ŻÓŁTA FEBRA


Michael B. A. Oldstone
ŻÓATA FEBRA
Żółta febra stała się w XIX wieku prawdziwym postrachem obydwu kontynentów
amerykańskich. Ta endemiczna choroba zachodniej Afryki przedostała się
do Nowego Świata w ładowniach statków przewożących niewolników. Mieszkańcy
zachodniej Afryki, chociaż łatwo ulegali zakażeniom, nie umierali tak często jak biali,
Indianie czy Azjaci. Paradoksalnie, w miarę jak ospa i odra dziesiątkowały rdzennych
mieszkańców wybrzeży i wysp Morza Karaibskiego, przywożono coraz więcej
afrykańskich niewolników, aby wyrównać ubytek siły roboczej. Gdy przekonano się,
że ci ostatni są również bardziej odporni na żółtą febrę, handel niewolnikami z Afryki
przybrał na sile.
Wysoka śmiertelność z powodu żółtej febry wśród zakażonych praktycznie
uniemożliwiła dalszą eksplorację rejonu Karaibów. Ekspansja amerykańska stała się
możliwa dopiero wtedy, gdy wysłana na Kubę ekspedycja pod kierunkiem Waltera
Reeda wykazała, że choroba ta jest przenoszona przez komara z gatunku Aedes
aegypti. W 1901 roku opracowano program walki z żółtą febrą na terenie Hawany
zakładający niszczenie miejsc, w których wylęgały się komary, i akcja ta zakończyła
się powodzeniem. W 1937 roku wyprodukowano skuteczną szczepionkę.
Od XVI do początku XX wieku żółta febra była tajemniczą chorobą o nieznanej
etiologii. Nikt nawet nie przypuszczał, że głęboko w dżunglach zachodniej Afryki
komary Aedes aegypti przenosiły wirusa wśród populacji małp. Gdy ludzie
zawędrowali na tereny zamieszkane przez zakażone małpy, komary przeniosły
wirusa na człowieka. Przenosicielami wirusa żółtej febry są samice komarów. Żyją
one od 70 do 160 dni, chociaż zanotowano przypadki przeżycia przez 225 dni.
Zasięg lotu komara wynosi około 300 metrów. Owady te składają jaja w małych
zbiornikach stojącej wody - mogą to być nawet stare puszki, opony, butelki, skorupy
czy woda w ładowniach statków. W związku z tym niewielki zasięg lotu komara nie
stanowi przeszkody, gdyż z łatwością mogą one natrafić na zbiorniki wody, w których
rozwijają się ich larwy. W taki właśnie sposób dostały się w rejon Morza
Karaibskiego. Ponieważ żółta febra była nieznana w Nowym Świecie i tamtejsi
tubylcy wykazali tak samo wysoką wrażliwość jak Europejczycy, można z dużym
prawdopodobieństwem przyjąć, że wirus dostał się tam z zachodniej Afryki. Chorobę
opisano po raz pierwszy na półwyspie Jukatan i w Hawanie w 1648 roku jako
krótkotrwałą, trzy-, czterodniową gorączkę, po której następowała krótka poprawa
stanu zdrowia, po czym pojawiał się kolejny atak gorączki i żółtaczka. Ponieważ
uszkodzenie wątroby towarzyszące żółtej febrze powodowało także zaburzenia
w krzepnięciu krwi, u wielu chorych występowały również krwawienia z nosa, dziąseł
i krwotoki żołądkowe, będące przyczyną czarnych wymiotów. Większość ofiar
umierała po ośmiu dniach od ponownego pojawienia się gorączki.
W miarę jak rozszerzał się handel morski, rozszerzała się też żółta febra. W 1686
roku dostała się do Brazylii, w 1690 - na Martynikę, do portu Kadyks w Hiszpanii -
w roku 1730, a pózniej do Marsylii i do portu Swansea w Walii (1878). Wiedząc, że
żółta febra jest chorobą zakazną, izolowano chorych od innych pacjentów i ludzi
1
zdrowych. W szpitalu w Greenwich w Anglii chorzy na żółtą febrę nosili bluzy
oznaczone żółtymi naszywkami. Jedna z popularnych w świecie anglojęzycznym
nazw żółtej febry Yellow Jack pochodzi właśnie od tych ubrań (ang.: yellow jackets,
w skrócie - yellow jacks). Nad budynkiem, w którym przebywali chorzy, powiewała
żółta flaga, również zwana Yellow Jack.
Do portów północnoamerykańskich, jakie zaatakowała żółta febra, należały Nowy
Jork i Filadelfia. W 1793 roku wybuchła epidemia w Filadelfii, która w ciągu czterech
miesięcy pochłonęła 4044 ofiary (około 10% całej ludności miasta, wynoszącej wtedy
około 40 000 osób). yródłem tej epidemii były najprawdopodobniej komary lęgnące
się w beczkach z wodą na pokładzie statków przywożących Francuzów, którzy
uciekali przed epidemią żółtej febry z Santo Domingo na Haiti i z Indii Zachodnich.
W 1793 roku stolicą Stanów Zjednoczonych była Filadelfia. George Washington,
John Adams, Thomas Jefferson, Alexander Hamilton i John Knox byli świadkami
epidemii, która nie tylko zdezorganizowała życie miasta, ale także uniemożliwiła
funkcjonowanie rządu Stanów Zjednoczonych. W lipcu statki, jeden za drugim,
przybijały do portu w Filadelfii, przywożąc tłumy uciekinierów zarówno białych, jak
i czarnych. Głodni i schorowani, rozchodzili się po mieście, przynosząc wieści
o rewolucji na wyspach. Opowiadali o rzeziach, niszczeniu plantacji i śmiertelnej
gorączce szalejącej na kolejnych wyspach, o cierpieniach i męce spowodowanych
chorobą na pokładach statków.
Lato przyniosło niezwykle obfite opady, w wyniku których wystąpiła plaga komarów,
uprzykrzających życie mieszkańcom Filadelfii. Pensjonat Denny's Lodging House
przy ulicy North Water był ulubionym miejscem postoju marynarzy i przybyszów
między innymi z Santo Domingo i innych wysp karaibskich. Tego lata zatrzymało się
tam dwóch francuskich marynarzy. Wkrótce jeden z nich dostał gorączki i zmarł.
Kilka dni pózniej drugi marynarz podzielił jego los. Następnie zachorowało i zmarło
dwóch kolejnych mieszkańców pensjonatu, a także wiele innych osób. Potem zaraza
objęła całe miasto. Szerzyły się opowieści na temat ofiar - o ich rozpaczliwym stanie,
zupełnie niewyczuwalnym tętnie, zimnych ciastowatych dłoniach i żółtych twarzach
oraz całkowitym wyczerpaniu, straszliwej gorączce, mdłościach, czarnych wymiotach
i krwawieniach z nosa.
Wprowadzono kwarantannę, ale to nie zatrzymało epidemii. Władze doszły
do wniosku, że epidemia nie przyszła z zewnątrz, lecz spowodowały ją
niehigieniczne warunki panujące w mieście, gnijące na ulicach śmieci i psująca się
na nabrzeżu kawa. Uważano, że zródłem choroby jest niezdrowe powietrze. Jeden
z najwybitniejszych lekarzy tamtych czasów doktor Benjamin Rush zalecał, aby
każdy, kto tylko może, opuścił miasto i przeniósł się na wieś, gdzie powietrze jest
czystsze: "Jest tylko jeden sposób na uniknięcie zarazy - uciec od niej".
Filadelfia doświadczyła już epidemii żółtej febry w 1792 roku, kiedy zmarło 100 osób.
Teraz jednak umierały tysiące. Thomas Jefferson opisywał zarazę w liście
do Jamesa Madisona z Wirginii. Donosił, że każdy, kto tylko mógł, uciekał z miasta, a
co trzeci chory umierał. Zachorował Alexander Hamilton, sekretarz skarbu. Wyjechał
z miasta i kiedy nie wpuszczono go do Nowego Jorku, udał się na północ, do domu
2
swego teścia w Green Bush koło Albany. Tam on i jego żona pozostawali pod strażą,
dopóki nie spalono ich ubrań i bagażu oraz nie odkażono służby i powozu.
Urzędnicy federalni nie mogli wypełniać swych obowiązków. W Ministerstwie Skarbu
sześciu urzędników zachorowało, a pięciu innych uciekło do Nowego Jorku. W
urzędzie pocztowym zachorowało trzech, a w urzędzie celnym - siedmiu. Dokumenty
państwowe zamknięto w biurach, z których pouciekali urzędnicy. We wrześniu
przestał pracować rząd. George Washington wyjechał do Mount Vernon:
Miałem szczere chęci pozostać dłużej, ale Pani Washington nie chciała zostawić
mnie na pastwę zarazy. Ja zaś nie mogłem dłużej narażać ani jej, ani dzieci przez
pozostawanie w tym mieście. Życie w domu, w którym mieszkaliśmy, zostało niemal
sparaliżowane przez ogólnie panujący chaos, a niebezpieczeństwo z dnia na dzień
stawało się coraz większe.
Washington zalecił ewakuację całego Ministerstwa Wojny i wszystkich innych
urzędników z Filadelfii. Miasto opuścili także Jefferson, Hamilton i sekretarz wojny -
Knox.
W 1793 roku Philip Freneau tak pisał o zarazie w Filadelfii:
ZARAZA
Pisane podczas epidemii żółtej febry
Wiatr suchy, ciepły wciąż wieje
A ludzie - tracą nadzieję.
Trupy i cmentarze,
Przerażone twarze.
To straszne - zaraza szaleje!
Nie ma księży w kościele! -
Uciekli przyjaciele
W strachu i panice.
Puste są ulice,
Żywych nie czeka już wiele.
Doktorzy radzą zawile.
3
A śmierć przybiera na sile.
Chaos i wrzawa,
O życie obawa -
Zguba czai się w wodzie i pyle.
Zatruta cała przyroda -
Powietrze, ziemia i woda -
O, miasto zgubione!
O, miasto stracone!
Och, jakaż wielka szkoda!
(przełożyła Małgorzata Pierzchalska)
Wirus będący przyczyną żółtej febry odkryto dopiero w 100 lat pózniej na Kubie, a
drogę przenoszenia (z komarem jako przenosicielem) poznano dopiero osiem lat
pózniej. Epidemie w Nowym Jorku i w Filadelfii szerzyły się głównie latem, ponieważ
Aedes aegypti wymaga ciepłego klimatu i ginie na mrozie. Z tego powodu komary
miały odpowiednie do rozmnażania się warunki tylko w okolicach o klimacie
podzwrotnikowym: w rejonie Morza Karaibskiego, Ameryce Aacińskiej i na południu
Stanów Zjednoczonych. Tam też wybuchały co jakiś czas epidemie żółtej febry.
Mogły być one bardzo gwałtowne, jak na przykład na Santo Domingo, gdzie w ciągu
trzech miesięcy 1793 roku ponad 44% żołnierzy brytyjskich, członków 41 pułku
piechoty i 23 gwardii, zmarło na żółtą febrę. Uciekający przed epidemią nosiciele
wirusa rozprzestrzeniali zarazę w innych miastach Ameryki Północnej i Europy, jeśli
tylko zetknęli się z odpowiednim komarem - przenosicielem.
Większość czarnych Afrykańczyków i ich potomków przechodzi zakażenie żółtą febrą
stosunkowo lekko: występują u nich bóle głowy, gorączka, nudności i wymioty, a po
kilku dniach dochodzi do wyzdrowienia. Taki przebieg choroby jest
odzwierciedleniem długiego współistnienia wirusa i jego gospodarza: wskutek
narażenia na zakażenie wirusem żółtej febry wielu kolejnych pokoleń Afrykańczyków
wykształciła się u nich w toku ewolucji pewna odporność na tego wirusa. W
niektórych przypadkach gorączka bywa bardzo wysoka, sięgając nawet 40C,
pojawiają się też bóle stawowe i krwawienia. Jednakże nawet i ci pacjenci zdrowieją
po kilku dniach. U Europejczyków i Indian amerykańskich natomiast choroba
przebiega w sposób dużo bardziej dramatyczny. Można w niej wyróżnić trzy stadia.
W pierwszym, który trwa trzy do czterech dni, występuje wysoka gorączka (39
4
do 41C), bardzo silne bóle głowy, nudności i intensywne wymioty. W tym okresie
chory może zakazić innych, jeśli w otoczeniu są obecne komary. Potem występuje
okres remisji, w czasie którego pacjent czuje się lepiej, bóle głowy łagodnieją,
gorączka spada do 37-38C. Stan taki może trwać zaledwie kilka godzin. Następnie
temperatura podnosi się bardzo szybko, a poprzednie objawy wracają z jeszcze
większym nasileniem, pacjent jest pobudzony i nerwowy, majaczy. Pojawia się nie-
wydolność wątroby, mięśnia sercowego i nerek. Na czwarty lub piąty dzień trzeciego
stadium występuje żółtaczka. Choroba często kończy się śmiercią w szóstej lub
siódmej dobie. Ci, którzy przeżyli, chorują jeszcze przez 2 do 4 tygodni. Okres
rekonwalescencji, charakteryzujący się utratą sił i zmęczeniem, jest bardzo długi.
powiększenie...
Po lewej: Wirus żółtej febry [pozioma kreska
w prawym górnym rogu odpowiada długości 100
nm]. [Za:] E. L. Palmer i M. L. Martin: An Atlas
of Mammalian Viruses, 1982. Dzięki uprzejmości
CRC Press, Inc. Po prawej: Przenosiciel wirusa,
komar Aedes aegypti. Na dole: Uszkodzona
wątroba pacjenta zmarłego na żółtą febrę.
Strzałka wskazuje złogi antygenów wirusa. [Za:]
Fields' Virology. Lippincott-Raven, Filadelphia
1996.
5
Cofnijmy się teraz do początków wieku XIX, kiedy Napoleon snuł plany poszerzenia
swego imperium o Amerykę. Jego bazą były pozostające w rękach Francji obszary
Karaibów, część Ameryki Środkowej, Meksyk, Nowy Orlean i środkowo-zachodnia
część Ameryki Północnej, rozciągająca się na północ aż do Kanady. Skolonizowana
przez Francuzów Haiti funkcjonowała dzięki czarnej sile roboczej. W 1801 roku
wybucha tam murzyńskie powstanie, któremu przewodzi czarnoskóry Toussaint
Louverture. Napoleon wysyła korpus ekspedycyjny dowodzony przez jego szwagra,
generała LeClerka [w skład korpusu ekspedycyjnego wchodziły m.in. dwie
półbrygady polskich legionistów - przyp. tłum.]. Kilka miesięcy po wylądowaniu
korpusu na Santo Domingo 27 000 doborowych żołnierzy - łącznie z samym
LeClerkiem - umiera na żółtą febrę. Bardzo niewielu Francuzów przeżyło epidemię.
Zaraza oszczędziła wojska powstańcze. Oznaczało to podwójną klęskę Napoleona:
nie tylko Haiti wyzwoliła się spod kontroli Francji, ale - co więcej - upadły plany
podboju kontynentu północnoamerykańskiego. Rezygnując ze swoich zamierzeń,
Napoleon postanowił sprzedać Amerykanom terytorium Luizjany. Transakcja ta
zmieniła zupełnie losy Nowego Świata. Dobrowolne wycofanie się Francji z terytoriów
północnoamerykańskich pozwoliło na bezkonfliktową ekspansję Stanów
Zjednoczonych na zachód. W poprzednim układzie sił ekspansja taka byłaby
możliwa tylko za cenę konfliktu zbrojnego z Francją. Napoleon zaś skierował swoje
imperialne ambicje na Egipt i Maltę.
6
powiększenie...
Wpływ żółtej febry na bieg historii. Korpus
ekspedycyjny Napoleona na Haiti został
zdziesiątkowany przez żółtą febrę. Napoleon
potrzebował wojska do prowadzenia kampanii
egipskiej i do walki przeciwko Anglii. To wszystko
skłoniło go do sprzedania w 1803 roku
terytorium Luizjany rządowi Stanów
Zjednoczonych, którym kierował wówczas
Thomas Jefferson.
W przeciwieństwie do wyrywkowych danych dotyczących wczesnych epidemii ospy
i odry, o przebiegu epidemii żółtej febry w XIX wieku wiemy dosyć dużo, dzięki
szczegółowej dokumentacji i istniejącym już wówczas środkom łączności. Z
doniesień prasowych i przekazów ustnych wiemy na przykład, jak w fatalnym roku
1878 żółta febra posuwała się wzdłuż rzeki Missisipi i dotarła do Memphis w stanie
Tennessee. Przed samą wojną domową, w 1861 roku, Memphis miało 22 000
mieszkańców. Ta liczba wzrosła do 48 000 w roku 1878. W ciągu kilku miesięcy to
prężne i rozwijające się miasto zostało zniszczone przez zarazę, na którą zmarła
ponad połowa jego mieszkańców.
Ówcześni świadkowie opisują Memphis jako centrum jednego z najważniejszych
światowych rejonów uprawy bawełny. Miasto położone nad rzeką Missisipi łączyły
z resztą kraju trzy linie kolejowe. Jego ludność tworzyli biali osadnicy, od wielu
pokoleń mieszkający na Południu, nowo wyzwoleni czarni Amerykanie oraz
imigranci, głównie z Irlandii, ale także z Niemiec, Francji, Włoch i Chin. Nikt
w Memphis, jak zresztą i gdziekolwiek indziej, nie wiedział, że owady przenoszą
choroby. A komary Aedes aegypti zadomowiły się w całej dolinie Missisipi. Do
wybuchu epidemii brakowało tylko osoby, której krew zawierałaby wirusy żółtej febry.
Wtedy napojone krwią zakażonego komary stałyby się nosicielami choroby i żerując
na zdrowych osobnikach, przenosiłyby zakażenie. Ten właśnie moment
i następujący po nim wybuch epidemii opisał J. M. Keating, redaktor wychodzącej
w Memphis gazety "Daily Appeal", który pozostawał w Memphis przez cały ten trudny
okres i opublikował swoje wspomnienia w osobnej broszurze.
Pani Kate Bionda i jej mąż byli właścicielami małej restauracji położonej przy ulicy
Front Row na wybrzeżu wielkiej rzeki Missisipi. Dzięki tej lokalizacji ich klientelę
stanowili przeważnie marynarze statków rzecznych. Plaga komarów dręczyła
Memphis, szczególnie w lecie roku 1878. W końcu czerwca zanotowano przypadki
żółtej febry w Nowym Orleanie (Nowy Orlean leży u ujścia Missisipi, około 800 km od
Memphis). "Daily Appeal" 24 lipca odnotował:
Dowiadujemy się, że w Nowym Orleanie w ciągu ostatnich kilku dni na żółtą febrę
zmarły 24 osoby. Mieszkańcy Memphis nie mają żadnych podstaw do obaw. Miasto
nasze nigdy nie było w tak dobrym stanie pod względem warunków sanitarnych jak
dzisiaj. Nasze ulice i uliczki nigdy nie były tak czyste, a władze przywiązują obecnie
wielką wagę do przestrzegania wszystkich przepisów sanitarnych na terenach
prywatnych. W naszym powietrzu nie ma niczego, co mogłoby ściągnąć tę straszną
chorobę. Nie mamy żadnych podstaw do bicia na alarm. Na naszej szerokości
geograficznej żółta febra nie występuje endemicznie i jeżeli nie zostanie do nas
7
zawleczona, nie mamy podstaw do obaw. Nie może zaś zostać zawleczona, dopóki
będziemy przestrzegać przepisów sanitarnych.
Mimo tych zapewnień, mieszkańcy zaczęli się niepokoić, gdy prasa 6 sierpnia
doniosła, że w szpitalu na Wyspie Prezydenta, gdzie prowadzono kwarantannę,
zmarł na żółtą febrę majtek statku z Nowego Orleanu. Człowiek ten, William Warren,
po przybyciu do Memphis wstąpił do restauracji Biondów wieczorem 1 sierpnia, a 2
sierpnia zachorował. Przyjęto go do szpitala miejskiego, gdzie rozpoznano żółtą
febrę, a następnie przewieziono do szpitala. Tam zmarł 5 sierpnia. W kilka dni
pózniej właścicielka restauracji, pani Bionda, 34-letnia kobieta, zachorowała i zmarła
13 sierpnia. Na podstawie objawów klinicznych, z żółtaczką włącznie, lekarze
rozpoznali jej chorobę jako pierwszy przypadek żółtej febry wśród mieszkańców
Memphis.
Chociaż dla ludzi żyjących wzdłuż rzeki Missisipi i w jej dolinie żółta febra nie była
niczym nowym, dotąd Memphis nie zostało dotknięte wielką epidemią, taką
na przykład, jak ta, która w 1853 roku zabiła w Nowym Orleanie 9000 osób. Mniejsze
epidemie tej choroby zdarzały się jednak i tutaj: w 1855 roku zmarło w Memphis
na żółtą febrę 75 osób, w 1867 - 250, w 1873 - 2000. Mieszkańcy zdawali sobie
sprawę, że w miarę rozrastania się miasta epidemie stają się coraz poważniejsze.
Największe przerażenie budził jednak brak wiedzy o tym, co powoduje żółtą febrę
i w jaki sposób zaraza ta się rozprzestrzenia. W XIX wieku żółta febra była dla
wszystkich, w tym mieszkańców Memphis, zupełną zagadką, taką jak wielkie
epidemie średniowiecza dla ówczesnych społeczeństw. Jedyne, co było wiadome
o żółtej febrze, to fakt, że stosunkowo łatwo przenosiła się z miasta do miasta i że
kwarantanna towarów i ludzi przybywających z terenów opanowanych epidemią
ograniczała szerzenie się zarazy lub nawet jej zapobiegała.
Metodę kwarantanny wprowadzono przypuszczalnie po raz pierwszy w 1374 roku
w Republice Weneckiej, a następnie w Mediolanie. Nazwa pochodzi od włoskiego
słowa quaranta (czterdzieści), gdyż zwykle tyle dni trwała izolacja. Celem
kwarantanny było odseparowanie osób przybywających z zakażonej strefy -
zwłaszcza gdy wybuchały epidemie dżumy. Wyłamanie się z kwarantanny często
karano śmiercią. W 1838 roku Marsylia wprowadziła obowiązkową stałą
kwarantannę, niezależną od epidemii, i określiła czas jej trwania na 40 dni. W XV
wieku większość krajów europejskich posiadała specjalne placówki, w których
przetrzymywano zakażonych.
Żółta febra, w odróżnieniu od innych chorób, takich jak odra lub ospa, nie
rozprzestrzenia się przez kontakt z zakażonymi i chorymi osobami. Mimo to władze
zdawały sobie sprawę, że ludzie uchodzący z terenów objętych epidemią w jakiś
sposób przynoszą zarazę do miejsc, do których przybywają w poszukiwaniu ratunku.
Dlatego uchodzcom zabraniano wstępu do miast, a własnym mieszkańcom -
udawania się do miejsc dotkniętych zarazą.
Historia epidemii z 1878 roku rozpoczęła się na przełomie wiosny i lata, kiedy to
zaobserwowano pierwsze przypadki zachorowań w Indiach Zachodnich - obszarze,
z którym miasta położone wzdłuż Missisipi prowadziły ożywiony handel. Niektórzy
z mieszkańców Memphis, przede wszystkim lekarze i członkowie rady zdrowia,
mając w pamięci epidemię z 1873 roku, energicznie domagali się od rady miejskiej
wprowadzenia kwarantanny. Lecz rada ta, obawiając się, że kwarantanna wpłynie
ujemnie na handel, odrzuciła ten postulat. W konsekwencji przewodniczący rady,
8
doktor R. W. Mitchell, na znak protestu zrezygnował ze stanowiska. Podczas gdy
trwała dyskusja nad kwarantanną, epidemia żółtej febry zbliżała się do Memphis. Z
Indii Zachodnich dotarła do Nowego Orleanu (oddalonego o 800 km od Memphis) 26
lipca, a już 27 pojawiła się w Vicksburgu (odległym od Memphis tylko o 400 km).
Wtedy zdecydowano się stworzyć stacje prowadzące kwarantannę dla ludzi
i towarów pochodzących z miast objętych epidemią. Ale czy kwarantanna i inne
przepisy administracyjne mogły być skuteczne? Pojawiły się plotki i panika ogarnęła
Memphis, gdy 5 sierpnia przyjęto do szpitala marynarza z rozpoznaniem żółtej febry.
Dziewiątego sierpnia zaraza dotarła do Grenady, odległej już tylko o 145 km od
Memphis. Wiadomość o tym szybko rozeszła się po mieście. Gazety próbowały
uspokoić nastroje:
Mieszkańcy mogą być spokojni - jeśli tylko żółta febra pokaże się w mieście (co jest
mało prawdopodobne), rada zdrowia natychmiast zawiadomi o tym wszystkich
za pośrednictwem prasy. Nie wzniecajcie paniki! Unikajcie nieopatentowanych
lekarstw i whisky podejrzanego pochodzenia! Zajmujcie się swoimi sprawami jak
zwykle, bądzcie dobrej myśli i śmiejcie się jak najczęściej.
Aatwo było udzielać dobrych rad, ale stosować się do nich - to już inna sprawa.
Wprawdzie nastroje uspokoiły się trochę, ale niektórzy mieszkańcy opuszczali
miasto, a wielu innych zaczynało się do tego przygotowywać. W tym czasie Kate
Bionda umierała na żółtą febrę. Na drugi dzień po jej śmierci, 14 sierpnia,
zanotowano 55 nowych przypadków choroby. Memphis ogarnęła panika - 15 i 16
sierpnia tysiące ludzi na piechotę, wierzchem, wozami i koleją zaczęło uciekać
z miasta. "Każda trasa wylotowa z miasta zapchana była wozami wypełnionymi
meblami, łóżkami, kuframi i innym dobytkiem. Na wierzchu każdej takiej sterty
siedziały kobiety i dzieci. Obok szli mężczyzni. Jedni podnieceni i w wojowniczym
nastroju, inni milczący, zrezygnowani, wystraszeni".
Przedsiębiorstwa kolejowe doczepiały dodatkowe wagony do pociągów
wychodzących z Memphis, ale i to nie wystarczało dla wszystkich chcących wydostać
się z miasta. Miejskie instytucje przestały działać. Na posiedzeniu rady miejskiej nie
zdołano uzyskać kworum, ponieważ większość radców opuściła miasto. Uciekła
także jedna trzecia policjantów. Sceny te przypominały masową ucieczkę ludności
różnych europejskich krajów przed posuwającymi się wojskami Trzeciej Rzeszy
podczas drugiej wojny światowej. Ludzie uciekali w popłochu. W ciągu czterech dni
po śmierci Kate Bionda 25 tysięcy osób, czyli ponad połowa mieszkańców Memphis,
znalazło się w położonych nad rzeką małych miasteczkach oraz w bardziej odległych
St. Louis, Cincinnati, Louisville, a nawet w stanie Wirginia i wschodniej części stanu
Tennessee.
Uchodzcy nie spotykali się z gościnnym przyjęciem. W wielu miastach wymagano
kwarantanny, do innych wstępu bronili mężczyzni uzbrojeni w broń palną. Władze
miasta Little Rock w stanie Arkansas zabraniały wjazdu pociągom z Memphis.
Uciekinierzy podróżujący parowcem John D. Porter nie mogli zejść z pokładu przez
dwa miesiące, ponieważ w każdym kolejnym porcie, do którego zawijali, władze nie
zgadzały się na zejście ludzi na ląd. John D. Porter żeglował więc po Missisipi
na podobieństwo legendarnego Latającego Holendra skazanego na wieczną
tułaczkę po morzach świata.
Wielu uciekinierów, będąc w fazie zakaznej, rzeczywiście przenosiło wirusa. Osoby
te, przybywając do rejonów nawiedzonych przez komary Aedes aegypti, przyczyniały
9
sią do dalszego szerzenia się epidemii wzdłuż Missisipi. Ponad 100 uciekinierów
zmarło poza Memphis. A jaki los spotkał tych spośród około 20 000 mieszkańców,
którzy pozostali w mieście? Niemal 14 000 z nich to Murzyni. Żyli w śmiertelnym
strachu, nie wiedząc, co ich czeka. Wiedzieli tylko, że z nastaniem mrozów, pod
koniec pazdziernika, tajemnicza epidemia prawdopodobnie wygaśnie. Ale komu uda
się przeżyć te pozostające do zimy 45 dni?
Zaraza spadła na miasto nagle i atakowała z wyjątkową zaciekłością. Zaledwie
tydzień upłynął od śmierci Kate Bionda, a chorowało już tysiące ludzi. Jeden
z duchownych zanotował: "Przed nami całe tygodnie cierpień [...] ludzie giną z braku
opieki, której nie możemy zapewnić [...] niech nas Bóg wspiera". W pierwszej
połowie września umierało około 200 osób dziennie. Po upływie 11 tygodni od
pierwszego przypadku naliczono 17 000 zachorowań, w tym 5000 śmiertelnych.
W tym straszliwym czasie miasto wyglądało na wymarłe. Mało kto wychodził na ulice,
stanął wszelki przemysł i handel. Robert Blakeslee, który przybył pociągiem
z Nowego Jorku, aby pomagać w walce z epidemią, tak opisuje w "New York Herald"
swoje pierwsze chwile po przyjezdzie do Memphis:
Miasto było jak wyludnione [...]. Już na samym wstępie natknąłem się na ponure
świadectwa stanu, w jakim się znajdowało. Pierwszym pojazdem, który ujrzałem, był
wóz ciężarowy załadowany trumnami, który objeżdżał okoliczne ulice, zbierając
zwłoki. Ponieważ dostrzegłem go niemal tuż po wyjściu ze stacji, łatwo zrozumieć,
jak szybko zdałem sobie sprawę z rozmiarów spustoszeń, jakie się dokonały. Dwie
przecznice dalej napotkałem stosy trumien ułożonych w rzędy na chodniku przed
budynkiem zakładu pogrzebowego. Musiałem przeciskać się między nimi [...]. Każdy,
kogo napotkałem, był śmiertelnie przerażony. Pewien młody lekarz wyznał: "Trzeba
mieć wielką siłę moralną, aby tu wytrwać. Dziś może Pan z kimś rozmawiać, a jutro
dowiedzieć się, że wczorajszy rozmówca już nie żyje".
Lato roku 1878 było wyjątkowo gorące i wilgotne. Kliniczny przebieg choroby był tak
ostry, że lekarze, którzy pamiętali epidemię sprzed pięciu lat, sądzili, że mają
do czynienia z nowym, bardziej zjadliwym szczepem zarazka. Wydaje się, że mieli
rację, bowiem nawet Murzyni, na ogół względnie odporni na chorobę, tym razem
przechodzili zakażenie wyjątkowo ciężko. Na żółtą febrę zapadło w Memphis ponad
11 000 czarnoskórych Amerykanów, co stanowiło aż 77% ich populacji. Śmiertelność
wśród nich wyniosła 10%, czyli dużo więcej niż podczas wcześniejszych epidemii,
choć oczywiście nieporównywalnie mniej, niż wynosiła śmiertelność wśród białych.
Spośród 6000 białych, którzy pozostali w mieście, zmarło ponad 4000, a więc 70%.
Wiele osób umierało w samotności; bardzo często zwłoki pokrywały czarne,
fusowate wymiociny charakterystyczne dla tej choroby. Niejednokrotnie zaraza
zgładziła całe rodziny. Na przykład wdowa Barbara Flack zmarła wraz
z siedmiorgiem swoich dzieci w wieku od 3 do 23 lat. Zakonnica opiekująca się
chorymi opowiadała:
Wozy z ośmioma lub dziewięcioma zwłokami w prymitywnych trumnach nie były
niczym nadzwyczajnym. Byłam kiedyś świadkiem, jak pielęgniarka spytała się o czyjś
adres. [...] Murzyn - woznica odwrócił się przez ramię i wskazując na stos trumien
znajdujących się z tyłu na wozie, powiedział: "Właśnie jest w tej trumnie".
Główny chirurg szpitala marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych, doktor John M.
10
Woodworth, pisał: "Opisy scen, rozgrywających się tutaj w szczytowym okresie
epidemii, nadają się bardziej do sensacyjnej powieści niż czasopisma lekarskiego,
ale sam osobiście byłem świadkiem wszystkich przedstawionych tu wydarzeń".
Lekarze, opiekujący się zbyt wielką liczbą pacjentów naraz, znajdowali się u kresu
fizycznej i psychicznej wytrzymałości. Jeden z nich pisał: "Marzę, aby na sześć
tygodni przenieść się w takie miejsce, gdzie nie byłoby rozpalonych czół, których
musiałbym dotykać, ani rąk, których tętno musiałbym mierzyć. Cały dzień tylko
gorączka i gorączka. Mam już tego dosyć [...]. Nie mogę zebrać myśli ani zmusić się
do pracy [...]. Otaczają mnie śmierć i nieszczęście".
Lekarze, usiłując wykryć przyczynę choroby i dowiedzieć się czegoś, co mogłoby
pomóc w leczeniu, przeprowadzili około 300 sekcji zwłok. Nie nauczyły ich one
jednak niczego: "Możemy w sposób uczony mówić i pisać o epidemiach i o takich
czy innych postaciach choroby, ale wobec takiej klęski [...] jesteśmy zupełnie
obezwładnieni niemożnością udzielenia pomocy i nieskutecznością leczenia".
Wprawdzie żółta febra wydawała się niewątpliwie chorobą zakazną, ale wszelkie
wysiłki wyizolowania czynnika zakaznego okazywały się daremne. Wyglądało na to,
że choroba nie jest przenoszona przez bezpośredni kontakt, jedzenie czy wodę.
Może przyczyną jest wdychanie zakażonego powietrza? Jakie czynniki umożliwiają
rozszerzanie się zarazy i dlaczego istnieje związek między epidemią a ciepłym
klimatem? W 1878 roku na te pytania nikt jeszcze nie potrafił odpowiedzieć.
Urząd telegraficzny w Memphis rozsyłał wiadomości o klęsce do wszystkich
zakątków Stanów Zjednoczonych. Wkrótce zaczęła nadchodzić pomoc w naturze
i pieniądzach. Zaraza nie oszczędziła również pracowników poczty. Z 33
zatrudnionych tam osób zmarło 19.
Pierwsze mrozy nadeszły 18 i 19 pazdziernika. Spowodowały wyginięcie komarów
i szybki spadek liczby zachorowań; 29 pazdziernika epidemię uznano za wygasłą.
Uciekinierzy zaczęli powracać do miasta, poszukując grobów krewnych i przyjaciół.
W listopadzie, w Dniu Dziękczynienia, Memphis zorganizowało wiec, by oddać cześć
bohaterom walczącym z epidemią oraz uczcić zmarłych, a także w podzięce
za pomoc, która nadchodziła z całego kraju. Z 20 000 osób, które pozostały
w mieście, 17 000 zachorowało na żółtą febrę. Spośród 14 000 osób rasy czarnej
zachorowało około 11 000, a 946 zmarło. Prawie wszyscy biali (około 6000)
zachorowali, a 4204 osoby zmarły. Wprawdzie epidemia 1878 roku najbardziej
dotknęła Memphis, ale żółta febra grasowała wzdłuż całego koryta Missisipi. Poza
obszarem Memphis chorowało ponad 100 000 ludzi, a zmarło - 20 000.
Wiele grup łowców mikrobów położyło ogromne zasługi w walce z żółtą febrą. Należy
tu wymienić przede wszystkim Johna Erskine'a i jego kolegów, którzy zmarli,
opiekując się chorymi. Wiemy, że w czasie epidemii w Memphis pracowało 111
lekarzy - 72 z nich przybyło z różnych zakątków Stanów Zjednoczonych. Mieli oni
pełną świadomość podejmowanego ryzyka. Większość z nich nie zetknęła się
uprzednio z chorobą, a zatem była w pełni narażona na zachorowanie. Ponad 60%
lekarzy oddało życie, opiekując się chorymi. Drugą grupę, o której należy
wspomnieć, stanowili członkowie Komisji do Walki z Żółtą Febrą powołanej przez
armię Stanów Zjednoczonych w 1900 roku. Członkami Komisji byli Jesse Lazear,
James Carroll, Aristides Agramonte, a jej przewodniczącym - Walter Reed. Lazear,
Carroll i Agramonte, ryzykując życie, przeprowadzali doświadczenia na sobie, chcąc
11
udowodnić, że czynnik zakazny żółtej febry jest przenoszony z człowieka
na człowieka przez komary Aedes aegypti. Wreszcie, przedstawicielem trzeciej grupy
jest Max Theiler, któremu udało się osłabić wirusa żółtej febry i otrzymać szczep
17D, co umożliwiło opracowanie szczepionki oraz metod zapobiegawczych.
John Erskine urodził się w 1834 roku w Huntsville w stanie Alabama. Pełnił funkcję
inspektora zdrowia miasta Memphis. W szczytowej fazie epidemii, kiedy całe miasto
pogrążone było w śmiertelnej ciszy, nieustraszony doktor Erskine swoją energią
i poświęceniem w walce z zarazą dawał przykład wszystkim. W tym czasie, kiedy
w mieście działali tylko lekarze, pielęgniarki, grabarze i karawaniarze, budził
powszechny podziw. Erskine ukończył w 1858 roku studia medyczne
na Uniwersytecie w Nowym Jorku. Podczas wojny domowej był chirurgiem w armii
konfederatów. W 1865 roku wrócił do Memphis i brał udział w walce z kolejnymi
epidemiami żółtej febry w latach 1867, 1873 i 1878. Stanowisko inspektora zdrowia
w Memphis obejmował w latach 1873, 1876 i 1878. Jak już wspomniano, podczas
epidemii 1878 roku zachorował i zmarł. Mimo szalejącej wokół zarazy, w pogrzebie
uczestniczyło pięćdziesięciu wybitnych przedstawicieli miasta. Pośmiertne wzmianki
o nim ukazały się w wielu gazetach lokalnych i ogólnokrajowych. W 1974 roku
Memphis uczciło go, nazywając jego imieniem jedną z miejskich bibliotek
i gromadząc publikacje na temat klęsk i triumfów zdrowotnych miasta. Od 1990 roku
w St. Jude's Hospital w Memphis co roku odbywają się wykłady jego imienia.
Dwadzieścia lat po śmierci Erskine'a, tuż pod koniec XIX stulecia, Reed, Lazear,
Carroll i Agramonte, w ramach działalności Komisji do Walki z Żółtą Febrą w Stanach
Zjednoczonych, przeprowadzali w Hawanie doświadczenia na ochotnikach, aby
zidentyfikować zródło zakażenia. Wyniki tych doświadczeń dowiodły, że krew
chorych na żółtą febrę jest zakazna przez pierwsze trzy dni gorączki i komar Aedes
aegypti, żywiąc się krwią chorego w tym okresie, może - po upływie około dwunastu
dni - przenieść zarazki na inną osobę. Czynnik zakazny obecny w surowicy ludzkiej
przechodzi przez filtry Berkefelda. Jest to zatem wirus, a nie bakteria. W swoich
doświadczeniach badacze wykazali również, że wirus nie przenosi się ani
bezpośrednio z człowieka na człowieka, ani przez przedmioty należące do chorego,
a więc, że dezynfekcja ubrania i pościeli nie jest konieczna. Reed i jego
współpracownicy udowodnili tym samym, że żółta febra powodowana jest przez
wirus przenoszony przez komary, które stają się zródłem zakażenia w 12 dni po
nakarmieniu się krwią chorego zawierającą wirusy.
Walter Reed urodził się w 1851 roku jako syn duchownego obrządku
metodystycznego w wiejskiej miejscowości Belroi w stanie Wirginia. W wieku 17 lat
skończył medycynę na Uniwersytecie Stanu Wirginia jako najmłodszy jej absolwent.
Kontynuował naukę w Bellevue Medical School w Nowym Jorku, gdzie uzyskał
dyplom lekarski. Przez wiele lat pracował w różnych szpitalach nowojorskich, a
następnie wstąpił do wojska, gdzie w 1875 roku został mianowany asystentem
chirurga. Po piętnastu latach pracy w różnych placówkach wojskowych wziął urlop
i przeszedł przeszkolenie w zakresie patologii i bakteriologii w laboratorium Williama
Welsha na Wydziale Medycyny Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa w Baltimore. Poznał
tam Williama Oslera, uważanego za jednego z najlepszych i najbardziej światłych
lekarzy w całej Ameryce Północnej. Welsh przechodził poprzednio przeszkolenie
12
w różnych laboratoriach bakteriologicznych w Europie, które powstały po wielkich
odkryciach dokonanych przez Kocha i Pasteura. W 1893 roku Reed powrócił
do wojska i został mianowany profesorem bakteriologii nowo utworzonej Wojskowej
Akademii Medycznej, a także kuratorem Medycznego Muzeum Wojskowego.
W przeciwieństwie do Reeda, James Carroll był niezależny duchem. Mówił sam
o sobie, że jest "wałęsającym się ladaco". Urodzony w Anglii, w wieku 15 lat wyjechał
do Kanady. Mieszkał tam przez jakiś czas w puszczy, a następnie wstąpił do armii
amerykańskiej. W wojsku służył jako sanitariusz w Ford Custer w stanie Montana.
Wtedy zdecydował się zostać lekarzem. Zachęcany i popierany przez Reeda,
studiował początkowo w Bellevue Medical College w Nowym Jorku, a następnie
na Wydziale Medycyny Uniwersytetu Stanu Maryland w Baltimore, gdzie otrzymał
dyplom lekarski. Już jako lekarz przeszedł przeszkolenie w dziedzinie bakteriologii
i patologii u Williama Welsha, w Szpitalu Johnsa Hopkinsa. W 1897 roku został
asystentem Reeda. W tym samym czasie George Sternberg, ówczesny główny
chirurg armii, powołał komisję do badania żółtej febry. Przewodniczącym komisji
mianowano Reeda, a jego zastępcą - Carrolla.
13
powiększenie...
Po lewej: Pogromcy żółtej febry. Obraz Carlosa
Finleya przedstawiający członków Komisji
do Walki z Żółtą Febrą: Waltera Reeda, Jamesa
Carrolla i Jesse'ego Lazeara (wszyscy
w mundurach). Zarówno Carroll, jak i Lazear
zachorowali na żółtą febrę, a Lazear szybko
na nią zmarł. Po prawej: Max Theiler, który
uzyskał szczep 17D wirusa żółtej febry, co
umożliwiło opracowanie szczepionki, która
pozwoliła na pokonanie tej choroby.
Obydwaj cywilni członkowie komisji, Jesse Lazear i Aristides Agramonte, ukończyli
Wydział Medycyny Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku, lecz każdy z nich
wywodził się z zupełnie innego środowiska. Jesse Lazear urodził się w 1866 roku
w Baltimore, w bogatej rodzinie. Studiował nie tylko medycynę, ale i sztukę.
Podróżował po Europie, gdzie między innymi zapoznał się z nowoczesnymi
metodami bakteriologicznymi. Po otrzymaniu dyplomu lekarskiego w 1892 roku
został pierwszym dyrektorem Laboratorium Klinicznego na Wydziale Medycyny
Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa i w tej funkcji oddelegowano go do pracy w Komisji.
Zyskał opinię "cichego, skromnego i zachowującego się z rezerwą". Drugim cywilnym
członkiem komisji był Aristides Agramonte. Urodził się na Kubie i jako dziecko, po
śmierci ojca zabitego w czasie nieudanego buntu przeciwko hiszpańskiemu
panowaniu na Kubie, został przywieziony do Nowego Jorku. Mówiono o nim, że jest
"energiczny i wścibski". Po uzyskaniu dyplomu lekarza pracował jako bakteriolog
w Wydziale Zdrowia miasta Nowy Jork. Kiedy został cywilnym członkiem komisji,
objął stanowisko dyrektora laboratorium Szpitala Wojskowego nr 1 w Hawanie
i ordynatora oddziału żółtej febry.
Żółta febra panowała na Kubie endemicznie, przez co zagrażała wszystkim krajom
utrzymującym z nią stosunki handlowe. Z wybuchem wojny hiszpańsko-
amerykańskiej w 1898 roku choroba ta stała się najpoważniejszym problemem
zdrowotnym armii Stanów Zjednoczonych. Z tego powodu w 1900 roku wysłano
na Kubę Komisję do Walki z Żółtą Febrą. Do tego czasu żaden z jej członków nie
zetknął się jeszcze z przypadkiem tej choroby. Pierwszym zadaniem komisji było
sprawdzenie, czy rzeczywiście żółta febra wywoływana jest przez bakterie Bacillus
icteroides, jak twierdził włoski patolog Giuseppe Sanarelli. Sanarelli wstrzyknął te
pałeczki pięciu tubylcom południowoamerykańskim i trzech z nich zmarło
na żółtaczkę. Wprawdzie doniesienie to przyniosło Sanarellemu sławę i nagrody, ale
komisja Reeda stwierdziła, że nie odpowiada ono prawdzie. Bakterie Bacillus
icteroides występowały, co prawda, sporadycznie u chorych na żółtą febrę, ale ich
obecność była przypadkowa; nie one stanowiły przyczynę choroby. Następnie
komisja zajęła się hipotezą Carlosa Finleya, który uważał, że żółtą febrę przenoszą
komary.
Carlos Finley urodził się w Camaguey na Kubie w rodzinie szkocko-francuskiej. W
1853 roku rozpoczął studia medyczne w Thomas Jefferson Medical College
w Filadelfii. W tym właśnie roku żółta febra poczyniła w Filadelfii poważne
spustoszenia. Wydarzenia, których był świadkiem, oraz wiele przypadków
zachorowań na żółtą febrę na Kubie spowodowały, że Finley zainteresował się tą
14
chorobą i poświęcił jej badaniu wiele lat swego życia. W 1855 roku ukończył studia, a
w 1857 rozpoczął praktykę lekarską w Hawanie. W 1881 roku formalnie przedstawił
swą dysertację: "The Mosquito Hypothetically Considered as an Agent of Yellow
Fever" ("Rozważania nad możliwością przenoszenia żółtej febry przez komara"). W
pracy stwierdził, że skoro żółta febra atakuje śródbłonek naczyń krwionośnych, ssący
krew owad może być pośrednim żywicielem przenoszącym chorobę. Finley wyliczył
trzy warunki potrzebne do przeniesienia żółtej febry z osobnika chorego na zdrową
osobę:
1. Obecność chorego na żółtą febrę, którego śródbłonek naczyń krwionośnych jest
pełen zakaznych cząstek, i obecność komara, który może wbić swój aparat gębowy
w zakażone naczynie krwionośne.
2. Możliwość przeżycia zakażonego komara aż do chwili, kiedy ma on sposobność
nakarmienia się krwią zdrowego osobnika, któremu w wyniku ukłucia przekazuje
chorobę.
3. Obecność osób lub osoby podatnej na tę chorobę w rejonie występowania
zakażonego komara.
Hipotezę o roli komarów w przenoszeniu żółtej febry, która w świetle innych odkryć
i obserwacji medycznych brzmiała bardzo prawdopodobnie, wysuwało wcześniej
wielu badaczy, nikomu jednak nie udało się jej dowieść. W 1807 roku John Crawford
z Baltimore ogłosił pracę, w której udowadniał, że komary przenoszą żółtą febrę,
malarię i inne choroby. Podobny pogląd wyraził w 1848 roku Joshua Nott z Mobile
w stanie Alabama. Ciekawym zbiegiem okoliczności ten właśnie doktor Nott
asystował przy porodzie Williama Gorgasa, któremu w 1900 roku udało się wyplenić
komara Aedes aegypti z Kuby, innych terenów amerykańskich, a przede wszystkim
z rejonu budowy Kanału Panamskiego. Również w 1853 roku francuski lekarz Louis
Beauperthuy, pracujący w Wenezueli, twierdził, że komary przenoszą malarię i żółtą
febrę. Żaden z nich jednak nie przedstawił przekonującego dowodu na poparcie
swojej teorii. Natomiast Finley przeprowadził wiele eksperymentów. Aapał dzikie
komary, pozwalał im napić się krwi chorych na żółtą febrę, a następnie krwi ludzi
zdrowych, którzy wcześniej nie przeszli tej choroby. Jednakże wyniki były
nieprzekonujące. Czterech spośród pięciu mężczyzn zachorowało lekko, miało
niewysoką gorączkę, ale u żadnego nie wystąpiły typowe objawy żółtej febry.
Ówczesny główny chirurg armii Stanów Zjednoczonych George Sternberg - jeden
z najwybitniejszych mikrobiologów Ameryki Północnej i organizator Komisji
do Badania Żółtej Febry - stanowczo odrzucił hipotezę Finleya. Sternberg pracował
z Finleyem na Kubie w pierwszej komisji pod koniec lat siedemdziesiątych XIX wieku
i cenił jego pracę, uważał jednak, że komar, karmiąc się krwią, niczego człowiekowi
nie wstrzykuje. Niestety, pozycja i autorytet Sternberga były na tyle silne, że poglądy
Finleya nie zyskały popularności wśród specjalistów. Tymczasem dowodów na rolę
owadów w przenoszeniu chorób zakaznych było coraz więcej. W 1878 roku Patrick
Manson wykazał, że komar zakaża człowieka pasożytniczą chorobą - filariozą.
Następnie, w roku 1892, Theobald Smith wraz z Frederickiem Kilbourne'em opisali
15
rolę kleszczy w przenoszeniu pasożytniczej choroby bydła, zwanej "gorączką
teksańską". W 1894 roku Manson wykazał, że śpiączka afrykańska, wywoływana
przez pierwotniaki Trypanosoma, jest przenoszona przez muchę tse-tse. W dwa lata
pózniej Ronald Ross, lekarz armii brytyjskiej, dowiódł, że komar przenosi zarodzca
malarii.
Członkowie komisji różnili się poglądami co do roli komarów w przenoszeniu żółtej
febry. Jedynie Lazear był tego pewny. W tym czasie nie znano żadnego innego
gatunku poza człowiekiem wrażliwego na tę chorobę. Aby rozstrzygnąć problem roli
komara, zdecydowano się więc przeprowadzić doświadczenia na ludziach. Nikt nie
podchodził specjalnie entuzjastycznie do możliwości zachorowania na żółtą febrę,
ale Carroll, Lazear i Agramonte zdecydowali się podjąć ryzyko. Reed nie brał
bezpośredniego udziału w eksperymencie. Aby otrzymać komary, które nie żywiły się
dotąd krwią, wyhodowano je w laboratorium z jaj dostarczonych przez Carlosa
Finleya. W pierwszej serii doświadczeń Lazear i ośmiu innych ochotników zostało
ukąszonych przez komary niemal tuż po tym, jak nakarmiły się one krwią chorych
na żółtą febrę. Agramonte tak opisuje to doświadczenie:
Umieściliśmy każdego owada w osobnej szklanej probówce, zatkanej kłębkiem waty,
podobnie jak to się robi z hodowlami bakterii. Gdy przewracano probówkę korkiem
w dół, komar zwykle leciał w górę i znajdował się w pobliżu dna probówki. Wtedy
otwierano probówkę i przystawiano jej wylot do skóry ochotnika na ramieniu lub
brzuchu. Po kilku minutach głodny komar zlatywał na skórę i rozpoczynał posiłek.
Gdy się nasycił, potrząsano probówką, co prowokowało komara do wzlotu w górę. W
tym momencie odejmowano probówkę od skóry i zatykano korkiem z waty.
Żaden z dziewięciu ochotników nie zachorował.
Wtedy Carroll zgłosił się do udziału w doświadczeniu. "Przypomniałem doktorowi
Lazearowi, że jestem gotowy, a on w końcu przystawił mi do ramienia komara, który
kilkanaście dni wcześniej karmił się krwią poważnie chorego pacjenta [...]. Całkiem
świadomie chciałem podjąć to ryzyko". Tego wieczoru Carroll pisał do Reeda,
przebywającego w tym czasie w Waszyngtonie: "Zażartowałem, że jeżeli istnieje
choćby zdzbło prawdy w hipotezie ekomarowejd, to musiałem dostać niezłą dawkę,
i tak też było".
Dwa dni pózniej Carroll odczuł pierwsze słabe objawy choroby, a po czterech dniach
rozwinęła się u niego typowa żółta febra z osłabieniem, dreszczami i gorączką
dochodzącą do 39C. Badanie krwi nie wykazało obecności pasożytów malarii, co
dowodziło, że Carroll nie zachorował na malarię. Agramonte pisał:
16
Ponieważ nie znalezliśmy pasożytów malarii, Carroll powiedział, że chyba zaziębił się
na plaży, ale jego zaczerwienione, nabiegłe krwią spojówki i ogólny stan, mimo że
udawał wesołość i obojętność, wstrząsnęły mną do głębi. Nie zdawał sobie sprawy,
że ma żółtą febrę. Gdy stwierdziliśmy, że zachorował, Lazeara i mnie po prostu
ogarnęła panika.
Życie Carrolla wisiało na włosku. Majaczył w gorączce dochodzącej do 40C, miał
silne bóle głowy i pleców, opuchnięte dziąsła i silną żółtaczkę. Nie wystąpiły jednak u
niego krwawienia i po kilkunastu dniach temperatura spadła.
Dramatycznym świadectwem ulgi, jaką odczuli, gdy kryzys choroby minął, jest list
Reeda do Carrolla pisany z Waszyngtonu:
Waszyngton, 7 września 1900 r.
godz. 13.15
Drogi Carrollu:
Hip, hip hurra! Chwała Bogu za dobre wieści z Kuby - "Stan Carrolla
poprawił się - prognoza bardzo dobra". Chyba wyjdę na miasto i upiję
się na umór!
Naprawdę nie przypominam sobie, abym kiedyś doznał tak wielkiej ulgi,
jak po otrzymaniu wiadomości o Twoim wyzdrowieniu! Ponadto - nie
uwierzysz chyba - raport o durze brzusznym został wysłany
do Głównego Biura! Niech mnie gęś kopnie, jeżeli nie upiję się
podwójnie!
Gorąco pozdrawiam, drogi chłopcze.
Twój Reed
PS Wracaj do domu jak najszybciej, musisz zobaczyć żonę i dzieci.
Czy to naprawdę sprawka komara?
Choroba tak osłabiła Carrolla, że jeszcze po dwóch tygodniach nie tylko nie mógł
stać, ale nawet samodzielnie zmieniać pozycji w łóżku. Ponieważ jednak na kilka dni
przed zachorowaniem stykał się z chorymi na żółtą febrę, więc nie można było z całą
pewnością powiedzieć, że jego choroba była spowodowana ukąszeniem komara.
Dlatego zdecydowano się powtórzyć doświadczenie na ochotniku, który nie zetknął
17
się dotąd z żółtą febrą. Był nim szeregowiec nazwiskiem William H. Dean. W dniu,
w którym zachorował Carroll, Lazear, aby zwiększyć szanse zakażenia, przyłożył
do ramienia ochotnika - oprócz trzech zakażonych komarów, również tego, który
nakarmił się krwią Carrolla, a więc prawdopodobnie przekazał mu wirusa. Lecz u
Deana wystąpiły tylko bardzo lekkie objawy żółtej febry. Trzynastego września 1900
roku Lazear przeprowadził eksperyment na sobie samym. Na piąty dzień
zachorował. W miarę postępu choroby wystąpiła żółtaczka, krwawe wymioty
i majaczenie. Po 12 dniach Lazear zmarł. John Carroll pisał potem: "Nigdy nie
zapomnę wyrazu jego oczu na trzeci czy czwarty dzień choroby. Widziałem go wtedy
po raz ostatni".
Waszyngton, 26 września 1900 roku
Drogi Carrollu:
Po depeszy majora Keana o ciężkim stanie Lazeara nadeszła wkrótce
druga - z wiadomością o jego śmierci. Doprawdy nie wiem, jak mam
wyrazić mój żal z powodu takiego zakończenia pracy naszego kolegi!
Wiem, że jesteś wstrząśnięty tak samo jak ja. Lazear był wspaniałym
i odważnym człowiekiem. Ponieśliśmy niepowetowaną stratę. Wczoraj
prosiłem generała, aby wysłał depeszę w sprawie zabezpieczenia
notatek Lazeara, w których opisał swój eksperyment. Zbadaj je
dokładnie i przechowaj.
Jutro rano wyjeżdżam do Nowego Jorku - chciałem prosić, abyś czekał
na mnie z powozem na końcu ulicy O'Reilly albo na nabrzeżu. Dowiedz
się od kwatermistrza, gdzie będą schodzić na ląd pasażerowie Crooka,
który powinien przypłynąć w środę, 3 pazdziernika.
Jeżeli obserwacje Twoje i Lazeara są takie, jak wspominałeś, musimy
jak najszybciej ogłosić wstępne doniesienie.
Gorąco pozdrawiam
Reed
Teraz dowody były wystarczające. Żółta febra jest przenoszona przez komary. Aby
po ukąszeniu chorego komar stał się zakazny, musi upłynąć kilkanaście dni. W tym
czasie wirus z jelita komara trafia do jego ślinianek, skąd może się przedostać
do krwiobiegu wrażliwego osobnika. To, że komar nie przenosi zakażenia
natychmiast po wniknięciu wirusa do krwi chorego, tłumaczy niepowodzenie
18
doświadczeń Finleya i pierwszej próby Agramontego. Fakt ten tłumaczy również
wyniki obserwacji Henry'ego Cartera - lekarza służby zdrowia Stanów
Zjednoczonych, który w 1898 roku prowadził badania epidemiologiczne żółtej febry
na terenie dwóch wiosek nad rzeką Missisipi. Carter stwierdził, że nowe przypadki
febry pojawiają się po mniej więcej dwóch tygodniach od przywleczenia choroby
z zewnątrz.
A zatem, z czterech członków komisji badającej żółtą febrę na Kubie, jeden zmarł
na żółtą febrę, a drugi bardzo ciężko ją przechorował. Mimo to wnioski komisji, że
komar jest pośrednim gospodarzem wirusa, a zaraza przenosi się przez ukąszenia
komara, nie zostały od razu przyjęte. Na przykład gazeta "Washington Post" z dnia 2
listopada 1900 roku pisała o tej hipotezie: "Ze wszystkich niemądrych
i nonsensownych bajdurzeń o żółtej febrze, które dostały się do druku - a tworzą one
sporą bibliotekę - najgłupsze ze wszystkich są dowody i teorie związane z tak zwaną
hipotezą komarową".
Wkrótce potem, 20 listopada, komisja utworzyła jeszcze jeden doświadczalny obóz
na Kubie. Przestrzegano w nim ścisłej kwarantanny, a doświadczenia
przeprowadzano wyłącznie na osobach, które nigdy wcześniej nie zetknęły się z żółtą
febrą. Na pięciu ochotników czterech zachorowało, ale wszyscy wyzdrowieli. Piąty
nie zachorował. Był ukąszony przez komara, który - jak pózniej stwierdzono - nie
przenosił zakażenia. Ostateczny wniosek brzmiał: "Precyzja, z jaką zakażenie
występowało u poszczególnych osób po ukąszeniu przez komara, sprawia, że
hipoteza ta nie wymaga żadnych dalszych potwierdzeń".
Aby uzyskać niezbite dowody, przeprowadzono uzupełniające doświadczenia, które
wykazały, że żółta febra nie przenosi się ani przez bezpośredni kontakt z chorym, ani
przez jego rzeczy i odzież. Stwierdzono natomiast, że można ją przenieść,
wstrzykując krew chorego osobie wrażliwej. Stwierdzono również, że krew pozostaje
zakazna po przepuszczeniu jej przez filtr zatrzymujący bakterie, a więc - że czynnik
etiologiczny żółtej febry nie jest bakterią.
Jednym z następstw pracy komisji była kampania przeciw komarom, którą
zapoczątkował William Gorgas, główny inspektor sanitarny w Hawanie. W jej wyniku
liczba zachorowań spadła z 1400 w roku 1900 do zera w 1902. Dzięki pracy komisji
stała się również możliwa budowa Kanału Panamskiego. Poznanie przyczyn żółtej
febry pozwoliło ochronić przed tą chorobą olbrzymią rzeszę robotników budujących
kanał w poprzek tropikalnego Przesmyku Panamskiego, mający połączyć oceany
Atlantycki ze Spokojnym. Wreszcie ostatnią zasługą komisji jest to, że raz na zawsze
obaliła wszystkie mity i zabobony związane z żółtą febrą i sposobem jej
przenoszenia.
Budowę Kanału Panamskiego rozpoczęto z inicjatywy Ferdinanda de Lesseps.
Urodził się on w 1805 roku w bogatej, zasłużonej dla państwa rodzinie. Jego
zainteresowania budową kanałów rozpoczęły się od pobytu w Egipcie w 1830 roku.
W budowę kanałów Sueskiego i Panamskiego zaangażował się nie z chęci
osiągnięcia zysków finansowych, lecz z powodu fanatycznego niemal pragnienia
rozsławienia imienia Francji i oddania przysługi ludzkości.
Aby zrealizować budowę Kanału Panamskiego, utworzono Compagnie Universelle
du Canal Interoceanique, która gromadziła fundusze na to największe dotychczas
przedsięwzięcie inżynieryjne i finansowe znane pod nazwą La Grande Enterprise.
19
Inżynierowie francuscy należeli w XIX wieku do czołówki światowej i podjęli się
zadania budowy kanału w przekonaniu, że jest to misja dziejowa Francji, która
rozsławi jej imię. Z początkiem 1881 roku około 200 inżynierów z Francji oraz innych
krajów Europy wraz z 800 robotnikami rozpoczęło wstępne pomiary i wiercenia
w przesmyku, a także budowę baraków, szpitali i dróg. Następnie przystąpiono
do wyrębu dżungli na trasie przyszłego kanału. Pracujący w Panamie robotnicy - nie
wiedząc nic o przyczynach i sposobach szerzenia się żółtej febry i cyklu życiowym
komarów - umieszczali filary baraków i nogi łóżek szpitalnych w naczyniach z wodą,
chcąc się ustrzec w ten sposób przed inwazją mrówek; również w ogrodach
ustawiano ogromne zbiorniki z wodą. Wszystko to sprzyjało wylęganiu się komarów.
Pod koniec 1881 roku rozpoczęto prace nad samym wykopem. Zatrudniano już
wtedy ponad 2000 osób. W 1882 roku zmarło około 400 z nich, a w następnym
zanotowano już 1300 zgonów na żółtą febrę i malarię. Potem co miesiąc umierało
około 200 robotników. Wiadomości o zarazie w Panamie nie podawano do publicznej
wiadomości, ponieważ były tak przerażające, że mogły zagrozić stabilności
finansowej Francji i utrudnić gromadzenie funduszy na budowę kanału uzyskiwanych
dzięki sprzedaży akcji. Wkrótce jednak wieści o śmierci zaczęły docierać do rodzin
we Francji i przenikać do prasy. Francuskie politechniki odradzały swym
absolwentom podejmowanie pracy w Panamie. Mimo to wielu z nich pragnęło
uczestniczyć w tej wielkiej przygodzie, tak jak "oficerowie spieszący na pole walki, a
nie jak tchórze, którzy uciekają przed trudnościami". Tymczasem budowa kanału
natrafiała na coraz to nowe trudności: do niebezpieczeństwa zarazy dołączyły się
trzęsienia ziemi i lawiny ziemne. Na przykład w 1885 roku z 17 nowych absolwentów
francuskich uczelni inżynieryjnych tylko jeden przeżył pierwszy miesiąc na budowie.
Aby zadać kłam pogłoskom o szalejącej epidemii żółtej febry, Jules Dingler,
kierownik budowy, sprowadził do Panamy całą swoją rodzinę. Miało to być
najlepszym dowodem zaufania Dinglera do warunków zdrowotnych w Panamie. Po
kilku miesiącach jednak jego jedyna córka zachorowała na żółtą febrę i w krótkim
czasie zmarła. Pani Dingler pisała do Lessepsa:
Mój nieszczęsny mąż jest w rozpaczy - aż przykro na niego patrzeć. W pierwszym
odruchu chciałam wyjechać jak najszybciej i jak najdalej z tej morderczej krainy
i wywiezć tych bliskich, którzy zostali przy życiu. Lecz mąż jest człowiekiem
obowiązku i usiłuje mnie przekonać, że nie może zawieść zaufania, jakie Pan w nim
pokłada. Jest to dla niego sprawą honoru. Nasza kochana córeczka była naszą
dumą i radością.
W miesiąc pózniej u jedynego pozostałego przy życiu dziecka Dinglerów, 21-letniego
syna, wystąpiły objawy żółtej febry. Po trzech dniach już nie żył. Dingler pisał
do Lessepsa:
Nie wiem, jak Panu dziękować za zrozumienie i wyrazy współczucia. Madame
Dingler, świadoma tego, że jest teraz jedyną bliską mi osobą na świecie, wykazuje
wielką odwagę, lecz jest głęboko wstrząśnięta [...]. Aby nie załamać się psychicznie,
rzuciliśmy się w wir pracy, poświęcając cały nasz czas budowie kanału. Mówię "my",
ponieważ Madame Dingler towarzyszy mi we wszystkich wyprawach w teren
i z wielkim zainteresowaniem śledzi postęp robót.
Wkrótce potem również narzeczony córki państwa Dinglerów padł ofiarą choroby, a
z nadejściem lata zmarło na nią 48 urzędników przedsiębiorstwa budowy. W Paryżu
okropne żniwo śmierci nie było już tajemnicą. Wszyscy pracujący przy budowie -
20
inżynierowie, lekarze, siostry zakonne i robotnicy - chorowali i padali jak muchy.
Przypadki żółtej febry były tak liczne, że w szpitalach brakowało łóżek. Często
umierający pacjent był świadkiem, jak do szpitalnej sali wnoszono przeznaczoną dla
niego trumnę. Niektórzy w ogóle nie trafiali do szpitala. Ich koniec był jeszcze
bardziej makabryczny:
Często siedząc pózno w nocy na werandzie, można było zobaczyć, jak kobieta
mieszkająca opodal w domu z niewypalanej cegły, wynajmująca pokoje dwom lub
trzem pracownikom zatrudnionym przy budowie kanału, wychodzi z domu i rozgląda
się ostrożnie. Potem wraca do domu i wychodzi jeszcze raz, ciągnąc coś za sobą
przez próg, przez wąski chodnik i porzuca to na zakurzonej ulicy. Kobieta wraca
do domu i już nic, poza falami przypływu, nie zakłóca ciszy nocnej [...]. Robi się nieco
jaśniej. Sęp siedzący na dachu katedry leniwie zlatuje i siada na kształcie leżącym
na ulicy. Zarysy stają się lepiej widoczne. Podchodzimy, płosząc ptaka, który wraca
na swój posterunek na wieży. W półmroku szybko rodzącego się tropikalnego dnia
stoimy nad kimś, kto jeszcze wczoraj był człowiekiem, a miesiąc temu pełen
optymizmu i nadziei wypływał z portu Le Havre. Dziś jest już tylko martwą ofiarą
żółtej febry.
Tak pisał reporter "Herald Tribune" S. W. Plume. Dalej dodawał: "Ciągle to samo -
grzebać, grzebać, grzebać, dwa, trzy lub cztery pociągi dziennie pełne zwłok.
Jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałem. Umierali wszyscy - biali, czarni, bez
różnicy". Nie prowadzono dokładnych statystyk zachorowalności, ale ostrożnie
szacując, można przyjąć, że około jednej trzeciej ogółu pracowników było chorych.
Tak więc w 1884 roku, w którym zatrudnienie wynosiło 19 000 ludzi, 7000 chorowało.
W grudniu 1888 roku nastąpił krach finansowy, spowodowany wieściami o zarazie
dziesiątkującej pracowników i rosnącymi kosztami przedsięwzięcia. Fatalny rozgłos,
towarzyszący budowie kanału, uniemożliwił gromadzenie dalszych funduszy
i przedsiębiorstwo odpowiedzialne za te działania upadło w lutym 1889. Po upływie
kilku lat ponownie podjęto inicjatywę połączenia obydwu oceanów. Tym razem
propozycja wyszła od rządu Stanów Zjednoczonych i prezydenta Teodora
Roosevelta. W tym czasie raport Komisji do Walki z Żółtą Febrą został już
opublikowany, a jego wnioski potwierdzone w terenie przez Williama Gorgasa,
któremu udało się opanować żółtą febrę i malarię dzięki zwalczeniu komarów
w Hawanie. Tym samym postęp wiedzy medycznej i skuteczna walka z żółtą febrą
zapewniły sukces ogromnemu przedsięwzięciu budowy kanału.
21
Rysunek satyryczny z początku XX
wieku wskazuje największy problem
stojący przed Teodorem Rooseveltem
i Stanami Zjednoczonymi w związku
z decyzją o kontynuacji budowy Kanału
Panamskiego.
Wprawdzie nie ulegało wątpliwości, że na kontynentach amerykańskich żółtą febrę
przenosi Aedes aegypti, szybko jednak stwierdzono, że w dżunglach funkcję tę
spełniają także inne gatunki komara. Dalsze badania wykazały, że małpy również
zapadają na tę chorobę. Oznaczało to, że wobec istnienia innego rezerwuaru wirusa
niż człowiek, choroby tej nie uda się łatwo pokonać i wyeliminować. Możliwość
szybkiego przemieszczania się ludzi drogą powietrzną stwarza sytuację, w której
niebezpieczeństwo zawleczenia żółtej febry do ośrodków miejskich jest ciągle realne,
zwłaszcza że Aedes aegypti wciąż zamieszkuje południowe pogranicza Stanów
Zjednoczonych oraz występuje obficie na terytorium Meksyku i w całym rejonie
Karaibów. Innymi słowy, walka z żółtą febrą jeszcze się nie skończyła.
Trzecia grupa łowców mikrobów zmagająca się z tą chorobą była związana
z Fundacją Rockefellera. Walka trwała przeszło 50 lat, a jej ukoronowaniem było
opracowanie szczepionki nazwanej 17D. Na czele tej grupy badaczy stanął Wilbur
Sawyer, a w jej skład wchodzili Wray Lloyd, Hugh Smith i Max Theiler. Ten ostatni,
22
wykorzystując odkrycie wirusa żółtej febry, osłabił go, a następnie opracował
skuteczną i bezpieczną szczepionkę, za co w 1951 roku otrzymał Nagrodę Nobla
w dziedzinie fizjologii i medycyny.
Badania nad żółtą febrą możemy podzielić na dwa okresy. W pierwszym Walter
Reed i jego koledzy wykazali, dzięki doświadczeniom na ochotnikach, że czynnikiem
etiologicznym jest przechodzący przez filtry bakteriologiczne wirus, przenoszony
przez wszechobecnego miejskiego komara. Następnie Gorgas udowodnił, że
niszcząc lęgowiska komara, można znacznie ograniczyć tak zwaną miejską żółtą
febrę.
Drugi okres badań zaczął się w 1928 roku, kiedy to - prawie trzydzieści lat po
pracach komisji w Hawanie - Adrian Stokes, Johannes Bauer i N. Paul Hudson
z Fundacji Rockefellera wykazali, że rezusy są wrażliwe na zakażenie wirusem.
Umożliwiło to zaprzestanie doświadczeń na ludziach i wykorzystanie zwierzęcego
modelu doświadczalnego. Wyizolowano typowe szczepy wirusa żółtej febry: szczep
Asibi i French Dakar. Mimo gromadzenia doświadczeń i wiedzy o chorobie, żółta
febra ciągle stanowiła śmiertelne niebezpieczeństwo nie tylko dla ludności, ale
również dla badaczy pracujących nad jej zwalczaniem. Jej ofiarami stali się Stokes,
Hideyo Noguchi i William Young.
Rozprzestrzenianie się żółtej febry: różne
cykle życiowe wirusa. [Za:] Fields'
Virology. Lippincott-Raven, Filadelfia 1996
(zmienione).
W miarę postępu badań uczeni zorie towali się, że wprawdzie miejską żółtą febrę
można skutecznie zwalczać przez wyniszczenie komara Aedes aegypti, ale całkowita
23
jej eliminacja nie jest możliwa, ponieważ w dżunglach jest ona przenoszona przez
inne gatunki komarów, dla których naturalnym gospodarzem są małpy. Wkroczenie
człowieka w to środowisko spowodowało wyniesienie wirusa poza dżunglę
i stworzyło możliwość wybuchu epidemii. Taka sytuacja utrzymuje się do dziś.
Max Theiler opracował inny doświadczalny model tej choroby - wykazał, że pewien
szczep myszy laboratoryjnych jest wrażliwy na domózgowy zastrzyk wirusa. Odkrycie
to uprościło i przyspieszyło badania laboratoryjne, w których uprzednio używano
małp. Następnie wykazano, że zastrzyk surowicy człowieka lub małpy odpornej
na zakażenie chroni myszy przed zachorowaniem. Theiler opracował metody
wykrywające obecność we krwi przeciwciał przeciwwirusowych, prześledził
epidemiologię żółtej febry, a w końcu przygotował podstawy metod pozwalających
na atenuację (osłabienie) wirusa, co było warunkiem przygotowania skutecznej
szczepionki.
Prace nad szczepionką rozpoczęto w 1927 roku, kiedy to na afrykańskim Złotym
Wybrzeżu wyizolowano z krwi pacjenta imieniem Asibi wirusa żółtej febry. Poznano
wówczas dokładniej cykl życiowy wirusa i stwierdzono, że naturalnym rezerwuarem
zarazka są małpy. Potem udało się go hodować w zarodkach. W pewnym momencie
pasażowany w zarodkach wirus uległ mutacji i stracił zdolność wywoływania
śmiertelnego zapalenia mózgu u małp, a potem także u myszy. Mimo to jednak
powodował on w ciągu pięciu dni wytworzenie się u małp przeciwciał, które chroniły
te zwierzęta przed zachorowaniem nawet po zakażeniu zjadliwym szczepem Asibi.
Potem zaszczepiono uzyskaną w ten sposób szczepionką personel laboratorium
pracującego nad żółtą febrą. Wprawdzie szczepienie wywoływało niewielkie objawy
uboczne, ale osoby szczepione wytworzyły przeciwciała, które skutecznie
neutralizowały wirusa, wywołując długotrwałą odporność. Na koniec rozpoczęto
hodowlę osłabionego wirusa - szczepu 17D. Szczepionką 17D zaszczepiono 59 000
osób, z których 95% wytworzyło odporność przeciwko żółtej febrze. Następnie
zaszczepiono miliony ludzi z doskonałymi wynikami. Ostatnio, stosując metody
biologii molekularnej, porównano budowę białek wirusów szczepu Asibi i 17D.
Stwierdzono, że różnią się one od siebie zaledwie 32 aminokwasami. Nie wiadomo,
czego dotyczyła mutacja wirusa powodująca jego atenuację - niewykluczone, że
zmienione aminokwasy wchodzą w skład jego białkowej otoczki.
24
Występowanie wektora żółtej febry
określające strefę potencjalnego
zagrożenia żółtą febrą (zaznaczone
na czarno). Dzięki uprzejmości Briana
Mahy'ego, Ośrodki Zwalczania Chorób
Zakaznych, Atlanta.
Max Theiler, który urodził się w styczniu 1899, a więc w rok po utworzeniu komisji
Waltera Reeda, uzyskał wykształcenie predestynujące go do pracy nad zwalczaniem
żółtej febry. Jako dziecko mieszkał w Pretorii, w Południowej Afryce, i pod wpływem
rodziny rozwinął swoje zainteresowania przyrodnicze. Studiował medycynę
na uniwersytetach w Bazylei i w Kapsztadzie, a dyplom lekarski uzyskał w St
Thomas' Hospital w Londynie. Następnie przeszedł krótkie przeszkolenie w zakresie
medycyny tropikalnej i higieny w Londyńskiej Szkole Medycyny Tropikalnej. Dzięki
studiom w tej uczelni rozwinął zainteresowania, które wpłynęły na jego dalszą
karierę. Podczas pobytu w Londynie poznał doktora O. Teague z Wydziału
Medycyny Uniwersytetu Harvarda, który namówił go, aby włączył się do harwardzkiej
grupy Andrew Sellardsa, pracującej na Harwardzie. W 1930 roku Wilbur Sawyer
nakłonił go do opuszczenia Harwardu i przyłączenia się do grupy Fundacji
Rockefellera w Nowym Jorku. Tam Theiler w 1937 roku otrzymał szczep 17D
i opracował szczepionkę przeciwko żółtej febrze, a w 1951 roku otrzymał Nagrodę
Nobla "za odkrycia dotyczące żółtej febry i sposobów jej zwalczania".
Mimo skuteczności szczepionki żółta febra ciągle stanowi zagrożenie w rejonach,
w których występuje Aedes aegypti. Pojawienie się choćby jednej zakażonej osoby
może zapoczątkować katastrofalną w skutkach epidemię. Całkowite wyeliminowanie
zarazy - jak udało się to w przypadku ospy i ma szansę powieść się w przypadku
odry i polio - jest niemożliwe ze względu na istnienie naturalnego rezerwuaru wirusa,
jakim są małpy, oraz fakt swobodnego przenoszenia się wirusa z małp na komary
i odwrotnie. Częste migracje ludności stwarzają niebezpieczeństwo
rozprzestrzenienia się zarazka poza obszar dżungli; a co za tym idzie, wybuchu
25
epidemii wśród ludzi. Po drugiej wojnie światowej takie sporadyczne epidemie
zaobserwowano w zachodniej Panamie. Jedna z nich przeszła przez Amerykę
Środkową, docierając aż do południowych granic Meksyku. Żółta febra wybuchła
również na Trynidadzie, w Etiopii, Senegalu, Nigerii, w rejonie Górnej Wolty, w Sierra
Leone, w Ghanie i innych krajach. W latach 1960-1962, w samej tylko Etiopii liczącej
1 milion mieszkańców, spowodowała chorobę u 100 000 i śmierć 30 000 osób. Mimo
masowych szczepień obejmujących 90% ludności, które powinny skutecznie
zapobiec wybuchom epidemii, żółta febra jest wciąż chorobą endemiczną w rów-
nikowych dżunglach dorzecza Amazonki. W rejonie tym wektorem wirusa jest komar
Haemagogus; Aedes aegypti w dalszym ciągu zamieszkuje południowo-środkowe
rejony Ameryki Aacińskiej, Meksyk, a także południowo-wschodnie i południowo-
zachodnie pogranicze Stanów Zjednoczonych. Dziś jednak, gdy znamy sposób
przenoszenia wirusa, przyczynę choroby i sposoby jej zapobiegania, żółta febra nie
budzi już takiego przerażenia jak 100 lat temu. Aby zrozumieć panikę, jaką
wzbudzała wśród naszych przodków, wystarczy przyjrzeć się nowej wirusowej
chorobie Ebola, która od czasu do czasu nawiedza kraje afrykańskie. W tej chwili
wirus Ebola jest wielką zagadką dla wirusologów i epidemiologów. Nie wiemy, jak się
przenosi, co jest jego naturalnym rezerwuarem, kiedy i dlaczego powoduje wybuch
epidemii ani jak się przed nim bronić.
Michael B. A. Oldstone
Przełożył Stanisław Dubiski
26


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Źółta kartka dla Litwy Nasz Dziennik, 2011 03 11
Zolta zupa grochowa z wieprzowym ryjem (stara receptura)
żółta ramka środek niebieskie kwiaty(1)
Oczy zaćma, suche oko, plamka żółta
zolta
Łazarczuk A & Uspienskij M Żółta łódź podwodna
spis treści Biało Żółta
róża żółta
ramka żółta środek granatowei z gwiazdkami
Instruments Reprocessing in Dental Practice żółta broszura
2010 Dodatek do śpiewnika z akordami Biało żółta

więcej podobnych podstron