Na nastÄ™pny dzieÅ„ Ramzes wysÅ‚aÅ‚ swego Murzyna z rozkazami do Memfis, a okoÅ‚o poÅ‚udnia, od strony miasta, do folwarku Sary przybiÅ‚a duża łódź, napeÅ‚niona greckim żoÅ‚nierstwem w wysokich heÅ‚mach i poÅ‚yskliwych pancerzach. Na komendÄ™ szesnastu ludzi uzbrojonych w tarcze i krótkie włócznie wysiadÅ‚o na brzeg i uszykowaÅ‚o siÄ™ we dwa szeregi. Już mieli maszerować do domu Sary, gdy zatrzymaÅ‚ ich drugi posÅ‚aniec ksiÄ™cia, który rozkazaÅ‚ żoÅ‚nierzom zostać na brzegu, a tylko naczelnego ich wodza, Patroklesa, wezwaÅ‚ do nastÄ™pcy tronu. StanÄ™li i stali bez ruchu, jak dwa rzÄ™dy kolumn obitych bÅ‚yszczÄ…cÄ… blachÄ…. Za posÅ‚aÅ„cem poszedÅ‚ Patrokles, w heÅ‚mie z piórami i purpurowej tunice, na której miaÅ‚ zÅ‚otÄ… zbrojÄ™, ozdobionÄ… na piersiach wizerunkiem gÅ‚owy kobiecej najeżonej wężami zamiast wÅ‚osów. Książę przyjÄ…Å‚ znakomitego jeneraÅ‚a w bramie ogrodu. Nie uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ jak zwykle, nawet nie odpowiedziaÅ‚ na niski ukÅ‚on Patroklesa, lecz z chÅ‚odnÄ… twarzÄ… rzekÅ‚: - Powiedz, wasza dostojność, greckim żoÅ‚nierzom z moich puÅ‚ków, że nie bÄ™dÄ™ z nimi odbywaÅ‚ musztry, dopóki jego Å›wiÄ…tobliwość nasz pan nie mianuje mnie po raz drugi ich wodzem. Zaszczyt ten utracili wydajÄ…c po szynkowniach godne pijaków okrzyki, które mnie obrażajÄ…. Zwracam też uwagÄ™ waszej dostojnoÅ›ci, że greckie puÅ‚ki sÄ… nie dość karne. W miejscach publicznych żoÅ‚nierze tego korpusu rozprawiajÄ… o polityce, a mianowicie o jakiejÅ› możliwej wojnie, co wyglÄ…da na zdradÄ™ stanu. O tych rzeczach mówić może tylko jego Å›wiÄ…tobliwość faraon i czÅ‚onkowie najwyższej rady. My zaÅ›, żoÅ‚nierze i sÅ‚ugi pana naszego, jakiekolwiek zajmujemy stanowiska, możemy tylko wykonywać rozkazy najmiÅ‚oÅ›ciwszego wÅ‚adcy i - zawsze milczeć. ProszÄ™, abyÅ›, wasza dostojność, uwagi te zakomunikowaÅ‚ moim puÅ‚kom, i życzÄ™ waszej dostojnoÅ›ci wszelkiego powodzenia. - BÄ™dzie tak, jak powiedziaÅ‚eÅ›, wasza dostojność - odparÅ‚ Grek. ObróciÅ‚ siÄ™ na piÄ™cie i wyprostowany poszedÅ‚ z chrzÄ™stem do swojej Å‚odzi. WiedziaÅ‚ on o rozprawach żoÅ‚nierzy w szynkowniach, a w tej chwili zrozumiaÅ‚, że staÅ‚a siÄ™ jakaÅ› przykrość nastÄ™pcy tronu, którego wojsko ubóstwiaÅ‚o. Gdy wiÄ™c dosiÄ™gnÄ…Å‚ stojÄ…cej nad brzegiem garstki zbrojnych, przybraÅ‚ minÄ™ bardzo zagniewanÄ… i wÅ›ciekle machajÄ…c rÄ™koma zawoÅ‚aÅ‚: - Waleczni żoÅ‚nierze greccy!... - parszywe psy, oby was trÄ…d stoczyÅ‚... Jeżeli od tej pory którykolwiek Grek wymówi w szynku imiÄ™ nastÄ™pcy tronu, rozbijÄ™ mu dzban o Å‚eb, a skorupy wpakujÄ™ do gardÅ‚a i - won z puÅ‚ku!... BÄ™dziesz jeden z drugim Å›winie pasÅ‚ u egipskiego chÅ‚opa, a w twoim heÅ‚mie kury bÄ™dÄ… skÅ‚adaÅ‚y jaja. Taki los czeka gÅ‚upich żoÅ‚daków, którzy nie umiejÄ… powÅ›ciÄ…gać swego jÄ™zyka. A teraz - lewo - w tyÅ‚ - zwrot! - i marsz na czółno bodaj was mór pobiÅ‚! Å»oÅ‚nierz jego Å›wiÄ…tobliwoÅ›ci powinien przede wszystkim pić za zdrowie faraona i pomyÅ›lność dostojnego ministra wojny Herhora. Oby żyli wiecznie!... - Niech żyjÄ… wiecznie!... - powtórzyli żoÅ‚nierze. Wszyscy siedli na statek pochmurni. Ale okoÅ‚o Memfisu Patrokles rozpogodziÅ‚ zmarszczone czoÅ‚o i kazaÅ‚ zaÅ›piewać pieśń o córce kapÅ‚ana, która tak lubiÅ‚a wojsko, że do łóżka kÅ‚adÅ‚a lalkÄ™, a sama caÅ‚Ä… noc przepÄ™dzaÅ‚a w budce szyldwachów. W takt tej pieÅ›ni najlepiej maszerowaÅ‚o siÄ™ i najraźniej uderzaÅ‚y wiosÅ‚a. Nad wieczorem do folwarku Sary przybiÅ‚a druga łódź, z której wysiadÅ‚ naczelny rzÄ…dca dóbr Ramzesa. Książę i tego dostojnika przyjÄ…Å‚ w bramie ogrodowej. Może przez surowość, a może - aby nie zmuszać go do wchodzenia w dom swojej naÅ‚ożnicy i Å»ydówki. - ChciaÅ‚em - rzekÅ‚ nastÄ™pca - zobaczyć siÄ™ z tobÄ… i powiedzieć, że miÄ™dzy moim chÅ‚opstwem krążą jakieÅ› nieprzystojne gadaniny o zniżeniu podatków czy o czymÅ› takim... PragnÄ™, ażeby dowiedzieli siÄ™ chÅ‚opi, że ja im podatków nie zmniejszÄ™. Jeżeli zaÅ› który, mimo ostrzeżeÅ„, uprze siÄ™ w swej gÅ‚upocie i bÄ™dzie rozprawiaÅ‚ o podatkach, dostanie kije... - Może lepiej, aby zapÅ‚aciÅ‚ karÄ™... Utena czy drachmÄ™, jak rozkaże wasza dostojność - wtrÄ…ciÅ‚ naczelny rzÄ…dca. - Owszem, niech pÅ‚aci karÄ™... - odparÅ‚ książę po chwilowym zawahaniu siÄ™. - A teraz może by dać kije pewnej liczbie niesforniejszych, ażeby lepiej pamiÄ™tali miÅ‚oÅ›ciwy rozkaz?... - szepnÄ…Å‚ rzÄ…dca. - Owszem, można dać niesforniejszym kije. - OÅ›mielam siÄ™ zrobić uwagÄ™ waszej dostojnoÅ›ci - szeptaÅ‚ wciąż pochylony rzÄ…dca - że chÅ‚opi przez pewien czas istotnie mówili o zniesieniu podatków, buntowani przez jakiegoÅ› nieznanego czÅ‚owieka, ale od paru dni nagle ucichli. - No, wiÄ™c w takim razie można im nie dawać kijów - zauważyÅ‚ Ramzes. - Chyba w formie zapobiegawczej?... - wtrÄ…ciÅ‚ rzÄ…dca. - Czy nie szkoda kijów? - Tego towaru nigdy nam nie zabraknie. - W każdym razie... z umiarkowaniem - upominaÅ‚ go książę. - Nie chcÄ™... nie chcÄ™, ażeby do jego Å›wiÄ…tobliwoÅ›ci doszÅ‚o, że bez potrzeby drÄ™czÄ™ chÅ‚opów... Za buntownicze gawÄ™dy trzeba bić i Å›ciÄ…gać kary pieniężne, ale gdy nie ma powodu, można okazać siÄ™ wspaniaÅ‚omyÅ›lnym. - Rozumiem - odparÅ‚ rzÄ…dca patrzÄ…c w oczy ksiÄ™ciu. - Niech tyle krzyczÄ… ile potrzeba, ażeby nie szeptali bluźnierstw... Obie te mowy: do Patroklesa i do rzÄ…dcy, obiegÅ‚y Egipt. Po odjeździe urzÄ™dnika książę ziewnÄ…Å‚ i oglÄ…dajÄ…c siÄ™ dokoÅ‚a znudzonym wzrokiem rzekÅ‚ do siebie: “ZrobiÅ‚em, com mógÅ‚... A teraz nic nie bÄ™dÄ™ robiÅ‚, o ile potrafiÄ™..." W tej chwili od strony budynków folwarcznych doleciaÅ‚ ksiÄ™cia cichy jÄ™k i gÄ™ste uderzenia. Ramzes odwróciÅ‚ gÅ‚owÄ™ i zobaczyÅ‚, że dozorca parobków, Ezechiel, syn Rubena, wali kijem jednego ze swoich podwÅ‚adnych uspokajajÄ…c go przy tym: - A cicho!... a milcz, ty podÅ‚e bydlÄ™! Bity zaÅ› parobek, leżąc na ziemi, zatykaÅ‚ rÄ™kÄ… usta, aby nie krzyczeć. Książę w pierwszej chwili rzuciÅ‚ siÄ™ jak pantera w stronÄ™ budynków. Nagle stanÄ…Å‚. - Cóż mu zrobiÄ™?... - szepnÄ…Å‚. - Przecież to folwark Sary, a ten Å»yd jest jej krewnym... PrzygryzÅ‚ usta i skryÅ‚ siÄ™ miÄ™dzy drzewami, tym bardziej że egzekucja byÅ‚a już skoÅ„czona. “WiÄ™c to tak gospodarujÄ… pokorni Å»ydzi?... - myÅ›laÅ‚ książę. - WiÄ™c to tak?... Na mnie patrzy jak wystraszony pies, a bije parobków?... Czy oni wszyscy tacy?.." I pierwszy raz zbudziÅ‚o siÄ™ w duszy Ramzesa podejrzenie, że i Sara pod pozorami dobroci może ukrywać obÅ‚udÄ™. W Sarze istotnie zachodziÅ‚y pewne zmiany, przede wszystkim moralne. Od pierwszej chwili, kiedy spotkaÅ‚a ksiÄ™cia w pustynnej dolince, Ramzes podobaÅ‚ siÄ™ jej. Lecz uczucie to naraz umilkÅ‚o pod wpÅ‚ywem ogÅ‚uszajÄ…cej wiadomoÅ›ci, że ten piÄ™kny chÅ‚opiec jest synem faraona i nastÄ™pcÄ… tronu. Gdy zaÅ› Tutmozis uÅ‚ożyÅ‚ siÄ™ z Gedeonem o zabranie jej do domu ksiÄ™cia, Sara wpadÅ‚a w stan oszoÅ‚omienia. Za żadne skarby, za cenÄ™ życia nie wyrzekÅ‚aby siÄ™ Ramzesa, lecz - nie można powiedzieć, ażeby go kochaÅ‚a w tej epoce. MiÅ‚ość potrzebuje swobody i czasu do wydania najpiÄ™kniejszych kwiatów; jej zaÅ› nie zostawiono ani czasu, ani swobody. Jednego dnia poznaÅ‚a ksiÄ™cia, nazajutrz porwano jÄ…, prawie nie pytajÄ…c o zdanie, i przeniesiono do willi za Memfisem. A w parÄ™ dni zostaÅ‚a kochankÄ…, zdziwiona, przerażona, nie pojmujÄ…ca, co siÄ™ z niÄ… dzieje. Nadto, zanim zdążyÅ‚a oswoić siÄ™ z nowymi wrażeniami, zatrwożyÅ‚a jÄ… niechęć okolicznego ludu do niej, do Å»ydówki, potem wizyta jakichÅ› nieznajomych paÅ„, wreszcie napad na folwark. To, że Ramzes ujÄ…Å‚ siÄ™ za niÄ… i chciaÅ‚ rzucić siÄ™ na napastników, przestraszyÅ‚o jÄ… jeszcze bardziej. TraciÅ‚a przytomność na myÅ›l, że znajduje siÄ™ w rÄ™ku tak gwaÅ‚townego i potężnego czÅ‚owieka, który, gdyby mu siÄ™ podobaÅ‚o, miaÅ‚ prawo przelewać cudzÄ… krew, zabijać... Sara na chwilÄ™ wpadÅ‚a w rozpacz; zdawaÅ‚o siÄ™ jej, że oszaleje sÅ‚yszÄ…c groźne rozkazy ksiÄ™cia, który wezwaÅ‚ do broni sÅ‚użbÄ™. Lecz w tym samym momencie zdarzyÅ‚ siÄ™ drobny wypadek, jedno słówko, które otrzeźwiÅ‚o SarÄ™ i nowy kierunek nadaÅ‚o jej uczuciom. Książę myÅ›lÄ…c, że jest raniona, zerwaÅ‚ jej z gÅ‚owy opaskÄ™, lecz zobaczywszy stÅ‚uczenie zawoÅ‚aÅ‚: - To tylko siniak?... Jak ten siniak zmienia twarz!... Wobec tego słówka Sara zapomniaÅ‚a o bólu i trwodze. OgarnÄ…Å‚ jÄ… nowy niepokój: wiÄ™c ona zmieniÅ‚a siÄ™ tak, aż to zdziwiÅ‚o ksiÄ™cia?... A on tylko zdziwiÅ‚ siÄ™!... Siniak zniknÄ…Å‚ w parÄ™ dni, ale w duszy Sary pozostaÅ‚y i rozrosÅ‚y siÄ™ nie znane dotychczas uczucia. Poczęła być zazdrosnÄ… o Ramzesa i bać siÄ™, aby jej nie porzuciÅ‚. I jeszcze jedna drÄ™czyÅ‚a jÄ… troska: że ona czuje siÄ™ wobec ksiÄ™cia sÅ‚ugÄ… i niewolnicÄ…. Ona byÅ‚a i chciaÅ‚a być jego najwierniejszÄ… sÅ‚ugÄ…, najbardziej oddanÄ… niewolnicÄ…, nieodstÄ™pnÄ… jak cieÅ„. Ale jednoczeÅ›nie pragnęła, aby on jÄ…, przynajmniej w chwili pieszczot, nie traktowaÅ‚ jak pan i wÅ‚adca. Przecież ona byÅ‚a jego, a on jej. Z jakiej wiÄ™c racji on nie okazuje, że należy do niej choć trochÄ™, lecz każdym sÅ‚owem i ruchem daje poznać, że dzieli ich jakaÅ› przepaść... Jaka?... Alboż nie ona trzymaÅ‚a go w swoich objÄ™ciach? Alboż nie on caÅ‚owaÅ‚ jej usta i piersi?... Pewnego dnia przypÅ‚ynÄ…Å‚ do niej książę z psem. BawiÅ‚ tylko parÄ™ godzin, ale przez caÅ‚y ten czas pies leżaÅ‚ u nóg ksiÄ™cia, na miejscu Sary, a gdy ona chciaÅ‚a tam usiąść, warknÄ…Å‚ na niÄ…... A książę Å›miaÅ‚ siÄ™ i tak samo zatapiaÅ‚ palce w kudÅ‚ach nieczystego zwierzÄ™cia jak i w jej wÅ‚osach. I pies tak samo patrzyÅ‚ ksiÄ™ciu w oczy jak ona, z tÄ… chyba różnicÄ…, że patrzyÅ‚ Å›mielej niż ona. Nie mogÅ‚a uspokoić siÄ™ i znienawidziÅ‚a mÄ…dre zwierzÄ™, które jej zabieraÅ‚o część pieszczot, wcale nie dbajÄ…c o nie i zachowujÄ…c siÄ™ wobec pana z takÄ… poufaÅ‚oÅ›ciÄ…, na jakÄ… ona zdobyć siÄ™ nie Å›miaÅ‚a. Nawet nie potrafiÅ‚aby mieć tak obojÄ™tnej miny albo patrzeć w innÄ… stronÄ™, gdy na jej gÅ‚owie leżaÅ‚a rÄ™ka nastÄ™pcy. Niedawno znowu książę wspomniaÅ‚ o tancerkach. Wówczas Sara wybuchÅ‚a. Jak to, wiÄ™c on pozwoliÅ‚by siÄ™ pieÅ›cić tym nagim, bezwstydnym kobietom?... I Jehowa, widzÄ…c to z wysokiego nieba, na potworne kobiety nie rzuciÅ‚ gromu?... Wprawdzie Ramzes powiedziaÅ‚, że ona mu jest droższa nad wszystkie. Ale sÅ‚owa jego nie uspokoiÅ‚y Sary; ten tylko wywarÅ‚y skutek, że postanowiÅ‚a nie myÅ›leć już o niczym poza obrÄ™bem swojej miÅ‚oÅ›ci. Co bÄ™dzie jutro?... o to mniejsza. A kiedy u nóg ksiÄ™cia Å›piewaÅ‚a pieśń o utrapieniach, od kolebki do grobu Å›cigajÄ…cych ród ludzki, wypowiedziaÅ‚a w niej stan wÅ‚asnej duszy i swojÄ… ostatniÄ… nadziejÄ™ - w Bogu. Na dziÅ› Ramzes byÅ‚ przy niej, wiÄ™c ma dosyć; ma wszystkie szczęścia, jakie jej mogÅ‚o dać życie. Ale tu wÅ‚aÅ›nie zaczęła siÄ™ dla Sary najcięższa gorycz. Książę mieszkaÅ‚ z niÄ… pod jednym dachem, chodziÅ‚ z niÄ… po ogrodzie, czasem braÅ‚ do łódki i woziÅ‚ jÄ… po Nilu. Ale ani na jeden wÅ‚os nie staÅ‚ siÄ™ dla niej dostÄ™pniejszy niż wówczas, gdy byÅ‚ po drugiej stronie rzeki, w obrÄ™bie królewskiego parku. ByÅ‚ z niÄ…, ale myÅ›laÅ‚ o czym innym, a Sara nawet odgadnąć nie mogÅ‚a - o czym. ObejmowaÅ‚ jÄ… albo bawiÅ‚ siÄ™ jej wÅ‚osami, ale patrzyÅ‚ w stronÄ™ Memfisu, na ogromne pylony zamku faraona albo - nie wiadomo gdzie. Czasem nawet nie odpowiadaÅ‚ na jej pytania albo nagle spojrzaÅ‚ na niÄ… jak zbudzony, jakby dziwiÅ‚ siÄ™, że jÄ… widzi obok siebie.