550202



Stefan Kardynał Wyszyński - "Zapiski więzienne"

2.II.1955, środa.

Wręczyłem dzisiaj komendantowi listy do Ojca i do siostry Stanisławy
Jaroszowej, treści następującej:

Najdroższy mój i Najlepszy Ojcze!

Proszę mi wybaczyć, że dopiero teraz dziękuję za list z 18.XII.54 r. i za dary
świąteczne, które doszły tu w całości 23.XII. br. Życzenia przyszły w porę,
były więc niemałą radością w samotnym życiu. Bardzo serdecznie dziękuję za tyle
troskliwej dobroci i wyczuwania moich potrzeb.

Z każdego listu staram się wyczytać między wierszami, Drogi Ojcze, jaki jest
stan Twego zdrowia i samopoczucia. Wolałbym, żebyś się już nie zaziębiał i
więcej uważał na swoje oczy, by starczyły jak najdłużej. Tak bardzo mi zależy
na tym, byśmy Najlepszemu Ojcu naszemu w niebie okazywali zawsze pogodne i ufne
twarze, by Dobry Bóg nie musiał żałować, że nas doświadcza daremnie. Cierpienie
jest wielką łaską, a że to nie jest tylko "złota myśl", ale radosne doznanie,
więc też i jest za co być wdzięcznym. Modlitwa, w której wiąże się z Tobą,
Drogi Ojcze, ma wyprosić u Boga, byśmy obydwaj stali się godni Jego zaufania,
które nam okazał. Każdego dnia to powtarzam podczas Mszy świętej, w brewiarzu i
przy różańcu, gdy Bogu mówię o Tobie.

Pytasz, Ojcze, o moje zdrowie? Przed samymi świętami były uzupełniające badania
krwi i prześwietlenia; wynik jest dobry. Przyjmowałem różne lekarstwa na
wzmocnienie sił. Dolegliwości z ubiegłej zimy teraz nie odzywają się, może i
dlatego, że obecny dom jest suchy i starannie ogrzany. Zresztą, warunki
klimatyczne są w tej części Polski znacznie korzystniejsze od poprzednich, co
wpływa dodatnio na poprawę zdrowia. Stare dolegliwości, znane moim najbliższym,
wymagają, oczywista, dłuższej kuracji.

Po otrzymaniu bielizny, sutanny i obuwia jestem dostatnio zaopatrzony we
wszystko i proszę mi na razie nie przysyłać nic z garderoby. Nadesłane kamasze
są zupełnie dobre. Pieniądze są mi niepotrzebne, gdyż nie pokrywam tu żadnych
wydatków: zapewne dlatego zwrócono Ci, Ojcze, złożone pieniądze.

O moim sposobie życia nie da się wiele napisać, gdyż jest bardzo skromny.
Wstaję o 5.00, idę na spoczynek o 22.00. Obiad o 13.00, wieczerza o 19.00. Co
dzień odprawiam Mszę świętą o godzinie 7.30. Po spacerze pracuję nad książką;
to samo po południu. Czas wypełniłem sobie tak szczelnie, by nie pozostawała
ani jedna chwila na bezcelowe rozmyślania. Właśnie dlatego upływa mi niezwykle
szybko; nie dostrzegam niemal odchodzących tygodni i miesięcy.

Drugą serię książek, z tych, o które prosiłem 29.X.54., otrzymałem 24.XII. br.
Dotąd brak mi z tej listy kilku tytułów, które tu powtarzam:
* Journet, L'Eglise du Verbe Incarne;
* Bp Radoński, Hagiografia;
* Święta Teresa od Dzieciątka Jezus, Dzieje duszy - mała droga;
* Dobraczyński Gwałtownicy;
* Merton - mała książeczka szara, tytułu nie pamiętam;
* Konstytucja PRL;
* Pisma Norwida;
* Pisma Claudela;
* Nieco włoskiej lektury;
* Maślińska, Moralność komunistyczna.

W liście z 28.X.54. prosiłem również o Rubrycelę na nowy rok kościelny. Bardzo
mi jest potrzebna, gdyż trudno jest odmawiać brewiarz bez kalendarza, zwłaszcza
w okresie Wielkiego Postu i Wielkanocy. Dotąd nie otrzymałem - ponawiam prośbę.

Natomiast bardzo jestem wdzięczny za nową albę, za którą proszę podziękować
moim Siostrom, jak również za piękną bursę z Matką Bożą i za palkę na kielich -
które mnie bardzo rozradowały. Chętnie przyjąłbym świece ołtarzowe; wino i
hostie do Mszy świętej mamy. Najdroższy Ojcze, garnę się dziecięcym sercem do
Twoich dłoni i całuję je z wdzięcznością za wszystko dobro, które dla mnie
uczyniły kiedykolwiek w życiu. Wiedz, że najlepsze światła w mojej duszy łączą
się z Twoją dla mnie dobrocią; nigdy o tym nie zapominam. Dziękuję Ci, Ojcze,
za modlitwy, za troskę i serce, za ojcowskie błogosławieństwo. Przyjm też i
moje uczucia synowskie, i moje błogosławieństwo pasterskie.

2.II.55 r.

+ Stefan Kardynał Wyszyński

List, wystosowany do siostry, Stanisławy Jaroszowej, tegoż dnia, jest treści
następującej:

Droga moja Siostro!

Jestem Ci winien podziękowanie za obydwa listy: z 18.XII.54 r. i drugi (bez
daty) który otrzymałem 16.I.55 r. Bardzo się ucieszyłem wiadomością, że list
mój dotarł do Was przed świętami i że był wyrazem mojej pamięci, życzeń i
łączności serc w dniu wigilijnym. Z ostatniego daru, który mi przysłałaś,
widzę, że włożono na Ciebie obowiązek zaopatrywania mnie w dobre rzeczy;
obawiam się, że możesz nadszarpnąć Twoją skromną kieszeń, zwłaszcza nadsyłając
mi kosztowne owoce. Dziękuję za wszystko, ale proszę, byś więcej liczyła się ze
swoimi skromnymi możliwościami, zwłaszcza że ja mam to, co jest konieczne do
życia.

O stanie mego zdrowia podałem wiadomości w liście do Ojca. Proszę, byście się
nie niepokoili. Żyję w sposób rozważny i mam nadzieję, że zachowam siły, a gdy
Bóg pozwoli, to wezmę się kiedyś do gruntownej kuracji.

Nieco zaniepokoiłem się stanem zdrowia Józia; myślę jednak, że taki abnegat
łatwo podda się kuracji. Bardzo go o to proszę, by pamiętał, że człowiek, który
otrzymał talenty od Boga, ma obowiązek żyć długo.

Podziękuj Tadziowi za jego miły list; tak dobrze jest widzieć pismo
autentyczne, gdyż w nim się wyczytuje zazwyczaj więcej niż litery głoszą. Nie
wiem dlaczego, ale ciągle lękam się o jego zdrowie, o którym on tak zwięźle
pisze. Anię polecam nieustannie Matce Najświętszej i ufam, że dziecina
wyrośnie, przy starannej kuracji, z następstw choroby. Najmilej pozdrów całą
czwórkę. Cieszę się z wiadomości od Stachów, których zawsze w sercu moim noszę.
Nigdy dotąd nie słyszałem nic o Julci; niechby chociaż podpisała swoje imię na
którym liście Ojca.

Najmilej pozdrawiam wszystkie moje Siostry i ich Rodziny; proszę powiedzieć
kilka dobrych słów Siostrze Przełożonej. Niech się wszyscy modlą bardzo za mnie
i niech będą spokojni. Całuję Cię całym sercem i z braterskim uczuciem
błogosławię.

2.II.1955 r.

+ Stefan Kardynał

2.II.1955, środa.

Rubum, quem viderat Moyses... - "W Krzewie, który oglądał Mojżesz, nie
spalonym, widzimy zachowaną Twoją chwalebną dziewiczość: Boża Rodzicielko,
przyczyń się za nami... Od tego Krzewu Dziewiczego, płonącego wieczyście
niepokalaną czystością, rozpalił Kościół wszystkie ognie, płonące dziś w
świątyniach całego świata katolickiego. Istna rzeka ognia, w której płomyk nasz
nabiera siły i jasności. Płynie ta rzeka świateł, jako woda "ze świątyni z
prawej strony" (Vidi aquam), potężnieje przez wieki, gdy nowe pokolenia
dołączają swe strumienie. Płynie ta rzeka świateł przez ciemności świata, które
nie zdołają jej ogarnąć. Płynie ogarniając sobą wszystko, co jest na tej ziemi
ze światłości, aby - Lumen de lumine - wróciła na łono Ojca, z którego wszelka
światłość. Raduję się, że Ojciec pozwolił mi dołączyć się do rzeki światłości.
Że mogę iść przez życie i wołać: Lumen Christi! Że mogę uwielbiać Światłość
prawdziwą, którą Ojciec dał światu z krzewu nie spalonego.



Wyszukiwarka