Dostojewski opisał swe życie na katordze w Zapiskach z martwego domu. Oto urywek z IX rozdziału tej książki:
"W całym mieście były tylko dwie łaźnie; jedna z nich, z osobnymi kabinami, kosztowała 50 kopiejek od osoby i przeznaczona była dla ludzi wysoko postawionych; ta, do której nas poprowadzono, była stara, zapuszczona, ciasna. Na dworze był mróz i słońce, aresztanci cieszyli się już z tego, że wyjdą z katorgi i popatrzą na świat. Żarty i śmiechy rozbrzmiewały przez miasto. Cały pluton żołnierzy otaczał nas z nabitymi karabinami. W łaźni podzielono nas na dwie partie, jedna się myła, a druga oczekiwała w sieni, gdyż łaźnia nie mogła pomieścić wszystkich razem. Zresztą łaźnia była tak ciasna, że nie mogłem zrozumieć, w jaki sposób wpakowała się do niej nasza katorga. Pietrow mnie nie odstępował, zaproponował, że mi pomoże i mnie wymyje. Towarzyszył mi także Bakluszin, o którym wspominałem, że był więziony w tak zwanym oddziale specjalnym, tj. w oddziale dla skazanych dożywotnio, i że był najweselszym i najmilszym człowiekiem z całej katorgi. Pietrow pomógł mi także w rozebraniu się, co było niełatwe i nieprzyjemne, bo w sieni było zimno jak na dworze. Aresztant w ogóle rozbiera się z trudnością. Po pierwsze, trzeba umieć rozsznurować podkajdanki, które każdy z nas nosił, chociaż kosztowały dość drogo, gdyż inaczej kajdany nacierałyby rany na nogach. Podkajdanki robione są ze skóry i wkłada się je pomiędzy kajdany a bieliznę. Po drugie, zdjęcie kalesonów wymaga długich zachodów. Trzeba pierwej ściągnąć jedną nogawicę z jednej nogi, a potem z powrotem ją wciągnąć, a raczej przepuścić pomiędzy kółkiem od kajdan a nogą, a potem to samo przerobić na drugiej nodze. Nauczyłem się tego od Korieniewa, słynnego atamana rozbójników, który swego czasu siedział pięć lat przykuty łańcuchem do ściany, a z którym poznałem się w Tobolsku. Ale aresztanci zwykli się z tym i rozbierają się prędko. Dałem Pietrowowi kilka kopiejek, by kupił mydła i strużek; aresztanci otrzymują co prawda po kawałku mydła wielkości dwukopiejkowej monety, a szerokości tych kawałków sera, które się podaje na zakąskę w domach małych urzędników, ale poza tym mydło sprzedawało się także w sieni wraz z obarzankami i dodatkową wodą gorącą. Według bowiem umowy z właścicielem łaźni każdy aresztant miał prawo tylko do jednego kubła wody gorącej, kto chciał, mógł sobie dokupić po groszu za kubeł. Pietrow rozebrał mnie i poprowadził pod rękę, gdyż było mi bardzo trudno iść w kajdanach na gołych nogach. "Niech pan je podciągnie w górę na łydki - mówił mój opiekun ostrożnie, tutaj próg." Trochę się wstydziłem i próbowałem zapewnić Pietrowa, że sam potrafię, lecz on w to nie uwierzył. Po otworzeniu drzwi do łaźni myślałem, że wstępujemy do piekła. Pomieszczenie to miało dwanaście kroków długości, a znajdowało się w nim około stu ludzi. Para, kopeć, brudna woda, kłębowisko gołych ciał, ciasnota taka, że nie można było nogi postawić. Chciałem się cofnąć i dać za wygraną, lecz Pietrow popchnął mnie naprzód. Nie wiem, w jaki sposób dotarłem do ławek, które jak w każdej rosyjskiej łaźni ustawione były jedna nad drugą systemem schodów. Przełaziłem po głowach ludzi siedzących na podłodze. Miejsca na ławkach były zajęte. Pietrow oświadczył, że trzeba kupić miejsce, i zaraz zapłacił aresztantowi siedzącemu koło okienka pół kopiejki, którą przyniósł w zaciśniętej pięści. Aresztant wlazł pod ławkę i pomieścił się tam jakoś w śliskim brudzie. Zobaczyłem, że wszystkie miejsca pod ławkami były zajęte i w ogóle nigdzie nie można było wetknąć nawet dłoni, wszystko było wypełnione gołymi ciałami ludzkimi i kubłami z wodą. Siedzący na górnych ławkach zlewali brudną wodę na siedzących na niższych. Lud rosyjski nie myje się długo mydłem, lecz lubuje się w gorącu łaźni, w parzeniu się i w biciu się rózgami z liśćmi, a później w oblewaniu się wodą zimną. Rózgi z liśćmi podnosiły się ciągle i opadały, wszyscy chlastali się tymi rózgami z pijaną rozkoszą. Wciąż robiło się goręcej. To już nie był żar, to było już piekło. Wszystko to ryczało i rżało przy dźwiękach stu łańcuchów od kajdan. Niektórzy łażąc po ławkach z góry w dół lub z dołu na górę zaczepiali kajdanami za głowy innych, ciągnęli ich za sobą i z wrzaskiem wymyślali sobie nawzajem. Brud lał się ze wszystkich stron. Wszyscy byli w jakimś wariackim nastroju, podnieceni, krzykliwi, wrzaskliwi. Koło okienka do sieni, z którego wydawano gorącą wodę, rozpoczęto bójkę. Otrzymywana w kubłach woda nie mogła trafić do swego przeznaczenia, wychlustywała z kubłów, parzyła ludzi po głowach. Wpółogolone głowy aresztantów i rozparzone do czerwoności ich ciała wyglądały potwornie. Na rozparzonych plecach wyraźniej występują cięgi i blizny, a teraz plecy nieszczęśliwych wyglądały jakby świeżo poranione. Straszne blizny! Mróz przeszedł mi po kościach, gdy zacząłem się im przypatrywać. Dodadzą gorąca i para przesłoni na chwilę gorącym obłokiem cały obraz - wszystko jednogłośnie zaryczy i zarży. Potem z obłoku tego wystąpią poranione plecy, wpółogolone głowy, pokręcone z powodu braku miejsca ręce i nogi, a ponad tym wszystkim, na najwyższej półce, Żyd Izaak ryczy na całe gardło. Parzy się on bezprzytomnie, widać, że żadne gorąco nie może go nasycić dostatecznie. Uważa widać, że w tej chwili przewyższył wszystkich, tryumfuje i ostrym głosem wariata wykrzykuje jakąś arię: la - la - la - la, przekrzykując wszystkie inne głosy. Przyszło mi do głowy, że jeśli kiedyś będziemy w piekle, to będzie ono wyglądało tak jak to miejsce. Nie wytrzymałem i powiedziałem o tym Pietrowowi, który mi na to nic nie odpowiedział, lecz rozglądnął się dokoła. Chciałem także Pietrowowi kupić miejsce koło siebie, lecz on siadł mi na nogi twierdząc, że mu jest bardzo wygodnie. Bakłuszin kupował i przynosił nam wodę. Pietrow namydlił mnie całego. "A ja panu także nóżki umyję" - powiedział. W użyciu formy "nóżki" nie było żadnej niewolniczej intencji, po prostu Pietrow nie mógł nóg moich nazwać nogami, ponieważ u ludzi prawdziwych są nogi, a u mnie tylko nóżki. Po umyciu mnie, z tymiż ceremoniami, jakbym był zrobiony z porcelany, odprowadził mnie do sieni i pomógł włożyć bieliznę, a dopiero później skoczył z powrotem do łaźni, aby się wyparzyć. Kiedyśmy wrócili do domu, zaprosiłem go na szklankę herbaty. Zjawił się także Bakłuszin, którego zaprosiłem jeszcze w łaźni..." Kilka uwag o Zapiskach z martwego domu, książce, która należy już do arcydzieł Dostojewskiego. Pamiętam rozmowę z aktorką słynnego teatru Stanisławskiego... Wagon, półmrok, podróż uciążliwa... Aktorka mówi mi, że w jej teatrze próby każdej wystawianej sztuki trwają przez rok lub więcej. "Wynasza się w ten sposób rolę w sobie" powiada i odruchem kobiecym wysuwa swą rękę przed brzuch. Otóż Zapiski z martwego domu są także książką wynoszoną w sobie. Dostojewski zaczął ją obmyślać już w pierwszych miesiącach swego pobytu na katordze, a ukazała się w druku dopiero w 1860 r. Dostojewski był więc tą książką brzemienny około dziewięciu lat. Dostojewski sam wspomina, że tylko dwa swe utwory pisał bez pośpiechu, bez tego, żeby mu ktoś stał nad głową i przynaglał, a mianowicie Biednych ludzi i Zapiski z martwego domu. Być może dlatego Zapiski z martwego domu są tak spokojne i zrównoważone, nie ma w nich histerii. Utwory Dostojewskiego cechuje zwykle pewna niecierpliwość, wciąż długie tyrady wypowiadane z jakąś pośpiesznością, jakby genialny autor nie był całkowicie pewny, że czytelnik uważnie go słucha, i jakby go wciąż trzeba było trochę przytrzymywać za guzik. Ileż razy skarży się Dostojewski w listach do osób sobie bliskich, że nie może spokojnie pracować, że nie może swoich utworów spokojnie opracowywać i szlifować, jak to czyni bogaty Turgieniew, że on, Dostojewski, musi zawsze starać się o zaliczki pieniężne za swoje utwory i że zawsze musi się śpieszyć na jakiś termin wyznaczony w kontrakcie z wydawcą, i to czasami pod groźbą poważnej kary wadialnej. Owo śpieszenie się z ukończeniem na termin udzielało się widać manierze pisania. Tutaj w Zapiskach z martwego domu istotnie nie odczuwamy żadnego pośpiechu i znać mistrzowskie, a całkowicie spokojne wykończenie całości. Malarz miał czas nie tylko długo przyglądać się swojemu obrazowi i wszystkie błędy poprawić, lecz miał również czas na dobranie mu rani właściwych.
Zapiski z martwego domu są książką wielkiego paradoksu. Zawierają opis życia w carskiej katordze, a w XIX wieku w Europie zachodniej wystarczało wymówić wyrazy: carska katorga, aby ludziom oczy czerwieniały ze współczucia. I oto ta właśnie książka Dostojewskiego jest jego utworem najbardziej pogodnym, najłagodniejszym i spokojnym. Jeden z opisów z Martwego domu został nawet wydany dla dzieci jako książeczka na gwiazdkę, mianowicie opowiadanie, jak katorżnicy zbiorowo wybierają i kupują nowego konika do wożenia wody dla więzienia. Dostojewski potrafił więc nawet katorgę z kajdanami wprowadzić do dziecinnego pokoju i postawić na podłodze wśród zabawek dzieci niewinnych.
Michajłowski, wybitny publicysta lewicowy z końca XIX wieku, nazwał Dostojewskiego talentem okrutnym, talentem niepotrzebnego okrucieństwa. Turgieniew nazywał go rosyjskim markizem de Sade. W tych określeniach dużo jest prawdy. Dostojewski lubi człowieka roztkliwić, rozrzewnić tylko po to, aby go potem tym boleśniej dręczyć wizjami jakichś całkiem wyjątkowych cierpień ludzkich, zawsze zresztą moralnych, a nie fizycznych. Otóż w Zapiskach z martwego domu takich wizji cierpień jest stosunkowo niedużo. Czasem tylko leżący w gorączce w szpitalu więziennym Dostojewski podsłucha jakąś opowieść szeptaną z łóżka do łóżka i jego wyobraźnia wypręży źle słyszane zdania i sytuacje w jakąś nadludzką skargę i cierpienie. Ale w Zapiskach z martwego domu na ogół nie ma dużo fantazji, wymysłu, są to raczej historie zapisane z życia rzeczywistego. Książka ta jest właściwie wielkim, olbrzymim reportażem. Gdyby ogłoszono konkurs na najlepszą książkę-reportaż, to Zapiski z martwego domu niewątpliwie otrzymałyby pierwszą nagrodę, chociaż w czasach, gdy je Dostojewski tworzył, pojęcie reportażu było mało znane. Postarajmy się jednak jeszcze bardziej ściśle zdefiniować charakter Zapisek, tej najpogodniejszej z książek Dostojewskiego. Jest to reportaż o ludziach żywych, jest to jakby szkicownik malarza gotującego się do malowania wielu wielkich obrazów; analityk psychiki ludzkiej, otoczony przez cztery lata 250 ludźmi o charakterach przeważnie barwnych i jaskrawych, zapisał sobie ich stany psychiczne, chociażby dla ćwiczeń przygotowawczych do uprawiania powieściowej analizy psychologicznej. Współżycie z towarzyszami więzienia dało Dostojewskiemu możność obserwacji najrozmaitszych, przeważnie ciekawych i wyrazistych typów ludzkich. Jaką rolę w tej książce odgrywa katorga, więzienie i zbrodnia? Nie za wielką, ale nie za małą również. Oczywiście, że Dostojewskiego szkice psychologiczne w Martwym domu nie są szkicami zbrodniarzy, lecz szkicami ludzi; pomiędzy skazańcami odnalazł Dostojewski szereg postaci świętych, szlachetnych, nadprzeciętnie uczciwych. Pomińmy opisywanych przez Dostojewskiego jego towarzyszy więziennych, Polaków, którzy się tam znaleźli nie jako zbrodniarze, lecz jako obrońcy swej ojczyzny, ale także jeśli chodzi o kryminalistów, to dla Dostojewskiego zbrodnia nigdy nie cechuje człowieka, nigdy nie stanowi głównego wyrazu w jego charakterystyce. Zbrodnia to dla Dostojewskiego albo incydent, wypadek, rzecz całkiem przypadkowa, która lada chwila może się zdarzyć każdemu z nas, albo też konsekwentny wynik takiej właściwości psychicznej człowieka, takiego w nim działania psychicznego, które znajdziemy również, czasami w formie pomniejszonej, a czasami w formie powiększonej, w wielu ludziach, nie tylko przebywających na swobodzie, lecz nawet cieszących się ogólnym szacunkiem społeczeństwa. W oczach Dostojewskiego zbrodnia nie wyróżnia bynajmniej człowieka, który się jej dopuścił, od innych ludzi. Mała dziewczynka z ludu dopędziła raz Dostojewskiego, gdy w kajdanach szedł ulicą omską z innymi katorżnikami, dała mu miedzianą kopiejkę i powiedziała:
"Masz, nieszczęsny." Dostojewski schował na pamiątkę tę kopiejkę i z patriotyczną dumą podkreślał zawsze, że lud rosyjski zbrodniarzy nazywał nieszczęsnymi, i całkowicie solidaryzował się z tym określeniem. Studia psychologiczne w Martwym domu upewniły Dostojewskiego, że w każdym człowieku walczy dobro ze złem i że w katordze siedzą ludzie albo dobrzy, lecz przypadkowo pochwyceni w momencie chwilowego zwycięstwa złego nad dobrym, albo źli, u których proces zwycięstwa złego nad dobrym stał się, również okolicznościowo, bardziej niż u innych złych ludzi widoczny. Z drugiej znów strony katorga i zbrodnia odgrywa dużą rolę w książce Dostojewskiego, ale już nie jako kryterium moralne czy kategoria podziału ludzi, lecz jako środek ekspresji literackiej i sposób analizy psychicznej. Katorga jest w Martwym domu tym, czym w normalnej powieści jest fabuła, akcja. Opis katorgi zastępuje tu intrygę powieściową, zamiast fabuły wymyślonej mamy tu reportaż realistyczny. Zbrodnia znowuż ułatwia Dostojewskiemu poznanie człowieka. Zbrodnia jest dla Dostojewskiego przeważnie tylko incydentem, wypadkiem, ale wypadkiem rozświetlającym psychiczne wnętrze człowieka, oknem, przez które do wnętrza człowieka zaglądnąć można. Sądzę, że właśnie na katordze Dostojewski doszedł do przekonania, że z okazji popełnionej zbrodni najlepiej poznaje się człowieka, i później materiału do swoich wielkich powieści szukał w sprawozdaniach z głośnych procesów sądowych, chętnie przestawał z ludźmi z sali sądowej, słuchając ich uwag i korzystając z ich doświadczeń.
Zapiski z martwego domu czyta się łatwiej i chętniej aniżeli inne utwory Dostojewskiego, a to nie tylko dlatego, że to jest utwór względnie pogodny. Dostojewski nie jest pejzażystą, a raczej jest monopejzażystą - o ile wolno mi jest stworzyć tego rodzaju pojęcie - maluje genialnie, ale tylko Petersburg. Nie można o jego analizie psychologicznej powiedzieć, że jest monotonna, że cierpi na brak rozmaitości w typach ludzkich, a jednak we wszystkich powieściach Dostojewskiego powtarza się kilkanaście podobnych typów. Jak każdy malarz ma ograniczoną ilość farb na swej palecie, tak każdy, chociażby najznakomitszy powieściopisarz czy dramaturg operuje ograniczoną ilością typów ludzkich, których sobie w wyobraźni wykształcił. Ale Martwy dom to nie powieść, lecz reportaż. Tutaj żywi ludzie włażą samowolnie Dostojewskiemu na karty jego książki, stąd większa ich ilość, większa pstrokacizna, oryginalność, brak szablonu. Przez powieści Dostojewskiego przesuwa się najwyżej kilkanaście postaci, przez Martwy dom - kilkadziesiąt. Fantazja ludzka wyrasta zwykle ponad rzeczywistość, fantazja ludzka w stosunku do rzeczywistości grzeszy zwykle przesadą, stąd cierpienia w powieściach Dostojewskiego jest więcej, niż było rzeczywistego cierpienia na takim nawet padole płaczu, jakim była katorga na Syberii, owa gehenna XIX wieku. Wyrastając jednak przesadnie ponad rzeczywistość, fantazja człowieka nie jest w stanie wymyślić tych wszystkich odmian, odcieni, tej boskiej rozmaitości, którą nam daje życie. Zapiski z martwego domu byłyby raczej argumentem, że głęboko przez genialnego człowieka przemyślany reportaż z życia rzeczywistego jest najciekawszym rodzajem literatury. Dostojewskiego osadzono w katordze w Omsku 20 stycznia 1850, wypuszczono z niej w środku lutego (dokładnej daty nie sposób jest ustalić) 1854, aby zrobić z niego szeregowca w 7 liniowym batalionie w Semipałatyńsku, co na razie nie stanowiło zbyt wielkiego polepszenia jego losu. Omsk jest i był dużym miastem syberyjskim, za czasów Dostojewskiego stolicą generał-gubernatora akmolińskiego kraju, rzeka Om wpada tam do olbrzymiego Irtysza. Europejczyk nie może sobie zdać sprawy z szerokości rzek syberyjskich i mnogości wód, które się przez nie przelewają. Nad tymi rzekami pracował Dostojewski jako katorżnik i stwierdzał, że gdy wiosna łamie lody i wody znów zaczynają płynąć, budzi się w więźniach tak bolesny ciąg do wolności, że wówczas powstają najbardziej szaleńcze zamysły ucieczek. Władze o tym wiedzą i w czasie tym straże są powiększone. W katordze Dostojewskiego mieściło się 250 skazańców. W dzień jedli lub pracowali, noc należała do nich, gdy drewniane baraki zostawały zamknięte na noc, katorżnicy pracowali dla siebie, uprawiali swe rzemiosła, wyrabiali przedmioty, które później kontrabandowe sprzedawali w mieście, pili wódkę lub grali w karty, każdy miał własną świecę i w ogóle mnóstwo posiadanych rzeczy na własność, mimo urzędowych zakazów. Więźniów ze szlachty, inteligencji katorżnicy nienawidzili, nie przyjmowali do swego środowiska, szydzili z nich i znęcali się nad nimi; Dostojewski opowiada, jak cudem uniknął śmierci z rąk towarzyszy więźniów pierwszego dnia pobytu wwiezieniu. Ale Dostojewski był epileptykiem, lud rosyjski ma zabobonną cześć dla wariatów i epileptyków, gdy katorżnicy zobaczyli, jak Dostojewski rzucał się po ziemi w konwulsjach, z pianą na ustach, charczał i krwawił sobie głowę o nogi od nar do spania, zaczęli go szanować. Przekleństwo straszliwej choroby przeistoczyło się w ducha opiekuńczego. Po drodze na katorgę, w Tobolsku arystokratyczna dama darowała Dostojewskiemu Ewangelię. Była to jedyna książka, którą Dostojewski czytał przez cztery lata swej katorgi, nawet gdy miał okazję czytać co innego, to z tego nie korzystał. Mówiąc nawiasem, Dostojewski nigdy nie był żarłokiem czy pijakiem czytelnictwa, zawsze wolał przemyśleć przeczytaną książkę niż przeczytać inną. Ewangelię znał dobrze jeszcze z dzieciństwa, na katordze jednak wmyślił się w każdą jej literę. Dostojewski to bezpośredni uczeń apostołów. Nie docenia się powszechnie tego olbrzymiego wpływu, jaki Ewangelia wywarła na twórczość Dostojewskiego. Wszystkie zagadnienia, nad którymi się męczył i o których rozwiązanie się kusił, są zagadnieniami wszczętymi przez Ewangelię. Przed katorgą Dostojewski jest pisarzem drugorzędnym, jest wtedy uczniem Gogola, po katordze Dostojewski staje się pisarzem genialnym, ale jest już wtedy uczniem ewangelistów. Chciał być pisarzem rosyjskim, przez swój związek z Ewangelią stał się pisarzem uniwersalistycznym. Źródłami do pobytu Dostojewskiego na katordze prócz Zapisek z martwego domu są jeszcze wspomnienia Martianowa i Polaka Tokarzewskiego. Martianow był uczniem szkoły oficerów marynarki, za przewinienie dyscyplinarne został zdegradowany i zesłany jako żołnierz na Sybir i w tym charakterze zetknął się z katorgą w Omsku, w której poznał obu pietraszewców, tj. Durowa i Dostojewskiego. Durow zachowywał się wesoło, lecz katorga go złamała, po czterech latach wyglądał jak starzec. Dostojewskiemu obrzydł Durow na katordze i nigdy z nim nie rozmawiał. Dostojewski - opowiada Martianow - był zawsze ponury, milczący, osamotniony, żył swymi myślami, o towarzystwo nie zabiegał, lecz raczej od niego stronił. Zestawienie wspomnień Martianowa z Martwym domem wskazuje, że Dostojewski jednak idealizował swych towarzyszy więziennych. Martianow powiada, że gdy Dostojewski opuszczał katorgę i chciał pożegnać się z więźniami, ci odwracali się od niego upatrując w tym żegnaniu się dziwactwo pańskie; Dostojewski w Zapiskach opowiada, że odwracała się tylko nieznaczna mniejszość. Polak Tokarzewski był więźniem politycznym. Mylą się ci, którzy sądzą, że pomiędzy powstaniem polskim w 1830 r. a powstaniem polskim w 1863 była cisza w Polsce ujarzmionej przez Rosję. Przeciwnie, te trzydzieści lat wypełnione są próbami rozpaczliwych wybuchów, beznadziejnych prób odzyskania niepodległości, zrywami do broni. Polacy, z którymi zetknął się Dostojewski na katordze, związani byli z ruchem ks. Ściegiennego, który zorganizował próbę powstania w 1844 r. Ksiądz Ściegienny był płomiennym katolikiem i czymś w rodzaju socjalisty. Tokarzewski, autor książki Siedem lat w Rosji i na Syberii, był uczestnikiem ruchu ks. Ściegiennego, po czym uciekł do Austrii, powrócił do kraju, znalazł się w katordze, odsiedział ją, znów wrócił do kraju, ale znów wziął udział w powstaniu 1863 i znów znalazł się na Syberii. Z jego książki dowiadujemy się właściwego brzmienia nazwisk osób wspomnianych w Zapiskach z martwego domu, gdyż Dostojewski kładzie tylko pierwszą i ostatnią literę nazwiska. Wiele osób opisanych przez Dostojewskiego wspomina także Tokarzewski, obaj zgadzają się, że komendant ich katorgi, major Kriwcow, był zwierzęciem. Major ten później zresztą był zdegradowany, a Tokarzewski spotkał go nawet jako żebraka i oto były komendant więzienia oświadczył byłemu więźniowi, że to Bóg go skarał za pastwienie się nad Polakami. Dostojewski, który w innych swoich książkach o Polakach pisał zawsze źle, z nienawiścią, w Zapiskach z martwego domu pisze o swoich współwięźniach Polakach z całkowitym szacunkiem, zarzucając im tylko, że nie chcieli i nie mogli zrozumieć wzniosłości duszy ludu rosyjskiego. O Tokarzewskim pisze Dostojewski: "...był to dobry, pełen męstwa, jednym słowem doskonały młody człowiek... Kiedy Polaków przenoszono z jednego miejsca zesłania na drugie, Tokarzewski niósł na rękach Bogusławskiego, ponieważ nie mógłby on przejść tej drogi." Dostojewski wspomina zresztą, że się pokłócił z Bogusławskim, i tak pisze o tym: "Był to człowiek chory, skłonny do suchot, wciąż zirytowany i w ogóle nerwowy... Jego irytacja powodowała brak tolerancji cudzego odmiennego zdania i w ogóle różne kaprysy... Nie mogłem znieść tego charakteru i rozszedłem się z nim, ale nadal go szanowałem i kochałem... Zerwawszy z Bogusławskim, musiałem zerwać i z Tokarzewskim. Było mi tego bardzo żal... Ale Tokarzewski każdego, kto się pokłócił z Bogusławskim, uważał za swego osobistego wroga..." Dostojewski opowiada także, że któryś z Polaków powiedział mu o więźniach-kryminalistach: "Je hais ces brigands" ["Nienawidzę tych łotrów"]. Dostojewski w późniejszej swej publicystyce nader często powraca do tego "je hais ces brigands". Dostojewski upatrywał w tym wykrzykniku objaw owego oschłego, europejskiego arystokratyzmu Polaków, który stale zarzucają Rosjanie Polakom, nawet wtedy, gdy ich trzymają w więzieniu. Tokarzewski w swoich wspomnieniach odcina się od komplementów, którymi zaszczycił go Dostojewski. W wizerunku Dostojewskiego nakreślonym przez Tokarzewskiego nie widzimy ani myśliciela, ani miłośnika ludu. Tokarzewski pisze: "Był to człowiek pyszny. Nie rozumiem, jak mógł znaleźć się na katordze jako rewolucjonista, skoro ciągle mówił o swoim szlachectwie. Ja szlachcic, my szlachta - nie schodziło mu z ust. Odpowiedziałem mu raz, że nie jesteśmy już szlachtą, ponieważ wyrok sądowy pozbawił nas tej godności, co go bardzo oburzyło."
Zapewne względy polityczne były kością niezgody pomiędzy patriotą polskim a patriotą rosyjskim, ale mania szlachecka Dostojewskiego na pewno nie jest wymysłem Tokarzewskiego. Uważać ją można za dowód, iż Dostojewski był podobny do bohaterów swych powieści - w sercu jego walczyły z sobą różne przeciwieństwa. Wielbiciel ludu rosyjskiego, narodowy rosyjski szowinista, nienawistnik Polaków, mówiący temuż Tokarzewskiemu, że gdyby się okazało, że ma kroplę polskiej krwi w żyłach, toby sobie wszystką krew z żył wypuścił, i jednocześnie człowiek snobizujący się z rzekomego, zapewne urojonego tytułu polskiego szlachcica. Przecież później Dostojewski pisać będzie o Bielińskim z lekceważeniem, że nie był to żaden szlachcic, lecz wnuk popa i syn lekarza wojskowego. Otóż wiemy już, że i Bieliński, i Dostojewski byli tak samo wnukami popów i synami lekarzy wojskowych i zupełnie tak samo szlachcicami z trzeciej książki stanu szlacheckiego, a tylko Dostojewski przypuszczał, wyłącznie na podstawie brzmienia swego nazwiska, że pochodzi ze szlachty litewsko-polskiej. Owa niekonsekwencja Dostojewskiego spotworniała w jego córce, która dla tym dobitniejszego podkreślenia szlacheckości Dostojewskiego pozbawia go charakteru Rosjanina w swych maniackich wspomnieniach, o których już mówiliśmy.
VI
SEMIPAŁATYŃSK
Semipałatyńsk, nowe miejsce zesłania Dostojewskiego, położony jest w dzisiejszym Kazachstanie. Kazachów dawniej nazywaliśmy Kirgizami. Obecnie przywrócono im nazwę, której zawsze używali we własnym języku, a imię Kirgizów pozostawiono Kara-Kirgizom, ludowi sąsiedniemu.
Od Omska, w którym Dostojewski odbywał katorgę, jechało się kilkaset kilometrów do Semipałatyńska doliną Irtyszu, pustym stepem, spotykając tylko trawy i wiatr. Kirgizi byli wtedy narodem koczującym, konie i wielbłądy przenosiły ich jurty na odległość czasami aż tysiąca kilometrów z miejsca zimowania na miejsce pobytu podczas lata. Bogactwa tego narodu mieściły się w baranach, dywanach i srebrnych ozdobach siodeł i uzd końskich. Jeden z geografów narzeka na brak wzniosłości w poezji Kirgizów. "Oto step, na którym paść można barany, oto są góry, na których paść można barany" - śpiewa uduchowiony Kirgiz. Jak w naszym średniowieczu jechano na łowy z sokołami, tak za czasów Dostojewskiego Kirgizi używali orłów "berkutów". Olbrzymie ptaszyska siedziały na łbach koni kirgiskich, a gdy zrywały się do lotu nad stepem, to straszne były dla wilków, lisów i antylop, których dopatrywały i dopadały. Czokan Wielichanow , Kirgiz z sułtańskiego rodu, ale wychowany już przez Rosjan, gdy w eleganckim mundurze siedział w salonie petersburskim i mrużył skośne oczy przypominając sobie kirgiskie swe dzieciństwo, to pamiętał bezkresny, żadną linią nie ograniczony step, noc, Kirgizów siedzących dokoła ogniska i patrzących w ogień. Tak Kirgizi siedzą prawie przez całą noc, zasypiając nad ranem, a Czokan Wielichanow pamiętał, jak budził się razem z innymi dopiero przed południem, przysypany śniegiem. Tygrysy w tym kraju są takie same jak w Indiach, tylko, widać ze względu na śniegi, mają w zimie futro bardziej puszyste. Za czasów Dostojewskiego dwóch kozaków (nie Kazachów) usnęło sobie na łódce przywiązanej sznurem do brzegu jeziora. Obudzili się od silnego huśtania łódki. Dwa tygrysiątka bawiły się sznurem od łódki, a niedaleko siedziała, patrząc na dziatki, mama-tygrys. Kirgizi urządzali konne obławy na tygrysy. Zabijano ich dość dużo w owych czasach. Baron Wrangel, o którym bodziemy mówili poniżej opowiada o weselu tatarskim w Semipałatyńsku. Znalazł się w sali przeznaczonej dla niewiast. 150 Tatarek, ubranych w kaftany tkane z użyciem złota i w barwne, jak skrzydła motyli, szarawary, siedziało na miękkich dywanach; twarze i twarzyczki miały jaskrawo pomalowane, zasłon nie nosiły, paznokcie miały czerwone, jadły różne słodycze mączne albo tłuste. Talar pan młody, zaraz po obrzędzie posadził swą żonę na konia i wywiózł 500 kilometrów od Semipałatyńska. Inny Tatar, bogacz i starzec, chciał pokazać Wranglowi swoją nową, piątą z rzędu żonę. Wniósł do pokoju jadalnego czternastoletnie stworzenie, które mu się wyrywało jak ptak, z wielkimi czarnymi oczami tak pięknymi, że je zapomnieć było trudno. Wszystkie te barwne egzotyczności nie interesowały absolutnie Dostojewskiego. Ów Wrangel wielokrotnie to podkreśla. Ani jednym słowem w całej swej twórczości nie zdradził się nigdy Dostojewski, że mieszkał tak blisko krajów, w których powstały opowieści z tysiąca i jednej nocy, w ojczyźnie bajek kolorowych. O Semipałatyńsku w swych listach wspomina, jak gdyby to było przedmieście szarego Petersburga, tylko nader od stolicy odległe. Za jednym zresztą wyjątkiem. To Mereżkowski, świetny i głęboki pisarz rosyjski, zauważył, jak często Dostojewski pisze o szkaradnych, olbrzymich pająkach, których boją się ludzie, które ludzie widzą we śnie, które jak moc piekielna zstępują na ziemię i usiłują chwycić człowieka w swą odrażającą władzę. Mereżkowskiemu nie przyszło jednak do głowy, że te pająki to reminiscencje z Semipałatyńska, tego kraju skorpionów, falangi i wszelkiego rodzaju pająków jadowitych. Są tu pająki, od ukąszenia których wielbłąd zdycha w ciągu pół godziny. Charakterystyczne dla Dostojewskiego, że pamiętał nie barwę czy słońce, nie orła czy tygrysa, lecz pająki. Dostojewski w Semipałatyńsku zajęty był początkowo służbą żołnierską. Nadal był milczący, osamotniony, ponury, stał się tylko bardzo służbisty. Życie mu spływało na niezliczonych wartach przed jakimiś składami wojłoków, chleba itp., dziennych i nocnych. Trzeba było mieć wszystkie guziki zapięte, a kaszkiet podpięty pod brodę, co w letniej porze było nieznośne. Dostojewski był taki służbista, że nie rozpinał się nawet wtedy, gdy to czynili inni żołnierze. Przywitano go w batalionie złowrogo. Oficer wskazał na niego sierżantowi mówiąc: "To z katorżników, rozumiesz." Byli to zresztą ciemni ludzie, ci przełożeni Dostojewskiego. Przeważnie pijani od rana do nocy, a podoficerowie niepiśmienni. Zresztą nie tylko podoficerowie. Ze wspomnień Skandina ogłoszonych w 1903 r. powtórzmy taką scenę: "Chorąży Zubariow, oficer batalionu Dostojewskiego, awansował na podporucznika. Przyszedł gdzieś z plutonem i musi się podpisać w książce. Po długim namyśle woła jednego z żołnierzy, o którym wiedział, że jest piśmienny, i powiada: "Widzisz, chorąży to szło u mnie gładko, ale podporucznik jeszcze się nie przyzwyczaiłem." Potem zaś, gdy za wskazówkami żołnierza wydrapał na papierze literę swej nowej szarży, mówi znowu do niego łaskawym tonem przełożonego: "No, bracie, wracaj teraz na miejsce, swoje nazwisko to ja nawet we śnie potrafię napisać." Należy się obawiać, że Dostojewskiemu niewiele by pomogła służbistość i zapinanie guzików, gdyby nie to, że zjawiła się na drodze jego życia w Semipałatyńsku dobra wróżka w postaci barona Aleksandra Wrangla. W Syberii wschodniej był wtedy generał-gubernatorem Mikołaj Murawiew, późniejszy hrabia Amurski, będący żywym przykładem, czym rosyjski wielkorządca Syberii być powinien, despota, ale despota z programem, z zapałem, z wiarą, z szerokim gestem. Rozpalił on umysły młodych chłopców z arystokratycznych rodzin w Petersburgu, wzbudzając chęć jazdy na kraj świata. Pamiętamy przecież scenę z pamiętników księcia Kropotkina, późniejszego londyńczyka i słynnego anarchisty, który ukończył korpus paziów z pierwszą lokatą. Wszyscy jego koledzy przed ukończeniem korpusu wybierają sobie najświetniejsze pułki gwardii, a on powiada: "Kozacy amurscy." "Zwariowałeś" - wołają przestraszeni koledzy i nauczyciele. Wreszcie przynoszą książkę o mundurach wojskowych. Kozacy amurscy: czarna kurtka, czerwony kołnierz i szare spodnie. Tak jest! szare spodnie, jak w taborach. Książę Kropotkin istotnie waha się przez chwilę, ale potem powtarza: "Kozacy amurscy." I w tych szarych spodniach stał pierwszy w szeregu na audiencji u cesarza z okazji ukończenia kursu w korpusie paziów.
Otóż baron Wrangel ukończył co prawda nie korpus paziów, ale dostatecznie arystokratyczny zakład, mianowicie liceum (które, jak wiemy, ukończył także Pietraszewski) i obrał sobie Semipałatyńsk, sądząc, że w tym przez Boga i ludzi zapomnianym mieście będzie mógł dużo dobrego zrobić. Zresztą otrzymał nominację na prokuratora, co w jego wieku, miał lat 21, nie było złym zaczęciem kariery urzędniczej. Baron Wrangel był więc idealistą. Myśl, że może pomóc Dostojewskiemu, świtała mu w głowie jeszcze w Petersburgu, skoro z własnej inicjatywy zaproponował bratu Dostojewskiego, Michałowi, i przyjacielowi Dostojewskiego, Apollonowi Majkowowi, że zawiezie od nich listy. Wrangel był pięć lat przedtem świadkiem "egzekucji" pietraszewców na placu Siemionowskim i zrobiło to na nim wielkie wrażenie. Istotnie Wrangel odegra później w losie Dostojewskiego rolę wyjątkową i dobroczynną. Będzie mu pożyczał pieniądze, spowoduje szereg ulg w stosunku do jego osoby, a wreszcie wystara mu się o awans na oficera, całkowite ułaskawienie i zezwolenie powrotu do Rosji. Wrangel napisał wspomnienia o swej przyjaźni z Dostojewskim. Opisuje swą podróż, zaczynając od Omska. W hotelu w Omsku nie było wolnego pokoju, położono młodego barona na bilardzie. W nocy jakieś pijane towarzystwo wypędziło go stamtąd. Generał-gubernatorem kraju stepów był generał Gasfort, który w przeciwieństwie do generał-gubernatora wschodniej Syberii, Murawiewa, był głupi i bezradny, aczkolwiek równie despotyczny. Nie tylko potrafił nakazać stworzenie nowej religii dla Kirgizów, która by była czymś pośrednim pomiędzy islamem a prawosławiem, ale ośmielał sam wymyślać nowe mundury dla swych urzędników, zaćmiewające strojnością mundury oficerów gwardii. Wojenny gubernator w Omsku, baron Frederichs, przyjaciel ojca Wrangla, był według określenia Wrangla głupi jak korek, wciąż grał na flecie, a pisma, które podpisywał, kazał ważyć, a potem rozgłaszał: W ciągu roku podpisałem tyle a tyle pudów papierów. Do Semipałatyńska jechał Wrangel konno, mijając robiące na niego wrażenie cieni na horyzoncie korowody wielbłądów, idące w całkowitej ciszy. Po przyjeździe do tego miasta zobaczył tylko płoty i płoty, mnóstwo psów szczekających, brak bruku, przy tym okazało się, że jesienią nogi tu grzęzną w błocie, a latem w rozżarzonym przez słońce piasku. W mieście była jedna cerkiew, siedem meczetów, kilkunastu czy kilkudziesięciu urzędników, przeszło tysiąc kozaków i żołnierzy z odpowiednią ilością oficerów i kilka tysięcy Tatarów. Naokoło byli Kirgizi, także mahometanie. Islam panował nad krajem. Hoteli nie było, dla przyjezdnych policja rekwirowała mieszkania u miejscowych mieszczan. Wrangel noc pierwszą spędził w pokoju wybitym wojłokiem, na ścianach były obrazki przedstawiające, jak myszy kota grzebały, oraz wypędzenie Napoleona z Moskwy. Była taka masa pcheł, że Wrangel całą noc siedział na krześle.
Nazajutrz Wrangel posłał służącego po Dostojewskiego. Wrangel miał lat 21, ale był prokuratorem. Dostojewski miał lat 32, był kiedyś znanym pisarzem, teraz był szeregowcem. Dostojewski przestraszył się, czego znów prokurator chce od niego, i przyszedł do Wrangla blady, spocony i piegowaty. Uspokoił się, gdy Wrangel rozpoczął od przeprosin, że sam pierwszy nie przyszedł do niego. Istotnie, Wrangel, rosyjski Niemiec czy też rosyjski Szwed, nie umiał uniknąć małych nietaktów, które tak plamiły anielskość jego intencji, tak psuły to dobro, które chciał tworzyć. Nie miał tej intuicji w postępowaniu z ludźmi, której kobiety mają więcej niż mężczyźni; a Słowianie więcej niż rasa germańska. Oczywiście, że trzeba było pójść samemu do Dostojewskiego, a nie posyłać po niego służącego. Człowiek w sytuacji Dostojewskiego pamiętałby taki gest z większą wdzięcznością aniżeli nawet pożyczone pieniądze. Należy przypuszczać, że coś musiało mącić stosunki pomiędzy Wranglem a Dostojewskim także w przyszłości, skoro Dostojewski kochał go tylko tak długo, póki Wrangel był mu koniecznie potrzebny, póki go ratował i wyciągał z nieszczęścia. W późniejszych bowiem listach Dostojewskiego w zdenerwowanych zdaniach o wierzycielach, których Dostojewski chciałby spłacić jak najprędzej, ze zdziwieniem największym spotykamy nazwisko Wrangla umieszczone wśród nazwisk dwóch najdokuczliwszych lichwiarzy. Był to może dowód niewdzięczności Dostojewskiego, ale może też dowód, że Wrangel nie umiał zaszczepić większej do siebie miłości. Był to człowiek bez wad. Nie pił, nie przegrywał w karty, nie brał łapówek, był sumienny i prawy w pełnieniu swych obowiązków, lecz znów nie buntował się przeciwko głupim czy nieuczciwym przełożonym i nie dążył do wywrócenia ustroju. Rosjanie nie lubią takiego zbiegu zalet w człowieku, uważają to za nudne. Zresztą ten stosunek między 21-letnim młodzieńcem-protektorem i 32-letnim pisarzem-protegowanym i ratowanym, w którym Dostojewski mógł tylko prosić, względnie proponować, a do młodziutkiego Wrangla zawsze i całkowicie należało prawo decyzji, musiał być dla Dostojewskiego bardzo upokarzający i trzeba było mieć bardzo dużo taktu, aby tu uniknąć tonów nieprzyjemnych, a nie mamy pewności, czy Wrangel ten wielki takt posiadał. Trzeba także kilka słów powiedzieć o stosunku społeczeństwa do przestępców politycznych w dawnej Rosji. Oczywiście taki oficer, który służył w Semipałatyńsku, mógł być wobec byłego katorżnika brutalny. Ale w ten sposób sam siebie deklasował towarzysko. Dla osób lepiej wychowanych przestępca polityczny nigdy nie tracił swego charakteru człowieka z towarzystwa. Ponad kodeksem państwowym stał niepisany kodeks solidarności szlacheckiej, który postanawiał, że wyrok sądowy nie pozbawia nikogo uprawnień wynikających z obyczajów grzecznościowych, a zwłaszcza wobec ludzi skazanych za sprawy polityczne wszystkie reguły grzeczności działają nadal. Chłop skazany za bunt przeciwko panu z tych uprawnień nie korzystał, a natomiast korzystał z nich szlachcic skazany nawet za złodziejstwo, nie mówiąc już o przestępstwach dyscyplinarnych czy politycznych. Ci, którzy by tego nie przestrzegali, ściągali na siebie zarzut ludzi źle wychowanych. Oczywiście, że pojawienie się barona Wrangla, byłego licealisty, w Semipałatyńsku było wydarzeniem niesłychanie wstrząsającym, i oczywiście, że stał się on od razu wyrocznią dla wszystkich. Za jego wskazówką sam gubernator zaprosił Dostojewskiego na obiad, a za przykładem gubernatora wszyscy inni urzędnicy, co dla Dostojewskiego, stęsknionego do towarzystwa jakichś ludzi poza niepiśmiennymi żołnierzami i kryminalistami, było prawdziwym szczęściem. Poza tym ustało posyłanie Dostojewskiego na warty przed składami wojłoków i Dostojewski zamiast w koszarach siedzi u Wrangla. Otrzymuje prawo prywatnego mieszkania. Zamieszkał Dostojewski zresztą dość ponuro, ponieważ wciąż jest biedny, a nawet Wrangel musi go u siebie częstować swoim tytoniem, bo gdy Dostojewski zaczyna palić własne tanie świństwo, to biedny baron dostaje szalonych bólów głowy. Chata, w której mieszkał Dostojewski, sterczała wśród strasznego piasku, w którym człowiek grzązł, a z łatwością przechodził tylko wielbłąd. Chata nie miała okien na zewnątrz w obawie przed złodziejami; otoczona była wysokim częstokołem, w którym były wrota bardzo wąskie i bardzo niskie, tak że, aby wejść, trzeba było się schylić wpół. Tego rodzaju urządzenie miało również na celu bezpieczeństwo, schylonemu wpół człowiekowi łatwo było dać czymś po łbie. Dwa okna chaty wychodziły na podwórze, gdzie była głęboka studnia z żurawiem. Izba Dostojewskiego była wydłużona jak trumna i źle oświetlona. Dostojewski pisał przy łojowej świecy, świece stearynowe były wtedy luksusem, i Wrangel nie mógł zrozumieć, jak można było coś dojrzeć w tych warunkach. Na ławce w tej izbie siadywały dwie piękne dziewczyny, córki gospodyni chaty. Zwłaszcza młodsza, szesnastoletnia, była urodziwa. Ubrane były w czasie upałów wyłącznie w koszule, czasem nawet rozchełstane na piersiach, tylko podpasywały się czerwonym paskiem. Wrangel wymawiał matce, że eksploatuje wdzięki swych córek. "Wszystko jedno - odpowiadała idealnemu baronowi praktyczna matka - i tak puściłyby się z pisarzem lub podoficerem jakimś za dwa pierniki lub funt orzechów, lepiej już z panami." Poza tym były jeszcze inne kobiety w mieście. Śliczna Maryna, córka Polaka, która zgrzeszyła z synem burmistrza i wydana została za chorążego kozaka, który przez ostrożność małżeńską, gdy wychodził, stawiał ją na kolana, a jej warkocze wkładał do szuflady ogromnej komody, po czym szufladę zamykał na klucz i w ten sposób Maryna była przyskrzyniona. Ale pewne zdobycze techniczne znane już były w Semipałatyńsku. Znalazły się wytrychy, którymi ludzie, współczujący Marynie i którym Maryna współczuła, otwierali szufladę i jasnowłosa Maryna wstawała z kolan. Była też cyganka, Wańka-Tańka, która... Najdłużej i najszczegółowiej opisuje Wrangcl swe letnie mieszkanie, które wynajął na lato za 30 rubli i gdzie miał cały mały zwierzyniec i cztery wierzchowce oraz zaczął sadzić kwiaty nie znane w Semipałatyńsku. Dostojewski pomagał mu w tym i biegał pomiędzy inspektami bez munduru, w różowej perkalowej kamizelce, a na szyi miał sznurek z niebieskiej włóczki, na którym huśtała się cebula dużego srebrnego zegarka. Dziewczęta z jego chaty, w koszulach, były także tutaj i biegały bosymi nogami po świeżym nawozie. Dostojewski mieszkał wtedy u Wrangla na stałe i Wrangel uczył go jeździć konno. W tych czasach Dostojewski poznał Aleksandra Isajewa i jego żonę Marię i zaczynają się dla niego nowe męczarnie, teraz już miłosne. Żona Isajewa stanie się później pierwszą żoną Dostojewskiego. Ona i Isajew będą od tych czasów figurować w każdej większej powieści Dostojewskiego. Aleksander Isajew to Marmieładow ze Zbrodni i kary, to kapitan Lebiadkin z Braci Karamazowych. Nawet córka Dostojewskiego w swych półidiotycznych wspomnieniach o ojcu nazywa Isajewa kapitanem, ponieważ żywy Isajew pomieszał się jej z jego powieściowym odbiciem. Isajew nie był kapitanem, lecz urzędnikiem do nadzoru nad szynkami, a przede wszystkim pijakiem. W powieściach Dostojewskiego Isajew pojawia się jako człowiek moralnie i fizycznie bity po twarzy, upokarzany, grzeszny, nędzny, ale jednak taki, w którym coś jeszcze pozostało, coś jeszcze gra, w każdym razie wzbudzający pewne współczucie. Wrangel uważał Isajewa za zwykłego pijaka i nic więcej. Maria Dmitriewna, jak z powieści Dostojewskiego wynika, biła swego męża, znęcała się nad nim, upokarzała go przy wszystkich, ale Dostojewski znowuż to idealizował. Zresztą w listach do swoich krewnych Dostojewski wspomina o pp. Isajew jak o najnormalniejszym i najbardziej szanownym małżeństwie. Listy Dostojewskiego są o wiele dalsze od prawdy, jeśli chodzi o wizerunki tych dwojga ludzi, niż te ustępy jego powieści, w których o nich wspomina. W listach pan i pani Isajew to szablonowe, szlachetne i przyzwoite stadło. I jakkolwiek w powieściach również ich idealizuje, to jednak Isajew jest zawsze pijanym "byłym człowiekiem", a Isajewa pół czy też w trzech ćwierciach wariatką. Niektóre epizody powieściowe Dostojewskiego są żywcem przejęte z życia pani Isajew. Była ona dość inteligentna i oczytana, z suchotniczym rumieńcem na twarzy, z sercem pełnym złości i nienawiści do świata, z dużym temperamentem seksualnym, co się często zdarza u suchotnic. Ojcem jej był niejaki Constant, kierownik kwarantanny w Astrachaniu, z którego Dostojewski robił szlachcica, emigranta czy syna emigranta z Francji, a który naprawdę był jakimś pół-Mulatem, co także tłumaczy gorąco w żyłach jego córki. Małżeństwo Isajew mieli tez synalka, o którym Dostojewski w swych listach pisze wciąż w superlatywach: najszlachetniejszy, najserdeczniejszy, najwrażliwszy, a który zgodnym zdaniem wszystkich innych był najobrzydliwszym wałkoniem na świecie. Dostojewski kąpie się właśnie w szerokim Irtyszu i jeździ konno z Wranglem w step, gdy przychodzi wieść straszliwa: pijanica Isajew wypędzony jest wreszcie z Semipałatyńska i przeniesiony do Kuzniecka odległego o 500 wiorst. Wrangel wiezie Dostojewskiego odprowadzającego Isajewych. "Wsadziłem mężulka - opowiada - do jednej bryczki ze sobą i upoiłem go tak, że zaraz zasnął, żeby Dostojewski mógł spokojnie gruchać ze swoim ideałem w innej bryczce." W chwili rozstania Dostojewski staje się do niepoznania, wybucha płaczem, gdy pył drogi zamyka mu widok oddalającej się bryczki, wraca do miasta starszy o 10 lat. Wysyła do niej listy podobniejsze do grubych zeszytów niż do listów. Miłość jego jest wielka, prawdziwa, podobna do choroby umysłowej. Taka miłość nie przemija nigdy całkowicie, pozostawia zawsze ślady, jak złe i ciężkie niezdrowie. Wyjazd Isajewa z żoną miał miejsce w maju 1855 r., a oto w sierpniu 1855 otrzymuje Dostojewski list od swej ubóstwianej, że mąż umarł, ona jest w nędzy, przyjęła nawet... jałmużnę w postaci trzech rubli od kogoś nieznajomego. Stąd pamiętna scena w Zbrodni i karze - żona Marmieładowa otrzymuje trzy ruble po śmierci męża. Dostojewski zaraz pożycza u Wrangla pieniądze, aby jej pomóc. Wrangel wyciąga wówczas Dostojewskiego na polowania z orłami-"berkutami" na wilki i na jeszcze ciekawsze, z podpalaniem trzcin i trawy, aby wypłoszyć tygrysa. Ale dla Dostojewskiego zaczyna się teraz gehenna wymiany listów, oczekiwania na odpowiedzi, a czasami otrzymywania odpowiedzi, gorszych od oczekiwania. Dostojewski wciąż jeszcze jest żołnierzem, któremu nie wolno jest opuścić miejsca pobytu. Wrangel urządza całą komedię choroby Dostojewskiego, lekarz należy do spisku, wydaje świadectwo, okiennice zamknięte, Dostojewski rzekomo leży w łóżku, tymczasem pędzi z Wranglem na umówione spotkanie z panią Isajew do Zmijewska, dwieście kilometrów, z początku stepem, potem wspaniałym borem sosnowym, sosny szumią nad nimi jak pienia w gotyckiej katedrze. Cóż z tego, kiedy pani Isajew do Zmijewska pomimo uprzednich obietnic nie przyjechała, a tylko przysłała list. Wrangel ogląda wspaniałe jezioro wśród skał. Jezioro to znakomity ówczesny geograf Humboldt nazwał cudem świata, najpiękniejszym widokiem na globie. Ale Dostojewski nie chce patrzeć na to jezioro, co gorszy Wrangla. "Jak on nie ma zrozumienia dla piękna przyrody" - pisze Wrangel. Potem Dostojewski po raz drugi jedzie do Zmijewska, ale pani Isajew nie tylko powtórnie nie dotrzymuje obietnicy, ale nawet listu nie przysyła. Wrangel jedzie do Petersburga. Na tronie zasiada już Aleksander II. Nowe panowanie, nowy duch, nowy kurs polityki wewnętrznej. Zacny Totleben, obrońca Sewastopola, na skutek próśb Wrangla zaczyna starać się o awans Dostojewskiego na oficera. Wrangel pisze listy pełne nadziei. Dostojewski jedzie do pani Isajew, poznaje tam Wargunowa, pełnego sił męskich młodego człowieka, który ułatwia jego ubóstwianej znoszenie czasu wdowieństwa nie skąpiąc jej rozrywek nocnych. Powołajmy się tutaj na poprzednie i późniejsze utwory Dostojewskiego, zwłaszcza słabsze, jak Białe noce, Skrzywdzeni i poniżeni a chociażby na jego pierwszy utwór, który się tak podobał Bielińskiemu: Biedni ludzie. Utwory te można nazwać masochistyczno-sentymentalnymi, bohater służy swej ukochanej wtedy, gdy się ona oddaje komu innemu. Dostojewski myślał o sobie, właśnie on w życiu był takim sentymentalnym masochistą, rozrzewnionym samodręczycielem. Teraz w Kuzniecku pokochał zaraz Wargunowa jak "rodzonego brata" i zaczyna się znów dla niego przez patentowanego dobroczyńcę Wrangla starać o awans i pieniądze, bo Wargunow był nauczycielem. Po powrocie do Semipałatyńska pisuje listy do nich obojga, otrzymując od nich wspólne odpowiedzi. Skądinąd wiemy, że zazdrość przyczyniała Dostojewskiemu straszne cierpienia. Do swej rodziny i do Wrangla pisuje Dostojewski nadal listy o "la dame", "la mienne" ["damie", "swojej"], że ona go kocha i że ślub ich jest postanowiony, o ile nie zajdzie pewna okoliczność. Ta okoliczność to ewentualne wyjście za mąż rzekomej narzeczonej za kogo innego. W listach do Isajewej zapewnia ją Dostojewski, że nie jest "człowiekiem bez przyszłości", jak ona go nazywa, że sam już prędko zostanie urzędnikiem. Dziwnie się składa historia kultury ludzkiej. Oto genialny pisarz, mający później wpływ na literaturę całego świata, i oto jego zapewnienia dawane nikomu niepotrzebnej babie, że będzie tym samym co jej kochanek, okrągłe zero ludzkie. Istotnie listy Dostojewskiego w tym czasie nabierają rytmu konwulsji. Wreszcie 30 października 1856 r. Dostojewski otrzymuje wiadomość, że z powrotem stał się czymś w rodzaju człowieka, bo został mianowany chorążym we własnym batalionie. Dnia 24 listopada Dostojewski znów pojawia się w Kuzniecku - pamiętajmy, że Kuznieck od Semipałatyńska odległy jest o 350 mil drogi końmi - i pani Isajewa łaskawie obiecuje mu swą rękę. Rozpoczynają się gwałtowne listy poszukujące pieniędzy na wesele i urządzenie szczęścia małżeńskiego; jakiś kapitan Kowrigin pożycza Dostojewskiemu 600 rubli, rodzina coś przysyła. Dnia 6 lutego 1857 ślub w cerkwi w Kuzniecku chorążego Teodora Dostojewskiego z wdową po koleżskim sekretarzu Marią Isajew. Świadkiem przy spisywaniu aktu ślubnego jest tenże Wargunow, który nadal jest dla ubóstwianej Dostojewskiego tym, czym był poprzednio. Dostojewski wraca z żoną do Semipałatyńska i po drodze w Barnaule, w pokoju hotelowym, ulega straszliwemu atakowi epilepsji. Dziesięć lat później jego druga żona, młodziutka, osiemnastoletnia, czysta jak kryształ, także po raz pierwszy zobaczy Dostojewskiego w epilepsji. Będzie go wtedy małymi rączkami mocno trzymała za głowę, aby jej sobie w konwulsjach nie zranił. Teraz pierwsza żona Dostojewskiego patrzy na niego ze wstrętem, z nienawiścią, a gdy się ocknie, dozna na sobie jej furiackiego gniewu, że zataił przed nią swoją chorobę. "Ty katorżniku przeklęty" - zabrzmi nad nim nienawistny, wariacki krzyk żony.
VIII
POCZWARKA
Porównanie, którego użyje, będzie miało dwie wady: nie będzie ścisłe i jego zastosowanie do osoby Dostojewskiego będzie brzmiało dziwacznie. Gąsienica, poczwarka, motyl. Pierwszy okres pisarskiej działalności Dostojewskiego, do chwili uwięzienia i katorgi - to gąsienica, okres drugi: od uwolnienia z katorgi albo jeszcze lepiej, od chwili powrotu ze zsyłki w 1859 do śmierci pierwszej żony, małżeństwa z Anią i wyjazdu za granicę w 1867 - to poczwarka; całkowita wydajność geniuszu wypada dopiero na okres trzeci, wtedy, gdy Dostojewski jest już mężem Ani.
W okresie drugim Dostojewski tworzy już arcydzieła, jak Sioło Stiepanczikowo, Martwy dom, a wreszcie jedno ze swych arcydzieł najwyższej klasy, Zbrodnię i karę, ale rzecz w tym, że nie wszystko, co wtedy pisze, jest arcydziełem, i dlatego powiadamy: poczwarka. Geniusz pisarza wciąż się jeszcze potyka; obok rzeczy największych pisze utwory słabe albo wręcz marne, jak Skrzywdzeni i poniżeni. Dopiero w okresie trzecim wszystko, co wyjdzie spod jego pióra, jest doskonałe i genialne.
Dostojewski po otrzymaniu, dzięki Wranglowi, pozwolenia na powrót do Rosji europejskiej zakupił w Semipałatyńsku tarantas, załadował do niego żonę i pasierba i po sześciu tygodniach podróży przyjechał do Tweru. Miasto to, jedno z najstarszych i najbardziej szanownych miast Rosji, nosi dziś nazwę Kalinin, a nazwa ta pojawiała się dość często w komunikatach wojennych w 1941 roku. Dostojewski zjawił się w Twerze w sierpniu 1859 r. i zaczyna się zachowywać jak taki nerwowy człowiek, który pociągiem jechał już dwie doby, pozostało mu podróży zaledwie pół godziny i właśnie dlatego, że ma poza sobą dwie doby, niecierpliwi się strasznie. Dostojewski niemal wariował z radości, gdy w Semipałatyńsku dostał zezwolenie na przyjazd do Tweru, a teraz Twer go irytuje, męczy. Mieszka w tym mieście zaledwie niecałe trzy miesiące, a ileż ponapisywał listów z błaganiami o całkowite ułaskawienie, o prawo zamieszkania w stolicy - do Wrangla, do generała Totlebena, do szefa żandarmów , do samego cesarza. Gdyby do Mikołaja I jakiś literat napisał list bezpośrednio, osadzono by go jak najprędzej w szpitalu wariatów, ale oto od czterech lat panuje już Aleksander II; czasy się zmieniły; Dostojewski w liście do cesarza zajmuje go nie tylko swoją osobą, prosząc o zezwolenie na zamieszkanie w Petersburgu, ale stara się go także zainteresować swymi stosunkami rodzinnymi, prosząc, aby cesarz załatwił mu przeniesienie znakomitego pasierba Paszy z jednej szkoły do drugiej. Cesarz skreślił na tym liście życzliwą rezolucję. W grudniu 1859 Dostojewski uzyskuje już upragnione prawo powrotu do stolicy i z miejsca, głową naprzód, rzuca się w dymiący pociąg wydarzeń i sporów.
Okres "poczwarki" jest okresem przejściowym nie tylko dla Dostojewskiego. Jest to okres olbrzymich przeobrażeń w Rosji, głębokiej rewolucji wewnątrz tego państwa, rewolucji przede wszystkim społecznej, ale również i ustrojowej, i politycznej, aczkolwiek rewolucji narzuconej z góry. Mówiąc o czasach Aleksandra II używamy zwykle skromnego słowa: reformy. Skromność ta graniczy z kłamstwem. Uwolnienie chłopów w 1861, uczynienie z wczorajszego niewolnika pełnoprawnego obywatela i właściciela, względnie współwłaściciela gruntu, obalenie w jednym dniu całej dotychczasowej organizacji życia gospodarczego, opartej na niewoli chłopa, nie było reformą, lecz wspaniałą rewolucją z góry. Aleksander II dał swemu narodowi samorząd ziemski i miejski, dał nowoczesne sądownictwo, obalił przywileje stanowe; z państwa policyjnego i stanowego przeobraził Rosję w nowoczesne państwo praworządne. Poszedłby zapewne jeszcze dalej, gdyby nie powstanie polskie w 1863 oraz wewnętrzny rosyjski ruch rewolucyjny, którego padł ofiarą, zabity bombą 1 marca 1881 roku, w przededniu ogłoszenia manifestu o powołaniu parlamentu.
Większość reform Aleksandra II wypada właśnie na okres "poczwarki" Dostojewskiego - od r. 1859 do 1867. W tymże okresie miało miejsce także powstanie polskie i pierwsze wybuchy rewolucyjne, i pierwsze fale reakcji. Dotychczasowe kierunki czy szkoły polityczne, będące właściwie kierunkami czy szkołami literacko-politycznymi, pokruszyły się i przeobraziły jak cała Rosja.
Za czasów Mikołaja I były dwie takie szkoły; obydwie zresztą, co jest ciekawe, wypłynęły z tego samego źródła, z Listu filozoficznego Czadajewa. Ale nie obciążajmy pamięci czytelnika zbytnią ilością nazwisk. I tak za dużo jest ich w tej książce, i tak musimy powiedzieć, że pierwsza szkoła nazywała się słowianofilską, a najwybitniejszymi jej przedstawicielami byli: Chomiakow, bracia Kirejewscy, Samarin, a przede wszystkim rodzina Aksakowych. Szkoła przeciwstawna nazywała się zachodnią (zapadnicy), a jej wodzem, - leaderem, drogowskazem i za życia, i po śmierci był dobry nasz znajomy: Wissarion Bieliński.
Postarajmy się teraz najkrócej przedstawić przeobrażenia i przegrupowania, jakie zaszły w obu szkołach w czasach "poczwarki" Dostojewskiego, czyli w latach 1859 do 1867. Oddalamy się w ten sposób od nurtu naszego opowiadania, ale jest to konieczne. Wer den Dichter will verstehen, muss in Dichters Lande gehen. Kto chce poznać Dostojewskiego, musi poznać jego czasy.
IX SŁOWIANOFILE
Piotr Wielki na przełomie XVII i XVIII wieku zmodernizował Rosje, wyrąbał budując Petersburg "okno do Europy", utwierdził rosyjskie panowanie nad Bałtykiem i nad Morzem Czarnym. Do czasów Piotra I Polska i Rosja były to państwa o różnych siłach - toczyły ze sobą wojny ze zmiennym szczęściem, dopiero Piotr Wielki stwarza przewagę Rosji nad Polską i od jego czasów, skutkiem jego pracy Polska już nigdy równości sił z Rosją nie odzyskała.
Słowianofile rosyjscy była to literacka szkoła z czterdziestych i pięćdziesiątych lat zeszłego stulecia, wrogo nastrojona do reform Piotra Wielkiego oraz idealizująca Rosję sprzed Piotra.
Słowianofilom zdawało się, że ruch ich jest na wskroś oryginalny, specyficznie rosyjski. W rzeczywistości słowianofilizm stanowił tylko rosyjską odnogę ogólnoeuropejskiego ruchu literackiego, znanego pod nazwą romantyzmu. Słowianofilizm był to nieco spóźniony romantyzm literacko-polityczny i nie można nawet powiedzieć, że powstał w Rosji, bo w rzeczywistości ziarna tego ruchu przywiezione były do Rosji z Zachodu. Pierwsi słowianofile byli przeważnie wychowankami uniwersytetów niemieckich, bezpośrednimi lub pośrednimi uczniami niemieckiego filozofa Hegla lub Schellinga, potem teorie w Niemczech zasłyszane poubierali w strój pseudorosyjski. Powiadamy: pseudo. Każda powieść jest powieścią historyczną prócz powieści historycznych - zaraz uzasadnię ten paradoks. Oto mamy powieść obyczajową Dickensa. Stanowi ona odzwierciedlenie, ilustrację życia angielskiego w dickensowskich czasach bardziej dokładną niż niejeden dokument z archiwów policyjnych pochodzący. Z powieści obyczajowych wiemy, jak wyglądało życie w czasach, gdy autorowie tych powieści pisywali swe utwory. Teraz weźmy powieść Walter Scotta o średniowieczu. Czy można ją uważać za dokument przy badaniu obyczajów średniowiecza? Oczywiście, że nie! Powieści noszące przymiotnik "historyczne" są zaledwie usiłowaniem odtworzenia życia odległego, usiłowaniem zawsze jak najfatalniej obciążonym anachronizmem. Wyobraźnia ludzka tworząca obrazy przeszłości zwykle tworzy je według własnych swoich gustów. Widziałem kiedyś w hitlerowskim Berlinie wystawcę z manekinami przedstawiającą życie pragermanów. Stroje tych pragermanów były zszyte i skrojone pod najwyraźniejszym wpływem ówczesnej berlińskiej, hitlerowskiej mody ubierania się. Powieść historyczna jest zawsze dokumentem tych czasów, w których została napisana, a nie tych czasów, których dotyczy jej fabuła. Powieść z epoki romantyzmu o średniowieczu stanowi materiał do badania epoki romantyzmu, a nie średniowiecza. W sposób identyczny musimy się ustosunkować do słowianofili rosyjskich z pierwszej połowy XIX wieku. Idealizowali oni życie starorosyjskie, wzywali do powrotu do obyczajów sprzed Piotra Wielkiego. W rzeczywistości jednak głosili ideały własnej epoki, ideały jak najbardziej współczesne, a tylko swoją wyobraźnią przenosili je w czasy odległe i wmawiali w siebie i innych, że te ich współczesne ideały to testament dawnych czasów. Podobały się im parlamentarne formy rządów w Europie zachodniej - twierdzili więc, że w dawnej Rosji rządzili nie carowie, lecz wiece ludowe; pociągały ich fantazje Fourriera, twierdzili więc, że specyficzną cechą ludu rosyjskiego była zawsze wspólnota rolna. Szyli sobie nakrycia głowy i kaftany mniej więcej według własnych pomysłów i utrzymywali, że to są stroje prarosyjskie, itd., itd. W rzeczywistości nie znam nic bardziej europejskiego niż ten słowianofilizm rosyjski. Powstał z natchnienia filozofii niemieckiej, stanowił udział rosyjski w jednym z ogólnoeuropejskich ruchów kulturalnych, mianowicie w romantyzmie; w sposobie idealizowania przeszłości bliższy był fantazjom zachodnioeuropejskich pisarzy aniżeli prawdy historycznej. Mówiąc nawiasem, ruch ten wykazał, jak niebezpiecznymi w swych skutkach mogą być czasami fantazje literackie. Oto słowianofile, jak już powiedziałem, wyobrazili sobie, że chłop rosyjski marzy o wspólnocie rolnej, potem wielu słowianofili weszło do komisji planujących wielką reformę oswobodzenia włościan i nadania im ziemi i oto zamiast uwłaszczenia chłopów, indywidualnego obdarzenia ich ziemią, stworzono straszliwą dla ich dobrobytu wspólnotę rolną, która stała się kamieniem węgielnym nędzy wsi rosyjskiej. Słowianofile wyobrazili też sobie, nie wiadomo dlaczego, że prarosyjskość odznaczała się niesłychaną powściągliwością i czystością w dziedzinie seksualnej. Piękne to przekonanie nie miało żadnych podstaw, a jaskrawy erotyzm występujący w obrzędach sekt ludowych w Rosji wskazywałby raczej na inklinacje odwrotne. Piotr Wielki istotnie powyciągał kobiety z zamknięcia domowego na bale i asambleje, kazał im tańczyć, dygać, a nawet pić wódkę, ale izolacja kobiet od towarzystwa męskiego, będąca w zwyczajach dawnej Rosji, nie oznacza, jeszcze czystości płciowej. Tymczasem słowianofile uważali, że zepsucie obyczajów, że nie tylko lekkomyślność kobiet, ale i rozwiązłość mężczyzn stanowi cechę Europy zachodniej, całkowicie obcą duchowi słowiańskiemu i prarosyjskiemu. Nawet brat Aleksandra II, w. ks. Konstanty, będący przez pewien czas pod wpływami słowianofili, podzielał ten pogląd, ale później zdecydowanie go odrzucił, zwłaszcza jeśli chodzi o życiową praktykę.
Mekką i Medyną słowianofili był dwór w majątku Abramcewo koło Moskwy, należący do rodziny Aksakowych. Mieszkał tam ojciec, synowie i córki. Ojca dzieci nie nazywały skrótem "papa", ponieważ źródłosłów tego wyrazu był niedostatecznie rosyjski, a używały spieszczenia nadzwyczajnie słowiańskiego. Ojciec, Sergiusz Timofiejewicz, był świetnym pisarzem, pisywał pamiętniki, podręczniki polowania i rybołówstwa. Urodził się jeszcze w wieku XVIII. Syn Konstanty był filozofem, a syn Iwan czynnym działaczem i publicystą. Konstanty urodzony w 1817 umarł w 1860, ale pomimo swych lat 43 nie tknął w życiu żadnej kobiety wierząc, że czynić tego przed małżeństwem nie powinien prawdziwy Słowianin, że orgiastyczność seksualna, którą widział naokoło siebie na wsi i w mieście, przyszła z Europy i rozpleniona została przez Piotra Wielkiego. Studiując w Niemczech na uniwersytecie uległ jednak Konstanty Aksakow czarom pewnej Niemeczki, sprzedawczyni kwiatów, i co dzień zjawiał się w jej sklepie, aby czytywać jej wiersze Goethego i Schillera i inne, aż zachodnioeuropejska dziewczyna mu oświadczyła, że chętnie, jeśli chce, pójdzie do niego na utrzymanie, ale niech przestanie przychodzić do niej z wierszami, bo się z niej wszyscy śmieją. Konstanty Aksakow głęboko przeżył to rozczarowanie. Brat jego Iwan przynajmniej się ożenił z córką wielkiego rosyjskiego poety, Tiutczewa, który dobrze się czuł tylko w Rzymie lub we Francji czy Niemczech, podświadomie nienawidził Rosji, ale także wyobraził sobie, że jest straszliwym słowianofilem. Córka jego, żona i współpracowniczka w słowiańskości Iwana Aksakowa, wychowana była w Bawarii i nigdy nie mogła się całkowicie pozbyć cudzoziemskiego akcentu. W majątku Aksakowych wrzało jak w ulu, jakkolwiek przyjmowano tu tylko prawowiernych wyznawców doktryny. Na Turgieniewa, gdy przyjechał, patrzono z ukosa, jakkolwiek nie szczędzono mu pouczeń i wskazywano na błędy, w które się zaplątał. Książętom Oboleńskim słano pościel w salonie na kanapach, ponieważ pokoje gościnne były zajęte, ale dyskutowano, czy ci Rurykowicze nie mają w sobie jakiejś reszty krwi normandzkiej. Dyskutowano zresztą od rana do wieczora i w każdej rzeczy znajdowano głębokie zasady. Zachował się dziennik siostry Aksakowów, dziewczyny poważnej i głębokiej, aczkolwiek równie namiętnej entuzjastki. Z kart tego dziennika przemawia do nas brzmienie dzwonów cerkiewnych. Wiadomo, jak pięknie, melodyjnie, poważnie, a jednak pogodnie dźwięczy spiż dzwonów cerkiewnych, gdy się rozweseli nad lasami i śniegiem. Jest takie książęce nazwisko rosyjskie: Białosielski-Białozierski, wywołuje ono wizję wiosek zawalonych śniegiem i dużych płaszczyzn lodowych, również przysypanych śniegiem. Życie we dworze Aksakowych, ogłuszonym dyskusjami zasadniczymi i słowiańskimi, musiało być dostatnie, przyjemne, jakkolwiek owa nadmierność czystości obyczajów wprowadzała zapewne ton niedosytu, coś jakby doskonały bankiet ze smaczną zupą, pieczywem, rybą i deserami, ale bez kropli wina czy innego alkoholu. Miało jednak to życie swe barwne obrazki. Oto znów z dziennika Wiery Aksakow: jest mroźno, zawieja i noc, jedzie z matką karetą na saniach do Moskwy, aby zdążyć na nabożeństwo w wigilię Bożego Narodzenia. Na jednej ze stacji pocztowych zmieniają im konie. Do karety zbliża się stara kobieta i błaga, aby młoda pani wstąpiła na chwilę do mieszkania zawiadowcy stacji i została matką chrzestną. Nie wiadomo, skąd się wzięła ta kobieta, bo nie widać żadnego domu, a tylko ciemno nocy i zamieć, i śnieżne igliwie tnie po twarzy, rzucane przez wiatr, który jakby głęboko siedzi w lasach i chce opanować całkiem dla siebie przestrzenie bezleśne. Panie wychodzą z karety, prowadzone za rękę przez tę starą kobietę, i oto są w oświetlonym świecami pokoju, w którym jest kilku ludzi, pop prawosławny w szatach liturgicznych, a przede wszystkim leży w łóżku położnica przecudnej urody. Zjawisko, wizja z obrazu Murilla, a nie żywa kobieta. Matki chrzestnej brak, sanki jej zagubiły się gdzieś w lasach, w zamieci. Młoda panna Aksakow bierze udział w obrzędzie, potem wychodzi znów w ciemną noc i jedzie dalej sankami ku dzwonom cerkiewnym, które już słychać z Moskwy.
X
SZKOŁA ZACHODNIA
W aktach III oddziału własnej jego cesarskiej mości kancelarii, w plice papierów z 1854 r., zawierającej "listy prywatne", znaleziony został list Niekrasowa do jego kochanki Panajewej, treści następującej: "Dosyć już tego, że Cię osłoniłem w obrzydliwej historii ze sprzedażą majątku Ogariewa. O! uspokój się, nie mogę Cię teraz wydać; skoro tyle lat opowiadałem, że zaplątałem się jakoś w tej sprawie, to nie mogę dziś wywrócić kota ogonem do góry i wskazać na Ciebie. Umrę z tą plamą na sobie. Honor Twój był mi droższy od honoru własnego. A czym mi płacisz za tę ofiarę? Czyś okazała kiedykolwiek, żeś zrozumiała całą przestępczość swego postępowania w stosunku do kobiety opuszczonej przez wszystkich, którą uważałaś za swoją przyjaciółkę? Pogarda Ogariewa, Herzena, Annienkowa, Satina przygniata mnie. Nie zmyję jej z siebie do końca życia... Możesz powiedzieć zresztą, że Annienkow zna część prawdy, wie to, co wie także Turgieniew, ale przecież całą prawdę znamy my tylko we dwoje i zmarły Szanszijew. Zrozum Ty choć raz w życiu to wszystko i powstrzymaj się od nowego straszliwego kroku. Pocieszasz się zapewne słowami mędrca, że człowiek nie obcuje ze świadkami swej śmierci. Ale hańba do śmierci spoczywa na mnie."
Mówiliśmy już o okrągłym mahoniowym stole z samowarem pani Panajew, od którego w swoim czasie uciekł Dostojewski, wypłoszony drwinami. Wracamy teraz do spraw toczących się dokoła tego stołu. Atmosfera tu jest zupełnie inna niż w rozdzwonionym, rozmodlonym pamiętniku Wiery Aksakow. Sprawa o majątek Ogariewa była sprawą kryminalną, w której rolę główną odegrał sam wzniosły poeta "żałości i pomsty" ludu, Niekrasow, a jego kochanka, Panajewa, na którą później usiłował zwalić całą winę wszelkimi sposobami, była tylko pojętną uczennicą i pomocnicą. Reputacja Niekrasowa jest przecież bardzo różna. Członkowie arystokratycznych klubów w Petersburgu znają go jako szczęśliwego karciarza i namiętnego myśliwego. Współpracownicy jego redakcji wielbią jego talenty wydawcy oraz uczucia uczynnego, dobrego, a często dobroczynnego kolegi. Młodzież ubóstwia go jako piewcę ludowej niedoli, jako obrońcę ludu. Dużo jednak ludzi dobrze go znających oskarża go o wszelkie podłości, kradzieże, szantaże, a nawet o grożenie Ogariewowi denuncjacją. Inni znawcy historii sprzedaży majątku Ogariewa, a sprawa ta żywo interesuje współczesnych nam historyków literatury rosyjskiej, wybraniają Niekrasowa i obciążają Panajewą jako podżegaczkę. Chodziło o to, że Ogariew, najbliższy przyjaciel Herzena, tego papieża ruchów rewolucyjnych nie tylko w Rosji, lecz w całej Europie, Mikołaj Ogariew, rzewny poeta i zawzięty rewolucjonista, był właścicielem wielkich dóbr i wyjątkowym marnotrawcą. Zerwał on ze swoją żoną, którą Herzen nazywał "łysą bachantką", i odstąpił jej kilka majątków, dał jakieś weksle, jakieś zobowiązania. Panajewa była przyjaciółką tej eks-żony Ogariewa, otrzymała od niej plenipotencje, przy tym Niekrasow pisał wzór do tej plenipotencji. "Łysa bachantka" wciąż zmieniała kochanków, potem już opłacała sobie utrzymanków i w końcu umarła w Paryżu w 1853 roku. Z papierów po niej pozostałych okazało się, że Panajewa nie wysyłała jej całkiem pieniędzy, sprzedając w międzyczasie majątki Ogariewa i dokonywając wszelkiego rodzaju kombinacji. Przed uwięzieniem Dostojewskiego w 1849 wszyscy ci ludzie: Herzen, Ogariew, Bakunin, Niekrasow, Turgieniew, Dostojewski, mogli się spotkać i spotykali za gościnnym stołem pani Panajew, myśleli podobnie - wszyscy należeli do szkoły Bielińskiego. Dostojewski myślał może inaczej, ale był za młody i za nieśmiały, aby swe zdanie głośno wypowiadać, za ambitny wreszcie, aby narażać się na drwiny. Ale od tego czasu do chwili powrotu Dostojewskicgo z Semipałatyńska dużo się zmieniło. Zamiast jednego centrum, którym był wydawany przez Niekrasowa "Sowriemiennik", powstały dwa centra: "Sowriemiennik" w Petersburgu i "Kołokoł" w Londynie, wydawany przez Herzena. "Kołokoł" ("Dzwon") nie miał cenzury na karku, pisał, co myślał, wypowiadał się gorąco, rewolucyjnie, gwałtownie, stąd oczywiście był dla Rosjan lekturą bardziej interesującą niż "Sowriemiennik", z którego cenzura w pewnych okresach wyduszała opozycję jak olej z siemienia lnianego i który musiał wypowiadać się aluzjami, porównaniami i wciąż tak balansować, aby go czytelnik zrozumiał, a cenzor nie zrozumiał.
Kto z tych ludzi stanowił "prawicę" polityczną i społeczną, a kto lewicę?
Bardzo jest trudno odpowiedzieć na to pytanie.
Podzielmy przede wszystkim z grubsza całe towarzystwo na dwie grupy: emigracyjną i rosyjską.
W grupie emigracyjnej na pierwszym miejscu oczywiście wymienić należy Herzena, najlepiej w Europie znane nazwisko ze wszystkich rewolucjonistów rosyjskich XIX wieku. Był to liberał będący jednocześnie mecenasem rewolucji. Aleksander Herzen był multimilionerem, nieprawym synem rosyjskiego magnata Jakowlewa, który mu zostawił swój ogromny majątek. Herzen wyjechał za granicę i jako najbogatszy z rewolucjonistów, a poza tym człowiek rządny, a nie marnotrawca jak Ogariew, wspierał rewolucjonistów całego świata, od Włocha Mazziniego do Polaka Worcla. Herzen mieszkał w Nizzy, potem długo bardzo w Londynie, potem w Szwajcarii, gdzie wynajął sobie zamek Prangins, późniejszą, za III republiki, siedzibę księcia Napoleona, Plon-Plon. Utrzymywał roje służby, do stołu jego siadało kilkadziesiąt osób. Pozostawił powszechnie znane pamiętniki.
Bakunin, założyciel szkoły anarchistów, dziś jeszcze mających zwolenników w Hiszpanii, przeciwnik Marksa, był początkowo przyjacielem Turgieniewa, później los go zbliżył z Herzenem, który często go utrzymywał. Był to najskrajniejszy rewolucjonista swoich czasów, ale niekonsekwentny, szarpiący się, przeskakujący od jednej koncepcji do drugiej. Postać pociągająca pióra biografów, a wart jest tego.
Ogariew rzewny poeta, przyjaciel najbliższy Herzena. Jeszcze jako młodzieńcy zaprzysięgali sobie wzajemną przyjaźń i miłość wieczną. Był to również człowiek bardzo bogaty, ale stracił całą fortunę rozdając pieniądze na prawo i lewo. Podczas pierwszych lat jego pobytu za granicą stawiał w swym salonie nie zamkniętą skrzynkę z pieniędzmi, aby jego przyjaciele, rewolucjoniści z całego świata, mogli brać z niej potrzebne im pieniądze bez pytania. Później żył z pieniędzy, które mu dawał Herzen. Ogariew ożeniony był po raz pierwszy z ową "łysą bachantką", którą Niekrasow okradł, skutkiem czego Herzen, "bardziej biorący do serca wszystko, co dotyczyło Ogariewa, niż sam Ogariew" - jak o tym pisali współcześni - nazywał Niekrasowa publicznie złodziejem i nie chciał go widzieć, gdy ten z pielgrzymką przepraszającą przyjechał do Londynu. Później Ogariew, wśród okoliczności niesłychanie romantycznych, ożenił się po raz drugi z córką szambelana i marszałka szlachty, panną Tuczkow. Otóż Herzen, którego własna żona zdradziła z poetą niemieckim Herweghiem, zbliżył się do drugiej pani Ogariew i miał z nią kilkoro dzieci. Ponieważ przysięgi przyjaźni miały działać nadal, więc w londyńskim domu Herzena rozkład pokoi sypialnych był następujący: sypialnia pani Ogariew była pośrodku, pomiędzy pokojem sypialnym Herzena a Ogariewa, przy tym mąż ustępował swe prawa kochankowi. Pani Herzen już nie żyła w tym okresie. Usiłowano stworzyć nową etykę płciową, opartą na pierwszeństwie miłości przed kontraktem ślubnym. Ale wcielanie w życie tej nowej etyki szło opornie. Pani Ogariewa dzieciom swoim, które były także dziećmi Herzena, kazała mówić do Ogariewa "papo", a do właściwego ojca tylko "wuju" i na zewnątrz Ogariewa uważała za swojego męża i gniewała się na niego, gdy wynalazł sobie jakąś kochankę. Stara etyka stykała się z nową etyką, jak palce dwóch rąk stykają się ze sobą, gdy się palce za palce zakłada. Do grupy petersburskiej zaliczmy Turgieniewa, który mieszkał przeważnie za granicą, ale przyjeżdżał na polowania do swoich dóbr w Rosji. W młodości Turgieniew był przyjacielem i kolegą uniwersyteckim Bakunina, mieszkał z nim razem nawet w jednym mieszkaniu w Berlinie, ale potem Bakunin pogalopował na lewo, dostał się do różnych więzień w Europie i Azji, a Turgieniew pozostał umiarkowanym liberałem, odpowiadały mu może poglądy Herzena, ale ich głośno nie wypowiadał, bo nie był naturą bojową. Turgieniew pisywał w "Sowriemienniku", ale w 1860 r., a więc w rok po powrocie Dostojewskiego z wygnania, z "Sowriemiennikiem" zerwał, bo nie mógł się pogodzić z nowymi postaciami z tej redakcji, Czernyszewskim i Dobrolubowem, ojcami kierunku, który Turgieniew ochrzcił mianem "nihilizmu". Wspominaliśmy o Dobrolubowie, że pisać nie umiał, jeszcze gorzej od niego pisał Czernyszewski. Ale ci dwaj ludzie trafili do przekonań młodzieży ówczesnej. Czernyszewski i Dobrolubow zaczęli zwalczać kierunek estetyczny w literaturze, lekceważyli Puszkina, Dobrolubow otwarcie zaczął atakować Turgieniewa. W redakcji "Sowriemiennika" powstały dwa obozy, Czernyszewski i Dobrolubow zaczęli atakować starszych członków redakcji, że są estetyczni, że się zestarzeli, że są wielkimi panami, że się zachowują jakby generałowie literatury. Na obiadach u pani Panajew były dobre wina drogich marek, ale ci dwaj publicyści prosili o najprostsze potrawy i o zwyczajną wódkę i wykrzywiali gęby z obrzydzeniem w stronę smakoszy. Pani Panajew, w której pomimo jej strojów, biżuterii, klejnotów, luksusowego trybu życia i arystokratycznego małżeństwa z Panajewem grała krew proletariuszki, córki aktora, tak upośledzonego wówczas pod względem towarzyskim, stanęła otwarcie po stronie Czernyszewskiego i Dobrolubowa. Turgieniew zabiegał pierwotnie o ich łaski, lecz później się zbuntował. Oto jest wymiana listów jego i hrabiego Lwa Tołstoja w sprawie Czernyszewskiego: Turgieniew do Tołstoja: "Miałem często nieszczęście bronić przed panem pluskwo-śmierdzącego (inaczej go teraz nie nazywam). W ręce pańskie składam teraz prośbę o wybaczenie i jednocześnie ślubowanie, że będę od dzisiaj prześladować, podawać we wzgardę i niszczyć go wszystkimi dozwolonymi, a zwłaszcza niedozwolonymi środkami. Przeczytałem jego wstrętną książkę, tę obrzydliwą padlinę... Racca... Racca... Racca... Pan wie, że nie ma nic straszliwszego od tego izraelickiego przekleństwa." Tołstoj do Turgieniewa: "Ciągle go się słyszy, jego cieniutki, nieprzyjemny głosik, gadający tępe bezczelności i podniecający się jeszcze tym, że mówić nie umie i głos ma obrzydliwy. Wszystko to zawdzięczamy Bielińskiemu. Ale on mówił tak, aby wszyscy słyszeli i mówili z oburzeniem, ponieważ naprawdę się oburzał, a ten wyobraża sobie, że aby mówić dobrze, trzeba mówić bezczelnie, i stąd wprowadza się w stan oburzenia. I oburza się w swoim kąciku, dopóki ktoś nie powie: basta, i nie spojrzy mu prosto w oczy." Są duże różnice pomiędzy brzmieniem tych dwóch listów. Ze słów Turgieniewa można wnioskować, że Czernyszewski go rozdrażnił, że Turgieniew wybucha gniewem, ale że wykwintny sceptyk nie jest tak zupełnie pewny, czy ma rację i czy Czernyszewski nie zasługuje na szacunek. Natomiast Tołstoj całkowicie pogardza Czernyszewskim jak rozkrzyczanym lokajem. Tołstoj! wielkie to imię w literaturze światowej i cóż za siła twórcza! Literaturę rosyjską przedrewolucyjnej Rosji możemy podzielić na cztery okresy, które nazwijmy imionami największych w każdym okresie. Pierwszy: Puszkin i Gogol; przedtem w Rosji nie było właściwie nic, z państw słowiańskich tylko Polska miała nieprzerwany łańcuch twórczości literackiej, od XVI wieku począwszy. Drugi: Turgieniew - Tołstoj - Dostojewski, jak mówili współcześni, Dostojewski - Tołstoj - Turgieniew, jak powiemy dziś. Trzeci: Tołstoj - Czechow, i czwarty: Mereżkowski - Tołstoj. Cztery pokolenia literatury. Tołstoj urodził się za pokolenia pierwszego, a był pisarzem reprezentującym pokolenie drugie, tak samo dobrze jak trzecie, a pisał jeszcze za pokolenia czwartego. Urodził się za Puszkina, dożył do Igora Siewierianina, rozciągnął się na przestrzeni całej historii literatury starej Rosji. Gdy zestarzał, propagował wstrzemięźliwość i wzywał do zaprzestania stosunków płciowych nawet w małżeństwie. W okresie, w którym jesteśmy, nic nie wskazywało na taki koniec żywota, jak również na to, że Tołstoj stanie się kiedyś bożyszczem wywrotowców z całego świata. Tołstoj, młody oficer z blond wąsami, trochę krzywo leżącymi nad kapryśnymi wargami, w niczym nie zapowiadał tego patriarchy z bosymi nogami, w chłopskiej koszuli i z długą siwą brodą, jakim go znamy ze sławnego portretu Riepina. Prócz skier genialnego talentu literackiego odznaczał się wtedy swymi orgiami. Bił rekordy koleżeńskie ilością aktów miłosnych spełnianych w ciągu jednej doby, a dla swoich uciech zakupywał hurtownie usługi całych personeli domów publicznych. Oto człowiek, o którym powiedzieć można, że propagandę wstrzemięźliwości płciowej rozpoczął w... swoim czasie. Czernyszewski i Dobrolubow byli popowiczami, czyli synami popów, i obaj ukończyli seminaria prawosławne. Nazwisko Czernyszewski pochodzi od wsi Czernyszewa; ojciec Czernyszewskiego był synem chłopa z tej wsi, a uczniom duchownych seminariów dawali wtedy nazwiska od wsi rodzinnych. Zapewne też dziadek Dostojewskiego w podobny sposób został nazwany od wsi Dostojewa i stąd pochodzenie wielkiego pisarza nie miało nic wspólnego ze szlachtą polską Dostojewskich herbu Radwan. Czernyszewski był pisarzem bez talentu, ale niewątpliwie osobiście człowiekiem szlachetnym. Został aresztowany i wysłany na Sybir niedługo po śmierci swego ukochanego przyjaciela Dobrolubowa, który zmarł na rękach pani Panajew. Czernyszewski był także przyjacielem Niekrasowa i przyjaźń tę posuwał tak daleko, że bronił poety nawet w sprawie kryminalnej ze sprzedażą majątku Ogariewa; wspomnijmy zresztą tekst listu Niekrasowa, cytowany na początku tego rozdziału: Niekrasow pisze tam wyraźnie, że mało ludzi zna całą prawdę. W obronie Niekrasowa Czernyszewski pojechał nawet do Londynu do Herzena, aby przebłagać wielkiego proroka i uzyskać wyrozumialszy stosunek do Niekrasowa. Ale Czernyszewski przyzwyczaił się uważać siebie za autorytet i nie znosił polemiki. Gdy Herzen zaczął odpowiadać na jego argumenty, Czernyszewski, o ileż młodszy od niego wiekiem, o ileż mniejszy talentem i rozgłosem, spojrzał na niego ze zdziwieniem i nie odpowiadając ani słowa przerwał rozmowę i wyjechał. Czernyszewski w więzieniu napisał romans Co robić, który miał ustalać nowe zasady etyki płciowej i małżeńskiej. Romans dziś wydaje się nam być nic nie warty pod każdym względem, jakimś okazem śmiesznej grafomanii, postacie wycięte z kartonu, bez krzty prawdopodobieństwa, sytuacje idiotyczne, język i styl niemożliwe do przełknięcia i do strawienia. Wówczas to romansidło stało się czymś w rodzaju biblii, sztandaru dla młodzieży, objawieniem, jakkolwiek nikt właściwie nie mógł rzetelnie wywnioskować, co trzeba robić po przeczytaniu tego Co robić.
Czernyszewski miał osobiste powody do zajmowania się poszukiwaniem nowych reguł w życiu małżeńskim. Ubóstwiał swą żonę, śniadą, ognistą brunetkę. Dla niej wbrew swoim przekonaniom zdobywał pieniądze, aby mieć nie tylko mieszkanie wygodne, ale nawet konie, powozy i sanki luksusowe. Żona jego miała nieprawdopodobną ilość kochanków. Pewien procent tych kochanków znany był Czernyszewskiemu.
Szkoła słowianofili i szkoła zachodnia były szkołami literackimi. Stąd granica między nimi biegnie granicą poglądów w sprawach erotycznych, tej dziedziny od wieków zastrzeżonej dla literatury pięknej. Słowianofile bronili surowych zasad w tej dziedzinie, szkoła zachodnia głosiła pierwszeństwo miłości przed zobowiązaniami. Poglądy słowianofili wcielał w życie Konstanty Aksakow. Ze strony przeciwnej oba centra myślowe szkoły zachodniej, "Sowriemiennik" i "Kołokoł", reprezentowane są przez dwa współżycia we troje: "Sowriemiennik" - dwaj koledzy, Niekrasow i Panajew, mieszkają razem w jednym mieszkaniu z panią Panajew, ślubną żoną Panajewa, a faktyczną Niekrasowa, i "Kołokoł" - znów wspólne mieszkanie Herzena i Ogariewa i pani Ogariew w stosunku identycznym między sobą.
Wracając do naszego pytania o uszeregowaniu pisarzy szkoły zachodniej od prawicy ku lewicy, wypowiedzmy przede wszystkim uwagę, że podział tych ludzi według ich pochodzenia i bogactwa nie ma nic wspólnego z ich podziałem według przekonań społecznych.
Wymienieni w tym rozdziale ludzie dadzą się podzielić na szlachtę i na popowiczów. W grupie szlacheckiej najbogatszy był Herzen, potem Ogariew, potem Panajew (przynajmniej przed znajomością z Niekrasowem), Turgieniew i hr. Tołstoj. Z mniej zamożnej szlachty pochodzili Bakunin i Niekrasow, ten ostatni, mimo nędzy w młodości, był synem ziemianina, a matkę miał szlachciankę polską.
Druga grupa obejmowałaby synów popów: Dobrolubowa i Czernyszewskiego, i wnuków popów: Bielińskiego i Dostojewskiego, pomimo gwałtownych tego ostatniego pod tym względem protestów.
Podział na lewicę i prawicę polityczno-społeczną wyglądałby następująco:
Prawicowcem był wówczas Lew Tołstoj, którego zresztą nie interesowała żadna doktryna polityczna czy społeczna. Literacka twórczość jego miała charakter żywiołowy, jak ryk lwa lub trele słowika.
Liberałem centrowym był Turgieniew, liberałem lewicowym Herzen.
Niekrasow był radykałem w duszy, o wiele bardziej lewicowy od Herzena i Ogariewa, a na lewo ciągnęli go jego przyjaciele nihiliści: Czernyszewski i Dobrolubow. Trzeba tylko pamiętać, że Herzen i Ogariew ujawniali głośno swe sympatie do rewolucji, a ludzie "Sowriemiennika" je skrywali.
Wśród tych wszystkich ludzi jedynym świadomym prawicowcem politycznym, to znaczy zwolennikiem caratu, był Dostojewski. Należał on także do najgorzej urodzonych i był z nich wszystkich najbiedniejszy. Towarzyskie upośledzenie Dostojewskiego wypływało z trzech źródeł: ze złego urodzenia, z materialnej nędzy i z jego politycznego konserwatyzmu. To ostatnie zwłaszcza wzbudzało wzgardę i lekceważenie, a wiemy, jak boleśnie i wybuchowo reagował nerwowy Dostojewski na wszelki objaw lekceważenia jego osoby.
Ale oto przyjdzie powstanie polskie 1863 i raz jeszcze pomiesza wszystkie szyki, inaczej potasuje karty.
XI
POWSTANIE POLSKIE 1863
Wpływ Polski na wewnętrzne sprawy rosyjskie był zawsze bardzo duży. Polska była tym hasłem, pod którym odbywała się mobilizacja sił rosyjskiego nacjonalizmu. Było tak od wieków. W r. 1861 rozpoczęły się w Warszawie i w Wilnie polskie manifestacje patriotyczne i krew ludzi bezbronnych polała się po brukach ulicznych i po kościołach, 22 stycznia 1863 rozpoczęła się walka zbrojna, gdyż Polakom dostarczono broni z Francji. W rosyjskich kołach rządowych kurs ugodowej polityki wobec Polski reprezentował wielki książę Konstanty i pewna ilość innych dygnitarzy, między nimi ks. Suworow, wnuk wielkiego wodza, naczelnik miasta Petersburga i osobisty przyjaciel cesarza. Wielki książę Konstanty uważał, że należy imperium podzielić na kraje samorządne, z własnymi i parlamentami, a osoba cesarza autokraty stałaby ponad wszystkim i byłaby ogniwem jedności imperium. Wielki książę szczerze dążył do reform w Polsce i do zwrócenia jej odebranych po powstaniu 1830 r. praw konstytucyjnych. Książę Suworow był człowiekiem humanitarnym i postępowym. Nie lubił on więzień ani szubienic. Ratował, jak mógł, zarówno Polaków, jak rewolucjonistów rosyjskich. Usiłował uratować także Czernyszewskiego, lecz się to nie udało z winy samego Czernyszewskiego.
Antytezą Suworowa była postać generała Murawiewa, głównego kata Polaków, wileńskiego generał-gubernatora. Murawiew był człowiekiem odrażającej powierzchowności. "Coś pośredniego pomiędzy hipopotamem a buldogiem" mówili o nim współcześni. Był to sadysta, z rozkoszą wieszał nawet ludzi rannych i chorych, przywożonych ze szpitala. Od maja 1863 walczył z powstaniem w Wilnie i na Litwie energicznie, lecz środkami, które w Europie wzbudzały oburzenie powszechne. Wciąż oskarżał Petersburg, że mu przeszkadza wieszać Polaków w dostatecznej ilości. Pamiętne są jego aforyzmy. Ponieważ kuzyn jego, Murawiew-Apostoł, brał udział w spisku dekabrystów w 1825 r. i został powieszony, więc Murawiew wileński powiadał: "Nie jestem z tych Murawiewych, których wieszają, lecz z tych, którzy wieszają." Na pytanie do niego skierowane, którzy Polacy w Wilnie są mniej niebezpieczni od innych, odpowiadał: "Ci, którzy już wiszą." Szubienica była dla Murawiewa tym, czym fortepian dla Paderewskiego: instrumentem pracy i przedmiotem miłości.
Słowianofile byli do czasów powstania 1863 kierunkiem frondującym przeciw cesarzowi i rządowi, trafiali nawet czasami do więzienia. Słowianofile głosili jedność i zgodę całej rodziny narodów słowiańskich, powinni więc byli być przodownikami ugody z Polakami. Ale stało się wręcz przeciwnie i to właśnie jest dla nich bardzo charakterystyczne. W walce rządu rosyjskiego z Polakami całym sercem stanęli po stronie rządu, a nawet poparcie rządu przez słowianofili w jego walce z Polakami było pierwszym poparciem politycznym, jakie w Rosji udzieliły rządowi świadome i jako tako zorganizowane siły społeczne. W emulacji pomiędzy w. ks. Konstantym a Murawiewem słowianofile otwarcie stanęli po stronie Murawiewa, pomimo pierwotnych sympatii tego brata cesarskiego do ich ruchu. Antypolskość słowianofili nabrała już charakteru bezwzględnego, jakkolwiek brutalność i krzykliwość wniesie do publicystyki w tej sprawie dopiero Katków, o czym będę pisał poniżej.
Gdy Murawiew przyjechał do Petersburga, kilka osób chciało uczcić go obiadem. Z propozycją udziału w tym obiedzie zwrócono się także do ks. Suworowa. Ten odpowiedział słowami: "Ja ludojadów nie szanuję." Wtedy poeta Tiutczew, o którym już wspominaliśmy jako o teściu jednego z leaderów słowianofili, Iwana Aksakowa, odpowiedział Suworowowi wierszem:
Humanitarny wnuku bojowego dziada,
Wybaczże nam, nasz sympatyczny Książę,
Że rosyjskiego czcimy ludojada,
Europy o zdanie nie pytając.
Po kilku zwrotkach, stanowiących hymn pochwalny dla Murawiewa, wiersz ten kończył się zwrotką następującą:
Niechże nam będzie hańbiącą poszlaką
List nasz do niego od jego przyjaciół,
Lecz, zdaje się nam, Książę, że dziad Twój wielki
Na nim swą pieczęć by położył.
Istotnie, dziad Suworowa pozwolił wojskom swym dokonać rzezi bezbronnej ludności Warszawy w 1794 r. Słowianofile w niszczeniu powstania polskiego i Polski widzieli misję Rosji. Polska w ich oczach była zdrajczynią słowiańszczyzny, awangardą Europy, cywilizacji łacińskiej, katolicyzmu, wszelkiej w ogóle "zachodowości", której tak nienawidzili. Misja Rosji polegała na powstrzymywaniu tych wszystkich wpływów, wykreśleniu granicy nieprzekraczalnej pomiędzy Europą a światem słowiańskim. Polacy - zdaniem słowianofili - winni być ukarani, a częściowo zniszczeni. Podzielali oni program Murawiewa, który dzielił Polskę, a raczej tę część Polski, która po rozbiorach w XVIII wieku przypadła Rosji, na dwie części: na "zachodnie gubernie cesarstwa" i na "królestwo kongresowe", w pierwszej części Polacy mieli być wytępieni, w części drugiej pozostawieni, lecz politycznie sparaliżowani. Geograficzna granica pomiędzy tymi dwoma częściami Polski biegła częściowo według linii dziś zwanej linią Curzona, bez oczywiście przedłużenia tej linii na zabór austriacki.
Po zakończeniu powstania działacze ze szkoły słowianofilskiej, Samarin, Milutin, ks. Czerkaski, wyjechali do Polski, aby podburzać warstwę włościańską przeciwko inteligencji polskiej.
Wprost odwrotne stanowisko zajął Herzen i ludzie z nim związani. Herzen ucieszył się z oswobodzenia włościan w dniu 19 lutego 1861 i urządził w Londynie uroczystość z tego powodu. Ale przed samą uroczystością przyszła wiadomość o strzałach w Warszawie. Herzen wycofał się z uroczystości. Herzen był przyczyną, że w armii rosyjskiej pojawiła się organizacja oficerów współczująca z powstańcami. Przyjaciel Herzena, Bakunin, poszedł w tym kierunku jeszcze dalej. Zorganizował w Londynie wyprawę na pomoc Polakom. Okręt z bronią, który miał wylądować koło Połągi, a na pokładzie którego znajdował się sam Bakunin, dzięki różnym okolicznościom nie doszedł do miejsca przeznaczenia, a znalazł się w porcie szwedzkim, gdzie został internowany.
Ale te występy Herzena i jego przyjaciół w obronie Polaków przesądziły też o dalszych jego wpływach politycznych. Powstanie polskie skończyło Herzena na terenie rosyjskim. Przed powstaniem polskim jego "Kołokoł" przemycany był do Rosji w olbrzymiej ilości egzemplarzy, czytali go wszyscy, od cesarza począwszy, policja łapała i konfiskowała egzemplarze pisma, ale po cichu mnóstwo osób przesyłało Herzenowi wiadomości, był to poważny czynnik w życiu wewnętrznorosyjskim. Skutkiem ultrapolskiego stanowiska Herzena skończyło się to wszystko. Zabrakło ochotników do przewożenia pisma przez granicę, do kolportowania go, do czytania. Nakład "Kołokoła" spadł do jednej trzeciej, "Kołokoł" stał się pismem , wyłącznie emigracyjnym. Niewątpliwie Herzen patrzał na powstanie polskie oczami emigranta, który już oderwał się od gruntu rosyjskiego, i Europejczyka. Cała myśląca Europa była wtedy po stronie Polaków, co zresztą w niczym nie pomniejszyło ich straszliwej klęski. Można nawet powiedzieć, że krzykliwe współczucie Europy, ujawniane w brytyjskim, francuskim i niemieckim parlamentach i prasie, powiększyło nieszczęścia Polski, ponieważ przedłużało walkę zbrojną, a tym samym niszczenie Polski przez wojsko rosyjskie, deportacje na Sybir, konfiskatę ziemi polskiej i oddawanie jej Rosjanom. Byli w Rosji ludzie, którzy chcieli w Polsce sprowokować powstanie, aby móc ją wyniszczyć. Tym prowokatorom bezwiednie pomagała Europa swoim hałasem, poza którym nie stał żaden czyn.
Turgieniew odstrychnął się od Herzena w czasie powstania polskiego, ostentacyjnie przesyłając ze specjalnym listem do redakcji swój datek na żołnierzy rosyjskich rannych w walkach z powstańcami.
Grupa "Sowriemiennika" także nie podzielała propolskich sympatii Herzena. Dla niej Polacy byli czynnikiem arystokratycznym, katolickim, antypatycznym. Zresztą Czernyszewski posiadał jakieś tajemnicze kontakty z rewolucjonistami polskimi. Skandal Niekrasowa z Murawiewem miał miejsce trzy lata po powstaniu i nie posiadał już tła polskiego. Oto, co zaszło:
Dnia 4 kwietnia 1866 r. miał miejsce pierwszy zamach na życie Aleksandra II. Niejaki Karakozow strzelał do niego z rewolweru. Petersburg żył wciąż pod wrażeniem tajemniczych pożarów wzniecanych nieuchwytną ręką, które łączono bądź z Polakami, bądź z rewolucjonistami rosyjskimi. Wobec powszechnego zdenerwowania śledztwo w sprawie zamachu na cesarza złożono w ręce tegoż Murawiewa, pomimo osobistej do niego antypatii Aleksandra II. Murawiew otrzymał szerokie pełnomocnictwa i zapowiedział represje w stosunku do prasy. Los "Sowriemiennika" zawisł na włosku. Wtedy Niekrasow podszedł w klubie do Murawiewa i zaczął czytać odę na jego cześć. Słowa tego utworu Niekrasowa nie doszły do nas, ale wiemy, że była tam mowa o stłumieniu powstania polskiego i "zgniłym zachodzie Europy", i o świętym patronie Murawiewa, archaniele Michale, i inne rzeczy niezgodne z ideologią, którą reprezentował Niekrasow i jego grupa. Murawiew z pogardą odwrócił się od Niekrasowa i po pewnym czasie zamknął jego miesięcznik, chociaż Niekrasow jeszcze przy obiedzie wykrzykiwał w stronę Murawiewa: "Tak, ekscelencjo, trzeba wyrwać zło z korzeniami."
Wystąpienie Niekrasowa oburzyło wszystkich. Wypominano mu, że matkę miał Polkę, że w wierszach, w których opiewał miłość do niej, wspominał także o jej kraju "całym we krwi" Zaczęto powszechnie nazywać Niekrasowa "podlecem", a ulegając powszechnej modzie, on sam siebie tak przez pewien czas nazywał. Dzisiaj autorzy radzieccy nie podzielają tego oburzenia widząc w nim nadwrażliwość bogatych panów i estetów nie rozumiejących, co to znaczy prawdziwa praca rewolucyjna. Niekrasow chciał uratować "Sowriemiennik" i zdobył się na poświęcenie, które należy uszanować - piszą. Niekrasow z odą do Murawiewa bliższy był prawdzie ideowej niż Turgieniew i inni liberałowie bez ody - twierdzą. Ze swej strony powiedzmy tylko, że Niekrasow był bardzo skomplikowanym człowiekiem. Wciąż pamiętajmy, że muza jego, ubrana w koszulę dziewczyniny wiejskiej z surowego płótna, była muzą śpiewną.
Wracając do powstania 1863 r. i wpływu, które wywarło na ukształtowanie się poglądów w Rosji, nie możemy pominąć zjawiska, któremu na imię Katków. Wpływy i skutki działalności dziennikarskiej z trudnością dają się wymierzyć, ale o Katkowie wiemy, że stworzył, że sformułował poglądy polityczne wyznawane później przez dwa pokolenia rosyjskiej biurokracji i dwóch cesarzy rosyjskich. Katkowa poznajemy jako adherenta Bielińskiego i zachodowca, zwolennika konstytucji angielskiej. Nazywano go nawet anglomanem. Ale w mózgu Katkowa węzeł walki i boju był widać nadmiernie rozszerzony. Przyjął wyzwanie Polaków, w 1863 r. zaczął przeciw Polakom mobilizować Rosję, złe kły pokazywać Europie. Zbliżył się do słowianofilł, a nawet pochłonął ich ideologię, jeśli można się tak wyrazić, gdyż w miejsce słowianofilskiego romantyzmu stworzył szkołę nowoczesnego, zajadłego, egoistycznego nacjonalizmu rosyjskiego; publicystyka jego to już nie literatura poetyczno-powieściowa, to już twarde i zawzięte, często fałszywe, jeszcze częściej amoralne, ale zawsze wybitnie polityczne rozważania nad wewnętrznymi i zagranicznymi sprawami Rosji. Katkow! Zapamiętajcie to nazwisko. Będzie ono nam wciąż potrzebne w naszych dalszych rozmyślaniach nad Dostojewskim.
Powstanie 1863 r. miało też wpływ bezpośredni na losy samego Dostojewskiego. Od stycznia 1861 r. ukazuje się miesięcznik "Wriemia" ("Czas") założony z inicjatywy Dostojewskiego przez jego brata Michała, który przedtem miał fabrykę papierosów i cygar, ale który pod wpływem powrotu brata z Syberii przypomniał sobie swe literackie aspiracje w młodości. Dostojewski faktycznie redaguje to pismo. Miesięcznik nie idzie najlepiej, ale nie najgorzej. Szereg najwybitniejszych pisarzy zamieszcza tam swoje utwory. Powstanie 1863 r. wywołuje w Dostojewskim skurcz nienawiści do Polaków. Jeździł on w tym czasie po raz pierwszy za granicę, do Niemiec, Francji i do Londynu, by poznać Herzena, i spotkał wszędzie krzykliwe sympatie do Polaków i wzgardę do Rosji. Zrobiło to nader silne na nim wrażenie, bo wszelkie upokorzenia wywołują w nim silne reakcje. Powrócił z duszą pełną nienawiści i do Europy zachodniej, i do Polaków. Ale oto jego miesięcznik został w maju 1863 r. zamknięty właśnie z powodu rzekomych sympatii do powstania polskiego. Zauważcie, że chodzi tu o datę 1863, że antyrządowy i skrycie rewolucyjny "Sowriemiennik" ma przed sobą jeszcze trzy lata lukratywnego istnienia. Powodem represji był źle przez społeczeństwo zrozumiany artykuł Strachowa pt. Fatalna kwestia. Autor artykułu twierdził, że Polacy jako naród o wyższej kulturze nie mogą z Rosjanami żyć w jednym państwie, ale autor bynajmniej nie chciał z tych swoich założeń wyciągać przyjaznych dla Polaków wniosków. Zamknięcie miesięcznika stanowi nową dla Dostojewskiego katastrofę życiową, ale też bracia Dostojewscy od razu zaczynają się starać o zezwolenie na założenie nowego miesięcznika.
XII POLINA
W powieściach Dostojewskiego często się zdarzają trzy typy kobiet, prototypami których były trzy kobiety, w których się kochał. Pierwszy: kobieta-mężatka, despotyczna, kapryśna, nieobliczalna, lecz ze szlachetnym w gruncie sercem, grubiańska w swoich wystąpieniach na zewnątrz, chora, suchotnica, sparaliżowana lub wariatka - to jego pierwsza żona, z domu Constant, primo voto Isajewa; typ drugi: kobieta niezamężna, despotyczna, kapryśna, nieobliczalna, ze szlachetnym w gruncie sercem, poza tym rozpustna, z dziwnym czarem erotycznym, pociągającym mężczyzn do szaleństwa - to Apolinaria Susłowa, późniejsza pani Rozanow; i typ trzeci: panna despotyczna, kapryśna, nieobliczalna, ze szlachetnym w gruncie sercem, ale wyniosła i dumna, nietykalna, czysta jak lazur niebieskiego nieba, o gestach księżniczki czy królewny - to Anna Korwin-Krukowska, późniejsza pani Jaclard. Czasami te typy występują samodzielnie, czasami są mieszane między sobą, gdyż, jak już pisałem, jednostki typów nie pokrywają się u Dostojewskiego z figurami fabuły. Poza tymi trzema typami w pierwszych powieściach i nowelach Dostojewskiego natrętnie występuje typ skrzywdzonego dziecka kapryśnej dziewczynki. Jest to zapewne reminiscencja tej dziewczynki, którą Dostojewski zgwałcił, ale której nazwiska nie znamy i nic pewnego o niej nie wiemy, nawet nie wiemy, czy naprawdę była kapryśna, czy też cechę tę dodał jej Dostojewski przez własne upodobania.
Druga żona Dostojewski ego nie była despotyczna ani kapryśna, a już najmniej nieobliczalna. Przeciwnie, była wobec niego cicha, skromna, posłuszna i miała pogodny, równy, światły charakter. Dostojewski zawdzięcza jej sławę. Ale nie opisał jej w żadnej ze swoich powieści, podczas gdy postacie tamtych trzech hałaśliwie wypełniają karty jego książek sportretowane czasami w bardzo intymny sposób.
Pisaliśmy już o pierwszej żonie, z chronologii wypada zająć się teraz Apolinarią, czyli Poliną, Susłową. Była jedną z pierwszych w Rosji studentek uniwersytetu, gdyż za Aleksandra II przez krótki czas wolno było kobietom uczęszczać na uniwersytet. Przysłała marną nowelkę do wydrukowania we "Wriemieni", być może przyszła z nią sama, skoro utwór ten ukazał się na łamach miesięcznika. Dostojewski idealizował zawsze swe heroiny, pogłębiał, subtelizował ich dusze, robił je wiele ciekawszymi, niż były w rzeczywistości. Powieść Gracz, napisana przez Dostojewskiego w r. 1866, zawiera wiele danych autobiograficznych o jego stosunku z Susłową, cała powieść napisana jest, aby uspokoić, zaleczyć, uciszyć, wyrzucić z siebie wspomnienia o wspólnym z Susłową pobycie w domach gry w ruletkę. Typ Susłowej wyrażony jest tu w dwóch postaciach powieściowych, w Polinie, córce generała, despotycznej, kapryśnej i nieobliczalnej, która jednego i tego samego dnia oddaje się dwu ludziom kochając trzeciego, i we francuskiej kokocie. Pewne szczegóły intymne, które przeżył Dostojewski z Susłową, o czym dowiedzieliśmy się dopiero z jej szczerych pamiętników, przeniesione są tu na kokocie łóżko. Susłowa jest także prototypem Nastasji Filipowny z powieści Idiota, ale tu już nie ma podziału na generalską córkę i na kokotę, Nastasja Filipowna od razu jest kobietą spoza towarzystwa, ale kobietą, dla której szaleją najwartościowsi ludzie, która znów nie wie, kogo kocha, chociaż Dostojewski ma wciąż nadzieję, że kocha tego, w kim on widzi siebie. Idiota kończy się sceną zamordowania Nastasji Filipowny, sceną, której dramatyczność niesamowita mało ma chyba równych sobie w literaturze świata. Dostojewski istotnie kochał Susłową do tego najwyższego stopnia miłości i zazdrości, którego częścią nieodłączną jest nostalgia do morderstwa, jako jedynego środka pozbycia się cierpień ponad siły.
Z wiekiem postać Susłowej pod piórem Dostojewskiego, nie tracąc nic ze swoich czarodziejskich erotycznych atrakcji, z seksualnego zewu, traci pióra ze skrzydeł, a zyskuje na jaskrawym realizmie. Od generałówny Poliny, która jeszcze nie wiadomo czego chce, którą jeszcze można wziąć za szyllerową kochankę rzucającą w zamian siebie rękawiczki pomiędzy dzikie bestie, poprzez niesamowitą Nastasję Filipownę dochodzimy do zdecydowanej dziewki, Gruszeńki w Braciach Karamazowych, powieści napisanej przez Dostojewskiego w ostatnich latach przed śmiercią. Z transformacji Susłowej w różnych utworach Dostojewskiego możemy wywnioskować tylko jedno: ta kobieta zasmakowała mu w życiu o wiele więcej niż wszystkie inne, które znał. Rozkosz erotyczna prawdziwa, rozpustna, arcygrzeszna zjawiała się u wezgłowia marzeń Dostojewskiego jako zjawa Susłowej, i tak do końca życia.
Czy Susłową była piękna? O! Nie pytajmy fotografii o piękność kobiet Dostojewskiego - wszystkie one: Ania, Susłowa, Korwin-Krukowska, pierwsza żona wyglądają na nich jak czupiradła; zrzućmy winę na niedomagania kunsztu fotograficznego w połowie XIX wieku, bo inaczej nie potrafilibyśmy zrozumieć ani Dostojewskiego, ani tych kobiet, ani wreszcie samego życia. Dość, że Susłowa była osobą nader pociągającą, podniecającą, że miała zastępy kochanków, a ustawiczny trening miłosny, powiększający zasób jej intymnych doświadczeń, udoskonalał rozkosz, którą dawać musiała. Dostojewski, korzystając przed uwięzieniem z naiwnej i niezdarnej prostytucji ulicznej w Petersburgu, po katordze z bydlęcego poziomu pieszczotami dziewczyn przeznaczonych dla żołnierzy w Semipałatyńsku, który miał żonę chorą, krzykliwą i niewierną, pierwszy bodaj raz posiada kobietę w jedwabiach, rasową, mądrą, z dobrymi perfumami, z inteligentnym uśmiechem, oczami, które w pewnych chwilach gorzeją bezwstydem. Nie zagłuszy mu wrażeń, których doznał, żadna inna kobieta w życiu. W 1863 r. wyjeżdża Susłowa za granicę; Dostojewski podąża za nią. Dojechawszy do Paryża pędzi zadyszany do jej hotelu. "Spóźniłeś się, mój drogi" - powiada mu Susłowa i komunikuje mu wiadomość, że się co dzień oddaje Salvadorowi, pięknemu Hiszpanowi, którego spotkała i poznała pierwszego dnia pobytu w Paryżu. Dostojewski zachowuje się według swego zwyczaju tak jak kiedyś, gdy się dowiedział, że jego przyszła żona ma już ukochanego, nauczyciela Wargunowa. Poświęca siebie, chce dopomóc szczęściu ich obojga etc., ale okazuje się niebawem, że Salvador ma dość Poliny, nie chce na nią patrzeć, ucieka od niej. Dostojewski proponuje braterską podróż do Włoch, wyobraża sobie, że nie może tknąć kobiety, która świeżo przeżyła dwie tak straszliwe tragedie, jak unieszczęśliwienie jednego kochanka i rozczarowanie spowodowane przez drugiego. Susłowa ku wielkiej jego radości wspaniałomyślnie się zgadza. Idą razem do poselstwa Stolicy Apostolskiej po wizy na paszportach do Rzymu. Nerwy Dostojewskiego go zawodzą. Ma teraz miejsce głupawa do ponurości scena, tym więcej plamiąca pamięć wielkiego pisarza, że dziecinnie śmieszna i naiwna. Młody pater oświadcza, że wizować paszporty może tylko monsignore, i odnosi je do pokoju tego prałata. Dostojewski z Polina czekają długo, a Dostojewskiemu wydaje się, że nieznośnie długo. Po licznych narzekaniach i przynaglaniach Dostojewski zadaje wreszcie pytanie, czym jest tak zajęty monsignore. Młody pater odpowiada szczerze, że monsignore pije kawę. Wtedy antykatolicyzm, Salvador i czekanie wybuchają razem w sercu biednego Dostojewskiego i ten zrywa się z miejsca z wrzaskiem wyrażonej w okropnej ze zdenerwowania francuszczyźnie: Je veux cracher dans son cafe ["Chcę napluć mu do kawy"] - i przygotowując odpowiednią dozę śliny w ustach, biegnie w stronę pokoju monsignore, aby uchwycić jego filiżankę. Polina i ksiądz chwytają go za fałdy surduta z tyłu i ślizgają się po posadzce poczekalni poselstwa, aby go wreszcie zatrzymać. Kawa nadal zawiera w sobie tylko kawę i mleko, bez niepożądanych dodatków, a paszporty z wizami są oddane. Scenka z rodzaju łatwych paszkwili na Rosjan za granicą.
Dostojewski z Poliną jedzie naprzód na ruletkę i tu zgrywa się rzetelnie. Polina zastawia swoją biżuterię, aby go ratować. Polina miała szerokie gesty, to nie pierwsza żona Dostojewskiego, która go zadręczała kwestiami pieniężnymi. Pieniądze na dalszą podróż wytelegrafowane są z Petersburga. Polina z cyniczną otwartością zapisuje w swoim dzienniku, jak dręczyły i powstrzymywały Dostojewskiego jego słowa honoru o braterstwie. Panie z dziewiętnastowiecza były doświadczeńsze niż współczesne. Ubierały się obficiej i szczelniej, a ta większa ilość przeszkód nasilała, nabarwiała, nalewała więcej krwi do poszukiwań, odkryć, coraz a coraz słodszych i lubieżniejszych wędrówek wśród wełny, jedwabi i batystów, potęgując trzęsienie się rąk i warg, wzmacniając wrażenie. Z szeroką suknią rozrzuconą na łóżku Polina dała swą nóżkę w czarnej pończoszce do pocałowania. Przed Dostojewskim znów otwarły się rozkosze, do których dostęp honorem mu był zakazany. Im więcej zakazów w tego rodzaju usiłowaniach, tym więcej rozkoszy. Dostojewski jako znawca serc kobiecych w teorii, sądził, że skoro dał kobiecie słowo honoru, to powinien go dotrzymać. Potem oświadczył się Polinie, błagał o jej rękę, chciał by została jego żoną, wypowiadał przekonanie, że śmierć jego żony prędko już nastąpi. Polina wzruszała ramionami, żeby go męczyć. Dobrali się dobrze, ona była sadystką, a on widocznym masochistą.
Włochy, Neapol, Sorrento - wszystko przepłynęło obok: sceny, kłótnie, półrozkosze, półmęczarnie były jedyną odczuwalną rzeczywistością.
Rozstał się Dostojewski z Susłowa jesienią 1863 roku i nie możemy stwierdzić, czy miał ją kiedy później, czy nie, jakkolwiek czasami się spotykali, a korespondowali jeszcze bardzo długo. Koniec tej Susłowej jest ciekawy. W trzecim pokoleniu rosyjskiej literatury pojawił się krytyk literatury, filozof, uwielbiający przede wszystkim Dostojewskiego. Nazywał się Rozanow. Pisał wciąż o Dostojewskim. Poznał Susłową, dowiedział się, że była kiedyś kochanką Dostojewskiego, i z czci Dostojewskiego ożenił się z nią. W chwili ślubu ona miała lat 40, on 24. Później Susłowa go porzuciła, zakochawszy się w jakimś subiekcie sklepowym. Rozanow miał później żonę i dzieci, lecz nie mógł dać im swego nazwiska, bo Susłowa przez zamiłowanie do męczenia ludzi nie chciała mu dać rozwodu. Umarła dopiero w czasie wielkiej wojny europejskiej.