Janusz A. Zajdel
Prognozja
Przyjechałem nieco za wcześnie: zegar na przystanku
wskazywał kilka minut po wpół do trzeciej. Upał był nieznośny. Mijałem uliczny
ogródek jakiejś kawiarni, zatłoczony, lecz jakiś starszy jegomość zwalniał
właśnie swój stolik. Wstąpiłem w nadziei, że dostanę tu coś chłodnego do
picia. Siedziałem tuż przy niskim ogrodzeniu.
Oczekując na kelnerkę, która zniknęła we wnętrzu kawiarni i nie pojawiała
się przez czas dłuższy, obserwowałem ruch na tej wąskiej i zapchanej zwykle
samochodami ulicy. Dziś pojazdy poruszały się powoli, jakby i one były
zmęczone upałem, a przechodnie snuli się w porozpinanych ubraniach, zgrzani
i przytłoczeni nieruchomą galaretą gorącego powietrza. W takie dni człowiek
ma uczucie, jakby czas zwolnił bieg. Myśli przepływają leniwie i omijają
skrzętnie wszelkie poważne zagadnienia, krążąc raczej wokół
piaszczystych plaż nadmorskich czy choćby miejskich basenów kąpielowych...
- Czy można usiąść koło pana?
Podniosłem głowę. Pytający stał nade mną w kolorowej
koszuli, spocony jak wszyscy i z wyrazem zmęczenia na twarzy.
- Proszę bardzo - powiedziałem. - Na nikogo nie
czekam, to miejsce jest wolne. Usiadł. Nie był młody,
włosy zaczynały mu już siwieć. Czoło poprzecinane długimi, poziomymi
zmarszczkami i pomarszczona twarz z iskrzącymi się kropelkami potu
zdradzały człowieka, który nie miał lekkiego życia.
Tak to przynajmniej oceniłem. Lubię czasem czytać w
ludzkich twarzach, by potem konfrontować swe spostrzeżenia z
rzeczywistością. Musiał zauważyć, że przyglądam mu się zbyt długo, bo poruszył
się niespokojnie i podniósłszy oczy, zapytał: -
Przepraszam, czy pan... nie spotkał mnie już kiedyś? -
Chyba nie... - zastanowiłem się, spoglądając jeszcze raz uważnie. - A pan?
Czyżby pan sobie mnie przypominał? Uśmiechnął się
blado i otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował widać, bo
tylko pokręcił głową przecząco i odwrócił twarz w stronę ulicy. Pomyślałem, że w
taki upał nawet rozmawiać się nie chce, i jeszcze raz rozejrzałem się za
kelnerką. - Z obsługą tu nie najlepiej. Od dziesięciu
minut wypatruję kelnerki - powiedziałem na wpół do siebie.
- Niech się pan nie trudzi - powiedział mój sąsiad,
nie odrywając wzroku od ulicy. Kelnerka zjawi się za następne dziesięć
minut. Piwa zresztą nie będzie ani wody sodowej. -
Widzę, że zna pan miejscowe stosunki!- zaśmiałem się. - Pewnie bywa pan tu
często? Ku mojemu zdumieniu spojrzał na mnie ze smutkiem i powiedział:
- Nie wiem... - Jak to: nie
wie pan? Nie wie pan, czy... - Po prostu nie wiem. Nie pamiętam. Wzruszyłem
ramionami biorąc jego słowa za jeszcze jedną manifestację niechęci do
pogawędki. Machinalnie sięgnąłem po swoją teczkę i bezmyślnie
przerzuciłem zawarte w niej arkusze maszynopisu. Tekst, który przeglądałem
tyle razy, wydał mi się teraz idiotyczny, zawiły i niezrozumiały. „Jeśli
przeczytam następną stronę, dojdę do wniosku, że to nic niewarte... -
pomyślałem. - Ten upał nastraja pesymistycznie". Zapiąłem teczkę. Trudno,
niczego już nie zmienię, za kwadrans oddam tekst w redakcji i poczekam na opinię
recenzentów... - Panowie sobie życzą?...
To nareszcie zjawiła się kelnerka. Ospale strzepnęła
ze stolika okruchy tytoniowego popiołu i czekała ze znudzoną miną.
- Proszę o piwo - powiedziałem.
- Nie ma. Zabrakło - mruknęła z rozdrażnieniem.
- Woda sodowa? - Wyszła. Mój
sąsiad był jednak dobrze zorientowany w zaopatrzeniu kawiarni w napoje
chłodzące. - Czy jest w ogóle coś do picia? Zimnego, oczywiście... - spytałem z
rezygnacją. - Napój firmowy. Życzy pan? Drugi pan też?
Obaj zgodziliśmy się na ten napój. Kelnerka zniknęła,
a mój sąsiad skrzywił się z niesmakiem. - Dostanę
obrzydliwą, ciepławą lurę... mruknął. - Sądząc z
pańskich poprzednich przewidywań - uśmiechnąłem się - powinno i tym
razem się sprawdzić... - Ja nie przewiduję -
powiedział nagle. Ja wiem. - Jak to? Czyżby pan
był... jasnowidzem? - zażartowałem. - W
nomenklaturze parapsychologicznej tak się to nazywa - powiedział powoli. - Ja
jednak inaczej określiłbym mój przypadek... Potrafię przewidzieć tylko rzeczy
dotyczące mnie osobiście. Fakty, w których będę brał udział bezpośrednio, lub
te, o których się w ten czy inny sposób dowiem. Nie, źle powiedziałem. Ja
nie przewiduję, ja wiem... Tak jak pan wie to, co działo się z panem lub wokół
pana, powiedzmy, przed godziną, przed rokiem i tak dalej...
- Chce pan powiedzieć - zauważyłem że pan pamięta
swoją przyszłość? - Owszem, jeśli można się tak
absurdalnie wyrazić, to pamiętam swą przyszłość. Wiem to, co się dopiero stanie.
Nazwałbym to prognozją, dobrze brzmi... - Świetnie! W
ogóle to doskonały pomysł, kapitalny żart. Że też w taki upał nie traci pan
humoru... Nieznajomy
posmutniał jakby, patrząc na mnie poważnie spod na wpół opuszczonych
powiek. - Bardzo bym był szczęśliwy, gdyby to
tylko żart... - powiedział cicho. - Niestety, to prawda, panie Kowalski!
- C~oo? Pan zna moje nazwisko? Nie pamiętam, abym
je wymieniał... - Gdyby nawet je pan wymienił, nie
mógłbym go pamiętać! Oprócz prognozji bowiem dotknięty jestem całkowitą
amnezją! Rozumie pan? To jest właśnie całe moje nieszczęście, podwójne
nieszczęście: nie pamiętam ani jednej chwili z mojej przeszłości, a za to
znam całą swą przyszłość! Nie mogłem wydobyć z siebie
głosu. W osłupieniu patrzyłem na tego człowieka, nie wiedząc wciąż,
czy żartuje, czy też mówi serio. - Ależ... to przecież
zupełnie niemożliwe? I skąd wie pan w takim razie, jak się nazywam? - Dowiem się
w przyszłości i stąd pamiętam... - Więc jednak
twierdzi pan, że to wszystko, co usłyszałem, jest prawdą?
Przytaknął w milczeniu. Ja również zamilkłem,
rozważając jego słowa. - Więc pan... nie pamięta nawet
tego, co stało się przed sekundą? I wie pan to, co stanie się za dziesięć lat? -
spytałem nagle. - Owszem. Z tym, że to, co stanie się
za chwilę, wiem dokładniej, z większą ilością szczegółów. To zupełnie tak, jak z
pamiętaniem rzeczy mniej i bardziej odległych w czasie dla normalnego
człowieka... A to, co stało się z przeszłością, choćby o sekundy tylko odległą
od chwili teraźniejszej, jest dla mnie bezpowrotnie zakryte... Jak dla pana
na przykład wszystko, co stanie się za chwilę... -
Ależ... - powiedziałem - wiem przecież, że za chwilę będę tu siedział i
rozmawiał z panem... - ... a o trzeciej, a raczej
kilka minut przed trzecią, wyjdzie pan stąd i uda się do tego domu
naprzeciwko. Oczywiście, że to pan może wiedzieć, ale nigdy na sto procent. Może
właśnie za chwilę ja stąd odejdę? Może przechodząc przez ulicę
dostanie się pan pod samochód? Takich ewentualności nie brał pan pod uwagę
w swoich rachubach. Nie, może pan być spokojny, pod samochód pan nie wpadnie, a
ja stąd nie zamierzam odejść, dopóki nie dostanę czegoś do picia. Powiedziałem
to tylko tak, dla przykładu. A zatem, pan może przewidywać przyszłość na
podstawie przeszłości i chwili bieżącej. Ja natomiast przyszłość znam, po
prostu znam... O przeszłości sądzić mogę jedynie poprzez analizę wsteczną
faktów, które dopiero nastąpią. Mój umysł
pracował niezmiernie ociężale. To, co mówił nieznajomy, przekraczało moją
zdolność pojmowania przy trzydziestostopniowym upale...
- Jeśli jest tak, jak pan mówi - zawołałem w nagłym
olśnieniu - to w jaki sposób może pan odpowiadać logicznie na moje pytania,
skoro z chwilą, gdy je pan usłyszy, natychmiast zapomina, że zostały
zadane? - Ech, drogi panie! Niech pan pomyśli
rozsądnie. - Nieznajomy uśmiechnął się pobłażliwie. - Pytanie pańskie
wprawdzie natychmiast dokładnie zapominam, ale odpowiedź moją na to pytanie
doskonale pamiętam! Należy ona przecież - nim je j panu udzielę - do
przyszłości, i to tej najbliższej! A przyszłość jest przede mną odkryta!
- Przypuśćmy... - mruknąłem, zbity z tropu. - Ale
pozostaje jeszcze inna sprawa: po co pan zadaje pytania mnie? Pytał pan na
przykład o to, czy pana kiedykolwiek przedtem spotkałem. Przecież moją
odpowiedź znał pan z góry! - Znów się pan myli -
powiedział spokojnie. - Gdybym panu nie zadał tego pytania, pan nie
odpowiedziałby na nie nigdy! Ja mogę wiedzieć tylko to, co kiedyś nastąpi, tak
więc moje pytanie było logiczną koniecznością! -
Hmm... - powiedziałem, zupełnie już tracąc wszelki pogląd na tę całą dziwną
historię. - W takim razie nie rozumiem, dlaczego swoją cudowną właściwość
nazywa pan nieszczęściem? Od wieków ludzie marzyli o czymś takim! Któż nie
chciałby poznać swojej przyszłości - Myli się
pan. Wszyscy się mylą - powiedział ze smutkiem potrząsając głową. - Ja
najlepiej wiem, jaki to ciężar: wiedzieć wszystko, do końca, do
najdrobniejszych szczegółów! Czy nigdy nie pragnął pan zapomnieć czegoś,
jakichś przykrych momentów z życia? Zapominanie jest cudowną rzeczą...
Podobnie cudowne byłoby poznanie tego, co ma się stać, ale na miły Bóg, w jednym
i drugim przypadku nie całkowicie, nie do końca. Czy chciałby pan zapomnieć
jak ja o wszystkim, co było? Kim pan jest, jak się pan nazywa i co pan przeżył
dotychczas? Podobnie - zapewniam pana - niemiłe jest poznanie całej
przyszłości. - A panu... w jaki sposób panu się to
zdarzyło? Może na podstawie okoliczności, w jakich przytrafiło się
panu to... nieszczęście, ta katastrofa pamięci, uda się znaleźć środek na
przywrócenie normalnego stanu? A może to... zaraźliwe? - zakpiłem, odsuwając się
z lekka od niego. - Skądże mogę wiedzieć, jak to się
stało? Przecież ja nie wiem nawet, jak w ogóle doszło do naszej rozmowy. Pan
wciąż nie może się przyzwyczaić, że ma przed sobą człowieka, który porusza
się jak gdyby pod prąd rzeczywistości. Moja „pamięć" staje się coraz
uboższa, każde słowo, każde wydarzenie odbiera jej kawałek wiedzy o moim
życiu! - Więc i o mnie pan wie coraz mniej, mimo że
zadawał pan pytania i obserwował mnie w czasie rozmowy?
- Ma się rozumieć. Tym niemniej jednak mam wrażenie,
że kiedyś coś o panu usłyszę. Bo chyba pana nie spotkam... Tak, na pewno nie
spotkam pana już nigdy, ale... - Nie spotka mnie pan -
powiedziałem i zamyśliłem się. „Jeśli to wszystko prawda, i jeśli on twierdzi,
że mnie nie spotka, to widocznie wie na pewno... W takim razie... to jedyna
szansa dla mnie". - Proszę pana - powiedziałem z udaną
obojętnością. - Rozumie pan przecież, że niełatwo mi uwierzyć w to
wszystko, co tu od pana usłyszałem. Chcę jednak w to uwierzyć i dlatego
ośmielam się prosić pana o coś. Czy nie mógłby mi pan... opowiedzieć o czymś z
przyszłości? Coś takiego, co można będzie po pewnym czasie bezspornie
stwierdzić... Na przykład, czy nie zna pan jakiegoś... wynalazku z
przyszłości? - Nie! - nieznajomy przerwał mi
stanowczo i ostro. - Tego nie zrobię. - Ależ...
bardzo pana proszę! - Skoro mówię, że czegoś nie
zrobię, to nie znaczy, że się upieram, lecz po prostu wiem, że tego nie zrobię.
Wiem, że nigdy nikomu nie będę opowiadał o przyszłości.
Był wyraźnie wzburzony. Po chwili dopiero uspokoił się
i dodał łagodnie: - Gdybym uczynił zadość pańskie j
prośbie, naraziłbym pana na niebezpieczeństwo. Tak, tak, niech pan nie robi
zdziwionej miny! Proszę tylko pamiętać: powiedzmy, że opiszę panu dokładnie
pewne urządzenie, o którym wiem, że w przyszłości zbuduje je, dajmy na to, pan
X. Gdyby pan wszedł w posiadanie idei tego wynalazku przed jego
rozpowszechnieniem nie oparłby się pan chęci zdobycia sławy tymże
wynalazkiem. Skądinąd jednak wiadomo, że urządzenie to będzie dziełem pana
X. Wniosek stąd prosty: pana musiałoby spotkać nieszczęście, jeszcze zanim
zdołałby pan skonstruować prototyp. Nie mogę narażać pana na nagłą
śmierć... Przyszłość, jak pan widzi, odsłonięta w nieostrożny sposób przed
człowiekiem lekkomyślnym, może go zabić! - Ale
pan przecież... zna całą swoją przyszłość? Jakże więc pan może chronić się
przed czymś takim? - Chroni mnie przed
niebezpieczeństwem właśnie to, że znam ją całą! O ile pan ma przed sobą -
pozornie przynajmniej - wiele wariantów życia, o tyle ja mam tylko jeden i
tego muszę się trzymać. Pan zresztą, podobnie, naprawdę ma jeden tylko
wariant: ten, który pan przeżyje. Lecz przynajmniej łudzić się można
wybieraniem wśród nieskończonej liczby możliwości. Ja wybierać nie mogę...
Ile dałbym za to, by przypomnieć sobie choć kilka szczegółów z przeszłości,
a zapomnieć to, co mnie czeka... - Nie na wiele by się
zdało. Gdyby nawet ktoś, kto znał pana dawniej, przypomniał jakieś
szczegóły z pańskiego życia, to i tak zapomniałby pan o tym natychmiast! -
powiedziałem. - Ma pan rację... Ale... może to
mogłoby mnie wyleczyć?... Zamilkł na chwilę, a potem
innym już tonem dosiał: - Tak, już wiem, skąd będę
znał pana twarz... Pan wyda tę świetną książkę, którą przeczytam za rok!
Przypomniałem sobie, tam zamieszczą pańską fotografię. To naprawdę będzie
bestseller) Czy pan już ją napisał? Spojrzałem na
niego, raz jeszcze zaskoczony. Czyżby czytał moje myśli? Telepatia czy co? Bo w
tę całą jego prognozję, mimo wszystko, nie potrafiłem uwierzyć.
- Pan mówi, że to będzie dobra książka? Właśnie idę
oddać ją do druku. - To będzie pański sukces.
Niestety, tak się jakoś złoży, że nie będę czytał następnych pana książek.
- A ta, o której pan mówi... Czy pamięta pan, o czym
ona jest? - Ależ oczywiście, doskonale pamiętam!
Szczególne będzie na mnie robiła wrażenie ta wspaniała
sceneria planety, którą odkrywają pańscy bohaterowie...
„Musiał zajrzeć mi w maszynopis, gdy przeglądałem
tekst!" - pomyślałem. - Nie będę czekał na ten napój
firmowy. Dochodzi trzecia, muszę iść. Miło mi się z panem gawędziło. Może
pan zechce zapłacić za mnie, tu są pieniądze. Wstałem,
zabrałem teczkę i wyciągnąłem dłoń w kierunku mego rozmówcy.
- Kowalski... - przedstawiłem się machinalnie i
natychmiast przyszło mi do głowy, że... stąd właśnie, z tego mojego
przedstawienia się, tamten „pamiętał" przedtem moje nazwisko. Zaraz też
zganiłem się za taką myśl, która oznaczała, że podświadomie wierzę w
opowieść nieznajomego. Jakże można brać na serio taki absurd?
- Niestety, nie mogę się panu przedstawić! -
powiedział uśmiechając się przepraszająco. - Nie pamiętam swego nazwiska.
Bo widzi pan, dotknięty jestem dziwnego rodzaju przypadłością...
- Wiem, wiem. Opowiadał mi pan przed kilkunastoma
minutami! - Ach, tak... No to rozumie pan... Ja, co
prawda, nie pamiętam, o czym rozmawialiśmy, ale sądzę, że powiedziałem panu...
- Tak, tak, wszystko pan powiedział. Przepraszam,
muszę się śpieszyć - rzuciłem niecierpliwie.
Skinąwszy mu na pożegnanie głową wmieszałem się w
potok przechodniów.
Moja nowa powieść spotkała się z entuzjastycznym
przyjęciem wydawcy. Powiedział wręcz: - To będzie
pański wielki sukces, panie Kowalski. Szczególnie silne wrażenie robi ta
wspaniała sceneria planety, którą odkrywa ją pańscy bohaterowie.
Do dziś nie mogę sobie uprzytomnić, kto i kiedy
powiedział już coś podobnego... Czyżby zawodziła mnie
pamięć? Zaraz, co to ja miałem... Kim ja jestem Jak
się nazywamy Siedzę tu i piszę, a za chwilę zerwie się za oknem wichura,
trzeba zamknąć okno... O, już wieje! Dlaczego nie wstałem, żeby zamknąć
okno Zaraz wiatr stłucze szybę...
powrót
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Przywództwo kobiet bariery i prognozy na przyszłośćPrognozowaniem sytuacji gieldow Nieznany4i Prognozowanie efektów końcowych leczenia NZK, kończenie resuscytacji i problemy donacji narządówprojekt analiza prognozaZagadnienie2 PrognozaWstep handoutprognozaZad III 1 PrognozyWykład 4 trend prognozyW05 prognozowanieC3 prognozy ocieplenia klimatuprognozy 3[1]08 02 KPGO Prognoza oośElektroniczne metody płatności Istota, rozwój, prognozyHL prognozowany obraz wojny w Europiewięcej podobnych podstron