199 16 (3)





B/199: B.Moen - Podróż poza wszelkie wątpliwości







Wstecz / Spis
Treści / Dalej


Rozdział 16
Powrót do zdrowia w Życiu po Śmierci

Okoliczności, w których ktoś wkracza do świata Życia po Śmierci mogą wpłynąć na wszystko, czego Tam doświadczy. Dobrym tego przykładem jest babcia Marli. Poniższa historia George'a, który powrócił do zdrowia po śmierci, oraz dlaczego było to konieczne, jest kolejnym tego przykładem. Jego historia pokazuje jak stan umysłu w chwili śmierci może wpłynąć na egzystencję w Życiu po Śmierci. Pokazuje również jak Pomocnicy radzą sobie w takich sytuacjach.
Zdarzenie to było dla mnie szansą dalszego uczenia się i budowania zaufania do rzeczywistości ludzkiej egzystencji poza granicami świata fizycznego. Osoby, które ukończyły program Instytutu należą do nielicznych na całym świecie, którzy wiedzą, że można poznać okoliczności odejścia ukochanej osoby. Od czasu do czasu Instytut otrzymuje od takich ludzi prośby. Niektóre z tych próśb przekazywane są mnie. Podobnie było w przypadku Toma, który skontaktował się ze mną za pomocą Internetu. Tom chciał, abym zobaczył co się dzieje z jego ojcem, Georgem. Poniżej podaję skorygowaną nieco wersję e-maila Toma.
“Dot.: Linia Å»ycia, proÅ›ba
Witaj, Bruce
Mam na imię Tom. Jestem członkiem Instytutu Monroe'a i klubu DEC, ukończyłem program Podróż przez Bramę. Poleciła mi ciebie Shirley, w związku z moją prośbą dotyczącą Linii Życia. Wczoraj, tj. w piątek, 16 czerwca, odszedł od nas mój ojciec. Ma na imię George i mieszkał w Ottawie, Ontario, Kanada. Chciałbym, abyś towarzyszył mu do właściwego dla niego poziomu, jeśli jeszcze tam nie dotarł. Mam nadzieję, że znajdziesz czas, aby spełnić moją prośbę i z góry ci za to dziękuję.
Serdeczne pozdrowienia,
Tom".
Odpisałem na e-mail Toma, złożyłem mu kondolencje i zapewniłem, że w ciągu następnych dwóch tygodni sprawdzę co się dzieje z jego ojcem. Wciąż niezdolny do pozbycia się ostatnich dręczących mnie wątpliwości, dałem sobie pewien margines czasu w razie, gdyby kilkakrotnie nie powiodło mi się skontaktowanie z Georgem. Do tej pory jednakże zawsze mi się udawało. Zawsze odnajdywałem osobę, której szukałem, lecz wątpliwości wciąż mi szeptały, że być może któregoś dnia cała ta szarada zawiedzie i wszystko wyjdzie na jaw. Brak pewności siebie sprawia, że staramy się unikać konfrontacji, a podjęcie się nowego zadania odkładamy do ostatniej chwili, przynajmniej przez jakiś czas. Półtora tygodnia później stwierdziłem, że nie mogę tego już dłużej odsuwać od siebie, położyłem się więc na wodnym łóżku i wyruszyłem na poszukiwanie George'a. Trener zjawił się niemal natychmiast.

Może chciałbyś spróbować metody odzyskiwania, której nie używałeś już od jakiegoś czasu?

Cześć, Trenerze. Co masz na myśli?

Pamiętasz, czego nauczył cię Shee-un?

Tak. Nauczyłem się skupiać uwagę na punkcie pośrodku mojej klatki piersiowej i przez niego, w pewien sposób jakby zajrzeć do Życia po Śmierci. Hm, dawno już tego nie robiłem.

Z punktu widzenia zmian, których doświadczyłeś odkąd Bob wprowadził swoje poprawki, to może jest to dobry moment na ponowne wypróbowanie tego sposobu?
zaproponował Trener.

Rozumiem! Patrzenie przez punkt Shee-una i otwarcie czakry serca Å‚Ä…czÄ… siÄ™ ze sobÄ…, prawda?

Można by tak to ująć
odparł Trener.

Zobaczymy... wyczuwam punkt koncentracji mojej świadomości... w głowie, jak zwykle... teraz czuję, jak przesuwa się do środka klatki piersiowej...

Tak właśnie uczył cię Shee-un, tak
przerwał Trener.
Następnym razem możesz po prostu skoncentrować się poprzez serce i zobaczyć co się będzie działo.

W porządku, Trenerze, dzięki.

Pomyślnych łowów.
Wyraziłem zamiar skoncentrowania świadomości poprzez serce, a nie głowę. Poczułem delikatny, wibrujący ruch w tę i z powrotem, od głowy do serca. Potem to uczucie umiejscowiło się pośrodku klatki piersiowej. Odprężyłem się, wyraziłem zamiar odszukania ojca Toma i czekałem na rozwój wypadków. Chwilę później stwierdziłem, że stoję w jakimś pokoju.
Widziałem holograficzny obraz w znajomej mi już, ziarnistej bieli i czerni. Pomieszczenie wyglądało jak szpitalny pokój. Przede mną leżał na łóżku mężczyzna, spał. Po prawej stronie łóżka stało krzesło, na którym siedziała kobieta, chyba pilnowała pacjenta. Odwróciła głowę i spojrzała na mnie, kiedy się pojawiłem, witając mnie samym tylko spojrzeniem. Była bardzo szczupła i krucha, miała jasne włosy. Pilnowała go, pielęgnowała jak matka albo babka. Miałem wrażenie, że jest właśnie matką George'a. Spojrzała na niego dając mi w ten sposób znać, że powinienem go obudzić. Zakładając, że w ogóle był to George, przysunąłem się do łóżka.

George... George!
zawołałem stanowczym tonem. Poruszył się lekko i cicho westchnął, ale się nie obudził.

George?
powtórzyłem głośniej. Mruknąwszy coś pod nosem, znów się poruszył.

George, chciałbym z tobą porozmawiać.
Usiadł prosto i spojrzał na mnie zamglonymi od snu oczami. Stara kobieta przy łóżku patrzyła na niego uważnie. A potem widziałem już tylko jego twarz. Była to twarz podłużna, ciężka, jakby za ciężka dla niego.

Kim jesteÅ›?
zapytał i ziewnął.

Mam na imiÄ™ Bruce.

Dlaczego mnie obudziłeś?
Ton jego głosu sugerował, że wcale mu się to nie spodobało.

Twój syn, Tom, prosił, żebym sprawdził jak się miewasz.

Aha.
Zdawał się być bardzo zmęczony i pewnie nie chciało mu się rozmawiać, postanowił więc jedynie odpowiadać na pytania i nic więcej. Sen był chyba częścią procesu zdrowienia związanego z tym jak umarł. Nie utknął w Focusie 23; wiedział, że przy jego łóżku siedzi kobieta. George potrzebował po prostu trochę czasu, aby odpocząć po procesie śmierci. Znów się położył i odpłynął w sen. Nasza krótka rozmowa zakończyła się, a raczej została zakończona przez ową kobietę. Spojrzeniem dała mi do zrozumienia, że powinienem wrócić później, jeśli w ogóle jeszcze chcę z nim rozmawiać. Odparłem, że wrócę, żeby sprawdzić jak sobie radzi, a ona stwierdziła, że po prostu wraca do zdrowia, a kiedy już wypocznie, będzie znów sobą.
Na podstawie moich poprzednich doświadczeń wiedziałem, że George ma się dobrze. Czasami ludzie, których odnajduję nie są świadomi, że wokół nich są inni, aby im towarzyszyć. W przypadku George'a tak nie było. Stojąc tam i patrząc starej kobiecie w oczy, widziałem przebłyski obrazów, które opowiedziały mi ich historię. Ilekroć George budził się sam z siebie lub za jej sprawą, wiedział, że ona tam jest i coś do niego mówi. Czasami odpowiadał na jej pytania, a czasami tylko słuchał i znów zasypiał. Zdawał sobie sprawę ze swego otoczenia i mógł się komunikować, wiedziałem więc, że nic mu nie jest. Nie musiałem nic dla niego robić.
Tym razem posłużyłem się metodą serca, jak to zaproponował Trener, dzięki temu doświadczenie to różniło się od poprzednich sposobem, w jaki komunikowałem się z ową kobietą. Przez cały czas mojego pobytu Tam nie powiedziała ani jednego słowa. Tylko patrząc mi w oczy, przekazywała wszystko, co chciała powiedzieć. Odpowiadała na każde moje pytanie, ale mimo tego nie powiedziała ani słowa.
Wysłałem do Toma e-mail i opisałem wszystko, co zaszło. Zapewniłem go, że jego ojciec radzi sobie świetnie. Powiedziałem mu też, że za kilka tygodni znów odwiedzę George'a, a później poinformuję Toma czego się dowiedziałem. Poniżej przytaczam e-mail Toma:
“Dot.: DziÄ™kujÄ™
Witaj, Bruce
Dziękuję za to, że tak szybko mi odpisałeś. Bardzo mi pomogło to, co opowiedziałeś mi o ojcu. Nie dziwi mnie fakt, że wraca do zdrowia; jego choroba trwała bardzo długo. Nie chcę się teraz wdawać w żadne szczegóły dotyczące tego, jak umarł. Zachowuję wszystko, co do mnie napisałeś, więc im więcej informacji mi przyślesz, tym bardziej będzie autentyczne to wszystko. Sądzę jednak, że sam to wiesz najlepiej. Ta kobieta istotnie mogła być jego matką, ale nie jestem tego pewien. Dowiemy się więcej, kiedy już ojciec dojdzie do siebie. Doceniam i dziękuję ci za to, co dla mnie zrobiłeś. Dziękuję, Bruce i czekam na twoją następną podróż.
Pozdrowienia i najlepsze życzenia,
Tom".
Przez nastÄ™pne dwa miesiÄ…ce odwiedzaÅ‚em George'a co jakiÅ› czas i obserwowaÅ‚em proces rekonwalescencji. Za każdym razem wykorzystywaÅ‚em metodÄ™, którÄ… zaproponowaÅ‚ Trener, czyli skupiaÅ‚em uwagÄ™ na sercu i wyrażaÅ‚em zamiar odwiedzenia George'a. Stopniowo proces odnajdywania go zmieniaÅ‚ siÄ™. Zamiast zaglÄ…dać w trójwymiarowÄ… czerÅ„ i czekać na rozwój wypadków, stwierdzaÅ‚em, że znajdujÄ™ siÄ™ w jego pokoju w szpitalu zaledwie chwilÄ™ po wyrażeniu takiego zamiaru. JakiÅ› czas zajęło mi przyzwyczajenie siÄ™ do myÅ›li, że nie muszÄ™ już stosować mojej poprzedniej metody. Kilkakrotnie zdarzaÅ‚o siÄ™, że gdy tak szybko zjawiaÅ‚em siÄ™ w pokoju George'a, wydawaÅ‚o mi siÄ™, że nie jest to wÅ‚aÅ›ciwe miejsce. WracaÅ‚em i zaczynaÅ‚em wszystko od nowa, stosujÄ…c mojÄ… starÄ… metodÄ™ “zaglÄ…dania w trójwymiarowÄ… czerÅ„". ZabieraÅ‚a wiÄ™cej czasu, a ja zawsze lÄ…dowaÅ‚em w tym samym szpitalnym pokoju. Stopniowo moje wÄ…tpliwoÅ›ci dotyczÄ…ce tej nowej techniki topniaÅ‚y i korzystaÅ‚em z niej coraz częściej. Czasami zdawaÅ‚o mi siÄ™, że jest zbyt Å‚atwa i wracaÅ‚em do starego sposobu. Zdaje siÄ™, że w moim przypadku budowanie zaufania jest procesem wolnym, wymagajÄ…cym nieustannego sprawdzania i upewniania siÄ™, że wszystko jest rzeczywiÅ›cie prawdziwe.
Kilka tygodni po mojej pierwszej wizycie, znów odwiedziłem George'a. Wciąż spał przez większość czasu, a starsza pani wciąż siedziała przy jego łóżku. Kiedy spojrzałem w jej oczy, otrzymałem najnowsze informacje dotyczące jego stanu zdrowia. Teraz częściej się budził i dłużej pozostawał świadomy. Patrząc na więź łączącą go z ową kobietą, uświadomiłem sobie jej rolę. Kiedy spał, George znajdował się w stanie przypominającym sen, choć raczej nic mu się nie śniło. Raczej czekał na coś. Za każdym razem, kiedy się budził w szpitalnym pokoju, kobieta była obok niego, komunikowała się z nim jak tylko potrafiła. Ocierała mu czoło wilgotną gąbką i mówiła do niego. Opowiadała mu o wszystkim, co się działo, gdy on spał. Przeważnie wieści te dotyczyły jego rodziny i tego, co rzekomo lekarze mówili o jego stanie. Zawsze zapewniała go, że zdrowieje. George z kolei niewiele się do niej odzywał. Koncentrował się przeważnie na brzmieniu jej głosu, ale słyszał wszystko, co mówiła. Ilekroć twierdziła, że wyzdrowieje, nie wierzył jej. Myślał, że mówi tak tylko z litości nad umierającym człowiekiem.
Rozmawiając z nim, budowała most porozumienia między nimi. Była z Georgem zawsze, gdy się budził. Trwało to wiele tygodni, więc później kiedy się budził, oczekiwał, że ją zobaczy koło swego łóżka. Raz był świadomy otoczenia i jej obecności, nie spał, a potem znów zapadał w owe puste delirium, nieświadomość. Kobieta pracowała nad tym, aby budził się coraz częściej i żeby za każdym razem, gdy wraca do świadomości, miał pewność, że ją tam zastanie. Kiedy uświadomiłem sobie jak ważne było to, aby stworzyć między nimi tę nić komunikacji, poczułem dla niej ogromną wdzięczność.
Kilka tygodni później znów odwiedziłem George'a. Nie rozumiałem w pełni sensu jego snu, dlatego zmiana, jaka w nim nastąpiła, była dla mnie niespodzianką. Patrząc w oczy starej kobiety znów otrzymałem najnowsze informacje o procesie rekonwalescencji, poznałem także powody tej zmiany.
Proces umierania George'a był długotrwały. Kiedy zjawił się w szpitalu po raz pierwszy, miał nadzieję, że jakoś powoli pokona zabijającą go chorobę. Przez długi czas trzymał się kurczowo tej nadziei, lecz w miarę postępów choroby, nadszedł czas, kiedy uświadomił sobie, że nie da jej rady. W końcu poddał się i pogodził z wyrokiem śmierci. W tym momencie przyjął jednocześnie za pewnik, że już nigdy nie wyzdrowieje, już nigdy nie wyjdzie ze szpitala i nigdy nie odzyska zdrowia. Właśnie takie nastawienie sprawiło, że znalazł się w takiej, a nie innej sytuacji w Życiu po Śmierci. Przyjął, że choroba będzie czynić postępy aż do samej śmierci i że nic nie może zmienić tego faktu. Tuż przed śmiercią najpewniej znajdował się w stanie śpiączki i nie był świadomy przejścia do Życia do Śmierci, kiedy opuścił swe ciało fizyczne. Sposób, w jaki przyjął zbliżającą się śmierć sprawił, że czekał na nią. Mimo tego, że fizycznie już nie żył, psychicznie wciąż zdążał ku śmierci, wciąż czekał aż umrze i nie rozumiał żadnej z moich wizyt. Wiedział tylko, że musi jak najwięcej odpoczywać, więc prawie cały czas spał.
Zaglądając w oczy kobiety, ujrzałem dalej dokładnie moment, w którym George zmienił zdanie. To właśnie było celem opiekunki od chwili, gdy przybyła do szpitala.
Wyraz twarzy George'a, na której malowała się całkowita rezygnacja, zmienił się w promienny uśmiech nadziei, gdy pomyślał, Ja wyzdrowieją, wyzdrowieją! Wciąż nieświadom tego, że już umarł, myślał w kategoriach zdrowia fizycznego. Widział jak wraca do zdrowia i odzyskuje siły.
Wyobrażał już sobie jak opuszcza szpital, wraca do domu i znów żyje dawnym życiem. Jego pełne nadziei oczy mówiły: Nie wiem, jak to się stało, coś musiało się stać, kiedy bytem nieprzytomny. Nieważne zresztaj Wygrałem, pokonałem chorobą i wyzdrowieją! Zaczynał myśleć o przyszłości poza szpitalem i przestał czekać na śmierć. Ta zmiana nastawienia była punktem przełomowym w procesie jego prawdziwego wyzdrowienia.
Podczas moich poprzednich wizyt nie zdawałem sobie sprawy, że jego sen był stanem nieświadomości wywołanym założeniem, że już nie wyzdrowieje, że umrze. Nastawienie takie nie zostawiało George'owi żadnej nadziei na przyszłość, nie potrafił wyobrazić sobie siebie samego znów zdrowego. O własnej zbliżającej się śmierci myślał jako o stanie całkowitej nieświadomości. Jakakolwiek świadomość otoczenia oznaczała, że jeszcze nie umarł; że ciągle jeszcze musi czekać na śmierć. Kiedy zmienił zdanie, kiedy postanowił, że mimo wszystko pożyje jeszcze trochę, znów zapragnął odzyskać zdrowie. Zadanie kobiety polegało więc na tym, żeby podczas tych krótkich przebłysków świadomości zaszczepić w nim to przekonanie. Tylko on sam mógł zmienić swoje nastawienie. A ona miała zrobić wszystko, co w jej mocy, aby mu w tym pomóc. Taka była jej rola. Dziękując kobiecie bez słów za pracę nad Georgem, wyraziłem moją wdzięczność za to, co robiła. Kiedy opuszczałem pokój, towarzyszył mi jej promienny uśmiech.
Dopiero wiele tygodni później ponownie odwiedziłem George'a. Tak wiele się zmieniło, że nie byłem pewien czy wylądowałem we właściwym miejscu. Wycofałem się i wróciłem, oczywiście do tego samego miejsca, za pomocą starej metody. Był to wciąż pokój w szpitalu, lecz tym razem George przechadzał się. Ubrany był w lekki szlafrok narzucony na piżamę, na stopach miał kapcie i chodził od jednego końca pokoju do drugiego. Zdawało się, że całkowicie wyzdrowiał i dalej nabierał siły. Kobiety, którą spodziewałem się tam zobaczyć, tym razem nie było. Obserwując jak chodzi, ujrzałem w skrócie to, czego dokonał od czasu mojej ostatniej wizyty.
Kiedy już zmienił zdanie i zaczął skupiać się na wyzdrowieniu, w jego codziennym życiu pojawili się inni ludzie. Terapeuci, lekarze i pielęgniarki zaczęli towarzyszyć mu w rehabilitacji w taki sposób, w jaki robiliby to w świecie fizycznym. Tak bardzo pragnął w końcu wyjść ze szpitala i wrócić do swego dawnego życia, że współpracował z całych sił. Wracał do zdrowia szybciej niż się tego spodziewał. To była jedna z zagadek, nad którymi myślał chodząc po pokoju. Zastanawiały go też niektóre rzeczy znajdujące się w jego otoczeniu. Wszystko było po prostu zbyt doskonałe. Jego poprzednie doświadczenia ze szpitalami nauczyły go, że zawsze pojawiają się jakieś problemy, a tu wszystko toczyło się swoim rytmem.
Wszyscy, z którymi się stykał, napominali delikatnie o jego obecnej, prawdziwej sytuacji. Aluzje te nigdy nie były nachalne, lecz zawsze mówiły o tym co oznacza prawdziwy powrót do zdrowia i sprawiały, że zaczął się wszystkiego domyślać. Wszyscy dawali mu subtelnie do zrozumienia, że nie jest już fizycznie żywy i że musi zacząć nowe życie w świecie, poza granicami świata fizycznego. Czuł, że już w pełni doszedł do sił po chorobie, która go zabiła, ale zaczynał rozumieć, że powrót ze szpitala do domu nie będzie dokładnie tym, czego oczekiwał. Rzeczywistość potwierdzała jego podejrzenia, że umarł fizycznie, a to jest miejsce, do którego trafił po śmierci.
Chodził po pokoju, rozmyślał nad wszystkim i próbował zaakceptować swoją nową sytuację. Wtedy po raz ostatni odwiedziłem George'a. Najwyraźniej zaczynał akceptować i przystosowywać się do nowej rzeczywistości, w której przyszło mu teraz żyć.
W długim e-mailu opowiedziałem Tomowi o moich trzech ostatnich podróżach do jego ojca. Podziękowałem mu za to, że dostarczył mi możliwości dalszego odkrywania tajników naszej, ludzkiej, egzystencji. To było moje pierwsze doświadczenie z kimś, kto przechodził proces rekonwalescencji po śmiertelnej chorobie. Moc wiary George'a, kiedy poddał się i zaczął czekać na śmierć, utrzymała się po jego fizycznej śmierci. Póki nie zmienił zdania, był zamknięty w kręgu mocy tego przekonania. Lecz zamiast odnaleźć go zagubionego w Focusie 23, znalazłem go w miejscu, gdzie towarzyszyli mu i pomagali inni. Przypominało mi to raczej Focus 27. George był świadom obecności owej starej kobiety i potrafił współpracować z nią. Podczas moich poprzednich doświadczeń zawsze zakładałem, że taki kontakt oznaczał jednocześnie natychmiastową zmianę, dzięki której dana osoba zaczynała proces adaptacji w nowym otoczeniu w Życiu po Śmierci. Nie rozumiałem do końca siły i implikacji decyzji takich jak ta, którą podjął George przed zbliżającą się, pewną śmiercią. Dzięki prostej prośbie Toma, abym sprawdził co się dzieje z jego ojcem i pomógł mu, jeśli to okaże się konieczne, odkryłem mnóstwo nowych rzeczy o egzystencji ludzi poza granicami świata fizycznego. Wewnętrzna spójność całego tego epizodu miała sens i złożyła się na proces, poprzez który budowałem zaufanie i rozpraszałem wątpliwości.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Scenariusz 16 Rowerem do szkoły
r 1 nr 16 1386694464
16 narrator
16 MISJA
Fakty nieznane , bo niebyłe Nasz Dziennik, 2011 03 16
990904 16
16 (27)
Dz U 2002 199 1671 o przewozie drogowym towarów niebezpiecznych

więcej podobnych podstron