16228



Waldemar Łysiak

Z palemką na salony


Z palemką lub gałązką oliwną, czyli symbolem pojednania trzymanym w dzióbku przez
tzw. gołąbka pokoju. Jest nim Rafał Ziemkiewicz, który się ugodził z Adamem
Michnikiem, a teraz robi wszystko, by wmówić ludziskom, że wcale swojej
kontrmichnikowszczyzny nie odszczekiwał, że właściwie nie przepraszał, mimo iż
przeprosił rzeczonego A.M. drukiem (czcionką i mową polską), bez żadnych tłumaczeń
czytelnym dla każdego kto analfabetą nie jest. Wzruszające są te rozpaczliwe
semantyczne wygibasy, które dwukolumnowo opublikowała Ziemkiewiczowi "GP", i
które wertowałem z zazdrością, zwłaszcza efektowną "ziemkiewiczowską" okładkę
numeru, bo kiedy kilka miesięcy temu ja broniłem się na tych łamach przed stekiem
kłamstw, którymi obrzuciła mnie "Gazeta Wyborcza", pan red. Sakiewicz nie był
łaskaw dać mojej epistole okładki, miał inne priorytety. Wracając do tekstu
Ziemkiewicza

serce się kroi, kiedy człowiek czyta: "Uwierzyłem w dobrą wolę
Michnika", "dałem się przekonać mediatorowi, którego zawsze bardzo szanowałem"
(nazwisko, nazwisko!

czyżby było tak wstydliwe, że musi być tajemne?), "dobrze
będzie zakończyć polubownie", "przyznając się do frajerstwa", itp. To jest superkunszt:
napisać prawie dwie kolumny o tym, że się nie dało Michnikowi ciała przepraszaniem
go, a zapomnieć o dowodzie koronnym, czyli o treści inseratu prasowego, do którego
adwokaci red. Michnika zmusili Ziemkiewicza, gnąc mu kark. Uzupełnię ten brak; oto
pełna treść prasowych przeprosin wystosowanych przez Ziemkiewicza do Adama M.:
"W felietonie pt. Nie nadążam (Newsweek z dnia 18.09.2005 r.) użyłem
sformułowania Adam Michnik robił wszystko, abyśmy nawet nie poznali nazwisk
komunistycznych zbrodniarzy. Nie chciałem przez to sugerować, jakoby Adam Michnik
współuczestniczył w ukrywaniu prawdy o zbrodniach komunistycznych lub chronił ich
sprawców przed odpowiedzialnością. Jeśli zostałem tak zrozumiany i dobra osobiste
Adama Michnika doznały przez to uszczerbku, przepraszam".
Ciekawostka: przypadkowo w tym samym numerze "Newsweeka", w którym
Ziemkiewicz zapewnił, iż nie wolno pisać o Michniku tak, by "dobra osobiste Adama
Michnika doznały przez to uszczerbku"

redakcja ogłosiła triumfalnie, że "pękło
środowisko prawicowych publicystów, które stanowiło intelektualne i propagandowe
zaplecze PiS", vulgo: część tych publicystów przeszła na pozycje antypisowskie,
antyprawicowe, salonowe. Jako koronny przykład takiej zmiany frontu autorzy (P.
Śmiłowicz oraz A. Stankiewicz) podali Rafała Ziemkiewicza, cytując fragment jego
blogu: "Z nadziejami związanymi z Kaczyńskimi przychodzi się powoli żegnać. Bye,
bye, słodkie złudzenie, że może wreszcie trafi się jakiś prawicowy polityk (), który
koniec końców nie spieprzy wszystkiego po raz enty". Platonicznie sojusznicze SLD i PO
winny za taką deklarację ideową przyznać Rafałowi Ziemkiewiczowi kolejny salonowy
laur. Wróćmy jednak do Michnika, gdyż on jest bohaterem łzawego romansu.
Odprzepraszanie swoich przeprosin wystosowanych wobec Adama Michnika, czyli
sofizmatyczne dowodzenie, że czerwone, mimo całej swej czerwoności, nie jest
czerwone

to stała maniera Ziemkiewicza, kiedy akrobatycznie tłumaczy się ze
swoich michnikowskich perypetii. Tak było również z jego ostatnią książką.
Rozgniewany pozwem Michnika (miast swoją niezręcznością stylistyczną, która ten
pozew spowodowała), Rafał Ziemkiewicz gromko zapowiadał w "Niezależnej Gazecie
Polskiej" (3.03.2006) napisanie książki o Michniku. Tydzień później
"Rzeczpospolita" poinformowała (niewątpliwie na życzenie swego współpracownika),
że Ziemkiewicz pisze już książkę o Michniku. Lecz kiedy ą propos tej książki doszło
między mną a Rafałem Ziemkiewiczem do wymiany ciosów

Ziemkiewicz opublikował
pseudopolemiczny (zupełnie omijający meritum) tekst pt. "Nie o Michnika tu
chodzi", z jasną deklaracją: "Moja Michnikowszczyzna nie jest wcale książką o
Adamie Michniku" ("GP" 28.02.2007). Pewnie dlatego, że negocjacje tyczące
przepraszania Michnika wchodziły już w fazę finalną (przeproszenie nastąpiło
jedenaście dni później). Duży numer (równie pikny jak misterne tłumaczenia
Ziemkiewicza dlaczego tak długo współpracował z ultrasalonowym radyjkiem TOK FM):
napisać książkę o Michniku, która broń Boże nie jest książką o Michniku. Sam Michnik,
chociaż miewa kapitalne odjazdy, nie wymyśliłby lepszego piruetu.
Wspomniana książka przyniosła R. Ziemkiewiczowi klakierskie miano głównego
michnikobójcy w RP. Jego kompani i jego sojusznicy zapewniali, wbrew ewidentnej
prawdzie, że jest to pierwsza krytyczna książka o Michniku (A. Dudek, G. Górny, i
inni), i że Rafał Ziemkiewicz to bezkonkurencyjny michnikolog (S. Michalkiewicz:
"Największym ekspertem od michnikowszczyzny jest w Polsce, jak wiadomo, kolega
Rafał Ziemkiewicz"; P. Semka: "Ziemkiewicz stał się pionierem w temacie Michnika";
itp.). Mimo uszu puszczono opinię znanego krytyka literackiego, Krzysztofa Masłonia:
"W gruncie rzeczy autor nie napisał nic, czego nie bylibyśmy świadomi wcześniej".
Fakt, bo wcześniej wszystko to było już wałkowane w publikowanych od 1990 roku
artykułach i książkach Waldemara Łysiaka ("Lepszy", "Stulecie kłamców",
"Rzeczpospolita kłamców

Salon" i in.). Fałszywe dytyramby o "pionierstwie" i
"eksperctwie" Ziemkiewicza miały na celu właśnie wykasowanie całej
siedemnastoletniej kontrmichnikowszczyzny Łysiaka (tak jak to zresztą uczynił w swej
książce Ziemkiewicz), i mają tyle sensu, ile laurkowe twierdzenie cytowanego już pana
redaktora Semki o "chwalebnej przeszłości Adama Michnika" (sic!


"Rzeczpospolita" 9.03.2007). Oni wszyscy, nawet gdy prawą ręką krytykują Michnika
czy Salon

muszą lewą ręką dla równowagi pogłaskać, żeby nie spalić sobie
wszystkich mostów. O ileż mostów za daleko
Zbliża się mój setny felieton w "GP" i będzie ostatnim lub jednym z ostatnich. Robi mi
się tu coraz bardziej duszno, więc chociaż moi najbliżsi ciężko pracują nade mną, bym
współpracy nie zrywał

bliski kres tej współpracy jest raczej nieuchronny. Pisząc:
"tu", mam na myśli nie tylko "GP", lecz publicystykę prasową jako taką. Tęsknię do
ciszy bez cotygodniowej walki, bez tego handryczenia się, bez tego jazgotu. Jak ów
Włóczykij z "Doliny Muminków": "Drzwi zamknęły się i Włóczykij wszedł w las. Miał
przed sobą sto mil ciszy" (tłum. Teresa Chłapowska).



http://www.gazetapolska.pl/?module=content&article_id=2215


Wyszukiwarka