cat mackiewicz dostojewski 2









Stanisław Cat Mackiewicz "Dostojewski" - cz. 2







Stanisław Cat Mackiewicz

Dostojewski  - cz. 2




 
 
 



V

MARTWY DOM


 

Dostojewski opisał swe życie na katordze w Zapiskach z martwego
domu. Oto urywek z IX rozdziału tej książki:

"W całym mieście były tylko dwie łaźnie; jedna z nich, z osobnymi
kabinami, kosztowała 50 kopiejek od osoby i przeznaczona była dla ludzi wysoko
postawionych; ta, do której nas poprowadzono, była stara, zapuszczona, ciasna.
Na dworze był mróz i słońce, aresztanci cieszyli się już z tego, że wyjdą
z katorgi i popatrzą na świat. Żarty i śmiechy rozbrzmiewały przez miasto.
Cały pluton żołnierzy otaczał nas z nabitymi karabinami. W łaźni
podzielono nas na dwie partie, jedna się myła, a druga oczekiwała w sieni,
gdyż łaźnia nie mogła pomieścić wszystkich razem. Zresztą łaźnia była
tak ciasna, że nie mogłem zrozumieć, w jaki sposób wpakowała się do niej
nasza katorga. Pietrow mnie nie odstępował, zaproponował, że mi pomoże i
mnie wymyje. Towarzyszył mi także Bakluszin, o którym wspominałem, że był
więziony w tak zwanym oddziale specjalnym, tj. w oddziale dla skazanych dożywotnio,
i że był najweselszym i najmilszym człowiekiem z całej katorgi. Pietrow pomógł
mi także w rozebraniu się, co było niełatwe i nieprzyjemne, bo w sieni było
zimno jak na dworze. Aresztant w ogóle rozbiera się z trudnością. Po
pierwsze, trzeba umieć rozsznurować podkajdanki, które każdy z nas nosił,
chociaż kosztowały dość drogo, gdyż inaczej kajdany nacierałyby rany na
nogach. Podkajdanki robione są ze skóry i wkłada się je pomiędzy kajdany a
bieliznę. Po drugie, zdjęcie kalesonów wymaga długich zachodów. Trzeba
pierwej ściągnąć jedną nogawicę z jednej nogi, a potem z powrotem ją wciągnąć,
a raczej przepuścić pomiędzy kółkiem od kajdan a nogą, a potem to samo
przerobić na drugiej nodze. Nauczyłem się tego od Korieniewa, słynnego
atamana rozbójników, który swego czasu siedział pięć lat przykuty łańcuchem
do ściany, a z którym poznałem się w Tobolsku. Ale aresztanci zwykli się z
tym i rozbierają się prędko. Dałem Pietrowowi kilka kopiejek, by kupił mydła
i strużek; aresztanci otrzymują co prawda po kawałku mydła wielkości
dwukopiejkowej monety, a szerokości tych kawałków sera, które się podaje na
zakąskę w domach małych urzędników, ale poza tym mydło sprzedawało się
także w sieni wraz z obarzankami i dodatkową wodą gorącą. Według bowiem
umowy z właścicielem łaźni każdy aresztant miał prawo tylko do jednego kubła
wody gorącej, kto chciał, mógł sobie dokupić po groszu za kubeł. Pietrow
rozebrał mnie i poprowadził pod rękę, gdyż było mi bardzo trudno iść w
kajdanach na gołych nogach. "Niech pan je podciągnie w górę na łydki - mówił mój opiekun ostrożnie, tutaj próg." Trochę się wstydziłem i
próbowałem zapewnić Pietrowa, że sam potrafię, lecz on w to nie uwierzył.
Po otworzeniu drzwi do łaźni myślałem, że wstępujemy do piekła.
Pomieszczenie to miało dwanaście kroków długości, a znajdowało się w nim
około stu ludzi. Para, kopeć, brudna woda, kłębowisko gołych ciał,
ciasnota taka, że nie można było nogi postawić. Chciałem się cofnąć i dać
za wygraną, lecz Pietrow popchnął mnie naprzód. Nie wiem, w jaki sposób
dotarłem do ławek, które jak w każdej rosyjskiej łaźni ustawione były
jedna nad drugą systemem schodów. Przełaziłem po głowach ludzi siedzących
na podłodze. Miejsca na ławkach były zajęte. Pietrow oświadczył, że trzeba
kupić miejsce, i zaraz zapłacił aresztantowi siedzącemu koło okienka pół
kopiejki, którą przyniósł w zaciśniętej pięści. Aresztant wlazł pod ławkę
i pomieścił się tam jakoś w śliskim brudzie. Zobaczyłem, że wszystkie
miejsca pod ławkami były zajęte i w ogóle nigdzie nie można było wetknąć
nawet dłoni, wszystko było wypełnione gołymi ciałami ludzkimi i kubłami z
wodą. Siedzący na górnych ławkach zlewali brudną wodę na siedzących na
niższych. Lud rosyjski nie myje się długo mydłem, lecz lubuje się w gorącu
łaźni, w parzeniu się i w biciu się rózgami z liśćmi, a później w
oblewaniu się wodą zimną. Rózgi z liśćmi podnosiły się ciągle i opadały,
wszyscy chlastali się tymi rózgami z pijaną rozkoszą. Wciąż robiło się
goręcej. To już nie był żar, to było już piekło. Wszystko to ryczało i
rżało przy dźwiękach stu łańcuchów od kajdan. Niektórzy łażąc po ławkach
z góry w dół lub z dołu na górę zaczepiali kajdanami za głowy innych,
ciągnęli ich za sobą i z wrzaskiem wymyślali sobie nawzajem. Brud lał się
ze wszystkich stron. Wszyscy byli w jakimś wariackim nastroju, podnieceni,
krzykliwi,
wrzaskliwi. Koło okienka do sieni, z którego wydawano gorącą wodę, rozpoczęto
bójkę. Otrzymywana w kubłach woda nie mogła trafić do swego przeznaczenia,
wychlustywała z kubłów, parzyła ludzi po głowach. Wpółogolone głowy
aresztantów i rozparzone do czerwoności ich ciała wyglądały potwornie. Na
rozparzonych plecach wyraźniej występują cięgi i blizny, a teraz plecy
nieszczęśliwych wyglądały jakby świeżo poranione. Straszne blizny! Mróz
przeszedł mi po kościach, gdy zacząłem się im przypatrywać. Dodadzą gorąca
i para przesłoni na chwilę gorącym obłokiem cały obraz - wszystko jednogłośnie
zaryczy i zarży. Potem z obłoku tego wystąpią poranione plecy, wpółogolone
głowy, pokręcone z powodu braku miejsca ręce i nogi, a ponad tym wszystkim, na
najwyższej półce, Żyd Izaak
ryczy na całe gardło. Parzy się on bezprzytomnie, widać, że żadne gorąco
nie może go nasycić dostatecznie. Uważa widać, że w tej chwili przewyższył
wszystkich, tryumfuje i ostrym głosem wariata wykrzykuje jakąś arię: la - la
- la - la, przekrzykując wszystkie inne głosy. Przyszło mi do głowy,
że jeśli kiedyś będziemy w piekle, to będzie ono wyglądało tak jak to
miejsce. Nie wytrzymałem i powiedziałem o tym Pietrowowi, który mi na to nic
nie odpowiedział, lecz rozglądnął się dokoła.
Chciałem także Pietrowowi kupić miejsce koło siebie, lecz on siadł mi na
nogi twierdząc, że mu jest bardzo wygodnie. Bakłuszin kupował i przynosił
nam wodę. Pietrow namydlił mnie całego. "A ja panu także nóżki umyję"
- powiedział. W użyciu formy "nóżki" nie było żadnej niewolniczej
intencji, po prostu Pietrow nie mógł nóg moich nazwać nogami, ponieważ u
ludzi prawdziwych są nogi, a u mnie tylko nóżki. Po umyciu mnie, z tymiż
ceremoniami, jakbym był zrobiony z porcelany, odprowadził mnie do sieni i pomógł
włożyć bieliznę, a dopiero później skoczył z powrotem do łaźni, aby się
wyparzyć.
Kiedyśmy wrócili do domu, zaprosiłem go na szklankę herbaty. Zjawił się
także Bakłuszin, którego zaprosiłem jeszcze w łaźni..."
Kilka uwag o Zapiskach z martwego domu, książce, która należy
już do arcydzieł Dostojewskiego.
Pamiętam rozmowę z aktorką słynnego teatru Stanisławskiego... Wagon, półmrok,
podróż uciążliwa... Aktorka mówi mi, że w jej teatrze próby każdej
wystawianej sztuki trwają przez rok lub więcej. "Wynasza się w ten sposób
rolę w sobie" powiada i odruchem kobiecym wysuwa swą rękę przed brzuch.
Otóż Zapiski z martwego domu są także książką wynoszoną w sobie.
Dostojewski zaczął ją obmyślać już w pierwszych miesiącach swego pobytu
na katordze, a ukazała się w druku dopiero w 1860 r. Dostojewski
był więc tą książką brzemienny około dziewięciu lat. Dostojewski sam
wspomina, że tylko dwa swe utwory pisał bez pośpiechu, bez tego, żeby mu ktoś
stał nad głową i przynaglał, a mianowicie Biednych ludzi i Zapiski
z martwego domu. Być może dlatego Zapiski z martwego domu są tak
spokojne i zrównoważone, nie ma w nich histerii. Utwory Dostojewskiego cechuje
zwykle pewna niecierpliwość, wciąż długie tyrady wypowiadane z jakąś pośpiesznością,
jakby genialny autor nie był całkowicie pewny, że czytelnik uważnie go słucha,
i jakby go wciąż trzeba było trochę przytrzymywać za guzik. Ileż razy skarży
się Dostojewski w listach do osób sobie bliskich, że nie może spokojnie
pracować, że nie może swoich utworów spokojnie opracowywać i szlifować,
jak to czyni bogaty Turgieniew, że on, Dostojewski, musi zawsze starać się o
zaliczki pieniężne za swoje utwory i że zawsze musi się śpieszyć na jakiś
termin wyznaczony w kontrakcie z wydawcą, i to czasami pod groźbą poważnej
kary wadialnej. Owo śpieszenie się z ukończeniem na termin udzielało się
widać manierze pisania. Tutaj w Zapiskach z martwego domu istotnie
nie odczuwamy żadnego pośpiechu i znać mistrzowskie, a całkowicie spokojne
wykończenie całości. Malarz miał czas nie tylko długo przyglądać się
swojemu obrazowi i wszystkie błędy poprawić, lecz miał również czas na
dobranie mu rani właściwych.


Zapiski z martwego domu
są książką wielkiego paradoksu. Zawierają
opis życia w carskiej katordze, a w XIX wieku w Europie zachodniej wystarczało
wymówić wyrazy: carska katorga, aby ludziom oczy czerwieniały ze współczucia.
I oto ta właśnie książka Dostojewskiego jest jego utworem najbardziej
pogodnym, najłagodniejszym i spokojnym. Jeden z opisów z Martwego domu został
nawet wydany dla dzieci jako książeczka na gwiazdkę, mianowicie opowiadanie,
jak katorżnicy zbiorowo wybierają i kupują nowego konika do wożenia wody dla
więzienia. Dostojewski potrafił więc nawet katorgę z kajdanami wprowadzić
do dziecinnego pokoju i postawić na podłodze wśród zabawek dzieci
niewinnych.

Michajłowski, wybitny publicysta lewicowy z końca XIX wieku, nazwał
Dostojewskiego talentem okrutnym, talentem niepotrzebnego okrucieństwa.
Turgieniew nazywał go rosyjskim markizem de Sade. W tych określeniach dużo
jest prawdy. Dostojewski lubi człowieka roztkliwić, rozrzewnić tylko po to,
aby go potem tym boleśniej dręczyć wizjami jakichś całkiem wyjątkowych
cierpień ludzkich, zawsze zresztą moralnych, a nie fizycznych. Otóż w Zapiskach
z martwego domu takich wizji cierpień jest stosunkowo niedużo.
Czasem tylko leżący w gorączce w szpitalu więziennym Dostojewski podsłucha
jakąś opowieść szeptaną z łóżka do łóżka i jego wyobraźnia wypręży
źle słyszane zdania i sytuacje w jakąś nadludzką skargę i cierpienie. Ale
w Zapiskach z martwego domu na ogół nie ma dużo fantazji, wymysłu,
są to raczej historie zapisane z życia rzeczywistego. Książka ta jest właściwie
wielkim, olbrzymim reportażem. Gdyby ogłoszono konkurs na najlepszą książkę-reportaż,
to Zapiski z martwego domu niewątpliwie otrzymałyby pierwszą nagrodę, chociaż
w czasach, gdy je Dostojewski tworzył, pojęcie reportażu było mało znane.
Postarajmy się jednak jeszcze bardziej ściśle zdefiniować charakter Zapisek,
tej najpogodniejszej z książek Dostojewskiego. Jest to reportaż o
ludziach żywych, jest to jakby szkicownik malarza gotującego się do malowania
wielu wielkich obrazów; analityk psychiki ludzkiej, otoczony przez cztery lata
250 ludźmi o charakterach przeważnie barwnych i jaskrawych, zapisał sobie ich
stany psychiczne, chociażby dla ćwiczeń przygotowawczych do uprawiania powieściowej
analizy psychologicznej. Współżycie z towarzyszami więzienia dało
Dostojewskiemu możność obserwacji najrozmaitszych, przeważnie ciekawych i
wyrazistych typów ludzkich. Jaką rolę w tej książce odgrywa katorga, więzienie
i zbrodnia? Nie za wielką, ale nie za małą również. Oczywiście, że
Dostojewskiego szkice psychologiczne w Martwym domu nie są szkicami
zbrodniarzy, lecz szkicami ludzi; pomiędzy skazańcami odnalazł Dostojewski
szereg postaci świętych, szlachetnych, nadprzeciętnie uczciwych. Pomińmy
opisywanych przez Dostojewskiego jego towarzyszy więziennych, Polaków, którzy
się tam znaleźli nie jako zbrodniarze, lecz jako obrońcy swej ojczyzny, ale
także jeśli chodzi o kryminalistów, to dla Dostojewskiego zbrodnia nigdy nie
cechuje człowieka, nigdy nie stanowi głównego wyrazu w jego charakterystyce.
Zbrodnia to dla Dostojewskiego albo incydent, wypadek, rzecz całkiem
przypadkowa, która lada chwila może się zdarzyć każdemu z nas, albo też
konsekwentny wynik takiej właściwości psychicznej człowieka, takiego w nim
działania psychicznego, które znajdziemy również, czasami w formie
pomniejszonej, a czasami w formie powiększonej, w wielu ludziach, nie tylko
przebywających na swobodzie, lecz nawet cieszących się ogólnym szacunkiem
społeczeństwa. W oczach Dostojewskiego zbrodnia nie wyróżnia bynajmniej człowieka,
który się jej dopuścił, od innych ludzi. Mała dziewczynka z ludu dopędziła
raz Dostojewskiego, gdy w kajdanach szedł ulicą omską z innymi katorżnikami,
dała mu miedzianą kopiejkę i powiedziała:




"Masz, nieszczęsny." Dostojewski schował na pamiątkę tę kopiejkę
i z patriotyczną dumą podkreślał zawsze, że lud rosyjski zbrodniarzy nazywał
nieszczęsnymi, i całkowicie solidaryzował się z tym określeniem. Studia
psychologiczne w Martwym domu upewniły Dostojewskiego, że w każdym człowieku
walczy dobro ze złem i że w katordze siedzą ludzie albo dobrzy, lecz
przypadkowo pochwyceni w momencie
chwilowego zwycięstwa złego nad dobrym, albo źli, u których proces zwycięstwa
złego nad dobrym stał się, również okolicznościowo, bardziej niż u innych
złych ludzi widoczny. Z drugiej znów strony katorga i zbrodnia odgrywa dużą
rolę w książce Dostojewskiego, ale już nie jako kryterium moralne czy
kategoria podziału ludzi, lecz jako środek ekspresji literackiej i sposób
analizy psychicznej. Katorga jest w Martwym domu tym, czym w normalnej
powieści jest fabuła, akcja. Opis katorgi zastępuje tu intrygę powieściową,
zamiast fabuły wymyślonej mamy tu reportaż realistyczny. Zbrodnia znowuż ułatwia
Dostojewskiemu poznanie człowieka. Zbrodnia jest dla Dostojewskiego przeważnie
tylko incydentem, wypadkiem, ale wypadkiem rozświetlającym psychiczne wnętrze
człowieka, oknem, przez które do wnętrza człowieka zaglądnąć można. Sądzę,
że właśnie na katordze Dostojewski doszedł do przekonania, że z okazji popełnionej
zbrodni najlepiej poznaje się człowieka, i później materiału do swoich
wielkich powieści szukał w sprawozdaniach z głośnych procesów sądowych, chętnie
przestawał z ludźmi z sali sądowej, słuchając ich uwag i korzystając z ich
doświadczeń.




Zapiski z martwego domu czyta
się łatwiej i chętniej aniżeli inne utwory Dostojewskiego, a to nie tylko
dlatego, że to jest utwór względnie pogodny. Dostojewski nie jest pejzażystą,
a raczej jest monopejzażystą - o ile wolno mi jest stworzyć tego rodzaju
pojęcie - maluje genialnie, ale tylko Petersburg. Nie można o jego analizie
psychologicznej powiedzieć, że jest monotonna, że cierpi na brak rozmaitości
w typach ludzkich, a jednak we wszystkich powieściach Dostojewskiego powtarza
się kilkanaście podobnych typów. Jak każdy malarz ma ograniczoną ilość
farb na swej palecie, tak każdy, chociażby najznakomitszy powieściopisarz czy
dramaturg operuje ograniczoną ilością typów
ludzkich, których sobie w wyobraźni wykształcił. Ale Martwy dom to
nie powieść, lecz reportaż. Tutaj żywi ludzie włażą samowolnie
Dostojewskiemu na karty jego książki, stąd większa ich ilość, większa
pstrokacizna, oryginalność, brak szablonu. Przez powieści Dostojewskiego
przesuwa się najwyżej kilkanaście postaci, przez Martwy dom - kilkadziesiąt. Fantazja ludzka wyrasta zwykle ponad rzeczywistość, fantazja
ludzka w stosunku do rzeczywistości grzeszy zwykle przesadą, stąd cierpienia
w powieściach Dostojewskiego jest więcej, niż było rzeczywistego cierpienia
na takim nawet padole płaczu, jakim była katorga na Syberii, owa gehenna XIX
wieku. Wyrastając jednak przesadnie ponad rzeczywistość, fantazja człowieka
nie jest w stanie wymyślić tych wszystkich odmian, odcieni, tej boskiej
rozmaitości, którą nam daje życie. Zapiski z martwego domu byłyby
raczej argumentem, że głęboko przez genialnego człowieka przemyślany
reportaż z życia rzeczywistego jest najciekawszym rodzajem literatury.
Dostojewskiego osadzono w katordze w Omsku 20 stycznia 1850, wypuszczono z
niej w środku lutego (dokładnej daty nie sposób jest ustalić) 1854, aby
zrobić z niego szeregowca w 7 liniowym batalionie w Semipałatyńsku, co na
razie nie stanowiło zbyt wielkiego polepszenia jego losu. Omsk jest i był dużym
miastem syberyjskim, za czasów Dostojewskiego stolicą generał-gubernatora
akmolińskiego kraju, rzeka Om wpada tam do olbrzymiego Irtysza. Europejczyk nie
może sobie zdać sprawy z szerokości rzek syberyjskich i mnogości wód, które
się przez nie przelewają. Nad tymi rzekami pracował Dostojewski jako katorżnik
i stwierdzał, że gdy wiosna łamie lody i wody znów zaczynają płynąć,
budzi się w więźniach tak bolesny ciąg do wolności, że wówczas powstają
najbardziej szaleńcze zamysły ucieczek. Władze o tym wiedzą i w czasie tym
straże są powiększone. W katordze Dostojewskiego mieściło się 250 skazańców.
W dzień jedli lub pracowali, noc należała do nich, gdy drewniane baraki
zostawały zamknięte na noc, katorżnicy pracowali dla siebie, uprawiali swe
rzemiosła, wyrabiali przedmioty, które później kontrabandowe sprzedawali w
mieście, pili wódkę lub grali w karty, każdy miał własną świecę i w ogóle
mnóstwo posiadanych rzeczy na własność, mimo urzędowych zakazów. Więźniów
ze szlachty, inteligencji katorżnicy nienawidzili, nie przyjmowali do swego środowiska,
szydzili z nich i znęcali się nad nimi; Dostojewski opowiada, jak cudem uniknął
śmierci z rąk towarzyszy więźniów pierwszego dnia pobytu wwiezieniu. Ale
Dostojewski był epileptykiem, lud rosyjski ma zabobonną cześć dla wariatów
i epileptyków, gdy katorżnicy zobaczyli, jak Dostojewski rzucał się po ziemi
w konwulsjach, z pianą na ustach, charczał i krwawił sobie głowę o nogi od
nar do spania, zaczęli go
szanować. Przekleństwo straszliwej choroby przeistoczyło się w ducha opiekuńczego.
Po drodze na katorgę, w Tobolsku arystokratyczna dama darowała
Dostojewskiemu Ewangelię. Była to jedyna książka, którą Dostojewski czytał
przez cztery lata swej katorgi, nawet gdy miał okazję czytać co innego, to z
tego nie korzystał. Mówiąc nawiasem, Dostojewski nigdy nie był żarłokiem
czy pijakiem czytelnictwa, zawsze wolał przemyśleć przeczytaną książkę niż
przeczytać inną. Ewangelię znał dobrze jeszcze z dzieciństwa, na katordze
jednak wmyślił się w każdą jej literę. Dostojewski to bezpośredni uczeń
apostołów. Nie docenia się powszechnie tego olbrzymiego wpływu, jaki
Ewangelia wywarła na twórczość Dostojewskiego. Wszystkie zagadnienia, nad którymi
się męczył i o których rozwiązanie się kusił, są zagadnieniami wszczętymi
przez Ewangelię. Przed katorgą Dostojewski jest pisarzem drugorzędnym, jest
wtedy uczniem Gogola, po katordze Dostojewski staje się pisarzem genialnym, ale
jest już wtedy uczniem ewangelistów. Chciał być pisarzem rosyjskim, przez swój
związek z Ewangelią stał się pisarzem uniwersalistycznym.
Źródłami do pobytu Dostojewskiego na katordze prócz Zapisek z martwego
domu są jeszcze wspomnienia Martianowa i Polaka Tokarzewskiego. Martianow
był uczniem szkoły oficerów marynarki, za przewinienie dyscyplinarne został
zdegradowany i zesłany jako żołnierz na Sybir i w tym charakterze zetknął
się z katorgą w Omsku, w której poznał obu pietraszewców, tj. Durowa i
Dostojewskiego. Durow zachowywał się wesoło, lecz katorga go złamała, po
czterech latach wyglądał jak starzec. Dostojewskiemu obrzydł Durow na
katordze i nigdy z nim nie rozmawiał. Dostojewski - opowiada Martianow - był
zawsze ponury, milczący, osamotniony, żył swymi myślami, o towarzystwo nie
zabiegał, lecz raczej od niego stronił. Zestawienie wspomnień Martianowa z Martwym
domem wskazuje, że Dostojewski jednak idealizował swych towarzyszy więziennych.
Martianow powiada, że gdy Dostojewski opuszczał katorgę i chciał pożegnać
się z więźniami, ci odwracali się od niego upatrując w tym żegnaniu się
dziwactwo pańskie; Dostojewski w Zapiskach opowiada, że odwracała się
tylko nieznaczna mniejszość. Polak Tokarzewski był więźniem politycznym.
Mylą się ci, którzy sądzą, że pomiędzy powstaniem polskim w 1830 r. a
powstaniem polskim w 1863 była cisza w Polsce ujarzmionej przez Rosję.
Przeciwnie, te trzydzieści lat wypełnione są próbami rozpaczliwych wybuchów,
beznadziejnych prób odzyskania niepodległości, zrywami do broni. Polacy, z którymi
zetknął się Dostojewski na katordze, związani byli z ruchem ks. Ściegiennego,
który zorganizował próbę powstania w 1844 r. Ksiądz Ściegienny był płomiennym
katolikiem i czymś w rodzaju socjalisty. Tokarzewski, autor książki Siedem
lat w Rosji i na Syberii, był uczestnikiem ruchu
ks. Ściegiennego, po czym uciekł do Austrii, powrócił do kraju, znalazł się
w katordze, odsiedział ją, znów wrócił do kraju, ale znów wziął udział
w powstaniu 1863 i znów znalazł się na Syberii. Z jego książki dowiadujemy
się właściwego brzmienia nazwisk osób wspomnianych w Zapiskach z martwego
domu, gdyż Dostojewski kładzie tylko pierwszą i ostatnią literę
nazwiska. Wiele osób opisanych przez Dostojewskiego wspomina także
Tokarzewski, obaj zgadzają się, że komendant ich katorgi, major Kriwcow, był
zwierzęciem. Major ten później zresztą był zdegradowany, a Tokarzewski
spotkał go nawet jako żebraka i oto były komendant więzienia oświadczył byłemu
więźniowi, że to Bóg go skarał za pastwienie się nad Polakami. Dostojewski,
który w innych swoich książkach o Polakach pisał zawsze źle, z nienawiścią,
w Zapiskach z martwego domu pisze o swoich współwięźniach Polakach z
całkowitym szacunkiem, zarzucając im tylko, że nie chcieli i nie mogli
zrozumieć wzniosłości duszy ludu rosyjskiego. O Tokarzewskim pisze
Dostojewski: "...był to dobry, pełen męstwa, jednym słowem doskonały młody
człowiek... Kiedy Polaków przenoszono z jednego miejsca zesłania na drugie,
Tokarzewski niósł na rękach Bogusławskiego, ponieważ nie mógłby on przejść
tej drogi." Dostojewski wspomina zresztą, że się pokłócił z Bogusławskim,
i tak pisze o tym: "Był to człowiek chory, skłonny do suchot, wciąż
zirytowany i w ogóle nerwowy... Jego irytacja powodowała brak tolerancji
cudzego odmiennego zdania i w ogóle różne kaprysy... Nie mogłem znieść
tego charakteru i rozszedłem się z nim, ale nadal go szanowałem i kochałem...
Zerwawszy z Bogusławskim, musiałem zerwać i z Tokarzewskim. Było mi tego
bardzo żal... Ale Tokarzewski każdego, kto się pokłócił z Bogusławskim,
uważał za swego osobistego wroga..." Dostojewski opowiada także, że któryś
z Polaków powiedział mu o więźniach-kryminalistach: "Je
hais ces brigands" ["Nienawidzę tych łotrów"].
Dostojewski w późniejszej
swej publicystyce nader często powraca do tego "je
hais ces brigands". Dostojewski
upatrywał w tym wykrzykniku objaw owego oschłego, europejskiego arystokratyzmu
Polaków, który stale zarzucają Rosjanie Polakom, nawet wtedy, gdy ich trzymają
w więzieniu. Tokarzewski w swoich wspomnieniach odcina się od komplementów,
którymi zaszczycił go Dostojewski. W wizerunku Dostojewskiego nakreślonym
przez Tokarzewskiego nie widzimy ani myśliciela, ani miłośnika ludu.
Tokarzewski pisze: "Był to człowiek pyszny. Nie rozumiem, jak mógł znaleźć
się na katordze jako rewolucjonista, skoro ciągle mówił o swoim
szlachectwie. Ja szlachcic, my szlachta - nie schodziło mu z ust. Odpowiedziałem
mu raz, że nie jesteśmy już szlachtą, ponieważ wyrok sądowy pozbawił nas
tej godności, co go bardzo oburzyło."

Zapewne względy polityczne były kością niezgody pomiędzy patriotą
polskim a patriotą rosyjskim, ale mania szlachecka Dostojewskiego na pewno nie
jest wymysłem Tokarzewskiego. Uważać ją można za dowód, iż Dostojewski był
podobny do bohaterów swych powieści - w sercu jego walczyły z sobą różne
przeciwieństwa. Wielbiciel ludu rosyjskiego, narodowy rosyjski szowinista,
nienawistnik Polaków, mówiący temuż Tokarzewskiemu, że gdyby się okazało,
że ma kroplę polskiej krwi w żyłach, toby sobie wszystką krew z żył wypuścił,
i jednocześnie człowiek snobizujący się z rzekomego, zapewne urojonego tytułu
polskiego szlachcica. Przecież później Dostojewski pisać będzie o Bielińskim
z lekceważeniem, że nie był to żaden szlachcic, lecz wnuk popa i syn lekarza
wojskowego. Otóż wiemy już, że i Bieliński, i Dostojewski byli tak samo
wnukami popów i synami lekarzy wojskowych i zupełnie tak samo szlachcicami z
trzeciej książki stanu szlacheckiego, a tylko Dostojewski przypuszczał, wyłącznie
na podstawie brzmienia swego nazwiska, że pochodzi ze szlachty
litewsko-polskiej. Owa niekonsekwencja Dostojewskiego spotworniała w jego córce,
która dla tym dobitniejszego podkreślenia szlacheckości Dostojewskiego
pozbawia go charakteru Rosjanina w swych maniackich wspomnieniach, o których już
mówiliśmy.


 


VI


SEMIPAŁATYŃSK

 



Semipałatyńsk, nowe miejsce zesłania Dostojewskiego, położony jest w
dzisiejszym Kazachstanie. Kazachów dawniej nazywaliśmy Kirgizami. Obecnie
przywrócono im nazwę, której zawsze używali we własnym języku, a imię
Kirgizów pozostawiono Kara-Kirgizom, ludowi sąsiedniemu.




Od Omska, w którym Dostojewski odbywał katorgę, jechało się kilkaset
kilometrów do Semipałatyńska doliną Irtyszu, pustym stepem, spotykając
tylko trawy i wiatr. Kirgizi byli wtedy narodem koczującym, konie i wielbłądy
przenosiły ich jurty na odległość czasami aż tysiąca kilometrów z miejsca
zimowania na miejsce pobytu podczas lata. Bogactwa tego narodu mieściły się w
baranach, dywanach i srebrnych ozdobach siodeł i uzd końskich. Jeden z geografów
narzeka na brak wzniosłości w poezji Kirgizów. "Oto step, na którym paść
można barany, oto są góry, na których paść można barany" - śpiewa
uduchowiony Kirgiz. Jak w naszym średniowieczu jechano na łowy z sokołami,
tak za czasów Dostojewskiego Kirgizi używali orłów "berkutów".
Olbrzymie ptaszyska siedziały na łbach koni kirgiskich, a gdy zrywały się do
lotu nad stepem, to straszne były dla wilków, lisów i antylop, których
dopatrywały i dopadały. Czokan Wielichanow , Kirgiz z sułtańskiego rodu,
ale wychowany już przez Rosjan, gdy w eleganckim mundurze siedział w
salonie petersburskim i mrużył skośne oczy przypominając sobie kirgiskie swe
dzieciństwo, to pamiętał bezkresny, żadną linią nie ograniczony step, noc,
Kirgizów siedzących dokoła ogniska i patrzących w ogień. Tak Kirgizi siedzą
prawie przez całą noc, zasypiając nad ranem, a Czokan Wielichanow pamiętał,
jak budził się razem z innymi dopiero przed południem, przysypany śniegiem.
Tygrysy w tym kraju są takie same jak w Indiach,
tylko, widać ze względu na śniegi, mają w zimie futro bardziej puszyste.
Za czasów Dostojewskiego dwóch kozaków (nie Kazachów) usnęło sobie na łódce
przywiązanej sznurem do brzegu jeziora. Obudzili się od silnego huśtania łódki.
Dwa tygrysiątka bawiły się sznurem od łódki, a niedaleko siedziała, patrząc
na dziatki, mama-tygrys.
Kirgizi urządzali konne obławy na tygrysy.
Zabijano ich dość dużo w owych czasach.
Baron Wrangel, o którym bodziemy mówili poniżej
opowiada o weselu tatarskim w Semipałatyńsku. Znalazł się w sali
przeznaczonej dla niewiast. 150 Tatarek, ubranych w kaftany tkane z użyciem złota
i w barwne, jak skrzydła motyli, szarawary, siedziało na miękkich dywanach;
twarze i twarzyczki miały jaskrawo pomalowane, zasłon nie nosiły, paznokcie
miały czerwone, jadły różne słodycze mączne albo tłuste. Talar pan młody,
zaraz po obrzędzie posadził swą żonę na konia i wywiózł 500 kilometrów
od Semipałatyńska. Inny Tatar, bogacz i starzec, chciał pokazać Wranglowi
swoją nową, piątą z rzędu żonę. Wniósł do pokoju jadalnego
czternastoletnie stworzenie, które mu się wyrywało jak ptak, z wielkimi
czarnymi oczami tak pięknymi, że je zapomnieć było trudno.
Wszystkie te barwne egzotyczności nie interesowały
absolutnie Dostojewskiego. Ów Wrangel wielokrotnie to podkreśla. Ani jednym słowem
w całej swej twórczości nie zdradził się nigdy Dostojewski, że mieszkał
tak blisko krajów, w których powstały opowieści z tysiąca i jednej nocy, w
ojczyźnie bajek kolorowych. O Semipałatyńsku w swych listach wspomina, jak
gdyby to było przedmieście szarego Petersburga, tylko nader od stolicy odległe.
Za jednym zresztą wyjątkiem. To Mereżkowski, świetny i głęboki pisarz
rosyjski, zauważył, jak często Dostojewski pisze o szkaradnych, olbrzymich
pająkach, których boją się ludzie, które ludzie widzą we śnie, które jak
moc piekielna zstępują na ziemię i usiłują chwycić człowieka w swą odrażającą
władzę. Mereżkowskiemu nie przyszło jednak do głowy, że te pająki to
reminiscencje z Semipałatyńska, tego kraju skorpionów, falangi i wszelkiego
rodzaju pająków jadowitych. Są tu pająki, od ukąszenia których wielbłąd
zdycha w ciągu pół godziny. Charakterystyczne dla Dostojewskiego, że pamiętał
nie barwę czy słońce, nie orła czy tygrysa, lecz pająki.
Dostojewski w Semipałatyńsku zajęty był początkowo służbą
żołnierską. Nadal był milczący, osamotniony, ponury, stał się tylko
bardzo służbisty. Życie mu spływało na niezliczonych wartach przed jakimiś
składami wojłoków, chleba itp., dziennych i nocnych. Trzeba było mieć
wszystkie guziki zapięte, a kaszkiet podpięty pod brodę, co w letniej porze
było nieznośne. Dostojewski był taki służbista, że nie rozpinał się
nawet wtedy, gdy to czynili inni żołnierze. Przywitano go w batalionie złowrogo.
Oficer wskazał na niego sierżantowi mówiąc: "To z katorżników,
rozumiesz." Byli to zresztą ciemni ludzie, ci przełożeni Dostojewskiego.
Przeważnie pijani od rana do nocy, a podoficerowie niepiśmienni. Zresztą nie tylko podoficerowie. Ze wspomnień Skandina ogłoszonych
w 1903 r. powtórzmy taką scenę: "Chorąży Zubariow, oficer batalionu
Dostojewskiego,
awansował na podporucznika. Przyszedł gdzieś z plutonem i musi się podpisać
w książce. Po długim namyśle woła jednego z żołnierzy, o którym wiedział,
że jest piśmienny, i powiada: "Widzisz, chorąży
to szło u mnie gładko, ale podporucznik jeszcze
się nie przyzwyczaiłem." Potem zaś, gdy za wskazówkami żołnierza
wydrapał na papierze literę swej nowej szarży, mówi znowu do niego łaskawym
tonem przełożonego: "No, bracie, wracaj teraz na miejsce, swoje nazwisko to
ja nawet we śnie potrafię napisać."
Należy się obawiać, że Dostojewskiemu
niewiele by pomogła służbistość i zapinanie guzików, gdyby nie to, że
zjawiła się na drodze jego życia w Semipałatyńsku dobra wróżka w postaci
barona Aleksandra Wrangla. W Syberii wschodniej był wtedy generał-gubernatorem
Mikołaj Murawiew, późniejszy hrabia Amurski, będący żywym przykładem,
czym rosyjski wielkorządca Syberii być powinien, despota, ale despota z
programem, z zapałem, z wiarą, z szerokim gestem. Rozpalił on umysły młodych
chłopców z arystokratycznych rodzin w Petersburgu, wzbudzając chęć jazdy na
kraj świata. Pamiętamy przecież scenę z pamiętników księcia Kropotkina, późniejszego
londyńczyka i słynnego anarchisty, który ukończył korpus paziów z pierwszą
lokatą. Wszyscy jego koledzy przed ukończeniem korpusu wybierają sobie najświetniejsze
pułki gwardii, a on powiada: "Kozacy amurscy." "Zwariowałeś" - wołają przestraszeni koledzy i nauczyciele. Wreszcie przynoszą książkę
o mundurach wojskowych. Kozacy amurscy: czarna kurtka, czerwony kołnierz i
szare spodnie. Tak jest! szare spodnie, jak w taborach. Książę Kropotkin
istotnie waha się przez chwilę, ale potem powtarza: "Kozacy amurscy." I w tych szarych
spodniach stał pierwszy w szeregu na audiencji u cesarza z okazji ukończenia
kursu w korpusie paziów.




Otóż baron Wrangel ukończył co prawda nie
korpus paziów, ale dostatecznie arystokratyczny zakład, mianowicie liceum (które,
jak wiemy, ukończył także Pietraszewski) i obrał sobie Semipałatyńsk, sądząc,
że w tym przez Boga i ludzi zapomnianym mieście będzie mógł dużo dobrego
zrobić. Zresztą otrzymał nominację na prokuratora, co w jego wieku, miał
lat 21, nie było złym zaczęciem kariery urzędniczej.
Baron Wrangel był więc idealistą. Myśl, że
może pomóc Dostojewskiemu, świtała mu w głowie jeszcze w Petersburgu, skoro
z własnej inicjatywy zaproponował bratu Dostojewskiego, Michałowi, i
przyjacielowi Dostojewskiego, Apollonowi Majkowowi, że zawiezie od nich listy.
Wrangel był pięć lat przedtem świadkiem "egzekucji" pietraszewców na
placu Siemionowskim i zrobiło to na nim wielkie wrażenie. Istotnie Wrangel
odegra później w losie Dostojewskiego rolę wyjątkową i dobroczynną. Będzie
mu pożyczał pieniądze, spowoduje szereg ulg w stosunku do jego osoby, a
wreszcie wystara mu się o awans na oficera, całkowite ułaskawienie i
zezwolenie powrotu do Rosji.
Wrangel napisał wspomnienia o swej przyjaźni z
Dostojewskim. Opisuje swą podróż, zaczynając od Omska. W hotelu w Omsku nie
było wolnego pokoju, położono młodego barona na bilardzie. W nocy jakieś
pijane towarzystwo wypędziło go stamtąd. Generał-gubernatorem kraju stepów
był generał Gasfort, który w przeciwieństwie do generał-gubernatora
wschodniej Syberii, Murawiewa, był głupi i bezradny, aczkolwiek równie
despotyczny. Nie tylko potrafił nakazać stworzenie nowej religii dla Kirgizów,
która by była czymś pośrednim pomiędzy islamem a prawosławiem, ale ośmielał sam
wymyślać nowe mundury dla swych urzędników, zaćmiewające strojnością
mundury oficerów gwardii. Wojenny gubernator w Omsku, baron Frederichs,
przyjaciel ojca Wrangla, był według określenia Wrangla głupi jak korek, wciąż
grał na flecie, a pisma, które podpisywał, kazał ważyć, a potem rozgłaszał:
W ciągu roku podpisałem tyle a tyle pudów papierów.
Do Semipałatyńska jechał Wrangel konno, mijając
robiące na niego wrażenie cieni na horyzoncie korowody wielbłądów, idące w
całkowitej ciszy. Po przyjeździe do tego miasta zobaczył tylko płoty i płoty,
mnóstwo psów szczekających, brak bruku, przy tym okazało się, że jesienią
nogi tu grzęzną w błocie, a latem w rozżarzonym przez słońce piasku. W mieście
była jedna cerkiew, siedem meczetów, kilkunastu czy kilkudziesięciu urzędników,
przeszło tysiąc kozaków i żołnierzy z odpowiednią ilością oficerów i
kilka tysięcy Tatarów. Naokoło byli Kirgizi, także mahometanie. Islam panował
nad krajem. Hoteli nie było, dla przyjezdnych policja rekwirowała mieszkania u
miejscowych mieszczan. Wrangel noc pierwszą spędził w pokoju wybitym wojłokiem,
na ścianach były obrazki przedstawiające, jak myszy kota grzebały, oraz wypędzenie
Napoleona z Moskwy. Była taka masa pcheł, że Wrangel całą noc siedział na
krześle.

Nazajutrz Wrangel posłał służącego po
Dostojewskiego. Wrangel miał lat 21, ale był prokuratorem. Dostojewski miał
lat 32, był kiedyś znanym pisarzem, teraz był szeregowcem. Dostojewski
przestraszył się, czego znów prokurator chce od niego, i przyszedł do
Wrangla blady, spocony i piegowaty. Uspokoił się, gdy Wrangel rozpoczął od
przeprosin, że sam pierwszy nie przyszedł do niego. Istotnie, Wrangel,
rosyjski Niemiec czy też rosyjski Szwed, nie umiał uniknąć małych nietaktów,
które tak plamiły anielskość jego intencji, tak psuły to dobro, które
chciał tworzyć. Nie miał tej intuicji w postępowaniu z ludźmi,
której kobiety mają więcej niż mężczyźni; a Słowianie więcej niż rasa
germańska. Oczywiście, że trzeba było pójść samemu do Dostojewskiego, a
nie posyłać po niego służącego. Człowiek w sytuacji Dostojewskiego pamiętałby
taki gest z większą wdzięcznością aniżeli nawet pożyczone pieniądze.
Należy przypuszczać, że coś musiało mącić stosunki pomiędzy Wranglem a
Dostojewskim także w przyszłości, skoro Dostojewski kochał go tylko tak długo,
póki Wrangel był mu koniecznie potrzebny, póki go ratował i wyciągał z
nieszczęścia. W późniejszych bowiem listach Dostojewskiego w zdenerwowanych
zdaniach o wierzycielach, których Dostojewski chciałby spłacić jak najprędzej,
ze zdziwieniem największym spotykamy nazwisko Wrangla umieszczone wśród
nazwisk dwóch najdokuczliwszych lichwiarzy.
Był to może dowód niewdzięczności
Dostojewskiego, ale może też dowód, że Wrangel nie umiał zaszczepić większej
do siebie miłości. Był to człowiek bez wad. Nie pił, nie przegrywał w
karty, nie brał łapówek, był sumienny i prawy w pełnieniu swych obowiązków,
lecz znów nie buntował się przeciwko głupim czy nieuczciwym przełożonym i
nie dążył do wywrócenia ustroju. Rosjanie nie lubią takiego zbiegu zalet w
człowieku, uważają to za nudne. Zresztą ten stosunek między 21-letnim młodzieńcem-protektorem
i 32-letnim pisarzem-protegowanym i ratowanym, w którym Dostojewski mógł
tylko prosić, względnie proponować, a do młodziutkiego Wrangla zawsze i całkowicie
należało prawo decyzji, musiał być dla Dostojewskiego bardzo upokarzający i
trzeba było mieć bardzo dużo taktu, aby tu uniknąć tonów nieprzyjemnych, a
nie mamy pewności, czy Wrangel ten wielki takt posiadał. Trzeba także kilka słów
powiedzieć o stosunku społeczeństwa do przestępców politycznych w dawnej
Rosji. Oczywiście taki oficer, który służył w Semipałatyńsku, mógł być
wobec byłego katorżnika brutalny. Ale w ten sposób sam siebie deklasował
towarzysko. Dla osób lepiej wychowanych przestępca polityczny nigdy nie tracił
swego charakteru człowieka z towarzystwa. Ponad kodeksem państwowym stał
niepisany kodeks solidarności szlacheckiej, który postanawiał, że wyrok sądowy
nie pozbawia nikogo uprawnień wynikających z obyczajów grzecznościowych, a
zwłaszcza wobec ludzi skazanych za sprawy polityczne wszystkie reguły grzeczności
działają nadal. Chłop skazany za bunt przeciwko panu z tych uprawnień nie
korzystał, a natomiast korzystał z nich szlachcic skazany nawet za złodziejstwo,
nie mówiąc już o przestępstwach dyscyplinarnych czy politycznych. Ci, którzy
by tego nie przestrzegali, ściągali na siebie zarzut ludzi źle wychowanych.
Oczywiście, że pojawienie się barona Wrangla, byłego licealisty, w Semipałatyńsku
było wydarzeniem niesłychanie wstrząsającym, i oczywiście, że stał się
on od razu wyrocznią dla wszystkich. Za jego wskazówką sam gubernator zaprosił
Dostojewskiego na obiad, a za przykładem gubernatora wszyscy inni urzędnicy,
co dla Dostojewskiego, stęsknionego do towarzystwa jakichś ludzi poza niepiśmiennymi
żołnierzami i kryminalistami, było prawdziwym szczęściem. Poza tym ustało
posyłanie Dostojewskiego na warty przed składami wojłoków i Dostojewski
zamiast w koszarach siedzi u Wrangla. Otrzymuje prawo prywatnego mieszkania.
Zamieszkał Dostojewski zresztą dość ponuro, ponieważ wciąż jest biedny, a
nawet Wrangel musi go u siebie częstować swoim tytoniem, bo gdy Dostojewski
zaczyna palić własne tanie świństwo, to biedny baron dostaje szalonych bólów
głowy. Chata, w której mieszkał Dostojewski, sterczała wśród strasznego
piasku, w którym człowiek grzązł, a z łatwością przechodził tylko wielbłąd.
Chata nie miała okien na zewnątrz w obawie przed złodziejami;
otoczona była wysokim częstokołem, w którym były wrota bardzo wąskie i
bardzo niskie, tak że, aby wejść, trzeba było się schylić wpół. Tego
rodzaju urządzenie miało również na celu bezpieczeństwo, schylonemu wpół
człowiekowi łatwo było dać czymś po łbie. Dwa okna chaty wychodziły na
podwórze, gdzie była głęboka studnia z żurawiem. Izba Dostojewskiego była
wydłużona jak trumna i źle oświetlona. Dostojewski pisał przy łojowej świecy,
świece stearynowe były wtedy luksusem, i Wrangel nie mógł zrozumieć, jak można
było coś dojrzeć w tych warunkach. Na ławce w tej izbie siadywały dwie piękne
dziewczyny, córki gospodyni chaty. Zwłaszcza młodsza, szesnastoletnia, była
urodziwa. Ubrane były w czasie upałów wyłącznie w koszule, czasem nawet
rozchełstane na piersiach, tylko podpasywały się czerwonym paskiem. Wrangel
wymawiał matce, że eksploatuje wdzięki swych córek. "Wszystko jedno - odpowiadała idealnemu baronowi praktyczna matka
- i tak puściłyby się z
pisarzem lub podoficerem jakimś za dwa pierniki lub funt orzechów, lepiej już
z panami."
Poza tym były jeszcze inne kobiety w mieście.
Śliczna Maryna, córka Polaka, która zgrzeszyła z synem burmistrza i wydana
została za chorążego kozaka, który przez ostrożność małżeńską,
gdy wychodził, stawiał ją na kolana, a jej warkocze wkładał do szuflady
ogromnej komody, po czym szufladę zamykał na klucz i w ten sposób Maryna była
przyskrzyniona. Ale pewne zdobycze techniczne znane już były w Semipałatyńsku.
Znalazły się wytrychy, którymi ludzie, współczujący Marynie i którym
Maryna współczuła, otwierali szufladę i jasnowłosa Maryna wstawała z
kolan. Była też cyganka, Wańka-Tańka, która...
Najdłużej i najszczegółowiej opisuje Wrangcl
swe letnie mieszkanie, które wynajął na lato za 30 rubli i gdzie miał cały
mały zwierzyniec i cztery wierzchowce oraz zaczął sadzić kwiaty nie znane w
Semipałatyńsku. Dostojewski pomagał mu w tym i biegał pomiędzy inspektami
bez munduru, w różowej perkalowej kamizelce, a na szyi miał sznurek z
niebieskiej włóczki, na którym huśtała się cebula dużego srebrnego
zegarka. Dziewczęta z jego chaty, w koszulach, były także tutaj i biegały
bosymi nogami po świeżym nawozie. Dostojewski mieszkał wtedy u Wrangla na stałe
i Wrangel uczył go jeździć konno.
W tych czasach Dostojewski poznał Aleksandra
Isajewa i jego żonę Marię i zaczynają się dla niego nowe męczarnie, teraz
już miłosne. Żona Isajewa stanie się później pierwszą żoną
Dostojewskiego. Ona i Isajew będą od tych czasów figurować w każdej większej
powieści Dostojewskiego.
Aleksander Isajew to Marmieładow ze Zbrodni i
kary, to kapitan Lebiadkin z Braci Karamazowych. Nawet córka
Dostojewskiego w swych półidiotycznych wspomnieniach o ojcu nazywa Isajewa
kapitanem, ponieważ żywy Isajew pomieszał się jej z jego powieściowym
odbiciem. Isajew nie był kapitanem, lecz urzędnikiem do nadzoru nad szynkami,
a przede wszystkim pijakiem. W powieściach Dostojewskiego Isajew pojawia się
jako człowiek moralnie i fizycznie bity po twarzy, upokarzany, grzeszny, nędzny,
ale jednak taki, w którym coś jeszcze pozostało, coś jeszcze gra, w każdym
razie wzbudzający pewne współczucie. Wrangel uważał Isajewa za zwykłego
pijaka i nic więcej. Maria Dmitriewna, jak z powieści Dostojewskiego wynika,
biła swego męża, znęcała się nad nim, upokarzała go przy wszystkich, ale
Dostojewski znowuż to idealizował. Zresztą w listach do swoich krewnych
Dostojewski wspomina o pp. Isajew jak o najnormalniejszym i najbardziej
szanownym małżeństwie. Listy Dostojewskiego są o wiele dalsze od prawdy, jeśli
chodzi o wizerunki tych dwojga ludzi, niż te ustępy jego powieści, w których
o nich wspomina. W listach pan i pani Isajew to szablonowe, szlachetne i
przyzwoite stadło. I jakkolwiek w powieściach również ich idealizuje, to
jednak Isajew jest zawsze pijanym "byłym człowiekiem", a Isajewa pół
czy też w trzech ćwierciach wariatką. Niektóre epizody powieściowe
Dostojewskiego są żywcem przejęte z życia pani Isajew. Była ona dość
inteligentna i oczytana, z suchotniczym rumieńcem na twarzy, z sercem pełnym złości
i nienawiści do świata, z dużym temperamentem seksualnym, co się często
zdarza u suchotnic. Ojcem jej był niejaki Constant, kierownik kwarantanny w
Astrachaniu, z którego Dostojewski robił szlachcica, emigranta czy syna
emigranta z Francji, a który naprawdę był jakimś pół-Mulatem, co także tłumaczy
gorąco w żyłach jego córki. Małżeństwo Isajew mieli tez synalka, o którym
Dostojewski w swych listach pisze wciąż w superlatywach: najszlachetniejszy,
najserdeczniejszy, najwrażliwszy, a który zgodnym zdaniem wszystkich innych był
najobrzydliwszym wałkoniem na świecie.
Dostojewski kąpie się właśnie w szerokim
Irtyszu i jeździ konno z Wranglem w step, gdy przychodzi wieść straszliwa:
pijanica Isajew wypędzony jest wreszcie z Semipałatyńska i przeniesiony do
Kuzniecka odległego o 500 wiorst. Wrangel wiezie Dostojewskiego odprowadzającego
Isajewych. "Wsadziłem mężulka - opowiada - do jednej bryczki ze sobą i
upoiłem go tak, że zaraz zasnął, żeby Dostojewski mógł spokojnie gruchać
ze swoim ideałem w innej bryczce." W chwili rozstania Dostojewski staje się
do niepoznania, wybucha płaczem, gdy pył drogi zamyka mu widok oddalającej się
bryczki, wraca do miasta starszy o 10 lat. Wysyła do niej listy podobniejsze do
grubych zeszytów niż do listów. Miłość jego jest wielka, prawdziwa, podobna do choroby umysłowej. Taka miłość
nie przemija nigdy całkowicie, pozostawia zawsze ślady, jak złe i ciężkie
niezdrowie. Wyjazd Isajewa z żoną miał miejsce w maju 1855 r., a oto w
sierpniu 1855 otrzymuje Dostojewski list od swej ubóstwianej, że mąż umarł,
ona jest w nędzy, przyjęła nawet... jałmużnę w postaci trzech rubli od
kogoś nieznajomego. Stąd pamiętna scena w Zbrodni i karze - żona Marmieładowa
otrzymuje trzy ruble po śmierci męża. Dostojewski zaraz pożycza u Wrangla
pieniądze, aby jej pomóc. Wrangel wyciąga wówczas Dostojewskiego na
polowania z orłami-"berkutami" na wilki i na jeszcze ciekawsze, z
podpalaniem trzcin i trawy, aby wypłoszyć tygrysa. Ale dla Dostojewskiego
zaczyna się teraz gehenna wymiany listów, oczekiwania na odpowiedzi, a czasami
otrzymywania odpowiedzi, gorszych od oczekiwania. Dostojewski wciąż jeszcze
jest żołnierzem, któremu nie wolno jest opuścić miejsca pobytu. Wrangel urządza
całą komedię choroby Dostojewskiego, lekarz należy do spisku, wydaje świadectwo,
okiennice zamknięte, Dostojewski rzekomo leży w łóżku, tymczasem pędzi z
Wranglem na umówione spotkanie z panią Isajew do Zmijewska, dwieście kilometrów,
z początku stepem, potem wspaniałym borem sosnowym, sosny szumią nad nimi jak
pienia w gotyckiej katedrze. Cóż z tego, kiedy pani Isajew do Zmijewska pomimo
uprzednich obietnic nie przyjechała, a tylko przysłała list. Wrangel ogląda
wspaniałe jezioro wśród skał. Jezioro to znakomity ówczesny geograf
Humboldt nazwał cudem świata, najpiękniejszym widokiem na globie. Ale
Dostojewski nie chce patrzeć na to jezioro, co gorszy Wrangla. "Jak on nie ma
zrozumienia dla piękna przyrody" - pisze Wrangel. Potem Dostojewski po
raz drugi jedzie do Zmijewska, ale pani Isajew nie tylko powtórnie nie
dotrzymuje obietnicy, ale nawet listu nie przysyła. Wrangel jedzie do
Petersburga. Na tronie zasiada już Aleksander II. Nowe panowanie, nowy duch,
nowy kurs polityki wewnętrznej. Zacny Totleben, obrońca
Sewastopola, na skutek próśb Wrangla zaczyna starać się o awans
Dostojewskiego na oficera. Wrangel pisze listy pełne nadziei. Dostojewski
jedzie do pani Isajew, poznaje tam Wargunowa, pełnego sił męskich młodego człowieka,
który ułatwia jego ubóstwianej znoszenie czasu wdowieństwa nie skąpiąc jej
rozrywek nocnych. Powołajmy się tutaj na poprzednie i późniejsze utwory
Dostojewskiego, zwłaszcza słabsze, jak Białe
noce, Skrzywdzeni i poniżeni a chociażby na jego
pierwszy utwór, który się tak podobał Bielińskiemu: Biedni ludzie. Utwory
te można nazwać masochistyczno-sentymentalnymi, bohater służy swej
ukochanej wtedy, gdy się ona oddaje komu innemu. Dostojewski myślał o sobie,
właśnie on w życiu był takim sentymentalnym masochistą, rozrzewnionym
samodręczycielem. Teraz w Kuzniecku pokochał zaraz Wargunowa jak "rodzonego
brata" i zaczyna się znów dla niego przez patentowanego dobroczyńcę
Wrangla starać o awans i pieniądze, bo Wargunow był nauczycielem. Po powrocie
do Semipałatyńska pisuje listy do nich obojga, otrzymując od nich wspólne
odpowiedzi. Skądinąd wiemy, że zazdrość przyczyniała Dostojewskiemu
straszne cierpienia. Do swej rodziny i do Wrangla pisuje Dostojewski nadal listy
o "la dame", "la mienne" ["damie", "swojej"],
że
ona go kocha i że ślub ich jest postanowiony, o ile nie zajdzie pewna
okoliczność. Ta okoliczność to ewentualne wyjście za mąż rzekomej
narzeczonej za kogo innego. W listach do Isajewej zapewnia ją Dostojewski, że
nie jest "człowiekiem bez przyszłości", jak ona go nazywa, że sam już
prędko zostanie urzędnikiem. Dziwnie się składa historia kultury ludzkiej.
Oto genialny pisarz, mający później wpływ na literaturę całego świata, i
oto jego zapewnienia dawane nikomu niepotrzebnej babie, że będzie tym samym co
jej kochanek, okrągłe zero ludzkie. Istotnie listy Dostojewskiego w tym czasie nabierają rytmu konwulsji. Wreszcie 30 października
1856 r. Dostojewski otrzymuje wiadomość, że z powrotem stał się czymś w
rodzaju człowieka, bo został mianowany chorążym we własnym batalionie. Dnia
24 listopada Dostojewski znów pojawia się w Kuzniecku - pamiętajmy, że
Kuznieck od Semipałatyńska odległy jest o 350 mil drogi końmi - i pani
Isajewa łaskawie obiecuje mu swą rękę. Rozpoczynają się gwałtowne listy
poszukujące pieniędzy na wesele i urządzenie szczęścia małżeńskiego;
jakiś kapitan Kowrigin pożycza Dostojewskiemu 600 rubli, rodzina coś przysyła.
Dnia 6 lutego 1857 ślub w cerkwi w Kuzniecku chorążego Teodora Dostojewskiego
z wdową po koleżskim sekretarzu Marią Isajew. Świadkiem przy spisywaniu aktu
ślubnego jest tenże Wargunow, który nadal jest dla ubóstwianej
Dostojewskiego tym, czym był poprzednio. Dostojewski wraca z żoną do Semipałatyńska
i po drodze w Barnaule, w pokoju hotelowym, ulega straszliwemu atakowi
epilepsji. Dziesięć lat później jego druga żona, młodziutka,
osiemnastoletnia, czysta jak kryształ, także po raz pierwszy zobaczy
Dostojewskiego w epilepsji. Będzie go wtedy małymi rączkami mocno trzymała
za głowę, aby jej sobie w konwulsjach nie zranił. Teraz pierwsza żona
Dostojewskiego patrzy na niego ze wstrętem, z nienawiścią, a gdy się ocknie,
dozna na sobie jej furiackiego gniewu, że zataił przed nią swoją chorobę. "Ty katorżniku przeklęty"
- zabrzmi nad nim nienawistny, wariacki
krzyk żony.


 


VIII 


POCZWARKA


 

Porównanie, którego użyje, będzie miało dwie wady: nie będzie ścisłe
i jego zastosowanie do osoby Dostojewskiego będzie brzmiało dziwacznie. Gąsienica,
poczwarka, motyl. Pierwszy okres pisarskiej działalności Dostojewskiego, do
chwili uwięzienia i katorgi - to gąsienica, okres drugi: od uwolnienia z
katorgi albo jeszcze lepiej, od chwili powrotu ze zsyłki w 1859 do śmierci
pierwszej żony, małżeństwa z Anią i wyjazdu za granicę w 1867 - to
poczwarka; całkowita wydajność geniuszu wypada dopiero na okres trzeci,
wtedy, gdy Dostojewski jest już mężem Ani.

W okresie drugim Dostojewski tworzy już arcydzieła, jak Sioło
Stiepanczikowo, Martwy dom, a
wreszcie jedno ze swych arcydzieł najwyższej klasy, Zbrodnię
i karę, ale rzecz w tym, że
nie wszystko, co wtedy pisze, jest arcydziełem, i dlatego powiadamy: poczwarka.
Geniusz pisarza wciąż się jeszcze potyka; obok rzeczy największych pisze
utwory słabe albo wręcz marne, jak Skrzywdzeni i poniżeni.
Dopiero w okresie trzecim
wszystko, co wyjdzie spod jego pióra, jest doskonałe i genialne.


Dostojewski po otrzymaniu, dzięki Wranglowi, pozwolenia na powrót do Rosji
europejskiej zakupił w Semipałatyńsku tarantas, załadował do niego żonę
i pasierba i po sześciu tygodniach podróży przyjechał do Tweru. Miasto to,
jedno z najstarszych i najbardziej szanownych miast Rosji, nosi dziś nazwę
Kalinin, a nazwa ta pojawiała się dość często w komunikatach wojennych w
1941 roku. Dostojewski zjawił się w Twerze w sierpniu 1859 r. i zaczyna się
zachowywać jak taki nerwowy człowiek, który pociągiem jechał już dwie
doby, pozostało mu podróży zaledwie pół godziny i właśnie dlatego, że ma
poza sobą dwie doby, niecierpliwi się strasznie. Dostojewski niemal wariował
z radości, gdy w Semipałatyńsku dostał zezwolenie na przyjazd do Tweru, a
teraz Twer go irytuje, męczy. Mieszka w tym mieście zaledwie niecałe trzy
miesiące, a ileż ponapisywał listów z błaganiami o całkowite ułaskawienie,
o prawo zamieszkania w stolicy - do Wrangla, do generała Totlebena, do
szefa żandarmów , do samego cesarza. Gdyby do Mikołaja I jakiś literat
napisał list bezpośrednio, osadzono by go jak najprędzej w szpitalu wariatów,
ale oto od czterech lat panuje już Aleksander II; czasy się zmieniły;
Dostojewski w liście do cesarza zajmuje go nie tylko swoją osobą, prosząc o
zezwolenie na zamieszkanie w Petersburgu, ale stara się go także zainteresować
swymi stosunkami rodzinnymi, prosząc, aby cesarz załatwił mu przeniesienie
znakomitego pasierba Paszy z jednej szkoły do drugiej. Cesarz skreślił na tym
liście życzliwą rezolucję. W grudniu 1859 Dostojewski uzyskuje już
upragnione prawo powrotu do stolicy i z miejsca, głową naprzód, rzuca się w
dymiący pociąg wydarzeń i sporów.


Okres "poczwarki" jest okresem przejściowym nie tylko dla
Dostojewskiego. Jest to okres olbrzymich przeobrażeń w Rosji, głębokiej
rewolucji wewnątrz tego państwa, rewolucji przede wszystkim społecznej, ale również
i ustrojowej, i politycznej, aczkolwiek rewolucji narzuconej z góry. Mówiąc o
czasach Aleksandra II używamy zwykle skromnego słowa: reformy. Skromność ta
graniczy z kłamstwem. Uwolnienie chłopów w 1861, uczynienie z wczorajszego
niewolnika pełnoprawnego obywatela i właściciela, względnie współwłaściciela
gruntu, obalenie w jednym dniu całej dotychczasowej organizacji życia
gospodarczego, opartej na niewoli chłopa, nie było reformą, lecz wspaniałą
rewolucją z góry. Aleksander II dał swemu narodowi samorząd ziemski i
miejski, dał nowoczesne sądownictwo, obalił przywileje stanowe; z państwa
policyjnego i stanowego przeobraził Rosję w nowoczesne państwo praworządne.
Poszedłby zapewne jeszcze dalej, gdyby nie powstanie polskie w 1863 oraz wewnętrzny
rosyjski ruch rewolucyjny, którego padł ofiarą, zabity bombą 1 marca 1881
roku, w przededniu ogłoszenia manifestu o powołaniu parlamentu.


Większość reform Aleksandra II wypada właśnie na okres
"poczwarki" Dostojewskiego - od r. 1859 do 1867. W tymże
okresie miało miejsce także powstanie polskie i pierwsze wybuchy rewolucyjne,
i pierwsze fale reakcji. Dotychczasowe kierunki czy szkoły polityczne, będące
właściwie kierunkami czy szkołami literacko-politycznymi, pokruszyły się i
przeobraziły jak cała Rosja.


Za czasów Mikołaja I były dwie takie szkoły; obydwie zresztą, co jest
ciekawe, wypłynęły z tego samego źródła, z Listu filozoficznego Czadajewa.
Ale nie obciążajmy pamięci czytelnika zbytnią ilością nazwisk. I tak za dużo
jest ich w tej książce, i tak musimy powiedzieć, że pierwsza szkoła nazywała
się słowianofilską, a najwybitniejszymi jej przedstawicielami byli: Chomiakow,
bracia Kirejewscy, Samarin, a przede wszystkim rodzina Aksakowych. Szkoła
przeciwstawna nazywała się zachodnią (zapadnicy), a jej wodzem, - leaderem, drogowskazem i za życia, i po śmierci był dobry nasz znajomy:
Wissarion Bieliński.


Postarajmy się teraz najkrócej przedstawić przeobrażenia i
przegrupowania, jakie zaszły w obu szkołach w czasach "poczwarki"
Dostojewskiego, czyli w latach 1859 do 1867. Oddalamy się w ten sposób od
nurtu naszego opowiadania, ale jest to konieczne. Wer den Dichter will
verstehen, muss in Dichters Lande gehen. Kto chce poznać Dostojewskiego, musi poznać jego czasy.




 

IX
SŁOWIANOFILE
 

Piotr Wielki na przełomie XVII i XVIII wieku zmodernizował Rosje, wyrąbał
budując Petersburg "okno do Europy", utwierdził rosyjskie panowanie
nad Bałtykiem i nad Morzem Czarnym. Do czasów Piotra I Polska i Rosja były to
państwa o różnych siłach - toczyły ze sobą wojny ze zmiennym szczęściem,
dopiero Piotr Wielki stwarza przewagę Rosji nad Polską i od jego czasów,
skutkiem jego pracy Polska już nigdy równości sił z Rosją nie odzyskała.

Słowianofile rosyjscy była to literacka szkoła z czterdziestych i pięćdziesiątych
lat zeszłego stulecia, wrogo nastrojona do reform Piotra Wielkiego oraz
idealizująca Rosję sprzed Piotra.

Słowianofilom zdawało się, że ruch ich jest na wskroś oryginalny,
specyficznie rosyjski. W rzeczywistości słowianofilizm stanowił tylko rosyjską
odnogę ogólnoeuropejskiego ruchu literackiego, znanego pod nazwą romantyzmu.
Słowianofilizm był to nieco spóźniony romantyzm literacko-polityczny i nie
można nawet powiedzieć, że powstał w Rosji, bo w rzeczywistości ziarna tego
ruchu przywiezione były do Rosji z Zachodu. Pierwsi słowianofile byli przeważnie
wychowankami uniwersytetów niemieckich,
bezpośrednimi lub pośrednimi uczniami niemieckiego filozofa Hegla lub
Schellinga, potem teorie w Niemczech zasłyszane poubierali w strój
pseudorosyjski. Powiadamy: pseudo. Każda powieść jest powieścią historyczną
prócz powieści historycznych - zaraz uzasadnię ten paradoks. Oto mamy
powieść obyczajową Dickensa. Stanowi ona odzwierciedlenie, ilustrację życia
angielskiego w dickensowskich czasach bardziej dokładną niż niejeden dokument
z archiwów policyjnych pochodzący. Z powieści obyczajowych wiemy, jak wyglądało
życie w czasach, gdy autorowie tych powieści pisywali swe utwory. Teraz weźmy
powieść Walter Scotta o średniowieczu. Czy można ją uważać za dokument
przy badaniu obyczajów średniowiecza? Oczywiście, że nie! Powieści noszące
przymiotnik "historyczne" są zaledwie usiłowaniem odtworzenia życia
odległego, usiłowaniem zawsze jak najfatalniej obciążonym anachronizmem.
Wyobraźnia ludzka tworząca obrazy przeszłości zwykle tworzy je według własnych
swoich gustów. Widziałem kiedyś w hitlerowskim Berlinie wystawcę z
manekinami przedstawiającą życie pragermanów. Stroje tych pragermanów były
zszyte i skrojone pod najwyraźniejszym wpływem ówczesnej berlińskiej,
hitlerowskiej mody ubierania się. Powieść historyczna jest zawsze dokumentem
tych czasów, w których została napisana, a nie tych czasów, których dotyczy
jej fabuła. Powieść z epoki romantyzmu o średniowieczu stanowi materiał do
badania epoki romantyzmu, a nie średniowiecza.
W sposób identyczny musimy się ustosunkować do słowianofili rosyjskich z
pierwszej połowy XIX wieku. Idealizowali oni życie starorosyjskie, wzywali do
powrotu do obyczajów sprzed Piotra Wielkiego. W rzeczywistości jednak głosili
ideały własnej epoki, ideały jak najbardziej współczesne, a tylko swoją
wyobraźnią przenosili je w czasy odległe i wmawiali w siebie i innych, że te
ich współczesne ideały to testament dawnych czasów. Podobały się im
parlamentarne formy rządów w Europie zachodniej - twierdzili więc, że
w dawnej Rosji rządzili nie carowie, lecz wiece ludowe; pociągały ich
fantazje Fourriera, twierdzili więc, że specyficzną cechą ludu rosyjskiego
była zawsze wspólnota rolna. Szyli sobie nakrycia głowy i kaftany mniej więcej
według własnych pomysłów i utrzymywali, że to są stroje prarosyjskie,
itd., itd.
W rzeczywistości nie znam nic bardziej europejskiego niż ten słowianofilizm
rosyjski. Powstał z natchnienia filozofii niemieckiej, stanowił udział
rosyjski w jednym z ogólnoeuropejskich ruchów kulturalnych, mianowicie w
romantyzmie; w sposobie idealizowania przeszłości bliższy był fantazjom
zachodnioeuropejskich pisarzy aniżeli prawdy historycznej. Mówiąc nawiasem,
ruch ten wykazał, jak niebezpiecznymi w swych skutkach mogą być czasami
fantazje literackie. Oto słowianofile, jak już powiedziałem, wyobrazili
sobie, że chłop rosyjski marzy o wspólnocie rolnej, potem wielu słowianofili
weszło do komisji planujących wielką reformę oswobodzenia włościan i
nadania im ziemi i oto zamiast uwłaszczenia chłopów, indywidualnego
obdarzenia ich ziemią, stworzono straszliwą dla ich dobrobytu wspólnotę rolną,
która stała się kamieniem węgielnym nędzy wsi rosyjskiej.
Słowianofile wyobrazili też sobie, nie wiadomo dlaczego, że prarosyjskość
odznaczała się niesłychaną powściągliwością i czystością w dziedzinie
seksualnej. Piękne to przekonanie nie miało żadnych podstaw, a jaskrawy
erotyzm występujący w obrzędach sekt ludowych w Rosji wskazywałby raczej na
inklinacje odwrotne. Piotr Wielki istotnie powyciągał kobiety z zamknięcia
domowego na bale i asambleje, kazał im tańczyć, dygać, a nawet pić wódkę,
ale izolacja kobiet od towarzystwa męskiego,
będąca w zwyczajach dawnej Rosji, nie oznacza, jeszcze czystości płciowej.
Tymczasem słowianofile uważali, że zepsucie obyczajów, że nie tylko lekkomyślność
kobiet, ale i rozwiązłość mężczyzn stanowi cechę Europy zachodniej, całkowicie
obcą duchowi słowiańskiemu i prarosyjskiemu. Nawet brat Aleksandra II, w. ks.
Konstanty, będący przez pewien czas pod wpływami słowianofili, podzielał
ten pogląd, ale później zdecydowanie go odrzucił, zwłaszcza jeśli chodzi o
życiową praktykę.

Mekką i Medyną słowianofili był dwór w majątku
Abramcewo koło Moskwy,
należący do rodziny Aksakowych. Mieszkał tam ojciec, synowie i córki. Ojca
dzieci nie nazywały skrótem "papa", ponieważ źródłosłów tego
wyrazu był niedostatecznie rosyjski, a używały spieszczenia nadzwyczajnie słowiańskiego.
Ojciec, Sergiusz Timofiejewicz, był świetnym pisarzem, pisywał pamiętniki,
podręczniki polowania i rybołówstwa. Urodził się jeszcze w wieku XVIII. Syn
Konstanty był filozofem, a syn Iwan czynnym działaczem i publicystą.
Konstanty urodzony w 1817 umarł w 1860, ale pomimo swych lat 43 nie tknął w
życiu żadnej kobiety wierząc, że czynić tego przed małżeństwem nie
powinien prawdziwy Słowianin, że orgiastyczność seksualna, którą widział
naokoło siebie na wsi i w mieście, przyszła z Europy i rozpleniona została
przez Piotra Wielkiego. Studiując w Niemczech na uniwersytecie uległ jednak
Konstanty Aksakow czarom pewnej Niemeczki, sprzedawczyni kwiatów, i co dzień
zjawiał się w jej sklepie, aby czytywać jej wiersze Goethego i Schillera i
inne, aż zachodnioeuropejska dziewczyna mu oświadczyła, że chętnie, jeśli
chce, pójdzie do niego na utrzymanie, ale niech przestanie przychodzić do niej
z wierszami, bo się z niej wszyscy śmieją. Konstanty Aksakow głęboko przeżył
to rozczarowanie. Brat jego Iwan przynajmniej się ożenił z córką wielkiego
rosyjskiego poety, Tiutczewa, który dobrze się czuł tylko w Rzymie lub we
Francji czy Niemczech, podświadomie nienawidził Rosji, ale także wyobraził
sobie, że jest straszliwym słowianofilem. Córka jego, żona i współpracowniczka
w słowiańskości Iwana Aksakowa, wychowana była w Bawarii i nigdy nie mogła
się całkowicie pozbyć cudzoziemskiego akcentu. W majątku Aksakowych wrzało
jak w ulu, jakkolwiek przyjmowano tu tylko prawowiernych wyznawców doktryny. Na
Turgieniewa, gdy przyjechał, patrzono z ukosa, jakkolwiek nie szczędzono mu
pouczeń i wskazywano na błędy, w które się zaplątał. Książętom Oboleńskim
słano pościel w salonie na kanapach, ponieważ pokoje gościnne były zajęte,
ale dyskutowano, czy ci Rurykowicze nie mają w sobie jakiejś reszty krwi
normandzkiej. Dyskutowano zresztą od rana do wieczora i w każdej rzeczy
znajdowano głębokie zasady. Zachował się dziennik siostry Aksakowów,
dziewczyny poważnej i głębokiej, aczkolwiek równie namiętnej entuzjastki. Z
kart tego dziennika przemawia do nas brzmienie dzwonów cerkiewnych. Wiadomo,
jak pięknie, melodyjnie, poważnie, a jednak pogodnie dźwięczy spiż dzwonów
cerkiewnych, gdy się rozweseli nad lasami i śniegiem. Jest takie książęce
nazwisko rosyjskie: Białosielski-Białozierski, wywołuje ono wizję wiosek
zawalonych śniegiem i dużych płaszczyzn lodowych, również przysypanych śniegiem.
Życie we dworze Aksakowych, ogłuszonym dyskusjami zasadniczymi i słowiańskimi,
musiało być dostatnie, przyjemne, jakkolwiek owa nadmierność czystości
obyczajów wprowadzała zapewne ton niedosytu, coś jakby doskonały bankiet ze
smaczną zupą, pieczywem, rybą i deserami, ale bez kropli wina czy innego
alkoholu. Miało jednak to życie swe barwne obrazki. Oto znów z dziennika
Wiery Aksakow: jest mroźno, zawieja i noc, jedzie z matką karetą na saniach
do Moskwy, aby zdążyć na nabożeństwo w wigilię Bożego Narodzenia. Na
jednej ze stacji pocztowych zmieniają im konie. Do karety zbliża się stara
kobieta i błaga, aby młoda pani wstąpiła na chwilę do mieszkania zawiadowcy
stacji i została matką chrzestną. Nie wiadomo, skąd się wzięła ta
kobieta, bo nie widać żadnego domu, a tylko ciemno nocy i zamieć, i śnieżne
igliwie tnie po twarzy, rzucane przez wiatr, który jakby głęboko siedzi w
lasach i chce opanować całkiem dla siebie przestrzenie bezleśne. Panie
wychodzą z karety, prowadzone za rękę przez tę starą kobietę, i oto są w
oświetlonym świecami pokoju, w którym jest kilku ludzi, pop prawosławny w
szatach liturgicznych, a przede wszystkim leży w łóżku położnica
przecudnej urody. Zjawisko, wizja z obrazu Murilla, a nie żywa kobieta. Matki
chrzestnej brak, sanki jej zagubiły się gdzieś w lasach, w zamieci. Młoda
panna Aksakow bierze udział w obrzędzie, potem wychodzi znów w ciemną noc i
jedzie dalej sankami ku dzwonom cerkiewnym, które już słychać z Moskwy.


 



X



SZKOŁA ZACHODNIA

 

W aktach III oddziału własnej jego cesarskiej mości kancelarii, w plice
papierów z 1854 r., zawierającej "listy prywatne", znaleziony został
list Niekrasowa do jego kochanki Panajewej, treści następującej:
"Dosyć już tego, że Cię osłoniłem w obrzydliwej historii ze
sprzedażą majątku Ogariewa. O! uspokój się, nie mogę Cię teraz wydać;
skoro tyle lat opowiadałem, że zaplątałem się jakoś w tej sprawie, to nie
mogę dziś wywrócić kota ogonem do góry i wskazać na Ciebie. Umrę z tą
plamą na sobie. Honor Twój był mi droższy od honoru własnego. A czym mi płacisz
za tę ofiarę? Czyś okazała kiedykolwiek, żeś zrozumiała całą przestępczość
swego postępowania w stosunku do kobiety opuszczonej przez wszystkich, którą
uważałaś za swoją przyjaciółkę? Pogarda Ogariewa, Herzena, Annienkowa,
Satina przygniata mnie. Nie zmyję jej z siebie do końca życia... Możesz
powiedzieć zresztą, że Annienkow zna część prawdy, wie to, co wie także
Turgieniew, ale przecież całą prawdę znamy my tylko we dwoje i zmarły
Szanszijew. Zrozum Ty choć raz w życiu to wszystko i powstrzymaj się od
nowego straszliwego kroku. Pocieszasz się zapewne słowami mędrca, że człowiek
nie obcuje ze świadkami swej śmierci. Ale hańba do śmierci spoczywa na
mnie."

Mówiliśmy już o okrągłym mahoniowym stole z samowarem pani Panajew, od
którego w swoim czasie uciekł Dostojewski, wypłoszony drwinami. Wracamy teraz
do spraw toczących się dokoła tego stołu. Atmosfera tu jest zupełnie inna
niż w rozdzwonionym, rozmodlonym pamiętniku Wiery Aksakow. Sprawa o majątek
Ogariewa była sprawą kryminalną, w której rolę główną odegrał sam
wzniosły poeta "żałości i pomsty" ludu, Niekrasow, a jego
kochanka, Panajewa, na którą później usiłował zwalić całą winę
wszelkimi sposobami, była tylko pojętną uczennicą i pomocnicą. Reputacja
Niekrasowa jest przecież bardzo różna. Członkowie arystokratycznych klubów
w Petersburgu znają go jako szczęśliwego karciarza i namiętnego myśliwego.
Współpracownicy jego redakcji wielbią jego talenty wydawcy oraz uczucia
uczynnego, dobrego, a często dobroczynnego kolegi. Młodzież ubóstwia go jako
piewcę ludowej niedoli, jako obrońcę ludu. Dużo jednak ludzi dobrze go znających
oskarża go o wszelkie podłości, kradzieże, szantaże, a nawet o grożenie
Ogariewowi denuncjacją. Inni znawcy historii sprzedaży majątku Ogariewa, a
sprawa ta żywo interesuje współczesnych nam historyków literatury
rosyjskiej, wybraniają Niekrasowa i obciążają Panajewą jako podżegaczkę.
Chodziło o to, że Ogariew, najbliższy przyjaciel Herzena, tego papieża ruchów
rewolucyjnych nie tylko w Rosji, lecz w całej Europie, Mikołaj Ogariew, rzewny
poeta i zawzięty rewolucjonista, był właścicielem wielkich dóbr i wyjątkowym
marnotrawcą. Zerwał on ze swoją żoną, którą Herzen nazywał "łysą
bachantką", i odstąpił jej kilka majątków, dał jakieś weksle, jakieś
zobowiązania. Panajewa była przyjaciółką tej eks-żony Ogariewa, otrzymała
od niej plenipotencje, przy tym Niekrasow pisał wzór do tej plenipotencji. "Łysa bachantka" wciąż zmieniała kochanków, potem już opłacała
sobie utrzymanków i w końcu umarła w Paryżu w 1853 roku. Z papierów po niej
pozostałych okazało się, że Panajewa nie wysyłała jej całkiem pieniędzy,
sprzedając w międzyczasie majątki Ogariewa i dokonywając wszelkiego rodzaju
kombinacji.
Przed uwięzieniem Dostojewskiego w 1849 wszyscy ci ludzie:
Herzen, Ogariew, Bakunin, Niekrasow, Turgieniew, Dostojewski, mogli się spotkać i spotykali za
gościnnym stołem pani Panajew, myśleli podobnie - wszyscy należeli do
szkoły Bielińskiego. Dostojewski myślał może inaczej, ale był za młody i
za nieśmiały, aby swe zdanie głośno wypowiadać, za ambitny wreszcie, aby
narażać się na drwiny. Ale od tego czasu do chwili powrotu Dostojewskicgo z
Semipałatyńska dużo się zmieniło. Zamiast jednego centrum, którym był
wydawany przez Niekrasowa "Sowriemiennik", powstały dwa centra:
"Sowriemiennik" w Petersburgu i "Kołokoł" w Londynie,
wydawany przez Herzena. "Kołokoł" ("Dzwon") nie miał
cenzury na karku, pisał, co myślał, wypowiadał się gorąco, rewolucyjnie,
gwałtownie, stąd oczywiście był dla Rosjan lekturą bardziej interesującą
niż "Sowriemiennik", z którego cenzura w pewnych okresach wyduszała
opozycję jak olej z siemienia lnianego i który musiał wypowiadać się
aluzjami, porównaniami i wciąż tak balansować, aby go czytelnik zrozumiał,
a cenzor nie zrozumiał.

Kto z tych ludzi stanowił "prawicę" polityczną i społeczną, a
kto lewicę?

Bardzo jest trudno odpowiedzieć na to pytanie.

Podzielmy przede wszystkim z grubsza całe towarzystwo na dwie grupy:
emigracyjną i rosyjską.

W grupie emigracyjnej na pierwszym miejscu oczywiście wymienić należy Herzena, najlepiej w Europie znane nazwisko ze wszystkich rewolucjonistów
rosyjskich XIX wieku. Był to liberał będący jednocześnie mecenasem
rewolucji. Aleksander Herzen był multimilionerem, nieprawym synem rosyjskiego
magnata Jakowlewa, który mu zostawił swój ogromny majątek. Herzen wyjechał
za granicę i jako najbogatszy z rewolucjonistów, a poza tym człowiek rządny,
a nie marnotrawca jak Ogariew, wspierał rewolucjonistów całego świata, od Włocha
Mazziniego do Polaka Worcla. Herzen mieszkał w Nizzy, potem długo bardzo w
Londynie, potem w Szwajcarii, gdzie wynajął sobie zamek Prangins, późniejszą,
za III republiki, siedzibę księcia Napoleona, Plon-Plon. Utrzymywał roje służby,
do stołu jego siadało kilkadziesiąt osób. Pozostawił powszechnie znane pamiętniki.

Bakunin, założyciel szkoły anarchistów, dziś jeszcze mających zwolenników
w Hiszpanii, przeciwnik Marksa, był początkowo przyjacielem Turgieniewa, później
los go zbliżył z Herzenem, który często go utrzymywał. Był to
najskrajniejszy rewolucjonista swoich czasów, ale niekonsekwentny, szarpiący
się, przeskakujący od jednej koncepcji do drugiej. Postać pociągająca pióra
biografów, a wart jest tego.

Ogariew rzewny poeta, przyjaciel najbliższy Herzena. Jeszcze jako młodzieńcy
zaprzysięgali sobie wzajemną przyjaźń i miłość wieczną. Był to również
człowiek bardzo bogaty, ale stracił całą fortunę rozdając pieniądze na
prawo i lewo. Podczas pierwszych lat jego pobytu za granicą stawiał w swym
salonie nie zamkniętą skrzynkę z pieniędzmi, aby jego przyjaciele,
rewolucjoniści z całego świata, mogli brać z niej potrzebne im pieniądze
bez pytania. Później żył z pieniędzy, które mu dawał Herzen. Ogariew ożeniony
był po raz pierwszy z ową "łysą bachantką", którą Niekrasow
okradł, skutkiem czego Herzen, "bardziej biorący do serca wszystko, co
dotyczyło Ogariewa, niż sam Ogariew" - jak o tym pisali współcześni - nazywał Niekrasowa publicznie złodziejem i nie chciał go widzieć,
gdy ten z pielgrzymką przepraszającą
przyjechał do Londynu. Później Ogariew, wśród okoliczności niesłychanie
romantycznych, ożenił się po raz drugi z córką szambelana i marszałka
szlachty, panną Tuczkow. Otóż Herzen, którego własna żona zdradziła z
poetą niemieckim Herweghiem, zbliżył się do drugiej pani Ogariew i miał z
nią kilkoro dzieci. Ponieważ przysięgi przyjaźni miały działać nadal, więc
w londyńskim domu Herzena rozkład pokoi sypialnych był następujący:
sypialnia pani Ogariew była pośrodku, pomiędzy pokojem sypialnym Herzena a
Ogariewa, przy tym mąż ustępował swe prawa kochankowi. Pani Herzen już nie
żyła w tym okresie. Usiłowano stworzyć nową etykę płciową, opartą na
pierwszeństwie miłości przed kontraktem ślubnym. Ale wcielanie w życie tej
nowej etyki szło opornie. Pani Ogariewa dzieciom swoim, które były także
dziećmi Herzena, kazała mówić do Ogariewa "papo", a do właściwego
ojca tylko "wuju" i na zewnątrz Ogariewa uważała za swojego męża
i gniewała się na niego, gdy wynalazł sobie jakąś kochankę. Stara etyka
stykała się z nową etyką, jak palce dwóch rąk stykają się ze sobą, gdy
się palce za palce zakłada.
Do grupy petersburskiej zaliczmy Turgieniewa, który mieszkał przeważnie za
granicą, ale przyjeżdżał na polowania do swoich dóbr w Rosji. W młodości
Turgieniew był przyjacielem i kolegą uniwersyteckim Bakunina, mieszkał z nim
razem nawet w jednym mieszkaniu w Berlinie, ale potem Bakunin pogalopował na
lewo, dostał się do różnych więzień w Europie i Azji, a Turgieniew pozostał
umiarkowanym liberałem, odpowiadały mu może poglądy Herzena, ale ich głośno
nie wypowiadał, bo nie był naturą bojową. Turgieniew pisywał w "Sowriemienniku",
ale w 1860 r., a więc w rok po powrocie Dostojewskiego z wygnania, z "Sowriemiennikiem"
zerwał, bo nie mógł się pogodzić
z nowymi postaciami z tej redakcji, Czernyszewskim i Dobrolubowem, ojcami
kierunku, który Turgieniew ochrzcił mianem "nihilizmu".
Wspominaliśmy o Dobrolubowie, że pisać nie umiał, jeszcze gorzej od niego
pisał Czernyszewski. Ale ci dwaj ludzie trafili do przekonań młodzieży ówczesnej.
Czernyszewski i Dobrolubow zaczęli zwalczać kierunek estetyczny w
literaturze, lekceważyli Puszkina, Dobrolubow otwarcie zaczął atakować
Turgieniewa. W redakcji "Sowriemiennika" powstały dwa obozy,
Czernyszewski i Dobrolubow zaczęli atakować starszych członków redakcji, że
są estetyczni, że się zestarzeli, że są wielkimi panami, że się zachowują
jakby generałowie literatury. Na obiadach u pani Panajew były dobre wina
drogich marek, ale ci dwaj publicyści prosili o najprostsze potrawy i o
zwyczajną wódkę i wykrzywiali gęby z obrzydzeniem w stronę smakoszy. Pani
Panajew, w której pomimo jej strojów, biżuterii, klejnotów, luksusowego
trybu życia i arystokratycznego małżeństwa z Panajewem grała krew
proletariuszki, córki aktora, tak upośledzonego wówczas pod względem
towarzyskim, stanęła otwarcie po stronie Czernyszewskiego i Dobrolubowa.
Turgieniew zabiegał pierwotnie o ich łaski, lecz później się zbuntował.
Oto jest wymiana listów jego i hrabiego Lwa Tołstoja w sprawie
Czernyszewskiego:
Turgieniew do Tołstoja:
"Miałem często nieszczęście bronić przed panem pluskwo-śmierdzącego
(inaczej go teraz nie nazywam). W ręce pańskie składam teraz prośbę o
wybaczenie i jednocześnie ślubowanie, że będę od dzisiaj prześladować,
podawać we wzgardę i niszczyć go wszystkimi dozwolonymi, a zwłaszcza
niedozwolonymi środkami. Przeczytałem jego wstrętną książkę, tę
obrzydliwą padlinę... Racca... Racca... Racca... Pan wie, że nie ma nic
straszliwszego od tego izraelickiego przekleństwa." 
Tołstoj do
Turgieniewa:
"Ciągle go się słyszy, jego cieniutki, nieprzyjemny głosik, gadający
tępe bezczelności i podniecający się jeszcze tym, że mówić nie umie i głos
ma obrzydliwy. Wszystko to zawdzięczamy Bielińskiemu. Ale on mówił tak, aby
wszyscy słyszeli i mówili z oburzeniem, ponieważ naprawdę się oburzał, a
ten wyobraża sobie, że aby mówić dobrze, trzeba mówić bezczelnie, i stąd
wprowadza się w stan oburzenia. I oburza się w swoim kąciku, dopóki ktoś
nie powie: basta, i nie spojrzy mu prosto w oczy."
Są duże różnice pomiędzy brzmieniem tych dwóch listów. Ze słów
Turgieniewa można wnioskować, że Czernyszewski go rozdrażnił, że
Turgieniew wybucha gniewem, ale że wykwintny sceptyk nie jest tak zupełnie
pewny, czy ma rację i czy Czernyszewski nie zasługuje na szacunek. Natomiast
Tołstoj całkowicie pogardza Czernyszewskim jak rozkrzyczanym lokajem.
Tołstoj! wielkie to imię w literaturze światowej i cóż za siła twórcza!
Literaturę rosyjską przedrewolucyjnej Rosji możemy podzielić na cztery
okresy, które nazwijmy imionami największych w każdym okresie. Pierwszy:
Puszkin i Gogol; przedtem w Rosji nie było właściwie nic, z państw słowiańskich
tylko Polska miała nieprzerwany łańcuch twórczości literackiej, od XVI
wieku począwszy. Drugi: Turgieniew - Tołstoj - Dostojewski, jak mówili
współcześni, Dostojewski - Tołstoj - Turgieniew, jak powiemy dziś.
Trzeci: Tołstoj - Czechow, i czwarty: Mereżkowski - Tołstoj.
Cztery pokolenia literatury. Tołstoj urodził się za pokolenia pierwszego, a
był pisarzem reprezentującym pokolenie drugie, tak samo dobrze jak trzecie, a
pisał jeszcze za pokolenia czwartego. Urodził się za Puszkina, dożył
do Igora Siewierianina, rozciągnął się na przestrzeni całej historii
literatury starej Rosji. Gdy zestarzał, propagował wstrzemięźliwość i
wzywał do zaprzestania stosunków płciowych nawet w małżeństwie. W okresie,
w którym jesteśmy, nic nie wskazywało na taki koniec żywota, jak również
na to, że Tołstoj stanie się kiedyś bożyszczem wywrotowców z całego świata.
Tołstoj, młody oficer z blond wąsami, trochę krzywo leżącymi nad kapryśnymi
wargami, w niczym nie zapowiadał tego patriarchy z bosymi nogami, w chłopskiej
koszuli i z długą siwą brodą, jakim go znamy ze sławnego portretu Riepina.
Prócz skier genialnego talentu literackiego odznaczał się wtedy swymi
orgiami. Bił rekordy koleżeńskie ilością aktów miłosnych spełnianych w
ciągu jednej doby, a dla swoich uciech zakupywał hurtownie usługi całych
personeli domów publicznych. Oto człowiek, o którym powiedzieć można, że
propagandę wstrzemięźliwości płciowej rozpoczął w... swoim czasie.
Czernyszewski i Dobrolubow byli
popowiczami, czyli synami popów, i obaj ukończyli
seminaria prawosławne. Nazwisko Czernyszewski pochodzi od wsi Czernyszewa;
ojciec Czernyszewskiego był synem chłopa z tej wsi, a uczniom duchownych
seminariów dawali wtedy nazwiska od wsi rodzinnych. Zapewne też dziadek
Dostojewskiego w podobny sposób został nazwany od wsi Dostojewa i stąd
pochodzenie wielkiego pisarza nie miało nic wspólnego ze szlachtą polską
Dostojewskich herbu Radwan. Czernyszewski był pisarzem bez talentu, ale niewątpliwie
osobiście człowiekiem szlachetnym. Został aresztowany i wysłany na Sybir
niedługo po śmierci swego ukochanego przyjaciela Dobrolubowa, który zmarł na
rękach pani Panajew. Czernyszewski był także przyjacielem Niekrasowa i przyjaźń
tę posuwał tak daleko, że bronił poety nawet w sprawie kryminalnej ze
sprzedażą majątku Ogariewa; wspomnijmy zresztą tekst listu Niekrasowa,
cytowany na początku tego rozdziału: Niekrasow pisze tam wyraźnie, że mało
ludzi zna całą prawdę. W obronie Niekrasowa Czernyszewski pojechał nawet do
Londynu do Herzena, aby przebłagać wielkiego proroka i uzyskać wyrozumialszy
stosunek do Niekrasowa. Ale Czernyszewski przyzwyczaił się uważać siebie za
autorytet i nie znosił polemiki. Gdy Herzen zaczął odpowiadać na jego
argumenty, Czernyszewski, o ileż młodszy od niego wiekiem, o ileż mniejszy
talentem i rozgłosem, spojrzał na niego ze zdziwieniem i nie odpowiadając ani
słowa przerwał rozmowę i wyjechał. Czernyszewski w więzieniu napisał
romans Co robić, który
miał ustalać nowe zasady etyki płciowej i małżeńskiej. Romans dziś wydaje
się nam być nic nie warty pod każdym względem, jakimś okazem śmiesznej
grafomanii, postacie wycięte z kartonu, bez krzty prawdopodobieństwa, sytuacje
idiotyczne, język i styl niemożliwe do przełknięcia i do strawienia. Wówczas
to romansidło stało się czymś w rodzaju biblii, sztandaru dla młodzieży,
objawieniem, jakkolwiek nikt właściwie nie mógł rzetelnie wywnioskować, co
trzeba robić po przeczytaniu tego Co robić.


Czernyszewski miał osobiste powody do zajmowania się poszukiwaniem nowych
reguł w życiu małżeńskim. Ubóstwiał swą żonę, śniadą, ognistą
brunetkę. Dla niej wbrew swoim przekonaniom zdobywał pieniądze, aby mieć nie
tylko mieszkanie wygodne, ale nawet konie, powozy i sanki luksusowe. Żona jego
miała nieprawdopodobną ilość kochanków. Pewien procent tych kochanków
znany był Czernyszewskiemu.

Szkoła słowianofili i szkoła zachodnia były szkołami literackimi. Stąd
granica między nimi biegnie granicą poglądów w sprawach erotycznych, tej
dziedziny od wieków zastrzeżonej dla literatury pięknej. Słowianofile
bronili surowych zasad w tej dziedzinie, szkoła zachodnia głosiła pierwszeństwo
miłości przed zobowiązaniami.
Poglądy słowianofili wcielał w życie Konstanty Aksakow. Ze strony przeciwnej
oba centra myślowe szkoły zachodniej, "Sowriemiennik" i "Kołokoł",
reprezentowane są przez dwa współżycia we troje: "Sowriemiennik" - dwaj koledzy, Niekrasow i
Panajew, mieszkają razem w jednym mieszkaniu
z panią Panajew, ślubną żoną Panajewa, a faktyczną Niekrasowa, i "Kołokoł"
- znów wspólne mieszkanie Herzena i Ogariewa i pani Ogariew w stosunku
identycznym między sobą.

Wracając do naszego pytania o uszeregowaniu pisarzy szkoły zachodniej od
prawicy ku lewicy, wypowiedzmy przede wszystkim uwagę, że podział tych ludzi
według ich pochodzenia i bogactwa nie ma nic wspólnego z ich podziałem według
przekonań społecznych.

Wymienieni w tym rozdziale ludzie dadzą się podzielić na szlachtę i na
popowiczów. W grupie szlacheckiej najbogatszy był Herzen, potem Ogariew, potem
Panajew (przynajmniej przed znajomością z Niekrasowem), Turgieniew i hr. Tołstoj.
Z mniej zamożnej szlachty pochodzili Bakunin i Niekrasow, ten ostatni, mimo nędzy
w młodości, był synem ziemianina, a matkę miał szlachciankę polską.

Druga grupa obejmowałaby synów popów: Dobrolubowa i
Czernyszewskiego, i
wnuków popów: Bielińskiego i Dostojewskiego, pomimo gwałtownych tego
ostatniego pod tym względem protestów.

Podział na lewicę i prawicę polityczno-społeczną wyglądałby następująco:

Prawicowcem był wówczas Lew Tołstoj, którego zresztą nie interesowała
żadna doktryna polityczna czy społeczna. Literacka twórczość jego miała
charakter żywiołowy, jak ryk lwa lub trele słowika.

Liberałem centrowym był Turgieniew, liberałem lewicowym
Herzen.

Niekrasow był radykałem w duszy, o wiele bardziej lewicowy od Herzena i
Ogariewa, a na lewo ciągnęli go jego przyjaciele nihiliści: Czernyszewski i
Dobrolubow. Trzeba tylko pamiętać, że Herzen i Ogariew ujawniali głośno swe
sympatie do rewolucji, a ludzie "Sowriemiennika" je skrywali.

Wśród tych wszystkich ludzi jedynym świadomym prawicowcem politycznym, to
znaczy zwolennikiem caratu, był Dostojewski. Należał on także do najgorzej
urodzonych i był z nich wszystkich najbiedniejszy. Towarzyskie upośledzenie
Dostojewskiego wypływało z trzech źródeł: ze złego urodzenia, z
materialnej nędzy i z jego politycznego konserwatyzmu. To ostatnie zwłaszcza
wzbudzało wzgardę i lekceważenie, a wiemy, jak boleśnie i wybuchowo reagował
nerwowy Dostojewski na wszelki objaw lekceważenia jego osoby.

Ale oto przyjdzie powstanie polskie 1863 i raz jeszcze pomiesza wszystkie
szyki, inaczej potasuje karty.



 


XI


POWSTANIE POLSKIE 1863


 


Wpływ Polski na wewnętrzne sprawy rosyjskie był zawsze bardzo duży.
Polska była tym hasłem, pod którym odbywała się mobilizacja sił
rosyjskiego nacjonalizmu. Było tak od wieków. W r. 1861 rozpoczęły się w
Warszawie i w Wilnie polskie manifestacje patriotyczne i krew ludzi bezbronnych
polała się po brukach ulicznych i po kościołach, 22 stycznia 1863 rozpoczęła
się walka zbrojna, gdyż Polakom dostarczono broni z Francji. W rosyjskich kołach
rządowych kurs ugodowej polityki wobec Polski reprezentował wielki książę
Konstanty i pewna ilość innych dygnitarzy, między nimi ks. Suworow, wnuk
wielkiego wodza, naczelnik miasta Petersburga i osobisty przyjaciel cesarza.
Wielki książę Konstanty uważał, że należy imperium podzielić na kraje
samorządne, z własnymi i parlamentami, a osoba cesarza autokraty stałaby
ponad wszystkim i byłaby ogniwem jedności imperium. Wielki książę szczerze dążył do reform w Polsce i do zwrócenia jej odebranych po powstaniu 1830
r. praw konstytucyjnych. Książę Suworow był człowiekiem humanitarnym i postępowym.
Nie lubił on więzień ani szubienic. Ratował, jak mógł, zarówno Polaków,
jak rewolucjonistów rosyjskich. Usiłował uratować także Czernyszewskiego,
lecz się to nie udało z winy samego Czernyszewskiego.



Antytezą Suworowa była postać generała Murawiewa, głównego kata Polaków,
wileńskiego generał-gubernatora. Murawiew był człowiekiem odrażającej
powierzchowności. "Coś pośredniego pomiędzy hipopotamem a
buldogiem" mówili o nim współcześni. Był to sadysta, z rozkoszą
wieszał nawet ludzi rannych i chorych, przywożonych ze szpitala. Od maja 1863
walczył z powstaniem w Wilnie i na Litwie energicznie, lecz środkami, które w
Europie wzbudzały oburzenie powszechne. Wciąż oskarżał Petersburg, że mu
przeszkadza wieszać Polaków w dostatecznej ilości. Pamiętne są jego
aforyzmy. Ponieważ kuzyn jego, Murawiew-Apostoł, brał udział w spisku
dekabrystów w 1825 r. i został powieszony, więc Murawiew wileński powiadał:
"Nie jestem z tych Murawiewych, których wieszają, lecz z tych, którzy
wieszają." Na pytanie do niego skierowane, którzy Polacy w Wilnie są
mniej niebezpieczni od innych, odpowiadał: "Ci, którzy już wiszą."
Szubienica była dla Murawiewa tym, czym fortepian dla Paderewskiego:
instrumentem pracy i przedmiotem miłości.



Słowianofile byli do czasów powstania 1863 kierunkiem frondującym przeciw
cesarzowi i rządowi, trafiali nawet czasami do więzienia. Słowianofile głosili
jedność i zgodę całej rodziny narodów słowiańskich, powinni więc byli być
przodownikami ugody z Polakami. Ale stało się wręcz przeciwnie i to właśnie
jest dla nich bardzo charakterystyczne. W walce rządu rosyjskiego z Polakami całym
sercem stanęli po stronie rządu, a nawet poparcie rządu przez słowianofili w
jego walce z Polakami było pierwszym poparciem politycznym, jakie w Rosji
udzieliły rządowi świadome i jako tako zorganizowane siły społeczne. W
emulacji pomiędzy w. ks. Konstantym a Murawiewem słowianofile otwarcie stanęli
po stronie Murawiewa, pomimo pierwotnych sympatii tego brata cesarskiego do ich
ruchu. Antypolskość słowianofili nabrała już charakteru bezwzględnego,
jakkolwiek brutalność i krzykliwość wniesie do publicystyki w tej sprawie
dopiero Katków, o czym będę pisał poniżej.



Gdy Murawiew przyjechał do Petersburga, kilka osób chciało uczcić go
obiadem. Z propozycją udziału w tym obiedzie zwrócono się także do ks.
Suworowa. Ten odpowiedział słowami: "Ja ludojadów nie szanuję."
Wtedy poeta Tiutczew, o którym już wspominaliśmy jako o teściu jednego z
leaderów słowianofili, Iwana Aksakowa, odpowiedział Suworowowi wierszem:


 

Humanitarny wnuku bojowego dziada, 



Wybaczże nam, nasz sympatyczny Książę, 



Że rosyjskiego czcimy ludojada, 



Europy o zdanie nie pytając.


 


Po kilku zwrotkach, stanowiących hymn pochwalny dla Murawiewa, wiersz ten kończył
się zwrotką następującą: 


 

Niechże nam będzie hańbiącą poszlaką 



List nasz do niego od jego przyjaciół, 



Lecz, zdaje się nam, Książę, że dziad Twój wielki 



Na nim swą pieczęć by położył.


 

Istotnie, dziad Suworowa pozwolił wojskom swym dokonać rzezi bezbronnej
ludności Warszawy w 1794 r. Słowianofile w niszczeniu powstania polskiego i
Polski widzieli misję Rosji. Polska w ich oczach była zdrajczynią słowiańszczyzny,
awangardą Europy, cywilizacji łacińskiej, katolicyzmu, wszelkiej w ogóle
"zachodowości", której tak nienawidzili. Misja Rosji polegała na
powstrzymywaniu tych wszystkich wpływów, wykreśleniu granicy
nieprzekraczalnej pomiędzy Europą a światem słowiańskim. Polacy - zdaniem słowianofili
- winni być ukarani, a częściowo zniszczeni.
Podzielali oni program Murawiewa,
który dzielił Polskę, a raczej tę część Polski, która po rozbiorach w
XVIII wieku przypadła Rosji, na dwie części: na "zachodnie gubernie
cesarstwa" i na "królestwo kongresowe", w pierwszej części Polacy
mieli być wytępieni, w części drugiej pozostawieni, lecz politycznie sparaliżowani.
Geograficzna granica pomiędzy tymi dwoma częściami Polski biegła częściowo
według linii dziś zwanej linią Curzona, bez oczywiście przedłużenia tej
linii na zabór austriacki.



Po zakończeniu powstania działacze ze szkoły słowianofilskiej, Samarin,
Milutin, ks. Czerkaski, wyjechali do Polski, aby podburzać warstwę włościańską
przeciwko inteligencji polskiej.



Wprost odwrotne stanowisko zajął Herzen i ludzie z nim związani. Herzen
ucieszył się z oswobodzenia włościan w dniu 19 lutego 1861 i urządził w
Londynie uroczystość z tego powodu. Ale przed samą uroczystością przyszła
wiadomość o strzałach w Warszawie. Herzen wycofał się z uroczystości.
Herzen był przyczyną, że w armii rosyjskiej pojawiła się organizacja oficerów
współczująca z powstańcami. Przyjaciel Herzena, Bakunin, poszedł w tym
kierunku jeszcze dalej. Zorganizował w Londynie wyprawę na pomoc Polakom. Okręt
z bronią, który miał wylądować koło Połągi, a na pokładzie którego
znajdował się sam Bakunin, dzięki różnym okolicznościom nie doszedł do
miejsca przeznaczenia, a znalazł się w porcie szwedzkim, gdzie został
internowany.



Ale te występy Herzena i jego przyjaciół w obronie Polaków przesądziły też
o dalszych jego wpływach politycznych. Powstanie polskie skończyło Herzena na
terenie rosyjskim. Przed powstaniem polskim jego "Kołokoł" przemycany był
do Rosji w olbrzymiej ilości egzemplarzy, czytali go wszyscy, od cesarza począwszy,
policja łapała i konfiskowała egzemplarze pisma, ale po cichu mnóstwo osób
przesyłało Herzenowi wiadomości, był
to poważny czynnik w życiu wewnętrznorosyjskim. Skutkiem ultrapolskiego
stanowiska Herzena skończyło się to wszystko. Zabrakło ochotników do przewożenia
pisma przez granicę, do kolportowania go, do czytania. Nakład "Kołokoła"
spadł do jednej trzeciej, "Kołokoł" stał się pismem , wyłącznie
emigracyjnym. Niewątpliwie Herzen patrzał na powstanie polskie oczami
emigranta, który już oderwał się od gruntu rosyjskiego, i Europejczyka. Cała
myśląca Europa była wtedy po stronie Polaków, co zresztą w niczym nie
pomniejszyło ich straszliwej klęski. Można nawet powiedzieć, że krzykliwe
współczucie Europy, ujawniane w brytyjskim, francuskim i niemieckim
parlamentach i prasie, powiększyło nieszczęścia Polski, ponieważ przedłużało
walkę zbrojną, a tym samym niszczenie Polski przez wojsko rosyjskie,
deportacje na Sybir, konfiskatę ziemi polskiej i oddawanie jej Rosjanom. Byli w
Rosji ludzie, którzy chcieli w Polsce sprowokować powstanie, aby móc ją
wyniszczyć. Tym prowokatorom bezwiednie pomagała Europa swoim hałasem, poza
którym nie stał żaden czyn.



Turgieniew odstrychnął się od Herzena w czasie powstania polskiego,
ostentacyjnie przesyłając ze specjalnym listem do redakcji swój datek na żołnierzy
rosyjskich rannych w walkach z powstańcami.


Grupa "Sowriemiennika" także nie podzielała
propolskich sympatii Herzena. Dla niej Polacy byli czynnikiem arystokratycznym,
katolickim, antypatycznym. Zresztą Czernyszewski posiadał jakieś tajemnicze
kontakty z rewolucjonistami polskimi. Skandal Niekrasowa z Murawiewem miał
miejsce trzy lata po powstaniu i nie posiadał już tła polskiego. Oto, co zaszło:



Dnia 4 kwietnia 1866 r. miał miejsce pierwszy zamach na życie Aleksandra II.
Niejaki Karakozow strzelał do niego z rewolweru. Petersburg żył wciąż pod
wrażeniem tajemniczych
pożarów wzniecanych nieuchwytną ręką, które łączono bądź z Polakami, bądź
z rewolucjonistami rosyjskimi. Wobec powszechnego zdenerwowania śledztwo w
sprawie zamachu na cesarza złożono w ręce tegoż Murawiewa, pomimo osobistej
do niego antypatii Aleksandra II. Murawiew otrzymał szerokie pełnomocnictwa i
zapowiedział represje w stosunku do prasy. Los "Sowriemiennika" zawisł na
włosku. Wtedy Niekrasow podszedł w klubie do Murawiewa i zaczął czytać odę
na jego cześć. Słowa tego utworu Niekrasowa nie doszły do nas, ale wiemy, że
była tam mowa o stłumieniu powstania polskiego i "zgniłym zachodzie
Europy", i o świętym patronie Murawiewa, archaniele Michale, i inne rzeczy
niezgodne z ideologią, którą reprezentował Niekrasow i jego grupa.
Murawiew z pogardą odwrócił się od Niekrasowa i po pewnym czasie zamknął
jego miesięcznik, chociaż Niekrasow jeszcze przy obiedzie wykrzykiwał w stronę
Murawiewa: "Tak, ekscelencjo, trzeba wyrwać zło z korzeniami."


Wystąpienie Niekrasowa oburzyło
wszystkich. Wypominano mu, że matkę miał Polkę, że w wierszach, w których
opiewał miłość do niej, wspominał także o jej kraju "całym we krwi"
Zaczęto powszechnie nazywać Niekrasowa "podlecem", a ulegając
powszechnej modzie, on sam siebie tak przez pewien czas nazywał. Dzisiaj
autorzy radzieccy nie podzielają tego oburzenia widząc w nim nadwrażliwość
bogatych panów i estetów nie rozumiejących, co to znaczy prawdziwa praca
rewolucyjna. Niekrasow chciał uratować "Sowriemiennik" i zdobył się na
poświęcenie, które należy uszanować - piszą. Niekrasow z odą do Murawiewa
bliższy był prawdzie ideowej niż Turgieniew i inni liberałowie bez ody -
twierdzą. Ze swej strony powiedzmy
tylko, że Niekrasow był bardzo skomplikowanym człowiekiem. Wciąż pamiętajmy,
że muza jego, ubrana w koszulę dziewczyniny wiejskiej z surowego płótna, była
muzą śpiewną.



Wracając do powstania 1863 r. i wpływu, które wywarło na ukształtowanie się
poglądów w Rosji, nie możemy pominąć zjawiska, któremu na imię Katków.
Wpływy i skutki działalności dziennikarskiej z trudnością dają się
wymierzyć, ale o Katkowie wiemy, że stworzył, że sformułował poglądy
polityczne wyznawane później przez dwa pokolenia rosyjskiej biurokracji i dwóch
cesarzy rosyjskich. Katkowa poznajemy jako adherenta Bielińskiego i zachodowca,
zwolennika konstytucji angielskiej. Nazywano go nawet anglomanem. Ale w mózgu
Katkowa węzeł walki i boju był widać nadmiernie rozszerzony. Przyjął
wyzwanie Polaków, w 1863 r. zaczął przeciw Polakom mobilizować Rosję, złe
kły pokazywać Europie. Zbliżył się do słowianofilł, a nawet pochłonął
ich ideologię, jeśli można się tak wyrazić, gdyż w miejsce słowianofilskiego
romantyzmu stworzył szkołę nowoczesnego, zajadłego, egoistycznego
nacjonalizmu rosyjskiego; publicystyka jego to już nie literatura
poetyczno-powieściowa, to już twarde i zawzięte, często fałszywe, jeszcze
częściej amoralne, ale zawsze wybitnie polityczne rozważania nad wewnętrznymi
i zagranicznymi sprawami Rosji. Katkow! Zapamiętajcie to nazwisko. Będzie
ono nam wciąż potrzebne w naszych dalszych rozmyślaniach nad Dostojewskim.



Powstanie 1863 r. miało też wpływ bezpośredni na losy samego Dostojewskiego.
Od stycznia 1861 r. ukazuje się miesięcznik "Wriemia" ("Czas") założony
z inicjatywy Dostojewskiego przez jego brata Michała, który przedtem miał
fabrykę papierosów i cygar, ale który pod wpływem powrotu brata z Syberii
przypomniał sobie swe literackie aspiracje w młodości. Dostojewski
faktycznie redaguje to pismo. Miesięcznik nie idzie najlepiej, ale nie
najgorzej. Szereg najwybitniejszych pisarzy zamieszcza tam swoje utwory.
Powstanie 1863 r. wywołuje w Dostojewskim skurcz nienawiści do Polaków. Jeździł
on w tym czasie po raz pierwszy za granicę, do Niemiec, Francji i do Londynu,
by poznać Herzena, i spotkał wszędzie krzykliwe sympatie do Polaków i wzgardę
do Rosji. Zrobiło to nader silne na nim wrażenie, bo wszelkie upokorzenia wywołują
w nim silne reakcje. Powrócił z duszą pełną nienawiści i do Europy
zachodniej, i do Polaków. Ale oto jego miesięcznik został w maju 1863 r.
zamknięty właśnie z powodu rzekomych sympatii do powstania polskiego. Zauważcie,
że chodzi tu o datę 1863, że antyrządowy i skrycie rewolucyjny "Sowriemiennik"
ma przed sobą jeszcze trzy lata lukratywnego istnienia. Powodem represji był
źle przez społeczeństwo zrozumiany artykuł Strachowa pt. Fatalna kwestia.
Autor artykułu twierdził, że Polacy jako naród o wyższej kulturze nie
mogą z Rosjanami żyć w jednym państwie, ale autor bynajmniej nie chciał
z tych swoich założeń wyciągać przyjaznych dla Polaków wniosków. Zamknięcie
miesięcznika stanowi nową dla Dostojewskiego katastrofę życiową, ale też
bracia Dostojewscy od razu zaczynają się starać o zezwolenie na założenie
nowego miesięcznika.




 


XII 
POLINA

 

W powieściach Dostojewskiego często się zdarzają trzy typy kobiet,
prototypami których były trzy kobiety, w których się kochał. Pierwszy:
kobieta-mężatka, despotyczna, kapryśna, nieobliczalna, lecz ze szlachetnym w
gruncie sercem, grubiańska w swoich wystąpieniach na zewnątrz, chora,
suchotnica, sparaliżowana lub wariatka - to jego pierwsza żona, z domu
Constant, primo voto Isajewa; typ drugi: kobieta niezamężna, despotyczna,
kapryśna, nieobliczalna, ze szlachetnym w gruncie sercem, poza tym rozpustna, z
dziwnym czarem erotycznym, pociągającym mężczyzn do szaleństwa - to
Apolinaria Susłowa, późniejsza pani Rozanow; i typ trzeci: panna
despotyczna, kapryśna, nieobliczalna, ze szlachetnym w gruncie sercem, ale
wyniosła i dumna, nietykalna, czysta jak lazur niebieskiego nieba, o gestach
księżniczki czy królewny - to Anna Korwin-Krukowska, późniejsza pani
Jaclard. Czasami te typy występują samodzielnie, czasami są mieszane między
sobą, gdyż, jak już pisałem, jednostki typów nie pokrywają się u
Dostojewskiego z figurami fabuły. Poza tymi trzema typami w pierwszych powieściach
i nowelach Dostojewskiego natrętnie występuje typ skrzywdzonego dziecka kapryśnej
dziewczynki. Jest to zapewne reminiscencja tej dziewczynki, którą Dostojewski
zgwałcił,
ale której nazwiska nie znamy i nic pewnego o niej nie wiemy, nawet nie wiemy,
czy naprawdę była kapryśna, czy też cechę tę dodał jej Dostojewski przez
własne upodobania.



Druga żona Dostojewski ego nie była despotyczna ani kapryśna, a już najmniej
nieobliczalna. Przeciwnie, była wobec niego cicha, skromna, posłuszna i miała
pogodny, równy, światły charakter. Dostojewski zawdzięcza jej sławę. Ale
nie opisał jej w żadnej ze swoich powieści, podczas gdy postacie tamtych
trzech hałaśliwie wypełniają karty jego książek sportretowane czasami w
bardzo intymny sposób.



Pisaliśmy już o pierwszej żonie, z chronologii wypada zająć się teraz
Apolinarią, czyli Poliną, Susłową. Była jedną z pierwszych w Rosji
studentek uniwersytetu, gdyż za Aleksandra II przez krótki czas wolno było
kobietom uczęszczać na uniwersytet. Przysłała marną nowelkę do
wydrukowania we "Wriemieni", być może przyszła z nią sama, skoro utwór
ten ukazał się na łamach miesięcznika. Dostojewski idealizował zawsze swe
heroiny, pogłębiał, subtelizował ich dusze, robił je wiele ciekawszymi, niż
były w rzeczywistości. Powieść Gracz, napisana przez Dostojewskiego w
r. 1866, zawiera wiele danych autobiograficznych o jego stosunku z Susłową, cała
powieść napisana jest, aby uspokoić, zaleczyć, uciszyć, wyrzucić z siebie
wspomnienia o wspólnym z Susłową pobycie w domach gry w ruletkę. Typ Susłowej
wyrażony jest tu w dwóch postaciach powieściowych, w Polinie, córce generała,
despotycznej, kapryśnej i nieobliczalnej, która jednego i tego samego dnia
oddaje się dwu ludziom kochając trzeciego, i we francuskiej kokocie. Pewne
szczegóły intymne, które przeżył Dostojewski z Susłową, o czym
dowiedzieliśmy się dopiero z jej szczerych pamiętników, przeniesione są tu
na kokocie łóżko. Susłowa jest także prototypem Nastasji Filipowny z
powieści Idiota, ale tu już nie ma podziału na
generalską córkę i na kokotę, Nastasja Filipowna od razu jest kobietą spoza
towarzystwa, ale kobietą, dla której szaleją najwartościowsi ludzie, która
znów nie wie, kogo kocha, chociaż Dostojewski ma wciąż nadzieję, że kocha
tego, w kim on widzi siebie. Idiota kończy się sceną zamordowania
Nastasji Filipowny, sceną, której dramatyczność niesamowita mało ma chyba równych
sobie w literaturze świata. Dostojewski istotnie kochał Susłową do tego
najwyższego stopnia miłości i zazdrości, którego częścią nieodłączną
jest nostalgia do morderstwa, jako jedynego środka pozbycia się cierpień
ponad siły.



Z wiekiem postać Susłowej pod piórem Dostojewskiego, nie tracąc nic ze
swoich czarodziejskich erotycznych atrakcji, z seksualnego zewu, traci pióra ze
skrzydeł, a zyskuje na jaskrawym realizmie. Od generałówny Poliny, która
jeszcze nie wiadomo czego chce, którą jeszcze można wziąć za szyllerową
kochankę rzucającą w zamian siebie rękawiczki pomiędzy dzikie bestie,
poprzez niesamowitą Nastasję Filipownę dochodzimy do zdecydowanej dziewki,
Gruszeńki w Braciach Karamazowych, powieści napisanej przez
Dostojewskiego w ostatnich latach przed śmiercią. Z transformacji Susłowej w
różnych utworach Dostojewskiego możemy wywnioskować tylko jedno: ta kobieta
zasmakowała mu w życiu o wiele więcej niż wszystkie inne, które znał.
Rozkosz erotyczna prawdziwa, rozpustna, arcygrzeszna zjawiała się u wezgłowia
marzeń Dostojewskiego jako zjawa Susłowej, i tak do końca życia.



Czy Susłową była piękna? O! Nie pytajmy fotografii o piękność kobiet
Dostojewskiego - wszystkie one: Ania, Susłowa, Korwin-Krukowska, pierwsza żona
wyglądają na nich jak czupiradła; zrzućmy winę na niedomagania kunsztu
fotograficznego w połowie XIX wieku, bo inaczej nie potrafilibyśmy zrozumieć
ani Dostojewskiego, ani tych kobiet, ani wreszcie samego
życia. Dość, że Susłowa była osobą nader pociągającą, podniecającą,
że miała zastępy kochanków, a ustawiczny trening miłosny, powiększający
zasób jej intymnych doświadczeń, udoskonalał rozkosz, którą dawać musiała.
Dostojewski, korzystając przed uwięzieniem z naiwnej i niezdarnej prostytucji
ulicznej w Petersburgu, po katordze z bydlęcego poziomu pieszczotami dziewczyn
przeznaczonych dla żołnierzy w Semipałatyńsku, który miał żonę chorą,
krzykliwą i niewierną, pierwszy bodaj raz posiada kobietę w jedwabiach, rasową,
mądrą, z dobrymi perfumami, z inteligentnym uśmiechem, oczami, które w
pewnych chwilach gorzeją bezwstydem. Nie zagłuszy mu wrażeń, których doznał,
żadna inna kobieta w życiu. W 1863 r. wyjeżdża Susłowa za granicę;
Dostojewski podąża za nią. Dojechawszy do Paryża pędzi zadyszany do jej
hotelu. "Spóźniłeś się, mój drogi" - powiada mu Susłowa i komunikuje
mu wiadomość, że się co dzień oddaje Salvadorowi, pięknemu Hiszpanowi, którego
spotkała i poznała pierwszego dnia pobytu w Paryżu. Dostojewski zachowuje się
według swego zwyczaju tak jak kiedyś, gdy się dowiedział, że jego przyszła
żona ma już ukochanego, nauczyciela Wargunowa. Poświęca siebie, chce dopomóc
szczęściu ich obojga etc., ale okazuje się niebawem, że Salvador ma dość
Poliny, nie chce na nią patrzeć, ucieka od niej. Dostojewski proponuje
braterską podróż do Włoch, wyobraża sobie, że nie może tknąć kobiety,
która świeżo przeżyła dwie tak straszliwe tragedie, jak unieszczęśliwienie
jednego kochanka i rozczarowanie spowodowane przez drugiego. Susłowa ku
wielkiej jego radości wspaniałomyślnie się zgadza. Idą razem do poselstwa
Stolicy Apostolskiej po wizy na paszportach do Rzymu. Nerwy Dostojewskiego go
zawodzą. Ma teraz miejsce głupawa do ponurości scena, tym więcej plamiąca
pamięć wielkiego pisarza, że dziecinnie śmieszna i naiwna. Młody pater oświadcza,
że wizować paszporty może tylko monsignore, i odnosi je do pokoju tego prałata.
Dostojewski z Polina czekają długo, a Dostojewskiemu wydaje się, że nieznośnie
długo. Po licznych narzekaniach i przynaglaniach Dostojewski zadaje wreszcie
pytanie, czym jest tak zajęty monsignore. Młody pater odpowiada szczerze, że
monsignore pije kawę. Wtedy antykatolicyzm, Salvador i czekanie wybuchają
razem w sercu biednego Dostojewskiego i ten zrywa się z miejsca z wrzaskiem
wyrażonej w okropnej ze zdenerwowania francuszczyźnie: Je veux cracher dans
son cafe ["Chcę
napluć mu do kawy"] - i przygotowując
odpowiednią dozę śliny w ustach, biegnie w stronę pokoju monsignore, aby
uchwycić jego filiżankę. Polina i ksiądz chwytają go za fałdy surduta z tyłu
i ślizgają się po posadzce poczekalni poselstwa, aby go wreszcie zatrzymać.
Kawa nadal zawiera w sobie tylko kawę i mleko, bez niepożądanych dodatków, a
paszporty z wizami są oddane. Scenka z rodzaju łatwych paszkwili na Rosjan za
granicą.

Dostojewski z Poliną jedzie naprzód na ruletkę i tu zgrywa się rzetelnie.
Polina zastawia swoją biżuterię, aby go ratować. Polina miała szerokie
gesty, to nie pierwsza żona Dostojewskiego, która go zadręczała kwestiami
pieniężnymi. Pieniądze na dalszą podróż wytelegrafowane są z Petersburga.
Polina z cyniczną otwartością zapisuje w swoim dzienniku, jak dręczyły i
powstrzymywały Dostojewskiego jego słowa honoru o braterstwie. Panie z dziewiętnastowiecza
były doświadczeńsze niż współczesne. Ubierały się obficiej i szczelniej,
a ta większa ilość przeszkód nasilała, nabarwiała, nalewała więcej krwi
do poszukiwań, odkryć, coraz a coraz słodszych i lubieżniejszych wędrówek
wśród wełny, jedwabi i batystów, potęgując trzęsienie się rąk i warg,
wzmacniając wrażenie. Z szeroką suknią rozrzuconą na łóżku Polina dała
swą nóżkę w czarnej pończoszce do pocałowania. Przed Dostojewskim znów
otwarły się rozkosze, do których dostęp honorem mu był zakazany. Im więcej
zakazów
w tego rodzaju usiłowaniach, tym więcej rozkoszy. Dostojewski jako znawca
serc kobiecych w teorii, sądził, że skoro dał kobiecie słowo honoru, to
powinien go dotrzymać. Potem oświadczył się Polinie, błagał o jej rękę,
chciał by została jego żoną, wypowiadał przekonanie, że śmierć jego żony
prędko już nastąpi. Polina wzruszała ramionami, żeby go męczyć. Dobrali
się dobrze, ona była sadystką, a on widocznym masochistą.

Włochy, Neapol, Sorrento - wszystko przepłynęło obok: sceny, kłótnie, półrozkosze,
półmęczarnie były jedyną odczuwalną rzeczywistością.

Rozstał się Dostojewski z Susłowa jesienią 1863 roku i nie możemy stwierdzić,
czy miał ją kiedy później, czy nie, jakkolwiek czasami się spotykali, a
korespondowali jeszcze bardzo długo. Koniec tej Susłowej jest ciekawy. W
trzecim pokoleniu rosyjskiej literatury pojawił się krytyk literatury,
filozof, uwielbiający przede wszystkim Dostojewskiego. Nazywał się Rozanow.
Pisał wciąż o Dostojewskim. Poznał Susłową, dowiedział się, że była
kiedyś kochanką Dostojewskiego, i z czci Dostojewskiego ożenił się z nią.
W chwili ślubu ona miała lat 40, on 24. Później Susłowa go porzuciła,
zakochawszy się w jakimś subiekcie sklepowym. Rozanow miał później żonę i
dzieci, lecz nie mógł dać im swego nazwiska, bo Susłowa przez zamiłowanie
do męczenia ludzi nie chciała mu dać rozwodu. Umarła dopiero w czasie
wielkiej wojny europejskiej.
 


Stanisław Cat Mackiewicz "Dostojewski" - cz. 3













Wyszukiwarka