Kraje arabskie chcą, aby Bush w Iraku przeciwstawił się Iranowi (analiza) 30 09 2009


Kraje arabskie chcą, aby Bush w Iraku przeciwstawił się Iranowi
(analiza)
PAP
2009-09-30, ostatnia aktualizacja 2007-01-10 10:20
10.1.Bejrut (PAP/Reuters) - W oczekiwaniu na ogłoszenie przez George'a W. Busha nowego kursu w
Iraku arabscy sojusznicy Waszyngtonu wyrażali nadzieję, że prezydent USA rozwieje ich obawy przed
umocnieniem się szyitów w Bagdadzie i wpływów Iranu na Bliskim Wschodzie.
Chociaż Jordania, Egipt, Arabia Saudyjska i inne państwa arabskie rządzone przez sunnitów kwestionowały
sens amerykańskiej inwazji na Irak w 2003 roku, teraz obawiają się, że wojska USA mogą wycofać się
stamtąd w pośpiechu i pozostawić ten kraj pod kontrolą wspieranych przez Iran milicji szyickich.
To z kolei mogłoby umocnić sterowaną z Teheranu oś łączącą Iran, Irak i Syrię z ugrupowaniami islamistów
takimi jak libański Hezbollah i palestyński Hamas, których programy są wyraznie sprzeczne z celami USA.
W opinii Mustafy Alaniego, analityka z Gulf Research Center w Dubaju, rządy arabskie obawiają się, że
Waszyngton traci kontrolę nad Irakiem, ale nadal liczą, iż Amerykanie nie wezmą nóg za pas i nie pozwolą,
by zwycięzcą okazał się Iran.
"Bardzo niepokoją ich wpływy Iranu w rządzie irackim i poza rządem - powiedział Alani. - Dlatego nie będą
współpracować przy realizacji nowej polityki amerykańskiej, jeśli Bush nie rozwieje wyraznie ich obaw".
Według doniesień z Waszyngtonu częścią nowego programu Busha będą "punkty docelowe", które rząd
iracki powinien osiągnąć, oraz wysłanie do Iraku dodatkowych 20 tysięcy żołnierzy w celu ustabilizowania
sytuacji.
Bush ma ogłosić, że rząd iracki poczyni kroki, aby przyciągnąć do udziału w życiu politycznym więcej
arabskich sunnitów, złagodzić restrykcje wobec byłych członków saddamowskiej partii Baas i sprawiedliwie
dzielić dochody z ropy naftowej.
Analityk brukselskiej International Crisis Group Joost Hiltermann powiedział, że rządy arabskie "bardzo się
denerwują", iż Waszyngton może nie zapanować nad wydarzeniami w Iraku. Obawiają się nawet, że
Amerykanie nie zdołają zapobiec rozpadowi Iraku.
Chcą one usłyszeć od Busha obietnicę, że Stany Zjednoczone pozostaną w Iraku, że nastąpią poważne
starania o przyciągnięcie nacjonalistycznych partyzantów sunnickich do głównego nurtu polityki, i że
podejmie się bardziej stanowcze działania przeciwko szyickim milicjom.
"Kraje te obawiają się przede wszystkim rozpadu Iraku. To ułatwiłoby Iranowi przeniknięcie do regionu" -
uważa Hiltermann.
W latach 80. arabscy sojusznicy Waszyngtonu poparli kosztowną ośmioletnią wojnę saddamowskiego Iraku
z niearabskim Iranem, uważanym przez nich za strategicznego rywala i zródło islamistycznego radykalizmu.
Chociaż wystąpili przeciwko Saddamowi, gdy w 1990 roku napadł na Kuwejt, i z zadowoleniem przyjęli
upadek agresywnego prezydenta, nie mogą darować Waszyngtonowi, że swoją inwazją doprowadził w Iraku
do przejęcia władzy przez Kurdów i cieszące się poparciem Iranu ugrupowania szyickie, kosztem
faworyzowanych wcześniej arabskich sunnitów.
Prezydent Egiptu Hosni Mubarak skarżył się publicznie, że szyderstwa, jakimi kaci drażnili Saddama w
czasie egzekucji, uczyniły z niego męczennika.
Irackie masakry wyznaniowe wzmogły napięcie między sunnitami i szyitami w innych krajach, w tym w
Arabii Saudyjskiej, która ma znaczną mniejszość szyicką, zamieszkującą naftowe tereny na wschodzie kraju.
1 / 2
"Rząd iracki realizuje niestety wąski program wyznaniowy. Panuje obawa, że sunnickie dzielnice Bagdadu
zostaną zaatakowane przez szyickie milicje" - powiedział Adel al-Harbi, komentator polityczny saudyjskiego
dziennika "Ar-Rijad".
Mustafa Alani wskazuje, że zdaniem krajów arabskich zwiększanie amerykańskiej obecności w Iraku byłoby
pozbawione sensu, gdyby miało służyć tylko walce z partyzantami sunnickimi, a nie okiełznaniu szyickich
milicji.
"Kraje te nie chcą czysto kosmetycznych retuszów. Życzą sobie stanowczych posunięć, które zapewniłyby
Amerykanom bezpośrednią kontrolę nad wydarzeniami; chcą też, aby w sposób wyważony reagowano na
oba rodzaje terroryzmu [sunnicki i szyicki]" - powiedział Alani.
Konserwatywne rządy arabskie są przeciwne bezpośredniemu dialogowi USA z Iranem. Taki dialog byłby w
istocie nagrodą dla Teheranu za wtrącanie się w sprawy Iraku.
"Kraje arabskie pragną odizolować Iran, a nie włączyć go [w sprawy regionu]" - powiedział Hiltermann,
dodając, że ich zdaniem należy osłabiać wpływy irańskie w Libanie, Iraku i na terytoriach palestyńskich.
"Kraje te mają podwójny zgryz - zauważa Hiltermann. - Bardzo chętnie pomogłyby sunnickim partyzantom
w Iraku, ale nie mogą jawnie tego robić, bo są sojusznikami Ameryki i zależą od pomocy USA i krajów
zachodnich".
Poza tym musiałyby uważać, aby taka pomoc nie doprowadziła do opanowania Iraku przez bojowników Al-
Kaidy, którzy wśród swoich celów mają także obalenie popieranych przez Zachód rządów arabskich.
Szukając sposobów powstrzymania wpływów myślącego o bombie atomowej Iranu, sunnickie rządy
arabskie mogą wziąć pod rozwagę zawarcie przy udziale USA porozumień z takimi krajami jak Turcja, a
nawet jak Izrael, którym też nie w smak jest umacnianie się potęgi irańskiej.
"Może do tego dojść, jeśli amerykańskie fiasko w Iraku stanie się rzeczywistością" - powiedział Alani.
Co prawda sojusz z Izraelem mógłby przysporzyć kłopotów związanym z USA państwom arabskim, których
ludność oburza niedola Palestyńczyków i amerykańskie poparcie dla Izraela.
Dylematy te złagodziłaby jakaś bezstronna amerykańska inicjatywa zmierzająca do przybliżenia pokoju
między Izraelem i Palestyńczykami. (PAP)
xp/ ksaj/ ro/ 1232
yródło: http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,3839963.html
dostęp: 1.03.2010 / 13:11:31
2 / 2


Wyszukiwarka