Calderon Wielki teatr świata(1)


PEDRO CALDERON DE LA BARCA
WIELKI TEATR ŚWIATA
(El gran Teatro del Mundo)
Z hiszpańskiego przeło\ył Leszek Biały
OS O B Y :
1. AUTOR
2. ŚWIAT
3. PRAWO AASKI
4. GAOS
5. KRÓL
6. ROZTROPNOŚĆ
7. PIKNO
8. BOGACZ
9. WIEŚNIAK
10. BIEDAK
11. DZIECKO
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 2
Wchodzi AUTOR w płaszczu w gwiazdy i w kapeluszu, od którego rozchodzi się dzie-
więć promieni.
AUTOR
O bytów ni\szych wspaniałe bogactwo,
Które w oddali i spomiędzy cieni
Kradzionym niebu odblaskiem się mienisz;
Które  gdy kwiatów przepięknych ilością
Współzawodniczysz z mych gwiazd obfitością
Zdajesz się niebem w ułudzie poświaty;
Niebem, lecz ludzkim, w którym więdną kwiaty!
Bitewne pole skłóconych \ywiołów,
Dziedzino wichrów, gór, głębin i gromów:
Wichrów, gdzie ptaki \łobią cię skrzydłami;
Mórz, gdzie cię ryby całymi stadami
Wzdłu\ i wszerz prują; gromów, które w szale
Twoje ciemności ogniem rozświetlają;
Gór wreszcie, gdzie cię  królowie udzielni 
Depczą zwierzęta i ludzie śmiertelni!
W ciągłej trwasz wojnie, w wiecznym braku zgody,
Bestio z powietrza, ziemi, ognia, wody!
Ty, co wcią\ zmienny, poprzez wszystkie lata
Szczęśliwym jesteś warsztatem wszechświata,
Najpierwszy z cudów i nieprześcigniony;
Ty, co jak Feniks w popioły zmieniony,
Sam siebie rodzisz niczym własne dziecię,
Niechaj twe imię powiem wreszcie: Świecie!
Wchodzi ŚWIAT innym wejściem
ŚWIAT
Z twardego jądra kuli, co mnie skrywa,
Któ\ wyjść mi ka\e? Kto mnie tu przyzywa?
Po co, skrzydłami lotnymi opięty,
Stawać mam tutaj, sam z siebie wyjęty?
AUTOR
To ja, twój Autor, pan nad wszystkich wielki.
To moje tchnienie, promień z mojej ręki
Oświeca ciebie, a twe ciemne ciało
W kształt przyobleka.
ŚWIAT
Słucham, co się stało?
Co mi rozka\esz? Czego \ądasz, Panie?
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 3
AUTOR
Mam pewien pomysł  jego wykonanie
Powierzę tobie. Chcę święto wyprawić
Ku czci mej władzy  pragnę władzę sławić,
Nie wątpię bowiem, \e o mojej chwale
Cała Natura hymny śpiewa stale.
A skoro zawsze to najbardziej cieszy
I braw najwięcej zyskuje, co śmieszy,
Niech ujrzy Niebo dziś na twojej scenie
Jakąś komedię.  Damy przedstawienie
O ludzkim \yciu. Ja jestem Autorem,
A na dodatek to święto jest moje,
Sam więc aktorów do sztuki wypatrzę,
Sam rozdam role, niech w Świata Teatrze
Ka\dy z nich zagra najlepiej, jak umie
Lecz w dekoracjach, przy świetle, w kostiumie!
Masz wolną rękę: pracuj do tej pory,
A\ w szczerą prawdę zmienią się pozory.
Będziesz teatrem, ja jestem Autorem,
Człowiek za chwilę zostanie aktorem.
ŚWIAT
Hojny mój Twórco, którego potędze
I słowu wszystko podlega, co \yje;
Ja, Wielki Teatr Świata, ludzka scena,
Gdzie dla ka\dego zapowiedz się kryje
Tego, co musi z Twej najwy\szej woli
Obowiązkową część stanowić roli,
Spełnię, co ka\esz  bo choć \ądasz trudu,
Sam dałeś więcej, dokonując cudu.
Najpierw, nim będą gotowi aktorzy,
Czarną materię przed sceną zało\ę;
Za nią, w ukryciu, rzeczy pomieszanie
Będzie chaosem, lecz ju\ wkrótce, Panie,
Owa mgła czarna  prędko, jak opadła
Wzniesie się w górę i rozbłysną światła.
Musi być jasno, bo gdzie światła nie ma,
Nie ma te\ święta ani przedstawienia.
Jasności, stań się!  Niechaj obie lampy
Oświetlą scenę, kulisy i rampy!1
1
KS. RODZAJU 1:  Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem: ciemność
była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch Bo\y unosił się nad wodami. Wtedy Bóg rzekł: Niechaj się stanie
światłość! I stała się światłość. Bóg widząc, \e światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności. I nazwał Bóg świa-
tłość dniem, a ciemność nazwał nocą. I tak upłynął wieczór i poranek  dzień pierwszy. A potem Bóg rzekł: Nie-
chaj powstanie sklepienie w środku wód i niechaj ono oddzieli jedne wody od drugich! Uczyniwszy to sklepienie,
Bóg oddzielił wody pod sklepieniem od wód ponad sklepieniem; a gdy tak się stało, Bóg nazwał to sklepienie
niebem. I tak upłynął wieczór i poranek  dzień drugi. A potem Bóg rzekł: Niechaj zbiorą się wody spod nieba w
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 4
Boska dnia lampo! Boska lampo nocy,
Której gwiazd tysiąc dano ku pomocy,
Lśniących na niebie jak \ywe granaty
Świećcie!  Bo oto z pierwszej się poświaty
Rodzi Dzień Pierwszy, ten zalą\ek prosty
Wszelkich spraw ludzkich i wielkich praw boskich!
Ju\ mo\na dostrzec wśród pierwszych promieni
Przepiękny ogród, tak pełen zieleni,
Zmyślnych perspektyw i pysznych widoków,
śe wprost nie mo\na nadziwić się oku!
Bo jak Natura dopięła tej sztuki?
Tak sama z siebie? Bez \adnej nauki?
Pierwszy raz kwiaty, co wyjrzą niezdarnie
Z ró\owych pąków, zdumienie ogarnie
Na widok brzasku! Pierwszy raz festony
Smacznych owoców ugną drzew korony!
Smacznych, o ile ju\ zazdrości \mija
Jadu do mią\szu wsączyć nie zdą\yła... 2
jedno miejsce i niech się uka\e powierzchnia sucha! A gdy tak się stało, Bóg nazwał tę suchą powierzchnię zie-
mią, a zbiorowisko wód nazwał morzem. Bóg widząc, \e były dobre, rzekł: Niechaj ziemia wyda rośliny zielone:
trawy dające nasiona, drzewa owocowe rodzące na ziemi według swego gatunku owoce, w których są nasiona. I
stało się tak. Ziemia wydała rośliny zielone: trawę dającą nasienie według swego gatunku i drzewa rodzące owoce,
w których było nasienie według ich gatunków. A Bóg widział, \e były dobre. I tak upłynął wieczór i poranek 
dzień trzeci. A potem Bóg rzekł: Niechaj powstaną ciała niebieskie, świecące na sklepieniu nieba, aby oddzielały
dzień od nocy, aby wyznaczały pory roku, dni i lata; aby były ciałami jaśniejącymi na sklepieniu nieba i aby świe-
ciły nad ziemią. I stało się tak. Bóg uczynił dwa du\e ciała jaśniejące: większe, aby rządziło dniem, i mniejsze,
aby rządziło nocą, oraz gwiazdy. I umieścił je Bóg na sklepieniu nieba, aby świeciły nad ziemią; aby rządziły
dniem i nocą i oddzielały światłość od ciemności. A widział Bóg, \e były dobre. I tak upłynął wieczór i poranek 
dzień czwarty. Potem Bóg rzekł: Niechaj się zaroją wody od roju istot \ywych, a ptactwo niechaj lata nad ziemią,
pod sklepieniem nieba! Tak stworzył Bóg wielkie potwory morskie i wszelkiego rodzaju pływające istoty \ywe,
którymi zaroiły się wody, oraz wszelkie ptactwo skrzydlate ró\nego rodzaju. Bóg widząc, \e były dobre, pobłogo-
sławił je tymi słowami: Bądzcie płodne i mnó\cie się, abyście zapełniały wody morskie, a ptactwo niechaj się
rozmna\a na ziemi. I tak upłynął wieczór i poranek  dzień piąty. Potem Bóg rzekł: Niechaj ziemia wyda istoty
\ywe ró\nego rodzaju: bydło, zwierzęta pełzające i dzikie zwierzęta według ich rodzajów! I stało się tak. Bóg
uczynił ró\ne rodzaje dzikich zwierząt, bydła i wszelkich zwierząt pełzających po ziemi. I widział Bóg, \e były
dobre.
2
KS. RODZAJU 3:  A wą\ był bardziej przebiegły ni\ wszystkie zwierzęta lądowe, które Pan Bóg stworzył. On to
rzekł do niewiasty: Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?
Niewiasta odpowiedziała wę\owi: Owoce z drzew tego ogrodu jeść mo\emy, tylko o owocach z drzewa, które jest
w środku ogrodu, Bóg powiedział: Nie wolno wam jeść z niego, a nawet go dotykać, abyście nie pomarli. Wtedy
rzekł wą\ do niewiasty: Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, \e gdy spo\yjecie owoc z tego drzewa, otworzą się
wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło. Wtedy niewiasta spostrzegła, \e drzewo to ma owoce dobre do
jedzenia, \e jest ono rozkoszą dla oczu i \e owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy. Zerwała zatem z
niego owoc, skosztowała i dała swemu mę\owi, który był z nią: a on zjadł. A wtedy otworzyły się im obojgu oczy
i poznali, \e są nadzy; spletli więc gałązki figowe i zrobili sobie przepaski. Gdy zaś mę\czyzna i jego \ona usły-
szeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie, w porze kiedy był powiew wiatru, skryli się przed Panem
Bogiem wśród drzew ogrodu. Pan Bóg zawołał na mę\czyznę i zapytał go: Gdzie jesteś? On odpowiedział: Usły-
szałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się. Rzekł Bóg: Któ\ ci powiedział, \e
jesteś nagi? Czy mo\e zjadłeś z drzewa, z którego ci zakazałem jeść? Mę\czyzna odpowiedział: Niewiasta, którą
postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem. Wtedy Pan Bóg rzekł do niewiasty: Dlaczego to
uczyniłaś? Niewiasta odpowiedziała: Wą\ mnie zwiódł i zjadłam. Wtedy Pan Bóg rzekł do wę\a: Poniewa\ to
uczyniłeś, bądz przeklęty wśród wszystkich zwierząt domowych i polnych; na brzuchu będziesz się czołgał i
proch będziesz jadł po wszystkie dni twego istnienia. Wprowadzam nieprzyjazń między ciebie a niewiastę, po-
między potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmia\d\y ci głowę, a ty zmia\d\ysz mu piętę. Do niewiasty po-
wiedział: Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci, ku twemu
mę\owi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą. Do mę\czyzny zaś Bóg rzekł: Po-
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 5
Tysiąc strumieni ruszy wprost przed siebie,
Ich odmarsz rosą świt opłacze w niebie,
A ja tymczasem ludzki raj oprawię
W zielone łąki, w pola nieuprawne;
Gdzie gór potrzeba, wznieść się ka\ę górom,
Z nich zwinnym rzekom w doliny się zsunąć;
Wy\łobię ziemię zmyślnie a głęboko
I  niechaj płyną ku morskim zatokom!
W tej pierwszej scenie, co na drugą czeka,
Wcią\ nawet śladu nie znajdziesz człowieka,
Lecz zaraz ujrzysz, jak państwa funduję,
Jak wznoszę zamki, jak miasta buduję!
A kiedy góry swym cię\arem ziemię,
Zaś wiatr nadmiernym umęczą oporem,
Wtedy na inną dekorację zmienię
I wodzie główną ka\ę zagrać rolę.
Wszystko przepadnie w szalonym potopie,
A wśród odmętów, miotany falami,
Błądząc po wodach przypłynie tu okręt,
Brzemienny ludzmi, fauną i ptakami.3
niewa\ posłuchałeś swej \ony i zjadłeś z drzewa, co do którego dałem ci rozkaz w słowach: Nie będziesz z niego
jeść  przeklęta niech będzie ziemia z twego powodu: w trudzie będziesz zdobywał od niej po\ywienie dla siebie
po wszystkie dni twego \ycia. Cierń i oset będzie ci ona rodziła, a przecie\ pokarmem twym są płody roli. W po-
cie więc oblicza twego będziesz musiał zdobywać po\ywienie, póki nie wrócisz do ziemi, z której zostałeś wzięty;
bo prochem jesteś i w proch się obrócisz! Mę\czyzna dał swej \onie imię Ewa, bo ona stała się matką wszystkich
\yjących. Pan Bóg sporządził dla mę\czyzny i dla jego \ony odzienie ze skór i przyodział ich. Po czym Pan Bóg
rzekł: Oto człowiek stał się taki jak My: zna dobro i zło; niechaj teraz nie wyciągnie przypadkiem ręki, aby zerwać
owoc tak\e z drzewa \ycia, zjeść go i \yć na wieki. Dlatego Pan Bóg wydalił go z ogrodu Eden, aby uprawiał tę
ziemię, z której został wzięty. Wygnawszy zaś człowieka, Bóg postawił przed ogrodem Eden cherubów i połysku-
jące ostrze miecza, aby strzec drogi do drzewa \ycia.
3
KS. RODZAJU 7  8: A potem Pan rzekł do Noego: Wejdz wraz z całą twą rodziną do arki, bo przekonałem się, \e
tylko ty jesteś wobec mnie prawy wśród tego pokolenia. Z wszelkich zwierząt czystych wez z sobą siedem sam-
ców i siedem samic, ze zwierząt zaś nieczystych po jednej parze: samca i samicę; równie\ i z ptactwa  po siedem
samców i po siedem samic, aby w ten sposób zachować ich potomstwo dla całej ziemi. Bo za siedem dni spuszczę
na ziemię deszcz, który będzie padał czterdzieści dni i czterdzieści nocy, aby wyniszczyć wszystko, co istnieje na
powierzchni ziemi  cokolwiek stworzyłem. I spełnił Noe wszystko tak, jak mu Pan polecił. Noe miał sześćset lat,
gdy nastał potop na ziemi. Noe wszedł z synami, z \oną i z \onami swych synów do arki, aby schronić się przed
wodami potopu. Ze zwierząt czystych i nieczystych, z ptactwa i ze wszystkiego, co pełza po ziemi, po dwie sztuki,
samiec i samica, weszły do Noego, do arki, tak jak mu Bóg rozkazał. A gdy upłynęło siedem dni, wody potopu
spadły na ziemię. W roku sześćsetnym \ycia Noego, w drugim miesiącu roku, siedemnastego dnia miesiąca, w tym
właśnie dniu trysnęły z hukiem wszystkie zródła Wielkiej Otchłani i otworzyły się upusty nieba; przez czterdzieści
dni i przez czterdzieści nocy padał deszcz na ziemię. I właśnie owego dnia Noe oraz jego synowie, Sem, Cham i
Jafet, \ona Noego i trzy \ony jego synów weszli do arki, a wraz z nimi wszelkie gatunki zwierząt, bydła, zwierząt
pełzających po ziemi, wszelkiego ptactwa . Wszelkie istoty, w których było tchnienie \ycia,
weszły po parze do Noego do arki. Gdy ju\ weszły do arki samiec i samica ka\dej istoty \ywej, jak Bóg rozkazał
Noemu, Pan zamknął za nim [drzwi]. A potop trwał na ziemi czterdzieści dni i wody wezbrały, i podniosły arkę
ponad ziemię. Kiedy przybywało coraz więcej wody i poziom jej podniósł się wysoko ponad ziemią, arka płynęła
po powierzchni wód. Wody bowiem podnosiły się coraz bardziej nad ziemię, tak \e zakryły wszystkie góry wyso-
kie, które były pod niebem. Wody się więc podniosły na piętnaście łokci ponad góry i zakryły je. Wszystkie istoty
poruszające się na ziemi z ptactwa, bydła i innych zwierząt i z wszelkich jestestw, których było wielkie mnóstwo
na ziemi, wyginęły wraz ze wszystkimi ludzmi. Wszystkie istoty, w których nozdrzach było o\ywiające tchnienie
\ycia, wszystkie, które \yły na lądzie, zginęły. I tak Bóg wygubił doszczętnie wszystko, co istniało na ziemi, od
człowieka do bydła, zwierząt pełzających i ptactwa powietrznego; wszystko zostało doszczętnie wytępione z zie-
mi. Pozostał tylko Noe i to, co z nim było w arce. A wody stale się podnosiły na ziemi przez sto pięćdziesiąt dni.
Ale Bóg, pamiętając o Noem, o wszystkich istotach \ywych i o wszystkich zwierzętach, które z nim były w arce,
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 6
Gdy złota tęcza obwieści u góry
Barwą fioletu, słomy i purpury
Pokój, posłusznie opadną bałwany,
Ziemia grzbiet napnie, rozerwie kajdany,
A jej oblicze, tej odmianie rade,
Znów się pojawi, choć zmięte i blade.
Po akcie pierwszym zacznie się akt drugi:
Dzień Praw Pisanych4  to w nim Jahwe sługi
Wyjdą z Egiptu i przez morskie fale
Ujdą pogoni nie mocząc się wcale.5
sprawił, \e powiał wiatr nad całą ziemią i wody zaczęły opadać. Zamknęły się bowiem zbiorniki Wielkiej Otchłani
tak, \e deszcz przestał padać z nieba. Wody ustępowały z ziemi powoli, lecz nieustannie, i po upływie stu pięć-
dziesięciu dni się obni\yły. Miesiąca siódmego, siedemnastego dnia miesiąca arka osiadła na górach Ararat. Woda
wcią\ opadała a\ do miesiąca dziesiątego. W pierwszym dniu miesiąca dziesiątego ukazały się szczyty gór. A po
czterdziestu dniach Noe, otworzywszy okno arki, które przedtem uczynił, wypuścił kruka; ale ten wylatywał i za-
raz wracał, dopóki nie wyschła woda na ziemi. Potem wypuścił z arki gołębicę, aby się przekonać, czy ustąpiły
wody z powierzchni ziemi. Gołębica, nie znalazłszy miejsca, gdzie by mogła usiąść, wróciła do arki, bo jeszcze
była woda na całej powierzchni ziemi; Noe, wyciągnąwszy rękę, schwytał ją i zabrał do arki. Przeczekawszy zaś
jeszcze siedem dni, znów wypuścił z arki gołębicę i ta wróciła do niego pod wieczór, niosąc w dziobie świe\y li-
stek z drzewa oliwnego. Poznał więc Noe, \e woda na ziemi opadła. I czekał jeszcze siedem dni, po czym wypu-
ścił znów gołębicę, ale ona ju\ nie powróciła do niego. W sześćset pierwszym roku, w miesiącu pierwszym, w
pierwszym dniu miesiąca wody wyschły na ziemi, i Noe, zdjąwszy dach arki, zobaczył, \e powierzchnia ziemi jest
ju\ prawie sucha. A kiedy w miesiącu drugim, w dniu dwudziestym siódmym ziemia wyschła, Bóg przemówił do
Noego tymi słowami: Wyjdz z arki wraz z \oną, synami i z \onami twych synów. Wyprowadz te\ z sobą wszyst-
kie istoty \ywe: z ptactwa, bydła i zwierząt pełzających po ziemi; niechaj rozejdą się po ziemi, niech będą płodne i
niech się rozmna\ają. Noe wyszedł więc z arki wraz z synami, \oną i z \onami swych synów. Wyszły te\ z arki
wszelkie zwierzęta: ró\ne gatunki zwierząt pełzających po ziemi i ptactwa, wszystko, co się porusza na ziemi. Noe
zbudował ołtarz dla Pana i wziąwszy ze wszystkich zwierząt czystych i z ptaków czystych zło\ył je w ofierze ca-
łopalnej na tym ołtarzu. Gdy Pan poczuł miłą woń, rzekł do siebie: Nie będę ju\ więcej złorzeczył ziemi ze wzglę-
du na ludzi, bo usposobienie człowieka jest złe ju\ od młodości. Przeto ju\ nigdy nie zgładzę wszystkiego, co \y-
je, jak to uczyniłem. Będą zatem istniały, jak długo trwać będzie ziemia: siew i \niwo, mróz i upał, lato i zima,
dzień i noc.
4
Calderon dzieli Stworzenie na trzy akty, jak typową ówczesną sztukę teatralną: epokę Prawa Naturalnego, Prawa
Pisanego (Dekalog) i Prawa Aaski (ofiara Chrystusa).
5
KS. WYJŚCIA 14:  Pan uczynił upartym serce faraona, króla egipskiego, który urządził pościg za Izraelitami. Ci
jednak wyszli z podniesioną ręką. Egipcjanie więc ścigali ich i dopędzili obozujących nad morzem  wszystkie
konie i rydwany faraona, jezdzcy i całe wojsko jego  pod Pi Hachirot naprzeciw Baal Sefon. A gdy się zbli\ył
faraon, Izraelici podnieśli oczy, a ujrzawszy, \e Egipcjanie ciągną za nimi, ogromnie się przerazili. Izraelici pod-
nieśli głośne wołanie do Pana. Rzekli do Moj\esza: Czy\ brakowało grobów w Egipcie, \e nas tu przyprowadzi-
łeś, abyśmy pomarli na pustyni? Có\ za usługę wyświadczyłeś nam przez to, \e wyprowadziłeś nas z Egiptu? Czy\
nie mówiliśmy ci wyraznie w Egipcie: Zostaw nas w spokoju, chcemy słu\yć Egipcjanom. Lepiej bowiem nam by-
ło słu\yć im, ni\ umierać na tej pustyni. Moj\esz odpowiedział ludowi: Nie bójcie się! Pozostańcie na swoim
miejscu, a zobaczycie zbawienie od Pana, jakie zgotuje nam dzisiaj. Egipcjan, których widzicie teraz, nie będzie-
cie ju\ nigdy oglądać. Pan będzie walczył za was, a wy będziecie spokojni. Pan rzekł do Moj\esza: Czemu głośno
wołasz do Mnie? Powiedz Izraelitom, niech ruszają w drogę. Ty zaś podnieś swą laskę i wyciągnij rękę nad morze
i rozdziel je na dwoje, a wejdą Izraelici w środek na suchą ziemię. Ja natomiast uczynię upartymi serca Egipcjan,
\e pójdą za nimi. Wtedy oka\ę moją potęgę wobec faraona, całego wojska jego, rydwanów i wszystkich jego
jezdzców. A gdy oka\ę moją potęgę wobec faraona, jego rydwanów i jezdzców, wtedy poznają Egipcjanie, \e ja
jestem Pan. Anioł Bo\y, który szedł na przedzie wojsk izraelskich, zmienił miejsce i szedł na ich tyłach. Słup ob-
łoku równie\ przeszedł z przodu i zajął ich tyły, stając między wojskiem egipskim a wojskiem izraelskim. I tam
był obłok ciemnością, tu zaś oświecał noc. I nie zbli\yli się jedni do drugich przez całą noc. Moj\esz wyciągnął
rękę nad morze, a Pan cofnął wody gwałtownym wiatrem wschodnim, który wiał przez całą noc, i uczynił morze
suchą ziemią. Wody się rozstąpiły, a Izraelici szli przez środek morza po suchej ziemi, mając mur z wód po prawej
i po lewej stronie. Egipcjanie ścigali ich. Wszystkie konie faraona, jego rydwany i jezdzcy weszli za nimi w śro-
dek morza. O świcie spojrzał Pan ze słupa ognia i ze słupa obłoku na wojsko egipskie i zmusił je do ucieczki. I za-
trzymał koła ich rydwanów, tak \e z wielką trudnością mogli się naprzód posuwać. Egipcjanie krzyknęli: Ucie-
kajmy przed Izraelem, bo w jego obronie Pan walczy z Egipcjanami. A Pan rzekł do Moj\esza: Wyciągnij rękę
nad morze, aby wody zalały Egipcjan, ich rydwany i jezdzców. Wyciągnął Moj\esz rękę nad morze, które o brza-
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 7
Ja spiętrzę wody, a promienie słońca
Przenikną głębie od końca do końca.
Nim śyd do ziemi wkroczy obiecanej,
Dwa słupy ognia w pustyni zapalę.6
Gwałtownym lotem, porwany przez chmurę,
Moj\esz się wzbije na potę\ną górę
Odebrać Prawo7.  Drugi akt zakończę
sku dnia wróciło na swoje miejsce. Egipcjanie uciekając biegli naprzeciw falom, i pogrą\ył ich Pan w środku mo-
rza. Powracające fale zatopiły rydwany i jezdzców całego wojska faraona, którzy weszli w morze, ścigając tam-
tych, nie ocalał z nich ani jeden. Izraelici zaś szli po suchym dnie morskim, mając mur wodny po prawej i po le-
wej stronie. W tym to dniu wybawił Pan Izraela z rąk Egipcjan. I widzieli Izraelici martwych Egipcjan na brzegu
morza. Gdy Izraelici widzieli wielkie dzieło, którego dokonał Pan wobec Egipcjan, ulękli się Pana i uwierzyli Je-
mu oraz Jego słudze Moj\eszowi.
6
KS. LICZB 9, 12:  W dniu, kiedy ustawiono przybytek, okrył go wraz z Namiotem Świadectwa obłok, i od wieczo-
ra a\ do rana pozostawał nad przybytkiem na kształt ognia. I tak działo się zawsze: obłok okrywał go  w dzień , a
w nocy  jakby blask ognia. Kiedy obłok podnosił się nad przybytkiem, Izraelici zwijali obóz, a w miejscu, gdzie
się zatrzymał, rozbijali go znowu. Na rozkaz Pana Izraelici zwijali obóz i znowu na rozkaz Pana rozbijali go z
powrotem; jak długo obłok spoczywał na przybytku, pozostawali w tym samym miejscu. Nawet wtedy, gdy obłok
przez długi czas rozciągał się nad przybytkiem, Izraelici, posłuszni rozkazowi Pana, nie zwijali obozu. Lecz zda-
rzało się równie\ tak, \e obłok krótki czas pozostawał nad przybytkiem; wtedy równie\ rozbijali obóz na rozkaz
Pana i na ten\e rozkaz go zwijali. Zdarzało się i tak, \e obłok pozostawał tylko od wieczora do rana, a nad ranem
się podnosił; wtedy oni zwijali obóz. Niekiedy pozostawał przez dzień i noc; skoro tylko się podniósł, natychmiast
zwijali obóz. Jeśli pozostawał dwa dni, miesiąc czy dłu\ej  gdy obłok rozciągał się nad przybytkiem i okrywał
go, pozostawali Izraelici w miejscu i nie zwijali obozu; skoro tylko się podniósł, zwijali obóz. Na rozkaz Pana
rozbijali obóz i na rozkaz Pana go zwijali. Przestrzegali nakazów Pana, danych przez Moj\esza.
7
KS. WYJŚCIA 19 20: Moj\esz wyprowadził lud z obozu naprzeciw Boga i ustawił u stóp góry. Góra zaś Synaj by-
ła cała spowita dymem, gdy\ Pan zstąpił na nią w ogniu i uniósł się dym z niej jakby z pieca, i cała góra bardzo się
trzęsła. Głos trąby się przeciągał i stawał się coraz donośniejszy. Moj\esz mówił, a Bóg odpowiadał mu wśród
grzmotów. Pan zstąpił na górę Synaj, na jej szczyt. I wezwał Moj\esza na szczyt góry, a Moj\esz wstąpił. Pan
rzekł do Moj\esza: Zstąp na dół i upomnij lud surowo, aby się nie zbli\ał do Pana, chcąc Go zobaczyć, gdy\ wielu
z nich przypłaciłoby to \yciem. Tak\e kapłani, którzy mogą kiedy indziej zbli\ać się do Pana, niech się oczyszczą,
aby ich Pan nie pobił. Wtedy rzekł Moj\esz do Pana: Lud nie będzie śmiał podejść do góry Synaj, gdy\ zakazałeś
mu tego surowo, mówiąc: Oznacz granicę około góry i ogłoś ją jako świętą. Potem Pan powiedział do niego: Idz,
zstąp na dół, a potem przyjdz ty i Aaron z tobą. Kapłani i lud nie mogą przejść granicy, aby wstąpić do Pana, boby
ich ukarał. Moj\esz zszedł na dół do ludu i to mu oznajmił. Wtedy mówił Bóg wszystkie te słowa: Ja jestem Pan,
twój Bóg, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli. Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie!
Nie będziesz czynił \adnej rzezby ani \adnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi ni-
sko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im słu\ył, poniewa\
Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego
pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą. Okazuję zaś łaskę a\ do tysiącznego pokolenia tym, którzy
Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań. Nie będziesz wzywał imienia Pana, Boga twego, do czczych rzeczy,
gdy\ Pan nie pozostawi bezkarnie tego, który wzywa Jego imienia do czczych rzeczy. Pamiętaj o dniu szabatu,
aby go uświęcić. Sześć dni będziesz pracować i wykonywać wszystkie twe zajęcia. Dzień zaś siódmy jest szaba-
tem ku czci Pana, Boga twego. Nie mo\esz przeto w dniu tym wykonywać \adnej pracy ani ty sam, ani syn twój,
ani twoja córka, ani twój niewolnik, ani twoja niewolnica, ani twoje bydło, ani cudzoziemiec, który mieszka po-
śród twych bram. W sześciu dniach bowiem uczynił Pan niebo, ziemię, morze oraz wszystko, co jest w nich, w
siódmym zaś dniu odpoczął. Dlatego pobłogosławił Pan dzień szabatu i uznał go za święty. Czcij ojca twego i
matkę twoją, abyś długo \ył na ziemi, którą Pan, Bóg twój, da tobie. Nie będziesz zabijał. Nie będziesz cudzoło-
\ył. Nie będziesz kradł. Nie będziesz mówił przeciw blizniemu twemu kłamstwa jako świadek. Nie będziesz po-
\ądał domu blizniego twego. Nie będziesz po\ądał \ony blizniego twego, ani jego niewolnika, ani jego niewolni-
cy, ani jego wołu, ani jego osła, ani \adnej rzeczy, która nale\y do blizniego twego. Wtedy cały lud, słysząc
grzmoty i błyskawice oraz głos trąby i widząc górę dymiącą, przeląkł się i dr\ał, i stał z daleka. I mówili do Moj-
\esza: Mów ty z nami, a my będziemy cię słuchać! Ale Bóg niech nie przemawia do nas, abyśmy nie pomarli!
Moj\esz rzekł do ludu: Nie bójcie się! Bóg przybył po to, aby was doświadczyć i pobudzić do bojazni przed sobą,
\ebyście nie grzeszyli. Lud stał ciągle z daleka, a Moj\esz zbli\ył się do ciemnego obłoku, w którym był Bóg.
Rzekł nadto Pan do Moj\esza: Tak powiesz Izraelitom: Wy sami widzieliście, \e z nieba do was przemawiałem.
Nie będziecie sporządzać obok Mnie bo\ków ze srebra ani bo\ków ze złota nie będziecie sobie czynić. Uczynisz
Mi ołtarz z ziemi i będziesz składał na nim twoje całopalenia, twoje ofiary biesiadne z twojej trzody i z bydła na
ka\dym miejscu, gdzie ka\ę ci wspominać moje imię. Przyjdę do ciebie i będę ci błogosławił. A jeśli uczynisz Mi
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 8
Wściekłym zaćmieniem, w którym zginie słońce.
Zadr\ą niebiosa, w gorączce paniki
Wygnie się równik, trzasną południki,
Dreszcz przejdzie góry, ściany zadygocą,
Świat grzechu runie, dotknięty niemocą!8
Wzejdzie Dzień Trzeci, jeszcze większych cudów
Z nim era Aaski nastanie dla ludów.
Od tamtej pory będą ludzie dzielić
Czas na trzy Prawa, trzy Dni lub trzy Ery,
Choć jeden Statut!9  I tak ju\ zostanie
Do końca sztuki, kiedy niespodzianie
Jasny grom z nieba uderzy w tę scenę,
A dekoracje pochłoną płomienie!... 10
Gdy o tym myślę, biją na mnie poty,
Język się plącze, kiedy mówię o tym!
Nie, niech się lepiej to straszne zdarzenie
Oddali od nas  i to nieskończenie!
Oby go nigdy \adne przyszłe wieki
Nie oglądały!... Lecz wróćmy do sztuki.
Przez trzy jej akty nie zabraknie cudów,
Sam o to zadbam i doło\ę trudu.
Tymczasem wszystko gotowe, jak myślę.
Co do kostiumów, to masz je w umyśle,
Tak jak oklaski, co ju\ w nim czekają
Na tych, co z Ciebie narodzić się mają,
śeby za chwilę zagrać na mych deskach.
Dla nich te bramy: jedna to kołyska,
Druga  mogiła. Chciałbym, by zagrali
ołtarz z kamieni, to nie buduj go z kamieni ciosowych, bo zbezcześcisz go, gdy przyło\ysz do niego swoje dłuto.
Nie będziesz wstępował po stopniach do mojego ołtarza, \eby się nie odkryła nagość twoja.
8
ŚW. MATEUSZ 27, 50  54:  A Jezus raz jeszcze zawołał donośnym głosem i wyzionął ducha. A oto zasłona
przybytku rozdarła się na dwoje z góry na dół; ziemia zadr\ała i skały zaczęły pękać. Groby się otworzyły i wiele
ciał Świętych, którzy umarli, powstało. I wyszedłszy z grobów po Jego zmartwychwstaniu, weszli oni do Miasta
Świętego i ukazali się wielu. Setnik zaś i jego ludzie, którzy odbywali stra\ przy Jezusie, widząc trzęsienie ziemi i
to, co się działo, zlękli się bardzo i mówili: Prawdziwie, Ten był Synem Bo\ym.
ŚW. MAREK 15, 33  39:  A gdy nadeszła godzina szósta, mrok ogarnął całą ziemię a\ do godziny dziewiątej. O
godzinie dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: Eloi, Eloi, lema sabachthani, to znaczy: Bo\e mój, Bo\e
mój, czemuś Mnie opuścił? Niektórzy ze stojących obok, słysząc to, mówili: Patrz, woła Eliasza. Ktoś pobiegł i
napełniwszy gąbkę octem, wło\ył na trzcinę i dawał Mu pić, mówiąc: Poczekajcie, zobaczymy, czy przyjdzie
Eliasz, \eby Go zdjąć krzy\a. Lecz Jezus zawołał donośnym głosem i oddał ducha. A zasłona przybytku rozdarła
się na dwoje, z góry na dół. Setnik zaś, który stał naprzeciw, widząc, \e w ten sposób oddał ducha, rzekł: Praw-
dziwie, ten człowiek był Synem Bo\ym.
ŚW. AUKASZ 23, 44  47:  Było ju\ około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię a\ do godziny dziewiątej.
Słońce się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek. Wtedy Jezus zawołał donośnym głosem: Ojcze,
w Twoje ręce powierzam ducha mojego. Po tych słowach wyzionął ducha. Na widok tego, co się działo, setnik
oddał chwałę Bogu i mówił: Istotnie, człowiek ten był sprawiedliwy.
9
jeden Statut  tzn. Boski plan zbawienia.
10
Aluzja do końca świata i Sądu Ostatecznego.
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 9
Pięknie swe role, tote\ w pełnej gali
Muszą wystąpić.  Ten, kto będzie królem,
Otrzyma zaraz laury i purpurę;
Ten, co zostanie dzielnym kapitanem,
Broń i tryumfy ode mnie dostanie;
Ów, na którego czeka ministerstwo
Studia i księgi; złoczyńca  przekleństwo,
Szlachcic  zaszczyty, wolność dam chamowi,
Damie  urodę, niech na lep jej łowi
Adoratorów; dla chłopa narzędzia
Jak on sam proste, święcenia dla księdza,
Tylko biedaka niczym nie obdarzam,
Bo goły zadek to dola nędzarza.
I \eby potem nikt mi się nie skar\ył,
śe grać w czym nie miał!  Gdy się komuś zdarzy
śe zagra kiepsko, jego będzie wina!
Dobrze, to wszystko  pora ju\ zaczynać!
Przybądzcie tutaj! Wzywam was, śmiertelni!
Trzeba się przebrać, by zagrać w komedii.
Tu, gdzie ta scena piękna i bogata,
Ju\ na was czeka Wielki Teatr Świata!
Wychodzi
AUTOR
Do mnie, śmiertelni! Jeszcze nie \yjecie,
Lecz ju\ was wzywam przed moje oblicze.
Wy, co w równości mi asystujecie,
Zanim z mej woli rozpoczniecie \ycie,
Przybądzcie tutaj, gdzie wśród laurów stoję,
Bo w tym ogrodzie chcę wam wręczyć role.11
Wchodzą BOGACZ, KRÓL, WIEŚNIAK, BIEDAK, PIKNO, ROZTROPNOŚĆ i
DZIECKO
KRÓL
Do usług, Twórco! Nie trzeba się rodzić,
śeby Twojego rozkazu usłuchać.
Choć ka\dy z nas tu bez \ycia przychodzi,
Bez uczuć, zmysłów, bez myśli i ducha;
Chocia\  proch stóp Twych  nawet form nie mamy,
Tchnij w proch ten \ycie12, a wtedy zagramy!
11
Wszelkie byty istnieją wiecznie w myśli Boga, choć ich istnienie w czasie zaczyna się w konkretnej chwili  stąd
ich  asystowanie Bogu przed narodzeniem. Warto zauwa\yć, \e Bóg wie ju\, \e będą śmiertelne.
12
KS. RODZAJU 2, 7:  wtedy to Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie \ycia,
wskutek czego stał się człowiek istotą \ywą .
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 1 0
PIKNO
Myślą Twą tylko jesteśmy, Autorze,
Niezdolni uczuć posiadać ni doznań;
Nie ma w nas \ycia, brak nam iskry bo\ej,
Nie znamy jeszcze smaku zła ni dobra,
Lecz jeśli w świecie mamy zagrać role,
Daj nam je, Panie  nie mamy wyboru.13
WIEŚNIAK
Dopiero dzisiaj poznałem Cię, Panie,
Lecz pilnie czekam na Twoje rozkazy.
Ty wiesz najlepiej, co mi się dostanie;
Ja, Twoje dzieło, przyjmę bez obrazy,
Jaką dasz, rolę!  A gdy ją poło\ę,
Nie jej, lecz moja będzie wina, Bo\e.
AUTOR
Gdyby mógł człowiek wybierać swą dolę,
Nikt by nie wybrał cierpienia i bólu.
Ka\dy o władcy zabiegałby rolę,
Nie bacząc na to, \e i w \yciu królów
Te\ o grę idzie, nie o samo \ycie,
śe się rachunek z ka\dej roli zdaje
Wiem, w czym najlepiej wszyscy się sprawdzicie
I wedle tego role wam rozdaję.
Ty będziesz Królem.
Rozdaje po kolei role
KRÓL
Od zaszczytów pęknę!
AUTOR
Ty będziesz damą, czyli ludzkim pięknem.
PIKNO
Chyba ze szczęścia zaraz się rozpłaczę.
AUTOR
Ty będziesz panem, potę\nym bogaczem.
BOGACZ
W czepku na głowie widać się zrodziłem!
13
nie mamy wyboru  bo, jeszcze nie istniejąc, nie mają wolnej woli.
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 1 1
AUTOR
Rolę wieśniaka tobie wyznaczyłem.
WIEŚNIAK
Tego, co orze, czy co ka\e orać?
AUTOR
Sam ze swą rolą musisz się uporać.
WIEŚNIAK
A niech to licho! Aadny mi początek!
Błagam, nie dawaj mi takiego fachu!
Choćbyś mi jeszcze miał dodać majątek,
Bardzo się boję, zaś przyczyną strachu
Są me przeczucia, dziwnie mocne jakieś,
śe złym oraczem będę i pasterzem,
Świetnym jedynie mogąc być... pró\niakiem!
Gdyby\  odmawiam mogło tu wystarczyć,
Zaraz tak rzekłbym!  Wobec Ciebie, Panie,
śadne  odmawiam nic jednak nie znaczy...
Trudno!  Twa wola niech się zatem stanie.
Najgorzej chyba zagram w tej komedii...
Tyś sprawiedliwy, choć zamiast talentu
Fach w rękę wkładasz. A mo\e to lepiej?
Mo\e przez palce na głupstwa i błędy
Me zechcesz spojrzeć? Nie trzeba się skar\yć,
Choć jako wełnę śnieg dajesz!  To\ jasne,
śe masz mi zamiar na końcu przebaczyć.
(By się nie zmęczyć zagram więc powoli.)
AUTOR
Ty w Roztropności wystąpisz dziś roli.
ROZTROPNOŚĆ
Bardzo szczęśliwą rolą mnie obdarzasz.
AUTOR
Ciebie zaś gorszą, bo zagrasz nędzarza.
BIEDAK
Niezbyt mi, Panie, tą rolą wygodzisz.
AUTOR
Ty, dziecię, umrzesz, zanim się narodzisz.
DZIECKO
Ta rola małej wymaga fatygi.
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 1 2
AUTOR
Z twoją pomocą ostrze\emy \ywych.
Ja wiem najlepiej, co się wam nale\y.
BIEDAK
Co do mnie, Panie, to Ci powiem szczerze,
śe gdybym mógł się wykpić od tej roli,
Ju\ bym to zrobił.  Mam zostać z Twej woli
Nędznym \ebrakiem... Powiedz mi, dlaczego
Właśnie mnie dajesz coś tak szczególnego?
Więc co dla innych jest tylko komedią,
Dla mnie jednego ma stać się tragedią?
Czy\bym miał rozum od króla odmienny,
Podlejszą duszę i byt nie tak cenny?
Skąd ról nierównych wzięły się przyczyny?
Wszak gdybyś z innej ulepił mnie gliny,
Mniej by mi myśli chodziło po głowie
I nie takiego czułbym ducha w sobie!
Nie znam Twych racji, lecz to bardzo boli,
śe kto w najlepszej wystąpić ma roli,
Nie jest zarazem najlepszym Twym dziełem!
AUTOR
Ja mych aktorów w ten sposób nie dzielę.
W tym przedstawieniu tyle samo znaczy
Rola nędzarza, co role bogaczy.
Wa\ne, by zagrać z duszą i uczuciem:
Ju\ ja was zrównam, kiedy grać skończycie.
Graj dobrze rolę  oto cel twój główny
A, z mojej woli, będziesz królom równy.
Czy ktoś jest władcą, czy tylko \ebrakiem,
Me przykazania dla wszystkich jednakie:
Jeden i drugi w końcu z mej kieszeni
Wezmie zapłatę  gdy\ po przedstawieniu
Wedle talentu i zasług się godzi
Wszystkich aktorów stosownie nagrodzić.
Tylko teatrem jest zaś ludzkie \ycie
Stąd, gdy komedię odgrywać skończycie,
Ten, co w swej roli nigdy nie pobłądzi,
U mego stołu do wieczerzy siądzie.
Tam zrównam wszystkich.
PIKNO
Jeśli spytać mogę,
Powiedz nam, Panie, jak zwie się ta sztuka?
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 1 3
AUTOR
Zwie się  Czyń dobro, bowiem Bóg jest Bogiem .
KRÓL
Stąd płynie wa\na dla wszystkich nauka,
By nie pobłądzić w tak dziwnej komedii.
BOGACZ
To zróbmy próbę.
ROZTROPNOŚĆ
A jak\e my, biedni,
Mamy ją zrobić bez \ycia i duszy?
BIEDAK
Sam chciałbym wiedzieć, lecz próba być musi.
WIEŚNIAK
Biedak ma rację  a choć nad tym płaczę,
Tworzę z nim parę, niczym Król z Bogaczem.
Próba być musi! Nawet starą sztukę,
Zgraną do szczętu przez granie zbyt długie,
Te\ trzeba ćwiczyć od czasu do czasu,
By się nie mylić, więc jeśli od razu
Nową grać mamy  całkiem pewna klapa!
AUTOR
Lepiej się o to nie martwcie na zapas.
Co do mnie, sądzę, \e z pomocą nieba
Wszystko się uda od razu, jak trzeba.
Macie się tylko narodzić i umrzeć.
PIKNO
Dobrze, a jednak  skąd mamy to umieć?
Wejść i wyjść kiedy? Ile być na świecie?
AUTOR
Có\, nawet tego wiedzieć nie mo\ecie.
To jednak kunsztu aktora dowodzi,
Gdy w samą porę wchodzi i wychodzi.
Bądzcie gotowi zawsze na gry koniec,
Bo was przywołam, gdy spuszczę zasłonę.
BIEDAK
A jeśli zmysły złą wska\ą nam drogę?
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 1 4
AUTOR
W takim wypadku zawsze wybrać mogę
Spośród was kogoś, kto błędy naprawi
Tych, co zbłądzili i prawdę objawi
Tym, co nie wiedzą. Tak, za jego sprawą,
Podpowiem wszystkim moje wieczne Prawo.
A teraz, wszyscy macie wolną wolę:
Zacznijcie sztukę  na wiele przyzwolę.
Teatr ju\ gotów  jeszcze dwie osoby
Niechaj odmierzą dwie \ycia połowy.
ROZTROPNOŚĆ
Na co czekamy? Do teatru!
WSZYSCY
W drogę!
Czas czynić dobro, bowiem Bóg jest Bogiem!
Ruszają w stronę wyjścia, lecz pojawia się ŚWIAT i zatrzymuje ich
ŚWIAT
Pora ju\ zacząć pozorną komedię
Przez ludzki rozum graną na tej scenie.
KRÓL
Skoro tak mówisz, to proszę dla siebie
Wawrzyn z purpurą.
ŚWIAT
Spełniam twe \yczenie.
Król bierze płaszcz i koronę i wychodzi
PIKNO
Mnie daj barw ró\y, jaśminu, gozdzików,
By liść za listkiem, promień po promyku
Zazdrość skręciła i światło, i kwiecie!
Spraw, \ebym była najpiękniejszą w świecie,
Spraw, \eby słońce w śmiertelnym omdleniu
Na sam mój widok schowało się w cieniu
I  jak słonecznik, co je śledzi wzrokiem
Za mną zawistnym podą\ało okiem!
ŚWIAT
Có\ to? Tak pró\na chcesz grać na mej scenie?
PIKNO
Taką mam rolę i ju\ jej nie zmienię.
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 1 5
ŚWIAT
A kim ty jesteś?
PIKNO
Pięknem z ludzką twarzą.
ŚWIAT
Więc niech ci słu\ą i wdziękiem cię darzą
Kryształy, biele, karminy, szkarłaty.
Wręcza jej bukiecik kwiatów
PIKNO
Ile kolorów! Zamienię te kwiaty
W moje kobierce, a wody w zwierciadła!
Wychodzi
BOGACZ
Skoro mi rola bogacza przypadła,
śądam bogactwa, szczęścia, pomyślności.
ŚWIAT
Zaraz rozerwę dla ciebie wnętrzności
I wydobędę z nich srebro i złoto,
W brzuchu, jak w skarbcu, zazdrośnie skrywane.
Daje mu kosztowności
BOGACZ
Dumny z tych bogactw, odchodzę z ochotą.
Wychodzi
ŚWIAT
Ty czego \ądasz?
ROZTROPNOŚĆ
Mnie wystarczy, panie,
Kawałek ziemi, gdzie by zagrać mo\na.
ŚWIAT
Ktoś ty?
ROZTROPNOŚĆ
Roztropność.
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 1 6
ŚWIAT
Widzę, \eś pobo\na.
Wez post i modły  będą twą ozdobą.
Daje jej dyscyplinę i włosiennicę
ROZTROPNOŚĆ
Biorąc rzecz inną, nie byłabym sobą.
Wychodzi
ŚWIAT
Wchodzisz bez słowa: czy nic ci nie trzeba?
DZIECKO
O nic nie proszę, bo i potrzeb nie mam.
Ja jestem właśnie to nieszczęsne dziecię,
Które ma umrzeć, zanim się narodzi,
Więc tylko tyle będę w tobie, Świecie,
Ile chwil mija, kiedy się przechodzi
Z jednej do drugiej, jak grób ciemnej, celi.
Grób i tak musisz przygotować dla mnie.
Wychodzi
ŚWIAT
Ty o co prosisz? Odpowiadaj, chamie!
WIEŚNIAK
Ja tylko o to, co sam dałbym tobie.
ŚWIAT
Poka\ swą rolę.
WIEŚNIAK
Eee... nie mam ochoty.
ŚWIAT
Widać, \eś prostak  i dlatego, chłopie,
Pójdziesz do godnej prostaka roboty.
WIEŚNIAK
Tfu, los przeklęty!
ŚWIAT
Bierz się za motykę.
Wręcza mu motykę
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 1 7
WIEŚNIAK
Wszystko ślepoty Adama wynikiem!
Taki był mądry, a nie spostrzegł wcale,
W jaką go Ewa pakuje kabałę!
Zamiast jeść jabłko, lepiej by pozwolił,
By się nim sama objadła do woli!
Bo có\ mi z tego, \e mi teraz powie,
śe go błagała, więc uległ namowie?
yle zagrał rolę, niczym ja  w dodatku
Motykę po nim otrzymuję w spadku!
Wychodzi
BIEDAK
Skoro, jak widzę, wszyscy do tej pory
Dostali szczęście, radość i honory,
Dla mnie niech będzie zły los i zgryzota.
Nie chcę, jak inni, srebra ani złota,
Nie chcę barw pięknych, laurów ni purpury:
Daj mi łat kilka, bym zakryć mógł dziury
W moich łachmanach.
ŚWIAT
A có\ to za rola?
BIEDAK
Męka, zmartwienia, prostactwo, niedola,
Nędza, nieszczęścia, boleści, wzdychanie,
Rozpacz, cierpienie, powolne konanie,
Hańba, natręctwo, wstyd, lekcewa\enie,
Pusty \ołądek, palące pragnienie,
I to, \e trzeba o wszystko wcią\ błagać,
Nie będąc w stanie samemu nic dawać,
Brudne łachmany, pech, smród, \ebranina,
Mozół nad siły, pogarda, płacz, wina,
To, \e się na to poradzić nic nie da:
Ot i masz wszystko, co oznacza bieda!
ŚWIAT
Wspaniale!  Tobie ju\ nic dać nie muszę:
Kto na tym świecie gra rolę biednego,
Ten nie dostaje ode mnie niczego.
Więcej ci powiem: jeszcze ci odbiorę
Twoje gałgany, \ebyś chodził goły!
Spełnię w ten sposób moje obowiązki.
Rozbiera go
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 1 8
BIEDAK
Smutne w tym świecie panują porządki!
Gdy w nowe szaty stroi się ubranych,
Z gołych ostatnie zdziera się łachmany.
Wychodzi
ŚWIAT
Teatr ju\ pełen ludzi ró\nych stanów:
Jest król potę\ny, widać mo\nych panów,
Których obecność wszędzie poklask budzi;
Piękność, co zmysły rozpala i studzi,
Duchownych, kmiotków, \ebraków w potrzebie
Wszyscy grać będą!  Daję im od siebie
Ten teatr, stroje, piękne dekoracje.
Przyjdz, Boski Twórco, na inaugurację
Igrzysk dla Ciebie dziś tu wydawanych!
Otwórz się, ziemio, a\ do głębin samych:
W środku twej kuli scena się pomieści!
Przy dzwiękach muzyki otwierają się jednocześnie dwie kule: w jednej,
na tronie chwaty, zasiada AUTOR, w drugiej znajdują się wizerunki dwóch wejść  na
jednym ma być wymalowana kołyska, na drugim trumna
AUTOR
Własną potęgę uczciłem tym świętem,
A teraz z tronu patrzeć sobie będę,
Wśród dnia wiecznego, na grę mych aktorów.
Wy, co kołyską na świat przychodzicie
I którzy grobem scenę opuścicie,
Grajcie uwa\nie, baczcie, by nie zbłądzić
Bo AUTOR z nieba widzi was i sądzi!
Wchodzi ROZTROPNOŚĆ z instrumentem muzycznym i śpiewa:
ROZTROPNOŚĆ
Niech chwalą Pana
Niebiosów i ziemi
Słońce i gwiazdy,
Planety i księ\yc!
Niech lód Go chwali
I płonący ogień,
Niechaj Go wielbi
Ka\dy światła promień!
Szron niech Go zimą,
Latem chwali rosa;
Chwalmy Go wszyscy,
Niechaj pod niebiosa
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 1 9
Nasz głos się wzbija
I dochodzi Tego,
Który jest Sędzią
Dobrego i złego!14
Wychodzi
AUTOR
Nie ma nic bardziej dla uszu miłego,
Ni\ z ust posłyszeć człowieka wiernego
Hymn, jaki Daniel zaimprowizował,
By stłumić gniew Nabuchodonozora.
ŚWIAT
Kto wstęp do sztuki dzisiaj nam wygłosi? 15
Jest Prawo Aaski  ono o głos prosi.
Prędkie jak zawsze, czeka na wzniesieniu.16
14
KS. DANIELA 3, 5I  90:  Wtedy ci trzej jakby jednym głosem wysławiali, wychwalali i błogosławili Boga, mó-
wiąc w piecu: Błogosławiony jesteś, Panie Bo\e naszych ojców  pełen chwały i wywy\szony na wieki. Błogosła-
wione niech będzie Twoje imię pełne chwały i świętości  chwalebne i wywy\szone na wieki. Błogosławiony jesteś
w przybytku świętej Twojej chwały  chwalony, sławiony przez wieki nade wszystko. Błogosławiony jesteś na tro-
nie Twego królestwa  chwalony, sławiony przez wieki nade wszystko. Błogosławiony jesteś Ty, co spoglądasz w
otchłanie, co na Cherubach zasiadasz  pełen chwały i wywy\szony na wieki. Błogosławiony jesteś na sklepieniu
nieba  pełen chwały i sławny na wieki. Wszystkie Pańskie dzieła, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie
Go na wieki! Aniołowie Pańscy, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Niebiosa, błogosław-
cie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Wszystkie wody pod niebem, błogosławcie Pana, chwalcie i wy-
wy\szajcie Go na wieki! Wszystkie potęgi, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Słońce i
księ\ycu, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Gwiazdy nieba, błogosławcie Pana, chwalcie
i wywy\szajcie Go na wieki! Deszcze i rosy, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Wszystkie
wichry niebieskie, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Ogniu i \arze, błogosławcie Pana,
chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Chłodzie i upale, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki!
Rosy i szrony, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Mrozy i zima, błogosławcie Pana,
chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Lody i śniegi, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki!
Dni i noce, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Światło i ciemności, błogosławcie Pana,
chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Błyskawice i chmury, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na
wieki! Niech ziemia błogosławi Pana, niech Go chwali i wywy\sza na wieki! Góry i pagórki, błogosławcie Pana,
chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Wszystkie rośliny ziemi, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na
wieki! zródła, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Morza i rzeki, błogosławcie Pana,
chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Wieloryby i stworzenia morskie, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szaj-
cie Go na wieki! Wszelkie ptaki powietrzne, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Zwierzęta
dzikie i trzody, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Synowie ludzcy, błogosławcie Pana,
chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Izraelu, błogosław Pana, chwal i wywy\szaj Go na wieki! Kapłani Pańscy,
błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Słudzy Pańscy, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\-
szajcie Go na wieki! Duchy i dusze sprawiedliwych, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki!
Święci i pokornego serca, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki! Chananiaszu, Azariaszu, Mi-
szaelu, błogosławcie Pana, chwalcie i wywy\szajcie Go na wieki, bo wybawił nas z otchłani i z mocy śmierci oca-
lił nas, wyrwał nas spośród płonącego \arem ognia. Wychwalajcie Pana, bo łaskawy, bo na wieki Jego łaska-
wość. Wszyscy bogobojni, błogosławcie Pana, Boga bogów, chwalcie i wysławiajcie, bo na wieki Jego łaska-
wość.
15
Chodzi o tradycyjną loa, wierszowany prolog typowy dla hiszpańskiej comedia Złotego Wieku, mający na celu za-
skarbienie sobie przychylności widowni.
16
na wzniesieniu  niektórzy interpretatorzy uwa\ają, \e mo\e chodzić o kielich na hostię, będący w ikonografii epo-
ki częstym emblematem Aaski.
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 2 0
Na wzniesieniu, powy\ej miejsca, gdzie stoi ŚWIAT, pojawia się PRAWO AASKI
z kartką papieru w dłoni
PRAWO AASKI
Pierwsze zabiorę głos w tym przedstawieniu.
Prolog jest krótki  cały sens tej sztuki
Do jednej prostej prowadzi nauki,
Którą w dwóch zdaniach dla was streścić mogę:
Śpiewa
Kochaj blizniego jak siebie samego
Oraz czyń dobro, bowiem Bóg jest Bogiem!
ŚWIAT
Odtąd suflerem będzie Prawo Aaski,
Bo chce, by spektakl skończyły oklaski.
Pora zaczynać  stanę sobie w cieniu,
statystą tylko będąc w przedstawieniu.
Wejściem oznaczającym kołyskę wchodzą PIKNO i ROZTROPNOŚĆ
PIKNO
Chodz przejść się ze mną po polach i gajach,
Które szczęśliwą ojczyzną są maja,
Igraszką słońca  a tylko je znając,
Im tylko barwy i blaski oddają,
Płatek za płatkiem, promień za promieniem.
ROZTROPNOŚĆ
Chcesz, \ebym moje spokojne więzienie
Raz opuściwszy, złamała klauzurę?
Nigdy!  ja w domu wolę siedzieć murem,
Nie pójdę z tobą pod \adnym pozorem.
PIKNO
Więc wszystko ma być dla ciebie rygorem?!
Wszystko powagą? W ogóle ma nie być
Rozkosznych przygód i przyjemnych prze\yć?
Jeśli tak sądzisz, odpowiedz mi zatem,
W jakim\ to celu Pan Bóg stworzył kwiaty?
Mo\e nie po to, aby ich woniami
Nasz węch się cieszył? Dlaczego ptakami
Napełnił niebo? Czy\by naszych uszu
Ich świergot nie miał czarować i wzruszać?
Po có\ Bóg stworzył szaty i klejnoty,
Jeśli się nimi nie ma cieszyć dotyk?
Na co nam słodkich owoców dojrzałość,
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 2 1
Jeśli smakowi dostarczać nie mają
Subtelnych doznań? Po có\ kazał, w końcu,
Dobry Bóg powstać górom, niebu, słońcu?
Po co wykopał pośród gór doliny?
Czy\by nie po to, by wzrok cieszyć nimi?
Kto w boskich cudach widzi tylko wrogów,
Ten niewdzięcznością grzeszy przeciw Bogu!
ROZTROPNOŚĆ
śe boskie piękno podziwiać nale\y,
Mądre to słowa, przyznaję ci szczerze.
Lecz jeszcze mądrzej, gdy się składa dzięki
Panu, co stworzył te cuda i wdzięki
Nie myśląc przy tym, jak ty, o rozkoszy.
Nie wyjdę z domu, na pró\no mnie prosisz.
Wybrałam wiarę, by pogrzebać \ycie
Stąd Roztropnością zwą mnie nale\ycie.
PIKNO
A ja dlatego jestem Pięknem zwana,
śe pragnę widzieć oraz być widziana.
Rozchodzą się
ŚWIAT
Niedługo z sobą obie rozmawiały.
PIKNO
Chcę, by się we mnie świat zakochał cały!
Ona niech sobie usycha za kratą.
ŚWIAT
Jedna ma rację, druga błądzi za to.
ROZTROPNOŚĆ
Jak postępować, aby mej mądrości
U\ywać dobrze?
PIKNO
I mojej piękności? PRAWO AASKI
śpiewa
Masz czynić dobro, bowiem Bóg jest Bogiem!
ŚWIAT
Choć było dobrze słychać tę przestrogę,
Piękno jej nie słyszało.
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 2 2
Wchodzi BOGACZ
BOGACZ
Dało mi niebo w wielkiej obfitości
Bogactwo, władzę, dało liczne włości,
Ja zaś to wszystko roztrwonię obficie
Na wszelką rozkosz, na wszelkie u\ycie!
Wszystkiego zaznam, wszystkiego skosztuję,
To będzie dobre, co mi zasmakuje.
Stół mój zastawię jadłem i napitkiem,
Ao\e Wenery stanie się przybytkiem,
śądza, łakomstwo, zawiść i lenistwo
Będą od dzisiaj przewodzić mym zmysłom.
Wchodzi WIEŚNIAK
WIEŚNIAK
Kto pracę cię\szą nizli moja widział?
Dla tej pot tracę i grzbiet w kabłąk zginam,
Która swój własny chętnie mi nadstawia:
Ja tnę go pługiem i na chleb zarabiam.
Minister pługa, uczciwie oddaję
Mój trud za łaski, jakich sam doznaję.
Moim orę\em są sierp i motyka:
Sierpem ze zbo\em latem się potykam,
Zaś z winoroślą motyką bój staczam.
W kwietniu i maju okrutnie rozpaczam,
Gdy brak mi wody, ale od tej sprawy
Gorsza jest renta, jaką z mej dzier\awy
Muszę wypłacać, bowiem renta taka
To nó\ przytknięty do gardła wieśniaka!
Trudzę się bardzo, lecz oblany potem
Z góry się cieszę, \e zapłaci złotem
Za plon mej pracy, ten, który go kupi:
Da, ile zechcę  albo będę głupi!
W nosie mam bowiem ceny ustalone,
Jak te\ opinie, całkiem pomylone,
Tych, co kupują i stąd im się zdaje,
śe chłop za darmo wszystko wszystkim daje!
I to wiem jeszcze, \e jeśli padało
Nie będzie w kwietniu, dukatów niemało
Mój spichrz wart będzie, o co proszę Boga!
Wszyscy mnie wtedy będą potrzebować,
A ja Nabalem17 będę okolicy!
17
1 KS. SAMUELA 25, 2  39: śył w Maon pewien człowiek, który miał posiadłość w Karmelu. Był to człowiek
bardzo bogaty: miał trzy tysiące owiec i tysiąc kóz. Zajęty był właśnie strzy\eniem owiec w Karmelu. Człowiek ten
nazywał się Nabal, a jego \ona Abigail. Była to kobieta mądra i piękna, mą\ natomiast był okrutny i występny;
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 2 3
Mając pieniądze, których nikt nie zliczy,
Czegó\ chcieć jeszcze? Czego pragnąć mogę?
PRAWO AASKI
śpiewa
Masz czynić dobro, bowiem Bóg jest Bogiem!
ROZTROPNOŚĆ
Czy\byś nie słyszał?
był Kalebitą. Kiedy Dawid posłyszał na pustyni, \e Nabal strzy\e swe owce, wysłał do niego dziesięciu młodzień-
ców, mówiąc im: Idzcie do Karmelu, udając się do Nabala; pozdrowicie go ode mnie. Powiedzcie memu bratu:
Pokój niech będzie z tobą, pokój w twym domu i we wszystkim, co do ciebie nale\y! Słyszałem właśnie, \e u ciebie
jest pora strzy\y. Gdy twoi pasterze przebywali wśród nas, my nie sprawiliśmy im \adnej przykrości, nic im te\ nie
zginęło, jak długo przebywali w Karmelu. Pytaj zresztą sług twoich, to ci powiedzą. Darz więc \yczliwością mło-
dzieńców: przybyliśmy tu bowiem w dzień uroczysty. Zechciej u\yczyć, co masz pod ręką, sługom twoim i synowi
twemu Dawidowi. Młodzieńcy Dawida przyszli i powtórzyli Nabalowi wszystkie te słowa w imieniu Dawida i w
milczeniu oczekiwali odpowiedzi. Nabal tymczasem dał sługom Dawida taką odpowiedz: Któ\ to jest Dawid?
Któ\ to jest syn Jessego? Teraz jest du\o sług takich, którzy porzucają swego pana. A więc mam wziąć mój chleb,
wodę, mięso nagotowane dla strzygących i dać je ludziom, o których nie wiem nawet, skąd są? Młodzieńcy Dawi-
da udali się w drogę powrotną. Przyszedłszy powiadomili go o całej rozmowie. Dawid wtedy dał rozkaz swym lu-
dziom: Niech ka\dy przypasze miecz! I wszyscy przypasali sobie miecze. Dawid równie\ przypasał sobie miecz.
Potem około czterystu ludzi wyruszyło z Dawidem na czele, dwustu zostało przy taborze. Tymczasem jeden ze sług
zawiadomił Abigail, \onę Nabala: Dawid przysłał posłańców z pustyni, aby pozdrowili naszego pana, a on rzucił
się na nich. A przecie\ ci ludzie byli dla nas bardzo dobrzy, a jak długo z nimi krą\yliśmy przebywając na polu,
nie doznaliśmy \adnej przykrości i nic nam nie zginęło. Byli nam murem ochronnym tak w nocy, jak i w dzień
przez cały czas wspólnego pobytu, gdyśmy paśli trzodę. Musisz więc rozwa\yć i rozejrzeć się, co począć, gdy\ po-
stanowiono zagładę dla naszego pana i dla całego jego domu. Tymczasem on jest zbyt zły na to, by z nim pomó-
wić. Abigail wzięła więc szybko dwieście chlebów, dwa bukłaki wina, pięć przyrządzonych owiec, pięć sea pra\o-
nych ziaren, sto gron rodzynków i dwieście ciastek figowych. Objuczyła tym osły i powiedziała swym sługom: Wy
idzcie przede mną, a ja podą\ę za wami. Przed swym mę\em Nabalem nie przyznała się do tego. Gdy siedząc na
ośle zje\d\ała niewidoczną stroną góry, właśnie Dawid i jego ludzie zstępowali ku niej. I spotkała ich. Tymczasem
Dawid mówił sobie: Na darmo strzegłem na pustkowiu całego dobytku jego, tak \e nic nie zginęło, co posiadał,
bo odpłacił mi złym za dobre. Niech to uczyni Bóg Dawidowi i tamto dorzuci, jeśli do rana zostawię cokolwiek z
jego własności, choćby jednego chłopca. Kiedy Abigail spostrzegła Dawida, szybko zsiadła z osła i upadłszy na
twarz przed Dawidem, oddała mu pokłon a\ do ziemi. Rzuciwszy się do jego stóp rzekła: Panie mój! Niech na
mnie spadnie wina! Pozwól jednak słu\ebnicy twej przemówić do ciebie, wysłuchaj słów twej słu\ebnicy! Niech
pan mój nie zwraca uwagi na tego nicponia Nabala, bo on jest jak jego imię "Nabal" ozacza, \e w nim jest wiele
głupoty, ja zaś, twoja słu\ebnica, nie widziałam sług mojego pana, których przysłałeś. A teraz, panie mój, na \y-
cie Pana i twojej duszy, skoro powstrzymał cię Pan od rozlewu krwi i pomsty dokonanej na własną rękę, tak oby
twoi wrogowie i wszyscy, którzy \yczą mojemu panu nieszczęścia, podobni się stali do Nabala. A oto upominek,
który przyniosła twoja słu\ebnica panu swemu. Niech go podadzą sługom chodzącym za moim panem! Daruj ła-
skawie winę twej słu\ebnicy; z pewnością Pan zbuduje panu mojemu dom, który będzie trwały, gdy\ pan mój to-
czy boje Pańskie. Dlatego nie spotka cię nieszczęście przez całe \ycie. Jeśli natomiast ktoś powstanie, aby cię
prześladować i czyhać na twe \ycie, niech dusza pana mojego będzie dobrze zamknięta w woreczku \ycia u Pana,
Boga twojego, \ycie zaś wrogów niech wyrzuci przy pomocy wydrą\enia procy. A kiedy Pan spełni panu mojemu
wszystko dobre, co przyobiecał, i ustanowi cię władcą Izraela, niech nie będzie wtedy dla ciebie skrupułem i wy-
rzutem sumienia u pana mego to, \eś rozlał krew niewinną i \e wymierzyłeś sobie sprawiedliwość na własną rękę.
A kiedy Pan łaskawy będzie dla mego pana, przypomnisz sobie swoją słu\ebnicę. Na to rzekł Dawid do Abigail:
Błogosławiony niech będzie Pan, Bóg Izraela, za to, \e cię wysłał dziś na spotkanie ze mną. Niech będzie błogo-
sławiony twój rozsądek, błogosławiona bądz i ty za to, \eś powstrzymała mnie dzisiaj od rozlewu krwi, i \e nie
wymierzyłem sobie sprawiedliwości na własną rękę. Lecz na \ycie Pana, Boga Izraela, który mnie powstrzymał
od wyrządzenia ci krzywdy: gdybyś szybko nie przybyła mi na spotkanie, wtedy Nabalowi nie pozostałby do rana
ani jeden chłopiec. Dawid przyjął od niej to, co przyniosła, i rzekł jej: Wracaj spokojnie do domu! Patrz, wysłu-
chałem twej prośby i przyjąłem cię \yczliwie. Abigail wróciła do Nabala. Wyprawił on właśnie ucztę w domu, na
wzór uczty królewskiej. Serce Nabala pełne było radości, był jednak bardzo pijany, więc nie wspominała mu o ni-
czym a\ do rannego brzasku. Ale kiedy do rana Nabal wytrzezwiał od wina, oznajmiła mu o tym jego \ona; serce
jego zamarło, a on stał się jak kamień. Po upływie około dni dziesięciu Pan poraził Nabala tak, \e umarł. Gdy się
Dawid dowiedział, \e Nabal umarł, zawołał: Błogosławiony niech będzie Pan, który stał się moim obrońcą prze-
ciw Nabalowi w związku z doznaną obelgą, a sługę swego powstrzymał od zła. Nieprawość Nabala skierował Pan
na jego głowę.
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 2 4
WIEŚNIAK
Ja? A niby czego?
ŚWIAT
Ten wcią\ o swoim.
WIEŚNIAK
Bo mi dość swojego.
Wchodzi Biedak
BIEDAK
Kto z was, śmiertelni, widział kiedyś większą
Nędzę ni\ moja? Ziemia to najmiększe
Moje posłanie i choć niebo całe
Mam za baldachim, z mrozem i upałem
Muszę je dzielić, a znalezć nie mogę
Kogoś, kto chciałby pragnieniem i głodem
Dzielić się ze mną! ... Och, błagam Cię, Bo\e,
Daj mi cierpliwość!
BOGACZ
Jak me bogactwo przejawić się mo\e?
BIEDAK
Jak mam przetrzymać te nieszczęścia srogie ?
PRAWO AASKI
śpiewa
Masz czynić dobro, bowiem Bóg jest Bogiem
BIEDAK
Jak ten głos koi!
BOGACZ
Mów raczej, jak nu\y!
ROZTROPNOŚĆ
Król tu nadchodzi.
BOGACZ
Nikomu nie słu\y,
Więc jak paw kroczy.
PIKNO
Stanę sobie z przodu
A nu\ się wezmie na lep mej urody?
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 2 5
WIEŚNIAK
Ja stanę z tyłu: na widok wieśniaka
Mo\e go jeszcze chwycić chętka taka,
By jakim nowym ścisnąć mnie podatkiem
Na inną łaskę królewską nie liczę.
Wchodzi KRÓL
KRÓL
Mego królestwa zbyt ciasne granice
Wszystkie prowincje ziemi obejmują:
Nad tym, co morza falą opasują,
Nad tym, co słońce darzy promieniami,
Ja absolutną raduję się władzą.
Mnie, swemu panu, wasale wcią\ kadzą
I w proch przede mną padają twarzami.
Czegó\ chcieć więcej na tym świecie mogę?
PRAWO AASKI
śpiewa
Masz czynić dobro, bowiem Bóg jest Bogiem!
ŚWIAT
Ka\dy dostaje tę najlepszą radę.
BIEDAK
Chyba największym nieszczęścia przykładem
Jest, będąc w nędzy, widzieć szczęście drugich!
Oto król wielki potęgą się chlubi
I majestatu z rozkoszą za\ywa,
Ale \e komuś na niczym nie zbywa,
Ani pomyśli! Oto piękna dama,
We własnym pięknie tylko rozkochana,
Nie zna ni bólu, ni potrzeb, ni głodu!
Mniszka się skar\yć te\ nie ma powodu:
Choć słu\y Bogu wznosząc ciągłe modły,
Słu\by to jednak rodzaj dość wygodny.18
Podobnie wieśniak nie mo\e narzekać:
Gdy wraca z pola, stół na niego czeka,
Przy którym sobie uczciwie zajada!
Bogacz wszystkiego w nadmiarze posiada,
Tylko ja jeden wcią\ jestem w potrzebie.
Muszę wybłagać coś od nich dla siebie
Wszak bez nich obejść nie mogę się wcale,
18
Dość charakterystyczny dla ówczesnej literatury hiszpańskiej akcent antyklerykalny, rzadki jednak\e u Calderona.
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 2 6
Oni beze mnie za to doskonale...
O, widzę Piękno!  Ośmielam się prosić:
Daj mi, na Boga, chocia\ jeden grosik!
PIKNO
Moje zwierciadła, czystych zródeł wody!
Powiedzcie, jakie mam wło\yć ozdoby?
W jakich materiach bardziej mi do twarzy?
Jak dać mam dowód urody i smaku?
BIEDAK
Czy mnie nie widzisz?
ŚWIAT
Raczej ty, pró\niaku,
Nie widzisz, \e jest daremnym błaganie.
Czemu\ to miałby o ciebie staranie
Mieć ktoś, kto nie dba o samego siebie?
BIEDAK
Masz w bród wszystkiego, więc mo\e od ciebie
Uzyskam wsparcie?
BOGACZ
Có\ to? Nie masz komu
Zawracać głowy? Nachodzisz mnie w domu?
Zamiast tu włazić, lepiej byś, kochanku,
Stanął pokornie przed progami ganku!
BIEDAK
Panie, nie traktuj mnie a\ tak surowo.
BOGACZ
To dziad przeklęty: ja słowo, on słowo!
BIEDAK
Kto tyle stracił dla własnej rozkoszy,
Miałby mi nie dać paru marnych groszy?
BOGACZ
Właśnie.
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 2 7
ŚWIAT
To role z dawnej przypowieści.19
BIEDAK
Czy\ nikt mi w mojej nie ul\y boleści?
Widzę tu króla, mo\e on się wzruszy
Jękiem płynącym z mej zbolałej duszy?
Potę\ny władco, wesprzyj mnie jałmu\ną!
KRÓL
Byłoby rzeczą znacznie bardziej słuszną,
Byś o to prosił mego jałmu\nika.
ŚWIAT
Dzięki ministrom, jak z tego wynika,
Król uspokoił ju\ swoje sumienie.
BIEDAK
Wieśniaku, Bóg ci za ka\de nasienie,
Jakie wysiejesz, odpłaca stokrotnie.
Jesteś bogaty, więc chyba sromotnie
Mnie bez pomocy w biedzie nie zostawisz?
WIEŚNIAK
Pan Bóg za darmo mi nie błogosławi.
Co mam, zdobyłem harówką i potem.
Jak tobie nie wstyd, \e tak krzepkim chłopem
Będąc, pró\nujesz i po prośbie chodzisz?
Wez tę motykę, to na chleb zarobisz.
Zamiast się lenić, zabierz się do pracy.
BIEDAK
W dzisiejszej sztuce Autor mi wyznaczył
Rolę biedaka, nie rolę rolnika.
19
ŚW. AUKASZ 16, 19  31:  & \ył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień
świetnie się bawił. U bramy jego pałacu le\ał \ebrak okryty wrzodami, imieniem Aazarz. Pragnął on nasycić się
odpadkami ze stołu bogacza; nadto i psy przychodziły i lizały jego wrzody. Umarł \ebrak, i aniołowie zanieśli go
na łono Abrahama. Umarł tak\e bogacz i został pogrzebany. Gdy w Otchłani, pogrą\ony w mękach, podniósł
oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Aazarza na jego łonie. I zawołał: Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij
Aazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu.
Lecz Abraham odrzekł: Wspomnij, synu, \e za \ycia otrzymałeś swoje dobra, a Aazarz przeciwnie, niedolę; teraz
on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. A prócz tego między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak \e
nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie mo\e ani stamtąd do nas się przedostać. Tamten rzekł: Proszę cię
więc, ojcze, poślij go do domu mojego ojca. Mam bowiem pięciu braci: niech ich przestrze\e, \eby i oni nie przy-
szli na to miejsce męki. Lecz Abraham odparł: Mają Moj\esza i Proroków, niech\e ich słuchają. Nie, ojcze Abra-
hamie  odrzekł tamten  lecz gdyby kto z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą. Odpowiedział mu: Jeśli Moj-
\esza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą.
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 2 8
WIEŚNIAK
Stąd, przyjacielu, jeszcze nie wynika,
By tylko \ebrać i stale pró\nować.
Czasem i biedny mógłby popracować.
BIEDAK
Na miłość boską, aleś, bratku, twardy!
WIEŚNIAK
A ty namolny i jak wół uparty.
BIEDAK
Chocia\ ty, pani, nie skąp mi pociechy.
ROZTROPNOŚĆ
Wez to ode mnie i przebacz mi grzechy.
Daje mu kawałek chleba
BIEDAK
Jałmu\na chleba! Byłem pewien, pani,
śe właśnie od was otrzymam ją w dani.
Wszak to Religia powinna nas \ywić.20
ROZTROPNOŚĆ
Aj!
KRÓL
Co się stało?
BIEDAK
Zaczyna się chylić!...
RELIGIA chyli się ku upadkowi, lecz KRÓL podaje jej rękę
KRÓL
Ja ją podtrzymam.21
ROZTROPNOŚĆ
Dziękuję ci, panie!
Nikt tego lepiej zrobić nie jest w stanie.
20
Chodzi oczywiście o pokarm duchowy  aluzja do sakramentu Eucharystii, charakterystyczna dla autos sacramen-
tales pisanych z zało\enia na święto Bo\ego Ciała.
21
Król podtrzymuje Religię, zgodnie z obowiązkiem władcy katolickiego.
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 2 9
AUTOR
Mógłbym ich błędy naprawić z łatwością,
Obdarowałem ich jednak wolnością,
Wy\szą nad wszelkie ludzkie namiętności,
By mogli sami dobić się świętości
Swymi czynami.  Dlatego pozwolę
Wszystkim, jak zechcą, zagrać swoje role,
Chocia\ w chaosie, jaki wytwarzają,
Widzę ka\dego, ciągle powtarzając
Ustami Prawa tę jedną przestrogę:22
PRAWO AASKI
śpiewa
Masz czynić dobro, bowiem Bóg jest Bogiem!
Mówi
Mój głos ostrzegał ka\dego z osobna
I wszystkich razem, tote\ winien będzie,
Kto, mimo przestróg, nadal wytrwa w błędzie.
śpiewa
Kochaj blizniego jak siebie samego
Oraz czyń dobro, bowiem Bóg jest Bogiem!
Wychodzi
KRÓL
Skoro to \ycie ma być przedstawieniem
I wszyscy wspólną podą\amy drogą,
Byłoby dobrze, z waszym przyzwoleniem,
Wspólną ją sobie umilić rozmową.
PIKNO
Tak, bez rozmowy świat nie byłby światem.
BOGACZ
Prawda, niech ka\dy opowie coś zatem.
ROZTROPNOŚĆ
Zbytek gadulstwa! Niech ju\ lepiej ka\dy
Powie, co skrywa w swojej wyobrazni.
22
Kwestia Autora jest ortodoksyjnie katolickim wkładem Calderona do toczącej się wówczas tak\e w Hiszpanii teo-
logicznej dysputy na temat predestynacji i wolnej woli (Domingo Bańez i Luis Molina), jednego z podstawowych
punktów konfliktu między wyznaniem rzymskim a niektórymi kościołami reformowanymi. Predestynacja i wolna
wola potraktowane są znacznie szerzej w kilku innych wybitnych dramatach Złotego Wieku: El esclavo del demo-
nio (Niewolnik diabla) Miry de Amescua, El condenado por desconftado (Potępiony za niewiarę) Tirsa de Moliny
i w śycie jest snem (dramacie i auto) samego Calderona.
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 3 0
KRÓL
Imperium moje widzę przeogromne,
Majestat, chwałę, czyny wiekopomne,
Widzę to wszystko, czym hojna natura
Przyozdobiła moją dolę króla.
Mam zamki, Piękno jest moją poddaną,
Z wyroku losu na łup mi wydano
Bogactwo jednych, a drugich pokorę,
Więc bym mógł rządzić tak zmiennym potworem
O wielu szyjach i straszliwej mocy
Nieba, u\yczcie mi swojej pomocy!
Dajcie mi wiedzy! Wiedzy mi potrzeba,
Bez niej się przecie\ długo rządzić nie da!
Jak tyle karków jednym jarzmem zginać?
Tu trzeba wiedzy, nie wystarczy siła.
ŚWIAT
Niczym Salomon o mądrość zabiega.23
Z głębi, zza drzwi oznaczających trumnę, dychać smutny GAOS
GAOS
Królu imperium, co w proch się rozpada,
Pró\nych ambicji zaniechaj, poniechaj!
Kończysz swą rolę ju\ w teatrze świata.
KRÓL
Jakiś głos smutny kres wieści mej roli,
A\ rozum tracę, tak jestem przejęty!
Rola skończona?! Jak\e mnie to boli!
Chciałbym stąd uciec, ale jak? Którędy?
W stronę drzwi pierwszych, gdzie widać kołyskę,
Chciałbym krok zrobić... lecz nie ma sposobu,
By się tam cofnąć, choć drzwi te tak bliskie!
I z ka\dym krokiem jestem bli\ej grobu!
Czy\ to nie straszne, \eby morskie tonie,
Trafiwszy w kanał, wracały w głębiny;
23
1 KS. KRÓLEWSKA 13, 5  10:  W Gibeonie Pan ukazał się Salomonowi w nocy, we śnie. Wtedy rzekł Bóg:
Proś o to, co mam ci dać. A Salomon odrzekł: Tyś okazywał Twemu słudze Dawidowi, memu ojcu, wielką łaskę,
bo postępował wobec Ciebie szczerze, sprawiedliwie
i w prostocie serca. Ponadto zachowałeś dla niego tę wielką łaskę, \e dałeś mu syna, zasiadającego na jego tro-
nie po dziś dzień. Teraz więc, o Panie, Bo\e mój, Tyś ustanowił królem Twego sługę w miejsce Dawida, mego oj-
ca, a ja jestem bardzo młody. Brak mi doświadczenia! Ponadto Twój sługa jest pośród Twego ludu, któryś wy-
brał, ludu mnogiego, którego nie da się zliczyć ani te\ spisać, z powodu jego mnóstwa. Racz więc dać Twemu słu-
dze serce pełne rozsądku do sądzenia Twego ludu i rozró\niania dobra od zła, bo któ\ zdoła sądzić ten lud Twój
tak liczny? Spodobało się Panu, \e właśnie o to Salomon poprosił
KS. PRZYSAÓW 3, 13  15:  Szczęśliwy, kto mądrość osiągnął, mą\, który nabył rozwagi: bo lepiej ją posiąść
ni\ srebro, ją raczej nabyć ni\ złoto, zdobycie jej lepsze od pereł,
nie równe jej \adne klejnoty.
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 3 1
By zródło, w rzeki narodzone łonie,
Mogło powrócić w rzeczne koleiny;
Strumień, co w zródle wykluwa się z trudem,
śeby mógł znowu w zródło się obracać
I tylko człowiek, co ze zródła zródeł
Bierze początek i do niego wraca,
By nie mógł stać się, kim był na początku?!24
Co za bałagan! Jaki brak porządku!
Jeśli mej roli ju\ kres wyznaczony,
Trudno!  Tyś przecie\ i Autor i Sędzia:
Wybacz mi tylko błędy i potknięcia,
Co do mnie, Panie, odchodzę skruszony.
Wychodzi drzwiami oznaczającymi trumnę; tym samym wyjściem powinni opuszczać
scenę pozostali
ŚWIAT
Prosząc o łaskę, dobrze rolę skończył.
PIKNO
Zabrakło króla wśród dworu i pompy.
WIEŚNIAK
Grunt, \eby wody nie zabrakło w maju,
Gdy kwitną pola!  Bo dla urodzaju
Nie trzeba króla. Niezłe tego lata
Plony, bez niego jeszcze lepsze będą.
ROZTROPNOŚĆ .
Co by nie mówić, ogromna to strata.
PIKNO
I powód jeszcze większego zamętu.
Có\ uczynimy bez jego osoby?
BOGACZ
Wróćmy do naszej przerwanej rozmowy.
O czym ty myślisz?
PIKNO
Ja...
24
KOHELET (EKLEZJASTES) 1, 7:  Wszystkie rzeki płyną do morza, a morze wcale nie wzbiera; do miejsca, do
którego rzeki płyną, zdą\ają one bezustannie .
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 3 2
ŚWIAT
Z jakim pośpiechem
śywi znalezli po zmarłym pociechę!
WIEŚNIAK
Pewnie, bo w spadku zostawił niemało.
PIKNO
Widzę mą piękność, czystą i wspaniałą.
Nawet królowi zwycięstw nie zazdroszczę,
Bo ja do większych prawo sobie roszczę.
Król, \ądny chwały, tylko tym się puszy,
śe gnębi ciała  ja ujarzmiam dusze,
Które są piękna właściwym królestwem.
Któ\ kiedyś widział rządy potę\niejsze?
Mędrcy w mę\czyznie dostrzegli świat cały,
Lecz to ja przecie\ króluję w tym  świecie :
Jeśli mę\czyznę chcą zwać  światem małym ,
Niech  małe niebo mówią o kobiecie!25
ŚWIAT
Ju\ zapomniała, co Ezechiel26 głosił:
Szpetna to piękność, co się pysznie nosi.
GAOS
Kwiatem jest tylko cała ludzka piękność:
Ju\ noc zapada, kwiaty muszą zwiędnąć.
PIKNO
śe piękność zwiędnie, smutna pieśń ogłasza...
Niechaj nie więdnie, niechaj potrwa dłu\ej!
Niech w brzask swój pierwszy powróci, upraszam!
O ja nieszczęsna! Czy kto widział ró\ę,
Białą lub barwną, która by, kuszona
Przez dzień pochlebcę, unikała słońca?
Wyciąga główkę, a potem  zdradzona,
Odarta z płatków, czeka, biedna, końca!27
W głąb pąka \adna kryć się jednak nie chce...
Lecz to, \e kwiaty, naiwne o świcie,
25
Echo popularnej w filozofii greckiej i rozpowszechnionej przez Renesans idei, ze człowiek jest mikrokosmosem,
światem samym w sobie.
26
W Księdze Ezechiela jest wiele uwag na temat  piękna zgubionego przez pychę ; trudno wskazać, który konkretnie
ustęp miał na myśli Calderon.
27
KS. IZAJASZA 40, 6 8:  Wszelkie ciało to jakby trawa, a cały wdzięk jego jest niby kwiat polny. Trawa usycha,
więdnie kwiat, gdy na nie wiatr Pana powieje. (Prawdziwie, trawą jest naród.) Trawa usycha, więdnie kwiat, lecz
słowo Boga naszego trwa na wieki .
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 3 3
Giną wpatrzone w słoneczne rumieńce,
Co mnie obchodzi? Co wspólnego przy tym
Mogę mieć z kwiatem, co w ciągłej rozterce
Waha się między bytem a niebytem?
Nie, jeśli ró\ą, to tak będę trwałą,
śe jeśli nawet kiedyś światło słońca
Mojego \ycia początek widziało,
Nie ujrzy nigdy mego \ycia końca!
Jestem wszak wieczna, jak mogłabym umrzeć?!...
Co mówisz, głosie?
GAOS
Powinnaś zrozumieć:
Wieczną masz duszę, lecz ciało śmiertelne.
PIKNO
Wszelkie repliki byłyby daremne:
Wyszłam z kołyski i do grobu idę.
To jedno tylko napełnia mnie wstydem,
śe mogłam lepiej zagrać moją rolę.
Wychodzi
BOGACZ
Na nic ozdoby, stroje i swawole:
Nie ma ju\ Piękna, jej rola skończona.
ŚWIAT
Niezły to koniec  odeszła skruszona.
WIEŚNIAK
Wielka mi strata! Ja \alu nie czuję.
Grunt, \e nam chleba ni mięs nie brakuje.
ROZTROPNOŚĆ
A jednak smutno.
BIEDAK
Trudno się nie \alić!
Co teraz zrobić?
BOGACZ
Rozmawiajmy dalej.
WIEŚNIAK
Gdy pełen troski na pole wyruszam,
Ni mróz ni upał mnie nie przera\ają.
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 3 4
Lęk wzbudza we mnie tylko własna dusza,
Bo widzę chwasty, co ją porastają.
Winię mą duszę, \e jest zachwaszczona,
Gdy\ za plon nowy polom składa dzięki,
Choć one tylko u\yczają łona
Temu, co hojnie z Bo\ej spływa ręki.
ŚWIAT
Bliski wdzięczności, kto świadom swych długów.
BIEDAK
Zaczynam lubić ju\ tego rolnika,
Chocia\ nie szczędził mi przedtem wyrzutów.
GAOS
Wieśniaku, koniec ogłaszam twej pracy:
Inne ci pole teraz Bóg wyznaczy.
WIEŚNIAK
Chcę się odwołać od tego wyroku
Do trybunału od ciebie wy\szego.
Po co umierać o tej porze roku?
Zaczekaj trochę, wszak nic straconego:
Nie dziś, to jutro  z tym zawsze zdą\ymy.
Szkoda zostawiać przed \niwami pola,
Chyba \e ostom i kwiatom na kpiny!
Tfu, niech przeklęta będzie taka dola!
Przypatrz się trawom, jakie są wysokie:
Czy to winorośl, czy dojrzałe zbo\e
Nie zgadłby nigdy, kto z oddali okiem
Rzuciłby na nie! Patrz, o ile gorzej
Rośnie me \ytko od tego za miedzą:
Moje jak karzeł pełza tu\ przy ziemi,
Tam jak giganty zdzbła po skibach siedzą!
Ktoś, kto mnie słyszy, mógłby tu powiedzieć,
śe skoro jeszcze nie ma w polu plonu,
Nie ma te\ racji, \eby tutaj siedzieć,
I czas to dobry, by dokonać zgonu.
Więc mu odpowiem: niezupełnie, bratku,
Zły to gospodarz, który bez owoców
Ziemię następcy pozostawia w spadku.
Có\ Pan bez plonów z tego pola zrobi?
Lecz dosyć \artów, wszak o śmierci mowa:
śeby mnie połknąć, grób ju\ się sposobi
Tak paszczę rozwarł, \e cały się schowam.
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 3 5
Jeśli, wbrew woli, to koniec mej roli,
To tylko boli, jak mało mnie boli!
Wychodzi
ŚWIAT
A ja go najpierw wziąłem za prostaka.
Lecz to pomyłka  brawa dla Wieśniaka!
Dobrze grę skończył.
BOGACZ
Został kurz, fatyga,
Pot, pług, zmęczenie, brak tylko... rolnika.
BIEDAK
To przykre.
ROZTROPNOŚĆ
Szkoda!
BIEDAK
Wspominam go z \alem.
ROZTROPNOŚĆ
Ja te\. Co robić!
BOGACZ
Rozmawiajmy dalej.
Jak wszyscy powiem, o czym marzę skrycie.
Kogó\ nie dziwi, jak to nasze \ycie
Swoją kruchością kwiaty przypomina?28
Kończy się zaraz, ledwie się zaczyna!
Jeśli jest chwilką, wszem i wobec głoszę:
Wysączmy z niego najwięcej rozkoszy,
Jedzmy i pijmy, boga czyńmy z brzucha,
Bo jutro przecie\ wyzioniemy ducha!29
ŚWIAT
Ta propozycja pogaństwem mi trąci,
Jak rzekł Izajasz.
ROZTROPNOŚĆ
Kto teraz wystąpi?
28
KS. HIOBA 14, 1 2:  Człowiek zrodzony z niewiasty ma krótkie i bolesne \ycie, wyrasta i więdnie jak kwiat,
przemija jak cień chwilowy .
29
KS. IZAJASZA 22, 13:  Jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy!
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 3 6
BIEDAK
Ja.  Niechaj sczeznie dzień moich narodzin,
Niechaj przepadnie ta noc, w której chłodzie
Byłem poczęty, a którą przeklinam,
Bo w niej się pasmo mych nieszczęść zaczyna!
Niech jej nie znają słoneczne promienie,
Niech ją spowiją nieprzebyte cienie,
Mrok wiekuisty niechaj ją pochłonie,
Niechaj się wszystko pogrą\y w jej łonie!
Niech jej rumieńców światło nie u\ycza,
Niech dzień bez słońca, bez gwiazd i księ\yca
Noc niechaj będzie!  Gdy się skar\ę, Panie,
To nie dlatego, \e będąc w tym stanie
Tonę w rozpaczy na myśl o mym pechu.
Nie, to dlatego, \em zrodzony w grzechu
I to mnie boli!30
ŚWIAT
Ale\ dobrze zagrał
Scenę rozpaczy!  I wszystkich nas nabrał
Niczym Hiob drugi, który w gruncie rzeczy,
Gdy dzień przeklinał, grzechowi złorzeczył.
GAOS
śpiewa
I ból i szczęście policzyć się dają,
I ból i szczęście koniec kiedyś mają,
Z bólu i szczęścia zdać nale\y sprawę
Przybądzcie obaj przed sędziowską ławę.
BOGACZ
O ja nieszczęsny!
BIEDAK
Bardzo się raduję!
BOGACZ
Nie dr\ysz przed głosem, co nas przywołuje?
30
KS. HIOBA 3, 2  13 :  Hiob zabrał głos i tak mówił: Niech przepadnie dzień mego urodzenia i noc, gdy powie-
dziano: Poczęty mę\czyzna. Niech dzień ten zamieni się w ciemność, niech nie dba o niego Bóg w górze. Niechaj
nie świeci mu światło, niechaj pochłoną go mrok i ciemności. Niechaj się chmurą zasępi, niech targnie się nań
nawałnica. Niech noc tę praciemność ogarnie i niech ją z dni roku wyma\ą, niech do miesięcy nie wchodzi! O,
niech ta noc bezpłodną się stanie i niechaj nie zazna wesela! Niech ją przeklną złorzeczący dniowi, którzy są
zdolni obudzić Lewiatana. Niech zgasną jej gwiazdy wieczorne, by pró\no czekała jutrzenki, zrenic nowego dnia
nie ujrzała: bo nie zamknęła mi drzwi \ycia, by zasłonić przede mną mękę. Dlaczego nie umarłem po wyjściu z
łona, nie wyszedłem z wnętrzności, by skonać? Po có\ mnie przyjęły kolana a piersi podały mi pokarm?
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 3 7
BIEDAK
Owszem, dr\ę cały.
BOGACZ
I nie chcesz uciekać?
BIEDAK
Nie, bo zwyczajna to rzecz u człowieka,
Co bliski Boga, dr\eć z bojazni Boga.
Có\ po ucieczce? To donikąd droga!
Od tego głosu wszak uciec się nie da.
A zresztą, dokąd mo\e uciec Bieda,
Jeśli Potęga mimo zamków tylu
Skryć się nie mogła, i Piękno azylu
W swoich przechwałkach równie\ nie znalazło?
Dla mnie pieśń głosu dobrą jest okazją,
Za którą mogę tylko składać dzięki:
Wszak z końcem \ycia przyjdzie kres mej męki.
BOGACZ
A zatem sceny nie opuszczasz z \alem?
BIEDAK
Szczęścia \adnego na niej nie zaznałem,
Czego \ałować? Odchodzę z ochotą.
BOGACZ
Ja  jak na ścięcie!  Widzisz, chodzi o to,
śe wraz z majątkiem zostawiam tu serce.
BIEDAK
O jaka radość!
BOGACZ
Wcale iść się nie chce!
BIEDAK
Uff, co za ulga!
BOGACZ
Mów raczej zmartwienie.
BIEDAK
Jakie to szczęście!
BOGACZ
A jakie cierpienie!
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 3 8
BIEDAK
Losie mój szczęsny!
BOGACZ
Tfu, diabli nadali!
Wychodzą
ŚWIAT
Takim sposobem w śmierci się spotkali
Bogacz z Biedakiem.
ROZTROPNOŚĆ
Kiedy wkoło patrzę,
Widzę, \e sama zostałam w teatrze.
ŚWIAT
Zawsze Religia trwa we mnie najdłu\ej.
ROZTROPNOŚĆ
Ja nią nie jestem, ja tylko jej słu\ę.
Za \ycia w grobie, mogę głos zza grobu
Śmiało uprzedzić, nim z mego powodu
Sam się odezwie: ju\ kończę komedię
Jutro sam Autor skończy ją od siebie.
Wy, którzy błędy tu dzisiaj widzicie.
Myślcie o jutrze  poprawcie swe \ycie.
Zamyka się kula ziemska
AUTOR
Kar oraz nagród dałem przyrzeczenie,
Zaraz poznacie moich słów znaczenie.
Zamyka się kula niebieska, w której siedzi AUTOR
ŚWIAT
I po komedii! Zdać się mogła chwilką,
Lecz kiedy\ dłu\ej trwa to przedstawienie,
Jakim jest \ycie? Wszak składa się tylko
Z wejścia i wyjścia w mej skromnej ocenie.
Wszyscy wychodzą, pustoszeje scena,
A kształt aktorów, jakim się cieszyli,
W pierwszą materię kurczy się i zmienia:
Niech wyjdą prochem, jak prochem przybyli.
Jeszcze im tylko odbiorę starannie
To, co im dałem na czas przedstawienia,
By grę uświetnić. Stanę sobie w bramie
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 3 9
I będę patrzeć  dla tych przejścia nie ma,
Co rekwizytów by mi nie zwrócili:
Niech wyjdą prochem, jak prochem przybyli!
Wchodzi KRÓL
ŚWIAT
Mów, jaką rolę w tej komedii grałeś
Ty, który pierwszy trafiasz w moje ręce?
KRÓL
Jak to, kim byłem? To ju\ zapomniałeś?
ŚWIAT
O tym, co było, Świat pamiętać nie chce.
KRÓL
Ja byłem władcą wszystkiego, co słońce
Wyzłaca, w światło odziane błyszczące,
Odkąd się rodzi w jutrzenki ramionach
I pokąd, mrokiem objęte, nie skona.
Rządziłem mądrze wieloma krajami,
Wryłem się w pamięć sławnymi czynami,
Wiele posiadłem, widziałem, słyszałem,
Wiele podbiłem i wiele dostałem.
Podejmowałem chwalebne starania,
Zostały po mnie pieśni i podania,
Wyniosłem w górę licznych faworytów,
Za\yłem szczęścia, rozkoszy, zaszczytów,
Szaty z purpury, trony, baldachimy,
Kazałem zdobić w herby i wawrzyny,
Głośne zwycięstwa odniosłem nad wrogiem
Tworzyłem dzieje, z dumą stwierdzić mogę.
ŚWIAT
A teraz ściągaj ju\ z głowy koronę,
O majestacie i myśleć się wzdragaj.
Odbiera mu koronę
Obna\ się, odwróć  niech twoja osoba
Z tej farsy \ycia wywędruje naga.
Płaszcz purpurowy, w którymś taki butny,
Wkrótce ktoś inny na grzbiet swój oblecze,
Bo ju\ nie wyrwiesz z moich rąk okrutnych
Berła, korony, ani \adnej rzeczy!
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 4 0
KRÓL
Czyś sam mi nie dał tych ozdób tak miłych?
Więc jak? Odbierasz, co raz ju\ mi dałeś?
ŚWIAT
One po\yczkę tylko stanowiły
I to jedynie na czas, kiedy grałeś.
Inny niech władca w twej koronie chodzi,
Dla niego zostaw pompę, majestaty.
KRÓL
Choć za takiego starasz się uchodzić.
Jak mo\esz, Świecie, mienić się bogatym,
Skoro potrafisz  powiem w oczy szczerze
Dawać to tylko, co najpierw zabierzesz!
I co mi z tego, \e tu króla grałem?
ŚWIAT
Wszystko zale\y, jak się sprawowałeś.
yle czy te\ dobrze  to Autor rozsądzi:
Ju\ ma dla ciebie karę lub nagrodę.
On wie najlepiej, kto wytrwał, kto zbłądził,
Ja zaś mam tylko zabrać garderobę,
Którą nosiłeś, póki królem byłeś,
Bo masz stąd odejść tak, jak tu przybyłeś.
Wchodzi PIKNO
ŚWIAT
A ty kim byłaś?
PIKNO
Urodą i wdziękiem.
ŚWIAT
Czym obdarzona?
PIKNO
Doskonałym pięknem.
ŚWIAT
I gdzie\ to piękno?
PIKNO
Pozostało w grobie.
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 4 1
ŚWIAT
Wielka Natura zadr\y, gdy się dowie,
Jak wszelkie piękno nietrwałą ma postać.
A na dodatek nie chce tam pozostać,
Gdzie się zaczęło  teraz mam dylemat,
Jak ci je zabrać, skoro go ju\ nie masz?
Król mi majestat i chwałę zostawił,
Ciebie nie mogę urody pozbawić,
Bo ta zanika wraz z zanikiem ciała...
Spójrz w to zwierciadło.
PIKNO
Ju\ się przeglądałam.
ŚWIAT
Gdzie jest to piękno, które tobie dałem?
Zwróć mi je, proszę.
PIKNO
Grób je po\arł całe.
Tam zostawiłam tony i kolory,
Tam pociemniały blaski i splendory,
Tam pogubiłam jaśmin i korale,
Tam popękały marmury, kryształy,
Tam pobutwiały ró\ i fiołków pęki,
Tam się zatarły uczucia i wdzięki,
Tam się rozpierzchły plany i marzenia
Nic tam nie znajdziesz prócz złudy i cienia.
Wchodzi WIEŚNIAK
ŚWIAT
I ty, prostaku, powiedz, co robiłeś.
WIEŚNIAK
Skoro mnie nazwać prostakiem raczyłeś,
Mój fach z łatwością odgadnąć sam mo\esz.
Wszak styl twój pró\ny temu, co grunt orze,
Daje tę nazwę z pogardą zbyteczną,
Co ma być dworną, a jest niedorzeczną.
Tak, jestem chamem i choć mnie to piecze,
To mnie się  tyka , do mnie  wy się rzecze.
ŚWIAT
Zwróć, co ci dałem.
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 4 2
WIEŚNIAK
To ja coś dostałem?
ŚWIAT
Oddaj motykę.
WIEŚNIAK
Aadny mi podarek!
ŚWIAT
Aadny czy brzydki, oddaj go w tej chwili.
WIEŚNIAK
I komu\ serce z bólu nie zakwili
Na widok tego świata nieszczęsnego?
Człek tu haruje po to, by z wszystkiego
Takie na koniec zostały wyniki:
Nic wziąć nie dadzą, nawet tej motyki!
Wchodzą BOGACZ i BIEDAK
ŚWIAT
Kto tam?
BOGACZ
Ten, który wyjść z ciebie nie pragnął.
BIEDAK
I ten, co zawsze do wyjścia się garnął.
ŚWIAT
Z jakiej przyczyny więc opłakujecie
Jeden swe wyjście, drugi pobyt w świecie?
BOGACZ
Płaczę, bo byłem potę\nym bogaczem.
BIEDAK
A ja nędzarzem i dlatego płaczę.
ŚWIAT
Oddaj klejnoty.
Odbiera rekwizyty BOGACZOWI
BIEDAK
Ja z chęcią odchodzę:
Nic nie zostawiam, więc z wyjściem się godzę.
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 4 3
Wchodzi DZIECKO
ŚWIAT
Ty, co w tej sztuce miałeś deklamować,
Czemu na scenie nie rzekłeś ni słowa?
DZIECKO
Czemu? Bo w grobie \ycie mi zabrałeś?
Tam ci zostawiam wszystko, co mi dałeś.
Wchodzi ROZTROPNOŚĆ
ŚWIAT
Powiedz, o jakie ozdoby prosiłaś,
Gdy do bram \ycia z pukaniem przybyłaś?
ROZTROPNOŚĆ
O post prosiłam, posłuszeństwo, wiarę,
O umartwienia i we wszystkim miarę.
ŚWIAT
Teraz o oddaj  nie chcę, by mówiono,
śe kogoś ze mnie z majątkiem puszczono.
ROZTROPNOŚĆ
Nic ci nie oddam, bo tu miejsca nie ma
Na me uczucia, modły, poświęcenia.
Muszę je z sobą zabrać w dalszą drogę.
Poskrom zapędy, nic dać ci nie mogę.
Siłą tych ozdób te\ mnie nie pozbawisz.
ŚWIAT
Widzę, \e muszę ci wszystko zostawić.
Dobrych uczynków nie mogę odbierać,
Im te\ jedynym granice otwieram.31
KRÓL
Obym a\ tylu nie posiadał włości!
PIKNO
Obym a\ takiej nie chciała piękności!
BOGACZ
Oby mnie Pan Bóg od bogactw zachował!
31
Ortodoksyjnie katolickie podkreślenie wartości i znaczenia dobrych uczynków dla osiągnięcia zbawienia, charak-
terystyczne w kontekście ówczesnych sporów religijnych wywołanych przez Reformację.
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 4 4
WIEŚNIAK
Kto się ode mnie więcej napracował?
BIEDAK
Kto bardziej cierpiał, większego miał pecha?
ŚWIAT
Z tych mów pośmiertnych niewielka pociecha.
Ju\ jest za pózno i słów waszych szkoda,
Teraz nie mo\na zasług sobie dodać!
Skoro ju\ wziąłem świetne majestaty,
Zdmuchnąłem pró\ność i zetliłem szaty,
W proch starłem wdzięki, pogmatwałem szyki,
Zrównałem z sobą berła i motyki,
Czas, byście przeszli na scenę prawdziwą,
Bo ta jest tylko ułudy siedzibą.
KRÓL
Inaczej witasz i \egnasz inaczej!
ŚWIAT
Bardzo mo\liwe  to rozum tłumaczy.
Spójrz: kiedy człowiek jakiś dar od losu
Dostaje, ręce układa w ten sposób;
Gdy go odtrąca w odruchu szalonym,
Tak znów je składa... I tak, z jednej strony,
Kołyska, usta zwróciwszy ku górze,
Przyjmuje człeka, lecz za grób mu słu\y,
Gdy ją przekręcić odwrotnym sposobem:
Wejść tu kołyską, lecz wyjść trzeba grobem.32
BIEDAK
Skoro ten tyran pędzi nas z teatru,
Chodzmy na ucztę, którą przyrzekł Autor.
KRÓL
Czy kpisz z mej władzy, parszywy \ebraku,
śe pchasz się przodem? O pamięci braku!
Ju\ zapomniałeś, czyimś był poddanym?
BIEDAK
Twa gra skończona, grobowe łachmany
Równają wszystkich. Niewa\ne, kim byłeś.
32
Porównanie, któremu musiał zapewne towarzyszyć odpowiedni gest sceniczny, występujące te\ w VII scenie III
aktu Księcia Niezłomnego.
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 4 5
BOGACZ
Co?! Zapomniałeś, \e wczoraj prosiłeś
Mnie o jałmu\nę?!
BIEDAK
To ty zapomniałeś,
śe choć prosiłem, nic jednak nie dałeś.
PIKNO
O czci nale\nej dla tej nie pamiętasz,
Co najbogatsza jest i najpiękniejsza?
ROZTROPNOŚĆ
W nędznych całunach nie bądzcie tak pró\ni,
Przecie\ w tych strojach nikt nas nie odró\ni.
BOGACZ
Znów się przede mnie śmiesz wysuwać, chamie?!
WIEŚNIAK
Porzuć ambicje nierozsądne, panie.
Jesteś ju\ cieniem słońca, którym byłeś.
BOGACZ
Nie wiem doprawdy, czym się przeraziłem,
Lecz strach mnie bierze na myśl o Autorze...
BIEDAK
Nieba i ziemi Stwórco! Panie Bo\e!
Oto jest trupa, co krótką komedię
O ludzkim \yciu zagrała dla Ciebie.
Dałeś nam wielkiej uczty obietnicę:
Czekamy, Panie  objaw swe oblicze.
Przy dzwiękach muzyki otwiera się ponownie kula niebieska; w jej wnętrzu znajduje się
stół z kielichem i hostią; za stołem AUTOR; wchodzi ŚWIAT
AUTOR
Stół pełen chleba, który adoruje
Niebo, a piekło, chcąc nie chcąc, szanuje,
Ju\ na was czeka, lecz wa\ne, by wiedzieć,
Kto z was jest godzien, \eby przy nim siedzieć.
Dla tych, co role nieudolnie grali,
Wieczerzy nie ma, muszą się oddalić.
Niechaj tu wstąpi, by ze mną wieczerzać,
Dwoje wybranych: Roztropność i Biedak.
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 4 6
Jeść ju\ nie mogą, bo ciał się wyzbyli,
Lecz widok chwały lepiej ich posili.
ROZTROPNOŚĆ i BIEDAK podchodzą do stołu
BIEDAK
Có\ to za szczęście! Choć tyle cierpiałem,
Choć tylu nieszczęść za \ycia zaznałem,
Wiem ju\, \e męki nie są nimi wcale,
Jeśli ku boskiej znoszone są chwale!
ROZTROPNOŚĆ
I ja, co tyle umartwień znosiłam,
W końcu szczęśliwie a\ tutaj trafiłam.
Tu znajdzie radość ka\dy, kto zapłacze
Wyznając grzechy.
KRÓL
Czemu nie wybaczysz
Zatem mnie, Panie? Przecie\ Cię prosiłem
O to, gdy jeszcze w majestacie \yłem.
AUTOR
Piękno i Władza swojej pychy pró\nej
Po\ałowały.  Wstąpią tu, lecz pózniej,
Razem z Wieśniakiem, co przegnał biednego,
Nie chcąc mu jednak uczynić nic złego.
Zamiar tkwił dobry w jałmu\ny odmowie:
Ten, \eby Biedak dopomógł sam sobie.
WIEŚNIAK
Właśnie!  Takiego u\yłem sposobu,
Bo, szczerze mówiąc, nie cierpię nierobów.
AUTOR
Wasze przewiny oblaliście łzami
Prosząc, bym litość okazał nad wami
Za to nagrodzić całą trójkę myślę:
Wszystkich do Czyśćca dla pokuty wyślę.
ROZTROPNOŚĆ
Boski Autorze! Wśród zgryzot i męki
Król nie odmówił pomocnej mi ręki.
Chciałabym teraz móc mu się odwdzięczyć.
Podaje dłoń KRÓLOWI
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 4 7
AUTOR
Zmniejszę mu karę, gdy za niego ręczysz.
W końcu, \ył z wiarą.  Czas tak prędko płynie,
śe wiek uleci i kara przeminie.33
WIEŚNIAK
Niech na me winy deszcz odpustów spadnie
Pod grubą warstwą kryjąc je dokładnie,
A ka\dy odpust niech będzie zleceniem,
śe mam opuścić to mroczne więzienie!
DZIECKO
Najwy\szy Panie, jakie są powody,
śe choć bez winy, nie biorę nagrody?
AUTOR
Jesteś bez winy, lecz i bez zasługi,
Jak ślepiec nie znasz ni jednej, ni drugiej.
Nie chcę cię karać, nie mogę nagrodzić,
Pamiętaj jednak, \eś z grzechu się zrodził.
DZIECKO
Więc mnie, jak ślepca, czarna noc ogarnie?34
Nie dla mnie chwała i kara nie dla mnie!
BOGACZ
Jeśli dr\y Wieśniak, przejęty widokiem
Pana, co groznym spogląda nań okiem;
Jeśli podobnie i Piękno i Władza
Są wystraszone, choć ju\ nie przeszkadza
Im pró\na pycha, bo tę opłakały
Jak\e ja mogę na tyle być śmiały,
śeby wzrok podnieść na Pańskie oblicze;
Podnieść i nie paść, jak podcięty biczem?!
Więc nie ma miejsca, co mnie ukryć mo\e
Przed Twoim sądem?! Zlituj się, Autorze!
AUTOR
Jak śmiesz nazywać mnie swoim Autorem?
Chocia\ to prawda, tobie nie pozwolę
Tak do mnie mówić.  Idz precz z moich oczu
33
Aatwe zbawienie Króla jest chyba ukłonem Calderona dworzanina pod adresem hiszpańskiej monarchii katolic-
kiej.
34
Dziecko, zmarłe przed chrztem, trafia do tzw. otchłani; miejsce oddzielone od piekła, przeznaczone dla dusz nie-
winnych, ale obcią\onych grzechem pierworodnym.
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 4 8
Wprost w głębie piekieł i niechaj cię toczą
Twe \ądze wiecznie wśród mąk i cierpienia!
BOGACZ
O ja nieszczęsny! Wlokąc warkocz cienia,
Spowity ogniem, lecę w głąb otchłani,
Gdzie  abym sobą więcej się nie mamił
Ogromne skały zgniotą moje ciało!...
ROZTROPNOŚĆ
Od dziś się cieszę nieskończoną chwałą
PIKNO
Ja o niej marzę!
WIEŚNIAK
Nawet ty, Piękności,
Ju\ nie odbierzesz mi mojej radości!
BOGACZ
Ja bez nadziei mam się męczyć wiecznie!
DZIECKO
A ja bez chwały!
AUTOR
Ze spraw ostatecznych,
Jakie widzicie, jedna kres posiada:35
Piękno, Wieśniaku  mo\ecie zasiadać
Do mego stołu!  Za wasze cierpienia
Ju\ was uznaję godnymi zbawienia.
PIKNO i WIEŚNIAK podchodzą do stołu
PIKNO
Jakie to szczęście!
KRÓL
To zwycięstwo!
WIEŚNIAK
Hurra!
ROZTROPNOŚĆ
Uff, co za ulga!
35
Z czterech Spraw Ostatecznych, tzn. Śmierci, Sądu, Nieba i Piekła kres posiada oczywiście tylko Sąd.
P e d r o C a l d e r o n d e l a B a r c a W I E L K I T E A T R Ś W I A T A 4 9
BOGACZ
Skąd\e, to tortura!
BIEDAK
Jak\e mi słodko!
BOGACZ
Ja truciznę czuję!
ROZTROPNOŚĆ
Z waszego szczęścia bardzo się raduję.
WIEŚNIAK
Nareszcie spada z mego serca kamień!
DZIECKO
Nie dla mnie kara i chwała nie dla mnie!
AUTOR
Wszyscy się korzą przed tobą, mój Chlebie:
Ludzie na ziemi, aniołowie w niebie,
A nawet szatan w piekielnej głębinie.36
Ku chwale Chleba niechaj hymn popłynie,
Niech śpiewa niebo i świat zgodnym chórem
I wy śpiewajcie, otchłanie ponure!
Grają szałamaje37 i słychać liczne głosy śpiewające  Tantum ergo 38
ŚWIAT
Pokornie proszę was o wybaczenie:
Skończone \ycie  więc i przedstawienie.39
36
Flp 2, 10:  aby na imię Jezusa zgięło się ka\de kolano istot niebieskich i ziemskich,
i podziemnych .
37
Szałamaja  dawny instrument muzyczny: aerofon drewniany z podwójnym stroikiem. Szałamaja pojawiła się we
Włoszech i Francji w XII XIII w., poprzedniczka oboja.
38
 Tantum ergo  hymn uło\ony przez św. Tomasza z Akwinu na uroczystość Bo\ego Ciała.
39
Typowe dla autos zakończenie, w którym zwracano się do widowni z prośbą o wybaczenie błędów sztuki i gry ak-
torskiej. W tym wypadku prosi się równie\ o wybaczenie błędów w  komedii \ycia .


Wyszukiwarka