XII ROK 1992 Wy macie być rękoma mojego Syna i Jego Sercem 6 I 1992 r., Anna, Hanna, Jacek, Zbyszek, Grzegorz Maryja odpowiada na pytanie Zbyszka dotyczące wyboru specjalizacji w seminarium: — Odpowiedz Mi sam, czego najbardziej pragną i do czego mogą najbardziej tęsknić ci, którym nakazywano wierzyć tylko w „ciało", podczas gdy dusze ich odczuwały nieustanny głód (chodzi przede wszystkim o ludzi z byłego ZSRR). Synu, głód duchowy jest tak straszny, że kiedy nie można go zaspokoić prawdziwym pożywieniem, człowiek gotów jest jeść każdą truciznę. I jedzą. Czym jest rozbujały seks, czym narkomania, czym wszelakie perwersje, jeśli nie próbą zaspokojenia głodu duchowego? To co powiedziałam, przemyśl sobie i zastanów się, czy nie dlatego właśnie szukałeś Boga (powołania) tak długo, żeby samemu odczuwszy głód zrozumieć go u innych? Już wiele razy mówiliśmy wam, że Kościół Wschodni (prawosławny) nie zna zorganizowanych form działania miłości społecznej, jakimi w Kościele Katolickim są zakony, dzieła i ruchy charytatywne. Teraz kiedy narody rozbitego Związku Sowieckiego stają każdy przed swoją wolnością, lecz wszystkie niesłychanie zubożałe, po prostu głodne, trzeba im będzie zorganizowanego działania, skupiającego się na niesieniu pomocy chorym, słabym, niedołężnym, dzieciom i innym; najbardziej jest potrzebna pomoc dla domów dziecka, domów dla chorych nieuleczalnie i niedołężnych, domów dla chorych psychicznie i więzień. Kto tym się zajmie, jeśli nie Kościół, czyli wy wszyscy wspólnie, lecz każdy wedle własnych charyzmatów. Wy macie być rękoma mojego Syna i Jego Sercem, musicie zatem być miłosierni dla duszy i ciała ludzkiego. Czy może człowiek samotny, cierpiący i nieszczęśliwy uwierzyć w miłosierdzie Boże, jeśli nie spotyka się z nim wśród ludzi, a co gorsza wśród chrześcijan! (Maryja powiedziała to z naciskiem i z goryczą). Chciałabym, synu, aby dookoła każdego z was — braci Jezusa w kapłaństwie — formowała się grupa ludzi najbardziej wrażliwych i pragnących zaspokajać biedy ludzkie. Potrzebne to jest zwłaszcza tam, gdzie miłosierdzia nie znano, gdzie ludzie byli sobie wrogami, gdzie panowała pomiędzy nimi podejrzliwość i strach. Czy potrafisz, synu, odpowiedzieć na to zadanie, jakie stawiam przed wami (Polakami) jako wasza Matka i Królowa? To, co tobie proponuję, dotyczy wszystkich moich dzieci pragnących Mi służyć na Ziemiach Wschodnich. Anna odpowiada: — I tam, gdzie są Polacy, mają służyć sobie i innym. Mają być wzorcem. Maryja odpowiada zwracając się do nas wszystkich: — Ostatecznie byliście w kręgu jednej ojczyzny przez tyle wieków (Rzeczpospolitej Obojga Narodów).
I ponownie zwraca się do Zbyszka: — Powiedz Mi, synku, czy to, co ci powiedziałam, uznajesz za ważne dla siebie. Czy to ci coś mówi? — To mi mówi bardzo dużo. Czułem niepokój, a teraz mam pokój w sercu. — Synu, nie oznacza to, że nie chciałabym, żebyś wiedział jak najwięcej. Nie zamykam przed wami żadnych drzwi. Chciałam tylko, żebyś zrozumiał nasze troski o tereny, na których żyjesz (o ludzi tam żyjących).
Współpraca 16 I 1992 r. Anna, o. Jan, Grzegorz Anna: — Wiesz, Panie, że się niepokoję, czy tego, co robimy, nie robimy nadgorliwie, a może zbyt mało gorliwie, i czy nie za rzadko pytamy Cię o Twoją wolę w naszej współpracy. Może to dość bezczelnie nazwałam „naszą współpracą"? — Jak mogłaś powiedzieć inaczej? Przecież to jest nasza współpraca.
Jestem waszą Matką i czuję smutki i cierpienia moich dzieci 21 I 1992 r. Anna, o. Jan, Paweł, Grzegorz Po dłuższej rozmowie, kiedy nie udawało się nam skupić do modlitwy, prosimy, by przyszła do nas Maryja. Matka Boża mówi: — Ależ od dawna już jestem pomiędzy wami, dzieci. Nie wiem, czego się po Mnie spodziewacie, bo wasze myśli są chaotyczne, ale Ja przyszłam, żeby jak zawsze umocnić was, dać wam więcej pokoju, radości, pocieszenia. Wszak jestem waszą Matką i czuję smutki i cierpienia moich dzieci. Wahamy się jak zacząć. Wtedy Matka nasza zabiera głos: — No to Ja rozpocznę rozmowę. Powiedzcie Mi, co was w obecnej chwili najbardziej martwi, co wam odbiera spokój i siły.
Paweł: — Nie umiem tego nazwać. — To co pan powiedział przed chwilą: rozbicie partii w sejmie, niemożność zjednoczenia się, czyż nie? — zwraca się do Pawła ojciec Jan. Paweł: — Co robić, Matko, żeby dobrze służyć? Maryja: — Pamiętaj, synu, że chciałeś Mi służyć, zwracałeś się do Mnie jako do Matki i Ja podjęłam zadanie wychowawcze (płynące z miłości macierzyńskiej). To są właśnie rezultaty. Gdybym nie czuwała nad tobą, mógłbyś popaść w pychę, nawet tego nie zauważając — masz wiele tego przykładów. Jednak Ja pragnę ukształtować cię na życie wieczne. Pragnę, abyś służąc swojemu krajowi służył Synowi mojemu wedle Jego zamiarów dla waszego narodu. To jest o wiele trudniejsze zadanie, synu, niż służenie sobie samemu, swoim ambicjom lub ambicjom swojej partii. Ale widzę pragnienia twojego serca, pragnienie świadczenia o Nas — czyż nie tak, synu? (z uśmiechem) — i wedle tego pragnienia wspomagam cię (na tej drodze). Widzisz, Ja pragnę mieć w moim kraju, w jego władzach (szeroko pojętych) te dzieci moje, które Nas rozumieją i kochają (rozumieją też nasze zamiary wobec Polski). (...) A czy nie chciałbyś Mnie prosić o spokój wewnętrzny dla siebie, o większą wyrozumiałość i łagodność? Paweł: — Proszę Cię o to.
Maryja: — Mogę ci w tym pomóc. Ale pamiętaj, że Mnie prosiłeś.
Anna do Pawła: — A to historia! Teraz będzie miał pan próby.
Paweł: — Tylko mnie nie zostaw samego, Matko.
Maryja: — Jakże bym mogła, synu, przecież jestem ci potrzebna. Wszedłeś w krąg mojego wojska (moich sług, którzy chcą Mi służyć). Czy sądzisz, że mogłabym cię odsunąć? Przecież motywacją twoją nie było zrobienie kariery, ale pragnienie służenia krajowi wedle moich życzeń, czyż nie tak? No to teraz proszę cię, oddawaj Mi każdy swój dzień i każde spotkanie z innymi ludźmi ważne dla ciebie. Zapraszaj Mnie, bo może nikt inny tego nie zrobi. Pamiętaj, że Ja mogę i chcę wam pomagać, ale tylko tym, którzy tego pragną. Więc pragnij. A jeśli chcesz Mnie ucieszyć, pragnij tego samego dla swoich przyjaciół. A jeśli jeszcze bardziej chciałbyś uradować moje serce, oddawaj w moje matczyne ręce tych, którzy ci szkodzą, którzy cię chcą zagłuszyć, słowem — swoich wrogów, tych których uważasz za własnych wrogów i wrogów Jezusa. Jeśli tak będziesz postępował, staniesz się łagodniejszy względem nich, bo nie można odrzucać lub żywić odrazę i niechęć do tego, kogo się jednocześnie oddaje pod moją opiekę. A Ja mogę ich przemienić. Ale pomyśl, synku, może oni nie mają nikogo, kto by ich chciał oddać mojej opiece?
Paweł: — Tak. W dalszym ciągu rozmowa Maryi z Pawłem: — Jednak pamiętaj, że dla żadnego z moich dzieci nie jestem surową matką. Moje działanie jest delikatne, łagodne i cierpliwe. Zapewniam cię, że w ten sposób można dla człowieka więcej uczynić. Powiedz Mi, synu, czy teraz czujesz się lepiej? — O wiele. — Przecież nie jesteś już sam. Pamiętaj, że stoi przy tobie Pani waszych serc i losów. Wracając do początku naszej rozmowy, chcę ci powiedzieć, że Ja jestem wychowawczynią cierpliwą, która nigdy się nie nuży, a tym bardziej nigdy nie zniechęca i swojego zadania nie porzuca. Nie martw się więc sobą, nawet jeśli ci będę wyraźniej ukazywać twoje błędy i zaniedbania lub cechy charakteru, które mógłbyś zmienić lub ulepszyć. Wy sami siebie nie widzicie, lecz jeśli Mnie prosicie, zawsze spieszę dopomóc wam w uzyskaniu tej pełni, którą Bóg dla was przeznaczył. I nie spocznę, dopóki nie oddam was w Jego ramiona w godzinie Spotkania (wchodząc do nowego życia). Synu, czy masz świadomość, że prosiłeś Mnie o uświęcenie? — Tak. — A czy wiesz, że w żadnym innym wypadku nie mógłbyś w moim polskim królestwie (takim, jakie będzie) brać udziału w służbie państwowej? — Tak powinno być. Maryja roześmiała się śmiechem cichym, radosnym, dżwięczącym jak akord muzyczny: — Tak, zgadzamy się z tym oboje. Ja pragnę dla was pełni szczęścia, pełni pokoju, bezpieczeństwa, radości i... dobrobytu; bo nie chcę, żeby choć jedno z moich dzieci było głodne. Ale liczę też na wasze miłosierdzie, na waszą samopomoc i samoopiekę. Proszę cię o jedno, Pawełku, nie daj sobie wmówić, że to co dzisiaj się dzieje, tylko ci się zdawało. Bo ja jestem prawdziwą Matką, która kocha swoje dzieci na zawsze i nigdy żadnego z nich nie porzuci. Nie wątp też, że tą samą miłością obejmuję twoich bliskich. Bo twoje dzieci są następcami twojego pokolenia i pragnę, aby one żyły w moim kraju w pełni poczucia bezpieczeństwa, miłości wzajemnej — po prostu w kraju szczęśliwym! Fundamenty (tego bezpieczeństwa — europejskiego, światowego) zakładacie jednak wy. Po pewnym czasie, kiedy rozmawialiśmy na ten temat, Maryja pyta: — Co jeszcze was trapi?
Grzegorz: — Niepokoi mnie, że w redagowanych obecnie wyborach tekstów zmieniam pisownię wielu wyrazów (które przez szacunek pisane były wielkimi literami) na małe litery... Anna: — ...zgodnie z zasadami ortografii. — Czyńcie to zgodnie z ortografią — mówi Maryja z uśmiechem. — Mnie przez to chwały nie ubędzie. Moją największą chwałą jest to, że jestem Służebnicą Pańską. No to wstańcie, dzieci. Przyjmijcie moje błogosławieństwo na waszą służbę w najbliższych dniach aż do naszego spotkania w najbliższym czasie (2 II 1992 r.). Wzmacniam, dzieci, wasze siły, daję wam więcej wytrwałości. A wytrwałością jest również to, że się nie poddajemy — my, ludzie — zniechęceniu w spotkaniu z trudnościami i niepowodzeniami. Niech nic was nie załamie, bo przecież walczycie w moich sprawach. Ja was prowadzę, stoi więc za wami cała nieskończona moc Boga. Niech błogosławieństwo Świętego Świętych, Pana wszystkiego co istnieje, Ojca waszego, spocznie na was, pozostanie i wyda owoce. A tobie, Anno, mówię, nie kłopocz się o swoje zdrowie, bo ono jest w moim ręku. +
Proś Mnie w imieniu tych wszystkich, którzy Mnie nie proszą 30 I 1992 r. Anna, Szymon (osłabiony chorobą), Grzegorz Anna mówi o wspaniałych ludziach, którzy działali w konspiracji, wszyscy jako ochotnicy (gdzie każdy samorzutnie robił jak najlepiej to, co mógł), tylko niestety odchodzili (ginęli, trafiali do obozów...). Do rozmowy „włącza się" Maryja: — Ja też razem z wami cieszę się z nich. Tyle tylko, że nikt z nich nie zginął: wszyscy są ze Mną.
Anna: — Matko, Szymon chce z Tobą mówić. Szymon: — Właśnie jestem takim ochotnikiem i pragnę służyć. Ale potrzebuję światła, żeby być narzędziem w ręku Pana, tam gdzie mnie pośle, a nie kierować się egoizmem czy pychą. Czuję się zagubiony przez to swoje zabieganie i rozdwojony między obowiązkami posła i obowiązkami pełnionymi na moim terenie. Maryja: — A czy już wychowałeś sobie zastępcę, który by potrafił przejąć twoją pracę? Szymon: — I tak, i nie. Jest taka osoba, ale on nie chce być zastępcą, tylko zająć moje miejsce, i do tego nie wiadomo, czyby przeszedł w wyborach. Maryja: — No to musisz poczekać, synku, ale staraj się „nie wypuszczać cugli z dłoni" (nie zaniedbywać tych obowiązków). Moim zdaniem, synku (uśmiechając się), teraz przede wszystkim potrzebne ci zdrowie. Dlatego pytam cię, czy chcesz, żebym ci pomogła. Szymon: — Tak, bo chcę jechać w sobotę do Ciebie (z pielgrzymką na Jasną Górę). Maryja: — Czy nie zauważyłeś, Szymusiu, że Ja jestem wszędzie tam gdzie wy? Po chwili milczenia (cichej modlitwy). — Więc dobrze, ty zażywaj lekarstwa, a Ja będę prosiła o twoje zdrowie. Ale mam do ciebie prośbę. Na takich zjazdach na ogół trudno jest wam się skupić i modlić. Dlatego proszę cię, wykorzystaj drogę i przedstaw Mi wszystkich (znajomych), którzy będą jechali razem z tobą (tzn. oddaj Mi ich), bo może nie każdy to zrobi. Dlatego proszę ciebie. (...) Zrób to za nich i za siebie. A przy okazji oddaj Mi w opiekę wszystkich swoich przyjaciół, rodzinę, bliskich i... cały teren, którego jesteś gospodarzem. Bo widzisz, synu, ty zarządzasz tym terenem, więc powinieneś czuć się odpowiedzialny za każdego z mieszkających tam ludzi — a przed kim, jeśli nie przede Mną? (Z uśmiechem; w domyśle: jeśli wierzysz, że jestem rzeczywiście Królową waszego narodu). Proś też za miasto, w którym przebywasz, za sejm, za wszystkie partie. Proś Mnie w imieniu tych wszystkich, którzy Mnie nie proszą, zwłaszcza za tych, co nie rozumieją lub odrzucają moją władzę nie rozumiejąc, iż odrzucają w ten sposób opiekę, miłosierdzie i miłość. Powiedz to też Jankowi i tym, którym możesz. Sądzę, że rozumiesz, synu, iż potrzebna jest wasza decyzja powierzenia Nam was samych i waszej pracy, bo bez tego nie może ona stać się naszą wspólną pracą. A w moim domu (w sanktuarium na Jasnej Górze) powtórz Mi, że wolą twoją jest współpraca z Nami. O co jeszcze chciałbyś spytać, Szymeczku? Szymon: — Potrzebuję Twojej opieki, abym zawsze wypełniał Twoją wolę, Twojego wstawiennictwa za rodzinę, dla której mam mało czasu, daru pokory w wypełnianiu mojej misji. Maryja: — Synku, jestem tak samo Matką twoich dzieci, twojej żony i wszystkich otaczających cię ludzi, jak i twoją. Jeśli praca odrywa cię od rodziny, tym bardziej licz na Mnie. Jeżeli chodzi o twoją pracę, pamiętaj zwłaszcza to, że pełnisz służbę, i to służbę — moją, więc powinieneś świadczyć o Mnie swoim postępowaniem i zachowaniem. A więc jest to służba Królowej Korony Polskiej, a nie „objęcie stanowiska". Wierzę, że nie przyniesiesz Mi wstydu, w przeciwieństwie do niektórych twoich współobywateli. Jeszcze coś ci poradzę. Kiedy będziesz miał odpowiadać na pytania lub samemu przemówić, w duszy proś Mnie o wyrażenie twoimi ustami mojego zdania. Masz szczęście, synku, że twoja Królowa jest twoją Matką, zawsze przy tobie obecną, i może ci w każdej chwili pomóc. Jakie jeszcze masz pytania, synu? Szymon: — Najpierw chciałbym Ci podziękować za tę Twoją opiekę nade mną, nad moją rodziną, przeprosić za moje odejścia od Ciebie...
Maryja: — Nie pamiętam tego, co było. Dawno upatrzyłam sobie ciebie i pragnęłam, abyś mógł Mi służyć wedle swoich darów i predyspozycji. Wierzę, że się na tobie nie zawiodę, gdyż chcę, abyś pracował dla Mnie w sprawach mojego królestwa, dopóki ci siły pozwolą. Dlatego pewien bądź mojego prowadzenia i pomocy. Licz na Mnie, polegaj na Mnie i kochaj mojego Syna, który otworzył wam Zbawienie. On zasługuje na najczystszą i najwierniejszą służbę, a ty przecież już wiesz, że My realizujemy Jego zamierzenia. Co jeszcze, synu? Szymon: — Oddaję Ci, Maryjo, wszystkie najbliższe dni: spotkania, rozmowy... Maryja uśmiecha się i mówi: — Oddawaj Mi je „na bieżąco".
Szymon: — Jest jeszcze problem dyrektora szkoły. Czy Ty też pragniesz tej zmiany?
Maryja: — A co z nim będzie, synu? (Z tym, który miałby odejść).
Szymon: — Będzie nauczycielem dalej, będzie uczył.
Maryja: — A czy masz już kandydata?
Szymon: — Tak, mamy, ale trudno nam osiągnąć większość w komisji konkursowej. Zaczynamy rozmawiać na ten temat. Szymon mówi o swojej żonie jako o darze Boga dla niego, o swojej rodzinie, w której tak odczuwają opiekę Maryi... W pewnej chwili Maryja dodaje: — Tak, nie zawodzę się na nich.
Wracając zaś do wątku głównego mówi: — Synu, wy się módlcie w tej sprawie (za ludzi, za tych „złych", a nie o usunięcie człowieka ze stanowiska) i proście Mnie o rozwiązanie waszego problemu, a ty powierzaj go Mnie, ile razy sobie o tym przypomnisz. Anna: — Dziękujemy Ci, Matko, i prosimy o błogosławieństwo.
Maryja: — Czyż mogłabym odmówić? Ale w podróż na Jasną Górę ubierz się ciepło, syneczku. Dzieci, przytulam was do serca. Pragnę, abyśmy zawsze byli razem. Daję wam Błogosławieństwo w imieniu Boga w całej pełni świętości Trójcy Świętej. + Syneczku, nie martw się już niczym, skoro oddałeś Mi wszystko.
Szansa bycia pożytecznym dla innych... 31 I 1992 r. Anna, Bogdan Prosimy o wskazówki, jak pomóc znajomemu, który zginął w wypadku samochodowym, a także jego rodzinie. Odpowiada Maryja: — Powiedzcie, że Zygmunt już niedługo będzie mógł wejść do królestwa Bożego, jeśli mu pomożecie („wy" to przede wszystkim rodzina, ale także przyjaciele, znajomi). Oczekuje na waszą pomoc i prosi, żebyście w jego imieniu czynili jak najwięcej dobra, bo on nie wykorzystał w pełni swoich możliwości. Czynienie dobra to nie tylko łożenie pieniędzy ze zbywających środków; to modlitwa za innych, też oczekujących w czyśćcu — stała modlitwa. Zapraszajcie Zygmunta do współpracy. Rozglądajcie się dookoła, komu potrzebna jest pomoc i jaka. On tego zaniedbał, róbcie więc co możecie z nim i w jego imieniu. Żadne Msze święte „zakupione" przez tych, których na to stać, nie zastąpią czynów miłosierdzia, bo tylko one prawdziwie świadczą o was jako o chrześcijanach. Dlatego możecie sprawić, by Zygmunt szybciej wszedł do mojego Królestwa, skąd będzie mógł pomagać wam, troszczyć się o was bardziej, niż żyjąc na ziemi. On bardzo prosi was o pomoc i dziękuje, zwłaszcza tobie, synu, za twoją pamięć. Ja zaś proponuję ci, abyś tam, gdzie jedziesz służyć, zabierał, Zygmunta, i proś go wtedy o współudział. Zapewniam cię, synu, że będzie ci towarzyszem i potrafi ci pomóc, bo to jest jego szansa bycia pożytecznym dla innych, pomimo że fizycznie sam nic już uczynić nie może.
W moim domu każde dobro i każde piękno stworzone przez ludzi trwa 2 II 1992 r. Anna, Grażyna, o. Jan, Grzegorz Wysłuchaliśmy „Akatystu" (z nagrania), radując się pieśnią: jej spokojną melodią i głęboką, a zarazem uroczą (nawet niekiedy żartobliwą) treścią sławiącą Maryję. Następnie zwracamy się do Pana i Maryi: — Oto jesteśmy. — I My też jesteśmy z wami, dzieci — odpowiada Pan. — Słuchaliście pieśni ku czci mojej i waszej Matki. Czyż nie jest to przykład tego, jak wiele człowiek, kiedy kocha, może stworzyć piękna na ziemi? Ludzkość zawsze potrafiła burzyć i budować, niszczyć i tworzyć piękno, a co ważniejsze — tworzyć dobro. (Ze zrozumienia: o ile piękno pozostaje w dziele, o tyle dobro polega na przemijających czynach. Czynienie dobra buduje człowieka: np. święci swoim przykładem porywali innych; powstawały w ten sposób zakony; te z kolei ochrzciły i ucywilizowały Europę... — dobro trafiło do ludzi, którzy dzięki niemu stali się dojrzalsi). Chcę wam powiedzieć dzisiaj, dzieci, że w moim domu każde dobro i każde piękno stworzone przez ludzi trwa, jest w skarbcu ludzkości (widoczne, istnieje, działa — jak muzyka i śpiew — trwa); nie tyle „działa", ile jest w ludziach, którzy dojrzeli do nieba... Wobec trudności, jakie mamy ze znalezieniem odpowiednich słów, Pan wspomaga: — Możesz powiedzieć: ...chodząc w słońcu mojej miłości — i w tej dojrzałości istnieją. Anna mówi: Ponadto w niebie ta dojrzałość jest „młoda"; to jest pełnia radości. Pan dodaje: — Bo dojrzałość (taka, jakiej Pan życzy sobie od ludzi) jest w pełnej świadomości, w pełnej wolności wyboru i w radości wynikającej z gorącego umiłowania swojej służby Temu, którego się umiłowało. Moi drodzy, istnienia w moim domu nie da się opisać, bo szczęście bytu duchowego przekracza wszelkie granice wytrzymałości natury fizycznej (ludzkiej) — tak jak działanie Boże przekracza w swojej wspaniałej hojności i wyrozumiałości wszelkie granice ludzkiego wyobrażenia. (Pan przywołuje tu fragment „Akatystu": „Śpiew pochwalny zawodzi, gdy objąć chce pełnię Twych zmiłowań"). Musicie mi wierzyć, dzieci. Sama mówiłaś, Anno, że ofiara Boga—Człowieka za ludzkość nie mogłaby zostać wymyślona przez człowieka: na taki plan mógł się zdobyć jedynie Bóg — największa miłość bezinteresowna. Bo Bóg dokonał ofiary w odpowiedzi na zdradę, zaparcie się i odwrócenie się od Niego człowieka (zamiast ukarać człowieka, Bóg wobec niego występuje z o wiele większą miłością). Zrozumieliśmy, że taka postawa Boga mogła wywołać wstrząs w świecie duchowym: bunt jednych istot, a jeszcze większe uwielbienie i przylgnięcie do Boga innych. — Moi drodzy przyjaciele. Będziemy mówili teraz o rzeczach prostszych. Czy chcecie posłuchać o mojej miłości do was? — Tak, Panie, prosimy.
Muszę wystąpić w obronie tych, którzy sami obronić się nie mogą — Otóż Bóg, który jest Ojcem każdego z was, widzi was zupełnie inaczej, niźli wy widzicie siebie. Wy widzicie w obecnej chwili świat jako miejsce skażone, zepsute, jako miejsce rozkładu wszelkich wartości, a rozkwitu przeróżnych trucizn. Ojciec ogląda tragedie swoich dzieci, ich nieszczęście i płacz, widzi, że Jego ukochani są chorzy, odczuwa ich cierpienie — ale Bóg ciągle pamięta o godności człowieka, polegającej na jego wolności wyboru. Teraz kiedy dopuściliście, aby władzę nad wami objęły jednostki, które same dobrowolnie oddały się w ręce nieprzyjaciela, płacą za to miliony ludzi (wiele części świata podczas II wojny światowej, obecnie różne miejsca zapalne w Afryce i Azji, a także w Europie, jak Chorwacja). Teraz muszę wystąpić w obronie tych, którzy sami obronić się nie mogą. Mogę to zrobić dlatego, że miliony innych, wierzących Mi, błagają Mnie o ratunek, gdyż nie widzą znikąd pomocy. Czyż mogę zawieść moje biedne, bezbronne dzieci? Z drugiej strony, jeśli pospieszę z ratunkiem dla nielicznych, cóż stanie się z pozostałymi? Jeżeli mam uratować istnienie całej ludzkości, jest to już ostatni czas. Powiecie, że to „kara Boża" na świat, rozumiejąc, że na nią zasługujecie — a przecież jedynym ratunkiem dla was jest obalenie starych, zmurszałych struktur, obecnie wam panujących, z których sami nie potraficie się oswobodzić. Dlatego uczynię to Ja dla waszego dobra, dzieci. Nie tylko was oswobodzę, ale stworzę wam właściwe warunki do oczyszczenia się i odrodzenia duchowego. Jednakże jest to ostateczny sposób uratowania was i więcej się już nie powtórzy. Jeśli teraz nie zdobędziecie się na przylgnięcie do Mnie i zaufanie Mi we wszystkim, co uczynię, nie odrodzicie się i dalsze istnienie ludzkości będzie już tylko schyłkiem biologicznej wegetacji, aż do martwoty i rozkładu. Zrozumcie, dzieci, że teraz macie czas ostatecznego wyboru: albo ludzkość przez straszliwe przejścia zrozumie swoje błędy i odwróci się od zła, albo pozostawię ją już do końca jej wyborowi. Jeszcze raz wam mówię o moim ojcowskim bólu, bo wiem, że i wy cierpieć będziecie nad tym, co się dziać będzie, i zrobicie wraz ze Mną wszystko, co tylko będziecie mogli, aby ratować dusze ludzkie, a jeśli będziecie mogli, to i ciała. Dlatego chciałbym, żebyście szybko rozpowszechnili „Misję samarytanina". Wiecie, że wasz naród ochronię, ale to nie znaczy, że nie przeżyjecie lęku, choroby, a nawet głodu. Ale to już od was samych zależy. Wierzę w to, że dla was (Polaków) będzie to okres mobilizacji najlepszych ludzi w narodzie i ufam, że wtedy właśnie przyjmiecie właściwą Polsce hierarchię wartości i staniecie się jednością. W ciężkich chwilach historii tak właśnie postępowaliście. Jeśli wtedy zwrócicie się do Mnie, otrzymacie wszystko, co będzie wam potrzebne dla prawidłowej odbudowy waszego gmachu państwowego. W tym zaufajcie Maryi i starajcie się jak najszybciej rozpowszechnić Jej słowa. Jeszcze raz powtarzam: „Słów Matki mojej będziecie słuchać". (...) A teraz, dzieci, odpocznijcie na chwilę. Po dłuższej przerwie, w uszczuplonym gronie: — Panie, wracamy do Ciebie. — Moi drodzy, teraz chciałaby z wami pomówić moja Matka.
O. Jan: — Przecież dzisiaj jest Jej święto.
Maryja: — Dzieci, przygotowaliście moje słowa jako wybór, a czy wiecie, że Ja wam w tym pomagałam? Mieliście całą moją pomoc ponieważ takie jest życzenie Pana mojego. O. Jan: — A imprimatur...? — Będę wam pomagać aż do wydania. We wszystkim, co Syn mój wam mówił dzisiaj, macie zapewnioną moją pomoc, bo Jego wola jest święta (nie tylko dla Mnie). Proszę was teraz o jedną rzecz: aż do wiosny starajcie się wpływać na innych ludzi w duchu uspokajania ich, a nie jątrzenia, za wszystkich zaś, którzy sieją niepokój, módlcie się. Mówiliście dzisiaj o bulwersującym, jątrzącym wystąpieniu w sejmie jednego z posłów, a czy pomyśleliście, że może za niego nikt się nie modli? Zróbcie to. Pomagam wam z całym moim Królestwem, ale wy musicie dołączać się do tej współpracy. Wiem, że niewiele możecie, ale w czym możecie, wykonujcie moją wolę trwania ze Mną w spokoju, zawierzeniu i życzliwości dla bliźnich. Ciągle powtarzam: to musi być współpraca, nawet jeśli wy osiągniecie jeden procent skuteczności, a My dołożymy dziewięćdziesiąt dziewięć. Nie możemy przecież ratować was wbrew waszej woli. Róbcie więc wszystko, co możecie, a skutki zawierzajcie Mnie i całemu niebu. Dzisiaj zakończymy rozmowę. Wiecie przecież, że nigdzie od was nie odchodzę. Stale oręduję za wami. Teraz przyjmijcie błogosławieństwo Pana, które wam przekazuję. Pragnę, abyście otrzymali więcej sił, więcej wiary i spokoju wewnętrznego. Niech błogosławieństwo Boga Najwyższego spocznie na was i towarzyszy wam w codziennym życiu. + Znowu wkrótce spotkamy się z wami, dzieci. Niech mój Syn będzie z wami!
Sprzeciwia Mi się nieprzyjaciel wasz, bo wie, co jest dla was pożywne, i broni was przed tym 5 II 1992 r. Anna, o. Jan, Grzegorz Mówi Maryja: — Czy zauważyliście, dzieci, że wasze prace i korekty postępują coraz szybciej?
O. Jan: — Dziękujemy za pomoc.
Maryja: — To oczywiste, że wam pomagamy.
O. Jan: — I czas: byłem tyle czasu (w Warszawie), ile było potrzeba (do przeprowadzenia korekty). Dziękujemy.
Maryja: — Chodzi Nam o to samo: o pomoc ludziom, którzy są ogromnie zawiedzeni, smutni i błąkają się jak owce nie mające pasterza, mimo że przecież w większości są to chrześcijanie (chodzi o Polaków). Tak bym chciała, aby szybciej czyniono tłumaczenie ze słów mojego Syna („Pozwólcie ogarnąć się Miłości" i pojedynczych „Słów", m.in. „Słowa do cierpiących, chorych"). Sprzeciwia Mi się nieprzyjaciel wasz, bo wie, co jest dla was pożywne, i broni was przed tym.
Bardzo trudno Mi dziś trafić do waszych serc Smutno Mi, że utrzymują się u was dalej stare nawyki. Przed wojną było w tym kraju tak wiele form katolickiego działania społecznego, teraz nie spieszno wam do udziału w Sodalicji Mariańskiej, w Milicji Niepokalanej, w grupach różańcowych, nie odtwarzacie Juventus Christiana ani Akcji Katolickiej. O. Jan: — Ale jest teraz teologia dla świeckich... — Na tych wszystkich kursach i w grupach bardziej wam zależy na osobistym dokształceniu się niż na przygotowaniu do działania lub samej pracy — wobec tylu ogromnych potrzeb. Tak wygląda, jakby zerwane zostały wszystkie więzy łączące was. Niezmiernie trudno wam zjednoczyć się wokół wspólnego działania charytatywnego. Nauczono was, dzieci, egoizmu (również rodzinnego). Gdzie jest wasza miłość chrześcijańska? Co się z nią stało? Z bólem obserwuję, że więcej jej znaleźć można w wielu sektach lub innych odłamach chrześcijaństwa (a nawet wśród wyznań niechrześcijańskich, np. u buddystów, chociaż oni stosują tą miłość tylko wobec własnych wyznawców). Powoli wszystkie nasze ostrzeżenia stają się aktualne. Wczoraj przypomnieliście sobie o tym, co mówiliśmy dawno o przeciwdziałaniu bandytyzmowi; i oto macie w waszym kraju rosnące: mord, gwałt i grabież. Dalej jednak pretensję macie do policji, która jest tąż samą milicją, którą przez wiele lat wychowywano we wrogości do przeciwników politycznych, ale nie wytworzono w niej poczucia powinności przeciwdziałania złu. Nie nauczono też was (Polaków) dzielić się, a umiecie tylko wymagać dla siebie i swojej grupki przywilejów większych, niż mają je inni. Bardzo trudno Mi dzisiaj trafić do waszych serc i umysłów, gdyż nie angażujecie ich w wolę działania, a tylko w emocje i uczucia. Zamilkliśmy na długo. Grzegorz: — Czy to znaczy, Matko, że trzeba nam silnego wstrząsu, żebyśmy mieli szansę otrzeźwieć? — I będziecie go mieli — potwierdza Maryja.
Anna: — Czy chciałabyś, Matko, przekazać coś tym paru naszym znajomym posłom?
Maryja: — Owszem, ciągle powtarzałabym to samo: jednoczcie się w imię ważniejszych spraw niż wasze osobiste, przeciwstawiajcie się złu, ale nie pojedynczo, a zbiorowo. Jakże was mam nauczyć, że w dobrej chrześcijańskiej rodzinie każde z dorosłych dzieci powinno myśleć o tym, jak najwięcej może pomóc pozostałym, a nie — tak jak wy to robicie — jak pomóc „mojej rodzinie" kosztem rodzin pozostałych. Przydałoby się im (posłom) pełne nawrócenie lub chociażby zrozumienie postępowania prawdziwie chrześcijańskiego, np. takiego, jakiego uczy jeden z ruchów mojego Syna „Ku lepszemu światu" („Monimento Mondo Migliore").
Anna: — Co ja mogę zrobić w tej sprawie, Matko? — Ty im tylko powiedz, że taki ruch istnieje i działa w Polsce.
Rozmawiamy przez chwilą o tym, w jaki sposób odnaleźć i nawiązać kontakt z jedną z osób z tego ruchu. — Prosimy Cię, Maryjo, o pomoc w tym. — Obiecuję wam pomoc we wszystkim, w czym pracujecie dla Nas. A teraz, dzieci, przekazuję wam błogosławieństwo Boże i czekam do następnego spotkania; bo spodziewam się, że w tym czasie skończycie już wiele prac. Wiecie przecież, że wszystko o was wiem. Teraz przyjmijcie błogosławieństwo. Błogosławię was w imieniu Boga Najwyższego, Świętego Świętych, Pana Wszechmogącego. Przyjmijcie do serc Jego dar pokoju, łagodności i męstwa w przeciwnościach. Bądźcie pewni miłości Ojca waszego i Matki waszej. +
Kiedy stałam pod krzyżem, Jezus włączył macierzyństwo w zadanie mego życia 10 II 1992 r. Anna, ks. Grzegorz, ks. Krzysztof, Grzegorz Odmawiamy Anioł Pański. Prosimy: — Matko, prosimy, porozmawiaj z nami.
Maryja Panna odpowiada nam: — Cóż chcielibyście wiedzieć, dzieci?
Grzegorz: — Czy w redagowanym teraz wyborze: „Zadanie Polski" pomijać teksty adresowane do Kościoła (hierarchicznego)? — To zależy od tego, czy chcecie tekst o Polsce dawać również księżom. Jeśli macie taki zamiar, powinniście zamieszczać to, co ich dotyczy. (...) Czy uważacie, że księża są wykluczeni z ciała narodu? — Zasugerowałem się tym, że wybór ten miałby być przeznaczony dla osób „działających" w państwie (na stanowiskach). — A czyż oni nie działają? Czyż to nie oni powinni zająć się dziełem miłosierdzia społecznego? Kiedyś Pan mój mówił wam, że jestem Królową Kościoła, i że wybraliście Mnie Królową waszego narodu. Dlatego pomiędzy Kościołem mego Syna a całym narodem nie powinno być żadnych tarć ani sprzeczności w działaniu. Ja przynajmniej, będąc Królową waszą, uważam się również za Matkę Kapłanów i Matkę Kościoła. Kiedy stałam pod krzyżem, Jezus włączył macierzyństwo w zadanie mego życia. Jeśli zatem jestem Matką każdego człowieka, to czy z moich rad, opieki, wskazówek i ostrzeżeń mam wyłączać kapłanów? — Matko, zawstydziłaś nas.
Po chwili milczenia ks. Krzysztof: — W mojej parafii pojawili się świadkowie Jehowy. Co mam robić? Zaczynamy rozmawiać o tej sekcie, o książkach i dokumentach na jej temat, o powodach wstępowania do niej w warunkach polskich. Jeden z księży wspomina o świadectwie świadka Jehowy, że wstąpienie do ich sekty łączy się z podeptaniem krzyża. Maryja: — Jeżeli ktoś depcze krzyż mojego Syna, odrzuca Jego Ofiarę, odrzuca tym samym miłość Boga do siebie i sam się skazuje na pozostanie poza nią. Możecie się za nich modlić, ale nie przyjmować u siebie, nie przekonywać, nie zapraszać do swoich domów; wiecie przecież, że są to wrogowie waszych dusz. A tobie, Krzysztofie, mówię, że twoim obowiązkiem jest bronić tych, nad którymi wyznaczono ci opiekę. Ks. Grzegorz: — Chciałem podziękować za ostatni okres, za kolędę, za łaski otrzymane przez innych ludzi... Proszę o łaski dla parafian, dla konkretnych osób. — To jest twój obowiązek, synu, modlić się za tych, których Bóg ci powierza. Mów to mojemu Synowi w tabernakulum i proś Go zawsze o współudział w twoich staraniach — mówi Maryja. — A w jaki sposób mogę pomóc mojej babci?
Maryja: — Za twoją babkę ofiarowuj wszystkie cierpienia, wszystko, co cię boli. To jej dużo więcej pomoże niż twoje modlitwy. Pamiętajcie, dzieci, że Bóg was nigdy nie skrzywdzi. Krzywdzicie się wyłącznie sami (także wzajemnie, ale głównie sami siebie). Kto jest w ręku Boga, spotyka się z miłością, gdyż Jezus jest waszym Orędownikiem. Dlatego sprawiedliwość Boża nigdy nie przeważy miłosierdzia, chyba że człowiek sam miłosierdzie Boże odrzuca: odrzuca Boga z Jego miłością i miłosierdziem, gardzi nimi; i taka postawa woli ludzkiej to jest właśnie dojrzałość do piekła. — Dziękujemy Ci, Matko, i prosimy o błogosławieństwo i o Twoją obecność, działanie i orędownictwo wśród nas (wieczorem, gdy będziemy modlić się wspólnie o zdrowie w Wesołej). — Macie, dzieci, błogosławieństwo Boże przez moje ręce. Przyjmijcie je. +
Moje słowa, jeśli będą czytane, powinny wam pomóc 13 II 1992 r. Anna, Jarek, Szymon, Grzegorz Maryja mówi: — Jestem z wami. Co pragnęlibyście usłyszeć, dzieci? ... A ty, Grzegorzu? Po chwili milczenia, kiedy nikt z nas nie zwrócił się do Maryi, Maryja mówi do Grzegorza: — Posłuchaj, synu. Chcę, żebyś wiedział, iż widzę twoje szczere starania i doceniam twój trud w przygotowywaniu naszych tekstów. Cieszę się też, że już tyle dokonaliście. Grzegorz: — My też się ucieszyliśmy — patrząc na listę zestawów tekstów (którą właśnie sporządziliśmy). Mówimy o pragnieniu wydania wyboru słów Maryi Panny i słów Pana o Niej. Wtedy mówi Maryja: — Moje słowa, jeśli będą czytane, powinny wam pomóc. Przecież dlatego są wam dawane. Będę was wspomagała, ale nie mogę narzucić swojej woli tym, którzy jej przyjąć nie chcą; o tym już wiecie. (...) Grzegorzu, jest tu ze Mną twoja matka, która mówi ci, że cieszy się, iż może ci pomagać w sprawach tak dla niej teraz ważnych (gdyby żyła, robiłaby to razem z tobą) i daje ci swoje błogosławieństwo w imieniu Pana. Matka twoja prosi cię, żebyś się o nic nie troskał, bo masz pomoc i opiekę (chodzi o sprawy rodzinne). A teraz, dzieci, powiedzcie Mi o swoich największych strapieniach — jeśli je macie. Jarek: — Piszę pracę o unitach. Ta praca jest dla mnie jednym z największych strapień. Maryja: — Masz teraz możliwość ujawnienia tylu męczenników, tak wielu ukochanych dzieci moich, które traciły życie lub cierpiały, gdy opierały się presji okupanta (władzy carskiej). Jeszcze tyle spraw pozostaje nieznanych, tyle tragedii ludzkich, może mógłbyś jeszcze dotrzeć do faktów przekazywanych w tradycji i do nazwisk. Tak wielu jest bezimiennych świętych w waszym kraju. (Maryja powiedziała to ze smutkiem. Pragnęłaby ich radości w niesieniu nam pomocy, ale nikt się do nich o pomoc nie zwraca, bo są nieznani. Tu Maryja przypomniała o możliwości zgłaszania męczenników zbiorowych, o której wspomniał o. Jan). W czym ci pomóc, synku?
Jarek: — W jaki sposób mam teraz służyć Chrystusowi? Jest tyle możliwości, tyle inspiracji... Myślałem o studiowaniu teologii, nie wiem jednak, czy to jest moje egoistyczne pragnienie, czy też jest to wola Boża. Maryja: — Synku, czy nie widzisz, że już sięgasz do tej dziedziny, pisząc o męczennikach Boga? Musisz wiedzieć, że historię w waszym kraju trzeba zacząć wykładać na nowo i potrzebni są wykładowcy, którzy swoim sposobem życia stanowiliby wzór dla uczniów. Teologia, synu, ma bardzo szeroki zakres. Co cię interesuje? Jarek: — Biblia (biblistyka). Maryja: — Synu, jeśli będziesz miał dość sił i czasu, możesz studiować dalej, ale chciałabym mieć w moim kraju jak najwięcej ludzi znających, rozumiejących i potrafiących przekazać innym historię Polski. Jeśli będą to robić ludzie niewierzący, sfałszują ją, a przecież zawsze (w ciągu kilkuset lat) łączyliście swoją działalność publiczną z moralnością chrześcijańską, i tego wymagaliście od swoich królów i przywódców (Maryja przypomina słowa Zygmunta Augusta: „Nie jestem panem waszych sumień"). Cieszy Mnie, że chcesz poznawać więcej i będę ci w tym pomagała, ale pamiętaj, że jesteś dłużnikiem poprzednich pokoleń i to, co zdobywasz, powinieneś przekazywać następnym. Dlatego prędzej czy później będziesz musiał zdecydować, co w twoim życiu jest najważniejsze. W rozmowie, która się wywiązała, wspominamy m.in. o strajku dzieci polskich we Wrześni nie chcących odmawiać „Ojcze nasz" po niemiecku, i o Niemcach z NRD nie znających już tej modlitwy (z doświadczeń Grzegorza). — Teraz, dzieci, może zakończymy rozmowę. Kończąc ją odmówmy razem „Ojcze nasz". Odmówiliśmy modlitwę z radością. — Przyjmijcie błogosławieństwo Pana. +
Potrzebuję przyjaciół gotowych na wszystko, szczerych kochających Mnie i moje dzieło 17 II 1992 r. Anna, Grzegorz Rozmawiamy o zmianach zachodzących na świecie, zapowiadanych przez Pana (ogólnie, lecz pomimo to zaskakujących nas). Mówimy też o zagrożeniu rozprzestrzenienia się broni jądrowej do państw muzułmańskich oraz o zawziętości demonstrowanej przez Izrael w swoich wypowiedziach i działaniach (po zamordowaniu trzech rekrutów izraelskich). Pan „włącza się": — Moi kochani przyjaciele. To, o czym mówicie, jest teraźniejszością: cała ludzkość wkracza w okres oczyszczenia (od momentu upadku Rosji jest to dla nas widoczne). Anna: — Czy Ty się, Panie, nie obawiasz, że muzułmanie się zjednoczą i pójdą podbijać świat?
Pan: — Nie. Pora na wojny religijne dawno już minęła. Zresztą ich także pragnę wyzwolić. Pojedyncze twory fanatyzmu będą powoli ginęły. Ja dopuszczam do tego, aby się same kompromitowały swoimi zakusami, napadami (np. Irak napaścią na Kuwejt). Czy nie widzicie, że dzieje się tak tam, gdzie jest najniższy poziom rozwoju człowieczeństwa w jego wolności wyboru? (Jeszcze nie dojrzeli do zrozumienia ludzkiej godności — swojej i swoich przeciwników; brak im zrozumienia pojęcia braterstwa w człowieczeństwie). Anna: — Ale Żydzi (Izrael) stosują zasadę „oko za oko, ząb za ząb" (zabicie przywódcy „Partii Boga", jego rodziny i ludzi z jego otoczenia w odwecie za zamordowanie trzech rekrutów izraelskich, oraz buńczuczne wypowiedzi z tym związane). Pan: — Ale jeśli tego chcą, tak im się stanie. To, co teraz się stanie, przyspieszy rozwój duchowy i zrozumienie współzależności w społeczeństwach prymitywnych, a jednocześnie zniszczy wszelkie złudzenia, które wytworzyła sobie cywilizacja pieniądza, występująca przeciw Mnie, bo sprzeciwiająca się wszystkim moim prawom, przede wszystkim przykazaniom miłości Boga i bliźniego. To, sami wiecie, obejmuje cywilizacje technicznie najbardziej postępowe, a wyzbyte wszelkich hamulców moralnych (was też przecież sprzedano) — poza zasłoną pruderii, fałszu i zakłaania, którą się osłaniały przed ostatnio zmniejszającą się liczbą ludzi żyjących według moich praw. Ja teraz osądzę wszystkie poczynania rządów wybranych przez ich społeczeństwa i wina spadnie nie tylko na te rządy, lecz i na ludność, która je wybrała i im zawierzyła. Nie zawsze jest to sprawa zniewolenia — tak jak u was było — bywa, że to rezultat u jednych przekupstwa (politycznego), u innych absolutnej obojętności na moralne skutki swojego wyboru. Chodzi o „demokracje" zachodnie (Pan mówi to z ironią). Bałwochwalcza cześć dla pieniądza sięga tam aż po najwyższe struktury władzy. Powiedziałem „bałwochwalcza", bo dwom panom służyć nie możecie. Jeśli liczycie na zapłatę, otrzymacie ją — od księcia tego świata. Ja nie płacę za służbę u Mnie, gdyż Ojciec wszystko daje dzieciom swoim, ale im nie płaci za miłość do Siebie; spodziewa się po nich wzajemnej miłości i liczy na podobieństwo do Siebie w nich złożone. Prawda, że się rozumiemy? — Tak, Panie. Tak, Ojcze — odpowiadamy. — Teraz chcę wam powiedzieć, dzieci, że trud wasz w pracy dla Mnie jest tym właśnie, co raduje moje serce. Bo nie to, co robicie, tylko wybór wasz pomimo zmęczenia, chorób i wszelkich obciążeń waszych — woła do Mnie o waszej miłości. Pamiętajcie, dzieci, że to właśnie jest egzaminem człowieka, którego zapraszam do współpracy. I wielu ludzi go nie zdaje: albo wycofuje się i rezygnuje, albo szuka dla siebie zapłaty. Ja nie przeciwdziałam temu, ponieważ to jest własny wybór człowieka, ale taki zły wybór zanieczyszcza naszą współpracę, kompromituje ją, a wreszcie uniemożliwia. Czasem do tego dochodzi, że taki człowiek staje w szeregach moich wrogów i od nich bierze zapłatę (tu Pan mówi nie tylko o masonerii i jawnych czcicielach szatana, ale także np. o działaczach komunistycznych, którzy zaczynali od współczucia ludziom, a kończyli na deptaniu tych, dla których mieli walczyć). Czy nie rozpoznajecie u siebie tego zjawiska? To jest naturalna selekcja, dzieci. Każdy wreszcie opowiada się za tym, co kocha najbardziej. Wszystko co trzeba już wam powiedziałem. Dlatego nie chcę mówić więcej o zagrożeniach i kataklizmach. Teraz pragnę, abyście się poznawali. Cieszę się, Anno, że „przypadła ci do gustu" moja córka Halina. Bądźcie pewni, że za nią pójdą inni; bo ona ma swoje środowisko, dość rozległe. I nie o to chodzi, aby wszyscy tu się gromadzili, lecz aby zapoznawali się z tekstami o tematyce społecznej, które otrzymaliście. Natomiast oczekuję i spodziewam się po takich ludziach jak Halina, że włączą się aktywnie do naszej współpracy: aktywnie, czyli działając samodzielnie na rzecz zapoznawania z moją wolą tych, których uznają za przygotowanych do służby. Ja potrzebuję przyjaciół gotowych na wszystko, szczerych, kochających Mnie i moje dzieło i działających bezinteresownie dla jego budowy. A dzieło moje jest powodowane również bezinteresowną miłością do was, moje dzieci. Powodowany miłością do was przekraczam teraz moje pierwotne zamierzenia, aby was uratować od zguby. Bo walka toczy się z mocami ciemności, które wciągnęły w swoją mroczną i nikczemną służbę tak wielu z was (większość ludzi mających znaczenie w świecie). Dlatego bronię was (Polaków), którzy dla szatana nie macie żadnego znaczenia. Błogosławieni ubodzy i ci, którzy płaczą, bo oni ziemię posiądą. Ja sam ujmę się za nimi i wyprowadzę na żyzne pastwiska. Dam dzieciom moim pokój, bezpieczeństwo i przyszłość bez lęków, zagrożenia i niepewności jutra. Stanę się wam Ojcem miłosiernym, łagodnym i wszystko wybaczającym, gdyż to, co przeżywacie, rani moje serce, i tak bardzo pragnę jak najszybciej objąć moim błogosławieństwem was oraz całą biedną ludzkość i jak chore dziecko przytulić do serca. Tego się spodziewaj, Anno, jeszcze za twojego życia, bo śpieszę ku twojemu narodowi przynaglany współczuciem, aby jak najszybciej usunąć ciernie z waszej drogi (niesprawiedliwość, afery, krzywdy, brak prawa, brak miłosierdzia, zagrożenie przestępczością, głodem, brakiem pracy, brak rzeczywistej wolności wyboru, niepewność jutra...). Przecież to od was, od was, moje ukochane dzieci, pragnę rozpocząć budowanie królestwa mojego na ziemi. Dlatego miejcie nadzieję, oczekujcie działania mojej mocy, gdyż Maryja, Matka moja (Boga) i wasza, w całej pełni mocy Bożej, wypełniając wolę moją, otacza was opieką, broni i ku zwycięstwu prowadzi. Jeżeli zawierzycie Mi, będziecie już teraz dziękować za wszystko, co stanie się wam z woli mojej. (...) — Chwała Ci, Panie.
Pan: — Ludzkość stawiam teraz przed ostatecznymi wyborami. Tego wymaga sprawiedliwość moja wobec ogromu krzywd i zbrodni, jakich wy, ludzie, dopuściliście się wobec siebie wzajemnie. Kto dąży do podboju i zguby tych, których uważa za swoich przeciwników (np. teraz Serbia i Chorwacja), otrzyma to, co pragnął dać innym. Lecz ci, którzy potrafią wybaczać, którzy chcą załatwiać swoje spory spokojnie, rozważnie i nie krzywdząc nikogo, nawet jeśli sami byli skrzywdzeni, ci otrzymają ode Mnie nagrodę za swoje postępowanie. Więcej osiągną, niż się spodziewali, gdyż wszystkie ludy poszukiwać będą przyjaźni i wiązać się ze sprawiedliwymi. Dlatego, dzieci, bądźcie cierpliwi, łagodni i wybaczający — bo dopiero to ukaże światu, że wy (Polacy) sojusz ze Mną trzymacie. A Ja wam pomogę we wszystkim, czego będziecie potrzebować w sprawach wewnętrznych przede wszystkim. To co dzisiaj wam mówię, Grzegorzu, postaraj się przepisać, bo chciałbym, aby poznali moje słowa ci, na których liczę. Kocham was, dzieci, obejmuję was oboje i przytulam do serca. Bądźcie pewni mojej łaskawej miłości. Przyjmijcie błogosławieństwo Boga Najwyższego. Niech spocznie na was, pozostanie i udziela się wszystkim, którzy te słowa moje czytać będą. Anna i Grzegorz: — Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu, jak było na początku, tak teraz i zawsze, i na wieki wieków. — Tak będzie.
Jeżeli mam czegoś dokonać dla was w waszym narodzie, muszę mieć w tym waszą pomoc 26 II 1992 r. Anna, Halina, o. Jan, Jarek, Paweł, Szymon, Grzegorz Przy rozpoczęciu modlitwy, gdy pada pytanie, czy pragniemy (wolimy), żeby rozmawiał z nami Pan czy Maryja, jedno z nas odpowiada, że oboje. — Witajcie, dzieci, w naszym domu. — Nie jest dla nas oczywiste, czy mówił to Pan, czy Maryja, czy ... oboje; chyba właśnie oboje. Dalej mówi Maryja: — Może Ja rozpocznę rozmowę. Jeżeli nurtują was jakieś ciężkie problemy osobiste, to powiedzcie Nam o nich, bo przychodzimy, żeby wam dopomóc. Wobec naszego wahania Maryja dodaje: — Może zaczniemy od Haliny.
Halina: — Zawsze się pytam, czy droga, jaką idę, jest moją drogą, czy ją dobrze odczytałam. Maryja uśmiecha się i mówi: — Córeczko, czy byłoby możliwe, żebyś tyle lat szła błędną drogą bez odczucia wyrzutów sumienia? Przecież chcesz służyć Nam, czyż nie tak? Halina: — Nie mam innych problemów, tylko ten jeden: tak działać, jak mam działać; odczytać to, co mam w tym momencie zrobić, aby nie iść za swoim „zdaje mi się". Nie mam innych problemów. Po chwili namysłu: — Jednak mam. Jak pomóc tym, którzy zostali w domu? — To jest największy problem wszystkich, którzy chcą Mi służyć przez służbę społeczeństwu, gdyż bardzo trudno obecnie te dwie sprawy pogodzić. A jednak mówię wam: potrzebni Mi jesteście. Jeżeli mam czegoś dokonać dla was w waszym narodzie, muszę mieć w tym waszą pomoc. Na kogóż mamy liczyć, mój Syn i Ja, jeżeli nie na tych, którzy liczą na Nas i proszą Nas o pomoc? Teraz My prosimy was: nie rezygnujcie, nie odchodźcie, starajcie się zrobić to co możecie i nie upadajcie na duchu, jeśli wam to nie wychodzi. Tylokrotnie mówiłam wam, dzieci, że dla Boga ważny jest tylko wasz wysiłek, wasz trud. Bóg nie chce waszego cierpienia z powodu rozdzielenia z bliskimi (to wynika jednak z tej służby), ale Bogu chodzi o wydobycie z was — dla dobra was samych i całego kraju — wytrwałości, męstwa, cierpliwości, gdyż wszystko inne otrzymaliście od Boga (dary i umiejętności potrzebne do służby), a wkładem waszym jest tylko to, co was kosztuje na drodze ku tworzeniu właściwego kształtu współżycia narodowego. (Ze zrozumienia: Pan nie tylko daje odpowiednie uzdolnienia, ale i pomaga, natomiast człowiek musi włączyć w to swój trud. Ten trud jest to jedyny możliwy dla nas wkład, a z drugiej strony jest to nasza chwała w niebie). Paweł: — Czasem jest tak, że służymy w jakimś dobrym dziele, ale widzimy, że to nasze służenie nie daje dobrych owoców, wręcz przeciwnie, powoduje konflikty. Wtedy lepiej jest odstąpić, ustąpić miejsca innym. Maryja: — Pamiętajcie, że dla waszych wytrwałych wysiłków gotowi jesteśmy obdarować was bardziej, niż to się wydaje możliwe — ale nie od razu: w czasie, który uznamy za odpowiedni. Halina: — Jak poznać tych, na których możemy polegać?
Maryja: — Moi drodzy przyjaciele. A może dopiero trzeba ich sobie wychować? A może jeszcze oni sami nie wiedzą, na co ich stać i komu właściwie warto służyć? Czy przypadkiem wasz przykład (postawa) nie byłby tu pomocny? Paweł: — My właściwie musimy służyć naszymi pracami publicznymi już dziś. Wielu pracuje nad wychowaniem młodych ludzi, ale to wymaga czasu... Mam trudności z rozpoznaniem, na kim już dziś można się oprzeć. — Anno, podaj im przykład. (Maryja przypomina Annie pewną sytuacją). Anna: — Było to 8 III 1980 r. w Łodzi na spotkaniu wielu wspólnot Odnowy w Duchu Świętym. Po czytaniu Ewangelii o drzewie złym i dobrym (Mt 7,15—19), podczas rozważania, gdy zrozumiałam, że te owoce to owoce działania Ducha Świętego w nas, usłyszałam pytanie Pana: — Wiesz, jakie są owoce Ducha Świętego? Czy masz je? — Nie — odpowiedziałam. — Czy zatem jesteś drzewem złym? — Na to wygląda. — Nie. Jesteś drzewem młodym, które owocu jeszcze nie przynosi. Zrozumiałam, że Pan cierpliwie czeka, aż dojrzejemy, a na razie nas pielęgnuje, czyli leczy, uzdrawia, obdarza i uczy dobrotliwie. Zrozumiałam też, że dotyczy to każdego, a jednak męczyłam się zachowaniem jednej osoby. Nie mogłam jej polubić, bo ilekroć modliłam się o miłość do niej, ona zachowywała się tak, że moje zastrzeżenia ożywały na nowo. Pomyślałam, że bardzo trudno jest zmusić się do miłości, kiedy jest się atakowanym przez cudze błędy; usłyszałam wtedy: — A ty ich nie popełniasz? — Tak, ale nie takie — odpowiedziałam. Na to Pan powiedział z westchnieniem: — Tak, każdy z was błądzi wedle własnych wad. Nie jest trudno pokochać ludzi miłych sercu, i nie tego dla ciebie pragnę. Chcę, abyś uczyła się kochać pomimo różnic i przeciwieństw, bo to jest właśnie miłość prawdziwa — moja — kończy opowiadanie Anna. Paweł: — A tymczasem musimy podejmować decyzje podnosząc rękę za lub przeciw człowiekowi, mając wątpliwości co do jego intencji.
Pan: — Mój synu, kiedy nie masz pewności, musisz wybierać to, co spowoduje mniej zła. (Wstrzymywanie się od głosu, ogólnie biorąc, nie jest odpowiedzią; jest unikiem. Pan nie pochwala uników).
Od kogo możemy wymagać postawy chrześcijańskiej, jeśli nie od was Maryja: A teraz Ja chciałabym was spytać. Czy kiedykolwiek modlicie się za tych ludzi, których wybieracie? Wobec naszego zakłopotania Maryja dodaje: — Spróbujcie, dzieci, każdego z tych ludzi, których etyki nie jesteście pewni, stawiać pod krzyżem mojego Syna i prosić w postawie braterskiej (a nie protekcjonalnej, czyli w postawie faryzeusza wobec celnika; Łk 18, 9—14) o to, aby Krew Jego obmyła ich, oczyściła i otworzyła ich sumienia. Lecz tak się modląc, czyż możecie nie okazywać im jednocześnie życzliwości, pragnienia zrozumienia...? Przecież nie możecie zaprzeczać sobie (działać jednocześnie w kierunkach przeciwstawnych). Anna: — A ja tak robię, choć nie równocześnie.
Maryja: — No tak, ale ty nie jesteś wzorcem. Dzieci, bądźcie wyrozumiali i cierpliwi. Przecież nikt z was też nie jest ideałem. Jeśli My pomimo to ufamy wam, spróbujcie wykrzesać z siebie odrobinę miłości do tych, którzy was nie lubią. Przez takie wasze postępowanie może i oni zmienią swoje poglądy na chrześcijan. Pomyślcie, dzieci, od kogo możemy wymagać postawy chrześcijańskiej, jeśli nie od was, którzy się publicznie chrześcijanami nazywacie? Czy bardzo was to zabolało?
Szymon: — Trochę.
Paweł: — To jest prawda.
Maryja: — No to teraz poproście Mnie o więcej Bożej pomocy. Mówcie Mi, o co prosicie, a Ja będę prosiła razem z wami. Przecież nie pozostawimy was takimi, jakimi jesteście teraz (bez pomocy). Liczcie na łaskę Boga, której wam potrzeba. Ponadto, dzieci, przecież to Ja jestem waszą Królową. Czyż ci, którzy Mi służą, nie powinni liczyć na moje wsparcie? Paweł: — Najtrudniejsze sprawy teraz to: — żeby się nie załamało funkcjonowanie państwa (finanse publiczne), — Polska jest wciągana w sferę działania europejskiego „anty—kościoła", a my nie jesteśmy w stanie temu przeciwdziałać.
Maryja: — Wiemy o tym. Ale już nadchodzą czasy klęsk żywiołowych i wstrząsów politycznych (np. postępujący rozpad ZSRR) — a to was zmobilizuje. Starajcie się łagodzić spory, a nie zaostrzać ich. Ponadto oddajcie się Jezusowi i oddajcie Mu cały obecny aparat władzy. Róbcie to w imieniu ich wszystkich. Bo Nam nie zależy na ilości proszących (tylko na samej interwencji). Paweł odczytuje „Akt Zawierzenia Parlamentarzystów Polskich", odczytany oficjalnie na Jasnej Górze 2 II 1992r.; uzupełniamy go prośbami za aparat władzy — w jego (aparatu władzy) imieniu. Anna: — Wstawiaj się za nami, Maryjo.
Maryja: — Czynię to i będę dalej czyniła, ale widzicie, potrzebne Mi jest wasze wsparcie (nasze ludzkie „fiat" — opowiedzenie się za wolą Boga). O. Jan: — Żeby wszystkie przeszkody w działaniu Ducha Świętego ustąpiły. Maryja: — Na to trzeba właśnie świadomości powszechnego zagrożenia. Włącza się matka Anny cytując: „Narody ziemskie, kiedy was porażą, kiedy stracicie nadzieję, słuchajcie wieszczów, żebyście wiedzieli, co każą".
Maryja dodaje: — Czytajcie teraz Psalm dobrej woli (Zygmunta Krasińskiego) tak jak się czyta modlitwę. Odnaleźliśmy i przeczytaliśmy obszerne fragmenty.
Jarek po przerwie: — Ja mam ciężki problem. Przestałem się zajmować wspólnotą, bo zająłem się pracą naukową. Jest to problem i dla mnie, i dla ludzi z tej wspólnoty. Czegoś nie dokończyłem i nie wykorzystuję otrzymanych darów. Czy nie jest to jakieś moje odejście? — Czy pozwolicie, że Ja odpowiem? — mówi Pan z uśmiechem. — Mój synu, pamiętaj, że dla każdego człowieka najważniejsze są dobrowolnie na siebie przyjęte obowiązki stanu, natomiast nie jest dobrze, jeśli one kolidują ze sobą. Powiem ci jednak, że twoja nauka musi wydać owoce, ponieważ przez lata korzystałeś z pomocy innych ludzi ucząc się, i ty teraz jesteś zobowiązany oddać społeczeństwu to, czego osiągnięcie ono ci umożliwiło, a zrobisz to zwielokrotniając swoje działanie poprzez swoje osobiste uzdolnienia (Pan przypomina tu przypowieść o talentach). To jest twój obowiązek służebny względem twojej wspólnoty narodowej. Natomiast wspólnota, którą prowadziłeś, pozostaje twoją „rodziną", ale dobrze się stało, że teraz inne osoby przejęły odpowiedzialność za nią i są obowiązane jej służyć. Bycie we wspólnocie nie jest tym samym, co kierowanie nią. Pozwól, niech inni się uczą. Prawdziwa wspólnota winna się dzielić na nowe wspólnoty. Niech więc wielu ludzi pozna obowiązki kierownicze. Mów im to i przekonuj, żeby się wprawiali jak najusilniej, bo Ja liczę na waszą miłość bliźniego, która powiedzie was poza wasze obecne granice Rzeczypospolitej na północ i wschód. Kiedy będziesz w domu, odwiedzaj ich, kochaj ich, czuj się członkiem wspólnoty, ale zmuszaj ich do samodzielności. Paweł też nie siedział stale w Koryncie. Teraz — kiedy odpowiedziałem na wasze problemy — posłuchajcie, co mam wam do powiedzenia. Bardzo pragnę, abyście ćwiczyli swoje zawierzenie Mi. Na czym to ma polegać? Na niepoddawaniu się naciskom mocy zła, co możecie zrozumieć jako niepoddawanie się depresji, smutkowi, załamaniu, nietracenie nadziei. Wszystko to jest wam narzucane, sugerowane po to, aby was osłabić, zniechęcić i ostatecznie spowodować rezygnację z podjętych obowiązków służby. Pamiętajcie o tym, że walkę toczycie nie „przeciw krwi i ciału". Pan wskazuje tym cytatem na fragment listu do Efezjan 6, 12b: „lecz przeciw zwierzchnościom, przeciw władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła w niebieskich przestworzach". Gdy kończymy go odczytywać, pyta: — Co powinniście zatem uczynić? Czytamy dalej (Ef 6, 13—18a): „Dlatego weźcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście w dzień zły zdołali się przeciwstawić i, zwalczywszy wszystko, się ostać. Stańcie więc [do walki] przepasawszy biodra wasze prawdą i oblókłszy pancerz, jakim jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość [głoszenia] dobrej nowiny o pokoju. W każdym wypadku weźcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego. Weźcie też hełm zbawienia i miecz Ducha, to jest Słowo Boże — wśród wszelakiej modlitwy i błagania. Przy każdej sposobności módlcie się w Duchu". Pan dodaje: — A Ja pragnę, abyście wszyscy, spotykając się z bliźnimi, żywili do nich myśli życzliwe i traktowali każdego jako ukochane dziecko moje, chociażby w tej chwili zajmował taki człowiek miejsce przy korycie pomiędzy świniami. (Tu Pan przypomina dno upokorzenia z przypowieści o synu marnotrawnym Łk 15,11—32 — świnie były dla Żydów zwierzętami nieczystymi — i jednocześnie ukazuje nam, że my widzimy jedynie bieżący fragment z życia bliźniego, ale nie znamy jego zakończenia). Pamiętajcie, że Ja do każdego z was tęsknię i pragnę go mieć w domu moim, nawet jeśli ten człowiek jest tak dla was odrażający (odrzucamy go w myślach, „skreślamy"; Pan wskazuje dla przykładu na jedną z osób publicznych, do której mamy właśnie taki stosunek). Ja w takim człowieku widzę jego przyszłą tragedię, a jednocześnie jego ciągłe poszukiwanie szczęścia po omacku, a często i w błocie (właściwie w gnoju). Gdybyście posiadali prawdziwą miłość bliźniego, czyli gdybyście chcieli podzielać moją miłość do każdego stworzenia, widzielibyście tych ludzi inaczej. Nie odrzucałyby was od nich ich wady, a raczej przyciągało — tak jak Mnie przyciąga — zagrożenie ich dusz. Ja chcę ratować każdego z was, ale wy, dzieci, tak mało Mi w tym pomagacie... — Mea culpa — mówimy.
Pan: — Dlatego oddawajcie Mi siebie na każdy nowy dzień służby i proście, abyście mogli współdziałać ze Mną w ratowaniu ludzi (w ratowaniu świata). Nie martwcie się z góry waszą nieudolnością, obiecuję wam moją silną pomoc przy każdym waszym „chcę". A teraz, dzieci, wstańcie, przyjmijcie moje błogosławieństwo. + Przyjmijcie moją miłość i troskę o każdego człowieka do swoich serc. Napełniam je i umacniam w was dobrą wolę, aby trwała w was i rosła. Kocham was, dzieci.
Od kapłanów wymagam więcej 16 III 1992 r. Anna, Grzegorz Pewien kapłan zwrócił się do Anny z prośbą o spotkanie. Wobec naszej niepewności, w jaki sposób moglibyśmy odpowiedzieć na jego potrzeby (czego on pragnie, czy zapraszać go na spotkania modlitewne, czy tylko porozmawiać o interesujących go tekstach), pytamy Pana, co byłoby zgodne z Jego pragnieniem. Pan mówi: — Chcę, naturalnie, żebyś mu pomogła, ale nie musisz robić tego osobiście. Nie mogę przecież zlecać ci, abyś nawracała moich księży, ponieważ to oni mają nawracać innych i w tym celu powinni być bardzo mocno ustaleni we Mnie. Wtedy nie mieliby tylu wątpliwości i kłopotów sami ze sobą. Oni Mnie mają codziennie przy sobie, przyjmują moje Ciało i Krew, które powinny ich oczyszczać i przybliżać ku Mnie. Godzę się, abyś przyjmowała w naszym domu tylko tych kapłanów, którzy z głębi serca pragną służyć Mi jak najlepiej i niepokoją się, czy wybierają drogą właściwą (np. wyjazd na misje na Wschód). (...) Anna mówi o swojej niechęci do ewentualnego spotkania, tłumaczy, że nie jest od tego, by rozeznawać czyjąś drogę życiową. W końcu, zreflektowawszy się, pyta: — Czy ja nie mówię tego od siebie?
Pan: — Nie, dziecko, Ja nie chcę wprowadzać do naszego domu ludzi, którzy nie wejdą do naszej współpracy. Natomiast przysposabiam tu tych, których pragnę wprowadzić w sprawy Polski (wewnętrzne, w tym i polityczne) i w problemy misji (zewnętrzne). W innych sprawach ulegałem dawniej twojemu pragnieniu niesienia ludziom pomocy, ale obecnie trzeba te kontakty ograniczać, a nie mnożyć, ze względu na twój stan i na przygotowanie do nowego etapu współpracy. Grzegorzu, powiedz mojemu synowi, że miał dosyć czasu na nawiązanie bliskiej przyjaźni ze Mną. Tym bardziej powinien ją nawiązać, jeżeli chce ku Mnie prowadzić innych ludzi — a to jest jego powinnością jako kapłana. Musi mocno stać przy Mnie i przestrzegać praw mojego Kościoła. Niech nie szuka innych niż ja pośredników pomiędzy Ojcem a wami (rodzajem człowieczym). Życzę sobie, aby się oczyszczał i doskonalił, a wtedy przykład jego postawy będzie pociągał innych. Na to nie trzeba więcej słów ani opinii od ludzi, trzeba samemu być świadkiem prawdziwym, w całej czystości swojej służby (myśli, intencji woli, słów i działań). Rozważ, synu, komu służysz. Czyż Doskonałemu nie należy się służba najdoskonalsza? (W znaczeniu: kapłan powinien mieć jednego przewodnika — Pana — i nie szukać innych; tym bardziej jeśli chce ku Bogu prowadzić świeckich). Powiedz mu to, synu, swoimi słowami, że od kapłanów wymagam więcej, bo daję im więcej, lecz czynię ich odpowiedzialnymi za stan dusz, które im się powierzają. Ponieważ wstąpili do mojej służby dobrowolnie, nie będą mieli usprawiedliwienia, jeżeli służba ich nie będzie czyniona „z całego serca, ze wszystkich sił swoich i z całej duszy swojej..." Mówię mu to, ponieważ pragnę go mieć w domu moim. Te słowa, które ci poleciłem przygotować dla niego, powinny mu pomóc w jego służbie ludziom. To wystarczy, dzieci. A teraz uklęknijcie i przyjmijcie moje błogosławieństwo. + Przytulam was do serca, dzieci. Nie chcę, żebyście się do niego uprzedzali, dlatego razem zmówmy za niego „Ojcze nasz" — ze Mną, bo Ja was tej modlitwy uczyłem.
Abyśmy wspólnie zakładali nowy porządek prawny 23 III 1992 r. Anna, Grzegorz Anna: — Oglądając dzisiaj program telewizyjny o Ukrainie zrozumiałam, że nasz ustrój oparty na Twoich prawach jest potrzebny już! I nie tylko nam, ale i naszym sąsiadom. Ukraina jest zagubiona tak jak Rosja i Białoruś. W innych nowych republikach rozwija się nacjonalizm, rośnie nienawiść; w kilku już toczą się walki. Nie mają się na kim wzorować. Zachód jest we władzy utajonych sił pieniądza; ich prawa są oparte na czci dla własności i dla bogactwa. Reszta jest obchodzeniem prawa i nadużywaniem wolności przez możnych. Zresztą to wszystko runie. A teksty podane nam z Twojej woli dla nas nadal nie znajdują oddźwięku u tych nielicznych, którym mogliśmy je udostępnić. Co mamy robić w tej sprawie? Pan: — Moje dzieci. Nie bójcie się, że teksty podane wam zmarnują się lub okażą niepotrzebne czy spóźnione. Wasi bracia (z królestwa niebieskiego) się o to zatroszczą. I wy musicie dojrzeć. Sprzyja temu sytuacja, bo stajecie się coraz bardziej świadomi zagrożeń i niebezpieczeństw, a także sił, które wam szkodzą. W miarę narastania niebezpieczeństwa wokół waszych granic — a tak będzie — zaczniecie się mobilizować i uczyć poznawać swoją historię i kulturę i szanować je. Na szczęście wy uczycie się szybko. Dlatego pewien jestem, że i te wewnętrzne zagrożenia potraficie pokonać. Ja wam ufam. Wydaje się wam, że zbyt wolno działam i wciąż się niepokoicie bezradnością — bo tak to odczuwacie — tymczasem wszystko, co teraz przygotowujecie, będzie potrzebne i szybko zostanie wykorzystane. Nie obawiajcie się, bo Ja jestem z wami. Czuwam nad realizacją moich planów. Nie bójcie się, że będą one spóźnione, ponieważ Ja sam wybieram porę najlepszą. Jeśli jeszcze nie realizują się, to znaczy, że byłyby przedwczesne.
Anna: — Nie wiem, czy zdążę wziąć w tym udział... (W podtekście: „A sam mi to obiecałeś").
Pan: — Córeczko, przypomnij sobie historię twego kraju za twojego życia. Mieliście 19 lat wolności, którą zniszczyła agresja niemiecka w ciągu jednego miesiąca. Przez kilka następnych lat przeszliście więcej niż inne państwa w ciągu dziesięcioleci. Potem znowu wiele lat byliście w niewoli waszych wrogów ze Wschodu, nie spodziewając się wyzwolenia inaczej niż przez straszliwą — obecnie — wojnę, a teraz jakże szybko rozpadł się Związek Sowiecki. Jeżeli zechcę, wydarzenia tak się zagęszczą, że w ciągu kilku...kilkunastu miesięcy zmieni się mapa polityczna całej ziemi, a kataklizmy sprawią, że i kształt jej kontynentów ulegnie zmianie. Ja tak działam, aby spełniały się moje plany ratowania was lub też usuwam przeszkody, które budowaliście przez stulecia (np. kolonializm zmieciony w następstwie dwóch wojen światowych w tym stuleciu; a teraz usunę te państwa, które stanowią zaporę, tamę dla dalszego rozwoju narodów, np. w Europie przede wszystkim Niemcy). I runie cała sytość Zachodu. Ile wieków przetrwało cesarstwo rzymskie? A kiedy Ja zdecydowałem: „dosyć", rozpadło się pod naporem plemion gockich w przeciągu kilkudziesięciu lat. Jeszcze tysiąc lat dodałem cesarstwu bizantyjskiemu, by zachowało mądrość starożytności i wieków chrześcijaństwa, dopomagając w ten sposób w rozwoju duchowym i kulturalnym młodej Europy, lecz skamieniało i dlatego jeszcze szybciej runęło. Lecz zawsze ruina tego, co stare, zmurszałe i zepsute, czyli niezdolne do odrodzenia się, tego, co stało się zarazem więzieniem, tamą i kajdanami krępującymi ludy młode i ubogie, otwiera im (tym ludom) wrota ku lepszemu światu, daje szansę wniesienia własnych idei, świeżej myśli i nadziei, umożliwia realizację nowych struktur przybliżających ludzkość ku Mnie. To dla was, dzieci, otwieram przestrzeń działania i sam z wami idę, abyśmy wspólnie zakładali nowy porządek prawny: bliższy mojemu miłosierdziu i sprawiedliwości i jaśniej ukazujący moją miłość do was, pomoc moją i opiekę. A więc nie uczynię ludzkości sierotami; przeciwnie, dam im opokę mojej ojcowskiej miłości i macierzyńskiej troski. Dlatego też prowadzi was Maryja, abyście poznali miłość Matki i doświadczyli jej. Bo takiej miłości potrzeba wam, moje biedne ludzkie dzieci. Dlatego Matka moja zbiera (tu na ziemi) wszystkich, którzy zawierzają Jej, i niebo całe prowadzi wam ku pomocy. Wytrwajcie więc. Nie stanie się wam krzywda. Będziecie Mi świadkami. Błogosławię was, obdarzam wytrwałością i męstwem. +
Jeśli Pan zobaczy, że podzielacie Jego miłość... 25 III 1992 r. Zwiastowanie Pańskie Spotykamy się w szesnaście osób w domu Grzegorza. Są młodzi i starsi, kobiety i mężczyźni, świeccy i duchowni; m.in. Halina, Hanna, Bogdan, Jacek, ks. Jan i o. Jan. Mówi Maryja: — Cieszę się, dzieci, że się dzisiaj spotykamy. Zanim przyjdą gospodarze, powiedzcie Mi może o waszych najpilniejszych sprawach. O. Jan: — Będę głosił rekolekcje na Wybrzeżu. Jak tam powinienem ludzi przygotować?
Maryja: — Posłuchaj, Janie. Nie strasz ich. Mów bardziej o Bożym miłosierdziu i o mojej roli jako waszej opiekunki, Matki i wychowawczyni. Kataklizmy będą, ale możecie wyprosić opiekę dla waszych miast. Panu naszemu nie chodzi o to, abyście się modlili ze strachu, w obawie o swoją własność i życie. Chodzi Mu o waszą miłość bliźniego, troskę o innych i współdziałanie z Jezusem w Jego służbie światu. A na to (zorganizowanie wielu działań społecznych, np. hospicjum, opieki nad więźniami, chorymi, dziećmi opuszczonymi itd.) macie jeszcze trochę — choć niewiele — czasu. Troszczcie się o siebie wzajemnie, organizujcie ośrodki pomocy, pomagajcie sobie, bo jeśli Pan zobaczy, że podzielacie Jego miłość do każdego potrzebującego... Pan nie będzie burzył waszych zorganizowanych działań, ale wspomagał, wspierał je. Wasze usiłowania mogą wam wyprosić konieczne łaski. Janie, tyle wiesz, że to ci powinno wystarczyć na spotkaniach. Nie narzucaj naszych tekstów tym, którzy ich nie chcą. Przyjdzie czas, kiedy sami zwrócą się do ciebie (tzn. w okresie zagrożenia). Teraz zaś dopuść do głosu tych, którzy rzadziej mają ku temu okazję. Kto ma do Mnie poważne pytania? Kogo z was coś gnębi? (Ze zrozumienia: to jest jak audiencja u Królowej w tym uroczystym dniu). Halina: — Co jest najważniejsze, co powinniśmy przekazać Ojcu świętemu? Maryja: — Cieszę się, że traktujecie z powagą ten wyjazd. Ale przecież macie Syna mojego, Jezusa, na co dzień i znacie jego nauki. Papież jest też (tak jak wszyscy) tylko Jego uczniem, chociaż ma „łaskę stanu". Mój ukochany syn, Jan Paweł II, kocha Mnie i pragnie służyć Mi jak może najlepiej. Sądzę, że zjednoczycie się w tym pragnieniu. Pragnęłabym, abyście mówili nie tylko o tym, co jest złe wokół was. Dodajcie też trochę nadziei mojemu synowi. Mówcie również o tym, co się tworzy dobrego, co zamierzacie, czego pragniecie. Mówcie o wszystkim, co zamierzacie czynić w imię Jezusa. Chciałabym, aby nie same smutki i żale dochodziły do niego z mojej ziemi. Pragnę, aby syn mój dowiadywał się o nowych inicjatywach, które zamierzacie podjąć, ale najchętniej widziałabym was mówiących o tym, co już robicie. Mój syn jest bardzo silny, ale z całego świata dochodzą do niego biadania i wiadomości o „klęskach chrześcijaństwa". Chciałabym odpowiedzieć na wasze pytania, abyście potem wy wysłuchali, co Ja mam do powiedzenia. Bogdan: — Jest problem, Maryjo, z jednym z kapelanów więziennych: zaczął pracę, a teraz „nie ma czasu". A poza tym chciałbym podziękować za ks. Stanisława i za Józefa, i za tych więźniów, którzy złożyli tak piękne świadectwa nawrócenia. A dla siebie chciałbym prosić o łaskę wytrwałości w tej pracy. Maryja: — A nie dziękujesz za pomoc udzieloną twojej żonie...? Bogdan zażenowany: — Dziękuję za udaną operację i za modlitwę charyzmatyczną, która tak zmieniła osobowość żony. Dziękuję Ci za żonę, Maryjo.
Maryja: — Tacy wy jesteście... Najpierw prosicie, potem dziwicie się, gdy wasze prośby spełnią się, a później zapominacie podziękować.
Bogdan: — Ale przede wszystkim proszę o ks. Pawła.
Maryja: — Czy potrafiłbyś, synu, wytłumaczyć mu spokojnie i logicznie, że jeśli się podejmuje jakieś obowiązki, to się je wypełnia uczciwie? Czy on uważa, że do tej pracy został przymuszony? Bogdan: — Nie. I jest do tej pracy przygotowany.
Maryja: — Powiedz mu też, synu, że Bogu się służy „z całego serca swego, z całej duszy swojej i ze wszystkich sił swoich..." (przykazanie miłości Boga). Bogdan: — Ale ksiądz nie będzie chciał słuchać takiego prostaczka.
Maryja: — Zaproś Mnie do tej rozmowy i staraj się mówić tak, jak Ja bym mówiła. Niech widzi w tym twoją troskę o niego, o stan jego duszy, a nie niezadowolenie z jego pracy. Ale jeśli cię nie posłucha, to nie przynaglaj go więcej. Każdy z was sam wybiera i jeśli wybiera dobrowolnie, powinien pełnić swoją służbę chętnie, gorąco i z całych swoich możliwości. Bogdan: — Jest taki ksiądz...
Maryja: — Synu, imienne prośby mów Mi w tej samej chwili (kiedy o tym pomyślisz).
Ks. Jan: — Co Marek ma robić dalej?
Maryja: — To są sprawy, których nie chciałabym poruszać w szerszym gronie... On powinien mieć teraz jak najwięcej serdeczności, oparcia, nie odwracajcie się od niego. Powiedz mu, synu, niech się schroni pod moim płaszczem, niech się upewni, zawierzy (ta sprawa nie jest skończona). Póki człowiek wierzy, że Bóg go kocha, wszystkie przeciwności życia nie są takie straszne.
Jacek: — Proszę Cię o dociążenie pracą dla Ciebie.
Roześmieliśmy się wszyscy.
Potem Maryja zwraca sią do nas: — Moje dzieci, chciałabym was prosić, żebyście — ci którzy chcą (nie musicie tego mówić głośno) — oddali Mi się z pełnym zaufaniem w moją opiekę, abyście powiedzieli Mi to z serca, że chcielibyście, bym była wam opiekunką, matką, obrończynią. I proszę was jeszcze o jedno: dołączcie do tego oddania wszystkich, którzy są wam bliscy (wasze rodziny, przyjaciół...). Po chwili ciszy. — Czy pozwolicie, że potraktuję was jako reprezentację waszego narodu? Pytam o to, ponieważ dzisiaj są tutaj reprezentanci różnego wieku (kilku pokoleń), różnych zawodów i różnego stanu (zastanowiliśmy sią, że rzeczywiście reprezentujemy wiele grup). Dlatego proszę was teraz, oddajcie Mi, każdy tych, których reprezentuje. Modlimy się w milczeniu. — Dłużej już was nie będę męczyć, ale proszę, stale, zawsze pamiętajcie o mojej prośbie i oddawajcie Mi zaraz każdego, o kogo się zatroszczycie (spotykacie pijanego — oddajcie; widzicie osobę, której zachowanie was zasmuca — oddajcie). Was to tak mało kosztuje, a być może o niektórych z nich nikt nigdy Mnie nie prosił. (Maryja mówi to ze smutkiem). Chciałabym, żebyście mieli oczy szeroko otwarte na biedy ludzkie, na nieszczęścia, na smutki, na choroby (w tym i nałogi), żebyście pamiętali, że Ja mogę takim ludziom pomóc więcej niż ktokolwiek z was, ale potrzebne jest Mi wasze ludzkie, braterskie zainteresowanie. To buduje was i rozwija w was zdolność orędowania za innymi. A teraz tak mało ludzi w waszym kraju zwraca się do Mnie, orędując za innymi (w znaczeniu: dużo ludzi zwraca się do Maryi, ale modlą się głównie za siebie, o swoje osobiste sprawy, podczas gdy setki tysięcy ludzi potrzebuje pomocy Maryi — duchowej i fizycznej). Syn mój prosił was kiedyś, żebyście oddawali Mu każdą wieś czy miasto, przez które przejeżdżacie, wasze miasto, ludzi z waszej ulicy, waszego domu, i żebyście pamiętali o tych osobach publicznych, które was niepokoją, których działania uważacie za szkodliwe. Nie proszę was o długie modlitwy, a chciałabym tylko nauczyć was odruchu wstawiennictwa. Jeżeli będziecie moją prośbę traktować poważnie, wyrobi się w was stan, który nazwałabym współczuciem społecznym albo uspołecznieniem, ale jest to w istocie pośredniczenie pomiędzy Mną, waszą Matką, a tymi, którzy się do Mnie nie zwracają, bo nie potrafią lub nie chcą, lub w ogóle nie wierzą w moje istnienie. To jest jakby zarzucanie sieci współczucia, obejmowanie tą subtelną siatką współodczuwania całego społeczeństwa. I proszę was, nie uważajcie tego za wysiłek, bo taka postawa jest wam samym potrzebna. Może jeszcze wam to wytłumaczę. Chodzi o to, że spotykając się z innymi ludźmi wyrabiacie sobie o nich sądy, czasem bardzo krótkie (podoba mi się — nie podoba; chcą utrzymywać z nim kontakt — nie chce.). Ten sposób reagowania jest jałowy. Natomiast jeśli Mnie wprowadzacie pomiędzy siebie a drugiego człowieka, o którego się zatroszczycie (czasem tą jedną myślą), wtedy Ja obejmuję swoją troską i opieką nie tylko tę osobę, za którą prosicie, ale i tę, która prosi — was samych — i razem was ogarniam miłością. (Maryję cieszy nasze współczucie i zainteresowanie innymi ludźmi; raduje ją jako Matką nasze dojrzewanie duchowe, wychodzenie poza egoizm). Halina: — Który anioł (chodzi o imię) albo którzy aniołowie mogą nam w tym pomagać? Maryja: — Ja jestem Królową Nieba. Jeśli się do Mnie zwrócicie, to Ja wam ku pomocy skieruję moje sługi. Jeżeli chcecie bronić się przed szatanami, wzywajcie Michała Archanioła. Wzywajcie go z miłością, ponieważ on kocha i troszczy się o rodzaj ludzki. Każdy z was ma również swojego Opiekuna. Szanujcie ich, zwracajcie się do nich, proście ich o udział w waszej modlitwie, zwłaszcza w modlitwie dziękczynienia i uwielbienia: wtedy będziecie modlić się wspólnie i wasza modlitwa będzie czystsza i głębsza. Bogdan: — W tych czasach zwłaszcza modlitwa uwielbienia jest potrzebna. Pan: — Te czasy niektórzy będą nazywali czasami gniewu Bożego, ale są to czasy waszego oczyszczenia i odrodzenia się ludzkości.
Mówi Maryja: — Moje kochane dzieci. Wszyscy jesteście bardzo zmęczeni. Dzisiejszy dzień był dla was dniem pracy. Jutro czekają was obowiązki. Dlatego chciałabym, żebyśmy rozmowę zakończyli. Ale ponieważ jest to „rocznica" przyjęcia przez wolę człowieka (przez Maryję) wspaniałego Bożego planu Zbawienia, dlatego pragnę was na pożegnanie — chociaż Ja od was nigdy nie odchodzę (Maryja mówi to z lekkim uśmiechem) — obdarzyć błogosławieństwem mego Pana. To błogosławieństwo rozciągam na wszystkich, za których Mnie prosiliście, a więc na cały mój naród (którego jestem Królową). Przekazuję wam słowa Pana: Niechaj spocznie na was i pozostanie moje upodobanie w was, moja miłość, moja wola podniesienia was i poprowadzenia was ku nowemu życiu. Bowiem pragnę w waszym narodzie rozpocząć dzieło nowe. Jest to pierwsza próba powrotu do współżycia rodzaju ludzkiego ze swym Stwórcą, Ojcem, Zbawicielem i Przyjacielem we wzajemnej miłości, przyjaźni i we wspólnej służbie światu. Błogosławię was i proszę, przyjmijcie obietnicę mojej pomocy z pełnią wiary i zaufania. Wiedzcie, że plany Boga są pewne i to, co Ja postanawiam, wspomagam mocą moją i doprowadzam do końca. Dlatego pozostańcie złączeni ze Mną miłością, zrozumieniem i przyjaźnią, a wtedy nic wam zagrozić nie zdoła i niczego obawiać się nie musicie. Ja jestem waszą skałą, waszą mocą i siłą, waszą prawdą, sprawiedliwością i miłosierdziem, którym chcę przeniknąć wasz świat. Kocham was, dzieci. Przyjmijcie Matkę moją w sercach waszych, bo w Niej macie najpotężniejszą pomoc, miłość i miłosierdzie. Kocham was. Niech błogosławieństwo moje dla waszego narodu rozprzestrzenia się i pozostaje na tej ziemi, którą sobie wybrałem (do tego dzieła na te czasy). + — Amen — odpowiadamy.
Próbuj dziękować Mi za wszystko, co ci dałem i daję 27 III 1992 r. Anna, Grzegorz, Tadeusz Anna jest zaniepokojona tym, że ma przyjść jej dawno nie widziana znajoma, p. Helena, która domagała się usilnie, by pozwolono jej przyjść, a która jest zapewne chora psychicznie (być może nawet jej stan jest taki, że potrzebny byłby egzorcyzm). Chociaż Annie wydaje się, że nie może jej pomóc, a przy tym laka się atmosfery niepokoju, którą Helena wnosi, ustąpiła nie mając pewności, czy przyjścia Heleny nie życzy sobie Pan. Zwracamy się do Maryi o pomoc dla p. Heleny i o obroną dla Anny. Mówi Maryja: — Witam was, dzieci. Cieszę się, że mogę przyjąć w naszym domu Tadeusza... Przyszła p. Helena; poproszono ją, by wróciła za godzinę. W tym czasie prosimy o pomoc Maryję i pytamy, co przekazać Helenie. Mówi Maryja: — Wiem, co cię gnębi, córko. Pierwszą rzeczą, którą ci powiem, jest to, że nie jesteś obowiązana przyjmować w naszym domu nikogo, kogo przyjąć nie chcesz. Masz do tego prawo tak jak każdy inny człowiek (każdy człowiek ma prawo mieć swój kąt, gdzie czuje się bezpiecznie). Wiesz, że nasza współpraca dotyczy określonego kręgu tematycznego. Pomoc poszczególnym ludziom podejmujesz sama, jeśli czujesz, że możesz pomóc, ale w żadnym wypadku nie powinnaś porywać się na pomoc osobom, których natury ich złego stanu duchowego lub psychicznego nie znasz. Nawet uczniowie Jezusa nie potrafili poradzić sobie z pewnymi problemami (Mt 17,21). Wiem, o co ci chodziło, dziecko, i może na to ci odpowiem.
(Maryja odpowiada na nie wypowiedzianą myśl) Mój Syn odkupił i kocha każdego człowieka bezwarunkowo, więc wybór — cała przyszłość (w wieczności) jest w waszych rękach, a że Pan prowadzi ku sobie rozmaitymi drogami, pomóc możesz tylko tym, których drogi są tobie bliskie (znajome). Jedną z dróg, których nie znasz i na które pomóc nie możesz, jest choroba psychiczna — najczęściej wynikająca z choroby duszy. Nie jesteś spowiednikiem, nie jesteś psychologiem ani pedagogiem, nie jesteś też lekarzem, a tym bardziej nie jesteś egzorcystką — i słusznie bronisz się przed podejmowaniem jakichkolwiek prób pomagania „na oślep". Ponadto obecnie musisz liczyć się ze swoim złym stanem fizycznym i (w konsekwencji) psychicznym. Nie podejmuj ciężarów ponad siły. A teraz Syn mój przekaże ci kilka słów dla Heleny. Mówi Pan: — Przekaż Helenie, aby starała się zaaprobować swój stan i przyjąć go jako mój wybór i mój dar dla niej. Wiem, że cierpi, ale na ziemi wszelakie cierpienie jest waszą drogą ku Mnie (np. kalectwo od urodzenia, którego ona nie zaznała). Powiedz, że zgoda na to, co Ja jej wybrałem, jest warunkiem jej przemiany i oczyszczenia — takiego oczyszczenia, które da jej szansę uniknięcia czyśćca. Wszelki bunt przeciw mojemu wyborowi powoduje dodatkowe cierpienie i stałą niemożność przyjęcia łask potrzebnych do jego zniesienia. A przecież Ja pragnę pomagać każdemu z was. Pan zwraca sią teraz do p. Heleny (nieobecnej): — Życzą sobie, żebyś poważnie przyjęła moje słowa. Próbuj, nie zniechęcając się, dziękować mi za wszystko, co ci dałem i daję. Ważna jest tylko twoja dobra wola w przyjęciu takiej sytuacji życiowej, w jakiej jesteś. Jeśli przyjmiesz moją wolę z poddaniem — skoro nie możesz z radością — nic nie przeszkodzi ci w spotkaniu ze Mną. W waszym życiu poważnie liczy się tylko stosunek Bóg—człowiek i odpowiedź człowieka na miłość Boga do niego. Ja kocham cię na zawsze — niezależnie od wszelkich okoliczności, w jakich ty uważasz, że kochać cię nie mogę lub nie powinienem. Dla ciebie ważna jest tylko twoja miłość do Mnie, a ona wyraża się w przyjęciu takiego życia, jakie Ja dopuszczam. Przyjmij moją wolę, córko, i przestań się niepokoić, bo nic ci nie może zagrozić (na wieczność) oprócz twojego złego wyboru. Pamiętaj, że kocham cię, a jestem Panem wszystkiego, co istnieje. Masz miłość Króla swego (i Ojca) i staraj się kochać Mnie. To jest zadanie twojego życia — pomimo wszystko, bo to, co cię spotyka, jest twoją próbą daną po to, abyś wyszła z niej zwycięsko. Przyjmij te słowa na całe życie i nie szukaj następnych, bo w tym, co ci powiedziałem, mieści się moja wola względem ciebie. Te moje słowa przekaż swojemu spowiednikowi. Pozostań, córko, w pokoju. Pani Helena wróciła. Okazało sią, że Anna pomyliła dwie osoby o tym samym imieniu i że to nie była ta, której tak sią obawiała. Okazało się zarazem, że przekazane dla niej słowo Pana zawierało właśnie to, czego ona potrzebowała. Odeszła uszczęśliwiona i spokojna.
Nienawidzić powinieneś zła i nieprzyjaciela rodzaju ludzkiego, ale nigdy ludzi Powracamy do modlitwy. Do Maryi zwraca się. p. Tadeusz — zaangażowany w ruch obrony wiary przed działalnością świadków Jehowy: — Cieszę się z listów, które otrzymuję (po wygłoszonych rekolekcjach i wydanych książkach), z dobra, o jakim one świadczą: o powracaniu do Boga wielu, wielu ludzi. Maryja: — Ciesz się, synu, że działasz w czasach, w których Ja objęłam już berło władzy (Królowej Polski) i realizuję swoje zamiary, bo (gdybyś żył) w innych czasach, może dopiero z mojego Królestwa mógłbyś zobaczyć rezultaty twojej pracy. — Proszę za ruch, któremu przewodniczę, o to żeby wszyscy odczuli głód Boga i wynieśli pożytek duchowy...
Maryja: — Jeżeli wy będziecie Mnie godnie reprezentować, tak się stanie. A wiesz, synu, jakie cechy powinniście wykazywać? Cierpliwość, łagodność, umiejętność wysłuchiwania innego człowieka, dążenie do zrozumienia bliźnich i zawarcia z nimi przyjaźni. Pamiętaj też, że Ja jestem Królową Miłosierdzia, Królową Pokoju i Ucieczką grzeszników. Dlatego występując przeciwko nieprzyjaciołom Jezusa pamiętaj, że powinieneś szanować ich godność ludzką, wolność ich woli, i dlatego nie stawiaj żadnej sprawy na ostrzu noża. Chciałabym, abyście zawsze pozostawiali im szansę powrotu. Starajcie się zatem szukać platformy pojednania — jeżeli nie teraz, to w przyszłości — ale nie pozostawiajcie ich w postawie swoich wrogów. Jeżeli będziesz pamiętał, synu, że Bóg każdego z nich kocha, o każdego z nich się stara — tak jak pasterz szukający zagubionej owcy (Łk 15,3—7) — jeżeli zrozumiesz dogłębnie cenę Krwi mojego Syna i Boga, nie będziesz mógł nienawidzić tych, których On kocha. Nienawidzić powinieneś zła i nieprzyjaciela rodzaju ludzkiego, ale nigdy — ludzi. Współczuj im i w duchu stawiaj ich pod krzyżem Jezusa, tak aby Krew Jego spływała na nich, bo ona ma moc zbawczą. Pamiętaj, że w końcu pokonuje ich wyłącznie miłość Boga, a nie wasze słowa. Lecz Bóg współpracuje z wami w tej walce. Maryja pyta: Co jeszcze chcesz wiedzieć, synu? Tadeusz zwraca się do Pana: — Przymnóż mi wiary (jak ziarnko gorczycy), aby Twoja wola się spełniała, a nasza małość... utonęła w Twoim miłosierdziu.
Pan: — Dobrze, synu, ale pamiętaj o swojej prośbie wtedy, kiedy ci się nie powiedzie.
Tadeusz: — Bądź wola Twoja.
Mówi Maryja: — Wiem, dzieci, że się spieszycie. Dlatego teraz uklęknijcie i przyjmijcie przez moje ręce błogosławieństwo Pana. Kocham was, dzieci, Widzisz, Tadeuszu, jak bardzo cię kocham. Zatrzymywałam cię tu, żeby z tobą zamienić parę słów, żebyś naprawdę poczuł, że masz rzeczywistą Matkę z krwi i ciała, która chce rozmawiać z wami. Przyjmijcie miłość Pana. Niechaj w was rozkwita i udziela się innym. Dziękujcie Mu — już z góry — za wszystko, co zrobi dla waszej ojczyzny. Dziękujcie Mu wraz ze Mną, bo Ja to czynię stale w waszym imieniu. Bądźcie pełni nadziei. Cieszcie się już tym, co nastąpi, ponieważ możecie w ten sposób wyrazić Jezusowi swoje zawierzenie. Chciałabym, aby moje polskie dzieci przynosiły Mu radość swoją ufnością i pogodą, z jaką pełnią swoją służbę. Pragnę tego dla was, dzieci. „Otrzyjcie łzy, podnieście czoła", bo dla was nadchodzi oczekiwane święto zmartwychwstania. Przytulam was do serca i błogosławię. +
Tak mało potrzeba, żeby Mnie usłyszeć i zobaczyć w świecie 30 III 1992 r. Anna, Grzegorz Omawiamy list przygotowany do Anglii (właściwie artykuł, dokończony ostatniej nocy). Potem skupiamy się na modlitwie. Pan zwraca się do Grzegorza: — Czyżbyś nie zauważył, synu, że i z tobą rozmawiam, choć w inny sposób: przez Pismo święte, przez wydarzenia, przez ludzi, ale też często inspiruję cię, gdy pragnę, abyś coś dla Mnie wykonał. Wszystkie wybory (tekstów), które robiłeś, są tego dowodem, a o twoim liście powiem ci tylko: „Wysyłaj, synu, wysyłaj". Sam widzisz, że traktuję was jak swoje dzieci, a nie sługi. Tylko z dziećmi — ze swoimi dziedzicami — ojciec omawia swoje plany. Ale Ja nie umieram ani nie odchodzę. Stale jestem z wami i od listów apostolskich poczynając, wszystko co piszecie w czystej intencji służenia Mi, Ja inspiruję, wspomagam was i zachęcam, a czasem sam mówię, jak to już tyle razy działo się w moim Kościele: Apostołowie, Augustyn, Katarzyna (sieneńska), Teresa (wielka) i tylu innych. Tak mało potrzeba, żeby Mnie usłyszeć i zobaczyć w świecie (w waszym życiu ziemskim) — potrzeba tylko zawierzenia Mi, czystej intencji i dobrej woli. Dlaczego tak mało jej mam na ziemi...? Czy to jest dla was takie trudne? A przecież rezultaty naszej współpracy mogą być wspaniałe. Anna: — Właściwie świat jest przeciw Tobie.
Grzegorz: — I nam nie było łatwo zaufać Ci. A teraz bolejemy widząc, jak trudno innym zdobyć się na zaufanie.
Anna: — Twoje słowa trafiają do sumienia.
Grzegorz: — I do serca.
Pan: — Ja mówię do waszej duszy, ale okazuje się, że dusza człowieka może Mnie bardzo dobrze słyszeć — kiedy chce. Anna: — To, co się dzieje teraz w naszym stuleciu, nie zachęca do wiary w Ciebie. Bezbronni cierpią, a triumfują zbrodniarze. I my oglądamy ten triumf. Pan: — Mówiłem wam, że świat wybierając błędy, musi dotrzeć do ich kresu, aby zauważyć, że poszedł fałszywą drogą. Inaczej niczego się nie nauczy. Mówię tu o zbiorowej woli państw. Powiedziałem już „dosyć" (o ZSRR). Teraz powtórzę to nie tylko Związkowi Radzieckiemu, lecz całemu światu. Chcę jednak, żeby Zachód zauważył, że kataklizmy są tylko formą realizacji moich planów, że za nimi stoi wola moja, która raz jeszcze chce dać wam szansę nowego życia. Grzegorzu, czy masz jakieś pytania? Anna: — Widzę, że chcesz, Panie, żeby oni (Zachód) powiedzieli „nostra culpa" całemu światu. Chcesz od nich żalu za ich winy. Ale od kogo? Przecież ci ludzie żyją tak, jak gdyby nie mieli duszy. Grzegorz: — Ale są przecież rejony w Stanach, gdzie czytają Pismo święte, więc może nie jest tak beznadziejnie. A poza tym strach może spowodować, że ludzie będą powracali do tego, co dawało im oparcie — jeśli nie im samym, to przynajmniej innym — do wiary w Boga, do Boga, do Ojca. Pan: — Właśnie na to liczę, synu. Dlatego dopuszczam, aby zagrożenie narastało powoli i dlatego wzywam was do modlitwy za tych, co giną. Grzegorz: — Co możemy uczynić ponad to, że przygotowujemy kolejny wybór tekstów? Przyszło mi na myśl, że mogę zasugerować znajomej w Anglii przetłumaczenie Twoich słów. Anna: — A „Pozwólcie ogarnąć się Miłości"? Miało być tłumaczone i nic nie słychać (ani ze Wschodu, ani z Zachodu). Czyżby miało się przydać dopiero „po wszystkim"? Pan: — „Naśladowanie" (chodzi o „Naśladowanie Chrystusa" Tomasza a Kempis) też nie od razu się rozeszło, a jak służy ludziom do dziś? Nie chcę, aby „Pozwólcie ogarnąć się Miłości" traktowano jako sensację. Pragnę, aby ta książka i to co przygotowujecie pod nazwą „Boże wychowanie", było przyjmowane z potrzeby serca i owocowało rzeczywistym przybliżeniem ku Mnie. Na taką postawę gotów jestem długo czekać. Bądźcie i wy cierpliwi. To jest wasz ślad na ziemi. Grzegorz: — Ale też brakuje słów, żeby Ci dziękować za taką „okazję".
Anna: — A ja tyle zawdzięczam Norwidowi, Słowackiemu...
Pan: — Oni też przyjęli życie pełne trudu, ponieważ chcieli się dzielić, chcieli pomagać i obdarowywać. Zależało im na was. A Ja, jak widzicie, podtrzymuję wszystkie dobre pragnienia, aby wydały owoce. (Każde pokolenie — tyle czerpiące od poprzednich pokoleń — powinno samo coś zostawić następnym; to jest współpraca we wspólnocie narodu). Pamiętajcie, że Mnie cieszy wasza praca i Ja jestem jej gwarantem: Ja dbam o to, aby każde dobro udzielało się innym. Waszym jest trud rolnika, a mąką ze zbiorów zbóż Ja się zajmuję. Teraz, dzieci, przyciskam was do serca, błogosławię oba wasze domy i Grażynę w jej pracy. Grażyna też się uczy, że na mojej niwie ważny jest wasz trud. — Kochamy Cię, Panie, cieszymy się Tobą.
Pan: — Tak jak Ja wami. Przyjmijcie więc moją radość. Niech spocznie na was i udziela się z domów waszych. A wy, dzieci, cieszcie się moją miłością i błogosławieństwem. +
Powiedz Mi, synu, co cię teraz najbardziej gnębi, bo chciałbym ci pomóc 31 III 1992 r. Anna, s. Maria, o. Jan, Grzegorz Pan rozpoczyna zwracając się do ojca Jana: — Synu, dziękuję ci, żeś zechciał dwa razy odprawić ofiarę Mszy świętej (w domu chorej Anny). Cieszę się tobą. Ojciec Jan stwierdza, że odprawi Mszę świętą także w Niedzielę Miłosierdzia. Pan kontynuuje: — Synu, widzę, że nie przestajesz myśleć o naszych tekstach. (O. Jan przekazał w ostatnim czasie „Misję samarytanina" w seminariach duchownych w kilku miastach). Sądzę, że tym razem jakiś odzew będzie. (...) Módl się, synu, cały czas proś Maryję o Jej udział w tej sprawie (obecnie modlitwa powinna polegać na „przypominaniu" Maryi, aby towarzyszyła osobom czytającym te teksty). Powiedz Mi, synu, co cię teraz najbardziej gnębi, bo chciałbym ci pomóc. O. Jan: — Ciągle mi wypominają, że nie daję książek gotowych do druku. Pan: — To teraz zajmij się tamtymi tekstami (do Wielkanocy).
O. Jan: — Miesiąc to mało.
Pan: — Jeśli Mnie poprosisz, to Ja ci pomogę. Nie będę cię uczył (bo sam wiesz), że swoje obowiązki, których się podjąłeś, trzeba wykonywać. O. Jan: — A jeszcze referat po niemiecku o wkładzie Polski do Europy.
Pan: — Synu, masz Matkę, która jest Królową Kościoła. Na kogóż możesz bardziej liczyć? Zastanów się nad planem, przedstaw go Jej, a moja Matka na pewno zwróci ci uwagę na jakieś niedopatrzenia. Janie, tyle lat już jesteś ze Mną, a przecież wiesz, że Ja z twojej służby jestem zadowolony i nic ci nie wyrzucam. Powiedz sobie: robisz to, na co cię stać — z moją pomocą, synu — i więcej nie wymagaj od siebie. A jeśli chcesz, to możesz dać motto z wypowiedzi Hansa Franka (chodzi o jego słowa na temat Matki Boskiej Częstochowskiej: „Gdy wszystkie światła dla Polski zagasły, to wtedy zawsze jeszcze była Święta z Częstochowy i Kościół" — St. Piotrowski, „Dziennik Hansa Franka", Warszawa 1956, str., 147). Mój synu, czy możesz powiedzieć po tyloletniej znajomości, że Mnie nie rozumiesz albo że się Mnie nadal obawiasz? O. Jan: — Nigdy w życiu nie miałem wątpliwości. Jestem spokojny, ufny... Jestem zdumiony, bo widzę, że całość życia jest przeniknięta działaniem łaski, przygotowującej mnie do współpracy z planami Twoimi, Panie. Cieszę się i jestem szczęśliwy. (...) Pan: — Synu, kiedy będziesz uczył waszą młodzież (wykładał), ucz ich traktować poważnie zobowiązania i konstytucje zakonu. Nie chciałem, aby zlekceważenie ich w życiu spłacali potem mojej sprawiedliwości. Bo śluby składają nie zakonowi, lecz Mnie. Mów im o czystości intencji i o tym, co im mój syn, Ignacy, zalecał: żeby zawsze szukali „większej chwały Bożej", żeby zawsze porzucali to co „dobre", na korzyść „lepszego". W życiu każdego, kto poświęca swoje życie służbie mojej, powinien trwać nieustający wybór pomiędzy „dobrym" a „doskonalszym" (jeśli on ustanie, to człowiek duchowo nieruchomieje). Tego bym od ciebie chciał (w nauczaniu). Taki wybór powinien w życiu każdego człowieka trwać aż do śmierci (człowieka, który oddaje się na służbę Panu) w sprawach ważnych i drobnych. O. Jan: — Dziękuję Ci, Panie.
Pan: — Cóż chciałbyś, Janie, wiedzieć?
O. Jan: — Chciałbym więcej światła, jak swe obowiązki zakonne pogodzić ze służbą Twoim planom, Panie.
Pan: — Umówmy się, synu, że w tym miesiącu robisz to, na co oczekują twoi przełożeni, i proś Nas o współudział w tej pracy. A potem, jak przyjedziesz, porozmawiamy o dalszych sprawach. Widzisz, synu, twój zakon nie jest różny od innych starych zakonów: stały się ociężałe i przy szybkich ruchach „skrzypią" (Pan mówi to żartobliwie, porównując stan zakonów do starości człowieka). Teraz kiedy Ja odnawiam oblicze ziemi, potrzeba Mi prężnych, zdrowych i ochoczych żołnierzy. Nazywacie się Towarzystwem Jezusowym, a o ileż kroków Ja was wyprzedzam! Nie idziecie (jako całość) ze Mną, a za Mną, i to z dużymi wahaniami i oporami. Wybierajcie Mi chociaż najlepszych na najtrudniejsze drogi: na Wschód, do Afryki... (na misje). To nie są czasy na drzemkę, młodych trzeba uczyć żołnierskiej odwagi. Anna: — Ale, Panie, ci którzy pojechali (na Wschód), są tacy wspaniali. Daj, by młodzież zakonna była w 80—90 procentach taka.
Pan: — Pragnę tego jak najbardziej, a wy Mnie wspomagajcie. Janie, jeśli masz jeszcze jakieś pytania, to pospiesz się (żeby zdążyć na pociąg). O. Jan: — Chcę dobrze spełnić Twoje życzenia.
Pan: — Synu, ale najpierw zrób to, do czego się zobowiązałeś. (...) Widzisz, Ja dbam o twój prestiż. Nie chciałbym, żeby przełożeni uważali cię za człowieka nie dotrzymującego zobowiązań. (...) A teraz zostaw nasze sprawy, niech dojrzewają, a ty zrób to, na co przełożeni czekają. Synu, jeśli nie będziesz zbyt zmęczony, to mogę ci pomóc nawet w drodze (w pociągu). O. Jan: — Dziękuję Ci, Panie, za te wszystkie ułatwienia, z jakimi się spotkałem, gdy spełniałem Twoje polecenia w seminariach duchownych. Pan: — Teraz proszę was, powstańcie i oddajcie mojej Matce te wszystkie seminaria duchowne, w których Jan był.
Mówi Maryja: — Moje dzieci, przypominajcie Mi o nich. Proście o prawdziwą miłość dla moich kleryków, dla tych, którzy powinni chcieć zanosić głodnym Chrystusa. Mówi Pan: — A teraz, dzieci, przygarniam was do serca, błogosławię was i obdarzam moim pokojem. Czemuż zresztą mielibyście się niepokoić wiedząc, że spoczywacie przy moim sercu. Kochamy was, dzieci. Przyjmijcie błogosławieństwo Boga Najwyższego. +
Pamiętaj o moim Synu, który samotnie oczekuje was w tabernakulum 13 IV 1992 r. Anna, Wasyl, Grzegorz Mówi Maryja: — Moje dzieci. Sama mówiłam, że ten dzień jest dniem moim (jako 13 dzień każdego miesiąca — czytaliśmy o tym w książce o Maryi, Róży Duchownej, według objawień w Montichiari). Jakżeż bym mogła nie przyjść do was? Maryja zwraca się do Wasyla: — Powiedz Mi, synu, co cię najbardziej zabolało w ostatnich przejściach. — Obawa przed przeszkodami. — Powierzaj Mi, dziecko, całą tę sytuację. Przez cały czas jazdy pociągiem możesz Mi mówić o wszystkim, co cię boli, bo Ja cię przecież nie opuszczę. Chcę, abyś wiedział i pamiętał, że masz Matkę, do której możesz przyjść w każdej chwili i powiedzieć Jej o wszystkich swoich utrapieniach. Ale teraz pomyśl, przecież jedziesz na studia. Zobacz, ile już osiągnąłeś. Otrzymałeś prawo pobytu. Czy mógłbyś to osiągnąć bez naszej pomocy? Jakież to proste: oznacza, że chcemy cię tu mieć, synu, czyż nie tak? Proszę cię, syneczku, żebyś miał myśli pełne nadziei, żebyś starał się cieszyć tym, co otrzymałeś teraz, a wszystkie przewidywania i lęki odrzucaj, bo w nich uzewnętrznia się działanie szatana. Traktuj je jako napad na ciebie i broń się. Jakaż to obrona? Całą wolą powiedz: „Ufam Matce mojej, Maryi, a Ona jest Poskromicielką szatana, jest niezwyciężona". (Nie chodzi o to, żeby samemu walczyć, lecz żeby „schować sią" za Maryją). Powierzyłeś Mi się, synku. Przecież to jest powierzenie się na wieczność, a nie na rok lub miesiąc. Nawet gdybyś ty zapomniał o tym, Ja będę pamiętać. Powiedz Mi, czy teraz poczułeś się bezpieczniejszy? — Trochę tak. — Im bardziej brak ci rodziny, przyjaciół, ojczyzny, tym bardziej możesz liczyć na Mnie, bo Ja zawsze będę ci towarzyszyła. Moje biedne dziecko, oddaj to wszystko co przeszedłeś Jezusowi Ukrzyżowanemu jako współcierpienie za grzechy świata. Prawda, że nic nas nie rozłączy? Bo Jezus i Ja ufamy ci, że ty Nas nie porzucisz. Wiem, że Mnie kochasz, a Ja kocham całą twoją ojczyznę (każdego człowieka w niej). Dlatego poszukuję pomocników w moim dziele waszego nawrócenia ku Jezusowi. Przecież Ja szykuję mojemu Synowi tron na ziemi (wśród ludzkości, którą odkupił). Jeżeli zapraszamy ciebie — Jezus i Ja — do współpracy i torujemy ci drogi, to nie po to, żeby cię od siebie odepchnąć (jest to jedna z sugestii szatana). Może się stać, że odejdziesz (od Boga), lecz tylko wtedy, kiedy sam tego zapragniesz. Jeśli twoja wola i serce mówi: „chcę służyć", My nigdy cię nie odrzucimy. (...) Jeśli chcesz Mi sprawić radość, proszę cię, zrób to w drodze (kilka godzin jazdy pociągiem): oddaj Mi imiennie wszystkie osoby, które ci zadały ból, i proś, abym wejrzała w ich serca i wspomogła je. A nigdy nie zapominaj o prośbach za swoich bliskich, za tych, o których się troszczysz. Chciałabym, abyś we wszystkich swoich strapieniach uciekał się do Mnie. Pamiętaj o moim Synu, który samotnie oczekuje was w tabernakulum. Odwiedzaj Go. Mów Mu o wszystkim. Powierzaj Mu zwłaszcza swoich kolegów i profesorów. A jeśli znajdziesz przyjaciół, módlcie się razem za całe seminarium, zwłaszcza za tych kleryków, u których zauważacie braki — orędujcie za nimi. Bo My pragniemy was podnosić i uświęcać, a nie usuwać. Teraz, synku, przytulam cię do serca i daję ci przez moje ręce błogosławieństwo Boga Wszechmogącego w całej pełni Trójcy Świętej, Świętego Świętych. Niech cię osłania i obdarza pokojem i odwagą. +
Sami widzicie, jak bardzo potrzeba tu pomocy 14 IV 1992 r. Anna, Alicja i Henryk (częściowo nie rozumiejący przekazu z powodu złej znajomości języka polskiego), Bogusław, Grzegorz Mówi Pan do Alicji i Henryka (przybyłych z USA): — Moje dzieci. Cieszy Mnie, że przyjechaliście tutaj, aby służyć swoimi umiejętnościami i uczyć ludzi uczciwej, rzetelnej i pożytecznej pracy, która nie szkodząc nikomu równocześnie potrafi przynosić rezultaty większe niż nieuczciwość i spryt. Bo w waszym kraju (Polsce) wyrobiono przekonanie — poparte wieloletnią praktyką — że tylko sprytem, nieuczciwością i wszelkiego rodzaju omijaniem przepisów można osiągnąć sukces, zwłaszcza materialny. Moi kochani, nie zrażajcie się niezrozumieniem i błędami ludzkimi, bo te moje biedne polskie dzieci tak długo były poddawane presji kłamstwa i obłudy... Czy chcesz Mnie, córko, o coś zapytać? Alicja: — Ja tylko chcę, żeby Pan mnie prowadził, żebym pełniła Jego wolę, a nie swoją, i żeby Duch Święty mnie oświecał...
Pan: — Córeczko, jeżeli mamy jeden cel, a tym jest pragnienie służenia ludziom, pozostawiam ci całkowitą wolność działania, bo przecież Ja ci ufam i wiem, że świadomie nigdy nie zechcesz przekroczyć moich praw. Rozumiem, że możecie działać w takim zakresie, w jakim macie doświadczenie i umiejętności. Dlatego tak działajcie, jak wam wskazuje wasze rozeznanie, a Ja będę waszym światłem. Teraz daję wam moje błogosławieństwo, ale zachęcam też, nie załamujcie się, nie rezygnujcie. Wzywajcie innych przyjaciół pośród tych, którzy chcą i potrafią darzyć, a nie tylko brać. Proszę was, przyjmijcie błogosławieństwo Boga Najwyższego w całej pełni Trójcy Świętej, Świętego Świętych, waszego Ojca kochającego i pragnącego podnosić ku sobie, leczyć, uzdrawiać i napełniać was radością. + Po wyjściu gości zostajemy we dwoje z Grzegorzem. Mamy mieszane uczucia z powodu napastliwej postawy rodaków z USA wobec Maryi Panny, ujawnionej w rozmowie. Pan mówi: — Dzieci, cóż innego mogę wam powiedzieć jak nie to, że kocham was i jestem przy was, i cieszę się wami; cieszę się czasem, który Mi chcecie poświęcić. Anno, mówię o tym, że nie odrzucasz tych, których mogłabyś nie przyjąć (z powodu swojej choroby), że rozumiesz już, iż trzeba dawać mój chleb tym, którzy są go głodni. Nie martwcie się, bo Ja jestem pomiędzy wami (wami a nimi), a wspomagam każdego, kto chce czynić dobro wedle swoich umiejętności, lecz opierając się na Mnie. Weźcie sobie do serca dzisiejszy obraz, bo to jest dowód, jak trudno jest moim dzieciom z Zachodu — pomimo całej prawości duszy — zobaczyć zadanie Maryi, Matki mojej i waszej, i jak trudno im zrozumieć, że Maryja, która jest prawdziwą Koroną Ludzkości i umiłowaną Córą Boga, realizuje na ziemi zamysł Boży (w obecnych czasach — odrodzenia ludzkości), bo najdoskonalej i najwierniej odpowiedziała (jako człowiek) Bogu na Jego życzenie i w chwale reprezentuje całą ludzkość. Jest jej Matką i Królową. Pismo święte mówi o tym, ale wnioski powinniście wysnuwać sami. Ze zrozumienia: Maryja od Zwiastowania do Ukrzyżowania towarzyszyła Jezusowi, a do Zesłania Ducha Świętego swoim zawierzeniem Bogu podtrzymywała młody, rodzący się Kościół. Od tego momentu Jezus, Bóg, Słowo Boże, jest związany w całości i w pełni z Maryją. Maryja zawiązała przymierze pomiędzy Bogiem a człowiekiem, które trwa na wieki wieków. „Oto ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego" jest to bezwarunkowe zdanie się na Boga. Nie martwcie się. Jeśli dłużej zostaną w Polsce, zrozumieją waszą miłość do Matki mojej, a także staną się świadkami Jej działania. — Cieszę się, Panie. Dziękuję. — I Ja się cieszę. Przytulam was gorąco do serca.
Jeżeli chcecie skutecznie walczyć z szatanem, zawsze proście przez Maryję 21 IV 1992 r. Anna, o. Jan, Grażyna, Grzegorz Zastanawiamy się nad pytaniami, z którymi chcielibyśmy zwrócić się do Pana. — Zapraszamy Cię, Panie.
Pan: — Może najpierw odpowiem na wasze pytania.
Anna: — Dziękuję za Andrzeja, za to, że się odnalazł. Znalazł się wprawdzie w więzieniu, ale za to w tym, do którego chodzą z pomocą więźniom nasi przyjaciele, więc mam nadzieję, że stopniowo otworzy się na Ciebie. Co możemy dla niego zrobić? Co przekazać Bogdanowi? Pan mówi, że Bogdan powinien poznać Andrzeja, a wtedy dostanie odpowiedź: — A wy wszyscy módlcie się za niego w czasie każdej Mszy św., w jakiej uczestniczycie, bo jemu potrzeba pomocy i silnego wstawiennictwa. Jeżeli chcecie skutecznie walczyć z szatanem, zawsze proście przez Maryję. Wy jesteście słabi i szatan może was zaatakować, natomiast nigdy nie ośmieli się zaatakować (bezpośrednio) mojej Matki. Ona was osłoni. Anna: — Dziękuję Ci, Panie, za te moje lektury z Wielkiego Tygodnia, tak zbieżne...
Pan: — Bo jeżeli powierzasz Mi swoją lekturę, to Ja ją dobieram.
O. Jan: — A ja też dziękuję za lekturę ks. Bartnika na temat teologii narodu. Pan: — Janie, widzisz, jak Ja dbam o wasze dokształcanie się. Staram się uzupełniać wasze braki. Jeżeli Jan zdobędzie artykuły ks. Bartnika, najprościej będzie zrobić z nich kilka odbitek, i wtedy będziecie je mogli pożyczać innym. Co jeszcze chcielibyście usłyszeć?
O. Jan: — Na sesji naukowej będą goście zagraniczni. (W podtekście: czy powinienem im coś przekazać?)
Pan: — Nie licz na zrozumienie ze strony gości z Zachodu. Oni żyją w błogim przeświadczeniu o swojej wyższości, a mylą stan posiadania z wyższością intelektualną. Pamiętaj, Janie, że „postęp" to jest hasło szatana, które ma służyć ośmieszeniu i zniechęceniu was do tradycji starej europejskiej kultury. O. Jan: — Ja widzę, że to hasło toruje drogę ateizmowi.
Pan: — Gdyby hasło „postępu" było realizowane powszechnie i konsekwentnie, wtedy moja Ewangelia powinna być wymazana z powierzchni ziemi — łącznie z całym Starym Testamentem. Moje dzieci, teraz Ja wam coś powiem. Otóż życzyłbym sobie, żebyście przygotowali się do Mszy św. w Niedzielę Miłosierdzia, bo Ja tam przybędę w tym dniu jako Król Miłosierdzia. Dlatego zaproście na tę Mszę całe Niebo, wraz z jego Królową, czyściec i wszystkich waszych bliskich zmarłych. Chciałbym, abyście wraz z waszymi niewidzialnymi gośćmi pod przewodem Maryi i przez Jej Niepokalane Serce obejmowali swoją miłością i prosili za wszystkich potrzebujących i o wszystko, co jest potrzebne wam i innym, o których pamiętacie, a Ja wysłucham was i spełnię te prośby, które uznam za pożyteczne wam. Pragnę, abyście stali się świadkami tego, co uczynić może miłosierdzie moje, kiedy się do niego uciekacie. Powiedz o tym, Janie, krótko siostrom (w kaplicy) przed dzisiejszą Mszą. Jeżeli boicie się, że zapomnicie o tym w czasie Mszy, mówcie Mi to rozpoczynając od tej chwili, ilekroć wam się przypomni. Gdybyście wzięli pod uwagę moją radę, to od dzisiaj rozpoczynając możecie oddawać Mi każdy brak, w którym widzicie niedostatek miłości. Jak wam się mój plan podoba? O. Jan: — Z góry dziękujemy za wszystkie dary.
Anna: — Proszę, Panie, abyś nam przez te dni wyostrzył wzrok na potrzeby ludzkie. Pan: — Dobrze, że o to prosisz, Anno, bo pragnę, abyście byli świadomi tego, że jeśli czegoś od was oczekuję, to równocześnie daję wam więcej siły i zdolności do postępowania wedle moich rad. We wszystkim cokolwiek robicie wedle przykazania miłości, jestem obecny z moją miłością, którą obejmuję was i tych, o których dobro się troszczycie. Jeszcze jedno chciałbym wam doradzić: proście o dobrą wolę, zwłaszcza dla osób publicznych. Troszczcie się o swój naród, bo któż ma orędować za nim, jeśli nie wy sami? A teraz powiedzcie Mi jeszcze przed ofiarą Mszy świętej — przed moją Ofiarą — o co pragniecie prosić dzisiaj. Anna: — Za nasz naród, o dobrą wolę dla niego. (Duch Święty może działać tam, gdzie jest dobra wola). Grażyna: — Panie, proszę za tych, którzy boją się religii w szkole. O. Jan: — Proszę za tych, którzy zhańbili Imię Boże. (Ez 36, 21—38) Wychodzimy do pobliskiego domu sióstr zakonnych, w którym o. Jan będzie sprawował ofiarę Mszy świętej.
Włączajcie w wasze modlitwy przyszłość waszego narodu 26 IV 1992 r. Niedziela Miłosierdzia Anna, Bogna, Hanna, s. Maria, Bogdan, Grzegorz, Jacek, o. Jan, Michał, Szczepan. Podczas Mszy św. w kaplicy u sióstr, po Komunii Pan powiedział do Anny: — Kocham was, dzieci, jakże Ja was kocham. Przygarniam was do serca. Bo wy wszyscy tu obecni ze wszystkich dóbr tego świata wybraliście największe — Mnie. Anna pomyślała o swoich słabościach i grzechach. Pan dodał wówczas w odpowiedzi: — W ogóle o tym nie myślcie, bo to wszystko Ja przesłonię swoją świętością. Pokój mój daję wam, radość moją daję wam, nadzieję moją daję wam. Cieszcie się i dziękujcie za to wszystko, co uczynię dla waszego narodu. Po Mszy Anna powtórzyła nam te słowa. Dziękujemy Panu. Pan mówi: — Powiedziałem wam, dziękujcie Mi z góry za wszystko, co dla was uczynię. Powiedziałem wam, że przeniosę was przez ogień i wodę, ochronię przed zagrożeniem, podniosę w oczach świata, abyście mogli wypełnić to zadanie, które dla was wybrałem i do którego przygotowywała was Matka moja przez tysiąclecie. Dałem wam dzisiaj mój pokój, moją radość i moją nadzieję; cieszę się, że przyjęliście je do serca. Pomyślcie, jak wielką wiarę musieli mieć moi uczniowie — tych kilkudziesięciu ludzi nic nie znaczących w oczach świata — których postawiłem przed zadaniem nawrócenia wszystkich ludów ziemi, choć jej granic ani kształtu nawet nie znali. O. Jan: — Dziękujemy Ci za to, że nas posyłasz i że jesteś z nami, dajesz okazje, torujesz drogę.
Pan: — Dzieci, czy pamiętaliście w modlitwach o tych, którzy pójdą niosąc Mnie do narodów Azji? — Nie, nie pomyślałem. I ja też nie. I my także nie — odpowiadamy kolejno.
O. Jan: — Maryjo, przez Twoje Serce Niepokalane prosimy o dobrą wolę dla narodu, dla przywódców, dla elit, dla wyborców, wolę współdziałania ku dobru wspólnemu, dla Ojczyzny, wyproś, tak jak wyprosiłaś Zesłanie Ducha Świętego w Wieczerniku. S. Maria: — To znaczy, Panie, jeżeli my Ci ufamy i wierzymy w to, co obiecałeś dla całego narodu, to znaczy, że jesteśmy błogosławieni?
Pan: — Tak, wtedy spoczywa na was moje błogosławieństwo.
Zalega na dłuższą chwilę milczenie; nie wiemy, co powiedzieć. Pan: — Dzieci, jesteśmy tu dzisiaj, Ja i Matka moja, Pani waszych serc. Nie bójcie się, rozmawiajcie z Nami.
Grzegorz: — Dziękuję, Panie, za wystąpienie w Sejmie ministra Stelmachowskiego w sprawie religii w szkole, które przebiegło nieźle.
Pan: — Tu właśnie widzisz, synu, moją odpowiedź na dobrą ludzką wolę służenia Mi. (...)
Bogdan: — Chciałbym Ci podziękować, Panie, za tego więźnia, w którym przejawia się tak bardzo Twoja moc. I proszę za pozostałych więźniów, zwłaszcza za tych z izby chorych. I dziękuję... Pan: — Pragnę, żeby żaden więzień nie był pozbawiony waszej życzliwości, pomocy i miłosierdzia. Mów o tym, synu. A jeśli chodzi o więzienie, to zawsze idę przed innymi do najcięższych przypadków (bo jestem lekarzem dusz i ciał) — i cieszę się, że Mnie w tym naśladujecie. Bardzo byłoby źle, gdybyście omijali tych w najcięższej sytuacji. Bogdan: — Czy możemy my, laicy, egzorcyzmować więźniów?
O. Jan: — Odmawiać modlitwę w formie prośby (np. „Potężna Niebios Królowo...") — można, natomiast rytuału urzędowego nie wolno sprawować bez zgody biskupa nawet kapłanowi. Pan: — Synu, zawsze proście Matkę moją o patronowanie tym rozmowom i modlitwom. Szukajcie pod płaszczem osłony i chowajcie też tych, za których się modlicie. A módlcie się również o wzbudzenie wśród księży ducha odwagi, żeby chcieli przeciwstawić chwałę danego przeze Mnie Sakramentu Kapłaństwa sile szatana, który nigdy i w niczym dorównać Mi nie może. Po wspomnieniu przez Bogdana o przypadku widomego oddziaływania szatana na więźniów Pan mówi: — Tam gdzie działa szatan, nie idźcie bez mojej Matki.
Bogdan: — Ja zawsze Maryję zapraszam. Anna: — Ty nie „zapraszaj". Ty żądaj pomocy, jak dziecko domaga się jej od matki. Przecież to Matka!
Bogdan: — Jeszcze chciałem podziękować za Zygmunta. Dziękuję za łaski, za dary i za spokój, i proszę o dalsze, i o siły...
Pan: — Nie bój się o swoje siły, tylko proś Mnie o dobrą wolę. A siły Ja ci dam. Proś za każdym razem, kiedy jedziesz do więźniów, bo to jest łaska na określoną pracę i jej czas.
Kapłan jest wybrany, by razem ze Mną służyć światu, a nie sobie S. Maria: — Panie, chciałam Ci powierzyć ks. Janka, który został wybrany na kapelana więziennego i zrezygnował z tego, a teraz w parafii jest uwikłany w jakieś sprawy i jest pełen niepokoju... Anna: — Myślę, że powinien porozumieć się z jakąś grupą modlitewną i razem z nimi zacząć odwiedzać więźniów. Ale zobaczmy, co Pan powie. Pan: — Czy Ja przez ciebie nie mogę poradzić? Ale ty, Mario, módl się o siły dla niego. Bądź jego wsparciem w tej sprawie. A przede wszystkim napisz mu, że kapłan wybrany jest po to, by razem ze Mną służyć światu, a nie sobie. — Pan ostro mówi (Anna w myśli). — Czasem trzeba mówić ostro — (Pan odpowiada na myśl Anny).
S. Maria: — Panie Jezu, proszę Cię o dar pełnego nawrócenia narodu polskiego. W audycji redakcji katolickiej Polacy zaprezentowali się jako nie znający treści Świąt Wielkanocnych. Przez chwilę rozmawiamy o różnych audycjach z ostatniego okresu, w których przejawiała się manipulacja, fałszowanie prawdy. Narzekamy na dziennikarzy. Pan włącza się w rozmowę: — Słuchajcie, czy nie macie innej drogi niż zbiorowe narzekanie? Otóż Ja wam proponuję: oddajcie Mi każdy taki fakt jako wasze cierpienie. Nie jest ono mniejsze niż ból głowy czy zęba. Przecież to, co mówiliście teraz, bardzo was rani i boli. Oddawajcie Mi je jako wasz udział w zadośćuczynieniu za winy tych, którzy grzeszą przeciw Mnie, prawom moim (prawu miłości społecznej, miłosierdziu, także przykazaniu „nie zabijaj" i innym) i przeciw waszemu narodowi. Ileż to już spraw moglibyście Mi oddać, gdybyście o tym pamiętali! Pan się uśmiecha i mówi: — Wiem, że jesteście ubodzy, ale dodając grosz do grosza możecie uzbierać sumę wystarczającą do wykupu niewolników z władzy szatana. Bo Ja do waszych „grosików" dodam swoje złoto (w ilości potrzebnej, bo skarbce łask Bożych są nieprzebrane). Mówcie, kochani. Po narzekaniu na księży. — Musicie czekać cierpliwie na młode pokolenie księży, Ja próbuję ich sobie wychować. Ojciec Jan mówi, że udało mu się przekazać „Misję samarytanina" do sporej liczby seminariów duchownych. — Dziękuję ci, synu, za współpracę. W odpowiedzi na nasze biadolenie Pan mówi: — Dzieci, nigdy ziemia nie stanie się niebem, ale macie obowiązek w myśl moich słów „jako w niebie tak i na ziemi" starać się przybliżać oba Kościoły (walczący i triumfujący) ku sobie. Nigdy nie powiedziałem, że ziemię macie pozostawić samej sobie; powiedziałem: „abyście uczynili ją sobie poddaną" — poddaną duchowo (Rdz l, 28). Przyszedłem, aby wykupić was i służyć wam. Kościół mój powstał jako „Ja w was służący światu" przez waszą miłość ku bliźnim podzielaną ze Mną, przez wasze ręce, przez wasze ochocze nogi, przez głoszące Mnie wasze usta, których wezwanie jest słyszane, jeżeli sami swoim postępowaniem nie zaprzeczacie słowom waszym. Moi drodzy przyjaciele. Przecież Kościołem jesteście wy. Nie jest on poza wami i ponad wami. Więc ileż od was zależy...? Zaczynamy rozmawiać, że nawet grupy Odnowy w Duchu Świętym (i różne inne grupy modlitewne) zamykają się w sobie samych i nie podejmują służby. Bogna: — Ale w grupach winni są (w znacznym stopniu) animatorzy, którzy nie wychowują do służby.
Pan: — Powiedz im, córko, niech się za siebie wzajemnie modlą. Grupa powinna się modlić o światło dla swoich pasterzy, a oni powinni prosić o to, by pełnili wolę Pana, a nie swoją. Dlaczego się tak mało modlicie w grupach? Powoli pozostawiacie na boku modlitwę wstawienniczą. Bogna: — Chciałam powierzyć Panu Włodka i Małgosię (małżeństwo), Jego miłosierdziu, i prosić o światło, jak mogę im pomóc w drodze do Pana. Pan: — Córko, nie ma innej drogi, jak być moim znakiem. Stawaj się nim, a Ja ci pomogę. A ponadto kochaj ich moją miłością, tak jak Ja ich kocham: pomimo wszystko i zawsze jednakowo. Bogna: — Chciałam jeszcze bardzo powierzyć brata i jego zespół i prosić o siły i światło. — I my się dołączamy do tej prośby — prosi kilka osób.
Pan: — O to się nie martw, bo Ja im daję światło potrzebne na daną chwilę. Wiem, że teraz przechodzą ciężkie czasy. Taka jest w tym czasie służba tych, co opowiadają się za Mną, ponieważ jest ich mało. Ale będzie ich przybywać, tylko niech nie ustają. Pan radzi, żeby iść do zakonów zamkniętych (np. do sióstr karmelitanek, wizytek, sakramentek), i prosić je o stałą modlitwą w naszych intencjach. Bogna: — Dziękuję Ci, Panie, za Danusię, za to że ją kierujesz do pomocy. I proszę teraz o pomoc w działaniach i w rozpoznaniu dalszej drogi dla tej grupy. Powierzam Ci ich serca. Pan: — Chciałbym ci coś poradzić, Bogno. Czy próbujesz przed spotkaniem nawet małej ilości osób, poruszyć sprawę jednomyślności, życzliwości wzajemnej i zgody? Bardzo istotna jest jedność w grupie. Powiedz, że jeśli ktoś żywi urazę do innej osoby w grupie, powinien to powiedzieć przed modlitwą (niekoniecznie publicznie). Nigdy wasze prośby nie będą skuteczne, jeśli będzie was dzieliła niezgoda, niechęci, żale i pretensje. Uczcie się szczerości i przebaczania sobie wzajem, a także przyjmowania innych takimi, jacy są, tak jak Ja traktuję was. Gdybym dobierał sobie sługi wyłącznie doskonałe, mój Kościół nie istniałby na ziemi. Nie wychowasz ich na przyszłych wychowawców, jeśli nie nauczą się miłować wzajemnie ponad wszystkim, co ich dzieli lub różni. Tę moją radę potraktuj poważnie, córko. I zacznij od siebie. — Dziękujemy Ci, Panie, te słowa są do nas wszystkich. (...)
Czy pragniecie oczyszczenia i odnowienia świata, w którym tak trudno się wam żyje? Anna: — Mówiłeś, Panie, że przyjdziesz do nas jako Król Miłosierdzia. Czy mógłbyś, Panie, powiedzieć o swoim miłosierdziu wobec Polski i świata obecnie? Pan: — Moje dzieci, trochę zamarudziliśmy, więc powiem wam tylko to, co jest dla was obecnie najważniejsze. Jestem Nieskończonością Miłosierdzia, ale dla tych, którzy go oczekują. Jan dobrze wam dzisiaj mówił o woli przyjmowania moich darów. Otóż miłosierdzie jest darem dla was podstawowym. Gdybym nie trwał w miłosierdziu wobec ludzkości, niebo moje byłoby puste (bez ludzi) — tak nieskończona jest różnica pomiędzy moją miłością do was a waszą do Mnie. Dlatego też miłosierdzie moje trwa (nigdy nie przestaje działać). Potrzeba jednakże waszego świadomego przyjęcia tego daru, który niweczy wszelkie wasze winy, nawet najcięższe. Moje dzieci, Ja nie mówię tu o waszej głębokiej skrusze, bo ona zakłada dar pełnego rozeznania, a od chwili grzechu pierworodnego wy tej pełnej świadomości nie macie. Tak więc nie żądam od was jasnego zrozumienia waszych win i ich konsekwencji, ale chcę widzieć wasze mocne pragnienie, waszą potrzebę otrzymania mojej miłosiernej miłości, potrzebę przyjęcia jej jako leku uzdrawiającego was i odnawiającego wasze właściwe życie we wzajemnej wymianie miłości. Bo moje miłosierdzie jest obmyciem was („obmyj mnie, a nad śnieg wybieleję." Ps 50), przyobleczeniem na nowo i wciąż od nowa w białe szaty dziecka Bożego. Ze zrozumienia: Miłosierdzie jest istotą sakramentu pokuty, tego daru Bożego złożonego w Kościele. Spowiedź jest darem dla każdego, ale to jest tylko cząstka tego miłosierdzia, które Pan daje nieustannie całej ludzkości i każdemu indywidualnie, np. na jedno najkrótsze wezwanie „Panie, zmiłuj się". Spowiadać się możemy tylko z grzechów własnych, ale prosić o miłosierdzie możemy także dla innych, dla całej ludzkości. Dzieci, po prostu zrealizuję teraz swój zamiar obdarzenia was miłosierdziem, ale proście o nie za wszystkich i o wszystko, co wam przychodzi na myśl. Ja wam w tym pomogę. Powstańcie, dzieci. Czy pragniecie otrzymać moją miłosierną miłość dla wszystkich, których kochacie i o których się troszczycie? — Prosimy Cię, Panie. — Daję ją wam. — Dziękujemy Ci, Panie. — Czy pragniecie przyjąć moje miłosierdzie dla wszystkich waszych wrogów osobistych, wrogów waszego narodu, wrogów mojego Kościoła i wrogów moich? — Pragniemy, Panie. — Niech spocznie na nich i przez wasze miłosierdzie skruszy ich serca (to nie znaczy, że skutek będzie widoczny natychmiast; czyjeś nawrócenie może nastąpić po pewnym czasie, np. za dwadzieścia lat). Czy pragniecie, aby moje miłosierdzie ożywiło działanie Ducha Świętego, który „zawisł" nad waszym krajem? — Pragniemy i prosimy Cię, Panie. I dziękujemy Ci za to. — O to proście w każdej chwili, kiedy zetkniecie się z działaniem dążącym do zniszczenia waszego narodu lub jakiegoś dobra w nim (np. przywrócenia religii w szkołach, przywracania sprawiedliwości). — Czy chcecie, aby moje miłosierdzie przemieniło każdego z tu obecnych i uświęciło go? — Prosimy Cię, Panie. — Tylko to jest bardzo bolesne (wobec naszych braków), to będzie bardzo bolesne: jak zdrapanie brudu szczotką ryżową (liczcie się z tym) — zwraca się do zebranych Anna. — Nie strasz ich. Ja nie używam ryżowej szczotki. Ja będę was obmywał delikatnie, bo mam środek niszczący każdy brud — moją Krew, którą za was przelałem. Nie obawiajcie się więc bólu, ale obawiajcie się zaniedbania współpracy w moim dziele uświęcania was. — Dziękujemy Ci, Panie. Przyjmujemy, Panie. Pragniemy tej łaski uświęcenia... — Czy pragniecie oczyszczenia i odnowienia świata, w którym tak trudno się wam żyje? — Pragniemy z całego serca, Panie. — Stanie się wam to, o co prosicie. — Dziękujemy Ci, Panie. — Ale dziękujcie Mi stale wobec wszelkich wydarzeń, które się już rozpoczynają. A Ja was umacniam i daję wam odwagę zawierzenia Mi wobec wszystkiego, co nastąpi (katastrofy, klęski żywiołowe, wojny, epidemie); bo ludzie będą złorzeczyć. Pamiętajcie, że za sprawiedliwością moją kroczy miłosierdzie, i w owym trudnym czasie biedny, sponiewierany człowiek znajdzie odpoczynek w pokoju i miłości tylko wtedy, kiedy umieszczę go (za granicą śmierci) w moim Sercu. Tak stanie się w wielu krainach ziemi. Teraz, proszę, powiedzcie Mi, czy i wy pragniecie żyć w mojej miłości. — Pragniemy całym sercem, Panie, całą świadomością, całą wolą. Tylko w Twojej miłości można żyć. — Kocham was, dzieci, kocham was tak bardzo, że do miłosierdzia mego dołączam wszystkie potrzebne każdemu z was dary, a wszystkim wam daję pokój mój pełen radości, nadziei i zawierzenia. Bądźcie moimi świadkami. Błogosławieństwo Boga Najwyższego w całej pełni świętości i mocy Trójcy Świętej niech spocznie na was, pozostanie i wzrasta. Pragnę, aby każde z was stało się żywym płomieniem mojej miłości i w tym będę wam pomagał. Tulę was do serca. Pozostańcie w pokoju i kochajcie się, dzieci. +
Jeżeli idziecie ze Mną, stajecie się uczestnikami zwycięstwa 6 V 1992 r. Anna, Grzegorz Pragniemy rozmowy z Panem, ale zaczynamy od odmówienia „Apelu Jasnogórskiego": — Maryjo, Królowo Polski, jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam. Anna dodaje: — I Ty pamiętaj o nas, Matko.
Maryja odpowiada: — Dzieci, stale jestem z wami, pamiętam o was i czuwam nad wami. Mówi Pan: — Wy wszyscy (obecne pokolenia) jesteście już późnymi świadkami zmartwychwstania. Nie stawiajcie siebie w roli uczniów z Emaus i tych moich uczniów, którzy nie uwierzyli kobietom powracającym od pustego grobu. Wy wszyscy już wiecie, że zmartwychwstałem. Chcę, żebyście zrozumieli, że wszystko, cokolwiek robicie dla Mnie i ze Mną, kończy się radością. Bo na końcu waszych starań otwierają się bramy niebios i stajecie w świetle chwały mojej. Jeśli zapowiadam wam oczyszczenie i odrodzenie świata, to znaczy, że ostatecznie daję mu nowe życie. Tam gdzie Ja jestem, jest na końcu zawsze radość zwycięstwa. Jeżeli idziecie ze Mną, stajecie się uczestnikami zwycięstwa. Otwieramy Pismo św. na modlitwie Mojżesza za lud wyprowadzony z Egiptu (Wy 32, 11—14; 30—31). Przy wersecie 11 („Dlaczego, Jahwe, płonie gniew Twój przeciwko ludowi Twemu, który wyprowadziłeś z Egiptu wielką siłą i przemożnym ramieniem?") Pan dodaje: — Czyż was (Polaków) nie wyprowadziłem z niewoli? A przy 31 („I poszedł Mojżesz do Jahwe, i powiedział: «Oto niestety lud ten dopuścił się wielkiego grzechu, gdyż uczynił sobie boga ze złota») mówi cicho (ze smutkiem): — Czcicie złotego cielca. Następnie otwieramy Księgę Rodzaju na rozmowie Pana z Abrahamem, w której Abraham „targował się" z Panem, czy zgładzi Sodomę, jeśli znajdzie w niej sprawiedliwych, poczynając od pięćdziesięciu, a kończąc na dziesięciu (Rdz 18, 17—33). Gdy przeczytaliśmy, Pan zwraca się do nas: — Anno i Grzegorzu, czy wy dwoje sądzicie, że nie znalazłem w waszym kraju dziesięciu sprawiedliwych? A może nie dziesięciu, a stu? A może tysiąc spośród was trwa przy Mnie? A może dziesięć tysięcy? Nie bójcie się i nie osądzajcie swoich bliźnich zbyt surowo, bo Ja wiem (o nich wszystko) i znam po imieniu każde z dzieci moich, które wynagradza Mi grzechy innych, które cierpi i prosi, które kocha Mnie, polega na Mnie i wierzy w moje miłosierdzie dla was. A oni wszyscy nie mylą się (wierząc Mi). Lecz Ja doskonalszy jestem od wszystkich waszych wyobrażeń, bardziej litościwy względem was i wspaniałomyślny, a moje zmiłowanie wyleję na was w hojności niewyobrażalnej — bo takie są moje obyczaje. Nie odmierzam „kwaterką" łaski mojej, lecz zalewam was... Anna próbuje określić, jak to widzi: „Łaska Boża jest jak pełne złotego światła mieniące się kaskady wody spływającej z potężnych wodospadów. Ale one nie topią człowieka, bo są samym blaskiem, bez ciężaru, i nie uderzają nas, lecz przenikają i nasycają światłem..." W końcu mówi: — Nie, nie da się tego wyrazić słowami. — Bo mojej miłości oczyszczającej was i jednoczącej ze Mną nie da się, Anno, opisać słowami rzeczywistości ziemskiej. I prorocy mieli tu problemy (np. „choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją", Iz l, 18 lub „to są ci, co (...) opłukali swe szaty, i w Krwi Baranka je wybielili", Ap 7, 14b). Należy tu użyć przenośni, lecz prawda jest taka, że w każdej spowiedzi odradzacie się na nowo, czyści jak niewinne dzieci. Czyż tego, co czynię z jednym, nie wolno Mi uczynić z wieloma? (Ze zrozumienia: chodzi o naród; naród będzie oczyszczony, ale nie cały, lecz ci, którzy tego zapragną.) Wy Mi dajcie swoje pragnienie (jak trędowaty z Ewangelii proszący: „Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić", Mt 8, 2), a Ja wam je spełnię. Przecież wiecie, że szczęściem moim jest obdarzanie, uszczęśliwianie was... a raczej: „uszczęśliwianie dusz waszych", żeby jasne się stało, że daję wam dary moje, a nie złoto ziemi. Czy teraz oboje prosicie Mnie o to dla siebie? — Tak, prosimy. Nie tylko we własnym imieniu, ale i naszych bliskich... Prosimy też w imieniu kapłanów i zakonnic, dzieci (szczególnie dzieci chorych, kalekich, niedorozwiniętych), a także więźniów... Jesteśmy przecież częścią narodu; jak byśmy wyglądali sami — bez innych? Prosimy w imieniu Polaków na Wschodzie i Zachodzie. A na początek z Papieżem Janem Pawłem II i jego otoczeniem. W imieniu pasterzy Kościoła też prosimy, i w imieniu tych zakonów, które „zurzędniczały" i tak mało promieniują Tobą. Oczyść nas, Panie, uczyń nas godnymi Twojej Matki. Prosimy jeszcze w imieniu posłów i sprawujących funkcje w aparacie władzy, w imieniu tych, z którymi pracujemy i wśród których mieszkamy. Prosimy za tych ślepych i zagubionych, którzy służą złu, którzy uciekają w samobójstwo, prosimy za narkomanów i alkoholików, a także za bandytów i zboczeńców... Pan: — Tak, tego od was potrzebowałem — wstawiennictwa za innych, bo przecież wy jesteście przyjaciółmi mymi, a jeśli człowiek jest zdolny wszystko uczynić dla przyjaciela, czyż Bóg da się człowiekowi zawstydzić? Anna: — Czuję teraz, Panie, taką absolutną niemożność swoją — oprócz proszenia Ciebie — nie tylko niemożność dopomożenia innym, ale i oczyszczenia siebie samej. — Anno, zyskałaś sobie miłość Pana Niemożliwości. Czy sądzisz, że będę pamiętał o twoich prośbach, a o tobie zapomnę? Potrzeba wam tylko jednego: abyście „zawiśli" (zupełnie, na stałe, z taką pewnością, jakby nie dotykając ziemi) na możliwościach Boga, zawierzyli Jego miłości. Jeśli wam trudno, wyobraźcie sobie moje Serce jako wielkie obronne miasto („miasto warowne" otoczone murami nie do zdobycia; tu nie chodzi o to, że Bóg się przed człowiekiem zamyka, lecz że chce mu zapewnić poczucie pełnego bezpieczeństwa), którego bramy Ja dla was otworzyłem na zawsze, dla was i dla każdego, kogo wy (weźmiecie za rękę i) przyprowadzicie ze sobą (straże są uprzedzone, że jesteśmy przyjaciółmi Pana, a także każdy, kto z nami idzie; jest to obraz tego, czym jest modlitwa wstawiennicza). Wprowadzajcie więc każdego, kogo możecie — w myślach, w intencjach, w orędownictwie — w te otwarte bramy, poza którymi nic złego spotkać was już nie może. Bo potęga moja osłania was. A teraz wejdźcie wy — prosto w moje ramiona. Przygarniam was do serca (jako Król siedzący na tronie w centrum tego miasta) i proszę, radujmy się wspólnie, bo tego, co obiecałem, dokonam. — Chwała Ci, Panie. Dziękujemy Ci. — Pamiętajcie, że te drzwi są dla was otwarte — na zawsze.
Anna: — Dziękuję Ci, Panie, bo tak, przez wyobraźnię, łatwiej jest wprowadzać innych do Ciebie (łatwiej niż słowami). — Nawet nie wiesz, ile osób doprowadziłaś już do Mnie słowami książki „Pozwólcie ogarnąć się Miłości". Bo moje słowa trwają, leczą i uzdrawiają tych, którzy tego pragną. Zaczynamy rozmawiać między sobą o sytuacji w Polsce i na świecie. Schodzimy na temat seksu: jego swoistego kultu (w środkach przekazu i w reklamie) i jego wpływu na zmianę, obyczajów. Anna: — A jednak będzie to (kiedyś) uważane za objaw bezwstydu.
Pan: — Raczej za objaw gnicia i rozkładu. Wracamy jeszcze na chwilę do poprzedniego tematu, ale Pan mówi: — Cieszcie się. Odsuńcie te myśli. Cieszcie się moją miłością. Chcę, żebyście zachowali świadomość, że uczyniłem was przyjaciółmi swymi i pragnę, aby to czyniło was śmiałymi w zwracaniu się do Mnie (w orędowaniu... we wszystkim). Anna z niedowierzaniem: — Panie, Ty zdaje się masz do nas zaufanie?
Pan: — Ja was kocham.
Anna do Grzegorza: — To znaczy, że my otrzymujemy od Pana samo dobro.
Pan: — Tak, ale Ja również dzielę się z wami (moim życiem). — Pan chce nas zbliżyć do siebie: dzieli się z nami swoim życiem (wiecznym i ziemskim). A droga krzyżowa? — (Anna pomyślała o swojej chorobie). Pan: — Tak, ale i „chodzenie po wodzie". Anna: — To znaczy, będziemy świadkami cudów, ale mało zdajemy sobie z tego sprawę. Rozweseliliśmy Pana. Pan uśmiecha się i mówi: — A to, co TERAZ piszecie, czy jest takie „zwyczajne"?
Anna: — My Cię, Panie, bawimy?
Pan: — Nie, Ja się cieszę wami. I wy cieszcie się Mną — choć trochę. Zaczynamy rozmawiać o strasznym „Nowym wspaniałym świecie" przedstawionym przez Huxleya, o zaślepionej ludzkości. Pan mówi: — Ale wy jesteście moi. Już im (mocom zła) nie uda się was zaślepić. Pan po chwili: — Kocham was. Kocham was.
Maryja: — I Ja was kocham. Kochamy was.
Bez mojej pomocy człowiek nie jest w stanie oprzeć się szatanowi 14 V 1992 r. Anna, Grzegorz — Panie, prosimy Cię za zmarłą sąsiadkę, która zapewne bardzo potrzebuje pomocy. Kobieta ta miała zapewne na sumieniu ciężkie zbrodnie. W czasie wojny była zamieszana w sprawę wydawania Niemcom ukrywających się obywateli polskich pochodzenia żydowskiego, władze Polski podziemnej wydały wyroki, które zostały wykonane, z tym że akurat w stosunku do niej dochodzenie nie zostało zakończone. Po wojnie natychmiast wstąpiła do partii. Nie sprawiała wrażenia, żeby żałowała swoich czynów, niemniej do śmierci okazywała chorobliwy lęk (ciągłe zmiany zamków i zabezpieczanie drzwi, podsłuchiwanie i podpatrywanie ludzi przychodzących do sąsiadów na tym samym piętrze). Koniec życia miała ciężki: opuszczona przez bliskich, cierpiąca na zanik pamięci, niespokojna, uciekająca przed czymś. — Witam was, dzieci. Ponieważ Grzegorz się spieszy, a spieszy się do Mnie (na Mszę), więc szybko wam odpowiem. Twojej sąsiadce nie grozi już piekło — nad którym balansowała przez długie lata. Dlatego dałem jej chorobę. I nie potępiłem jej, ale długo będzie trwała jej droga do Mnie, droga do zrozumienia sensu własnego życia. Widzisz, córko, człowiek wybierając zło zostaje zmuszony do kontynuowania tej drogi i z czasem ślepnie całkowicie, a więc jest niezdolny do odczuwania żalu; tym bardziej do zadośćuczynienia (jeżeli nie można zadośćuczynić bezpośrednio ludziom skrzywdzonym, to zawsze można czynić dobro innym, ale trzeba widzieć tego potrzebę czy wartość, a ona nie widziała potrzeby). Dlatego tak się dzieje, że bez mojej pomocy człowiek nie jest w stanie oprzeć się szatanowi i staje się jego ofiarą (jest zmuszony do podporządkowania się mu). Ja lituję się nad wami i dlatego staram się ratować tych, którzy tego chcą lub przynajmniej nie odrzucają świadomie mojej pomocy. Dlatego czasami jest korzystne, a nawet zbawienne dla człowieka, że zapada na chorobę psychiczną. Módl się za nią, dziecko, kiedy sobie przypomnisz, bo ona należy do tych, za których prawie nikt się nie modli. (...) A teraz daję wam moje błogosławieństwo. +
Pragnę choć odrobiny wzajemności 17 V 1992 r. Anna, Wasyl, Grzegorz Rozmawiamy o Rosji. Gdy wspominamy o zadaniu Rosji — nawrócenia Azji, Pan potwierdza i przypomina, co mówił nie tak dawno i co Anna zobaczyła: — Azja na Mnie czeka. (Pan mówił to głosem pełnym miłości i współczucia, idąc z wyciągniętymi ramionami w stronę wschodu słońca). Po chwili, gdy mówimy o Syberii, Pan dodaje: — Wcale nie chodzi Mi tylko o Syberię, ale o wszystkich, którzy tam zachowali wiarę lub szukają Mnie. Ale powiedz, Wasylu, czego byś pragnął ode Mnie. Po chwili milczenia: — Powiedz chociaż, że zauważyłeś to — iż Ja ciebie kocham. (Chodzi o potwierdzenie, że Wasyl zauważył działanie Pana w swoim życiu, w ostatnich wydarzeniach). Wasyl kiwa głową potakująco i pyta: — Czego naprawdę Pan może ode mnie oczekiwać? Co mam robić według Jego woli? — Mój synu, kochaj Mnie! Tego od ciebie oczekuję. Przez czyny wasze wyraża się wasza miłość. Pamiętaj o tym i mów komu możesz, że Ja tak bardzo potrzebuję waszej miłości, chociaż odrobiny uczucia. Przecież zachowałem naturę ludzką. Chociaż kocham was niewymierną miłością Boga, to jednak pragnę choć odrobiny wzajemności. Chciałbym cię o coś prosić, synu. Mów ludziom, że Ja nie pragnę od was pochwał ani hołdów, ani ciągłych podziękowań. Bóg obdarza was z natury swojej, ponieważ wszystko posiada, a wy tak mało macie i tacy biedni jesteście (w sensie zarówno materialnym jak i duchowym: np. mało hartu, odwagi, czystości...). Mów, że pragnę, abyście mówili ze Mną, jak ze swoim najbliższym, najlepszym przyjacielem. Bo Bóg jest przyjacielem człowieka (o miłości Boga do człowieka mówi całe Pismo święte). Mówcie Mi więc o wszystkim, co was boli, co was smuci i napawa przerażeniem. Proszę, powierzajcie mi swoje troski i zmartwienia. Oddawajcie Mi swoje przygnębienie i bezradność, bo Ja chcę i mogę wam dopomóc, przede wszystkim wtedy, kiedy wasze smutki i cierpienia dotyczą waszej natury ludzkiej (np. jestem słaby, brak mi silnej woli, brak mi odwagi, siły w chorobie...) lub bólu, zmartwień i cierpienia innych ludzi, za którymi się wstawiacie. Anna mówi, że Pan często zaczyna rozmowę z człowiekiem od zadawania mu dwóch pytań: 1. Powiedz Mi, czego się boisz. 2. Powiedz Mi, czym się martwisz.
a Pan dodaje teraz trzecie: 3. Powiedz Mi o wszystkim, co cię przejmuje troską
i mówi dalej: — Bo chcę, abyście poszerzali swoje serca i oddawali Mi bóle i smutki innych. Wasza dobra wola jest jedyną konieczną dla człowieka podstawą mojej współpracy z wami. Bez zgody waszej woli nic dla was zrobić nie mogę, ponieważ dałem wam (całemu rodzajowi ludzkiemu) pełną wolność wyboru raz na zawsze. Abyście mogli zyskać pełnię mojej pomocy, musicie powierzyć Mi waszą wolność „w depozyt". Twoim przyjaciołom i księżom, z którymi będziesz się dzielił, możesz powiedzieć, że kto zawierza Mi swoje życie, otrzymuje już teraz dar współpracy ze Mną wedle moich dla niego zamierzeń. Wszystko, co wam obiecałem (Mk 16, 15—18), stanie się wam możliwe, bo Ja jestem Panem Niemożliwości. Pamiętajcie o tym, nie rezygnujcie nigdy z wołania ku Mnie, nawet w najcięższych przypadkach (kiedy po ludzku ciśnie się na usta: „ten człowiek już jest stracony"). Po was spodziewam się nieustannego pośredniczenia pomiędzy Mną a tymi, którzy sami prosić nie potrafią (są daleko ode Mnie). Pamiętaj o tym, synu, że jestem nie tylko lekarzem dusz, ale ich Zbawicielem i uzdrowicielem („wskrzesicielem"). Teraz, synu, chciałbyś otrzymać błogosławieństwo ode Mnie, czyż nie tak? Pamiętaj więc, że jestem twoim Przyjacielem, zatem licz na Mnie, a nie na swoją słabość. Nie martw się też o stan swojej duszy, bo Ja cię prowadzę. Ty tylko trwaj przy Mnie. Daję ci teraz ducha wiary, pokoju i wytrwałości. Proszę, opieraj się całym swoim ciężarem na Mnie. Ja mam silne ramiona. Potrafię cię podtrzymać, wesprzeć i poprowadzić. Kochaj Mnie, synu, bo Ja ciebie pokochałem na wieczność. +
Powinniście uszanować wzajemnie swoją odrębność 21 V 1992 r. Anna, Jarek, Szymon, Grzegorz Zwracamy się do Maryi (odmawiamy „Regina Coeli"). Maryja pyta: — Moje kochane dzieci, co byście chcieli usłyszeć ode Mnie? (Czego potrzebujecie, w czym wam mogę poradzić?)
Jarek: — W zespole redakcyjnym (pisma katolickiego) zaczęliśmy się wspólnie modlić. Tak bym chciał, żebyśmy stali się takim miejscem (zespołem ludzi), którym, Matko, mogłabyś się posługiwać. Martwię się, bo czuję, że ludzie uczestniczą w tej modlitwie powierzchownie, a nie całym sercem. — Wypróbuj, synu, tutaj swoje umiejętności „pasterskie": spróbuj uczynić z nich wspólnotę (Jarek przez wiele lat był „pasterzem" jednej z grup Odnowy w Duchu Świętym). Wytłumacz im, że wspólnota jest tym lepsza, im większe łączy bogactwo osobowości, gdyż wtedy może działać wszechstronnie. Dlatego powinniście uszanować wzajemnie swoją odrębność. Jeżeli chcecie, aby Bóg potraktował waszą pracę jako służbę Jemu, a nie tylko zarabianie pieniędzy, musicie usiłować kochać się wzajemnie („abyście się wzajemnie miłowali"): od tego zacząć i... na tym zakończyć. Tu potrzebna jest wam wzajemna tolerancja, życzliwość, pragnienie zrozumienia motywów postępowania innych osób i szczerość względem siebie. Pamiętajcie też, że obojętność, jak mówi mój Syn, jest bierną formą nienawiści i nie ma nic wspólnego z tolerancją. Jest zamykaniem się przed innymi (jak gdyby zatrzaskiwaniem drzwi przed nimi), podczas gdy miłowanie wzajemne polega na pragnieniu służenia sobą tym, wśród których się przebywa. Chciałabym wam powiedzieć, że naśladowca mojego Syna, czyli chrześcijanin, jest nim przez całą dobę, a nie tylko w domu w stosunku do tych, których kocha. Zawsze możesz, synu, przedstawić to, co ci teraz mówię, jako swoje wyobrażenie o postawie chrześcijańskiej. Mówiłam wam o tolerancji. Jest to wyrozumiałość wobec osobowości i poglądów, być może najzupełniej wam obcych, pragnienie poznania ich i zrozumienia celem wzbogacenia waszych wspólnych wyobrażeń. Jeśli wiecie, że sami nie jesteście doskonali, nietrudno wam zdobyć się na wyrozumiałość dla cudzych błędów, przy czym wy, moje dzieci, już wiecie, że taka postawa jest cechą dojrzałości i poczucia braterstwa w człowieczeństwie. Inni mogą to zrozumieć dzięki waszej pomocy, a wszystko razem (te działania) pomoże wam samym w dojrzewaniu. Mogłabym je określić jako osiągnięcie postawy ojcowskiej lub macierzyńskiej wobec innych. Próbuj. Byłeś tam pasterzem, teraz próbuj tu. W sprawie zaręczyn... — Proście, abym wam obojgu była Matką, a wtedy będę czuwać nad wami (ku jedności). Jeżeli oddacie Mi waszą wspólną przyszłość, Ja się o nią zatroszczę (Maryja przypomniała gody w Kanie). O co jeszcze Mnie pytasz?
Szymon: — Niepokoję się o to, co dzieje się w rządzie i z prezydentem. Niepokoję się o kaplicę w sejmie. Jest jeszcze kwestia zaufania temu politykowi. Myślę, że zapiszę się do jego partii, jeśli będzie ją tworzył. Maryja: — Synu, proszę cię, bądź w partii Jezusa. Ten polityk i inni przemijają, a ty pragnij, aby twój kraj służył Jezusowi. Ja radziłabym ci tak: codziennie oddawaj Bogu rządzących i proś o światło dla nich i dobrą wolę. To możesz zrobić. Róbcie to wszyscy, którzy do tej partii (partii Jezusa) się zaliczacie. Codziennie też proś o obecność Ducha Świętego — Ducha miłości, zgody, ładu, rady — na sali obrad. Jeśli zacznie się coś (złego) dziać na sali, proś tym bardziej. Wzywaj pomocy. Zapraszaj też Mnie jako waszą Królową, a Ja wezmę ze sobą mój dwór. Nie żyjecie na ziemi sami. Może być niebo wśród was, jeśli go zapragniecie, tak jak inni pragną zapraszać do tej sali szatana. W tej chwili najważniejszą rzeczą nie jest kaplica (materialna), a Chrystus obecny w sercu każdego z was. Przede wszystkim ważna jest wasza postawa — nie załamujcie się, lecz wytrwale dążcie do osiągnięcia możliwych w obecnej chwili celów a po ich osiągnięciu przystąpcie do realizacji następnych. Nie dajcie się spychać do defensywy. Ale pamiętajcie, że wasza przynależność do Jezusa zobowiązuje do zachowywania postawy Jezusowej. A Ja obiecuję wam zwycięstwo, ponieważ jestem Panią waszych losów. Wszystkie porażki, smutki i kłopoty oddawajcie za tych, którzy je wywołali. To im o wiele bardziej pomoże niż wasz gniew i myśli nieprzyjazne. Chciałabym cię jeszcze prosić, synu, żebyś nigdy nie przewidywał sytuacji „przykrych", ponieważ takich nie ma. Są tylko okazje do sprawdzenia siebie i swojego stosunku do danej osoby i jest szansa proszenia za nią. Dla niektórych ludzi być może jest to jedyna szansa zwrócenia na siebie uwagi innych — nie po to, aby ich przeklinano, ale żeby za nich proszono i wzywano Miłosierdzia Bożego. Nie obawiajcie się, bo obiecałam wam, że zajmę się sprawami mojego królestwa i w ten chaos, który u was panuje, wprowadzę ład, sprawiedliwość i pokój — pokój mojego Syna. Nie wiem, czy potrafilibyście (wy, Polacy) wydobyć z siebie tyle nienawiści i złości, aby moje plany mogły być zniweczone. Prosiłam, abyście zawierzyli mojej miłości do was i obietnicom Syna mego. Nie ma dla was innej drogi jak pełnia zawierzenia (Maryja nawiązuje do słów Pana z 6 maja o „zawiśnięciu" na możliwościach Boga). W innej sytuacji nie wytrzymacie presji zła. Ale obiecano wam wyzwolenie i już je macie (w podtekście: tym bardziej możemy liczyć na spełnienie dalszych obietnic). Kiedy spłyną brudy i szumowiny, pozostaną ci ludzie, którzy w tym czasie wykrystalizowali się (dojrzeli do pełni człowieczeństwa, oparli się na Bogu i już się nie ugną) i mogą świadczyć o swoim Mistrzu i Zbawicielu. Nie obawiajcie się, nie jest ich tak mało.
Po chwili ciszy Maryja dodaje: — I na was liczę. A teraz przyjmijcie błogosławieństwo Syna mojego. Mówi Pan: — Dzieci, sursum corda. Przecież Ja jestem z wami (Pan mówi to tak, jakby był z nami na łodzi na Morzu Galilejskim w czasie burzy). Tulę was do serca, udzielam wam więcej pokoju, więcej nadziei, a pragnę też, abyście przyjęli moją radość. Uwierzcie Mi, że koniec waszych starań będzie samą czystą radością. I wiem, że każde z was czworga przyniesie Mi chwałę wedle udzielonych mu darów. Ufam waszej miłości, dzieci. Zaufajcie Mnie i wy, bo moja miłość nie zna granic. Błogosławię was. + Grzegorz: — Proszę jeszcze o objęcie tym Szczepana, który upada pod ciężarem pracy.
Pan: — Powiedz mu, synu, aby nie rezygnował, bo jest Mi potrzebny. Błogosławię mu tak jak i wam. Przecież on już dla Mnie dużo zrobił.
Chciałbym, żebyście pojmowali, jak wielką pomoc macie i jaką ciągłą opieką jesteście otoczeni 24 V 1992 r. Anna, s. Maria, Hanna i Jacek, o. Jan, Grzegorz Spotykamy się po Mszy św. (na którą zapraszaliśmy także „polskie niebo", a nawet czyściec). Zastanawiamy się, z kim chcemy rozmawiać, z Panem czy z Maryją; stwierdzamy że z obojgiem. Czekamy chwilę... — Jesteśmy z wami. Zwykle to My na was czekamy (na nasze skupienie). Pragnęlibyśmy, żebyście dzisiaj odczuli naszą miłość do was. Mówi Pan: — Pragnę, abyście wiedzieli, że nigdy nie jesteście sami. Wiem, że już nie odczuwacie osamotnienia, ale chciałbym, żebyście pojmowali, jak wielką pomoc macie i jaką ciągłą opieką jesteście otoczeni. Niebo patrzy na was i kocha was jak własne dzieci, tak samo jak wy w przyszłości będziecie otaczali troskliwą miłością następne pokolenia. Mówią nasi bliscy, ale nie wiemy kto konkretnie: — Bronimy was zwłaszcza od ataków szatańskich (nie tylko tych duchowych, ale np. od wypadków). Ileż pomysłów wam podsuwamy, ile okazji do czynienia dobra! Ile pocieszenia i nadziei, która jest tak wam potrzebna, staramy się wam przekazać. Niebo rzeczywiście współpracuje z ziemią „na co dzień", starając się nie krępować waszej wolności. Nie chodzi nam jednak o umniejszanie waszych wysiłków i oszczędzanie wam trudu, chyba że bardzo potrzeba wam pomocy. Gdybyście wiedzieli, jak bardzo poszerza się w królestwie niebieskim nasza potrzeba służenia wam naszą miłością... Zastanawiamy się nad tymi słowami. — My podzielamy miłość Jezusa do was, a miłość Pana obejmuje każdego człowieka. Dlatego możecie poinformować wszystkich, którzy pracują wśród więźniów, że zawsze jesteśmy z nimi, nie mówiąc już o pomocy wszystkich aniołów, którzy mają sobie zleconą opiekę nad wami i nad więźniami. Zawsze i wszędzie, gdzie pobudza was do działania miłość Boga i miłość bliźnich potrzebujących pomocy, wspomaga was też miłość całego nieba. Chcemy, żebyście wiedzieli, jak blisko was jesteśmy, jak uczestniczymy w waszym życiu. A dlatego teraz wam to mówimy, że w obecnym okresie oczyszczenia i odrodzenia ziemi współpraca nasza zacieśni się, stanie się o wiele wyraźniejsza, po prostu widoczna lub odczuwalna („namacalna"). W walce o dalsze istnienie ludzkości bierzemy udział wszyscy. Przecież jesteśmy jedną (ludzką) rodziną, a Pan nasz nigdy nas nie rozdzielał. Warunkiem jest jednak istnienie we wspólnym miłowaniu. Dzisiejszy dzień, w którym zaprosiliście nas na Ofiarę Chrystusa (we Mszy świętej), chcemy zakończyć uczestnicząc w spotkaniu wraz z Panem i Maryją — bo nie powiedzieliście, że zapraszacie nas tylko na Mszę (z uśmiechem). Nie możemy wymienić wszystkich, którzy biorą w nim udział, ale są przy was ci, których znaliście i kochaliście, którzy was znali i kochali, a także ci, którym jesteście wdzięczni za to, że wam pomogli w drodze ku Bogu, ku dojrzałości duchowej, ku poznawaniu wiedzy oraz ci, którym wy pomagaliście (modlitwą za zmarłych). Grzegorzu, ponieważ jutro jest dzień twojego Patrona, otrzymasz od niego błogosławieństwo, a dzisiaj mówi do ciebie Matka, która serdecznie ci dziękuje za pamięć, za miłość, którą ją obdarzasz. Jest szczęśliwa, jest wzruszona, że dajesz jej tę miłość nie znając jej (Grzegorz matki nie pamięta), i dziękuje ci za to, co robisz, nawet w tej chwili, bo twój wysiłek przyspiesza plany Boże — tak samo jak praca Jacka, o. Jana, s. Marii, Hanny. Wy wszyscy (tu obecni) uczestniczycie w przyoblekaniu w ciało zamiarów Pana względem waszego narodu, a właściwie względem naszego narodu — każdy wedle swoich możliwości. Tak bardzo nas cieszy, że wspomagacie się wzajemnie. Tak widzimy przyszły gmach Rzeczypospolitej, jako jeden wspólny dom całej rodziny polskiej, gdzie wszyscy troszczą się o siebie nawzajem, o wspólne dobro. Teraz nie odchodzimy, ale oddajemy głos naszej ukochanej Matce, Królowej Polski, Maryi. Anna tłumaczy: — To tak jak gdyby przybliżali się do nas i przytulali nas do serca jak bliska rodzina. I zarazem odczuwam to jako zapowiedź bliskiego spotkania (widzialnego). — Cieszymy się, że jesteście (z nami). Kochamy was — mówimy. Odpowiadają nam bliscy: — Kochamy was. Jesteśmy z wami. Chcemy wam przekazać naszą radość, rodzinną miłość, ciepło. Chcemy, żebyście odczuli w sobie tę przyjacielską, serdeczną więź, która nas łączy. A tobie, siostro Mario, dziękuje twoja rodzina, jak również rodziny tych, którymi się opiekujesz lub opiekowałaś (i zmarłe siostry z zakonu)... — a nawet koledzy szkolni — dopowiada kolejna osoba „stamtąd".
Mówi Maryja: — Moje dzieci. Tak bardzo chciałam, żebyście odczuli bliskość swoich rodzin, przyjaciół i bliskich, np. ludzi, za których się modliłaś (do Anny). Sami wiecie, że nie ma żadnych „zmarłych". Bóg jest Bogiem żywych — myślących, czujących, kochających was, współczujących wam i proszących w waszych sprawach. Moje biedne, zatroskane (codziennymi kłopotami) i zmęczone dzieci. Czy wiecie, jak wiele waży wasza postawa w oczach Pana? Wy, tak jak i cała wasza wspólnota w moim Królestwie, staracie się czynić tyle dobra, ile możecie — tyle, ile wam pozwalają siły i możliwości. Grzegorz: — Nam się wydaje, że mniej niż możemy.
Anna: — ...bo przeceniamy nasze siły i umiejętności.
Maryja: — A przecież potrzeba Mi tu, na ziemi, tych, którzy mój naród kochają. Panu memu zawsze wystarczała garstka (biblijna „resztka"), tak jak garść ziarna wystarczy na rozmnożenie zboża. Wiecie przecież, jak mój Syn rozmnażał chleb i ryby. Czyż tego nie dokona wśród was? Aby tylko tych kilka chlebków i trochę ryb było. Dzieci, w waszym kraju jest wielu ofiarnych i kochających, a więc i zbiory wasze będą obfite (w znaczeniu: określenie „zbiory wasze" — czyli nasze odnosi się do tego, co będzie się budowało, zmieniało tu za życia na ziemi). Nie przerażajcie się niczym, nie lękajcie się nawet Golgoty (zagrożenia cierpieniem i śmiercią), bo w Bogu nie ma śmierci ani zagłady: zawsze jest zmartwychwstanie. Mówię wam to, aby uprzedzić wasze lęki (chodzi o te wszystkie zagrożenia, które będą w nas uderzały, nie tylko wojny i kataklizmy, ale np. choroby popromienne, zarazy, głód, wiele braków...). Mówimy o okropnościach wojny w Jugosławii, o okrucieństwie. Maryja dodaje: — Ale tutaj tego nie będzie. Do Anny, która wspomniała o wydanej w Kanadzie książce „Orędzie Zbawienia" i o swoich zastrzeżeniach co do jej treści: — Dziecko, nie przejmuj się cudzymi przepowiedniami (nie uznanymi przez Kościół). Traktuj poważnie tylko to, co ci mówi Syn mój lub Ja z Jego woli, czy dzieci z naszego domu. Janie, chciałabym, żebyś do jutrzejszego wieczornego spotkania zajrzał do zbioru „Słów Pana" wedle wskazówek mojego Syna. I ty, Anno, zrób to samo. Nie zaniedbujcie wykonania tego, o co was mój Syn prosił. Pomożemy wam (chodzi o papier, na brak którego skarżyliśmy się). Mówcie Mi o wszystkim, co jest wam potrzebne. Zrobiło się bardzo późno. Tak, dzieci, kończymy nasze spotkanie, ponieważ już jest późno, ale chciałabym, aby przy was pozostała radość i ciepło naszej miłości. Przekazuję wam błogosławieństwo Pana. Pozostańcie w pokoju, radujcie się. Właściwie nic wam w tym nie powinno przeszkadzać, skoro macie naszą miłość. +
W naszej współpracy najważniejsze jest ratowanie ludzi potrzebujących pomocy 25 V 1992 r. Anna, o. Jan, Grzegorz, Łukasz, Michał Łukasz: — Co mam robić, żeby pomóc moim kolegom?
Pan: — Co masz na myśli, synu?
Łukasz: — W ich problemach wewnętrznych, urazach. — Pan się wyraźnie ucieszył z pragnienia Łukasza — tłumaczy nam Anna i przekazuje dalsze słowa od Pana: — Przede wszystkim oddawaj każdego z nich Mnie. Oddawaj też pod opiekę Maryi jako waszej wspólnej Matki (nie musisz im tego mówić, tylko to rób w ich imieniu). Bądź wobec nich zawsze równie życzliwy i otwarty (chodzi o stałość — żeby np. nie objawiać humorów); muszą wiedzieć, że akceptujesz ich takich, jacy są, i że mogą na tobie polegać. Dobrze, niech to będą twoje pierwsze kroki współpracy ze Mną. Bądź uprzejmy względem nich, wyrozumiały i życzliwy, tak żeby wiedzieli, że mogą się do ciebie zwrócić w razie trudności. Pamiętaj, że Ja każdemu z nich dałem istnienie z miłości. Każdy jest przeze Mnie równie kochany i zrobię dla niego wszystko — do czego jego wola dopuści — aby go uratować (w krańcowym przypadku) i przyciągnąć do siebie. Po to każdemu z nich dałem istnienie, aby był szczęśliwy. A jeśli ty, Łukaszu, chcesz Mi w tym pomóc, pamiętaj, że najważniejszą sprawą jest nieprzeszkadzanie Mi w moich zamiarach (nie płoszenie lub zrażanie czy krytykowanie tych osób), a następnie, że Ja najbardziej troszczę się o tych, którzy są najciężej chorzy, których istnienie (życie wieczne) jest zagrożone. Dlatego jeśli chcesz im rzeczywiście pomóc, zbliżaj się ku tym, co się najgorzej mają, a nie wyszukuj najmilszych sobie. Bo w naszej współpracy najważniejsze jest ratowanie ludzi potrzebujących pomocy. Dlatego musisz wziąć w karby swoje własne emocje, przywiązania i wygodę twojego „ja". I ty, Michale, możesz wejść do takiej współpracy. Bo dla miłości bliźniego nie ma granic wieku. Ja zapraszam każdego z was. Obiecuję moją silną opiekę i staranie również o was samych. Widzicie, chłopcy, nigdy nie okażecie Mi większej miłości, niż miłując wraz ze Mną swoich bliźnich, zwłaszcza tych, którzy miłości tak bardzo potrzebują, ponieważ w dzieciństwie wcale jej nie otrzymali lub otrzymali za mało, są do kochania „trudni". Czy chcecie, chłopcy, rozpocząć taką współpracę? — Tak. Tak.
Pan: — Nie przestraszyłeś się, Łukaszu?
Łukasz: — Trochę.
Anna: — To niczego się nie bój, bo 99 procent starań to jest działanie Pana, a tylko ten l procent to działanie człowieka. A wysiłek tobie samemu pomoże w szybszym dojrzewaniu. Pan: — Czyż nie stworzyłem was do świętości? (Ze zrozumienia: życie jest właśnie drogą do świętości).
Pan do Łukasza: — Synu, przecież Ja nie wymagam od ciebie świętości ani doskonałości (już w tej chwili). Proszę tylko, żebyś szedł ze Mną, a nie sam. A Ja każdego z was prowadzę najłatwiejszą dla niego drogą, ponieważ was znam. A teraz, dzieci, uklęknijcie. Przyjmijcie moje błogosławieństwo, przyjmijcie moją miłość i przyjmijcie moją moc. A tobie, Grzegorzu, pragnę dać dzisiaj Ducha rady, Ducha mądrości i światła. Otwórz serce i przyjmij moje dary, abyś mógł nimi służyć (również wspomagać synów). Błogosławię was. +
Nie jestem sędzią, lecz Ojcem 28 V 1992 r. Anna, Grzegorz Po zakończeniu pracy nad zbiorem „Słów Pana" pytamy: — Czy dobrze zrobiliśmy? — Moje dzieci. Nie jesteście moimi skrybami, lecz przyjaciółmi. Staracie się wedle waszej najlepszej woli i „Słowa" moje wiele dla was znaczą. A Ja w odpowiedzi pozostawiam wam swobodę wyrażania w naszej wspólnej pracy waszej osobowości — tak jak to zawsze robiłem (chodzi o Proroków i Ewangelistów). (...) Widzisz, Anno, kiedy dyktuję ci coś ważnego dla wszystkich, dbam o poprawne wyrażenie każdego słowa, bo będą one tłumaczone i trzeba się starać o precyzję przekazu. Lecz kiedy rozmawiamy, pragnę abyście czuli się swobodnie i nie krępuję was w waszym własnym słownictwie. A to że uzgadniacie poprawki we wszystkich tekstach, świadczy tylko o waszym wzajemnym zrozumieniu, szacunku waszym dla naszych słów (naszych jako Bożych, Trójcy Świętej), dbałości o dokładność przekazu. Jeszcze raz powtarzam, cieszę się wami, dzieci. Przytulam was do serca razem z wszystkimi nieobecnymi (Grażyną, Szczepanem, Jackiem, o. Janem, s. Marią).
Anna: — Co zrobić z małym Maćkiem? Jak z nim rozmawiać, kiedy on prosi o konkretne sprawy ziemskie? — Maciej posłuchał Cię i przyszedł powiedzieć Mi o swoich zmartwieniach (przed tabernakulum), a Ja mu już pomagam. Nie martw się z góry. Przecież kocham go nie mniej niż was. (Dla niego są to najważniejsze sprawy w tej chwili). Przekaż mu błogosławieństwo moje dla całej rodziny. „Sursum corda" mówię wam wszystkim. Grzegorz mówi o swoim koledze, przygnębionym po śmierci rodziców (i długotrwałej przykrej chorobie ojca). Jego rodzice żyli z dala od Kościoła (tzw. „wierzący nie praktykujący"), a sam kolega odszedł zupełnie od wiary. Grzegorz pyta, jak może mu pomóc. — Powiedz mu, że jego rodzice są już przy Mnie. Powiedz mu, że w moim świecie najłatwiej naprawić błędy rozumu, gdyż staje się w pełnym blasku prawdy mojej, i jeśli skutkiem jest wstyd, żal i pragnienie naprawienia błędów, Ja jestem skłonny użyć swojego miłosierdzia. A zrozumienie mojej miłości wyzwala w odpowiedzi pełną wdzięczności miłość człowieka. Wtedy Ja otwieram szeroko moje ramiona i takie biedne, zawstydzone, stęsknione i cierpiące (z tęsknoty za miłością) dziecko przygarniam do siebie. Mówiłem wam: nie jestem sędzią, lecz Ojcem. Prawdziwy Ojciec zawsze przebaczy proszącym o przebaczenie i zawsze przed marnotrawnymi dziećmi otworzy swój dom. Dlatego też dałem im takie, a nie inne przygotowanie do śmierci. Mówi wzruszony Grzegorz: — Bardzo dziękuję za te słowa dla Piotra.
Pan odpowiada z lekkim wyrzutem: — Synu, przecież Ja was kocham!
Pracujecie obdarowani sakramentem kapłaństwa l VI 1992 r. Anna, ks. Grzegorz, ks. Krzysztof, Grzegorz — Prosimy Cię, Panie, o słowa, a zwłaszcza o Twoje wskazówki dla ks. Krzysztofa. — Mój synu, musiałem to zrobić (dopuścić chorobę — zagrożenie gruźlicą), ponieważ nie chciałeś Mnie słuchać. Mówiłem ci, żebyś poprosił o zmianę tej parafii (ze wzglądu na zdrowie). Chcę, żebyś Mi długo służył, a ty nie rozumiałeś, że Ja, twój Ojciec, troszczę się o zdrowie swojego dziecka. Pomyśl, synu, jakie byłoby twoje życie, gdybyś był stale chory. Nie mógłbyś Mi służyć. A teraz składam ci propozycję, o której już raz mówiłem ks. Grzegorzowi. Czy nie chciałbyś zostać kapelanem więziennym? Pamiętaj, że więzienia to już nie są ciemne i wilgotne lochy (czyli nie musisz obawiać się o swoje zdrowie) — tam są ludzie w różnych stadiach choroby duszy, niektórzy zagrożeni śmiertelnie (śmiercią wieczną). Sami nie mogą iść po pomoc, bo są uwięzieni, a sobie wzajemnie przekazują raczej zło niż dobro. Im potrzeba mojej miłości, ale musi znaleźć się ktoś, kto im ją zaniesie. Wciąż szukam posłańców. Na terenie twojej diecezji jest wiele więzień... Nie bój się, tam nie będziesz miał „ośmiu godzin" pracy. Ks. Krzysztof: — Zgadzam się, ale się w tym nie widzę... Anna opowiada o przypadkach nawróceń w więzieniach. Pan: — Liczę na ciebie, bo ty, Krzysiu, potrafisz postawić dobro innych ludzi przed swoim własnym — i dobrze robisz, ponieważ o ciebie troszczę się Ja sam. Po chwili Pan dodaje: — Synu, zawsze możesz spróbować. Ja cię nie zmuszam. Zaproponuj to swojemu biskupowi z zastrzeżeniem, że chciałbyś się przekonać... — że się sprawdzę — dopowiada ks. Krzysztof. — Nie na próżno Grzegorz ci czytał to, co mówiłem do Łukasza. We wszystkim i zawsze jest to moje działanie, ale poprzez was, bo przecież oddaliście Mi życie dla służby bliźnim. Wy nie służycie Mnie — służycie wraz ze Mną światu, który Mnie potrzebuje. Pracujecie obdarowani sakramentem kapłaństwa, o którego mocy i wielkości prawie nic nie wiecie (nie rozumiecie). Udzielacie sakramentów moich — bo nie wy odpuszczacie grzechy, lecz Ja przez waszą osobę; spełniacie ofiarę Mszy świętej — ofiarę mojej śmierci; udzielacie mojego Ciała i Krwi, które uświęcają dusze; przyjmujecie nowe dzieci do mojego Kościoła i odprowadzacie ciała na miejsce spoczynku, a w modlitwie orędujecie za dusze zmarłych. Udzielacie Sakramentu Chorych, który gdybyście naprawdę wierzyli, stawałby się o wiele częściej sakramentem uzdrawiania...
Ks. Krzysztof: — Panie Jezu, czy już teraz zacząć, czy po zakończeniu kuracji?
Pan: — Oczywiście, że musisz być zdrowy, synu, i nadal jako Ojciec zalecam ci: dbaj o siebie, lecz się, nie marnuj tego czasu (który dano ci na wyleczenie). Możesz złożyć taką propozycję biskupowi... Ks. Krzysztof: — Dobrze. Jestem chętny na to.
Pan: — Pamiętaj, synu, że ich (więźniów) trzeba kochać, ponieważ tam gdzie są, nie otrzymują nawet śladu miłości. Krzysztof mówi, że na jego obrazkach prymicyjnych umieszczony był tekst z Iz 58,6; 61,1 i n., który Jezus czytał w Nazarecie, a którego fragment odnosi się do więźniów: „Duch Pański... posłał mnie, abym... więźniom głosił wolność, a ślepym przejrzenie..." Pan: — Synu, to jest moje zaproszenie. Pomyśl, że ci ludzie są po stokroć od ciebie biedniejsi, bo zagrożona jest ich przyszłość wieczna, i wiedz, że Ja nad tym bardzo boleję. Jeżeli spojrzysz na nich poprzez Krew moją za nich przelaną, zrozumiesz, że szatan usilnie pracuje, aby w każdym z nich ofiara moja była bezowocna.. Pomyśl też o tym, że tylko przez was mogę teraz jawnie wejść do więzień, lecz niewidzialnie moc moja może działać nieskończenie, jeśli znajdą się posłańcy. Bo to jest współpraca Boga z ludźmi dla ratowania świata. Ks. Krzysztof: — Dziękuję... Pan: — Synu, przemyśl to sobie. Spytaj czy nie potrzeba kapelana w twojej diecezji. Powiedz, że po zakończeniu kuracji mógłbyś się taką pracą zająć. A teraz, dzieci, sądzę, że spotkamy się tutaj w lecie. Daję wam moje błogosławieństwo. Daję wam więcej siły, umacniam was w Sobie. Nie bójcie się o swoje zdrowie, bo Ja o nie dbam. Przyjmijcie błogosławieństwo Boga Najwyższego. Przyjmijcie pokój mój, moją miłość do was i moją moc. Niech spoczną na was i pozostaną. +
Liczcie na Mnie, dzieci 4 VI 1992 r. Anna, Hanna i Jacek, Jacek (z innego miasta), Jarek, Grzegorz (nieco później) Po modlitwie uwielbienia zwracamy się do Pana: — Kochamy Cię, Panie.
Pan: — I Ja was kocham. Chcę, abyście wiedzieli, jak was kocham. Co pragnęlibyście wiedzieć, moje dzieci?
Jacek: — Chciałbym wiedzieć, co sądzisz, Panie, o „przebudzeniu ewangelicznym" w naszym mieście. Mam księgarnię i chcę przez nią prowadzić ewangelizację. Pan: — A czy sprzedajecie moje słowa? (książkę „Pozwólcie ogarnąć się Miłości"). Jacek: — Już się skończyły.
Pan: — Synu, sprzedaż książek, które mówią o Mnie żywym, przebywającym z wami i wspomagającym was, to właśnie efekt „przebudzenia" duchowego. Pierwszym sygnałem świadczącym o działaniu Ducha Świętego ożywiającego duszę człowieka jest poszukiwanie Mnie, pragnienie zbliżenia się do Mnie. Przede wszystkim szuka się Mnie w Piśmie świętym, w Ewangeliach. Ale czasami zdarza się, że Ja sam przychodzę wcześniej, gdy głód serca człowieka Mnie wzywa, wtedy gdy człowiek potrzebuje miłości, miłosierdzia, zrozumienia i przebaczenia. Im dotkliwsza jest samotność i większe są utrapienia człowieka, tym prędzej przychodzę. Jestem przecież lekarzem dusz. Dlatego ci to mówię, żebyś wiedział, iż poszukiwania duszy ogniskują się na pragnieniu odnalezienia Mnie. Jedną z dróg są książki, inną — wejście w obręb jakiejś wspólnoty. Są osobowości, które szukają Mnie poprzez intelekt; one potrzebują żywego „soku" Kościoła: sakramentów, bo inaczej wyschną. Po co ci to mówię, synu? Abyś umiał doradzać, wspomagać i zwracać uwagę swoich gości na to, co może im pomóc. Radziłbym ci, abyś twoje miejsce pracy oddał Mnie jako Gospodarzowi i codziennie zapraszał Mnie do stałej współpracy. To jest twoja droga apostolstwa (ta zawodowa, związana z pracą, to nie znaczy, że tylko ta), ale warunkiem jej jest zdobywanie sobie przyjaciół, nielekceważenie nikogo, kto do ciebie przychodzi. Anna: Czy do ciebie przychodzą Rosjanie? Jacek: — Mam Biblię po rosyjsku. Dewocjonalii nie mam. Ale mało przychodzą.
Pan: — Mogą przyjść do ciebie Polacy z Białorusi. Staraj się ich zauważyć i doradzić. Zwracaj uwagę nie tylko na tych ze Wschodu, ale i na tych, którzy tam jadą. Wszystkie książki, które świadczą o Mnie żywym i współpracującym z wami, są ważne. Dbaj o to, synu, aby nie były to wydawnictwa spoza Kościoła (w znaczeniu: chodzi o to, żeby nie przemycić jakiejś herezji; niemniej chodzi przede wszystkim o treść, nie zaś o zupełne wykluczenie wydawnictw niekatolickich). Mówimy o różnych podejrzanych książkach i czasopismach, które są do nabycia w niektórych księgarniach katolickich, np. pisma i książki ocierające się o okultyzm, magię, a nawet satanizm. Pan mówi: — Synu, w razie niepewności zawsze możesz poddać je mojemu osądowi. Rozmowa schodzi na rodzinę. Jacek mówi o pochłaniających go zajęciach, w które angażuje się kosztem czasu poświęcanego rodzinie, i pyta o radę. Pan odpowiada: — Przeczytaj to żonie. Przecież macie wspólne zainteresowania.
I po chwili dodaje: — Powiedz swojej żonie, że w moich oczach najważniejsza w małżeństwie jest wasza wspólna droga ku Mnie, ale każde z was idzie poprzez indywidualny rozwój swojej osobowości w oparciu o wasze cechy, wykształcenie, zainteresowania, uzdolnienia (nie chodzi o to, żeby wszędzie być razem, lecz żeby być w duchu razem; wtedy rozwija się w was wyrozumiałość i wspomaganie się wzajemne). Teraz, dzieci, przyjmijcie moje błogosławieństwo. Obdarzam was dzisiaj moim pokojem, umacniam was we Mnie. Pamiętajcie zawsze, że Ja jestem opoką. Opoka „moja" nie zachwieje się nigdy. Liczcie na Mnie, dzieci, bo jeśli Ja na waszą współpracę liczę i na was polegam, czyż wy moglibyście zwątpić w moją pomoc i opiekę? I daję wam dzisiaj nowe zadanie: Dziękujcie Mi za to, że naród wasz uratuję, osłonię i podźwignę. Dziękujcie Mi za moją miłość do waszej polskiej wspólnoty. W żadnej sytuacji nie zapominajcie, że o to was prosiłem. Błogosławię was. + Jedźcie w pokoju.
Po was spodziewam się powrotu do tych wartości, które służyły wam setki łat 11 VI 1992 r. Anna, Grażyna, Hanna, Grzegorz i Jacek Anna: — Prosimy Cię, Panie, o pomoc dla Polaków z Kazachstanu, gdzie tak bardzo rośnie nienawiść do białych, o to żeby mogli jak najszybciej powrócić do Polski. Czy my zawsze musimy płacić za cudze winy? Pan: — Już nadchodzi pora, kiedy każdy naród będzie płacił za siebie sam, za swoje winy wobec całej ludzkości, a rządy — za winy wobec swoich obywateli. A wtedy właśnie was uchronię. Teraz ujawniają się wasze braki. Ujawniają się najstraszniejsze skutki życia w komunizmie, te które podważyły w duszach waszych prawdziwą hierarchię wartości i przygotowały was do tego, abyście żyli na poziomie zwierząt — bo powiedziano wam, że ważne jest tylko to, czego każdy z was chce, a dla waszego widzenia szczęścia nie istnieją żadne ograniczenia.
Anna: — Czy my się z tego upadku wydobędziemy? Przecież jest wolna wola ludzka...
Pan: — Czy sądzisz, Anno, że dopuściłbym do tego, żebyście przepadli jako naród? Czyż nie dźwigałem was tyle razy z niebytu? Przecież tak wielu waszych braci jest u Mnie: wspólnie was kochamy, a oni nie ustają w prośbach. Chcę wam powiedzieć, że oni też błagają Mnie o przyspieszenie mojej interwencji, ale nie dlatego, że Mi nie ufają, a po to, żeby wam zaoszczędzić cierpienia. Przestań się obawiać, że nie zdążysz Mi być potrzebna w okresie szybkich zmian waszej samoświadomości narodowej. Mówiłem wam, kiedy to nastąpi, ale rozważ, jak reagujecie na wojnę w Jugosławii, na walki na Kaukazie... Anna: — Tak, my na to patrzymy z coraz większym zażenowaniem, wstydem, wstrętem (wobec okrucieństw) i współczuciem dla ofiar. I coraz mniej mamy ochoty na podobny konflikt u nas. Ale też ile sił pracuje nad tym, żeby doszło do konfliktu. (...) Pan: — Posłuchajcie. Narody, które przeżyją ten okres, dopiero wtedy zaczną się zastanawiać, jak doprowadziły siebie do stanu zezwierzęcenia, nie tylko fizycznego, ale duchowego, odrzucając istotę kultury europejskiej, którą stworzyło chrześcijaństwo. Waszym zaś zadaniem nie będzie wtedy rachunek sumienia, a konsolidacja narodu wokół prawdziwych wartości. Najważniejszą z nich powinno stać się dla was wspólne dobro (dążenie do osiągnięcia pełnego zdrowia duchowego, psychicznego i fizycznego każdego człowieka i narodu jako całości). Dzieci, dookoła was rozsypywać się będą najpotężniejsze państwa. (Ze zrozumienia: te „pomniki", które teraz „adorujemy" ze względu na ich potęgę i bogactwo, np. USA, Anglia, Szwecja — w tych krajach, uważanych przez nas za znaczące dla cywilizacji, rozsypywać się będzie więź społeczna, wprost przestanie istnieć. Anna zobaczyła ogromne, wspaniałe miasto zawieszone w powietrzu — bez fundamentów; w pewnym momencie miasto runęło na ziemię jako kupa gruzu). To co zobaczyłaś, jest symbolem upadku ideologii, a z nim razem — upadku organizmu państwowego; bo to co wy widzicie jako potęgę materialną państwa (grupy państw), jest w istocie budowlą przeżartą przez sprzeczności interesów różnych grup ludzkich, upadek moralności, a przede wszystkim zniszczenie chrześcijańskiej hierarchii wartości. Nad takim stanem długo pracował szatan, mając bardzo wielu wyznawców, bogatych i wielce aktywnych wyznawców (Pan powiedział to z ironią). Zbudowano społeczeństwa na piasku, odrzuciwszy opokę. A teraz przyjdą deszcze... — Pan nawiązuje do swoich słów z Ewangelii: „Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki". (Mt 7, 27). I dodaje: — I tak się właśnie stanie. Będziecie się zdumiewać, jak mogliście widzieć wielkość i trwałość państw zawieszonych w „próżni" (bez oparcia o prawdziwe wartości). Mówimy, że Pan zaczął obnażać pseudojedność bogatych państw Europy (mając na myśli odrzucenie przez Duńczyków traktatu z Maastricht i reakcje na to w innych państwach). — Powiedziałem wam wielokrotnie, że nadchodzi czas oczyszczenia ziemi. Ale ludzie, nawet najgorsi, nie są szkodliwym robactwem, które się niszczy (truje i wymiata). Szkodliwe są ideologie, które sprowadzają ludzi do poziomu bezmyślnych, leniwie wegetujących stworzeń, nie pragnących niczego poza tym, co osiągalne w materii, niezdolnych do osiągania człowieczeństwa. Bo człowieka stworzyłem z miłości po to, aby miłości szukał, znajdował i darzył nią innych, po to, aby zadawał pytania i szukał odpowiedzi. Dałem mu głód prawdy, poszukiwanie dobra i pożądanie piękna. Rozważcie sobie, jak na to obecnie odpowiadają najbogatsze i najwięcej znaczące narody i czy w ogóle podejmują jakiekolwiek działania, które byłyby wyznacznikiem powołania człowieka różniącego go od świata zwierzęcego. Anna przypomina, że była mowa o tym, iż „czynić sobie ziemię poddaną" to znaczy napełniać ją wartościami duchowymi, przynależnymi człowiekowi jako dziecku Bożemu. — Spójrzcie na waszą sztukę. Przecież ona teraz krzyczy! (Nie szuka harmonii, nie modli się ani nie dziękuje. Ten krzyk jest przejawem lęku, bólu, zagrożenia, głodu duchowego, w ogóle chaosu, w jakim żyją społeczeństwa. Pan nie mówi jednak o całej sztuce). Po was spodziewam się powrotu do tych wartości, które służyły wam setki lat i spowodowały, że przetrwaliście te wszystkie „potopy". Zachować, to nie znaczy jedynie trwać przy nich, ale pogłębiać je, poszerzać i dzielić się z innymi, którzy ich nie wytworzyli i są ich głodni, szukają istoty człowieczeństwa (a trudno im, bo nie mieli tych wysokich „stopni", które my musieliśmy pokonywać). A teraz odpowiedzcie Mi, co jest istotą człowieczeństwa? Jacek: — Wolna wola. Świadomość własnego istnienia.
Hanna: — Wrażliwość.
Grzegorz: — Ufność w stosunku do Ciebie i życzliwość wobec innych.
Grażyna: — Miłość do Boga i do całego stworzenia z sobą włącznie.
Anna: — Świadomość, że jesteśmy dziećmi Bożymi, że Ty, Panie, kochasz nas wszystkich, że powinniśmy żyć w miłości z Panem i z bliźnimi. Pan zwraca się do nas mówiąc żartobliwie: — Ja stopni nie stawiam, ale cieszę się, że wszyscy uznaliście prymat wartości duchowych. Moi drodzy, długo mógłbym z wami rozmawiać, ale jesteście zmęczeni. Czeka was jutro dzień pracy. Dlatego przyjmijcie teraz moją miłość zawartą w moim błogosławieństwie dla was. Anna: — Pan jakby kładł ręce na naszych głowach. — Błogosławię was, moje ludzkie dzieci. Przyjmijcie błogosławieństwo Boga Jedynego w pełni majestatu i świętości Trójcy Świętej. +
Wasze miejsce jest w moich szeregach 3 VII 1992 r. Anna, Grzegorz Po rozmowie na temat tego, co wydarzyło sią w ciągu ostatnich dwóch tygodni, kiedy nie widzieliśmy się, zwracamy się do Pana modlitwą „Ojcze nasz". Pan pyta nas: — Moje dzieci, czy nadal nie zdajecie sobie sprawy, że powolutku was przyciągam ku sobie w miarę wzrostu waszego pragnienia współpracy ze Mną (współpracy dzieci z Ojcem). I nigdy inaczej, gdyż spełniam pragnienia waszej woli. Anna: — Zauważyliśmy, Panie. Więź między nami staje się taka „rodzinna". Ty jesteś, Panie, taki czuły — jak Ojciec — i taki dobrotliwy. Nawet chwilami wydaje mi się, że nas rozpuszczasz. Pan: — Ja pragnę, abyście odczuwali moją łagodną i serdeczną miłość, troskliwość, opiekuńczość — i jeśli was pouczam, to działam właśnie w taki sposób. Bo moim pragnieniem nie jest ograniczanie was ani „przywoływanie do porządku", lecz delikatne, cierpliwe kształtowanie waszych pojęć i reakcji na mój wzór i podobieństwo. Prawdziwe zbliżenie następuje wtedy, kiedy potrafimy wspólnie kochać, wspólnie rozumieć słabość natury ludzkiej. Potrzeba wam mojej wyrozumiałości dla błędów ludzkich i mojej cierpliwej wytrwałości w oczekiwaniu na przemianę sposobu myślenia, wartościowania i działania człowieka. A taka przemiana może nastąpić jedynie pod wpływem mojej miłości. Biedny człowiek tak ciągle się zawodzi na swoich bliźnich i na świecie, że nieufność, lękliwość i podejrzliwość staje się jego drugą naturą i czasem trzeba długich lat mojej stałej miłości, aby uwierzył, że jest przeze Mnie kochany bezwzględnie i na zawsze. Lecz wtedy kiedy człowiek zagnieździ się już w moim Sercu, staje się naprawdę wolny, śmiały i nieustraszony. Paweł to rozumiał („Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz?" Rz 8, 35). Po chwili Pan dodaje: — Przecież Ja wszystko to robię dla waszego szczęścia..! (W znaczeniu: Bóg nie czyni tego dla Siebie, bo sam jest źródłem szczęścia; pociąga nas ku sobie, by nas uszczęśliwić). Anna: — Czy ja jeszcze naprawdę coś zrobię dla Ciebie (tu na ziemi)? Bo jak będę się czuła coraz gorzej, to nie będę mogła, chociaż doczekam się obiecanych przemian... Pan: — Bądź spokojna i próbuj zawierzać Mi w pełni, bo Ja swoich obietnic dotrzymuję.
Anna: — No to proszę Cię, Panie, o pomoc, wsparcie i podtrzymanie.
Pan: — Jeśli prosisz Mnie o to, na pewno otrzymasz pomoc.
Anna: — Chciałam Cię, Panie, jeszcze o jedną rzecz zapytać. Właściwie dlaczego ja nie jestem szczęśliwa?
Pan: — Bo ciągle czekasz, zbierasz siły i chcesz być gotowa na czas zapowiedziany, a powinnaś cieszyć się każdym dniem, a równocześnie oddawać Mi go ze wszystkim, co zawiera (łącznie z cierpieniem). Gdybyś w pełni Mi zawierzyła, byłabyś pewna, że wszystko, czego ci będzie brakowało, otrzymasz ode Mnie — wtedy kiedy będzie ci to potrzebne. Anna: — No dobrze, Panie. Dziękuję Ci za to.
Pan: — Nie bój się nigdy pytać Mnie i nie zwlekaj z tym. Przecież jestem obecny. A ty, Grzegorzu?
Grzegorz: — Ja mam kilka spraw. Ostatnie wydarzenia polityczne są tak niepokojące, nieprzyjemne, trudno się zorientować, kto ma rację, że aż korci, żeby zapytać Cię o wyjaśnienie, ale nie proszę o to. Chcę Ci podziękować za moje ostatnie spotkania ze studentami, gdzie czułem, że są one z Twojej inspiracji, i cieszyłem się, że mogłem tym studentom coś pomóc. Chciałbym też zapytać, czy nie zaniedbałem jakiejś pracy w ostatnim okresie, bo wprawdzie pracuję sporo, ale wiem też, że trochę czasu przecieka mi przez palce.
Pan: — Synu, czy Ja ci kiedykolwiek powiedziałem, że masz Mi służyć bez wytchnienia? Czy Jezus nie odpoczywał w domu Marii, Marty i Łazarza? Wreszcie czy patrzysz złym okiem, jak Twoi synowie się bawią lub idą na wycieczkę? Tu Pan wskazuje na Łk 11, 11—13: „Jeśli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo — o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też poprosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dobra dary dawać swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy go proszą". Pamiętajcie, że czas poświęcony waszym bliźnim (tym, których spotykacie w waszym codziennym życiu, zwłaszcza tym, z którymi nie wiążą was więzy uczuciowe ani rodzinne) jest czasem poświęconym Mnie samemu i jako taki go przyjmuję. Ponadto, synu, oni (studenci) Mnie nie widzą, a ciebie widzą. Możesz więc sobą świadczyć o Mnie. Mówiłaś Mi, Anno, w myśli, iż wydaje ci się, że jestem szczęśliwy przebywając i rozmawiając z wami. Myślałaś też, że coraz silniej to odczuwasz; a wiem, że i Grzegorz również. Czyż nie pora już na to, aby mój dom powoli stawał się waszym...? Nie chodzi o to, że Ja tu przychodzę do was, a wy potem przyjdziecie do Mnie. Istota tkwi w tym, że jesteśmy razem: Ja jestem waszym Ojcem, a wy jesteście moimi dziećmi. I ten stosunek nigdy się nie zmieni, chociaż dzieci dorastając znajdują z Ojcem coraz więcej wspólnego (wspólnych tematów, zainteresowań, działań). Na wczasach powiedziałem ci, dziecko, że szczęśliwa będziesz w moim domu ze Mną, a tu pracujemy wspólnie nad tym, aby uszczęśliwiać innych ludzi. W moim domu istnieje pełnia współpracy, zrozumienia, miłości, w której rozkwita każdy człowiek. Tu jest teren walki. A zarazem i miejsce zwycięskich potyczek, i ta radość wynagradza wam wysiłek, znój i cierpienia walki. Najważniejsze jest to, że wybraliści moje sztandary. I znowu wam powtarzam: — „W górę serca"? — próbuje odgadnąć Grzegorz.
Pan: — ...Już ich nie porzucicie. Walczymy razem. „W górę serca" mówię nie wam. To wy macie to wezwanie przekazywać innym. „Ufajcie. Jam zwyciężył świat" (J 16, 23). Grzegorzu, to jest odpowiedź na twoje pytania. Przecież przystępuję do odrodzenia świata, a wasze miejsce jest w moich szeregach. Grzegorz: — Ale tyle zła się teraz ujawnia. I to boli, że jest tyle zła, choć dobrze, że się ujawnia. — To jest też oczyszczenie świata w poszczególnych ludziach — ujawnianie się postaw ludzkich. Lecz wy powinniście każdego, kto was niepokoi, oddawać w opiekę Mnie, polecać Matce mojej i prosić (przepraszać) za niego. Po chwili. — Jak się zacznie „walić" niebo i ziemia, otrzeźwiejecie. Grzegorz: — Czy mamy coś czynić w sprawie wydania wyboru tekstów o Maryi? Pan: — Nie. Matka moja działa. Jeśli Jej nie posłuchają, i wy nic nie zrobicie. — A czego teraz, Panie, od nas chcesz? — pytamy.
Pan: — Chcę być z wami tak jak w tej chwili. Bo kiedy przychodzę, ze Mną przychodzi łaska moja i pokój. Daję go wam. Tulę was do serca, dzieci.
Jakie to szczęście dla ciebie, dziecko, że czujesz się słaby 11 VII 1992 r. Anna, o. Jan, Tomek (kleryk), Grzegorz Zaczynamy rozmowę modlitwą. Potem Anna pyta Tomka, czy chce zapytać o coś Pana.
Tomek:
— Czy mogę zapytać o profesora Konecznego? Pan: — Synu, czy naprawdę nie masz żadnych pragnień osobistych? Czy nie chcesz Mi nic powiedzieć od siebie?
Tomek: — Chciałbym podziękować za ostatni czas (kilku lat), za moją przemianę. Pan rozmawia z Tomkiem: — Wszystko dla was mogę zrobić, ale wedle waszego pragnienia, waszej dobrej woli. — Dziękuję za rekolekcje. Chciałbym być użyteczny, ale jestem słaby... — Jakie to szczęście dla ciebie, dziecko, że czujesz się słaby. Co by się z tobą stało, gdybyś sądził, że jesteś silny i że ze wszystkim poradzisz sobie sam? Stwierdzenie swojej słabości nie jest objawem depresji lub załamania. Jest po prostu dowodem, że żyjesz w prawdzie o sobie. Staraj się, synu, żebyś nigdy o tym nie zapominał, żebym Ja ci nie musiał przypominać o twojej słabości. — Powracam do przeżyć sprzed dziesięciu lat. Były dla mnie motorem. Chciałbym mieć (jeszcze) takie pragnienia. — W miarę dojrzewania inaczej je wyrażasz (tzn. głębiej, mniej emocjonalnie). — Dziękuję bardzo. — O twojej przyszłości porozmawiamy podczas umówionego spotkania. A teraz pragnę ci powiedzieć, że pokładam w tobie nadzieję. Ufam, że nigdy Mnie nie zdradzisz, nie odejdziesz ode Mnie i wypełnisz to, co dla ciebie wybrałem jako najpiękniejsze, i dla takiego powołania (na całe życie, nie tylko powołania zakonnego) obdarzyłem cię z góry wieloma darami. O wielu z nich nawet nie wiesz, że je posiadasz, gdyż będą się ujawniać w miarę twojej wierności w służbie. Bo moje dary są pomocą, narzędziami, które wam przeznaczyłem, abyście mogli wykonać to, co dla was wybrałem. One pozostają w mojej dyspozycji, aby nie przeszkodziły wam we wzrastaniu w pokorze. Teraz przyjmijcie moje błogosławieństwo. Nasyćcie się moją radością i moim pokojem, który wam daję. Niech łaska moja spocznie na was, pozostanie w sercach waszych i tak obfituje, żeby się wylewała na innych. +
Uwierzcie i wy w moc Boga, który zawsze swoje plany realizuje 12 VII 1992 r. Anna, Grażyna, Franciszek, Grzegorz, Jacek, o. Jan, Łukasz Zapraszamy do udziału w spotkaniu Maryję, a także naszych przyjaciół i współpracowników z Królestwa Pana. Prosimy o pomoc podczas jutrzejszego spotkania w sprawie ewentualnego wydania zbioru tekstów z Jej słowami. Maryja mówi: — Moje kochane dzieci, jesteśmy z wami. Chciałabym, żebyście jutro zwrócili się do Mnie na początku spotkania. We wszystkich sprawach spornych, gdyby takie były, zwracajcie się do Mnie. Ostatecznie to Ja jestem odpowiedzialna za przekazane wam słowa. Powiedzcie Mi teraz, czy redagując je mieliście jakiekolwiek zastrzeżenia dotyczące mojej dobrej woli w stosunku do was. O. Jan: — Im więcej czytam, tym większą głębię w nich odkrywam i tym bardziej się cieszę. A niedawno były Twoje wspaniałe słowa dotyczące etyki społecznej dla naszego narodu. Anna: — Zastrzeżeń tu nie może być, Matko. Cieszymy się, że jesteś i że nas kochasz. Ta pewność to jedyna kotwica dla naszego narodu.
Grzegorz: — Gdybym miał zastrzeżenia do któregoś tekstu, to bym nie włączył go do wyboru, a włączałem z radością.
Anna: — Twoje słowa budziły przede wszystkim radość. I wszyscy ocenialiśmy je podobnie. Czyli potrafimy być jednomyślni, gdy wyczuwamy troskę i miłość z Twojej strony. Maryja: — Chciałabym, żebyście zauważyli moją rzeczywiście matczyną troskę nawet w drobnych sprawach dotyczących pojedynczych ludzi, jeżeli tylko oni pragną służyć mojemu Synowi i kochają Go. Mówię to specjalnie ze względu na Franciszka, bo dla Mnie jego osoba i jego wioska (na Ukrainie) jest tak samo cenna i ważna jak sprawy całego królestwa. Tym się różnią moje rządy od rządów władców ziemskich, że Ja przede wszystkim jestem Matką, a jeśli władczynią, to waszych serc — i przez nie moja władza rozciąga się nad polską ziemią. Ale gdybyście wiedzieli, ile mam tu z waszego kraju synów kochających i całkowicie Mi oddanych już za życia (i w śmierci, np. Maksymilian Kolbe), bylibyście szczęśliwi i ogromnie dumni z tych niezliczonych szeregów braci waszych. Oni umacniali moją władzę i moje możliwości działania dla waszego dobra — teraz kiedy Bóg otwiera Mi drogę i zezwala na objęcie rzeczywistego panowania w waszej ojczyźnie. Zauważcie, ilu z waszych wielkich twórców, wtedy kiedy pisano „ku pokrzepieniu serc", mówiło lub wprost zwracało się do Mnie (nie tylko obrona Częstochowy w „Potopie", ale i poezje Krasińskiego, Norwida, Słowackiego, Mickiewicza, np. opowieść starego Kaprala w „Dziadach", i wiele innych. I nie tylko twórczość literacka, a także malarska, np. Grottger, muzyczna...). A przez ile wieków wasze modlitwy do Mnie były waszą ostatnią ucieczką (np. ulubiona w Polsce modlitwa św. Bernarda „Pomnij o Najświętsza Panno Maryjo, że od wieków nie słyszano...", „Pod Twoją obronę.", „Godzinki"...). Tej więzi miłości, która się zawiązała pomiędzy Mną a waszym narodem ani szatan, ani żadne jego ziemskie wojska (właściwie niewolnicy, np. masoneria, sataniści, ale i wiele innych) zerwać nie są w stanie. Powiedziałam wam o tym, co nas łączy. Powiedzcie Mi, czy mój lud może wystąpić przeciw moim dążeniom. Wiecie przecież, że Ja szykuję na waszej ziemi tron dla mego Syna. O. Jan: — Tytułem odpowiedzi przytoczę takie wydarzenie. W stanie wojennym w kościele Dominikanów we Wrocławiu odbywał się tydzień społeczny. Prof. Ryszard Bugaj przy pełnym kościele opowiedział z ambony o spotkaniu w mieszkaniu Janusza Zabłockiego z udziałem prof. Czesława Bobrowskiego, ekonomisty, i prof. Jana Szczepańskiego, socjologa. Martwili się, co będzie z Polską, i wtedy prof. Jan Szczepański zawołał: „Tylko Ona może nas uratować" — wskazując na obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. „Jakże Pan może liczyć na Matkę Boską, Panie Profesorze? Przecież Pan jest luteraninem" — zawołał prof. Bobrowski. „W tej sytuacji nie ma to żadnego znaczenia" — odpowiedział Jan Szczepański. Anna: — Dowiedziałam się od Matki, że mój ojciec, przed wojną nie praktykujący, znał na pamięć i odmawiał litanię do Matki Boskiej, i głęboko czcił Maryję. Grzegorz: — Chcę wierzyć, że nie odwrócimy się od Ciebie, Matko, ale zdarza mi się wątpić, gdy widzę obraz naszego społeczeństwa w telewizji czy prasie. Maryja: — Czy wy naprawdę wierzycie, że oni (dysponenci środków przekazu) przedstawiają rzetelny obraz całego narodu?
Grzegorz: — Nie. Wiem, że nie, ale widocznie też ulegam tej propagandzie. Poza tym biorę obraz dużych miast za stan całego kraju.
Maryja: — Pozwólcie, że Ja to podsumuję. Czyżbym myliła się twierdząc, że w sercach was siedmiorga tu zebranych żyje i jest darzony miłością Bóg, zwłaszcza poprzez osobę mojego Syna? Grzegorz: — Jesteśmy przekonani, że nie mylisz się, Matko.
Maryja: — Moje dzieci. Jutro podczas rozmowy z wydawnictwem będziemy z wami. Będziecie mieli łaskę chwili („dosyć ma dzień swojej biedy" Mt 6, 34).
Polska ma ukazać światu postawę Samarytanina Maryja: — Teraz chciałabym, abyśmy mówili o temacie dzisiejszej Ewangelii. Czy wiecie, co jest istotą przypowieści o miłosiernym Samarytaninie? Co Jezus chciał specjalnie podkreślić? Jak się ta Ewangelia odezwała w waszym sercu? O. Jan: — Wartość człowieka zależy od miłości okazanej bliźniemu, a nie od pozycji społecznej.
Grażyna: — Jak często ludzie, którzy wydają się stać daleko od Kościoła, wyprzedzają nas w wypełnianiu przykazania miłości i jaka to jest nauka pokory dla nas. Jacek: — Miłość bliźniego, nie bacząc kim jest. Franciszek: — Było mi bardzo nieprzyjemnie, bo przypomniałem sobie, że spotkałem pijanego chłopaka, leżał w bramie, przeszedłem obok i czułem, że czegoś nie zrobiłem. Łukasz: — Skojarzenie na temat polskiego Kościoła, że jest często taki, jak ten sługa świątyni: patrzymy na innych z pogardą.
Anna: — Pan podkreślał, że istotne jest dostrzeganie potrzeb ludzkich i uczynienie tego co możliwe, jeśli stajemy wobec nich. Odpowiedzią na tę przypowieść jest działalność Matki Teresy z Kalkuty. Grzegorz: — Mnie skojarzyły się trzy sprawy. Po pierwsze, to samo co Grażynie, po drugie, przypomniały mi się jedne z ostatnich słów Pana, że chodzi o to, żeby służyć światu razem z Nim, a po trzecie, przypomniała mi się pijana kobieta śpiąca na dworcu, za którą się wprawdzie pomodliłem, ale też do tego tylko ograniczyłem się. Grażyna: — Dla mnie to jeszcze jest problem każdej cygańskiej czy rumuńskiej matki. Jak oceniać, czy to człowiek potrzebujący, czy nadużywający sytuacji? Maryja: — Jeżeli mówiliśmy wam, że Polska ma ukazać światu postawę Samarytanina, to świadczy o tym, że stać was na to, że to „nie przekracza twych możliwości i nie jest poza twoim zasięgiem" (Maryja cytuje fragment z dzisiejszych czytań mszalnych, PP 30, 10). Do takiej postawy byliście przez nas wychowywani. Nawet hasło „za wolność naszą i waszą", które Jan dzisiaj zacytował w homilii, było wykładnikiem tej postawy, traktującej dobro wasze i waszych bliźnich jako wspólne: tak samo należne wam, jak i im. Wszystko co w tej chwili podnieca wasze emocje i prowokuje was do dzielenia w myślach i słowach na was samych i wszystkich „innych", czymś się od was różniących (pochodzeniem, wychowaniem, rasą, religią, poglądami) — to wszystko jest popychaniem was w kierunku nienawiści bliźniego, którym jest każdy człowiek (w znaczeniu: to że Maryja zwraca uwagą, iż jesteśmy manipulowani i że dajemy się w to wciągać, nie oznacza, że Maryja nas oskarża, lecz że rozumie nasze uwikłanie). Nie oznacza to, że zachęcam was do tolerancji dla bezkarnego działania zła. Ale nazywajcie zło po imieniu. Bo działać na szkodę waszą może również każdy z was, nie tylko „obcy". (W znaczeniu: brak nam egzekwowania rzetelnej, uczciwej sprawiedliwości, ukarania przez sądy konkretnych sprawców). Jacek: — Jako jednostka czujemy się bezradni. Pozostaje nam tylko modlitwa. A poza tym naród nie wie, komu wierzyć.
Maryja: — Wiem o tym, dzieci. Obiecuję wam, że będę działać ku jak najszybszemu wprowadzeniu sprawiedliwości, niezależnej i rzetelnej. Znam waszą bezradność, wasze zmęczenie i wszelkie wasze potrzeby duchowe i fizyczne. Obiecuję wam, że sytuacja w waszym kraju będzie się powoli normowała. Powoli dlatego, że mnóstwo sił wrogich wam (Polakom) i Bogu działa aktywnie przeciwko ładowi Bożemu w waszym kraju. Ale czas oczyszczenia nie ominie ich (tych sił) i wtedy staniecie się rzeczywiście wolni w swoich wyborach. Jeżeli My wierzymy wam i waszej miłości do Nas, proszę, uwierzcie i wy w moc Boga, który zawsze swoje plany realizuje (chodzi tu o plany oczyszczenia i odrodzenia ziemi). Tym bardziej teraz, kiedy ludzkość tonie już prawie w bagnie, zszedłszy z opoki praw Bożych. A przecież miłosierny Bóg chce ją ratować. Nadal mówimy wam: Nie lękajcie się, bo Bóg was nie opuści, lecz uratuje i wspomoże. A teraz przyjmijcie błogosławieństwo Boga przez moje ręce. Niech Bóg Wszechmogący was podniesie i pocieszy. Radujcie się pomimo wszystko, radujcie się, bo Bóg, Ojciec wasz, spieszy wam z pomocą. + Po chwili ciszy Maryja mówi, jak gdyby zapraszając nas do wspólnego wielbienia Boga: — Chwała Panu, bo wierny jest Pan.
Powtarzamy: — Chwała Panu!
Maryja dodaje: — Niech będzie Bóg uwielbiony.
Celem całego Kościoła jest ułatwienie człowiekowi spotkania z Bogiem 14 VII 1992 r. Anna, ks. Józef, Jarek, Grzegorz Rozmawiamy z Maryją o jednym z wydawnictw katolickich
Ks. Józef: — Miałem ostatnio wątpliwości, czy nie za bardzo koncentruję się na masowym odbiorcy kosztem elit duchowych.
Maryja: — Co nazywasz „elitą duchową"? (...) Powiedz, synu, ku komu najbardziej mój Syn się wyrywa.
Ks. Józef: — Ku biednym, grzesznikom, chorym, cierpiącym, ubogim, zniewolonym przez zło, grzech...
Maryja: — Czyli, podsumowując — ku nieszczęśliwym. Czy przypominasz sobie w Ewangelii mojego Syna fragment, w którym Jezus zapytał, kto kocha więcej? Maryja wskazuje na scenę z uczty u Szymona; podczas niej pewna kobieta, „która prowadziła w mieście życie grzeszne", namaściła Jezusowi nogi olejkiem. Jezus dając przykład wierzyciela, darującego dług dwóm grzesznikom, zapytał faryzeusza Szymona, „który więc z nich będzie go więcej miłował", na co Szymon odpowiedział: „Przypuszczam, że ten, któremu więcej darował"; Łk 7, 38—50. Nawiązując do tej sceny i do odpowiedzi Szymona Maryja uzupełnia: ...kto szuka bardziej, kto jest bardziej nieszczęśliwy, czy ten, co wszystko ma (w znaczeniu: ma dobre warunki życiowe i interesuje go najwyżej polepszenie swojej pozycji w świecie lub swojego stanu posiadania), czy człowiek, który szuka szczęścia na oślep, myli się, błądzi, grzeszy, bo naprawdę potrzebuje miłości, zrozumienia, wyrozumiałości, miłosierdzia i przebaczenia — potrzebuje mego Syna. Synu, Jezus jest lekarzem dusz. Szuka przede wszystkim najcięższych przypadków, tych którym zagraża śmierć wieczna, być może w niedługim czasie. Syn mój powtarza wam: „Wy jesteście teraz Mną samym dla świata. A świat jest głodny Mnie, potrzebuje miłości i przebaczenia". Czy nie widzicie, że tysiące tysięcy ludzi straciło kompas sumienia: nie wiedzą, gdzie iść i czego szukać. Potrzebują przewodnika, świateł na drodze i „kierunkowskazów" na skrzyżowaniach. Potrzeba im książek, które jak najprościej, jak najszybciej doprowadzą ich ku Jezusowi, ku Źródłu Miłości, ku Temu, kto ich zrozumie, przygarnie, utuli, uleczy ich rany i powie im, jak ich miłuje. Człowiek jest bytem duchowym, stworzonym przez Miłość, przeznaczonym dla szczęścia, a jakże często nic o tym nie wie. Powiedz, synu, czy to nie jest straszne. Ks. Józef: — Tak, oczywiście.
Maryja: — Jednym zdaniem: ludzie pożądają zapewnienia, że są miłowani. Jeżeli spotkają się z Synem moim, uwierzą Mu. Waszym celem, celem całego Kościoła jest ułatwienie człowiekowi spotkania z Bogiem. Co więc powinno być celem wydawnictw religijnych? Ks. Józef: — Doprowadzenie ludzi do Boga, do Bożej miłości.
Maryja: — Również dlatego Bóg stał się człowiekiem, abyście Go mogli ujrzeć, rozpoznać, zawierzyć Osobie, która wydała się na śmierć, aby każdego z was uratować i uszczęśliwić. Powiedz Mi, synu, czy zgadzasz się z moimi słowami.
Ks. Józef: — Trudno z tymi słowami się nie zgodzić.
Maryja: — A powiedz Mi, czy to nie jest proste?
Ks. Józef: — To jest proste, jasne i zrozumiałe.
Maryja: — No to na tym skończymy rozmowę o wydawnictwie (na dzisiaj). Jarku, chyba zgodzisz się z tym? Wiele z tobą mam jeszcze do porozmawiania na te tematy, ale przyjdzie na to czas.
Syn mój wysoko ceni trud, wysiłek w pokonywaniu przeszkód
W odpowiedzi na przedstawienie szeregu problemów osobistych Maryja mówi: — Nie chcę poruszać spraw osobistych ogólnie, ale chciałabym ci coś poradzić, jak matka radzi synowi. Wszystkie swoje słabości, wszystko, co nazywasz grzechem, to wszystko co wynika z chwiejności i słabości skażonej natury ludzkiej, oddawaj Synowi mojemu jako swój ciężar i służ Mu jak możesz najgoręcej, pomimo wszystko. Bo nie jest trudno służyć, gdy się jest doskonałym, ale gdzie takiego znajdziesz, synu? Wy doskonalicie się w służbie w czasie, bo podlegacie czasowi. Trudniej idzie się obciążonemu niż temu, kto nic nie niesie. A Syn mój wysoko ceni trud, wysiłek w pokonywaniu przeszkód. Dlatego nie myśl, synu, za wiele o swojej ludzkiej kondycji, a nawet w ogóle nie oceniaj siebie, bo jeśli służysz Synowi mojemu, a Mnie przyjmujesz za Matkę, wszystko powoli zostanie uporządkowane. Mój Syn i Ja zadbamy o to. Przecież cię kochamy. Ks. Józef: — Bóg zapłać, dziękuję. To dla mnie dobra nowina. (...)
Maryja: — Czy naprawdę chcesz, synu, żebym się zajęła tobą jak rodzona matka? Ks. Józef: — Bardzo tego chcę. I jest to dla mnie jedyna nadzieja i jedyny ratunek. Maryja: — W mojej pomocy ratunek jest pewny. Pragnę objąć was moją miłością, przytulić, uspokoić i przekazać wam pokój Boga, radość i pewność Jego miłości. Przyjmijcie błogosławieństwo Boga w całej świętości majestatu Trójcy Świętej. Przyjmijcie Jego miłość i Jego nieskończone dla was miłosierdzie. +
To wasza miłość powoduje, że mogę występować śmiało w waszej obronie 18 VII 1992 r. Anna, o. Jan, Grzegorz Mówi Maryja w odpowiedzi na pytania ojca Jana: — Czasy obecne są rzeczywiście moją epoką, ponieważ staram się ratować was tym gorliwiej, im bliżsi jesteście zatracie. Dlatego Syn mój na krzyżu oddał was (ludzkość) mojej macierzyńskiej opiece. Ostatnie dziesiątki lat świadczą o tym, że robię co mogę, aby was ratować (Cudowny Medalik, La Salette, Lourdes, Gietrzwałd, Fatima...). Portugalię udało Mi się uratować od wojny (II wojny światowej), was nie. Ale byłam przy śmierci każdego mojego polskiego dziecka. Teraz zaś mogę zapewnić wam bezpieczeństwo, jeżeli zdecydowanie i powszechnie nie odrzucicie Mnie jako swojej Królowej i Matki. Lecz pewna jestem waszej miłości. Bardzo pragnę jak najszybciej dać wam się poznać powszechniej jako wasza troskliwa i kochająca Matka i jako pani waszych losów. To wasza miłość powoduje, że mogę występować śmiało w waszej obronie i dbać o uchronienie was przed najgorszym złem, jakie teraz zagraża światu. Synu, mów o tym, że uprawnienia do specjalnej troski daliście Mi sami waszą wiernością i miłością. Mówię tu o wielu pokoleniach, nie tylko o was, dziś żyjących. (...) Ja jestem w pełni zjednoczona z moim Synem i służę Jego planom uratowania ludzkości. A ponieważ mogę na was liczyć — w skali narodu (wraz z Polonią) — was pragnę uczynić najbliższymi współpracownikami. Maryja popatrzyła na naszą trójkę, z uśmiechem i powiedziała: — Przecież już to robicie...
Jak bardzo musicie się zmienić, wydorośleć, zapragnąć służby bliźnim waszym — Jeżeli zechcecie, możecie liczyć na moje przewodnictwo w służbie Bogu. Tyle bied wam dolega. Trzeba się zająć domami dziecka i domami starców, dziećmi z rozbitych rodzin, dziećmi chorymi i upośledzonymi, młodzieżą, narkomanami, alkoholikami. Trzeba w was wszystkich rozwijać miłość społeczną, odpowiedzialność chrześcijańską (Maryja nawiązuje do wydarzeń w Laskach, Józefowie, gdzie były konflikty z mieszkańcami związane z domami dla dzieci chorych na AIDS). Tyle jest wśród was zatwardziałości w grzechu, zawiści wzajemnej, tyle zagubienia, niezrozumienia celu i sensu życia, a przecież Ja w tym wszystkim mogę wam pomóc i mówię wam o tym. (...) Moja działalność w świecie jest ponad wszystkimi ruchami. Jest moim wołaniem do narodów, do całej ludzkości. Czy wobec tego możesz zrozumieć, jak dramatyczna jest wasza sytuacja, jak bliskie i powszechne zagrożenie? W Fatimie mówiłam o tym w czasie trwającej okrutnej wojny (I wojny światowej — 1917 r.). Zapowiedziałam następne wojny, jeśli się nie zmienicie. Teraz wołam do was wobec zagrożenia całej ludzkości: Ratujcie się, przychodźcie do Mnie, bo Ja was potrafię osłonić moim płaszczem. Anna: — Płaszcz jest symbolem orędownictwa, opieki Maryi.
Maryja: — Jestem waszą ostatnią ucieczką, bo sam Bóg ustanowił Mnie waszym ratunkiem. Dzieci, uciekajcie się do Mnie, liczcie na Mnie, skupiajcie się przy Mnie, a Ja was nie tylko uchronię, ale wraz z wami rozpocznę budowę nowego, odrodzonego świata tu, w waszym kraju. (...) Jestem Matką każdego człowieka i pragnę pociągnąć ku Synowi mojemu przede wszystkim tych, którzy są najbardziej zagrożeni: niewierzących, odstępców, grzeszników obciążonych zbrodniami, których tylko przelana za nich Krew Syna mojego może uratować, jeśli Jemu zawierzą. Was, Polaków, jako moje dzieci, przede wszystkim zapraszam do współpracy nad ratowaniem sąsiadów waszych. Pragnę, abyście chcieli wraz ze Mną torować drogi Jezusowi do ich serc. Jak bardzo musicie się zmienić, wydorośleć, zapragnąć służby bliźnim waszym (zamiast służenia sobie, dbania o własne korzyści). Ale w tym wszystkim mogę wam pomóc — jeśli zechcecie. Jak jednak możecie zapragnąć tej służby, nie wiedząc nic. Czy widzicie, ile od was samych zależy? Odmawiamy „Apel Jasnogórski". — Tulę was do serca, dzieci. Kocham was, liczę na was. Błogosławię wam w imieniu Boga Najwyższego w pełni majestatu chwały Jego. +
Pan, Bóg mój, zlecił Mi... funkcję proroka i wychowawczyni 19 VII 1992 r. Anna, Grażyna, o. Jan, Grzegorz, Łukasz Po Mszy św. odprawionej przez o. Jana zwracamy się do Matki Bożej:
Anna: — Matko, chcemy z Tobą rozmawiać.
O. Jan: — Chodzi o przedmowę do wyboru Twoich słów.
Maryja: — Powołuj się na moją misję w świecie. Dzisiaj mówiłeś w homilii, że Jezus powierzył was Mnie jako Matce.
O. Jan: — Czy można powiedzieć, że w Starym Testamencie byli prorocy, a w XIX, XX wieku rolę tę pełni Maryja przez objawienia w La Salette, Fatimie...? — Treść moich słów można tak określić. Ale teraz, kiedy ludzkość jest tak bardzo zagrożona, a jednocześnie tak ogromnie niedojrzała, Pan, Bóg mój, zlecił Mi — właśnie jako Matce waszej — funkcję proroka i wychowawczyni zarazem. Nazywacie Mnie „Pośredniczką łask", „Ucieczką grzeszników", „Pocieszycielką", a wy, Polacy, nazywacie Mnie Królową waszą. Królowanie wam jest dla Mnie przede wszystkim obowiązkiem ostrzegania was, prostowania waszych dróg i prowadzenia was nimi ku Bogu. Władca powinien być odpowiedzialny za swoje królestwo, zwłaszcza jeżeli otrzymał je od Boga. Czuję się odpowiedzialna wobec Boga za istnienie wieczne każdego z was, ludzi, ale tu, w moim kraju, odpowiedzialność moja wzrasta, ponieważ wy polegacie na Mnie. Tak przynajmniej uważam. Przecież nieustannie wołacie do Mnie: „Módl się za nami grzesznymi teraz i w godzinę śmierci naszej". Nadchodzący czas będzie okresem śmierci nagłej i niespodziewanej dla dużej części ludzkości. Tym bardziej zależy Mi na uchronieniu was przed wszelkimi zagrożeniami, lecz przede wszystkim przed śmiercią wieczną. Dlatego wszystko czynię w tym celu, abyście się nawrócili i nie zginęli. Maryja nawiązuje tu do słów Pana z Księgi Ezechiela 33, 11 „nie chcę śmierci grzesznika, ale aby się nawrócił i żył" i dodaje: — On (Ezechiel) dobrze to rozumiał. Dlatego pragnę, abyście zapoznali się ze słowami Syna mojego, a wiedzieli też, co Ja wam w Jego imieniu mówię. Cokolwiek bowiem mówię wam, czynię to z woli Boga, który się nad wami lituje i uratować was pragnie. A teraz, synu mój, pytaj, a Ja ci odpowiem z radością. O. Jan rozmawia z Maryją: — Mam wiele prac do wykonania w najbliższym czasie... — Synu, a co uważasz za najpotrzebniejsze? — Przedmowę. — No to sam sobie odpowiedziałeś. — Pozostaje mi tylko 20 dni... — Ale to jest najkrótszy z tekstów. Nie mówię ci, żebyś pisał dużo, ale żebyś powiedział wyraźnie o mojej roli jako Matce ludzkości i Matce Kościoła. Bo jeśli tego nie przyjmiecie, to znaczy, że odmawiacie Mi tych uprawnień. Czyż nie potraficie zaufać słowom Boga i moim, nawet jeżeli sami nie wierzycie w nasze ostrzeżenia i nadal nie jesteście zdolni do przewidywania strasznego końca waszej globalnej polityki zastraszania, gwałtu i przemocy? W Jugosławii ostrzegałam, prosiłam, błagałam, tłumaczyłam i namawiałam do pojednania się, uszanowania godności ludzkiej i uznania w każdym człowieku dziecka Bożego w pełni jego praw. Nie przyjęliście głęboko i poważnie moich słów, bo nie widzieliście bezpośredniego zagrożenia, dopóki nie nadeszło. Chciałam uratować te ziemie od mordu, nienawiści, strachu, głodu i nędzy. Nie uwierzyliście Mi dostatecznie. Może wreszcie naród, który Mnie swoją Królową nazywa, przyjmie do serca moje ostrzeżenia rozumiejąc, że są to słowa macierzyńskiej miłości. O. Jan: — Według Soboru pasterze Kościoła powinni rozeznawać objawienia. Powołują oni cenzorów, którzy są wobec nich odpowiedzialni... Maryja: — Tak, ale ty nie będziesz pisał w formie oceny cenzora, ale w formie opinii specjalisty teologa i filozofa z wszystkimi tytułami, jakie uzyskałeś. Synu, nie martw się z góry, pomogę ci. Przecież pisząc to współpracujesz ze Mną w tej samej intencji ratowania was wobec wszelakich zagrożeń. (...) Synku, już ci mówił Jezus, że liczy się z twoją fachowością. Nie musimy ci podpowiadać, bo naprawdę zyskałeś dużą wiedzę. I co więcej, kochasz nas. O. Jan: — Pan życzył sobie, żeby wszystkim rektorom seminariów duchownych ofiarować „Misję samarytanina". Zostali jeszcze rektorzy jezuiccy; w Krakowie i Warszawie jeszcze tekstów nie dałem. Pan odpowiada: — W Krakowie możesz, bo tam cię znają, a tu nie spiesz się. Czy nie wiesz, że najtrudniej prorokować we własnym domu?
Maryja: — Synu, czemu dajesz się prowadzić na manowce lęków i strachu? O. Jan: — Ja tylko przewiduję ewentualności. — Nie przewiduj. (Maryja wskazuje na przykład człowieka, który postanowił wybudować większe spichlerze i gromadzić skarby, a przyszło mu umrzeć Łk 12, 18—21). Czy nie wystarcza ci, że cię kochamy? Mój, synu, oddaj wszystko, co cię niepokoi w moje ręce. Przecież masz mądrą i doświadczoną Matkę. O. Jan: — Dziękuję bardzo...
Maryja: — Przyjmij błogosławieństwo Pana przez moje ręce i odrzucaj wszystko, co cię niepokoi. Bo wiesz przecież, że mam odwiecznego wroga, który usiłuje zniszczyć moje posłannictwo w świecie i nie ustaje w swoich staraniach. Przyjmijcie, dzieci, błogosławieństwo Pana. + Po wyjściu o. Jana i przerwie wracamy do rozmowy. Grzegorz pyta: — Mam pewne rozterki, Matko, w związku z wakacjami. Plany mamy takie bogate (Francja, Szwajcaria), że aż boję się jakiejś zachłanności, swojego rodzaju postawy „konsumpcyjnej". Jak tu zachować rozsądek? Maryja: — Bardzo to proste, synu. Proś, żebym towarzyszyła wam przez cały czas. I bądź spokojny, bo Matka pragnie radości swoich dzieci, a nie ich kłopotów. Grażyna: — Chciałam podziękować za pomoc w dotychczasowej pracy. Maryja: — Córeczko, teraz przygotuj się do wypoczynku (urlopu), a po powrocie będziemy mówili o twojej pracy, jeśli będziesz Mnie pytała.
Grzegorz: — Matko, właściwie zrezygnowaliśmy już z planów dojechania do Lourdes; jedziemy tylko do La Salette. Ale może to Ty chciałabyś nas widzieć w Lourdes? Maryja: — La Salette jest w tej chwili bardziej aktualne niż Lourdes. I żebyście nie zaczęli się zabawiać w „zaliczanie" sanktuariów maryjnych. Macie Jasną Górę, tam zawsze możecie się udać. W La Salette po wyjściu ze świątyni pomilczcie trochę ze Mną. I proście ze Mną za świat. Bądźcie ostrożni (na autostradach, szosach), nie spieszcie się. Cieszcie się tym, co możecie oglądać. I trwajcie przy Mnie. W każdej miejscowości, w której jesteście, oddawajcie Bogu mieszkańców z prośbą o objęcie ich opieką Bożą, o ich nawrócenie. Wtedy będziecie orędować wraz ze Mną. Co jeszcze, dzieci? A ty, Łukaszu? — Ja chciałbym prosić za (tu Łukasz wymienia kilka osób) i za moich przyjaciół ze służby medycznej, z którymi nie pójdę w tym roku na pielgrzymkę. I za moje egzaminy we wrześniu... Maryja: — Wiesz, kiedy będą szli, każdego dnia możesz Mi ich oddawać (włączać się duchowo w ich służbę). Bo Ja się cieszę, kiedy wy pamiętacie wzajem o sobie. A do egzaminów to jeszcze dużo czasu. Chciałabym, żebyście byli w dwóch miejscach: w Taize i w La Salette. A reszta to już jak wam się ułoży. Pozostańcie, dzieci, w pokoju. Przecież macie Matkę, która nigdy o was nie zapomina. Dzieci, skończymy dzisiejszą rozmowę wspólnym odmówieniem aktu uwielbienia Boga. Odmawiamy „Magnificat".
Bóg powołuje do współodpowiedzialności za świat 20 VII 1992 r. Anna, o. Jan, Tomek, Grzegorz — Jak określić całość przekazu? Czy jako orędzie prorockie? Byłoby to wskazaniem na przymierze... z naszym narodem — o. Jan pyta jeszcze raz w sprawie przedmowy do książki „Zaufajcie Maryi". — Przymierze z Bogiem nie jest zamknięte przed żadnym narodem. Grzegorz: — To bardzo ważne stwierdzenie. Żebyśmy tego nie rozumieli jako „wybrania".
Pan: — Źle rozumiecie słowo „wybrany". Zaproponuję wam właściwy sens. „Wybrany" człowiek czy naród, czy grupa ludzi, np. zakon, oznacza to samo co „powołany", czyli słowo to odpowiada na pytania „przez kogo" i „w jakim celu". Powołać was może tylko Ten, który dał wam istnienie (bo tylko On ma do tego prawo). Jeśli ktokolwiek inny was powołuje, robi to bezprawnie. Bóg obdarzył was wolnością. Ale jeśli powołuje, to powołuje do współodpowiedzialności za świat, powołuje do współpracy ze sobą dla służby światu (ludzkości, a właściwie całej ziemi). Zamiast pozwolić wam dyskutować, wszedłem w waszą rozmowę, żeby szybko sprostować wasze wyobrażenia. A teraz, Janie, przejdźmy do konkretów. Czym jest wobec tego powołanie prorockie? O. Jan: — Głosić słowa Pana do ludu, który jest w przymierzu.
Pan: — Może ściślej: jest to powołanie herolda Pana, czyli zaufanego pośrednika pomiędzy wolą Władcy a Jego ludem. A teraz powiedzcie Mi, dzieci, jakie z tego wyciągacie wnioski (jak rozumiecie „wybranie"). O. Jan: — Wola Pana głoszona przez pośrednika—herolda zawsze dotyczy sytuacji w konkretnym momencie historii.
Grzegorz: — Ja zwróciłem uwagę na to, że herold jest „zaufanym pośrednikiem". Wynika stąd, że ma sam żyć w zaufaniu.
Anna: — I Pan mu ufa. To jest najdziwniejsze.
Grzegorz: — A czy jest ktoś z ludzi bardziej godny zaufania Pana niż Maryja? Tomek: — Trzeba wypełniać tę wolę Pana.
Anna: — Tak. Pan mówił kiedyś, że od proroków nie żąda się świętości, ale przede wszystkim wierności swemu zadaniu.
Pan: — Mówiłeś, Janie, dzisiaj, że lud Boży ma udział w funkcji pasterskiej, prorockiej i kapłańskiej. A teraz pytam was, jaką cechą powinny się charakteryzować pozostałe powołania (tj. pasterskie i kapłańskie). Maryja: — Ja myślę, że tak samo wiernością.
Grzegorz: — Uważam, że w funkcji pasterskiej — miłość do osób powierzonych opiece. Pamiętam też wniosek z dawnych dyskusji, że zadaniem kapłana jest przybliżanie świętości Boga. Tomek: — Istnieją pewne dary, które Pan Bóg daje...
Anna: — Żeby ułatwić nam wybór, Pan daje nam miłość do tej drogi.
Pan: — Żadne powołanie nie może być pełnione bez miłości.
Grzegorz: — Ksiądz Tadeusz Fedorowicz powiedział niedawno, że z perspektywy całego życia widzi sens kapłaństwa jako „dawanie świadectwa". O. Jan: — Powołanie kapłańskie to jest pośredniczenie, a pasterskie to służba. Pan uśmiecha się i mówi: — Przecież każdy kapłan powinien być pasterzem. Kapłan jest przez Boga mianowany dla ludzi. No to, dzieci, podsumujcie teraz sami (te trzy rodzaje powołania). O. Jan: — Sobór mówi o trzech funkcjach jednej misji Ludu Bożego.
Pan: — Co myślicie o tych trzech zadaniach Ludu Bożego, którym jesteście? O. Jan: — Pośredniczyć między Bogiem a ludźmi, dawać świadectwo, głosić wolę Bożą, składać ofiarę zbawienia...
Pan: — To jest specyfika kapłaństwa, tak jak specyfiką kobiety jest macierzyństwo. Nie mówmy tu o tym, ale o sensie duchowym.
Tomek: — Żyć duchem Pana Jezusa.
Pan: — Wy jesteście dla świata jeszcze nie nawróconego dowodem, że Ja jestem („Jestem, Który Jestem" w znaczeniu: Jestem, byłem i będę jako Osoba). Pomyśleliśmy o komunistach. Pan komentuje: — Komunizm nęcił ludzi wartościami takimi jak równość, dobrobyt. Dopóki ludzkość jest wciąż nieświadoma, niedojrzała i naiwna do tego stopnia, że daje sobą manipulować każdemu, kto w dążeniu do władzy posługuje się metodami kłamstwa, oszustwa i używa wszystkich innych metod szatańskich, z których najważniejszą (taką, po której można szatana rozpoznać) jest wprowadzanie podziałów pomiędzy ludźmi i nienawiści, dopóty wy, moi przyjaciele (ludu Boży), jesteście w stanie stałej walki. Są dwie postawy Kościoła: wytrwać w obronie lub zdobywać.
Tomek: — Jak tę walkę zaczepną prowadzić?
Pan: — Do walki zaczepnej prowadzi was stale Maryja. Bo Ona wykonuje moje plany. Jako Matka i jako Królowa przewodzi tym, którzy walczą. Szkoda, że tak wielu z was traci wolę walki i staje się dezerterami z frontu Kościoła walczącego (uwaga, Kościoła walczącego a nie „wojującego"; dezerterami tymi są np. zakonnicy i księża, którzy porzucili swoje powołanie, katolicy, którzy skupili się na dobrach tego świata itp.). No, dzieci, jakie macie jeszcze pytania w związku z tym? Tomek: — A walka obronna? Anna: — Wytrwać w wierności. Taką sytuację mieliśmy w Polsce Ludowej. Pan: — Wiele krajów w tym nie wytrwało (mniej im na tym zależało). Anna: — Wtedy zamierają powołania. Wszystko powoli więdnie. Rumunia jest przykładem, Bułgaria... Pan uzupełnia: — Przykładem (pozytywnym) są też wszyscy znajdujący się pośród wrogów, np. katolicy w Chinach. Postawa wytrwania w wierności temu, co się samemu wybrało jako miłości godne, bywa zaczynem późniejszego nawrócenia szerokich kręgów ludzi, którzy się stykają z moimi naśladowcami. (Pan przypomina tu słowa, że krew męczenników była zasiewem późniejszego Kościoła). Kiedy chciałem wam ukazać postawę mojego ukochanego syna, Emila (gen. Emila Fieldorfa, „Nila"), pragnąłem, żebyście zobaczyli, jak prawdziwie bohaterska jest postawa wierności i wytrwałości w prześladowaniach (aż do śmierci). Czy już wyjaśniona jest sprawa, czym jest powołanie prorockie i czym wybraństwo?
O. Jan: — Tak.
Tomek: — Ja dziękuję za te słowa. Mam poczucie, że to rozumiem; nawet mam jakieś doświadczenia.
Anna: — Wierność to jest stan wytrwałości. Można ją określić w szczytowym nasileniu jako męstwo. To nie jest odwaga (w czynie), ale wytrwałość. To jest wierność Bogu. Przede wszystkim wierny jest Bóg. On podtrzymuje wierność sługi. Bóg wie, że człowiek jest chwiejny, słaby i zmienny.
Nie daj się straszyć nieprzyjacielowi O. Jan: — Zastanawiam się, co z dzisiejszych słów uda się wykorzystać w przedmowie?
Grzegorz: — Uważam, że dużo.
Pan: — Janie, Janie. Przed chwilą Anna mówiła o wierności. Oprzyj się na niej: licz na Mnie. Kiedy zaczniesz pisać, otrzymasz światło (nie teraz, lecz wtedy). Nie chciałbym, żebyś pisał to, co Ja ci dyktuję, bo wtedy nie miałbyś w tym żadnej zasługi. Wdajemy się w dygresje. Pan po chwili mówi do ojca Jana: — Synu, dam ci prostą radę. Zasiądź do pracy, powiedz, że poświęcasz tę pracę „ad maiorem Dei gloriam" dla uczczenia i ukazania, zbliżenia ku ludziom postaci Matki mojej. I powiedz Mi: „Jezu, pomagaj, bo Tobie jeszcze bardziej na uczczeniu Matki Twojej zależy". Jeżeli ci coś nie wyjdzie od razu, poprawisz, zmienisz, wykreślisz. Nie martw się niczym z góry. A przede wszystkim nie daj się straszyć nieprzyjacielowi, który usiłuje za wszelką cenę zniszczyć w sercach waszych cześć i miłość do mojej Matki. Przecież wiesz, że on jest Jej największym wrogiem. Dlatego też lekceważ go i nie bierz pod uwagę żadnych obaw i lęków. O. Jan: — Tak uczynię. Pan dalej rozmawia z o. Janem: — Dlatego mówię ci „zwróć się do Mnie", a nie do Matki mojej, że to Ja pragnę wynieść Ją i ukazać osieroconemu światu potrzebującemu Matki. A teraz, Janie, na czym jeszcze ci zależy? — Poproszę o błogosławieństwo. — Naprawdę nie sądź, że potrzeba więcej jak dwie, trzy strony. — Bardzo dziękuję. — No, mam nadzieję, że już się nie boisz. Synu, jeżeli ty jesteś wierny, tym bardziej możesz zaufać wierności mojej. Powiedz, czy naprawdę kiedykolwiek cię zawiodłem? — Doprawdy nie. Nigdy. Dlatego dziękuję bardzo. Sześć lat już współpracuję z Anną, ale żadnego ciężaru nigdy nie odczułem. — Mówisz, że nie odczułeś ciężaru. A teraz powiedz Mi, co zyskałeś. — Wielką radość i szczęście współpracy w dziele zbawienia dzisiejszego świata. — A czy czasem nie widzisz teraz więcej i nie rozumiesz lepiej moich planów? — Im częściej te same teksty czytam, tym lepiej je rozumiem. I zachowują swą świeżość przy ponownym odczytaniu. — Cieszę się, że was nie nudzę... (Pan mówi to żartobliwie)
Anna: — My się cieszymy Tobą, Twoją obecnością. Ale długo trwało, zanim uwierzyliśmy, że Ty się cieszysz przebywając z nami.
Pan powtórzył z westchnieniem (i lekkim wyrzutem): — Czyż Ojciec nie cieszy się, że może być ze swoimi dziećmi...? Ale teraz już wierzycie.
Anna: — Tak, Panie. Cieszymy się, że Ty wchodzisz w rozmowę z nami, że swoją obecność tak ujawniasz. To jest wielka radość. — Teraz, Janie, daję ci moje błogosławieństwo na cały czas aż do następnego spotkania. Przecież wiesz, że kocham cię, synu. Daję ci moje światło, mój pokój, moją radość. I dam ci też precyzję w wyrażaniu myśli w twojej przedmowie. Bądź tego pewien. Pisz tak, aby jej treść pozytywna oparta była na argumentach rozumowych. Błogosławię ci, synu, w imieniu Ojca, moim i Ducha Świętego — w całej pełni Trójcy Świętej.
Jestem Królową Pokoju 7 VIII 1992 r. Anna Zwracam się do Maryi: — Proszę Cię, Matko, o rozmowę. — Jestem przy tobie, córko. Wiem, że martwisz się przedmową. Nieprzyjaciel stara się ze wszystkich sił nie dopuścić do wydania książki, ewentualnie opóźnić je. Zatelefonowałam do ks. dyrektora w chwili, gdy akurat zaczynał pisać do o. Jana w sprawie przedmowy. Umówiliśmy się na 24 lipca. Maryja: — Czy widzisz, córeczko, że i Ja działam?
Anna: — I to jak, Matko! Od razu coś się wyjaśnia i następuje uspokojenie. — Jestem Królową Pokoju. (Maryja mówi to z uśmiechem, a ja zrozumiałam, że władza Maryi rozciąga się na wszelki pokój — nie tylko polityczny, lecz i na wewnętrzny spokój poszczególnych ludzi.) (...) Błogosławię cię, Anno, w imieniu Pana. +
Wszystkim zajmie się Matka moja 24 VIII 1992 r. Anna, o. Jan, Grzegorz Mówi Pan: — Moi kochani przyjaciele. Staraliście się wytrwale i przez wiele dni poprawić tekst, tak żeby brzmiał jak najlepiej, a ponieważ Ja byłem z wami, sam wskazywałem wam miejsca niezbyt precyzyjne lub mające braki. Przecież wam to obiecałem (Pan mówi to z lekkim wyrzutem). (...) Moje dzieci. Dziękuję wam za wasz wkład pracy w książkę (Zaufajcie Maryi), którą pragnę wam (Polakom) dać ku ratunkowi waszemu. Obiecuję wam, że towarzyszyć jej będzie moje błogosławieństwo i łaska otwarcia się waszych umysłów na słowa moje i Matki mojej. Kiedy książka wyjdzie, spełniony zostanie pierwszy etap mojego planu ratowania was. Zrozumiecie, kim jest dla waszego narodu Maryja, jak bardzo was kocha i jakie ma plany pomocy wam. Pamiętajcie, że Ona buduje Mi tron w waszym kraju. Ale robotnikami budowy musi być cały wasz naród. Czas już, dzieci, abyście przystąpili teraz do omawiania z Matką moją następnych etapów współpracy. Pragnie Ona, aby w Polsce powstawały stowarzyszenia i grupy ludzkie przeciwstawiające się stowarzyszeniom masońskim, które opierają się na wartości pieniądza, prestiżu i władzy, aby realizować swoje plany (plany szatana) poza Mną, a w istocie przeciw Mnie, bowiem pragną niszczyć działanie moje w duszach ludzkich. Takie grupy, zwiastujące nowy sposób życia społecznego w waszym kraju, muszą być oparte na miłości wzajemnej, zrozumieniu wspólnoty celu i na czynnej miłości bliźniego (pełnieniu miłosierdzia). To są te „zespoły" ludzkie, o których mówiliśmy wam dużo od początku. O wszystkim opowie wam szczegółowo Matka moja, a Ja każdego, kto przeczyta tę książkę, pobudzać będę w duszy do szukania swojego miejsca działania. A wtedy zaczniecie gromadzić nowe teksty, rozpoczynając od miejsca, w którym zakończyliście ten tom. Nie martwcie się, dzieci, bo wszystkim zajmie się Matka moja, która zna wasze serca. Błogosławię was, moje kochane dzieci. Błogosławieństwo moje przekażcie też ks. dyrektorowi, którego będę wspomagał, gdyż nie zawiódł oczekiwania mojej Matki. A teraz tulę was do Serca, błogosławię każdemu na jego najbliższe tygodnie. Mamy wrażenie, że Panu trudno jest się rozstać z nami. Budzi to nasze zdziwienie i radość. Pan ponawia swoje błogosławieństwo: Kocham was, dzieci. Cieszę się wami. Dziękuję wam za waszą wytrwałą miłość, za radość, którą Mi tym sprawiacie. Matka moja dołącza się w tym do Mnie (w tej radości). Daję wam moje błogosławieństwo. +
Dzieci, Ja cieszę się wami 25 VIII 1992 r. Anna, Grzegorz Grzegorz: — Chciałem bardzo podziękować za wakacje.
Odpowiada Maryja: — Pragnęłam, abyście odczuli moją miłość, tak jak wy pragnęliście odwiedzić ośrodki mojego działania.
Anna: — Chcieliśmy dzisiaj spotkać się z Tobą, Matko, i z Panem. Stęskniliśmy się za rozmową. Ale oddajemy inicjatywę...
Grzegorz: — Jestem pod wrażeniem tekstu — „podpowiedzianego" przed chwilą przez Pana jako poprawka do książki — mówiącego o ogromnej odpowiedzialności za nasze czyny. Tak jak możemy modląc się za innych przyczynić się do ich zbawienia, tak możemy też przyczynić się do tego, że siebie potępią na wieczność. Możemy na przykład odtrącić kogoś, zrazić, w chwili gdy bardzo potrzebuje pomocy; może to być ktoś, w kim dojrzewa decyzja samobójstwa. Anna: — Ile takich zachowań mamy „na koncie"! I jak bardzo trzeba za to przepraszać (tego przecież nie sposób „odrobić").
Pan: — Oddajcie Mi w tej chwili wszystkie wasze lęki i obawy w tych sprawach i proście Mnie o naprawienie wszystkich waszych niedopatrzeń przez moje miłosierdzie. Anna: — Oddajemy Ci je, Panie — wszystkie. Zrozumiałam, że jest to u nas przejaw braku współodczuwania z drugimi (empatii).
Grzegorz: — Przypomina mi się rada Pana sprzed kilku lat dla Zbyszka odnośnie do codziennego „rachunku sumienia" w postaci trzech pytań: — Kogo postawił Pan dzisiaj na mojej drodze? — Jakie były potrzeby tego człowieka? — Jak na te potrzeby odpowiedziałem? I czy w ogóle odpowiedziałem? Gdybyśmy zwracali uwagę na potrzeby drugich...
Po chwili ciszy Pan zaczyna rozmowę, na inny temat: — Moi drodzy. Dałem wam pomoc ojca Kazimierza, ponieważ on ma te dary i umiejętności, które uzupełniają wasze. A po to je otrzymał, aby nimi służyć, i wie o tym. Nie sądzę, abym się na nim zawiódł. Ale dajcie mu czas, aby zapoznał się z tym, co otrzymał. Pomogę mu, aby wykorzystał nasze teksty. Rozpraszamy się, po czym zażenowani, przepraszając, wracamy do rozmowy. Pan to rozumie i pociesza nas: — Dzieci, Ja cieszę się wami.
Ponieważ żyjecie w czasie, wybory wasze są nieustanne Ku zaskoczeniu Anny (Anna mówi, że myślała „sobie" i zapomniała, że Pan słyszy nasze myśli) Pan nawiązuje teraz do jej myśli: — Mówiłaś Mi dzisiaj, Anno, że Ja odkupiłem was swoją ofiarą, ale nie można wejść do mojego domu inaczej niż przez strasznie ciężkie życie. Słowem, myślałaś, że każdy z was nadal opłaca swoim życiem cenę wejścia do Mnie. Widzisz, od czasu grzechu pierworodnego każdy z was osobiście, imiennie opowiada się za Mną. Ponieważ żyjecie w czasie, wybory wasze są nieustanne, ale możecie też każdy zły wybór naprawić, a nawracając się ku Mnie, zyskujecie doświadczenie i pogłębiacie zrozumienie (błędów). Po wtóre, myślałaś o swoim życiu i o życiu wielu (znanych ci) ludzi, iż pozbawione jest radości. Nie wzięłaś pod uwagę, że żyjesz w czasach, kiedy większość ludzkości powstała przeciw Mnie. Dlatego ci, którzy chcą iść za Mną, idą niejako pod prąd — przeciw ogólnemu dążeniu do jak najlepszego „urządzenia się" w życiu (w materii, w tym, co nazywa się „mieć", a nie „być"). Sprzeciwiacie się ogólnym dążeniom, a im bardziej świadczycie o Mnie, tym silniejszy jest opór przeciw wam (opór świata, lecz również opór sił zła). Ponieważ ty podjęłaś współpracę ze Mną, powinnaś zrozumieć, że twoje świadectwo jest trudniejsze. Anna: — We współpracy z Panem nie mogę świadczyć o tym, że to „się opłaca", przeciwnie.
Pan: — Są ludzie, którzy potrafią pogodzić służbę światu i Mnie, ale prędzej czy później doprowadzam ich do tego, że muszą wybierać: miłość do Mnie czy miłość do siebie samego. A zdarza się często, że tak się pogrążyli w dogadzaniu sobie, że nie są zdolni porzucić siebie lub czegokolwiek sobie odmówić — więc coraz częściej odmawiają Mi godnego miejsca w swoim życiu. (W znaczeniu: chodzi tu o zakłamanie wielu z tych, którzy głoszą sią publicznie chrześcijanami, a czerpią z tego korzyści dla siebie, zwłaszcza jeśli chodzą w mundurach Pana, jak kler, zakony, ludzie z różnych ruchów i działacze świeccy). A teraz podziękuj Mi, że cię przed tym bronię. Grzegorz: — Prosimy Cię, Panie, za biskupów i dostojników Kościoła, tych których Ty „masz na myśli".
Pan: — O wiele więcej mam takich na Zachodzie. Stali się urzędnikami. I stale przypominają Mi, co dla Mnie poświęcili i co im się za to należy. Czy przypominasz sobie, co pisał Ludwik Grignon de Montfort o czasach ostatecznych? Jak modlił się o dar całych zespołów świeckich świętych? Teraz do walki o swoje prawa powołuję cały lud Boży. Powołuję przede wszystkim świeckich (bo duchowni już są powołani), takie moje „pospolite ruszenie", które będzie „niepospolite", ponieważ Ja będę żył w was. Mówiłem wczoraj, że będziecie rozmawiać z Matką moją o zespołach ludzkich. (...) mam już odpowiednich ludzi. Oczekują Mnie, szukają sensu swojego życia. Ale pragnę, aby tą „zapałka", która zapali przygotowany stos, była książka „Zaufajcie Maryi", a także dla wielu „Misja samarytanina". Anna: — A co chcesz, Panie, nam powiedzieć (jakie zadania przed nami stawiasz)? — W tej chwili tylko to, co wam powiedziałem przed chwilą. Ty powinnaś odpocząć, a ty, Grzegorzu, masz napisać książkę (podręcznik). — Oddajemy Ci, Panie, ciężko chorego Mariana i prosimy za jego rodzinę. Proszę Cię o Twoje wychowanie dla Eli... — I „niech się dzieje wola Twoja" — „podpowiada" Pan.
Anna mówi o bardzo niedojrzałych postawach niektórych znajomych, o sytuacjach, które ją aż bolą. Pan odpowiada: — Oddawaj Mi wszystko, co cię boli, i to natychmiast. Wiem, że czasem musisz to wyrzucić z siebie, ale pamiętaj, że tym, który może coś naprawić, jestem tylko Ja. Anna: — Chciałabym czasem zobaczyć Twoje działanie. A ja nie widzę żadnych skutków. Pan odpowiada z uśmiechem: — A nasza współpraca? Prosiłaś o to w obozie (łagrze) i dałem ci więcej, niż mogłaś sobie wyobrazić. Proszę cię, córeczko, nie zachowuj się tak, jakby twoje życie miało się już skończyć. Po chwili ciszy Pan dodaje (odpowiadając na myśli Anny): — Wiem, że jesteś zmęczona. Grzegorz spostrzegł, że powinien niedługo wracać do domu. Anna: — Panie, Grzegorz się spieszy. Co chcesz mu powiedzieć? — Co chcę mu powiedzieć — powtórzył Pan — kocham cię, synu. Jestem pewien, że nie zdradzisz Mnie nigdy. Dlatego mogę budować na tobie moje plany. To są dopiero początki. Grzegorz: — Pragnę Cię nie zawieść.
Pan: — Zawsze cię podtrzymam, ile razy zwrócisz się o to do Mnie. A teraz, synu, skończmy rozmowę, bo już czas na ciebie, a i Anna jest zmęczona. Obejmuję was oboje, przytulam do serca i nasycam moją radością — ponieważ zapewniam was, że będzie lepiej. W waszym kraju będzie lepiej. Jak przedziwnie moja Matka działała wśród was, że myśl o wojnie bratobójczej budzi w was taką odrazę. Matka moja wkracza coraz silniej w wasze życie, a w czasie ogólnych kataklizmów, które są już bardzo bliskie („na dniach"), zobaczycie Jej moc. Bo Ona pragnie i potrafi ujawnić wszystko, co zdrowe w waszym narodzie, i dopuścić do władzy tych, których sama sobie przygotowała. Anna: — Dzięki Ci, Panie. I proszę Cię o pomoc dla księży na misjach. I dziękuję Ci za ks. Kazimierza. Wszystko, co mu mówiłam, przyjął. Pan: — No tak, on ma to wszystko w sercu. Teraz zobaczymy, czego dokona.
Anna: — Dziękuję Ci, Panie, za ten przekład „Pozwólcie ogarnąć się Miłości" na japoński. To zaskakujące.
Pan: — Tam gdzie ktoś poważnie przyjmuje moje słowa i chce Mi służyć, tam go wspomagam. Błogosławię was oboje. A ty, Grzegorzu, powiedz Grażynie ode Mnie: „Będzie lepiej. Nie załamuj się, córko, bo Ja liczę na ciebie". +
Dla każdego z was wybieram to, co jest dla niego najłatwiejsze do pokochania 28 VIII 1992 r. Anna, o. Julian (misjonarz na Dalekim Wschodzie), Grzegorz Po dłuższej rozmowie (o. Julian mówił m.in., że dwa razy w życiu usłyszał radę od Pana w sprawie powołania i posłuchał jej ) zwracamy się do Pana: Anna: — Prosimy Cię, Panie. Co chciałbyś powiedzieć ojcu Julianowi?
Pan do o. Juliana: — Mój synu, słuchałem, jak opowiadałeś o swoim wyborze (między dwoma zakonami i o wyborze misji). Powiedz Mi teraz, czy nie zawiodłeś się na mojej radzie? — Nie. — Czy żałujesz, że nie poszedłeś jakąś inną drogą? — Nie. Dziękuję za prowadzenie przez Maryję. — Czy nie sądzisz, że gdziekolwiek indziej zdobyłbyś więcej radości? — Nie. Tam gdzie jestem, jest mi najlepiej.
Anna: — Ojciec ucieszył Pana tą odpowiedzią.
Pan: — Bo widzisz, synu, Ja dla każdego z was wybieram to, co jest dla niego najłatwiejsze do pokochania. A to dlatego, że powołując go do istnienia, z góry obdarowałem go tym wszystkim, czym mógłby Mi na takiej drodze służyć. Dlatego nigdy nikt nie spełni swego życia obficiej niż na tej drodze, którą Ja specjalnie dla niego wybrałem. — Kocham to, co mam: jestem samotny, mam pracę duszpasterską, jestem dominikaninem, jestem kapłanem, jestem w kościele Matki Bożej Niepokalanej... — Synu, powiedziałeś to (o kapłaństwie) z takim ociąganiem, a przecież możesz udzielać sakramentów! (Dla Pana jakby najważniejsze było odpuszczanie grzechów). W czym pragniesz mojej rady? — Co robić, żeby japońscy dominikanie, hiszpańscy dominikanie, polscy dominikanie byli jednym zakonem dominikańskim, który przekroczy granice narodowościowe. — Za dobrze wam. Na biednych misjach afrykańskich nikt nie pyta o narodowość — mówi Pan. Rozmawiamy o Japonii, o stosunku Japończyków do chrześcijaństwa.
Pan: — Powiem ci, że Japonia będzie się nawracała powoli. Nawróci się goręcej po załamaniu potęgi ekonomicznej i jednoczesnym przejściu przez kataklizmy. Tu cały naród stanie przed widmem zagłady, a upadek i rozpad Stanów Zjednoczonych zmieni ich nawyk naśladowania tego, co bogate i znaczące. Pamiętaj, synu, że Japonia nosi na sobie wielki ciężar nieodżałowanych i nie odpokutowanych zbrodni, przede wszystkim względem Chin. (Ze zbrodniami wobec rasy białej było inaczej, bo zderzyli się ze sobą „drapieżnicy"). Japończycy zostali upokorzeni w swej dumie i wszelkie wysiłki włożyli w to, aby odzyskać poczucie własnego znaczenia. Widzisz, synu, oni o upokorzenie państwa obwiniali wrogów, a przecież sami wychowywali się od wieków w okrucieństwie wzajemnym. Teraz doznają okrucieństwa żywiołów. A z aniołami mojej sprawiedliwości, wykonawcami woli Boga, walczyć się nie da. Mówiłem wam, że runie cały dotychczasowy porządek ekonomiczny. Wszystko to robię dla was, moje dzieci (dla ludzi ubogich, uciemiężonych, bezradnych), abyście mogli dalej żyć w pokoju i rozwijać się prawidłowo w świetle moim (w świetle praw Bożych: nie zabijaj, nie kradnij...).
Pragnę, abyście tworzyli jeden lud Boży Pytaj Mnie, synu, zwraca się Pan do o. Juliana: — Pytanie może małostkowe. Czy potrafimy stworzyć normalne życie dominikańskie w Japonii? — Nie, nie o to Mi chodzi, synu. Pragnę, abyście tworzyli jeden lud Boży, aby nie było w nim dominikanina, jezuity czy świeckiego, żeby nie było Japończyka czy Europejczyka lub Amerykanina (bez uprzedzeń i podziałów na grupy, rasy, pochodzenie, języki i własne tradycje — walczących ze sobą o wpływy i znaczenie). Wciąż wam mówię: zacznijcie od podstaw, sięgnijcie do pierwszych wieków chrześcijaństwa. Przecież dla Azji to są pierwsze wieki. Jeżeli moi uczniowie potrafili pokonać intelektualną pychę grecką, pychę zwycięzców rzymskich, a także różnorodność religii, własnych języków, tradycji i odmienność obyczajową plemion osiadłych Europy, Małej Azji i Afryki, i jeżeli potrafili nawrócić „dzicz" ludów wędrownych (Ostrogotów, Wizygotów, Longobardów, Wandalów i in.), dlaczego sądzicie, że chrześcijaństwo nie jest zdolne do ogarnięcia miłością i braterstwem nowych ludów. Jeżeli tylko chrześcijaństwo nie będzie nim jedynie z imienia? Synu, co jeszcze? Mów to, co dla ciebie najważniejsze. — Jak na tym terenie mam być narzędziem Bożego Miłosierdzia? Jak zrobić, żeby nie tylko w moim kościele był obraz Twojego Miłosierdzia? — Miłosierdzie jest niezbędne każdemu. Dopóki ludzie nie rozumieją, że wszyscy potrzebują miłosierdzia, trudno coś zrobić, ale nadejdzie czas zagrożenia, kiedy nie będą pewni, czy ziemia je przetrwa (ludzkość przeżyje). Mój plan oczyszczenia ziemi mówi o jej późniejszym odrodzeniu. Dlatego postanowiłem zburzyć wszystko to, co przesłania wam prawdę o słabości i bezradności człowieka. Powiedziałem, że ostatnim waszym lekarstwem jest groza. Musicie odkryć waszą zależność, słabość, brak współpracy i miłości społecznej. A teraz, synu, powiem coś „od siebie". Pamiętaj, cokolwiek by się działo, że jesteś moim ambasadorem. Znaczy to nie tylko, że reprezentujesz Mnie, lecz również że za tobą stoi moc Boża, moc nieskończona, skłonna do miłosierdzia, pragnąca ratować, osłaniać was i wspomagać. Ty świadcz o Mnie, a Ja będę pamiętał o Tobie i o moim ludzie w Japonii, który sobie w tych czasach pragnę ukształtować i zakorzenić. A ty nieś im nadzieję. (...) Przytulam was do serca, a z wami tych wszystkich, o których się troszczycie, tych wszystkich, wśród których pracujecie, tych, dla których postanowiliście przeżyć życie w mojej służbie. Dotyczy to również Japonii, mój synu. Tych, wśród których będziesz prowadził rekolekcje, dla których będziesz się starał. Przecież wiesz, synu, że Ja was wszystkich kocham nieskończenie. Pragnę tylko jednego, abyście poszerzali swoje serca i kochali wraz ze Mną. Bo widzisz przecież, dziecko, jak bardzo Mnie — prawdziwej Miłości — potrzebujecie. Chciałbym, żebyś pamiętał, iż Ja współpracuję z tobą. Wszystko, co w tej współpracy rozwija się i rozkwita, jest moim dziełem, a wszystkie niepowodzenia, udręki i rozczarowania są twoim trudem — i nie oszczędzam ci ich, gdyż one będą twoją chwałą. A teraz, dzieci, przyjmijcie moje błogosławieństwo. +
Jesteście rodziną, jedną wspólnotą, i odpowiadacie jedni za drugich 31 VIII 1992 r. Anna, s. Maria, ks. Adam, Grzegorz Ks. Adam mówi, że będzie dysponował wolnym czasem w najbliższym roku i pyta, jak miałby ten czas wykorzystać: czy pisać książkę (książki), czy więcej czasu poświęcić chorym... Odpowiada Maryja: — Czy orientujesz się, synu, w jak przełomowym czasie żyjesz? — Tak. Jest mi dana od dziecka wizja przyszłości (wtedy nie wiedziałem, że to jest przyszłość), a nawet przebłyski przyszłego stanu po przemianie... Anna mówi, że zasadniczymi zadaniami Polski jako królestwa Maryi w najbliższym czasie są: na zewnątrz — pomoc narodom sąsiednim, a wewnątrz kraju — stworzenie ustroju opartego na prawach Bożych. — Ja tym od dziecka żyję.
Maryja uzupełnia: — Ale Ja, synu, powiem ci, co jest najważniejsze. Jako kapłan jesteś ojcem duchowym tych, którzy się do ciebie zwracają, dlatego że sakrament kapłaństwa łączy cię z Jezusem bardzo ściśle, a poza tym masz odpowiednią wiedzę i — Maryja dodaje z uśmiechem — praktykę. Anna mówi pokrótce o zasługach poprzednich pokoleń Polaków. To im, ich wierności, miłości i ich ofiarom zawdzięczamy, że teraz Pan daje Polsce takie zadanie, bowiem tworzymy z nimi jedną rodzinę, jedną wspólnotę, miłości. W tej chwili Maryja dodaje zwracając się do księdza Adama: — ...i to właśnie mów, że jesteście rodziną, jedną wspólnotą, i odpowiadacie jedni za drugich. Zamiast zabiegać o przywileje dla siebie, tak jak to teraz robicie (jest to aluzja m.in. do trwających strajków, których celem najwyraźniej jest interes grupy zawodowej, a nie ogółu; Maryja mówi to z dezaprobatą), powinniście walczyć o jak największą pomoc dla najuboższych, najbardziej bezbronnych. Każda grupa zawodowa, tak jak każde województwo, powiat, gmina i wieś lub miasto, powinny — zadbawszy o swoje zdrowie i porządek społeczny — powinny zwracać się z propozycją pomocy ku wszystkim sąsiednim ośrodkom mniej sprawnym, uboższym lub gorzej zorganizowanym. Synu, teraz kiedy mieszkasz w swojej wsi i poznajesz kłopoty i troski swoich najbliższych (rodziny, sąsiadów), wyprowadzaj ludzi z przygnębienia ucząc ich miłości wzajemnej w służbie sobie, pomocy sąsiedzkiej, zakładania chociażby najmniejszych zespołów ludzkich, które potrafiłyby służyć swojej wsi. Przecież nikt wam niczego nie zakazuje. Możecie zrobić wszystko. A potrzeb macie mnóstwo. Maryja ukazuje przykłady. Jednym z nich jest zorganizowanie przedszkola wiejskiego mającego odciążyć pracujące matki. Może być przechodnie, każdego dnia lub tygodnia w innym domu. W okresie wakacyjnym „nudząca się" młodzież mogłaby wnieść swój wkład. Starsze dziewczęta mogłyby bawić się z dziećmi, odprowadzać i przyprowadzać mieszkające dalej. Młodzież męską można by prosić o wybudowanie „narzędzi zabawy": huśtawek, drabinek itp. Jakby podsumowując ten przykład Maryja pyta: — Czy naprawdę takie to trudne i kosztowne? Gdyby takie dokonania stały się chlubą wsi, budziłyby chęć do naśladownictwa. A każdy, kto przyczyniłby się do rozwinięcia wspólnego pomysłu lub ubogacenia go, stawałby się dumny ze swej użyteczności. A czy nie ma w tych wsiach chorych, samotnych, słabych ludzi potrzebujących pomocy? A może i księdza? (W znaczeniu: nie chodzi w tym przypadku o udzielenie sakramentu chorych, lecz o odwiedzenie, o rozmowę. Szczególnie miejscowy proboszcz powinien o takich chorych wiedzieć i odwiedzać ich). Synu, przypomnij sobie Jezusa. Niektórych przynosili do Niego, ale do bardziej chorych wzywali Go. I szedł. On przyszedł, nie żeby Mu służono, ale żeby służyć. Dlaczego wy uważacie, że wam się należy więcej niż Synowi mojemu? Dlaczego w ogóle uważacie, że wam się cokolwiek należy już, w tej chwili, skoro macie przed sobą nieskończoność nieba...? (Maryja mówi to z wyrzutem, zwracając się do kapłanów i ludzi, którzy poświęcili się na służbę Bogu). Pomyśl, synu, o wypożyczalni książek, o sporcie, o wszystkim, co w jakiś sposób mogłoby ludzi skupić i zjednoczyć. Adam: — Czy nie będzie to konkurencja dla proboszcza?
Maryja: — Synu, to jest propozycja dla ciebie. Ty sam musisz się zorientować, ile można zrobić organizując ludzi w zespoły. (...) Moje dzieci. Chcę was dobrze ze sobą zapoznać, bo tak postępuje Matka, która swoje dzieci przy sobie gromadzi i stara się, żeby rozumiały się wzajemnie. Nie chciałabym odpowiadać wam ani w punktach, ani na kolejne wasze pytania, dopóki nie poznacie się i nie zrozumiecie, że moim zadaniem jest budowanie tu, na mojej ziemi, tronu dla Syna mego, gdyż On zechciał rozpocząć panowanie swoje od mojego królestwa. Przytulam was do serca, dzieci. Kocham was i cieszę się wami. Wszystkich was widzę w ścisłej współpracy ze Mną dla waszego wspólnego szczęścia w moim kraju. Przekazuję wam błogosławieństwo Boga Najwyższego w całej chwale i majestacie Trójcy Świętej. +