Tygodnik wedkarski - Nr 1, 3 kwietnia 1999
NR 1 3 kwietnia
1999
W NUMERZE:
Aktualności
Aktywność dobowa ryb - wykres na nadchodzący tydzień
Łopata spod krzaczka - rzeczne przybory, leszcze
na przystawkę
Wędkarski survival - z wędką i plecakiem
Pstrągowe podstępy - pudełko z przynętami
Starorzecza - płocie, płocie
Przegląd sprzętu wędkarskiego - LECIUTKO Z ST.CROIX
Tam łowią ludzie z RYBIEGO OKA - Nida
Portal
Aktualności
Aktywność
dobowa ryb
Łopata spod krzaczka
Wędkarski survival
Pstrągowe podstępy
Starorzecza
Przegląd sprzętu
Tam łowimy
Przystawka
kojarzy się z lenistwem. Ot, jakaś głęboczka za ostrogą, a jeszcze lepiej
ujście kolektora - kilku, czasem kilkunastu facetów moczących zestawy przez
cały dzień, od rana do wieczora. Rozłożone stołeczki, gąbczana poduszka
czy wręcz szmata na kamieniu. Wielogodzinny przysiad, leniwe rozmowy z wzrokiem
utkwionym w bombkowatym spławiku, kibicowanie w holach sąsiadów, emocje
podczas własnego. I najważniejsze, najwygodniejsze - wędzisko położone na
podpórkach... Żyć, nie umierać, brzucho zapuszczać!
Tymczasem przystawka może być wspaniałą techniką wędkowania dla wszystkich, którzy nad rzekę wybierają się nie tylko po ryby, lecz także po zmieniające się widoki, po odkrywanie wciąż nowych i nowych stanowisk dużych ryb. Przystawka nie musi być kojarzona z odkładaniem się sadełka - wprost przeciwnie, może służyć zrzucaniu zbędnych kilogramów, może towarzyszyć wielokilometrowej wędrówce z biegiem rzeki. Trzeba się tylko do łowienia starannie przygotować.
WYGODNY SPRZĘT
Najwygodniejsze i najbardziej skuteczne będzie dobre wędzisko teleskopowe o wybitnie szczytowej akcji i długości od 3,60 m do, najwyżej, 4,5 m. Pozwoli ono na bezstresowe zmiany stanowiska - po złożeniu bez trudu można będzie przedzierać się przez zakrzaczone, nadbrzeżne ścieżki i gąszcza. Niezbyt długim kijem operować da się pod baldachimem liści i gałęzi, zaś "cięta akcja" umożliwi skuteczne wbicie haka w pysk ryby przy pomocy lekkiego ruchu nadgarstka.
Co prawda największą przyjemność daje markowy kij matchowy, ale przedzieranie się przez "oleandry" porastające brzegi dużych rzek z rozłożonym wędziskiem może znacznie zwiększyć przeciętną używania brzydkich wyrazów, zaś składanie go przy każdej zmianie stanowiska wydaje się zbędną stratą czasu.
Więc jednak teleskopik - a do niego średniej wielkości kołowrotek z nawiniętą na szpulę "osiemnastką". Konieczny jest bardzo precyzyjny hamulczyk, dający się uregulować na wytrzymałość przyponu - najczęściej z żyłki 0,16 mm.
Sprzęt dla wędrującego przystawkowicza to nie tylko sprawna wędeczka, to także wyposażenie dodatkowe, pozwalające na wygodne poruszanie się, na szybkie zorganizowanie stanowiska. A więc plecaczek rozpięty na stelażu składanego siedziska, co najmniej jedna teleskopowa podpórka pod kij (naprawdę nie warto wycinać przybrzeżnych gałązek na "okraczki", są bowiem niezbyt wygodne, nie daje się regulować ich długości, szybko się "tępią) oraz teleskopowy podbieraczek o krótkim składzie.
Ci, którzy zdecydują się na włożenie woderów, mogą wykorzystać
zawieszane na plecach podbieraki muchowe, stworzone do wędkarstwa wędrownego.
Warto wzuć wysokie buty, bowiem w marcu jest jeszcze wilgotno i w przybrzeżnych
chaszczach pełno jest rozlewisk, bagienek, strug odprowadzających wodę ze
starorzeczy i łąkowych jeziorek.
Montaż zestawu nie powinien nastręczać problemów. Bez kłopotów będzie też
można zaopatrzyć się w przystawkowy "niezbędnik". Powinny znaleźć się w
nim spławiki o wyporności 5, 6, 8, 9 i 11 gramów - taki zestaw pozwoli łowić
w każdych warunkach. Najlepsze do przystawki są chyba wyczynowe spławiki
o bombkowatym kształcie kropli przeznaczone do łowienia na przepływankę.
Dobrze, jeżeli posiadają kanalik w korpusie do przeprowadzenia żyłki - modele
z uszkiem ulegają szybkiemu zniszczeniu; uszko zostaje wyrwane podczas dynamicznych
zacięć oraz przy przedzieraniu się przez chaszcze.
Rzecz jasna spławiki należy przerobić - ucina się metalowy kil dwa centymetry poniżej korpusu, starannie zaokrągla końcówkę drobnoziarnistym glancpapierem. Warto też pomalować farbką flourescencyjną górną część korpusu.
W przystawkowym niezbędniku konieczna jest także kolekcja przelotowych ciężarków, najlepiej z kanalikiem z igelitowej rureczki. Sprawdzają się oliwki oraz kropelki. Jako że przystawka jest techniką zakładającą przeciążenie zestawu, niekiedy znaczne, do proponowanego przeze mnie kompletu spławików warto dobrać obciążenia 7, 9, 11 13 i 15 gramowe.
Na końcu żyłki głównej - jako ogranicznik oraz swoisty bezpiecznik - zawiązuje się z reguły maleńki krętlik z agrafeczką. Dodatkowo pozwala to na błyskawiczną wymianę przyponu.
Przystawka "lepiej działa", jeżeli stosuje się dość długie stągiewki. "Powiewanie" przynęty w nurcie prowokuje do brań najbardziej nawet niemrawe ryby - długa linka pozwala na bardziej naturalny, powolniejszy ruch proponowanego rybie kąska. Moje przypony mają od pół do trzech czwartych metra, zakończone są cienkimi, ostrymi hakami o krótkim trzonku i grocie lekko podgiętym do środka. Najchętniej używam cienkich wzorów o numeracji 10, 8, 6 - zależnie od stosowanej przynęty. Nie wiem zupełnie dlaczego, ale lubię haki barwione - zielone, błękitne oraz czerwone.
RYBI KUCHARZ
Bardzo starannie przygotowuję kartę dań dla mojej potencjalnej zdobyczy. Jeżeli nie mam czasu lub na ryby wybieram się "w trybie nagłym", to wyjmuję z szafki granulowaną gotową zanętę. Bardzo uważam, by mieć ją zawsze w domowych zapasach. Podczas przystawkowych wędrówek nie stosuję zanęt rozrabianych - duże kęsy wabią duże ryby, poza tym zanęta "gruboziarnista" jest wygodniejsza, nie brudzi i daje się łatwo przenosić w woreczku zawieszonym u pasa.
Jeżeli wyprawa jest od dawna oczekiwana, to wolę zanętę przygotować osobiście - wydaje mi się ona bardziej skuteczna i atrakcyjna dla ryb. W jej skład wchodzi gotowany groch, ziarna pszenicy, pęczak oraz sparzone castery. Ziarna gotuję w kilku garnuszkach, warto rybom zaproponować różnobarwną mieszankę - w moim woreczku można znaleźć żółć, czerwień i zieleń oraz odrobinę nasion naturalnych.
Uatrakcyjniam zanętę dopiero w woreczku, do którego wsypuję mieszankę po obsuszeniu - dodaję doń dwie łyżeczki karmelu Kremkusa oraz łyżeczkę atraktora brzanowego fryzyjskiego mistrza.
Do specjalnego, też zawieszanego u pasa pudełka z kilkoma przegródkami wkładam ziarna z zanęty, nieco żółtej kaszy manny z dodatkiem cukru waniliowego, czerwone ciasto pachnące czosnkiem. W drugim pudełeczku mam trochę kalifornijek wielkości 3 i 4, w trzecim różnobarwne larwy plujki oraz nieco casterów. Tak przygotowany, z pewnością trafię w rybi gust.
Kucharzenie kończę przygotowaniem dla siebie pakietu socjalnego - kanapek oraz białej kiełbasy, najwspanialszej potrawy znad ogniska. Przystawka ma tę wspaniałą zaletę, że pozwala na komfortowy posiłek i odrobinę lenistwa. To jedna z przyczyn, dla których porzucam na chwilę mój ukochany spinning i łapię się za gliździarswo. Zanim zaraziłem się metodą rzutową, zawzięcie uprawiałem najbardziej nieruchliwe metody - właśnie przystawkę oraz swing i quiver tip. Powracam do nich, kiedy mam dość amoku, w który wprowadza mnie spinning - w amoku tym nigdy nie zjadam przygotowanych kanapek, nie odpoczywam, tylko rzucam, rzucam, rzucam...
Spinning jednak zrewolucjonizował moje wędkarskie jestestwo
- techniki kojarzące się z przyrośnięciem do jednego miejsca, uprawiam teraz
w sposób wędrowny.
ZA UJAŻDŻKAMI
Tak nazywają mieszkańcy nadwiślańskich wiosek wszelkiego
rodzaju przeszkody ujarzmiające, ujeżdżające przybrzeżny nurt. Ujażdżką
może być kamienisty lub gliniasty cypelek, zwalony krzak czy drzewo, wierzbina
wrastająca w rzekę, korzenie olchy wrosłe w wodę, pojedyńczy, wielki głaz
czy zwałowisko konarów. Niekiedy sami wędkarze budują ujażdżki - na Mazowszu
można spotkać staranne konstrukcje z palików i faszyny.
Okolice ujażdżek to potencjalne miejsca przebywania
jazi, kleni, cert, krąpi, niekiedy brzan, a przede wszystkim leszczy.
Wymienione ryby lubią przepływ wody, ale uwielbiają bliskie sąsiedztwo
zastawionego stołu. Dla klenia i brzany wart u czoła przeszkody jest znakomitym
stanowiskiem do wyłapywania spływających kąsków, dla pozostałych gatunków
warstwa mułu odkładająca się za ujażdżką i wsteczka tworząca się u jej
podnóża są znakomitą stołówką.
Wszystkie ryby z reguły trzymają się nurtu, ale nie stronią od wpływania
w strefę zastoiska. Najlepszym i ułatwiającym łowienie miejscem podania
przynęty będzie pogranicze nurtu i spokojnej wody.
Podczas wędrówki z biegiem rzeki zatrzymuję się przy
każdej dobrze rokującej ujażdżce. A dobrze rokują miejsca na tych odcinkach
rzeki, gdzie zdecydowany, aczkolwiek niezbyt wartki przybrzeżny nurt wymywa
wyrazistą rynnę, głęboką na ok. 2-2,5 m. Wówczas każdy wrzynający się
w wodę cypel, każdy krzak kusi wędrującego przystawkowicza.
Najznakomitsze są te ujażdżki, które zaburzają nurt
na kilka metrów w głąb rzeki. Woda za przeszkodą stoi lub nieznacznie
"kręci", zaś na lekko zamulonym dnie, szczególnie na granicy wartu, osiada
mnóstwo jadalnych kąsków.
Po znalezieniu takiego miejsca, sięgam do woreczka z
zanętą i wrzucam w prąd u szczytu ujażdżki niewielką garść zanęty. Część
z niej porwana zostanie przez nurt i - być może - przywabi ryby ze sporej
nawet odległości. Jednak większość osadzi się na pograniczu szybkiej i
wolnej wody. Z pewnością przytrzyma na moment wędrujące wzdłuż brzegu
ryby.
Przynętę podaję w nurt, tuż za granicę wartu. Pozwalam
osiąść na dnie ciężarkowi, daję mu nieco spłynąć. Przystawka zakłada ustawienie
gruntu większe od głębokości łowiska. Czasem nawet dwukrotnie większe.
Pozwala to na ulokowanie spławika w strefie wody stojącej lub płynącej
bardzo wolno i daje możliwość umieszczenia przynęty w nurcie lub na jego
pograniczu. Niewielki odcinek żyłki poddany jest naporowi wody, dzięki
temu przynęta nie spływa.
Z reguły zaczynam od czerwonych robaków, jeżeli nie
ma brań, zmieniam je na białe, a później kuszę ryby przynętami roślinnymi.
Po znalezieniu tej właściwej, trzymam się jej bardzo długo, aczkolwiek
zdarzają się sytuacje, że w następnym, nawet niezbyt odległym stanowisku
poszukiwania trzeba będzie zacząć od nowa.
Po podaniu zestawu, odkładam wędzisko na podpórki, wybieram
luzy żyłki, dbając jednak o nieznaczny zwis, rozsiadam się wygodnie i
wpatruję w spławik. Czekam na nadejście ławicy.
Brania są wyraźne, aczkolwiek bardzo różne. Spławik
wpada w drgawki - to może być certa lub mały leszczyk. Spławik drgając
odpływa na rzekę - to pewnie krąp lub brzana...Zatapia się nagle - to
kleń, jaź albo wielki jak łopata leszcz...
Jeśli doczekam się brań, to po wyholowaniu pierwszej
ryby wrzucam do wody drugą garść zanęty. Rzadko się zdarza, by w najlepszym
nawet miejscu brania trwały dłużej niż pół godziny. Wówczas zmieniam stanowisko.
Chyba, że ogarnie mnie błogie lenistwo - wówczas znowu nęcę i czekam na
powrót stada lub na ławicę następną. Jeżeli w sadzu mam kilka leszczy,
to mogę być pewien, że powrócą najpóźniej za godzinę. Dotrą do krańca
żerowiska, spłyną w dół całym stadem i znów rozpoczną wędrówkę po pograniczu
nurtu.
Po odejściu ryb zaczynam żerować ja, zbieram chrust,
rozpalam ognisko, nadziewam na patyk kiełbaskę. Najczęściej, kiedy zaczynam
jeść, następuje branie. Nie trzeba rzucać kanapki na ziemię. Przystawka
to technika przyjazna dla wędkarza. Jeśli to nie kleń, to zdąży się odłożyć
jedzenie, pochylić nad kijem, zaciąć i rozpocząć hol. Może na końcu zestawu
zawiśnie leszczowa łopata spod krzaczka.
(jaj)
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
rozporzadzenie w sprawie przystosowania stanowiska pracyPrzystawka do spawania aluminium metoda TIG cz3Przystąpmy do szopy (tekst)A m przystosowana do wzorstu na glebach skazonych metalamiJak rozumiesz termin przystosowanie (2)miernik częstotliwości przystawka do modułu bazowego na ICM7217Aprzystapmy chwalmy goPozytywne i negatywne aspekty przystąpienia Polski do Uni EuropejskiejPrzystankiPrzystosowanie osób ze schizofrenią paranoidalnąBadanie układu Mono Jetronic przystawką BOSCHwięcej podobnych podstron