szkice z dziejow anarchizmu









Szkice z dziejów anarchizmu







Piotr Laskowski

Szkice z dziejów anarchizmu

2006

 

(...)

 

Siergiej Nieczajew miał dwadzieścia jeden lat, kiedy
przeczytawszy pierwszy numer "Sprawy Ludu", postanowił poświęcić się
realizacji idei Bakunina. Na przełomie roku 1868 i 1869 próbował założyć
studencką organizację rewolucyjną, wyznaczył nawet - na 1870 rok, na rocznicę
reformy uwłaszczeniowej - termin wybuchu rewolucji. Nic nie wskazuje na to, by
jego organizacja naprawdę zaistniała. Człowiek ten, przecież jeszcze chłopiec
- namiętny i zacięty, przy tym brutalny - mieszał szaleństwo z
wyrachowaniem, obłęd ze świadomą mistyfikacją, bezkompromisowość z
cynizmem. "Żyjemy w państwie obłąkanych" - twierdził Nieczajew, bo
za obłąkanie uważał "stosunek spokojny do ogromu obrzydliwości, podłości,
niesprawiedliwości, jakie wytwarza nasz ustrój obecny". Stanisław
Brzozowski zawarł w Płomieniach
sugestywny, i chyba wielce prawdziwy, opis Nieczajewa: "Zdawało się, że
jest on całkowicie obcy nam, samemu sobie, wszystkiemu, co mówi; że wszystko,
co czyni on, jest mu do czegoś potrzebnym, że nic nie robi on od
niechcenia". Powieściowy Nieczajew mówi: "Póki choć jeden człowiek
ginie w świecie, póki choć jedno życie jest tak wdeptane w błoto, nie warto
żyć, nie można żyć - jak tylko walcząc".

W tej walce Nieczajew jest zapiekły, zimny,
nieskłonny do wzruszeń. Brzozowski każe mu wygłosić dialog dwóch Rosjan,
poruszający przez zespolenie zjadliwego humoru z najgłębszą rozpaczą:
- Dzień dobry, Wasyli Iwanowiczu, a co słychać?
- Wszystko dobrze, Iwanie Wasyljewiczu. W kazańskiej
guberni do głodnych chłopów kartaczami strzelali. Stu czy dwustu zabito.
- Ot co? Ja zawsze mówiłem, że my mamy niemożliwy
ustrój.
- Wasza racja... głodnemu po co kartacze.
- Oczywiście, głodny potrzebuje chleba.
- Naturalnie: chleb powinien być dla
wszystkich...
- Tak oto właśnie: ja teraz o tym piękną książkę
czytam.
- A ja czytam o szkodliwości prostytucji...
- Także ważna kwestia. To po przeczytaniu
poproszÄ™...
- Z przyjemnością, z przyjemnością,
wzajemnie".
Jest w tej scenie pogarda i szyderstwo, jest
ostrość i celność sformułowań, właściwa Nieczajewowi. Jest wreszcie potężna
nienawiść, którą czuć będą wszyscy anarchiści - nienawiść do
sentymentalnego socjalizmu, do tych pięknych idei, wypełniających liberalną,
postępową paplaninę.
W marcu 1869 roku Nieczajew przybył do Genewy,
by spotkać się z Bakuninem. Rozpoczyna się wielka mistyfikacja. Nieczajew
przedstawia się jako organizator i przywódca potężnej organizacji
rewolucyjnej w Rosji. Opowiada o swoich wpływach w wojsku. Zmyśla historię
ucieczki z twierdzy Pietropawłowskiej (jeszcze w Rosji przesyła "gryps z
twierdzy" swojej sÄ…siadce, kilkunastoletniej Wierze Zasulicz). Zapewnia,
że rewolucja jest już przygotowana. Bakunin, który opuścił właśnie Ligę
Pokoju, w Międzynarodówce zaś musiał dopiero umocnić swą pozycję, zaczyna
wiązać z Nieczajewem wielkie plany. Widzi już Alians rozszerzający się na
Rosję. Lecz i Bakunin potrzebuje mistyfikacji. W maju wydaje Nieczajewowi pełnomocnictwo
Wszechświatowego Związku Rewolucyjnego opatrzone swoim nazwiskiem, pieczęcią
i numerem 2771. Rzecz jasna nigdy nie było ani Wszechświatowego Związku, ani
jego 2770 członków. Teraz Nieczajew rozwija skrzydła. Od Ogariowa uzyskuje
dedykację na wierszu Do studenta, poświęconym pamięci bohaterskiego
przyjaciela, a także 10 tysięcy franków zdeponowanych na wspólnym rachunku
Ogariowa i Hercena. Sam Hercen od poczÄ…tku nastawiony jest do Nieczajewa wrogo.
Tymczasem Bakunin tworzy razem ze swym młodym przyjacielem całą serię odezw,
proklamacji i broszur. Ukoronowaniem tej twórczości jest wydany jesienią Katechizm
rewolucjonisty. Wystarczy zacytować kilka fragmentów:
Stosunek rewolucjonisty do samego siebie 
1.
Rewolucjonista to człowiek poświęcony na ofiarę. Nie ma on ani własnych
interesów, ani spraw, ani uczuć, ani pragnień, ani własności, ani nawet
imienia. Wszystko w nim jest pochłonięte przez jedyny wyłączny
interes, jedną myśl, jedną żądzę - rewolucję.
2. W głębi swego jestestwa, a nie w słowach
tylko, zerwał on wszelki związek z ustrojem prawnym i z całym światem
cywilizowanym, ze wszystkimi prawami, zasadami towarzyskimi, zwyczajami ogólnie
przyjętymi i moralnością dzisiejszego świata. Jest on dla tego świata
wrogiem bezlitosnym i jeśli nadal w nim przebywa, to tylko po to, aby go tym
pewniej zburzyć.
3. Rewolucjonista pogardza wszelkim
doktrynerstwem i wyrzekł się nauki pokojowej, pozostawiając ją pokoleniom
przyszłym. Zna on jedną tylko naukę, naukę niszczenia. W tym celu i tylko w
tym celu bada teraz mechanikÄ™, fizykÄ™, chemiÄ™ i, bodaj, medycynÄ™. W tym celu
prowadzi on w dzień i w nocy żywe studium ludzi, charakterów, sytuacji i
wszelkich warunków obecnego ustroju społecznego, we wszystkich możliwych
warstwach. Cel jest jeden - nąjprędsze zburzenie tego podłego ustroju.
4. Pogardza on opiniÄ… publicznÄ…. Pogardza
dzisiejszą moralnością publiczną i nienawidzi jej we wszystkich jej
pobudkach i objawach. Moralne jest dla niego wszystko, co sprzyja triumfowi
rewolucji. Niemoralne wszystko, co mu stoi na przeszkodzie.
5. Rewolucjonista to człowiek poświęcony na
ofiarę. Bezlitosny dla państwa i w ogóle dla całego społeczeństwa
stanowo-oświeconego, nie powinien i od innych oczekiwać dla siebie żadnej
litości. Między nimi i nim istnieje tajna lub jawna, lecz nieprzerwana i nieubłagana
wojna na śmierć i życie. Każdego dnia powinien być gotów na śmierć.
Powinien nauczyć się znosić tortury.
6. Surowy dla siebie, powinien być surowy i dla
innych. Wszystkie czułe i wyrabiające czułostkowość uczucia pokrewieństwa,
przyjaźni, miłości, wdzięczności i samego nawet honoru powinny być zdławione
w nim przez jedną zimną żądzę sprawy rewolucyjnej. Dla niego istnieje jedna
tylko rozkosz, pociecha, nagroda i satysfakcja - bezlitosne burzenie. Dążąc z
zimną krwią i niezmordowanie do tego celu, powinien być gotów na własną
zgubę i na to, by zniszczyć własnymi rękoma wszystko to, co tamuje dojście
do niego.
7. Natura prawdziwego rewolucjonisty wyłącza
wszelki romantyzm, wszelką czułość, entuzjazm i uniesienie. Wyłącza nawet
osobistą nienawiść i zemstę. Namiętność rewolucyjna, przeszedłszy w
uczucie powszednie, nieustające ani na chwilę, powinna łączyć się z zimnym
wyrachowaniem. Zawsze i wszędzie powinien być nie tym, do czego go popychają
popędy osobiste, lecz tym, co mu dyktuje powszechny interes rewolucji.
[...]
Stosunek rewolucjonisty do społeczeństwa
[...]
14. W celu bezlitosnego burzenia rewolucjonista
może, a nawet często powinien, żyć w społeczeństwie, udając, że jest
zupełnie nie tym, czym jest w istocie. Rewolucjonista powinien przeniknąć wszędzie,
do wszystkich warstw wyższych i średnich, do sklepu kupca, do Kościoła, do
domu pańskiego, do świata biurokratycznego, wojskowego, do literatury, do III
Oddziału, nawet do Pałacu Zimowego.
15. Całe to podłe społeczeństwo powinno być
podzielone na kilka kategorii. Pierwsza kategoria to ludzie bezzwłocznie na śmierć
skazani. Niech będzie ułożona przez stowarzyszenie lista takich skazanych według
porządku ich względnej szkodliwości dla powodzenia sprawy rewolucyjnej, tak
aby numery poprzednie sprzątnięte zostały wcześniej niż następne.
16. Przy układaniu takiej listy i dla ułożenia
wymienionego szeregu należy kierować się bynajmniej nie osobistą zbrodniczością
człowieka ani nawet nienawiścią wzbudzaną przezeń w stowarzyszeniu lub wśród
ludu. Ta zbrodniczość i ta nienawiść mogą być nawet poniekąd pożyteczne,
sprzyjając wybuchowi buntu ludowego. Należy kierować się miarą pożytku,
jaki powinien płynąć z jego śmierci dla sprawy rewolucji. A przeto powinni
być zgładzeni przede wszystkim ludzie szczególnie szkodliwi dla organizacji
rewolucyjnej i tacy, których śmierć gwałtowna i przymusowa może rzucić
największy postrach na rząd i, pozbawiwszy go rozumnych i energicznych działaczów,
zachwiać jego siłę.
17. Druga kategoria powinna składać się właśnie
z ludzi, którym darowuje się życie tylko czasowo, aby przez szereg czynów zwierzęcych doprowadzili lud do
niechybnego buntu.
18. Do
kategorii trzeciej należy mnóstwo wysoko położonych bydląt, czyli osobistości
niewyróżniających się ani szczególnym rozumem, ani energią, lecz korzystających
dzięki położeniu swemu z bogactw, stosunków, wpływów, siły. Należy ich
eksploatować wszelkimi możliwymi sposobami, drogami; omotać ich, zbić z
tropu i owładnąwszy, o ile tylko można, ich brudnymi sekretami, uczynić z
nich swych niewolników, Ich władza, wpływy, stosunki, bogactwo i siła staną
się tym sposobem skarbem niewyczerpanym i potężną pomocą dla różnych
przedsięwzięć rewolucyjnych.
19. Kategoria
czwarta składa się z ambitnych polityków i liberałów różnych odcieni. Z
nimi można konspirować według ich programów, udając, że idzie się ślepo
za nimi, a tymczasem zagarniać ich w swe ręce, zawładnąć wszystkimi ich
sekretami, skompromitować ich do ostateczności, tak aby cofnięcie się było
dla nich niemożliwe, i rękami ich mącić państwo.
20. Kategoria
piąta to doktrynerzy, konspiratorzy i rewolucjoniści, w zajętych gadaniną kółkach
i na papierze. Ich należy nieustannie popychać i wciągać w karkołomne
praktyczne wystąpienia, których skutkiem będzie zguba doszczętna większości
i prawdziwe wyrobienie rewolucyjne nielicznych.

Zimne i bezwzględne okrucieństwo tego tekstu były
po wielekroć komentowane. Jest to wobec Bakunina najcięższy akt oskarżenia.
Dodajmy jeszcze, że w stosunku do ludu Nieczajew zaleca przyczynianie się do
klęsk i nieszczęść, które spadają na chłopów, by tym prędzej wywołać
ich zniecierpliwienie.
Z Katechizmem i mandatem Wszechświatowego
Związku Nieczajew wrócił do Rosji i zabrał się do tworzenia - dopiero teraz
- rewolucyjnej organizacji, która miała składać się z powiązanych ze sobą
pięcioosobowych kółek. Całością zarządzać miał tajemniczy komitet
komunikujący się z Wszechświatowym Związkiem. Tak jak jedynym członkiem Związku był Bakunin, tak
Nieczajew starczał za cały skład komitetu. Dalsze wydarzenia są dobrze
znane, posłużyły bowiem Dostojewskiemu jako kanwa dla fabuły Biesów. Członek
kółka moskiewskiego, student Iwanow, nabiera podejrzeń co do istnienia
komitetu. Nieczajew przekonuje pozostałą czwórkę, że komitet nakazał usunięcie
Iwanowa jako potencjalnego zdrajcy. Chłopiec zostaje zamordowany w parku
Akademii Rolniczej w Moskwie. Już po czterech dniach ciało zostało
odnalezione. Nieczajew zdołał umknąć za granicę. Przed sądem stanęło aż
osiemdziesiąt siedem osób. W roku 1871 trzydziestu trzech nieczajewowców
zostało skazanych.
Tymczasem Nieczajew ponownie nawiÄ…zuje kontakt z
Bakuninem. Spotykają się w Locarno. Bakunin podjął się w tym czasie tłumaczenia
Kapitału Marksa na rosyjski i wziął zaliczkę na poczet tej pracy. Nie
idzie mu jednak przekład, toteż bez oporów pozwala załatwić niewygodną
sprawę Nieczajewowi. Nieczajew zaś po prostu posłał wydawcy pismo od tajnej
organizacji nakazujÄ…ce pozostawienie Bakunina w spokoju i opatrzone stosownymi
groźbami na wypadek, gdyby wydawca miał wątpliwości, czy rozkazu posłuchać.
Oczywiście o zaliczce Nieczajew nie miał powodu wspominać.
W styczniu 1870 roku zmarł Hercen i Nieczajew
natychmiast wykorzystał okazję, by upomnieć się o drugie 10 tysięcy z
rachunku Hercena i Ogariowa. Następnie podjął próbę uwiedzenia córki
Hercena i przejęcia jej spadku i kontaktów. Brzozowski każe mu mówić w Plomieniach:
"O mnie Herzen mówił, że ja mogę pannę uwieść, aby ją
zrewolucjonizować. Uważacie: młodą pannę z dobrego domu. Nie jakąś tam
pierwszą lepszą. A mnie co. Póki są prostytutki, każda kobieta jest towar i
rzecz. Czystość tylko dla bogatych. A ja nie znam się na tych przywilejach, różnicach.
Nie patrzcie się tak na mnie. Szczerze wam mówię: z nikim i
niczym ja siÄ™ nie liczÄ™".
Kolejny plan Nieczajewa, zorganizowanie bandy, która
rabunkiem zdobywałaby pieniądze na cele rewolucyjne, wyczerpał cierpliwość
Bakunina. Następuje zerwanie stosunków, a w słynnym liście do Alfreda
Talandiera z lipca 1870 roku Bakunin pisze: "Jeżeli Pan przedstawi go Pańskiemu
przyjacielowi, pierwszą jego troską będzie posiać między wami niezgodę,
niesnaski, intrygi, słowem, pokłócić was. Jeśli Pański przyjaciel ma żonę,
córkę - będzie usiłował ją uwieść, zrobi jej dziecko, żeby ją wyrwać
ze sfery oficjalnej moralności i narzucić jej rewolucyjny protest przeciwko
społeczeństwu [...]. To człowiek niesłychanych ambicji i chociaż sam nie
zdaje sobie z tego sprawy, skończył na tym, że utożsamił swoją sprawę
rewolucyjną ze swą własną osobą; ale nie jest to egoista w banalnym
znaczeniu tego słowa, bo straszliwie ryzykuje i prowadzi męczeńskie życie,
pełne wyrzeczeń i niesłychanej pracy. Jest fanatykiem, a fanatyzm pochłania
go do tego stopnia, że staje się zupełnym jezuitą, chwilami staje się po
prostu głupi". Bakunin stwierdza, że Nieczajew zwykł się posługiwać
oszustwem, kradzieżą, kolekcjonowaniem kompromitujących dokumentów.
Nieczajew został aresztowany w Zurychu dwa lata
później. Wydano go Rosjanom. Otrzymał wyrok dwudziestu lat katorgi, nigdy
jednak na Syberię nie trafił, został bowiem zamknięty w twierdzy Pietropawłowskiej.
Pogrzebany żywcem Nieczajew nie zaprzestał działalności rewolucyjnej. W więzieniu
przedstawiał się żołnierzom jako reprezentant wielkiej potęgi, dawał do
zrozumienia, że chodzi o księcia Konstantego. Udało mu się poddać swej woli
pilnujących go strażników i wyciągnąć ich do działalności spiskowej. W
roku 1881 nawiązał kontakt z działaczami organizacji terrorystycznej Narodna Wola, którzy postanowili
zorganizować mu ucieczkę. Odmówił jednak, nie chcąc, by cokolwiek zapobiegło
planom zamordowania cara. W roku 1881 Aleksander II zginął z ręki
narodnowolca. Nieczajew zmarł w swej celi w 1882 roku.
Kim był Nieczajew? Brzozowski pisze w Płomieniach:
"Nieczajew w gruncie rzeczy ludźmi gardzi. Nie wolno nigdy postępować
niżej, niż się jest [...]. Kto w czymkolwiek poniża własne ja, jest
nieuczciwy, gdyż robi innym to, czym sam w sobie gardzi". W roku
1871 na procesie nieczajewowców słynny adwokat Spasowicz uznał go za
Chlestiakowa, bezczelnego mistyfikatora. Istotnie Nieczajew żył
mistyfikacjami, tworzył je na użytek Bakunina, Ogariowa, później swych więziennych
strażników.
Właśnie ta ostatnia mistyfikacja wydaje się
najważniejsza. Mówiąc o Konstantym, Nieczajew odwołuje się do niezwykle
istotnego w kulturze rosyjskiej mitu samozwańca. Związek rewolucji społecznej
z samozwaństwem jest niezaprzeczalny. Sam Pugaczow ogłosił się cudownie
ocalonym Piotrem III. W dziewiętnastowiecznej historii Rosji roi się od
samozwańców. W roku 1822 jakiś człowiek podawał się za Pawła I, w 1844
roku pojawił się samozwańczy Konstanty.
Dlatego w Biesach Dostojewski każe mówić
Wierchowieńskiemu: "Zacznie się zamęt, zachwieje się wszystko w posadach,
jak nigdy dotąd na świecie. Zatumani się Rosja, zapłacze ziemia do starych
bogów. A wtedy... wtedy wypuścimy... wie pan kogo?
- Kogo?
- Iwana Carewicza [...]. Pana, pana!".
A zatem samozwaniec. Samozwaniec wykorzystuje
legendę o powracającym carze-wybawcy, boskim wybrańcu, posłańcu bożym
predestynowanym do objęcia władzy. Ale samozwaństwo to także antyzachowanie,
odwrócenie porządku rzeczy, działanie przeciw
Bogu, działanie czarnoksięskie. Mistyfikacje Nieczajewa wpisują się w długą
tradycję samozwaństwa w Rosji, bo też jest on samozwańcem, następcą
Pugaczowa, wynaturzoną formą śnionego niegdyś przez Bakunina cara-słowiańskiego
rewolucjonisty, Hercenowskiego "Razina na tronie". Więcej jest w
Nieczajewie cara niż anarchisty. Stąd też różnica między nim a
szlacheckimi dziećmi czasu "szalonego lata" 1874 roku. Nieczajew nie
przeprasza ludu, nie korzy siÄ™ przed nim, lecz mu rozkazuje.
 
Urodzony w 1815 roku Piotr Riviere, matkobójca z
normandzkiej wsi, wykładając w spisanym w więzieniu pamiętniku motywy swej
zbrodni, mówi: "Myślałem, że dostąpię glorii, mając myśli przeciwne
wszystkim mym sędziom, że z całym światem dysputował będę, wyobrażałem
sobie Bonapartego w 1815. Mówiłem też sobie: toż ten człowiek krocie ludzi
wygubił, aby swój pusty kaprys zaspokoić, nie jest zatem rzeczą słuszną,
abym dozwalał żyć babie, która burzy spokojność i szczęście ojca
mojego". Czy Riviere jest nihilistą? Czy jest szaleńcem? Czy myślenie
anarchistycznych terrorystów podąża podobną drogą?
 
Najistotniejszego, jeśli wziąć pod uwagę osobę
zabitego, aktu terroru anarchistycznego w Ameryce dokonał człowiek, który z
anarchizmu zrozumiał tyle, że każda władza jest zła. Leon Czołgosz,
urodzony już w Stanach Zjednoczonych Amerykanin polskiego pochodzenia, żył w
bardzo ubogiej rodzinie. W wieku sześciu lat zaczął pracować jako pucybut i
gazeciarz, od dwunastego roku życia był robotnikiem fabrycznym. O swych działaniach
w kółkach radykalnych zdołał powiedzieć tylko: "Dyskutowaliśmy o
prezydentach i że są do niczego". Myśli formułował w sposób prosty,
wręcz infantylny. Przy tym cechował go dziecięcy typ oburzenia, kiedy czuł
się oszukany. Z wykładu Emmy Goldman, którego słuchał, zapamiętał
stwierdzenie, że wszyscy władcy powinni zostać zgładzeni. W roku 1901 w
Buffalo zastrzelił prezydenta McKinleya.
Czołgosz nie był rzecz jasna anarchistą, którego
do aktu zabójstwa doprowadziłaby refleksja nihilistyczna. Czyn swój poprzedził
wprawdzie intensywnymi samotnymi rozmyślaniami, lekturą tekstów
anarchistycznych, uczestnictwem w wykładach, jednak, jak wynika z zeznań,
poziom refleksji tego człowieka nigdy nie wykroczył poza rozpaczliwą niemożność
rozpoznania relacji między tym, co istnieje, a tym, co, jak czytał, zaistnieć
powinno. W tym wypadku myśl anarchistyczna stała się pożywką dla umysłowości
desperacko pragnącej odnaleźć porządek w niezrozumiałym świecie.
Emma Goldman wywołała skandal, gdy zapytana,
czy czuje żal z powodu śmierci prezydenta, odparła: "Czy to możliwe, że w
całych Stanach Zjednoczonych zmarł dziś tylko prezydent? Z pewnością umarło
wielu innych, może w nędzy, pozostawiając bezradnych krewnych. Dlaczego
oczekujecie, że będę bardziej żałować prezydenta niż pozostałych?".
Goldman została aresztowana i mocno pobita w więzieniu, mimo że nic nie łączyło
jej ani z zamachem, ani z zamachowcem. Konsekwentnie jednak nie potępiła Czołgosza,
uznając jego czyn za skutek choroby społeczeństwa, deprawowanego
nieprzerwanie przez nędzę i wszechobecną przemoc instytucji państwa. Samego
Czołgosza nazwała "chłopcem, który czytał dziwaczne książki, śnił
dziwaczne sny, dokonał dziwacznego czynu".
Najmniej zrozumiałym, w żaden sposób
nieuzasadnionym aktem terroru anarchistycznego było zamordowanie cesarzowej Elżbiety,
nieszczęśliwej żony Franciszka Józefa. Wciąż uciekająca przed światem
nie do zniesienia cesarzowa zginęła w Genewie, zakłuta dłutem przez Włocha
Luigiego Lucheni.
Lucheni we wczesnej młodości zatrudnił się na
kolei i przemierzał rozległą monarchię habsburską. W roku 1894 wstąpił do
włoskiej armii. Miał wtedy dwadzieścia jeden lat. Włochy podjęły w tym
czasie próbę wykrojenia dla siebie kawałka Afryki i rozpoczęły wojnę z
Etiopią. Jednak dwa lata później armia etiopskiego władcy, Menelika II,
uzbrojona przez Francuzów (między innymi przez Arthura Rimbaud prowadzącego
kilka lat wcześniej interesy w Hararze), pokonała oddziały włoskie pod Aduą.
Lucheni spędził pół roku we włoskiej Erytrei, po powrocie został
odznaczony medalem "a ricordo delie campagne d'Africa". Zaczął marzyć
o państwowej posadzie i rozpoczął starania o pracę strażnika więziennego.
Nie uzyskał jednak nawet odpowiedzi na swe podania. Rezygnował z tytoniu, by
kupić kolejne arkusze papieru. "Wołałbym, żeby
odpowiedzieli «Nie ma miejsca«, ale w ogóle nie odpowiedzieć, to za dużo"
- pisał. Urażony opuścił Włochy i
pieszo udał się przez Przełęcz św. Bernarda do Szwajcarii. Na przełęczy
wyrył swe nazwisko i napis: "Vive l'anarchie. Zbuntowany przeciw temu, co mi
zrobili w Italii, zemszczę się, jestem jak Scypion Afrykański, który napisał
Ingrate patrie". W maju 1898 roku wynajął pokój w Lozannie. Imał się
dorywczych zajęć. Zaczął bywać na zebraniach kółek włoskich robotników
i zwierzał się, że chce kogoś zabić, "ale żeby to był ktoś
znany". Czytał "Le Libertaire", "Le Pere Peinard" i jeszcze
kilka anarchistycznych gazet.

Dziesiątego września 1898 roku zabił cesarzową
Elżbietę.
Po aresztowaniu przedstawiał się jako
anarchista. Mówił o "wielkim Bakuninie", który "wskazał nam drogę".
Jednak wciąż miał przy sobie książeczkę wojskową i swój dyplom od
medalu. Napisał oświadczenie, że nie jest szaleńcem ani że do zabójstwa
nie pchnęła go nędza. Podpisał się: Luigi Lucheni, anarchista bardzo
przekonany. Półtora miesiąca po zamachu Cesare Lombroso opublikował artykuł,
w którym poddał przypadek Lucheniego analizie zgodnej z "regułami nowej
szkoły antropologiczno-psychiatrycznej". Lucheni, pisał Lombroso,
"ma bardzo wiele cech degeneracji właściwych epileptykom i czystym
zbrodniarzom". Lombroso najdokładniej, jak mógł, prześledził biografię
zabójcy. Lucheni był dzieckiem nieślubnym, został porzucony przez matkę
zaraz po urodzeniu. Z paryskiego sierocińca odesłano go do Włoch, do przytułku
w Parmie, skąd na osiem lat został zabrany przez patologiczną rodzinę, wrócił
do przytułku, został wzięty przez inną rodzinę - szczegółów tego
koszmaru Lombroso nie dociekał.
Podczas przesłuchania Lucheni potwierdził, że
zabił z premedytacją, i stanowczo zaprzeczył, jakoby miał jakichkolwiek wspólników.
"- Co sprawiło że postanowiliście zabić?
- La misere [nędza, ale też - wobec oświadczenia
pisanego w więzieniu - nieszczęście].
- Nie zaznaliście biedy...
- W dniu mego urodzenia porzuciła mnie matka.
- Ale wychowaliście się w rodzinie, która o
was dbała.
- Od dziewiątego roku życia jestem w drodze.
To, co umiem, poznałem w przytułkach, nie w szkole".
W Genewie nie orzekano kary śmierci, toteż
Lucheni skazany został na dożywotnie więzienie. Wyrok przyjął z okrzykiem:
"Vive l'anarchie!"
W roku 1901 w więzieniu Lucheni został
przebadany przez zespół kolejnego słynnego psychiatry Regisa, autora dzieła
poświęconego słynnym królobójcom. Naukowcy w obszernym raporcie
zanotowali, że pacjent nie lubi być pytany o stan zdrowia. Nie jest i nie był
chory, mówi. Protestuje przeciwko koncepcji delinquente
nato (urodzonego zbrodniarza) sformułowanej przez Lombrosa. Co zadziwiające,
Lucheni stwierdza, że nigdy nie był anarchistą, mówi wręcz, że wcale nie
zgadza się z twierdzeniami swego rodaka Malatesty - na odwrót: "Porządek
nie może panować bez pana w ośmioosobowej rodzinie, więc tym bardziej w
rodzinach milionów ludzi - twierdzi. I dalej: - Mówią, że anarchiści nie
znają praw. Ja nie jestem anarchistą". Wreszcie pod koniec badania na prośbę
lekarzy, by coś napisał, zapisuje maksymę Solona: "Społeczeństwo jest
dobrze rządzone, kiedy obywatele są posłuszni urzędnikom, a urzędnicy
prawom. L. Lucheni 10 kwietnia 1901".

Lekarze nie wypowiadajÄ… siÄ™ jasno o jego stanie
umysłowym. Zauważają, że Lucheni mówi precyzyjnie, sensownie, nie majaczy,
nie ma halucynacji ani obsesji. Jest "niestabilny i impulsywny". "Jego
największym błędem, mówi nam, jest to, że ma posuniętą do ekstremum
nienawiść do niesprawiedliwoÅ›ci [...] «jeÅ›li zobaczÄ™, że siÄ™ mylÄ™,
przepraszam; ale kiedy wierzę, że mam rację, raczej pięćdziesiąt razy umrę,
niż siÄ™ poddam»".
Pięć niebieskich zeszytów odnalezionych w 1938
roku, choć opublikowanych dopiero w 1998, zawiera - jeśli są autentyczne -
dopełnienie tej opowieści. W roku 1907 Lucheni zaczął w nich pisać
historię swego życia, której dał tytuł "Historia dziecka porzuconego pod
koniec XIX wieku, opowiedziana przez nie samo". Otwiera jÄ… uwaga: "DajÄ™
ci tutaj historię mojego życia. Nie wątpię, że, biorąc pod uwagę jej
dziwaczność, podczas lektury będziesz ją postrzegać wyłącznie jako zmyślenia".
Lucheni wyraża sprzeciw wobec naukowych opisów zbrodniarzy takich jak on. Być
może kiedyś będą one służyć dobrze rozprawom sądowym, w jego przypadku
jednak zdetronizowały sprawiedliwość. A sprawiedliwość to "jedyna bogini, której
oczekują słabi". "Bo nie odbyłem kursów uniwersyteckich (to nie moja
wina), uznano moje uczucia za absurdalne, odpowiadam tym naukowcom, że żeby
dyskutować na ten temat, mam, poza znajomością siebie, dobre kwalifikacje:
lepsze niż wszystkie kwalifikacje Lombrosa. Zapraszam was wszystkich,
zbrodniarze, skoro utrzymujecie, że wiecie, jak się zmienia natura ludzka, żebyście
przeczytali tę biografię, która jest biografią zbrodniarza... sztucznego (artificiel)".
"Historia dziecka" zawiera wstrzÄ…sajÄ…cy
opis dzieciństwa Lucheniego. Czym jest ten tekst? W uderzający sposób
przypomina on sprawÄ™ Piotra Riviere'a. Morderstwo jeszcze bardziej absurdalne,
oszustwo podczas procesu, zwodzenie sędziów, zaprzeczanie
wyrokowi medycznemu, wreszcie długa, wewnętrznie spójna autoprezentacja na
piśmie.
Zeszyty Lucheniego zostały zabrane z jego celi
przez strażników. Po bezskutecznych protestach Lucheni popełnił samobójstwo
w 1910 roku.
We Francji seria najgłośniejszych zamachów
terrorystycznych zaczyna się od sprawy Ravachola. W roku 1892 Ravachol wysadził
w powietrze dom prokuratora oraz sędziego przewodniczącego, którzy
doprowadzili do skazania na maksymalne dopuszczalne kary anarchistów uczestniczących
rok wcześniej w demonstracji pierwszomajowej. Anarchistów tych dodatkowo
poddano torturze zwanej passage a tabac - "ścieżką zdrowia" -
polegającej na przejściu między dwoma szeregami bijących policjantów.
Ravachol, opuszczony w dzieciństwie przez ojca, od ósmego roku życia
utrzymywał swoją rodzinę: matkę, której nazwisko przyjął, i trójkę
rodzeństwa. Jako osiemnastolatek stał się anarchistą. Był złodziejem, fałszerzem
pieniędzy i mordercą. Okradał zwłoki z biżuterii, zamordował kilka osób,
w tym dziewięćdziesięciodwuletniego skąpca i jego gospodynię. Zarazem
opiekował się dziećmi uwięzionych anarchistów, dawał pieniądze na ich
utrzymanie, uczył je czytać. "Umieranie z głodu jest tchórzostwem i
upodleniem" - powiedział w więzieniu.
Ravachol stał się autentycznym bohaterem
ludowym. Od jego nazwiska stworzono czasownik "ravacholiser" - zabić
wroga. W swym dorocznym almanachu anarchistyczna gazeta "Le Pere Peinard"
wydrukowaÅ‚a piosenkÄ™ Å›piewanÄ… na melodiÄ™ Carmagnoli i Ça ira:

 
Dans la grand'ville de Paris, 
II y a des
bourgeois bien nourris,
II y a les misereux, 
Qui ont le ventre creux, 

Ceux-la ont les dents longues, 
Vive le son, vive le son, 
Ceux-la ont les dents
longues, 
Vive le son 
D'l'explosion!

 
W wielkim mieÅ›cie Paryżu 
są dobrze odżywieni
bogacze 
i sÄ… też biedni, 
co majÄ… wpadniÄ™te brzuchy, 
a tamci majÄ… dÅ‚ugie zÄ™by. 

Niech żyje dźwięk eksplozji!
 
Ref:

Dansons la Ravachole,
Vive le son, vive le son,
Dansons la Ravachole,
Vive le son
D'l'explosion!

 
Tańczmy ravacholę,
niech żyje dźwięk eksplozji.
 
Ravachol, którego Piotr Kropotkin potępił,
nazywając rewolucjonistą nieprawdziwym, produktem burżuazji fin de siecle'u,
postacią rodem z opery buffo, wpisał się w plebejski archetyp zbójcy -
przerażającego, zarazem jednak akceptowanego. Został kolejnym w linii
okrutnych bandytów o złotym sercu, bezwzględnych dla bogaczy, zatroskanych o
biednych.
Następny francuski anarchista-terrorysta August
Vaillant był człowiekiem zupełnie innego pokroju. Urodził się jako dziecko
nieślubne, wychowywała go przybrana rodzina. Kradł, żebrał, dorywczo
pracował. Jakimś cudem zdołał dostać się do szkoły. W poszukiwaniu
lepszego życia wyjechał do Argentyny, nie powiodło mu się jednak, toteż w 1893 roku wrócił do Paryża.
Rozszedł się z żoną, mieszkał z córką i kochanką. W Paryżu ta
trzyosobowa rodzina zaznała straszliwej nędzy. Zdesperowany Vaillant postanowił
popełnić samobójstwo, chciał jednak odejść z krzykiem sprzeciwu, z
"krzykiem całej tej klasy, która żąda swych praw i pewnego dnia doda czyny
do słów". Napełnił rondel gwoździami i ładunkiem wybuchowym i tak
skonstruowaną bombę rzucił z galerii dla widzów pomiędzy posłów w Izbie
Deputowanych. W zamachu nikt nie zginął, sam Vaillant deklarował zresztą, że
nie było jego intencją pozbawienie kogokolwiek życia.
Już dwa dni po zamachu wzburzony parlament
uchwalił pierwsze lois scelerates (łotrowskie prawa), nadzwyczajne
przepisy wymierzone przeciwko anarchistom. Zakazano publikowania tekstów, które
mogłyby stanowić choćby pośrednią zachętę do aktów terroru, jak również
pochwalajÄ…cych takie akty.
Po pospiesznym procesie Vaillant został skazany
na śmierć. Mimo licznych próśb o ułaskawienie prezydent Sadi Carnot
zatwierdził wyrok. Nawet Cesare Lombroso zaprotestował przeciw niewspółmiernej
karze. Jego tekst L'Anarchie et ses Heros (Anarchia i jej bohaterowie)
zawiera zaskakujÄ…ce u tego autora sugestie. Vaillant, zdaniem Lombrosa,
w przeciwieństwie do Ravachola nie ma fizjonomii kryminalisty ("może z wyjątkiem
uszu, zbyt dużych i odstających"). Jest natomiast typem histerycznym, którego
czyny są skutkiem zaznanych nieszczęść. Lombroso zauważa, że podobnie jak
wielkiego człowieka nie sposób w pełni ocenić za życia, tak i fałszywości
idei nie może stwierdzić jedno, efemeryczne przecież, pokolenie. Zaleca zatem
rezygnację z kary śmierci w stosunku do anarchistów. Przekonuje, że
anarchizm rozpowszechnia się w krajach źle rządzonych, trzeba go więc
traktować jako symptom i zadbać o poprawę rządzenia.
Około godziny dziewiątej wieczorem 12 lutego
1894 roku bomba rzucona przez anarchistę wybuchła w Cafe Terminus, przy dworcu
St-Lazare w Paryżu. Inaczej niż dotąd celem ataku nie był konkretny
przedstawiciel państwa, prawa czy kapitału. Bomba uderzyła w anonimowych
obywateli siedzących w kawiarni, nieodpowiedzialnych osobiście za system, choć
należących wedle wszelkiego prawdopodobieństwa do uprzywilejowanej warstwy,
którą ów system chronił. Zamachowcem okazał się dwudziestodwuletni Emile
Henry, urodzony w Hiszpanii syn komunarda, uchodźcy skazanego na śmierć.
Zamach w Cafe Terminus miał być zemstą za stracenie Augusta Vaillanta. Henry
zamierzał zabić "ilu się tylko da". W kawiarni zginęła jedna osoba,
dwadzieścia zostało rannych.
Proces zamachowca rozpoczął się dwa i pół
miesiąca później. Wyjaśniając wybór miejsca zamachu, mówił, że do
takich kawiarni przychodzą "wszyscy, którzy są zadowoleni z ustalonego porządku,
wszyscy współwinni, słudzy Własności i Państwa". Właśnie ci dobrzy
mieszczanie mieliby być gorsi od aparatu państwa, stanowiąc podporę systemu
represji. Co więcej, skoro wobec anarchistów stosowana jest odpowiedzialność
zbiorowa i konsekwencje czynu Vaillanta mają ponosić wszyscy anarchiści (choć
większość nawet go nie znała), nie ma powodu, aby burżuazji także nie
traktować zbiorowo i uderzać en bloc. "Nie ma niewinnych burżujów",
kończył Henry, przyjmując logikę Saint-Justa, lecz prowadząc ją dalej. Na
słowa jednego z sędziów o zakrwawionych rękach zamachowca Henry odparł:
"Moje ręce są tak samo zbroczone krwią, jak wasze czerwone szaty".
Socjalista Jean Jaures napisał o nim: "Młody
anarchista z hotelu Terminus to sekciarz skomplikowany i dziwaczny, który nie
zrozumiałby nigdy ludu i którego lud nie zrozumie. Wzniósłszy się o kilka
szczebli wyżej, ukończyłby studia politechniczne i szybko
zostałby zapewne jednym z owych matematyków maniaków, którzy wyczerpują mózg,
rozwiązując dziwaczne problemy. Był praktykującym spirytystą, układał
liche wiersze o Bogu, niebie, harmonii powszechnej, preparując jednocześnie
swoją bombę". Jaures widział w Henrym typowego przedstawiciela
chylącej się ku upadkowi burżuazji. Pomyleńca niemającego z ludem nic wspólnego,
człowieka, któremu brakło właściwej ludowi "bojowej prostoty i tęgiego
zdrowego rozsÄ…dku".
Henry istotnie nie był proletariuszem. Jeden z
nauczycieli opisał go jako "dziecko doskonałe, najuczciwsze, jakie tylko można
spotkać". Jako świetny uczeń został przyjęty na politechnikę. Nie ukończył
jednak studiów, został bowiem wyrzucony za obrażenie profesora. Pracował później
jako subiekt. Teorię anarchizmu znał dobrze i miał ją gruntownie przemyślaną.
Czytał Kropotkina, Reclusa, Grave'a. W czasie procesu zaatakował tych
anarchistów, którzy potępili poprzednie zamachy terrorystyczne, a zatem także
Kropotkina. Powiedział również, że ci, "którzy próbują wprowadzić
delikatne rozróżnienie między teoretykami i terrorystami, są tchórzami".
Przed sądem Henry odczytał oświadczenie, w którym
stwierdzał między innymi:
"[...] Jestem anarchistÄ… od niedawna. Nie
dalej niż w połowie roku 1891 włączyłem się w ruch rewolucyjny. Przedtem
żyłem w środowisku całkowicie przesiąkniętym obecną moralnością. Byłem
przyzwyczajony szanować, a nawet kochać zasady ojczyzny, rodziny, władzy i własności
[...].
Mówiono mi, że instytucje społeczne ufundowane
zostały na sprawiedliwości i równości, a ja wokół siebie stwierdzałem
jedynie kłamstwa i szalbierstwa. Każdy dzień pozbawiał mnie złudzeń. Wszędzie,
gdzie się znajdowałem, byłem świadkiem tego samego bólu
u jednych i tej samej radości u innych. Szybko zrozumiałem, że wielkie słowa,
które nauczono mnie czcić: honor, przywiązanie, powinność, miały tylko
maskować najbardziej zawstydzające okropności [...].
Wystarczy mi powiedzieć, że stałem się
wrogiem społeczeństwa, które osądziłem jako zbrodnicze.
Krótko pociągał mnie socjalizm, niezwłocznie
jednak oddaliłem się od niego. Zbyt wiele miałem umiłowania wolności, zbyt
wiele szacunku dla indywidualnego działania, zbyt wiele odrazy do militarnej
organizacji, aby stać się numerem w zdyscyplinowanej armii czwartego
stanu".
Następnie Henry przechodzi do przedstawienia myśli,
która przywiodła go do decyzji o ataku bombowym. Przyznaje się do podłożenia
jeszcze jednej bomby - pod biuro Towarzystwa Górniczego Carmaux. W roku 1892
Henry śledził uważnie wydarzenia w Carmaux, gdzie strajkujący zaatakowali
budynki i biura kopalni. Znów terror anarchistyczny szuka swych źródeł w
przemocy ludowej. Henry pochwala tę przemoc bez zastrzeżeń, natomiast z
pogardą odnosi się do strajków pokojowych, których sukcesem jest kilka franków
jałmużny. Henry oskarża socjalistów o łamanie ducha rewolucyjnego. Działacze
socjalistyczni pojawiają się wśród strajkujących, obejmują przywództwo i
czym prędzej gaszą strajki, tonują nastroje. Nędza robotników jest dla nich
tylko odskocznią do stanowisk państwowych. Henry chce swoim czynem pokazać
robotnikom, że ich cierpieniom naprawdę współczują jedynie anarchiści, którzy
"nie siedzÄ… w parlamencie [...], lecz maszerujÄ… na gilotynÄ™".
Kilkakrotnie powraca do myśli, że źródłem przemocy jest istniejąca
struktura społeczna. Jeśli anarchiści nie mają szacunku dla ludzkiego życia,
to dlatego, że nie ma go również burżuazja, skazująca dzieci na anemię w slamsach, kobiety na prostytucję,
nakazująca wojsku strzelać do strajkujących. Dlatego - mówi Henry - kobiety
i dzieci burżuazji nie zostaną oszczędzone.
Jest rzeczą charakterystyczną, że Henry
dochodzi do uzasadnienia totalnego terroru, wyznając jednocześnie wiarę w
dobrą naturę człowieka. Swój list do dyrektora Conciergerie kończy słowami:
"Żywię głębokie przekonanie, że dwa, trzy pokolenia wystarczą, by uwolnić
człowieka od wpływu sztucznej cywilizacji, któremu dziś podlega, i przywrócić
go stanowi natury, który jest stanem dobra i miłości". Henry
wkracza na drogę rozpoznaną przez Proudhona, drogę "wrażliwości uczuć",
która od Nowej Heloizy wiedzie do terroru.
W zakończeniu mowy sądowej Henry powiedział:
"W tej bezlitosnej wojnie, którą wypowiedzieliśmy burżuazji, nie prosimy o
litość. Niesiemy śmierć i umiemy ją przyjąć. Dlatego oczekuję waszego
werdyktu obojętnie. Wiem, że moja głowa nie będzie ostatnią, którą
zetniecie [...]. Dodacie jeszcze inne imiona do krwawej listy naszych zmarłych.
Wieszani w Chicago, pozbawiani głów w
Niemczech, garotowani w Jerez, rozstrzeliwani w Barcelonie, gilotynowani w
Montbrizon i Paryżu, nasi zmarli są liczni. Ale nie zdołaliście zniszczyć
anarchizmu. Jego korzenie tkwią głęboko: zrodził się w łonie przegniłego
społeczeństwa, które się zapada; jest gwałtowną reakcją przeciw
ustalonemu porządkowi; jest pragnieniem równości i wolności, które uczynią
wyłom w obecnym autorytaryzmie. Jest wszędzie".
Henry w tym przemówieniu jest już ideologiem
zabójstwa nihilistycznego.
Jeszcze w listopadzie 1893 roku, także w Paryżu,
Leon Leauthier ugodził nożem serbskiego ministra. Schwytany stwierdził, że
chciał zabić byle jakiego burżuja, bo "pierwszy lepszy nie będzie
niewinny".
MiesiÄ…c po egzekucji Henry'ego, podczas wizyty w
Lyonie, prezydent Sadi Carnot został zasztyletowany przez włoskiego anarchistę
Caseria, mściciela Vaillanta.
W tej sytuacji parlament wydał drugie lois
scelerates, rząd zaś przeszedł do ofensywy. W sierpniu na ławie oskarżonych
zasiadło trzydziestu anarchistów, wśród nich najwybitniejsi działacze
francuskiego anarchizmu - Jean Grave, Sebastien Faure, Felix Feneon, Philippe
Ortiz. Cel rozprawy był jasno określony - należało dowieść związku między
anarchistyczną teorią czy myślą a aktami terroru. Co prawda zamachowcy
zostali już straceni, ale na ławie oskarżonych udało się posadzić trzech włamywaczy
przyznających się do światopoglądu anarchistycznego. Aby osiągnąć cel, to
znaczy przedstawić ścisły związek myśli anarchistycznej z atakami
terrorystycznymi, całą trzydziestkę oskarżono o przynależność do
"stowarzyszenia złoczyńców". Akt oskarżenia głosił:
"Oskarżeni należeli do sekty, która wytworzyła
między swymi członkami więzy współpracy i która za cel postawiła sobie
zniszczenie całego społeczeństwa, a za środek uznała kradzież, grabież,
podpalenie i mord. W tej sekcie każdy z członków uczestniczy wedle swego
temperamentu i możliwości, jeden popełniając zbrodnię, inny doprowadzając
do jej popełnienia poprzez pobudzanie i pomoc".
Akt oskarżenia definiuje zatem cele anarchistów
jako nihilistyczne, przynależące do sfery, którą Nietzsche nazywa aktywnym
nihilizmem. Zarazem wiąże anarchistów w "sektę" o jasno określonych
destrukcyjnych celach. Oskarżał znów Bulot, ten sam, którego próbował zabić
Ravachol. Rząd nie mógł wygrać tego procesu. Wśród trzydziestu oskarżonych
byli tacy, którzy nie mieli ze sobą nic wspólnego i nigdy się nie znali.
Oskarżeni nie musieli bardzo się trudzić, żeby ośmieszyć kierowane przeciw nim zarzuty. Kiedy Feneonowi
zarzucono utrzymywanie bardzo zażyłej przyjaźni z niemieckim anarchistą
Kampfmeyerem, Feneon z żalem poinformował, że przyjaźń nie mogła być zbyt
wywrotowa, ponieważ on sam nie mówi po niemiecku, a Kampfmeyer nie zna ani słowa
po francusku.
Proces trzydziestu zakończył się
uniewinnieniem oskarżonych, z wyjątkiem trójki włamywaczy. Nie stwierdzono
istnienia nihilistycznej sekty, nie wykazano związku między myślą
anarchistyczną a działaniami anarchistycznych zabójców.
Proces trzydziestu kończy epokę "propagandy
czynu" we Francji. Terror zawiódł jako środek. Dał wprawdzie ruchowi męczenników,
czczonych i eksponowanych, swoim życiem potwierdzających wartość idei, ale
także odpychał zwykłych ludzi, którym anarchizm jawił się jako niezrozumiała,
mroczna ideologia, zaplątana w uzasadnianie brutalności. Odpowiedzią władz
na terror były wzmożone represje. Najważniejsze opiniotwórcze gazety,
redagowane na najwyższym poziomie, zostały zamknięte. Aktywiści wędrowali
do więzień lub na emigrację. Sama władza sprawiała raczej wrażenie
silniejszej, nie słabszej, i wygrywała dla legitymizowania siebie narastające
poczucie zagrożenia.
"Propaganda czynu" nie okazała się zatem
propagandą skuteczną - liczba ludzi łaknących krwi nie wzrosła, akty
terroru nie rozniecały rewolucji. Wielu autorów w tym właśnie upatruje
przyczyn jej porzucenia u progu XX wieku. Niezbyt optymistyczne to wyjaśnienie,
widzące jedynie w małej skuteczności terroru przesłankę rezygnacji z jego
stosowania. Nie całkiem chyba jednak prawdziwe. Malatesta, twórca idei
"propagandy czynu", napisał: "Nie wierzymy w prawo do karania; odrzucamy ideę zemsty jako sentyment barbarzyński.
Nie mamy zamiaru być katami ani mścicielami. Rola wyzwolicieli i twórców
pokoju zdaje nam się bardziej szlachetna i twórcza". To powrót do
anarchizmu.



Historycy anarchizmu często skłonni są stawiać
wyraźną granicę między teoretykami a anarchistami czynu, zwłaszcza tymi, którzy
w imię realizacji wizji lepszego społeczeństwa zwrócili się ku terrorowi.
Takie rozróżnienie znajduje potwierdzenie w wyroku wydanym w procesie
trzydziestu. Przeprowadzała je także współczesna policja. Źródła
policyjne wskazują, że władze dzieliły anarchistów na dobrotliwych,
marzycielskich maniaków (nieszkodliwych) oraz zdesperowanych fanatycznych
autodestrukcyjnych morderców. Ten podział rozpoznawalny jest także w fabule Tajnego
agenta Conrada.
W pewien sposób podtrzymuje go w swej frapującej
książce Barbara Tuchman, która wyróżnia wśród anarchistów "teoretyków
i myślicieli, ludzi intelektu, poważnych i szczerych, kochających ludzkość"
oraz "narzędzia: ludzi małych, których nieszczęścia lub rozpacz, gniew,
upodlenie i beznadziejna nędza uczyniły tak podatnymi na tę ideę [tj. ideę
anarchistyczną - P.L.], że zawładnęła nimi i pchnęła ich do czynu. To oni
stali się mordercami" *[B. Tuchman Wyniosła wieża]. Tuchman stwierdza z całą mocą, że obu
tych grup nic nie łączyło. Pierwsza tworzyła idealne wizje przyszłego świata,
nienawidziła współczesnego społeczeństwa, niekiedy nawet pochwalała
przemoc - ale nie wyszła poza słowa. Druga, bytująca na samym dnie społeczeństwa,
słyszała zaledwie strzępy tych słów, poddawała się ich urokowi i od czasu
do czasu ktoś oszukany szedł zabijać i sam ginął, krzycząc przed sądem
"Vive l'anarchie".
Francuski socjalista i przeciwnik anarchizmu Jean
Jaures pisał w 1893 roku: "Trudno osądzać jako całość doktrynę i partię,
która, wywodząc się - przynajmniej jak mówią - od Bakunina i Elizeusza
Reclus, zmierza ku Ravacholowi. Anarchizm wywodzi siÄ™ z jednej zasady, ale jego
przejawy są liczne i często sprzeczne". I dla Jauresa główna
linia podziału przebiega więc między teoretykami a zamachowcami.
Po krótkim okresie fascynacji ideą
"propagandy czynu" na początku lat osiemdziesiątych anarchistyczni myśliciele
potępiali akty terroru, wstrzymywali się jednak z potępieniem samych
terrorystów, stwierdzając z naciskiem, że przemoc jest narzędziem przejętym
z otaczającego świata. Emma Goldman w artykule What I Believe pisała o
aktach przemocy: "Wiem, że pewni anarchiści dokonali aktów przemocy, ale to
straszna nierówność ekonomiczna i wielka niesprawiedliwość polityczna
prowadzą do takich czynów, nie anarchizm. Każda instytucja opiera się dziś
na przemocy, powietrze jest przesycone przemocą. Jak długo istnieje takie państwo,
możemy równie dobrze próbować zatrzymać Niagarę, jak mieć nadzieję, że
uporamy się z przemocą. Mówiłam już, że kraje, w których istnieje do
pewnego stopnia wolność ekspresji, zaznały mniej, lub wcale, aktów przemocy
[...]. Żaden czyn popełniony przez anarchistę nie miał na celu osobistego
zysku, zwiększenia dochodów, lecz raczej był świadomym protestem przeciwko
represyjnym, arbitralnym, tyrańskim działaniom z góry". Goldman przywołuje
kolejne przykłady: Caserio zamordował Carnota, gdy ten odmówił ułaskawienia
Vaillanta. Bresci zabił króla Włoch Umberto I po tym, jak wojsko włoskie
strzelało do kobiet i dzieci podczas rozruchów chlebowych. Berkman próbował
zabić Fricka odpowiedzialnego za śmierć jedenastu robotników i eksmisję wdów i sierot po nich.
Wreszcie włoski anarchista Angelino zastrzelił premiera Hiszpanii Antonia
Canovasa, by pomścić zbrodnie dokonywane w więzieniu Montjuich w Barcelonie.
Piekło tortur stosowanych w tym więzieniu opisał
w opublikowanej w 1897 roku w Paryżu książce Les Inquisiteurs de
l'Espagne (Inkwizytorzy Hiszpanii) rektor Akademii Politechnicznej w
Barcelonie Tarrida del Marmol. Był on jedną z kilkuset osób - anarchistów,
lecz także ateistów - aresztowanych w wielkiej obławie po zamachu dokonanym w
Barcelonie rok wcześniej. Celem tamtego ataku był biskup Katalonii, bombę
rzucono w procesję w dzień Bożego Ciała. Biskup ocalał, lecz osiem osób
zginęło. Nie potrafiąc schwytać zamachowca, rozjuszone władze przeprowadziły
masowe aresztowania. Zatrzymanych poddawano wymyślnym torturom. Ostatecznie
proces wytoczono osiemdziesięciu siedmiu osobom; jedenaście skazano na śmierć,
osiem stracono.
 
Bandytyzm ideowy, niezbyt szczęśliwy polski
odpowiednik francuskiego terminu "illegalisme", oznacza działania o
charakterze kryminalnym, mające na celu przejęcie własności burżuazji. Działania
takie, motywowane ideowo, obejmowały włamania, napady, fałszowanie pieniędzy,
szantaż i - najczęściej w starciach z policją - zabójstwa. Tradycja ideowego bandytyzmu jest
oczywiście dużo starsza od myśli anarchistycznej i obejmuje ludowych bohaterów
wywłaszczających bogaczy i wspomagających biedaków. Motywowany
anarchistycznie bandytyzm pojawił się, zanim jeszcze indywidualiści przyjęli
rolę jego adwokatów przeciw syndykalizmowi. W latach osiemdziesiątych XIX
wieku dwa nazwiska - Duval i Pini - stały się symbolem
kryminalnego nurtu anarchizmu we Francji. WÅ‚amywacz Clement Duval,
trzydziestosześcioletni działacz paryskiej grupy "Pantera z Batignolles",
zasłynął okradzeniem i podpaleniem hotelu przy ulicy Monceau w Paryżu
(budynek był w tym czasie pusty). Z więzienia przesłał do "La Revolte"
list, w którym przedstawił ideową motywację swego działania. Pisał o swoim
pierwszym wyroku za kradzież: pieniądze zabrane z kasy dworcowej przeznaczył
wówczas w całości na leczenie chorej towarzyszki życia. Protestował
przeciwko mówieniu w jego wypadku o kradzieżach, przekonując, że dokonywał
uprawnionych restytucji zagrabionego wcześniej mienia. Duval został
skazany na karę śmierci, co rzecz jasna było wyrokiem niewspółmiernie
wysokim do winy. Kara została szybko zamieniona na dożywotnie ciężkie
roboty. Anarchiści rozpoczęli zbiórki pieniędzy, składali petycje, domagając
się uwolnienia skazanego. Duval nie czekał na ich sukces. Zbiegł z Gujany,
gdzie go zesłano, i osiadł w Stanach Zjednoczonych, gdzie w 1929 roku
opublikował wspomnienia.
Pini, Włoch działający we Francji, to postać
od Duvala o wiele barwniejsza. Należał do grupy "Intransigenti"
(Nieprzejednani) i przez ponad dziesięć lat dokonywał wielce pomysłowych
kradzieży. Zdradzał szczególną skłonność do instytucji kościelnych: jedną
z bardziej spektakularnych akcji było okradzenie klasztoru na Montmartrze;
wszedł do niego, podając się za syna włoskiego kardynała. Pini wpadł w
1889 roku i został skazany na dwadzieścia lat ciężkich robót. Na marginesie
dodajmy, że towarzysz Piniego nazwiskiem Parmeggiani uciekł przed
aresztowaniem do Londynu, gdzie nawiązał współpracę z niejakim "inżynierem"
Molasem, ciemną postacią anarchistycznego światka. Obaj podejrzewani byli w
latach dziewięćdziesiątych o współpracę z policją i można domniemywać,
że posłużyli Conradowi za inspirację do postaci Verloca i Profesora w Tajnym
agencie.
CharakterystycznÄ… cechÄ… anarchizmu Piniego jest
radykalny antyintelektualizm, zwracający się nawet, czy może przede
wszystkim, przeciwko intelektualistom-anarchistom, teoretykom: "Kto podpisał
swoim nazwiskiem książkę albo artykuł w gazecie, nie może być anarchistą"
- miał powiedzieć. W nieufności
wobec intelektualistów Pini nie jest na gruncie anarchistycznym odosobniony. W
skrajnej wersji wyrazi tę emocję Jan Wacław Machajski, który uzna socjalizm
za ideologię inteligencji. Inteligencja jest wedle Machajskiego nową klasą, przygotowującą się do przejęcia instrumentów władzy.
O jej sile nie stanowi kapitał ekonomiczny, lecz umysłowy czy kulturowy.
Machajski używa sformułowań ostrych i skrajnych, jest jednak myślicielem, który
już dostrzega rodzącą się nową bazę uprzywilejowania. Ideologia
socjalistyczna, twierdzi Machajski, ma zapewnić inteligentom przywództwo w
ruchu robotniczym, który wyniesie ich do władzy. Stąd Machajski wielkie
nadzieje łączyć będzie z anarchosyndykalizmem i jego projektem stworzenia
czystej kultury proletariackiej.

W tym samym czasie Lenin pisał w tekście Co
robić?: "Współczesna świadomość socjalistyczna może powstać tylko na
podstawie głębokiej wiedzy naukowej [...]. Nosicielem zaś nauki jest nie
proletariat, lecz inteligencja burżuazyjna [...]. Tak więc świadomość
socjalistyczna jest czymÅ› z zewnÄ…trz wniesionym do walki klasowej
proletariatu, a nie czymś powstałym z niej żywiołowo".
Sprawa Duvala i Piniego podzieliła
anarchistycznych myślicieli. Za działaniami kryminalnymi opowiedzieli się
Sebastien Faure i Elisee Reclus. Gazeta Faure'a "Le Libertaire" w latach
1896-1898, czyli do momentu zbliżenia z syndykalizmem i secesji indywidualistów,
popierała nurt illegalistyczny. Argumentacja adwokatów bandytyzmu ideowego
wychodziła od twierdzenia, że ochrona własności w społeczeństwie współczesnym
jest ochroną wybranych form kradzieży i wybranych złodziei. System
kapitalistyczny - argumentował Paul Reclus, brat Eliseego - jest systemem
zinstytucjonalizowanej kradzieży: "kradniemy i jesteśmy okradani, sprzedając
i kupując". Adwokaci środków kryminalnych przeprowadzać będą
delikatne rozróżnienie między ideowym a zwyczajnym bandytyzmem, przyjmując jako kryterium korzyść własną. Czym innym - będą
przekonywać - jest włamanie o charakterze ideowo-propagandowym, czym innym zaś
włamanie dla zysku. W tym kontekście działalność Piniego nie pozostawiała
żadnych wątpliwości: człowiek, który ukradł pół miliona franków, żył
skromnie, a nawet ubogo. To robiło wrażenie nawet na redaktorach "La Revolte",
gazety, która z dystansem, choć niejednoznacznie, odniosła się do ideowego
bandytyzmu. Wprawdzie Grave i Kropotkin od początku zdecydowanie potępiali
działania kryminalne, ale to właśnie ich gazeta wydrukowała list Duvala,
Piniego natomiast wręcz poparła. Sam Grave z kolei nie ustawał w atakach.
Twierdził, że złodziej niczym nie różni się od przedstawiciela burżuazji,
nie jest buntownikiem, a tylko innym typem produktu obecnego społeczeństwa. Każdy
akt kradzieży, oszustwa, fałszerstwa jest przedłużaniem istoty społeczeństwa,
które anarchizm powinien zniszczyć. Bandytyzm stanowił dla Grave'a
zaprzeczenie etosu anarchistycznego, odejście od wyśrubowanych norm moralnych,
które miały być od anarchizmu nieodłączne. Lud "nie słucha, że go
okradamy w imię równości, że oszukujemy w imię wolności, a w imię
solidarności dajemy fałszywe monety nędzarzom. Takie kawałki można wciskać
działaczom: lud jest zbyt rozsądny, by dać się złapać na takie
dywagacje". W roku 1890, w czasie procesu Piniego, także "Le Pere
Peinard" Pougeta poparł działania kryminalne.
Marius Jacob i jego banda, zwana "BandÄ… z
Abbeville", albo - romantyczniej - "Pracownikami Nocy", działali w
czasach największych sukcesów syndykalizmu, między rokiem 1900 a 1904. Jacob
urodził się w Marsylii i w wieku lat dwunastu został chłopcem okrętowym. Później
był zecerem. Padł ofiarą prowokacji: agent policyjny dostarczył mu środki wybuchowe, a potem
zadenuncjował. Jacob spędził pół roku w więzieniu. Po wyjściu nie zdołał
się nigdzie zatrudnić, wszędzie bowiem, gdzie próbował znaleźć pracę,
policja informowała o jego przeszłości. "Pracowników Nocy" stworzył,
mając zaledwie dwadzieścia jeden lat. Była to grupa imponująco
zorganizowana. Ludzie Jacoba działali na terenie całej Francji w koordynacji z
rozkładem pociągów, co pozwalało im błyskawicznie znikać z miejsca kradzieży.
Ofiary włamań Jacob wybierał bardzo starannie - okradał wyłącznie "pasożytów":
księży, oficerów, prawników. W przeciwieństwie do Piniego nie tylko nie
gardził pisarzami, ale wręcz darzył ich szacunkiem, jak również lekarzy i
architektów. Miał nawet wycofać się z mieszkania literata Pierre'a Loti, nic
nie zabierając, kiedy zorientował się, gdzie jest. "Pracownicy Nocy"
obrabowali katedrę w Tours, a także wielki zakład jubilerski w Paryżu, skąd
wynieśli 7 kilogramów złota, 300 pereł, kamienie szlachetne i 200 tysięcy
franków. Podczas procesu Jacob odpowiadał za 156 włamań, został skazany na
dożywotnie ciężkie roboty, z których wypuszczono go po dwudziestu latach.
Popełnił samobójstwo w 1954 roku, w wieku siedemdziesięciu pięciu lat.








Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Anarchizm
Busta Rhymes Anarchy
Szkice04
szkiceweglem

więcej podobnych podstron