OFICYNA WYDAWNICZA WARMIA WST臉P Kapitan Hegel i porucznik Kapfstein spogl膮dali na przyciemnione 艣wiat艂a samochodu osobowego zbli偶aj膮cego si臋 po za艣nie偶onym pasie startowym. Spomi臋dzy wysoko postawionych ko艂nierzy kurtek lotniczych wydobywa艂y si臋 k艂臋by pary i dym z papieros贸w. - Wszystko gotowe! - zameldowa艂 szef mechanik贸w. Kapitan niedbale zasalutowa艂 dotykaj膮c daszka czapki. Samoch贸d zatrzyma艂 si臋 przy pilotach. Otworzy艂y si臋 tylne drzwiczki i wysiad艂 wysoki oficer w kurtce niemieckich strzelc贸w g贸rskich. Zdj膮艂 czapk臋 i r臋k膮 przeczesa艂 jasne w艂osy. Odwr贸ci艂 si臋 i z tylnego siedzenia zabra艂 wypchany plecak oraz schmeissera. - Pu艂kownik Stucker - nowo przyby艂y przedstawi艂 si臋 pilotom. Hegel patrzy艂 na przybysza bez s艂owa. - Dok膮d pan chce lecie膰? - Kapfstein zapyta艂 Stuckera. - Tu - Stucker zza pazuchy wyj膮艂 cienk膮 tekturow膮 teczk臋. Bladoniebieskie oczy Stuckera pozosta艂y bez wyrazu, chocia偶 doskonale pami臋ta艂 dzisiejsze spotkanie ko艂o zamku w Kr贸lewcu. Na zamkowym dziedzi艅cu trwa艂o pakowanie ostatnich skrzy艅 do ci臋偶ar贸wek. Stucker sta艂 pod o艣nie偶onym drzewem i czeka艂. Punktualnie o 12.08 podszed艂 do niego cywil w sk贸rzanym p艂aszczu. - Pan Stucker? - upewni艂 si臋 cz艂owiek, kt贸rego twarzy nie by艂o wida膰 znad wysoko postawionego ko艂nierza. - Mo偶e. - Pozdrowienia z mauzoleum Lenina - Stucker us艂ysza艂 um贸wione has艂o. - Wi臋c? - Pana propozycja jest nie do przyj臋cia. - Dlaczego? - Mamy wp艂aci膰 dolary na pana konto w Szwajcarii i zatopi膰 wskazany przez pana statek? Jak膮 mamy pewno艣膰, ze 艂adunek pozostanie nienaruszony po katastrofie i nikt go przed nami nie wydob臋dzie? - Wska偶臋 wam odpowiednie miejsce do ataku, a skrzynie b臋d膮 dobrze zabezpieczone... na ka偶d膮 okoliczno艣膰. - Nie mamy 偶adnych gwarancji... Stucker cmokn膮艂 niezadowolony. - Chcecie, 偶ebym wam przywi贸z艂 to do Moskwy, a wy mnie pocz臋stujecie kul膮 w 艂eb? - Wie pan, 偶e zas艂uguje pan na to. - Darujcie sobie, towarzyszu, takie gadanie. Amerykanie kupi膮 te informacje bez szemrania. - Amerykanie przyjechali do Europy wygra膰 wojn臋 i zrobi膰 dobry interes, ale nie zechc膮 z nami zadziera膰... My tu zostaniemy. Stucker westchn膮艂. - Wi臋c nie? To wasze ostatnie s艂owo? - Da - odpowiedzia艂 po rosyjsku rozm贸wca Stuckera. - Nied艂ugo to wszystko b臋dzie nasze. Pan i pana skrzynki pewnie te偶. Stucker zasalutowa艂 i odwr贸ci艂 si臋 bez s艂owa. Nast臋pne godziny sp臋dzi艂 na za艂atwianiu kilku wa偶nych spraw, mi臋dzy innymi samolotu. Dokument z w艂asnor臋cznym podpisem Hitlera robi艂 na wszystkich odpowiednie wra偶enie. Dlatego teraz mia艂 do dyspozycji Junkersa, bombowca w wersji rozpoznawczej. Kapfstein otworzy艂 tekturow膮 teczk臋. W 艣rodku by艂y cieniutkie arkusze aluminium z nadrukowanymi mapami Ba艂kan贸w i W艂och. - Daleka podr贸偶 przed nami - mrukn膮艂 porucznik. - Wy tam polecicie, ja wysi膮d臋 po drodze - odrzek艂 Stucker. - W Szwajcarii? - do rozmowy w艂膮czy艂 si臋 Hegel. - Zobaczycie - odpowiedzia艂 Stucker. - W dow贸dztwie zapewniano, 偶e macie najlepszy samolot, najnowsze radary i jeste艣cie bardzo dobrzy. - Podobno Iwan ma dzi艣 w nocy ruszy膰 do ofensywy - Hegel m贸wi艂 bezczelnie patrz膮c w oczy Stuckera. - Okazuje si臋, 偶e wierni s艂ugusi Hitlera ju偶 teraz uciekaj膮... Stucker po艂o偶y艂 d艂o艅 na spu艣cie pistoletu maszynowego. - Macie swoje rozkazy?! Wykona膰! - krzykn膮艂. Hegel i Kapfstein obr贸cili si臋 bez s艂owa, weszli pod brzuch bombowca i weszli do 艣rodka po drabince umieszczonej na jego spodzie. Stucker ruszy艂 za nimi. Wskazali mu miejsce ni偶ej, przed sob膮, w przeszklonej kabinie. Kapfstein odczytywa艂 list臋 czynno艣ci przed startem, a Hegel po kolei sprawdza艂 wska藕niki, kr臋ci艂 pokr臋t艂ami, a偶 w ko艅cu uruchomi艂 oba silniki. Tr贸j艂opatowe 艣mig艂a obraca艂y si臋 coraz szybciej. Mechanik zabra艂 drewniane kliny spod k贸艂 i samolot potoczy艂 si臋 po p艂ycie lotniska. Junkers dostojnie wzni贸s艂 si臋 w powietrze i skierowa艂 si臋 na po艂udnie. Na wschodzie s艂o艅ce wychyla艂o si臋 zza horyzontu, a w dole szaro艣膰 poranka roz艣wietla艂y wybuchy. - Iwan zaatakowa艂 - powiedzia艂 Hegel. - Mamy trzech bandyt贸w na pi膮tej, pi臋膰set metr贸w nad nami - zameldowa艂 Kapfstein patrz膮c na ekran radaru. - Stucker! - Hegel kopn膮艂 pasa偶era w rami臋. - Potrafisz obs艂ugiwa膰 karabin maszynowy? Stucker spojrza艂 zdziwiony. Hegel nagle wykona艂 gwa艂towny ruch sterem. Junkers zakr臋ci艂 w lewo nurkuj膮c ku pokrytej 艣niegiem ziemi. Obok przemkn臋艂y dwie sylwetki my艣liwc贸w z czerwonymi gwiazdami. - Jeszcze jeden! - przypomnia艂 Kapfstein. - Schodzi poni偶ej nas. Ca艂y czas siedzi nam na ogonie. - Rusz si臋! - Hegel pop臋dza艂 Stuckera. Pu艂kownik niezgrabnie wygramoli艂 si臋 ze swojego fotela i przeszed艂 na ty艂 kabiny. Kapfstein pom贸g艂 mu zamontowa膰 dwa sprz臋偶one karabiny maszynowe. - Kapfstein! - zawo艂a艂 Hegel. - Do radaru. Uruchom noktowizor. Nad pulpitem pilota umieszczono eksperymentalne urz膮dzenie umo偶liwiaj膮ce widzenie w ciemno艣ciach, montowane ju偶 w niekt贸rych czo艂gach. Hegel pochyli艂 si臋 i przytkn膮艂 oczy do okular贸w lunety. - Niech pan strzela kr贸tkimi seriami, ale tylko wtedy, kiedy powiem - Kapfstein poucza艂 Stuckera. Dwa my艣liwce nadlatywa艂y od przodu. Ich piloci strzelali d艂ugimi seriami 艣wietlistych pocisk贸w. Hegel tylko pchn膮艂 wolant do przodu i zszed艂 do samej ziemi. Kad艂ub Junkersa pomalowany na bia艂o zlewa艂 si臋 z pokrytym 艣niegiem krajobrazem, jednak my艣liwiec z ty艂u nie ust臋powa艂. Hegel prowadzi艂 samolot szerok膮 dolin膮 rzeki, kt贸rej brzegi zarasta艂y wysokie sosny. - Iwan szykuje si臋 do skoku - zameldowa艂 Kapfstein. My艣liwiec wzni贸s艂 si臋 wy偶ej, nabra艂 pr臋dko艣ci i zanurkowa艂. - Stucker! Teraz! - krzykn膮艂 Hegel. Stucker pos艂usznie nacisn膮艂 spusty karabin贸w maszynowych w chwili, gdy Junkers gwa艂townie poderwa艂 si臋 ku g贸rze. Strumienie pocisk贸w prawie odstrzeli艂y skrzyd艂a my艣liwca z odleg艂o艣ci kilkudziesi臋ciu metr贸w. Rosyjski pilot trzyma艂 ju偶 r臋k臋 na guziku uruchamiaj膮cym jego karabiny, ale Niemiec by艂 szybszy. My艣liwiec eksploduj膮c uderzy艂 w ziemi臋. Dwa pozosta艂y my艣liwce gdzie艣 znikn臋艂y. - Wracamy do Kr贸lewca - zadecydowa艂 Hegel. - Nie - rzek艂 Stucker odruchowo szukaj膮c schmeissera. Kapfstein wyj膮艂 pistolet i wycelowa艂 go w pier艣 pasa偶era, Hegel spojrza艂 na map臋. - Mam lepszy pomys艂 - mrukn膮艂 zadowolony. Junkers zni偶y艂 lot i 艂agodnie wyl膮dowa艂 na tafli zamarzni臋tego jeziora. Kapfstein otworzy艂 luk w pod艂odze kabiny. - Do widzenia! - rzuci艂 Hegel w stron臋 Stuckera. - Gdzie艣 tu jest miasteczko W臋gorzewo. My wracamy na wojn臋, a pan niech kombinuje sobie dalej sam. Ruscy nigdy nie czaili si臋 na nas o tej porze. Nie maj膮 dobrych nocnych my艣liwc贸w. To nie przypadek, 偶e spotkali艣my ich a偶 trzech. Skoro zdarzy艂o si臋 to pierwszy raz i to w czasie lotu z panem, to oznacza, 偶e to pan mia艂 zgin膮膰. Stucker zabra艂 plecak i schylony wyszed艂 spod kad艂uba samolotu. Nagle poczu艂 dziwny zapach, a jego g艂owa uderzy艂a w co艣 mi臋kkiego. Uni贸s艂 g艂ow臋 i zobaczy艂 ko艅ski 艂eb, a wy偶ej okr膮g艂膮, zmarzni臋t膮 twarz o sko艣nych oczach i wycelowan膮 w siebie luf臋 pepeszy. W kabinie zdumiony Hegel w艂膮czy艂 wszystkie 艣wiat艂a. Dooko艂a Junkersa sta艂o kilkudziesi臋ciu je藕d藕c贸w. - Ruscy - j臋kn膮艂 Kapfstein. ROZDZIA艁 PIERWSZY WYJAZD NA AUKCJ臉 JAGUAR W ROWIE PROPOZYCJA DANIELLE BURSZTYNOWY POS膭呕EK KRADZIE呕 SKARB脫W UCIECZKA NA 揇IABOLO" POZNAJ臉 KOMISARZA SKOWRONKA CZY PAWE艁 JEST Z艁ODZIEJEM? Wyjazd do pa艂acyku w P. spad艂 na mnie jak grom z jasnego nieba. M贸j szef, Pan Samochodzik, przeczyta艂 rano og艂oszenie w jednej z lokalnych gazet, 偶e w ma艂ej miejscowo艣ci w zabytkowym obiekcie jest organizowana ekskluzywna aukcja obraz贸w. Mia艂em tylko kilka chwil na wypo偶yczenie smokingu. Przed wyjazdem otrzyma艂em od pana Tomasza czek in blanco 搕ak na wszelki wypadek", gdyby pojawi艂 si臋 tam jaki艣 rarytasik. Do odtwarzacza kompakt贸w w Rosynancie w艂o偶y艂em sk艂adank臋 przeboj贸w zespo艂u 揚erfect" i gna艂em przed siebie w rytm piosenki 揕okomotywa z og艂oszenia". Co chwila spogl膮da艂em na zegarek i tylko mocniej naciska艂em peda艂 gazu. Marcowe s艂o艅ce ju偶 dawno znik艂o za horyzontem. Drog臋 przez sosnowy las co jaki艣 czas pokrywa艂y ha艂dy 艣niegu. Nagle na drog臋 z pobocza wyskoczy艂a kobieta w balowej sukni i rozpaczliwie macha艂a r臋koma. Zatrzyma艂em si臋 i rozejrza艂em dooko艂a. W rowie le偶a艂 srebrzysty jaguar z brytyjsk膮 rejestracj膮. - M贸wiono mi, 偶e Polacy to prawdziwi d偶entelmeni - po angielsku przywita艂a mnie pechowa podr贸偶niczka. By艂a wysok膮 blondynk膮. Na stopach mia艂a delikatne pantofelki na wysokim obcasie. By艂a ubrana w jasnoniebiesk膮 obcis艂膮 sukni臋. Jej szyj臋 zdobi艂a z艂ota kolia. W upi臋tych w kok w艂osach tkwi艂a szpilka z brylantow膮 g艂贸wk膮. Mia艂a oko艂o trzydziestu pi臋ciu lat. Ona r贸wnie偶 lustrowa艂a m贸j wygl膮d. - Chyba mam szcz臋艣cie - u艣miechn臋艂a si臋 poprawiaj膮c niesforny kosmyk w艂os贸w. - Danielle Wesson - przedstawi艂a si臋 podaj膮c mi d艂o艅. - Jak s膮dz臋, jedzie pan na aukcj臋? - Tak - przyzna艂em. - Zapraszam pani膮 do swojego samochodu... - O, nie! Za nic nie zostawi臋 tutaj mojego jaguara. S艂ysza艂am, 偶e u was kradn膮 ekskluzywne auta. - Mamy ma艂o czasu - j臋kn膮艂em. Ona spojrza艂a na mnie b艂agalnie. - No dobrze - zdj膮艂em smoking, zakasa艂em r臋kawy i zaj膮艂em si臋 przymocowaniem liny z wyci膮garki Rosynanta do jaguara. Po kilkunastu minutach auto Angielki sta艂o ju偶 na drodze. Oboje skierowali艣my si臋 do P. Min臋li艣my ma艂e miasteczko zagubione gdzie艣 na Pomorzu Zachodnim i alej膮 parkow膮 wjechali艣my na podjazd rz臋si艣cie o艣wietlonego pa艂acu. Wok贸艂 budynku kr臋ci艂o si臋 kilku ubranych na czarno ochroniarzy. W drzwiach sta艂o dw贸ch elegancko ubranych m臋偶czyzn. - Czy mog臋 wiedzie膰, jak pan si臋 nazywa? - zapyta艂 jeden z nich. By艂 szczup艂ym brunetem, o 艣niadej cerze i bystrym, zimnym spojrzeniu. - Pawe艂 Daniec - przedstawi艂em si臋. On spojrza艂 na kr贸tk膮 list臋 nazwisk, kt贸r膮 trzyma艂 w d艂oni. - Przykro mi - szepn膮艂 patrz膮c na mnie z zainteresowaniem. - Kto pana zaprosi艂. Pan Sebedian? Ju偶 chcia艂em sk艂ama膰, gdy uratowa艂 mnie g艂os zza moich plec贸w. - On jest ze mn膮 - o艣wiadczy艂a Danielle. - Oczywi艣cie - brunet sk艂oni艂 si臋 nisko. - Ka偶臋 przygotowa膰 dla pa艅stwa pok贸j. - Nie trzeba - zaprotestowa艂em. - To konieczne - Danielle wymamrota艂a mi do ucha. Nie mia艂em wyboru. Si臋gn膮艂em po walizk臋 Danielle i oboje poszli艣my za drugim elegantem, kt贸ry zaprowadzi艂 nas na pi臋tro pa艂acyku. Szli艣my po szerokich, zakr臋conych schodach i weszli艣my do ostatniego apartamentu po lewej stronie. Z okien mogli艣my podziwia膰 o艣nie偶ony krajobraz parku. Danielle pad艂a na szerokie, ma艂偶e艅skie 艂o偶e i g艂臋boko westchn臋艂a. - Jestem skonana - rzuci艂a. - Aukcja odb臋dzie si臋 po kolacji, czyli za dwie godziny. Mamy du偶o czasu, 偶eby dobrze si臋 pozna膰. Rozejrza艂em si臋 po pokoju, w kt贸rym nie by艂o innego mebla do spania ni偶 艂o偶e, wi臋c podejrzewa艂em, 偶e czeka mnie noc na pod艂odze. - Co masz na my艣li? - zapyta艂em. - Chod藕my si臋 wyk膮pa膰 - powiedzia艂a zalotnie. Nie czekaj膮c ani chwili zrzuci艂a z siebie sukni臋, chwyci艂a mnie za smoking i poci膮gn臋艂a w stron臋 艂azienki. Zdezorientowany ruszy艂em za ni膮. - Szkoda wypo偶yczonego smokingu - mrukn臋艂a zdejmuj膮c ze mnie marynark臋. Wesz艂a do kabiny z prysznicem i pu艣ci艂a wod臋. K艂臋by pary wype艂ni艂y 艂azienk臋. - Rozbieraj si臋 i w艂a藕 - rozkaza艂a mi wystawiaj膮c g艂ow臋. W samej tylko bieli藕nie do艂膮czy艂em do Danielle. Spojrza艂a na mnie z ironi膮. - Mam dla ciebie interesuj膮c膮 propozycj臋 - rzek艂a nachylaj膮c si臋 w moj膮 stron臋. Pi臋膰 minut stali艣my przytuleni do siebie pod strumieniami wody. Ona szybko opowiada艂a mi niezwyk艂膮 histori臋. Ca艂y ten cyrk z k膮piel膮 by艂 na u偶ytek mikrofon贸w i kamer zamontowanych w naszym apartamencie, 偶eby szumem wody zag艂uszy膰 nasz膮 rozmow臋. Znaj膮c wsp贸艂czesne 艣rodki do pods艂uchu wiedzia艂em, 偶e i tak na niewiele si臋 to zda. - To jak? Zgadzasz si臋? - spyta艂a mnie na koniec swej tyrady. - To ci臋 ustawi do ko艅ca 偶ycia. Za艂atwi臋 ci brytyjskie obywatelstwo. Bez s艂owa kiwn膮艂em g艂ow膮. W ko艅cu przez tyle lat pracowa艂em za marn膮 urz臋dnicz膮 pensj臋 i nikt opr贸cz Pana Samochodzika nigdy mnie nie pochwali艂. Wyszli艣my z 艂azienki i za艂o偶yli艣my nasze wieczorowe stroje. Po chwili kto艣 zapuka艂 i uprzejmym g艂osem zaprosi艂 nas na kolacj臋. Zeszli艣my do jadalni, gdzie sta艂 d艂ugi st贸艂 z ekskluzywn膮, posrebrzan膮 zastaw膮. Wok贸艂 oko艂o dwudziestu jedz膮cych kr臋ci艂a si臋 kilkuosobowa grupa kelner贸w zmieniaj膮cych talerze, dolewaj膮cych wina. Wszyscy go艣cie pa艂acyku i jak mniema艂em uczestnicy licytacji wygl膮dali na bogatych ludzi. Kilku starszym panom towarzyszy艂y o wiele od nich m艂odsze kobiety. By艂o tu tak偶e kilka dystyngowanych ma艂偶e艅stw. Posadzono nas pomi臋dzy przedsi臋biorc膮 z bran偶y elektronicznej a 偶on膮 w艂a艣ciciela kilku sklep贸w jubilerskich. Prowadzili艣my b艂ahe dyskusje na temat warunk贸w na drodze oraz podawanych nam smako艂yk贸w. - Drodzy pa艅stwo! - gwar rozm贸w przerwa艂 brunecik. - Mister Sebedian. Wszyscy wstali艣my, 偶eby powita膰 naszego gospodarza. By艂 to m臋偶czyzna w wieku oko艂o pi臋膰dziesi臋ciu lat. Kr贸tko ostrzy偶one siwe w艂osy przylega艂y do jego g艂owy. Nie mia艂 zarostu, a u艣miechni臋t膮 twarz cz艂owieka sukcesu roz艣wietla艂 r贸wny rz膮d bialutkich z臋b贸w. Do tego mia艂 weso艂e, piwne oczy. By艂 wysokim m臋偶czyzn膮 o wysportowanej sylwetce. - Mi艂o mi pa艅stwa go艣ci膰 na tej aukcji troch臋 zapomnianych dzie艂 sztuki - przem贸wi艂 po angielsku do zebranych. - Za chwil臋 rozpoczniemy licytacj臋. Usiad艂 przy stole i obserwuj膮c wszystkich pi艂 bia艂e wino. Po posi艂ku podano lampki koniaku oraz cygara. Otwarto szerokie drzwi prowadz膮ce z jadalni do du偶ej sali balowej z wysokimi oknami si臋gaj膮cymi od pod艂ogi do sufitu. Przez r贸wnie wysokie, otwarte drzwi wpada艂o do 艣rodka ch艂odne powietrze z parku. Na 艣cianach, za szk艂em wisia艂y fotografie i reprodukcje obraz贸w, rze藕b, bi偶uterii. Ze zdziwieniem czyta艂em opisy. Wi臋kszo艣膰 z tych dzie艂 sztuki uznano za zaginione w czasie drugiej wojny 艣wiatowej. Na 艣rodku pomieszczenia sta艂 wysoki sze艣cian przykryty zielonym suknem. Tego tajemniczego obiektu pilnowa艂o dw贸ch ochroniarzy w garniturach. Solidne zgrubienia pod ich pachami 艣wiadczy艂y, 偶e nie skrywali tam zwyk艂ych pistolecik贸w. Spacerowali艣my z Danielle wzd艂u偶 艣cian. Ona popija艂a koniak, a ja leniwie 膰mi艂em cygaro. - Teraz mi wierzysz? - Danielle wymownie spojrza艂a w stron臋 wystawy. - Tak - mrukn膮艂em. Sebedian stan膮艂 na 艣rodku sali i klasn膮艂 w d艂onie, 偶eby zwr贸ci膰 na siebie uwag臋. - Prosz臋 pa艅stwa! - przem贸wi艂. - Przygotowa艂em t臋 ma艂膮 wystawk臋, 偶eby pokaza膰 skal臋 planowanego przedsi臋wzi臋cia. Teraz udowodni臋, 偶e nie jest moim celem oszukanie pa艅stwa. Podszed艂 do zielonego sukna i teatralnym gestem szarpn膮艂 je. Wszyscy j臋kn臋li z zachwytu. Naszym oczom ukaza艂a si臋 szklana gablota z p贸艂metrowej wysoko艣ci pos膮偶kiem Apollina z bursztynu, u kt贸rego st贸p le偶a艂 na oko dwukilogramowy stos z艂otej bi偶uterii. Drogie kamienie: rubiny, diamenty, brylanty b艂yszcza艂y i razi艂y oczy. - Za kwadrans rozpoczynamy aukcj臋 - o艣wiadczy艂 Sebedian. - Ka偶dy teraz mo偶e przemy艣le膰 moj膮 ofert臋 lub ewentualnie skontaktowa膰 si臋 ze swoim mocodawc膮. Danielle delikatnie wyprowadzi艂a mnie do parku. Ze zdziwieniem zauwa偶y艂em, 偶e gdzie艣 znikn臋li ubrani na czarno ochroniarze, kt贸rych wcze艣niej by艂o tu pe艂no. W ciemno艣ciach panowa艂a jaka艣 niepokoj膮ca cisza. Danielle na chwil臋 w艂o偶y艂a d艂o艅 do torebki. - Co tu robicie?! - us艂yszeli艣my za sob膮 m臋ski g艂os. Napastnik przytkn膮艂 mi luf臋 karabinu do kr臋gos艂upa. Jednocze艣nie us艂ysza艂em charakterystyczny odg艂os odbezpieczanego ka艂asznikowa. Danielle sta艂a krok przede mn膮. Powoli unios艂em r臋ce do g贸ry. Cz艂owiek za moimi plecami ponownie d藕gn膮艂 mnie luf膮. - Idziemy do szefa - obwie艣ci艂. B艂yskawicznie obr贸ci艂em si臋 w prawo. Lew膮 d艂oni膮 chwyci艂em za d艂o艅 ochroniarza spoczywaj膮c膮 na spu艣cie, jednocze艣nie zgi臋ciem 艂okcia blokuj膮c luf臋. Praw膮 r臋k膮 chwyci艂em go od ty艂u za jego lewe udo, tu偶 poni偶ej krocza, i przewr贸ci艂em go twarz膮 do ziemi. Jak zwykle sprawdzi艂y si臋 s艂owa moich instruktor贸w z 揷zerwonych beret贸w", 偶e uzbrojeni ludzie s膮 zbyt przywi膮zani do broni. Usiad艂em na plecach ochroniarza i kolb膮 ka艂asznikowa uderzy艂em go w okolice lewego ucha, 偶eby straci艂 przytomno艣膰 na jaki艣 czas. Danielle patrzy艂a na mnie z podziwem. - Nie mamy czasu - rzuci艂a. Wr贸cili艣my do sali balowej. Ustawiono tam krzes艂a dla go艣ci. Danielle ruszy艂a w ich stron臋 i przechodzi艂a obok Sebediana. Nagle z torebki wyszarpn臋艂a pistolet i przystawi艂a go do g艂owy gospodarza. Ochroniarze nie zd膮偶yli zareagowa膰, uczestnicy aukcji zamarli. - Pawe艂, spakuj skarby - rozkaza艂a, rzucaj膮c w moj膮 stron臋 torebk臋. - W 艣rodku znajdziesz worek. Wszystkie oczy skierowa艂y si臋 na mnie. Wyj膮艂em z torebki czarny worek na 艣mieci i podszed艂em do szklanej gablotki. Zauwa偶y艂em, 偶e by艂a pod艂膮czona do instalacji alarmowej. Spojrza艂em na Danielle. - W torebce, ma艂e czarne pude艂ko z zielonym guzikiem - powiedzia艂a bacznie obserwuj膮c wszystkich i ca艂y czas terroryzuj膮c Sebediana. Wyj膮艂em pude艂ko, wcisn膮艂em guzik. Rozleg艂 si臋 pisk, na u艂amek sekundy zgas艂o 艣wiat艂o, a alarm przesta艂 dzia艂a膰. Zgas艂y czerwone kontrolki na gablocie. - Wy艂adowanie elektromagnetyczne - wyja艣ni艂a mi Danielle. Kopni臋ciem rozbi艂em szk艂o i zacz膮艂em wk艂ada膰 do worka skarb. Danielle przeprowadzi艂a Sebediana do drzwi do jadalni. Poszed艂em za ni膮. Nikt nas nie zatrzymywa艂, a Sebedian sprawia艂 wra偶enie nad wyraz spokojnego. Z jadalni, przez hol wyszli艣my na parking. - Do twojego samochodu - powiedzia艂a do mnie Danielle. - A jaguar? - zapyta艂em. - Kradziony - wzruszy艂a ramionami. Zbli偶y艂em si臋 do Rosynanta. Danielle pu艣ci艂a Sebediana, lecz wci膮偶 w niego celowa艂a. Z mroku wy艂oni艂 si臋 brunecik mierz膮c do mnie z pistoletu. Palec wskazuj膮cy biela艂 na spu艣cie. Wykr臋ci艂em si臋 schodz膮c mu z linii strza艂u. Upu艣ci艂em worek i lew膮 d艂oni膮 chwyci艂em go za pistolet, blokuj膮c mu jednocze艣nie d艂o艅. Praw膮 r臋k膮 uderzy艂em go w krta艅, a potem wykr臋caj膮c mu uzbrojon膮 d艂o艅, odebra艂em pistolet. Danielle zabra艂a worek i wsiad艂a do Rosynanta. Pospieszy艂em za ni膮, czym pr臋dzej uruchomi艂em silnik, bo z oddali dobiega艂 odg艂os policyjnych syren. - B臋d臋 ciebie pilotowa艂a - powiedzia艂a Danielle. Pos艂usznie jecha艂em zgodnie z jej wskaz贸wkami. Po godzinie szybkiej jazdy dotarli艣my do zaciemnionego gospodarstwa. Kto艣 otworzy艂 przed nami drzwi stodo艂y. Wprowadzi艂em Rosynanta do 艣rodka. Danielle zabra艂a z kopy siana worek 偶eglarski. Wyrzuci艂a z niego stos ubra艅. - Przebieraj si臋 - dyrygowa艂a. Wybra艂em sobie d偶insy, wysokie buty, koszul臋, bluz臋 i ciep艂膮, sk贸rzan膮 kurtk臋. Danielle wskaza艂a wrota stodo艂y. Wyszli艣my na podw贸rze. Z daleka s艂ysza艂em szum morza. Po dwudziestu minutach dotarli艣my nad brzeg Ba艂tyku. Bia艂e grzywacze fal lekko po艂yskiwa艂y w 艣wietle ksi臋偶yca. Na pla偶y czeka艂 na nas ponton 揨odiak" ze sztywnym dnem. Danielle usiad艂a przy silniku, zepchn膮艂em 艂贸d藕 na wod臋, a ona w艂膮czy艂a wsteczny bieg, potem wykr臋ci艂a dzi贸b w stron臋 czarnej, niskiej sylwetki jakiego艣 statku. Ponton podskakiwa艂 na falach, gdy p臋dzili艣my w stron臋 tajemniczego okr臋tu. Po kwadransie byli艣my ju偶 przy jego rufie. Statek nazywa艂 si臋 揇iabolo". Mia艂 chyba z sze艣膰dziesi膮t metr贸w d艂ugo艣ci i dziesi臋膰 szeroko艣ci. 艢r贸dokr臋cie zajmowa艂a olbrzymia nadbud贸wka. Na rufie znajdowa艂 si臋 du偶y d藕wig i 艂adownia jak w okr臋tach desantowych lub na trawlerach. Otwarto przed nami wjazd do 艂adowni, a Danielle skierowa艂a tam nasz ponton. Czyje艣 r臋ce chwyci艂y rzucon膮 przeze mnie cum臋 i po chwili zostali艣my wci膮gni臋ci na pok艂ad 揇iabolo". Danielle trzymaj膮c moj膮 r臋k臋 poprowadzi艂a mnie do kajuty mimo ciemno艣ci panuj膮cych na statku. Drog臋 zna艂a chyba na pami臋膰. W kajucie znajdowa艂y si臋 dwie koje, stolik, szafa i male艅ki bulaj. Na stoliku sta艂 szampan. Danielle rzuci艂a worek na koj臋, otworzy艂a butelk臋 szampana, rozla艂a go do kieliszk贸w. - Za nowe 偶ycie Paw艂a Daniec - wznios艂a toast. 艁ykn膮艂em szampana i poczu艂em, 偶e kr臋ci mi si臋 w g艂owie. Opad艂em na koj臋. Pami臋ta艂em jeszcze, 偶e Danielle troskliwie zajrza艂a mi prosto w oczy. Jeszcze nie spa艂em, gdy odezwa艂 si臋 dzwonek telefonu. Pomy艣la艂em, 偶e dzwoni Pawe艂 Daniec. - Pan Samochodzik? - us艂ysza艂em m艂ody g艂os w s艂uchawce. - Tu aspirant Cezary Pirania, wsp贸艂pracownik komisarza Skowronka. Ju偶 oddaj臋 szefowi s艂uchawk臋... - Halo?! - odezwa艂 si臋 艣piewny baryton. - Tu komisarz Skowronek. Wiem, 偶e pan pracuje w Ministerstwie Kultury i tak dalej. Szukacie zaginionych skarb贸w? - Tak - mrukn膮艂em zdziwiony zachowaniem policjant贸w. - Pan zna niejakiego Paw艂a Da艅ca? - Tak. - To pana pracownik? - Tak. - Ten wasz cz艂owiek zagin膮艂 ze skarbem i niez艂膮 lask膮. - Pewnie kto艣 si臋 pod niego podszy艂. - Krawiectwo to nie moja bran偶a, ja jestem powa偶ny detektyw - teraz w g艂osie Skowronka s艂ycha膰 by艂o stanowczo艣膰. - Pakuj pan graty. Zaraz przyjedzie po pana w贸zek z technikami, kt贸rych wezwali艣my ze stolicy. Roz艂膮czy艂 si臋 nie daj膮c mi czasu na odpowied藕. Pozosta艂o mi jedynie zebra膰 do torby najpotrzebniejsze rzeczy. Po kilkunastu minutach w drzwiach mojego mieszkania sta艂o dw贸ch wysokich m艂odzie艅c贸w w sk贸rzanych kurtkach, 偶uj膮cych gum臋, kt贸rzy grzecznie i stanowczo zaprosili mnie na d贸艂, do samochodu. W drodze do P. mia艂em czas, 偶eby si臋 zdrzemn膮膰. Na miejscu byli艣my po trzech godzinach. Wok贸艂 pa艂acyku sta艂o kilka policyjnych radiowoz贸w z w艂膮czonymi 艣wiat艂ami. Przed specjalnymi ta艣mami oddzielaj膮cymi miejsce przest臋pstwa od reszty 艣wiata sta艂y ekipy dziennikarzy. Technicy, z kt贸rymi przyjecha艂em, natychmiast zrobili odlewy 艣lad贸w opon Rosynanta, a potem zbierali odciski palc贸w z jaguara. - Pan Samochodzik? - za mn膮 sta艂 m艂ody cz艂owiek w podkoszulku i sk贸rzanej kurtce. Mia艂 prawie na 艂yso zgolon膮 g艂ow臋 i ciemne okulary na nosie. Widzia艂em szelki, na kt贸rych wisia艂 pistolet. - Pirania - przedstawi艂 si臋 podaj膮c mi d艂o艅. - Chod藕my do szefa. Zaprowadzi艂 mnie do niskiego, 艂ysiej膮cego m臋偶czyzny w starym p艂aszczu, sp艂owia艂ej marynarce, poplamionej ketchupem bia艂ej koszuli i rozlu藕nionym krawacie. To by艂 komisarz Skowronek, cz艂owiek o pucu艂owatej twarzyczce niemowlaka. Mia艂 oko艂o pi臋膰dziesi膮tki. - Witaj, kochanie艅ki - na powitanie uderzy艂 mnie d艂oni膮 w rami臋 tak silnie, 偶e omal nie zlecia艂em z pa艂acowych schod贸w. Obok komisarza sta艂 jaki艣 elegancko ubrany m臋偶czyzna o szlachetnej twarzy i sylwetce. - To Mister Sebedian - Skowronek specjalnie akcentowa艂 s艂owo 揗ister". - M贸wi tylko po angielsku. A to pan Tomasz N.N., wybitny ekspert od poszukiwa艅 zaginionych i skradzionych dzie艂 sztuki - przedstawi艂 mnie gospodarzowi. - Mister Sebedian zorganizowa艂 tu niez艂膮 zabaw臋, a Pawe艂 Daniec z laluni膮 zrobili cyrk i znikn臋li ze skarbem wartym oko艂o miliona dolar贸w. - Nie wierz臋 - zaprzecza艂em. - Pawe艂 nie by艂by zdolny do czego艣 takiego. - Ja te偶 nie wierzy艂em komisarzowi, jak wybija艂 mi z g艂owy ma艂偶e艅stwo - odezwa艂 si臋 Pirania. - I co? - zaciekawi艂em si臋. - Odesz艂a - prychn膮艂 Pirania. - Czemu? - Normalnie, bo to z艂a kobieta by艂a! - roze艣mieli si臋 Skowronek i Pirania. - To cytat z 揚s贸w". Wida膰, 偶e pan nietutejszy i kultowych film贸w nie ogl膮da. - Chod藕my obejrze膰 film nagrany przez kamery ochrony - zaproponowa艂 ju偶 ca艂kiem powa偶ny Skowronek. We czterech weszli艣my do ma艂ego pokoju obok holu. Znajdowa艂o si臋 tam centrum ochrony i monitoringu obiektu. Na dw贸ch ekranach, dzi臋ki g臋sto rozmieszczonym kamerom, mo偶na by艂o obejrze膰 najdalsze nawet zak膮tki posiad艂o艣ci. Pirania w艂膮czy艂 kaset臋 wideo. Jak w dobrym filmie sensacyjnym mog艂em obejrze膰 przebieg kradzie偶y, w kt贸rej udzia艂 bra艂 m贸j pracownik. - Panowie b臋d膮 mieli t臋 ta艣m臋? - zapyta艂em policjant贸w. - Oczywi艣cie - odpowiedzia艂 Pirania wk艂adaj膮c dow贸d rzeczowy do kieszeni w kurtce. - Mo偶emy zej艣膰 do sali, gdzie dosz艂o do kradzie偶y? - poprosi艂em. Skowronek bez s艂owa poprowadzi艂 mnie. Przechodz膮c przez jadalni臋 si臋gn膮艂 po jeden z nietkni臋tych kieliszk贸w z winem. Pow膮cha艂, obejrza艂 p艂yn pod 艣wiat艂o. - Bia艂e wino w艂oskie z p贸艂nocnego brzegu jeziora Garda w okolicach Trydentu i Bolzano, dobre, w przyst臋pnej cenie - orzek艂 ze znawstwem. Stan膮艂em na 艣rodku ogromnego pomieszczenia. Spogl膮da艂em na resztki szklanej gabloty i wystaw臋 fotografii na 艣cianach. Sebedian przygl膮da艂 mi si臋 z wielk膮 uwag膮. - Co to za fotografie? - zapyta艂em go. - To zaginione w czasie drugiej wojny 艣wiatowej dzie艂a sztuki - m贸wi艂 rozk艂adaj膮c r臋ce. - Chcia艂em zorganizowa膰 akcj臋 maj膮c膮 doprowadzi膰 do ich odnalezienia. - Mia艂 pan konkretne 艣lady? - To ju偶 pozostanie moj膮 tajemnic膮 - Sebedian u艣miechn膮艂 si臋 lekko. - Mam nadziej臋, 偶e zna pan polskie prawo? Takie ukryte skarby nale偶膮 do pa艅stwa polskiego. - S膮 miejsca, gdzie ani pan, ani inni urz臋dnicy nie maj膮 w艂adzy - Sebedian znowu pokaza艂 garnitur bia艂ych z臋b贸w w szerokim u艣miechu. - Mi艂o mi by艂o pana pozna膰 - po偶egna艂em Sebediana. - To co? Jedziemy na komend臋? - zaczepi艂 mnie Skowronek. - Tak. W samochodzie Skowronka i Piranii by艂em skazany na s艂uchanie radia i mlaskania, gdy obaj jedli hamburgery. Po dw贸ch godzinach zajechali艣my przed komend臋 policji w Gda艅sku. Przemarsz Skowronka i Piranii by艂 kwitowany przez ich koleg贸w policjant贸w okrzykami w stylu: 揥itajcie, federales!", 揙to toczy si臋 Centralna Beczka 艢miechu". W obskurnym biurze posadzili mnie przy biurku, podali kaw臋 i w艂膮czyli kaset臋 wideo. - Wiem, 偶e jest pan wysokiej klasy specjalist膮 - zacz膮艂 Skowronek. - Prosz臋 powiedzie膰, co przyku艂o pana uwag臋 w pa艂acyku? - Mia艂a tam by膰 aukcja obraz贸w, a jedyne jakie widzia艂em, to te na zdj臋ciach - m贸wi艂em szczerze. - To bardzo dziwne, tym bardziej 偶e oficjalnie te dzie艂a sztuki nie istniej膮 od kilkudziesi臋ciu lat. Poza tym, jedyna rzecz, kt贸r膮 mo偶na by艂o sprzeda膰, ginie po amatorskim napadzie w wykonaniu jakiej艣 kobiety i mojego pracownika. To jest grubymi ni膰mi szyte. - Prosz臋 mi wyja艣ni膰 spraw臋 tych zaginionych dzie艂 sztuki - poprosi艂 Skowronek. - To proste. Wiele zabytk贸w w czasie dzia艂a艅 wojennych zagin臋艂o. Wiemy, 偶e w SS by艂a specjalna kom贸rka odnajduj膮ca prywatne kolekcje, kt贸rych w艂a艣cicieli na og贸艂 wywo偶ono do oboz贸w koncentracyjnych. P贸藕niej zrabowane dzie艂a sztuki zwo偶ono w kilka punkt贸w zbiorczych. Na prze艂omie 1944 i 1945 roku specjalne konwoje zajmowa艂y si臋 ratowaniem zrabowanego dobra, a w艂a艣ciwie wywo偶eniem go w bezpieczne miejsca. - Sk膮d w takim razie dokumentacja fotograficzna tego, co jak pan m贸wi艂 zagin臋艂o? - zaciekawi艂 si臋 Skowronek. - Powszechnie m贸wi si臋 o niemieckiej dok艂adno艣ci. Jest ziarno prawdy w tym powiedzeniu. Ka偶da zdobycz by艂a dok艂adnie opisana, obfotografowana przez niemieckich kustosz贸w. Jeden egzemplarz zostawa艂 w regionalnym muzeum, drugi wysy艂ano do centrali w Berlinie. Mister Sebedian stamt膮d zapewne otrzyma艂 te zdj臋cia. Nawet je艣li uzyska艂 je z innego 藕r贸d艂a, to powie o Berlinie. - M贸wi艂 o Berlinie - wtr膮ci艂 si臋 Pirania. - A jak pan skomentuje zachowanie swojego pracownika? - Jestem zdumiony - przyzna艂em z rezygnacj膮. - A co pan s膮dzi o zrabowanym skarbie? M贸wi艂 pan, 偶e to historia szyta grubymi ni膰mi... - O, tak. Nie widzia艂em z bliska bi偶uterii, ale bursztynowa figurka jest doskonale znana historykom sztuki. Pochodzi ona z zaginionej w czasie wojny Bursztynowej Komnaty. ROZDZIA艁 DRUGI POSZUKIWANIA ROSYNANTA LIST OD OLBRZYMA W艁AMANIE DO KLUBU NURK脫W 揥IELORYB" SZUKAM BATURY ODWIEDZINY W POKOJU BATURY PROSZ臉 MICHA艁A O POMOC ZOSTA艁O CZTERDZIE艢CI OSIEM GODZIN Do rana przespa艂em si臋 na kozetce w biurze Skowronka. Obudzi艂 mnie Pirania. - Panie Tomaszu! - szarpa艂 mnie za rami臋. - Pobudka! Wsta艂em i przyj膮艂em zaproszenie policjant贸w na 艣niadanie w sto艂贸wce. Pirania jad艂 swoj膮 porcj臋, a potem szefa. Skowronek jedynie robi艂 kulki z chleba, podrzuca艂 je ku g贸rze, chwyta艂 ustami i po艂yka艂 popijaj膮c kaw膮. - Co pan proponuje? - zapyta艂 mnie komisarz. - Pawe艂 jest tam, gdzie samoch贸d - odpowiedzia艂em. - Trzeba odnale藕膰 Rosynanta. - Patrole maj膮 ju偶 opis waszego superwozu - wtr膮ci艂 si臋 Pirania. - I co? - dopytywa艂em si臋. - Do rutynowej kontroli zatrzymano kilka pojazd贸w - opowiada艂 Pirania. - Przy okazji zatrzymano poszukiwanego listem go艅czym z艂odzieja samochod贸w. Wasz Rosynant, jak pan m贸wi艂, mia艂 urz膮dzenia umo偶liwiaj膮ce zmian臋 barwy karoserii czy numer贸w rejestracyjnych. Uczulili艣my wi臋c funkcjonariuszy na to, 偶eby zwracali uwag臋 na bogate wyposa偶enie elektroniczne pojazdu: GPS, komputer, nowoczesne 艣rodki 艂膮czno艣ci... - Macie tu komputer? - przerwa艂em wyw贸d Piranii. - Jasne - rzek艂 Skowronek. - Ma pan jaki艣 pomys艂? - Pawe艂 m贸g艂 przes艂a膰 mi jakie艣 informacje przez Internet - t艂umaczy艂em. - Przygotowali艣my kilka kod贸w, kt贸re m贸g艂 wys艂a膰 z samochodu wciskaj膮c prost膮 kombinacj臋 klawiszy na klawiaturze komputera. Szybko przeszli艣my do biura informatyk贸w. Pirania po艂膮czy艂 si臋 z ministerialnym serwerem i sprawdzi艂 poczt臋 elektroniczn膮, kt贸ra przysz艂a na moje nazwisko. - Mamy tylko jeden list i to wys艂any ze skrzynki zarejestrowanej w Gda艅sku - relacjonowa艂 Pirania. - Ju偶 go drukuj臋. Po chwili trzyma艂em kr贸tk膮 notatk臋: Drogi Panie Tomaszu! K艂ania si臋 nisko wasz znajomy pismak z Olsztyna. Spotka艂em w Gda艅sku cz艂owieka, kt贸ry ma do opowiedzenia ciekaw膮 histori臋 z okresu drugiej wojny 艣wiatowej. To by艂y marynarz niemieckiego okr臋tu podwodnego U-2331. Zna ciekawe szczeg贸艂y dotycz膮ce zatoni臋cia Wilhelma Gustloffa . Mo偶liwe spotkanie jutro, w po艂udnie przy So艂dku". Olbrzym - Kto to jest Olbrzym? - Pirania ju偶 przygotowa艂 sobie notes. - To dziennikarz z Olsztyna, z kt贸rym szukali艣my skarbu genera艂a Samsonowa - wyt艂umaczy艂em. - List pisa艂 wczoraj, wi臋c mo偶emy si臋 z nim spotka膰 dzi艣. - Czy to spotkanie mo偶e dotyczy膰 prowadzonego przez nas 艣ledztwa? - dopytywa艂 si臋 Skowronek. - Nie s膮dz臋 - mrukn膮艂em. - Pyta艂 mnie pan o to, w jakim kierunku powinno p贸j艣膰 艣ledztwo. Uwa偶am, 偶e nale偶a艂oby sprawdzi膰 osob臋 Sebediana. - Interpol nic na niego nie ma - zabra艂 g艂os Pirania. - To bogaty przedsi臋biorca z Argentyny robi膮cy interesy w ca艂ej Europie. Jego pasj膮 jest kolekcjonowanie dzie艂 sztuki i poszukiwanie skarb贸w. Postanowi艂em dowiedzie膰 si臋, czy Mister Sebedian ubiega艂 si臋 w naszym ministerstwie o pozwolenie na zorganizowanie poszukiwa艅. W tym czasie Pirania pyta艂 w Stra偶y Granicznej, czy maj膮 jakie艣 informacje o 揇iabolo". U nas nic nie wiedziano na temat Sebediana, za to m贸j zwierzchnik w randze podsekretarza stanu bardzo chcia艂 ze mn膮 rozmawia膰. - Znowu Pawe艂 Daniec narozrabia艂! - zacz膮艂 tyrad臋. - Od policji wiem wszystko. Ta艣ma wideo nie pozostawia w膮tpliwo艣ci. O艣wiadczam panu, 偶e na Da艅ca czeka dyscyplinarne zwolnienie z pracy. Czuj臋, 偶e panem te偶 kto艣 musi si臋 zaj膮膰. Chyba ju偶 czas na emeryturk臋. Bez s艂owa przerwa艂em po艂膮czenie. Zadzwoni艂em do kilku znajomych z innych resort贸w. Od jednego z nich dowiedzia艂em si臋, 偶e Sebedian poinformowa艂 rz膮d polski, 偶e ma zamiar eksplorowa膰 wrak 揥ilhelma Gustloffa" znajduj膮cy si臋 w polskiej strefie ekonomicznej Morza Ba艂tyckiego. Teraz na spotkanie z Olbrzymem nie mog艂em si臋 ju偶 sp贸藕ni膰. Spojrza艂em na zegarek. Powiedzia艂em Skowronkowi, 偶e musz臋 si臋 艣pieszy膰. Pirania odwi贸z艂 mnie w pobli偶e D艂ugiego Targu w Gda艅sku. Szybko przemaszerowa艂em do kana艂u na Mot艂awie i czeka艂em na przystani stateczk贸w przewo偶膮cych turyst贸w do statku- muzeum 揝o艂dek". Jeszcze nie by艂o sezonu turystycznego, wi臋c przysta艅 by艂a pusta. W oddali na kanale ujrza艂em sylwetk臋 przedziwnego kutra, niskiego, o szerokim pok艂adzie. Jego nadbud贸wka mia艂a 艣lady po specjalnych p艂ytach pancernych chroni膮cych bulaje. Przy burtach znajdowa艂y si臋 puste gniazda po czterech wyrzutniach torpedowych. Z dw贸ch stanowisk karabin贸w przeciwlotniczych zdemontowano uzbrojenie. Na dziobie sta艂 Olbrzym i macha艂 r臋k膮 w moj膮 stron臋. Kuter mia艂 wypisane bia艂膮 farb膮: 揚T 117". - Niech pan wsiada - Olbrzym poda艂 mi r臋k臋, gdy kuter zbli偶y艂 si臋 na metr do nadbrze偶a. Przeskoczy艂em na okr臋t, kt贸ry wykona艂 zwrot i odp艂yn膮艂 w kierunku Zatoki Gda艅skiej. Obudzi艂em si臋 ze strasznym b贸lem g艂owy. Chcia艂em poruszy膰 si臋, lecz nie mog艂em. Kto艣 przyku艂 moje d艂onie i przywi膮za艂 stopy do koi. Spojrza艂em w bok. Za sto艂em siedzia艂a Danielle ubrana w sztormiak. Ogl膮da艂a telewizj臋. - W sam膮 por臋 - powiedzia艂a do mnie podkr臋caj膮c g艂os. - ...W czasie napadu zrabowano dzie艂a sztuki warto艣ci oko艂o miliona dolar贸w - s艂ysza艂em spikera. - Rabunku dokona艂a nieznana policji kobieta oraz Pawe艂 Daniec. Wystawiono za nimi listy go艅cze. Ostrzega si臋, 偶e za pomoc w ukrywaniu przest臋pc贸w grozi kara wi臋zienia... - Jeste艣 s艂awny - Danielle u艣miechn臋艂a si臋. Dopiero teraz zauwa偶y艂em, 偶e mia艂a kr贸tkie czarne w艂osy si臋gaj膮ce jej ledwie za uszy, ciemne oczy i nieco zmienione rysy twarzy. Spostrzeg艂a moje zdziwienie. - Peruka, kolorowe szk艂a kontaktowe, plastyczne wk艂adki silikonowe, a nawet sztuczne opuszki palc贸w - pokaza艂a mi palce z pokremowanymi ko艅c贸wkami. - Troch臋 bolesne zabiegi, ale za to nie ma przeciw mnie 偶adnych dowod贸w. - Czemu mnie u艣pi艂a艣 i zwi膮za艂a艣? - pyta艂em. - Musieli艣my ci臋 sprawdzi膰, ale o dziwo nic na ciebie nie mamy - Danielle spojrza艂a na mnie zimnym wzrokiem. - Pomog艂e艣 mi, wi臋c nie masz wyj艣cia i powrotu do poprzedniego 偶ycia, oboj臋tnie jak uczciwe ono by艂o. - M贸wi艂a艣 o udziale w 艂upie i wyprawie po prawdziwy skarb - przypomnia艂em jej. - Najpierw zobaczymy, czy mo偶emy ci wierzy膰. Do akcji wydobycia skarb贸w mamy jeszcze du偶o czasu. Do tego musimy zabra膰 na pok艂ad 揇iabolo" szefa i dw贸ch ekspert贸w z Polski. - Co to za ludzie? - Jeste艣 zbyt ciekawy. - Mo偶e m贸g艂bym wam co艣 o nich powiedzie膰. Przecie偶 i wy spytacie ich o mnie. - Jeden z nich to Jerzy Batura. Pomo偶e nam w wywiezieniu 艂upu i skontaktuje nas z cz艂owiekiem, kt贸ry doskonale zna interesuj膮ce nas miejsce. - Nie znam ich. A co ja m贸g艂bym dla was zrobi膰? - W Gda艅sku mieszka cz艂owiek, kt贸ry ma dok艂adne plany interesuj膮cego nas miejsca... - Danielle pokaza艂a mi zdj臋cie tego cz艂owieka i powiedzia艂a, co mam zdoby膰. - Je艣li to ukradn臋, to od razu zwr贸cimy uwag臋 policji na to, co was interesuje. - Dobrze by by艂o, gdyby i ten cz艂owiek znikn膮艂 - Danielle u艣miechn臋艂a si臋. - To sprawdzian. - Mam lepszy pomys艂. Po godzinie Danielle pozwoli艂a mi wyj艣膰 na pok艂ad 揇iabolo". Z tego co zd膮偶y艂em si臋 zorientowa膰, na pok艂adzie statku by艂a kilkunastoosobowa, wieloj臋zyczna za艂oga ubrana w takie same kombinezony. Nikt si臋 do mnie nie odzywa艂, je艣li nie by艂o to absolutnie konieczne. Danielle zaprowadzi艂a mnie do kajuty zaj臋tej przez fa艂szerza dokument贸w i wysz艂a. Gdy wr贸ci艂a po p贸艂godzinie, mia艂em gotowy zestaw papier贸w dla zupe艂nie innej osoby. Zmieniono mi kolor w艂os贸w na jasny blond, oczu na granatowe i nawet doklejono sztuczne opuszki palc贸w. - Otrzymam fundusz reprezentacyjny? - zapyta艂em Danielle. - Oto on - rzek艂a wr臋czaj膮c mi du偶膮, ci臋偶k膮 kopert臋. W 艣rodku by艂 pistolet Glock 19 z pi臋cioma zapasowymi magazynkami i plik banknot贸w, na oko dwadzie艣cia moich dotychczasowych, urz臋dniczych pensji. By艂a tam tak偶e ma艂a kr贸tkofal贸wka i noktowizor. Po wczesnym obiedzie Danielle sprowadzi艂a mnie do rufowej 艂adowni. Musia艂em przebra膰 si臋 w kombinezon p艂etwonurka, a ubranie i wyposa偶enie schowa膰 do wodoszczelnego plecaka. Czterech milcz膮cych m臋偶czyzn przynios艂o niewielki pojazd z dwiema 艣rubami po bokach. - To 揇elfin 1" - wyja艣ni艂a mi Danielle. - Ma艂y pojazd podwodny z w艂asnym, zamkni臋tym obiegiem powietrza, umo偶liwiaj膮cy przep艂yni臋cie pod wod膮 do dwudziestu kilometr贸w. Kabina jest podzielona na dwie cz臋艣ci. Obie mo偶na otworzy膰, 偶eby pasa偶er m贸g艂 wydosta膰 si臋 na zewn膮trz. Mo偶e zej艣膰 na g艂臋boko艣膰 do dziesi臋ciu metr贸w. Wsiadaj. 揇elfin 1" by艂 wielkim, prawie przezroczystym cygarem d艂ugo艣ci czterech metr贸w i 艣rednicy p贸艂tora metra. Pos艂usznie zaj膮艂em miejsce dla pasa偶era z ty艂u. By艂o tam sporo miejsca, ale pewnie normalnie p艂ywali tym ludzie z butlami do nurkowania. Danielle w艂膮czy艂a nap臋d, a za艂oga 揇iabolo" zepchn臋艂a nas po specjalnych szynach do morza. Zeszli艣my na g艂臋boko艣膰 dw贸ch metr贸w. Za艂o偶y艂em mask臋 podobn膮 do tych u偶ywanych przez pilot贸w w samolotach my艣liwskich. Po p贸艂godzinie Danielle wysun臋艂a nad fale peryskop, po czym da艂a mi znak, 偶e mog臋 opu艣ci膰 ma艂y batyskaf. Wpierw wpu艣ci艂em do 艣rodka wod臋. Zrobi艂o mi si臋 zimno. Bez trudu odpi膮艂em blokad臋 i odsun膮艂em pleksiglas odgradzaj膮cy mnie od morza. Wynurzy艂em si臋, z艂apa艂em haust 艣wie偶ego powietrza i zanurkowa艂em. Zamkn膮艂em kabin臋 daj膮c znak Danielle, 偶e wszystko w porz膮dku. Do brzegu mia艂em ledwie kilkana艣cie metr贸w. Niezauwa偶ony wyszed艂em na pla偶臋. W krzakach przebra艂em si臋, a potem wyszed艂em na szos臋. Trzeci z kolei samoch贸d, dostawczy peugeot, zatrzyma艂 si臋 i mog艂em dojecha膰 do Gda艅ska. Wsiad艂em do podmiejskiej kolejki i pojecha艂em do dzielnicy Gda艅sk-Oliwa. Pod podanym mi adresem zobaczy艂em przedwojenn膮 pi臋trow膮 will臋 z podw贸rzem zagraconym z艂omem. Sta艂a na rogu ulic, wi臋c mog艂em j膮 sobie dok艂adnie obejrze膰 ze wszystkich stron. Jeszcze chwil臋 patrzy艂em na tabliczk臋: 揔lub Nurk贸w Wieloryb" i ruszy艂em na poszukiwania dobrej kryj贸wki. W podrz臋dnym hoteliku wynaj膮艂em pok贸j na parterze. W recepcji pokaza艂em sw贸j fa艂szywy dow贸d osobisty. Zap艂aci艂em z g贸ry za dwa dni i wyszed艂em do miasta. Moja kryj贸wka by艂a oddalona od willi o nieca艂y kilometr. Wpierw dwukrotnie przeszed艂em ten dystans, 偶eby dobrze zapami臋ta膰 drog臋. Potem poszed艂em poszuka膰 sklepu z komputerami. W komisie kupi艂em notebooka, dobry skaner i opakowanie dyskietek. Wr贸ci艂em do hotelu i schowa艂em sprz臋t w 艂azience. W艂a艣ciciel obudowa艂 wann臋 kafelkami zostawiaj膮c przy pod艂odze spory otw贸r dla hydraulik贸w naprawiaj膮cych ewentualne awarie. Wystarczy艂y dwa du偶e worki na 艣mieci i komputer m贸g艂 tam na mnie czeka膰. Kolejne zakupy zrobi艂em na bazarze przy stoisku ze sprz臋tem turystycznym. Tu偶 przed siedemnast膮, czyli godzin膮 zamkni臋cia banku, poszed艂em zrealizowa膰 czek wystawiony przez pana Tomasza. - Poprosz臋 pana dow贸d osobisty - powiedzia艂a kasjerka spisuj膮c numer czeku. Poda艂em jej dokument. - Pan Jerzy Batura? - pyta艂a por贸wnuj膮c moj膮 twarz ze zdj臋ciem w dowodzie. - Tak - rzuci艂em od niechcenia. Szef podpisa艂 czek nie wpisuj膮c ani sumy, ani nazwiska odbiorcy. Dzi臋ki temu mog艂em uszczupli膰 konto ministerstwa o par臋 groszy. By艂 to skromny ekwiwalent za zmarnowane urlopy. Zrobi艂em jeszcze zakupy w sklepie spo偶ywczym, a potem jedz膮c kolacj臋 w hotelowym pokoju znowu zobaczy艂em siebie, a w艂a艣ciwie dawnego Paw艂a Da艅ca w telewizji. Wychodz膮c zostawi艂em w艂膮czony telewizor i zasuni臋te zas艂ony. Okno przymkn膮艂em przyklejaj膮c gum臋 do 偶ucia do framugi. W recepcji nikogo nie by艂o. Szybko przemkn膮艂em pochylony pod kontuarem i znalaz艂em si臋 na ulicy. Skierowa艂em si臋 do willi. Z trzech stron otacza艂y j膮 podobne do niej budowle, ale z jednej, za ulic膮, by艂y ogr贸dki dzia艂kowe. Korzystaj膮c z mroku przeskoczy艂em przez p艂ot, a potem wszed艂em do altanki, z kt贸rej mog艂em obserwowa膰 will臋. Dzia艂kowicze nauczyli si臋 nie zamyka膰 swych domk贸w, bo z艂odzieje i tak wy艂amywali zamki. Z plecaka wyj膮艂em termos i kanapki. Cierpliwie czeka艂em, a偶 w willi pogasn膮 wszystkie 艣wiat艂a. Odczeka艂em jeszcze p贸艂 godziny. Pierwsze godziny snu z regu艂y s膮 najtwardsze, wi臋c mia艂em nadziej臋, 偶e gospodarze b臋d膮 spali twardym snem. Wyszed艂em z altanki i przez p艂ot dosta艂em si臋 na drog臋. Rozgl膮da艂em si臋 na wszystkie strony. Latarnie rozja艣nia艂y tylko fragmenty poro艣ni臋tej topolami ulicy. P艂ot willi mia艂 zwie艅czenie z drutu kolczastego. Dodatkowo wsz臋dzie wala艂y si臋 kawa艂ki 偶elastwa, jakie艣 艣mig艂a, silniki, blachy. Furtka by艂a osadzona pomi臋dzy dwoma ceglanymi s艂upami. Obok ros艂a dzika jab艂o艅. Wspi膮艂em si臋 na drzewko. Wisz膮c na ga艂臋zi postawi艂em nogi na s艂upkach furtki, zeskoczy艂em dwa metry i ju偶 by艂em na terenie posiad艂o艣ci. Interesuj膮cy mnie pok贸j, mieszcz膮cy archiwum klubu, znajdowa艂 si臋 po stronie niewidocznej z ulicy. Przecisn膮艂em si臋 pomi臋dzy pust膮 szklarni膮 i wrakiem przedwojennego mercedesa. Okno nie mia艂o 偶adnych zabezpiecze艅, ba, by艂o lekko uchylone. Leciutko pchn膮艂em jedno skrzyd艂o. Nawet nie skrzypn臋艂o. Podskoczy艂em trzymaj膮c si臋 parapetu i ju偶 by艂em w pomieszczeniu wype艂nionym p贸艂kami z opas艂ymi tomami i sprz臋tem do nurkowania. Na艂o偶y艂em noktowizor sprezentowany mi przez Danielle. Interesuj膮ce mnie dokumenty znalaz艂em po pi臋ciu minutach. Schowa艂em je do plecaka i wyskoczy艂em na dw贸r. P贸艂 metra od siatki, na podw贸rku ros艂a sosna. Opieraj膮c si臋 ojej pie艅 wszed艂em na p艂ot. Troch臋 skrzypia艂, ale na szcz臋艣cie nikogo to nie zaalarmowa艂o. Teraz bieg艂em do hoteliku. Gdy znalaz艂em si臋 w cieniu wiaduktu kolejowego, nagle wyros艂o przede mn膮 dw贸ch osi艂k贸w. - Dawaj, kolo, plecak i spadaj! - powiedzia艂 jeden z nich z dziwnym akcentem wskazuj膮cym na to, 偶e jest cudzoziemcem. - Ja was znam! - powiedzia艂em po angielsku. - Po co ten cyrk? Na chwil臋 zawahali si臋 i wykorzysta艂em to, 偶eby przebiec pomi臋dzy nimi. Nawet nie pr贸bowali mnie goni膰. Podejrzewa艂em, 偶e to Danielle wys艂a艂a dw贸ch marynarzy z 揇iabolo". Postanowi艂em p贸藕niej wykorzysta膰 ten fakt przeciwko niej. Wszed艂em do swojego pokoju przez okno zamkni臋te na gum臋 do 偶ucia. Uruchomi艂em komputer i skaner. Przez godzin臋 pracowa艂em kopiuj膮c archiwum nurk贸w. Jednocze艣nie nastawi艂em ma艂膮, ale nowoczesn膮 radiostacj臋 od Danielle na cz臋stotliwo艣膰 policyjn膮, 偶eby wiedzie膰, czy kto艣 nie zawiadomi艂 str贸偶贸w prawa o w艂amaniu do willi. Gdy wy艂膮czy艂em notebooka, schowa艂em go i dyskietki do plecaka. Po kwadransie inn膮 drog膮 dotar艂em do willi i od艂o偶y艂em dokumenty na miejsce. - Nic nie zgin臋艂o, wi臋c nie ma przest臋pstwa - pomy艣la艂em zadowolony. Z dworca Gda艅sk-Oliwa pojecha艂em na dworzec g艂贸wny. Stamt膮d zadzwoni艂em do mojej wtyczki w bandzie Jerzego Batury. - Cze艣膰, tu Daniec - przywita艂em mojego rozm贸wc臋. - Cze艣膰, mistrzu. W telewizji tr膮bi膮, 偶e jeste艣 na indeksie - us艂ysza艂em odpowied藕. - Tym bardziej powiniene艣 mi pom贸c. - Nie jeste艣 mi potrzebny. Ju偶 nie masz 偶adnej w艂adzy. - By膰 mo偶e. W moim komputerze jest specjalna kartoteka z pe艂n膮 informacj膮 o twoich wyczynach. Chcesz, 偶eby dosta艂a j膮 policja albo Batura? M贸j rozm贸wca chwil臋 sapa艂 z w艣ciek艂o艣ci. - Czego chcesz? - zapyta艂. - Gdzie jest Batura? Informator poda艂 mi nazw臋 hotelu w Warszawie, gdzie Batura nocowa艂 wraz z pewnym cz艂owiekiem o pseudonimie 揂ugusto". Domy艣la艂em si臋, 偶e to 揂ugusto" mia艂 dostarczy膰 informacji interesuj膮cych Danielle. Roz艂膮czy艂em si臋. Teraz musia艂em dosta膰 si臋 do Warszawy. Mog艂em wybra膰 poci膮g, ale trwa艂oby to d艂ugo. Musia艂em wi臋c zdoby膰 samoch贸d. W toalecie dworcowej uporz膮dkowa艂em sw贸j str贸j i wygl膮d. Skierowa艂em si臋 do najlepszego hotelu w mie艣cie. W recepcji zameldowa艂em si臋 na sw贸j fa艂szywy, po艂udniowoafryka艅ski paszport. Teraz nazywa艂em si臋 Wilhelm van Dycker. - Zap艂ac臋 za tydzie艅 pobytu z g贸ry - powiedzia艂em wyjmuj膮c plik banknot贸w. - Chcia艂bym r贸wnie偶 wynaj膮膰 tu samoch贸d. - Oczywi艣cie - mi艂a recepcjonistka u艣miechn臋艂a si臋. - Poprosz臋 pana prawo jazdy. Poda艂em jej kolejny podrobiony dokument. - Czy ten samoch贸d m贸g艂bym zostawi膰 w Warszawie? - zapyta艂em. - Tak, mamy tam zaprzyja藕niony z nami hotel - us艂ysza艂em odpowied藕. - Wtedy jednak cz臋艣膰 kaucji zostanie zatrzymana w zwi膮zku z kosztami doprowadzenia samochodu do Gda艅ska. - Nie szkodzi - mrukn膮艂em wydaj膮c kolejne pieni膮dze od Danielle. Po p贸艂godzinie otrzyma艂em kluczyki do samochodu. Zostawi艂em cz臋艣膰 swoich rzeczy w pokoju. W hotelowej restauracji zam贸wi艂em kanapki na drog臋. Na parkingu czeka艂 na mnie ford mondeo. Wsiad艂em do samochodu i pojecha艂em w stron臋 trasy E-7 prowadz膮cej do Warszawy. Korzystaj膮c z tego, 偶e droga noc膮 jest prawie pusta, gna艂em z maksymaln膮 pr臋dko艣ci膮. W stolicy by艂em na godzin臋 przed 艣witem. Zajecha艂em pod hotel, gdzie mia艂 rezydowa膰 Batura i jego przyjaciel. Na parkingu zauwa偶y艂em terenowego nissana Batury. Przyjrza艂em si臋 oknom hotelowym na parterze. Kilka z nich by艂o uchylonych. Zakrad艂em si臋 do nich, za艂o偶y艂em noktowizor i przygl膮da艂em si臋 艣pi膮cym. Jeden z m臋偶czyzn idealnie odpowiada艂 moim potrzebom. Na stoliku zosta艂y resztki po ma艂ej libacji, a marynarka lu藕no zwisa艂a z krzes艂a. Wszed艂em do 艣rodka, z wewn臋trznej kieszeni wyj膮艂em portfel z kilkoma kartami kredytowymi. Teraz wr贸ci艂em na parking. Auto Batury sta艂o w cieniu modrzewia. Niestety mia艂o zabezpieczenia, kt贸rych nie mog艂em sforsowa膰 nie budz膮c ca艂ej okolicy. Zosta艂 mi wi臋c do wykonania drugi wariant, trudniejszy. W recepcji spyta艂em, w kt贸rym pokoju mieszka m贸j przyjaciel Jerzy Batura. Zapewni艂em recepcjonistk臋, 偶e jestem z nim um贸wiony, a dopiero co przyjecha艂em z Gda艅ska. Powiedzia艂em, 偶e poczekam na Batur臋 w restauracji, a ona w tym czasie mo偶e si臋 z nim skontaktowa膰. Przez restauracj臋 dosta艂em si臋 na hotelowe korytarze. Dzwoni艂em kluczami w kieszeni, 偶eby pracownicy hotelu my艣leli, 偶e jestem jednym z ich go艣ci. Na trzecim pi臋trze, gdzie mieszka艂 Batura, wszed艂em do schowka sprz膮taczki i obserwowa艂em korytarz przez szpar臋. Po dziesi臋ciu minutach Batura i jego kumpel, barczysty blondyn, wybiegli z pokoju. - M贸wi艂em ci, 偶e przy艣l膮 kogo艣 po nas - us艂ysza艂em s艂owa Batury skierowane do blondyna. B艂yskawicznie otworzy艂em prosty zamek w drzwiach hotelowego pokoju, na dno szafy w korytarzu podrzuci艂em portfel 艣piocha z parteru, a do jednej z nocnych szafek Glocka od Danielle. Oba przedmioty wytar艂em chusteczk膮 艣cieraj膮c moje fa艂szywe odciski palc贸w. Wybieg艂em na korytarz. Na szcz臋艣cie by艂y tu budki telefoniczne. Wykona艂em jeden telefon, zbieg艂em dwa pi臋tra i z okna na korytarzu wyskoczy艂em na trawnik. Ukry艂em si臋 w fordzie i czeka艂em. Niezbyt d艂ugo. Najpierw podjecha艂y dwa cywilne pojazdy. Wysiad艂o z nich o艣miu m臋偶czyzn. W tym czasie pozycje wok贸艂 hotelu zaj臋艂o kilku funkcjonariuszy brygady antyterrorystycznej. Po dziesi臋ciu minutach zobaczy艂em Batur臋 i blondyna skutych, prowadzonych do radiowoz贸w. - No to konkurencj臋 mamy z g艂owy - mrukn膮艂em zadowolony. Nie chcia艂em, 偶eby Batura na pok艂adzie 揇iabolo" szczeg贸艂owo opowiada艂 Danielle o mojej pracy. Podjecha艂em na poblisk膮 stacj臋 benzynow膮. Postanowi艂em zdoby膰 sojusznika. Z budki zadzwoni艂em pod numer telefonu kom贸rkowego mojego przyjaciela. - Micha艂, przepraszam, 偶e dzwoni臋 tak wcze艣nie... - zacz膮艂em. - Nie szkodzi, jestem na obozie nurk贸w nad Ba艂tykiem, zaraz wychodzimy w morze - odezwa艂 si臋 Micha艂, m贸j przyjaciel, 偶o艂nierz jednostki specjalnej GROM. - No trudno... - Pawe艂, m贸w, co ci le偶y na sercu! M贸wi艂em przez dwie minuty. - Pod jakim jeste艣 numerem? - zapyta艂. Spojrza艂em na numer budki i podyktowa艂em go Micha艂owi. - Czekaj tam. W moim plecaku co艣 zacz臋艂o dziwnie piszcze膰. Przyjrza艂em si臋 wszystkim kieszeniom. W jednej z nich by艂 telefon kom贸rkowy. - No i co? - us艂ysza艂em s艂odki g艂os Danielle. - Gdzie jeste艣? - W Gda艅sku - sk艂ama艂em. - A dok艂adnie? - Zapytaj bandzior贸w, kt贸rych na mnie nas艂a艂a艣. - Wykona艂e艣 zadanie? - Tak. - To dobrze. Za dwie godziny b膮d藕 w Sopocie na molo. Sprawd藕 teren. Za cztery godziny powinni tam by膰 Batura i jego przyjaciel. Ju偶 po nich dzwonimy. Ich znak rozpoznawczy to dzisiejszy numer warszawskiego wydania 揋azety Wyborczej". Roz艂膮czy艂a si臋. Zadzwoni艂 telefon w budce. - Dobra, mamy czterdzie艣ci osiem godzin - relacjonowa艂 Micha艂. - Batur臋 i jego kolesia zatrzymano do wyja艣nienia na dwa dni. Postawiono im zarzut kradzie偶y portfela i nielegalne posiadanie broni. Troch臋 to za ma艂o, 偶eby od razu przymkn膮膰 na d艂u偶ej, ale i za du偶o, 偶eby od razu wypu艣ci膰. - Mamy problem - przerwa艂em Micha艂owi powtarzaj膮c mu tre艣膰 rozmowy z Danielle. - Czekaj - Micha艂 wy艂膮czy艂 si臋. Zadzwoni艂 po pi臋ciu minutach. - Zostaw bryk臋 tam, gdzie trzeba. Potem jed藕 na lotnisko Ok臋cie. Przedstaw si臋 tym po艂udniowoafryka艅skim nazwiskiem i czekaj. B臋dziesz na czas, gdzie trzeba. I kup gazet臋! ROZDZIA艁 TRZECI OG艁OSZENIE W GAZECIE KAPITAN KUTRA PECHOWY U- BOOT POJAWIA SI臉 PU艁KOWNIK STUCKER W KONWOJU Z 揥ILHELMEM GUSTLOFFEM" USZKODZENIE 揌ANSY" TAJEMNICE PROFESORA PORTERA NIEMIECKIE BADANIA NAD BRONI膭 PODWODN膭 Olbrzym prowadzi艂 mnie wzd艂u偶 prawej burty kutra. Min臋li艣my nieczynne gniazdo karabin贸w maszynowych i za specjalnym metalowym r臋kawem skr臋cili艣my do wej艣cia do ster贸wki. - To przer贸bka ameryka艅skiego kutra torpedowego z drugiej wojny 艣wiatowej - t艂umaczy艂 mi Olbrzym. Dziennikarz niewiele zmieni艂 si臋 od czasu, gdy go ostatnio widzia艂em. Zauwa偶y艂em, 偶e wci膮偶 lekko kula艂 po tym, jak go pogryz艂y psy bandzior贸w nas艂anych przez Batur臋. - Zamontowano tu nowe, lepsze silniki, nowoczesne systemy nawigacyjne i par臋 innych bajer贸w. Ster贸wka by艂a urz膮dzona tak wygodnie jak mostek kapita艅ski najnowocze艣niejszych lotniskowc贸w. Sternik, wysoki, szczup艂y m艂odzieniec w okularach, siedzia艂 w wygodnym fotelu maj膮c przed sob膮 pod艣wietlon膮 konsol臋. Z tego jednego miejsca m贸g艂 sprawdzi膰 ka偶dy element kutra. Obok niego, na wygodnej sofie siedzia艂 popijaj膮c whisky staruszek. Podobie艅stwo obu m臋偶czyzn by艂o bardzo widoczne. - To Werner i Johann Kliffowie - Olbrzym przedstawi艂 gospodarzy. - Jak pan widzi, to dziadek i wnuczek. - Werner - staruszek mocno u艣cisn膮艂 mi d艂o艅. - Tomasz - odwzajemni艂em u艣cisk. - Cze艣膰! - zawo艂a艂 Johann nie odrywaj膮c si臋 od sterowania. - Werner chce nam opowiedzie膰 ciekaw膮 histori臋 zwi膮zan膮 z 揥ilhelmem Gustloffem" - powiedzia艂 Olbrzym. - To mo偶e pana zainteresowa膰. - Tym bardziej, 偶e kto艣 organizuje wypraw臋 na ten wrak - wtr膮ci艂 si臋 Johann. - W niemieckim periodyku dla p艂etwonurk贸w czyta艂em og艂oszenie. Gdy si臋 zg艂osi艂em, powiedziano mi, 偶e ju偶 zamkni臋to list臋. Zdziwi艂em si臋, bo anons by艂 bardzo enigmatyczny, a zadzwoni艂em w dniu ukazania si臋 pisma. - Czyli kto艣 po prostu nie chcia艂 ludzi - domy艣li艂em si臋. - Wiem, 偶e Mister Sebedian ma zamiar wys艂a膰 nurk贸w na wrak, ale po co og艂asza艂by si臋? - Mo偶e to by艂 dowcip - za艣mia艂 si臋 Johann. - Chcia艂 sprawdzi膰, jaki b臋dzie popyt. Szum w 艣rodowisku zrobi艂 si臋 niema艂y. W czasie tej rozmowy wyp艂yn臋li艣my wzd艂u偶 Westerplatte i falochronu wschodniego na pe艂ne morze. Johann powiadomi艂 przez radio Morski Oddzia艂 Stra偶y Granicznej, 偶e kuter pop艂ynie na po艂udniowy wsch贸d i wp艂ynie na Wis艂臋 Martw膮. - Po co to wszystko? - dziwi艂em si臋. - Prowadzi tam kr贸tsza droga. Nie mogli艣my porozmawia膰 bez wyp艂ywania na morze? - Pos艂ucha pan dziadka, to zrozumie pan, ile warte s膮 jego informacje - mrukn膮艂 Johann. - Zamieniam si臋 w s艂uch - oznajmi艂em siadaj膮c na sofie. Olbrzym nala艂 mnie i sobie soku i wyj膮艂 notes. Werner chwil臋 milcza艂 patrz膮c na wody Zatoki Gda艅skiej. - Jestem by艂ym marynarzem U-Bootwaffe - zacz膮艂 opowie艣膰 Werner Kliff. - Zako艅czy艂em s艂u偶b臋 w Kriegsmarine jako porucznik, specjalista uzbrojenia podwodnego. Wiem, 偶e moja rola w czasie wojny mo偶e si臋 panu nie podoba膰, ale c贸偶... Pragn臋 panu opowiedzie膰 nieznan膮 histori臋 okr臋tu podwodnego U-2331, nale偶膮cego do typu XXIII. To by艂 pierwszy okr臋t, kt贸rym dowodzi艂em. Dow贸dztwo na nim obj膮艂em jesieni膮 1944 roku w Gdyni. W pa藕dzierniku, przy kei gdy艅skiego portu stoczniowego czeka艂o na mnie dwunastu marynarzy i jeden oficer, m贸j zast臋pca. To by艂 m艂ody adept gdy艅skiej szko艂y okr臋t贸w podwodnych. By艂 typowym niemieckim nordykiem, wysokim blondynem o niebieskich oczach. Nazywa艂 si臋 Hans Kloschke. - Nasz okr臋t jest gotowy do rejsu - zameldowa艂 staj膮c na baczno艣膰. - Sprawdzi艂e艣 wszystko? - zapyta艂em go patrz膮c w stron臋 spokojnego tego dnia morza. - Wierzy pan w przes膮dy? - zdziwi艂 si臋 Kloschke. - Ka偶dy marynarz jest cho膰 troch臋 przes膮dny - mrukn膮艂em. - Ka偶dy statek, okr臋t, szalupa, jacht b臋d膮ce dzie艂em r膮k ludzkich maj膮 dusz臋. Jak mamy odda膰 swe 偶ycie 艂ajbie, kt贸ra ju偶 raz zaton臋艂a? Mia艂em na my艣li pr贸by stoczniowe. Okr臋t zabra艂 w Gdyni 艣wie偶膮 za艂og臋 i z nieznanych przyczyn zaton膮艂 w pobli偶u P贸艂wyspu Helskiego. W katastrofie zgin臋艂o pi臋tnastu marynarzy. Okr臋t wydobyto i odholowano do Gdyni, gdzie go przywr贸cono do s艂u偶by, dodam, 偶e bardzo specyficznej. Nasze misje mia艂y by膰 bardziej ni偶 tajne. Dlatego jako pierwszego oficera dosta艂em m艂odego aktywist臋 Hitlerjugend, 艣wie偶o upieczony produkt fabryki wojennych oficer贸w. Reszt臋 za艂ogi stanowili doskonali i do艣wiadczeni marynarze. Weterani rejs贸w atlantyckich. Ja za to zdoby艂em troch臋 inne do艣wiadczenie. Razem z pierwszym oficerem i bosmanem Awizem zrobili艣my przegl膮d jednostki. Okr臋t mia艂 34 metry d艂ugo艣ci, 3 metry szeroko艣ci i wysoko艣膰 ca艂ko wit膮 prawie 8 metr贸w. M贸g艂 zej艣膰 na g艂臋boko艣膰 do 80 metr贸w, chocia偶 wyliczono, 偶e niszcz膮ca dla niego to 160 metr贸w. Troch臋 martwi艂o mnie nasze uzbrojenie. Mogli艣my zabra膰 jedynie dwie torpedy, czyli pozwala艂o nam to na oddanie tylko jednej salwy z dw贸ch wyrzutni. Naszym atutem by艂a jednak pr臋dko艣膰. Zamiast zwyk艂ego sze艣ciocylindrowego diesla mieli艣my silnik cieplny konstrukcji Waltera. Paliwem by艂 nadtlenek wodoru zwany 揂urolem". W czasie pr贸b jesieni膮 1940 roku okr臋t z takim nap臋dem gna艂 pod wod膮 z pr臋dko艣ci膮 28 w臋z艂贸w, gdy normalnie okr臋ty mog艂y p艂yn膮膰 oko艂o 10 w臋z艂贸w. Dwie godziny p贸藕niej, ju偶 na pe艂nym morzu otworzy艂em kopert臋 z rozkazem bojowym. Zdziwi艂em si臋, ale p贸藕niej przyzwyczai艂em si臋. W styczniu 1944 roku znowu znalaz艂em si臋 w Gdyni. - Musimy czeka膰 na rozkazy - powiedzia艂 Kloschke wracaj膮c na okr臋t z dow贸dztwa marynarki. Czekali艣my obserwuj膮c masy uchod藕c贸w uciekaj膮cych przed ofensyw膮 Rosjan. Nieca艂e dwie艣cie metr贸w od nas sta艂 揥ilhelm Gustloff", kiedy艣 pi臋kny liniowiec, zamieniony w czasie wojny na hulk mieszkalny szko艂y podwodniak贸w. Dzia艂y si臋 tam dantejskie sceny. Ludzie za wszelk膮 cen臋 chcieli dosta膰 si臋 na pok艂ad statku odp艂ywaj膮cego do Niemiec. Widzia艂em tak偶e, jak w nocy pod ruf臋 liniowca podjecha艂 konw贸j ci臋偶ar贸wek. Dowodzi艂 nim jaki艣 oficer ubrany jak strzelec g贸rski. Oko艂o trzydziestu skrzy艅 o nietypowych wymiarach za艂adowano do rufowej 艂adowni. Musia艂y by膰 one bardzo lekkie, bo za艂adunek trwa艂 bardzo kr贸tko. Potem oficer dowodz膮cy konwojem podszed艂 do trapu naszego okr臋tu. Ni贸s艂 plecak i ogromny worek marynarski. - Pu艂kownik Stucker - przedstawi艂 si臋. - B臋dziecie p艂yn膮膰 tam, dok膮d wam ka偶臋. - Pop艂yniemy tam, gdzie ka偶e nam p艂yn膮膰 dow贸dztwo Kriegsmarine - odpowiedzia艂em. Nie znosi艂em zarozumialstwa cz臋艣ci wysokich rang膮 oficer贸w. Stucker bez s艂owa wyj膮艂 pismo podpisane przez komandora porucznika Victora Schutzego, by艂ego dow贸dcy okr臋t贸w podwodnych, a 贸wcze艣nie komendanta Gdyni i szefa ewakuacji morskiej z Prus Wschodnich i Zachodnich. W rozkazie nasz okr臋t zosta艂 oddany do dyspozycji Stuckera. - Co nam pan rozka偶e, pu艂kowniku? - zapyta艂em go. - P艂yniemy za 揥ilhelmem Gustloffem" - powiedzia艂. - M贸g艂 pan p艂yn膮膰 na pok艂adzie liniowca, zapewne w ca艂kiem komfortowych warunkach - zauwa偶y艂em. - Nie lubi臋 t艂oku - odrzek艂 patrz膮c na mnie zimno. Wyda艂em rozkazy przygotowania naszego okr臋tu do wyj艣cia w morze. Sta艂em na kiosku i patrzy艂em na liniowiec. Nasz radiooperator nawi膮za艂 kontakt z radiowcem z 揥ilhelma Gustloffa" i uprzedzi艂 dow贸dztwo konwoju, 偶e p艂yniemy z nimi. Odp艂yni臋cie kilka razy przek艂adano, a偶 wreszcie 30 stycznia 1945 roku w po艂udnie ryk syren okr臋towych oznajmi艂, 偶e 揥ilhelm Gustloff", 揌ansa", tak偶e transportowiec, i dwa 艣mieszne okr臋ciki eskorty wyp艂ywaj膮 z portu. Wyp艂ywaj膮c za red臋 portu poczuli艣my silne porywy wiatru, a 艣wiat wok贸艂 wirowa艂 w 艣nie偶ycy. Powoli p艂yn臋li艣my w kierunku Helu. Na wysoko艣ci ko艅ca p贸艂wyspu oba liniowce stan臋艂y. Czeka艂y na eskortowce, kt贸re tankowa艂y paliwo na Oksywiu. Nagle 揌ansa" zawr贸ci艂a w stron臋 Gdyni, a potem zacz臋艂a robi膰 ko艂a. By艂o ju偶 ciemno, tu偶 przed osiemnast膮. Obok mnie w kiosku mimo strasznych przechy艂贸w sta艂 Stucker. - Co si臋 sta艂o? - zapyta艂 patrz膮c na ciemny kszta艂t 揌ansy" - Maj膮 zablokowany ster, robi膮 ogromne ko艂o - t艂umaczy艂em. - Zaraz uderz膮 we wrak pancernika 揝chleswig-Holstein". - Niemo偶liwe - rzuci艂 Stucker i b艂yskawicznie znikn膮艂 w kabinie radiowej. Nie reagowa艂em na jego zachowanie. Przy艂膮czy艂 si臋 do mnie bosman Awize. - Dziwny ten Stucker - powiedzia艂 bosman zapalaj膮c papierosa. - Czemu? - Pyta艂 mnie, czy potrafi臋 sam poprowadzi膰 okr臋t, bez pana i Kloschkego. - Namawia艂 ci臋 do buntu? - Proponowa艂 sp贸艂k臋. - Jak膮? - Bardzo dziwn膮, a wyp艂at臋 mieliby da膰 nam Amerykanie. - Za co? - Za cz艂owieka. Zaraz Stucker przyniesie depesz臋 z Gdyni z rozkazem, 偶eby艣my zabrali jednego cz艂owieka i niewielki 艂adunek z 揌ansy". - Sk膮d wiesz? - Wszed艂em do tej sp贸艂ki, teoretycznie - bosman za艣mia艂 si臋. - Nie lubi臋 takich facet贸w. Rzeczywi艣cie Stucker pojawi艂 si臋 z radiogramem z Gdyni. - Zabieramy z uszkodzonej 揌ansy" profesora Portera - oznajmi艂. Natychmiast przez radio skontaktowali艣my si臋 z 揌ansa", kt贸ra zatrzyma艂a si臋 w oczekiwaniu na holowniki. Podp艂yn臋li艣my do statku od zawietrznej. Po chwili spuszczono drabink臋 sznurow膮. Stucker zabra艂 ze sob膮 schmeissera i wspi膮艂 si臋 na pok艂ad liniowca. Z Awizem czekali艣my w kiosku. Obaj mieli艣my w kieszeniach lugery. Jaki艣 pasa偶er pr贸bowa艂 wej艣膰 na drabink臋, 偶eby za wszelk膮 cen臋 dosta膰 si臋 do Niemiec. Zatrzymali go marynarze z 揌ansy". Po kwadransie zszed艂 do nas 贸w profesor, a na linie spuszczono jego dwie ogromne walizki. Awize odci膮艂 baga偶e i rzuci艂 je w g艂膮b naszego okr臋tu. Popchn膮艂em profesora, 偶eby zbieg艂 do wn臋trza naszego okr臋tu. Nim Stucker zd膮偶y艂 do nas zej艣膰, zamkn臋li艣my w艂az i rozpocz臋li艣my zanurzanie. Po dwudziestu sekundach nie by艂o po nas 艣ladu. Zdumiony Porter patrzy艂 na nas z szeroko otwartymi oczami. - Gdzie jest Stucker? - zapyta艂 Kloschke. - Zosta艂 na 揌ansie" - odpowiedzia艂em. - Musimy po niego wr贸ci膰 - Kloschke wyj膮艂 pistolet i skierowa艂 luf臋 w moj膮 pier艣. Siedz膮cy za Kloschkem podoficer prowadz膮cy nas艂uch podwodny nie zdejmuj膮c nawet s艂uchawek si臋gn膮艂 pod sw贸j stolik po ci臋偶ki klucz. - Stucker uprzedzi艂 mnie, 偶e mo偶ecie pr贸bowa膰 porwa膰 profesora... - w tym momencie podoficer uderzy艂 pierwszego oficera w g艂ow臋. Awize zwi膮za艂 go i razem z marynarzem wyni贸s艂 do pierwszego przedzia艂u. Postanowi艂em obejrze膰 baga偶e Stuckera. By艂o tam radio produkcji rosyjskiej i jakie艣 szyfry, a tak偶e sto tysi臋cy dolar贸w ameryka艅skich i kilka sztabek z艂ota. Awize gwizdn膮艂 patrz膮c na to znalezisko. Wzi膮艂em walizki profesora i otworzy艂em je. W 艣rodku by艂a masa papierzysk, szkic贸w, wylicze艅, plan贸w. - Panowie, to tajne - sapa艂 Porter. - Czemu to co艣 i pan jest takie cenne? - zapyta艂em. - 揋ustloff" p艂ynie sam! - krzykn膮艂 radiotelegrafista. Mieli艣my ciekawe urz膮dzenie. Opr贸cz tradycyjnych chrap, peryskopu, zwyk艂ej anteny i radaru mieli艣my tak偶e anten臋 teleskopow膮 do wysoko艣ci trzydziestu metr贸w. Dzi臋ki temu mogli艣my prowadzi膰 nas艂uch b臋d膮c nawet w zanurzeniu. - P艂yniemy za nimi - zdecydowa艂em. Gdy min臋li艣my nasad臋 P贸艂wyspu Helskiego, marynarz przy szumonamierniku o偶ywi艂 si臋. - Mamy dw贸ch Ruskich w okolicy, podwodniacy - meldowa艂. Radiotelegrafista nada艂 meldunek do konwoju i Gdyni. - Jeden si臋 oddala na p贸艂nocny zach贸d, drugi wali prosto na nas. - Zwrot pi臋tna艣cie stopni w prawo - rozkaza艂em. - Rusek, dwie mile od nas, odpali艂 dwie torpedy. - Sk膮d maj膮 dane o nas? - dziwi艂em si臋. Wtedy wszyscy poczuli艣my delikatny deszczyk uderzaj膮cy o kad艂ub okr臋tu. - Samolot z sonarem - Awize powiedzia艂 na g艂os to, o czym wszyscy my艣leli艣my. - Czyj? Ruski? Oni takich nie maj膮. Do tego lataj膮cy w tak膮 pogod臋? - pyta艂em. - Kapitanie! Torpedy! - przypomnia艂 mi Awizego. - Jasne, zwrot prawo na burt - m贸wi艂em. - Ca艂a naprz贸d! Czekali艣my minut臋, a偶 us艂yszeli艣my odleg艂y wybuch torped, daleko za nasz膮 ruf膮. - Torpeda gotowa? - zapyta艂em bosmana. - Od dw贸ch minut - zameldowa艂 Awize. Zawr贸cili艣my pe艂n膮 par膮 w kierunku napastnika. On szed艂 w naszym kierunku zygzakiem. - Mamy go w zasi臋gu - zamrucza艂 Awize. - Odpali膰! - krzykn膮艂em. Us艂yszeli艣my 艣wist i nasza torpeda, eksperymentalne dzie艂o niemieckich naukowc贸w, skierowa艂a si臋 do celu. Ta maszynka mia艂a w艂asny szumonamiernik i stery kierowane 偶yrokompasem jak w V-2. Torpeda sama odnajdywa艂a 藕r贸d艂o d藕wi臋ku i p艂yn臋艂a w jego kierunku. Po kilkunastu sekundach g艂臋bin臋 rozdar艂 odg艂os straszliwego wybuchu. Lekko zatrz臋s艂o naszym okr臋tem. Mo偶e to was zdziwi, ale 偶aden z nas nie cieszy艂 si臋 z tego trafienia. Co prawda by艂a to otwarta walka w morzu, ale marynarze, kt贸rych zabili艣my, byli tacy sami jak my, po prostu wykonywali rozkazy. - Co teraz? - zapyta艂 Awize. - Kontynuujemy rejs i p艂yniemy za 揋ustloffem" - odpowiedzia艂em. Godzin臋 przegl膮da艂em papiery profesora Portera. Naukowiec patrzy艂 na mnie ponuro. - Wie pan, profesorze, 偶e mieli pana kupi膰 Amerykanie - m贸wi艂em zapoznaj膮c si臋 ze szkicami. - Na m贸j gust jest pan wiele wart. Wszyscy wiemy, 偶e wojna si臋 ko艅czy i tylko cud mo偶e nas uratowa膰. Pan wymy艣li艂 t臋 cudown膮 bro艅, ale dla Niemiec ju偶 chyba za p贸藕no. - To pozwoli nowym Niemcom stan膮膰 po w艂a艣ciwej stronie w walce z bolszewizmem - odezwa艂 si臋 Porter. W jego oczach ujrza艂em ogniki znamionuj膮ce bliskie szale艅stwo profesora. - Stucker to panu powiedzia艂? - Tak. Smutno pokiwa艂em g艂ow膮. - To ju偶 naprawd臋 koniec, szczury uciekaj膮 z ton膮cego okr臋tu - mrukn膮艂 Awize. - O czym panowie m贸wi膮? - dziwi艂 si臋 Porter. - Prowadzimy wojn臋 totaln膮 - t艂umaczy艂em mu jak dziecku. - zwyci臋zcy wezm膮 z naszego kraju co zechc膮 i nic nas nie uratuje. Nawet te pa艅skie szparga艂y. - Mamy 揋ustloffa" po lewej burcie - us艂ysza艂em meldunek. - za nim, od brzegu co艣 jest! - Co?! - krzykn膮艂em. - Drugi Iwan, odg艂os ich silnik贸w rozpoznam nawet we 艣nie, to typ 揝taliniec". - P艂yniemy na niego! - Jest na dobrej pozycji strzeleckiej! - zawo艂a艂 Awize pochylony nad sto艂em z mapami i wyznaczonymi kursami statk贸w. - Przyczai艂 si臋 od strony brzegu. Co prawda nie ma dok膮d ucieka膰, ale te偶 nikt nie spodziewa si臋 ataku z tamtej strony. W tej chwili pomy艣la艂em o losie tysi臋cy ludzi, cywil贸w, 偶o艂nierzy, rannych na pok艂adzie 揥ilhelma Gustloffa". - Pos艂a艂 pierwsz膮 torped臋! - Uprzed藕cie 揋ustloffa"! - rozkaza艂em. - Posz艂a druga i trzecia! - marynarz ze z艂o艣ci膮 zdj膮艂 s艂uchawki. - Po wszystkim - stwierdzi艂. By艂a godzina 21.06, gdy us艂yszeli艣my g艂uche uderzenie, a w odst臋pach dziesi臋ciu i pi臋tnastu sekund kolejne dwa. Nie mogli艣my ratowa膰 rozbitk贸w, bo nie mieli艣my ich gdzie umie艣ci膰. Nadali艣my meldunek do Gdyni i pop艂yn臋li艣my na zach贸d, do Kilonii. Tam wysadzili艣my Portera i do ko艅ca wojny wykonywali艣my rejsy takie jak dotychczas. Zaopatrywali艣my inne okr臋ty, ewakuowali艣my ludzi z Helu. W chwili ustania dzia艂a艅 wojennych zatopili艣my nasz okr臋t na pewnej g艂臋binie w pobli偶u szwedzkiego wybrze偶a. W Szwecji byli艣my internowani, a potem przewieziono nas do ameryka艅skiej strefy okupacyjnej. Chwil臋 milcza艂em rozczarowany. Opowie艣膰 Wernera by艂a ciekawa, ale nie dawa艂a mi 偶adnych nowych informacji opr贸cz tego, 偶e nasz stary znajomy Stucker, znowu pojawi艂 si臋 i znikn膮艂 jak duch. Werner zauwa偶y艂 moje rozczarowanie. - Panie Tomaszu! - uspokajaj膮co uni贸s艂 d艂o艅. - Pozna艂 pan t艂o bardzo ciekawej historii. Teraz wyja艣ni臋 panu kilka rzeczy. A mo偶e pan chce o co艣 zapyta膰? - Czy Amerykanie pytali pana o to, co pan widzia艂 w papierach Portera? - pyta艂 Olbrzym. - Bystry ch艂opak - pochwali艂 go Werner. - Pewnie, 偶e to oni nas 艣ci膮gn臋li ze Szwecji. Szukali Stuckera i Portera. Wed艂ug CIA Stucker przeszed艂 do Rosjan, a Porter zgin膮艂 w czasie alianckiego nalotu na Berlin. - Papiery Portera znikn臋艂y? - domy艣li艂 si臋 Olbrzym. - I to pewnie ze Stuckerem - doda艂em. Werner tylko u艣miecha艂 si臋 i kiwa艂 rado艣nie g艂ow膮. - Panowie, co wiecie o wsp贸艂czesnej broni podwodnej? - zapyta艂. Milcza艂em nie wiedz膮c, o co chodzi Wernerowi. Ka偶dy inteligentny cz艂owiek wiedzia艂, 偶e teraz okr臋ty podwodne s艂u偶膮 g艂贸wnie do przenoszenia rakiet z g艂owicami j膮drowymi. - Sugeruje pan, 偶e Porter zaprojektowa艂 rakietowy okr臋t podwodny? - Olbrzym jakby czyta艂 w moich my艣lach. - To chyba w贸wczas by艂 pomys艂 niemo偶liwy do zrealizowania. - Myli si臋 pan - Werner pokr臋ci艂 g艂ow膮. - To by艂y bardzo wa偶ne badania. Od pocz膮tku wojny bra艂em udzia艂 przy badaniach zwi膮zanych z niekonwencjonalnym uzbrojeniem U- Boot贸w. W 1942 roku doktor Ernst Steinhoff, szef jednej z kom贸rek badawczych w o艣rodku w Peenemunde, zaproponowa艂 swojemu bratu Friedrichowi Steinhoffowi, kapitanowi U-511, przeprowadzenie pr贸b na jego okr臋cie. Friedrich, wspania艂y oficer, z kt贸rym wtedy pracowa艂em, dowodzi艂 du偶ym okr臋tem podwodnym typu IXB. Panowie wiedz膮 nad czym pracowano w Peenemunde? - Nad rakietami taktycznymi A4, szerzej znanymi jako V-2 - odpowiedzia艂 Olbrzym. - Polacy pomagali zdoby膰 cz臋艣ci tych rakiet dla wywiadu alianckiego, a polscy komandosi walcz膮cy na Zachodzie pomagali namierzy膰 wyrzutnie V-1 we Francji. - Prosz臋 mi powiedzie膰, czego Polacy nie robili - roze艣mia艂 si臋 Werner. - M贸wi臋 to z ca艂ym szacunkiem. Czasami 艣wiat nie docenia waszej zdolno艣ci do improwizacji i skutecznego dzia艂ania w sytuacji najwi臋kszego zagro偶enia. Ale wr贸膰my do tych rakiet. 膯wiczyli艣my nie wystrzeliwanie V-2, a mniejszych pocisk贸w kalibru 30 centymetr贸w, d艂ugo艣ci 126 centymetr贸w, o masie g艂owicy bojowej 45 kilogram贸w i zasi臋gu pi臋ciu kilometr贸w. Wehrmacht stosowa艂 je ju偶 w czasie walk na froncie wschodnim. Pomys艂 takich atak贸w przeprowadzanych przez okr臋ty podwodne zachwyci艂 dow贸dztwo Kriegsmarine. Pierwsze pr贸by przeprowadzono w maju ko艂o wyspy Greifswalder Oie w pobli偶u poligonu Peenemunde. - A jak rozwi膮zano problem wystrzeliwania takich pocisk贸w? - zapyta艂em. - Chyba silniki rakietowe nie mog艂y dzia艂a膰 pod wod膮? - Najprostsze rozwi膮zanie okaza艂o si臋 zarazem najlepszym. Za kioskiem okr臋tu przyspawano standardowy stela偶 u偶ywany przez wojska l膮dowe. Dysze silnik贸w rakietowych zasklepiono woskiem wraz z przewodem elektrycznym odpalania. Rakiety odpalono z g艂臋boko艣ci 2,5 metra, a potem 7 metr贸w. Ma艂e 艂adunki wybuchowe wyprowadza艂y rakiet臋 nad powierzchni臋 wody, a nast臋pnie przewodem elektrycznym w艂膮czano silniki rakietowe. Miesi膮c p贸藕niej uda艂o si臋 wystrzeli膰 rakiety z g艂臋boko艣ci 12 metr贸w. Planowano zwi臋kszy膰 zasi臋g rakiet do 10 kilometr贸w, nawet kosztem ci臋偶aru g艂owicy bojowej. Najwa偶niejszym okaza艂o si臋 to, 偶e g臋sto艣膰 wody dobrze wp艂ywa艂a na stabilno艣膰 rakiet i wylatywa艂y one w po偶膮danym kierunku. U-511 przeniesiono do walki w bitwie o Atlantyk, a dalsze prace otrzyma艂y kryptonim 揚rojekt Ursel". W pocz膮tku 1943 roku na Morzu Ba艂tyckim ponownie testowano rakiety, tyle 偶e o masie 160 kilogram贸w. Do sierpnia 1944 roku rakiety testowano w warunkach bojowych tak偶e na Morzu Czarnym. - Z jakim skutkiem? - pyta艂 Olbrzym uwa偶nie notuj膮c ka偶de s艂owo Wernera. - Nie wiem - przyzna艂 si臋 Werner. - S艂ysza艂em tylko, 偶e nie by艂y to tak dobre wyniki jak na U-511, ale mo偶e dlatego, 偶e u偶yto za ma艂ych okr臋t贸w podwodnych. Za to ca艂y czas w o艣rodku do艣wiadczalnym Kriegsmarine nad jeziorem Toplitz w Austrii ze stanowiska na g艂臋boko艣ci 100 metr贸w wystrzeliwano rakiety nap臋dzane paliwem sta艂ym. Jesieni膮 1944 roku na UA, okr臋cie zam贸wionym przez marynark臋 wojenn膮 Turcji, kt贸ry w chwili wybuchu wojny zosta艂 przej臋ty przez Kriegsmarine, ko艂o wyspy Bornholm przeprowadzono kolejne pr贸by i wystrzelono rakiety z g艂臋boko艣ci 70 metr贸w. - Domy艣lam si臋, 偶e po wojnie kto艣 przej膮艂 ca艂膮 dokumentacj臋 - wtr膮ci艂em. - Zgad艂 pan! - Werner klasn膮艂 w d艂onie. - Wszystko przechwycili Amerykanie i wykorzystali do swojego programu 揜egulus", czyli produkcji rakiet wystrzeliwanych z powierzchni wody. - A co z V-2? - dopytywa艂 si臋 Olbrzym. - Jesieni膮 1943 roku doktor Bodo Lafferentz przedstawi艂 genera艂owi Walterowi Dornbergerowi, szefowi zak艂adu do艣wiadczalnego pr贸b rakietowych, pomys艂 wystrzeliwania V-2 ze specjalnych ponton贸w holowanych przez U-Booty. Rozumiej膮 panowie? Mo偶na by艂o ostrzela膰 Nowy Jork! Od razu przygotowano prototyp i U-1063 przeprowadzi艂 pr贸by na wodach Zatoki Gda艅skiej. - Widzia艂em kiedy艣 program w telewizji z dokumentalnymi zdj臋ciami ukazuj膮cymi przebieg procedury startowej V-2 - odezwa艂 si臋 Olbrzym. - Do wystrzelenia jednej rakiety trzeba by艂o plutonu 偶o艂nierzy i ma艂ego konwoju ci臋偶ar贸wek, nie m贸wi膮c o niewiarygodnej precyzji przy wykonywaniu wszystkich czynno艣ci, 偶eby nie dosz艂o do wypadku. Jak mo偶na by艂o w takim razie wystrzeli膰 V-2 na pe艂nym morzu, z jakiego艣 tam pontonu? - Ponton przypomina艂 d艂ug膮 Wa艅k臋-Wsta艅k臋, tak膮 rosyjsk膮 zabawk臋: z wn臋trza jednej babuszki wyjmuje si臋 drug膮. Mia艂 on d艂ugo艣膰 32 metr贸w i wyporno艣膰 500 metr贸w sze艣ciennych. Po dotarciu na miejsce startu nape艂niano wod膮 zbiorniki balastowe i podwodna wyrzutnia przyjmowa艂a pozycj臋 pionow膮. Wtedy pompowano 9 ton paliwa ze zbiornik贸w w pontonie i mo偶na by艂o startowa膰. - Jednak co z celno艣ci膮? - pyta艂em. - Przecie偶 V-2 nie by艂a rakiet膮 samonaprowadzaj膮c膮 si臋. Falowanie mog艂o mie膰 fatalny wp艂yw na trajektori臋 lotu. Mog艂o te偶 doj艣膰 do awarii. Do wybrze偶a USA z Niemiec jest kawa艂 drogi. - Pod wyrzutni膮 w pontonie zaprojektowano ma艂膮 central臋 diagnostyczno-steruj膮c膮, a stabilizatory mia艂y by膰 sterowane 偶yrokompasem. Do ko艅ca marca 1945 roku wszystko mia艂o by膰 gotowe, lecz ofensywa Rosjan zmusi艂a naukowc贸w do ewakuacji. Po zako艅czeniu wojny Rosjanie przej臋li trzy rozpocz臋te pontony oraz dokumentacj臋. Dzi臋ki temu sami skonstruowali okr臋ty uzbrojone w rakiety. - A wi臋c na starcie 搝imnej wojny" by艂o jeden do jednego - za艣mia艂 si臋 Olbrzym. - Mo偶na tak powiedzie膰 - przytakn膮艂 Werner. - Wa偶ne by艂o, kto mia艂 Portera i jego plany. - Dlaczego? - zdziwi艂 si臋 Olbrzym. - Przecie偶 wszystko by艂o jasne. Ka偶da ze stron mia艂a swoje plany. - Ot贸偶 to - Werner uni贸s艂 palec wskazuj膮cy. - Istniej膮 r贸偶ne drogi rozwi膮zania tego samego problemu. Amerykanie zdobyli jedn膮, a Rosjanie drug膮 i ka偶dy chcia艂 wiedzie膰, co ma przeciwnik. - Teraz plany okr臋t贸w podwodnych mo偶na zdoby膰 z Internetu - prychn膮艂 Olbrzym. - Nie zgodz臋 si臋 z tob膮 - pokr臋ci艂em g艂ow膮. - Chyba wiem, o co chodzi Wernerowi. Niemieckie do艣wiadczenia z rakietami zdeterminowa艂y kierunki rozwoju bada艅 w USA i w ZSRR i w ten spos贸b maj膮 wp艂yw na obecn膮 sytuacj臋. Mo偶e naukowcy obu stron doszli do tego samego punktu, ale szpiedzy zdobywaj膮 informacje i dlatego to, co m贸wi艂 Werner jest takie wa偶ne. - Nie to, co ja m贸wi臋, lecz to, co si臋 sta艂o z Porterem i jego dokumentami - rzuci艂 Werner. - Profesor zgin膮艂 - zauwa偶y艂em. - Dokumenty razem ze Stuckerem przej臋li Rosjanie - doda艂 Olbrzym. - Mo偶e i tak, co do tych rzeczy nie ma pewno艣ci - g艂os Wernera nabiera艂 mocy. - Porter by艂 konsultantem obu zespo艂贸w badawczych, mia艂 projekty okr臋tu rakietowego. Jednak co艣 jeszcze by艂o na 揥ilhelmie Gustloffie". Niemcy zdecydowali, 偶e profesor i wyniki jego bada艅 b臋d膮 p艂yn膮膰 na dw贸ch r贸偶nych statkach. - Co on m贸g艂 wie藕膰? - Olbrzym wzruszy艂 ramionami. - Porter by艂 fizykiem atomowym - rzek艂 Werner i zadowolony z efektu swych s艂贸w 艂ykn膮艂 nieco whisky. ROZDZIA艁 CZWARTY LOT HERKULESEM OSTATNIE DNI U-BOOTWAFFE CZEGO SZUKA MISTER SEBEDIAN? DESANT NAD GDA艃SKIEM SKRYTKA W BANKU MICHA艁 PRZYCHODZI NA MOLO ODNALEZIENIE ROSYNANTA HAS艁O DO TAJEMNICY BANKOWEJ Nad Warszaw膮 budzi艂 si臋 dzie艅. Ciemne zau艂ki miasta jeszcze roz艣wietla艂y latarnie uliczne, ale ju偶 zacz臋艂a si臋 poranna krz膮tanina, zajecha艂em pod hotel, kt贸rego nazw臋 podano mi w Gda艅sku. Zg艂osi艂em si臋 do recepcji, gdzie telefonicznie sprawdzono moje dane w Gda艅sku i zatrzymano kluczyki do samochodu. Zam贸wi艂em taks贸wk臋 i pojecha艂em na lotnisko. W kiosku kupi艂em gazet臋. W punkcie informacyjnym hali odlot贸w zg艂osi艂em si臋 pokazuj膮c sw贸j po艂udniowoafryka艅ski paszport. - Witamy, panie van Dycker! - powiedzia艂a m艂oda dziewczyna uroczo si臋 do mnie u艣miechaj膮c. - Ju偶 dzwoni臋 po cz艂owieka, kt贸ry zaprowadzi pana na miejsce. Po pi臋ciu minutach pojawi艂 si臋 milcz膮cy funkcjonariusz ochrony lotniska. Przy wyj艣ciu z budynku sta艂 pomalowany na czarno honker. - Wsiadaj - rozkaza艂 mi ochroniarz. O tej porze pasy startowe zia艂y pustk膮. Tylko wzd艂u偶 asfaltowych 艣cie偶ek do start贸w i l膮dowa艅 艣wieci艂y lampy sygnalizacyjne. W po艂owie jednego z pas贸w kierowca zatrzyma艂 honkera. - Tu masz czeka膰 - us艂ysza艂em. - Zaraz b臋d膮. Zosta艂em sam na 艣rodku pustkowia. Sta艂em tam dziesi臋膰 minut. Zm臋czony przysiad艂em i wtedy us艂ysza艂em nad sob膮 dziwny gwizd. Podnios艂em g艂ow臋 i ujrza艂em brzuch ogromnego C-1 30 Herkules z oznaczeniami ameryka艅skich si艂 powietrznych. Samolot odlecia艂, lecz po chwili wr贸ci艂. 艢mig艂a czterech 艂opat silnik贸w zacz臋艂y si臋 wolniej obraca膰 i Herkules wyl膮dowa艂. Pilot w艂膮czy艂 艣wiat艂a pozycyjne i wok贸艂 mnie zrobi艂o si臋 bardzo jasno. Nie mog艂em poj膮膰, sk膮d Micha艂 wytrzasn膮艂 ameryka艅skiego Herkulesa. Maszyna wyhamowa艂a obok mnie. Kto艣 otworzy艂 boczne drzwi i zamacha艂 w moim kierunku. Schyli艂em si臋 i wszed艂em na pok艂ad samolotu. - Witamy! - rzek艂 polski kapitan z odznak膮 spadochroniarza na mundurze. - Za czterdzie艣ci minut ma pan 艂adowanie. Herkules nabra艂 rozp臋du, oderwa艂 si臋 od ziemi i odlecia艂 w kierunku Gda艅ska. - Sk膮d macie tego Herkulesa? - zapyta艂em kapitana. - Amerykanie przys艂ali po nas sw贸j samolot, 偶eby unikn膮膰 pewnych komplikacji logistycznych - wyja艣nia艂 mi oficer. - Lecimy do Kanady na zawody spadochroniarskie pa艅stw NATO. Po drodze zabieramy Du艅czyk贸w i Norweg贸w. Kapitan zaprowadzi艂 mnie do furty na tyle samolotu. Wybra艂 dla mnie jeden spadochron i poda艂 mi. Widz膮c moj膮 zdziwion膮 min臋 za艣mia艂 si臋. - Micha艂 m贸wi艂, 偶e by艂e艣 spadochroniarzem. - Tak, ale my艣la艂em, 偶e normalnie wyl膮dujemy w Gda艅sku. - U偶ywasz fa艂szywego paszportu, wi臋c dzia艂asz w konspiracji, a chcesz jak gdyby nigdy nic wyl膮dowa膰 w Gda艅sku wojskowym samolotem, w czasie gdy zaczyna si臋 poranny szczyt ruchu lotniczego. Jeszcze pewnie nikt tego ma nie widzie膰? I tak ledwo znale藕li艣my wolny korytarz powietrzny. 呕o艂nierze, kt贸rzy siedzieli na fotelikach pod 艣cianami samolotu patrzyli na mnie z pot臋pieniem. Wzruszy艂em ramionami i zacz膮艂em zapina膰 uprz膮偶. Na dwie minuty przed tym, nim Herkules znalaz艂 si臋 w strefie l膮dowania, mechanik pok艂adowy otworzy艂 tylne, szerokie wrota. Stan膮艂em na platformie, dwa metry od kraw臋dzi. - Masz tysi膮c pi臋膰set metr贸w pod sob膮 - kapitan przekrzykiwa艂 porywy wiatru. Klepn膮艂 mnie w rami臋, na szcz臋艣cie, a potem wskaza艂 lampki nad furt膮. Gdy zapali艂a si臋 zielona, szybko ruszy艂em przed siebie, mocno wybijaj膮c si臋 obiema nogami na kraw臋dzi i run膮艂em w d贸艂. W ster贸wce na chwil臋 zapanowa艂o milczenie. - Sugeruje pan, 偶e... - wyj膮ka艂 Olbrzym. - Nie wiem, co macie na my艣li - Werner u艣miechn膮艂 si臋. - Podam wam kilka fakt贸w. U-183 zosta艂 zatopiony na Morzu Jawajskim 23 kwietnia 1945 roku. Transportowa艂 do bazy w Penang uran potrzebny Japo艅czykom do ich prac nad broni膮 atomow膮. Oko艂o po艂owy maja 1945 roku w porcie Portsmouth w New Hampshire kapitulowa艂 U-234. P艂yn膮艂 do Azji, ale w pobli偶u Nowej Funlandii przechwyci艂y go ameryka艅skie niszczyciele i eskortowa艂y do portu. Po wej艣ciu na pok艂ad U-Boota Amerykanie odkryli tam rud臋 uranu i dw贸ch japo艅skich oficer贸w, specjalist贸w od budownictwa okr臋towego. Opr贸cz tego jakiego艣 naukowca zwi膮zanego z programem rakiet V-2, trzech genera艂贸w Luftwaffe z Ulrichem Kesslerem na czele oraz 艂adunek pi臋ciu milion贸w dolar贸w. - Tym naukowcem by艂 Porter? - dopytywa艂em si臋. - Pi臋膰 milion贸w dolar贸w... - sapa艂 Olbrzym. - Amerykanie milcz膮 na ten temat. Powiedzia艂em wam tyle, ile mo偶na przeczyta膰 w fachowych periodykach. - Rozumiem tw贸j tok rozumowania - powiedzia艂em patrz膮c na Wernera. - Ale jaki to wszystko ma zwi膮zek z 揋ustloffem" opr贸cz tego, 偶e prawdopodobnie by艂o tam co艣 z laboratorium czy biura projektowego Portera? - S艂ysza艂em, 偶e jest kto艣 w Gda艅sku, Polak, kt贸ry nurkowa艂 przy tym statku... - zacz膮艂 Werner. - Tak, to szef Klubu Nurk贸w 揥ieloryb", rozmawia艂em z nim niedawno - wtr膮ci艂 si臋 Olbrzym. - Opowiada艂, jak skutecznie zablokowano wszelkie pr贸by penetracji wraku... - A teraz jaki艣 Sebedian organizuje tam wypraw臋 - sko艅czy艂 zdanie Werner. Zamy艣li艂em si臋 i wyszed艂em na pok艂ad. Zas艂oni臋ty od wiatru nisk膮 nadbud贸wk膮 zapali艂em papierosa. Obok mnie stan膮艂 Olbrzym. - Niez艂y numer - rzuci艂 dziennikarz. - B臋dzie niez艂y, je艣li Sebedian szuka na 揋ustloffie" 艂adunku Portera - odpowiedzia艂em. - Takie poszukiwania mog膮 by膰 podejrzane. Je艣li chce tam odkry膰 na przyk艂ad Bursztynow膮 Komnat臋, to zwyk艂a eksploracja i niestety 艂amanie prawa. - Tak czy siak, mamy go - Olbrzym cieszy艂 si臋 jak dziecko. - Na razie nikogo nie mamy - uspokaja艂em go. - Mister Sebedian m贸g艂 da膰 takie og艂oszenie, jakie chcia艂. To, 偶e jego statek wp艂yn膮艂 na polskie wody, o niczym nie 艣wiadczy. Poinformowa艂 polski rz膮d o planowanym przedsi臋wzi臋ciu? I dobrze. Nawet je艣li udowodni, 偶e ma do tego prawo, Urz膮d Morski do sp贸艂ki z Morskim Oddzia艂em Stra偶y Granicznej przegoni膮 go bardzo szybko. Wr贸cili艣my do ster贸wki. Werner przygl膮da艂 si臋 nam uwa偶nie. - Wiem, 偶e teraz palicie si臋 do wykorzystania 艣wie偶o zdobytej wiedzy - m贸wi艂 u艣miechaj膮c si臋. - Odstawimy was do Gda艅ska. Zostan臋 w okolicy jeszcze przez jaki艣 czas, wi臋c je艣li b臋d臋 wam potrzebny, to wywo艂acie mnie przez radio. Zbli偶a艂 si臋 wiecz贸r, gdy Johann zawr贸ci艂. Werner zaprowadzi艂 nas pod pok艂ad, do mesy, gdzie wsp贸lnie z Olbrzymem usn臋li艣my. Czu艂em, 偶e czekaj膮 nas pracowite dni. Pierwsze szarpni臋cie poczu艂em, gdy moje cia艂o znalaz艂o si臋 za korytarzem powietrznym tworzonym przez samolot. Wydawa艂o mi si臋, ka偶da ko艅czyna chce odfrun膮膰 w innym kierunku. Natychmiast roz艂o偶y艂em r臋ce jak skrzyd艂a i z艂o偶y艂em wyprostowane nogi, 偶eby wyr贸wna膰 lot. Pode mn膮, po prawej, widzia艂em r贸wne kreski lotniska w Gda艅sku, a dalej, po lewej, lotniska w Gdyni. Zanurkowa艂em w kierunku zielonej plamy Las贸w Oliwskich. Na wysoko艣ci trzystu metr贸w w艂膮czy艂 si臋 automat wysoko艣ciomierza uruchamiaj膮cy wysuni臋cie si臋 czaszy spadochronu. Znowu poczu艂em szarpni臋cie. Nape艂niona powietrzem czasza porwa艂a mnie ku g贸rze. Szybko chwyci艂em za linki steruj膮ce i rozgl膮da艂em si臋 za skrawkiem polany. Znalaz艂em ca艂kiem du偶膮 przestrze艅 jakiej艣 stadniny. L膮duj膮c z艂膮czy艂em stopy i mi臋kko wyl膮dowa艂em na trawie. St艂umi艂em i zwin膮艂em spadochron. Ukry艂em go na skraju lasu pod kup膮 chrustu. Spojrza艂em na zegarek. Min臋艂a godzina od aresztowania Batury. Zbli偶a艂a si臋 sz贸sta. Wbieg艂em w las i kieruj膮c si臋 wskazaniami kompasu bieg艂em w kierunku, gdzie spodziewa艂em si臋 znale藕膰 hotel w Gda艅sku-Oliwie, w kt贸rym wynaj膮艂em pok贸j. Zapewniam, 偶e poranny bieg przez las nie przypomina joggingu w parku, tym bardziej 偶e prawie nie spa艂em, a czeka艂 mnie bardzo pracowity dzie艅. W hotelu znalaz艂em si臋 przed si贸dm膮. Wpierw wzi膮艂em prysznic, potem spakowa艂em swoje rzeczy i uda艂em si臋 przed bank, gdzie poprzedniego dnia realizowa艂em czek. Kr臋ci艂em si臋 w jego okolicy wypatruj膮c, czy nie ma tajniak贸w. Przecie偶 pan Tomasz m贸g艂 sobie przypomnie膰 o tym czeku i zaalarmowa膰 wszystkie banki. Na szcz臋艣cie wszystko by艂o w porz膮dku. Punktualnie o 贸smej otwarto bank i od razu skierowa艂em si臋 do okienka, gdzie wynajmowano skrzynki depozytowe. - Nazywam si臋 Jerzy Batura - przedstawi艂em si臋 wysokiemu, szczup艂emu bufonowi w wielkich okularach. Go艣膰 pachnia艂 najmodniejsz膮 wod膮 kolo艅sk膮, usta mia艂 zaci艣ni臋te tak, 偶e sprawia艂y wra偶enie zamkni臋tych na zamek b艂yskawiczny. - Chc臋 u pa艅stwa zostawi膰 par臋 cennych dla mnie rzeczy. - Dobrze, ale to kosztuje... - bankowiec wymownie spojrza艂 na moje nieco przybrudzone ubranie. - Zdaj臋 sobie spraw臋 - rzek艂em twardo. Na blat wy艂o偶y艂em notebooka, skaner i kopert臋 z pieni臋dzmi ukradzionymi ministerstwu. - Na jak d艂ugo pragnie pan wynaj膮膰 skrytk臋? - Na czterdzie艣ci osiem godzin - odpowiedzia艂em. Bankowiec skrzywi艂 si臋 z niesmakiem. Zapewne spodziewa艂 si臋, 偶e zostawi臋 to wszystko u nich do偶ywotnio, co miesi膮c p艂ac膮c rachunek za depozyt. Otrzyma艂em pokwitowanie, poda艂em has艂o i wyszed艂em na dworzec kolejki podmiejskiej. Przejecha艂em do Sopotu. Prosta droga prowadzi艂a na sopockie molo. Wej艣cie otwierano dopiero o dziewi膮tej, wi臋c poszed艂em do ma艂ego baru, sk膮d widzia艂em spory kawa艂ek okolicy. Zjad艂em ci臋偶kostrawne 艣niadanie, popi艂em je kaw膮 czarn膮 jak ogon Lucyfera i poszed艂em na molo. Kupi艂em bilet wst臋pu i usiad艂em na 艂aweczce twarz膮 do wej艣cia. Po prawej mog艂em podziwia膰 gmach sopockiego Hotelu Grand, a po lewej d艂ug膮 pla偶臋. Molo, nawet o tak wczesnej porze przyci膮ga艂o turyst贸w, g艂贸wnie starszych ludzi. Kilkadziesi膮t metr贸w od mola po wodzie kr臋ci艂y si臋 dwa pontony ze sztywnymi dnami. W ka偶dym z nich by艂o po dwoje za艂ogant贸w w piankach i he艂mach motocyklowych. 艁odzie robi艂y wra偶enie, jakby przygotowywa艂y si臋 do jakiego艣 wy艣cigu. Punktualnie o godzinie dziesi膮tej u wej艣cia na molo ukaza艂 si臋 Micha艂 nios膮cy wielki, zielony worek desantowy ameryka艅skich marines. Na przystani przy Mot艂awie czekali na nas Skowronek i Pirania. Pirania jad艂 hamburgera. Skowronek powoli dziuba艂 pra偶onego s艂onecznika. Przedstawi艂em im Olbrzyma. - 艁adnie panowie uciekli - rzek艂 Skowronek. - Na pe艂ne morze, 偶eby nikt nie m贸g艂 pods艂ucha膰. Ciekawe zagranie... Policjant oczekiwa艂 jakiego艣 t艂umaczenia, relacji z rejsu, lecz milcza艂em. - No, tak - westchn膮艂 Pirania widz膮c niepowodzenie szefa. - Mamy ten w贸zek - rzuci艂 Skowronek. - Jaki? - wyrazi艂em zainteresowanie. - Don Kichota - rado艣nie powiedzia艂 Pirania. Olbrzym za艣mia艂 si臋. - Rosynanta - poprawi艂em policjanta. - Tak nazywa艂 si臋 ko艅 Don Kichota. - Prowadzi pan walk臋 z wiatrakami? - zapyta艂 Skowronek. - Powiedzcie, jak znale藕li艣cie Rosynanta? - prosi艂em. - Dzi臋ki systemowi GPS, kt贸ry w samochodzie zamontowa艂 pa艅ski podw艂adny - oznajmi艂 Skowronek. - Sekretarz stanu w waszym ministerstwie zdziwi艂 si臋, 偶e macie tak膮 pozycj臋 w bud偶ecie, jak op艂acenie miesi臋cznego abonamentu za system. - Nie rozumiem - przyzna艂em si臋. - W samochodzie s膮 mikronadajniki podaj膮ce w chwili kradzie偶y swoj膮 dok艂adn膮 pozycj臋 do centrum monitoringu skradzionych pojazd贸w - wyt艂umaczy艂 mi Olbrzym. - Droga zabawka, ale skuteczna. - Tak jest, wyj膮tkowo zgadzam si臋 z pras膮 - Skowronek zaprosi艂 nas do samochodu. Policjanci siedli z przodu i tym razem byli艣my skazani na s艂uchanie modnych piosenek folkowej kapeli. Jechali艣my godzin臋, gdy w szczerym polu ujrzeli艣my gospodarstwo rolne z du偶ymi zabudowaniami gospodarczymi. Samoch贸d policjant贸w ko艂ysa艂 si臋 na wybojach polnej drogi, a 艣wiat艂a reflektor贸w ci臋艂y mrok jak dwie 偶yletki. - Nie kryjemy si臋, nie robimy zasadzki? - pyta艂 Olbrzym. - Po co? - Skowronek pokaza艂 nam ekipy telewizyjne przyczajone w mroku. Kamerzy艣ci trzymali sprz臋t na ramionach, a czo艂owi dziennikarze otrzepywali spodnie z piachu. - Pracujemy w spos贸b jawny. Pirania wprowadzi艂 auto na podw贸rko. Policjanci wysiedli i czekali. W cha艂upie powsta艂o zamieszanie. Kto艣 odchyla艂 firank臋. W ko艅cu zapali艂o si臋 艣wiat艂o nad drzwiami. Ledwo 偶arz膮ca si臋 偶ar贸wka dawa艂a 偶贸艂te 艣wiat艂o. Na powitanie wysz艂o trzech osi艂k贸w. Tradycyjnie 艂ysych, w dresach i z kijami baseballowymi. Skowronek sta艂 przygarbiony trzymaj膮c d艂onie w kieszeniach p艂aszcza. Pirania wyj膮艂 legitymacj臋 s艂u偶bow膮 i wystawi艂 j膮 przed komitet powitalny. - Pirania! - odezwa艂 si臋 Skowronek. - Schowaj blach臋. Oni nie umiej膮 czyta膰. - Umiecie czyta膰? - Pirania zapyta艂 osi艂k贸w. Pokaza艂 im legitymacj臋 i wodz膮c po niej palcem przeczyta艂 - Policja! Jeste艣cie aresztowani - doda艂 od siebie. 艁ysi zawahali si臋. Chyba pierwszy raz spotkali si臋 z tym, 偶eby policja nios艂a im kaganek o艣wiaty. Jeden z nich, mo偶e bystrzejszy albo maj膮cy z艂e wspomnienia ze szko艂y, zamierzy艂 si臋 kijem na Pirani臋. - Ale dostan膮! - szepn膮艂 Olbrzym. - Uciekamy albo pomagamy?! - zwr贸ci艂 si臋 do mnie. Nie zd膮偶y艂em odpowiedzie膰, gdy kij bezg艂o艣nie wypad艂 z d艂oni napastnika. Pirania po kolei wycelowa艂 palec pod stopy pozosta艂ych dw贸ch bandzior贸w. Obaj podskoczyli, bo piach podw贸rka wzbi艂 si臋 od dw贸ch strza艂贸w. - Snajper, bro艅 z t艂umikiem - skomentowa艂 Olbrzym rozgl膮daj膮c si臋 na boki. Wtedy na podw贸rku zrobi艂o si臋 jasno jak w dzie艅. Ca艂e gospodarstwo by艂o szczelnie otoczone radiowozami i policjantami. Funkcjonariusze brygady antyterrorystycznej wyprowadzili jeszcze dw贸ch osi艂k贸w z cha艂upy i trzy niezbyt 艂adne m艂ode panienki. - Kto tu jest szefem? - pyta艂 Skowronek. Odpowiedzi膮 by艂o milczenie. Ekipy telewizyjne ju偶 wkroczy艂y do akcji. Skowronek i Pirania stan臋li przy drzwiach stodo艂y. - W tej stodole znajduje si臋 samoch贸d, kt贸rym uciekli bandyci po zrabowaniu dzie艂 sztuki warto艣ci miliona dolar贸w - przemawia艂 Skowronek do kilkunastu mikrofon贸w. - Otwieraj膮c te wrota, otwieramy drog臋 do schwytania niebezpiecznych przest臋pc贸w, bo ka偶dy z艂oczy艅ca w naszym kraju zostanie kiedy艣 ukarany. Otwieraj, Pirania! Pirania zapar艂 si臋, ale ci臋偶kie wierzeje stodo艂y ani drgn臋艂y. Pomog艂o mu kilku dziennikarzy telewizyjnych w garniturach. Reflektory przymocowane do kamer o艣wietli艂y wn臋trze budynku. Opr贸cz klepiska na 艣rodku i kopki siana w rogu nic tu nie by艂o. - P贸jd臋 popilnowa膰 podejrzanych - rzek艂 Pirania, nim znikn膮艂 w t艂umie. Skowronek rozgl膮da艂 si臋 rozpaczliwie. Nagle jego spojrzenie zatrzyma艂o si臋 na mnie. - A to Pan Samochodzik, wybitny detektyw, poszukiwacz zaginionych dzie艂 sztuki - wskaza艂 mnie dziennikarzom. Moja mizerna posta膰 nie wzbudzi艂a zainteresowania dziennikarzy. Szybko uformowa艂a si臋 d艂uga kolumna pojazd贸w dziennikarzy p臋dz膮cych do redakcji, 偶eby nada膰 materia艂 o nieudanej akcji komisarza Skowronka. Sam Skowronek sta艂 w drzwiach stodo艂y i nuci艂 marsz 偶a艂obny Mendelsona. Sta艂em obok niego i ogl膮da艂em wn臋trze obiektu. - Szefie! - Pirania zaczepi艂 Skowronka. - Za co w艂a艣ciwie przymykamy tubylc贸w? Za napa艣膰 na policjanta? Skowronek milcza艂. - Macie numery telefon贸w kom贸rkowych tych dziennikarzy? - zapyta艂em policjant贸w. - Bo co? - mrukn膮艂 Skowronek. - Mo偶e trzeba ich zawr贸ci膰? - rzuci艂em rado艣nie. Skowronek przypatrywa艂 mi si臋 uwa偶nie. - Traci pan czas - zwr贸ci艂em mu uwag臋. - Pismacy i telewizja s膮 coraz bli偶ej Gda艅ska. Z ka偶dym kilometrem zmniejszaj膮 si臋 pana szans臋 na to, 偶e zechc膮 zawr贸ci膰. - Dzwo艅! - krzykn膮艂 Skowronek w stron臋 Piranii. Po kilkunastu minutach dziennikarze wr贸cili. Patrzyli na Skowronka ze z艂o艣liwymi u艣mieszkami. Te spojrzenia jak w pryzmacie zamieni艂y si臋 w nieme b艂aganie Skowronka. Mog艂em go uratowa膰 lub pogr膮偶y膰. - System GPS jest niezawodny? - pyta艂em Pirani臋. Kamery zawarcza艂y, reflektory rozja艣ni艂y mrok, b艂ysn臋艂y flesze. - Tak - odpowiedzia艂 Pirania. - Wskaza艂 jako miejsce ukrycia samochodu t臋 stodo艂臋? - Tak. - To znaczy, 偶e samoch贸d tu jest - o艣wiadczy艂em. Dziennikarze uznali moje s艂owa za dziecinad臋, a Skowronek zblad艂 i by艂 chyba bliski zawa艂u serca. Spokojnie wyj膮艂em scyzoryk. B艂ysn臋艂y Ilesze. Spodziewano si臋 chyba mego publicznego harakiri, lecz ja wbi艂em ostrze w klepisko, tam, gdzie widzia艂em lini臋 艣wie偶o nasypanego piachu. Kupka tego piachu znajdowa艂a si臋 w k膮cie stodo艂y razem z szufelk膮 i szczotk膮 do zatarcia 艣lad贸w. Pochylony prowadzi艂em scyzoryk szpar膮 otaczaj膮c膮 prostok膮t szeroko艣ci czterech i d艂ugo艣ci siedmiu metr贸w. - Jak pa艅stwo widz膮 - m贸wi艂em - mamy tu 艣lad obecno艣ci gigantycznej klapy, w kt贸rej rogach stoj膮 s艂upy niby podtrzymuj膮ce strop. Te podpory s膮 dziwnie grube i podejrzewam, 偶e ukrywaj膮 w 艣rodku podno艣niki hydrauliczne. Musimy tylko znale藕膰 mechanizm uruchamiaj膮cy t臋 wind臋. Obejrza艂em s艂upy. Pierwszy z prawej mia艂 przy wrotach odsuwan膮 na zawiasach klapk臋. Za ni膮 by艂y dwa guziki ze strza艂kami w g贸r臋 i w d贸艂. Nacisn膮艂em g贸rny. Co艣 pod nami zawy艂o, zaszemra艂o i pod艂oga zacz臋艂a si臋 unosi膰. Po chwili to co by艂o klepiskiem wznios艂o si臋 na wysoko艣膰 czterech metr贸w i zatrzyma艂o si臋. Pod maskuj膮c膮 warstw膮 ziemi by艂a siatka, kratownica i d藕wigary. Naszym oczom ukaza艂o si臋 drugie klepisko. - Jedziemy w d贸艂? - zapyta艂em. Zjechali艣my do pomieszcze艅 pod stodo艂膮. Najpierw musieli艣my zej艣膰 kilkunastometrowym korytarzem do sporej hali. Gdy Pirania wcisn膮艂 kontakt i zapali艂y si臋 艣wiat艂a, ujrzeli艣my przestronne, klimatyzowane wn臋trze o powierzchni oko艂o dwustu metr贸w kwadratowych. Wsz臋dzie wala艂y si臋 cz臋艣ci samochod贸w z poprzebijanymi numerami fabrycznymi, a na 艣rodku z艂omowiska sta艂 nietkni臋ty Rosynant. Teraz Skowronek m贸g艂 udziela膰 wywiad贸w i robi艂 to ch臋tnie. W tym czasie obejrza艂em nasz samoch贸d. Spodziewa艂em si臋, 偶e Pawe艂 zrobi b艂膮d i zostawi jaki艣 艣lad, ale niestety okaza艂 si臋 profesjonalist膮. Nad ranem z Olbrzymem jechali艣my Rosynantem za samochodem Skowronka. Nagle co艣 mi si臋 przypomnia艂o i mrugn膮艂em do nich 艣wiat艂ami. Zjechali na pobocze. Wysiad艂em i podszed艂em do ich wozu. - Po艂膮czcie si臋 z gda艅skimi bankami i zapytajcie, czy kto艣 nie realizowa艂 czeku... - poda艂em im nazw臋 banku obs艂uguj膮cego konto ministerstwa i numer czeku. Skowronek si臋gn膮艂 po telefon i zadzwoni艂 do komendy. - Pojad臋 z wami, a Olbrzym we藕mie Rosynanta i uda si臋 do Klubu Nurk贸w 揥ieloryb" - zaproponowa艂em. Rozstali艣my si臋 z Olbrzymem, a we tr贸jk臋 skierowali艣my si臋 do komendy policji. Tam czekali艣my na informacje z bank贸w. Kilka minut po 贸smej zadzwoni艂 do nas kierownik kas z banku w Gda艅sku-Oliwie. - Jedziemy! - krzykn膮艂 Pirania. Na sygnale zajechali艣my pod bank. Przywita艂 nas sam dyrektor. W jego gabinecie panowa艂a przyjemna cisza, a w powietrzu czu艂o si臋 atmosfer臋 wielkich pieni臋dzy. - To ten czek? - zapyta艂 nas dyrektor. Wzi膮艂em do r臋ki blankiet i zdziwi艂em si臋 nazwiskiem osoby, kt贸ra go zrealizowa艂a. - To niesamowite - mrukn膮艂em. - Co? - zainteresowa艂 si臋 Skowronek. - Sprawd藕cie u koleg贸w w Warszawie, czy nie maj膮 informacji o Jerzym Baturze - poprosi艂em. - Kto to taki? - Handlarz dzie艂ami sztuki, nasz 艣miertelny wr贸g. Pirania ju偶 dzwoni艂, a Skowronek przygl膮da艂 mi si臋 uwa偶nie. - Jak to si臋 sta艂o, 偶e wasz wr贸g realizuje czek waszego ministerstwa? - zaciekawi艂 si臋. - Czek mia艂 Pawe艂 i to on wpisa艂 nazwisko Batury, poznaj臋 jego charakter pisma. - Skoro zna pan osob臋, kt贸ra realizowa艂a czek, to z pewno艣ci膮 rozpozna pan tego cz艂owieka na filmie - dyrektor w艂膮czy艂 magnetowid z nagraniem wn臋trza sali banku. - Poznaje go pan? - dopytywa艂 si臋 dyrektor. - Tak. - Warszawiacy maj膮 Batur臋 w do艂ku na czterdzie艣ci osiem godzin - wtr膮ci艂 si臋 Pirania. - Mia艂 lew膮 giwer臋 i obrabowa艂 jakiego艣 hotelowego go艣cia. Razem z nim aresztowano dryblasa o ksywie 揂ugusto". - Cz艂owiek na tych zdj臋ciach to Pawe艂 Daniec - powiedzia艂em. - Troch臋 zmieni艂 sw贸j wygl膮d, ale to z ca艂膮 pewno艣ci膮 m贸j by艂y pracownik. Czy u pa艅stwa mo偶na wynaj膮膰 skrytk臋? - Oczywi艣cie - bankier rzek艂 z ca艂膮 powag膮. - Mo偶e pan sprawdzi膰, czy Jerzy Batura wynaj膮艂 u was skrytk臋? - No, nie wiem. 艁ami臋 tajemnic臋 bankow膮. - Czy ma tu skrytk臋? - zapyta艂em z naciskiem. Wci膮偶 patrzy艂em na zatrzyman膮 klatk臋, na kt贸rej Pawe艂 u艣miechni臋ty realizowa艂 czek. Co wst膮pi艂o w tego ch艂opaka? Dyrektor zadzwoni艂 i po chwili mia艂 informacj臋. - Tak, Batura za艂o偶y艂 skrytk臋 dzi艣 rano. Zaraz przynios膮 ta艣my, to zobaczymy, czy to ten sam cz艂owiek. - Nie ma sensu - Skowronek wsta艂. - Rekwirujemy ta艣my i zawarto艣膰 skrytki. - Bez s膮dowego nakazu nic nie dam - bankier podskoczy艂 pe艂en oburzenia. - Dzi艣 dy偶ur w s膮dzie ma Klementyna Piwiara, a wi臋c zdobycie nakazu zajmie nam kilka godzin i to tylko przy mocnych przes艂ankach - Pirania uprzedzi艂 szefa. - Co jest? - Skowronek spojrza艂 na nas ze z艂ym b艂yskiem w oku. - Facet poszukiwany listem go艅czym podszywa si臋 pod innego, aresztowanego zreszt膮 bandziora, okrada pa艅stwo, a ja mam walczy膰 w s膮dzie z s臋dzin膮 star膮 pann膮 i bankierem, kt贸remu wydaje si臋, 偶e pracuje w Szwajcarii. Dyrektor nabra艂 koloru dyrektorskiego, czerwonego dywanu, tyle 偶e chyba nie by艂by tak mi艂y w dotyku. - Zaraz, zaraz - uspokajaj膮co unios艂em r臋ce. - Jak mo偶na odebra膰 zawarto艣膰 skrytki? - Podaj膮c has艂o - wyja艣ni艂 dyrektor. Zadzwoni艂 m贸j telefon kom贸rkowy. Przeprosi艂em wszystkich i wyszed艂em do sekretariatu. - Panie Tomaszu! - wo艂a艂 podekscytowany Olbrzym. - Dzi艣 w nocy kto艣 w艂ama艂 si臋 do archiwum Klubu Nurk贸w 揥ieloryb". - Co艣 zgin臋艂o? - Nie, z艂odzieja interesowa艂y dokumenty zwi膮zane z 揥ilhelmem Gustloffem", ale nic nie znikn臋艂o. Podzi臋kowa艂em za te informacje i wr贸ci艂em do dyrektora. - Ile razy mo偶emy strzela膰? - pyta艂 Pirania. - Spr贸bujemy zgadn膮膰, a w razie pora偶ki za艂atwimy nakaz. - Pan zna has艂o? - Skowronek do艂膮czy艂 do potyczki s艂ownej. - Oczywi艣cie - dyrektor rozpar艂 si臋 w fotelu. - Mo偶e jaka艣 podpowiedz? - Pirania nie dawa艂 spokoju. - Jaka kategoria? Filmy? Modelki? Gatunki wina? - 揋ustloff艂 - odezwa艂em si臋. - 揥ilhelm Gustloff艂 to has艂o Jerzego Batury. Bankier spojrza艂 na karteczk臋 z has艂em i zblad艂. Szcz臋ka mu bezwiednie opad艂a, a oczy gotowe by艂y p贸j艣膰 na d艂ugi spacer. Trafi艂em w dziesi膮tk臋. ROZDZIA艁 PI膭TY PO艢CIG ZA PAW艁EM SPOTKANIE Z 揊ILADELFI膭" JAK CHC臉 ZAROBI膯 NA EMERYTUR臉? MICHA艁 UCZY SI臉 Z KOMPUTERA ODPRAWA NA 揇IABOLO" POZNAJEMY NOWYCH WSP脫艁PRACOWNIK脫W WYPRAWA NA ZATOPIONY OKR臉T PODWODNY CZY FINDER PR脫BOWA艁 NAS ZABI膯? M贸j triumf by艂 absolutny. Dyrektor banku pow臋drowa艂 po zawarto艣膰 skrytki. Oczywi艣cie odbieraj膮c zawarto艣膰 musia艂em podpisa膰 specjalne pokwitowanie. Czym pr臋dzej wyszli艣my ze Skowronkiem i Pirani膮 do samochodu. Musia艂em wyja艣ni膰 policjantom, sk膮d zna艂em has艂o. - Wy艣lemy tam ekip臋 艣ledcz膮 i b臋dziemy mieli dowody na tego pa艅skiego Da艅ca podaj膮cego si臋 za Batur臋 - zaoferowa艂 si臋 Skowronek. - Chyba nie ma sensu - pow膮tpiewa艂em. - Nic nie zgin臋艂o, wi臋c nie ma przest臋pstwa. - To zobaczmy, co ten Daniec ukry艂 w banku - poprosi艂 Pirania. - My艣la艂em, 偶e wpierw chcecie zebra膰 odciski palc贸w? - zwr贸ci艂em mu uwag臋. Pirania siad艂 za kierownic臋 i uruchomi艂 silnik. - Stop! - krzykn膮艂em. - Co jest? - Skowronek wykona艂 w fotelu zwrot o sto osiemdziesi膮t stopni. - Widzicie te kamery - wskaza艂em im obiektywy umieszczone nad wej艣ciem do banku. - Jestem przekonany, 偶e maj膮 du偶e pole widzenia. Mo偶e na ta艣mie zobaczymy, czym przyjecha艂 tu Pawe艂 Daniec vel Jerzy Batura. Policjanci pospieszyli do banku. Podczas ich nieobecno艣ci si臋gn膮艂em po telefon kom贸rkowy i zadzwoni艂em do jednego cz艂owieka. - Poszed艂 na dworzec kolejki - oznajmi艂 rozentuzjazmowany Pirania. - Mamy go! - Od tamtej pory min臋艂a ponad godzina - powiedzia艂em patrz膮c na zegarek. Podjechali艣my pod dworzec. Bilety sprzedawano w male艅kim kiosku. Mi艂a, m艂oda dziewczyna w 艣rodku rzecz jasna pami臋ta艂a opisanego przez nas m艂odzie艅ca. Wi臋kszo艣膰 pasa偶er贸w mia艂a bilety miesi臋czne. - Wykupi艂 bilet do Sopotu - poinformowa艂a nas. - Jest w Hotelu Grand - ucieszy艂 si臋 Skowronek. - Ma du偶o kasy i szaleje za pa艅stwowe pieni膮dze. - Nie - Pirania machn膮艂 r臋k膮. - Um贸wi艂 si臋 z kim艣, kto go zabra艂 samochodem. - Pojed藕my na molo - zaproponowa艂em. - Tak, mo偶emy nakarmi膰 mewy - szydzi艂 Skowronek w艣ciek艂y na Paw艂a. - Doradzam po艣piech - mrukn膮艂em. Pirania zadowolony, 偶e mo偶e poje藕dzi膰 na sygnale, wdepn膮艂 peda艂 gazu. Zatrzymali艣my si臋 przy skwerze naprzeciw wej艣cia. Bia艂e budyneczki, gdzie by艂y kasa i stoiska z darami morza, sprawia艂y troch臋 smutne wra偶enie. Skowronek i Pirania machn臋li legitymacjami i ju偶 wbiegli艣my na molo. Nasze kroki g艂ucho dudni艂y na drewnianych deskach. W oddali widzia艂em sylwetki dw贸ch m臋偶czyzn. Policjanci wyj臋li pistolety. Micha艂 szed艂 wyprostowany, w wojskowym kapeluszu naci膮gni臋tym g艂臋boko na przys艂oni臋te ciemnymi okularami oczy. D艂u偶sz膮 chwil臋 spogl膮da艂 na pontony. Gdy by艂 dziesi臋膰 metr贸w ode mnie, wsta艂em i przeszed艂em na drug膮 stron臋 mola, gdzie nie by艂o ponton贸w. Po chwili Micha艂 sta艂 ju偶 obok mnie. R臋ce za艂o偶y艂em na por臋czy. Z lewego r臋kawa wystawa艂a gazeta. Micha艂 stoj膮c z prawej strony bez trudu, w spos贸b niewidoczny dla nikogo, wyj膮艂 j膮 i poda艂 mi. - Mi艂o ci臋 widzie膰! - rzek艂 na powitanie. - Co tu robi艂e艣? - By艂em na Formozie, w o艣rodku szkolenia polskich p艂etwonurk贸w bojowych w Gdyni-Oksywie - wyja艣ni艂 mi. - Masz czas i ch臋ci zarobi膰? - Co mo偶na zarobi膰 opr贸cz kilku guz贸w? - pyta艂 obracaj膮c si臋. - Musimy co艣 zrobi膰, 偶eby nie by艂y to tylko guzy. - Nie b臋d膮 o mnie m贸wili w telewizji tak jak o tobie? - Wiedzia艂e艣 i mi pomog艂e艣? - dziwi艂em si臋. - Od tego ma si臋 przyjaci贸艂, 偶eby im ufa膰 i wierzy膰 w szczero艣膰 ich intencji. Ju偶 chcia艂em powiedzie膰 Micha艂owi, 偶e by膰 mo偶e czeka go rozczarowanie, gdy z oddali us艂ysza艂em odg艂os syren policyjnych. Te d藕wi臋ki wyra藕nie zaniepokoi艂y pasa偶er贸w ponton贸w. - Chod藕my - zdecydowa艂em ci膮gn膮c Micha艂a na koniec mola. Syreny ucich艂y. Znikn臋艂y te偶 gdzie艣 pontony. Szli艣my z Micha艂em rami臋 w rami臋. Buty stuka艂y o mokre deski mola. Wok贸艂 nas zapanowa艂a cisza. Nawet mewy odlecia艂y na pe艂ne morze. Zeszli艣my po schodkach i byli艣my na g艂贸wce mola. Przed nami by艂o ju偶 tylko morze. Nagle kto艣 prze艂adowa艂 bro艅. - Sta膰, bo strzelamy! - kto艣 krzycza艂. Obr贸cili艣my si臋 powoli unosz膮c r臋ce w ge艣cie poddania. Przed nami sta艂o dw贸ch tajniak贸w, kilkana艣cie metr贸w za nimi widzia艂em zdyszanego Pana Samochodzika. - Komisarz Skowronek! - wo艂a艂 ni偶szy i starszy. - Aspirant Pirania! - doda艂 drugi. - Aresztujemy was! - znowu g艂os zabra艂 starszy. Spojrzeli艣my z Micha艂em na siebie i u艣miechn臋li艣my si臋. Ten 艣miech tak zdenerwowa艂 policjant贸w, 偶e prawie nacisn臋li spusty pistolet贸w. Z Micha艂em odchylili艣my si臋 do ty艂u. Nasze stopy oderwa艂y si臋 od desek molo i run臋li艣my ku wodzie. - Czekajcie! - us艂ysza艂em jeszcze krzyk pana Tomasza. Nie wiem, kogo chcia艂 tym krzykiem powstrzyma膰. Pawe艂 i Micha艂 znikn臋li nam z oczu. Skowronek i Pirania s艂ysz膮c m贸j krzyk nie strzelali. Wtedy spod pomostu jak wystrzelone z katapulty wyskoczy艂y dwa pontony. Ich silniki rycza艂y na najwy偶szych obrotach. - Nie strzelajcie! - prosi艂em policjant贸w. Obaj opu艣cili pistolety i spojrzeli na mnie z wyrzutem. - B臋dzie pan musia艂 to nam wyja艣ni膰 - stwierdzi艂 Skowronek. W milczeniu odwie藕li mnie na komend臋. Po drodze wezwali Morski Oddzia艂 Stra偶y Granicznej do po艣cigu za pontonami. Przes艂ali te偶 informacje do patroli policyjnych w rejonie wybrze偶a, 偶eby zwr贸ci艂y uwag臋 na osobnik贸w podobnych do Paw艂a i Micha艂a. - Panie Samochodzik - zacz膮艂 Skowronek zapalaj膮c lamp臋 na biurku - niech pan nam powie wszystko, ale tak jak na spowiedzi. Pirania przechodz膮c ko艂o biurka szefa nieznacznie poruszy艂 lamp膮, 偶eby 艣wiat艂o bi艂o mnie w oczy. - Uratowa艂em wam 偶ycie - o艣wiadczy艂em. - Daniec by艂 kiedy艣 w 揷zerwonych beretach", a ten drugi to tak偶e komandos, jeden z najlepszych w Polsce. Gdyby obaj byli uzbrojeni, to teraz zbiera艂bym pieni膮dze na wasze wi膮zanki pogrzebowe. Policjanci jedli kanapki i obaj za艣miali si臋. Zgi臋tymi palcami popukali si臋 w piersi i us艂ysza艂em tylko g艂uchy odg艂os uderze艅. - Kamizelki kuloodporne - powiedzieli jednocze艣nie. - Panowie... - zacz膮艂em, a nast臋pnie m贸wi艂em przez dziesi臋膰 minut. Powiedzia艂em wszystko o swoich podejrzeniach wobec Paw艂a i Micha艂a. Moje domys艂y potwierdzi艂y si臋, gdy przejrzeli艣my zawarto艣膰 notebooka zostawionego w bankowej skrytce. Ucieszy艂em si臋, gdy odzyska艂em pieni膮dze pobrane przez Paw艂a z ministerialnego konta. Pontony gna艂y z zawrotn膮 pr臋dko艣ci膮 lekko 艣lizgaj膮c si臋 na grzywach fal. Obaj sternicy mieli twarze zamaskowane kaskami i maskami do nurkowania. Sternik, z kt贸rym p艂yn膮艂 Micha艂, gwa艂townie zamacha艂 d艂oni膮. Spojrza艂em w tamt膮 stron臋. Dwie mile od nas b艂yska艂o niebieskie 艣wiate艂ko wodnego patrolu policyjnego. Pontony tylko zwi臋kszy艂y pr臋dko艣膰. M贸j sternik wyj膮艂 ma艂e czarne pude艂ko i szybko, pi臋膰 razy nacisn膮艂 czerwony guzik. Skr臋cili艣my na p贸艂nocny zach贸d. Policjanci wci膮偶 byli daleko, a kilkana艣cie metr贸w przed nami ukaza艂 si臋 szczyt niskiego kiosku miniaturowego okr臋tu podwodnego. Przez otwarty w艂az ze 艣rodka wyszed艂 marynarz, kt贸ry chwyci艂 nasze cumy i przyci膮gn膮艂 pontony. Bez s艂owa pokaza艂 mnie i Micha艂owi, 偶e mamy zej艣膰 do 艣rodka. Pos艂usznie zsun臋li艣my si臋 po kr贸tkiej drabince. Znale藕li艣my si臋 w ster贸wce, z fotelami dla sternik贸w, nawigatora i mechanika. Jeden z cz艂onk贸w za艂ogi ruchem g艂owy wskaza艂 nam pomieszczenie znajduj膮ce si臋 w kierunku rufy. Przeszli艣my przez gr贸d藕, i mogli艣my usi膮艣膰 na mi臋kkich kanapach. Po pi臋ciu minutach do艂膮czyli do nas sternicy ponton贸w. Jeden z nich okaza艂 si臋 wysokim blondynem o szczup艂ej twarzy, wysportowanej sylwetce i zimnych, bladoniebieskich oczach. - Steve Stevenson - przedstawi艂 si臋 podaj膮c nam r臋k臋. M贸wi艂 po angielsku, jakby pobiera艂 nauki w Oxfordzie. - 揂ugusto", ale dla przyjaci贸艂 Micha艂 - odpowiedzia艂 m贸j przyjaciel. - To chyba zostaniemy przyjaci贸艂mi - odezwa艂 si臋 drugi sternik. Jego tembr g艂osu wyda艂 mi si臋 znajomy. Rzecz jasna by艂a to u艣miechni臋ta Danielle. - Co z Batur膮? - zapyta艂a Micha艂a. - Gliny zrobi艂y na nas ob艂aw臋 w hotelu - t艂umaczy艂 Micha艂. - Kto艣 nas wrobi艂 w kradzie偶. Batura wzi膮艂 ca艂膮 win臋 na siebie. Powiedzia艂: 揥al do Sopotu i uprzed藕 ich, 偶e gliny w臋sz膮. Ja wynajm臋 dobrego adwokata i wkr贸tce do was do艂膮cz臋". Jak kaza艂, tak zrobi艂em. - Oddaj Glocka - Danielle spojrza艂a w moj膮 stron臋. - Nie mam. W d艂oni Anglika b艂yskawicznie pojawi艂 si臋 pistolet. Mia艂em nadziel臋, 偶e gazowy. Chyba nie ryzykowa艂by strzelania we wn臋trzu okr臋tu podwodnego. - Jak to nie masz?! - w艣cieka艂a si臋 Danielle. - Zostawi艂em go w bankowej skrytce. - Jakiej skrytce? - Gdy nas艂a艂a艣 na mnie bandzior贸w w t臋 noc, kiedy w艂ama艂em si臋 do willi, postanowi艂em ukry膰 w banku par臋 rzeczy. - Co? - pytanie Danielle zosta艂o wzmocnione wymownym gestem uzbrojonej d艂oni Anglika. Teraz moje prawe oko mia艂o okazj臋 zajrze膰 do lufy pistoletu, a偶 po l艣ni膮cy czubek pocisku. - M贸j komputer, pistolet, fa艂szywe dokumenty i pieni膮dze. - Jakie pieni膮dze? - Ukrad艂em je z konta mojej by艂ej firmy. Przez ca艂y czas Micha艂 uwa偶nie 艣ledzi艂 przebieg rozmowy i obserwowa艂 Anglika. Siedzia艂 plecami do prawej burty, a ja naprzeciw niego. Danielle i Anglik stali przy grodzi twarz膮 do mnie. - Zg艂upia艂e艣?! - nie wytrzyma艂a Danielle. - To skrytka na has艂o, a w Polsce obowi膮zuje tajemnica bankowa. Policja musia艂aby wiedzie膰, gdzie zostawi艂em swoje rzeczy, 偶eby w s膮dzie, przedstawiaj膮c powa偶ne dowody, otrzyma膰 nakaz rewizji. - To sk膮d policja wiedzia艂a o spotkaniu na molo? - zapyta艂 Steve. - Jego spytajcie! - palcem wskaza艂em Micha艂a. - Wypu艣cili go i wys艂ali za nim agent贸w. - Do艣膰! - mrukn臋艂a Danielle i opad艂a na kanap臋 obok Micha艂a. - Szef uprzedza艂, 偶e w Polsce trudno o profesjonalist贸w. Chwil臋 siedzieli艣my w milczeniu. Steve przeszed艂 do nast臋pnego pomieszczenia na rufie. Wok贸艂 nas panowa艂a cisza. Elektryczne silniki pracowa艂y bezg艂o艣nie. Szumia艂 wentylator, a ze ster贸wki dobiega艂y do nas piski elektronicznych urz膮dze艅 i kr贸tkie komendy marynarzy. - Danielle, powiedz, co to za 艂ajba? - poprosi艂em dziewczyn臋. - To 揊iladelfia", miniaturowy okr臋t podwodny - opowiada艂a Danielle. - Spadek po Armii Czerwonej stacjonuj膮cej niegdy艣 w NRD. Ma d艂ugo艣膰 20 metr贸w, szeroko艣膰 2,8 metra w linii wodnej i mo偶e zanurza膰 si臋 do g艂臋boko艣ci 60 metr贸w. Mia艂 s艂u偶y膰 do przerzucania rosyjskich grup dywersyjnych i szpiegowskich na wybrze偶e przeciwnika. Projekt powsta艂 przy wsp贸艂udziale Specnazu. Czterech 偶o艂nierzy tej jednostki siedzi teraz w ster贸wce. Poznacie ich wieczorem. Okr臋t ma niewielki kiosk, nie jest uzbrojony. Ma chrapy umo偶liwiaj膮ce p艂yni臋cie na silniku spalinowym pod wod膮. To z kolei niemiecki wynalazek. Szef zainstalowa艂 tu troch臋 elektroniki, przedzia艂 desantowy zamieni艂 w salon. Cz臋艣膰 dziobow膮 poznacie w odpowiednim momencie. Danielle przysn臋艂a opieraj膮c g艂ow臋 o muskularne rami臋 Micha艂a. Roz艂o偶y艂em si臋 na kanapie. - Daj gazet臋 - poprosi艂em Micha艂a. Zauwa偶y艂em, 偶e powieka oka Danielle lekko drgn臋艂a. Roz艂o偶y艂em gazet臋, tak 偶eby dobrze widzia艂a tytu艂 i dzisiejsz膮 dat臋. Potem zag艂臋bi艂em si臋 w lektur臋 pisma, zw艂aszcza artyku艂u o zuchwa艂ej kradzie偶y dzie艂 sztuki w pewnym ma艂ym dworku. Po p贸艂godzinie silniki zwolni艂y. Danielle podnios艂a g艂ow臋. Chwil臋 nas艂uchiwa艂a rozmowy ze ster贸wki i wsta艂a. - Jeste艣my na miejscu - oznajmi艂a. S艂ysza艂em, jak spr臋偶one powietrze wypycha wod臋 ze zbiornik贸w balastowych, a potem rozleg艂 si臋 stukot i 揊iladelfi膮" lekko szarpn臋艂o. - 揇iabolo" jest w rzeczywisto艣ci katamaranem - wyja艣ni艂a nam Danielle. - 揊iladelfia" jest cumowana pod nim. Troch臋 to spowalnia 揇iabolo", ale takiego balastu jak 揊iladelfia" potrzebuje szef. Wyprowadzi艂a nas do ster贸wki i przez kiosk mogli艣my wej艣膰 do pomieszczenia tu偶 przy dnie 揇iabolo". Dziewczyna zamkn臋艂a nas w jednej z kabin na 艣r贸dokr臋ciu i znikn臋艂a na godzin臋. 揇iabolo" ruszy艂. Nie mogli艣my wyjrze膰 na zewn膮trz, bo bulaj by艂 zamkni臋ty, a napis po angielsku g艂osi艂: 揘ie otwiera膰!". Wola艂em nie pr贸bowa膰, przynajmniej na razie. Micha艂 u艂o偶y艂 si臋 na koi i si臋gn膮艂 po pilota w艂膮czaj膮c telewizor. - Batura wyjdzie z aresztu za czterdzie艣ci dwie godziny - rzuci艂 spogl膮daj膮c na zegarek. - Nasi gospodarze musz膮 si臋 spieszy膰, bo jak wyjdzie, to poci膮gnie za sob膮 ogon kilkunastu agent贸w - odpowiedzia艂em. - Za艂oganci 揇iabolo" s膮 kuci na cztery 艂apy, je艣li do tej pory w艂adze nic im nie zrobi艂y - mrukn膮艂. - Co tu robisz? - Staram si臋 zarobi膰 na emerytur臋 - odpowiedzia艂em. - W firmie jestem ju偶 spalony, nie ma dok膮d wraca膰. - A wi臋c chodzi tylko o pieni膮dze? - upewni艂 si臋. - Tak. - A du偶o? - Z tego co si臋 zorientowa艂em, stawka w tej grze jest wysoka. - To dobrze, Batura zapewnia艂 mnie, 偶e zarobi臋 g贸r臋 forsy. - Nurkowa艂e艣 w tych wodach? - No, pewnie - oburzy艂 si臋 Micha艂. - Przechodzi艂em szkolenie na Formozie, w bazie naszych podwodnych komandos贸w. - Mo偶na co艣 ciekawego znale藕膰 przy polskim brzegu. - Tak. - Troch臋 wrak贸w, wi臋kszo艣膰 rozszabrowana. S膮 nawet U-Booty. Do zbadania pozosta艂 chyba tylko 揥ilhelm Gustloff". - By艂e艣 tam? - pyta艂em. - Musia艂e艣 by膰, skoro Batura ciebie odnalaz艂 i zwerbowa艂 do tej grupy. - Musia艂em by膰 - Micha艂 chyba wreszcie poj膮艂, kogo mia艂 gra膰. Podejrzewa艂em, 偶e 揂ugusto", kumpel Batury, mia艂 pom贸c za艂odze 揇iabolo" dotrze膰 do wraka. Potrzebowa艂em Micha艂a, bo nie艣wiadom niczego m贸g艂 mi pom贸c, a przede wszystkim uratowa膰 moj膮 g艂ow臋 w krytycznym momencie. On podkr臋ci艂 g艂os w telewizorze i ruchem g艂owy pokaza艂 mi, 偶ebym rozejrza艂 si臋 po pokoju. Nasza kabina by艂a niedu偶a. Sta艂a tu tylko pi臋trowa koja, stolik, fotel, biurko z komputerem pod bulajem i telewizor nad wej艣ciem. Szafki ubraniowe ukryto w 艣cianach. Szuka艂em urz膮dze艅 pods艂uchowych, a g艂贸wnie kamer. Nic nie znalaz艂em. W艂膮czy艂em komputer i sprawdzi艂em, czy ma odpowiedni edytor tekstu. Mia艂, identyczny z zainstalowanym w notebooku. Bardzo mi to u艂atwi艂o spraw臋. Do kieszeni wk艂ada艂em dyskietki i b艂yskawicznie przekopiowa艂em dane na twardy dysk. Micha艂 zasiad艂 do komputera i przejrza艂 wszystkie zawarte tam informacje. Przejrza艂, to mo偶e za ma艂o powiedziane, bo musia艂 je wku膰 na pami臋膰. Zd膮偶y艂 w sam膮 por臋, przed przyj艣ciem Danielle. Jeszcze tylko usun膮艂em tekst i rysunki z komputera i w艂膮czy艂em jak膮艣 gr臋. Niszczy艂em kolejn膮 baz臋 kosmit贸w, gdy Danielle przysz艂a po nas. - Chod藕cie - rzuci艂a. Szli艣my d艂ugim korytarzem, potem po trapie na wy偶szy pok艂ad, gdzie znajdowa艂a si臋 sala odpraw z wygodnymi fotelami lotniczymi ustawionymi w podk贸wk臋. Siedzia艂o tam ju偶 kilku m臋偶czyzn i jedna kobieta. Danielle wskaza艂a nam miejsca ko艂o niej i stan臋艂a na 艣rodku. - Jeste艣my w komplecie, brakuje tylko szefa - przem贸wi艂a. - Pojawi si臋 niebawem. Na razie ja dowodz臋. Przysz艂a pora, 偶eby艣my si臋 poznali, zw艂aszcza z naszymi polskimi wsp贸艂pracownikami. Pawe艂 - wskaza艂a mnie - to by艂y detektyw pa艅stwowy specjalizuj膮cy si臋 w 艣ciganiu z艂odziei dzie艂 sztuki, by艂y komandos, z tego co wiem nurkowa艂. Siedz膮cy obok niego Micha艂 to cz艂owiek, kt贸ry nurkowa艂 przy naszym celu. Opowie nam o zagro偶eniach, kt贸re tam na nas czekaj膮. Sara - obr贸ci艂a si臋 w stron臋 trzydziestoletniej kobiety o kr贸tkich blond w艂osach, okr膮g艂ej twarzy i haczykowatym nosie - to Amerykanka. S艂u偶y艂a w korpusie marines. By艂a tam lekarzem ze specjalizacj膮 chor贸b nurk贸w. Anglik Steve to by艂y oficer brytyjskich okr臋t贸w podwodnych. Po, nazwijmy to, odej艣ciu z marynarki pracowa艂 jako funkcjonariusz morskich s艂u偶b ratunkowych. Dalej siedzia艂 Hans, by艂y pilot morskich 艣mig艂owc贸w Luftwaffe. By艂 niski i szczup艂y. Mia艂 oko艂o czterdziestki i twarz wypran膮 z wszelkich uczu膰. Pierre艂a, Belga, specjalist臋 od fa艂szowania dokument贸w ju偶 zna艂em. Fin o pseudonimie Finder, typ intelektualisty, zajmowa艂 si臋 informatyk膮. Julio, u艣miechni臋ty eks-komandos rodem z Portugalii, po艂ow臋 swego burzliwego 偶ycia sp臋dzi艂 w wojsku, najpierw w portugalskiej armii, potem dwie tury w legii cudzoziemskiej i pi臋膰 lat w Afryce jako stra偶nik w kopalniach diament贸w. Oleg, bli藕niacy Iwan i Misza oraz Kostia stanowili rosyjskoj臋zyczn膮 za艂og臋 揊iladelfii", przy czym Kostia sw膮 wielko艣ci膮 i k艂臋bami musku艂贸w m贸g艂by wprawi膰 w kompleksy ka偶dego ci臋偶arowca. Za艂og臋 揇iabolo" stanowi艂o kilkunastu wynaj臋tych marynarzy r贸偶nych narodowo艣ci, kt贸rych jedynym zadaniem by艂o utrzymanie statku w ruchu. Szybko i skutecznie oduczono ich zadawania niepotrzebnych pyta艅 i nadmiernego gadulstwa. - Teraz udamy si臋 w pobli偶e P贸艂wyspu Helskiego, 偶eby艣my mogli sprawdzi膰 wasze umiej臋tno艣ci - powiedzia艂a Danielle patrz膮c na mnie i Micha艂a. Wszyscy zeszli艣my do pomieszczenia ko艂o maszynowni. W ogromnej 艂adowni le偶a艂o, sta艂o i wisia艂o wszystko to, co potrzebne jest do nurkowania. By艂y tu wygodne suche skafandry uszyte na wz贸r stosowanych w armiach zachodnich, aparaty powietrzne 揂qualung", szwajcarskie komputery nurkowe 揢vatec", automaty oddechowe 揝herwood", butle 揝piro", ale tak偶e francuskie aparaty nurkowe 揙xygers 57", 揙xymixgers", 揙xyNG". Bez trudu ka偶dy z nas znalaz艂 odpowiedni sprz臋t dla siebie. Na 揇iabolo" mieli zosta膰 tylko Pierre i Finder. Przenie艣li艣my wyposa偶enie do 揊iladelfii". Okr臋t podwodny od艂膮czy艂 si臋 od 揇iabolo" i powoli opada艂 na dno. Us艂yszeli艣my lekki stuk, gdy osiedli艣my na dnie morza. - Steve i Sara p艂yn膮 pierwsi - rozkaza艂a Danielle. - Znajdujemy si臋 mniej wi臋cej na g艂臋boko艣ci 40 metr贸w. Osiem metr贸w ni偶ej le偶y wrak U-Boota. W drugiej parze pop艂yn膮 Pawe艂 i Julio, na ko艅cu ja z Micha艂em. Przeszli艣my do dziobowej cz臋艣ci 揊iladelfii", gdzie znajdowa艂a si臋 艣luza pozwalaj膮ca szybko dostosowa膰 ludzki organizm do ci艣nienia na tej g艂臋boko艣ci, a w drodze na okr臋t przeprowadzi膰 zbiorow膮 dekompresj臋 bez k艂opotliwego odliczania czasu na kolejnych g艂臋boko艣ciach. 揊iladelfia" mog艂a p艂yn膮膰 z pracuj膮c膮 kabin膮 dekompresyjn膮. Po p贸艂godzinie wyp艂yn膮艂em z Portugalczykiem z 揊iladelfii". Julio pokaza艂 mi r臋k膮 kierunek. Trzyma艂em si臋 metr w bok od niego. Latarki ledwo roz艣wietla艂y kilkana艣cie metr贸w przed nami. P艂yn臋li艣my w chmurze mu艂u, 偶eby po kwadransie dotrze膰 do wraka. Dop艂yn臋li艣my do dziobu okr臋tu wbitego w dno, rozszarpanego, kt贸ry odpad艂 od reszty. Nigdzie nie widzia艂em Steve艂a ani Sary. Wkr贸tce dotar艂 do nas Micha艂. Zdziwi艂em si臋, 偶e by艂 sam, ale p艂yn膮c za Juliem bardziej uwa偶a艂em na swoj膮 g艂ow臋. Portugalczyk skierowa艂 si臋 do kiosku okr臋tu, ogl膮da艂 mostek i sprawdza艂 zamkni臋cie w艂azu. Potem zainteresowa艂 si臋 wej艣ciem przy dziale przeciwlotniczym i w ko艅cu na rufie. Ca艂y czas z Micha艂em p艂yn臋li艣my za nim. Julio teraz poprowadzi艂 nas do samego dna, tam nagle zgasi艂 latark臋 dotkn膮艂 p艂etwami dna i znikn膮艂 w chmurze py艂u. Chcia艂em p艂yn膮膰 za nim, ale Micha艂 chwyci艂 mnie za rami臋. Bez s艂owa pokaza艂 na sw贸j komputer nurkowy. Zobaczy艂em, 偶e ma zapas tlenu ledwie na pi臋膰 minut, to za ma艂o, 偶eby wyp艂yn膮膰 na powierzchni臋 lub wr贸ci膰 na 揊iladelfi臋". Zdenerwowany sprawdzi艂em sw贸j zapas w butli. U mnie by艂o tylko troch臋 lepiej. Korzystaj膮c ze wskaza艅 busoli p艂yn臋li艣my tam, gdzie powinna by膰 揊iladelfia". Gnali艣my pod wod膮 jak szaleni, chocia偶 nasze ruchy si艂膮 rzeczy by艂y wolne, a bardzo szybko da艂y o sobie zna膰 braki powietrza. Micha艂 wyra藕nie zostawa艂 w tyle. Zatrzyma艂em si臋. M贸j przyjaciel nie mia艂 ju偶 czym oddycha膰. Zbli偶y艂em twarz do jego maski. Widzia艂em w jego oczach przera偶enie i nadchodz膮c膮 艣mier膰. Jednak resztkami si艂 pokazywa艂 mi na sw贸j Jacket", kamizelk臋, kt贸r膮 wyp艂ywaj膮cy nurek wype艂nia艂 powietrzem, gdy chcia艂 szybciej zbli偶y膰 si臋 do powierzchni zamiast macha膰 p艂etwami. Wtedy zrozumia艂em. Nasz sprz臋t mia艂 specjaln膮, mniejsz膮 butl臋 do nape艂niania 搄acketa". Wystarczy艂o tylko poprze艂膮cza膰 zawory. Zrobi艂em to w par臋 sekund, a potem Micha艂 powt贸rzy艂 t臋 operacj臋 u mnie. Zyskali艣my w ten spos贸b kolejne trzy minuty. Na dwadzie艣cia sekund przed ostatecznym ko艅cem powietrza dotarli艣my do wr贸t 艣luzy. Wrota otwiera艂y si臋 i zamyka艂y si臋 w minut臋. Lecz to nas ju偶 nie obchodzi艂o. Kto艣 dobrze zaprojektowa艂 kabin臋 zaopatruj膮c j膮 we w艂asny zbiornik powietrza, kt贸re teraz mogli艣my wdycha膰 naszymi ledwo 偶ywymi p艂ucami. Kostia zajrza艂 do nas przez bulaj i da艂 znak, 偶e zaraz otworzy wrota 艣luzy dla reszty grupy. Wr贸cili wszyscy i patrzyli na nas z mieszanin膮 zdziwienia i podziwu. Po nieca艂ej godzinie mogli艣my siedz膮c w saloniku przy maszynowni 揊iladelfii" wyja艣ni膰 sobie ten przedziwny wypadek. - Chcieli艣my was sprawdzi膰 - oznajmi艂 Julio. - Je艣li chcecie nas zabi膰, to po prostu nas zastrzelcie - rzuci艂 w艣ciek艂y Micha艂. - Kula jest ta艅sza ni偶 podwodna wycieczka i str贸j p艂etwonurka zamiast trumny. - Spokojnie, wszystko zosta艂o wyliczone na styk - Danielle m贸wi艂a popijaj膮c gor膮c膮 kaw臋. - Faktycznie, manipulowali艣my przy waszych komputerach. Po pi臋ciu minutach mia艂y zmieni膰 program i troch臋 was nastraszy膰, ale nie by艂o mowy o tak ma艂ej ilo艣ci powietrza w butlach. To cud, 偶e 偶yjecie. - Kto by艂 odpowiedzialny za te cyrki z komputerami? - zapyta艂em. - Finder - odpowiedzia艂a. - Kto mia艂 dost臋p do butli? - Ka偶dy, ale to si臋 zmieni. Danielle wygl膮da艂a na naprawd臋 przej臋t膮 wydarzeniem. Sara zbada艂a nas, ale nic nam nie by艂o. Gdy dotarli艣my do 揇iabolo", zostali艣my z Micha艂em rozdzieleni. Jego zakwaterowano razem z czw贸rk膮 Rosjan. Mnie przeniesiono do Julia. Siedzia艂em zamy艣lony na koi. Nade mn膮 Portugalczyk pali艂 cygaro z tytoniem o zapachu orzecha laskowego i czyta艂 gazet臋. Rozleg艂o si臋 pukanie do drzwi. - Wlaz艂! - krzykn膮艂 Portugalczyk. Wszed艂 Finder. Przestraszony patrzy艂 na mnie. - Sorry - wyszepta艂. Usiad艂 przy stoliku i wyj膮艂 buteleczk臋 w贸dki. - Wypijemy na zgod臋? - Nie pij臋 - rzuci艂em. - A ja ch臋tnie - ujrza艂em d艂ug膮 d艂o艅 Julio si臋gaj膮c膮 po butelk臋. S膮dzi艂em, 偶e nikt ju偶 nigdy nie zobaczy zawarto艣ci tej flaszki. - Pawe艂, s艂uchaj - Finder patrzy艂 b艂agalnie - program by艂 bardzo dobry. Na pocz膮tku mia艂 pokazywa膰, 偶e wszystko gra. Potem mia艂 si臋 prze艂膮czy膰, nastraszy膰 was brakiem powietrza i znowu wr贸ci膰 do normy. Gdyby nie to wariactwo... - Powiedz, kto zleci艂 wykonanie tych zmian? - przerwa艂em mu. - Danielle. - Kto opiekuje si臋 pomieszczeniem ze sprz臋tem? Kto nape艂nia butle? - Ruscy. - Ca艂a czw贸rka? - Tak. W艂a艣nie dlatego od dzi艣 uruchamiamy system identyfikacji ruch贸w za艂ogi - Finder wyj膮艂 dwa plastikowe prostok膮ty z chipem, podobne do kart kredytowych. Na ka偶dej by艂o imi臋 i nazwisko za艂oganta oraz jakie艣 znaczki. - Ka偶dy z was b臋dzie mia艂 ograniczony dost臋p do pomieszcze艅 na statku. Przechodz膮c przez grod藕 lub wchodz膮c do jakiej艣 kabiny mo偶ecie otworzy膰 drzwi wprowadzaj膮c kart臋 do czytnika. Macie ograniczony dost臋p do pomieszcze艅 揇iabolo". Te znaczki na kartach pojawi膮 si臋 te偶 na drzwiach, kt贸re mo偶ecie otworzy膰. - A co wtedy, je艣li si臋 pomylimy? - zaciekawi艂 si臋 Julio. - W艂膮czy si臋 alarm, automatycznie zostan膮 odci臋te wszystkie drogi odwrotu i trzeba b臋dzie si臋 t艂umaczy膰. Zielone k贸艂ka to pomieszczenia og贸lnodost臋pne - t艂umaczy艂 i pokazywa艂 Finder. - 呕贸艂ty tr贸jk膮t z cyfr膮 oznacza numer kabiny, do kt贸rej macie wst臋p. Niebieskie romby s膮 do drzwi na pok艂ad, czerwone kwadraty do stref tylko dla specjalist贸w. Przyjrza艂em si臋 swojej karcie i por贸wna艂em jaz cyframi i figurkami oznaczonymi na szkicu 揇iabolo". - Mam wst臋p do tej kabiny, mesy, sali narad, si艂owni i nigdzie wi臋cej? - zdziwi艂em si臋. - Decyzja Danielle - Finder wzruszy艂 ramionami i wyszed艂. Julio tak偶e si臋gn膮艂 po swoj膮 kart臋. - Nie maj膮 do nas zaufania - mrukn膮艂 przygl膮daj膮c si臋 jej. ROZDZIA艁 SZ脫STY SPOTKANIE W KLUBIE NURK脫W 揥IELORYB" CZY 揥ILHELM GUSTLOFF" PRZEWOZI艁 BURSZTYNOW膭 KOMNAT臉? KTO BLOKUJE DOST臉P DO WRAKA? K艁脫TNIA PRZY OBIEDZIE SZKOCKI BUDZIK FINDERA HISTORIA ZATOPIENIA 揥ILHELMA GUSTLOFFA" JAK WEJ艢膯 DO 艁ADOWNI STATKU? Pirania podwi贸z艂 mnie pod will臋 揥ieloryb", gdzie czeka艂 ju偶 Olbrzym. Od wczesnych godzin rannych rozmawia艂 z szefem klubu p艂etwonurk贸w. - Jerzy - przedstawi艂 si臋 nurek podaj膮c mi siln膮 d艂o艅. By艂 wysokim m臋偶czyzn膮, du偶o m艂odszym ode mnie, szczuplejszym, wyprostowanym. - Tomasz N.N. - odpowiedzia艂em. - Mo偶e za jaki艣 czas do艂膮cz膮 do nas detektywi z komendy policji. - O rany - mrukn膮艂 Jerzy. - Co si臋 sta艂o? - zapyta艂em. - Boisz si臋, 偶e zatrzymaj膮 ci臋 za posiadanie ma艂ego sk艂adu nieu偶ytecznej broni? B臋d膮 szuka膰 u ciebie skarb贸w? - W Polsce zg艂oszenie znalezienia skarbu jest r贸wnoznaczne z potraktowaniem przez w艂adze znalazcy jak z艂oczy艅cy - rzek艂 Jerzy. - Podam wam dwa przyk艂ady. Dotycz膮 one pewnego przedsi臋biorcy ze Szczecina. Jako jeden z pierwszych w Polsce za艂o偶y艂 prywatn膮 firm臋 nurkow膮. W latach siedemdziesi膮tych da艂 og艂oszenie do gazet, 偶e poszukuje informacji o zatopionych samolotach, czo艂gach, skrzyniach. Odezwa艂 si臋 cz艂owiek, kt贸ry twierdzi艂, 偶e na jednym z jezior Niemcy ustawili zim膮 1945 roku kilka skrzy艅, rzucili granat i wszystko wyl膮dowa艂o na dnie. Znajomy wzi膮艂 nurka i zeszli pod wod臋. Rzeczywi艣cie odkryli du偶膮 kas臋 pancern膮, odwr贸cili j膮 i wyci臋li otw贸r w tylnej 艣ciance, na og贸艂 najcie艅szej . Wyj臋li gumowy w贸r z dziesi臋cioma kilogramami z艂ota. Przy podziale pok艂贸cili si臋 i znajomy zawiadomi艂 milicj臋. Znalezisko zarekwirowano, a nurk贸w skazano za pr贸b臋 przyw艂aszczenia w艂asno艣ci pa艅stwa polskiego. - To by艂y czasy komunizmu... - zauwa偶y艂 Olbrzym. - I teraz nic si臋 nie zmieni艂o. Kilka lat po tamtym zdarzeniu m贸j znajomy dowiedzia艂 si臋 o zatopionej przez Niemc贸w barce z trzystu tonami elektrolitycznie czystej miedzi. Nawet teraz to ogromna warto艣膰, a co dopiero wtedy, w czasach wiecznych niedobor贸w surowcowych. Znajomy negocjowa艂 z w艂adzami warunki wskazania miejsca, gdzie spoczywa barka. Ustalono, 偶e otrzyma 3,2% warto艣ci owych trzystu ton miedzi. Nurek wraca艂 z Warszawy i ju偶 pod jego domem sta艂 komornik gotowy do odebrania podatku od przewidywanego wynagrodzenia nurka. Oczywi艣cie kolega wycofa艂 si臋 z takiego interesu. Zbieram informacje o r贸偶nych znaleziskach i mam wycinek z gazety z 1985 roku. To notatka m贸wi膮ca o znalezieniu przez wojskowych p艂etwonurk贸w owej barki z miedzi膮. Ile pa艅stwo zap艂aci艂o za drogie poszukiwania? Nie lepiej by艂o si臋 dogada膰? - Z now膮 w艂adz膮 te偶 nie mo偶na si臋 dogada膰? - zapyta艂em. - Wszystko, co znajduje si臋 w ziemi g艂臋biej ni偶 na sztych 艂opaty, nale偶y do Skarbu Pa艅stwa. Przecie偶 dzia艂kowcy musz膮 mie膰 szans臋 odkopania swojej marchewki. Oczywi艣cie teraz 偶artuj臋, ale niestety taka jest sytuacja prawna. Sam nigdy nie spotka艂em si臋 ze zdecydowanie negatywn膮 postaw膮 w艂adz wobec poszukiwa艅 prowadzonych przez nasz klub p艂etwonurk贸w. Pewnie dlatego, 偶e tym co znajd臋, nie handluj臋. Troch臋 tych znalezisk le偶y u mnie. Jak pan widzi, mam tu ci臋偶kie karabiny maszynowe z niemieckiego my艣liwca Fw-190. Cz臋艣膰 rzeczy przekazujemy do muze贸w. - S艂ysza艂em, 偶e pana zdaniem na pok艂adzie 揥ilhelma Gustloffa" przewo偶ono skrzynie z Bursztynow膮 Komnat膮? - odezwa艂em si臋. - Tak - Jerzy stanowczo przytakn膮艂, ale zaraz u艣miechn膮艂 si臋. - Tam, jak i wsz臋dzie indziej. Jednak co do tego statku jest najwi臋cej przes艂anek. Przez kilkadziesi膮t lat wiele os贸b poszukiwa艂o Bursztynowej Komnaty i nic. Dwa lata temu Walter Scott otrzyma艂 pozwolenie od Rosjan na szukanie jej w Obwodzie Kaliningradzkim, w okolicach Kr贸lewca. 艢lady prowadzi艂y do bagien. Scott mia艂 magnetometr protonowy zdolny wykry膰 anomalie magnetyczne do g艂臋boko艣ci nawet trzystu metr贸w. Przeczesa艂 teren i nic. To niemo偶liwe, 偶eby tak du偶y obiekt jak Bursztynowa Komnata o powierzchni pi臋膰dziesi臋ciu pi臋ciu metr贸w kwadratowych znikn膮艂. Roz艂o偶ono j膮 do dwudziestu kilka skrzy艅 o ponadnormatywnych rozmiarach, czasami d艂ugo艣ci do dw贸ch i p贸艂 metra. - Jasnowidze twierdz膮, 偶e sp艂on臋艂a w kr贸lewieckim zamku - zauwa偶y艂 Olbrzym. - Moim zdaniem, korzystanie z pomocy jasnowidz贸w przy poszukiwaniu skarb贸w to nonsens - stwierdzi艂 Jerzy. - Nie uczestniczy艂em w takiej akcji, w kt贸rej wskaz贸wki jasnowidza by艂y prawdziwe. Przecie偶 trudno uwierzy膰, 偶eby kt贸ry艣 tam cud 艣wiata sp艂on膮艂 bez 偶adnego 艣ladu w dokumentach. Za to pod koniec stycznia 1945 roku doker i taks贸wkarz z Gdyni widzieli konw贸j ci臋偶ar贸wek z opisywanymi skrzyniami w gdy艅skim porcie. - A gdzie Niemcy, pana zdaniem, umie艣cili skrzynie z Bursztynow膮 Komnat膮? - Olbrzym wypali艂 prosto z mostu. - Tutaj - Jerzy pokaza艂 nam miejsce na planie statku. Przez kilka minut t艂umaczy艂, dlaczego w艂a艣nie tam. - I nikt tam do tej pory nie dotar艂? - Olbrzym nie dowierza艂. Jerzy roze艣mia艂 si臋. - To d艂uga opowie艣膰 - m贸wi艂 wchodz膮c na pi臋terko willi. - Zrobi臋 wam herbaty. Rozgl膮da艂em si臋 po salonie. Siedzieli艣my w wysokich sk贸rzanych fotelach, przy wysokim, okr膮g艂ym, stylowym stole z ciemnego drewna. Na 艣cianach obitych boazeri膮 wisia艂y marynistyczne obrazy. W dw贸ch przeciwleg艂ych k膮tach sta艂y powyginane, pordzewia艂e karabiny maszynowe z niemieckich my艣liwc贸w. W szafce z ksi膮偶kami zauwa偶y艂em ma艂膮 wystawk臋 drobnych militari贸w od naboj贸w karabinowych do oporz膮dzenia 偶o艂nierzy. Jerzy wr贸ci艂 nios膮c na tacy trzy fili偶anki aromatycznej herbaty. - Par臋 lat temu wyst膮pi艂em w telewizji, gdzie opowiada艂em o wynikach swych poszukiwa艅 Bursztynowej Komnaty - Jerzy zacz膮艂 opowie艣膰 rozsiadaj膮c si臋 wygodnie i zak艂adaj膮c nog臋 na nog臋. - Po tym programie zadzwoni艂 do mnie by艂y pracownik polskiego konsulatu w Niemczech. Powiedzia艂 mi, 偶e w 1974 roku zg艂osi艂 si臋 do nich cz艂owiek twierdz膮cy, i偶 p艂yn膮艂 na 揋ustloffie" jako 偶o艂nierz obs艂ugi konwoju Bursztynowej Komnaty. Jako jedyny z ochrony uratowa艂 si臋 z katastrofy. Got贸w by艂 wskaza膰 miejsce ukrycia skarbu w zamian za prawa do filmu i dzwon ze statku. Podobno w 1975 roku ekipa p艂etwonurk贸w Marynarki Wojennej pr贸bowa艂a sprawdzi膰 jego wskaz贸wki. Wynik贸w nie znam. - Pan, panie Tomaszu, nic o tym nie wiedzia艂? - Olbrzym spojrza艂 w moj膮 stron臋. - To by艂y inne czasy - westchn膮艂em. - Podejrzewam, 偶e nic nie znaleziono, skoro by艂o cicho. - Mo偶e - Jerzy wzruszy艂 ramionami. - Musz臋 co艣 wam wyja艣ni膰. Wrak ma d艂ugo艣膰 oko艂o dwustu metr贸w i le偶y na g艂臋boko艣ci czterdziestu pi臋ciu metr贸w. Ton膮c, dziobem jak p艂ugiem rozora艂 dno morza zostawiaj膮c ogromn膮 skib臋. P艂etwonurek, kt贸ry schodzi na tak膮 g艂臋boko艣膰 po dwunastu minutach pracy musi wynurzaj膮c si臋 przechodzi膰 dekompresj臋. Pewne szans臋 skutecznej pracy maj膮 klasyczni nurkowie... - W ogromnych stalowych he艂mach z rurk膮 powietrzn膮 wychodz膮c膮 z jego szczytu? - 艣mia艂 si臋 Olbrzym. - Powiedzmy, 偶e tak to wygl膮da - roze艣mia艂 si臋 Jerzy. - Po wojnie dysponowano jedynie takim sprz臋tem do nurkowania tak g艂臋boko. Od 1948 do 1951 roku Rosjanie na 艁awicy S艂upskiej, gdzie le偶y 揋ustloff艂, prowadzili eksploracj臋 wraka. Przy jego kad艂ubie budowali rusztowania i poszczeg贸lne partie poszycia statku wysadzali dynamitem. W ten specyficzny spos贸b przebadali 艣r贸dokr臋cie, czyli miejsce, gdzie byli cywilni uchod藕cy ze swymi walizkami kryj膮cymi rzeczy najcenniejsze dla uciekaj膮cych... - Czyli z艂oto, kosztowno艣ci, pami膮tki rodzinne - doko艅czy艂 Olbrzym. - Tak - Jerzy smutno pokiwa艂 g艂ow膮. - Ca艂y czas w艂adze mia艂y wrak na celowniku i zaciemnia艂y fakt jego istnienia. W ksi臋dze wrak贸w oznaczono go jako 撆乪ba 1", czyli wrak nieznany. To 艣mieszne! Na dziobie statku s膮 mosi臋偶ne litery z nazw膮 wysoko艣ci jednego metra ka偶da! W 1973 roku Urz膮d Morski w Gdyni zorganizowa艂 pierwsz膮 i jak dot膮d jedyn膮 wypraw臋 morsk膮 na 揋ustloffa", tak膮 z prawdziwego zdarzenia. Byli艣my tam kilka tygodni. Trzydziestu nurk贸w na trzech statkach. Musieli艣my podpisa膰 deklaracj臋, 偶e nie wp艂yniemy do wn臋trza 揋ustloffa". Ka偶dy podpisa艂 bagatelizuj膮c taki zakaz. Jednak ta ruina, jak膮 zobaczyli艣my, u艣wiadomi艂a nam, 偶e wej艣cie do 艣rodka jest r贸wnoznaczne ze 艣mierci膮. Wykonali艣my dokumentacj臋 wraka. Mnie uda艂o si臋 wyci膮gn膮膰 i zachowa膰 u siebie celownik z kompasu i ten teuto艅ski 偶yrandol. Jerzy pokaza艂 nam szklany sze艣cian z kraw臋dziami wzmocnionymi grubymi blachami. - W 1978 roku - kontynuowa艂 Jerzy - rz膮d zachodnioniemiecki poinformowa艂 w艂adze polskie, 偶e s膮 informacje, jakoby na 揋ustloffie" by艂y dobra kultury. Zaproponowano transakcj臋 wi膮zan膮: oni daj膮 statek, my nurk贸w. Wsp贸lnie powo艂ujemy komisj臋, kt贸ra dokona podzia艂u owych skarb贸w. Nasi postanowili zrobi膰 to inaczej i w 1979 roku narodzi艂 si臋 pomys艂, 偶eby wej艣膰 do wraka. W styczniu 1980 roku dosta艂em zaproszenie do wa偶nych urz臋dnik贸w, kt贸rzy prosili o dyskrecj臋, a potem by艂y k艂opoty z finansowaniem wyprawy i w ko艅cu wielkie wydarzenia historyczne zamkn臋艂y spraw臋 揋ustloffa". - Rzeczywi艣cie - mrucza艂em zamy艣lony. - Wiele wskazuje na to, 偶e we wraku co艣 by艂o. Pytanie tylko, czy nadal tam jest? - I tak, i nie - odpowiedzia艂 Jerzy. - Te niemieckie pr贸by dogadania si臋 z nami s膮 wiele m贸wi膮ce. Niemcy nie mogliby sami niczego zrobi膰 pod naszym nosem. Teraz jednak rodzi si臋 problem prawny. Po 1989 roku na 揋ustloffie" by艂y wyprawy brytyjskie, niemieckie, szwedzkie. O wynikach ich poszukiwa艅 nic nie wiadomo. Granice polskich w贸d terytorialnych przebiegaj膮 dwana艣cie mil od brzegu. 揋ustloff" zaton膮艂 na trawersie Ustki, dwana艣cie mil od brzegu, ale le偶y troch臋 dalej. Nagle, na pocz膮tku lat dziewi臋膰dziesi膮tych niemiecki konsulat w Gda艅sku wyst膮pi艂 z pro艣b膮 uznanie wraka za cmentarzysko wojenne. Tym samym zamkni臋to by drog臋 wszystkim poszukiwaczom skarb贸w. W tym samym czasie na naszego 揌eweliusza" niemieckie firmy organizuj膮 wycieczki nurk贸w. 揚艂y艅 na Heweliusza! W barze czeka na ciebie zimna polska w贸dka!", tak si臋 reklamuj膮! A nasz, Urz膮d Morski wyda艂 oficjalny zakaz nurkowania na 揋ustloffa". - Niemcy odkryli to, co chcieli i chc膮 zatrze膰 艣lady albo zachowuj膮 si臋 jak pies ogrodnika - Olbrzym powiedzia艂 to, o czym wszyscy w tej chwili pomy艣leli艣my. - Zapraszamy na obiad - odezwa艂 si臋 g艂os z interkomu. Wstali艣my z koi i poszli艣my do mesy. Sta艂 tam d艂ugi st贸艂 z wygodnymi krzes艂ami oraz drugi pod 艣cian膮 zastawiony wazami i p贸艂miskami. Wszyscy ju偶 tam byli. Micha艂 sta艂 z talerzem i zastanawia艂 si臋 nad wyborem sa艂atki. - Jak ci leci? - zapyta艂em go. - Jako艣 - odpowiedzia艂 zdawkowo. - Kostia robi艂 mi egzamin z wiedzy o nurkowaniu. - Zda艂e艣? - Tak. W nocy chyba czeka mnie lanie. - Za co? - Przy艂o偶y艂em jednemu z bli藕niak贸w. Wyszed艂em si臋 wyk膮pa膰, wracam, a ten grzebie w moich rzeczach. Obejrza艂em si臋 w stron臋 jedz膮cych. Danielle przygl膮da艂a nam si臋 z wielk膮 uwag膮. Podbite oczy jednego z Iwan贸w zia艂y nienawi艣ci膮. Pokaza艂em Micha艂owi moj膮 kart臋, a on swoj膮. Obaj mieli艣my w r贸wnym stopniu ograniczone ruchy po statku. Przy艂膮czyli艣my si臋 do pozosta艂ych. - Micha艂 - odezwa艂a si臋 Danielle - je艣li znowu dojdzie do burdy z twoim udzia艂em, to l膮dujesz na brzegu. - Ca艂y i zdrowy? - Micha艂 udawa艂 niewini膮tko. - Zobaczymy - powiedzia艂 Steve. - Czy mogliby艣my mie膰 prawo do wyj艣cia na pok艂ad? - dopytywa艂em si臋. - Nie widz臋 takiej potrzeby - sucho stwierdzi艂a Danielle. - Teraz radz臋 wam przespa膰 si臋. Jeszcze dzi艣 wieczorem zaczynamy nurkowania. - Dzi艣? - zdziwi艂em si臋. - Tak, nie mamy czasu - wyja艣ni艂a Danielle. - Szefowi si臋 spieszy. Jaki艣 detektyw o 艣miesznym przezwisku Pan Samochodzik w towarzystwie dw贸ch g艂upkowatych gliniarzy by艂 dzi艣 u niego. Ma艂o si臋 nie zakrztusi艂em na wspomnienie o moim by艂ym szefie. Ten cz艂owiek naprawd臋 by艂 uparty. - Pan Samochodzik powiedzia艂 wiele ciekawych rzeczy o twojej przesz艂o艣ci - Danielle wymownie patrzy艂a w moj膮 stron臋 znad kubka z kaw膮. - Powiedz, kim jest szef - m贸j g艂os powoli nabiera艂 si艂y. - Mam do艣膰 m贸wienia 搒zef to, szef tamto". Kim jest go艣膰, dla kt贸rego rzuci艂em ciep艂膮 posadk臋, do艂膮czy艂em do bandy wariat贸w, kt贸rzy w dodatku chcieli mnie zabi膰 i to na g艂臋boko艣ci czterdziestu metr贸w. Danielle, obiecywa艂a艣 bardzo dobry zarobek, a tymczasem jeste艣my wi臋藕niami na tym przekl臋tym statku... - Ile ci obieca艂a? - zaciekawi艂 si臋 Julio. - Cicho b膮d藕! - rykn膮艂 Kostia siedz膮cy naprzeciw mnie. Jego r臋ka b艂yskawicznie wystrzeli艂a w stron臋 mojej szyi, a d艂o艅 zacisn臋艂a si臋 na moim karku. Nie mog艂em oddycha膰, dusi艂em si臋 ju偶 drugi raz tego dnia. Najpierw pr贸bowa艂em oderwa膰 palce Kostii, lecz ka偶dy z nich by艂 jakby przyklejony do mojej sk贸ry. Uderzenie w 艂okie膰 Rosjanina nie da艂o spodziewanego rezultatu. Zrezygnowany opad艂em na blat sto艂u. Gdy Kostia triumfowa艂, si臋gn膮艂em po spodek z pieprzem i sypn膮艂em nim w twarz przeciwnika. U艣cisk na karku usta艂, a Kostia rycza艂 jak ranny lew. - Spok贸j! - krzykn臋艂a Danielle. Dopiero teraz widzia艂em, 偶e Micha艂 i Steve powstrzymywali Rosjan przed atakiem na mnie. Pierre sta艂 w k膮cie. Finder i Sara byli lekko przera偶eni, a Julio spokojnie jad艂. Zapewne pierwszy raz mia艂 tak膮 rozrywk臋 w czasie obiadu. - Kostia! - zawo艂a艂 Julio. - Oddaj Paw艂owi! Mam tu gdzie艣 ocet winny. Poprosz臋 kucharzy, 偶eby zrobili torty! Zr贸bmy zapasy w kisielu! Jego s艂owa zach臋ty przyprawione ironi膮 ostudzi艂y nas wszystkich. - Danielle, mo偶emy wyj艣膰 na pok艂ad? - poprosi艂 Micha艂. Danielle zgodzi艂a si臋. Finder wyprowadzi艂 mnie, Michnia i Julia na pok艂ad. Portugalczyk si臋gn膮艂 po cygaro. U艂o偶y艂 si臋 na pontonie i patrzy艂 na zach贸d s艂o艅ca. Z Micha艂em obeszli艣my ca艂膮 nadbud贸wko 揇iabolo". Stanowi艂a ona monolit. Znale藕li艣my zaledwie sze艣cioro drzwi prowadz膮cych do nieznanych nam miejsc. Na rufie znajdowa艂a si臋 odkryta 艂adownia z wrotami jak na okr臋cie desantowym. Tu偶 za nadbud贸wk膮 by艂 d藕wig. Mostek by艂 dwa pi臋tra nad nami. Morze tego dnia by艂o spokojne, a 揇iabolo" mimo obci膮偶enia w postaci 揊iladelfii" spisywa艂 si臋 doskonale, lekko 艣cinaj膮c fale. Stan臋li艣my przy prawej burcie, kilkana艣cie metr贸w od Julia. Micha艂 zapali艂 papierosa. - Si艂y Dobra maj膮 tu swoj膮 wtyk臋 - powiedzia艂. - Jakie si艂y Dobra? - Nie wiem, policja, wojsko, wywiad... Kto艣 chcia艂 si臋 nas pozby膰 i to bardzo skutecznie. - Ruscy? - Nie, to zbyt oczywiste. Oni mieli dost臋p do butli, na nich pad艂o podejrzenie. Teraz jeszcze te dwa 艣wietne pojedynki, m贸j i tw贸j. Na pierwszy rzut oka wida膰, 偶e S艂owianie pa艂aj膮 do siebie mi艂o艣ci膮. - Finder? To on programowa艂... - Kiedy艣 powiedzia艂e艣, 偶e w prawie rzymskim uwa偶ano, i偶: 揟en zrobi艂 co艣, kto na tym zyska艂". Musimy znale藕膰 tego, kto skorzysta na naszej 艣mierci. - Jeste艣my tu nowi i od razu mieliby艣my komu艣 przeszkadza膰? Micha艂 cicho cmokn膮艂 ustami i podrapa艂 si臋 po g艂owie. - Chocia偶... - co艣 zacz臋艂o mi 艣wita膰 w g艂owie. - Oni wszyscy nie znaj膮 tego terenu, pewnie nic nie wiedz膮 o celu naszej wyprawy, za to tak膮 wiedz臋 mamy my. W dodatku od razu wida膰, 偶e trzymamy si臋 razem, a wi臋c tworzymy podw贸jn膮 si艂臋 w gronie tych indywidualist贸w. W zasadzie bez naszej pomocy nie zdob臋d膮 fortuny. To oznacza, ze w ich gronie jest sabota偶ysta, kto艣, kto nie chce, 偶eby wykonali swoje zadanie. Musimy dopa艣膰 go, bo zginiemy. - Szkoda tej g贸ry z艂ota - doda艂 Micha艂. - A ta Danielle to niebrzydka babka... - doda艂 g艂o艣niej. Zdziwi艂a mnie ta zmiana tematu, ale us艂ysza艂em kroki za nami. - Niczego sobie - odezwa艂 si臋 Julio. - Do wzi臋cia. Podobno odrzuci艂a zaloty szefa. - I nadal dla niego pracuje? - zdziwi艂em si臋. - Szef doceni艂 jej profesjonalizm - stwierdzi艂 Julio. - Kto艣 kiedy艣 widzia艂 tego szefa? - dopytywa艂 si臋 Micha艂. - Nikt, nawet Danielle, a ona wzywa nas do Hadesu. Czas, 偶eby poch艂on臋艂o nas kr贸lestwo Posejdona. Zeszli艣my na pok艂ad tu偶 przy samej st臋pce. Ogromna 艂adownia by艂a wype艂niona wszelkim dobrem do nurkowania. Mo偶na z niej by艂o przej艣膰 w kierunku dziobu do nie znanych mi pomieszcze艅, do maszynowni pod rufow膮 艂adowni膮, do kt贸rej ju偶 dwa razy mia艂em przyjemno艣膰 wp艂ywa膰. Na 艣rodku pomieszczenia znajdowa艂a si臋 艣luza w pod艂odze umo偶liwiaj膮ca zej艣cie do 揊iladelfii". Stali艣my lu藕nym p贸艂kolem przed Danielle i Finderem. - Komu tym razem zabraknie powietrza? - za偶artowa艂 Julio. Rosjanie spojrzeli na niego ponuro. Danielle uda艂a, 偶e nie s艂yszy uwagi. Tylko Finder poczerwienia艂. - Chcia艂bym zademonstrowa膰 wam pewn膮 nowo艣膰 - oznajmi艂 pokazuj膮c przypi臋te na swej d艂oni urz膮dzenie wielko艣ci du偶ego zegarka. - Tw贸j dziadek by艂 w czasie drugiej wojny 艣wiatowej w Armii Czerwonej i zdoby艂 budzik - za偶artowa艂 Hans. Rosjanie gro藕nie spojrzeli na kolejnego wroga w grupie. - Tak, to szkocki budzik - stwierdzi艂 Finder - kt贸ry w pewnym momencie mo偶e uratowa膰 komu艣 偶ycie. Jak wiecie, przy schodzeniu na wi臋ksz膮 g艂臋boko艣膰 w organizmie cz艂owieka wzrasta ci艣nienie krwi i rozpuszcza si臋 w niej wi臋cej azotu ni偶 normalnie. Gdy nurkuj膮cy wychodzi na powierzchni臋, gaz uwalnia si臋 w postaci p臋cherzyk贸w, kt贸re mog膮 zablokowa膰 naczy艅ka w艂osowate w mi臋艣niach lub nawet w m贸zgu, co mo偶e prowadzi膰 do parali偶u albo nawet 艣mierci. Jedynym wyj艣ciem chroni膮cym was przed chorob膮 kesonow膮 jest dekompresja, czyli powolne wynurzanie si臋, przy czym sami musicie okre艣la膰 jego tempo. Ot贸偶, ten przyrz膮dzik ma wbudowany mikrogenerator fal d藕wi臋kowych. Analizuje on odbijanie si臋 fal od nagromadzonych we krwi p臋cherzyk贸w gazu, mierzy ilo艣膰 uwalniaj膮cego si臋 we krwi azotu i sugeruje tempo wynurzania si臋. W ciszy trawili艣my informacje Findera. Julio podrapa艂 si臋 za uchem i rozgl膮daj膮c si臋 po 艣cianach rzuci艂 kolejny 偶art. - Fajny gad偶et, ale kto go programowa艂? - zapyta艂. Danielle poczerwienia艂a ze z艂o艣ci. - Jeste艣cie gorsi od starych panien! - krzykn臋艂a. - Tylko marudzicie! Marsz do sali konferencyjnej! Nasz przyjaciel z Polski opowie nam o celu. G臋siego pomaszerowali艣my za nasz膮 szefow膮. W 艂adowni zostali tylko rosyjscy bli藕niacy i Sara. Rosjanie przygotowywali 揊iladelfi臋", a Amerykanka mia艂a sprawdzi膰 poziom mieszanki w butlach. Na g贸rze usiedli艣my w naszych wygodnych fotelach. Tylko Micha艂 sta艂 przy makiecie wraka statku pasa偶erskiego. D艂ugo przygl膮da艂 si臋 modelowi. - Co艣 nie tak? - zaciekawi艂a si臋 Danielle. - O czym艣 zapomnieli艣my? - Tak - rzuci艂 Micha艂 i dalej patrzy艂. - Co on robi? - niecierpliwi艂 si臋 Pierre obserwuj膮c Micha艂a. - M贸wi nam co zrobi膰, 偶eby prze偶y膰 - rzuci艂 Steve. - Kiedy艣 kumpel z ameryka艅skich zielonych beret贸w, jankeskich komandos贸w, opowiada艂 mi o swojej pierwszej lekcji sztuki prze偶ycia udzielonej mu w Wietnamie. Przylecia艂 do bazy szkoleniowej w wiosce nad brzegiem Morza Po艂udniowochi艅skiego. Sier偶ant, kt贸ry by艂 w Wietnamie ju偶 dwie tury, zabra艂 grup臋 偶贸艂todziob贸w nad brzeg morza. Usiad艂 ty艂em do zgrai dzieciak贸w w mundurach i zapatrzy艂 si臋 w fale. Kumpel m贸wi艂, 偶e ca艂e 偶ycie pami臋ta to morze, turkusowe z bia艂ymi grzywaczami i rubinowo granatowe chmury z wydzieraj膮cymi si臋 spomi臋dzy nich sztyletami promieni s艂o艅ca. I ten wredny zapach obcej ziemi, strachu koleg贸w. Po kilku godzinach sier偶ant wsta艂, otrzepa艂 spodnie z piachu i przem贸wi艂: 揙to pierwsza lekcja, jak nie zgin膮膰 w Wietnamie". - No i co? - pyta艂 Pierre. - M膮dremu nie trzeba t艂umaczy膰, a g艂upi i tak nie pojmie - za艣mia艂 si臋 Steve. - Tak mawiali 艣redniowieczni alchemicy do laik贸w, kt贸rzy op艂acali ich poszukiwania kamienia filozoficznego. - Do艣膰 tych bzdur! - sykn臋艂a Danielle. - Micha艂, powiesz co艣 wreszcie?! - Tak - us艂yszeli艣my odpowied藕 mojego przyjaciela zagl膮daj膮cego do komina makiety. - Ju偶 wiem, czemu Holendrzy opowiadaj膮 dowcipy o Belgach - Hans 艣mia艂 si臋 z Pierre艂a. - Pami臋taj, nie pomo偶e ci 偶aden, nawet kilkugodzinny wyk艂ad. Sam musisz dba膰 o to, na czym siedzisz. Je艣li nie kapujesz, to powiniene艣 wr贸ci膰 do domu. Ta wymiana zda艅 dociera艂a do mnie jak przez mg艂臋. Przygl膮da艂em si臋 modelowi statku. Makieta mia艂a metr d艂ugo艣ci i przedstawia艂a typowy statek pasa偶erski. Mostek kapita艅ski by艂 po艂o偶ony blisko dziobu, na wysoko艣ci trzeciego pi臋tra, nad pok艂adem g艂贸wnym. W dw贸ch trzecich d艂ugo艣ci statku, patrz膮c od rufy, wystawa艂 pojedynczy komin. - Nasz cel to 揥ilhelm Gustloff艂 - zacz膮艂 Micha艂. - Zbudowano go w 1937 roku jako statek pasa偶erski dla niemieckiej organizacji Deutsche Arbeitsfront, czyli Niemieckiego Frontu Pracy. Organizowano na nim rejsy dla mas pracuj膮cych, maj膮ce da膰 im odpoczynek i u艣wiadomi膰 pot臋g臋 pa艅stwa nazistowskiego. Orwellowski model wychowania w czystej postaci. Jesieni膮 1939 roku zosta艂 przebudowany i przekwalifikowany na okr臋t szpitalny. W 1940 roku przemianowano go na tendr mieszkalny dla szko艂y marynarzy okr臋t贸w podwodnych w Gdyni. Zatopi艂 go radziecki okr臋t podwodny 揝-13" dowodzony przez kapitana Mariniesko. Tu偶 przed p贸艂noc膮 Rosjanie odpalili salw臋 trzech torped... - Powiedz, czego i gdzie mamy szuka膰?! - przerwa艂 Julio. - Gdzie ten skarb?! - Cicho b膮d藕! - Danielle rzuci艂a Portugalczykowi w艣ciek艂e spojrzenie. Micha艂 chwil臋 milcza艂, jakby zbiera艂 my艣li. - 呕eby co艣 zrozumie膰, musicie pozna膰 budow臋 tego statku - rzek艂 wyjmuj膮c z kieszeni kurtki d艂ugopis. - Poni偶ej pok艂adu spacerowego, to ten z pancernymi szybami, znajdowa艂o si臋 pi臋膰 pok艂ad贸w mieszkalnych. Na g贸r臋 prowadzi艂y trzy g艂贸wne klatki schodowe i kilka mniejszych. Tu, gdzie umocowane s膮 szalupy, znajdowa艂y si臋 najlepsze kabiny. W chwili rosyjskiego ataku torpedowego na statku znajdowali si臋 marynarze z II dywizjonu szkolnego, dziewczyny z kobiecych s艂u偶b pomocniczych, troch臋 rannych 偶o艂nierzy i grupy ludno艣ci cywilnej, w du偶ej mierze uprzywilejowanych nazist贸w. Torpedy uderza艂y kolejno - Micha艂 nak艂uwa艂 d艂ugopisem poszycie modelu - Tu, na wysoko艣ci ster贸wki, przed maszynowni膮, w basen, gdzie ulokowano dziewczyny z marynarki wojennej, i w maszynowni臋. Pierwsza torpeda prawie urwa艂a dzi贸b. Statek po trafieniu wci膮偶 p艂yn膮艂, lecz, jak widzicie, torpedy trafi艂y w zasadzie w jego dziobow膮 cz臋艣膰, wi臋c tam najszybciej nabiera艂 wody. W efekcie 揋ustloff zanurza艂 si臋, z du偶膮 pr臋dko艣ci膮 wbi艂 si臋 w dno i rozora艂 je tworz膮c ogromn膮 skib臋... - Co to jest 搒kiba"? - dziwi艂 si臋 Pierre. - 艢lad po p艂ugu - mrukn膮艂 Kostia. - Nie by艂e艣 na wsi, to nie zrozumiesz. - 揋ustloff" musia艂 schodzi膰 pod wod臋 pod k膮tem oko艂o 15 stopni - kontynuowa艂 Micha艂. - Dno jest naruszone na d艂ugo艣ci ponad 1,5 mili. Dzi贸b prawie odpad艂. G艂贸wny trzon kad艂uba stoi odchylony od pionu o oko艂o 10 stopni na lew膮 burt臋. Micha艂 ca艂y czas, opowiadaj膮c, demolowa艂 model. - Wschodni S艂owianie, s艂yn膮cy w pewnych kr臋gach z delikatno艣ci - Micha艂 wymownie spojrza艂 na Rosjan - pod koniec lat czterdziestych spenetrowali 艣r贸dokr臋cie demoluj膮c je 艂adunkami wybuchowymi. W powietrzu unosi艂y si臋 strz臋pu kartonu. Zastanawia艂em si臋, dlaczego Micha艂 chce sprowokowa膰 Rosjan, o co mu chodzi i dlaczego nie uprzedzi艂 mnie o swojej grze. - Dzi贸b praktycznie nie istnieje, a wraz z nim 艂adownia dziobowa - Micha艂 nie przerywa艂 demolowania ani na moment. - Wszystko, co mia艂o jak膮kolwiek warto艣膰, ju偶 wybrano. - Czy jest tam bezpiecznie? - dopytywa艂a si臋 Danielle. - Mo偶na wp艂yn膮膰 do wn臋trza statku? - Tak - odrzek艂 Micha艂. - Musisz mie膰 jednak troch臋 wi臋cej sprz臋tu i ludzi. Ca艂y statek jest pokryty sieciami rybackimi, zniszczony wybuchami; to jeden wielki z艂om opr贸cz jednego miejsca... - Jakiego? - nie wytrzyma艂 Julio. - Rufowej 艂adowni - wtr膮ci艂em si臋. - Sk膮d wiesz? - zainteresowa艂a si臋 Danielle. - Rozmawiali艣cie ze sob膮 na ten temat. Z艂ama艂e艣 warunki umowy! - krzykn臋艂a w stron臋 Micha艂a. - Spokojnie - wsta艂em unosz膮c obie d艂onie w ge艣cie pokoju. - Przyjrzyjcie si臋 modelowi. Co ocala艂o? Tylko rufa. Co tu stoi? 呕uraw d藕wigu, a pod nim wida膰 klap臋 艂adowni. Nie wiem tylko, na kt贸rym pok艂adzie umieszczono 艂adunek... - Na dnie - oznajmi艂 Micha艂. - Blisko trzydzie艣ci metr贸w korytarza o wymiarach l ,8 na 2,4 metra prowadzi do 艂adowni po艂o偶onej przy samym kilu. ROZDZIA艁 SI脫DMY SPOTKANIE W PUCKU U MISTER SEBEDIANA W KROKOWIE CZEMU DANIEC INTERESUJE SI臉 WRAKIEM 揥ILHELMA GUSTLOFFA"? ORGANIZUJ臉 NALOT NA 揇IABOLO" KAPITAN CHAJA ATAK NA PODEJRZANY STATEK Po wyj艣ciu od Jerzego stali艣my z Olbrzymem przed will膮 klubu 揥ieloryb". Zastanawia艂em si臋, co teraz robi膰 i w艂a艣nie podjecha艂 samoch贸d z komisarzem Skowronkiem i aspirantem Pirani膮. - Pogadali艣cie sobie? - rzuci艂 Skowronek. - Wsiadajcie! Pos艂usznie zasiedli艣my na tylnych siedzeniach policyjnego poloneza. Skowronek i Pirania mieli ogromny zapas kanapek i ch臋tnie si臋 nimi z nami podzielili. Przez ca艂膮 drog臋 s艂uchali radia. Wyjechali艣my z Tr贸jmiasta i za ko艣cio艂em w Rumii skr臋cili艣my w prawo, na Puck. Pirania zatrzyma艂 samoch贸d przy uliczce obok masywnego ko艣cio艂a. - Chod藕cie, robaczki - powiedzia艂 do nas Skowronek. Policjant prowadzi艂 nas w d贸艂, do portu rybackiego, gdzie sta艂y pami膮tkowe g艂azy na cz臋艣膰 budowy w Pucku portu polskiej floty wojennej w czasach W艂adys艂awa IV oraz symbolicznych za艣lubin Polski z morzem, kt贸rych w 1920 roku dokona艂 genera艂 J贸zef Haller, legendarny dow贸dca tak zwanej 揵艂臋kitnej armii" polskiej, utworzonej w czasie pierwszej wojny 艣wiatowej we Francji. Min臋li艣my restauracj臋 podaj膮c膮 dania z ryb, kt贸rej szyld napisano w j臋zyku kaszubskim. Pirania wyj膮艂 aparat fotograficzny z kilkunastocentymetrowym teleobiektywem. - B臋dziemy udawa膰 turyst贸w - wyja艣ni艂 nam. Spojrzeli艣my z Olbrzymem na siebie i tylko wzruszyli艣my ramionami. Skowronek wyj膮艂 z kieszeni woreczek z rodzynkami. Jad艂 je i patrzy艂 w d贸艂, na port. Basen portowy by艂 kwadratowy. Po prawej strony widzieli艣my drewniane pomosty harcerskiej bazy 偶eglarskiej, a dalej molo z przedziwn膮 wie偶膮 w po艂owie d艂ugo艣ci. Domy艣la艂em si臋, 偶e tam by艂a miejscowa pla偶a. W porcie sta艂 elegancki, drewniany dwumasztowy jol i kilka kutr贸w rybackich. Najbli偶ej morza ko艂ysa艂a si臋 szara motor贸wka. P贸艂 mili od brzegu dostrzeg艂em drug膮 motor贸wk臋 z dwoma pok艂adami, mkn膮c膮 do Pucka. Pirania skaka艂 wok贸艂 nas, robi艂 przysiady i udawa艂, 偶e fotografuje nas na tle zabudowy Pucka. Tak naprawd臋 szum migawki s艂ysza艂em tylko wtedy, kiedy obiektyw aparatu kierowa艂 w kierunku portu. - Rozumie pan co艣 z tego? - dziwi艂 si臋 Olbrzym. - Nasi str贸偶e prawa dowiedzieli si臋 o tajemniczym spotkaniu i przywie藕li nas, 偶eby nam co艣 tu pokaza膰 - m贸wi艂em licz膮c, ze moja uszczypliwo艣膰 rozwi膮偶e nieco j臋zyk Skowronka. Komisarz milcza艂 jak zakl臋ty, tylko obserwowa艂 scen臋 w porcie. Du偶a motor贸wka wp艂yn臋艂a do basenu, obr贸ci艂a si臋 o sto osiemdziesi膮t stopni i przycumowa艂a do burty mniejszej motor贸wki. Jacy艣 dwaj m臋偶czy藕ni przesiedli si臋 na wi臋ksz膮 jednostk臋, a marynarz poprowadzi艂 ich do kajuty na dolnym pok艂adzie. Wyszli po kilku minutach. Zaraz du偶a 艂贸d藕 motorowa odp艂yn臋艂a w morze. Po chwili ma艂a pop艂yn臋艂a jej 艣ladem, w kierunku po艂udniowego wybrze偶a P贸艂wyspu Helskiego. Skowronek zszed艂 do portu i wszed艂 na pok艂ad jednego z kutr贸w. Zauwa偶y艂em dziwnie wzmo偶ony ruch w okolicy. Kilku m臋偶czyzn wysz艂o z portu nios膮c ci臋偶kie torby, wsiad艂o do furgonetek i odjecha艂o. Komisarz wr贸ci艂 do nas kr臋c膮c g艂ow膮 z niezadowoleniem. - Cwaniaki te ruskie ch艂opaki - mrucza艂. Nie odzywaj膮c si臋 wi臋cej szed艂 do samochodu. Pirania w艂膮czy艂 silnik, a my rozsiedli艣my si臋 z ty艂u gotowi do d艂ugiej podr贸偶y do Gda艅ska. - Wiecie co? - Skowronek odwr贸ci艂 si臋 do nas. Podskoczyli艣my zaskoczeni jego nag艂ym ruchem. - Od kontrwywiadu mieli艣my informacj臋 o tym spotkaniu - opowiada艂 Skowronek. - W ma艂ej motor贸wce byli Rosjanie. Jeden z nich to pracownik rosyjskiego wywiadu, a drugi jest nieznany, podobno na razie. Du偶膮 艂odzi膮 przyp艂yn膮艂 Mister Sebedian. - Sk膮d kontrwywiad wiedzia艂 o tym spotkaniu? - zapyta艂 Olbrzym. Skowronek wzruszy艂 ramionami, jakby to by艂o oczywiste, 偶e jego odpowied藕 nic nam nie da, bo komisarz i tak nie powie prawdy. - Metodami operacyjnymi - rzuci艂 Pirania. - Oczywi艣cie wszystko, co panowie teraz widz膮 i s艂ysz膮, nie jest do publikacji... Olbrzym prychn膮艂 niezadowolony. Teraz opowiedzia艂em policjantom o tym, czego dowiedzieli艣my si臋 od Jerzego z klubu 揥ieloryb". Skowronek s艂ucha艂 zamy艣lony, a Pirania uwa偶nie notowa艂. - To ciekawe - mrucza艂 Skowronek. - Rosjanie do tej pory sprawiali wra偶enie, jakby nie interesowa艂 ich wrak 揥ilhelma Gustloffa", a pan - zwr贸ci艂 si臋 do mnie - wyra藕nie sugeruje, 偶e w艂a艣nie do tego statku chce si臋 dobra膰 Sebedian. Ba, mo偶e chodzi nawet o legendarn膮 Bursztynow膮 Komnat臋. Powiem, 偶e nic z tego nie rozumiem. Nasi ch艂opcy wyposa偶eni w najlepsz膮 aparatur臋 pods艂uchow膮 nic nie mogli us艂ysze膰. Prawdopodobnie Sebedian albo Rosjanie uruchomili zag艂uszacze. Po co oni si臋 spotkali? - Istnieje prosta metoda, 偶eby si臋 tego dowiedzie膰 - odezwa艂em si臋. - Gdzie mieszkaj膮 Rosjanie i Sebedian? Skowronek przymru偶y艂 oczy i przygl膮da艂 mi si臋 d艂u偶sz膮 chwil臋. - Chce pan ich odwiedzi膰? - domy艣li艂 si臋. Przytakn膮艂em. - Prosz臋 tylko poda膰 nam adresy i odwie藕膰 do Rosynanta - poprosi艂em. - Z rado艣ci膮 - rzuci艂 Pirania, nim zawr贸cili艣my do Gda艅ska. Po godzinie 偶egnali艣my si臋 z policjantami. - Niech pan nie robi g艂upstw - Skowronek powiedzia艂 na po偶egnanie. - Prosz臋 si臋 nie gniewa膰, ale w pana wieku to ju偶 raczej ciep艂e papucie i herbatka z malin, a nie emocjonuj膮ce eksapady. Niech pan trzyma na kr贸tkiej smyczy tego pismaka i dzwoni, jakby pan mia艂 jaki艣 pomys艂. Zatrzyma艂em si臋 w p贸艂 obrotu. - Spotkajmy si臋 dzi艣 wieczorem w porcie w Helu - zaproponowa艂em. - Warto by odwiedzi膰 statek Sebediana. - Zrobimy nalot! - ucieszy艂 si臋 Pirania. Skowronek skin膮艂 g艂ow膮. Wsiedli艣my z Olbrzymem do Rosynanta. Olbrzym za kierownic膮 przekr臋ci艂 kluczyk w stacyjce. - Dok膮d jedziemy? - zapyta艂. Uruchomi艂em system nawigacji satelitarnej, ale szybko go wy艂膮czy艂em. Pro艣ciej by艂o si臋gn膮膰 po map臋. - Jedziemy do Redy, Wejherowa, a potem do Krokowa - powiedzia艂em. Z Wejherowa wyjechali艣my na p贸艂noc i od tej pory jechali艣my przez las prost膮, lecz raz wspinaj膮c膮 si臋, raz opadaj膮c膮 szos膮. - Ma pan jaki艣 plan? - dopytywa艂 si臋 Olbrzym. - Nie. - Pojedzie pan i tak po prostu chce z nim porozmawia膰? - Tak. Olbrzym uzna艂, 偶e robi臋 sobie z niego 偶arty i zamilk艂. W Krokowie, ma艂ej wiosce, zatrzymali艣my si臋 na placu przed ko艣cio艂em. Przed nami wznosi艂 si臋 gmach zamku stoj膮cego w parku na wyspie. Wysiedli艣my z samochodu. Olbrzym zadar艂 g艂ow臋 i zachwycony patrzy艂 na wie偶臋 ko艣cio艂a. - To ko艣ci贸艂 pod wezwaniem 艣wi臋tej Katarzyny - wyja艣ni艂em. - Wzniesiono go w po艂owie XIX wieku na takim samym planie jak roterdamsk膮 katedr臋. Zobacz, 偶e wie偶e maj膮 kilka kondygnacji, u do艂u s膮 czworoboczne, a wy偶ej o艣miok膮tne. Przeszli艣my przez resztki ceglanej, barokowej bramy, weszli艣my na wysypan膮 kamykami drog臋. Po prawej stronie sta艂a niewielka drewniana bia艂a wiata, na kt贸rej 艣cianach wisia艂y jakie艣 zdj臋cia i wycinki z gazet dokumentuj膮ce dzia艂alno艣膰 Fundacji Europejskich Spotka艅 Kaszubskich. Po lewej widzieli艣my bia艂y mostek nad fos膮 otaczaj膮c膮 kwadratow膮 wysp臋 z zamkiem. Przed nami by艂 szeroki most z czerwonej ceg艂y. Przeszli艣my po nim na dawny dziedziniec zamkowy. Zamek m贸g艂 przypomina膰 z g贸ry niedoko艅czon膮 liter臋 揢". W po艂udniowym k膮cie wznosi艂a si臋 niezbyt wysoka wie偶a. Obeszli艣my budowl臋 dooko艂a. By艂a bardzo dobrze odrestaurowana, pokryto j膮 偶贸艂tym tynkiem. Od zachodniej strony na pierwszym pi臋trze znajdowa艂a si臋 weranda za ciemnym szk艂em, a od po艂udnia ma艂a winnica. Wr贸cili艣my na dziedziniec i weszli艣my do 艣rodka przez g艂贸wne wej艣cie. Na drodze stan膮艂 nam bardzo wysoki, ubrany na czarno ochroniarz. Olbrzym mia艂 prawie dwa metry wzrostu, a musia艂 zadrze膰 g艂ow臋, 偶eby mu spojrze膰 w oczy. - Bardzo mi przykro - odezwa艂 si臋 ochroniarz - chwilowo zamek wynaj臋to na prywatn膮 rezydencj臋. Prosz臋 przyjecha膰 za tydzie艅 i wtedy b臋dzie mo偶na go zwiedzi膰. - Nazywam si臋 Tomasz N.N. - powiedzia艂em wyjmuj膮c wizyt贸wk臋. - Tutaj mieszka Mister Sebedian? Razem z policj膮 prowadz臋 艣ledztwo w sprawie kradzie偶y dzie艂 sztuki nale偶膮cych do aktualnego mieszka艅ca tego zamku. Ochroniarz zabra艂 moj膮 wizyt贸wk臋 i znikn膮艂 na minut臋. Wr贸ci艂 i u艣miechn膮艂 si臋. - Mister Sebedian zaprasza pan贸w... - poprowadzi艂 nas id膮c przodem. Jego miejsce przy drzwiach zaj膮艂 kolejny osi艂ek. Weszli艣my do gabinetu z czerwonym wystrojem wn臋trza. Zauwa偶y艂em, 偶e meble by艂y udanymi imitacjami antyk贸w, zakupionymi prawdopodobnie w Holandii. Mister Sebedian siedzia艂 za du偶ym biurkiem tak misternie zdobionym, 偶e sprawiaj膮cym wra偶enie lekkiego, frun膮cego na skrzyd艂ach drewnianych anio艂贸w umieszczonych przy n贸偶kach mebla. Gospodarz by艂 ubrany w bia艂e spodnie i takiego samego koloru koszul臋, ciemnogranatow膮 marynark臋, a na szyi mia艂 czerwononiebiesk膮 apaszk臋. Pachnia艂 wod膮 kolo艅sk膮 o mocnym zapachu tytoniu. - Mister Samochodzik! - przywita艂 mnie szeroko rozk艂adaj膮c ramiona, jakby chcia艂 mnie u艣ciska膰 jak starego znajomego. - Ma pan jaki艣 trop? Prosz臋 nie trzyma膰 mnie w niecierpliwo艣ci... A kim偶e jest pana towarzysz? - To m贸j znajomy, dziennikarz lokalnej gazety z Olsztyna. Olbrzym przedstawi艂 si臋 Sebedianowi. - Pa艅ski wsp贸艂pracownik, Pawe艂 Daniec... - zacz膮艂em. - Kto taki? - Sebedian skrzywi艂 si臋 - Tego faceta, kt贸ry mnie okrad艂, nazywa pan moim wsp贸艂pracownikiem? Nie tego si臋 spodziewa艂em po panu... - Pawe艂 Daniec - powt贸rzy艂em - ukrad艂 informacje dotycz膮ce wraku 揥ilhelma Gustloffa". Pan zwr贸ci艂 si臋 do polskiego rz膮du o wydanie zezwolenia na penetracj臋 wraka. Gdzie teraz jest pa艅ski statek 揇iabolo"? - Na morzu, mam panu poda膰 dok艂adn膮 pozycj臋? - Oby nie by艂a ona podobna do tej, gdzie le偶y wrak 揥ilhelma Gustloffa". - Bo co? - bia艂e z臋by b艂ysn臋艂y w u艣miechu. - Mo偶e pana spotka膰 przykra niespodzianka. - Przyszed艂 pan mnie straszy膰? Lepiej, 偶eby pan poszuka艂 tego z艂odzieja, niby pa艅skiego pracownika. - Wiem, 偶e skradzione przedmioty s膮 tam, gdzie Daniec. My艣l臋, 偶e jeszcze si臋 spotkamy. Na waszym miejscu nie ufa艂bym Da艅cowi. To niez艂y, jak to si臋 u nas m贸wi, kombinator. Sebedian milcza艂. Olbrzym ju偶 trzyma艂 d艂o艅 na klamce. - Rosyjski naukowiec powiedzia艂 wam, jak bezpiecznie wydoby膰 艂adunek? - zapyta艂em. Sebedian zamar艂. Jego twarz wpierw zblad艂a, potem powoli nabiera艂a rumie艅c贸w. - O czym pan m贸wi? Spojrza艂em na zegarek. - Musimy ju偶 lecie膰 - stwierdzi艂em. - Do widzenia! Wyszli艣my z zamku. Zauwa偶y艂em, 偶e Sebedian odprowadza艂 nas wzrokiem stoj膮c z cygarem w d艂oni w oknie gabinetu. - Co teraz? - zapyta艂 Olbrzym. - Jedziemy i to szybko - odpowiedzia艂em. Na skrzy偶owaniu w s膮siaduj膮cych z Krokowem Minkowicach skr臋cili艣my w lewo i wjechali艣my na nie zniszczon膮 przez samochody ci臋偶arowe szos臋. W S艂awoszynku wjechali艣my na dziuraw膮 asfalt贸wk臋, by od Karwi jecha膰 ju偶 po kostce brukowej. Olbrzym skupi艂 si臋 na kierowaniu i przyciska艂 peda艂 gazu. Ameryka艅skie amortyzatory spisywa艂y si臋 doskonale, a do tego dziennikarz rozkr臋ci艂 na pe艂ny regulator magnetofon. S艂uchali艣my kasety zostawionej w samochodzie przez Paw艂a. Co chwila spogl膮da艂em we wsteczne lusterko, 偶eby zobaczy膰, czy kto艣 nas 艣ledzi. O tej porze roku, wczesn膮 wiosn膮 panowa艂 tu ma艂y ruch i widzia艂em, 偶e nikt nas nie obserwuje. S艂awne pla偶owisko Jastrz臋bia G贸ra przygn臋bia艂o pustymi ulicami i zamkni臋tymi kioskami. Przejechali艣my przez W艂adys艂awowo i ju偶 byli艣my na P贸艂wyspie Helskim, w膮skim j臋zyku ziemi utworzonym z sze艣ciu wysp, kt贸re wraz z nanoszonymi przez morze masami piachu utworzy艂y najmodniejsze obecnie miejsce letniego wypoczynku. - Na co pan liczy? - mrukn膮艂 Olbrzym spogl膮daj膮c to w prawo na Zatok臋 Puck膮, to w lewo na morze. - Sebedian nie da si臋 sprowokowa膰. - Skup si臋 na kierowaniu - upomnia艂em dziennikarza. - Zobaczymy, co powiedz膮 Rosjanie. W milczeniu mijali艣my sm臋tne i szare Cha艂upy, Ku藕nic臋. W Jastarni obok portu na kawa艂ku trawiastej 艂膮ki latem jest lotnisko dla biznesmen贸w przylatuj膮cych na Hel helikopterami. W艂a艣nie do l膮dowiska zbli偶a艂a si臋 niewielka zachodnia maszyna. - Sebedian ma nowoczesne 艣rodki transportu - stwierdzi艂 Olbrzym. - Sk膮d wiesz, 偶e to on? - W porcie stoi jego dwupok艂adowy jacht - oznajmi艂. By艂o za p贸藕no, 偶eby ogl膮da膰 si臋, ale wierzy艂em mu na s艂owo. Po kilku minutach byli艣my ju偶 w Juracie. Min臋li艣my wjazd do ekskluzywnego hotelu 揃ryza" i wjechali艣my na parking r贸wnie przyjemnego 揗orskiego Oka". W recepcji pokaza艂em swoj膮 s艂u偶bow膮 legitymacj臋 i poprosi艂em recepcjonistk臋, 偶eby sprawdzi艂a, czy Rosjanie s膮 u siebie w pokojach. Na miejscu by艂 tylko naukowiec. Wszed艂em na trzecie pi臋tro, a Olbrzym wynaj膮艂 dla nas dwa pokoje na czwartym. Z klatki schodowej skr臋ci艂em w prawo, w kr贸tki korytarzyk. To pi臋tro by艂o ozdobione 偶贸艂t膮 tapet膮 z orientalnymi motywami geometrycznymi. Delikatnie zapuka艂em do pokoju naukowca. Otworzy艂 mi m臋偶czyzna 艣redniego wzrostu, w podesz艂ym wieku. Rzadkie siwe w艂osy zaczesywa艂 do ty艂u. Na twarzy opr贸cz zmarszczek widnia艂y w膮trobowe plamy. Jednak bladoniebieskie oczy wci膮偶 偶ywo b艂yszcza艂y. By艂 ubrany w ciep艂膮 marynark臋 z naszytymi na 艂okciach sk贸rzanymi 艂atami i flanelow膮 koszul臋. - S艂ucham pana - odezwa艂 si臋 spokojnym g艂osem. - Przepraszam, 偶e nachodz臋 pana o tak p贸藕nej porze - zacz膮艂em. - Nazywam si臋 Tomasz N.N. i... - Wiem, kim pan jest - przerwa艂 mi Rosjanin. - Domy艣lam si臋, w jakiej sprawie pan tu przyjecha艂. Niestety, nie ma jeszcze mojego kolegi, wi臋c poprosz臋, 偶eby艣my spotkali si臋 p贸藕nym wieczorem, na przyk艂ad w restauracji? Zdziwi艂a mnie taka ch臋膰 wsp贸艂pracy, ale przysta艂em na t臋 propozycj臋. Na schodach spotka艂em Olbrzyma. - B臋dziesz obserwowa艂 naukowca - rozkaza艂em. - Jak pan dostanie si臋 do Helu? - zapyta艂, gdy zda艂em mu relacj臋 z kr贸tkiej rozmowy z Rosjaninem. - Musz臋 mie膰 tu samoch贸d. Si臋gn膮艂em po telefon kom贸rkowy. Zadzwoni艂em do komisarza Skowronka. Po kwadransie wyszed艂em z 揗orskiego Oka". Tu偶 za p艂otem hotelu skr臋ci艂em w lewo na le艣n膮 drog臋 prowadz膮c膮 w kierunku morza. Przeszed艂em przez przejazd kolejowy, po betonowych p艂ytach doszed艂em do st贸p wie偶y widokowej. Min膮艂em j膮 i wzd艂u偶 ogrodzenia uj臋cia wody, wyrw膮 w wydmie, wyszed艂em na pla偶臋. Morze piasku by艂o w przedwieczornej porze puste. Sta艂em na twardej 艂asze ubitej tysi膮cami ton wody, pr贸buj膮cych codziennie zagarn膮膰 cz膮stki ziemi. O um贸wionej porze us艂ysza艂em odg艂os pracy silnika spalinowego. 艢wiat艂o szperacza co chwila b艂yska艂o kr贸tkie serie. Wyj膮艂em z kieszeni latark臋 i za艣wieci艂em dwa razy. Po minucie do brzegu przybi艂 czarny ponton z dw贸jk膮 ludzi ubranych w kombinezony nurk贸w. Obaj mieli za艂o偶one wojskowe kamizelki, pistolety w udowych kaburach i pistolety maszynowe umocowane do klatek piersiowych. - Prosz臋 usi膮艣膰 na 艣rodku i trzyma膰 si臋 tej liny - powiedzia艂 jeden z tajemniczych osobnik贸w. - B臋dzie trz臋s艂o - ostrzeg艂 mnie. Obaj marynarze chwil臋 pchali w morze ponton z w艂膮czonym silnikiem. Potem jeden z nich wskoczy艂 do 艣rodka i odkr臋ci艂 gaz. Drugi musia艂 wykaza膰 si臋 niebywa艂膮 zwinno艣ci膮, 偶eby nie zosta膰 na brzegu. Ponton pru艂 przez fale. Nie wiem, sk膮d sternik wiedzia艂, dok膮d ma p艂yn膮膰. Dooko艂a nas by艂y tylko k艂臋by bia艂ej waty. Jedynie w g贸rze s艂abo przebija艂o si臋 艣wiat艂o ksi臋偶yca. Nagle ponton zacz膮艂 zwalnia膰 i delikatnie przycumowa艂 do burty pomalowanego na szaro okr臋tu. Marynarz naprowadzi艂 moje r臋ce na drabink臋 sznurow膮 i delikatnie pom贸g艂 wej艣膰 po kilku pierwszych szczeblach. Na g贸rze asekurowa艂y mnie czyje艣 silne d艂onie. Gdy ju偶 stan膮艂em na pok艂adzie, us艂ysza艂em muzyk臋. Pirania sta艂 oparty o relingi ze s艂uchawkami walkmana na uszach. - My艣la艂em, 偶e ptaszyna wys艂a艂 ch艂opak贸w-rozrabiak贸w z Helu po jak膮艣 brutk臋, a tu Gosk nas艂a艂 wanog臋 - przem贸wi艂 do mnie niski kapitan z siw膮 brod膮. Mia艂 weso艂e spojrzenie i poszczerbion膮, 艂ajk臋 w ustach. Na g艂owie mia艂 czapk臋 bejsbol贸wk臋. Marynarska kurtka mundurowa nie mia艂a 偶adnych odznacze艅, ale od razu czu艂o si臋, 偶e ten m臋偶czyzna tu rz膮dzi. - My艣la艂em, 偶e Kaszebi to bogobojny nar贸d i potrafi膮 odpowiednio przywita膰 w臋drowca - odpowiedzia艂em. Kapitan przymru偶y艂 oko i u艣miechn膮艂 si臋. - Chod藕, panie morzkulc, mam tu jaki艣 kornus - rzek艂. - Kapitanie Chaja, niech pan nie nazywa mojego go艣cia topielcem, a na kieliszek czego艣 mocniejszego pozwolimy sobie w drodze powrotnej - z mg艂y wy艂oni艂 si臋 przysadzisty kad艂ub komisarza Skowronka. - Jeste艣my tu s艂u偶bowo i nie mo偶emy 艣mierdzie膰 waszym kaszebskim bimbrem. Kapitan wzruszy艂 ramionami i znikn膮艂. - Mia艂 pan racj臋 - mrucza艂 zadowolony Skowronek. - Sebedian po rozmowie z panem pojecha艂 na polowe l膮dowisko swego helikoptera. Jednocze艣nie powiadomiono, 偶e jego jacht wyp艂ynie na pe艂ne morze. - Co z odpraw膮 celn膮? - zdziwi艂em si臋. - Pewne przepisy mo偶na obej艣膰 tym bardziej, je艣li Sebedian chce p艂yn膮膰 w polskiej strefie brzegowej. - Co z 揇iabolo"? - Czai si臋. Ostatnie informacje o nim mamy sprzed kilku godzin. Sta艂 p贸艂 mili od wraka 揥ilhelma Gustloffa". Od kilkunastu minut czu艂em, 偶e p艂yniemy, lecz teraz byli艣my ju偶 bardzo daleko od brzegu. Okr臋tem ko艂ysa艂o, a opr贸cz mnie i policjant贸w nikogo nie by艂o na pok艂adzie. Zeszli艣my wi臋c do mesy. Siedzia艂o tam kilkunastu m臋偶czyzn ubranych tak samo jak ci, kt贸rzy wie藕li mnie pontonem. - Morski Oddzia艂 Stra偶y Granicznej plus komandosi Marynarki Wojennej - Skowronek przedstawi艂 mi naszych sojusznik贸w. - Oficjalnie pan ich nie widzia艂. S膮 r贸wnie utajnieni jak dawniej GROM. Zreszt膮 niedawno razem szkolili si臋. Pirania wyj膮艂 z wewn臋trznej kieszeni kurtki bia艂膮 kopert臋. Komisarz otworzy艂 j膮 i wyj膮艂 legitymacje, mocowane jak identyfikatory do ubrania. - Pirania i pan jeste艣cie celnikami, a ja oficerem Morskiego Oddzia艂u Stra偶y Granicznej - wyja艣ni艂 Skowronek. - Wchodzimy na 揇iabolo" szukaj膮c zaginionych dzie艂 sztuki. Zreszt膮 to prawda. Ch艂opcy - Skowronek wykona艂 szeroki ruch r臋k膮 po mesie - uwiarygadniaj膮 nasz膮 akcj臋 i daj膮 nam ochron臋. - Nie s膮dz臋, 偶eby 揇iabolo" chcia艂 podj膮膰 walk臋. - Po偶yjemy, zobaczymy - rzek艂 Skowronek i podszed艂 do czajnika, 偶eby zrobi膰 sobie kaw臋. Po godzinie w mesie zapali艂o si臋 zielone 艣wiat艂o. 呕o艂nierze zebrali swoje oporz膮dzenie i wyszli na pok艂ad. - Trzy sekcje na pontonach b臋d膮 kr膮偶y膰 wok贸艂 statku, a dwa oddzia艂y wchodz膮 z nami - powiedzia艂 komisarz i poprowadzi艂 mnie na mostek. Kapitan Chaja czyta艂 gazet臋. - Gotowi zrobi膰 fifa? - rzuci艂 znad gazety. Skowronek porozumia艂 si臋 z oddzia艂ami p艂ywaj膮cymi na pontonach i zaprowadzi艂 mnie do motor贸wki. Powoli zbli偶ali艣my si臋 do przyciemnionej sylwetki 揇iabolo". Na pok艂adzie nie widzia艂em nikogo. Pali艂y si臋 tylko 艣wiat艂a pozycyjne. Zbli偶ali艣my si臋 do prawej burty. - Ciekawe, jak tam wejdziemy? - zastanawia艂 si臋 Pirania. - Trzeba b臋dzie rzuci膰 kotwiczk臋. Bardziej niepokoi艂y mnie odg艂osy dobiegaj膮ce z radia siedz膮cego obok 偶o艂nierza. - Alfa jeden, dzi贸b czysty... - Bravo trzy, jaki艣 ruch na mostku... - Delta dwa, jeden bandyta z eFNk膮 otwiera rufow膮 furt臋... Na naszej motor贸wce 偶o艂nierze jednocze艣nie odbezpieczyli bro艅. Suchy trzask zag艂uszy艂 na moment warkot silnika. Wtedy 艣wiat wok贸艂 nas poja艣nia艂. Na 揇iabolo" w艂膮czono wszystkie 艣wiat艂a i reflektory. My i pontony ze skradaj膮cymi si臋 komandosami byli艣my doskonale widoczni dla strzelc贸w ukrytych na pok艂adzie. Komandosi wycelowali bro艅 w statek. - Alfa, Delta, co widzicie? - pyta艂 dow贸dca komandos贸w. - Nic... po prostu... nic - us艂ysza艂em odpowied藕 przerywan膮 przekle艅stwami. ROZDZIA艁 脫SMY PLANY DOTARCIA DO 艁ADOWNI WRAKA PRZYJMUJEMY NIESPODZIEWANYCH GO艢CI FA艁SZYWI CELNICY ALARM 揅Z艁OWIEK ZA BURT膭" SABOTA呕 NA 揊ILADELFII" SPACER PO PLA呕Y W JURACIE KOLACJA Z SUWOROWEM I PAWLINSKIM NIEMIECKI AGENT NA 揇IABOLO" Po ostatnich s艂owach Micha艂a w sali zapad艂o milczenie. - Danielle, gdzie ukry艂a艣 p艂etwonurk贸w Pigmej贸w? - zapyta艂 Julio. Reszta grupy patrzy艂a na zdemolowany model statku i wyobra偶a艂a sobie siebie, czterdzie艣ci metr贸w pod wod膮 w obliczu tego ogromu poskr臋canego 偶elastwa. - M贸wi艂e艣, 偶e ten korytarz ma prawie trzydzie艣ci metr贸w d艂ugo艣ci. Czy do tej 艂adowni nie mo偶na by doj艣膰 od kila? - Steve zapyta艂 Micha艂a. M贸j przyjaciel zamy艣li艂 si臋. - Jasne, 偶e mo偶na - odpowiedzia艂 po chwili. - Jednak kto umiej臋tnie za艂o偶y 艂adunek? Rufa rzeczywi艣cie jakby wisi w powietrzu, ale cz臋艣膰 rufowa ledwo trzyma si臋 艣r贸dokr臋cia. Je艣li mamy tu samorodny talent od podwodnych detonacji, to uda si臋 nam zrobi膰 odpowiedni膮 dziurk臋. W przeciwnym razie b臋dziemy mieli wybuch, wielk膮 chmur臋 mu艂u i ruf臋, kt贸ra przesunie si臋 w dowolnym kierunku. Ponadto nie wiemy, jaki detonacja mo偶e mie膰 wp艂yw na stan 艂adunku. - Palniki - rzuci艂 Kostia. - Pal sobie na zdrowie - Micha艂 lekcewa偶膮co machn膮艂 r臋k膮. - Mo偶esz tam pracowa膰 kilkana艣cie minut. W tym czasie mo偶e uda ci si臋 zrobi膰 dziurk臋 w poszyciu. Danielle w zamy艣leniu przygl膮da艂a si臋 modelowi i s艂ucha艂a wymiany zda艅. - A ty, Pawe艂, co proponujesz? - zwr贸ci艂a si臋 w moj膮 stron臋. Patrzy艂a mi przy tym g艂臋boko w oczy. - My艣l臋, 偶e powinni艣my spr贸bowa膰 rozpracowa膰 temat na kilka sposob贸w, wykona膰 rzeteln膮 dokumentacj臋 i wybra膰 najlepsze wyj艣cie - odpowiedzia艂em. - Lejesz wod臋 - stwierdzi艂 Micha艂. - Co rozumiesz przez s艂owa 搑zetelna dokumentacja"? - pyta艂 Steve. - Do czego nam to potrzebne? - Proponuj臋, 偶eby艣my podzielili si臋 na dwu- lub trzyosobowe zespo艂y, kt贸re zbadaj膮 dno statku, wej艣cie do 艂adowni i mo偶liwo艣膰 dostania si臋 do wn臋trza przez 艣r贸dokr臋cie - wyja艣nia艂em. - Potem powt贸rzymy ogl臋dziny. Po pierwsze, wykluczymy mo偶liwo艣膰 pope艂nienia b艂臋du, a to wa偶ne w obliczu tego, co mieli艣my z Micha艂em okazj臋 prze偶y膰. Po drugie, prawie wszyscy b臋dziemy poj臋cie o tym, co nas czeka. Danielle skin臋艂a zadowolona g艂ow膮, jakby przyj臋艂a m贸j plan do realizacji. Nagle do sali wszed艂 jeden z anonimowych marynarzy. Szepn膮艂 dziewczynie co艣 na ucho. Ona gwa艂townie wsta艂a. - B臋dziemy mieli go艣ci - oznajmi艂a nam. - To polskie wojsko. - Bronimy si臋 czy podnosimy r臋ce do g贸ry? - zapyta艂 Julio. - To za艂atwi Pawe艂, nasz polski przyjaciel, kt贸ry zna bardzo du偶o os贸b - cedzi艂a Danielle patrz膮c na mnie z przymru偶onymi oczami. Poczu艂em mrowienie w brzuchu. Jednocze艣nie jakby niewidzialna d艂o艅 zacisn臋艂a mi si臋 na gardle. Od nast臋pnych kilku minut zale偶a艂o 偶ycie moje i Micha艂a. Przeszed艂em z Danielle do nowoczesnej ster贸wki naszego statku. Mia艂em przy tym okazj臋 pierwszy raz zobaczy膰 kapitana, milcz膮cego drania o zaci臋tej minie, ciemnej brodzie i elegancko u艂o偶onych czarnych w艂osach. - Jak膮 mamy pozycj臋? - zapyta艂em go. Odpowiedzia艂 sternik, kt贸ry przed sob膮 opr贸cz kompasu mia艂 ekran monitora z dok艂adnymi informacjami na temat obecnej sytuacji 揇iabolo". - Zapalcie wszystkie 艣wiat艂a - zaproponowa艂em. - Co ty?! - krzykn臋艂a Danielle. - A jak zaczn膮 strzela膰? - To odpowiemy ogniem - wtr膮ci艂 si臋 kapitan. - Mister Sebedian wyda艂 dok艂adne rozkazy. - Potem proponuj臋 otworzy膰 rufow膮 furt臋 do 艂adowni - m贸wi艂em. - 艢wiat艂o ich zdenerwuje, a gdy otworzymy furt臋, b臋d膮 musieli tam wys艂a膰 swoj膮 ekip臋. Wejd膮 na pok艂ad na naszych warunkach. Spu艣膰cie na dno 揊iladelfi臋" ze wszystkim, co mog艂oby wzbudzi膰 podejrzenia celnik贸w. - Tu gdy艅ski Urz膮d Celny, chcemy wej艣膰 na pok艂ad - odezwa艂 si臋 czyj艣 g艂os przez radio. Kapitan spojrza艂 na mnie nie wiedz膮c, co robi膰. - Musimy zyska膰 na czasie - rzuci艂a Danielle. - Chyba pomylili艣cie si臋 o par臋 mil - rzek艂em przybieraj膮c zaczepny ton g艂osu. - Jeste艣my 19 mil morskich od brzegu, czyli poza pi臋tnastomilowym pasem polskich w贸d terytorialnych obj臋tych pe艂n膮 jurysdykcj膮 polskiego rz膮du. - Podejrzewamy, 偶e penetrujecie wrak 揥ilhelma Gustloffa". Urz膮d Morski w Gdyni zabroni艂 tego - us艂ysza艂em odpowied藕. - To o co wam w ko艅cu chodzi? - nie dawa艂em za wygran膮. - O c艂o czy o 揋ustloffa"? O ile wiem, jeste艣my w polskiej strefie ekonomicznej, lecz konwencja reguluj膮ca kwesti臋 wykorzystania zasob贸w naturalnych milczy na temat wrak贸w. - Na pok艂adzie 揇iabolo" mo偶e ukrywa膰 si臋 gro藕ny przest臋pca, Pawe艂 Daniec... Danielle da艂a mi r臋k膮 znak, 偶e 揊iladelfia" odp艂yn臋艂a od 揇iabolo". - Dobra, nie damy rady walczy膰 z armi膮. Wchod藕cie przez rufow膮 furt臋. Wyszed艂em na prawe skrzyd艂o mostka. Przezornie za艂o偶y艂em kaptur kurtki, 偶eby nikt nie widzia艂 mojej twarzy nawet przez noktowizor. Motor贸wka i ponton wype艂nione 偶o艂nierzami zbli偶y艂y si臋 do rufowej furty. Danielle przy艂膮czy艂a si臋 do mnie. Zajrza艂a pod kaptur. - No, znowu jeste艣 do siebie niepodobny - mrukn臋艂a zadowolona. - Tak, Pierre, jest najlepszym specjalist膮, jakiego znam - przyzna艂em dotykaj膮c silikonowych wk艂adek w policzkach i nosie. Moja twarz sta艂a si臋 przez to bardziej pucu艂owata. W艂osy wci膮偶 mia艂y kolor, na jaki ufarbowa艂em je do fa艂szywych dokument贸w. Zeszli艣my do mesy, gdzie roz艂o偶yli si臋 ze swoimi dokumentami celnicy. By艂a tam wi臋kszo艣膰 za艂ogi statku. W kabinie sta艂o r贸wnie偶 czterech 偶o艂nierzy uzbrojonych w pistolety maszynowe. Reszta rozesz艂a si臋 po ca艂ym statku. Moje spojrzenie spotka艂o wzrok pana Tomasza, ale dzielnie wytrzyma艂em jego spojrzenie. Za to Micha艂 spu艣ci艂 g艂ow臋 i stara艂 si臋 skry膰 za plecami Rosjan. Pan Samochodzik i policjanci, kt贸rzy pr贸bowali schwyta膰 mnie na molo w Sopocie, zrobili teatr i przebrali si臋 za celnik贸w. Najwyra藕niej chcieli przekona膰 si臋, czy jestem na pok艂adzie 揇iabolo", a wi臋c czy nale偶y 艣ledzi膰 ten statek. To powa偶nie krzy偶owa艂o moje plany. Bokiem zbli偶y艂em si臋 do Micha艂a. - Poznajesz? - szepn膮艂em. - Pewnie - odpowiedzia艂. - Trzeba zrobi膰 co艣, 偶eby nie zd膮偶yli si臋 dogada膰 przed powrotem do portu. Micha艂 rzuci艂 badawcze spojrzenie w moj膮 stron臋. - Ma艂y wypadek? - zapyta艂 niepewnie. - Jak nas tu zobacz膮 razem, chwil臋 pog艂贸wkuj膮 i wymy艣l膮, 偶eby 揇iabolo" obserwowa膰 dzie艅 i noc - t艂umaczy艂em. - Wtedy nie b臋dziemy mieli szans, 偶eby uciec z 艂upem, ba, nawet, 偶eby porz膮dnie spl膮drowa膰 wrak. Je艣li co艣 stanie si臋 Panu Samochodzikowi albo lepiej glinom, wtedy sparali偶ujemy ich ruchy. Tylko m贸j by艂y szef mo偶e nas rozpozna膰 i tylko gliny mog膮 zorganizowa膰 skuteczn膮 ob艂aw臋 na nas. Micha艂 skin膮艂 g艂ow膮 na znak, 偶e zrozumia艂. Nachyli艂 si臋 do ucha Danielle, co艣 jej chwil臋 t艂umaczy艂 i wyszed艂 z mesy. W tym czasie fa艂szywi celnicy sprawdzili dokumenty statku oraz paszporty za艂ogi. - Mo偶emy obejrze膰 statek? - zapyta艂 jeden z funkcjonariuszy. Kapitan 揇iabolo" nie 艣mia艂 zaprzeczy膰. Spokojnie czekali艣my na efekty rewizji. Po pi臋ciu minutach us艂yszeli艣my straszny zam臋t. Na pok艂adzie 揇iabolo" zawy艂 alarm 揅z艂owiek za burt膮". Po metalowym pok艂adzie i schodach rozleg艂 si臋 stukot kilkunastu but贸w. Wybiegli艣my na g贸r臋. Przy relingu prawej burty panowa艂o straszne zamieszanie. Pontony na morzu kr臋ci艂y w膮skie ko艂a. Za艂oga 揇iabolo" holowa艂a rzutki z ko艂ami ratunkowymi, w kt贸rych spoczywali policjanci. Rozejrza艂em si臋 dooko艂a. Zdziwi艂o mnie, 偶e jedna z automatycznie nadmuchiwanych tratw ratunkowych jest roz艂o偶ona. Obok niej stali Micha艂, kapitan i dow贸dca komandos贸w. Wci膮gni臋to nieprzytomnych topielc贸w i zniesiono ich do kabin. Sara zaj臋艂a si臋 nimi. - S膮 wyzi臋bieni i maj膮 objawy wstrz膮sy m贸zgu - orzek艂a. - Musz膮 by膰 hospitalizowani. - Bardzo mi przykro - kapitan 揇iabolo" t艂umaczy艂 si臋 Panu Samochodzikowi. - Tratwa sama otworzy艂a si臋 i zepchn臋艂a ich do wody, nie wiem, co si臋 sta艂o... Dow贸dca komandos贸w tylko smutno kiwa艂 g艂ow膮. Ju偶 wezwa艂 helikopter ratownictwa morskiego. Pan Tomasz milcza艂 zadumany. Zszed艂em do swojej kabiny. Po chwili wesz艂a do niej Danielle. Usiad艂a na moim 艂贸偶ku, a potem po艂o偶y艂a g艂ow臋 na poduszce. - Micha艂 m贸wi艂, 偶e ty wymy艣li艂e艣 ten wypadek - zacz臋艂a. Usiad艂em obok niej i zajrza艂em jej g艂臋boko w oczy. - To by艂 z艂y pomys艂? - zapyta艂em z niewinn膮 min膮. - Mo偶e dobry, mo偶e z艂y, ale czemu chcia艂e艣 tak pokiereszowa膰 celnik贸w? Nie mia艂em wyj艣cia i musia艂em by膰 szczery. - Ten, kt贸ry ocala艂, to m贸j by艂y szef. Tamci dwaj to przebrani policjanci. Mogli nas rozpozna膰 i powoli u艂o偶y膰 uk艂adank膮. Tak czy siak, 揇iabolo" jest podejrzanym statkiem, ale na jaki艣 czas os艂abili艣my ich si艂y. - Dobrze - Danielle powoli podnios艂a si臋 i poca艂owa艂a mnie w policzek. - Micha艂 m贸wi艂 to samo co ty - wsta艂a i przeci膮gn臋艂a d艂oni膮 po moich w艂osach. - Grzeczny ch艂opczyk, nie lubi臋 kr臋taczy. Wychodz膮c z kajuty pos艂a艂a mi promienny u艣miech. Po chwili us艂ysza艂em st艂umiony odg艂os pracy wirnika helikoptera. Maszyna zawisaj膮c nad pok艂adem 揇iabolo" zabra艂a dzi臋ki wyci膮garce poszkodowanych przebiera艅c贸w. Po jakim艣 czasie zrobi艂o si臋 cicho. Wykorzysta艂em okazj臋, 偶e po rewizji nie zamkni臋to luk贸w prowadz膮cych na pok艂ad i wyszed艂em wdycha膰 morskie powietrze. We mgle dostrzeg艂em ledwo widoczne 艣wiat艂a pozycyjne okr臋tu celnik贸w. Niespodziewanie kto艣 mnie pchn膮艂 na reling. Zaskoczony o ma艂o nie wypad艂em za burt臋. Jednak silna d艂o艅 zatrzyma艂a mnie. - Uwa偶aj na plecy - rzuci艂 Micha艂. Milcza艂em zamy艣lony. - Co teraz? - zapyta艂. - B臋dziemy nurkowa膰. - Ca艂a za艂oga do mesy! - odezwa艂 si臋 g艂os z megafonu. - Za艂oga do mesy! Zeszli艣my do mesy. Byli tam wszyscy opr贸cz anonimowej za艂ogi 揇iabolo", Danielle i rosyjskich bli藕niak贸w, kt贸rzy pewnie wci膮偶 czekali na sygna艂 w 揊iladelfii" le偶膮cej na dnie morza. Julio beznami臋tnie 膰mi艂 cygaro i patrzy艂 na teledyski w MTV. Sara ostentacyjnie op臋dza艂a si臋 od dymu. Rosjanie, Oleg i Kostia, siedzieli w k膮cie i o czym艣 szeptali. Steve ogl膮da艂 swoje paznokcie, a Hans i Pierre grali w karty. Micha艂 si臋gn膮艂 po gitar臋 le偶膮c膮 na jednej z kanap. Cicho brzd膮ka艂 r贸偶ne melodie. Musieli艣my p贸艂 godziny czeka膰 na przyj艣cie Danielle i Findera. Gdy weszli, oboje mieli powa偶ne miny. - Mamy tu sabota偶yst臋 - oznajmi艂a Danielle. - 揊iladelfia" nie mo偶e wr贸ci膰 na powierzchni臋. Kapitan Chaja z trosk膮 patrzy艂 do g贸ry, sk膮d na pok艂ad okr臋tu, ubrani w szelki, zje偶d偶ali z pok艂adu helikoptera Skowronek i Pirania. Obaj po szcz臋艣liwym l膮dowaniu zaraz zostali zaprowadzeni do mesy. Marynarze pocz臋stowali niedosz艂ych topielc贸w czym艣 na rozgrzewk臋. Przy stole siedzieli艣my w pi膮tk臋: kapitan, dow贸dca komandos贸w, policjanci i ja. - Mia艂 pan racj臋 - zwr贸ci艂 si臋 do mnie kapitan, powoli zdejmuj膮c z siebie cz臋艣ci rynsztunku. - Cwanie wymy艣lili ten zamach. - Uprzedza艂em, 偶e obaj s膮 dobrzy, a Micha艂 nawet lepszy od was wszystkich - mrukn膮艂em. - Wszyscy opowiadaj膮 legendy o ludziach z GROM-u - m贸wi艂 kapitan. - Podobno ka偶dy z nich to si艂a plutonu spadochroniarzy. Tak naprawd臋 my艣la艂em o tym pana pomy艣le, 偶eby wys艂a膰 kilku p艂etwonurk贸w. - Po co? - zapyta艂 Skowronek. - Zastanawia艂em si臋, jak za艂oga 揇iabolo" chce d艂u偶ej pracowa膰 na g艂臋boko艣ci, na kt贸rej le偶y wrak 揥ilhelma Gustloffa" - wyja艣nia艂em. - Pan Jurek z klubu 揥ieloryb" m贸wi艂 o dzwonie nurkowym. Pomy艣la艂em tak偶e o jakim艣 batyskafie. - Batyskaf? - prychn膮艂 kapitan. - To okr臋t podwodny. S艂ysza艂em, 偶e co艣 takiego na wyposa偶eniu mia艂y rosyjskie oddzia艂y Specnazu. Moje ch艂opaki opowiadali, 偶e to cudo ma na dziobie w艂az i prawdopodobnie 艣luz臋. Ta machina zanurzy艂a si臋 w chwili, gdy chcieli艣my rozpocz膮膰 kontrol臋. - Jest pan zadowolony? - pyta艂 Skowronek. - Dla zaspokojenia pa艅skiej ciekawo艣ci musieli艣my k膮pa膰 si臋 o tej porze roku w morzu. - Naprawd臋 nadmuchiwana 艂贸dka wypchn臋艂a was do wody? - dziwi艂em si臋. - Pan komisarz jako艣 tak dziwnie rzuci艂 si臋 na mnie... - zaj臋cza艂 Pirania. - Nie gadaj bzdur! - hukn膮艂 Skowronek. - Widzia艂 pan tam swojego Da艅ca? - Tak, jego kumpla r贸wnie偶 - odpowiedzia艂em. Po nieca艂ej godzinie ponton spuszczony z okr臋tu odwi贸z艂 mnie i policjant贸w na brzeg, gdzie na pla偶y czeka艂 na nas samoch贸d terenowy. Kapitan Chaja i dow贸dca komandos贸w mieli dyskretnie obserwowa膰 揇iabolo". Stali艣my na twardym piachu. - Gdzie jeste艣my? - spyta艂em kierowc臋 terenowego honkera. - Tam - wskaza艂 palcem - dwa kilometry st膮d jest hotel 揃ryza" w Juracie. W艂asno艣膰 tego znanego biznesmena. Ma zawsze gustownie dobrane krawaty. Kiwn膮艂em g艂ow膮. - To ja si臋 przejd臋 - powiadomi艂em Skowronka. Ten tylko wzruszy艂 ramionami, 偶yczy艂 mi dobrej nocy i mi艂ego spaceru. Komisarz od czasu przymusowej k膮pieli sta艂 si臋 dziwnie melancholijny i nieobecny duchem. Niespiesznie szed艂em po wilgotnym piasku helskiej pla偶y. Po lewej stronie mia艂em morze, kt贸rego fale co jaki艣 czas zagradza艂y mi drog臋 wdzieraj膮c si臋 na l膮d. Pochyli艂em si臋 i si臋gn膮艂em po p艂aski, okr膮g艂y jak dysk kamie艅 i pu艣ci艂em po wodzie kaczki. Pocisk odbi艂 si臋 trzy razy, nim uton膮艂 w bia艂ym grzywaczu. Spojrza艂em za siebie. Zimne 艣wiat艂o ksi臋偶yca o艣wietla艂o pla偶臋. Na przestrzeni kilku kilometr贸w by艂em absolutnie sam. Jedynie 艣wiat艂a 揃ryzy" nieco psu艂y to uczucie samotno艣ci. Zas艂uchany w szum morza mog艂em skupi膰 moje my艣li na Pawle Da艅cu. Tak bywa, 偶e w takich chwilach przychodzi ol艣nienie. Ju偶 wiedzia艂em, co zrobi Pawe艂, jaki b臋dzie jego nast臋pny ruch. Wtedy przypomnia艂em sobie o wieczornym spotkaniu z Rosjanami. Przyspieszy艂em kroku. Po drewnianych schodkach obok 揃ryzy" wszed艂em na deptak Juraty, 艂膮cz膮cy morsk膮 pla偶臋 z molo na Zatoce Puckiej. Szybko szed艂em po kostce brukowej. Na terenie hotelu, w dmuchanym namiocie kryj膮cym w sobie kort do tenisa, odbywa艂a si臋 jaka艣 impreza. Wodzirej zach臋ca艂 do jedzenia potraw z grilla. Dwaj m艂odzie艅cy z kubeczkami wype艂nionymi piwem pytali m艂odego, miejscowego ch艂opaka, gdzie o tej porze mo偶na kupi膰 mocniejszy alkohol. Pokr臋ci艂em ze smutkiem g艂ow膮, przeszed艂em przez tory kolejowe. Sto metr贸w po prawej widzia艂em budyneczek dworca. Min膮艂em dwie budki telefoniczne i ko艂o budowanej w艂a艣nie karczmy z drewnianych kloc贸w skr臋ci艂em w lewo do 揗orskiego Oka". Tam panowa艂a przyjemna cisza. Z restauracji r臋k膮 macha艂 do mnie Olbrzym. Siedzia艂 przy jednym stoliku z Rosjanami. - Doktor Aleksy Suworow - naukowiec przedstawi艂 si臋 wstaj膮c. - Georgij Pawlinskij - uk艂oni艂 si臋 drugi m臋偶czyzna. By艂 wysoki, wysportowany, oko艂o czterdziestki. Brunet o 偶ywym spojrzeniu ciemnych oczu, podbr贸dku przedzielonym ma艂膮 kresk膮, w kt贸rej znajdowa艂y si臋 niedogolone resztki zarostu, w eleganckim garniturze, pachn膮cy wod膮 kolo艅sk膮 przypomina艂 bardziej typ ameryka艅skiego macho ni偶 rosyjskiego szpiega. - Tomasz N.N. - dokona艂em autoprezentacji. - Mojego przyjaciela ju偶 panowie poznali - rzuci艂em z przek膮sem. - Pewnie by艂 nie do艣膰 dyskretny... - Ale偶 sk膮d - za艣mia艂 si臋 Pawlinskij. - Zaprzyja藕ni艂 si臋 z naukowcem. To najlepszy spos贸b 艣ledzenia, zapewniam pana... - Wiem - wtr膮ci艂em. - Pewni ludzie uwa偶aj膮, 偶e zdoby艂 pan wykszta艂cenie w KGB. - Nigdy nie brakuje z艂ych ludzi gotowych rozsiewa膰 plotki - Georgij u艣miechn膮艂 si臋. - Panie Samochodzik, mo偶emy przej艣膰 do meritum naszego spotkania. Przedtem proponuj臋 co艣 zje艣膰. Morskie wycieczki, zw艂aszcza dziewi臋tna艣cie mil od brzegu potrafi膮 wyssa膰 z cz艂owieka resztki si艂. Szklanka z sokiem zatrzyma艂a si臋 w p贸艂 drogi do ust Olbrzyma. Patrzy艂 na mnie szeroko otwartymi oczami. Georgij skin膮艂 na kelnera. Zam贸wili艣my porcje kurczaka z ananasem i zestawy sur贸wek. Do tego soki. Kucharz w 揗orskim Oku" zaskoczy艂 mnie swym kulinarnym pomys艂em. Mi臋so z kurczaka otoczy艂 w panierce ze s艂odkiego ciasta jak placki z jab艂kami, a na wierzch po艂o偶y艂 kawa艂ek egzotycznego owocu. - Panie Tomaszu - rzek艂 Georgij, gdy sko艅czy艂 posi艂ek - co pan chcia艂by wiedzie膰, a co pan w zamian oferuje? - Po pierwsze, chcia艂bym wiedzie膰, czemu panowie s膮 gotowi ze mn膮 rozmawia膰? - zapyta艂em. - Propozycja Sebediana nie odpowiada艂a wam? Georgij na chwil臋 zamy艣li艂 si臋. - Mister Sebedian ma do ukrycia pewn膮 tajemnic臋, ale uzna艂, 偶e stawka, o kt贸r膮 gra jest wy偶sza ni偶 cena naszego milczenia - powiedzia艂 Rosjanin. - Teraz odpowiem na pierwsz膮 cz臋艣膰 pana pytania. Jest pan wiarygodnym partnerem. Prosz臋 mi wierzy膰, w tej sprawie potrzebny jest pa艅ski takt i wiedza. Je偶eli sprawa przybierze nieoczekiwany obr贸t, to do akcji wkrocz膮 specjali艣ci z innych dziedzin - Mo偶e by膰 zadyma?! - Olbrzym nie wytrzyma艂. Georgij nieznacznie skrzywi艂 si臋 s艂ysz膮c te s艂owa. - Rozmawia艂 pan z Wernerem Kliffem? - wypytywa艂 Georgij. - Tak. - Co pan s膮dzi o jego opowie艣ci? - Niezwyk艂a. Sk膮d kapitan waszego okr臋tu podwodnego wiedzia艂, kt贸r臋dy przep艂ynie 揋ustloff艂? Aleksy Suworow za艣mia艂 si臋. - Paradoks historii - wtr膮ci艂. - Znany panu z poszukiwa艅 Wilka Kaukazu Stucker zaproponowa艂 nam kupno Bursztynowej Komnaty. Odrzucili艣my t臋 propozycj臋, jednak jaki艣 konw贸j wyjecha艂 z Kr贸lewca, nim zd膮偶yli艣my odci膮膰 drogi 艂膮cz膮ce to miasto z Gda艅skiem. Potem Stucker wpad艂 w nasze r臋ce po przymusowym l膮dowaniu samolotu, kt贸rym lecia艂, jednak ponownie z艂o偶y艂 propozycj臋 nie do odrzucenia. - Profesor Porter? - szepn膮艂 Olbrzym. - Mo偶e tak - kontynuowa艂 Suworow. - Wszystko by艂o um贸wione. Nasz okr臋t mia艂 zatopi膰 statek i znikn膮膰. Jednak w tym samym czasie Stucker dogada艂 si臋 z Amerykanami i ci wys艂ali dwie Cataliny, lataj膮ce 艂odzie, na Ba艂tyk, 偶eby wy艣ledzi膰 i zniszczy膰 nasz okr臋t. Dosz艂o do ma艂ej potyczki i w efekcie 揋ustloffa" zatopi艂 zupe艂nie przypadkowy okr臋t. P贸藕niej Amerykanie skontaktowali si臋 z nami, gdy偶 ich Stucker te偶 oszuka艂. Jankesi mieli informacje, 偶e cenny 艂adunek przewo偶ono na okr臋cie podwodnym. Razem polowali艣my na niego, lecz z mizernym skutkiem. Georgij wyj膮艂 z wewn臋trznej kieszeni marynarki zgi臋t膮 na p贸艂 kartk臋. - To schematyczny wydruk mapy Ba艂tyku z zaznaczonymi na niej miejscami zatopienia niemieckich okr臋t贸w podwodnych - m贸wi艂 k艂ad膮c j膮 na stole. Pochyli艂em si臋 nad szkicem. Cztery wraki mia艂y spoczywa膰 na p贸艂noc od wyspy Uznam, a偶 do wybrze偶a Szwecji, jeden ko艂o Bornholmu i a偶 siedem w okolicach P贸艂wyspu Helskiego. - I co, mamy przeszuka膰 wszystkie? - zastanawia艂 si臋 Olbrzym. - To raczej niemo偶liwe - stwierdzi艂 Suworow. - Cz臋艣膰 z nich penetrowali ju偶 r贸偶ni nurkowie. Dwa wydobyto. - Co tam mia艂o by膰? - Olbrzym nie wytrzymywa艂 tempa rozmowy z Rosjanami, kt贸rzy uwielbiali takie gry p贸艂s艂贸wkami i niedom贸wieniami. - Nast臋pny zestaw pyta艅 prosz臋 - Georgij u艣miechn膮艂 si臋. - Czy wasi ludzie penetrowali wrak 揋ustloffa"? - spyta艂em. - Tak. - Co znale藕li? - Nasze reparacje wojenne. - Czy mog艂y tam znajdowa膰 si臋 dzie艂a sztuki? - Niech pan zapyta Wernera. - Czemu jego? - Nie chcia艂 panu powiedzie膰 wszystkiego. W 1976 roku Polskie Towarzystwo Przyjaci贸艂 Nauk o Ziemi i Telewizja Polska zorganizowa艂y wypraw臋 do wraka 揋ustloffa". Chcieli szuka膰 tam Bursztynowej Komnaty. W 1979 roku z pok艂adu holownika 揔oral" prowadzono nurkowania. Najpierw 3 sierpnia przy 揔oralu" wynurzy艂 si臋 okr臋t podwodny bez znak贸w taktycznych i bandery. Okr膮偶y艂 polski holownik i odp艂yn膮艂. Potem nad waszym okr臋tem przelecia艂y dwa odrzutowce zachodnioniemieckie, a na koniec 艣mig艂owiec. W 1992 roku cz艂owiek nazywaj膮cy si臋 Werner Mader przyzna艂 si臋 do uczestnictwa w wyprawie na 揋ustloffa", z kt贸rego burty zdj臋to siedem liter z nazwy statku. W tym samym roku nad wrakiem 揋ustloffa" wasz kuter rybacki zaobserwowa艂 holownik ratowniczy Bundesmarine A-1441. Czy Werner Kliff m贸wi艂 panu o tym? Zaprzeczy艂em. - Dodam, 偶e Kliff by艂 pracownikiem niemieckiego wywiadu, podobnie jak jego syn i bratanek, kt贸ry s艂u偶y艂 w wywiadzie lotnictwa niemieckiego. Przypomina艂em sobie twarze za艂ogi 揇iabolo" i nazwiska z paszport贸w. - Hans Kliff - powiedzia艂em uradowany. - Na pok艂adzie 揇iabolo" jest cz艂owiek, kt贸ry si臋 tak nazywa. ROZDZIA艁 DZIEWI膭TY CO ZDARZY艁O SI臉 NA 揊ILADELFII"? AKCJA RATUNKOWA CO STUCKER OBIECA艁 ROSJANOM? SP脫艁KA Z JULIEM TWIERDZA W HELU NASZ PRZEWODNIK - KOMANDOR HAEL WYCIECZKA PO HELU SEBEDIAN L膭DUJE NA 揇IABOLO" W mesie wszyscy nadzwyczaj spokojnie przyj臋li t臋 informacj臋. Danielle gro藕nie spojrza艂a w stron臋 Sary. - Ty ostatnia by艂a艣 w 艂adowni! - oskar偶ycielsko wyci膮gn臋艂a palec w jej stron臋. Sara tylko wzruszy艂a ramionami, okazuj膮c w ten spos贸b lekcewa偶enie. - Mylisz si臋, szefowo - odpowiedzia艂a. - W drodze na g贸rne pok艂ady widzia艂am Micha艂a, Kosti臋 i Julia. - Spokojnie - Kostia powsta艂. - Musimy ustali膰, jak pom贸c tym dwom na dole. Jak d艂ugo mog膮 wytrzyma膰? - zapyta艂 Sar臋. - Maj膮 zapas powietrza na dob臋, na tym okr臋cie nie zainstalowano zamkni臋tego obiegu powietrza - wyja艣nia艂a. - Podzielimy si臋 na trzy trzyosobowe zespo艂y - dyrygowa艂a Danielle. - Pierwsza grupa poprowadzi do 揊iladelfii" kabel 艂膮czno艣ci. Druga obejrzy okr臋t z zewn膮trz, a trzecia usunie ewentualne usterki. Uznali艣my, 偶e to dobry pomys艂 i zeszli艣my do 艂adowni. Tam pobrali艣my sprz臋t. Do rufowej 艂adowni przenie艣li艣my b臋ben z kablem. Marynarz z 揇iabolo" otworzy艂 rufow膮 furt臋 i Hans, Steve i Kostia mogli zanurkowa膰. Nasz statek leniwie ko艂ysa艂 si臋 na fali. Julio z Micha艂em ukryli si臋 w os艂oni臋tym od wiatru k膮cie 艂adowni i leniwie 膰mili cygara. Finder nie odrywa艂 oczu od telefonu pod艂膮czonego do kabla. Jak nam wyja艣ni艂a Danielle, w pobli偶u kiosku 揊iladelfii" znajdowa艂o si臋 gniazdo, do kt贸rego mo偶na wetkn膮膰 ko艅c贸wk臋 kabla. Po czterdziestu minutach na tarczy telefonu zamiga艂o czerwone 艣wiate艂ko. Finder poderwa艂 s艂uchawk臋 jednocze艣nie w艂膮czy艂 g艂o艣niczek, dzi臋ki czemu mogli艣my s艂ysze膰 s艂owa Rosjan. - Mieli艣my wybuch w... do......nie jest jakby......wane - dociera艂y do nas urywki wypowiedzi Rosjanina. - Chyba musicie......lon贸w. Danielle pokaza艂a palcem na mnie, Micha艂a i Julia. - Obejrzyjcie okr臋t - rozkaza艂a nam. We tr贸jk臋 stan臋li艣my na kraw臋dzi pok艂adu i skoczyli艣my do wody. Poch艂on臋艂a nas lodowata czer艅. Reflektory podwodne raczej nie roz艣wietla艂y mroku. Bardziej pozwala艂y nam na orientacj臋, gdzie s膮 koledzy. W po艂owie drogi, na g艂臋boko艣ci 19 metr贸w min臋li艣my si臋 z pierwsz膮 tr贸jk膮. Trzymaj膮c si臋 jedn膮 r臋k膮 kabla powoli kierowali艣my si臋 w stron臋 kiosku 揊iladelfii". Okr臋t le偶a艂 przechylony oko艂o trzydzie艣ci stopni na praw膮 burt臋. Julio pokaza艂 mi r臋k膮, 偶e mam obejrze膰 cz臋艣膰 dziobow膮, sam skierowa艂 si臋 na ruf臋, 艣r贸dokr臋cie zostawiaj膮c Micha艂owi. Z twarz膮 trzydzie艣ci centymetr贸w od poszycia bada艂em stan 揊iladelfii". Z pozoru wszystko wydawa艂o si臋 w porz膮dku, nie widzia艂em 偶adnych p臋kni臋膰, rys, zupe艂nie nic. Skupi艂em swoj膮 uwag臋 na otworach, za kt贸rymi by艂y zawory zbiornik贸w balastowych. W 艣rodku, za kratk膮 co艣 b艂ysn臋艂o. Zobaczy艂em p艂ask膮 bry艂k臋, ci臋偶arek nurka, taki jaki jest mocowany do pasa z balastem. Zajrza艂em do nast臋pnego otworu i ujrza艂em to samo. Pr贸bowa艂em wyj膮膰 je, ale niestety kraty by艂y przymocowane, a oczka za ma艂e, 偶ebym przesun膮艂 przez nie r臋k臋. Wszystko sta艂o si臋 dla mnie jasne. Kto艣 zablokowa艂 otwory ci臋偶arkami, przez co 揊iladelfia" mia艂a k艂opoty z wynurzeniem. Jednak si艂a wody wypychanej spr臋偶onym powietrzem powinna wystarczy膰, 偶eby odblokowa膰 otwory. Na urz膮dzeniu, darze od Findera miga艂o pomara艅czowe 艣wiate艂ko informuj膮ce, 偶e nadszed艂 czas, 偶eby przygotowa膰 si臋 do wynurzenia. Skierowa艂em si臋 do kiosku. Czekali ju偶 tam na mnie Micha艂 i Julio. M贸j przyjaciel pokaza艂 nam ci臋偶arek balastowy, identyczny jak te, kt贸re widzia艂em na dziobie. Julio dorzuci艂 do kolekcji znalezisk n贸偶 i jak膮艣 rurk臋. Wynurzali艣my si臋 w tempie dyktowanym przez gad偶et od Findera. Danielle i Steve czekali na nas z pistoletami w d艂oniach. - Kt贸ry z was odci膮艂 kabel?! - krzykn臋艂a Danielle. Spojrzeli艣my po sobie. - Nie r贸bcie ze mnie wariatki, patrzcie! - pokaza艂a nam Kosti臋 nawijaj膮cego kabel na b臋ben. Wkr贸tce Finder trzyma艂 w d艂oni odci臋t膮 ko艅c贸wk臋. - Podejrzanych jest sze艣cioro - rzek艂 u艣miechni臋ty Julio. - My - wskaza艂 nasz膮 tr贸jk臋 - oraz Hans, Kostia i Steve. Polacy mogli chcie膰 zem艣ci膰 si臋 za dot膮d niewyja艣niony numer z butlami... - Do艣膰! - wrzasn臋艂a Danielle. - Pierwszy raz pracuj臋 z tak idiotyczn膮 grup膮. Powiedzcie, co znale藕li艣cie? - Otwory zbiornik贸w balastowych zablokowano tym - pokaza艂em ci臋偶arki. - W stery poziomu wetkni臋to n贸偶 i metalow膮 rurk臋 - doda艂 Julio. - Kad艂ub jest ca艂y - odezwa艂 si臋 Micha艂. - Wi臋c realizujemy m贸j pomys艂 z balonami - orzek艂 Finder. Natychmiast wyci膮gn臋li艣my z magazynu osiem balon贸w z wytrzyma艂ych na uszkodzenia mechaniczne, wodoodpornych materia艂贸w. Ka偶dy z nich po nadmuchaniu osi膮ga艂 艣rednic臋 pi臋ciu metr贸w. Problemem by艂o wprowadzenie specjalnych pas贸w pod kad艂ub 揊iladelfii", lecz i z tym poradzili艣my sobie. Do rana wszystko by艂o gotowe do wyci膮gni臋cia okr臋tu podwodnego. Schodzili艣my pod wod臋 tr贸jkami, ka偶da ekipa mia艂a dwie godziny odpoczynku, ale i tak tempo pracy by艂o mordercze. - Spr臋偶one powietrze z butli powinno nape艂ni膰 balony, kt贸re powoli wyci膮gn膮 揊iladelfi臋" na powierzchni臋 - t艂umaczy艂 nam Finder pokazuj膮c obliczenia wykonane na ekranie komputera. - Wynurzanie, je艣li odpowiednio ustawili艣cie zawory w butlach, b臋dzie trwa艂o oko艂o dwudziestu minut. O 艣wicie ekipa nurk贸w kierowana przez Steve艂a rozpocz臋艂a akcj臋 nape艂niania balon贸w. W czasie 艣ci艣le okre艣lonym przez Findera 揊iladelfia" wyskoczy艂a nad powierzchni臋 wody. Najpierw pokaza艂y si臋 czubki balon贸w, a po chwili, nagle ukaza艂 si臋 dzi贸b okr臋tu, kt贸ry z hukiem uderzy艂 w wod臋. Za艂oga, rosyjscy bli藕niacy, natychmiast otworzyli w艂az i wyszli na kiosk. Danielle i Oleg podp艂yn臋li do nich na pontonie i przewie藕li ich na pok艂ad 揇iabolo". Sara zaprowadzi艂a obu do kajuty pe艂ni膮cej funkcj臋 izolatki. Kostia, gdy tylko wr贸ci艂 spod wody, razem z Olegiem rozpocz膮艂 ogl臋dziny 揊iladelfii". Wr贸cili po kilkunastu minutach. Obaj mieli zaci臋te miny i bez s艂owa poszli do Danielle, kt贸ra w tym czasie relacjonowa艂a wszystko szefowi. - Zacznie si臋 polowanie na czarownice - mrukn膮艂 Julio stoj膮c w otwartych wrotach furty, zapatrzony w 艂agodne morze. Z Micha艂em zaj臋li艣my si臋 porz膮dkowaniem swojego sprz臋tu do nurkowania. Schyleni, sami w k膮cie 艂adowni mogli艣my swobodnie porozmawia膰. - Kogo obarcz膮 win膮? - zapyta艂em Micha艂a. - Nie wiem, co si臋 sta艂o we wn臋trzu okr臋tu, ale ten n贸偶, rurka czy ci臋偶arki nie nale偶膮 do nikogo z za艂ogi 揇iabolo" - szepn膮艂. - Sk膮d ta pewno艣膰? - Znam ten no偶yk - m贸wi艂 Micha艂. - Takie s膮 na wyposa偶eniu komandos贸w Marynarki Wojennej. Ta 艣mieszna rurka to t艂umik od pistoletu oficera, kt贸rego znam osobi艣cie. Mieli艣my go艣ci nie tylko na pok艂adzie. Policja i tw贸j by艂y szef ju偶 wiedz膮 o 揊iladelfii". Jak my艣lisz, co teraz zrobi膮? - Pan Samochodzik jest pacyfist膮, ale to co nast膮pi, b臋dzie przypomina艂o polowanie na 揅zerwony Pa藕dziernik", jak w tej znanej ksi膮偶ce - za偶artowa艂em, chocia偶 nie by艂o mi wcale weso艂o. Kostia i Oleg wr贸cili do 艂adowni. Steve odwi贸z艂 ich na 揊iladelfi臋", kt贸ra wkr贸tce zanurzy艂a si臋. W tym czasie ci膮gn臋li艣my za cumy balon贸w, z kt贸rych trzeba by艂o spu艣ci膰 powietrze, zwin膮膰 je i zanie艣膰 do magazynu. Po dw贸ch godzinach ledwie 偶ywi usiedli艣my do 艣niadania. - Za kwadrans idziecie spa膰 - powiedzia艂a Danielle wchodz膮c do mesy. - Pobudka w porze obiadu. Po po艂udniu schodzimy do 揋ustloffa". - A co z 揊iladelfi膮"? - zainteresowa艂 si臋 Julio. - W porz膮dku - odpowiedzia艂a Danielle. Jej wyraz twarzy sugerowa艂, 偶e lepiej nie interesowa膰 si臋 tym tematem. Gdy ju偶 zasypia艂em, Julio przechyli艂 g艂ow臋 przez kraw臋d藕 艂贸偶ka i zajrza艂 do mnie. - Ty, Polak - szepn膮艂 - wejdziecie ze mn膮 w sp贸艂k臋, ty i tw贸j kumpel? Pawlinskij tylko u艣miecha艂 si臋 sprawiaj膮c wra偶enie, jakby doskonale o wszystkim wiedzia艂 i moje s艂owa nie uczyni艂y na nim 偶adnego wra偶enia. Od razu zauwa偶y艂em, 偶e b臋dzie chcia艂 czym pr臋dzej zako艅czy膰 rozmow臋, 偶eby moj膮 rewelacj臋 przekaza膰 swoim szefom. - Dlaczego panowie pokazali nam map臋 miejsc, gdzie spoczywaj膮 U-Booty? - postanowi艂em ku膰 偶elazo p贸ki gor膮ce. - Czemu nie podacie 偶adnych konkret贸w? Georgij zamy艣li艂 si臋. Wsta艂 i przepraszaj膮c nas wyszed艂 na dw贸r. Przez okna restauracji widzieli艣my, 偶e rozmawia艂 z kim艣 przez telefon kom贸rkowy. Trwa艂o to oko艂o pi臋ciu minut. Wpierw Pawlinskij co艣 komu艣 opowiada艂, potem tylko przytakiwa艂, 偶eby w ko艅cu t艂umaczy膰 偶ywo gestykuluj膮c. Wr贸ci艂 odrobin臋 w艣ciek艂y, lecz bardzo szybko ukry艂 swoj膮 z艂o艣膰. - Panie Tomaszu - powiedzia艂 ukazuj膮c w u艣miechu rz膮d bia艂ych z臋b贸w. - Mam pozwolenie, 偶eby powiedzie膰 panu cz臋艣膰 prawdy. Jak pan wie, Niemcy prowadzili zaawansowane prace nad bomb膮 atomow膮. 艁adunki j膮drowe mia艂y przenosi膰 ulepszone wersje rakiet V-2. Werner opowiada艂 wam o pomy艣le przewo偶enia takich rakiet w specjalnych silosach holowanych przez okr臋ty podwodne? Olbrzym przytakn膮艂. - Werner Kliff opowiedzia艂 wam tak偶e o dokumentacji, kt贸r膮 przej臋li艣my my i Amerykanie - kontynuowa艂 Pawlinskij. - Znikn臋艂y jednak rudy uranu, cz臋艣膰 dokumentacji, jeden z fizyk贸w i cz艂owiek, kt贸ry zaprojektowa艂 艣rodki przenoszenia tej broni. Profesor Porter wymy艣li艂 nie tylko odpowiednie rakiety, ale i podwodny okr臋t rakietowy. Warto艣膰 zaginionych przedmiot贸w i ludzi tylko z pozoru jest znikoma. Nie wiemy, komu Stucker sprzeda艂 to wszystko. - Nie macie 偶adnych podejrze艅? - dziwi艂 si臋 Olbrzym. - W naszej pracy trzeba mie膰 dowody - rzek艂 Pawlinskij. - Czy podejrzewacie Brytyjczyk贸w? - dopytywa艂em si臋. Rosjanie spojrzeli na siebie i Georgij skin膮艂 g艂ow膮. - Sk膮d pan wiedzia艂? - Olbrzym by艂 zdumiony. - Pocz膮tkowo, gdy Amerykanie prowadzili projekt 揗anhattan", wsp贸艂pracowali z sojusznikami - opowiada艂em. - Po wojnie wsp贸艂praca urwa艂a si臋, przez co Anglicy musieli d艂u偶ej dochodzi膰 do pewnych rozwi膮za艅, jednak nawet Amerykan贸w zadziwili tempem swych prac. Sk膮d takie nag艂e przyspieszenie? - To czego szukamy, mog艂o by膰 na pok艂adzie 揋ustloffa" - do rozmowy przy艂膮czy艂 si臋 Suworow. - R贸wnie dobrze na kt贸rym艣 z okr臋t贸w podwodnych. Nie mamy te偶 pewno艣ci, czy Stuckerowi nie uda艂o si臋 od razu wywie藕膰 swych skarb贸w w bezpieczne miejsce. W czasie wojny prowadzili艣my z nim negocjacje pewni, 偶e oferuje nam zaginione dzie艂a sztuki. To by艂 tylko margines jego propozycji. - Teraz prosz臋 zauwa偶y膰, kogo dr臋czy ta sprawa? - Pawlinskij pochyli艂 si臋 w stron臋 艣rodka sto艂u. - Przy 揋ustloffie" kr臋ci si臋 statek Sebediana. Na pok艂adzie ma agenta niemieckiego wywiadu. Polacy przygl膮daj膮 si臋 sprawie z wiadomych wzgl臋d贸w. Ka偶dy lubi wiedzie膰, co dzieje si臋 na jego podw贸rku. - Chyba przyszed艂 najwy偶szy czas, 偶eby powiedzie膰 panu co艣 bardzo wa偶nego - odezwa艂 si臋 Suworow. - Istnieje wiele opowie艣ci wskazuj膮cych, 偶e Bursztynowa Komnata by艂a przewo偶ona na pok艂adzie 揥ilhelma Gustloffa", ale nie wiem, czy s艂ysza艂 pan o ciekawym miejscu jej ukrycia, tu na Helu? Olbrzym prawie podskoczy艂 z emocji. - S艂ucham pana - rzek艂em uprzejmie. - Na Helu, przy bateriach 揂dolfa" podobno co艣 ukryto w styczniu 1945 roku - wyja艣nia艂 Suworow. - Zakopano czy schowano w podziemiach? - dopytywa艂em si臋. - 呕o艂nierz, kt贸ry s艂u偶y艂 w kompanii wartowniczej na Helu do 9 maja 1945 roku - opowiada艂 Suworow - by艂 w naszej niewoli. M贸wi艂, 偶e do jednej z trzech baterii przyjecha艂y dwie albo trzy ci臋偶ar贸wki i wynoszono z nich jakie艣 skrzynie. - Czy wie pan, gdzie nale偶y szuka膰 tych baterii? - Niestety, nie - Suworow bezradnie roz艂o偶y艂 r臋ce. - C贸偶, chyba przyszed艂 odpowiedni czas na sen - powiedzia艂em patrz膮c na zegarek. - Serdecznie dzi臋kuj臋 za wielce pouczaj膮c膮 rozmow臋 - uk艂oni艂em si臋 Rosjanom i wsta艂em. Olbrzym szed艂 za mn膮 i cicho sapa艂. Gdy byli艣my ju偶 na swoim pi臋trze, zaprosi艂em dziennikarza do pokoju. - Rewelacja, co? - na policzkach Olbrzyma ukaza艂y si臋 ogromne ko艂a rumie艅c贸w. - Co? - No, ta skrytka. - Chyba to bajka... - Czemu? - Pomy艣l. Teraz po偶ycz mi swojego telefonu. Zdumiony Olbrzym poda艂 mi sw贸j telefon kom贸rkowy, z kt贸rym zszed艂em na parter i tylnymi drzwiami wyszed艂em na parking. Pi臋膰 minut rozmawia艂em z komisarzem Skowronkiem, a potem wr贸ci艂em do siebie, 偶eby po艂o偶y膰 si臋 spa膰. Chwil臋 przygl膮da艂em si臋 ciemnej plamie, jak膮 stanowi艂a twarz Julia. Stara艂em si臋 wyczu膰, czy m贸wi powa偶nie, czy to prowokacja. - Spokojnie, cz艂owieku - szepta艂 Julio siadaj膮c na mojej koi. Wyj膮艂 cygaro i zapali艂. - Ju偶 kiedy艣 pracowa艂em dla Sebediana. To by艂a fucha w Afryce. Chodzi艂o o skubni臋cie transportu nieoszlifowanych diament贸w. Wtedy wszystko by艂o przygotowane na wysoki po艂ysk. Tutaj te偶 tak by艂o, dop贸ki nie zjawi艂a si臋 Danielle i wy. Cz艂owieku, nie mam do ciebie urazy, bo widz臋, 偶e jeste艣cie w porz膮dku, ale powoli co艣 mi tu 艣mierdzi. - Mnie te偶 - przyzna艂em mu racj臋. - Nie chodzi mi tylko o twoje cygara... - Ciekawe, po co wybieramy si臋 na ten wrak? - Podobno na 揋ustloffie" przewo偶ono Bursztynow膮 Komnat臋. - Bajka - Julio lekcewa偶膮co machn膮艂 r臋k膮. - Tu musi chodzi膰 o co艣 wa偶niejszego i cenniejszego. - Mo偶e. - Cz艂owieku, jak mo偶na wydosta膰 si臋 z Polski? - Chcesz ucieka膰? Teraz? - Nie. Mo偶na by zabra膰 艂up i sprzeda膰 go w Europie. Mam znajomo艣ci, ty tylko musia艂by艣 wydosta膰 nas z Polski. - A jak uciekniemy z 揇iabolo"? - Potrafi臋 sterowa膰 揊iladelfi膮". Rozumiesz? Julio zamilk艂 czekaj膮c na moj膮 odpowied藕. Ognik cygara roz偶arza艂 si臋 co jaki艣 czas. Rozwa偶a艂em wszystkie za i przeciw. - Pogadam z kumplem - odpowiedzia艂em dyplomatycznie. - Jasne - Julio zgasi艂 cygaro i wskoczy艂 na swoj膮 koj臋. Spa艂o mi si臋 bardzo dobrze. Obudzi艂 mnie stuk burty 揇iabolo" o co艣, podejrzewa艂em, 偶e o inny statek. Le偶a艂em z zamkni臋tymi oczyma i ws艂uchiwa艂em si臋 w dobiegaj膮ce mnie d藕wi臋ki. Na 揇iabolo" panowa艂a absolutna cisza, nie licz膮c d藕wi臋k贸w pracuj膮cych maszyn. - Uwaga! Pobudka, zbi贸rka w mesie za kwadrans! - us艂ysza艂em z g艂o艣nika g艂os Danielle. Leniwie przeci膮gn膮艂em si臋 i wsta艂em. Okaza艂o si臋, 偶e Julio ju偶 nie spa艂 od dawna. Le偶a艂 na pos艂aniu ubrany, ogolony, a teraz przygl膮da艂 si臋 przyklejonemu do sufitu schematowi 揥ilhelma Gustloffa". - Chyba nasta艂 dzie艅 ostatecznego rozrachunku - powiedzia艂 pstrykaj膮c palcem w rysunek. - Spakowa艂e艣 si臋? - zapyta艂em. - Nie mam nic, z czym nie potrafi艂bym si臋 rozsta膰 w pi臋膰 sekund - odpowiedzia艂 Julio. - Nieprzywi膮zywanie si臋 do rzeczy to zasady hinduizmu i rzemios艂a szpiegowskiego. Szybko wzi膮艂em prysznic, ubra艂em si臋 i poszli艣my z Juliem do mesy. Czeka艂 tam na nas obfity, ale lekki obiad z艂o偶ony z chudych mi臋s, sa艂atek i sur贸wek. Do tego do picia podano soki i kaw臋. Jedli艣my w milczeniu. Ka偶dy chyba trawi艂 wydarzenia ostatnich dni. Wtem otworzy艂y si臋 drzwi i wesz艂a Danielle. Wygl膮da艂a osza艂amiaj膮co pi臋knie w obcis艂ym kombinezonie do nurkowania. Obok niej stal facet, kt贸rego podobno okrad艂em z miliona dolar贸w. Rano, przy 艣niadaniu dowiedzieli艣my si臋, 偶e Rosjanie nagle wyjechali w 艣rodku nocy. Olbrzym objada艂 si臋, jakby ca艂y dzie艅 czeka艂a go g艂od贸wka. Widz膮c moje krytyczne spojrzenie, prze艂kn膮艂 pot臋偶ny k臋s jajecznicy i odezwa艂 si臋. - Panie Tomaszu, takie 艣niadanie mamy wliczone w cen臋 pokoju. Niech pan spojrzy, ilu tu siedzi go艣ci? Jeste艣my prawie sami, a kto zje tyle 偶arcia. Zreszt膮 ca艂y dzie艅 pewnie sp臋dzimy wok贸艂 tych baterii 揂dolfa". - A sk膮d wiesz, 偶e one jeszcze istniej膮? - Ha, nie docenia mnie pan - Olbrzym 偶artobliwie pogrozi艂 mi palcem. - Zadzwoni艂em na Hel i szuka艂em jakiego艣 przewodnika. Maj膮 tam tylko jednego emerytowanego komandora. Zapyta艂em go, czy wie, gdzie to cudo stoi, a on od razu, 偶e nawet mnie tam zaprowadzi. - 艢wietnie - z zadowoleniem zatar艂em r臋ce. Po posi艂ku wsiedli艣my do Rosynanta i wyjechali艣my z podjazdu hotelowego w lewo, na wsch贸d, w stron臋 Helu. Prawie za tablic膮 oznaczaj膮c膮 koniec miejscowo艣ci Jurata ujrzeli艣my du偶y asfaltowy plac przypominaj膮cy kszta艂tem p臋tl臋 autobusow膮. W lesie, w艣r贸d sosen ukrywa艂y si臋, jakby nieco speszone swoj膮 obecno艣ci膮 w tak uroczym zak膮tku, betonowe s艂upki po艂膮czone drutem kolczastym. - Co? Przenie艣li tu mur berli艅ski? - dziwi艂 si臋 Olbrzym. - Do niedawna ko艅c贸wka P贸艂wyspu Helskiego by艂a wielk膮 baz膮 Marynarki Wojennej, gdzie nie ka偶dy mia艂 wst臋p - opowiada艂em. - Trzeba by艂o mie膰 przepustk臋, 偶eby jecha膰 dalej. Ten p艂ot to nic innego jak ogrodzenie specjalnego o艣rodka wypoczynku, gdzie od czasu do czasu odpoczywa prezydent Aleksander Kwa艣niewski. Zobacz, 偶e tu wsz臋dzie jest zakaz zatrzymywania si臋. S艂ysza艂em, 偶e nawet ci, kt贸rzy stan臋li za potrzeb膮 musieli p艂aci膰 mandat. Przed samym Helem zobaczysz to samo: placyk i wartownie. Tak jak zapowiada艂em, nim dojechali艣my do miasteczka, zobaczyli艣my dawne wojskowe budynki, obecnie zagospodarowane przez harcerzy. Przejechali艣my przez przejazd kolejowy i min臋li艣my ukryte w lesie po prawej stronie, obok dworca, setki mieszkalnych wagon贸w kolejowych. To by艂a pami膮tka po kolejarskich wczasach. Pracownicy PKP przyje偶d偶ali na Hel i mieszkali w domkach na torach. Z ulicy Dworcowej skr臋cili艣my w lewo w ulic臋 Przybyszewskiego. Sta艂y przy niej szare bloki z betonowych cegie艂, jeszcze przedwojenne, i w specyficznej odmianie koloru pomara艅czowego, ju偶 powojenne. Przy budynku kina, tu偶 obok bramy zamykaj膮cej wjazd na teren jednostki wojskowej, sta艂 szczup艂y m臋偶czyzna w marynarskim mundurze z dystynkcjami komandora. Starszy pan, mimo siedemdziesi臋ciu lat, mia艂 bystre spojrzenie i weso艂e ogniki w oczach. - Komandor Hael - przedstawi艂 si臋. - Podobno po du艅sku oznacza to s艂owo 揌ak", tak jak nazywany jest P贸艂wysep Helski. - Czyli w艂a艣ciwy cz艂owiek na w艂a艣ciwym miejscu - za偶artowa艂 Olbrzym. - Panowie tu poczekaj膮, a ja p贸jd臋 po materia艂y - rzek艂 komandor. Potruchta艂 do pobliskiego bloku. Leniwie przeci膮gn膮艂em si臋. Olbrzym nerwowo zapali艂 papierosa. - Jako艣 pan podchodzi do tej wyprawy bez entuzjazmu - zauwa偶y艂. - Ale偶 sk膮d - zaprzeczy艂em - to bardzo po偶yteczna wycieczka. - Jednak pan uwierzy艂 w Bursztynow膮 Komnat臋! - ucieszy艂 si臋. Nie odpowiedzia艂em, bo ju偶 nadchodzi艂 komandor i uwa偶nie rozgl膮da艂 si臋 dooko艂a. Nasz przewodnik rozwiesi艂 na drzewie map臋 p贸艂wyspu z zaznaczonymi ruchami wojsk, okr臋t贸w, polami ostrza艂u. Na trawie postawi艂 wypchan膮 papierami sk贸rzan膮 teczk臋. W tym momencie sta艂o si臋 to, czego obawia艂em si臋 najbardziej. Komandor przyzwyczajony do wycieczek laik贸w zacz膮艂 nam wyk艂ada膰 rzeczy dla nas oczywiste. Olbrzym pr贸bowa艂 naprowadzi膰 komandora na temat ukrytych skarb贸w, 揥ilhelma Gustloffa", Bursztynowej Komnaty. Nadaremno. - Port Marynarki Wojennej na Helu powsta艂 w 1930 roku jako obiekt zapasowy dla portu w Gdyni - opowiada艂 komandor. - Wtedy to wybudowano lini臋 kolejow膮 i drog臋, kt贸r膮 pokryto asfaltem w latach sze艣膰dziesi膮tych. Jak b臋d膮 panowie wraca膰, policzcie zakr臋ty - jest ich dok艂adnie czterdzie艣ci! Obejrzeli艣my zbi贸r eksponat贸w w muzeum na 艣wie偶ym powietrzu, gdzie zgromadzono miny, torpedy, dzia艂a artylerii przeciwlotniczej i nadbrze偶nej. Potem wsiedli艣my do Rosynanta i wjechali艣my na niezbyt pilnie strze偶ony teren wojskowy, 偶eby obejrze膰 polskie stanowiska artylerii z wrze艣nia 1939 roku. Na jednym z nich pozostawiono dzia艂o ze specjaln膮 ram膮 do zawieszania maskowania. Obejrzeli艣my podziemne schrony koszarowe i wie偶臋 kierowania ogniem. Powoli zbli偶a艂a si臋 pora obiadu. Olbrzym uzna艂, 偶e przy posi艂ku komandor zacznie m贸wi膰 rzeczy bardziej interesuj膮ce dziennikarza. - Proponuj臋 odwiedzi膰 揗aszoperi臋" - odpowiedzia艂 komandor zapytany o spokojne miejsce, gdzie mo偶na dobrze zje艣膰. Chwil臋 kr膮偶yli艣my, nim trafili艣my na ulic臋 Wiejsk膮, najd艂u偶sz膮 na Helu i zabudowan膮 zabytkowymi cha艂upami. Lokal mia艂 bardzo morski wystr贸j. Jego wy艂o偶one drewnem 艣ciany by艂y obwieszone sieciami, ko艂ami sterowymi, dzwonami i innymi rekwizytami marynarskiego fachu. Przy drewnianych sto艂ach siedzieli go艣cie zajadaj膮cy ryby. Nawet z pi臋terka dobiega艂 nas dyskretny stukot sztu膰c贸w. Zam贸wili艣my filety z dorsza i zestawy sur贸wek. Przys艂uchiwa艂em si臋, jak Olbrzym pr贸bowa艂 wydoby膰 z komandora jakie艣 interesuj膮ce go informacje. Jednak nasz przewodnik, od lat przyzwyczajony do jednego modelu oprowadzania wycieczek, nie by艂 na to przygotowany. - Co oznacza s艂owo 搈aszoperia"? - zapyta艂em komandora Haela. - Przed wojn膮 powsta艂y sp贸艂ki rybackie okre艣lane takimi nazwami - wyja艣nia艂 przewodnik. - Rybacy 艂owili w臋gorze, dorsze i dzielili je na r贸wne cz臋艣ci zwane 損artami". Chcecie zobaczy膰, gdzie ukryto Bursztynow膮 Komnat臋? - zapyta艂 z szelmowskim u艣miechem. Sko艅czyli艣my posi艂ek i wr贸cili艣my do Rosynanta. Z zadowoleniem spogl膮da艂em w boczne lusterko. Wyjechali艣my z miasteczka i oko艂o dwustu metr贸w za torami zjechali艣my w prawo, w las. - Widzieli panowie tamten schron? - odezwa艂 si臋 komandor. - Tam wojsko adoptuje poniemiecki bunkier na potrzeby centrali wojskowej. Jeste艣my w NATO! Hael prowadzi艂 nas przez las oko艂o dw贸ch minut. Gdy wyszli艣my z g膮szczu m艂odych 艣wierk贸w i ujrzeli艣my ogromn膮 g贸r臋 betonu, zamarli艣my. - O Jezu - wyszepta艂 Olbrzym. - M贸wi艂em, 偶e warto by艂o tu przyjecha膰 - cieszy艂 si臋 Hael. Mister Sebedian u艣miechn膮艂 si臋 i ruchem r臋ki nakaza艂 nam usi膮艣膰. - S艂ysza艂em, 偶e chcieli艣cie pozna膰 szefa? To ja! - powiedzia艂. - Facet wygl膮da jak milion dolar贸w - wyszepta艂 Julio. - Witam wszystkich serdecznie, a zw艂aszcza Paw艂a Da艅ca, z kt贸rym mia艂em okazj臋 ju偶 si臋 pozna膰 - kontynuowa艂 Sebedian. Reszta ekipy spojrza艂a na mnie. Nie spodziewali si臋, 偶e jest w艣r贸d nich kto艣 jeszcze, opr贸cz Danielle, 偶yj膮cy w za偶y艂o艣ci z samym szefem. - Mam nadziej臋, 偶e zachowa艂e艣 dyskrecj臋? - zapyta艂 mnie. - Oczywi艣cie - Danielle odpowiedzia艂a za mnie. Pozosta艂o mi tylko skin膮膰 g艂ow膮. - 艢wietnie - Sebedian. - Jeszcze dzi艣 ka偶dy z was zdob臋dzie ma艂膮 fortun臋. S艂ysza艂em o waszych k艂opotach. Sabota偶ysta mo偶e by膰 pewnym, 偶e ju偶 wkr贸tce otrzyma odpowiedni膮 zap艂at臋. Dzi艣 wieczorem z Warszawy przylatuje do Gda艅ska m贸j przyjaciel Jerzy Batura. ROZDZIA艁 DZIESI膭TY ZWIEDZAMY BATERI臉 揂DOLF" NA MYSIEJ WIE呕Y WE WRAKU 揥ILHELMA GUSTLOFFA" ZAMINOWANE WROTA UCIECZKA Z 揇IABOLO" SZTURM KOMANDOS脫W PODWODNA WALKA Olbrzym jak smagni臋ty biczem pobieg艂 w stron臋 betonowego kolosa. Komandor Hael poprowadzi艂 mnie ku wschodniej 艣cianie obiektu. Znajdowa艂y si臋 tam dwa rz臋dy betonowych s艂up贸w wysokich na pi臋膰 metr贸w. - S艂u偶y艂y one do monta偶u dzia艂a kalibru 406 milimetr贸w - wyja艣ni艂 mi przewodnik. Weszli艣my przez niskie i w膮skie wej艣cie do du偶ego holu. Mo偶na z niego by艂o wyj艣膰: na wprost - do g艂贸wnej cz臋艣ci baterii, w lewo - do korytarza obiegaj膮cego budynek dooko艂a i w lewo, do ty艂u, po schodach - na dach schronu. Tam w艂a艣nie poprowadzi艂 mnie Hael. Z g贸ry widzia艂em ca艂y bunkier. Centraln膮 jego cz臋艣膰 zajmowa艂 okr膮g o 艣rednicy kilkunastu metr贸w otoczony promenad膮, do kt贸rej prowadzi艂y wej艣cia z cz臋艣ci koszarowej i magazyn贸w pocisk贸w. W 艣rodku by艂a rura stanowi膮ca os艂on臋 mechanizmu obracaj膮cego dzia艂em. Wschodni膮 i po艂udniow膮 cz臋艣膰 budowli zajmowa艂y pomieszczenia koszarowe, kt贸re teraz bada艂 Olbrzym. Od zachodu wybudowano magazyny pocisk贸w z szynami wmurowanymi w pod艂ogi i sufity. Ka偶dy z takich pocisk贸w wedle s艂贸w komandora wa偶y艂 oko艂o tony. Od p贸艂nocy by艂 d艂ugi korytarz kryj膮cy tory kolejki w膮skotorowej, kt贸r膮 dowo偶ono amunicj臋. Schron nie by艂 przeznaczony do obrony. Mia艂 du偶e okna. Ca艂膮 jego konstrukcj臋 przystosowano do wytrzymania wystrza艂贸w dzia艂, kt贸re Niemcy nazwali 揂dolf". Lufa takiego dzia艂a mierzy艂a podobno 10 metr贸w, waga wie偶y z luf膮 mia艂a wynosi膰 100 ton, a pole ra偶enia od 25 do 30 kilometr贸w. - Co si臋 sta艂o z tym dzia艂em? - zapyta艂em komandora. - Zacznijmy od tego, 偶e by艂y tu takie trzy stanowiska - odpowiedzia艂. - Jedno, z central膮 telefoniczn膮, widzia艂 pan przy drodze. W trzecim jest teraz wojskowy magazyn burak贸w i marchewki. Taki los spotka艂 baterie 揂dolf贸w" o wsp贸lnej nazwie 揝chleswig- Holstein". Jak wr贸ci ten m艂ody pismak, to pojedziemy do Mysiej Wie偶y. Olbrzym pojawia艂 si臋 i znika艂 w r贸偶nych cz臋艣ciach schronu. Fotografowa艂, robi艂 notatki i wchodzi艂 w kolejne przej艣cia. Po dwudziestu minutach zdyszany stan膮艂 obok nas. - To co, jedziemy? - zapyta艂 komandor. Kiedy Olbrzym dowiedzia艂 si臋 o celu naszej kolejnej wycieczki, ochoczo ruszy艂 do Rosynanta. Gdy wsiadali艣my do auta, znowu mog艂em nacieszy膰 wzrok widokiem w lusterku. Przejechali艣my oko艂o pi臋膰dziesi臋ciu metr贸w szos膮 i skr臋cili艣my ostro w lewo pod g贸rk臋. Po trzystu metrach jazdy le艣n膮 drog膮 dojechali艣my do tor贸w kolejowych i wysokiej na dziewi臋膰 pi臋ter o艣miobocznej wie偶y. Parter i pi臋tro by艂y rozbudowane, przypominaj膮c odrobin臋 zwyk艂y domek. - To obok helskiej latarni morskiej wysokiej na 42 metry najwy偶szy obiekt na Helu - poinformowa艂 nas komandor. - Szkoda, 偶e nikt si臋 nim nie zajmuje. Przychodz膮 tu tylko 艂obuziaki z Helu. Komandor i Olbrzym weszli do wie偶y i wspi臋li si臋 na jej szczyt. Zosta艂em na dole rozkoszuj膮c si臋 zapachem lasu i rozgl膮daj膮c si臋 po okolicznych krzakach. Spojrza艂em na zegarek. By艂o ju偶 p贸藕ne popo艂udnie. Czu艂em, 偶e ju偶 najwy偶szy czas, 偶eby sko艅czy膰 t臋 wycieczk臋. Jeszcze kwadrans musia艂em poczeka膰 na powr贸t Olbrzyma i komandora. Odwie藕li艣my naszego przewodnika do domu. Gdy jechali艣my do Juraty zadzwoni艂 m贸j telefon kom贸rkowy. - Jak leci? - zapyta艂 Skowronek. - Zgodnie z planem. Co s艂ycha膰 na 揇iabolo"? - Odwiedzi艂 ich szef. Chyba zaczn膮 robot臋. - Co robi膮 Rosjanie? - Najpierw zrobili tak, jak pan przewidzia艂, potem zakotwiczyli si臋 we W艂adys艂awowie i nudz膮 si臋. Zimny dreszcz przeszed艂 mi po plecach. Przyjazd Batury m贸g艂 oznacza膰 dla mnie tylko k艂opoty. Micha艂owi na d藕wi臋k nazwiska Batury nawet nie drgn臋艂a powieka, ale w jego oczach dostrzeg艂em weso艂e b艂yski, pewnie na wspomnienie naszego spotkania w Bieszczadach. - Zaczynamy! - Danielle zaklaska艂a w d艂onie. Mister Sebedian zosta艂 na pok艂adzie 揇iabolo", a my wszyscy przenie艣li艣my si臋 ze sprz臋tem na pok艂ad 揊iladelfii". Okr臋t odczepi艂 si臋 od 揇iabolo" i zeszli艣my prawie na samo dno. - Dzisiaj pracujemy dw贸jkami - poinformowa艂a Danielle. - Polacy dokonaj膮 zwiadu i wr贸c膮, by wkroczy膰 w ostatnim etapie operacji. Pos艂usznie za艂o偶yli艣my z Micha艂em butle i osprz臋t. Weszli艣my do 艣luzy i czekali艣my na wyr贸wnanie ci艣nienia i nape艂nienie pomieszczenia wod膮. Gdy szum w kabinie by艂 bardzo g艂o艣ny, Micha艂 nachyli艂 si臋 do mojego ucha. - Wiejemy dzi艣 wieczorem? - zapyta艂. - Tak. - A co z tym? - wykona艂 ruch r臋k膮 wskazuj膮c g艂臋bi臋 wok贸艂 nas. - Jak uciekniemy, to albo skupi膮 si臋 na 艣ciganiu nas, albo rozpoczn膮 pospieszn膮 eksploracj臋. - Trzeba co艣 zrobi膰 z Batur膮 - Micha艂 pokr臋ci艂 z niezadowoleniem g艂ow膮. - Tak czy inaczej tracimy. Co z tego, 偶e Batura nas nie wyda, skoro ty jeste艣 poszukiwany przez policj臋? Poziom wody si臋ga艂 ju偶 naszych br贸d. W艂o偶yli艣my ustniki i maski. Wrota 艣luzy otworzy艂y si臋 i wp艂yn臋li艣my w ciemn膮, zielonkaw膮 przestrze艅. Bardzo szybko dotarli艣my do dziobu 揥ilhelma Gustloffa". Statek cz臋艣ciowo le偶a艂 na lewej burcie. 艢r贸dokr臋cie rozryte dziurami od wybuch贸w spoczywa艂o oderwane od dziobu i rufy, kt贸re jeszcze miejscami trzyma艂y pion. Na prawej burcie dziobu widzieli艣my dwie kotwice i dwie litery z nazwy statku. Na jednej trzeciej d艂ugo艣ci od rufy wrak by艂 w dobrym stanie. P艂yn膮c wzd艂u偶 prawej burty w kierunku rufy widzieli艣my wn臋trze potargane wybuchami, mas臋 poskr臋canego 偶elastwa. Spojrza艂em na Micha艂a, a ten ze smutkiem pokr臋ci艂 g艂ow膮. By艂a tylko jedna szansa dotarcia do 艂adowni - przez szyb. Patrzyli艣my na relingi poro艣ni臋te muszelkami i wodorostami, a potem dotarli艣my do pokrywy luku rufowej 艂adowni. O dziwo, belki przywi膮zane do pok艂adu linami i nie pozwalaj膮ce odchyli膰 si臋 ogromnej p艂achcie brezentu, wszystko to by艂o w doskona艂ym stanie. Micha艂 wyci膮gn膮艂 z pochwy na 艂ydce n贸偶 i najpierw wyci膮艂 dwie pionowe kreski, kt贸re po艂膮czy艂 na dole trzecim ci臋ciem. Potem chwyci艂em wolny kraniec materia艂u i m贸j przyjaciel odci膮艂 go. Droga w g艂膮b szybu by艂a otwarta. Spojrza艂em na zegar. Mieli艣my jeszcze sze艣膰 minut pracy. Pokaza艂em partnerowi d艂oni膮, 偶e zejd臋 pierwszy. W w膮skim luku latarka ledwo roz艣wietla艂a czer艅 na odleg艂o艣膰 metra. W pewnym momencie gad偶et od Findera zacz膮艂 mruga膰 pomara艅czowym 艣wiate艂kiem. Oznacza艂o to, 偶e musz臋 zatrzyma膰 si臋 na tej g艂臋boko艣ci, 偶eby nie ulec potem chorobie kesonowej. Obliczy艂em, 偶e musz臋 zej艣膰 jeszcze trzy metry i b臋d臋 na poziomie drzwi 艂adowni. Postanowi艂em zaryzykowa膰. Po chwili znalaz艂em si臋 w szerokim na cztery i d艂ugim na trzy metry pomieszczeniu - przedsionku 艂adowni. Na bocznej 艣cianie by艂y drzwi, a na wprost podw贸jne wrota 艂adowni. Obok mnie pojawi艂 si臋 Micha艂 i z wyrzutem w oczach wskaza艂 na m贸j migaj膮cy gad偶et. O dziwo, jego urz膮dzenie by艂o nad wyraz spokojne. Lekcewa偶膮co machn膮艂em r臋k膮. Micha艂 ponownie wyj膮艂 n贸偶 i wprowadzi艂 go w szpar臋 pomi臋dzy drzwiami. Delikatnie przeci膮ga艂 nim w d贸艂 co chwila wyjmuj膮c go. Potem to samo robi艂 przy framugach. Niezadowolony machn膮艂 r臋k膮. Teraz pospiesznie wycofali艣my si臋. Gdy wyp艂ywali艣my z szybu w dole, przy 艣rubie mign臋艂o mi w oczach jakie艣 艣wiate艂ko. Nie mieli艣my czasu tego sprawdzi膰, tylko gnali艣my w stron臋 揊iladelfii". W 艣luzie, gdy tylko opad艂 poziom wody, Micha艂 zdar艂 z twarzy mask臋. - Ty wariacie! - krzykn膮艂 na mnie. - Co ty my艣lisz?! Masz p艂uca jak miechy kowalskie?! Nigdy wi臋cej z tob膮 nie nurkuj臋! Ani my艣l臋 p贸藕niej wyci膮ga膰 z wody trupa i nosi膰 kwiatki na tw贸j gr贸b! - Spokojnie - unios艂em d艂o艅. - Nie mog艂em zatrzyma膰 si臋, bo i ty musia艂by艣 czeka膰 razem ze mn膮. Straciliby艣my cenny czas... Wrota s膮 zaminowane? - zapyta艂em. - Pewnie - mrukn膮艂. - Musi by膰 jakie艣 inne wej艣cie do 艂adowni. Kto艣 od wewn膮trz za艂o偶y艂 艂adunki, a potem wyszed艂 zapewne zostawiaj膮c kolejn膮 zmy艣ln膮 pu艂apk臋. - A od 艣r贸dokr臋cia? - Pewnie tamt臋dy tak. Pami臋tam ze szkic贸w, kt贸re przynios艂e艣, 偶e tylna 艂adownia by艂a po艂膮czona przej艣ciem z ch艂odni膮 i kuchni膮. Tamte rejony statku zosta艂y ju偶 zniszczone po rosyjskim ataku torpedowym. Ciekawe, czy na 揇iabolo" znajdziesz ochotnik贸w do przedzierania si臋 przez z艂om? - Od dna? Micha艂 nie zd膮偶y艂 odpowiedzie膰, gdy偶 usta艂o odpompowanie wody i luk do wn臋trza okr臋tu podwodnego otworzy艂 si臋. Pierwsza przywita艂a nas Danielle. - I co? - dopytywa艂a si臋. - Wej艣cie zaminowane - oznajmi艂em. Zauwa偶y艂em, 偶e na pok艂adzie brakowa艂o Julia i Steve艂a. Reszta obecnych sprawia艂a wra偶enie, 偶e zasmuci艂a si臋 t膮 wiadomo艣ci膮. Sara odebra艂a m贸j podwodny komputer i poznawszy jego zapis natychmiast postanowi艂a mnie przebada膰. Da艂a mi dwa zastrzyki, a Micha艂owi nakaza艂a odpoczynek. Powoli czu艂em, jak moje cz艂onki lekko sztywniej膮, a p艂uca oddaj膮 powietrze o drewnianym smaku. Wyczerpany zasn膮艂em. Obudzi艂o mnie szarpanie. To Micha艂 pochylony nade mn膮 z trosk膮 patrzy艂 mi w oczy. - Chwa艂a Bogu! - ucieszy艂 si臋, gdy przeciera艂em oczy. - Musimy ucieka膰 i to jak najszybciej. - Czemu? - Pods艂ucha艂em rozmow臋 Rosjan. Batura ju偶 jest na pok艂adzie 揇iabolo". - Chyba udowodnili艣my swoj膮 lojalno艣膰 wobec szefa? - A komu uwierz膮? Pomy艣l jeszcze nad jedn膮 rzecz膮. Po co im 艂adunki wybuchowe i palniki do prac podwodnych? - Micha艂 pyta艂 ruchem g艂owy wskazuj膮c w kierunku dziobu 揊iladelfii". Poczu艂em, jak nasz okr臋t zadr偶a艂 cumuj膮c przy 揇iabolo". Danielle wesz艂a do kajuty, gdzie odpoczywali艣my. - Na morzu jest sztorm, wi臋c na razie zwijamy si臋 - powiedzia艂a nam. - Przygotujcie si臋 na wiecz贸r, b臋dziemy mieli go艣cia. Micha艂 pom贸g艂 mi wsta膰. - Co ona mi da艂a? - zastanawia艂em si臋 nad zastrzykami podanymi mi przez Sar臋. - Niewa偶ne - t艂umaczy艂 mi Micha艂. - Chodzi艂o im, 偶eby艣 nie uciek艂. Nie podoba mi si臋 to wszystko. Boj臋 si臋, czy nie igraj膮 z nami jak kot z mysz膮. Id膮c korytarzami zwr贸ci艂em uwag臋 na dziwny szczeg贸艂. Ca艂a za艂oga 揇iabolo" by艂a uzbrojona. Micha艂 po艂o偶y艂 mnie na koi i wyszed艂. - Poszala艂o si臋 z p艂ucami? - zapyta艂 Julio. Przytakn膮艂em. - Czuj臋, 偶e nied艂ugo wyl膮dujesz na brzegu - rzuci艂 Julio. - Czemu? - Jeste艣 chory i musisz trafi膰 w zaciszne miejsce albo zdarzy ci si臋 wypadek... - Co艣 sugerujesz? - Fajne przypadki mia艂e艣 na 揇iabolo". To nie da艂o ci do my艣lenia. Powiedz mi, po co wysy艂ano ci臋 na zaminowane drzwi, gdy Mister Sebedian dysponuje dok艂adn膮 map膮 揋ustloffa" z zaznaczonymi pu艂apkami? - Po co to wszystko? - Jeste艣 pechowy ch艂opak, do tego porywczy. To zezna ka偶dy z nas. Masz te偶 pecha w czasie nurkowa艅 i jeste艣 wyj膮tkowo nieostro偶ny. Nie przestrzegasz zasad bezpiecze艅stwa. Wci膮偶 nie rozumia艂em, do czego zmierza Portugalczyk. - M贸wili, 偶e jeste艣 inteligentny... - rzuci艂 Julio i uda艂, 偶e k艂adzie si臋 spa膰. M贸j telefon kom贸rkowy zabrz臋cza艂. Dzwoni艂 komisarz Skowronek. - Panie Tomaszu - przywita艂 mnie - 揇iabolo" p艂ynie do portu w Gdyni. Jak wejd膮 na nasze wody terytorialne, natychmiast wkraczamy do akcji z komandosami i bierzemy tego pa艅skiego Da艅ca. - Tylko uwa偶ajcie na nich, zw艂aszcza na tego drugiego - prosi艂em. - Mo偶e chcia艂by pan pop艂yn膮膰 z nami? - Mog臋 zabra膰 mojego przyjaciela, dziennikarza? - Niech pan go bierze, w ko艅cu propaganda to element dzia艂a艅 prewencyjnych policji - zgodzi艂 si臋 komisarz. Um贸wili艣my si臋, 偶e ponton zabierze nas z pla偶y w Juracie. Powiadomi艂em Olbrzyma o wycieczce na morze. Ucieszy艂 si臋, lecz zaniepokoi艂 si臋 na wie艣膰, 偶e zamierzamy aresztowa膰 Paw艂a. - Mo偶e to pokrzy偶uje jego plany - martwi艂 si臋. - Nie chce mi si臋 wierzy膰, 偶e przeszed艂 na s艂u偶b臋 naszych przeciwnik贸w. Podejrzewam go o dyskretn膮 gr臋. - Chcia艂bym, 偶eby tak by艂o - skin膮艂em g艂ow膮. - Panie Tomaszu, pan jest m膮dry i wie, 偶e nie mo偶na traci膰 wiary w cz艂owieka, w dodatku takiego jak Pawe艂 - argumentowa艂 Olbrzym. Smutno pokiwa艂em g艂ow膮. Po godzinie wyszli艣my z hotelu na pla偶臋. Olbrzym co chwila zerka艂 na zegarek, a ja rozkoszowa艂em si臋 cisz膮. Takiej pustki wok贸艂 mnie mog艂em do艣wiadczy膰 jedynie kilkadziesi膮t lat temu na Mazurach albo w g贸rach. Dziennikarzowi chyba udzieli艂 si臋 ten nastr贸j i przesta艂 my艣le膰 o wyprawie. Na d藕wi臋k pracy silnika pontonu wstali艣my otrzepuj膮c spodnie z piachu. Powoli musia艂em przyzwyczaja膰 si臋 do losu komandosa w wieku przedemerytalnym. Najpierw przeja偶d偶ka pontonem, potem wspinaczka po drabince sznurowej i mocny u艣cisk d艂oni kapitana Chai. - Szczury l膮dowe zaczynaj膮 chodzi膰 parami? - za偶artowa艂 na widok Olbrzyma. - Po panu spodziewa艂bym si臋 bardziej urodziwej brutki. - Kapitanie - uk艂oni艂em si臋 nisko. - W moim wieku nie narzeczone, ale ciep艂e bambosze i herbatka z malinami bardziej godziwe. - No, to jazda na brzeg - na twarzy kapitana pojawi艂 si臋 gro藕ny mars. Tak 偶artuj膮c szli艣my na mostek kapita艅ski. Komisarz Skowronek w艂a艣nie odk艂ada艂 s艂uchawk臋 radiotelefonu. - Na 揇iabolo" przywieziono z Gda艅ska jachtem Sebediana jakiego艣 faceta - opowiada艂 policjant. - Sprawdzili艣my, 偶e to ten wasz Jerzy Batura, tyle 偶e chyba prawdziwy. By艂 aresztowany w Warszawie za posiadanie broni i kradzie偶 portfela jednego z go艣ci hotelowych. Dziwna to by艂a sprawa, bo nie by艂o odcisk贸w palc贸w oskar偶onego na broni i portfelu. Adwokat wyci膮gn膮艂 go z do艂ka po dw贸ch dniach. Pirania wtoczy艂 si臋 na mostek. W tym czasie okr臋tem zacz臋艂o ju偶 porz膮dnie buja膰. - Witam, panie Tomaszu - przywita艂 si臋. - 揔ilersi" ju偶 gotowi i pal膮 si臋 do roboty. - Dobrze, czekamy na sygna艂 z punktu obserwacji radarowej - powiadomi艂 nas Chaja. Zaproponowa艂 nam po kubku mocnej herbaty. Rozsiedli艣my si臋 w kajucie kapita艅skiej s膮siaduj膮cej z mostkiem. Olbrzym i Pirania padli w k膮t i zasn臋li. S艂owa Julia da艂y mi wiele do my艣lenia. - Ta sp贸艂ka... - zagadn膮艂em go. - Nieaktualne - machn膮艂 r臋k膮. - Mo偶e jak ju偶 b臋d臋 na brzegu... - Ratuj swoje 偶ycie. Sara wspomina艂a, 偶e nadwyr臋偶y艂e艣 to i owo. Przykry艂em si臋 ko艂dr膮 i czeka艂em. Po dw贸ch godzinach drzwi kajuty otworzy艂y si臋 i kto艣 wszed艂 do 艣rodka zamykaj膮c je za sob膮. Potem rozleg艂 si臋 g艂uchy 艂omot z g贸rnej koi. - Pawe艂, wstawaj! - Micha艂 szarpn膮艂 mnie za rami臋. - Co jest? - Musimy ucieka膰. Rosjanie zostawili mnie samego w kabinie. Wyjrza艂em na korytarz. Wszyscy zebrali si臋 w mesie. Marynarze z 揇iabolo" z broni膮 czaj膮 si臋 prawie na ka偶dym korytarzu. Poderwa艂em si臋 z miejsca i zacz膮艂em si臋 ubiera膰. Na piank臋 za艂o偶y艂em normalne ubranie, a do ma艂ego plecaka wzi膮艂em odzienie na zapas. - Prezent na drog臋 - b膮kn膮艂 Julio podaj膮c nam pistolet. - Na drugi raz jak macie ochot臋 na schadzk臋, to wyjd臋 i zostawi臋 wam chat臋 na wiecz贸r. Micha艂 obejrza艂 bro艅. By艂 to Glock 19 z podw贸jnym magazynkiem. - Sk膮d to masz? Czemu nam dajesz? - W Portugalii mamy taki zwyczaj, 偶e 艣pimy z broni膮 - Julio nigdy nie przestawa艂 szydzi膰. - Daj臋 wam to, bo mam nadziej臋, 偶e st膮d wyjdziecie i oszcz臋dzicie mi widoku walki za艂ogi 揇iabolo" kontra reprezentacja Polski. Micha艂 wyjrza艂 na korytarz. - Nikogo nie ma - szepn膮艂. Skr臋cili艣my, w kierunku rufy. Zeszli艣my po metalowych schodkach, gdy na wy偶szym pok艂adzie us艂yszeli艣my tupot st贸p. Szybko skryli艣my si臋 za rogiem. Micha艂 na moment wystawi艂 g艂ow臋. - Szli po nas - mrukn膮艂. Teraz ju偶 nie skradali艣my si臋, tylko biegli艣my ku drzwiom do rufowej 艂adowni. Micha艂 pierwszy wszed艂 do niej i omi贸t艂 luf膮 g贸rny pok艂ad. - Nikogo - rzuci艂. Podbieg艂 do furty i uruchomi艂 mechanizm jej otwierania. - Zepchnij 揇elfina"! - rozkaza艂. Nie mieli艣my czasu bawi膰 si臋 w pompowanie pontonu, a 揇elfin" by艂 gotowy do drogi. Pcha艂em okr臋cik ku rufie, gdy us艂ysza艂em za sob膮 skrzyp otwieranych drzwi. - Padnij! - krzykn膮艂 Micha艂 i wystrzeli艂 po艂ow臋 osiemnastonabojowego magazynka w kierunku po艣cigu. D藕wi臋k strza艂贸w i rykoszety u艣wiadomi艂y 艣cigaj膮cym, 偶e jeste艣my uzbrojeni i trudno b臋dzie nas zatrzyma膰. Zepchn膮艂em 揇elfina" na wod臋 i wsiad艂em na miejsce pilota. Micha艂 sta艂 z jedn膮 nog膮 w kokpicie, a drug膮 na pok艂adzie 揇iabolo". Gdy tylko zauwa偶y艂 poruszenie drzwi, natychmiast strzela艂. Oszcz臋dza艂 amunicj臋, bo Julio da艂 nam tylko jeden zapasowy magazynek. Stara艂em si臋 przypomnie膰 sobie, jak Danielle uruchomi艂a 揇elfina". Wpierw znalaz艂em guzik doprowadzaj膮cy zasilanie do silnik贸w. Sprawdzi艂em dzia艂anie ster贸w i pomp w zbiornikach balastowych, poziom zapasu tlenu w butlach i w kabinach. - Gotowe! - krzykn膮艂em do Micha艂a. - Ju偶 s膮 w domciu! - zawo艂a艂 Skowronek odbieraj膮c informacj臋 z punktu radarowego ko艂o Jastrz臋biej G贸ry. - Wchodzimy do akcji. Pirania zbieg艂 do komandos贸w w mesie. Olbrzym ruszy艂 za nim, 偶eby zrobi膰 zdj臋cia przed akcj膮. Komandosi w ci膮gu kilku minut wsiedli do ponton贸w i pruli po falach Ba艂tyku w g臋st膮 mg艂臋, gdzie kry艂 si臋 揇iabolo". - Alfa jeden! Widz臋 艣wiat艂a prawej burty - s艂yszeli艣my w radio. - Delta trzy! Jeste艣my przy dziobie. - Bravo trzy! S艂ysz臋 strza艂y! - Wchodzimy! - rozpozna艂em g艂os dow贸dcy. Z informacji p艂yn膮cych z odbiornika s艂yszeli艣my o pe艂nym zaskoczeniu za艂ogi 揇iabolo". Kilku 偶o艂nierzy meldowa艂o, 偶e marynarze wyrzucali bro艅 do morza. Komisarz Skowronek zmartwi艂 si臋. - Powiedz膮, 偶e bawili si臋 w wojn臋 atrapami, a na widok wojska przestraszyli si臋 i wyrzucili wszystko do wody - narzeka艂. - Z艂apcie chocia偶 jednego z giwer膮! - krzykn膮艂 do mikrofonu. B艂yskawicznie komandosi przej臋li kontrol臋 nad 揇iabolo". - No, to idziemy po tego Da艅ca - mrukn膮艂 Skowronek. - Panie kapitanie! - na mostek wbieg艂 jeden z marynarzy. - Co tam, robaczku, us艂ysza艂e艣 na echosondzie? - kapitan Chaja rado艣nie przywita艂 za艂oganta. - Jak masz tar艂o 艣ledzi, to daruj nam szczeg贸艂y. - Panie kapitanie! - dysza艂 marynarz. - Oni tam maj膮 okr臋ty podwodne. Najpierw us艂yszeli艣my jeden z ma艂ym silnikiem elektrycznym, potem wielk膮 kolubryn臋 i drugie male艅stwo. Teraz ca艂a tr贸jka miota si臋 na g艂臋boko艣ci o艣miu metr贸w. Skowronek chwyci艂 za mikrofon. - Delta dwa! - wywo艂ywa艂 dow贸dc臋. - Zg艂o艣cie si臋, tu Sikorka! Nie 艣mia膰 si臋! - gro藕nie spojrza艂 na obecnych na mostku. Kapitan Chaja czym pr臋dzej wyszed艂 na prawe skrzyd艂o mostka i tam wy艣mia艂 si臋 do woli. Pirania poczu艂 g艂贸d i znikn膮艂 w kambuzie. Ja zachowa艂em powag臋, ale Olbrzym nie wytrzyma艂. - Sikorka wzywa Delt臋 dwa - kontynuowa艂 komisarz Skowronek. - Delta dwa. M贸w, Sikorka! - Pami臋ta艂e艣 o okr臋cie podwodnym? - Ch艂opcy byli na miejscu, ale tamci zanurzyli si臋 w trybie awaryjnym. Podobno co艣 tam si臋 dzieje, ale nie puszcz臋 tam ch艂opak贸w... Zanurzenie posz艂o nadzwyczaj 艂atwo. Zawr贸ci艂em pod 揇iabolo". Widzia艂em, 偶e 艣ruby 揊iladelfii" zacz臋艂y si臋 obraca膰. Micha艂 wskaza艂 za swoje plecy, gdzie zauwa偶y艂em pikuj膮cego w naszym kierunku drugiego 揇elfina". Zrobi艂em zwrot na praw膮 burt臋. Nad nami fosforyzowa艂y fale rozrywane 艣rubami silnik贸w d艂ugich ponton贸w. Tu偶 przy powierzchni dostrzeg艂em tak偶e postacie nurk贸w. - A m贸wi艂e艣, 偶e pan Tomasz to pacyfista - us艂ysza艂em g艂os Micha艂a w intercomie. W tym momencie co艣 silnie uderzy艂o w bok naszego 揇elfina". W kabinie b艂yskawicznie pojawi艂a si臋 woda. ROZDZIA艁 JEDENASTY ZDOBYWAMY PONTON AWARIA SILNIKA BUCZENIE LATARNI L膭DOWANIE NA HELU W PODZIEMIACH HELSKICH FORTYFIKACJI OBL臉呕ENIE WIE呕Y POLOWANIE NA DA艃CA LIST OD PAW艁A Natychmiast straci艂em 艂膮czno艣膰 poprzez interkom z Micha艂em. Obr贸ci艂em si臋 do niego i pokaza艂em kciukiem ku g贸rze sugeruj膮c, 偶e powinni艣my si臋 wynurzy膰. Tylko skin膮艂 g艂ow膮. Za艂o偶yli艣my maski pod艂膮czone do zbiornik贸w z powietrzem. Rozpocz膮艂em mozoln膮 podwodn膮 w臋dr贸wk臋 ku powierzchni. 揇elfin 2", kt贸ry nas staranowa艂, znikn膮艂, ale za to z boku pojawi艂o si臋 nowe niebezpiecze艅stwo - kad艂ub 揊iladelfii". Micha艂 zastuka艂 w dziel膮ca nas szyb臋. Spojrza艂em na niego. D艂oni膮 poci膮gn膮艂 sobie po gardle i pokaza艂, 偶e otwiera kabin臋. Musieli艣my czym pr臋dzej wynie艣膰 si臋 z uszkodzonego 揇elfina". Na szcz臋艣cie byli艣my na g艂臋boko艣ci zaledwie czterech metr贸w. Nabra艂em pot臋偶ny haust powietrza, otworzy艂em kabin臋 i odbi艂em si臋 od siedziska. W tym samym momencie dzi贸b 揊iladelfii" uderza艂 w praw膮 burt臋 揇elfina". Ma艂y okr臋cik przetoczy艂 si臋 pod kilem wi臋kszego. Z Micha艂em zbli偶ali艣my si臋 do wzburzonej powierzchni morza. Gdy tylko wyp艂yn臋li艣my, znale藕li艣my si臋 w 艣wietle reflektora umieszczonego na jednym z kr膮偶膮cych w okolicy ponton贸w. Ten, kt贸ry do nas podp艂yn膮艂 mia艂 za艂og臋 z艂o偶on膮 tylko z dw贸ch ludzi. Chwycili艣my si臋 linek wisz膮cych przy burtach i wspi臋li艣my si臋 do 艣rodka. Jeden z 偶o艂nierzy w 艣rodku przygl膮da艂 si臋 Micha艂owi. M贸j przyjaciel niewiele si臋 namy艣laj膮c odkr臋ci艂 zaw贸r jego kamizelki ratunkowej nadmuchiwanej powietrzem z ma艂ej butli i gwa艂townie pchn膮艂 go do wody. Nim zd膮偶y艂em powiedzie膰 cokolwiek, drugi za艂ogant, siedz膮cy przy sterze poszybowa艂 艣ladem kolegi. Micha艂 uj膮艂 ster, odkr臋ci艂 gaz i pomkn膮艂 w mg艂臋. Przeszed艂em do niego na ruf臋. - Co艣 ty zrobi艂?! - przekrzykiwa艂em szum morza. - Ratowa艂em ci臋 - odrzek艂 Micha艂. - Ja i tak ju偶 jestem 艣cigany przez policj臋, musz臋 ucieka膰 za granic臋, a ty masz czyste konto! - Niech tak pozostanie! Tych dw贸ch nie zd膮偶y艂o przyjrze膰 si臋 mojej twarzy! Komisarz Skowronek szala艂 przy mikrofonie radia. Jego zdania by艂y przeplatane s艂ownictwem z j臋zyka okre艣lanego mianem koszarowego. - Jeste艣cie do kitu! - krzykn膮艂 na wie艣膰 o ucieczce okr臋tu podwodnego, a potem o porwaniu pontonu przez dw贸ch m臋偶czyzn z 揇iabolo". Za艂og臋 wrzucon膮 do morza podj膮艂 okr臋t Chai. Obaj 偶o艂nierze siedzieli w mesie racz膮c si臋 herbat膮 z rumem. - Jak wygl膮dali ci dwaj m臋偶czy藕ni? - zapyta艂em ich, gdy tylko nieco och艂on臋li. - Jeden z nich by艂 olbrzymim facetem o znajomej mi twarzy, a drugiemu nie zd膮偶y艂em si臋 przyjrze膰 - odpowiedzia艂 jeden z niefortunnych marynarzy. - Jakie mamy szans臋, 偶eby z艂apa膰 uciekinier贸w na radarze? - Skowronek zapyta艂 marynarzy. - 呕adne, kolego - stwierdzi艂 kapitan Chaja. - To za ma艂y obiekt. Mo偶emy spr贸bowa膰 szcz臋艣cia rozstawiaj膮c warty na pla偶ach, ale musia艂by pan zmobilizowa膰 ca艂y tutejszy oddzia艂 Stra偶y Granicznej. Skowronek zamy艣li艂 si臋 i pytaj膮co spojrza艂 w moj膮 stron臋, niemo prosz膮c o rad臋. - Dajmy im woln膮 r臋k臋 - powiedzia艂em. - Skupmy uwag臋 na 揇iabolo". Je艣li Pawe艂 musia艂 ucieka膰 przed za艂og膮 揇iabolo", to sam zg艂osi si臋 do nas. - A je艣li ucieka艂 przed nami? - Skowronek wyrazi艂 w膮tpliwo艣膰. - Dajmy mu czas do rana - odpowiedzia艂em. - Dobrze - zgodzi艂 si臋 Skowronek. - Jak spr贸buje ucieczki, to mu zgotuj臋 po艣cig, jakiego Polska jeszcze nie widzia艂a. - Juliusz Machulski zrobi o panu film - wtr膮ci艂 Pirania. - P艂yniemy na 揇iabolo" - rozkaza艂 komisarz. Wsiedli艣my do motor贸wki i podp艂yn臋li艣my do otwartego luku na rufie 揇iabolo". Komandosi pomogli nam przesi膮艣膰 si臋 na pok艂ad statku. Ponownie znalaz艂em si臋 w mesie. Stali tam kapitan 揇iabolo" i Mister Sebedian. Gdy zauwa偶y艂 mnie, jego oczy nabra艂y barwy antarktycznego lodu. - Witam pana, Panie Samochodzik - zdoby艂 si臋 na uprzejmo艣膰. - Co pana do mnie sprowadza w tak licznym towarzystwie? Czy atak komandos贸w by艂 konieczny? - Tak - odezwa艂 si臋 Skowronek. - Mieli艣my podstawy podejrzewa膰, 偶e na pok艂adzie statku znajdowa艂 si臋 poszukiwany za kradzie偶 pa艅skich antyk贸w Pawe艂 Daniec. - Czy kto艣 taki znajdowa艂 si臋 na pok艂adzie? - Sebedian zapyta艂 kapitana 揇iabolo". Na czarniawej twarzy kapitana pojawi艂 si臋 szyderczy u艣miech. - Ale偶 sk膮d - zaprzeczy艂. - Pan wie, 偶e zatrudniamy tylko zaufanych ludzi. - Czy mo偶e pan wyja艣ni膰, po co wam okr臋t podwodny? - naciska艂 Skowronek. - Chodzi panu o batyskaf? - zdziwi艂 si臋 Sebedian. - U偶ywamy go do prowadzenia bada艅 naukowych. Obecnie zajmuj臋 si臋 eksploracj膮 dna Ba艂tyku w poszukiwaniu ropy naftowej i gazu ziemnego. - Pan chyba 偶artuje! - rzuci艂 w艣ciek艂y Skowronek. - Nie - oczy Sebediana szeroko otwarte sprawia艂y wra偶enie szczerych, lecz czai艂o si臋 w nich szyderstwo. - Ka偶dy ma prawo wierzy膰 w zdobycie fortuny. Od bada艅 do wydobycia jeszcze droga daleka. Skowronek by艂 bliski wybuchu niekontrolowanej z艂o艣ci, wi臋c postanowi艂em zako艅czy膰 nasz膮 wizyt臋. - Na nasz ju偶 czas - rzek艂em k艂ad膮c d艂o艅 na ramieniu Skowronka. Ten skin膮艂 g艂ow膮 i wyszed艂. - Prosz臋 pozdrowi膰 Jerzego Batur臋 - powiedzia艂em do Sebediana. - A kto to taki? - us艂ysza艂em. - Cz艂owiek, kt贸ry przywr贸ci艂 mi wiar臋 w ludzi. Stanowczo odradzam wam wycieczki pontonem po wzburzonym morzu. Na Ba艂tyku kr贸tkie fale sztormowe co chwila podrzuca艂y nas. Byli艣my mokrzy od st贸p do g艂贸w. Nie wiem, jak d艂ugo tak p艂yn臋li艣my, bo zegarek po k膮pieli w morskiej wodzie przesta艂 dzia艂a膰, a do tego mg艂a, brak punkt贸w orientacyjnych sprawia艂y, 偶e straci艂em orientacj臋. Micha艂 kierowany swym sz贸stym zmys艂em pewnie prowadzi艂 ponton. - Jakie masz plany? - zapyta艂em go. - Odstawi膰 ci臋 na brzeg. - A potem? - Do domciu, papucie, telewizorek, dobra ksi膮偶ka. Za tydzie艅 do roboty. - My艣lisz, 偶e nikt nie b臋dzie si臋 ciebie czepia艂? - Nie ma dowod贸w. - Na pla偶y rozstajemy si臋? - Tak. Zamilk艂em, gdy kolejny ba艂wan wody wdar艂 mi si臋 do ust. Niestety, ta sama fala zakot艂owa艂a si臋 wok贸艂 pontonu i co艣 dziwnego sta艂o si臋 z silnikiem, kt贸ry zacz膮艂 dysze膰 i prycha膰, by po kr贸tkiej walce zgasn膮膰. - No, to koniec - rzuci艂 Micha艂. Szybko przeszuka艂em skrytki w pontonie. Znalaz艂em automatycznie dmuchane kamizelki ratunkowe, manierki z wod膮, czekolad臋. W tym czasie Micha艂 pr贸bowa艂 uruchomi膰 silnik, lecz niestety bezskutecznie. Pozosta艂o nam za艂o偶y膰 kamizelki i balastuj膮c pr贸bowa膰 sterowa膰 pontonem, by nie ta艅czy艂 w k贸艂ko. Po dw贸ch godzinach bujania si臋 zrezygnowali艣my. Usiedli艣my za kolumn膮 kryj膮c膮 urz膮dzenia sterowe, przykryli艣my si臋 p艂acht膮 brezentu i wparli艣my si臋 stopami o burty i ruf臋. Zm臋czenie i prze偶ycia ca艂ego dnia da艂y zna膰 o sobie i zasn膮艂em. - 艁ap wios艂o! - obudzi艂 mnie ryk Micha艂a. W ustach czu艂em smak, jakbym w艂a艣nie sko艅czy艂 je艣膰 starego trampka. Oczy z ci臋偶kimi powiekami gotowe by艂y podda膰 si臋 bez walki. - Co jest? - wymamrota艂em. - Sztorm usta艂 - krzykn膮艂. Rzeczywi艣cie, jakby mniej ko艂ysa艂o. - S艂owo, daj臋, 偶e na brzegu 艂eb ci urw臋 - zapowiedzia艂 Micha艂. - Najpierw szar偶ujesz przy nurkowaniu, potem zasypiasz, a teraz nie s艂yszysz ryku latarni? - Co艣 tam buczy - stwierdzi艂em po chwili. Micha艂 kilka razy mocno trzepn膮艂 mnie otwart膮 d艂oni膮 w twarz. - Co buczy? - Liter臋 揌" w alfabecie Morse艂a - odpowiedzia艂em po ws艂uchaniu si臋 w d藕wi臋ki. - Wiesz, kt贸ra to jest? - Pewnie to na Helu - powiedzia艂 Micha艂. - Bierz wios艂o! Musimy ratowa膰 sk贸r臋. Mia艂 racj臋. Hel znajduje si臋 prawie na ko艅cu P贸艂wyspu Helskiego. Pr膮d morski m贸g艂 zepchn膮膰 nas wzd艂u偶 brzegu na otwarte wody, gdzie mogliby艣my kilka dni czeka膰 na ratunek. W naszej sytuacji by艂oby to zdecydowanie za d艂ugo. Wios艂owanie nie mia艂o wi臋kszego sensu, je艣li nie byli艣my dostatecznie blisko helskich pla偶.. Mieli艣my minimaln膮 szans臋 dotarcia do pla偶, wios艂uj膮c prostopadle do brzegu, spychani przez pr膮d na wsch贸d. Morze wok贸艂 nas zrobi艂o si臋 spokojne. Doskonale s艂yszeli艣my buczenie syreny latarni na Helu, gdzie艣 z przodu, z lewej strony. Wios艂owali艣my wyt臋偶aj膮c wszystkie si艂y i kieruj膮c si臋 na prawo od 藕r贸d艂a d藕wi臋k贸w. Mg艂a przerzedza艂a si臋 i po lewej stronie w oddali widzieli艣my blade 艣wiat艂a na jaki艣 masztach czy d藕wigach portowych. - No, to chyba 偶yjemy - mrukn膮艂 Micha艂 na ich widok. - Wiesz, 偶e kto艣 nas mija艂, jak spa艂e艣? - Nie wezwa艂e艣 pomocy? - Najpierw by艂 okr臋t Stra偶y Granicznej, a potem 揇iabolo". Po godzinie widzieli艣my ju偶 ciemn膮 kresk臋 l膮du, a po kolejnej dno pontonu zaszura艂o o piach na dnie. - Wysiadaj! - rozkaza艂 Micha艂. Pos艂usznie wyskoczy艂em zabieraj膮c ze sob膮 plecak ze zmian膮 odzie偶y. Micha艂 poszed艂 w moje 艣lady, jednak wcze艣niej zepchn膮艂 艂贸d藕 na g艂臋bsz膮 wod臋. Chcia艂em wyj艣膰 na brzeg, lecz z艂apa艂 mnie za r臋k臋. - Nie tutaj - powiedzia艂. - Czemu? - Znajd膮 ponton i wed艂ug jego po艂o偶enia oraz szybko艣ci pr膮du morskiego okre艣l膮, gdzie wyl膮dowali艣my - wyja艣ni艂 mi. - Znajd膮 艣lady na piachu i ogary p贸jd膮 w las. Chyba rozpoznaj臋 te tereny, wi臋c znajdziemy lepsz膮 kryj贸wk臋. Szli艣my na wsch贸d dwa metry od brzegu w wodzie po kolana. Ci臋偶ki to by艂 marsz, niczym nie przypominaj膮cy dzieci臋cych igraszek na pla偶y. - Gdzie jeste艣my? - zapyta艂em Micha艂a. - Na samym ko艅cu p贸艂wyspu - odpowiedzia艂. - Mieli艣my szcz臋艣cie, 偶e tu wyl膮dowali艣my. Latarnia znajduje si臋 na prawo od nas. We mgle stracili艣my orientacj臋. Za tymi wydmami jest jedyne ocala艂e dzia艂o artylerii nadbrze偶nej z baterii, kt贸ra broni艂a Helu w 1939 roku. My p贸jdziemy w stron臋 portu. Szli艣my jeszcze godzin臋, nim znale藕li艣my si臋 przy betonowych os艂onach brzegu. - Teraz na gleb臋 i czo艂gaj si臋 zachowuj膮c rewolucyjn膮 czujno艣膰 - wyszepta艂 Micha艂. Skradali艣my si臋 w stron臋 wie偶yczki artylerii przeciwlotniczej - pami膮tki z okresu zimnej wojny, gdy na Helu spodziewano si臋 desantu wrogich si艂 naszych obecnych sojusznik贸w. Spe艂zli艣my do stanowiska, w kt贸rym kry艂 si臋 mechanizm obrotowy wie偶y. - Tam, za drzewami jest jaki艣 posterunek - ostrzeg艂em Micha艂a. - To punkt obserwacyjny Stra偶y Granicznej. Maj膮 tam wie偶臋 i radar. Ominiemy ich. Podeszli艣my do czarnego wej艣cia do korytarzyka. Przypomina艂 on w臋偶a, kt贸ry co chwila skr臋ca艂 w innym kierunku. Tak min臋li艣my jeszcze dwa stanowiska obrony przeciwdesantowej i weszli艣my do lasu. Delikatnie po艂o偶y艂 r臋k臋 na ramieniu Micha艂a. Gdy spojrza艂 na mnie, zrobi艂em ruch r臋k膮 przy nosie, jakbym w膮cha艂 perfumy. On zastyg艂 jak wilk ws艂uchuj膮cy si臋 w le艣n膮 g艂usz臋. Obaj czuli艣my sw膮d dymu papierosowego. Musieli艣my omin膮膰 stanowiska palacza, kimkolwiek on by艂. Znajdowali艣my si臋 przy pustej baterii dzia艂a z 1939 roku. Po prawej stronie by艂o morze, po lewej, za lasem, miasto Hel. Palacz by艂 pewnie przy ma艂ym baraczku na wprost nas. Skr臋cili艣my w las. Naprzeciw nas us艂yszeli艣my miarowe dudnienie but贸w. Jak dwa szaraczki przycupn臋li艣my pod krzaczkami i przeczekali艣my, a偶 obok nas przeszed艂 trzyosobowy, uzbrojony patrol. Przed kolejnym patrolem skryli艣my si臋 w polskim schronie koszarowym z 1935 roku. By艂y tam szerokie korytarze, obszerne sale z resztkami prycz wojskowych. Szli艣my po omacku, ostro偶nie stawiaj膮c stopy, by nie narobi膰 ha艂asu. Pianki do nurkowania z gumowymi podeszwami by艂y prawie idealne do takiej eskapady, gdyby nie to, 偶e pocili艣my si臋 w nich niemi艂osiernie. Wynurzyli艣my si臋 tu偶 przed wie偶膮 o przedziwnej konstrukcji, przypominaj膮cej kszta艂tem grzyba. Mia艂a cztery pi臋tra wysoko艣ci. Przez w膮skie wej艣cie weszli艣my na parter, by najpierw po metalowych schodkach, potem po drabince wspi膮膰 si臋 na sam膮 g贸r臋. Stamt膮d widzieli艣my szczyt posterunku Stra偶y Granicznej, czubki drzew i nic poza tym. Padli艣my zm臋czeni pod 艣ciankami si臋gaj膮cymi do pasa. Micha艂 jeszcze obejrza艂 pi臋tro sprawdzaj膮c, czy mo偶na tutaj wej艣膰 inn膮 drog膮. Moje powieki opad艂y sprawiaj膮c, 偶e w ci膮gu kilku sekund zapomnia艂em o ca艂ym 艣wiecie. By艂o mi ju偶 wszystko jedno, chcia艂em tylko spa膰. Jednak znowu nie by艂o mi to dane. Na dworze by艂a szar贸wka, gdy Micha艂 kopn膮艂 mnie w stop臋. Otworzy艂em oczy. Zobaczy艂em, 偶e po suficie naszego pi臋terka zatacza k贸艂ka kr膮g 艣wiat艂a z latarki. Na dole, na dworze, te偶 kto艣 艣wieci艂 do g贸ry. - Poddajcie si臋! - wo艂a艂 kto艣. - Rzu膰cie bro艅 i wyjd藕cie z uniesionymi r臋koma. M贸wi 呕andarmeria Wojskowa! Poddajcie si臋.... Wracali艣my na okr臋t zamy艣leni. Komisarz Skowronek w milczeniu prze偶ywa艂 nieudan膮 akcj臋. Weszli艣my na pok艂ad, a odczekawszy, a偶 wr贸c膮 偶o艂nierze, odp艂yn臋li艣my w kierunku Helu. Stali艣my z Olbrzymem przy relingu prawej burty ws艂uchuj膮c si臋 w d藕wi臋ki rozbijanych dziobem fal. Pogoda poprawia艂a si臋. - Panie Tomaszu, czemu Skowronek nie wys艂a艂 po艣cigu za Paw艂em? - zapyta艂 mnie Olbrzym. - Pawe艂 ma czas do rana, 偶eby si臋 do nas zg艂osi膰 - odpowiedzia艂em. - A je艣li tego nie zrobi? - I tak go z艂api膮. Ucieknie za granic臋 i co? B臋dzie cz艂owiekiem anonimowym, bez praw. W Polsce mo偶e si臋 ukrywa膰, ale gdzie? W lesie? Jak d艂ugo wytrzyma 偶ywi膮c si臋 korzonkami i jagodami? - Mo偶e sfa艂szowa膰 dokumenty. - To kosztuje, a nie s膮dz臋, 偶eby mia艂 gdzie艣 schowane zask贸rniaki na t臋 okoliczno艣膰. - Kim jest ten drugi cz艂owiek, z kt贸rym zabrali ponton? - Nie mog臋 ci odpowiedzie膰, bo nie mam pewno艣ci. - To niech pan powie tak nieoficjalnie... - Nie robisz news贸w do telewizyjnych 揥iadomo艣ci", wi臋c nie ci膮gnij mnie za j臋zyk - strofowa艂em dziennikarza. - Dobrze - Olbrzym u艣miechn膮艂 si臋. - To prosz臋 powiedzie膰, czemu Pawe艂 uciek艂 z 揇iabolo". Nie chce mi si臋 wierzy膰, 偶e na wie艣膰 o zbli偶aj膮cych si臋 偶o艂nierzach. Komandosi s艂yszeli odg艂osy strza艂贸w, nim wkroczyli na statek. Nurkowie wspominali o czym艣 w rodzaju podwodnej walki. Co dziwniejsze, komisarza nie interesuj膮 zeznania tych, kt贸rzy to widzieli. - Pewnie, jak to mi臋dzy bandytami, dosz艂o do k艂贸tni o 艂up - stara艂em si臋 uci膮膰 dyskusj臋. - O nie, panie Tomaszu - Olbrzym wyprostowa艂 si臋. - Niech pan powie, o jaki 艂up chodzi? Czemu pan i komisarz nie interweniujecie w tej sprawie. - Ka偶demu wolno prowadzi膰 poszukiwania, na kt贸re Sebedian ma zreszt膮 pozwolenie. Poczuli艣my, 偶e pok艂ad lekko zadrga艂 i okr臋t jakby przyspieszy艂. Podszed艂 do nas Pirania. - Panie Tomaszu, mamy ich! - krzykn膮艂 rado艣nie. - Wojsko otoczy艂o ich w wie偶y artyleryjskiej na p贸艂wyspie. B臋dziemy na miejscu za p贸艂 godziny. Nie reagowali艣my na wezwania 偶andarm贸w. Micha艂 wyjrza艂 do klatki schodowej, a ja ostro偶nie wychyli艂em g艂ow臋 za murek, 偶eby spojrze膰 w d贸艂. Micha艂 pokaza艂 trzy palce wskazuj膮c w d贸艂. Odpowiedzia艂em mu podnosz膮c otwart膮 d艂o艅. W sumie otoczy艂o nas o艣miu 偶o艂nierzy. Od biedy mogli艣my si臋 przebi膰, lecz Micha艂owi zosta艂 tylko jeden magazynek w pistolecie, a pi臋艣ciami nie powstrzymaliby艣my po艣cigu. Podkrad艂em si臋 do otworu umieszczonego w 艣cianie na wysoko艣ci p贸艂 metra. Wychyli艂em si臋. Pode mn膮 by艂y metalowe szczebelki wmurowane w 艣cian臋 budynku. Nikogo tam nie widzia艂em. Gestem przywo艂a艂em Micha艂a, lecz on skierowa艂 swoj膮 uwag臋 na dach. Po tej samej drabince mogli艣my wej艣膰 wy偶ej. Kaza艂 mi wspi膮膰 si臋 na sam膮 g贸r, ale zabra艂 m贸j plecak. Stoj膮c na drabince butem str膮ci艂 w d贸艂 ma艂膮 kupk臋 gruzu z dziury i rzuci艂 plecak daleko do lasu. Potem do艂膮czy艂 do mnie. Osi膮gn臋li艣my po偶膮dany efekt. 呕andarmi otoczyli wie偶臋, zauwa偶yli gruz le偶膮cy na ziemi. Wys艂ali dwuosobowy patrol na najwy偶sze pi臋tro i po sprawdzeniu, 偶e tam nas nie ma, ruszyli do lasu. Po dw贸ch minutach us艂yszeli艣my ich okrzyki. Znale藕li m贸j plecak. W tym czasie zanurzyli艣my si臋 z Micha艂em ponownie w ciemno艣ciach schron贸w koszarowych i wyszli艣my z podziemnego kompleksu przy jednym ze stanowisk dzia艂 broni膮cych Helu we wrze艣niu 1939 roku. Cicho przebiegli艣my przez le艣n膮 drog臋 z resztk膮 bruku i biegli艣my r贸wnolegle do morza. Po艣cig skierowa艂 si臋 w stron臋 miasta. W milczeniu min臋li艣my latarni臋 morsk膮 z czerwonej ceg艂y i szli艣my lasem na zach贸d. Po drodze mijali艣my p艂oty teren贸w wojskowych i wyludnionych o tej porze roku o艣rodk贸w wypoczynkowych. Po godzinie dotarli艣my do tor贸w kolejowych. Przeszli艣my przez nie bardzo ostro偶nie, rozgl膮daj膮c si臋 w poszukiwaniu posterunk贸w wojskowych lub po艣cigu. Widzieli艣my przemykaj膮ce szos膮 policyjne radiowozy. Min臋li艣my wysokie ogrodzenie zwie艅czone drutem kolczastym. W艣r贸d drzew majaczy艂 ogromny betonowy kszta艂t jakiej艣 budowli. Wkr贸tce dotarli艣my do podobnej konstrukcji, tyle 偶e dost臋pnej dla wszystkich. Micha艂 skierowa艂 si臋 teraz na le艣n膮 drog臋 i pomi臋dzy 艣wierkami doszli艣my do szosy. Kilka minut le偶eli艣my odpoczywaj膮c i ws艂uchuj膮c si臋 w odg艂osy ko艅cz膮cej si臋 nocy. - Lecimy - szepn膮艂 Micha艂. P臋dem pokonali艣my szeroko艣膰 szosy i zanurzyli艣my w las po drugiej stronie. Po kilku minutach byli艣my przy kolejnej wie偶y. Ta swym wygl膮dem przypomina艂a Mysi膮 Wie偶臋 z Kruszwicy. Wyrasta艂a na dziewi臋膰 pi臋ter z pi臋trowego budyneczku. - Jak tu wejdziemy na sam szczyt, to ju偶 tak nie uciekniemy jak z tamtego 揼rzybka" - - zwr贸ci艂em uwag臋 Micha艂owi. - Zgadza si臋, ale ja tu szukam pewnej rzeczy - odpowiedzia艂. Ostro偶nie weszli艣my do 艣rodka budyneczku. Schody prowadzi艂y do piwnicy i na wy偶sze pi臋tra. Najpierw spenetrowali艣my podziemia. Pod schodami by艂 korytarz, kt贸rego na razie Micha艂 nie pozwoli艂 mi zwiedzi膰. Weszli艣my wy偶ej. By艂y tam cztery pomieszczenia ze 艣ladami libacji bezdomnych. - Jest nie藕le - mrukn膮艂 m贸j towarzysz. Kolejne pi臋tra wita艂y nas tym samym: resztkami paleniska i pustymi workami foliowymi. Na ostatnie pi臋tro wchodzili艣my bardzo ostro偶nie. Jak si臋 okaza艂o - s艂usznie. Kto艣 chcia艂 przywita膰 nas ciosem metalowej rurki. Micha艂 by艂 szybki jak b艂yskawica. Rurka tylko furkn臋艂a w powietrzu. - Tu jeste艣cie! - krzykn膮艂 Micha艂 艣wiec膮c latark膮 w oczy tr贸jki m艂odych ludzi. - Co tu robicie? - Co was to obchodzi?! - rzuci艂 zaczepnie m艂odzieniec w sk贸rzanej kurtce nabitej 膰wiekami, z oklap艂ym grzebieniem Irokeza na g艂owie. - Ty, misiu, te偶 jeste艣 taki odwa偶ny? - Micha艂 zwr贸ci艂 si臋 do ch艂opaka w wojskowej kurtce i d偶insach. To on chyba pr贸bowa艂 nas powita膰, bo le偶a艂 j臋cz膮c w rogu i 艣ciska艂 zwichni臋t膮 d艂o艅. - Jeste艣my na wakacjach - oznajmi艂a trzecia posta膰. S膮dz膮c po g艂osie by艂a to dziewczyna, lecz jej wygl膮d by艂 jeszcze bardziej niechlujny ni偶 towarzysz膮cych jej ch艂opc贸w. - Na tych, co by艂y czy na tych, co si臋 zaczn膮?! - Micha艂 za艣mia艂 si臋. - D艂ugo 艣wi臋tujecie 揇zie艅 Wiosny". - Mistrzuniu, nie 艣ciemniaj, tylko nawijaj, czego chcesz albo si臋 bujaj - Irokez wsta艂 staraj膮c si臋 przyj膮膰 gro藕n膮 postaw臋. Gdy stan膮艂 przed Micha艂em, poj膮艂, 偶e nie powinien za bardzo naciska膰 na pojedynek. - Mam propozycj臋 nie do odrzucenia - stwierdzi艂 Micha艂. - Twoja kurteczka b臋dzie dobra na mojego koleg臋, a tamten wojskowy ciuch b臋dzie dla mnie. Spodniami te偶 si臋 zamienimy. Jakie macie numery but贸w. - Jaja sobie robisz?! - Irokez zrobi艂 zdziwion膮 min臋. - W 揟erminatorze" by艂a taka scena, jak nagi Arnold zabiera ubrania harleyowcowi - wtr膮ci艂 si臋 j臋cz膮cy spod 艣ciany. - Terminator?! - na twarzy Irokeza pojawi艂 si臋 z艂o艣liwy u艣mieszek. Jego prawa r臋ka w臋drowa艂a do tylnej kieszeni spodni. Wyszarpn膮艂 spr臋偶ynowca, lecz jego d艂o艅 schwyta艂 Micha艂. Po chwili no偶yk upad艂 na pod艂og臋 wprost ze zmia偶d偶onej d艂oni Irokeza. Potem Micha艂 chwyci艂 Irokeza za bluz臋 pod szyj膮 i powoli uni贸s艂 ch艂opca. Jego g艂owa znalaz艂a si臋 w dziurze w stropie. Jak si臋 domy艣la艂em, dawniej by艂a tu kopu艂a pancerna obserwator贸w artyleryjskich. - Jak widoczki? - zapyta艂 Micha艂. Irokez po powrocie na pod艂og臋 uzna艂 zaproponowan膮 przez nas transakcj臋 za korzystn膮. Dziewczyna mia艂a uciech臋 patrz膮c jak jej koledzy rozbieraj膮 si臋. Zabrali艣my ich ubrania, zgasili艣my latarki i zeszli艣my ni偶ej. - S艂yszysz? - powiedzia艂 Micha艂 wygl膮daj膮c przez okno. - Psy - odpowiedzia艂em. - Teraz to ju偶 zupe艂nie inna bajka... - W艂a艣nie - przyzna艂 przyjaciel rzucaj膮c mi ciuchy. - Ej! Mi艣ki! - zawo艂a艂 do g贸ry. - Lepiej sp艂ywajcie, bo gliny tu lec膮. Zbiegli艣my do piwnicy. S艂ysza艂em, jak tr贸jka z g贸ry uciek艂a do lasu. Dopiero teraz weszli艣my do tajemniczego tunelu pod schodami. - Jeste艣my w wie偶y wybudowanej razem z niemieckimi bateriami dzia艂 kalibru ponad czterystu milimetr贸w - wyja艣nia艂 Micha艂. - To by艂y te betonowe budowle w lesie. St膮d kierowano ogniem artylerii. Po wojnie by艂 tu zapasowy punkt dowodzenia. Byli艣my tu kiedy艣 na szkoleniu ze wspinaczki miejskiej. Teraz przejdziemy tunelem, zapasowym wyj艣ciem, do lasu. - Po drodze nasze ubranka nabior膮 smrodku staroci - doda艂em. - Tylko czy to pomo偶e zmyli膰 pieski? - Jasne - Micha艂 skin膮艂 g艂ow膮. - Zyskamy troch臋 czasu, nim z艂api膮 tamt膮 tr贸jk臋, wr贸c膮 tu i zaczn膮 od nowa po艣cig za nowym zapachem. Musimy tylko zmieni膰 odzienie, je艣li b臋dziemy chcieli wr贸ci膰 do cywilizacji. Na to potrzeba pieni臋dzy i tu moje pomys艂y si臋 ko艅cz膮. - Tym si臋 nie martw - powiedzia艂em. - Mam pewien pomys艂, potrzebny mi tylko dost臋p do komputera. Po chwili ju偶 biegli艣my przez las. Musieli艣my dyskretnie omin膮膰 teren prezydenckiego o艣rodka wypoczynkowego w okolicach Juraty. Tu偶 przed tym kurortem odpocz臋li艣my. Nie s艂yszeli艣my odg艂os贸w pogoni. Zeszli艣my na pla偶臋 i dalej maszerowali艣my po kostki w wodzie. Gdy zacz臋艂o 艣wita膰, zeszli艣my za wydmy do lasu i w cieniu nisko zwisaj膮cych ga艂膮zek 艣wierk贸w u艂o偶yli艣my si臋 do snu. Komisarz Skowronek miota艂 si臋 w艣ciek艂y, najpierw pod jedn膮 wie偶膮, potem pod drug膮. Zadawa艂 mn贸stwo retorycznych pyta艅 w stylu: 揓ak to si臋 mog艂o sta膰?". Za ka偶dym razem przewodnik psa zrezygnowany wzrusza艂 ramionami, a dowodz膮cy po艣cigiem opowiada艂 histori臋 o zamianie ubra艅. - Stracili艣my mas臋 czasu - t艂umaczy艂 si臋. - Mogli uciec bardzo daleko. W nocy poruszali si臋 po lesie, jakby si臋 w nim wychowali. W dzie艅 z艂api膮 okazj臋... - Do艣膰! - krzykn膮艂 Skowronek. - Z艂api臋 Da艅ca i tego drugiego. Nie b臋d膮 mi si臋 tu bawi膰 w Rambo. Zamknijcie wjazd na p贸艂wysep. Sprawdzajcie ka偶dy podejrzany pojazd. Rozstawcie posterunki w lesie... Dyskretnie powiedzia艂em Piranii, 偶e z Olbrzymem jedziemy do hotelu w Juracie. Po dwudziestu minutach mog艂em ju偶 po艂o偶y膰 si臋 w 艣wie偶ej po艣cieli. Za oknem 艣wita艂o, ale nie mog艂em zasn膮膰. Po godzinie nerwowego przewracania si臋 z boku na bok postanowi艂em wyj艣膰 na poranny spacer. 艢wie偶e powietrze powinno sprawi膰, 偶e sen przyjdzie szybko. Gdy mija艂em kontuar recepcji, pracownica hotelu poda艂a mi kartk臋 firmowego papieru z odr臋czn膮 notatk膮. Spojrza艂em na charakter pisma i pospiesznie uda艂em si臋 do Rosynanta po lornetk臋. Szybko pokona艂em odcinek przez las do wie偶y widokowej obok pensjonatu 揊regata". Przytkn膮艂em szk艂a do oczu i skierowa艂em wzrok na taras hotelu 揃ryza". Ujrza艂em trzech ubranych ciep艂o m臋偶czyzn popijaj膮cych z fili偶anek. Panowie roz艂o偶yli si臋 na le偶akach i rozkoszowali si臋 porann膮 bryz膮. Byli to: Mister Sebedian, Jerzy Batura i Georgij Pawlinskij. Widzia艂em, 偶e dyskusja przebiega艂a w przyjemnej atmosferze. Spojrza艂em na list napisany przez Paw艂a. Panie Tomaszu! Je艣li odbierze pan ten list o 艣wicie, to radz臋 obejrze膰 widok na najwy偶szym tarasie 揃ryzy". Je艣li jednak pan 艣pi, to opowiem swoje wra偶enia dzi艣 o dziesi膮tej na deptaku w Juracie. Sam pana znajd臋. ROZDZIA艁 DWUNASTY JAK ZDOBY膯 DOBRE PRZEBRANIE? ZASADZKA W JURACIE UKRYWAMY SI臉 W TR脫JMIE艢CIE NOWA SOJUSZNICZKA WSPOMNIENIA DZIADKA AGATY Le偶eli艣my na ch艂odnej trawie. Na szcz臋艣cie pianki p艂etwonurk贸w dawa艂y troch臋 ciep艂a. - Co pomy艣li tw贸j szef, gdy dostanie kartk臋? - zapyta艂 mnie Micha艂. - Je艣li zd膮偶y, to zobaczy interesuj膮cy widok - odpar艂em. - Ciekawi mnie, czy zorganizuje zasadzk臋? - Na pewno. - Wi臋c musimy go zaskoczy膰, a przedtem zdoby膰 pieni膮dze i inne ubrania. - Jak? Spojrza艂em na Micha艂a. By艂 brudny, nieogolony, a jego ubranie zdobyte w Mysiej Wie偶y strasznie 艣mierdzia艂o. Podejrzewa艂em, 偶e sam nie wygl膮da艂em lepiej. - Idziemy do hotelu - ruchem g艂owy wskaza艂em 揃ryz臋". - Zdejmijmy te ciuchy i obmyjmy si臋 troch臋. Przeszukali艣my kieszenie sprawdzaj膮c, czy nie ma tam potrzebnych nam przedmiot贸w. By艂y tam r贸偶ne drobiazgi, ale zatrzymali艣my sobie tylko prawie zu偶yt膮 kart臋 telefoniczn膮 i wizyt贸wk臋 z adresem dyskoteki 揚iekie艂ko". W morzu umyli艣my twarze i r臋ce z piasku. Pewnym krokiem weszli艣my na dziedziniec hotelu 揃ryza". Honorowe miejsca zajmowa艂a tam fontanna. Z restauracji na pierwszym pi臋trze ciekawie przygl膮dali nam si臋 go艣cie hotelowi. Wyprostowani weszli艣my do holu i usiedli艣my w fotelach. Rozmawiali艣my po angielsku o nurkowaniu. Micha艂 wymy艣la艂 cuda na temat urok贸w raf na Morzu Czerwonym, a ja uwa偶nie przygl膮da艂em si臋 go艣ciom hotelowym. Mimo wczesnej pory kilka os贸b postanowi艂o wyjecha膰 z Juraty tu偶 po 艣niadaniu. Moj膮 uwag臋 zwr贸ci艂a m艂oda bizneswoman p艂ac膮ca rachunek kart膮 kredytow膮. By艂a smuk艂膮 blondynk膮 o twarzy z klasycznymi rysami. By艂a po prostu pi臋kna. Ubrana w kostium znanej kolekcji zachodniej, tylko z jedn膮 walizk膮, zatrzyma艂a si臋 tu chyba tylko przelotnie. Da艂em znak Micha艂owi i wstali艣my podchodz膮c do kontuaru. - Przepraszam, czy to pani wczoraj opowiada艂a mi o Gda艅sku - Micha艂 zagada艂 po angielsku kobiet臋. - By艂o tak ciemno w klubie, a ja za du偶o wypi艂em whisky, 偶e wybaczy pani, ale nie mam pewno艣ci... Kobieta zawaha艂a si臋, gotowa w ka偶dej chwili odrzuci膰 amory przygodnego m臋偶czyzny, ale spojrza艂a w szczere oczy Micha艂a, na jego wysportowan膮 sylwetk臋 i zdoby艂a si臋 jedynie na grzeczne zaprzeczenie, takie zach臋caj膮ce do dalszej konwersacji. Micha艂 nie ustawa艂 w wysi艂kach podtrzymania rozmowy. W tym czasie recepcjonista przeci膮gn膮艂 kart膮 przez czytnik, wydrukowa艂 rachunek. Kobieta podpisa艂a druczek, a drugi zmi臋艂a, jednocze艣nie si臋gaj膮c po walizk臋. R贸wnie偶 schyli艂em si臋 po ni膮 i jednocze艣nie z艂apali艣my za r膮czk臋. - Pozwolimy sobie pani pom贸c - zaproponowa艂 Micha艂. - Napadli艣my pani膮 znienacka. Mog艂aby pani pomy艣le膰, 偶e planujemy porwanie. S艂ysza艂em, 偶e w Polsce to popularne zaj臋cie. Nasze zachowanie oszo艂omi艂o niewiast臋 i pozwoli艂a mi nie艣膰 baga偶. Uda艂o mi si臋 tak偶e przechwyci膰 rachunek. Odprowadzili艣my j膮 do samochodu i po偶egnali艣my 偶ycz膮c mi艂ej podr贸偶y. - I co? - zapyta艂 Micha艂. - Mamy za co 偶y膰 - oznajmi艂em pokazuj膮c mu pomi臋ty skrawek papieru. - Teraz potrzebny nam komputer. Micha艂 obr贸ci艂 si臋 w stron臋 揃ryzy". Przecz膮co pokr臋ci艂em g艂ow膮. - Idziemy na drug膮 stron臋, widzia艂em tam pensjonat z kawiarenk膮 internetow膮. Przemkn臋li艣my po wy艂o偶onym kostk膮 brukow膮 deptaku Juraty, omijaj膮c klomby i mi艂o艣nik贸w joggingu. Za drucianymi p艂otami, w艣r贸d sosen, ukrywa艂y si臋 bungalowy, kt贸rych wynaj臋cie na dwa tygodnie pewnie znacznie przekracza艂oby wysoko艣膰 mojej urz臋dniczej pensji. Po lewej stronie ujrza艂em szary budynek obstawiony budkami telefonicznymi. Oczywi艣cie interesuj膮cy nas lokal by艂 jeszcze nieczynny, ale czaruj膮cy u艣miech Micha艂a potrafi艂 zdzia艂a膰 cuda. Gdy zostali艣my sami, po艂膮czy艂em si臋 z serwerem PKP. - Co robisz? - dopytywa艂 si臋 Micha艂. - Kupuj臋 bilety do Gda艅ska. - Czemu akurat tam? - To najbli偶sze du偶e miasto, gdzie mo偶emy znikn膮膰 bez 艣ladu. Mam tam w banku schowane pieni膮dze, komputer i fa艂szywe dokumenty. - Cwaniaczek - mrukn膮艂 Micha艂. - A jak zrobisz zakupy bez karty? - Bezpiecze艅stwo plastykowego pieni膮dza, czyli kart kredytowych, to w Polsce mit - wyja艣nia艂em koledze. - W wi臋kszo艣ci sklep贸w internetowych do autoryzacji karty kredytowej s艂u偶膮 jej numer i data wa偶no艣ci. Na razie nie ma u nas systemu podpisu elektronicznego, wi臋c to wystarczy, 偶eby zrobi膰 zakupy na czyj艣 rachunek. Kupi艂em dwa bilety pierwszej klasy z Juraty do Gdyni do odebrania w kasie dworca w Juracie. - Czemu wybra艂e艣 pierwsz膮 klas臋? - dziwi艂 si臋 Micha艂. - Jak ucieka膰, to z fasonem - oznajmi艂em. - Je艣li policja dowie si臋, 偶e jedziemy tym poci膮giem, kt贸ry odje偶d偶a z Juraty przed dziewi膮t膮, to zd膮偶y ewentualnie zrobi膰 na nas drug膮 zasadzk臋 na dworcu Gdyni. Jak znam 偶ycie, obstawi wagony drugiej klasy. Zdob臋dziemy kilkana艣cie sekund przewagi. - Nie藕le - Micha艂 pog艂aska艂 mnie po g艂owie. - Pan Tomasz powiadomi policj臋 o spotkaniu o dziesi膮tej. Tajniacy obstawi膮 teren oko艂o godziny wcze艣niej. My przyjrzymy si臋 towarzystwu z daleka i pojedziemy w 艣wiat... - W Gda艅sku wyznaczymy drugie spotkanie - uzupe艂ni艂em. - Teraz zrobimy zakupy w Gda艅sku - doda艂em wyszukuj膮c adresy gda艅skich sklep贸w. Natychmiast si臋gn膮艂em po telefon kom贸rkowy. Zadzwoni艂em do komisarza Skowronka. Uwa偶nie wys艂ucha艂 mojej relacji. - S膮 w Juracie? Chc膮 si臋 spotka膰? - ucieszy艂 si臋. - Zrobimy im niespodziank臋. - Stanowczo sprzeciwiam si臋... - Panie Tomaszu, pa艅ski by艂y pracownik pr贸buje ratowa膰 mosty, kt贸re ju偶 dawno spali艂 za sob膮. Teraz nic go ju偶 nie uratuje. Jestem pewien, 偶e b臋dzie panu wmawia艂, 偶e ca艂a ta zabawa z Sebedianem to tylko gra operacyjna... - Mimo to nie powinienem zawie艣膰 jego zaufania... - Dobrze. Panie Tomaszu, zrobimy tak. Pan si臋 z nimi spotka i postara si臋 nam贸wi膰 do poddania. Je艣li pan ich nie przekona, to wkroczymy do akcji. Prosz臋 nie zapomina膰, 偶e Pawe艂 Daniec to z艂odziej. Na wszelki wypadek wystawimy posterunek na drodze z p贸艂wyspu i kilka w lasach u nasady Helu. Nie uciekn膮. Musia艂em zgodzi膰 si臋 na ten plan. W tym czasie panowie na tarasie sko艅czyli konwersacj臋 i znikn臋li. Wr贸ci艂em do 揗orskiego Oka". U艂o偶y艂em si臋 do snu, ale po godzinie obudzi艂o mnie pukanie Olbrzyma. Siedzia艂 na pufie i s艂ucha艂 mojej opowie艣ci, gdy ubiera艂em si臋 w 艂azience. - To 艣wi艅stwo - podsumowa艂 plan komisarza. - Tak, ale pami臋taj, 偶e on 艣ciga przest臋pc臋, a nie naszego, do niedawna, przyjaciela Paw艂a Da艅ca. Zeszli艣my na pyszne i obfite 艣niadanie. Obaj poszli艣my potem na spacer po deptaku. Wymy艣lili艣my sobie zabaw臋 w wynajdywanie przebranych oficer贸w policji, kt贸rzy pr贸bowali nie zwraca膰 na siebie uwagi. - Pawe艂 by艂by idiot膮, gdyby ich nie zauwa偶y艂 - uzna艂 Olbrzym. Po torach majestatycznie przetoczy艂 si臋 poci膮g osobowy i zatrzyma艂 na stacji. Spojrza艂em na zegarek. - Mamy jeszcze godzin臋 - powiedzia艂em. - Nie ma sensu tutaj stercze膰. Czuj臋, 偶e Pawe艂 przygotuje nam kolejn膮 niespodziank臋, wi臋c spakujemy si臋, zap艂acimy za pobyt i poczekamy w samochodzie. Punkt dziesi膮ta stan膮艂em przy przeje藕dzie kolejowym. Zawr贸ci艂em na molo od strony Zatoki Puckiej i wsiad艂em do Rosynanta. Po p贸艂godzinie do samochodu podszed艂 zdenerwowany Skowronek. - Stch贸rzy艂, ale teraz przeczeszemy p贸艂wysep i wy艂uskamy ptaszka - zapowiedzia艂. - A pan co b臋dzie robi艂? - Jad臋 do Gdyni. - Po co? - Pawe艂 tam pojecha艂. - Sk膮d pan wie? Nie, to bluff! Drog贸wka i 呕andarmeria Wojskowa sprawdzi艂y ka偶dy wyje偶d偶aj膮cy samoch贸d. - A poci膮g? Moje pytanie zaskoczy艂o komisarza. - S膮dzi pan, 偶e specjalnie um贸wili si臋 na tak膮 godzin臋, 偶eby zyska膰 na czasie. Wiedzieli, 偶e zechcemy ich z艂apa膰, wi臋c postanowili ukry膰 si臋 w t艂umie. Pomys艂 z poci膮giem jest dobry, tylko sk膮d mieliby pieni膮dze? - Nie wiem. Proponuj臋 sprawdzi膰 na dworcu. Komisarz si臋gn膮艂 po radiotelefon i rozkaza艂 jednemu z policjant贸w sprawdzi膰 dworzec. Po pi臋ciu minutach us艂yszeli艣my jego opowie艣膰. - M臋偶czy藕ni odpowiadaj膮cy rysopisowi zg艂osili si臋 do kasy po bilety kupione przez Internet na zmy艣lone nazwiska. Op艂at臋 pobrano z karty kredytowej. - Sprawdzi艂e艣 z czyjej karty, z kt贸rego komputera korzystali? - Skowronek rzuca艂 pytania. - Podobno trzeba zadzwoni膰 do dyrekcji w Warszawie i ich informatycy wy艂owi膮 te zakupy z serwera, sprawdz膮 w banku, kt贸ry wyda艂 kart臋, a potem mo偶emy pogada膰 z w艂a艣cicielem. - Ile czasu? - kr贸tko zapyta艂 komisarz. - Najmniej dwie godziny. - Gdzie teraz jest poci膮g? - Za p贸艂 godziny b臋dzie w Gdyni. Poinformowa膰 kierownika poci膮gu? - Co ty, zacznie 艂azi膰 po korytarzu i gapi膰 si臋 na nich. Sp艂oszy ptaszki. Komisarz wezwa艂 Pirani臋 i zadzwoni艂 do komendy policji w Gdyni. Zacz膮艂 organizowa膰 zasadzk臋. Pirania jecha艂 przed nami prowadz膮c policyjny w贸z na sygnale. Rosynantem kierowa艂 Olbrzym, a Skowronek zorganizowa艂 sobie biuro na tylnym siedzeniu jeepa. Poci膮g powoli wtoczy艂 si臋 na ponure torowisko przed dworcem w Gdyni. - Widzisz? - Micha艂 ruchem g艂owy wskaza艂 za okno, gdzie r贸wnolegle do nas gna艂y dwa radiowozy. - My艣lisz o tym samym? - Tak - przyjaciel wydawa艂 si臋 nie mie膰 w膮tpliwo艣ci. Wychyli艂em si臋 przez okno. Na peronie sta艂 ma艂y t艂umek, g艂贸wnie m臋偶czyzn w 艣rednim wieku. Nie podejrzewa艂em, 偶eby czekali na 偶ony wracaj膮ce z urlopu na Helu. W t艂umie widzia艂em te偶 kuriera firmy spedycyjnej w charakterystycznym czerwonym kombinezonie. Wyj膮艂em z kieszeni wydruk z komputera, dow贸d naszego zakupu. Odczeka艂em, a偶 nasz wagon umieszczony tu偶 za lokomotyw膮 i wagonem pocztowym minie komitet powitalny, i odziany jedynie w piank臋 wychyli艂em si臋 przez okno. Kurier dojrza艂 mnie machaj膮cego druczkiem. Podbieg艂 do okna z paczk膮 pod pach膮. - Pierwszy raz widz臋 taki numer - mrukn膮艂 podsuwaj膮c mi kartk臋 z pokwitowaniem odbioru. - Nas te偶 pierwszy raz okradzione w czasie nurkowania - odpowiedzia艂em. - Mo偶e policja jest ju偶 na tropie - rzek艂 patrz膮c na tajniak贸w wy艂apuj膮cych spo艣r贸d t艂umu m艂odych ludzi ubranych w sk贸rzane lub wojskowe kurtki. Podzi臋kowa艂em kurierowi. W przedziale rozdarli艣my z Micha艂em paczk臋 z nowymi ubraniami. Niestety, numery d偶ins贸w podane w sklepie internetowym by艂y zafa艂szowane i kurtki, koszule i spodnie by艂y ciut za ciasne. Za to buty by艂y w sam raz. - Nie藕le, okradli艣my biedn膮 kobiet臋 - stwierdzi艂 Micha艂 przebieraj膮c si臋. - Ode艣l臋 jej pieni膮dze z Londynu - rzuci艂em. Elegancko ubrani, z piankami zwini臋tymi i schowanymi w firmowe reklam贸wki sklepu wysiedli艣my z wagonu. Nikt na nas nie zwr贸ci艂 uwagi. Stare ciuchy ukryli艣my w 艣mietniku toalety. Wyszli艣my przed dworzec i wsiedli艣my w pierwszy lepszy trolejbus. Potem, wypytuj膮c podr贸偶nych o drog臋 dojechali艣my do Sopotu i Gda艅ska. - Jakie jeszcze zrobi艂e艣 zakupy na cudze konto? - dopytywa艂 si臋 Micha艂. - Nie mog艂em specjalnie zaszale膰, bo na kart臋 mo偶na kupi膰 jedynie do sumy pi臋ciu tysi臋cy z艂otych - wyja艣nia艂em. - I tak zgranie zakupu z dostawana dworzec wzbudzi艂o czyj膮艣 czujno艣膰. Teraz mo偶emy jedynie liczy膰 na m贸j zapasik w banku. Podszed艂em do automatu przed dworcem g艂贸wnym w Gda艅sku i zadzwoni艂em do banku w Sopocie. O dziwo, po艂膮czono mnie z samym dyrektorem, kt贸ry urz臋dowym tonem zaprosi艂 mnie do siebie na trzynast膮. - To podejrzane - stwierdzi艂 Micha艂. - Pami臋tasz scen臋 na molo w Sopocie. Sk膮d tw贸j szef i policjanci wiedzieli, 偶e tam b臋dziesz? Termin spotkania znali艣my tylko my. Albo ja zdradzi艂em, albo 艣ledzili ci臋 od banku... - Albo zdradzi艂 kto艣 od Sebediana - wtr膮ci艂em. - Zapominasz o wypadkach, kt贸re nas tam spotka艂y. Nasza obecno艣膰 wyra藕nie komu艣 przeszkadza艂a. Zobaczymy, co z tym bankiem. Wsiedli艣my do kolejki podmiejskiej i bacz膮c, w kt贸rej cz臋艣ci sk艂adu jest konduktor, dojechali艣my do Sopotu. Stali艣my przed wystaw膮 sklepu jubilerskiego naprzeciw banku, gdy zobaczyli艣my wychodz膮c膮 z budynku kobiet臋 poznan膮 w Juracie. Usi艂owali艣my odwr贸ci膰 twarze, ale ona nas zobaczy艂a i 艣mia艂o podesz艂a do nas. Wyj臋艂a telefon kom贸rkowy i trzymaj膮c go jak bro艅 przy uchu u艣miechn臋艂a si臋 do nas. - Witam pan贸w - odezwa艂a si臋 po polsku. - S膮dzi艂am, 偶e macie lepszy gust - rzek艂a krytycznie patrz膮c na nasze ubrania. - Co za spotkanie! - odpowiedzia艂 Micha艂. - S膮dz臋, 偶e doskonale znacie j臋zyk polski - przem贸wi艂a. - Je艣li nie oddacie mi pieni臋dzy, to wezw臋 policj臋. Rozgl膮da艂em si臋 na boki szukaj膮c drogi ucieczki. Wtedy pod bank podjecha艂y dwa polonezy. Wysiad艂o z nich sze艣ciu m臋偶czyzn. Kierowcy zostali w autach, a jeden nawet nam si臋 przygl膮da艂. - No? - kobieta u艣miechn臋艂a si臋 drapie偶nie. - Dy偶urny z komendy w Sopocie zameldowa艂, 偶e jaka艣 kobieta zg艂osi艂a kradzie偶 pieni臋dzy z jej konta za pomoc膮 skradzionego numeru karty - poinformowa艂 nas Skowronek. - - Rysopisy si臋 zgadzaj膮. Jacy艣 dwaj faceci zaczepili j膮 w Juracie i wtedy zdobyli numer karty. Ich uprzejmo艣膰 wyda艂a si臋 jej podejrzana, wi臋c, gdy zatrzyma艂a si臋 w Sopocie, sprawdzi艂a stan konta w filii swojego banku. Dyrektor banku m贸wi艂, 偶e dzwoni艂 do niego cz艂owiek podaj膮cy si臋 za Jerzego Batur臋. Oczywi艣cie bankowiec poinformowa艂 go, 偶e wszystkie przedmioty ze skrytki s膮 do odebrania. Nasi ch艂opcy jad膮 zrobi膰 zasadzk臋. Teraz wpadnie! Olbrzym wcisn膮艂 peda艂 gazu, bo Pirania przyspieszy艂 i w艂膮czy艂 syren臋. Wjechali艣my na podw贸rze banku i tylnym wej艣ciem weszli艣my do pokoju szefa ochrony. Usiedli艣my na krzes艂ach i wpatrywali艣my si臋 w kamery ukazuj膮ce wn臋trze sali operacyjnej. Po godzinie komisarz i Pirania wypili po dwie kawy. Po kolejnych dw贸ch Pirania pobieg艂 po pizz臋 do pobliskiej pizzerii. Potem przyszed艂 czas na podwieczorek, czyli ciastka z kremem. W tym czasie mia艂em okazj臋 wys艂ucha膰 licznych dowcip贸w o blondynkach. - Nie wiem, na ile mo偶emy pani zaufa膰 - zacz膮艂em. - Ani troch臋 - rzuci艂a. - Wykonujemy pewn膮 prac臋 dla rz膮du... - Micha艂 wymy艣la艂 na poczekaniu. - Wiem, wiem - kobieta podnios艂a telefon. W ka偶dej chwili gotowa by艂a zadzwoni膰 pod numer telefonu alarmowego. - Jeste艣cie z wywiadu? Micha艂 rado艣nie pokiwa艂 g艂ow膮. - To 偶a艂osne, 偶e wy m臋偶czy藕ni zawsze macie na poczekaniu takie ograne historie. Kiedy艣 taki jeden wmawia艂 mi, 偶e pracuje w wywiadzie i dlatego znika na ca艂y tydzie艅. Przypadkiem dowiedzia艂am si臋, 偶e ma 偶on臋 i dwie c贸reczki. - Obaj jeste艣my kawalerami - wtr膮ci艂em. - W prawdziw膮 histori臋 i tak pani nie uwierzy. Je艣li do tej pory pani nie wezwa艂a policji, to mamy pewne szans臋 dogadania si臋. Musimy tylko usi膮艣膰 i spokojnie porozmawia膰. Zawaha艂a si臋. - Tam, za rogiem jest kawiarnia - podpowiedzia艂 Micha艂. Szli艣my tam w milczeniu. Zaj臋li艣my miejsca w ogr贸dku z widokiem na wej艣cie na molo. Kobieta zam贸wi艂a sobie kaw臋 po irlandzku i du偶e ciastko tortowe. My zadowolili艣my si臋 wod膮 mineraln膮. Spojrza艂a na nas zdziwiona. - Nie pijecie martini? Wstrz膮艣ni臋te, nie mieszane? - ironizowa艂a. - Nie pijemy w pracy - oznajmi艂em z dum膮. - Kolega tradycyjnie ju偶 k艂amie - stwierdzi艂 Micha艂. - My z wywiadu k艂amstwo wysysamy z mlekiem matki. Tak naprawd臋 nie mamy ani grosza, wi臋c nie chcieli艣my zbytnio obci膮偶a膰 pani rachunku. Przygl膮da艂a nam si臋 zdezorientowana. - Ju偶 wiem - oznajmi艂a. - Jeste艣cie wariatami albo komikami. - W pewnym sensie tak - zacz膮艂em. - 呕eby pozna艂a pani ca艂膮 prawd臋, musimy najpierw wiedzie膰, z kim rozmawiamy. Czym si臋 pani zajmuje i czy obiecuje pani milcze膰? - Na imi臋 mam Agata - przedstawi艂a si臋. - M贸j zaw贸d jest podobny do waszego. Jestem agentem, tyle 偶e ubezpieczeniowym. Sko艅czy艂am histori臋 sztuki, ale praca w muzeum, je艣li si臋 j膮 dostanie, raczej nie nale偶y do najlepiej p艂atnych. - Ja nazywam si臋 Pawe艂 Daniec i... - To pan? Czyta艂am o panu w gazetach! Tak, teraz przypominam sobie pana twarz ze zdj臋膰. To niesamowite! - Prosz臋 si臋 uspokoi膰 - szepta艂em. - Je偶eli pani mnie poznaje, to 艣wietnie. Mam nadziej臋, 偶e uwierzy pani w moj膮 opowie艣膰. M贸j kolega ma na imi臋 Micha艂 i na razie lepiej, 偶eby pani nic wi臋cej o nim nie wiedzia艂a. Kilkana艣cie minut opowiada艂em Agacie na po艂y wymy艣lon膮 histori臋 o tajnej operacji przeciw ludziom, kt贸rzy okradali wraki. Potem jeszcze godzin臋 rozmawiali艣my o wsp贸lnych z Micha艂em przygodach. Zauwa偶y艂em, 偶e pow艣ci膮gliwy, powa偶ny, przystojny komandos zrobi艂 na dziewczynie osza艂amiaj膮ce wra偶enie. Sko艅czy艂o si臋 na tym, 偶e zaprosi艂a nas do siebie do domu. Wsiedli艣my do jej s艂u偶bowego auta i pojechali艣my do Gda艅ska. Okaza艂o si臋, 偶e Agata mieszka艂a w kamienicy przy ulicy Spichrzowej, na wyspie Spichrz贸w, tu偶 za hotelem 揘ovotel". Z okna jej mieszkania widzieli艣my kana艂 Nowej Mot艂awy i wie偶臋 przy mo艣cie. - To mieszkanie odziedziczy艂am po dziadku - opowiada艂a Agata. - Dwa lata temu sko艅czy艂am studia i w 偶yciu nie dorobi艂abym si臋 mieszkanka w tej cz臋艣ci miasta. Samoch贸d mam firmowy, a w nagrod臋 za osi膮gni臋cia w pracy mog艂am wyjecha膰 na 揻irmowy weekend" w Juracie. Proza 偶ycia... S艂ucha艂em opowie艣ci jak przez mg艂臋 zapatrzony na zdj臋cia na 艣cianach, grzbiety ksi膮偶ek na p贸艂kach. Agata zauwa偶y艂a moje zainteresowanie. - Dziadek w czasie wojny pracowa艂 jako doker w Gdyni - wyja艣nia艂a. - Trafi艂 tu jako robotnik przymusowy. Po wyzwoleniu, tak to nazywa艂, zosta艂 w mie艣cie. W wojsku by艂 nurkiem, zosta艂 zawodowym podoficerem. 艢mia艂 si臋, 偶e wojna uczyni艂a go 艣wi臋tym. Opowiedzia艂 co艣 kiedy艣 oficerowi politycznemu w swojej jednostce i mojego dziadka odes艂ano do spokojnej pracy w kwatermistrzostwie. Mia艂 milcze膰. - I milcza艂? - zapyta艂em. - W rodzinie kr膮偶y艂y fantastyczne opowie艣ci o tym, co dziadek wie, lecz on tylko si臋 u艣miecha艂 i nic nam nie chcia艂 powiedzie膰. Czemu was to tak interesuje? - Poznaj臋 miejsca, kt贸re tu wida膰 na zdj臋ciach. - Nurkowali艣cie na 揥ilhelma Gustloffa" i jeszcze 偶yjecie?! Zauwa偶y艂a nasze zdziwione miny. - Dziadek opowiada艂, 偶e ci, kt贸rzy byli na 揋ustloffie", gin臋li w dziwnych okoliczno艣ciach - m贸wi艂a Agata. - Chodzi艂o o tych, co wp艂ywali tam gdzie nie trzeba, do ch艂odni po艂o偶onej przy samej st臋pce statku. W ko艅cu kto艣 doprowadzi艂 do wybuchu jakiej艣 miny-pu艂apki i doj艣cie do tego pomieszczenia zosta艂o zawalone z艂omem. - Przepraszam, ale sk膮d tw贸j dziadek mia艂 takie informacje? - zaciekawi艂em si臋. - M贸wi艂am wam. W czasie wojny widzia艂 co艣, opowiedzia艂 o tym w艂adzom nowej Polski i zosta艂 usadowiony w bezpiecznym miejscu. Tata m贸wi艂, 偶e dziadek znikn膮艂 z domu dwa razy, na par臋 dni. Jak wr贸ci艂, tylko co艣 t艂umaczy艂 babci i nikt nie m贸g艂 pyta膰 dziadka, gdzie by艂. - Widzisz Agato, my zajmujemy si臋 tajemnic膮 揋ustloffa". Kilka niezbyt przyjemnych os贸b chce dobra膰 si臋 do nie spenetrowanych jeszcze 艂adowni statku. Wed艂ug wielu poszukiwaczy skarb贸w jest tam Bursztynowa Komnata. Dokerzy pracuj膮cy przy ostatnim za艂adunku statku w styczniu 1945 roku wspominaj膮c niewymiarowych skrzyniach przywiezionych na nadbrze偶e... - Wiem - przerwa艂a mi Agata. - Pawle, czy mo偶emy wyj艣膰 do kuchni? Przeprosili艣my Micha艂a i wyszli艣my z pokoju. Agata starannie zamkn臋艂a drzwi kuchni i odkr臋ci艂a kran. Szeroko otworzy艂a okno, tak 偶e w pomieszczeniu zapanowa艂 szum ruchu ulicznego. - Ufasz swojemu kumplowi? - zapyta艂a Agata. - Tak. - Dlaczego pracujecie razem? - Bo jeste艣my przyjaci贸艂mi. 艢wietnie si臋 uzupe艂niamy. - Czy nie odnios艂e艣 wra偶enia, 偶e zosta艂e艣 wmanewrowany w prac臋 z nim? - Nie, to raczej ja go wrobi艂em w t臋 robot臋. - On jest z wywiadu? - Nie. - To co za jeden? - Wed艂ug specjalist贸w wojskowo艣ci jego wyszkolenie, jak wielu jemu podobnych, dor贸wnuje komandosom z ameryka艅skiej jednostki specjalnej Delta Force. - Trep? - zdziwi艂a si臋. - Tak. - Dali ci ochron臋? - Powiedz, do czego zmierzasz? - W czasie studi贸w zainteresowa艂am si臋 histori膮 Bursztynowej Komnaty. Szuka艂am artyku艂贸w na jej temat. Znalaz艂am informacje o 揋ustloffie" i wtedy skojarzy艂am to z dziadkiem... - Doker gdy艅skiego portu? - Tak. Dziadek, najpierw zdenerwowa艂 si臋, ale zaraz przeprosi艂. Powiedzia艂, 偶e jego wiedza przynios艂a ju偶 do艣膰 nieszcz臋艣膰. Wed艂ug niego Bursztynowej Komnaty nie by艂o na 揋ustloffie". Przyjecha艂 konw贸j z Kr贸lewca. Przywi贸z艂 jakie艣 skrzynie, a nawet zacz臋to za艂adunek, ale pojawi艂 si臋 SS-man i nakaza艂 zatrzymanie pracy. Konw贸j z Kr贸lewca zast膮pi艂 inny, licz膮cy tylko dwie ci臋偶ar贸wki. Dow贸dca konwoju z Kr贸lewca krzycza艂, 偶e w 艂adowni 揋ustloffa" zosta艂a jego jedna skrzynka, ale SS-man pokaza艂 rozkaz podpisany podobno przez samego Hitlera. Oficera z Kr贸lewca skierowano na kej臋, gdzie sta艂y dwa okr臋ty podwodne. - Na okr臋tach podwodnych przewieziono skrzynie z Kr贸lewca, czyli najprawdopodobniej Bursztynow膮 Komnat臋? - Tego dziadek nie chcia艂 powiedzie膰. Po wojnie, gdy opowiedzia艂 t臋 histori臋 oficerowi politycznemu, zaraz w艂adze wci膮gn臋艂y dziadka do pracy przy badaniu wraka 揋ustloffa". Przes艂uchiwali go oficerowie rosyjscy, co dziwne, by艂 w艣r贸d nich jeden z odznakami rosyjskich wojsk rakietowych. Bra艂 udzia艂 w dw贸ch wyprawach na wrak. Mia艂 pom贸c we wskazaniu miejsca, kt贸r臋dy 艂adowano skrzynie. Nurkowie po wyp艂yni臋ciu na powierzchni臋 byli przeszukiwani, jednak jednemu uda艂o si臋 ukry膰 na szalupie figurk臋 z bursztynu. Gdy to wykryto, chciwy marynarz stan膮艂 przed s膮dem wojskowym i zosta艂 skazany na kar臋 艣mierci. To by艂y czasy stalinizmu, wtedy ludzie znikali i nikt nie 艣mia艂 o nic pyta膰. W czasie drugiej wyprawy dosz艂o do eksplozji w 艂adowniach. To co m贸wi艂a Agata rzuca艂o zupe艂nie nowe 艣wiat艂o na poczynania Sebediana. Stawk膮 w grze by艂y nie tylko wn臋trza 艂adowni 揋ustloffa", ale i to, co wioz艂y okr臋ty podwodne. Wr贸cili艣my do Micha艂a. - Agato, czy mo偶emy u ciebie zrobi膰 sobie baz臋 wypadow膮? - poprosi艂em dziewczyn臋. - Oczywi艣cie. - Teraz z Micha艂em p贸jdziemy za艂atwi膰 pewne sprawy i wr贸cimy po po艂udniu. - Zrobi臋 wam pyszn膮 kolacj臋 - zapowiedzia艂a Agata. Szli艣my z Micha艂em D艂ugim Targiem patrz膮c na wie偶臋 ratuszow膮, W skr贸cie powt贸rzy艂em Micha艂owi s艂owa Agaty. Bezsensowne czekanie przed艂u偶a艂o si臋. - Czy rozmawiali艣cie z t膮 okradzion膮 dziewczyn膮? - zapyta艂em Skowronka. - Nie, wszystko ju偶 opowiedzia艂a naszym ludziom, to wystarczy - odpowiedzia艂 komisarz. - A macie mo偶e jej adres? - My艣li pan, 偶e dowie si臋 od niej wi臋cej ni偶 nasi ch艂opcy. Pirania! Podaj Panu Samochodzikowi namiary na t臋 pani膮. Zapisa艂em adres poszkodowanej. Wychodz膮c z banku spotka艂em na schodach dyrektora. - Czy rozmawia艂 pan z t膮 pani膮, kt贸rej konto okradziono? - Tak. - Jakie sprawi艂a na panu wra偶enie? Jaka ona jest? - M艂oda, ambitna, kompetentna. Ju偶 to, 偶e szybko zorientowa艂a si臋 o kradzie偶y 艣wiadczy o niej jak najlepiej. Moja c贸rka uczy艂a si臋 z. ni膮 w jednej klasie liceum. Ta pani p贸藕niej studiowa艂a co艣 zwi膮zanego z histori膮, teraz jest agentem ubezpieczeniowym. - Kiedy od pana wysz艂a? - Min臋艂a si臋 w drzwiach z policjantami, kt贸rzy przygotowali zasadzk臋 na tego fa艂szywego Batur臋. Nie przyszed艂, co? - Nie. Rozgl膮da艂em si臋 po samochodach stoj膮cych przed bankiem. - Panie Tomaszu, czy to przypadek, 偶e Pawe艂 i Micha艂 zaczepili akurat t臋 panienk臋, kt贸ra studiowa艂a 揷o艣 zwi膮zanego z histori膮"? - odezwa艂 si臋 Olbrzym. - Masz racj臋 - przyzna艂em. Zobaczy艂em to, czego szuka艂em. Kierowc臋 poloneza czytaj膮cego gazet臋 z wielce znudzon膮 min膮. Podszed艂em do niego i przedstawi艂em si臋. Oficer operacyjny, pocz膮tkowo nieufny, skontaktowa艂 si臋 ze Skowronkiem, 偶eby mnie sprawdzi膰. - Czy widzia艂 pan t臋 poszkodowan膮 pani膮 wychodz膮c膮 z banku? - A jak wygl膮da艂a? - Typ bizneswoman, min臋艂a si臋 w drzwiach z waszymi lud藕mi. - No, by艂a taka. - I? - Dzwoni艂a do kogo艣. Przesz艂a na drug膮 stron臋, gdzie czeka艂o na ni膮 dw贸ch osi艂k贸w w d偶insowych mundurkach. Stali jaki艣 czas, potem poszli, pewnie do kawiarni za rogiem. - Jak wygl膮dali ci osi艂kowie? - pyta艂em tkni臋ty przeczuciem przeradzaj膮cym si臋 w pewno艣膰. Policjant opisa艂 nam osobnik贸w przypominaj膮cych Paw艂a i Micha艂a. Podzi臋kowa艂em za informacje i pop臋dza艂em Olbrzyma do Rosynanta. - Musimy zd膮偶y膰 przed Skowronkiem - t艂umaczy艂em dziennikarzowi. - Komisarz odpyta swojego cz艂owieka, o czym rozmawiali艣my i policja ruszy za nami. Je艣li b臋dziemy u tej kobiety pierwsi, mo偶e b臋dziemy mieli szans臋 spokojnie porozmawia膰 z Paw艂em. - Panie Tomaszu, ten kumpel Paw艂a to Micha艂? - zapyta艂 Olbrzym. - Jasne. - Sk膮d ma pan pewno艣膰? - Bo Micha艂 dzwoni艂 do mnie przed swoim spotkaniem z Paw艂em na molo w Sopocie. ROZDZIA艁 TRZYNASTY W艁AMANIE DO MIESZKANIA AGATY WY艢CIG SKUTER脫W PO MOT艁AWIE PRZES艁UCHANIE W SZPITALU SPOTKANIE NA WESTERPLATTE 揚LUKSWY" W KO艁NIERZACH NA RATUNEK DZIEWCZYNIE TAJEMNICZY 艁ADUNEK 揇IABOLO" Micha艂 wys艂ucha艂 z uwag膮 mojej opowie艣ci. - Pami臋tasz ten okr臋t podwodny, na kt贸ry pierwszy raz nurkowali艣my? - przypomnia艂. - Czy ci z 揇iabolo" my艣l膮, 偶e tam co艣 zosta艂o ukryte? - Nie wiem - przyzna艂em si臋. - Co teraz chcesz robi膰? Policja ci臋 szuka, Agaty nie mo偶esz oszukiwa膰 w niesko艅czono艣膰... Chwil臋 duma艂em patrz膮c na gda艅sk膮 fontann臋 Neptuna. - Chyba bez pomocy Agaty si臋 nie ob臋dziemy - stwierdzi艂em. - Je艣li 揇iabolo" p艂yn膮艂 do Gdyni, to w jakim艣 konkretnym celu. Musimy to sprawdzi膰. - Pawe艂, uwa偶am, 偶e szukasz guza - rzek艂 Micha艂. - Powiniene艣 ucieka膰. - Nie. Wr贸cili艣my do Agaty i poprosili艣my j膮 o zawiezienie do portu w Gdyni. Tam dowiedzieli艣my si臋, 偶e 揇iabolo" odp艂yn膮艂 do Portu P贸艂nocnego. Nasza nowa przyjaci贸艂ka zawioz艂a nas tam i zostawi艂a przed bram膮. Szli艣my wzd艂u偶 ogrodzenia szukaj膮c jakiej艣 dziury i znale藕li艣my po dw贸ch godzinach, od strony lasu. Tam przebrali艣my si臋 w nasze pianki i pewnym krokiem maszerowali艣my pomi臋dzy sk艂adami, piramidami kontener贸w. Nie zwracali艣my uwagi na pracownik贸w ochrony. Ani przez moment nie mogli艣my pokaza膰 po sobie wahania. Przypomnia艂a mi si臋 scena z filmu 揜ejs", gdy dwaj kombinatorzy wchodz膮 na statek wycieczkowy twierdz膮c, 偶e s膮 搒艂u偶bowo". Moje do艣wiadczenie udowadnia艂o skuteczno艣膰 takiego post臋powania. Po d艂ugim spacerku dotarli艣my w okolice basenu wewn臋trznego Nadbrze偶a Zachodniego. Tam, w艣r贸d innych statk贸w, cumowa艂 揇iabolo". Widzieli艣my, 偶e na pok艂adzie szykowano si臋 do przyj臋cia jakiego艣 艂adunku. - Czekamy? - zapyta艂 Micha艂. Spojrza艂em na zegarek. Zbli偶a艂 si臋 wiecz贸r. - My艣l臋, 偶e wr贸cimy do Agaty, zjemy i noc膮 sprawdzimy, co nasi dawni wsp贸艂pracownicy kombinuj膮 - stwierdzi艂em. - Je艣li masz do艣膰, mo偶esz si臋 wycofa膰. - No, co ty! Jeste艣my kumplami! - zapewnia艂. Wycofali艣my si臋 do naszej dziury w p艂ocie, a potem skierowali艣my si臋 do domu Agaty. Olbrzym jecha艂 szybko. Mia艂em nadziej臋, 偶e dotrzemy na czas do mieszkania m艂odej os贸bki. Na miejscu, pod wskazanym przez dyrektora adresem nie by艂o jej. Domofon milcza艂, a s膮siad poinformowa艂, 偶e wyjecha艂a. - Co robimy? - zapyta艂 Olbrzym. - Jako detektyw nauczy艂em si臋 czeka膰 - odpowiedzia艂em. Zaparkowali艣my Rosynanta przed gda艅skim 揘ovotelem". Weszli艣my do 艣rodka przez suwane drzwi, zam贸wili艣my kaw臋 i usiedli艣my na kanapach przy tylnym wyj艣ciu maj膮c widok na kamienic臋, w kt贸rej mieszka艂a Agata. Przegl膮da艂em gazety codzienne, a Olbrzym wpatrywa艂 si臋 w budynki za oknami. - Panie Tomaszu, kt贸re okna s膮 od mieszkania Agaty? - Olbrzym przerwa艂 mi lektur臋. - Nie wiem - przyzna艂em si臋. - Je艣li dobrze pami臋tam, na domofonie by艂y wizyt贸wki dw贸ch firm i czterech lokator贸w. Kamienica ma dwa pi臋tra i poddasze. S膮dz臋, 偶e firmy maj膮 swoje siedziby na pierwszym pi臋trze, a wy偶ej s膮 tylko mieszkania. U s膮siada Agaty pali si臋 艣wiat艂o, na poddaszu te偶, za to u niej widz臋 艣wiat艂a latarek. Poderwa艂em si臋 z miejsca. Olbrzym mia艂 racj臋. - Dzwo艅 do Skowronka! - rozkaza艂em. Wyszli艣my z hotelu i w膮skim chodniczkiem szli艣my w stron臋 kamienicy. Po prawej stronie, za niewielkim skwerkiem by艂 kana艂 Nowej Mot艂awy. S艂ysza艂em, 偶e kto艣 tam p艂ywa艂 skuterem wodnym. Olbrzym poinformowa艂 komisarza o sytuacji i poprosi艂 o pomoc. Byli艣my ju偶 przy drzwiach budynku, gdy one nagle otworzy艂y si臋. Stan臋艂o w nich dw贸ch m臋偶czyzn i kobieta. M臋偶czy藕ni wydali mi si臋 znajomi, widzia艂em ich chyba na pok艂adzie 揇iabolo". Kobiet臋 rozpozna艂em natychmiast. To ona razem z Paw艂em okrad艂a Sebediana. Na nasz widok rzucili si臋 do ucieczki w stron臋 kana艂u. Przebiegli kilka krok贸w do rogu i zostali powaleni przez dwa cienie. Z daleka dochodzi艂 nas odg艂os syren policyjnych. - To Pawe艂 i Micha艂! - krzykn膮艂 Olbrzym i rzuci艂 si臋 im na pomoc. Rzeczywi艣cie, w艣r贸d cieni miotaj膮cych si臋 na ziemi, ok艂adaj膮cych si臋, j臋cz膮cych rozpozna艂em sylwetki mojego by艂ego pracownika i jego przyjaciela. Dziennikarz podj膮艂 odwa偶n膮 pr贸b臋 walki, lecz szybko upad艂 trzymaj膮c w d艂oni rozbite okulary. Policyjne radiowozy ju偶 wjecha艂y na podw贸rko. Gdy tylko reflektory lizn臋艂y walcz膮ce cienie, tr贸jka z 揇iabolo" poderwa艂a si臋 i zacz臋艂a biec w stron臋 kana艂u. Kobieta by艂a najszybsza. Przeskoczy艂a przez nisk膮 barierk臋 i znikn臋艂a. Jeden z m臋偶czyzn poszed艂 w jej 艣lady, ale drugi nie mia艂 ju偶 tyle szcz臋艣cia. Podci臋ty przez Micha艂a upad艂, przetoczy艂 si臋 i uderzy艂 g艂ow膮 o pojemnik na 艣mieci. Pawe艂 r贸wnie偶 skoczy艂, lecz tym razem woda chlupn臋艂a. - Micha艂, st贸j! - zawo艂a艂em. On nie zwracaj膮c na mnie uwagi, przebieg艂 furtk膮 w murze ko艂o baszty na most. Wspi膮艂 si臋 na barierk臋 i skoczy艂. Dodrepta艂em do brzegu kana艂u. W 艣wietle latarni zobaczy艂em niezwyk艂膮 scen臋. Trzy skutery kr臋ci艂y si臋 wok贸艂 siebie wykonuj膮c na wodzie p臋tle i 贸semki. Na jednym siedzieli kobieta i m臋偶czyzna, kt贸rzy w艂amali si臋 do mieszkania Agaty. Drugi skuter pr贸bowa艂 opanowa膰 Pawe艂, mocuj膮c si臋 z jego sternikiem. Micha艂 p艂yn膮艂 do trzeciego pojazdu, kt贸ry dryfowa艂 przy przeciwleg艂ym brzegu. - Sta膰! Policja, b臋dziemy strzela膰! - krzycza艂 policjant z patrolu staj膮c obok mnie. W r臋ku trzyma艂 pistolet i mierzy艂 w stron臋 kana艂u. - Niech pan nie strzela, lecz wezwie wodny patrol policji - poprosi艂em. W tym czasie para z 揇iabolo" ju偶 ruszy艂a na po艂udnie. Ich 艣ladem pop艂yn臋li Pawe艂 i Micha艂. M臋偶czyzna wrzucony do wody przez Paw艂a pr贸bowa艂 uciec wp艂aw. Policjanci wezwali karetk臋 do w艂amywacza, kt贸ry uderzy艂 si臋 o 艣mietnik, a dw贸ch bieg艂o wzd艂u偶 brzegu pr贸buj膮c aresztowa膰 p艂yn膮cego uciekiniera. Na sygnale nadjechali Skowronek i Pirania. - No i co si臋 dzieje, panie Tomaszu? - zapyta艂 Skowronek. Bez s艂owa wskaza艂em na fosforyzuj膮ce na bia艂o kilwatery trzech skuter贸w. P艂yn膮艂em trzymaj膮c si臋 prawego brzegu. Micha艂 p艂yn膮艂 po mojej lewej stronie. Przed nami uciekali Danielle i Steve. Ich skuter, mimo 偶e podw贸jnie obci膮偶ony, p艂yn膮艂 r贸wnie szybko jak nasz. W臋dkarze siedz膮cy na brzegu przeklinali nas, gdy偶 nasze mechaniczne potwory tworzy艂y wysok膮 fal臋 i p艂oszy艂y ryby. Przemkn臋li艣my pod mostem na Podwalu. Po lewej znajdowa艂a si臋 przysta艅 klubu kajakowego. Na szcz臋艣cie 偶aden ze sportowc贸w nic wybra艂 si臋 dzi艣 na wieczorny rejs. P艂yn臋li艣my do dawnej dzielnicy przemys艂owej Gda艅ska, z wysokimi budynkami dawnych spichlerzy i magazyn贸w. Kana艂 zw臋偶a艂 si臋, bo przed nami by艂o w膮skie gard艂o nieczynnej 艣luzy. Otwarte wrota skusi艂y Danielle i wp艂yn臋艂a tam. Przep艂yn臋li艣my pod w膮sk膮 k艂adk膮 dla pieszych i ju偶 gnali艣my pomi臋dzy podniszczonymi murkami zwie艅czonymi na ko艅cach ozdobnymi, okr膮g艂ymi wie偶yczkami. Te murki 艂膮czy艂y sta艂y l膮d z dwiema wysepkami poro艣ni臋tymi drzewkami i trzcin膮. Na wprost nas by艂a rzeka Mot艂awka, w prawo zakos kana艂u bez wyj艣cia, a w lewo Op艂yw Mot艂awy. Danielle zrobi艂a zw贸d w lewo, w kierunku Mot艂awy. Za ni膮 pomkn膮艂 Micha艂, lecz ona stan臋艂a w miejscu, obr贸ci艂a skuter i skierowa艂a si臋 w wodn膮 艣lep膮 uliczk臋. Micha艂owi nie uda艂o si臋 powt贸rzenie tej sztuczki i pe艂nym gazem wjecha艂 w trzciny. P艂yn膮艂em za Danielle obok resztek Bastionu 呕ubr. W zasadzie by艂 to wysoki, poro艣ni臋ty traw膮 kopiec, na kt贸ry mo偶na by艂o wej艣膰 i posiedzie膰 na 艂aweczkach. Danielle nie chcia艂a jednak rozkoszowa膰 si臋 pi臋knym widokiem na zielone okolice Gda艅ska czy zalesion膮 Biskupi膮 G贸rk膮, gdzie by艂y pami膮tki po umocnieniach miasta z XVII wieku. Ostro gna艂a przed siebie, wprost pod mostek na Mostowej. Tam wykona艂a ostry zwrot. Siedz膮cy za ni膮 Steve wylecia艂 w powietrze jak wystrzelony z procy. Zanurkowa艂 w trzciny. To by艂 chytry manewr. B臋d膮c sam jeden musia艂em podj膮膰 decyzj臋, czy 艣ciga膰 stosunkowo 艂atw膮 zdobycz, jak膮 by艂 oszo艂omiony Steve, czy goni膰 Danielle. Wybra艂em to drugie. Mia艂em nadziej臋, 偶e Micha艂 ju偶 czeka w zasadzce. Danielle ostro ruszy艂a w moim kierunku. Nasze skutery p臋dzi艂y wprost na siebie. Mia艂em zamiar w ostatniej chwili zrobi膰 unik i przeskoczy膰 na jej pojazd. Ona jakby wyczu艂a moje intencje, odchyli艂a si臋 w lew膮 stron臋, a mnie obla艂a fontanna wody. Musia艂em wykona膰 zakr臋t w w膮skim kanale. Danielle min臋艂a dop艂yw Mot艂awy i p艂yn臋艂a przed siebie obok bastion贸w Wilk i Wyskok, gdy z cienia wy艂oni艂 si臋 skuter Micha艂a. Krzykn膮艂em z rado艣ci na widok przyjaciela, kt贸ry by艂 zaledwie kilka metr贸w od uciekinierki. Odp艂yw Mot艂awy, kt贸rym teraz p艂yn臋li艣my przypomina z g贸ry wielki zygzak ze wzgl臋du na charakterystyczny kszta艂t bastion贸w. Potem min臋li艣my jeszcze trzy mosty, nim dotarli艣my na Martw膮 Wis艂臋. W tym czasie zr贸wna艂em si臋 z Micha艂em. Widz膮c, 偶e Danielle skr臋ca w lewo, Micha艂 krzykn膮艂 do mnie. - Ucieka do portu, do 揇iabolo"! - Nie da rady! - odkrzykn膮艂em wskazuj膮c ruchem g艂owy na zbli偶aj膮cy si臋 z naprzeciwka wodny patrol policji. Danielle troch臋 zaskoczy艂 widok policjant贸w i zamiast od razu skierowa膰 si臋 w prawo, w Kana艂 Kaszubski, pop艂yn臋艂a dalej Martw膮 Wis艂膮. - Rozdzielamy si臋 - zadecydowa艂 Micha艂 podp艂ywaj膮c do mnie. - Spotkajmy si臋 przy pomniku na Westerplatte. Przyjaciel znikn膮艂 wp艂ywaj膮c na Mot艂aw臋, w kierunku na Stare Miasto. Ja za to pop艂yn膮艂em wzd艂u偶 Nadbrze偶a Zdobywc贸w Ko艂obrzegu i zaczai艂em si臋 w mroku naprzeciwko Nadbrze偶a Chemik贸w. Po minucie, sto metr贸w przede mn膮 przemkn膮艂 skuter z Danielle, a kilkana艣cie metr贸w za ni膮 policyjna motor贸wka. W艂膮czy艂em niskie obroty i dyskretnie pod膮偶y艂em za nimi. 艢ledzi艂em po艣cig a偶 do okolic Twierdzy Wis艂ouj艣cie, wspania艂ego, troch臋 niedocenianego zabytku architektury obronnej. Policjanci w艂膮czyli reflektor i pr贸bowali prze艣wietli膰 przybrze偶ne krzaki. Przekrad艂em si臋 przy drugiej stronie brzegu. Potem przy Nadbrze偶u Mew zacumowa艂em skuter i zacz膮艂em przekrada膰 si臋 do lasu na Westerplatte. Zastanawia艂o mnie, jak Micha艂 chce si臋 tam dosta膰 i czemu wpad艂 na pomys艂 rozdzielenia si臋. Mia艂em o czym my艣le膰 le偶膮c w krzakach przy jednej z alejek. Siedzieli艣my w komendzie. Skowronek sapa艂 z w艣ciek艂o艣ci. Pirania co chwila dzwoni艂 do szpitala albo do oficera dy偶urnego. Olbrzym sklei艂 plastrem pogniecione oprawki i pr贸bowa艂 jako艣 dopasowa膰 powyginane miejsca do kszta艂tu nosa. - I co? - co chwila pyta艂 komisarz swego wsp贸艂pracownika. - Ten, co przytuli艂 si臋 do 艣mietnika, wci膮偶 nie mo偶e nawi膮za膰 kontaktu z rzeczywisto艣ci膮. Lekarze nie wykluczaj膮, 偶e symuluje. - A ten p艂ywak? - Zwia艂. - Babka? - Znikn臋艂a. - Daniec? - Ostatnio widzieli go na Martwej Wi艣le. Zadzwoni艂 m贸j telefon kom贸rkowy. Chwil臋 s艂ucha艂em meldunku i roz艂膮czy艂em si臋. - Moi panowie, czy nie zastanawia was, sk膮d ci z 揇iabolo" wiedzieli o dziewczynie i czego szukali u niej w domu? Gdzie jest teraz ta kobieta? - Panie Tomaszu, rozumiem pana trosk臋 o zdrowie pani Agaty, ale nikt do tej pory nie zg艂osi艂 faktu jej zagini臋cia. Nie mamy dowod贸w, 偶e w艂amywacze pochodzili z 揇iabolo", co by nam da艂o podstawy do ponownego wej艣cia na pok艂ad tego statku. Jestem przekonany, 偶e za spraw膮 w艂amania do niej kryj膮 si臋 Daniec i ten drugi. - Ten drugi to... - Olbrzym zamilk艂 pod wp艂ywem mojego gro藕nego spojrzenia. - Rozpozna艂e艣 tego drugiego chwata? - zainteresowa艂 si臋 Skowronek. - Ten drugi to kawa艂 draba - doko艅czy艂 Olbrzym. - Taaa... - Skowronek przeci膮gle spojrza艂 raz na mnie, drugi raz na dziennikarza. - Nie zastanawia pana fakt, 偶e Pawe艂 rzuci艂 si臋 na w艂amywaczy? - zapyta艂em komisarza. - To naturalne - orzek艂 Pirania. - Typowy przyk艂ad prymitywnych porachunk贸w mi臋dzy gangami... - Uprzed藕 lekarzy, 偶e jedziemy do tego pot艂uczonego! - krzykn膮艂 komisarz w kierunku Piranii. Po chwili jechali艣my samochodem policjant贸w do szpitala, gdzie le偶a艂 pod ochron膮 policyjnych wartownik贸w drab z 揇iabolo". Gdy mia艂em okazj臋 przyjrze膰 si臋 mu w jasnym 艣wietle, przypomnia艂em sobie, 偶e to jeden z rosyjskich bli藕niak贸w. Na nasz widok jego mina przybra艂a hardy wygl膮d. - Panie kolego - komisarz popatrzy艂 na Olbrzyma. - M贸g艂by pan skoczy膰 po kaw臋 dla nas wszystkich? Dziennikarz niech臋tnie wyszed艂 na korytarz. Pirania stan膮艂 w drzwiach i wypatrywa艂, czy nie nadchodz膮 lekarze. - Cze艣膰, Rusek - komisarz usiad艂 na szpitalnym 艂贸偶ku. Nieszcz臋艣liwie trafi艂 na brzuch chorego, kt贸ry j臋kn膮艂. - Sorry, nie chcia艂em - Skowronek poderwa艂 si臋 na r贸wne nogi. Po drodze jego notes nieopatrznie uderzy艂 w obanda偶owan膮 g艂ow臋 Rosjanina. Ten zawy艂 z b贸lu. - Na 艣mier膰 zapomnia艂em - przeprasza艂 Skowronek. - Lekarze m贸wili, 偶e nie ma z tob膮 kontaktu, a tu taka niespodzianka! Odczuwasz b贸l. To dobrze, bo to pierwszy krok do nawi膮zania kontaktu. O, jest kawa! - ucieszy艂 si臋 na widok Olbrzyma nios膮cego jednorazowe kubki z kaw膮. Wzi膮艂em swoj膮 kaw臋 i usiad艂em na brze偶ku pustego 艂贸偶ka w k膮cie. Olbrzym wyszed艂 na korytarz. Z zainteresowaniem ogl膮da艂em komedi臋 odgrywan膮 przez Skowronka. Komisarz wzi膮艂 do r臋ki kubek pe艂en wrz膮tku. - Patrz, jak mi si臋 r臋ce trz臋s膮 - d艂o艅 z kaw膮 przybli偶y艂 do oczu Rosjanina. - Zawsze tak jest, gdy widz臋 w艂amywacza. Przejd臋 za twoj膮 g艂ow臋, 偶eby kawa nie wyla艂a si臋 na szpitaln膮 ko艂derk臋. - Tak, panie komisarzu - przyzna艂 Pirania. - Musi pan poprawi膰 statystyki poparzonych podejrzanych. Rosjanin nerwowo ogl膮da艂 si臋 za siebie staraj膮c si臋 dojrze膰, co robi komisarz. Policjant sta艂 u wezg艂owia 艂贸偶ka i ze znudzon膮 min膮 zagl膮da艂 do kubka. Ciemny p艂yn dziwnie chlupota艂, a oczy Rosjanina stawa艂y si臋 ze strachu wielkie jak spodki. - Nie, nie mog臋 - Skowronek wyci膮gn膮艂 d艂o艅 nad g艂ow膮 pacjenta. - Pirania, we藕 to. Le偶膮cy aresztant pr贸bowa艂 niczym cudotw贸rca podtrzyma膰 wzrokiem kubek przed wy艣lizgni臋ciem si臋 z d艂oni komisarza. Pirania szed艂 niespiesznie, ale i tak w ostatniej chwili potkn膮艂 si臋 i zacz膮艂 lecie膰 na Rosjanina. Ten poderwa艂 si臋 z 艂贸偶ka. Skowronek wykaza艂 si臋 refleksem i zabra艂 naczynie z wrz膮tkiem znad g艂owy rannego. - Mamy cudowne ozdrowienie - stwierdzi艂. Rosjanin uspokoiwszy si臋, ponownie zrobi艂 zaci臋t膮 min臋. - 呕膮dam kontaktu z moim konsulatem - oznajmi艂. - Panie Tomaszu, pana nie by艂o przy tej rozmowie? - zapyta艂 mnie Skowronek. Domy艣la艂em si臋, do czego zmierza, wi臋c, 偶eby by膰 w zgodzie z sumieniem i nie szkodzi膰 w pracy komisarzowi, wyszed艂em. - Widzisz to? - s艂ysza艂em na odchodnym - To karta przyj臋cia do szpitala. Jest czysta, bo ciebie tu jeszcze nie ma. Bardzo lubi臋 si臋 z tutejszymi lekarzami... Le偶膮c w krzakach patrzy艂em na dwudziestopi臋ciometrowej wysoko艣ci Pomnik Obro艅c贸w Wybrze偶a. Wykonano go z 236 granitowych blok贸w i p艂yt o wadze od 2,5 do 12 ton. Znajdowa艂em si臋 przecie偶 na Westerplatte, miejscu, kt贸re ka偶demu Polakowi kojarzy si臋 z drug膮 wojn膮 艣wiatow膮. P贸艂wysep powsta艂 z po艂膮czenia mielizny nazywanej West Platte ze sta艂ym l膮dem przez piach nanoszony z nowego uj艣cia Wis艂y, kt贸re utworzy艂o si臋 po 1840 roku. Jednak ju偶 wcze艣niej odkryto strategiczne znaczenie tego miejsca, podobnie jak Twierdzy Wis艂ouj艣cie. Ju偶 w 1433 roku u dawnego uj艣cia Wis艂y wzniesiono wie偶臋 stra偶nicz膮, kt贸r膮 w 1562 roku obwiedzione ceglanym wie艅cem licz膮cym dwa pi臋tra z 27 armatami. Jedena艣cie lat p贸藕niej fortyfikacje rozbudowano o palisad臋 艂膮cz膮c膮 cztery blokhauzy. Na prze艂omie XVI i XVII wieku wybudowano twierdz臋 w kszta艂cie znanym dzisiaj, czyli czterech bastion贸w po艂膮czonych wa艂em ziemnym. Westerplatte znalaz艂o si臋 w polskich r臋kach po 1924 roku, kiedy to na mocy postanowienia Ligi Narod贸w sta艂o si臋 przystani膮 i magazynem do prze艂adunku importowanej broni. Ustalono wtedy limit osobowy za艂ogi: 2 oficer贸w, 20 podoficer贸w i 66 偶o艂nierzy. Przez ca艂y okres do wybuchu drugiej wojny 艣wiatowej Wojskowa Sk艂adnica Tranzytowa Westerplatte by艂a sol膮 w oku wrog贸w Polski, nazist贸w, kt贸rzy mieszkali w Gda艅sku. W chwili wybuchu wojny stacjonuj膮cy tu 偶o艂nierze wykazali si臋 niesamowitym bohaterstwem i ofiarno艣ci膮. Moje rozmy艣lania przerwa艂 delikatny szmer kamyk贸w poruszonych czyim艣 krokiem na 艣cie偶ce. Ca艂y czas pr贸bowa艂em nie patrze膰 w miejsca o艣wietlone przez latarnie, wi臋c m贸j wzrok by艂 oswojony z mrokiem. Z daleka rozpozna艂em sylwetk臋 Micha艂a. Lekko poruszy艂em ga艂膮zk膮 i m贸j przyjaciel usiad艂 obok mnie. - Jak? - zapyta艂. - Bez wi臋kszych problem贸w. Co robi艂e艣? - Udawa艂em, 偶e myl臋 pogo艅, ale chyba niepotrzebnie. Co z Danielle? - Uciek艂a. Micha艂 smutno pokiwa艂 g艂ow膮. - Zastanawia mnie, sk膮d ci z 揇iabolo" wiedzieli o Agacie - rzuci艂. - Wymy艣li艂e艣 co艣? - Pewnie. By艂y dwie mo偶liwo艣ci. Po pierwsze, 艣ledzili nas. Obaj by艣my to zauwa偶yli. Po drugie, to my sami zostawiali艣my 艣lady za sob膮. Chwil臋 poduma艂em i przyjrza艂em si臋 naszym piankom. Mia艂em wszyty w sztywnym ko艂nierzu chip z mikronadajnikiem. Na m贸j gust mogli nas 艣ledzi膰 z dystansu oko艂o dwudziestu kilometr贸w. Stoj膮c w gda艅skim porcie ci z 揇iabolo" mieli nas jak na patelni. Natychmiast sprawdzi艂em sw贸j ko艂nierz. Rzeczywi艣cie, w szwie by艂o urz膮dzenie opisane przez Micha艂a. - Zrobi艂em eksperyment i wrzuci艂em swoj膮 pluskw臋 do kosza na 艣mieci obok kawiarenki na D艂ugim Targu. Po dwudziestu minutach na miejscu pojawili si臋 trzej Rosjanie. Nim dobrze przyjrzeli si臋 t艂umowi wok贸艂 siebie, postara艂em si臋 znikn膮膰. D艂ugo tu jeste艣? Spojrza艂em na zegarek. - Dwie godziny. - Je艣li jeszcze ich tu nie ma, to znaczy, 偶e uznali, i偶 ty te偶 wykry艂e艣 chipa i wyrzuci艂e艣 go w odludnym miejscu. - Znaj膮c moje po艂o偶enie wiedz膮, dok膮d zmierzamy: do portu, czyli do nich. - Masz racj臋, czas ich odwiedzi膰. Masz jaki艣 plan? - Nie - przyzna艂em. - To oni porwali Agat臋 i musimy pom贸c tej biednej dziewczynie. - Jak my艣lisz, dlaczego zale偶y im na z艂apaniu nas? - Chc膮 przyst膮pi膰 do dzie艂a, a my, znaj膮c ich tajemnice, mo偶emy im przeszkodzi膰. Z ich strony to 艣rodek zapobiegawczy. Znalaz艂em Olbrzyma na korytarzu. - Czas na nas - powiedzia艂em do dziennikarza. - O co chodzi? Co b臋dziemy robi膰? - pyta艂 zdziwiony. - P贸藕niej, p贸藕niej - pop臋dza艂em. Szybko wyszli艣my na parking przed szpitalem. Zam贸wi艂em taks贸wk臋 i podjechali艣my pod Komend臋 Wojew贸dzk膮 Policji. Tam wsiedli艣my do Rosynanta. - Gnaj, ch艂opcze, na Westerplatte - rozkaza艂em. Olbrzym ju偶 o nic nie pyta艂. Z ulicy Okopowej skr臋cili艣my w lewo na Podwale, przejechali艣my przez mosty na Starej i Nowej Mot艂awie, na Martwej Wi艣le, by dosta膰 si臋 na ulic臋 majora Sucharskiego. Nie pozwoli艂em Olbrzymowi rozp臋dzi膰 si臋 za daleko i kaza艂em mu skr臋ci膰 do portu, pod budynek kapitanatu. - Zga艣 艣wiat艂a, przyczer艅 nasze auto - rozkaza艂em dziennikarzowi. Si臋gn膮艂em do skrytki i wyj膮艂em lornetk臋 z noktowizorem. Dok艂adnie widzia艂em kad艂ub 揇iabolo". Ca艂y obraz by艂 zielony, a 艣wiat艂a latarni tak ja艣nia艂y, 偶e a偶 k艂u艂y w oczy. Musia艂em wyregulowa膰 swoje urz膮dzenie. Zapad艂em si臋 w fotel i prowadzi艂em obserwacj臋. Olbrzym ostentacyjnie ziewa艂. - My艣la艂em, 偶e spraw臋 揇iabolo" mo偶na uzna膰 za zamkni臋t膮 - rzuci艂. - Wiesz, sk膮d byli ludzie, kt贸rzy w艂amali si臋 do mieszkania poszukiwanej przez nas kobiety? - Z 揇iabolo". I co? - Je偶eli ludzi z 揇iabolo" zainteresowa艂a pani Agata, kt贸ra w nie znany nam spos贸b zwi膮za艂a si臋 z Paw艂em i Micha艂em, to tu wkr贸tce ujrzymy naszych znajomych. Swoj膮 drog膮, ciekawe, co oni 艂aduj膮 na statek? Obserwuj ich. Wysiad艂em i trzymaj膮c si臋 cienia podszed艂em do starszego m臋偶czyzny w mundurze celnika. - Dobry wiecz贸r, panie Stefanie - odezwa艂em si臋 cicho. Sta艂em ko艂o podstawy ogromnego d藕wigu je偶d偶膮cego na szynach. Pi臋膰dziesi膮t metr贸w ode mnie sta艂y dwie ci臋偶ar贸wki, z kt贸rych d藕wig 揇iabolo" 艂adowa艂 skrzynie do 艂adowni statku. Zawo艂any przeze mnie celnik zaskoczony a偶 podskoczy艂 na d藕wi臋k mojego g艂osu. - Poznaje mnie pan? - zagadn膮艂em go. - No jak偶e, panie Tomaszu! - odpowiedzia艂 przygl膮daj膮c mi si臋 kilka sekund. - Panie Stefanie, prosz臋 ciszej. - Chod藕my, panie Tomaszu... - A za艂adunek? - Im i tak nic nie zrobimy, w papierach maj膮 wszystko w porz膮dku. Celnik poprowadzi艂 mnie w k膮t, mi臋dzy wielkie pud艂a kontener贸w. - Ile to lat? - zagadn膮艂. - Chyba dwadzie艣cia, jak pan robi艂 wyk艂ad dla grupy m艂odych celnik贸w. Ale prosz臋 powiedzie膰, co pana sprowadza tu i to w takiej konspiracji? Nie pomy艣la艂bym, 偶e pan wci膮偶 na tropie handlarzy i z艂odziei dzie艂 sztuki. - Jeszcze nie wyszkoli艂em dostatecznie m艂odych kadr. Interesuje mnie 揇iabolo". Celnik cicho roze艣mia艂 si臋. - Panie Tomaszu, wszyscy si臋 nimi interesuj膮: Stra偶 Graniczna, Policja, Urz膮d Ochrony Pa艅stwa, a kto艣 z Centralnego Biura 艢ledczego nas艂a艂 nawet kontrol臋 weterynaryjn膮. Nie wspomn臋 dw贸ch takich tajemniczych magik贸w... Szybko opisa艂em Paw艂a i Micha艂a pytaj膮c, czy to nie oni. - Nie, ci byli ubrani jak z 偶urnala. Wygl膮dali jak biznesmeni i zachowywali si臋 jak James Bond - odpowiedzia艂. - Co teraz 艂aduj膮 na 揇iabolo"? - Przesy艂k臋 z W艂och: jakie艣 najlepsze i najnowsze modele palnik贸w oraz g贸rnicze 艂adunki wybuchowe. Maj膮 pozwolenia... Ju偶 wiedzia艂em, co planuje za艂oga Sebediana. Podzi臋kowa艂em celnikowi za pomoc i wr贸ci艂em do Rosynanta. - Panie Tomaszu! - podekscytowany Olbrzym poda艂 mi lornetk臋. - Wo艂amy Skowronka? Przyjrza艂em si臋 uwa偶nie miejscu, kt贸re wskazywa艂 mi dziennikarz. - Jeszcze nie - odpowiedzia艂em. ROZDZIA艁 CZTERNASTY PLANY SEBEDIANA WYPRAWA DO 揟ROPICO" DYSKOTEKA NA 艢RODKU ZATOKI PUCKIEJ SZUKAMY AGATY KAWALERIA WYRUSZA DO PETERA Nikomu nie polecam k膮pieli w basenie portowym. Mimo surowych norm ekologicznych dotycz膮cych statk贸w woda jest zabrudzona niewielkimi plamami oleju, lakier贸w i innych r贸wnie urokliwych 艣rodk贸w chemicznych. Mimo to zaryzykowali艣my k膮piel. Postanowili艣my dosta膰 si臋 na pok艂ad 揇iabolo" klasycznie, czyli po 艂a艅cuchu kotwicznym. I tu niespodzianka. Zawsze czyta艂em w ksi膮偶kach, 偶e to tak hop-siup, ale niestety nie da艂em rady. Micha艂 spr贸bowa艂 i pewnie wszed艂by, gdyby nie to, 偶e tu偶 ko艂o naszych g艂贸w wyl膮dowa艂 niedopa艂ek papierosa rzucony przez wartownika stoj膮cego przy kluzie. Przep艂yn臋li艣my dooko艂a dziobu w stron臋 nadbrze偶a i zobaczyli艣my za艂adunek skrzy艅 na statek. Spojrzeli艣my na siebie. Micha艂 da艂 znak do odwrotu. Wr贸cili艣my do zacisznego k膮cika, gdzie zostawili艣my nasze ubrania. Przebrali艣my si臋 z pianek. - Co robimy? - zapyta艂 Micha艂. Rozgl膮da艂em si臋 na wszystkie strony. Ponad nami wisia艂y ramiona d藕wig贸w portowych. Jedno z nich zwisa艂o nad 揇iabolo". Pomi臋dzy hakiem a dachem najwy偶szej nadbud贸wki statku by艂o dziesi臋膰 metr贸w r贸偶nicy. Micha艂 widz膮c moje spojrzenie przecz膮co pokr臋ci艂 g艂ow膮. - Skok to po艂amane ko艣ci i 艂omot na ca艂y port - stwierdzi艂. - Nawet jakby艣my mieli lin臋, to jedno spojrzenie rozmarzonego marynarza zapatrzonego w niebo i po nas. Podkradli艣my si臋 w pobli偶e miejsca za艂adunku. Le偶eli艣my na kontenerze i patrzyli艣my na 揇iabolo" jak dziecko na s艂odycze niedost臋pne za szyb膮 sklepu. Wtedy pod nami zatrzyma艂 si臋 mercedes najwy偶szej klasy i wysiad艂 z niego Sebedian. Zapali艂 cygaro i zadowolony patrzy艂, jak ostatnia skrzynia w臋druje do 艂adowni. Podszed艂 do niego Jerzy Batura, kt贸ry sta艂 przy grupie doker贸w. - Wszystko w porz膮dku? - zapyta艂 Sebedian. - W jak najlepszym. Dziewczyna przem贸wi艂a? - Jeszcze nie. S艂ysz膮c te s艂owa ma艂o nie zeskoczy艂em na d贸艂. Potwierdzi艂y si臋 nasze podejrzenia, 偶e to te bydlaki porwa艂y Agat臋. - Daniec i ten drugi nie pojawili si臋? - dopytywa艂 si臋 Sebedian. - Jeszcze nie, ale to chyba kwestia czasu. - Nie czekajcie na nich. By膰 mo偶e teraz le偶膮 na kt贸rym艣 kontenerze i nas pods艂uchuj膮. Wiedz膮, 偶e j膮 mamy, wi臋c sami nas znajd膮. Musimy si臋 spieszy膰. Iwan jest w r臋kach policji, mo偶e zacznie 艣piewa膰. - Jasne. Jak pana znajdziemy? - Danielle b臋dzie wiedzia艂a. B臋d臋 nocowa艂 w Juracie, musz臋 jeszcze porozmawia膰 z Rosjanami. Sebedian wsiad艂 do samochodu. Kierowca zapali艂 silnik i mercedes odjecha艂. Przez moment jego reflektory o艣wietli艂y parking, gdzie w艣r贸d wielu innych aut rozpozna艂em znajomy kszta艂t Rosynanta. Cicho wycofali艣my si臋 do ciemnego k膮cika. - Jurata! - rzuci艂em stanowczo. - Musimy si臋 tam dosta膰. Je艣li tam b臋dzie Sebedian, to dowiemy si臋 od niego, gdzie jest Agata. - Znowu kupisz bilety na poci膮g? - zakpi艂 Micha艂. - Nie, wr贸cimy do mieszkania Agaty. Wydostali艣my si臋 z terenu portu. Po drodze poinformowa艂em Micha艂a, 偶e widzia艂em Rosynanta. - Tw贸j szef jest uparty i ju偶 ci臋 dogoni艂 - powiedzia艂. Wsiedli艣my do autobusu jad膮cego do centrum Gda艅ska. U kierowcy kupili艣my bilety i po p贸艂godzinie byli艣my o kwadrans drogi od kamienicy i mieszkania Agaty. Gdy byli艣my ju偶 blisko, sprawdzili艣my teren szukaj膮c zasadzki policjant贸w lub ludzi z 揇iabolo". Niczego jednak nie zauwa偶yli艣my. Drzwi do budynku zastali艣my niedomkni臋te, wi臋c po z艂amaniu plomb policyjnych weszli艣my do mieszkania. Panowa艂 tam niesamowity ba艂agan. Kluczyki do samochodu i dokumenty znalaz艂em tam gdzie my艣la艂em, czyli w torebce Agaty. - Czego oni szukali? - dziwi艂 si臋 Micha艂 patrz膮c na ksi膮偶ki zrzucone z p贸艂ek, powywalan膮 z szuflad bielizn臋. - Pewnie wspomnie艅 dziadka Agaty. Chod藕, jedziemy. Po minucie siedzieli艣my w aucie Agaty i wyje偶d偶ali艣my w kierunku Juraty. Nocna jazda by艂a chwil膮 przyjemno艣ci w czasie tego emocjonuj膮cego dnia. Puste ulice Tr贸jmiasta pozwala艂y rozp臋dzi膰 si臋, a za miastem mogli艣my ju偶 p臋dzi膰 wciskaj膮c gaz do dechy. Na miejscu byli艣my po godzinie. Zajechali艣my na parking hotelu 揃ryza". Tam zostawili艣my auto Agaty. Po drodze przygl膮dali艣my si臋 parkingom przed hotelami na trasie wypatruj膮c samochodu Sebediana. Okaza艂o si臋, 偶e jednak przeczucie nas nie myli艂o i nasz przeciwnik zatrzyma艂 si臋 w艂a艣nie w 揃ryzie". Przeszli艣my do recepcji. - Przepraszam bardzo - Micha艂 odezwa艂 si臋 po angielsku. - W kt贸rym pokoju zatrzyma艂 si臋 nasz przyjaciel, Mister Sebedian. Um贸wili艣my si臋 tutaj, ale chcieliby艣my mu zrobi膰 niespodziank臋... Profesjonalna ch臋膰 ochrony informacji o kliencie topnia艂a jak l贸d na s艂o艅cu pod wp艂ywem spojrzenia mojego przyjaciela. - Mister Sebedian jest teraz w restauracji - us艂yszeli艣my. - Postanowi艂 nie zatrzymywa膰 si臋 na t臋 noc w hotelu. Zatrzymali艣my si臋 przed oszklonymi drzwiami do restauracji na pierwszym pi臋trze. Sebedian siedzia艂 przy stoliku, przy samym oknie z widokiem na morze. Rozmawia艂 z dwoma m臋偶czyznami. Zapewne tymi Rosjanami, o kt贸rych wspomina艂 Baturze. - Wiele bym da艂, 偶eby dowiedzie膰 si臋, o czym rozmawiaj膮 - mrukn膮艂em. - A ja wi臋cej, 偶eby zosta膰 z Sebedianem sam na sam - rzuci艂 Micha艂. - Musimy dowiedzie膰 si臋, gdzie trzymaj膮 Agat臋. - Chod藕 - poci膮gn膮艂em Micha艂a za r臋kaw. - Nie mo偶emy tu sta膰, bo Sebedian wezwie ochron臋 twierdz膮c, 偶e go 艣ledzimy, a do tego policj臋, bo przecie偶 jestem poszukiwany. - Mam pomys艂 - Micha艂 u艣miechn膮艂 si臋. Poprowadzi艂 mnie na dziedziniec hotelu. Stan臋li艣my w miejscu, sk膮d Sebedian doskonale nas widzia艂. Rzeczywi艣cie, po minucie zauwa偶y艂 nas i przygl膮da艂 si臋 nam. Co艣 powiedzia艂 Rosjanom, a ci r贸wnie偶 na nas popatrzyli. Pomachali艣my do nich w ge艣cie pozdrowienia. Sebedian si臋gn膮艂 po telefon kom贸rkowy, a Rosjanie wstali i natychmiast wyszli. - Idziemy za Rosjanami? - zapyta艂em Micha艂a. - Nie ma potrzeby - odpowiedzia艂. Z hotelu wyszli rozm贸wcy Sebediana i zbli偶yli si臋 do nas. - Georgij Pawlinskij - przedstawi艂 si臋 m艂odszy i lepiej ubrany. - Pan Daniec? - Tak - odpowiedzia艂em. - Pozna艂em pana szefa. - Kt贸rego? By艂ego czy niedawnego - m贸wi膮c te s艂owa wymownie spojrza艂em w kierunku Sebediana. - Obu. Jakie by艂y przyczyny waszych rozsta艅? - Pieni膮dze. - Niedobrze, gdy m艂ody cz艂owiek my艣li tylko o pieni膮dzach. - Czemu pan prawi mi mora艂y? - Bo wszed艂 pan do gry, kt贸ra pana przerasta. - Na razie tak nie uwa偶am. - Nie ma pan pracy, jest pan cz艂owiekiem poza prawem. Mam wymienia膰 dalej? - Ma pan dla mnie propozycj臋 pracy? - Nie. Z koleg膮 stanowimy co艣 w rodzaju komitetu obserwacyjnego. Je艣li jest pan tym cz艂owiekiem, za kt贸rego pana uwa偶am, to powinien pan skupi膰 si臋 na poszukiwaniu okr臋tu podwodnego U-2331. - Czemu? Rosjanin nie odpowiedzia艂, tylko u艣miechn膮艂 si臋 s艂ysz膮c syreny radiowoz贸w. Natychmiast poj膮艂em, 偶e ten Pawlinskij mia艂 mnie tylko zatrzyma膰 na miejscu jak najd艂u偶ej. Z Micha艂em wybiegli艣my na deptak Juraty. Wskoczyli艣my do lasu i przyczaili艣my si臋. Przed hotel podjecha艂y dwa patrole i z samochod贸w wysiad艂o czterech policjant贸w. Bez s艂owa pobiegli艣my w stron臋 tor贸w. Zaniepokoi艂 nas odg艂os kolejnych syren. Biegiem pokonali艣my kilkaset metr贸w do mola z widokiem na Zatok臋 Puck膮. Sta艂o tam kilkoro m艂odych ludzi. - Wy do 揟ropico"? - zada艂 nam pytanie m艂odzieniec w spodniach z niskim krokiem, w czapeczce na bakier i kraciastej koszuli. - Tak - odpowiedzia艂em, rozgl膮daj膮c si臋 nerwowo w poszukiwaniu drogi ucieczki. - Macie zaproszenia? Wtedy w mojej pami臋ci otworzy艂a si臋 male艅ka klapka. Si臋gn膮艂em do kieszeni, gdzie ukry艂em wizyt贸wk臋 dyskoteki znalezion膮 w ubraniu m艂odzie偶y ukrywaj膮cej si臋 w Mysiej Wie偶y ko艂o Helu. - Spoko - orzek艂 bileter. - 艁贸dka b臋dzie za par臋 minut. Tak jak powiedzia艂, wkr贸tce na wodzie ujrzeli艣my ciemny kad艂ub starego kutra rybackiego. Podp艂yn膮艂 on do g艂贸wki mola i nie cumuj膮c zatrzyma艂 si臋 w艂膮czaj膮c bieg ja艂owy. Grupka pasa偶er贸w, w tym i my, przeskoczy艂a na pok艂ad kutra. Z daleka widzieli艣my oczka latarek policjant贸w przeczesuj膮cych Jurat臋. Usiedli艣my na rufie i patrzyli艣my na miasteczko. Kuter mozolnie przecina艂 dziobem fale p艂yn膮c w kierunku majacz膮cej w mroku budowli wystaj膮cej z wody. Po wodzie ni贸s艂 si臋 odg艂os rytm贸w muzyki techno. Z bliska to co艣 okaza艂o si臋 trzypi臋trow膮 wie偶膮 z betonu. Kuter przycumowa艂 przy pomo艣cie z pustych beczek. Weszli艣my do 艣rodka przez ci臋偶kie metalowe drzwi. - Co to jest? - dziwi艂 si臋 Micha艂 ciekawie ogl膮daj膮c wszystko. - Niemcy w czasie wojny wznie艣li dwie wie偶e na wodach zatoki Puckiej. Pomi臋dzy nimi rozci膮gni臋to siatk臋, w kt贸r膮 mia艂y wpada膰 torpedy testowane przez Kriegsmarine. Ka偶da torpeda nim trafi艂a na pok艂ad okr臋tu podwodnego, by艂a testowana, wystrzeliwana bez 艂adunku wybuchowego. Teraz znale藕li艣my si臋 w 艣rodku trzypi臋trowej dyskoteki. Parter by艂 ogromnym barkiem, z wy偶szych pi臋ter dochodzi艂 odg艂os muzyki. Panowa艂 tu p贸艂mrok i wielki k艂膮b dymu papierosowego drgaj膮cego do rytmu bij膮cego w nas z wszechobecnych g艂o艣nik贸w. - Chcecie spr贸bowa膰 czego艣 ekscytuj膮cego? - zagadn膮艂 nas ch艂opak w dresie i bluzie z kapturem. - Spadaj, szukaj frajer贸w gdzie indziej - wysycza艂 Micha艂. - Wrzu膰 luz, kole艣 - ch艂opaczek nie dawa艂 spokoju. - A jak nie? - Mam kos臋 w kieszeni, jak si臋 b臋dziesz rzuca艂, to si臋 z ni膮 o偶enisz - mrukn膮艂 m艂odzieniec. Po chwili jego nogi dynda艂y w powietrzu. Micha艂 g艂臋boko spojrza艂 w oczy m艂odzie艅ca. - Sp艂y艅! - Micha艂 wyrzuci艂 m艂odzie艅ca przez wci膮偶 otwarte drzwi, a z zewn膮trz dobieg艂 nas chlupot wody. W sali zapanowa艂a cisza. Wszyscy patrzyli na nas. Udali艣my, 偶e nie widzimy tych spojrze艅 i podeszli艣my do baru. - Piwko? - zapyta艂 barman. - Nie, dwa soczki - odpowiedzia艂em. - Jeste艣cie gliny? - Prowadzimy zdrowy tryb 偶ycia. - Nie 艣ciemniaj. - Bolo, daj panom spok贸j - za naszymi plecami odezwa艂 si臋 m臋ski g艂os. Odwr贸cili艣my si臋. Przed nami sta艂 szczup艂y, 艣redniego wzrostu trzydziestolatek z d艂ugimi czarnymi w艂osami zwi膮zanymi w kucyk. By艂 ubrany w bia艂y garnitur, a w butonierce mia艂 czerwone r贸偶臋. W d艂oni trzyma艂 czarn膮 laseczk臋 z g艂贸wk膮 z masy per艂owej, a na nosie spoczywa艂y okulary przeciws艂oneczne o okr膮g艂ych, czarnych szk艂ach. - Jestem Peter - przedstawi艂 si臋. - Dzi臋kuj臋 za pomoc w wygnaniu tego kolesia. Staramy si臋, 偶eby nasz lokal by艂 czysty od tego paskudztwa. - Polecam si臋 na przysz艂o艣膰 - odpowiedzia艂 Micha艂. - Co mog臋 zrobi膰, 偶eby艣cie st膮d znikn臋li? Zamarli艣my zadziwieni bezpo艣rednio艣ci膮 propozycji. - Szukamy informacji - powiedzia艂em. - Wi臋c jeste艣cie gliny. - Nie. - Powiedzmy, 偶e wam wierz臋. Co chcecie wiedzie膰? - Szukamy pewnej m艂odej kobiety. Peter przygl膮da艂 nam si臋 chwil臋. - Chod藕cie za mn膮 - rzek艂. Wspinali艣my si臋 za nim po betonowych schodach, przez dwa poziomy dyskoteki, na dach budynku. Peter jednym spojrzeniem przegna艂 na d贸艂 zakochane pary m艂odzie偶y, kt贸re wybra艂y sobie to romantyczne miejsce na schadzk臋. - To was szukaj膮 gliny - orzek艂 przygl膮daj膮c si臋 nam. - Musicie by膰 cool go艣cie, skoro smerfy robi膮 wok贸艂 was takie zamieszanie. To czadzik, jak w 撆歝iganym" z Harrisonem Fordem. - Czadzik - przyzna艂em. - Szukamy 艂adnej, m艂odej kobiety o... - zacz膮艂 Micha艂. - Chcesz, poznam ci臋 z paroma dziewczynami, mo偶e kt贸rej艣 wpadniesz w oko. - S艂uchaj, Peter - wtr膮ci艂em si臋 - to wszystko co si臋 dzieje wok贸艂 nas, to - m贸wi膮c twoim j臋zykiem - 艣ciema. Nie jest tak, jak m贸wi policja. Ta kobieta zosta艂a porwana przez z艂ych ludzi, bo przypadkiem spotka艂a nas na swojej drodze. - Powiedzmy, 偶e wiem, gdzie ona jest... Co z tego b臋d臋 mia艂, 偶e wam powiem? - Zaraz zejd臋 na d贸艂 - o艣wiadczy艂 Micha艂. - Mo偶esz wezwa膰 policj臋, ale oni przyp艂yn膮 za p贸藕no. Pomy艣l, czy jest tu kto艣, kto stawi nam czo艂a. On - wskaza艂 mnie - jest tak samo dobry jak ja. Sam go uczy艂em. - Kim wy jeste艣cie? Terminator i Rambo? - M贸w - poprosi艂em. - P贸艂 kilometra st膮d jest druga taka sama wie偶a - opowiada艂 Peter. - Zawsze mog艂em tam zrobi膰 sobie magazyn na r贸偶ne rzeczy. Dzi艣 wieczorem przyp艂yn膮艂 tam du偶y jacht z pi臋cioma osi艂kami. Powiedzieli, 偶e na razie zajmuj膮 obiekt na dwa dni. Nim odp艂yn膮艂em stamt膮d, widzia艂em, jak wprowadzali do budynku jak膮艣 babk臋. - Ci kolesie byli uzbrojeni? - Chyba tak. - Czy przewozili dziewczyn臋 gdzie indziej? - Nie wiem. Odeszli艣my na drugi koniec stropu. - We dw贸ch nie damy rady - stwierdzi艂em. - Trudno, trzeba wezwa膰 kawaleri臋 - przyzna艂 Micha艂. - Jak ich przekonamy? - Powiemy prawd臋. Spojrza艂em na Petera. - Nim znikniemy na dobre, poprosimy jeszcze o par臋 drobiazg贸w - u艣miechn膮艂em si臋 do niego. Micha艂 i Pawe艂 zaczajeni w wodzie obserwowali za艂adunek. Zrobi艂em zbli偶enie na twarz swego by艂ego pracownika. Po paru minutach obaj znikn臋li w mroku. Odczeka艂em, a偶 na 揇iabolo" sko艅cz膮 prac臋. Widzia艂em, jak przyjecha艂 Sebedian i rozmawia艂 z Batur膮. Po godzinie statek odcumowa艂. - Jedziemy - rzuci艂em do przysypiaj膮cego Olbrzyma. - Dok膮d? - zapyta艂 ziewaj膮c. - Na komend臋, do Skowronka. Wr贸cili艣my do biura policjant贸w. Pirania spa艂 z g艂ow膮 na biurku, a Skowronek zawzi臋cie gra艂 w wy艣cigi samochodowe na Playstation. - Po偶yczam od syna na d艂ugie zimowe wieczory - wyt艂umaczy艂 nam, nie odrywaj膮c wzroku od ekranu telewizora. - Rosjanin co艣 powiedzia艂? - zagadn膮艂em. - Owszem, 偶e nic nie wie, ani o Agacie, ani o w艂amaniu. Powiem panu, 偶e pana przyjaciele odwiedzili dom tej pani. Wys艂a艂em tam nasz膮 ekip臋, 偶eby dobrze obejrzeli mieszkanie jeszcze raz. Moi ch艂opcy ujrzeli zerwane plomby. Wed艂ug s膮siada kto艣 tam by艂, ale bardzo kr贸tko. Oczywi艣cie nie interweniowa艂 ani nie wzywa艂 policji, bo my艣la艂, 偶e oni to my. Samo 偶ycie. - Czy i ja mog臋 obejrze膰 mieszkanie tej pani? - poprosi艂em. - My艣li pan, 偶e znajdzie co艣, czego pana poprzednicy nie odkryli? Znaj膮c pana umiej臋tno艣ci pewnie by tak by艂o, ale wydarzenia nabieraj膮 dziwnego tempa. Tego Da艅ca z kumplem widziano w Juracie, przed hotelem 揃ryza". 呕yczliwy informator dzwoni艂 do nas z telefonu kom贸rkowego my艣l膮c, 偶e nie odkryjemy, kto dzwoni. My jednak to potrafimy. Ot贸偶 tym uprzejmym, lojalnym obywatelem by艂 Mister Sebedian. Wed艂ug naszych ludzi, kt贸rzy rozmawiali z personelem hotelu, Sebedian jad艂 p贸藕n膮 kolacj臋 z dwoma Rosjanami. Rozmawiali po rosyjsku. Jak pan si臋 domy艣la, to byli ci sami ludzie co w Pucku. Patrole nie schwyta艂y Da艅ca i tego drugiego. Zapadli si臋 jak pod ziemi臋. - A Sebedian? - Jego w贸z widziano przy molo w Juracie i tyle. Nikt si臋 nim specjalnie nie interesowa艂, bo wszyscy szukali Da艅ca. - Chyba niezbyt gorliwie, skoro Daniec zwia艂 - orzek艂 Olbrzym. Zdenerwowany tym stwierdzeniem Skowronek obr贸ci艂 si臋 do nas. W tym czasie jego pojazd uderzy艂 o band臋 toru wy艣cigowego. - M艂ody cz艂owieku - zacz膮艂 komisarz - nie b臋dziesz nas uczy艂 roboty policyjnej. Daniec musia艂by umie膰 lata膰, 偶eby tej nocy uciec z Juraty. Pewnie siedzi jak zaj膮c pod jakim艣 krzaczkiem i z l臋kiem oczekuje 艣witu. Z obu stron miasteczka zrobili艣my kordon stra偶y taki, 偶e nawet mysz si臋 nie prze艣li藕nie. W czasie tej przemowy sta艂em przed map膮 Tr贸jmiasta, P贸艂wyspu Helskiego i Zatoki Puckiej rozwieszon膮 na 艣cianie. Przypomnia艂 mi si臋 pewien szczeg贸艂. - Wspomina艂 pan o lataniu. Czy jaki艣 helikopter startowa艂 z P贸艂wyspu Helskiego? - zapyta艂em komisarza. - Sk膮d偶e! - zaprzeczy艂. - Czy, pana zdaniem, mogli ukry膰 si臋 u kogo艣 w Juracie? - Nie. Chyba, 偶e w pustym o tej porze roku domku, ale nie s膮dz臋. - Czy mogli z Juraty gdzie艣 odp艂yn膮膰? - Czym? Dok膮d? Zreszt膮 tam nie zawijaj膮 偶adne statki. - Co tutaj jest? - pyta艂em wskazuj膮c na dwie budowle zaznaczone na mapie w艣r贸d w贸d Zatoki Puckiej. Skowronek wsta艂 i podszed艂 do mnie. Zmru偶y艂 oczy patrz膮c na map臋. - A, to! - lekcewa偶膮co machn膮艂 r臋k膮. - To dyskoteka Petera. Wzi膮艂 to co艣 od wojska w dzier偶aw臋. To kupy betonu po艣rodku wody. Z tego co wiem, wst臋p tam maj膮 tylko ludzie zaufani, z zaproszeniami. - Jak si臋 tam dostaj膮? - nie dawa艂em spokoju. - Pirania! Pobudka, komornik do ciebie! - komisarz tr膮ci艂 rami臋 艣pi膮cego wsp贸艂pracownika. - Co? Telewizora ju偶 dawno nie mam - mamrota艂 Pirania przecieraj膮c zaspane oczy. - Szefie, chce mnie pan przyprawi膰 o zawa艂? - Jak dostaj膮 si臋 ludzie do dyskoteki Petera? - Kutrem z W艂adys艂awowa, Jastarni albo Juraty. Skowronek zaduma艂 si臋 i powoli kiwa艂 g艂ow膮 patrz膮c mi w oczy. - Uparciuch z pana - powiedzia艂 po chwili. - Ten pa艅ski Daniec m贸g艂by wyci膮膰 taki numer i ukry膰 si臋 u Petera. Niestety, mamy ma艂y problem. Nie mamy czym tam dop艂yn膮膰. Ch艂opcy ze Stra偶y Granicznej maj膮 jak膮艣 akcj臋 przy rosyjskiej granicy. Mog臋 jedynie wie偶e obserwacyjne z radarmi poprosi膰, 偶eby obserwowali ruch przy dyskotece Petera, a l膮dem wy艣lemy po艣cig. - Nie trzeba - uspokoi艂em go. - Czy ten Peter jest niebezpieczny? - Oby wszyscy w艂a艣ciciele dyskotek byli tacy jak on - wtr膮ci艂 Pirania. - Dobrze, to poprosz臋 o dost臋p do radia. - Panie Tomaszu, co pan kombinuje? - komisarz przygl膮da艂 mi si臋 podejrzliwie. - Mam swoje znajomo艣ci - o艣wiadczy艂em z dum膮. ROZDZIA艁 PI臉TNASTY WZYWAM KUTER WERNERA ODS艁ANIAMY KARTY LOT NA PARALOTNI PO艢CIG ZA 揊ILADELFI膭" OKO W OKO Z BATUR膭 SZANTA呕 SEBEDIANA PODWODNA DETONACJA Transowe rytmy og艂usza艂y. Betonowe 艣ciany nabiera艂y zupe艂nie nowych barw w 艣wietle migaj膮cych reflektor贸w i stroboskop贸w. DJ za konsolet膮 sta艂 i co chwila zmienia艂 p艂yty. - Kochani! - zawodzi艂. - Dzi艣 dajemy wielk膮 bani臋 do rana. Mo偶ecie ta艅czy膰, 艣wirowa膰 i 偶y膰. Uno, duo, tres, quatro... i jedziemy! T艂um tancerzy wygina艂 si臋, w powietrzu falowa艂y r臋ce i d艂ugie w艂osy dziewczyn. Byli艣my w tym 艣rodowisku jak relikty przesz艂o艣ci, stoj膮c jak ko艂ki przy 艣cianie. Micha艂 przynajmniej mia艂 zabaw臋 przygl膮daj膮c si臋 przedstawicielkom p艂ci pi臋knej, a moje my艣li zaprz膮ta艂o co艣 zupe艂nie innego. Po kilkunastu minutach pojawi艂 si臋 Peter. Skin膮艂 na nas r臋k膮 i ponownie wyszli艣my na dach. - Tak jak przeczuwali艣cie, Jurata a偶 p臋ka w szwach od glin - raportowa艂. - Kumpel z woja m贸wi艂, 偶e maj膮 prikaz, 偶eby mie膰 na nas oko. Maj膮 meldowa膰 do Gda艅ska, je艣li kto艣 od nas wyp艂ynie. Podobno jedzie tu jaki艣 Columbo. Jednym s艂owem, b臋d臋 mia艂 nalot, co zniszczy moj膮 reputacj臋... - Nie j臋cz - Micha艂 odchyli艂 po艂臋 bluzy ukazuj膮c w ten spos贸b kolb臋 pistoletu. - Wiesz, co tu b臋dzie si臋 dzia艂o, jak oni przyp艂yn膮, a my wci膮偶 tu b臋dziemy? Peter podrapa艂 si臋 po g艂owie. - Domy艣lam si臋, sercem jestem z wami - gor膮co nas zapewnia艂. - Dlatego mam pewien pomys艂, cho膰 przyznam, 偶e szalony, ale wiatry powinny wam sprzyja膰. Zeszli艣my na pomost, przy kt贸rym cumowa艂 kuter dowo偶膮cy klient贸w dyskoteki. By艂y tam te偶 dwa kilkumetrowe jachty motorowe i jedna motor贸wka o smuk艂ej, sportowej linii. Na jej rufie znajdowa艂y si臋 cztery du偶e doczepiane silniki. Peter zszed艂 do jej kokpitu i poda艂 nam dwa plecaki z uprz臋偶ami. - Tutaj b臋dzie wam wygodniej to za艂o偶y膰 - wyja艣ni艂. Przyjrza艂em si臋 plecakowi i ju偶 domy艣li艂em si臋, co nas czeka. Po minie Micha艂a widzia艂em, 偶e on te偶 mia艂 pietra. Usiedli艣my na brzegu pomostu. - Mam tylko takie - rzek艂 Peter rzucaj膮c obok nas pod艂u偶ne przedmioty. - Powiedz jeszcze, czy zadzwoni艂e艣? - zapyta艂em. - Tak. - Powiedzia艂e艣 prawd臋? Tak jak prosili艣my. - Calusie艅k膮. Po偶egna艂em Olbrzyma, kt贸ry odwi贸z艂 mnie, komisarza i Pirani臋 na nadbrze偶e. Dziennikarz mia艂 pojecha膰 Rosynantem na Hel i tam czeka膰 na sygna艂 od nas. Podejrzewa艂em, 偶e samoch贸d mo偶e nam si臋 tam przyda膰. - Gdzie ta pana niespodzianka? - dopytywa艂 si臋 Skowronek. - Ju偶 p艂ynie - odpowiedzia艂em poznaj膮c znajomy kszta艂t p艂yn膮cy na kanale Starej Mot艂awy. - Zmie艣cimy si臋 wszyscy? - policjant ruchem g艂owy wskaza艂 na o艣mioosobow膮 sekcj臋 policjant贸w z licznymi tobo艂kami. - Jestem przekonany, 偶e tak. - Ufa pan swojemu informatorowi? - Teraz ju偶 tak. - Dlaczego? - Poda艂 has艂o. Skowronek spojrza艂 na mnie jak na wariata i zamilk艂. Podejrzewa艂em, 偶e 偶a艂owa艂, i偶 da艂 si臋 wci膮gn膮膰 w t臋 afer臋. Kuter Wernera zwolni艂, za jego ruf膮 zakot艂owa艂a si臋 woda i okr臋t zatrzyma艂 si臋 p贸艂 metra od brzegu. Johann wyszed艂 na pok艂ad i rzuci艂 nam cum臋. Gestem zaprosi艂 nas do 艣rodka. Weszli艣my do ster贸wki. Oddzia艂 szturmowy gda艅skiej policji ulokowa艂 si臋 w mesie. Skowronek z podziwem ogl膮da艂 wyposa偶enie kutra. - Przyda艂by si臋 nam taki - Pirania g艂o艣no wyrazi艂 to, co mo偶na by艂o wyczyta膰 w spojrzeniu komisarza. - Przyjdzie czas, m艂ody. Zobaczysz - mrucza艂 Skowronek. Bez problem贸w wyp艂yn臋li艣my na wody Zatoki Puckiej. Zaprosi艂em Wernera na g贸rny pok艂ad. W ch艂odzie nocy postawili艣my ko艂nierze naszych kurtek. - O co chodzi, Tomaszu? - zapyta艂 Werner. - Nie jeste艣 ze mn膮 szczery - odpowiedzia艂em. Niemiec zrobi艂 zdziwion膮 min臋. - Georgij Pawlinskij i doktor Aleksy Suworow. M贸wi膮 ci co艣 te nazwiska? Werner waha艂 si臋, co odpowiedzie膰. Jego uczucia widzia艂em na twarzy jak na ekranie monitora. On dostrzeg艂 moje uwa偶ne spojrzenie. - Dziwi臋 si臋, 偶e nie martwisz si臋 o los Hansa - doda艂em. - Zastanawia mnie tak偶e, co wi贸z艂 drugi okr臋t podwodny, z kt贸rym wyp艂yn臋li艣cie z portu w styczniu 1945 roku. - Tomaszu, du偶o dowiedzia艂e艣 si臋 przez te par臋 dni, ale z tym drugim okr臋tem to nie wiem, o co ci chodzi. - Werner, bardzo ci臋 prosz臋, powiedz prawd臋. Werner odwr贸ci艂 si臋 ode mnie i zapatrzy艂 w morze. Pochyli艂 si臋, 偶eby zapali膰 cygaro. Przysiad艂 skrywaj膮c si臋 za burt膮 przed wiatrem. - Co chcesz wiedzie膰? - ledwo us艂ysza艂em przez 艣wist wiatru. - Pracowa艂e艣 w niemieckim wywiadzie? - Tak. - Wiesz, co przewo偶ono w 艂adowniach 揥ilhelma Gustloffa"? - Tego nikt chyba nie wie opr贸cz Sebediana. - Kim on jest? - Biznesmenem od ciemnych interes贸w. - Co wi贸z艂 drugi okr臋t podwodny? Wiem o nim z relacji polskiego dokera. - Stucker za艂adowa艂 tam jakie艣 skrzynie, ale ten okr臋t zaton膮艂. Nie wiem dlaczego. By艂o to w pobli偶u miasteczka Hel. S艂yszeli艣my tylko podwodny wybuch. Mo偶e upolowali go Rosjanie, a mo偶e Amerykanie. - Czy wasz wywiad szuka艂 Stuckera? - Wszyscy go szukali. 艢lad urwa艂 si臋 w Argentynie. - Stucker mia艂 rodzin臋? - Tylko syna. 呕ona zgin臋艂a w czasie rosyjskiego szturmu Berlina. By艂a W艂oszk膮, pozna艂 j膮 w czasie wojny, gdy mia艂 urlop. Syn, Joachim, urodzi艂 si臋 w 1942 roku. Prze偶y艂, bo w 1944 roku matka wywioz艂a go do rodziny, do W艂och. Po wojnie znikn膮艂. Rodzina twierdzi艂a, 偶e go porwano. - Czemu interesujecie si臋 wrakiem 揋ustloffa"? - Bo nie wiemy, jak膮 kryje tajemnic臋. - Tak wam zale偶y na Bursztynowej Komnacie? A mo偶e liczycie na ma艂y sk艂adzik uranu? - To nieistotne, Tomaszu. Chodzi o zasad臋. Zgin臋艂o tam kilka tysi臋cy Niemc贸w, to podwodny cmentarz, kt贸ry wiele os贸b chce wykorzysta膰 do swoich cel贸w. Jeste艣my za ostatecznym rozwi膮zaniem zagadki i zostawieniem 揋ustloffa" w spokoju. - Jak膮 rol臋 na pok艂adzie 揇iabolo" pe艂ni Hans? - Informuje nas o ruchach statku. Mia艂 sabotowa膰 akcj臋. Po cz臋艣ci to mu si臋 uda艂o. Ci z 揇iabolo" 艣ci膮gn臋li dw贸ch Polak贸w, kt贸rzy mieli mie膰 informacje o 揋ustloffie", ale Sebedian og艂osi艂 za艂odze, 偶e byli oni prowokatorami i zast膮piono ich nowymi lud藕mi. Wdrapa艂 si臋 do nas Pirania. - Panie Tomaszu! - pr贸bowa艂 przekrzycze膰 wichur臋. - Musimy zej艣膰 z pok艂adu, bo zaraz szturmowcy rusz膮 do akcji. Peter odkr臋ci艂 gaz w motor贸wce i wyrwa艂o nas z pomostu. Jako艣 uda艂o nam si臋 wyprostowa膰 narty i mogli艣my chwil臋 rozkoszowa膰 si臋 szybk膮 jazd膮 po falach. Musieli艣my si臋 spieszy膰, bo brzeg zbli偶a艂 si臋 w b艂yskawicznym tempie. Wyrwa艂em zawleczk臋 na lewym ramieniu plecaka i za mn膮 otworzy艂a si臋 ogromna czasza paralotni. Natychmiast nabra艂a powietrza pod ogromne skrzyd艂o i zacz膮艂em wznosi膰 si臋 ku pochmurnemu niebu. Dwadzie艣cia metr贸w ode mnie Micha艂 robi艂 to samo. Odczepili艣my si臋 od lin 艂膮cz膮cych nas z motor贸wk膮 Petera, a potem - kr贸tkie narty wodne. W dole widzia艂em dwie motor贸wki policyjne zmierzaj膮ce do dyskoteki Petera. Dalej jaki艣 kuter zatrzyma艂 si臋 przy drugiej wie偶y, gdzie trzymano Agat臋. To oznacza艂o tylko jedno - policja postanowi艂a odbi膰 Agat臋. Starali艣my si臋 kierowa膰 na zach贸d od Juraty, by nie wpa艣膰 w r臋ce policjant贸w. Co艣 藕le obliczyli艣my i przenios艂o nas nad p贸艂wyspem, by z powrotem zawr贸ci膰 nad Zatok臋 Puck膮 i wtedy zacz臋li艣my traci膰 wysoko艣膰. Twardo wyl膮dowali艣my w lodowatej wodzie. Dobrze, 偶e tu偶 nad lustrem wody zd膮偶y艂em wypi膮膰 si臋 z pas贸w paralotni. Micha艂 zanurkowa艂 przykryty p艂acht膮 materia艂u. Pr贸bowa艂em pop艂yn膮膰 do niego, lecz ubranie hamowa艂o moje ruchy. Gdy traci艂em nadziej臋, 偶e jeszcze kiedykolwiek zobacz臋 Micha艂a, jego g艂owa wynurzy艂a si臋 tu偶 obok mnie. - Musimy si臋 jeszcze wiele nauczy膰 - wychrypia艂 wypluwaj膮c wod臋. Gdy znalaz艂em si臋 na szczycie fali, zauwa偶y艂em, 偶e w nasz膮 stron臋 kieruje si臋 jedna z policyjnych motor贸wek, a jej reflektor na pok艂adzie ju偶 szpera艂 po wodzie strumieniem 艣wiat艂a. Nagle za nami rozleg艂 si臋 syk i jak pi艂eczka pingpongowa nad powierzchni臋 wynurzy艂 si臋 ciemny kszta艂t. Przez bulej widzia艂em, jak znikaj膮 w mroku pontony z policjantami. Johann utrzymywa艂 kuter na sta艂ej pozycji. Pozosta艂o nam jedynie nas艂uchiwa膰 meldunk贸w z radia. Szturmowcy wolno podp艂ywali do wie偶y, by b艂yskawicznie wej艣膰 na parter budowli. Po kilkunastu sekundach us艂yszeli艣my przedziwn膮 wiadomo艣膰. - Panie komisarzu! Pusto! Nikogo tu nie ma! - meldowa艂 dow贸dca grupy szturmowej. Johann przyspieszy艂 i po chwili mogli艣my cumowa膰 przy wie偶y. Zwiedzali艣my budynek w milczeniu. By艂y tu skrzynki z napojami i r贸偶nymi smako艂ykami. - To magazyn Petera - wyja艣nia艂 Pirania. Wy偶sze pi臋tra by艂y prawie puste nie licz膮c kanapy, kilku krzese艂, kuchenki z butl膮 gazow膮, paru naczy艅 i sto艂u. Skowronek dotkn膮艂 tapicerki kanapy. - Jeszcze ciep艂a - mrukn膮艂. Komisarz wr贸ci艂 na pok艂ad kutra i wr贸ci艂 po kilku minutach. - Ch艂opcy ze Stra偶y Granicznej twierdz膮, 偶e nikt tu nie p艂ywa艂 - poinformowa艂 nas. - 揇iabolo" czai si臋 ko艂o Helu. Kr臋ci tam k贸艂eczka. - Chyba zapomnieli艣my o okr臋cie podwodnym Sebediana - powiedzia艂em. - Johann, czy masz urz膮dzenia, dzi臋ki kt贸rym mo偶na wykry膰 ma艂y okr臋t podwodny? - Pewnie - stwierdzi艂 Johann. - Wy tu zosta艅cie i czekajcie na rozkazy - Skowronek zwr贸ci艂 si臋 do policjant贸w. Wsiedli艣my na kuter, by po chwili zatacza膰 szerokie kr臋gi. Werner sterowa艂, a Johann wpatrywa艂 si臋 w ekrany urz膮dze艅 umieszczonych w ster贸wce. P贸艂 godziny kr臋cili艣my si臋 po Zatoce Puckiej, by us艂ysze膰 radosny okrzyk Johanna. - Mamy pere艂k臋 - zameldowa艂. - Jest mil臋 od nas w kierunku wschodnim. P臋dzi jak szalony. - Gdzie jest 揇iabolo"? - Skowronek zapyta艂 przez radio obs艂ug臋 radar贸w w wie偶y Stra偶y Granicznej. - Nieca艂e dwie mile od was - us艂yszeli艣my odpowied藕. - Zd膮偶ymy go dogoni膰? - komisarz zapyta艂 Wernera. - Nawet je艣li tak, to co? - Werner bezradnie wzruszy艂 ramionami. - B臋dziemy tak tkwi膰 na wodzie i czeka膰 na cud? - zdenerwowa艂 si臋 Skowronek. - Panie komisarzu - uspokaja艂em policjanta - nie mo偶emy u偶ywa膰 si艂y, bo nic ni膮 nie wsk贸ramy. Prosz臋 nie zapomina膰 o Hansie na pok艂adzie 揇iabolo", Da艅cu i jego koledze. - Co za Hans? - Skowronek poczerwienia艂 na twarzy. - Kloss czy co? W co pan gra, panie Tomaszu? Co wyprawia ten Daniec? Jest z艂odziejem, a jego muskularny kole艣 wymi臋knie, jak wyl膮duje w wi臋zieniu. - Hans jest agentem niemieckiego wywiadu - wyja艣nia艂em. - Daniec mo偶e jeszcze nie jest stracony, bo to on poda艂 mi informacje o tym, gdzie by艂a przetrzymywana Agata. - I wpu艣ci艂 nas w maliny - wtr膮ci艂 Pirania. - Nie do ko艅ca - zauwa偶y艂em. - Ona tam przecie偶 by艂a. - M贸wi艂 pan, 偶e pa艅ski informator poda艂 has艂o... I ja w to uwierzy艂em? Takiego starego glin臋 zrobi膰 w bambuko? Ciekawe, co to by艂o za has艂o? - Per aspera ad astra. - Co to znaczy? - zapyta艂 Pirania. - Komisarzu, pan Tomasz co艣 m贸wi o jakiej艣 astrze? Bezradnie roz艂o偶y艂em r臋ce. - Nie chodzi o 偶adnego opla. To po 艂acinie: 揚rzez trudno艣ci do gwiazd". Je艣li masz przed sob膮 perspektyw臋 wp艂aw do brzegu oko艂o dw贸ch kilometr贸w w艣r贸d morskich fal lub wyci膮gni臋t膮 pomocn膮 d艂o艅 nawet najwi臋kszego wroga, to instynkt powinien pozwoli膰 wybra膰 t臋 drug膮 alternatyw臋. Nawet je艣li ta r臋ka nale偶a艂aby do Jerzego Batury w towarzystwie uzbrojonego Kostii. Nie mieli艣my specjalnie wyboru i pos艂usznie weszli艣my na pok艂ad 揊iladelfii". Batura bez s艂owa wskaza艂 nam kajut臋 na rufie. Byli tam ju偶 Agata, Pierre i Sara. - Pawle, co za spotkanie? - Batura u艣miechn膮艂 si臋. - Cze艣膰 - rzuci艂 Micha艂. Batura na jego widok lekko zblad艂. - Jak widz臋, wci膮偶 chodzisz z tym ochroniarzem - pr贸bowa艂 za偶artowa膰. Pomin膮艂em milczeniem jego uwagi i przysiad艂em si臋 do Agaty. By艂a troch臋 przestraszona, ale oczy mia艂a wci膮偶 bystre i pe艂ne blasku. - Nic ci nie jest? - zapyta艂em j膮. - Nie, byli bardzo go艣cinni - odpowiedzia艂a. - Wozili mnie w tej trumnie, kazali siedzie膰 w jakiej艣 betonowej wie偶y. - By艂a艣 jak kr贸lewna, kt贸rej na pomoc musia艂 przyby膰 dzielny rycerz Pawe艂 Daniec - za艣mia艂 si臋 Batura. - Wiedzia艂em, 偶e b臋dziesz jej szuka膰. Nie oszukasz swej natury. B臋dziesz jak tw贸j szef, rycerski do ko艅ca. - Boso, ale w ostrogach - mrukn膮艂 Micha艂. - W艂a艣nie - przytakn膮艂 Batura. - T艂umaczy艂em Sebedianowi i Danielle, 偶e twoje zachowanie to teatr. Niemo偶liwe, 偶eby艣 si臋 a偶 tak zmieni艂. - Sk膮d ta pewno艣膰? - zapyta艂em. - No, wiesz - Batura wygodnie rozsiad艂 si臋 - ten numer z kradzie偶膮 by艂 niez艂y, tak samo jak w艂am do klubu 揥ieloryb" czy wrobienie mnie w ten skradziony portfel i podrzucony pistolet. Policja te偶 艣ciga艂a ci臋 naprawd臋 i zrobi艂a takie kino, 偶e Sebedian nie wierzy艂, 偶eby mieli to robi膰 tylko dla zgrywy. Ostatecznie da艂e艣 cia艂a uciekaj膮c przede mn膮 z 揇iabolo", ale za to zaprowadzi艂e艣 nas do bardzo interesuj膮cego 艣ladu - m贸wi膮c to popatrzy艂 na Agat臋. - M贸wi艂a艣 im co艣? - zapyta艂em dziewczyn臋. - Wybacz, ale nie jestem gladiatorem - odpowiedzia艂a. - Opowie艣ci dziadka nie uwa偶am za tak cenne, 偶eby mieli wam co艣 zrobi膰. - U偶yli艣my ma艂ego podst臋pu - pochwali艂 si臋 Batura. - To przedziwne, 偶e wasza ofiara tak was polubi艂a, i偶 powiedzia艂a wszystko, co chcieli艣my wiedzie膰. Wskaza艂a nam miejsce ukrycia tego - w tym momencie Batura wyj膮艂 z wewn臋trznej kieszeni zamykan膮 torebk臋 foliow膮 z map膮 w 艣rodku. - Wiesz, co to jest? - Miejsce wiecznego spoczynku niemieckiego okr臋tu podwodnego - odpowiedzia艂em. - Nie mieli艣cie pewno艣ci, gdzie on le偶y. Dlatego nurkowali艣my za pierwszym razem przy jakim艣 U-Boocie. Szukali艣cie tego w艂a艣ciwego. Ile le偶y na dnie w okolicach Helu? Batura obejrza艂 map臋. - Trzy - stwierdzi艂. - Ten, kt贸ry odwiedzili艣cie, by艂 tym w艂a艣ciwym. - Do czego wam jeste艣my potrzebni? - odezwa艂 si臋 Micha艂. - Teraz ju偶 do niczego - o艣wiadczy艂 Batura. - Pocz膮tkowo Sebedian chcia艂 was wykorzysta膰 do znalezienia informacji o tym okr臋cie, potem okaza艂o si臋, 偶e jeste艣cie idealn膮 przyn臋t膮 dla policji. Za p贸藕no odkryli艣cie chipy w waszych piankach. - To co teraz z nami zrobicie? - dopytywa艂 si臋 Micha艂. Nie mieli艣my okazji us艂ysze膰 odpowiedzi, bo do kajuty wszed艂 Kostia i pochyli艂 si臋 do ucha Batury. Poczuli艣my dr偶enie kad艂uba 揊iladelfii", kt贸ra przyspieszy艂a. - Pan Tomasz nie daje za wygran膮 - powiedzia艂 do mnie Batura wychodz膮c do ster贸wki. Sara i Finder przez ca艂y czas milczeli, bo rozmawiali艣my po polsku i oni nie rozumieli ani s艂owa. Odwr贸ci艂em si臋 do Micha艂a, lecz nie zd膮偶y艂em nic powiedzie膰. - Macie milcze膰! - krzykn膮艂 Finder. Po kilkudziesi臋ciu minutach 揊iladelfia" zacumowa艂a do 揇iabolo". Batura przyszed艂 po nas i kaza艂 nam wej艣膰 do 艂adowni statku. Czeka艂 tam na nas liczny komitet powitalny. Mister Sebedian pali艂 cygaro. Danielle mia艂a zimne spojrzenie. Wzrokiem szuka艂em twarzy Julia. Tylko na niego mogli艣my tutaj liczy膰. Sta艂 w ostatnim szeregu i zauwa偶ywszy moje spojrzenie pu艣ci艂 oko. - I znowu si臋 spotykamy, panie Pawle - odezwa艂 si臋 Mister Sebedian. - Ostatnio opu艣ci艂 pan nasze go艣cinne progi w du偶ym po艣piechu. Teraz mo偶emy nadrobi膰 zaleg艂o艣ci i troch臋 sobie porozmawia膰. Zapraszam do mesy. Rozdzielono nas z Agat膮. - Kawy? - zapyta艂 Sebedian podchodz膮c do stolika, gdzie sta艂y czajniczki. W mesie byli jeszcze Danielle i Steve. Nikt nie zareagowa艂 na jego propozycj臋. - Nie? - Sebedian u艣miechn膮艂 si臋. - Macie wobec mnie d艂ug do sp艂acenia. Musicie sko艅czy膰 prac臋, kt贸r膮 rozpocz臋li艣cie. Milczeli艣my patrz膮c na Sebediana, kt贸ry usiad艂 naprzeciw nas zak艂adaj膮c nog臋 na nog臋. W jednej d艂oni trzyma艂 spodek, w drugiej dwoma palcami fili偶ank臋. Popija艂 kaw臋 drobnymi 艂ykami. - Mieli艣cie okazj臋 dop艂yn膮膰 do drzwi 艂adowni - m贸wi艂. - Wiecie, 偶e drzwi s膮 zaminowane. Mam tu schemat. Prosz臋 powiedzie膰, czy to da si臋 pokona膰? - zapyta艂 Micha艂a podaj膮c mu kartk臋 z rysunkiem. Przyjaciel nie wzi膮艂 jej do r臋ki, wi臋c kartka swobodnie opad艂a na blat. - Pan wie, 偶e wszystko da si臋 obej艣膰 - odpowiedzia艂 Micha艂 patrz膮c w oczy Sebediana. - Tylko czy nam si臋 b臋dzie chcia艂o? - B臋dzie. Zapominacie o swojej uroczej kole偶ance. To twarda dziewczyna, ale nawet ona nie prze偶yje d艂u偶ej ni偶 p贸艂 godziny w morzu, gdyby na przyk艂ad wypad艂a za burt臋. - Gdyby jej los by艂 nam oboj臋tny? - Micha艂 nie dawa艂 za wygran膮. - Wyl膮dowa艂aby w morzu. Nast臋pny w kolejce by艂by pan Pawe艂. - Dobrze, p贸jdziemy tam - odezwa艂em si臋. Sebedian u艣miechn膮艂 si臋 zadowolony. - To rozs膮dna decyzja - rzek艂 kiwaj膮c z zadowoleniem g艂ow膮. - Co stanie si臋 z nami po wykonaniu zadania? - zapyta艂em. - Nie lubi臋 zabija膰 bez potrzeby - oznajmi艂 Sebedian. - Zabierzemy was na d艂ug膮 wycieczk臋, a po drodze wysadzimy w takim miejscu, 偶eby艣cie nie mogli nam zaszkodzi膰. - Jak膮 mamy gwarancj臋? - 呕adnej. Pozwolili nam si臋 zdrzemn膮膰 trzy godziny. Potem zjedli艣my lekki posi艂ek i rozpocz臋li艣my przygotowania do nurkowania. Osobi艣cie sprawdzali艣my ka偶de urz膮dzenie, zaw贸r, w臋偶yk. Za艂o偶yli艣my pianki do nurkowania i zeszli艣my do 揊iladelfii". Na pok艂adzie okr臋tu podwodnego byli te偶 Rosjanie, Sara, Julio i Hans. Po kilkunastu minutach weszli艣my z Juliem do 艣luzy na dziobie. Woda powoli podnosi艂a si臋. - Jak wam by艂o na wolno艣ci? - za偶artowa艂 Julio. - W porz膮dku - odpowiedzia艂em. - Nie urwali ci g艂owy za to, 偶e da艂e艣 nam pistolet? - O niczym nie wiedzieli. - Wiecie, 偶e nie prze偶yjemy tego nurkowania? - odezwa艂 si臋 Micha艂. - Czemu? - zdziwi艂 si臋 Julio. - Drzwi 艂adowni s膮 zamkni臋te na prymitywny zamek szyfrowy, do kt贸rego mechanizmu pod艂膮czono 艂adunki wybuchowe - t艂umaczy艂 Micha艂. - Po tylu latach w wodzie wszystko to stanowi jeden wielki szmelc, kt贸rego nikt rozs膮dny nie powinien dotyka膰. Nawet najmniejsza detonacja w ciasnym pomieszczeniu przedsionka 艂adowni zabije nas. To misja samob贸jcza. Mamy nie otworzy膰, a zamkn膮膰 dost臋p do 艣rodka 揥ilhelma Gustloffa". Jakie jest twoje zadanie? - Micha艂 zapyta艂 Julia. - Mam was pilnowa膰, 偶eby艣cie nie uciekli - oznajmi艂. - Chyba rozumiem - ol艣ni艂o mnie. - Sebedian chce spowodowa膰 wypadek na 揋ustloffie", 偶eby na niego zwr贸ci膰 uwag臋 w艂adz. W tym czasie dobierze si臋 do U- Boota. - Przecie偶 nie mo偶e by膰 w dw贸ch miejscach jednocze艣nie - zauwa偶y艂 Julio. - Ma przecie偶 揊iladelfi臋". - Pomo偶esz nam? - spyta艂em Julia. - Jasne, co mam zrobi膰? - Pom贸c nam w ucieczce odwracaj膮c uwag臋 za艂ogi 揊iladelfii". - Nie ma sprawy. M贸j aparat oddechowy co艣 si臋 psuje. Woda si臋ga艂a ju偶 naszych ust, wi臋c za艂o偶yli艣my maski. Po kilku minutach otworzy艂y si臋 drzwi 艣luzy. Julio wyp艂yn膮艂 pierwszy. Micha艂 zatrzyma艂 mnie na chwil臋. Wyj膮艂 z ust ustnik i co艣 jeszcze. Dwoma palcami trzyma艂 pocisk pistoletowy. Domy艣la艂em si臋, 偶e pochodzi艂 z Glocka podarowanego nam przez Julia. M贸j przyjaciel z艂ama艂 pocisk na p贸艂. Zrozumia艂em, 偶e nie powinni艣my ufa膰 Julio, skoro da艂 nam bro艅, kt贸ra nie mog艂a zrobi膰 krzywdy za艂odze 揇iabolo". Pop艂yn臋li艣my w zielonkawy mrok kieruj膮c si臋 w stron臋 艣wiat艂a latarki Julia. Micha艂 przyspieszy艂 poruszaj膮c mocno p艂etwami. Pod膮偶y艂em jego 艣ladem. Min臋li艣my Julia machaj膮c do niego jak tury艣ci na wycieczce. Julio pokaza艂 na migi, 偶eby艣my weszli do kana艂u prowadz膮cego do 艂adowni, bo za艂oga 揊iladelfii" mo偶e nas obserwowa膰. Wiedzieli艣my, 偶e na okr臋cie podwodnym by艂y zamontowane kamery zewn臋trzne i silne reflektory. Obejrza艂em si臋. 揊iladelfia" p艂yn臋艂a za nami. Powoli z ciemno艣ci wy艂ania艂 si臋 bia艂awy, poro艣ni臋ty glonami i muszelkami wrak 揥ilhelma Gustloffa". Przedarli艣my si臋 przez zas艂on臋 z sieci rybackich i dotarli艣my do w艂azu zej艣ciowego do 艂adowni. Micha艂 wrzuci艂 do 艣rodka obci膮偶on膮 latark臋. Swoj膮 zgasi艂em. Snop 艣wiat艂a z opadaj膮cej latarki 艣wieci艂 w g贸r臋, a my umykali艣my za filary pok艂adu spacerowego. Julio dotar艂 na miejsce po dw贸ch minutach. Zajrza艂 do 艣rodka, ale przez ra偶膮ce go w oczy 艣wiat艂o nic nie m贸g艂 dojrze膰. Rozejrza艂 si臋 na boki. My艣la艂em, 偶e szuka nas, ale on si臋gn膮艂 po n贸偶 i zacz膮艂 wycina膰 kawa艂ki sieci. Z zawini膮tka przymocowanego na pasie wyj膮艂 ma艂y pakunek. Co艣 tam przy nim przekr臋ci艂 i wrzuci艂 go do kana艂u. Sieci opl贸t艂 wok贸艂 wej艣cia mocuj膮c je do belek. Doda艂 do tego jeszcze kilka kawa艂k贸w lin. Uwija艂 si臋 jak w ukropie. Obaj z Micha艂em poj臋li艣my, co zrobi艂, wi臋c uciekali艣my w stron臋 dziobu 揋ustloffa", kieruj膮c si臋 ku powierzchni. Nie mieli艣my wi臋kszych szans uciec przed fal膮 uderzeniow膮 podwodnej eksplozji. Gdyby艣my byli bli偶ej statku, by艂oby po nas. Na szcz臋艣cie uda艂o nam si臋 uciec na du偶膮 odleg艂o艣膰. Mimo to og艂uszy艂o nas. Wynurzali艣my si臋 zatrzymuj膮c si臋 na odpowiednich do bezpiecznego wynurzania g艂臋boko艣ciach. Nurkowanie zawsze przypomina mi latanie. 呕ywio艂 wody mo偶na chyba por贸wna膰 z kosmosem. Z Micha艂em mieli艣my ju偶 do艣膰 ci膮g艂ego napi臋cia. Na trzech metrach pozostali艣my na d艂u偶ej zapatrzeni w odblaski ksi臋偶yca na powierzchni morza. Przypomina艂o to flotyll臋 diament贸w. Gdy wystawili艣my g艂owy nad wod臋, 揇iabolo" ju偶 znikn膮艂. Jego miejsce zaj膮艂 ma艂y kuter, na kt贸rego pok艂adzie sta艂 pan Tomasz. - Pawle, chyba nie masz wyj艣cia - rzek艂 patrz膮c na towarzysz膮cych mu dw贸ch m臋偶czyzn. To byli chyba ci sami policjanci, kt贸rzy pr贸bowali nas zatrzyma膰 na molo w Sopocie. I tym razem mierzyli do nas z pistolet贸w. Obejrza艂em si臋 na Micha艂a, tak jak wtedy, w Sopocie. Tym razem Micha艂 nie u艣miecha艂 si臋. Po艂o偶y艂 mi d艂o艅 na ramieniu. - Pawle, chyba czas sko艅czy膰 udawanie? - powiedzia艂. Podp艂yn臋li艣my do kutra. Jaki艣, m艂ody, silny facet pom贸g艂 nam wej艣膰 na pok艂ad. Zdj臋li艣my sprz臋t i weszli艣my do mesy. Usiedli艣my po przeciwnych stronach sto艂u. Starszy m臋偶czyzna w czapce kapitana obejrza艂 nasze uszy. Micha艂 lekko krwawi艂. - Powinni艣cie odpocz膮膰 - orzek艂 przygl膮daj膮c si臋 nam. - Odpoczn膮 w czasie odsiadki - pogrozi艂 nam starszy policjant. - I co powiesz, Pawle? - zapyta艂 mnie pan Tomasz. - Trzeba goni膰 揇iabolo". - Masz jaki艣 pomys艂? - Jasne - odpowiedzia艂em. - Co jest grane? - pyta艂 m艂odszy policjant. - Panie Tomaszu, czemu pan chce wsp贸艂pracowa膰 z tym go艣ciem? - Per aspera ad astra. ZAKO艃CZENIE D艂u偶sz膮 chwil臋 trwa艂o, nim Skowronek i Pirania poj臋li wszystko. Oczywi艣cie da艂em si臋 nam贸wi膰 Danielle na kradzie偶 podejrzewaj膮c, 偶e chodzi tu o wi臋kszy szwindel. Niestety, ona okaza艂a si臋 lepsza ni偶 my艣la艂em i rozpozna艂a mnie. Jednak ka偶dy gra艂 dalej swoj膮 rol臋. Sebedian podejrzewa艂, 偶e zechc臋 z艂apa膰 go i za艂og臋 揇iabolo" w czasie zakazanej penetracji wraku 揥ilhelma Gustloffa". By艂em te偶 jego przyn臋t膮 dla policjant贸w. Micha艂 po moim pierwszym telefonie do niego skontaktowa艂 si臋 z moim szefem. Dzwoni艂 do niego przed naszym spotkaniem na molo i nim pojawi艂 si臋 przy pomniku na Westerplatte. Potem przyszed艂 czas na wymian臋 informacji. - Ciekawe, sk膮d Sebedian mia艂 te rysunki zabezpieczenia 艂adowni? - zastanawia艂 si臋 Skowronek. - Jakie wino poda艂 Mister Sebedian swym go艣ciom w czasie licytacji? - zapyta艂 pan Tomasz. - Bia艂e wino w艂oskie z p贸艂nocnego brzegu jeziora Garda w okolicach Trydentu i Bolzano - odpar艂 Skowronek po chwili namys艂u. - Sk膮d pochodzi艂a 偶ona Stuckera? - szef skierowa艂 pytanie do Wernera. - Z Trydentu - wyszepta艂 Werner. - Synek wr贸ci艂 po depozyt tatusia - podsumowa艂 Micha艂. - Tak jest - kiwn膮艂 g艂ow膮 pan Tomasz. - Werner, nie wiesz, czy Rosjanie maj膮 kogo艣 swojego na pok艂adzie 揇iabolo"? - Nie wiem - Werner wzruszy艂 ramionami. Z Micha艂em zrobili艣my zdziwione miny. - Bardzo mi przykro, panowie - Werner zrobi艂 smutn膮 min臋. - Nasz agent, Hans, sabotuj膮c operacj臋 Sebediana pr贸bowa艂 pozby膰 si臋 was, na szcz臋艣cie bezskutecznie. Uzna艂, 偶e wasza, nazwijmy to 搉ieobecno艣膰", zahamowa艂aby Sebediana. - Co mo偶emy teraz zrobi膰? - odezwa艂 si臋 Johann. - Czy mo偶emy liczy膰 na pomoc polskich w艂adz? - zwr贸ci艂 si臋 do Skowronka. - Za ma艂o czasu na 艣ci膮gni臋cie posi艂k贸w - o艣wiadczy艂 komisarz. Micha艂 si臋gn膮艂 po kartk臋 papieru i d艂ugopis. Przedstawi艂 plan operacji, do kt贸rego wprowadzili艣my drobne korekty. Johann zaprowadzi艂 nas do jednej z kajut na prawej burcie. To co tam zobaczyli艣my, spowodowa艂o lekkie westchnienie Skowronka, zachwyt Micha艂a i lekki dreszcz emocji u mnie. Po kwadransie byli艣my gotowi. Werner sta艂 przy sterze. Pan Tomasz na g贸rnym pok艂adzie obserwowa艂 揇iabolo" przez lornetk臋. Johann skupi艂 sw膮 uwag臋 na przyrz膮dach. - Poszli w d贸艂! - zawo艂a艂 do nas. Poderwa艂 si臋 z miejsca i wskoczy艂 do pontonu, w kt贸rym siedzieli艣my z Pirani膮 i Micha艂em. Skowronek postanowi艂 zosta膰 na kutrze. Silnik 艂odzi Johanna pracowa艂 prawie bezg艂o艣nie. Byli艣my ubrani na czarno, twarze poczernili艣my sobie specjalnymi farbami. Podp艂yn臋li艣my do lewej burty 揇iabolo". Nie widzieli艣my wartownik贸w. Micha艂 wystrzeli艂 w g贸r臋 kotwiczk臋 z link膮. Rozleg艂 si臋 cichy stuk. Po chwili nas艂uchiwania wdrapali艣my si臋 na relingi i zjechali艣my do rufowej 艂adowni. Jej wrota by艂y zamkni臋te, za to drzwi do 艣rodka otwarte. Micha艂 i Johann uzbrojeni w pistolety maszynowe szli pierwsi. Z Pirani膮 uzbrojeni w pistolety os艂aniali艣my ty艂y. Skradali艣my si臋 w膮skimi korytarzami. W艣r贸d odg艂os贸w pracy silnika statku us艂yszeli艣my czyj艣 p艂acz. Ruszyli艣my w tamtym kierunku. Drzwi do kajuty sta艂y otworem. Wskoczyli艣my do 艣rodka wodz膮c lufami na wszystkie strony, ale nikogo nie znale藕li艣my pr贸cz zap艂akanej Agaty. Stan臋li艣my we czw贸rk臋 pod 艣cian膮, 偶eby nas zobaczy艂a. Powoli podnios艂a na nas spojrzenie i na czerwonej, mokrej od 艂ez twarzy pojawi艂 si臋 u艣miech. Wtem w drzwiach stan臋艂a Danielle. Wycelowa艂a w Agat臋 pistolet. - Rzu膰cie bro艅, cwaniaczki! - zawo艂a艂a. Pirania rzuci艂 si臋 w jej kierunku. Nim pad艂 strza艂, Micha艂 skoczy艂 zas艂aniaj膮c sob膮 Agat臋. Przyjaciel upad艂 na pod艂og臋. Na jego torsie pojawi艂a si臋 szybko rosn膮ca plama krwi. Danielle znikn臋艂a. Ruszy艂em za ni膮 w po艣cig. Za mn膮 bieg艂 Johann. Wtem zgas艂o 艣wiat艂o na statku i zapanowa艂y ciemno艣ci z rzadka roz艣wietlane kontrolkami. Przy klatce schodowej zacz臋艂y wok贸艂 nas gwizda膰 kule. Padli艣my na pod艂og臋. W dole rozlega艂y si臋 lekkie kroki Danielle. - Go艅 j膮! - krzykn膮艂 Johann. Rzuci艂em si臋 w d贸艂, a Johann os艂ania艂 mnie. Zbieg艂em do 艂adowni, w kt贸rej by艂 w艂az 艂膮cz膮cy 揇iabolo" z 揊iladelfi膮". By艂 otwarty. Sta艂em po kostki w wodzie. Kto艣 otworzy艂 zawory denne statku, kt贸ry zaczyna艂 ton膮膰. - Uciekajcie! - wo艂a艂em do Johanna. - Zatapiaj膮 揇iabolo"! Szybko zak艂ada艂em uprz膮偶 z butl膮. Usiad艂em na brzegu w艂azu i zanurzy艂em si臋 w morzu. Kilkana艣cie metr贸w ni偶ej widzia艂em 艣wiat艂o latarki Danielle. Dalej dno roz艣wietla艂y reflektory z 揊iladelfii". P艂etwonurek stoj膮cy przy kiosku U-Boota palnikiem ci膮艂 w艂az przy kiosku. Danielle skierowa艂a si臋 do otwartego wej艣cia 艣luzy 揊iladelfii". Drzwi za ni膮 zamkn臋艂y si臋. Podp艂yn膮艂em do wraku, gdzie nurek sko艅czy艂 swoj膮 prac臋 i wszed艂 do 艣rodka. Ruszy艂em jego tropem. P艂ywanie w ciasnocie, w艣r贸d szkielet贸w za艂ogi nie nale偶y do przyjemno艣ci, lecz powoli dociera艂em do pomieszcze艅 na rufie U-Boota. P艂etwonurek widz膮c mnie pomacha艂 do mnie r臋k膮. Widz膮c, 偶e nie ufam mu, podni贸s艂 r臋ce do g贸ry i u艣miechn膮艂 si臋. To by艂 Hans. Cz艂onek za艂ogi 揇iabolo", na kt贸rego prawie wcale nie zwraca艂em uwagi, a to on omal nie zabi艂 mnie i Micha艂a. Teraz wzi膮艂 metalow膮 skrzyni臋 d艂ugo艣ci p贸艂 metra, szeroko艣ci trzydziestu centymetr贸w i grubo艣ci dwudziestu centymetr贸w. Wskaza艂 mi drug膮 identyczn膮 oznaczon膮 herbem Trzeciej Rzeszy. Po dziesi臋ciu minutach przedzierania si臋 przez U-Boota wyp艂yn臋li艣my na zewn膮trz. Wtedy Hans po艂o偶y艂 swoj膮 skrzynk臋 na dnie i gestem nakaza艂 zrobi膰 mi to samo. Potem wskaza艂 w kierunku 揊iladelfii" sugeruj膮c, 偶e powinni艣my zaj膮膰 si臋 Sebedianem. Gdy tylko odp艂yn膮艂em kilka metr贸w, on no偶em otworzy艂 wieka skrzynek. W g贸r臋 unios艂y si臋 b膮belki powietrza z rozhermetyzowanych pojemnik贸w, a ze 艣rodka wydosta艂y si臋 kartki papieru, kt贸re w morskiej wodzie rozpada艂y si臋 do艂膮czaj膮c do chmury py艂贸w. Hans odbi艂 si臋 od dna i ruszy艂 ku powierzchni. Na 揊iladelfii" pogas艂y 艣wiat艂a. Wiedzia艂em, 偶e w 偶aden spos贸b nie dostan臋 si臋 do 艣rodka, wi臋c poszed艂em w 艣lady Niemca. Gdy tylko wynurzy艂em si臋, czyje艣 silne r臋ce wci膮gn臋艂y mnie do pontonu. Nim zemdla艂em, ujrza艂em jeszcze czubki maszt贸w 揇iabolo". Obaj le偶eli w szpitalu w Gda艅sku i dochodzili do siebie. Przy 艂贸偶ku Micha艂a ca艂e noce sp臋dza艂a Agata i na m贸j gust te nocne czuwanie dziewczyny mog艂o oznacza膰, 偶e Micha艂 wkr贸tce znajdzie si臋 w okowach mi艂o艣ci, a potem ma艂偶e艅stwa. Pawe艂 nadwyr臋偶y艂 zdrowie zbyt szybkim wynurzaniem si臋. Choroba kesonowa w jego przypadku mia艂a raczej 艂agodny przebieg. Werner zaproponowa艂 przetransportowanie Paw艂a do Kliniki Niemieckiej Marynarki Wojennej, ale uprzejmie podzi臋kowa艂em. Hans wykona艂 swoje zadanie. Zniszczy艂 tajemnicze dokumenty. Zastanawia艂o mnie tylko, co si臋 sta艂o z U-Bootem, kt贸ry przewozi艂 skrzynie, prawdopodobnie ze zrabowanymi dzie艂ami sztuki. Z zezna艅 Danielle wynika艂o, 偶e Sebedian uciek艂 z cz臋艣ci膮 za艂ogi 揇iabolo" swoim jachtem. Na miejscu zostali tylko ona, Steve, Kostia i Hans. Steve zaton膮艂 razem z 揇iabolo". Kostia znikn膮艂 w r贸wnie tajemniczych okoliczno艣ciach jak Georgij Pawlinskij. Podejrzewam, 偶e Rosjanie i Niemcy wsp贸lnie rozpracowali Sebediana. Danielle, poszukiwana mi臋dzynarodowym listem go艅czym, musia艂a by膰 deportowana do Wielkiej Brytanii. 揇iabolo" i 揊iladelfi臋" wydoby艂y i przewioz艂y do stoczni remontowych dwa brytyjskie przedsi臋biorstwa zajmuj膮ce si臋 tego typu przedsi臋wzi臋ciami. Wszed艂em do pokoju Paw艂a. Piel臋gniarka ko艅czy艂a w艂a艣nie pobieranie krwi do analizy. Gdy wysz艂a, Pawe艂 otworzy艂 oczy. - Witam, panie Tomaszu - wyszepta艂. - Cze艣膰 - przywita艂em go, k艂ad膮c na ko艂drze male艅k膮 figur臋 skoczka szachowego wykonan膮 z bursztynu. Pawe艂 wzi膮艂 j膮 do r臋ki i ogl膮da艂 pod 艣wiat艂o. - Sk膮d to? - zapyta艂. - Prezent od Olbrzyma. Ca艂膮 noc pilnowa艂 Rosynanta i czeka艂 na najmniejszy sygna艂 od nas. Rano poszed艂 na pla偶臋 i znalaz艂 to cudo. - My艣li pan... - Pawe艂 pr贸bowa艂 wsta膰. - Le偶 - uspokaja艂em go. - Nie wiem, co o tym s膮dzi膰, ale wraku 揥ilhelma Gustloffa" i tak na razie nikt nie b臋dzie penetrowa艂. Poczeka na lepsze czasy.