v 03 094







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
III.94)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga III - Drugi
rok życia publicznego





  POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –






94.
PRZYPOWIEŚĆ O ZAGUBIONEJ OWIECZCE
[por. Mt 18,12-14; Łk
15,3-7]
Napisane 12 sierpnia 1944. A,
3309-3315


Jezus
przemawia do tłumu.
Wspiął się na brzeg strumienia porośnięty drzewami. Mówi do licznego
tłumu rozproszonego
na polu, na którym zboże już ścięto i jest ono tylko spustoszonym
ścierniskiem wypalonym przez słońce.
Jest wieczór.
Zapada mrok, lecz już wschodzi księżyc. Piękny i
jasny wieczór na początku lata. Stada wchodzą do owczarni i dźwięk
dzwoneczków
miesza się z przenikliwym odgłosem świerszczy i cykad, wielkie: cyk...
cyk... cyk...
Jezus wykorzystuje fakt, że przechodzą stada. Mówi:
«Ojciec wasz
jest jak pasterz troskliwy. Co robi dobry pasterz? Szuka
pastwisk dobrych dla swoich owieczek, takich na których nie rośnie
cykuta i inne
trujące rośliny, ale słodkie koniczyny, pachnące mięty i gorzkie lecz
zdrowe cykorie.
Szuka tam, gdzie razem z pożywieniem byłby chłodny i czysty strumyk i
cień krzewów, i nie panoszą się żmije
między zielenią w bruzdach ziemi. Nie troszczy się o pastwiska
najbardziej obfite,
gdyż wie, że na nich jest łatwo znaleźć zasadzkę węży i trawy
szkodliwe, ale wybiera raczej pastwiska górskie,
gdzie rosy czynią trawę czystą i świeżą, a słońce oczyszcza ją od
gadów, tam
gdzie powietrze jest rześkie i dobre, a nie ciężkie i niezdrowe jak na
równinie. Dobry
pasterz obserwuje swe owieczki jedną po drugiej. Pielęgnuje je, jeśli
są chore, leczy,
jeśli są poranione. Tę, która mogłaby się nabawić choroby przez zbytnią
zachłanność pokarmu
woła, inną, która zachorowałaby z powodu zbytniego przebywania w
wilgoci lub na zbyt
silnym słońcu przywołuje, aby poszła na inne miejsce. A jeśli któraś
niedbała nie
je, on szuka jej łodyg kwaskowatych i pachnących, potrafiących
rozbudzić w niej
ponownie apetyt i podaje
jej je własną dłonią, przemawiając do niej jak do zaprzyjaźnionej
osoby.
Tak postępuje
Ojciec dobry, który jest w Niebie, ze Swoimi
zbłąkanymi dziećmi na ziemi. Jego miłość jest laską, która
je gromadzi, Jego głos jest przewodnikiem,
Jego pastwiskami – Jego Prawo, owczarnią – Niebo.
Ale oto jedna
owieczka Go opuszcza. Jakże On ją kochał! Była
młoda, czysta, jaśniejąca, jak obłok na kwietniowym niebie. Pasterz
patrzył na nią z wielką miłością, myśląc,
ile dobra mógłby dla niej uczynić i ile miłości od niej otrzymać. A ona
Go porzuca.
Szedł kusiciel
drogą, która ciągnie się przy pastwisku. Nie ma
surowego kaftana, lecz szatę w tysiącu kolorów. Nie ma skórzanego
prymitywnego pasa i zawieszonego noża, lecz
pas złoty. Zwisają z
niego srebrne dzwoneczki, dźwięczące melodyjnie jak głos słowika i
ampułki z
olejkami, które oszałamiają... Nie ma laski jak dobry pasterz, aby nią
gromadzić i
bronić owce, jeśli zaś nie wystarcza laska on jest gotów bronić je
siekierą i nożem, nawet [narażając]
własne życie. Przechodzący kusiciel ma w rękach kadzielnicę błyszczącą
od drogocennych kamieni, z której
wychodzi zapach,
będący zarazem odorem i zapachem miłym, który oszołamia tak, jak
oślepiają
mieniące się klejnoty, o, jakże fałszywe! Idzie śpiewając i rzuca
garściami sól,
która błyszczy na ciemnej drodze...
Dziewięćdziesiąt
dziewięć owiec patrzy i stoją w bezruchu.
Setna,
najmłodsza i najdroższa, daje susa i znika za kusicielem.
Pasterz woła ją. Ale ona nie wraca. Biegnie szybciej niż wiatr, aby
dołączyć do
tego, który przechodził. Aby wytrwać w biegu, kosztuje tej soli, która
wpada do
wnętrza i pali szaleństwem dziwnym. Z powodu niego dąży do wód
głębokich i
zielonych w głuchym lesie. A w lasach, za kusicielem, grzęźnie i zapada
się, i wspina
się, i zszstępuje, i upada... raz, dwa, trzy razy. I raz, dwa trzy razy
czuje wokół swej
szyi lepki uścisk gadów, a chcąc się napić, pije wody zanieczyszczone,
a chcąc się
pożywić, gryzie trawy błyszczące od wstrętnej śliny.
Co robi w tym
czasie dobry pasterz? Zamyka bezpiecznie
dziewięćdziesiąt dziewięć wiernych [owiec] i potem rusza w drogę.
Idzie, aż
znajdzie ślady zagubionej. Ponieważ ona nie wraca do niego i nawet
pozwala, by wiatr
porywał słowa jego przywoływania, on idzie do niej. Widzi ją z daleka,
upojoną w
kłębowisku gadów, tak pijaną, że nie odczuwa tęsknoty za obliczem,
które ją kocha,
i wyśmiewa je. I widzi ją ponownie, pełną winy, bo weszła, jak
złodziejka, do cudzej
siedziby, tak winną, że nie ośmiela się już na niego spojrzeć... Jednak
pasterz nie
zniechęca się... i idzie. Szuka jej, szuka, idzie za nią, podąża za
nią. Płacząc
nad śladami zagubionej
– skrawki wełny: skrawki duszy; ślady krwi: rozmaite występki;
nieczystości: dowody jej rozpusty
– idzie i dochodzi do niej.
Ach, znalazłem
cię, umiłowana! Doszedłem do ciebie! Jaką drogę
przemierzyłem dla ciebie, aby cię zanieść znowu do owczarni. Nie
pochylaj upokorzonego
czoła. Twój grzech pogrzebałem w moim sercu. Nikt oprócz mnie, który
cię kocham, nie
będzie o tym wiedział. Będę cię bronił przed krytyką innych, osłonię
cię sobą
samym, stając się tarczą chroniącą ciebie przed kamieniami
oskarżycieli. Chodź.
Jesteś ranna? O, pokaż mi swoje rany. Znam je. Ale chcę, abyś mi je
pokazała z
ufnoią, którą miałaś, kiedy byłaś czysta i patrzyłaś na mnie, twego
pasterza i
Boga, niewinnym okiem. Oto one. Wszystkie mają swe nazwy! Jakże są
głębokie! Kto ci
je zadał, te tak głębokie [rany] w głębi serca? Kusiciel, wiem o tym.
To on: nie ma
kija ani topora, ale uderza głębiej swoim zatrutym ukąszeniem, a z nim
ranią fałszywe klejnoty z
jego kadzielnicy: te,
które cię zwiodły swoim błyskiem... a były siarką piekielną wydobytą na
światło,
aby rozpalić ci serce. Zobacz, co za rany! Ileż rozerwanej wełny, ileż
krwi, ileż
cierni.
O biedna mała
zwiedziona duszo! Ale powiedz Mi: jeśli ci przebaczę,
czy będziesz Mnie jeszcze kochać? Powiedz Mi: jeśli wyciągnę do ciebie
ramiona, czy
przybiegniesz do nich? Powiedz Mi: czy jesteś spragniona dobrej
miłości? W takim razie
przyjdź i odrodź się ponownie. Powróć na święte pastwiska. Płacz. Twój
płacz
wraz z Moim obmywają ślady twojego grzechu i Ja, aby nakarmić cię, gdyż
jesteś
wyczerpana przez zło, które cię spaliło, otwieram Sobie pierś, otwieram
Sobie żyły
i mówię ci: “Karm się, ale żyj!”
Pójdź, niech
cię wezmę w ramiona. Pójdziemy jak najprędzej na
pastwiska święte i bezpieczne. Zapomnisz o całej tej rozpaczliwej
godzinie. A
dziewięćdziesiąt dziewięć sióstr, dobrych, będzie się radować z powodu
twojego
powrotu. Ja ci to mówię – Moja owieczko zagubiona, której szukałem idąc
z tak
daleka, do której dotarłem, którą ocaliłem – że większa jest radość
między
dobrymi z powodu jednego zabłąkanego, który powraca, niż z powodu
dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nigdy nie oddalili
się od
owczarni.»
Jezus nigdy
się nie odwrócił, aby spojrzeć na drogę, którą ma za
plecami i na której pojawiła się, w półmroku wieczoru, Maria z Magdali.
Jest jeszcze
bardzo wytworna, ale już przynajmniej ubrana i okryta ciemnym welonem,
który zakrywa jej rysy i
kształty. Gdy jednak Jezus doszedł do słów: “Odnalazłem cię,
umiłowana”. Maria
wkłada ręce pod welon i płacze, cicho i nieprzerwanie. Ludzie, nie
widzą jej, bo znajduje się poza wałem
przylegającym do drogi. Widzi ją tylko księżyc, już wysoko, i duch
Jezusa...
Mówi mi: «Komentarz jest w wizji, ale
powiem ci
o tym jeszcze. Teraz odpocznij bo już
czas. Błogosławię
ci, wierna Mario.»


 
 



Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka