gietka ile kosztuje pijak









Edyta Gietka - Ile kosztuje pijak?







Polityka - 2006-08-26
 
Edyta Gietka
Ile kosztuje pijak?

 
Około 2,5 mln osób
nadużywa u nas alkoholu, ponad 700 tys. wymaga leczenia, 150 tys.
pacjentów z chorobą alkoholową jest objętych systemem lecznictwa
psychiatrycznego. Specjalna ochrona obejmuje także zwykłych lumpów i pijaków-cwaniaków.
Ani biedne dziecko, ani bita żona, ani stary, ani chory - nie ma w Polsce tak
dobrze jak pijak.
 
Izba przyjęć w Sochaczewie. Była
pijacka rozróba na dyskotece w Teresinie. Dwóch przyjętych, jeden nie
przeżył - przecięta tętnica szyjna. Poszedł na narządy. Nie ma reguły,
czy to dzień, noc, poniedziałek, czy weekend. Z książki raportów
sochaczewskiego szpitala: 1 lipca - trzy przyjęcia "po pijaku"; jedna
trzustka, dwa urazy głowy. 8 lipca - na cztery przyjęcia trzech pijanych. 19
lipca - trzech upojonych na pięciu przyjętych. W szpitalu dobrze się
trzeźwieje. Od razu kroplówka z glukozą, szczepionka przeciwtężcowa,
zdjęcie czaszki, prysznic (razem jakieś 70 zł). Im bardziej bełkoce,
tym więcej mu się należy, bo w przypadku upitego do nieprzytomności nie
da się rozgraniczyć, czy to tylko bełkot, czy krwiak mózgu. Od razu na
tomografię (koszt 300 zł). Na trzeźwo czeka się na tomografię w Sochaczewie
półtora miesiąca. W 95 proc. przypadków nic im nie jest. Jeszcze przed
odprawą wychodzą do pobliskiego baru na piwo.
Dr. Krystianowi Szadkowskiemu zawsze wtedy coś się
gotuje w środku, ale pijany pacjent to pogromca dyplomów lekarskich. Nie
daj Boże, lekarz odeśle na ulicę, a on za rogiem narzyga, zachłyśnie
się i umrze. Od razu wchodzi prokurator, a dziennikarze piszą, co za
bezduszni ludzie.
Alkohol jest przyczyną ok. 30 tys. zgonów mężczyzn
rocznie i jednej czwartej wszystkich nagłych zgonów osób w wieku
15-29 lat. W 2002 r. 5,5 tys. osób umarło z powodu
odalkoholowych chorób wątroby, 1,3 tys. wskutek zatruć alkoholem, połowa
wszystkich urazów i wypadków była spowodowana piciem. Co najmniej 10
proc. pacjentów podstawowej i rodzinnej opieki zdrowotnej i 20 proc.
pacjentów ostrych dyżurów to osoby nadużywające alkoholu.
Nikt jeszcze w Polsce nie obliczył, ile podatnika
kosztuje alkoholik. Bo jak policzyć koszt leczenia, wypadków drogowych,
ubezpieczeń, angażowania wymiaru sprawiedliwości, służby zdrowia, opieki
społecznej, przedwczesną umieralność, poprawczaki, więzienia, domy dziecka,
spadek wydajności pracy? Zdaniem WHO społeczne i ekonomiczne koszty,
jakie z tego powodu ponosi budżet państwa, kształtują się na poziomie
2-3 proc. produktu krajowego brutto. Wynikałoby z tego, że w 2005 r.
w Polsce straciliśmy od 20 do 30 mld zł, jakieś tysiąc złotych
miesięcznie na każdego, co nadużywa. A pewnie i więcej.
Za to precyzyjnie liczy się zyski, bo mało która grupa
społeczna wspiera tak budżet jak pijacy. Wpływ z tytułu podatku
akcyzowego od sprzedaży alkoholu wynosi co roku ok. 7 mld zł. Polak pije
dużo, ponad 8 l czystego spirytusu rocznie.
Im biedniej, tym weselej
Warszawa, 1 sierpnia to noc z piątku na sobotę.
Kolska 2/4 - legendarny adres izby wytrzeźwień. O 19.00 straż miejska
wyjeżdża na patrol. 121.20. Osobnik leży na tyłach MarcPolu.
- Spałem, to mnie, k...wa, obudzili - tylko co
pan Kazik zasnął przy Balsamie Pomorskim, przyłożywszy głowę do reklamówki
z całym dobytkiem. A co, pan Kazik mózgotrzepów nie pije, bo
jeszcze go stać. Gdy pracował na budowie, pękło trochę flaszek i nie
wiedzieć czemu tak pechowo wybuchł piec, że panu Kaziowi amputowano dwie
nogi, których do życia wcale nie trzeba, bo teraz ma rentę. - Mam dwie ręce
i kręcę - pokazuje dłonie czarne jak ziemia. - Co, wyjmij!?
Proszę wyjąć - szuka po kieszeniach dowodu na dowód, że nie jest żaden
lump, tylko Kazimierz M. Jest zasada, że nawet zalanemu do nieprzytomności nie
można włożyć rąk do kieszeni, rzeczy musi wyjąć sam. Wolność osobista
- fundamentalne prawo człowieka. Na siłę nie można też zmusić pana Kazia
do dmuchania w alkomat. Wolność człowieka.
22.00. Wezwanie do osobnika leżącego na przystanku. Stan
osobnika kontaktowy. Nie wstanie o własnych siłach, ale wie, jak się
nazywa - Jan M., lat 44. Dziś rano wyszedł z reklamówką z izby
wytrzeźwień.
Jedna intensywna noc to przejechane 200 km. Rano się ich
wypuszcza, żeby znów wieczorem pozbierać. Przed przebraniem się w jednorazową
fizelinę wyciągają z kieszeni dobytek - zegarki, noże, pieniądze.
Wszystko pod stałym monitoringiem kamer. Co chwilę trzeba sprawdzać, czy
oddychają. Każde zapicie się na śmierć to prokurator. Dlatego wszyscy
lekarze są przeszkoleni w Akademii Medycznej z reanimacji. Robota w specyficznych
warunkach z powodu oporów natury estetycznej (godzina pracy kosztuje dwa
razy tyle co na zwykłym dyżurze - ok. 30 zł). W ubiegłym roku na
Kolskiej mieli tylko trzy zgony. Wyjątkowy wskaźnik.
Ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu
alkoholizmowi mówi wyraźnie, że upojenie nie może być jedynym powodem
doprowadzenia do izby wytrzeźwień. Według art. 40. ust. 1 może być do
niej doprowadzony ten, kto swoim zachowaniem daje powód do zgorszenia w miejscu
publicznym, zagraża swojemu życiu i zdrowiu lub życiu i zdrowiu
innych. Miejsce zamieszkania powinno być pierwszym kierunkiem doprowadzenia,
izba - ostatecznością. Ale patrol zagania większość. Zdarza się, że
zabierają dziadków spod własnej klatki schodowej, wpisując w protokole
doprowadzenia - brak kontaktu z rodziną. Albo: uprawia z mężczyzną
seks, czym zagraża swojemu życiu, opierał się o drzewo, czym zagrażał
swojemu zdrowiu, biegał rano, czym zagrażał... W warszawskiej Straży
Miejskiej jest tak ustawiony system premiowania, że wozi się na wyścigi - mówią
dyskretnie ci, którzy wiedzą, o co chodzi.
Na koszt państwa
80 proc. pacjentów izb to bezrobotni. Już nie
wiadomo, czy piją, bo nie mają pracy, czy nie mają pracy, bo piją. W 2005 r.
na Kolską przewieziono 42 tys. osób (180 w ciągu doby). 8 tys.
stanowili studenci, emeryci i pracujący, 34 tys. napisało w kwestionariuszu:
nie pracuję. Gdyby zamknąć izbę na Kolskiej, zajęliby większość stołecznych
szpitali.
Doba kosztuje tu 250 zł. Ponieważ ściągalność
wynosi ok. 27 proc., za resztę odsypiających na Kolskiej płacimy my - w skali
roku to kwota ok. 8,5 mln zł. W 2004 r. w 50 polskich
izbach wytrzeźwień pobito rekord - umieszczono w nich 248 tys. osób,
65 proc. to zatrzymani więcej niż dwa razy, 80 proc. - bez dochodów.
Gdy powstały izby wytrzeźwień - w 1956 r.
- trafiało do nich rocznie ok. 7,5 tys. osób, spadek zanotowano w latach
80., a po 1994 r. stały wzrost. - Teraz najwięcej piją ci, którzy
nie mają pieniędzy. To skutki procesów restrukturyzacyjnych. Zamknięto PGR,
zakłady pracy, dostali odprawy, kupili zestaw hi-fi, resztę przepili i połknęli
bakcyla - mówi Władysław Wójcik, lekarz i dyrektor izby przy
Kolskiej. - Tak skonstruowany system izb wytrzeźwień,
który przechowuje bezrobotnych i umarza sprawy w masowej skali, jest
dla państwa za drogi.
- Nie wiem, jakie jest
rozwiązanie. Jeśli się powie, żeby ich izolować, zapędzić do kopania rowów,
fundacje od praw człowieka będą krzyczeć o godności. Niedawno była tu
wycieczka z krajów nadbałtyckich. Byli zaskoczeni, że państwo wzięło
na siebie tak duży obowiązek, że przy tych pijakach skaczą lekarze,
opiekunowie. Tam nie ma lekarzy, często nawet łóżek. Zwykle są
przechowywani w specjalnych pomieszczeniach przy policji.
Podleczą, nawodnią, łaski nie robią
W powiatowych miastach, takich jak Sochaczew,
gdzie nie ma izb wytrzeźwień, 70 proc. upojonych do nieprzytomności upycha się
w szpitalnych izbach przyjęć. Jedna trzecia weekendowych wyjazdów trzech
karetek w Sochaczewie jest do nietrzeźwych. Koszt wyjazdu - 130-200 zł.
W tym czasie ktoś może mieć zawał.
Pani Ala, oddziałowa na chirurgii, w nocy co chwilę
wstaje, spojrzy w oko, czy pijakowi się nie poszerza źrenica, zmierzy ciśnienie,
tętno, założy pampersa, bo często robią pod siebie. Zawsze podchodzi ostrożnie.
Nie wiadomo, kiedy pijak nawyzywa, plunie albo kopnie. Czasem trzeba szybciutko
dać zastrzyk, żeby przestał bluzgać. Zwykle obok na salach leżą ludzie po
operacjach. Nieraz pani Ala jeszcze by dołożyła, zamiast pielęgnować: - Ale
przecież to jednak człowiek.
Piotr Szenk, ordynator oddziału chirurgii w Sochaczewie,
mówi: - Nie bardzo wiadomo, co z tymi ludźmi robić. Wielu nie ma
ubezpieczenia i ani NFZ, ani gmina nie są zainteresowane refundacją
takiego pacjenta. Wtedy koszty badań diagnostycznych, terapii, pracy lekarzy
szpital pokrywa z własnych środków. Pół biedy, jak to jest stłuczona
głowa - koszt leczenia 500 zł. Najgorzej, gdy trafiają stali
pacjenci z kolejnym rzutem ostrego zapalenia trzustki. To choroba na własne
życzenie, ciężka, trudna, wymagająca intensywnego nadzoru, drogich leków,
dużej diagnostyki. Pojedyncze przypadki potrafią kosztować 68 tys. zł.
- Trzymiesięczny budżet leków mojego oddziału - oblicza dr Szenk.
- Często przywożą nam wesołych pijanych rolników z palcami obciętymi
na cyrkularkach. Podstawowa rekonstrukcja to koszt 6 tys. zł. Nawet jeśli
są ubezpieczeni, to zwykle w KRUS albo na najniższych składkach
bezrobocia, co nigdy nie pokryje kosztów rzeczywistego leczenia. Wszystko idzie
z naszych pieniędzy.
Szpital wysyła faktury, ostrzega, straszy sądem, ale
pijacy śmieją się w nos. Choć to przestępstwa umyślne na własnym
zdrowiu, nie ma żadnej metody wyegzekwowania od nich pieniędzy.
Art. 33 pkt. 4 ustawy o zakładach opieki zdrowotnej
mówi, że za świadczenia udzielane osobie znajdującej się w stanie
nietrzeźwości publiczny zakład opieki zdrowotnej pobiera opłatę niezależnie
od uprawnień do bezpłatnych świadczeń, jeżeli jedyną i bezpośrednią
jego przyczyną było zdarzenie spowodowane stanem nietrzeźwości. Gdy pijak
trafia do szpitala, zwykle nie tylko ze stanem nietrzeźwości, ale także złamanym
udem, pod ten paragraf już nie podpada. Dr Szenk: -
Fundusz kwestionuje refundację i szpital znów pogrąża się w długach
przez zwykłego pijaka.
Grudzień. Mariusz B., 32 lata, 3 promile, jechał
samochodem w samych kalesonach. Trzask. Trafił do Sochaczewa z oderwanymi
jelitami, pękniętą wątrobą, złamaną klatką piersiową, zachłyśnięty
brudną wodą z rowu. Miesiąc leżał na OIOM. Kosztował ponad 200 tys.
zł, NFZ zrefundował jedną czwartą.
Prof. Krzysztof Bielecki, ordynator w szpitalu przy
Czerniakowskiej w Warszawie, czasem wstrzymuje rękę, żeby nie pobić.
Wysokoreferencyjny ośrodek musi przyjmować pijaczków, którzy spadają z ławek
w rejonie Dworca Centralnego i tłuką sobie głowy. Wystarczy
zadrapanie i wysokie ciśnienie. Jeden menel angażuje od razu trzech
specjalistów. - Najpierw musi go zbadać lekarz ogólny - wylicza
prof. Bielecki - potem chirurg, dalej neurolog. Kładzie
się taką świętą krowę na łóżko, rano wychodzi umyty, odkarmiony,
ubrany, bo te szmaty często palimy, żeby nie przynieść do szpitala zarazy, a on
jeszcze bluzga: Kto k... wa kazał wam mnie leczyć. A jak go nie zdążymy
wypisać przed głodem, jeszcze może zabić. Zdarzyło się, że wiązał mi
kabel na szyi. Doba pijaka kosztuje 1,5-2 tys.
Jeden pijak, trzy etaty
W sennych gminach schodzą się pod wiejski sklep
na gorzkie żale. Że system zły, pracy nie ma albo jest praca, ale siły
już nie ma. Czasem umówią się na zwożenie siana o świcie, żeby o ósmej
już leżeć w rowie. Jak w Skotnikach.
Wszyscy w popegeerowskiej wsi Skotniki piją
podobnie. Marian też. 34 lata, choć wygląda na 50. Pije od lat, najpierw z pensji
w Ursusie, potem z 317 zł zasiłku, teraz za to, co się
skombinuje. Niby pije szlachetnie, nie jak lumpy, bo tylko w weekendy i tylko
wino Wisienka, nie jakieś bełty. - W ostatnią sobotę poszło 12
butelek na trzech, to co mi mogło zaszkodzić? - w niedzielę rano
panu Marianowi zgłupiał żołądek. To jeszcze poprawił, aż z 2
promilami znalazł się na ostrym dyżurze. Leczenie krwawienia z żołądka
fundusz wycenił na 2 tys.
Niejeden, jak co roku, przysięga Bogu sierpniową
abstynencję. Ordynariusz tarnowski biskup Wiktor Skworc z okazji
rozpoczynającego się miesiąca trzeźwości napisał w pasterskim liście
do wiernych, że prowadzenie auta lub roweru pod wpływem alkoholu jest grzechem
i należy się z niego spowiadać. To profilaktyka po polsku - ślubowania
księdzu, ulotki, ostrzeżenia BHP w gablotach zakładów pracy. Bardziej
uspokajają nauczycieli, proboszczów i gminne komisje przeciwalkoholowe,
niż redukują spożycie.
Zgodnie z ustawą o wychowaniu w trzeźwości
wszystkie gminy w Polsce mają obowiązek prowadzić własną politykę
wobec alkoholu. Od 1997 r. mają na ten cel tzw. korkowe, czyli wpływy z wydanych
w gminie koncesji na handel alkoholem. W 2005 r. korkowego
nazbierało się 515 mln zł. Plan na 2006 r. to 496 mln.
Czysty zysk.
W ustawie jest zastrzeżenie, że pieniądze z korkowego
mogą być przekazywane tylko na realizację gminnych programów profilaktyki i rozwiązywania
problemów alkoholowych. Choć z tym jest coraz lepiej, dzieciom pijaków
finansuje się świetlice, kolonie i języki, wciąż z korkowego
gminy dokładają do remontu chodników albo, jak w Rybniku, systemu
monitoringu wizyjnego miasta.
Andrzej Nagiel, prezes Warszawskiego Stowarzyszenia
Abstynenckiego, pełnomocnik gminy Raszyn ds. uzależnień, mówi: - Bo
tym władze mogą się pochwalić, to widać, a profilaktyka nie jest
spektakularna.
Z korkowego wszyscy chcą coś uszczknąć -
gminne komisje, szpitale psychiatryczne, ośrodki opieki, poradnie, świetlice.
Za dużo podmiotów wyczuło, że tam są pieniądze. Często werbowanie samorządowych
komisji to sprawa polityczna, zasiadają w niej swoi - nie praktycy, którzy
znają problem.
Nagiel od trzech lat nie dostał od władz Warszawy złotówki.
Powód - ma pasję, ale nie wydaje kwitów. - Samorządy niechętnie
podchodzą do takiej działalności, bo łatwiej wydać pieniądze na poradę. Będą
etaty, pan dyrektor, księgowy. Jak pijak przyjdzie do poradni, zarejestruje się,
to znaczy, że problem jest pod kontrolą. Podleczy się, dostanie kwit na trzeźwość
i idzie po zasiłek, bo mu się należy - mówi Nagiel. Wielu
pijących bardzo biegle porusza się w tych korkowych kombinacjach.
Poumierali z powodu... zasiłku
Amerykanie ustalili, że wydając jednego dolara na
profilaktykę oszczędza się 7 dol. w innych dziedzinach lecznictwa. U nas
leczy się skutki.
Największy wzrost pijących zanotowano ostatnimi laty w rodzinach
z dochodem 300 zł na osobę. Picie zajmuje czwarte miejsce pod względem
barier uniemożliwiających wydostanie się z biedy. Tak tworzy się zaklęty
krąg szturmujących okienka w opiece społecznej.
Ul. Kazimierzowska w Warszawie. Siwiutka pani Halinka
codziennie z braku zajęcia siedzi w oknie. - O, znów schodzą,
wyspani, już po pierwszej rundzie. Czekają. To dzień wypłat zasiłków
stałych. Nie trzeba trzeźwieć i lecieć do okienka. Przynosi listonosz.
Zaraz jak odchodzi listonosz, przychodzi tzw. przedsiębiorstwo rozrywkowe,
czyli handlarz z meliny odebrać swoje. Sam dowozi spirytus za 5 zł
tym, którzy są wypłacalni. Odbierze i znów mają otwarte konto. Meta
jest pod latarnią, vis-a-vis urzędu na Mokotowie.
Syn pani Halinki, kiedyś glazurnik najlepszy w okolicy,
tak pił za zasiłek stały, aż umarł. Co jakiś czas zabierali Zbyszka do
szpitala podleczyć, dostawał kwit na marskość wątroby i znów zasiłek.
- Wydzwaniałam do opieki i pytałam: Po co mu pieniądze dajecie?
Potem tak się wycwanił, że kazał listonoszowi zostawiać pieniądze u sąsiadki.
Już był na wykończeniu, gdy konkubina zanosiła mu nalewki do szpitala w słoikach.
Już nie zdążył przepić zasiłku celowego na leki. Miał 51 lat. Może to
metoda opieki, żeby poschodzili z tego świata?
Można powiedzieć, że za gminne pieniądze wykrusza się
towarzystwo ze skwerku przy ul. Kazimierzowskiej. 420 zł zasiłku stałego
wykończyło też pana Zenka, Kwaska, który dostał aż zaników pamięci, bo
też miał za co pić - samochód go potrącił po kilku nalewkach. Sławek
(zasiłek z powodu epilepsji alkoholowej) padł rok temu w drodze na
metę, Felek z trzeciego piętra wyskoczył po pijanemu. - Tak państwo
leczy - patrzy przez okno pani Halinka. - Jak chce coś ze swoim życiem
zrobić, niech państwo pomaga, ale tak rozpijać w majestacie prawa?
W każdej dzielnicy jest taki skwerek, gdzie wszystko
przychodzi łatwo - miłość, seks, pieniądze na picie. Łatwo przychodzą
też rak przełyku, marskość wątroby, epilepsja. Komisja orzekająca o stopniu
niepełnosprawności musi dać na to przynajmniej dwójkę (II stopień
inwalidztwa), a od dwójki jest zasiłek stały przynajmniej na dwa lata.
Organy zjedzone są? Są. Nieważne, że całe życie pili i nie zamierzają
przestać.
To nawet nie wina opieki, prawo otwiera takie furtki.
Opieka robi wywiad środowiskowy, zbiera dokumenty w teczkę i jest w porządku.
Przepisy nakładają na pracownika socjalnego obowiązek
monitorowania podopiecznych, czy się leczą, czy chodzą na kursy aktywizacji,
jaką mają opinię u dzielnicowych. W praktyce nikt tego nie robi.
Zresztą na monitorowanie podopieczni też mają patenty, np. samochodowe
lusterka montowane do barierki na balkonie, żeby było widać, kto dzwoni
domofonem.
W 1998 r. w ustawie o wychowaniu w trzeźwości
zastąpiono wyraz "alkohol" "problemami alkoholowymi". W międzynarodowej
klasyfikacji alkoholizm to choroba psycho-bio-społeczna. A skoro to
choroba społeczna, państwo ma wziąć za nią odpowiedzialność. Słusznie.
Tylko że do tego worka wrzuca się i tych, którzy chcą się leczyć, i cwanych
pijaczków, którzy biorą na picie.
Pijacy z warszawskich dzielnic znów budzą się w obiad.
Akurat jest co przekąsić na kaca. W jadłodajni PKPS na ul. Kwiatowej
stoją z talonami po darmowy obiad. W niedzielę suchy prowiant -
udka z kurczaka, ser topiony, mleko, puszki, jajko z niespodzianką.
- Ponieważ i wątroba chora, i nereczki, i śledziona,
dostaje taki z OPS talon na dożywianie - Beata Mirska, prezes
Stowarzyszenia Damy Radę, nieraz widzi pijaczków w kolejce. - Graniczy
z cudem, żeby moje podopieczne, matki z dziećmi, dostały talon na
żywność. Matka jest zdrowa, a pijak chory i mu się należy.
Jedno okienko na talonie ma wartość 7 zł. Koszt
30-dniowego dożywiania pijaka to 210 zł. Wielu nie siada przy stołach z ceratą.
Od razu sprzedają kartki za 50 zł albo biorą suchy prowiant i lecą
na bazar.
- Mało który dorobił się renty w trakcie
pracy, to ludzie, którzy od młodości pili - Beata Mirska często
uczestniczy w komisjach sejmowych. - Pytałam, jak to jest, że
zabraliście dzieciom z funduszu alimentacyjnego, bo dużo kosztował
podatników, a dajecie pijakom, którzy wcale nie chcą się leczyć?
Odpowiadali: Bo to choroba społeczna i trzeba im pomóc, pierwszą jest
gruźlica, drugą alkoholizm. Od września zasiłek stały, który oprócz tych,
co im się należy, pobierają zwykli pijacy, wzrasta o 26 zł,
rodzinny o 5 zł. Państwo ich nazywa: wykluczeni społecznie. Państwo
samo ich wyklucza.
Ewie G., byłej żonie pijaka i dłużnika
alimentacyjnego, kuratorka powiedziała na ucho: - Pani zacznie pić, to pani
dzieci zabezpieczy.
Dobrowolny przymus
Zosia K. wyrzuciła z 17-metrowej klitki dwa łóżka.
Bo gdzie pan Krzychu K. zasnął, tam gasł papieros. Dzieci śpią na rozkładanych
na noc materacach. Resztę pan Krzychu sprzedał. Najgorsze były te ranki, jak
mózg pana Krzycha zaczynał fiksować. Pierwsza dostawała Zosia, potem Kamila
i Michał. Często pan Krzychu był na odtruciu. Odespał, podkarmili go,
dali kroplówki, leki uspokajające, a jak poczuł się lepiej, wysyłali
do domu i kazali czekać dwa tygodnie, bo na razie nie ma miejsca. No to pił
i tłumaczył, że czeka, aż zapomniał na co. Potem znów mózg zaczynał
fiksować, znów pierwsza dostawała Zosia.
Często pan Krzychu był też na odwyku. Poleżał,
podkarmili, napisał pożegnalny list do alkoholu: "Ja się z tobą
rozstaję, wyrządziłeś mi dużo szkód", w tym czasie pani Zosia
przestawała ględzić, nawet mówiła do męża Krzyś, po 8 tygodniach
wychodził, dostawał kwit i miał wykazać, że na co dzień w życiu
rodzinnym jest człowiekiem.
Z kwitem pan Krzychu pierwsze kroki kierował do
opieki, że się leczy i nie ma za co żyć. Pił, spał pod drzwiami, co
drugi dzień zbierała go policja, a co miesiąc czekał na pieniądze. Mówił
do pani Zosi: - Muszę iść do opieki, bo jakoś mi nie przesyłają MOICH
pieniędzy. Państwo jest od tego, żeby mi dawać, jak dupa od srania. Potem
tak pił, że złamał rękę. Potem pił, aż zapomniał, że ma gips.
Niedowład ręki - napisali w uzasadnieniu zasiłku okresowego.
Zofia z dziećmi, żeby się utrzymać, asystują w filmach
i klaszczą w teleturniejach. Renty nie dostała, bo siniaki to nie
choroba. Zresztą nie stać Zośki na obdukcje (185 zł). Od niedawna tylko
w nielicznych przychodniach można załatwić ją bezpłatnie. Ustawa z 1982 r.
o wychowaniu w trzeźwości mówi o zobowiązaniu do leczenia.
Nie wystarczy być alkoholikiem, żeby zostać zobowiązanym. Trzeba zrobić
burdę, zgwałcić, pobić dzieci.
Na wniosek komisji ds. rozwiązywania problemów
alkoholowych sąd ustala tzw. zobowiązanie do leczenia. Aby ustalić, czy osoba
jest uzależniona, czy nie, powołuje się biegłych (badanie i ich obecność
na rozprawie kosztuje ok. 200 zł). Potem policja musi dowieźć uzależnionego
do ośrodka. Zobowiązanie to nie przymus. Gdy nie wyraża zgody na leczenie,
policja odwozi go do domu. Na tym polega zobowiązanie (nie przymus). Sąd zrobił
swoje, procedura się odbyła, a jak znów zrobi burdę albo zgwałci żonę,
administracyjne koło zaczyna się od nowa, znów otwiera je gminna komisja do
spraw rozwiązywania problemów alkoholowych, znów zbiera się sąd, biegli...
Barbara Kehl, psycholog od uzależnień i biegła sądowa,
która często uczestniczy w sprawach rodzinnych, mówi: - Dopóki
komisja, sąd, biegli będą się zajmować tylko alkoholikiem, a nie również
rodziną, chronieniem dzieci przed skutkami zachowań aspołecznych osoby uzależnionej,
możemy mówić o pewnym stereotypie administracyjnego koła. Niewielki
procent osób zobowiązanych do leczenia podejmuje terapię. Jeśli uaktywni się
środowisko osoby uzależnionej, to skuteczność będzie większa. Wówczas
uruchomione zostaną procedury, w ramach już istniejących struktur,
ochrony nieletnich dzieci, ponoszenia odpowiedzialności za przemoc czy inne
przestępstwa, zaniedbanie, zaniechanie. Motywowanie środowiska alkoholika do
korzystania z własnych praw i egzekwowania obowiązków wobec
nieletnich dzieci jest istotnym uzupełnieniem działań związanych z tzw.
rozwiązywaniem problemów alkoholowych.
Parę razy pan Krzych poszedł położyć się na
odwyku, tzn. wtedy, gdy narozrabiał i miał wyrok za znęcanie, i w sądzie
postawili warunek - albo pan Krzych się leczy i wyrok zawieszamy, albo
idzie siedzieć. Od 3 maja pan Krzychu siedzi za znęcanie się i bicie.
- Wykarmią go i nadrobi abstynencję - Zosia nie ma złudzeń.
80 proc. sprawców wszystkich domowych interwencji policji
to osoby pod wpływem alkoholu. 2 mln polskich dzieci jest ofiarami
przemocy alkoholików. Znerwicowane, mają małe szanse wskoczyć wyżej w hierarchii
niż pijany ojciec - tylko 300 tys. otrzymuje pomoc w ośrodkach
socjoterapeutycznych, 10 razy więcej nie otrzymuje żadnej.
Michał, syn pana Krzycha, ma 12 lat. Nie ma kolegów w szkole
i często wpada w histerię. Michał nigdy nie ogląda zdjęć z Pierwszej
Komunii. Gdy wracał od świętej spowiedzi, tata powiedział mu: Ty sk...synu,
tak ci urządzę komunię, że popamiętasz do końca życia. Na komunii zachował
twarz. Rozpłakał się w tramwaju. Mama przytuliła Michała: Synku, chłopaki
nie płaczą.
Rygor zamiast miłosierdzia
15 lat temu, uwalniając się z rygoryzmów
poprzedniego systemu, daliśmy wolność także pijakom. Państwo ustawiło się
do nich niczym miłosierna matka. Owszem, nawet ludziom na zupełnym dnie należy
się strawa i dach nad głową, pomoc medyczna.
- Ale stosunek do nich jest zbyt pokorny - mówi
Ewa Woydyłło, terapeutka uzależnień. - Dziś najmodniejsze polskie słowo
to tolerancja - również wobec zachowań nieakceptowanych. A należy
wprowadzić absolutny rygor. Skoro picie jest legalne, natychmiast (w 24
godziny, nie za sześć lat) stawiać pijaków pod sąd za konsekwencje, tak jak
w USA, gdzie funkcjonują tzw. drug cost - miejsca odosobnienia. Idzie
tam człowiek nie za to, że się napił, ale że na przykład sikał pod
drzewem. Ewa Woydyłło twierdzi, że przesadzamy z miłosierdziem.
Dwadzieścia kilka lat zajmujemy się pomocą, terapiami,
zasiłkami, a mało zrobiliśmy, żeby powstrzymać picie, a powstrzymać
je może, jeżeli coś w ogóle, to przymus i ograniczenia i (jak z palaczami)
szykany. I robić to wcześnie, zanim picie, wobec którego mamy niezmierną
tolerancję, przerodzi się w chorobę. Trzeba przejrzeć nasz system prawny i
dostosować go do obecnej wiedzy na temat uzależnień i sposobów przeciwdziałania.
- Nie mam gdzie zaparkować auta na parkingu, bo jest zajęty autami przez
tych, którzy właśnie przyjechali na kolejną darmową terapię. Leczenie
odwykowe jest bezpłatne, nieważne, czy pierwsze, czy czwarte. A skoro
darmowe, to mało skuteczne - mówił Woydyłło.
W pierwszej kolejności, zdaniem terapeutki, trzeba
uzdrowić miejsca pracy. - U nas pijaka w pracy traktuje się
albo miłosiernie, albo od razu wyrzuca. A walka z problemem
polega choćby na postawieniu alkomatów na bramie. Należy wprowadzić krótką
smycz - od razu kierować na leczenie pod groźbą utraty pracy, czyli straszyć
Polaka utratą tych wartości, które się liczą. A dziś podstawową
wartością jest praca.
Nadmiar miłosierdzia powinno też wyeliminować się z policji.
W Kalifornii trzecie zatrzymanie za wykroczenie drogowe popełnione w stanie
nietrzeźwym kończy się automatycznym skierowaniem kierowcy na leczenie. - Ogłosić:
przez rok wszystkim złapanym po pijanemu konfiskujemy samochody - mówi
Ewa Woydyłło. - Po roku sprawdzić, czy się wystraszyli. Jak się
wystraszyli - przepis działa dobrze. Alkohol atakuje cały organizm, płaty
czołowe też. Trzeba działać strachem, nie dlatego, że pijacy są złymi
ludźmi, ale nie mają szlabanów. To trochę metody jak z tresurą psa -
raz zbite zwierzę nie weźmie jedzenia ze stołu. Brutalne porównanie. Ale
wymowne.








Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ile kosztują chomikowe punkty
Naprawa skrzyni biegów Na czym polega, ile kosztuje i jak jej uniknąc
Cennik usług hydraulicznych Cennik usług sprawdź ile kosztuje dana usługa!
Ile kosztuje ogrzewanie pompą ciepła
Ceny usług wulkanizacyjnych Cennik usług sprawdź ile kosztuje dana usługa!
Ile kosztuje nas inflacja Cizkowicz Rzonca
Ile kosztuje wycięcie drzewa Aktualne opłaty 2015
Ile kosztują nas rządy PO
Cennik usług dekarskich Cennik usług sprawdź ile kosztuje dana usługa!
ile kosztuje zywnosc eioba
Cennik usług elektrycznych Cennik usług sprawdź ile kosztuje dana usługa!
Cennik usług samochodowych Cennik usług sprawdź ile kosztuje dana usługa!
Cennik usług malarskich Cennik usług sprawdź ile kosztuje dana usługa!
Cennik usług instalacyjnych Cennik usług sprawdź ile kosztuje dana usługa!
gietka wyznania paparata

więcej podobnych podstron