Bestia Zachowuje si臋 拍卨e Shelly Laurenston Rozdzia艂 25


Rozdzia艂 25
Kanadyjczycy ukazali sprzeciw. G艂贸wnie Polary I Grizzly, oni wszyscy znali si臋 I dorastali
przez lata razem.
Zdecydowali si臋 na pozycj臋 I zgodzili si臋 na kilka podstawowych zasad, kt贸re zawiera艂y
偶adnych trwa艂ych obra偶e艅 prze rozdzieleniem I zaj臋ciem pozycji cz艂onk贸w przeciwnego zespo艂u.
To by艂o wtedy gdy Bo zwraca艂 na nich uwag臋. Jakby nie m贸g艂 kiedy by艂o tu ca艂e miasto
Hrabstwa Ursus I lokalni Kanadyjczycy siedz膮cy wok贸艂 oczekiwuj膮c na rozpocz臋cie gry. Szybko
przeskanowa艂 t艂um I zobaczy艂 Blayne stoj膮c膮 sam膮. Podjecha艂 na kraw臋dz stawu I skin膮艂 na ni膮.
-Co jest?- zapyta艂 kidy stane艂a przed nim.
-Hm....
Zdj膮艂 he艂m I pokr臋ci艂 g艂ow膮.
-Nie  Hm . Co jest?
-Oni si臋 poprostu pokazali.
-Acha.
-Nie jestem pewna czy doceniam ostatnio tw贸j ton.
-M贸j ton?
-Oznacza on 偶e nie jestem prawdom贸wna.
-Mo偶e powinni艣my si臋 wzruci膰 do szeryfa I mojego wuja w sprawie tego jak prawdom贸wna
jeste艣, ty z krokodylimi 艂zami w oczach?
-Za bardzo ci臋 to bawi.
-Zgaduje 偶e troch臋 tak. Pozatym...- pochyli艂 si臋 I przycisn膮艂 czo艂o do jej.- podoba mi si臋 twoja
przebieg艂a strona, Blayne Thorpe.
Blayne u艣miechne艂a si臋.
-Tw贸j akcent wr贸ci艂.
-Jaki akcent?
-Teraz kto nie jest prawdom贸wny?- odsune艂a si臋 od niego I odwr贸ci艂a.
-Nie b臋dzie poca艂unku?- zawo艂a艂 za ni膮 kidy odesz艂a zawracaj膮c na nich wszystkich uwag臋.
Blayne spojrza艂a na niego przez rami臋.
-Czy musisz tak krzycze膰?
-Czy to oznacza nie?
-Tak. To oznacza nie. 呕adnych poca艂unk贸w dla ciebie.
-Och daj spok贸j!- ka偶dy zawo艂a艂, zaskakuj膮c Bo.
-Nie mo偶esz zostawi膰 go w zawieszeniu!
-Poca艂uj go!
-Idz I go poca艂uj ma艂a!
Potem kto艣 zacz膮艂 klaska膰 I 艣piewa膰.
-Poca艂uj go! Poca艂uj go! Poca艂uj go!- I ka偶dy do艂膮czy艂 do niego.
Blayne podmaszerowa艂a do niego spowrotem.
-Ciebie za to wini臋.
-Ty jeste艣 t膮 kt贸ra zapozna艂a sie ze wszystkimi. Gdyby to odemnie zale偶a艂o nigdy by艣my nie
oopu艣cili domu wuja.- pochyli艂 si臋 I doda艂 szeptem- Lub 艂u偶ka.
-Nie martw si臋. Ci膮dle tam bedzie kiedy wr贸cimy do domu wieczorem.
Wyci膮gne艂a re膰e k艂ad膮c je na jego ramionach I poci膮gne艂a go w d贸艂 tak a偶 mog艂a dotrze膰 do
niego nadal stoj膮c na palcach. Blayne poca艂owa艂a go a okrzyki I wrzaski wyblak艂a do niczego
wi臋cej nirz szumu t艂a, kiedy pochwyci艂 j膮 w obi臋cia I poca艂owa艂.
***********
-Oni wszyscy gapia si臋 na nas, prawda?- Blayne zapyta艂a kiedy si臋 wre艣ci臋 od siebie oddzielili.
-W臋kszo艣膰.
-To dobrze 偶e nie jestem nie艣mia艂a.- mrugne艂a do niego I odwruci艂a si臋 w stron臋 mieszka艅c贸w,
kt贸偶y mieli le偶aki I 艂awki na zewn膮trz dla wszystkich, aby usiedli, Marci uratowa艂a miejsce dla niej.
-Wasza dw贸jka wygl膮da na szcz臋艣liwych.- powiedzia艂a.
-Nie tak szcz臋艣liwi jak Grigori, kiedy wruci艂 do domu dzi艣 rano.
-Hm....hm..- speszona Marci natychmiast odwruci艂a si臋 w stron臋 stawu gdzie dwa zespo艂y si臋
rozgrzewa艂y.- To jest bardzo ekscytuj膮ce.- wyduka艂a.- Bardzo niewielu z nas widzia艂o Bo
Novikowa graj膮cego przez lata.
-Nie maci臋 profesjonalnego zespo艂u w pobli偶u?
-Jedynie niewielkie zespo艂y niedzwiedzi z miast daleko na p贸艂noc st膮d. Profesjonalne zespo艂y
nie przyjad膮 tu bo nie jeste艣my zbyt przyjemni dla innych gatunk贸w.
-Och.- layne zastanowi艂a si臋 chwil臋.- Ale wszyscy byli dla mnie przyjemni.
Marci odu艣miechne艂a si臋.
-Tak byli艣my.- pochyli艂a si臋 I szepne艂a.- Ca艂e miasto m贸wi o tym jak poradzi艂a艣 sobie z Kerry-
Ann. Ona jest zwykle bardzo zastraszaj膮ca.
-To z powodu jej ma艂ych paciorkowych oczu?- Blayne zapyta艂a szeptem.- Bo z odrobin膮
makija偶u mog艂abym ca艂kowicie jej z tym pomuc.
Marci wzie艂a r臋ke Blayne pomi臋dzy swoje.
-Zaczynam wielbi膰 ci臋 Blayne Thorpe.
***************
Jego wuj jako kto艣 zaufany by艂 s臋dzi膮, poniewarz by艂 zbyt surowy by ignorowa膰 b艂臋dy Bo,
mia艂 opu艣ci膰 kr膮偶ek kiedy us艂yszeli 艣miech wszystkich. Na krutko zatrzyma艂 si臋 skupiaj膮c si臋 na
gapiach.
-Wydaje si臋 偶e twoja ma艂a dziewczyna dopasowa艂a si臋 do艣膰 dobrze, Blod'dzie Novikow.-
stwierdzi艂 Raymond, najwyrazniej pod wra偶eniem.
-Ona ma to co艣 w sobie.
-To musi by膰 pies w niej, bo wilki....
Obie dru偶yny zadrwi艂y na zmiank臋 o wikach, a偶 Grigori pochyli艂 si臋 i zapyta艂:
-Czy dwie dziewczyniki sko艅cz膮 gada膰, czy mo偶e powinni艣my zapomnie膰 o tym wszystkim I
zacz膮膰 zaplata膰 sobie w艂osy, co?
Bo skoncentrowa艂 si臋 spowrotem na grze, staraj膮c si臋 wyy偶uci膰 Blayne z umys艂u. Nie by艂o to
艂atwe kiedy czu艂 jeszcze jej smak na ustach.
Jego w贸jek opu艣ci艂 kr膮偶ek I Bo podszed艂 do niego, staraj膮c si臋 uzyska膰 nad nim kontrol臋. Z艂y
ruch. To co powinien zrobi膰 to pami臋ta膰 jak te improwizowane gry by艂y zorganizowane na tym
stawie. Gdyby mia艂 zapewne, kandyjski Polar nigdy nie by艂by w stanie rozwali膰 czaszki Bo kijem
przed odjechaniem z kr膮偶kiem Bo.
*********************
Blayne skuli艂a si臋, gdy zobaczy艂a Bo na ziemi z opadaj膮cym kijem hokejowym na g艂ow臋.
Wygl膮da na to 偶e na obiad b臋dzi臋 g臋sta zupa. Lub proste do偶ylne karmienie.
Bo powoli usiad艂 kr臋c膮c du偶膮 g艂ow膮. Prawdopodobnie ca艂e to dzwonienie w uszach by艂 dla
niego myl膮ce. Ale nie trwa艂o to d艂ugo. Podni贸s艂 g艂ow臋 I warkn膮艂, jego wzrok zatrzyma艂 si臋 na
polarze, kt贸ry zabra艂 jego kr膮偶ek I by艂 zaj臋ty omijaniem bramkarza Bo.
Bo wsta艂.
-Oho- Marci rzek艂a do kobiety obok niej.- Jego k艂y s膮 na zewn膮trz.
-To nie s膮 k艂y.- Blayne argumentowa艂a- To s膮 szable. Jak u pot臋rznych pradawnych kot贸w
szabloz臋bnych.
-Pradawnych?
-Pewnie odziedziczy艂 je po swoich dawnych przodkach mongolskich.-Blayne doda艂a.
-W膮tpie- Locha siedz膮ca za nimi powiedzia艂a.- Szabloz臋bne koty s膮 dawno wymar艂膮
podrodzina kot贸w. Wi臋kszo艣膰 z nich pochodzi z p贸艂nocnej I po艂贸dniowej Ameryki. Lwi krewni Bo
Novikowa pochodz膮 ze staro偶ytnych Chin, ale wierze 偶e mo偶e si臋gac do staro偶ytnej Afryki, gdzie
poraz pierwszy......
Wyk艂ad lochy zako艅czy艂 si臋, gdy Blayne odwruci艂a si臋 I spojrza艂a na ni膮.
U艣miechaj膮c si臋, Marci powiedzia艂a:
-To jest moja c贸rka Rebecca. Czy wspomina艂am ju偶 za ma doktorat z paleontologii?
Teraz Blayne popatrzy艂a na Marci.
-Jak kochany Park Jurajski?
-Ohhhh. Prawda.- dlatego 偶e by艂 to film kt贸ry widzia艂a.- C贸偶 cokolwiek. S膮 to k艂y o ile mi
wiadomo. Nie szable. On nie jest morsem.
-Mimo tego 偶e wiadomo 偶e mo偶e zje艣膰 morsa.
Blayne zadrrza艂a:
-Dzi臋ki za to Marci.
-Tylko udzielam si臋 w rozmowie kochanie.
Prawda. Pewnie 偶e tylko si臋 udziela.
Blayne zwr贸ci艂a swoj膮 uwag臋 na gr臋, ale oczywi艣ci musia艂a trafi膰 na moment kiedy odrobina
krwi wyl膮dowa艂a na jej twarzy I szyji, z biednego polara kt贸remu zrobi艂 co艣 Bo poniewa偶 sta艂 na
jego drodze.
Starajac si臋 nie 艣mia膰, Marci si臋gne艂a do du偶ej torby od projektanta, kt贸ra by艂a po cz臋艣ci
podru偶n膮 torb膮 medyczn膮, a pocz臋艣ci torebk膮, wyci膮gne艂a du偶膮 bia艂膮 szmatk臋.
-Ty...- Marci kaszlne艂a 艣miechem-....biedactwo. Pozw贸l mi si臋 wyczy艣ci膰.
Zawsze mi艂o wiedzie膰, 偶e chorobliwe zak艂opotanie pod膮偶a za mn膮 gdziekolwiek p贸jd臋.
***************
Podczas przerwy Bo podjecha艂 do lini bocznej, gdzie Blayne na niego czeka艂a.
-Sk膮d ta ca艂a krew pochodzi?- zapyta艂.
Spojrza艂a na niego ale nie odpowiedzia艂a. Poniewa偶 zdawa艂a si臋 by膰 w stosunkowo
nienaruszonym stanie, nie martwi艂o go to.
-Gra idzie ca艂kiem dobrze, co?
-Pewnie.
Ona pewnie nie brzmia艂a.
-Co? Powiedz to.
-To tylko sugestia, ale mo偶e m贸g艂by艣......
-M贸g艂bym co?
-Pozwoli膰 komu艣 innemu szczeli膰 gola.
-Dlaczego mia艂bym to zrobi膰?
Przetar艂a czo艂o obiema r臋kami.
-Poniewa偶 zrobienie tego by艂oby bardzo fajne I nie masz absolutnie nic do stracenia?
-Z wyj膮tkiem mojego kr膮偶ka.
Jej r臋ce zacisne艂y sie w pi臋艣ci, I pomy艣la艂 偶e mo偶e go pr贸bowa膰 ok艂ada膰, ale obejrza艂a si臋
wzie艂a g艂臋boki wdech I spr贸bowa艂a ponownie.
-Tylko m臋偶czyzna prawdziwie pewny..
-Chce by膰 przegrany?
Tym razem zamachne艂a si臋, uderzaj膮c jego ramie I klatke piersiow膮 tymi drobnymi pi臋艣ciami
Wilko-Psa. I jego 艣miech nie pomaga艂.
Prawda jest taka 偶e Bo nigdy dobrowolnie nie pozwoli艂by nikomu dosta膰 jego kr膮偶ka, ale
Blayne mia艂a racj臋. Nie mia艂 nic do stracenia. Ale by艂 tu wi臋kszy problem.
-Czy to sprawi 偶e b臋dziesz szcz臋艣liwsza je艣li to zrobi臋?- zapyta艂.
-Tak- sykne艂a sfrustrowana- To by mnie uszcze艣liwi艂o.
-Zatem zrobie to.
Blayne zamr贸ga艂a, pi臋艣ci wyprostowa艂a.
-Tak poprostu?
-Yep. Lubie ciebie uszcz臋艣liwia膰.
Jej u艣miech sprawi艂 偶e warto by艂o z艂ama膰 jego osobiste przekonania.
-Ale nie pr贸buj tego w czasie rzeczywistej gry gdzie mi p艂ac膮 miliony 偶eby wygra膰.- doda艂,
wi臋c granice s膮 jasne.
Roze艣mia艂a si臋 wracaj膮c na swoje miejsce.
-Jakby mnie obchodzi艂o czy zrobisz pokaz jak pies I kucyk na stadionie.
Nie. Nie uzyska艂 jej ca艂ej ale m臋偶czyzna j膮 lubi艂.
*****************
Blayne wr贸ci艂a na swoje miejsce, Marci przygl膮da艂a jej si臋 z bliska.
-Co to by艂o?
-Tylko ma艂a rozmowa. Nic czym musia艂aby艣 si臋 martwi膰.
-Wydaje mi si臋 偶e wasza dw贸jka staje si臋 coraz powa偶niejsza.
-Staje si臋 powa偶niejsza w czym?
Locha oddali艂a j膮 machnie艅ciem r臋ki.
-Zapomnij 偶e pyta艂am.
-Dobrze.
Kerry-Ann kt贸ra pokaza艂a sie tylko jak mecz si臋 rozpoczo艂, wyci膮gne艂a torb臋 z popkornem w
stron臋 Blayne.
-Gra idzie im tak dobrze, czy偶 nie?
-Mia艂a艣 da膰 mi wi臋cej czasu.- przypomnia艂a jej Blayne z ustami pe艂nymi popkornu.
-Mia艂am peln膮 wiar臋 w twoje umiej臋tno艣ci Blayne Thorpe.
-Aha- Blayne podj臋艂a kolejn膮 gar艣膰 popkornu.- Mam pytanie.
-A jak ono brzmi, kochanie?
-Wszystkie bezpa艅skie psy kt贸r臋 ci膮gle znajduj臋. Sk膮d one pochodz膮?
Zar贸wna Kerry-Ann I Marcy wzruszy艂y ramionami.
-Nie wiem.- Kerry-Ann przyzna艂a.- Ci膮gle je znajdujemy. S膮dzimy 偶e pochodz膮 z jednego z
pe艂no ludzkiego miasta. Kilku w艂a艣cicili sklep贸w chcia艂a zorganizowa膰 zesp贸艂 by zapolowa膰 na nie
I....uh...- studiowa艂a Blayne chwile przed sko艅czeniem. - Zabra膰 je gdzie艣 gdzie mog艂y by 偶y膰
wiecznie I szcz臋艣liwie na jakim艣 obszarze.
Nawet gdyby Marci nie wyplu艂a swojego Sprite'a, Blayne nie kupi艂aby tego nawet przez
chwil臋.
-Wbrew powszechnemu przekonaniu Kerry-Ann psy nie s膮 g艂upie. Wiemy kiedy jedziemy do
weterynarza.
-Dobrze 偶e tego nie zrobili艣my, prawda?-rzuci艂a Kerry-Ann - W ka偶dym razie to by艂a tylko
sugestia.
-Aha- Blayne wzie艂a wi臋cej popkornu teraz czuj膮c w pe艂ni prawo do ca艂ego worka.- A co z
domem wiejskim?
-Jakim domem wiejskim?
-Tym w pobli偶u pla偶y. Do kt贸rego musisz przej艣膰 przez Antarktyde aby si臋 do niego dosta膰.
Marci zachichota艂a.
-Ona m贸wi o starym domku Bensona, Kerry-Ann.
-Bo偶e. Nikt tam nie mieszka od lat. I tak nie mo偶na si臋 st膮d do niego dosta膰 z powodu burz.
-Takie jak te?
-S膮 powodem przez kt贸ry nie mamy ju偶 偶adnych zgromadze艅 biegaj膮cych do oko艂a Hrabstwa
Ursus.-mrukne艂a Marci.
-Chcieli uczyni膰 Polarom wygod臋 wybieraj膮c cz臋sci obszar贸w gdzie panuje zimno ca艂y rok.
Nie trzeba dodawa膰 偶e posz艂o zle.
-Nawet Polary nie maj膮 ochoty prze偶ywa膰 tego mrozu. To piek艂o dla ich futra.
-I Benson zmar艂 nie maj膮c w艂asnych m艂odych tak 偶e dom pozostaje bez opieki.
-Ale to jest w艂asno艣膰 pla偶y, tak? Mo偶naby to by艂o sprzeda膰, prawda?
-Komu? Pe艂ni ludzi膮? Pami臋taj Blayne, oni nie wiedz膮 偶e tu jeste艣my I zamierzamy utrzyma膰
to w ten spos贸b.
-C贸偶, te psy musz膮 ska艣 pochodzi膰 I to musi zosta膰 powstrzymane.
-Mam kilku przyjaci贸艂 w Humane Society kt贸偶y mogli by si臋 temu przyjrze膰- powiedzia艂a jej
Marci- Zadzwonie I si臋 zapytam.
Blayne wtuli艂a si臋 w ramiona Marci.
-Dzi臋kuj臋 Dr. Luntz.
-Och przesta艅 si臋 wyg艂upia膰 Blayne Thorpe. I daj nura.
-Co...
Kr膮偶ek uderzy艂 j膮 w g艂ow臋, wyrzucaj膮c Blayne na kolana c贸rki Marci.
-Moja wina!- jeden z Kanadyjczyk贸w krzykn膮艂 z lodu.
Marci pokr臋ci艂a g艂ow膮 na Blayne.
-Powiedzia艂am zr贸b nura, prawda? Nie s艂uchasz Blayne Thorpe.
************
Bo skierowa艂 si臋 w stron臋 bramkarza, maj膮c ca艂膮 opozycj臋 bespo艣rednio na swoim ty艂ku. Oni
jezdzili za nim prawie przez ca艂膮 gr臋, wiedz膮c 偶e jest jedynym kt贸rego musz膮 zatrzyma膰. By艂
ci臋偶ko obci膮偶ony do oko艂a, skrzyd艂owy drugiego zespo艂y szed艂 na niego od frontu, ich lewa obrona
na jego plecach. Reszta zespo艂u Bo przemieszcza艂a si臋, a bramkarz przeciwnik贸w przykucno艂,
gotowy do blokowania strza艂u Bo.
Czy m贸g艂 przej艣膰 przez nich wszystkich I zdoby膰 gola? Taa. M贸g艂 r贸wnie偶 w tym czasie
nabawi膰 si臋 uderzenia w g艂ow臋 I sp臋dzi膰 reszt臋 nocy li偶膮c rany I bir膮c ogromne ilo艣ci proszk贸w
przeciw b贸lowych, aby pozby膰 si臋 tego co b臋dzi臋 potwornym b贸lem g艂owy zamiast gr膮, co by艂o
jego ulubion膮 gr膮, poza boiskiem wykonano niegrzeczny Wilczo-Psi pisk.
Korzytaj膮c z nadmiaru widzenia peryferyjnego, kt贸ry da艂 mu prawie 360 stopniowy widok na
wszystko w ok贸艂 niego, Bo zobaczy艂 Raymond'a Chestnut'a popchni臋tego przez prawego
skrzyd艂owego drugiego zespo艂u. Co si臋 z nim stanie Bo nie mia艂 poj膮cia I nie obchodzi艂a go to.
Zamiast tego krzykn膮艂:
-Chestnut!
Prawie o艣mio stopowy polar zatrzyma艂 si臋 natychmiast I odwr贸ci艂 si臋 w jego stron臋. Bo chwyci艂
sw贸j kij bokiem I uderzy艂 kogo艣 w twarz, a nat臋pnie ruszy艂 do przodu, wyrzucaj膮c kr膮偶ek po
lodzie z dala od przeciwnik贸w w stron臋 Raymond'a. Polar zamr贸ga艂 zaskoczony. Gra艂 z Bo
przez ca艂膮 szko艂臋, gimnazjum, liceum I nigdy ani razu Bo celowo nie poda艂 komu艣 kr膮偶ka.
Wydawa艂 si臋 tak oszo艂omiony, 偶e Bo by艂 pewny 偶e pozwoli kr膮偶kowi przej艣膰 obok niego.
Naszcz臋艣cie tego nie zrobi艂. Raymond zatrzyma艂 kr膮偶ek kijem, obruci艂 si臋 I wys艂a艂 go tu偶 obok
bramkarza kt贸ry dopiero sekunde pu偶niej zorentowa艂 si臋 偶e Bo nie ma ju偶 tego cholerstwa.
Kr膮偶ek pop艂yn膮艂 w n臋dzn膮 siatk臋, kt贸ra by艂a u偶ywana wczasie wewn臋trznych rozgrywek miasta
w ci膮gu ostatnich czterdziestu lat, bramkarz zanurkowa艂 za nim, jego zesp贸艂 偶uci艂 si臋 na niego.
staraj膮c mu si臋 pomuc. To by艂a przegrana sprawa. Kr膮偶ek wlecia艂 I Grigori roz艂o偶y艂 ramiona I
gwizdn膮艂. Gra si臋 sko艅czy艂a a Raymond Chestnut dokona艂 zwyci臋skiego strza艂u. T艂um rykn膮艂
potwierdzaj膮co, ka偶dy schodzi艂 z 艂awki I szed艂 po lodzie. Raymond 艣ciska艂 r臋ce I oddawa艂
u艣ciski nadal oszo艂omiony. Locha polara rzuci艂a si臋 na szyj臋 Raymond'a podobnie jak pi臋cioro
m艂odych. Zaje艂o to Bo d艂u偶szy czas ale ostatecznie rozpozna艂 Meg D'Accosta, dziewczyne
Raymonda w liceum I najwyrazniej partnerk臋 teraz.
- To by艂o imponuj膮ce!- Blayne u艣miechne艂a si臋 do niego, jej r臋ka trzyma艂a worek z lodem-
My艣la艂am 偶e ju偶 tego nie zrobisz.
- Musze przyzna膰 to nie by艂o dla mnie 艂atwe. A jak tam twoja glowa?
- Och no wiesz...- odg艂os jak strza艂 odbi艂 si臋 od niewinnych w ok贸艂 nich, niedzwiedzie I lisy,
wszyscy zamilkli, koncentruj膮c sie na Blayne.
Jej policzki poczerwienia艂y, opu艣ci艂a worek z lodem, z wyj膮tkiem paskudnego ci臋cia nadal
istniej膮cego, nawet obrz臋k znikn膮艂. Po raz kolejny jej ko艣ci  pstrykne艂y z powroyem.
-Teraz znacznie lepiej- mrukne艂a.
- W艂a艣nie widz臋.
-Huh..- powiedzia艂 Grigori obok nich- A ja my艣la艂em 偶e chlopcy z Hrabstwa Ursus maj膮
najtwardsze g艂owy.
Wszyscy si臋 za艣miali a Bo przyci膮gn膮艂 zak艂opotan膮 ale chichocz膮c膮 Blayne do siebie
przytulaj膮c j膮 mocno.
-Wszyscy idziemy do baru Chestnut'a na drinki- Dr.Luntz powiedzia艂a jej klepi膮c r臋k膮 w plecy
Bo- Pujdziesz z nami.
Bo pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Nie mog臋. Mam rzeczy do zrobienia jak wr贸c臋 do domu Grigori'ego.
Jego wuj warkn膮艂 I Blayne odsune艂a si臋 od niego.
-Jakie rzeczy?- zapyta艂.
Wyci膮gn膮艂 lit臋 ze swoich spodni hokejowych I rozwin膮艂 j膮.
-Zobaczmy...
Zanim zd偶偶y艂 przeczyta膰 pierwszy element, Blayne zerwa艂a sie I chwyci艂a papier z jego r臋ki,
Grigori I Marci za艣miali si臋.
Bo patrzy艂 przez chwil臋 na sowj臋 pust臋 r臋ce w szoku przed przesuni臋ciem wzroku na Blayne.
Trzyma艂a list臋 dwoma r臋koma I widzia艂 z艂e intencj臋 w jej oczach.
-Blayne Thorpe ani mi si臋 wa偶..
Za puzno. Rozrywaj膮c list臋 na strz臋py wyrzuci艂a papier w powietrz臋.
-Pada 艣nieg!- ucieszy艂a si臋.
W przeciwie艅stwie do wcze艣niejszej tej z wujem Grigorim, Bo nie mia艂 czasu zrobi艣 kopi tej
listy. Jego cennej, szczegu艂owej, doskona艂ej listy rozplanowania czasu!!! Jak ona mog艂a?
Bo podjecha艂 do niej I Blayne zapiszcza艂a I zatoczy艂a si臋 do ty艂u od niego.
-Nie zamierzasz zrobi膰 nic szalonego, prawda?- zapyta艂a.
-To by艂a moja lista.
-To by艂o zbyt ograniczaj膮ce!- argumentowa艂a.- Musisz nauczy膰 si臋 偶y膰 chwil膮.
-A tobie potrzebna ma艂a k膮piel w Ma艂ej rzece Niedziwedzia.
Si臋gn膮艂 po ni膮, ale Raymond ogarn膮艂 ja ramionami I ruszy艂 w kierunku miasta reszta dwuch
dr贸偶yn ruszy艂a za nim, doping wp艂yn膮艂 na ninego.
- Chcesz swojego Wilko-Psa z powrotem Bold Novikow, domy艣lam si臋 偶e masz zamiar po nia
przyj艣膰 I j膮 odzyska膰?- Raymond krzykn膮艂, wszyscy zaklaskali w zgodzie.
Grigori stan膮艂 teraz obok Bo.
-Ch艂opcy wydaj膮 si臋 zabierac twoj膮 dziewczyn臋.
-Ja nie biegam za kobietami- wci膮偶 wkurzony o swoj膮 list臋.
-Niepowiniene艣 biega膰 za nimi. Zadna z nich nie zas艂uguj臋 na to.
-Prawda.
-Oczywi艣cie ka偶dy wie 偶e w mie艣cie mo偶na umie艣ci膰 wszystko cokolwiek chc臋 Blayne na
twoim k膮cie. I je艣li pujdziesz do miasta teraz ci ch艂obcy b臋d膮 cholernie blisko oczyszczenia
baru Chestnut'a na d艂ugo przed tym zanim si臋 tam dostaniesz.
-I..- Dr Luntz dorzuci艂a na 艣rodek- jest co艣 w Blayne Thorpe co krzyczy  Drinki dla
wszystkich . Nie s膮dzisz Bold'dzie Novikow?
Z kr贸tkim oburzonym krzukiem Bo wystartowa艂a zanim jedna cholerna kobieta pu艣ci go z
torbami.
SiBiL


Wyszukiwarka