Inglot Planeta syren


Jacek Inglot

Planeta syren

Odeusowi jak zwykle śniły się kobiety. A dokładniej rozległa połać
piachu, pełna krągłych, opalonych, zroszonych potem ciał, leżcych obok
siebie i przewracających się leniwie jak polegujące na plaży foki.
Piersi, pośladki i uda falowały w tysięczym, har- minijnym rytmie -
Odeusowi wydawało się, że stoi nad brzegiem morza wypełnionionego
pieniącą się, erotyczną cielesnością. Pod stopami czuł wibrującą
trampolinę, wystarczyło tylko odbić się sprężyście i runąć głową w dół,
wprost ku kłębiącym się w dole ciałom i szybować ku spełnieniu, słysząc
jedynie przenikliwy, rozdzierają uszy gwizd...
Kapitan Odeus zerwał się gwałtownie, wybity nieznośnym hała- sem z
jednego z najprzyjemniejszych snów. Przenikliwy gwizd oka- zał się
buczkiem pokładowego interkomu, sygnalizującym alarm III stopnia.
Natychmiast połączył się ze sterownią.
- Zgłasza się porucznik Kunert...
- Co się dzieje, poruczniku?
- Przed chwilą wyszliśmy z podprzestrzeni. Nawalił grawimet- ryczny
stabilizator, komputer wykrył awarię z dużym opóźnieniem, dlatego statek
dość znacznie zboczył z kursu. Nie wiadomo, gdzie jesteśmy.
Widoczna na ekranie twarzyczka Kunerta sprawiała wrażenie
rzeczywiście zatroskanej. Odeus wetchnął ciężko i spuścił nogi na podłogę.
- Zaraz przychodzę.
Na miejscu zastał już Nesthoora. Stary nawigator kłócił się z
komputerem o aktualne współrzędne - wyraźnie im nie szło. Ku- nert
oglądał na głównym ekranie ciemną stronę jakiejś planety.
- Tu jest życie - stwierdził, wskazując na grupę rozproszo- nych
świateł. - Wygląda to na niezbyt liczną kolonię.
- Bzdury - wtrącił się Nesthoor, który wreszcie pogodził się z
komputerem. - Tutaj nic nie ma, jesteśmy w gromadzie Perseu- sza, będą
zasiedlać ten rejon za jakieś dwieście lat. No, Ku- nert, możecie być z
siebie dumni: to na pewno ONI!
Porucznik spojrzał na nawigatora obojętnie, niezdarnie uda- jąc, że
nie wie, o co chodzi.
- Jacy ONI?
- Ot, bestia, Greka mi tu udaje, no przecież ci twoi Bracia w
Rozumie - Nesthoor zarechotał pod nosem, ciągle pamiętając, jak kiedyś
od pijanego w sztok Kunerta wydobył pewną tajemnicę - porucznik wierzył
w Obcych. Według nawigatora, starego kos- micznego wyjadacza, było to
równie naiwne co wiara w świętego Mikołaja.
- Raczej Siostry - zauważył Odeus, siedzący przy pulpicie łączności.
- Sami popatrzcie.
Ekran ukazywał wycinek plaży, zatłoczony setkami nagich ko- biecych
ciał. Leżały jedna obok drugiej, przeciągając się leni- wie jak kotki,
blodnynki i brunetki, smukłe i puszyste. Kamera wykadrowała jedną z
nich, blondynkę o złocistej skórze, wachlu- jącą się kwiatem o
dziwaczyn, storczykopodobnym kształcie. Uś- miechała się przy tym tak
zmysłowo, że oglądającym to mężczyznom drgnęło coś głęboko w trzewiach.
- Witamy na Wenus - powiedziała. - Najmodniejszym i najbar- dziej
ekskluzywnym kurorcie wszechściata, prawdziwym raju męż- czyzn. Spełnimy
wszystkie twoje pragnienia, najbardziej wyrafi- nowane zachcianki...
Naprawdę wszystkie.
Potem następował kilkudziesięcio sekundowy montaż najdzi- kszych
pornosów, jakie zdarzyło im się widzieć. Rzeczywiście, na Wenus
spełniano dokładnie w s z y s t k i e zachcianki.
- Czekamy - dodała zachęcająco blondynka. Przez jej twarz
przepłynęły dane częstotliwości sygnału naprowadzającego i tran- smisja
się skończyła.
Kunert i Nesthoor gapili się bezmyślnie w pusty monitor. Odeus gryzł
w zamyśleniu wargę. Pierwszy oprzytomniał nawigator.
- Do licha! - wrzasnął. - Toż to musi być Wenus II!
Odeus i Kunert popatrzyli na niego zdezorientowani.
- Nie ma takiej planety - powiedział kapitan.
- I tu się pan myli - Nestthoor rozsiadł się wygodnie, zado- wolony,
że będzie mógł opowiedzieć jedną z tych historyjek, z których słynął
między Alderaanem a Syriuszem. - Pamiętam, że siedziałem wtedy w
kosmoporcie na Woth, czekając na zakończenie załadunku. Nic się
specjalnego nie działo, z nudów oglądałem ja- kąś satelitaną transmisję,
kiedy nagle powietrze rozpruł zgrzyt- liwy grzmot, bardzo
charakterystyczny dla statku lądującego bez pomocy gravipassu. Pognałem
wraz ze wszystkimi do ekranów wido- kowych. Nad płytą lądowiska stał w
słupie ognia patrolowiec Flo- ty, wychylony od pionu tak, że byłby się
niechybnie roztrzaskał, gdyby nie operator pola bezpieczeństwa, który w
ostatniej chwili zdołał ustabilizować statek.
Gdy rakieta na dobre wylądowała, z otwartego luku wypadł nagi
mężczyzna, coś bełkocząc i wymachując rękami. Dopadła go Zigi, diabelnie
łada lekarka, w krórej kochał się cały kosmod- rom. Facet na widok
dziewczyny wrzasnął jak obdzierany ze skóry i rzucił się z powrotem do
rakiety. Nie chciał stamtąd wyjść, dopóki nie obezwładnili do
pielęgniarze. Statek wewnątrz przed- stawiał koszmarny widok, był
kompletnie zdemolowany, pilot tuż po wylądowaniu zniszczył główny
komputer i wszystkie bazy da- nych...
- Czekaj - przerwał Odeus. - Coś mi się chyba przypomina. Czy nie
chodzi tu o sprawę komandora Jasona z Patrolu?
- Dokładnie - potwierdził nawigator. - Po dwóch pozostałych
członkach załogi zaginął wszelki ślad...
- Zaraz, to właśnie temu facetowi uroiło się, że wylądował na
planecie Amazonek?
- Daj mi skończyć - Nesthoor zgromił kapitana wzrokiem, bo- jąc się,
że straci przez niego puentę. - Jason niczego dorzecz- nego nie był w
stanie powiedzieć, wszystkie klepki miał dokład- nie przemieszane. Cały
czas wrzeszczał o obrzydliwych babszty- lach, które chciały go na śmierć
zamęczyć, na widok kobiet sza- lał ze strachu. Wiecie, jak wyglądają
chłopcy z Patrolu: zwarte bryły stalowych mięśni, nerwy jak postronki.
Komandor Jason był niczym więcej jak kupą roztrzęsionej galarety.
Wreszcie jeden z psychologów wpadł na pomysł, aby wprowadzić go wstan
hipnozy. Komandor opowiedział wtedy ciekawą historię: w trakcie skoku
nadprzestrzennego nawalił stablizator i patrolowiec wypadł w normalną
przestrzeń gdzieś na obrzeżu gromady Perseusza...
- O, to zupełnie jak my - zauważył Kunert.
- Patrzcie, jaki spostrzegawczy - zakpił nawigator. - Potem złapali
emisję wideo...
- Przestawiającą stado laleczek chętnych do wszystkiego - uzupełnił
Odeus.
- Mniej więcej. Oczywiście natychmiat ustalili źródło nada- wania i
wylądowali na planecie... Jej mieszkanki nazywał ją "Wenus II".
Chłopakom wydawało się początkowo, że trafili do ra- ju. Okolica piękna,
panienki chętne i bez przesądów... Widzę po waszych rozmarzonych minach,
że też chcielibyście spróbować. Serdecznie odradzam.
- Pies ogrodnika - mruknął pod nosem Odeus. - Sam nie chce, innemu
nie da.
Nesthoor nie dał po sobie poznać, że cokolwiek usłyszał i spokojnie
perorował dalej.
- Po paru godzinach, kiedy chłopaki opadli trochę z sił i nieco
stracili zainteresowanie dla uroczych gospodyń, te zarea- gowały na to
żądaniem dalszych, jakby to powiedzieć, "usług". Jason z kolegami
odmówili, no bo przecież, panowie, ileż można. Kobiety początkowo
udawały, że się z tym pogodziły, a potem znienacka ich obezwładniły,
skrępowały i napompowawszy afrodyz- jakami kontuowały zabawę. Panowie,
nie przeczę, że przyjemnie jest mieć jedną kobietę, trzy, pięć nawet,
ale co powiedzieć o trzydziestu, czterdziestu i więcej? Przyjemność
stosowana w nad- miarze bywa wyrafinowaną torturą. Chłopcy zostali
zredukowani do roli worków mięśniowych tryskających w regularnych
odstępach czasu spermą. Jak się łatwo domyślić, panienkom nie chodziło
by- najmniej o mężczyzn, a raczej o d a w c ó w...
Dwaj towarzysze Jasona wytrzymali trzy dni, on sam żył jesz- cze,
ale wiedział, że zostało mu tylko kilka godzin. Wykorzystał chwilę
nieuwagi strażniczek w czasie jednej z nielicznych przerw, zwiał i
jakimś cudem przebił się do statku. Ostatkiem przytomności zdołał
wystartować i wejść w podprzestrzeń. Resztę znacie.
Milczeli, trawiąc powoli opowieść nawigatora.
- Ale skąd kobiety na Wenus II? I dlaczego takie groźne? - zapytał w
końcu Kunert.
- Tego się Jason nie dowiedział. Sprawa jest niejasna, sami wiecie,
ile w początkowym okresie kolonizacji ginęło statków, prawdopodobnie
któryś, z ładunkiem kobiet, przypętał się aż tu- taj. Swego czasu były
głośne ruchy femistek-tygrysek, szukają- cych jakiegoś gwiezdnego
bezmęskiego Edenu...
Dwa dni później nawigator zastał w sterówce porucznika Ku- nerta
hipnotycznie wpatrzonego w ekran. Chwilę oglądali razem.
- Długo one już tak? - zapytał Nesthoor.
Kunert nieprzytonie spojrzał na zegar.
- Dwie godziny.
- No cóż, poruczniku... miłość lesbijska to naprawdę piękna sprawa.
- Ehem, doprawdy... - Kunert zdawał się przebywać z zupełnie innej
rzeczywistości. Nawigator pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Czy wiesz, poruczniku, dlaczego w kosmos nie latają kobie- ty?
- Nie wiem..., to znaczy wiem, chodzi o słabszą odporność ma stresy
długiej podróży.
- Bynajmniej, to czynnik drugorzędny, naszym szefom chodziło o coś
innego?
- O co? - spojrzenie Kunerta było czyste i niewinne, niczym
zarażonego entuzjazmem pionierów eksploracji kadeta pierwszego roku.
- Właśnie o to - Nesthoor wskazał na ekran. - Zamiast myśleć o
interesach firmy jedna część załog kombinowałaby, jak tu by się przespać
z drugą. A za to nasi szefowie nie chcą płacić.
Do sterówki wpadł jak bomba Odeus - nie wyglądał dobrze, spocony jak
mysz, o rozbieganych oczach.
- Pieprzyć kobietony! - ryknął. - Bardziej durnym zajęciem od seksu
z komputerem jest lizanie lodów przez opakowanie. Precz z
machanomasturbacją, chcę kobietyyyy... - zawył przeciągle. - Prawdziwej,
a nie wirtualnej!
Po czym, trochę uspokojony, dodał:
- Trzeba wylądować i dać babom do wiwatu.
- Raczej to one nam - mruknął nawigator i dodał głośniej. - Chyba
upadłeś na głowę! Już nie pamiętasz, co zrobiły z Jasonem?
Odeus uśmiechnął się chytrze.
- A jakże, pamiętam. Gdzie są zdjęcia strefy umiarkowanej półkuli
południowej?
Z podanego pliku wyciągnął jedno i pokazał Nesthoorowi.
- Popatrz, te trzy światełka tutaj. To musi być mała osada, parę
domków, ale sądzę, że można już tam znaleźć coś odpowied- niego.
Wyląduję w nocy, potraktuję wszystko co się rusza pa- ralizatorem, w
ciągu dwóch, trzech godzin załatwię co trzeba i wrócę.
- Złapią cię - obwieścił ponuro Nesthoor. - Zrobią to samo co z
Jasonem.
- Pomyślałem o dodatkowym zabezpieczeniu - zachichotał dia- belsko
kapitan. - Coś, co uniemożliwi przekształceniu mnie w zmechanizowanego
dawcę. Wydaje mi się, że można tak przeprogra- mować mikroiniektor
automedu, aby w momencie, gdy poziom testos- teronu będzie zbyt wysoki,
wtrzyknął mi do krwi enzym blokujący wydzielanie hormonu. Wszyjecie mi
to pod skórę. To taka impoten- cja na życzenie, zapobiegająca
przegrzaniu instalacji.
- Rzeczywiście sprytne - nawigator pokręcił z uznaniem gło- wą. - Z
tym, że panienki mogą się wówczas nieco zdenerwować i na przykład
poobcinać panu to i owo, zwłaszcza jeśli wyda im się bezużeczne.
Odeus wzruszył ramionali.
- Do diabła, kto nie ryzykuje, ten nie posuwa, jak powiadał
Casanova. Gdybym się nie zjawił w ciągu doby, odlecicie stąd sa- mi.
Kapitan Odeus wrócił znacznie wcześniej niż oczekiwano. Wy- siadając
z lądownika nie miał miny pogromcy Amazonek. Natarczywe pytania Kunerta
zbywał półgębkiem, zaś na Nesthoora patrzył z nieukrywanym obrzydzeniem.
Tuż przez odlotem zabrał się do kaso- wania wszystkich śladów pobytu na
Wenus II, łamiąc przy tym po- łowę punktów świętego i nietykalnego
Regulaminu Służby.
- Rozumiesz coś z tego? - zapytał Kunert nawigatora.
- Taak - westchnął smutno Nesthoor. - Czy słyszałeś kiedyś opowieść
o Odyseuszu i syrenach? Był to, jak głoszą mity, jedyny żeglarz, który
słyszał ich cudowny, wabiący śpiew i pozostał przy życiu. Wiesz, jak mu
się to udało?
- Odyseusz zalepił załodze uszy woskiem, a siebie kazał przywiązać
do słupa.
- Doskonale! Istnieje jednak jeszcze jedna, bardzo mało zna- na
wersja tej historii. Podobno, kiedy zbliżali się do wyspy sy- ren, jeden
z majtków podszedł do uwiązanego już Odyseusza i ta- kże zalepił mu uszy
woskiem. Tłumaczył się później, że źle zro- zumiał rozkazy. Na próżno
Odyseusz ryczał jak opętany i rwał więzy - załoga, pamiętając o wydanych
przez niego poleceniach, ani drgnęła. Wyspa oddalała się z każdą chwilą
i żaden dźwięk cudownego syreniego śpiewu nie dotarł do uszu
najsprytniejszego ze śmiertelnych...
- Nie rozumiem, co ta historia ma wspólnego z Odeusem, poza
przypadkową zbieżnością nazwisk.
- Naprawdę nie wiesz? - zdziwił się nawigator. - To proste.
Wyskalowanie mikroiniektora Odeus zlecił mnie i muszę przyznać, że chyba
się nie spisałem. Urządzenie mogło zadziałać już w przypadku bardzo
małego stężenia testosteronu. Wystarczyłoby zu- pełnie niewielkie
podniecienie, przypuszczam, że jeśli na przyk- ład Odeus jeszcze w
lądowniku pojechał dla rozgrzewki na ręcz- nym, to...
Kunert patrzył na nawigatora w niemym zadziwieniu, a potem zarżał
dzikim, nieopanowanym śmiechem, od którego cały zsiniał. Nesthoor
klepnął porucznika w plecy, aby go odetkać.
- Zresztą, sam wiesz, że byłem raczej sceptyczny jeśli cho- dzi o tę
wyprawę.
- Niezłe z ciebie bydlę - wykrztusił Kunert. - Coś mi się zdaje, że
na Wenus II jesteśmy spaleni.
- Osobiście uważam, że nie ma czego żałować - dodał Nesthoor i z
upodobaniem popatrzył na kształtne pośladki porucznika Ku- nerta.
powrót


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Inglot Jacek Planeta syren
ZW nr 298 Kapitan Planeta
Przekładnie planetarne w zastosowaniach przemysłowych
rozdział 19 opowieść Belzebuba o jego drugim zstąpieniu na planetę Ziemia
BBC Planeta Ziemia 01 Od bieguna do bieguna
HERCÓLOBUS czyli Czerwona Planeta
NF 2005 10 misja animal planet
Lesser, Milton Secret of the Black Planet v1
Cwiczenia planeta nowa 2 str 9 11
astrologia indyjska znaczenie planet dni tygodnia eioba
Inglot Smog nad Tokyoramą
M Inglot, Założenia Ratio Studiorum i Charakterystycznych cech jezuickiego wychowania

więcej podobnych podstron