Wręczyłem dzisiaj komendantowi listy do Ojca i do siostry Stanisławy Jaroszowej, treści następującej:
Najdroższy mój i Najlepszy Ojcze!
Proszę mi wybaczyć, że dopiero teraz dziękuję za list z 18.XII.54 r. i za dary świąteczne, które doszły tu w całości 23.XII. br. Życzenia przyszły w porę, były więc niemałą radością w samotnym życiu. Bardzo serdecznie dziękuję za tyle troskliwej dobroci i wyczuwania moich potrzeb.
Z każdego listu staram się wyczytać między wierszami, Drogi Ojcze, jaki jest stan Twego zdrowia i samopoczucia. Wolałbym, żebyś się już nie zaziębiał i więcej uważał na swoje oczy, by starczyły jak najdłużej. Tak bardzo mi zależy na tym, byśmy Najlepszemu Ojcu naszemu w niebie okazywali zawsze pogodne i ufne twarze, by Dobry Bóg nie musiał żałować, że nas doświadcza daremnie. Cierpienie jest wielką łaską, a że to nie jest tylko "złota myśl", ale radosne doznanie, więc też i jest za co być wdzięcznym. Modlitwa, w której wiąże się z Tobą, Drogi Ojcze, ma wyprosić u Boga, byśmy obydwaj stali się godni Jego zaufania, które nam okazał. Każdego dnia to powtarzam podczas Mszy świętej, w brewiarzu i przy różańcu, gdy Bogu mówię o Tobie.
Pytasz, Ojcze, o moje zdrowie? Przed samymi świętami były uzupełniające badania krwi i prześwietlenia; wynik jest dobry. Przyjmowałem różne lekarstwa na wzmocnienie sił. Dolegliwości z ubiegłej zimy teraz nie odzywają się, może i dlatego, że obecny dom jest suchy i starannie ogrzany. Zresztą, warunki klimatyczne są w tej części Polski znacznie korzystniejsze od poprzednich, co wpływa dodatnio na poprawę zdrowia. Stare dolegliwości, znane moim najbliższym, wymagają, oczywista, dłuższej kuracji.
Po otrzymaniu bielizny, sutanny i obuwia jestem dostatnio zaopatrzony we wszystko i proszę mi na razie nie przysyłać nic z garderoby. Nadesłane kamasze są zupełnie dobre. Pieniądze są mi niepotrzebne, gdyż nie pokrywam tu żadnych wydatków: zapewne dlatego zwrócono Ci, Ojcze, złożone pieniądze.
O moim sposobie życia nie da się wiele napisać, gdyż jest bardzo skromny. Wstaję o 5.00, idę na spoczynek o 22.00. Obiad o 13.00, wieczerza o 19.00. Co dzień odprawiam Mszę świętą o godzinie 7.30. Po spacerze pracuję nad książką; to samo po południu. Czas wypełniłem sobie tak szczelnie, by nie pozostawała ani jedna chwila na bezcelowe rozmyślania. Właśnie dlatego upływa mi niezwykle szybko; nie dostrzegam niemal odchodzących tygodni i miesięcy.
Drugą serię książek, z tych, o które prosiłem 29.X.54., otrzymałem 24.XII. br. Dotąd brak mi z tej listy kilku tytułów, które tu powtarzam: * Journet, L'Eglise du Verbe Incarne; * Bp Radoński, Hagiografia; * Święta Teresa od Dzieciątka Jezus, Dzieje duszy - mała droga; * Dobraczyński Gwałtownicy; * Merton - mała książeczka szara, tytułu nie pamiętam; * Konstytucja PRL; * Pisma Norwida; * Pisma Claudela; * Nieco włoskiej lektury; * Maślińska, Moralność komunistyczna.
W liście z 28.X.54. prosiłem również o Rubrycelę na nowy rok kościelny. Bardzo mi jest potrzebna, gdyż trudno jest odmawiać brewiarz bez kalendarza, zwłaszcza w okresie Wielkiego Postu i Wielkanocy. Dotąd nie otrzymałem - ponawiam prośbę.
Natomiast bardzo jestem wdzięczny za nową albę, za którą proszę podziękować moim Siostrom, jak również za piękną bursę z Matką Bożą i za palkę na kielich - które mnie bardzo rozradowały. Chętnie przyjąłbym świece ołtarzowe; wino i hostie do Mszy świętej mamy. Najdroższy Ojcze, garnę się dziecięcym sercem do Twoich dłoni i całuję je z wdzięcznością za wszystko dobro, które dla mnie uczyniły kiedykolwiek w życiu. Wiedz, że najlepsze światła w mojej duszy łączą się z Twoją dla mnie dobrocią; nigdy o tym nie zapominam. Dziękuję Ci, Ojcze, za modlitwy, za troskę i serce, za ojcowskie błogosławieństwo. Przyjm też i moje uczucia synowskie, i moje błogosławieństwo pasterskie.
2.II.55 r.
+ Stefan Kardynał Wyszyński
List, wystosowany do siostry, Stanisławy Jaroszowej, tegoż dnia, jest treści następującej:
Droga moja Siostro!
Jestem Ci winien podziękowanie za obydwa listy: z 18.XII.54 r. i drugi (bez daty) który otrzymałem 16.I.55 r. Bardzo się ucieszyłem wiadomością, że list mój dotarł do Was przed świętami i że był wyrazem mojej pamięci, życzeń i łączności serc w dniu wigilijnym. Z ostatniego daru, który mi przysłałaś, widzę, że włożono na Ciebie obowiązek zaopatrywania mnie w dobre rzeczy; obawiam się, że możesz nadszarpnąć Twoją skromną kieszeń, zwłaszcza nadsyłając mi kosztowne owoce. Dziękuję za wszystko, ale proszę, byś więcej liczyła się ze swoimi skromnymi możliwościami, zwłaszcza że ja mam to, co jest konieczne do życia.
O stanie mego zdrowia podałem wiadomości w liście do Ojca. Proszę, byście się nie niepokoili. Żyję w sposób rozważny i mam nadzieję, że zachowam siły, a gdy Bóg pozwoli, to wezmę się kiedyś do gruntownej kuracji.
Nieco zaniepokoiłem się stanem zdrowia Józia; myślę jednak, że taki abnegat łatwo podda się kuracji. Bardzo go o to proszę, by pamiętał, że człowiek, który otrzymał talenty od Boga, ma obowiązek żyć długo.
Podziękuj Tadziowi za jego miły list; tak dobrze jest widzieć pismo autentyczne, gdyż w nim się wyczytuje zazwyczaj więcej niż litery głoszą. Nie wiem dlaczego, ale ciągle lękam się o jego zdrowie, o którym on tak zwięźle pisze. Anię polecam nieustannie Matce Najświętszej i ufam, że dziecina wyrośnie, przy starannej kuracji, z następstw choroby. Najmilej pozdrów całą czwórkę. Cieszę się z wiadomości od Stachów, których zawsze w sercu moim noszę. Nigdy dotąd nie słyszałem nic o Julci; niechby chociaż podpisała swoje imię na którym liście Ojca.
Najmilej pozdrawiam wszystkie moje Siostry i ich Rodziny; proszę powiedzieć kilka dobrych słów Siostrze Przełożonej. Niech się wszyscy modlą bardzo za mnie i niech będą spokojni. Całuję Cię całym sercem i z braterskim uczuciem błogosławię.
2.II.1955 r.
+ Stefan Kardynał
2.II.1955, środa.
Rubum, quem viderat Moyses... - "W Krzewie, który oglądał Mojżesz, nie spalonym, widzimy zachowaną Twoją chwalebną dziewiczość: Boża Rodzicielko, przyczyń się za nami... Od tego Krzewu Dziewiczego, płonącego wieczyście niepokalaną czystością, rozpalił Kościół wszystkie ognie, płonące dziś w świątyniach całego świata katolickiego. Istna rzeka ognia, w której płomyk nasz nabiera siły i jasności. Płynie ta rzeka świateł, jako woda "ze świątyni z prawej strony" (Vidi aquam), potężnieje przez wieki, gdy nowe pokolenia dołączają swe strumienie. Płynie ta rzeka świateł przez ciemności świata, które nie zdołają jej ogarnąć. Płynie ogarniając sobą wszystko, co jest na tej ziemi ze światłości, aby - Lumen de lumine - wróciła na łono Ojca, z którego wszelka światłość. Raduję się, że Ojciec pozwolił mi dołączyć się do rzeki światłości. Że mogę iść przez życie i wołać: Lumen Christi! Że mogę uwielbiać Światłość prawdziwą, którą Ojciec dał światu z krzewu nie spalonego.