała siostra Niekrasowa, która chciała
dziedziczyć po bracie. Zresztą Zina była zupełnie bezinteresowna, po śmierci
Niekrasowa nie otrzymała nic; cała jego fortuna gdzieś się podziała, zdaje
się, że była po kryjomu przekazana na cele ruchów rewolucyjnych i Zina w
przekazaniu tym uczestniczyła, ale dokładnych danych nie mamy.
Wiemy tylko, że Zina po śmierci Niekrasowa była biedna. Dostojewski był
bogaty dopiero po śmierci, Niekrasow tylko za życia.
Wpływ Niekrasowa na społeczeństwo rosyjskie w
ostatnich latach przed jego śmiercią był olbrzymi. Rosja ubóstwiała jego
wiersze do histerii, do wariacji. Niekrasow umierał w chwili zenitu swej sławy.
Umierał strasznie. Nie mógł skonania doczekać. Umierał przez półtora
roku. Miał raka w kiszkach. Przez pięć miesięcy leżał, a raczej stał na
czworakach. Jęczał ciągle. Zina pielęgnowała go po bohatersku. Nie opuszczała
jego pokoju. Niekrasow pisał wtedy do niej wiersze:
 
Dwieście już nocy,
Dwieście już dni
Męki me przedłużają się,
Nocą i dniem
W sercu Twoim
Jęki me odzywają się.
Dwieście już nocy,
Dwieście dni;
Ciemne zimowe noce,
Jasne zimowe dnie.
Zina, zamknij zmęczone oczy,
Zina, śpij.
 
Inne piękne wiersze pisał wtedy Niekrasow: skarżył
się, że walka przeszkadzała mu być poetą, pieśni przeszkadzały mu być
bojownikiem.
W środku swych męczarni wziął ślub z
Ziną. Kanony cerkwi prawosławnej nie pozwalają na ślub w domu, ale jakiś
poczciwy biskup poradził zwrócić się do popa wojskowego, który ma prawo
odprawić nabożeństwo w namiocie. Taki namiot ustawiono w mieszkaniu
Niekrasowa, wciąż tym samym, wciąż z tymi samymi
wypchanymi niedźwiedziami upolowanymi przez Niekrasowa, i Niekrasow w bieliźnie
obchodził trzy razy "anałoj", czyli pulpit używany przy nabożeństwie
prawosławnym, z unoszoną nad głową koroną, według rytuału.
Pojęcie, jak długo trwały męczarnie
Niekrasowa, dają daty następujące - wiersz do Ziny: "Dwieście już
nocy" napisany był w grudniu 1876, ślub był w kwietniu 1877, a umarł
Niekrasow dopiero 27 grudnia 1877.
Omawiając Biesy opowiedziałem życiorys
Nieczajewa, o którym myślał Dostojewski pisząc tę powieść. Wiersiłow z
powieści Wyrostek w niczym nie przypomina Niekrasowa prócz tego jednego, że o
Niekrasowie nie jeden człowiek, lecz całe pokolenie zadawało sobie pytanie:
czy to kanalia, czy bohater. I to właśnie jest istotne. I dlatego Dostojewski
musiał o Niekrasowie myśleć, gdy pisał Wyrostka, i dlatego zamiast
streszczać tę powieść wolałem w tym rozdziale pożegnać się z Niekrasowem. Raz jeszcze skonstatujemy, że materiał do swych makabrycznych
powieści brał Dostojewski z rzeczywistości rosyjskiej.

 

XXII 
PSYCHOLOGICZNA AUTOANALIZA

 

Ostatnie lata Dostojewskiego nie są już tak
dramatyczne, jak jego życie poprzednie. Latem mieszka z rodziną w miejscowości
Stara Russa nad jeziorem Ilmień, spędza tam nawet jedną zimę, z inicjatywy
Ani, dla oszczędności. Trzy razy jeździ na kurację do Ems i pisuje wtedy długie
i serdeczne listy do żony. Wytacza proces o obalenie testamentu swej ciotki i
na tym tle kłóci się ze swymi siostrami, ale proces wygrywa i staje się właścicielem
majątku ziemskiego. Pieniędzy już nie marnotrawi, bo zarządza nimi Ania.
Rozszerza się wciąż koło jego znajomości wśród najwyższej biurokracji
rosyjskiej.
W styczniu 1878 przerywa wydawanie
"Dziennika Pisarza" i zaczyna pisać nową, ostatnią już swoją powieść
Bracia Karamazow. Pobiedonoscew zarzuca tej powieści pewne dłużyzny,
przy tym powiada, że Dostojewskiego Zbrodnia i kara może być uważana
za ideał zwartości zamysłu, jasności architektonicznej, podporządkowania całej
akcji jednej idei głównej. Uwaga ta jest słuszna. Oczywiście, że Zbrodnia
i kara jest dramatyczną walką tezy "nie zabijaj", z antytezą
"dlaczego nie mam zabić, jeśli to dla wszystkich będzie korzystne",
walką, na którą patrzymy z zachwytem i zdenerwowaniem, z jakim w Rzymie
patrzono na walkę dwóch gladiatorów na śmierć i życie, gdy długość i
zawziętość tej walki nie gasiła, lecz przeciwnie, podniecała ciekawość.
Ale uwaga Pobiedonoscewa jest znów charakterystyczna, dla tego, czego szukano w
tej książce. Bardzo długo nikomu nawet na myśl nie przychodziło, że
Dostojewski to pisarz religijny, to pisarz rozstrzygający problematykę
Ewangelii, nawet w Zbrodni i karze nie dostrzeżono od razu znamion
moralno-mistyczno-religijnych. Ale za czasów drukowania Braci Karamazow wszyscy
już oczekiwali od Dostojewskiego nowych objawień filozoficzno-religijnych,
tego więc także szukał w tej książce Pobiedonoscew, a i późniejsi jej
krytycy i czytelnicy główną uwagę zwracali na takie ustępy, jak Opowieść
o wielkim inkwizytorze, która wydawała się im być rzeczą najbardziej istotną
w tej powieści. Kiedy dziś jeszcze mówimy: "Bracia
Karamazow", odpowiada nam echo: Legenda
wielkiego inkwizytora. A jednak słuszne to nie
jest. Temat rzymsko-katolickiego arcybiskupa skazującego na śmierć Jezusa
Chrystusa nie urodził się w Braciach Karamazow, nad tematem tym pracował
Dostojewski już poprzednio wiele razy. Oczywiście, że w Legendzie wielkiego
inkwizytora temat ten został opracowany najwspanialej i najefektowniej, ale nie
to stanowi duszę tej książki, nie to jest jej osią.
Należy tu dodać, że Dostojewski sam
zamierzał napisać powieść religijną, a tylko pióro ześliznęło mu się
na inną zupełnie powierzchnię, a stało się tak raczej wbrew jego intencjom,
jak o tym pisać poniżej będziemy. Dnia 16 maja 1878 umiera dwuletni synek
Dostojewskiego, Aleksy, po nagłym ataku epileptycznym. Dostojewski jest w
rozpaczy i łaknie pociechy religijnej. Później najsympatyczniejszy z bohaterów
Braci Karamazow nosić będzie imię Aleksy. Teraz Ania namawia męża,
aby odwiedził słynny klasztor, tzw. Optińską Pustyń, położoną niedaleko
powiatowego miasta Kozielska. W klasztorze tym, a raczej obok niego, w pustelni,
mieszkał "starzec" Ambroży, którego Dostojewski chciał poznać. Wraz
z Włodzimierzem Sołowjewem, pisarzem i filozofem, Dostojewski przybywa do
tego klasztoru i mieszka w nim dwa dni: 26 i 27 czerwca 1878. Bodaj po raz
pierwszy od czasów Zapisek z martwego domu w powieści Dostojewskiego pojawia
się trochę reportażu. W Braciach Karamazow opisany jest klasztor,
nastrój tłumów przed cerkwiami, pustelnie, typy mnichów, nawet obiad u "ihumena",
to jest przeora tego klasztoru, w dużej celi o niemalowanej, lecz czysto
wymytej podłodze, nawet menu tego obiadu i smak doskonałego klasztornego
kwasu. Klasztor koło Kozielska, wraz z kilkoma znajdującymi się w jego obrębie
cerkwiami, zbudowany był nie w stylu rosyjskim czy bizantyjskim, lecz
zachodniobarokowym. Wyczuwam, że Dostojewski nie doznał w czasie tej
dwudniowej wizyty tych wrażeń i wzruszeń, po które przyjechał. Podejmowano
go tam z honorami, obiady u przeora były na pewno wyśmienite, ale w jego
reportażu tchną prawdą tylko postacie mnichów brutalnie zabobonnych. Opisał
nam postać mnicha ascety, widzącego wszędzie diabłów jak obrzydliwe pająki.
Dostojewski był człowiekiem o przeroście tego, co Francuzi nazywają "esprit
de contradiction", po wiarę przyjechał, ale aspekty
wiary, które zobaczył, wywołały w nim reakcje negatywne. W powieści Bracia
Karamazow występuje "starzec Zosima", mnich natchniony, głęboki,
wierzący mądrze i kulturalnie, teolog i filozof religijny. Zdaje się, że
takiego starca Zosimy Dostojewski w monasterze kozielskim nie widział, że
blaski do jego aureoli pozbierał z tego, co wiedział o świętych Kościoła
zachodniego, katolickiego, jakkolwiek nie przyznałby się do tego ani przed
czytelnikami, ani przed samym sobą.
Toteż główny impuls, kierujący ręką
pisarza w czasie pracy nad Braćmi Karamazow, powstał,
moim zdaniem, nie za podróży do monasteru w Kozielsku, lecz w okresie innej
zupełnie podróży, wcześniejszej o rok, ale wiemy już, że Dostojewski
zawsze z dużym opóźnieniem konsumował w swej twórczości swe osobiste przeżycia:
już od kilku lat nie spotyka danej kobiety, a dopiero zaczyna ją opisywać;
tak było z Korwin-Krukowską, która po raz pierwszy pojawiła się dopiero w Idiocie
jako Agłaja.
Oto rok wcześniej, 20 i 21 lipca 1877, był
Dostojewski w Darowem i w Czeremoszni, dawnych folwarkach swego ojca, co
spowodowało, że nie tylko jego dzieciństwo wypełnione cierpieniami, lecz i
całe jego życie jaskrawo i wyraziście stanęło mu przed oczami. Tutaj był
zamordowany lubieżny jego ojciec, tutaj, jak się zdaje, on sam zgwałcił
nieletnią dziewczynkę. Bracia Karamazow oczywiście, że zawierają
sporo problematyki religijnej, filozoficznej, moralnej, bo Dostojewski chciał
pisać wielkie dzieło filozoficzno-religijne, ale porwał go wiatr z lasu w
Czeremoszni, który go przestraszył, jak niegdyś ten wiatr w czasie gorącego
południa, gdy był małym dzieckiem i gdy pobiegł u chłopa, który orał
pole, szukać opieki. Wiatr z Czeremoszni uniósł go w własną jego przeszłość.
We wszystkich powieściach Dostojewskiego czynnik autobiograficzny, czynnik
liryczny jest bardzo silny, ale nigdzie, nawet w Idiocie, nie ma w jednej
setnej takiej autoanalizy psychologicznej, jak w Braciach Karamazow. Ostatnia
ta, przedśmiertna książka Dostojewskiego to olbrzymi jego rachunek sumienia,
chociaż byłoby ściślej i lepiej, gdybyśmy dla określenia tej książki nie
szukali innych wyrazów prócz tych, którychśmy przed chwilą użyli:
psychologiczna autoanaliza.
Dwie rzeczy w Rosji można postawić obok siebie,
nie tylko jako klasę twórczego geniuszu, ale jako dzieła podobne, duchowo
pokrewne: to Braci Karamazow Dostojewskiego i słynną cerkiew, sobór
Pokrowski, czyli tak zwanego Wasilia Błażennawo na Krasnej Płoszczadi w
Moskwie. W połowie XIV wieku był chłopak u szewca. Ktoś zamawiał u szewca
buty na kilka lat, a chłopiec wybuchnął śmiechem, za co dostał po pysku,
lecz objaśnił, że śmieje się, ponieważ zamawiający buty na kilka lat
ledwo do jutra dożyje. Tak się też stało. Chłopak stał się później świętym,
"jurodiwym", czyli szaleńcem, epileptykiem; zachowała się pamięć o
jego cudach. Raz chciano go oszukać: ponieważ miał na sobie szubę bogatą,
którą mu ktoś darował, pewien złodziej zaczął udawać zmarłego, a jego
towarzysz wezwał świętego, aby szubą okrył zwłoki nieszczęsnego. Wasilij
istotnie zrzucił szubę z ramion, lecz wyrzekł: "Niech się tak stanie, jak
mówiłeś" - i okryty szubą zmarł natychmiast. Wasilij Błażenny żył
długo, a Iwan Groźny, postrach Rosji, bał się go i szanował, a nawet
odwiedzał w chorobie. Iwan Groźny wybudował także sobór, który później
otrzymał nazwę Wasilia Błażennawo, który ma osiem kopuł, lecz każda jest
inna, każda ma inny zupełnie rytm architektoniczny, połączenie ich ze sobą
robi wrażenie dziwnego szaleństwa. Wewnątrz soboru trudno doszukać się
nawy, jest tylko kretowisko korytarzyków, raptem przechodzących w jakieś
kaplice, które z powrotem wpełzają w korytarzyki. Człowiek odczuwa jednak,
że wielkie mistrzostwo tkwi w tym szaleństwie. To samo można powiedzieć o Braciach
Karamazow. W ogóle budynek cerkiewny Wasilia Błażennawo i powieść
Dostojewskiego Bracia Karamazow są to dwie rzeczy tak
fantastycznie do siebie podobne, że z łatwością można się pomylić i jedno
wziąć za drugie i odwrotnie.
Mój Boże! Rok 1878. Wojna rosyjsko-turecka, pokój
w San Stefano, niebezpieczeństwo wojny z Anglią. Młody pisarz o gorzejących
oczach, Wsiewołod Garszin, wstępuje na ochotnika do wojska, aby podzielić los
sołdata. Dostojewski, który swoimi artykułami w "Dzienniku Pisarza"
niewątpliwie przyczynił się do rozgrzania tych nastrojów, których
rezultatem była wojna, nie wspomina o niej ani razu w swej powieści, pisanej w
1878 i 1879 r. Myśli jego oderwały się zupełnie od wypadków tego świata.
Skierowały się w głąb własnej duszy.
Bohaterami powieści Bracia Karamazow są
Teodor Karamazow ojciec, stary lubieżnik i potwór moralny, jego trzej
synowie: Dymitr, Iwan i Aleksy, oraz jego lokaj, a domniemany syn nieprawy
Smierdiakow - nazwisko pochodzi od przymiotnika "śmierdzący". Stary
Karamazow miał kiedyś w nocy, na pustej ulicy, zgwałcić idiotkę-karlicę-żebraczkę
o przezwisku "śmierdząca", i z tego bestialskiego związku urodził się
chłopiec, z którego stary Karamazow zrobił sobie lokaja. Smierdiakow morduje
starego Karamazowa, a później sam się wiesza, o to morderstwo posądzony jest
Dymitr Karamazow i sąd przysięgłych skazuje go na 20 lat katorgi.
Powieść jest autobiografią, to znaczy
autobiografią nie faktów, lecz uczuć, nastrojów, stanów psychicznych.
Dostojewski nie był sądzony o morderstwo ojca, nie był mnichem itd., lecz
przeżywał w swym życiu te właśnie stany psychiczne, te nastroje, które
opisał w Braciach Karamazow. Raz jeszcze powtórzmy: Bracia Karamazow
to psychologiczna autoanaliza. Kto w tej powieści jest Teodorem
Dostojewskim? Otóż Dostojewski rozczłonkował swą osobę i stworzył z niej
trzy postacie powieściowe: Dymitra, Iwana i Aleksego, braci Karamazow. Przesuwało
mi się czasami przez głowę, że stary Karamazow to może także
Dostojewski, a plugawy i podły lokaj Smierdiakow to może także Dostojewski,
ale później stanowczo odrzuciłem te hipotezy. O starym Karamazowie napisała
córka Dostojewskiego, Lubow, że Dostojewski sportretował w nim swego ojca. Świadectwa
maniaczki Lubow nie mają dużej wartości, ale w tym wypadku należy się nad
tym zastanowić i bynajmniej nie odrzucać go tylko z tego powodu, że sam
Dostojewski kiedyś pisał: "Wychowałem się w rodzinie rosyjskiej i
bogobojnej". Jeśli nawet Dostojewski nie portretował w starym Karamazowie
swego prawdziwego ojca, to w każdym razie uznał w nim swego symbolicznego
ojca, chciał nam powiedzieć: me namiętności, cnoty i marzenia narodziły się
z takiego oto błota.
Lokaj Smierdiakow nie jest także Dostojewskim,
lecz duchem blisko niego stojącym, przecież jest jego bratem przyrodnim, choć
to braterstwo tak ohydny nosi charakter. Wrócimy do tej sprawy przy omawianiu
postaci Iwana.
Dymitr Karamazow, najstarszy z braci
Karamazow, jest już Dostojewskim. Jest to człowiek właściwie dobry i
szlachetny, lecz nieopanowany, nie panujący nad swymi odruchami, hulaka,
awanturnik. Sposób jego życia uzasadnia podejrzenia, że jest mordercą własnego
ojca. Dostojewski obnaża tutaj swoje nerwowe niedomagania, widzieliśmy przecież
Dostojewskiego zgrywającego się w ruletkę, wydającego
w młodości owe 1 000 rubli przysłane mu w charakterze części spadku w ciągu
jednego wieczoru, tego samego dnia, którego je otrzymał, aby potem znów
cierpieć i skarżyć się na nieznośną biedę; widzimy Dostojewskiego wołającego
w ambasadzie papieskiej w Paryżu: "Je veux cracher
dans son cafe", Dostojewskiego podpisującego
fantastyczne i skandaliczne kontrakty; ciągle poszukującego pieniędzy, zawsze
gotowego do sprzedania zawczasu swych praw spadkowych za bezcen, chociaż później
wszczynającego procesy o obalenie testamentu. Nigdy znajomość faktów z życia
Dostojewskiego nie jest tak potrzebna, jak przy czytaniu Braci Karamazow. Dymitr
Karamazow kocha się w Gruszeńce. Ta Gruszeńka to oczywiście Susłowa. Nic
nie jest w stanie wypędzić z krwi i łaknień Dostojewskiego wspomnienia tej
dziewki. Inne kobiety przechodzą przez powieść Bracia Karamazow również
z wrzaskiem, histerią i płaczem, a jednak widać, że to już są oddalone
cienie, że już autora nie pieką łzy z powodu ich utraty, że to już tylko
teatr cieniów. Natomiast Gruszeńka... imię to po rosyjsku oznacza gruszkę,
widać, że jest ona wciąż dla Dostojewskiego upragnionym owocem; jest coś
niesłychanie żywego, podniecającego, ekscytującego w tej postaci. Gruszeńka
jest zmysłowa trywialnie, brutalnie, lubieżnie i oto ubiera ją wciąż
Dostojewski w czarną suknię i czarne koronki na głowę nic tak nie podnieca
zmysłów, jak takie przeciwieństwa, dostarczyciele podrażnień seksualnych w
Paryżu ubierają przecież prostytutki w habity zakonnic. Zjawa Susłowej wywołuje
w Dostojewskim wrzenie krwi, wywołuje zamęt nerwów, innymi słowy, wywołuje
w Dostojewskim... Dymitra Karamazowa. Dymitr to brat najstarszy, Aleksy to brat
najmłodszy. Jeśli Dymitr to wrzenie krwi i nieopanowanie, brak autodyscypliny
w Dostojewskim i inne spostrzeżone w nim przez niego samego cechy awanturnicze,
to dla Aleksego obrał Dostojewski najlepszą cząstkę swej indywidualności.
Aleksy jest altruistą, dobroczyńcą, jest mnichem i opuszcza klasztor tylko na
rozkaz swego "starca". Aleksego wstrząsa brak cudu, gdy na ten cud
oczekuje, Aleksy przeżywa załamanie wiary, ale wiara zwycięża. Aleksy jest
po stronie Boga. Aleksy po wyjściu z klasztoru ma narzeczoną, dziewczynkę młodziutką,
chorą, rozkapryszoną i zdenerwowaną. Przez pewien czas jest ona nawet kaleką,
nie może chodzić. Któż to taki? Rozpoznawanie tej osoby doprowadza nas do
wybuchu zdziwienia... czyżby to ona... ależ tak! oto ona
zaraz po zaręczynach mówi do Aleksego z pogardą: "Ty byś do moich kochanków
gotów był nosić listy miłosne", potem mówi, że chce spalić dom, który
w marzeniach sobie buduje, oraz inne pomysły sadystyczne, potem istotnie daje
Aleksemu list do jego brata Iwana, a Iwan po przeczytaniu tego listu mówi:
"Proponuje sama siebie, jak dziewka..." Ależ tak! niewątpliwie, to
Maria Dmitriewna, to Isajewa, to pierwsza żona Dostojewskiego, która zawsze w
jego powieściach występuje jako chora lub kaleka. Ale cóż znaczy to odmłodzenie
nadzwyczajne, to przeistoczenie czterdziestoletniej piekielnicy w panienkę piętnastoletnią.
Ano - to samo, co pisałem w rozdziale o Semipałatyńsku, o Dostojewskim śpieszącym
do swej ukochanej przez wielkie lasy, że miłość Dostojewskiego do jego
pierwszej żony była tak wielka, że już nigdy całkowicie przeminąć nie mogła,
i oto ostatni odblask tej miłości sprawił, że złość i rozbestwienie
obrzydliwej w rzeczywistości Marii Dmitriewny zostały przez artystę
spieszczone, pomniejszone, umilone przez zdrobnienie jej postaci do na wpół
dziecinnych wymiarów. W książce tej, jak w soborze Pokrowskim, zwanym cerkwią
Wasilia Błażennawo, dzieją się rzeczy niespodziewane i niesamowite.
Stary Karamazow miał dwie żony, Dymitr był synem pierwszej, Iwan i Aleksy - drugiej. Dostojewski podkreśla w ten sposób, że więź pomiędzy Iwanem a
Aleksym jest jeszcze bliższa aniżeli między nimi obu a Dymitrem. Aleksy jest
człowiekiem wierzącym, miłującym Boga i świat; Iwan niewierzącym,
sceptykiem, hipochondrykiem. Tych dwóch ludzi wyraża walkę, którą toczył
Dostojewski z samym sobą wewnątrz siebie. Dostojewski chciał wierzyć, chciał
być człowiekiem religijnym, a oto złość i zwątpienie raz po raz rozsadzały
jego wiarę i wyrywały się na zewnątrz, chociaż wbrew jego woli, w jego książkach.
Oto przykład: pewien mnich prosi starca Zosimę o środek przeciwko diabłom
ukazującym mu się we śnie. Starzec Zosima wpierw zaleca modlitwę i post, ale
gdy to zupełnie nie pomaga, zaleca środek przeczyszczający. Nie tyle w samym
zaleceniu trywialnego lekarstwa, ile w tej właśnie kolejności zalecenia środków,
wpierw modły i posty, później jako jak gdyby środek wyższego rzędu łyżka
rycyny, tkwi coś drwiącego i bluźnierczego, coś, z czego wyglądnął Iwan
Karamazow w Dostojewskim. Iwan Karamazow jest człowiekiem wiedzy, dużej pracy
umysłowej, a z tymi cechami za czasów Dostojewskiego, zgodnie z tradycją idącą
jeszcze z XVIII wieku, łączyła się niewiara, sceptycyzm, szyderstwo. Iwan
Karamazow rozmawia często i z przyjemnością z przyszłym mordercą ojca,
lokajem Smierdiakowem, w ten sposób Dostojewski chce powiedzieć, że ateizm
bliski jest zawsze zbrodni; teza ta zresztą najwspanialej opracowana była w Biesach. Wbrew dotychczasowym poglądom utrzymuję, że
Bracia Karamazow nie
zawierają nowych tez filozoficzno-religijnych. Pomiędzy Iwanem a
Smierdiakowem toczy się pojedynek moralny, niewątpliwie zasugerowany
Dostojewskiemu tym dramatem, który miał miejsce pomiędzy przyszłym cesarzem
Aleksandrem I a Palenem, przyszłym mordercą jego ojca, Pawła I. Palen chciał
wciągnąć Aleksandra do spisku przeciwko jego ojcu, Aleksander zgadzał się w
duszy, że cesarza trzeba usunąć, ale chciał, aby to ktoś inny uczynił,
poza jego wiedzą i bez jego udziału. Palen dążył do otrzymania
przynajmniej zezwolenia cesarzewicza na dokonanie tego ponurego aktu. Dyskusja
na ten temat musiała się posługiwać wyłącznie półsłówkami i domyślnikami.
Dostojewski musiał znać całą tę historię, w każdym razie powtórzył jej
treść moralną w zobrazowaniu stosunku pomiędzy Iwanem a Smierdiakowem. Syn
domyśla się, że lokaj planuje morderstwo ojca, a jednak po dokonaniu tego
morderstwa uważa, że może mieć sumienie spokojne, ponieważ mógł o niczym
nie wiedzieć. Smierdiakow w walce na słowa rozbija mu
ten spokój hipokrytyczny. Jakże charakterystyczny dla Dostojewskiego, dla tej
cechy jego twórczości, którą wciąż w tej książce podkreślam, że
tortury opisywane przez Dostojewskiego są zawsze udręczeniami natury moralnej,
a nie fizycznej, jest zdanie jednego z bohaterów, że tortury piekielne na tym
polegają, że w piekle nikogo kochać nie można.
Iwan Karamazow pozbył się wiary w Boga, ale nie
strachu przed niewiadomym. Odwiedza go diabeł, który z nim toczy długie
dyskusje. Dostojewski dokładnie go opisuje jako jegomościa w garniturze
starannie oczyszczonym, lecz już starszawym i znoszonym. Iwan powiada:
"Przekonany jestem, że jeśli go rozebrać, to okaże się, że ma ogon długi,
gładki, jak u duńskiego doga, bury."
Właściwą heroiną Braci Karamazow miała
być Katarzyna Iwanowna, która była trzecią kobietą stale wprowadzaną przez
Dostojewskiego do jego powieści, mianowicie Korwin-Krukowską.
Dostojewski-Dymitr Karamazow, awanturnik, kocha się w Susłowej,
Dostojewski-Aleksy Karamazow, święty - w Marii Dmitriewnie, choć dodajmy od
siebie, że w Marii Dmitriew-nie kochał się nie Dostojewski święty, lecz
Dostojewski masochista, i wreszcie Dostojewski-Iwan Karamazow - kocha się w
Korwin-Krukowskiej. Zapewne dlatego, że Katarzyna to Korwin-Krukowska, postać
ta, która tak dużo mówi i krzyczy, nie wypadła przekonywająco. Dostojewski
Krukowskiej nigdy bardzo nie kochał, raczej zaangażował w niej swe ambicje,
chciał mieć za żonę pannę inteligentną, utalentowaną i dobrze urodzoną.
Rakitin - indywiduum deprawujące wiarę u
innych - to niejaki Jelisiejew, literat, współpracownik i główny wówczas
filar wydawnictw Niekrasowa. Adwokat Fietukowicz to słynny wówczas adwokat,
liberał i pisarz - Włodzimierz Spasowicz, Polak zresztą w trzech czwartych,
osobistość, której Dostojewski ideowo nienawidził. Scena przemówień w sądzie,
pojedynek pomiędzy prokuratorem a adwokatem to jedna z najbardziej genialnych
kart literatury światowej. Prokurator mówi przez kilka rozdziałów. Czytelnik
jest pod wrażeniem, że w sądzie nie można mówić lepiej ani też mówić
inaczej. Czytelnik wreszcie jest przekonany, że nic, ale to absolutnie nic nie
da się przeciwstawić druzgocącym wywodom oskarżenia. I oto wstaje adwokat,
który znów mówi przez kilka rozdziałów. I mówi w sposób, który w niczym
nie da się od mowy prokuratora odróżnić: takie same wyrazy, takie same porównania,
taki sam szablon prawniczo-sądowy. A jednak czytelnik od razu, z pierwszego
momentu słyszy, że ta mowa, jest zupełnie inna, że to mówi całkiem inny człowiek.
I teraz dopiero dostrzega, że pewna siebie, triumfująca mowa prokuratora wygłoszona
była przez człowieka nerwowego, upokorzonego i o kompleksie niższości.
Adwokat zaś jest człowiekiem zadowolonym z życia i naprawdę pewnym siebie. I
oto przed chwilą zdawało się czytelnikowi, że nic na świecie nie jest w
stanie przeciwstawić się jasności i oczywistości dowodów oskarżenia, a
teraz wszystkie te jasności wydają się mu śmieszne, głupie, dziecinne.
Pisarze całego świata używali tysiąca sposobów
dla pokazania odmienności sposobu mówienia swych bohaterów. Dostojewski uwziął
się, aby wykazać jak największą odmienność przez całkowite podobieństwo.
To tak, jak gdyby ktoś wykazał, że największa różnica zachodzi nie pomiędzy
różnymi kolorami, lecz pomiędzy bardzo do siebie zbliżonymi odcieniami tego
samego koloru.
Ludzie żądają czasami silnej władzy
politycznej, przywołują carów, autokratów, proroków, dyktatorów, ponieważ
w duszy są całkowitymi anarchistami. Tak właśnie było z Dostojewskim. Jego
oskarżyciel nie wierzy, aby oskarżony był ojcobójcą, jego adwokat,
przeciwnie, głęboko jest przekonany, ze jego klient dopuścił się zbrodni,
którą mu zarzucają; czytelnik jest przekonany, ze zwyciężyła obrona, a sąd
wydaje wyrok skazujący. W tym wyśmianiu stosunku instytucji publicznych do
prawdy człowieka wypowiedział się podświadomie Dostojewski, będący właściwie
anarchistą, ze strachu przed własnym anarchizmem uciekającym pod opiekę Boga
i cara.

 

XXIII
TRIUMF I ŚMIERĆ

 

Dostojewski zakończył Braci Karamazow 8
listopada 1880 r. Jest to już ostatnia jego powieść i przedostatni rok życia.
Grozi mu ustawicznie pęknięcie naczyń krwionośnych w płucach. Zdaniem
lekarzy powinien unikać wzruszeń oraz wysiłków fizycznych, zwłaszcza
podnoszenia ciężarów. Z tymi czasami związane są następujące rozważania
Ani: "Słyszałam zarzuty, że mąż mój był rozdrażniony i wyniosły w
towarzystwie. Ależ ludzie nie wiedzieli, jaki on był chory! Na przykład do Połońskich,
którzy mieszkali na piątym piętrze, mąż mój szedł 20 do 23 minut po
schodach i mówił co chwila: "Nie śpiesz się, Aniu, muszę przecież odpocząć",
chociaż ja naturalnie wcale się nie śpieszyłam. To tylko małostkowość
ludzka twierdziła, że posępność i małomówność mego męża wypływały
z cech, których wcale nie było we wzniosłym i szlachetnym jego
charakterze."
Ania sprawia sobie wieczorową suknię
jedwabną, aby towarzyszyć Dostojewskiemu na zebrania towarzyskie, i prosi
zawsze gospodynię domu, aby odsadzała od niego ludzi mogących go zirytować.
Dotychczas Dostojewski przeważnie bywał sam, bez Ani. Zresztą i teraz pomimo
wieczorowej sukni jedwabnej w szeregu domów bywa Dostojewski bez żony. Złośliwy
garbus, panna Sztakenschneider, której rodzice mieli dom otwarty w
Petersburgu, zapisuje sobie złośliwe uwagi o Ani, którą nazywa mieszczką, a
także o Dostojewskim pisze: "Pomimo wielkiego geniuszu znać w nim zawsze
drobnomieszczanina. Kres wielkich pieniędzy to dla niego nie więcej niż 6
tysięcy rubli."
Ale Dostojewski bywał nie tylko u pp.
Sztakenachneiderów. Oto list młodziutkiego wielkiego księcia Konstantego
Konstantynowicza z zaproszeniem na kolację: "Będą sami swoi, ci sami, co
zawsze" - i tutaj następuje wyliczenie kilku imion cioć i stryjaszków
z rodziny cesarskiej. Cesarzewicz i jego żona także przyjmują Dostojewskiego.
Była to już towarzyska stratosfera.
Tego rodzaju stosunkami Dostojewski nigdy
się jednak nie chwali, żonie o tym gadać zakazuje, a wobec cesarzewiczowej
nie przestrzega etykiety, przerywa jej, gdy mówi coś, co mu się nie podoba.
Natomiast dba bardzo o swoją lokatę w towarzystwie literatów i tu pilnuje
należnego sobie miejsca nerwowo i zazdrośnie. Dniem
największego triumfu jego życia będzie dzień 6 czerwca 1880.
Odsłaniano wówczas w Moskwie pomnik Puszkina.
Uroczystości te miały zająć około dwóch tygodni i Dostojewski był na nie
zaproszony. Dostojewski chciał wyjechać do Moskwy z rodziną, żoną, dziećmi
i niańką, ale obliczono, że to będzie kosztować 300 rubli, co było za
drogo, więc pojechał sam, choć Ania obawiała się, że będzie miał atak
epilepsji, a potem, zanim wróci do przytomności, zacznie jej szukać po hotelu
i ludzie wezmą go za wariata.
W przeddzień wygłoszenia swej mowy, która
przysporzyła mu tyle uwielbienia, Dostojewski otrzymał list od Ani, w którym
donosiła ona między innymi, że kupiła dla synka małego źrebaczka za 6
rubli. Dostojewski odpisał na ten list natychmiast, kończąc go słowami:
"Całuję źrebaczka." Ten źrebaczek zresztą zaraz zdechł.
Swoją mowę o Puszkinie Dostojewski czytał z rękopisu.
Już po pierwszej odczytanej stronicy odezwał się grzmot oklasków, potem
oklaski wybuchały już po każdym zdaniu. W pewnej chwili Turgieniew,
dotychczasowy wróg Dostojewskiego, posłał mu całusa ręką. Sala zaczęła
się histeryzować z zachwytu, ludzie ryczeli i wyli z uwielbienia; połowa sali
płakała. Gdy Dostojewski skończył, wołano: prorok, prorok! Studenci,
pensjonarki, ministrowie, damy, wszyscy wtargnęli na estradę, całowali mu ręce.
Aksakow, który miał mówić po Dostojewskim, oświadczył, że nikt nie jest
godzien zabrać głos po tak genialnym przemówieniu. Annienkow, który zaledwie
trzy tygodnie przedtem złośliwie wyśmiewał się z Dostojewskiego w prasie,
teraz biegał naokoło niego, całując go w oba ramiona. Duszony przez tłum
entuzjastów Dostojewski uciekł za kulisy. Tam dopędził go jakiś student,
padł mu do nóg i zemdlał u tych nóg z zachwytu.
Z okazji tego triumfu cofnięto nareszcie tajny
nadzór policyjny nad Dostojewskim, i jego korespondencja przestała być
czytana w cyrkule policyjnym, co w praktyce powodowało zawsze opóźnienie listów
do niego adresowanych o kilka dni. Dostojewski dawno już był uważany przez
wszystkich rewolucjonistów rosyjskich za wroga nr 1, ale machina policyjna działała
inercyjnie i tępo. Dla niej "podporucznik dymisji Teodor Dostojewski" był
wciąż od 26 lat byłym więźniem politycznym.
Mowa Dostojewskiego zawierała kilka prześlicznych
krzyków patetycznych, kilka spazmatycznych wyciągnięć rąk do ludzi. Czytając
tę mowę, która wzbudziła tyle zachwytu, widzimy dokładnie, jak powstają
idee, które potem panują nad społeczeństwami, popychają je na śmierć, na
wojny, uciskają i terroryzują myśl całych pokoleń. Czytając to przemówienie
czujemy się obecni przy poczęciu i połogu wielkiej idei. Ojcem jej jest
iluzja, matką - anachronizm rozumowania i anachronizm historyczny.
Tak zresztą jest przeważnie z wszystkimi wielkimi ideami, które zmieniały się
w rządach nad ludzkością; wszystkie rodziły się z autohipnozy ich twórcy i
z hipnozy tłumów, na które oddziaływały. Wszystkie zawsze i wszędzie były
dzieckiem iluzji, fikcji, nieprawdy. Dostojewski w swej mowie dopuszcza się
anachronizmów straszliwych: przypisuje Puszkinowi, który umarł 43 lata przed
wygłoszeniem tej mowy, ideologię, którą on sam, Dostojewski, wyznawał i którą
wyznawała pewna część współczesnego mu pokolenia. Przypisuje Puszkinowi myśl
i intencje, których ten nigdy nie miał i mieć nie mógł, bo to były myśli
Dostojewskiego.
Puszkin w młodych swych latach napisał poemat Cyganie,
pod wpływem swego pobytu nad Czarnym Morzem. Młody człowiek przystaje do
Cyganów, chce żyć wolnym życiem Cygana, ale za niewierność zabija Cygankę,
którą pojął za żonę, i Cyganie go wypędzają. Cały poemat był wybitnie
bajronistyczny, Dostojewski w tej ucieczce do Cyganów upatrzył pielgrzymkę w
celach poszukiwania prawdy u ludu rosyjskiego; przypisał Puszkinowi, który
napisał ten swój poemat w 1824 r., myśli, nastroje, tęsknoty, hasła społeczeństwa
rosyjskiego siedemdziesiątych i osiemdziesiątych lat zeszłego stulecia. Eugeniusz
Oniegin, ten wielki, poemat Puszkina, nie miał nic wspólnego z tym, co
upatrzył w nim Dostojewski, nie miał nic wspólnego nawet z tą atmosferą,
klimatem, które teraz dokoła niego zaczął roztaczać Dostojewski. Oniegin - według Dostojewskiego, był to także poszukiwacz rosyjskiej prawdy
ludowej, a Tatiana to znów symbol tej rosyjskiej prawdy ludowej. To wszystko
nie było Puszkinem, to była ideologia samego Dostojewskiego. Ale słuchacze
Dostojewskiego wierzyli wówczas głęboko, że Puszkin tak myślał jak
Dostojewski i jak oni sami myśleli podczas słuchania tej natchnionej mowy.
Bo tylko w czasie słuchania tego przemówienia.
Gdy Dostojewski mówił, to wszystkim się zdawało, że wygłasza on jakąś
mowę syntetyczną, godzącą wszystkich Rosjan - Piotra Wielkiego ze
starowierami, Aksakowa z Turgieniewem, siebie z rewolucjonistami, że godzi słowianofili
i zachodowców. Ale już kilka dni później ocknęli się wszyscy. Urok słów
geniusza przestał działać. Mowę przeczytano w druku i zaczęto ją atakować.
Dostojewski mógł po triumfie, który przeżył, zachować się z rezerwą. Ale
Dostojewski była to natura wściekle bojowa. Zagryzł wędzidło i rzucił się
do kontrataku. To nie był człowiek skłonny do spoczywania na laurach.
Dostojewski to był bój, bój, bój o rzeczy, w które chciał wierzyć, i
takim był przez całe życie.
Powodzenie Braci Karamazow było ogromne.
Dostojewski chce dalej pracować, ma pisać drugą część Braci Karamazow. Prócz
tego wznawia wydawnictwo "Dziennika Pisarza". Ogłasza przedpłatę. W
1881 r. Ania zwraca pieniądze przesłane na wydawnictwo, wstrzymane przez śmierć.
W nocy z 25 na 26 stycznia 1881 r.
Dostojewski, który pracował nocami, ponieważ musiał mieć naokoło ciszę,
gdy pisał, upuścił obsadkę pióra na podłogę i ta potoczyła się pod półkę
z książkami. Obsadki tej używał także do nabijania tytoniu do papierosów.
Dostojewski odsunął półkę z książkami, aby ją dostać. Musiało to mu
zaszkodzić. Następnego dnia odwiedziły go siostry, z którymi się kłóci w
ciężkiej sprawie obalenia testamentu. Zaczynają się krwotoki. Przywołano
lekarzy. Leżał na otomanie, nad którą w brzydkiej dębowej rzeźbionej
ramie, wybranej przez Anię, wisiała fotografia Madonny Sykstyńskiej. W dniu
28 stycznia o godzinie 7 rano obudził się, przywołał żonę i kazał podać
sobie Ewangelię, ten sam egzemplarz, który był mu
darowany w Syberii w drodze na katorgę przez żony dekabrystów i który był
z nim razem w więzieniu. Roztworzył Ewangelię na III rozdziale św. Mateusza
i przeczytał:
"A Jan mu nie dopuszczał, mówiąc: Ja mam być
chrzczony od Ciebie, a ty przychodzisz do mnie. A Jezus, odpowiadając, rzekł
mu: Zaniechaj teraz; albowiem tak się nam godzi wypełnić wszelką
sprawiedliwość."
- Widzisz - powiedział Dostojewski do Ani - zaniechaj, odpuść. Ja dzisiaj umrę.
Istotnie umarł tegoż 28 stycznia 1881 o
godzinie 8 minut 38 wieczorem.
Rozpoczęło się kilka dni męczącego chaosu
pogrzebowego.
Przez skromne mieszkanie wielkiego pisarza,
ciasne i nędznie umeblowane, przepłynęło tysiące ludzi. Mała córeczka
Dostojewskiego zrywała liście z bukietów, które jedni kładli na piersi zmarłego,
i dawała innym na pamiątkę. Gdzie go pochować? Ania pamiętała, że
Dostojewski prosił, aby go nie grzebać razem z literatami rosyjskimi, od których
doznał tyle przykrości, i że podobał mu się cmentarz Monasteru Dziewic, i
prosi szwagra, aby tam pojechał i kupił miejsce. Dzieci Dostojewskiego radośnie
i wesoło wskoczyły do sanek, aby się przejechać po błyszczącym tego dnia
od słońca i śniegu Petersburgu. Ale przeorysza Monasteru nawet nie słyszała
o pisarzu Dostojewskim, powiedziała, że wszyscy równi są przed Panem, i zażądała
kwoty olbrzymiej. W czasie jednak tych targów Ania została powiadomiona, że
zakonnicy z Ławry Aleksandra Newskiego, najbardziej dostojnego i najdroższego
cmentarza w Petersburgu, proszą ją, aby pochowała męża na ich cmentarzu,
przy tym oświadczają, że żadnych za to pieniędzy przyjąć nie mogą.
Oczywiście zakonnicy ci usłyszeli od najwyższego swego
przełożonego, Pobiedonoscewa, odpowiednią radę, którą pośpiesznie
wykonali.
Z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych przyjechał
urzędnik, który przywiózł Ani pieniądze na pogrzeb męża i obietnicę, że
dzieci będą kształcone na koszt skarbu państwa. Ale Ania odmówiła przyjęcia
tych pieniędzy.
Natomiast, gdy kilka godzin później zjawił się
inny dygnitarz i oświadczył, że cesarz wyznaczył jej dożywotnią pensję, równą
pensji wdów po general-majorach, to Ania ucieszyła się bardzo i podziękowawszy
dygnitarzowi prędko poszła do pokoju swego męża, aby mu opowiedzieć tę
nowinę. I dopiero w progu, zobaczywszy katafalk, przypomniała sobie, że on
przecież nie żyje i wiadomości tej wysłuchać nie jest w stanie.

 





Stanisław Cat Mackiewicz "Dostojewski" - cz. 1













Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
cat mackiewicz dostojewski 1
cat mackiewicz dostojewski 3
cat mackiewicz dostojewski 2
cat mackiewicz byl?l
cat mackiewicz odeszli w zmierzch
cat mackiewicz
cat mackiewicz kto mnie wolal
cat mackiewicz europa in flagranti
cat mackiewicz klucz do pilsudskiego
cat
Dostojewski Fiodor Łagodna
DOSTOJNOŚĆ KRÓLA CHWAŁ JAK WIELIKI JEST BÓG

więcej podobnych podstron