NF 2005 12 bezludzie


Niedz.
Złote niebo, prześwietlone słońcem jak na obrazach van Gogha, wisi nad białą równiną. Kamery rejestrują taniec rozpalonego powietrza. Absolutna cisza wypełnia środek dnia na północnym krańcu Nowej Ziemi. Pustynia spotyka się tutaj z ciemnymi szczytami Gór Wilczych - pionowe, poszarpane skały są nagie, pozbawione roślinności.
W cieniu zbocza, przy stole, siedzą dwaj żołnierze w piaskowo--brunatnych mundurach i czapkach z szerokim daszkiem. Palą cygara, patrząc w milczeniu na jednostajny krajobraz. Przed nimi, aż po daleki horyzont, ciągnie się nitka drogi. Za plecami, w skale, zieje czarna czeluść, której nie zasłaniają połamane pancerne drzwi. Są ogromne: wysokie na kilka metrów, na kilkanaście szerokie. Zanim rozerwał je pocisk, broniły wejścia do dużego podziemnego kompleksu.
Pod skałą, na metalowym krześle siedzi nieruchomo trzeci żołnierz. Można by sądzić, że czyta książkę. Ściska ją w dłoni, wskazujący palec dotyka jakiegoś wyrazu, ale broda opiera się o piersi, ma zaciśnięte powieki. Nosi insygnia sierżanta; wszywka z nazwiskiem na prawym ramieniu jest osmalona, zupełnie nieczytelna.
Żołnierze przy stole jak na komendę spoglądają w górę. Jasny punkt sunie wolno po niebie. Musi być bardzo rozgrzany, jeśli odcina się od tła nawet w pobliżu słońca. Żołnierze śledzą go, a ich oczy zmieniają kolor na ciemniejszy, chroniąc receptory przed ostrym światłem. Pokryte pyłem młode twarze są podobne do siebie, może nawet identyczne, lecz napisy na bluzach nie wskazują na pokrewieństwo: kpr. M. Zenden, kpr. V. Gortat. Żołnierze nie odzywają się, cisza wypełnia kolejne godziny.

Pon.
Noce są chłodne. Słońce wstało niedawno i nie zdążyło jeszcze ogrzać ziemi. Ta w blasku świtu wydaje się szara. Przy stole siedzi samotnie Zenden; lustruje okolicę lornetką z potężnym cyfrowym zoomem. Sierżant spoczywa na krześle, nie zmieniając pozycji; nadal ściska w palcach małą, czarną książkę. Żaden sen nie daje takiego spokoju.
Z wnętrza kompleksu wybiega kapral Gortat. Bierze lornetkę i wpatruje się w jakiś punkt na horyzoncie. Po chwili wydaje z siebie cichy odgłos - mieszaninę zgrzytu i wysokiego pisku; upakowane gęsto zera i jedynki wiszą w powietrzu. Zenden odpowiada podobnym, nieco krótszym dźwiękiem. Stoją ramię w ramię, wpatrzeni w niewyraźną linię horyzontu, potem Gortat wraca do otworu w skale.
Zenden dalej pełni wartę. W równych, pięciominutowych odstępach przykłada lornetkę do oczu; później wystarczają mu soczewki własnych kamer. Obserwuje opancerzony, błękitny pojazd, ciągnący za sobą obłok kurzu. Niska, stała prędkość sugeruje, że prowadzi go satelitarny nawigator. W odległości dwóch tysięcy metrów pojazd zatrzymuje się na granicy niewidzialnej strefy, w punkcie kontrolnym.
Ukryte w pyle automaty skanują go, robiąc szybką analizę wnętrza: "Jedna osoba - przekazują czujniki. - Temperatura ciała podwyższona, 37,2 stopnia Celsjusza. Nie wykryto obecności katalizatorów neuronalnych we krwi. Brak gniazda". Zenden wydaje rozkaz, by przepuścić pojazd. Wkrótce pojawia się Gortat.
Transporter opancerzony nie należy do armii, nie jest też obiektem cywilnym. Znaki na drzwiach wskazują, że pochodzi z magazynów Federalnej Floty Powietrznej. Żołnierze ostrożnie obchodzą go dookoła - nie widać śladów zniszczeń. Za pomocą deszyfratora otwierają zdalnie grube metalowe drzwi. W środku nikt się nie porusza, nie dostrzegają kierowcy. Gortat podchodzi bliżej z odbezpieczonym karabinem i zagląda do wnętrza; wydaje z siebie krótki dźwięk.
Z tylnego przedziału wyciągają nieprzytomną pasażerkę. Układają ją pod skałą, tuż obok sierżanta. Kobieta ma włosy bielsze od pustynnego piasku. Biały jest kombinezon i buty, które nosi; podobnie twarz i dłonie. Żołnierze zostawiają ją samą. Po sprawdzeniu samochodu Zenden znika we wnętrzu góry.

Wt.
Kobieta odzyskuje przytomność po upływie doby. Temperatura podłoża waha się w tym czasie od czterdziestu stopni do minus dwóch. Kiedy otwiera oczy, ma nad sobą pochylone sylwetki kaprali. Wciąga głęboko powietrze.
- Gdzie jesteśmy? - Spokojny, niski głos nie wskazuje na obrażenia lub wycieńczenie organizmu.
Z ust Zendena wydobywa się charkot. Milknie na chwilę i potrząsa głową.
- Nieużywany syntezator mowy uległ zanieczyszczeniu - wyjaśnia. - Jesteś w bazie wojsk zmechanizowanych, pięćdziesiąt kilometrów na północ od miejscowości Karmage. Nazywam się kapral Martin Zenden, to jest kapral Vim Gortat. Nie możemy udzielić ci pomocy, ponieważ nie posiadamy żywności ani lekarstw.
- Nie potrzebuję pomocy - mówi kobieta, powoli wstając. - Chcę zostać tu przez kilka dni, jeśli pozwolicie.
- Możesz zostać, ale musisz opuścić bazę do godziny 9:00 w sobotę - informuje Zenden.
- W porządku.
- Podaj swój kod - indaguje mechanicznie Gortat. - Dane personalne, wiek, zawód.
- ETD450554. Vivian Eldritch, trzydzieści jeden lat, pilot. - Kiwa głową i pyta: - To wystarczy?
Gortat wskazuje na zniszczone wejście.
- Nie wolno wchodzić do ruin kompleksu. Twój pojazd został zarekwirowany. Możesz oddalić się z bazy pieszo po uprzednim poinformowaniu wartownika. Przebywaj w pobliżu skały, w cieniu. Pamiętaj, że nie mamy zapasu wody.
- Dziękuję - mówi Vivian, bardziej do siebie niż do nich.

Śr.
Sprawdza godziny na zegarku martwego sierżanta - żołnierze postępują według sztywnego schematu: Zenden pilnuje bazy od 23:00 do 7:00, pomiędzy 7:00 a 15:00 pełnią wartę obaj, potem, od 15:00 do 23:00, przy stole siedzi Gortat. Vivian obserwuje ich przez cały czas. Nawet w nocy nie zamyka oczu, widzi ciemną sylwetkę na tle rozgwieżdżonego nieba. Żadnych zbędnych ruchów, żadnych rozmów. W ciągu doby wydają z siebie tylko kilka dźwięków i wypalają po jednym cygarze.
Coś zaczyna się dziać około południa. Kobieta słyszy wściekły szept, który dobiega zewsząd, przenika powietrze. Zenden podrywa się i znika wewnątrz bazy. Vivian staje obok Górtata, który lustruje okolicę przez lornetkę.
- Pilnujecie tu kogoś - stwierdza raczej, niż pyta. - To jego głos słyszałam przed chwilą?
Kapral kiwa głową, nie odrywając wzroku od piasku.
- Tak. Pole mentalne wzrosło gwałtownie, dlatego głos dotarł do ciebie. Nie mogę powiedzieć nic więcej.
-Rozumiem...
Wraca pod skałę. Gortat długo pełni wartę sam, potem na godzinę pojawia się Zenden. Lewy rękaw jego munduru jest podarty i zachlapany krwią. Szybko przekazują sobie jakieś informacje i znów przez kilka godzin nie wydarza się nic szczególnego. Zmieniają się na posterunku. Nie ma już śladu po zachodzie słońca, noc zagarnęła wszystkie kolory i kształty. Głos kaprala przerywa ciszę nagle, jak wystrzał.
- Sprawdziłem dane Vivian Eldritch: Drugi pilot tunelowca "Heart of Darkness", który opuścił Układ Słoneczny czterdzieści dwa miesiące temu. Serwis FFP podaje, że leciał z pionierską misją na Proxima Centauri i uległ katastrofie podczas wejścia w korytarz Hawkinga. Przypuszczalnie było to spowodowane błędem komputerów pokładowych, uszkodzonych bądź zainfekowanych przez terrorystów. Niezależne serwery sugerują, że wyprawa H.O.D. była od początku przedsięwzięciem politycznym, a załogę statku już przed startem skazano na śmierć. Rząd potrzebował spektakularnej katastrofy, która poruszyłaby opinię publiczną. Sugerują też, że obecność tunelu czasoprzestrzennego nie została potwierdzona w lotach bezzałogowych, a nawet, że ich odkrycie sfingowano po śmierci fizyka.
- A więc, tak czy owak, nikt z członków załogi H.O.D. nie ocalał?
- pyta Vivian.
- W świetle informacji oficjalnych i nieoficjalnych uległ on całkowitemu zniszczeniu. Nie posiadam innych danych na ten temat.
- Zbadaj mój materiał genetyczny. Potwierdź tożsamość, jeśli masz wątpliwości.
- To niczego nie udowodni - mówi Zenden po chwili namysłu.
- Wzorzec DNA został skasowany podczas ataku na Synergię, więc nie ma możliwości sprawdzenia go w banku danych.
- Czy w związku z tym muszę opuścić bazę?
- Twoja tożsamość nie ma dla mnie znaczenia.

Czw.
Następnego dnia, od świtu, Gortat nosi metalowe skrzynie do ładowni transportera. Z kolejnych segmentów, stelaży i kabli montuje duży, skomplikowany układ. Vivian dowiaduje się, że kapral wyjeżdża wieczorem w kierunku Karmage, i prosi o udostępnienie pokładowego terminala sieci. Żołnierze wyrażają zgodę, ale blokują nadawanie sygnału. Możliwy jest tylko odbiór.
Korzysta z Synetu - starszej wersji sieci. W tej chwili działa tylko ona, ponieważ nowsza Synergia została zniszczona na początku walk. Błądząc po kolejnych serwerach, Vivian dowiaduje się więcej o wojnie. To, czego nie znajduje w sieci, uzupełniają żołnierze.
Wojna trwa od 1260 dni - wybuchła tuż po ogłoszeniu katastrofy "Heart of Darkness". Serwisy nie łączą jednak obu faktów; decydująca dla rozpętania walk była awaria Synergii.
- Do pierwszych starć w Afryce Południowej doszło w dniu, w którym, według oficjalnych komunikatów, za pomocą gniazd neuronalnych podłączono do sieci dwie trzecie ludności Ziemi
- opowiada beznamiętnie Zenden.
- Dwie trzecie, czyli sześćdziesiąt sześć procent - mówi Vivian.
- Tak, i sześć w okresie. - Patrzy na nią, nie rozumiejąc uśmiechu, który błąka się w kącikach jej ust. - W tym dniu wirus Babilon zaatakował zalogowanych użytkowników, powodując u większości z nich uszkodzenie połączeń nerwowych.
Vivian poznaje rozmiary chaosu, który zapanował, gdy korzystający z Synergii zostali dotknięci psychozą. Skala zniszczeń była trudna do oszacowania, a stanowiło to zaledwie preludium do właściwej tragedii. Po miesiącu wśród szalejących tłumów pojawiają się bojówki Szarańczy, nieznanej wcześniej organizacji przestępczej, dążącej do przejęcia władzy. Członków Szarańczy media nazywały wampirami. Krążą plotki, że po awarii sieci zyskali zdolności telepatyczne. Zabijają ludzi, aby zdobyć krew wzbogaconą w katalizatory mentalne - ma to zwiększać ich potencjał. Pogłoski okazują się prawdziwe.
Kolejne armie ponoszą klęskę w walce z uzbrojonymi bandami. Większość żołnierzy na skutek manipulacji psychicznych przechodzi na stronę rebeliantów. Zniszczone zostają serwery Synergii, część sieci telekomunikacyjnych i satelitów. Milkną po kolei centra dowodzenia wojsk. W ostatniej chwili do boju zostaje wprowadzona broń masowego rażenia w postaci androgenicznych robotów .kierowanych przez potężną SI. Na Ziemi rozpętuje się piekło.
Androidy klasy "Death Angel" zostają zaprogramowane na chwytanie i unicestwianie osób mających wszczepione gniazda. SI opracowuje broń chemiczną, która, reagując z katalizatorami, wywołuje u ofiar rozpad komórek krwi. W odpowiedzi Szarańcza uderza w oddziały maszyn bombami energetycznymi, które uszkadzają ogniwa zasilające. Zażarty bój wyniszcza obie strony i nowe połacie ziemi. Ofiarami są przede wszystkim chorzy psychicznie cywile, posiadający wszczepy.
- Giną ci, którzy mają na sobie znamię Bestii - zauważa Vivian.
- Jan nie potrafił opisać tego lepiej w Apokalipsie.
- Szkoda, że nie możesz porozmawiać o tym z sierżantem
- mówi Gortat.
Ostatnie miesiące przynoszą osłabienie działań. Wampirom udaje się zniszczyć rękami obsługi technicznej SI koordynującą ruchy wojsk i unieruchomić całe dywizje. Ponoszą jednak zbyt dotkliwe straty w bezpośrednich walkach. W ręce androidów wpada dowództwo Szarańczy. Ataki obu stron są coraz rzadsze i coraz bardziej chaotyczne. Powstaje patowa sytuacja.
Oddziały "Death Angel", pozbawione kontaktu z Centrum, starają się utrzymać zdobyte pozycje. Tylko ci, których ogniwa zostały uszkodzone, podejmują misje samobójcze. Vivian wie już, w jakim celu Gortat udaje się do miasta. Wieczorem, gdy przygotowania do drogi dobiegają końca, w jej głowie rozlega się znajomy głos:
- Pomóż mi stąd wyjść! - Wampir warczy jak pies. - Jeśli chcesz dowiedzieć się, kim jestem, przyjdź do mnie! Czekam tu każdego dnia.
Żołnierze wbiegają do bazy. Vivian słyszy nieludzki, opętańczy skowyt, dochodzący ze środka. Jest to wycie, które zmienia szpik kostny w kryształki lodu i zatrzymuje słabe serca. Kiedy Gortat i Zenden wracają, ich ręce, ubrania, a nawet twarze ociekają krwią. Gortat wyciera dłonie w piasek i bez słowa wsiada do transportera.

Pt.
Tuż po północy na horyzoncie pojawia się słup ognia. Do uszu Vivian dochodzi pomruk wybuchu, spokojny i groźny.
- Udało mu się - mówi Zenden w ciemnościach. - Byli tam, gdzie przewidywał.
- Ile czasu miał przed sobą?
- Wskazania komputerów po awarii ogniw nie są dokładne. Kilka godzin, najwyżej pięć.
- A ty? - pyta dalej.
- Zegar wskazuje trzydzieści sześć godzin. Jeśli jutro do 10:00 nie zjawi się patrol, który przejmie więźnia, zabiję go i wysadzę bazę. Musisz być wtedy w odległości co najmniej pięciu kilometrów.
Tego dnia rozmawiają jeszcze raz, około południa. Zenden opowiada, jak podczas walk na przedmieściach Karmage schwytali wampira. Wytwarzał silne pole mentalne, uznali więc, że może być kimś ważnym. Rzeczywiście, podczas przesłuchania zdradził im rozmieszczenie kilkunastu kryjówek Szarańczy.
Gdy się wycofywali, w pobliżu oddziału eksplodowała bomba E. Zniszczeniu uległ napęd wszystkich żołnierzy, z wyjątkiem trójki, która znajdowała się najdalej. Udało im się dotrzeć do bazy razem z więźniem, ale po tygodniu ogniwo sierżanta Kleina przestało działać; zostali tylko dwaj kaprale.
- Sierżant Elias Klein posiadał oprogramowanie w wersji 7.1, a nasza wersja to zaledwie 5.0. Nie mogliśmy podjąć samodzielnej akcji bez niego i bez kontaktu z Centrum, dlatego tu utknęliśmy. - Zenden patrzy na nieruchomą postać na krześle.
Przed wyłączeniem czytał Biblię, którą znalazł przy martwym cywilu. Niektóre fragmenty powtarzał wiele razy.

Sob.
Wczesnym rankiem w głowie Vivian rozlega się ciche kwilenie. Przypomina to głos dziecka, które nie ma już siły płakać. Kobieta prosi, by Zenden pokazał jej więźnia, ale ten odmawia.
- Manipuluje twoim umysłem - mówi, obserwując pustynię. - Skarży się na ból, chociaż prawie go nie odczuwa. Tak wynika z naszych pomiarów.
- W jaki sposób był kontrolowany?
- Na początku używaliśmy neuroleptyków. Skutecznie osłabiają pole mentalne, a w większym stężeniu paraliżują inne funkcje umysłowe. Kiedy ich zapas się wyczerpał, pozbawialiśmy go przytomności. - Milknie na chwilę. - Odniósł pewne obrażenia, ale zdolność regeneracji wampirów przewyższa przeciętną o ponad trzydzieści procent.
- Z czego to wynika?
- Mówi się o mutagennym działaniu katalizatorów. Vivian zauważa, że żołnierz przygląda się czemuś za jej plecami.
W uniesionej prawej ręce ciągle trzyma lornetkę; lewa wędruje w kierunku opartego o stół karabinu. Broń stoi daleko, w odległości ponad trzech metrów.
Odwraca się bardzo wolno. Przy wejściu do bazy dostrzega przyczajoną, niewyraźną postać. Nie ma wątpliwości, że to więzień, któremu udało się sforsować zamki. Z tej odległości wygląda jak żałosny zwitek okrwawionych szmat i mięsa, ale wrażenie okazuje się złudne. I on, i strażnik trwają w bezruchu przez kilka długich sekund, a potem wszystko wydarza się równocześnie:
Zenden sięga po broń i błyskawicznie ją odbezpiecza, w tym czasie wampir rusza w ich kierunku szaleńczym sprintem. Nim żołnierz zaczynie strzelać, pokona połowę drogi, ponad pięćdziesiąt metrów. Pierwsze naciśnięcie spustu sprawia, że przestaje biec w linii prostej. Wykonuje na piasku epileptyczny taniec, zbliżając się nadal do celu. Kapral przecina go krótką serią i wampir upada, zwinięty jak robak.
Niespodziewanie koziołkuje w bok i rzuca się w kierunku stołu. Zenden trafia go pojedynczym strzałem w klatkę piersiową, ale musi uważać, żeby nie zranić Vivian. Chwila zawahania i wampir skacze na kaprala, próbując wyrwać mu broń. Android jest silniejszy. Potężnym uderzeniem kolby miażdży wampirowi prawy policzek. Drgające ciało osuwa się na ziemię; resztka zakrwawionej twarzy wciśnięta jest w piasek. Zenden celuje w głowę, jednak reaguje zbyt wolno.
Wampir rzuca przed siebie czarny, cienki krążek. Przedmiot jak magnes przywiera do piersi żołnierza. Po ciele Zendena przebiega kilka splątanych błyskawic. Android upuszcza broń i chwieje się na nogach; z gardła wydobywa się przeciągły pisk. Potem odchyla się do tyłu i upada na stół. Plastik pęka pod jego ciężarem.
Vivian nie czeka, aż wampir zbierze siły. Podrywa się i biegnie do bazy. Mija zniszczony hangar, trafia do jakiegoś korytarza. Zostawia za sobą kilka na wpół zawalonych pokoi, gdzie skręcone żelazo i odłamki skał tamują przejście. Drzwi na końcu są uchylone i dają się zamknąć na klucz. Siada za nimi, dysząc ze zmęczenia. Później kładzie się na zimnej posadzce.

Niedz.
Idzie do niej bez pośpiechu, po całym dniu wylegiwania się na słońcu i po nocy spędzonej pod gwiazdami. Mógłby odejść, ale pragnie jej "zbyt mocno. Czuje zapach strachu, który wydobywa się z wnętrza skały. Kroczy wąskim korytarzem, oświetlonym czerwonymi lampkami, trzymając w rękach obły przedmiot. Podchodzi do drzwi i przytyka odarte ze skóry czoło do metalowej powierzchni. Prawie słyszy bicie jej serca.
- Otwórz - rozkazuje. Rozlega się zgrzyt zasuwy.
Wampir widzi w ciemności prawie tak dobrze jak za dnia. Pokój jest mały, otoczony ze wszystkich stron regałami. Na półkach leżą drobne przedmioty i części garderoby: latarki, lornetki, noktowizory, hełmy, pasy, złożone w kostkę mundury. Kobieta stoi po drugiej stronie, pod ścianą, i patrzy mu w oczy.
Wampir rzuca jej pod nogi głowę Zendena.
- Przyszedłem cię ukarać. Za to, że zdradziłaś żywą istotę z tą rzeczą. Zapłacisz za każdy dzień mojego bólu, każdy dzień oczekiwania.
- Jesteś narzędziem - mówi kobieta. - Prowadzi cię nienawiść, która zakrywa prawdę.
- Rozedrę twoje ciało, gwałcąc je godzinami. - Obnaża kły. - Będę zlizywał twoją krew z podłogi, żeby nie została nawet kropla. Wyjem ci wnętrzności, aż będziesz przypominać pusty, zmięty worek. - Drży z rozkoszy. - Rozbieraj się, dziwko maszyn!
- Ciemność powołana jest, by karać - szepcze Vivian, rozsuwając zamek kombinezonu. - Wyobraża sobie, że jest mocą, ale tęskni do światła. Jest pustym miejscem po nim, jest niczym.
Zdejmuje buty i jednoczęściowy kombinezon. Pod spodem nie ma bielizny. Jej jasne ciało wydaje się podwójnie nagie pod oszalałym wzrokiem wampira. Ale nie zastania go, przymyka tylko oczy. On podchodzi bliżej, wciągając głęboko powietrze. Przygląda się jej z mieszaniną podniecenia i głodu. Nagle na jego twarzy pojawia się niepohamowany wstręt.
- Kim ty jesteś?! - wyje, patrząc na piersi bez sutków i gładkie krocze, jak u lalki. - Będziesz błagała o śmierć, będziesz...
- Twoje dni dobiegły końca, Abaddonie. - Z ciała Vivian zaczyna wyciekać mlecznobiałe światło. - Dokonało się dzieło twoich rąk, dzieło zniszczenia, z którym posłano cię między upadłych.
Światło załamuje się wokół delikatnych ramion, tworząc kręgi, jakby mgliste skrzydła. Wampir zaciska palce z wściekłości, która odbiera mu głos. Jego myśli wirują coraz szybciej, aż podejmuje ostatnią decyzję. Rzuca się na kobietę, uderza o światło i pada bezwładnie u jej stóp. Zaczyna płonąć tak intensywnie, że słychać skwierczenie skóry. Nie krzyczy, nie prosi o litość.
Vivian wychodzi na zewnątrz. Staje obok sierżanta i kładzie dłoń na jego ramieniu. Potem idzie w głąb pustyni, zatrzymuje się i rozkłada szeroko ramiona, jakby chciała objąć całą przestrzeń. Rozświetlona sylwetka odcina się od nocnego nieba, które wkrótce zaróżowi wschód słońca. Elias Klein otwiera oczy i patrzy na nią w zachwycie. Pokonując opór zastygłego ciała, z pokorą klęka na piasku.
Później uruchamia zegar. Ładunki wybuchają z rykiem za plecami wędrowców przemierzających równinę. Głęboka rozpadlina w ziemi pochłania szczątki Abaddona. Historia świata, najdłuższa opowieść klasy B dobiega końca.

//Ja, Jon, słyszałem to wszystko i widziałem. A kiedy przestałem już słuchać i patrzeć, upadłem do stóp aniołowi, który mi to wszystko ukazał, aby się mu pokłonić. Lecz on powiedział do mnie: Nie czyń tego, boja również jestem sługą, podobnie jak ty, twoi bracia, prorocy i wszyscy, którzy przestrzegają słów tej księgi; Bogu samemu oddaj cześć! A potem dodał: Nie kładź już pieczęci na słowach proroctwa
tej księgi! Czas jest bowiem bliski.
(Ap 22,8-10)\\

Cezary Zbierzchowski


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
NF 2005 12
NF 2005 12 łzy sobeka
NF 2005 12 drugi oddech
NF 2005 12 kamienny krąg
NF 2005 12 sprzedawca ryb
NF 2005 09 operacja transylwania
NF 2005 02 siła wizji
NF 2005 06 wielki powrót von keisera
NF 2005 10 prawo serii
NF 2005 05 balet słoni
NF 2005 08 pocałunek śmierci
NF 2005 10 misja animal planet
2005 12 44
NF 2005 06 dęby
2005 12 Reaching Base Building a Database Application Using Ooo Base
NF 2005 10 śniąc w lesie wyniosłych kotów
NF 2005 08 twórca
NF 2005 02 tatuaż
NF 2005 02 podróżnicy

więcej podobnych podstron