MICHALKIEWICZ W STARYM PIECU DIABEŁ PALI


Stanisław Michalkiewicz: W starym piecu diabeł pali 2005-02-24 (00:57) ASME
Doświadczeni ludzie powiadają, Że nawet konklawe można doprowadzić do
ludożerstwa, byle tylko postępować cierpliwie, metodycznie i nie zrażać się
trudnościami. Z tego zapewne założenia wychodzą również twórcy nowej, świeckiej
tradycji, by 14 lutego również i u nas uczynić tzw. świętem zakochanych. Piszę,
że tak zwanym, bo kiedy przyjrzeć się bliżej proponowanej treści
"walentynek",okazuje się ponad wszelką wątpliwość, że nie chodzi tu o żadnych
"zakochanych", tylko po prostu - podnieconych. Święto podnieconych? Proszę
bardzo. Dla podniesienia rangi tej nowej świeckiej tradycji i lepszego
podlizania się sojusznikom, można by uczynić zeń nawet coś w rodzaju święta
państwowego. Stworzyłoby to również prezydentowi Kwaśniewskiemu okazję po
kolejnego zabłyśnięcia, n. p. podczas dekoracji najbardziej zasłużonych
pracownic agencji towarzyskich Orderem Orła Białego. Byłoby to pożądane tym
bardziej, że właśnie bliska pałającemu serduszku pana prezydenta
Socjaldemokracja Polska pięknymi ustami Izabeli Sierakowskiej ogłosiła program,
zorientowany, jak się wydaje dwutorowo: na orientacje seksualne i Agencję
Antykorupcyjną. Od razu wywołało to rezonans: Tadeusz Mazowiecki odruchowo
przyjął słynną postawę służebną, jakby i on szykował się do zmiany orientacji.
To się nawet chwali, taka skwapliwość i dyspozycyjność, ale czy aby nie za
późno w tym wieku? Pani Sierakowska, to co innego; desperacja, z jaką walczy z
upływem czasu, budziłaby nawet respekt, ale nawet w jej przypadku zmiana
orientacji nie na wiele chyba się zda. W końcu mądrość narodu przemawia przez
przysłowie, że "nie pomoże puder róż, kiedy pani stara już". Skoro ani puder,
ani róż, to cóż tu pomoże orientacja? Z drugiej jednak strony, kiedy snuć
marzenia ściętej głowy, jeśli nie w "walentynki", gdy, zgodnie z intencją
projektodawców nowej świeckiej tradycji, nawet w starym piecu diabeł pali?
Bo diabeł pali w starym piecu nie tylko z okazji święta agencji towarzyskich.
Ledwie tylko pan prezydent Kwaśniewski powrócił z wizyty ad limina, gdzie omal
nie został nazwany "duszeńką" specjalnie za zasługi położone na odcinku
ukraińskim, a zaraz rozpoczęły się zgryzoty. Jak wiadomo, 9 maja pogromcy
"nazistów" wyznaczyli sobie rendez-vous w Moskwie. Weźmie w nim udział również
niemiecki kanclerz Schrder, ale podobnież tylko pod warunkiem, że Moskale
uderzą się w piersi za 17 września 1939 roku i za aneksję krajów bałtyckich.
Taki warunek miał ustalić sanhedryn europejski z udziałem profesora Geremka. To
oczywiście bardzo ładnie, ale pewnie właśnie dlatego brytyjski premier Blair
"waha się", czy przybyć na uroczystości rozgromienia "nazizmu", bo co będzie,
jeśli zimny czekista Putin przypomni, że na aneksję państw bałtyckich zgodzili
się uczestnicy konferencji jałtańskiej? Prezydent Bush nie ma tych rozterek i
już zapowiedział przyjazd do Moskwy, bo Ameryka, mimo Jałty, późniejszej
aneksji Litwy, Łotwy i Estonii "nie uznała". Polska to co innego. Polska nie
była "anektowana", bo uczestnicy konferencji jałtańskiej zarządzili
przeprowadzenie "wolnych wyborów", które, jak wiadomo, odbyły się 19 stycznia
1947 roku, a frekwencja była nawet wyższa niż 30 stycznia w Iraku. Czyżby
Stalin był większym demokratą? Wtedy pewnie tak było, bo nasi sojusznicy
przyjęli wyniki tych wyborów do wiadomości, a nawet i prof. Geremek tak właśnie
uważał. Teraz uważa inaczej, a w ogóle - to po co rozdrapywać stare rany? No
dobrze, ale co w tej sytuacji ma zrobić prezydent Kwaśniewski? Jechać, albo i
nie jechać - oto jest pytanie.
Jak wiadomo, po 17 września 1939 roku, kiedy to według sowieckiego ministra
spraw zagranicznych Mołotowa, "pokraczny bękart traktatu wersalskiego" przestał
definitywnie istnieć, ustały stosunki dyplomatyczne między Polską i Sowietami.
Zostały one ponownie nawiązane 30 lipca 1941 r. w rezultacie porozumienia
Sikorski - Majski, kiedy Anglikom zależało, byśmy pozostawali w jedności
sojuszniczej z Sowietami. Jednak zerwanie stosunków 26 kwietnia 1943 r. z
powodu Katynia już im odpowiadało, bo dzięki temu zyskiwali swobodę ruchów w
handlowaniu Polską ze Stalinem, jako "sojusznikiem naszych sojuszników".
Teraz sytuacja jest oczywiście zupełnie inna, ale mimo tych różnic pewne
podobieństwo też daje się uchwycić. Ani Rosja, ani Niemcy nie ukrywają przecież
istnienia strategicznego partnerstwa między obydwoma państwami. Czy z punktu
widzenia takiego partnerstwa nie byłoby lepiej, gdyby kwestie dotyczące
przyszłości obszaru położonego w strefie buforowej między obydwoma państwami
były rozstrzygane we wzajemnym porozumieniu, bez krępującego i zawsze
kłopotliwego udziału przedstawicieli ludności tubylczej? Jasne, że byłoby
lepiej, tylko jakże powiedzieć to wprost ambitnym przedstawicielom ludności
tubylczej? Wprost powiedzieć im tego, ma się rozumieć, nie można, natomiast
zawsze można apelować do poczucia ich godności narodowej, która uniemożliwia im
branie udziału w niektórych uroczystościach. Nic zatem dziwnego, że o godności
narodowej przypominają nam właśnie teraz akurat ci sami weterani, którzy
jeszcze niedawno z taką żarliwością stręczyli nam Anschluss. I piec ten sam, i
diabeł też.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
MICHALKIEWICZ ZATRUTA MARCHEWKA
Godzinki ku czci Św Michała Archanioła tekst
MICHALKIEWICZ JAKÓŁKI WSCHODNIE I ZACHODNIE
MICHALKIEWICZ OD KOR u DO KOK u
MICHALKIEWICZ Troski i wnioski szermierzy wolności
MICHAŁ WOJCIECHOWSKI ZASADY SPOŁECZNE STAREGO TESTAMENTU
MICHALKIEWICZ DESUETUDO
S Michalkiewicz Cały pogrzeb na nic
PLANSZA BIURO Angelika Michale Nieznany
MICHALKIEWICZ PROTECTOR CONFIDECTORUM
I9G1S1 Nadolny Michal Lab10
MICHALKIEWICZ PRÓŻNIA DOSKONAŁA

więcej podobnych podstron