216 217


Fronda - Archiwum - Nr 02-03 TABLE.main {} TR.row {} TD.cell {} DIV.block {} DIV.paragraph {} .font0 { font:6.5pt "Arial", sans-serif; } .font1 { font:9.5pt "Arial", sans-serif; } .font2 { font:9.0pt "Times New Roman", serif; } #divMenu {font-family:sans-serif; font-size:10pt} #divMenu a{color:black;} #divMenu a:visited{color:#333333;} #divMenu a:hover{color:red;} self.name = 'dol' /******************************************************************************** Submitted with modifications by Jack Routledge (http://fastway.to/compute) to DynamicDrive.com Copyright (C) 1999 Thomas Brattli @ www.bratta.com This script is made by and copyrighted to Thomas Brattli This may be used freely as long as this msg is intact! This script has been featured on http://www.dynamicdrive.com ******************************************************************************** Browsercheck:*/ ie=document.all?1:0 n=document.layers?1:0 ns6=document.getElementById&&!document.all?1:0 var ltop; var tim=0; //Object constructor function makeMenu(obj,nest){ nest=(!nest) ? '':'document.'+nest+'.' if (n) this.css=eval(nest+'document.'+obj) else if (ns6) this.css=document.getElementById(obj).style else if (ie) this.css=eval(obj+'.style') this.state=1 this.go=0 if (n) this.width=this.css.document.width else if (ns6) this.width=document.getElementById(obj).offsetWidth else if (ie) this.width=eval(obj+'.offsetWidth') // this.left=b_getleft this.obj = obj + "Object"; eval(this.obj + "=this") } //Get's the top position. function b_getleft(){ if (n||ns6){ gleft=parseInt(this.css.left)} else if (ie){ gleft=eval(this.css.pixelLeft)} return gleft; } /******************************************************************************** Checking if the page is scrolled, if it is move the menu after ********************************************************************************/ function checkScrolled(){ if(!oMenu.go) { oMenu.css.top=eval(scrolled)+parseInt(ltop) oMenu.css.left=eval(scrollex)+parseInt(llef) } if(n||ns6) setTimeout('checkScrolled()',30) } /******************************************************************************** Inits the page, makes the menu object, moves it to the right place, show it ********************************************************************************/ function menuInit(){ oMenu=new makeMenu('divMenu') if (n||ns6) { scrolled="window.pageYOffset" ltop=oMenu.css.top scrollex="window.pageXOffset" llef=oMenu.css.left } else if (ie) { scrolled="document.body.scrollTop" ltop=oMenu.css.pixelTop scrollex="document.body.scrollLeft" llef=oMenu.css.pixelLeft } var sz = document.body.clientWidth; if(!sz) sz = window.innerWidth-20; oMenu.css.width=sz oMenu.css.visibility='visible' ie?window.onscroll=checkScrolled:checkScrolled(); } //Initing menu on pageload window.onload=menuInit; Wiał północny wiatr. Sztabskapitan Wołków siedział przy biurku i pisał modernistyczne poezje po niemiecku, które zamierzał wysłać do któregoś z dekadenckich berlińskich periodyków. Kiedy jeszcze nie wstąpił do wojska, odwiedził kiedyś Berlin, gdzie poznał Stanisława Przybyszewskiego i jego żonę Dagny, Norweżkę. Rozmawiali wiele o secesji i Modernstill, a również o końcu wieku. Sztabskapitan Wołków liczył na to, że jego niemieckie wiersze przerzucą pomost pomiędzy poezją słowiańską a germańską. Nawet mając w zamiarze zdobycie Wiednia, Wołków zastanawiał się nad możliwością publikacji swoich poezji w którymś z tamtejszych secesyjnych czasopism, poświęconych sztuce nowych czasów. Kiedy pióro Wołkowa zachłysnęło się inkaustem, do drzwi ktoś nieśmiało zapukał. - Herein! - ryknął Wołków zamyślony nad rymem do słowa "Unterwelt".Do komnaty wszedł nieśmiało stary Maksym. - Wasze Wieliczewstwo - zagadał po swojemu. - Ja pulejmiot prinios... - Was? Szto takoje, starszyna? - przełączył się kulturowo Wołków. - Pulejmiot mój, Maksym znaczy sia... - objaśniał Maksym, odwijając zdrelichowego worka naoliwiony, pomalowany na zielono kulomiot na kółkach. - AaaaN! - zdumiał się Wołków oderwany od poezji. - Spasibo, Maksim,machorku pałuczysz. - No, wasze wieliczewstwo, ja nie kuriaszczij, no ja pastrieliat chotiełby. Gaspadaoficjory nie chotiat w rulietu etim awtomatom igrat', tak maja rabota biezdusznaja.Agoń chatiełby ja ratatata... - zapalił się Maksym chłopską gębą armijnegoracjonalizatora. - Nu, da... - zamyślił się Wołków. - Bystro strielajet twój pulejmiot? - Oczeń bystro, wasze wieliczewstwo. - Da... - przypatrzył się Wołków przez monokl kółkom. - Maksym! Wyriezaj na kołkach czietyrie chimiery i dwa satyry, pariższkowo, no... berlinskowo sorta, dawaj. - Tak toczno, wasze wieliczewstwo! - zatrząsł uszami stary Maksym. - Wyriezajesz, tak paprobujem - powiedział Wołków i wskazał drzwi Maksymowi,który posłusznie, niosąc na piersi kulomiot, wyszedł do kuźni, aby uwieńczyćkowalską sztuką swój racjonalizatorski projekt. Tydzień później na dziedzińcu zamku sztabskapitan Wołków zademonstrował swoim kozakom wynalazek dzielnego starszyny, który zgodnie z życzeniem dowódcy ozdobił kółka precyzyjnie wykutymi w brązie rogatymi kopytnymi stworami z berlińskiej pocztówki. Oficerowie nieufnie patrzyli na wynalazek Maksyma - prostego człowieka, jeszcze tak niedawno pańszczyźnianego chłopa spod Kubania, którego sztabskapitan wynagrodził za trud dwiema złotymi dziesięciorublówkami z podobizną cara. Jednak Wołków, wierzący w postęp, nakazał otworzyć bramy i wyjechać na próbę ogniową. Ponieważ wszyscy Węgrzy leżeli od dawna wybici w pień, albo na sznurku powleczono ich na Sybir, zdecydował, że ponieważ nadarza się okazja, można urządzić pogrom w okolicznym miasteczku - Sławogruszce. Sławogruszka była wówczas niewielkim miastem powiatowym, zamieszkałym w 80% przez Izraelitów, w 10% przez Rusinów, a w 10% przez polską inteligencję. Posiadała w owych latach m.in. kościół parafialny i pocztę, murowane starostwo i drewnianą synagogę w stylu aszkenazyjskim. We wtorki i czwartki odbywały się tu jarmarki, na których kołtuniaści chłopi sprzedawali pejsatym Żydom zboże, a pejsaci Żydzi kołtuniastym chłopom czeskie koraliki i galicyjską naftę do lamp. W piątki wieczorem życie zamierało i tylko świece w oknach świadczyły, że w tej drewnianejosadzie mieszkają żywe istoty. W taki to szabas wjechały do miasteczka dzielne kozaki sztabskapitana Wołkowa. Ustawiony na breku kulomiot Maksyma podskakiwał na nędznych kamieniach uliczek Sławogruszki. - Nu, Maksym, dawaj, jewriejskaja ich mat'! - rozkazał w końcu Wołkówzatopiony w chmurnych myślach o demonach rządzących ludzką duszą.Maksym wypalił serię w okno. - Ąj, waj, gewałt!!! - rozległy się okrzyki. Zapłonęły domy. Kulomiot Maksymaterkotał zawzięcie zabijając kogo popadnie skutecznie i wytrwale. Płonęły pokrytegontem dachy. Kozacy dożynali szaszkami pejsate bachory i matrony w perukach. Wtem nagle, zza czwartej ulicy, rozległy się pojedyncze strzały z browninga. Bomba z zapalonym lontem rzucona z ganku trafiła w powóz z kulomiotem, zabijając na miejscu starego Maksyma i rozmyślającego o Przybyszewskim kapitana Wołkowa. To żydokomuna - ukryta na poddaszach - przygotowana na pogrom wieściami z Czerniowiec, celnymi strzałami wykończyła zdezorientowaną czarną sotnię. Miasteczko spłonęło, ale kozacy wycięci zostali w pień. W niedzielę rano pod zamek Złej Hrabini podjechały wyładowane betami fury Izraelitów ze Sławogruszki. Potężny wozak Chaim Rojzenherc załomotał mocno kołatką do Wieży Bramnej. - Pani, to najazd! - zatrząsł się u kolan Złej Hrabini lękliwy ksiądz Rafał.Stary klucznik, wiedząc co się święci, otworzył jednak zamkowe odrzwia. - Ja bardzo przepraszam wielmożne panie Hrabinę, ale my, Żydki zeSławogruszki teraz będziemy u pani Hrabinę zamieszkiwać - powiedział Rojzenherc.Hrabina była bliska omdlenia, ale w porę ocucono ją solami francuskimi. - A z jakiej to przyczyny? - zapytała z głupia, choć wszystko wiedziała, bo jejksiądz Rafał doniósł przez umyślnych. - A z takiej przyczynę, że jak był ten kozak pani Hrabinę gość, to un nam całysztejtł Sławogruszki cum fajer puścił, l ja teraz mam kajn dom, i reb Chaskiel makajn chałupa i reb Jankeł też nie ma dom. l ja teraz panie Hrabinę mówię - gość byłHrabini, i un miał gdzie mieszkać. To teraz wielmożne Hrabinę nie ma ten ruskigość, ma nas. Git? - zapytał i oblizał ściekającą ślinę. - No cóż, Izrael brat starszy - powiedział pojednawczo ksiądz Rafał. Hersz Głogower był jednym z tych, którym szybkostrzelny kulomiot starego Maksyma odebrał chałupę, w której pod przewodnictwem rebe Arona Jakubsona do tego czasu studiował już dwunasty rok tajemnice Miszny i Kabały. Wątły, czarnowłosy brunet zajmował się też od czasu do czasu szewstwem, ale nie widział w tym przyszłości. Wiedział, że na skraju wieku pary i elektryczności rękodzieło skazane jest na zagubienie. Tracił też wiarę. Nawiedzał go dybuk, przekonujący, że jego właściwym powołaniem jest technologia cukrów. Głogower wahał się już drugi rok, czy nie porzucić domu łaskawego rebe Arona, z którego jedyną córką, kaprawą Rachelą właśnie został zaręczony i miał odziedziczyć po przyszłym teściu zajazd. Jego problemy rozwiązał pogrom. Kaprawa Rachelą zginęła od kozackiej szabli a zajazd spłonął razem ze świętymi księgami i rebe Aronem ratującym zapasy okowity. Nic go nie wiązało już z przeszłością, ale był mimo wszystko smutny. - Jak mój przyszły, niedoszły, błogosławionej pamięci teść Aron Jakubson miałzajazd, to jak on miał gościa, co narobił gewałt, to on musiał mu znaleźć inny dom -tłumaczył Głogower Hrabini. 216 FRONDA JESIEŃ / ZIMA 1994 FRONDA JESIEŃ / ZIMA 1994 217 « Poprzednie  [Spis treści]  Następne » _uacct = "UA-3447492-1"; urchinTracker();

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
216 217
214 217
217 224
216 QCFWM62C2XXGQ4333AHXSWPD5ES7U47USIVVS5A
index (216)
213 216
217 25 11 09 portymorskie pl
bitwa pod kannami 2 sierpnia 216 r p n

więcej podobnych podstron