17 18 PA拍匘ZIERNIKA DROGI JOHNIE Z MI艁O艢CI膭, MLEKO CZ 1


P贸zniej, PRZED RANDK, Nadal w Pokoju 呕ycze艅
Spostrzegawcza Lily: Dzie艅 33
Suma Obserwacji: 203
Dziesi臋膰 Rzeczy Do Zapami臋tania, Kiedy Przygotowuj臋 Si臋 Na Rozpocz臋cie Randki z
Amosem (Kt贸r膮 Jestem Bardzo Podekscytowana, Pomimo Tego, Jak Mo偶e To Teraz
Wygl膮da膰& Pami臋tacie?)
1] Amos to uroczy cz艂owiek. Naprawd臋. Ten ch艂opak nigdy nie da艂 mi powodu do
my艣lenia, 偶e b臋dzie dzisiaj zachowywa艂 si臋 inaczej ni偶 idealnie uroczo& em, to znaczy poza
niezwyk艂膮 niezr臋czno艣ci膮 z Julie Little. Och, i wtedy z Nigdy Nielecz膮c膮 Si臋 Kostk膮, kiedy on i
James wdali si臋 w przeci膮ganie liny moim zranionym cia艂em. I jego zmienno艣膰 nastroju
spowodowana Quidditchem oraz jego szaleni koledzy. Ale poza tymi male艅kimi rzeczami, ani
jednego powodu!
2] Tylko najgorszy typ czarodziejki cofa swoje s艂owo i uchyla si臋 od zgody na randk臋 w
Hogsmeade w dniu, kiedy ma si臋 ona odby膰. Nawet patologicznie k艂ami膮ca. Tak po prostu
nie mo偶na.
3] Kto by艂 absolutnie najgorszy w zrozumieniu w艂asnych g艂upich uczu膰? Tak, to by艂am ja.
Wi臋c nie powinnam wyci膮ga膰 pochopnych wniosk贸w. Pewnie i tak s膮 niew艂a艣ciwe. Pewnie.
4] Zapewnianie wszystkim wyr贸wnanych szans. Bardzo wa偶ne. Nie zapominajmy o tym.
5] Jest pi臋kny dzie艅! W pazdzierniku! Jak cz臋sto to si臋 zdarza, hm? To prawdopodobnie
jaki艣 znak. Na przyk艂ad wiadomo艣膰 z g贸ry czy co艣. Dlatego moj膮 odpowiedzialno艣ci膮  ba,
moim obowi膮zkiem!  jest w pe艂ni tego wykorzystanie. W rzeczy samej!
6] Randki w Hogsmeade  niewa偶ne z kim  s膮 okazj膮 na zrobienie z siebie
atrakcyjniejszej osoby. Mo偶esz si臋 wystroi膰  uwielbiam si臋 stroi膰. Nawet dla ludzi, do
kt贸rych nie ca艂kiem czuj臋 teraz stuprocentowy poci膮g. Ale nie o to chodzi. Po prostu nie.
7] G艂upota to szalej膮ca epidemia. O tym zawsze warto pami臋ta膰.
8] Musz臋 wyj艣膰 z tego pokoju.
9] Musz臋 przesta膰 my艣le膰.
10] James Potter to g艂upi, krety艅ski, niedobry, zostawiaj膮cy li艣ciki, w艂adczy, diabelski
czarodziej.
Odliczanie: Dwie godziny do RANDKI.
Kilka Minut P贸zniej, Wci膮偶 PRZED RANDK, Nadal P.呕.
Spostrzegawcza Lily: Dzie艅 33
Suma Obserwacji: 203
A wi臋c& powiedzmy, 偶e chcecie co艣 podpali膰, tak?
(I nie m贸wi臋 tutaj o ma艂ym ogniu. M贸wi臋 o du偶ym  naprawd臋 ognistym, du偶ym.
Totalnym po偶arze. Popi贸艂, spustoszenie, itd., itp.)
Czy Pok贸j 呕ycze艅  bior膮c pod uwag臋, 偶e wspomniane p艂omienne losy musz膮 spotka膰 si臋
z kwiatem i pergaminem, kt贸re s膮 艂atwopalne  zapobiega podpaleniu? Wiecie, bo tego od
niego wymagam? Bo nie chcia艂abym spali膰 ca艂ego zamku razem z tymi innymi, okrutnymi i
okropnymi rzeczami?
To wa偶ne pytanie, jak s膮dz臋.
Te miejsce naprawd臋 powinno mie膰 jak膮艣 instrukcj臋.
Odliczanie: Godzina i pi臋膰dziesi膮t cztery minuty do RANDKI.
Minuty+, Wci膮偶 PRZED RANDK, P呕
Spostrzegawcza Lily: Dzie艅 33
Suma Obserwacji: 203
To przez to, 偶e nie ma instrukcji, oczywi艣cie.
Mam na my艣li, dlaczego nie stwarzam Drugiej Lokalizacji Ognistego Piek艂a. Bo nie ma
instrukcji i s膮dz臋, 偶e Dumbledore owi podoba si臋 taka szko艂a, jaka jest teraz. W innym
wypadku zaczyna艂abym teraz pal膮c膮 si臋 imprez臋. Wielk膮, weso艂膮, sprowokowan膮-przez-r贸偶臋-
i-pergamin, pal膮c膮 si臋 imprez臋.
Naprawd臋.
Powa偶nie.
Odliczanie: Godzina i pi臋膰dziesi膮t jeden minut do RANDKI.
Wi臋cej Minut, Wci膮偶 PRZED RANDK, P呕
Spostrzegawcza Lily: Dzie艅 33
Suma Obserwacji: 206
Obserwacja #204) Jaki jest sens ok艂amywania samej siebie, kiedy wiesz, 偶e si臋
ok艂amujesz? Tak, zero. Zero sensu. Brak. Sens nieistniej膮cy.
Obserwacja #205) Przeciwie艅stwem wszczynania po偶aru jest najwyrazniej nie
wszczynanie po偶aru. Ten proces obejmuje r贸wnie偶 durne le偶enie na 艂贸偶ku wy偶ej
wymienionego g艂upiego, krety艅skiego, niedobrego, zostawiaj膮cego li艣ciki, w艂adczego,
diabelskiego czarodzieja, dotykanie jego diabelskiego pisma zdradzieckimi koniuszkami
palc贸w i ci膮g艂e my艣lenie nad kawa艂kiem jego g艂upiego, nielegalnego krzewu. Serio, kto by
pomy艣la艂?
Obserwacja #206) Jestem chora. Chora.
Odliczanie: Godzina i czterdzie艣ci dziewi臋膰 minut do RANDKI.
Minuty, Wci膮偶 PRZED RANDK, Nadal P呕
Spostrzegawcza Lily: Dzie艅 33
Suma Obserwacji: 206
O Bo偶e.
Powa偶nie musz臋 st膮d wyj艣膰.
To nie jest zdrowe.
Ani troch臋.
Odliczanie: Godzina i czterdzie艣ci siedem minut do RANDKI.
Minuty, Wci膮偶 PRZED RANDK, Dormitorium 7-rocznych Dziewcz膮t
Spostrzegawcza Lily: Dzie艅 33
Suma Obserwacji: 207
- Nie jestem zdzir膮, ja tylko zasn臋艂am!
Te o艣wiadczenie towarzyszy艂o mi w moim marnotrawnym powrocie do Dormitorium 7-
rocznych Dziewcz膮t, dwadzie艣cia minut po mojej nieudanej pr贸bie poradzenia sobie z
piromani膮 i rezultacie mojego chodzenia po Pokoju 呕ycze艅 tak d艂ugo, jak by艂o to
fizycznie/emocjonalnie/chronologicznie mo偶liwe. Praktycznie dysza艂am z wysi艂ku, kiedy
wpad艂am przez drzwi dormitorium, a w 偶y艂ach szumia艂o mi co艣, co prawdopodobnie powinno
by膰 identyfikowane, jako panika (cho膰 nie by艂am w humorze, 偶eby tak to nazywa膰), staraj膮c
si臋 nie hiperwentylowa膰.
Sta艂am tam, opieraj膮c si臋 o otwarte drzwi, dysz膮c niczym idiotka, raz jeszcze napawaj膮c
si臋 偶a艂osnymi, idiotycznymi sytuacjami, kt贸re s膮 moim 偶yciem.
Serio. W og贸le czemu ja si臋 jeszcze przejmuj臋? Kto艣 wie?
Moje szale艅stwo spotka艂o si臋 z r贸偶nymi reakcjami. Ze swoich pochylonych pozycji na
艂贸偶ku Carrie, Saunders i Carrie Lloyd patrzy艂y na mnie jednakowymi spojrzeniami pogardy i
weso艂o艣ci, obie miny by艂y tak 艣mieszne, 偶e gdybym nie by艂a w stanie paniki, to nawet
parskn臋艂abym 艣miechem. Gracie sta艂a sama przed nasz膮 szaf膮 z trzema mo偶liwymi topami
zwisaj膮cymi na drucianych wieszakach wok贸艂 jej szyi. Szczerzy艂a si臋 do mnie g艂upio. Emmy
nigdzie nie by艂o.
- Na pewno  prychn臋艂a Saunders.
- Uroczo  zachichota艂a Carrie.
- Podejdz tutaj, m贸j zwierzaku  powiedzia艂a Grace.
Poczu艂am, jak robi臋 si臋 absurdalnie czerwona, kiedy podbieg艂am do Grace, ignoruj膮c
ciche w艣ciek艂e spojrzenie i wcale nie cichy chichot Saunders i Carrie, skupiaj膮c si臋 na dotarciu
na drug膮 stron臋 pokoju bez wi臋kszych katastrof. Grace odwr贸ci艂a si臋 do najbli偶szego lustra i
chyba powa偶nie zastanawia艂a si臋 nad fioletowym topem, efektownie ignoruj膮c mnie i moj膮
panik臋.
- To by艂o k艂amstwo  szepn臋艂am szybko, jak tylko do niej dosz艂am. Upewni艂am si臋, 偶e
m贸j g艂os jest na tyle cichy, 偶eby nie us艂ysza艂y W艣ciek艂a Idiotka i Rechotaj膮ca Kretynka.  To
by艂o wielkie, grube k艂amstwo, Gracie. By艂am zdzir膮  najwi臋ksz膮 zdzir膮 w ca艂ym 艣wiecie.
Wszystkie poprzednie zdziry teraz oddaj膮 pok艂on mnie i mojej zdzirowato艣ci.
Grace nie zareagowa艂a. Tak naprawd臋, to ta dziewczyna nawet si臋 nie skrzywi艂a. Na
brod臋 Merlina, nawet na mnie nie spojrza艂a.
Um, halo?
Czy ona mnie nie s艂ysza艂a?
Zdzira!
By艂am zdzir膮!
- Wiem  powiedzia艂a w ko艅cu, 艣ci膮gaj膮c z siebie wieszak z fioletowym topem i odrzuci艂a
go na bok. Jego miejsce zaj膮艂 znajomy zielony top.
Zagapi艂am si臋 na ni膮.
- Wiesz?  wyj膮ka艂am durnie, szukaj膮c s艂贸w.  Jak to  wiesz ? Sk膮d niby wiesz? Dopiero
ci powiedzia艂am!
- Jak my艣lisz, sk膮d wiem?  zapyta艂a tajemniczo, teraz uwa偶nie przygl膮daj膮c si臋
zielonemu topowi. W ko艅cu odwr贸ci艂a si臋 do mnie i my艣la艂am, 偶e mo偶e wyja艣ni, o co jej
chodzi, zanim b臋d臋 musia艂a wyci膮gn膮膰 to z niej si艂膮, ale zapyta艂a tylko: - Co o tym my艣lisz?
M贸j kolor, co nie?
Pyta艂a mnie o ubrania.
Zielony top przebi艂 moj膮 zdzirowat膮 noc.
Powiedzcie mi w jakim 艣wiecie co艣 takiego jest w porz膮dku?
- My艣l臋, 偶e to moje  odpar艂am gniewnie, zrywaj膮c bluzk臋 z wieszaka i zastanawiaj膮c si臋,
co ja takiego zrobi艂am, 偶eby zas艂u偶y膰 na takich g贸wnianych przyjaci贸艂. Szczerze.  Mo偶emy na
chwileczk臋 skupi膰 si臋 tutaj, prosz臋? M贸wi臋 ci, 偶e by艂am zdzir膮, a ty pytasz mnie, jak
wygl膮dasz w moim topie. Czy tylko ja widz臋 tutaj problem?!
- Bo偶e, Lil.  Grace odwr贸ci艂a si臋 do lustra, rzucaj膮c mi spojrzenie przez rami臋.  Wiesz,
jak na kogo艣, kto tak niedawno wda艂 si臋 w zdzirowaty romans, to na pewno jeste艣 dzi艣 rano
zrz臋dliwa.
Zamorduj臋 j膮.
A trzeba do tego tylko kilku poci膮gni臋膰 za te g艂upie wieszaki.
Nikomu nie b臋dzie jej brakowa膰.
- Grace.  Wysycza艂am jej imi臋 przez zaci艣ni臋te z臋by, patrz膮c na ni膮 moim najgorszym
spojrzeniem pt.  nie-zadzieraj-ze-mn膮-teraz-panienko . Ale Grace  jak zwykle  wywr贸ci艂a
jedynie oczami, nieprzej臋ta moimi spojrzeniami niebezpiecznej furii.
- Spokojnie, Zdzirowata Sue.  Rzuci艂a mi g艂upi u艣miech, kiedy zrobi艂am szybki zamach,
ju偶 planuj膮c, kt贸rego wieszaka u偶yj臋 do zabicia jej. Grace ledwo usun臋艂a si臋 z mojego
zasi臋gu, chichocz膮c wariacko.  Po pierwsze  powiedzia艂a, przybli偶aj膮c si臋 do mnie i
wyrywaj膮c mi z d艂oni zielony top, po czym wycofa艂a si臋 strategicznie.  Trzeba si臋 dzieli膰.
Nawet nie lubisz tego topu. Nie musisz by膰 samolubna. A po drugie& - Urwa艂a, patrz膮c na
mnie znacz膮co.  Jak my艣lisz, sk膮d wiem? A mo偶e ju偶 zapomnia艂a艣, 偶e Zdzirowata Sue
potrzebuje Zdzirowatego Stu?
Co do& Zdzirowaty Stu?
Kim, do diab艂a&
O Bo偶e.
Nie.
Nie, on& nie m贸g艂by. Nie m贸g艂by.
Poczu艂am, jak zapada mi si臋 twarz, a serce robi jeden, wielki podskok w piersi i opada mi
do st贸p. Nie mog艂am w to uwierzy膰. Zesz艂a noc& zesz艂a noc by艂a prywatna. Czemu James
powiedzia艂by& czemu on&
Nagle zachcia艂o mi si臋 rycze膰.
Grace musia艂a dostrzec m贸j niepok贸j, bo od razu zacz臋艂a wyja艣nia膰.
- Och, Merlinie, nie, Lil.  Potrz膮sn臋艂a szybko g艂ow膮, podchodz膮c do mnie.  To nie by艂o
tak& James nic mi nie powiedzia艂.
艢cisn臋艂o mnie co艣 w klatce piersiowej.
- On& nie?
- Do diab艂a, nie  zakpi艂a Grace, zbywaj膮c to r臋k膮. Pos艂a艂a mi lekki u艣miech.  Oczywi艣cie
pr贸bowa艂am co艣 z niego wyci膮gn膮膰  ale nie chcia艂 nic powiedzie膰.
Zmarszczy艂am brwi, nawet, kiedy serce wci膮偶 bi艂o mi nier贸wno.  Ale je艣li on nic ci nie
powiedzia艂  zacz臋艂am powoli  to czemu m贸wi艂a艣& ?
Grace prychn臋艂a.  Czemu?  zapyta艂a.  A jak my艣lisz, Lily? Ten biedny facet nie musia艂
nic m贸wi膰. Wpad艂 do Pokoju Wsp贸lnego wygl膮daj膮c, jakby w艂a艣nie dosta艂 Zakl臋ciem
Rozweselaj膮cym czy co艣.
Grace pokaza艂a mi to, id膮c troch臋 jak zombie z najwi臋kszym, najg艂upszym u艣miechem na
twarzy. Parskn臋艂am 艣miechem na jej chwiejny krok. Wtedy przesta艂a, rzucaj膮c mi znacz膮ce
spojrzenie.
- Mog臋 nie by膰 najja艣niejsz膮 gwiazd膮 w galaktyce  powiedzia艂a beznami臋tnie  ale
nawet ja potrafi艂am si臋 domy艣li膰.
Kiwn臋艂am powoli g艂ow膮, chocia偶 wierci艂am si臋 nerwowo, nie cierpi膮c tego, jak wiele
ci臋偶aru zesz艂o z mojej piersi na wyja艣nienie Grace, jak wielk膮 ulg臋 czu艂am, 偶e James nic nie
powiedzia艂. I& c贸偶, przypuszczam, 偶e obrazek jego durnej weso艂o艣ci nie by艂 taki
zniech臋caj膮cy. Wiecie, bo dobrze jest wiedzie膰, 偶e nie tylko ja sta艂am otumaniona przy
艣cianie po naszym zdzirowatym biznesie i w og贸le. Chocia偶 James technicznie wci膮偶 chodzi艂.
Ale niewa偶ne.
- Lily?  odezwa艂a si臋 Grace, kiedy nic nie powiedzia艂am.  W porz膮dku?
Wyrwa艂am si臋 z g艂upich my艣li, przypominaj膮c sobie, 偶e to  dwie godziny przed moj膮
Randk膮 z Amosem  nie by艂a pora na rozmy艣lanie nad Szczerz膮cym-Si臋-Zombie. Ale nawet
czuj膮c, jak kiwam g艂ow膮 i s艂ysz膮c, jak g艂owa wrzeszczy na mnie, 偶ebym to wszystko
powstrzyma艂a, to moje usta wci膮偶 to kontynuowa艂y, wyrzucaj膮c: - Przypuszczasz. To nie
musia艂o mie膰 ze mn膮 co艣 wsp贸lnego.
Co nie powinno by膰 takie szokuj膮ce. Przecie偶 moje usta s膮 zdradzieckie i w og贸le.
Psh.
Grace unios艂a brew, nie kupuj膮c tego ani przez chwil臋.  Daj spok贸j, Lily  powiedzia艂. 
By艂 z tob膮.
- To r贸wnie偶 przypuszczenie.
- W艂a艣ciwie to nie.
Rzuci艂am jej spojrzenie.  Jestem pewna, 偶e nie by艂o ci臋 tam, aby to potwierdzi膰, Gracie.
Nie by艂o z tym dyskusji  jestem na tysi膮c procent pewna, 偶e zesz艂ej nocy James i ja
byli艣my jedynymi osobami w tamtym pokoju  ale mimo wszystko na twarzy Grace pojawi艂
si臋 nagle bardzo przebieg艂y u艣miech.
O rany.
- Tak czy owak  zacz臋艂a powoli, a jej u艣miech robi艂 si臋 tylko szerszy. Prze艂kn臋艂am g艂o艣no
艣lin臋.  Zapomnia艂a艣 o jednej rzeczy, ma przyjaci贸艂ko& jak my艣lisz, sk膮d James w og贸le
wiedzia艂, gdzie by艂a艣?
&
O Merlinie.
Nie zrobi艂a tego.
- Grace Reynolds  sapn臋艂am, mru偶膮c niebezpiecznie oczy.  Nie zrobi艂a艣 tego.
Grace by艂a niesamowicie z siebie zadowolona, a na jej ustach tkwi艂 usatysfakcjonowany
u艣mieszek.
- Lily Evans  rzek艂a s艂odko.  Zosta艂a艣 poddana interwencji.
O m贸j Bo偶e.
O m贸j Bo偶e.
- Grace!  krzykn臋艂am, nie przejmuj膮c si臋 ju偶 czy us艂ysza艂y Krety艅skie Blizniaczki, sam
James czy nawet moi przyszli koledzy w Guam  by艂am zbyt rozsierdzona.  Jak mog艂a艣&
dzie艅 przed Hogsmeade? Jak& dlaczego& na brod臋 Merlina, nie mog艂a艣 zaczeka膰 troch臋
d艂u偶ej na odpowiedni moment?!
- Przepraszam bardzo  odpar艂a Grace, praktycznie promieniuj膮c samozadowoleniem.
Unios艂a r臋k臋, tak jakby mia艂o mnie to powstrzyma膰, gdybym postanowi艂a rzuci膰 si臋 do jej 偶y艂y
szyjnej (um, ta, nie powstrzyma艂oby mnie to).  Os膮dzaj膮c po komentarzach  jestem-
najwi臋ksz膮-zdzir膮-na-艣wiecie , powiedzia艂abym, 偶e wyczucie czasu mia艂am idealne, dzi臋kuj臋
ci bardzo.
Fukn臋艂am g艂o艣no z irytacj膮, ale Grace jeszcze mocniej zachichota艂a, bawi膮c tylko siebie
swoj膮 g艂upi膮 logik膮, kt贸ra nie by艂a nawet logik膮, bo nie mia艂a sensu. Przeszy艂am j膮
najgorszym spojrzeniem, jakie mia艂am, splataj膮c ramiona na piersiach, 偶ebym nie zrobi艂a jej
krzywdy, ko艅cz膮c w Azkabanie na ca艂e 偶ycie.
- Wszystko pogorszy艂a艣, ty w艣cibska kokietko!  w艣cieka艂am si臋, pokazuj膮c jej moj膮 furi臋.
Grace wywr贸ci艂a oczami. Podnios艂am r臋ce we frustracji.  Co si臋 sta艂o z nasz膮 solidarno艣ci膮
Pracownik贸w Fabryki, hm, Gracie? Czy na tym 艣wiecie nie pozosta艂o 偶adne zaufanie?
Grace wzruszy艂a ramionami.  M贸wi艂am ci, 偶e b臋dziesz nast臋pna.
Azkaban, Lily.
Jest brudny. I zimny. I nieszcz臋艣liwy. Nie chcesz sp臋dzi膰 tam reszty 偶ycia, pami臋tasz?
Och, ale to by艂o kusz膮ce.
By艂o blisko. Mog艂am zabi膰 j膮 w tej w艂a艣nie chwili i niewiele nad tym my艣le膰. Ale kiedy
walczy艂am z do艣膰 wielkim pragnieniem, 偶eby zacisn膮膰 palce na g艂upiej szyi Grace, chwilowe
wytchnienie  dla morderczyni i dla ofiary, oczywi艣cie  nadesz艂o w formie dzwi臋ku
otwieranych drzwi dormitorium. Obie z Grace odwr贸ci艂y艣my si臋, 偶eby zobaczy膰 wchodz膮c膮
do pokoju Emm臋, na kt贸rej twarzy znajdowa艂 si臋 lekko gniewny wyraz. Jednak偶e to nie jej
mina pos艂a艂a m贸j 偶o艂膮dek do loch贸w, kiedy tylko j膮 zobaczy艂am. W r臋kach Emmy tkwi艂y dwa
znajome przedmioty, kt贸re sprawi艂y, i偶 czu艂am si臋, jakbym chcia艂a wyrzuci膰 z siebie ca艂膮
zawarto艣膰 偶o艂膮dka.
Do jasnej cholery.
Do jasnej, pieprzonej cholery.
- Lily  og艂osi艂a suchym tonem Emma.  Mam dla ciebie przesy艂k臋.
Grace wybuch艂a za mn膮 艣miechem.
Prze艂kn臋艂am 艣lin臋. Bardzo mocno.
Niech szlag wezmie kary do偶ywotniego wi臋zienia. Bycie ciep艂ym, czystym i zdrowym
psychicznie i tak by艂o ogromnie przereklamowane.
Zabij臋 go.
Zabij臋.
- Kazano mi przekaza膰 to do r膮k w艂asnych  powiedzia艂a Emma, podchodz膮c ostro偶nie do
szafy, gdzie wci膮偶 sta艂y艣my z Grace. Poda艂a mi pierwszy przedmiot  znajom膮 czerwon膮 r贸偶臋,
identyczn膮 do tej, kt贸r膮 obecnie mia艂am w torbie  z lekk膮 fanfar膮. Drugi przedmiot  r贸wnie
znajomy czerwono-z艂oty szal  Emma zarzuci艂a mi na szyj臋.  Zapyta艂am czy powinnam
przekaza膰 jak膮艣 wiadomo艣膰  ci膮gn臋艂a  ale powiedziano mi, 偶e nie ma 偶adnej. Najwyrazniej
 dosta艂a艣 ju偶 rozkazy na ten dzie艅 .
Zaczerwieni艂am si臋 w艣ciekle.
- Rozkazy?  powt贸rzy艂a Grace, unosz膮c pytaj膮co brew.  Idziesz na randk臋 czy na
wojn臋?
Zmia偶d偶y艂am j膮 spojrzeniem.  Kto wie?  rzuci艂am.  Nie dzi臋ki tobie.
Gdy Grace u艣miechn臋艂a si臋 z satysfakcj膮, Emma zrobi艂a jeszcze kilka krok贸w do przodu,
jej twarz ukazywa艂a sprzeczne uczucia, kiedy na mnie patrzy艂a.
- Lil  powiedzia艂a bardzo powoli.  Zapominaj膮c na chwil臋 o tym, 偶e nadal jestem na
ciebie niewiarygodnie w艣ciek艂a za obrzucanie mnie wczoraj pergaminowymi kopertami& -
Przerwa艂a, a na jej twarzy pojawi艂o si臋 niech臋tne wsp贸艂czucie. Zmru偶y艂a oczy, wpatruj膮c si臋
we mnie.  Co si臋 wczoraj wydarzy艂o, u licha?
Zarejestrowa艂am pytanie Emmy, ale spowodowa艂o one przewa偶nie mocno atrakcyjne
rumie艅ce. Chcia艂o mi si臋 艣mia膰. Co si臋 wydarzy艂o? Co si臋 wydarzy艂o? Co si臋 nie wydarzy艂o?
Czy istnia艂y w og贸le s艂owa na szale艅stwo, kt贸re mia艂o miejsce w tym g艂upim pokoju?
Spojrza艂am na r贸偶臋 w mojej d艂oni  kolejn膮 r贸偶臋, przypomnia艂am sobie, my艣l膮c wtedy o tym
cholernym li艣ciku i jakie by艂y moje  rozkazy na ten dzie艅 . Ta ca艂a pomieszana sytuacja by艂a
niesamowicie 偶a艂osna. Dotkn臋艂am palcami szala  szala, kt贸ry James musia艂 celowo wzi膮膰,
kiedy wr贸ci艂, 偶eby przyklei膰 ten durny li艣cik, bior膮c pod uwag臋, 偶e na pewno nie by艂 w stanie
zabra膰 go za pierwszym razem, gdy wyszed艂. Stara艂am si臋 nie my艣le膰 zbyt mocno o tym
stanie, ale stawa艂o si臋 to niewiarygodnie trudne.
Szlag.
Prze艂kn臋艂am g艂o艣no 艣lin臋, odwracaj膮c wzrok od niewygodnie szczerej twarzy Emma i
zamierza艂am patrze膰 pusto na 艣cian臋, dop贸ki nie wezm臋 kontroli nad s艂owami, kt贸re bardzo
chcia艂y opu艣ci膰 moje usta. Zamiast tego odkry艂am, 偶e m贸j wzrok pod艂apa艂 spojrzenie
Elisabeth Saunders. Spojrza艂am jej w oczy. Patrzy艂am w milczeniu, jak jej twarde oczy
przenios艂y si臋 z mojej twarzy na szal Jamesa (kt贸ry wci膮偶 wisia艂 na mojej szyi) i z powrotem
na twarz.
Och, do diab艂a.
Nie potrzebowa艂am tego. Naprawd臋.
Poruszaj膮c si臋 szybko, zerwa艂am obrazliw膮 rzecz z ramion, obr贸ci艂am si臋 i zgniot艂am szal
w ma艂膮 kulk臋, przyciskaj膮c go do piersi, skrywaj膮c przed w艣cibskimi oczami. Grace i Emma
rzuci艂y mi skonsternowane spojrzenia, ale zignorowa艂am je. Wci膮偶 wyczuwa艂am wzrok
Saunders wypalaj膮cy dziury w moich plecach. Kiedy w ko艅cu si臋 odezwa艂am, m贸j g艂os by艂
cichszy, 艣wiadomy tych, kt贸rzy mogli s艂ucha膰.
- P贸zniej  szepn臋艂am, nagle niesamowicie zm臋czona, kiedy przenios艂am wzrok z Grace
na Emm臋, a potem spojrza艂am w pod艂og臋. Westchn臋艂am ci臋偶ko, czuj膮c pulsowanie w g艂owie.
 Nie chc臋& nie chc臋, 偶eby kto艣 to pods艂ucha艂. Poza tym, je艣li teraz zaczn臋 o tym gada膰, to
nie& Merlinie, nie wiem czy b臋d臋 w stanie zmusi膰 si臋 do p贸j艣cia na randk臋.
Wyznanie by艂o  okropnie, 偶a艂o艣nie  prawdziwe, a ta 艣wiadomo艣膰 przyprawia艂a mnie o
lekkie md艂o艣ci. Z drugiej strony Grace wygl膮da艂a na do艣膰 zadowolon膮, podczas gdy Emma
wygl膮da艂a na lekko zszokowan膮.
- Na Merlina  sapn臋艂a.  To jest a偶 tak powa偶ne?
Och, Emmo.
Gdyby艣 tylko wiedzia艂a.
Naprawd臋 nie wiedzia艂am, jak mog艂abym odpowiedzie膰 bez wybuchni臋cia p艂aczem i
wygadania ca艂ej wstr臋tnej opowie艣ci, dlatego pozosta艂am przy nieszcz臋艣liwym skini臋ciu
g艂ow膮, pozwalaj膮c, 偶eby ten prosty czyn wyja艣ni艂 rozmiar upadku mojego 偶a艂osnego 偶ycia.
Emma wyda艂a wsp贸艂czuj膮cy dzwi臋k.
- No  powiedzia艂a, wypuszczaj膮c ma艂y oddech.  Na pewno& wszystko si臋 u艂o偶y.
U艂o偶y?
Moje 偶ycie?
Och, nie roz艣mieszaj mnie.
Nie roz艣mieszaj mnie.
Odliczanie: Godzina i dwadzie艣cia jeden minut do RANDKI.
P贸zniej, Wci膮偶 PRZED RANDK, Dormitorium 7-rocznych Dziewcz膮t
Spostrzegawcza Lily: Dzie艅 33
Suma Obserwacji: 207
Przewodnik Lily Evans Po Tym, Co Ubra膰 Na Randk臋, Na Kt贸r膮 Zm臋czona Jest
Udawaniem, 呕e Chce I艣膰 (Pomimo Kilkukrotnego Analizowania Jej 10 Wa偶nych
Przypomnie艅)
1] ODPOWIEDNIA Bluzka
Zwykle na tak膮 pomy艣ln膮 okazj臋, jak randka z Amosem Diggorym by艂abym w
gor膮czkowym poszukiwaniu DOSKONAAEJ BLUZKI  takiej, kt贸ra sprawi艂aby, 偶e
wygl膮da艂abym szczup艂o, rado艣nie obdarzona autami i og贸lnie cudownie. Tego si臋 oczekuje.
To jest normalne. Ale teraz& c贸偶, dzisiejszy dzie艅 nieszczeg贸lnie jest normalny, prawda?
Wi臋c my艣l臋, 偶e ten  doskona艂y wyb贸r nie b臋dzie najlepszym pomys艂em. Przecie偶 nie ma
potrzeby na jakie艣 dodatkowe pr贸by kuszenia, co nie? W tej randce nie chodzi o to. Chodzi o
przekonanie si臋 czy s膮 tutaj jakiekolwiek prawdziwe uczucia bez tych bzdur. Powinnam
podoba膰 si臋 Amosowi bez ochrony oponki i dodatkowych wk艂adek do stanika. Powinien
patrze膰 do mojego wn臋trza. No przecie偶.
Dlatego w nast臋pstwie tej b艂yskotliwej logiki zamiast szuka膰 DOSKONAAEJ bluzki,
alternatywnie szukam ODPOWIEDNIEJ bluzki. Zwyk艂e trzy Doskona艂e Bluzki  zielony sweter,
zdzirowata bluzeczka na rami膮czkach, prosta bia艂a  nie dostan膮 szansy. Wi臋c na ich miejsce
mamy trzy nowe wybory. Trzy doskonale odpowiednie bluzki.
1] Rdzawoczerwony sweter, kt贸ry jest niezwykle wygodny, ale do艣膰 groznie koliduje z
moimi w艂osami (chocia偶  po prostu tak m贸wi臋  pasuje do Gryffo艅skiego szala.
Jakiegokolwiek Gryffo艅skiego szala. Mojego albo innego. Gdybym chcia艂a takiego za艂o偶y膰. A
nie chc臋. Prawdopodobnie).
2] Niebieska, zwiewna bluzka, kt贸rej zawsze udaje si臋 ukry膰 m贸j stan za-du偶o-ry偶u, ale
niestety sprawia r贸wnie偶, 偶e moje piersi wygl膮daj膮 na nieistniej膮ce.
3] Zielona bluzka, kt贸rej by膰 mo偶e nawet nie lubi臋, ale kt贸r膮 tak niegrzecznie upatrzy艂a
sobie Grace i kt贸rej ubranie pozwoli艂oby mi na unieszcz臋艣liwienie Grace, na co zas艂uguje po
jej w艣cibskim wyst臋pku.
No wi臋c. Decyzje, decyzje.
Zatem& och, no dobrze, skre艣lmy numer trzeci. Naprawd臋 nienawidz臋 tej bluzki.
Wygl膮dam w niej, jak brzydki 偶贸艂w. A Grace pewnie zawy艂aby w rozpaczy, gdybym jej j膮
zabra艂a. Chocia偶 my艣l臋, 偶e zas艂uguje na troch臋 agonii, to chyba nie jestem a偶 tak z艂o艣liwa. W
ka偶dym razie, jeszcze nie. I podczas gdy wci膮偶 jestem stanowcza w niewyolbrzymianiu moich
kobiecych atut贸w, to nie chc臋 przecie偶 wygl膮da膰, jak m臋偶czyzna, wi臋c chyba odrzuc臋 r贸wnie偶
bluzk臋 #2. Co zostawia nas z& bluzk膮 #1.
Hm.
Interesuj膮ce.
2] Odpowiednie Spodnie
W porz膮dku. To jest troch臋 trudniejsze.
Mam na my艣li, 偶e mog艂am przeszuka膰 szaf臋, poszuka膰 pary spodni, sp贸dniczki albo
jakiego艣 innego kawa艂ku odzie偶y dolnej, kt贸ry by艂by odpowiedni, niedoskona艂y i tak dalej&
ale to wymaga艂oby wiele wysi艂ku. Wi臋cej wysi艂ku ni偶 bym chcia艂a. I cho膰 wiem, 偶e za艂o偶enie
super-podkre艣laj膮cych-m贸j-ty艂ek d偶ins贸w jest okre艣leniem niepotrzebnego kuszenia&
przecie偶 nie chc臋 wygl膮da膰, jak ca艂kowita wiedzma, prawda? Oczywi艣cie, 偶e nie. Poza tym te
d偶insy pasuj膮 do Odpowiedniej Bluzki #1. Dlatego  w tym wypadku  wygl膮da na to, 偶e
doskona艂e jest odpowiednie.
Albo doskona艂e jest bardziej praktyczne, co praktycznie znaczy to samo.
Racja.
3] Odpowiednie Buty: By膰 Zdzir膮 czy ni膮 Nie By膰?
Wi臋c oto jest problem:
Odk膮d Emma wyci膮gn臋艂a Zdzirowate Buty z ich ciemnego legowiska z ty艂u szafy podczas
Huraganu List, Gracie przygl膮da艂a im si臋, jak brutalna bestia w poszukiwaniu niewinnej
ofiary. Serio. Prawie si臋 艣lini艂a. Wiem na pewno, 偶e gdybym nie postanowi艂a dzisiaj ubra膰
moich zdzirowatych but贸w, to nieuchronnie wyl膮dowa艂yby na za du偶ych stopach Grace. A
je艣li tak si臋 stanie, to nie mam w膮tpliwo艣ci, 偶e ju偶 nigdy nie zobacz臋 moich Zdzirowatych
But贸w w jednym kawa艂ku. Nie 偶artuj臋. Z moich cennych Zdzirowatych But贸w zostanie milion
brudnych, uszkodzonych kawa艂k贸w. B臋dzie gada膰  Och, Lil, nie wiem, jak po艣lizgn臋艂am si臋 w
tej ogromnej ka艂u偶y b艂ota i sk膮d wzi膮艂 si臋 tam aligator, rzucaj膮c si臋 na moje stopy. Ups! , ja
powiem  Moje buty! , a ona  Chodzmy na kolacj臋, co? .
Powa偶nie. Tak wygl膮da艂aby ta rozmowa.
Zdzirowate Buty by艂y schowane nie bez powodu  tak jak sugeruje ich nazwa s膮 du偶ym
uosobieniem Zdziry  i wiem, 偶e wola艂abym za艂o偶y膰 praktyczne, wygodne tenis贸wki, nie tylko
dlatego, 偶e nie b臋d膮 obciera膰 mi st贸p, ale dlatego, 偶e zdecydowanie s膮 o wiele bardziej
niekusz膮ce ni偶 prowokacyjne Zdzirowate Buty, ale& c贸偶, czasami dziewczyna musi robi膰 to,
co musi. Je艣li to jedyny spos贸b na uratowanie ich przed makabrycznym ko艅cem spod r膮k
Grace Reynolds, to dla ich dobra po艣wi臋c臋 siebie, moj膮 wygod臋 i mo偶liwie plan kuszenia.
Naprawd臋 nie mam innego wyboru.
Poza tym, je艣li by艂 jakikolwiek inny dzie艅 na noszenie ZDZIROWATYCH but贸w&
Tak.
Ten dzie艅 jest dzisiaj.
4] Akcesoria: Najlepszy Przyjaciel Dziewczyny& czy Wr贸g?
Ka偶da czarownica warta cho膰 jednego sykla wie, 偶e odpowiednie akcesoria mog膮
uzupe艂ni膰 albo zniszczy膰 str贸j. To te proste, ma艂e dodatki  kolczyki, bransoletka, naszyjnik&
inny kawa艂ek materia艂u wisz膮cy na twojej szyi  kt贸re sprawiaj膮, 偶e facet m贸wi  Hmm.
Mniam albo  Ugh. Czarownica . To udowodnione naukowo. Praktycznie prawo natury. W
偶aden spos贸b nie mo偶na kwestionowa膰 Prawa Akcesori贸w. Bior膮c to pod uwag臋 my艣l臋, 偶e
by艂oby z mojej strony g艂upie niewykorzystanie wielu zalet akcesori贸w.
Tyle, 偶e& no nigdy nie by艂am osob膮 lubi膮c膮 bi偶uteri臋. Chodzi mi o te mrowienie i
stukotanie, kiedy si臋 poruszasz  tak, to nie moja rzecz. A patrz膮c na to, 偶e m贸j str贸j jest ju偶
do艣膰 ci臋偶ki, to pewnie i tak m贸g艂by pozwoli膰 sobie na jakiekolwiek dodatki.
Ale jest rdzawoczerwony.
Znaczy si臋, m贸j sweter. Jest w 艣licznym rdzawoczerwonym odcieniu, kt贸ry jest do艣膰
Gryffindorski. A bior膮c pod uwag臋, 偶e id臋 na randk臋 z Puchonem, to chocia偶 tyle mog臋
zrobi膰, 偶eby reprezentowa膰 sw贸j lud. Wiecie, bo mog膮 sobie pomy艣le膰, 偶e ich porzucam czy
co艣. A tego nie robi臋. Nawet nie chc臋 i艣膰. Ale nie o to chodzi. Chodzi o to, 偶e moim
Gryffindorskim obowi膮zkiem jest reprezentowanie mojego domu, a jedynym na to
sposobem jest przystrojenie si臋 odpowiednimi Gryffo艅skimi akcesoriami. I mog艂abym
pewnie za艂o偶y膰 co艣 swojego& ale Grace wci膮偶 blokuje szaf臋. Wszystkie moje odpowiednie
Gryffo艅skie akcesoria s膮 w szafie. A kto wie, kiedy usunie si臋 spod lustra, kiedy w ko艅cu si臋
ugi臋艂am i pozwoli艂am jej za艂o偶y膰 brzydk膮 zielon膮 bluzk臋. Ona po prostu taka jest. Lubi sta膰
przed lustrem.
Wi臋c chyba b臋d臋 musia艂a sobie poradzi膰 z tym, co mam.
Je艣li wiecie, o co mi chodzi.
PODSUMOWANIE:
Odpowiednia Bluzka: Jest.
Odpowiednie Spodnie: S膮.
Odpowiednie Buty: S膮.
Odpowiednie Akcesoria: S膮.
Ca艂kowita Ocena Stroju: Bardzo odpowiedni& tak jakby.
Odliczanie: Godzina i trzy minuty do RANDKI.
P贸zniej P贸zniej, Wci膮偶 PRZED RANDK, Dormitorium 7-rocznych Dziewcz膮t
Spostrzegawcza Lily: Dzie艅 33
Suma Obserwacji: 207
O Bo偶e, godzina.
Wci膮偶 mam ca艂膮 godzin臋.
Jak do jasnego, cholernego diab艂a mam wytrzyma膰 kolejn膮 godzin臋?
Odliczanie: Godzina do RANDKI.
Minuty P贸zniej, Wci膮偶 PRZED RANDK, Dormitorium 7-rocznych Dziewcz膮t
Spostrzegawcza Lily: Dzie艅 33
Suma Obserwacji: 207
Papierowa torba.
Tego potrzebuj臋  starej, dobrej, br膮zowej papierowej torby. Jednej z tych mocniejszych,
kt贸re sprawiaj膮, 偶e oddychanie jest o wiele 艂atwiejsze.
Tak.
Odliczanie: Pi臋膰dziesi膮t osiem minut do RANDKI.
Sekundy, Wci膮偶 PRZED RANDK, D7RD
Spostrzegawcza Lily: Dzie艅 33
Suma Obserwacji: 207
DLACZEGO NIKT NIE MA STAREJ, DOBREJ, BRZOWEJ PAPIEROWEJ TORBY?!?
CO ONI PR脫BUJ MI ZROBI膯?!?!
Odliczanie: Pi臋膰dziesi膮t siedem minut do RANDKI.
Kilka Minut P贸zniej, Wci膮偶 te same bzdury
Nie wiem, co znaczy ta ca艂a  Spostrzegawczo艣膰 .
O co ci chodzi, Lily?
Drogi Pami臋tniku Lily,
Lily nie mo偶e ju偶 werbalnie (pisemnie?) w Ciebie hiperwentylowa膰 z powodu faktu, 偶e
w艂a艣nie poda艂y艣my jej Mikstur臋 Uspokajaj膮c膮, 偶eby si臋 zamkn臋艂a. Obecnie le偶y rado艣nie na
swoim 艂贸偶ku bez br膮zowej papierowej torby, kt贸rej stanowczo 偶膮da艂a z jakiego艣 tam powodu.
Zamiast tego przytula si臋 z szalem Jamesa.
Po prostu my艣la艂am, 偶e trzeba o tym wspomnie膰.
Z mi艂o艣ci膮,
Grace
P贸zniej, Wci膮偶 PRZED RANDK, Dormitorium 7-rocznych Dziewcz膮t
Spostrzegawcza Lily: Dzie艅 33
Suma Obserwacji: 207
Randka.
Wychodz臋 na randk臋.
Nic mi nie jest.
Tak my艣l臋.
Eee.
& mo偶e powinnam jeszcze troch臋 napi膰 si臋 tej Mikstury. Wiecie, na wszelki wypadek.
Odliczanie: ZERO minut do RANDKI.
P贸zniej, PO RANDCE, Dormitorium 7-rocznych Dziewcz膮t
Spostrzegawcza Lily: Dzie艅 33
Suma Obserwacji: 208
Ja&
Hm.
W porz膮dku.
Racja.
To by艂o&
Hm.
Troszeczk臋 P贸zniej, Po Randce, Dormitorium 7-rocznych Dziewcz膮t
Spostrzegawcza Lily: Dzie艅 33
Suma Obserwacji: 208
Po wypiciu do dna Mikstury Uspokajaj膮cej Grace ( Hej, czempionko  chcesz by膰
spokojna, nie otumaniona, pami臋tasz? ) ledwo pami臋tam troch臋 ot臋pia艂膮 podr贸偶, kt贸ra
wyci膮gn臋艂a mnie z Wie偶y Gryffindoru (no dobra, by膰 mo偶e na pocz膮tku troch臋 sterowa艂y
mnie Grace i Emma) do Wielkiej Sali bez 偶adnych fatalnych przypadk贸w hiperwentylacji czy
uraz贸w wywo艂anych mikstur膮. A cho膰 niekt贸rzy mog膮 powiedzie膰, 偶e nafaszerowanie si臋
mikstur膮, aby by膰 uleg艂膮 nie by艂o najbystrzejszym pomys艂em& oni po prostu nie rozumiej膮.
To nie by艂a normalna sytuacja, gdzie dziewczyna-bierze-mikstur臋-偶eby-zignorowa膰-fakt-偶e-
by膰-mo偶e-idzie-na-randk臋-z-kim艣-kto-mo偶e-by膰-lekkim-dupkiem-pomimo-tego-w-co-
wcze艣niej-wierzy艂a-i-och-tak-pewien-nie-taki-dupek-chce-zabra膰-j膮-na-randk臋-ale-ups!-ona-
mu-odm贸wi艂a-nieprawda偶? To by艂a ca艂kiem inna, niezb臋dna sytuacja. Dziewczyna musi robi膰
to, co do niej nale偶y. Poza tym ostatecznie liczy si臋 to, 偶e tam zesz艂am, prawda? W jednym
kawa艂ku? I oddycha艂am normalnie? Bez br膮zowej papierowej torby? Najwyrazniej ludzie
stracili poj臋cie, co jest tutaj najwa偶niejsze. S膮 o wiele gorsze rzeczy ni偶 podparte lekami
wsparcie moralne. Przecie偶 tego nie sprzedawa艂am ani nic.
Em, nie 偶eby cokolwiek zosta艂o do sprzedania.
Ale niewa偶ne. Przy tej ilo艣ci ry偶u, kt贸r膮 jadam, pewnie potrzebowa艂am tej dodatkowej
dawki.
Albo trzech.
Dobra, pi臋ciu.
Liczby. Psh. Drobny szczeg贸艂 techniczny.
Tak czy inaczej, kiedy nareszcie zdo艂a艂am przej艣膰 nieznacznie kr臋c膮cymi si臋 korytarzami
do Wielkiej Sali, miejsce by艂o ca艂kiem zat艂oczone  tak naprawd臋 wsz臋dzie by艂o t艂oczno,
pomimo faktu, 偶e to by艂a sobota (Dzie艅Snu) i kilka minut przed dziewi膮t膮. Nigdy nie przestaje
mnie zadziwia膰 jak dni Hogsmeade jakim艣 cudem zmieniaj膮 nawet najbardziej niedba艂ych
uczni贸w Hogwartu w weso艂ych, pogwizduj膮cych rannych ptaszk贸w. Ca艂a szko艂a jest nagle
gotowa i ch臋tna na powitanie s艂o艅ca, do obrzydzenia weso艂a. I nie tylko Wiedzmy
Hogsmeade temu ulegaj膮. Towarzyskie Motyle, Fanatycy Quidditcha i Biblioteczni Pustelnicy,
ich wszystkich mo偶na znalez膰 w臋druj膮cych po zamku w poranek Hogsmeade, nawet je艣li s膮
tu tylko po to, by sta膰 po boku i patrze膰, jak rozwija si臋 nieunikniony dramat (kt贸ry, s膮dz膮c
po piszcz膮cym dzwi臋ku g艂osu Penny O Jene dochodz膮cego od sto艂u Krukon贸w i widoku
wyj膮tkowo ponurego Ch艂opaka Hieny, przygl膮daj膮cego si臋 jej bezradnie, powiedzia艂abym, 偶e
zaczyna艂 si臋 w sam膮 por臋).
Och, Hogsmeade. Co za rado艣膰, co za zachwyt.
Powinnam by艂a si臋 tym cieszy膰  mam na my艣li melodramat Penny/Hieny? 呕y艂am z ich
cierpienia  ale z jakiego艣 powodu to po prostu na mnie nie dzia艂a艂o. Sta艂am tam, opieraj膮c
si臋 w milczeniu o dalek膮 艣cian臋, pozwalaj膮c aby uspokoi艂a si臋 moja otumaniona g艂owa i nie
potrafi艂am wydusi膰 z siebie wystarczaj膮cego uczucia, 偶eby przej膮膰 si臋, 偶e Penny w艂a艣nie
zacz臋艂a szlocha膰, a Hiena krzycza艂  Deb Hess? Nie cierpi臋 Deb Hess! To krowa, Pen! tak
g艂o艣no, jak tylko potrafi艂. Mo偶e to dlatego, i偶 ludzie, kt贸rzy ostatnio przedawkowali Mikstur臋
Uspokajaj膮c膮 nie potrafi膮 odczuwa膰 w艂a艣ciwych emocji, a mo偶e dlatego, 偶e innego dnia
s艂ysza艂am podobny wiersz (cho膰 s膮dz臋, 偶e wtedy by艂a to Finola Groose), a mo偶e po prostu
dlatego, 偶e Deb Hass w艂a艣nie wesz艂a do sali i wygl膮da艂o na to, 偶e ten dramat zyska rozlew
krwi, a mnie nie kr臋ci艂a krew, lecz cokolwiek to by艂o, po prostu mnie to nie interesowa艂o.
Och, do diab艂a.
Czemu ja w og贸le k艂opocz臋 si臋 k艂amaniem?
Prawda by艂a taka, 偶e zaczyna艂am panikowa膰.
S艂uchajcie, wiem, 偶e to by艂o g艂upie (i do艣膰 cudowne, bior膮c pod uwag臋, ile wypi艂am
Mikstury Uspokajaj膮cej), ale taka by艂a prawda. Na m贸j w艂asny cichy i (sztucznie) spokojny
spos贸b, sta艂am tam jak ma艂a smutna wesz, czuj膮c w brzuchu ten ci膮gle obecny w臋ze艂
niepokoju, kt贸ry przygotowywa艂 si臋 do przemiany w stan paniki na najmniejsz膮 prowokacj臋.
A rzecz w tym, i偶 wiedzia艂am, 偶e je艣li na to pozwol臋  je艣li pozwol臋 sobie ulec szale艅czej
mocy paniki  to na pewno nie wyjd臋 z tej g艂upiej Wielkiej Sali. Cho膰 twierdz臋, 偶e jestem
bezwarto艣ciow膮 kretynk膮 i cho膰 wiem, 偶e ten dzie艅 mo偶e zako艅czy膰 si臋 katastrof膮, to wiem
r贸wnie偶, 偶e jestem lepsza od tego. Jestem lepsza od lekkomy艣lnej kobietki, na jak膮 si臋 teraz
zachowuj臋. A jedynym sposobem na udowodnienie tego jest przestanie by膰 tak absurdaln膮 i
wyj艣cie.
Wszystko b臋dzie dobrze.
To sobie powtarza艂am, kiedy tam sta艂am  wszystko b臋dzie dobrze.
Wiedzia艂am, 偶e nie b臋dzie idealnie, ale nie tego oczekiwa艂am. Celem dzisiejszego dnia
nie by艂a perfekcja. Celem by艂o dowiedzenie si臋 raz i na zawsze czy Amos i ja mieli艣my by膰
prawdziwymi, kochaj膮cymi si臋 bratnimi duszami, jak to sobie kiedy艣 wyobra偶a艂am. A je艣li
byli艣my& c贸偶, poradz臋 sobie z tym. A je艣li nie byli艣my& z tym te偶 sobie poradz臋. Mog艂am
sta膰 tam, patrz膮c na krzyki i p艂acz Penny oraz p艂aszczenie si臋 i przepraszanie Hieny,
rozbieraj膮c ka偶dy ma艂y szczeg贸艂 nadchodz膮cego dnia na kawa艂eczki, dop贸ki krowy i Deb Hess
sobie nie p贸jd膮, ale to da, hm? Czy to cokolwiek zmieni?
Nie.
Nie, jestem ca艂kiem pewna, 偶e nic by nie zmieni艂o.
Wi臋c niech wszystko diabli wezmie. Niech diabli wezmie ka偶d膮 g艂upi膮 rzecz. Przestan臋
by膰 takim tch贸rzem, wyjd臋 na zewn膮trz, znajd臋 Amosa, p贸jd臋 na randk臋 i to b臋dzie tyle.
Niech si臋 dzieje, co chce.
Uzyskanie takiej determinacji bardzo u艂atwi艂o mi oderwanie si臋 od 艣ciany, o kt贸r膮 przez
ostatnie kilka minut opiera艂am m贸j otumaniony ci臋偶ar  no i moja g艂owa przesta艂a w ko艅cu
si臋 kr臋ci膰, oczywi艣cie  i zacz臋艂am i艣膰. Omijaj膮c grupk臋 chichocz膮cych trzecioroczniak贸w,
kt贸re przygl膮da艂y si臋 rozwojowi opery mydlanej Penny-Hiena-Deb (och, 偶eby to znowu by膰
m艂od膮 i g艂upi膮!) szybko podesz艂am do drzwi wej艣ciowych, stwierdzaj膮c 偶e lepiej abym
wydosta艂a si臋 na zewn膮trz zanim strac臋 resztki odwagi albo moja Mikstura Uspokajaj膮ca
przestanie dzia艂a膰 i sko艅czy si臋 na tym, 偶e ukryj臋 si臋 w najbli偶szym schowku i zostan臋 tam
przez reszt臋 mojej egzystencji. Nie my艣la艂am o tym, co robi艂am, gdzie si臋 kierowa艂am& po
prostu sz艂am. To wydawa艂o si臋 najlepsze. P贸j艣cie.
Na zewn膮trz by艂o ca艂kiem 艂adnie i przyjemnie ciep艂o, kiedy nareszcie przesz艂am przez
drzwi wej艣ciowe, cho膰 nie wiedzia艂am czy to z powodu niezwyk艂ego pazdziernikowego
s艂o艅ca, czy wielkiej grupy cia艂 st艂oczonych na dziedzi艅cu. Odsun臋艂am si臋 z determinacj膮 od
drzwi, zatrzymuj膮c si臋 u szczytu schod贸w i unosz膮c r臋k臋, aby zas艂oni膰 o艣lepiaj膮ce s艂o艅ce,
kiedy przesuwa艂am wzrokiem po t艂umie w poszukiwaniu znajomych rys Amosa. Gdy
rozgl膮da艂am si臋 powoli na prawo i lewo, dostrzeg艂am mn贸stwo innych znajomych twarzy, ale
nie tej, kt贸rej szuka艂am. Wzdychaj膮c z rozdra偶nieniem  szczerze, czy on chcia艂, abym mia艂a
czas na my艣lenie nad tym?  zesz艂am po schodach, stwierdzaj膮c 偶e zrobi艂am to co do mnie
nale偶a艂o. Teraz pi艂ka nale偶a艂a do Amosa. M贸g艂 przyj艣膰 znalez膰 mnie.
- Lily! Hej, Lily!
Obr贸ci艂am si臋 na dzwi臋k mojego imienia, pr贸buj膮c zignorowa膰 oddech ulgi, kt贸ry
wymkn膮艂 si臋 spomi臋dzy moich warg, kiedy zobaczy艂am, 偶e to Marley przedziera艂a si臋 do
mnie, jej blond g艂owa kiwa艂a si臋 mi臋dzy t艂umem, a nie moja randka. Pos艂a艂a mi szeroki
u艣miech i szybko pomacha艂a d艂oni膮, gdy bezpardonowo odpycha艂a ludzi z drogi, pr贸buj膮c
dotrze膰 do schod贸w. U艣miechn臋艂am si臋 na jej zachowanie, a to by艂 m贸j pierwszy naturalny
u艣miech tego poranka.
- Hejka  przywita艂am j膮, kiedy w ko艅cu uda艂o jej si臋 do mnie dotrze膰, pozostawiaj膮c za
sob膮 zdegustowanych, chwiej膮cych si臋 nastolatk贸w. Przenios艂am wzrok z naszych
rozgniewanych koleg贸w klasowych na sam膮 Marley, lustruj膮c j膮 spojrzeniem i dostrzegaj膮c
jej doskona艂y ubi贸r, kt贸ry o dziwo pozosta艂 w nienaruszonym stanie pomimo tego, przez co
w艂a艣nie przeszed艂.  Randka?  zapyta艂am.
- Potencjaln膮  odpowiedzia艂a Marley, u艣miechaj膮c si臋 raznie. Przerzuci艂a w艂osy przez
bark i wzruszy艂a ramionami.  Nigdy nie oddaj臋 si臋 nikomu wcze艣niej. Tak nie jest
bezpiecznie. Co je艣li trafi mi si臋 co艣 lepszego, hm? Czarownica musi mie膰 otwarte
mo偶liwo艣ci, wiesz.
&
Tak.
Na to nie mam nawet komentarza.
- To niewiarygodnie m膮dre z twojej strony  wydusi艂am, parskaj膮c bardziej-zbola艂ym-ni偶-
rozbawionym chichotem, kiedy przez g艂ow臋 przesz艂y mi obrazy kogo艣-o-kim-nie-powinnam-
my艣le膰-dla-dobra-mojego-zdrowia-psychicznego.  Bardzo, bardzo m膮dre.
Merlinie, zabij mnie teraz.
- Tak, wiem  zgodzi艂a si臋 Marley, podskakuj膮c w miejscu z zadowoleniem. Ona r贸wnie偶
zlustrowa艂a mnie wzrokiem, przekrzywiaj膮c pytaj膮co g艂ow臋.  Co z tob膮?  zapyta艂a.  Dzi艣
jest ta s艂awna randka z Amosem Diggorym, prawda?
- Ta.  Nie potrafi艂am zmusi膰 si臋 do rozwini臋cia w obecnym stanie mojego umys艂u.
Marley jednak nie wydawa艂a si臋 zauwa偶y膰 mojego braku entuzjazmu.
- Podekscytowana?  zapyta艂a, wyraznie oczekuj膮c potwierdzenia.
- Eee.  J臋zyk zdawa艂 si臋 przyklei膰 mi do podniebienia.  Tak?
Marley natychmiast unios艂a brwi.
- Pytasz mnie czy mi m贸wisz?
- W艂a艣nie wypi艂am ilo艣膰 Mikstury Uspokajaj膮cej r贸wn膮 masie mojego cia艂a.
Em.
Pewnie nie musia艂a o tym wiedzie膰.
Ale Marley  niech B贸g b艂ogos艂awi jej uprzejm膮 dusz臋  zachowywa艂a si臋, jakbym
w艂a艣nie powiedzia艂a jej, 偶e pogoda jest ca艂kiem przyjemna albo 偶e buty uwiera艂y mnie w
stopy, a nie o fakcie, 偶e by艂am pocz膮tkuj膮c膮 narkomank膮.
- Och  powiedzia艂a tylko, kiwaj膮c g艂ow膮.  W porz膮dku.
Widzicie, dlatego trzymam j膮 w pobli偶u.
Parskn臋艂am nieszcz臋艣liwym 艣miechem, kt贸ry Marley przyj臋艂a ze wsp贸艂czuj膮cym
u艣miechem. Wiedzia艂am, 偶e nie mog艂aby poj膮膰 wielko艣ci moich problem贸w, nie mog艂aby
wiedzie膰, co wydarzy艂o si臋 zesz艂ej nocy ani co mia艂o si臋 wydarzy膰 dzisiaj, ale& c贸偶, patrz膮c na
ni膮 wtedy, czu艂am si臋 jakby jednak mog艂a. A mo偶e to by艂o tylko moje rozpaczliwe chwytanie
si臋 jakiego艣 ko艂a ratunkowego, czegokolwiek. I jak du偶a, b艂yszcz膮ca boja w szalej膮cej burzy
na oceanie mojego 偶ycia, Marley po艂o偶y艂a pocieszaj膮co r臋k臋 na moim ramieniu, k艂ad膮c palce
tu偶 obok miejsca, gdzie szal Jamesa owija艂 si臋 wok贸艂 mojej szyi i przez moment utrzymywa艂a
mnie na powierzchni.
- To tylko jeden dzie艅  powiedzia艂a, rzucaj膮c mi bardzo mi艂e spojrzenie.  Czarownice
przechodzi艂y o wiele gorsze rzeczy.
Zabra艂a r臋k臋 z mojego ramienia, ale nie opu艣ci艂a j膮, tak jak si臋 tego spodziewa艂am.
Zamiast tego poci膮gn臋艂a lekko za koniec szala Jamesa. To mn膮 troch臋 poruszy艂o.
- A je艣li b臋dzie zle  za偶artowa艂a, puszczaj膮c mi oko  sp贸jrz na sw贸j szal i pami臋taj, 偶e
jeste艣 Gryffonk膮. Wiesz  m臋stwo, odwaga i te inne.
Gdy Marley si臋 roze艣mia艂a, moja desperacja przej臋艂a nade mn膮 kontrol臋 i zdradzieckie
usta to wykorzysta艂y.
- To nie m贸j szal  rzuci艂am, ca艂kowicie ignoruj膮c jej wspieraj膮c膮 gadk臋, pocieszaj膮ce
偶arty i ka偶d膮 inn膮 rozs膮dn膮 rzecz, kt贸r膮 mog艂am powiedzie膰, kieruj膮c si臋 prosto na
masochizm. Marley przesta艂a si臋 艣mia膰. Pos艂a艂a mi skonsternowane spojrzenie.
- Nie tw贸j?  Teraz wygl膮da艂a na podejrzliw膮.  No to kogo jest?
Nagle uda艂o mi si臋 znalez膰 co艣 niezwykle fascynuj膮cego w ziemi.
Naprawd臋. Po prostu fascynuj膮cego.
- Eee.  Podrapa艂am si臋 po opuszczonej g艂owie.  Em&
- Och.  Okrzyk Marley by艂 nag艂y, g艂os podniesiony. Potem zrobi艂 si臋 cichszy, rozbawiony.
 Och.
Czy to smutne, jak bardzo wyrazna jestem? Dla ka偶dego?
- Tak  westchn臋艂am cicho, unosz膮c pal膮ce policzki.  Och.
Nast膮pi艂a chwila ciszy, kiedy Marley to przetrawia艂a. Nie wiedzia艂am na pewno czy
wiedzia艂a o czym  o kim, do diab艂a  m贸wi艂y艣my, ale nie potrwa艂o d艂ugo wyja艣nienie tego.
Po chwili Marley wydawa艂a si臋 szybko pogodzi膰 z t膮 sytuacj膮. Tak naprawd臋 patrzy艂a na mnie
ze zdecydowanie zbyt rozbawion膮 min膮 jak na kogo艣, kto powinien drapa膰 si臋 po g艂owie ze
zdezorientowaniem przez moje tajemnicze pomruki.
- No c贸偶!  Wyszczerzy艂a si臋 nagle, poruszaj膮c sugestywnie brwiami.  Postanowi艂a艣, 偶e
by膰 mo偶e troch臋 keczupu na twoich jajkach nie jest najgorsz膮 rzecz膮 na 艣wiecie, co, Lily?
Keczupu na moich&
Och, szczerze!
- Nie!  odpowiedzia艂am automatycznie, czuj膮c opanowuj膮c膮 mnie panik臋.  Nie, to nie
jest& ja nie jestem& my nie jeste艣my&
Zamilk艂am, bo k艂amstwo, kt贸re siedzia艂o na ko艅cu mojego j臋zyka ju偶 nie by艂o takie
ch臋tne do wyj艣cia na zewn膮trz. Nie po raz pierwszy tego poranka James i nasze zdzirowate
szale艅stwo z zesz艂ego wieczora powr贸ci艂y fal膮 do mojej g艂owy, powtarzaj膮c si臋 bez
jakichkolwiek ogranicze艅, sprawiaj膮c, 偶e zaczerwieni艂am si臋 po same koniuszki w艂os贸w.
Wcze艣niej to wszystko by艂o takie 艂atwe, odsuwanie na bok wszystkiego, co do niego czu艂am,
k艂amanie na ten temat ka偶demu, kto pyta艂. Teraz nie powinno to by膰 inne, ale oczywi艣cie
by艂o. O tej porze wczoraj z 艂atwo艣ci膮 powiedzia艂abym Marley, 偶e James i ja jeste艣my tylko
przyjaci贸艂mi, 偶e mi臋dzy nami nie ma nic pr贸cz kole偶e艅stwa i by膰 mo偶e lekkiego, naturalnego
napi臋cia mi臋dzy facetem i dziewczyn膮. Ale teraz&
My艣l o mnie.
Merlinie, to by艂o niemo偶liwe.
Tak cholernie niemo偶liwe.
Od razu si臋 rozz艂o艣ci艂am. Krzykn臋艂am na Jamesa-W-Mojej-G艂owie, kt贸ry u艣miecha艂 si臋
niczym oszala艂y zombie i pr贸bowa艂am to wszystko odrzuci膰, poniewa偶  na brod臋 Merlina, ile
razy musz臋 to m贸wi膰?  to nie by艂a odpowiednia pora. Spojrza艂am na Marley i pr贸bowa艂am
wyrzuci膰 z siebie k艂amstwa, ale zamiast tego powiedzia艂am co艣, co brzmia艂o mniej wi臋cej tak:
- Powiedzmy, 偶e mog臋 by膰 obecnie otwarta na mo偶liwo艣膰 my艣li o ma艂ej ilo艣ci keczupu z
jajkami& w pewnym sensie.
Co mia艂o ca艂kowity sens.
Psh.
Bezwarto艣ciowe usta.
- Wszystko to cz臋艣膰 zbalansowanego 艣niadania.  Marley u艣miechn臋艂a si臋 szeroko.
Naprawd臋 mog艂abym j膮 udusi膰.
- Dzi臋ki  rzuci艂am ponuro, patrz膮c gniewnie, kiedy Marley zacz臋艂a 艣mia膰 si臋 z w艂asnego
poczucia humoru.  Nie potrzebuj臋 tego, wiesz!  krzykn臋艂am, podnosz膮c r臋ce we frustracji.
Potem mrukn臋艂am.  Zaufaj mi, pan Zbalansowane 艢niadanie wi臋cej ni偶 zg艂osi艂 swoje
roszczenia. Nie potrzebuje twojej pomocy!
- Zg艂osi艂 swoje roszczenia, tak?  Marley znowu wybuch艂a 艣miechem, uwa偶aj膮c to za
przekomiczne.  Czy Amos wie o tym  roszczeniu sobie praw ?
Drogi, s艂odki, 艂askawy Merlinie.
Westchn臋艂am ci臋偶ko, czuj膮c jak moja g艂owa znowu zaczyna swoje wiecznie obecne
pulsowanie.
To po prostu nie by艂 m贸j dzie艅.
- My艣lisz, 偶e mog艂aby艣 przekaza膰 mu t臋 plotk臋?  zapyta艂am beznami臋tnie, decyduj膮c
wtedy, 偶e wszystkie moje pr贸by rozumowania by艂y najwyrazniej zgubne przy tej dziewczynie
i lepiej mi by艂o z t膮 niezno艣n膮 rzecz膮, kt贸r膮 ludzie nazywaj膮 prawd膮. Podnios艂am r臋k臋 do
pulsuj膮cej g艂owy, nagle maj膮c tego wszystkiego dosy膰.  Mo偶e wtedy nie musia艂abym i艣膰.
- Nie chcesz?  zapyta艂a Marley, cho膰 nie brzmia艂a na tak zszokowan膮, jak wszyscy inni,
kt贸rzy wcze艣niej us艂yszeli t臋 informacj臋. Ani troch臋 zainteresowana ponown膮 pr贸b膮
k艂amstwa, potrz膮sn臋艂am g艂ow膮. Ale zamiast wydusi膰 z siebie odpowiednio zmartwione,
wsp贸艂czuj膮ce oraz przyjacielskie uczucia, powiedzie膰 mi jakie to by艂o okropne, Marley
u艣miechn臋艂a si臋 jeszcze szerzej i szturchn臋艂a mnie lekko w bok.  Wow!  zachichota艂a. 
Brawo, panie Zbalansowane 艢niadanie!
Serio, sk膮d ja bior臋 tych przyjaci贸艂?
Odwzajemni艂am szturchni臋cie, wywracaj膮c oczami.  Cicho b膮dz.
- Nie, naprawd臋!  zawo艂a艂a Marley, nadal 艣miej膮c si臋 jak wariatka.  Nie chcesz nawet
i艣膰 na randk臋, Lily  randk臋, kt贸rej, je艣li dobrze pami臋tam, nie tak dawno temu nie mog艂a艣
si臋 doczeka膰.  Niespodziewanie zacz臋艂a brzmie膰 jak pe艂na dumy matka, u艣miechaj膮c si臋 z
satysfakcj膮.  To jest wspania艂a robota  pochwali艂a dumnie, jakby James sta艂 tu偶 obok niej i
m贸g艂 s艂ysze膰 jak wychwala jego 艣wietn膮 romantyczn膮 sprawno艣膰.  Szybka, efektowna,
wspania艂a robota.
Um, od kiedy wyca艂owanie kogo艣 do uleg艂o艣ci zamieni艂o si臋 we wspania艂膮 strategi臋
taktyczn膮?
Ta, mo偶e jednak nie?
- Tak bardzo si臋 ciesz臋, 偶e to pochwalasz  mrukn臋艂am sarkastycznie, naprawd臋 nie
chc膮c si臋 wci膮ga膰 w debat臋 um-tak-bardziej-to-by艂o-wspania艂e-efektowne-nie-takie-szybkie-
obca艂owywanie-si臋, bior膮c pod uwag臋, 偶e nie pomog艂oby to mojej sprawie. Poza tym to w
og贸le nie powinnam o tym my艣le膰. Ca艂owanie si臋 jest z艂e. Bardzo, bardzo z艂e.  Na pewno
powiem o tym Jamesowi, dobra?
- Teraz?  zapyta艂a Marley.
Rzuci艂am jej spojrzenie.
- Oczywi艣cie, 偶e nie teraz. Teraz id臋 na randk臋, pami臋tasz?
- Och.  Marley wygl膮da艂a na lekko rozczarowan膮, opuszczaj膮c nieznacznie ramiona. 
W艂a艣ciwie, to by艂oby to ca艂kiem romantyczne  no wiesz, ucieczka tu偶 przed randk膮,
wskoczenie mu w ramiona, wyznanie ca艂ej twojej tajemnej nami臋tno艣ci& - U艣miechn臋艂a si臋
ironicznie.  Jeste艣 pewna, 偶e tego nie chcesz?
Prychn臋艂am, kr臋c膮c g艂ow膮. Chocia偶 mia艂a&
Niech to szlag, nie.
(Niech to szlag, tak.)
Niech to szlag.
- Ja ju偶 nic nie wiem  przyzna艂am, wzdychaj膮c i pr贸buj膮c pozby膰 si臋 tego obrazka z
g艂owy  w艣ciekle biegn膮ce Zdzirowate Buty, ramiona, u艣ciski, usta i& ugh. Bawi艂am si臋
bezmy艣lnie ko艅cem szala Jamesa, patrz膮c w d贸艂 i przygl膮daj膮c si臋 palcom przesuwaj膮cym si臋
po fr臋dzlach.  Wydaje si臋, 偶e ostatnio ci膮gle zmieniam zdanie.
Marley mrukn臋艂a twierdz膮co.
Potem nast膮pi艂a kr贸tka chwila ciszy, w kt贸rej pozwoli艂am sobie na moment u偶alania si臋
nad sob膮, czego odmawia艂am sobie przez ca艂y poranek. To by艂o dobre poczucie, nawet kiedy
obezw艂adni艂y mnie rozpaczliwe uczucia, sprawiaj膮c, 偶e w g艂owie kr臋ci艂o mi si臋 mocniej ni偶
zazwyczaj. Po艣rodku tej mieszanki us艂ysza艂am Jamesa i jego g艂upi膮 gadk臋 o my艣leniu o nim,
odnalezieniu go i reszcie bzdur. To zdecydowanie mi przeszkadza艂o, ale przeszkadza艂o mi
r贸wnie偶 co innego  co艣, o czym tak naprawd臋 nie my艣la艂am zbyt mocno w obawie, 偶e to
b臋dzie ostatnia rzecz, kt贸ra za艂amie moj膮 delikatn膮 r贸wnowag臋. Bo sedno w tym&
Jasna cholera, co je艣li dzisiaj b臋d臋 dobrze si臋 bawi艂a?
Co je艣li naprawd臋 spodoba mi si臋 randka z Amosem? Co je艣li mi臋dzy nami nie jest
koniec? By艂abym wielk膮, durn膮 k艂amczuch膮, gdybym powiedzia艂a, 偶e oczekiwa艂am  a mo偶e
nawet mia艂am nadziej臋  i偶 to si臋 wydarzy. Mog艂am sobie wmawia膰, 偶e wcale by mi to nie
przeszkadza艂o, 偶e poradzi艂abym sobie z tym, gdyby co艣 takiego mia艂o miejsce, ale wtedy
ok艂amywa艂abym sam膮 siebie, bo to s膮 bzdury. Prawd膮 by艂a, 偶e by艂am tak膮 sytuacj膮
ca艂kowicie przera偶ona. Nie chcia艂am, 偶eby tak by艂o. Nie chcia艂am by膰 ju偶 rozdarta pomi臋dzy
Amosem i Jamesem. A skoro my艣l臋, 偶e do艣膰 oczywiste jest, i偶 moje przywi膮zanie do Jamesa
jest& powiedzmy, 偶e denerwuj膮co trwa艂e, z braku lepszych s艂贸w, to by艂am pewna, 偶e nic nie
mo偶na by艂o zmieni膰 w tej sprawie.
Co pozostawia艂o tylko Amosa.
A rzecz w tym& przecie偶 ostatnio nie czu艂am Amosowych uczu膰, prawda? No poza tym
dniem, kiedy go poca艂owa艂am? Ale to sta艂o si臋 w dziwnych okoliczno艣ciach  mia艂am ma艂e
urojenia. Przedtem nie by艂o nic przez d艂ugi czas! I wiem, 偶e to m贸g艂 by膰 tylko szcz臋艣liwy traf,
偶e by艂am tak zakopana pod wszystkimi innymi problemami i szale艅stwem, i偶 nie mia艂am
wystarczaj膮co czasu, 偶eby wzdycha膰 nad nim ani nic w tym stylu, ale& c贸偶, mia艂am
wystarczaj膮co czasu, 偶eby wzdycha膰 nad g艂upim panem Zbalansowane 艢niadanie,
nieprawda偶? Wi臋c co to m贸wi?
Nie wiem. Nie wiem, co to m贸wi. Wiem tylko, 偶e je艣li Amos tutaj przyjdzie i nagle moje
serce zacznie trzepota膰, w g艂owie mi si臋 zakr臋ci i powr贸ci Amosowe uczucie, to mam
k艂opoty. Mam ogromne k艂opoty. K艂opoty, z kt贸rymi  szczerze m贸wi膮c  ju偶 d艂u偶ej sobie nie
poradz臋. Nie jestem przecie偶 najbardziej zr贸wnowa偶on膮 emocjonalnie osob膮. Je偶eli dalej
b臋d臋 musia艂a mierzy膰 si臋 z t膮 romantyczn膮 wojn膮, kto wie jakim stan臋 si臋 ba艂aganem. Mamy
szcz臋艣cie, 偶e dotar艂am tak daleko! Nie mo偶na naciska膰 takich rzeczy, wiecie!
Modli艂am si臋 do ka偶dej wy偶szej mocy, kt贸r膮 zna艂am, 偶eby los by艂 na tyle inteligentny, by
tego nie naciska膰. Mia艂am cholernie dosy膰 odpychania.
- Wi臋c co zamierzasz zrobi膰?
G艂os Marley przywr贸ci艂 mnie do terazniejszo艣ci, wyrywaj膮c mnie z my艣li i bezg艂o艣nego
przyj臋cia u偶alania si臋 nad sob膮, kiedy spogl膮da艂a na mnie z ciekawo艣ci膮, wygl膮daj膮c na
odpowiednio zmartwion膮 chyba po raz pierwszy odk膮d zacz臋艂a si臋 nasza rozmowa.
Wpatrywa艂am si臋 w ni膮 przez chwil臋, przetrawiaj膮c jej pytanie. W prawdziwym 艣wiecie by艂o
to do艣膰 proste pytanie. Ale w moim 艣wiecie&
Ta. Nieszczeg贸lnie.
- P贸jd臋, jak s膮dz臋  odpowiedzia艂am cicho, cho膰 m贸j g艂os brzmia艂 na skonsternowany i
niepewny nawet w moich uszach.  Tak naprawd臋 nie mam wielkiego wyboru. Musz臋  a
przynajmniej my艣l臋, 偶e musz臋& to znaczy przecie偶 nie mog臋 tak po prostu& - j臋kn臋艂am. 
Och, nie wiem.
Marley wygl膮da艂a, jakby zamierza艂a co艣 powiedzie膰, pocieszaj膮ce s艂owo, kt贸re bardzo
bym doceni艂a w tej chwili pora偶ki, ale nagle przerwa艂a w po艂owie sylaby, kiedy co艣 ponad
moim ramieniem z艂apa艂o jej wzrok. Przez moment wpatrywa艂a si臋 w te miejsce zanim szybko
wr贸ci艂a do mnie spojrzeniem.
- Nie chc臋 dodawa膰 ci dodatkowej presji ani nic  powiedzia艂a szybko, rzucaj膮c mi
nieznacznie udr臋czone spojrzenie  ale s膮dz臋, 偶e b臋dziesz chcia艂a wkr贸tce to rozgryz膰.
Wkr贸tce, znaczy si臋 teraz.
- Czemu?  zapyta艂am.
- Bo Amos kieruje si臋 prosto do nas.
Amos kieruje si臋 prosto do nas.
Zamar艂am, czuj膮c przeszywaj膮cy mnie niepok贸j na jej s艂owa. Od razu zasch艂o mi w
gardle.
Amos.
Amos tutaj szed艂.
Nie istnia艂a 偶adna ilo艣膰 Mikstury Uspokajaj膮cej, kt贸ra powstrzyma艂aby urwanie mojego
oddechu w tej w艂a艣nie chwili (o czym prawdopodobnie powinnam by艂a pomy艣le膰 zanim
pr贸bowa艂am si臋 otumani膰). Nie by艂am gotowa  tak bardzo nie by艂am gotowa  i nagle
powr贸ci艂y wszystkie spanikowane pytania na temat tego czy b臋d臋 si臋 dobrze bawi艂a, kr膮偶膮c
po mojej g艂owie i wzbudzaj膮c we mnie lekkie md艂o艣ci. Spojrza艂am na Marley z zapewne
najbardziej przera偶onym wyrazem twarzy. W odpowiedzi dosta艂am mniej wi臋cej
wsp贸艂czuj膮ce skrzywienie.
Moja jasna, podskakuj膮ca boja nagle ton臋艂a razem ze mn膮.
No oczywi艣cie.
Ale musia艂am si臋 obr贸ci膰. Chocia偶 tego nie cierpia艂am, chocia偶 nagle by艂am okropnie
spanikowana, faktem by艂o 偶e musia艂am to zrobi膰. Mog艂am by膰 przera偶ona wynikiem, ale to
nie zmienia艂o faktu, 偶e 偶eby& 偶eby& zapominaj膮c o wszystkim romantycznym, 偶eby
zachowa膰 cho膰 skrawek mojego zdrowia psychicznego, kt贸rego wci膮偶 rozpaczliwie si臋
czepiam, musia艂am i艣膰 na t臋 randk臋. Je艣li tego nie zrobi臋  je艣li uciekn臋 st膮d najszybciej i
najdalej jak si臋 da, tak jak tego chcia艂am  ta ca艂a sytuacja nigdy si臋 nie zako艅czy. B臋d臋
zwisa膰 z tej kraw臋dzi na zawsze. Nie mog艂am tego zrobi膰. To nie by艂o sprawiedliwe wobec
Amosa, nie by艂o sprawiedliwe wobec Jamesa i nie by艂o sprawiedliwe wobec mnie.
Prosz臋 bardzo. Zrobi臋 to. 呕adnych wi臋cej wym贸wek. I wiem, 偶e m贸wi艂am to wszystko ju偶
wcze艣niej i nie ca艂kiem pozosta艂am przy moich s艂owach, ale tym razem m贸wi艂am powa偶nie.
Co wi臋cej, tym razem nie mia艂am odwrotu. Teraz albo nigdy.
Wzi臋艂am g艂臋boki wdech& i odwr贸ci艂am si臋.
I oto by艂.
Patrzy艂 w swoj膮 lew膮 stron臋, kiedy zobaczy艂am go po raz pierwszy, machaj膮c do jednego
ze swoich koleg贸w, gdy schodzi艂 po schodach w naszym kierunku. Patrzy艂am na niego, a
serce zamar艂o mi w piersi, jak zbli偶a艂 si臋 do nas z r臋kami schowanymi w kieszeniach spodni i
wygl膮daj膮c tak przystojnie, jak zawsze wyobra偶a艂am sobie, 偶e b臋dzie wygl膮da艂 na naszej
pierwszej randce. To by艂o dziwne oraz szalone i by艂am pewna, 偶e je艣li zaraz nie wpuszcz臋
powietrza do p艂uc, to upadn臋, ale jak mog艂am w og贸le my艣le膰 o powietrzu, kiedy on szed艂 do
mnie, a ja nie wiedzia艂am co robi膰, powiedzie膰 ani co mia艂o nadej艣膰, a wtedy on
niespodziewanie odwr贸ci艂 g艂ow臋, utkwi艂 we mnie wzrok i potem& i potem&
I potem si臋 u艣miechn膮艂.
Wiedzia艂am to, jak tylko si臋 u艣miechn膮艂.
Wiem, 偶e to brzmi szalenie  wiem. To by艂a ca艂kiem du偶a sprawa i wydaje si臋
absurdalnie g艂upie, 偶eby teraz o tym pisa膰, a wtedy to prze偶ywa膰  nie opu艣cili艣my jeszcze
cholernego dziedzi艅ca, na brod臋 Merlina!  ale to prawda. To by艂o szybkie. Takie szybkie.
Wszystko wydarzy艂o si臋 w ci膮gu czterech sekund i tyle. Wiedzia艂am. Po prostu wiedzia艂am.
Wiedzia艂am to tak dobrze, jak wiedzia艂am, 偶e sko艅cz臋 z najgorszym rodzajem odcisk贸w po
Zdzirowatych Butach i b艂臋dem by艂o ich za艂o偶enie. Wiedzia艂am to tak dobrze, jak wiedzia艂am,
偶e by艂o nienaturalnie ciep艂o, jak na pazdziernik i b臋d臋 wygl膮da膰 jak kretynka, nosz膮c szal
Jamesa po Hogsmeade, ale i tak go nie zdejm臋. Wiedzia艂am to tak dobrze, jak wiedzia艂am, 偶e
wiedzia艂am, co wiedzia艂am i nic nie mia艂o zmieni膰 tego faktu.
Wiedzia艂am. To by艂o takie proste.
Bo kiedy Amos si臋 do mnie u艣miechn膮艂  tym samym cudownym u艣miechem, kt贸rym tak
si臋 zachwyca艂am, o kt贸rym my艣la艂am godzinami, zapami臋tywa艂am go i czeka艂am, a偶 zostanie
skierowany do mnie  poczu艂am& poczu艂am&
Nic nie poczu艂am.
Absolutnie, zdecydowanie nic.
NIC!!!!!!!
NIC NIE CZUAAM!!!
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
No dobra, to nie ca艂kiem prawda. To znaczy by艂 moment nico艣ci (!!!!!!!!!!!!), ale po fali
tej apatycznej sensacji, jej miejsce zaj臋艂a inna obezw艂adniaj膮ca emocja. Taka, kt贸ra nadesz艂a
w wielkiej dawce.
Ulga.
Czu艂am tak膮 cholern膮 ulg臋.
Bo je艣li teraz nic nie czu艂am do Amosa  teraz, kiedy wygl膮da艂 tak niesamowicie
przystojnie, jego w艂osy by艂y 艂adnie u艂o偶one, u艣miecha艂 si臋 do mnie tym idealnym u艣miechem,
a ja mia艂am i艣膰 na cholern膮 randk臋 z tym cz艂owiekiem, na lito艣膰 bosk膮  to by艂am ca艂kiem
pewna, 偶e ju偶 nigdy nic do niego nie poczuj臋.
A czy to nie u艂atwi艂o mi teraz 偶ycia?
Czu艂am si臋 tak, jakby z moich ramion zabrano ogromny ci臋偶ar  jakby ten okropny g艂az,
kt贸ry balansowa艂 na moim ma艂ym ciele nagle postanowi艂 znalez膰 nowy dom. Chcia艂am
ta艅czy膰, 艣piewa膰, krzycze膰 i wykona膰 wszystkie szalone, g艂upie rzeczy, kt贸re pewnie
pos艂a艂yby mnie prosto do Skrzyd艂a Szpitalnego do oceny mojego zdrowia psychicznego, ale
nie przej臋艂abym si臋, poniewa偶 by艂am taka szcz臋艣liwa i pewnie i tak moje miejsce by艂o w
szpitalu. Oczywi艣cie nie zrobi艂am 偶adnej z tych rzeczy  no oczywi艣cie. Nie mog艂abym ta艅czy膰
w moich Zdzirowatych Butach. Mo偶na powiedzie膰 au膰?  ale my艣la艂am, 偶eby je zrobi膰. Du偶o
my艣la艂am, 偶eby je zrobi膰. Ale przewa偶nie my艣la艂am o tym, jak膮 ulg臋 czu艂am.
My艣lomnieMy艣lomnieMy艣lomnie.
(O tak. O tym te偶 du偶o my艣la艂am.)
Te ogromne emocjonalne wydarzenie mia艂o miejsce w ci膮gu dziesi臋ciu sekund, cho膰
pewnie tylko ja wiedzia艂am, 偶e sta艂a si臋 taka monumentalna rzecz. W jednej chwili sta艂am u
podn贸偶a schod贸w, pr贸buj膮c przypomnie膰 sobie jak oddycha膰, kiedy gor膮czkowo stara艂am si臋
przekona膰 sam膮 siebie, 偶e to nie by艂 koniec 艣wiata, 偶e przetrwam ten dzie艅, a potem
niespodziewanie dobrze si臋 czu艂am  wi臋cej ni偶 dobrze  oddychaj膮c normalnie i patrz膮c na
Amosa z prawdopodobnie najwi臋kszym i najlepszym u艣miechem w ca艂ym 艣wiecie. Bo w艂a艣nie
uczyni艂 ze mnie powa偶nie szcz臋艣liw膮 kobiet臋.
Em, c贸偶, no wiecie, czyni膮c ze mnie powa偶nie nieszcz臋艣liw膮 kobiet臋.
Tak jakby.
Ledwie mog艂am si臋 opanowa膰, kiedy Amos jeszcze bardziej si臋 przybli偶a艂, nagle pragn膮c
ople艣膰 go ramionami i wy艣ciska膰 za wszystkie czasy  cho膰 z surowo platonicznych powod贸w,
oczywi艣cie (PLATIONICZNYCH! CHCIAAAM, 呕EBY BYAY PLATONICZNE!!). Ale chocia偶 to
wszystko si臋 wydarzy艂o, u艣miecha艂am si臋 promiennie i czu艂am si臋, jakbym mog艂a ulecie膰 w
chmury, bo by艂am taka wolna i fantastyczna, wszystkie te rzeczy nie mog艂y by膰 wyrazne dla
Marley, kt贸ra wci膮偶 za mn膮 sta艂a i kt贸rej ciche pytania przywr贸ci艂y mnie z powrotem do
rzeczywisto艣ci.
- Chcesz, 偶ebym uda艂a omdlenie?  wyszepta艂a gor膮czkowo w moje ucho. Im Amos by艂
bli偶ej, tym ona szybciej m贸wi艂a.  Serio, Lil, wci膮偶 mo偶emy ci臋 z tego wydosta膰. Jestem
genialn膮 udawaczk膮 omdle艅. Wyci膮gniesz tylko kart臋  Musz臋 zaj膮膰 si臋 przyjaci贸艂k膮 i
zako艅czymy to wszystko w ci膮gu chwili. Powiedz tylko s艂owo i zaczn臋&
- Nie, nie.  Potrz膮sn臋艂am g艂ow膮, pozwalaj膮c 偶eby 艣miech opu艣ci艂 moje wargi, kiedy moj膮
g艂ow臋 zala艂 obraz Marley opadaj膮cej dramatycznie na ziemi臋 w omdleniu.  W porz膮dku 
szepn臋艂am przez rami臋, czuj膮c si臋 spokojniej ni偶 wcze艣niej.  Nic mi nie b臋dzie. P贸jd臋. Mog臋
p贸j艣膰.
Co, jak odkry艂am z zaskoczeniem, nie by艂o wcale k艂amstwem.
Wydawa艂o si臋, 偶e kiedy ju偶 wyci膮gn臋艂am z tego ca艂ego dnia aspekt o-m贸j-Bo偶e-co-je艣li-
on-wci膮偶-mi-si臋-podoba-musz臋-wygl膮da膰-niekusz膮co-POM脫呕-MERLINIE-BAAGAM& c贸偶,
sprawy nie wygl膮da艂y tak ponuro. W艂a艣ciwie ten dzie艅 mo偶e by膰 fajny. Mi艂y, przyjazny,
PLATONICZNIE fajny.
Hm.
Platoniczny.
Naprawd臋 podoba mi si臋 to s艂owo.
- Jeste艣 pewna?  zapyta艂a Marley, gdy Amos znajdowa艂 si臋 jakie艣 dwa metry dalej,
brzmi膮c jakby wcale mi nie wierzy艂a. Potakn臋艂am.
- Jestem pewna  zapewni艂am j膮, po czym obr贸ci艂am g艂ow臋 naprz贸d, witaj膮c Amosa
u艣miechem och-dzi臋ki-Bogu-nic i swobodnym.  Hej.
- Hej.  Odwzajemni艂 u艣miech (wiecie, ten do kt贸rego nic nie czuj臋?), po czym zerkn膮艂 na
Marley, kt贸ra wysz艂a zza mnie, by stan膮膰 u mojego boku. Jego u艣miech troch臋 zmala艂. Skin膮艂
jej szorstko g艂ow膮.  McKinnon.
- Diggory.  Marley nie by艂a o wiele cieplejsza w jej przywitaniu. Pos艂a艂a mi szybkie
spojrzenie, zanim znowu spojrza艂a na Amosa.  Wi臋c zabierasz Lily na randk臋, tak?
- W艂a艣nie tak  odpar艂, a potem, tak jakby udowodni膰, 偶e to prawda czy co艣, z艂apa艂 mnie
za rami臋 i przyci膮gn膮艂 do swojego boku. Marley unios艂a brew, kiedy przesz艂am chwiejnie na
jego stron臋, co odwzajemni艂am spojrzeniem ta-wiem. Ale wtedy Amos spojrza艂 na mnie, po
raz kolejny u艣miechaj膮c si臋 promiennie, a ja odpowiedzia艂am r贸wnie weso艂ym u艣miechem,
za co czu艂am si臋 troch臋 zle. Ale zrobi艂am to, bo tak by艂o uprzejmie.
& dzie艅 si臋 sko艅czy i u艣ci艣niesz mu r臋k臋, bo tak jest uprzejmie&
Och, szlag.
Jamesie-Wewn膮trz-G艂owy, zamknij si臋.
- Zaopiekuj si臋 ni膮  m贸wi艂a Marley, kiedy nareszcie wepchn臋艂am Jamesa-Wewn膮trz-
G艂owy na ty艂y wn臋trza-g艂owy tam, gdzie by艂o jego miejsce.  Dzi艣 nie jest w swojej
szczytowej formie.
Zerkn臋艂am na Marley ze skonsternowaniem, zastanawiaj膮c si臋 jakie problemy
pr贸bowa艂a wszcz膮膰, ale ku mojemu zaskoczeniu Amos nie mia艂 tego samego problemu.
Zdawa艂 si臋 doskonale zrozumie膰, co sugerowa艂a Marley. Albo tak przynajmniej s膮dzi艂.
- Och, racja!  wykrzykn膮艂, odwracaj膮c si臋 do mnie. Znowu z艂apa艂 mnie za rami臋, cho膰
tym razem za prawe, a nie lewe. I zamiast mnie przesun膮膰, jak to zrobi艂 wcze艣niej, teraz
uni贸s艂 moje rami臋 i odsun膮艂 r臋kaw mojego swetra, 偶eby zobaczy膰 banda偶 pod spodem.
Wydawa艂 si臋 bardziej rozczarowany, 偶e nie m贸g艂 zobaczy膰 rany ni偶 zaniepokojony moim
dobrem. Zabra艂am r臋k臋 i przycisn臋艂am j膮 obronnie do piersi, kiedy Amos nareszcie zda艂 sobie
spraw臋, 偶e powinien si臋 martwi膰 i uprzejmie zapyta艂.  Jak si臋 masz? S艂ysza艂em o twoim
wypadku. Nieprzyjemna sprawa.
- Nic mi nie jest  mrukn臋艂am, cho膰 w tym samym czasie Marley te偶 si臋 odezwa艂a. 
W艂a艣ciwie to nie o tym m贸wi艂am.
Spojrzeli艣my na ni膮 z Amosem.
- Nie?  zapyta艂 zdezorientowany Amos.
- Nie o tym?  zapyta艂am podejrzliwie.
Marley pokr臋ci艂a g艂ow膮, ale nie patrzy艂a na mnie, co jeszcze bardziej mnie
poddenerwowa艂o. Co ona teraz kombinowa艂a, do diab艂a?
- Wypadek by艂 okropny i w og贸le  powiedzia艂a szybko, brzmi膮c niewinnie jak na kogo艣,
kto na pewno nie by艂 niewinny  ale m贸wi艂am o czym艣 znacznie prostszym.
- Na przyk艂ad?  spyta艂 Amos.
Marley nareszcie odwr贸ci艂a si臋, 偶eby na mnie spojrze膰.
Jej u艣miech by艂 zdecydowanie nikczemny.
- C贸偶, Lily nie mia艂a dzisiaj swojego zbalansowanego 艣niadania!
Och. Drogi. Merlinie.
Zabij臋 j膮.
- Och.  Amos zerkn膮艂 na mnie, potem na Marley, tak jakby czeka艂 a偶 nagle powiemy, 偶e
to 偶art. Ale Marley by艂a zbyt zaj臋ta u艣miechaniem si臋 niczym durna kretynka, a ja by艂am zbyt
zaj臋ta przeszywaniem j膮 wzrokiem, wi臋c nie by艂o na to szansy. Amos mia艂 zosta膰
niewtajemniczony.  Jestem pewien, 偶e uda nam si臋 za艂atwi膰 ci 艣niadanie w miasteczku, Lily
 spr贸bowa艂 bezradnie, nadal nie rozumiej膮c.  Pe艂no ich tam.
- Nie takiego, kt贸rego ona szuka  mrukn臋艂a Marley.
Kiedy Marley zacz臋艂a 艣mia膰 si臋 z w艂asnego poczucia humoru, a Amos patrzy艂 na nas,
jakby艣my by艂y nie ca艂kiem zdrowe na umy艣le, chwyci艂am Amosa za r臋k臋 i pos艂a艂am ostatnie
osch艂e spojrzenie Marley, kt贸ra by艂a zbyt zaj臋ta chichotem, 偶eby zorientowa膰 si臋, 偶e j膮
zabij臋. Odci膮gn臋艂am go, mrucz膮c.  呕egnaj, Marley.  Zanim kt贸rekolwiek z nas dozna艂by
trwa艂ego urazu.
- Bawcie si臋 dobrze!  zawo艂a艂a za nami, cho膰 praktycznie s艂ysza艂am w jej tonie  Ta.
Jasne .
Ma szcz臋艣cie, 偶e woko艂o by艂o tylu 艣wiadk贸w.
Ogromne szcz臋艣cie.
Wci膮偶 s艂ysza艂am 艣miech Marley, kiedy odci膮ga艂am Amosa, ale szybko zda艂am sobie
spraw臋, 偶e nie mia艂am poj臋cia gdzie go ci膮gn臋, wi臋c zatrzyma艂am si臋 jak tylko 艣miech Marley
zla艂 si臋 z ha艂asem reszty dziedzi艅ca. Wtedy odwr贸ci艂am si臋 do niego, lituj膮c si臋 nad biednym
ch艂opakiem i zdumionym wyrazem jego twarzy. Pos艂a艂am mu skruszony u艣miech i
wzruszy艂am ramionami, puszczaj膮c jego d艂o艅.
- Przepraszam za to  powiedzia艂am, machaj膮c r臋k膮 w stron臋 Marley.  Jest szalona.
- Tak, za艂apa艂em.  Amos wci膮偶 patrzy艂 na mnie troch臋 dziwnie. Zamilk艂 na moment,
potem zapyta艂.  Naprawd臋 chcesz 艣niadania?
Do diab艂a.
- Nie  odpowiedzia艂am szybko, potrz膮saj膮c g艂ow膮 i przeklinaj膮c dzie艅, kiedy urodzi艂a si臋
Marlene McKinnon.  Nie, nie potrzebuj臋 艣niadania. Jestem najedzona. Naprawd臋. Po prostu
chodzmy, dobrze?
- Jasne  odpar艂 Amos, cho膰 brzmia艂 troch臋 niepewnie, drapi膮c si臋 po g艂owie i zdaj膮c si臋
szuka膰 czego艣 na dziedzi艅cu. Wygl膮da艂 na niespokojnego, cho膰 nie mia艂am poj臋cia dlaczego.
Jednak偶e nie musia艂am si臋 d艂ugo nad tym zastanawia膰, bo niespodziewanie si臋 rozweseli艂 i
odwr贸ci艂 si臋 do mnie z u艣miechem, rzucaj膮c szybkie spojrzenie na lewo.  W艂a艣ciwie 
powiedzia艂 szybko  mia艂aby艣 co艣 przeciwko, je艣li na chwil臋 tam p贸jdziemy? Widz臋 Vance a
Dunningsa, a naprawd臋 musz臋 o czym艣 z nim pogada膰. Nie przeszkadza ci to, prawda? Nie
zajmie to d艂ugo.
Obr贸ci艂am si臋, 偶eby spojrze膰, gdzie pokazywa艂 Amos, rzeczywi艣cie dostrzegaj膮c jego
koleg臋 Vance a stoj膮cego po naszej lewej stronie z paroma Puchonami i wygl膮da艂o na to, 偶e
s膮 zaj臋ci rozmow膮. Odwr贸ci艂am si臋 do Amosa, kt贸ry patrzy艂 na mnie z nadziej膮. Nie zna艂am
Vance a ani reszty stoj膮cej z nim dzieciak贸w, ale nikomu nie zaszkodzi zatrzymanie si臋 i
przywitanie, je艣li tego chcia艂 Amos. Przecie偶 nie musia艂am ju偶 i艣膰 do Hogsmeade. Poza tym,
jak d艂ugo to mo偶e potrwa膰? Niezbyt d艂ugo, by艂am tego pewna. Wi臋c potakn臋艂am Amosowi,
kt贸ry pos艂a艂 mi kolejny promienny u艣miech.
- Cudownie  powiedzia艂, chwytaj膮c mnie za r臋k臋.  P贸jdzie szybko, obiecuj臋.
Potem zaci膮gn膮艂 mnie w tamt膮 stron臋.
Nie opu艣cili艣my dziedzi艅ca przez niemal dwie godziny.
Dwie straszne, okropne, niezno艣nie d艂ugie godziny.
Nawet nie 偶artuj臋, kiedy to m贸wi臋. To znaczy wiem, 偶e lubi臋 przesadza膰  no dobra,
mo偶e lubi膰 to nie jest odpowiednie s艂owo. Chyba przesadzam tak, jak k艂ami臋& patologicznie
 ale tym razem nie. Nie ma tutaj przesady, nawet malutkiej. Zacz臋艂o si臋 od rozmowy z
Vancem gdzie艣 (a to jest bycie hojn膮) dziesi臋膰 po 9, a kiedy nareszcie skierowali艣my si臋 do
powoz贸w do Hogsmeade, by艂o tu偶 przed 11.
Dwie. Godziny.
Dwie godziny!
Ale rzecz w tym, 偶e technicznie Amos nie k艂ama艂. Powiedzia艂, 偶e rozmowa z Vancem nie
zajmie d艂ugo i tak by艂o. Amos sko艅czy艂 rozmow臋 z Vancem i jego przyjaci贸艂mi w jakie艣
dziesi臋膰 minut, tak jak oczekiwa艂am. Ale w dziesi臋膰 minut sko艅czy艂 r贸wnie偶 rozmow臋 z
Petem Taggartem. A z Shirley Shorn? Tak, te偶 dziesi臋膰 minut. Oraz z Kiki Molter, Christ膮
Forester i Penny O Jene (tak naprawd臋 on i Penny zaj臋li dwadzie艣cia minut. Ona i Ch艂opak
Hiena najwyrazniej zerwali  znowu  po ich krzykach, a ona potrzebowa艂a troch臋
pocieszenia). Wzi膮艂 sobie dziesi臋膰 minut z ka偶dym, z kim m贸g艂 wzi膮膰 dziesi臋膰 minut, a nawet
wtedy musia艂am mu uprzejmie przypomina膰, 偶e w ka偶dej chwili mo偶e spa艣膰 deszcz i
naprawd臋 powinni艣my i艣膰 ju偶 do Hogsmeade, bo inaczej jestem pewna, 偶e zacz膮艂by rozmow臋
z cholernymi krzewami.
Pami臋tacie moj膮 fajn膮, przyjazn膮, platoniczn膮 randk臋?
Ta. Wcale nie taka fajna. Zbyt przyjazna.
Sedno w tym, 偶e nie chodzi o to, i偶 jestem jakim艣 wyrzutkiem spo艂ecze艅stwa czy co艣,
dobra? Mo偶e by膰 szalona i niestabilna emocjonalnie, ale potrafi臋 zachowywa膰 si臋 normalnie
i rozmawia膰 z ludzmi, kt贸rych nieszczeg贸lnie znam (bo naprawd臋 nie zna艂am wi臋kszo艣ci tych
ludzi. Wcale) kiedy musz臋. To nie by艂o problemem. I problemem nie by艂o nawet to, 偶e Amos
zmarnowa艂 dwie godziny naszej randki na gaw臋dzeniu z innymi ludzmi  zdecydowanie nie
by艂am na pozycji (i nie mia艂am te偶 ochoty) gdzie mog艂am go trzyma膰 tylko dla siebie.
Problem w tym& c贸偶, chodzi艂o o to&
By艂 dziwny.
Zachowywa艂 si臋 tak strasznie dziwnie.
I nie chodzi mi o to, 偶e m贸wi艂 o dziwnych rzeczach czy by艂 szczeg贸lnie dziwny w swoich
ruchach czy co艣. Chodzi mi o to, 偶e zachowywa艂 si臋 dziwnie w stosunku do mnie. To by艂o jak&
Merlinie, nie wiem nawet jak to opisa膰. To by艂o jak& tak jakby si臋 mn膮 chwali艂 czy co艣.
Jakbym by艂a jakim艣 trofeum, kt贸rym chcia艂 chwali膰 si臋 przed ludzmi.
Tyle 偶e ja nie jestem trofeum. Jestem dziewczyn膮.
Amos nie wydawa艂 si臋 tego pojmowa膰.
Za ka偶dym razem, kiedy my (albo tak naprawd臋 on) podchodzili艣my, 偶eby porozmawia膰 z
kim艣 nowym, on gada艂 co艣 takiego  Cze艣膰, Wstaw-Imi臋-Osoby! Jak si臋 masz? Czy znasz Lily?
No to to jest Lily. Lily Evans. Idziemy do Hogsmeade na randk臋. 艢wietnie si臋 bawimy.
Tyle 偶e oczywi艣cie wcale tak nie by艂o. Nie bawili艣my si臋 艣wietnie. I nie ca艂kiem byli艣my
te偶 na randce. A przynajmniej ja si臋 tak nie czu艂am.
I wiem, 偶e ludzie mog膮 powiedzie膰  On ciebie przedstawia艂. Co jest w tym z艂ego? Czego
od niego chcia艂a艣? 呕eby ci臋 ignorowa艂? ale nie tak to wygl膮da艂o. Oni go nie s艂yszeli. On nie
tylko mnie przedstawia艂. Nie wiem co on do diab艂a wyprawia艂, ale zdecydowanie nie chodzi艂o
o to.
To wydawa艂o si臋 takie& takie sztuczne i nie tylko przez te chwalenie si臋 mn膮. Co
naprawd臋 wzbudzi艂o we mnie dyskomfort by艂o faktem, 偶e Amos& on nie musia艂 rozmawia膰 z
tymi wszystkimi ludzmi. Nawet gdyby by艂 najbardziej spo艂eczn膮 osob膮 w ca艂ym 艣wiecie, nie
musia艂 rozmawia膰 z nimi wszystkimi. Wszystko o czym gaw臋dzili  nawet jego pocz膮tkowa
rozmowa z Vancem, kt贸ra najwyrazniej musia艂a odby膰 si臋 tego poranka  by艂a ca艂kowicie
bezsensowne. To by艂a leniwa rozmowa towarzyska, g艂upia pogaw臋dka. Wi臋c czemu to robi艂?
Dlaczego marnowa艂 tym nasz  jego  czas? Musia艂 by膰 jaki艣 pow贸d, ale za choler臋 nie
potrafi艂am go rozgryz膰.
A wiecie co jeszcze dziwniejsze w tym wszystkim by艂o? Fakt, i偶  wszyscy ci ludzie, z
kt贸rymi rozmawia艂 Amos? Tak, to mog艂o by膰 normalne dla mnie, 偶eby nie zna膰 wi臋kszo艣ci,
ale mia艂am dziwne przeczucie, 偶e Amos r贸wnie偶 nie zna艂 ich tak dobrze. Tak jakby jedynym
powodem, dla kt贸rego z nimi rozmawia艂 by艂o upewnienie si臋, 偶e on wiedzia艂, i偶 oni wiedzieli,
偶e by艂 tutaj ze mn膮  och i  艣wietnie si臋 bawimy oczywi艣cie. Tak jakby pr贸bowa艂 co艣
sprzeda膰.
Pr贸bowa艂 sprzeda膰 mnie.
To brzmi, jakbym by艂a poch艂oni臋ta sob膮. Wiem, 偶e tak. A chocia偶 pierwsza przyznaj臋, 偶e
czasami potrafi臋 przejmowa膰 si臋 tylko sob膮  my艣l膮c, 偶e wszyscy m贸wi膮 o mnie, zak艂adaj膮
spo艂ecze艅stwa zwi膮zane ze mn膮 i ca艂y ten nonsens  to tym razem nie chodzi艂o o to. Nie by艂a
to normalna perspektywa 艣wiat-kr臋ci-si臋-wok贸艂-Lily. To by艂o realne. Nie wyobra偶a艂am sobie
tego. I sama nie wiem, mo偶e to tylko dlatego, 偶e by艂am znudzona i nagle mia艂am okropny
nastr贸j, ale nie potrafi艂am powstrzyma膰 tego uczucia. I widzia艂am wi臋cej ni偶 kilka dziwnych
spojrze艅 w tym czasie, co jeszcze bardziej mnie upewnia, 偶e to nie by艂o tylko w mojej g艂owie.
Nawet Kiki Molter po tym, jak Amos wspomnia艂  Lily jego randka po raz pi膮ty, rzuci艂a mu
zdegustowane spojrzenie i powiedzia艂a  Amos. Wiem, 偶e jeste艣 tutaj z Lily. Czy ty wiesz? .
Tak.
A Kiki Molter wcale tak bardzo mnie nie lubi.
Wi臋c rzecz jasna nie by艂am najszcz臋艣liwsza, kiedy Amos i ja nareszcie skierowali艣my si臋
do powoz贸w Hogsmeade. Po dw贸ch godzinach s艂uchania bezsensownych pogaw臋dek oraz
 Lily to i  Lily tamto, naprawd臋 zaczyna艂am nienawidzi膰 w艂asnego imienia.
& nie masz poj臋cia jak cholernie fantastycznie jest s艂ysze膰, jak wymawiasz moje imi臋&
przysi臋gam, 偶e potrafisz sprawi膰, i偶 facet zaczyna nienawidzi膰 w艂asnego nazwiska,
Nieomylna. Naprawd臋.
Och.
I by艂o jeszcze to.
Nie zamierzam nawet jeszcze tego dotyka膰.
- Nie do wiary, 偶e tak d艂ugo rozmawiali艣my na dziedzi艅cu!  dziwi艂 si臋 Amos, kiedy
siedzieli艣my ju偶 wewn膮trz jednego z powoz贸w, brzmi膮c na ca艂kiem zdumionego faktem, cho膰
mia艂am silne podejrzenie, 偶e wcale nie by艂 zdumiony.  Szalone, co?
- Mm.  Mrukn臋艂am bezinteresownie, opieraj膮c g艂ow臋 o 艣cian臋 powozu, kiedy Amos
dalej papla艂.
- Po prostu wci膮gasz si臋 w rozmowy, wiesz? Czas mija. Ale by艂o bardzo fajnie. 艢wietny
spos贸b na rozpocz臋cie poranka, nie uwa偶asz?
- Bajeczny  mrukn臋艂am i zastanawia艂am si臋 czy by艂abym niegrzeczna, gdybym zamkn臋艂a
oczy i zdrzemn臋艂a si臋. Gdy Amos gada艂 i gada艂, zacz臋艂am w膮tpi膰 czy w og贸le by zauwa偶y艂.
- Hogsmeade jest 艣wietne na nadrobienie czasu z przyjaci贸艂mi  m贸wi艂, raczej nie
zauwa偶aj膮c, 偶e przewa偶nie rozmawia艂 z samym sob膮.  Nie rozmawia艂em z niekt贸rymi
osobami od wiek贸w. Dobrze by艂o to nadrobi膰. Chocia偶 wiesz  powiedzia艂, odwracaj膮c si臋 do
mnie  zauwa偶y艂em, 偶e par臋 moich koleg贸w jeszcze nie przysz艂o. Dziwne, co? Jest prawie
jedenasta. Ca艂kiem p贸zno.  Zamilk艂 na chwil臋, po czym zda艂 sobie spraw臋, 偶e nie odpowiem
na ten komentarz i zapyta艂.  Byli w pobli偶u twoi koledzy?
- Kilkoro  odpowiedzia艂am, my艣l膮c, 偶e pewnie nie by艂oby uprzejme zrelacjonowanie
historyjki  oko艂o czterdziestopi臋ciominutowej w pogaw臋dce Amosa  o tym, i偶 wydawa艂o mi
si臋, 偶e widzia艂am Grace w t艂umie i zacz臋艂am wysy艂a膰 gor膮czkowe sygna艂y  S.O.S. w jej
kierunku, 偶eby odkry膰 kilka sekund p贸zniej, i偶 to nie by艂a Grace i 偶e posy艂a艂am bezg艂o艣ne
 Pom贸偶 mi jakiej艣 ciemnow艂osej pi膮torocznej czy sz贸storocznej i jej przyjaci贸艂kom.
Tak. Nie s膮dz臋, 偶e doceni艂by t臋 historyjk臋.
- Bardzo dziwne  odpar艂 Amos, kiwaj膮c g艂ow膮. Oderwa艂 na chwil臋 ode mnie wzrok, po
czym wr贸ci艂.  Ej  odezwa艂 si臋 nagle, brzmi膮c na zaskoczonego, jakby w艂a艣nie dosz艂a do
niego ta my艣l, ale wygl膮da艂 na tak przebieg艂ego, 偶e powa偶nie w to w膮tpi艂am.  Widzia艂a艣 w
t艂umie Julie Little? Chyba m贸wi艂a, 偶e b臋dzie na dole, ale nie przypominam sobie, 偶ebym j膮
widzia艂.
Dobra, na serio?
Czy on powa偶nie pyta艂 mnie teraz o Julie Little?
To si臋 nie dzieje.
- Nie.  Us艂ysza艂am siebie d艂ugo przed tym, jak m贸j m贸zg przetrawi艂 odpowiedni膮
odpowiedz. Ale moje usta wci膮偶 si臋 porusza艂y, a s艂owa nadal wyp艂ywa艂y i szybko sta艂o si臋
oczywiste, 偶e to sprawka zdradzieckich ust.  Nie widzia艂am Julie, Amosie. Czy ty widzia艂e艣
gdzie艣 Jamesa? Szuka艂am go i te偶 nie przypominam sobie, 偶ebym go widzia艂a.
W艂a艣nie.
Zagranie kart膮 Jamesa.
Jak ci si臋 to podoba, panie Julie Little?
- Pottera?  Amos wyplu艂 nazwisko Jamesa, jakby to by艂o co艣 brudnego.  Dlaczego
szuka艂aby艣 Pottera?
- Jest moim przyjacielem  odpowiedzia艂am po prostu, unosz膮c nieznacznie nos.  Ty
szuka艂e艣 swoich przyjaci贸艂, ja szuka艂am moich.
Amosowi nie spodoba艂a si臋 ta odpowiedz. Tak jak  albo tak jak moje usta  si臋
spodziewa艂am.
- Nie wiem jak tolerujesz tego kretyna  warkn膮艂 Amos, rzucaj膮c mi spojrzenie.  Jest
tylko m膮cicielskim 艂ajdakiem. Nie pami臋tasz co ci zrobi艂 przed meczem Quidditcha?
Wykorzysta艂 nasz膮 relacj臋, 偶eby poda膰 ci fa艂szywe informacje  to by艂o cholernie brudne
zagranie! Tylko o to chodzi Potterowi  o brudne, podst臋pne zagrania. Powinna艣 nadal by膰
na niego o to z艂a!
- C贸偶, nie jestem  powiedzia艂am gniewnie, zaskakuj膮c nawet sam膮 siebie tym, jak
zirytowana zaczyna艂am by膰.  A James& karmienie mnie fa艂szywymi informacjami nie by艂o
bardziej podst臋pne od twojego pytania o nie! Nie b膮dz okrutny. On jest lepszy od takiego
zachowania.
Amos wpatrywa艂 si臋 we mnie bez s艂owa, pozornie oszo艂omiony moimi s艂owami.
Odwzajemni艂am spojrzenie wyzywaj膮co. Nie ca艂kiem w艂a艣ciwe by艂o m贸wienie takich rzeczy
randce na wspomnianej randce, ale cho膰 raz nie by艂am w艣ciek艂a, 偶e moje usta wyplu艂y te
wszystkie nieodpowiednie s艂owa. Czy Amos powa偶nie ma czelno艣膰 siedzie膰 tam i obra偶a膰
Jamesa  mojego Jamesa, kt贸ry, tak, ma swoje g艂upie i krety艅skie momenty, ale niemniej jest
cholernie wspania艂ym facetem  kiedy byli艣my na naszej  randce od dw贸ch godzin i po raz
pierwszy przej膮艂 si臋 odezwaniem do mnie? I to o Julie Little, ze wszystkich rzeczy?
By艂am w艣ciek艂a, cho膰 na pewno nie na Jamesa.
Tak naprawd臋 to tylko James utrzymywa艂 mnie przy zdrowiu psychicznym przez ca艂膮 t膮
m臋k臋.
Co by pomy艣la艂 pan Julie Little, gdybym mu to powiedzia艂a, hm?
Bo prawda by艂a taka& pami臋tacie te ma艂e fragmenty wszystkich rzeczy, kt贸re wczoraj
powiedzia艂 mi James? Te, kt贸re pojawiaj膮 si臋 w mojej g艂owie w najbardziej nieodpowiednich
chwilach? Tak, nie by艂y one ca艂kiem rzadkie. Ani troch臋. Tak naprawd臋 by艂y moim ci膮g艂ym
towarzystwem przez ostatnie dwie godziny, pojawiaj膮c si臋 w mojej g艂owie w niepokoj膮c膮
szybkim tempie. Wszystko, co robi艂 Amos, wszystko, co m贸wi艂, wszystko, czym by艂, to
wszystko wi膮za艂o si臋 z Jamesem. Ka偶da cholerna rzecz. Co oczywi艣cie by艂o tylko i wy艂膮cznie
jego win膮. Jamesa, mam na my艣li. Gdyby nie zacz膮艂 tej ca艂ej gadki z  my艣l o mnie , to taki
pomys艂 pewnie wcale nie przyszed艂by mi do g艂owy. Ale dlatego, 偶e wsadzi艂 mi t臋 my艣l do
g艂owy (i mo偶e pom贸g艂 fakt, 偶e Amos by艂 tak okropn膮 randk膮) James, jego g艂upie s艂owa, jego
g艂upia twarz i ka偶dy inny g艂upi szczeg贸艂 z nim zwi膮zany nie chcia艂y mnie zostawi膰, do cholery.
I pocz膮tkowo ogromnie mnie to irytowa艂o, oczywi艣cie. Chcia艂am, 偶eby to si臋 sko艅czy艂o,
bo nie by艂o zdrowe my艣lenie o u艣miechaj膮cym si臋 do mnie Jamesie, kiedy robi艂 to Amos,
my艣lenie o g艂osie Jamesa, kiedy s艂ysza艂am Amosa, ci膮g艂e s艂yszenie w g艂owie  I obiecuj臋, 偶e od
czasu do czasu pozwol臋 ci oddycha膰 , kiedy Amos papla艂  Lily to i  Lily tamto. Ale po jakim艣
czasie&
No bo dajcie spok贸j.
Jestem tylko kobiet膮. Nic nie mog艂am na to poradzi膰!
Wi臋c kiedy przekroczyli艣my jedn膮 godzin臋, ja wci膮偶 piekli艂am si臋 nad fa艂szywym alarmem
Grace, a Amos wydawa艂 si臋 zwraca膰 wi臋ksz膮 uwag臋 na p艂aczliw膮 Penny O Jene ni偶 na jego
pozornie czczon膮  Lily & c贸偶, m贸j umys艂 tak jakby wszcz膮艂 bunt. Tak偶e zamiast odpycha膰
Jamesa-Wewn膮trz-G艂owy na ty艂 mojej g艂owy, jak to wcze艣niej robi艂am, nie tylko pozwoli艂am
mu pozosta膰 na przodzie, ale ja go zach臋ca艂am! Rozbawia艂am si臋 powtarzaniem naszego
czasu w Pokoju 呕ycze艅, a kiedy to sprawia艂o, 偶e zbytnio si臋 rumieni艂am, przerzuca艂am si臋 na
wyobra偶anie sobie rzeczy, kt贸re powiedzia艂by James, gdyby on uczestniczy艂 w tych
niem膮drych rozmowach, w kt贸re wci膮ga艂 mnie Amos. S艂ysza艂am, jak m贸wi艂 Penny  No ju偶,
ju偶. Jestem pewien, 偶e nie chcia艂 wsadza膰 r臋ki do spodni Deb. Palce czasami si臋 艣lizgaj膮,
wiesz , gdy ona szlocha艂a nad problemem z Hien膮. S艂ysza艂am, jak m贸wi艂 Vance owi
Dunningsowi, 偶eby  opanowa艂 nie艂ad , kiedy idiota Puchon narzeka艂 na rzeczy, kt贸re s艂o艅ce
robi艂o z jego w艂osami. S艂ucha艂am nawet jego gadki na temat Quidditcha, rzucaj膮c mi
spojrzenia  Tak, jedz swoje 艣niadanie, Lily , kiedy Amos i Jarvis Rennet wdali si臋 w k艂贸tni臋
przez jaki艣 ostatni mecz.
Robi艂am to wszystko i niespodziewanie bycie zaci膮gan膮 od osoby do osoby i s艂uchanie,
jak Amos mnie sprzedaje, nie by艂o takie z艂e.
My艣l o mnie, powiedzia艂 wtedy i w艣ciek艂am si臋.
Teraz praktycznie b艂aga艂am go, 偶eby pozosta艂 w mojej g艂owie.
(Co pewnie by艂o niewiarygodnie znacz膮ce, 偶e wtedy nie mog艂am przesta膰 o tym my艣le膰,
bo inaczej na pewno nie przetrwa艂abym tego dnia  albo my艣la艂am o tym teraz, bo& tak po
prostu.)
W ka偶dym b膮dz razie, tak naprawd臋 to to robi艂am, kiedy Amos wpatrywa艂 si臋 we mnie
po mojej do艣膰 gniewnej obronie Jamesa  my艣la艂am o omawianym facecie i wyobra偶a艂am
sobie, co by zrobi艂, gdyby siedzia艂 z nami powozie. W g艂owie widzia艂am, jak u艣miecha si臋
zadowolony do Amosa, m贸wi膮c mu tym swoim sardonicznym tonem  S艂uchaj jej, Diggory. Ta
dziewczyna ma m贸zg, wiesz i patrz膮c na be艂kot Amosa.
Tak. Wiem. Chore.
Lecz niezale偶nie od tego jak to by艂o chore, my艣lenie o takich rzeczach sprawi艂o, 偶e
u艣miecha艂am si臋 durnie, co chyba Amos wzi膮艂 za jakie艣 ciche przeprosiny z mojej strony, bo
po chwili u艣miecha艂 si臋 do mnie, jakbym w艂a艣nie ogromnie go nie obrazi艂a.
- Zg贸dzmy si臋, 偶e si臋 nie zgadzamy  powiedzia艂 po prostu, raz jeszcze zadowolony z
siebie. Zerkn膮艂 przez okienko powozu, po czym obr贸ci艂 si臋 do mnie.  Popatrz, jeste艣my
prawie w miasteczku. Gdzie chcesz i艣膰 najpierw?
Niespodziewanie wygl膮da艂 na tak szczerze podekscytowanego, 偶e zacz臋艂am czu膰 lekkie
poczucie winy, chocia偶 w sumie sam zwali艂 na siebie moje pogodzenie si臋 z Jamesem-
Wewn膮trz-G艂owy poprzez bycie tak膮 okropn膮 randk膮. Ale nie rozmawia艂 ju偶 z g艂upimi ludzmi
i nie m贸wi艂 irytuj膮co  Lily , i wygl膮da艂o na to, 偶e zacznie zachowywa膰 si臋 jak przyzwoity facet,
wi臋c nie mog艂am powstrzyma膰 ma艂ych wyrzut贸w sumienia, kt贸re przela艂y si臋 przez m贸j
brzuch, kiedy James-Wewn膮trz-G艂owy m贸wi艂  Ona chcia艂aby sobie p贸j艣膰, ty cholerny
kretynie i po chwili us艂ysza艂am swoje bardzo uprzejme i serdeczne s艂owa.  Och, nie mam
jakich艣 szczeg贸lnych preferencji. Gdzie ty chcesz i艣膰?
James-Wewn膮trz-G艂owy potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 w rozczarowaniu.
Amos u艣miechn膮艂 si臋 szeroko.
- Pospacerujemy  postanowi艂, machaj膮c leniwie r臋k膮 na moje niezdecydowanie. 
Zobaczymy, gdzie poniesie nas dzie艅, tak? Potem mo偶emy p贸j艣膰 na obiad do Trzech Miote艂.
Brzmi dobrze?
Potakn臋艂am, pr贸buj膮c powstrzyma膰 Jamesa-Wewn膮trz-G艂owy od wywracania oczami.
- Brzmi 艣wietnie  powiedzia艂am ze sztucznym u艣miechem, powstrzymuj膮c g艂o艣ne
westchni臋cie.  Po prostu 艣wietnie.
Amos kiwn膮艂 g艂ow膮 wyraznie zadowolony.
Reszta jazdy powozem min臋艂a do艣膰 szybko, ale przewa偶nie dlatego, 偶e wi臋kszo艣膰 czasu
sp臋dzi艂am, pr贸buj膮c nie popa艣膰 w m贸j James-Wewn膮trz-G艂owy ob艂臋d. Amos papla艂 o tym i
innym, ale Julie Little nie by艂a jednym z temat贸w, wi臋c by艂am zadowolona. Chocia偶 by艂am
stosunkowo pewna, 偶e Amos i ja zako艅czymy ten dzie艅 be偶 jakichkolwiek romantycznych
uczu膰, ta pewno艣膰 nie oznacza艂a, 偶e chcia艂am s艂ucha膰, jak marudzi na temat Julie. M贸g艂by
poczeka膰 kilka cholernych godzin zanim oficjalnie si臋 rozstaniemy, prawda?
Najwyrazniej m贸g艂, bo Amos nie wspomnia艂 ju偶 o Julie. Zamiast tego znalaz艂 inny temat,
kt贸ry tak samo go satysfakcjonowa艂.
Siebie.
O tak.
Najlepsza. Randka. Na. 艢wiecie.
- I nie chodzi o to, 偶e jestem szczeg贸lnie z艂y w Zakl臋ciach  ci膮gn膮艂 Amos, pomagaj膮c mi
wyj艣膰 z powozu, kiedy nareszcie dojechali艣my, prawdopodobnie robi膮c to bardziej z nawyku
ni偶 niepokoju o uprzejmo艣膰.  Po prostu nie rozumiem ich sensu, wiesz? A potem Flitwick
zadaje nam te cholernie d艂ugie wypracowania i musz臋 znalez膰 co艣 pisania. To nie moja wina,
偶e moje Zakl臋cia Pami臋ci s膮 tak interesuj膮ce, jak sklejka!
Pu艣ci艂am r臋k臋 Jamesa, kiedy tylko dotkn臋艂am ziemi. James-Wewn膮trz-G艂owy (naprawd臋
pozbycie si臋 go by艂o niemo偶liwe) gwizdn膮艂 cicho.  Nie Zakl臋cia, ty kretynie  mrukn膮艂,
kr臋c膮c g艂ow膮.  Nie obra偶aj Zakl臋膰.
- Ja uwa偶am je za fascynuj膮ce  wtr膮ci艂am z napi臋ciem, odzywaj膮c si臋 po raz pierwszy od
jakiego艣 czasu, poniewa偶, niech to szlag, James-Wewn膮trz-G艂owy mia艂 racj臋  czy on
naprawd臋 obra偶a艂 przede mn膮 Zakl臋cia?  Tak naprawd臋 sko艅czy艂am ju偶 moje
wypracowanie.
- Serio?  za艣mia艂 si臋 Amos.  To po prostu szalone.
- Lubi臋 Zakl臋cia.
- Tak. Runy tak偶e lubisz, prawda?
- Tak.
- To te偶 szalone.
Co chcia艂am powiedzie膰  za czym kibicowa艂 sam James-Wewn膮trz-G艂owy  by艂o bardzo
swobodnym  By膰 mo偶e. Ale zdam Owutemy w obu przedmiotach i dostan臋 odpowiedni膮
prac臋. Co z tob膮? , ale stwierdzi艂am, 偶e dopiero wyszli艣my z powozu, mieli艣my przed sob膮
jeszcze par臋 wsp贸lnych godzin, wi臋c pewnie nie najlepszym pomys艂em by艂o zacz臋cie dnia od
takiego czego艣. Wi臋c chocia偶 sprzeciwia艂o si臋 to mojej osobie niezale偶nej, asertywnej
czarownicy, u艣miechn臋艂am si臋 do Amosa najlepszym sztucznym u艣miechem i powiedzia艂am.
 Zg贸dzmy si臋, 偶e si臋 nie zgadzamy, dobrze?
Zdawali艣my si臋 robi膰 to cz臋sto.
Hmph.
Amos odwzajemni艂 u艣miech i potakn膮艂, po czym zacz膮艂 gada膰 bezmy艣lnie, kiedy
ruszyli艣my w stron臋 miasteczka. Wola艂am przesta膰 s艂ucha膰, gdy dotar艂 do tematu dawnych
wakacji z jego rodzin膮. Wtedy jeszcze raz zastanowi艂am si臋 nad moimi podejrzeniami co do
dwugodzinnego-bezsensownego-paplania-Amosa, odkrywaj膮c, 偶e by膰 mo偶e dla Amosa te
wszystkie tematy, o kt贸rych rozmawia艂 z tamtymi ludzmi by艂y wa偶ne  mo偶e ten facet gada艂
wy艂膮cznie o bezsensownych bzdurach. I przypuszczam, 偶e wcze艣niej tego nie zauwa偶y艂am,
bior膮c pod uwag臋 ca艂y ten czas, kt贸ry sp臋dzi艂am z nim w tym roku by艂 sp臋dzany w sytuacji,
gdzie bzdurna rozmowa jest w艂a艣ciwa (sesje nauki, przechadzki korytarzami, pory posi艂k贸w),
ale z pewno艣ci膮 zauwa偶a艂am to teraz. I naprawd臋, nawet tak p艂ytka i tak szalona dziewczyna,
jak ja potrzebowa艂a czego艣 bardziej znacz膮cego.
Cho膰 zwa偶aj膮c na to, 偶e moim ostatnim najlepszym zr贸d艂em rozmowy by艂a wymy艣lona
replika Jamesa Pottera, kt贸ry 偶yje w mojej g艂owie, to mnie nie powinno si臋 pyta膰 o zdanie.
Psh.
Doszli艣my bezpiecznie do miasteczka bez 偶adnych moment贸w katastrofy ani
morderstwa, z czego by艂am osobi艣cie ca艂kiem dumna. Miasteczko by艂o zat艂oczone, ale to nie
by艂o zaskakuj膮ce. Jednak偶e zaskakuj膮cy by艂 fakt, i偶 w chwili, kiedy dotarli艣my do t艂umu, Amos
obj膮艂 mnie ramieniem i natychmiast wydawa艂 si臋 powr贸ci膰 do swojego trybu Amos-Przy-
Ludziach. Nie zaczyna艂 (dzi臋ki ci Merlinie) d艂ugich rozm贸w z ka偶dym Tomem, Tracy i
Drzewem w s膮siedztwie, ale wszystkim macha艂, przez ca艂y czas ci膮gn膮c swoj膮 bezsensown膮
gadk臋 ze mn膮. By艂am zafascynowana t膮 jego zmian膮, nag艂膮 zmian膮 publicznych i prywatnych
osobliwo艣ci. To by艂o dziwne i nie ufa艂am temu, ale bior膮c pod uwag臋, 偶e niewiele mog艂am
zrobi膰, pozwala艂am Amosowi na robienie tego, co chcia艂 i by膰 mo偶e przypadkowo-celowo
znowu zacz臋艂am si臋 bawi膰 w gr臋 James-Wewn膮trz-G艂owy. Wiecie, mo偶e.
Smutne i 偶a艂osne?
Tak, wiem.
Najpierw poszli艣my do Miodowego Kr贸lestwa, przewa偶nie dlatego, 偶e to by艂 stresuj膮cy
poranek i pomy艣la艂am, 偶e zas艂uguj臋 na troch臋 czekolady, wi臋c w tej sprawie nie da艂am
wyboru Amosowi. Jednak wydawa艂 si臋 zadowolony moj膮 decyzj膮, dostrzegaj膮c swoich
koleg贸w jak tylko weszli艣my, na szcz臋艣cie daj膮c mi kr贸tkie wytchnienie od jego marudzenia,
偶eby m贸g艂 marudzi膰 im. Co do mnie, ja zaj臋艂am si臋 wybieraniem czekoladek z dok艂adn膮
precyzj膮 oraz rozwlek艂ym zastanowieniem, kt贸re przyda艂yby si臋 w sytuacji 偶ycia i 艣mierci.
Dwadzie艣cia minut wybiera艂am dla siebie pude艂ko o przyzwoitych rozmiarach, ma艂膮 porcj臋
karmelk贸w dla Emmy, paczk臋 cukrowych pi贸r dla Gracie i dodatkow膮 paczk臋 kr贸wek& tak na
wszelki wypadek.
Wizyta w Miodowym Kr贸lestwie by艂aby przewa偶nie spokojna, gdyby nie fakt, 偶e  w
chwili gdy zastanawia艂am si臋 nad cukrowymi pi贸rami i cukrow膮 mysz膮 dla Gracie  k膮tem
oka spostrzeg艂am kogo艣, kto wydawa艂 si臋 nie-tak-ukradkiem ukrywa膰 za wystaw膮 na ko艅cu
mojej alejki. Odwr贸ci艂am g艂ow臋 w sam膮 por臋, by zobaczy膰 Petera Pettigrew podskakuj膮cego,
jakby si臋 wystraszy艂, po czym znikn膮艂 pr臋dko w nast臋pnej alejce. Od razu zmru偶y艂am oczy.
Chwyci艂am najbli偶sz膮 paczk臋 cukrowych pi贸r i spr贸bowa艂am za nim pod膮偶y膰, ale nie by艂o go
w alejce, do kt贸rej widzia艂am, 偶e wszed艂 ani w 偶adnej innej alejce, kt贸r膮 sprawdzi艂am.
Zamierza艂am zrezygnowa膰 z poszukiwa艅, kiedy jaki艣 przeb艂ysk przyci膮gn膮艂 m贸j wzrok do
drzwi wej艣ciowych. Obr贸ci艂am si臋 w por臋, jak Peter i Remus wybiegli ze sklepu, znikaj膮c na
zat艂oczonej ulicy.
Oddech uwi膮z艂 mi w gardle, a serce podskoczy艂o w piersi. Niespodziewanie dotar艂o do
mnie co艣, czego wcze艣niej nie bra艂am pod uwag臋.
Czy& czy James m贸g艂by by膰 w Hogsmeade?
Samolubne z mojej strony by艂o my艣lenie, 偶e go tutaj nie by艂o i g艂upie by艂o, 偶e wcze艣niej o
tym nie pomy艣la艂am, ale naprawd臋 do tej pory nie przysz艂o mi to do g艂owy. Jednak偶e jego
przyjaciele zdecydowanie tutaj byli  zdecydowanie tutaj i nawet na mnie patrzyli  wi臋c nie
mog艂am stwierdzi膰 czy James wyszed艂 z Miodowego Kr贸lestwa przed Remusem czy mo偶e on i
Syriusz czekali gdzie艣 w pobli偶u. Z jakiego艣 powodu ta my艣l sprawi艂a, 偶e serce zacz臋艂o mi bi膰
troch臋 szybciej. Wiedzia艂am, 偶e ostatecznie to czy James jest w Miodowym Kr贸lestwie, czy
nie, tak naprawd臋 nie ma znaczenia  wci膮偶 by艂am tutaj z Amosem. Przecie偶 nie mog艂am go
porzuci膰  ale i tak zdawa艂o si臋 to robi膰 wielk膮 r贸偶nic臋. Nagle by艂am poch艂oni臋ta tym
pytaniem. Zacz臋艂am obserwowa膰 sklep, jakbym spodziewa艂a si臋, 偶e wyskoczy zza wystawy
albo pomacha do mnie przez okno. Wtedy chwyci艂am paczk臋 kr贸wek, bo po prostu tak
chcia艂am. R贸wnie偶 wtedy zdecydowa艂am, 偶e pewnie powinnam zacz膮膰 szuka膰 Amosa, zanim
zrobi臋 co艣 naprawd臋 g艂upiego.
My艣lomnieMy艣lomnieMy艣lomnie.
Nie trudno by艂o znalez膰 Amosa  wci膮偶 sta艂 tam, gdzie go zostawi艂am, rozmawiaj膮c z
Napuszonym Ch艂opakiem i jakim艣 blondynem, wydawali si臋 by膰 w g艂臋bokiej rozmowie.
- Nie s膮dz臋, stary  m贸wi艂 Napuszony Ch艂opak, kiedy podesz艂am od ty艂u do Amosa. 
Masz mocno przesrane. Ona przecie偶 nie wyjdzie tak& och! Lily. Cze艣膰!
Unios艂am brwi, staraj膮c si臋 utrzyma膰 pusty wyraz twarzy. Najwyrazniej przysz艂am w
nieodpowiednim momencie.
- Cze艣膰  odezwa艂am si臋, posy艂aj膮c mu zdawkowy u艣miech. Zerkn臋艂am na niego, potem
na Amosa i blondyna, kt贸ry wygl膮da艂 na podenerwowanego.  Wszystko w porz膮dku? 
zapyta艂am.
- Znakomicie  odpar艂 Amos, znowu obejmuj膮c mnie ramieniem.  Po prostu znakomicie.
A u ciebie? Masz wszystko, czego potrzebowa艂a艣? Wygl膮da na to, 偶e masz s艂abo艣膰 do
s艂odyczy, co?
- Mam wiele przyjaci贸艂  odpowiedzia艂am beznami臋tnie, wysuwaj膮c si臋 spod jego
ramienia. Wygl膮da艂 na lekko zaskoczonego, ale nie obchodzi艂o mnie to. Wskaza艂am g艂ow膮 na
kolejk臋 przy kasie.  Musz臋 tylko zap艂aci膰. Jeste艣 gotowy do wyj艣cia?
- Tak, jestem gotowy  powiedzia艂, chocia偶 mia艂 teraz zmieniony ton. Odwr贸ci艂 si臋 do
swoich koleg贸w ze znacz膮cym spojrzeniem.  Do zobaczenia. Doko艅czymy rozmow臋 o&
meczu, p贸zniej. Po prostu roznie艣cie wie艣ci, dobrze?
- Dobra  odpar艂 Napuszony Ch艂opak, podczas gdy blondyn jedynie skin膮艂 g艂ow膮.  Na
razie. Do zobaczenia, Lily.
- Pa  mrukn臋艂am, przygl膮daj膮c si臋 Amosowi, kiedy tamci odeszli. Patrzy艂 za nimi przez
chwil臋, po czym spojrza艂 na mnie. Nie wygl膮da艂 na ani troch臋 skruszonego.  O co chodzi艂o? 
zapyta艂am.
- O Quidditch  odpar艂 szybko.  Mecz Quidditcha.
- Och?  Ruszyli艣my w stron臋 kasy.  Jaki? Kto gra?
- Puddlemere i Kenmare.
- Kiedy?
- Jutro.
Bardzo utrudnia艂 mi przy艂apanie go na k艂amstwie. Nie mia艂am pewno艣ci czy odkry艂 moj膮
kompletn膮 nieudolno艣膰 zwi膮zan膮 z Quidditchem i przez to wiedzia艂, 偶e nie b臋d臋 w stanie
zaprzeczy膰 jego odpowiedziom, bior膮c pod uwag臋, i偶 nie wiedzia艂am nawet jaka to dru偶yna
Kenmare, nie m贸wi膮c o tym kiedy i z kim b臋d膮 grali, ale szybko odkry艂am, 偶e szczerze to nie
przejmowa艂am si臋 tym. Przecie偶 mia艂am wi臋ksze problemy  jak mo偶liwo艣膰, 偶e James Potter
m贸g艂 sobie teraz chodzi膰 gdzie艣 po Hogsmeade. Tamto by艂o problemem. To& tak, nie za
bardzo. Naprawd臋 nie obchodzi艂 mnie Amos i jego g艂upie sekrety.
Kupi艂am swoje s艂odycze i znowu spacerowali艣my z Amosem, cho膰 tym razem nie
pr贸bowa艂 przyku膰 mnie do swojego boku ramieniem, za co by艂am niezmiernie wdzi臋czna.
Weszli艣my do sklepu u Derwisza i Bangesa, gdzie Amos zakupi艂 sobie jaki艣 drobiazg, a potem
do Scrivenshafta, gdzie wzi臋艂am par臋 pi贸r. Amos wci膮偶 utrzymywa艂 sw贸j nonsens w postaci
b臋d臋-macha艂-do-ka偶dej-mijanej-偶ywej-istoty, ale przynajmniej przesta艂 zagadywa膰 mnie
swoimi dzieci臋cymi przygodami, a przeszed艂 do gadania o pracy jego ojca w Ministerstwie, co
by艂o bardziej interesuj膮ce. Jednak kiedy doszli艣my do Trzech Miote艂 po jeszcze kilku ma艂ych
stopach, niemal umiera艂am z nudy. Nie potrafi艂am poj膮膰, jak mog艂am kiedykolwiek my艣le膰, 偶e
Amos jest cho膰 troch臋 interesuj膮cy. Ten ch艂opak mia艂 taki dar w rozmowie, jak ja we
Wr贸偶biarstwie czy, niech mi Merlin dopomo偶e, w m贸wieniu prawdy. On potrzebowa艂
kaga艅ca, na brod臋 Merlina.
Ale chocia偶 wiedzia艂am, 偶e p贸j艣cie do Trzech Miote艂 postawi mnie w sytuacji, gdzie
b臋dzie pokazana jeszcze bardziej nieudolno艣膰 Amosa w rozmowie, to czu艂am zbyt wielk膮
ulg臋, 偶e mog臋 w ko艅cu usi膮艣膰. Zdzirowate Buty po prostu mnie dobija艂y i by艂am ca艂kiem
pewna, 偶e odciski zaraz mi wybuchn膮, co nie by艂o 艂adnym widokiem w 偶adnych
okoliczno艣ciach. Stwierdzi艂am, 偶e takie sprawy maj膮 pierwsze艅stwo przed moj膮 艣mierteln膮
nud膮.
- Widzisz gdzie艣 stolik?  zapyta艂 Amos, kiedy weszli艣my do zat艂oczonego baru,
poruszaj膮c powoli g艂ow膮 z boku na bok. Do艂膮czy艂am do niego w poszukiwaniach, ale miejsce
by艂o w wi臋kszo艣ci wype艂nione i nie widzia艂am nigdzie pustego stolika. Chcia艂o mi si臋 rycze膰,
stopy tak strasznie mnie bola艂y, dlatego chyba nie protestowa艂am od razu, kiedy Amos rzek艂
 O! Idealnie! Chodz , z艂apa艂 mnie za r臋k臋 i zacz膮艂 ci膮gn膮膰 w kierunku, jak wkr贸tce odkry艂am,
ju偶 przepe艂nionej lo偶y pe艂nej jego koleg贸w Puchon贸w. Tak naprawd臋, je艣li tylko dostan臋
krzes艂o (a dosta艂am po tym, jak Amos ukrad艂 dwa krzes艂a z pobliskiego stolika) nie
zamierza艂am nic m贸wi膰.
Przewa偶nie by艂 to ten sam t艂um, z kt贸rym Amos zaczyna艂 swoje bzdurne pogaw臋dki tego
poranka  Vance Dunnings, Pete Taggart, Shirley Shorn, Napuszony Ch艂opak i blondyn oraz
dwie inne dziewczyny, kt贸rych imion nie zapami臋ta艂am  i cho膰 byli doskonale przyjazni, to
by艂o to do艣膰& c贸偶& niezr臋czne.
- Jak mija ci dzie艅?  zapyta艂a mnie Shirley Shorn, kiedy ju偶 usiad艂am, cho膰 nie ca艂kiem
wy艂apa艂am co powiedzia艂a, poniewa偶 moja ulga, 偶e w ko艅cu siedz臋 by艂a taka wielka, i偶 by艂a
do艣膰 otumaniaj膮ca i wszechogarniaj膮ca. Jej g艂os zosta艂 zag艂uszony moimi wewn臋trznymi
westchni臋ciami szcz臋艣cia.
- S艂ucham?  zapyta艂am, kiedy zda艂am sobie spraw臋, 偶e odezwa艂a si臋 do mnie.
- Tw贸j dzie艅  powt贸rzy艂a Shirley z nieruchomym u艣miechem na twarzy. Patrzy艂a na
mnie z lekko szalonym spojrzeniem.  Dobrze mija?
- Eee& cudownie  mrukn臋艂am, posy艂aj膮c jej sztuczny u艣miech, zastanawiaj膮c si臋 o co jej
chodzi.  Jest cudowny.
Shirley skin臋艂a g艂ow膮, po czym rzuci艂a znacz膮ce spojrzenie Vance owi, kt贸ry odwr贸ci艂 si臋
do Amosa, kt贸ry pr贸bowa艂 wymiga膰 si臋 od problemu za zabranie dw贸ch krzese艂 ze stolika za
nami. Ponownie poczu艂am silne wra偶enie, 偶e czego艣 mi nie m贸wiono, ale raz jeszcze
nieszczeg贸lnie si臋 tym przejmowa艂am. Cokolwiek to by艂o, by艂am pewna, 偶e nie b臋dzie mnie
to obchodzi膰 d艂ugi czas. Naprawd臋 nie spodziewa艂am si臋, 偶e potem b臋d臋 sp臋dza膰 czas w tym
t艂umie.
Rozmowa si臋 ci膮gn臋艂a i do艂膮cza艂am do niej, kiedy by艂o trzeba, ale przewa偶nie si臋
wy艂膮cza艂am, popijaj膮c piwo kremowe i u艣miechaj膮c si臋, kiedy wypada艂o. Bawi艂am sam膮
siebie, patrz膮c jak nowi ludzie wchodzili i opuszczali bar, oceniaj膮c (i, no wiecie, by膰 mo偶e
czasami pozwalaj膮c pom贸c Jamesowi-Wewn膮trz-G艂owy) czy oni mieli tak samo okropny
dzie艅, jak ja. Wi臋kszo艣膰 os贸b nie  szcz臋艣ciarze  ale co jaki艣 czas widywa艂am par臋
nieszcz臋艣liwych dusz, kt贸rzy na pewno z rado艣ci膮 przyj臋liby Niewybaczalne zakl臋cie, 偶eby
opu艣ci膰 swoje obecne sytuacje.
Ach, bratnie dusze.
Powinnam im wszystkim kupi膰 napoje.
W艂a艣nie, kiedy zastanawia艂am si臋 nad t膮 uprzejmo艣ci膮 po przygl膮daniu si臋
zdesperowanej trzeciorocznej m贸wi膮cej bezg艂o艣nie za plecami jej randki  POMOCY do
grupki jej chichocz膮cych kole偶anek, dzwonek nad drzwiami znowu zadzwoni艂, odrywaj膮c m贸j
wzrok od Zdesperowanej, a przyci膮gaj膮c do wej艣cia baru. Obr贸ci艂am g艂ow臋 w por臋, jak Peter
i Remus weszli do 艣rodka.
Tylko Remus i Peter.
Moje serce zamar艂o na moment w piersi.
Oderwa艂am od nich wzrok zanim mogliby przy艂apa膰 mnie na gapieniu si臋, cho膰 dopiero,
kiedy zaj臋li miejsce po drugiej stronie pomieszczenia. Zaj臋li tylko dwa krzes艂a. Nie wi臋cej.
Wi臋c czy to znaczy艂o&
Musia艂o, prawda?
Pr贸bowa艂am si臋 wtedy skoncentrowa膰, skoncentrowa膰 na czymkolwiek innym ni偶
dw贸jce ch艂opak贸w po przeciwnej stronie baru i dw贸jce innych  tak naprawd臋 jednym 
kt贸rych nie by艂o, ale los musia艂 przygl膮da膰 si臋 tej chwili i zdecydowa膰, 偶e nie wycierpia艂am
wystarczaj膮co, bo rozmowa przy stoliku przesz艂a na  ze wszystkich temat贸w  Quidditch, co
by艂o dla mnie r贸wnie pomocne, co parasolka podczas burzy z piorunami. Poza tym by艂am
stosunkowo pewna, 偶e Remus i Peter ci膮gle na mnie spogl膮dali, wypalaj膮c dziury w moich
plecach swoimi oczami. O co w tym chodzi艂o?
Wytrwa艂am ca艂e pi臋tna艣cie minut, a potem mia艂am dosy膰.
To by艂o o czterna艣cie minut d艂u偶ej ni偶 si臋 spodziewa艂am.
- Amos  odezwa艂am si臋, k艂ad膮c r臋k臋 na jego ramieniu, gdy dalej gaw臋dzi艂 z kolegami.
Odwr贸ci艂 si臋, patrz膮c na mnie pytaj膮co. Wskaza艂am g艂ow膮 na lewo.  P贸jd臋 do 艂azienki. Zaraz
wr贸c臋.
- W porz膮dku  odpar艂 Amos, po czym niemal natychmiast powr贸ci艂 do s艂uchania, jak
Vance relacjonuje jaki艣 mecz (mo偶e Puddlemere i Kenmare? Psh. Ta, jasne). W tym
momencie straci艂am wszystkie uczucia poczucia winy, jakie mog艂abym mie膰 i wsta艂am,
staraj膮c si臋 nie wywraca膰 oczami.
Merlinie, co za kretyn.
W艂a艣nie postanowi艂am, 偶e pewnie mniej 偶a艂o艣nie by艂oby, gdybym naprawd臋 zahaczy艂a o
艂azienk臋 zamiast skierowa膰 si臋 prosto do Remusa i Petera, jakby to by艂 m贸j jedyny pow贸d na
wstanie (chocia偶 tak by艂o), ale zmieni艂am zdanie, kiedy rzuci艂am im szybkie spojrzenie w
drodze do 艂azienki dziewczyn, 偶eby odkry膰, 偶e wpatrywali si臋 we mnie bezwstydnie. W chwili,
kiedy spotka艂y si臋 nasze spojrzenia, natychmiast obr贸cili g艂owy, a ten czyn by艂 tak oczywisty,
偶e nie mog艂am go zignorowa膰. Spojrza艂am zmru偶onymi oczami na ich plecy, po czym pr臋dko
zmieni艂am kierunek. W艂a艣nie przekroczyli w艂asn膮 granic臋 偶a艂osno艣ci. Stwierdzi艂am, 偶e ja te偶
mog臋 si臋 pobawi膰 w t臋 gr臋.
Zatrzyma艂am si臋 tu偶 za nimi, krzy偶uj膮c ramiona na piersi i postukuj膮c stop膮.
O tak.
Mieli k艂opoty.
- Witam  przywita艂am si臋 g艂o艣no, przybieraj膮c najlepszy sztuczny u艣miech.  Mi艂o was
tutaj widzie膰.
Niemal si臋 roze艣mia艂am, patrz膮c jak wyprostowali si臋 gwa艂townie, ich reakcja na m贸j
g艂os by艂a kolejnym znakiem, 偶e dzia艂o si臋 tutaj co艣 bardzo podejrzanego. Obaj odwr贸cili si臋
powoli, patrz膮c na mnie z celowo beznami臋tnymi wyrazami twarzy. Unios艂am brew,
bezg艂o艣nie o艣mielaj膮c ich do spr贸bowania wydostania si臋 z tej sytuacji. By艂aby to niez艂a
zabawa.
- Cze艣膰, Lily  odpar艂 uprzejmie Remus.  Jak si臋 masz?
- Dobrze si臋 bawisz?  doda艂 Peter.
Psh.
Czy oni na serio my艣l膮, 偶e ja si臋 na to nabior臋? B艂agam. Co ja by艂am g艂upia?
- C贸偶, bawi艂am si臋 艣wietnie dop贸ki nie zacz臋li艣cie mi dzia艂a膰 na nerwy  odpowiedzia艂am
znacz膮co, nie pr贸buj膮c ju偶 nawet ukrywa膰 moich podejrze艅. Zmru偶y艂am oczy.  Co dok艂adnie
kombinujecie?
- Kombinujemy?  Remus mia艂 czelno艣膰 udawa膰 zdezorientowanego, bezmy艣lnie bawi膮c
si臋 swoim kubkiem piwa kremowego, kiedy rzuci艂 mi niewinne spojrzenie.  Naprawd臋 nie
mamy poj臋cia, o czym m贸wisz, Lily.
Ha!
- Doskonale wiecie, o czym m贸wi臋!  odparowa艂am, ale oni musieli przygotowywa膰 si臋
do tej chwili w czasie wolnym czy co艣, poniewa偶 偶aden z nich nie zdradza艂 oznak skruchy. Tak
naprawd臋 obaj patrzyli na mnie, jakbym oszala艂a. Fukn臋艂am lekko zirytowana i przeszy艂am
ich wzrokiem.  S艂uchajcie  powiedzia艂am gniewnie.  Nie jestem g艂upia, dobra? Widzia艂am
Petera w Miodowym Kr贸lestwie i widzia艂am, jak teraz mnie obserwowali艣cie, i mo偶e nie
jestem zawsze najbardziej spostrzegawcz膮 osob膮 na 艣wiecie, ale nawet ja potrafi艂am to
posk艂ada膰. Wi臋c mo偶ecie, prosz臋, przesta膰 udawa膰 niewinnych i powiedzie膰 mi, jaki jest w
tym wszystkim sens, 偶ebym mog艂a ruszy膰 dalej z moim dniem?!
Praktycznie dysza艂am po mojej ma艂ej tyradzie, patrz膮c na nich tak w艣ciekle, 偶e moje oczy
mog艂y pozosta膰 takie do ko艅ca 偶ycia. Niestety Remus i Peter nie byli tak przej臋ci, jakbym
chcia艂a. Przewa偶nie wygl膮dali na zszokowanych, mrugaj膮c bezmy艣lnie w moim kierunku.
By艂am bliska wyci膮gni臋cia r贸偶d偶ki i rzucenia jeszcze paru gr贸zb w ten spos贸b, kiedy 
nareszcie!  nast膮pi艂o poruszenie. Remus obr贸ci艂 si臋 do Petera z lekko zdegustowanym
wyrazem twarzy.
- Widzia艂a ci臋 w Miodowym Kr贸lestwie?  zapyta艂 bezbarwnym tonem.  To oznacza艂o
 Czerwony Alarm, Czerwony Alarm ?
- A co ty my艣la艂e艣?  zapyta艂 Peter, przewracaj膮c oczami.  Nie ukrywa艂em si臋 przed
lukrecjowymi r贸偶d偶kami!
- C贸偶, nie wiem&
- Ukrywa艂e艣? Ukrywa艂e艣 si臋 przede mn膮?
Remus i Peter odwr贸cili si臋 do mnie, jakby nagle sobie przypomnieli, 偶e sta艂am tu偶 przed
nimi, s艂ysz膮c ka偶de ich s艂owo. Obaj wygl膮dali przez chwil臋 na lekko zak艂opotanych, po czym
Peter wzruszy艂 swobodnie ramionami.
- Bez urazy  powiedzia艂.
Ta.
Taka by艂a jego odpowiedz.
 Bez urazy .
Mog艂abym zareagowa膰 na to na wiele sposob贸w. Przypuszczalna odpowiedz brzmia艂aby
prawdopodobnie tak  Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Bez urazy? , a potem rzuci艂abym
uroki tak z艂e, 偶e nawet ja nie wiedzia艂abym sk膮d je znam. Ale  o dziwo  nie to zrobi艂am. I
nie odesz艂am ze zirytowanym fukni臋ciem ani nie zacz臋艂am szlocha膰, jak dramatyczna
wariatka przez niesprawiedliwo艣膰 tej sytuacji. W rzeczywisto艣ci nie zrobi艂am nic podobnego.
Wybuch艂am 艣miechem.
艢mia艂am si臋, 艣mia艂am si臋 i 艣mia艂am si臋.
Bo   bez urazy ? To by艂o cholernie 艣mieszne.
Albo mo偶e by艂o subiektywnie 艣mieszne, bior膮c pod uwag臋, co musia艂am znosi膰 przez
ca艂y dzie艅.
Hm.
- B-bez u-urazy?  wydusi艂am, 艣miej膮c si臋 do rozpuku tu偶 przed barem, chichocz膮c jak
wielka wariatka.  B-bez urazy? Serio? Co  Niekontrolowany 艣miech  co ty  jeszcze wi臋cej
艣miechu  Merlinie!
Po czym znowu wybuch艂am, zatracaj膮c si臋 we w艂asnej weso艂o艣ci.
Wiem. Powinnam zosta膰 zamkni臋ta.
- Eee& - Remus podrapa艂 si臋 po g艂owie, wymieniaj膮c spojrzenia z Peterem, kiedy oboje
przygl膮dali si臋 moim konwulsjom, widocznie skonsternowani.  Em, Lily? Wszystko w
porz膮dku?
- O tak.  Chichota艂am bezradnie, pr贸buj膮c si臋 ju偶 opanowa膰. Chwyci艂am za oparcie
sto艂ka Petera, pr贸buj膮c nie przewr贸ci膰 si臋 w moim szale艅stwie. Otar艂am oczy, 艣cieraj膮c
wilgo膰, kt贸ra nagle si臋 tam pojawi艂a.  Bez urazy. Ha! Wiesz co, Peter? Nie ma sprawy!
My艣l臋, 偶e to najzabawniejsza rzecz, jak膮 us艂ysza艂am przez ca艂y dzie艅.
- Najwyrazniej  mrukn膮艂 Remus.
- Wierz臋 ci  powiedzia艂 w tym samym czasie Peter.
M贸j 艣miech w ko艅cu ucich艂, pozostawiaj膮c mnie jedynie z g艂upim uczuciem w 艣rodku,
kt贸re by艂o tak przyjemne, 偶e prawie znowu wybuch艂am 艣miechem, tak po prostu. Ale
opanowa艂am si臋, wybieraj膮c promienny u艣miech i po raz pierwszy czuj膮c si臋 dobrze w tym
dniu. Po kilku sekundach Remus i Peter przestali wygl膮da膰 na zmartwionych, 偶e mog臋 w
ka偶dej chwili oszale膰 i odwzajemnili m贸j u艣miech. Wszyscy rozkoszowali艣my si臋 w naszych
u艣miechach, kiedy nareszcie odetchn臋艂am g艂臋boko, tym razem z zadowoleniem.
- Dzi臋kuj臋  powiedzia艂am, wci膮偶 si臋 do nich u艣miechaj膮c.  Naprawd臋 tego
potrzebowa艂am.
- Wiemy  odpowiedzia艂 Peter, kiwaj膮c g艂ow膮 z wielkim zrozumieniem.
Przekrzywi艂am pytaj膮co g艂ow臋.
- Wiecie?  powt贸rzy艂am.  Co to ma znaczy膰?
- Obracasz si臋 w kiepskim towarzystwie, Evans  odpar艂 Peter znacz膮cym tonem.  Oni
ci臋 bardzo nudz膮.
- Naprawd臋?  spyta艂am pow膮tpiewaj膮co, chocia偶 to by艂a ca艂kowita prawda. Tak
naprawd臋 nie s膮dz臋, 偶eby  bardzo by艂o wystarczaj膮co silnym s艂owem na to. Jakie jest s艂owo
na  blisko mi do samob贸jstwa ?  A sk膮d to wiecie?
Zapyta艂am to w 偶arcie, 偶eby utrzyma膰 nasz膮 weso艂膮 pogaw臋dk臋 i rozbawiony humor w
powietrzu. Ale zamiast si臋 roze艣mia膰, Remus i Peter odwr贸cili ode mnie wzrok, wierc膮c si臋
niekomfortowo na siedzeniach. M贸j u艣miech lekko os艂ab艂, a ciekawo艣膰 wzros艂a. Co, u licha& ?
- No co?  zapyta艂am, pr贸buj膮c pochwyci膰 ich spojrzenia.  Hej, co si臋&
Wtedy to do mnie dotar艂o.
Nie ukrywa艂em si臋 przed lukrecjowymi r贸偶d偶kami!
Ukrywanie. Ukrywali si臋 przede mn膮. I oni&
Na Merlina!
- O m贸j Bo偶e.  Wyprostowa艂am si臋, podnosz膮c g艂os.  O m贸j Bo偶e! Czy on& czy on was
tutaj wys艂a艂, 偶eby艣cie mnie szpiegowali?!
W chwili, kiedy te oskar偶enie opu艣ci艂o moje usta, Remus natychmiast zacz膮艂 potrz膮sa膰
g艂ow膮, wyra偶aj膮c ciche protesty, kiedy Peter wydusi艂 g艂o艣no: - Co takiego? Nie! Oczywi艣cie,
偶e nie! Nikt& to po prostu& po prostu&
Pos艂a艂am im ostre spojrzenie.
Remus przesta艂 potrz膮sa膰 g艂ow膮.
Peter ucich艂.
- Ta, no dobra  mrukn膮艂 gorzko, wygl膮daj膮c na pokonanego.  Mo偶e.
O m贸j Bo偶e.
O m贸j podw贸jny, cholerny, pieprzony Bo偶e.
Ten kretyn. Ten g艂upi, samolubny, cholerny, nie wierz膮cy w siebie kretyn! Nie do wiary!
Ta cholerna czelno艣膰! On naprawd臋& on naprawd臋&
Och, kogo ja chc臋 oszuka膰, do cholery?
Uwielbia艂am to.
Absolutnie to uwielbia艂am.
Potrz膮sn臋艂am g艂ow膮 ze zdumieniem, staraj膮c si臋 wygl膮da膰 na zdenerwowan膮 ze wzgl臋du
na Remusa i Petera, ale ponios艂am pora偶k臋, bior膮c pod uwag臋, 偶e nie mog艂am przesta膰 si臋
u艣miecha膰. Szpiegowali mnie. Kaza艂 im mnie szpiegowa膰. Ten despotyczny ma艂y kretyn!
- Nie mog臋 mu uwierzy膰  wymamrota艂am, pr贸buj膮c zgasi膰 poczucie wybuchaj膮cych
fajerwerk贸w w brzuchu, a przede wszystkim wymaza膰 obraz Jamesa-Wewn膮trz-G艂owy
u艣miechaj膮cego si臋 z zak艂opotaniem.  Naprawd臋 nie do wiary. Szpiegowanie mnie!
Prawdziwe szpiegowanie!
- C贸偶, nie ca艂kiem jest to szpiegowanie  pr贸bowa艂 upiera膰 si臋 Peter, cho膰 chyba oboje
wiedzieli艣my, 偶e by艂o na to troch臋 za p贸zno. Rzuci艂am mu znacz膮ce spojrzenie.
- Nie?  zapyta艂am.  A jakby艣cie to nazwali?
- Rozmy艣lnie przypadkowa obserwacja  og艂osi艂 Remus i od razu wybuch艂am 艣miechem.
Remus r贸wnie偶 si臋 roze艣mia艂, wzruszaj膮c niezr臋cznie ramionami.  Tak przynajmniej nazwa艂
to James. Nie mieli艣my szpiegowa膰  mieli艣my po prostu robi膰 co chcemy, sp臋dzi膰 cudowny
czas w Hogsmeade i je艣li zdarzy艂oby nam si臋 dostrzec ci臋 z niedalekiej odleg艂o艣ci,
mogliby艣my  je艣liby艣my zapragn臋li  utrzymywa膰 t膮 niedalek膮 odleg艂o艣膰 i mimochodem
obserwowa膰 ka偶dy tw贸j czyn, ruch i wyraz twarzy.
- Tylko je艣liby艣my chcieli, oczywi艣cie  doda艂 Peter z u艣mieszkiem, wygl膮daj膮c na
rozbawionego.  Cz臋sto podkre艣la艂 t臋 cz臋艣膰.
- Och, oczywi艣cie  zgodzi艂am si臋 z udawan膮 powag膮, ukrywaj膮c sw贸j konspiracyjny
u艣miech za szybkimi kiwni臋ciami g艂owy.  Wy chcieli艣cie. Rozumiem.
- A je艣li zdarzy艂oby nam si臋 by膰 w mniej ni偶 niedalekiej odleg艂o艣ci od ciebie  ci膮gn膮艂 z
偶alem Remus, rzucaj膮c mi spojrzenie  wolno nam by艂o s艂ucha膰 wszystkiego, co mo偶esz
m贸wi膰 albo dyskutowa膰, zwa偶aj膮c na jakiekolwiek twoje oczarowanie albo jego brak.
- I oczywi艣cie wolno nam by艂o pod koniec dnia zg艂osi膰 Jamesowi wszystkie te odkrycia,
kt贸re mogli艣my rozmy艣lnie przypadkowo zaobserwowa膰  wyja艣ni艂 Peter.  Oczywi艣cie,
je艣li&
- & tak by艣cie zapragn臋li  doko艅czy艂am za niego, 艣miej膮c si臋 weso艂o. Pokr臋ci艂am g艂ow膮,
przyjmuj膮c to wszystko z jeszcze jednym trudnym do powstrzymania u艣miechem i fajerwerki
wybuch艂y w moim brzuchu w bardzo niekontrolowanym tempie.  Merlinie  wyszepta艂am,
wci膮偶 ledwo w to wierz膮c. Zerkn臋艂am na nich, raz jeszcze kr臋c膮c g艂ow膮.  I zostawi艂 to wam?
 zapyta艂am, u艣miechaj膮c si臋 偶artobliwie.  Nie m贸g艂 sam rozmy艣lnie przypadkowo
obserwowa膰? Co z tym?
- By艂 troch臋 zaj臋ty  odpowiedzia艂 Peter.
- Czym?  zapyta艂am.
- Biciem Syriusza.
- Biciem& co takiego?
M贸j u艣miech natychmiast zgas艂, wyprostowa艂am si臋 gwa艂townie, kiedy swobodne s艂owa
Petera w ko艅cu do mnie dotar艂y. James& co? Dlaczego? Och, drogi Merlinie, czy to przeze
mnie? Przez to co powiedzia艂am Jamesowi o Syriuszu i kwasie? Nie by艂by taki g艂upi, prawda?
Nie zrobi艂by& przecie偶 nie m贸g艂&
Szlag.
- Czy wy& - Odchrz膮kn臋艂am, bo nagle mia艂am niezwykle sucho w ustach. S艂owa nie
chcia艂y si臋 wydosta膰. Remus zaoferowa艂 mi swoje piwo kremowe, ale potrz膮sn臋艂am g艂ow膮. 
Czy wy wiecie& dlaczego? Czemu mia艂by to zrobi膰? Czy& m贸wi艂?
- Krzycza艂  poinformowa艂 mnie pomocnie Peter, u艣miechaj膮c si臋 uprzejmie, chocia偶 nie
wiedzia艂am jak m贸g艂 to robi膰, bior膮c pod uwag臋, 偶e m贸wili艣my o jednym z jego najlepszych
przyjaci贸艂 mo偶liwie czyni膮cym szkod臋 cielesn膮 drugiemu z jego najlepszych przyjaci贸艂. 
Troch臋 by艂o o  pieprzonym kwasie , potem troch臋  cholerny sukinsyn , a potem naprawd臋
dogada艂 Syriuszowi  prosto w twarz! To by艂o klasyczne.
- Klasyczne?  wykrzykn臋艂am, nie b臋d膮c pewn膮 czym si臋 zakrztusi艂am, ale uda艂o mi si臋
do艣膰 fantastycznie zad艂awi膰 tym s艂owem. Gapi艂am si臋 oszo艂omiona na Petera, po czym
przenios艂am wzrok na Remusa, kt贸ry te偶 nie wygl膮da艂 na przej臋tego t膮 sytuacj膮.  Co& jak
mo偶ecie by膰 tacy spokojni?! Oni zrobi膮 sobie krzywd臋!
- No tak  powiedzia艂 Peter, patrz膮c na mnie, jakbym nagle zrobi艂a si臋 ca艂kiem durna.  O
to chodzi.
- A wam to nie przeszkadza?
- Oni lubi膮 si臋 tak komunikowa膰  powiedzia艂 do mnie Remus, wzruszaj膮c lekko
ramionami, cho膰 on mia艂 przynajmniej na tyle poczucia przyzwoito艣ci, 偶eby wygl膮da膰 na
za偶enowanego.  Niekt贸rzy ludzie u偶ywaj膮 s艂贸w, James i Syriusz lubi膮 st艂uc si臋 na kwa艣ne
jab艂ko. Nie powinna艣 si臋 tym martwi膰. Nie zrobi膮 sobie trwa艂ej krzywdy.  Zamilk艂 na chwil臋,
zapewne dostrzegaj膮c moj膮 wci膮偶 niespokojn膮 twarz, po czym zapyta艂 艂agodnie. 
Przypuszczam, 偶e to mia艂o co艣 wsp贸lnego z tob膮?
- Znasz kogo艣, kto ostatnio by艂 powi膮zany z kwasem?  zapyta艂am gorzko, kr臋c膮c g艂ow膮,
gdy Remus pos艂a艂 mi lekki u艣miech. Nie potrafi艂am tego odwzajemni膰. Przygryz艂am
niespokojnie doln膮 warg臋, opuszczaj膮c wzrok na pod艂og臋, kiedy w g艂owie rozgrywa艂y mi si臋
obrazy Jamesa i Syriusza obracaj膮cych si臋 w ba艂aganie krwi oraz ko艅czyn. Wybuchy poczucia
winy zast膮pi艂y wybuchy fajerwerk贸w, kiedy powoli unios艂am spojrzenie na Remusa i Petera.
Oboje wpatrywali si臋 we mnie pytaj膮co. Prze艂kn臋艂am ci臋偶ko 艣lin臋, po czym zmusi艂am si臋 do
zapytania.  Czy on& czy James powiedzia艂 wam& o zesz艂ej nocy?
Nie wiem dlaczego te pytanie by艂o tak ci臋偶kie do zadania. Nie wiem czemu my艣l o tym, i偶
James powiedzia艂 im o tym tak nagle sprawi艂a, 偶e czu艂am si臋 zdradzona. To by艂o g艂upie.
Hipokrytyczne. Przecie偶 ja mia艂am zamiar powiedzie膰 Grace i Emmie& to znaczy nie
wszystkie szczeg贸艂y, oczywi艣cie (niekt贸re rzeczy trzeba zachowa膰 dla siebie, wiecie?), ale
pomimo to zamierza艂am opowiedzie膰 przewa偶nie wszystko o ostatniej nocy. Czemu James
nie mia艂by m贸wi膰 swoim przyjacio艂om? Dlaczego oczekiwa艂am od niego, 偶e b臋dzie to trzyma艂
w sekrecie, kiedy ja nie mia艂am takiego zamiaru? Nie wiem czemu, ale to nie powstrzyma艂o
poczucia ulgi, kt贸re opanowa艂o moje cia艂o na nast臋pne s艂owa Remusa.
- Tylko o  pieprzonym kwasie i  cholernym 艂ajdaku  powiedzia艂, wyraznie staraj膮c si臋
by膰 zabawnym, ale przygl膮daj膮c mi si臋 zbyt ostro偶nie, 偶eby mnie uspokoi膰.  Nie by艂o czasu
na nic innego. Peter i ja wychodzili艣my do Hogsmeade, James i Syriusz& za艂atwiali swoje
sprawy. James ledwo powiedzia艂 o tym przypadkowym obserwowaniu zanim wypadli z
dormitorium.
- Nie chcieli zniszczy膰 mebli  poinformowa艂 mnie pomocnie Peter, u艣miechaj膮c si臋
szeroko.  Zmienili lokalizacj臋.
Och, do cholery jasnej.
- Uroczo  mrukn臋艂am spokojnym g艂osem, cho膰 ja spokojna nie by艂am.  Po prostu
uroczo.
- Nie zamartwiaj si臋 tym, Lily  powiedzia艂 mi po raz kolejny Remus.  James to doros艂y
czarodziej. Wie, co robi.
- Albo tak my艣li  wymamrota艂am ponuro, przeklinaj膮c sam膮 siebie za wspominanie mu
o tym g艂upim kwasie. Czemu moje usta nigdy nie mog膮 pozosta膰 zamkni臋te?
Z ka偶d膮 sekund膮 robi艂am si臋 coraz bardziej zestresowana. Nie chcia艂am ju偶 o tym my艣le膰.
B臋d臋 tak d艂ugo si臋 martwi膰, 偶e zaczn臋 panikowa膰, a przecie偶 nie zrobi臋 nic, aby to naprawi膰.
Remus mia艂 racj臋. James by艂 doros艂ym czarodziejem  by膰 mo偶e g艂upim doros艂ym
czarodziejem, jednak偶e doros艂ym. Nie mog艂am kontrolowa膰 ani zmienia膰 jego czyn贸w.
Wiedzia艂, co robi艂. A je艣li nie, to b臋dzie musia艂 stawi膰 czo艂o konsekwencjom. Prosz臋 bardzo.
Musia艂am odpu艣ci膰.
Szukaj膮c rozproszenia uwagi, spojrza艂am znowu na Remusa i Petera, zauwa偶aj膮c ich
lekko zaniepokojone miny, ale zignorowa艂am je. Westchn臋艂am ze zm臋czeniem, przeczesuj膮c
d艂oni膮 w艂osy i przyjrza艂am si臋 im krytycznie.  Chcecie co艣 wiedzie膰?  zapyta艂am cicho,
splataj膮c ramiona na piersiach. Nawet uda艂o mi si臋 zdoby膰 na u艣miech.  Jeste艣cie chyba
najgorszymi szpiegami na 艣wiecie.
Remus zachichota艂 cicho, kiedy Peter zawo艂a艂 z uraz膮  Ej! , ale wzruszy艂am ramionami i
pozwoli艂am sobie na jeszcze szerszy u艣miech, bo to by艂a szczera prawda. Ja zdecydowanie
nie powierzy艂abym im mojego rozmy艣lnego przypadkowego obserwowania. A to na pewno
co艣 oznacza, je艣li m贸wi to czarownica, kt贸ra uwa偶a, 偶e trzeba zapisywa膰 jej spostrze偶enia,
偶eby by膰 pewn膮, i偶 nie jest nie艣wiadoma.
Ta.
Czasami zapominam, jak bardzo 偶a艂osna jestem.
- Rozumiem, czemu mo偶esz tak my艣le膰  powiedzia艂 Remus, bior膮c 艂yk swojego piwa
kremowego i wygl膮daj膮c na rozbawionego jakim艣 faktem.  Ale pomy艣lmy nad tym
naprawd臋. Jeste艣my najgorsi& czy najlepsi?
Nie mog艂am si臋 powstrzyma膰. Prychn臋艂am mu prosto w twarz.
- Najlepsi?  powt贸rzy艂am pow膮tpiewaj膮co, unosz膮c kpi膮co brew.  Jak uda艂o ci si臋 co艣
takiego wymy艣li膰?
Remus wzruszy艂 ramionami, ale teraz wygl膮da艂 na do艣膰 zadowolonego, wi臋c wiedzia艂am,
偶e ukrywa艂 co艣 w r臋kawie. Spojrza艂am na niego przymru偶onymi oczami, zastanawiaj膮c si臋 co
to jest.
- Lily  powiedzia艂, potrz膮saj膮c g艂ow膮.  Gdyby艣 cokolwiek wiedzia艂a o przypadkowo
rozmy艣lnym obserwowaniu&
- Nie chodzi ci czasem o rozmy艣lnie przypadkow膮 obserwacj臋?
- & tak, w艂a艣nie. Tak powiedzia艂em. Rozmy艣lnie przypadkow膮. A wi臋c gdyby艣 cokolwiek
on niej wiedzia艂a, to wiedzia艂aby艣, 偶e metody s膮 cienkim aspektem praktyki. Tak naprawd臋
licz膮 si臋 rezultaty.
- Rezultaty?  Opar艂am r臋k臋 o biodro.  Wi臋c jakie s膮 wasze  rezultaty ?
Remus otworzy艂 usta, 偶eby odpowiedzie膰, ale zanim mu si臋 to uda艂o, Peter wyrzuci艂
bezceremonialnie: - Wola艂aby艣 p艂ywa膰 z gromad膮 truj膮cych potwor贸w ni偶 siedzie膰 tam z
dupkiem Amosem.
Eee&
Um.
C贸偶, kiedy teraz o tym wspomnia艂&
Musia艂am zrobi膰 si臋 bardzo czerwona, rumieni膮c si臋 na my艣l o tym, 偶e by艂am taka
oczywista w moim nieszcz臋艣ciu. To znaczy wiedzia艂am, 偶e nie ukrywa艂am tego, jak
zdesperowana by艂am, 偶eby nie by膰 na tej randce, ale na pewno nie s膮dzi艂am, 偶e ka偶dy
niewinny przechodzie艅 rozpozna艂by moje my艣li! A chocia偶 ci Rozmy艣lnie Przypadkowi
Obserwatorzy nie byli niewinnymi przechodniami& to jednak. By艂o to niepokoj膮ce, delikatnie
m贸wi膮c.
Peter skin膮艂 lekko g艂ow膮 ze wsp贸艂czuciem na m贸j widoczny wstyd, podczas gdy Remus
spogl膮da艂 na mnie z tak znacz膮cym spojrzeniem, kt贸re wola艂am zignorowa膰. Podrapa艂am si臋
po karku, wzdychaj膮c cicho i przyznaj膮c si臋 do pora偶ki bez wielkich protest贸w.
- W porz膮dku  mrukn臋艂am, maj膮c nadziej臋, 偶e z policzk贸w znika mi nienaturalny kolor.
 By膰 mo偶e nie jeste艣cie najgorszymi szpiegami.
- Wiemy  odpar艂 rado艣nie Peter, popijaj膮c swoje piwo.
- Mi艂o z twojej strony, 偶e zauwa偶y艂a艣  doda艂 z u艣miechem Remus.
Westchn臋艂am znowu, 偶a艂uj膮c, 偶e jestem tak cholernie 偶a艂osna.
- Hej  powiedzia艂am nagle, kiedy co艣 mi przysz艂o do g艂owy. Przygryza艂am przez chwil臋
warg臋, zastanawiaj膮c si臋 nad tym w g艂owie, po czym powoli zerkn臋艂am na ch艂opak贸w. 
Mo偶ecie co艣 dla mnie zrobi膰?  zapyta艂am cicho.
- Pewnie  odpar艂 Remus.
- Zale偶y  powiedzia艂 Peter podejrzliwie.
Waha艂am si臋 chwil臋, po czym po prostu to z siebie wyrzuci艂am.
- Nie& nie miejcie pragnienia doniesienia swoich odkry膰, dobrze?  Zarumieni艂am si臋
nowym odcieniem czerwieni.  Nie m贸wcie nic Jamesowi o dzisiejszym dniu, okej?
- Co?  zapyta艂 zaskoczony Remus.
- Nie m贸wi膰 mu?  wyduka艂 zszokowany Peter.
Pokr臋ci艂am szybko g艂ow膮 i pr臋dko wyja艣ni艂am.  To powinnam by膰 ja. Nie m贸wcie mu,
poniewa偶 to ja powinnam. Ja powinnam powiedzie膰 mu o dzisiejszym dniu. To& to
powinnam by膰 ja.
Nie wiem czemu przysz艂a mi do g艂owy ta my艣l, dlaczego nagle sta艂o si臋 to tak wa偶ne. Nie
mia艂o to 偶adnego sensu, ale ten pomys艂 pojawi艂 si臋 w mojej g艂owie i wydawa艂 si臋 teraz jedyn膮
opcj膮. Tego w艂a艣nie chcia艂am  czego naprawd臋, naprawd臋 chcia艂am. Nie mia艂am cholernego
poj臋cia, co powiem Jamesowi o tym wszystkim, co zrobi臋 ani kiedy, ale wiedzia艂am, i偶
cokolwiek to by艂o, kiedy i jak, to ja chcia艂am to zrobi膰. Zas艂ugiwa艂 ode mnie na chocia偶 tyle.
Ja zas艂ugiwa艂am od siebie na chocia偶 tyle. Po prostu wydawa艂o si臋 to konieczne.
Remus i Peter patrzyli na mnie dziwnie przez moj膮 pro艣b臋  Peter z zszokowano-
zbulwersowan膮 min膮, Remus z dziwnie zadumanym, zmarszczonym czo艂em. Wiedzia艂am, 偶e
nie mog臋 ich do tego zmusi膰  je艣li chcieli powiedzie膰 Jamesowi, to to zrobi膮  ale
pomy艣la艂am, 偶e mog臋 ich do siebie przekona膰. Przecie偶 to mia艂o sens. Gdyby James nie
wymy艣li艂 swojego g艂upiego, dominuj膮cego planu szpiegowania, to ja bym mu o tym
powiedzia艂a. Powinni to zrozumie膰.
- Prosz臋  b艂aga艂am ich, staraj膮c si臋 nie brzmie膰 na tak zdesperowan膮, jak si臋 czu艂am. 
Nie prosz臋 o wiele. A poza tym, to& c贸偶, to zdecydowanie doprowadzi Jamesa do sza艂u.
Mo偶ecie to nad nim trzyma膰 przez d艂ugi czas. Nie mo偶na odrzuci膰 takiej okazji, prawda?
T膮 ostatni膮 cz臋艣ci膮 mia艂am nadziej臋, 偶e wp艂yn臋 na ich ma艂ostkow膮, psotn膮 stron臋
Huncwota i wydawa艂o si臋 to zadzia艂a膰, poniewa偶 Peter przesta艂 wygl膮da膰 na tak
otumanionego, a mars Remusa zmieni艂 si臋 w p贸艂u艣miech. Wzi臋艂am to za dobry znak.
- Hmm  mrukn膮艂 Peter, mru偶膮c nieznacznie oczy, wydawa艂 si臋 szuka膰 haczyka. Obr贸ci艂
g艂ow臋 do Remusa.  Dziewczyna m贸wi z sensem. James oszaleje nic nie wiedz膮c.
- W rzeczy samej  zgodzi艂 si臋 Remus, cho膰 zamiast patrze膰 na Petera, wci膮偶 wpatrywa艂
si臋 we mnie. Pr贸bowa艂am si臋 nie wierci膰.  Ile minie nim mu powiesz?  zapyta艂.
Te pytanie wytr膮ci艂o mnie z r贸wnowagi.
- Eee&
Ile? Merlinie, ile? Nagle u艣wiadomi艂am sobie, 偶e James i ja wkr贸tce przeprowadzimy t臋
rozmow臋  naprawd臋 wkr贸tce. Wiedzia艂am, 偶e ju偶 nie czuj臋 nic do Amosa  ta przeszkoda
znikn臋艂a  wi臋c co pozosta艂o? Czy by艂o cokolwiek? Nic nie przysz艂o mi do g艂owy i taka my艣l
zdecydowanie mnie przera偶a艂a, cho膰 nie mam poj臋cia dlaczego.
Kurde.
Podw贸jne cholerne pieprzone kurde.
- Eee& jak tylko b臋d臋 mia艂a kiedy, jak s膮dz臋  wydusi艂am, cho膰 wydawa艂o si臋 by膰 to
k艂amstwem, chocia偶 nie zamierzonym. Remus musia艂 to wyczu膰, zobaczy膰 moje wahanie czy
co艣, bo jego p贸艂u艣miech znowu zmieni艂 si臋 w zmarszczenie brwi. Peter wygl膮da艂 na
zadowolonego.
- Idealnie!  zawo艂a艂, pocieraj膮c razem r臋ce w nikczemnym oczekiwaniu. U艣miechn膮艂 si臋
do Remusa w drapie偶nym podekscytowaniu.  To b臋dzie dobre.
- Tak  powiedzia艂 Remus, wci膮偶 na mnie patrz膮c.  Dobre.
Wiem, 偶e zas艂ugiwa艂am na te jego spojrzenie, te pow艣ci膮gliwe pot臋pienie, kt贸re
promieniowa艂o w moj膮 stron臋. Zastanawia艂am si臋 czy potrafi艂 odczyta膰 moje spanikowane
my艣li tak trafnie, jak wcze艣niej odczytali razem z Peterem moje uczucia. Zastanawia艂am si臋
czy wiedzia艂, 偶e my艣l o tej rozmowie z Jamesem  pomimo faktu, i偶 mieli艣my podobn膮 zesz艂ej
nocy  mocno mnie niepokoi艂a. Nie by艂am pewna czy wiedzia艂 o tym wszystkim, ale nie
chcia艂am sta膰 tutaj d艂u偶ej i o tym my艣le膰. W rzeczywisto艣ci nie chcia艂am my艣le膰 o niczym
przypominaj膮cym ani 艂膮cz膮cym si臋 z t膮 rozmow膮. Nie teraz. Jeszcze nie.
Merlinie, co za ba艂agan.
Nie wiem czy ch艂opcy rozumieli jak szybko robi艂am si臋 wzburzona, ale nagle zda艂am
sobie spraw臋, 偶e rozmawia艂am z nimi o wiele d艂u偶ej ni偶 to by艂o konieczne. Rzuci艂am okiem na
m贸j stolik, zauwa偶aj膮c, 偶e Amos wci膮偶 by艂 weso艂o zaanga偶owany w rozmow臋 z Vancem i
Napuszonym Ch艂opakiem, ale dostrzeg艂am, 偶e Shirley Shorn przygl膮da艂a mi si臋 podejrzliwie.
Odwr贸ci艂am g艂ow臋, nawet wdzi臋czna za wym贸wk臋 na opuszczenie tych dw贸ch Huncwot贸w.
Dosta艂am informacje, kt贸re chcia艂am i jeszcze wi臋cej. Nie s膮dz臋, 偶e znios艂abym wi臋cej.
- Lepiej b臋d臋 wraca膰  powiedzia艂am cicho, wracaj膮c spojrzeniem do Remusa i Petera ze
spokojnym wyrazem twarzy, jak mia艂am nadziej臋.  Amos pewnie zastanawia si臋, gdzie
znikn臋艂am.
- Kogo to obchodzi?  zapyta艂 Peter, prychaj膮c g艂o艣no.  To dupek.
Wywr贸ci艂am oczami, kr臋c膮c g艂ow膮 i powoli zacz臋艂am si臋 obraca膰, unosz膮c r臋k臋, aby
pomacha膰 im na po偶egnanie.  Do zobaczenia p贸zniej  zacz臋艂am m贸wi膰, kiedy Remus
wtr膮ci艂 nagle.  Hej, zaczekaj.
Zatrzyma艂am si臋 tam, gdzie sta艂am, wci膮偶 w po艂owie odwr贸cona od ich pary, opuszczaj膮c
r臋k臋. Rzuci艂am Remusowi zaciekawione spojrzenie, zastanawiaj膮c si臋 o co mu chodzi, ale nie
patrzy艂 na mnie, 偶eby je zobaczy膰. Zamiast tego grzeba艂 w jednej ze swoich toreb  w du偶ej
od Zonka  nie zwracaj膮c na mnie uwagi.
- A, racja!  rzuci艂 Peter, uderzaj膮c si臋 w czo艂o.  Cholera, niemal o tym zapomnia艂em.
- Zapomnia艂e艣 o czym& - zacz臋艂am pyta膰, ale s艂owa utkn臋艂y mi w gardle, kiedy Remus w
ko艅cu si臋 wyprostowa艂, wyci膮gaj膮c co艣 z torby.
Jedn膮 jasnoczerwon膮 r贸偶臋.
Och, szlag by to.
- Prosz臋  powiedzia艂, wyci膮gaj膮c do mnie r贸偶臋.  To by艂a kolejna cz臋艣膰 rozmy艣lnie
przypadkowego obserwowania. Je艣li dojdziemy bli偶ej ni偶 na tradycyjnie przyzwoit膮 odleg艂o艣膰
 powiedzmy, na tyle blisk膮, 偶eby nawi膮za膰 kontakt  powinni艣my&
- & da膰 mi to  doko艅czy艂am s艂abo, powoli wyci膮gaj膮c r臋k臋 i wyci膮gaj膮c znajomy kwiatek
z jego r臋ki. Serce szala艂o mi w piersi. Staraj膮c si臋 je zignorowa膰, spojrza艂am na Remusa z tak
spokojnym wyrazem twarzy na jaki by艂o mnie sta膰.  Nie by艂o 偶adnej wiadomo艣ci, prawda?
- Powiedziano nam, 偶e znasz swoje rozkazy  odpar艂 Peter, wzruszaj膮c ramionami.
Przyjrza艂 mi si臋 ciekawie.  Prawda?  zapyta艂.
Sta膰 mnie by艂o jedynie na 偶a艂osne potakni臋cie g艂ow膮.
Upaja艂am si臋 uczuciem 艂odygi r贸偶y w d艂oni  ostatnio niezwykle znajomym  pozwalaj膮c,
偶eby przez chwil臋 mnie obezw艂adni艂o, kiedy wpatrywa艂am si臋 w ten ma艂y, idealny kwiatek.
Moja panika, kt贸ra jeszcze kilka sekund temu wzrasta艂a do katastroficznych rozmiar贸w,
nagle zdawa艂a si臋 szybko przygasn膮膰, pozostawiaj膮c mnie tylko z niepewno艣ci膮. Dziwi艂am si臋
faktem, i偶  nawet kiedy nie by艂o go w pobli偶u  James potrafi艂 mie膰 na mnie taki wp艂yw,
niemal dok艂adnie wiedz膮c, kiedy potrzebowa艂am przypomnienia o pewnych rzeczach.
Potrz膮sn臋艂am g艂ow膮, parskaj膮c zm臋czonym 艣miechem, kt贸ry na pewno brzmia艂 na bardziej
napi臋ty ni偶 bym chcia艂a, ale o wiele mniej spanikowany ni偶 by艂by kilka sekund temu.
Przypuszczam, 偶e powinnam by膰 za to wdzi臋czna.
- Dzi臋ki  wydusi艂am, spogl膮daj膮c na Remusa i Petera. Je偶eli uwa偶ali moj膮 reakcj臋 na
r贸偶臋 za dziwn膮, to nic nie powiedzieli.  Wielkie dzi臋ki.
- Wype艂niamy tylko rozkazy  odpar艂 Remus, kiwaj膮c g艂ow膮.  Wszystko to cz臋艣膰 bycia
przyzwoitymi szpiegami  za偶artowa艂.
- Jeste艣cie najlepsi  mrukn臋艂am z lekkim u艣miechem, znowu zaczynaj膮c si臋 od nich
odwraca膰, jeszcze mocniej zaciskaj膮c d艂o艅 na 艂odydze r贸偶y. Raz jeszcze unios艂am d艂o艅, 偶eby
pomacha膰, u艣miechaj膮c si臋 bardziej naturalnie.  Do zobaczenia. I pami臋tajcie  nie m贸wcie
nic o dzisiejszym dniu, dobra?
- Rozumie si臋  powiedzia艂 Peter, salutuj膮c mi.
- Do zobaczenia  doda艂 Remus, lekkim kiwni臋ciem g艂owy r贸wnie偶 daj膮c mi swoj膮 zgod臋.
Pomacha艂am raz jeszcze, po czym skierowa艂am si臋 z powrotem do stolika.
Kiedy dotar艂am do mojego poprzedniego miejsca, nikt od razu nie skomentowa艂 mojej
zbyt d艂ugiej nieobecno艣ci. W ko艅cu Amos odwr贸ci艂 si臋 do mnie z u艣miechem, kt贸ry
odwzajemni艂am najlepiej jak potrafi艂am, bior膮c pod uwag臋 okoliczno艣ci.
- Hej  odezwa艂 si臋 lekko zaciekawionym tonem.  Wszystko w porz膮dku? Troch臋 ci臋 nie
by艂o.
- Rozmawia艂am jeszcze z paroma znajomymi  odpowiedzia艂am, wskazuj膮c g艂ow膮 w
kierunku Remusa i Petera, cho膰 mia艂am cich膮 nadziej臋, 偶e nie b臋dzie prosi艂 mnie o
rozwini臋cie. Nie prosi艂, za co by艂am wdzi臋czna, ale nie mia艂am takiego szcz臋艣cia z wiecznie
podejrzliw膮 Shirley.
- A co z r贸偶膮?  zapyta艂a troch臋 zbyt niedowierzaj膮cym tonem.  Dosta艂a艣 j膮 w 艂azience?
- Nie  odpar艂am, staraj膮c si臋 utrzyma膰 jak najbardziej beznami臋tn膮 min臋, zastanawiaj膮c
si臋 czemu kto艣 nie zrobi艂 艣wiatu przys艂ugi i nie zepchn膮艂 Shirley Shorn z parapetu we
wczesnych latach jej 偶ycia.  To taki& 偶art. Znajomi mi go dali. To nic takiego.
- Co to za 偶art?  zapyta艂 Napuszony Ch艂opak, zmuszaj膮c mnie, abym doda艂a go do Listy
Parapetowej (cho膰 szczerze m贸wi膮c, to ostatecznie i tak by si臋 na ni膮 dosta艂).
- G艂upi  odpowiedzia艂am, pr贸buj膮c zby膰 to wzruszeniem ramion, do艣膰 z艂a o to, 偶e te
towarzystwo musia艂o akurat teraz zainteresowa膰 si臋 moj膮 egzystencj膮.  Naprawd臋 by艣cie
tego nie zrozumieli  doda艂am.  To sprawa Gryffindoru.
Napuszony Ch艂opak skin膮艂 g艂ow膮, oczywi艣cie zbyt ciemny, aby zauwa偶y膰, 偶e k艂ama艂am
przez z臋by, odwracaj膮c si臋 ode mnie i powracaj膮c do rozmowy, kt贸ra zapewne dzia艂a si臋
zanim wr贸ci艂am  jak wkr贸tce odkry艂am by艂a to rozmowa o krasnalach  na szcz臋艣cie
odwracaj膮c ode mnie wi臋kszo艣膰 uwagi. Amos wpatrywa艂 si臋 we mnie troch臋 d艂u偶ej ni偶 jego
koledzy, ale zaraz si臋 odwr贸ci艂, najwyrazniej nie przejmuj膮c si臋 moim dziwactwem z
kwiatem. Shirley jako jedyna wci膮偶 patrzy艂a na mnie podejrzliwie, ale zignorowa艂am j膮 i
zacz臋艂am chowa膰 si臋 tak cz臋sto, jak to by艂o mo偶liwe poprzez popijanie mojego piwa
kremowego.
Nie wiem jak d艂ugo jeszcze tam siedzieli艣my  mo偶e dwie godziny, mo偶e dwie minuty 
poniewa偶 ju偶 wcale nie zwraca艂am uwagi na rozmow臋. Na szcz臋艣cie nikt nie pr贸bowa艂
wci膮ga膰 mnie do rozmowy, bo je艣li to robili, to jestem pewna, 偶e nawet nie zauwa偶y艂am, bo
by艂am tak zatracona w my艣lach.
Bo, naprawd臋, ten g艂upi kretyn da艂 mi kolejn膮 r贸偶臋.
Kto robi takie rzeczy? Serio, kto? Kto o cholernych zdrowych zmys艂ach  po pierwsze,
kaza艂by swoim przyjacio艂om prze艣ladowa膰 dziewczyn臋, kiedy ta jest na randce z innym
facetem  po drugie, zmusi艂by wspomnianych przyjaci贸艂 do przekazania jej tak szczeg贸lnego
kawa艂ka botaniki, kiedy ona wci膮偶 jest na randce? Kto robi takie rzeczy? Jaki chory szaleniec?
C贸偶, najwyrazniej m贸j typ chorego szale艅ca, bo chocia偶 偶a艂owa艂am dnia, kiedy rodzina
Potter贸w postanowi艂a, 偶e wspania艂ym pomys艂em b臋dzie powi臋kszy膰 ich rodzin臋, to wci膮偶
by艂am do艣膰& m贸wi膮c szczerze, to by艂a najlepsza cz臋艣膰 ca艂ego mojego dnia  to znaczy nie
bior膮c pod uwag臋 chwil dnia, kt贸re nast膮pi艂y oko艂o p贸艂nocy, oczywi艣cie. I s膮dz臋, 偶e to m贸wi o
mnie co艣 prawdziwie tragicznego, tak jak o pajacu, kt贸ry wykreowa艂 ten ca艂y pomys艂 z
kwiatkami, ale nie potrafi艂am si臋 zmusi膰 do zbytniego zastanawiania si臋 nad tym. Nie czu艂am
si臋 a偶 tak masochistycznie.
W ka偶dym b膮dz razie, czy to by艂y dwie godziny, czy dwie minuty, czy jakakolwiek inna
d艂ugo艣膰 czasu (w艂a艣nie zda艂am sobie spraw臋, 偶e  patrz膮c na obecn膮 por臋  musia艂a min膮膰
jaka艣 godzina. Merlinie, czy ja naprawd臋 tyle wytrwa艂am?), to pr臋dzej czy p贸zniej zosta艂am
wyrwana z moich wewn臋trznych my艣li i przem贸wie艅 przez pod艣wiadom膮 my艣l, 偶e wszyscy
zbierali si臋 do wyj艣cia. Nie wiem co dok艂adnie mnie z tego wyrwa艂o, ale jakim艣 cudem, kiedy
Amos wstawa艂 i zapyta艂  Jeste艣 gotowa? , ja odpar艂am  Oczywi艣cie .
Wiem. Czasami zadziwiam sam膮 siebie.
Wyszli艣my z Trzech Miote艂 i spacerowali艣my jaki艣 czas po miasteczku, wci膮偶 zgromadzeni
w t艂umie Puchon贸w. Pod膮偶a艂am za nimi, wci膮偶 艣ciskaj膮c r贸偶臋 w prawej d艂oni, s艂uchaj膮c
jednym rozmowy tocz膮cej si臋 wok贸艂 mnie. Nagle zda艂am sobie spraw臋, 偶e gromada ma si臋
rozdzieli膰, za co dwie godziny temu mog艂abym by膰 wdzi臋czna, ale teraz by艂am z艂a, 偶e znowu
b臋d臋 musia艂a sta膰 si臋 funkcjonuj膮cym cz艂owiekiem. Gdy Amos 偶egna艂 si臋 ze swoimi
znajomymi, ja u艣miecha艂am si臋 grzecznie i macha艂am, odzywaj膮c si臋 tylko wtedy, gdy by艂o
trzeba. Gdy t艂um si臋 oddali艂, Amos i ja zostali艣my sami po raz pierwszy od d艂u偶szego czasu.
To by艂o&
C贸偶, przyjemne na sw贸j w艂asny spos贸b, jak s膮dz臋.
- By艂o mi艂o  odezwa艂 si臋 Amos, po raz ostatni machaj膮c do swoich koleg贸w, kiedy znikali
na zat艂oczonej ulicy, odwracaj膮c si臋 do mnie, dopiero kiedy ich figury ca艂kowicie znikn臋艂y. 
Moi przyjaciele s膮 ca艂kiem b艂yskotliwi, nieprawda偶?
- Racja  zgodzi艂am si臋, cho膰 bior膮c pod uwag臋, 偶e planowa艂am zepchn膮膰 dw贸jk臋 z nich z
najbli偶szej wie偶y, to mog艂am troch臋 k艂ama膰.  S膮 uroczy.
- Dobrze si臋 bawi艂a艣?  zapyta艂 Amos, kiedy ruszyli艣my, cho膰  drogi Merlinie, dzi臋kuj臋 ci
 w stron臋 powoz贸w, a nie z powrotem do miasteczka.  By艂a艣 do艣膰 cicha.
- Jestem po prostu troch臋 zm臋czona  odpowiedzia艂am, cho膰 nagle czu艂am si臋
od艣wie偶ona. Wracali艣my do zamku! Wracali艣my do zamku!  Hogsmeade jest troch臋
m臋cz膮ce, wiesz?
- Tak, wiem co masz na my艣li  zgodzi艂 si臋 Amos  po raz pierwszy w czym艣 si臋
zgadzali艣my.  Jest troch臋 wyczerpuj膮ce. Ale warto, prawda?
Potakn臋艂am, decyduj膮c, 偶e nie by艂o to k艂amstwem, bo wyczerpanie Hogsmeade mog艂o
by膰 tego warte& tyle 偶e tym razem nie. Ale nikt nie m贸wi艂 o tym razie. Nawet je艣li nie by艂o to
bezpo艣rednio zasugerowane. Sugestie s膮 i tak do kitu.
Nie nast膮pi艂y 偶adne 偶enuj膮ce rozmowy co do tego czy to ju偶 koniec randki, nie by艂o
偶adnych pyta艅 co do tego czy byli艣my gotowi wraca膰 do zamku. Po prostu zosta艂o to wzi臋te
za pewnik, oboje swobodnie kierowali艣my si臋 do powoz贸w, po raz pierwszy w tym dniu
nawi膮zuj膮c przyzwoit膮 rozmow臋, co by艂o cholernie ironicznie, bior膮c pod uwag臋, 偶e randka
si臋 ju偶 ko艅czy艂a. Zastanawia艂am si臋 czy Amos czu艂 tak膮 sam膮 ulg臋, co ja, 偶e randka si臋
sko艅czy艂a i dlatego by艂 taki zadowolony. Zastanowi艂am si臋 czy w og贸le mnie to obchodzi i
stwierdzi艂am, 偶e nie. Gdy wracali艣my do zamku, gadaj膮c o niczym powa偶nym, z rado艣ci膮
stwierdzi艂am, 偶e nawet nie mia艂am za z艂e Amosowi za ten dzie艅. Szczerze, ju偶 nie mia艂am
wystarczaj膮co uczu膰 do tego faceta, 偶eby czym艣 takim si臋 przejmowa膰. Po prostu byli艣my
niedopasowan膮 par膮, my艣la艂am, 偶e to co艣  a przynajmniej kiedy艣  nam si臋 uda, ale nie
uda艂o. 呕adnych silnych uczu膰. 呕adnego poczucia winy ani w膮tpliwo艣ci. Wszystko to
wymaga艂oby ode mnie o wiele za du偶o energii na co艣 tak dla mnie teraz nieznacz膮cego. I
pewnie czyni to ze mnie najbardziej nieprzewidywaln膮 czarownic臋 na 艣wiecie, 偶e kto艣, kto
tak niedawno by艂 centrum mojego 艣wiata teraz zosta艂 zredukowany do straconego dnia, ale&
no c贸偶. Nigdy nie uwa偶a艂am si臋 za szczeg贸lnie zdecydowan膮.
Szybko wr贸cili艣my do zamku, cho膰 nie wiem czy to przez fakt, 偶e nadal by艂o wcze艣nie i
nie by艂o wielkiego t艂oku op贸zniaj膮cego dojazd, czy prosty fakt, 偶e przyjemna rozmowa
przyspieszy艂a drog臋. W ka偶dym b膮dz razie po chwili wysiadali艣my z powozu, rado艣nie
wracaj膮c na dziedziniec, gdzie zacz臋li艣my ten dzie艅. Gaw臋dz膮c bezsensownie o tym, jak to
fajnie, 偶e pogoda si臋 nie zmieni艂a, dotarli艣my do schod贸w prowadz膮cych do drzwi
wej艣ciowych, zatrzymuj膮c si臋 na chwil臋 u podn贸偶a schod贸w zanim szybko je przeszli艣my.
- Oby nast臋pna wycieczka do Hogsmeade by艂a tak przyjemna, jak dzisiaj  m贸wi艂 Amos,
zatrzymuj膮c si臋 tu偶 za drzwiami, Wielka Sala znajdowa艂a si臋 tu偶 przed nami. Odwr贸ci艂 si臋 do
mnie z przyjaznym u艣miechem. Nie by艂o 偶adnego cienia zaproszenia w jego g艂osie, 偶adnej
sugestii, 偶e spodziewa艂 si臋 czego艣 wi臋cej po tym dniu i za to by艂am dozgonnie wdzi臋czna.
- Tak, oby  odpar艂am, posy艂aj膮c mu w艂asny przyjazny u艣miech, potakuj膮c g艂ow膮.
Poczeka艂am chwil臋, a偶 powie co艣 wi臋cej, ale kiedy tego nie zrobi艂, wzi臋艂am na siebie
formalno艣ci po偶egnalne.  Dzisiaj dobrze si臋 bawi艂am  sk艂ama艂am, stwierdzaj膮c, 偶e tekst
 Dobrze si臋 bawi艂am przez te ostatnie pi臋tna艣cie minut nie by艂o uprzejme.  Jeste艣
naprawd臋 genialnym facetem, Amosie.
- Sama nie jeste艣 taka z艂a  powiedzia艂 z u艣miechem Amos, patrz膮c na mnie b艂yszcz膮cymi
oczami.  Ciesz臋 si臋, 偶e mogli艣my sp臋dzi膰 ten czas razem.
Skin臋艂am g艂ow膮, stwierdzaj膮c, 偶e testowa艂am w艂asne szcz臋艣cie tym k艂amaniem  ile razy
zdo艂am to robi膰 zanim moje zdradzieckie usta powiedz膮 co innego?  ale Amosowi nie
przeszkadza艂a moja cisza. Tak naprawd臋 u艣miecha艂 si臋 jeszcze szerzej, co sprawi艂o, 偶e ja te偶
si臋 u艣miechn臋艂am.
- Pewnie powinni艣my si臋 tutaj rozsta膰  powiedzia艂, wzruszaj膮c lekko ramionami. 
Idziemy w dw贸ch innych kierunkach i w og贸le. Ale ja naprawd臋 bawi艂em si臋 dzisiaj dobrze,
Lily. Ty te偶, prawda?
- Jasne  odpar艂am, stwierdzaj膮c, 偶e  dzisiaj i  pi臋tna艣cie minut to praktycznie to
samo.  By艂o 艣wietnie.
- Wi臋c do zobaczenia?  Amos brzmia艂 tutaj na pe艂nego nadziei, co chyba by艂o troch臋
dziwne, zwa偶aj膮c na to, 偶e wyraznie do siebie nie pasowali艣my i wiem, i偶 oboje wiedzieli艣my,
偶e to si臋 tutaj ko艅czy, ale wzi臋艂am to za uprzejmo艣膰 i skin臋艂am g艂ow膮.
- Zdecydowanie  powiedzia艂am, poniewa偶 oczywi艣cie b臋d臋 go jeszcze widzie膰  wci膮偶
mamy razem Antyczne Runy.
Amos u艣miechn膮艂 si臋 i nagle zacz膮艂 nachyla膰 si臋 do mnie do poca艂unku, jak szybko si臋
zorientowa艂am.
& a kiedy w ko艅cu nie b臋dziesz w stanie znie艣膰 wi臋cej, gdy nareszcie dotrze do ciebie
prawda, dzie艅 si臋 sko艅czy i u艣ci艣niesz mu r臋k臋, bo tak jest uprzejmie&
Niemal zacz臋艂am si臋 艣mia膰, u艣wiadamiaj膮c sobie, 偶e  cholera jasna, jakie to jest
偶a艂osne?  naprawd臋 wola艂abym u艣cisn膮膰 d艂o艅 Amosowi ni偶 odwzajemni膰 poca艂unek, kt贸ry
tak bardzo chcia艂 mi podarowa膰, ale moja uparta strona nie chcia艂a pozwoli膰 mi na
odsuni臋cie si臋 czy nawet odwr贸cenie g艂owy na bok i pozwoli艂am, 偶eby Amos poca艂owa艂 mnie
niewinnie w usta. Nie by艂o to d艂ugie czy szczeg贸lnie przejmuj膮ce. Nie by艂o r贸wnie偶
nieprzyjemne, ale zdecydowanie nie odczuwa艂am 偶adnego po偶膮dania. Jednak by艂o to mi艂e
przypomnienie, 偶e ten zwi膮zek  ten, kt贸ry mia艂am w g艂owie od wielu, wielu miesi臋cy i ten
prawdziwy, kt贸ry istnia艂 par臋 tygodni  naprawd臋 jest sko艅czony. Gdy Amos si臋 odsun膮艂,
pos艂a艂am mu najprawdziwszy, naturalny u艣miech po raz pierwszy tego dnia. Odwzajemni艂
u艣miech, r贸wnie zadowolony.
- Pa  powiedzia艂am, odsuwaj膮c si臋 z cichym westchni臋ciem, pozwalaj膮c, 偶eby wszystkie
dziewcz臋ce marzenia o tym ch艂opaku znikn臋艂y z mojego systemu.
- Pa  odpowiedzia艂 Amos, r贸wnie偶 si臋 odsuwaj膮c. Pomachali艣my do siebie, jako ostatnie
po偶egnanie, po czym poszli艣my osobnymi drogami.
Randka si臋 sko艅czy艂a.
W ko艅cu oficjalnie si臋 sko艅czy艂a.
Odetchn臋艂am g艂o艣no w uldze.
Moja droga powrotna do Wie偶y Gryffindoru by艂a przyjemna, w tym czasie mog艂am
ca艂kowicie od艣wie偶y膰 si臋 po tym dniu, spojrze膰 na niego z innej perspektywy. By膰 mo偶e
dopiero kiedy si臋 sko艅czy b臋d臋 mog艂a na niego spojrze膰 i powiedzie膰, 偶e nie by艂 okropny,
tylko dostanie ocen臋 3 z 10 w randkowej skali. Chodzi mi o to, 偶e to nie by艂a wina Amosa, 偶e
do siebie nie pasujemy. By艂 bardzo mi艂y  nawet kiedy by艂 troch臋 dziwny z t膮 spo艂eczn膮
sytuacj膮  ale po prostu nie by艂o nam to przeznaczone. I mnie to pasowa艂o. Tak naprawd臋
wi臋cej ni偶 mi to pasowa艂o. Czu艂am si臋 szcz臋艣liwa i wolna po raz pierwszy od jakiego艣 czasu.
Praktycznie nuci艂am sama do siebie, kiedy dotar艂am na korytarz prowadz膮cy do Wie偶y,
dostrzegaj膮c z oddali otw贸r portretu, ale nie zwracaj膮c na niego wi臋kszej uwagi. Dopiero,
kiedy prawie dosz艂am do Grubej Damy  cztery metry dalej  dostrzeg艂am anomali臋.
Cholera jasna, nie znowu.
Poniewa偶 do ramy Grubej Damy, wygl膮daj膮c do艣膰 niewinnie i przyjemnie dla wszystkich,
kt贸rzy nie byli mn膮, by艂a przyczepiona kolejna jasna, czerwona r贸偶a i  o dziwo  ma艂y
kawa艂ek pergaminu.
Prawie j臋kn臋艂am.
Czemu on mi to robi?
Podesz艂am ostro偶nie do portretu, ignoruj膮c zaciekawiony wzrok Grubej Damy, kiedy
moje w艂asne oczy wpatrywa艂y si臋 w kwiatek i notatk臋. Gdy nareszcie by艂am wystarczaj膮co
blisko, 偶eby ich dosi臋gn膮膰, z艂apa艂am je i powoli oderwa艂am od ramy. Wlepi艂am wzrok w trzy
ma艂e s艂owa zapisane szybko na pergaminie.
Chodz mnie znajdz.
Tylko tyle.  Chodz mnie znajdz .
Tym razem nie przejmowa艂 si臋 adresowaniem czy podpisaniem.
Patrzy艂am na te trzy s艂owa, jakby by艂y czym艣 niebezpiecznym, czym艣 co wyskoczy i
zaatakuje mnie w ka偶dej chwili. Nagle powr贸ci艂o te spanikowane uczucie, te kt贸re
obezw艂adni艂o mnie, kiedy Remus zapyta艂 mnie, kiedy James i ja przeprowadzimy nasz膮
rozmow臋. Nie wiedzia艂am czemu, ale szybko opanowa艂o mnie wielkie uczucie przera偶enia.
Nie mia艂o to sensu  przera偶enie? Czemu przera偶enie? Czemu mia艂abym by膰 tym
przera偶ona?  ale po prostu tak by艂o.
Prze艂ykaj膮c ci臋偶ko 艣lin臋, wyrwa艂am si臋 z nieko艅cz膮cych si臋 my艣li, zauwa偶aj膮c, 偶e Gruba
Dama patrzy艂a na mnie pytaj膮co.  Dla ciebie?  zapyta艂a i potakn臋艂am.
- Kiedy on to tutaj da艂?  zapyta艂am, nie okre艣laj膮c kim jest  on , przypuszczaj膮c, 偶e
b臋dzie wiedzia艂a. W rzeczy samej wiedzia艂a, ale jej odpowiedz mnie zszokowa艂a.
- Jakie艣 trzy minuty temu  odpar艂a i nagle zrobi艂a si臋 naburmuszona.  Nawet nie
zapyta艂 o moje pozwolenie, 偶eby ozdobi膰 mnie w taki spos贸b. Po prostu zrobi艂 to bez
偶adnego szacunku.
- To brzmi w jego stylu  mrukn臋艂am, po czym ogarn臋艂a mnie my艣l, 偶e& - On nie jest& on
nie jest w 艣rodku, prawda?
- Nie  odpowiedzia艂a Gruba Dama i praktycznie zachwia艂am si臋 od ulgi.  Odszed艂
korytarzem. Znikn膮艂 przy okropnym sir Cadoganie. Wiesz, nie mog臋 znie艣膰 tego rycerza&
- Wiciokrzew  przerwa艂am jej, podaj膮c has艂o i zmuszaj膮c Grub膮 Dam臋 do otwarcia si臋 z
ura偶onym dzwi臋kiem. Zignorowa艂am j膮 i przesz艂am przez dziur臋, ledwie zauwa偶aj膮c kilkoro
uczni贸w, kt贸rzy byli w Pokoju Wsp贸lnym, kiedy skierowa艂am si臋 prosto do schod贸w i mojego
pokoju.
Dormitorium by艂o na szcz臋艣cie puste, kiedy nareszcie wesz艂am, za co by艂am niezwykle
wdzi臋czna, ale nie my艣la艂am o tym wiele. Nie obchodzi艂o mnie, gdzie wszyscy byli 
obchodzi艂o mnie tylko zakopanie si臋 w 艂贸偶ku. Po艂o偶y艂am torby z zakupami blisko drzwi,
upuszczaj膮c moje r贸偶e i zwi臋z艂膮 ma艂膮 notatk臋 na 艂贸偶ko, sp臋dzaj膮c kilka minut na 艣ci膮gni臋ciu
Zdzirowatych But贸w ze st贸p  Merlinie, one naprawd臋 wraca艂y do ciemnych zakamark贸w
szafy  po czym rado艣nie rozci膮gn臋艂am si臋 na 艂贸偶ku. Chwyci艂am poduszk臋 i koc, chowaj膮c si臋
w nich i zamykaj膮c oczy.
Chodz mnie znajdz.
Merlinie, czemu ten pomys艂 mnie przera偶a?
Nie wiedzia艂am. Nie obchodzi艂o mnie to. Szczerze m贸wi膮c wci膮偶 nie wiem i wci膮偶 mnie
to nie obchodzi. Albo mo偶e po prostu nie chc臋 wiedzie膰. W ka偶dym b膮dz razie dzisiaj mam
ju偶 do艣膰 wra偶e艅. Chyba potrzebuj臋 drzemki. Albo czasu na rozmy艣lanie. Nie wiem. Po prostu
nie wiem.
Niech to szlag.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
35 18 Pa偶dziernik 2001 Walki o raj na ziemi
Badanie p艂yt膮 18 05 2013 Proj rondo 2 w wa cz 2
dach (17 18)
The Elite Kiera Cass, Rozdzia艂y 17 i 18 (t艂 DD TT)
Sandemo Margit Opowie艣ci 18 Nie Dla Mnie Mi艂o艣膰
ENT 17 18
19 20 PA殴DZIERNIKA MNIEJ WI臉CEJ PRZYJACIELE Z POTENCJA艁EM CZ 1
Dzie艅 17 i 18 IV 1794 w Warszawie

wi臋cej podobnych podstron