bw 12






ANNA, Boże Wychowanie, Rozdział XII



Anna - BOŻE WYCHOWANIE -

 
 


XII
ROK 1992
Wy macie być rękoma
mojego Syna i Jego Sercem
6 I 1992 r., Anna,
Hanna,
Jacek, Zbyszek, Grzegorz
Maryja odpowiada na
pytanie Zbyszka dotyczące wyboru specjalizacji w seminarium:
— Odpowiedz Mi sam,
czego najbardziej pragną i do czego mogą najbardziej tęsknić ci,
którym nakazywano wierzyć tylko w „ciało", podczas
gdy dusze ich odczuwały nieustanny głód (chodzi przede
wszystkim o ludzi z byłego ZSRR). Synu, głód duchowy jest
tak straszny, że kiedy nie można go zaspokoić prawdziwym pożywieniem,
człowiek gotów jest jeść każdą truciznę. I jedzą. Czym jest
rozbujały seks, czym narkomania, czym wszelakie perwersje, jeśli nie
próbą zaspokojenia głodu duchowego? To co powiedziałam,
przemyśl sobie i zastanów się, czy nie dlatego właśnie
szukałeś Boga (powołania) tak długo, żeby samemu odczuwszy
głód zrozumieć go u innych?
Już wiele razy mówiliśmy
wam, że Kościół Wschodni (prawosławny) nie zna
zorganizowanych form działania miłości społecznej, jakimi w Kościele
Katolickim są zakony, dzieła i ruchy charytatywne. Teraz kiedy narody
rozbitego Związku Sowieckiego stają każdy przed swoją wolnością, lecz
wszystkie niesłychanie zubożałe, po prostu głodne, trzeba im będzie
zorganizowanego działania, skupiającego się na niesieniu pomocy
chorym, słabym, niedołężnym, dzieciom i innym; najbardziej jest
potrzebna pomoc dla domów dziecka, domów dla chorych
nieuleczalnie i niedołężnych, domów dla chorych psychicznie i
więzień. Kto tym się zajmie, jeśli nie Kościół, czyli wy
wszyscy wspólnie, lecz każdy wedle własnych charyzmatów.
Wy macie być rękoma mojego Syna i Jego Sercem, musicie zatem być
miłosierni dla duszy i ciała ludzkiego. Czy może człowiek samotny,
cierpiący i nieszczęśliwy uwierzyć w miłosierdzie Boże, jeśli nie
spotyka się z nim wśród ludzi, a co gorsza wśród
chrześcijan! (Maryja powiedziała to z naciskiem i z goryczą).
Chciałabym, synu, aby
dookoła
każdego z was — braci Jezusa w kapłaństwie — formowała
się grupa ludzi najbardziej wrażliwych i pragnących zaspokajać biedy
ludzkie. Potrzebne to jest zwłaszcza tam, gdzie miłosierdzia nie
znano, gdzie ludzie byli sobie wrogami, gdzie panowała pomiędzy nimi
podejrzliwość i strach.
Czy potrafisz, synu,
odpowiedzieć na to zadanie, jakie stawiam przed wami (Polakami)
jako wasza Matka i Królowa? To, co tobie proponuję, dotyczy
wszystkich moich dzieci pragnących Mi służyć na Ziemiach Wschodnich.
Anna odpowiada:
— I tam, gdzie są
Polacy, mają służyć sobie i innym. Mają być wzorcem.
Maryja odpowiada
zwracając
się do nas wszystkich:
— Ostatecznie byliście
w kręgu jednej ojczyzny przez tyle wieków (Rzeczpospolitej
Obojga Narodów).

I ponownie zwraca się do
Zbyszka:
— Powiedz Mi, synku,
czy to, co ci powiedziałam, uznajesz za ważne dla siebie. Czy to ci
coś mówi?
— To mi mówi
bardzo dużo. Czułem niepokój, a teraz mam pokój w
sercu.
— Synu, nie oznacza to,
że nie chciałabym, żebyś wiedział jak najwięcej. Nie zamykam przed
wami żadnych drzwi. Chciałam tylko, żebyś zrozumiał nasze troski o
tereny, na których żyjesz (o ludzi tam żyjących).



Współpraca
16 I 1992 r. Anna, o.
Jan,
Grzegorz
Anna:
— Wiesz, Panie, że się
niepokoję, czy tego, co robimy, nie robimy nadgorliwie, a może zbyt
mało gorliwie, i czy nie za rzadko pytamy Cię o Twoją wolę w naszej
współpracy. Może to dość bezczelnie nazwałam „naszą
współpracą"?
— Jak mogłaś powiedzieć
inaczej? Przecież to jest nasza współpraca.



Jestem waszą Matką i
czuję smutki i cierpienia moich dzieci
21 I 1992 r. Anna, o.
Jan,
Paweł, Grzegorz
Po dłuższej rozmowie,
kiedy nie udawało się nam skupić do modlitwy, prosimy, by przyszła do
nas Maryja. Matka Boża mówi:
— Ależ od dawna już
jestem pomiędzy wami, dzieci. Nie wiem, czego się po Mnie
spodziewacie, bo wasze myśli są chaotyczne, ale Ja przyszłam, żeby
jak zawsze umocnić was, dać wam więcej pokoju, radości, pocieszenia.
Wszak jestem waszą Matką i czuję smutki i cierpienia moich dzieci.
Wahamy się jak zacząć.
Wtedy Matka nasza zabiera głos:
— No to Ja rozpocznę
rozmowę. Powiedzcie Mi, co was w obecnej chwili najbardziej martwi,
co wam odbiera spokój i siły.

Paweł:
— Nie umiem tego
nazwać.
— To co pan powiedział
przed chwilą: rozbicie partii w sejmie, niemożność zjednoczenia się,
czyż nie? — zwraca się do Pawła ojciec Jan.
Paweł:
— Co robić, Matko, żeby
dobrze służyć?
Maryja:
— Pamiętaj, synu, że
chciałeś Mi służyć, zwracałeś się do Mnie jako do Matki i Ja podjęłam
zadanie wychowawcze (płynące z miłości macierzyńskiej). To są
właśnie rezultaty. Gdybym nie czuwała nad tobą, mógłbyś popaść
w pychę, nawet tego nie zauważając — masz wiele tego
przykładów. Jednak Ja pragnę ukształtować cię na życie
wieczne. Pragnę, abyś służąc swojemu krajowi służył Synowi mojemu
wedle Jego zamiarów dla waszego narodu. To jest o wiele
trudniejsze zadanie, synu, niż służenie sobie samemu, swoim ambicjom
lub ambicjom swojej partii.
Ale widzę pragnienia twojego
serca, pragnienie świadczenia o Nas — czyż nie tak, synu? (z
uśmiechem) — i wedle tego pragnienia wspomagam cię (na
tej drodze). Widzisz, Ja pragnę mieć w moim kraju, w jego
władzach (szeroko pojętych) te dzieci moje, które Nas
rozumieją i kochają (rozumieją też nasze zamiary wobec Polski).
(...)
A czy nie chciałbyś Mnie
prosić o spokój wewnętrzny dla siebie, o większą wyrozumiałość
i łagodność?
Paweł:
— Proszę Cię o to.

Maryja:
— Mogę ci w tym pomóc.
Ale pamiętaj, że Mnie prosiłeś.

Anna do Pawła:
— A to historia! Teraz
będzie miał pan próby.

Paweł:
— Tylko mnie nie zostaw
samego, Matko.

Maryja:
— Jakże bym mogła,
synu, przecież jestem ci potrzebna. Wszedłeś w krąg mojego wojska
(moich sług, którzy chcą Mi służyć). Czy sądzisz, że
mogłabym cię odsunąć? Przecież motywacją twoją nie było zrobienie
kariery, ale pragnienie służenia krajowi wedle moich życzeń, czyż nie
tak?
No to teraz proszę cię,
oddawaj Mi każdy swój dzień i każde spotkanie z innymi ludźmi
ważne dla ciebie. Zapraszaj Mnie, bo może nikt inny tego nie zrobi.
Pamiętaj, że Ja mogę i chcę wam pomagać, ale tylko tym, którzy
tego pragną. Więc pragnij. A jeśli chcesz Mnie ucieszyć, pragnij tego
samego dla swoich przyjaciół. A jeśli jeszcze bardziej
chciałbyś uradować moje serce, oddawaj w moje matczyne ręce tych,
którzy ci szkodzą, którzy cię chcą zagłuszyć, słowem —
swoich wrogów, tych których uważasz za własnych wrogów
i wrogów Jezusa. Jeśli tak będziesz postępował, staniesz się
łagodniejszy względem nich, bo nie można odrzucać lub żywić odrazę i
niechęć do tego, kogo się jednocześnie oddaje pod moją opiekę. A Ja
mogę ich przemienić. Ale pomyśl, synku, może oni nie mają nikogo, kto
by ich chciał oddać mojej opiece?

Paweł:
— Tak.
W dalszym ciągu rozmowa
Maryi z Pawłem:
— Jednak pamiętaj, że
dla żadnego z moich dzieci nie jestem surową matką. Moje działanie
jest delikatne, łagodne i cierpliwe. Zapewniam cię, że w ten sposób
można dla człowieka więcej uczynić. Powiedz Mi, synu, czy teraz
czujesz się lepiej?
— O wiele.
— Przecież nie jesteś
już sam. Pamiętaj, że stoi przy tobie Pani waszych serc i losów.
Wracając do początku naszej
rozmowy, chcę ci powiedzieć, że Ja jestem wychowawczynią cierpliwą,
która nigdy się nie nuży, a tym bardziej nigdy nie zniechęca i
swojego zadania nie porzuca. Nie martw się więc sobą, nawet jeśli ci
będę wyraźniej ukazywać twoje błędy i zaniedbania lub cechy
charakteru, które mógłbyś zmienić lub ulepszyć. Wy sami
siebie nie widzicie, lecz jeśli Mnie prosicie, zawsze spieszę dopomóc
wam w uzyskaniu tej pełni, którą Bóg dla was
przeznaczył. I nie spocznę, dopóki nie oddam was w Jego
ramiona w godzinie Spotkania (wchodząc do nowego życia). Synu,
czy masz świadomość, że prosiłeś Mnie o uświęcenie?
— Tak.
— A czy wiesz, że w
żadnym innym wypadku nie mógłbyś w moim polskim królestwie
(takim, jakie będzie) brać udziału w służbie państwowej?
— Tak powinno być.
Maryja roześmiała się
śmiechem cichym, radosnym, dżwięczącym jak akord muzyczny:
— Tak, zgadzamy się z
tym oboje.
Ja pragnę dla was pełni
szczęścia, pełni pokoju, bezpieczeństwa, radości i... dobrobytu; bo
nie chcę, żeby choć jedno z moich dzieci było głodne. Ale liczę też
na wasze miłosierdzie, na waszą samopomoc i samoopiekę.
Proszę cię o jedno, Pawełku,
nie daj sobie wmówić, że to co dzisiaj się dzieje, tylko ci
się zdawało. Bo ja jestem prawdziwą Matką, która kocha swoje
dzieci na zawsze i nigdy żadnego z nich nie porzuci. Nie wątp też, że
tą samą miłością obejmuję twoich bliskich. Bo twoje dzieci są
następcami twojego pokolenia i pragnę, aby one żyły w moim kraju w
pełni poczucia bezpieczeństwa, miłości wzajemnej — po prostu w
kraju szczęśliwym! Fundamenty (tego bezpieczeństwa —
europejskiego, światowego) zakładacie jednak wy.
Po pewnym czasie, kiedy
rozmawialiśmy na ten temat, Maryja pyta:
— Co jeszcze was trapi?

Grzegorz:
— Niepokoi mnie, że w
redagowanych obecnie wyborach tekstów zmieniam pisownię wielu
wyrazów (które przez szacunek pisane były wielkimi
literami) na małe litery...
Anna:
— ...zgodnie z zasadami
ortografii.
— Czyńcie to zgodnie z
ortografią — mówi Maryja z uśmiechem. —
Mnie przez to chwały nie ubędzie. Moją największą chwałą jest to, że
jestem Służebnicą Pańską.
No to wstańcie, dzieci.
Przyjmijcie moje błogosławieństwo na waszą służbę w najbliższych
dniach aż do naszego spotkania w najbliższym czasie (2 II 1992
r.). Wzmacniam, dzieci, wasze siły, daję wam więcej wytrwałości.
A wytrwałością jest również to, że się nie poddajemy —
my, ludzie — zniechęceniu w spotkaniu z trudnościami i
niepowodzeniami. Niech nic was nie załamie, bo przecież walczycie w
moich sprawach. Ja was prowadzę, stoi więc za wami cała nieskończona
moc Boga.
Niech błogosławieństwo
Świętego Świętych, Pana wszystkiego co istnieje, Ojca waszego,
spocznie na was, pozostanie i wyda owoce. A tobie, Anno, mówię,
nie kłopocz się o swoje zdrowie, bo ono jest w moim ręku. +



Proś Mnie w imieniu
tych wszystkich, którzy Mnie nie proszą
30 I 1992 r. Anna,
Szymon
(osłabiony chorobą), Grzegorz
Anna mówi o
wspaniałych ludziach, którzy działali w konspiracji, wszyscy
jako ochotnicy (gdzie każdy samorzutnie robił jak najlepiej to, co
mógł), tylko niestety odchodzili (ginęli, trafiali do
obozów...). Do rozmowy „włącza się" Maryja:
— Ja też razem z wami
cieszę się z nich. Tyle tylko, że nikt z nich nie zginął: wszyscy są
ze Mną.

Anna:
— Matko, Szymon chce z
Tobą mówić.
Szymon:
— Właśnie jestem takim
ochotnikiem i pragnę służyć. Ale potrzebuję światła, żeby być
narzędziem w ręku Pana, tam gdzie mnie pośle, a nie kierować się
egoizmem czy pychą. Czuję się zagubiony przez to swoje zabieganie i
rozdwojony między obowiązkami posła i obowiązkami pełnionymi na moim
terenie.
Maryja:
— A czy już wychowałeś
sobie zastępcę, który by potrafił przejąć twoją pracę?
Szymon:
— I tak, i nie. Jest
taka osoba, ale on nie chce być zastępcą, tylko zająć moje miejsce, i
do tego nie wiadomo, czyby przeszedł w wyborach.
Maryja:
— No to musisz
poczekać, synku, ale staraj się „nie wypuszczać cugli z dłoni"
(nie zaniedbywać tych obowiązków).
Moim zdaniem, synku
(uśmiechając się), teraz przede wszystkim potrzebne ci
zdrowie. Dlatego pytam cię, czy chcesz, żebym ci pomogła.
Szymon:
— Tak, bo chcę jechać w
sobotę do Ciebie (z pielgrzymką na Jasną Górę).
Maryja:
— Czy nie zauważyłeś,
Szymusiu, że Ja jestem wszędzie tam gdzie wy?
Po chwili milczenia
(cichej modlitwy).
— Więc dobrze, ty
zażywaj lekarstwa, a Ja będę prosiła o twoje zdrowie. Ale mam do
ciebie prośbę. Na takich zjazdach na ogół trudno jest wam się
skupić i modlić. Dlatego proszę cię, wykorzystaj drogę i przedstaw Mi
wszystkich (znajomych), którzy będą jechali razem z
tobą (tzn. oddaj Mi ich), bo może nie każdy to zrobi. Dlatego
proszę ciebie. (...) Zrób to za nich i za siebie. A przy
okazji oddaj Mi w opiekę wszystkich swoich przyjaciół,
rodzinę, bliskich i... cały teren, którego jesteś gospodarzem.
Bo widzisz, synu, ty zarządzasz tym terenem, więc powinieneś czuć się
odpowiedzialny za każdego z mieszkających tam ludzi — a przed
kim, jeśli nie przede Mną? (Z uśmiechem; w domyśle: jeśli
wierzysz, że jestem rzeczywiście Królową waszego narodu). Proś
też za miasto, w którym przebywasz, za sejm, za wszystkie
partie. Proś Mnie w imieniu tych wszystkich, którzy Mnie nie
proszą, zwłaszcza za tych, co nie rozumieją lub odrzucają moją władzę
nie rozumiejąc, iż odrzucają w ten sposób opiekę, miłosierdzie
i miłość. Powiedz to też Jankowi i tym, którym możesz.
Sądzę, że rozumiesz, synu,

potrzebna jest wasza decyzja powierzenia Nam was samych i waszej
pracy, bo bez tego nie może ona stać się naszą wspólną pracą.
A w moim domu (w sanktuarium na Jasnej Górze) powtórz
Mi, że wolą twoją jest współpraca z Nami.
O co jeszcze chciałbyś
spytać, Szymeczku?
Szymon:
— Potrzebuję Twojej
opieki, abym zawsze wypełniał Twoją wolę, Twojego wstawiennictwa za
rodzinę, dla której mam mało czasu, daru pokory w wypełnianiu
mojej misji.
Maryja:
— Synku, jestem tak
samo Matką twoich dzieci, twojej żony i wszystkich otaczających cię
ludzi, jak i twoją. Jeśli praca odrywa cię od rodziny, tym bardziej
licz na Mnie. Jeżeli chodzi o twoją pracę, pamiętaj zwłaszcza to, że
pełnisz służbę, i to służbę — moją, więc powinieneś świadczyć o
Mnie swoim postępowaniem i zachowaniem. A więc jest to służba
Królowej Korony Polskiej, a nie „objęcie stanowiska".
Wierzę, że nie przyniesiesz Mi wstydu, w przeciwieństwie do
niektórych twoich współobywateli.
Jeszcze coś ci poradzę.
Kiedy
będziesz miał odpowiadać na pytania lub samemu przemówić, w
duszy proś Mnie o wyrażenie twoimi ustami mojego zdania. Masz
szczęście, synku, że twoja Królowa jest twoją Matką, zawsze
przy tobie obecną, i może ci w każdej chwili pomóc. Jakie
jeszcze masz pytania, synu?
Szymon:
— Najpierw chciałbym Ci
podziękować za tę Twoją opiekę nade mną, nad moją rodziną, przeprosić
za moje odejścia od Ciebie...

Maryja:
— Nie pamiętam tego, co
było. Dawno upatrzyłam sobie ciebie i pragnęłam, abyś mógł Mi
służyć wedle swoich darów i predyspozycji. Wierzę, że się na
tobie nie zawiodę, gdyż chcę, abyś pracował dla Mnie w sprawach
mojego królestwa, dopóki ci siły pozwolą. Dlatego
pewien bądź mojego prowadzenia i pomocy. Licz na Mnie, polegaj na
Mnie i kochaj mojego Syna, który otworzył wam Zbawienie. On
zasługuje na najczystszą i najwierniejszą służbę, a ty przecież już
wiesz, że My realizujemy Jego zamierzenia. Co jeszcze, synu?
Szymon:
— Oddaję Ci, Maryjo,
wszystkie najbliższe dni: spotkania, rozmowy...
Maryja uśmiecha się i
mówi:
— Oddawaj Mi je „na
bieżąco".

Szymon:
— Jest jeszcze problem
dyrektora szkoły. Czy Ty też pragniesz tej zmiany?

Maryja:
— A co z nim będzie,
synu? (Z tym, który miałby odejść).

Szymon:
— Będzie nauczycielem
dalej, będzie uczył.

Maryja:
— A czy masz już
kandydata?

Szymon:
— Tak, mamy, ale trudno
nam osiągnąć większość w komisji konkursowej.
Zaczynamy rozmawiać na
ten
temat. Szymon mówi o swojej żonie jako o darze Boga dla niego,
o swojej rodzinie, w której tak odczuwają opiekę Maryi... W
pewnej chwili Maryja dodaje:
— Tak, nie zawodzę się
na nich.

Wracając zaś do wątku
głównego mówi:
— Synu, wy się módlcie
w tej sprawie (za ludzi, za tych „złych", a nie o
usunięcie człowieka ze stanowiska) i proście Mnie o rozwiązanie
waszego problemu, a ty powierzaj go Mnie, ile razy sobie o tym
przypomnisz.
Anna:
— Dziękujemy Ci, Matko,
i prosimy o błogosławieństwo.

Maryja:
— Czyż mogłabym
odmówić? Ale w podróż na Jasną Górę ubierz się
ciepło, syneczku. Dzieci, przytulam was do serca. Pragnę, abyśmy
zawsze byli razem. Daję wam Błogosławieństwo w imieniu Boga w całej
pełni świętości Trójcy Świętej. +
Syneczku, nie martw się już
niczym, skoro oddałeś Mi wszystko.



Szansa bycia
pożytecznym dla innych...
31 I 1992 r. Anna, Bogdan
Prosimy o wskazówki,
jak pomóc znajomemu, który zginął w wypadku
samochodowym, a także jego rodzinie. Odpowiada Maryja:
— Powiedzcie, że
Zygmunt już niedługo będzie mógł wejść do królestwa
Bożego, jeśli mu pomożecie („wy" to przede wszystkim
rodzina, ale także przyjaciele, znajomi). Oczekuje na waszą pomoc
i prosi, żebyście w jego imieniu czynili jak najwięcej dobra, bo on
nie wykorzystał w pełni swoich możliwości. Czynienie dobra to nie
tylko łożenie pieniędzy ze zbywających środków; to modlitwa za
innych, też oczekujących w czyśćcu — stała modlitwa.
Zapraszajcie Zygmunta do
współpracy. Rozglądajcie się dookoła, komu potrzebna jest
pomoc i jaka. On tego zaniedbał, róbcie więc co możecie z nim
i w jego imieniu. Żadne Msze święte „zakupione" przez
tych, których na to stać, nie zastąpią czynów
miłosierdzia, bo tylko one prawdziwie świadczą o was jako o
chrześcijanach. Dlatego możecie sprawić, by Zygmunt szybciej wszedł
do mojego Królestwa, skąd będzie mógł pomagać wam,
troszczyć się o was bardziej, niż żyjąc na ziemi. On bardzo prosi was
o pomoc i dziękuje, zwłaszcza tobie, synu, za twoją pamięć.
Ja zaś proponuję ci, abyś
tam, gdzie jedziesz służyć, zabierał, Zygmunta, i proś go wtedy o
współudział. Zapewniam cię, synu, że będzie ci towarzyszem i
potrafi ci pomóc, bo to jest jego szansa bycia pożytecznym dla
innych, pomimo że fizycznie sam nic już uczynić nie może.



W moim domu każde
dobro
i każde piękno stworzone przez ludzi trwa
2 II 1992 r. Anna,
Grażyna, o. Jan, Grzegorz
Wysłuchaliśmy „Akatystu"
(z nagrania), radując się pieśnią: jej spokojną melodią i głęboką, a
zarazem uroczą (nawet niekiedy żartobliwą) treścią sławiącą Maryję.
Następnie zwracamy się do Pana i Maryi:
— Oto jesteśmy.
— I My też jesteśmy z
wami, dzieci — odpowiada Pan. — Słuchaliście pieśni ku
czci mojej i waszej Matki. Czyż nie jest to przykład tego, jak wiele
człowiek, kiedy kocha, może stworzyć piękna na ziemi? Ludzkość zawsze
potrafiła burzyć i budować, niszczyć i tworzyć piękno, a co
ważniejsze — tworzyć dobro. (Ze zrozumienia: o ile piękno
pozostaje w dziele, o tyle dobro polega na przemijających czynach.
Czynienie dobra buduje człowieka: np. święci swoim przykładem
porywali innych; powstawały w ten sposób zakony; te z kolei
ochrzciły i ucywilizowały Europę... — dobro trafiło do ludzi,
którzy dzięki niemu stali się dojrzalsi).
Chcę wam powiedzieć dzisiaj,
dzieci, że w moim domu każde dobro i każde piękno stworzone przez
ludzi trwa, jest w skarbcu ludzkości (widoczne, istnieje, działa —
jak muzyka i śpiew — trwa); nie tyle „działa",
ile jest w ludziach, którzy dojrzeli do nieba...
Wobec trudności, jakie
mamy ze znalezieniem odpowiednich słów, Pan wspomaga:
— Możesz powiedzieć:
...chodząc w słońcu mojej miłości — i w tej dojrzałości
istnieją.
Anna mówi:
Ponadto w niebie ta
dojrzałość jest „młoda"; to jest pełnia radości.
Pan dodaje:
— Bo dojrzałość (taka,
jakiej Pan życzy sobie od ludzi) jest w pełnej świadomości, w
pełnej wolności wyboru i w radości wynikającej z gorącego umiłowania
swojej służby Temu, którego się umiłowało.
Moi drodzy, istnienia w moim
domu nie da się opisać, bo szczęście bytu duchowego przekracza
wszelkie granice wytrzymałości natury fizycznej (ludzkiej) —
tak jak działanie Boże przekracza w swojej wspaniałej hojności i
wyrozumiałości wszelkie granice ludzkiego wyobrażenia. (Pan
przywołuje tu fragment „Akatystu": „Śpiew pochwalny
zawodzi, gdy objąć chce pełnię Twych zmiłowań"). Musicie mi
wierzyć, dzieci.
Sama mówiłaś, Anno, że
ofiara Boga—Człowieka za ludzkość nie mogłaby zostać wymyślona
przez człowieka: na taki plan mógł się zdobyć jedynie Bóg
— największa miłość bezinteresowna. Bo Bóg dokonał
ofiary w odpowiedzi na zdradę, zaparcie się i odwrócenie się
od Niego człowieka (zamiast ukarać człowieka, Bóg wobec
niego występuje z o wiele większą miłością).
Zrozumieliśmy, że taka
postawa Boga mogła wywołać wstrząs w świecie duchowym: bunt jednych
istot, a jeszcze większe uwielbienie i przylgnięcie do Boga innych.
— Moi drodzy
przyjaciele. Będziemy mówili teraz o rzeczach prostszych. Czy
chcecie posłuchać o mojej miłości do was?
— Tak, Panie, prosimy.



Muszę wystąpić w
obronie tych, którzy sami obronić się nie mogą
— Otóż Bóg,
który jest Ojcem każdego z was, widzi was zupełnie inaczej,
niźli wy widzicie siebie. Wy widzicie w obecnej chwili świat jako
miejsce skażone, zepsute, jako miejsce rozkładu wszelkich wartości, a
rozkwitu przeróżnych trucizn. Ojciec ogląda tragedie swoich
dzieci, ich nieszczęście i płacz, widzi, że Jego ukochani są chorzy,
odczuwa ich cierpienie — ale Bóg ciągle pamięta o
godności człowieka, polegającej na jego wolności wyboru. Teraz kiedy
dopuściliście, aby władzę nad wami objęły jednostki, które
same dobrowolnie oddały się w ręce nieprzyjaciela, płacą za to
miliony ludzi (wiele części świata podczas II wojny światowej,
obecnie różne miejsca zapalne w Afryce i Azji, a także w
Europie, jak Chorwacja).
Teraz muszę wystąpić w
obronie tych, którzy sami obronić się nie mogą. Mogę to zrobić
dlatego, że miliony innych, wierzących Mi, błagają Mnie o ratunek,
gdyż nie widzą znikąd pomocy. Czyż mogę zawieść moje biedne,
bezbronne dzieci? Z drugiej strony, jeśli pospieszę z ratunkiem dla
nielicznych, cóż stanie się z pozostałymi? Jeżeli mam uratować
istnienie całej ludzkości, jest to już ostatni czas. Powiecie, że to
„kara Boża" na świat, rozumiejąc, że na nią zasługujecie —
a przecież jedynym ratunkiem dla was jest obalenie starych,
zmurszałych struktur, obecnie wam panujących, z których sami
nie potraficie się oswobodzić. Dlatego uczynię to Ja dla waszego
dobra, dzieci. Nie tylko was oswobodzę, ale stworzę wam właściwe
warunki do oczyszczenia się i odrodzenia duchowego. Jednakże jest to
ostateczny sposób uratowania was i więcej się już nie
powtórzy. Jeśli teraz nie zdobędziecie się na przylgnięcie do
Mnie i zaufanie Mi we wszystkim, co uczynię, nie odrodzicie się i
dalsze istnienie ludzkości będzie już tylko schyłkiem biologicznej
wegetacji, aż do martwoty i rozkładu.
Zrozumcie, dzieci, że teraz
macie czas ostatecznego wyboru: albo ludzkość przez straszliwe
przejścia zrozumie swoje błędy i odwróci się od zła, albo
pozostawię ją już do końca jej wyborowi. Jeszcze raz wam mówię
o moim ojcowskim bólu, bo wiem, że i wy cierpieć będziecie nad
tym, co się dziać będzie, i zrobicie wraz ze Mną wszystko, co tylko
będziecie mogli, aby ratować dusze ludzkie, a jeśli będziecie mogli,
to i ciała.
Dlatego chciałbym, żebyście
szybko rozpowszechnili „Misję samarytanina". Wiecie, że
wasz naród ochronię, ale to nie znaczy, że nie przeżyjecie
lęku, choroby, a nawet głodu. Ale to już od was samych zależy. Wierzę
w to, że dla was (Polaków) będzie to okres mobilizacji
najlepszych ludzi w narodzie i ufam, że wtedy właśnie przyjmiecie
właściwą Polsce hierarchię wartości i staniecie się jednością. W
ciężkich chwilach historii tak właśnie postępowaliście. Jeśli wtedy
zwrócicie się do Mnie, otrzymacie wszystko, co będzie wam
potrzebne dla prawidłowej odbudowy waszego gmachu państwowego. W tym
zaufajcie Maryi i starajcie się jak najszybciej rozpowszechnić Jej
słowa. Jeszcze raz powtarzam: „Słów Matki mojej
będziecie słuchać". (...)
A teraz, dzieci,
odpocznijcie
na chwilę.
Po dłuższej przerwie, w
uszczuplonym gronie:
— Panie, wracamy do
Ciebie.
— Moi drodzy, teraz
chciałaby z wami pomówić moja Matka.

O. Jan:
— Przecież dzisiaj jest
Jej święto.

Maryja:
— Dzieci,
przygotowaliście moje słowa jako wybór, a czy wiecie, że Ja
wam w tym pomagałam? Mieliście całą moją pomoc ponieważ takie jest
życzenie Pana mojego.
O. Jan:
— A imprimatur...?
— Będę wam pomagać aż
do wydania. We wszystkim, co Syn mój wam mówił dzisiaj,
macie zapewnioną moją pomoc, bo Jego wola jest święta (nie tylko dla
Mnie).
Proszę was teraz o jedną
rzecz: aż do wiosny starajcie się wpływać na innych ludzi w duchu
uspokajania ich, a nie jątrzenia, za wszystkich zaś, którzy
sieją niepokój, módlcie się. Mówiliście dzisiaj
o bulwersującym, jątrzącym wystąpieniu w sejmie jednego z posłów,
a czy pomyśleliście, że może za niego nikt się nie modli? Zróbcie
to. Pomagam wam z całym moim Królestwem, ale wy musicie
dołączać się do tej współpracy. Wiem, że niewiele możecie, ale
w czym możecie, wykonujcie moją wolę trwania ze Mną w spokoju,
zawierzeniu i życzliwości dla bliźnich. Ciągle powtarzam: to musi być
współpraca, nawet jeśli wy osiągniecie jeden procent
skuteczności, a My dołożymy dziewięćdziesiąt dziewięć. Nie możemy
przecież ratować was wbrew waszej woli. Róbcie więc wszystko,
co możecie, a skutki zawierzajcie Mnie i całemu niebu.
Dzisiaj zakończymy rozmowę.
Wiecie przecież, że nigdzie od was nie odchodzę. Stale oręduję za
wami. Teraz przyjmijcie błogosławieństwo Pana, które wam
przekazuję. Pragnę, abyście otrzymali więcej sił, więcej wiary i
spokoju wewnętrznego. Niech błogosławieństwo Boga Najwyższego
spocznie na was i towarzyszy wam w codziennym życiu. +
Znowu wkrótce spotkamy
się z wami, dzieci. Niech mój Syn będzie z wami!



Sprzeciwia Mi się
nieprzyjaciel wasz, bo wie, co jest dla was pożywne, i broni was
przed tym
5 II 1992 r. Anna, o.
Jan,
Grzegorz
Mówi Maryja:
— Czy zauważyliście,
dzieci, że wasze prace i korekty postępują coraz szybciej?

O. Jan:
— Dziękujemy za pomoc.

Maryja:
— To oczywiste, że wam
pomagamy.

O. Jan:
— I czas: byłem tyle
czasu (w Warszawie), ile było potrzeba (do przeprowadzenia
korekty). Dziękujemy.

Maryja:
— Chodzi Nam o to samo:
o pomoc ludziom, którzy są ogromnie zawiedzeni, smutni i
błąkają się jak owce nie mające pasterza, mimo że przecież w
większości są to chrześcijanie (chodzi o Polaków). Tak
bym chciała, aby szybciej czyniono tłumaczenie ze słów mojego
Syna („Pozwólcie ogarnąć się Miłości" i
pojedynczych „Słów", m.in. „Słowa do
cierpiących, chorych"). Sprzeciwia Mi się nieprzyjaciel
wasz, bo wie, co jest dla was pożywne, i broni was przed tym.



Bardzo trudno Mi dziś
trafić do waszych serc
Smutno Mi, że utrzymują się
u
was dalej stare nawyki. Przed wojną było w tym kraju tak wiele form
katolickiego działania społecznego, teraz nie spieszno wam do udziału
w Sodalicji Mariańskiej, w Milicji Niepokalanej, w grupach
różańcowych, nie odtwarzacie Juventus Christiana ani Akcji
Katolickiej.
O. Jan:
— Ale jest teraz
teologia dla świeckich...
— Na tych wszystkich
kursach i w grupach bardziej wam zależy na osobistym dokształceniu
się niż na przygotowaniu do działania lub samej pracy — wobec
tylu ogromnych potrzeb. Tak wygląda, jakby zerwane zostały wszystkie
więzy łączące was. Niezmiernie trudno wam zjednoczyć się wokół
wspólnego działania charytatywnego. Nauczono was, dzieci,
egoizmu (również rodzinnego). Gdzie jest wasza miłość
chrześcijańska? Co się z nią stało? Z bólem obserwuję, że
więcej jej znaleźć można w wielu sektach lub innych odłamach
chrześcijaństwa (a nawet wśród wyznań niechrześcijańskich,
np. u buddystów, chociaż oni stosują tą miłość tylko wobec
własnych wyznawców).
Powoli wszystkie nasze
ostrzeżenia stają się aktualne. Wczoraj przypomnieliście sobie o tym,
co mówiliśmy dawno o przeciwdziałaniu bandytyzmowi; i oto
macie w waszym kraju rosnące: mord, gwałt i grabież. Dalej jednak
pretensję macie do policji, która jest tąż samą milicją, którą
przez wiele lat wychowywano we wrogości do przeciwników
politycznych, ale nie wytworzono w niej poczucia powinności
przeciwdziałania złu.
Nie nauczono też was
(Polaków) dzielić się, a umiecie tylko wymagać dla
siebie i swojej grupki przywilejów większych, niż mają je
inni. Bardzo trudno Mi dzisiaj trafić do waszych serc i umysłów,
gdyż nie angażujecie ich w wolę działania, a tylko w emocje i
uczucia.
Zamilkliśmy na długo.
Grzegorz:
— Czy to znaczy, Matko,
że trzeba nam silnego wstrząsu, żebyśmy mieli szansę otrzeźwieć?
— I będziecie go mieli
— potwierdza Maryja.

Anna:
— Czy chciałabyś,
Matko, przekazać coś tym paru naszym znajomym posłom?

Maryja:
— Owszem, ciągle
powtarzałabym to samo: jednoczcie się w imię ważniejszych spraw niż
wasze osobiste, przeciwstawiajcie się złu, ale nie pojedynczo, a
zbiorowo. Jakże was mam nauczyć, że w dobrej chrześcijańskiej
rodzinie każde z dorosłych dzieci powinno myśleć o tym, jak najwięcej
może pomóc pozostałym, a nie — tak jak wy to robicie —
jak pomóc „mojej rodzinie" kosztem rodzin
pozostałych.
Przydałoby się im (posłom)
pełne nawrócenie lub chociażby zrozumienie postępowania
prawdziwie chrześcijańskiego, np. takiego, jakiego uczy jeden z
ruchów mojego Syna „Ku lepszemu światu" („Monimento
Mondo Migliore").

Anna:
— Co ja mogę zrobić w
tej sprawie, Matko?
— Ty im tylko powiedz,
że taki ruch istnieje i działa w Polsce.

Rozmawiamy przez chwilą o
tym, w jaki sposób odnaleźć i nawiązać kontakt z jedną z osób
z tego ruchu.
— Prosimy Cię, Maryjo,
o pomoc w tym.
— Obiecuję wam pomoc we
wszystkim, w czym pracujecie dla Nas. A teraz, dzieci, przekazuję wam
błogosławieństwo Boże i czekam do następnego spotkania; bo spodziewam
się, że w tym czasie skończycie już wiele prac. Wiecie przecież, że
wszystko o was wiem.
Teraz przyjmijcie
błogosławieństwo. Błogosławię was w imieniu Boga Najwyższego,
Świętego Świętych, Pana Wszechmogącego. Przyjmijcie do serc Jego dar
pokoju, łagodności i męstwa w przeciwnościach. Bądźcie pewni miłości
Ojca waszego i Matki waszej. +



Kiedy stałam pod
krzyżem, Jezus włączył macierzyństwo w zadanie mego życia
10 II 1992 r. Anna, ks.
Grzegorz, ks. Krzysztof, Grzegorz
Odmawiamy Anioł Pański.
Prosimy:
— Matko, prosimy,
porozmawiaj z nami.

Maryja Panna odpowiada
nam:
— Cóż
chcielibyście wiedzieć, dzieci?

Grzegorz:
— Czy w redagowanym
teraz wyborze: „Zadanie Polski" pomijać teksty adresowane
do Kościoła (hierarchicznego)?
— To zależy od tego,
czy chcecie tekst o Polsce dawać również księżom. Jeśli macie
taki zamiar, powinniście zamieszczać to, co ich dotyczy. (...) Czy
uważacie, że księża są wykluczeni z ciała narodu?
— Zasugerowałem się
tym, że wybór ten miałby być przeznaczony dla osób
„działających" w państwie (na stanowiskach).
— A czyż oni nie
działają? Czyż to nie oni powinni zająć się dziełem miłosierdzia
społecznego? Kiedyś Pan mój mówił wam, że jestem
Królową Kościoła, i że wybraliście Mnie Królową waszego
narodu. Dlatego pomiędzy Kościołem mego Syna a całym narodem nie
powinno być żadnych tarć ani sprzeczności w działaniu. Ja
przynajmniej, będąc Królową waszą, uważam się również
za Matkę Kapłanów i Matkę Kościoła. Kiedy stałam pod krzyżem,
Jezus włączył macierzyństwo w zadanie mego życia. Jeśli zatem jestem
Matką każdego człowieka, to czy z moich rad, opieki, wskazówek
i ostrzeżeń mam wyłączać kapłanów?
— Matko, zawstydziłaś
nas.

Po chwili milczenia ks.
Krzysztof:
— W mojej parafii
pojawili się świadkowie Jehowy. Co mam robić?
Zaczynamy rozmawiać o tej
sekcie, o książkach i dokumentach na jej temat, o powodach
wstępowania do niej w warunkach polskich. Jeden z księży wspomina o
świadectwie świadka Jehowy, że wstąpienie do ich sekty łączy się z
podeptaniem krzyża.
Maryja:
— Jeżeli ktoś depcze
krzyż mojego Syna, odrzuca Jego Ofiarę, odrzuca tym samym miłość Boga
do siebie i sam się skazuje na pozostanie poza nią. Możecie się za
nich modlić, ale nie przyjmować u siebie, nie przekonywać, nie
zapraszać do swoich domów; wiecie przecież, że są to wrogowie
waszych dusz. A tobie, Krzysztofie, mówię, że twoim
obowiązkiem jest bronić tych, nad którymi wyznaczono ci
opiekę.
Ks. Grzegorz:
— Chciałem podziękować
za ostatni okres, za kolędę, za łaski otrzymane przez innych ludzi...
Proszę o łaski dla parafian, dla konkretnych osób.
— To jest twój
obowiązek, synu, modlić się za tych, których Bóg ci
powierza. Mów to mojemu Synowi w tabernakulum i proś Go zawsze
o współudział w twoich staraniach — mówi
Maryja.
— A w jaki sposób
mogę pomóc mojej babci?

Maryja:
— Za twoją babkę
ofiarowuj wszystkie cierpienia, wszystko, co cię boli. To jej dużo
więcej pomoże niż twoje modlitwy.
Pamiętajcie, dzieci, że Bóg
was nigdy nie skrzywdzi. Krzywdzicie się wyłącznie sami (także
wzajemnie, ale głównie sami siebie). Kto jest w ręku Boga,
spotyka się z miłością, gdyż Jezus jest waszym Orędownikiem. Dlatego
sprawiedliwość Boża nigdy nie przeważy miłosierdzia, chyba że
człowiek sam miłosierdzie Boże odrzuca: odrzuca Boga z Jego miłością
i miłosierdziem, gardzi nimi; i taka postawa woli ludzkiej to jest
właśnie dojrzałość do piekła.
— Dziękujemy Ci, Matko,
i prosimy o błogosławieństwo i o Twoją obecność, działanie i
orędownictwo wśród nas (wieczorem, gdy będziemy modlić się
wspólnie o zdrowie w Wesołej).
— Macie, dzieci,
błogosławieństwo Boże przez moje ręce. Przyjmijcie je. +



Moje słowa, jeśli będą
czytane, powinny wam pomóc
13 II 1992 r. Anna,
Jarek,
Szymon, Grzegorz
Maryja mówi:
— Jestem z wami. Co
pragnęlibyście usłyszeć, dzieci? ... A ty, Grzegorzu?
Po chwili milczenia,
kiedy
nikt z nas nie zwrócił się do Maryi, Maryja mówi do
Grzegorza:
— Posłuchaj, synu.
Chcę, żebyś wiedział, iż widzę twoje szczere starania i doceniam twój
trud w przygotowywaniu naszych tekstów. Cieszę się też, że już
tyle dokonaliście.
Grzegorz:
— My też się
ucieszyliśmy — patrząc na listę zestawów tekstów
(którą właśnie sporządziliśmy).
Mówimy o pragnieniu
wydania wyboru słów Maryi Panny i słów Pana o Niej.
Wtedy mówi Maryja:
— Moje słowa, jeśli
będą czytane, powinny wam pomóc. Przecież dlatego są wam
dawane. Będę was wspomagała, ale nie mogę narzucić swojej woli tym,
którzy jej przyjąć nie chcą; o tym już wiecie. (...)
Grzegorzu, jest tu ze Mną
twoja matka, która mówi ci, że cieszy się, iż może ci
pomagać w sprawach tak dla niej teraz ważnych (gdyby żyła,
robiłaby to razem z tobą) i daje ci swoje błogosławieństwo w
imieniu Pana. Matka twoja prosi cię, żebyś się o nic nie troskał, bo
masz pomoc i opiekę (chodzi o sprawy rodzinne).
A teraz, dzieci, powiedzcie
Mi o swoich największych strapieniach — jeśli je macie.
Jarek:
— Piszę pracę o
unitach. Ta praca jest dla mnie jednym z największych strapień.
Maryja:
— Masz teraz możliwość
ujawnienia tylu męczenników, tak wielu ukochanych dzieci
moich, które traciły życie lub cierpiały, gdy opierały się
presji okupanta (władzy carskiej). Jeszcze tyle spraw
pozostaje nieznanych, tyle tragedii ludzkich, może mógłbyś
jeszcze dotrzeć do faktów przekazywanych w tradycji i do
nazwisk. Tak wielu jest bezimiennych świętych w waszym kraju.
(Maryja powiedziała to ze smutkiem. Pragnęłaby ich radości w
niesieniu nam pomocy, ale nikt się do nich o pomoc nie zwraca, bo są
nieznani. Tu Maryja przypomniała o możliwości zgłaszania męczenników
zbiorowych, o której wspomniał o. Jan).
W czym ci pomóc,
synku?

Jarek:
— W jaki sposób
mam teraz służyć Chrystusowi? Jest tyle możliwości, tyle
inspiracji... Myślałem o studiowaniu teologii, nie wiem jednak, czy
to jest moje egoistyczne pragnienie, czy też jest to wola Boża.
Maryja:
— Synku, czy nie
widzisz, że już sięgasz do tej dziedziny, pisząc o męczennikach Boga?
Musisz wiedzieć, że historię w waszym kraju trzeba zacząć wykładać na
nowo i potrzebni są wykładowcy, którzy swoim sposobem życia
stanowiliby wzór dla uczniów. Teologia, synu, ma bardzo
szeroki zakres. Co cię interesuje?
Jarek:
— Biblia (biblistyka).
Maryja:
— Synu, jeśli będziesz
miał dość sił i czasu, możesz studiować dalej, ale chciałabym mieć w
moim kraju jak najwięcej ludzi znających, rozumiejących i
potrafiących przekazać innym historię Polski. Jeśli będą to robić
ludzie niewierzący, sfałszują ją, a przecież zawsze (w ciągu
kilkuset lat) łączyliście swoją działalność publiczną z
moralnością chrześcijańską, i tego wymagaliście od swoich królów
i przywódców (Maryja przypomina słowa Zygmunta
Augusta: „Nie jestem panem waszych sumień").
Cieszy Mnie, że chcesz
poznawać więcej i będę ci w tym pomagała, ale pamiętaj, że jesteś
dłużnikiem poprzednich pokoleń i to, co zdobywasz, powinieneś
przekazywać następnym. Dlatego prędzej czy później będziesz
musiał zdecydować, co w twoim życiu jest najważniejsze.
W rozmowie, która
się wywiązała, wspominamy m.in. o strajku dzieci polskich we Wrześni
nie chcących odmawiać „Ojcze nasz" po niemiecku, i o
Niemcach z NRD nie znających już tej modlitwy (z doświadczeń
Grzegorza).
— Teraz, dzieci, może
zakończymy rozmowę. Kończąc ją odmówmy razem „Ojcze
nasz".
Odmówiliśmy
modlitwę z radością.
— Przyjmijcie
błogosławieństwo Pana. +



Potrzebuję przyjaciół
gotowych na wszystko, szczerych kochających Mnie i moje dzieło
17 II 1992 r. Anna,
Grzegorz
Rozmawiamy o zmianach
zachodzących na świecie, zapowiadanych przez Pana (ogólnie,
lecz pomimo to zaskakujących nas). Mówimy też o zagrożeniu
rozprzestrzenienia się broni jądrowej do państw muzułmańskich oraz o
zawziętości demonstrowanej przez Izrael w swoich wypowiedziach i
działaniach (po zamordowaniu trzech rekrutów izraelskich).
Pan „włącza się":
— Moi kochani
przyjaciele. To, o czym mówicie, jest teraźniejszością: cała
ludzkość wkracza w okres oczyszczenia (od momentu upadku Rosji
jest to dla nas widoczne).
Anna:
— Czy Ty się, Panie,
nie obawiasz, że muzułmanie się zjednoczą i pójdą podbijać
świat?

Pan:
— Nie. Pora na wojny
religijne dawno już minęła. Zresztą ich także pragnę wyzwolić.
Pojedyncze twory fanatyzmu będą powoli ginęły. Ja dopuszczam do tego,
aby się same kompromitowały swoimi zakusami, napadami (np. Irak
napaścią na Kuwejt). Czy nie widzicie, że dzieje się tak tam,
gdzie jest najniższy poziom rozwoju człowieczeństwa w jego wolności
wyboru? (Jeszcze nie dojrzeli do zrozumienia ludzkiej godności —
swojej i swoich przeciwników; brak im zrozumienia pojęcia
braterstwa w człowieczeństwie).
Anna:
— Ale Żydzi (Izrael)
stosują zasadę „oko za oko, ząb za ząb" (zabicie
przywódcy „Partii Boga", jego rodziny i ludzi z
jego otoczenia w odwecie za zamordowanie trzech rekrutów
izraelskich, oraz buńczuczne wypowiedzi z tym związane).
Pan:
— Ale jeśli tego chcą,
tak im się stanie.
To, co teraz się stanie,
przyspieszy rozwój duchowy i zrozumienie współzależności
w społeczeństwach prymitywnych, a jednocześnie zniszczy wszelkie
złudzenia, które wytworzyła sobie cywilizacja pieniądza,
występująca przeciw Mnie, bo sprzeciwiająca się wszystkim moim
prawom, przede wszystkim przykazaniom miłości Boga i bliźniego. To,
sami wiecie, obejmuje cywilizacje technicznie najbardziej postępowe,
a wyzbyte wszelkich hamulców moralnych (was też przecież
sprzedano) — poza zasłoną pruderii, fałszu i zakłaania, którą
się osłaniały przed ostatnio zmniejszającą się liczbą ludzi żyjących
według moich praw. Ja teraz osądzę wszystkie poczynania rządów
wybranych przez ich społeczeństwa i wina spadnie nie tylko na te
rządy, lecz i na ludność, która je wybrała i im zawierzyła.
Nie zawsze jest to sprawa zniewolenia — tak jak u was było —
bywa, że to rezultat u jednych przekupstwa (politycznego), u
innych absolutnej obojętności na moralne skutki swojego wyboru.
Chodzi o „demokracje" zachodnie (Pan mówi to z
ironią). Bałwochwalcza cześć dla pieniądza sięga tam aż po
najwyższe struktury władzy. Powiedziałem „bałwochwalcza",
bo dwom panom służyć nie możecie. Jeśli liczycie na zapłatę,
otrzymacie ją — od księcia tego świata. Ja nie płacę za służbę
u Mnie, gdyż Ojciec wszystko daje dzieciom swoim, ale im nie płaci za
miłość do Siebie; spodziewa się po nich wzajemnej miłości i liczy na
podobieństwo do Siebie w nich złożone. Prawda, że się rozumiemy?
— Tak, Panie. Tak,
Ojcze — odpowiadamy.
— Teraz chcę wam
powiedzieć, dzieci, że trud wasz w pracy dla Mnie jest tym właśnie,
co raduje moje serce. Bo nie to, co robicie, tylko wybór wasz
pomimo zmęczenia, chorób i wszelkich obciążeń waszych —
woła do Mnie o waszej miłości. Pamiętajcie, dzieci, że to właśnie
jest egzaminem człowieka, którego zapraszam do współpracy.
I wielu ludzi go nie zdaje: albo wycofuje się i rezygnuje, albo szuka
dla siebie zapłaty. Ja nie przeciwdziałam temu, ponieważ to jest
własny wybór człowieka, ale taki zły wybór
zanieczyszcza naszą współpracę, kompromituje ją, a wreszcie
uniemożliwia. Czasem do tego dochodzi, że taki człowiek staje w
szeregach moich wrogów i od nich bierze zapłatę (tu Pan
mówi nie tylko o masonerii i jawnych czcicielach szatana, ale
także np. o działaczach komunistycznych, którzy zaczynali od
współczucia ludziom, a kończyli na deptaniu tych, dla których
mieli walczyć). Czy nie rozpoznajecie u siebie tego zjawiska? To
jest naturalna selekcja, dzieci. Każdy wreszcie opowiada się za tym,
co kocha najbardziej.
Wszystko co trzeba już wam
powiedziałem. Dlatego nie chcę mówić więcej o zagrożeniach i
kataklizmach. Teraz pragnę, abyście się poznawali. Cieszę się, Anno,
że „przypadła ci do gustu" moja córka Halina.
Bądźcie pewni, że za nią pójdą inni; bo ona ma swoje
środowisko, dość rozległe. I nie o to chodzi, aby wszyscy tu się
gromadzili, lecz aby zapoznawali się z tekstami o tematyce
społecznej, które otrzymaliście. Natomiast oczekuję i
spodziewam się po takich ludziach jak Halina, że włączą się aktywnie
do naszej współpracy: aktywnie, czyli działając samodzielnie
na rzecz zapoznawania z moją wolą tych, których uznają za
przygotowanych do służby. Ja potrzebuję przyjaciół gotowych na
wszystko, szczerych, kochających Mnie i moje dzieło i działających
bezinteresownie dla jego budowy. A dzieło moje jest powodowane
również bezinteresowną miłością do was, moje dzieci.
Powodowany miłością do was
przekraczam teraz moje pierwotne zamierzenia, aby was uratować od
zguby. Bo walka toczy się z mocami ciemności, które wciągnęły
w swoją mroczną i nikczemną służbę tak wielu z was (większość
ludzi mających znaczenie w świecie). Dlatego bronię was
(Polaków), którzy dla szatana nie macie żadnego
znaczenia. Błogosławieni ubodzy i ci, którzy płaczą, bo oni
ziemię posiądą. Ja sam ujmę się za nimi i wyprowadzę na żyzne
pastwiska. Dam dzieciom moim pokój, bezpieczeństwo i
przyszłość bez lęków, zagrożenia i niepewności jutra. Stanę
się wam Ojcem miłosiernym, łagodnym i wszystko wybaczającym, gdyż to,
co przeżywacie, rani moje serce, i tak bardzo pragnę jak najszybciej
objąć moim błogosławieństwem was oraz całą biedną ludzkość i jak
chore dziecko przytulić do serca.
Tego się spodziewaj, Anno,
jeszcze za twojego życia, bo śpieszę ku twojemu narodowi przynaglany
współczuciem, aby jak najszybciej usunąć ciernie z waszej
drogi (niesprawiedliwość, afery, krzywdy, brak prawa, brak
miłosierdzia, zagrożenie przestępczością, głodem, brakiem pracy, brak
rzeczywistej wolności wyboru, niepewność jutra...). Przecież to
od was, od was, moje ukochane dzieci, pragnę rozpocząć budowanie
królestwa mojego na ziemi. Dlatego miejcie nadzieję,
oczekujcie działania mojej mocy, gdyż Maryja, Matka moja (Boga) i
wasza, w całej pełni mocy Bożej, wypełniając wolę moją, otacza was
opieką, broni i ku zwycięstwu prowadzi. Jeżeli zawierzycie Mi,
będziecie już teraz dziękować za wszystko, co stanie się wam z woli
mojej. (...)
— Chwała Ci, Panie.

Pan:
— Ludzkość stawiam
teraz przed ostatecznymi wyborami. Tego wymaga sprawiedliwość moja
wobec ogromu krzywd i zbrodni, jakich wy, ludzie, dopuściliście się
wobec siebie wzajemnie. Kto dąży do podboju i zguby tych, których
uważa za swoich przeciwników (np. teraz Serbia i
Chorwacja), otrzyma to, co pragnął dać innym. Lecz ci, którzy
potrafią wybaczać, którzy chcą załatwiać swoje spory
spokojnie, rozważnie i nie krzywdząc nikogo, nawet jeśli sami byli
skrzywdzeni, ci otrzymają ode Mnie nagrodę za swoje postępowanie.
Więcej osiągną, niż się spodziewali, gdyż wszystkie ludy poszukiwać
będą przyjaźni i wiązać się ze sprawiedliwymi.
Dlatego, dzieci, bądźcie
cierpliwi, łagodni i wybaczający — bo dopiero to ukaże światu,
że wy (Polacy) sojusz ze Mną trzymacie. A Ja wam pomogę we
wszystkim, czego będziecie potrzebować w sprawach wewnętrznych przede
wszystkim.
To co dzisiaj wam mówię,
Grzegorzu, postaraj się przepisać, bo chciałbym, aby poznali moje
słowa ci, na których liczę.
Kocham was, dzieci, obejmuję
was oboje i przytulam do serca. Bądźcie pewni mojej łaskawej miłości.
Przyjmijcie błogosławieństwo Boga Najwyższego. Niech spocznie na was,
pozostanie i udziela się wszystkim, którzy te słowa moje
czytać będą.
Anna i Grzegorz:
— Chwała Ojcu i Synowi,
i Duchowi Świętemu, jak było na początku, tak teraz i zawsze, i na
wieki wieków.
— Tak będzie.



Jeżeli mam czegoś
dokonać dla was w waszym narodzie, muszę mieć w tym waszą pomoc
26 II 1992 r. Anna,
Halina, o. Jan, Jarek, Paweł, Szymon, Grzegorz
Przy rozpoczęciu
modlitwy,
gdy pada pytanie, czy pragniemy (wolimy), żeby rozmawiał z nami Pan
czy Maryja, jedno z nas odpowiada, że oboje.
— Witajcie, dzieci, w
naszym domu. — Nie jest dla nas oczywiste, czy mówił
to Pan, czy Maryja, czy ... oboje; chyba właśnie oboje. Dalej mówi
Maryja:
— Może Ja rozpocznę
rozmowę. Jeżeli nurtują was jakieś ciężkie problemy osobiste, to
powiedzcie Nam o nich, bo przychodzimy, żeby wam dopomóc.
Wobec naszego wahania
Maryja dodaje:
— Może zaczniemy od
Haliny.

Halina:
— Zawsze się pytam, czy
droga, jaką idę, jest moją drogą, czy ją dobrze odczytałam.
Maryja uśmiecha się i
mówi:
— Córeczko, czy
byłoby możliwe, żebyś tyle lat szła błędną drogą bez odczucia
wyrzutów sumienia? Przecież chcesz służyć Nam, czyż nie tak?
Halina:
— Nie mam innych
problemów, tylko ten jeden: tak działać, jak mam działać;
odczytać to, co mam w tym momencie zrobić, aby nie iść za swoim
„zdaje mi się". Nie mam innych problemów. Po
chwili namysłu: — Jednak mam. Jak pomóc tym, którzy
zostali w domu?
— To jest największy
problem wszystkich, którzy chcą Mi służyć przez służbę
społeczeństwu, gdyż bardzo trudno obecnie te dwie sprawy pogodzić. A
jednak mówię wam: potrzebni Mi jesteście. Jeżeli mam czegoś
dokonać dla was w waszym narodzie, muszę mieć w tym waszą pomoc. Na
kogóż mamy liczyć, mój Syn i Ja, jeżeli nie na tych,
którzy liczą na Nas i proszą Nas o pomoc? Teraz My prosimy
was: nie rezygnujcie, nie odchodźcie, starajcie się zrobić to co
możecie i nie upadajcie na duchu, jeśli wam to nie wychodzi.
Tylokrotnie mówiłam wam, dzieci, że dla Boga ważny jest tylko
wasz wysiłek, wasz trud. Bóg nie chce waszego cierpienia z
powodu rozdzielenia z bliskimi (to wynika jednak z tej służby),
ale Bogu chodzi o wydobycie z was — dla dobra was samych i
całego kraju — wytrwałości, męstwa, cierpliwości, gdyż wszystko
inne otrzymaliście od Boga (dary i umiejętności potrzebne do
służby), a wkładem waszym jest tylko to, co was kosztuje na
drodze ku tworzeniu właściwego kształtu współżycia narodowego.
(Ze zrozumienia: Pan nie tylko daje odpowiednie uzdolnienia, ale i
pomaga, natomiast człowiek musi włączyć w to swój trud. Ten
trud jest to jedyny możliwy dla nas wkład, a z drugiej strony jest to
nasza chwała w niebie).
Paweł:
— Czasem jest tak, że
służymy w jakimś dobrym dziele, ale widzimy, że to nasze służenie nie
daje dobrych owoców, wręcz przeciwnie, powoduje konflikty.
Wtedy lepiej jest odstąpić, ustąpić miejsca innym.
Maryja:
— Pamiętajcie, że dla
waszych wytrwałych wysiłków gotowi jesteśmy obdarować was
bardziej, niż to się wydaje możliwe — ale nie od razu: w
czasie, który uznamy za odpowiedni.
Halina:
— Jak poznać tych, na
których możemy polegać?

Maryja:
— Moi drodzy
przyjaciele. A może dopiero trzeba ich sobie wychować? A może jeszcze
oni sami nie wiedzą, na co ich stać i komu właściwie warto służyć?
Czy przypadkiem wasz przykład (postawa) nie byłby tu pomocny?
Paweł:
— My właściwie musimy
służyć naszymi pracami publicznymi już dziś. Wielu pracuje nad
wychowaniem młodych ludzi, ale to wymaga czasu... Mam trudności z
rozpoznaniem, na kim już dziś można się oprzeć.
— Anno, podaj im
przykład. (Maryja przypomina Annie pewną sytuacją).
Anna:
— Było to 8 III 1980 r.
w Łodzi na spotkaniu wielu wspólnot Odnowy w Duchu Świętym. Po
czytaniu Ewangelii o drzewie złym i dobrym (Mt 7,15—19),
podczas rozważania, gdy zrozumiałam, że te owoce to owoce działania
Ducha Świętego w nas, usłyszałam pytanie Pana:
— Wiesz, jakie są owoce
Ducha Świętego? Czy masz je?
— Nie —
odpowiedziałam.
— Czy zatem jesteś
drzewem złym?
— Na to wygląda.
— Nie. Jesteś drzewem
młodym, które owocu jeszcze nie przynosi.
Zrozumiałam, że Pan
cierpliwie czeka, aż dojrzejemy, a na razie nas pielęgnuje, czyli
leczy, uzdrawia, obdarza i uczy dobrotliwie. Zrozumiałam też, że
dotyczy to każdego, a jednak męczyłam się zachowaniem jednej osoby.
Nie mogłam jej polubić, bo ilekroć modliłam się o miłość do niej, ona
zachowywała się tak, że moje zastrzeżenia ożywały na nowo.
Pomyślałam, że bardzo trudno jest zmusić się do miłości, kiedy jest
się atakowanym przez cudze błędy; usłyszałam wtedy:
— A ty ich nie
popełniasz?
— Tak, ale nie takie —
odpowiedziałam. Na to Pan powiedział z westchnieniem:
— Tak, każdy z was
błądzi wedle własnych wad. Nie jest trudno pokochać ludzi miłych
sercu, i nie tego dla ciebie pragnę. Chcę, abyś uczyła się kochać
pomimo różnic i przeciwieństw, bo to jest właśnie miłość
prawdziwa — moja — kończy opowiadanie Anna.
Paweł:
— A tymczasem musimy
podejmować decyzje podnosząc rękę za lub przeciw człowiekowi, mając
wątpliwości co do jego intencji.

Pan:
— Mój synu,
kiedy nie masz pewności, musisz wybierać to, co spowoduje mniej zła.
(Wstrzymywanie się od głosu, ogólnie biorąc, nie jest
odpowiedzią; jest unikiem. Pan nie pochwala uników).



Od kogo możemy wymagać
postawy chrześcijańskiej, jeśli nie od was
Maryja:
A teraz Ja chciałabym was
spytać. Czy kiedykolwiek modlicie się za tych ludzi, których
wybieracie?
Wobec naszego
zakłopotania
Maryja dodaje:
— Spróbujcie,
dzieci, każdego z tych ludzi, których etyki nie jesteście
pewni, stawiać pod krzyżem mojego Syna i prosić w postawie
braterskiej (a nie protekcjonalnej, czyli w postawie faryzeusza
wobec celnika; Łk 18, 9—14) o to, aby Krew Jego obmyła ich,
oczyściła i otworzyła ich sumienia. Lecz tak się modląc, czyż możecie
nie okazywać im jednocześnie życzliwości, pragnienia zrozumienia...?
Przecież nie możecie zaprzeczać sobie (działać jednocześnie w
kierunkach przeciwstawnych).
Anna:
— A ja tak robię, choć
nie równocześnie.

Maryja:
— No tak, ale ty nie
jesteś wzorcem. Dzieci, bądźcie wyrozumiali i cierpliwi. Przecież
nikt z was też nie jest ideałem. Jeśli My pomimo to ufamy wam,
spróbujcie wykrzesać z siebie odrobinę miłości do tych, którzy
was nie lubią. Przez takie wasze postępowanie może i oni zmienią
swoje poglądy na chrześcijan. Pomyślcie, dzieci, od kogo możemy
wymagać postawy chrześcijańskiej, jeśli nie od was, którzy się
publicznie chrześcijanami nazywacie?
Czy bardzo was to zabolało?

Szymon:
— Trochę.

Paweł:
— To jest prawda.

Maryja:
— No to teraz poproście
Mnie o więcej Bożej pomocy. Mówcie Mi, o co prosicie, a Ja
będę prosiła razem z wami. Przecież nie pozostawimy was takimi,
jakimi jesteście teraz (bez pomocy). Liczcie na łaskę Boga,
której wam potrzeba. Ponadto, dzieci, przecież to Ja jestem
waszą Królową. Czyż ci, którzy Mi służą, nie powinni
liczyć na moje wsparcie?
Paweł:
— Najtrudniejsze sprawy
teraz to:
— żeby się nie załamało
funkcjonowanie państwa (finanse publiczne),
— Polska jest wciągana
w sferę działania europejskiego „anty—kościoła", a
my nie jesteśmy w stanie temu przeciwdziałać.

Maryja:
— Wiemy o tym. Ale już
nadchodzą czasy klęsk żywiołowych i wstrząsów politycznych
(np. postępujący rozpad ZSRR) — a to was zmobilizuje.
Starajcie się łagodzić spory, a nie zaostrzać ich. Ponadto oddajcie
się Jezusowi i oddajcie Mu cały obecny aparat władzy. Róbcie
to w imieniu ich wszystkich. Bo Nam nie zależy na ilości proszących
(tylko na samej interwencji).
Paweł odczytuje „Akt
Zawierzenia Parlamentarzystów Polskich", odczytany
oficjalnie na Jasnej Górze 2 II 1992r.; uzupełniamy go
prośbami za aparat władzy — w jego (aparatu władzy) imieniu.
Anna:
— Wstawiaj się za nami,
Maryjo.

Maryja:
— Czynię to i będę
dalej czyniła, ale widzicie, potrzebne Mi jest wasze wsparcie (nasze
ludzkie „fiat" — opowiedzenie się za wolą Boga).
O. Jan:
— Żeby wszystkie
przeszkody w działaniu Ducha Świętego ustąpiły.
Maryja:
— Na to trzeba właśnie
świadomości powszechnego zagrożenia.
Włącza się matka Anny
cytując:
„Narody ziemskie, kiedy
was porażą, kiedy stracicie nadzieję, słuchajcie wieszczów,
żebyście wiedzieli, co każą".

Maryja dodaje:
— Czytajcie teraz Psalm
dobrej woli (Zygmunta Krasińskiego) tak jak się czyta modlitwę.
Odnaleźliśmy i
przeczytaliśmy obszerne fragmenty.

Jarek po przerwie:
— Ja mam ciężki
problem. Przestałem się zajmować wspólnotą, bo zająłem się
pracą naukową. Jest to problem i dla mnie, i dla ludzi z tej
wspólnoty. Czegoś nie dokończyłem i nie wykorzystuję
otrzymanych darów. Czy nie jest to jakieś moje odejście?
— Czy pozwolicie, że Ja
odpowiem? — mówi Pan z uśmiechem.
— Mój synu,
pamiętaj, że dla każdego człowieka najważniejsze są dobrowolnie na
siebie przyjęte obowiązki stanu, natomiast nie jest dobrze, jeśli one
kolidują ze sobą. Powiem ci jednak, że twoja nauka musi wydać owoce,
ponieważ przez lata korzystałeś z pomocy innych ludzi ucząc się, i ty
teraz jesteś zobowiązany oddać społeczeństwu to, czego osiągnięcie
ono ci umożliwiło, a zrobisz to zwielokrotniając swoje działanie
poprzez swoje osobiste uzdolnienia (Pan przypomina tu przypowieść
o talentach). To jest twój obowiązek służebny względem
twojej wspólnoty narodowej.
Natomiast wspólnota,
którą prowadziłeś, pozostaje twoją „rodziną", ale
dobrze się stało, że teraz inne osoby przejęły odpowiedzialność za
nią i są obowiązane jej służyć. Bycie we wspólnocie nie jest
tym samym, co kierowanie nią. Pozwól, niech inni się uczą.
Prawdziwa wspólnota winna się dzielić na nowe wspólnoty.
Niech więc wielu ludzi pozna obowiązki kierownicze. Mów im to
i przekonuj, żeby się wprawiali jak najusilniej, bo Ja liczę na waszą
miłość bliźniego, która powiedzie was poza wasze obecne
granice Rzeczypospolitej na północ i wschód. Kiedy
będziesz w domu, odwiedzaj ich, kochaj ich, czuj się członkiem
wspólnoty, ale zmuszaj ich do samodzielności. Paweł też nie
siedział stale w Koryncie.
Teraz — kiedy
odpowiedziałem na wasze problemy — posłuchajcie, co mam wam do
powiedzenia.
Bardzo pragnę, abyście
ćwiczyli swoje zawierzenie Mi. Na czym to ma polegać? Na
niepoddawaniu się naciskom mocy zła, co możecie zrozumieć jako
niepoddawanie się depresji, smutkowi, załamaniu, nietracenie nadziei.
Wszystko to jest wam narzucane, sugerowane po to, aby was osłabić,
zniechęcić i ostatecznie spowodować rezygnację z podjętych obowiązków
służby. Pamiętajcie o tym, że walkę toczycie nie „przeciw krwi
i ciału". Pan wskazuje tym cytatem na fragment listu do
Efezjan 6, 12b: „lecz przeciw zwierzchnościom, przeciw
władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom
duchowym zła w niebieskich przestworzach".
Gdy kończymy go
odczytywać, pyta:
— Co powinniście zatem
uczynić?
Czytamy dalej (Ef 6,
13—18a):
„Dlatego weźcie na
siebie pełną zbroję Bożą, abyście w dzień zły zdołali się
przeciwstawić i, zwalczywszy wszystko, się ostać. Stańcie więc [do
walki] przepasawszy biodra wasze prawdą i oblókłszy pancerz,
jakim jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość [głoszenia]
dobrej nowiny o pokoju. W każdym wypadku weźcie wiarę jako tarczę,
dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski
Złego. Weźcie też hełm zbawienia i miecz Ducha, to jest Słowo Boże —
wśród wszelakiej modlitwy i błagania. Przy każdej sposobności
módlcie się w Duchu".
Pan dodaje:
— A Ja pragnę, abyście
wszyscy, spotykając się z bliźnimi, żywili do nich myśli życzliwe i
traktowali każdego jako ukochane dziecko moje, chociażby w tej chwili
zajmował taki człowiek miejsce przy korycie pomiędzy świniami. (Tu
Pan przypomina dno upokorzenia z przypowieści o synu marnotrawnym Łk
15,11—32 — świnie były dla Żydów zwierzętami
nieczystymi — i jednocześnie ukazuje nam, że my widzimy jedynie
bieżący fragment z życia bliźniego, ale nie znamy jego zakończenia).
Pamiętajcie, że Ja do każdego z was tęsknię i pragnę go mieć w
domu moim, nawet jeśli ten człowiek jest tak dla was odrażający
(odrzucamy go w myślach, „skreślamy"; Pan wskazuje dla
przykładu na jedną z osób publicznych, do której mamy
właśnie taki stosunek). Ja w takim człowieku widzę jego przyszłą
tragedię, a jednocześnie jego ciągłe poszukiwanie szczęścia po
omacku, a często i w błocie (właściwie w gnoju). Gdybyście
posiadali prawdziwą miłość bliźniego, czyli gdybyście chcieli
podzielać moją miłość do każdego stworzenia, widzielibyście tych
ludzi inaczej. Nie odrzucałyby was od nich ich wady, a raczej
przyciągało — tak jak Mnie przyciąga — zagrożenie ich
dusz. Ja chcę ratować każdego z was, ale wy, dzieci, tak mało Mi w
tym pomagacie...
— Mea culpa —
mówimy.

Pan:
— Dlatego oddawajcie Mi
siebie na każdy nowy dzień służby i proście, abyście mogli
współdziałać ze Mną w ratowaniu ludzi (w ratowaniu świata).
Nie martwcie się z góry waszą nieudolnością, obiecuję wam moją
silną pomoc przy każdym waszym „chcę".
A teraz, dzieci, wstańcie,
przyjmijcie moje błogosławieństwo. + Przyjmijcie moją miłość i troskę
o każdego człowieka do swoich serc. Napełniam je i umacniam w was
dobrą wolę, aby trwała w was i rosła. Kocham was, dzieci.



Od kapłanów
wymagam więcej
16 III 1992 r. Anna,
Grzegorz
Pewien kapłan zwrócił
się do Anny z prośbą o spotkanie. Wobec naszej niepewności, w jaki
sposób moglibyśmy odpowiedzieć na jego potrzeby (czego on
pragnie, czy zapraszać go na spotkania modlitewne, czy tylko
porozmawiać o interesujących go tekstach), pytamy Pana, co byłoby
zgodne z Jego pragnieniem. Pan mówi:
— Chcę, naturalnie,
żebyś mu pomogła, ale nie musisz robić tego osobiście. Nie mogę
przecież zlecać ci, abyś nawracała moich księży, ponieważ to oni mają
nawracać innych i w tym celu powinni być bardzo mocno ustaleni we
Mnie. Wtedy nie mieliby tylu wątpliwości i kłopotów sami ze
sobą. Oni Mnie mają codziennie przy sobie, przyjmują moje Ciało i
Krew, które powinny ich oczyszczać i przybliżać ku Mnie. Godzę
się, abyś przyjmowała w naszym domu tylko tych kapłanów,
którzy z głębi serca pragną służyć Mi jak najlepiej i
niepokoją się, czy wybierają drogą właściwą (np. wyjazd na misje
na Wschód). (...)
Anna mówi o swojej
niechęci do ewentualnego spotkania, tłumaczy, że nie jest od tego, by
rozeznawać czyjąś drogę życiową. W końcu, zreflektowawszy się, pyta:
— Czy ja nie mówię
tego od siebie?

Pan:
— Nie, dziecko, Ja nie
chcę wprowadzać do naszego domu ludzi, którzy nie wejdą do
naszej współpracy. Natomiast przysposabiam tu tych, których
pragnę wprowadzić w sprawy Polski (wewnętrzne, w tym i polityczne)
i w problemy misji (zewnętrzne). W innych sprawach ulegałem
dawniej twojemu pragnieniu niesienia ludziom pomocy, ale obecnie
trzeba te kontakty ograniczać, a nie mnożyć, ze względu na twój
stan i na przygotowanie do nowego etapu współpracy.
Grzegorzu, powiedz mojemu
synowi, że miał dosyć czasu na nawiązanie bliskiej przyjaźni ze Mną.
Tym bardziej powinien ją nawiązać, jeżeli chce ku Mnie prowadzić
innych ludzi — a to jest jego powinnością jako kapłana. Musi
mocno stać przy Mnie i przestrzegać praw mojego Kościoła. Niech nie
szuka innych niż ja pośredników pomiędzy Ojcem a wami
(rodzajem człowieczym). Życzę sobie, aby się oczyszczał i
doskonalił, a wtedy przykład jego postawy będzie pociągał innych. Na
to nie trzeba więcej słów ani opinii od ludzi, trzeba samemu
być świadkiem prawdziwym, w całej czystości swojej służby (myśli,
intencji woli, słów i działań).
Rozważ, synu, komu służysz.
Czyż Doskonałemu nie należy się służba najdoskonalsza?
(W znaczeniu: kapłan
powinien mieć jednego przewodnika — Pana — i nie szukać
innych; tym bardziej jeśli chce ku Bogu prowadzić świeckich).
Powiedz mu to, synu, swoimi słowami, że od kapłanów wymagam
więcej, bo daję im więcej, lecz czynię ich odpowiedzialnymi za stan
dusz, które im się powierzają. Ponieważ wstąpili do mojej
służby dobrowolnie, nie będą mieli usprawiedliwienia, jeżeli służba
ich nie będzie czyniona „z całego serca, ze wszystkich sił
swoich i z całej duszy swojej..."
Mówię mu to, ponieważ
pragnę go mieć w domu moim. Te słowa, które ci poleciłem
przygotować dla niego, powinny mu pomóc w jego służbie
ludziom. To wystarczy, dzieci. A teraz uklęknijcie i przyjmijcie moje
błogosławieństwo. +
Przytulam was do serca,
dzieci. Nie chcę, żebyście się do niego uprzedzali, dlatego razem
zmówmy za niego „Ojcze nasz" — ze Mną, bo Ja
was tej modlitwy uczyłem.



Abyśmy wspólnie
zakładali nowy porządek prawny
23 III 1992 r. Anna,
Grzegorz
Anna:
— Oglądając dzisiaj
program telewizyjny o Ukrainie zrozumiałam, że nasz ustrój
oparty na Twoich prawach jest potrzebny już! I nie tylko nam, ale i
naszym sąsiadom. Ukraina jest zagubiona tak jak Rosja i Białoruś. W
innych nowych republikach rozwija się nacjonalizm, rośnie nienawiść;
w kilku już toczą się walki. Nie mają się na kim wzorować. Zachód
jest we władzy utajonych sił pieniądza; ich prawa są oparte na czci
dla własności i dla bogactwa. Reszta jest obchodzeniem prawa i
nadużywaniem wolności przez możnych. Zresztą to wszystko runie. A
teksty podane nam z Twojej woli dla nas nadal nie znajdują oddźwięku
u tych nielicznych, którym mogliśmy je udostępnić. Co mamy
robić w tej sprawie?
Pan:
— Moje dzieci. Nie
bójcie się, że teksty podane wam zmarnują się lub okażą
niepotrzebne czy spóźnione. Wasi bracia (z królestwa
niebieskiego) się o to zatroszczą.
I wy musicie dojrzeć.
Sprzyja
temu sytuacja, bo stajecie się coraz bardziej świadomi zagrożeń i
niebezpieczeństw, a także sił, które wam szkodzą. W miarę
narastania niebezpieczeństwa wokół waszych granic — a
tak będzie — zaczniecie się mobilizować i uczyć poznawać swoją
historię i kulturę i szanować je. Na szczęście wy uczycie się szybko.
Dlatego pewien jestem, że i te wewnętrzne zagrożenia potraficie
pokonać. Ja wam ufam.
Wydaje się wam, że zbyt
wolno
działam i wciąż się niepokoicie bezradnością — bo tak to
odczuwacie — tymczasem wszystko, co teraz przygotowujecie,
będzie potrzebne i szybko zostanie wykorzystane. Nie obawiajcie się,
bo Ja jestem z wami. Czuwam nad realizacją moich planów. Nie
bójcie się, że będą one spóźnione, ponieważ Ja sam
wybieram porę najlepszą. Jeśli jeszcze nie realizują się, to znaczy,
że byłyby przedwczesne.

Anna:
— Nie wiem, czy zdążę
wziąć w tym udział... (W podtekście: „A sam mi to
obiecałeś").

Pan:
— Córeczko,
przypomnij sobie historię twego kraju za twojego życia. Mieliście 19
lat wolności, którą zniszczyła agresja niemiecka w ciągu
jednego miesiąca. Przez kilka następnych lat przeszliście więcej niż
inne państwa w ciągu dziesięcioleci. Potem znowu wiele lat byliście w
niewoli waszych wrogów ze Wschodu, nie spodziewając się
wyzwolenia inaczej niż przez straszliwą — obecnie —
wojnę, a teraz jakże szybko rozpadł się Związek Sowiecki. Jeżeli
zechcę, wydarzenia tak się zagęszczą, że w ciągu kilku...kilkunastu
miesięcy zmieni się mapa polityczna całej ziemi, a kataklizmy
sprawią, że i kształt jej kontynentów ulegnie zmianie.
Ja tak działam, aby
spełniały
się moje plany ratowania was lub też usuwam przeszkody, które
budowaliście przez stulecia (np. kolonializm zmieciony w następstwie
dwóch wojen światowych w tym stuleciu; a teraz usunę te
państwa, które stanowią zaporę, tamę dla dalszego rozwoju
narodów, np. w Europie przede wszystkim Niemcy). I runie cała
sytość Zachodu. Ile wieków przetrwało cesarstwo rzymskie? A
kiedy Ja zdecydowałem: „dosyć", rozpadło się pod naporem
plemion gockich w przeciągu kilkudziesięciu lat. Jeszcze tysiąc lat
dodałem cesarstwu bizantyjskiemu, by zachowało mądrość starożytności
i wieków chrześcijaństwa, dopomagając w ten sposób w
rozwoju duchowym i kulturalnym młodej Europy, lecz skamieniało i
dlatego jeszcze szybciej runęło. Lecz zawsze ruina tego, co stare,
zmurszałe i zepsute, czyli niezdolne do odrodzenia się, tego, co
stało się zarazem więzieniem, tamą i kajdanami krępującymi ludy młode
i ubogie, otwiera im (tym ludom) wrota ku lepszemu światu,
daje szansę wniesienia własnych idei, świeżej myśli i nadziei,
umożliwia realizację nowych struktur przybliżających ludzkość ku
Mnie.
To dla was, dzieci, otwieram
przestrzeń działania i sam z wami idę, abyśmy wspólnie
zakładali nowy porządek prawny: bliższy mojemu miłosierdziu i
sprawiedliwości i jaśniej ukazujący moją miłość do was, pomoc moją i
opiekę. A więc nie uczynię ludzkości sierotami; przeciwnie, dam im
opokę mojej ojcowskiej miłości i macierzyńskiej troski. Dlatego też
prowadzi was Maryja, abyście poznali miłość Matki i doświadczyli jej.
Bo takiej miłości potrzeba wam, moje biedne ludzkie dzieci.
Dlatego Matka moja zbiera (tu
na ziemi) wszystkich, którzy zawierzają Jej, i niebo całe
prowadzi wam ku pomocy. Wytrwajcie więc. Nie stanie się wam krzywda.
Będziecie Mi świadkami. Błogosławię was, obdarzam wytrwałością i
męstwem. +



Jeśli Pan zobaczy, że
podzielacie Jego miłość...
25 III 1992 r. Zwiastowanie
Pańskie
Spotykamy się w
szesnaście
osób w domu Grzegorza. Są młodzi i starsi, kobiety i
mężczyźni, świeccy i duchowni; m.in. Halina, Hanna, Bogdan, Jacek,
ks. Jan i o. Jan. Mówi Maryja:
— Cieszę się, dzieci,
że się dzisiaj spotykamy. Zanim przyjdą gospodarze, powiedzcie Mi
może o waszych najpilniejszych sprawach.
O. Jan:
— Będę głosił
rekolekcje na Wybrzeżu. Jak tam powinienem ludzi przygotować?

Maryja:
— Posłuchaj, Janie. Nie
strasz ich. Mów bardziej o Bożym miłosierdziu i o mojej roli
jako waszej opiekunki, Matki i wychowawczyni. Kataklizmy będą, ale
możecie wyprosić opiekę dla waszych miast. Panu naszemu nie chodzi o
to, abyście się modlili ze strachu, w obawie o swoją własność i
życie. Chodzi Mu o waszą miłość bliźniego, troskę o innych i
współdziałanie z Jezusem w Jego służbie światu. A na to
(zorganizowanie wielu działań społecznych, np. hospicjum, opieki
nad więźniami, chorymi, dziećmi opuszczonymi itd.) macie jeszcze
trochę — choć niewiele — czasu.
Troszczcie się o siebie
wzajemnie, organizujcie ośrodki pomocy, pomagajcie sobie, bo jeśli
Pan zobaczy, że podzielacie Jego miłość do każdego potrzebującego...
Pan nie będzie burzył waszych zorganizowanych działań, ale wspomagał,
wspierał je. Wasze usiłowania mogą wam wyprosić konieczne łaski.
Janie, tyle wiesz, że to ci
powinno wystarczyć na spotkaniach. Nie narzucaj naszych tekstów
tym, którzy ich nie chcą. Przyjdzie czas, kiedy sami zwrócą
się do ciebie (tzn. w okresie zagrożenia). Teraz zaś dopuść do
głosu tych, którzy rzadziej mają ku temu okazję.
Kto ma do Mnie poważne
pytania? Kogo z was coś gnębi? (Ze zrozumienia: to jest jak
audiencja u Królowej w tym uroczystym dniu).
Halina:
— Co jest
najważniejsze, co powinniśmy przekazać Ojcu świętemu?
Maryja:
— Cieszę się, że
traktujecie z powagą ten wyjazd. Ale przecież macie Syna mojego,
Jezusa, na co dzień i znacie jego nauki. Papież jest też (tak jak
wszyscy) tylko Jego uczniem, chociaż ma „łaskę stanu".
Mój ukochany syn, Jan Paweł II, kocha Mnie i pragnie służyć Mi
jak może najlepiej. Sądzę, że zjednoczycie się w tym pragnieniu.
Pragnęłabym, abyście mówili nie tylko o tym, co jest złe wokół
was. Dodajcie też trochę nadziei mojemu synowi. Mówcie również
o tym, co się tworzy dobrego, co zamierzacie, czego pragniecie.
Mówcie o wszystkim, co zamierzacie czynić w imię Jezusa.
Chciałabym, aby nie same smutki i żale dochodziły do niego z mojej
ziemi. Pragnę, aby syn mój dowiadywał się o nowych
inicjatywach, które zamierzacie podjąć, ale najchętniej
widziałabym was mówiących o tym, co już robicie. Mój
syn jest bardzo silny, ale z całego świata dochodzą do niego biadania
i wiadomości o „klęskach chrześcijaństwa". Chciałabym
odpowiedzieć na wasze pytania, abyście potem wy wysłuchali, co Ja mam
do powiedzenia.
Bogdan:
— Jest problem, Maryjo,
z jednym z kapelanów więziennych: zaczął pracę, a teraz „nie
ma czasu". A poza tym chciałbym podziękować za ks. Stanisława i
za Józefa, i za tych więźniów, którzy złożyli
tak piękne świadectwa nawrócenia. A dla siebie chciałbym
prosić o łaskę wytrwałości w tej pracy.
Maryja:
— A nie dziękujesz za
pomoc udzieloną twojej żonie...?
Bogdan zażenowany:
— Dziękuję za udaną
operację i za modlitwę charyzmatyczną, która tak zmieniła
osobowość żony. Dziękuję Ci za żonę, Maryjo.

Maryja:
— Tacy wy jesteście...
Najpierw prosicie, potem dziwicie się, gdy wasze prośby spełnią się,
a później zapominacie podziękować.

Bogdan:
— Ale przede wszystkim
proszę o ks. Pawła.

Maryja:
— Czy potrafiłbyś,
synu, wytłumaczyć mu spokojnie i logicznie, że jeśli się podejmuje
jakieś obowiązki, to się je wypełnia uczciwie? Czy on uważa, że do
tej pracy został przymuszony?
Bogdan:
— Nie. I jest do tej
pracy przygotowany.

Maryja:
— Powiedz mu też, synu,
że Bogu się służy „z całego serca swego, z całej duszy swojej i
ze wszystkich sił swoich..." (przykazanie miłości Boga).
Bogdan:
— Ale ksiądz nie będzie
chciał słuchać takiego prostaczka.

Maryja:
— Zaproś Mnie do tej
rozmowy i staraj się mówić tak, jak Ja bym mówiła.
Niech widzi w tym twoją troskę o niego, o stan jego duszy, a nie
niezadowolenie z jego pracy. Ale jeśli cię nie posłucha, to nie
przynaglaj go więcej. Każdy z was sam wybiera i jeśli wybiera
dobrowolnie, powinien pełnić swoją służbę chętnie, gorąco i z całych
swoich możliwości.
Bogdan:
— Jest taki ksiądz...

Maryja:
— Synu, imienne prośby
mów Mi w tej samej chwili (kiedy o tym pomyślisz).

Ks. Jan:
— Co Marek ma robić
dalej?

Maryja:
— To są sprawy, których
nie chciałabym poruszać w szerszym gronie... On powinien mieć teraz
jak najwięcej serdeczności, oparcia, nie odwracajcie się od niego.
Powiedz mu, synu, niech się schroni pod moim płaszczem, niech się
upewni, zawierzy (ta sprawa nie jest skończona). Póki
człowiek wierzy, że Bóg go kocha, wszystkie przeciwności życia
nie są takie straszne.

Jacek:
— Proszę Cię o
dociążenie pracą dla Ciebie.

Roześmieliśmy się
wszyscy.

Potem Maryja zwraca sią
do
nas:
— Moje dzieci,
chciałabym was prosić, żebyście — ci którzy chcą (nie
musicie tego mówić głośno) — oddali Mi się z pełnym
zaufaniem w moją opiekę, abyście powiedzieli Mi to z serca, że
chcielibyście, bym była wam opiekunką, matką, obrończynią. I proszę
was jeszcze o jedno: dołączcie do tego oddania wszystkich, którzy
są wam bliscy (wasze rodziny, przyjaciół...).
Po chwili ciszy.
— Czy pozwolicie, że
potraktuję was jako reprezentację waszego narodu? Pytam o to,
ponieważ dzisiaj są tutaj reprezentanci różnego wieku
(kilku pokoleń), różnych zawodów i różnego
stanu (zastanowiliśmy sią, że rzeczywiście reprezentujemy wiele
grup). Dlatego proszę was teraz, oddajcie Mi, każdy tych, których
reprezentuje.
Modlimy się w milczeniu.
— Dłużej już was nie
będę męczyć, ale proszę, stale, zawsze pamiętajcie o mojej prośbie i
oddawajcie Mi zaraz każdego, o kogo się zatroszczycie (spotykacie
pijanego — oddajcie; widzicie osobę, której zachowanie
was zasmuca — oddajcie). Was to tak mało kosztuje, a być może o
niektórych z nich nikt nigdy Mnie nie prosił. (Maryja mówi
to ze smutkiem).
Chciałabym, żebyście mieli
oczy szeroko otwarte na biedy ludzkie, na nieszczęścia, na smutki, na
choroby (w tym i nałogi), żebyście pamiętali, że Ja mogę takim
ludziom pomóc więcej niż ktokolwiek z was, ale potrzebne jest
Mi wasze ludzkie, braterskie zainteresowanie. To buduje was i rozwija
w was zdolność orędowania za innymi. A teraz tak mało ludzi w waszym
kraju zwraca się do Mnie, orędując za innymi (w znaczeniu: dużo
ludzi zwraca się do Maryi, ale modlą się głównie za siebie, o
swoje osobiste sprawy, podczas gdy setki tysięcy ludzi potrzebuje
pomocy Maryi — duchowej i fizycznej).
Syn mój prosił was
kiedyś, żebyście oddawali Mu każdą wieś czy miasto, przez które
przejeżdżacie, wasze miasto, ludzi z waszej ulicy, waszego domu, i
żebyście pamiętali o tych osobach publicznych, które was
niepokoją, których działania uważacie za szkodliwe.
Nie proszę was o długie
modlitwy, a chciałabym tylko nauczyć was odruchu wstawiennictwa.
Jeżeli będziecie moją prośbę traktować poważnie, wyrobi się w was
stan, który nazwałabym współczuciem społecznym albo
uspołecznieniem, ale jest to w istocie pośredniczenie pomiędzy Mną,
waszą Matką, a tymi, którzy się do Mnie nie zwracają, bo nie
potrafią lub nie chcą, lub w ogóle nie wierzą w moje
istnienie. To jest jakby zarzucanie sieci współczucia,
obejmowanie tą subtelną siatką współodczuwania całego
społeczeństwa.
I proszę was, nie uważajcie
tego za wysiłek, bo taka postawa jest wam samym potrzebna. Może
jeszcze wam to wytłumaczę. Chodzi o to, że spotykając się z innymi
ludźmi wyrabiacie sobie o nich sądy, czasem bardzo krótkie
(podoba mi się — nie podoba; chcą utrzymywać z nim kontakt —
nie chce.). Ten sposób reagowania jest jałowy. Natomiast
jeśli Mnie wprowadzacie pomiędzy siebie a drugiego człowieka, o
którego się zatroszczycie (czasem tą jedną myślą), wtedy Ja
obejmuję swoją troską i opieką nie tylko tę osobę, za którą
prosicie, ale i tę, która prosi — was samych — i
razem was ogarniam miłością. (Maryję cieszy nasze współczucie
i zainteresowanie innymi ludźmi; raduje ją jako Matką nasze
dojrzewanie duchowe, wychodzenie poza egoizm).
Halina:
— Który anioł
(chodzi o imię) albo którzy aniołowie mogą nam w tym
pomagać?
Maryja:
— Ja jestem Królową
Nieba. Jeśli się do Mnie zwrócicie, to Ja wam ku pomocy
skieruję moje sługi. Jeżeli chcecie bronić się przed szatanami,
wzywajcie Michała Archanioła. Wzywajcie go z miłością, ponieważ on
kocha i troszczy się o rodzaj ludzki. Każdy z was ma również
swojego Opiekuna. Szanujcie ich, zwracajcie się do nich, proście ich
o udział w waszej modlitwie, zwłaszcza w modlitwie dziękczynienia i
uwielbienia: wtedy będziecie modlić się wspólnie i wasza
modlitwa będzie czystsza i głębsza.
Bogdan:
— W tych czasach
zwłaszcza modlitwa uwielbienia jest potrzebna.
Pan:
— Te czasy niektórzy
będą nazywali czasami gniewu Bożego, ale są to czasy waszego
oczyszczenia i odrodzenia się ludzkości.

Mówi Maryja:
— Moje kochane dzieci.
Wszyscy jesteście bardzo zmęczeni. Dzisiejszy dzień był dla was dniem
pracy. Jutro czekają was obowiązki. Dlatego chciałabym, żebyśmy
rozmowę zakończyli. Ale ponieważ jest to „rocznica"
przyjęcia przez wolę człowieka (przez Maryję) wspaniałego
Bożego planu Zbawienia, dlatego pragnę was na pożegnanie —
chociaż Ja od was nigdy nie odchodzę (Maryja mówi to z
lekkim uśmiechem) — obdarzyć błogosławieństwem mego Pana.
To błogosławieństwo rozciągam na wszystkich, za których Mnie
prosiliście, a więc na cały mój naród
(którego jestem Królową). Przekazuję wam słowa
Pana: Niechaj spocznie na was i pozostanie moje upodobanie w was,
moja miłość, moja wola podniesienia was i poprowadzenia was ku nowemu
życiu. Bowiem pragnę w waszym narodzie rozpocząć dzieło nowe. Jest to
pierwsza próba powrotu do współżycia rodzaju ludzkiego
ze swym Stwórcą, Ojcem, Zbawicielem i Przyjacielem we
wzajemnej miłości, przyjaźni i we wspólnej służbie światu.
Błogosławię was i proszę,
przyjmijcie obietnicę mojej pomocy z pełnią wiary i zaufania.
Wiedzcie, że plany Boga są pewne i to, co Ja postanawiam, wspomagam
mocą moją i doprowadzam do końca. Dlatego pozostańcie złączeni ze Mną
miłością, zrozumieniem i przyjaźnią, a wtedy nic wam zagrozić nie
zdoła i niczego obawiać się nie musicie. Ja jestem waszą skałą, waszą
mocą i siłą, waszą prawdą, sprawiedliwością i miłosierdziem, którym
chcę przeniknąć wasz świat. Kocham was, dzieci.
Przyjmijcie Matkę moją w
sercach waszych, bo w Niej macie najpotężniejszą pomoc, miłość i
miłosierdzie. Kocham was. Niech błogosławieństwo moje dla waszego
narodu rozprzestrzenia się i pozostaje na tej ziemi, którą
sobie wybrałem (do tego dzieła na te czasy). +
— Amen —
odpowiadamy.
 
Próbuj dziękować
Mi za wszystko, co ci dałem i daję
27 III 1992 r. Anna,
Grzegorz, Tadeusz
Anna jest zaniepokojona
tym, że ma przyjść jej dawno nie widziana znajoma, p. Helena, która
domagała się usilnie, by pozwolono jej przyjść, a która jest
zapewne chora psychicznie (być może nawet jej stan jest taki, że
potrzebny byłby egzorcyzm). Chociaż Annie wydaje się, że nie może jej
pomóc, a przy tym laka się atmosfery niepokoju, którą
Helena wnosi, ustąpiła nie mając pewności, czy przyjścia Heleny nie
życzy sobie Pan. Zwracamy się do Maryi o pomoc dla p. Heleny i o
obroną dla Anny. Mówi Maryja:
— Witam was, dzieci.
Cieszę się, że mogę przyjąć w naszym domu Tadeusza...
Przyszła p. Helena;
poproszono ją, by wróciła za godzinę. W tym czasie prosimy o
pomoc Maryję i pytamy, co przekazać Helenie. Mówi Maryja:
— Wiem, co cię gnębi,
córko. Pierwszą rzeczą, którą ci powiem, jest to, że
nie jesteś obowiązana przyjmować w naszym domu nikogo, kogo przyjąć
nie chcesz. Masz do tego prawo tak jak każdy inny człowiek (każdy
człowiek ma prawo mieć swój kąt, gdzie czuje się bezpiecznie).
Wiesz, że nasza współpraca dotyczy określonego kręgu
tematycznego. Pomoc poszczególnym ludziom podejmujesz sama,
jeśli czujesz, że możesz pomóc, ale w żadnym wypadku nie
powinnaś porywać się na pomoc osobom, których natury ich złego
stanu duchowego lub psychicznego nie znasz. Nawet uczniowie Jezusa
nie potrafili poradzić sobie z pewnymi problemami (Mt 17,21).
Wiem, o co ci chodziło,
dziecko, i może na to ci odpowiem.

(Maryja odpowiada na nie
wypowiedzianą myśl)
Mój Syn odkupił i
kocha każdego człowieka bezwarunkowo, więc wybór — cała
przyszłość (w wieczności) jest w waszych rękach, a że Pan
prowadzi ku sobie rozmaitymi drogami, pomóc możesz tylko tym,
których drogi są tobie bliskie (znajome). Jedną z dróg,
których nie znasz i na które pomóc nie możesz,
jest choroba psychiczna — najczęściej wynikająca z choroby
duszy. Nie jesteś spowiednikiem, nie jesteś psychologiem ani
pedagogiem, nie jesteś też lekarzem, a tym bardziej nie jesteś
egzorcystką — i słusznie bronisz się przed podejmowaniem
jakichkolwiek prób pomagania „na oślep". Ponadto
obecnie musisz liczyć się ze swoim złym stanem fizycznym i (w
konsekwencji) psychicznym. Nie podejmuj ciężarów ponad
siły.
A teraz Syn mój
przekaże ci kilka słów dla Heleny.
Mówi Pan:
— Przekaż Helenie, aby
starała się zaaprobować swój stan i przyjąć go jako mój
wybór i mój dar dla niej. Wiem, że cierpi, ale na ziemi
wszelakie cierpienie jest waszą drogą ku Mnie (np. kalectwo od
urodzenia, którego ona nie zaznała). Powiedz, że zgoda na to,
co Ja jej wybrałem, jest warunkiem jej przemiany i oczyszczenia —
takiego oczyszczenia, które da jej szansę uniknięcia czyśćca.
Wszelki bunt przeciw mojemu wyborowi powoduje dodatkowe cierpienie i
stałą niemożność przyjęcia łask potrzebnych do jego zniesienia. A
przecież Ja pragnę pomagać każdemu z was.
Pan zwraca sią teraz do
p.
Heleny (nieobecnej):
— Życzą sobie, żebyś
poważnie przyjęła moje słowa. Próbuj, nie zniechęcając się,
dziękować mi za wszystko, co ci dałem i daję. Ważna jest tylko twoja
dobra wola w przyjęciu takiej sytuacji życiowej, w jakiej jesteś.
Jeśli przyjmiesz moją wolę z poddaniem — skoro nie możesz z
radością — nic nie przeszkodzi ci w spotkaniu ze Mną.
W waszym życiu poważnie
liczy
się tylko stosunek Bóg—człowiek i odpowiedź człowieka na
miłość Boga do niego. Ja kocham cię na zawsze — niezależnie od
wszelkich okoliczności, w jakich ty uważasz, że kochać cię nie mogę
lub nie powinienem. Dla ciebie ważna jest tylko twoja miłość do Mnie,
a ona wyraża się w przyjęciu takiego życia, jakie Ja dopuszczam.
Przyjmij moją wolę, córko, i przestań się niepokoić, bo nic ci
nie może zagrozić (na wieczność) oprócz twojego złego wyboru.
Pamiętaj, że kocham cię, a jestem Panem wszystkiego, co istnieje.
Masz miłość Króla swego (i Ojca) i staraj się kochać
Mnie. To jest zadanie twojego życia — pomimo wszystko, bo to,
co cię spotyka, jest twoją próbą daną po to, abyś wyszła z
niej zwycięsko. Przyjmij te słowa na całe życie i nie szukaj
następnych, bo w tym, co ci powiedziałem, mieści się moja wola
względem ciebie.
Te moje słowa przekaż
swojemu
spowiednikowi. Pozostań, córko, w pokoju.
Pani Helena wróciła.
Okazało sią, że Anna pomyliła dwie osoby o tym samym imieniu i że to
nie była ta, której tak sią obawiała. Okazało się zarazem, że
przekazane dla niej słowo Pana zawierało właśnie to, czego ona
potrzebowała. Odeszła uszczęśliwiona i spokojna.



Nienawidzić powinieneś
zła i nieprzyjaciela rodzaju ludzkiego, ale nigdy ludzi
Powracamy do modlitwy. Do
Maryi zwraca się. p. Tadeusz — zaangażowany w ruch obrony wiary
przed działalnością świadków Jehowy:
— Cieszę się z listów,
które otrzymuję (po wygłoszonych rekolekcjach i wydanych
książkach), z dobra, o jakim one świadczą: o powracaniu do Boga
wielu, wielu ludzi.
Maryja:
— Ciesz się, synu, że
działasz w czasach, w których Ja objęłam już berło władzy
(Królowej Polski) i realizuję swoje zamiary, bo (gdybyś
żył) w innych czasach, może dopiero z mojego Królestwa
mógłbyś zobaczyć rezultaty twojej pracy.
— Proszę za ruch,
któremu przewodniczę, o to żeby wszyscy odczuli głód
Boga i wynieśli pożytek duchowy...

Maryja:
— Jeżeli wy będziecie
Mnie godnie reprezentować, tak się stanie. A wiesz, synu, jakie cechy
powinniście wykazywać? Cierpliwość, łagodność, umiejętność
wysłuchiwania innego człowieka, dążenie do zrozumienia bliźnich i
zawarcia z nimi przyjaźni. Pamiętaj też, że Ja jestem Królową
Miłosierdzia, Królową Pokoju i Ucieczką grzeszników.
Dlatego występując przeciwko nieprzyjaciołom Jezusa pamiętaj, że
powinieneś szanować ich godność ludzką, wolność ich woli, i dlatego
nie stawiaj żadnej sprawy na ostrzu noża. Chciałabym, abyście zawsze
pozostawiali im szansę powrotu. Starajcie się zatem szukać platformy
pojednania — jeżeli nie teraz, to w przyszłości — ale nie
pozostawiajcie ich w postawie swoich wrogów.
Jeżeli będziesz pamiętał,
synu, że Bóg każdego z nich kocha, o każdego z nich się stara
— tak jak pasterz szukający zagubionej owcy (Łk 15,3—7) —
jeżeli zrozumiesz dogłębnie cenę Krwi mojego Syna i Boga, nie
będziesz mógł nienawidzić tych, których On kocha.
Nienawidzić powinieneś zła i nieprzyjaciela rodzaju ludzkiego, ale
nigdy — ludzi. Współczuj im i w duchu stawiaj ich pod
krzyżem Jezusa, tak aby Krew Jego spływała na nich, bo ona ma moc
zbawczą.
Pamiętaj, że w końcu
pokonuje
ich wyłącznie miłość Boga, a nie wasze słowa. Lecz Bóg
współpracuje z wami w tej walce.
Maryja pyta:
Co jeszcze chcesz wiedzieć,
synu?
Tadeusz zwraca się do
Pana:
— Przymnóż mi
wiary (jak ziarnko gorczycy), aby Twoja wola się spełniała, a
nasza małość... utonęła w Twoim miłosierdziu.

Pan:
— Dobrze, synu, ale
pamiętaj o swojej prośbie wtedy, kiedy ci się nie powiedzie.

Tadeusz:
— Bądź wola Twoja.

Mówi Maryja:
— Wiem, dzieci, że się
spieszycie. Dlatego teraz uklęknijcie i przyjmijcie przez moje ręce
błogosławieństwo Pana.
Kocham was, dzieci, Widzisz,
Tadeuszu, jak bardzo cię kocham. Zatrzymywałam cię tu, żeby z tobą
zamienić parę słów, żebyś naprawdę poczuł, że masz rzeczywistą
Matkę z krwi i ciała, która chce rozmawiać z wami.
Przyjmijcie miłość Pana.
Niechaj w was rozkwita i udziela się innym. Dziękujcie Mu — już
z góry — za wszystko, co zrobi dla waszej ojczyzny.
Dziękujcie Mu wraz ze Mną, bo Ja to czynię stale w waszym imieniu.
Bądźcie pełni nadziei. Cieszcie się już tym, co nastąpi, ponieważ
możecie w ten sposób wyrazić Jezusowi swoje zawierzenie.
Chciałabym, aby moje polskie dzieci przynosiły Mu radość swoją
ufnością i pogodą, z jaką pełnią swoją służbę. Pragnę tego dla was,
dzieci. „Otrzyjcie łzy, podnieście czoła", bo dla was
nadchodzi oczekiwane święto zmartwychwstania. Przytulam was do serca
i błogosławię. +
 
Tak mało potrzeba,
żeby
Mnie usłyszeć i zobaczyć w świecie
30 III 1992 r. Anna,
Grzegorz
Omawiamy list
przygotowany
do Anglii (właściwie artykuł, dokończony ostatniej nocy). Potem
skupiamy się na modlitwie. Pan zwraca się do Grzegorza:
— Czyżbyś nie zauważył,
synu, że i z tobą rozmawiam, choć w inny sposób: przez Pismo
święte, przez wydarzenia, przez ludzi, ale też często inspiruję cię,
gdy pragnę, abyś coś dla Mnie wykonał. Wszystkie wybory (tekstów),
które robiłeś, są tego dowodem, a o twoim liście powiem ci
tylko: „Wysyłaj, synu, wysyłaj".
Sam widzisz, że traktuję was
jak swoje dzieci, a nie sługi. Tylko z dziećmi — ze swoimi
dziedzicami — ojciec omawia swoje plany. Ale Ja nie umieram ani
nie odchodzę. Stale jestem z wami i od listów apostolskich
poczynając, wszystko co piszecie w czystej intencji służenia Mi, Ja
inspiruję, wspomagam was i zachęcam, a czasem sam mówię, jak
to już tyle razy działo się w moim Kościele: Apostołowie, Augustyn,
Katarzyna (sieneńska), Teresa (wielka) i tylu innych.
Tak mało potrzeba, żeby Mnie
usłyszeć i zobaczyć w świecie (w waszym życiu ziemskim) —
potrzeba tylko zawierzenia Mi, czystej intencji i dobrej woli.
Dlaczego tak mało jej mam na ziemi...? Czy to jest dla was takie
trudne? A przecież rezultaty naszej współpracy mogą być
wspaniałe.
Anna:
— Właściwie świat jest
przeciw Tobie.

Grzegorz:
— I nam nie było łatwo
zaufać Ci. A teraz bolejemy widząc, jak trudno innym zdobyć się na
zaufanie.

Anna:
— Twoje słowa trafiają
do sumienia.

Grzegorz:
— I do serca.

Pan:
— Ja mówię do
waszej duszy, ale okazuje się, że dusza człowieka może Mnie bardzo
dobrze słyszeć — kiedy chce.
Anna:
— To, co się dzieje
teraz w naszym stuleciu, nie zachęca do wiary w Ciebie. Bezbronni
cierpią, a triumfują zbrodniarze. I my oglądamy ten triumf.
Pan:
— Mówiłem wam,
że świat wybierając błędy, musi dotrzeć do ich kresu, aby zauważyć,
że poszedł fałszywą drogą. Inaczej niczego się nie nauczy. Mówię
tu o zbiorowej woli państw. Powiedziałem już „dosyć"
(o ZSRR). Teraz powtórzę to nie tylko Związkowi
Radzieckiemu, lecz całemu światu. Chcę jednak, żeby Zachód
zauważył, że kataklizmy są tylko formą realizacji moich planów,
że za nimi stoi wola moja, która raz jeszcze chce dać wam
szansę nowego życia.
Grzegorzu, czy masz jakieś
pytania?
Anna:
— Widzę, że chcesz,
Panie, żeby oni (Zachód) powiedzieli „nostra
culpa" całemu światu. Chcesz od nich żalu za ich winy. Ale od
kogo? Przecież ci ludzie żyją tak, jak gdyby nie mieli duszy.
Grzegorz:
— Ale są przecież
rejony w Stanach, gdzie czytają Pismo święte, więc może nie jest tak
beznadziejnie. A poza tym strach może spowodować, że ludzie będą
powracali do tego, co dawało im oparcie — jeśli nie im samym,
to przynajmniej innym — do wiary w Boga, do Boga, do Ojca.
Pan:
— Właśnie na to liczę,
synu. Dlatego dopuszczam, aby zagrożenie narastało powoli i dlatego
wzywam was do modlitwy za tych, co giną.
Grzegorz:
— Co możemy uczynić
ponad to, że przygotowujemy kolejny wybór tekstów?
Przyszło mi na myśl, że mogę zasugerować znajomej w Anglii
przetłumaczenie Twoich słów.
Anna:
— A „Pozwólcie
ogarnąć się Miłości"? Miało być tłumaczone i nic nie słychać
(ani ze Wschodu, ani z Zachodu). Czyżby miało się przydać dopiero „po
wszystkim"?
Pan:
— „Naśladowanie"
(chodzi o „Naśladowanie Chrystusa" Tomasza a Kempis)
też nie od razu się rozeszło, a jak służy ludziom do dziś? Nie chcę,
aby „Pozwólcie ogarnąć się Miłości" traktowano jako
sensację. Pragnę, aby ta książka i to co przygotowujecie pod nazwą
„Boże wychowanie", było przyjmowane z potrzeby serca i
owocowało rzeczywistym przybliżeniem ku Mnie. Na taką postawę gotów
jestem długo czekać. Bądźcie i wy cierpliwi. To jest wasz ślad na
ziemi.
Grzegorz:
— Ale też brakuje słów,
żeby Ci dziękować za taką „okazję".

Anna:
— A ja tyle zawdzięczam
Norwidowi, Słowackiemu...

Pan:
— Oni też przyjęli
życie pełne trudu, ponieważ chcieli się dzielić, chcieli pomagać i
obdarowywać. Zależało im na was. A Ja, jak widzicie, podtrzymuję
wszystkie dobre pragnienia, aby wydały owoce. (Każde pokolenie —
tyle czerpiące od poprzednich pokoleń — powinno samo coś
zostawić następnym; to jest współpraca we wspólnocie
narodu). Pamiętajcie, że Mnie cieszy wasza praca i Ja jestem jej
gwarantem: Ja dbam o to, aby każde dobro udzielało się innym. Waszym
jest trud rolnika, a mąką ze zbiorów zbóż Ja się
zajmuję.
Teraz, dzieci, przyciskam
was
do serca, błogosławię oba wasze domy i Grażynę w jej pracy. Grażyna
też się uczy, że na mojej niwie ważny jest wasz trud.
— Kochamy Cię, Panie,
cieszymy się Tobą.

Pan:
— Tak jak Ja wami.
Przyjmijcie więc moją radość. Niech spocznie na was i udziela się z
domów waszych. A wy, dzieci, cieszcie się moją miłością i
błogosławieństwem. +



Powiedz Mi, synu, co
cię teraz najbardziej gnębi, bo chciałbym ci pomóc
31 III 1992 r. Anna, s.
Maria, o. Jan, Grzegorz
Pan rozpoczyna zwracając
się do ojca Jana:
— Synu, dziękuję ci,
żeś zechciał dwa razy odprawić ofiarę Mszy świętej (w domu chorej
Anny). Cieszę się tobą.
Ojciec Jan stwierdza, że
odprawi Mszę świętą także w Niedzielę Miłosierdzia. Pan kontynuuje:
— Synu, widzę, że nie
przestajesz myśleć o naszych tekstach. (O. Jan przekazał w
ostatnim czasie „Misję samarytanina" w seminariach
duchownych w kilku miastach). Sądzę, że tym razem jakiś odzew
będzie. (...) Módl się, synu, cały czas proś Maryję o Jej
udział w tej sprawie (obecnie modlitwa powinna polegać na
„przypominaniu" Maryi, aby towarzyszyła osobom czytającym
te teksty). Powiedz Mi, synu, co cię teraz najbardziej gnębi, bo
chciałbym ci pomóc.
O. Jan:
— Ciągle mi wypominają,
że nie daję książek gotowych do druku.
Pan:
— To teraz zajmij się
tamtymi tekstami (do Wielkanocy).

O. Jan:
— Miesiąc to mało.

Pan:
— Jeśli Mnie poprosisz,
to Ja ci pomogę. Nie będę cię uczył (bo sam wiesz), że swoje
obowiązki, których się podjąłeś, trzeba wykonywać.
O. Jan:
— A jeszcze referat po
niemiecku o wkładzie Polski do Europy.

Pan:
— Synu, masz Matkę,
która jest Królową Kościoła. Na kogóż możesz
bardziej liczyć? Zastanów się nad planem, przedstaw go Jej, a
moja Matka na pewno zwróci ci uwagę na jakieś niedopatrzenia.
Janie, tyle lat już jesteś ze Mną, a przecież wiesz, że Ja z twojej
służby jestem zadowolony i nic ci nie wyrzucam. Powiedz sobie: robisz
to, na co cię stać — z moją pomocą, synu — i więcej nie
wymagaj od siebie. A jeśli chcesz, to możesz dać motto z wypowiedzi
Hansa Franka (chodzi o jego słowa na temat Matki Boskiej
Częstochowskiej: „Gdy wszystkie światła dla Polski zagasły, to
wtedy zawsze jeszcze była Święta z Częstochowy i Kościół"
— St. Piotrowski, „Dziennik Hansa Franka", Warszawa
1956, str., 147).
Mój synu, czy możesz
powiedzieć po tyloletniej znajomości, że Mnie nie rozumiesz albo że
się Mnie nadal obawiasz?
O. Jan:
— Nigdy w życiu nie
miałem wątpliwości. Jestem spokojny, ufny... Jestem zdumiony, bo
widzę, że całość życia jest przeniknięta działaniem łaski,
przygotowującej mnie do współpracy z planami Twoimi, Panie.
Cieszę się i jestem szczęśliwy. (...)
Pan:
— Synu, kiedy będziesz
uczył waszą młodzież (wykładał), ucz ich traktować poważnie
zobowiązania i konstytucje zakonu. Nie chciałem, aby zlekceważenie
ich w życiu spłacali potem mojej sprawiedliwości. Bo śluby składają
nie zakonowi, lecz Mnie. Mów im o czystości intencji i o tym,
co im mój syn, Ignacy, zalecał: żeby zawsze szukali „większej
chwały Bożej", żeby zawsze porzucali to co „dobre",
na korzyść „lepszego". W życiu każdego, kto poświęca swoje
życie służbie mojej, powinien trwać nieustający wybór pomiędzy
„dobrym" a „doskonalszym" (jeśli on ustanie, to
człowiek duchowo nieruchomieje). Tego bym od ciebie chciał (w
nauczaniu). Taki wybór powinien w życiu każdego człowieka
trwać aż do śmierci (człowieka, który oddaje się na służbę
Panu) w sprawach ważnych i drobnych.
O. Jan:
— Dziękuję Ci, Panie.

Pan:
— Cóż chciałbyś,
Janie, wiedzieć?

O. Jan:
— Chciałbym więcej
światła, jak swe obowiązki zakonne pogodzić ze służbą Twoim planom,
Panie.

Pan:
— Umówmy się,
synu, że w tym miesiącu robisz to, na co oczekują twoi przełożeni, i
proś Nas o współudział w tej pracy. A potem, jak przyjedziesz,
porozmawiamy o dalszych sprawach. Widzisz, synu, twój zakon
nie jest różny od innych starych zakonów: stały się
ociężałe i przy szybkich ruchach „skrzypią" (Pan mówi
to żartobliwie, porównując stan zakonów do starości
człowieka). Teraz kiedy Ja odnawiam oblicze ziemi, potrzeba Mi
prężnych, zdrowych i ochoczych żołnierzy. Nazywacie się Towarzystwem
Jezusowym, a o ileż kroków Ja was wyprzedzam! Nie idziecie
(jako całość) ze Mną, a za Mną, i to z dużymi wahaniami i
oporami. Wybierajcie Mi chociaż najlepszych na najtrudniejsze drogi:
na Wschód, do Afryki... (na misje). To nie są czasy na
drzemkę, młodych trzeba uczyć żołnierskiej odwagi.
Anna:
— Ale, Panie, ci którzy
pojechali (na Wschód), są tacy wspaniali. Daj, by
młodzież zakonna była w 80—90 procentach taka.

Pan:
— Pragnę tego jak
najbardziej, a wy Mnie wspomagajcie. Janie, jeśli masz jeszcze jakieś
pytania, to pospiesz się (żeby zdążyć na pociąg).
O. Jan:
— Chcę dobrze spełnić
Twoje życzenia.

Pan:
— Synu, ale najpierw
zrób to, do czego się zobowiązałeś. (...) Widzisz, Ja dbam o
twój prestiż. Nie chciałbym, żeby przełożeni uważali cię za
człowieka nie dotrzymującego zobowiązań. (...) A teraz zostaw nasze
sprawy, niech dojrzewają, a ty zrób to, na co przełożeni
czekają. Synu, jeśli nie będziesz zbyt zmęczony, to mogę ci pomóc
nawet w drodze (w pociągu).
O. Jan:
— Dziękuję Ci, Panie,
za te wszystkie ułatwienia, z jakimi się spotkałem, gdy spełniałem
Twoje polecenia w seminariach duchownych.
Pan:
— Teraz proszę was,
powstańcie i oddajcie mojej Matce te wszystkie seminaria duchowne, w
których Jan był.

Mówi Maryja:
— Moje dzieci,
przypominajcie Mi o nich. Proście o prawdziwą miłość dla moich
kleryków, dla tych, którzy powinni chcieć zanosić
głodnym Chrystusa.
Mówi Pan:
— A teraz, dzieci,
przygarniam was do serca, błogosławię was i obdarzam moim pokojem.
Czemuż zresztą mielibyście się niepokoić wiedząc, że spoczywacie przy
moim sercu. Kochamy was, dzieci. Przyjmijcie błogosławieństwo Boga
Najwyższego. +



Pamiętaj o moim Synu,
który samotnie oczekuje was w tabernakulum
13 IV 1992 r. Anna,
Wasyl,
Grzegorz
Mówi Maryja:
— Moje dzieci. Sama
mówiłam, że ten dzień jest dniem moim (jako 13 dzień
każdego miesiąca — czytaliśmy o tym w książce o Maryi, Róży
Duchownej, według objawień w Montichiari). Jakżeż bym mogła nie
przyjść do was?
Maryja zwraca się do
Wasyla:
— Powiedz Mi, synu, co
cię najbardziej zabolało w ostatnich przejściach.
— Obawa przed
przeszkodami.
— Powierzaj Mi,
dziecko, całą tę sytuację. Przez cały czas jazdy pociągiem możesz Mi
mówić o wszystkim, co cię boli, bo Ja cię przecież nie
opuszczę. Chcę, abyś wiedział i pamiętał, że masz Matkę, do której
możesz przyjść w każdej chwili i powiedzieć Jej o wszystkich swoich
utrapieniach. Ale teraz pomyśl, przecież jedziesz na studia. Zobacz,
ile już osiągnąłeś. Otrzymałeś prawo pobytu. Czy mógłbyś to
osiągnąć bez naszej pomocy? Jakież to proste: oznacza, że chcemy cię
tu mieć, synu, czyż nie tak? Proszę cię, syneczku, żebyś miał myśli
pełne nadziei, żebyś starał się cieszyć tym, co otrzymałeś teraz, a
wszystkie przewidywania i lęki odrzucaj, bo w nich uzewnętrznia się
działanie szatana. Traktuj je jako napad na ciebie i broń się. Jakaż
to obrona? Całą wolą powiedz: „Ufam Matce mojej, Maryi, a Ona
jest Poskromicielką szatana, jest niezwyciężona". (Nie chodzi
o to, żeby samemu walczyć, lecz żeby „schować sią" za
Maryją).
Powierzyłeś Mi się, synku.
Przecież to jest powierzenie się na wieczność, a nie na rok lub
miesiąc. Nawet gdybyś ty zapomniał o tym, Ja będę pamiętać. Powiedz
Mi, czy teraz poczułeś się bezpieczniejszy?
— Trochę tak.
— Im bardziej brak ci
rodziny, przyjaciół, ojczyzny, tym bardziej możesz liczyć na
Mnie, bo Ja zawsze będę ci towarzyszyła. Moje biedne dziecko, oddaj
to wszystko co przeszedłeś Jezusowi Ukrzyżowanemu jako
współcierpienie za grzechy świata. Prawda, że nic nas nie
rozłączy? Bo Jezus i Ja ufamy ci, że ty Nas nie porzucisz. Wiem, że
Mnie kochasz, a Ja kocham całą twoją ojczyznę (każdego człowieka w
niej). Dlatego poszukuję pomocników w moim dziele waszego
nawrócenia ku Jezusowi. Przecież Ja szykuję mojemu Synowi tron
na ziemi (wśród ludzkości, którą odkupił).
Jeżeli zapraszamy ciebie — Jezus i Ja — do współpracy
i torujemy ci drogi, to nie po to, żeby cię od siebie odepchnąć (jest
to jedna z sugestii szatana). Może się stać, że odejdziesz (od
Boga), lecz tylko wtedy, kiedy sam tego zapragniesz. Jeśli twoja wola
i serce mówi: „chcę służyć", My nigdy cię nie
odrzucimy. (...)
Jeśli chcesz Mi sprawić
radość, proszę cię, zrób to w drodze (kilka godzin jazdy
pociągiem): oddaj Mi imiennie wszystkie osoby, które ci
zadały ból, i proś, abym wejrzała w ich serca i wspomogła je.
A nigdy nie zapominaj o prośbach za swoich bliskich, za tych, o
których się troszczysz. Chciałabym, abyś we wszystkich swoich
strapieniach uciekał się do Mnie. Pamiętaj o moim Synu, który
samotnie oczekuje was w tabernakulum. Odwiedzaj Go. Mów Mu o
wszystkim. Powierzaj Mu zwłaszcza swoich kolegów i profesorów.
A jeśli znajdziesz przyjaciół, módlcie się razem za
całe seminarium, zwłaszcza za tych kleryków, u których
zauważacie braki — orędujcie za nimi. Bo My pragniemy was
podnosić i uświęcać, a nie usuwać.
Teraz, synku, przytulam cię
do serca i daję ci przez moje ręce błogosławieństwo Boga
Wszechmogącego w całej pełni Trójcy Świętej, Świętego
Świętych. Niech cię osłania i obdarza pokojem i odwagą. +
 
Sami widzicie, jak
bardzo potrzeba tu pomocy
14 IV 1992 r. Anna,
Alicja
i Henryk (częściowo nie rozumiejący przekazu z powodu złej znajomości
języka polskiego), Bogusław, Grzegorz
Mówi Pan do Alicji
i Henryka (przybyłych z USA):
— Moje dzieci. Cieszy
Mnie, że przyjechaliście tutaj, aby służyć swoimi umiejętnościami i
uczyć ludzi uczciwej, rzetelnej i pożytecznej pracy, która nie
szkodząc nikomu równocześnie potrafi przynosić rezultaty
większe niż nieuczciwość i spryt. Bo w waszym kraju (Polsce)
wyrobiono przekonanie — poparte wieloletnią praktyką — że
tylko sprytem, nieuczciwością i wszelkiego rodzaju omijaniem
przepisów można osiągnąć sukces, zwłaszcza materialny. Moi
kochani, nie zrażajcie się niezrozumieniem i błędami ludzkimi, bo te
moje biedne polskie dzieci tak długo były poddawane presji kłamstwa i
obłudy...
Czy chcesz Mnie, córko,
o coś zapytać?
Alicja:
— Ja tylko chcę, żeby
Pan mnie prowadził, żebym pełniła Jego wolę, a nie swoją, i żeby Duch
Święty mnie oświecał...

Pan:
— Córeczko,
jeżeli mamy jeden cel, a tym jest pragnienie służenia ludziom,
pozostawiam ci całkowitą wolność działania, bo przecież Ja ci ufam i
wiem, że świadomie nigdy nie zechcesz przekroczyć moich praw.
Rozumiem, że możecie działać w takim zakresie, w jakim macie
doświadczenie i umiejętności. Dlatego tak działajcie, jak wam
wskazuje wasze rozeznanie, a Ja będę waszym światłem.
Teraz daję wam moje
błogosławieństwo, ale zachęcam też, nie załamujcie się, nie
rezygnujcie. Wzywajcie innych przyjaciół pośród tych,
którzy chcą i potrafią darzyć, a nie tylko brać. Proszę was,
przyjmijcie błogosławieństwo Boga Najwyższego w całej pełni Trójcy
Świętej, Świętego Świętych, waszego Ojca kochającego i pragnącego
podnosić ku sobie, leczyć, uzdrawiać i napełniać was radością. +
Po wyjściu gości
zostajemy
we dwoje z Grzegorzem. Mamy mieszane uczucia z powodu napastliwej
postawy rodaków z USA wobec Maryi Panny, ujawnionej w
rozmowie. Pan mówi:
— Dzieci, cóż
innego mogę wam powiedzieć jak nie to, że kocham was i jestem przy
was, i cieszę się wami; cieszę się czasem, który Mi chcecie
poświęcić. Anno, mówię o tym, że nie odrzucasz tych, których
mogłabyś nie przyjąć (z powodu
swojej choroby), że rozumiesz już, iż trzeba dawać mój
chleb tym, którzy są go głodni.
Nie martwcie się, bo Ja
jestem pomiędzy wami (wami a nimi), a wspomagam każdego, kto
chce czynić dobro wedle swoich umiejętności, lecz opierając się na
Mnie. Weźcie sobie do serca dzisiejszy obraz, bo to jest dowód,
jak trudno jest moim dzieciom z Zachodu — pomimo całej prawości
duszy — zobaczyć zadanie Maryi, Matki mojej i waszej, i jak
trudno im zrozumieć, że Maryja, która jest prawdziwą Koroną
Ludzkości i umiłowaną Córą Boga, realizuje na ziemi zamysł
Boży (w obecnych czasach — odrodzenia ludzkości), bo
najdoskonalej i najwierniej odpowiedziała (jako człowiek) Bogu na
Jego życzenie i w chwale reprezentuje całą ludzkość. Jest jej Matką i
Królową. Pismo święte mówi o tym, ale wnioski
powinniście wysnuwać sami.
Ze zrozumienia: Maryja od
Zwiastowania do Ukrzyżowania towarzyszyła Jezusowi, a do Zesłania
Ducha Świętego swoim zawierzeniem Bogu podtrzymywała młody, rodzący
się Kościół. Od tego momentu Jezus, Bóg, Słowo Boże,
jest związany w całości i w pełni z Maryją. Maryja zawiązała
przymierze pomiędzy Bogiem a człowiekiem, które trwa na wieki
wieków. „Oto ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie
według słowa Twego" jest to bezwarunkowe zdanie się na Boga.
Nie martwcie się. Jeśli
dłużej zostaną w Polsce, zrozumieją waszą miłość do Matki mojej, a
także staną się świadkami Jej działania.
— Cieszę się, Panie.
Dziękuję.
— I Ja się cieszę.
Przytulam was gorąco do serca.
 
Jeżeli chcecie
skutecznie walczyć z szatanem, zawsze proście przez Maryję
21 IV 1992 r. Anna, o.
Jan, Grażyna, Grzegorz
Zastanawiamy się nad
pytaniami, z którymi chcielibyśmy zwrócić się do Pana.
— Zapraszamy Cię,
Panie.

Pan:
— Może najpierw
odpowiem na wasze pytania.

Anna:
— Dziękuję za Andrzeja,
za to, że się odnalazł. Znalazł się wprawdzie w więzieniu, ale za to
w tym, do którego chodzą z pomocą więźniom nasi przyjaciele,
więc mam nadzieję, że stopniowo otworzy się na Ciebie. Co możemy dla
niego zrobić? Co przekazać Bogdanowi?
Pan mówi, że Bogdan
powinien poznać Andrzeja, a wtedy dostanie odpowiedź:
— A wy wszyscy módlcie
się za niego w czasie każdej Mszy św., w jakiej uczestniczycie, bo
jemu potrzeba pomocy i silnego wstawiennictwa. Jeżeli chcecie
skutecznie walczyć z szatanem, zawsze proście przez Maryję. Wy
jesteście słabi i szatan może was zaatakować, natomiast nigdy nie
ośmieli się zaatakować (bezpośrednio) mojej Matki. Ona was osłoni.
Anna:
— Dziękuję Ci, Panie,
za te moje lektury z Wielkiego Tygodnia, tak zbieżne...

Pan:
— Bo jeżeli powierzasz
Mi swoją lekturę, to Ja ją dobieram.

O. Jan:
— A ja też dziękuję za
lekturę ks. Bartnika na temat teologii narodu.
Pan:
— Janie, widzisz, jak
Ja dbam o wasze dokształcanie się. Staram się uzupełniać wasze braki.
Jeżeli Jan zdobędzie artykuły ks. Bartnika, najprościej będzie zrobić
z nich kilka odbitek, i wtedy będziecie je mogli pożyczać innym.
Co jeszcze chcielibyście
usłyszeć?

O. Jan:
— Na sesji naukowej
będą goście zagraniczni. (W podtekście: czy powinienem im coś
przekazać?)

Pan:
— Nie licz na
zrozumienie ze strony gości z Zachodu. Oni żyją w błogim
przeświadczeniu o swojej wyższości, a mylą stan posiadania z
wyższością intelektualną. Pamiętaj, Janie, że „postęp" to
jest hasło szatana, które ma służyć ośmieszeniu i zniechęceniu
was do tradycji starej europejskiej kultury.
O. Jan:
— Ja widzę, że to hasło
toruje drogę ateizmowi.

Pan:
— Gdyby hasło „postępu"
było realizowane powszechnie i konsekwentnie, wtedy moja Ewangelia
powinna być wymazana z powierzchni ziemi — łącznie z całym
Starym Testamentem.
Moje dzieci, teraz Ja wam
coś
powiem. Otóż życzyłbym sobie, żebyście przygotowali się do
Mszy św. w Niedzielę Miłosierdzia, bo Ja tam przybędę w tym dniu jako
Król Miłosierdzia. Dlatego zaproście na tę Mszę całe Niebo,
wraz z jego Królową, czyściec i wszystkich waszych bliskich
zmarłych. Chciałbym, abyście wraz z waszymi niewidzialnymi gośćmi pod
przewodem Maryi i przez Jej Niepokalane Serce obejmowali swoją
miłością i prosili za wszystkich potrzebujących i o wszystko, co jest
potrzebne wam i innym, o których pamiętacie, a Ja wysłucham
was i spełnię te prośby, które uznam za pożyteczne wam.
Pragnę, abyście stali się świadkami tego, co uczynić może
miłosierdzie moje, kiedy się do niego uciekacie. Powiedz o tym,
Janie, krótko siostrom (w kaplicy) przed dzisiejszą Mszą.
Jeżeli boicie się, że zapomnicie o tym w czasie Mszy, mówcie
Mi to rozpoczynając od tej chwili, ilekroć wam się przypomni.
Gdybyście wzięli pod uwagę moją radę, to od dzisiaj rozpoczynając
możecie oddawać Mi każdy brak, w którym widzicie niedostatek
miłości. Jak wam się mój plan podoba?
O. Jan:
— Z góry
dziękujemy za wszystkie dary.

Anna:
— Proszę, Panie, abyś
nam przez te dni wyostrzył wzrok na potrzeby ludzkie.
Pan:
— Dobrze, że o to
prosisz, Anno, bo pragnę, abyście byli świadomi tego, że jeśli czegoś
od was oczekuję, to równocześnie daję wam więcej siły i
zdolności do postępowania wedle moich rad. We wszystkim cokolwiek
robicie wedle przykazania miłości, jestem obecny z moją miłością,
którą obejmuję was i tych, o których dobro się
troszczycie. Jeszcze jedno chciałbym wam doradzić: proście o dobrą
wolę, zwłaszcza dla osób publicznych. Troszczcie się o swój
naród, bo któż ma orędować za nim, jeśli nie wy sami?
A teraz powiedzcie Mi
jeszcze
przed ofiarą Mszy świętej — przed moją Ofiarą — o co
pragniecie prosić dzisiaj.
Anna:
— Za nasz naród,
o dobrą wolę dla niego. (Duch Święty może działać tam, gdzie jest
dobra wola).
Grażyna:
— Panie, proszę za
tych, którzy boją się religii w szkole.
O. Jan:
— Proszę za tych,
którzy zhańbili Imię Boże. (Ez 36, 21—38)
Wychodzimy do
pobliskiego
domu sióstr zakonnych, w którym o. Jan będzie sprawował
ofiarę Mszy świętej.



Włączajcie w wasze
modlitwy przyszłość waszego narodu
26 IV 1992 r. Niedziela
Miłosierdzia
Anna, Bogna, Hanna, s.
Maria, Bogdan, Grzegorz, Jacek, o. Jan, Michał, Szczepan.
Podczas Mszy św. w
kaplicy
u sióstr, po Komunii Pan powiedział do Anny:
— Kocham was, dzieci,
jakże Ja was kocham. Przygarniam was do serca. Bo wy wszyscy tu
obecni ze wszystkich dóbr tego świata wybraliście największe —
Mnie.
Anna pomyślała o swoich
słabościach i grzechach. Pan dodał wówczas w odpowiedzi:
— W ogóle o tym
nie myślcie, bo to wszystko Ja przesłonię swoją świętością. Pokój
mój daję wam, radość moją daję wam, nadzieję moją daję wam.
Cieszcie się i dziękujcie za to wszystko, co uczynię dla waszego
narodu.
Po Mszy Anna powtórzyła
nam te słowa. Dziękujemy Panu. Pan mówi:
— Powiedziałem wam,
dziękujcie Mi z góry za wszystko, co dla was uczynię.
Powiedziałem wam, że przeniosę was przez ogień i wodę, ochronię przed
zagrożeniem, podniosę w oczach świata, abyście mogli wypełnić to
zadanie, które dla was wybrałem i do którego
przygotowywała was Matka moja przez tysiąclecie.
Dałem wam dzisiaj mój
pokój, moją radość i moją nadzieję; cieszę się, że
przyjęliście je do serca. Pomyślcie, jak wielką wiarę musieli mieć
moi uczniowie — tych kilkudziesięciu ludzi nic nie znaczących w
oczach świata — których postawiłem przed zadaniem
nawrócenia wszystkich ludów ziemi, choć jej granic ani
kształtu nawet nie znali.
O. Jan:
— Dziękujemy Ci za to,
że nas posyłasz i że jesteś z nami, dajesz okazje, torujesz drogę.

Pan:
— Dzieci, czy
pamiętaliście w modlitwach o tych, którzy pójdą niosąc
Mnie do narodów Azji?
— Nie, nie pomyślałem.
I ja też nie. I my także nie — odpowiadamy kolejno.

O. Jan:
— Maryjo, przez Twoje
Serce Niepokalane prosimy o dobrą wolę dla narodu, dla przywódców,
dla elit, dla wyborców, wolę współdziałania ku dobru
wspólnemu, dla Ojczyzny, wyproś, tak jak wyprosiłaś Zesłanie
Ducha Świętego w Wieczerniku.
S. Maria:
— To znaczy, Panie,
jeżeli my Ci ufamy i wierzymy w to, co obiecałeś dla całego narodu,
to znaczy, że jesteśmy błogosławieni?

Pan:
— Tak, wtedy spoczywa
na was moje błogosławieństwo.

Zalega na dłuższą chwilę
milczenie; nie wiemy, co powiedzieć.
Pan:
— Dzieci, jesteśmy tu
dzisiaj, Ja i Matka moja, Pani waszych serc. Nie bójcie się,
rozmawiajcie z Nami.

Grzegorz:
— Dziękuję, Panie, za
wystąpienie w Sejmie ministra Stelmachowskiego w sprawie religii w
szkole, które przebiegło nieźle.

Pan:
— Tu właśnie widzisz,
synu, moją odpowiedź na dobrą ludzką wolę służenia Mi. (...)

Bogdan:
— Chciałbym Ci
podziękować, Panie, za tego więźnia, w którym przejawia się
tak bardzo Twoja moc. I proszę za pozostałych więźniów,
zwłaszcza za tych z izby chorych. I dziękuję...
Pan:
— Pragnę, żeby żaden
więzień nie był pozbawiony waszej życzliwości, pomocy i miłosierdzia.
Mów o tym, synu. A jeśli chodzi o więzienie, to zawsze idę
przed innymi do najcięższych przypadków (bo jestem lekarzem
dusz i ciał) — i cieszę się, że Mnie w tym naśladujecie. Bardzo
byłoby źle, gdybyście omijali tych w najcięższej sytuacji.
Bogdan:
— Czy możemy my, laicy,
egzorcyzmować więźniów?

O. Jan:
— Odmawiać modlitwę w
formie prośby (np. „Potężna Niebios Królowo...")
— można, natomiast rytuału urzędowego nie wolno sprawować
bez zgody biskupa nawet kapłanowi.
Pan:
— Synu, zawsze proście
Matkę moją o patronowanie tym rozmowom i modlitwom. Szukajcie pod
płaszczem osłony i chowajcie też tych, za których się
modlicie. A módlcie się również o wzbudzenie wśród
księży ducha odwagi, żeby chcieli przeciwstawić chwałę danego przeze
Mnie Sakramentu Kapłaństwa sile szatana, który nigdy i w
niczym dorównać Mi nie może.
Po wspomnieniu przez
Bogdana o przypadku widomego oddziaływania szatana na więźniów
Pan mówi:
— Tam gdzie działa
szatan, nie idźcie bez mojej Matki.

Bogdan:
— Ja zawsze Maryję
zapraszam.
Anna:
— Ty nie „zapraszaj".
Ty żądaj pomocy, jak dziecko domaga się jej od matki. Przecież to
Matka!

Bogdan:
— Jeszcze chciałem
podziękować za Zygmunta. Dziękuję za łaski, za dary i za spokój,
i proszę o dalsze, i o siły...

Pan:
— Nie bój się o
swoje siły, tylko proś Mnie o dobrą wolę. A siły Ja ci dam. Proś za
każdym razem, kiedy jedziesz do więźniów, bo to jest łaska na
określoną pracę i jej czas.



Kapłan jest wybrany,
by
razem ze Mną służyć światu, a nie sobie
S. Maria:
— Panie, chciałam Ci
powierzyć ks. Janka, który został wybrany na kapelana
więziennego i zrezygnował z tego, a teraz w parafii jest uwikłany w
jakieś sprawy i jest pełen niepokoju...
Anna:
— Myślę, że powinien
porozumieć się z jakąś grupą modlitewną i razem z nimi zacząć
odwiedzać więźniów. Ale zobaczmy, co Pan powie.
Pan:
— Czy Ja przez ciebie
nie mogę poradzić? Ale ty, Mario, módl się o siły dla niego.
Bądź jego wsparciem w tej sprawie. A przede wszystkim napisz mu, że
kapłan wybrany jest po to, by razem ze Mną służyć światu, a nie
sobie.
— Pan ostro mówi
(Anna w myśli).
— Czasem trzeba mówić
ostro — (Pan odpowiada na myśl Anny).

S. Maria:
— Panie Jezu, proszę
Cię o dar pełnego nawrócenia narodu polskiego. W audycji
redakcji katolickiej Polacy zaprezentowali się jako nie znający
treści Świąt Wielkanocnych.
Przez chwilę rozmawiamy o
różnych audycjach z ostatniego okresu, w których
przejawiała się manipulacja, fałszowanie prawdy. Narzekamy na
dziennikarzy. Pan włącza się w rozmowę:
— Słuchajcie, czy nie
macie innej drogi niż zbiorowe narzekanie? Otóż Ja wam
proponuję: oddajcie Mi każdy taki fakt jako wasze cierpienie. Nie
jest ono mniejsze niż ból głowy czy zęba. Przecież to, co
mówiliście teraz, bardzo was rani i boli. Oddawajcie Mi je
jako wasz udział w zadośćuczynieniu za winy tych, którzy
grzeszą przeciw Mnie, prawom moim (prawu miłości społecznej,
miłosierdziu, także przykazaniu „nie zabijaj" i innym) i
przeciw waszemu narodowi. Ileż to już spraw moglibyście Mi oddać,
gdybyście o tym pamiętali!
Pan się uśmiecha i mówi:
— Wiem, że jesteście
ubodzy, ale dodając grosz do grosza możecie uzbierać sumę
wystarczającą do wykupu niewolników z władzy szatana. Bo Ja do
waszych „grosików" dodam swoje złoto (w ilości
potrzebnej, bo skarbce łask Bożych są nieprzebrane). Mówcie,
kochani.
Po narzekaniu na księży.
— Musicie czekać
cierpliwie na młode pokolenie księży, Ja próbuję ich sobie
wychować.
Ojciec Jan mówi, że
udało mu się przekazać „Misję samarytanina" do sporej
liczby seminariów duchownych.
— Dziękuję ci, synu, za
współpracę.
W odpowiedzi na nasze
biadolenie Pan mówi:
— Dzieci, nigdy ziemia
nie stanie się niebem, ale macie obowiązek w myśl moich słów
„jako w niebie tak i na ziemi" starać się przybliżać oba
Kościoły (walczący i triumfujący) ku sobie. Nigdy nie
powiedziałem, że ziemię macie pozostawić samej sobie; powiedziałem:
„abyście uczynili ją sobie poddaną" — poddaną
duchowo (Rdz l, 28). Przyszedłem, aby wykupić was i służyć wam.
Kościół mój powstał jako „Ja w was służący
światu" przez waszą miłość ku bliźnim podzielaną ze Mną, przez
wasze ręce, przez wasze ochocze nogi, przez głoszące Mnie wasze usta,
których wezwanie jest słyszane, jeżeli sami swoim
postępowaniem nie zaprzeczacie słowom waszym.
Moi drodzy przyjaciele.
Przecież Kościołem jesteście wy. Nie jest on poza wami i ponad wami.
Więc ileż od was zależy...?
Zaczynamy rozmawiać, że
nawet grupy Odnowy w Duchu Świętym (i różne inne grupy
modlitewne) zamykają się w sobie samych i nie podejmują służby.
Bogna:
— Ale w grupach winni
są (w znacznym stopniu) animatorzy, którzy nie
wychowują do służby.

Pan:
— Powiedz im, córko,
niech się za siebie wzajemnie modlą. Grupa powinna się modlić o
światło dla swoich pasterzy, a oni powinni prosić o to, by pełnili
wolę Pana, a nie swoją. Dlaczego się tak mało modlicie w grupach?
Powoli pozostawiacie na boku modlitwę wstawienniczą.
Bogna:
— Chciałam powierzyć
Panu Włodka i Małgosię (małżeństwo), Jego miłosierdziu, i
prosić o światło, jak mogę im pomóc w drodze do Pana.
Pan:
— Córko, nie ma
innej drogi, jak być moim znakiem. Stawaj się nim, a Ja ci pomogę. A
ponadto kochaj ich moją miłością, tak jak Ja ich kocham: pomimo
wszystko i zawsze jednakowo.
Bogna:
— Chciałam jeszcze
bardzo powierzyć brata i jego zespół i prosić o siły i
światło.
— I my się dołączamy do
tej prośby — prosi kilka osób.

Pan:
— O to się nie martw,
bo Ja im daję światło potrzebne na daną chwilę. Wiem, że teraz
przechodzą ciężkie czasy. Taka jest w tym czasie służba tych, co
opowiadają się za Mną, ponieważ jest ich mało. Ale będzie ich
przybywać, tylko niech nie ustają.
Pan radzi, żeby iść do
zakonów zamkniętych (np. do sióstr karmelitanek,
wizytek, sakramentek), i prosić je o stałą modlitwą w naszych
intencjach.
Bogna:
— Dziękuję Ci, Panie,
za Danusię, za to że ją kierujesz do pomocy. I proszę teraz o pomoc w
działaniach i w rozpoznaniu dalszej drogi dla tej grupy. Powierzam Ci
ich serca.
Pan:
— Chciałbym ci coś
poradzić, Bogno. Czy próbujesz przed spotkaniem nawet małej
ilości osób, poruszyć sprawę jednomyślności, życzliwości
wzajemnej i zgody? Bardzo istotna jest jedność w grupie. Powiedz, że
jeśli ktoś żywi urazę do innej osoby w grupie, powinien to powiedzieć
przed modlitwą (niekoniecznie publicznie). Nigdy wasze prośby nie
będą skuteczne, jeśli będzie was dzieliła niezgoda, niechęci, żale i
pretensje. Uczcie się szczerości i przebaczania sobie wzajem, a także
przyjmowania innych takimi, jacy są, tak jak Ja traktuję was. Gdybym
dobierał sobie sługi wyłącznie doskonałe, mój Kościół
nie istniałby na ziemi. Nie wychowasz ich na przyszłych wychowawców,
jeśli nie nauczą się miłować wzajemnie ponad wszystkim, co ich dzieli
lub różni. Tę moją radę potraktuj poważnie, córko. I
zacznij od siebie.
— Dziękujemy Ci, Panie,
te słowa są do nas wszystkich. (...)



Czy pragniecie
oczyszczenia i odnowienia świata, w którym tak trudno się wam
żyje?
Anna:
— Mówiłeś,
Panie, że przyjdziesz do nas jako Król Miłosierdzia. Czy
mógłbyś, Panie, powiedzieć o swoim miłosierdziu wobec Polski i
świata obecnie?
Pan:
— Moje dzieci, trochę
zamarudziliśmy, więc powiem wam tylko to, co jest dla was obecnie
najważniejsze.
Jestem Nieskończonością
Miłosierdzia, ale dla tych, którzy go oczekują. Jan dobrze wam
dzisiaj mówił o woli przyjmowania moich darów. Otóż
miłosierdzie jest darem dla was podstawowym. Gdybym nie trwał w
miłosierdziu wobec ludzkości, niebo moje byłoby puste (bez ludzi)
— tak nieskończona jest różnica pomiędzy moją miłością
do was a waszą do Mnie. Dlatego też miłosierdzie moje trwa (nigdy
nie przestaje działać). Potrzeba jednakże waszego świadomego
przyjęcia tego daru, który niweczy wszelkie wasze winy, nawet
najcięższe.
Moje dzieci, Ja nie mówię
tu o waszej głębokiej skrusze, bo ona zakłada dar pełnego rozeznania,
a od chwili grzechu pierworodnego wy tej pełnej świadomości nie
macie. Tak więc nie żądam od was jasnego zrozumienia waszych win i
ich konsekwencji, ale chcę widzieć wasze mocne pragnienie, waszą
potrzebę otrzymania mojej miłosiernej miłości, potrzebę przyjęcia jej
jako leku uzdrawiającego was i odnawiającego wasze właściwe życie we
wzajemnej wymianie miłości. Bo moje miłosierdzie jest obmyciem was
(„obmyj mnie, a nad śnieg wybieleję." Ps 50),
przyobleczeniem na nowo i wciąż od nowa w białe szaty dziecka Bożego.
Ze zrozumienia:
Miłosierdzie jest istotą sakramentu pokuty, tego daru Bożego
złożonego w Kościele. Spowiedź jest darem dla każdego, ale to jest
tylko cząstka tego miłosierdzia, które Pan daje nieustannie
całej ludzkości i każdemu indywidualnie, np. na jedno najkrótsze
wezwanie „Panie, zmiłuj się". Spowiadać się możemy tylko z
grzechów własnych, ale prosić o miłosierdzie możemy także dla
innych, dla całej ludzkości.
Dzieci, po prostu zrealizuję
teraz swój zamiar obdarzenia was miłosierdziem, ale proście o
nie za wszystkich i o wszystko, co wam przychodzi na myśl. Ja wam w
tym pomogę. Powstańcie, dzieci.
Czy pragniecie otrzymać moją
miłosierną miłość dla wszystkich, których kochacie i o których
się troszczycie?
— Prosimy Cię, Panie.
— Daję ją wam.
— Dziękujemy Ci, Panie.
— Czy pragniecie
przyjąć moje miłosierdzie dla wszystkich waszych wrogów
osobistych, wrogów waszego narodu, wrogów mojego
Kościoła i wrogów moich?
— Pragniemy, Panie.
— Niech spocznie na
nich i przez wasze miłosierdzie skruszy ich serca (to nie znaczy,
że skutek będzie widoczny natychmiast; czyjeś nawrócenie może
nastąpić po pewnym czasie, np. za dwadzieścia lat).
Czy pragniecie, aby moje
miłosierdzie ożywiło działanie Ducha Świętego, który „zawisł"
nad waszym krajem?
— Pragniemy i prosimy
Cię, Panie. I dziękujemy Ci za to.
— O to proście w każdej
chwili, kiedy zetkniecie się z działaniem dążącym do zniszczenia
waszego narodu lub jakiegoś dobra w nim (np. przywrócenia
religii w szkołach, przywracania sprawiedliwości).
— Czy chcecie, aby moje
miłosierdzie przemieniło każdego z tu obecnych i uświęciło go?
— Prosimy Cię, Panie.
— Tylko to jest bardzo
bolesne (wobec naszych braków), to będzie bardzo
bolesne: jak zdrapanie brudu szczotką ryżową (liczcie
się z tym) — zwraca się do zebranych Anna.
— Nie strasz ich. Ja
nie używam ryżowej szczotki. Ja będę was obmywał delikatnie, bo mam
środek niszczący każdy brud — moją Krew, którą za was
przelałem. Nie obawiajcie się więc bólu, ale obawiajcie się
zaniedbania współpracy w moim dziele uświęcania was.
— Dziękujemy Ci, Panie.
Przyjmujemy, Panie. Pragniemy tej łaski uświęcenia...
— Czy pragniecie
oczyszczenia i odnowienia świata, w którym tak trudno się wam
żyje?
— Pragniemy z całego
serca, Panie.
— Stanie się wam to, o
co prosicie.
— Dziękujemy Ci, Panie.
— Ale dziękujcie Mi
stale wobec wszelkich wydarzeń, które się już rozpoczynają. A
Ja was umacniam i daję wam odwagę zawierzenia Mi wobec wszystkiego,
co nastąpi (katastrofy, klęski żywiołowe, wojny, epidemie); bo
ludzie będą złorzeczyć. Pamiętajcie, że za sprawiedliwością moją
kroczy miłosierdzie, i w owym trudnym czasie biedny, sponiewierany
człowiek znajdzie odpoczynek w pokoju i miłości tylko wtedy, kiedy
umieszczę go (za granicą śmierci) w moim Sercu. Tak stanie się
w wielu krainach ziemi.
Teraz, proszę, powiedzcie
Mi,
czy i wy pragniecie żyć w mojej miłości.
— Pragniemy całym
sercem, Panie, całą świadomością, całą wolą. Tylko w Twojej miłości
można żyć.
— Kocham was, dzieci,
kocham was tak bardzo, że do miłosierdzia mego dołączam wszystkie
potrzebne każdemu z was dary, a wszystkim wam daję pokój mój
pełen radości, nadziei i zawierzenia. Bądźcie moimi świadkami.
Błogosławieństwo Boga
Najwyższego w całej pełni świętości i mocy Trójcy Świętej
niech spocznie na was, pozostanie i wzrasta. Pragnę, aby każde z was
stało się żywym płomieniem mojej miłości i w tym będę wam pomagał.
Tulę was do serca.
Pozostańcie w pokoju i kochajcie się, dzieci. +



Jeżeli idziecie ze Mną,
stajecie się uczestnikami zwycięstwa
6 V 1992 r. Anna,
Grzegorz
Pragniemy rozmowy z
Panem,
ale zaczynamy od odmówienia „Apelu Jasnogórskiego":
— Maryjo, Królowo
Polski, jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam.
Anna dodaje:
— I Ty pamiętaj o nas,
Matko.

Maryja odpowiada:
— Dzieci, stale jestem
z wami, pamiętam o was i czuwam nad wami.
Mówi Pan:
— Wy wszyscy (obecne
pokolenia) jesteście już późnymi świadkami
zmartwychwstania. Nie stawiajcie siebie w roli uczniów z Emaus
i tych moich uczniów, którzy nie uwierzyli kobietom
powracającym od pustego grobu. Wy wszyscy już wiecie, że
zmartwychwstałem.
Chcę, żebyście zrozumieli,
że
wszystko, cokolwiek robicie dla Mnie i ze Mną, kończy się radością.
Bo na końcu waszych starań otwierają się bramy niebios i stajecie w
świetle chwały mojej. Jeśli zapowiadam wam oczyszczenie i odrodzenie
świata, to znaczy, że ostatecznie daję mu nowe życie. Tam gdzie Ja
jestem, jest na końcu zawsze radość zwycięstwa. Jeżeli idziecie ze
Mną, stajecie się uczestnikami zwycięstwa.
Otwieramy Pismo św. na
modlitwie Mojżesza za lud wyprowadzony z Egiptu (Wy 32, 11—14;
30—31). Przy wersecie 11 („Dlaczego, Jahwe, płonie gniew
Twój przeciwko ludowi Twemu, który wyprowadziłeś z
Egiptu wielką siłą i przemożnym ramieniem?") Pan dodaje:
— Czyż was (Polaków)
nie wyprowadziłem z niewoli?
A przy 31 („I
poszedł Mojżesz do Jahwe, i powiedział: «Oto niestety lud ten
dopuścił się wielkiego grzechu, gdyż uczynił sobie boga ze złota»)
mówi cicho (ze smutkiem):
— Czcicie złotego
cielca.
Następnie otwieramy
Księgę
Rodzaju na rozmowie Pana z Abrahamem, w której Abraham
„targował się" z Panem, czy zgładzi Sodomę, jeśli znajdzie
w niej sprawiedliwych, poczynając od pięćdziesięciu, a kończąc na
dziesięciu (Rdz 18, 17—33). Gdy przeczytaliśmy, Pan zwraca się
do nas:
— Anno i Grzegorzu, czy
wy dwoje sądzicie, że nie znalazłem w waszym kraju dziesięciu
sprawiedliwych? A może nie dziesięciu, a stu? A może tysiąc spośród
was trwa przy Mnie? A może dziesięć tysięcy?
Nie bójcie się i nie
osądzajcie swoich bliźnich zbyt surowo, bo Ja wiem (o nich
wszystko) i znam po imieniu każde z dzieci moich, które
wynagradza Mi grzechy innych, które cierpi i prosi, które
kocha Mnie, polega na Mnie i wierzy w moje miłosierdzie dla was. A
oni wszyscy nie mylą się (wierząc Mi). Lecz Ja doskonalszy
jestem od wszystkich waszych wyobrażeń, bardziej litościwy względem
was i wspaniałomyślny, a moje zmiłowanie wyleję na was w hojności
niewyobrażalnej — bo takie są moje obyczaje. Nie odmierzam
„kwaterką" łaski mojej, lecz zalewam was...
Anna próbuje
określić, jak to widzi: „Łaska Boża jest jak pełne złotego
światła mieniące się kaskady wody spływającej z potężnych wodospadów.
Ale one nie topią człowieka, bo są samym blaskiem, bez ciężaru, i nie
uderzają nas, lecz przenikają i nasycają światłem..." W końcu
mówi:
— Nie, nie da się tego
wyrazić słowami.
— Bo mojej miłości
oczyszczającej was i jednoczącej ze Mną nie da się, Anno, opisać
słowami rzeczywistości ziemskiej. I prorocy mieli tu problemy (np.
„choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją",
Iz l, 18 lub „to są ci, co (...) opłukali swe szaty, i w Krwi
Baranka je wybielili", Ap 7, 14b). Należy tu użyć przenośni,
lecz prawda jest taka, że w każdej spowiedzi odradzacie się na nowo,
czyści jak niewinne dzieci. Czyż tego, co czynię z jednym, nie wolno
Mi uczynić z wieloma? (Ze zrozumienia: chodzi o naród;
naród będzie oczyszczony, ale nie cały, lecz ci, którzy
tego zapragną.)
Wy Mi dajcie swoje
pragnienie
(jak trędowaty z Ewangelii proszący: „Panie, jeśli chcesz,
możesz mnie oczyścić", Mt 8, 2), a Ja wam je spełnię.
Przecież wiecie, że szczęściem moim jest obdarzanie, uszczęśliwianie
was... a raczej: „uszczęśliwianie dusz waszych", żeby
jasne się stało, że daję wam dary moje, a nie złoto ziemi. Czy teraz
oboje prosicie Mnie o to dla siebie?
— Tak, prosimy. Nie
tylko we własnym imieniu, ale i naszych bliskich... Prosimy też w
imieniu kapłanów i zakonnic, dzieci (szczególnie
dzieci chorych, kalekich, niedorozwiniętych), a także więźniów...
Jesteśmy przecież częścią narodu; jak byśmy wyglądali sami —
bez innych? Prosimy w imieniu Polaków na Wschodzie i
Zachodzie. A na początek z Papieżem Janem Pawłem II i jego
otoczeniem. W imieniu pasterzy Kościoła też prosimy, i w imieniu tych
zakonów, które „zurzędniczały" i tak mało
promieniują Tobą. Oczyść nas, Panie, uczyń nas godnymi Twojej Matki.
Prosimy jeszcze w imieniu posłów i sprawujących funkcje w
aparacie władzy, w imieniu tych, z którymi pracujemy i wśród
których mieszkamy. Prosimy za tych ślepych i zagubionych,
którzy służą złu, którzy uciekają w samobójstwo,
prosimy za narkomanów i alkoholików, a także za
bandytów i zboczeńców...
Pan:
— Tak, tego od was
potrzebowałem — wstawiennictwa za innych, bo przecież wy
jesteście przyjaciółmi mymi, a jeśli człowiek jest zdolny
wszystko uczynić dla przyjaciela, czyż Bóg da się człowiekowi
zawstydzić?
Anna:
— Czuję teraz, Panie,
taką absolutną niemożność swoją — oprócz proszenia
Ciebie — nie tylko niemożność dopomożenia innym, ale i
oczyszczenia siebie samej.
— Anno, zyskałaś sobie
miłość Pana Niemożliwości. Czy sądzisz, że będę pamiętał o twoich
prośbach, a o tobie zapomnę? Potrzeba wam tylko jednego: abyście
„zawiśli" (zupełnie, na stałe, z taką pewnością, jakby
nie dotykając ziemi) na możliwościach Boga, zawierzyli Jego
miłości.
Jeśli wam trudno, wyobraźcie
sobie moje Serce jako wielkie obronne miasto („miasto
warowne" otoczone murami nie do zdobycia; tu nie chodzi o to, że
Bóg się przed człowiekiem zamyka, lecz że chce mu zapewnić
poczucie pełnego bezpieczeństwa), którego bramy Ja dla was
otworzyłem na zawsze, dla was i dla każdego, kogo wy (weźmiecie za
rękę i) przyprowadzicie ze sobą (straże są uprzedzone, że jesteśmy
przyjaciółmi Pana, a także każdy, kto z nami idzie; jest to
obraz tego, czym jest modlitwa wstawiennicza). Wprowadzajcie więc
każdego, kogo możecie — w myślach, w intencjach, w
orędownictwie — w te otwarte bramy, poza którymi nic
złego spotkać was już nie może. Bo potęga moja osłania was.
A teraz wejdźcie wy —
prosto w moje ramiona. Przygarniam was do serca (jako Król
siedzący na tronie w centrum tego miasta) i proszę, radujmy się
wspólnie, bo tego, co obiecałem, dokonam.
— Chwała Ci, Panie.
Dziękujemy Ci.
— Pamiętajcie, że te
drzwi są dla was otwarte — na zawsze.

Anna:
— Dziękuję Ci, Panie,
bo tak, przez wyobraźnię, łatwiej jest wprowadzać innych do Ciebie
(łatwiej niż słowami).
— Nawet nie wiesz, ile
osób doprowadziłaś już do Mnie słowami książki „Pozwólcie
ogarnąć się Miłości". Bo moje słowa trwają, leczą i uzdrawiają
tych, którzy tego pragną.
Zaczynamy rozmawiać
między
sobą o sytuacji w Polsce i na świecie. Schodzimy na temat seksu: jego
swoistego kultu (w środkach przekazu i w reklamie) i jego wpływu na
zmianę, obyczajów.
Anna:
— A jednak będzie to
(kiedyś) uważane za objaw bezwstydu.

Pan:
— Raczej za objaw
gnicia i rozkładu.
Wracamy jeszcze na chwilę
do poprzedniego tematu, ale Pan mówi:
— Cieszcie się.
Odsuńcie te myśli. Cieszcie się moją miłością. Chcę, żebyście
zachowali świadomość, że uczyniłem was przyjaciółmi swymi i
pragnę, aby to czyniło was śmiałymi w zwracaniu się do Mnie (w
orędowaniu... we wszystkim).
Anna z niedowierzaniem:
— Panie, Ty zdaje się
masz do nas zaufanie?

Pan:
— Ja was kocham.

Anna do Grzegorza:
— To znaczy, że my
otrzymujemy od Pana samo dobro.

Pan:
— Tak, ale Ja również
dzielę się z wami (moim życiem).
— Pan chce nas zbliżyć
do siebie: dzieli się z nami swoim życiem (wiecznym i ziemskim).
A droga krzyżowa? — (Anna pomyślała o swojej chorobie).
Pan:
— Tak, ale i „chodzenie
po wodzie".
Anna:
— To znaczy, będziemy
świadkami cudów, ale mało zdajemy sobie z tego sprawę.
Rozweseliliśmy Pana. Pan
uśmiecha się i mówi:
— A to, co TERAZ
piszecie, czy jest takie „zwyczajne"?

Anna:
— My Cię, Panie,
bawimy?

Pan:
— Nie, Ja się cieszę
wami. I wy cieszcie się Mną — choć trochę.
Zaczynamy rozmawiać o
strasznym „Nowym wspaniałym świecie" przedstawionym przez
Huxleya, o zaślepionej ludzkości. Pan mówi:
— Ale wy jesteście moi.
Już im (mocom zła) nie uda się was zaślepić.
Pan po chwili:
— Kocham was. Kocham
was.

Maryja:
— I Ja was kocham.
Kochamy was.



Bez mojej pomocy
człowiek nie jest w stanie oprzeć się szatanowi
14 V 1992 r. Anna,
Grzegorz
— Panie, prosimy Cię za
zmarłą sąsiadkę, która zapewne bardzo potrzebuje pomocy.
Kobieta ta miała zapewne
na sumieniu ciężkie zbrodnie. W czasie wojny była zamieszana w sprawę
wydawania Niemcom ukrywających się obywateli polskich pochodzenia
żydowskiego, władze Polski podziemnej wydały wyroki, które
zostały wykonane, z tym że akurat w stosunku do niej dochodzenie nie
zostało zakończone. Po wojnie natychmiast wstąpiła do partii. Nie
sprawiała wrażenia, żeby żałowała swoich czynów, niemniej do
śmierci okazywała chorobliwy lęk (ciągłe zmiany zamków i
zabezpieczanie drzwi, podsłuchiwanie i podpatrywanie ludzi
przychodzących do sąsiadów na tym samym piętrze). Koniec życia
miała ciężki: opuszczona przez bliskich, cierpiąca na zanik pamięci,
niespokojna, uciekająca przed czymś.
— Witam was, dzieci.
Ponieważ Grzegorz się spieszy, a spieszy się do Mnie (na Mszę),
więc szybko wam odpowiem.
Twojej sąsiadce nie grozi
już
piekło — nad którym balansowała przez długie lata.
Dlatego dałem jej chorobę. I nie potępiłem jej, ale długo będzie
trwała jej droga do Mnie, droga do zrozumienia sensu własnego życia.
Widzisz, córko, człowiek wybierając zło zostaje zmuszony do
kontynuowania tej drogi i z czasem ślepnie całkowicie, a więc jest
niezdolny do odczuwania żalu; tym bardziej do zadośćuczynienia
(jeżeli nie można zadośćuczynić bezpośrednio ludziom skrzywdzonym,
to zawsze można czynić dobro innym, ale trzeba widzieć tego potrzebę
czy wartość, a ona nie widziała potrzeby). Dlatego
tak się dzieje, że bez mojej pomocy człowiek nie jest w stanie oprzeć
się szatanowi i staje się jego ofiarą (jest zmuszony do
podporządkowania się mu). Ja lituję się nad wami i dlatego staram
się ratować tych, którzy tego chcą lub przynajmniej nie
odrzucają świadomie mojej pomocy. Dlatego czasami jest korzystne, a
nawet zbawienne dla człowieka, że zapada na chorobę psychiczną.
Módl się za nią,
dziecko, kiedy sobie przypomnisz, bo ona należy do tych, za których
prawie nikt się nie modli. (...)
A teraz daję wam moje
błogosławieństwo. +



Pragnę choć odrobiny
wzajemności
17 V 1992 r. Anna,
Wasyl,
Grzegorz
Rozmawiamy o Rosji. Gdy
wspominamy o zadaniu Rosji — nawrócenia Azji, Pan
potwierdza i przypomina, co mówił nie tak dawno i co Anna
zobaczyła:
— Azja na Mnie czeka.
(Pan mówił to głosem pełnym miłości i współczucia,
idąc z wyciągniętymi ramionami w stronę wschodu słońca). Po chwili,
gdy mówimy o Syberii, Pan dodaje:
— Wcale nie chodzi Mi
tylko o Syberię, ale o wszystkich, którzy tam zachowali wiarę
lub szukają Mnie. Ale powiedz, Wasylu, czego byś pragnął ode Mnie.
Po chwili milczenia:
— Powiedz chociaż, że
zauważyłeś to — iż Ja ciebie kocham. (Chodzi o
potwierdzenie, że Wasyl zauważył działanie Pana w swoim życiu, w
ostatnich wydarzeniach).
Wasyl kiwa głową
potakująco i pyta:
— Czego naprawdę Pan
może ode mnie oczekiwać? Co mam robić według Jego woli?
— Mój synu,
kochaj Mnie! Tego od ciebie oczekuję. Przez czyny wasze wyraża się
wasza miłość. Pamiętaj o tym i mów komu możesz, że Ja tak
bardzo potrzebuję waszej miłości, chociaż odrobiny uczucia. Przecież
zachowałem naturę ludzką. Chociaż kocham was niewymierną miłością
Boga, to jednak pragnę choć odrobiny wzajemności.
Chciałbym cię o coś prosić,
synu. Mów ludziom, że Ja nie pragnę od was pochwał ani hołdów,
ani ciągłych podziękowań. Bóg obdarza was z natury swojej,
ponieważ wszystko posiada, a wy tak mało macie i tacy biedni
jesteście (w sensie zarówno materialnym jak i duchowym: np.
mało hartu, odwagi, czystości...). Mów, że pragnę, abyście
mówili ze Mną, jak ze swoim najbliższym, najlepszym
przyjacielem. Bo Bóg jest przyjacielem człowieka (o miłości
Boga do człowieka mówi całe Pismo święte). Mówcie Mi
więc o wszystkim, co was boli, co was smuci i napawa przerażeniem.
Proszę, powierzajcie mi
swoje
troski i zmartwienia. Oddawajcie Mi swoje przygnębienie i bezradność,
bo Ja chcę i mogę wam dopomóc, przede wszystkim wtedy, kiedy
wasze smutki i cierpienia dotyczą waszej natury ludzkiej (np.
jestem słaby, brak mi silnej woli, brak mi odwagi, siły w
chorobie...) lub bólu, zmartwień i cierpienia innych
ludzi, za którymi się wstawiacie.
Anna mówi, że Pan
często zaczyna rozmowę z człowiekiem od zadawania mu dwóch
pytań:
1. Powiedz Mi, czego się
boisz.
2. Powiedz Mi, czym się
martwisz.

a Pan dodaje teraz
trzecie:
3. Powiedz Mi o wszystkim,
co
cię przejmuje troską

i mówi dalej:
— Bo chcę, abyście
poszerzali swoje serca i oddawali Mi bóle i smutki innych.
Wasza dobra wola jest jedyną konieczną dla człowieka podstawą mojej
współpracy z wami. Bez zgody waszej woli nic dla was zrobić
nie mogę, ponieważ dałem wam (całemu rodzajowi ludzkiemu)
pełną wolność wyboru raz na zawsze. Abyście mogli zyskać pełnię mojej
pomocy, musicie powierzyć Mi waszą wolność „w depozyt".
Twoim przyjaciołom i
księżom,
z którymi będziesz się dzielił, możesz powiedzieć, że kto
zawierza Mi swoje życie, otrzymuje już teraz dar współpracy ze
Mną wedle moich dla niego zamierzeń. Wszystko, co wam obiecałem (Mk
16, 15—18), stanie się wam możliwe, bo Ja jestem Panem
Niemożliwości. Pamiętajcie o tym, nie rezygnujcie nigdy z wołania ku
Mnie, nawet w najcięższych przypadkach (kiedy po ludzku ciśnie się
na usta: „ten człowiek już jest stracony").
Po was spodziewam się
nieustannego pośredniczenia pomiędzy Mną a tymi, którzy sami
prosić nie potrafią (są daleko ode Mnie). Pamiętaj o tym,
synu, że jestem nie tylko lekarzem dusz, ale ich Zbawicielem i
uzdrowicielem („wskrzesicielem").
Teraz, synu, chciałbyś
otrzymać błogosławieństwo ode Mnie, czyż nie tak? Pamiętaj więc, że
jestem twoim Przyjacielem, zatem licz na Mnie, a nie na swoją
słabość. Nie martw się też o stan swojej duszy, bo Ja cię prowadzę.
Ty tylko trwaj przy Mnie. Daję ci teraz ducha wiary, pokoju i
wytrwałości. Proszę, opieraj się całym swoim ciężarem na Mnie. Ja mam
silne ramiona. Potrafię cię podtrzymać, wesprzeć i poprowadzić.
Kochaj Mnie, synu, bo Ja ciebie pokochałem na wieczność. +



Powinniście uszanować
wzajemnie swoją odrębność
21 V 1992 r. Anna,
Jarek,
Szymon, Grzegorz
Zwracamy się do Maryi
(odmawiamy „Regina Coeli"). Maryja pyta:
— Moje kochane dzieci,
co byście chcieli usłyszeć ode Mnie? (Czego potrzebujecie, w czym
wam mogę poradzić?)

Jarek:
— W zespole redakcyjnym
(pisma katolickiego) zaczęliśmy się wspólnie modlić.
Tak bym chciał, żebyśmy stali się takim miejscem (zespołem ludzi),
którym, Matko, mogłabyś się posługiwać. Martwię się, bo czuję,
że ludzie uczestniczą w tej modlitwie powierzchownie, a nie całym
sercem.
— Wypróbuj,
synu, tutaj swoje umiejętności „pasterskie": spróbuj
uczynić z nich wspólnotę (Jarek przez wiele lat był
„pasterzem" jednej z grup Odnowy w Duchu Świętym).
Wytłumacz im, że wspólnota jest tym lepsza, im większe łączy
bogactwo osobowości, gdyż wtedy może działać wszechstronnie. Dlatego
powinniście uszanować wzajemnie swoją odrębność. Jeżeli chcecie, aby
Bóg potraktował waszą pracę jako służbę Jemu, a nie tylko
zarabianie pieniędzy, musicie usiłować kochać się wzajemnie („abyście
się wzajemnie miłowali"): od tego zacząć i... na tym
zakończyć.
Tu potrzebna jest wam
wzajemna tolerancja, życzliwość, pragnienie zrozumienia motywów
postępowania innych osób i szczerość względem siebie.
Pamiętajcie też, że obojętność, jak mówi mój Syn, jest
bierną formą nienawiści i nie ma nic wspólnego z tolerancją.
Jest zamykaniem się przed innymi (jak gdyby zatrzaskiwaniem drzwi
przed nimi), podczas gdy miłowanie wzajemne polega na pragnieniu
służenia sobą tym, wśród których się przebywa.
Chciałabym wam powiedzieć,
że
naśladowca mojego Syna, czyli chrześcijanin, jest nim przez całą
dobę, a nie tylko w domu w stosunku do tych, których kocha.
Zawsze możesz, synu, przedstawić to, co ci teraz mówię, jako
swoje wyobrażenie o postawie chrześcijańskiej.
Mówiłam wam o
tolerancji. Jest to wyrozumiałość wobec osobowości i poglądów,
być może najzupełniej wam obcych, pragnienie poznania ich i
zrozumienia celem wzbogacenia waszych wspólnych wyobrażeń.
Jeśli wiecie, że sami nie jesteście doskonali, nietrudno wam zdobyć
się na wyrozumiałość dla cudzych błędów, przy czym wy, moje
dzieci, już wiecie, że taka postawa jest cechą dojrzałości i poczucia
braterstwa w człowieczeństwie. Inni mogą to zrozumieć dzięki waszej
pomocy, a wszystko razem (te działania) pomoże wam samym w
dojrzewaniu. Mogłabym je określić jako osiągnięcie postawy ojcowskiej
lub macierzyńskiej wobec innych.
Próbuj. Byłeś tam
pasterzem, teraz próbuj tu.
W sprawie zaręczyn...
— Proście, abym wam
obojgu była Matką, a wtedy będę czuwać nad wami (ku jedności). Jeżeli
oddacie Mi waszą wspólną przyszłość, Ja się o nią zatroszczę
(Maryja przypomniała gody w Kanie).
O co jeszcze Mnie pytasz?

Szymon:
— Niepokoję się o to,
co dzieje się w rządzie i z prezydentem. Niepokoję się o kaplicę w
sejmie. Jest jeszcze kwestia zaufania temu politykowi. Myślę, że
zapiszę się do jego partii, jeśli będzie ją tworzył.
Maryja:
— Synu, proszę cię,
bądź w partii Jezusa. Ten polityk i inni przemijają, a ty pragnij,
aby twój kraj służył Jezusowi. Ja radziłabym ci tak:
codziennie oddawaj Bogu rządzących i proś o światło dla nich i dobrą
wolę. To możesz zrobić. Róbcie to wszyscy, którzy do
tej partii (partii Jezusa) się zaliczacie. Codziennie też proś
o obecność Ducha Świętego — Ducha miłości, zgody, ładu, rady —
na sali obrad. Jeśli zacznie się coś (złego) dziać na sali,
proś tym bardziej. Wzywaj pomocy. Zapraszaj też Mnie jako waszą
Królową, a Ja wezmę ze sobą mój dwór. Nie
żyjecie na ziemi sami. Może być niebo wśród was, jeśli go
zapragniecie, tak jak inni pragną zapraszać do tej sali szatana.
W tej chwili najważniejszą
rzeczą nie jest kaplica (materialna), a Chrystus obecny w
sercu każdego z was. Przede wszystkim ważna jest wasza postawa —
nie załamujcie się, lecz wytrwale dążcie do osiągnięcia możliwych w
obecnej chwili celów a po ich osiągnięciu przystąpcie do
realizacji następnych. Nie dajcie się spychać do defensywy. Ale
pamiętajcie, że wasza przynależność do Jezusa zobowiązuje do
zachowywania postawy Jezusowej. A Ja obiecuję wam zwycięstwo,
ponieważ jestem Panią waszych losów. Wszystkie porażki, smutki
i kłopoty oddawajcie za tych, którzy je wywołali. To im o
wiele bardziej pomoże niż wasz gniew i myśli nieprzyjazne.
Chciałabym cię jeszcze
prosić, synu, żebyś nigdy nie przewidywał sytuacji „przykrych",
ponieważ takich nie ma. Są tylko okazje do sprawdzenia siebie i
swojego stosunku do danej osoby i jest szansa proszenia za nią. Dla
niektórych ludzi być może jest to jedyna szansa zwrócenia
na siebie uwagi innych — nie po to, aby ich przeklinano, ale
żeby za nich proszono i wzywano Miłosierdzia Bożego.
Nie obawiajcie się, bo
obiecałam wam, że zajmę się sprawami mojego królestwa i w ten
chaos, który u was panuje, wprowadzę ład, sprawiedliwość i
pokój — pokój mojego Syna. Nie wiem, czy
potrafilibyście (wy, Polacy) wydobyć z siebie tyle nienawiści
i złości, aby moje plany mogły być zniweczone. Prosiłam, abyście
zawierzyli mojej miłości do was i obietnicom Syna mego. Nie ma dla
was innej drogi jak pełnia zawierzenia (Maryja nawiązuje do słów
Pana z 6 maja o „zawiśnięciu" na możliwościach Boga).
W innej sytuacji nie wytrzymacie presji zła. Ale obiecano wam
wyzwolenie i już je macie (w podtekście: tym bardziej możemy
liczyć na spełnienie dalszych obietnic). Kiedy spłyną brudy i
szumowiny, pozostaną ci ludzie, którzy w tym czasie
wykrystalizowali się (dojrzeli do pełni człowieczeństwa, oparli
się na Bogu i już się nie ugną) i mogą świadczyć o swoim Mistrzu
i Zbawicielu. Nie obawiajcie się, nie jest ich tak mało.

Po chwili ciszy Maryja
dodaje:
— I na was liczę.
A teraz przyjmijcie
błogosławieństwo Syna mojego.
Mówi Pan:
— Dzieci, sursum corda.
Przecież Ja jestem z wami (Pan mówi to tak, jakby był z
nami na łodzi na Morzu Galilejskim w czasie burzy). Tulę was do
serca, udzielam wam więcej pokoju, więcej nadziei, a pragnę też,
abyście przyjęli moją radość. Uwierzcie Mi, że koniec waszych starań
będzie samą czystą radością. I wiem, że każde z was czworga
przyniesie Mi chwałę wedle udzielonych mu darów. Ufam waszej
miłości, dzieci. Zaufajcie Mnie i wy, bo moja miłość nie zna granic.
Błogosławię was. +
Grzegorz:
— Proszę jeszcze o
objęcie tym Szczepana, który upada pod ciężarem pracy.

Pan:
— Powiedz mu, synu, aby
nie rezygnował, bo jest Mi potrzebny. Błogosławię mu tak jak i wam.
Przecież on już dla Mnie dużo zrobił.
 
Chciałbym, żebyście
pojmowali, jak wielką pomoc macie i jaką ciągłą opieką jesteście
otoczeni
24 V 1992 r. Anna, s.
Maria, Hanna i Jacek, o. Jan, Grzegorz
Spotykamy się po Mszy św.
(na którą zapraszaliśmy także „polskie niebo", a
nawet czyściec). Zastanawiamy się, z kim chcemy rozmawiać, z Panem
czy z Maryją; stwierdzamy że z obojgiem. Czekamy chwilę...
— Jesteśmy z wami.
Zwykle to My na was czekamy (na nasze skupienie).
Pragnęlibyśmy, żebyście dzisiaj odczuli naszą miłość do was.
Mówi Pan:
— Pragnę, abyście
wiedzieli, że nigdy nie jesteście sami. Wiem, że już nie odczuwacie
osamotnienia, ale chciałbym, żebyście pojmowali, jak wielką pomoc
macie i jaką ciągłą opieką jesteście otoczeni. Niebo patrzy na was i
kocha was jak własne dzieci, tak samo jak wy w przyszłości będziecie
otaczali troskliwą miłością następne pokolenia.
Mówią nasi bliscy,
ale nie wiemy kto konkretnie:
— Bronimy was zwłaszcza
od ataków szatańskich (nie tylko tych duchowych, ale np. od
wypadków). Ileż pomysłów wam podsuwamy, ile okazji
do czynienia dobra! Ile pocieszenia i nadziei, która jest tak
wam potrzebna, staramy się wam przekazać. Niebo rzeczywiście
współpracuje z ziemią „na co dzień", starając się
nie krępować waszej wolności. Nie chodzi nam jednak o umniejszanie
waszych wysiłków i oszczędzanie wam trudu, chyba że bardzo
potrzeba wam pomocy. Gdybyście wiedzieli, jak bardzo poszerza się w
królestwie niebieskim nasza potrzeba służenia wam naszą
miłością...
Zastanawiamy się nad tymi
słowami.
— My podzielamy miłość
Jezusa do was, a miłość Pana obejmuje każdego człowieka. Dlatego
możecie poinformować wszystkich, którzy pracują wśród
więźniów, że zawsze jesteśmy z nimi, nie mówiąc już o
pomocy wszystkich aniołów, którzy mają sobie zleconą
opiekę nad wami i nad więźniami.
Zawsze i wszędzie, gdzie
pobudza was do działania miłość Boga i miłość bliźnich potrzebujących
pomocy, wspomaga was też miłość całego nieba. Chcemy, żebyście
wiedzieli, jak blisko was jesteśmy, jak uczestniczymy w waszym życiu.
A dlatego teraz wam to mówimy, że w obecnym okresie
oczyszczenia i odrodzenia ziemi współpraca nasza zacieśni się,
stanie się o wiele wyraźniejsza, po prostu widoczna lub odczuwalna
(„namacalna"). W walce o dalsze istnienie ludzkości
bierzemy udział wszyscy. Przecież jesteśmy jedną (ludzką)
rodziną, a Pan nasz nigdy nas nie rozdzielał. Warunkiem jest jednak
istnienie we wspólnym miłowaniu.
Dzisiejszy dzień, w którym
zaprosiliście nas na Ofiarę Chrystusa (we Mszy świętej),
chcemy zakończyć uczestnicząc w spotkaniu wraz z Panem i Maryją —
bo nie powiedzieliście, że zapraszacie nas tylko na Mszę (z
uśmiechem). Nie możemy wymienić wszystkich, którzy biorą w
nim udział, ale są przy was ci, których znaliście i
kochaliście, którzy was znali i kochali, a także ci, którym
jesteście wdzięczni za to, że wam pomogli w drodze ku Bogu, ku
dojrzałości duchowej, ku poznawaniu wiedzy oraz ci, którym wy
pomagaliście (modlitwą za zmarłych).
Grzegorzu, ponieważ jutro
jest dzień twojego Patrona, otrzymasz od niego błogosławieństwo, a
dzisiaj mówi do ciebie Matka, która serdecznie ci
dziękuje za pamięć, za miłość, którą ją obdarzasz. Jest
szczęśliwa, jest wzruszona, że dajesz jej tę miłość nie znając jej
(Grzegorz matki nie pamięta), i dziękuje ci za to, co robisz,
nawet w tej chwili, bo twój wysiłek przyspiesza plany Boże —
tak samo jak praca Jacka, o. Jana, s. Marii, Hanny. Wy wszyscy (tu
obecni) uczestniczycie w przyoblekaniu w ciało zamiarów
Pana względem waszego narodu, a właściwie względem naszego narodu —
każdy wedle swoich możliwości. Tak bardzo nas cieszy, że wspomagacie
się wzajemnie. Tak widzimy przyszły gmach Rzeczypospolitej, jako
jeden wspólny dom całej rodziny polskiej, gdzie wszyscy
troszczą się o siebie nawzajem, o wspólne dobro.
Teraz nie odchodzimy, ale
oddajemy głos naszej ukochanej Matce, Królowej Polski, Maryi.
Anna tłumaczy:
— To tak jak gdyby
przybliżali się do nas i przytulali nas do serca jak bliska rodzina.
I zarazem odczuwam to jako zapowiedź bliskiego spotkania
(widzialnego).
— Cieszymy się, że
jesteście (z nami). Kochamy was — mówimy.
Odpowiadają nam bliscy:
— Kochamy was. Jesteśmy
z wami. Chcemy wam przekazać naszą radość, rodzinną miłość, ciepło.
Chcemy, żebyście odczuli w sobie tę przyjacielską, serdeczną więź,
która nas łączy. A tobie, siostro Mario, dziękuje twoja
rodzina, jak również rodziny tych, którymi się
opiekujesz lub opiekowałaś (i zmarłe siostry z zakonu)...
— a nawet koledzy
szkolni — dopowiada kolejna osoba „stamtąd".

Mówi Maryja:
— Moje dzieci. Tak
bardzo chciałam, żebyście odczuli bliskość swoich rodzin, przyjaciół
i bliskich, np. ludzi, za których się modliłaś (do Anny).
Sami wiecie, że nie ma żadnych „zmarłych". Bóg jest
Bogiem żywych — myślących, czujących, kochających was,
współczujących wam i proszących w waszych sprawach.
Moje biedne, zatroskane
(codziennymi kłopotami) i zmęczone dzieci. Czy wiecie, jak
wiele waży wasza postawa w oczach Pana? Wy, tak jak i cała wasza
wspólnota w moim Królestwie, staracie się czynić tyle
dobra, ile możecie — tyle, ile wam pozwalają siły i możliwości.
Grzegorz:
— Nam się wydaje, że
mniej niż możemy.

Anna:
— ...bo przeceniamy
nasze siły i umiejętności.

Maryja:
— A przecież potrzeba
Mi tu, na ziemi, tych, którzy mój naród kochają.
Panu memu zawsze wystarczała garstka (biblijna „resztka"),
tak jak garść ziarna wystarczy na rozmnożenie zboża. Wiecie przecież,
jak mój Syn rozmnażał chleb i ryby. Czyż tego nie dokona wśród
was? Aby tylko tych kilka chlebków i trochę ryb było. Dzieci,
w waszym kraju jest wielu ofiarnych i kochających, a więc i zbiory
wasze będą obfite (w znaczeniu: określenie „zbiory wasze"
— czyli nasze odnosi się do tego, co będzie się budowało,
zmieniało tu za życia na ziemi). Nie przerażajcie się niczym, nie
lękajcie się nawet Golgoty (zagrożenia cierpieniem i śmiercią),
bo w Bogu nie ma śmierci ani zagłady: zawsze jest zmartwychwstanie.
Mówię wam to, aby uprzedzić wasze lęki (chodzi o te
wszystkie zagrożenia, które będą w nas uderzały, nie tylko
wojny i kataklizmy, ale np. choroby popromienne, zarazy, głód,
wiele braków...).
Mówimy o
okropnościach wojny w Jugosławii, o okrucieństwie. Maryja dodaje:
— Ale tutaj tego nie
będzie.
Do Anny, która
wspomniała o wydanej w Kanadzie książce „Orędzie Zbawienia"
i o swoich zastrzeżeniach co do jej treści:
— Dziecko, nie przejmuj
się cudzymi przepowiedniami (nie uznanymi przez Kościół).
Traktuj poważnie tylko to, co ci mówi Syn mój lub Ja z
Jego woli, czy dzieci z naszego domu.
Janie, chciałabym, żebyś do
jutrzejszego wieczornego spotkania zajrzał do zbioru „Słów
Pana" wedle wskazówek mojego Syna. I ty, Anno, zrób
to samo. Nie zaniedbujcie wykonania tego, o co was mój Syn
prosił. Pomożemy wam (chodzi o papier, na brak którego
skarżyliśmy się). Mówcie Mi o wszystkim, co jest wam
potrzebne.
Zrobiło się bardzo późno.
Tak, dzieci, kończymy nasze
spotkanie, ponieważ już jest późno, ale chciałabym, aby przy
was pozostała radość i ciepło naszej miłości. Przekazuję wam
błogosławieństwo Pana. Pozostańcie w pokoju, radujcie się. Właściwie
nic wam w tym nie powinno przeszkadzać, skoro macie naszą miłość. +



W naszej współpracy
najważniejsze jest ratowanie ludzi potrzebujących pomocy
25 V 1992 r. Anna, o.
Jan,
Grzegorz, Łukasz, Michał
Łukasz:
— Co mam robić, żeby
pomóc moim kolegom?

Pan:
— Co masz na myśli,
synu?

Łukasz:
— W ich problemach
wewnętrznych, urazach.
— Pan się wyraźnie
ucieszył z pragnienia Łukasza — tłumaczy nam Anna i
przekazuje dalsze słowa od Pana:
— Przede wszystkim
oddawaj każdego z nich Mnie. Oddawaj też pod opiekę Maryi jako waszej
wspólnej Matki (nie musisz im tego mówić, tylko to rób
w ich imieniu). Bądź wobec nich zawsze równie życzliwy i
otwarty (chodzi o stałość — żeby np. nie objawiać humorów);
muszą wiedzieć, że akceptujesz ich takich, jacy są, i że mogą na
tobie polegać.
Dobrze, niech to będą twoje
pierwsze kroki współpracy ze Mną. Bądź uprzejmy względem nich,
wyrozumiały i życzliwy, tak żeby wiedzieli, że mogą się do ciebie
zwrócić w razie trudności. Pamiętaj, że Ja każdemu z nich
dałem istnienie z miłości. Każdy jest przeze Mnie równie
kochany i zrobię dla niego wszystko — do czego jego wola
dopuści — aby go uratować (w krańcowym przypadku) i
przyciągnąć do siebie. Po to każdemu z nich dałem istnienie, aby był
szczęśliwy. A jeśli ty, Łukaszu, chcesz Mi w tym pomóc,
pamiętaj, że najważniejszą sprawą jest nieprzeszkadzanie Mi w moich
zamiarach (nie płoszenie lub zrażanie czy krytykowanie tych osób),
a następnie, że Ja najbardziej troszczę się o tych, którzy są
najciężej chorzy, których istnienie (życie wieczne)
jest zagrożone. Dlatego jeśli chcesz im rzeczywiście pomóc,
zbliżaj się ku tym, co się najgorzej mają, a nie wyszukuj najmilszych
sobie. Bo w naszej współpracy najważniejsze jest ratowanie
ludzi potrzebujących pomocy. Dlatego musisz wziąć w karby swoje
własne emocje, przywiązania i wygodę twojego „ja".
I ty, Michale, możesz wejść
do takiej współpracy. Bo dla miłości bliźniego nie ma granic
wieku. Ja zapraszam każdego z was. Obiecuję moją silną opiekę i
staranie również o was samych. Widzicie, chłopcy, nigdy nie
okażecie Mi większej miłości, niż miłując wraz ze Mną swoich
bliźnich, zwłaszcza tych, którzy miłości tak bardzo
potrzebują, ponieważ w dzieciństwie wcale jej nie otrzymali lub
otrzymali za mało, są do kochania „trudni".
Czy chcecie, chłopcy,
rozpocząć taką współpracę?
— Tak. Tak.

Pan:
— Nie przestraszyłeś
się, Łukaszu?

Łukasz:
— Trochę.

Anna:
— To niczego się nie
bój, bo 99 procent starań to jest działanie Pana, a tylko ten
l procent to działanie człowieka. A wysiłek tobie samemu pomoże w
szybszym dojrzewaniu.
Pan:
— Czyż nie stworzyłem
was do świętości? (Ze zrozumienia: życie jest właśnie drogą do
świętości).

Pan do Łukasza:
— Synu, przecież Ja nie
wymagam od ciebie świętości ani doskonałości (już w tej chwili).
Proszę tylko, żebyś szedł ze Mną, a nie sam. A Ja każdego z was
prowadzę najłatwiejszą dla niego drogą, ponieważ was znam.
A teraz, dzieci,
uklęknijcie.
Przyjmijcie moje błogosławieństwo, przyjmijcie moją miłość i
przyjmijcie moją moc. A tobie, Grzegorzu, pragnę dać dzisiaj Ducha
rady, Ducha mądrości i światła. Otwórz serce i przyjmij moje
dary, abyś mógł nimi służyć (również wspomagać
synów). Błogosławię was. +



Nie jestem sędzią,
lecz
Ojcem
28 V 1992 r. Anna,
Grzegorz
Po zakończeniu pracy nad
zbiorem „Słów Pana" pytamy:
— Czy dobrze
zrobiliśmy?
— Moje dzieci. Nie
jesteście moimi skrybami, lecz przyjaciółmi. Staracie się
wedle waszej najlepszej woli i „Słowa" moje wiele dla was
znaczą. A Ja w odpowiedzi pozostawiam wam swobodę wyrażania w naszej
wspólnej pracy waszej osobowości — tak jak to zawsze
robiłem (chodzi o Proroków i Ewangelistów). (...)
Widzisz, Anno, kiedy dyktuję
ci coś ważnego dla wszystkich, dbam o poprawne wyrażenie każdego
słowa, bo będą one tłumaczone i trzeba się starać o precyzję
przekazu. Lecz kiedy rozmawiamy, pragnę abyście czuli się swobodnie i
nie krępuję was w waszym własnym słownictwie. A to że uzgadniacie
poprawki we wszystkich tekstach, świadczy tylko o waszym wzajemnym
zrozumieniu, szacunku waszym dla naszych słów (naszych jako
Bożych, Trójcy Świętej), dbałości o dokładność przekazu.
Jeszcze raz powtarzam,
cieszę
się wami, dzieci. Przytulam was do serca razem z wszystkimi
nieobecnymi (Grażyną, Szczepanem, Jackiem, o. Janem, s. Marią).

Anna:
— Co zrobić z małym
Maćkiem? Jak z nim rozmawiać, kiedy on prosi o konkretne sprawy
ziemskie?
— Maciej posłuchał Cię
i przyszedł powiedzieć Mi o swoich zmartwieniach (przed
tabernakulum), a Ja mu już pomagam. Nie martw się z góry.
Przecież kocham go nie mniej niż was. (Dla niego są to
najważniejsze sprawy w tej chwili). Przekaż mu błogosławieństwo
moje dla całej rodziny.
„Sursum corda"
mówię wam wszystkim.
Grzegorz mówi o
swoim koledze, przygnębionym po śmierci rodziców (i
długotrwałej przykrej chorobie ojca). Jego rodzice żyli z dala od
Kościoła (tzw. „wierzący nie praktykujący"), a sam kolega
odszedł zupełnie od wiary. Grzegorz pyta, jak może mu pomóc.
— Powiedz mu, że jego
rodzice są już przy Mnie. Powiedz mu, że w moim świecie najłatwiej
naprawić błędy rozumu, gdyż staje się w pełnym blasku prawdy mojej, i
jeśli skutkiem jest wstyd, żal i pragnienie naprawienia błędów,
Ja jestem skłonny użyć swojego miłosierdzia. A zrozumienie mojej
miłości wyzwala w odpowiedzi pełną wdzięczności miłość człowieka.
Wtedy Ja otwieram szeroko moje ramiona i takie biedne, zawstydzone,
stęsknione i cierpiące (z tęsknoty za miłością) dziecko
przygarniam do siebie.
Mówiłem wam: nie
jestem sędzią, lecz Ojcem. Prawdziwy Ojciec zawsze przebaczy
proszącym o przebaczenie i zawsze przed marnotrawnymi dziećmi otworzy
swój dom. Dlatego też dałem im takie, a nie inne przygotowanie
do śmierci.
Mówi wzruszony
Grzegorz:
— Bardzo dziękuję za te
słowa dla Piotra.

Pan odpowiada z lekkim
wyrzutem:
— Synu, przecież Ja was
kocham!



Pracujecie obdarowani
sakramentem kapłaństwa
l VI 1992 r. Anna, ks.
Grzegorz, ks. Krzysztof, Grzegorz
— Prosimy Cię, Panie, o
słowa, a zwłaszcza o Twoje wskazówki dla ks. Krzysztofa.
— Mój synu,
musiałem to zrobić (dopuścić chorobę — zagrożenie gruźlicą),
ponieważ nie chciałeś Mnie słuchać. Mówiłem ci, żebyś poprosił
o zmianę tej parafii (ze wzglądu na zdrowie). Chcę, żebyś Mi
długo służył, a ty nie rozumiałeś, że Ja, twój Ojciec,
troszczę się o zdrowie swojego dziecka. Pomyśl, synu, jakie byłoby
twoje życie, gdybyś był stale chory. Nie mógłbyś Mi służyć.
A teraz składam ci
propozycję, o której już raz mówiłem ks. Grzegorzowi.
Czy nie chciałbyś zostać kapelanem więziennym? Pamiętaj, że więzienia
to już nie są ciemne i wilgotne lochy (czyli nie musisz obawiać
się o swoje zdrowie) — tam są ludzie w różnych
stadiach choroby duszy, niektórzy zagrożeni śmiertelnie
(śmiercią wieczną). Sami nie mogą iść po pomoc, bo są
uwięzieni, a sobie wzajemnie przekazują raczej zło niż dobro. Im
potrzeba mojej miłości, ale musi znaleźć się ktoś, kto im ją
zaniesie. Wciąż szukam posłańców. Na terenie twojej diecezji
jest wiele więzień... Nie bój się, tam nie będziesz miał
„ośmiu godzin" pracy.
Ks. Krzysztof:
— Zgadzam się, ale się
w tym nie widzę...
Anna opowiada o
przypadkach nawróceń w więzieniach.
Pan:
— Liczę na ciebie, bo
ty, Krzysiu, potrafisz postawić dobro innych ludzi przed swoim
własnym — i dobrze robisz, ponieważ o ciebie troszczę się Ja
sam.
Po chwili Pan dodaje:
— Synu, zawsze możesz
spróbować. Ja cię nie zmuszam. Zaproponuj to swojemu biskupowi
z zastrzeżeniem, że chciałbyś się przekonać...
— że się sprawdzę —
dopowiada ks. Krzysztof.
— Nie na próżno
Grzegorz ci czytał to, co mówiłem do Łukasza. We wszystkim i
zawsze jest to moje działanie, ale poprzez was, bo przecież
oddaliście Mi życie dla służby bliźnim. Wy nie służycie Mnie —
służycie wraz ze Mną światu, który Mnie potrzebuje. Pracujecie
obdarowani sakramentem kapłaństwa, o którego mocy i wielkości
prawie nic nie wiecie (nie rozumiecie). Udzielacie sakramentów
moich — bo nie wy odpuszczacie grzechy, lecz Ja przez waszą
osobę; spełniacie ofiarę Mszy świętej — ofiarę mojej śmierci;
udzielacie mojego Ciała i Krwi, które uświęcają dusze;
przyjmujecie nowe dzieci do mojego Kościoła i odprowadzacie ciała na
miejsce spoczynku, a w modlitwie orędujecie za dusze zmarłych.
Udzielacie Sakramentu Chorych, który gdybyście naprawdę
wierzyli, stawałby się o wiele częściej sakramentem uzdrawiania...

Ks. Krzysztof:
— Panie Jezu, czy już
teraz zacząć, czy po zakończeniu kuracji?

Pan:
— Oczywiście, że musisz
być zdrowy, synu, i nadal jako Ojciec zalecam ci: dbaj o siebie, lecz
się, nie marnuj tego czasu (który dano ci na wyleczenie).
Możesz złożyć taką propozycję biskupowi...
Ks. Krzysztof:
— Dobrze. Jestem chętny
na to.

Pan:
— Pamiętaj, synu, że
ich (więźniów) trzeba kochać, ponieważ tam gdzie są,
nie otrzymują nawet śladu miłości.
Krzysztof mówi, że
na jego obrazkach prymicyjnych umieszczony był tekst z Iz 58,6; 61,1
i n., który Jezus czytał w Nazarecie, a którego
fragment odnosi się do więźniów: „Duch Pański... posłał
mnie, abym... więźniom głosił wolność, a ślepym przejrzenie..."
Pan:
— Synu, to jest moje
zaproszenie. Pomyśl, że ci ludzie są po stokroć od ciebie biedniejsi,
bo zagrożona jest ich przyszłość wieczna, i wiedz, że Ja nad tym
bardzo boleję. Jeżeli spojrzysz na nich poprzez Krew moją za nich
przelaną, zrozumiesz, że szatan usilnie pracuje, aby w każdym z nich
ofiara moja była bezowocna.. Pomyśl też o tym, że tylko przez was
mogę teraz jawnie wejść do więzień, lecz niewidzialnie moc moja może
działać nieskończenie, jeśli znajdą się posłańcy. Bo to jest
współpraca Boga z ludźmi dla ratowania świata.
Ks. Krzysztof:
— Dziękuję...
Pan:
— Synu, przemyśl to
sobie. Spytaj czy nie potrzeba kapelana w twojej diecezji. Powiedz,
że po zakończeniu kuracji mógłbyś się taką pracą zająć.
A teraz, dzieci, sądzę, że
spotkamy się tutaj w lecie. Daję wam moje błogosławieństwo. Daję wam
więcej siły, umacniam was w Sobie. Nie bójcie się o swoje
zdrowie, bo Ja o nie dbam. Przyjmijcie błogosławieństwo Boga
Najwyższego. Przyjmijcie pokój mój, moją miłość do was
i moją moc. Niech spoczną na was i pozostaną. +



Liczcie na Mnie, dzieci
4 VI 1992 r. Anna, Hanna
i
Jacek, Jacek (z innego miasta), Jarek, Grzegorz (nieco później)
Po modlitwie uwielbienia
zwracamy się do Pana:
— Kochamy Cię, Panie.

Pan:
— I Ja was kocham.
Chcę, abyście wiedzieli, jak was kocham. Co pragnęlibyście wiedzieć,
moje dzieci?

Jacek:
— Chciałbym wiedzieć,
co sądzisz, Panie, o „przebudzeniu ewangelicznym" w naszym
mieście. Mam księgarnię i chcę przez nią prowadzić ewangelizację.
Pan:
— A czy sprzedajecie
moje słowa? (książkę „Pozwólcie ogarnąć się
Miłości").
Jacek:
— Już się skończyły.

Pan:
— Synu, sprzedaż
książek, które mówią o Mnie żywym, przebywającym z wami
i wspomagającym was, to właśnie efekt „przebudzenia"
duchowego. Pierwszym sygnałem świadczącym o działaniu Ducha Świętego
ożywiającego duszę człowieka jest poszukiwanie Mnie, pragnienie
zbliżenia się do Mnie. Przede wszystkim szuka się Mnie w Piśmie
świętym, w Ewangeliach. Ale czasami zdarza się, że Ja sam przychodzę
wcześniej, gdy głód serca człowieka Mnie wzywa, wtedy gdy
człowiek potrzebuje miłości, miłosierdzia, zrozumienia i
przebaczenia. Im dotkliwsza jest samotność i większe są utrapienia
człowieka, tym prędzej przychodzę. Jestem przecież lekarzem dusz.
Dlatego ci to mówię,
żebyś wiedział, iż poszukiwania duszy ogniskują się na pragnieniu
odnalezienia Mnie. Jedną z dróg są książki, inną —
wejście w obręb jakiejś wspólnoty. Są osobowości, które
szukają Mnie poprzez intelekt; one potrzebują żywego „soku"
Kościoła: sakramentów, bo inaczej wyschną. Po co ci to mówię,
synu? Abyś umiał doradzać, wspomagać i zwracać uwagę swoich gości na
to, co może im pomóc. Radziłbym ci, abyś twoje miejsce pracy
oddał Mnie jako Gospodarzowi i codziennie zapraszał Mnie do stałej
współpracy. To jest twoja droga apostolstwa (ta zawodowa,
związana z pracą, to nie znaczy, że tylko ta), ale warunkiem jej
jest zdobywanie sobie przyjaciół, nielekceważenie nikogo, kto
do ciebie przychodzi.
Anna:
Czy do ciebie przychodzą
Rosjanie?
Jacek:
— Mam Biblię po
rosyjsku. Dewocjonalii nie mam. Ale mało przychodzą.

Pan:
— Mogą przyjść do
ciebie Polacy z Białorusi. Staraj się ich zauważyć i doradzić.
Zwracaj uwagę nie tylko na tych ze Wschodu, ale i na tych, którzy
tam jadą. Wszystkie książki, które świadczą o Mnie żywym i
współpracującym z wami, są ważne. Dbaj o to, synu, aby nie
były to wydawnictwa spoza Kościoła (w znaczeniu: chodzi o to, żeby
nie przemycić jakiejś herezji; niemniej chodzi przede wszystkim o
treść, nie zaś o zupełne wykluczenie wydawnictw niekatolickich).
Mówimy o różnych
podejrzanych książkach i czasopismach, które są do nabycia w
niektórych księgarniach katolickich, np. pisma i książki
ocierające się o okultyzm, magię, a nawet satanizm. Pan mówi:
— Synu, w razie
niepewności zawsze możesz poddać je mojemu osądowi.
Rozmowa schodzi na
rodzinę. Jacek mówi o pochłaniających go zajęciach, w które
angażuje się kosztem czasu poświęcanego rodzinie, i pyta o radę. Pan
odpowiada:
— Przeczytaj to żonie.
Przecież macie wspólne zainteresowania.

I po chwili dodaje:
— Powiedz swojej żonie,
że w moich oczach najważniejsza w małżeństwie jest wasza wspólna
droga ku Mnie, ale każde z was idzie poprzez indywidualny rozwój
swojej osobowości w oparciu o wasze cechy, wykształcenie,
zainteresowania, uzdolnienia (nie chodzi o to, żeby wszędzie być
razem, lecz żeby być w duchu razem; wtedy rozwija się w was
wyrozumiałość i wspomaganie się wzajemne).
Teraz, dzieci, przyjmijcie
moje błogosławieństwo. Obdarzam was dzisiaj moim pokojem, umacniam
was we Mnie. Pamiętajcie zawsze, że Ja jestem opoką. Opoka „moja"
nie zachwieje się nigdy. Liczcie na Mnie, dzieci, bo jeśli Ja na
waszą współpracę liczę i na was polegam, czyż wy moglibyście
zwątpić w moją pomoc i opiekę?
I daję wam dzisiaj nowe
zadanie: Dziękujcie Mi za to, że naród wasz uratuję, osłonię i
podźwignę. Dziękujcie Mi za moją miłość do waszej polskiej wspólnoty.
W żadnej sytuacji nie zapominajcie, że o to was prosiłem. Błogosławię
was. + Jedźcie w pokoju.



Po was spodziewam się
powrotu do tych wartości, które służyły wam setki łat
11 VI 1992 r. Anna,
Grażyna, Hanna, Grzegorz i Jacek
Anna:
— Prosimy Cię, Panie, o
pomoc dla Polaków z Kazachstanu, gdzie tak bardzo rośnie
nienawiść do białych, o to żeby mogli jak najszybciej powrócić
do Polski. Czy my zawsze musimy płacić za cudze winy?
Pan:
— Już nadchodzi pora,
kiedy każdy naród będzie płacił za siebie sam, za swoje winy
wobec całej ludzkości, a rządy — za winy wobec swoich
obywateli. A wtedy właśnie was uchronię.
Teraz ujawniają się wasze
braki. Ujawniają się najstraszniejsze skutki życia w komunizmie, te
które podważyły w duszach waszych prawdziwą hierarchię
wartości i przygotowały was do tego, abyście żyli na poziomie
zwierząt — bo powiedziano wam, że ważne jest tylko to, czego
każdy z was chce, a dla waszego widzenia szczęścia nie istnieją żadne
ograniczenia.

Anna:
— Czy my się z tego
upadku wydobędziemy? Przecież jest wolna wola ludzka...

Pan:
— Czy sądzisz, Anno, że
dopuściłbym do tego, żebyście przepadli jako naród? Czyż nie
dźwigałem was tyle razy z niebytu? Przecież tak wielu waszych braci
jest u Mnie: wspólnie was kochamy, a oni nie ustają w
prośbach. Chcę wam powiedzieć, że oni też błagają Mnie o
przyspieszenie mojej interwencji, ale nie dlatego, że Mi nie ufają, a
po to, żeby wam zaoszczędzić cierpienia. Przestań się obawiać, że nie
zdążysz Mi być potrzebna w okresie szybkich zmian waszej
samoświadomości narodowej. Mówiłem wam, kiedy to nastąpi, ale
rozważ, jak reagujecie na wojnę w Jugosławii, na walki na Kaukazie...
Anna:
— Tak, my na to
patrzymy z coraz większym zażenowaniem, wstydem, wstrętem (wobec
okrucieństw) i współczuciem dla ofiar. I coraz mniej mamy
ochoty na podobny konflikt u nas. Ale też ile sił pracuje nad tym,
żeby doszło do konfliktu. (...)
Pan:
— Posłuchajcie. Narody,
które przeżyją ten okres, dopiero wtedy zaczną się
zastanawiać, jak doprowadziły siebie do stanu zezwierzęcenia, nie
tylko fizycznego, ale duchowego, odrzucając istotę kultury
europejskiej, którą stworzyło chrześcijaństwo. Waszym zaś
zadaniem nie będzie wtedy rachunek sumienia, a konsolidacja narodu
wokół prawdziwych wartości. Najważniejszą z nich powinno stać
się dla was wspólne dobro (dążenie do osiągnięcia pełnego
zdrowia duchowego, psychicznego i fizycznego każdego człowieka i
narodu jako całości).
Dzieci, dookoła was
rozsypywać się będą najpotężniejsze państwa. (Ze zrozumienia: te
„pomniki", które teraz „adorujemy" ze
względu na ich potęgę i bogactwo, np. USA, Anglia, Szwecja — w
tych krajach, uważanych przez nas za znaczące dla cywilizacji,
rozsypywać się będzie więź społeczna, wprost przestanie istnieć. Anna
zobaczyła ogromne, wspaniałe miasto zawieszone w powietrzu —
bez fundamentów; w pewnym momencie miasto runęło na ziemię
jako kupa gruzu).
To co zobaczyłaś, jest
symbolem upadku ideologii, a z nim razem — upadku organizmu
państwowego; bo to co wy widzicie jako potęgę materialną państwa
(grupy państw), jest w istocie budowlą przeżartą przez
sprzeczności interesów różnych grup ludzkich, upadek
moralności, a przede wszystkim zniszczenie chrześcijańskiej
hierarchii wartości. Nad takim stanem długo pracował szatan, mając
bardzo wielu wyznawców, bogatych i wielce aktywnych wyznawców
(Pan powiedział to z ironią). Zbudowano społeczeństwa na
piasku, odrzuciwszy opokę. A teraz przyjdą deszcze... — Pan
nawiązuje do swoich słów z Ewangelii: „Spadł deszcz,
wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I
runął, a upadek jego był wielki". (Mt 7, 27).
I dodaje:
— I tak się właśnie
stanie. Będziecie się zdumiewać, jak mogliście widzieć wielkość i
trwałość państw zawieszonych w „próżni" (bez
oparcia o prawdziwe wartości).
Mówimy, że Pan
zaczął obnażać pseudojedność bogatych państw Europy (mając na myśli
odrzucenie przez Duńczyków traktatu z Maastricht i reakcje na
to w innych państwach).
— Powiedziałem wam
wielokrotnie, że nadchodzi czas oczyszczenia ziemi. Ale ludzie, nawet
najgorsi, nie są szkodliwym robactwem, które się niszczy
(truje i wymiata). Szkodliwe są ideologie, które
sprowadzają ludzi do poziomu bezmyślnych, leniwie wegetujących
stworzeń, nie pragnących niczego poza tym, co osiągalne w materii,
niezdolnych do osiągania człowieczeństwa. Bo człowieka stworzyłem z
miłości po to, aby miłości szukał, znajdował i darzył nią innych, po
to, aby zadawał pytania i szukał odpowiedzi. Dałem mu głód
prawdy, poszukiwanie dobra i pożądanie piękna. Rozważcie sobie, jak
na to obecnie odpowiadają najbogatsze i najwięcej znaczące narody i
czy w ogóle podejmują jakiekolwiek działania, które
byłyby wyznacznikiem powołania człowieka różniącego go od
świata zwierzęcego.
Anna przypomina, że była
mowa o tym, iż „czynić sobie ziemię poddaną" to znaczy
napełniać ją wartościami duchowymi, przynależnymi człowiekowi jako
dziecku Bożemu.
— Spójrzcie na
waszą sztukę. Przecież ona teraz krzyczy! (Nie szuka harmonii, nie
modli się ani nie dziękuje. Ten krzyk jest przejawem lęku, bólu,
zagrożenia, głodu duchowego, w ogóle chaosu, w jakim żyją
społeczeństwa. Pan nie mówi jednak o całej sztuce).
Po was spodziewam się
powrotu
do tych wartości, które służyły wam setki lat i spowodowały,
że przetrwaliście te wszystkie „potopy". Zachować, to nie
znaczy jedynie trwać przy nich, ale pogłębiać je, poszerzać i dzielić
się z innymi, którzy ich nie wytworzyli i są ich głodni,
szukają istoty człowieczeństwa (a trudno im, bo nie mieli tych
wysokich „stopni", które my musieliśmy pokonywać).
A teraz odpowiedzcie Mi, co
jest istotą człowieczeństwa?
Jacek:
— Wolna wola.
Świadomość własnego istnienia.

Hanna:
— Wrażliwość.

Grzegorz:
— Ufność w stosunku do
Ciebie i życzliwość wobec innych.

Grażyna:
— Miłość do Boga i do
całego stworzenia z sobą włącznie.

Anna:
— Świadomość, że
jesteśmy dziećmi Bożymi, że Ty, Panie, kochasz nas wszystkich, że
powinniśmy żyć w miłości z Panem i z bliźnimi.
Pan zwraca się do nas
mówiąc żartobliwie:
— Ja stopni nie
stawiam, ale cieszę się, że wszyscy uznaliście prymat wartości
duchowych.
Moi drodzy, długo mógłbym
z wami rozmawiać, ale jesteście zmęczeni. Czeka was jutro dzień
pracy. Dlatego przyjmijcie teraz moją miłość zawartą w moim
błogosławieństwie dla was.
Anna:
— Pan jakby kładł ręce
na naszych głowach.
— Błogosławię was, moje
ludzkie dzieci. Przyjmijcie błogosławieństwo Boga Jedynego w pełni
majestatu i świętości Trójcy Świętej. +



Wasze miejsce jest w
moich szeregach
3 VII 1992 r. Anna,
Grzegorz
Po rozmowie na temat
tego,
co wydarzyło sią w ciągu ostatnich dwóch tygodni, kiedy nie
widzieliśmy się, zwracamy się do Pana modlitwą „Ojcze nasz".
Pan pyta nas:
— Moje dzieci, czy
nadal nie zdajecie sobie sprawy, że powolutku was przyciągam ku sobie
w miarę wzrostu waszego pragnienia współpracy ze Mną
(współpracy dzieci z Ojcem). I nigdy inaczej, gdyż
spełniam pragnienia waszej woli.
Anna:
— Zauważyliśmy, Panie.
Więź między nami staje się taka „rodzinna". Ty jesteś,
Panie, taki czuły — jak Ojciec — i taki dobrotliwy. Nawet
chwilami wydaje mi się, że nas rozpuszczasz.
Pan:
— Ja pragnę, abyście
odczuwali moją łagodną i serdeczną miłość, troskliwość, opiekuńczość
— i jeśli was pouczam, to działam właśnie w taki sposób.
Bo moim pragnieniem nie jest ograniczanie was ani „przywoływanie
do porządku", lecz delikatne, cierpliwe kształtowanie waszych
pojęć i reakcji na mój wzór i podobieństwo. Prawdziwe
zbliżenie następuje wtedy, kiedy potrafimy wspólnie kochać,
wspólnie rozumieć słabość natury ludzkiej. Potrzeba wam mojej
wyrozumiałości dla błędów ludzkich i mojej cierpliwej
wytrwałości w oczekiwaniu na przemianę sposobu myślenia,
wartościowania i działania człowieka. A taka przemiana może nastąpić
jedynie pod wpływem mojej miłości. Biedny człowiek tak ciągle się
zawodzi na swoich bliźnich i na świecie, że nieufność, lękliwość i
podejrzliwość staje się jego drugą naturą i czasem trzeba długich lat
mojej stałej miłości, aby uwierzył, że jest przeze Mnie kochany
bezwzględnie i na zawsze. Lecz wtedy kiedy człowiek zagnieździ się
już w moim Sercu, staje się naprawdę wolny, śmiały i nieustraszony.
Paweł to rozumiał („Któż nas może odłączyć od miłości
Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy
nagość, niebezpieczeństwo czy miecz?" Rz 8, 35).
Po chwili Pan dodaje:
— Przecież Ja wszystko
to robię dla waszego szczęścia..! (W znaczeniu: Bóg nie
czyni tego dla Siebie, bo sam jest źródłem szczęścia; pociąga
nas ku sobie, by nas uszczęśliwić).
Anna:
— Czy ja jeszcze
naprawdę coś zrobię dla Ciebie (tu na ziemi)? Bo jak będę się
czuła coraz gorzej, to nie będę mogła, chociaż doczekam się
obiecanych przemian...
Pan:
— Bądź spokojna i
próbuj zawierzać Mi w pełni, bo Ja swoich obietnic dotrzymuję.

Anna:
— No to proszę Cię,
Panie, o pomoc, wsparcie i podtrzymanie.

Pan:
— Jeśli prosisz Mnie o
to, na pewno otrzymasz pomoc.

Anna:
— Chciałam Cię, Panie,
jeszcze o jedną rzecz zapytać. Właściwie dlaczego ja nie jestem
szczęśliwa?

Pan:
— Bo ciągle czekasz,
zbierasz siły i chcesz być gotowa na czas zapowiedziany, a powinnaś
cieszyć się każdym dniem, a równocześnie oddawać Mi go ze
wszystkim, co zawiera (łącznie z cierpieniem). Gdybyś w pełni
Mi zawierzyła, byłabyś pewna, że wszystko, czego ci będzie brakowało,
otrzymasz ode Mnie — wtedy kiedy będzie ci to potrzebne.
Anna:
— No dobrze, Panie.
Dziękuję Ci za to.

Pan:
— Nie bój się
nigdy pytać Mnie i nie zwlekaj z tym. Przecież jestem obecny.
A ty, Grzegorzu?

Grzegorz:
— Ja mam kilka spraw.
Ostatnie wydarzenia polityczne są tak niepokojące, nieprzyjemne,
trudno się zorientować, kto ma rację, że aż korci, żeby zapytać Cię o
wyjaśnienie, ale nie proszę o to. Chcę Ci podziękować za moje
ostatnie spotkania ze studentami, gdzie czułem, że są one z Twojej
inspiracji, i cieszyłem się, że mogłem tym studentom coś pomóc.
Chciałbym też zapytać, czy nie zaniedbałem jakiejś pracy w ostatnim
okresie, bo wprawdzie pracuję sporo, ale wiem też, że trochę czasu
przecieka mi przez palce.

Pan:
— Synu, czy Ja ci
kiedykolwiek powiedziałem, że masz Mi służyć bez wytchnienia? Czy
Jezus nie odpoczywał w domu Marii, Marty i Łazarza? Wreszcie czy
patrzysz złym okiem, jak Twoi synowie się bawią lub idą na wycieczkę?
Tu Pan wskazuje na Łk 11, 11—13: „Jeśli którego z
was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo —
o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też poprosi o jajko, czy
poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dobra
dary dawać swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha
Świętego tym, którzy go proszą".
Pamiętajcie, że czas
poświęcony waszym bliźnim (tym, których spotykacie w waszym
codziennym życiu, zwłaszcza tym, z którymi nie wiążą was więzy
uczuciowe ani rodzinne) jest czasem poświęconym Mnie samemu i
jako taki go przyjmuję. Ponadto, synu, oni (studenci) Mnie nie
widzą, a ciebie widzą. Możesz więc sobą świadczyć o Mnie.
Mówiłaś Mi, Anno, w
myśli, iż wydaje ci się, że jestem szczęśliwy przebywając i
rozmawiając z wami. Myślałaś też, że coraz silniej to odczuwasz; a
wiem, że i Grzegorz również. Czyż nie pora już na to, aby mój
dom powoli stawał się waszym...? Nie chodzi o to, że Ja tu przychodzę
do was, a wy potem przyjdziecie do Mnie. Istota tkwi w tym, że
jesteśmy razem: Ja jestem waszym Ojcem, a wy jesteście moimi dziećmi.
I ten stosunek nigdy się nie zmieni, chociaż dzieci dorastając
znajdują z Ojcem coraz więcej wspólnego (wspólnych
tematów, zainteresowań, działań).
Na wczasach powiedziałem ci,
dziecko, że szczęśliwa będziesz w moim domu ze Mną, a tu pracujemy
wspólnie nad tym, aby uszczęśliwiać innych ludzi. W moim domu
istnieje pełnia współpracy, zrozumienia, miłości, w której
rozkwita każdy człowiek. Tu jest teren walki. A zarazem i miejsce
zwycięskich potyczek, i ta radość wynagradza wam wysiłek, znój
i cierpienia walki. Najważniejsze jest to, że wybraliści moje
sztandary. I znowu wam powtarzam:
— „W górę
serca"? — próbuje odgadnąć Grzegorz.

Pan:
— ...Już ich nie
porzucicie. Walczymy razem. „W górę serca" mówię
nie wam. To wy macie to wezwanie przekazywać innym. „Ufajcie.
Jam zwyciężył świat" (J 16, 23).
Grzegorzu, to jest odpowiedź
na twoje pytania. Przecież przystępuję do odrodzenia świata, a wasze
miejsce jest w moich szeregach.
Grzegorz:
— Ale tyle zła się
teraz ujawnia. I to boli, że jest tyle zła, choć dobrze, że się
ujawnia.
— To jest też
oczyszczenie świata w poszczególnych ludziach —
ujawnianie się postaw ludzkich. Lecz wy powinniście każdego, kto was
niepokoi, oddawać w opiekę Mnie, polecać Matce mojej i prosić
(przepraszać) za niego.
Po chwili.
— Jak się zacznie
„walić" niebo i ziemia, otrzeźwiejecie.
Grzegorz:
— Czy mamy coś czynić w
sprawie wydania wyboru tekstów o Maryi?
Pan:
— Nie. Matka moja
działa. Jeśli Jej nie posłuchają, i wy nic nie zrobicie.
— A czego teraz, Panie,
od nas chcesz? — pytamy.

Pan:
— Chcę być z wami tak
jak w tej chwili. Bo kiedy przychodzę, ze Mną przychodzi łaska moja i
pokój. Daję go wam. Tulę was do serca, dzieci.



Jakie to szczęście dla
ciebie, dziecko, że czujesz się słaby
11 VII 1992 r. Anna, o.
Jan, Tomek (kleryk), Grzegorz
Zaczynamy rozmowę
modlitwą. Potem Anna pyta Tomka, czy chce zapytać o coś Pana.

Tomek:

— Czy mogę zapytać o
profesora Konecznego?
Pan:
— Synu, czy naprawdę
nie masz żadnych pragnień osobistych? Czy nie chcesz Mi nic
powiedzieć od siebie?

Tomek:
— Chciałbym podziękować
za ostatni czas (kilku lat), za moją przemianę.
Pan rozmawia z Tomkiem:
— Wszystko dla was mogę
zrobić, ale wedle waszego pragnienia, waszej dobrej woli.
— Dziękuję za
rekolekcje. Chciałbym być użyteczny, ale jestem słaby...
— Jakie to szczęście
dla ciebie, dziecko, że czujesz się słaby. Co by się z tobą stało,
gdybyś sądził, że jesteś silny i że ze wszystkim poradzisz sobie sam?
Stwierdzenie swojej słabości nie jest objawem depresji lub załamania.
Jest po prostu dowodem, że żyjesz w prawdzie o sobie. Staraj się,
synu, żebyś nigdy o tym nie zapominał, żebym Ja ci nie musiał
przypominać o twojej słabości.
— Powracam do przeżyć
sprzed dziesięciu lat. Były dla mnie motorem. Chciałbym mieć
(jeszcze) takie pragnienia.
— W miarę dojrzewania
inaczej je wyrażasz (tzn. głębiej, mniej emocjonalnie).
— Dziękuję bardzo.
— O twojej przyszłości
porozmawiamy podczas umówionego spotkania. A teraz pragnę ci
powiedzieć, że pokładam w tobie nadzieję. Ufam, że nigdy Mnie nie
zdradzisz, nie odejdziesz ode Mnie i wypełnisz to, co dla ciebie
wybrałem jako najpiękniejsze, i dla takiego powołania (na całe
życie, nie tylko powołania zakonnego) obdarzyłem cię z góry
wieloma darami. O wielu z nich nawet nie wiesz, że je posiadasz, gdyż
będą się ujawniać w miarę twojej wierności w służbie. Bo moje dary są
pomocą, narzędziami, które wam przeznaczyłem, abyście mogli
wykonać to, co dla was wybrałem. One pozostają w mojej dyspozycji,
aby nie przeszkodziły wam we wzrastaniu w pokorze.
Teraz przyjmijcie moje
błogosławieństwo. Nasyćcie się moją radością i moim pokojem, który
wam daję. Niech łaska moja spocznie na was, pozostanie w sercach
waszych i tak obfituje, żeby się wylewała na innych. +
 
Uwierzcie i wy w moc
Boga, który zawsze swoje plany realizuje
12 VII 1992 r. Anna,
Grażyna, Franciszek, Grzegorz, Jacek, o. Jan, Łukasz
Zapraszamy do udziału w
spotkaniu Maryję, a także naszych przyjaciół i
współpracowników z Królestwa Pana. Prosimy o
pomoc podczas jutrzejszego spotkania w sprawie ewentualnego wydania
zbioru tekstów z Jej słowami. Maryja mówi:
— Moje kochane dzieci,
jesteśmy z wami. Chciałabym, żebyście jutro zwrócili się do
Mnie na początku spotkania. We wszystkich sprawach spornych, gdyby
takie były, zwracajcie się do Mnie. Ostatecznie to Ja jestem
odpowiedzialna za przekazane wam słowa.
Powiedzcie Mi teraz, czy
redagując je mieliście jakiekolwiek zastrzeżenia dotyczące mojej
dobrej woli w stosunku do was.
O. Jan:
— Im więcej czytam, tym
większą głębię w nich odkrywam i tym bardziej się cieszę. A niedawno
były Twoje wspaniałe słowa dotyczące etyki społecznej dla naszego
narodu.
Anna:
— Zastrzeżeń tu nie
może być, Matko. Cieszymy się, że jesteś i że nas kochasz. Ta pewność
to jedyna kotwica dla naszego narodu.

Grzegorz:
— Gdybym miał
zastrzeżenia do któregoś tekstu, to bym nie włączył go do
wyboru, a włączałem z radością.

Anna:
— Twoje słowa budziły
przede wszystkim radość. I wszyscy ocenialiśmy je podobnie. Czyli
potrafimy być jednomyślni, gdy wyczuwamy troskę i miłość z Twojej
strony.
Maryja:
— Chciałabym, żebyście
zauważyli moją rzeczywiście matczyną troskę nawet w drobnych sprawach
dotyczących pojedynczych ludzi, jeżeli tylko oni pragną służyć mojemu
Synowi i kochają Go. Mówię to specjalnie ze względu na
Franciszka, bo dla Mnie jego osoba i jego wioska (na Ukrainie)
jest tak samo cenna i ważna jak sprawy całego królestwa.
Tym się różnią moje rządy od rządów władców
ziemskich, że Ja przede wszystkim jestem Matką, a jeśli władczynią,
to waszych serc — i przez nie moja władza rozciąga się nad
polską ziemią.
Ale gdybyście wiedzieli, ile
mam tu z waszego kraju synów kochających i całkowicie Mi
oddanych już za życia (i w śmierci, np. Maksymilian Kolbe),
bylibyście szczęśliwi i ogromnie dumni z tych niezliczonych szeregów
braci waszych. Oni umacniali moją władzę i moje możliwości działania
dla waszego dobra — teraz kiedy Bóg otwiera Mi drogę i
zezwala na objęcie rzeczywistego panowania w waszej ojczyźnie.
Zauważcie, ilu z waszych wielkich twórców, wtedy kiedy
pisano „ku pokrzepieniu serc", mówiło lub wprost
zwracało się do Mnie (nie tylko obrona Częstochowy w „Potopie",
ale i poezje Krasińskiego, Norwida, Słowackiego, Mickiewicza, np.
opowieść starego Kaprala w „Dziadach", i wiele innych. I
nie tylko twórczość literacka, a także malarska, np. Grottger,
muzyczna...). A przez ile wieków wasze modlitwy do Mnie
były waszą ostatnią ucieczką (np. ulubiona w Polsce modlitwa św.
Bernarda „Pomnij o Najświętsza Panno Maryjo, że od wieków
nie słyszano...", „Pod Twoją obronę.",
„Godzinki"...).
Tej więzi miłości, która
się zawiązała pomiędzy Mną a waszym narodem ani szatan, ani żadne
jego ziemskie wojska (właściwie niewolnicy, np. masoneria,
sataniści, ale i wiele innych) zerwać nie są w stanie.
Powiedziałam wam o tym, co
nas łączy. Powiedzcie Mi, czy mój lud może wystąpić przeciw
moim dążeniom. Wiecie przecież, że Ja szykuję na waszej ziemi tron
dla mego Syna.
O. Jan:
— Tytułem odpowiedzi
przytoczę takie wydarzenie. W stanie wojennym w kościele Dominikanów
we Wrocławiu odbywał się tydzień społeczny. Prof. Ryszard Bugaj przy
pełnym kościele opowiedział z ambony o spotkaniu w mieszkaniu Janusza
Zabłockiego z udziałem prof. Czesława Bobrowskiego, ekonomisty, i
prof. Jana Szczepańskiego, socjologa. Martwili się, co będzie z
Polską, i wtedy prof. Jan Szczepański zawołał: „Tylko Ona może
nas uratować" — wskazując na obraz Matki Boskiej
Częstochowskiej. „Jakże Pan może liczyć na Matkę Boską, Panie
Profesorze? Przecież Pan jest luteraninem" — zawołał prof.
Bobrowski. „W tej sytuacji nie ma to żadnego znaczenia" —
odpowiedział Jan Szczepański.
Anna:
— Dowiedziałam się od
Matki, że mój ojciec, przed wojną nie praktykujący, znał na
pamięć i odmawiał litanię do Matki Boskiej, i głęboko czcił Maryję.
Grzegorz:
— Chcę wierzyć, że nie
odwrócimy się od Ciebie, Matko, ale zdarza mi się wątpić, gdy
widzę obraz naszego społeczeństwa w telewizji czy prasie.
Maryja:
— Czy wy naprawdę
wierzycie, że oni (dysponenci środków przekazu)
przedstawiają rzetelny obraz całego narodu?

Grzegorz:
— Nie. Wiem, że nie,
ale widocznie też ulegam tej propagandzie. Poza tym biorę obraz
dużych miast za stan całego kraju.

Maryja:
— Pozwólcie, że
Ja to podsumuję. Czyżbym myliła się twierdząc, że w sercach was
siedmiorga tu zebranych żyje i jest darzony miłością Bóg,
zwłaszcza poprzez osobę mojego Syna?
Grzegorz:
— Jesteśmy przekonani,
że nie mylisz się, Matko.

Maryja:
— A jestem kochana
przez was?

Grzegorz:
— Oczywiście, tak!

Rozpraszamy się.

Anna:
— Matko, jestem
zmęczona, pomóż nam.
— Prosimy.

Maryja:
— Moje dzieci. Jutro
podczas rozmowy z wydawnictwem będziemy z wami. Będziecie mieli łaskę
chwili („dosyć ma dzień swojej biedy" Mt 6, 34).



Polska ma ukazać
światu
postawę Samarytanina
Maryja:
— Teraz chciałabym,
abyśmy mówili o temacie dzisiejszej Ewangelii. Czy wiecie, co
jest istotą przypowieści o miłosiernym Samarytaninie? Co Jezus chciał
specjalnie podkreślić? Jak się ta Ewangelia odezwała w waszym sercu?
O. Jan:
— Wartość człowieka
zależy od miłości okazanej bliźniemu, a nie od pozycji społecznej.

Grażyna:
— Jak często ludzie,
którzy wydają się stać daleko od Kościoła, wyprzedzają nas w
wypełnianiu przykazania miłości i jaka to jest nauka pokory dla nas.
Jacek:
— Miłość bliźniego, nie
bacząc kim jest.
Franciszek:
— Było mi bardzo
nieprzyjemnie, bo przypomniałem sobie, że spotkałem pijanego
chłopaka, leżał w bramie, przeszedłem obok i czułem, że czegoś nie
zrobiłem.
Łukasz:
— Skojarzenie na temat
polskiego Kościoła, że jest często taki, jak ten sługa świątyni:
patrzymy na innych z pogardą.

Anna:
— Pan podkreślał, że
istotne jest dostrzeganie potrzeb ludzkich i uczynienie tego co
możliwe, jeśli stajemy wobec nich. Odpowiedzią na tę przypowieść jest
działalność Matki Teresy z Kalkuty.
Grzegorz:
— Mnie skojarzyły się
trzy sprawy. Po pierwsze, to samo co Grażynie, po drugie,
przypomniały mi się jedne z ostatnich słów Pana, że chodzi o
to, żeby służyć światu razem z Nim, a po trzecie, przypomniała mi się
pijana kobieta śpiąca na dworcu, za którą się wprawdzie
pomodliłem, ale też do tego tylko ograniczyłem się.
Grażyna:
— Dla mnie to jeszcze
jest problem każdej cygańskiej czy rumuńskiej matki. Jak oceniać, czy
to człowiek potrzebujący, czy nadużywający sytuacji?
Maryja:
— Jeżeli mówiliśmy
wam, że Polska ma ukazać światu postawę Samarytanina, to świadczy o
tym, że stać was na to, że to „nie przekracza twych możliwości
i nie jest poza twoim zasięgiem" (Maryja cytuje fragment z
dzisiejszych czytań mszalnych, PP 30, 10). Do takiej postawy
byliście przez nas wychowywani. Nawet hasło „za wolność naszą i
waszą", które Jan dzisiaj zacytował w homilii, było
wykładnikiem tej postawy, traktującej dobro wasze i waszych bliźnich
jako wspólne: tak samo należne wam, jak i im.
Wszystko co w tej chwili
podnieca wasze emocje i prowokuje was do dzielenia w myślach i
słowach na was samych i wszystkich „innych", czymś się od
was różniących (pochodzeniem, wychowaniem, rasą, religią,
poglądami) — to wszystko jest popychaniem was w kierunku
nienawiści bliźniego, którym jest każdy człowiek (w
znaczeniu: to że Maryja zwraca uwagą, iż jesteśmy manipulowani i że
dajemy się w to wciągać, nie oznacza, że Maryja nas oskarża, lecz że
rozumie nasze uwikłanie). Nie oznacza to, że zachęcam was do
tolerancji dla bezkarnego działania zła. Ale nazywajcie zło po
imieniu. Bo działać na szkodę waszą może również każdy z was,
nie tylko „obcy". (W znaczeniu: brak nam egzekwowania
rzetelnej, uczciwej sprawiedliwości, ukarania przez sądy konkretnych
sprawców).
Jacek:
— Jako jednostka
czujemy się bezradni. Pozostaje nam tylko modlitwa. A poza tym naród
nie wie, komu wierzyć.

Maryja:
— Wiem o tym, dzieci.
Obiecuję wam, że będę działać ku jak najszybszemu wprowadzeniu
sprawiedliwości, niezależnej i rzetelnej. Znam waszą bezradność,
wasze zmęczenie i wszelkie wasze potrzeby duchowe i fizyczne.
Obiecuję wam, że sytuacja w waszym kraju będzie się powoli normowała.
Powoli dlatego, że mnóstwo sił wrogich wam (Polakom) i
Bogu działa aktywnie przeciwko ładowi Bożemu w waszym kraju. Ale czas
oczyszczenia nie ominie ich (tych sił) i wtedy staniecie się
rzeczywiście wolni w swoich wyborach. Jeżeli My wierzymy wam i waszej
miłości do Nas, proszę, uwierzcie i wy w moc Boga, który
zawsze swoje plany realizuje (chodzi tu o plany oczyszczenia i
odrodzenia ziemi). Tym bardziej teraz, kiedy ludzkość tonie już
prawie w bagnie, zszedłszy z opoki praw Bożych. A przecież miłosierny
Bóg chce ją ratować.
Nadal mówimy wam: Nie
lękajcie się, bo Bóg was nie opuści, lecz uratuje i wspomoże.
A teraz przyjmijcie
błogosławieństwo Boga przez moje ręce. Niech Bóg Wszechmogący
was podniesie i pocieszy. Radujcie się pomimo wszystko, radujcie się,
bo Bóg, Ojciec wasz, spieszy wam z pomocą. +
Po chwili ciszy Maryja
mówi, jak gdyby zapraszając nas do wspólnego wielbienia
Boga:
— Chwała Panu, bo
wierny jest Pan.

Powtarzamy:
— Chwała Panu!

Maryja dodaje:
— Niech będzie Bóg
uwielbiony.



Celem całego Kościoła
jest ułatwienie człowiekowi spotkania z Bogiem
14 VII 1992 r. Anna, ks.
Józef, Jarek, Grzegorz
Rozmawiamy z Maryją o
jednym z wydawnictw katolickich

Ks. Józef:
— Miałem ostatnio
wątpliwości, czy nie za bardzo koncentruję się na masowym odbiorcy
kosztem elit duchowych.

Maryja:
— Co nazywasz „elitą
duchową"? (...) Powiedz, synu, ku komu najbardziej mój
Syn się wyrywa.

Ks. Józef:
— Ku biednym,
grzesznikom, chorym, cierpiącym, ubogim, zniewolonym przez zło,
grzech...

Maryja:
— Czyli, podsumowując —
ku nieszczęśliwym. Czy przypominasz sobie w Ewangelii mojego Syna
fragment, w którym Jezus zapytał, kto kocha więcej?
Maryja wskazuje na scenę
z
uczty u Szymona; podczas niej pewna kobieta, „która
prowadziła w mieście życie grzeszne", namaściła Jezusowi nogi
olejkiem. Jezus dając przykład wierzyciela, darującego dług dwóm
grzesznikom, zapytał faryzeusza Szymona, „który więc z
nich będzie go więcej miłował", na co Szymon odpowiedział:
„Przypuszczam, że ten, któremu więcej darował"; Łk
7, 38—50. Nawiązując do tej sceny i do odpowiedzi Szymona
Maryja uzupełnia:
...kto szuka bardziej, kto
jest bardziej nieszczęśliwy, czy ten, co wszystko ma (w znaczeniu:
ma dobre warunki życiowe i interesuje go najwyżej polepszenie swojej
pozycji w świecie lub swojego stanu posiadania), czy człowiek,
który szuka szczęścia na oślep, myli się, błądzi, grzeszy, bo
naprawdę potrzebuje miłości, zrozumienia, wyrozumiałości,
miłosierdzia i przebaczenia — potrzebuje mego Syna.
Synu, Jezus jest lekarzem
dusz. Szuka przede wszystkim najcięższych przypadków, tych
którym zagraża śmierć wieczna, być może w niedługim czasie.
Syn mój powtarza wam: „Wy jesteście teraz Mną samym dla
świata. A świat jest głodny Mnie, potrzebuje miłości i przebaczenia".
Czy nie widzicie, że tysiące
tysięcy ludzi straciło kompas sumienia: nie wiedzą, gdzie iść i czego
szukać. Potrzebują przewodnika, świateł na drodze i „kierunkowskazów"
na skrzyżowaniach. Potrzeba im książek, które jak najprościej,
jak najszybciej doprowadzą ich ku Jezusowi, ku Źródłu Miłości,
ku Temu, kto ich zrozumie, przygarnie, utuli, uleczy ich rany i powie
im, jak ich miłuje.
Człowiek jest bytem
duchowym,
stworzonym przez Miłość, przeznaczonym dla szczęścia, a jakże często
nic o tym nie wie. Powiedz, synu, czy to nie jest straszne.
Ks. Józef:
— Tak, oczywiście.

Maryja:
— Jednym zdaniem:
ludzie pożądają zapewnienia, że są miłowani. Jeżeli spotkają się z
Synem moim, uwierzą Mu. Waszym celem, celem całego Kościoła jest
ułatwienie człowiekowi spotkania z Bogiem. Co więc powinno być celem
wydawnictw religijnych?
Ks. Józef:
— Doprowadzenie ludzi
do Boga, do Bożej miłości.

Maryja:
— Również
dlatego Bóg stał się człowiekiem, abyście Go mogli ujrzeć,
rozpoznać, zawierzyć Osobie, która wydała się na śmierć, aby
każdego z was uratować i uszczęśliwić. Powiedz Mi, synu, czy zgadzasz
się z moimi słowami.

Ks. Józef:
— Trudno z tymi słowami
się nie zgodzić.

Maryja:
— A powiedz Mi, czy to
nie jest proste?

Ks. Józef:
— To jest proste, jasne
i zrozumiałe.

Maryja:
— No to na tym
skończymy rozmowę o wydawnictwie (na dzisiaj). Jarku, chyba
zgodzisz się z tym? Wiele z tobą mam jeszcze do porozmawiania na te
tematy, ale przyjdzie na to czas.



Syn mój wysoko
ceni trud, wysiłek w pokonywaniu przeszkód

W odpowiedzi na
przedstawienie szeregu problemów osobistych Maryja mówi:
— Nie chcę poruszać
spraw osobistych ogólnie, ale chciałabym ci coś poradzić, jak
matka radzi synowi. Wszystkie swoje słabości, wszystko, co nazywasz
grzechem, to wszystko co wynika z chwiejności i słabości skażonej
natury ludzkiej, oddawaj Synowi mojemu jako swój ciężar i służ
Mu jak możesz najgoręcej, pomimo wszystko. Bo nie jest trudno służyć,
gdy się jest doskonałym, ale gdzie takiego znajdziesz, synu?
Wy doskonalicie się w
służbie
w czasie, bo podlegacie czasowi. Trudniej idzie się obciążonemu niż
temu, kto nic nie niesie. A Syn mój wysoko ceni trud, wysiłek
w pokonywaniu przeszkód. Dlatego nie myśl, synu, za wiele o
swojej ludzkiej kondycji, a nawet w ogóle nie oceniaj siebie,
bo jeśli służysz Synowi mojemu, a Mnie przyjmujesz za Matkę, wszystko
powoli zostanie uporządkowane. Mój Syn i Ja zadbamy o to.
Przecież cię kochamy.
Ks. Józef:
— Bóg zapłać,
dziękuję. To dla mnie dobra nowina. (...)

Maryja:
— Czy naprawdę chcesz,
synu, żebym się zajęła tobą jak rodzona matka?
Ks. Józef:
— Bardzo tego chcę. I
jest to dla mnie jedyna nadzieja i jedyny ratunek.
Maryja:
— W mojej pomocy
ratunek jest pewny. Pragnę objąć was moją miłością, przytulić,
uspokoić i przekazać wam pokój Boga, radość i pewność Jego
miłości. Przyjmijcie błogosławieństwo Boga w całej świętości
majestatu Trójcy Świętej. Przyjmijcie Jego miłość i Jego
nieskończone dla was miłosierdzie. +



To wasza miłość
powoduje, że mogę występować śmiało w waszej obronie
18 VII 1992 r. Anna, o.
Jan, Grzegorz
Mówi Maryja w
odpowiedzi na pytania ojca Jana:
— Czasy obecne są
rzeczywiście moją epoką, ponieważ staram się ratować was tym
gorliwiej, im bliżsi jesteście zatracie. Dlatego Syn mój na
krzyżu oddał was (ludzkość) mojej macierzyńskiej opiece.
Ostatnie dziesiątki lat świadczą o tym, że robię co mogę, aby was
ratować (Cudowny Medalik, La Salette, Lourdes, Gietrzwałd,
Fatima...).
Portugalię udało Mi się
uratować od wojny (II wojny światowej), was nie. Ale byłam przy
śmierci każdego mojego polskiego dziecka. Teraz zaś mogę zapewnić wam
bezpieczeństwo, jeżeli zdecydowanie i powszechnie nie odrzucicie Mnie
jako swojej Królowej i Matki. Lecz pewna jestem waszej
miłości.
Bardzo pragnę jak
najszybciej
dać wam się poznać powszechniej jako wasza troskliwa i kochająca
Matka i jako pani waszych losów. To wasza miłość powoduje, że
mogę występować śmiało w waszej obronie i dbać o uchronienie was
przed najgorszym złem, jakie teraz zagraża światu. Synu, mów o
tym, że uprawnienia do specjalnej troski daliście Mi sami waszą
wiernością i miłością. Mówię tu o wielu pokoleniach, nie tylko
o was, dziś żyjących. (...)
Ja jestem w pełni
zjednoczona
z moim Synem i służę Jego planom uratowania ludzkości. A ponieważ
mogę na was liczyć — w skali narodu (wraz z Polonią) —
was pragnę uczynić najbliższymi współpracownikami.
Maryja popatrzyła na
naszą
trójkę, z uśmiechem i powiedziała:
— Przecież już to
robicie...



Jak bardzo musicie się
zmienić, wydorośleć, zapragnąć służby bliźnim waszym
— Jeżeli zechcecie,
możecie liczyć na moje przewodnictwo w służbie Bogu. Tyle bied wam
dolega. Trzeba się zająć domami dziecka i domami starców,
dziećmi z rozbitych rodzin, dziećmi chorymi i upośledzonymi,
młodzieżą, narkomanami, alkoholikami. Trzeba w was wszystkich
rozwijać miłość społeczną, odpowiedzialność chrześcijańską (Maryja
nawiązuje do wydarzeń w Laskach, Józefowie, gdzie były
konflikty z mieszkańcami związane z domami dla dzieci chorych na
AIDS). Tyle jest wśród was zatwardziałości w grzechu,
zawiści wzajemnej, tyle zagubienia, niezrozumienia celu i sensu
życia, a przecież Ja w tym wszystkim mogę wam pomóc i mówię
wam o tym. (...) Moja działalność w świecie jest ponad wszystkimi
ruchami. Jest moim wołaniem do narodów, do całej ludzkości.
Czy wobec tego możesz zrozumieć, jak dramatyczna jest wasza sytuacja,
jak bliskie i powszechne zagrożenie? W Fatimie mówiłam o tym w
czasie trwającej okrutnej wojny (I wojny światowej — 1917
r.). Zapowiedziałam następne wojny, jeśli się nie zmienicie.
Teraz wołam do was wobec zagrożenia całej ludzkości: Ratujcie się,
przychodźcie do Mnie, bo Ja was potrafię osłonić moim płaszczem.
Anna:
— Płaszcz jest symbolem
orędownictwa, opieki Maryi.

Maryja:
— Jestem waszą ostatnią
ucieczką, bo sam Bóg ustanowił Mnie waszym ratunkiem.
Dzieci, uciekajcie się do
Mnie, liczcie na Mnie, skupiajcie się przy Mnie, a Ja was nie tylko
uchronię, ale wraz z wami rozpocznę budowę nowego, odrodzonego świata
tu, w waszym kraju. (...)
Jestem Matką każdego
człowieka i pragnę pociągnąć ku Synowi mojemu przede wszystkim tych,
którzy są najbardziej zagrożeni: niewierzących, odstępców,
grzeszników obciążonych zbrodniami, których tylko
przelana za nich Krew Syna mojego może uratować, jeśli Jemu zawierzą.
Was, Polaków, jako moje dzieci, przede wszystkim zapraszam do
współpracy nad ratowaniem sąsiadów waszych. Pragnę,
abyście chcieli wraz ze Mną torować drogi Jezusowi do ich serc. Jak
bardzo musicie się zmienić, wydorośleć, zapragnąć służby bliźnim
waszym (zamiast służenia sobie, dbania o własne korzyści). Ale w tym
wszystkim mogę wam pomóc — jeśli zechcecie. Jak jednak
możecie zapragnąć tej służby, nie wiedząc nic. Czy widzicie, ile od
was samych zależy?
Odmawiamy „Apel
Jasnogórski".
— Tulę was do serca,
dzieci. Kocham was, liczę na was. Błogosławię wam w imieniu Boga
Najwyższego w pełni majestatu chwały Jego. +



Pan, Bóg mój,
zlecił Mi... funkcję proroka i wychowawczyni
19 VII 1992 r. Anna,
Grażyna, o. Jan, Grzegorz, Łukasz
Po Mszy św. odprawionej
przez o. Jana zwracamy się do Matki Bożej:

Anna:
— Matko, chcemy z Tobą
rozmawiać.

O. Jan:
— Chodzi o przedmowę do
wyboru Twoich słów.

Maryja:
— Powołuj się na moją
misję w świecie. Dzisiaj mówiłeś w homilii, że Jezus powierzył
was Mnie jako Matce.

O. Jan:
— Czy można powiedzieć,
że w Starym Testamencie byli prorocy, a w XIX, XX wieku rolę tę pełni
Maryja przez objawienia w La Salette, Fatimie...?
— Treść moich słów
można tak określić. Ale teraz, kiedy ludzkość jest tak bardzo
zagrożona, a jednocześnie tak ogromnie niedojrzała, Pan, Bóg
mój, zlecił Mi — właśnie jako Matce waszej —
funkcję proroka i wychowawczyni zarazem.
Nazywacie Mnie „Pośredniczką
łask", „Ucieczką grzeszników",
„Pocieszycielką", a wy, Polacy, nazywacie Mnie Królową
waszą. Królowanie wam jest dla Mnie przede wszystkim
obowiązkiem ostrzegania was, prostowania waszych dróg i
prowadzenia was nimi ku Bogu. Władca powinien być odpowiedzialny za
swoje królestwo, zwłaszcza jeżeli otrzymał je od Boga. Czuję
się odpowiedzialna wobec Boga za istnienie wieczne każdego z was,
ludzi, ale tu, w moim kraju, odpowiedzialność moja wzrasta, ponieważ
wy polegacie na Mnie. Tak przynajmniej uważam. Przecież nieustannie
wołacie do Mnie: „Módl się za nami grzesznymi teraz i w
godzinę śmierci naszej".
Nadchodzący czas będzie
okresem śmierci nagłej i niespodziewanej dla dużej części ludzkości.
Tym bardziej zależy Mi na uchronieniu was przed wszelkimi
zagrożeniami, lecz przede wszystkim przed śmiercią wieczną. Dlatego
wszystko czynię w tym celu, abyście się nawrócili i nie
zginęli.
Maryja nawiązuje tu do
słów Pana z Księgi Ezechiela 33, 11 „nie chcę śmierci
grzesznika, ale aby się nawrócił i żył" i dodaje:
— On (Ezechiel)
dobrze to rozumiał.
Dlatego pragnę, abyście
zapoznali się ze słowami Syna mojego, a wiedzieli też, co Ja wam w
Jego imieniu mówię. Cokolwiek bowiem mówię wam, czynię
to z woli Boga, który się nad wami lituje i uratować was
pragnie.
A teraz, synu mój,
pytaj, a Ja ci odpowiem z radością.
O. Jan rozmawia z Maryją:
— Mam wiele prac do
wykonania w najbliższym czasie...
— Synu, a co uważasz za
najpotrzebniejsze?
— Przedmowę.
— No to sam sobie
odpowiedziałeś.
— Pozostaje mi tylko 20
dni...
— Ale to jest
najkrótszy z tekstów. Nie mówię ci, żebyś pisał
dużo, ale żebyś powiedział wyraźnie o mojej roli jako Matce ludzkości
i Matce Kościoła. Bo jeśli tego nie przyjmiecie, to znaczy, że
odmawiacie Mi tych uprawnień. Czyż nie potraficie zaufać słowom Boga
i moim, nawet jeżeli sami nie wierzycie w nasze ostrzeżenia i nadal
nie jesteście zdolni do przewidywania strasznego końca waszej
globalnej polityki zastraszania, gwałtu i przemocy?
W Jugosławii ostrzegałam,
prosiłam, błagałam, tłumaczyłam i namawiałam do pojednania się,
uszanowania godności ludzkiej i uznania w każdym człowieku dziecka
Bożego w pełni jego praw. Nie przyjęliście głęboko i poważnie moich
słów, bo nie widzieliście bezpośredniego zagrożenia, dopóki
nie nadeszło. Chciałam uratować te ziemie od mordu, nienawiści,
strachu, głodu i nędzy. Nie uwierzyliście Mi dostatecznie. Może
wreszcie naród, który Mnie swoją Królową nazywa,
przyjmie do serca moje ostrzeżenia rozumiejąc, że są to słowa
macierzyńskiej miłości.
O. Jan:
— Według Soboru
pasterze Kościoła powinni rozeznawać objawienia. Powołują oni
cenzorów, którzy są wobec nich odpowiedzialni...
Maryja:
— Tak, ale ty nie
będziesz pisał w formie oceny cenzora, ale w formie opinii
specjalisty teologa i filozofa z wszystkimi tytułami, jakie
uzyskałeś. Synu, nie martw się z góry, pomogę ci. Przecież
pisząc to współpracujesz ze Mną w tej samej intencji ratowania
was wobec wszelakich zagrożeń. (...) Synku, już ci mówił
Jezus, że liczy się z twoją fachowością. Nie musimy ci podpowiadać,
bo naprawdę zyskałeś dużą wiedzę. I co więcej, kochasz nas.
O. Jan:
— Pan życzył sobie,
żeby wszystkim rektorom seminariów duchownych ofiarować „Misję
samarytanina". Zostali jeszcze rektorzy jezuiccy; w Krakowie i
Warszawie jeszcze tekstów nie dałem.
Pan odpowiada:
— W Krakowie możesz, bo
tam cię znają, a tu nie spiesz się. Czy nie wiesz, że najtrudniej
prorokować we własnym domu?

Maryja:
— Synu, czemu dajesz
się prowadzić na manowce lęków i strachu?
O. Jan:
— Ja tylko przewiduję
ewentualności.
— Nie przewiduj.
(Maryja wskazuje na przykład człowieka, który postanowił
wybudować większe spichlerze i gromadzić skarby, a przyszło mu umrzeć
Łk 12, 18—21). Czy nie wystarcza ci, że cię kochamy? Mój,
synu, oddaj wszystko, co cię niepokoi w moje ręce. Przecież masz
mądrą i doświadczoną Matkę.
O. Jan:
— Dziękuję bardzo...

Maryja:
— Przyjmij
błogosławieństwo Pana przez moje ręce i odrzucaj wszystko, co cię
niepokoi. Bo wiesz przecież, że mam odwiecznego wroga, który
usiłuje zniszczyć moje posłannictwo w świecie i nie ustaje w swoich
staraniach.
Przyjmijcie, dzieci,
błogosławieństwo Pana. +
Po wyjściu o. Jana i
przerwie wracamy do rozmowy. Grzegorz pyta:
— Mam pewne rozterki,
Matko, w związku z wakacjami. Plany mamy takie bogate (Francja,
Szwajcaria), że aż boję się jakiejś zachłanności, swojego rodzaju
postawy „konsumpcyjnej". Jak tu zachować rozsądek?
Maryja:
— Bardzo to proste,
synu. Proś, żebym towarzyszyła wam przez cały czas. I bądź spokojny,
bo Matka pragnie radości swoich dzieci, a nie ich kłopotów.
Grażyna:
— Chciałam podziękować
za pomoc w dotychczasowej pracy.
Maryja:
— Córeczko,
teraz przygotuj się do wypoczynku (urlopu), a po powrocie
będziemy mówili o twojej pracy, jeśli będziesz Mnie pytała.

Grzegorz:
— Matko, właściwie
zrezygnowaliśmy już z planów dojechania do Lourdes; jedziemy
tylko do La Salette. Ale może to Ty chciałabyś nas widzieć w Lourdes?
Maryja:
— La Salette jest w tej
chwili bardziej aktualne niż Lourdes. I żebyście nie zaczęli się
zabawiać w „zaliczanie" sanktuariów maryjnych.
Macie Jasną Górę, tam zawsze możecie się udać. W La Salette po
wyjściu ze świątyni pomilczcie trochę ze Mną. I proście ze Mną za
świat. Bądźcie ostrożni (na autostradach, szosach), nie
spieszcie się. Cieszcie się tym, co możecie oglądać. I trwajcie przy
Mnie.
W każdej miejscowości, w
której jesteście, oddawajcie Bogu mieszkańców z prośbą
o objęcie ich opieką Bożą, o ich nawrócenie. Wtedy będziecie
orędować wraz ze Mną.
Co jeszcze, dzieci? A ty,
Łukaszu?
— Ja chciałbym prosić
za (tu Łukasz wymienia kilka osób) i za moich
przyjaciół ze służby medycznej, z którymi nie pójdę
w tym roku na pielgrzymkę. I za moje egzaminy we wrześniu...
Maryja:
— Wiesz, kiedy będą
szli, każdego dnia możesz Mi ich oddawać (włączać się duchowo w
ich służbę). Bo Ja się cieszę, kiedy wy pamiętacie wzajem o
sobie. A do egzaminów to jeszcze dużo czasu.
Chciałabym, żebyście byli w
dwóch miejscach: w Taize i w La Salette. A reszta to już jak
wam się ułoży.
Pozostańcie, dzieci, w
pokoju. Przecież macie Matkę, która nigdy o was nie zapomina.
Dzieci, skończymy dzisiejszą rozmowę wspólnym odmówieniem
aktu uwielbienia Boga.
Odmawiamy „Magnificat".



Bóg powołuje do
współodpowiedzialności za świat
20 VII 1992 r. Anna, o.
Jan, Tomek, Grzegorz
— Jak określić całość
przekazu? Czy jako orędzie prorockie? Byłoby to wskazaniem na
przymierze... z naszym narodem — o. Jan pyta jeszcze raz w
sprawie przedmowy do książki „Zaufajcie Maryi".
— Przymierze z Bogiem
nie jest zamknięte przed żadnym narodem.
Grzegorz:
— To bardzo ważne
stwierdzenie. Żebyśmy tego nie rozumieli jako „wybrania".

Pan:
— Źle rozumiecie słowo
„wybrany". Zaproponuję wam właściwy sens. „Wybrany"
człowiek czy naród, czy grupa ludzi, np. zakon, oznacza to
samo co „powołany", czyli słowo to odpowiada na pytania
„przez kogo" i „w jakim celu". Powołać was może
tylko Ten, który dał wam istnienie (bo tylko On ma do tego
prawo). Jeśli ktokolwiek inny was powołuje, robi to bezprawnie.
Bóg obdarzył was wolnością. Ale jeśli powołuje, to powołuje do
współodpowiedzialności za świat, powołuje do współpracy
ze sobą dla służby światu (ludzkości, a właściwie całej ziemi).
Zamiast pozwolić wam dyskutować, wszedłem w waszą rozmowę, żeby
szybko sprostować wasze wyobrażenia.
A teraz, Janie, przejdźmy do
konkretów. Czym jest wobec tego powołanie prorockie?
O. Jan:
— Głosić słowa Pana do
ludu, który jest w przymierzu.

Pan:
— Może ściślej: jest to
powołanie herolda Pana, czyli zaufanego pośrednika pomiędzy wolą
Władcy a Jego ludem. A teraz powiedzcie Mi, dzieci, jakie z tego
wyciągacie wnioski (jak rozumiecie „wybranie").
O. Jan:
— Wola Pana głoszona
przez pośrednika—herolda zawsze dotyczy sytuacji w konkretnym
momencie historii.

Grzegorz:
— Ja zwróciłem
uwagę na to, że herold jest „zaufanym pośrednikiem".
Wynika stąd, że ma sam żyć w zaufaniu.

Anna:
— I Pan mu ufa. To jest
najdziwniejsze.

Grzegorz:
— A czy jest ktoś z
ludzi bardziej godny zaufania Pana niż Maryja?
Tomek:
— Trzeba wypełniać tę
wolę Pana.

Anna:
— Tak. Pan mówił
kiedyś, że od proroków nie żąda się świętości, ale przede
wszystkim wierności swemu zadaniu.

Pan:
— Mówiłeś,
Janie, dzisiaj, że lud Boży ma udział w funkcji pasterskiej,
prorockiej i kapłańskiej. A teraz pytam was, jaką cechą powinny się
charakteryzować pozostałe powołania (tj. pasterskie i kapłańskie).
Maryja:
— Ja myślę, że tak samo
wiernością.

Grzegorz:
— Uważam, że w funkcji
pasterskiej — miłość do osób powierzonych opiece.
Pamiętam też wniosek z dawnych dyskusji, że zadaniem kapłana jest
przybliżanie świętości Boga.
Tomek:
— Istnieją pewne dary,
które Pan Bóg daje...

Anna:
— Żeby ułatwić nam
wybór, Pan daje nam miłość do tej drogi.

Pan:
— Żadne powołanie nie
może być pełnione bez miłości.

Grzegorz:
— Ksiądz Tadeusz
Fedorowicz powiedział niedawno, że z perspektywy całego życia widzi
sens kapłaństwa jako „dawanie świadectwa".
O. Jan:
— Powołanie kapłańskie
to jest pośredniczenie, a pasterskie to służba.
Pan uśmiecha się i mówi:
— Przecież każdy kapłan
powinien być pasterzem. Kapłan jest przez Boga mianowany dla ludzi.
No to, dzieci, podsumujcie teraz sami (te trzy rodzaje powołania).
O. Jan:
— Sobór mówi
o trzech funkcjach jednej misji Ludu Bożego.

Pan:
— Co myślicie o tych
trzech zadaniach Ludu Bożego, którym jesteście?
O. Jan:
— Pośredniczyć między
Bogiem a ludźmi, dawać świadectwo, głosić wolę Bożą, składać ofiarę
zbawienia...

Pan:
— To jest specyfika
kapłaństwa, tak jak specyfiką kobiety jest macierzyństwo. Nie mówmy
tu o tym, ale o sensie duchowym.

Tomek:
— Żyć duchem Pana
Jezusa.

Pan:
— Wy jesteście dla
świata jeszcze nie nawróconego dowodem, że Ja jestem („Jestem,
Który Jestem" w znaczeniu: Jestem, byłem i będę jako
Osoba).
Pomyśleliśmy o
komunistach. Pan komentuje:
— Komunizm nęcił ludzi
wartościami takimi jak równość, dobrobyt. Dopóki
ludzkość jest wciąż nieświadoma, niedojrzała i naiwna do tego
stopnia, że daje sobą manipulować każdemu, kto w dążeniu do władzy
posługuje się metodami kłamstwa, oszustwa i używa wszystkich innych
metod szatańskich, z których najważniejszą (taką, po której
można szatana rozpoznać) jest wprowadzanie podziałów
pomiędzy ludźmi i nienawiści, dopóty wy, moi przyjaciele (ludu
Boży), jesteście w stanie stałej walki. Są dwie postawy Kościoła:
wytrwać w obronie lub zdobywać.

Tomek:
— Jak tę walkę zaczepną
prowadzić?

Pan:
— Do walki zaczepnej
prowadzi was stale Maryja. Bo Ona wykonuje moje plany. Jako Matka i
jako Królowa przewodzi tym, którzy walczą. Szkoda, że
tak wielu z was traci wolę walki i staje się dezerterami z frontu
Kościoła walczącego (uwaga, Kościoła walczącego a nie
„wojującego"; dezerterami tymi są np. zakonnicy i księża,
którzy porzucili swoje powołanie, katolicy, którzy
skupili się na dobrach tego świata itp.). No, dzieci, jakie macie
jeszcze pytania w związku z tym?
Tomek:
— A walka obronna?
Anna:
— Wytrwać w wierności.
Taką sytuację mieliśmy w Polsce Ludowej.
Pan:
— Wiele krajów w
tym nie wytrwało (mniej im na tym zależało).
Anna:
— Wtedy zamierają
powołania. Wszystko powoli więdnie. Rumunia jest przykładem,
Bułgaria...
Pan uzupełnia:
— Przykładem
(pozytywnym) są też wszyscy znajdujący się pośród wrogów,
np. katolicy w Chinach. Postawa wytrwania w wierności temu, co się
samemu wybrało jako miłości godne, bywa zaczynem późniejszego
nawrócenia szerokich kręgów ludzi, którzy się
stykają z moimi naśladowcami. (Pan przypomina tu słowa, że krew
męczenników była zasiewem późniejszego Kościoła).
Kiedy chciałem wam ukazać postawę mojego ukochanego syna, Emila (gen.
Emila Fieldorfa, „Nila"), pragnąłem, żebyście
zobaczyli, jak prawdziwie bohaterska jest postawa wierności i
wytrwałości w prześladowaniach (aż
do śmierci).
Czy już wyjaśniona jest
sprawa, czym jest powołanie prorockie i czym wybraństwo?

O. Jan:
— Tak.

Tomek:
— Ja dziękuję za te
słowa. Mam poczucie, że to rozumiem; nawet mam jakieś doświadczenia.

Anna:
— Wierność to jest stan
wytrwałości. Można ją określić w szczytowym nasileniu jako męstwo. To
nie jest odwaga (w czynie), ale wytrwałość. To jest wierność Bogu.
Przede wszystkim wierny jest Bóg. On podtrzymuje wierność
sługi. Bóg wie, że człowiek jest chwiejny, słaby i zmienny.



Nie daj się straszyć
nieprzyjacielowi
O. Jan:
— Zastanawiam się, co z
dzisiejszych słów uda się wykorzystać w przedmowie?

Grzegorz:
— Uważam, że dużo.

Pan:
— Janie, Janie. Przed
chwilą Anna mówiła o wierności. Oprzyj się na niej: licz na
Mnie. Kiedy zaczniesz pisać, otrzymasz światło (nie teraz, lecz
wtedy). Nie chciałbym, żebyś pisał to, co Ja ci dyktuję, bo wtedy
nie miałbyś w tym żadnej zasługi.
Wdajemy się w dygresje.
Pan po chwili mówi do ojca Jana:
— Synu, dam ci prostą
radę. Zasiądź do pracy, powiedz, że poświęcasz tę pracę „ad
maiorem Dei gloriam" dla uczczenia i ukazania, zbliżenia ku
ludziom postaci Matki mojej. I powiedz Mi: „Jezu, pomagaj, bo
Tobie jeszcze bardziej na uczczeniu Matki Twojej zależy". Jeżeli
ci coś nie wyjdzie od razu, poprawisz, zmienisz, wykreślisz. Nie
martw się niczym z góry. A przede wszystkim nie daj się
straszyć nieprzyjacielowi, który usiłuje za wszelką cenę
zniszczyć w sercach waszych cześć i miłość do mojej Matki. Przecież
wiesz, że on jest Jej największym wrogiem. Dlatego też lekceważ go i
nie bierz pod uwagę żadnych obaw i lęków.
O. Jan:
— Tak uczynię.
Pan dalej rozmawia z o.
Janem:
— Dlatego mówię
ci „zwróć się do Mnie", a nie do Matki mojej, że to
Ja pragnę wynieść Ją i ukazać osieroconemu światu potrzebującemu
Matki. A teraz, Janie, na czym jeszcze ci zależy?
— Poproszę o
błogosławieństwo.
— Naprawdę nie sądź, że
potrzeba więcej jak dwie, trzy strony.
— Bardzo dziękuję.
— No, mam nadzieję, że
już się nie boisz. Synu, jeżeli ty jesteś wierny, tym bardziej możesz
zaufać wierności mojej. Powiedz, czy naprawdę kiedykolwiek cię
zawiodłem?
— Doprawdy nie. Nigdy.
Dlatego dziękuję bardzo. Sześć lat już współpracuję z Anną,
ale żadnego ciężaru nigdy nie odczułem.
— Mówisz, że nie
odczułeś ciężaru. A teraz powiedz Mi, co zyskałeś.
— Wielką radość i
szczęście współpracy w dziele zbawienia dzisiejszego świata.
— A czy czasem nie
widzisz teraz więcej i nie rozumiesz lepiej moich planów?
— Im częściej te same
teksty czytam, tym lepiej je rozumiem. I zachowują swą świeżość przy
ponownym odczytaniu.
— Cieszę się, że was
nie nudzę... (Pan mówi to żartobliwie)

Anna:
— My się cieszymy Tobą,
Twoją obecnością. Ale długo trwało, zanim uwierzyliśmy, że Ty się
cieszysz przebywając z nami.

Pan powtórzył z
westchnieniem (i lekkim wyrzutem):
— Czyż Ojciec nie
cieszy się, że może być ze swoimi dziećmi...? Ale teraz już
wierzycie.

Anna:
— Tak, Panie. Cieszymy
się, że Ty wchodzisz w rozmowę z nami, że swoją obecność tak
ujawniasz. To jest wielka radość.
— Teraz, Janie, daję ci
moje błogosławieństwo na cały czas aż do następnego spotkania.
Przecież wiesz, że kocham cię, synu. Daję ci moje światło, mój
pokój, moją radość. I dam ci też precyzję w wyrażaniu myśli w
twojej przedmowie. Bądź tego pewien. Pisz tak, aby jej treść
pozytywna oparta była na argumentach rozumowych.
Błogosławię ci, synu, w
imieniu Ojca, moim i Ducha Świętego — w całej pełni Trójcy
Świętej.



Jestem Królową
Pokoju
7 VIII 1992 r. Anna
Zwracam się do Maryi:
— Proszę Cię, Matko, o
rozmowę.
— Jestem przy tobie,
córko. Wiem, że martwisz się przedmową. Nieprzyjaciel stara
się ze wszystkich sił nie dopuścić do wydania książki, ewentualnie
opóźnić je.
Zatelefonowałam do ks.
dyrektora w chwili, gdy akurat zaczynał pisać do o. Jana w sprawie
przedmowy. Umówiliśmy się na 24 lipca.
Maryja:
— Czy widzisz,
córeczko, że i Ja działam?

Anna:
— I to jak, Matko! Od
razu coś się wyjaśnia i następuje uspokojenie.
— Jestem Królową
Pokoju. (Maryja mówi to z uśmiechem, a ja zrozumiałam, że
władza Maryi rozciąga się na wszelki pokój — nie tylko
polityczny, lecz i na wewnętrzny spokój poszczególnych
ludzi.) (...)
Błogosławię cię, Anno, w
imieniu Pana. +



Wszystkim zajmie się
Matka moja
24 VIII 1992 r. Anna, o.
Jan, Grzegorz
Mówi Pan:
— Moi kochani
przyjaciele. Staraliście się wytrwale i przez wiele dni poprawić
tekst, tak żeby brzmiał jak najlepiej, a ponieważ Ja byłem z wami,
sam wskazywałem wam miejsca niezbyt precyzyjne lub mające braki.
Przecież wam to obiecałem (Pan mówi to z lekkim wyrzutem).
(...)
Moje dzieci. Dziękuję wam za
wasz wkład pracy w książkę (Zaufajcie Maryi), którą
pragnę wam (Polakom) dać ku ratunkowi waszemu. Obiecuję wam,
że towarzyszyć jej będzie moje błogosławieństwo i łaska otwarcia się
waszych umysłów na słowa moje i Matki mojej. Kiedy książka
wyjdzie, spełniony zostanie pierwszy etap mojego planu ratowania was.
Zrozumiecie, kim jest dla waszego narodu Maryja, jak bardzo was kocha
i jakie ma plany pomocy wam. Pamiętajcie, że Ona buduje Mi tron w
waszym kraju. Ale robotnikami budowy musi być cały wasz naród.
Czas już, dzieci, abyście
przystąpili teraz do omawiania z Matką moją następnych etapów
współpracy. Pragnie Ona, aby w Polsce powstawały
stowarzyszenia i grupy ludzkie przeciwstawiające się stowarzyszeniom
masońskim, które opierają się na wartości pieniądza, prestiżu
i władzy, aby realizować swoje plany (plany szatana) poza Mną, a w
istocie przeciw Mnie, bowiem pragną niszczyć działanie moje w duszach
ludzkich. Takie grupy, zwiastujące nowy sposób życia
społecznego w waszym kraju, muszą być oparte na miłości wzajemnej,
zrozumieniu wspólnoty celu i na czynnej miłości bliźniego
(pełnieniu miłosierdzia). To są te „zespoły"
ludzkie, o których mówiliśmy wam dużo od początku.
O wszystkim opowie wam
szczegółowo Matka moja, a Ja każdego, kto przeczyta tę
książkę, pobudzać będę w duszy do szukania swojego miejsca działania.
A wtedy zaczniecie gromadzić nowe teksty, rozpoczynając od miejsca, w
którym zakończyliście ten tom. Nie martwcie się, dzieci, bo
wszystkim zajmie się Matka moja, która zna wasze serca.
Błogosławię was, moje
kochane
dzieci. Błogosławieństwo moje przekażcie też ks. dyrektorowi, którego
będę wspomagał, gdyż nie zawiódł oczekiwania mojej Matki. A
teraz tulę was do Serca, błogosławię każdemu na jego najbliższe
tygodnie. Mamy wrażenie, że Panu trudno jest się rozstać z nami.
Budzi to nasze zdziwienie i radość. Pan ponawia swoje
błogosławieństwo:
Kocham was, dzieci. Cieszę
się wami. Dziękuję wam za waszą wytrwałą miłość, za radość, którą
Mi tym sprawiacie. Matka moja dołącza się w tym do Mnie (w tej
radości). Daję wam moje błogosławieństwo. +
 
Dzieci, Ja cieszę się
wami
25 VIII 1992 r. Anna,
Grzegorz
Grzegorz:
— Chciałem bardzo
podziękować za wakacje.

Odpowiada Maryja:
— Pragnęłam, abyście
odczuli moją miłość, tak jak wy pragnęliście odwiedzić ośrodki mojego
działania.

Anna:
— Chcieliśmy dzisiaj
spotkać się z Tobą, Matko, i z Panem. Stęskniliśmy się za rozmową.
Ale oddajemy inicjatywę...

Grzegorz:
— Jestem pod wrażeniem
tekstu — „podpowiedzianego" przed chwilą przez Pana
jako poprawka do książki — mówiącego o ogromnej
odpowiedzialności za nasze czyny. Tak jak możemy modląc się za innych
przyczynić się do ich zbawienia, tak możemy też przyczynić się do
tego, że siebie potępią na wieczność. Możemy na przykład odtrącić
kogoś, zrazić, w chwili gdy bardzo potrzebuje pomocy; może to być
ktoś, w kim dojrzewa decyzja samobójstwa.
Anna:
— Ile takich zachowań
mamy „na koncie"! I jak bardzo trzeba za to przepraszać
(tego przecież nie sposób „odrobić").

Pan:
— Oddajcie Mi w tej
chwili wszystkie wasze lęki i obawy w tych sprawach i proście Mnie o
naprawienie wszystkich waszych niedopatrzeń przez moje miłosierdzie.
Anna:
— Oddajemy Ci je, Panie
— wszystkie. Zrozumiałam, że jest to u nas przejaw braku
współodczuwania z drugimi (empatii).

Grzegorz:
— Przypomina mi się
rada Pana sprzed kilku lat dla Zbyszka odnośnie do codziennego
„rachunku sumienia" w postaci trzech pytań:
— Kogo postawił Pan
dzisiaj na mojej drodze?
— Jakie były potrzeby
tego człowieka?
— Jak na te potrzeby
odpowiedziałem? I czy w ogóle odpowiedziałem?
Gdybyśmy zwracali uwagę na
potrzeby drugich...

Po chwili ciszy Pan
zaczyna rozmowę, na inny temat:
— Moi drodzy. Dałem wam
pomoc ojca Kazimierza, ponieważ on ma te dary i umiejętności, które
uzupełniają wasze. A po to je otrzymał, aby nimi służyć, i wie o tym.
Nie sądzę, abym się na nim zawiódł. Ale dajcie mu czas, aby
zapoznał się z tym, co otrzymał. Pomogę mu, aby wykorzystał nasze
teksty.
Rozpraszamy się, po czym
zażenowani, przepraszając, wracamy do rozmowy. Pan to rozumie i
pociesza nas:
— Dzieci, Ja cieszę się
wami.



Ponieważ żyjecie w
czasie, wybory wasze są nieustanne
Ku zaskoczeniu Anny (Anna
mówi, że myślała „sobie" i zapomniała, że Pan
słyszy nasze myśli) Pan nawiązuje teraz do jej myśli:
— Mówiłaś Mi
dzisiaj, Anno, że Ja odkupiłem was swoją ofiarą, ale nie można wejść
do mojego domu inaczej niż przez strasznie ciężkie życie. Słowem,
myślałaś, że każdy z was nadal opłaca swoim życiem cenę wejścia do
Mnie. Widzisz, od czasu grzechu pierworodnego każdy z was osobiście,
imiennie opowiada się za Mną. Ponieważ żyjecie w czasie, wybory wasze
są nieustanne, ale możecie też każdy zły wybór naprawić, a
nawracając się ku Mnie, zyskujecie doświadczenie i pogłębiacie
zrozumienie (błędów).
Po wtóre, myślałaś o
swoim życiu i o życiu wielu (znanych ci) ludzi, iż pozbawione
jest radości. Nie wzięłaś pod uwagę, że żyjesz w czasach, kiedy
większość ludzkości powstała przeciw Mnie. Dlatego ci, którzy
chcą iść za Mną, idą niejako pod prąd — przeciw ogólnemu
dążeniu do jak najlepszego „urządzenia się" w życiu (w
materii, w tym, co nazywa się „mieć", a nie „być").
Sprzeciwiacie się ogólnym dążeniom, a im bardziej świadczycie
o Mnie, tym silniejszy jest opór przeciw wam (opór
świata, lecz również opór sił zła). Ponieważ ty
podjęłaś współpracę ze Mną, powinnaś zrozumieć, że twoje
świadectwo jest trudniejsze.
Anna:
— We współpracy
z Panem nie mogę świadczyć o tym, że to „się opłaca",
przeciwnie.

Pan:
— Są ludzie, którzy
potrafią pogodzić służbę światu i Mnie, ale prędzej czy później
doprowadzam ich do tego, że muszą wybierać: miłość do Mnie czy miłość
do siebie samego. A zdarza się często, że tak się pogrążyli w
dogadzaniu sobie, że nie są zdolni porzucić siebie lub czegokolwiek
sobie odmówić — więc coraz częściej odmawiają Mi godnego
miejsca w swoim życiu. (W znaczeniu: chodzi tu o zakłamanie wielu
z tych, którzy głoszą sią publicznie chrześcijanami, a czerpią
z tego korzyści dla siebie, zwłaszcza jeśli chodzą w mundurach Pana,
jak kler, zakony, ludzie z różnych ruchów i działacze
świeccy). A teraz podziękuj Mi, że cię przed tym bronię.
Grzegorz:
— Prosimy Cię, Panie,
za biskupów i dostojników Kościoła, tych których
Ty „masz na myśli".

Pan:
— O wiele więcej mam
takich na Zachodzie. Stali się urzędnikami. I stale przypominają Mi,
co dla Mnie poświęcili i co im się za to należy.
Czy przypominasz sobie, co
pisał Ludwik Grignon de Montfort o czasach ostatecznych? Jak modlił
się o dar całych zespołów świeckich świętych? Teraz do walki o
swoje prawa powołuję cały lud Boży. Powołuję przede wszystkim
świeckich (bo duchowni już są powołani), takie moje „pospolite
ruszenie", które będzie „niepospolite",
ponieważ Ja będę żył w was.
Mówiłem wczoraj, że
będziecie rozmawiać z Matką moją o zespołach ludzkich. (...) mam już
odpowiednich ludzi. Oczekują Mnie, szukają sensu swojego życia. Ale
pragnę, aby tą „zapałka", która zapali przygotowany
stos, była książka „Zaufajcie Maryi", a także dla wielu
„Misja samarytanina".
Anna:
— A co chcesz, Panie,
nam powiedzieć (jakie zadania przed nami stawiasz)?
— W tej chwili tylko
to, co wam powiedziałem przed chwilą. Ty powinnaś odpocząć, a ty,
Grzegorzu, masz napisać książkę (podręcznik).
— Oddajemy Ci, Panie,
ciężko chorego Mariana i prosimy za jego rodzinę. Proszę Cię o Twoje
wychowanie dla Eli...
— I „niech się
dzieje wola Twoja" — „podpowiada" Pan.

Anna mówi o bardzo
niedojrzałych postawach niektórych znajomych, o sytuacjach,
które ją aż bolą. Pan odpowiada:
— Oddawaj Mi wszystko,
co cię boli, i to natychmiast. Wiem, że czasem musisz to wyrzucić z
siebie, ale pamiętaj, że tym, który może coś naprawić, jestem
tylko Ja.
Anna:
— Chciałabym czasem
zobaczyć Twoje działanie. A ja nie widzę żadnych skutków.
Pan odpowiada z uśmiechem:
— A nasza współpraca?
Prosiłaś o to w obozie (łagrze) i dałem ci więcej, niż mogłaś
sobie wyobrazić. Proszę cię, córeczko, nie zachowuj się tak,
jakby twoje życie miało się już skończyć.
Po chwili ciszy Pan
dodaje
(odpowiadając na myśli Anny):
— Wiem, że jesteś
zmęczona.
Grzegorz spostrzegł, że
powinien niedługo wracać do domu.
Anna:
— Panie, Grzegorz się
spieszy. Co chcesz mu powiedzieć?
— Co chcę mu powiedzieć
— powtórzył Pan — kocham cię, synu. Jestem
pewien, że nie zdradzisz Mnie nigdy. Dlatego mogę budować na tobie
moje plany. To są dopiero początki.
Grzegorz:
— Pragnę Cię nie
zawieść.

Pan:
— Zawsze cię
podtrzymam, ile razy zwrócisz się o to do Mnie.
A teraz, synu, skończmy
rozmowę, bo już czas na ciebie, a i Anna jest zmęczona. Obejmuję was
oboje, przytulam do serca i nasycam moją radością — ponieważ
zapewniam was, że będzie lepiej. W waszym kraju będzie lepiej. Jak
przedziwnie moja Matka działała wśród was, że myśl o wojnie
bratobójczej budzi w was taką odrazę. Matka moja wkracza coraz
silniej w wasze życie, a w czasie ogólnych kataklizmów,
które są już bardzo bliskie („na dniach"),
zobaczycie Jej moc. Bo Ona pragnie i potrafi ujawnić wszystko, co
zdrowe w waszym narodzie, i dopuścić do władzy tych, których
sama sobie przygotowała.
Anna:
— Dzięki Ci, Panie. I
proszę Cię o pomoc dla księży na misjach. I dziękuję Ci za ks.
Kazimierza. Wszystko, co mu mówiłam, przyjął.
Pan:
— No tak, on ma to
wszystko w sercu. Teraz zobaczymy, czego dokona.

Anna:
— Dziękuję Ci, Panie,
za ten przekład „Pozwólcie ogarnąć się Miłości" na
japoński. To zaskakujące.

Pan:
— Tam gdzie ktoś
poważnie przyjmuje moje słowa i chce Mi służyć, tam go wspomagam.
Błogosławię was oboje. A ty,
Grzegorzu, powiedz Grażynie ode Mnie: „Będzie lepiej. Nie
załamuj się, córko, bo Ja liczę na ciebie". +



Dla każdego z was
wybieram to, co jest dla niego najłatwiejsze do pokochania
28 VIII 1992 r. Anna, o.
Julian (misjonarz na Dalekim Wschodzie), Grzegorz
Po dłuższej rozmowie (o.
Julian mówił m.in., że dwa razy w życiu usłyszał radę od Pana
w sprawie powołania i posłuchał jej ) zwracamy się do Pana:
Anna:
— Prosimy Cię, Panie.
Co chciałbyś powiedzieć ojcu Julianowi?

Pan do o. Juliana:
— Mój synu,
słuchałem, jak opowiadałeś o swoim wyborze (między dwoma zakonami
i o wyborze misji). Powiedz Mi teraz, czy nie zawiodłeś się na
mojej radzie?
— Nie.
— Czy żałujesz, że nie
poszedłeś jakąś inną drogą?
— Nie. Dziękuję za
prowadzenie przez Maryję.
— Czy nie sądzisz, że
gdziekolwiek indziej zdobyłbyś więcej radości?
— Nie. Tam gdzie
jestem, jest mi najlepiej.

Anna:
— Ojciec ucieszył Pana
tą odpowiedzią.

Pan:
— Bo widzisz, synu, Ja
dla każdego z was wybieram to, co jest dla niego najłatwiejsze do
pokochania. A to dlatego, że powołując go do istnienia, z góry
obdarowałem go tym wszystkim, czym mógłby Mi na takiej drodze
służyć. Dlatego nigdy nikt nie spełni swego życia obficiej niż na tej
drodze, którą Ja specjalnie dla niego wybrałem.
— Kocham to, co mam:
jestem samotny, mam pracę duszpasterską, jestem dominikaninem, jestem
kapłanem, jestem w kościele Matki Bożej Niepokalanej...
— Synu, powiedziałeś to
(o kapłaństwie) z takim ociąganiem, a przecież możesz udzielać
sakramentów! (Dla Pana jakby najważniejsze było
odpuszczanie grzechów). W czym pragniesz mojej rady?
— Co robić, żeby
japońscy dominikanie, hiszpańscy dominikanie, polscy dominikanie byli
jednym zakonem dominikańskim, który przekroczy granice
narodowościowe.
— Za dobrze wam. Na
biednych misjach afrykańskich nikt nie pyta o narodowość — mówi
Pan.
Rozmawiamy o Japonii, o
stosunku Japończyków do chrześcijaństwa.

Pan:
— Powiem ci, że Japonia
będzie się nawracała powoli. Nawróci się goręcej po załamaniu
potęgi ekonomicznej i jednoczesnym przejściu przez kataklizmy. Tu
cały naród stanie przed widmem zagłady, a upadek i rozpad
Stanów Zjednoczonych zmieni ich nawyk naśladowania tego, co
bogate i znaczące. Pamiętaj, synu, że Japonia nosi na sobie wielki
ciężar nieodżałowanych i nie odpokutowanych zbrodni, przede wszystkim
względem Chin. (Ze zbrodniami wobec rasy białej było inaczej, bo
zderzyli się ze sobą „drapieżnicy"). Japończycy
zostali upokorzeni w swej dumie i wszelkie wysiłki włożyli w to, aby
odzyskać poczucie własnego znaczenia. Widzisz, synu, oni o
upokorzenie państwa obwiniali wrogów, a przecież sami
wychowywali się od wieków w okrucieństwie wzajemnym. Teraz
doznają okrucieństwa żywiołów. A z aniołami mojej
sprawiedliwości, wykonawcami woli Boga, walczyć się nie da.
Mówiłem wam, że runie
cały dotychczasowy porządek ekonomiczny. Wszystko to robię dla was,
moje dzieci (dla ludzi ubogich, uciemiężonych, bezradnych),
abyście mogli dalej żyć w pokoju i rozwijać się prawidłowo w świetle
moim (w świetle praw Bożych: nie zabijaj, nie kradnij...).



Pragnę, abyście
tworzyli jeden lud Boży
Pytaj Mnie, synu, zwraca
się Pan do o. Juliana:
— Pytanie może
małostkowe. Czy potrafimy stworzyć normalne życie dominikańskie w
Japonii?
— Nie, nie o to Mi
chodzi, synu. Pragnę, abyście tworzyli jeden lud Boży, aby nie było w
nim dominikanina, jezuity czy świeckiego, żeby nie było Japończyka
czy Europejczyka lub Amerykanina (bez uprzedzeń i podziałów
na grupy, rasy, pochodzenie, języki i własne tradycje —
walczących ze sobą o wpływy i znaczenie). Wciąż wam mówię:
zacznijcie od podstaw, sięgnijcie do pierwszych wieków
chrześcijaństwa. Przecież dla Azji to są pierwsze wieki. Jeżeli moi
uczniowie potrafili pokonać intelektualną pychę grecką, pychę
zwycięzców rzymskich, a także różnorodność religii,
własnych języków, tradycji i odmienność obyczajową plemion
osiadłych Europy, Małej Azji i Afryki, i jeżeli potrafili nawrócić
„dzicz" ludów wędrownych (Ostrogotów,
Wizygotów, Longobardów, Wandalów i in.),
dlaczego sądzicie, że chrześcijaństwo nie jest zdolne do ogarnięcia
miłością i braterstwem nowych ludów. Jeżeli tylko
chrześcijaństwo nie będzie nim jedynie z imienia?
Synu, co jeszcze? Mów
to, co dla ciebie najważniejsze.
— Jak na tym terenie
mam być narzędziem Bożego Miłosierdzia? Jak zrobić, żeby nie tylko w
moim kościele był obraz Twojego Miłosierdzia?
— Miłosierdzie jest
niezbędne każdemu. Dopóki ludzie nie rozumieją, że wszyscy
potrzebują miłosierdzia, trudno coś zrobić, ale nadejdzie czas
zagrożenia, kiedy nie będą pewni, czy ziemia je przetrwa (ludzkość
przeżyje). Mój plan oczyszczenia ziemi mówi o jej
późniejszym odrodzeniu. Dlatego postanowiłem zburzyć wszystko
to, co przesłania wam prawdę o słabości i bezradności człowieka.
Powiedziałem, że ostatnim waszym lekarstwem jest groza. Musicie
odkryć waszą zależność, słabość, brak współpracy i miłości
społecznej.
A teraz, synu, powiem coś
„od
siebie". Pamiętaj, cokolwiek by się działo, że jesteś moim
ambasadorem. Znaczy to nie tylko, że reprezentujesz Mnie, lecz
również że za tobą stoi moc Boża, moc nieskończona, skłonna do
miłosierdzia, pragnąca ratować, osłaniać was i wspomagać. Ty świadcz
o Mnie, a Ja będę pamiętał o Tobie i o moim ludzie w Japonii, który
sobie w tych czasach pragnę ukształtować i zakorzenić. A ty nieś im
nadzieję. (...)
Przytulam was do serca, a z
wami tych wszystkich, o których się troszczycie, tych
wszystkich, wśród których pracujecie, tych, dla których
postanowiliście przeżyć życie w mojej służbie. Dotyczy to również
Japonii, mój synu. Tych, wśród których będziesz
prowadził rekolekcje, dla których będziesz się starał.
Przecież wiesz, synu, że Ja was wszystkich kocham nieskończenie.
Pragnę tylko jednego, abyście poszerzali swoje serca i kochali wraz
ze Mną. Bo widzisz przecież, dziecko, jak bardzo Mnie —
prawdziwej Miłości — potrzebujecie.
Chciałbym, żebyś pamiętał,

Ja współpracuję z tobą. Wszystko, co w tej współpracy
rozwija się i rozkwita, jest moim dziełem, a wszystkie niepowodzenia,
udręki i rozczarowania są twoim trudem — i nie oszczędzam ci
ich, gdyż one będą twoją chwałą.
A teraz, dzieci, przyjmijcie
moje błogosławieństwo. +



Jesteście rodziną,
jedną wspólnotą, i odpowiadacie jedni za drugich
31 VIII 1992 r. Anna, s.
Maria, ks. Adam, Grzegorz
Ks. Adam mówi, że
będzie dysponował wolnym czasem w najbliższym roku i pyta, jak miałby
ten czas wykorzystać: czy pisać książkę (książki), czy więcej czasu
poświęcić chorym... Odpowiada Maryja:
— Czy orientujesz się,
synu, w jak przełomowym czasie żyjesz?
— Tak. Jest mi dana od
dziecka wizja przyszłości (wtedy nie wiedziałem, że to jest
przyszłość), a nawet przebłyski przyszłego stanu po przemianie...
Anna mówi, że
zasadniczymi zadaniami Polski jako królestwa Maryi w
najbliższym czasie są: na zewnątrz — pomoc narodom sąsiednim, a
wewnątrz kraju — stworzenie ustroju opartego na prawach Bożych.
— Ja tym od dziecka
żyję.

Maryja uzupełnia:
— Ale Ja, synu, powiem
ci, co jest najważniejsze. Jako kapłan jesteś ojcem duchowym tych,
którzy się do ciebie zwracają, dlatego że sakrament kapłaństwa
łączy cię z Jezusem bardzo ściśle, a poza tym masz odpowiednią wiedzę
i — Maryja dodaje z uśmiechem — praktykę.
Anna mówi pokrótce
o zasługach poprzednich pokoleń Polaków. To im, ich wierności,
miłości i ich ofiarom zawdzięczamy, że teraz Pan daje Polsce takie
zadanie, bowiem tworzymy z nimi jedną rodzinę, jedną wspólnotę,
miłości. W tej chwili Maryja dodaje zwracając się do księdza Adama:
— ...i to właśnie mów,
że jesteście rodziną, jedną wspólnotą, i odpowiadacie jedni za
drugich. Zamiast zabiegać o przywileje dla siebie, tak jak to teraz
robicie (jest to aluzja m.in. do trwających strajków,
których celem najwyraźniej jest interes grupy zawodowej, a nie
ogółu; Maryja mówi to z dezaprobatą), powinniście
walczyć o jak największą pomoc dla najuboższych, najbardziej
bezbronnych. Każda grupa zawodowa, tak jak każde województwo,
powiat, gmina i wieś lub miasto, powinny — zadbawszy o swoje
zdrowie i porządek społeczny — powinny zwracać się z propozycją
pomocy ku wszystkim sąsiednim ośrodkom mniej sprawnym, uboższym lub
gorzej zorganizowanym.
Synu, teraz kiedy mieszkasz
w
swojej wsi i poznajesz kłopoty i troski swoich najbliższych (rodziny,
sąsiadów), wyprowadzaj ludzi z przygnębienia ucząc ich
miłości wzajemnej w służbie sobie, pomocy sąsiedzkiej, zakładania
chociażby najmniejszych zespołów ludzkich, które
potrafiłyby służyć swojej wsi. Przecież nikt wam niczego nie
zakazuje. Możecie zrobić wszystko. A potrzeb macie mnóstwo.
Maryja ukazuje przykłady.
Jednym z nich jest zorganizowanie przedszkola wiejskiego mającego
odciążyć pracujące matki. Może być przechodnie, każdego dnia lub
tygodnia w innym domu. W okresie wakacyjnym „nudząca się"
młodzież mogłaby wnieść swój wkład. Starsze dziewczęta mogłyby
bawić się z dziećmi, odprowadzać i przyprowadzać mieszkające dalej.
Młodzież męską można by prosić o wybudowanie „narzędzi zabawy":
huśtawek, drabinek itp. Jakby podsumowując ten przykład Maryja pyta:
— Czy naprawdę takie to
trudne i kosztowne? Gdyby takie dokonania stały się chlubą wsi,
budziłyby chęć do naśladownictwa. A każdy, kto przyczyniłby się do
rozwinięcia wspólnego pomysłu lub ubogacenia go, stawałby się
dumny ze swej użyteczności.
A czy nie ma w tych wsiach
chorych, samotnych, słabych ludzi potrzebujących pomocy? A może i
księdza? (W znaczeniu: nie chodzi w tym przypadku o udzielenie
sakramentu chorych, lecz o odwiedzenie, o rozmowę. Szczególnie
miejscowy proboszcz powinien o takich chorych wiedzieć i odwiedzać
ich). Synu, przypomnij sobie Jezusa. Niektórych przynosili
do Niego, ale do bardziej chorych wzywali Go. I szedł. On przyszedł,
nie żeby Mu służono, ale żeby służyć. Dlaczego wy uważacie, że wam
się należy więcej niż Synowi mojemu? Dlaczego w ogóle
uważacie, że wam się cokolwiek należy już, w tej chwili, skoro macie
przed sobą nieskończoność nieba...? (Maryja mówi to z
wyrzutem, zwracając się do kapłanów i ludzi, którzy
poświęcili się na służbę Bogu).
Pomyśl, synu, o wypożyczalni
książek, o sporcie, o wszystkim, co w jakiś sposób mogłoby
ludzi skupić i zjednoczyć.
Adam:
— Czy nie będzie to
konkurencja dla proboszcza?

Maryja:
— Synu, to jest
propozycja dla ciebie. Ty sam musisz się zorientować, ile można
zrobić organizując ludzi w zespoły. (...)
Moje dzieci. Chcę was dobrze
ze sobą zapoznać, bo tak postępuje Matka, która swoje dzieci
przy sobie gromadzi i stara się, żeby rozumiały się wzajemnie. Nie
chciałabym odpowiadać wam ani w punktach, ani na kolejne wasze
pytania, dopóki nie poznacie się i nie zrozumiecie, że moim
zadaniem jest budowanie tu, na mojej ziemi, tronu dla Syna mego, gdyż
On zechciał rozpocząć panowanie swoje od mojego królestwa.
Przytulam was do serca,
dzieci. Kocham was i cieszę się wami. Wszystkich was widzę w ścisłej
współpracy ze Mną dla waszego wspólnego szczęścia w
moim kraju. Przekazuję wam błogosławieństwo Boga Najwyższego w całej
chwale i majestacie Trójcy Świętej. +


 
 






Wyszukiwarka