15448


Michał Rożek
Nietypowy
przewodnik po Krakowie
s
V
^
u
i
2

Wydawnictwo WAM, 2005
Projekt oktadki i układ graficzny: Tomasz Prażuch
Rysunki: Tomasz Prażuch
Redaktor:
Halina Baszak Jaroń
Aamanie: Wojciech Prażuch
ISBN 83-7318-518-6
WYDAWNICTWO WAM ul. Kopernika 26; 31-501 Kraków tel. (012) 62 93 200; fax 429 50 03; e-mail: wam@wydawnictwowam.pl
DZIAA HANDLOWY
tel. (012) 62 93 254; 62 93 255; 62 93 256; 423 75 00;
fax (012) 430 32 10;
e-mail: handel@wydawnictwowam.pl
Zapraszamy do naszej KSIGARNI INTERNETOWEJ: http:/AVydawnictwoWam.pl
Druk i oprawa:
Zakład Graficzny COLONEL s.j.
ul. Dąbrowskiego 16; 30-532 Kraków
Spis treści
Zamiast obszernego wstępu - słowo od autora..............................9
Spacer pierwszy
Z Kleparza na Rynek................................................................ I I
Spacer drugi
Po największym rynku Europy.................................................53
Spacer trzeci
Królewskim traktem na Wawel................................................97
Spacer czwarty
Wawel, zawsze Wawel......................................................... 131
Spacer piąty
Plantami i wokół Plant............................................................ I 67
Spacer szósty
Po królewskim mieście Kazimierzu ........................................203
Spacer siódmy
Rekreacja na Zwierzyńcu.......................................................23 I
Wycieczka pierwsza
Do dawnej wsi Mogiła...........................................................247
Wycieczka druga
Do Bronowie Małych............................................................257
Zamiast postowia - autorski wybór cytatów o Krakowie .............265
 O, bo Kraków to nie ptoche
Dziewczę, skore do swawoli:
Kraków, aby poznać trochę,
Trzeba zjeść z nim beczkę soli.
Kraków to nie młodzik lada,
Z tych, co pozorami gardzą:
W senatorach on zasiada
I dekorum lubi bardzo.
Toteż spoci się porządnie,
Nim kto przejrzy wskroś nasz Kraków,
Nim w labirynt tajny wglądnie
Naszych tu masońskich znaków;
Gość, co wpadnie doń przelotny,
Za wrażeniem goniąc żywszym,
Zmyka od nas wnet markotny
I z pojęciem najfałszywszym;
Bo choć, brodząc w ulic smutku,
Weselszej nie spotkał twarzy,
Nigdzie tyle, co w tym gródku,
Nie masz tęgich, cichych kpiarzy.
Pożyj z nami dłużej nieco,
A zobaczysz, gościu miły,
Jak tu chwilki słodko lecą,
Jak uśmiejesz się co sity; ....
Tadeusz Boy-Zeleński, Stówka
i - Zamiast obszernego wstępu
7u Gdy na nie z wysokości spojrzy, jest coś podobne do lutnie okrągłością swą (...). Ma też coś podobnego do orta, którego gtowę reprezentuje zamek, Grodzka ulica szyję, przedmieścia zasię okoto niego są jako skrzydła jakie" - pisaf w szesnastym wieku o Krakowie Marcin Bielski.
Kraków - miasto tradycji, kultury, historii, której potężne postacie przemawiają tu niemal zewsząd. Tu każdy kamień przypomina dawno zgaste imiona i nazwiska, tak pięknie wtopione w nasze dzieje. Miasto magiczne, pełne tajemnic, budzące do, czynu.
Historią. Htetorią/esf przygodą daną ludziom ciekawskim - otwar-tyrojpą świaj^Tyrri razemlbędzie to opowieść o mieście i o ludziach zagubionych w meandrach życia, pełnych przywar i grzechem naznaczonych. Przestańmy w historii doszukiwać się samych wzniosłości: nawet najwięksi, ci spalający się w misji dziejowej, nie zawsze godni byli swej wielkości. Rzeczą ludzką jest wybierać między dobrem a złem.
O Krakowie pisano nadzwyczaj dobrze, choć, czego bynajmniej nie ukrywamy, zdarzały się również opinie mocno niepochlebne. Na Adolfie Dygasińskim Kraków  sprawia (...) wrażenie olbrzymiego trupa z diademem wawelskim na czole i Mariackim kościołem na piersi". Zdaniem Witolda Gombrowicza jest miastem  pretensjonalnej tandety intelektualnej i każdej innej". I skrajności są godne przypomnienia. Nie chcemy jednak przypominać spraw oczywistych, dlatego nie podamy ani kalendarium wydarzeń krakowskich, ani nie pokusimy się o krótki wykład z historii sztuki.
^
Silva rerum jest zródtem rozmaitych wiadomości - przewodnikiem, tączącym piękne karty historii z zapisem wszelakiej natury zta, wypełniającego na równi z dobrem zakamarki Krakowa. W Silva rerum mamy zamiar^pokazać nie tylko oficjalny portret miasta, ten wyjęty z kart albumu czy folderu, ale także Kraków znany nielicznym, jakże pefen kolorytu! Poznamy specyficzną mitologię wawelskiego grodu i ludzi z nim związanych. Poznamy historię miasta od kulis, rzec można w  stroju niedbałym". Czekają na nas ezoteryczne niezwykłości Krakowa! Wspomożemy się nieco w naszych wędrówkach prawdą znaną etnologom czy historykom: ustną tradycją - przebogatym zródłem wiedzy, niejednokrotnie wielce pociągającymi Wzywajmy więc za wielkim Johannem Wolfgangiem Goethem:
 Znów duchy zwiewne przychodzcie do mnie,
(...)
O, przybywajcie! niech was wyogromnię,
zjawy, stłoczone za mgłą i mrokami".
Dla smaku dodamy - też za jego radą - nieco anegdot, bo to  największy skarb, jeżeli potrafi się je wtrącić w odpowiednich momentach". One odkryją nam człowieka zdjętego z postumentu, a Kraków rad stawiał pomniki, kochał piedestały, zapominając, że człowiek nie ma struktury kryształu. Jeśli podczas naszych spotkań z królewskim grodem zgrzeszymy myślą, mową, a może i uczynkiem, niech będzie nam to wybaczone. Wszak historia, a zwłaszcza historia kultury, notuje także grzeszny wymiar kondycji człowieka.
60!& Oierv)$X\A
Z V1>;ęE; \;; RniAćk

() Pomnik Grunwaldzki
(2) Akademia Sztuk Pięknych
(3) Kościót św. Floriana (?) Barbakan i mury miejskie
(5) Teatr im. Juliusza Słowackiego
(Ł) Kościół św. Krzyża
(f) Kościót Pijarów i Muzeum XX Czartoryskich
(?) Jama Michalika
(2) Dom Jana Matejki
(3) Muzeum Farmacji (5) Hotel Pod Różą (2) Kościót św. Jana
Na zwiedzanie Krakowa nigdy nie dość czasu. Zacznijmy tradycyjnie
- od placu Matejki. Jest on zachowaną częścią dawnego rynku miasta Kleparza, flankującego od północnej strony Kraków aż do końca osiemnastego wieku. Kleparz nigdy nie zostat otoczony murami, chociaż byt samodzielnym miastem na mocy przywileju lokacyjnego króla Kazimierza Wielkiego, który w roku 1366 nadał mu prawa miejskie. Nazywano też Kleparz Florencją, od świętego Floriana -męczennika rzymskiego z czasów cesarza Dioklecjana - patrona kościoła farnego. Ale o tym mowa będzie dalej.
Stoimy pośrodku placu Matejki, obok monumentalnego pomnika Władysława Jagiełły, potocznie nazywanego pomnikiem Grunwaldzkim. Wzniesiono go w pięćsetną rocznicę bitwy pod Grunwaldem, stoczonej pomiędzy rycerstwem polsko-litewskim a siłami Zakonu Krzyżackiego w roku 1410. Miał przypominać to największe, choć politycznie niewykorzystane, zwycięstwo naszego oręża w średniowieczu. Jak czytamy na cokole pomnika poświęcono go  praojcom na chwałę
- braciom na otuchę".
Dzieło ufundował wybitny pianista , kompozytor i polityk w jednej osobie - Ignacy Jan Paderewski, fcezbę wykonał Antoni Wiwulski dobierając sobie do pomocy Bolesława Bałzukiewicza i Franciszka Blacka. Uroczyste odsłonięcie (w lipcu roku 1910) stało się wielkim świętem narodowym, jednoczącym Polaków żyjących pod trzema zaborami -symbolem walki z germanizacją zaboru pruskiego. To właśnie wówczas uroczyście odśpiewano Rotę Marii Konopnickiej. Słowa tej pieśni:
 Nie rzucim ziemi skąd nasz ród! Nie damy pogrześć mowy! Polski my naród, Polski ród, Królewski szczep piastowy! Nie damy, by nas gnębił wróg Tak nam dopomóż Bóg! Tak nam dopomóż Bóg! (...)
4 Z KLEPARZA NA RYNEK
Nie będzie Niemiec plut nam w twarz, Ni dzieci nam germanii! Orężny stanie hufiec nasz Bóg będzie nam hetmani)! Pójdziem, gdy zagrzmi ztoty róg! Tak nam dopomóż Bóg! Tak nam dopomóż Bóg!"
do melodii Feliksa Nowowiejskiego, rozlegały się wtedy w patriotycznym Krakowie.
Pomnik Grunwaldzki, mimo akcentów antyniemieckich nie byt w odczuciu współczesnych monumentem o wydzwięku rewizjonistycznym. Ignacy Jan Paderewski w kulminacyjnym punkcie uroczystości odsłonięcia powiedział:  dzieło, na które patrzymy nie powstało z nienawiści. Zrodziła je miłość głęboka do Ojczyzny, nie tylko jej minionej wielkości i dzisiejszej niemocy, lecz i jej jasnej, silnej przeszłości".
Sam pomnik ma monumentalny architektoniczny cokół, zwieńczony brązowym konnym wyobrażeniem króla Władysława Jagiełły. Gdy patrzymy nań od strony Barbakanu dostrzegamy figurę wielkiego księcia Witolda, u którego stóp leży śmiertelnie ugodzony wielki mistrz Zakonu Krzyżackiego Ulrich von Jungingen. Z lewej strony patrzymy na tzw. grupę litewską, a z prawej - grupę polską; od strony kościoła św. Floriana znajduje się figura  chłopa zrywającego pęta"..Spójrzmy jeszcze na tarcze herbowe Królestwa Polskiego, Księstwa Mazowieckiego, Wielkiego Księstwa Litewskiego, Rusi i Żmudzi oraz ziemi lubelskiej.
W jesieni roku 1939 Niemcy zburzyli Pomnik Grunwaldzki, był symbolem ich klęski. Mijały lata. Monument odbudowano w roku 1976, czego dokonał rzezbiarz Marian Konieczny, który swoje rysy nadał Władysławowi Jagielle, co wywołało wiele złośliwych komentarzy. Kraków wszak lubi ploteczki i intryżki. Wówczas to pomnik połączono z Grobem Nieznanego Żołnierza, tym razem projektu Wiktora Zina.
Udajmy się teraz pod pobliski gmach Akademii Sztuk Pięknych, do potowy ubiegłego stulecia najlepszej w Polsce kuzni artystów. Kra-
, %
Z KLEPARZA NA RYNEK 15
kowska uczelnia, co tu by nie powiedzieć, rodowodem swym sięga jeszcze połowy osiemnastego wieku, kiedy to w drodze szczególnej taski Akademia Krakowska (czyli Uniwersytet Jagielloński, bo tak wtedy się nazywat) przejęła opiekę nad dwunastoma najzdolniejszymi malarzami cechowymi.
Wejście do gmachu Akademii Sztuk Pięknych
Takie byty skromne uniwersyteckie początki ASP. Dopiero w roku 1818 uniwersytet przypomniał sobie o swej najmłodszej córze i utwo-
Z KLEPARZA NA RYNEK
rzyt szkotę malarską przy Wydziale Filozoficznym. Córa chciata być jednak samodzielna - roku I 826 utworzono jakby osobny wydział podporządkowany bezpośrednio wtadzy rektora UJ. Jednak, mimo tych starań uległa kasacji i w roku I 833 włączono ją pod nazwą Szkoły Malarstwa i Rysunku w skład Instytutu Technicznego,
Najświetniejsze lata szkoła zawdzięcza Janowi Matejce. Mistrz objął dyrekturę Szkoły Sztuk Pięknych w roku 1873, sam będąc wtedy u szczytu stawy. Niebawem rajcy miejscy ofiarowali grunt pod budowę Szkoły Sztuk Pięknych na Kleparzu. Plany budynku sporządził młody, zdolny architekt Maciej Moraczewski. To właśnie przed tym domem - opatrzonym przysłowiową feralną trzynastką - stoimy, tak jak krakowianie zgromadzeni tutaj w pamiętnym roku I 880, kiedy to uroczyście otwierano Szkołę Sztuk Pięknych. Matejko, który dla Narodu stał się Wieszczem, kreślącym pędzlem malowane dzieje ojczyste, pełne skomplikowanej historiozofii, marzył o przemianowaniu jej w akademię, ale tego nie dożył. Dopiero od roku 1900 uczelnia nosi nazwę Akademii Sztuk Pięknych.
W roku I 882 plac ten nazwano imieniem Mistrza. Tutaj pod kierunkiem Matejki kształcili się Stanisław Wyspiański, Józef Mehoffer, Jacek Malczewski, Włodzimierz Tetmajer, by tylko przypomnieć tych, których dzieła są w największych naszych muzeach, a nazwiska zajmują sporo miejsca w podręcznikach historii sztuki. Plejadę nazwisk można mnożyć, aż do czasów współczesnych. Wymieńmy jeszcze kilku zacnych adeptów sztuki: Leon Wyczółkowski, Julian Fałat, Jan Stanisławski, Wojciech Weiss, Konstanty Laszczka, Xawery Dunikowski, Jacek Puget, Fryderyk Pautsch, Czesław Rzepiński, Jerzy Nowosielski, Wacław Taranczewski, Andrzej Wajda, Tadeusz Kantor, Czesław Dzwigaj, Jan Szancebach, Włodzimierz Kunz, Stanisław Rodziński, Marian Konieczny, by tylko wspomnieć najwybitniejszych, którzy studiowali w tych murach bądz pózniej uczyli innych sztuki. Wszyscy to ludzie niezwykle barwni, soczyści, pełni werwy, obiekt licznych anegdot. Ludzie z krwi i kości. Nie obca im wódka, piękne dziewczyny i praca twórcza. Bohema Krakowa.
Z licznych anegdot o krakowskich artystach przytoczmy tę o znakomitym rzezbiarzu Jacku Pugecie. Otóż pewnego dnia dowiedział się on od swej in spe małżonki, że zaszła w ciążę. Nie wiedząc co robić, czy
Z KLEPARZA NA RYNEK 17
żenić się, czy nie - wysłał do przebywającego w Paryżu ojca Ludwika telegram tej treści: Nie uważałem co robiłem, co mam zrobić? Stary Ludwik Puget - zresztą znany rzezbiarz - błyskawicznie oddepeszo-wał: Jak nie uważałeś gdy robiłeś, to rób co uważasz. Ludwik Puget, twórca kabaretu  Różowa Kukułka", słynął z najbardziej klasycznych fraszek w naszej literaturze. Jest autorem fraszki Trzy cnoty
 Miłość mu dała,
wiarę mu dała,
a przy nadziei sama została".
Anegdota towarzyszyła także najwybitniejszemu polskiemu rzezbiarzowi, mowa o Xawerym Dunikowskim, dodajmy mocno sepleniącym. Już po drugiej wojnie, podczas dyskusji z Włodzimierzem So-korskim,  socrealistycznym" ministrem Kultury i Sztuki PRL, nie mogąc dojść z nim do porozumienia, nagle go zapytał:   AC pan wie, kto był ministrem kultury za casów Balzaka? Sokorski rozłożył ręce bezradnie, a na to Dunikowski rzekł ze złośliwym uśmieszkiem: Widzi pan, a Balzaka znają wsyscy".
Podobne anegdoty można mnożyć. Ludzie ci dodawali barwy Krakowowi, ba, sami stawali się legendą. A legendy po prostu się opowiada. To właśnie plotka, anegdotka i legenda będzie uzupełniać nasze spostrzeżenia i uwagi z historii czy historii sztuki.
Spod Pomnika Grunwaldzkiego udajemy się pod kościół św. Floriana, który od północy zamyka plac Matejki, strzegąc drogi ku Warszawie. Ufundowano go w roku I I 85 dla relikwii św. Floriana, które do Krakowa sprowadził książę Kazimierz Sprawiedliwy i biskup Gedeon, o czym potomnym wiadomo dzięki relacji Jana Długosza:  Papież Lucjusz III chcąc przychylić się do ciągłych próśb księcia i monarchy polskiego Kazimierza, których już łaskawie wysłuchał jego poprzednik, Aleksander III, postanawia dać wymienionemu księciu i katedrze krakowskiej ciało niezwykłego męczennika św. Floriana (...). Na większą cześć zarówno świętego, jako Polaków posłał kości świętego ciała księciu polskiemu Kazimierzowi i katedrze krakowskiej przez
18 Z KLEPARZA NA RYNEK
biskupa Modeny, Idziego". A droga świętego Floriana do polskiej ziemi byta dość szczególna, bowiem kiedy to papież Lucjusz III  (...) zapytał, kto ze spoczywających tam [w kaplicy] świętych pragnie przenieść się do Polski (...) z grobowca, w którym pochowano czcigodne zwłoki św. Floriana, ukazała się papieżowi wyciągnięta ręka świętego, który wzywał, wyznaczał, wskazywał i tym wyciągnięciem ręki dawał znak, żeby jego dano Polakom i katedrze krakowskiej". Inne zródło podaje, że św. Florian miał w ręce kartkę z napisem:  Ja pójdę do Polski". Opowiastki zaiste godne doby średniowiecza!
Równie piękna historia wiąże się z fundacją i lokalizacją świątyni. Ponoć woły ciągnące wóz z relikwiami św. Floriana stanęły na przedmieściu Krakowa i ruszyły stąd dopiero wtedy, gdy książę i biskup złożyli uroczyste ślubowanie, iż postawią w tym miejscu kościół dedykowany świętemu męczennikowi Florianowi. Taka jest legendarna geneza budowy naszego kościoła, który w roku 1216 uroczyście poświęcił kronikarz Mistrz Wincenty Kadłubek, ówczesny biskup krakowski.
Kadłubkowi zawdzięczamy piękne legendy o smoku wawelskim, którego wprowadził na karty mitycznych dziejów Polski. Zresztą nie tylko tę legendę zapisał ku pamięci potomnych Mistrz Wincenty, uznany w 1764 roku przez Kościół za błogosławionego. W ten sposób kreowano patrona polskich historyków, o czym większość z nich nie wie. Zresztą, innym profesjom Kościół również wyznaczył orędowników niebieskich...
Od szesnastego stulecia kościół św. Floriana pozostawał jako kolegiata uniwersytecka pod patronatem Akademii Krakowskiej, której profesorowie Świętej Teologii - ówczesnej królowej nauk - byli proboszczami świątyni. W ten sposób dorabiali do akademickich apanaży. Jak widać pod tym względem nic się w nauce nie zmieniło.
Kościół św. Floriana wielokrotnie był przebudowywany, w obecnym kształcie pochodzi z drugiej połowy siedemnastego wieku, kiedy to po szwedzkim potopie został zbarokizowany, co w żargonie historyka sztuki oznacza nadanie mu barokowej formy. Wewnątrz świątyni uwagę przykuwa ołtarz główny, suto złocony, a w nim wizerunek św. Floriana, pędzla Jana Trycjusza, nadwornego malarza króla Jana III Sobieskiego. Jako że świątynia ta byta związana z Akademią Kra-kow-ską nie może brakować obrazu wyobrażającego patrona uczelni
Z KLEPARZA NA RYNEK 19
i jej profesora w piętnastym wieku - św. Jana Kantego, wyniesionego na ołtarze w roku 1767. Otóż po lewej stronie od wejścia znajduje się w szeregu kaplic, kaplica św. Jana Kantego. W ołtarzu obraz Tadeusza Kuntze Konicza, który namalował cud z dzbankiem. Legenda opowiada, że podczas przechadzki po rynku zobaczył Jan z Kęt płaczącą dziewczynę, która rozbita dzbanek peten mleka. Jan zebrawszy skorupy, cudowną mocą skleił dzbanek i nakazał dziewczynie zaczerpnąć wody z Rudawy. Potem zamienił wodę w mleko, tak uratował służącą przed karą chlebodawców. To jeden z cudów zdziałanych mocą świętego profesora Almae Matris.
Fragment fasady kolegiaty św, Floriana
W kaplicy tej mamy - niezwykle rzadką w kulturze - chorągiew kanonizacyjną, która - dodajmy - przetrwała przeszło dwa stulecia; zabytek po kanonizacji w bazylice św. Piotra na Watykanie w roku 1767. Istniał wówczas w Kościele zwyczaj, że podczas ogłaszania nowego świętego przez papieża wywieszano chorągiew kanonizacyjną. Nasza jest oryginalnym świadectwem obyczajowości kościelnej, liczącej sobie wiele dziesiątków lat.
20 Z KLEPARZA NA RYNEK
Przechodzimy dalej, już po przeciwnej stronie, w kaplicy św. Anny, skupmy naszą uwagę na póznogotyckim tryptyku św. Jana Chrzciciela i barokowej chrzcielnicy z czarnego marmuru.
Warto przypomnieć, że od kolegiaty św. Floriana zaczynały się zwykle ingresy monarsze urządzane z racji koronacji i pogrzebowe wjazdy z trumnami królów i ich najbliższych. W murach kolegiaty św. Floriana nowego monarchę zwyczajowo witał rektor uniwersytetu z senatem akademickim. Tędy podążały do dawnej stolicy Rzeczypospolitej Obojga Narodów orszaki królewskie, udające się na koronację bądz na uroczystości pogrzebowe, stąd zaczynały się uroczyste wjazdy posłów cudzoziemskich. Dzisiaj trasa wiodąca od kościoła św. Floriana przez Barbakan, Bramę Floriańską, obok średniowiecznych murów miejskich, ulicą Floriańską, Rynkiem Głównym i ulicą Grodzką aż na Wawel należy do największych atrakcji turystycznych Krakowa. Wokół Drogi Królewskiej (Via Regia) możemy podziwiać wyjątkowe pomniki sztuki i kultury narodowej.
Przed wiekami na plebanii tutejszego kościoła ukrywał się książę mazowiecki Siemowit, pretendent do ręki Jadwigi Andegaweńskiej. Ogłoszony podczas zjazdu w Sieradzu królem Polski, postanowił zrealizować swe marzenie i porwać młodziutką Jadwigę, kiedy tylko przybędzie do Polski. Ów raptus puellae miał w zamyśle doprowadzić Siemowita do tronu. Skończyło się na ucieczce z Krakowa.
Opuszczamy kościół św. Floriana. Wypada przypomnieć, że w jego murach brał ślub z imć Teofilą Pytko Stanisław Wyspiański. Było to w roku I 901, poeta, mający już z tego związku dzieci, starał się go zalegalizować przed obliczem Kościoła jako parafianin św. Floriana. Niestety, małżeństwo nie przyniosło mu szczęścia, podobnie jak ukochane miasto, o którym przed śmiercią pisał:
 O kocham Kraków - bo nie od kamieni
przykrościm doznał - lecz od żywych ludzi,
nie zachwieje się we mnie duch ani się nie zmieni,
ani się zapał we mnie nie ostudzi,
to bowiem z Wiary jest, co mi rumieni
różanym świtem myśl i co mnie budzi.
Im częściej na mnie kamieniem rzucicie,
sami złożycie stos - stanę na szczycie".
Z KLEPARZA NA RYNEK 2
Kto dziś pamięta o adwersarzach poety, w tym kardynale Janie Puzynie, który nie dopuścił do realizacji kartonów witrażowych przeznaczonych dla katedry wawelskiej. Wszyscy natomiast podziwiają nieśmiertelne Wesele, Wyzwolenie czy Noc Listopadową, Dodajmy, że w ostatniej drodze na Skałkę towarzyszył poecie-wieszczowi, ten który słyszą tylko najwięksi - dzwięk królewskiego  Zygmunta", bowiem jak wierzył:
 Wielkości! Komu nazwę twą przydano, ten tęgich sił odżywia w sobie moce i duszą trwa wielekroć powołaną ... przemoże śmierć i trumien głaz zdruzgoce, powstanie z martwych".
Kto wie, że w pobliżu kolegiaty świętofloriańskiej, na cmentarzu kościelnym, gdzie ongiś stała (w narożu placu Matejki i ulicy Kurniki) szkoła parafialna, rodziło się powołanie Adama Chmielowskiego, malarza, powstańca styczniowego, przyjaciela Heleny Modrzejewskiej. Człowieka, który niczym bohater mickiewiczowski: Gustavus obiit [...] natus est Conradus, wreszcie przede wszystkim człowieka, który zrozumiał, że istotą chrześcijaństwa jest miłosierdzie. Podobnie jak św. Franciszek z Asyżu upodobał sobie Chmielowski nędzę ludzką. Nigdy nie pytał o stan cywilny, wyznanie czy pochodzenie. On w każdym człowieku zawsze dostrzegał Chrystusa. Tu urządzał wigilie dla biedoty, bo dla Polaków Wigilia przestania właściwe święta. Introligator Aukasz Kruczkowski, ojciec pisarza Leona, opisał jedną z wilii, urządzanych w ruinach szkoły św. Floriana:  Podszedłem z kolegami do okna i zajrzałem do wnętrza: oczom naszym przedstawiła się sala pozbawiona całkowicie podłogi i sprzętów. Na gołej ziemi w kształcie wianka siedziało 8 do 12 starców o wyglądzie żebraków, wśród nich nasz Pan w pelerynie. Środek wianka zasłany gazetami, płonie kilka miernych świec, a na gazetach, bez żadnych naczyń, leży pożywienie przyniesione przez Pana w pelerynie. Pózniej dopiero dowiedziałem się, że ten Pan w pelerynie to Adam Chmielowski". To on,
22 Z KLEPARZA NA RYNEK
już jako Brat Albert, kierowa) się stówami Chrystusa:  Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie". Jako drogowskaz życiowy przyjął Adam Chmielowski, obok Dekalogu, Chrystusowe Kazanie na Górze, oparte na żywej miłości blizniego.
Jeśli czas nam na to pozwala z okolicy dworca kolejowego, autobusem nr 105, podjedzmy na Prądnik Czerwony. Tam przy ulicy Woronicza znajduje się siedziba zgromadzenia Sióstr Albertynek i niewielki kościół Ecce Homo, w którym spoczywają relikwie Brata Alberta, wyniesionego przez papieża Jana Pawła II na ołtarze. To Karol Wojtyła, w tym czasie wikariusz u św. Floriana, w dramacie Brat naszego boga opowiedział o przemianie Adama Chmielowskiego. Kolejna, jakże ważna cząstka kultury Krakowa. Siostry troskliwie przechowują obrazy św. Brata Alberta wraz ze słynnym Ecce Homo. To wybitne dzieło sztuki robi niezwykłe wrażenie. Wizerunek sponiewieranego Chrystusa. Piłatowe Ecce Homo. Ukończona jest jedynie twarz Zbawiciela. Okryty szkarłatną materią tors jest naszkicowny. Brat Albert wyraziście namalował tylko serce w pętach, symboliczny klucz duchowy do zrozumienia obrazu. Obraz stał się przełomem w życiu artysty. Brat Albert dowiódł nim, że rezygnacja ze sztuki nie była wynikiem zawodu czy kruchości talentu, lecz przestaniem danym mu od Stwórcy. Tym wybitnym i pełnym symboliki dziełem artysta obwieścił zwycięstwo powołania nad talentem. Adam Chmielowski umierał, rodził się Brat Albert, wielki miłosierdziem, który w naszych czasach dat najpełniejsze świadectwo Ewangelii.
Powracamy na plac Matejki. Znowu jesteśmy przed kościołem św. Floriana. Gdy już poznaliśmy świątynię, godzi się jeszcze przypomnieć i warstwę anegdotyczną, choć miejscowi duchowni zawsze się od niej odżegnują. Nieraz na usta ciśnie się: Apage Satanasl
Otóż, jak wieść gminna głosi w tej świątyni ochrzczono Mistrza Twardowskiego, o czym nie omieszkał napisać powieściopisarz i wytrawny znawca tematu Józef Ignacy Kraszewski w powieści pt. Mistrz Twardowski. Powieść z podań gminnych. Przypomnijmy, że wcześniej,
Z KLEPARZA NA RYNEK
jeszcze przed urodzeniem pierworodnego, ojciec zapisał go czartu. Zatem z chrztem świętym były kłopoty.  Zaledwo koniom obrok zasypano - powiada Kraszewski,- wyjaśniło się niebo, szlachcic znowu wyjechał i znowu zachmurzyło się, wiatr zadąt, znowu się burza zaczęła, ale on utuliwszy dobrze syna, na nic już nie zważając jechał dalej. Dwa razy kolasa przewróciła się w drodze, dwa razy konie unosiły i tylko krzyż pański ratował, nareszcie nabłądziwszy się i przebywszy tysiąc przeszkód, dostali się do Krakowa. Nazajutrz rano mamka z dzieckiem idąc do kościoła ledwie cudem siebie i niemowlę od kilku przypadków uratowała. Napadł ją był naprzód pies ogromny zastępując jej drogę i warcząc, póki go nie przeżegnała, potem jezdziec jakiś ciągle ją koniem ścigał i mało nie roztratował, pędziła kolasa, od której ledwie umknęli, a we drzwiach kościelnych poślizgnęła się i padła. Szczęściem ojciec dziecię pochwycił i jakoś je ochrzczono". Dodajmy, że wcześniej ojciec Twardowskiego  pojechał do Krakowa i proboszczowi u św. Floriana catą rzecz wyjawił. Ten pobożny staruszek namyśliwszy się dat mu relikwie i kazał dziecię przywieść do Krakowa".
Tyle legenda, gdzie fantazja mija się z rzeczywistością. Ale, czy Kraków nie jest jedną wielką fantazją? Miastem mitów, także narodowych, kształtujących postawy ojców, dziadów i wnuków. Czas najwyższy, wkroczyć do dawnego Krakowa.
Opuszczamy Kleparz, Dla zainteresowanych targiem polecamy uroczy Rynek Kleparski. Droga do niego krótka: wiedzie od Pomnika Grunwaldzkiego niewielką uliczką Ignacego Jana Paderewskiego. Od z górą stu lat jest to największy plac targowy krakowian. Kupisz tu wszystko, a i współczesny rzezimieszek trzos, dziś portfel, ukraść może. Stragany mienią się i pachną wszelkimi darami natury, woń świeżych owoców i warzyw kusi kupujących. Barwne targowisko ma swój klimat, warto je zobaczyć. Możne przed rozpoczęciem spaceru po starym Krakowie pożywić się soczystymi jabłkami czy winogronami.
Przechodzimy ruchliwą ulicę Basztową. Jesteśmy pod Barbakanem. Przed nami Brama Floriańska i mury obronne. Raczej ich resztki. To
Z KLEPARZA NA RYNEK
wszystko wtopione wiosną i latem w zieleń Plant, którym poświęcimy osobny rekreacyjny spacer. Na Bramie Floriańskiej króluje piastowski Orzeł, odkuty z końcem dziewiętnastego wieku podług modelu samego Jana Matejki. Nawiązuje do dawnego Orła, o którym siedemnastowieczny poeta pisał:
 Orzeł w krakowskiej bramie pod Trzema Wieżami Rozciągnionymi gości przyjmuje skrzydłami. Patrzy jednak z pilnością, gdy bram waszych strzeże, Kogo wpuścić do miasta, kogo wziąć na wieże".
To aluzja do herbu Krakowa.
Mury średniowiecznego Krakowa powstawały etapami, poczynając od końca trzynastego wieku, kiedy książę Leszek Czarny zezwolił mieszkańcom na wzniesienie solidnych obwarowań. W średniowieczu na budowę warowni musiano uzyskać zgodę panującego władcy. Obok Leszka Czarnego najbardziej do budowy obwarowań przyczynił się król Wacław II, u nas zwany Wacławem Czeskim, cieszący się wśród Polaków nienajlepszą opinią, choć był to monarcha energiczny i podejmujący znakomite decyzje gospodarcze. Resztę dane było dopełnić dwóm królom, Władysławowi Aokietkowi i Kazimierzowi Wielkiemu. Przez wieki mury były unowocześniane i rozbudowywane. Na fortyfikacje składał się podwójny mur i fosa wypełniona wodą. W znacznej części mur byt jednakże pojedynczy. W osiemnastym stuleciu mury przerywały baszty i bramy wjazdowe do Krakowa. Bram było siedem, baszt czterdzieści siedem, wliczając doń baszty bramne. Istniały też furtki wyjściowe. Oczywiście, na noc bramy zamykano, a straż miejska czuwała nad bezpieczeństwem mieszkańców, podobnie strażnik, pełniący wartę na wieży Mariackiej. W tym stanie mury bardzo zaniedbane przetrwały do początku dziewiętnastego stulecia, kiedy to ze względów sanitarnych i bezpieczeństwa władze austriackie postanowiły je zburzyć. Na dobrą sprawę tym niefortunnym pociągnięciem nadal obarcza się Austriaków, a faktycznie oni tylko podjęli decyzję, którą ochoczo zrealizowano w czasach Księstwa Warszawskiego i pózniej. Sporządzający na zlecenie Wiednia raport o stanie Krakowa Antonio Baldacci z niesmakiem wspominał obrzydliwy smród, wydzielający się z zaniedbanych fos miejskich, który sprawiał, że miasto pełne byto szkodliwych dla zdrowia fetorów. W opustoszałych basztach gniezdził się tzw. ele-
Z KLEPARZA NA RYNEK 25
ment przestępczy. Wreszcie nie brakowało tu wszetecznic, uprawiających swój proceder bez żadnej żenady. Mato kto ważył się nocą przechodzić wokół murów. A kasa miejska, jak zawsze, świeciła pustkami. Zatem zaczęto burzyć średniowieczne fortyfikacje, materiał z rozbiórki skrzętnie wykorzystując do budowy domów. Dzięki interwencji i staraniom (w roku 1817) profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego Feliksa Radwańskiego uratowano północną część fortyfikacji z Barbakanem, Bramą Floriańską i trzema basztami połączonymi kamiennym murem. Argumentacja Radwańskiego była wielce osobliwa:
 [...] wiatry północny, północno-wschodni i północno-zachodni, a z tych pierwszy i ostatni niosą nam zwyczajne śniegi zadymne, takowe miota-tybyje gwałtownie ze samego Kleparza wśród Rynku i gdyby te panowały, ciężko by się przyszło komu na nogach utrzymać (...) kobiety i dzieci byłyby wystawione na częste fluksje, reumatyzmy, a może i paraliże".
Zatem obok  starożytnej pamiątki, piastowskiego zabytku" do rozsądku jednak przemówił argument zdrowotny, a przerazliwy lęk przed  fluksjami i reumatyzmami" uratował bezcenny zabytek dla przyszłych pokoleń. Senatorowie Wolnego Miasta Krakowa na wniosek profesora Radwańskiego pozwolili zachować ten fragment murów obronnych. Wtedy to zrozumiano sens ochrony zabytku, który pełnił w dawnej Rzeczypospolitej osobliwą funkcję, związaną z najdonioślejszymi wydarzeniami w życiu państwowym. Wyjaśnijmy. Barbakan wraz z Bramą Floriańską to Brama Chwały - Porta Gloriae, przez którą wjeżdżali do stolicy królowie, biskupi, cudzoziemscy posłowie. Tak, jak oni przed wiekami, teraz my idziemy Drogą Królewską, tyle że spacerkiem. Będzie to długi, co najmniej pół dnia trwający spacer, ale na miłe chwile pozwoli nam wypicie kilku kaw, oczywiście w najlepszych krakowskich kawiarniach.
Stoimy przed Barbakanem, zwanym też Rondlem. To najciekawszy zabytek architektury obronnej, i to w skali europejskiej. Materiału porównawczego nie jest aż tak wiele, a z najbliższych nam terenów wymieńmy podobną konstrukcję w Górlitz. Krakowski Barbakan to okrągła (stąd rondel) gotycka ceglana budowla zwieńczona siedmioma wieżyczkami, zbudowana w latach 1498-1499 w obawie przed najazdem wołosko-tureckim, spowodowanym bukowińską klęską króla Jana Olbrachta. To te królewskie niefortunne podboje przyczy-
26 Z KLEPARZA NA RYNEK
nity się do stworzenia maksymy, że  za króla Olbrachta wyginęta szlachta". Tej klęsce wojsk szlacheckich zawdzięczamy gwałtowną naprawę fortyfikacji krakowskich i postawienie od północy Barbakanu - w obecnym kształcie, który miał bronić na wypadek najazdu tureckiego od tej strony stolicę, jako że Kleparz nie posiadał żadnych naturalnych umocnień. Stał się Barbakan najbardziej na północ wysuniętym elementem fortyfikacyjnym. W razie potrzeby mógł być broniony ogniem z broni palnej z murów usytuowanych przy Bramie Floriańskiej, z którą połączony był szyją, niestety również zburzoną w dziewiętnastym wieku. Całość założenia otaczała rozległa fosa, służąca jako dodatkowe umocnienie wodne z całym systemem śluz wodnych. To znakomite dzieło architektoniczne - zarazem brama wjazdowa do Krakowa - jest dziełem nieznanego twórcy, znakomicie zorientowanego w myśli architektonicznej, szczególnie w zakresie tak zwanej architecturae militańs. Warto nadmienić, że przypomina niektóre rozwiązania teoretyczne samego Leonarda da Vinci. To także świadczy o jego miejscu pośród zabytków europejskich.
Barbakan po raz ostatni bronił Krakowa przed wojskami rosyjskimi podczas konfederacji barskiej, co poświadcza tablica umieszczona od

Z KLEPARZA NA RYNEK 27
strony wschodniej, upamiętniająca pasamonika Marcina Oracewicza, który w roku 1768 zastrzelił rosyjskiego oficera Panina, dowodzącego nieprzyjacielskimi wojskami. Niebawem zrodziła się legenda, że z braku amunicji Oracewicz fuzję nabił guzem od czamary i nim trafił w głowę rosyjskiego pułkownika. Od tej pory czczony był jako bohater narodowy i w tej aurze zmarł około roku 1780. Zresztą nasza skłonność do mitologizacji dziejów objawiła się z całą stanowczością przy wydarzeniach związanych z konfederacją barską i obroną Krakowa. Opowiadano, że gdy wojska nieprzyjacielskie daty ognia pod Bramą Floriańską, to Marcin Oracewicz spiesząc na obronę, przechodząc obok obrazu Matki Boskiej umieszczonego w szyi łączącej Barbakan z Bramą Floriańską miał potrzeć guz od czamary o cudowny wizerunek, przywołując na pomoc Madonnę. Według drugich relacji ponoć nad murami objawiła się Najświętsza Marya Panna i okrywając płaszczem Kraków, uratowała go przed Rosjanami. Z czasem ołtarz wraz z obrazem Matki Boskiej trafił po zburzeniu szyi do Bramy Floriańskiej. Cały dzień ptoną tutaj świece, a w skarbonie gromadzi się pieniądze dla najuboższych. Wieść gminna głosi, że przed tym wtaśnie obrazem modlił się król Jan III Sobieski przed wyprawą wiedeńską. Dodajmy, że przed prawie każdym znanym obrazem maryjnym miat wedle legendy zwyczaj zanosić modły ten monarcha. Atak na dobrą sprawę obraz w Bramie Floriańskiej pochodzi z osiemnastego stulecia i jest kopią wizerunku Matki Boskiej Piaskowej.
Powróćmy jeszcze na chwilę do Barbakanu. Nie można pominąć mistycznych wątków w historii tego miejsca.
To w Barbakanie znajduje się wedle ezoteryków ostateczny punkt odniesienia dla linii magicznej łączącej Wawel - okultystyczne centrum - z Barbakanem. Dociekano też ezoterycznej symboliki siedmiu wieżyczek, zdobiących Barbakan. Któż jednak zrozumie, co kryje się w siedmiu wieżyczkach? A kto potrafi dostrzec ósmą, ten w pełni zharmonizował się, z przyszłością, życiem transcendentalnym. A siódemka zawsze uchodziła za cyfrę świętą, wszak, jak głosi biblijna Księga Mądrości,  aleś Ty wszystko urządził według miary i liczby, i wagi". Ósemka od starożytności uchodziła za symbol tego co najdoskonalsze. W rozpowszechnionym wtedy obrazie siedmiu sfer planetarnych, tworzących siedem nieb, ósma sfera napawała tajemniczością, stanowiąc liczbę i siedzibę zastrzeżoną dla bogów.
28 Z KLEPARZA NA RYNEK
Atajemnicza liczba osiem wypełnić ma się dopiero w dniu Sądu Ostatecznego. Brama Barbakanu to nic innego, tylko brama wiodąca do innego wymiaru, nowej rzeczywistości. Zapowiada ona nowy exodus do Ziemi Obiecanej, apokaliptycznego Jeruzalem. W magicznej interpretacji Barbakanu jest jeszcze kamień, który odbiera nasze troski. Owo wyssanie trudów codziennych i kłopotów dostępne jest tylko w magicznym kręgu Barbakanu. I o tym pamiętajmy. Wszak mistyka to drugi nurt, cień naszego życia.
Barbakan to również niezwykły teatr pod gołym niebem. Ba, najdoskonalszy z teatrów na świecie. Poznano już jego walory na krótko przed wybuchem pierwszej wojny światowej, kiedy za czasów Młodej Polski malarz Jan Styka, znany z dewocyjnych akademickich obrazów, pełnych mistyki i właściwej aranżacji twórczej postanowił tutaj, czyli w Rondlu, ustawić panoramę grunwaldzką, ale od tego niefortunnego zamiaru powstrzymała go i rajców miejskich, w tym zasłużonego prezydenta Juliusza Leo, piosenka  Zielonego Balonika", tak opiewająca wspaniałe projekty mistrza Styki:
 Zobaczył pan Styka Jak raz mały kondel Podniósł zadnią łapkę I spaskudził Rondel. Oj dana!
I przyszła mistrzowi do głowy myśl słodka: A gdyby to samo Zrobić ode środka. Oj dana!"
Wobec powyższego prezydent Leo zabronił zeszpecenia Barbakanu, choć Styka nie dał za wygraną. O nim krążyła anegdota, że malując Chrystusa cały czas klęczał. Wreszcie Pan Jezus nie wytrzymał i rzecze: Ty mnie nie maluj na klęczkach, lecz maluj dobrze. No cóż, religijny kicz nigdy nie miał granic, czego dowodzą nam pewne bardzo religijne dzieła.
W ubiegłym stuleciu w Barbakanie wystawiono wóz Drzymały, symbol oporu wobec germanizacyjnej polityki niemieckiej. Zakupiony w roku 1910 przez społeczeństwo Wielkopolski dla krakowskiego
Z KLEPARZA NA RYNEK 29
Muzeum Narodowego, został przywieziony do Krakowa i wystawiony w Barbakanie, uświetniając uroczystości grunwaldzkie. W roku 1929 w związku z Wystawą Krajową przewieziono go do Poznania, skąd wrócił ponownie do Barbakanu, który był wtedy na okrągło udostępniany zwiedzającym. Wóz stał pod gołym niebem i butwiał. Skandal z wozem Drzymały wybuchł już po śmierci jego właściciela, w roku 1937. Społeczeństwo za pośrednictwem  Kuriera Warszawskiego" dowiedziało się, że:  Wóz Drzymały ustawiony w Barbakanie zmarniał pod wpływem słoty, słońca i powietrza do tego stopnia, że zostało tylko podwozie, które następnie nabył jakiś przedsiębiorca i zrobił z niego platformę do rozwożenia towarów. Reszta została przez konserwatorów krakowskich rozebrana, a jedną ścianę umieszczono w Muzeum Narodowym".
Tu w Barbakanie złożono na noc przed pogrzebem prochy Juliusza Słowackiego. Był rok I 927. Tutaj mieszkańcy Krakowa oddawali hołd Wieszczowi, wielkiemu mistykowi.
Wreszcie na krótko przed wybuchem drugiej wojny światowej stat się Barbakan najpiękniejszą sceną dramatyczną z naturalną dekoracją. Otóż z okazji Dni Krakowa po raz pierwszy odegrano w roku 1938 średniowieczne widowisko zatytułowane Igrcewgród walą. A Barbakan był najcudowniejszym aktorem tego niepowtarzalnego spektaklu pióra krakowskiego barda Adama Polewki, który sprawił, że wędrowny wagant w Igrcach wyśpiewuje:
 Któż wypowie twoje piękno Krakowie prastary? Chyba, że na Sukiennicach Przemówią maszkary. (...)
Hej księżycu, ty wagancie, Co wędrujesz miasty, Wezmij Kraków nasz do nieba I opraw go w gwiazdy."
Słowa proste i jakże ujmujące. Zdradzające wielkie przywiązanie pisarza do Krakowa, w którym na śmierć był zakochany. Po latach przypomniano Polewce czerwoną legitymację, odebrano ulicę, zburzono niewielki pomnik. Zapomniano, iż już przed wiekami św. Tomasz
Z KLEPARZA NA RYNEK
z Akwinu powiada), że artysty nie pyta się o wyznanie czy prowadzenie, ale przestrzega się, by byt dobrym twórcą. A może rację miat przyjaciel Adama Polewki, mistrz Konstanty Ildefons Gałczyński, pisząc:
 Skumbrie w tomacie, skumbrie w tomacie Chcieliście Polski, no to ją macie!",
Polewka po prostu kochał Kraków, w Igrcach w gród walą zawarł legendę humoru, piosenki, wzruszenia dawnego Krakowa, był autorem znakomitego przekładu farsy Mistrz Piotr Pathelin, perełki trans-latorstwa. Toteż przy Barbakanie nie mogło braknąć jego nazwiska. Należy mu się to przez to, co nazywa się kulturą, mimo ze należał Polewka do znanych i cenionych w swoim czasie działaczy społecznych i politycznych, fanatycznie niemal zapatrzonych w komunistyczne idee. Przedwojenny wojewoda kielecki miał powiedzieć o Polewce:  Choćby pan Polewka mówił o Matce Boskiej, to i tak odczyt będzie komunistyczny".
'" (&: " '. -
Opuszczamy wreszcie Barbakan. Może było o nim za wiele, ale tak trzeba.
Podchodzimy do Bramy Floriańskiej. Należy ona do najstarszych bram miejskich, wzmiankowana była już na początku wieku czternastego. Wewnątrz wspomniany powyżej ołtarz z wizerunkiem Matki Boskiej, dawniej stojący w szyi łączącej bramę z Barbakanem. Po przejściu bramy - od ulicy Floriańskiej - dostrzegamy póznobarokową płaskorzezbę wyobrażającą św. Floriana gaszącego pożar, jako że taki mu przypadł przydział niebieski. Gasił pożary, jak również żądze, nie obce każdemu z nas. Zatem w takich chwilach módlmy się do św. Floriana. Żarty na bok. Są sprawy poważniejsze. Od strony miasta w murach miejskich urządzono ganek straży broniącej Kraków przed wrogiem. Z dawnych baszt dostrzegamy: od wschodu basztę Pasamoników, a od zachodniej strony Bramy Floriańskiej (na prawo od wejścia) baszty Stolarską i Ciesielską. Pochodzą one z czasów schyłku gotyku.
Z KLEPARZA NA RYNEK
Zapewne jesteśmy już głodni i trochę zmęczeni. Krakowianie polecają słynne okrągłe bajgle albo obwarzanki lubo obarzanki. To ciasto parzone w wodzie, zwinięte jeszcze przed pieczeniem w kółko, posypane makiem, solą lub jak ostatnio sezamem. Zaraz po przejściu Bramy Floriańskiej często napotykamy wózek z bajglami. To przysmak Krakowa, sprzedawany z wózków, a dawniej też z koszy. Nazwa bajgle jest pochodzenia żydowskiego. Bez bajgli nie ma Krakowa. Pamiętajmy o tym.
Stoimy przy Bramie Floriańskiej. Smakujemy obwarzanki! Czas wyruszyć dalej. Skręcamy w lewo, aby wąską ulicą Pijarską dojść do placu Św. Ducha. Po drodze wstępujemy na małą czarną do .kawiarenki  Stare Mury". Ten niewielki lokal sięga pamięcią jeszcze dobrych przedwojennych czasów. Wtedy nazywał się  Pod Murami" i jego malarską dekorację zaprojektował Zygmunt Wierciak, zakochany bez reszty w Krakowie. Ściany knajpeczki, potem kawiarni, pokrywają malowidła opowiadające w dużym skrócie historię wzlotów i upadków Krakowa. To swoiste kompendium malowanych dziejów królewskiego grodu, wraz z wykazem dat najważniejszych zdarzeń w jego burzliwych dziejach. Warto ten urokliwy lokalik odwiedzić. Kawa tu  warta grzechu".
Opuszczamy gościnne progi i udajemy się, obok baszty Pasamoników (pasamonik w dawnych czasach to rzemieślnik wykonujący pasy i pasmanterię, inaczej z niemiecka szmuklerz), na plac Świętego Ducha.
Przed nami okazały gmach Teatru imienia Juliusza Słowackiego, wzorowany na paryskiej operze Garniera. Postawiony został w latach I 89 1- 893 według projektu znanego architekta Jana Zawiejskiego, a ufundowało go społeczeństwo, co przypominają nam wykute w marmurze słowa:  Kraków Narodowej Sztuce", widniejące na frontonie tego wspaniałego gmachu. Fasadę ozdabiają alegoryczne figu-' ry. Grupa z lewej to: Poezja, Dramat, Komedia, wykonane przez rzezbiarza Tadeusza Błotnickiego. Po prawej stronie dostrzegamy
32 Z KLEPARZA NA RYNEK
Muzykę, Operę i Operetkę, dtuta Alfreda Dauna. Na samym szczycie rzezby wyobrażające młodzieńca w kontuszu i dziewczynę w stroju szlacheckim. To Mickiewiczowska grupa  poloneza czas zacząć", zwana też  zaproszenie do tańca", utożsamiana z Panem Tadeuszem i Zosią; obydwie wyrzezbił krakowski artysta, Michał Korpal. Przed samym teatrem, na wykwintnie urządzonym skwerze, wznosi się pomnik ojca polskiej komedii hrabiego Aleksandra Fredry, dtuta Cypriana Godebskiego. Fredro zdaniem Tadeusza Boya-Żeleńskiego był patronem tej sceny aż do roku 1909, kiedy oddał pierwszeństwo Juliuszowi Słowackiemu. To z okazji setnej rocznicy urodzin Wieszcza, jego imię uroczyście nadano Teatrowi Miejskiemu, bo takim był wówczas nasz teatr.
Wnętrze teatru pełne pamiątek historycznych, czy to osób związanych z budową gmachu, czy też najznakomitszych aktorów, grających tu na deskach scenicznych. W pompatycznym wnętrzu sali teatralnej nie sposób pominąć słynnej kurtyny pędzla Henryka Siemiradzkiego, który to akademickie dzieło stworzył w roku 1894. Kurtyna - zachwycająca wszystkich widzów - dopełniła architektury
Fragment fasady Teatru im. Juliusza Słowackiego
Z KLEPARZA NA RYNEK 33
i dekoracji rzezbiarskiej widowni. Wyobraża ona postacie alegoryczne i symboliczne związane ze sztuką teatralną. Pośrodku Apollo-Na-tchnienie godzi Piękno z Prawdą. Po lewej stronie przed Tragedią roztacza się obraz zbrodni i niedoli, a Widma i Furie ścigają Morderstwo i Występną Miłość, zaś Eros pogrąża się w płaczu nad urną kryjącą tak drogie mu serca. W głębi, u stóp Sfinksa czyli Przeznaczenia Dobro i Zło toczą walkę o panowanie nad światem. Wszystkiemu przygląda się Komedia. Z prawej strony Psyche uwalnia z więzów Zmysłowość, unoszącą się za Muzyką i Śpiewem ku niebu. W głębi alegoria Młodości otaczającej w tańcu Terpsychorę.
Kurtyna Siemiradzkiego nie zyskała najlepszej prasy u współczesnych znawców sztuki. Krytykował ją bardzo ostro Stanisław Wyspiański, który w liście do Lucjana Rydla pisał o niej:  Pomysł jest najściślej banalny, prócz tego geniuszka płaczącego nad urną i ruchu dziewczyny, którą ktoś chce mordować (...), nie ma w całem tern dużem płótnie nic więcej godnego uwagi (...) - kompozycja według mnie cała jest studencka i nie wskazuje na żadną indywidualność myślącą. Dobre i znakomite jest wykonanie, szczegóły są staranne nieraz i piękne, poprawne (rysunek nóg, szyje kobiet), ale jest to utwór, któremu aż się dziwię jak na mnie, co jestem tak bardzo wrażliwy - żadnego wrażenia nie zrobił. Pochodnie Nerona są śliczne (...) ale kurtyna jest zerem".
Za kulisami znajduje się słynna garderoba teatralna Ludwika Solskiego, najznakomitszego polskiego aktora wszechczasów, reżysera i dyrektora tego teatru. Ściany tego niezwykłego wnętrza artyści, pisarze, poeci, aktorzy pokryli swoimi rysunkami, obrazami, wierszykami. W ten sposób powstał w teatralnej garderobie uroczy sztambuch, swoisty dowód przyjazni dla Solskiego, o którym krążyły niesłychane anegdoty, w tym ta o jego najlepszej roli aktorskiej. Otóż artysta, znany z łakomstwa na słodycze, należał do amatorów szarlotki. Kiedyś gdy siedział z przyjaciółmi w cukierni, bo tak nazywano kawiarnie, niespodziewanie zawezwano go do telefonu. Sytuację tę wykorzystali przyjaciele, posypując mu szarlotkę obficie solą. Kiedy artysta wrócił do stolika, wszyscy w napięciu oczekiwali na rozwój wydarzeń. Tymczasem Solski ze stoickim spokojem delektował się szarlotką. Zebrani jednogłośnie stwierdzili, że była to największa jego rola aktorska.
34 Z KLEPARZA NA RYNEK
No cóż, kulisy tej sceny niejedną rzecz widziały, stając się świadkiem najróżniejszych przypadków doli i niedoli aktorskiej. Nie brakowało najrozmaitszych przygód opisanych w księdze pamiątkowej czy we wspomnieniach aktorów. Ba! niektóre przeszły do skarbnicy teatralnych mitów. W tym przygoda znanego kiedyś aktora - Grzegorza Senowskiego. Bronisław Dąbrowski wspomina, że do  legendy przeszła jego [Senowskiego] przygoda w Betlejem polskim Rydla: spóznił się na scenę, przez dłuższy czas daremnie poszukiwano go w teatrze. Wreszcie znaleziono na sznurowni, gdzie podrywał beztrosko aniołka ze skrzydełkami".
Na deskach scenicznych, przecież świat nasz wyobrażających, wystawiali swe sztuki Michał Bałucki, Stanisław Przybyszewski, Jan August Kisielewski, a przede wszystkim Stanisław Wyspiański. To tutaj 16 marca 1901 roku odbyła się prapremiera Wesela. Natomiast w roku I 896 - pierwszy w Polsce pokaz filmowy. Z tą sceną związali się najwybitniejsi nasi reżyserowie i aktorzy. Wspomnijmy tylko dawnych: Ludwika Solskiego, Aleksandra Zelwerowicza, Tadeusza Pawlikowskiego, Juliusza Osterwę. W tym gmachu kryje się część historii polskiego teatru!
A teatr to zawsze niewyczerpana kopalnia anegdot. O znanym krakowskim aktorze Antonim Fertnerze opowiadano, że gdy dość pózno - bo liczył sobie lat siedemdziesiąt - został ojcem, jeden z kolegów złożył mu z tego powodu gratulacje. Znakomity artysta odparował:  Mój drogi, to tylko złośliwość przedmiotów martwych". O innym aktorze - tu zachowajmy anonimowość - mówiono, że gdy mu zmarła żona, składający kondolencje wdowcowi dramaturg jerzy Zawieyski zagadnął go o wstrząs, który przeżył. -A gdzie mnie pan widział? spytał aktor. W kaplicy - odparł Zawieyski. - W kaplicy, wzruszył ramionami aktor - trzeba mnie było widzieć nad grobem małżonki. Tam odegrałem najlepszą z moich ról...
Przy okazji przypomnijmy, ze plac Świętego Ducha powstał po zburzeniu z końcem dziewiętnastego stulecia kompleksu budynków szpitala św. Ducha, pozostającego od roku 1244 pod pieczą zakonu Du-chaków. Ten opustoszały kompleks wraz z kościołem św. Ducha zburzono mimo protestów Jana Matejki, aby w tym miejscu postawić teatr. Z zespołu tego przetrwał dawny szpital scholarów pod wezwaniem św. Rocha, wzniesiony w drugiej połowie piętnastego stulecia,
Z KLEPARZA NA RYNEK 35
zwany też Domem Pod Krzyżem (od krzyża na fasadzie od ulicy Szpitalnej), obecnie narożny budynek ul. Szpitalnej i św. Marka 21. Tutaj, co warto obejrzeć, Muzeum Historyczne m. Krakowa zorganizowało ciekawą ekspozycję, przedstawiającą dzieje krakowskiego teatru.
Stojąc przed Teatrem Słowackiego przez chwilę popatrzmy na kamienicę oznaczoną liczbą 38. Tutaj bowiem, jeszcze przed gruntowną przebudową tego domu rodziła się Młoda Polska. To właśnie tu -naprzeciw Teatru Miejskiego - Ferdynand Turliński w roku I 896 otworzył kawiarnię, która błyskawicznie stała się siedzibą cyganerii. Ba, jak głosił świątobliwy Kraków, cytując Sienkiewicza, była tu ruja i poróbstwo. Nic tylko wyklinać z ambon. Ale zrodzona w tym wnętrzu myśl przeszła na karty literatury i sztuki polskiej. Taka jest prze-mienność historii. To, co godne i wielkie zapisuje, co obskuranckie kasuje. Artyści gromadzili się w salce na piętrze zwanej  Paonem" czyli Pawiem. Nazwę zaczerpnięto ze słów wiersza Maeterlincka  ... les paons nonchalants". A bywali w  Paonie" Wyspiański, Józef Mehoffer, Jacek Malczewski, Włodzimierz Tetmajer. Od roku I 898 sam Stach Przybyszewski, który urósł na przywódcę bohemy. Towarzystwu uroku i werwy dodawała jego żona, słynna z urody Norweżka,
Kościół św. Krzyża
36 Z KLEPARZA NA RYNEK
Dagny Juel. Z czasem zawieszono tutaj płótno, na którym artyści malowali, a literaci pisali, co tylko chcieli. Po wielu perypetiach ten arcy-dziwny zabytek znalazł się w Muzeum Narodowym w Krakowie. Dziś nikt nie pamięta o tym miejscu.  Paon" przepadł na początku ubiegłego stulecia,  wygryziony" rzec można przez Jamę Michalika, ale o tym nieco dalej.
Z placu Świętego Ducha dostrzegamy gotycki kościół pod wezwaniem św. Krzyża. Ta malownicza, aczkolwiek skromna świątynia to także część dawnych zabudowań duchackich. Fundowana jeszcze w trzynastym wieku, być może za czasów księcia Leszka Białego lub Bolesława Wstydliwego, powstała najpewniej w czternastym stuleciu. Świątynia posiada unikalne sklepienie wsparte na jednym filarze. Na ścianach piękne piętnasto- i szesnastowieczne malowidła, odkryte z końcem dziewiętnastego stulecia. Wtedy przy konserwacji pracował młody artysta, Stanisław Wyspiański. Tutaj ów niepokorny twórca ściął się z apodyktycznym rządcą diecezji krakowskiej, kardynałem Janem Puzyną, który w rezultacie nie dopuścił Wyspiańskiego do pracy w katedrze na Wawelu. Oddajmy głos Franciszkowi Kleinowi, który to na pozór błahe zdarzenie opisał:  Tak się złożyło, że pewnego dnia przyjechał tam [czyli do kościoła św. Krzyża] kardynał w celu oglądnięcia postępu robót. Słysząc, że ktoś pod sklepieniem chodzi na rusztowaniu, zapytał o to proboszcza, który odparł, że to Wyspiański, artysta, który odnawia dawną polichromię kościoła. - Każ no go zawołać, niech ja się z nim rozmówię. Cóż to, nie słyszy, że ja przyjechałem? - powiedział kardynał nieco zirytowanym głosem. Proboszcz pchnął zaraz kościelnego pod sklepienie, żeby poprosił artystę na dół. Tymczasem Wyspiański, który dobrze widział i słyszał całą scenkę, urażony nieco tonem kardynała, odpowiedział, ze zejść nie może, bo ma zaczętą pracę. Te słowa bardzo dotknęły kardynała, który był dobrze znany z despotycznego usposobienia".
Raz jeszcze Puzyna uniemożliwił pracę Wyspiańskiemu. A było to przy polichromii kościoła Mariackiego. Po śmierci Matejki okazało się, że pozostał jeden fragment nieskończony, ślepe okna czyli tryforia w prezbiterium, od strony zakrystii. Zamówiono szkice u Wyspiańskiego. Jednakże Puzyna zakazał wykonać projektów Wyspiańskiego. I był w tej mierze zawzięty. Po latach, o ironio losu, to Wyspiański wszedł na karty szkolnych podręczników.
Z KLEPARZA NA RYNEK 37
W kościele znajduje się także tablica upamiętniająca największą polską artystkę dramatyczną Helenę Modrzejewską (zm. 1909), aktorkę występującą na scenach Europy i Ameryki Północnej. Jej grób znajduje się na cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Kościół św. Krzyża słynie z niedzielnych mszy świętych, w których uczestniczą artyści krakowscy, tak aktorzy, jak muzycy i plastycy. Jest to nowy element pejzażu kulturalnego Krakowa.
Wychodzimy z kościoła św. Krzyża, skręcamy na lewo, przechodzimy obok średniowiecznej plebanii (ul. św. Krzyża nr 23).
* / ?
-; i v ' M
x-t'.....,.,...--" %*
Podążamy wzdłuż kościoła na Planty. Tutaj w cieniu krzewów stoi pomnik komediopisarza Michała Bałuckiego (dzieło Tadeusza Błot-nickiego). Za działalność patriotyczną podczas powstania styczniowego został aresztowany i osadzony w więzieniu u św. Michała w Krakowie. Podobno tam ułożył słowa wiersza Dla chleba, znanego bardziej jako pieśń, niestety pijacka, zaczynająca się od słów:
 Góralu, czy ci nie żal Odchodzić od stron ojczystych? Świerkowych lasów i hal, I tych potoków srebrzystych? Góralu! Czy ci nie żal!
Góral na lasy spoziera,
I łzy rękawem obciera,
I rzekł: Ha, darmo kiej trzeba!
Dla chleba, panie, dla chleba."...
Ponoć zródłem natchnienia miał być góral z Chochołowa, z którym Bałucki siedział w kryminale. Jako autor powieści Pan burmistrz z Pipi-dówki stworzył pojęcie  pipidówka" - synonim biednego, małego miasteczka, rządzonego przez plotkę. Michał Bałucki przez wiele lat dostarczał teatrowi krakowskiemu znakomitych komedii, w których głupota i przywary mieszczańskie stały się zródłem komizmu. W jego twórczości nie tylko dostrzegamy katalog cnót i wad mieszczańskich,
38 Z KLEPARZA NA RYNEK
ale przede wszystkim świetnie oddany obraz dziewiętnastowiecznego Krakowa. Atakowany, zresztą niesłusznie przez krytyków, w tym przez Rydla, popełnił w roku 1901 samobójstwo na krakowskich Błoniach. Zabił go modernizm. Jego sztuki stały się niemodne!
Wracamy na plac Św. Ducha. Mijamy scenę  Przy pompie" i wchodzimy na ulicę Szpitalną. Tutaj pod nr 30 znajduje się kompleks budynków hotelu Pollera, działającego już w pierwszej połowie dziewiętnastego stulecia. Wtedy nosił także nazwę  Pod Złotą Kotwicą", od godła na fasadzie budynku. Tu właśnie zawsze zatrzymywała się Helena Modrzejewska, gwiazda teatrów europejskich i amerykańskich. Wielka aktorka miała w hotelu stały apartament. W hotelowej restauracji, po każdej premierze teatralnej, odbywały się uroczyste kolacje dla aktorów, wydawane przez właścicieli hotelu.
W narożu ulic św. Marka i Szpitalnej (nr 28) znajduje się hotel Elektor. W gotyckich podziemiach mieści się pełna uroku francuska winiarnia, serwująca wina rodem z przepięknej Francji. Biesiadników tego smakowitego trunku jednak przestrzegamy przed nadużyciem cudownego daru bożego, już bowiem wedle żydowskiej tradycji, gdy Noe po posadzeniu winnej latorośli oddalił się,  diabeł podlał krzew winny krwią jagnięcia, Iwa, małpy i świni. Dlatego pijący umiarkowanie jest łagodny jak jagnię, bądz śmiały jak lew, ale przy nadużyciu trunku zachowanie nabiera cech małpy lub świni". Zatem bądzmy ostrożni, nawet próbując świetnych win w średniowiecznym wnętrzu.
Warto przy okazji przypomnieć, ze w dawnej Polsce największą es-tymą cieszyły się wina węgierskie. Stąd bierze się łacińska sentencja: Hungariae natum, Poloniae educatum - wino zrodzone na Węgrzech, poddane dojrzewaniu w Polsce. Wierzono też, że in vino veritas -w winie prawda, bowiem rozwiązuje języki. Pamiętajmy o tym!
%>- /ii?
* I - ! -i .-
Z ulicy Szpitalnej, dochodzimy do ulicy Pijarskiej. Po drodze - pomiędzy Teatrem Juliusza Słowackiego a parkingiem samochodowym - znajduje się skwer, pokryty w lecie kwiatami. Pośrodku dostrzega-
Z KLEPARZA NA RYNEK 39
my kompozycję rzezbiarską Romana Tarkowskiego Komedianci. Gdzieś w tym właśnie miejscu ziemia kryje doczesne szczątki siostry Nimfy Suchońskiej ze zgromadzenia ss. kanoniczek Św. Ducha de Saxia. Ta niezwykła mniszka przyszła na świat w Warszawie w roku I 688. Już w młodości dokonała ofiary ze swego życia za ojczyznę i zakon. Była mistyczką, w krakowskim klasztorze miała widzenie: Zbawiciel powiedział do niej prorocze słowa o przyszłości Polski:  Ojczyzna twoja w dwudziestym wieku dopiero powstanie do bytu częściowo, a zaś w całości i wielkiej ozdobie w czas jakiś potem, jeżeli przykazań moich strzec będzie pilnie, zostając w posłuszeństwie namiestnikowi memu; jeżeli rozsławiać będzie wśród niewiernych moje imię, to i ja ojczyznę twoją błogosławić i rozszerzać będę". Nimfa Suchońska, za życia otoczona aurą świętości, zmarła w Krakowie w roku 1709. Po kasacie zakonu Duchaków (na początku XIX wieku) siostry przejęły kościół św. Tomasza (róg ul. Szpitalnej i ul. św. Tomasza). Zabrały sobą ów łaskami słynący krucyfiks, który przemówił do Nimfy. Obecnie w tym niewielkim barokowym kościele można, obok cudownego krucyfiksu, zobaczyć portret Nimfy Suchońskiej, przez zakonnice uznanej za błogosławioną.
Ulicą Pijarską wracamy pod Bramę Floriańską. W letniej porze może minie nas jeżdżący od Barbakanu omnibus konny, nawiązujący do tradycji tramwaju konnego, który od drugiej potowy dziewiętnastego wieku kursował ulicą Floriańską.
Wzdłuż murów miejskich udajemy się ulicą Pijarską w kierunku ulicy św. Jana. Po prawej stronie ulicę św. Jana od północy zamyka barokowy kościół Pijarów, zaprojektowany w pierwszej połowie osiemnastego stulecia przez polskiego architekta Kacpra Bażankę, z przepiękną fasadą, dziełem włoskiego twórcy Franciszka Placidiego z połowy tegoż wieku. Fasada ta obliczona jest na oglądanie z perspektywy Rynku Głównego. Optycznie zamyka ulicę św. Jana. We wnętrzu kościoła warto zobaczyć malowidło sklepienne w typie iluzjon istycznym, dzieło Franciszka Ecksteina. Natomiast pod kościołem jest obszerna krypta, w niej w okresie Wielkanocnym inscenizuje się Grób Chrystusa, do obejrzenia którego ściągają w Wielką Sobotę rzesze krakowian; nawiedzenie tego miejsca w tym dniu należy niemal do obowiązku. W krypcie organizowane są wystawy artystyczne, głównie twórców związanych z Kościołem.
40 Z KLEPARZA NA RYNEK
Naprzeciw, Hotel Francuski -jeden z najlepszych krakowskich hoteli starego typu, znany ze świetnej kuchni i doskonalej obsługi. Postawiony na początku ubiegłego wieku należał do najnowocześniejszych hoteli monarchii habsburskiej.
Na rogu ulic św. Jana i Pijarskiej wznosi się zespół Muzeum XX (czytaj Książąt) Czartoryskich, którzy przekazali swoją kolekcję Krakowowi. Muzeum na początku dziewiętnastego stulecia założyła księżna Izabela Czartoryska, jego siedzibę lokując w Puławach. Temu kolekcjonerstwu przyświecała dewiza  Przeszłość - Przyszłości". Po klęsce Powstania Listopadowego zbiory uratowano przed Rosjanami potajemnie ukrywając je w kraju, a potem wywożąc do Paryża, do Hotel Lambert. W roku 1876 książę Władysław Czartoryski przewiózł z Paryża do Krakowa rodzinną kolekcję dzieł sztuki i pamiątek historycznych. W 1880 roku otwarto Muzeum XX. Czartoryskich. Należy do najznakomitszych kolekcji nie tylko w Polsce, ale w Europie. Posiada zabytki sztuki starożytnej, zabytki średniowieczne, słynne emalie z Limoges, zabytki przemysłu artystycznego, cenne gobeliny, porcelanę, zbrojownię, bezcenną bibliotekę i bogaty zasób archiwalny.
Obok pamiątek po naszych monarchach i wielkich Polakach, zebrano także sporą galerię obrazów malarzy włoskich, flamandzkich, holenderskich, w tym dzieło samego Leonarda da Vinci - Damę z gronostajem czy Rembrandta Pejzaż z miłosiernym Samarytaninem. Niestety, podczas drugiej wojny światowej zaginął portret młodzieńca, namalowany przez Rafaela. W Muzeum Czartoryskich panuje trudna do opisania, niezwykła atmosferą, na którą niewątpliwie składa się system, dziś już nieznany, dziewiętnastowiecznej ekspozycji, polegającej na nagromadzeniu eksponatów, szokujących widza ilością.
Twórczyni zbiorów Czartoryskich, księżna Izabela, znana była powszechnie ze swej pasji - zbierania najrozmaitszych pamiątek, nie tylko po wielkich rodakach, lecz także sławnych obcokrajowcach. O autentyczności tych ostatnich pamiątek wyrażano się nader sceptycznie, uważając że księżna ma w swej kolekcji sporo falsyfikatów. Opowiadano w związku z tym, że jej małżonek, książę Adam Czartoryski, nagabywany często przez zonę o przesłanie jej jakiegoś cennego a rzadkiego daru z przeszłości, przywołał pewnego dnia nadwornego kozaka, kazał mu ściągnąć but, przykleił na nim karteczkę
Z KLEPARZA NA RYNEK 41
z napisem następującej treści:  But Dżingis-chana". I przestał go ku zadowoleniu żony do puławskich zbiorów.
Opuszczamy Muzeum XX Czartoryskich i ponownie udajemy się na ulicę Pijarską, gdzie wzdłuż murów obronnych, pomiędzy basztą Stolarską a Bramą Floriańską, mieści się oryginalna galeria obrazów, malowanych czasem przez domorosłych plastyków, a wystawianych na sprzedaż z myślą o turystach, przeważnie zagranicznych; dzieła te nieraz schlebiają mato wygórowanym gustom. Nie wymagajmy od wszystkich gustu konesera. Ta oryginalna galeria obrazów, ocierająca się o dość drogi kicz, istniała już przed wojną, tworząc koloryt współczesnego Krakowa. Podobne galerie na powietrzu znają wszystkie stolice artystyczne świata. Warto ten szczególny kiermasz sztuki zobaczyć, zatrzymać się, by pogwarzyć z artystyczną bracią, oczekującą na kupców. Warto wiedzieć, że dzieła  sztuki" spod Bramy Floriańskiej są nieraz droższe od prac wystawianych w dość licznych prywatnych galeriach. Za kicz trzeba płacić, choć kiczem bywa i to co nam się podoba, ale boimy się do tego przyznać...
Nareszcie jesteśmy na ulicy Floriańskiej, głównej ulicy starego Krakowa. Spod Bramy Floriańskiej w perspektywie rysuje się wieża kościoła Mariackiego, zamykająca ulicę od południa. To o niej napisał w te strofy (w I pot. XIX w.) bard krakowski Edmund Wasilewski:
 Patrz! mariacka wieża stoi,
dla miasta strażnica;
Na jej widok myśl się korzy,
a dusza zachwyca!
Na wysmukłej jej kibici
sześć wieków zdrzymało,
Przecież piękna, jak dziewica,
przecież stoi cało!
A poważny w swym ogromie,
niby rodzic miasta,
Kościół pod nią z łona rynku
42 Z KLEPARZA NA RYNEK
jak olbrzym wyrasta.
W jego sklepie oko zginie,
za myślą poleci,
Aż tam, gdzie na skroniach Maryi
gwiazd dwanaście świeci!..."
To ukoronowana wieżyca. Tunis coronata. Symbol Marii, jej niepokalanego poczęcia i dziewictwa, a po Wniebowzięciu jej niebiańskiej koronacji. Także symbol królewskiego miasta Krakowa. Tę symbolikę, dziś prawie nieczytelną, przez wieki dobrze pojmowały pokolenia krakowian.
Czas na spacer ulicą Floriańską. Po prawej stronie (w narożu ulic Floriańskiej i Pijarskiej) Hotel Polski  Pod Białym Orłem". Hotel ten istniał już na początku dziewiętnastego wieku, potem został rozbudowany. Dysponował wtedy kilkudziesięcioma pokojami, stajnią i wozownią. Mimo komfortu nie cieszył się najlepszą sławą. Zatrzymywali się tutaj podejrzani kupcy, oficjaliści dworscy, podrzędniejsi urzędnicy, nadto wszelkiego autoramentu margines. To chyba zadecydowało, że nikt w mieście nie interesował się gośćmi hotelowymi. Przypadł do gustu konspiratorom, którzy w jego pokojach czuli się bezpieczni między pijanymi kupcami oraz prostytutkami, świadczącymi  w numerach" usługi.
W tym hotelu w roku I 878 zamieszkał Ludwik Waryński. Tu go też aresztowano. Mimo tego, w tym właśnie miejscu zatrzymywali się
Godło hotelu
Z KLEPARZA NA RYNEK 43
kurierzy Polskiej Partii Socjalistycznej, przewożąc z Genewy tajne druki, jedną z kurierek była słynna  Piękna Pani", pózniejsza żona Józefa Piłsudskiego, Maria. Wczesną jesienią roku 1906 zamieszkała tu Wanda Krahelska, uczestniczka zamachu na gubernatora warszawskiego Skałtona. Tutaj została aresztowana. Na początku ubiegłego wieku hotel przemianowano na Hotel Polski. Dziś - od ulicy Floriańskiej - dostrzec można godło białego orła, ongiś godło naszego hotelu, do którego tędy właśnie wiodło główne wejście.
 Miał se Michalik cukiernię, Kupczył w niej trzezwo i wiernie, Kawusia, ciastka i pączki, Zapłata z rączki do rączki (...)
Każdy stan swoje ma smutki: Więc też w czas niezmiernie krótki W ów lokal, znany z trzezwości, Dziwnych sprowadził czart gości. W pobliżu świątynia stała sztuk Stamtąd się zakradł najpierwszy wróg, Malaria lokal obsiadła, Iżby w nim piła i jadła".
Tak kwitował słynny Boy początki  Zielonego Balonika", w szopce z roku 1910. Strofy te należy czytać stojąc przed kamienicą opatrzoną liczbą 45. Tutaj mieści się znany pomiędzy Odrą, Wisłą i Bugiem lokal:  Jama Michalika". Obecnie kawiarnia, kiedyś cukiernia. Założycielem jej był Jan Apolinary Michalik, syn ziemskiego właściciela, który nie chciał się uczyć, przeto ojciec dał go na naukę do cukiernika we Lwowie. Młody Michalik szukając szczęścia, zahaczył o Kraków i w roku I 895 otworzył Cukiernię Lwowską, do której szybko zaczęli się schodzić artyści z pobliskiej Akademii Sztuk Pięknych. Dołączyli do nich literaci, a z czasem bohema spod znaku  Paonu" Turlińskie-go. Równocześnie młody cukiernik zaczął niekonwencjonalnie wręcz nazywać swoje wyroby: Mickiewicz, Paderewski, Carmen, Flirt. To tutaj przy wódeczce i w oparach dymu zrodziła się myśl wydania Teki Melpomeny, zbioru litograficznych karykatur znanych krakowskich artystów, a zbiór ten wydany w roku I 905 znalazł szybko nabywców. W tym czasie z Paryża przybył do Krakowa dramaturg Jan
44 Z KLEPARZA NA RYNEK
August Kisielewski, który zaproponował, aby w  Jamie Michalika", tak ją zaczęli nazywać artyści, urządzić kabaret literacki, wzorem Paryża. Dał mu nazwę  Zielony Balonik", ponoć od sprzedawcy baloników, którego w pijanym widzie ujrzał na krakowskim Rynku. Potem narodziła się szopka satyryczna z lalkami. Cukiernia przyciągnęła bohemę Krakowa. Artyści zaczęli dekorować lokal swoimi dziełami, niejednokrotnie w ten właśnie sposób spłacając długi wódczano-kawowe wobec Jana Apolinarego Michalika. Wystawiana tutaj szopka satyryczna
Wnętrze Jamy Michalika
Z KLEPARZA NA RYNEK 45
atakowała kołtunerię, ówczesną zakłamaną moralność. Teksty pisał Tadeusz Boy-Żeleński, a wykonawcami byli: Rudolf Starzewski, Teofil Trzciński, Witold Noskowski, Stanisław Sierosławski. Szopkę na wzór kościoła w Modlnicy wykonał Stanisław Kamocki, zaś projekty lalek - Ludwik Puget. Dekoracje robili Karol Frycz i Kazimierz Sichulski. To właśnie wieczory i noce kabaretowe stworzyły legendę  Zielonego Balonika". Potem zmitologizował ją Boy.
W roku 1910 Michalik powiększył lokal. Projekt nowego wnętrza zlecił architektowi Franciszkowi Mączyńskiemu, zaś aranżację całości wykonał Karol Frycz. Salę nakryto szklanym dachem, kończąc tzw.  Górką", czyli estradą przeznaczoną na występy kabaretowe. Przybyły witraże. Centralne miejsce zajęła szopka Kamockiego i lalki wykonane według projektu Pugeta oraz Jana Szczepkowskiego. Niestety, wybuch pierwszej wojny światowej, raz na zawsze przekreślił świetność tego miejsca. Tutaj siadywali przy kawie i koniaczku Józef Piłsudski, Walery Sławek i Kazimierz Sosnkowski. Tworzyła się historia. To wnętrze ewokuje wspomnienia Młodej Polski, artystów epoki fin de siecle'u. Warto zajrzeć do  Michalika", zobaczyć szopkę Kamockiego wraz z lalkami, przyjrzeć się zaproszeniom do  Zielonego Balonika", wypić kawę i odpocząć przed dalszą wędrówką po Krakowie.
Wychodzimy na Floriańską, ożywieni kawą, i zaraz obok pod numerem 41 podziwiamy Dom Jana Matejki, obecnie muzeum, oddział Muzeum Narodowego. Tutaj w roku 1838 przyszedł na świat Jan Matejko, jeden z największych naszych malarzy, wielki wizjoner przeszłości, którego gigantyczne płótna tworzą niezwykle sugestywny obraz dziejów ojczystych. Tak po prawdzie to naszą historię dostrzegamy przez pryzmat obrazów Matejki, który stworzył stereotyp widzenia historycznego.
 Był mały, jako ludzie ciałem drobni
i przygarbiony nie wiekiem, lecz pracą;
był z tych, którzy są Aniołom podobni,
Których żywoty wiele wykołacą,
(...)
Do pocałunku głowę chylił w długich lokach,
z oczu mu gorzał żar - taki w prorokach..."
pisał o Matejce jego wielki uczeń, Stanisław Wyspiański.
46 Z KLEPARZA NA RYNEK
W tym wtaśnie domu spędzi) Matejko cate życie, tu powstawały jego obrazy, tu zmart w roku I 893. W kamienicy pieczołowicie odtworzono wnętrza z czasów mistrza Jana. Zorganizowano galerię obrazów, szkiców, portretów, zadbano o ekspozycję pamiątek po artyście, pięknie wystawiono rekwizyty, którymi się posługiwał. W matejkowskich zbiorach nie zabrakło osobliwych narzędzi tortur, które uratował z podziemi dawnego ratusza. W tym mieszczańskim wnętrzu czuje się ducha artysty, jego rodziny i femme fatale - żony artysty, Teodory z Giebułtowskich. Ta szalona kobieta zniszczyła mu życie. W sterylnej muzealnej czystości brakuje tylko pająków, które Mistrz tak kochał, że nie pozwalał zabijać, uważając, że one przynoszą mu szczęście. W tym mieszkaniu przyjmował cesarza Franciszka Józefa I, a dodajmy, że wizyta ta była dużym wyróżnieniem dla artysty.
Nie wszystkie dzieła Matejki wzbudzały zachwyt. Nie kochano jego historiozoficznych dywagacji. Opowiadano, że gdy namalował Rejtana pozwolił hrabiemu Stanisławowi Tarnowskiemu, profesorowi literatury polskiej UJ, obejrzeć obraz. Ten spostrzegłszy na pierwszym planie obrazu smutnej pamięci targowiczan: Szczęsnego Potockiego, Franciszka Ksawerego Branickiego i innych nie był tym zachwycony. Żegnając się z artystą, rzekł dość chłodno:  Powinien to nabyć tylko car". Na to Matejko:  Zrobiłby najwtaściwiej, gdyby kupił, bo skoro dawniej kupił oryginały, to teraz powinien do kompletu nabyć kopie".
W Szkole Sztuk Pięknych za czasów dyrektury Matejki wszechobecnie panował duch historyzmu. A gdy jednego ze studentów przyłapał Mistrz na malowaniu krajobrazu, ten szybko rzekł:  To jest droga, którą Władysław Aokietek uciekał w kierunku pieczar Ojcowa". Matejko zawsze wzbudzał emocje, tak za życia, jak po śmierci. Od lat trwa zacięty spór o rozumienie Matejki i całą spuściznę malarską. Ta ostatnia wydaje się wielu krytykom martwa, żywe pozostaje dziedzictwo tego kolosalnego ciśnienia historii, którą nam przekazał. Dzieło Matejki wywiera od stu przeszło lat niewymierzalny wpływ na świadomość narodową i wyobraznię historyczną Polaków. Ponadto, nie możemy pominąć liczby reprodukcji jego obrazów, a to wszystko czyni z Matejki prekursora współczesnej kultury masowej z jej uproszczonym kodem znaczeniowym, ułatwiającym percepcję. Był bowiem
Z KLEPARZA NA RYNEK 47
Matejko autorem I 33 obrazów historycznych, 7 martwych natur i 2 pejzaży...
W odmienny świat wkraczamy po przejściu progów kamienicy pod nr 25. To Muzeum Farmacji Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Największe w Polsce muzeum aptekarstwa, powstałe w Krakowie już po drugiej wojnie światowej. Gromadzi cenne utensylia apteczne, przyrządy laboratoryjne, ponadto całkowite wyposażenie aptek, piwnic do wyrobu win oraz pamiątki po zasłużonych aptekarzach (gabinet Ignacego Aukasiewicza). Muzeum jest znaną w Europie placówką, a jego zbiory można śmiało zestawiać z podobnymi w Bazylei czy Heidelbergu.
Naczynia apteczne
48 Z KLEPARZA NA RYNEK
Budynek oznaczony numerem 14 to kompleks Hotelu Pod Różą. Jest to jeden z najstarszych hoteli Krakowa o dużych tradycjach. W wieku szesnastym budynek należał do kupca włoskiego i pierwszego poczmistrza Prospera Provany, któremu w roku I 558 król Zygmunt August zlecił organizację poczty polskiej. Tu była jej najstarsza siedziba. Dopiero po przeszło dziesięciu latach przeniesiona została do kamienicy Montelupich na Rynku Głównym. Z szesnastego stulecia pochodzi przepiękny renesansowy portal prowadzący do hotelu. Na fryzie portalu umieszczono łacińską sentencję, która w polskim tłumaczeniu brzmi:  Niechaj dom ten stoi, dopóki mrówka nie wypije morza, a żółw nie obejdzie całego świata". Jak widać życzenie się spełniło. W podwojach tego domu Prosper Provano przyjmował wielu znamienitych gości, wśród nich Fausta Socyna, przywódcę polskich arian, spoczywającego na cmentarzu w Lustawicach, koło Zakliczyna nad Dunajcem, do którego grobu przez stulecia pielgrzymowali wyznawcy arianizmu. Ten Włoch zjawił się pod Wawelem w roku I 579; w swoich pismach i wypowiedziach zwracał uwagę na etyczne postępowanie człowieka, podnosił przy tym jego możliwości moralne i intelektualne. Socyn propagował tolerancję religijną.
Na początku dziewiętnastego wieku powstał w tym miejscu dom zajezdny Szydłowskiego, który w roku I 805 gościł cara Aleksandra I. Na pamiątkę zajazd nazwał Hotel de Russie. Przypomnijmy, że na cmentarzu Rakowickim spoczywa nieślubny syn cara Aleksandra I, Gustaw Ehrenberg, autor rewolucyjnej pieśni Gdy Naród do boju wystąpi! z orężem. Natomiast w roku 1843 gościł tutaj kompozytor i wirtuoz Franciszek Liszt, który koncertował w Krakowie.
W narożu ulicy Floriańskiej i św. Tomasza, w fasadę Hotelu Pod Różą, wmurowano tablicę informującą, że w hotelu gościł w roku I 850 wielki pisarz Honoriusz Balzak. Niestety, twórca Komedii ludzkiej zamieszkał w Hotelu Pod Białą Różą, który mieścił się na Stradomiu. Tam zatrzymał się ze świeżo poślubioną małżonką Eweliną Hańską, z którą jechał z Ukrainy do Paryża. Przy okazji nadmieńmy, ze Balzak przebywał w Krakowie już w roku I 847. Miasto wywarło na nim nieprzyjemne wrażenie. Nazwał go  trupem stolicy". Zachwycił się tylko katedrą wawelską. Tak na marginesie, Hotel Pod Różą nazwę otrzymał po Powstaniu Styczniowym.
Z KLEPARZA NA RYNEK 49
Po przeciwnej stronie, na domu pod nr 17, dostrzegamy w narożu jeden z łańcuchów, którymi na wypadek zamieszek czy napadu wroga zamykano ulice. Jeszcze zachowało się w Krakowie kilka podobnych zabytków kultury materialnej.
" % % %: %.- *
Dom oznaczony nr I 5 - kamienica pod Wiewiórką, w siedemnastym wieku był siedzibą zasłużonej dla kultury polskiej drukarni prowadzonej przez rodzinę Piotrkowczyków, będących na usługach królów Zygmunta III, Władysława IV. Drukowano tutaj Biblię w przekładzie ks. Jakuba Wujka i dzieła ks. Piotra Skargi. Tutaj także Andrzej Piotrkowczyk w roku 1625 ważył się wydrukować anonimowo dziełko profesora Almae Matris, Jana Brożka, zatytutowne Gratis abo diskurs ziemianina z plebanem, jako miejsce wydania podając  Wielkanoc pod Krakowem". Autor wystąpił w obronie praw Akademii Krakowskiej wobec zamiaru utworzenia jezuickiego kolegium przy kościele św. św. Piotra i Pawła. Broszura wywołała studenckie rozruchy antyjezu-
4 >"!*,mm:: A
Godło domu
50 Z KLEPARZA NA RYNEK
ickie. Piotrkowczyka pochwycono na ulicy, gdy próbował uratować niesprzedaną część nakładu Gratisa. Odebrane mu egzemplarze kat spalił publicznie na krakowskim rynku, zaś samego Piotrkowczyka przykuto do pręgierza i publicznie wychtostano. Zastosowano zatem szczególną prewencyjną cenzurę. W roku I 676 drukarnię przejęła Akademia Krakowska.
Mijając ulicę Św. Tomasza, po prawej stronie widzimy malowniczą bryłę kościoła Św. Jana (wejście od ul. św. Jana) o metryce jeszcze średniowiecznej. Świątynia powstała w dwunastym wieku, wedle legendy z fundacji Piotra Własta (Piotra Włostowicza). Wedle średniowiecznej Kroniki Wielkopolskiej możnowładca ten walnie przyczynił się do fundacji siedemdziesięciu siedmiu kościołów. Piotr przez swoją żonę, księżniczkę ruską, wypadał wujem księciu Władysławowi. Książę, podejrzewając go o zdradę, za radą księżnej Agnieszki, skazał Piotra na oślepienie, ucięcie języka i wygnanie z kraju. Wyrok został wykonany. Podanie jednak głosiło, że to Piotr wielce naraził się Agnieszce.
Z historią fundacji komesa Piotra wiążą się liczne podania i legendy. Jedna z nich powiadała, że Piotr nakłonił księcia Bolesława Krzywoustego do wyprawy na Danię po skarb królów duńskich. Wyprawa powiodła się i przyniosła mu rozgłos wśród rycerstwa i olbrzymi majątek. Opowiadano o fundacjach Piotra, czynionych jako pokuta, nałożona mu podczas pielgrzymki do Rzymu za rabunek skarbu duńskiego. Wedle innej legendy zródłem bogactwa miało być porwanie księcia Wołodara przemyskiego, który słono okupił się z niewoli. Owe siedemdziesiąt siedem kościołów jest aluzją do ewangelicznego przekazu Chrystusa, który nakazuje siedemdziesiąt siedem razy przebaczać.
Inne zródła podają liczbę siedmiu fundowanych kościołów. To także liczba przebaczenia. Piotrowe fundacje miały na celu zyskanie przebaczenia za popełnione grzechy. Taki był częsty motyw mecenasow-skich poczynań w średniowieczu. Legendy o Piotrze Właście dowodzą, jak niezwykle atrakcyjną dla ludzi średniowiecza była jego postać, skoro zachowało się aż tyle związanych z nim przekazów, które pozwalają nam dziś dość wiernie rekonstruować losy tego wielkiego wojewody i przyjaciela księcia Bolesława Krzywoustego, a po jego śmierci zaufanego księcia Władysława, najstarszego z synów Krzywoustego. Przez dwunastowieczny Kraków przewijała się wielokrot-
Z KLEPARZA NA RYNEK 5
nie postać wszechwładnego palatyna, który w dziewiętnastym stuleciu stał się bohaterem powieści Józefa Ignacego Kraszewskiego (Opowieść prawdziwa o Petrku Właście). Ta oryginalna osobowość fascynowała historyków. Tylko w Krakowie, zdaniem Jana Długosza, komes Piotr miał ufundować kościoły: św. Jana, Najświętszego Salwatora, św. Andrzeja, św. Wawrzyńca, Najświętszej Panny Marii na Piasku. Dlatego pamiętajmy o Piotrze Włostowiczu!
Jesteśmy przed kościołem św. Jana, którego mury, co potwierdziły badania, kryją spore fragmenty budowli z dwunastego stulecia. Nauka przeto potwierdza legendę? Należy tak przypuszczać. W siedemnastym stuleciu kościół zyskał barokowy  kostium", a wyposażenie wnętrza pochodzi z osiemnastego wieku. Od tego też stulecia opiekują się nim siostry Prezentki, prowadzące w murach klasztornych od lat żeńskie liceum.
Wracamy na Floriańską. Tu pod nr I 3 mamy wczesnorenesansową rezydencję rodu Kmitów, która zwraca uwagę fasadą, ozdobioną wielkimi wczesnorenesansowymi oknami. Wewnątrz znalazły miejsce galerie artystyczne, sprzedające sztukę tak dawną, jak współczesną. Prym wiedzie  Desa" od lat oferująca klientom dzieła sztuki, sprzedawane pod wytrawnym okiem fachowców. Przy okazji podziwiajmy renesansowe stropy i polichromie, odkryte podczas ostatniej restauracji budynku.
Dom Pod Aniołkiem (nr II) to mieszczańska kamienica, o wąskiej fasadzie, którą tworzą dwa okna, umieszczone na każdym piętrze. W tym domu urodził się w roku I 838 Michał Bałucki (patrz kościół św. Krzyża), znany komediopisarz, założyciel i pierwszy prezes Towarzystwa Gimnastycznego Sokół w Krakowie. Postać ciekawa, o której krążyło wiele anegdot. Opowiadano, że gdy Bałuckiemu przedstawiono inteligentną, młodą damę, jeden ze znajomych pisarza zapytał: No, jak ci się ona podoba? Rzeczywiście piękna - odpowiedział. Gdyby w dodatku była jeszcze głupia, nie pozostawiałaby nic więcej do życzenia...
Dochodzimy do Rynku Głównego. Dom Ciechanowieckich (nr 3) należał w szesnastym wieku do rodziny Del Pace, znanych handlarzy winem. Zdobi go renesansowy portal, najprawdopodobniej dzieło rzezbiarza Jana Michałowicza z Urzędowa, któremu potomni nadali
52 Z KLEPARZA NA RYNEK
przydomek  Praksytelesa Polskiego". W gotyckich podziemiach Piwnica  U Muniaka" można postuchać dobrego jazzu w wykonaniu najlepszych artystów. Ale dopiero wieczorem.
W narożu Rynku, ulicy Floriańskiej (nr I) i placu Mariackiego stoi dom Pod Murzyny, opatrzony oryginalnym godtem wyobrażającym dwóch Murzynków, trzymających kosz z owocami. W szesnastym stuleciu była tu apteka Pod Etiopy, zwana też Pod Murzyny. Naprzeciw, przy Floriańskiej 2, kamienica Margrabska, znana także Pod Opatrznością, dawny Hotel Drezdeński o interesującej póznobarokowej pałacowej fasadzie.
Tu kończymy nasze pierwsze spotkanie z Krakowem.
6vac&c druM
(T) Rynek Gtówny
@ Sukiennice
(7) Pomnik Adama Mickiewicza
(?) Kościół św. Wojciecha
(5) Wieża Ratuszowa
(S) Kościół Mariacki
(") Kościół św. Barbary
(T) Prałatówka kościoła Mariackiego
\2) Szara Kamienica
(10) Kamienica Montelupich
(2) Kamienica Pod jaszczurami
(S) Kamienica Bonerowska
(2) Wierzynek
(5) Kamienica Hetmańska
(ą5) Pałac Zbaraskich
@ Kamienica Książęca - Pod św. Janem Kapistranem
(g) Pałac Pod Baranami
@ Pałac Spiski
D Pałac Pod Krzysztofory
(20) Kamienica Pod Gruszką
(2) Dawny zajazd Pod Jeleniem
(2) Miejsce śmierci gen J. Chłopickiego - Dom Kenców
(2) Dom Pod Konikiem
@ Feniks
(25) Kamienica Rynek Główny 44
(26) Kamienica Pod Orłem fip Kamienica Margrabska
 Ale kto się chce tym dziwom przypatrzyć, jako się chudzina żywi, idz na krakowski rynek, tam się nadziwujesz, ano jedna kiełbaski smaży, druga gzelce przedaje, druga wątrobę pieczoną z octem a z cebulą (...), druga z ziółki i z czyrwoną maścią siedzi. Więc i u krup, u śledzi, u masła, u świec, u śklenic, u jabłek, u żemeł, u butów, u ryb, u żuru, u barszczu, u ogórków, u rozmaitych ogrodnych rzeczy siedzi, a kto-by się ich naliczył?".
Taki opis dat w Zwierciadle imć pan Mikołaj Rej z Nagłowic, ojciec naszej literatury. Oto jak w czasach zygmuntowskich prezentował się rynek w Krakowie ( od 1900 roku zwany Rynkiem Głównym) - serce miasta, jeden z największych europejskich placów. Teren wytyczony został przeszło trzysta lat wcześniej, jeszcze w okresie lokacji Krakowa (1257 3.), plac liczy sobie cztery hektary (kwadrat o boku 200 x 200 metrów). Godne to zaiste wielkich wydarzeń forum!
Bywały na krakowskim Rynku przez wieki i wielkie postacie historii, ale i nie tylko ci godni uwiecznienia w encyklopediach i podręcznikach. Tu było centrum życia administracyjnego, sądowniczego, gospodarczego i religijnego miasta; tutaj ścinano skazańców, wymierzano karę chłosty pod pręgierzem, zdecydowanie rzadziej palono na stosie. Stąd prowadzono skazańców na Pędzichów, gdzie stały miejskie szubienice.
Krakowski Rynek- miejsce publiczne, świadek uroczystości państwowych. 10 kwietnia I 525 roku na Rynku odbył się słynny hołd pruski, który królowi Zygmuntowi I złożył wraz z braćmi Albrecht Hohenzollern. 24 marca 1794 roku tu złożył przysięgę Tadeusz Kościuszko, a ostatniego pazdziernika roku 1918 pod wieżą ratuszową odbyło się przejęcie władzy przez polskie wojsko. Powstawała niepodległa Polska, zrywając okowy zaborcze. O tych wielkich wydarzeniach przypominają tablice wmurowane w nawierzchnię Rynku i fasadę wieży ratuszowej, podobnie jak o znakomitościach goszczących w kamienicach rynkowych świadczą pamiątkowe płyty ozdabiające fasady domów; jest między inymi tablica poświęcona Goethemu (Rynek nr 36) i Tadeuszowi Kościuszce (nr 45).
56
PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY
Jesteśmy na Rynku. Najpierw na niego popatrzmy, przyjrzyjmy się mu; możemy odpoczniemy przy kawie w jednej z licznych kawiarni, którym poświęcimy jeszcze uwagę. Po pierwsze uderza nas rozmach, czujemy się tu niczym na Piazza di S. Marco w Wenecji, czy na Piazza di S. Piętro w Rzymie. Swoistego klimatu dodają dorożki, kwiaciarki i gotębie. No i mrowie ludzi wpisujących się w lokalne zabytki. A dorożki w Krakowie są magiczne, pięknie pisat o nich mistrz Konstanty Ildefons Gałczyński:
.....Przystanęliśmy pod domem Pod Murzynami
(eech, dużo bym dat za ten dom)
i nagle: patrzcie: tak jak było w telegramie:
przed samymi, uważacie, Sukiennicami:
ZACZROWANA DOROŻKA
ZACZAROWANY DOROŻKARZ
ZACZAROWANY KOC.
Z Wieży Mariackiej światłem prószy.
A koń, wyobrazcie sobie, miał autentyczne uszy."
Kraków, jak powszechnie wiadomo, kocha legendy. Legendy zaś kochają z wzajemnością Kraków. Równo w roku 1998 tłum krakowian obserwował uroczystość odsłonięcia na ścianie kamienicy Pod Murzynami tablicy upamiętniającej  zaczarowaną dorożkę" i jej twórcę. A do wszystkiego doszło za sprawą tygodnika  Przekrój", w którym to w roku I 946, w numerze 77 wydrukowano Zaczarowaną dorożkę mistrza Konstantego Ildefonsa. Od tej pory poemat ten żył już własnym życiem!
Poetę woził swoją dorożką mistrz Kaczara. Zazwyczaj zabierał on słynnego Konstantego, bywało że i pod dobrą datą, z jednej z tak charakterystycznych wówczas knajpek-restauracyjek, które bezpowrotnie zniknęły z pejzażu Krakowa. Zastąpiono je pubami, lokalami, urządzonymi w nowobogackim kiczowatym stylu, często nawet z wyśmienitą kuchnią! Ale nikt nie potrafił już w skomercjalizowanej codzienności zatrzymać tamtych klimatów, tamtej galerii postaci, bywalców! Tak pogrzebano krakowski folklor knajpiany. Przecież te knajpy, szynki, jak je kto zwał, przydawały miastu uroku. Podobnie jak dorożki. Obecnie przeżywają renesans. Krakowski rynek bez dorożek! Doprawdy trudno to sobie wyobrazić. Poczciwi fiakrzy pojawili się tutaj dokładnie 3 marca I 855 roku. Trwają, mimo konkuren-
PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY 57
cji, przez sto pięćdziesiąt lat. A poeta Gałczyński swoim poematem wstawił jednego z krakowskich dorożkarzy - Jana Kaczarę, znanego z tego, ze mówił do klientów ... wierszem.  Zaczarowny dorożkarz" był właścicielem dorożki oznaczonej numerem 6, zmarł w roku 1980.
Dorożka
W tym miejscu aż prosi się słowo tytułem wyjaśnienia. Otóż, jeszcze przed druga wojną światową najczęściej jeżdżono w Krakowie fiakrem, choć i ten pojazd coraz częściej zwano dorożką. Skąd wzięła się nazwa fiakier? Otóż w siódmym wieku żyt święty Fiakriusz, który z powodu nieporozumienia stał się patronem wypożyczalni pojazdów i gospody pod św. Fiakriuszem, która znajdowała się w siedemnastowiecznym Paryżu. Przeto jego uznano za patrona przewozników i wózkarzy. Znad Sekwany nazwa ta dotarta do Wiednia, a stąd już blisko było do Krakowa.
Natomiast dorożka ma inny rodowód. W pierwszych latach dziewiętnastego stulecia w Petersburgu system komunikacji płatnej oparto na konnych zaprzęgach, pobierano opłaty za trasy czyli  darożki". To nazewnictwo przejęta Warszawa i stamtąd dopiero trafiło ono pod Wawel. Przeto krakowski fiakier, znany z wodewilów, przegrał z dorożką, którą lansowali warszawiacy. I jak tu lubić Warszawę? Toć
58 PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY
sam mistrz Konstanty urzeczony krakowskim fiakrem napisał Zaczarowaną dorożką.
Świadkiem narodzin Zaczarownej dorożki byt krakowski literat i satyryk Tadeusz Kwiatkowski. Otóż pewnego wieczoru na życzenie Konstantego, dorożkarz Kaczara zawiózł obydwu panów na Wawel. Eskapada fiakrem rozpoczęła się na placu Świętego Ducha, gdyż obaj literaci wyszli właśnie z restauracji Pollera.  Drzewa na Plantach szumiały, potężny masyw Teatru Słowackiego płynął pod chmurami, a strzelisty zarys kościoła św. Krzyża w srebrnej poświacie wyglądał jak zamek z bajki. (...) Pod nocnym lokalem  Cyganeria" stała samotna dorożka. (...) Dorożkarz wcześniej już słysząc nasze śpiewy i zachwyty nad miastem utopionym w letniej nocy, zaprosił nas do dryndy, zaciął biczyskiem konia i pozwoliliśmy się unieść w krakowski przestwór. I zaczęły się cuda." A noc była bajecznie księżycowa, do-rożkażteż był nasycony  mocnymi spirytusowymi treściami" i mówił wierszem, sypiąc z rękawa  autentycznym 13-zgłoskowcem". Kiedy koń stanął u stóp Wawelu spowitego mgłą, Gałczyński rzekł sakramentalne słowa:  Zaczarowny koń, zaczarowana dorożka". Ruszyli na Skałkę, a z rana  Słońce zastało nas na Rynku i ranny hejnał kazał zawracać do domu". Tak krakowski fiakier, sypiący na poczekaniu wierszykami, natchnął poetę. To mogło zdarzyć się tylko w Krakowie. W atmosferze baśni, legend i tradycji ... Znakomicie to wyczuwał mistrz Konstanty. Kraków to poezja.
Dzisiaj przejażdżka dorożką - czyli dryndą - należy do najmilszych przeżyć podczas pobytu pod Wawelem. Miasto oglądane z wysokości dorożki ma inną perspektywę: świat staje się naprawdę zaczarowany... Skuśmy się na przejażdżkę, chociaż wokół Rynku. Nie pożałujemy.
 Gołębie w niebieskich szalikach piją wodę
ze świętym spokojem Magiczne miasto ..."
PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY 59
napisała po latach, jakby z samym Gałczyńskim poznawała nasze miasto, Agnieszka Osiecka.
Czy można dostrzec w krakowskim gołębiu zaczarowanego średniowiecznego rycerza? Nikomu przez myśl by to nie przeszło. A jednak. Gołębie nieustannie unoszące się nad Rynkiem wzbudzają żywe zainteresowanie, zwłaszcza dzieci, które dokarmiają je, obok kwiaciarek, przy fontannie, naprzeciw kościoła Mariackiego. Ale skąd się tu wzięły? Legenda powiada, że gdy z końcem trzynastego wieku panował nad Krakowem śląski książę Henryk IV Prawy, dążył on do scalenia rozbitych polskich ziem. Marzył o koronacji, która była jedną z dróg do zjednoczenia. Niestety, na koronację trzeba było mieć zgodę papieża albo cesarza, co kosztowało i to sporo. A szkatuła książęca była pusta. Wydawało się, że sytuacja jest bez wyjścia. Wówczas władca postanowił skorzystać z pomocy starej wiedzmy. Czarownica mieszkała na Zwierzyńcu, który również wkrótce poznamy. Obiecała księciu dostarczyć klejnotów i złota. Postawiła jednak warunek: zamieni książęcych dworzan i rycerzy w gołębie i w tej to postaci muszą doczekać powrotu Henryka z Rzymu. I tak się stało. Wkrótce książę wyruszył w drogę do Wiecznego Miasta. Kusiły jednak piękne miasta, zasobne karczmy. Zabawy i pijatyki w doborowej kompanii. Z pieniędzy wkrótce nic nie pozostało. Przygnębiony Henryk powrócił do Krakowa. Nadaremnie szukał czarownicy. Po wiedzmie słuch wszelki zaginął. Ze wstydem uszedł książę z miasta. Jego dworzanie pozostali na wieki zamienieni w gołębie.
  (
Czas zwiedzić Rynek. A jego piękno wodzi na pokuszenie. Wędrówkę rozpoczniemy od numeru I - od Sukiennic. Te dawne kramy handlowe, które jeszcze w drugiej połowie trzynastego stulecia założył książę Bolesław Wstydliwy, służyć miały do sprzedaży sukna. Przekształcone zostały gruntownie za Kazimierza Wielkiego i jako gotycka budowla przetrwały do roku 1555, kiedy strawił je pożar, najważniejszy powód przemian architektonicznych w dawnych wiekach. Wtedy to przebudowali kramy mistrzowie, a byli wśród nich rów-
60 PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY
nież Pankracy, Jan Maria Padovano oraz rzezbiarz Santi Gucci. Kolumnowe loggie Sukiennic (od strony ulicy Brackiej i ulicy Św. Jana) zaprojektował Jan Maria Padovano.
Z tego czasu pochodzi też attyka wieńcząca gmach, z charakterystycznymi maszkaronami, które wyrzezbi) Santi Gucci. Natomiast arkadowe podcienia, ciągnące się wzdłuż budynku, oraz ryzality umieszczone na osi ulic Szewskiej i Siennej są dziełem architekta Tomasza Prylińskiego (I 875-1 879). Przy przebudowie Sukiennic z Pr/lińskim współpracował Jan Matejko, który m.in. zaprojektował kapitele kolumn podtrzymujących arkady podcieni. W wielkiej hali Sukiennic przyozdobionej godłami cechów i herbami miast polskich są nadal, jak przed wiekami, drewniane kramy z pamiątkami i wyrobami rzemiosła artystycznego. W krzyżowym przejściu Sukiennic, od pomnika Adama Mickiewicza, wisi na łańcuchu nóż, którym według tradycji brat zamordował brata, a stało się to przy budowie wież kościoła Mariackiego. W ten sposób lud tłumaczył sobie nierówną wysokość wież Mariackich. Najprawdopodobniej ów nóż jest symbolem prawa magdeburskiego i służył do obszelmowywania czyli ucinania uszu złoczyńcom.
Atak opisał szesnastowieczne Sukiennice Bielski:
 Pójdziesz li też do owej pięknej Sukiennice Tam też prędko wywrócą twój mieszek na nice. Pójdziesz li też przez owy i tam i sam krzyże, Ali woła kramarka, kupcie panie bryże, Mam ja duplę kitajkę, mam płótno rąbkowe, Albo czego wam trzeba, dajcie się w rozmowę. Ale ja wam powiadam, słuchajcie mnie dziatki, Na wasze to pieniądze zastawiono siatki."
Jak widać nie zmieniło się doprawdy wiele od owego czasu, choć obecnie i towar nie ten, aczkolwiek zawsze kuszący, zwłaszcza przyjezdnych gości.
W salach na piętrze Sukiennic mieści się galeria malarstwa i rzezby polskiej dziewiętnastego wieku, oddział Muzeum Narodowego. Zgromadzono tutaj m.in. obrazy Jana Matejki (Hotd Pruski, Kościuszko pod Racławicami), wyśmienite płótna Piotra Michałowskiego, któremu poświęcono jedną z sal.
PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY
Na marginesie godzi się przypomnieć, że Pablo Picasso zwiedzając -w roku 1948 - naszą galerię powiedział, iż jedynym wartym uwagi malarzem jest dla niego Piotr Michałowski. Atrysta ten to człowiek renesansu, którego romantyczne płótna należą do najgenialniejszych wydarzeń artystycznych w sztuce, wyprzedzając swoją niepowtarzalną formą epokę. O wartości sztuki stanowi forma, a nie treść dzieła. Niezrównanym mistrzem formy był właśnie Piotr Michałowski, o czym zwiedzając galerię w Sukiennicach należy bezwzględnie pamiętać.
Obrazy Siemiradzkiego (Pochodnie Nerona), Józefa Chełmońskiego (Czwórka), Jacka Malczewskiego, Henryka Rodakowskiego, braci Gierymskich, jak również rzezby m.in. Piusa Welońskiego, Wiktora Brodz-kiego, Walerego Gadomskiego możemy tu zobaczyć. Zbiory naszego Muzeum Narodowego zapoczątkował w roku 1879 jubileusz pracy twórczej Józefa Ignacego Kraszewskiego, podczas którego Henryk Siemiradzki ofiarował przyszłemu muzeum swoje Świeczniki chrześcijaństwa, potocznie zwane Pochodniami Nerona. Tym samym zainicjował powstanie narodowej kolekcji obrazów, rzezb, grafik oraz rzemiosła artystycznego. Uroczyste otwarcie Muzeum Narodowego nastąpiło we wrześniu roku 1883, w dwusetną rocznicę odsieczy wiedeńskiej. Natomiast kolekcja sztuki polskiej dwudziestego wieku jest wystawiona w tzw. Nowym Gmachu Muzeum Narodowego (al. 3 Maja). Daje ona znakomity przekrój przez wszelkiego typu pluralistyczne nurty występujące w sztuce dwudziestego stulecia.
Wychodząc z galerii w Sukiennicach, dostrzegamy w podcieniach gmachu od strony pomnika Mickiewicza słynną kawiarnię  Noworol-skiego". Cukiernia istniała tutaj już w roku 1880. Wtedy należała do Stanisława Rehmana i Romana Hendricha. Dopiero w drugim dziesięcioleciu dwudziestego stulecia nabył ją Jan Noworolski, który po przeprowadzeniu remontu i dodaniu nowych sal w roku 1912 otworzył lokal. Wnętrze w stylu wiedeńskim zaprojektował Eugeniusz Dąbrowa-Dąbrowski, a fryz w Sali Białej wykonał Henryk Uziembto. W owym czasie cukiernia, bo taką nosiła nazwę -  Noworolskiego" należała do najnowocześniejszych lokali Krakowa. Kawa tutaj była parzona w specjalnych wiedeńskich maszynkach, a wyśmienite wódki i likiery własnego wyrobu, podobnie jak i ciastka, miały licznych amatorów. Szybko stała się - wraz z letnim ogródkiem - popularnym lokalem Krakowa, śmiało konkurując z  Jamą Michalika". Bywali
62 PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY
tutaj dramaturg Karol Hubert Rostworowski, gen. Józef Haller, artyści: Jacek Malczewski, Wojciech Kossak, Włodzimierz Tetmajer, Julian Fałat, Wincenty Wodzinowski, Karol Hukan, Ludwik Puget, tutaj kwestował Brat Albert (Adam Chmielowski). W dwudziestoleciu międzywojennym spotykali się tu profesorowie Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Sukiennice
PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY 63
Po drugiej wojnie światowej cukiernię przejęły władze państwowe. Prawowitych właścicieli usunięto. Dołączono jeszcze jedną salę, od strony południowej, zachowując dawne sale; Białą, Lustrzaną. Niestety, wiele sprzętów wówczas zniszczono. W roku 1992 rodzina Noworolskich z powrotem przejęła kawiarnię. Do literatury weszła dzięki Karolowi Hubertowi Rostworowskiemu, który tu umieścił akt swej sztuki U mety. Latem, obok kawiarni, artyści malują krakowskie weduty. Podobnie portrety. Nieraz są to dzieła wyjątkowej klasy. Od wczesnej wiosny do póznej jesieni kawiarnia zaprasza na Rynku i w podcieniach Sukiennic do ogródka, stąd rozpościera się najpiękniejszy widok na kościół Mariacki, pomnik Mickiewicza i tę część Rynku.
Pomnik Adama Mickiewicza stojący na Rynku nie jest może najbardziej udanym dziełem sztuki. Ma jednak swoją wymowę patriotyczną. Wykonał go w roku I 898, w setną rocznicę urodzin Wieszcza, rzezbiarz Teodor Rygier. Podczas okupacji niemieckiej został w roku 1940 zburzony. Odbudowano go w roku 1955, w setną rocznicę śmierci Mickiewicza. Cokół pomnika okalają alegoryczne postacie symbolizujące Ojczyznę, Poezję, Naukę i Męstwo. Ta ostatnia figura, umieszczona od strony Sukiennic, robi niezwykłe wrażenie, zwłaszcza nocą. Obserwując ją z profilu, ale patrząc od strony ulicy Brackiej, można dostrzec, że pewna męska rzecz do wysokości powierzonego jej przez naturę zadania dostaje... Dopiero z bliska widzimy, że jest to miecz.
Odwróćmy się plecami do pomnika Wieszcza, aby raz jeszcze spojrzeć na ryzalit Sukiennic. Na attyce dostrzegamy dwie rzezby - po prawej stronie indora bez korali, a od lewej - czupurnego koguta. Zarozumiały indor jest aluzją do Józefa Dietla, którego ta rzezba wyobraża, stanowiąc jakże wyrazną aluzję do jego osobowości. Natomiast impetyk kogut - to swoista wizualizacja prezydenta Mikołaja Zyblikiewicza, który znany był z aż nadto  czupurnego" charakteru. Te satyryczne konterfekty dwóch prezydentów Krakowa, działających w drugiej połowie dziewiętnastego stulecia, którym miasto tak wiele zawdzięcza, zdobią attykę ryzalitu. To za prezydentury Dietla zrodził się projekt restauracji Sukiennic, ostatecznie zrealizowany za rządów Zyblikiewicza. Indor i kogut mają, jak widać, swe uzasadnienie ideowe, któremu kształ artystyczny nadał rzezbiarz Walery Gadomski.
64 PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY
Nieopodal pomnika Mickiewicza uwagę przykuwa uroczy romański kościółek św. Wojciecha, w którego podziemiach Muzeum Archeologiczne zorganizowało wystawę, ukazującą przemiany Rynku oraz fazy budowy kościoła św. Wojciecha, poczynając od najstarszej z około roku 1000. Długosz opowiada, że tutaj właśnie głosił kazania św. Wojciech i na pamiątkę tego postawiono kościół pod jego wezwaniem, co w pełni potwierdzają badania historyczne i archeologiczne. Od strony ulicy Grodzkiej zachował się romański dwunastowieczny portal, prowadzący kiedyś do kościoła. W siedemnastym stuleciu tę niewielką świątynię nakryto barokową kopułą. Kościół św. Wojciecha został przy okazji prac na Rynku odpowiednio wyeksponowany.
Kościół św. Wojciecha
PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY 65
jeśli zdarzy się nam przebywać w Krakowie w pierwszy czwartek grudnia, pamiętajcie o konkursie na najpiękniejszą szopkę krakowską. Ten fenomen zwany szopką krakowską narodził się w dziewiętnastym wieku. Szopka krakowska, w której fantazja łączy się z rzeczywistością, to nic innego tylko smukły budyneczek z wieżami i kopułami o motywach krakowskich. Na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego stulecia szopkarstwem zajmowali się w tzw. martwym sezonie murarze ze Zwierzyńca, Krowodrzy czy Czarnej Wsi. Tworzyli mniejsze lub większe szopki, które sprzedawali pod arkadami Sukiennic. Z szopkami wyposażonymi w lalki chodzili  po kolędzie". Do pomnożenia sztuki szopkarskiej przyczyniły się od roku 1937 konkursy na najpiękniejszą szopkę krakowską. Od tej pory robi się szopki na  konkurs", zachowując schemat szopki krakowskiej z motywami zaczerpniętymi z architektury dawnego Krakowa. Szopka krakowska zrobiła karierę światową, Polakom zawsze kojarzy się z Wigilią i Świętami Bożego Narodzenia. Należy ona do osobliwości Krakowa, a wystawy pokonkursowe urządzane przez Muzeum Historyczne gromadzą zawsze tłumy zwiedzających. Piękna to tradycja, która żywa jest w Krakowie już trzecie stulecie.
Po drugiej stronie Sukiennic wznosi się wieża ratuszowa, pozostałość po gmachu dawnego ratusza, zburzonego na początku dziewiętnastego stulecia. W potężnych, obszernych piwnicach ratusza szynko-wano ongiś piwo świdnickie, mieściła się tamże izba tortur i więzienie. Szczególnie w dawnej Polsce zasłynęła Piwnica Świdnicka, z czasem stając się ośrodkiem wszelkiej maści przestępców. Tu  niecne białogłowy - pisał współczesny - wiedząc, że mężczyzni pod-ochoceni z piwnicy wychodzą, sidła na nich nastawiały, przy wejściu, które Indyjami zdwią".
Krótką charakterystykę tegoż miejsca dał także znakomity pisarz Andrzej Frycz Modrzewski:  ludzie próżnujący cały dzień tam przeleżą, a żywią się z nierządnicami bardzo rozpustnie - dzieweczek i niewiast uczciwych pod zasłoną tańca albo jakiej innej gry do siebie proszą,
66 PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY
a w ten czas o ich stateczność pilno starają". Opinia ta przetrwała przez stulecia, a Piwnicę Świdnicką jeszcze u schyłku Rzeczypospolitej nazywano jaskinią totrowską. Dzisiaj pozostała jedynie znana nielicznym legenda. Toż obok była tortornia czyli izba tortur, z której mało kto wychodził żywym. Było to najstraszliwsze miejsce w całym Krakowie. Dawne prawo magdeburskie słynęło z surowości. Narzędzia tortur możemy oglądać w Domu Matejki przy ulicy Floriańskiej. Ich wygląd wystarczy za jakikolwiek opis. Stąd skazaniec, jeśli tylko dawał oznaki życia, był przeprowadzany do kościoła Mariackiego, gdzie w kaplicy Złoczyńców spędzał noc. Tam jednał się z Bogiem. Rano w towarzystwie kapłana szedł na ścięcie. Egzekucje wykonywano pomiędzy kościołem Mariackim a Szarą Kamienicą, na Rynku. Jeżeli otrzymał wyrok śmierci przez powieszenie, to przeganiano go na Pędzi-chów, gdzie stały szubienice. Okrutny był świat dawnych wieków. Zbrodnia, śmierć podawały sobie ręce z miłosierdziem i dewocją.
Dzisiaj w gotyckiej wieży znajduje się oddział Muzeum Historycznego m. Krakowa. Można zobaczyć wnętrze wieży, dawny skarbiec i kaplicę. W podziemiach wieży i dawnego ratusza znajduje się popularna scena  Pod Ratuszem" Teatru Ludowego i kawiarnia. Obok wieży jest płyta upamiętniająca przysięgę Tadeusza Kościuszki, złożoną w tym prawdopodobnie miejscu 24 marca 1794 roku. W Galerii Malarstwa w Sukiennicach znajduje się obraz pędzla Michała Stachowicza, przedstawiający przysięgę naczelnika Kościuszki.
;. X V
 Iwo, biskup krakowski, Boskiej kościół Matki W rynku stołecznym wyniósł nie szczupły w dostatki. W nim fara jest przedniejsza wielkości Krakowa, Budynek starodawny, świątnic Pańskich głowa".
To słowa barokowego poety Wojciecha Waśniowskiego, który tak sławił w siedemnastym stuleciu kościół Mariacki. Oto główna świątynia Krakowa, prawdziwa perta sztuki, pomnik stawy i chwaty krakowskich mieszczan. Jego początki sięgają pierwszych lat wieku trzynastego. Od roku 1222 petnit zaszczytną rolę głównej świątyni parafialnej
PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY 67
Krakowa, czyli miejskiej fary. W obecnym kształcie kościół Mariacki jest wynikiem czternastowiecznej przebudowy, w czasie której wykorzystano wcześniejsze mury. Zaraz po potowie czternastego stulecia, z fundacji Mikołaja Wierzynka zbudowano wytworne prezbiterium, u schyłku zaś tego stulecia powstał trójnawowy korpus. Dopiero w piętnastym wieku przybyły kaplice boczne i dokończono budowy wież. Tę wyższą nakrywa niezwykłej urody hełm póznogotycki, wy-konny przez cieślę Macieja Heringha (w 1478). Wieńczy go barokowa korona. Hełm niższej wieży powstat w szesnastym wieku. Niższa wieża to dzwonnica, w której między innymi wiszą dwa dzwony. Pierwszy z nich - Tenebrat - żegnał niegdyś ponurym tonem skazańców, na których wykonywano egzekucję. Drugi dzwon to słynny Pótzygmunt, który na kościelną wieżycę wniósł znany ze swej niepospolitej siły Stanisław Ciołek. Pisał o nim Bielski:  Stanisław, który -jako jeden stary kronikarz pisze - będąc jeszcze dziecięciem dwu chłopców na obu dłoniach nosił. Potem będąc w Krakowie dzwon wielki u Panny Maryjej wniósł na wieżę, któregoby nie wciągnęło i czterdzieści chłopów (...) Był tak mocny, że kiedy drewno jakie surowe ściskał w ręku, tedy woda z niego ciekła. Dwie podkowie razem złomit"
Wyższa wieża kościoła Mariackiego pełniła zawsze rolę strażnicy miejskiej. To z jej okien płynie co godzina hejnał mariacki o urzekającej urwanej melodii - muzyczny symbol Krakowa. Związany z tym miastem od schyłku czternastego wieku, był kiedyś najzwyklejszą pobudką, trąbioną o brzasku. Słowo hejnał jest bowiem pochodzenia węgierskiego - hejnat - i oznacza jutrzenkę, świt, poranek. Trudno nam stwierdzić kiedy trąbienie hejnału co godzinę stało się faktem. W czternastym i piętnastym stuleciu trąbiony był o świcie i o zachodzie słońca, dopiero pózniej - zapewne od XVI wieku - ustalono trąbienie co godzinę, i to na cztery strony świata. Ongiś codziennie z rana i wieczora trębacz dawał hasło do otwarcia i zamknięcia miejskich bram. Na dzwięk mariackiej trąbki odpowiadali trębacze z bram i murów miejskich. Składał też przysięgę, której rota brzmiała:  Przysięgam, że będę wiernie przez całą swą służbę wygrywał hejnał na cześć Najświętszej Maryi Panny z wieży kościoła pod jej wezwaniem".
Dzisiaj strażak gra hejnat na wszystkie strony świata: pierwsze otwiera okienko w kierunku Wawelu - gra zatem dla króla; potem zwraca
68 PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY
się ku wieży ratuszowej, aby zagrać dla burmistrza i rajców; wreszcie gra w kierunku Bramy Floriańskiej i Barbakanu, niczym na powitanie przyjeżdżających do stolicy dawnej Rzeczypospolitej gości. Na sam zaś koniec zwraca się ku Matemu Rynkowi, tym razem, grając dla kupców i wszelakiej maści handlarzy.
Mariacka hejnalicą
Ta osobliwa melodia opiera się na pięciu dzwiękach, które można wygrać na najzwyklejszych trąbkach. W tej prostocie tkwi piękno i urok hejnatu mariackiego. Urwana melodia w polowie taktu, frapuje tajemniczością. Skąd ten przerwany hejnat? Na to pytanie diugo nie znajdowano odpowiedzi. Aż nie do wiary! Objawiła się dopiero w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Wtedy pojawia się legenda złotej trąbki. Tatarzy, śmiertelna strzała, przeszywająca szyję strażnika, który dostrzegł zbliżającego się do miasta skośnookiego wroga. Zaalarmował mieszkańców podwawelskiego grodu. W czasie grania hejnału przeszyła go tatarska strzała. Tę niezwykłą opowieść spreparowała Aniela Pruszyńska na użytek swego przyjaciela Erica P. Kellyego, któremu pokazywała Kraków i jego urodę. To pani
PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY
Aniela stworzyła tę niezwykłą legendę o strażniku i tatarskiej strzale, uzasadniejąc przerwany hejnat. Kelly w roku 1928 opublikowł w USA książkę The Trumpeter ofCracow, powieść o mieszczanach, tajemniczych alchemikach, żakach i uczonych. To w niej po raz pierwszy pojawiła się legenda o złotej trąbce. Powieść Kellyego jeszcze przed wybuchem drugiej wojny miała kilka wydań i należała do ulubionych lektur. Tak oto krakowski hejnat rozstawił po świecie królewskie miasto. Ta misternie utkana legenda hejnału do świadomości krakowian trafiła dość pózno, bo dopiero w latach trzydziestych dwudziestego wieku. Odtąd wszyscy wierzą, że wygrywjący na trąbce melodię strażnik został rażony tatarską strzałą. Od roku 1927 hejnał mariacki emitowany jest codziennie w samo południe przez Polskie Radio.
Urzekał hejnat zawsze wszystkich. Obecnie wygrywa go pracownik Straży Miejskiej, który po 239 stopniach musi wdrapać się na wieżę mariacką. Sama wieża liczy 81 m wysokości. Warto przypomnieć, że 3 I grudnia I 993 roku naruszono po raz pierwszy tradycję grania henatu przez mężczyzn. Oto w Sylwestra, o godzinie I 2 w nocy, hejnał odegrała kobieta - Anna Kula, studentka Akademii Muzycznej w Krakowie.
Poza Krakowem mają swoje hejnały także: m.in. Gdańsk, Kalisz, Lublin, Legnica, Poznań, Siedlce, Sandomierz, Toruń, Wieluń i Zamość. Podobne istnieją w całej Europie. Jednak żaden z nich nie może mierzyć się z hejnałem mariackim tak co do tradycji, jak i melodii oraz związanej z nią legendy. Czasem może się zdarzyć, że hejnał mariacki odgrywany jest z wieży ratuszowej. Wiąże się to na ogół z dezynsekcją okresową wieży Mariackiej, atakownej często przez owady zwane obrzezkami. Wtedy to na podstawie decyzji prezydenta miasta melodia hejnału odgrywana jest na cztery strony świata z balkonu wieży ratuszowej.
Jeszcze przed drugą wojną światową codziennie w maju, między godziną 6 a 7 rano, z wieży Mariackiej rozlegały się tak zwane  majowe hejnały" - melodie godzinek i innych pieśni maryjnych, wygrywanych przez dwóch trębaczy ku czci Tej, której ta wspaniała świątynia jest poświęcona. Zwyczaj ten utrzymywał się wówczas jedynie ofiarnością  zacnych obywateli" podwawelskiego grodu, dla których miłą była ta pobożna praktyka przekazana przez przodków. Tradycję przerwała okupacja hitlerowska.
70 PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY
Nie wszyscy się hejnałem zachwycali. Byli tacy, którym przeszkadzał, zakłócając ciszę nocną. Bolesław Prus zjechawszy do Krakowa, po nie przespanej nocy pisał:  Stanąłem nieopodal Rynku i byłbym spał dobrze, ale jakiś wariat grał na trąbce co godzinę...". Komentarz zbyteczny. Większość poddawała się czarowi tej melodii.
Z hejnałem mariackim wiążą się także osobliwe przypadki. Otóż w roku 1923 gościł w podwawelskim grodzie marszałek Francji i Polski Ferdynand Foch. W trakcie nocnego bankietu zapragnął bohater pierwszej wojny światowej posłuchać hejnału. Wraz z towarzyszącą świtą stanął w nocy pod wieżą Mariacką. Wszyscy spoglądali na zegarek. Mijały minuty, sekundy, a głosu trąbki nie słychać. Trębacz zaspał. I dopiero po interwencji odtrąbił hejnał dla dostojnego gościa, z opóznieniem I 2 minut... Ówczesny prezydent Krakowa kazał zdjąć z wieży trębacza, lecz na prośbę marszałka Focha pozostawiono go w pracy. Podobnie było w roku 1984, gdy pod Wawel zawitał genialny skrzypek Yehudi Menuhin. Goszcząc u  Wierzynka" w porze obiadowej zapragnął wysłuchać słynnego hejnału, który miał rozlec się o godzinie 14. W  Wierzynku" stygły potrawy, mistrzowi i towarzyszącym osobom drętwiały szyje od zadzierania głowy... Sytuację uratowały krakowskie kwiaciarki, które podbiegły do artysty z bukietem kwiatów. No cóż, krakowscy hejnaliści mają czasem osobliwego pecha: niepunktualność przydarza się im wyłącznie wtedy, gdy na dzwięk trąbki oczekuje ważna osobistość.
O symbolu muzycznym Krakowa wiele jeszcze można mówić. Ale czas wejść do kościoła Mariackiego. Wchodzimy przez główne wejście, od strony Rynku. W kruchcie przepiękne dwie kropielnice wcze-snogotyckie, pamiętające najstarszy kościół Mariacki. Przy wejściu dwie kaplice, po lewej Złoczyńców, tu bowiem przygotowywano ongiś skazańców na śmierć. Po prawej Matki Boskiej Częstochowskiej. Pod chórem muzycznym imponujące stalle, po lewej radzieckie (XVI w.), a po prawej ławnicze (XVII w.). Mijając barokowe ołtarze dochodzimy do prezbiterium, w którym znajduje się Ołtarz Mariacki - dzieło
PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY 7
mistrza Wita Stwosza, wykonany przy współudziale uczniów w latach 1477-1489. W szafie środkowej dostrzegamy monumentalne Zaśnięcie Najświętszej Panny Marii i powyżej jej Wniebowzięcie. Na skrzydłach bocznych są sceny płaskorzezbione z życia Chrystusa i Marii. W zwieńczeniu dostrzegamy Koronację Najświętszej Marii Panny pomiędzy figurami, patronów Polski: św. Stanisława biskupa i św. Wojciecha. Ołtarz Mariacki to największe dzieło rzezbiarskie póznego średniowiecza, uderzjące siłą ekspresji i realizmem, właściwym jesieni średniowiecza. Stwosz nie cofa się przed naturalistycz-nym odtwarzaniem detali, na przykład chorób skórnych, także wenerycznych. Uwagę naszą przykuwa scena rozgrywająca się w szafie ołtarza po jej otwarciu. Temat do niej zaczerpnął Stwosz z tzw. Złotej legendy (Legenda aura), popularnej w Europie od trzynastego stulecia. W tekście na dzień Wniebowzięcia Panny Maryi czytamy tam:  Otóż pewnego dnia Najświętsza Panna uczuta w sercu tak bolesną tęsknotę za Synem i tak się wzruszyła jej dusza (...) bo nie mogła już spokojnie doczekać tej pociechy, jakiej pragnęła w swym oddaleniu od Syna. A oto stanął obok niej anioł (...) Oto przynoszę ci Pani gałązkę palmową z raju. Każ ją nieść przed twoimi marami, bo za trzy dni dusza twoja zostanie zabrana z ciała, gdyż Syn twój oczekuje ciebie i przyjmie cię z czcią najgłębszą jako swą Matkę. Maryja zaś odrzekła (...) z całego jednak serca błagam o to, aby moi synowie i bracia, apostołowie, wszyscy się przy mnie zebrali, abym ich przed śmiercią ujrzała cielesnymi oczyma. Pragnę w ich obecności oddać duszę Bogu i aby oni mogli mnie złożyć do grobu. Błagam cię też i zaklinam, aby dusza moja opuszczając ciało nie widziała żadnego złego ducha, aby moc szatańska nie zaszła mi drogi. Anioł na to odpowiedział (...) dziś jeszcze przybędą i zbiorą się koło ciebie apostołowie (...) i będą przy tobie, gdy będziesz umierać"
Ta właśnie scena - Zaśnięcie Maryi otoczonej apostołami, najbardziej zadziwia odwiedzających świątynię.
 Biblia z lipowego drzewa", jak ją określił Konstanty Ildefons Gałczyński, zawsze fascynowała. W tle ołtarza dostrzegamy czternastowieczne witraże.
W kościele Mariackim pozostawił Stwosz jeszcze jedno dzieło, kamienny krucyfiks umieszczony w południowej nawie. Jak ongiś powiadano:  krucyfiks ten wielkimi cudami słynie, jako i wota świadczą,
72 PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY
wszystko corpus jego zarazem i z krzyżem jest z całkowitego kamienia wyrobione, które gdy chciano odnowić, ten który byt na odnowienie sporządzony, doznat, że nie jako kamienia, ale jako człowieka ciata ciepłego się dotknął, czego potem i drudzy doświadczyli, jako manuskrypta kościoła tego powiadają".
Z tego to krzyża miat Chrystus - z końcem XV wieku - przemówić do kapłana Świętosława, który zaniedbał śpiewu psalmów. Tyle kościelne podania o Ukrzyżowanym. Stwoszowski krucyfiks - wyśmienite dzieło sztuki rzezbiarskiej, znajduje się obok wytwornego ma-nierystycznego cyborium - dzieła włoskiego artysty Jana Marii Padovana. Naprzeciw cyborium - przy łuku tęczy - barokowy ołtarz z obrazem Zwiastowanie, namalowanym w pierwszej połowie osiemnastego wieku przez weneckiego artystę Gaimbattistę Pittoniego. Obok gotycka chrzcielnica. Miejsce to splamione jest krwią. Pod rokiem I 599 ksiądz Krzysztof Zelner zanotował:.....we środę po św.
Tomaszu z Akwinu stał się nieszczęsny przypadek (...). Gonili krawca (jana Jarząbka) Gawrońscy dwa bracia rodzeni (...), którzy za krawcem z dobytą bronią wpadli do kościoła Panny Maryi w rynku krakowskim i tamże go haniebnie usiekli przy chrzcielnicy, i tam kościół krwią spluskali i sprofanowali; który zaraz zamkniono, i tak stał bez wszelakiej służby Bożej ośm dni zamkniony". Gawrońskich posadzono i osądzono,  skazując na gardło", ale za wstawiennictwem wielu zwolniono ich, naznaczając surową pokutę, w tym, że  przez oktawę Bożego Ciata stali na każdy dzień u kościoła w kapach czarnych". Ofiarowali też sporą sumę na kościół Mariacki. Cała ta sprawa w świetle akt jest pełna niejasności.
W nawie północnej na uwagę zasługuje kaplica Bonerowska, w której znajdują się pomniki nagrobne Seweryna Bonera i Zofii z Betma-nów Bonerowej, odlane w pierwszej połowie szesnastego stulecia w norymberskim warsztacie Hansa Vischera.
Ozdobą ścian kościoła Mariackiego jest świetna polichromia projektu Jana Matejki, a wykonana przez samego mistrza i jego uczniów, między innymi Józefa Mehoffera i Stanisława Wyspiańskiego, którzy również stworzyli witraż umieszczony nad chórem muzycznym.
Z kościoła Mariackiego wychodzimy na pełen uroku i tajemniczości plac przed kościołem, stanowiący południową część placu Mariackie-
PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY 73
go. Przy południowym wejściu do świątyni zawieszono dwie stare żelazne kuny, w które zakuwano za grzechy popełnione przeciw szóstemu przykazaniu, oraz za pijaństwo. Byty karami kościelnymi. Do tego dochodziło wymigiwnie się od ślubu, nieprzestrzeganie postów, praca w niedzielę i święta oraz rzucanie oszczerstw, albo kradzież w dzień przedmiotów o wartości poniżej trzech złotych. Mariackie kuny są matę. Zakładano je skazańcowi na szyję. Jawnogrzesznicę przykuwano bosą, ubraną jedynie w zgrzebną koszulę. Wchodzący do kościoła mogli jej dowoli urągać. Gdy złapano na grzechu dziewicę, stawiano obok płonącą świecę, a wianek wieszano na kołku na zewnątrz świątyni. Kara kuny została w Krakowie zniesiona dopiero w roku 1779. Te dwie żelazne obręcze dawniej wzbudzały trwogę. Dziś wzbudzają tylko ciekawość, a młodzież nieraz zakuwa tu swoje oblubienice, robiąc im fotografie. Ponoć takie zakucie w kuny przynosi zakochanym szczęście...
Plac Mariacki
Zdaniem Józefa Ignacego Kraszewskiego w kościele Mariackim brał ślub sam mistrz Twardowski, a wodą święconą z kotłów chrzcielnych ustawionych w kruchcie przepędzał czarta. Słynął też kościół Mariacki z odczyniania  złych kamieni". Wiara w fatalny wpływ pew-
PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY
nych klejnotów była ongiś bardzo rozpowszechniona. Stare podręczniki białej magii podawały rozmaite recepty mające spowodować oczyszczenie podejrzanych rzeczy ze złych emanacji. Stare modlitewniki zawierały też modlitwy  od złych kamieni". Znany prawnik, profesor Andrzej Mycielski opisał w swych pamiętnikach specyficzny obrzęd, w którym uczestniczył w latach dwudziestych ubiegłego stulecia w kościele Mariackim, kiedy to odbierano złą moc poczwórnemu naszyjnikowi z pereł. Niemal wszystkie właścicielki naszyjnika na przestrzeni stu lat zmarły śmiercią nagłą bądz przedwcześnie. Wreszcie, gdy w drodze spadku przeszedł on na matkę pamiętnikarza, nieboga postanowiła szukać pomocy w kościele. Udano się do księdza Wądolnego, ówczesnego infułata kościoła Mariackiego, który  wyciągnął starą, pięknie oprawną w pergamin księgę i po małej chwili oznajmił z wyraznym zadowoleniem: Znalazłem! Mam, co trzeba! Jedna z najstarszych modlitw Kościoła, bo z IV wieku, czasy soboru nicejskiego: modlitwa przeciwko złym kamieniom. Bądz pan przez chwilę, proszę, moim ministrantem. Masz tam naczynie z wodą święconą, trzymaj kropidło, połóż na stole te perełki, a ja poszukam tylko stuły. W ciągu paru minut było już po wszystkim. Perły Gertrudy zostały nareszcie dokumentnie uwolnione, odkażone przepisowo, uwolnione raz na zawsze od obciążającej je zmazy. Stały się od tego momentu nieprzynoszącym już pecha świecidełkiem... Nicejskie zaklęcie podziałało".
Drogie kamienie - zwłaszcza perły - nasycją się, jak wiadomo, ema-nacjami ducha swych właścicieli. Nie jest zatem wskazane noszenie kosztowności należących do ludzi zgorzkniałych, chorujących latami bądz bardzo złośliwych. A jeżeli już takie posiadamy, to złe moce odczynić możemy w mariackiej farze. Sądzimy, że casus Andrzeja Mycielskiego nie był wyjątkiem.
Stoimy nadal na placu Mariackim. Na domu oznaczonym liczbą 8 na ścianie pierwszego piętra dostrzegamy kopię rzezby Wita Stwosza  Ogrojec" (oryginał znajduje się w Muzeum Narodowym). Obok, pod nr 9, tablica upamiętniająca powstanie Wesela Stanisława Wyspiańskiego, który właśnie tu mieszkał, kiedy pisał słynny dramat. Tak gwoli historycznej prawdy, cała rzecz działa się w domu, który stat na miejscu obecnego. Dodajmy, że zaślubiny Lucjana Rydla z Jadwigą Mikołajczykówną odbyty się w kaplicy Matki Boskiej Częstochowskiej
PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY 75
w kościele Mariackim 20 listopada 1900 roku. Bronowickie obrzędy weselne dały asumpt Wyspiańskiemu do stworzenia nieśmiertelnego dramatu.
Raz jeszcze zwracamy się ku kościołowi Mariackiemu, aby przed wejściem do niewielkiego kościoła św. Barbary spojrzeć się na zegar słoneczny, ozdabiający zewnętrzną ścianę kaplicy św. Jana Nepomucena. Zegary słoneczne zdobią mury kościelne od czasów papieża Sabinianusa (604-606), który polecił umieszczanie tego typu czasomierzy na murach świątyń; zasługą tegoż papieża jest też nakaz bicia w dzwony co godzinę. Na kościele Mariackim podobny zegar istniał już w roku 1682. Obecny, wykonany w technice sgraffita, został zaprojektowany w roku 1954 przez znanego historyka sztuki i konstruktora zegarów słonecznych Tadeusza Przypkowskiego. Ten uczony, znawca sztuki kulinarnej, genealogii, twórca Muzeum Przypkowskich w Jędrzejowie, należał do barwnych postaci dwudziestego stulecia. Krążyło o nim wiele anegdot. Ponoć, pewnego razu zaproszony, już w czasach PRL, na bankiet do Nieborowa, przedwojennej rezydencji książąt Radziwiłłów, odmówił uczestniczenia w przyjęciu, uważał bowiem, że  pod nieobecność gospodarza nie wypada przebywać w jego domu". W czasach stalinowskich była to odwaga. Warto jeszcze zastanowić się nad łacińską sentencją towarzyszącą naszemu zegarowi, która przypomina nam, że:  Dni nasze jako cień na ziemi, a nie masz żadnego przedłużenia".
- ..
Wśród budowli, które właśnie podziwiamy, uwagę zwraca również nieduża gotycka świątynia pod wezwniem św. Barbary, ufundowna przy współudziale królowej Jadwigi Andegaweńskiej. Wejście do niej prowadzi obok póznogotyckiego Ogrojca. W póznobarokowym wnętrzu, koto głównego ołtarza zachowała się w niszy Pieta z samego początku piętnastego wieku. To prawdziwy klejnot rzezbiarski! Dzieło godne mistrza.
Jeśli mamy lornetkę, poświęćmy nieco uwagi niezwykle ciekawym rzezbom gotyckim, które podtrzymują gzyms wieńczący mury prez-
76 PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY
biterium, czy też są w kluczach okiennych. Bacznie się przyglądając, pośród wielu rzezb, dostrzeżemy Filis jadącą na Arystotelesie, dowcipną ilustrację średniowiecznego moralitetu, do czego to kobieta może doprowadzić nawet Mędrca. Otóż, kiedy Aleksander Wielki podbit Indie pozostał tam, a to z powodu mitości do pięknej Filis. Mistrz Aleksandra, znany filozof Arystoteles mocno ganił ten grzeszny związek. Władca opowiedział Filis o oczekiwaniach Arystotelesa. Wówczas kobieta postanowiła udowodnić, że i filozof nie jest obojętny na wdzięki niewieście. Zaczęta flirtować z Arystotelesem. Po pewnym czasie sprawiła, iż filozof za jej względy godził się być nawet wierzchowcem dla ukochanej. Aleksander rad udowodnił Arystotelesowi, że za słowami muszą iść czyny. Historyjka ta przestrzega przed niewiastami, które wówczas postrzegano jako kuzynki czarta. Cała dekoracja architektoniczna prezbiterium kościoła Mariackiego stanowi niepośledni przykład plastycznego wyobrażania ówczesnych prawd wiary i moralności.
Zwróćmy raz jeszcze uwagę na kościół Św. Barbary, patronki dobrej śmierci. Liczne przybudówki na północnej stronie kościoła św. Barbary, mieszczańskie epitafia, gotyckie portale nadają niezwykłego blasku i uroku temu niepowtarzalnemu zaułkowi starego miasta, tworząc wraz z potężnym masywem kościoła Mariackiego niepowtarzalny zakątek, tak ulubiony nie tylko przez malarzy. Od południa do kościoła św. Barbary przylega klasztor Jezuitów. Tutaj mieszkał i był przez pewien czas superiorem czyli przełożonym ksiądz Jakub Wujek-autor najlepszego przekładu Biblii, z której korzystały pokolenia Polaków az do edycji Biblii Tysiąclecia. Tu też zmarł w roku 1597 i został pochowany w podziemiach kościoła św. Barbary. Nazywano go  filarem Kościoła Bożego". Księdza Wujka przypomina płyta wmurowna od północnej strony kościoła św. Barbary.
W zabudowaniach jezuickich obok kościoła św. Barbary u schyłku osiemnastego stulecia znajdowała się klinika chirurgiczna, którą kierował ceniony w owym czasie i znany lekarz Rafał Czerwiakowski, profesor Szkoły Głównej Koronnej (tak nazywał się wówczas Uniwersytet Jagielloński), uchodzący za ojca krakowskiej chirurgii. Czerwiakowski wzbudzał sensację wykonywanymi oficjalnie, w celach naukowych, sekcjami zwłok. Znany był też z tego, że ubogich leczył bezpłatnie, nawet i koszta apteczne za nich ponosił.
PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY 77
Obok kościoła św. Barbary wiedzie kryte przejście na Mały Rynek. Tutaj w kamienicy Szoberowskiej (nr 6) ujrzała światło dzienne w roku 1661 pierwsza nasza gazeta  Merkuriusz Polski". W narożu ulic Szpitalnej i placu Mariackiego widzimy piękny budynek zwieńczony attyką. To Prałatówka kościoła Mariackiego. Siedziba jego proboszczów, w obecnym kształcie pochodząca z początku siedemnastego wieku. Nadmieńmy, że od roku 1329 proboszczowie kościoła Mariackiego noszą tytuł archiprezbitera, a w roku 1402 archiprezbiterzy nasi otrzymali od papieża Bonifacego IX prawo noszenia infuły biskupiej, pastorału i używania tytułu infułata. Przeto infułat kościoła Mariackiego po dziś dzień nosi podczas mszy świętej insygnia przynależne biskupom.
" =" -4 %
Spod Prałatówki ponownie udajemy się na Rynek . Najwyższy czas zacząć zwiedzanie kamienic i pałaców okalających niczym wieniec krakowski Rynek. Uwagę zwraca ich architektoniczna różnorodność, rozmaitość detali z różnych epok, które nawarstwiając się tworzą kostium architektoniczny tego klejnotu sztuki Krakowa. Są jakby żywą dekoracją dopełniającą bryty fary Mariackiej, Sukiennic i wieży ratuszowej, owej nieszczęsnej  wdowy" po krakowskim ratuszu: pełne majestatu, dumne z tego, że były świadkami największych wydarzeń dziejowych.
Nasz spacer zaczynamy od narożnika Rynku i ulicy Siennej. Stoimy przed Szarą Kamienicą (nr 6), która niewątpliwie należy do najokazalszych rezydencji. Legenda powiada, że postawił ją król Kazimierz Wielki dla swojej faworyty Sary. Stąd pochodzić ma nazwa domu. Monarcha ten był mężczyzną pełnokrwistym, mocno kochał piękne kobiety, szczególną estymą darzył niewiasty izraelickie. Sara była bowiem Żydówką. Faktycznie kamienica powstała z połączenia dwóch domostw dopiero w szesnastym stuleciu. To tutaj z roku I 574 Piotr i Samuel Zborowscy (tak, to ten sam Samuel Zborowski, banita) podejmowali po uroczystościach koronacyjnych króla Henryka Wale-zego. W domu tym mieszkał także Marcin Oracewicz, który w roku
78 PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY
1768 zastrzelił rosyjskiego pułkownika Panina, o czym mówiliśmy, podziwiając Barbakan. W roku 1787 tu właśnie obiadem podejmował króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, Żeleński. Na fasadzie dostrzegamy dwie tablice: jedna upamiętnia powstanie kościuszkowskie, druga niefortunną rewolucję krakowską z roku I 846. Na parterze mieścił się jeszcze w minionym stuleciu znakomity sklep kolonialny (dziś jest tu restauracja) urządzony w gotyckiej sali, pamiętającej czasy króla Kazimierza Wielkiego.
W pobliżu Szarej Kamienicy od średniowiecza wykonywano egzekucje sądowe. Wykonywano je na forum publicum, ku radości i dla odstraszenia gawiedzi, najczęściej naprzeciw kościoła Mariackiego, mniej więcej u wylotu ulicy Siennej, stąd w aktach karnych napotykamy na notki:  łeb ci uciąć na piasku przed Szarą Kamienicą".
Obok mamy kamienicę Montelupich (nr 7), do której wiedzie okazały manierystyczny portal ozdobiony inskrypcją: TECUM HABITA (niech z tobą mieszka). Rodzina Montelupich, włoskiego pochodzenia, należała do najbogatszych familii kupieckich. Na fasadzie wmurowano tablicę upamiętniającą powstanie poczty polskiej za króla Zygmunta Augusta w roku I 558. W tym miejscu funkcjonowała przypuszczalnie dopiero od roku 1569. Do Wenecji jechano trzy dni  w trzy kury".
Dom pod nr 8 - kamienica Pod Jaszczury, zwana tak od gotyckiego godła (obecnie kopia), które zdobi jej portal. Na parterze zachowały się gotyckie sklepienia, podobne są w okazałych piwnicach. Tutaj znajduje się znany, zwłaszcza w ubiegłym stuleciu, klub studencki  Jaszczury". Miejsce również kultowe, od kilku lat szczęśliwie reaktywowane, obecnie miejsce gorących dyskusji, podczas comiesięcznych spotkań tzw. klubu Polityki.
W kamienicy sąsiedniej (nr 9), zwanej Bonerowską albo Firlejowską, uwagę przykuwa niezwykle oryginalna manier/styczna attyka z drugiej połowy szesnastego wieku, najpiękniejszy tego rodzaju przykład w Krakowie. W owym stuleciu należała do Seweryna Bonera i jego żony Zofii z Betmanów. W 1574 roku odbyły się tutaj uroczyste chrzciny małego Henryka Firleja, do chrztu trzymał go sam król Henryk Walezy. W kolejnym stuleciu dom ten, wraz z sąsiednim, byt świadkiem zaślubin Maryny Mniszchówny z carem Dymitrem Samozwańcem (w I 605), którego to zastępował per procura Ofnas Wtasiow.
PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY 79
Uroczystości owe, a miały one charakter wybitnie polityczny, zaszczycił osobiście król Zygmunt III.
Dochodzimy do słynnej restauracji  Wierzynek". Obecnie tworzą ją dwie mieszczańskie kamienice: kamienica Pinoccich (oznaczona numerem 15), przyozdobiona na parterze okazałym barokowym portalem - tędy wiedzie wejście do  Wierzynka" - oraz kamienica Morszty-nowska (dom pod nr I 6), która dostała się w spadku Jerzemu Morsztynowi po Mikołaju Wierzynku. Tutaj, wedle tradycji, wspaniałą ucztą, trwającą ponad -o czym nadmienia Jan Długosz - 20 dni!, podejmował w roku 1364 monarchów goszczących w Krakowie patry-cjusz Mikołaj Wierzynek. A przyjechali na zaproszenie Kazimierza Wielkiego: cesarz Karol IV, król Węgier Ludwik, król duński Waldemar, król Cypru Piotr i wielu polskich książąt. Podanie powiada, że goście otrzymali w darze od Wierzynka na pamiątkę złotą zastawę użytą podczas uczty. Zjazd monarchów opisał wędrowny trubadur Guilleme de Ma-chout, piewca czynów rycerskich Piotra, króla Cypru.
Tak na dobrą sprawę restaurację noszącą nazwę  U Wierzynka" otwarto w tym miejscu dopiero po drugiej wojnie światowej. Wspaniałe wnętrza oczekują na gości. W tzw. sali Wierzynkowskiej zobaczyć można kopię obrazu Bronisława Abramowicza Uczta u Wierzynka. To jeden z najwykwintniejszych lokali Krakowa, gdzie władze państwowe i miejskie - podtrzymując tradycję - przyjmują oficjalne delegacje rządowe. Goszczeni tutaj byli szach perski Mohammad Reza Pahlavi, rodzina Kennedych, cesarz Hajle Sellasie, prezydent Ford, premier Magaret Thatcher, Michaił Gorbaczow, by tylko wspomnieć tych najważniejszych.
Znanym osobistościom również przydarzają się rzeczy godne anegdoty. Z uwagi na dyskrecję, pozwolimy sobie ujawnić tylko wydarzenie z lat minionych. Otóż w roku 1958 gościła w  Wierzynku" królowa belgijska, Elżbieta, miłośniczka muzyki Chopina. Wspaniała uczta w pewnej chwili została przerwana, bowiem królowa postanowiła wysłuchać transmisji z koncertu chopinowskiego. Gdy na progu sali
80 PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY
pojawili się z kolejnymi półmiskami kelnerzy, zobaczyli zasłuchaną monarchinię. Aby nie zakłócić dostojnemu gościowi tej przyjemności, kelnerzy zastygli w bezruchu. Mimo że omdlewty im ręce, stali tak do końca koncertu. Królowa była zachwycona. W nagrodę dostali od niej złote zegarki.
Niecodzienny charakter miały przygotowania do przyjęcia u  Wie-rzynka" Michaiła Gorbaczowa. Najpierw lekarz przebadał wszystkich zatrudnionych w kuchni, czy nie mają jakichś krwawych zadrapań. Szło o AIDS. Potem lekarz rządowy sprawdził kelnerów. Kontroli podlegało także wspaniałe jadło. Najciekawsze okazało się śniadanie, do którego głowa ówczesnego ZSRR zasiadła... o godzinie 18.00. Biesiada, przez protokół dyplomatyczny zaplanowana na półtorej godziny, w związku z opóznieniem miała iście kosmiczne tempo.
Restauracja przygotowywała także uczty dla znanych polityków goszczących na Wawelu, mieszkających w tzw. apartamentach Urzędu Rady Ministrów. Tam podejmowano generała Charlesa de Gaulle'a. Ówczesny szef  Wierzynka" zaplanował biesiadę w najdrobniejszych szczegółach. Prezydent Francji oniemiał z wrażenia, gdy ujrzał wkraczających na salę kelnerów, ustawionych wedle wzrostu. Gdy wykwintna uczta dobiegała końca, de Gaulle spytał:  Z jakiego pułku byli ci wspaniali żołnierze?"
Obok kamienica Hetmańska (nr 17), która należy do najstarszych krakowskich domów, wzniesionych jeszcze w czternastym stuleciu. Na parterze zachowała się gotycka sala ze zwornikami sklepiennymi, ozdobionymi rzezbą figuralną. Są to domniemane, wizerunki króla Kazimierza Wielkiego i królowej Elżbiety Aokietkówny. Od drugiej połowy siedemnastego wieku kamienica była w rękach rodziny Bra-nickich; Jan Klemens Branicki osiągnął w osiemnastym stuleciu godność hetmana wielkiego koronnego i stąd wzięła się nazwa kamienicy oraz herb Gryf Branickich na fasadzie.
Słynie też krakowski Rynek z rezydencji magnackich. Jako pierwszy poznamy Pałac Zbaraskich (pod nr 20) lub jak kto woli Jabłonow-
PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY
skich, Potockich. W połowie szesnastego wieku miał tutaj okazałą renesansową rezydencję kasztelan krakowski Wawrzyniec Spytekjor-dan. Dopiero w pierwszej ćwierci siedemnastego wieku pałac na zlecenie książąt Zbaraskich przebudowano i z tego czasu pochodzi piękny dziedziniec arkadowy. W drugiej połowie osiemnastego stulecia, kiedy to pałac znajdował się w rękach Wodzickich, zmieniono mu fasadę na obecną klasycystyczną. Wtedy też przebudowano w duchu klasycyzmu komnaty pierwszego piętra. Tutaj podejmowny był w roku 1787 król Stanisław August Poniatowski.
Przypomnijmy, że u wylotu ulicy Brackiej - naprzeciw kamienicy Pod Ewangelistami (Rynek nr 21) - polscy królowie zwyczajowo odbierali hołdy, w tym także słynny hołd pruski w 1525 roku. To historyczne wydarzenie tak zapamiętał świadek tych czasów Marcin Bielski:  Al-brycht, pruski mistrz ostatni, już bez ubioru krzyżackiego do króla [Zygmunta] do Krakowa na końcu miesiąca marca przyjechał, gdzie dnia 10 miesiąca kwietnia królowi na majestacie w rynku nagotowa-nym siedzącemu, gdy się z wszystkiem Albrycht oddał, król onego księciem królewieckim w Prusiech uczynił i proporzec jemu z herbem i orła czarnego na szyi koronę, a S na piersiach mającego, podał; gdzie Albrycht nowe książę królowi i potomkom jego i Koronie poddaństwo i wiarę swą przysięgą na wieczne czasy oddał". Godzi się też przypomnieć, iż w tym właśnie miejscu zawsze dzień po koronacji polscy monarchowie przyjmowali hołd mieszczan.
Kamienica Książęca albo Pod św. Janem Kapistranem (nr 26) pamięta czasy średniowiecza, co poświadczają świetnie zachowane gotyckie piwnice. W piętnastym wieku była własnością książąt mazowieckich. Wedle tradycji tutaj zatrzymał się w roku 1453/1454 św. Jan Kapi-stran - słynny włoski kaznodzieja, którego figura znajduje się w narożu ulicy Wiślnej i Rynku. Sam Długosz tak o nim pisał: .....posłowie
wyruszyli z powrotem, zabrawszy z sobą Jana Kapistrana, mnicha zakonu braci mniejszych, męża wielkiej świątobliwości i (...) przybyli, do Krakowa. (...) Kazimierz król wraz z królową Zofią, Zbigniew kardynał i biskup krakowski i wielki gmin rycerstwa w polu za przedmieściem Kleparz przyjmowali go i z największą czcią prowadzili do miasta. Na gospodę przeznaczono mu dom (...) w Rynku, a obok kościoła św. Wojciecha wystawiono mównicę, z której codziennie, zanim większe zimna nastały, po odprawieniu mszy św. słowo Boże oby-
82 PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY
czajem swoim w łacińskim języku przez dwie godziny opowiada) (...) Kazanie to potem przez drugie dwie godziny ludowi polskim językiem tłumaczono. (...) gdy zaś nadeszły mrozy i śniegi, mównicę przeniesiono do kościoła N. Panny Marii. (...) pod ten czas wielkie mnóstwo chorych, ślepych, chromych, suchotników i rozmaitą niemocą dotkniętych wobec przytomnego ludu uzdrawiał". Obdarzony darem krasomówczym Jan Kapistran, fanatyczny wróg innowierców, także antysemita nierzadko doprowadzał swoimi kazaniami do krwawych tumultów religijnych. W Krakowie nad spokojem czuwał król Kazimierz Jagiellończyk. Piękny to przykład polskiej tolerancji.
Czterdzieści lat pózniej, w roku 1494, stacjonowało tu poselstwo tureckie, zdążające do Poznania na spotkanie z królem Janem Olbrachtem. Wtedy też w zdumienie wprawiły krakowian wielbłądy i piękne konie arabskie, koczujące przed kamienicą. Ponoć tutaj miał mieszkać mistrz Twardowski, znany czarnoksiężnik.
Mijamy ulice Wiślną i św. Anny i stajemy przed słynnym Pałacem Pod Baranami (nr 27); powstał on w siedemnastym wieku z połączenia trzech mieszczańskich kamienic. Godłem domu są baranie głowy, stąd pochodzi nazwa pałacu. Na początku dziewiętnastego stulecia nieruchomość nabył hrabia Artur Potocki z Krzeszowic i od tej pory znajduje się ona w rękach tej familii. Należy do najokazalszych krakowskich magnackich rezydencji. W Pałacu Pod Baranami zatrzymywało się wiele znakomitości: w roku 1709 carewicz Aleksy, syn Piotra I, w roku I 809 książę Józef Poniatowski, w roku 1810 król saski i książę warszawski Fryderyk August, a w roku I 880 cesarz Franciszek Józef I. Warto nadmienić, że przed wojną pałac zdobiły wspaniałe zbiory sztuki, w tym świetna galeria malarstwa europejskiego.
Natomiast w czasach minionej epoki, zwanej realnym socjalizmem, w gotyckich piwnicach pałacu od roku 1956 działa kabaret  Piwnica Pod Baranami", którego animatorem był Piotr Skrzynecki (zm. 1997). Kierowany przez blisko czterdzieści lat przez Piotra kabaret nawiązywał do dadaistycznego  Cabaret Voltaire" w Zurichu; przynajmniej działał w tym duchu.
Piotr był postacią malowniczą, niewątpliwie dzięki niepowtarzalnej osobowości budował couleur locale Krakowa. Warto przypomnieć, że w roku 1994 Rada Miejska Stołecznego Królewskiego Miasta Kra-
PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY
kowa nadała Piotrowi Skrzyneckiemu godność honorowego obywatela podwawelskiego grodu.
Rzezba przedstawiająca Piotra Skrzyneckiego
Honorowe obywatelstwo uzasadniano tym, że  Piotr Skrzynecki -krakowianin z wyboru, który w czasie wielkiej opresji stworzył tu miejsce wolności; miejsce, gdzie niby żartem, lecz całkowicie serio, nie na wpół, ale bez kompromisów broniono wartości i przeciwstawiano się przemocy i kłamstwu, miejsce, w którym była i jest kultywowana autentyczna polska kultura". Piotr Skrzynecki, człowiek mądry i niezależny, został 38 Honorowym Obywatelem Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa, dołączając do grona osób, którym poczynając od cesarskiej monarchii austriackiej przyznano ten tytuł.
84 PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY
Znalazł się pośród takich osobistości, jak: Józef Piłsudski, kardynał Adam Stefan Sapieha, Margaret Thatcher, Lech Wałęsa, Sławomir Mrożek i Czesław Miłosz. Prawie codziennie można było spotkać Piotra w kawiarni  Vis a vis", znajdującej się w kamienicy Pod Blachą, przy Rynku Głównym 29. Tam obdarzał przyjaciół i przygodnych znajomych niejedną życiową mądrością, olbrzymią wiedzą, wspaniałym poczuciem humoru i wielką tolerancją wobec ludzkich ułomności. Nie chronił go ani urząd, ani godności, ani immunitet. Reprezentował Piotr pewną epokę, atmosferę i tradycję Krakowa.
Pałac Spiski (nr 34) powstał na początku siedemnastego wieku z połączenia dwóch kamienic. Wtedy był własnością Sebastiana Lubomirskiego, starosty spiskiego. Stąd zatem nazwa. Z okien tego pałacu w roku 1676 król Jan III podziwiał ognie sztuczne. Natomiast w roku 1796 w tej okazałej rezydencji zamieszkali austriaccy  namiestnicy Krakowa": Wacław Margelik i książę Auersperg, któremu krakowianie składali przysięgę na wierność cesarzowi. Na parterze ma swoją siedzibę słynna resturacja  Hawełka". Jej dzieje sięgają jeszcze drugiej połowy dziewiętnastego wieku, kiedy to Antoni Hawełka otworzył sklep kolonialny  Pod Palmą", który mieścił się w sąsiednich Krzysz-toforach. Po nim firmę przejął najstarszy subiekt Franciszek Macharski, który w I 909 nabył Pałac Spiski, gdzie w roku 1912 otworzył nie tylko sklep kolonialny, lecz także znakomitą restaurację z obszerną salą na parterze. Na pierwszym piętrze znajduje się restauracja  Tetm-jerowska", z salą z malowidłami Włodzimierza Tetmajera, opowiadającymi dzieje mistrza Twardowskiego. W minionym stuleciu, w dwudziestoleciu międzywojennym, sala Tetmajerowska słynęła z tradycyjnych satyrycznych szopek  Kukiełki u Hawełki", do których dowcipne teksty pisali Magdalena Samozwniec i Artur Maria Swinar-ski. Ostatni raz  Kukiełki u Hawełki" odbyły się w czerwcu roku 1939.
Naprzeciw Pałacu Spiskiego stał na Rynku pręgierz, miejsce służące do wymiarzania publicznie kar: chłosty i piętnowania. Stąd wyświecano z miasta niepożądane osoby, w tym krnąbrne wszetecznice. Prę-
PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY 85
gierz rozebrano na początku dziewiętnastego wieku. Dodajmy, że dziewki wszeteczne gnano z miasta ulicą Sławkowską, aż za mury miejskie.
W narożu Rynku i ulicy Szczepańskiej znajduje się Pałac Pod Krzysz-tofory (nr 35). Nazwa wywodzi się od Św. Krzysztofa, którego gotycki posąg znajdował się kiedyś na jednej z kamienic, które z czasem weszły w skład pałacu. Rzezba ta, z końca czternastego stulecia, przechowywana jest w Muzeum Narodowym w Krakowie. Z końcem czternastego stulecia tutaj mieściła się apteka  Pod Św. Krzysztofem". W siedemnastym wieku trzy kamienice utworzyły Pałac Pod Krzysz-tofory, wtedy rezydencję Adama Kazanowskiego, marszałka nadwornego i najdroższego przyjaciela króla Władysława IV. Spadkobiercy Kazanowskiego sprzedali pałac Janowi Wawrzyńcowi Wodzickiemu, który od ulicy Szczepańskiej zakupił jeszcze jeden dom. Jego syn, Kazimierz Wodzicki przebudował rezydencję i z tego czasu pochodzi piękny dziedziniec arkadowy, a właściwie tylko loggia. Już z końca siedemnastego wieku pochodzi w salach pierwszego piętra dekoracja stiukowa, dzieło znakomitego sztukatora Baltazara Fontany. W pałacu tym mieszkali król Jan Kazimierz (I 649, I 668), król Michał Korybut Wiśniowiecki (1671), carewicz Paweł, pózniejszy cesarz Paweł I (1782), w roku 1787 gościł w Krzysztoforach król Stanisław August Poniatowski. Przez lata mieszkał tu samotnie biskup krakowski Kajetan Sołtyk, który porwany przez Rosjan w roku 1767, po powrocie z wygnania w Kałudze dostał pomieszania zmysłów i tutaj snuł się po pałacowych komnatach. W roku 1848 w dobie Wiosny Ludów w pałacu znalazł siedzibę Komitet Narodowy. Ponad sto lat pózniej, dokładnie od roku 1963, ulokowano tutaj Muzeum Historyczne m. Krakowa, którego zbiory warto obejrzeć, aby poznać historię miasta, jego ikonografię, zbiór pamiątek mieszczańskich. W każdym z muzeów krakowskich mamy przewodniki oraz podpisy pod eksponatami, co nas zwalnia od szczegółowego opisu.
Gotyckie podziemia (obszerne piwnice) są siedzibą Grupy Krakowskiej, awangardowego stowarzyszenia artystycznego. To tutaj Tadeusz Kantor stworzył słynny na świecie teatr Cricot 2. Obok galerii znajduje się urocza kawiarenka. A miejsce to grzeszy mistyką i legendami: w piwnicach Krzysztoforów tajemniczy Włoch de Stessi miał w szesnastym wieku pracownię alchemiczną, w tych lochach zjawia
86 PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY
się diabeł. Ponoć przybiera kształt koguta, wabiąc dziewczyny. Któ-raż z nich oprze się diabłu... Jedna z krakowianek ruszyła kiedyś za kogutem, który powiódł nieszczęsną do podziemi. Starzy krakowianie powiadają, ze lochy spod Krzysztoforów wiodą aż do kościoła Mariackiego. Nagle kogut zmienił się w dziwnego człowieczka, odzianego z niemiecka. Pokazał nieszczęsnej beczki pełne dukatów. Zachęcał, aby zabrała, ile da radę w fartuch. Diabeł, bo któż inny mógł być odziany z niemiecka, przestrzegł ją, że jeśli odchodząc obróci się za siebie, to skarb straci. Jednak dziewczyna przy wyjściu z piwnic, już na ostatnim stopniu, obejrzała się, czy przypadkiem czort za nią nie idzie. Wówczas wrota drewniane, zmykające lochy, zatrzasnęły się z hukiem, obcinjąc piętę nieszczęsnej. Ale skarby zostały w fartuchu, przynosząc jej szczęście. Krzysztoforski czart nadal kusi, czeka na odważnych. Opowiadają, że dziewka za uratowanie z czarciej opresji ufundowała kaplicę, ponoć w kościele Mariackim.
Zjawia się też w Krzysztoforach Czarna Dama - wieszczka śmierci. Kto ją ujrzy, pozna tajemnicę dnia ostatniego, datę swojej śmierci. Czarna Dama lubi przechadzać się po komnatach, ale objawia się rzadko. Przepowiedziała śmierć królowi Janowi Kazimierzowi, kiedy bawił w pałacu po abdykacji oraz biskupowi Kajetanowi Sołtykowi, który błąkał się po pałacowych salach, oczekując wybawienia od mąk psychicznych. Matrona owa pojawia się znienacka i jednym krótkim zdaniem wieszczy śmierć. Czarna Dama rozmawia nieraz z Maćkiem, wiernym sługą mistrza Twardowskiego, spuszczanym codziennie przed Krzysztoforami pod postacią pająka z obłoków, aby zasięgnął języka, co w ukochanym Krakowie słychać. Nie trzeba chyba dodawać, że tej Damy lepiej się wystrzegać.
Udajemy się dalej, radzi, że Czarna Dama nam się nie objawiła. Korzystając z okazji odwiedzamy kamienicę narożną ( róg ulic Sławkowskiej i Szczepańskiej), znajdującą się naprzeciw Krzysztoforów. To dom Pod Gruszką. W czternastym wieku należał do patrycjuszow-skiej familii Morsztynów. Tutaj wedle legendy spotykała się ze swoim
PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY 87
ukochanym księciem Wilhelmem Rakuskim młodziutka królowa Jadwiga, bowiem tu ukrywał się on przed Jagiełłą w pierwszych miesiącach roku 1386. Ten piętnastoletni młodzian, nadzieja rodu Habsburgów, byt jednym z największych wykwintnisiów Europy, zdążył już sobie zasłużyć na przydomek  dworskiego",  wytwornego" czy  ceremonialnego". Zaiste miała go za co podziwiać Jadwiga, złączona z nim ślubami dziecięcymi zawartymi w Hainburgu. Mogła być nim zafascynowana, o wiele bardziej niż Jagiełłą, narzuconym jej przecież mężem, pochodzącym z dalekiej, obcej kulturowo Litwy. Kulturą rycerską, obyczajami, ogładą i środowiskiem Wilhelm był bliższy sercu Jadwigi. Byli w sobie zakochani... A mariaż z Jagiełłą to tylko realpolitik.
Z końcem siedemnastego wieku kamienica Pod Gruszką przeszła w ręce Andrzeja Żydowskiego chorążego i sędziego grodzkiego krakowskiego, który powierzył przebudowę dwóch sal na piętrze znanemu rzezbiarzowi Baltazarowi Fontanie. Stiuki nałożył Fontana na gotyckie sklepienie, żebrowanie pokrywając girlandami kwiatowymi. W lunetach sklepiennych dostrzegamy alegorie: Malarstwa, Flzezby, Architektury i Muzyki. Obecnie mieści się tutaj restauracja  Pod Gruszką", zaś w tak zwanej Sali Fontanowskiej urządzane są ekskluzywne imprezy. Przy okazji spaceru po Rynku warto zajrzeć  Pod Gruszkę". I ona, jak każde niemal miejsce w starym Krakowie ma swoje jakże intrygujące cienie historii.
Jesteśmy na tak zwanej Linii A-B. Ciągnie się ona od ulicy Sławkowskiej do ulicy Floriańskiej. To znana krakowska promenada, zwłaszcza w niedzielę, gdy po sumie w farze Mariackiej odbywa się tutaj specyficzna snobistyczna rewia mody. Spacer po Linii A-B, podobnie jak randki  pod Adasiem" czyli pod pomnikiem Mickiewicza należały do krakowskich tradycji i obyczajów. Dzisiaj młodzi umawiają się już pod EMPIKIEM, naprzeciw pomnika wieszcza .
Była też Linia A-B kuznią najrozmaitszych plotek, najczęściej nieżyczliwych i nieprawdziwych. A taka plotka, jak często rodziła się w Krakowie. Boy prześmiewca już pisał:
88 PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY
 Ach, czy już pani wie Moja pani, moja pani Ach czy już pani wie Co się stato na A - B? (...)
Mojej szwagrowej brat, Moja pani, moja pani Mojej szwagrowej brat Widział wszystko akurat (...)."
Kto wie, któż to jest, ten  mojej szwagrowej brat"?
W narożnej kamienicy z ulicą Sławkowską (nr 36) mieszkał w roku 1790 Johann Wolfgang Goethe, o czym informuje tablica wmurowana w fasadę. Wtedy mieścił się tutaj słynny zajazd  Pod Jeleniem", raczej podejrzanej konduity, ponoć wiele krakowskich dziewek wsze-tecznych znajdowało tu  pomieszkanie". No cóż, w tradycji europejskiej hotele często bywały burdelami. W każdym razie Goethe zatrzymał się tu na krótko, chciał tylko zwiedzić wielickie saliny. Poeta, podróżował po Europie jako towarzysz Karola Augusta, księcia sa-sko-weimarskiego zatrzymał się w zajezdzie słynącym z doskonałej kuchni, prowadzonej przez Mariannę Lebonową. Zabytki Krakowa niezbyt ciekawiły Goethego. Zwiedził Krzemionki, był w Tenczynku i w Wieliczce, której saliny szczególnie go zainteresowały. Oprowadzał go tam profesor uniwersytetu Antoni Scheidt, znany mineralog i botanik. Przypuszcza się, że poeta szukał w Krakowie śladów doktora Fausta (zob. Collegium Maius), bowiem szesnastowieczni pisarze podają, że Faust studiował jakoby w Akademii Krakowskiej. Zapewne pokazano poecie w Collegium Maius słynną Księgę Twardowskiego, odnalezioną po wiekach w roku 1777. Jej odkrycie stało się w owych czasach prawdziwą sensacją naukową, o czym w roku 1778 donosił Johann Philipp Carosi, członek Królewskiego Towarzystwa Przyrodniczego w Berlinie. Dopiero kustosz biblioteki, Jacek Przybylski dokładnie przeczytał rękopis, stwierdzając w roku 1783, że jest on dziełem Pawła z Pragi. Niemniej nadal panowało mniemanie, że jest to czarnoksięska księga Twardowskiego. Ba, wielu było przekonanych, że studiujący ten kodeks są zdolni skontaktować się z diabłem, a czarną plamę na jednej z kart uznano za ślad diabelskiej łapy. Przypuszczać należy, że tej atrakcji Goethe nie pominął.
PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY 89
Od profesora Scheidta otrzymał w prezencie kawałek chalcedonu z Tenczynka, co zapisał w swoim notatniku, odnotował również, jakie rodzaje soli wydobywają w Wieliczce.
Ponad pół wieku pózniej, dokładnie w roku 1849 zatrzymał się tu, będąc w Krakowie car Mikołaj I.
Nieopodal, w kamienicy pod numerem 38 mieszkał generał Józef Chto-picki. Tutaj zmarł w roku 1854, o czym przypomina tablica pamiątkowa. Dyktator powstania listopadowego zaprzyjazniony był z rodziną hrabiów Potockich z Krzeszowic, a osiadł na stałe w Krakowie w roku 1840. Zwykł często spacerować po Rynku w towarzystwie wysmukłych elegantów - braci Moll. Krakowianie nie lubili generała, przypominając mu lata powstania. Niejednokrotnie płatano mu rozmaite figle. Raz, gdy byt na mszy świętej w kościele Mariackim, przypięto mu na plecach kartkę z tekstem:  Dwa cię mole gryzą: sumienie i opinia".
Od dziewiętnastego wieku na parterze kamienicy mieści się znana kawiarnia, którą otworzył cukiernik włoski Lorenzo Paganino Corte-si. Od roku 1834 była ona własnością Gaudentego Redolfi, a potem Parysa Maurizio. Cukiernia Maurizia, bo tak ją zawsze nazywali kra-kowinie, słynęła ongiś ze świetnej kawy, nadto wybornych wódek, wśród których uznanie szczególne zyskały żubrówka, jałowcówka i orzechówka. Tę ostatnią stosowano jako lek przeciwko cholerze. Na początku dwudziestego wieku do biedermaierowskiego wnętrza przybył witraż, zaprojektowny przez Henryka Uziembłę. Warto tutaj przysiąść i wypić dobrą kawę. Niestety, z dawnej atmosfery - poza witrażem secesyjnym i szczątkami dziewiętnastowiecznego wyposażenia - nic już nie pozostało.
Tuż obok mamy kamienicę Pod Konikiem (nr 39). W siedemnastym stuleciu była własnością rodziny Krzeczyków, którym król Jan III Sobieski nadał herb Starykoń, od którego poszła nazwa domu, a tablica z herbem stała się godłem wyróżniającym go spośród rynkowych kamieniczek. W połowie osiemnastego wieku nieruchomość należała do drukarza Stanisława Stachowicza, którego syn Michat, znany malarz krakowski i piewca kościuszkowskiej insurekcji, w tym to domu przyszedł na świat (w 1768). Dodajmy, że ojciec malarza tutaj prowadził drukarnię i księgarnię. Był w jednej osobie księgarzem i edytorem. Michat Stachowicz zasłynął nie tylko jako piewca krakowskich
90 PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY
tradycji, byt niczym żywa anegdota krążąca po Krakowie. Opowiadano o nim, że w pewnej chwili życia postanowił wstąpić w związek małżeński. Brakowało jednak kandydatki. Niedługo potem wpadła doń jakaś osóbka, w wieku już nie najmłodszym, która mu rzekła:  Słyszałam, że się waszmość chce żenić, otóż ja gotowabym zostać jego żoną". Poczciwiec zdecydował się na ten związek, nie poznawszy uprzednio wybranki. Wybór ten nie wyszedł artyście na dobre. Kobieta ta niskiej klasy - jak w owym czasie powiadano - nie wniosła mu szczęścia do domu. Była swarliwą złośnicą. Wreszcie mając baby powyżej uszu, postanowił się jej fortelem - co podsunął mu biskup Woronicz, przyjaciel Stachowicza - pozbyć. Opowiada historyk Krakowa Ambroży Grabowski dalsze dzieje tego małżeństwa:  Zła baba żyła w przyjazni z zakonnicą w klasztorze panien Augustianek na Kazimierzu, przy kościele św. Katarzyny, u której czasem z odwiedzinami bywała. Pewnego święta po południu udała się ona do tych mniszek z wizytą. Te przyjęły ją z uprzejmością i rade były gościowi, ale gdy ta do wyjścia z klasztoru zabiera się, po długich zwłokach, szukaniu furtianki itp. dowiaduje się, że jej za furtę wypuścić nie mogą, bowiem takie od władzy duchownej odebrały polecenie. Baba wpada w furię... krzyczy..., złorzeczy..., ale na próżno. Niedługo przyniesiono jej pościel i potrzebne szaty - i już więcej do domu nie wróciła, gdyż ze złości wpadła w chorobę i wkrótce w tymże klasztorze umarła". Stachowicz odzyskał spokój do tworzenia. Po śmierci nieszczęsnej małżonki postawił jej płytę nagrobną przy stacjach Męki Pańskiej, znajdujących się naprzeciw kościoła Reformatów. W każdym razie wymyślił wespół z biskupem Janem Pawłem Woroniczem znakomity sposób na pozbycie się niewygodnych, kłótliwych megier z domu... Z jego doświadczeń można skorzystać.
Przez kilka miesięcy w roku 1861 miał w kamienicy Pod Konikiem pracownię malarską Jan Matejko. Tutaj, ukończył obraz Jan Kazimierz na Bielanach, rozpoczął szkice do obrazów Kazanie Skargi i Zawieszenie Dzwonu Zygmunta. Doskwierała mu wówczas bieda, tak dalece, że w obawie przed wierzycielami nie otwierał nikomu drzwi.
PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY 9|
Narożny z ulicą św. Jana dom (nr 41) to  Feniks", który powstał na miejscu zburzonej w roku 1914 kamienicy. W latach 1928-1932 ten okazały gmach wzniósł Adolf Szyszko-Bohusz dla Towarzystwa Ubezpieczeniowego Feniks. Zaraz po zakończeniu budowy otwarto tutaj znany wówczas lokal  Feniks", urządzony w typie art deco. Podczas drugiej wojny przebudowali go Niemcy. Na piętrze mieścił się swego czasu  Cafe Kabaret" Jana Pietrzaka, ze znanym z wybornych, ostrych sformułowań kabaretem.
Na marginesie warto przypomnieć, że to właśnie w  Feniksie" w roku 1961 odbył się pierwszy za  żelazną kurtyną" oficjalny striptiz, jak to się u nas wtedy mawiało. Pierwszą striptizerką w Krakowie i w Polsce była Alicja, córka szatniarki z teatru Młodego Widza. Bywalcy nocnych lokali wspominają ją jako dziewczynę zgrabną, niczym Wenus, o  alabastrowym, nigdy niewidzącym słońca ciele". Nigdy jeszcze nie widziano tak oszałamiająco pięknej kobiety. W tymże samym czasie striptiz urządzała także Piwnica Pod Baranami, przy czym rozbierano... rower na części. A księża z ambony u Panny Marii grzmieli, aż huczało, że zgnilizna z Zachodu narusza wartości chrześcijańskie. Skąd my to znamy? Odpowiedz sobie na to  koteczku", jak powiadał Kisiel.
Przy ulicy św. Jana znajduje się znany, niegdyś kultowy, bar kawowy  Rio", założony po wojnie pod nazwą  Wschodnie Targi". To miejsce, słynne z wyśmienitej kawy, swoistej atmosfery tworzonej przez świat artystyczny i naukowy Krakowa, pełne rozmaitych indywidualności i dziwaków.
Spacerkiem podążamy dalej Linią A-B. Mijamy kamienicę Bonerowską, przebudowaną gruntownie w dziewiętnastym wieku, kiedy dom należał do znanej krakowskiej rodziny Pareńskich. Od początku ubiegłego stulecia mieszkał tu, w wynajętym mieszkaniu na drugim piętrze, kolekcjoner, koneser sztuki Feliks Jasieński, zwany Manggha. Jasieński ofiarował do zbiorów Muzeum Narodowego olbrzymi zbiór sztuki japońskiej, nadto malarstwa i rzezby z okresu Młodej Polski.
Na kamienicy pod nr 44 dostrzegamy gotyckie godło - głowę św. Jana na misie. Z tej kamienicy król Stefan Batory i królowa Anna Jagiellonka (w I 583) przypatrywali się tzw. maszkarom - widowisku dworskiemu, które zorganizował hetman Jan Zamoyski z okazji zaślubin z królewską bratanicą, Gryzeldą Batorówną.
92 PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY
Podchodzimy do kamienicy Pod Ortem (nr 45). Obecny kształt fasadzie nadat u schyłku dziewiętnastego stulecia znakomity architekt Władysław Ekielski, przywracjąc jej formy gotycko-renesansowe. Pod okapem umieścił rzezbę Feniksa, projekt Stanisława Wyspiańskiego. W tym domu zamieszkał w roku 1775 Tadeusz Kościuszko, co upamiętnia stosowna tablica na fasadzie.
Ostatnią kamienicą na Linii A-B jest tak zwana Stara Mennica albo kamienica Margrabska. W drugiej połowie szesnastego wieku dom nabyli Piotr i Zygmunt Myszkowscy. Zygmunt uzyskał od włoskiego rodu Gonzagów tytuł margrabiego. Stąd też i nazwa siedziby. W drugiej połowie osiemnastego wieku był tutaj zajazd Pod Opatrznością i wtedy kamienica zyskała pózpobarokową fasadę z pięknym portalem od Rynku. Tutaj nocował Tadeusz Kościuszko. W ubiegłym stuleciu w kamienicy mieścił się Hotel Drezdeński. Na tym kończymy spacer po krakowskim Rynku.
~~ *1 iP .<" ?=V" V W<* 'V^<VVH j j_.j
Jeszcze słowo należy się osobliwym wydarzeniom, które mamy sposobność podziwiać spacerując po krakowskim Rynku. Po pierwsze -Lajkonik, o którym szerzej wspominamy przy okazji wizyty na Zwierzyńca (zob. str. 234-235).
Po drugie - intronizacja pod wieżą ratuszową króla kurkowego. Od najdawniejszych czasów miasta dbały o bezpieczeństwo, zwłaszcza na wypadek zagrożenia wojennego. Mieszczanie zobowiązani byli do ćwiczeń we wtadniu bronią wszelkiego rodzaju. Zazwyczaj ćwiczenia urządzano w strzelaniu dodrewninego kura. Organizowały je Towarzystwa Strzeleckie, zwane Bractwami Kurkowymi, znane w całej Europie. Takie bractwo znajdowało się także w Krakowie. Do drewnianego kura strzelano na strzelnicy, która ongiś w Krakowie znajdowała się tuż za bramą Mikołajską. Ten, kto zestrzelił kura, został obwoływany na rok królem kurkowym. Podziwiał tę ceremonię przed stu pięćdziesięciu laty nawet Cyprian Kamil Norwid i zapisał:  Niedługo potem kozernicy nową elekcję króla kurkowego strzelaniem rozpoczęli - przed ósmym wizerunkiem w galerii panujących
PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY 93
postawiono srebrnego kurka i laskę marszałkowską. Strzelają co dzień, lecz kto strąci ostatni szczątek celu, ten obwołanym będzie". Przypomnijmy, że kozernicy, słowo dziś zagubione w naszym języku, byli to przebrani na wschodnią modłę strzelcy, wyprzedzający w orszaku króla kurkowego, sprawującego tylko przez rok władzę. Aż do następnego strzelania. Z czasem nasze Bractwo Kurkowe przekształciło się w stowarzyszenie społeczne, kultywujące dawne mieszczańskie tradycje militarne. Członkowie bractwa odziani w historyczne kontusze, z jego symbolami: srebrnym kurem, laskami, buławami, łańcuchami i sztandarem, organizują coroczne zawody o tytuł najlepszego strzelca, aby potem na Rynku dokonać intronizacji  szczęśliwie nam panującego Króla Kurkowego". Tyle dygresji.
Po trzecie - Juwenalia, od roku 1957 święto studentów krakowskich uczelni. W maju młodzież przed wieżą ratuszową przyjmuje z rąk ojców miasta symboliczne klucze do grodu Kraka, a wraz z nimi na parę dni władzę nad Krakowem. Po ulicach krążą przedziwne oryginalnie przebrane postacie, na estradzie występują zespoły studenckie, odbywają się pokazy dawnych zwyczajów żakowskich, w tym przed wieżą ratuszową otrzęsiny. Kulminacyjnym punktem Juwenaliów jest koronacja najmilszej studentki Krakowa.
Na płycie krakowskiego Rynku od kilku lat urządzane są w niedzielę przed Wigilią Bożego Narodzenia wigilie dla ubogich i bezdomnych; śpiewa się wspólnie polskie kolędy i pastorałki. Natomiast w dzień wigilijny krakowskie przekupki składają u stóp pomnika Adama Mickiewicza kwiaty, po czym odbywa się lament dziadów z Dziadów Mickiewicza. W Sylwestra mieszkańcy Krakowa, wzorem miast europejskich, spotykają się na wspólnej, noworocznej zabawie, największej w Polsce, połączonej z koncertami. Na czas adwentu i ostatnich tygodni wielkiego postu rynek przekształca się w urokliwe targowisko z wszelakim dobrem; jest to nawiązanie do dawnej handlowej funkcji placu, na którym jeszcze na początku dziewiętnastego stulecia było aż 320 kramów i jatek.
94 PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY
Nie wolno również, pisząc o pejzażu Rynku, pominąć krakowskich kwiaciarek, które od strony kościota Mariackiego handlują kwiatami. Jeszcze w dziewiętnastym stuleciu utworzyła się ścista rejonizacja rynkowego handlu. Kwiaty i owoce sprzedawano we wschodniej części, od strony kościota św. Wojciecha, aż do kościota Mariackiego. Cata wschodnia potać Rynku tonęła w kwiatach, a ich stodki zapach, miesza) się z zapachem owoców, ttumił inne wonie. Najstarsze kwiaciarki usadowiły się naprzeciw kościoła Mariackiego. W tym miejscu przetrwały do dzisiaj.
Krakowskie kwiaciarki i gołębie
Na początku ubiegłego stulecia osobliwością Rynku stał się pewien jegomość, w stroju wizytowym z nieodłącznym binoklem, który siadywał pośród kwiaciarek i w zadumie studiował gazetę. Był to syn profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego - Lucjan Rydel, poeta i krytyk teatralny, który ożenił się z panną z Bronowie Małych, Jadwigą Miko-łajczykówną. To ich wesele opisał Wyspiański. Rydel często siadał obok odzianej z chłopska żony, sprzedającej truskawki i kwiaty. Jadzia ubrana była po bronowicku, bajecznie kolorowo. Rydel nie mógł wyjść ze zdumienia, dlaczego wokół nich pojawiał się tłum nabyw-
PO NAJWIKSZYM RYNKU EUROPY 95
ców, którzy ukradkiem spoglądali na nich, kupując truskawki i kwiaty. Komizm tej handlującej pary w tamtych czasach przechodził wszelkie granice. Kiedy po godzinie oboje zasiedli pośród artystycznej braci w cukierni, Rydel chełpił się, że  Jadzia to fenomenalna gospodyni! Nie przypuszczałem, że ma takie zdolności handlowe".
jeszcze przed wojną, podczas silnych mrozów, krakowskie przekupki przesiadywały na garnkach z żarzącym się węglem. Spod ich szerokich spódnic wydobywły się delikatne pasemka dymu, dość dobrze widoczne podczas mroznych dni. Przechodził kiedyś przez Rynek Tadeusz Boy-Żeleński, ujrzawszy to zjawisko, przystanął i rzekł:  A po cóż wy to tak wędzicie, kiedy na surowo jest też smaczne". A był Boy wielkim miłośnikiem płci pięknej. Tyle tytułem dygresji potrzebnych do zrozumienia genius loci Krakowa.
^^^^ %^^^9
- ------ - -V V V =8I



-W4
^

Kościół Dominikanów
Kościół Franciszkanów
Pałac Biskupi
Pomnik prezydenta Józefa Dietla
Pałac Wielopolskich
Pomnik prezydenta Mikołaja Zyblikiewicza
Dom-pracownia Wita Stwosza
Kościół św. Józefa - Bernardynek
Kościół św. św. Piotra i Pawła
Kościół św. Andrzeja
Kościół św. Marcina
Kościół św. Idziego
Ulica Kanonicza
Muzeum Archidiecezjalne
Dom Długosza
Ponownie udajemy się przed póznobarokową kruchtę kościoła Mariackiego, gdzie zazwyczaj lubi hulać wiatr. Ponoć to sam diabeł stara się utrudnić wiernym wejście do świątyni. Obok Szarej Kamienicy, kościoła św. Wojciecha ulicą Grodzką dochodzimy do placu Wszystkich Świętych. Nazwa pochodzi stąd, że od trzynastego do połowy dziewiętnastego wieku stał tutaj kościół pod wezwniem Wszystkich Świętych. Po lewej mijamy plac Dominikański. Na narożnym budynku przeczytajmy tablicę, wmurowaną ku upamiętnieniu, że w tym domu przyszła na świat wybitna artystka dramatyczna Helena Modrzejewska (1840-1909). W Krakowie uczyła się u Prezentek, tu w kolegiacie św. Anny zawarła związek małżeński z Karolem Chłapowskim i po latach spoczęła na cmentarzu Rakowickim.
Przy placu Dominikańskim wznosi się potężny kościół św. Trójcy, wielka trójnawowa gotycka bazylika wraz z klasztorem Dominikanów, których do naszego miasta w roku 1222 sprowadził biskup Iwo Odrowąż. Obecny kształt świątynia zawdzięcza przebudowie ukończonej na początku piętnastego wieku. Do wnętrza prowadzi nas rzezbiony gotycki portal z końca czternastego wieku, ukryty w neogotyckiej kruchcie. Świetność tej świątyni niszczyły pożary, wśród nich szczególnie dotkliwie zaznaczył się ten z roku 1850. Część kościoła legła wówczas w ruinie, a w całości uległ zniszczeniu dawny wystrój wnętrza. Obecne wnętrze powstało w wyniku neogotyckiej przebudowy, a wyposażenie sprawiono już po pamiętnym pożarze. Nawą główną podchodzimy do prezbiterium. Po lewej stronie znajduje się brązowa płyta wychowawcy synów króla Kazimierza Jagiellończyka, wybitnego humanisty - zdaniem mu współczesnych był to  cztek uczony i chytry, poeta i orator dobry", a  jego rady król Olbracht używał we wszystkich sprawach swoich" - Filipa Kallimacha (zm. 1496). Odlana została wedtug projektu Wita Stwosza w norymberskim warsztacie Vischerów. Zupełnie wyjątkowe - jak dla kanonów sztuki piętnastowiecznej - jest ujęcie Filipa Kallimacha. Stwosz wzór zaczerpnął zapewne z drzeworytu na karcie tytułowej poezji Rime, pióra Bernarda Bellincione, opublikowanego w Wenecji w roku 149 I.
00 KRÓLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL
Pierwowzorem dla wspomnianego drzeworytu byta rycina samego Leonrada da Vinci.
Nieco bliżej ołtarza znajduje się dziewiętnastowieczna kopia gotyckiej płyty nagrobnej księcia Leszka Czarnego (zm. I 288), dobrodzieja naszych zakonników. Temu księciu Kraków zawdzięcza zgodę na fortyfikacje miejskie. Niestety, miał on poważne problemy natury osobistej. Ożeniony był z ruską księżniczką Gryfina, która -jak podaje Długosz - publicznie zarzuciła mu  niemoc i oziębłość" erotyczną. Oświadczyła ona na zjezdzie w Sieradzu - w obecności Leszka, który słowom żony nie zaprzeczył - iż co prawda jest z nim zamężna od lat sześciu, ale dotąd pozostała dziewicą. W Krakowie już, u Franciszkanów, demonstracyjnie zdjęła czepek mężatki i zaczęła odtąd chodzić z odkrytą głową, tak jak zwykły się nosić wówczas panny. No cóż, książę zszedł z tego świata bezpotomnie.
Nawy kościoła okalają kaplice, wśród których wyróżnia się umieszczona na piętrze renesansowa kaplica św. Jacka, z barokowymi obrazami pędzla Tomasza Dolabelli i stiukami Baltazara Fontany. Tutaj przechowywane są relikwie Św. Jacka Odrowąża (zm. 1257). Do grobu św. Jacka od średniowiecza pielgrzymowały niewiasty, upraszając w tym świętym miejscu o łaskę w otrzymaniu potomstwa. Kontakt z sacrum w odczuciu ówczesnych ułatwiał ponoć zajście w ciążę i cudowne poczęcie... Tak przynajmniej powszechnie wierzono. Świętym od cudownych poczęć był także w średniowieczu święty Idzi. To do jego sanktuarium w Saint Gilles w Prowansji słano wota, upraszając za jego pośrednictwem o dziecko. Właśnie za przyczyną św. Idziego został poczęty książę Bolesław Krzywousty, o czym szeroko się rozwodzi kronikarz Gall Anonim. Od trzynastego wieku pielgrzymowano w tej sprawie już nie do Prowansji, ale do Krakowa. Do grobu św. Jacka, patrona od spraw niemożliwych, a tak oczekiwanych, z którym wiąże się też przysłowie  Święty Jacku z pierogami, módl się za nami". Wedle jednego z żywotów święty, miał podnieść po burzy zboże (a z mąki wyrabia się ciasto na pierogi), ratując tym samym ludzi przed widmem głodu. Patronalne święto św. Jacka przypada na 17 sierpnia, czas żniw i plonów. A pierogi przybyły do nas z Rusi, gdzie tez przebywał czas jakiś św. Jacek.
Przed kaplicą wielkie obrazy Dolabelli, wyobrażające Ostatnią Wie-' czerzę i Gody w Kanie Galilejskiej. Z kaplicy schodzimy w dół. Po pra-
KROLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL 101
wej mijamy kaplicę Ligęzów, w której postawiono pomnik generała Jana Skrzyneckiego, przywódcy powstania listopadowego. Pomnik jest dziełem Seweryna Oleszczyńskiego. Generał'zmarł w Krakowie w roku 1860 i pogrzebano go na cmentarzu Rakowickim. Dopiero w roku I 865, po upadku powstania styczniowego, szczątki jego przeniesiono do Dominikanów. Głośno niejednokrotnie krytykowano wodzów powstania listopadowego, obwiniając generałów Chłopickie-go, Skrzyneckiego, Rybińskiego i Krukowieckiego o klęskę. Ktoś wtedy ułożył dowcipny wierszyk o naczelnych wodzach rewolucji:
 Chłop nas dziś zdradził, Skrzynka nas zamknęła, Kruk oczy wysadził, Ryba utonęła".
Ostatnią kaplicą w tym szeregu jest mauzoleum ostatnich książąt Zbaraskich. Ta interesująca wczesnobarokowa budowla, nakryta kopułą założoną na rzucie elipsy, na pewno nie jest wolna od wpływu zmienionego obrazu orbit i ruchów ciał niebieskich, wyłaniającego się z teorii Keplera. Zwłaszcza  kochający się w mądrych ludziach" książę Krzysztof, uczeń i domowy pensjonariusz Galileusza, przez całe życie śledził wszystkie astronomiczne nowinki; interesował się także koncepcją Keplera - planety krążą po elipsach - jak widać zastosowana ona została przy budowie owego symbolicznego nieba-kopu-ły, pod którą wyobrażono w postaciach alabastrowych rycerzy ostatnich - zeszłych bezpotomnie książąt - rodu Zbaraskich: Jerzego i Krzysztofa.
Naprzeciw kaplicy Zbaraskich, przy nawie południowej, znajduje się kaplica Lubomirskich, postawiona na początku siedemnastego wieku. Z fundacji kasztelana wojnickiego Sebastiana Lubomirskiego i jego żony Anny z Branickich. Obok rodziców spoczęła także świątobliwa Eleonora, zwaną Leonorą, której ducha ponoć widuje się w pobliżu kaplicy Lubomirskich; zawsze, gdy w podziemiach grzebie się kogoś z książęcej rodziny, trumna Eleonory zgrzyta. Być może to ostatnie zjawisko jest analogią do rzymskiego grobu papieża Sylwestra II, bowiem rzymianie powiadają, ze gdy grzebie się papieży, to sarkofag Sylwestra II w bazylice Laterańskiej zgrzyta. Skojarzenie owo nie dziwi, gdyż Kraków od końca szesnastego wieku nazywano  drugim Rzymem". Odniesienie w pełni zrozumiałe.
02 KRÓLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL
W kościele Dominikanów dzieją się dziwne rzeczy. A to szatani szaleją przy grobie św. Jacka, jako że wierzono, iz relikwie tego świętego są zdolne egzorcyzmować, wypędzać szatana z ludzkiej powłoki. Wygnane czarty gromadziły się potem przy trumnie świętego. Szczególnie w wietrzne noce słyszeć się zda jakieś skowyty i jęki czartow-skie. Jest też w klasztorze cudowna studnia, w której dusze pokutujące ukazują się, co poświadcza zakonna tradycja. Jęczą, upraszając o modły za dusze w czyśćcu cierpiące. A, nim pierwszy kur zapieje, powraca do grobu rycerz-rozbójnik - Krzysztof Szafraniec, pan na Pieskowej Skale, pogrzebany w kaplicy Szafrańców. Za rozbój - na rozkaz króla Kazimierza Jagiellończyka - został ścięty (w 1484), ciało bez głowy pogrzebano pod kaplicą Św. Józefa w tutejszym kościele. Duch Krzysztofa, bezgłowy upiór, powraca nocami do Pieskowej Skały. Skoro świt wraca jednak do Dominikanów na miejsce wiecznego spoczynku.
Przejdzmy jeszcze, po tych mistycznych refleksjach, do kaplicy Myszkowskich, która znajduje się naprzeciw kaplicy św. Jacka. To wyjątkowej klasy manier/styczne dzieło wzniesione zostało na początku siedemnastego wieku. Kaplica znana jest z unikatowej galerii przedstawicieli tej familii, których wyrzezbiono w dolnej strefie kopuły. Obok wiedzie przejście do kaplicy Matki Boskiej Różańcowej, postawionej jako wotum za zwycięstwo pod Wiedniem. W krypcie pogrzebano w trzechsetną rocznicę odsieczy wiedeńskiej doczesne szczątki matki króla Jana III - Teofili Sobieskiej i jego brata Marka (zginął w bitwie pod Batohem w roku 1651). Przywieziono je tutaj z rodzinnej Żółkwi. W kaplicy znajduje się klasycystyczny nagrobek Stanisława Sotty-ka (zm. I 840), dzieło Pozziego, ufundowany przez żonę Henriettę Ewę Ankwiczównę - słynnego Mickiewiczowskiego rzymskiego cicerone, wielką miłość poety.
W kościele Dominikanów warto jeszcze obejrzeć gotyckie krużganki, które przylegają do kościoła od strony północnej. Pełne są starych detali architektonicznych, w tym zachowanych fragmentów kamiennych najstarszego kościoła z pierwszej połowy trzynastego stulecia,
KRÓLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL | 03
oraz trzynastowiecznego kapitularza. Mieści się tu wielce interesująca galeria rzezby nagrobnej od czternastego do osiemnastego wieku. Całości dopełniają obrazy i portrety.
Opuszczamy gościnne progi Dominikanów. Po przeciwnej stronie, już przy placu Wszystkich Świętych, naszą uwagę zwróci kościół z klasztorem Franciszkanów. Obecną świątynię ufundowł książę Bolesław Wstydliwy (zm. 1279), najprawdopodobniej w połowie trzynastego stulecia. Kościół prawie w całości spłonął w roku 1850. Po restauracji zyskał neogotyckie wyposażenie, ołtarze i stalle. Słynie z polichromii, którą wykonał Stanisław Wyspiański; dziełem artysty jest malowidło w nawie krzyżowej czyli transepcie oraz w prezbiterium, a ponadto witraże w prezbiterium ze św. Franciszkiem, błogosławioną Salomeą oraz z symbolami czterech żywiołów. Dał też Wyspiański projekt witrażu Bóg Ojciec (inaczej Stań s/ę), który umieszczono od strony zachodniej, nad chórem muzycznym. Kompozycja ta pełna finezyjnej ekspresji należy do szczytowych osiągnięć sztuki witrażowej z początku naszego stulecia. Pozował doń wuj artysty, Adam Rogowski, powstaniec styczniowy, a potem krakowski  dziad proszalny". Przy okazji warto napomknąć, że nawę główną pomalował Tadeusz Popiel. Na ścianach prezbiterium mamy obrazy Władysława Rossowskiego, wyobrażające sceny z dziejów Franciszkanów.
Z kaplic kościelnych warto zobaczyć kaplicę bł. Salomei (tuż przy wejściu od ulicy Brackiej) siostry księcia Bolesława Wstydliwego. Tutaj w okratowanej niszy znajdują się szczątki księcia, któremu Kraków zawdzięcza wielki dokument lokacyjny z roku 1257. Na jego to czasy przypadły najazdy tatarskie. Żoną Bolesława była słynąca ze świątobliwości święta Kinga, spoczywająca w Starym Sączu u Klarysek. Lata rządów Bolesława Wstydliwego były czasem kultywowania czystości - walki z szatanem toczonej o zachowanie cnoty. Największądosko-nałość czystości osiągali nie ci, którzy ją konserwowali w panieńskim czy kawalerskim stanie, lecz współmałżonkowie, co mimo ślubu i życia pod jednym dachem, ba, w jednym łożu małżeńskim, zdołali oprzeć
04 KRÓLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL
się pokusom szatańskim i zachować niewinność, którą niebiosa, zdaniem współczesnych, specjalnie sobie upodobały,
Dziwny byt ten wiek trzynasty! Książę Bolesław zyskaf przydomek Wstydliwego, a to z tej racji, że na prośbę swej małżonki, księżnej Kingi, nigdy jej ciała nie dotknął.
Tak o tym białym małżeństwie pisał Jan Długosz:  Gdy znalezli się sami w sypialni, Kinga za przykładem świętej Cecylii Rzymianki, prosiła, żeby książę pozostał stróżem i obrońcą jej dziewictwa. Książę Bolesław w pierwszym roku obiecał spełnić każde życzenie Kingi. Myślał przy tym nie tyle o sprawach duchowych, ile cielesnych, nie niebieskich, ale o ziemskich. Ona zaś, wzgardziwszy dobrami ziemskimi, prosiła, by rok jeszcze nie musiała spełniać obowiązków małżeńskich".
Jakoż dworki księżnej zgodnie stwierdzały, że ich Pani  nie tylko nigdy pokusom cielesnym nie uległa, ale nawet najmniejszej cząstki gołej ciała księcia małżonka nie chciała oglądać". Potwierdził to - wedle legendy hagiograficznej - król Władysław Aokietek, który jako pacholę spędzał noce w łożu swej stryjenki, wskutek czego  po wielu nieomylnych znakach dziewictwo jej miał sposobność stwierdzić".
Żywot Kingi jest nam dostatecznie znany, dlatego z końcem siedemnastego stulecia dołączył ją Kościół w poczet błogosławionych, a w roku 1999 kanonizował. O życiu osobistym Bolesława kroniki milczą. Na pewno przydomek Wstydliwy dostał mu się z powodów przezeń niezawinionych i niezamierzonych. Książę Bolesław kiedyś spoczywał w prezbiterium o czym przypomina specjalna płyta sprawiona już w drugiej połowie dziewiętnastego wieku, umieszczona po lewej stronie, przy stopniach wiodących do głównego ołtarza. Rysunek płyty dał Jan Matejko, zaś odkuł rzezbiarz Walery Gadomski.
Do nawy przylegają od strony północnej kaplica Męki Pańskiej ze stacjami Drogi Krzyżowej, malowanymi przez Józefa Mehoffera. Naprzeciw jest kaplica Matki Boskiej Bolesnej z póznogotyckim obrazem Smętnej Dobrodziejki, jak ją od stuleci nazywa lud Krakowa. Z kaplicy tej prowadzi wejście na krużganki klasztorne (drugie wejście z transeptu, koło zakrystii). W krużgankach umieszczono jedyną w swoim rodzaju galerię portretów biskupów krakowskich, dającą pogląd na rozwój malarstwa portretowego od piętnastego wieku aż
KRÓLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL 105
po czasy współczesne. Najstarsze wizerunki malowane byty bezpośrednio na ścianie. Istnieje tradycja, mówiąca że biskupi krakowscy dostali od Franciszkanów grunt pod budowę pałacu i na pamiątkę tego dają im swoje portrety. Inna wersja gtosi, że w zamian za doprowadzenie do szczęśliwego finału sprawy kanonizacyjnej Św. Stanisława (kanonizowano go u Franciszkanów w Asyżu, w 1253) z wdzięczności biskupi oddają zakonnikom swoje portrety. Ściany krużganków pokrywają gotyckie malowidła z połowy piętnastego stulecia, wśród nich na uwagę zasługuje Zwiastowanie, Stygmatyzacja św. Franciszka oraz Chrystus w tłoczni mistycznej. W okresie Wielkiego Postu zawsze odbywają się na krużgankach procesje Arcybractwa Męki Pańskiej, którego zakapturzeni członkowie z trupimi czaszkami na laskach, biorąc udział w tej niecodziennej ceremonii, wypowiadają stówa: memento homo mori -  pamiętaj człowiecze na śmierć". Bractwo to sięga początkami końca szesnastego wieku. W dawnych czasach, jeszcze przedrozbiorowych, Arcybractwo Męki Pańskiej - wspaniały relikt kultury religijnej Krakowa - miało prawo uwalniania co rok skazańca od kary śmierci i wykupywania więzniów za dtugi. Ceremonia uwolnienia od kary śmierci urządzana była w Wielki Czwartek.
Y 
" 40
Z krużgankami i refektarzem zakonnym łączą się barwne wspomnienia dziejowe. Stąd miał uciekać przed Henrykiem IV Probusem książę Władysław Aokietek, który ukrywał się u Franciszkanów. W klasztornym refektarzu - zdaniem Długosza - spotykała się na tańcach młodziutka królowa Jadwiga z księciem Wilhelmem Habsburgiem. Randki takie, w towarzystwie młodzieży, grajków i trefnisiów znane byty w średniowieczu, szczególnie klasztory franciszkańskie słynęły w owym czasie z najweselszych zabaw. Świetnie to opisuje znakomity historyk Karol Szajnocha:
 Dawali sobie mężczyzni z kobietami istne schadzki do pląsów i kro-tofil w klasztorze. Troskliwy o swoją trzodę opat widząc roje strojnych i utrefionych kobiet cisnące się do furty, zatrzymywał je w swoim mieszkaniu opackim przed furtą, przypijał rad nierad do gości
106 KRÓLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL
nieproszonych, zabawiał ich różnymi wybiegami, aby tylko zgraja swawolnie nie wtargnęła poza klauzurę. Pomimo znachodzita ona drogę do wnętrz klasztornych, napełniała sobą wszystkie cele, krużganki, refektarze, stroiła pląsy nieprzyzwoite, wiodąc młodszą bracie zakonną na pokuszenie i w grzech...".
Na takich to radosnych - jak już wspomniano - balach widzimy u krakowskich Franciszkanów, zgodnie z relacją Długosza, Jadwigę i Wilhelma, szczęśliwych i zakochanych. Aączyła ich przede wszystkim śródziemnomorska kultura, w której wzrastali. Jest to również miejsce godne pamięci, nasza historia miłosna, może godna porównania do Romea i Julii.
Natomiast w tutejszej zakrystii skonał w roku 1461 Andrzej Tęczyń-ski, zamordowany przez krakowskie pospólstwo za zniewagę wyrządzoną płatnerzowi Klimuntowi. Krew zabarwiła ściany zakrystii. Miasto za czyn ten zostało srogo ukarane: dla przykładu ścięto trzech rajców i trzech przedstawicieli pospólstwa. Te tragiczne chwile po kilkudziesięciu latach opisywał kronikarz:  Pospólstwo miejskie bez żadnego baczenia miejsca i osoby rzuciło się do kościoła, dobyli go gwałtem z zakrystyjej i haniebnie zamordowali, a ciało jego [Tęczyń-skiego] wlekli Bracką ulicą aż do ratusza ubłocone ...". Wydarzenie to weszło na karty naszej literatury pięknej dzięki Pieśni o zabiciu Jędrzeja Tęczy ńskiego.
Przed kościołem Franciszkanów, obok głównego wejścia, znajduje się pomnik kardynała Adama Stefana Sapiehy (1867 - 1951) - jednego z największych arcybiskupów Krakowa, który znany był z nieugiętej postawy podczas okupacji hitlerowskiej. Krążyły o nim najróżno-rodniejsze anegdoty, w tym ta, jak to pewnego dnia Sapieha przyjmował u siebie obiadem dra Hansa Franka, generalnego gubernatora. Otóż kiedy Frank przez swego adiutanta wezwał do siebie telefonicznie Sapiehę na Wawel, arcybiskup przez swojego kapelana odpowiedział adiutantowi, że jeśli dr Frank ma do niego interes, to droga w obydwie strony jednakowa. Zaprosił jednak gubernatora na obiad, po czym przyjął go wraz z całą towarzyszącą mu świtą, przy wspaniale nakrytym stole, na którym królowały najpiękniejsze srebra i kryształy, porcelana, ale częstując gości czarnym kartkowym chlebem, margaryną, marmoladą oraz Ersatzkaffe. Gdy Frank zwrócił na to uwagę, Sapieha wytłumaczył: srebra i krzyształy to jest to, cośmy
KRÓLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL |Q7
mieli i bez was. Czarny chleb i margarynę wam zawdzięczamy. Takimi zmyślonymi opowieściami sycił się zgnębiony naród.
Kardynał pochodził z książęcej rodziny. Przyszedł na świat w Krasiczynie, koło Przemyśla. Przez wiele lat pracował w Watykanie, stając się bliskim współpracownikiem ojca Św. Piusa X. On go nominował biskupem krakowskim. Stolicę biskupią objął w roku 1912. Podczas pierwszej wojny światowej wsławił się działalnością dobroczynną; w 1915 roku zorganizował Książęco-Biskupi Komitet Pomocy Ofiarom Wojny. Sapieha od roku 1925 był arcybiskupem metropolitą krakowskim. W czasie wielkiego kryzysu gospodarczego w roku 1929 założył Arcybiskupi Komitet Pomocy Bezrobotnym.
Nieugięte stanowisko Sapiehy doprowadziło w roku 1937 do tzw. konfliktu wawelskiego. Otóż bez zgody władz najwyższych arcybiskup Sapieha nakazał potajemnie przenieść trumnę ze zwłokami marszałka Józefa Piłsudskiego z krypty św. Leonarda do krypty pod Wieżą Srebrnych Dzwonów. Doprowadziło to do dymisji rządu, wymiany listów protestacyjnych. Wreszcie wybicia szyb w Pałacu Biskupim w Krakowie. Sapieha nie ustąpił. Od tej pory, od roku 1937, Piłsudski spoczywa pod Wieżą Srebrnych Dzwonów.
Podczas okupacji hitlerowskiej wsławił się niezłomną postawą wobec niemieckiego okupanta, służąc zawsze swoim wiernym ofiarną pomocą. Był wtedy dla Polaków symbolem nieugiętości i zachowania narodowej godności. Wszczął akcję interwencyjną u Niemców dla nieludzko doświadczonego społeczeństwa. Po wojnie, w roku 1946 papież Pius XII mianował Sapiehę kardynałem. W latach powojennych prowadził centralę organizacji charytatywnych dla Polski, zwaną Caritasem, aż do jego likwidacji w roku 1950 przez władze komunistyczne. W roku 1976, w 25 rocznicę śmierci kardynła Sapiehy odsłonięto pomnik dłuta wybitnego rzezbiarza Augusta Zamoyskiego. Na cokole czytamy:  Modlitwa w ciemną noc okupacji".
Naprzeciw kościoła Franciszkanów, przy ulicy Franciszkńskiej nr 3, mieści się Pałac Biskupi - rezydencja biskupów krakowskich, w obec-
08 KRÓLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL
nym kształcie pochodzi on z siedemnastego stulecia. Najwcześniejsze wzmianki o pałacu mamy z czternastego wieku. Wcześniej biskupi zamieszkiwali na Wawelu. W szesnastym stuleciu pałac przebudowano. W tym czasie stanowił on centrum kultury humanistycznej, a to za sprawą biskupów: Piotra Tomickiego, Piotra Gamrata, Samuela Maciejowskiego, Andrzeja Zebrzydowskiego, Filipa Padniewskie-go czy Piotra Myszkowskiego. Tutaj odbywały się wielkie dysputy, którym towarzyszyły wspaniałe uczty. Filip Padniewski i Piotr Myszkowski protegowali Jana Kochanowskiego, hojnie ze swej szkatuły wspierając jego twórczość. Dworzanin Aukasza Górnickiego powstał w kręgu mecenatu kulturalnego Samuela Maciejowskiego. Warto o tym pamiętać, gdy zwiedza się Pałac Biskupi.
Rezydencja w roku 1850 padła pastwą płomieni podczas strasznego pożaru Krakowa. A wszystkiemu winne były orzechy włoskie, które przechowywał na strychu pewien sadownik, zamieszkujący przy Dolnych Młynach w Krakowie. I 8 lipca I 850 r. żar od płonącego
młyna zapalił owe tysiące orzechów, sprawiając, iż.....stały się one
prawdziwymi posłannikami piekła. (...) Przy rozrzedzeniu powietrza przez ogień pożaru łupiny te ulatywały wysoko w górę i tam jakby balony pląsały, a stamtąd wiatr zachodni przenosił je aż do środka miasta, gdziekolwiek bowiem taka żarząca się bombka na dach rozgrzany od słońca zapadła, tam zaraz zapalała się jak rakieta". Taka to była prozaiczna przyczyna wielkiego pożaru Krakowa.
Obecne urządzenie pałacu jest wynikiem przebudowy, restauracji i adaptacji prowadzanych w drugiej połowie dziewiętnastego stulecia. Wnętrza pałacowe są na ogół niedostępne dla zwiedzających, nadal bowiem pełnią funkcję rezydencji kardynalskiej, tutaj mieści się również Kuria Metropolitalna w Krakowie. Można zajrzeć na skromny dziedziniec, pośrodku którego znajduje się pomnik papieża Jana Pawła II, dzieło i dar Jole Sensi Croci. W pałacu w latach 1964-1978 mieszkał kardynał Karol Wojtyła, o czym mówi granitowa tablica wmurowana w fasadę rezydencji od strony ulicy Franciszkańskiej. Upamiętnia ona też pobyt Karola Wojtyły jako papieża Jana Pawła II w czasie pierwszej pielgrzymki do Polski w roku 1979.
Długoletni gospodarz pałacu, kardynał Karol Wojtyła pozostawił po sobie smutek po odejściu z Krakowa, a zarazem dał nam niekłamaną radość z powodu objęcia Stolicy Piotrowej. Pozostało wiele aneg-
KROLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL 109
dot. Jedno z ostatnich zdarzeń przed wyjazdem na konklawe przytacza ksiądz Kazimierz Pielatowski:
Okno papieskie przy Franciszkańskiej 3
 Ks. kardynał Karol Wojtyła miał zawsze jeden dzień w tygodniu przeznaczony - jak to mawiano - dla wszystkich. Wtedy to każdy miał swobodny dostęp do swojego Arcypasterza. I tak się złożyło, że ten dzień przypadł akurat wtedy, kiedy kardynał miał wyjechać do Rzy-
 10 KRÓLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL
mu na kolejne konklawe po niespodziewanej śmierci Ojca św. Jana Pawta I. Powiadają, że wtaśnie wtedy przyszła do niego jakaś prosta, wielce zasmucona kobiecina, bo jej ulubiony kot zaginął! Właściwie to nawet nie zaginął, tylko zabrali go jej niegodziwi sąsiedzi, a dla niej staruszki, samotnej emerytki, ten kotek stanowił cały świat. Pomyślmy przez chwilę - właśnie książę Kościoła wybiera się do Rzymu na konklawe, a równocześnie prosta babcinka zaprząta mu głowę swoim ulubionym kotem. Może by ksiądz kardynał w dobroci swojej przyszedł mi z pomocą?! - spytała nieśmiało kobieta. Czas naglił i już trzeba było jechać na lotnisko, ale kardynał rozumiał boleść babci. Wziął ją do swojego samochodu, kazał jechać do owych sąsiadów, kotka odzyskał i wręczył go rozpłakanej z radości kobiecinie. Dopiero potem kazał się zawiezć na lotnisko". Anegdota świetnie charakteryzuje niepowtarzalną osobowość papieża Jana Pawta II.
Ma krakowski pałac swoją Białą Damę. Biskup Ludwik Aętowski (zm. 1868) opowiadał, że w Pałacu Biskupim pojawia się - choć dość rzadko - Biała Dama. Ma nią być zjawa Urszuli z Morstinów Dembińskiej, słynnej w swoim czasie niewiasty, zaprzyjaznionej z biskupem krakowskim Janem Pawłem Woroniczem (zm. 1829), człowiekiem bywałym w świecie, poetą i wielkim patriotą. Zdaniem Aętowskiego, zjawiła się Woroniczowi w roku I 825, prosząc o odpuszczenie grzechów. Jej duch ukazuje się od tej pory w komnatach biskupiej rezydencji. Za życia, ta światowa dama, nazywana przez współczesnych  krakowską carową", nie była wolna od dewocji. To za jej przyczyną łańcuchami otoczono cztery krakowskie kościoły: Mariacki, św. Wojciecha, Dominikanów i św. Anny. Na kościele św. Anny wdzięczne miasto umieściło nawet stosowny napis upamiętniający zasługi tej niezwykłej kobiety.
Kaplica pałacowa była świadkiem niefortunnego małżeństwa Henryka Sienkiewicza z Marią Wotodkowiczówną, przybraną córą Konstantego Wołodkowicza. Ślub odbył się w roku 1893. Oddajmy zresztą głos Boyowi:
 A oto epizod, który przedstawia mi się niby apogeum kończącego się świata, a zarazem jakby symboliczne /lene-Tekel-Fares. Był to ar-cydystyngowany ślub Sienkiewicza, który odbyt się w prywatnej kaplicy kardynała Dunajewskiego. (...) Sienkiewicz byt zawsze trochę snob (...) toteż na ślubie tym znlazt się caty wielki świat krakowski.
KRÓLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL
Z ciekawością patrzyłem na znakomitego pisarza, wówczas czterdziestosiedmioletniego, co w owej epoce, zwłaszcza dla młodzieńca byto straszliwie dużo. Wydał mi się wzruszony; dwudziestoletnia oblubienica zdawała się o wiele lepiej panować nad sytuacją. Książę-kardynał, świadom ważności momentu, wypieści) po literacku swoje przemówienie; robiąc aluzję do głośnej powieści Sienkiewicza, z naciskiem mówił, błogostawięc nowożeńcom: Z dogmatem idzcie w świat... Pojechali z dogmatem w podróż poślubną, oczywiście na południe. Wrócili po miesiącu, każde osobno: małżeństwo nie zostało skonsumowane... I dlatego uroczystość tę - kwituje Boy - uważam za symboliczną dla ówczesnego Krakowa. Odmładzająca kuracja stawała się nieodzowna".
Dodajmy, że przyjęcie ślubne odbyło się w Grand Hotelu. Małżeństwo za dyspensą papieską zostało unieważnione w prawie równy rok po pamiętnym ślubie w krakowskim Pałacu Biskupim. Pisarz cierpiał na impotentia virilis psychopatica. Takie było orzeczenie lekarskie. Na nic się zdało kardynalskie  pójście z dogmatem w świat".
=K82 jp je
Powracamy na plac Wszystkich Świętych. Obok absydy kościoła Franciszkanów dostrzegamy pomnikjózefa Dietla (zm. 1878), rektora UJ, pierwszego autonomicznego prezydenta miasta Krakowa i wybitnego balneologa. Pomnik jest dziełem Xawerego Dunikowskiego i powstał na krótko przed drugą wojną światową. Dunikowski z makietą pomnika tak długo jezdził po placach i placykach Krakowa, aż wreszcie trafił na miejsce, w którym najlepiej pomnik  siedzi". To właśnie zaułek pomiędzy kościołem i klasztorem Franciszkanów a Pałacem Wielopolskich, od drugiej potowy dziewiętnastego stulecia siedzibą władz miejskich. Stworzył Dunikowski dzieło rzezbiarskie, chyba najlepsze w dwudziestym stuleciu, pełne dyskretnego patosu ukazujące prezydenta miasta i rektora uniwersytetu w jednej osobie; niezwykłą indywidualność, wybitną osobowość. Jako lekarz-balneolog Dietl spopularyzował uzdrowiska Rabkę, Szczawnicę, Krynicę, Żegiestów, Iwonicz czy podkrakowskie Swoszowice.
12 KRÓLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL
Józef Dietl wywodzi) się z urzędniczej niemieckiej rodziny. Matką jego byta Polka, Anna z Kulczyckich. Przyszedt na świat w roku 1804 w Podbużu, koto Drohobycza. Studiował filozofię na Uniwersytecie Lwowskim, a medycynę w Wiedniu, gdzie zacząt błyskotliwą karierę lekarską. W roku 1851 otrzymał katedrę chorób wewnętrznych w Uniwersytecie Jagiellońskim. Tutaj rozpoczął walkę z germanizacją uczelni. W latach 1861/1862 był rektorem uniwersytetu, stąd rektorski strój na pomniku. Ponownie wybrany rektorem w roku I 865, został przez władze austriackie usunięty za patriotyczną postawę. W roku I 866 wybrano go pierwszym autonomicznym prezydentem Krakowa. Dietl dał miastu bruki miejskie, kanalizację, straż pożarną, założył gazownię, zainicjował odnowienie Sukiennic, podjął też prace nad zasypaniem starego koryta Wisty. Rzucił myśl stworzenia Muzeum Narodowego. Jako lekarz rozwiną) leczenie klimatyczne, dat podwaliny polskiej balneologii.
Do anegdot przeszła sprawa kołtuna, bardzo powszechnego w owym czasie u ludu galicyjskiego (zbitych w kulę włosów głowy i brody). Wedle tradycji ludowej kołtun powstawał na skutek między innymi picia wód mineralnych oraz  gotowania ryb na sposób żydowski". Większość mieszkańców tak wsi, jak i uboższej ludności miejskiej szczyciła się posiadaniem kołtuna, którego za Boga nie chciała się pozbyć, wierząc, iż jego obcięcie przyczyni się do śmierci. Dopiero Józef Dietl jako lekarz i rektor UJ stwierdził, że nie ma związku przyczynowego pomiędzy ucięciem kołtuna a cierpieniem chorych. Puścił też plotkę, iż noszenie kołtuna będzie opodatkowane, przeto ciemny lud błyskawicznie zaczął strzyc swe kołtuniaste włosy. Tym sprytnym fortelem pozbyto się epidemii kołtuna, zwanego po łacinie plica polonica.
Przy okazji, dla odprężenia, przytoczymy tu jedną z anegdot, którymi tak rad dzielił się Dunikowski. Opowiadał kiedyś przy małej czarnej o pewnym krakowskim malarzu, który w czasach Dietla oświadczył publicznie, że cesarza Franciszka Józefa ma w... Jak zwykle wśród słuchaczy znalazł się ktoś życzliwy i natychmiast doniósł o tym policji. Krakowski sędzia nie chcąc surowym wyrokiem karać malarza za ciężką zbrodnię obrazy majestatu, zmienił kwalifikację prawną czynu i uznał oskarżonego winnym kary za  rozsiewanie fałszywych pogłosek na temat miejsca pobytu Najjaśniejszego Pana".
KRÓLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL | 13
Tłem pomnika Dietla jest od południa potężna bryła Pałacu Wielopolskich, zwieńczonego renesansową, krenelażową attyką. W szesnastym stuleciu pałac ten był siedzibą hetmana Jana Tarnowskiego, wsławionego zwycięstwem pod Obertynem w roku I 53 I. Przebudowany w siedemnastym a potem w dziewiętnastym stuleciu, od drugiej potowy wieku dziewiętnastego, jak już wspominaliśmy, jest siedzibą władz miejskich Krakowa. Na początku ubiegłego stulecia dobudowano nowe skrzydło pałacu.
" ' % %" % %" % % % %
Portal krakowskiego Magistratu
 14 KRÓLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL
W pałacu popełniono straszną zbrodnię: ścięto tutaj niewinną dziewczynę. Ta ponura historia z dziewiętnastego stulecia zaciążyła na rodzie Wielopolskich, którzy wtedy władali pałacem. Losy słynnego w dziejach narodowych margrabiego Wielopolskiego zdają się tą klątwę potwierdzać. Już drugie stulecie krąży po korytarzach i komnatach pałacu duch Czarnej Damy, który przypomina o owym straszliwym wydarzeniu. Gdy w roku 1903 zakładano w magistracie centralne ogrzewanie, odkryto w jednej z piwnic zamurowane szczątki kobiety. Potajemnie szkielet wywieziono na cmentarz Rakowicki. Tam go pogrzebano. Czarna Dama ciąży nie tylko nad familią Wielopolskich, lecz także nad całym gmaszyskiem...
Na skwerze przed pałacem Wielopolskich stoi nieduży pomniczek Mikołaja Zyblikiewicza - drugiego w dobie autonomicznej prezydenta Krakowa, który położył wielkie zasługi dla rozwoju Krakowa, a potem, już jako marszałek, dla całej Galicji. Pomnik jest dziełem rzezbiarza Walerego Gadomskiego. Zyblikiewicz był cenionym adwokatem, politykiem związanym z konserwatywnymi stańczykami. W roku 1861 byt postem do sejmu galicyjskiego, walczył o wprowadzenie języka polskiego do szkół i administracji. W latach 1874-1880 został prezydentem Krakowa, a w roku 1880 marszałkiem krajowym dla Galicji. Po rezygnacji z zajmowanego stanowiska osiadł w Krakowie, gdzie w roku I 887 zmart.
Wracamy na ulicę Grodzką i drogą królewską zdążamy na Wawel. Po drodze warto spojrzeć na godło Podelwie (dom nr 32), dobrze zachowaną rzezbę, pochodzącą z końca czternastego wieku.
Natomiast na rogu ulic Grodzkiej i Poselskiej (nr 39-41; dawniej nr 39) znajduje się dom, w którym miał pracownię Wit Stwosz, o czym przypomina tablica, wmurowana w fasadę (w 1983) - w 450 rocznicę śmierci mistrza Stwosza. Polskie zródta nazywały go  człowiekiem statecznym i dziwnie pilnym". Nie szczędzono mu pochwał, podkreślając jego rozum, życzliwość i szereg innych zalet. W Norymberdze, gdzie osiadł w roku 1496, byt wedle zródeł  niespokojnym
KRÓLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL | |5
i bezecnym obywatelem",  zbłąkanym i krzykliwym człowiekiem". Pod Wawelem zwolniono go od podatków i innych świadczeń na rzecz miasta. Poważano. Powołano na eksperta budowlanego. Ceniono. Pod Wawelem pozostawił swe najlepsze dzieła, w tym znany nam już Ołtarz Mariacki. W Norymberdze oskarżono go, więziono w lochu, poddano okrutnym torturom, wyzuto z majątku, napiętnowano, utrudniano pracę. W Krakowie żył dostatnio, tam zmagat się z przeciwnościami losu.
Godto Podelwie
Był Stwosz niewątpliwie indywidualnością i jako artysta, i jako człowiek. Zyt spokojnie i statecznie tam, gdzie mu się wiodto - w Krakowie. Tu temperament artysty znalazł pozytywne ujście w sztuce. Zmarł w biedzie w Norymberdze (w 1533), oślepty. Obok domu przy Grodzkiej posiadat inne nieruchomości, tak lokował zarobione pieniądze. Pisat o nim Konstanty Ildefons Gałczyński:
.....Polską żył. Co najlepsze
wszystko Polsce zostawił. A Krakowowi serce ...
KRÓLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL
Ulicę Grodzką koło domu Stwosza przecina ulica Poselska, którą w perspektywie zaułka, od wschodu, zamyka skromny barokowy kościół pod wezwaniem św. Józefa z klasztorem Bernardynek. Kościół został wzniesiony u schyłku siedemnastego stulecia. W ołtarzu głównym na szczególną uwagę zasługuje siedemnastowieczny obraz św. Józefa. Natomiast w ołtarzu bocznym, po lewej, figurka Dzieciątka Koletańskiego (XVII w.). Pochodzi ona ze zburzonego w początku dziewiętnastego wieku kościoła Koletek (Bernardynek) na Stradomiu i stąd ta dziwna nazwa. Tradycja głosi, że figurka Dzieciątka Jezus płynęła Wisłą i zatrzymała się na Stradomiu, gdzie mieszkały Bernardynki. Godzi się przypomnieć, że kult cudownego Dzieciątka Jezus najściślej związany jest z zakonem Karmelitów Bosych. Archetyp pierwszej figury cudownego Dzieciątka miat wykonać, jak mówi legenda, brat zakonny w niszczejącym klasztorze położonym między Sewillą a Kordobą. Zakonnicy przekazali figurę pewnej hiszpańskiej damie, aby obdarowała nią swą córkę Poliksenę, która udawała się do Pragi, by zaślubić księcia Lobkowitza. W Pradze księżna Poliksena ofiarowała w roku I 628 figurę niedawno założonemu klasztorowi Karmelitów Bosych. Stąd kult cudownego Dzieciątka Jezus rozszerzył się na Austrię, Czechy, Włochy aż dotarł również do Polski. Koncentrował się głównie w klasztorach i świątyniach karmelitańskich; wśród legend towarzyszących życiu św. Jana od Krzyża, reformatora Karmelitów, znajduje się opowiadnie, jak to św. Jan miał wizję-sen, że tańczy z maleńkim Dzieciątkiem Jezus na rękach. Byt wielkim promotorem kultu Dzieciątka Jezus. Warto o tym wspomnieć przy zwiedzaniu kościoła św. Józefa.
Stare babki posługujące w świątyni powiadają, że pojawia się tu nocą widomo pięknej Katarzyny, która ostatnie lata żywota spędziła w tutejszym klasztorze. Mowa o Katarzynie Jaworskiej, zwanej przez współczesnych La belle Gabrielle. Przyszła na świat w roku 1782. Poznała uroki Wiednia i Paryża doby napoleońskiej. Tam malował jej znany portret słynny Gerard. W Paryżu Katarzyna stała się kochanką Eugeniusza de Beauhamais, pasierba samego Napoleona. Po Kongresie Wiedeńskim przybyła do Krakowa. Przyjazniła się z biskupem Janem Pawłem Woroniczem, a swoją urodą, pomnożoną niespo-tykną inteligencją zyskała dozgonną przyjazń Woronicza. Po śmierci drugiego męża, Jana Benedykta Pawlikowskiego, piękna Katarzyna
KRÓLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL
zmieniła diametralnie sposób życia. Z kobiety światowej stała się dewotką,  na rękach nosiła różańce lub tez z książek odmawiała modlitwy, pomieszkanie zaś swoje świętych obrazami przyozdobiła". W połowie ubiegłego stulecia wynajęta mieszkanie w klasztorze Panien Bernardynek w Krakowie. Stała się prawie mniszką. Z największą gorliwością spełniała zakonne przepisy. Gorliwie i starannie szorowała kamienną posadzkę. Uprosiła nawet przełożoną, aby jej tylko przypadł w udziale przywilej mycia i zamiatania kościoła. Całe noce leżała krzyżem na zimnej posadzce, upraszając Boga o przebaczenie grzechów. Z upływem lat coraz bardziej zamykała się we własnym świecie. Wreszcie nadszedł kres pokuty. W roku 1862 hrabina Pawlikowska zmarła. Po pięknej Katarzynie pozostała legenda, a w kościele św. Józefa duch, pojawiający się nocną porą.
frftW
mam
Wracamy na ulicę Grodzką.
Spod domu Stwosza zmierzamy w kierunku romańskiego kościoła św. Andrzeja, którego wapienne mury bielą się z oddali, przypominając nam  o białej szacie kościołów", którymi pokryła się Europa po roku tysięcznym, jak odnotował to kronikarz Raul Glaber. Jednak wcześniej wstąpimy do pojezuickiego kościoła św. św. Piotra i Pawła, o którym krakowska anegdota powiada, że jest najmniejszym w Krakowie, jako że nie zmieścili się w nim nawet apostołowie, którzy stoją przed świątynią. Już na pierwszy rzut oka widać ogrom tego kościoła, zwieńczonego imponującą kopułą. To we wnętrzu tej budowli urządza się doświadczenie z wahadłem Foucaulta, po raz pierwszy zastosownym w roku I 85 I w paryskim Panteonie; tym sposobem bada się ruch obrotowy Ziemi względem własnej osi. Warto to doświadczenie zobaczyć, zwłaszcza w miesiącach letnich. Świątynia ta - uważana za pierwsze dzieło wczesnego baroku w Polsce - powstała w latach 1597-1 630 wedle projektu jezuickiego architekta Gio-vanniego de Rosis. Budowało ją kilku architektów, dochodziło przy tym do rozmaitych komplikacji technicznych, nawet mury waliły się. Ostatecznie dzieła dokończył nadworny budowniczy Wazów, Gio-
 18 KRÓLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL
vanni Trevano, który postawił kopułę, a przede wszystkim dał fasadę, nawiązując tym samym do znanego rzymskiego kościoła del Gesu. Plac przed kościołem oddziela od ulicy Grodzkiej niewielkie kamienne ogrodzenie z póznobarokowymi figurami apostołów (rekonstrukcje).
V 'W WW V %V*-*(V/VVVV!V'V''! n!Mn........t.i n........1
Kartusz z herbem z kościoła św. św. Piotra i Pawła
Przestronne wnętrze z bocznymi kaplicami i transeptem ma dekorację stiukową, zwłaszcza w kaplicach; w apsydzie (dzieło włoskiego rzezbiarza Giovanniego Falconiego, działającego w Polsce w czasach Wazów). Chodząc po świątyni dostrzegamy dobre przykłady rzezby neoklasycznej: w nawie głównej (po lewej) pomnik Kajetana Florkie-wicza dłuta Franciszka Wyspiańskiego; po prawej - pomnik księdza Piotra Skargi (zm. 1612) wykonany w dziewiętnastym wieku przez Oskara Sosnowskiego. W krypcie pod prezbiterium spoczywa ksiądz Skarga, nadworny kaznodzieja Zygmunta III, koryfeusz kontrreformacji, niezwykła indywidualność. To podczas jego pogrzebu powiedziano te słowa:  Oto idzie pod ziemię ozdoba jedyna zakonu tego i Ojczyzny". To jego Żywoty świętych (1579) zyskały najwięcej wydań w Rzeczypospolitej Obojga Narodów, a słynne Kazania sejmowe stały się z czasem wyrocznią narodowej mistyki. Uważano powszechnie Skargę za proroka klęski naszej państwowości, bowiem niemiło-
'
KRÓLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL | 19
siernie chłostał polskie przywary. Wielu nadal przypuszcza, że Skarga zmarł w letargu. Plotka historyczna, czy fakt? Trudno dziś udowodnić, choć medycy sądowi negują tę hipotezę. Schodząc do krypty z trumną księdza Piotra pamiętajmy o tym.
W ołtarzu głównym (XVIII w.) Chrystus przekazujący klucze św. Piotrowi pędzla dziewiętnastowiecznego malarza Józefa Brodowskiego. Na lewo pomnik nagrobny biskupa krakowskiego Andrzeja Trzebic-kiego (zm. I 679), wielkiego przyjaciela Jezuitów, co w tamtych czasach było rzadkością, jako że zakon nie cieszył się najlepszą stawą, w opinii szlacheckiej był podejrzewany o mafijne działania. Tu słowo o Jezuitach sprowadzonych do Krakowa w roku 1579. To oni walnie przyczynili się do wzmożenia pobożności w duchu kontrreformacyj-nym, wprowadzili u nas nabożeństwa czterdziestogodzinne, medytacje, zadbali o pogłębienie kultu Maryjnego, upowszechnili pozdrowienie  Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus", które zastąpiło dawne  Pomaga Bóg". Prowadzone przez nich szkoły stały na najwyższym poziomie, nauka była w nich darmowa, rozwijali też teatr szkolny. Jezuitom zarzucano nadmierne bogacenie się, liczne przywileje, działanie w myśl zasady: cel uświęca środki. Nie znosiła ich Akademia Krakowska. Do czarnej legendy zakonu przyczynił się walnie eksjezuita Hieronim Zahorowski, który w roku 1612 opublikował słynne Monita privata Societasjesu, wielokrotnie wznawiane i tłumaczone, pamflet, który wyrządził Jezuitom wielką szkodę.
Kościół św. św. Piotra i Pawła powstał z fundacji króla Zygmunta III Wazy. Monarchy ideologa i fantasty, usilnie wierzącego w nawrócenie na katolicyzm prawosławia, animatora unii brzeskiej, wreszcie władcy wiernie realizującego koncepcje papieskie, w tym popierane przez papieża tzw. dymitriady, będące jednym wielkim pasmem nieszczęść i klęsk. Pierwsza dekada siedemnastego stulecia stała się czasem przesiąkniętym krwią, pożogą, pełnym łez i najsromotniejszej krzywdy. W imię nieszczęsnej akcji nawracania na katolicyzm. Pozyskania dla Kościoła Rosji. Ostateczny rachunek był straszny dla Polski. W parę lat pózniej podsumował to nawracanie poseł moskiewski Teodor Szeremietiew, bawiący - w roku 1616 - z poselstwem w Warszawie:
 Rozwięzły żołnierz wasz nie znał miary w obelgach i zbytkach: zabrawszy wszystko, co tylko dom zawierał, złota, srebra, drogich za-
120 KRÓLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL
pasów mękami wymusza). Niestety! Patrzeli mężowie na gwałty lubych żon, matki na bezwstyd córek nieszczęsnych! Rozpust i wyuz-dań waszych zachowujemy pamięć (...). Jątrzyliście serca nasze naj-obrazliwszą pogardą, nigdy rodak nasz nie byt przez was nazywany inaczej, jak psem Moskalem, złodziejem, zmiennikiem. Od świątyń nawet boskich nie umieliście rąk waszych powściągnąć. W popiół obrócona stolica, skarby nasze, długo przez carów zbierane, rozszarpane są przez was, państwo całe ogniem i mieczem okropnie zniszczone...".
Krzywdy i urazy nie są domeną jednostronności, a gdy  nienawiść wrasta w serca i zatruwa krew pobratymczą", wtedy rodzą się złowrogie chimery, powstałe z mgieł mitycznej historii. Za grzechy Zygmunta III srogo pózniej zapłacono.
Dzisiaj, po deklaracji prawostawno-katolickiej z Balamont w Libanie, przedstawiciele Kościoła Rzymskiego i patriarchy Konstantynopola uznali, że tzw. uniatyzm nie był i nie jest najlepszym rozwiązaniem w dialogu pomiędzy chrześcijanami.
Niech ta monarsza fundacja kościoła przypomina nam o tym. Wszak historia to  świadek czasów, światło prawdy, życie przeszłości, nauczycielka życia" - stwierdził przed wiekami Cycero.
Naprzeciw kościoła św.św. Piotra i Pawła znajduje się gmach Collegium luridicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, do którego wchodzimy przez okazały barokowy portal z pierwszej potowy siedemnastego wieku. Z tego czasu jest również arkadowy dziedziniec. Od początku piętnastego stulecia gmach ten jest w posiadaniu Akademii Krakowskiej, jako dar Sędziwoja z Szubina, o którym pisał trzysta lat temu Tomasz Ormiński:
 I Sądziwoja podobnaż potkała Ustuga, gdy do węgierskiej królowej Helżbiety zgodnie Polska go wystała: Który roztropnej gdy użyt wymowy,
KRÓLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL 121
Wymógł, że córę swą Jadwigę dała
Polskiemu królowi.
Tam jego pałac byt, kędy w Krakowie
Po dziś dzień w Grodzkiej ulicy od rogu,
Kollegium się juristarium zowie;
A ten u niego taż Jadwiga Bogu
Skupiła na cześć...".
Obok kościoła św.św. Piotra i Pawła wznosi się pyszna romańska budowla. To kościół św. Andrzeja, jeden z czołowych zabytków polskiej architektury. Ufundował go u schyłku jedenastego stulecia wszechwładny palatyn Sieciech,  suchy szwagier" księcia Władysława Hermana. Prace budowlane przeciągnęły się do dwunastego stulecia włącznie. Kościół ten był wówczas główną świątynią osady zwanej Okołem. Podczas najazdu tatarskiego w roku I 241 oparł się najezdzcom, dając schronienie okolicznej ludności, czego nie omieszkał zanotować Jan Długosz. Na początku czternastego wieku osiadły przy nim Panny Klaryski, zakonnice reguły św. Franciszka, które od tej pory opiekują się tą świątynią. Mają bardzo surową regułę. Zza murów klauzury nie przenikają żadne wieści. Czasem objawi się przygodnemu rozmodlonemu pielgrzymowi siostra Kasylda. Klasztorna zjawa. Za to, że.kiedyś nie zapłaciła zaciągniętego za życia długu, musi pokutować. Choć klasztorna tradycja powiada, że dtug Kasyldy spłaciła księżna Franciszka Krasińska, żona Karola Wetlina, syi*' rh Anoh-
sta III, to jednak zjawa nadal zamieszkuje w klasztorze i....... . % ,u,zc-
ja, odmawiając pacierze na chórze. Gdy zapieje pierwszy kur-znika. Pomaga strapionym i potrzebującym. Gdy, modląc się tutaj, usłyszymy szelest, to znaczy, ze mniszka Kasylda jest z nami.
Z zewnątrz świątynia jest romańska. Wnętrze to już epoka baroku, bowiem z końcem siedemnastego wieku i na początku kolejnego stulecia kościół zbarokizowano, nadając mu współczesny kostium. Obłożono ściany barokową okładziną, dano wspaniałą rozedrganą dekorację stiukową. To dzieło mistrza Baltazara Fontany. Malowidła są pędzla Karola Dankwarta.
Za klauzurą siostry przechowują najstarsze polskie jasełka, pochodzące z czternastego wieku. Figurki są z daru słynnej Elżbiety Aokiet-kówny, zony króla węgierskiego Karola Roberta, a siostry naszego Kazimierza Wielkiego, który rad naruszał szóste przykazanie. To przez
122 KRÓLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL
amory brata straciła cztery palce u jednej ręki. Obciął je królowej magnat Felicjan Zach, jako że Kazimierz pozbawił czci jego córkę Klarę, postręczoną przez siostrę, jak bowiem zapisał Długosz:  dziewica Klara zgwałcona została przez księcia Kazimierza i do syta wykorzystana". Opieranie się panom królewskiej krwi nie było chyba w modzie w tamtych czasach. Zresztą któż po sześciu stuleciach do tego dojdzie. Elżbiecie obcięto palce, a wszystkie ówczesne dwory
Wieże kościoła Św. Andrzeja
KRÓLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL 123
aż huczały od plotek. Po latach królowa - znana mecenaska sztuki -ofiaruje krakowskim Klaryskom jasełkowe figury. Może wyrzuty sumienia za nieszczęsną Klarę i okrutnie straconego jej ojca Felicjana Zacha. W ten sposób zawierano w dawnych czasach kontrakt z Bogiem, łaknąc jego miłosierdzia. Gros fundacji to wynik przekraczania przykazań piątego, szóstego i siódmego...oraz dziewiątego Tak rodził się mit mecenatu.
I ż
Tuż za kościołem św. Andrzeja, przy ulicy Grodzkiej, znajduje się wczesnobarokowy kościół Św. Marcina, ozdobiony fasadą przypuszczalnie zaprojektowaną przez Giovanniego Trevana. Od początku dziewiętnastego stulecia świątynią zawiaduje gmina ewangelicko-au-gsburska. Wewnątrz mamy czternastowieczny krucyfiks, wyjątkowej klasy dzieło sztuki. W ołtarzu Chrystus uciszający burzę pędzla Henryka Siemiradzkiego. Na ścianach tablice z numerami pieśni z Ge-sangbuchu. To element liturgii protestanckiej. Natomiast przy wejściu fragmenty epitafium Mikołaja Reja, wyznawcy kalwinizmu, który w pobliżu miał w szesnastym wieku swoją siedzibę i stąd przyszło mu słuchać dzwięków dzwonu Zygmunta, o którym pisał:
 Dzwońże, miły Zygmuncie, tymi trzema głosy, A niech twój chromy brzęk bije ludziom w nosy, Aby się pobudzali i ku Pańskiej chwale, I w Rzeczypospolitej zawżdy trwali stale, Bo słyszysz, coć się dzieje, żeć się wszystko miesza, Na cienkiej nici czemuś szczęście nas zawiesza; Bo snadz ty drobne dzwonki uszy nam mieszają, A od przystojnych rzeczy barzo unaszają".
Przed kościołem Słup Pokoju postawiony 3 kwietnia w roku 1993 dla upamiętnienia - Światowego Dnia Modlitwy o Pokój. Takie stupy z przestaniem w różnych językach -  Niech zawsze będzie pokój na Ziemi" - stanowią symboliczne pomniki pokoju; stoją na całym świecie przed świątyniami różnych wyznań, na terenie uniwersytetów, urzędów państwowych i organizacji społecznych; otrzymali je
24 KRÓLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL
Jan Pawet II i Matka Teresa z Kalkuty . Tej pięknej idei przewodzi The World Peace Prayer Society, założone w Japonii w roku 1958.
Już pod samym Wawelem znajduje się średniowieczny kościół św. Idziego, wzniesiony jeszcze w czternastym stuleciu. Malowniczo zamyka ulicę Grodzką, odsłaniając rozległy widok na zamek królewski na Wawelu. Stojąc u stóp Wzgórza Wawelskiego dostrzegamy wschodni masyw zamku z pełną malowniczości, wysuniętą z elewacji, Kurzą Stopą, do której przylega pokryta gotyckim laskowaniem bryła Wieży Duńskiej.
Przed kościołem Św. Idziego postawiono Krzyż Katyński, zwany także Krzyżem Pamięci Narodowej.
Wezwanie św. Idziego należy do najstarszych spotykanych we wczesnym średniowieczu, kiedy to kościoły jemu poświęcone stawiano z reguły w pobliżu skał z jaskiniami, na miejscu kultu pogańskiego. A przecież obok jest Wzgórze Wawelskie i Smocza Jama. Tradycja powiązała tę świątynię z księciem Władysławem Hermanem i jego żoną Judytą. Para książęca miała kłopoty ze spłodzeniem potomka. I dopiero gdy wystano dary do S. Gilles w Prowansji, gdzie spoczywały relikwie św. Idziego, księżna cudem rzec można poczęła z dawna ocze ki wnego syna Bolesława, potem zwanego Krzywoustym. Pisał o tym wydarzeniu kronikarz Gall Anonim:
 Bolesław, książę wsławiony, z daru Boga urodzony, Modły świętego Idziego przyczyną urodzin jego. Doniesiono do rodzica, któremu wciąż brak dziedzica, By ze złota kazał odlać jak najszybciej dziecka postać. Niech ją żywo śle świętemu, by pomyślność zesłał jemu, Śluby Bogu niech składają i nadzieję silną mają. Szybko złoto roztopiono i posążek sporządzono, Który za syna przyszłego do świętego ślą Idziego. Złoto, srebro, płaszcze cenne oraz różne dary inne, Posyłają święte szaty i złoty kielich bogaty...
KRÓLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL
125
Wnet się posłowie wybrali do krajów, których nie znali. Gdy już Galię przekroczyli, do Prowansji wnet przybyli. Dary posłowie oddają, mnisi im dzięki składają; Cel podróży swej podają, jakość sprawy przedstawiają. Wtedy mnisi trzy dni całe pościli na Bożą chwałę; Ledwie się ich post zaczyna, matka juz poczęła syna! Więc postom zapowiedzieli, co w swym kraju zastać mieli. Załatwiwszy rzecz z mnichami, posłańcy wracają sami; Minąwszy burgundzką ziemię, wrócili, gdzie polskie plemię. Przybyli z twarzą promienną, księżnę zastając brzemienną! Takie byty urodziny owego wtaśnie chłopczyny, Nazwanego Bolesławem; ojciec zwat się Władysławem, Matka zaś Judyt imieniem za dziwnem losu zrządzeniem".
Święty Idzi zrobił co do niego należało, a para książęca, zgodnie z tradycją, miała ufundować kościół pod wezwaniem św. Idziego, stanowiący wotum za narodzenie w roku 1086 księcia Bolesława. Niestety, tradycji tej nie potwierdziły jeszcze badania archeologiczne.
Jesteśmy pod Wawelem podziwiamy masyw zamku z malowniczą Kurzą Stopą i pokrytą gotyckim laskowaniem Wieżą Duńską; po przeciwnej stronie lekko zarysowana baszta Jordanka. Inna nazwa Kurzej Stopy to pierwotnie Kurza Noga oraz Kurza Stopka. Na szczycie tej wieży znajdował się kiedyś kur, który rzucał cień, co stało się zródłem powiedzenia:  przybywa dnia na kurzą stopę". Wincenty Pol powiadał, że nazajutrz po przesileniu zimowym słońce wpadające przez okno oświetlało herb królestwa na ścianie i stąd mogło wywieść się to powiedzenie. Musi ono jednak pochodzić sprzed reformy kalendarza z juliańskiego na gregoriański (1582), gdy właśnie wtedy - 13 grudnia w dzień św. Aucji - zaczynał się pokazywać cień, rzucany przez słoneczne promienie. Wszak  święta Aucja dnia przyrzuca".
Na Kurzej Stopie mamy trzy herby: Królestwa Polskiego, Pogoń -Wielkiego Księstwa Litewskiego oraz podwójny krzyż Jagiellonów, bowiem po chrzcie świętym Władysław Jagiełło wziął za godło dyna-
126 KRÓLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL
stii swej podwójny krzyż, co świadczy o niezwyktym kulcie tego neofity dla relikwii Krzyża Pańskiego.
Powracamy ulicą Grodzką do Senackiej. Stajemy na ulicy Kanoniczej, najbardziej urokliwej ulicy Krakowa. To tutaj od czternastego wieku budowali rezydencje kanonicy kapituły katedralnej krakowskiej. Wszystkie kamieniczki kryją znakomite dzieła sztuki, rozmaite detale, poczynając od średniowiecznych, a na dziewiętnastowiecznych kończąc. Domy te to żywa historia krakowskiego Kościoła. Mieszkali tu ludzie znani, wpisani w dzieje polityczne i kościelne Polski. Niektórzy spośród nich znani byli ze swych dziwactw, o których krążyły anegdoty. Jeden z kanoników ks. Andrzej Trzciński  gdy mu lekarze kazali jechać do Karlsbadu, wybrał się konno wziąwszy ze sobą służącego z jukami, a że chciał skrócić sobie drogę, jechał z mapą i busolą. Ujechawszy tak za Wisłę mil parę, wjechał gdzieś chłopom w zboże zaraz się musiał odrzec projektu dalszej takiej podróży, odesłał konie, a wziął pocztę. To znowu chciał żyć samym cukrem w poście; głowa (cukru) stała na stole, a on dochodząc odcinał i zjadał po kawałku, i w tym tak się osłodził, że go doktorzy zratować już nie mogli".
W domu pod nr 5 mieściła się siedziba teatru Cricot 2, stworzonego przez Tadeusza Kantora, artystę cieszącego się niegdyś międzynarodową stawą. Tutaj znajduje się ośrodek dokumentujący działalność teatru i sztuki samego Kantora. Stąd w roku 1990 wyruszył - może już ostatni w Krakowie - karawan wiozący trumnę z ciałem Kantora. Cały Kraków żegnał tego oryginalnego artystę, szokującego współczesnych swymi wizjami.
Podchodzimy pod dom oznaczony liczbą 19. Nazywano go domem św. Stanisława, wedle bowiem tradycji miał tu mieszkać Św. Stanisław ze Szczepanowa. Naprawdę kamienica powstała u schyłku czternastego stulecia. Rozbudowana została w szesnastym wieku. Wtedy to (w latach osiemdziesiątych) na terenie posesji wzniesiono kaplicę pod wezwaniem św. Stanisława biskupa. Znajdowała się na drugim piętrze. W ostatniej ćwierci osiemnastego stulecia dom przebudował
KRÓLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL
127
w stylu klasycystycznym kanonik Jan Kanty Wodzicki, nadając fasadzie aktualny wygląd. Tutaj przez kilka lat mieszkał ksiądz Karol Wojtyła, który potem już jako biskup sufragan zamieszkiwał pod nr 21, w domu Dziekańskim. W roku 1994 otwarto tutaj Muzeum Archidiecezjalne, które gromadzi zbiory dzieł sztuki z terenu archidiecezji krakowskiej. Odtworzono w nim pokój ksiądza Karola Wojtyły. Zwiedzenie Muzeum Archidiecezjalnego jest godne polecenia.
W pobliżu Wawelu zwracamy uwagę na dwa renesansowe dziedzińce: w domu pod nr 18 (dzieło Jana Michałowicza z Urzędowa) oraz w dawnej rezydencji kapituły oznaczonej liczbą 21 (dzieło Santi Guc-ciego). Budynek pod nr 25 to Dom Długosza, miejsce pracy słynnego historyka, wychowawcy synów królewskich Kazimierza Jagiellończyka. Największe dzieło Jana Długosza Historia Polski dość pózno ujrzało światło dzienne. Jakoś nie miało szczęścia do wydania. Choć w rękopisie służyło już wielu historykom. Dopiero w roku 1615 począł dzieło Długosza wydawać Jan Herburt, lecz zakaz króla Zygmunta III uniemożliwił mu dalszą pracę. Okazało się bowiem, że magnaci urażeni, że Długosz niepochlebnie wyrażał się o ich przodkach, wymogli na monarsze, aby zakazał kontynuowania druku. Ta swoista cenzura personalna przerwała druk dzieła na księdze VI.
W domu tym w miał pracownię rzezbiarską Franciszek Wyspiański, ojciec Stanisława, który tutaj spędził dzieciństwo. Po latach pisał:
 U stóp Wawelu miał ojciec pracownię, wielką izbę białą wysklepioną, żyjącą figur zmarłych wielkim tłumem; tam chłopiec mały, chodziłem, co czułem to pózniej w kształty mej sztuki zakułem..."
Burzliwy żywot artysty okraszają liczne anegdoty; Wojciech Natan-son wspominał, że po prapremierze Wesela otrzymał Wyspiański stanowisko profesora Akademii Sztuk Pięknych. W akcie nominacyjnym przeczytał, że  Jego Cesarska Mość raczyła go mianować profesorem" - artysta dekret nominacyjny odesłał do Wiednia z uwagą, że  od cesarza austriackiego żadnej posady w polskiej szkole nie przyjmę". Godność warta naśladowania.
Już od strony Wzgórza Wawelskiego, przy ulicy Podzamcze, na Domu Długosza umieszczono dwie tablice: póznogotycką, upamiętniającą
128 KRÓLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL
fundację Domu Psałterzystów przez Jana Długosza (dom stat na Wawelu, ale w dziewiętnastym wieku zostat zburzony) oraz współczesną płytę poświęconą Stanisławowi Wyspiańskiemu, odlaną przez Bronisława Chromego. Na domu tym mieści się też podziurawiony kulami obraz Madonny. Wedle tradycji mieli uszkodzić go Szwedzi, inni twierdzą, że konfederaci barscy, którzy bronili się na Wawelu przed Rosjanami. Historia jest przecież opowieścią o rzeczach rozpaczliwie zagubionych. Czasem przygodą ludzi ciekawskich i nader dociekliwych. Stąd rozmaitość hipotez przy braku zródeł.
Dom Jana Długosza
To właśnie w tym domu, jeszcze w czternastym wieku, kiedy jego starsza narożna część służyła za królewską łaznię, dokonano ponoć oględzin Jagiełły. W łazni tej miał Wielki Książę Litwy rzekomo pozwolić dokładnie obejrzeć się zaufanemu dworzaninowi młodziutkiej królowej Jadwigi, Zawiszy z Oleśnicy. Królowa chciała się dowiedzieć przed zawarciem ślubu, ile jest prawdy w szerzonych pogłoskach o barbarzyńskich obyczajach, szpetności i nieksztattności ciała Jagiełły. Oględziny uspokoiły królową, bowiem jej wysłannik, dworzanin
KRÓLEWSKIM TRAKTEM NA WAWEL 12.9
Zawisza z Oleśnicy  po powrocie do królowej Jadwigi donosi, że sylwetka księcia Jagiełły jest zgrabna, kształtna, ciało dobrze zbudowane (...) obyczaje poważne i godne księcia". Niektórzy kronikarze to zdarzenie łączą z Sandomierzem. Ale kto tam zresztą dociekłby prawdy?

fc
Ł>
3.
<^
t
r.
\S\
H
J "1
t Cs
L
3, >
^ " *>
() Pomnik Tadeusza Kościuszki
(5) Katedra krakowska
(7) Muzeum Katedralne
(T) Zamek królewski na Wawelu
(5) Dziedziniec przed katedrą - zabudowania Wawelu
(T) Smocza Jama
Przed nami Wawel, gdzie jak pisat Stanisław Wyspiański  wszystko jest Polską, kamień każdy i okruch każdy". Na Wawel wiodą dwa wejścia: od strony ulicy Bernardyńskiej i od wylotu ulicy Kanoniczej. Na ogót podchodzimy tym od Kanoniczej. Zresztą to historyczna droga do katedry i zamku. Już na wysokości Domu Dziekańskiego otwiera się przed nami urzekająca panorama na północne skrzydło zamku, ujętego w wieże Zygmunta III (od lewej) i Sobieskiego (z prawej), nadto widoczna jest katedra ze skarbcem katedralnym i wieżami Zygmuntowską oraz wyższą - Zegarową. Wzdłuż stromego podejścia - po lewej - ciągnie się ceglany mur pokryty tzw. cegiełkami wawelskimi. Wykute na nich nzwiska przypominają tych, którzy w okresie międzywojennym przekazali datki pieniężne na odnowienie Wawelu. Po drodze mijamy pomnik konny Tadeusza Kościuszki, postawiony w tym miejscu w roku 1921, zburzony podczas okupacji hitlerowskiej, odbudowany w roku 1960. Model dla tego pomnika wykonał lwowski rzezbiarz Leonard Marconi, przy udziale Antoniego Popiela. Przechodzimy Bramę Herbową, pokrytą herbami dawnych
Panorama Wawelu z lotu ptaka
WAWEL, ZAWSZE WAWEL
ziem wchodzących w skład Rzeczypospolitej Obojga Narodów, a dalej barokową Bramę Wazów, przez którą wkraczamy na dziedziniec przed katedrą. To od niej czas zacząć zwiedzanie Wawelu.
Portal wjazdowy
Jest on najważniejszym monumentem naszych dziejów i kultury, zaklętą w kamieniu historią narodu i państwa polskiego, jak powiadał z końcem osiemnastego stulecia Jan Duklan Ochocki:  co krok godła, napisy, pamiątki przenoszące w ubiegłe wieki, cień posępny jakby go lata przeszłe rzucały, wszystko razem sprawia, ze na zimno oglądać, dziwić się, rozbierać niepodobna, ale ze czcią, z uszanowaniem, z niepojętem uczuciem stąpa się po ziemi uświęconej tyla popiołami, pogląda na ściany, na których tyle bohaterskich oczów spoczywało".
Katedra wawelska należy do najczcigodniejszych polskich świątyń i była ongiś pierwszym kościołem Rzeczypospolitej, gdzie koronowano monarchów, a po śmierci szczątki królewskie składano w jej podziemiach. Stanowi monument o charakterze artystycznym i patriotycznym, od wieku dziewiętnastego jest pomnikiem chwaty naszego narodu. To templum gloriae et victohae - świątynia sławy i zwycięstwa.
WAWEL, ZAWSZE WAWEL 135
Pierwsza romańska katedra powstała w tym miejscu zapewne w roku 1000, a ufundował ją Bolesław Chrobry. Drugą z kolei postawił z końcem jedenastego wieku książę Władysław Herman, a ukończył jego syn Bolesław Krzywousty. Przetrwała do roku 1305, kiedy strawił ją pożar. Odbudował ją biskup Jan Muskata (zm. 1320). Niebawem biskup Nanker przystąpił do budowy gotyckiej świątyni. Prace przy jej budowie trwały od roku 1320 aż do 1364. Od czasów Aokietka wszyscy nasi królowie - z nielicznymi wyjątkami - koronowali się w katedrze, tu także ich grzebano. Natomiast przy grobie św. Stanisława składano trofea wojenne.
Od dziewiętnastego stulecia - gdy królów nie stało - w podziemiach katedry grzebano przywódców narodowych i Królów Ducha. Tu spoczęli snem wiecznym pierwsi mocarze i przewodnicy narodu w dobie niewoli. Na przełomie dwóch stuleci dziewiętnastego i dwudziestego katedrę odrestaurowali znakomici architekci Sławomir Odrzywolski i Zygmunt Hendel.
Przyglądamy się katedrze z zewnątrz. Gotycki jej zrąb okalają kaplice pochodzące z różnych epok, fundowane przez królów i dostojników kościelnych. Najpiękniejszą z nich jest Kaplica Zygmuntowska, wyróżniająca się złotą kopułą, na którą - jak głosi tradycja - królowa Anna Jagiellonka przeznaczyła rzekomo worek złotych dukatów. Bryłę katedry ujmują trzy wieże. Najstarsza - od południa - to wieża Wika-ryjska zwana też wieżą Srebrnych Dzwonów, pozostałość po romańskiej katedrze hermanowskiej. Od strony północnej wznosi się wieża Zegarowa, zwieńczona barokowym hełmem z początku osiemnastego wieku oraz nieco niższa wieża Zygmuntowska, słynąca z dzwonu zwanego Zygmuntem, który na polecenie króla Zygmunta I odlał Hans Beham. Dzwon ten bije w największe święta kościelne i uroczystości narodowe, wyznaczając ważne momenty w dziejach narodu i państwa polskiego. Niedawno bit na wieść o śmierci Ojca Świętego Jana Pawła II, wielkiego człowieka i Polaka, a 18 dni pózniej, aby uczcić wybór Josepha Ratzingera - Benedykta XVI.
Stanisława Wyspiańskiego tak zauroczył dzwon Zygmunta, że poświęcił mu te oto strofy:
 Dzwon Królewski: Siedziałem u królewskich stóp,
136 WAWEL, ZAWSZE WAWEL
królewicz, za mną dwór:
synaczek i kilka cór,
Włoszka,
Patrzyli wszyscy w górę,
a dzwon wschodził, -
zawisnął u szczytów
i z wyżyn się rozdzwonił...
Pojrzałem na króla,
a król się zapłonił...".
Katedra otoczona jest wczesnobarokowym murem z trzema bramkami, zaprojektowanym przez Giovanniego Trevana. Do katedry wchodzimy przez obite blachą wrota pamiętające panowanie króla Kazimierza Wielkiego, którego inicjał został na nich wielokrotnie powtórzony. Po lewej stronie wiszą na łańcuchach kości zwierząt z okresu dyluwialnego - przykład wywodzącej się z głębokiego średniowiecza tradycji wieszania kuriozalnych przedmiotów, posiadających w ówczesnym odczuciu znaczenie magiczne. Odpędzały zło. Te tajemnicze kości, jak długo będą wisiały, tak trwać będzie Wawel. Gdy rzeczone kości spadną z łańcucha - nastąpi koniec świata. Stąd też łańcuchy są często konserwowane, bo nikt z wielebnych gospodarzy katedry nie chce brać przed Bogiem odpowiedzialności za ich upadek. Kości wiszą, chroniąc nas przed kataklizmem.
O pochodzeniu owych kości świetnie pisał znakomity satyryk Jan Izydor Sztaudynger:
Na kości smoka przed katedrą
 Naiwny lud mówi: To są kości smoka I trochę myli się chyba, Bo to są kości Nosorożca, wieloryba, Słowem bliższa i dalsza rodzina naszego krakowianina"
W obecnym kształcie katedra wawelska to budowla trójnawowa, bazylikowa, z transeptem i ambitem, czyli nawą boczną okalającą prezbiterium, oraz wieńcem kaplic otaczających katedrę. Pośrodku dostrzegamy barokową konfesję - ołtarz baldachimowy - św. Stanisława, postawioną w latach 1626-1629 przez Giovanniego Trevana. To pod
WAWEL, ZAWSZE WAWEL | 37
nią spoczywa srebrna trumna, kryjąca kości Św. Stanisława biskupa i męczennika. Ten znakomity okaz złotnictwa gdańskiego wykonał w drugiej połowie siedemnastego wieku Piotr van der Rennen przy współpracy Jakubajagera. Boki trumny pokrywają płaskorzezby (dzieło Jagera) ilustrujące życie biskupa Stanisława, który zginął - jak podaje pózniejsza trzynastowieczna tradycja - z ręki króla Bolesława Śmiałego. Ten tragiczny w skutkach konflikt pomiędzy królem a biskupem zaważył na całej naszej historii. Do dziś niewyjaśniono sprawy tak zwanego factum S. Stanislai. Pozostały legendy i dziwne fatum, otóż żaden król noszący imię biskupa męczennika nie utrzyma się na tronie. Sprawdziło się to w przypadku Stanisława Leszczyńskiego i Stanisława Augusta Poniatowskiego. Czyżby klątwa św. Stanisława?
Pod arkadami międzynawowymi - w nawie głównej - stoją dwa królewskie sarkofagi: po prawej od wejścia pomnik nagrobny króla Władysława Jagiełły, zwycięzcy spod Grunwaldu, nakryty renesansowym baldachimem.  Wzrostu był mizernego - pisał Długosz - twarzy ścią-głej, u brody nieco zwężonej. Głowę miał matą, podłużną, prawie całkiem łysą, oczy czarne i małe, niestatecznego wejrzenia, ciągle latające, uszy duże, głos gruby, mowę prędką, kibić kształtną, lecz szczupłą, szyję długą (...). Na trudy, zimna i kurzawy dziwnie byt cierpliwy (...) sypiać i wczasować się lubił aż do południa". Z zasady ludziom nie ufał, a każde słowo ważył dokładnie. Powiadał:  słówko niebacznie wyleci z ust ptaszkiem, a wołem wróci". Używał często łazni, jabłek nie jadał, zawsze trzezwy, bowiem wodę tylko pijał. Długosz nadmienia, że  do miłostek nie tylko dozwolonych, ale i zakazanych pochopny". Takie już były przyrodzone prawa monarchów.
Z lewej - symboliczny nagrobek, wykonany na początku ubiegłego wieku przez Antoniego Madeyskiego, króla Władysława Warneńczyka. Monarcha ten zginął młodo w okrutnej bitwie z Turkami pod Warną w roku 1444. Zginął, bo zawierzył kłamcom. Rozpuszczono pogłoski, ze chrześcijanie przegrali z powodu grzechu króla, który noc poprzedzającą bitwę miał rzekomo spędzić w namiocie przystojnego węgierskiego pachołka. Heroiczna śmierć ostatniego krzyżowca na nic się zdała. W kilkanaście lat pózniej padł Konstantynopol.
Powyżej - nad królewskimi pomnikami - na ścianie wiszą cenne siedemnastowieczne gobeliny przedstawiające historię biblijnego Jakuba, utkane w Brukseli - dar biskupa Jana Małachowskiego.
138 WAWEL, ZAWSZE WAWEL
Przechodzimy za konfesję, do prezbiterium ze stallami z początku siedemnastego wieku oraz barokowym, siedemnastowiecznym ołtarzem głównym, przed którym koronowano królów i królowe. A widziała katedra aż 37 koronacji; stalle i ołtarz to w dużej mierze rekonstrukcja. Centrum ołtarza zajmuje wizerunek Ukrzyżowanego Chrystusa namalowany na blasze, przypuszczalnie przez Marcina Ble-chowskiego. Po lewej stronie ołtarza dostrzegamy pomnik kardynała Adama Stefana Sapiehy (zm. 1951) - dłuta Jadwigi Horodyskiej. Natomiast u stopni ołtarza widzimy pertę odlewnictwa norymberskiego - płytę nagrobną kardynała Fryderyka Jagiellończyka, odlaną na początku szesnastego wieku w warsztacie Vischerów. Na sklepieniu gotyckie zworniki. Kardynał Fryderyk był najmłodszym synem króla Kazimierza Jagiellończyka, który przeznaczył go do stanu duchownego. Temperament królewicza z suknią duchowną się nie zgadzał. Nie przeszkodziło to, że został nie tylko biskupem krakowskim, ale również arcybiskupem gnieznieńskim. Bielski powiada o nim:  był wzrostu wysokiego, wejrzenia wdzięcznego, rozumu niewiele było, a w pijaństwie się kochał". Ten uczeń Kallimacha lubił wieść życie  w towarzystwie ludzi niezbyt surowego obyczaju, a towarzystwo niewieście podobno przenosił nad męskie. (...) Śmierć wczesną w roku 1503 przypisują powszechnie życiu nazbyt rozwiązłemu". Schorzenie to nazywało się wówczas  chorobą francuską".
Opuszczamy przez boczną bramkę prezbiterium i kierujemy się do nawy północnej, ku zakrystii. Po prawej gotycki sarkofag króla Władysława Aokietka (zm. 1333). Z pomnikiem nagrobnym zjednoczy-ciela państwa polskiego wiąże się anegdota, jak to w roku 1655 kanonik Szymon Starowolski, pokazując katedrę królowi szwedzkiemu Karolowi X Gustawowi, dłużej zatrzymał się przy sarkofagu Aokietka, opowiadając królowi szwedzkiemu ważniejsze zdarzenia z burzliwego żywota przedostatniego z Piastów:  Król ten trzykroć z królestwa wygnany, trzykroć je na powrót odzyskał. Na to Karol: Ale wasz Jan Kazimierz, raz wygnany, już więcej utraconego Królestwa odzyskać nie zdoła. Wówczs starzec, czy to wieszczym duchem natchniony,
WAWEL, ZAWSZE WAWEL 139
czy też wskutek lat podeszłych śmiały, odparł: Któż to wie? Albowiem i Bóg jest potężny, i fortuna zmienna. Król, dotknięty tą odpowiedzią, pohamował swoją ciekawość i więcej przewodnika nie zagadywał...".
Spod grobu Aokietka udajemy się przez zakrystię na słynny dzwon Zygmunta, który wisi na wieży. Drapiemy się po niewygodnych drewnianych schodach, by obejrzeć jeden z największych dzwonów w Europie. Jeśli trafimy na dobrą pogodę, to z wieży rozciąga się wspaniały widok na Kraków i jego okolice. Odwieczne podania mówią, że dotknięcie ciepłego jeszcze serca dzwonu przynosi szczęście, a dziewczynie wróży powodzenie w miłości i szybkie zamążpójście. Jego spiżowy ton rozpędza chmury, rozwiewa burze, przynosząc słoneczną pogodę.  Zygmuntem" dzwonić oznacza wielkie święto. Chwalił się jeszcze przed wiekiem lud nasz doniosłością głosu tego dzwonu, powiadając -  iż gdy zadzwonią w Zygmunta na Boże Narodzenie, to słychać aż do Wielkiej Nocy". Oczywiście szło o wieś Wielkanoc, odległą o kilka mil od Krakowa. Podczas zawieruch dziejowych bano się tknąć  Zygmunta". Wierzono, iż kto go ruszy z wieży, przepadnie. Dzięki temu ostał się podczas okupacji niemieckiej. Hitlerowcy go nie tknęli. Zawierzono złowróżebnej przepowiedni.
Z wieży Zygmuntowskiej ponownie powracmy do nawy północnej. Schodzimy do krypty Wieszczów, gdzie pogrzebano w roku I 890 Adama Mickiewicza, a w roku 1927 Juliusza Słowackiego. Z tym ostatnim pochówkiem byty spore kłopoty. Nie wyrażał zgody na pogrzeb Wieszcza w roku 1909 kardynał Jan Puzyna. Dopiero w roku 1927 na osobiste życzenie marszałka Józefa Piłsudskiego, admiratora twórczości Słowackiego, poetę pochowano na Wawelu. Wieszcz pokutował przez lata za słowa:  Polsko, twa zguba w Rzymie". Na poecie kładł się cień Beniowskiego, pamiętany przez hierarchię kościelną. Wszak słowa Wieszcza -  Krzyż twym papieżem jest - twa zguba w Rzymie!" (Beniowski, I, 240) paraliżowały kościelnych hierarchów. Impas przemógł Piłsudski.
Dzisiaj jakże inaczej patrzymy na Słowackiego, przytaczając często te strofy, swoistą zapowiedz pontyfikatu Jana Pawła II:
 Pośród niesnasków - Pan Bóg uderza W ogromny dzwon,
140 WAWEL, ZAWSZE WAWEL
Dla Słowiańskiego oto Papieża
Otwarty tron.
Ten przed mieczami tak nie uciecze
Jako ten Włoch,
On śmiało jak Bóg pójdzie na miecze;
Świat mu - to proch.
Naprzeciw wejścia do krypty Wieszczów znajduje się płaskorzezba w srebrze wyobrażająca Jana III pod Wiedniem, wykonana przez znakomitego artystę Józefa Hakowskiego, podług znanego obrazu Jana Matejki przechowywanego w Galerii Watykańskiej. Obok zakrystii kaplica rodziny Zebrzydowskich, w której warto zobaczyć pomnik nagrobny biskupa Andrzeja Zebrzydowskiego (zm. 1560), ucznia wielkiego Erazma z Rotterdamu. Dzieło to wykonał polski rzezbiarz Jan Michałowicz z Urzędowa, zwany przez potomnych  Praksytele-sem polskim". Obok Mikołaja Reja, Jana Kochanowskiego, Andrzeja Frycza Modrzewskiego stał się niejako symbolem naszego Odrodzenia. Biskup Zebrzydowski to nieodrodny syn swojej epoki, wychowany w szkole rozkiełznanego humanizmu z właściwym mu sposobem myślenia oraz sceptycyzmem w kwestii religii i obyczajów. Ba, nawet Stolica Apostolska mocno w jego prawowiemość powątpiewała. A kapituła krakowska wręcz go oskarżała o to, ze miał chwalić komunię pod dwiema postaciami, ponadto  miał publicznie Mojżesza, Mahometa i Chrystusa trzema znakomitymi szarlatanami nazwać". Do historii przeszedł wraz ze swą maksymą:  wierz sobie w kozła, bylebyś mi dziesięcinę płacił".
Raz jeszcze przechodzimy obok sarkofagu Aokietka i stajemy we wschodnim ramieniu ambitu. Tutaj - na ścianie północnej - w monumentalnym póznobarokowym ołtarzu znajduje się słynny Czarny Krucyfiks, przed którym modliła się - wedle tradycji - młodziutka królowa Jadwiga. Tradycja powiada, że Zbawiciel miał do niej przemówić i nakłonić ją do małżeństwa z Jagiełłą. Tutaj swoje kłopoty i troski Wawelska Pani powierzała Chrystusowi, szukając dobrej rady. Przychodziła za dnia i w nocy. Ten Chrystus zwykł pocieszać. Przestania go siatka, potęgując mistyczne odczucia. Cudowne krucyfiksy zawsze zwykły przemawiać, a słowo Krzyża, jak powiada św. Paweł, jest mocą Bożą. Tylko tak możemy wytłumaczyć tę tradycję. A czyż tradycję i legendę należy wyjaśniać?
WAWEL, ZAWSZE WAWEL |
W ołtarzu Ukrzyżowanego skromna trumienka z relikwiami królowej Jadwigi, którą w tym miejscu uroczyście wyniósł na ołtarz papież Jan Paweł II, podczas trzeciej pielgrzymki do ojczyzny w roku 1987; kanonizowana w roku 1997.
Krzyż św. Jadwigi Andegaweńskiej
Opodal w kaplicy Najświętszego Sakramentu znajduje się pomnik nagrobny króla Stefana Batorego (zm. 1586), dzieło włoskiego mistrza Santi Gucciego, który wykonał zamówienie królowej Anny
42 WAWEL, ZAWSZE WAWEL
Jagiellonki. Współcześni niezwykle wysoko oceniali tego monarchę, pisali o nim:  Król ten nie zdaje się lubić zbytków, tak w pokarmie, jak i w ubiorze, żołnierską widać w nim postawę. Biegty i roztropny w zarządzaniu sprawami Rzeczypospolitej. Mato używa spoczynku, z łatwością znosi głód i trudy. Wstrzemięzliwy, czujny, w rozmowie uprzejmy, przekonywujący, nie zrażają go trudności. Zarówno w sztuce wojennej, jak i w naukach biegty, a raczej w obydwóch nad wszystkich panujących wyższy: w języku łacińskim dawnym równający się mówcom. (...) W ręku i wszystkich członkach widać siłę i zdrowie". Był przy tym bardzo pracowity:  nigdy nie próżnuje, albo pisze, albo czyta, albo listy przegląda". Małżeństwo z Anną Jagiellonką (on 42, ona 52 lata) uważat za formalność, choć Anna traktowała go serio. Noc poślubną spędzili razem. Nuncjusz pisał o Annie, że  pożycie małżeńskie nie daje jej zadowolenia". Królowa, bojąc się rozwodu, wymusiła na Stefanie przyrzeczenie,  że na rozwód nie pozwoli". Anna z wiekiem stawała się kapryśna, uciążliwa dla otoczenia, obarczona dolegliwościami psychosomatycznymi, charakterystycznymi dla jej wieku.
Tu także, w pobliżu ołtarza, spoczywa trzecia żona króla Władysława Jagiełły, Elżbieta z Pilczy Granowska (zm. 1420). Miała, wychodząc za króla, dość bujną przeszłość, co zawdzięczała nie tyle majątkowi, ile niepospolitej urodzie. Porywano ją z domu, zabijano się o nią wzajemnie, tracąc dostatki i zdrowie. Gdy poślubiała Jagiełłę była już wdową po trzech mężach, lecz posiadała resztki dawnej urody, a nade wszystko - jak powiadali współcześni -  umiała czarować". Jagiełło się zakochał. Toteż gdy w Polskę poszła wieść o ślubie monarszej pary, wybuchł skandal. Pisarz królewski Stanisław Ciotek rozpowszechniał potwarcze wiersze, nazywając Elżbietę  maciorą połogami wykończoną", której udało się  ułowić Iwa chytrością i kłamstwem". Powodem było to, że król poślubił  w kościele parafialnym w Sanoku" swoją poddaną. Jak odnotował Długosz:  Dzień, w którym to się działo, od rana aż do godziny trzeciej był jasny i pogodny, po dopełnieniu obrządku ślubnego nagle się zachmurzyło i oziębło; powstała zawieja, śnieg z deszczem i krupami ciągle padał; co wszystkich zafrasowane już tym małżeństwem umysły jeszcze bardziej powarzyło i zasępiło. Kiedy nadto rzeczona Elżbieta po ślubie wyszedłszy z kościoła wsiadła do powozu i jechała do zamku, złamało się pod nią
WAWEL, ZAWSZE WAWEL 143
koło, i to w największym błocie; przymuszoną więc była wysiąść z pojazdu i pieszo iść resztę drogi". Mariaż trwał tylko trzy lata. Na pogrzebie panowała nieopisana radość jej przeciwników. Jedynie król bolał po stracie ukochanej żony. Małżeństwo z miłości - rzecz tak rzadka wśród średniowiecznych elit.
)
Ł%
Kaplicę Batorego flankują kaplice biskupa Piotra Gamrata (po lewej) i biskupa Piotra Tomickiego (po prawej). Pomniki nagrobne obydwu biskupów wyszły spod dłuta Padovana, choć pomnik Tomickiego (zm. 1535) niektórzy przypisują Bartłomiejowi Berrecciemu. To biskup Gamrat (zm. 1545) znany był nie tylko ze swobodnego trybu życia, lecz także z tego, iż lubił się bardzo przechwalać, że wszystko wie, co się dzieje na świecie. Przeciwieństwem jego był kanclerz Samuel Maciejowski, następca Gamrata na stolicy biskupiej w Krakowie. O nich znany błazen Stańczyk powiadał:  Nie masz większych tgarzy w Polsce jak Gamrat, który powiada, że wszystko wie, chociaż w samej rzeczy nic nie wie - i Maciejowski, który choć wszystko zna i wie, powiada zawsze, że nic wcale nie wie".
Naprzeciw kaplicy Batorego wznoszą się pomniki upamiętniające królów Michała Korybuta Wiśniowieckiego (zm. 1673) i Jana III Sobieskiego (zm. I 696) oraz ich małżonki Eleonorę Habsburżankę i Marię Kazimierę. Pomniki zaprojektował w połowie osiemnastego stulecia Franciszek Placidi. O królu Michale współcześni nie mieli dobrego zdania, anonimowy wiersz z epoki taki dawał opis monarchy:
 Obranie cudem, królestwo kłopotem, Szkodą złe rządy, a szelągi złotem, Sejmy niezgodą, żona urąganiem ..."
Tradycja historyczna przekazała, jakoby królowa Eleonora odmówiła małżonkowi współżycia; nawet w sejmie, rok po ślubie, apelowano o zgodę na rozwód  z przyczyn słabości Jego K. Mości do małżeństwa niesposobnej". Jakże inaczej wyglądał związek Jana III z Marysieńką, o czym pisał Boy:  Ten bujny, urodziwy, oblegany przez ko-
144 WAWEL, ZAWSZE WAWEL
biety mężczyzna pozostanie kochankiem jednej". A miłość tę Jan III ukwiecił wspaniałymi listami do małżonki.
W południowej części ambitu uwagę naszą zwraca gotycki sarkofag króla Kazimierza Wielkiego (zm. I 370), przypuszczalnie ufundowany przez królewską siostrę Elżbietę Lokietkówną i jej syna króla Ludwika Węgierskiego. Wnim spoczywa twórca Akademii Krakowskiej, którą założył w roku I 364. Naprzeciw kaplica Jana Olbrachta (zm. 1501) z póznogotyckim pomnikiem nagrobnym monarchy, umieszczonym we wspaniałej renesansowej niszy, dzieła Franciszka Florent-czyka. Pomnik nagrobny sprawiła ukochanemu synowi matka, królowa Elżbieta Rakuszanka wraz z ówczesnym królewiczem Zygmuntem, pózniej królem Zygmuntem I Starym. Jest to pierwsze dzieło renesansowe w Polsce. Zdaniem Marcina Bielskiego:  Był Jan Olbracht urody wysokiej, płci czarniawej, miał uczenie nie złe i bawił się czytaniem, zwłaszcza historyki rad czytał, krasomówca byt wielki, hojny, skłonny ku każdemu (...) był dowcipny, śmiały, wielkomyślny, ale nie fortunny, acz przed śmiercią poczęło mu już szczęście lepiej służyć. Śmierć jego znamionowała kometa, która trawała miesiąc". Przyczyną zgonu króla była  choroba francuska".
Obok kaplica Zadzika, postawiona w połowie siedemnastego stulecia przez egzekutorów testamentu biskupajakuba Zadzika (zm. 1642). Należał do największych statystów politycznych w Polsce wazow-skiej. Znany z bezwzględnej uczciwości. Gdy umarł powiadano, że  komu kanclerstwo oddadzą, to wiemy, ale komu zadzikowstwo przypadnie, to już nie wiemy".
Uczciwość była rzadką cechą, zwłaszcza w naszej historii. Stąd przypomnieć wypada biskupa Zadzika. W ołtarzu dostrzegamy ciekawy obraz Chrzest Chrystusa, namalowany w pierwszej połowie dziewiętnastego wieku przez znanego malarza Wojciecha Kornelego Stattle-ra, z portretem Adama Mickiewicza jako Św. Janem Chrzcicielem. W związku z tym obrazem krążył w dziewiętnastym stuleciu taki wierszyk po Krakowie. Zaczynał się tak:
 W mieście Krakowie neutralnym ściśle Św. Jan Chrzciciel chrzcił Jezusa w Wiśle"
dalej były aluzje do postaci występujących w tle obrazu i dość dosadne zakończenie:
WAWEL, ZAWSZE WAWEL
 Pan Jezus z wdzięczności za tę całą grupę Kazał się Stattlerowi pocałować w ....!
Rzekomo autorem, czy współautorem tego wierszyka miał być Jan Matejko, mający w owym czasie zatarg ze swoim profesorem, którym byt Stattler. Tak czy inaczej ten mesjanistyczny w wymowie obraz znalazł się w katedrze wawelskiej.
W posadzce kaplicy Konarskiego dostrzegamy płytę nagrobną kardynała Jana Puzyny (zm. 191 I), za którego rządów dokonano wielkiej restauracji katedry. Jednak do historii przeszedł z zupełnie innego powodu. Otóż na konklawe - po śmierci Leona XIII - założył w imieniu cesarza Franciszka Józefa I veto przeciw wyborowi na papieża kardynała Rampolli, przeciwnika Niemiec i Austrii. W rezultacie głową Kościoła został kardynał Sarto, który przybrał imię Piusa X. On to zakazał w przyszłości uwzględniania veta cesarskiego. Zresztą Puzyna należał do najbardziej kontrowersyjnych kardynałów. W Krakowie zraził sobie społeczeństwo odmówieniem przyjęcia prochów Słowackiego na Wawel, niezezwoleniem na mszę polową w dniu odsłonięcia Pomnika Grunwaldzkiego (19 10 r.) i wielu innymi poczynaniami.
Naprzeciw kaplicy Konarskiego - w gablocie oszklonej - wystawiono fragmenty berła i jabłka wyjęte z grobu królowej Jadwigi, który otwarto w roku I 949, w związku z procesem beatyfikacyjnym. Wawelska Pani spoczywała wtedy w pobliżu głównego ołtarza, w katedralnym prezbiterium..Regalia wykonano z drewna pozłacanego. Klejnoty swoje królowa przed śmiercią - o czym wspomina Długosz -przekazała na odnowienie Akademii Krakowskiej.
Poniżej - pod tą arkadą - w posadzce dostrzegamy prostokątną płytę. Pod nią spoczywa druga żona króla Władysława Jagiełły, Anna Cylejska (zm. 1416). Jagiełło - można rzec - miał pecha w małżeńskich związkach. Pochowawszy Jadwigę, ożenił się dla umocnienia swoich praw do korony polskiej z wnuczką Kazimierza Wielkiego, Anną, córką Wilhelma, hrabiego cylejskiego. Wystani przez monarchę posłowie, nie tylko kontrakt ślubny zawarli, ale mu i żonę przywiezli. Dziewczę było co prawda młode, ale okrutnie szpetne, do tego stopnia, że Władysław na nową żonę nie mógł patrzyć, ani żyć z nią nie myślat. I tu wydawałoby się, że z brzydką niewiastą nie po-
146 WAWEL, ZAWSZE WAWEL
winno być najmniejszych kłopotów. Jednak w niedługi czas po ślubie gruchnęła wieść, że Jakub z Kobylan i Mikołaj Chrząstowski,  cudzołożyli - co odnotował współczesny - pod nieobecność króla z królową tak namiętnie, aż zawaliła się sypialnia". Także w pobliżu królewskiej alkowy znaleziono nocą - niby przypadkiem -Jana z Tęczyna. Rozsierdzony król przez trzy lata trzymał w lochu Jakuba z Kobylan. Drugi gach uciekł za granicę przed monarszą zemstą. Ba, o romans z Anną podejrzewano nawet arcybiskupa gnieznieńskiego, Mikołaja Kurowskiego. Ten jednak szybko zmarł, uniknąwszy zemsty. Takie to były miłosne przypadki królowej Anny.
Przechodzimy dalej, koto sarkofagu królowej Jadwigi. Odkuty jest w marmurze kararyjskim przez Antoniego Madeyskiego na początku ubiegłego stulecia. Od roku 1949 spoczywały w nim doczesne szczątki królowej, która poprzednio pogrzebana była u stóp wielkiego ołtarza, w prezbiterium katedralnym. W związku z procesem beatyfikacyjnym szczątki jej wyjęto z poprzedniego grobu i uroczyście pochowano wtym pięknym sarkofagu. Ponownie prochy przeniesiono w roku 1987, tym razem umieszczając je w ołtarzu Ukrzyżowanego Chrystusa.
Przed nami Kaplica Zygmuntowska, zwana  perłą renesansu" na północ od Alp. Jest to największe dzieło sztuki z doby Odrodzenia, urastające niemal do symbolu Złotego Wieku i potęgi jej fundatora -króla Zygmunta I Starego. Twórcą był przybysz z Florencji - mistrz Bartłomiej Berrecci. Kaplica przeznaczona na mauzoleum grobowe króla powstała w latach 15 19-1 53 I. Jej wnętrze niemal w całości pokrywa dekoracja groteskowa, przypuszczalnie dzieło Jana Ciniego ze Sieny. Po prawej stronie - w niszy - mauzoleum ostatnich Jagiellonów: królów Zygmunta I Starego i Zygmunta Augusta, o którym Bielski pisał:  Pan był mądry, rozsądny i wielkimi dary od Boga obdarzony. Był to pan trzezwy, cichy, była w nim ludzkość wielka, wymowy był takiej, że trudną, kto miał z nim w polszczyznie zrównać, do tego języków kilka umiał". Natomiast u anonimowego autora król nie zyskał po śmierci poklasku:  Sławnie urodzon, zle wychowań, zu-
WAWEL, ZAWSZE WAWEL | 47
chwale ukoronowan, sprawiedliwości uciskał , obronę zmyślał, wiarę udawał, z czarami żył, niesprawiedliwie umarł". Był ostatnim z dynastii Jagiellonów.
Naprzeciw wejścia płyta nagrobna królowej Anny Jagiellonki (zm.
1596), żony Stefana Batorego. Nagrobek Zygmunta Augusta (zm.
1572) i Anny Jagiellonki wyszły z pracowni Santi Gucciego. Natomiast pomnik nagrobny Zygmunta Starego (zm. 1548) wykonał jeszcze za życia monarchy Berrecci. O Zygmuncie jego sekretarz Just Decjusz notował:  Włosy miał ciemne, duże brwi, grozne spojrzenie, policzki zabarwione naturalnym rumieńcem; cała postać wzbudzała szacunek, a roztropna natura nie pominęła niczego, co łączy się z pełnią ludzkiej urody". Zygmunt Stary był wysoki i dobrze zbudowany, życie prywatne dyskrecją stosowną otaczał. Żył w konkubinacie z Katarzyną Telniczanką, potem poślubił Barbarę Zapolyę, która mimo znacznej różnicy wieku była jego prawdziwą miłością. Drugą jego żoną była Bona Sforza, mocna osobowość, której wpajano maksymę:  jesteś kobietą, by rządzić mężczyznami".
Ołtarz srebrny to zbiorowe dzieło artystów norymberskich Piotra Flótnera, Melchiora Baiera i Jerzego Pencza. Kaplicę nakrywa kopuła wypełniona rozetami, umieszczonymi w kasetonach. Krata zamykająca to bezcenne dzieło sztuki wyszła z warsztatu Hansa Vischera w Norymberdze.
Nad kratą osłaniającą Kaplicę Zygmuntowska dostrzegamy portrety królowej Anny Jagiellonki w stroju koronacyjnym i w ubiorze wdowim oraz jej ojca, króla Zygmunta I Starego. Ten ostatni jest dziewiętnastowieczną kopią portretu z roku I 547. Natomiast portret koronacyjny królowej namalował Marcin Kober, nadworny malarz króla Stefana Batorego.
Przechodzimy przez katedralny transept. Tutaj na uwagę zasługują secesyjne witraże wykonane podług kartonów Józefa Mehoffera. Idziemy dalej, koto sarkofagu Jagiełły. Naprzeciw królewskiego pomnika kaplica grobowa dynastii Wazów, postawiona w drugiej połowie siedemnastego stulecia. Zamyka ją brązowa krata o motywach eschatologicznych, wykonana w Gdańsku przez Michała Weinholda.
Obok kaplicy Wazów - po prawej stronie - znajduje się renesnsowy pomnik nagroby kasztelana bełskiego, wybitnego mówcy Piotra Bo-
48 WAWEL, ZAWSZE WAWEL
ratyńskiego (zm. I 558), zażartego przeciwnika małżeństwa króla Zygmunta Augusta z Barbarą Radziwiłłówną. To jemu poświęcił Mikołaj Rej te strofy:
 Kto znał Boratyńskiego onego stawnego,
Kasztelana bełskiego, z narodu dawnego,
Kto też słyszał o sprawach pierwszych przodków jego,
Nie zezna, jedno iżby szkoda domu tego,
Aby nam w Polczcze zejść miał, bo go barzo mato,
Jedno jednoż gniazdoszę matę nam zostało;
Ale kiedy zasuszy, znać z młodości jego,
Że będziem zasię znowu mieć Boratyńskiego".
Do kaplicy Wazów przylega kaplica Szafrańców ozdobiona polichromią i witrażem zaprojektownymi przez Józefa Mehoffera, wybitnego artystę z okresu Mtodej Polski. Brązowy pomnik kardynała Jerzego Radziwiłła - po prawej - dłuta znanego rzezbiarza Piusa Welońskie-go, którego rzezby inspirowały twórczość literacką Henryka Sienkiewicza. Pomnik Radziwiłła (zm. 1600) powstał na początku dwudziestego stulecia, w czasie, kiedy restaurowano katedrę.
W
Ostatnią z kaplic w tym szeregu jest kaplica Potockich, w której znajduje się posąg Chrystusa - dzieło wybitnego duńskiego rzezbiarza doby neoklasycyzmu Be-rtelaThorvaldsena. Naprzeciw manierystycz-ny pomnik nagrobny biskupa Filipa Padniewskiego (zm. 1572), wyrzezbiony przez Jana Michałowicza z Urzędowa. Tekst epitafium łacińskiego umieszczonego na tym pomniku jest pióra Jana Kochanowskiego, którego mecenasem był ten dostojnik kościelny. W ołtarzu umieszczono obraz Ukrzyżowanego Chrystusa, pędzla świetnego włoskiego malarza Guercina, z pierwszej potowy siedemnastego stulecia. Dodajmy, że piękny wystrój wnętrza tej kaplicy powstał w pierwszej połowie dziewiętnastego wieku i zaprojektował go w duchu empire wiedeński architekt Piętro Nobile. Z kaplicą związane są dwa popiersia: Artura Potockiego i jego matki Julii z książąt Lubomirskich, żony Jana Potockiego. Obydwa podług modelu Thorvald-
WAWEL, ZAWSZE WAWEL
149
sena. Julia Potocka spoczęła pod tą kaplicą. Wypada tej niezwykłej kobiecie poświęcić chwilę uwagi. Ta najpiękniejsza kobieta doby stanisławowskiej wyszła za mąż za Jana Potockiego, wielkiego dziwaka, eurdytę, autora Parad i Rękopisu znalezionego w Saragossie. On jednak - jak pisał dobrze poinformowny Scipio Piatolli - nad miłość do żony przektadat romans z teściową oraz kazirodczy związek z własną matką i siostrą. Zadziwiał współczesnych fantazją w postępowaniu domowym i publicznym, w swych dziełach naukowych i literackich. Z czasem nad miłość do kobiet, przełoży uczucia do umiłowanego sługi Ibrahima. Taka była to epoka - Oświecenia. Popełnił samobójstwo w roku I 81 5. To właśnie o nim i jego synach pisał Mickiewicz:
 Widziałem dwóch Potockich - i któż tu uwierzy,
Szwędających się konno, samych jak żołnierzy,
A to byli synowie Potockiego Jana,
Wprawdzie trochę dziwaka, lecz wielkiego pana.
Jeden zwie się Arturem, a drugi Alfredem,
Myślałbyś, że ten Niemiec, a tamten jest Szwedem..."
Natomiast jego żona, Julia fascynowała współczesnych rzadko spotykanym połączeniem urody z inteligencją. Fascynowała wszystkich w czasie Sejmu Czteroletniego. Adorowali ją i podkochiwali się w niej na zabój najprzystojniejsi i najdostojniejsi panowie. Na jej widok poseł duński Burkę zapomniał o bożym świecie i  tęsknym upodobaniem" pożądał jej wdzięków. Julia po prostu zachwycała. Podróżnik inflancki Fryderyk Schulz pisał:  gdy jej maleńka, śliczna nóżka, unosząca zaokrąglone kształty utoczonej postaci, zwijała się w mazurku i zdawała się ledwie dotykać ziemi (...) otaczające tłumy, wstrzymując oddech, całe oczyma ją pożerając, milczące, wzrokiem sobie tylko czarodziejkę ukazywały jak nieporównaną, a niekiedy wyrywało im się z przepełnionych piersi tylko: Ah, grand Dieu, que Julie est bellal - to ciszej, to głośniej". To piękne życie nagle przerwały złowrogie Parki. Nić życia ucięły. Oto w roku 1794 piękna Julia nagle zmarła. Szczególnie śmierć jej przeżył Eustachy Sanguszko, który od lat pałał do niej niezwykłą miłością. Na wieść o śmierci ukochanej przekracza kordon wojsk pruskich oblegających Warszawę (wszak był to czas kościuszkowskiej insurekcji). Przedziera się do Krakowa, także okupowanego przez Prusaków. Czyż trzeba wymowniejszego dowodu wielkiego uczucia!
WAWEL, ZAWSZE WAWEL
Niebawem kaplicy Padniewskiego przybył pomnik nagrobnyjulii, który podczas przebudowy kaplicy w dziewiętnastym stuleciu, jej synowa, żona Artura Potockiego, kazała usunąć. Po pięknej Julii pozostał tylko skromny pomniczek czy raczej nieduże popiersie (obecnie w Muzeum Katedralnym), które poświadcza urodę tej kobiety.
Obok wejścia do kaplicy Potockich widzimy brązową płytę z początku szesnastego wieku, przedstawiającą Piotra Kmitę starszego, wojewodę krakowskiego. Płytę odlano u Vischerów w Norymberdze.
Od zachodu nawę południową zamyka kaplica Świętokrzyska, ufundowana (w 3 ćw. XV w.) przez króla Kazimierza Jagiellończyka (zm. 1492) i jego żonę Elżbietę Rakuszankę czyli Habsburżankę. Gotyckie sklepienie oraz ściany tej kaplicy pokrywają malowidła ruskie wykonane przez malarzy ze szkoły pskowskiej - jedyny tego rodzaju zabytek w Krakowie, doskonały przykład na przenikanie się na naszych ziemiach za panowania Kazimierza Jagiellończyka kultury zachodniej ze wschodnią. W narożu kaplicy - po lewej od wejścia - pomnik nagrobny Kazimierza Jagiellończyka - dzieło mistrza Wita Stwosza (jedynie kapitele baldachimu rzezbił Jorg Huberz Passawy). Po przeciwnej stronie kaplicy - w posadzce - skromny napis upamiętniający Elżbietę Rakuszankę (zm. I 505), matkę dynastii. Dała mężowi trzynaście dziatek. Wyrosło z nich czterech królów, jeden kardynał, jeden święty (Św. Kazimierz) oraz siedem córek. Królowa  słynna dobrocią, pobożnością i litością dla biednych". Warto wspomnieć, że od tej pary monarszej wywodzą się po kądzieli wszystkie panujące dynastie europejskie.
W kaplicy znajdują się też dwa gotyckie tryptyki: św. Trójcy (1467 r.) i Matki Boskiej Bolesnej (ostatnia ćwierć XV w.). W oknach witraże Józefa Mehoffera. Harmonię wnętrza nieco psuje potężnych rozmiarów pomnik biskupa Kajetana Sołtyka, umieszczony w tym miejscu u schyłku osiemnastego wieku. Dla pokolenia zrodzonego w niewoli  okutego w powiciu" monument ten niósł określone treści patriotyczne. Jak pamiętamy biskup Sottyk zostat na rozkaz posła Repnina wywieziony w roku 1767 do Rosji, a potem przez Katarzynę II umieszczony w roku 1768 w Kałudze, na wygnaniu. Po powrocie z zsyłki, postradał zmysły. Zmarł w roku 1788. Rodzina Sołtyków posiadała tzw. herb własny - byt nim orzeł. Otóż na trumnie wyobrażono wywiezienie Sottyka w asyście kozaków. Pomnik Sottyka wiele znaczył dła współczesnych. Pisał o tym Edmund Wasilewski:
WAWEL, ZAWSZE WAWEL | 5 I
 Patrz! - oto wiozą Sottyka -
Kibitka z wiatrami śwista,
Co raz się dalej pomyka, -
Dokoła kraina mglista...
I wpadła w paszczękę lodów,
Jak w przeszłość dzieje narodów.
O! Dzisiaj takich tysiące Na Kaukaz i Sybir leci; -Powietrze ich jękiem drżące Wota do Boga: to dzieci!"
Tyle poeta dziewiętnastowieczny. Pomnik ewokowat skojarzenia dziejowe. Poniżej trumny księgi dziejów i płaczące postacie alegoryczne, w tym Klio. Natomiast spod wieka trumny, przygniatanego przez złowrogiego Saturna - uwalniany przez Geniusza Sławy - wydobywa się orzet, aluzja aż nazbyt oczywista do odrodzenia Polski, o czym marzyły pokolenia Polaków żyjące w dziewiętnastym stuleciu. Pomnik Sołtyka był memento dla współczesnych, którzy odwiedzali tę świątynię, aby uczyć się narodowej przeszłości, czerpiąc zeń pokrzepienie dla skołatanych serc.
Jeszcze słowo o królewskiej klątwie Kazimierza Jagiellończyka. O wydarzeniu tym pisano sporo. W roku 1973 otwarto w katedrze grób Kazimierza Jegiellończyka. Uczeni wyjęli zawartość wraz ze szczątkami monarchy. Podczas badań wykryto - raczej ożywiono po pięciuset latach - grzybek aspergillus flavus, zawierający substancje rakotwórcze. W ciągu kilku lat umarło kilkunastu świadków otwarcia grobu. Ta seria niespodziewanych zgonów stworzyła krakowską plotkę o  klątwie Jagiellończyka", kojarzonej z egipską  klątwą Tutenchamo-na". W tych nagłych zgonach dopatrzono się rzekomo monarszej klątwy, zabraniającej naruszania wiecznego spokoju. Wszak od wczesnochrześcijańskich czasów na cmentarzach i w monarszych nekropoliach umieszczano napis: VIOLATUR HUIUS OPERIS INFELIX ESTO" - kto sprofanuje to miejsce, niechaj będzie przeklęty. Tekst
152 WAWEL, ZAWSZE WAWEL
ten w sposób magiczny zabezpieczał przed pogwałceniem cmentarza, gwarantując spoczywającym  wieczny odpoczynek". Jak widać w ubiegłym wieku powstała jeszcze jedna legenda.
Pod chórem muzycznym przechodzimy do nawy północnej. Zaraz przy wejściu do katedry, obok kaplicy Świętokrzyskiej spostrzegamy pomnik rycerza w zbroi. To Piotr Kmita młodszy (zm. 1553), pan na Wiśniczu, znany przeciwnik małżeństwa Zygmunta Augusta z Barbarą Radziwiłłówną. O tym pomniku pisał w dziewiętnastym stuleciu Edmund Wasilewski:
 Któż to w kamiennej zbroicy Strzeże przysionków kościoła? Dotknę się martwego czoła, Niech życie błyśnie w zrenicy; Niech marmur opadnie z ciała W twrzy rumieniec zapała!".
Jesteśmy już w nawie północnej - czyli lewej od wejścia do katedry -którą od strony zachodniej zamyka kaplica Św. Trójcy, miejsce wiecznego spoczynku czwartej żony króla Władysława Jagiełły, Zofii Hol-szańskiej, matki królów Władysława Warneńczyka i Kazimierza Jagiellończyka. Nadmieńmy, że czwarta małżonka króla była od niego kilkadziesiąt lat młodsza, a monarcha wstępując w związek małżeński był już starcem. Królowa Sonka w istocie swą urodą i młodością nie pasowała do oblubieńca. Toteż na temat tego małżeństwa szybko poczęty krążyć różne dowcipy, pojawili się także oszczercy, kwestionujący pochodzenie królewskich synów. Zofię podejrzewano o romans z Hińczą z Rogowa, jemu też przypisując królewskie dzieci. Oszczercy musieli kalumnie odszczekać pod ławą, jak przewidywał to obyczaj. Ale spuśćmy zasłonę na tę sprawę. Królowa urodziła dwóch przyszłych królów, ratując dynastię Jagiellonów przed bezpotomnym zejściem. Królowa Zofia (zm. 1461) spoczywa po prawej stronie kaplicy, gdzie w narożniku mówi o tym gotycka płyta nagrobna. Na ścianach polichromia ze scenami zaczerpniętymi z dziejów
WAWEL, ZAWSZE WAWEL
153
Polski jest dziełem Włodzimierza Tetmajera i została namalowana na początku ubiegłego stulecia. Pisał o niej Stanisław Witkiewicz te słowa:  Kaplica Tetmajera na Wawelu jest zupełnie samodzielną rzeczą. Nadmiar jakiś, czasem brutalny, ale jest siła, pewne chłopstwo i nadzwyczajna polskość. Nawet nic nie szkodzi, że Pan Bóg podobny do Żyda arendarza. Zdaje się, że ci wszyscy królowie Piastowie z gębami Wojtków i Maćków tu się zeszli. Kolor silny i harmonijny". Była to najtrafniejsza i najbardziej zwięzła charakterystyka i ocena wawelskiej polichromii.
Przy wejściu do kaplicy - po prawej - posąg Włodzimierza Potockiego, jedna z lepszych rzezb Bartela Thorvaldsena. Raził tylko nagością. Otóż kiedyś weszła do katedry gromada wieśniaków przybyłach ze wsi na odpust św. Stanisława - jeden z chłopów tak objaśnił sens tego pomnika:  jakiś tam święty, ale ... nie ma portek".
Natomiast pod oknem - naprzeciw wejścia - znajduje się pomnik słynnej Anetki Tyszkiewiczówny, zamężnej zrazu za Aleksandrem Potockim, a potem Stanisławem Dunin Wąsowieczem. Anetka była cioteczną wnuczką króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Jej to Warszawa zawdzięcza w największej mierze pomnik księcia Józefa Poniatowskiego, dla którego była czymś więcej, aniżeli tylko kuzynką. Aączono jej nazwisko z pięknym Arturem Potockim, którego popiersie podziwialiśmy w kaplicy Potockich. Pozostawiła po sobie znakomite pamiętniki. Zasłynęła ona jako ta dama, która w roku I 807 -podczas balu - przedstawiła Napoleonowi Marysię Walewską, bodaj najsłynniejszą Polkę doby napoleońskiej, niebawem kochankę wielkiego cesarza. Była w tym duża zasługa Anetki, którą rzezbiarz Tado-lini wyobraził jako  śpiącą Ariadnę". Oto kobieta niezrównanej urody i wielkiego intelektu.
Opuszczamy kaplicę Św. Trójcy. Podchodzimy do wejścia do grobów królewskich. Po prawej - tuz obok wieży Zegarowej - dostrzegamy marmurowy pomnik- dzieło Francesca Pozziego - upamięta-niający Stanisława Ankwicza, ostatniego z rodu. Sprawiła go z matką słynna Henrietta Ewa Ankwiczówna, wielka miłość Adama Mickiewicza. Rzymski cicerone naszego Wieszcza. Ewunia, świadoma uczucia poety, zakochała się raczej w jego sławie. Stała się prototypem Ewy z III części Dziadów. To jej poeta poświęcił wiersz:  Do mego Cicerone w Rzymie".
54 WAWEL, ZAWSZE WAWEL
W przyziemiu wieży Zegarowej znajduje się kaplica Czartoryskich z gotyckim tryptykiem Ukrzyżowania Chrystusa, pochodzącym z początku szesnastego wieku. Wśród postaci adorujących Ukrzyżowanego dostrzegamy figurę króla Jana Olbrachta. Z tej kaplicy wiedzie zejście do grobów królewskich. W średniowieczu monarchów grzebano pod posadzką katedry, a nad grobem stawiano pomniki nagrobne. Tak spoczęli Władysław Aokietek, Kazimierz Wielki, Władysław Jagiełło, Kazimierz Jagiellończyk i Jan Olbracht. Jedynie Kazimierz Wielki spoczywa wewnątrz sarkofagu. Od czasów Zygmunta I Starego monarchów grzebano w podziemiach katedry. Pierwsza krypta powstała pod Kaplicą Zygmuntowską. W siedemnastym stuleciu przybyła krypta Wazów. Na drugą połowę dziewiętnastego stulecia przypada uporządkowanie grobów królewskich, połączone z udostępnieniem ich społeczeństwu. W podziemiach katedry obok królów i ich rodzin spoczęli również bohaterowie narodowi - Tadeusz Kościuszko, książę Józef Poniatowski, marszałek Józef Piłsudski oraz generał Władysław Sikorski. Wśród krypt wyróżnia się krypta św. Leonarda, bezcenny zabytek architektury romańskiej z początku dwunastego wieku. Jest pozostałością po katedrze hermanowskiej.
Opuszczamy krypty. Wychodzimy przed katedrę. Na baldachimie wieńczącym zejście do grobów królewskich czytamy: CORPORA DORMIUNT VIGILANT ANIMAE - Ciała śpią, duchy czuwają. To mistyczny sens katedry wawelskiej.
Nocą katedrę nawiedzają duchy. Przed północą przechadza się po niej biskup Paweł z Przemankowa (zm. 1292), wyrodny sługa Chrystusa nieposłuszny książętom, kumający się z wrogami kraju, postępowaniem z niewiastami siejący zgorszenie pośród ludu Bożego. Po śmierci pokutuje, skazany na ziemską tułaczkę. To jego grzeszna dusza od wieków żebrze o wsparcie. Zjawia się także świątobliwy biskup Jan Grot (zm. 1347), który napominał wielokrotnie króla Kazimierza Wielkiego, aby porzucił nałożnice. Pogrzebano biskupa w kaplicy św. Jana Ewangelisty i ponoć objawił się któremuś z królów, gdy ten nastąpił na jego grób. Trzecia zjawa to duch słynnego
WAWEL, ZAWSZE WAWEL
155
biskupa Zawiszy z Kurozwęk (zm. 1381). Ten możny hierarcha i zaufany króla Ludwika Węgierskiego, miał spore skłonności do płci przeciwnej. Awtej materii pozbawiony był jakichkolwiek skrupułów. Zmarł w Dobrejwodzie, zabity w nieszczęśliwym wypadku, gdy napastował miejscową dziewkę. I jego dusza prosi o łaskawe modlitewne wsparcie. Gdy zapieje pierwszy kur, zjawy powracają do grobów, łaknąc modlitwy za dusze w czyśćcu cierpiące. Nie potrzebuje jej tylko świątobliwy Jan Grot. Pozostali czekają... Nie tylko oni.
Po zwiedzeniu katedr/, zobaczmy Muzeum Katedralne, umieszczone w średniowiecznych budynkach postawionych ongiś dla kleru. Muzeum zorganizowano w roku 1978. Prezentowane są tutaj wybrane eksponaty ze skarbca katedralnego, Biblioteki i Archiwum Kapitulnego. Obok przedmiotów liturgicznych wystawa obejmuje pamiątki historyczne, regalia, w tym królewskie korony grobowe. W osobnych gablotach wydzielono skromne pamiątki po kardynale Karolu Wojtyle i Ojcu Świętym Janie Pawle II. Warto tę kolekcję obejrzeć.
Z dziedzińca przed katedrą udajemy się do zamku królewskiego, centrum życia politycznego za Piastów, Jagiellonów i Wazów. Najpierw było tutaj skromne palatium, potem od czternastego stulecia potężny gotycki zamek. Wreszcie od szesnastego wieku renesansowa rezydencja, zachowana po dzień dzisiejszy, przebudowna z woli króla Zygmunta I przez architektów tej miary co mistrz Eberhardt Rosem-berger z Koblencji, Franciszek Florentczyk, Benedykt zwany Sando-mierzaninem czy Bartłomiej Berrecci, którzy z dużym pietyzmem zachowali fragmenty wcześniejszej budowli. Malowidła ścienne zachowane pod stropami komnat na drugim piętrze wykonali Antoni z Wrocławia i Hans Durer. Całości aranżacji wnętrz dopełniały arrasy, zwłaszcza te, które zakupił w Brukseli król Zygmunt August. Tkaniny te przetrwały - mocno przetrzebione - do dzisiaj. Kartony do arrasów figuralnych dat Michał !>EAV5. Po raz pierwszy arrasy Zygmunta Augusta zaprezentowano w roku 1553, podczas zaślubin monarchy z Katarzyną Mantuańską.
156 WAWEL, ZAWSZE WAWEL
Opisat je wtedy Stanisław Orzechowski:  Po biesiadach oraz igrzyskach i zabawach przygotowano loże małżeńskie w głębi komnaty, przy czym zajaśniała niezwykła i gdzie indziej podobno niewidywana u królów wspaniałość opon. Na nich Adam i Ewa, zarówno nasi pierwsi rodzice, jak i sprawcy naszego nieszczęścia, stali jak żywi wymalowani sztuką tkacką, oboje na wszystkich oponach złotem przetykani. I ponieważ postacie owych pierwszych rodziców, oprócz innych szczegółów godnych oglądania, odznaczały się niezwykłością materiału i artyzmu. (...) Na pierwszej oponie, w głowach małżeńskiego łoża, było widać przedstawiony w tkaninie obraz szczęśliwości naszych prarodziców, w której jako szczęśliwi nie wstydzili się nagości. A tymczasem nagość obojga tak dalece działała na widzów, że mężczyzni uśmiechali się do Ewy, a swawolne dziewczęta, skoro tam weszły, do Adama, albowiem nieosłonięte przyrodzenie u niego okazywało pełnię męskości, a u niej kobiecości". Z czasem te wstydliwe miejsca zaszyto listkami. Podobnie w kaplicy Sykstyńskiej Daniele da Volterra zakrył przyrodzenia na Sądzie Ostatecznym Michała Anioła. Cenzura obyczajowa działała. Także na Wawelu. Słynny arras opowiadający dzieje pierwszych rodziców w raju prowokował seksualnie. Dziś po wielu zawieruchach dziejowych na Wawelu jest ponad 140 arrasów.
W roku I 595 straszliwy pożar aż dwukrotnie pustoszył wawelskie komnaty. Spłonęło niemal doszczętnie skrzydło północne, niebawem przebudowane w duchu baroku przez nadwornego architekta Gio-vanniego Trevano, twórcę monumentalnej klatki schodowej zwanej Królewską albo Senatorską. Kres świetności Wawelu położył pamiętny rok 1609, gdy Zygmunt III opuścił Kraków, udając się na wyprawę przeciw Rosji. Za królem podążył dwór. Monarcha nigdy do Krakowa już nie powrócił, osiedliwszy się w Warszawie. Kraków przestał pełnić funkcje stołeczne. Od tej pory wawelskie komnaty ożywiały się tylko z racji koronacji czy pogrzebu monarszego. Na domiar złego w roku 1702 spalili go Szwedzi - działo się to podczas wojny północnej. Tym razem ogień strawił prawie całe wnętrza. Był to faktyczny kres świetności rezydencji Jagiellonów i Wazów.
Niebawem nadszedł czas niewoli narodowej. W królewskich komnatach panoszył się austriacki zaborca. Zniszczono wiele obiektów na Wawelu. Zburzono m.in. kościoły św. Michała i św. Jerzego. Za-
WAWEL, ZAWSZE WAWEL
mek przebudowano na koszary wojskowe. Dopiero w drugiej połowie dziewiętnastego stulecia - za zgodą cesarza Franciszka Józefa I -postanowiono wykupić zamek z rąk zaborcy. Pertraktacje z wojskiem trwały długo. Nareszcie na początku dwudziestego stulecia wojsko opuściło Wawel i w roku 1905 można było przystąpić do odnowienia zamku. Pracami konserwatorskimi kierowali architekci Zygmunt Hendel i Adolf Szyszko-Bohusz, przywracając zamkowi pierwotny wygląd. Po odzyskaniu niepodległości w roku 1918 rozpoczęto starania o odzyskanie dawnego urządzenia wnętrza. Po traktacie ryskim powróciły arrasy Zygmunta Augusta, miecz koronacyjny zwany Szczerbcem i wiele innych zabytków. Pozyskano z darów czy zakupów wiele cennych dzieł sztuki. Komnaty wawelskie ożyły. Jednak nie na długo. W roku I 939 zaczęta się druga wojna światowa. Zamek zamienili Niemcy na rezydencję generalnego gubernatora, Hansa Franka. Ten ponury dla Wawelu czas trwał do stycznia roku I 945. Po latach wróciły z Kanady arrasy i Szczerbiec, które wywieziono w I 939 roku w obawie przed Niemcami. Zorganizowano wystawę  Wschód w zbiorach wawelskich" oraz otwarto rezerwat archeologiczny  Wawel zaginiony". Ponownie otwarto Skarbiec Koronny i Zbrojownię. To wszystko jest godne widzenia. Jako że po zamku oprowadzają przewodnicy, to zwalnia nas to - tak jak w przypadku każdego z muzeów -od szczegółowej analizy zbiorów.
Do zamku - od strony katedry - wiedzie wejście z portalem, na którego fryzie czytamy cytat ze św. Pawła: Si Deus nobiscum quis contra nos -  Jeśli Bóg z nami, któż przeciw nam". Przez obszerną sień renesansową wkraczamy na arkadowy dziedziniec, przypominający podobne rozwiązania florenckie. Zaraz po lewej od wejścia znajdują się fragmenty kościoła św. Gereona, romańskiego zabytku z jedenastego wieku, ukrytego w parterowych salach zamku, jego zachodniego skrzydła. To tutaj - zdaniem wielu ezoteryków - ma znajdować się ów tajemniczy, mistyczny święty kamień, jeden z siedmiu na świecie. W tym miejscu wzgórze kryje czakram, który strzeże Wawelu, a wraz z nim Krakowa, podkreślając raz jeszcze sakralność tego miej-
158 WAWEL, ZAWSZE WAWEL
sca, w którym historia przeplata się z terazniejszością, wyznaczając przyszłość. Nikt świętego kamienia na Wawelu nigdy nie widział. Dla wtajemniczonych jest on zródłem niebywałej mocy, dającej siłę duchową. Na świecie jest siedem takich świętych miejsc: Delhi, Mekka, Delfy, Jerozolima, Rzym, Velehrad i Kraków. Legenda wawelskiego kamienia jest świeżej daty, pochodzi bowiem z pierwszej połowy ubiegłego wieku.
Dziedziniec arkadowy zamku wawelskiego
WAWEL, ZAWSZE WAWEL | 59
Ma w ogóle zamek szczęście do legend. Jedna z nich opowiada, jak to w podziemiach naszego zamku, w ukryciu, mieszkają wojowie króla Bolesława Chrobrego. W noc wigilijną Bożego Narodzenia monarchowie uroczyście ucztują w podziemiach Wawelu, a tylko nieliczni usłyszą huk i rżenie koni, trąby i wrzawę. O północy rusza na dziedziniec król Bolesław Chrobry,  a na ramieniu świeci mu (...) miecz. Gdy się z nim kto z ludzi śmiertelnych spotka, jeśli jest dobry, to obaczy króla, a w sercu mu będzie lekko i wdzięczno, a jeśli jest zły, to go nie obaczy, lecz mu się w głowie zakręci i upadnie". Legenda ta jest odbiciem mitu o śpiących rycerzach, znanego w wielu wersjach w kulturze europejskiej.
Któż z nas nie słyszał o królowej Barbarze Radziwiłłównie, o romantycznych dziejach namiętnego uczucia Zygmunta Augusta i perypetiach małżeńskich z tym związanych. Królewski mariaż z piękną i namiętną Radziwiłłówną zawarty został potajemnie w Wilnie w roku I 547. Po przełamaniu magnackiej opozycji, Barbarę uroczyście ukoronowano w katedrze wawelskiej w roku I 550. Szczęście trwało krótko. Barbara w boleściach straszliwych zmarła na raka, na zamku krakowskim. Po komnatach wawelskich ma snuć się jej duch wywołany na życzenie króla Zygmunta Augusta przez słynnego czarnoksiężnika mistrza Twardowskiego. Lekarz nadworny króla Zygmunta III, doktor Joachim Possel opisał to zdarzenie:  Barbara urodzona z rodziny Radziwiłłów, do której król tak wielką (jak wielu podaje) płonął miłością i najserdeczniej ją kochał, tak że po jej śmierci przedsięwziął ją ujrzeć, choćby życie było zmyślonym. Zwołał zewsząd do Krakowa biegłych w czamoksięstwie, aby zadali sobie trudu i by dłużej nie był karmiony próżną nadzieją, bardzo znaczne wyznaczył nagrody. Znaleziono człowieka o imieniu Twardowski, który zapewniał, że niezawodnie ukaże królowi Barbarę przechodzącą. Król daje wiarę obietnicom i z największym upragnieniem wygląda naznaczonego dnia. Twardowski uprosił króla, by z krzesła, na którym siedzi, nie ruszył się, zachowując milczenie, gdyby inaczej postąpił, byłoby narażone na niebezpieczeństwo jego życie i dusza. Przy ukazaniu się mary było widać smutną, żałobną i jakby niesłychaną tragedię. Mało brakło, a króla nie można by zatrzymać i rzuciłby się na jej łono i zapragnąłby słodkich uścisków, gdyby Twardowski króla nie odciągnął i zatrzymał na krześle, aż mara zniknęła".
60 WAWEL, ZAWSZE WAWEL
Ponoć po komnatach zamkowych przechadza się od tej pory zjawa królowej Barbary, która nocą odbywa wędrówkę po wzgórzu, odwiedzając katedrę i znane jej miejsca. Nad ranem duch królowej Barbary znika...
Gdy zajdziemy z przewodnikiem do komnat drugiego piętra, do tych, które Włosi nazywają piano nobile, to przez sale zwane Turniejową, Przeglądu Wojsk dotrzemy do słynnej sali pod Gtowami albo Poselskiej. Tutaj znajduje się niezwykły rzezbiarski zespół kilkudziesięciu drewnianych głów kobiecych i męskich. Wszystkie pochodzą z czasów panowania króla Zygmunta I Starego i zostały wyrzezbione w czwartym dziesięcioleciu szesnastego stulecia przez snycerza Sebastiana Tauer-bacha i jego warsztat. Pierwotnie głów było 194. Wedle podania, gdy król Zygmunt August ferował w tej sali jakiś ważny wyrok, głowa z związnymi ustami miała doń rzec - Rex Augustę iudica iuste - Królu Auguście, sądz sprawiedliwie. A po spaleniu zamku przez Szwedów w roku 1702 głowa miała tak przemówić do Magnusa Stenbocka, namiestnika króla szwedzkiego Karola XII:
 Jakoż cudnie Bóg zachowa Swój pokój od płomienia, Za nic zdrada Sztenbokowa, Człowieka bez sumienia.
Knechtów dawszy na pokoje, Zamek-eś z gruntu spalił: Jednak nie wyszło na twoje, Boś kościoła nie zwalił".
Podczas pożaru zamku niemal cudownie uratowano katedrę, bowiem płomienie ogarniały już kaplicę Batorego. Przepowiedziała też głowa wawelska Stenbockowi, że zgnije jeszcze za życia. A gdy Prusacy zajęli Wawel w roku 1794 i złupili doszczętnie skarbiec koronny, uwożąc ze sobą insygnia koronacyjne, jedna z wawelskich głów przepowiedziała, że ten król pruski, który nogę na Wawelu postawi, spadnie z tronu. I to
WAWEL, ZAWSZE WAWEL
się stało. Tajemnicze głowy, podziwiane przez turystów, są postrachem wrogów Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Misterium Wawelu.
To w sali Poselskiej rozegrał się także epizod walki Akademii Krakowskiej z Jezuitami, którzy w Krakowie chcieli otworzyć konkurencyjne dla uniwersytetu kolegium. Otóż podczas uroczystej audiencji u Zygmunda III, rektor Akademii Jakub Najmanowicz oddał monarsze przywileje i berła uniwersyteckie, mówiąc: accipe rex quod non dedisti - wez królu to, czegoś nie dał. Oczywisty znak zwątpienia w opiekę monarszą. Po tej manifestacji senatu akademickiego, król Władysław IV zabronił jezuitom zakładania szkoły wyższej w Krakowie.
Zamkowe komnaty były nieraz świadkami komicznych sytuacji, oto co w sali Senatorskiej przydarzyło się pewnej pannie podczas koronacji Władysława IV. Współczesny pisał:  panna jedna z fraucymeru, senatorskiego domu, nieostrożnie na ganku stojąc, deszczka się pod nią przechyliła, za którą ona wypadła, na wszystkich swoich ubiorach i narządkach zawiesiwszy się, tak wisiała, jako się urodziła. Panny, które z nią na ganku stały, co by ją miały do siebie wyciągnąć i jako-kolwiek ratować, pouciekały, a to niebożątko wisiało, aż któryś dobry pachołek, wyciągnąwszy ją do izby senatorskiej, okrył ją ferezyją swoją i twarz jej zakrywszy, odprowadził ją do pokoju". Niezamierzony striptiz.
Zmęczeni zwiedzaniem zamku, Skarbca Koronnego i Zbrojowni opuszczamy dziedziniec arkadowy, by z powrotem stanąć przed katedrą. Jeszcze rzut okia na słynną Kaplicę Zygmuntowską, już w szesnastym stuleciu zaliczaną do najpiękniejszych, o której pisał poeta Wojciech Waśniowski:
 Zygmunt Pierwszy, król Polski, czci Bogarodzice Stróż pilny, pod imieniem tej Panny kaplicę Taką w zamku krakowskim w głębsze podał lata, Ze ją liczyć możemy z siedmią cudów świata".
Przed katedrą rozciąga się obszerny dziedziniec, powstały dwa wieki temu po zburzeniu średniowiecznych kościołów pod wezwaniem św. Michała (widzimy zarys fundamentów) oraz św. Jerzego. Przed tym ostatnim we wczesnym średniowieczu władcy ferowali wyroki. Od strony południowej rysują się mury obronne z basztami Tęczyńską,
WAWEL, ZAWSZE WAWEL
Szlachecką, Panieńską. Ich nazwy wywodzą się od stanu lub płci więzionych tam onegdaj osób. jedynie nazwa baszty Tęczynskiej wiąże się z mordem, jakiego dokonali krakowianie na Andrzeju Tęczyńskim w roku 146 I. Po tych tragicznych wydarzeniach pozostał anonimowy wiersz:
 A jacy to zli ludzie mieszczanie krakowianie, Żeby pana swego, wielkiego chorągiewnego, Zabiliście chłopy Andrzeja Tęczyńskiego (...)
Kłamiecie chłopy, jako psy, byście tacy byli, Nie stoicie wszyscy za jeden palec jego! Mniemaliście, chłopi, by tego nie pomszczono, Już ich sześć sieczono: jeszcze na tern mało..."
To właśnie w tejże baszcie - wedle tradycji - więziono sześciu winnych zbrodni, których 15 stycznia 1462 roku ścięto przed basztą Sandomierską, pośród pomruków dworskiej gawiedzi i szlacheckiej publiczności. Zdekapitowane zwłoki oddano radzie miejskiej. Po tym krwawym incydencie pozostała nazwa baszty.
Baszta Senatorska od strony ulicy Bernardyńskiej
WAWEL, ZAWSZE WAWEL | 63
Po lewej dostrzegamy monumentalną ceglaną basztę Senatorską albo Lubrankę, ujmującą od południa skrzydło zamkowe. U jej stóp wykonywano wyroki sądowe. Miejsce to przesiąkło krwią. O jej znaczeniu tak pisał Mikołaj Rej:
 Patrzże ma miła wieżo na Polskę szeroko, Uzrzysz dosyć nierządu, prawie aż na oko. Dawajże tym na dół znać, co im się należy".
To tutaj w roku 1484 ścięto znanego rozbójnika - raubrittera - Krzysztofa Szafrańca z Pieskowej Skaty. A w roku I 584 w tym miejscu poleciała głowa Samuela Zborowskiego, banity skazanego przez króla Stefana Batorego, m.in. za to, że w sieni zamkowej na Wawelu czekanem zamordował Andrzeja Wapowskiego. Na domniemanym miejscu egzekucji Zborowskiego zasadzono potem kasztany. Baszta Lu-branka i jej okolice to najtragiczniejszy teren na Wawelu. Miejsce pamięci i tragedii, w tym Zborowskiego.
Zmierzamy w kierunku Wisły. Przechodzimy obok Wikarówki, gdzie mieści się Zarząd Bazyliki Metropolitalnej na Wawelu i dochodzimy do gotyckiej baszty Złodziejskiej. Po przeciwnej stronie - za dawnym austriackim szpitalem - dostrzegamy basztę Sandomierską, strzegącą południowego wejścia na wzgórze. Dochodzimy do muru. Za nim Wisła. Stąd roztacza się wspaniały widok na panoramę dawnych okolic Krakowa. Przed nami Zwierzyniec, a dalej Bielany z klasztorem Ka-medułów. W oddali rysuje się kopiec Kościuszki.
Obok baszty Złodziejskiej, przy murze obronnym jest zejście do słynnej Smoczej Jamy, wapiennej jaskini, znajdującej się pod tą częścią wzgórza. To  schronisko" legendarnego smoka wawelskiego, którego najbardziej spopularyzował Jan Długosz, zapewniając legendzie o smoku poczesne miejsce w narodowej mitologii. Wedle niego:  W jaskini Wawelu obrał sobie siedlisko potwór niesłychanej wielkości, mający postać smoka albo węża zadławcy, który na zaspokojenie żarłoczności swojej porywał bydlęta i trzody, nie przepuszczając nawet ludziom.
|64 WAWEL, ZAWSZE WAWEL
Rzucano owemu smokowi codziennie trzy ścierwa i w ten sposób okupywano bezpieczeństwo mieszkańców miasta, tak że myśleć zaczęli o opuszczeniu siedzib. Zaczem Krak nakazał ścierwa, przeznaczone smokowi, wypełnić wewnątrz siarką i próchnem, woskiem i żywicą, a zapuściwszy tliwem, rzucić smokowi. Gdy je smok z przyrodzoną żarłocznością pochłonął, wnet zajętym w trzewiach ogniem i skwarzącym je coraz głębiej płomieniem dręczony, legł i żywota postradał. Po zgładzeniu strasznej potwory miasto Kraków, nadspodziewanie wybawione z wielkiego niebezpieczeństwa, poczęto coraz więcej rozszerzać swoje zakresy, urastać na zwierzchnią stolicę i miast polskich głowę; sam zaś Krak, zgładzeniem sztucznym i dowcipnym potwory wstawiony, zjednał sobie imię ojca i wybawiciela ojczyzny".
Widok z Wawelu na Dębniki i Zwierzyniec
Dopiero w szesnastym wieku u Bartosza Paprockiego oraz w Kronice przytaczanego tu już Marcina Bielskiego pojawia się - szewczyk Skuba, który Krakowi podsunął fortel z siarką, by zgubić smoka. Krakowska legenda o zabiciu smoka to nic innego, tylko skrzyżowanie pradawnego wątku o zabiciu smoka przez założyciela miasta z zaczerpniętym motywem zgładzenia bestii przez podanie jej palącego pokarmu. Legenda o smoku wawelskim tkwi korzeniami w tradycji kultury śródziemnomorskiej.
Wnętrze Smoczej Jamy zostało gruntownie przebudowane w dziewiętnastym i dwudziestym wieku, przy czym odkryto jeszcze pod
WAWEL, ZAWSZE WAWEL j 65
Wawelem kilka takich jurajskich jaskiń. Smocza Jama to znakomita turystyczna atrakcja. Ongiś - w czasach Rzeczypospolitej Obojga Narodów - byty tutaj serwowane rozmaitego typu atrakcje. W roku 1616 gościł w Krakowie Węgier Marton Csombor, który dokładnie opisał swój pobyt w stolicy:  w Smoczej Jamie po dwakroć bawiłem się wyśmienicie przy piwie, jako że teraz otwarto tam piwiarnię". Ponadto mieścił się tu dom publiczny, którego sławę opiewali poeci po całej Rzeczypospolitej. Pisał o nim poeta Andrzej Morsztyn:
 Kto nowicjat odprawił w Lublinie
Na Czwartku, kto wie, jakie gospodynie
W warszawskiej baszcie, na Mostkach we Lwowie,
Co za szynk w Smoczej Jamie przy Krakowie".
Forma wierszowna, z podaniem adresów najsłynniejszych miejsc tego typu w Królestwie Polskim. Ongiś ochoczo nawiedzanych przez brać szlachecką, jak i mieszczan. A i chłop sobie tutaj pofolgował.
Przy wyjściu ze Smoczej Jamy - nad brzegiem wiślanym - stoi wielka rzezba smoka. To dzieło Bronisława Chromego, zionące ogniem. Przypomina naszą starą legendę. Złośliwi powiadają, że przestaje zionąć, gdy zobaczy dziewicę.
Pomnik smoka
[66 WAWEL, ZAWSZE WAWEL
Opuszczamy Wawel. Proponuję, by spacerem zejść ze wzgórza od strony ulicy Kanoniczej. Zegnamy się z zamkiem, raz jeszcze spoglądamy na ztotą koputę Kaplicy Zygmuntowskiej. Przechodzimy obok wejścia do katedry. Spoglądamy, czy kości przed katedrą nie urwały się z łańcuchów. Przechodzimy bramę Wazów, potem Herbową. Przed nami widok na stary Kraków. Tu, aż prosi się przytoczyć cytat z Konfederatów barskich Adama Mickiewicza:  Spójrz na miasto! Widzisz jak niby skrzydła orle rozciąga nad Wisłą swe wielkie przedmieścia. Kolebka starej Rzeczypospolitej! Grobowiec naszych bohaterów! Rzym słowiański".

15;55B @V48
PUwWii i viokó\ PUmI
(T) Pomnik Tadeusza Boya-Żeleńskiego
@ M uzeum Archeologiczne
(7) Pomnik Grażyny
(?) Figura Matki Bożej Aaskawej
(5) Collegium Novum Uniwersytetu jagiellońskiego
(b) Collegium Maius
(7) Kolegiata św. Anny
(T) Kościół Kapucynów
(J) Kościół Karmelitów na Piasku
(3) Plac Szczepański - Pałac Sztuki, Stary Teatr - Dom Alchemika
(2) Koścót Reformatów
(2) Pomnik Lilii Wenedy
(2) Pomnik Jadwigi i Jagiełły
() Pomnik Bohdana Zaleskiego
@ Gródek
(5) Kościół św. Mikołaja
(g) Kościół Jezuitów - Bazylika Najświętszego Serca Pana Jeusa
(2) Kościół Karmelitanek Bosych
(5)) Obserwatorium Astronomiczne i Ogród Botaniczny
() Archiwum Państwowe
(2) Pomnik Narcyza Wiatra  Zawojny"
Tym razem będzie to wycieczka rekreacyjna. Zatem krakowskie Planty. Ongiś zwane Plantacjami. Zielone płuca Krakowa. Powstały po zniesieniu fortyfikacji miejskich z inicjatywy Feliksa Radwańskiego, przy walnym współudziale Floriana Straszewskiego, a było to w pierwszej tercji ubiegłego wieku. Planty liczą blisko trzy kilometry długości i około 21 hektarów powierzchni, stanowiąc prawdziwą osobliwość Krakowa. Ich zieleń pięknie, wprost organicznie wiąże się z pomnikami, które w większości postawiono w ostatniej ćwierci dziewiętnastego stulecia. Są Planty ulubionym miejscem przechadzek, spotkań towarzyskich, a w porze wzmożonego ruchu ważną arterią dla pieszych. Już w czasie plantowania terenu pofortyfikacyjnego - stąd też nazwa plantacje - miejscowy poeta, ukrywający się pod kryptonimem J. Stu..., tak stawił urok miejskiego zieleńca na łamach ówczesnej  Gazety Krakowskiej":
 Miło patrzeć na miejsca niegdyś opuszczone,
Co sztuką czarodziejską dziś już oko bawią;
Co porządnie, ze smakiem są przyozdobione,
Gdzie mieszkańcy w przechadzce czas przyjemnie trawią".
Naszą przechadzkę zaczynamy - nietypowo, bowiem wszyscy Planty zwiedzają od Barbakanu - my, od stóp Wawelu. Stoimy przed neogotyckim budynkiem Seminarium Duchownego, postawionego u schyłku dziewiętnastego stulecia.
Nieopodal - po lewej stronie - naszą uwagę zwróci zapewne pomnik Tadeusza Boya-Żeleńskiego (dłuta Edwarda Krzaka). Odsłonięto go w czterdziestą rocznicę śmierci tego wybitnego człowieka, któremu zawdzięczamy pełne uroku szkice z czasów Młodej Polski, teksty do  Zielonego Balonika", a przede wszystkim prawie całą literaturę francuską, którą przyswoił nam swoimi tłumaczeniami Boy. Należał do niestrudzonych krytyków i recenzentów teatralnych. Człowiek o niezwykłej kulturze osobistej, Europejczyk, walczący z i obskurantyzmem. Człowiek instytucja. Zamordowany został przez Niemców w czasie akcji eksterminacyjnej inteligencji lwowskiej w roku 1941. Boy to przede wszystkim historia młodopolskiego Krakowa.
170 PLANTAMI I WOKÓA PLANT
Seminarium Duchowne przy Plantach
Po prawej stronie - zespół klasztorny św. Michała. Obecnie Muzeum Archeologiczne. Tutaj w średniowieczu byt tak zwany Malowany Dwór Tęczyńskich, a od pierwszej potowy siedemnastego stulecia aż do końca osiemnastego wieku - klasztor Karmelitów Bosych z kościołem św. Michała. Dziewiętnaste stulecie zmieniło funkcję tych gmachów, bowiem austriacki zaborca umieścił tu jedno z cięższych więzień w monarchii habsburskiej -tzw. więzienie św. Michała. Część budynków zajmował sąd. Gdy po drugiej wojnie więzienie uległo likwidacji, wówczas zorganizowano tu Muzeum Archeologiczne. Pertą jego zbiorów jest powszechnie znany posąg Światowida zwanego też Świętowitem. Odnaleziony w roku I 848 w korycie rzeki Zbrucz stał się natychmiast sensacją naukową. Szybko związano go ze słowiańskim bóstwem Światowidem. Czas jego powstania z grubsza określono na wiek dziewiąty albo dziesiąty. To czworoboczny stup kamienny, zakończony gtową o czterech twarzach - wszechwidze-nie władzy mistycznej, która daje kontakt z bóstwem; słup ma trzy sfery symboliczne: księżyc, stonce i niebo. Cztery postacie nań wyobrażone zdają się obrazować cztery pory roku. Zatem swoiste odzwierciedlenie organizacji społecznej na wzór struktury wszechświata. To jeden ze sposobów odczytania Światowida.
PLANTAMI I WOKÓA PLANT
Zresztą hipotez na jego temat jest co najmniej tuzin. Ta tajemnicza kamienna rzezba wzbudza emocje badaczy. Niektórzy dopatrują się w jej kształcie symbolu fallicznego, magicznej rzezby przynoszącej kobietom miłość i uznanie partnera. Mistyka zaprawdę trudna do pojęcia. Posąg dający siłę i miłość, a jego kult drzemie ukryty w naszej podświadomości. Stąd kwiecie i okruchy jadła składane u jego stóp. Wizytę w Muzeum Archeologicznym polecamy nie tylko paniom. Zwłaszcza że ostatnie ekspozycje gwarantują, że muzeum godne jest miana placówki o europejskim poziomie.
Przechodzimy dalej. Już za ulicą Poselską- po lewej stronie -znajduje się pomnik Grażyny i Litawora, Bohaterki Grażyny Adama Mickiewicza, romantycznej poetyckiej opowieści. Pomnik bohaterskiej niewiasty, jakich nie brakło w dziejach powstań, zainspirowany wizją poety. U nóg Grażyny dostrzegamy zwalistą postać mężczyzny, podtrzymującego czoło w geście smutku. To mąż Litawor, który zdradził narodową jedność, paktując z wrogiem. Walkę podjęła Grażyna i padła na polu chwały. Pomnik wykonał w roku I 886 Alfred Daun. Artysta dokonał fabularnego odwrócenia przedstawienia w czasie. To przecież już po śmierci Grażyny legł załamany psychicznie Litawor. Wierny jej bohaterstwu zdecydował się na ofiarę całopalną na wspólnym małżeńskim stosie.
W intencji Dauna pomnik miat pełnić patriotyczną funkcję, sławiąc bohaterstwo Grażyny, zatem nieścisłości w stosunku do Mickiewiczowskiego pierwowzoru są w pełni uzasadnione.
Idziemy dalej Plantami. Po prawej stronie dostrzegamy zabudowania klasztoru OO. Franciszkanów. Tereny te w dawnych wiekach znane były z rozmaitego autoramentu rzezimieszków i wszetecznic. Była to prawdziwa Sodoma i Gomora, ale jak mawia satyryk Ludwik Górski:
 Nikt nie powie tego w oczy, ale któż z nas nie skory, choć na jedną noc wyskoczyć do Sodomy i Gomory".
W tych  brzydkich dzielnicach" stały przyczepione do murów miejskich rudery, w których uprawiano niecny proceder. Ostro grzmieli Franciszkanie, żądając od rajców zburzenia siedlisk rozpusty, tym bardziej że  choroba francuska" zbierała obfite żniwo. Każda epoka mia-
172 PLANTAMI I WOKÓA PLANT
ta swój AIDS... Jeszcze gorsze byty łaznie, gdzie dopuszczano się największych swawoli, o czym pisatjan Kochanowski:
 Kachna się każe w łazni przypatrować, jeślibych ją chciał nago wymalować".
W tamtych czasach uważano, czemu wyraz dał nawet Jan Kochanowski, iż  łaziebnicy a.....jednym kształtem żyją". To właśnie inny
obraz miasta - realistyczny, mniej cukierkowy. Wszak grzech jest przyrodzoną częścią prawdy o człowieku, a Kościół bardzo rad z każdego nawróconego grzesznika...
Franciszkanie z klasztorem
Po tych gorszących refleksjach, podchodzimy do ulicy Franciszkańskiej. Mijamy Pałac Biskupi, barokowy kościół św. Norberta (już za ulicą Wiślną) i podchodzimy do wylotu ulicy Jagiellońskiej, pod figurę Matki Boskiej Aaskawej. To cudowna Pani z Faenzy. Poświęćmy szczególnej patronce - od zarazy - trochę uwagi. Zarazy dziesiątkowały kiedyś ludność nie tylko Europy, zawsze budziły grozę. Nie wybierały, a i wykupić się nijak nie dato. Szukano przeto boskiej pomocy. Pośredniczką taką od piętnastego wieku stała się Matka Boska Aaskawa. Madonnę trzymającą w rękach połamane strzały gniewu Bożego
PLANTAMI I WOKÓA PLANT | 73
czczono w Faenze w Italii od piętnastego stulecia. Wedle tamtejszej tradycji, kiedy w mieście panowała zaraza, pobożnej niewieście, Joannie de Costumis, ukazała się Madonna, trzymająca połamane strzały gniewu Bożego. Ona nakazała mieszkańcom pościć i modlić się trzy dni. Zaraza ustąpiła. Od tego czasu Madonna Aaskawa słynie jako patronka od powietrza morowego i wszelkich zaraz. W Krakowie kult Matris Misericordiae pojawia się na początku osiemnastego stulecia, gdy w latach 1707-1709 szerzyła się straszliwa zaraza, której ofiarą padło kilkanaście tysięcy ludzi. Na pamiątkę wygaśnięcia morowego powietrza i przebłagania Madonny, która od królewskiego miasta odsunęła gniew Boży, rajcy sprawili do kościoła Mariackiego aż dwa obrazy Madonny Aaskawej. Ta figura pochodzi z roku 1771. Kiedyś stała na murze cmentarza Mariackiego. Stamtąd - z końcem osiemnastego wieku - przeniesiono ją przed kościół Kapucynów. W dawnych wiekach ludzie byli głęboko przekonani, że epidemia jest karą za grzechy. Z tego powodu wznoszono kolumny dżumy, wiele ich mamy w byłym państwie Habsburgów, najsłynniejsza jest ta w Wiedniu, postawiona w siedemnastym wieku. Krakowska podczas drugiej wojny światowej ustawiona została u wylotu ulicy Jagiellońskiej na Planty. Zawsze w tym miejscu wierni palą świece, wierząc, że Matka Boska Aaskawa wysłucha ich próśb i uwolni od wszelkich chorób. To także mistyczne miejsce Krakowa.
( * % 993 (
^i"..... lefc
Jesteśmy przed Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ten neogotycki gmach wzniósł w latach 1883-1887 Feliks Księżarski, a fasadę przyozdobił herbami uniwersytetu i jego dobrodziejów. Tutaj jest siedziba władz uniwersyteckich. Na pierwszym piętrze okazała aula z portretami króla Władysława Jagiełły i królowej Jadwigi, i obrazem Jana Matejki wyobrażającym Mikołaja Kopernika. Akademię Krakowską, założył w roku 1364 król Kazimierz Wielki. W wydanym przez tego mądrego monarchę dokumencie erekcyjnym czytamy:
.....postanowiliśmy w mieście naszym Krakowie wyznaczyć, obrać,
ustanowić i urządzić miejsce, na którym by szkoła powszechna w każdym dozwolonym wydziale kwitnęła, dla przyszłości na wiecz-
174 PLANTAMI I WOKÓA PLANT
ne czasy tym pismem jej istnienie zapewnić chcemy. Niechże więc tam będzie nauk przemożnych perta".
Zawsze, przez tyle już dziesiątków lat, zostawiali profesorowie przy wspólnym stole jedno wolne miejsce dla ubogiego, głodnego studenta. Powiadano wtedy Pauper venit, Christus venit czyli ubogi przyszedł Chrystus przyszedł.
Uczelnia w pełni rozwinęła się dopiero po odnowieniu jej w roku 1400 przez króla Władysława Jagiełłę, który wykorzystał zapis na fundację Akademii swej zmarłej żony Jadwigi. Wtedy zakupiono parcele od Żydów w pobliżu kościoła św. Anny, gdzie od początku czternastego wieku była dzielnica żydowska. Od czasów odnowienia Akademia Krakowska bez przerwy zajmuje tereny pomiędzy ulicami św. Anny, Jagiellońską i Gołębią. To krakowska  dzielnica Aacińska". Tutaj pobudowano kolegia i bursy studenckie.
Największy rozkwit uczelni przypadł na wiek piętnasty, kiedy to u schyłku tego stulecia w murach krakowskiej Almae Matris nauki pobierał Mikołaj Kopernik - obok wielkiego papieża Jana Pawła II największa chluba uczelni. Pózniejsze liczne nieporozumienia z żakami,
Fasada Collegium Novum
PLANTAMI I WOKOL PLANT
175
a od siedemnastego stulecia silna konkurencja doskonałego i nowoczesnego szkolnictwa jezuickiego przyćmiły sławę Akademii. Dopiero reforma przeprowadzona przez Hugona Kołłątaja w drugiej połowie osiemnastego wieku podniosła poziom nauczania. Przybyli nowi profesorowie. Zmieniono nazwę uczelni na Szkołę Główną Koronną. Powołano klinikę uniwersytecką, założono Ogród Botaniczny i Obserwatorium Astronomiczne. Zmodernizowano także samo nauczanie. W miejsce wszechwładnie panującej łaciny wszedł język polski jako wykładowy.
Dopiero po Kongresie Wiedeńskim przekształcono raz jeszcze starą uczelnię, dając jej wtedy nazwę Uniwersytet Jagielloński. Szczęśliwe i nader pomyślne były lata Rzeczypospolitej Krakowskiej. Znacznie gorzej wyglądała sytuacja po Wiośnie Ludów: austriacki zaborca wprowadził do wykładów język niemiecki. Zaczęta się germanizacja, której na dobrą sprawę kres położyła dopiero autonomia galicyjska. To właśnie na drugą połowę wieku dziewiętnastego przypadł niespotykany rozwój uniwersytetu. Dzisiaj jego zasadą jest sentencja Plus ratio quam vis wypisana na portalu w Collegium Maius. To w imię tej maksymy zginęli profesorowie krakowskiej wszechnicy, aresztowani przez Niemców 6 listopada 1939 r. Nadmieńmy, że nawet podczas okupacji niemieckiej uniwersytet nie zaprzestał działalności, zszedł do podziemia, kierując się zasadą Ne cedat Academia.
Przebogate było życie profesorów w dawnych wiekach, podobnie jak współcześnie. Niezliczona ilość anegdot krąży o luminarzach nauki. Niektóre celnie charakteryzują pewne układy społeczne. To z ust Marcina Wadowity - siedemnastowiecznego uczonego - padły słowa:  Nie mnie się kłaniają Wadowicie, jeno tobie aksamicie", stanowiąc aluzję do togi profesorskiej; ona decydowała o szacunku dla człowieka, a nie jego umysłowość.
O znakomitym językoznawcy, profesorze Kazimierzu Nitschu mówiono, że kiedyś na drzwiach sali wykładowej umieścił zawiadomienie następującej treści:  Wykład, co miał być w sobotę, nie odbędzie się". Studenci zadowoleni, że przyłapali purystę językowego na błędzie zrobili dopisek:  Mówi się - który miał być, a nie - co miał być". Gdy profesor zobaczył tę poprawkę dopisał:  Panno święta, co jasnej bronisz Częstochowy". Studenci nie dali jednak za wygraną i dopisali -  Co wolno Mickiewiczu, to nie tobie, Nitschu!".
PLANTAMI I WOKÓA PLANT
Anegdoty uniwersyteckie są kopalnią wiedzy, jeszcze kilka przykładów z życia akademickiego. Profesor Adam Krzyżanowski, wybitny ekonomista, słynął z poczucia humoru. Zadał kiedyś studentowi pytanie:  Czy krokodyl może mieć stosunek płciowy z prostytutką?". Speszony student odpowiedział, że z punktu biologii w żadnym wypadku. Na to profesor ripostował - ale ja pana pytam jako ekonomistę, atematem rozmowy są stosunki płatniczo-pieniężne. Wobec tego pańska odpowiedz winna brzmieć: nie, gdyż krokodyl nie może zapłacić.
Wybitny prawnik i papirolog, prof. Rafał Taubenschlag, opowiadał o swoim pobycie w Rzymie.  Poszedłem ja do Biblioteki Watykańskiej i kogo widzę: Sternbacha! Przywitaliśmy się i zasiedliśmy przy stołach. Aż tu podchodzi do nas ksiądz, który powiada, że papież Pius XI, także z zamiłowania papirolog, chce się z nami koniecznie zobaczyć. Udaliśmy się przeto do Watykanu na audiencję. Ojciec Święty wyściskał nas i kazał się z nami sfotografować. I pomyśleć do czego to doszło - papież i takie dwa Zydy po bokach. Jak sobie to uświadomiłem, to wówczas Sternbach wybuchnął śmiechem. Co jest? A ja mówię: to zupełnie, jak u nas w Krakowie, podczas procesji Bożego Ciała na Rynku. Pod baldachimem arcybiskup Stefan Sapieha, a z jednej i drugiej strony generał Mond, i prezydent miasta Kaplicki".
Profesor polonistyki UJ, Kazimierz Wyka podczas wykładu powiedział -  Po chrzcie Polski za Mieszka I warstwy rządzące były chrześcijańskie a lud nie. A obecnie - a wykład odbywał się w dobie Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej -jest odwrotnie".

>C**
Podczas wizyty w Krakowie głowy państw, premierzy i ministrowie przebywający na oficjalne zaproszenie władz polskich zawsze odwiedzają Collegium Maius. Nieraz zdarzają się wówczas sytuacje, ocierające się o naruszenie protokołu dyplomatycznego. Przypomnimy przygodę, która przydarzyła się cesarzowi Etiopii, Haile Selassie. Cesarz zwykł jezdzić po świecie w towarzystwie ukochanych piesków. Jeden z polskich dyplomatów tak wspominał wizytę cesarską
PLANTAMI I WOKOL PLANT |77
w Collegium Maius. Otóż cesarz wysiadł z samochodu w towarzystwie swoich psów, z którymi się nie rozstawał. Kiedy wszedł na dziedziniec Collegium Maius, nagle wyskoczył ogromny bury kot i rzucił się z tuczeniem na cesarskie pieski, które w popłochu uciekły do samochodu. Cesarz nie byt tym zachwycony. I wtedy dyplomata wyjaśnił Jego Cesarskiej Wysokości, że koty zawsze należały do tradycji uniwersyteckiej jeszcze od czasów Kopernika, który uwielbiał te zwierzęta. Wyjaśnienie to w pełni usatysfakcjonowało władcę Abisynii. Atak naprawdę koty są osobliwością Collegium Maius. Przypominają rzymskich braci wylegujących się leniwie w słonecznej spiekocie przy niemal każdym zabytku Wiecznego Miasta.
Obok Collegium Novum wznosi się dawny gmach Collegium Physi-cum - obecnie Kolegium Witkowskiego. Przed tym budynkiem w zieleni dostrzegamy pomnik Mikołaja Kopernika, dzieło Cypriana Godebskiego. Pomnik postawiono w roku 1900 na dziedzińcu Collegium Maius z okazji pięćsetnej rocznicy odnowienia uniwersytetu przez królową Jadwigę i Władysława Jagiełłę. Pomnik przeniesiono na Planty w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia, w trakcie restauracji Collegium Maius.
i -
P

Pomnik Mikołaja Kopernika przy Plantach
78 PLANTAMI I WOKOL PLANT
Kopernikańska rewolucja długo torowała sobie drogę do pełnego uznania. Potępiona przez Kościół przez wieki znana była tylko elicie intelektualnej. Jeszcze na początku dziewiętnastego wieku francuski pisarz i moralizator, Louis Mercier pisał o odkryciu Kopernika:  Nigdy się z tym nie zgodę, aby Ziemia obracała się jak kapłon na rożnie. Nauka o obracaniu się Ziemi wokół Słońca jest wierutnym kłamstwem".
Mikołaj Kopernik zawsze podkreślał swój związek z Krakowem i jego jagiellońską wszechnicą, rzekomo mawiał: Me genuit Thorunia, Cra-covia me arte poIMt (Zrodził mnie Toruń, 0 Kraków mnie w sztuce ukształtował). W Krakowie przebywał cztery lata, zapoznając się gruntownie z ówczesną wiedzą matematyczną i astronomiczną. Być może, aczkolwiek jest to li tylko i wyłącznie hipoteza, że w starych krakowskich murach rodziły się zręby przyszłej teorii heliocentrycznej, która zadecydowała o przełomie kopernikańskim w nauce.
V-
,,s.
" % .
Cyprianowi Godebskiemu pomniki zawdzięcza Kraków i Warszawa (pomnik Adama Mickiewicza). Natomiast Paryż - córkę. Misia Go-debska odegrała niebywałą rolę we Francji, w pierwszej połowie ubiegłego stulecia. Stała się legendą swoich czasów. Urodziła się w Petersburgu w roku 1872. Umarła w Paryżu w roku 1950. Zaślubiła bogacza - Tadeusza Natansona, przyjaciela artystów, dyrektora znanej  La Revue Blanche". Misia zaprzyjazniła się z Malarmem, Toulo-use Lautrekiem i Renoirem. Po raz drugi wyszła za mąż za znanego magnata prasowego Alfreda Edwardsa, którego porzuciła dla artysty Jose Marii Serta. Przyjaznią obdarzała Marcela Prousta, który niezbyt pięknie opisał Misie w Poszukiwaniu straconego czasu. Do jej adoratorów i stałych salonowych bywalców należy zaliczyć Jeana Cocteau i Malarmego. Cocteau zanotował w Dziennikach:  Myślę o skarbach, które przewinęły się przez ręce tej zadziwiającej kobiety, jadłospisy ozdabiane przez Lautreca. Jej portret pędzla Renoira. Któregoś dnia przyszła do pracowni Renoira i powiedziała, że sprzedaje portret, ponieważ potrzebuje pieniędzy, na co Renoire wskazując na obrazy

PLANTAMI I WOKÓA PLANT | 79
odrzekł: Niech Pani wybierze sobie coś innego, wszystkie płótna należą do Pani". Jej paryskie mieszkanie przy rue Rivoli należało do niezwykłych wnętrz, pełnych wspaniałych mebli i wielu dzieł sztuki. Na ścianie wisiał obraz El Greco -Męczeństwo Św. Maurycego, któremu Cocteau poświęcił najlepszy swój esej. Misia Sert odkryta Coco Chanel, darząc ją przez lata sympatią, stając się jej znaną protektorką. Ta niezwykła kobieta nigdy nie zapomniała o swym pochodzeniu. Polacy rzucani na paryski bruk zawsze mogli liczyć na jej pomocną dłoń. Misia Godebska stała się dla wielu symbolem kultury swego stulecia.
i
Opuszczamy na chwilę Planty i koło Kolegium Witkowskiego wchodzimy w ulicę Gołębią i obok piętnastowiecznego Collegium Minus przechodzimy na ulicę Jagiellońską. Kroki nasze kierujemy do Collegium Maius - najstarszego z zachowanych budynków uniwersyteckich sięgającego początków piętnastego wieku. Wejście do Collegium Maius znajduje się przy ulicy Jagiellońskiej nr I 5, tuz obok gotyckiego wykusza, wyróżniającego fasadę budynku. Czworobok zabudowań Collegium Maius, skoncentrowany wokół centralnego arkadowego dziedzińca, powstał z wcześniejszych budynków u schyłku piętnastego wieku. Przeznaczony był na cele mieszkalne i sale - lektoria -dydaktyczne. Na piętrze były mieszkania profesorskie, lektorium teologiczne oraz wspólna jadalnia zwana Stuba Communis. Potem przybyła - od strony południowej - biblioteka (Libraria), postawiona już na początku szesnastego wieku. Collegium Maius było w swej historii dwukrotnie gruntownie przekształcane: po raz pierwszy w połowie dziewiętnastego stulecia, kiedy uzyskało neogotycką szatę, oraz po raz wtóry po drugiej wojnie światowej, gdy zrzucono neogotycki kostium i nadano mu obecną formę. We wnętrzach zorganizowano Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Długo by wyliczać zgromadzono tutaj pamiątki uniwersyteckie, wspomnijmy tylko słynne berta, w tym z daru królowej Jadwigi i kardynała Fryderyka Jagiellończyka, globus Jagielloński z wyobrażeniem Ameryki oraz bezcenne aparaty naukowe, służące ongiś do badań. W auli portrety królewskie i dobrodziejów wszechnicy oraz jej prominentnych profesorów.
180 PLANTAMI I WOKOL PLANT
Tu nadaje się doktoraty honorowe, przeprowadza promocje habilitacyjne. W tym miejscu otrzyma) doktorat honoris causa UJ - papież Jan Pawet II w roku 1983, podczas drugiej papieskiej pielgrzymki do ojczyzny. Papież powiedział z tej okazji:  Nie mogę ukryć, że w progi Almae Matris Jagiellonicae wkraczam dzisiaj ze szczególnym wzruszeniem. Przez wiele lat jako krakowianin spotykałem się na co dzień z tym kompleksem gmachów, które kryją w sobie uniwersytet - jednak nie stracił on przez to nic ze swojej wielkości. Nie spowszedniał. Pozostał w dziejach Ojczyzny oraz w dziejach kultury polskiej, europejskiej i światowej. (...) Stykając się z nim na co dzień w ciągu czterdziestu lat mojego tutaj pobytu, ani na chwilę nie straciłem tej świadomości, że obcuję z wielkością. Jednąztych, które stanowią o miejscu mojej Ojczyzny w dziejach ogólnoludzkiej kultury".
Pośród detali zdobiących dziedziniec warto zwrócić uwagę na tablicę fundacyjną (kopia) bursy Jeruzalem, ufundowanej w połowie piętnastego stulecia przez kardynała Zbigniewa Oleśnickiego. Na ganku pierwszego piętra dostrzegamy bogato złocony, póznogotycki portal zwany Porta Aurea, który prowadzi do dawnej sali bibliotecznej, zwanej Ubraną. Jest też wejściem do Muzeum Uniwersyteckiego.
Pośrodku dziedzińca jest studnia, o której w siedemnastym wieku uczony Sebastian Petrycy pisał:
 Śliczna Akademii w budownym Krakowie Studnio, kto kiedy chwały twe wypowie? Tyś naprzód od Jagiełły króla założona, W domu mądrości, środkiem położona, Woda twa przezroczysta, jak naczynie szklane, Godna, by słodkie z nią było mieszane Wino; jużbyś kwiatkami dawno obrodziła, Gdzieby tam gęsta stopa nie tłoczyła".
W piętnastym stuleciu wiedza tajemna popularna była w Akademii Krakowskiej, ba, utworzono nawet osobne katedry astronomii i astrologii. Uczono magii, podejmowano próby znalezienia kamienia filozoficznego. Z usług astrologów korzystali królowa Zofia, czwarta żona Jagiełły, królowie Władysław Warneńczyk i Kazimierz Jagiellończyk, królowa Elżbieta Rakuszanka. Miejscem kultywowania wiedzy tajemnej było Collegium Maius. Gmach - o czym należy pamiętać - posta-
PLANTAMI I WOKOL PLANT 181
wiony w miejscu świętym. Zanim z woli Kazimierza Wielkiego powstał uniwersytet, w okolicy kościoła św. Anny było getto żydowskie. Powiadano, że tutaj naród wybrany przywiózł bezcenne skarby, które ocalały ze zburzonej świątyni Jerozolimskiej. Tu także dotarło jedno z pokoleń Dawida. A wszystko odbyło się zgodnie z przeświadczeniem, które nakazywało udać się do kraju na północy, gdzie spadł niebiański kamień, posiadający właściwości polaryzowania intelektu. Skarby przywiezione z Ziemi Obiecanej złożono w miejscu, gdzie stoi Collegium Maius. Tutaj wcześniej wznosiła się synagoga - miejsce święte dla Żydów. Po pogromie żydowskim w roku 1407 sacrum ukryto wraz ze skarbami, a po usunięciu Żydów z tego miejsca, zniszczono także synagogę. Starzy uniwersyteccy wozni opowiadali, że dziedziniec Collegium Maius posiada magiczne właściwości  wtłaczania intelektu".
Przypomnijmy też, że zarówno tradycja, jak i szesnastowieczni pisarze zgodnie podają, że słynny doktor Faust odbył studia akademickie w Krakowie, choć immatrykulacyjnego wpisu w odnośnych aktach brak. Miał ponoć studiować w Krakowie magię, kabałę praktyczną, krystalomancję. Faust był okrzyczanym w Europie czarodziejem, człowiekiem niezwykłych zdolności, niepoślednim znawcą magii i okultyzmu. W Krakowie gościł, co potwierdzali współcześni. Któż zresztą dojdzie prawdy?
g
Opuszczamy Collegium Maius. Wychodzimy na ulicę Jagiellońską. Tu oka nie spuszczamy z krakowskich studentek, słynnych z urody. Bo przecież już w siedemnastym stuleciu ukuto powiedzenie:
 Gdańska gorzałka, Toruński piernik, Warszawski trzewik, Krakowska panna".
Dochodzimy do ulicy Św. Anny. Budynek nr 6 -to dawne Collegium Physicum, obecnie zwane Kołtątajowskim, wzniesione z końcem
182 PLANTAMI I WOKÓA PLANT
osiemnastego stulecia w stylu klasycystycznym przez Feliksa Radwańskiego. To tutaj w roku I 883 profesorowie Karol Olszewski i Zygmunt Wróblewski po raz pierwszy na świecie skroplili z powietrza tlen i azot, co upamiętnia tablica wmurowana w fasadę.
%
V *
Z naroża ulicy Jagiellońskiej i ulicy Św. Anny dostrzegamy obliczoną na oglądanie w silnym skrócie perspektywicznym kolegiatę uniwersytecką pod wezwaniem św. Anny. Pierwszy gotycki kościół uległ zniszczeniu w roku 1407 podczas zajść antysemickich w Krakowie. Doszło do nich, jak podaje Długosz,  z powodu zabicia przez Żydów dziecięcia chrześcijańskiego (...) Lud rzuca się na domy żydowskie i łupi je bezkarnie, a wielu Żydów z obawy śmierci chrzest przyjmuje". Wówczas to lud  spustoszył (...) ulicę Żydowską" (św. Anny).
Ta najokazalsza świątynia barokowa Krakowa powstała na miejscu gotyckiej w latach 1689-1703. Zaprojektował ją znany architekt Tylman z Gameren. Do fundacji kościoła przyczynili się profesorowie i sam król Jan III Sobieski, który z bratem Markiem studiował w Krakowie. Gdy jako król odwiedził Collegium Maius w przededniu wyprawy wiedeńskiej spotkał tam swojego starego, zniedołężniałego, unieruchomionego paraliżem profesora Wojciecha Dąbrowskiego, który monarsze przepowiedział zwycięstwo wiedeńskie. Po tej wiktorii Sobieski walnie przyczynił się do budowy obecnego kościoła św. Anny.
Bryła świątyni z malowniczą kopułą należy do najbardziej charakterystycznych budowli Krakowa, decydujących o panoramie królewskiego grodu. Dwuwieżowa fasada stanowi wypadkową różnych rozwiązań sakralnych Wiecznego Miasta, w tym m.in. dzieł architektonicznych Gian Lorenza Berniniego. Natomiast wnętrze zrealizował Tylman na wzór rzymskiego kościoła S. Andrea delia Valle, o czym zadecydowali profesorowie Akademii. Jest zatem kościół św. Anny świetnym przykładem recepcji na gruncie polskim sztuki rzymskiego baroku.
Wnętrze kościoła jest założone na rzucie krzyża łacińskiego jest trój-nawową bazyliką. Ozdabia go prawie bez reszty wyśmienita dekora-
PLANTAMI I WOKOL PLANT | 83
cja stiukowa, wykonana przez Baltazara Fontanę. Autorem malowideł jest głównie Karol Dankwart oraz malarze Carlo i Innocenti Monti. W ołtarzu głównym znajduje się obraz wyobrażający św. Annę - pędzla Jerzego Eleutera Siemiginowskiego, nadwornego malarza Jana III. W stallach póznobarokowe obrazy Szymona Czechowicza. Po prawej stronie od wejścia - w transepcie czyli nawie poprzecznej - mieści się konfesja św. Jana Kantego, profesora teologii Almae Matris,
Wieże kolegiaty św. Anny
184 PLANTAMI I WOKOL PLANT
wyniesionego na ołtarze w roku 1767, blisko w trzysta lat po śmierci. Trumnę ze szczątkami świętego dzwigają alegoryczne postacie symbolizujące wydziały uczelni: teologiczny, filozoficzny, prawniczy i medyczny. Na kolumnach otaczających ołtarz stoją posągi czterech świętych Janów: Chrzciciela, Ewangelisty, Chryzostoma i Damasceńskiego. Po przeciwnej stronie konfesji, w zachodnim ramieniu tran-septu dostrzegamy obok ołtarza - pomnik Mikołaja Kopernika, zaprojektowany w pierwszej ćwierci dziewiętnastego wieku przez księdza Sebastiana Sierakowskiego, rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego. Byt hotdem społeczności uniwersyteckiej dla wielkiego wychowanka Akademii Krakowskiej z końca piętnastego stulecia. Jako ciekawostkę dodajmy, że w tym czasie kiedy w kolegiacie Św. Anny stanął pomnik Kopernika, to jego fundamentalne dzieło De revolutio-nibus orbium coelestium figurowało jeszcze na kościelnym indeksie (lndex librorum prohibitorum). Świadczy to o dużej tolerancji tak wtadz kościelnych, jak i akademickich Krakowa, a zarazem o szczególnego typu odwadze cywilnej. Jak bowiem wiadomo, że gdy w roku 1828 odsłaniano pomnik Kopernika w Warszawie, episkopat Królestwa Polskiego zabronił duchownym uczestniczyć w tej podniosłej dla społeczeństwa ceremonii.
Malownicze wnętrze kolegiaty św. Anny należy do szczytowych osiągnięć polskiego baroku i jest wyśmienitym przykładem refleksów rzymskich, w tym twórczości największego rzezbiarza - Gian Lorenza Ber-niniego, którego prace musiał doskonale znać Baltazar Fontana, artysta wielkiej klasy.
Kolegiata św. Anny, od piętnastego stulecia związana z uniwersytetem, służyła nie tylko celom religijnym, była także miejscem zebrań profesorów, promocji doktorskich i inauguracji roku akademickiego. W podziemiach grzebano najznakomitszych profesorów krakowskiej wszechnicy.
Naprzeciw kościoła św. Anny znajduje się budynek Kolegium Nowodworskiego, najstarszej polskiej szkoły średniej, założonej przez Akademię Krakowską w roku 1588. Ten obszerny budynek powstał w pierwszej potowie siedemnastego stulecia. Otwarto go w roku I 643. W uroczystości wziął udział Jan Sobieski, wówczas uczeń popularnej szkoły zwanej wtedy  Nowodworską". Na uwagę zasługuje arkadowy dziedziniec. Tylko skrzydło od strony Plant pochodzi
PLANTAMI I WOKOL PLANT | 85
z dziewiętnastego stulecia. To tutaj, na dziedzińcu Kolegium Nowodworskiego, odbyta się w roku 1939 premiera Kawalera Księżycowego, pióra Mariana Niżyńskiego. Spektakl wystawiano kilka razy, a jego inscenizacja zostata uznana za prawdziwą atrakcję Dni Krakowa, ostatnich już przed wybuchem drugiej wojny światowej. Wokół postaci mistrza Twardowskiego (Kawalera Księżycowego) zgrupowały się znaki zodiaku, jako zodiakalny Byk wystąpił młody student polonistyki UJ, Karol Wojtyła. Podczas okupacji hitlerowskiej Karol Wojtyła był filarem podziemnego Teatru Rapsodycznego, aż do chwili wstąpienia w roku 1942 do Seminarium Duchownego.
Powracamy na Planty. Mniej więcej naprzeciw Kolegium Nowodworskiego, po drugiej stronie Plant, znajduje się ulica Kapucyńska, dochodząca do Loretańskiej. Dostrzegamy tu skromną fasadę kościoła Kapucynów, fundowanego z końcem siedemnastego stulecia przez Wojciecha Dembińskiego. Przy kościele - od strony północnej - znajduje się Domek Loretański, czyli kaplica z obejściem, naśladująca Casa Santa w Loreto. Wedle chrześcijańskiej tradycji dom Marii w Nazarecie, gdzie miato miejsce Zwiastowanie, został w średniowieczu cudownym sposobem przeniesiony przez aniołów do Italii. Tam, w Loreto, wzniesiono nad nim sanktuarium. Domek Loretański był potem odwzorowywany w całej Europie. Krakowski Domek Loretański, zaprojektował w pierwszej ćwierci osiemnastego stulecia znany w owym czasie architekt Kacper Bażanka. To w kaplicy Loretańskiej poświęcili swe szable Tadeusz Kościuszko i gen. Józef Wo-dzicki przed przysięgą na Rynku Krakowskim w roku 1794. Wydarzenie to upamiętnia tablica na fasadzie kaplicy Loretańskiej.
Wewnątrz kapucyńskiego Loreta jest figura - trzecia z kolei - Madonny Loretańskiej, która zostata przystaną z Loreto, przez miejscowych Kapucynów, opiekunów Domu Loretańskiego; ustawiono ją w roku 1967. Na zasuwie natomiast znajduje się obraz Madonny pędzla Michała Stachowicza. Jako tabernakulum stuży fragment sepetu, który kiedyś stanowił wtasność króla Jana III. Kapucyni dostali go od króle-
186 PLANTAMI I WOKOL PLANT
wicza Jakuba Sobieskiego. Malowidła pokrywające ściany kaplicy są pędzla Jana Bukowskiego (1925 3.). Godzi się przypomnieć, że tutaj w roku 1887 przywdział habit zakonny Adam Chmielowski - święty Brat Albert.
Tablica upamiętniająca Tadeusza Kościuszkę
Opuszczamy kapucyńskie Loreto i krużgankami, wypełnionymi patriotycznymi tablicami, przechodzimy do kaplicy Pana Jezusa Ukrzyżowanego, aby zobaczyć łaskami słynący krucyfiks ze zburzonego kościoła św. św. Michała i Józefa (obecnie Muzeum Archeologiczne). Krzyż otrzymali Kapucyni od władz więzienia św. Michała, gdzie przez lata pełnili posługę duszpasterską. Dodajmy, że więzienie to przeznaczone m.in. dla więzniów politycznych należało do najsroższych
PLANTAMI I WOKOL PLANT | 87
w monarchii habsburskiej. Stąd przechodzimy do nawy głównej. W ołtarzu głównym Zwiastowanie, pędzla Dandiniego, ofiarowany Kapucynom przez księcia toskańskiego Cosimo III Medici. Natomiast po prawej stronie głównego ołtarza widzimy rzezbę tzw. Madonny Tułaczki. Rzezba ta nadpalona podczas pożaru Krakowa w roku 1850 znajdowała się wtedy na fasadzie domu w narożu ulicy Grodzkiej i placu Dominikańskiego. Z końcem dziewiętnastego stulecia przekazano figurę Kapucynom. Cieszy się kultem, szczególnie wśród ludzi bezdomnych.
Także u Kapucynów otacza się kultem figurę św. Feliksa a Cantalicio - patrona chorych dzieci. Zgodnie bowiem z rzymską tradycją z lampy gorejącej przy jego grobie brano olej, służący do namaszczenia chorych dzieci. Posiadał właściwości uzdrawiające. Stąd w święto patronalne św. Feliksa (18 maja) święcono olej, który rodzice zabierali do domu. Miał zabezpieczać przed chorobami dziecięcymi. I jeszcze słowo o elemencie obyczajowości kapucyńskiej. Na ambonie dostrzegany rękę trzymającą krzyż, przypominającą, aby kazania głosić  z serca i pamięci". Kapucyńscy kaznodzieje musieli mieć w ręku krzyż, jako znak prawdy: dłoń z krzyżem na ambonie uwiarygodniała słowo, które głosili wiernym. Przed kościołem znajduje się krzyż, upamiętniający mogiłę konfederatów barskich, tutaj pogrzebanych.
W okresie Bożego Narodzenia słynie w Krakowie szopka, urządzana z całym przepychem przez Kapucynów. Posiada ona ruchome figurki, wyobrażające postacie z dziejów ojczystych.
Wracamy na Planty. Za kolegiatą św. Anny dochodzimy do ulicy Szewskiej. Po lewej stronie ulica Karmelicka. W oddali - w perspektywie tej ulicy - rysuje się przed nami fragment barokowej sylwety kościoła Karmelitów na Piasku, który co prawda pochodzi z fundacji Jadwigi i Jagiełły, niemniej wielokrotnie niszczony, w obecnym kształcie jest wynikiem barokowej przebudowy z drugiej potowy siedemnastego wieku. Do kościoła - od ulicy Garbarskiej - przylega monumentalna kaplica Matki Boskiej Piaskowej, słynąca z cudownego wizerunku Ma-
188 PLANTAMI I WOKÓA PLANT
ryjnego, malowanego przypuszczalnie u schytku piętnastego wieku na murze. Przed tym obrazem modlił się przed wyprawą wiedeńską Jan III; tu brat ślub z Teodorą Giebułtowską -Jan Matejko. Teodora, Tosia, Dora, Teosia - różnie się do niej zwracano. Mistrza opętała zupełnie, kiedy akurat pracował nad Rejtanem. Wszyscy niemal biografowie uważają, że była przekleństwem Matejki. Określali ją wprost babą z piekła rodem, męża niekochającą, chciwą, zwariowaną, rozrzutną, osobę marnotrawiącą wysiłki wielkiego artysty, zazdrośnicę, kobietę-modliszkę, żywcem zżerającą nieszczęśnika. Słowem sekut-nica. A wszystko formalnie zaczęło się w tej kaplicy. Początek nieszczęść Mistrza...
Z czcigodną fundatorką kościoła - królową Jadwigą, wiąże się niezwykły zabytek - stopka królowej Jadwigi. Otóż na zewnątrz kaplicy Matki Boskiej Piaskowej - od ulicy Garbarskiej - dostrzegamy za kratą kamień ze stopką królowej. Tradycja klasztorna powiada, że świątobliwa Pani często doglądała budowy świątyni, słowem i datkami zachęcając do przyspieszenia prac budowlanych. Kiedyś dostrzegła, że jeden z robotników płacze. Opowiedział o ciężkiej chorobie żony i biedzie w domu. Wzruszona królowa ofiarowała mu złotą sprzączkę od trzewika. Po odejściu monarchini biedak spostrzegł odciśnięty na kamieniu ślad Wawelskiej Pani. Podkuł go jeszcze, a kamień wmurował w ścianę świątyni. Ślad ten pobożny lud krakowski całował, jak drogocenną relikwię. Pamiątkę po miłosiernej królowej. Tak naprawdę to stopka królowej Jadwigi jest pradawnym kamieniem ofiarnym z czasów pogańskich. Otóż wszystkie podania o kamieniach z zagłębieniami w kształcie stopek łączą się z pogańskim kultem kamieni, tak silnym, że po przyjęciu chrześcijaństwa Kościół musiał wprowadzić go do legend o świętych lub Matce Boskiej. Pózniejsza wiara w odciśnięcie w kamieniu śladów stóp przez istotę świętą jest zapewne wyrazem pragnienia posiadania materialnego dowodu, że w danym miejscu przebywało sacrum. Jeszcze do połowy dziewiętnastego stulecia powszechnie uważano ten ślad za stopkę... Matki Bożej. Legenda o Jadwidze pochodzi dopiero z dziewiętnastego wieku, kiedy to narodowe dzieje stały się substytutem niejako narodowego bytu, a opowiadania historyczne syciły wyobraznie naszych pradziadów.
Obok Madonny Piaskowej cudami wstawiła się w tej świątyni Madonna Szkaplerzna. Obraz znajduje się w kaplicy postawionej w la-
PLANTAMI I WOKÓA PLANT | 89
tach 1643-1645 sumptem Bractwa Szkaplerza. Zakonna tradycja kar-melitańska notuje, że w roku 125 I objawiła się Św. Szymonowi Stoc-kowi Matka Boża i ofiarowała mu szkaplerz (dwa nieduże kwadratowe kawałki sukna, połączone ze sobą tasiemką), przyrzekając, że kto go będzie nosił i z nim zejdzie z tego świata, nie zazna ognia piekielnego. A w pierwszą sobotę po śmierci Madonna uwolni czcicieli szkaplerza z czyśćca. Stąd bractwa szkaplerzne zakładane przez Karmelitów cieszyły się powodzeniem.
Na zakończenie naszej wizyty u Karmelitów warto przypomnieć, ze tradycja zakonna wiąże powstanie świątyni z księciem Władysławem Hermanem, który kościół ten postawił jako wotum za cudowne uzdrowienie. Cierpiał on na ciężkie schorzenie skórne. Gdy już wszystkie lekarstwa ludzkie zawiodły,  do Boskiej udaje się pomocy, a myśląc o tym, snem zmorzony zasnął. Wtem pokaże mu się Najśw. Marya Panna i pokazuje mu to miejsce, gdzie teraz kościół i klasztor stoi, mówiąc, ażeby tam szedł, a gdy obaczy fiołki, pod nimi żeby kopać kazał i szukać piasku. Tym piaskiem - mówiła lekarka chorych, Marya - nos potrząsnąwszy, uzdrowiony zostaniesz". Tyle legenda wyjaśniająca także pochodzenie nazwy tej okolicy - Piasek.
JKF łi
Powracamy na Planty. Mijamy Bunkier Sztuki, nazwany tak jak widać nie bez przyczyny. Po prawej stronie plac Szczepański z przylegającym do Plant Pałacem Sztuki - siedzibą Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych, działającego w Krakowie od roku 1854. Ten ciekawy budynek został wzniesiony w roku 1901 przez architekta Franciszka Mą-czyńskiego. Zdobią go popiersia artystów i fryz, zaprojektowany przez Jacka Malczewskiego, a wyobrażający trud i chwałę artystycznego tworzenia. Byt Malczewski artystą niepospolitym. Indywidualnością wybijającą się spośród uczniów Matejki. Mimo całego szacunku dla Mistrza, potrafił mu płatać niecne figle. Nie znosząc malarstwa historycznego, gdy pewnego dnia znalazł się sam w pracowni, napisał pod obrazem kolegi Leszek Bidy - słowa  Białe gacie w tarapacie". Napis był tak nasmarowany, że wyraznie się wybijał. Zrobiła się straszna
190 PLANTAMI I WOKOt PLANT
awantura. Matejko się rozsierdzit, lecz winnego nigdy nie odnaleziono. Dodajmy, że od strony placu Szczepańskiego na pałacu znajduje się popiersie Jana Matejki.
Przy placu Szczepańskim mieści się słynny Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej. Został założony w tym miejscu już w roku 1799 przez Jacka Kluszewskiego. W drugiej ćwierci dziewiętnastego wieku gmach został przebudowany, ponownie znowu na początku ubiegłego stulecia przez architektów Franciszka Mączyńskiego i Tadeusza Stryjeńskiego, którzy nadali mu formy secesyjne. Stary Teatr wstawili w świecie reżyserzy i znakomici aktorzy. Obok teatru - na przeciwległym narożniku - kamienica Szołayskich (nr 9), Muzeum Stanisława Wyspiańskiego, oddział Muzeum Narodowego w Krakowie.

Wracamy na Planty. Przed Pałacem Sztuki dostrzegamy pomnik Artura Grottgera, piewcy tragedii powstania styczniowego. To doskonały przykład rzezby secesyjnej - dzieło Wacława Szymanowskiego. Pomnik ufundowali polscy artyści, czcząc pamięć twórcy Lituanii. Na cokole tablica wyobrażająca  dwie ofiary wojny oraz artystę dumającego nad jej klęską". Pomnik odsłonięto w roku 1903.
Plac Szczepański to także mistyczne miejsce starego Krakowa. Jeszcze do początku ubiegłego wieku w narożu ulicy św. Tomasza i placu Szczepańskiego wznosiły się dwa piętrowe domy, nazywane Szem-bekowskimi. Ten narożny zwano także Domem Alchemika. Jeszcze nie tak dawno mówiono, że z narożnych piwnic wydobywają się jakieś tajemnicze odgłosy. Z końcem osiemnastego stulecia dom ten zwano Sędziwójką, od postaci Michała Sędziwoja, znanego w Europie alchemika, przyjaciela cesarzy i królów, podejrzewanego przez współczesnych o czarną magię, zawsze potępianą przez Kościół, który pod karą ekskomuniki zabraniał wiernym mówić o czarnoksięskich praktykach, a cóż dopiero brać w nich udział. Mistrz Sędziwój byt znanym czarnoksiężnikiem w czasach króla Zygmunta III Wazy. Powiadają, że nawet studiował na Akademii Krakowskiej, choć danych na ten temat brak. Niewykluczone, że wtedy poznał Mikołaja Wol-
PLANTAMI I WOKOL PLANT 191
skiego, starostę krzepickiego, protektora alchemików. W tym właśnie domu miał pracownię alchemiczną. Wykorzystywał tu bogate doświadczenie zdobyte podczas praskich studiów u alchemików, których na dworze cesarza Rudolfa II nie brakowało. Pracował także mistrz Sędziwój na dworze Zygmunta III. Stugębna plotka niosła po Krakowie, że dla tajemniczych eksperymentów mordował dzieci, aby zdobyć ludzką krew, produkował zabójcze eliksiry, mające moc odmładzającą, ponoć i afrodyzjaki. Powiadano, że nawet diabeł roztacza nad nim skrzydła opiekuńcze, był ponoć silniejszy od samego Twardowskiego. Na początku dwudziestego wieku wzniesiono tu gmach Towarzystwa Rolniczego, ale mistrz Sędziwój nadal nocą straszy...
Spacerując dalej Plantami - po prawej, po przejściu ulicy św. Tomasza - spostrzegamy skromny kościół św. Kazimierza wraz z klasztorem Reformatów. Ten zabytkowy kompleks został wzniesiony w siedemnastym wieku, po szwedzkim potopie, jako fundacja rodzin Wielopolskich i Szembeków. Otulony z prawej strony zielenią Plant, a z drugiej barokową kalwarią, kryje niezwykłą tajemnicę w podziemiach kościelnych. Od wieków grzebano w kryptach pospołu dobrodziejów zakonu oraz reformackich zakonników, czy przypadkowych ludzi, którzy o żebraczy chleb zastukali do furty i w klasztorze dokonali żywota. Spoczywa u Reformatów blisko tysiąc osób. Jedni znalezli tu wieczny spoczynek w marmurowych sarkofagach, mniej znaczący w drewnianych trumnach. Brać zakonną kładziono wprost na ziemi, podsypując czasem piaskiem, pod głowę dając zwyczajny  klocek drzewny". Specjalnym kultem otoczono ojca Sebastiana Wolickiego (zm. 1732), uznanego za człowieka świątobliwego, o którego wyniesienie na ołtarze Reformaci od lat zabiegają. Od ponad stulecia leży w szklanej trumnie, a jego doczesne szczątki są co pewien czas przebierane w nowy habit. W roku 1812 zawitał do furty żołnierz napoleoński, niedobitek z armii wielkiego cesarza. Wynędzniały wędrówką, schorowany umarł w infirmerii. Pochowano go w mundurze grenadierskim. Obok spoczywa hrabina Domicella Skalska, która szmat życia spędziła na zabawach w Paryżu. Jednak porzuciła uroki tego świata, wróciła do Krakowa i u Reformatów została babką kościelną, pełniącą najcięższe posługi. Przed śmiercią majątek dała zakonnikom i kazała się pochować obok napoleońskiego grena-
192 PLANTAMI I WOKÓA PLANT
diera. Nie są znane powody takiego rozporządzenia w ostatniej woli hrabiny. Może to wielka, nigdy niespełniona miłość? Spoczęli naprzeciw siebie... Pod kościołem grzebano zmarłych prawie dwieście lat. Wszystkie zwłoki uległy naturalnej automumifikacji. To właśnie owa reformacka tajemnica. Krypty mają analogie w niektórych kapucyńskich kościołach Półwyspów Apenińskiego i Iberyjskiego. Jeszcze jedna krakowska osobliwość...
W kościele - zresztą zgodnie z regułą bardzo skromnym - na chwilę uwagi zasługuje obraz św. Kazimierza, umieszczony w pierwszym -od prawej - ołtarzu. To znakomity przykład malarstwa portretowego z drugiej połowy siedemnastego stulecia.
W bocznej kaplicy - na prawo od wejścia - znajduje się figura św. Ekspedyta, legionisty rzymskiego z czasów cesarza Dioklecjana, który poniósł śmierć za wiarę Chrystusową. W Italii jest patronem od pomocy w trudnych i beznadziejnych sprawach. Wzywają go wszyscy ci, którzy potrzebują pomocy i cudownej interwencji tego szczególnego świętego. U schyłku dwudziestego stulecia kult św. Ekspedyta rozwija się także w Krakowie. Zanoszą tutaj modły studenci i uczniowie, jak również dziewczyny proszące o właściwego chłopaka...
Przed kościołem - po drugiej stronie ulicy Reformackiej - Stacje Męki Pańskiej pędzla Michała Stachowicza. Dodajmy, że kalwaria ta powstała jako ekspijacja za zgorszenie, pijaństwo i rozpustę, która szerzyła się tu jeszcze w drugiej połowie siedemnastego wieku, czyniąc despekt braciom zakonnym. Od niepamiętnych czasów, zanim zbudowano klasztor Reformatów, stały w tym miejscu drewniane budy i domki wszetecznic. Wreszcie kres  obrazie boskiej" położył rajca Jan Gaudenty Zacherla, który w roku I 696 kazał zburzyć  jaskinie łotrostwa", z ziemią zrównać i przeznaczyć pod cmentarz, na którym w następnym stuleciu postawiono kalwarię, tym samym przebłagawszy Boga za to, co ubliżało jego majestatowi.
Powracając na Planty, spoglądając na fasadę klasztoru Reformatów dostrzeżemy, tuż przy wejściu (na furtę), niewielki dzwonek na ścianie. To dzwonek za konających. Otóż dawnymi czasy, by skrócić męki konania, istniał też zwyczaj dzwonienia w niewielki dzwoneczek, wiszący przy każdym kościele parafialnym i zakonnym. Nazywano go dzwonkiem  za konających", bowiem chwila, kończąca ludzki
PLANTAMI I WOKÓA PLANT | 93
żywot - była dniem ciężkim i pełnym męczarni, dlatego też, gdy ktoś pasował się ze śmiercią za długo, posyłano do najbliższego kościoła z błagalną prośbą o zadzwonienie w dzwonek za konających. Na delikatny głos dzwonka przechodnie odmawiali Pozdrowienie Anielskie, by Bogurodzica uprosiła skonanie temu, który przy odejściu  się biedzi". Gdy dzwonek zamilkł, wierzono głęboko, że dusza trafiła na sąd Boży.
U krakowskich Reformatów, w bocznej kaplicy, znajduje się obraz Chrystusa Miłosiernego, wyobrażający Zbawiciela w tak zwanej studni z Matką Boską, św. Franciszkiem oraz św. Janem Kantym. Ten wizerunek - w osiemnastym wieku umieszczony za klauzurą - miał w czasie potwornej zarazy odmawiać z zakonnikami litanię, po czym powiedział trzy razy: dosyć, dosyć, dosyć. Zaraza ustąpiła.
#
Powracamy na Planty. Mijamy mury okalające klasztor Reformatów. Podchodzimy do pomnika Lilii Wenedy, dłuta Alfreda Dauna. Poświęcono go pamięci Juliusza Słowackiego, który utwór ten napisał w roku 1840. To dramatyczny mit o zagładzie narodu. Tragedia  co pozwala marnym tryumfować nad szlachetnymi". Tę szlachetność, uczucie miłości ojca, gotowość do poświęcenia miała uosabiać Lilia. Dzwiękiem harfy i tanecznym rytmem kibici miała uspokoić węże zagrażające życiu jej ojca, starca Derwida, pozbawionego wzroku, czci i królestwa. Dramat Słowackiego poznała krakowska publiczność teatralna w roku 1869. Rzezba z brązu Lilii Wenedy pochodzi z roku 1897. Zastąpiła ona wcześniejszy kamienny pomnik, postawiony w roku 1884 w trzydziestą piątą rocznicę śmierci Juliusza Słowackiego. Tak uczczono pamięć wieszcza. Fundatorem pomnika był dr Henryk Jordan (1842-1 907), profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, znany ginekolog i społecznik, założyciel parku miejskiego dla młodzieży, teoretyk nowoczesnego wychowania fizycznego. Jego fundacji zawdzięczamy także pomnik Grażyny i Litawora.
Dochodzimy powoli do ulicy Sławkowskiej. Po lewej na wzniesieniu znajduje się pomnik Jadwigi i Jagiełły, postawiony w roku 1886 ku
194 PLANTAMI I WOKÓA PLANT
upamiętnieniu pięćsetnej rocznicy zawarcia unii krewskiej. Jest dziełem Oskara Sosnowskiego, rzezbiarza pracującego w Rzymie. Stamtąd przysłano do Krakowa ten nie najwyższych lotów pomnik. Zresztą zawiera on pewną tajemnicę. Kryje się ona w kompozycji całości i rysach twarzy monarszej pary.
Wszyscy są przekonani, że jest to pomnik Jadwigi i Jagiełły- Pierwotnie wyobrażał Dąbrówkę i Mieszka I, pierwszych chrześcijańskich władców Polski. Otóż, Oskar Sosnowski w roku 1866 - z okazji dzie-więćsetlecia chrztu Polski - wykonał pomnik Mieszka i Dąbrówki z przeznaczeniem do Ogrodów Watykańskich. Tam miał przypominać światu, że kiedyś istniała niepodległa Polska. Z bliżej nieznanych powodów nie został tam nigdy umieszczony. Dwadzieścia lat pózniej artysta, przekazał ów pomnik do Krakowa, do Muzeum Narodowego, które obok obrazów gromadziło także współczesną rzezbę. Z woli władz, pragnących uczcić rocznicę pamiętnej unii w Krewię, stanął na Plantach jako Jadwiga i Jagiełło. I tak już pozostało. Dodajmy, że w pierwotnym zamyśle Sosnowskiego Mieszko i Dąbrówka nawiązywali do wcześniejszej rzezby Mieszka z Bolesławem Chrobrym, ustawionej w pierwszej połowie dziewiętnastego stulecia w słynnej Złotej Kaplicy w katedrze poznańskiej. Mieli stanowić pendant do tej kompozycji. Tyle z tajemnic krakowskich pomników.
Ulica Sławkowska. Po lewej stronie, już przy ulicy Długiej, zwróćmy uwagę na ceglany budynek z wieżą zegarową zwieńczoną globusem -to dawna siedziba Izby Przemysłowo-Handlowej, zaprojektowany przez Tadeusza Stryjeńskiego i Franciszka Mączyńskiego na początku ubiegłego wieku. Wchodzimy w Sławkowską. Po prawej stronie na uwagę zasługuje średniowieczny kościół św. Marka, postawiony z fundacji księcia Bolesława Wstydliwego, potem rozbudowany. Tutaj -w prezbiterium - manierystyczny nagrobek błogosławionego Michała Giedroycia (zm. 1485). Z tym pomnikiem wiąże się ciekawe mistyczne zdarzenie, o którym opowiadają wierni nawiedzający świątynię. Otóż niekiedy stada wróbli wlatują do kościoła jednymi drzwiami, krążą wokół grobu Giedroycia i nagle wylatują drugim wejściem do świątyni.
PLANTAMI I WOKÓt PLANT | 95
Naprzeciw kościoła św. Marka wznosi się gmach Polskiej Akademii Umiejętności; zaprojektował go w połowie dziewiętnastego stulecia dla Towarzystwa Naukowego Krakowskiego architekt Filip Pokutyń-ski. W westybulu na uwagę zasługuje posąg Mikołaja Kopernika, dzieło Walerego Gadomskiego. Przypomnieć się bowiem godzi, że inauguracyjne posiedzenie Akademii Umiejętności odbyło się w roku I 873
- równo w czterechsetną rocznicę przyjścia na świat Kopernika.
Ponownie jesteśmy na Plantach. Idziemy w kierunku dworca głównego. Po lewej - w pobliżu sadzawki - dostrzegamy pomnik upamiętniający poetę Bohdana Zaleskiego, autora słynnych dumek ukraińskich. Rzezba ta powstała w roku 1886 w pracowni Piusa We-lońskiego. Artysta przedstawił bohatera znanego utworu - ślepego harfiarza Bojana, pieśniarza drużynnego książąt ruskich, wraz z chłopcem, który go prowadził. Bojana, mitycznego poetę Słowian, wspomina poemat ruski Słowo o wyprawie Igora. Zaleski uważał się niejako za spadkobiercę wieszczej lutni Bojana.
Jesteśmy pod Barbakanem, niebezpiecznej - zwłaszcza w godzinach wieczornych - strefie Plant. Tutaj, aż do ulicy Szpitalnej, najstarszy proceder świata uprawiają tzw, plantówki. Co prawda nie wabią jak przed wojną wierszykami.
Przechodzimy koło Teatru im, j, Słowackiego. Po lewej stronie - przed gmachem tzw. województwa przy ulicy Basztowej - znajduje się niewielki głaz, przypominający o wydarzeniach z roku 1936, kiedy to podczas manifestacji robotniczej padły krwawe ofiary.
Przed wojną w tym kolistym wgłębieniu rósł okazały wiąz. A miały Planty właściwe tylko sobie pamiątki... W pierwszych dniach stycznia roku 1899 pojawiła się na pniu drzewa karteczka następującej treści:  Drzewo wolności". W parę dni pózniej została uzupełniona napisem:  Posadzone ręką Naczelnika Kościuszki w dniu przysięgi na Rynku
- zasadzono d. 3 maja 1791". Zatem sprzeczność w treści. Ale kto by się takimi detalami w Krakowie przejmował.
Tak tworzyła się nowa legenda mimo protestów Rady Miejskiej, która w celu wyjaśnienia rodowodu drzewa zebrała się na specjalnym posiedzeniu. Ustalono, że informacje na kartce są fałszywe. Mimo to, legenda przeżyła drzewo.  Drzewo wolności" ścięli Niemcy na początku okupacji.
194 PLANTAMI I WOKÓA PLANT
upamiętnieniu pięćsetnej rocznicy zawarcia unii krewskiej. Jest dziełem Oskara Sosnowskiego, rzezbiarza pracującego w Rzymie. Stamtąd przystano do Krakowa ten nie najwyższych lotów pomnik. Zresztą zawiera on pewną tajemnicę. Kryje się ona w kompozycji całości i rysach twarzy monarszej pary.
Wszyscy są przekonani, że jest to pomnik Jadwigi i Jagiełły. Pierwotnie wyobrażał Dąbrówkę i Mieszka I, pierwszych chrześcijańskich władców Polski. Otóż, Oskar Sosnowski w roku 1866 - z okazji dzie-więćsetlecia chrztu Polski - wykonał pomnik Mieszka i Dąbrówki z przeznaczeniem do Ogrodów Watykańskich. Tam miał przypominać światu, że kiedyś istniała niepodległa Polska. Z bliżej nieznanych powodów nie został tam nigdy umieszczony. Dwadzieścia lat pózniej artysta, przekazał ów pomnik do Krakowa, do Muzeum Narodowego, które obok obrazów gromadziło także współczesną rzezbę. Z woli władz, pragnących uczcić rocznicę pamiętnej unii w Krewię, stanął na Plantach jako Jadwiga i Jagiełło. I tak już pozostało. Dodajmy, że w pierwotnym zamyśle Sosnowskiego Mieszko i Dąbrówka nawiązywali do wcześniejszej rzezby Mieszka z Bolesławem Chrobrym, ustawionej w pierwszej połowie dziewiętnastego stulecia w słynnej Złotej Kaplicy w katedrze poznańskiej. Mieli stanowić pendant do tej kompozycji. Tyle z tajemnic krakowskich pomników.
Ulica Sławkowska. Po lewej stronie, już przy ulicy Długiej, zwróćmy uwagę na ceglany budynek z wieżą zegarową zwieńczoną globusem -to dawna siedziba Izby Przemysłowo-Handlowej, zaprojektowany przez Tadeusza Stryjeńskiego i Franciszka Mączyńskiego na początku ubiegłego wieku. Wchodzimy w Sławkowską. Po prawej stronie na uwagę zasługuje średniowieczny kościół Św. Marka, postawiony z fundacji księcia Bolesława Wstydliwego, potem rozbudowany. Tutaj -w prezbiterium - manier/styczny nagrobek błogosławionego Michała Giedroycia (zm. 1485). Z tym pomnikiem wiąże się ciekawe mistyczne zdarzenie, o którym opowiadają wierni nawiedzający świątynię. Otóż niekiedy stada wróbli wlatują do kościoła jednymi drzwiami, krążą wokół grobu Giedroycia i nagle wylatują drugim wejściem do świątyni.
PLANTAMI I WOKOL PLANT
195
Naprzeciw kościoła św. Marka wznosi się gmach Polskiej Akademii Umiejętności; zaprojektował go w połowie dziewiętnastego stulecia dla Towarzystwa Naukowego Krakowskiego architekt Filip Pokutyń-ski. W westybulu na uwagę zasługuje posąg Mikołaja Kopernika, dzieło Walerego Gadomskiego. Przypomnieć się bowiem godzi, że inauguracyjne posiedzenie Akademii Umiejętności odbyło się w roku I 873
- równo w czterechsetną rocznicę przyjścia na świat Kopernika.
Ponownie jesteśmy na Plantach. Idziemy w kierunku dworca głównego. Po lewej - w pobliżu sadzawki - dostrzegamy pomnik upamiętniający poetę Bohdana Zaleskiego, autora słynnych dumek ukraińskich. Rzezba ta powstała w roku 1886 w pracowni Piusa We-lońskiego. Artysta przedstawił bohatera znanego utworu - ślepego harfiarza Bojana, pieśniarza drużynnego książąt ruskich, wraz z chłopcem, który go prowadził. Bojana, mitycznego poetę Słowian, wspomina poemat ruski Siowo o wyprawie Igora. Zaleski uważał się niejako za spadkobiercę wieszczej lutni Bojana.
Jesteśmy pod Barbakanem, niebezpiecznej - zwłaszcza w godzinach wieczornych - strefie Plant. Tutaj, az do ulicy Szpitalnej, najstarszy proceder świata uprawiają tzw. plantówki. Co prawda nie wabią jak przed wojną wierszykami.
Przechodzimy koto Teatru im. J. Słowackiego. Po lewej stronie - przed gmachem tzw. województwa przy ulicy Basztowej - znajduje się niewielki gtaz, przypominający o wydarzeniach z roku 1936, kiedy to podczas manifestacji robotniczej padty krwawe ofiary.
Przed wojną w tym kolistym wgłębieniu rósł okazały wiąz. A miały Planty właściwe tylko sobie pamiątki... W pierwszych dniach stycznia roku I 899 pojawiła się na pniu drzewa karteczka następującej treści:  Drzewo wolności". W parę dni pózniej została uzupełniona napisem:  Posadzone ręką Naczelnika Kościuszki w dniu przysięgi na Rynku
- zasadzono d. 3 maja 179 I". Zatem sprzeczność w treści. Ale kto by się takimi detalami w Krakowie przejmował.
Tak tworzyła się nowa legenda mimo protestów Rady Miejskiej, która w celu wyjaśnienia rodowodu drzewa zebrała się na specjalnym posiedzeniu. Ustalono, że informacje na kartce są fałszywe. Mimo to, legenda przeżyta drzewo.  Drzewo wolności" ścięli Niemcy na początku okupacji.
196 PLANTAMI I WOKOt PLANT
Po drodze, spacerując Plantami, dostrzegamy zrekonstruowane zarysy murów fortyfikacyjnych wraz z tablicami wyobrażającymi poszczególne baszty. To specyficzna  dydaktyka turystyczna". W ten sposób poinformowani o nazwach baszt dochodzimy do ulicy Mikołajskiej. Po prawej stronie znajduje się tzw. Gródek. Tutaj w wieku czternastym stał obronny dwór wójta krakowskiego Alberta, znanego w historii Polski z buntu przeciw księciu Władysławowi Aokietkowi, który okrutnie potraktował buntowników -  po całym mieście włóczył końmi i przywleczonych poza miasto na szubienicy w pożałowania godny sposób zawiesił i tam musiały zwłoki wisieć tak długo, aż dopóki nie zgniłe ścięgna nie rozwiązały spojenia kości". Taką notkę napotykamy w Roczniku Kapitulnym Krakowskim pod rokiem 1312. Po stłumieniu rebelii na ulicach Krakowa zapanował terror czyli prawo zwycięzców. Książę poczynał sobie szczególnie okrutnie. Aokietkowi żołdacy wywlekali mieszczan z domów bez względu na wiek i płeć, i by wytępić  germańskie plemię" kazali powtarzać-jak zapisał współczesny -  soczewica, koło, miele młyn". Kto tego prawidłowo nie wymówił, płacił życiem. Pomysł został zaczerpnięty ze Starego Testamentu, gdzie w Księdze Sędziów czytamy.....a gdy zbiegowie z Efraima mówili pozwól nam przejść, Gileadczycy zadawali pytanie: Czy jesteś Efraimitą? -A kiedy odpowiadał: Nie, wówczas nakazywali mu: Wymówże więc Szibbolet. Jeśli rzekł Sibbolet - a inaczej nie mógł wymówić - zabierali go do niewoli i zabijali u brodu Jordanu" (ks 12,5,6). Krakowska rzez poszła w zapomnienie, a deszcz zmył do Wisły kałuże krwi. Historia potoczyła się dalej, milczeniem okrywając szczegóły tych tragicznych dni. Aokietka okrzyczano bohaterem. Zjed-noczycielem państwa. Krew zmyto z jego rąk... Zniknął dwór wójtowski, a na jego miejscu powstał zameczek zwany Gródkiem.
Tutaj w pierwszej połowie siedemnastego wieku - po gruntownej przebudowie - zamieszkały siostry Dominikanki. Od strony Plant -w murach klasztornych - widoczny jest zarys dawnej Bramy Rzezniczej z końca trzynastego wieku. To najstarsza brama miejska Krakowa, włączona z czasem w obręb klasztoru.
PLANTAMI I WOKÓA PLANT | 97
Warto choć na chwilę wstąpić do tego wczesnobarokowego kościoła. Wejście prowadzi od strony ulicy Mikołajskiej, przez pełen uroku niewielki dziedzińczyk klasztorny. Otóż w latach 1627-1632 dzięki fundacji Anny z Branickich Lubomirskiej wybudowano obecny klasztor, zaś w dwa lata potem - w roku 1634 - poświęcono skromny kościół pod wezwaniem Matki Boskiej Śnieżnej jako wotum za zwycięstwo pod Chocimem. Twórcą tej wiktorii był hetman Stanisław Lubomirski, syn fundatorki. W ołtarzu głównym obraz Matki Boskiej Śnieżnej z pierwszej potowy siedemnastego wieku. Wedle zakonnej tradycji poświęcił go papież Urban VIII. Szybko zasłynął cudami. Kroniki odnotowały, że już w roku 1638 - podczas pożaru - widziano Madonnę podobną do tej na obrazie, która płaszczem zakryta kościót i klasztor, chroniąc go przed żywiołem. Podobne widzenie zanotowano podczas szwedzkiego potopu. Zresztą do dzisiaj na murze klasztornym - od strony Plant - znajduje się obraz tzw. Matki Boskiej Szwedzkiej, którą lud połączył ze wspomnianym cudem. Gwoli prawdy trzeba podać, że jest to wizerunek Madonny Różańcowej, wzorowany na rzymskim obrazie Sas-soferrata, znajdującym się w kościele S. Sabina. Natomiast naprzeciw wejścia do kościoła umieszczono łaskami słynący barokowy krucyfiks
Kościót na Gródku
98 PLANTAMI I WOKÓA PLANT
(XVII w.), który - jak notują klasztorne kroniki - miat przemówić do jednej z zakonnic. I od tego czasu ma otwarte usta.
Gwoli ciekawości Czytelnika wyjaśnijmy określenie Matka Boska Śnieżna. Otóż w czwartym wieku rzymski patrycjusz Jan i papież Libe-riusz odebrali we śnie od Najświętszej Maryi Panny rozkaz, aby w tym miejscu, gdzie nazajutrz spadnie śnieg postawili kościół. I oto z 4 na 5 sierpnia, kiedy w Rzymie bywają największe upały, spadł śnieg na wzgórzu Eskwilinie, a całe Wieczne Miasto było tym cudem poruszone. Taki jest początek i powód ustanowienia przez papieża święta Najświętszej Maryi Panny Śnieżnej i budowy bazyliki S. Maria Maggiore, która stanęła w tym miejscu, gdzie spadł śnieg. Tam też znajduje się obraz Matki Boskiej Większej, zwanej też Śnieżną, albo Madonną Różańcową.
Dominikanki od przeszło trzystu stuleci opiekujące się średniowiecznym Gródkiem należą do zakonów o bardzo surowej regule.
Jeżeli dysponujemy czasem, to proponuję wyruszyć na krótki spacer ulicą Kopernika, będącą przedłużeniem ulicy Mikołajskiej. Po drodze napotykamy kościół św. Mikołaja, postawiony przypuszczalnie z końcem dwunastego wieku, przebudowany gruntownie w drugiej połowie siedemnastego stulecia. Tu brat ślub w 1910 roku z Zofią Muszkat Feliks Dzierżyński, kat wschodniej Europy. Przed kościołem tzw. latarnia zmarłych. To interesujący zabytek kultury materialnej z doby średniowiecza. Dawniej latarnie takie umieszczano w pobliżu cmentarzy lub najczęściej przy szpitalach dla zapowietrzonych, aby mieszkańcy mogli je w porę ominąć, uciekając przed zarazą. Morowego powietrza bano się bowiem, jak przysłowiowego ognia. W pobliżu chaczkar, czyli ormiański kamień krzyżowy, m.in. upamiętniający polskich Ormian oraz martyrologię Ormian wymordowanych w Turcji w 191 5 roku.
Już za wiaduktem kolejowym dostrzegamy monumentalny kościół Jezuitów, postawiony w latach 1909-1921 według projektu Franciszka Mączyńskiego, o cechach modernistycznych. Wejście główne
PLANTAMI I WOKÓA PLANT 199
wiedzie od ulicy Kopernika przez wytworny portal, który jest dziełem wybitnego rzezbiarza Xawerego Dunikowskiego. Modelem postaci Chrystusa byt przyjaciel artysty, Szymon Frommer, który zginął podczas drugiej wojny światowej. Po blisko pięćdziesięciu latach do Krakowa przyjechał krewna Szymona z Izraela i ze wzruszeniem rozpoznała rysy wuja w twarzy Chrystusa.
Wnętrze kościoła Jezuitów to dzieło polskich artystów doby Młodej Polski: rzezby wykonał Karol Hukan, polichromię Jan Bukowski, a mozaiki Leonard Stroynowski i Piotr Stachiewicz. Budowla ta jest niezwykle oryginalnym dziełem sztuki, złożonym z różnorodnych form historycznych, wyśmienicie zharmonizowanym z architekturą Krakowa. Na tyłach świątyni, na dziedzińczyku wiodącym do klasztoru znajduje się pomnik twórcy tego kościoła - Franciszka Mączyńskiego, dzieło Xawerego Dunikowskiego.
Przy ulicy Kopernika mamy jeszcze dwa barokowe kościoły - po prawej pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, potocznie zwany w Krakowie kościołem św. Aazarza, jako że ten patron przybył mu z końcem osiemnastego wieku, kiedy w budynku poklasztornym zorganizowano szpital św. Aazarza, prowadzony przez siostry Szarytki. Nieco dalej - po lewej, za wysokim murem - mieści się klasztor i kościół sióstr Karmelitanek Bosych, zakonnic zachowujących bardzo ostrą regułę. Całe założenie klasztorne pochodzi z pierwszej połowy osiemnastego wieku. Karmelitanki stały się znane w dziewiętnastym stuleciu dzięki Barbarze Ubryk, mniszce, która zapadłszy na ciężką chorobę umysłową - najprawdopodobniej nimfo-manię - została przez siostry  żywcem zamurowana" w celi klasztornej, pozbawionej wygód, bez okna i pieca. Przeżyła w niej od roku I 848 dwadzieścia jeden lat. Uwolniona przez komisję śledczą, resztę życia spędziła w szpitalu św. Aazarza, na oddziale dla umysłowo chorych. Gdy informacja o tym doszła do opinii publicznej zaczęły się w Krakowie manifestacje. Wśród manifestujących dostrzec można było Jana Matejkę i Michała Bałuckiego, który o tych wydarzeniach pisał:  Miasto nasze jest w wzburzeniu z powodu owej zakonnicy zamurowanej żywcem w klasztorze Karmelitanek. Tłumy ludu wieczorami wdarty się do wielu klasztorów, wysadzając bramy i tłukąc okna. Jezuitów pobito mocno, a ich mieszkania zniszczono wewnątrz. Dziś w nocy wojsko stato pod bronią po różnych stronach miasta dla
200 PLANTAMI I WOKÓA PLANT
obrony klasztorów. Z tej całej awantury ta korzyść realna, że dziś w mieście podpisują petycję do Magistratu o wypędzenie jezuitów". Dopiero interwencja wojska uspokoiła nastroje społeczne. Sprawa nieszczęsnej Barbary U bryk z największym odgłosem spotkała się w Italii. Tamtejszy silny ruch antyklerykalny wykorzystał propagandowo sprawę Barbary Ubryk. La monaca di Cracovia - zakonnica z Krakowa, byt to tytuł z pierwszych stron gazet z roku 1869. Powstała także romantyczna legenda. Wedle niej Barbara miała być osadzona w klasztornym karcerze za próbę ucieczki z klasztoru... z ukochanym. Z wydarzeniem tym związano przydrożną kapliczkę. Sprawa Barbary Ubryk weszła na karty wielu książek, broszur, wierszy i sztuk teatralnych. Była głośna w całej Europie.
Przy końcu ulicy Kopernika znajduje się Ogród Botaniczny wraz z budynkiem starego Obserwatorium Astronomicznego UJ, przebudowanym z dawnego pałacu Czartoryskich przez Feliksa Radwańskiego i Stanisława Zawadzkiego z końcem osiemnastego wieku. W roku 1784, I kwietnia, w tym samym niemal czasie co w Paryżu, balonem wzniosły się w Ogrodzie Botanicznym w powietrze cztery
Archiwum Państwowe
PLANTAMI I WOKÓA PLANT 20
damy; machina  widziana była w Wieliczce i w innych odległych okolicach Krakowa"
Powracamy ulicą Kopernika na Planty. Kontynuujemy nasz spacer ku Wawelowi. Mijamy znajdujący się po prawej stronie (w narożu ulic Siennej i św. Krzyża) budynek Archiwum Państwowego, postawiony w osiemnastym stuleciu przez Franciszka Placidiego jako szpital ubogich parafii Mariackiej. Na dziedzińcu stoi niewielki pomniczek Kraka (dzieło Franciszka Kalfasa z 1929) - legendarnego założyciela naszego miasta. Przechodzimy ulicę Sienną. Po prawej dostrzegamy zabudowania klasztorne wraz z kościołem Dominikanów. Natomiast po lewej - ukryty w zieleni - pomnik upamiętniający Narcyza Wiatra  Zawojnę" komendanta VI Okręgu Batalionów Chłopskich, który w tym miejscu został zabity (1945) przez Służbę Bezpieczeństwa (pomnik wykonał Bronisław Chromy).
Przecinamy ulicę Dominikańską. Plantami wzdłuż murów klasztornych Bernardynek, dawnego kolegium jezuickiego, dalej za kościołem św. św. Piotra i Pawła, murem Klarysek dochodzimy pod Wawel. Dodajmy, że mury klasztorne Bernardynek oraz Klarysek kryją resztki muru obronnego Krakowa, co jest widoczne.

3 5~
G>G
X
?
6
-53

0 Kościół Bernardynów na Stradomiu
0 Kościół Misjonarzy na Stradomiu
0 Kościół św. św. Katarzyny i Małgorzaty
0 Skałka
0 Plac Wolnica
0 Kościół Bonifratrów, d. Trynitarzy
0 Zakład Braci Albertynów
0) Podgórze z kościółkiem św. Benedykta i Kopcem Krakusa
0 Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Aagiewnikach
0 Kościół Bożego Ciała
0 Synagoga Wysoka
0 Synagoga Izaaka
0 Synagoga Kupa
0 Synagoga Tempel
0) Stara Synagoga
0) Bożnica Popera
(i?) Synagoga Remuh i kirkut
Poniżej Wawelu, od strony południowej, rozciągała się kiedyś średniowieczna osada Stradom, która na początku piętnastego stulecia została wcielona do królewskiego miasta Kazimierza, założonego w roku 1335 przez króla Kazimierza Wielkiego. Miasto to, otoczone ongiś murami obronnymi, oddzielała od Krakowa Wista, jeszcze do drugiej połowy dziewiętnastego wieku płynąca korytem, które było na miejscu ulicy Dietla.
U stóp Wawelu, u zbiegu ulic Stradomskiej i Bernardyńskiej naszą uwagę przykuwa odnowiona fasada barokowego kościoła Bernardynów. Zakonnicy reguły św. Franciszka - Obserwanci - osiedli tutaj zaraz po połowie piętnastego wieku. Pierwszy kościół ufundował kardynał Zbigniew Oleśnicki. Obecny stanął już po szwedzkim potopie, według projektu architekta Krzysztofa Mieroszewskiego. Ze względów strategicznych, spowodowanych bliskością Wawelu, architekt sprytnie ukrył kopułę, widoczną dopiero od środka świątyni. Wnętrze kościoła, o urządzeniu w stylu póznobarokowym, zdobią cenne zabytki. Najbardziej godne uwagi są obrazy pędzla Franciszka Lekszyckiego, bernardyńskiego zakonnika, który opanował do perfekcji sztukę posługiwania się grafikami, służącymi mu jako wzory do obrazów. Jego dziełem - z 2 pot. XVII w. - są obrazy Ostatnia Wieczerza, Ukrzyżowanie i Upadek pod Krzyżem. W kaplicy św. Anny -po lewej od wejścia - zwrócimy uwagę na rzezbę św. Anny Samotrzeć - dzieło wykonane w warsztacie samego mistrza Wita Stwosza oraz na niezwykle interesujący barokowy - z 2 pot. XVII w. - komiks: obraz wyobrażający Taniec Śmierci, która bez wyjątku wszystkich zrówna. Ten barokowy moralitet miał przypominać współczesnym o marnościach tego świata, wzbudzać refleksje o życiu godziwym i nieuchronnej śmierci. Ten przykład kultury sarmackiej poruszał wyobraznię i umyst, każąc pytać o sprawy najważniejsze. Wodzirejem ostatniego tańca jest Pani z kosą. Krakowski obraz należy do najsławniejszych tego typu w Polsce. Odznacza się nie tylko doskonałością artystyczną, ale i oryginalnością, za sprawą kapeli żywych grajków przygrywającej do tego upiornego pląsu! Ujęcia niespotykanego
PO KRÓLEWSKIM MIEŚCIE KAZIMIERZU
w tego typu wizerunkach. Trzeba ten obraz zobaczyć. Przemyśleć. Warto się ze śmiercią spoufalić, tak jak czynili to ludzie doby baroku, bo takie jest przesłanie tego niezwykłego dzieła. Warto niekiedy powrócić do sztuki jako najszlachetniejszej nosicielki życia i śmierci, po to, by zadać sobie pytania bolesne i trudne. Każdemu z nas przyjdzie się z Panią z kosą mocować...
Od strony północnej przylega do prezbiterium kaplica błogosławionego Szymona z Lipnicy. Był to niezwykle oryginalny święty na tle piętnastowiecznego Krakowa. Ten bernardyński zakonnik słynął z wyjątkowej ascezy, żyt skromnie: jadał raz dziennie, gwoli większych umartwień tarzał się czasem w śmietnisku znajdującym się opodal klasztoru. Śmietnisko nazywało się  czyściec". Sława Szymona, ściągała na Stradom pobożnych ludzi. Świątobliwy mnich zakończył życie zaraziwszy się pielęgnując chorych podczas zarazy. Zgodnie z jego życzeniem pogrzebano go przed progiem klasztoru. Rychło przy grobie Szymona zaczęty dziać się cuda, a wodę ze studni, z której za życia korzystał, uznano za cudowną. Studnia ta jest dostępna przy wejściu do klasztoru od ulicy Bernardyńskiej.
W Roku Pańskim 1473 pod Wawel zawitał wędrowny drukarz Kasper Straube, rodem z Bawarii. Tu w klasztornych pomieszczeniach otworzył typografię; dzięki ruchomym czcionkom wydrukował wówczas Calendarium Cracoviense - kalendarz na rok 1474. Jesteśmy w kolebce drukarstwa polskiego. U Bernardynów na Stradomiu.
Z kościoła Bernardynów przechodzimy ulicą Stradomską do barokowego osiemnastowiecznego kościoła Misjonarzy. Zaprojektował go (na początku XVIII w.) polski architekt Kacper Bażanka, wykorzystując swoje rzymskie doświadczenia, wzorując się na dziełach twórców tej miary co Gian Lorenzo Bernini i Francesco Borromini. Jednolite stylowo wnętrze architekt przyozdobił lustrami, tym sposobem znacznie optycznie poszerzając przestrzeń niedużej świątyni. Takie sprytne rozwiania byty nagminnie stosowane w dobie baroku. W ołtarzu głównym obraz Nawrócenie św. Pawia Tadeusza Kuntze Konicza.
PO KRÓLEWSKIM MIEŚCIE KAZIMIERZU 207
Ruszamy ulicą Stradomską na właściwy Kazimierz. Przechodzimy ulicę Dietla i ulicą Krakowską podążamy do centrum dawnego Kazimierza, który aż do schyłku osiemnastego wieku byt miastem niezależnym od Krakowa. Po drodze skręcamy w prawo, w ulicę Skałeczną. W oddali widzimy barokowe wieże Skałki. Dochodzimy do ulicy Augustiańskiej. Przed nami kościół św. Katarzyny i Małgorzaty, potocznie w Krakowie nazywany kościołem św. Katarzyny. Przylega doń - od północy - klasztor Augustianów. Kościół ufundował król Kazimierz Wielki w roku 1363 dla zakonu Augustianów, sprowadzonych znacznie wcześniej z Pragi czeskiej. Budowlę ukończono z końcem czternastego wieku, już po śmierci fundatora. Przyczyna fundacji była nader prozaiczna, lecz zgodna z duchem epoki. Stata się - jak chce tradycja-ekspijacją za zabójstwo wikarego katedralnego, księdza Marcina Baryczki, który w imieniu biskupa Bodzanty napomniał monarchę z racji niemoralnego żywota. Kronikarze zapisali, że nieszczęsnego Baryczkę biskup wysłał do króla z pismem zawierającym klątwę biskupią. Poselstwo skończyło się tragicznie. Król nakazał Baryczkę utopić w przerębli wiślanej, jako że była wówczas zima. Baryczka zginął nagłą śmiercią, a król musiał odpokutować, kultura zyskała znakomite budowle sakralne (bo wtedy za pokutę należało postawić kościół). Pośród nich znalazł się kościół św. Katarzyny. Zbrodnia z roku 1349 owocowała fundacjami kościelnymi, dzięki którym zdjęto z Kazimierza ekskomunikę. Na koszt monarchy stanęło kilka świetnych kościołów, a Kazimierz Wielki wszedł dzięki nim do historii sztuki jako wyśmienity mecenas.
Interesującą historię o funduszach zdobytych przez Augustianów na budowę kościoła przekazał Jan Długosz. Kiedy w roku 1385 pretendent do ręki królowej Jadwigi, książę Wilhelm musiał uciekać z Krakowa, miał jakoby zostawić przywiezione ze sobą skarby u Gniewosza z Dalewic. Tenże ukrył je u Augustianów, gdzie po upływie pewnego czasu przeor klasztoru znalazłszy skarb przeznaczył go na ukończenie kościoła św. Katarzyny. Upominał się o te skarby syn Gniewosza, ale bez skutku.
Zanim wejdziemy do kościoła św. Katrzyny warto przypomnieć, że na krużgankach klasztornych znajduje się grób piętnastowiecznego zakonnika augustiańskiego Izajasza Bonera, znanego w swoim czasie ze świętości. W najstarszym biogramie tego lokalnego świętego czy-
208 PO KRÓLEWSKIM MIEŚCIE KAZIMIERZU
tamy, że moc świętego męża dekonspirowata niewiasty lekkich obyczajów. Pewnego bowiem razu przybyty do grobu świętego mulieres impudices czyli kobiety bezwstydne. Gdy stanęty na grobie, to płyta zatrzęsła się. W ten sposób Izajasz zdekonspirował profesję niewiast... Czynił to i pózniej, zatem krakowskie dziewki wszeteczne omijały skwapliwie kościół Św. Katarzyny. Od osiemnastego wieku grób Izajasza Bonera znajduje się w osobnej kaplicy, wyodrębnionej z krużganków. Niemniej miejsce to grozne dla tych, którzy przekraczają dziesięć przykazań
Jesteśmy w kościele Św. Katarzyny. To imponująca trójnawowa bazylika, z wydłużonym prezbiterium. Od strony południowej około roku 1400 dobudowano kruchtę pokrytą w całości subtelnym lasko-waniem. Wiedzie do wnętrza świątyni. W ołtarzu głównym obraz Mistyczne zaślubiny św. Katarzyny Aleksandryjskiej, pędzla krakowskiego malarza z siedemnastego wieku - Andrzeja Wenesty. W nawie południowej manier/styczny pomnik Wawrzyńca Spytka Jordana i jego rodziny. Wawrzyniec Spytek Jordan (zm. I 568), kasztelan i wojewoda krakowski w jednej osobie, należał do czołowych postaci życia politycznego i kulturalnego za rządów ostatnich Jagiellonów. Był znanym opiekunem sztuki, o którym Giorgio Vasari powiadał: de/ gran-dissimo signore in Polonia. Do nawy południowej - od zachodu - przylega kaplica św. Moniki, zwana też Węgierską - obecnie oratorium sióstr Augustianek. Kaplica ta dostępna jest dla wiernych tylko raz w roku, 26 kwietnia - w święto Matki Boskiej Dobrej Rady.
Przy łuku tęczowym - po prawej stronie - dostrzegamy płaskorzezbę wyobrażającą św. Ritę de Cascia, patronkę od spraw niemożliwych, szczególnie czczoną obecnie przez kobiety, które dnia 22 każdego miesiąca modlą się do niej, prosząc o nadprzyrodzone interwencje, szczególnie w sprawach osobistych, przeważnie  sercowych", składając na ołtarzu nie tylko karteczki z prośbami, lecz także kwiaty. Ta święta augustianka, od piętnastego stulecia, wspiera tych, którzy tego oczekują. I o tym specyficznym miejscu w naszej wędrówce po starym Krakowie pamiętajmy. To święta, która na pewno nam pomoże i wzmocni nas. Może i nam przyda się ta terapia, iż wiara czyni cuda, o czym pisze ewangelista św. Mateusz.
Od strony północnej przylegają do kościoła krużganki klasztorne. Zdobią je cenne malowidła ścienne (XIV-XVI w.), wśród których najle-
PO KRÓLEWSKIM MIEŚCIE KAZIMIERZU 209
piej zachowane to tzw. Chrystus w grobie (także określany mianem Chrystusa w studni), czczony przez lud krakowski od połowy piętnastego wieku. W kaplicy Matki Boskiej Pocieszenia - wyodrębnionej z krużganków - dostrzegamy interesujące malowidło (XV/XVI w.) -Madonnę ze świętymi Mikołajem z Tolentino i Augustynem. Sceny tej dopełniają kompozycje przedstawiające nadprzyrodzone interwencje Maryjne. To do tej kaplicy przylega mauzoleum błogosławionego Izajasza Bonera, dekonspiratora  bezwstydnych niewiast"
W pótnocno-zchodnim narożu krużganków (na wprost od wejścia z ulicy Augustiańskiej) znajduje się póznorenesansowy pomnik nagrobny Jana Mrowińskiego (zm. I 580), rajcy miasta Kazimierza i autora znakomitego dziełka pt. Stadło małżeńskie, które w epoce staropolskiej pełniło niebagatelną rolę podręcznika dotyczącego pożycia małżeńskiego, rodzaj pierwszego w polskim piśmiennictwie podręcznika  o czasie obłapiania". Zdaniem jego autora seks małżeński jest  rzeczą rozkoszną". Dziełem swym Jan Mrowiński na zawsze wszedł do dziejów polskiej obyczajowości.
Przy krużgankach są jeszcze dwie kaplice dobudowane od wschodu. To kaplica św. Doroty wsparta na dwóch filarach, oraz św. Tomasza (dziś zakrystia), której sklepienie gotyckie podtrzymuje jeden filar. Na zwornikach sklepiennych dostrzegamy litery, układające się w słowo:  KA-ZY-MI-R", odnoszące się do króla Kazimierza Wielkiego.
O Skałce - dokąd teraz zmierzamy - te słowa w siedemnastym wieku skreślił Stanisław Grochowski:
 Stąd królowie nasi zwyczaj mają, Wprzód nim koronę na głowę im dają: Każdy co ma być na Królestwo wzięty, Skałkę nawiedza, gdzie krew rozlał święty".
Skałka to nieznaczny kamienny pagórek - kiedyś wyższy - położony na wprost Wzgórza Wawelskiego. Dał on nazwę wzniesionym na nim przed wiekami budowlom. To piękne i malownicze wzgórze,
O PO KRÓLEWSKIM MIEŚCIE KAZIMIERZU
aczkolwiek niewielkie, związane jest co najmniej od trzynastego stulecia z kultem św. Stanisława ze Szczepanowa. Tutaj biskup krakowski Stanisław padł - wedle tradycji - z rąk króla Bolesława Śmiałego. Konflikt ten, o którym doprawdy nic nie wiemy poza enigmatycznym zapisem u kronikarza Galla Anonima, z czasem obrósł w legendę, a ta od wczesnego średniowiecza żyje własnym życiem. Zresztą przytoczmy słowa prof. Aleksandra Gieysztora, znanego współczesnego mediewisty, który tak o całej sprawie z roku 1079 powiada:
 O antagoniście królewskim mało wiemy, gdy nie brać pod uwagę pomówień rzucanych w czasie procesu o stawkę znacznie od nich wyższą, bo zdrady głównej, i gdy przyznać Stanisławowi trzeba nie lada miarę odwagi i zdecydowania, aby stać się rzecznikiem prawa oporu społecznego wobec autokratyzmu królewskiego". Tyle historyk. W roku 1253 Stanisława wyniesiono na ołtarze. O królu  mordercy" też nie zapomniano. Data śmierci Bolesława wpisana jest w kalendarzu-nekrologu katedry krakowskiej, bez wzmianki, że zmarł na wygnaniu, czy też w konflikcie z klerem. Mało tego, kapituła krakowska modli się za króla, który był jej dobrodziejem. Bolesław Śmiały zmarł jako pokutnik, a legenda ossjacka - czyli w miejscu rzekomej śmierci króla w Ossjaku - czyni zeń świętego, co potwierdzają malowidła w miejscowym kościele i kult świątobliwego monarchy. Zatem z tragicznego w skutkach konfliktu wyrosło z czasem dwóch świętych - Stanisław i Bolesław ...Sic Deus voluit.
W Polsce po tragicznym w skutkach konflikcie powstała czarna legenda króla Bolesława. Spór z biskupem Stanisławem zszargał mu opinię do tego stopnia, że trudno dziś na podstawie kronikarskich przekazów oddzielić pomówienia od prawdy. Istnieje prawdopodobieństwo, że wzmiankowana w zródłach nałożnica Krystyna, istniała w rzeczywistości. Natomiast posądzenie króla o sodomię jest niczym innym tylko wymysłem prokościelnej opinii publicznej. To trzynastowieczny autor Kroniki Wielkopolskiej pisał:  iż dokądkolwiek król szedł, kazał za sobą prowadzić bydle juczne zamiast żony, ozdobione purpurą i bisiorem, którego używał w znaczeniu odrażającym". Na swoje usprawiedliwienie autor dodaje, że  pewne jednak pisma, na których trzeba się opierać, utrzymują, że tak nie było". Bolesław Śmiały mógł mieć różne oblicza. A legenda św. Stanisława ma tylko sens wtedy, kiedy istnieje król-potwór. Zderzenie dobrej wiary ze złą i okrutną
PO KRÓLEWSKIM MIEŚCIE KAZIMIERZU 21 I
władzą, bezbożności wtadcy ze świętością biskupa. Paradoks polegał na tym, że w Rzeczypospolitej czczono biskupa męczennika, w dalekiej Austrii króla pokutnika, jak bowiem pisano o nim w dziewiętnastym stuleciu:  on (król) też to potem pilnie odpokutował, i Pan Jezus mu darował, ale szkoda że się tak zabaczyt, bo żeby nie to! to by Polska była miała z niego wiele pociechy i szczęścia". Zatem okrutny paradoks dziejów utraconej szansy na porozumienie i współpracę. Tak, o ironio dziejów, wytonił się przyszły patron zjednoczonego Królestwa Polskiego - św. Stanisław. A jego kult przez wieki był miarą zasięgu kultury polskiej i stał się najpiękniejszą kreacją naszego średniowiecza.

Skateczne schody
Od trzynastego stulecia stała się Skałka miejscem pielgrzymkowym. Zdążali tutaj nie tylko pobożni pątnicy, ale także królowie, którzy w pielgrzymce przedkoronacyjnej korzyli czota na Skałce przed relikwiami św. Stanisława. Akt ten traktowano jako formę ekspiacji za zabójstwo św. Stanisława. Canossa naszych władców...
Na Skałce od wczesnego średniowiecza wznosi się wzmiankowany już na początku trzynastego wieku kościół św. Michała Archanioła,
212 PO KRÓLEWSKIM MIEŚCIE KAZIMIERZU
który od piętnastego wieku pozostaje pod opieką Paulinów, sprowadzonych tu przez Jana Długosza. Za czasów tego historyka powstał nowy kościół, który zburzono w osiemnastym stuleciu. Obecna barokowa świątynia pochodzi z pierwszej połowy tegoż wieku i jest dziełem dwóch architektów: Antoniego Muntzera i Antoniego Sola-riego, który zakończył tę budowę. Od strony północnej do kościoła przylega rozległy barokowy klasztor. Na teren kościelny prowadzi nas neobarokowa bramka z ozdobną kratą, postawiona z końcem dziewiętnastego wieku.
Na dziedzińcu - po prawej - ocembrowana sadzawka św. Stanisława, którego póznobarokowy posąg stoi pośrodku sadzawki. Wiąże się z nią podanie, że po zabiciu Św. Stanisława wrzucono tutaj poćwiartowane jego ciało, przez co woda nabrała mocy uzdrawiającej, szczególnie w przypadku chorób oczu i skóry. Inna wersja legendy głosi, że podczas ćwiartowania zwłok świętego, jego palec wpadł do sadzawki. Połknęła go ryba, którą w cudowny sposób wyłowiono. Jeszcze do niedawna przyjeżdżano tutaj nawet z odległych stron, by leczyć schorzenia oczne i skórne.
Stoimy przed dwuwieżową fasadą kościoła. Do wejścia wiodą monumentalne schody, pomiędzy którymi - na dole - jest wejście do Grobów Zasłużonych. Wnętrze świątyni o jednolitym -jak mało gdzie - barokowym urządzeniu zachwyca prostotą. Dekoracja rzezbiarska to dzieło Jana Jerzego Lehnerta i Wojciecha Rojowskiego. W ołtarzu głównym obraz Michała Archanioła, namalowany przez Tadeusza Kuntze Konicza. Po lewej stronie mamy kaplicę Św. Stanisława. W ołtarzu znajduje się drewniany pień, na którym wedle legendy stracono świętego. Widoczne ślady krwi. Natomiast w ścianę kaplicy wmurowano stopień zroszony krwią męczennika.
W obszernej krypcie pod kościołem znajdują się Groby Zasłużonych. Kryptę tę otwarto w roku I 880 w związku z czterechsetną rocznicą śmierci Jana Długosza, którego powtórny pogrzeb zainaugurował ska-teczną - zarazem narodową - nekropolię. Grzebano tutaj tych, dla których katedralne progi na Wawelu były  za wysokie". Skałeczna krypta zasłużonych stała się dopełnieniem krypt wawelskich. Powstał zatem narodowy Panteon, w którym pogrzebano: Jana Długosza, Lucjana Siemieńskiego, Wincentego Pola, Teofila Lenartowicza, Józefa Ignacego Kraszewskiego, Adama Asnyka, Henryka Siemiradz-
PO KRÓLEWSKIM MIEŚCIE KAZIMIERZU 213
kiego, Stanisława Wyspiańskiego, Jacka Malczewskiego, Karola Szymanowskiego, Tadeusza Banachiewicza i Ludwika Solskiego, a ostatnio Czesława Miłosza.
Nie tak łatwo wchodziło się do Grobów Zasłużonych. Nie zawsze pochówek na Skałce zyskiwał akceptację całego społeczeństwa. Dla przykładu przypomnieć należy głosy związane z pogrzebaniem wybitnego pisarza Józefa Ignacego Kraszewskiego (zm. I 887). Tym razem alarmowali duchowni. Antagoniści pisarza błyskawicznie przypomnieli jego powieść Boleszczyce, na kartach której Kraszewski odsądził od czci i wiary św. Stanisława, ukazawszy go jako zdrajcę, knującego z Czechami.  Dziwną ironią losów - pisano na łamach  Przeglądu Katolickiego" - pod stopy wielkiej postaci świętego, panującej swym męczeństwem na Skałce, złożono jednego z tych, co szerzą zdanie jego oszczerców, jakby z myślą tej kornej ekspiacji, że właśnie to ma być największym dlań zaszczytem, iż złożony został pod cieniem pamięci tego męczennika, którego tak ciężko znieważył". Dalej czytamy, że Kraszewski wychwalał Garibaldiego,  choć ten walczył przeciwko Ojcu Św., jak na serdeczne, ojcowskie napomnienie Piusa IX, uczynione mu na prywatnej audiencji, aby w powieściach swoich unikat wszystkiego, co by złe namiętności człowiecze rozbudzać i podsycać mogło, oburzył się tak dalece, iż nawet stawić się nie chciał na powtórne zawezwanie do Watykanu, na którym Ojciec św. pragnął załagodzić mimo swej woli zbyt dotkliwie przyjęte poprzednie swoje słowa; kto pamiętał jego Tydzień, wydawany w Dreznie, w którym wszystkie baśnie i plotki wrogie Stolicy św. znajdywały gościnność". To zaledwie część ataków na pisarza, który mimo to spoczął na Skałce.
Opuszczamy Skałkę. Miejsce święte, o którym pisał Stanisław Wyspiański:
 Strzeżcie wy się, tam czary,
tam gontyna i woda święcona,
tam szumią święte drzewa,
gromada pieśni śpiewa:
miejsce święte od wieka wieczyście".
Od strony klasztornego ogrodu dostrzegamy gotycki mur miejski miasta Kazimierza. Ulicą Skałeczna, obok kościoła św. Katarzyny, docho-
214 PO KRÓLEWSKIM MIEŚCIE KAZIMIERZU
dzimy do ulicy Krakowskiej. Skręcamy na prawo. W oddali ratusz kazimierski i plac Wolnica, który jest pozostałością rynku dawnego Kazimierza. W starym ratuszu, wzniesionym jeszcze na początku piętnastego wieku, gruntownie przebudowanym w siedemnastym i dziewiętnastym stuleciu, znajduje się arcyciekawe Muzeum Etnograficzne, najstarsza tego typu placówka w Polsce, założona na początku ubiegłego wieku. Zbiory tego muzeum ukazują kulturę ludową i materialną ludu krakowskiego. W ekspozycji poczesne miejsce zajmują stroje ludowe, oryginalne wnętrza chałup: góralskiej, krakowskiej, śląskiej, ponadto zrekonstruowany folusz, olejarnia, warsztat garncarski. Osobny dział stanowią dawne krakowskie zwyczaje doroczne; na uwagę zasługuje również zbiór szopek bożonarodzeniowych. Czasowe wystawy tej placówki mieszczą się w tzw. Domu Esterki, ponoć miłośnicy królewskiej, przy ulicy Krakowskiej nr 46. A kochanek król Kazimierz miał wiele. Tylko jedna Esterka, piękna Żydówka z krakowskiego Kazimierza, sercem królewskim na długo zawładnęła.
 Któż wie, co śpiewają ptaki? Może z każdą nową wiosną,
Kazimierskie klimaty
PO KRÓLEWSKIM MIEŚCIE KAZIMIERZU 215
Powietrznymi lecąc szlaki, Nucą dawną pieśń miłosną, O Kazimierzu, o Esterce?... Wszędzie, zawsze Miłość, serce!"
- pisał K. Gliński. Esterka stała się synonimem miłosnych przygód ostatniego, jurnego Piasta. To właśnie ten dom - niedawna - tradycja połączyła z królewską miłośnicą.
Kierujemy się w stronę Wisły, aby podziwiać malowniczą, póznoba-rokową fasadę kościoła Trynitarzy, dziś Bonifratrów. Został zaprojektowany w połowie osiemnastego wieku przez słynnego architekta Franciszka Placidiego, który w dziele tym nawiązał do rzymskich kreacji Francesca Borrominiego, tworząc oryginalny kościół z fasadą obliczoną na oglądanie w skrócie perspektywicznym, od strony placu Wolnica. Sklepienie kościoła - gdy już znajdujemy się wewnątrz budowli - wypełnia iluzjonistyczna polichromia namalowana przez Józefa Piltza.
Za kościołem Bonifratrów, już przy Wiśle, można jeszcze zobaczyć pozostałości murów obronnych Kazimierza. Dodajmy, że Bonifratrzy, powołani kiedyś do prowadzenia szpitali i opieki nad chorym, nadal prowadzą znaną klasztorną aptekę, słynącą z doskonałych leków ziołowych. Chorych leczą ziołami, które przyrządzają wedle starych receptur. Doskonale znają tajemnicę robienia wszelakich leków, wykonanych czasem z nader rzadkich ziół. Ich medycyna to powrót do natury, do zielarstwa -  leki z Bożej apteki". Dewizą zakonu była służba bliznim, w których - zgodnie z regułą zakonną - widzieli samego Chrystusa, bowiem twórca Bonifratrów św. Jan Boży powiadał -  wszystko czynię dla Jezusa".
Powracamy w stronę placu Wolnica. Po lewej stronie - przy ulicy Krakowskiej nr 43 - mieści się Zakład Braci Albertynów, których zgromadzenie założył święty Brat Albert - Adam Chmielowski. On to
216
PO KRÓLEWSKIM MIEŚCIE KAZIMIERZU
przed z górą stu laty zetknął się w ogrzewalni miejskiej, gdzie szukali schronienia bezdomni, z bezmiarem ludzkiego nieszczęścia i nędzy człowieczej. Po latach Karol Estreicher pisał o tej niezwykłej przemianie, jakiej doświadczył Adam Chmielowski:  Tam to, w wylocie kanału sklepionego w czasach, gdy król zmurował miasto Kazimierz, w miejscu oświetlonym kagankiem schodzili się w nocy żebracy i nędza ludzka lęgła się razem ze szczurami. Tam, gdzie tylko śmierć-wyba-wicielka zaglądała, zawlokła przyszłego dobroczyńcę Krakowa An-tośka. Tam ujrzał ludzi pozbawionych człowieczeństwa, łachmany ciał budzące odrazę. Tam poczuł powołanie zakonu albertynów. Jak prawa żebracze ominął, co uczynił, że wyszedł stamtąd, że nikt nie porwał się na niego, pozostało jego tajemnicą i tych natchnionych sił, jakie nosił w sobie. Faktem jest, że niedługo założył w małym domku na Kazimierzu schludne i ciepłe schronisko, faktem jest (...) czego nie dokonał złotousty kaznodzieja, to uczynił cichy i pokorny brat. Zniknęło z Krakowa prastare targowisko żebracze, które w XVII stuleciu było już znane i wspomniane jest w jednym ulotnym druku rybałtow-skim, a na jego miejscu działać zaczął zakon nowy reguły św. Frań-
fx
-
Okrąglak przy placu Nowym
PO KRÓLEWSKIM MIEŚCIE KAZIMIERZU 217
ciszka, założony przez ścisłego obserwanta". Z Adama Chmielowskiego narodził się Brat Albert. To ten artysta, uczestnik powstania styczniowego poświęcił się bez reszty ubogim, nieuleczalnie chorym, pozostając im wiernym aż do śmierci. Niósł wraz ze współbraćmi pomoc ubogim i ciężko chorym, których porzucili najbliżsi. Zmarł właśnie w tym domu w dzień Bożego Narodzenia roku 1916. Przypomina o tym tablica wmurowana w fasadę, z płaskorzezbą wyobrażającą św. Brata Alberta dłuta Karola Hukana.

Po drugiej stronie Wisły, na jej prawym brzegu, mieści się miasto Podgórze, założone w roku 1784 przez cesarza Józefa II. Od roku 1915 wcielone do Krakowa. To w Podgórzu znajduje się kopiec Krakusa, usypany najpewniej gdzieś w ósmym wieku po Narodzeniu Chrystusa. Wedle tradycji ma być mogiłą legendarnego Kraka, założyciela Krakowa. Nazywano go także  Rękawką". Zgodnie bowiem z prastarą tradycją, lud miał usypać swemu władcy mogiłę, nosząc ziemię rękami (inni powiadają, że w rękawach).  Raka" w języku serbskim znaczy grób, w języku zaś czeskim  rakew" to trumna. Do dziś, w pierwszy wtorek po Wielkanocy - tak jak przed wiekami u stóp mogiły Krakusa - gromadzi się gwarny tłum, kupujący w kramach wokół kościółka św. Benedykta na Krzemionkach słodycze i świecidełka. W obchodzie Rękawki zachowało się przypomnienie stypy pogrzebowej, jak też zwyczaj palenia na wiosnę ogni zaduszkowych. Rękawka była kiedyś uroczystością zaduszną Wiślan, wypartą - choć nieskutecznie - przez zaduszki jesienne, ustanowione przez Kościół w wieku dziesiątym. Jeszcze do niedawna spod kościółka św. Benedykta zrzucano w przepaść skalną gotowane jaja, chleb, jabłka oraz resztki święconego - obrzędowy pokarm zmarłych. Jajo w tym obrzędzie miało na celu zjednywanie dobra i odstraszanie zła, nadto jako symbol życia i płodności zasilało duszę zmarłego. Obecnie na Rękawce jest wielki ludowy festyn, połączony z odpustem przy kościółku św. Benedykta. Zapomnieniu uległa pradawna symbolika obrzędu, a pamięć o wiosennych słowiańskich Zaduszkach przemieniła się w legendę, tak starą jak Kraków.
218 PO KRÓLEWSKIM MIEŚCIE KAZIMIERZU
 Gdy Krakus w póznej chwili mądrego władania Przeszedł z Panów przybytku do Boga mieszkania, Wspaniały ku czci jego pogrzeb wyprawiono, Ziemia ojców, zgasłego w swe przyjęta łono, A lud płaczem uczuć wynurzając siłę, Własną ręką wyniosłą usypał mogiłę, Stąd nazwisko Rękawki. Stąd ten dzień w pamięci, Co go Kraków dotychczas uroczyście święci. Nie wzniosła grobu tego olbrzymia potęga, Ani niebieskich sklepień czołem swym dosięga, Lecz trwa w nim dotąd pamięć wiekom przekazana, Co może miłość ludu dla dobrego Pana!"
- pisał pięknie Franciszek Wężyk.
Kościółek św. Benedykta kryje niezwykłą tajemnicę. Wedle legendy pod stopniami kościoła mieszka zaczarowana księżniczka, jest czarna i pilnuje skarbów ukrytych pod ołtarzem. Z zaklęcia wyzwoli ją tylko ten młodzieniec, który ją pokocha i poślubi. Ma przybyć do kościółka o północy. Wtedy księżniczka pokaże mu skarby i wręczy duże pieniądze. Sumę tę winien wydać w ciągu trzech dni, z nikim się jednak nie dzieląc. Jeśli nie spełni warunków, zginie marnie. Ponoć zgłosił się taki śmiałek. Hulał po karczmach przez trzy dni. W kieszeni został tylko jeden grosz. Gdy nocą powracał z Krakowa, zauważył na moście starca, proszącego o jałmużnę. Chłopiec sięgnął do kieszeni, wspierając żebraka ostatnim groszem. Gdy o północy wszedł do kościoła św. Benedykta, zobaczył księżniczkę. Złapała go z szyję, urywając nieszczęśnikowi głowę, tak jak przepowiedziała. Czarna Dama ukazuje się często w godzinie duchów w pobliżu kościółka, w miejscu znanym tylko miejscowym.
W pobliżu kościółka jest teren zwany niegdyś  na Zbóju", miejsce kazni; w I 65 I roku tutaj wbito na pal Kostkę Napierskiego, a kat  kilkadziesiąt razy weń [pal] uderzał, zanim pal przeszedł przezeń". Taki był koniec buntownika i zdrajcy.
PO KRÓLEWSKIM MIEŚCIE KAZIMIERZU 219
Postać mistrza Twardowskiego na stałe wrosła w kulturę Krakowa wraz z gamą różnorodnych legend. Otóż w paśmie Krzemionek Podgórskich, ku zachodowi, jest miejsce zwane w tradycji szkołą Twardowskiego, którą mu czarty w wapiennych skałach wykuty. W tej grocie nasz mistrz miał czynić czarnoksięskie sztuczki za pomocą magicznego zwierciadła. Tutaj naradzał się z czartowską bracią i pisał opasłe księgi. Tu wreszcie na koniec barwnego żywota w pychowic-kiej karczmie o nazwie Rzym diabeł zgodnie z cyrografem dostał był mistrza. Ten jednak ubiegł czarta fortelem. Zanucił godzinki ku czci Niepokalanej, śpiewane po dziś po świątyniach i domach. Wybawiły go od piekielnych mocy. Jednak wyrokiem boskim i czartowskim zawisł Twardowski na księżycu. To diabeł pozostawił mistrza na srebrnym globie.
Od pradawnych czasów księżyc uchodził zawsze za krainę zmarłych, a zarazem odrodzenia. Lunarna symbolika odnawiającego się rytmicznie księżyca dawała nadzieję na zmartwychwstanie. Tak jak po trzech nocach ciemności księżyc odradza się i znów świeci, tak samo zmarli przeszedłszy - wedle pierwotnych wierzeń - po zgonie na księżyc, odradzają się. Podlegają metamorfozie na wzór księżyca, zródła życia, płodności i odrodzenia. U niektórych ludów tylko czarownik po śmierci mógł znalezć się na księżycu. Wszak mistrz Twardowski był czarnoksiężnikiem. To z księżyca wysyła Twardowski do Krakowa swego sługę Maćka, zamienionego w pająka. Bóstwo lunarne uchodziło zawsze za prządkę, za tkacza snującego los ludzki z własnej substancji, tak jak pająk snuje z siebie pajęczynę. Legenda Twardowskiego okazuje się renesansową formą prastarych wyobrażeń religijnych, przetworzonych w ucieszną dykteryjkę, mającą jednak swoją symbolikę i antropologiczne wyjaśnienie. Legenda o mistrzu Twardowskim to najpiękniejsza polska baśń.
Przepraszamy za ten króciutki wykład o mistycznych dziejach Podgórza. Zachęcamy do przeprawy przez Wisłę, udajcie się pod kościółek św. Benedykta, aby stamtąd zobaczyć kopiec Krakusa, jeden z symboli historii Krakowa.
220 PO KRÓLEWSKIM MIEŚCIE KAZIMIERZU
Warto jeszcze pamiętać, że w Podgórzu znajdują się dwa kościoły zaprojektowane na początku ubiegłego wieku przez znanego architekta Jana Sas-Zubrzyckiego. W Rynku Podgórskim wznosi się neogotycki kościół parafialny św. Józefa. Natomiast przy ulicy Zamojskiego znajduje się świątynia Redemptorystów. Tutaj w ołtarzu głównym jest wizerunek Madonny Nieustającej Pomocy (de Perpetuo Succur-su), której kult szerzą Redemptoryści. To kopia słynnego i znanego na świecie obrazu z rzymskiego kościoła S. Alfonso.
Zapraszamy też do Aagiewnik (dojazd tramwajem z Podgórza), do zespołu klasztornego zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia i Sanktuarium Bożego Miłosierdzia. W tutejszym kościele przyklasztornym spoczywa mistyczka, święta siostra Faustyna Kowalska (zm. 1938), szerząca kult Miłosierdzia Bożego i obrazu Jezu, ufam Tobie. Wizerunek ten jest obecnie jednym z najbardziej znanych i czczonych obrazów Chrystusa w Kościele Rzymskokatolickim. Każdy wierny, który zaufa Miłosierdziu Bożemu znajdzie ukojenie od wszelakich niepokojów i lęków. To jest przesłanie łagiewnickiego Sanktuarium Miłosierdzia Bożego. A do Aagiewnik zjeżdżają pielgrzymki z całego niemal świata.
W Aagiewnikach powstało imponujące rozmachem Sanktuarium Miłosierdzia Bożego, które konsekrował wielki papież Jan Paweł II (2002), zawierzywszy wtedy świat Miłosierdziu Bożemu. Ojciec Święty wspominał dawne lata okupacji, kiedy to pracował  w pobliskim Solvayu" i chodził do pracy w drewnianych butach i wyznał wówczas:  Jak można było sobie wyobrazić, że ten człowiek w drewniakach kiedyś będzie konsekrował Bazylikę Miłosierdzia Bożego w krakowskich Aagiewnikach".
W ostatniej modlitwie Regina Coeli Jana Pawła II, odczytanej już po śmierci Ojca Świętego na placu Św. Piotra w niedzielę 3 kwietnia 2005 roku usłyszeliśmy znamienne:  Jezu, ufam Tobie, miej miłosierdzie nad nami i nad całym światem".
II $
Ponownie powracamy na plac Wolnica. W narożu - u zbiegu ulic św. Wawrzyńca i Bożego Ciata spostrzegamy gotycką bryłę świątyni. To fara miasta Kazimierza. Z kultem Bożego Ciata czyli Eucharystii wiążą
PO KRÓLEWSKIM MIEŚCIE KAZIMIERZU 22
się mityczne początki świątyni, fundowanej przez Kazimierza Wielkiego około roku 1340. Otóż kilku złodziei ukradło z kolegiaty Wszystkich Świętych w Krakowie puszkę z hostią. Kiedy okazało się, że puszka jest tylko pozłacana, a nie złota, wrzucili tup do stawu w podmiejskiej wsi Bawół, od wschodu graniczącej z Kazimierzem. Niebawem staw zajaśniał dziwną światłością. Wyłowiono przeto puszkę z Najświętszym Sakramentem, który z największą czcią przeniesiono do kościoła Wszystkich Świętych. Dla przebłagania Najwyższego król Kazimierz Wielki postanowił w tym miejscu postawić świątynię pod wezwaniem Bożego Ciała. Staw zasypano. Splantowano teren, na którym z czasem stanął okazały gotycki kościół. Starzy mieszkańcy Kazimierza powiadają, że jeszcze do tej pory dają się widzieć w nocy tajemnicze światła otaczające tę świątynię, jeden z najwspanialszych gotyckich zabytków Krakowa. Tyle legenda.
Kościół Bożego Ciała
Tak naprawdę kościół z fundacji Kazimierza Wielkiego został ukończony na początku piętnastego stulecia. Wtedy to, w roku 1405, z Kłodzka król Władysław Jagiełło sprowadził zakon Kanoników Regularnych zwanych Laterańskimi, którzy nadal sprawują pieczę nad tą świątynią. Jest ona trójnawową budowlą bazylikową, z okazałą wieżą, nakrytą manier/stycznym hełmem z pierwszej połowy siedemnaste-
222 PO KRÓLEWSKIM MIEŚCIE KAZIMIERZU
go wieku. Po kilku stopniach schodzimy na teren dawnego cmentarza kościelnego. Główne wejście wiedzie od strony zachodniej. Przy wejściu zachowany karcer, w którym egzekwowano kary kościelne. Tutaj odbywano publiczną pokutę, podobnie jak przy kościele Mariackim w Krakowie. Niestety, kuny się nie zachowały. W przedsionku uwagę zwracają potężne gotyckie wrota zawieszone na ścianie. To pierwotne drzwi do kościoła. Jego wnętrze jest najświetniejszym przykładem krakowskiej snycerki z siedemnastego i osiemnastego wieku. Na szczególną uwagę zasługują siedemnastowieczny ołtarz główny z obrazem Narodzenia Pańskiego Tomasza Dolabelli oraz pochodzące z pierwszej połowy siedemnastego stulecia stalle z obrazami przedstawiającymi sceny z życia świętych zakonu Kanoników Regularnych. W jednym z okien prezbiterium zachowały się witraże z pierwszej połowy piętnastego wieku. Warto też się przyjrzeć ambonie w kształcie łodzi (XVIII w.). To interesujący zabytek sztuki barokowej. Navis Ecclesiae (statek-łódz Kościoła) - symbolizuje Kościół, który nauczając prowadzi wiernych do Boga, pośród niebezpieczeństw i burz życiowych. Na ambonie czytamy słowa z Ewangelii św. Aukasza:  Wszedłszy [Chrystus] do łodzi Piotra nauczał rzesze". W nawie północnej - tuż przy wejściu do kościoła z tej strony - znajduje się manier/styczny kamienny ołtarz (I pot. XVII w.) z trumienką zawierającą relikwie błogosławionego Stanisława Kazimierczyka (zm. 1489), czczonego przez ludność Krakowa, a przede wszystkim dawnego Kazimierza. Obok obrazki wotywne siedemnasto- i osiemnastowieczne, ciekawy przykład twórczości ludowej, świetne zródło do poznania starego Kazimierza, życia jego mieszkańców.
Przechodzimy do nawy południowej, gdzie na baczniejszą uwagę zasługuje barokowa kaplica Zwiastowania z szesnastowiecznym obrazem Matki Boskiej. Obok gotycka kaplica św. Anny, w której spoczywa Bartłomiej Berrecci, twórca Kaplicy Zygmuntowskiej, rajca miasta Kazimierza, zabity przez rodaka w roku I 537 przed dzisiejszym pałacem Pod Baranami w rynku krakowskim. Były to porachunki mafijne. Berrecci padł ofiarą włoskiej mafii, działającej w Krakowie już w wieku szesnastym. Z kaplicą św. Anny związane jest średniowieczne (z 1347) Arcybractwo Najświętszego Sakramentu i Pięciu Ran Chrystusa, które w malowniczych strojach uświetnia do dziś największe uroczystości w kościele Bożego Ciała.
PO KRÓLEWSKIM MIEŚCIE KAZIMIERZU 223
Przy kościele - od strony wschodniej i północnej rozciąga się klasztor. To tutaj w roku I 655 kwaterował podczas oblężenia Krakowa król szwedzki Karol X Gustaw, a szczegółowy opis  inkursyjej Szwedów do Krakowa" pozostawił miejscowy zakonnik Stefan Ranoto-wicz, autor bezcennej dla dziejów Krakowa i Kazimierza kroniki, przechowywanej w Bibliotece Jagiellońskiej.
Jest kościół Bożego Ciała w posiadaniu obrazu gotyckiego Madonny tak zwanej terribilis daemonibus czyli wypędzającej demony. Wypędzano nią diabła z ciała ludzkiego, posługując się przy tym specjalnymi modlitwami i właściwym ceremoniałem liturgicznym. Palono świece, kadzidła, kropiono wodą święconą. Przykładano relikwie i cudowne obrazy. Wymagano jednakże, aby opętany sam okazał skruchę, żałował za grzechy, i dopiero wtedy zaklęcia uwalniały go z szatańskich szponów. Co najmniej trzy razy w tygodniu należało powtórzyć ten magiczny zabieg. Egzorcyzmy dawały spodziewany rezultat. Szatan opuszczał cielesną powłokę. Opętany powracał do zdrowia. Takim to celom służył nasz obraz - Madonny gromicielki szatanów. Choć Kościół w roku 1764 uznał egzorcyzmy za przeżytek, udzielając nagany księżom, którzy takowe praktyki uprawiali, jednak od co najmniej dwudziestu lat we włoskich i hiszpańskich oraz polskich diecezjach, w związku z nasilającym się kultem satanistycznym, władze kościelne przywróciły egzorcyzmy. Może znowu nadszedł czas dla Madonny, skrzętnie ukrytej za klauzurą.
% j'
J' J *
; ***
Wychodzimy z cmentarza kościelnego i znajdujemy się ponownie na ulicy Bożego Ciała. Skręcamy na prawo. Dochodzimy do ulicy Józefa. Spacerem kierujemy się ku dawnemu Oppidum Judeorum. To kawał kultury żydowskiej wpisanej w te mury.
Od wczesnego średniowiecza powszechnie uważano, że Żydzi posiadają diaboliczną naturę. Wynikało to z interpretacji stów samego Chrystusa, przekazanych przez św. Jana Ewangelistę:  Wiem, że jesteście potomstwem Abrahama, ale wy usiłujecie Mnie zabić, bo nie przyjmujecie mojej nauki.[...] Wy macie diabła za ojca i chcecie speł-
224 PO KRÓLEWSKIM MIEŚCIE KAZIMIERZU
niać pożądania waszego ojca" (J 8, 37, 44). Żyd zatem nie tylko uosabia) zabójcę Chrystusa, ale także dostrzegano w nim samego diabla. Stąd do pogromów droga nadzwyczaj prosta. Reszty dopełniła ludzka głupota.
Otóż z końcem piętnastego stulecia w południowo-wschodniej części Kazimierza osiedlili się wygnani z Krakowa Żydzi. Od czternastego wieku zamieszkiwali oni rejon dzisiejszej ulicy Św. Anny, a w połowie piętnastego wieku przenieśli się w okolice placu Szczepańskiego. Stamtąd w czasach króla Jana Olbrachta przybyli na Kazimierz, zakładając z woli monarchy miasto żydowskie. W owym czasie prawie w całej Europie usuwano Żydów, zamykając ich w gettach. Przykład szedł z Hiszpanii, gdzie w roku 1492 Izabela Kastylijska i Ferdynand Aragoński postanowili usunąć Żydów ze swojego królestwa. Te waśnie religijno-narodowościowe znane są od średniowiecza. Oskarża się Żydów o zatruwanie studzien z wodą. Równolegle padają oskarżenia o wynaturzenia seksualne, powtarzane do dzisiaj. Naoczny świadek pogromów żydowskich w czternastym wieku - kronikarz francuski Jean de Prens d'Outremeuse opisuje, jak to trupy zabitych Żydówek obnażane były przez gawiedz sprawdzającą, czym się różnią od chrześcijanek. Bo w jakiż inny sposób wytłumaczyć ich uwodzicielską, czartowską moc?
To takie i podobne mity wyprowadziły Żydów z Krakowa. Odtąd Kazimierz będzie sercem ich wiary w Jahwe. Centrum kultury żydowskiej. Tak przetrwali do roku 1939, żyli odmiennie niż pozostali mieszkańcy Krakowa. Ten barwny świat przepadł z drugą wojną światową. Największą kazń przeszli krakowscy Żydzi w okresie okupacji hitlerowskiej, gdy Niemcy w latach 1941-1943 brutalnie likwidowali ludność żydowską, tworząc w Podgórzu getto, niszcząc bezcenne zabytki kultury, dewastując doszczętnie bożnice i cmentarze. Dziś nic już nie pozostało z tej atmosfery, o której przed wojną pisał Karol Estreicher:
 Pod wieczór w dni świąteczne Kazimierz cichnie i uspokaja się. Na ulicach chodzą Żydzi ubrani w długie chałaty, w czapkach obszytych lisim futrem, z okien domów biją światła żarzących się świec. Modlącą się ludnością zapełniają się bożnice: Stara Synagoga, Remu'h, Wysoka i inne. Miasto żydowskie tworzy dziwny, niepozbawiony uroku obraz".
PO KRÓLEWSKIM MIEŚCIE KAZIMIERZU
ii l>
Idziemy ulicą Józefa. Dochodzimy do ulicy Wąskiej. Po lewej stronie wznosi się synagoga Wysoka, postawiona w drugiej połowie szesnastego stulecia. Skręcamy w ulicę Jakuba. Dostrzegamy elewację synagogi Izaaka, zwanej także Ajzyka, ufundowanej w pierwszej połowie siedemnastego wieku przez bogatego kupca Izaaka Jakubowicza. Ulicą Jakuba dochodzimy do ulicy Kupa, gdzie mamy bożnicę Kupa, o bardzo skromnej architekturze. Natomiast przy ulicy Miodowej znajduje się (róg ulicy Podbrzezie) bożnica Tempel, wzniesiona tuż po połowie wieku dziewiętnastego z przeznaczeniem dlatzw. Żydów reformowanych, nieortodoksyjnych. Nazywano ich Żydami postępowymi. Słynęła w ubiegłym wieku z nabożeństw o rozbudowanej liturgii, ze śpiewów oraz kazań głoszonych przez mówców po polsku i po niemiecku. Wprowadzane tutaj innowacje budziły sprzeciw i zgorszenie Żydów ortodoksyjnych, modlących się w pozostałych bożnicach Kazimierza.
Tu, w synagodze Tempel, 24 pazdziernika 1990 roku, odbył się koncert na rzecz pojednania polsko-żydowskiego, upamiętniony zawieszeniem na synagodze gwiazdy Dawida. Wnętrze obszernej sali modlitewnej ozdabiają stiuki oraz interesujące witraże. Okolone jest galerią dla kobiet, wspartą na filarach. Pośrodku almemor czyli bima. Na ścianie wschodniej szafa ołtarzowa (aron-hakodesz) z białego marmuru.
Centrum miasta żydowskiego była zawsze ulica Szeroka. To tutaj znajduje się Stara Bożnica (ul. Szeroka nr 24) zbudowana najpewniej na przełomie piętnastego i szesnastego stulecia. Mimo pózniejszych przemian nadal zachowała oryginalny kształt. Po pożarze z roku 1557 przebudowana przez Mateusza Gucciego, zyskała gotyckie sklepienie wsparte na dwóch kolumnach. Zniszczona podczas wojny, została odbudowana na cele muzealne. Tutaj mieści się oddział Muzeum Historycznego m. Krakowa, wspaniałe muzeum judaistyczne, gromadzące pamiątki związane z kulturą krakowskich Żydów. Z dawnego wyposażenia zachowała się renesansowa oprawa szafy ołtarzowej (aron-hakodesz) do przechowywania Tory. Zrekonstruowa-
PO KRÓLEWSKIM MIEŚCIE KAZIMIERZU
no bimę - okratowane podium z którego czytano modlitwy Tory. To tutaj w roku 1794 Tadeusz Kościuszko przyrzekał:  że niczego nie pragnie dla siebie, obchodzi go jeno opłakany stan Ojczyzny i uszczęśliwienie wszystkich jej mieszkańców, do których i Żydów zalicza, leży mu na sercu".
Zdaniem pisarza Natana Grossa z tą bożnicą wiąże się legenda, podobna do legendy hejnału mariackiego:
 W ostatni dzień Święta Szałasów - w Symchat Tora (Radość z Tory) - świętują Żydzi uroczyście i radośnie odczytanie ostatniego rozdziału Biblii i rozpoczęcie czytania jej od nowa: Na początku stworzył Pan niebo i ziemię. Tańczą i śpiewają, po czym tradycyjnie wszyscy modlący się biorą udział w tanecznym okrążaniu bożnicy, z księgami Tory w ramionach. Tych okrążeń - hakafoth - jest siedem. Tylko w jednej jedynej świątyni na świecie, w krakowskiej Starej Bożnicy, w połowie czwartego okrążenia urywa się nagle fala radości, świętujący naród zaczyna czytać Psalmy. Jest to tradycja związana - powiada Gross -z tragicznym wydarzeniem, kiedy Tatarzy wtargnęli do synagogi właśnie w połowie czwartego okrążenia i wyrżnęli w pień modlących się. (...) Nie ulega jednak wątpliwości, że rzez dokonana na modlących się Żydach jest faktem historycznym. Dziś w Starej Bożnicy w Symchat Tora nie ma trzech i pół okrążeń - nie ma żadnych hakafoth. Stara Bożnica zamieniona została na muzeum".
Przy ulicy Szerokiej pod nr 22 mieściła się kiedyś - do drugiej wojny światowej - na tyłach tej posesji, bożnica Na Górce. Wielu Żydów wierzy, że nocą można tutaj dostrzec migotliwe światło, płynące jakby z zaświatów. To uczony rabin Natan Spira wczytuje się w święte księgi, zgłębiając także tajniki kabaty praktycznej. Bożnicę przy kamienicy przy Szerokiej postawił mu teść Mojżesz Jakubowicz na początku siedemnastego stulecia. Rabin Natan Spira zajmował się magią i filozofią kabały. Dociekał początków świata, hierarchii anielskiej i demonicznej. To tutaj Na Górce rabin wykładał kabałę, a jego stawa rozchodziła się po catej Europie, przysparzając mu zagorzałych zwolenników, jak i przeciwników. Całe noce uczony rabin spędzał na studiowaniu, a jego pokoik na poddaszu oświetlała zawsze świeca, która byta w  mieście żydowskim niby latarnia morska na ciemnym morzu". Pewnej nocy świeca zgasła. Do wieczności odszedł Natan Spira, zwany M'galeh Amukot, czyli odsłaniający tajniki. Stato się to
PO KRÓLEWSKIM MIEŚCIE KAZIMIERZU 227
w roku 1633. Żydzi wierzyli, że nawet ze złymi duchami potrafił rozmawiać. Jego związki z Pragą i tamtejszymi kabalistami rzucają nieco światła zarówno na rabina Lówa, twórcę Golema, jak i na krakowską kabałę praktyczną, wzbudzającą kiedyś tyle samo lęku, co zachwytu.
Przy ulicy Szerokiej nr 16 jest jeszcze siedemnastowieczna Bożnica Popera (Poppera) ufundowana przez kupca Wolfa Poppera zwanego Bocianem, jako że modlit się stojąc na jednej nodze. Natomiast pod numerem 40 mieści się słynna synagoga Remuh (Remu, Remu'h), nadal pełniąca funkcję kultową. Ufundował ją po połowie szesnastego wieku Izrael Isserles, bankier króla Zygmunta Augusta, dla swojego ukochanego syna Mojżesza Isserlesa zwanego Rabbi Moses - Remu (Remuh). Wokół tej skromnej, aczkolwiek malowniczej synagogi jest cmentarz (kirkut). Tu pośród zieleni wyłaniają się żydowskie macewy (stele grobowe). Pod rozłożystym drzewem wyróżnia się grób rodziny Mojżesza Isserlesa, najsłynniejszego uczonego talmudysty w Krakowie, ba, w całej Europie. Zajmował się całe życie interpretacją Arystotelesa i Majmonidesa, analizował Talmud, należał do znawców prawa rytualnego. Uczoność łączył z pobożnością. Zmarł w roku 1572. Pogrzebany został na kazimierskim kirkucie, przy swojej bożnicy, na jego macewie czytamy:  Od Mojżesza do Mojżesza nie powstał nikt, kto dorównałby Mojżeszowi pośród Izraela". Do tego grobu od stuleci podążają Żydzi z całego świata. Uważają, że obecność w miejscu pochówku osoby niemal świętej zbliża do Jahwe, zwłaszcza w rocznicę zgonu składają karteczki z podziękowaniami i prośbami. Nie tknęli tego grobu Niemcy, obawiając się klątwy Remuh. Kto naruszy sacrum, zostanie przeklęty i zginie śmiercią gwałtowną.
%96 ^(^ ..,? % %" ,..
% '"(
J
Wychodzimy z cmentarza Remuh. Jesteśmy znowu na ulicy Szerokiej. Przed nami niewielki klomb, okolony niską kratą. Jeszcze przed wojną opowiadano, że mimo upomnień rabina odbywała się tutaj zabawa weselna, trwająca do póznego wieczora w piątek, a był to już czas szabasu. Za karę umarli wszyscy i pogrzebano ich razem, po czym mogiłę obmurowano. Wedle innej relacji, pochowano tu nie-
228 PO KRÓLEWSKIM MIEŚCIE KAZIMIERZU
szczęsnych nowożeńców, którzy przekroczyli Prawo. Ponoć od tego czasu nigdy nie urządzano w Krakowie żydowskich zaślubin w piątek. Podobne legendy, jak i rzekome groby nowożeńców, spotykało się przed wojną w gminach żydowskich na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej, gdzie przeważali Chasydzi. Motyw ten znakomicie wykorzystał Szolem An-Ski w Dybuku. Skwerek przy ulicy Szerokiej to tylko relikt po, dawnym kirkucie - wedle tradycji założonym w tym miejscu, kiedy gminę żydowską przeniósł z Krakowa na Kazimierz król Jan Olbracht.
Przed skwerkiem tablica upamiętniająca Żydów, którzy zginęli podczas drugiej wojny światowej. Na chwilę zatrzymajmy się przed domem oznaczonym numerem 14. W 1872 roku przyszła tu na świat Helena Chaje Rubinstein, córka biednego handlarza naftą, twórczyni imperium kosmetycznego. Przyjaciółka Chagala, Modiglianiego, Picassa, Dalego. Pod numerem 6 mamy zrekonstruowany budynek wielkiej mykwy - rytualnej łazni.
Kazimierz stracił po wojnie swój niespotykany wschodni koloryt, który nadawali mu Żydzi, traktując go jak święte miasto. Kultura ta przejawiała się nie tylko w przepięknych tradycjach, lecz również - a może głównie - w zamiłowaniu do wiedzy. Żydzi zawsze przywiązywali niesłychane znaczenie do książki, do Księgi (Tory) stanowiącej dla nich największą świętość, by przypomnieć choćby jej miejsce w twórczości Brunona Schulza. Żydów nazywa się Am-ha-sejfer - narodem książki. Bowiem jest to jedyny naród, w którym nie było i nie ma analfabetyzmu, ponieważ od najwcześniejszych lat modlitwa związana jest u nich z czytaniem. Przed wojną handel książką- przynajmniej w Krakowie - spoczywał w rękach głównie żydowskich. Ulica Szpitalna - do roku 1939 - była ulicą antykwariatów, których właścicielami byli Żydzi. Do symbolu wyrosły nazwiska rodziny Taffetów i Sei-denów. Z ich porad korzystali profesorowie uniwersytetu. Znane im były tajemnice książki. Handlowali wszystkim. Pisał o nich Adam Mickiewicz:
PO KRÓLEWSKIM MIEŚCIE KAZIMIERZU 229
 Stąd mimo carskich grózb, na złość strażnikom ceł Przemyca w Litwę Żyd tomiki moich dzieł".
To Władysław Syrokomla w przepięknej gawędzie pt. Księgarz uliczny kreśli postać starego Żyda rozmiłowanego w książkach i drukach, który  za miedzianą monetę dat złoto oświaty". A Maria Pawlikow-ska-Jasnorzewska tak pięknie wspominała kontakty swego dziadka Juliusza Kossaka z krakowskimi Żydami:
 A za fotelem dziadzi kiwając się stał
Mądry Zydek Immergluck albo Himmelblau".
Ulica Józefa
230 PO KRÓLEWSKIM MIEŚCIE KAZIMIERZU
Dziś Kazimierz ożywia się szczególnie na czas trwania Festiwalu Kultury Żydowskiej, jednego z najważniejszych i największych wydarzeń tego typu. W festiwalowe dni rozbrzmiewa śpiew synagogalny, klezmerska muzyka, żydowska muzyka, chasydzka, można tu także obejrzeć filmy, przedstawienia, wystawy związane z kulturą judaistyczną. Odbywają się warsztaty tańca i śpiewu chasydzkiego, można poznać arkana hebrajskiej kaligrafii, żydowskiej wycinanki i kuchni. Festiwal stuży dialogowi między kulturami, prowadzącemu do wzajemnego zrozumienia i szacunku. Każdego roku swoista celebracja życia upamiętnia przeszłość żydowską, której ślady odnajdujemy na Kazimierzu. Każdy festiwal to niejako symboliczny most, na którym spotykają się Żydzi i Polacy. To symbol tolerancji, pluralizmu kulturowego i wzajemnego poznania się na zasadach prawdy i szacunku. Co roku, w lecie na Kazimierz podążają ttumy, aby uczyć się i bawić, przypominając tym samym kulturę tych, którzy przez tysiąc lat związani byli z Polską i tutaj pozostawili po sobie ślady niezatartej pamięci.
"&AONIIA
ReWzACfa W;0 Złolerzmcu
(T) Zespół klasztorny Panien Norbertanek
(2) Kościółek św. Małgorzaty
(T) Kościół Najświętszego Salwatora
(4) Kopiec Kościuszki
(5) Kościół i erem Kamedułów na Bielanach (fe) Opactwo Benedyktynów w Tyńcu

Zwierzyniec - zwany od dwudziestego wieku także Salwatorem -zasługuje ze wszech miar na uwagę zarówno ze względu na malownicze położenie, jak i swoją bogatą historię i miejscowy folklor. Przy placu Wszystkich Świętych wsiadamy w tramwaj linii I lub 6 i jedziemy na Salwator, do samej pętli tramwajowej. Zwierzyniec od dwunastego wieku stanowił własność zakonu Norbertanek, które bez przerwy zamieszkują aż do dziś w klasztorze zwierzynieckim. Nazwa Salwator wywodzi się od kościoła Najświętszego Salwatora i osiedla willowego, które na początku ubiegłego stulecia zostało postawione wokół tego romańskiego kościółka. Jadąc na Salwator mijamy usytuowany po prawej - przy ulicy Kościuszki nr 37 - Dwór Aowczego. Wedle tradycji dom ten stanął na miejscu dawnego zameczku królewskiego - miejsca wypoczynku i przygotowań do polowań naszych królów. Obecny Dwór Aowczego, siedziba znanego wydawnictwa  Znak", pochodzi z epoki baroku. Dojeżdżamy do pętli tramwajowej. Jesteśmy w sercu Zwierzyńca, przy zespole klasztornym Panien Norbertanek.
Budowle klasztorne zostały wzniesione na szkarpie wiślanej, w trudno dostępnym miejscu, przez możnowładcę Jaksę Gryfitę w połowie dwunastego wieku. Obecny kościół pod wezwaniem św. św. Jana Chrzciela i Augustyna wraz z klasztorem przeszedł wiele przemian architektonicznych, główną była przebudowa dokonana w pierwszej połowie siedemnastego stulecia. Powstał wtedy malowniczy zespół budynków, ujętych w potężne, warowne mury, znakomicie powiązany z otoczeniem naturalnym. Położony przy starej drodze na Śląsk, otwiera wejście do Krakowa. Warowne mury, baszty strzelnicze, zę-biaste szczyty tworzą rodzaj obronnej fortecy nad urwistym brzegiem Wisty i Rudawy, która tuż obok klasztoru wpada w wiślany nurt. Wchodzimy do kościoła od strony ulicy Kościuszki. W kruchcie dobrze zachowany trzynastowieczny romański portal. To pozostałość po wczesnośredniowiecznym kościele. W prezbiterium klasycystyczny ołtarz główny z charakterystyczną kolumnadą z drugiej połowy osiemnastego wieku, projektu kanonika Sebastiana Sierakowskiego, cenio-
15G
-.brzędot^
i bujnośc. w^A
odzi. tam się VC2F
J**. ogn.ś miaty +E&
e Zwierzyniec tak, ^
w drugi dzień świąt wjA
według św. Aukasza, 
żającymi do miasteczlA
N kościele NajświA
ru Norbertanek. NaA
z piernikami, zabawlA
się na sprężynowych u
chy Żydów, catym % V
lud te figurki robi cxji C
kiedyś stosunku KoJ>
gendy o żydowskich *
twychwstaniu !?3C>
mają się modlić, kiu VV
, % Vi Figurki owe kojarzy l
i stym wieku ksiądz iV
I się wziął [śmigus] A
I wiających o Zman\)
I wali, dla rozpędz(
I .żydów emauśnyJ \
ochroną przed z\\^
234 REKREACJA NA ZWIERZYCCU
nego w swoim czasie teoretyka architektury. Na bocznym ołtarzu trumienka z relikwiami błogosławionej Bronisławy, która zmarła w opinii świętości w roku 1259. Tradycja klasztorna przekazała, że w chwili śmierci Św. Jacka, jego krewna Bronisława miała widzenie, że Madonna wiedzie za rękę onego, prowadząc do niebios. Opowiedziała o tym siostrom zakonnym. Padły na kolana, zanosząc dziękczynne modły. Tylko jedna z szyderstwem rzekła do Bronisławy:  Nic nie widzę, siostro Bronisławo, wam się pomieszało w głowie". Skoro wyrzekła te słowa, doznała pomieszania zmysłów. Odtąd ponoć, tak mówi podanie, zawsze jedna z sióstr dotknięta jest tym nieszczęściem. Czyżby klątwa Bronisławy?

Zespół Norbertanek
Jeśli będziemy mieć okazję znalezć się w Krakowie w oktawie Bożego Ciała, nie zapomnijmy zobaczyć słynnego Lajkonika, zwanego także konikiem zwierzynieckim. O tej ludowej zabawie najstarsze wzmianki pochodzą z pierwszej połowy osiemnastego wieku, ale współczesny Lajkonik jest owocem dziewiętnastego stulecia. Wyrusza zawsze z dziedzińca klasztoru Panien Norbertanek. Legenda powiada, że miejscowy flisak, pokonawszy u bram Krakowa wodza tatarskiego, przebrał się w orientalny strój i wraz z drużyną tryumfalnie podążył do miasta na procesję Bożego Ciała. Na pamiątkę tego wydarzenia co roku w oktawie Bożego Ciała wyrusza od Norbertanek wielobarwny orszak, na którego czele sunie na drewnianym koniku, przebrany
REKREACJA NA ZWIERZYCCU
235
za Tatara, mężczyzna. Towarzyszy mu kapela tzw. mlaskotów, grająca na kotłach skoczne melodie, nieraz przeradzające się w hałaśliwy jazgot. Lajkonik z buławą w dłoni toruje sobie drogę, każdy po drodze chce dostąpić zaszczytu dotknięcia buławą  chana tatarskiego". Oryginalny strój lajkonika zaprojektował w roku 1904 Stanisław Wyspiański.
Jak wykazują badania, zabawa ta jest zamienionym w ucieszne widowisko prastarym pogańskim obrzędem religijnym, kultywowanym przez ludy rolnicze wiosną lub u progu lata. Chodzenie z konikiem znane jest na całym świecie, maskarada ma charakter magii wegetacyjnej. Ongiś wierzono, że tańce na drewnianym koniu sprowadzają deszcz, któremu przypisywano magiczne zapłodnienie matki-Ziemi. Towarzysząca obrzędom chłosta oznaczała w czarach płodności stymulowanie bujności wegetacyjnej. Lud śpiewał, że  gdzie nasz konik pochodzi, tam się żytko urodzi". Razy, którymi Lajkonik obdarza gapiów, ogniś miały budzić i wzmacniać rozrodcze siły przyrody.
Słynie Zwierzyniec także z Emausu, zabawy połączonej z odpustem w drugi dzień świąt wielkanocnych. Nazwa jej wiąże się z Ewangelią według św. Aukasza, opisującą spotkanie Chrystusa z uczniami, zdążającymi do miasteczka Emaus. Uroczystości odpustowe odbywały się w kościele Najświętszego Salwatora - obecnie w okolicy klasztoru Norbertanek. Na Emausie mamy jarmarczne stoiska, stragany z piernikami, zabawkami, pukawkami i figurkami Żydów, kiwających się na sprężynowych nogach. Pochylają się, naśladując dostojne ruchy Żydów, całym ciałem sławiących Jahwe w bożnicy. Krakowski lud te figurki robi od lat. Zwyczaj ten wywodzi się z nieprzyjaznego kiedyś stosunku Kościoła do Żydów, jest także wspomnieniem legendy o żydowskich wysłannikach, którzy zaprzeczali wieści o zmartwychwstaniu Chrystusa i za karę utracili mowę, ale do końca świata mają się modlić, kiwając się zgodnie z rytuałem.
Figurki owe kojarzyć się mogły ludowi i ze śmigusem. Już w osiemnastym wieku ksiądz Jędrzej Kitowicz opowiadał, że:  jedni mówią, iż się wziął [śmigus] z Jerozolimy, gdzie Żydzi schodzących się i rozmawiających o Zmartwychwstaniu Chrystusowym wodą z okien oblewali, dla rozpędzenia". Nie wiemy jak było, a krakowianie figurkami  żydów emauśnych" w celach magicznych ozdabiali domy, ponoć są ochroną przed złem.
236
REKREACJA NA ZWIERZYCCU
Wróćmy do klasztoru Norbertanek; stojąc na jego dziedzińcu możemy usłyszeć - zwłaszcza tak pod wieczór - żałobny ton dzwonu. To głos słynnego dzwonu zwanego  dzwonem topielców". Wisiał kiedyś na wieży. Co wieczór uderzano w niego dziesięć razy, wzywając do modłów za utopionych w Wiśle. Przyzywał dzwon ponurym tonem, a to z powodu pęknięcia. Ponoć ludwisarz aż trzykrotnie odlewał go i zawsze wydobywano z formy pęknięty dwon. Za trzecim razem z rozpaczy rzucił się do Wisły. Dzwon jednak zawieszono na wieży klasztornej. Niestety, przepadł podczas pierwszej wojny światowej, zarekwirowany przez Austriaków na cele wojenne. Starzy mieszkańcy Zwierzyńca powiadają, że w pogodny, spokojny wieczór ten, kto usłyszy żałobne dzwięki w pełnej gamie tonów, jeśli jest grzeszny, umrze śmiercią nagłą. Profetyczny dzwon.
Z klasztorem Panien Norbertanek wiąże się jeszcze druga legenda o dzwonie. Wedle miejscowej tradycji, Tatarzy, zdobywszy klasztor, wrzucili do Wisły jeden z dzwonów. Odtąd w noc świętojańską dzwon ów wypływa z wiślanych odmętów i jękliwym głosem przyzywa pomocy. Jego ponury dzwięk rozbrzmiewa po całej okolicy, a zdaje się, że:
 Tony biegły, jak cienie godzin przemarzonych,
Tonęły w głębi serca, jak ostrze stali,
I grały w duszy tęskny psalm za utopionych".
Tak uwiecznił go ku pamięci potomnych Edmund Wasilewski , poeta romantyczny.
Z nastaniem północy dzwon zapada w wiślaną toń.
v
Z najazdami tatarskimi na Kraków wiąże się opowieść o Panieńskich Skałach. Ten malowniczy rezerwat przyrody znajduje się co prawda w Lesie Wolskim, ale tradycja powiązała go z Pannami Norbertankami. To tutaj siostry schroniły się przed pohańbieniem, ścigane przez hordę tatarską. Wraz ze skałami, zgodnie z wolą Bożą, zapadły się pod ziemię, unikając gwałtu. Mówią, że w skatach jest sklepiona izba ze stołem, za którym zasiadają Norbertanki. Dawniej można było
REKREACJA NA ZWIERZYCCU 237
przez szczelinę zajrzeć do owej tajemniczej komnaty i ujrzeć śpiące zakonnice, budzone tylko na pacierze.
Czas kończyć nasze spotkanie z klasztorem Panien Norbertanek. Miejscem owianym legendami pobudzającymi wyobraznię, dającymi jakże piękną wizję historii.
Udajemy się aleją Waszyngtona na kopiec Kościuszki. Powyżej Norbertanek, idąc na kopiec, dostrzegamy po lewej stronie drewniany kościółek św. Małgorzaty (przy ulicy Gontyna), wzniesiony z końcem siedemnastego wieku. Ponoć stała tu niegdyś pogańska świątynia, czyli gontyna. Nazwa ta pojawiła się dopiero w dziewiętnastym wieku; pod koniec tego stulecia ustalono, że contina oznaczała świątynię Słowian Potabskich. Stąd w 19 12 roku ulicę przemianowano na Gontyna.
Po prawej stronie (jeszcze przy ul. św. Bronisławy) - za murem cmentarnym - znajduje się prastary kościół pod wezwaniem Najświętszego Salwatora. Najstarsze wzmianki o tej świątyni pochodzą z potowy wieku dwunastego. Za jej fundatora uchodzi palatyn Piotr Włast, ówczesny dziedzic Zwierzyńca. Prace archeologiczne w pełni potwierdziły wzmianki historyczne, a romańskie mury dwunastowiecz-nego kościoła są dobrze widoczne na ścianie prezbiterium i wewnątrz świątyni. Na cmentarzu (przy południowej ścianie prezbiterium) uwagę zwraca kamienna ambona, tączona w tradycji ludowej ze św. Wojciechem, który tutaj miał głosić kazania. Obecny kształt kościół Najświętszego Salwatora zawdzięcza barokowej przebudowie, zrealizowanej w siedemnastym stuleciu. Z dawnego wyposażenia wnętrza zachował się peten uroku obraz Chrystusa na krzyżu, przyodzianego w długą tunikę i ztote trzewiki, z których jeden spada do stóp klęczącego skrzypka. Obraz ten, z początku siedemnastego wieku jest dziełem malarza Kaspra Kurczą. Obrósł w legendę.
Otóż ten niezwykły obraz zastąpił na początku siedemnastego stulecia romańską rzezbą ukrzyżowanego Chrystusa, obecnie przechowywaną we włoskiej Numanie, kiedyś w Sirolo. Oddajmy głos Pruszczowi, autorowi obszernego przewodnika po Krakowie, który ukazał
238 REKREACJA NA ZWIERZYCCU
się na krótko przed najazdem szwedzkim w roku I 655. A oto, co czytamy o naszym kościele:  przed laty miat ten kościót krucyfiks wielce cudowny, o którym ta jest historia, że jest przysłany z Moraw pierwszemu w Polsce chrześcijańskiemu księciu. Ten książę krucyfiks na tym miejscu, z wielkiego nabożeństwa w szatę kosztowną, koronę złocistą i trzewiki pertami haftowane ubrawszy, zostawił, do którego skrzypek grać piosenki swoje nabożne chadzał". Dalej dodaje:  temu skrzypkowi ten krucyfiks trzewik, drogo zdobiony, ze swej nogi spuścił i dat na poratowanie ubóstwa jego; o czym frasunek miał, lecz Pan Bóg niewinnego prędko wybawił, bowiem mu ten trzewik wzięto i krucyfiksowi oddano. Skrzypek, pod krucyfiksem powtórnie grając nabożnie, który przy wielu ludziach od Ukrzyżowanego po wtóre trzewik otrzymał".

Chrystus z grajkiem
Z takich powodów obraz z ubogim grajkiem czczony był przez mieszkańców Zwierzyńca. Przypominał on pochodzenie romańskiego krucyfiksu, znajdującego się w odległej Italii, tam także wstawionego łaskami. Krucyfiks w Numanie to najlepsza metryka naszego kościoła, kryjącego jeszcze niejedną tajemnicę.
REKREACJA NA ZWIERZYCCU 239
Legenda o Chrystusie i grajku odpowiada europejskiemu opowiadaniu o św. Frasobliwej czyli Wilgefortis, spotykanemu niekiedy u nas, w Czechach, a przede wszystkim we Flandrii. Otóż od średniowiecza na terenach flandryjskich czczona była ukrzyżowana dziewica, która sprzeciwiła się woli ojca, pragnącego wydać ją za mąż za króla Sycylii. Wymodliła sobie u Boga broń, która okazała się niezawodną - jej twarz pokrył gęsty zarost, odstraszający wszystkich chętnych od ożenku. Ojciec jej tego nie wybaczył i kazał córkę ukrzyżować. Opowieść o św. Wilgefortis - czyli virgo fortis, niezłomnej dziewicy została przez Kościół oficjalnie uznana i od szesnastego stulecia znalazła się ona w spisie świętych męczenników. Tak na dobrą sprawę owa legenda odzwierciedlała kobiecą kontestację, której przejawami w średniowieczu byty ruchy beginek, odrzucanie małżeństwa na rzecz życia zakonnego, czy wręcz porzucanie współmałżonków, z reguły narzucanych kobiecie. To Flandria, północne Niemcy i sąsiadujące z nimi regiony wsławiły się sprzeciwem niewiast wobec władzy mężczyzn.
Wokół kościoła Najświętszego Salwatora znajduje się stary cmentarz parafialny, a na nim groby uczestników insurekcji kościuszkowskiej: Józefa Darowskiego (zm. 1842) i jego brata Feliksa (zm. 1806).
Opuściwszy kościół Najświętszego Salwatora, podążamy aleją Waszyngtona na szczyt wzniesienia zwanego Wzgórzem św. Bronisławy. Inna nazwa to Sikornik. Osoby odważne - o ile w to uwierzą -mogą spotkać się tutaj z nadzwyczajnej piękności królem wężów, w diamentowym diademie na łbie. Napastowany, zaczyna donośnie gwizdać i wówczas zewsząd pojawiają się węże. Przy silnym wietrzy-sku może się objawić. A wtedy biada temu, kto go dostrzeże. Podają stare kroniki:  Zdarzyło się bowiem, iż pewien pastuszek, widując czasami tego króla wężów i dziwując się diamentowej jego koronie, umyślił zdobyć takową. Jakiegoż więc używa fortelu? Oto ukręcił sobie potężny bicz, osadził na gibkiem biczysku i wysmarował smołą. Tak przygotowany, czatuje na króla wężów. Niedługo widzi, jak ku niemu sunie; kitka diamentowa trzęsie się do słońca, pastuch posko-
REKREACJA NA ZWIERZYCCU
czył, zaciął biczem i zerwał kitę, która przylepiła się do smoły. Ale tu, jakiż strach gO ogarnął! Król wężów gwizdnął, aż się liście zatrzęsły, i oto zewsząd zlatują się gromady wężów. Nie było innego sposobu, jak wziąć nogi za pas i zmykać. Pastuszek tak też i zrobił. Uciekał, uciekał, a węże wciąż za nim. I pewnie byłyby go [...] rozniosły, gdyby nie byt dopadł klasztoru Panien na Zwierzyńcu pod Krakowem i bramy za sobą nie zatrząsł".
Pamiętajmy, że w antropologii król z racji samego królewskiego stanu jest uosobieniem mocy i dlatego nie można w żadnym przypadku zbliżać się do niego. Król to tabu. Nienaruszalne sacrum. Król wężów może być także interpretowany jako władca szatanów, już bowiem w Księdze Genesis szatan przyjmuje postać węża. Zatem czyżby był to diabeł, wiodący przechodniów na pokuszenie. Może w istocie rzeczy objawia się tak sam czart, skoro mostek przez który przechodzimy - nie bez racji - miejscowi zawsze nazywają  diabelskim mostem". Zatem strzeżmy się zwierzynieckiego diabła.
Przechodzimy most i aleją Waszyngtona dochodzimy do fortyfikacji austriackich, ujmujących wieńcem kopiec Kościuszki. Już z tego miejsca roztacza się wspaniała panorama na Kraków.
Aleja Waszyngtona
REKREACJA NA ZWIERZYCCU 241
Kopiec Kościuszki został usypany z woli narodu w latach 1820-1823 dla uczczenia pamięci naczelnika i zwycięzcy spod Racławic, bohatera Stanów Zjednoczonych Ameryki. W kopiec włożono ziemię z pól bitewnych, na których walczył Kościuszko. U podnóża kopca, w obrębie murów fortyfikacyjnych napotykamy neogotycką kaplicę poświęconą błogosławionej Bronisławie, postawioną na początku drugiej połowy dziewiętnastego stulecia przez architekta Feliksa Księżarskiego, także projektanta fortyfikacji przy kopcu. Wchodzimy na kopiec. Powoli pniemy się na szczyt mogiły Kościuszki, bo tak nazywano kopiec w ubiegłym stuleciu. Nawiązywał bowiem do prehistorycznych mogił Krakusa i Wandy. Ze szczytu kopca roztacza się wspaniały widok na Kraków, panoramę miasta z jego kościołami, Wawelem i wieżą ratuszową. W oddali widać kopiec Krakusa, wyłaniający się pośród wzgórz Krzemionek, a od strony zachodniej - w gęstwinie Lasu Wolskiego - widnieje sylweta najmłodszego kopca Krakowa - to kopiec Piłsudskiego, usypany tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej.
Z kopca Kościuszki widzimy krakowskie Błonia. Ta rozległa łąka
0 powierzchni 48 hektarów stanowi lokalną osobliwość. Od roku
1 366 stały się własnością Krakowa i służyły głównie do wypasu bydła. Natomiast w dziewiętnastym i w dwudziestym stuleciu były Błonia terenem wielkich parad wojskowych, by tylko przypomnieć rewię wojsk polskich pod wodzą księcia Józefa Poniatowskiego w roku 1809, a w roku I 933 paradę kawalerii z okazji 250. rocznicy zwycięstwa pod Wiedniem, przyjmowaną przez marszałka Józefa Piłsudskiego. W czerwcu roku 1979 i I 983 tutaj celebrował mszę świętą papież Jan Paweł II, tu też spotkał się z rodakami w roku 1987, 1997 i 2002. Na papieskich Błoniach w kwietniu 2005 roku tłumy wiernych modliły się o zdrowie Ojca Świętego, a po jego śmierci ostatni hołd Mu składały, dziękując.
Schodzimy z kopca Kościuszki. W fortyfikacjach austriackich mieści się m.in. wystawa kościuszkowska, hotel, a na tarasie letnia kawiarnia z przepięknym widokiem na Kraków.
Opuszczamy kopiec Kościuszki, piękny symbol narodowego trwania, ze słowami Kornela Ujejskiego:
 Niech mogiła wszystkich oczom zaświeci donośnie I mogiła Bogu miła rośnie, rośnie, rośnie...



lO-d
5 A O


%2 t
f's
a?
7
3 ^ & f Ł ' JS
fi 'g
3 3
Q|
U^
~? $ ^: ż g 3 Ł <$
.ił1.
3
"o ^ %? % n y. -v % ZV * & $ A 9

N
n O
> 33. n Ł <
T S ) G i
3 3*  3: __ --. , ; (Ti
^slfiu
242 REKREACJA NA ZWIERZYCCU
I urosła. Już widzi przechodzień daleki, Każda chata na nią patrzy. Od wieku po wieki Stać jej w straży będą: Miłość i Wiara, dwie służki, Wawel runie - a zostanie: Mogiła Kościuszki!"
ry-
Z oddali - od zachodu  wyłaniają się na horyzoncie, ukryte w paśmie Lasu Wolskiego, wieże kościoła Kamedułów na Bielanach. Warto ten piękny zespół klasztorny zobaczyć. Dojazd autobusem spod klasztoru Norbertanek. Wysiadamy na pierwszym przystanku za Wodociągami, już na Bielanach. Stamtąd cienistą aleją leśną podchodzimy pod uderzające skromnością zabudowania klasztorne.
Jesteśmy na tak zwanej Srebrnej Górze, gdzie wznosi się erem kamedulski wraz z imponującym kościołem, jednym z największych polskich zabytków z siedemnastego stulecia. Jak głosi napis na furcie niewiastom wstęp surowo zabroniony, wyłączając dwanaście dni w roku. Są to przeważnie najważniejsze święta Maryjne oraz Zielone Święta. Mimo to warto się tutaj pofatygować, by w czasie rekreacyjnego spaceru po lesie odwiedzić ten wspaniały zespół architektoniczny z czasów króla Zygmunta III Wazy. Zamieszkują go pustelnicy o bardzo surowej eremickiej regule.
Kamedułów na Bielanach osadził na początku siedemnastego stulecia marszałek Mikołaj Wolski, postać osobliwa nawet w swoich czasach. Przyjaciel cesarza Rudolfa II, króla Zygmunta III, wielu uczonych, a przede wszystkim alchemików. Wolski zajmował się zgłębianiem czarnej magii (była szkodliwą w przeciwieństwie do białej magii), trans-mutacją metali, wywoływaniem duchów. Wraz z mistrzem Michałem Sędziwojem, znanym w ówczesnej Europie alchemikiem, parał się sztuką czarnoksięską, osiągając w tej mierze ponoć znakomite rezultaty. Zygmunt III, poszukując wraz z Mikołajem Wolskim sekretu transmutacji metali, tylko dzięki szczęśliwym okolicznościom nie spalił całego Wawelu. Władca ten czynnie zajmował się magią, alchemią i astronomią, a w zgłębianiu nauk tajemnych dopomagał mu walnie marszałek Wolski, zapewniając monarchę, że przyniesie mu to
REKREACJA NA ZWIERZYCCU
znaczne korzyści materialne, takie jak odnalezienie ukrytych skarbów, zdobycie w cudowny sposób pieniędzy, zniewolenie do usług duchów czy wytworzenie złota i srebra. Taki był Mikołaj Wolski, fundator Bielan.
Tradycja mówi, że Bielany fortelem otrzymał od Sebastiana Lubomirskiego, ówczesnego właściciela tych lesistych terenów. Wolski urządził ucztę, a srebra użyte do posiłku ofiarował Lubomirskiemu, w zamian za co dostał Bielany. Stąd nazwa Srebrna Góra. Mnichom surowej reguły św. Benedykta, zaostrzonej przepisami św. Romualda postawił wspaniały kościół, który zaprojektował włoski architekt Andrea Spezza. W kaplicach stiuki Jana Chrzciciela Falconiego, obrazy Tomasza Dolabelli (kaplica Królewska i kaplica św. Romualda). Nad wejściem do przestronnego wnętrza króluje portret fundatora, którego zgodnie z ostatnią wolą pogrzebano w habicie kamedulskim, przy wejściu do kościoła. Na marmurowej płycie grobowej czytamy następującej treści łaciński napis:  COMISSAMEAPAVESCO ET ANT TE ERUBESCO DUM VENERIS IUDICARE DOMINE NOLI ME CONDEMNARE" -  Ze strachem myślę o czynach moich i przed Tobą się rumienię. Gdy przyjdziesz sądzić, Panie, nie chciej mnie potępić". Napis ponoć inspirował sam Wolski. Zegnał świat bez żalu, myśląc jedynie z obawą o zbawieniu duszy. Nawet nazwiska nie chciał mieć na płycie nagrobnej. Mnisi powiadają, że ten możny pokutnik zjawia się podczas nocnych modlitw chórowych, upraszając o modlitewne wsparcie, którego tak potrzebuje. Cierpi za konszachty z szatanem przy zgłębianiu tajników magii. Duch jego pęta się po kościele, eremie i lesie Bielańskim.
W ołtarzu głównym uwagę zwraca Wniebowzięcie Najświętszej Panny Marii, obraz namalowany w dziewiętnastym wieku przez znanego nam już krakowskiego malarza Michała Stachowicza. Pod kościołem znajdują się krypty kamedulskie; wejście do nich prowadzi od prezbiterium przez podziemne oratorium, w którym mnisi modlą się w zimie. Tutaj odmawiają całodobowe pacierze. Nawet ich sen przerywa wspólna modlitwa. Obok dolnego chóru zakonnego przylega -po prawej - wąska krypta z niszami grobowymi, przypominającymi rzymskie katakumby. Głębokie wnęki ułożone są w kilku rzędach na całej długości muru. Z napisów odczytujemy imię i datę śmierci pogrzebanego tutaj eremity. Najstarsze pochówki sięgają jeszcze dzie-
244 REKREACJA NA ZWIERZYCCU
więtnastego stulecia. Jeszcze niedawno po wyjęciu - po kilkudziesięciu latach - szkieletu i złożeniu kości we wspólnym grobie-ossuarium pod płytą w kapitularzu, pusta nisza oczekiwała na kolejnego zmarłego... Tak toczy się koto życia i historii. Obecnie Kamedułów grzebie się na cmentarzu parafialnym.
Zwyczaj kamedulski nakazuje mieszkać samotnie, w osobnym domku eremickim. W każdym takim domku-pustelni Kameduli posiadają skromne sprzęty, czasem czaszkę, mającą nieustannie przypominać o znikomości życia, przywodząc na myśl łacińską sentencję: Memento homo moń- pamiętaj człowiecze na śmierć. Pomiędzy sobą starają się ograniczać do minimum każdą rozmowę. Zajmują się pracą, modlitwą i kontemplacją. Erem mieści się już za kościołem.
 O poważne Bielany! Pustynio wspaniała! Jakaż twoim pięknościom wyrówna pochwała"
- pisał w pierwszej połowie dziewiętnastego wieku Franciszek Wężyk, poeta.
Z tarasu kamedulskiego eremu rozciąga się wspaniały widok na dolinę Wisły. Na przeciwległym brzegu majaczą pasma Pogórza Wielickiego, za którymi zarysowują się szczyty Beskidów. Przy bardzo dobrej pogodzie można zobaczyć szczyty tatrzańskie. Widać też z Bielan średniowieczne opactwo Benedyktynów w Tyńcu, wzniesione na stromej wapiennej skale, nad wiślanym meandrem. Dysponując czasem, podczas pobytu w Krakowie, z Rynku Dębnickiego możemy udać się autobusem to Tyńca, aby obejrzeć ten dziejowy pomnik, wpisany w naszą historię. Długosz pisał o Tyńcu:  Piękny to klejnot ojczyzny a przeciw zasadzkom nieprzyjacielskim silna warownia". Początki Tyńca sięgają czasów pierwszych Piastów. Opactwo powstało przed dziewięciuset laty. Za jego fundatora uważa się księcia Kazimierza Odnowiciela. On to w 1044 roku ufundował opactwo tynieckie. Najstarszy kościół opacki powstał zapewne za panowania króla Bolesława Śmiałego, którego doczesne szczątki przywiezione z wy-
REKREACJA NA ZWIERZYCCU 245
gnania przez żonę zostały - wedle przypuszczeń uczonych - tutaj właśnie złożone, pośrodku prezbiterium kościoła św. św. Piotra i Pawła. Z czasem okryła je niepamięć-to najokrutniejsza kara. Taka spotkała zabójcę św. Stanisława.
Przez stulecia opactwo tynieckie było centrum życia kulturalnego i intelektualnego. Zwłaszcza w średniowieczu. Tutaj przybywali po poradę królowie. A opat tyniecki nazywany był opatem stu wsi -abbas centum villarum. Tutaj brał tajemny ślub z Krystyną Rokiczanką król Kazimierz Wielki, popełniając bigamię, jako ze był żonaty z Adelajdą Heską. Ta ostatnia, jak przyznał Długosz, była  piękniejsza przymiotami serca niż urodą", co należy odczytać, iż szpetniejszej baby nie było w Europie. Nic dziwnego, że król zapragnął czegoś innego. Nałożnic mógł mieć kilka, o co chętnie postaraliby się usłużni dworzanie. Niestety, z upływem lat władca stawał się romantykiem, a to już niebezpieczna skłonność u monarchów. I trafił Kazimierz na taką, która powiedziała kocham, ale po ślubie... Zatem przystał na ożenek. Sprawę, choć pachniała karami kościelnymi, załatwił opat tyniecki Jan, wszak prosił monarcha, przyjaciel opactwa tynieckiego. Niebawem stugębna fama obwieściła o wydarzeniu: monarcha popełnił bigamię. O wspólnym życiu Kazimierza z Krystyną niewiele wiemy, poza tym, że zakochany monarcha wybudował dla niej rezydencję w Aobzowie, pod Krakowem (obecnie budynek tzw. Podchorążówki przy ul. Podchorążych nr I). Niestety, miłość skończyła się dość nieoczekiwanie. Długosz - znający wszystkie plotki z przeszłości -opowiada, że pewnego dnia dworzanin doniósł władcy, iż jego ukochana jest  łysa i ma świerzb". Kazimierz po sprawdzeniu tej wieści, zraził się do Krystyny. Niedługo potem biedaczka zmarła. Taki był finał tynieckich ślubów według Długosza.
Opactwo tynieckie zniszczone zostało podczas Konfederacji Barskiej przez wojska rosyjskie. W dziewiętnastym stuleciu podupadło znacznie. Benedyktynów usunięto. Ponownie przybyli tutaj dopiero w roku 1939. Od tej pory powoli dokonuje się odbudowa opactwa. Dzisiaj jest centrum życia liturgicznego i intelektualnego. W kościele - zba-rokizowanym w siedemnastym wieku - godne widzenia są wcze-snobarokowe obrazy w stallach, na krużgankach -fragmenty romańskiej architektury kościoła, pochodzące z drugiej połowy jedenastego stulecia.
246 REKREACJA NA ZWIERZYCCU
Z Tyńcem wiąże się jeszcze legenda o trzech kościołach. Żyło kiedyś trzech braci, z których każdy postanowił zbudować Bogu świątynię. Jeden wzniósł kościół na Bielanach, drugi w Piekarach, trzeci w Tyńcu - na wzgórzu Grodzisko. Kiedy świątynie już stały, wzajemnie przepytywali się, komu też kościół ofiarować, nie byli bowiem radzi ze swoich budowli. Ten z Piekar powiedział -  Niechaj go diabli wezmą". I tak się też stało. Przy trzasku piorunów szatan zabrał co jego. Ten z Tyńca rzekł -  Niech się zapadnie". Aten z Bielan pokornie oświadczył -  Niech zawsze służy Bogu". Tak też się stało. Jedynie w letnie noce kościół na Grodzisku wyłania się spod ziemi, słychać - zwłaszcza w wielkie święta - bicie dzwonów i śpiewy. Tłumy wiernych dusz wypełniają świątynię. Po uroczystościach zapada się pod ziemię. Mieszkańcy Tyńca potwierdzają to niesłychane zjawisko.
V
h
Opuszczamy opactwo benedyktyńskie. Ze świątyni dochodzi głos modlitwy brewiarzowej, śpiewanej po gregoriańsku. Warto posłuchać. A w lecie w kościele odbywają się recitale muzyki organowej, prawdziwe przeżycie artystyczne. Jeszcze spacer przez dawną wieś. Z dawnej zabudowy drewnianej prawie już nic nie pozostało. A kiedyś stąd dostarczano na dwór królewski pierwszy bochen chleba, upieczony z nowej mąki, pochodzącej z pierwszych zbiorów zbóż. Ten ciekawy obyczaj przepadł wraz ze szlachecką Rzeczypospolitą. Wszedł Tyniec na karty literatury pięknej, by tylko wspomnieć Sienkiewiczowskich Krzyżaków i gospodę Pod Lutym Turem. Opiewał go Żeromski, zwłaszcza wykorzystując legendę o Wisławie i pięknej, aczkolwiek okrutnej Heligundzie. Zdaniem trzynastowiecznego kronikarza w zamierzchłych czasach panem Tyńca był rycerz Walgierz Wdały, który z dalekiej Frankonii przywiózł śliczną Heligundę. Zamieszkali w Tyńcu. Jednak nie była wierną temu, któremu ślubowała. Spodobał się jej rycerz Wisław, więziony w Tyńcu przez Walgierza. Podczas nieobecności męża, uwolniła go i oboje uciekli do Wiślicy, rodowej siedziby Wisława. Walgierz niebawem wpadł w ręce Wisława, który osadził go w Wiślicy. Uwolniła go siostra Wisława i wtedy Walgierz zabił kochanków. Tyle legenda o wiarotomstwie kobiecym.
bo <<5^ WŁi ^>+;
() Opactwo Cystersów
(3) Kopiec Wandy
(3) Arka Pana
(4) Kościół św. Maksymiliana Marii Kolbego
Tym razem proponujemy wycieczkę co najmniej na parę godzin. Z okolic Dworca Głównego możemy tramwajem, albo autobusem dostać się do Nowej Huty, dzielnicy Krakowa zbudowanej po roku 1949, a związanej z kombinatem metalurgicznym zwanym wtedy Hutą im. Lenina, krematorium starego Krakowa. Mimo zmiany nazwy na Hutę im. Sendzimira mało się w tej materii zmieniło, kombinat truje, tak jak trut. Powstał z woli Stalina na najżyzniejszych ziemiach pod Krakowem. Mieszkańcy tej dzielnicy - w jej początkowej fazie - pochodzący ze wsi mieli zniszczyć stary reakcyjny arystokratyczny i mieszczański Kraków. Ówczesne gazety pisały:  Nowa Huta to cioswgniazdo reakcji, robotnicza pięść w strupieszały Kraków. Nowa Huta - młodsza siostra Komsomolska". Przypominano słowa Karola Marksa, iż  prawdziwe szczęście ludu nakazuje zniszczyć religię". Nowa Huta bowiem miała wychować  socjalistycznego człowieka". Oczywiście bez Boga.
Historia jednak lubi płatać okrutne figle również rządzącym. Nowa Huta z czasem okazała się bardziej reakcyjna niż kawiarniany rozplot-kowany Kraków. Zabudowę Nowej Huty darujemy sobie, mimo że została uznana za zabytek minionej epoki  socrealizmu" i ma swoich gorących miłośników.
Udajemy do dawnej wsi Mogiła (bezpośrednio tramwajem nr 15, z Krakowa), gdzie przy ul. Klasztornej mamy stary drewniany kościót parafialny z piętnastego stulecia pod wezwaniem św. Bartłomieja, przebudowany w osiemnastym wieku.
Naprzeciw - cel naszej wycieczki: zespół opactwa Cystersów. Do Mogiły zakonników sprowadził biskup krakowski Iwo Odrowąż. Kościót Cystersów powstał w pierwszej połowie trzynastego wieku i obok opactw cysterskich w Jędrzejowie, Sulejowie, Wąchocku i Koprzywnicy należy do największych rozwiązań klasztornych tego typu. Konsekrowana w drugiej połowie trzynastego stulecia świątynia ta jest budowlą bazylikową, wzniesioną na planie krzyża łacińskiego, z parami tak zwanych kaplic bliznich, dobudowanych przy prezbiterium. Mimo wielu przekształceń zachowała wczesnogotycki charak-
250 DO DAWNEJ WSI MOGIAA
ter. Skromna fasada pochodzi juz z drugiej potowy osiemnastego wieku. Nawę gtówną i nawy boczne pokrywa dekoracyjna polichromia - dzieto Jana Bukowskiego z początku ubiegtego wieku. Natomiast w prezbiterium i transepcie oraz na krużgankach (rekonstrukcja) uwagę zwraca piękna szesnastowieczna polichromia - dzieto Stanisława Samostrzelnika, mistrza mogilskiej szkoły malarsko-ilumi-natorskiej, cystersa osiadłego w Mogile, największego naszego malarza doby Zygmunta I Starego.
% " ';V..;;:

Założenie mogilskiego klasztoru
W ołtarzu głównym dostrzegamy póznogotycki poliptyk pochodzący z początku szesnastego stulecia. Tłem dla niego są współczesne, świetnie zaprojektowane przez Tadeusza Wojciechowskiego witraże. Komponują się doskonale ze średniowieczną architekturą kościoła.
Kaplica w północnym ramieniu transeptu - to słynne na całą Polskę sanktuarium Ukrzyżowanego Pana Jezusa. Od średniowiecza cel pielgrzymek tak osób wysoko urodzonych, nawet królewskiej krwi, jak i maluczkich. Rzezba Chrystusa pochodzi z pierwszej potowy piętna-
DO DAWNEJ WSI MOGIAA 251
stego wieku. Tradycja powiada, że dawno temu Wisłą płynęły trzy krzyże. Pobożny lud wyłowił je z nurtu rzecznego. Jeden trafił do kościoła Mariackiego, drugi na Wawel, trzeci umieszczono w opactwie mogilskim; było to jeszcze za biskupa Iwona Odrowąża. Zaopiekowali się nim mnisi. To w dwunastym wieku Św. Bernard powiadał o krzyżu - caritas sine modo - miłość bez granic. Ten napis dostrzegamy w ołtarzu Ukrzyżowanego. Święty Bernard z Clairvaux, koryfeusz zakonu Cystersów, pisał o krzyżu:
 Witaj głowo okrwawiona, cierniem wkoło uwieńczona, utrapiona, poraniona, rózgą krwawo posieczona, oplwana bezbożnie".
- mistyka ukrzyżowanego Pana Jezusa, Zbawiciela świata.
Niewykluczone, że pierwszy krzyż padł pastwą płomieni, bowiem kościół gorzał wielokrotnie. Obecny krucyfiks posiada - jak wspomnieliśmy - cechy rzezby piętnastowiecznej. Podczas pożaru w roku 1447, kiedy to ocalał z żywiołu, fakt ten uroczyście potwierdził kardynał Zbigniew Oleśnicki. Do schytku szesnastego stulecia umieszczony byt na ołtarzu stojącym pośrodku nawy głównej, przypuszczalnie zaraz za kratą oddzielającą stalle mnichów, kiedyś sięgające aż w głąb nawy głównej. Opat Wawrzyniec Goślicki umieścił krzyż w transepcie, w ołtarzu bocznym. Kratą zamknięto transept dopiero w pierwszej połowie siedemnastego wieku. Sprawił ją Stefan Żółtowski jako wotum za ocalenie mu życia podczas bitwy pod Cecora. Otóż w czasie bitwy ukazał się Żółtowskiemu sam Pan Jezus. Po latach zmagań życiowych, poszukując podobnego krzyża, trafił wreszcie do Mogity. Sanktuarium Ukrzyżowanego Pana Jezusa otoczył zachowaną po dziś dzień kratą. Naprzeciw klasztoru postawił sobie domek pustelniczy, gdzie w roku I 653 dokonał żywota. Pogrzebano go w habicie cysterskim pod kaplicą Pana Jezusa.
Cudowny krucyfiks obchodzą pielgrzymi na klęczkach - co godne ujrzenia - stąd ślady wyżłobień na marmurowej posadzce. Mogilskie sanktuarium ożywia się szczególnie podczas oktawy Podwyższenia Krzyża (14 września) oraz w Wielkim Tygodniu, gdy rzesze pątników zdążają do Mogity. Biodra Zbawiciela okrywa perizonium z czerwo-
252 DO DAWNEJ WSI MOGIAA
nej tkaniny. To coś niezwykłego, skoro zawsze Chrystus ukrzyżowany ma perizonium (opaskę na biodra) wykonane z tego samego materiału co rzezba. Zatem z drewna lub z kamienia. Mogilski Chrystus ma naturalne wtosy, które zdaniem krakowskiego ludu, odrastają w sposób cudowny. Zwłaszcza dzieci wpatrują się w twarz Ukrzyżowanego, bacznie obserwują wtosy. Jeśliby Zbawiciel je utracit, nastąpi rychto koniec świata.

6
8 w. m & ;
Dekoracja sklepienia nawy bocznej
Inni opowiadają, że gdy Tatarzy przybyli do kościoła i zabierali się do kradzieży wotów z krzyża,  tak zostali przerażeni obliczem Pana Jezusa, że uciekając mówili między sobą: jak strasznego mają Lachy Boga". Tutaj miał też przybyć - jak powiada klasztorna tradycja - na pokutę sam król Kazimierz Wielki, na którego rozkaz utopiono nieszczęsnego księdza Marcina Baryczkę. Powiada o tej tragedii Bielski:  Król Kazimierz wróciwszy się z Rusi dopiero jako znowu na zbytki się udał, i miał jedną panie duszkę w Opocznie, drugą w Krzeszowie, a trzecią na Aobzowie; z czego gdy go Bodzęta biskup krakowski upominał, nie pomogło mu to nic, i owszem się jeszcze do biskupa
DO DAWNEJ WSI MOGIAA 253
tern obraził i Ottę Pileckiego z domu Toporów nań wsadził, aby mu złości wyrządzał i poddane jego w sandomierskiej ziemi do robót i podatków gwałtem przymuszał. O co gdy ksiądz Baryczka pozew królowi nosił od biskupa (bo nikt inszy nie śmiał), kazał go król Kochanowi słudze swemu oblec w wór a pod lód włożyć i utopić, zimie o ś. Lucyjej, i przeteż króla Bodzęta biskup krakowski zaklął". Tyle informacji podał kronikarz. Kiedy Kazimierz Wielki przybył do opactwa, wszedł do kościoła i zatrzymał się przed cudownym Ukrzyżowanym, o którym opat opowiedział mu, jak liczne są cuda przezeń zdziałane:  są liczne, ale ten będzie największy, jeżeli jak niegdyś Sza-weł z prześladowcy został obrońcą Kościoła i jego opiekunem, tak Wasza Królewska Mość z nieprzyjaciela stanie się jego dobroczyńcą i opiekunem". Król pomodlił się przed Chrystusem, a potem pojednał z biskupem Bodzantą.
Opowiadają też mnisi legendę, jak na budowę kaplicy Cudownego Pana Jezusa czarny kruk znosił w dziobie klejnoty, kradnąc je co bogatszym mieszkańcom Krakowa. Podobnie wspominają przypadek, gdy podczas walki o tron polski pomiędzy arcyksięciem Maksymilianem Habsburgiem a Zygmuntem Wazą, jeden z żołnierzy arcyksięcia włożył swój hełm na głowę Chrystusa. Wówczas potrząsnął on głową i hełm upadł. Był to zły omen dla Maksymiliana, który przegrał wyścig do tronu.
Mogilski klasztor i krucyfiks to skarbnica legend ludowych i religijnych. Do niego pielgrzymowali Bolesław Wstydliwy i święta Kinga, królowie Zygmunt I Stary, królowa Bona, Zygmunt August, Zygmunt III Waza, Jan Kazimierz i Ludwika Maria. Wreszcie papież Jan Paweł II, który jako pielgrzym stanął tutaj w roku 1979.
Niedaleko opactwa Cystersów wznosi się, nad doliną rzeki Dłubni, kopiec Wandy, zwany mogiłą Wandy, usypany przypuszczalnie w siódmym albo ósmym wieku. Wedle tradycji w tym miejscu wyłowiono z nurtów wiślanych ciało córy Kraka - Wandy. Legendę o Wandzie jako pierwszy przekazał mistrz Wincenty Kadłubek:
254 DO DAWNEJ WSI MOGIAA
 Po śmierci księcia Krakusa, założyciela Krakowa, na tronie zasiada jego córka Wanda. Z wielu starających się o jej rękę najgrozniejszy jest książę niemiecki Rodryk, który odtrącony grozi najazdem na ziemię krakowską. Królewna Wanda, nie chcąc narażać swego kraju na klęskę wojny, wybiera śmierć w nurtach Wisty". Ciato wyłowiono w okolicach wsi Mogita i  z ziemi bowiem - jak powiada Dtugosz -wzniesiono wysoki kopiec, który wskazuje do dziś dnia jej grób, a od niego miejscowość tę nazwano Mogitą".
Na kopcu wznosi się niewielki pomnik, postawiony z końcem dziewiętnastego wieku, projektu Jana Matejki. Na prostym cokole przysiad) orzet - miecz i kądziel - atrybuty tej dzielnej niewiasty.
Kopce Krakusa i Wandy kryją niejedną zagadkę. Te enigmatyczne zabytki z epoki prapolskiej są m.in. znakami solarnymi. Wskazywały strony świata. 21 czerwca, gdy spoglądamy z kopca Krakusa na wschód słońca, dostrzeżemy go ściśle za kopcem Wandy. Natomiast 21 grudnia stojąc na kopcu Wandy, widzimy zachód słońca pokrywający się z kopcem Krakusa. Przypadek czy znak solarny? Mistyka czy wiedza astronomiczno-inżynieryjna twórców obydwu kopców. A to niezwykłe zjawisko w pierwszym przypadku pokrywało się ze świętojańską słowiańską sobótką... To wtedy na wzniesieniach w tę noc czerwcowego przesilenia słonecznego palono ognie sobótkowe na ofiarę za zmarłych, odprawiając także obrzędy związane z budzącą się do życia przyrodą. Bawiono się do rana, puszczano wianki. Tej nocy czarów dziwne zaiste musiały się dziać rzeczy na tym kopcu.
Godzi się przypomnieć, że pewna hipoteza wiąże budowę obydwu kopców z ludnością pochodzenia celtyckiego (II-I p.n.e.). Dowiedziono, że zarówno kopiec Krakusa, jak i kopiec Wandy miały niegdyś druidyczne znaczenie. Otóż podczas dwóch świąt celtyckich - Belta-ine (I maja) i Samhain (I listopada) zapalano na nich  ognie Beleno-sa", bądz ognie upamiętniające celtyckich  dziadów".
W pobliżu kopca Wandy znajduje się dawna wieś Krzestawice znana z dworku Jana Matejki, który zakupiwszy tę wiejską posiadłość chętnie w niej przebywat. Przed laty dworek przeszedł na własność Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych, które zrekonstruowało pierwotne wyposażenie wnętrza. Obok dworku drewniany barokowy kościół, przeniesiony z Jawornika koto Myślenic.
DO DAWNEJ WSI MOGIAA 255
W Nowej Hucie warto zobaczyć dwa nowoczesne kościoły, dobre przykłady współczesnej architektury sakralnej. Pierwszy to Arka Pana - kościół pod wezwaniem Matki Boskiej Królowej Polski - postawiony przez architekta Wojciecha Pietrzyka jako pomnik millenium chrześcijaństwa w Polsce. Tę oryginalną świątynię przypominającą arkę konsekrował w roku 1977 kardynał Karol Wojtyła. W podziemnej kaplicy Pojednania można zobaczyć  Piety polskie" wykonane przez zakopiańskiego artystę Antoniego Rząsę. Natomiast w kościele górnym uwagę zwraca pełna ekspresji rzezba Ukrzyżowanego - dzieło Bronisława Chromego.
Druga budowla to kościół św. Maksymiliana Marii Kolbego zaprojektowany przez Józefa Dutkiewicza. Wyposażenie rzezbiarskie górnego kościoła, jak również pomnik Jana Pawła II przed tą świątynią są dziełem Gustawa Żemły. Po prawej stronie - od wejścia - znajduje się kaplica św. Jana Chrzciciela, zwana też Maltańską. Powstała z fundacji rodziny Ciechanowieckich, którzy przyczynili się walnie do budowy kościoła. Dodajmy, że świątynię tę konsekrował sam papież Jan Paweł II w roku 1983. Przypomnieć też się godzi, że budowa pierwszego kościoła w  socjalistycznym mieście Nowej Hucie" spotkała się ze zdecydowanym oporem władz partyjnych. Doszło do starć ulicznych w roku 1969. W końcu władze - po wielu oporach -wyraziły zgodę na budowę kościoła w Nowej Hucie. Taka była geneza słynnej Arki Pana.
Nasza wycieczka do Mogiły przez Nową Hutę zakończona. Wracamy do starego Krakowa, by tam w którejś z licznych kawiarni zadumać się raz jeszcze nad królewskim niegdyś miastem, grodem tradycji, pamiątek, historii, z której czerpiemy siły. Miasta żywej pamięci narodowej.
256 DO DAWNEJ WSI MOGIAA
Znakomity rzezbiarz Ludwik Puget pisał przed laty:
 Jest w Polsce pierwszorzędne dzieto sztuki, klejnot zestrojonych form, który wypowiedział się poematem i niebywałym napięciem psychicznym, będą/: sam jednocześnie dekoracją, własną melodią i dramatis personą - to Kraków".
bo bwwo\o\c OkAwk

Rydlówka
(2) Dworek Tetmajerów
Przed laty ponad sześćdziesięciu, znakomity historyk sztuki profesor Karol Estreicher pisat:  Kto pragnie poznać wieś krakowską w jej naj-charakterystyczniejszej postaci, powinien udać się do Bronowie. (...) Wzdtuż drogi stoją drewniane chaty, malowane na niebiesko i kryte strzechami. Koło każdej chaty maty ogródek kwiatowy, obok stodoła, stajnia, piwnica i sad z jabłoniami. W izbach znajdują się sprzęty malowane żywymi barwami, dużo świętych obrazków pod pułapem oraz łóżko wysoko zasłane poduszkami. Chłopi, zwłaszcza w niedzielę i święta, chodzą w strojach ludowych. Krakowiacy noszą na białych koszulach granatowe kaftany z czerwoną podszewką i szerokie spodnie płócienne, wpuszczane do butów. Na to wdziewają białe sukmany, zdobne czerwonymi obszyciami i opasują się szerokim pasem skórzanym z mosiężnymi ozdobami. Na głowach noszą rogatywki z pawimi piórami. Nie mniej wspaniałe są stroje kobiet. Wdziewają one w święta perkalowe spódnice, kładą różnokolorowe gorsety i korale z wstążkami na szyję. Mimo niewielkiej odległości od miasta - dodaje ten uczony - lud bronowicki zachowuje chętnie dawne tradycje".
Bronowice, położone około 6 kilometrów na zachód od centrum miasta, dziś wchłonięte zostały przez wielki Kraków. Do Bronowie dojechać można miejską komunikacją: tramwajami linii 8,4, 13 do końcowego przystanku przy ulicy Balickiej, gdzie na osiedlu mieszkaniowym Widok znajduje się pętla tramwajowa. Stamtąd kierujemy się na północ i ulicą Zielony Most podchodzimy do skrzyżowania ulicy Katowickiej z ulicą Tetmajera, jesteśmy w najsłynniejszej podkrakowskiej polskiej wsi, rozsławionej dramatem Stanisława Wyspiańskiego Wesele. To właśnie w Bronowicach odbyło się w listopadzie roku 1900, w domu malarza Włodzimierza Tetmajera, wesele poety Lucjana Rydla z miejscową chłopką - Jadwigą Mikołajczykówną. Wy-
jaśP
260 DO BRONOWIC MAAYCH
darzenia związane z mariażem i obrzędami weselnymi natchnęły Wyspiańskiego - świadka na ślubie - do napisania słynnego dramatu, pełnego symboliki i wieloznaczności. Swoistego pamfletu na polską inteligencję. Cały dramat to narodowa szopka. Jasełka. Może miał rację Tadeusz Boy-Żeleński pisząc po latach:  Od tego czasu, jak wspomniałem, pisano o Weselu dużo i uczenie. Może za bardzo. Nie wiem, czy przez to nie zatraciła się nieco bezpośredniość wrażenia; czy nie zanadto wpojono publiczności przekonanie, że jest to sztuka trudna, głęboka, ciemna, symboliczna; czy nie za wiele zaczęto na temat Wesela medytować zamiast bawić się nim i wzruszać". To właśnie dzięki Weselu Bronowice przeszły do historii polskiej literatury i kultury obyczajowej.
Zanim odwiedzimy gościnne progi Rydlówki, słów parę o historii Bronowie. Pierwsze zródła wzmiankują je już w trzynastym stuleciu. Otóż w roku 1294 wydano akt lokacyjny wsi, w którym proboszcz kościoła Mariackiego w Krakowie, ksiądz Reinhold powierzył lokację wsi na prawie magdeburskim krakowskim mieszczanom Dytmarowi i Krystianowi Ketscherom. Przypuszczalnie jeszcze wtedy tak wyraznie nie odróżniano Bronowie tzw. polskich czy Małych od niemieckich czyli Bronowie Wielkich. Bronowice Małe należały zawsze do parafii mariackiej w Krakowie, zaś Bronowice Wielkie przez całe wieki podporządkowane byty parafii św. Szczepana w Krakowie. Stąd bronowi-czanie brali śluby w kościele Mariackim, w kaplicy Matki Boskiej Częstochowskiej. Tam tez 20 listopada I 900 roku Lucjan Rydel poślubił Jadwisię.
Bronowice zaznaczyły się w kulturze polskiej zwłaszcza w ostatnim dziesięcioleciu dziewiętnastego stulecia, gdy folklor Bronowie Małych stał się ulubionym tematem twórczości malarskiej i pisarskiej. Uroki tej pięknej wsi odkrył bodaj jako pierwszy malarz Ludwik de Laveaux. Było to za sprawą Marysi Mikołajczykówny, córki miejscowego gospodarza Jacentego Mikołajczyka. Na dobrą sprawę Bronowice odkrył dopiero poeta, polityk i malarz w jednej osobie - Włodzimierz Tetmajer. W roku I 890 poślubił on chłopską córkę Annę Mikołajczy-kównę. Wraz z żoną zamieszkał u teściów w Bronowicach. Natychmiast zaczęli do niego przyjeżdżać przyjaciele, artyści z Krakowa. Chłopomaństwo wchodziło w modę. A ciekawość krakowskiej inteligencji pobudziło dodatkowo dzieło Ignacego Sewera Maciejowskie-
DO BRONOWIC MAAYCH 261
go zatytułowane Bajecznie kolorowa. Była to opowieść o miłości Tetmajerów. Pierwszego z krakowskich artystów, który odważył się poślubić wiejską dziewczynę i osiadł na wsi, nie zaprzestając pracy twórczej. To zakrawało na fenomen. Pisał o tym sam Tetmajer w poetyckiej powieści Racławice:
 Jak Mickiewiczowy zasłynął zaścianek męstwem swoich szlachciców, pięknością szlachcianek, tak w Małopolsce słynne byty w Bronowicach ładne dziewki, gosposie z uśmiechem na licach, mądrzy gazdowie starzy, zuchwali parobcy."
Mtoda Polska szybko podchwyciła bronowicki motyw wsi, wynosząc ją niemal do symbolu.
Najwięcej w tej mierze uczynił Wyspiański Weselem. To właśnie w Bronowicach Małych przy ulicy Tetmajera nr 28 znajduje się godny obejrzenia dworek, zwany Rydlówką, gdzie odbyło się wspomniane wesele. Postawił ten dom  na poły dworek, na poty chata wiejska" w roku 1894 Tetmajer. Dodajmy, że zaraz po ślubie Rydel z żoną zamieszkał w swoim mieszkaniu przy pi. Słowiańskim. Ponieważ żona zle znosiła krakowski klimat, przenieśli się do Bronowie, gdzie w maju 1901 roku wynajęli dom. Po roku Rydel wydzierżawił dwór w To-
 . % #--'--;-.- % %;--::---..:-. % % %-..... ..
^BIIVVWHV40^
%( (<
Rydiówka
262 DO BRONOWIC MAAYCH
niach. W roku 1908 odkupił od Tetmajera dworek, który odrestaurował i rozbudował znany architekt Józef Pokutyński. W roku 1912 Rydlówka gotowa była do przyjęcia nowych właścicieli. Tutaj zmarł w 1918 roku Lucjan Rydel.
Wkrótce Rydlówka zaczęto się powszechnie interesować. Wyśmienitą reklamą, godną najlepszych z tej branży, okazało się Wesele Wyspiańskiego. Przyjeżdżano z Krakowa, aby ujrzeć historyczne miejsce. Rodzina poety starannie przechowywała młodopolskie pamiątki. W roku 1969 otwarto Muzeum Młodej Polski  Rydlówka". Właściwa ekspozycja mieści się na parterze. Izby w miarę dokładnie oddają nastrój sprzed stu laty. Zrekonstruowano izbę weselną, izbę taneczną oraz alkierz. Wszystko zgodnie z didaskaliami Wyspiańskiego, odnotowanymi przez poetę w Weselu. Zachowano meble Rydlów, w tym skrzynię wyprawną Panny Młodej. Przypomnijmy, że Wyspiański, zaproszony przez Rydla w drużby, wziął udział w obrzędach weselnych, które ówczesnym zwyczajem trwały trzy dni. Artysta przyjechał z żoną i córeczką Helenką w drugi dzień wesela, w dzień tradycyjnych oczepin. Obserwował bacznie gości i obrzędy weselne; tak oto w umyśle poety zrodziła się wizja niesamowitego dramatu. Rodziło się arcydzieło naszej literatury.
Na ścianach Rydlówki zawieszono obrazy młodopolskich artystów, w tym Stanisława Wyspiańskiego, Henryka Szczyglińskiego, Włodzimierza Tetmajera, Henryka Uziembły oraz Wincentego Wodzinow-skiego. Każdego też roku na pamiątkę wesela i oczepin - 21 listopada - odbywa się tutaj piękna ceremonia  osadzania chochoła" czyli okrycie krzaku róży słomą-chochołem. Wszystko to przypomina symboliczną postać Chochoła, wyczarowanego w poetyckiej wyobrazni Wyspiańskiego:
 Kto mnie wołał, czego chciał? zebrałem się, w com ta miał: jestem, jestem na Wesele, przyjedzie tu gości wiele, żeby ino wicher wiał.
DO BRONOWIC MAAYCH 263
Co się w duszy komu gra,
co kto w swoich widzi snach:
czy to grzech,
czy to śmiech,
czy to kapcan, czy to pan,
na Wesele przyjdzie w tan".
Nie minęły trzy miesiące od weseliska w Bronowicach, kiedy ówczesny dyrektor krakowskiego teatru miejskiego Józef Kotarbiński otrzymał od Wyspiańskiego wiadomość, iż może przeczytać jego nową sztukę. Kotarbiński szybko zdecydował się na wystawienie dramatu. 16 marca 1901 roku Kraków był świadkiem prapremiery Wesela. Publiczność opuszczała teatr pod wrażeniem sztuki. Tak jest do dzisiaj. Wszystko zrodziło się właśnie tu, w Rydlówce.
Powyżej Rydlówki, przy ulicy Tetmajera nr 36, znajduje się dworek Tetmajerów, zwany powszechnie Tetmajerówką. Dwór pochodzi z roku I 863. W roku 1902 został na zlecenie Włodzimierza Tetmajera przebudowany. To w tym miejscu, aż do śmierci w roku 1923 mieszkał Gospodarz z Wesela. Jedna z największych indywidualności
264 DO BRONOWIC MAAYCH
przełomu stuleci dziewiętnastego i dwudziestego. Szczery patriota i wybitny artysta, serdeczny orędownik ludu wiejskiego. To  w jego dworku, w jego chałupie jako Gospodarza dzieje się ta bajka kolorowa, sprzęgnięta z polskiej rzeczywistości łącznie z polską fantazją. On to tam jest-jak świetnie odmalowany, podpatrzony, odczuty geniuszem poety, jak żywy - On, pan Włodzimierz".
My, strzeżmy się, aby Chochoł, to  zaklęte słomiane straszydło" nie zjawiło się nagle na naszej drodze życia i zagrało nam na patyku:  miałeś, chamie, złoty róg... ostał ci się ino sznur".
Zamiast posłowia
autorski wybór cytatów o Krakowie
 Z Krakowem trudna sprawa. Jest tak piękny, że tylko poeta może coś dośpiewać do jego czarów".
Adam Polewka
 Przeciętny krakowianin nie ma w sobie energii, ruchliwości, wesołości i żywości warszawskiej. Nie ma w sobie temperamentu i rozczochrania właściwego ludności lwowskiej. Nie ma powagi i surowości poznańskiej. Odznacza go kultura intelektualna, polegająca na krytycznej powściągliwości, na braku skłonności do wybuchów i do emocji. Krakowianin wzięty zarówno w odosobnieniu, jak i w tłumie ma daleko większą skłonność do krytycyzmu i do sceptycyzmu, aniżeli się go spotka w reszcie Polski. Jest chłodny i rzadko oklaskujący to, co widzi w teatrze lub to, co słyszy na wiecu. Ma wysokie wymagania i niełatwo czem się raduje".
Stanisław Estreicher
 Żywot Krakowa podobny jest do spokojnej starości. Siedzi ona na swym murowanym krześle i drzemie, mruczuąc koronkę przez cały rok. Ale czasem zjadą się wnuki, prawnuki, przyjdą święta i staruszek odziewa żupan wypłowiały, a po lampeczce gotów nawet Mazura wywinąć... Byle nie długo, bo nogi szwankują".
Stefan Żeromski
 Możesz się godnie z tego szczycić Cny Krakowie, iżeś jest drugim Rzymem Jako masz przysłowie".
Piotr Hiacynt Pruszcz
ZAMIAST POSLOWIA -AUTORSKI WYBÓR CYTATÓW O KRAKOWIE
 Gdy chcesz wiedzieć, co to chowa Nasza przeszłość w swojem tonie, Jako stawa stara ptonie: To jedz, bracie do Krakowa".
Wincenty Pol
 Jakiż widok mógt stanąć do współzawodnictwa z pięknością widoku na zamglone wieże Krakowa, na zamek tumanem przesłonięty, widziany z błoń, ponad którymi czuwa pomnik bohatera, poderwanie się ziemi ku niebu, pomnik niemy jak polska dola, bez oblicza i formy, jedyny w świecie a wiecznej pełen poezji! Jakiż widok mógł iść w porównanie z obrazem Krakowa i dalekich w stronę Tyńca skrętów Wisty, widzianym z tego kopca?"
Stefan Żeromski
 Kto chce poznać duszę Polski - niech jej szuka w Krakowie, zaklętą w kamienie i obrazy, w melancholię grobów i w dumy garści wybrańców ducha".
Wilhelm Feldman
 Kraków umie budzić potężne wrażenia. On te świeże listki odrodzonego ducha rodzimego czyni potężnymi konarami drzew, przypominając, że tak, jak Wawel wrósł w ziemie nadwiślańską, tak też wrasta w duszę Narodu".
Kardynał Stefan Wyszyński
 Krakowa się nie zapomina, Krakowem nie przestaje się zyć - i przedłuża się go, póki my żyjemy, aby żył nadal, gdy nas juz nie będzie".
Natan Gros
 Kraków! Kraków! co w ty jednym stówie leży dla Polaka. Wjeżdżając do Krakowa, kto nie był Polakiem, ten się nim staje".
Wincenty Pol
.....widać Kraków. Głęboka jakaś pokora, skupienie duszy i nie to radość, nie smutek, ale cześć głęboka zmusza cię, że zdejmujesz kapelusz i patrząc na wysokie wieże wyłaniające się z oddali, w głębi duszy swej szepczesz: Domine, nom sum d/gnus...".
Stefan Żeromski
266 ZAMIAST POStOWIA -AUTORSKI WYBÓR CYTATÓW O KRAKOWIE
 Gdy chcesz wiedzieć, co to chowa Nasza przeszłość w swojem łonie, Jako sława stara płonie: To jedz, bracie do Krakowa",
Wincenty Pol
 Jakiż widok mógł stanąć do współzawodnictwa z pięknością widoku na zamglone wieże Krakowa, na zamek tumanem przesłonięty, widziany z błoń, ponad którymi czuwa pomnik bohatera, poderwanie się ziemi ku niebu, pomnik niemy jak polska dola, bez oblicza i formy, jedyny w świecie a wiecznej pełen poezji! Jakiż widok mógł iść w porównanie z obrazem Krakowa i dalekich w stronę Tyńca skrętów Wisły, widzianym z tego kopca?"
Stefan Żeromski
 Kto chce poznać duszę Polski - niech jej szuka w Krakowie, zaklętą w kamienie i obrazy, w melancholię grobów i w dumy garści wybrańców ducha".
Wilhelm Feldman
 Kraków umie budzić potężne wrażenia. On te świeże listki odrodzonego ducha rodzimego czyni potężnymi konarami drzew, przypominając, że tak, jak Wawel wrósł w ziemie nadwiślańską, tak też wrasta w duszę Narodu".
Kardynał Stefan Wyszyński
 Krakowa się nie zapomina, Krakowem nie przestaje się żyć - i przedłuża się go, póki my żyjemy, aby żył nadal, gdy nas już nie będzie".
Natan Gros
 Kraków! Kraków! co w ty jednym słowie leży dla Polaka. Wjeżdżając do Krakowa, kto nie był Polakiem, ten się nim staje".
Wincenty Pol
 ... widać Kraków. Głęboka jakaś pokora, skupienie duszy i nie to radość, nie smutek, ale cześć głęboka zmusza cię, że zdejmujesz kapelusz i patrząc na wysokie wieże wyłaniające się z oddali, w głębi duszy swej szepczesz: Domine, nom sum dignus...".
Stefan Żeromski
I


Wyszukiwarka