Strażniczka realnego, czyli psychoanaliza jako szansa na renesans metafizyki


Agata Bielik-Robson - debata psychoanalitycznaStrażniczka
realnego, czyli psychoanaliza jako szansa na renesans
metafizyki
W wypowiedzi Andrzeja Ledera szczególnie zafrapowała mnie hipoteza końcowa:  Jeżeli bowiem
trafna jest intuicja, mówiąca o odrodzeniu się wrażliwości metafizycznej w kulturze początku XXI
wieku, to psychoanaliza ma tutaj swoje miejsce. I to miejsce uprzywilejowane. Bowiem będąc z
jednej strony przejawem owego procesu, z drugiej  dysponuje językiem i etosem, pozwalającym
ten proces kształtować . Całkowicie zgadzam się z Andrzejem, że psychoanaliza dostarcza
szczególnie adekwatnego idiomu do opisu nowej  wrażliwości metafizycznej i, co równie ważne,
stoi na straży jej etosu  dlatego chciałabym się skupić właśnie na analizie tych dwóch pojęć i ich
wzajemnych uwikłań.
Pokuszę się najpierw o krótki zarys tej nowej metafizyki, w odkrywaniu której psychoanaliza
mogłaby nam pomóc. Po pierwsze, trafne wydaje się tu użycie słowa  wrażliwość : pózno-
nowoczesne intuicje metafizyczne majÄ… raczej charakter antysystemowy i nie nadajÄ… siÄ™ do
tworzenia solidnych gmachów konceptualnych more geometrico. Nie opierają się, jak słusznie
podpowiada Andrzej, na  racjonalnej pewności , a raczej, dokładnie odwrotnie, towarzyszy im 
normalna po Kancie, który wzbraniał przed zapuszczaniem się w rejony metafizycznych
paralogizmów  niepewność i związane z nią poczucie, że język nas zawodzi. Po drugie, a punkt
ten wynika bezpośrednio z pierwszego, ta anty-systemowa, nieufna wobec naszych mocy
poznawczych niepewność odpowiada typowo nowoczesnej, po-kantowskiej formule  wrażliwości
metafizycznej , jaką jest doświadczenie wzniosłości. I po trzecie, po Kancie i romantykach,
najbardziej naturalną spadkobierczynią owej metafizyki wzniosłości okazuje się właśnie
psychoanaliza: najpierw psychoanaliza freudowska, która wypracowała kluczowe w tym kontekście
pojęcie traumy, pózniej zaś psychoanaliza lacanowska, która dostarczyła niezwykle ambitnego
teoretycznie i szczególnie nastawionego na poszukiwania metafizyczne wariantu tej pierwszej.
Chciałabym w kilku słowach rozwinąć ten zarys i pokazać, jak dzięki psychoanalizie możemy
złamać anty-metafizyczny zakaz Wittgensteina, który legł u podstaw współczesnej filozofii, i na
nowo zacząć mówić o tym, o czym poszukująca racjonalnych pewników myśl powinna raczej
milczeć  czyli właśnie o doświadczeniu wzniosłości.
Logika wzniosłości
U Kanta wzniosłość, das Erhabene, stanowi jedyne dopuszczalne doświadczenie metafizyczne,
które mieści się  jeśli już nie w samych granicach  to na obrzeżu czystego rozumu. Wzniosłym
nazywa Kant przeczucie tego, co przerasta nasze racjonalne zdolności poznawcze, ale co jednak się
przejawia i zaznacza swą obecność, choć nie w postaci uchwytnego fenomenu. Obecność ta ma
charakter pierwotny (nie da się jej już dalej zgłębić) i negatywny: nie wiedząc, czym jest, wiemy
mimo to, że jest  i wiemy także, że jest to obecność fundamentalna, jak mawia Kant, nieustannie
 towarzysząca naszym przedstawieniom . Wzniosłość zatem to sama matryca  metafizycznej
wrażliwości , z której następnie wyłaniają się konkretne formy, zawsze stanowiące już pózniejszą
interpretację tego najpierwotniejszego doświadczenia: Bóg tradycyjnych religii, kantowski podmiot
transcendentalny, albo heglowski Duch. Wzniosłość jest, jak stwierdził Hegel, punktem stycznym
między sztuką, religią i filozofią; albo wręcz  punktem zero , z którego wszystkie one wyrastają,
każda na swój sposób reagując na jej tajemniczą obecność.
Jeśli przyjrzeć się bliżej rozwojowi współczesnej filozofii, zwłaszcza tej usiłującej realizować swą
 metafizyczną wrażliwość w cieniu kantowsko-wittgensteinowskiego zakazu, okaże się, że
niepodzielnie rządzi nią logika wzniosłości. Freud ze swoją koncepcją traumy, która jako
najważniejsze doświadczenie ludzkiej psyche jednocześnie wymyka się interpretacji, oraz
Heidegger ze swoją koncepcją Wydarzenia, które funduje, a zarazem, dosłownie, odbiera mowę 
idą ze sobą ręka w rękę. Logika wzniosłości pociąga za sobą ciekawe zjawisko; coś na kształt
zasady nieoznaczoności w analizie ludzkiego sposobu doświadczania. Zasady, która rozszczepia
widmo sÅ‚owa-klucz dzisiejszej humanistyki, czyli présence, mówiÄ…c, że w doÅ›wiadczeniu mamy do
czynienia albo z terazniejszością, nagłym  teraz traumy pojawiającej się bez uprzedniego,
apriorycznego przygotowania  albo z obecnością, ukonstytuowanym zawsze poniewczasie
sÅ‚owem, które nadaje sens, wypeÅ‚nia rozumieniem. Ta osobliwa présence sans présence 
terazniejszość bez obecności albo obecność bez terazniejszości  czyli naprzemienność traumy i
przedstawienia, chwili  teraz i opóznionej reprezentacji, stanowi o istotnym pokrewieństwie
Heideggera i Freuda, dwóch myślicieli, z których każdy na swój sposób usiłował odnowić ducha
metafizyki. Między freudowskim doświadczeniem traumatycznym, które wyznacza czasową
dynamikę rozwijającej się psyche i zostaje  uobecnione dopiero w opóznionym powtórzeniu
Nachträglichkeit  a heideggerowskim doÅ›wiadczeniem Wydarzenia, które  wyistacza siÄ™ zawsze
pózniej, w akcie poetyckiego  dawania świadectwa , zachodzi głęboka analogia, na jaką zresztą
wskazywał już Derrida, biorąc obu za swych prekursorów. Życie podmiotowe opiera się tu na
powtórzeniu i opóznieniu w stosunku do pierwotnego przeżycia, które nosi wszelkie znamiona
niezgłębialnej wzniosłości.
Wzniosłość u Lacana
Pojęcie traumy jako doświadczenia głęboko wzniosłego, konfrontującego psyche z tym, co
naprawdę rzeczywiste (reel), zrobiło wielką karierę w psychoanalizie lacanowskiej. W wykładach
zatytułowanych Cztery podstawowe pojęcia psychoanalizy Lacan poświęca seminarium piąte jednej
z kluczowych dla siebie opozycji miÄ™dzy tyché a automatonem. Tyché, czyli  przypadek, oznacza
 spotkaniem z tym, co realne , podczas gdy automat to  nieustanne powracanie znaków,
podlegające Zasadzie Przyjemności , którego zadaniem jest zamaskować pierwotną traumę 
spotkanie z tym, co Lacan, za Kantem, nazywa das Ding  a więc jednocześnie zatrzeć w ciągu
przedstawień to, co idealiści niemieccy zwykli byli nazywać  skandalem rzeczy samej w sobie .
Traumatyczna konfrontacja z tym, co realne, zawsze bowiem przerywa monadyczny krąg znaków:
wyrywa psyche z automatycznego powielania przyjemnych skojarzeń, budujących jej słowne
kontinuum. Realne nie jest i nie może być dane psyche bezpośrednio, dlatego też ujawnia się w
życiu psychicznym jedynie w formie niejasnych repetycji: powtórzenie  aluzyjny nawrót, który
nigdy nie wie, co takiego pragnie powtórzyć  jest, jak mówi Lacan, zasadą określającą  stosunek
podmiotu do jego uwarunkowania . I nie jest to, niestety, stosunek, który w czymkolwiek
przypominałby tradycyjną ufność w metafizyczny ład natury, albo, typowo nowożytną,  racjonalną
pewność co do niewzruszalnych fundamentów naszego poznania. Przeciwnie, ta traumatyczna
wzniosłość Realnego pozostaje uparcie negatywna i z definicji odmawia psyche komfortu
pojednania: na zawsze pozostaje w psychice zadrą, która, choć obrasta perłami interpretacji, do
końca drażni, prowokuje i nieustannie każe wątpić; jakby powiedział Derrida, na trwałe  odracza
wszelką pewność. Obecność das Ding  jest bardziej śladem niż tropem , a więc czymś na kształt
plamki ślepej albo strefy nieciągłości, na której wszelki trop się urywa.
Nikt przed Lacanem nie zgłębił nowoczesnej logiki wzniosłości równie radykalnie: kto wie, być
może właśnie zbyt radykalnie. W istocie, lacanowski nakaz, wyrażony wprost w Etyce
psychoanalizy, by ocalić doświadczenie tego, co realne pomimo jego czysto traumatycznego
charakteru; by wytrwać przy cierpieniu i bólu wbrew naturalnej inklinacji psyche do przyjemności,
ma w sobie coś bezpodstawnie heroicznego  podobnie jak wiktoriańskie męstwo jego prekursora
Freuda, albo syzyfowe, absurdalne bohaterstwo Camusa. Nic dziwnego zatem, że następcy Lacana
 zwłaszcza Jacques Derrida  wybiorą łatwiejszą drogą, gdzie heroiczny imperatyw trwania przy
traumie ustąpi pod naporem rozkoszy symbolicznych wyższego rzędu, które zlikwidują ową
nieprzyjemną  wrażliwość metafizyczną : oddadzą się samej przyjemności gry tekstowej, która
wchłonęła w siebie rozpoznanie nieuchronnych nieciągłości i teraz bawi się nimi w obszarze
jeszcze potężniejszej Lustprinzip. Ten duch ludyczny samemu Lacanowi był zdecydowanie obcy:
realne liczyło się dlań jako jakość autonomiczna, zbyt cenna i osobna, by dać się pochłonąć bez
reszty dążeniu do przyjemności, o którym wiedział skądinąd, że jest ono w stanie pochłonąć
wszystko, ponieważ jest w psychice zasadą najsilniejszą. Trauma realnego znaczyła dlań bowiem
tyle samo co skarb rzeczywistości: to, co  pierwotnie niechciane było dlań także tym, co
najważniejsze, co niosło ze sobą siłę rażenia porównywalną z religijnym objawieniem (albo wręcz z
nim tożsamym!). I jeśli psychoanaliza jest dla Lacana nade wszystko etyką (tu znów pojawia się
trop bliski Andrzejowi), to właśnie ze względu na nieredukolwany, a więc nie znajdujący już
dalszego uzasadnienia, absolutnie pierwotny, imperatyw utrzymania owego bolesnego skarbu
rzeczywistości, o którym psyche, pozostawiona swym naturalnym tendencjom, wolałaby raczej
zapomnieć.
Kwestia pamięci okazuje się tu kluczowa. Jak bowiem pamiętać coś, co wymyka się wszelkiemu
przedstawieniu, co przypomina o sobie wyłącznie negatywnie, a więc w zaburzeniach porządku
symbolicznego i nie pozostawia po sobie trwałego śladu? Jak pozostać wiernym logice
wzniosłości? Derrida, w zasłużenie słynnym eseju z Pisma i różnicy pt.  Freud i scena pisma ,
dokonuje wyboru ściśle racjonalnego, mówiąc, że skoro traumatyzujące spotkanie z realnym nie
utrwala się w postaci wyraznego znaku, a jedynie uobecnia zawsze pózniej w powtórzeniu, które
dopiero wtedy nadaje temu spotkaniu charakter znakowy, symboliczny, to nie ma żadnego powodu,
by nastawać na pierwotność owej traumy: repetycja jest czymś pierwszym, ponieważ to dopiero
dzięki niej spotkanie to może zaistnieć dla psyche. Logicznie rzecz biorąc, możemy więc  a wręcz
powinniśmy  odciąć cały ten bagaż wątpliwej pierwotności, która więzi nas w magicznym kręgu
das Ding, i uznać jedyność wymiaru znakowego, w jakim toczy się nasze życie, nie wychodząc
nigdy poza tekst, jakim od zarania zapisana jest psychika:  nie ma wszak nic na zewnÄ…trz tekstu .
Niezdeterminowanie znaku nie wynika więc stąd, że próbuje on bezskutecznie nawiązać kontakt z
utraconym wymiarem realnego, ale stąd, że w ogóle niczego nie przedstawia: potknięcia i
rozproszenia naszych ciągów semantycznych wynikają z samej natury znakowości, a nie owego
mitycznego doświadczenia, wokół którego miałaby on bezradnie krążyć. Lacan jednak nie jest i nie
chce być tylko logiczny; podobnie jak Lévinas (i to wcale nie z tak odrÄ™bnych powodów) nastaje on
na prymat perspektywy etycznej, która nie dyskutuje ważności swego naczelnego imperatywu.
Nawet jeśli, jak to już wiedział Kant po napisaniu swej pierwszej krytyki, pojęcie  rzeczy samej w
sobie jest logicznie nie do utrzymania, nie wolno nam się go pozbyć. Nie możemy go sobie
przedstawić ani unaocznić, możemy jedynie  musimy  o nim pamiętać.
Dlatego też w psychoanalizie pamięć jest procesem dogłębnie paradoksalnym, w całości opartym
na mechanizmie przedstawienia czÄ…stkowego i nieudanego. Åšlad traumy, zapisujÄ…cy w panice
straszną i zdumiewającą obecność das Ding, nie jest pełną informacją, a jedynie hasłem
pobudzającym psyche do wysiłku przypomnienia, choć przypomnienie to jest zawsze tylko
niepełne. Psyche nie może pamiętać tego, co się wydarzyło; pamięta jednak, że się wydarzyło;
pamięta siłę rażenia czystej zdarzeniowości: tego, że jest inny, świat, rzeczywiste; że jest coś (ale
co?) poza wewnętrznym uniwersum jej znaków i tekstów. Tym zatem, co pamięć przechowuje jest,
by raz jeszcze przywołać Lacana,  bardziej ślad niż trop .
Kantowskie wariacje Lacana, w których paradoksalne doświadczenie das Ding wiąże się ściśle z
przeżyciem wzniosłości, pokazują, że psychoanaliza  filozoficznie rzecz biorąc  nie wzięła się
znikąd. Jej idiom stoi na straży najpierwotniejszej, choć zaraz niewygodnej  wrażliwości
metafizycznej , której ludzkość od zawsze usiłuje się wyzbyć  czy to wymyślając religie
pozytywne, które na miejsce Realnego podstawiają optarznościowego Boga; czy to konstruując
filozoficzne systemy, które w miejsce pierwotnej otchłani wstawiają fundamenty racjonalnej
pewności. Tymczasem Doświadczenie wzniosłości, stanowiące paradoksalna mieszaninę fascynacji
i lęku, równie dwuznaczne jak lacanowska jouissance, jest zawsze negatywne i nieusuwalnie
fragmentaryczne: charakteryzuje się przewagą przytłaczającej faktyczności nad istotowym
rozumieniem. Nadmiar  że obezwładnia umysł, który nie wypełnia owego nadmiaru istnienia
żadnym  co .
Logicznie rzecz biorąc  podkreślam to raz jeszcze  nie ma żadnego powodu, by, wbrew
wszelkiemu  dążeniu do szczęścia trwać przy traumie, nieuchwytnej wzniosłości i
nieprzedstawialnej das Ding. Trwanie to, jak poświadcza wyraznie religijna tematyka Seminarium
VII, sprzyjajÄ…ca asocjacji das Ding ze starotestamentowym Bogiem, ma w sobie coÅ›
niewytłumaczalnego, absurdalnego, co  niczym objawienie  przychodzi zawsze z zewnątrz
automatonu logiki. Wszelkie racje wydają się bowiem tkwić po stronie Lustprinzip, wyposażonej w
arsenał znaków, logiki i  właśnie  racji. Derrida ma więc rację, unieważniając całą tę sferę
niewypowiadalnego zewnętrzna  sęk w tym jednak, że dla Lacana, często wcielającego się w rolę
hebrajskiego proroka, żadna racja nie jest argumentem dostatecznym. Surowa lekcja Lacana, która
jest jednocześnie metafizyczną lekcją psychoanalizy, głosi, że Lustprinzip dominuje zawsze i
wszędzie i tylko wielki nadnaturalny wysiłek potrafi sprowadzić psyche z drogi satysfakcji. Realne
bowiem, jak kantowska Ding an sich, jest tym, co istnieje jako ledwo pomyślalna granica naszego
świata i naszego języka; jest czystą traumą, samą esencją traumatyczności, o której z samej jej
definicji nic nie możemy  i nie chcemy  wiedzieć. To ono jest tym tajemniczym X Wittgensteina,
któremu poświęcił on słynną tezę siódmą Traktatu: o czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć.
Imperatyw Lacana, sformułowany  z pewnością nieprzypadkowo  także w seminarium siódmym,
łamie ów nakaz milczenia. O das Ding nie sposób zapomnieć. W myśl psychoanalizy bowiem
człowiek to zwierzę, które pamięta. Nawet, a może zwłaszcza, jeśli pamięć to proces paradoksalny,
który przechowuje ślady tego, co nigdy nie będąc doświadczone  jako takie , nie pozostawia
wyraznych tropów.
* Agata Bielik-Robson  pracuje w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN. Opublikowała książki
Na drugim brzegu nihilizmu. Filozofia współczesna w poszukiwaniu nowego podmiotu, Inna
nowoczesność. Pytania o współczesną formułę duchowości oraz Duch powierzchni. Rewizja
romantyczna i filozofia. Zajmuje się współczesną filozofią podmiotu oraz filozoficznymi
konsekwencjami psychoanalizy i teologii.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Zamienić przymus na preferencję czyli psychoterapia A Ellisa Artykul
Wsparcie psychologiczne osób z trudnościami na rynku pracy przewodnik
MapyMysli czyli jak zyskac czas na notatkach
Dom na cudzym gruncie, czyli jak podwyższyć PCC na własne życzenie
Ciało obce, czyli psycholog w szkole
SZANSA NA MILOSC
Fundusze unijne szansa na rozwoj malych i srednich przedsiebiorstw fundun
Szara strefa – nasza jedyna szansa na przetrwanie
kodeks PTP psycholog jako prakt , badacz !!!
Celiński P Interfejsy mediów cyfrowych dalsza emancypacja obrazów czy szansa na ich zdetronizow
Hay Louise L Kreacja jako sposób na życie Sztuka afirmacji(1)
Click Millionaires czyli internetowi milionerzy E biznes na twoich zasadach
REWITALIZACJA MIAST SZANSĄ NA LEPSZĄ JAKOŚĆ ŻYCIA – POZNAŃ

więcej podobnych podstron