v 04 085







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
IV.85)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga IV - Trzeci
rok życia publicznego





  POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –






85. ANNA I MARIA Z KARIOTU.  POŻEGNANIE Z MATKĄ JUDASZA
Napisane 28 lutego 1946. A, 8086-8100
«Panie, czy
poszedłbyś ze mną,
tylko ze mną samą, do pewnej nieszczęśliwej matki? Pragnę tego ponad
wszystko inne»
– mówi Maria, małżonka Szymona.
Stoi z szacunkiem przed Jezusem.
Apostołowie tymczasem rozproszyli się po południowym posiłku, żeby
odpocząć przed
ponownym udaniem się w drogę wieczorem. Jezus jest w cieniu jabłoni,
uginającej się
pod ciężarem zielonych owoców, które zaczynają dojrzewać. Wydaje się,
że Maria
kontynuuje rozpoczętą już rozmowę.
«Tak, niewiasto.
Ja też pragnę
być z tobą sam, w tych ostatnich godzinach, jak
byłem w pierwszych. Chodźmy.»
Wchodzą do domu:
Jezus w tym celu, aby wziąć Swój płaszcz,
Maria zaś po to, aby zabrać welon i
płaszcz.
Odchodzą ścieżkami
poprzez pola, pomiędzy jabłoniami i innymi
wysokimi drzewami. Jest jeszcze ciepło. Od
pól pełnych dojrzałych zbóż
dochodzą upalne powiewy. Jednak wiatr od gór łagodzi żar, który byłby na równinie nie do
zniesienia.
«Przykro mi, że
skłoniłam Cię do
marszu w tym upale. Ale później... już nie moglibyśmy [iść]. A tak tego
pragnęłam,
choć nigdy nie miałam śmiałości poprosić Cię o to. Przed chwilą
powiedziałeś do
mnie: „Mario, aby ci pokazać, że
cię kocham,
jakbyś była dla Mnie matką, mówię ci: proś o to, czego pragniesz, a Ja zaspokoję twoje pragnienie.” Wtedy się
ośmieliłam.
Panie, czy wiesz, dokąd idziemy?»
«Nie, niewiasto» [– odpowiada Jezus.]
«Idziemy do tej, która miała być
teściową Judasza... (Maria boleśnie
wzdycha.)
Miała być... Nie jest nią i nigdy nią nie będzie, bo Judasz porzucił
dziewczynę,
która umarła z żalu... a matka żywi urazę do mnie i do mego syna. Nie
przestaje nas
przeklinać... Judasz jest taki... jest taki... taki
słaby wobec Zła, że potrzebuje jedynie błogosławieństw!... Chciałabym, abyś z nią porozmawiał... Ty
możesz ją
przekonać... możesz jej powiedzieć, że to było łaską, iż nie doszło do
godów...
powiedzieć, że ja jestem niewinna... powiedzieć jej
po to, żeby umarła bez urazy... Bo ta niewiasta powoli umiera, ze ściśniętą
duszą.
Chciałabym, aby pomiędzy nami był pokój... gdyż cierpiałam z tego powodu,
zawstydzona tym, co się stało. I boli mnie
patrzenie na
zniszczoną przyjaźń z niewiastą, która była dla mnie towarzyszką, odkąd
przybyłam
tu jako małżonka. W końcu, Ty wiesz, Panie...»
«Tak, nie martw
się. Twoja prośba
jest słuszna i spełniam dobre zadanie.»
Po przejściu przez
małą dolinę wchodzą na inne wzniesienie terenu,
na którym znajduje się wioska.
«Anna mieszka tutaj,
w swojej
posiadłości, odkąd umarła jej córka. Przedtem przebywała w Kariocie.
Kiedy
jednak tam mieszkała i kiedy się
spotykałyśmy, jej
wymówki rozrywały mi serce.»
Ścieżka skręca
nieco przed wioską. Dochodzą do niskiego domu
pośrodku pól.
«O! Oto [dom]!
Serce mi drży teraz,
kiedy tu jestem! Ona nie będzie chciała
zobaczyć się ze
mną... przepędzi mnie... będzie wzburzona
i jej
biedne serce będzie j jeszcze bardziej cierpieć...
Nauczycielu...» [– mówi
matka Judasza.]
«Tak, pójdę tam.
Zostań, aż cię
zawołam. I módl się, aby Mi dopomóc.»
Jezus idzie naprzód, sam, aż do
szeroko otwartych drzwi domu, do którego wchodzi ze Swym łagodnym
pozdrowieniem.
Nadbiega jakaś
niewiasta: «Czego chcesz?
Kim jesteś?»


«Przychodzę
przynieść ulgę twojej pani. Zaprowadź mnie do
niej.»
«Lekarz? To daremne!
Nie ma już
nadziei. Jej serce zamiera.»
«Jest jeszcze dusza,
którą trzeba
leczyć. Jestem Rabbim» [– wyjaśnia
jej Jezus.]
«Także i to
daremne. Ona nie polega
na Wiecznym i nie chce słuchać
pouczeń. Zostaw ją w spokoju» [–
mówi służąca.]
«Przyszedłem
właśnie dlatego, że
jest w tym stanie. Pozwól Mi przejść, a będzie mniej nieszczęśliwa w
swych ostatnich
dniach.»
Niewiasta wzrusza ramionami i mówi: «Wejdź!»


Pogrążony w
półmroku chłodny korytarz, drzwi... Ostatnie w głębi są uchylone i dochodzą
stamtąd utyskiwania.

Niewiasta wchodzi,
mówiąc:
«Pani, jest tu Rabbi, który chce z
tobą rozmawiać.»
«Po co?... Żeby mi
powiedzieć, że
jestem przeklęta? Że nawet po śmierci nie zaznam spokoju?» – dyszy rozzłoszczona [chora].
«Nie. Aby ci
powiedzieć, że twój
pokój będzie doskonały, jeśli będziesz tego chciała, i że będziesz
szczęśliwa na
wieki z twoją Joanną » - mówi Jezus stając w progu.
Chora, pożółkła,
opuchnięta,
dysząca na swym posłaniu, wsparta na licznych poduszkach patrzy
na Niego i mówi:
«O, co za słowa!
To po raz pierwszy
jakiś rabbi nie czyni mi wyrzutów... Jakaż nadzieja!... Moja
Joanna... ze mną... w szczęśliwości...
już bez bólu... bólu zadanego przez przeklętego... którego nie
powstrzymała ta,
która go zrodziła... i która mnie zdradziła...
po
schlebianiu mi... Moja biedna córka...»
I dyszy jeszcze mocniej.
«Widzisz, że
pogarszasz jej stan [– odzywa się
służąca.] Wiedziałam to. Wyjdź!»

«Nie. Ty odejdź
stąd i zostaw mnie
samego...»
Niewiasta wychodzi,
potrząsając
głową. Jezus powoli podchodzi do
posłania. Ociera z
dobrocią pot z [twarzy] chorej,
która nie potrafi
tego uczynić swymi niewiarygodnie napuchniętymi rękoma. Przynosi jej ochłodę, poruszając wachlarzem z liści
palmowych. Daje jej pić, gdyż sama
usiłuje zaspokoić pragnienie napojem stojącym na małym stoliku. Wygląda
jak syn przy
chorej matce. Potem siada, łagodny,
lecz zdecydowany
wypełnić Swą misję.
Niewiasta
przygląda Mu się już całkiem spokojna i z uśmiechem
pełnym cierpienia mówi:
«Jesteś piękny i
dobry. Kim
jesteś, o Rabbi? Masz w sobie delikatność
mojej
ukochanej córki, dajesz mi pociechę.»
«Jestem Jezusem z Nazaretu!»
«Ty?! Ty?!... U mnie?... Dlaczego?»
«Ponieważ cię
kocham. Ja też mam
Matkę. W każdej matce widzę Moją i
we łzach matek
widzę łzy Mojej Matki...»
«Dlaczego? Twoja
Matka płacze?
Dlaczego? Straciła może innego syna?» [– dopytuje się chora.]
«Jeszcze nie...
Jestem Jej Synem
jedynym i jeszcze żyję. Ale Ona już płacze, bo wie,
że muszę umrzeć.»
«O! O!
Nieszczęsna! Wiedzieć
naprzód, że syn umrze! Ale skąd Ona to wie? Jesteś zdrowy. Jesteś
silny. Jesteś
dobry. Ja żyłam w złudzeniach aż do jej śmierci, a ona była taka chora!... Skądże Twoja Matka może wiedzieć, że Ty musisz
umrzeć?»
«Bo Ja jestem
Synem Człowieczym
przepowiedzianym przez proroków.
Jestem Mężem
boleści, którego widział Izajasz, Mesjaszem opiewanym przez
Dawida i
Odkupicielem, którego udręki są opisane.
Jestem
Zbawicielem, Odkupicielem, o niewiasto. I
czeka Mnie śmierć,
straszliwa... i Moja Matka będzie przy niej...
i Moja
Matka wie, od momentu Mojego narodzenia,
że Jej serce
zostanie otwarte tak, jak Moje, z
boleści... Nie
płacz... Moją śmiercią otworzę twojej Joannie bramy Raju...»
«Mnie też! Mnie też!»
[–
prosi niewiasta.]
«Tak. W swoim czasie. Ale musisz najpierw nauczyć się kochać i przebaczać. Powrócić do
miłowania,
stać się sprawiedliwą, przebaczającą...
W
przeciwnym razie nie będziesz mogła wejść do Nieba z Joanną, ze Mną...»


Niewiasta płacze,
strapiona.
Jęczy:
«Kochać...
Kochać... kiedy ludzie
nauczyli nas nienawidzić... kiedy
Bóg przestał nas
kochać, bo zabrakło Mu dla nas litości... to trudne... Jak można kochać ludzi, którzy nas dręczyli,
przyjaciółki,
które zraniły, Boga, który nas
opuścił?»
«Nie. Nie opuścił.
Ja
jestem tutaj po to, aby ci dać niebiańskie
obietnice. Aby ci dać pewność, że twój ból
skończy
się radością, jeśli będziesz tego chciała. Anno,
posłuchaj Mnie... Płaczesz z powodu odwołanych godów, czynisz to
przyczyną wszystkich
boleści. Oskarżasz z tego powodu o
zabójstwo
mężczyznę, a jego nieszczęśliwą
matkę – o
współudział. Posłuchaj, Anno. Minie niewiele
miesięcy, a ujrzysz, że to była
łaska Niebios, że
Joanna nie została małżonką Judasza...»
«Nie wypowiadaj tego imienia!» – krzyczy
niewiasta.
«Wypowiadam je. I
mówię ci, że
musisz dziękować Panu i że będziesz Mu dziękować za kilka miesięcy...»
«Wkrótce umrę...»
[–
stwierdza niewiasta.]
«Nie. Będziesz
żyła i przypomnisz
sobie o Mnie i zrozumiesz, że są boleści większe od twojej...»
[– mówi jej
Jezus.]
«Większe? To
niemożliwe!»
[– zaprzecza niewiasta.]
«A jakimże będzie [cierpienie]
Mojej Matki, która ujrzy, jak Ja umieram
na krzyżu?»


Jezus wstał.
Jest dostojny.
«A jakimże będzie [ból]
matki tego, który zdradzi Jezusa Chrystusa,
Syna Bożego?
Pomyśl, o niewiasto, o tej matce... Ty... Cały Kariot
i ta wioska, i inne jeszcze litowały się
nad twoim bólem!
Mogłaś się nim szczycić jak koroną męczeństwa. Ale ta matka! Jak
Kain – choć jest Ablem, ofiarą swego syna -
zdrajcy, zabójcy
Boga, świętokradcy, przeklętego - nie
będzie mogła
znieść spojrzenia człowieka. Każde
bowiem
spojrzenie będzie jak kamień na jej ukamienowanie.
Będzie się jej zdawało, że w każdym głosie ludzkim, w każdym słowie
słyszy
przekleństwo, złorzeczenie. I nie znajdzie wytchnienia na ziemi,
nigdy, aż do swej śmierci. Wtedy
Bóg, który jest sprawiedliwy, zabierze ze
Sobą męczennicę sprawiając, że zapomni, iż jest matką zabójcy Boga, bo da jej w
posiadanie
Boga... Czyż nie jest większy ból tej matki?...»
«O! To ból ogromny!...» [– potwierdza chora
niewiasta.]
«Widzisz... Bądź
dobra,
Anno. Uznaj, że Bóg był dobry działając w ten sposób...»
«Ale moja córka
nie żyje! Judasz
ją zabił, żeby poszukać większego posagu... Jego
matka to pochwaliła.»
«Nie. To nie to.
Ja ci to mówię.
Ja, który czytam w sercach. Judasz – to
Mój apostoł...
Mówię ci jednak: źle postąpił i zostanie ukarany.
Jednak matka jest niewinna. Ona cię kocha.
Chciałaby,
żebyś ją kochała... Anno, jesteście
dwiema
nieszczęśliwymi matkami. Ty jednak
możesz się
chlubić swą umarłą córką, niewinną, czystą, którą świat czci i otacza
szacunkiem... Maria Szymonowa natomiast nie może
się chlubić swym synem. Świat gani jego czyny.»
«To prawda. Jednak
gdyby poślubił
Joannę, nie byłby ganiony...» [– mówi chora.]
«Niebawem
ujrzałabyś Joannę
umierającą z bólu, gdyż Judasz zginie nagłą śmiercią» [– odpowiada jej
Jezus.]
«Co mówisz? O!
Nieszczęśliwa
Maria! Jak? Kiedy? Gdzie?»
«Wkrótce. I w straszliwy sposób... Anno! Anno! Jesteś dobra! Jesteś matką! Ty wiesz, czym jest boleść matki! Anno,
stań się ponownie przyjaciółką Marii! Niech cierprpienie połączy was
tak, jak miała
was złączyć radość. Pozwól Mi odejść ze świadomością, że ona będzie
miała
przynajmniej jedną przyjaciółkę,
jedyną,
chociaż jedną...»
«Panie... kochać
ją... to znaczy
przebaczyć... To straszne... wydaje
mi się, że na
nowo pogrzebałabym moją córkę... że ja też ją zabiłam...»
«To są myśli
przychodzące z
Ciemności! Nie słuchaj ich. Posłuchaj Mnie: Tego,
który jest Światłością świata. Światłość mówi ci, że mniej gorzki był
los
Joanny, która umarła jako dziewica, niż gdyby
umarła jako wdowa po Judaszu. Wierz Mi, Anno. I
pomyśl, że bardziej nieszczęśliwa od ciebie jest Maria, małżonka Szymona...»


Niewiasta myśli,
myśli, walczy, płacze,
mówi:
«Ale ja ją
przeklęłam, ją i owoc
jej łona! Zgrzeszyłam...»
«Ja cię rozgrzeszam.
A im bardziej będziesz ją kochać,
tym bardziej Niebo cię rozgrzeszy.»
«Ale jeśli będę
jej
przyjaciółką... spotkam Judasza.
Nie mogę,
Panie, tego uczynić!...»
«Nie spotkasz go
już. Ani Ja już
nigdy nie przyjdę do Kariotu, ani Judasz.
Pożegnaliśmy już mieszkańców...» [– zapewnia Jezus.]
«O! Powiedziałeś...»
«...że już więcej
nie przyjdę.
Judasz powiedział, że już nie będzie mógł przyjść po Moim wyniesieniu.
On jednak
uważa, że ujrzy Mnie wstępującego na tron, tymczasem Mnie czeka śmierć
na krzyżu. On sądzi, że będzie
jednym z Moich sług. Tymczasem czeka
go śmierć. Ale tego nie powiesz. Nigdy. Niech matka
pozostanie nieświadoma, aż się wszystko
dopełni. Powiedziałaś: „Nieszczęśliwa!
Wiedzieć z wyprzedzeniem, że syn musi umrzeć”...
Cierpienia Mojej Matki, [wiedzącej o Mojej
śmierci,]
służą powiększeniu zasług Mojej Ofiary.
Litością zaś wobec Marii, małżonki Szymona, będzie zachowanie milczenia.
Nic
nie powiesz.»
«Nie, Panie.
Przysięgam Ci to na
imię mojej Joanny» [– obiecuje niewiasta.]
«Chcę jeszcze
innej obietnicy!
Wielkiej! Świętej! Ty jesteś dobra. Kochasz Mnie już...»
«Tak. Bardzo. Jestem spokojna,
odkąd tu przyszedłeś...»
«Kiedy Maria,
małżonka Szymona,
nie będzie już miała syna i kiedy świat okryje ją... wzgardą,
ty... ty jedna otworzysz przed nią dom i
serce. Obiecujesz Mi
to? W imię Boga i Joanny? Ona... ona by to uczyniła, bo Maria była dla niej
zawsze matką tego,
którego wciąż kochała» – mówi dalej Jezus.
«...Tak!» [– obiecuje Anna i]
płacze.
«Niech Bóg cię
błogosławi,
o niewiasto, i niech da ci pokój... i zdrowie... Chodź,
chodźmy spotkać się z Marią, aby jej przekazać pocałunek pokoju...»
«Ależ...
Panie... Ja nie mogę chodzić. Mam nogi
opuchnięte i bezwładne.
Widzisz? Leżę tu, ubrana, ale jestem jak pień...»
«Byłaś. Chodź!»
– i Jezus wyciąga do niej rękę, zachęcając
ją [do
wstania].
Niewiasta z oczyma wpatrzonymi w Jezusa
przesuwa nogi, zsuwa je z posłania, stawia
na podłodze bose stopy,
wstaje i idzie... Wygląda jak zaczarowana.
Nie zdaje
sobie nawet sprawy z dokonanego uzdrowienia... Wychodzi, z
ręką w dłoni Jezusa, na pogrążony w
półmroku
korytarz... Idzie do wyjścia. Już niemal wychodzi,
gdy spotyka służącą wydającą okrzyk przerażenia czy radości... Nadbiegają
inni
słudzy. Obawiają się, że jest to znak rychłej śmierci. Widzą swą panią,
która
przed chwilą umierała z uczuciem niechęci do Marii Szymonowej, a teraz zostawia Jezusa i biegnie z
wyciągniętymi ramionami do
przygnębionej Marii. Woła ją, tuli do serca.
Obydwie zalewają się łzami...
...Kiedy wracają
do domu, po
pożegnaniu pełnym pokoju, Maria,
małżonka Szymona,
dziękuje Panu i pyta:
«Kiedy przyjdziesz,
aby
wyświadczyć inne dobrodziejstwa?»
«Już nigdy,
o niewiasto. Powiedziałem to już
mieszkańcom. Jednak Moje serce będzie
zawsze z tobą. Pamiętaj,
zawsze pamiętaj, że cię kochałem i że cię
kocham. Pamiętaj, że Ja
znam twoją dobroć i że Bóg za nią cię kocha. Zawsze o tym pamiętaj.
Nawet w
straszliwych godzinach. Niech nigdy nie
przyjdzie ci myśl,
że Bóg uznaje cię za winną. W Jego oczach twoja dusza zawsze będzie się ukazywać jako
ozdobiona kosztownymi kamieniami twych cnót i perłami twego cierpienia.
Mario, małżonko Szymona, matko
Judasza, chcę cię pobłogosławić, pragnę
cię objąć i przekazać ci
pocałunek. Niech twój pocałunek – matczyny, szczery, wierny – wynagrodzi Mi za całkowicie inny... Niech Mój
pocałunek wynagrodzi tobie wszelką
boleść. Pójdź, matko
Judasza. I dziękuję, dziękuję za całą
miłość i
cześć, jaką Mnie obdarowałaś...»
I obejmuje ją, i
całuje w czoło tak, jak czyni to
[zazwyczaj] Marii Alfeuszowej.
«Ależ jeszcze się
zobaczymy!
Przyjdę na Paschę...» [– mówi matka Judasza.]
«Nie. Nie
przychodź. Proszę cię.
Chcesz Mi sprawić radość? Nie przychodź. Niewiasty w czasie przyszłej
Paschy?
Nie!»
«Ale dlaczego?» [– pyta matka Judasza.]
«Dlatego że w
czasie przyszłej
Paschy w Jerozolimie będą straszliwe wydarzenia. To nie będzie miejsce
dla niewiast!
I nawet... Mario, nakażę twemu krewnemu,
aby był z tobą.
Pozostaniecie razem. Potrzebujesz tego, bo... Judasz wtedy
nie będzie mógł ci pomóc ani przyjść...»
«Zrobię,
jak mówisz... zatem nigdy więcej, nigdy
więcej nie ujrzę Twego oblicza, w
którym się odbija pokój Nieba? Wlewał
się w moje serce z Twoich oczu tak wielki pokój...»


Maria płacze.
«Nie płacz. Życie
jest krótkie.
Potem będziesz Mnie oglądać na zawsze w Moim Królestwie» [– zapewnia ją
Jezus.]
«Myślisz więc, że
Twoja pokorna służebnica wejdzie do niego?...»
«Widzę już twoje
miejsce w gronie
męczenników i współodkupicieli. Nie
obawiaj się,
o Mario. Pan będzie twą wieczną nagrodą.
Chodźmy.
Nadszedł wieczór. To godzina udania się w drogę...»


Idą dalej przez
pola i sady jabłoniowe aż do domu. Tu oczekują
ich apostołowie. Jezus przynagla do pożegnania, błogosławi,
staje na czele
Swoich [apostołów]... Odchodzi...


Maria płacze na kolanach...


 
 



Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
04 (131)
2006 04 Karty produktów
04 Prace przy urzadzeniach i instalacjach energetycznych v1 1
04 How The Heart Approaches What It Yearns
str 04 07 maruszewski
[W] Badania Operacyjne Zagadnienia transportowe (2009 04 19)
Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14
MIERNICTWO I SYSTEMY POMIAROWE I0 04 2012 OiO
r07 04 ojqz7ezhsgylnmtmxg4rpafsz7zr6cfrij52jhi
04 kruchosc odpuszczania rodz2
Rozdział 04 System obsługi przerwań sprzętowych
KNR 5 04
egzamin96 06 04

więcej podobnych podstron