v 04 066







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
IV.66)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga IV - Trzeci
rok życia publicznego





  POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –






66. SOBOTA
PRZAŚNIKÓW
Napisane 4 lutego
1946. A, 7901-7921
Wielka liczba
uczniów – [złożona
z] mężczyzn i kobiet – pożegnała się. Odeszli do domów, w których
nocują, lub
ruszyli w drogę powrotną.
We wspaniałe
popołudnie końca
kwietnia pozostają w domu Łazarza uczniowie w ścisłym tego słowa
znaczeniu, czyli
szczególnie ci najbardziej oddani głoszeniu. Poza pasterzami: Hermas i
Szczepan, kapłan
Jan, Tymon, Hermastes, Józef z Emmaus, Salomon, Abel z Betlejem
Galilejskiego, Samuel i
Abel z Korozain, Agapeusz, Aser i Izmael z Nazaretu, Eliasz z Korozain,
Filip z Arbeli,
Józef, przewoźnik z Tyberiady, Jan z Efezu, Mikołaj z Antiochii. Wśród
niewiast, poza
znanymi uczennicami, jest Annalia, Dorka, matka Judasza, Mirta,
Anastatyka, córki Filipa.
Nie widzę już Miriam, córki Jaira, ani samego Jaira. Być może powrócili
tam, gdzie
nocują.
Chodzą wolno po
dziedzińcach lub po
tarasie domu. Wokół Jezusa, siedzącego w pobliżu posłania Łazarza,
znajdują się
prawie wszystkie niewiasty i wszystkie dawne uczennice. Słuchają Jezusa
rozmawiającego
z Łazarzem, opowiadającego o wioskach, w których był podczas paschalnej
podróży.
«Przybyłeś akurat
na czas, aby
ocalić to niemowlę» – mówi Łazarz po opowiadaniu o zamku w Cezarei
Filipowej.
Wskazuje przy tym dziecko, które śpi szczęśliwe w ramionach swej matki.
Dodaje: «To
piękne dziecko! Niewiasto, pokaż mi je z bliska!»
Dorka wstaje i –
milcząco, lecz
tryumfalnie – oddaje swe dziecko, by mógł je podziwiać chory.
«Piękne dziecko!
Naprawdę piękne!
Niech Pan je zachowa i sprawi, że będzie rosło silne i święte.»
«I wierne swemu
Zbawcy. Gdyby nie
miało być takie w przyszłości, wolałabym, żeby umarło, choćby teraz.
Wszystko...
byleby po ocaleniu nie okazało niewdzięczności wobec Pana!» – mówi
Dorka stanowczo,
wracając na swe miejsce.
«Pan przychodzi
zawsze na czas, aby
ocalić» – odzywa się Mirta, matka Abla z Betlejem Galilejskiego – Mój
[syn] był
także bliski śmierci... i to jakiej śmierci!... jak dziecko Dorki. Ale
On przyszedł i
ocalił go. Jaka straszna [była to] godzina!...» – Mirta jeszcze blednie
na samo
wspomnienie.
«Zatem przyjdziesz
też na czas do
mnie, prawda? Aby mi dać pokój...» – mówi Łazarz, głaszcząc rękę Jezusa.
«Czy się nie
czujesz lepiej, mój
bracie? – pyta Marta – Od wczoraj wydaje się, że odczuwasz ulgę...»
«Tak. Trochę mnie
to dziwi. Być
może Jezus...»
«Nie, Mój
przyjacielu. To dlatego,
że wlałem w ciebie Mój pokój. Twoja dusza jest nim nasycona i to
przynosi ulgę nogom.
Z postanowienia Boga masz cierpieć...»
«I umrzeć. Powiedz
to. Dobrze...
niech się stanie Jego wola, jak tego nauczasz. Odtąd nie będę już
prosił ani o
uzdrowienie, ani o ulgę. Tak wiele otrzymałem od Boga (patrzy
bezwiednie na Marię, swą
siostrę), że godzi się, abym za takie dobro poddał się [Mu]...»
«Uczyń więcej, Mój
przyjacielu.
To już wiele poddać się i znosić ból. Ale ty, nadaj mu większą
wartość...» [–
zwraca się do Łazarza Jezus.]
«Jaką, mój Panie?»
[– dopytuje
się Łazarz.]
«Ofiaruj je za
odkupienie ludzi»
[– wyjaśnia Jezus.]
«Przecież ja sam
jestem biednym
człowiekiem, Nauczycielu. Nie mogę ubiegać się o to, żeby być [czyimś]
odkupicielem» [– stwierdza Łazarz.]
«Ty to mówisz i
jesteś w
błędzie. Bóg stał się Człowiekiem, aby pomóc ludziom. Ale ludzie
również mogą
pomóc Bogu. W godzinie Odkupienia dzieła sprawiedliwych zostaną
połączone z Moimi:
[czyny] sprawiedliwych, którzy umarli przed wiekami, oraz tych, którzy
żyją obecnie
lub którzy będą żyć w przyszłości. Ty przyłącz do nich teraz twoje. To
takie
piękne połączyć się z Boską Dobrocią, dodać do niej to, co możemy dać z
naszej
ograniczonej dobroci, i powiedzieć: “Ja też, o Ojcze, współdziałam dla
dobra moich
braci”. Nie można mieć większej miłości dla Pana i dla bliźniego niż
umieć
cierpieć i umrzeć, aby oddać chwałę Panu i [przynieść] zbawienie
wieczne naszym
braciom. Ocalić samego siebie? To mało. To “minimum” świętości. Pięknie
jest
zbawiać. Oddać siebie, aby zbawiać. Wznieść miłość aż do stania się
płonącym
stosem ofiarnym dla zbawiania... Wtedy miłość jest doskonała. I bardzo
wielka będzie
świętość tego, kto jest wspaniałomyślny.»
«Jakie to wszystko
piękne, prawda,
moje siostry?» – mówi Łazarz z rozmarzonym uśmiechem na swej szczupłej
twarzy.
Wzruszona Marta
przytakuje głową.
Maria – siedząc na poduszce u stóp Jezusa, w swej zwyczajnej pozie
pokornej i
żarliwej adoratorki – mówi:
«Być może to ja
kosztuję mojego
brata tyle cierpień? Powiedz mi to, Panie, a moja udręka będzie
pełna!...»
Łazarz woła
jednak: «Nie, Mario,
nie. Ja... muszę kiedyś umrzeć z powodu tej [choroby]. Nie rań sobie
serca.»
Ale Jezus, szczery
do końca,
oświadcza:
«Oczywiście, że
tak! Słyszałem
twego brata w jego modlitwach, w uderzeniach serca. To jednak nie
powinno ci dawać
przygniatającej cię udręki, lecz coś innego: pragnienie stania się
doskonałą z
powodu tego, ile kosztowałaś. Ciesz się! Ciesz się, bo aby cię mieć,
Łazarz wyrwał
cię demonowi...»
«Nie ja! Ty,
Nauczycielu» [–
sprzeciwia się Łazarz.]
«...Za to, że cię
wyrwał
demonowi, zasłużył u Boga na przyszłą łaskę, z powodu której będą o nim
mówiły
narody i aniołowie. I jak o Łazarzu, tak będą też mówić o innych
ludziach,
zwłaszcza o kobietach, które swym heroizmem wyrwały szatanowi jego
zdobycze.»
«Kto to? Kto to?»
– pytają
zaciekawione niewiasty i być może wszystkie mają nadzieję, że chodzi o
każdą z
nich.
Maria, [matka]
Judasza, nie odzywa
się, lecz patrzy, patrzy na Nauczyciela... Jezus też patrzy na nią.
Mógłby zostawić
ją w tym złudzeniu. Nie robi tego. Nie dręczy jej, ale też jej nie
łudzi. Odpowiada
wszystkim: «Dowiecie się w Niebie.»
Matka Judasza,
żyjąca w ciągłym
niepokoju, pyta: «A jeśli komuś się nie uda, pomimo jego pragnienia?
Jaki będzie jego
los?»
«Taki, na jaki
jego dusza dzięki
[swojej] dobroci zasługuje.»
«Niebo? [– pyta
dalej matka
Judasza – ] Ale, o Panie, małżonka, siostra lub matka... której nie uda
się zbawić
tych, których kocha, i ujrzy ich potępionych... czy będzie mogła, będąc
w Raju,
posiąść [szczęście] Raju? Czy nie sądzisz, że nigdy nie będzie mieć
radości,
bo... ciało z jej ciała, krew z jej krwi zasłużyły na wieczne
potępienie? Ja
myślę, że ona nie będzie mogła cieszyć się, widząc kogoś, kogo kocha,
wydanego na
pastwę straszliwej kaźni...»
«Jesteś w błędzie,
Mario.
Oglądanie Boga, posiadanie Boga to źródło tak nieskończonej
szczęśliwości, że nie
ma udręki dla zbawionych. Będą aktywni i uważni wobec tych, których
jeszcze mogą
ocalić, ale już nie będą cierpieć z powodu tych, którzy oddzielili się
od Boga i
oddalili się od nich, będących w Bogu. Komunia świętych jest dla
świętych.»
«Ale skoro
pomagają tym, którzy
mogą jeszcze osiągnąć zbawienie, to znak, że ci ostatni nie są jeszcze
świętymi»
- zauważa Piotr.
«Jest w nich
jednak wola,
przynajmniej bierna, aby takimi być. Ci, którzy są świętymi w Bogu,
pomagają nawet w
potrzebach materialnych, aby ci, którzy mają jedynie bierną wolę,
przeszli do woli
czynnej. Rozumiesz?»
«Tak i nie. Oto
przykład.
Przypuśćmy, że ja, będąc w Niebie, widziałbym jakiś przelotny ślad
dobroci u...
załóżmy, faryzeusza Eliasza. Co bym uczynił?»
«Służyłbyś mu
wszystkimi swoimi
środkami, aby te dobre poruszenia wzrosły» [– odpowiada Jezus.]
«A gdyby to nic
nie przyniosło? Co
potem?» [– pyta Piotr.]
«Potem, gdyby on
został potępiony,
nie interesowałbyś się tym więcej» [– wyjaśnia Jezus.]
«A jeśli, jak jest
teraz, byłby
całkowicie godny potępienia, lecz byłby mi drogi - choć to się nigdy
nie zdarzy - co
miałbym czynić?» [– pyta dalej Piotr.]
«Przede wszystkim
wiedz, że ty
ryzykujesz potępieniem się mówiąc, że on nie jest ci drogi i że nigdy
takim nie
będzie. Następnie wiedz, że gdybyś był w Niebie, stanowiąc jedno z
Miłością
Miłosierną, modliłbyś się za niego, o jego zbawienie, aż do chwili jego
sądu.
Będą duchy ocalone w ostatniej chwili, dzięki całemu życiu [spędzonemu
na] modlitwie
za nich.»
Wchodzi sługa,
mówiąc:
«Przybył Manaen.
Chce Cię ujrzeć,
Nauczycielu.»
«Niech wejdzie.
Chce z pewnością
pomówić o poważnych sprawach» [– odzywa się Jezus.]
Niewiasty
dyskretnie oddalają się,
a uczniowie idą za nimi. Jezus woła jednak Izaaka, kapłana Jana,
Szczepana i Hermasa
oraz Macieja i Józefa, pasterzy - uczniów.
«Dobrze będzie,
jeśli wy,
uczniowie, także się dowiecie» – wyjaśnia. Manaen wchodzi i kłania się.
«Pokój z tobą» –
mówi Jezus,
witając go.
«Pokój Tobie,
Nauczycielu. Słońce
już zachodzi. Moje pierwsze kroki po szabacie skierowałem ku Tobie, mój
Panie.»
«Miałeś dobrą
Paschę?»
«Dobrą!! Nie może
być nic dobrego
tam, gdzie się znajduje Herod i Herodiada! Mam nadzieję, że to ostatni
raz spożywałem
z nimi baranka. Nawet gdybym miał umrzeć, nie zostanę z nimi dłużej!»
«Sądzę, że
popełniasz błąd.
Możesz służyć Nauczycielowi pozostając tam...» – stwierdza Iskariota.
«To prawda... i to
mnie aż dotąd
hamowało. Ale jaką [czuję] odrazę! Chuza mógłby mnie zastąpić...»
Bartłomiej
stwierdza:
«Chuza to nie
Manaen. Chuza jest...
Tak, on potrafi lawirować. Nie skrytykowałby swego pana. Ty jesteś
bardziej szczery.»
«To prawda i
prawdą jest też to,
co mówisz [– stwierdza Manaen.] Chuza jest zawsze dworzaninem.
Fascynuje go królewska
godność... Królewska godność!? Cóż ja mówię? Królewskie błoto! Ale jemu
on
wydaje się królem, żeby być z królem... I lęka się królewskiej
niełaski. Jednego
wieczoru był jak zbity pies. Niemal czołgając się, pojawił się przed
Herodem, który
go wezwał, słysząc uskarżania się Salome przepędzonej przez Ciebie. To
były
ciężkie chwile dla Chuzy. Można było wyczytać na jego twarzy pragnienie
ocalenia
siebie, za wszelką cenę, nawet przez oskarżenie Ciebie, obciążenie
Ciebie winą. Ale
Herod!... On chciał się jedynie pośmiać kosztem dziewczyny, którą się
brzydzi, tak
jak jej matką. I śmiał się jak szalony, słysząc Twe słowa powtarzane
przez Chuzę.
Mówił cały czas: “Zbyt łagodne, to jeszcze zbyt łagodne dla tej
młodej...” i
wypowiedział tak wulgarne słowo, że Ci go nie powtórzę. “Powinien był
zdeptać jej
żarłoczne łono... Ale zanieczyściłby się!” I śmiał się. Potem
spoważniał i
stwierdził: “A jednak... nie wolno przez wzgląd na koronę znieważać
jej, choć ta
kobieta na to zasłużyła. Jestem wielkoduszny...” Sądzi, że taki jest, i
jeśli nikt
tak go nie określa, to on sam mówi tak o sobie... “Przebaczam Rabbiemu,
bo powiedział
Salome prawdę. Chcę jednak, aby przyszedł na mój dwór, abym Mu
całkowicie wybaczył.
Chcę Go ujrzeć, usłyszeć Go i zlecić Mu wykonanie jakichś cudów. Niech
przyjdzie, a
ja będę Jego obrońcą.” Tak to mówił owego wieczora, a Chuza nie
wiedział, co
odpowiedzieć. Monarsze nic nie chciał mówić. Nie mógł się zgodzić. Ty
bowiem nie
możesz z pewnością przystać na zachcianki Heroda. Dziś rzekł do mnie:
“Na pewno Go
spotkasz... Powiedz Mu, jaka jest moja wola”. Mówię to, ale... znam już
Twoją
odpowiedź. Jednak powiedz mi to, abym mógł ją przekazać.»
«Nie!» To
[Jezusowe] “Nie”
wydaje się uderzeniem pioruna.
«Czy Sobie nie
zgotujesz zbyt
potężnego nieprzyjaciela?» – pyta Tomasz.
«Nawet kata. Ale
mogę odpowiedzieć
jedynie: “nie”.»
«Będzie nas
prześladował...»
«O, za trzy dni
nie będzie już o
tym pamiętał» – mówi Manaen, wzruszając ramionami. Potem dodaje:
«Obiecano mu
mimów... Przybędą jutro... I o wszystkim zapomni!...»
Sługa powraca:
«Nauczycielu, jest
Nikodem, Józef i inni faryzeusze oraz przywódcy Sanhedrynu. Chcą Cię
powitać.»
Łazarz spogląda na
Jezusa
pytająco. Jezus pojmuje [i odpowiada]: «Niech wejdą! Chętnie się z nimi
przywitam.»
W chwilę później
wchodzi Nikodem,
Józef, Eleazar (sprawiedliwy z uczty u Izmaela), Jan (z dawnej uczty w
Arymatei), inny
– słyszę, że go nazywają Jozue - jakiś Filip, Juda i wreszcie –
Joachim. Nie ma
końca powitaniom. Na szczęście sala jest dość duża. W przeciwnym razie
co by
zrobili, żeby wejść z tymi ukłonami, wielkimi gestami, tak bogato
odziani? Ale
chociaż jest duża, szybko się zapełnia i uczniowie wymykają się.
Pozostaje tylko
Łazarz z Jezusem. Być może też nie wydawało się im wskazane znajdować
się w ogniu
tak wielu sanhedrynowych spojrzeń!
«Wiemy, żeś jest w
Jerozolimie, o,
Łazarzu! I przybyliśmy!» – mówi ten, którego nazwano Joachimem.
«Dziwi mnie to i
cieszy. Czasem już
nie potrafiłem sobie przypomnieć twojej twarzy...» – mówi nieco
ironicznie Łazarz.
«Ale... wiesz...
zawsze chcieliśmy
przyjść. Ale... ty zniknąłeś...»
«Czyżbym naprawdę
zniknął?
Rzeczywiście, bardzo trudno jest przyjść do nieszczęśliwego!» [–
odpowiada mu
Łazarz.]
«Nie! Nie mów tak!
My...
szanowaliśmy twoje pragnienie. Ale teraz kiedy... teraz kiedy...
prawda, Nikodemie?»
«Tak, Łazarzu.
Dawni przyjaciele
wracają... pragną usłyszeć wieści o tobie i uczcić Rabbiego» [– odzywa
się
Nikodem.]
«Jakie nowiny mi
przynosicie?» [–
pyta Łazarz.]
«Hmmm! No...
Zwykłe sprawy...
Ludzie... Tak...» Spoglądają kątem oka na Jezusa. On siedzi
wyprostowany, nieco
zamyślony.
«Jak to możliwe,
że jesteście
wszyscy razem dziś, kiedy szabat ledwie się skończył?» [– pyta dalej
Łazarz.]
«Było nadzwyczajne
posiedzenie»
[– odpowiadają.]
«Dzisiaj?! Z
jakiej to tak pilnej
przyczyny?»
Obecni patrzą
znacząco na Jezusa.
Ale On rozmyśla...
«Z licznych
powodów...» –
odpowiadają wreszcie.
«Które nie dotyczą
Rabbiego?»
[– pyta dalej Łazarz.]
«Tak, Łazarzu,
Jego również. Ale
omawiano też poważne zdarzenie, a podczas święta wszyscy zgromadziliśmy
się w
mieście...» – wyjaśnia Józef z Arymatei.
«Poważne
zdarzenie? Jakie?»
«Jeden...
grzech... młodości...
Hmmm! Tak! Gwałtowna dyskusja, bo... Rabbi, posłuchaj nas. Ty należysz
do ludzi
szlachetnych. Nawet jeśli nie jesteśmy Twoimi uczniami, nie jesteśmy
wrogami. W domu
Izmaela powiedziałeś mi, że nie jestem daleko od sprawiedliwości...» –
odzywa się
Eleazar.
«To prawda.
Potwierdzam to» [–
odzywa się Jezus.]
«A ja Cię broniłem
na uczcie u
Józefa przed Feliksem...» – odzywa się Jan.
«To także prawda»
[– odpowiada
Jezus.]
«A oni myślą jak
my. Zostaliśmy
dziś wezwani, aby powziąć decyzję... i nie jesteśmy zadowoleni z tego,
co zostało
zadecydowane. Bo zwyciężyli ci, którzy byli nam przeciwni. Ty,
mądrzejszy od Salomona,
posłuchaj i osądź.»
Jezus przenika go
Swym głębokim
spojrzeniem, potem zaś odzywa się: «Mówcie.»
«Czy możemy być
pewni, że nikt
nas nie słyszy? Bo to... rzecz straszna...» – mówi ten o imieniu Juda.
«Zamknij drzwi i
zasłoń, a
będziemy jak w grobie» – odpowiada na to Łazarz.
«Nauczycielu,
wczoraj rano
powiedziałeś Eleazarowi, synowi Annasza, żeby się nie zanieczyszczał z
żadnego
powodu. Dlaczego mu to powiedziałeś?» – pyta Filip.
«Bo trzeba było to
powiedzieć. On
się zanieczyszcza. To nie Ja [mówiłem]. To mówią święte Księgi.»
«To prawda. Ale
skąd wiesz, że on
się zanieczyszcza? Być może ta dziewczyna mówiła z Tobą przed
śmiercią?» – pyta
Eleazar.
«Jaka dziewczyna?»
[– pyta
Jezus.]
«Ta, która umarła
po zgwałceniu,
a z nią – jej matka. Nie wiadomo, czy zabiła je boleść, czy może same
się zabiły,
czy też otruto je, aby zapobiec ich wyznaniom» [– mówi Eleazar.]
«Nie wiedziałem
nic o tym.
Widziałem zepsutą duszę syna Annasza. Odczuwałem, jak cuchnie.
Przemówiłem. Nie
wiedziałem ani nie widziałem nic innego» [– wyjaśnia im Jezus.]
«Ale co się
stało?» – pyta
Łazarz zaciekawiony.
«Oto co się stało:
Eleazar, syn
Annasza, ujrzał młodą dziewczynę, jedyne dziecko wdowy i... zwabił ją
do siebie, aby
dać jej rzekomo jakąś pracę. Ona, aby się utrzymać, szyła ubrania. I...
zgwałcił
ją. Dziewczyna umarła... trzy dni później... a matka razem z nią. Ale
przed
śmiercią, pomimo gróźb, powiedziały wszystko jedynemu krewnemu... I on
poszedł do
Annasza przedstawić oskarżenie. A jeszcze niezadowolony powiedział o
tym Józefowi,
mnie, innym... Annasz kazał go pochwycić i wrzucić do więzienia.
Stamtąd pójdzie na
śmierć albo zostanie tam już na zawsze. Dziś Annasz chciał się
dowiedzieć, co o tym
myślimy...» – kończy Nikodem.
«Nie zrobiłby
tego, gdyby nie
wiedział, że my już o tym wiemy» – szepcze Józef.
«Tak... Pozorowano
głosowanie,
udawano osądzenie, decydowano o honorze i życiu trojga nieszczęśliwych,
i karze dla
winnego...» – mówi na koniec Nikodem.
«I co?» [– pyta
Łazarz.]
«I co? To
oczywiste! My, którzyśmy
głosowali za uwolnieniem tego mężczyzny oraz za ukaraniem Eleazara,
zostaliśmy
obrzuceni groźbami i wyrzucono nas jako niesprawiedliwych. Co Ty na to
powiesz,
[Nauczycielu]?»
«To, że Jerozolima
budzi we Mnie
obrzydzenie i że w Jerozolimie wrzodem najbardziej śmierdzącym jest
Świątynia» –
Jezus wypowiada te słowa powoli, głosem straszliwym. Na koniec mówi:
«Donieście to tym
ze Świątyni.»
«A co zrobił
Gamaliel?» –
dopytuje się Łazarz.
«Kiedy tylko
dowiedział się, co
się stało, okrył sobie twarz i wyszedł, mówiąc: “Niech szybko
przybędzie nowy
Samson, aby wyniszczyć zepsutych Filistynów”.»
«Dobrze
powiedział! Wkrótce
przyjdzie.» Cisza.
«A o Nim nie
mówiono?» – pyta
Łazarz wskazując na Jezusa.
«O, tak! Przed
całą resztą.
Doniesiono, że określiłeś królestwo Izraela jako “nędzne”, dlatego też
określono Ciebie mianem “bluźniercy”... a nawet – “świętokradcy”, bo
królestwo Izraela należy do Boga.»
«Ach, tak?! A jak
Najwyższy Kapłan
nazwał tego, który zgwałcił dziewicę, który splamił swą posługę?
Odpowiedzcie!»
– pyta Jezus.
«On – to syn
Najwyższego
Kapłana... bo Annasz jest tam wciąż prawdziwym królem...» –
mówi Joachim,
onieśmielony dostojeństwem Jezusa, który stoi naprzeciw Niego z
wyciągniętymi
ramionami.
«Tak, królem
zepsucia. I wy
chcecie, abym Ja nie nazywał “nędznym” Kraju, w którym mamy Tetrarchę
skalanego i
zabójcę oraz Najwyższego Kapłana, który jest wspólnikiem gwałciciela i
zabójcy?...»
«Być może
dziewczyna sama się
zabiła albo umarła z bólu...» – szepcze Eleazar.
«To i tak została
zabita przez
tego, który ją zgwałcił... Czyż to nie trzecią już ofiarę trzyma się w
więzieniu, aby nie mówiła? I czy nie profanuje się ołtarza, kiedy się
do niego
podchodzi z takimi zbrodniami [na sumieniu]? A czyż nie tłumi się
sprawiedliwości
nakazując milczenie sprawiedliwym, zbyt nielicznym w Sanhedrynie? Tak,
niech szybko
przyjdzie nowy Samson i niech powali to sprofanowane miejsce, niech
zniszczy, aby
uleczyć!... Ja, mając mdłości z odczuwanego obrzydzenia, nie tylko
nazywam nędznym ten nieszczęsny Kraj, lecz oddalam się od jego serca
przegniłego,
napełnionego bezimiennymi zbrodniami. To jaskinia szatana... Odchodzę.
Nie z lęku przed
śmiercią. Pokażę wam, że się nie boję. Odchodzę, ponieważ to nie jest
Moja
godzina. [Oddalam się,] żeby nie dawać pereł wieprzom [por. Mt 7,6] z Izraela, lecz aby je
zanieść
pokornym, rozproszonym po norach, górach, dolinach ubogich wiosek...
Tam, gdzie jeszcze
potrafi się wierzyć i kochać, jeśli ktoś o tym pouczy... [Idę] tam,
gdzie są duchy
pod zgrzebnymi szatami, gdy tymczasem tu święte tuniki i płaszcze – a
jeszcze
bardziej Efod i Racjonał – służą do przykrycia nieczystej padliny i
zawierają
zabójczą broń. Powiedzcie im, że w Imię Boga prawdziwego Ja wydaję ich
na
potępienie i że jako nowy Michał wypędzam ich z Raju. I to na
zawsze.... Tych, którzy
chcą być bogami, a są demonami... Nie muszą umierać, aby ich osądzono.
Już są
[osądzeni]... I bez przebaczenia.»
Wyniośli
członkowie Sanhedrynu i
faryzeusze wyglądają, jakby się stali całkiem mali, tak się chowają po
kątach przed
straszliwym gniewem Chrystusa, który, przeciwnie, wydaje się olbrzymem,
tak Jego
spojrzenia są piorunujące, a gesty – gwałtowne.
Łazarz jęczy:
«Jezu! Jezu!
Jezu!...»
Jezus, słysząc go,
zmienia ton
głosu i wygląd. Pyta:
«Co ci jest, Mój
przyjacielu?»
«O! Nie bądź tak
straszliwy! To
już nie jesteś Ty! Jak można mieć nadzieję w miłosierdziu, skoro Ty
ukazujesz się
jako tak straszliwy?»
«A jednak taki
jestem i będę taki
jeszcze bardziej, kiedy będę sądził dwanaście pokoleń Izraela. Ale
nabierz odwagi,
Łazarzu. Kto wierzy w Chrystusa, już jest osądzony...»
I siada. Cisza. W
końcu Jan pyta:
«A my, którzyśmy
woleli nagany [ze
strony innych] zamiast zadania kłamu sprawiedliwości, jak my zostaniemy
osądzeni?»
«Sprawiedliwie.
Wytrwajcie, a
dojdziecie do tego, co Łazarz już posiada: do przyjaźni z Bogiem.»
Wstają.
«Nauczycielu,
odchodzimy. Pokój
Tobie. I tobie, Łazarzu.»
«Pokój wam.»
«Co
powiedzieliśmy, niech zostanie
tutaj» – błaga wielu.
«Nie bójcie się!
Idźcie. Niech
was Bóg prowadzi w każdym zachowaniu.»
Wychodzą.
Pozostaje jedynie Jezus i
Łazarz. Po chwili mówi:
«To okropność!»
«Tak. To
okropność!.. Łazarzu,
idę przygotować się do odejścia z Jerozolimy. Będę twoim gościem w
Betanii aż do
końca Przaśników...» Wychodzi.


 
 



Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
04 (131)
2006 04 Karty produktów
04 Prace przy urzadzeniach i instalacjach energetycznych v1 1
04 How The Heart Approaches What It Yearns
str 04 07 maruszewski
[W] Badania Operacyjne Zagadnienia transportowe (2009 04 19)
Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14
MIERNICTWO I SYSTEMY POMIAROWE I0 04 2012 OiO
r07 04 ojqz7ezhsgylnmtmxg4rpafsz7zr6cfrij52jhi
04 kruchosc odpuszczania rodz2
Rozdział 04 System obsługi przerwań sprzętowych
KNR 5 04
egzamin96 06 04

więcej podobnych podstron