fakty i mity 4


PAPIEŻOWI DORADZAJĄ OSZUŚCI IZ
INDEKS 356441 ISSN 1509-460X
FAKTY
i mi
TYGODNIK NIEKLERYKALNY
Piątek, 11 października, manifestacja OKP, Warszawa, okolice Sejmu III RP - 21 lat po wprowadzeniu stanu wojennego. Wcześniej był Poznań, Gdańsk, Radom i strajki 1980 roku. Czego historia uczy rządzących? Tego, że jeszcze nikogo z nich niczego nie nauczyła!
Sprawa się rybła
- Nas już praktycznie nie ma - mówi rybak z portu w Ustce. Inni mu wtórują. Polskie rybołówstwo umiera, przegrywając nierówną rywalizację z unijnym. Brak państwowych dotacji, niedoinwestowanie, przestarzały sprzęt, brak zaplecza w postaci nowoczesnych przetwórni - wszystko to przyspiesza agonię. Ekonomista powie - naturalna kolej rzeczy, słabszy musi ustąpić. Ale ludzie chcą pracować, ich dzieci chcą jeść...
Antyklerykalna Partia Postępu
Ę\CJA
w
w W szystkich zainteresowanych finansowym wsparciem -Komitet Wyborczy Wyborców Antyklerykalna Polska informuje, że wpłat związanych z wyborami samorządowymi można dokonywać na rachunek: KWW Antyklerykalna Polska, INVEST BANK SA Oddział w Łodzi 16801206-1106469311-16311. Na dowodzie wpłaty koniecznie musi być dopisany numer PESEL darczyńcy.
Na powyższe konto wpłacać mogą tylko osoby fizyczne. Bank nie będzie przyjmował żadnych wpłat gotówkowych; nie zezwala na to ordynacja wyborcza. Wszystkie wpłaty muszą być dokonywane przelewem, kartą płatniczą lub czekiem. Dla potrzeb tej wpłaty można ewentualnie założyć konto Standard w INN/EST BANKU na podstawie dowodu osobistego i bez prowizji dokonać przelewu na rachunek KWW Antyklerykalna Polska.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
FAKTYn
FAKTY
POLSKA Na 173 mln zł okradł PZU-Życie jej prezes, Grzegorz Wieczerzak. Pominięto w tej wyliczance pieniądze wydawane na kościelne, czyli słuszne inicjatywy medialne (Telewizja PULS, serwisy KAI) czy solidarnościowe nasiadówki. Trwa badanie, ile złotówek pan prezes wyprał, dokonując przedziwnych operacji finansowych. Afera PZU-Życie już zdeklasowała sprawę FOZZ, uznawaną za największe złodziejstwo III RP. Podobno Wieczerzak, który był ministrantem, chciał też iść do seminarium. Taki talent się zmarnował!...
Dzień Papieski okazał się wyzwaniem rzuconym Orkiestrze Świątecznej Pomocy - też były koncerty i tysiące młodych ludzi zbierających pieniądze na ulicach miast. Tekturowe puszki na kasę również były podobne. Papierowe datki wrzucał przed kamerami premier Miller, a nawet jego pryncypał Glemp! Tylko Owsiakowego jąkania żal...
Zamiast podpisać, jak obiecywał, ustawę o abolicji i deklaracjach majątkowych, prezydent Kwaśniewski skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego. Tym samym głowa państwa kolejny raz pokazała swoją niezależność wobec SLD i miłość do środowisk liberalnych, przerażonych przymusem tłumaczenia się ze swoich majątków. Kwaśniewski tylko do Kościoła i Busha ma pełne zaufanie.
WROCŁAW 10.10.br. minister finansów Grzegorz Kołodko uczestniczył w konferencji episkopatu - to wydarzenie bezprecedensowe w historii III RP. Opowiadał o gospodarce i zapewnił, że Fundusz Kościelny zostanie utrzymany. Dzięki niemu Krk dostaje co roku około 90 mln złotych rekompensaty za zwrócone już w dwójnasób mienie zajęte 50 lat temu. Czerwone birety pochwaliły wicepremiera za moralność w ekonomii... ...która przejawia się w odbieraniu biednym i dawaniu bogatym.
W oświadczeniu po 319. Konferencji Episkopatu zbawcy narodu ochrzanili działalność polityczną rydzyjka. Abp Gocłowski powiedział w radiu, iż przełożeni Rydzyka powinni rozejrzeć się za nowym kandydatem na jego miejsce. Czyżby zbliżał się czas Radia Wolna Maryja...?
TORUŃ Wniosek o przyznanie fundacji Rydzyka 54 ha nie wszedł przed obrady rady miejskiej na polecenie samego... Ojca Dyrektora. Zagrywka taktyczna przed wyborami?
BOLESŁAWIEC Na oddziale neurologicznym miejscowego szpitala odkryto kolejny przypadek choroby Creutzfeldta-Ja-koba, która jest związana ze spożywaniem mięsa tzw. szalonych krów.
Pesymiści twierdzą, że 1/4 Polaków jest zarażona. Na szczęście nie ma pieniędzy na badania...
HOLANDIA Decyzja o poparciu przez rząd przyjęcia Polski do UE może doprowadzić nawet do kryzysu gabinetowego. Zdaniem miejscowych liberałów i części chadeków, nasz kraj nie jest absolutnie gotowy do integracji z Unią. A 9 pielgrzymek papieża, odnowienie ślubów jasnogórskich, peregrynacje cudownych obrazów, nowe sanktuaria?!!!
WATYKAN Arcybiskup Georg Zur, nuncjusz apostolski w Moskwie, został odwołany i przeniesiony do Austrii. Na razie nie wiadomo, kto i kiedy go zastąpi. Prawdopodobnie jest to rodzaj droczenia się i protestu wobec wydalenia przez władze rosyjskie kilku katolickich duchownych. Pragmatyka Putina obchodzi to tyle co zeszłoroczny śnieg.
WIELKA BRYTANIA Sięgająca dna poparcia społecznego partia konserwatywna postanowiła złożyć w ofierze na ołtarzu polityki swoją reformatorkę i byłą premier Margaret Thatcher. Na zjeździe partii po 20 latach przyznano z ubolewaniem, że reformy żelaznej damy pogorszyły jakość życia większości Brytyjczyków.
Czas na potępienie Balcerowicza przez konającą Unię Wolności i jej siostrę - "Wyborczą".
FRANCJA Gigantyczny tankowiec "Limburg" padł ofiarą ataku terrorystycznego prawdopodobnie Al-Kaidy. U wybrzeży Jemenu został staranowany łodzią wypełnioną materiałami wybuchowymi. Zginął jeden marynarz, a kilkunastu zostało rannych. A Francuzi tak dzielnie hamują wojowniczych Amerykanów! Wszystko na nic.
SZWECJA Były prezydent USA Jimmy Carter został laureatem tegorocznej Pokojowej Nagrody Nobla. Od 25 lat jest on znanym orędownikiem pokoju i mediatorem w konfliktach międzynarodowych. Ostatnio deklarował, że nie popiera samowolnej amerykańskiej akcji militarnej w Iraku. Carter jako prezydent - oprócz pokoju - utrwalał też... biedę. Za jego rządów gospodarka USA była w największej od lat 30. zapaści.
INDONEZJA Najprawdopodobniej organizacja Dżemma Isla-mija (związana z Al-Kaidą) zorganizowała na wyspie Bali krwawy zamach na zachodnich turystów. W następstwie wybuchów zginęło prawie 200 osób. Większość ofiar to Australijczycy. Francuski tankowiec, fiński hipermarket, Bali... Czy to aby nie CIA przygotowuje odpowiedni grunt pod atak na Irak?
IZRAEL 300 żydowskich obrońców praw człowieka i 500 palestyńskich pacyfistów protestowało razem przeciwko budowie przez władze izraelskie muru dzielącego obydwie społeczności w Abu Dis koło Jerozolimy. Zdrowy rozsądek potrafi zatrzeć uprzedzenia.
GRUZJA Prezydent Edward Szewardnadze i zwierzchnik miejscowego Kościoła prawosławnego Ilija II podpisali porozumienie, na mocy którego wyznanie to otrzymało status religii państwowej. Prawosławni otrzymają budynki, ziemie skonfiskowane po rewolucji 1917 r., a duchowni nie będą musieli zeznawać w śledztwie (ochrona tajemnicy spowiedzi) i zostaną zwolnieni ze służby wojskowej.
Wielka rzecz. U nas osiągnęliśmy to już dawno. I to w ramach "państwa świeckiego"!
18 - 24 X 2002 r.
KOMENTARZ NACZELNEGO
Módl się i nie pracuj
Powracam często do problemu bezrobocia, ponieważ uważam, że jest ono największą zmorą naszego kraju i największym źródłem nieszczęść. Polski wskaźnik na poziomie prawie 20 procent jest prawdziwą narodową tragedią. Oznacza bowiem rzeczywiste pozbawienie możliwości znalezienia pracy przez całe masy ludzkie, a do grona milionów ofiar tej zbrodni przeciw narodowi trzeba doliczyć kolejne miliony członków rodziny bezrobotnych. Upiornie brzmi w tym miejscu stwierdzenie, iż nie sam problem jest w tym przypadku najgorszy, ale fakt, że tak niewiele albo zgoła nic się nie robi (mając na względzie skalę zjawiska), aby z nim walczyć. Kolejne rządy biernie przyglądają się, jak upadają kolejne firmy, i to z udziałem Skarbu Państwa! Czy dobry gospodarz pozwoliłby, aby jego majątek szedł w rozsypkę? W sytuacji, gdy bezwzględnym priorytetem powinno być wygospodarowanie w budżecie jak największych środków na aktywne formy walki z bezrobociem, nakłady na ten cel są jednymi z najmniejszych: w 1999 r. -1 miliard 97,4 mln zł, w 2000 r. -768,8 mln, w 2001 r. -604,4 mln, w 2002 r. -211,1 mln złotych. To wprost niewiarygodne, ale w miarę jak rosło bezrobocie, środki na jego zwalczanie malały! Na szczęście, w budżecie na 2003 r. zaplanowano 1 miliard 123,2 mln zł. To jednak tylko kropla w oceanie t/i potrzeb! ' '
Zjawisko bezrobocia dotyka także zatrudnionych i nie chodzi tu tylko o notoryczny lęk przed utratą pracy. Rzecz polega na tym, iż ogromna większość pracodawców (którzy niekiedy sami cienko przędą) wykorzystuje trudną sytuację na rynku i oferuje zatrudnienie za przysłowiowe grosze. Bywa, że młodzi ludzie po wyższych studiach, inteligentni, kreatywni -zarabiają po 600-700 zł miesięcznie, co ledwo wystarcza im na przeżycie, pod warunkiem, oczywiście, że mieszkają u rodziców. I cieszą się, że mają pracę!
W łódzkich pośredniakach nie ma żadnych ofert pracy dla absolwentów wyższych uczelni z tytułem magistra! Tylko ponad 1/3 zarejestrowanych "szczęśliwców" pracuje na tzw. etatach stażowych w urzędach skarbowych, archiwach państwowych, agendach UM. Zarabiają po 498 zł brutto, czyli równowartość zasiłku dla bezrobotnych. Niektórzy biegle posługują się dwoma obcymi językami... W 800-ty-sięcznej Łodzi przez cały rok nie było żadnych ofert pracy dla pedagogów, chemików, biologów, filozofów i absolwentów AWF. Cień szansy mają tylko informatycy, specjaliści od bankowości i finansów oraz zarządzania.
Czy potrzeba Oświęcimia albo Katynia, żeby wykończyć dużą część polskiej inteligencji?! Młodzi, po latach studiów i wyrzeczeń rodziny, która na nie łożyła, bezradnie rozkładają ręce. Pytają rodziców -jaką Polskę żeście zbudowali?! A gdzie osoby z wykształceniem średnim i po zawodówkach? A gdzie kobiety po trzydziestce, których już nikt nigdzie programowo nie zatrudnia?!
Nie wolno się jednak załamywać. Pomóc może Unia, choć obecna skala bezrobocia w Polsce to w dużej mierze właśnie jej dzieło -naszego "przystosowania". Wkrótce otworzy się szansa na pracę za granicą. Zarówno tam, jak i w kraju, szanse mają tylko ci najbardziej przebojowi, operatywni, i -mimo wszystko -wykształceni. Radzę od razu wchodzić oknami. Sam zatrudniam właśnie takich, którym na pracy zależy jak na powietrzu, którzy dają z siebie wszystko. Ogromną rolę spełniają cechy osobowościowe firmokrąż-ców. Z własnych doświadczeń, spostrzeżeń i przemyśleń, podpartych obecnie fachową literaturą, pozwolę sobie wynotować garść wskazówek dla poszukujących pracy.
Podstawą jest silny charakter, który trzeba kształtować od dziecka; im wcześniej, tym lepiej. Ja od 13 roku życia
uprawiałem ćwiczenia siłowe, co zaowocowało nie tylko siłą mięśni, ale również hartem woli oraz cierpliwością i uporem. Każdy powinien sam nakładać na siebie dyscyplinę; kiedy zaczną robić to wobec nas inni, człowiek może już nie podołać wyzwaniom. Każda minuta lenistwa i w ogóle marnowanie czasu to bezpowrotna jego strata oddalająca nas od sukcesu. Od odpoczynku jest noc. Zamiast oglądania kolejnego głupiego filmu -można nauczyć się kilkudziesięciu słówek obcego języka. Policzmy, ile czasu marnujemy każdego dnia! Osobiście nauczyłem się języka angielskiego w bezsenne noce. Jako nastolatek przeżywałem jakieś zaburzenia dojrzewania i całymi miesiącami nie mogłem spać. Mniej więcej po tygodniu takiej katorgi zerwałem się z pościeli i zacząłem wkuwać słówka, gramatykę, a w końcu słuchać kaset z nagraniami.
Paraliżujące dla człowieka są wszelkiego rodzaju autowy-mówki, które przekształcają się w ciągle powtarzane i uświadamiane złe mantry, na przykład: czasy są ciężkie, inni są lepsi ode mnie, mądrzejsi, mają talent, lepszy start, więcej
pieniędzy itp. Powinniśmy i \ postępować dokładnie od-mln, PsZrjD C05 \ wrotnie, wmawiając so-
//~VV>\\LE2ROBOCIE M

bie własną przebojowość; karmiąc, programując
podświadomość wiarą
trzeba zawsze wysoko. Poziom sukcesu i szybkość, z jaką go odnosimy, są wprost proporcjonalne do naszej wytrwałości i pragnień, aby ten sukces został osiągnięty. Naprawdę silna wola nie znosi zwłoki w działaniu i pokona wszelkie trudności. Sukces wymaga całkowitego zaangażowania, żadnych półśrodków! Największe ograniczenia, jakie człowiek napotyka w życiu, rodzą się w nim samym, w jego umyśle. Ludzie są tacy, jacy wierzą, że są. Jeśli czegoś pragniemy każdą cząsteczką ciała i umysłu -nasze marzenia stają się rzeczywistością!
To zaledwie garść ogólnych wskazówek, nic odkrywczego. Problem w tym, aby uwierzyć, że to działa, i uwierzyć w siebie. Czasy są naprawdę trudne, ale bywało dużo gorzej, nie tylko w Polsce. Ludzie jednak dźwigali się, a najlepsi, najbardziej wytrwali pięli się do góry właśnie w latach największych kryzysów.
Nie pomniejsza to w niczym roli państwa, którego najważniejszym obowiązkiem jest zapewnienie wszystkim obywatelom -w tym również słabym i najmniej przystosowanym -możliwości godnego życia, a przede wszystkim pracy. Rząd, który nie sięga po wszelkie dostępne środki, aby wykonać to pierwszorzędne zadanie, nie ma prawa nazywać się rządem. Możliwości są, pieniądze również, i w obliczu tak wielkiej tragedii milionów Polaków powinny być wykorzystane. Na zdradę stanu zakrawają: wprowadzenie za obecnego gabinetu możliwości odpisywania darowizn na cele kościelne od podstawy podatku dochodowego, i to w wysokości 100 procent kwot darowizn (miliardowe straty w budżecie!), ciągłe rozdawnictwo państwowych nieruchomości na rzecz watykańskiego Kościoła; opłacanie ZUS-ów duchowieństwa z Funduszu Kościelnego, ulgi celne i podatkowe dla najbogatszej warstwy społeczeństwa, przekazywanie -z budżetu państwa (w tym spółek z udziałem Skarbu Państwa) i budżetów samorządów lokalnych -dotacji na budowy i remonty budynków kościelnych oraz działalność katolickich organizacji, bez możliwości ich skontrolowania! Dlaczego parlamentarzyści i ministrowie nie przekazują na Kościół części własnych pensji, tylko oddają to, co do nich nie należy?
Gdyby każdego roku te wyrzucone w czarne błoto miliardy naszych złotych przeznaczyć na tworzenie nowych miejsc pracy, za rok, dwa -zmora bezrobocia w Polsce byłaby tylko wspomnieniem! Ale komu na tym zależy? Na pewno nie władzy -świeckiej i kościelnej. Oni już mają pracę.
JONASZ
Nr 42 (137)
18 - 24 X 2002 r.
FAKTY n
INJ
ZAMIAST SPOWIEDZI
Nie tylko ja zresztą nie widzę nic złego w nagości. Jesteśmy teraz dwa kroki od kościoła Mariackiego, gdzie można było obejrzeć "Sąd Ostateczny" Hansa Memlinga. Na tym obrazie większość postaci jest naga,także święci! Sięgając do historii sztuki: Michał Anioł wyrzeź-bił Jezusa nagiego.
- Proszę pamiętać jednak, że Michałowi Aniołowi kazano, aby postaciom z "Sądu Ostatecznego" na sklepieniu Kaplicy Sykstyńskiej domalował zasłony i spódniczki! W średniowieczu ciało było tematem tabu, a artyści i medycy sekcje zwłok wykonywali potajemnie. Był czas, że groził za to stos.
- Mnie też grożono stosem. Przedstawiciele Młodzieży Wszechpolskiej proponowali, aby mnie spalić, powiesić, ukrzyżować, a przynajmniej ogolić głowę!
- Cała ta "wizyta" wyglądała dość osobliwie. W galerii zjawili się dziennikarze, fotoreporterzy i kamerzyści oraz posłowie LPR - Gertruda Szum-ska i Robert Strąk z grupą aktywistów. Wygłaszali pogadanki do kamery, a przedstawiciele Młodzieży Wszechpolskiej próbowali rozpakować mój krzyż. Widząc to, podeszłam bronić swojej pracy. Doszło do szamotaniny. Potem mnie otoczono. Przyznaję, że poczułam się zagrożona. Posłowie stali i podjudzali swoich popleczników. Pani Gertruda zadawała mi pytania. Nie mogłam odpowiadać, bo tamci skandowali, zagłuszając każde słowo.
- Czy później spotkały Panią jakieś inne przykrości związane z tą sprawą?
- W pewnym sensie. Dwa miesiące później pojechałam do Katowic, gdzie brałam udział w wysta-
- Czy przygotowując "Pasję", spodziewała się Pani, że zaprowadzi ją ona na ławę oskarżonych?
- Zdawałam sobie sprawę, że mogę się spotkać z gwałtowną reakcją na moją pracę. Ja wiem, że żyję w Polsce katolickiej. Liczyłam się z tym, że mogę spotkać się z krytyką, ale nie przyszło mi do głowy, że stanę przed sądem. To był dla mnie szok. Tym bardziej byłam zaskoczona, że miejscem, w którym pokazałam "Pasję", była "Wyspa" - galeria bądź co bądź autorska, znana z tego, że prezentuje prace o tematyce kontrowersyjnej. Galeria "Wyspa" nie była nastawiona na masowy odbiór. Gdybym chciała dokonać świadomej prowokacji, pokazałabym tę pracę w innym miejscu. Pytano mnie, dlaczego pragnąc zaszokować odbiorców, nie zaprezentowałam tej instalacji w kościele. Otóż właśnie dlatego, że nie chciałam nikogo szokować. Poza tym, jak już podkreślałam - temat tej pracy nie ma nic wspólnego z religią!
- Wątpię, czy z tą pracą ktoś wpuściłby Panią do kościoła. Ale miała Pani wiele wystaw, także poza granicami Polski. Czy w jakimś innym kraju spotkała się Pani z tak gwałtowną, negatywną reakcją na swoje prace?
- Nie. Nigdy i nigdzie nie było takiej reakcji. Nawet jeśli temat dotyczył konkretnie religii. Tak było z moją pracą dyplomową zatytułowaną "Absolucja". Podjęłam w niej temat sakramentu spowiedzi. Chodziło mi
0 problem zła i reakcji na zło. Chciałam pokazać, że oczyszczając sprawcę zła podczas spowiedzi, Kościół sankcjonuje istnienie zła w świecie. Właśnie "Absolucję" zaprezentowałam w ramach wystawy "Irreligia" w Brukseli. Można ją było oglądać w nieczynnym kościele. Jeden z organizatorów "Irreligii" - bardzo miły ksiądz - powiedział mi, jak bardzo się cieszy, że młodzi ludzie interesują się sztuką sakralną. Bo to była sztuka sakralna - chociaż nie dewocyj-na. Zdaję sobie sprawę z faktu, że sposób widzenia świata przez artystę może wydać się bulwersujący, szczególnie dla tradycjonalistów. Uważam jednak, że artysta powinien mieć prawo do swobody wypowiedzi. Na tym przecież polega wolność słowa
1 myśli i powinna być prawnie chroniona. Tymczasem jest odwrotnie.
Pasja... męskość
Rozmowa z Dorotą Nieznalską - pierwszą polską artystką, która stanęła przed sądem, oskarżona o to, że prezentując swoją instalację "Pasja", popełniła przestępstwo z art. 196 kk, czyli dopuściła się obrazy uczuć religijnych.
- Szczególnie, że sytuacja prawna jest niejasna. Z jednej strony konstytucja gwarantuje nam wolność wypowiedzi, z drugiej - zapis w kodeksie mówiący o obrazie uczuć religijnych daje broń do ręki tym, którzy tę wolność chcą ograniczać.
- Właśnie dlatego pojawił się postulat, aby uściślić paragraf 196 kk tak, aby dotyczył on tylko intencjo-nalnych aktów obrazy uczuć religijnych. Mój proces pokazuje, jak można go nadużywać. To jest bardzo groźne zjawisko. Bo gdybym przegrała ten proces - stanowiłoby to precedens. W tym momencie nie byłoby już mowy o wolności wypowiedzi. Ja w ogóle nie rozumiem, jak to jest, że w państwie deklarującym się jako demokratyczne religia dyktuje prawo!
- Spotkała się Pani z zarzutami, że posłużyła się artystyczną prowokacją dla uzyskania rozgłosu. Jak to Pani skomentuje?
- Ktoś nawet pytał mnie, czy dogadałam się z posłami LPR, żeby zrobić reklamę im i sobie. To oczywiście nonsens. Nigdy nie zależało mi na tego rodzaju rozgłosie. Być może zależało na nim działaczom politycznym. Kiedy w sądzie ogłaszano termin kolejnej rozprawy, usłyszałam, jak ktoś na sali westchnął, że to już będzie, niestety, po wyborach.
- Mówiła Pani jednak, że przygotowana była na krytykę swojej pracy?
- Tak, byłam gotowa na krytykę czy dyskusję. Nie spodziewałam się jednak takiej lawiny zarzutów! I to zarzutów spowodowanych pokazaniem szczegółu ludzkiej anatomii. Dla mnie nagość nie jest tematem tabu. Studia na ASP oswoiły mnie z ludzkim ciałem, miałam zajęcia z nagimi modelami, studiowałam anatomię.
- Tak więc przekonała się Pani, jak wielki skandal wywołała Pani tą prezentacją...
- To nie ja wywołałam skandal, tylko media. "Pasja" składa się z dwóch elementów: filmu wideo, na którym pokazano, jak męczy się mężczyzna ćwiczący na siłowni oraz równoramiennego krzyża (nawiązującego kształtem do krzyża PCK) z umieszczonymi na nim genitaliami. Tymczasem i gazety, i telewizja skupiły swoją uwagę wyłącznie na krzyżu. Moja wystawa była otwarta przez ponad miesiąc, a tzw. skandal wybuchł po artykule w lokalnym dodatku "Wyborczej", który ukazał się dwa dni przed zamknięciem pokazu. Po artykule pojawiła się telewizja. Dopiero później - posłowie LPR i przedstawiciele Młodzieży Wszechpolskiej. Przyszli do Galerii "Wyspa" po zamknięciu wystawy, w czasie, kiedy była zdemontowana. Tak więc osoby, które złożyły doniesienie do prokuratury - mojej pracy nie widziały...
- Jak doszło do konfrontacji między Panią a niespodziewanymi gośćmi?
wie, której termin ustalono znacznie wcześniej. Prezydent Katowic dowiedziawszy się, że przyjeżdża Nie-znalska, wysłał do galerii dwie urzędniczki, żeby upewnić się, że wśród moich prac nie ma "Pasji". Ponieważ nie zamierzałam jej tam pokazywać - nic się nie stało. Przykrość sprawiła mi też decyzja władz Akademii o zamknięciu galerii "Wyspa". Przez 17 lat swojego istnienia była dla artystów i gości miejscem bardzo ważnym.
- Czy galerię zamknięto z powodu pokazania w niej "Pasji"?
- Zamknięcie galerii uzasadniono stwierdzeniem, że... nic się w niej nie dzieje! Dziwnym zbiegiem okoliczności decyzja ta zapadła niecałe dwa tygodnie od momentu, gdy media nagłośniły całą sprawę.
-Wymowa "Pasji" nie ma charakteru religijnego... To już wiemy. Czy pokazując samoudręcze-nie mężczyzny ćwiczącego na siłowni, miała Pani zamiar wykpienia, wyśmiania męskości? Czy jest Pani może feministką?
- Nie jestem feministką i nie lubię takiego szufladkowania. Zresztą artystki, które deklarują się jako feministki, zazwyczaj drążą temat kobiecości. Mnie - jako kobietę - fascynuje męskość. Nie naśmiewam się z męskości jako takiej, a jedynie z jej fałszywego pojmowania.
- Czyli nie chodzi tu o walkę płci?
- Uważam, że walka płci jest wbrew naturze. Bezwzględnie dążę do równowagi między płciami. Przecież płcie się wzajemnie uzupełniają. Nie walczę z mężczyznami ani z kobietami, tylko ze stereotypami w pojmowaniu ról mężczyzny i kobiety.
- Jest Pani osobą wierzącą?
- Wychowałam się w rodzinie katolickiej. Na szczęście rodzice pozostawili mi możliwość wyboru. Jestem osobą niewierzącą. Znam wielu wierzących, których wiara jest wspaniała. Taką osobą jest np. duszpasterz środowisk twórczych w Gdańsku - ksiądz Krzysztof Niedałtowski. Podobnie jak w kwestii płci, tak w tej sprawie - nie walczę z wiarą czy religią, tylko ze stereotypami. Jestem osobą tolerancyjną i nikomu nie pragnę niczego narzucać. Uważam, że tolerancja jest bardzo ważna. Tolerancji uczymy się całe życie.
- Niektórzy porównywali "Pasję" z pracami Andresa Serrano. Szczególnie z pracą pt. Piss Christ. Był to pomalowany bydlęcą krwią krucyfiks zanurzony w moczu artysty - o czym informował podpis.
- Tego typu porównania nie mają sensu. Serrano dokonał świadomego zbezczeszczenia symbolu religijnego. Do mojej instalacji krzyż zrobiłam sama. On nie jest krucyfiksem, ma inny kształt. Nigdy nie wisiał ani nie będzie wisiał w kościele.
- Czy uważa się Pani za skan-dalistkę?
- Teraz już tak. Nie chciałam być skandalistką, ale skoro media tak mnie wykreowały - jestem nią!
Rozmawiała
ANNA RZYMOWSKA
Fot. Mikołaj Rzymowski
N
aruszanie dóbr osobistych jest przestępstwem we wszystkich państwach. Spory wywołuje także sam katalog dóbr osobistych. Kłopot zaczyna się, gdy państwo chce chronić uczucia religijne. Przyjęcie zbyt szerokiej definicji owych uczuć może doprowadzić do ograniczenia, a de facto - zniesienia wolności słowa czy sztuki. Prawo UE nie ma żadnych uregulowań na ten temat. W Polsce obowiązuje art. 196 kk, przewidujący możliwość skazania delikwenta za taki czyn na 2 lata pudła albo grzywnę. Prawnicy toczą spory, jak zinterpretować ten przepis, nakazując badać oceny społeczne konkretnego zachowania. Twierdzą jednak, że nie może to ograniczać wolności wypowiedzi.
Do 1989 r. prokuratura nie zajmowała się sprawami o bluź-nierstwo. Władze PRL-u nakazywały cenzurze nie udostępniać widzom utworów o treściach bluźnierczych. Wykonywały
tym samym żądania Kościoła. Gdy cenzura przeszła do historii, jej miejsce próbowała zająć prawica do spółki z Krk. Co rusz zawiadamiano prokuraturę, że dane dzieło obraża uczucia religijne. Ta po miesiącach postępowania stwierdzała, że owe dzieła nie naruszały niczyich dóbr osobistych. Atmosfery nagonki często nie wytrzymywali organizatorzy imprez kulturalnych i sami wcielali się w cenzorów (np. kierownictwo Biura Wystaw Artystycznych z Bielska-Białej, gdzie w 2000 r. zamiast obrazów Grzegorza Madeja powieszono puste ramy. Nie spodobało się dzieło przedstawiające kopulującego anioła). W 2002 r. gdańska prokuratura rejonowa uznała, że musi się zająć donosikiem posłów LPR. Po śledztwie uznano, że Dorota Nieznalska jest bardzo poważnym przestępcą i wysmażono stosowny akt oskarżenia. Ciekawe, że prokuratorzy nie byli tacy chętni do ścigania artystów, gdy prokuraturą kierowali politycy prawicowi. M.P.
Z NOTATNIKA HERETYKA
FAKTYn
(137)
18 - 24 X 2002 r.
Nieiotnebne idee
.--
SLD nie ma określonej ideologii, ale zmienia swoje ideały (?!). Jest partią otwartą na różne nurty lewicy, ale być może niektóre z nich ją opuszczą... Te i inne rewelacje Marka Dyducha, sekretarza generalnego SLD, wyczytaliśmy w lewicowym "Przeglądzie" nr 36/2002.
Czy słowo "lewica" coś jeszcze w Polsce znaczy? A może jest już wyprane z jakichkolwiek istotnych treści? Gdyby "lewicowość" miała być pozbawiona wszelkich ideowych znaczeń, byłaby to wielka szkoda nie tylko dla samego SLD.
Przynajmniej od roku rozmaite osoby na lewicy nawołują do dyskusji programowej. Przestrzegają przed stoczeniem się SLD zaledwie do roli partii władzy, ugrupowania sprawnych technokratów. Do poszukiwania i sprecyzowania fundamentów ideologicznych nawoływała profesor Maria Szyszkowska, ostatnio pisał o tym wiele Mieczysław Rakowski, "ostatni pierwszy" PZPR-u.
Co przywódcy SLD na takie larum podniesione w lewicowych mediach? Co na to sekretarz generalny Marek Dyduch? Ano nic.
"Ideały socjaldemokratyczne zostały wypracowane na przestrzeni ostatnich 100 lat, a teraz trzeba je zweryfikować" -twierdzi szef SLD. Słusznie, ale... Niestety, w obszernym tekście Dyduch nie potrafi wskazać jakichkolwiek nowych wartości, które przyświecałyby obecnie SLD. Mało tego, można odnieść wrażenie, że przywódca lewicy nie wie, czym jest
ideowość. Ewidentnie myli program i cele z fundamentem ideologicznym. I tak za lewicową ideę uważa "walkę z bezrobociem", choć każda polska partia, nawet prawicowa czy liberalna, ma ten postulat w swoim programie. Tymczasem do sfery ideologii należą zasady ogólne, takie jak świeckość państwa, antyklerykalizm, stosunek do praw człowieka, także tych socjalnych, i postrzeganie roli państwa jako ich gwaranta. O tym Dyduch nie puścił nawet pary z ust. Mówi za to niejasno, że do partii przychodzi coraz więcej przedsiębiorców
i że to ich należy pytać o sposoby walki z bezrobociem...
Jak Dyduch tłumaczy brak dyskusji ideowej w partii? "My przez ostatnie trzy lata byliśmy permanentnie w walce wyborczej. Trudno w takich sytuacjach całą rzeszę SLD--owskich działaczy przymusić do myślenia, na czym ta ideologia miałaby polegać". Tak, myślenie to doprawdy bardzo ciężka praca i sekretarz SLD nie ma sumienia przymuszać do niej kolegów. Działacze przez trzy lata twardo walczyli i -jak się okazuje -nie bardzo wiedzieli, o co. Powiało pustką...
To, co nas w sposób szczególny uderzyło w wypowiedzi Dyducha, to fakt, że osoby o zdecydowanie lewicowych, wyrazistych poglądach są traktowane w partii odrobinę jak czarne owce, element niepewny i trochę kłopotliwy. Kiedy Dyduch mówi o nich w kontekście odrzucenia przez SLD staromodnych, jego zdaniem, wartości, stwierdza: "wtedy zobaczymy, czy ci bardziej radykalnie nastawieni członkowie będą chcieli tworzyć własną partię, czy zostaną z nami". Z "nami" to znaczy z tymi nowoczesnymi, światłymi, bezideowy-mi liberałami. Są więc jacyś poprawni "my" i odstający "oni". I jest subtelna sugestia, że jak się nie podoba, to oni mogą sobie odejść.
I choć nie mamy z SLD organizacyjnie nic wspólnego, to wcale nas ta bezide-owość na lewicy nie cieszy. Bo jeżeli najpotężniejsza, najbardziej wpływowa, a co najważniejsze: rządząca partia nie ma pomysłu na samą siebie i na Polskę, to musi to martwić nas wszystkich.
Jeżeli tacy ludzie Sojuszu jak Izabella Sierakowska, czyli pro-społeczni, przywiązani do idei republikańskiej lewicy, są obecnie dla władz partii kimś w rodzaju członków drugiej kategorii, "dziećmi od macochy", to coś jest tutaj nie tak. Wiemy, że przed minionymi wyborami do parlamentu zaczęto ich wyraźnie marginalizować, a kilku najbardziej ideowych -w tym np. były poseł Władysław Adamski -nie otrzymało rekomendacji. Teraz przewiduje się kolejny odstrzał. Najsmutniejsze jest to, że przywódcy, którzy sądzą, iż stare ideały się przeżyły, ani członkom SLD, ani krajowi nie mają nic do zaproponowania. Błądzą jak dzieci we mgle. ADAM CIOCH
Polscy prawicowi żurnaliści, którzy od lat piszą o wielkim i przełomowym pontyfikacie Jana Pawła II, okazali się być prorokami! Już wiadomo bowiem z całą pewnością, że będzie on wkrótce i Wielki, i Święty!
Karol W., i Wielki
czyli
W ostatnich dniach o swojej pewności w tym względzie poinformowali kardynałowie Sodano
i Glemp. Prymas wyznał, że "Kościół będzie czcił obecnego papieża jako świętego" i że będzie on miał specjalny dzień poświęcony jego czci w kalendarzu liturgicznym! Można by rzec - żadna sensacja. W katolickim raju jest święty opus-deista Escriva, błogosławiony antysemita Pius IX, dlaczegóżby więc JPII nie dało się załatwić wniebowstąpienia? Niezwykłość sytuacji polega na tym, że kandydat na ołtarze żyje jeszcze, a mówi się o nim tak, jakby już oddał ducha...
W dwa dni po Glempie przemówiła prawa ręka żyjącego jeszcze świętego -watykański sekretarz stanu Angelo Sodano. Ten nie tylko wyjawił, że dla papieża przygotowywana jest przyspieszona ścieżka uświęcenia, gdy tylko zamknie oczy, ale dał także do zrozumienia, że Watykan zrobi wszystko, aby Wojtyła otrzymał przydomek "Wielki".
Na jakież to łaski liczą eminencje popisujące się w mediach me-galizusostwem? Zdają sobie sprawę z tego, że ich wypowiedzi dojdą do przenajświętszych uszu. A może tylko realizują papieskie zamówienie?
Upewniliśmy się -watykańską procedurę wynoszenia na ołtarze należy traktować z przymrużeniem oka. Bo z jednej strony przewiduje ona nawet ekshumację zwłok kandydata (wszak pochowany przez pomyłkę żywcem, mógł jeszcze w trumnie, bez świadków, bluź-nić Bogu), a z drugiej przesądza się za życia biedaka, że jest on święty, a więc że nic złego uczynić już nie zdoła. A swoją drogą, to kim trzeba być, aby zostać wielkim papieżem? Pierwszy "Wielki" - Leon I (V w.) -wsławił się walką z heretykami i wyniesieniem pozycji biskupa Rzymu ponad innych biskupów cesarstwa rzymskiego. Grzegorz Wielki (VI/VII w.) umacniał władzę Kościoła kosztem praw Kościoła wschodniego. Słynął także z podwójnej moralności -surowy dla innych, znacznie bardziej wyrozumiały był dla swoich słabości, zwłaszcza materialnych. Najmniej znany "Wielki" - Mikołaj I (IX w.) -także wsławił się budowaniem wpływów "Stolicy Apostolskiej". Jak mówi o nim Mathieu-Rosay - "wysuwał żądania, których nie ośmielił się wypowiedzieć żaden z jego poprzedników". Właśnie: władza, władza, władza i wzrost władzy centrali -oto za co papieże wynieśli pod niebo trzech swoich poprzedników z I tysiąclecia. Może w dowód wdzięczności...?
Rzeczywiście, Jan Paweł II wydaje się wpisywać w tak rozumianą linię wielkości. Poczyna sobie w Kościele śmielej niż trzej reformatorzy - Jan XXIII, Paweł VI i Jan Paweł I. Rządzi twardą ręką, nie znosi sprzeciwu. Zorganizował wielką misję na Wschodzie, za nic mając "braci prawosławnych". Istotnie -po watykańsku -"Wielki". MAREK KRAK
GŁASKANIE JEŻA
Prorok czy jaka cholera
Lubicie przegrywać? Jeśli lubicie, to zakładajcie się z Jonaszem. Ja już mam dosyć. Właśnie przegrałem pół litra. Kolejne - psia mać - pół litra i jedyna pociecha w tym, że wódka staniała.
Ostatnio było tak: wyciągnął cwaniak w moim kierunku prawicę, uśmiechnął się złowrogo i zapytał: -Założysz się?
Ale od początku. O co chodziło? A o to, że we wszystkich województwach Antyklery-kalna Partia Postępu RACJA ma mocno zakorzenione struktury. Na tyle mocne, że można było wystawiać, a później rejestrować kandydatów do wszystkich szczebli samorządów w nadchodzących wyborach. Szesnaście zarejestrowanych list w tyluż województwach to DARMOWY CZAS REKLAMOWY na antenie ogólnopolskiej telewizji publicznej i ogólnopolskiego radia, o czym jasno stanowi ordynacja wyborcza. Stawka więc dla każdej nowej partii niebagatelna.
- Zobaczysz, że ONI już coś wymyślą, aby nas udupić -zawyrokował kasandrycznie Jonasz, a usłużna sekretarka przecięła zakład.
Z zapartym tchem śledziłem tedy kolejne rejestracje naszych komitetów wojewódzkich: Warszawa -zarejestrowano, Szczecin -zarejestrowano, Katowice -też, czarny Rzeszów -poszedł jak z płatka, czerwona Łódź -bez problemu... i tak dalej, i tak dalej. Pięć, osiem, dwanaście, czternaście, piętnaście kolejnych komitetów APP RACJA zostało klepniętych.
-Stawiaj wódkę, Jonasz. Nikt -nawet TY - nie jest prorokiem we własnym kraju -cieszyłem się i już czułem smak żubrówki z sokiem jabłkowym.
-Leć po wódkę, zastępca, bo przegrałeś jak nic -nierozumnie cieszył się Szef. Nierozumnie? Szlag mnie chyba trafi! Dziesięć dni temu do rejestracji pozostał już tylko jeden, jedyny komitet RACJI w Opolu. To chleb z masełkiem -mówili wszyscy. Chleb z dziegciem raczej. Wysoka Komisja Wyborcza, a po niej jeszcze Wyższy Sąd ostatecznie odrzucili nasz wniosek o rejestrację. O co poszło? A o to, że obok dosłownie kilku nazwisk wpisanych na listę naszych sprzymierzeńców zabrakło słowa OPOLE! Było imię,
nazwisko, PESEL, ulica, numer domu i mieszkania, a brakowało tylko tego cholernego słowa "Opole". Nasz pełnomocnik bił się w piersi, krzyżem leżał, złorzeczył i płakał, twierdząc, że "niekompletne" osoby zaraz pojawią się w sądzie i same dopiszą nazwę miasta. Wszystko na nic.
-Nie rozpaczaj, Szenborn -uspokajał mnie Kotliński (cedząc MOJEGO DRINKA!). -Już ktoś to załatwił. Staliśmy się zbyt niebezpieczni. Dziwne, że tego jeszcze nie rozumiesz. Wiesz, co to znaczy JONASZ? To skrót: Jednoznaczne Opracowanie Natychmiastowych Sytuacji i Zagrożeń.
Coś w tym jest. Owa firma JONASZ ma rzeczywiście jakąś biblijnie proroczą, denerwującą cechę, przeto już więcej zakładać się nie będę, bo przegram całą forsę. Najmądrzejsi z mądrych (m.in. Urban) twierdzili rok temu, że koalicja SLD-PSL jest niemożliwa, że SLD sam utworzy rząd, a Pryncypał tylko się śmiał i z niezmąconym spokojem zakładał coś wręcz przeciwnego (porównaj "FiM" 39/2001) -założyłem się i... przegrałem whisky. -Notowania lewicy spadną po wizycie papieża -zawyrokowała niedawno Sybilla z Łodzi ("FiM" 38/2002) -znów się sprzeciwiłem i... musiałem lecieć po gin z tonikiem. "Jurczyk jest
niewinny i będzie zrehabilitowany" ("FiM" 29/2002) -usłyszałem innym razem kolejne proroctwo, a niewiara w te słowa kosztowała mnie metaxę za 120 zł. Jeszcze gorzej poszło mi z Palestyną: -Żydzi odgrodzą się od Palestyńczyków najprawdziwszym murem -oświadczyła dnia pewnego nasza Kasandra ("FiM" 16/2002), a mnie śmiech pusty ogarnął niezwłocznie: -Że co? Że historia się odwróci i teraz Naród Wybrany będzie zamykał ludzi w getcie? Po paru tygodniach, na granicy Izraela mur powstał jak się patrzy.
Takich przypadków mojej klęski w zakładach politycznych z Jonaszem były dziesiątki i już niedługo pójdę z torbami. Choć... niekoniecznie... Polska jak nic wygra w siatkę z Rosją i Portugalią, zakładasz się? -wyciągnąłem do Jonasza rękę. Oczywiście, przegrałem francuskiego szampana, ale sprytnie postawiłem u bukmacherów na odwrót. Wypłata (minus ten cholerny szampan) dała mi stówę do przodu.
-Pytajcie w e-mailach Jonasza o różne prognozy. Jak odpowie, to można na tym co-sik zarobić. Mówię wam... I jeszcze jedno, żeby Szef przynajmniej kielicha odpalił z tych moich sromotnych klęsk. Ale gdzie tam. Sam prawie w ogóle nie pije, więc i spragnionego nie napoi. Odkłada wszystko na: "po wyborach", tych parlamentarnych za 3 lata. Powiedział, że wygramy...!
MAREK SZENBORN
18 -24 X 2002 r.
FAKTY n
INJ
NA KLĘCZKACH
Aż 9 procent Polaków nie ma żadnych dochodów -wynika z badań Pentora. Z kolei 22 proc. rodaków nie posiada własnych źródeł przychodu i pozostaje na utrzymaniu osób trzecich. Mniej niż połowa ankietowanych zadeklarowała, że ma stałe dochody. Badania wykazały ponadto wysoki poziom pesymizmu, stresu oraz lęków związanych z przyszłością. A boże miłosierdzie i papieskie hasła to już Polakom nie wystarczają? PaS
PH&A KOLUMNA
rzecz Stowarzyszenia Pomocy Ofiarom Wypadków Drogowych. A.C.
tego roku proboszcz -prezes Parafialnego Klubu Sportowego Józef z Ursusa -wraz z trenerem złożyli u niej zamówienie na stroje i sprzęt dla zawodników. Hurtownia szybciutko zrealizowała zamówionko, ale do dziś nie zainkasowała należnych kilku milionów złotych. Nie pomogły ponaglenia i interwencje właścicielki firmy. Nowy proboszcz, a za-
RÓŻANIEC INACZEJ
Rewolucja! Papież postanowił zmienić sposób odmawiania różańca. Do dotychczas rozważanych tajemnic: radosnych, bolesnych i chwalebnych, dojdą -świetliste. Kółkom różańcowym i Papie przybędzie tym samym do odmawiania 5x10 zdrowasiek! Nowa tajemnica ma być chrystocentryczna i obejmować chrzest Jezusa w Jordanie, kuszenie na pustyni, głoszenie królestwa Bożego, przemienienie Pańskie i wjazd do Jerozolimy. Według legendy, składający się ze 150 paciorków różaniec miała przekazać św. Dominikowi sama Matka Boska. W tej wersji jest on odmawiany od XIII wieku. Wygląda na to, że maryjny papież na starość postanowił zreformować matkę samego Szefa. Czego się jednak nie robi dla bycia "papieżem przełomu". A.C.
SYNOWIE HITLERA
Synami Hitlera i Stalina nazwał proboszcz Zbigniew Zieliński ze
Zbąszynia (woj. wielkopolskie) tamtejszych radnych, którzy wyrazili zgodę na budowę stadionu sportowego w pobliżu świątyni. Ksiądz kanonik obawia się prawdopodobnie, że okupujący trybuny zapomną o napełnianiu tacy, a w ogóle to co to za pomysły z inwestowaniem w stadiony! Niewybredny język Zielińskiego stał się powodem skandalu i interwencji władz miasta w poznańskiej kurii. Urażeni radni, zamiast iść w pokucie na kolanach do Częstochowy... domagają się przeprosin od księdza! Stawiamy whisky przeciw oranżadzie, że do czegoś takiego nigdy nie dojdzie. R.P.
ZŁODZIEJE!
Właścicielka hurtowni z artykułami sportowymi z Ożarowa pod Warszawą już nigdy nie da się nabrać świątobliwym mężom. Wiosną
razem prezes ani myśli zajmować się długami swojego poprzednika. Oszukana kobieta takie postępowanie nazywa złodziejstwem. Zważ, kobieto, do kogo wypowiadasz tak mocne słowa. Czy tylko pieniądze są dla Ciebie ważne?! R.P.
GAPOWICZE POD KLUCZ
Prawy i Sprawiedliwy Zbigniew Wassermann wpadł na genialny pomysł zwalczania przestępczości. Najbardziej niebezpieczne, według niego, są... osoby niekasujące biletów w autobusach czy tramwajach. Natychmiast po ujawnieniu, taki bandyta powinien być zatrzymany przez policję. Stosowanie tak radykalnych środków pomoże zwalczyć przestępczość. Nasze miasta staną się wtedy oazą spokoju i ciszy. Takie brednie wygłasza osobnik, któremu nie kto inny jak Lech Kaczyński powierzył kierowanie prokuraturą krajową! M.P.
WRZÓD NA DUPIE
"Nie można mówić, że ojciec Rydzyk to Kościół. To jest tylko pewne zjawisko chorobowe na organizmie Kościoła" -tak wypowiedział się w "Gazecie Wyborczej" o alfie i omedze Radia Maryja arcybiskup Gocłowski. Wykazał też dużo odwagi, twierdząc, że "musi znaleźć się człowiek, który uporządkuje Radio Maryja". Przyznał oficjalnie, że ma poważne wątpliwości, czy Rydzyk jest w ogóle reformowalny. Dostało się też "Naszemu Dziennikowi". Jak eu-femicznie określił to katolicki hierarcha: są tam "sformułowania polemiczne, trochę przekraczające przyzwoitość chrześcijańską, gdy chodzi o stosunek do innych ludzi". Gocłowski "chciałby też dostrzec", że ksiądz Henryk Jankow ski nie jest antysemitą, wyraźnie sugerując w ten sposób, że nie jest to łatwe. Antysemickie wypowiedzi prałata arcybiskup
połączył z pychą swego podwładnego: "Myślę, że wynika to z tego, że czasami chciałoby się być trochę wyżej w gazetach". Przyznał, że księżom nie jest obcy antysemityzm, podobnie jak części naszego społeczeństwa.
0 tym, że Rydzyk jest chory psychicznie, napisaliśmy w nr 38 "FiM" -"Kościół Rydzyka". Domagamy się utrzymania dla nas zaszczytnego pierwszego miejsca w lidze krytyków dyrektora i prałata! PaS
GWARANCJE NA WIEKI
Kościoły chrześcijańskie domagają się gwarancji, by w eurokon-stytucji zaznaczyć specjalny status związków wyznaniowych w państwach członkowskich. Chodzi o prawo do własnych organizacji, wyznawania kultu, działalności duszpasterskiej, charytatywnej oraz kulturalnej. Komisja Biskupów Wspólnoty Europejskiej oraz Konferencja Kościołów Ewangelickich chcą też, by znalazł się tam zapis, że Unia Europejska szanuje status kościołów we wszystkich państwach członkowskich i go nie narusza. Ma to zapobiec zmienianiu przez prawo UE specyfiki narodowej w stosunkach państwo -Kościół. Nad naszą specyfiką narodową ubolewamy od wieków. Wszystko wskazuje na to, że jeśli sami jej nie zmienimy, to Unia nam w tym nie pomoże. PaS
POZWANY KUL
Przed Sądem Okręgowym w Lublinie toczy się proces przeciwko Katolickiemu Uniwersytetowi Lubelskiemu o zwrot części księgozbioru
1 dzieł sztuki wartości co najmniej miliona zł. Uczelnię pozwał spadkobierca rodziny, która w połowie lat 80. użyczyła KUL-owi zbioru obrazów i antyków. Jak na katolicką uczelnię przystało, twierdzi ona teraz, że kolekcja jest jej własnością, choć zdaniem spadkobiercy nigdy nie było mowy o darowaniu rodzinnych zbiorów. Pozew zaopatrzony jest w dokumenty, które mają to potwierdzać. KUL papierów stwierdzających prawo własności znaleźć nie może. No i co z tego? Katolikom trzeba wierzyć na słowo! PaS
WYZNACZYŁ SOBIE POKUTĘ
Prokuratura garnizonowa w Gdyni oskarżyła 57-letniego kapelana Szpitala Marynarki Wojennej o jazdę po pijanemu. Wielebny, który mając we krwi 2,8 prom. alkoholu spowodował wypadek drogowy, wystąpił z wnioskiem do sądu o tzw. dobrowolne poddanie się karze! Ła-skawca życzył sobie otrzymać wyrok jednego roku pozbawienia wolności... w zawieszeniu. Sąd postanowił jednak inaczej -odebrał księdzu prawo jazdy na 2 lata, wymierzył karę grzywny (2000 zł) w zawieszeniu na rok oraz nakazał wpłacić 2280 zł na
SPRAWIEDLIWOŚĆ I WOJNA
Kościół ustami przewodniczącego komisji Justitia et Pax (Sprawiedliwość i Pokój...) przy episkopacie Niemiec, bp. Marxa, skrytykował politykę kanclerza Gerharda Schrdera wobec wojny irackiej: "Zamiast tłumaczyć społeczeństwu argumenty takiej polityki na placu w Trier, powinien pojechać do Busha lub przynajmniej do niego zadzwonić" - stwierdził Marx. Uważa on, że sprzeciw kanclerza pogorszy stosunki amerykańsko-niemieckie i osłabi pozycję Niemiec w świecie. Zwrócił również uwagę, że Kościół co prawda "krytycznie ocenia przemoc, ale nie jest radykalnie pacyfistyczny". Oto jak pokój miłujący Kościół stroni do polityki! Słowa Marxa, to także dowód na to, że Kościół zawsze staje po stronie silniejszego, w tym przypadku konserwatywnego Busha juniora. E.K.
WILLE W ZAŚWIATACH
W San Remo, we Włoszech, policja zatrzymała przedsiębiorcę, który sprzedawał mieszkania na... tamtym świecie. W ofercie miał rozmaite propozycje, począwszy od kawa-lerek, a skończywszy na luksusowych willach. Interes szedł tak świetnie, że jego firma otworzyła filię w Paryżu. W końcu jeden z klientów zaczął podejrzewać, że być może (?!) padł ofiarą oszustwa i zgłosił się na policję. Chcemy zauważyć, że sprzedawanie dóbr przyszłych i wiecznych nie jest bynajmniej współczesnym wynalazkiem. Sprzedażą "ubezpieczeń" od mąk piekielnych i czyśćcowych w życiu wiecznym trudnią się wszak katoliccy duchowni od stuleci. Tylko czy ktoś kiedyś odważy się pójść w ślady karabinierów z San Remo? A.C.
KIELICH NA KIELICHA
Wrocławska policja złapała złodzieja kościelnego kielicha mszalnego podczas próby sprzedania go w... kościele obok. Kielich ze srebra i złota wart około 500 zł udało się mu ukraść podczas zamieszania przy remoncie świątyni na Ostrowie Tumskim. Mężczyzna chciał go spieniężyć na alkohol. Widocznie bardzo go suszyło, bo "towar" zaproponował w zakrystii oddalonej zaledwie o 100 m. Wbrew Biblii, która każe "spragnionego napoić", zamiast delikwenta poratować napiwkiem, skuto go w kajdanki. PaS
opus.onet.pl?
Do łez rozbawił nas artykuł zamieszczony z okazji kanonizacji Escrivy na stronach portalu interne-towego Onet.pl (bratnia firma TVN). Pod tytułem "Tajemnicze Opus Dei" zamieszczono laurkę ku czci Dzieła i jego założyciela. Anonimowy autor pisze zresztą o Escrivie zawsze wielką literą ("Założyciel"). Mafijne
metody tłumaczy niezbędną dyskrecją spowodowaną prześladowaniami czasów wojny domowej w Hiszpanii oraz "żelazną dyktaturą" Franco. Argument ostatni jest kuriozalny, bo Dzieło uchodziło za największego sprzymierzeńca faszysty. Jak pisze autor - "Escriv podobno skrytykował Franco" za krwawe represje wobec opozycji, kiedy w 1946 r. prowadził dlań ćwiczenia duchowe...
0 ministrach Dzieła w rządzie Franco pisze Onet, iż byli "kompetentni
1 dyskretni", ale o spowodowanych przez nich aferach finansowych ani słówka. Cały obszerny artykuł to prawdziwa reklama "katolickiej mafii". Czyżby tekst sponsorowany? A.C.
WYBORCZY KANT
Fałszerstwa przedwyborczego dopuścili się członkowie Ligi Polskich Rodzin w Inowrocławiu (woj. kujaw-sko-pomorskie). Pół godziny przed zakończeniem rejestracji dostarczyli Państwowej Komisji Wyborczej cokolwiek dziwnie wyglądającą listę swoich kandydatów na radnych powiatu inowrocławskiego. Wprawdzie widniały na niej trzy nazwiska (bo takie jest wymagane minimum), ale komisja miała wątpliwości co do wiarygodności danych. Maglowany na tę okoliczność przedstawiciel pobożnej Ligi wyznał, że w ostatniej chwili dopisano nazwisko trzeciego kandydata. A wymagane 200 podpisów wyborców zebrano wówczas, gdy na liście były tylko dwa nazwiska. Powiatowa Komisja Wyborcza odmówiła rejestracji sfałszowanej listy i zapowiedziała, że sprawa trafi do prokuratora. R. Kraw.
LIGUSYLEJĄ
Prałat Henryk Jankowski
ugościł w kościele św. Brygidy działaczy pomorskiej Ligi Rodzin Polskich. Po nabożeństwie 150-osobo-wa grupa ligusów wypełzła na ulice Gdańska, wznosząc antyunijne okrzyki. Po przyjęciu komunii św. i przekazaniu sobie znaku pokoju członkowie LPR wzywali do rozprawienia się z liberałami i głosili hasła narodowościowe. Przedwyborczemu marszowi przewodzili posłowie Zygmunt Wrzodak i Gertruda Szumska, liderka z Pomorza. Manifestacja zatrzymała się pod Dworem Artusa. Tam przepełniony papieskim miłosierdziem poseł Wrzodak zaatakował Unię i Niemcy, którzy, według niego, kierują europejską Piętnastką i najlepiej na tym zarabiają. Słowne fajerwerki Wrzodaka miały zachęcić zgromadzonych do zorganizowania się i dotarcia (cokolwiek to znaczy) do ludzi, którzy czytają żydowskie i niemieckie gazety. Nienawiść, jaką pałał Wrzodak, udzieliła się niektórym wiecowiczom. Jeden z ligusów zaczął wymachiwać drzewcem lagi przed nosami obecnych na zgromadzeniu dziennikarzy lokalnej prasy, usiłując sprowokować awanturę. Inny wzywał do zapamiętania twarzy dziennikarzy, aby po zwycięstwie LPR wiadomo było, "kogo lać po mordach". J.K.
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
(137
18 - 24 X 2002 r.
W Strzelnie (woj. kujawsko--pomorskie) nieźle zawrzało po tym, jak miejscowy proboszcz Otto Szymków podpieprzył żelazne płotki stojące od dziesięcioleci wokół grobów zasłużonych obywateli tego miasta. Zabytkowe ogrodzenie zamontowano w domu przygotowywanym dla organisty...
O Szymkowie bardzo głośno porobiło się w całej Polsce już sześć lat temu. Był wówczas plebanem w Powidzu nad Jeziorem Powidzkim. Pewnego dnia oznajmił zdumionym ludziskom, że miał chwilkę jasnowidzenia. Szczęki wszystkim opadły,
prepozyta zakonu sióstr norbertanek, które w tym mieście rezydowały od XII wieku. Opiekowały się między innymi strzeleńską Rotundą, jednym z najcenniejszych polskich zabytków. A wypędzone zostały z miasta przez zaborców z uwagi na patriotyzm.
Na starej, chronionej prawem - jak się okazało, bardzo nieskutecznie - części cmentarza spoczywają prochy najbardziej zasłużonych mieszkańców Strzelna. Na zlecenie Szymkowa zdewastowano trzy groby. Żelazne, zabytkowe płoty zdemontowano z pomnika nagrobnego
Otto płotokrad
gdy stwierdził, że dojrzał... skarb spoczywający na dnie akwenu. Sprowadzono na tę okoliczność płetwonurków i okazało się, że sukienkowy trafił w dychę. Skarb składał się ze srebrnych i złotych wotów oraz kilku parafialnych papierków. "Cud" pokazano nawet w głównym wydaniu Wiadomości. Jednakże kłamstewko ma krótkie nóżki i nie zdołało zbiec przed rzetelnym wścibstwem lokalnych żurnalistów.
Odkryli oni, że skrzynia, w której znajdowało się znalezisko z księ-żowskiego jasnowidzenia, jeszcze kilka dni przed odkryciem była "na stanie" powidzkiej parafii. Ot, stała sobie spokojnie w kącie, nie przeszkadzając nikomu. A na dodatek część skarbów, które niby od 150 lat miały być pod wodą, w 1994 r. sfotografowano i wpisano do księgi inwentarzowej. Sprawa się rypła. Przeciwko Szymkowowi postępowanie wszczęła Prokuratura Rejonowa w Słupcy. Udowodniła, że sukienkowy oszukał naiwnych, ale sprawę umorzono z uwagi na "niską szkodliwość społeczną czynu". Jednak kuria gnieźnieńska ze wstydu, o dziwo, przeniosła plebana do Strzelna. Przez parę lat było spokojnie, aż nagle proboszcz wykręcił nowy numer. Też z zabytkami, bo już taka widać jest jego specjalność.
Strzeleński cmentarz założony został w 1829 r. przez ostatniego
rodu Piweckich, z którego wywodziły się znane w mieście działaczki ruchu ludowego, oraz z otoczenia grobów Jana Filipiaka i Józefa Pali-wody. Rzecz jasna, nikt z potomków zmarłych zgody na to żadnej nie wydawał. Przy okazji uszkodzeniu uległy wykonane z piaskowca elementy grobowca Paliwodów.
Oburzeni mieszkańcy Strzelna postanowili, że nie pozwolą, aby ukręcono łeb tej bulwersującej sprawie. Pojawiły się artykuły w lokalnych gazetach. Sprawa trafiła do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, bowiem proboszczunio nie pofatygował się z prośbą o zgodę na wycięcie cmentarnych płotów. Wiedział chyba co robi, bo i tak by
jej nie dostał. Pracownicy biura konserwatora byli zszokowani, że duchowny odważył się na samowolne skrojenie zabytkowych ogrodzeń. Jeszcze większego szoku na wieść
0 dziele cmentarnej hieny doznał Kazimierz Chudziński, prezes Towarzystwa Miłośników Miasta Strzelna. Ten znawca miejscowej historii
1 regionalista często oprowadza po strzeleńskiej nekropolii szkolne wycieczki, a cmentarz nazywa miejscowymi "Powązkami". Opowiada o życiu pochowanych tu mieszkańców miasta i o potrzebie szacunku dla takich miejsc pamięci i przeszłości. Chudziński głowi się teraz, co mówić dzieciom, które dowiedzą się
0 wyczynie plebana. Ostatecznie może ciągnąć wycieczki pod plebanię
1 płotki z cmentarza tam wmurowane uczniowie w końcu obejrzą.
Dewastacją na strzeleńskim cmentarzu zajął się w końcu bydgoski oddział Służby Ochrony Zabytków. Jego pracownicy szybko wzięli się do roboty. Na cmentarz w Strzelnie przybyła ekipa oddziału. Obejrzała, co się stało, i... przestępstwa żadnego nie stwierdziła! Okazało się, że księdzu wolno robić, co mu się podoba z grobami, które mają więcej niż 20 lat. Ponieważ grobowce nie figurowały w rejestrze zabytków, watykańczyk "mógł" podprowadzić z nich te zabytkowe płoty, nawet wbrew woli rodzin zmarłych. Zatem nie ma winy ani kary, ale smród pozostał.
ROMAN KRAWIECKI Fot. Autor
Groby na tej najstarszej części cmentarza w Strzelnie zostały osza-browane z zabytkowych płotów. Przy okazji uszkodzono nagrobki
Szpieguj bliźniego swego
W Polsce, jak i w całym cywilizowanym świecie, wprowadzono podatek uczenie nazywany VAT-em. Płacimy go, robiąc na przykład codzienne zakupy. Jest podstawowym źródłem dochodów państwa.
Jest jednak coś, co odróżnia nasz piękny kraj od innych. Otóż polskie prawo nakłada na wszystkich prowadzących działalność gospodarczą obowiązek... szpiegowania. A jak to działa, zilustrujemy na przykładzie Jana Kowalskiego prowadzącego mały osiedlowy sklepik. Zaopatrując swój sklep w najprzeróżniejsze towary, płaci Kowalski od tych towarów VAT. Następnie fiskus pozwala mu łaskawie zmniejszyć podatek, jaki ma do zapłacenia, o sumę widniejącą na fakturach zakupu. Jeżeli jednak tak uczyni, nie sprawdzając sprzedawcy, marny jego los. Może się przecież zdarzyć, że facet, który naszemu bohaterowi sprzedał lody czy inne kurczaki, podatku nie zapłacił, a fakturę zjadł lub wyrzucił. Jeżeli Urząd Skarbowy to wychwyci (nawet po 3, 4 latach) wówczas
Jan Kowalski jest bankrutem. Urzędnicy skarbowi już się o to postarają, nakładając nań dotkliwe kary finansowe. Naszemu bohaterowi nie pomoże tutaj ani Naczelny Sąd Administracyjny, ani Trybunał Konstytucyjny. Przepisy są po to, aby je stosować - odpowiadają sędziowie. Ma to chronić państwo przed oszustami! Eksperci i pracownicy Ministerstwa Finansów radzą podatnikom: sprawdzajcie swoich kontrahentów. Nie mówią jednak, jakimi metodami należy to robić. Założyć podsłuch, wysłać szpiega czy co? Niestety, nawet ta metoda może być zawodna, bo za inwigilowanie bliźnich idzie się do pierdla. Dlatego codziennie miliony drobnych przedsiębiorców nie może zasnąć ze strachu, czy następnego dnia nie przyjdą do nich inspektorzy skarbowi i czy nie staną się (przedsiębiorcy!) bankrutami. Polska - dzięki radosnej twórczości ministra finansów oraz naszych drogich posłów i senatorów (i z prawicy, i lewicy) - stała się państwem, gdzie zabawa w agentów decyduje o przeżyciu. M.P.
Pr Największa
cipa świata
Prezydent Rzeszowa Andrzej Szlachta postanowił przyozdobić pomnik Czynu Rewolucyjnego, stojący w centrum miasta, herbem Rzeszowa, czyli krzyżem maltańskim. Prezydent zaklina się, że nie jest to żaden przedwyborczy chwyt. I tu się zgadzamy. Bo to jest jawne zboczenie połączone z profanacją!
Rzeszowski pomnik znany jest w całej Polsce. A to z racji swego dziwnego kształtu. Złośliwi twierdzą nie bez racji, że przypomina (dzieci już śpią?) pewną intymną część kobiecego ciała. Jako żywo - przypomina, więc pomnikowi nadano nawet drugą nazwę: "cipa pani K". Pani K. to żona pewnego PRL-owskiego prominenta, za którego czasów powstał ów pomnik - bądź co bądź - atrakcja i znak rozpoznawczy miasta. Sama miałam taki przypadek, że ktoś w Szczecinie zapytał, skąd jestem. Odpowiedziałam, że z Rzeszowa. - A, to tam, gdzie ta wielka cipa stoi!
Teraz, po latach, prezydent chce go (ją?) przyozdobić, i to nie byle czym, bo krzyżem. Zgodę na ten niecodzienny pomysł wyraził twórca pomnika, profesor Marian Konieczny. Wszystko więc wskazuje, że na pomniku zawiśnie już niedługo uproszczony krzyż maltański. Krzyż ma być wypukły, wykonany z miedzi i zawieszony na samej górze budowli.
Nie wiadomo, ile za herb miasto zabuli, ale o takie rzeczy nikt nie śmie pytać, bo sfinansowanie i postawienie krzyża to dla polskich samorządowców zaszczyt. Ponoć pieniądze na jego wykonanie mają pochodzić ze środków pozabudżetowych. Jakie to środki, pan prezydent nie powiedział.
Projekt ma być zrealizowany w listopadzie br. Nie wiadomo jeszcze, kto będzie wykonawcą krzyża.
Jest w tej sprawie kilka pytań: Po co przerabiać raz już zamknięte dzieło i dlaczego autor wyraził swoją aprobatę dla bezsensownego pomysłu? Jak się teraz ten pomnik, na którym jest już chłop, robotnik i żołnierz, a teraz dojdzie krzyż maltański - będzie nazywał? Bo chyba czyn rewolucyjny odpada? Po co w ogóle cokolwiek zmieniać? Przecież za kilka lat będzie to zabytek socrealizmu. I jeszcze jedno. Chyba należałoby jakoś zasięgnąć opinii publicznej?
Ponieważ miłościwie panujący prezydent Szlachta tego nie zrobił, zrobiliśmy to my. Żaden z dwudziestu przypadkowych przechodniów, mieszkańców Rzeszowa, z którymi rozmawiałam, nie chciał zmian. Pomnik ładny nie jest, ale wpisał się już w krajobraz miasta, więc po jaką cholerę go ustrajać. Czy butna i pewna siebie prawicowa władza ludu posłucha, to już insza inszość. Jeszcze na koniec chciałabym przedstawić pomysł na zagospodarowanie miejsca na pomniku, proponowany za pośrednictwem Internetu przez pewnego mieszkańca Rzeszowa. Otóż, proponuje on umieścić na szczycie pomnika gigantycznych rozmiarów podpaskę, a na niej wizerunek Andrzeja Szlachty ze skrzydełkami! Jak awangarda, to awangarda! A co mamy sobie żałować!
Ubawił mnie też internauta, który pisze tak: "Pamiętam taki dowcip:
- Janie, przynieś prezerwatywę. Jan przynosi hrabiemu, o co ten prosił.
- Nie tę, debilu! Tę z herbem!" A my będziemy teraz mieli cipę z herbem! I to od Szlachty!
EWA ADAMCZEWSKA Fot. Autor
18 - 24 X 2002 r.
FAKTY n
POLSKA PARAFIALNA
M
orze to dla jednych słońce, woda i plaża, a dla innych warsztat pracy i jedyna nadzieja na chleb.
- Nas już praktycznie nie ma - mówi rybak z portu w Ustce, a wtóruje mu właściciel kutra. - Ceny skupu są śmieszne, a sprzedanie całego połowu graniczy z cudem.
W związku z trudnościami w sprzedaży ryb rybacy odławiają coraz mniej i nie wykorzystują limitu połowów przyznanych Polsce przez Radę Krajów Bałtyckich. I tak na przykład w bieżącym roku Polska otrzymała limit 40 tys. ton połowu śledzi, ale - z powodu niewykorzystania - zostanie zmniejszony w 2003 roku do 29 tysięcy ton. W tym kontekście paranoją jest, że Polska sprowadza z Norwegii 150 tys. ton śledzi rocznie! A wszystko dlatego, że śledzie norweskie są tańsze od polskich. Jest to oczywiście efekt stosowania przez rząd Norwegii całego systemu dopłat i ulg podatkowych dla swojego rybołówstwa. Z taką konkurencją nie można wygrać.
- Ratunkiem są dorsze kupowane od nas przez Francuzów, ale jest coraz mniej różowo. W zeszłym roku za kilogram dorszy płacono nam po 5,8 zł, a litr paliwa do kutra kosztował 92 grosze. Dzisiaj za kilogram płacą niecałe pięć złotych, a paliwo kosztuje 1,60 zł. Za szprot-ki dostajemy 30 gr od kilograma, a za śledzie 1,20 zł, czyli grubo poniżej granicy opłacalności - kalkuluje nasz armator kutra.
Na łososie z wędką
Rybaków najbardziej bulwersuje sprawa limitów połowów jedynej opłacalnej jeszcze ryby, czyli łososi bałtyckich. Na mocy porozumień międzynarodowych, każdy kraj nad Bałtykiem zobowiązany jest do zarybiania łososiem naszego morza. Zależnie od ilości wpuszczonego narybku w ciągu roku, Rada Krajów Bałtyckich przyznaje limit połowów. Polscy rybacy przez ostatnie cztery lata płacili za prawo połowów łososi po 8 tys. zł od kutra (niezależnie od jego wielkości). Jest to najwyższa stawka w rejonie Bałtyku. Pieniądze miały trafiać na specjalny fundusz zarybiania utworzony przez Departament Rybołówstwa Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Fundusz oczywiście do chwili obecnej nie powstał - haracz jednak zbierany jest systematycznie. Co prawda nasze państwo zarybia Bałtyk łososiem, ale w śmiesznie małej liczbie pół miliona sztuk. Dla porównania: estońscy rybacy płacą ponad połowę mniej na taki sam fundusz, a ich kraj wpuszcza do Bałtyku 3 mln sztuk narybku. Podobnie jest w Danii i Szwecji.
No i kółko się zamyka. Ponieważ zarybiamy niewiele, to otrzymujemy małe limity połowowe. A jak małe limity, to właściciele kutrów biedu-ją. Paranoja sięgnęła szczytów w tym roku. Limit otrzymany przez Polskę podzielono na kutry płacące za możliwość połowu łososi. Wyszło, że jeden kuter może odłowić sześćset sztuk
ryb rocznie. Tymczasem zwykły wędkarz z kawałkiem patyka w ręce ma prawo wyłowić w roku ponad siedemset sztuk łososi.
- Tylko Bóg jedyny raczy wiedzieć, gdzie się podziewają nasze pieniądze płacone na zarybianie? - denerwuje się Andrzej Tyszkiewicz, członek Krajowej Izby Rybołówstwa. - Najpierw sprawę zawalił poprzedni rząd Buzka, nie wydając decyzji o utworzeniu funduszu zarybiania, a teraz SLD też nic nie robi w tej sprawie.
Wszystkie organizacje rybackie są zgodne, że nigdy nie współpracowało się im z przedstawicielami rządu tak źle. Rozmowy z wiceministrem Józefem Pilarczykiem (sekretarz stanu w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi odpowiadający między innymi za rybołówstwo) przypominają rozmowy ze ścianą.
Sprawa się rybła
Rybacy i ryby głosu nie mają - tak
brzmi nowa wersja starego przysłowia
w wykonaniu kilku kolejnych rządów
II RP. Może byłoby i śmieszne, ale nie do śmiechu jest tysiącom polskich rodzin żyjących z morza.
Wszystko podporządkowane jest wstąpieniu Polski do Unii, natomiast o potrzeby polskich rybaków nie dba nikt. Rybakom zależało na wykorzystaniu świetnie działających unijnych standardów i zapisaniu ich w "Ustawie o organizacji rynku rybnego". Chodzi o ceny minimalne na sprowadzane ryby. UE stosuje ten mechanizm, broniąc swego rynku przed konkurencją ze strony Norwegii. Tymczasem posłowie rządzącej koalicji SLD--UP-PSL chcą iść do Unii Europejskiej, jednak nie chcą, aby UE przyszła do nas. To nie film Barei, tylko polska rzeczywistość.
- Głosowałem na Unię Pracy, która teraz działa przeciw ludziom
pracy właśnie. Chce się wyć - kwituje sytuację jeden z rybaków konserwujący wyciągarkę do sieci na kutrze.
Rzeczywiście, swoistą paranoją jest, że przeciw rozwiązaniom korzystnym dla naszych rybaków głosował nie kto inny, jak odpowiedzialny za rybołówstwo wiceminister Pi-larczyk. Krajowa Izba Rybołówstwa opublikowała wszystkie nazwiska i zdjęcia rodzimych posłów (i nie tylko) robiących dla polskich rybaków wielkie NIC. A są tam nazwiska znamienite: Roman Jagieliński, Izabela Jaruga-Nowacka, Andrzej Aumiller (członek Sejmowej Komisji Rolnictwa) i Hanna Gucwińska (ta z wrocławskiego zoo).
- Posłowie są wściekli, ale to dobrze. Nareszcie można powiedzieć, że poseł jest odpowiedzialny przed swoimi wyborcami. Z każdego kutra żyje średnio trzydzieści osób. Ten elektorat już stracili raz na zawsze - mówi Andrzej Tyszkiewicz.
Do białej gorączki doprowadza armatorów sprawa dopłat do składek ZUS za okresy letniego przestoju. Zostały one oczywiście obiecane rybakom podczas przedwyborczego hurraoptymizmu. Do dziś nie wiadomo, kiedy i ile, i czy w ogóle cokolwiek rybacy dostaną. Ministerstwo Rolnictwa rozkłada ręce tłumacząc, że brakuje na to pieniędzy. Zdaniem Krajowej Izby Rybołówstwa ta dziwna sprawa przestaje być dziwna, gdy zrozumie się, że gra toczy się o ogromne pieniądze.
Rybka lubi karoten
KIR twierdzi, iż celowo pozostawiono furtkę do zalewania rodzimego rynku tanimi i niekoniecznie zdrowymi rybami z hodowli
Co czeka polskich rybaków po wejściu Polski do UE?
norweskich. Rybacy opowiadali nam, jak hoduje się łososie w norweskich fiordach, podkreślając fakt karmienia tych ryb mączką w części tylko pochodzenia zwierzęcego i rybnego oraz stosowania karotenu (barwnika), żeby mięso miało kolor bardziej czerwony.
- Dzięki ustawie o organizacji rynku rybnego producenci będą mogli zawrzeć z norweskimi dostawcami długoletnie kontrakty, które w chwili naszego wstąpienia do UE otworzą Norwegom rynki europejskie, dotychczas skutecznie przed nimi bronione - to opinia Krajowej Izby Rybołówstwa...
W kontekście wejścia Polski do UE jest jeszcze inny problem. Przepisy unijne zabraniają sprzedaży ryb wprost na nabrzeżu portowym tak, jak to się dzieje obecnie. Obrót rybami odbywa się wyłącznie na specjalnych giełdach i aukcjach, gdzie następuje przegląd weterynaryjny. W Polsce nie istnieje ani jeden przystosowany do tego budynek zaopatrzony w odpowiednią aparaturę i taśmociąg.
Rybacy z Ustki zawiązali spółkę z miastem, aby stworzyć podobną giełdę, jednakże nie uzyskali żadnej pomocy ze strony rządu w pozyskaniu unijnych środków na ten cel. W dniu wstąpienia Polski do UE może się okazać - i najpewniej się okaże - że rybacy mogą łowić ryby, tylko... nie wolno im ich sprzedawać.
Jak rodzime rybołówstwo traktowane jest przez państwo polskie, niech unaoczni najprawdziwsza historia z 12 marca bieżącego roku. Wydarzenie miało miejsce na polskich wodach we wtorkowe przedpołudnie. Rosyjska jednostka wojskowa wkroczyła na te wody i zażądała od łowiących tam naszych rybaków opuszczenia łowisk. Ci, zdumieni, jeszcze raz sprawdzili, że znajdują się po właściwej stronie granicy, i wezwali polską Straż Graniczną z Włady-sławowa. Straż, zamiast zająć się obcą jednostką, rozpoczęła... kontrolę kutrów polskich.
JAKUB PUCHAN
Fot. Autor
puch@2com.pl
8
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
(137
18 - 24 X 2002 r.
BEZROBOCIE JEST ŚWIETNYM INTERESEM - DLA OSZUSTÓW
Nabrani na pracę
Z amerykańskiego programu "Work and Travel", umożliwiającego wakacyjną pracę w USA studentom z zagranicy, korzysta co roku około 200 tys. osób, w tym wielu Polaków. W tym roku taki wyjazd okazał się katastrofą dla stu polskich studentów, którzy zostali na lodzie, bez pracy i mieszkania. Oszukali ich polscy pośrednicy.
Oszustwa nie dotyczą tylko turystyki zarobkowej. Wystarczy zajrzeć do gazet, aby znaleźć ogłoszenia zamieszczane przez naciągaczy: "4000 miesięcznie. Adresowanie kopert. Najtańsze i dochodowe chałupnictwo", "7 tys. na miesiąc, składanie długopisów", "Pracę w domu zleci wydawnictwo". - Te oszustwa są mniej spektakularne niż zbiorowe wpadki z wyjazdami do pracy za granicę, jednak daje się na nie nabrać o wiele więcej ludzi - mówi ekspert z Komendy Głównej Policji.
Koperty św. Antoniego
"Adresowanie kopert, satysfakcja gwarantowana". Katarzyna Sz. z Sosnowca zadzwoniła pod wskazany numer. Dowiedziała się, że ma wysłać na adres w Częstochowie kopertę ze znaczkiem. Wysłała. Otrzymała list, że może zarobić nawet 50 tys. zł w roku, nie wychodząc z domu i poświęcając pracy tyle czasu, ile zechce. I wcale nie musi adresować kopert komputerowo, wystarczy odręczne pismo. "Firma gwarantuje uczciwość i partnerską współpracę" - przeczytała. Dopisek głosił, że aby dowiedzieć się więcej o pracy, musi wysłać na podany numer konta 19 zł. Po pewnym czasie otrzymała broszurkę. "Zamieszczają państwo w prasie przygotowane przez nas ogłoszenie, na które otrzymają państwo zgłoszenia osób zainteresowanych. Na
otrzymane w ten sposób adresy trzeba wysłać informacje wstępne. Wysłanie tych informacji spowoduje napływanie do państwa zamówień na płatne informatory, z których będzie stały dochód w wysokości 1200 zł za 100 sztuk".
Jaki jest cel takich biznesów? - To marketing sieciowy - usłyszałam w odpowiedzi. Coś w rodzaju płatnego łańcuszka św. Antoniego. Tyle że największe pieniądze idą do tego, który to wymyśli.
W Bytomiu przedsiębiorstwo "Goldimex" wpadło na bardziej wyszukany sposób naciągania ludzi. Krzysztof J. w jednej z lokalnych gazet znalazł ogłoszenie: "Przedsiębiorstwo produkcyjno-handlowe Goldimex poszukuje pracowników". Wyjaśniono mu, że chodzi o adresowanie kopert, a firma prześle wszystkie niezbędne materiały. Wystarczy otrzymane druki wkładać do kopert, zaadresować i całość odesłać do firmy.
Prawo chroni oszusta
Pracownik nie będzie ponosił żadnych kosztów, natomiast zarobi od 5 do 14 złotych za jedną zaadresowaną kopertę. Krzysztof J. podał rozmówcy wszystkie swoje dane. Po miesiącu otrzymał informator. W broszurze znalazł trzy możliwości zatrudnienia. Przy pierwszej trzeba było wykupić materiały za 360 zł. Druga możliwość polegała na zarejestrowaniu działalności gospodarczej.
Trzecia to przyjmowanie zleceń telefonicznych. Tutaj należało zapłacić jedynie 24 zł. Krzysztof J. wybrał ostatnią, wpłacił 24 zł i wysłał zgłoszenie na adres warszawskiej skrytki pocztowej. Kilka dni później otrzymał umowę o pracę. Podpisaną umowę odesłał na adres nowego pracodawcy. Zgodnie z zaleceniem, które znalazł w informatorze, zaczął od umieszczenia anonsu w prasie -"najtańsze i najprostsze chałupnictwo". W ciągu kilku dni zadzwoniło około 150 osób. Dane rozmówcy Krzysztof J. zapisywał na firmowym dru-
kilkudziesięciu oszukanych, jej pracownicy nie mają prawa ujawnić nazwiska osoby, która to zrobiła. Tak więc oszust może spokojnie działać dalej.
0700 zgłoś się
" Wydawnictwo zleci pracę w domu. Stała umowa 800 złotych brutto"-i numer komórki. Dzwonię. Odzywa się poczta głosowa informująca mnie, że jest jeszcze kilka wolnych miejsc pracy w wydawnictwie, ale muszę dzwonić pod 070... ileś tam, co brzmi jak numer kierunkowy. W rzeczywistości jest to 0700 - tak jak au-diotele lub serwisy erotyczne, za które płaci się kilka złotych za minutę! Jednak dzwonię. " Witamy, mamy jeszcze kilka miejsc w naszym wydawnictwie. Istniejemy od 1998 roku, jeste-
ku. Adresy wysłał do Warszawy listem poleconym. W umowie napisano, że wynagrodzenie Krzysztof J. otrzyma na początku każdego miesiąca. Nie dostał ani grosza.
Próby odnalezienia firmy spełzły na niczym. Przedsiębiorstwo Goldi-mex nie figuruje w spisie telefonów. Przy podanym w umowie adresie, tj. w Warszawie przy ul. Myślibor-skiej 107 znajduje się nie firma, lecz urząd pocztowy, w którym firma wynajęła skrytkę. Choć na pocztę codziennie dzwoni przynajmniej
śmy prężnie rozwijającą się firmą, wyróżniającą się na rynku wydawniczym... ". Słucham. Po dziesięciu minutach głos informuje mnie, że teraz mam nagrać swoje imię, nazwisko, adres i numer telefonu koniecznie głośno i wyraźnie, w przeciwnym razie połączenie może zostać przerwane. Nagrywam imię, nazwisko i... kontakt urywa się. Dziwne, bo nigdy nie miałam problemów z dykcją... Kosztuje mnie to 40 zł plus VAT!
Interes kwitnie. "Praca. 3000 zł miesięcznie, 0-700". Dzwonię.
Najpierw słucham skocznej melodyjki. Potem męski głos mówi, że wszyscy, którzy wysłuchają tej informacji, mają szansę wejść w projekt "No Skin". Przez kilka minut słucham peanów na cześć firmy (której nazwa nie pada!), później głos oznajmia: "jeśli sponsorujesz kogoś w Niemczech, który sponsoruje kogoś we Francji, będziesz otrzymywał prowizję od obrotów sieci". Ot, kolejna piramida. Ci, którzy włączą się do piramidy, płacą tym, którzy są wyżej i wciągają następnych, którzy będą im płacić. A na dzień dobry wszyscy muszą płacić duże pieniądze za połączenie z numerem komercyjnym.
Telekomunikacja Polska przydziela numery 0700, a opłatami dzieli się z tym, komu przydzieliła numer. Pracownicy TP SA twierdzą, że z punktu widzenia umów zawartych między Telekomunikacją Polską a jej klientem wszystko jest w porządku.
"Praca" w wydawnictwie, tak jak "udział" w piramidzie "No Skin", jest de facto oszustwem (wyłudzenie pieniędzy). Walka z tym procederem jest bardzo trudna. Wstyd i brak wiary w skazanie sprawców sprawia, że 90 proc. oszukanych przy próbie znalezienia pracy nie zgłasza takich przypadków policji. Nawet jeśli ktoś złoży doniesienie o przestępstwie, sprawy ciągną się latami. Ponadto jedno doniesienie poszkodowanej osoby nie wystarczy, aby ścigać naciągacza. Wyłudzenie 19 zł zaliczenia pocztowego lub naciągnięcie na rozmowę telefoniczną za 40 zł nie stanowi bowiem przestępstwa. Kiepskie to pocieszenie dla tysięcy oszukanych.
PAULINA KACZANOW Fot. Przemek Zimowski
"Kto w celu osiągnięcia korzyści majątkowej doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8" - art. 286 par. 1 kodeksu karnego.
Jeśli jesteś bezrobotny i groszem nie śmierdzisz, to choćbyś już zupełnie nie miał co do garnka włożyć, unikaj jak ognia zatrudniania się na kościelnych budowach.
Na budowie kościoła w Radomiu zginął człowiek. Do tragedii doszło na skutek jego nieuwagi. Dla osieroconych dwóch synów i żony była to tragedia, dla Kościoła zaś - jeszcze jeden wypadek przy pracy, jakich ostatnio sporo.
Krzysztof J., 48-letni mieszkaniec pobliskiej Jastrzębiej, prowadził niewielki zakład bla-charsko-dekarski. Tego dnia pracował na dachu nowo wybudowanego kościoła na Zamły-niu w Radomiu. W pewnej chwili runął w dół. Śmierć na miejscu.
Nie miał też szans na ratunek 55-letni mieszkaniec Brzegu, który niedawno spadł z rusztowania podczas budowy świątyni w Skarbimie-rzu. Dwaj jego pomagierzy - 38-letni mieszkaniec Nowego Targu i 21-letni krajan mieli więcej szczęścia, bo mimo poważnych obrażeń ciała po wypadku, uszli z życiem. Do tragedii doszło na skutek pęknięcia jednej z belek montowanej właśnie więźby dachowej.
Proboszcz kościoła w Skarbimierzu nie chciał komentować tego, co się wydarzyło;
podobnie było w Radomiu. W tejże radomskiej świątyni to nie pierwszy przypadek śmierci robotnika. Wcześniej zginął tu mężczyzna pracujący "za Bóg zapłać" przy wznoszeniu murów kościoła. W Radzyniu Podlaskim do-
w tej sprawie, bo nie będzie komu zrealizować naszych zaleceń - usłyszeliśmy z ust pracownika PIP. Na szczęście w centrali PIP w Warszawie, gdzie spływają informacje dotyczące wypadków w całym kraju, nie podzie-
Śmierć zamieszkała w kościele
szło do identycznego wypadku. W byłym woj. sieradzkim także doszło do wypadku podczas remontu jednego z kościołów, na szczęście bez ofiar śmiertelnych.
Jakie były przyczyny tych tragedii? Czy zawinili tylko ludzie? A może nie spełniono wszystkich wymogów związanych z bezpieczeństwem pracy? Na te i inne pytania szukaliśmy odpowiedzi m.in. w Państwowej Inspekcji Pracy, do której trafiają wszystkie meldunki o tego typu zdarzeniach. W radomskiej placówce PIP doznaliśmy szoku, bo co prawda przyjęto tu do wiadomości, że zginął człowiek, ale nie uznano tego zdarzenia za wypadek przy pracy. Dlaczego? Bo "zginął... pracodawca" (właściciel zakładziku). - Nie będziemy prowadzić postępowania
lają punktu widzenia kolegów z Radomia. Zarówno pracodawca, jak i pracownik, w przypadku tragedii, nie mogą być w jakikolwiek sposób dyskryminowani. Wszak obaj zostali zatrudnieni przez proboszczów.
W centrali PIP twierdzą (w kontekście wypadków na kościołach!), iż najczęściej winę ponosi sam człowiek. Ludzie zapominają o przestrzeganiu przepisów związanych z bezpieczeństwem pracy, gubi ich też rutyna. W latach 90. minionego wieku, co roku ogólnie dochodziło do 85-115 tys. wypadków przy pracy (oprócz gospodarstw rolnych), w których ginęło 550-850 osób. Prawie jedna trzecia wypadków spowodowana była upadkiem z wysokości. Ile tragedii odnotowano na budowach nowych świątyń? Takiej statystyki nikt
nie prowadzi, choć wiadomo, że jest ich sporo. Wiele wypadków nie trafia do oficjalnych statystyk, bo na kościelnych budowach ludzie zatrudniani są "na czarno".
- W przypadku radomskiego Zamłynia śledztwo zostało umorzone - twierdzi rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Radomiu Piotr Figas - bo okazało się, że do tragedii doszło z winy ofiary wypadku.
W przypadku śmierci w Skarbimierzu, śledztwo jest jeszcze w toku i nie można podać przyczyny zdarzenia. - Wszystko zdaje się jednak wskazywać, że i tu zapomniano o zachowaniu zasad bezpieczeństwa - mówi zastępca okręgowego inspektora pracy Wiesław Bakalarz.
Proboszczowskie inwestycje prowadzone są najczęściej tzw. sposobem gospodarczym. Oznacza to oszczędności na każdym kroku, także kosztem ludzi. Niejednokrotnie zatrudniani są pracownicy "na czarno", bez kwalifikacji. Pracują bez zabezpieczeń, na "szczęść Boże", byle taniej. Czy jednak ludzkie życie nie jest najdroższe? I jeszcze jedno. Księża zachęcają do pracy przy kościele, mówiąc, że "Pan Bóg wynagrodzi łaskami". Czyżby szybkie przejście na tamten świat było właśnie taką łaską bożej opatrzności? PIOTR SAWICKI
18 - 24 X 2002 r.
FAKTY n
POLSKA PARAFIALNA
KUB0N10WRE
EZBD80TW
Społeczne. Pracownicza Demokracja chce zdemokratyzować wszystkie dziedziny życia politycznego i gospodarczego". Zdaniem Andrzeja Żebrowskie-go, świat znajduje się w przededniu wielkich przemian, gdyż pauperyzacja społeczeństw i bezrobocie mają już zbyt duży zasięg. " Wśród ludzipokrzywdzonych dominuje jeszcze poczucie zagubienia i strachu, ale strach szybko ustępuje i pojawia się determinacja".
Gdyśmy sobie tak gawędzili, nagle coś huknęło i na dobrą chwilę całkiem ogłuchliśmy. Jedna eksplozja, druga, trzecia, czwarta. To robotnicy z Ożarowa zaczęli rzucać petardami. Podobno nafaszerowano je metalowymi kulkami, bo kilku policjantów doznało kontuzji. Zanosiło się na
PS Cztery dni później, we wtorek, odbyła się pod kancelarią premiera kolejna manifestacja, tylko na pozór podobna do tej z 11 X. Prawie 10 tysięcy związkowców Solidarności żądało "pracy i chleba", które odebrała im... Solidarność! Cztery lata poprzednich rządów doprowadziło nasz kraj na krawędź bankructwa i "zaowocowało" bezrobociem, jakiego jeszcze ten kraj nie widział. Złodzieje, nieudacznicy i aferzyści z tak zwanego - o, ironio! - "obozu patriotycznego" złupili i zmarnowali miliardy publicznych, naszych pieniędzy. Dziś Marian Krzaklewski ma czelność prowadzić (jako kto?) pochód okradzionych przez siebie i Buzka związkowców! Premier Leszek Miller - swoją decyzją o przekazaniu kopii postulatów związkowych Krzaklewskiemu i Buzkowi - poważnie u nas zaplusował. Tak, Panie Premierze! Proponujemy na dokładkę bezczelnemu Mań-kowi pały na ten jego głupi łeb przy okazji zamieszania podczas kolejnej rozróby solidaruchów.
Tak 11 października krzyczało przed Sejmem około 500 osób, które przyjechały z całej Polski. Byli wśród nich szczecińscy stoczniowcy, hutnicy z Częstochowy, pracownicy Bizon-Bialu z Białegostoku, Koksowni Zdzieszowice i dziesiątków zakładów, które padają lub już padły, pozostawiając ludzi bez pracy, chleba i tylko ze złudną nadzieją, że można jeszcze cokolwiek wygrać podczas ulicznej demonstracji. Najliczniej stawili się ludzie z oża-rowskich Kabli, którzy w obronie swego zakładu już od pół roku szlifują warszawskie bruki przy okazji różnych wieców. Ten został zorganizowany przez Ogólnopolski Komitet Protestacyjny (utworzony 13 lipca), który w swym apelu stwierdza, że "obrona polskich zakładów przemysłowych jest jednocześnie obroną szans rozwojowych Polski".
Liderzy - starzy i młodzi - przemawiając przed Sejmem, stawiali diagnozy (na co choruje Polska), próbowali wskazywać metody leczenia. Przewodniczący OKP, Sławomir Gzik z Ożarowa (urodzony mówca, a być może nowy, charyzmatyczny przywódca robotniczy), powiedział, że sytuacja w Polsce przypomina stan klęski żywiołowej. Padają całe dziedziny przemysłu - chemiczny, zbrojeniowy, energetyka, cukrowniczy, rolnictwo jest w agonii. Szerzy się korupcja, wzrasta bezrobocie i bieda, a "prawo broni przestępców i złodziei, którzy mają wielkie pieniądze. Czy o taką Polskę walczyliście?!".
Co, zdaniem szefa OKP, trzeba zrobić? "Stać się solidarnością przez małe s. OKP może być siłą, która wymusi stworzenie alternatywnej gospodarki: z pracą, płacą i sprawiedliwością".
Anna Walentynowicz, znana z wielkiego strajku w stoczni gdańskiej w 1980 roku, mówiła, że ówczesne władze posłużyły się agentami z "Solidarności", "takimi jak facet z Matką Boską w klapie, którą nosił, żeby zdobyć zaufanie". A dzisiaj, żeby uzdrowić sytuację, "byćmoże trzeba będzie wyjąć kosy i ciąć równo!". Legenda pierwszej "S", Andrzej Gwiazda, oskarżył AWS o przekrę-ty, które doprowadziły do kryzysu, ale i SLD jest - jego zdaniem - winny, bo "dał na to przyzwolenie i teraz musi wszystko naprawić". Zdaniem Mariana Jurczyka, kraj znajduje się w sytuacji katastrofalnej, czego przejawem jest spadająca produkcja,
To za Ożarów!
"Chleba i pracy dajcie, łajdacy!",
"Miller - killer!", "Sejm do roboty
za 100 złotych!", "Chcemy pracować, a nie
strajkować!", "Wasze stołki, nasza bieda!"
wydobycie surowców i choćby to, że "polska flota handlowa nie ma już ani jednego statku pływającego pod polską banderą". Co robić? "Zjednoczyć się, doprowadzić do zmiany ordynacji wyborczej i wybrać nowych posłów do Sejmu, tym razem uczciwych".
Przemawiał jeszcze poseł Gabriel Janowski, który skupił się na własnej martyrologii i spisku, jakiego padł ofiarą (właściwie nie padł, ale skakał w Sejmie, bo go podobno zaprawiono jakąś trucizną). "Jednak ostałem się, choć uderzono mnie bezwzględnie i nadal stać będę" - zapewnił zebranych, którym to raczej latało...
Zagadnięty przeze mnie intelektualista, który zachęcał uczestników wiecu do kupowania gazety "Pracownicza Demokracja", okazał się jednym z liderów ruchu o tej samej nazwie. Zanim Andrzej Żebrowski zgodził się na rozmowę, zapytał: "jakaprasa?", a usłyszawszy, że "Fakty i Mity" odparł: "Dobrze, bo kręcą się tu różni antysemiccy pismacy. Oni i narodowcy całą winą obarczają obcy kapitał i uważają, że polski jest lepszy".
"Ruch Pracownicza Demokracja ma charakter międzynarodowy
- mówi Andrzej Żebrowski.
- Wkrótce jego delegacja pojedzie do Florencji na Europejskie Forum
prawdziwą bitwę, policja już ruszała do natarcia, więc przewodniczący OKP kazał przerwać detonowanie petard. Jeszcze tylko jeden z robotników rzucił swój ładunek z okrzykiem: "Toza Ożarów, kurwy, chamy!". Gdy się wszystko uspokoiło, delegacja OKP udała się do marszałka Sejmu i przedłożyła mu petycję, w której zawarte było m.in. żądanie utworzenia specjalnej komisji sejmowej do spraw bezrobotnych oraz wyasygnowania z budżetu państwa pieniędzy na ratowanie upadających zakładów, m.in. Stoczni Szczecińskiej i Fabryki Kabli w Ożarowie. Ale na to w budżecie pieniędzy nie ma.
JANUSZ CHRZANOWSKI Fot. Przemek Zimowski
W OPARACH ABSURDU
Idź, bo jak cię strzelę!
Tak koszaliński biskup Tadeusz Werno zareagował na pytanie wrocławskiego dziennikarza, czy uczestniczący w Konferencji Episkopatu Polski Kołodko chce opodatkować Kościół. Po chwili hierarcha dodał: - Człowieku, spóźniłeś się z tym pytaniem 50 lat. Co ty chcesz opodatkować? Katedrę?
Przez dwa dni - 9 i 10 bm. wrocławski Ostrów zwany "małym Watykanem" spowity był papieskimi i narodowymi flagami. Zaroiło się od policji i miejskich strażników pilnie strzegących bezpieczeństwa wybrańców bogów, stad-nie przybyłych na spotkanie z szefem watykańskiej dyplomacji, sekretarzem Stolicy Apostolskiej
- kardynałem Angelo Sodano, uważanym przez wielu za następcę Karola Woj tyły. Już choćby z tej racji miał to być szczególny dzień dla Wrocławia. Tylko, psiakrew, jego mieszkańcy jakoś nie docenili historycznego wydarzenia i olali tak podniosłą imprezę.
A szkoda, bo było na co popatrzeć. Punktualnie o godz. 10, w rytm uderzeń dzwonów kościelnych i skocznego marsza, wygrywanego przez policyjną orkiestrę
- z pałacu arcybiskupiego ruszył w stronę katedry czarno-purpu-rowy orszak alumnów, biskupów i dostojników kościoła z prymasem Józefem Glempem na czele. Kilkanaście minut wcześniej bocznymi drzwiami do świątyni przemknął (w towarzystwie miejscowego wojewody) minister Włodzimierz Cimoszewicz.
Laudacja poprzedzająca przyznanie kardynałowi Sodano doktoratu honoris causa Papieskiego Wydziału Teologicznego była nudna jak flaki z olejem. Bez mała przez godzinę kadzono dostojnemu gościowi obficie, wspominając jego dzieciństwo, ojca rolnika
i jednocześnie działacza akcji katolickiej (włoskiej oczywiście), drogę do otrzymania święceń kapłańskich. Beznamiętnie relacjonowany przez promotora i rektora PWT ks. prof. Ignacego Deca życiorys rzymskiego hierarchy sprawił, że siedzący w kościelnych ławach czynili cuda, by nie zasnąć. Widzieliśmy wielu drzemiących i kleryków grających w... kółko i krzyżyk. Licznie zgromadzeni dziennikarze zabawiali się natomiast grami w telefonach komórkowych. Wychodzi na to, że chyba jedynie przedstawiciele "FiM" pilnie wsłuchiwali się w profesorski pean. Dzięki temu wiemy, iż za wstawiennictwem Sodano czerwony satrapa Fidel Castro uwolnił nie tylko 100 więźniów politycznych (z listy papieskiej), ale jeszcze wypuścił zza krat dodatkowych 200 aresztantów. Stare przysłowie: "Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie" nabrało w tym kontekście całkiem nowego znaczenia!
Kudy mu do Wałęsy
Po trzech godzinach świeżo upieczony doktorant mógł wreszcie zabrać głos. Dosyć zgrabnie w języku polskim podziękował prymasowi, hierarchom i Cimoszewiczowi za uświetnienie jakże zaszczytnej dla niego uroczystości. Następnie oznajmił, że przechodzi na język
Dantego. Zaznaczył, że jest tradycjonalistą, wiernym wyznawcą teologii dogmatycznej, ale też nie można zaliczać go do betonu, bowiem jest otwarty na pewne reformy, bo "tak, jak drzewo musi być przycinane, by lepiej owocowało, tak i kościół potrzebuje pewnych zmian, by lepiej głosić imię Pana ".
Po tak wyczerpującym oświadczeniu biskupi i akademiccy profesorowie pod wodzą rektora UJ Franciszka Ziejki mogli nareszcie pójść na zasłużony obiad. Angelo Sodano okazał się ludzkim kardynałem. Z przyssaną do jego pierścienia babiną porozmawiał, przy grupce zakonnic się zatrzymał. Do tego sielskiego obrazka tylko dzieciaków brakowało. Osobnego błogosławieństwa doczekała się też policyjna orkiestra.
Papieski sekretarz znalazł też odrobinę czasu dla biegającej wokół niego braci dziennikarskiej. Przyznał szczerze, że wrocławski
doktorat jest już dziesiątym w kolekcji tytułów, osiągniętych dolce far niente (w słodkiej bezczynności). Ktoś słusznie zauważył, że sporo jeszcze kardynałowi brakuje do Wałęsy, 26-krotnego... humoris
causa. No, ale wszystko przed kardynałem. Gdyby tylko chciał, to z pewnością bez trudu mógłby w naszej katolickiej ojczyźnie pobić rekord gdańskiego elektryka.
1 1111W
Nr 42 (137)
- 24 X 2002 r.
Już w poświęconym dzień wcześniej Domu Papieskim (tak, tam też się wkręciliśmy, jako jedyni) zapytaliśmy, dlaczego Watykan cierpi na fobię antykoncepcyjną? Kardynał zareagował przytomnie: - A co, mamy ją (antykoncepcję) popierać? Dalsze dociekania uniemożliwił nam
ochroniarz w sutannie, chłop dwumetrowy, o gabarytach buldożera. Pod jego taktownym, ale stanowczym naporem znaleźliśmy się błyskawicznie z drugiej strony automatycznie rozwieranych drzwi.
Kołodko na... słodko
319. Konferencja Episkopatu Polski toczyła się za szczelnie zamkniętymi drzwiami, chronionymi przez bodygardów w sutannach. Dziennikarze potraktowani zostali jak zgraja psów, pętająca się nie wiadomo, w jakim celu. Najbardziej wytrwała garstka, drepcząca w miejscu i zmarznięta, wytrwale okupowała drzwi wejściowe budynku obrad. Każdy wychodzący był oślepiany fleszami, obstawiany mikrofonami i nagabywany ze wszystkich stron. Nie sposób było się oprzeć refleksji, że to właśnie tu decydują się losy
narodu. Zainteresowanie dziennikarzy osiągnęło apogeum, gdy do biskupów przyjechał, wezwany przez prymasa Glempa, wicepremier Grzegorz Kołodko. Pytał, co biskupi sądzą o podatkowej abolicji? (oczywiście, nie dla nich!). Nad skołowanymi żurnalistami użalił się w końcu łomżyński biskup Stanisław Stefanek: - Pytajcie kogoś mądrzejszego ode mnie, bo ja nie należę do biegłych w ekonomii. Powiem tylko, że profesor przedstawił raport o stanie gospodarki, używał dość dużo ogólników, ale że ma dużą wiedzę, toteż brzmiało to wszystko słodko i gładko. Abolicja podatkowa ma być takim moralnym rozgrzeszeniem. Rzecz w tym, by nasz
przemysł wyszedł szybko z tego zaziębienia czy zamrożenia i zaczął się rozwijać. Teraz ma być dobrze, powinna wzrosnąć wydajność i - według wicepremiera - mniej więcej za 30 lat będzie się u nas żyć tak samo jak w Stanach Zjednoczonych.
Najbardziej oryginalny okazał się władca koszalińskiej diecezji
- Tadeusz Werno. Chyba powiedziano mu na sali konferencyjnej, że dziennikarze czyhają na zewnątrz na kogokolwiek, to wyszedł i on, by mieć swoje pięć minut w mediach. Z miejsca zamurowało go pytanie dziennikarza, czy Kołodko opodatkuje Kościół i jego sługi. Po chwili hierarcha wypalił w stronę durnego pismaka:
- Idź, bo jak cię strzelę! Co ty, człowieku, chcesz opodatkować, katedrę? Spóźniłeś się z tym pytaniem 50 lat! Po chwili namysłu dodał dyplomatycznie: - Kołodko przedstawił nam swoje założenia w sposób ideowy i optymistyczny. Zakończył, że... po owocach go poznamy. Mówił ciekawie...
Chwilę później bohater wojenny, biskup Sławoj Leszek Głódź
potwierdził, że mówiono o mediach katolickich, w tym o toruńskiej rozgłośni ojca Rydzyka. Czy Rydzykowi grozi odwołanie z pełnionej funkcji? O tym podobno nie dyskutowano. Choć: - Przecież nie ma wiecznych dyrektorów, nawet biskupi odchodzą
- zaznaczył tajemniczo Głódź. Jednak każdy przyzna, że Radio nadaje już w innej tonacji, nie angażuje się w politykę... - dodał i dziennikarze natychmiast dostali czkawki ze śmiechu.
O wiele bardziej konkretny był bp Tadeusz Pieronek. Przyznał, że wielu hierarchom Radio podoba się w obecnym kształcie, ale według niego odwołanie Rydzyka byłoby właściwym kierunkiem.
- To już dawno należało zrobić
- dodał przewodniczący Komisji Konkordatowej ze strony Kościoła, a my konstatujemy z trwogą, że coraz częściej się z purpuratami zgadzamy. Jak już mają rządzić, to niech rządzą!
JAN SZCZERKOWSKI
Fot. Piotr Gdera
Przemek Zimowski
12
ZE ŚWIATA
FAKTYn
18 - 24 X 2002 r.
Gromy z ambony napędziły filmom "Ostatnie kuszenie Chrystusa", "Dogma" i wielu innym - tabuny publiczności. Na wyżyny krytykanctwa wzbił się episkopat meksykański, zapewniając filmowi "Przestępstwo ojca Amaro" zawrotną karierę i frekwencję.
Obraz jednego z najlepszych meksykańskich reżyserów, Carlosa Carrery, zdobywcy Złotej Palmy w Cannes w 1994 r., opowiada o życiu prowincjonalnej parafii w stanie Veracruz. Amaro, młody ksiądz po seminarium, zaczyna posługę duchowną od uwiedzenia 16-latki Amelii i zrobienia jej brzucha. Ponieważ czuje powołanie na sługę bożego, a nie na tatusia, rzuca ją, choć gryzie go sumienie. Ks. Amaro spostrzega, że nie jest jedyną czarną owcą wśród personelu parafii - starszy ksiądz, przewodnik Amaro, ma romans z wierną, ponadto przyjmuje pieniądze na budowę szpitala od lokalnego gangstera kontrolującego handel narkotykami.
Na takie bezeceństwa kardynał Norberto Rivera, meksykański Glemp, zaperzył się i zapienił okrutnie, nazywając obraz Carrery "ateistycznym i nietolerancyjnym prześladowaniem Kościoła ". Jego podwładni wytoczyli najcięższe armaty. W powietrzu krzyżowały się okrzyki "bluźnierstwo" i "świętokradztwo"; straszono wiernych, że przestąpienie progu kina jest równoznaczne z popełnieniem grzechu
Grzech oglądania
Kościół katolicki już nieraz w przeszłości pokazał,
że jest w stanie funkcjonować jako zdumiewająco
skuteczna agencja reklamowa. Jest to jednak
działanie na zasadzie a rebours, bo skutki
są dokładnie odwrotne od zamierzonych.
ciężkiego. Antyaborcyjne ugrupowanie Pro Vita, będące agendą Kościoła, wytoczyło procesy ministrowi spraw wewnętrznych (za zezwolenie rozpowszechniania filmu wbrew żądaniom episkopatu), ministrowi kultury (za wyasygnowanie 350 tys. dolarów na produkcję) oraz dyrektorowi Meksykańskiego Instytutu Filmowego. Pro Vita rozprowadziło też 400 tys. ulotek piętnujących film. Biskupi wystąpili do prezydenta o zażegnanie zgorszenia, ale on odmówił zdjęcia filmu. Jedynym sukcesem Kościoła było odroczenie premiery o dwa tygodnie, do czasu zakończenia pielgrzymki JPII w Meksyku.
Furia Kościoła koncentruje się na dwu scenach. W pierwszej ks. Amaro całuje Amelię pod portretem Dziewicy z Gwadelupy (tamtejsza wersja Czarnej Madonny), w drugiej zaś dziewczyna wypluwa opłatek, którym za chwilę pożywia się kocisko.
dystrybutor, Columbia Pictures, ogłosił bezprecedensowe efekty finansowe projekcji - 3,2 mln dolarów dochodu. W ciągu 10 dni obraz, którego produkcja kosztowała 2 mln bak-sów, zarobił 8,2 mln. Po miesiącu wia-
16 sierpnia rozreklamowane przez Kościół "Przestępstwo" pojawiło się na ekranach 358 kin - dotąd żaden meksykański film nie był tak szeroko rozpowszechniany! W ciągu pierwszego weekendu
Gorzkie pytania
Kilka miesięcy temu federalny sąd apelacyjny zachodniego wybrzeża USA zdecydował, że zdanie "Zjednoczony naród oddany Bogu" ze "Ślubowania Wierności" odklepywanego co rano przez wszystkich uczniów w USA jest pogwałceniem konstytucyjnego rozdziału kościołów od państwa. Wywołało to histeryczną reakcję władz, porównywalną z odgłosami wizyty lisa w kurniku.
Decyzja sędziów została określona jako "absurdalna", "bezmyślna", "bardzo niebezpieczna", "oburzająca", "haniebna", "ośla", "idiotyczna" i to zarówno przez przedstawicieli partii demokratycznej, jak i republikańskiej. Na sprawcę afery, kalifornijskiego lekarza i prawnika Michaela Newdowa, który złożył pozew do sądu, argumentując, że jego córka ateistka czuje się wyalienowana, posypały się gromy. Ten się jednak nie zraził i wystąpił z kolejnym oskarżeniem: domaga się zlikwidowania etatu kapelana w parlamencie USA.
Większość pobożnych Amerykanów podziela furię władz, na których ręce wpłynęło 360 tys. petycji postulujących zmianę w konstytucji, umożliwiającą zachowanie Boga w ślubowaniu. Szef baptystów, pastor Jerry Falwell, wzywa do akcji obywatelskiego nieposłuszeństwa i recytowania ślubowania nawet wbrew prawu. Newdow nie jest jednak osamotniony. W listopadzie sąd federalny ustosunkuje się do pozwu, w którym modlitwę na zakończenie roku szkolnego w Nebrasce uznaje się za łamanie rozdziału kościołów od państwa. Trwa też walka z władzami 4 tys. miast amerykańskich, które upierają się, by w oficjalnych placówkach eksponować dziesięcioro przykazań.
Profesor prawa z University of Texas School of Law, Douglas Laycock, argumentuje, że fanatycy religijni powinni pamiętać, iż jedno z przykazań, których komplet pragną widzieć na każdej ścianie, mówi: "Nie wzywaj imienia Boga nadaremno". Wzywać go można tylko w modlitwie, która w ośrodkach władzy świeckiej jest nielegalna. Wszelkie inne powoływanie się na Wszechmogącego musi być uznane za grzech
- zauważa trafnie Laycock. Na łamach tygodnika "National Catholic Reporter" w tej kwestii głos zabiera wykładowca Fairfield University w stanie Connecticut, jezuita Simon Harak. Jakiemu właściwie bogu oddana jest Ameryka - zastanawia się Horak. "Proszę wytłumaczyć, jak ktoś może przestrzegać przykazania Chrystusa: Kochaj swych nieprzyjaciół, a jednocześnie ich zabijać" - pisze. Ma więcej drażliwych pytań: "Jakiemu bogu byliśmy oddani, gdy popieraliśmy dojście Hu-sajna do władzy? (...). Jaki bóg nami kierował, gdy solidaryzowaliśmy się z nim w jego wojnie z Iranem, zmieniając prawo, by móc dostarczać Irakowi komponenty do produkcji broni masowej zagłady, gdy dostarczaliśmy Irakowi dane satelitarne pomagające mu osiągnąć większą celność bomb chemicznych? (...). Który bóg czuwał, gdy amerykańskie bombardowania doszczętnie zniszczyły infrastrukturę cywilną podczas wojny w Zatoce Perskiej? Jaki bóg wezwał nas do odcięcia energii od lodówek szpitalnych, w których przechowywano krew i leki, od wszystkich maszyn podtrzymujących chorych przy życiu, od wszystkich inkubatorów w Iraku? Jaki bóg zażądał od nas, byśmy zatruli iracką wodę pitną, co - zdaniem New England Journal of Medicine z 1997 roku
- doprowadziło do epidemii cholery, tyfusu i zatruć żołądkowych, zwłaszcza u dzieci? Jaki bóg nalega na utrzymywanie tych zabójczych sankcji wobec biednego Iraku? W roku 1999 UNICEF szacował, że w ich efekcie każdego miesiąca umiera 4500 irackich dzieci poniżej piątego roku życia. (...). Kiedy Amerykanie Bert Sacks i ks. Randall Mullins - żyd i chrześcijanin - usiłowali przekazać im lekarstwa, rząd amerykański zagroził wysokimi grzywnami i procesem karnym (...). Kiedy Kongres i większość Ameryki debatuje nad frazą oddani Bogu, ja się pytam: Czy chodzi o Aresa, boga wojny, któremu mamy ślubować wierność?".
Pytania twarde, gorzkie, uczciwe. By na nie odpowiedzieć, trzeba zedrzeć maskę religijnej obłudy, pseu-dopatriotycznej demagogii i hipokryzji. Nikomu się w Ameryce z tym zanadto nie spieszy. T.S.
domo już było, że film Carrery (ku zdumieniu jego samego) pokonał słynne hity hollywoodzkie i pobił wszystkie rekordy kasowe Meksyku, którego 80 proc. populacji deklaruje wyznanie katolickie. W sondażu telewizji meksykańskiej wypowiedziało się 42 tys. ludzi; 72 proc. było za wyświetlaniem filmu.
"Przestępstwo ojca Amaro" dało asumpt do narodowej debaty
0 obliczu Meksyku. Krytycy twierdzą, że film w żadnym razie nie jest paszkwilem, ale odzwierciedla... realia kraju. " W praktyce realia wykraczają nawet ponad to, co pokazuje film - mówi Jorge Erdely, teolog
1 redaktor religijnego magazynu.
- W Meksyku jest mnóstwo fałszywej moralności, jeśli idzie o przestrzeganie dogmatu celibatu". Erdely przytacza sprawę arcybiskupa Oaxaca, Bartolome Carrasco, który w 1990 roku przygotował i wysłał do Watykanu raport stwierdzający, że 75 proc. księży w jego diecezji jest na bakier z celibatem. Podobnie jak w USA, księża katoliccy w Meksyku są oskarżani o pedofilię, a biskupi o ich krycie. Z kolei zjawisko "narko-chary-tatywności" jest tajemnicą poliszynela w rejonach przy granicy ze Stanami, gdzie kwitnie przemyt narkotyków. W południowym stanie Chiapas duchowni wyznający teologię wyzwolenia sympatyzują i współpracują z antyrządową partyzantką, usiłującą wzniecić powstanie. Czołowy amerykański ekspert od spraw meksykańskich, Denise Dresser, pisze w stołecznej gazecie "Reforma": "Miasto ojca Amaro jest mi-krokosmosem Meksyku, obciążonym brzemieniem przeszłości, paraliżowanym biedą, fanatyzmem. Instytucja, która powinna chronić społeczeństwo, dopuszcza się nadużyć. Ludzie, którzy powinni zbawiać dusze, demoralizują je, a władze, które mają działać w imieniu narodu, śmieją się z niego".
Autor filmu wyjaśnia: " To nie jest film o religii, ale raczej refleksja dotycząca ludzi, którzy używają religii dla osobistych korzyści, co jest nagminne. Kościół jest częścią starego Meksyku, która wciąż chce mieć władzę. Ale meksykańskie społeczeństwo jest zbyt dojrzałe, by na to pozwolić". Samuel Goldwyn Films zakupił już prawa do rozpowszechniania filmu w USA, gdzie wejdzie na ekrany w listopadzie, więc tylko czekać wrzasków oburzenia z ambon i tupania konserwatystów. A kiedy film trafi do Polski? To głupie pytanie zadał Wasz korespondent z USA:
TOMASZ SZTAYER
Oszust doradcą JPII
Monsignor Emilio Colagiovanni formalnie zalicza się do elity hierarchii Kościoła rzymskiego. Jako ekspert w dziedzinie prawa kanonicznego zasiadał w radzie, która udzielała porad prawnych papieżowi Janowi Pawłowi II. Dziś zasiada na ławie oskarżonych, a niebawem zasiądzie - przypuszczalnie na 5 lat - w celi więziennej. Zubożeje też nieborak o ćwierć miliona dolarów grzywny.
Colagiovanni w sześciostronico-wym oświadczeniu przyznał się do udziału w międzynarodowym szwindlu, którego celem było wyłudzanie pieniędzy od amerykańskich firm ubezpieczeniowych. Mózg afery, Martin Frankel, już siedzi skazany za korupcję i kradzież. Udział monsignora Colagiovanniego w defraudacjach polegał na tym, że umożliwiał Frankelowi używanie nadzorowanej przez siebie kościelnej fundacji Ecclesiasticus Foundation do przemieszczenia 50 mln dolarów na konta innej fundacji, St.
Francis of Asisi Foundation. Ponadto Colagiovanni kontaktował aferzystę z hierarchami watykańskimi, co miało nobilitować jego przestępcze przedsięwzięcia i dostarczać im pozorów wiarygodności. Honorarium wypłacone oszustowi w sutannie wyniosło 40 tys. zielonych. Niezbyt dużo, ale, jak wiadomo z historii religii, już kilkoma srebrnikami można było sporo wskórać.
W swym oświadczeniu monsignor wymienia nazwiska kilku innych wyższych oficjeli Watykanu, m.in. monsignora Francisa Salerno, sekretarza watykańskiej prefektury do spraw gospodarczych oraz arcybiskupa Giovanniego Battisty Re z sekretariatu stanu. Prawdopodobnie są oni również zamieszani w defraudacje.
W tym wszystkim ciekawi nas jedna sprawa, której nijak nie możemy rozgryźć. Dlaczego nieomylny papież popełnił taką omyłkę, że zaangażował oszusta do doradzania mu, jak przestrzegać prawa? S.
18 - 24 X 2002 r.
FAKTY n
I ty możesz zostać świętym -pod tym hasłem niezmordowany producent świętych Jan Paweł II sfinalizował 6 października proces produkcyjny swego najświeższego (468 z kolei) egzemplarza z aureolą.
Impreza cieszyła się nadzwyczajną frekwencją - na kanonizację założyciela i lidera mrocznej sekty Opus Dei, Josemarii Escrivy de Balaguera (na zdjęciu), stawiło się i zakorkowało centrum Rzymu 300 tys. jej członków i popleczników z całego świata.
Wyniesienie na ołtarze Escrivy miało wszelkie cechy rekordu. Procedura odbyła się z oszałamiającą jak na Watykan szybkością - śmierć w 1975 roku, beatyfikacja 17 lat potem i teraz ekspresowa kanonizacja. Jakby Karol Wojtyła wiedział, że jeśli on nie zdąży przybić twórcy Opus Dei pieczątki świętego, jego następca może okazać się mniej zapalony do tego pomysłu.
Nie obyło się bez problemów po drodze. W trakcie procesu beatyfikacyjnego zgłaszano zastrzeżenia co do charakteru Josemarii, wskazując, że zmarły był aroganckim raptusem, co nie przystoi nosicielowi aureoli. W związku z tym dwóch z dziewięciu dostojników watykańskich głosowało przeciw beatyfikacji. Były też poważne problemy z cudem, czyli warunkiem sine qua non doszlusowania do świętego grona. Zaczynało to już
ZE ŚWIATA
13
mamy poważny problem, bo nie wiadomo, czy członkowie (choć bardziej pasuje tu określenie "agenci") Opus Dei realizują jawny program działania Kościoła czy też zakamuflowane cele odrębnej organizacji kościelnej - w dodatku występując incognito.
W USA kanonizacja Escrivy została przyjęta bez przychylności. Nad suchymi informacjami dominują pełne rezerwy komentarze. Media cytują konstatacje byłego członka Opus Dei, Isabel de Armas, porównującej organizację do sekty Moona. Gdy Armas usłyszała, jakim cudem papież zamierza utorować Escrivie drogę na ołtarze, straciła złudzenia i opublikowała zbiór swoich listów napi-
Opus Papae
wyglądać beznadziejnie. Na szczęście w ostatniej chwili
napatoczył się Hiszpan,
któremu zagoiły się, nie wiadomo dlaczego, wrzody na skórze. Uznano to za skutek modłów wznoszonych do Josemarii.
Maksyma świeżo wyprodukowanego świętego ("Módl się i pracuj") brzmi bardzo obiecująco, bo wszak każdy katolik chciałby mieć kółko nad głową i wieczny splendor za samo chodzenie do roboty i 45 minut niedzielnej mszy. Ale sprawa się komplikuje, bo związana jest z organizacją Escrivy - Opus Dei. Od początku pontyfikatu wiadomo, że Jan Paweł II jest jej gorącym entuzjastą. Najpierw uwolnił ją od podległości lokalnym biskupom (obowiązującej wszystkie inne zakony), a potem zagwarantował jej specjalne miejsce u swego boku, miejsce, które niegdyś zajmowali jezuici. W kurii watykańskiej roi się od członków Opus Dei.
Niedawno nominację na kardynała otrzymał Juan Cipriani, lider Opus Dei z Peru.
Kanonizacja miała być wywyższeniem i wypromowaniem wielce zagadkowej, wręcz mafijnej organizacji (patrz: "FiM" nr 40/2002) i impregnowaniem jej na narastającą krytykę. Nawet ludzie nie deklarujący się jako jej przeciwnicy przyznają, że jest to sekta, swego rodzaju kościół w Kościele. Agencja Reutera pisze: "Nie było dosłownie dnia, by Opus Dei nie była oskarżana o niebezpiecznie skryty, funda-mentalistyczny program i cele działania". Opus Dei selekcjonuje z wyższych warstw społecznych ludzi, w których widzi przedstawicieli przyszłych elit, by poddać ich
religijnej indoktrynacji,
wyrobić instynkt posłuszeństwa i dyspozycyjności, a w końcu umieścić w kluczowych miejscach struktur władzy i hierarchii społecznej. I tu
sanych do młodej kobiety w celu zniechęcenia jej do wstąpienia w szeregi członków Dzieła Bożego. Książka nosi tytuł "Będąc Kobietą w Opus Dei". W jednym z rozdziałów-listów analizuje uderzające podobieństwa między sektami a katolicką organizacją, a przede wszystkim problem
"przeceniania guru".
Głównym krytykiem Opus Dei w Stanach jest dziennikarz "New-sweeka" (oczywiście nie polskiego!), Kenneth Woodward, odpowiedzialny na jego łamach za problematykę religijną. W 1990 roku opublikował książkę "Robienie Świętych - Jak Kościół katolicki decyduje, kto ma zostać świętym, a kto nie, i dlaczego". Woodward uważa, że "bogactwo i wpływy Opus Dei kneblują krytyków organizacji w watykańskiej hierarchii. Nawet zwolennicy niewiele wiedzą o wewnętrznych pracach tego utajnionego kościoła w Kościele".
W Hiszpanii do Opus Dei należy minister obrony i inny członek rządu, a ważniejsze stanowiska w partii rządzącej obsadzone są przez agentów tej sekty. W Chile prezydentem omal nie został członek Opus Dei, a - jak sądzi wystawiająca go prawica - uda się to osiągnąć w następnych wyborach. Spośród 84 tys. członków organizacji Escrivy (największy z zakonów, jezuici, liczą 42 tys.) w USA jest tylko 3 tys. Nie oznacza to bynajmniej marginesowego znaczenia Opus Dei w Stanach. Sekta ta kupiła ostatnio na swą kwaterę 17-piętrowy budynek na Manhattanie za 43 mln dolarów. Ma biura na terenie campusów wszystkich elitarnych uczelni: Harvardu, Princeton, Notre Dame, Columbii itd. Fasadowe organizacje, jak np. Woodlawn Foundation czy National Center Foundation, zbierają pieniądze na konserwatywne przedsięwzięcia; fundusze spływają też na konta biskupa Javiera Echevarrii, aktualnego bossa sekty w Watykanie. Najbardziej znanym publicznie członkiem Opus Dei jest były dyrektor FBI, Louis Freeh. Wielu agentów obsadzonych jest na wysokich stanowiskach w Waszyngtonie. Do Opus Dei należy Robert Hanssen, były szef kontrwywiadu FBI, który przez lata szpiegował dla Rosjan i wyrządził obronności USA niepowetowane szkody. Kilku Rosjan pracujących dla CIA i wydanych przez Hanssena zostało zastrzelonych przez KGB. O szpiegostwie Hanssena nie wiedziała jego żona, ale wiedzieli w Opus Dei. Ksiądz spowiednik z organizacji (członków jej nie może spowiadać zwykły ksiądz) po usłyszeniu wyznań Hanssena kazał mu w ramach pokuty za szpiegostwo przekazać... 20 tys. dolarów na cele charytatywne.
Następnym pasażerem windy na ołtarze jest Matka Teresa, kolejna - pożal się, Boże! - faworyta papieska. SERGIO ROSSI
Arcybiskup Edgardo Storni (66 lat) jest wśród argentyńskiego kleru jak dotąd najwyższym rangą homope-dofilem, który musiał przyspieszyć przejście na emeryturę i przed czasem zrezygnować z uroków i splendoru stanowiska. Dokładnie tak jak poznański ekscelencja dobierał się do pupci seminarzystów. Storni gustował też w nieletnich.
Arcybiskupi stolec objął w 1984 roku. Wkrótce potem w półmilionowym konserwatywnym mieście zaczęły krążyć dziwne pogłoski. Stopniowo narastając, przybierały formę podpisanych listów i otwartych oskarżeń.
W roku 1992 ks. Jose Guntern napisał do abp. Storni list, oskarżając go o "pożałowania godny upadek". Zarzuty dotarły w końcu do Watykanu, który w 1994 zlecił zbadanie sprawy arcybiskupowi sąsiedniej prowincji Mendozy. Rezultatów jego dochodzenia opinia publiczna nie poznała nigdy. Wszystko pozostało po staremu, Storniemu włos z głowy nie spadł. Skądś to znamy.
Na początku sierpnia ukazała się książka pisarki Olgi Wornat ("Nasza Święta Matka"), która przerwała
Argentyński Paetz
Eks-arcy-Paetz ma nowego kolegę nie tylko po fachu. W nieszczęściu co prawda, ale zawsze... Sternik Piotrowej Łodzi przyjął rezygnację ze stanowiska argentyńskiego arcybiskupa Santa Fe. Powody? Identyczne z poznańskimi! Reakcja? Poznańska -wypisz, wymaluj.
tamę milczenia. Wierni, policja i księża zaczęli głośno mówić, a światło dzienne ujrzały listy, które nigdy nie doczekały się odpowiedzi, m.in. jeden z roku 1994, od księdza, wzywający Storniego do ustąpienia, bo jego "choroba może się pogłębić". Wornat przeprowadziła wywiady z uczniami Seminario de Nuestra Senora, gdzie Storni nauczał liturgii. Wyszło oficjalnie na jaw, że arcybiskup zgwałcił co najmniej 47 chłopców w wieku 15-16 lat. Jeden z nich był synem miejscowego sędziego. (W swej książce Wornat analizuje też symbiozę argentyńskiego Kościoła ze zbrodniczą, prawicową juntą wojskową, która w latach 80.
torturowała i zabiła 30 tys. Argen-tyńczyków podejrzewanych o lewicowe sympatie.)
Kościół dba o swych funkcjonariuszy i nie poddaje się nigdy. 10 dni po wydaniu książki Wornat i reperkusjach, jakie wywołała, 82-letniego dziś ks. Gunterna napadło pięciu duchownych, dwu diakonów i lokalny notariusz. Pod groźbą jednego z kapłanów ("za chwilę możesz umrzeć") ks. Guntern musiał podpisać oświadczenie odwołujące wcześniejsze zarzuty wobec arcybiskupa.
Gdy sprawa wyszła na jaw, radni Santa Fe wydali oświadczenie potępiające postępowanie duchownych
Arcybiskup Edgardo Storni
i domagające się wszczęcia śledztwa. Oburzeni mieszkańcy Santa Fe zmobilizowali się, by pospieszyć z pomocą Gunternowi. Pod jego domem zgromadziło się 1500 wiernych, modlących się i śpiewających hymny. Księdza przed jego duchownymi kolegami strzeże policja. Sędzia śledczy przygotowuje akt oskarżenia przeciw sprawcom napadu. Podczas wrześniowej mszy odprawianej przez ks. Hugo Capello,
jednego z szantażystów, jego słowa do wiernych: "Niech was Bóg błogosławi" spotkały się z odpowiedzią: "A ciebie nie, mafioso".
Argentyński hierarcha ulotnił się tymczasem do Watykanu i przypuszcza się, że już stamtąd nie wróci, bo w Santa Fe trwa śledztwo w sprawie jego przestępstw. Argentyna jest, podobnie jak Polska, bastionem parafialnego katolicyzmu. "Biorąc pod uwagę pozycję Kościoła od chwili powstania Argentyny, nietrudno sobie wyobrazić, co ta sprawa znaczy dla kraju" - stwierdził sędzia Eduardo Giovannini.
Abp Storni, podobnie jak jego polski kolega Paetz, do końca nie rozstawał się z maską godności i cierpienia za winy niepopełnio-ne. Rezygnacja "w żadnym razie nie oznacza mojej winy ani nie znaczy, że zgadzam się z zarzutami - Bóg jest mym sędzią ".
Jedyna jego nadzieja, że Boga nie ma. Albo że Stwórca - jak to starsza osoba - ma już kłopoty z wszechwiedzeniem i potrzebuje zeznań więcej niż ponad 3 tuzinów kleryków, by dojść do wniosku, że jego sługa łże. T.S.
14
MITY KOŚCIOŁA
FAKTYn
(137)
18 - 24 X 2002 r.
Współczesna demokracja nie zrodziła się w łonie Kościoła katolickiego, jak to czasem usiłuje wmówić swoim poddanym Watykan. Wręcz przeciwnie. Zasady demokratyczne, których podstawowym ideałem jest zapewnienie równych praw wszystkim ludziom, zostały wywalczone i upowszechnione wbrew tradycji katolickiej.
Takie pojęcia jak godność osoby ludzkiej, wolność wyznania, wolność słowa i równość społeczna - w języku Kościoła funkcjonują dopiero od czasów Jana XXIII, czyli zaledwie od czterdziestu lat! Wieki średnie le-
uważać, jakoby cenzura kościelna godziła w ideę sprawiedliwości.
Pius IX w encyklice Quanta cu-ra (1864) oraz jeszcze słynniejszym Syllabusie, odsądzając od czci i wiary wszelką myśl liberalną i demokratyczną, potępił republikańsko--świeckie państwo, a twierdzenie, że wolność sumienia i religii oraz swoboda wypowiedzi jest prawem każdego człowieka, określił mianem szaleństwa. Obłożył klątwą wszystkich odmawiających Kościołowi prawa stosowania środków przymusu.
Papież Leon XIII, do dziś uchodzący za ojca katolickiej doktryny
Watykan i demokracja
piej pomińmy, bo były to czasy papieży barbarzyńców, deprawatorów i trucicieli. Dzięki humanistycznej myśli czasy zaczęły się zmieniać. I ludzie. Nie wszyscy jednak.
Papież Pius VI w 1791 r. potępił francuską Deklarację Praw Człowieka i Obywatela (1789) jako szatański pomysł uczynienia z człowieka Boga. Zawarte w deklaracji zasady równości i wolności wszystkich obywateli oraz wolności sumienia i słowa uznał za całkowicie sprzeczne z prawem naturalnym.
Papież Grzegorz XVI w encyklice Mirari vos (1832) wystąpił z ostrym sprzeciwem wobec postulatów liberalizmu politycznego, domagającego się rozdziału Kościoła i państwa. Wolność słowa, sumienia i wolność druku uznał za najniebezpieczniejszą dla społeczeństwa zarazę. Rzucił też klątwę na tych, którzy ośmielili się
społeczno-politycznej, w encyklice Re-rum novarum (1891) uznał, że nierówności społeczne i nędza wynikają z praw natury, tzn. są karą za grzech pierworodny. Powołując się na porządek ustanowiony przez Boga, twierdził, że niesprawiedliwość społeczna jest atrybutem życia doczesnego, sprawiedliwością zaś jest stanie na straży nierówności stanów! Wcale nie równość i sprawiedliwość społeczna stanowią ideał życia doczesnego (wszak wszyscy ludzie i tak są równi wobec Boga), ale pogłębienie pobożności. Dobre państwo to takie, które przygotowuje obywateli do życia wiecznego, a skoro do tego najlepiej nadaje się Kościół, dlatego państwo winno słuchać Kościoła!
Papież Pius X w encyklice La-mentabili (1907) potępił liberalne i demokratyczne podstawy nowoczesnych konstytucji państwowych.
Pius XI, w encyklice Divini redemp-toris (1937) stwierdził, iż "grubo mylą się ci, co plotą, jakoby w społeczeństwie wszyscy mieli równe prawa ".
Prawdziwej rewolucji w oficjalnej doktrynie Watykanu dokonał dopiero papież Jan XXIII, doceniając w encyklice Pacem in terris (1963) prawa człowieka i uznając Konwencję Praw Człowieka uchwaloną przez ONZ w 1948 roku! Co wcale nie znaczy, że odtąd, wraz z rewizją poglądów, Kościół katolicki nagle zrezygnował ze swoich imperiali-stycznych ambicji. Oznacza to jedynie, że zrozumiał, iż musi realizować je w sposób bardziej cywilizowany. W istocie jednak stanowisko Watykanu nie uległo żadnej istotnej przemianie. Rozbudzone w latach 60. nadzieje na gruntowną reformę Kościoła zawiódł zwłaszcza Jan Paweł II.
Jedną z fundamentalnych zasad demokracji jest wolność religijna, a tę Watykan wciąż pragnąłby zarezerwować wyłącznie dla siebie. Demokracja zakłada ponadto wolność osobistą jednostki, Kościół natomiast za wszelką cenę usiłuje jej narzucić (z różnym na szczęście skutkiem) swą tyranię od samego aktu poczęcia aż po wydanie ostatniego tchnienia. Nie ma też i - jak twierdzi Watykan - nigdy być nie może demokracji w samym Kościele katolickim. Papież w sprawach wiary i moralności jest "nieomylny", sprawuje swój urząd dożywotnio i skupia w swoich rękach najwyższą władzę ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. W związku z powyższym wszyscy ludzie są równi i mają prawa nierozerwalnie związane z godnością człowieka. Dopiero on zaaprobował równouprawnienie kobiet. Na kiepski żart zakrawają obecne ambicje teokratycznej monarchii, jaką jest Kościół katolicki, aby wykreować się na patrona światowej demokracji.
ANNA KALENIK
Katolicka mowa ciała
Często widzimy gesty urzędników państwowych wyrażające poddaństwo względem hierarchów panującego nam Kościoła. I natychmiast staje się jasne, kto tak naprawdę rządzi w tym kraju.
Na wyrażenie poddaństwa mają katolicy cały zestaw gestów i zachowań. Ważny jest już sam sposób podawania ręki. Osoby równe sobie podają rękę lekko ugiętą w łokciu i w pełnym uścisku. W przypadku różnic statusu, osoba ważniejsza, podając łaskawie dłoń osobie mniej ważnej, wyciąga ją daleko od siebie, utrzymując w ten sposób odpowiedni dystans. Jest to reminiscencja dawnych zwyczajów podawania podwładnym do dotknięcia jednego palca (wskazującego) lub dwóch (wskazującego i środkowego).
Jednoznaczne podporządkowanie się i oddanie do dyspozycji oznacza pocałunek w rękę, który w starożytności był obowiązkiem niewolników. Natomiast szczególną pokorę i ofiarność wyraża się przez klękanie, współcześnie ściśle związane z ceremoniami religijnymi (np. z otrzymywaniem sakramentów, modlitwą, wyznawaniem grzechów, otrzymywaniem rozgrzeszenia), które niewątpliwie jest pozostałością obyczaju epoki feudalizmu, kiedy wasal demonstrował w ten sposób akceptację zwierzchności seniora. W przypadku przyklęknięcia na jedno kolano mamy do czynienia z uległością i podporządkowaniem się, ale wciąż przy zachowaniu pewnego poczucia godności osobistej.
Klęczenie na dwóch kolanach jest już wyrazem aktu pełnej rezygnacji z własnego prestiżu i dowodem pełnego ukorzenia się. Przypomnijmy sobie polskich polityków i ich małżonki całujących papieża w rękę, a czasem nawet klękających przed nim. Nie mamy już wtedy wątpliwości, kto jest ich przełożonym i czyje polecenia wykonują, choć to nie papież, lecz społeczeństwo powołało ich na eksponowane stanowiska rządowe i to ono płaci im pensje.
Przy okazji warto wiedzieć, że nie wszędzie panuje moda na klękanie przed urzędnikami Kościoła. W Anglii jest na odwrót - to dostojnicy Kościoła anglikańskiego klękają z obnażonymi głowami przed siedzącym władcą, mimo że świeccy dygnitarze uczestniczą w tejże ceremonii, stojąc z nakrytymi głowami. Cóż, co kraj, to obyczaj!
Najwyższą bez wątpienia skruchę, pokorę i uległość katolik może wyrazić w geście prostracji, czyli leżenia krzyżem. Znane są trzy wersje tej formy poniżenia. Pierwsza, gdy ciało styka się z ziemią całą powierzchnią, a ręce są wysunięte do przodu, druga - z rękoma wyciągniętymi na boki, na wzór krucyfiksu. I wreszcie trzecia, gdy pokutnik leży wyprostowany z rękami zgiętymi w taki sposób, żeby dłonie podpierały czoło, a ciało znajdowało się nad ziemią, wsparte tylko na stopach, kolanach, łokciach i dłoniach. Ponieważ trwanie w takiej pozycji to istna tortura, w tym przypadku z poniżeniem godności łączy się, jako wyraz pokuty, dodatkowe cierpienie. I bardzo dobrze... A.K.
PODSTAWOWE RÓŻNICE
POMIĘDZY PAŃSTWEM
ŚWIECKIM A WYZNANIOWYM
Wbrew faktom, wiele osób uznaje za nieprawdopodobną myśl, że nasz kraj mógłby być państwem wyznaniowym, takim np. jak Iran.
Niżej podajemy krótkie zestawienie porównujące rzeczywistość
PAŃSTWO ŚWIECKIE
państwa świeckiego z systemem nadającym przywileje jednej opcji światopoglądowej. Wnioski i odniesienie do polskich realiów pozostawiamy Czytelnikom.
M. WĘGLARZ ADAM CIOCH
PAŃSTWO WYZNANIOWE

1. Zupełny rozdział władzy świeckiej od duchownej. Brak odniesienia do Boga w ustawie zasadniczej. 1. Omawianie przez liderów politycznych spraw państwowych z hierarchami kościelnymi. Obecność religijnego odniesienia w konstytucji.
2. Święta państwowe mają charakter świecki. 2. Dostojnicy kościelni uczestniczą w publicznych uroczystościach, które mają oprawę religijną: msze, nabożeństwa. Święta kościelne są świętami państwowymi.
3. Kościoły nie ingerują w życie polityczne. 3. Religia dominująca pomaga tworzyć i wspiera partie polityczne, które realizują jej idee i interesy. Hierarchowie przemawiają do narodu.
4. Obywatele są równi wobec prawa. 4. Państwo chroni kler poprzez niepodejmowanie przez prokuraturę doniesień o przestępstwach z udziałem kleru, bagatelizowanie ich, utajnianie procesów, stosowanie najniższych wymiarów kary. Policjanci zwyczajowo nie reagują na wykroczenia kleru. Kler jest uprzywilejowany, np. zwolniony z opłat celnych, płaci mniejsze podatki, współfinansuje go państwo (np. ZUS).
5. Edukacja jest oparta na ogólnoludzkich wartościach świeckich. Nauka religii odbywa się w budynkach należących do Kościoła i na jego koszt. 5. Państwo wspiera indoktrynację religijną, udostępniając budynki publiczne i opłacając katechetów. Wywiera także presję na tych wszystkich, którzy nie chcą uczestniczyć w nauczaniu religii, np. umieszczając w szkołach symbole religijne.
6. Badania naukowe odbywają się na uczelniach wolnych od światopoglądowej presji. 6. Wyższe uczelnie mają wydziały teologiczne finansowane przez państwo. Są one niezależne dydaktycznie od władz zwierzchnich tych szkół. Cieszą się jednak wszelkimi przywilejami.
7. Media publiczne mają charakter świecki, bądź dają możliwość propagowania różnych światopoglądów. 7. Media są poddane kontroli kościelnej i preferują jeden światopogląd. Stwarzają atmosferę, która marginalizuje inaczej myślących.
8. Państwo w żaden sposób nie finansuje związków wyznaniowych. 8. Istnieje system rozmaitych dotacji i darowizn wspierających przedsięwzięcia kościelne.
9. Budżet publiczny nie finansuje duszpasterstw środowiskowych. 9. Kler na koszt wszystkich obywateli utrzymuje swoich reprezentantów w wojsku, policji i szpitalach.
10. Władza z szacunkiem traktuje obywateli, świadoma, że pracuje z ich nadania i jest przez nich kontrolowana. 10. Władza jest arogancka i - wzorem Kościoła gardzącego wiernymi - lekceważy obywateli.
18 - 24 X 2002 r.
FAKTY n
W IMIĘ BOGA
15
Katofaszyzm
(4)
Każde państwo układające się z Watykanem prędzej lub później staje się jego łupem, a w najlepszym wypadku romans państwa z papieżem cechuje się nieporozumieniami i konfliktami. Chyba że mamy do czynienia ze świadomym i zaplanowanym oddaniem narodu w ręce Kościoła, podobnie jak w Polsce współczesnej.
wprowadzono szkoły bez religii i rozdział Kościoła od państwa oraz nałożono podatki na "biedny" kler. Jezuici kontrolowali wówczas jedną trzecią wszystkich bogactw na-
Według nauki Kościoła rzymskiego, państwo jest rządzone dobrze tylko wtedy, kiedy ściśle współpracuje z Kościołem, bowiem tylko Kościół, jako władza najwznioślejsza, może zapewnić państwu najwyższy stopień doskonałości, najszlachetniejsze wartości: wolność, moralność, sprawiedliwość. Powyższy pogląd sformułował papież Paschalis II (1099-1118) w sposób następujący: "Gdy Kościół i państwo są zgodne, wtedy świat jest dobrze rządzony, Kościół kwitnie i wydaje błogosławione owoce. Z chwilą jednak, gdy zgody między nimi zabraknie, nie tylko małe rzeczy rosnąć przestają, ale i wielkie marnie giną ".
Spójrzmy, jak kształtowała się współpraca hiszpańskiego Kościoła z władzami państwowymi... Od chwili przyjęcia przez Hiszpanię usług Kościoła w materii współrządzenia mogła się ona pochwalić najpotworniejszą formą faszystowskiej dyktatury katolickiej inkwizycji. Państwo zostało podporządkowane zamordy-zmowi papieża.
Pod rządami Arabów Hiszpania była jednym z najbogatszych krajów ówczesnego świata. Ferdynand V Katolicki (1479-1516) i krwawa Izabela I Katolicka (1451-1504) byli zwolennikami papieskich, czyli morderczych metod działania. Oboje panujący narzucili swojemu narodowi fanatyzm religijny; za pozwoleniem papieża Sykstusa IV (1471-1484) przekształcili inkwizycję w totalny, niespotykany w dziejach świata aparat represji. Doprowadzono do obłędu religijnego, w którego następstwie Hiszpanie... zaczęli uważać się za naród wybrany przez Boga. Gospodarka kraju upadła na skutek wypędzania ludności i wojen religijnych, oświata zanikła, a wszelka niezależna myśl była bezwzględnie tępiona. Triumf odniosła ciemnota i dewocja. Inkwizycja, upokarzając ludzi, szalała, siejąc strach i przerażenie. Prześladowana w okrutny sposób ludność Hiszpanii nie ośmielała się zbuntować. Terror był sposobem rządzenia.
Tymczasem Kościół w Hiszpanii miał się bardzo dobrze. Budowano kościoły i klasztory, do których należały wielkie obszary ziemi; kler (w XVII w. liczył 300 tys. nierobów) bogacił się w sposób gwałtowny i podstępny. Gdy Hiszpania konała z głodu, biskup Toledo posiadał piątą część bogactw całego kraju. Ogłupieni i zastraszeni Hiszpanie przed śmiercią zapisywali cały swój dobytek Kościołowi, przysparzając mu dodatkowych bogactw, a jednocześnie swoje rodziny pozbawiając widoków
na przyszłość. Rozwijała się mnogość "cudownych" miejsc, obrazów, rzeźb i innych przedmiotów kultu, do których zaganiano wiernych, wyłudzając od nich każdy grosz. Za tym wszystkim szedł totalny upadek moralności wśród samego kleru i całego społeczeństwa Hiszpanii.
Hiszpanie i Kościół dokonali zagłady cywilizacji Inków i Majów. Bezlitośnie mordując Indian, zniszczyli cały dorobek ich wysokiej cywilizacji i kultury.
Król Ferdynand VII (1813-1833) stał się dla Kościoła "odrodzicie-lem" religii katolickiej, bowiem przywrócił w 1814 r. inkwizycję. Jego działania uznano za triumf Boga! To nic, że był zbo-czeńcem, złodziejem, zbrodniarzem, zdrajcą, okrutnikiem i rozpustnikiem. Wystarczyło, że szedł z Kościołem ręka w rękę. Jego córka, Izabela II* (1830-1904), ladacznica, podobnie jak jej ojciec, zdrajczyni i złodziejka, była chwalona przez prasę katolicką za zasługi dla Kościoła. Wszystkie jej niegodziwości zostały zapomniane, gdyż wiernie służyła religii katolickiej. Ówczesny najwyższy autorytet moralny rzymskiego katolicyzmu, papież Pius IX (1846-1878), w dowód uznania przesłał tej nędzy moralnej odznaczenie Białej Róży oraz list, w którym m.in. napisał: "Na publiczne potwierdzenie miłości, jaką do Ciebie żywimy, przesyłamy Ci, najdroższa córko w Chrystusie ten dar, tak dla zasług, poniesionych przez Ciebie dla Naszej Osoby i Kościoła, jak i dla wspaniałych Twych cnót, których blask rozsiewasz dookoła". Za to wyróżnienie "najdroższa córka" wypłaciła papieżowi "w ofierze" sporą kwotę pieniędzy.
Przemożny wpływ Kościoła w przedrewolucyjnej Hiszpanii uwidaczniał się m.in. na polu oświaty. Kościół miał "pieczę" nad całym szkolnictwem w kraju, a rezultatem tego był fakt, że w roku 1925 ponad 80 proc. hiszpańskich chłopów było analfabetami. Według hiszpańskiego pisarza Brenana w szkołach podstawowych "dzieci tracą przeszło połowę godzin wykładowych na odmawianie różańców i słuchanie o historii Kościoła, co pozostawia im niewiele czasu na naukę pisania i czytania". W roku 1931 rewolucja zrzuciła z tronu króla hiszpańskiego, Alfonsa XIII i Hiszpania ogłosiła się republiką, w której
rodowych Hiszpanii. Byli właścicielami kopalń, banków, kolei, towarzystw okrętowych, fabryk itd.
Jakkolwiek Pius XI nakazał katolikom włoskim słuchać władzy państwowej (Mussoliniego), gdyż każda pochodzi od Boga, tak w stosunku do republikańskiej Hiszpanii miał akurat inną wersję owych nauk. Encyklika Dilectissima nobis (1933 r.) skierowana do hiszpańskiego kleru, przypomina, że Kościół godzi się tylko z taką formą władzy w państwie, która respektuje "boskie prawo", czyli rządy kleru. Nie może być mowy o ugodzie z rządem republikańskim, dopóki będzie "działał z nienawiścią do chrześcijaństwa". W praktyce oznaczało to obronę złodziejskich przywilejów Kościoła, jego materialnych i politycznych interesów.
W roku 1933, dzięki propagandzie kleru, skrytobójczym mordom, szantażom i fałszerstwom, wybory
w Hiszpanii wygrały partie prawicowe, które utworzyły rząd przychylny Watykanowi, zgodnie z encykliką Dilectissima nobis. Ale już następne wybory, z lutego 1936 r., zdecydowanie wygrał Front Ludowy. Porażka nie osłabiła zapału elementów klerofaszystowskich do przejęcia na powrót władzy w państwie. Zaczęto podpalać klasztory i kościoły, oskarżając o to rząd hiszpański, oraz - inaczej być nie mogło! - komunistów. Buntownik generał Franco 8 lipca 1936 r. wypowiada posłuszeństwo rządowi i z Maroka rusza na Madryt. Do walki użyta została Falanga Espanola, utworzona przez syna Primo de Rivery, dyktatora obalonego podczas rewolucji. Z polecenia Kościoła wstępowali do niej członkowie Akcji Katolickiej. Natomiast w kwietniu tegoż roku, cała organizacja katolicka przystąpiła do Falangi na czele z jej sekretarzem, Serano Sunerem, zięciem Franco. Faszystowski kardynał Gomay Tomasz wydał list pasterski, w którym potępił Front Ludowy, a kardynał Segura nawoływał ___ do "zniszczenia bezbożnych wrogów Kościoła"... Nad kwaterą Franco wywieszono papieską flagę, a w Watykanie wciągnięto na maszt flagę Franco!
Osobnym tematem są zbrodnie popełnione przez żołdaków Franco, którzy w niczym nie ustępowali krzyżowcom, dokonującym w interesie papieży krwawych rzezi na Maurach przed 800 laty. Kościół nie stanął w obronie mordowanych, lecz błogosławił mordercom... Słowa biskupa Diaza Gomara, udzielającego namaszczenia i rozgrzeszenia mordercom, cywilizowany świat przyjął z niedowierzaniem i zdumieniem: "Błogosławione niech będą armaty, jeśli w lejach, które otwierają, zakwitną słowa ewangelii".
14 grudnia 1936 r. papież Pius XI przyjął na audiencji w Watykanie 500 księży hiszpańskich, którzy wykazali się "właściwą" postawą w czasie wojny domowej. Mówił wówczas dużo o prześladowaniach
Kościoła w Hiszpanii i słał błogosławieństwo "tym wszystkim, którzy wzięli na siebie ciężki i niebezpieczny obowiązek obrony i utrzymania czci Boga i religii". W imię zwycięstwa własnych interesów, papieski Kościół zawsze poświęcał moralność, ewangelię i Boga... Życie ludzkie nie miało znaczenia.
Watykan jako pierwszy uznał w lutym 1939 roku rząd Franco. Papież Pius XII (1939-1958) wygłosił 17 kwietnia 1939 r., przemówienie radiowe do zwycięzców: "Z wielką radością - powiedział - zwracamy się do was, najdrożsi synowie katolickiej Hiszpanii, by wyrazić nasze ojcowskie gratulacje za dar pokoju i zwycięstwo, którym Bóg ukoronował chrześcijański heroizm naszej wiary i miłości... tak wam, nasi drodzy synowie katolickiej Hiszpanii, jak głowie państwa i jego sławnemu rządowi, heroicznym kombatantom... przesyłamy nasze apostolskie błogosławieństwo".
Interes polityczny Watykanu nieodparcie szukał poparcia w faszyzmie, znajdując w nim wspólną płaszczyznę porozumienia i korzyści. Faszystowska Hiszpania Franco uznała katolicyzm za jedynie dozwoloną religię, a dzieci innych wyznań gnano do katolickich kościołów. Wprowadzono przymus nauczania religii, zaprowadzono papieski indeks zakazanych ksiąg, a duchowieństwu papieskiemu zwrócono majątki i średniowieczne przywileje.
Hiszpania do dzisiaj nie może pozbierać się z upadku, jaki zgotował jej Kościół. To państwo, będące niegdyś bogatym, dostatnim i oświeconym krajem, zostało zrujnowane gospodarczo oraz intelektualnie przez rzymskie duchowieństwo. To była cena, którą zapłaciła Hiszpania za wspólne rządy władzy świeckiej i Kościoła. Do dzisiaj krwawe, barbarzyńskie corridy będące opium dla hołoty, epatującej się i cieszącej na widok bestialsko męczonego byka, są pozostałościami po świętych rządach Kościoła, który dawał ludziom igrzyska przemocy i dewocji zamiast chleba mądrości i wiedzy. (Cdn.) BOGDAN MOTYL
* Królowa Hiszpanii. Samodzielne rządy od roku 1843. Kiedy rewolucja zrzuciła ją z tronu w roku 1868, uciekła do Francji.
Co możecie głosić wiernym? Pokorę? Kiedy sami je-
steście uosobieniem pychy, nadęcia i przepychu, zbytku i trwonienia. Ubóstwo? Kiedy sami jesteście tak pazerni, że wszelkie bogactwa świata nie mogą was za-
e-ięzienia budowane są z kamienia prawa, burdele ' z cegieł religii. (William Blake, poeta, 1757-1827) ałżeństwo jest lekarstwem na prostytucję. (Mar-
cin Luter)
MYŚLI, CYTATY, WYPOWIEDZI (10)
R
Kościół i seks
0 tym już lepiej zamilczcie... (Papież Klemens VI, 1351r., "Do prałatów Kościoła")
ro nie wychowanie seksualne może wypaczyć młodzież, tylko nauka religii! (Karlheinz Deschner, historyk)
Zgodnie z kościelną nauką religii byłoby konsekwentne, gdyby papież zażądał celibatu dla wszystkich. (Ulla Schmidt, polityk - posłanka SPD) A -ie ma nic bardziej szkodliwego od kobiety i poprzez
1 l nic innego szatan prowadzi tylu ludzi do ruiny, co poprzez kobietę. (Św. Anzelm z Canterbury)
ównież zakonnice, zmuszone, z braku partnera, do pójścia do klasztoru, zachowywały się tak haniebnie, że uczciwe prostytutki musiały je zaskarżyć
0 nielegalną konkurencję. (Peter de Rosa, były ksiądz, dziekan wydziału teologii w Corpus Christi College) ent-ajgorsze w religii chrześcijańskiej jest chore i nie-
1 l naturalne podejście do seksualności. (Bertrand Rus-sel, filozof)
ezobieta ma się tak do mężczyzny jak to, co niedo-J\. skonałe, do doskonałości. (Tomasz z Akwinu,
teolog 1225-1274)
opr. EDWARD KUCZ
16
MITY KOŚCIOŁA
FAKTYn
18 - 24 X 2002 r.
Czy Biblia sobie przeczy?
Oto kolejny głos w dyskusji na temat wiarygodności Biblii. Tym razem przedstawiamy stanowisko biblisty i historyka starożytności, który polemizuje z zarzutami zawartymi w artykule pt. "Biblijne sprzeczności" ("FiM" nr 39 i 40/2002).
Potop
Pierwsze księgi Pisma Świętego nazywamy Pięcioksięgiem Mojżeszowym. Z treści czterech ostatnich wynika, że ich autorem był Mojżesz. Tylko w pierwszej nie jest on wspomniany jako autor. Zapewne dlatego, że złożyły się na nią relacje świadków wydarzeń przekazywane z pokolenia na pokolenie. Przekazy te sięgają daleko wstecz, a Mojżesz zapewne skompilował je w całość zwaną Genesis, czyli księgą Początków. Wskazuje na to między innymi forma tych przekazów, gdyż wszystkie kończą się podobnym kolofonem, a więc podpisem autora. Taką formę stosowano powszechnie na starożytnym Bliskim Wschodzie, co udokumentował asyriolog D.J. Wisemann w oparciu o podobne teksty zachowane na glinianych tabliczkach.
Wspomniany kolofon, który kończy poszczególne części Księgi Rodzaju, zawiera zawsze hebrajskie słowo toledot, tłumaczone na polski wyrażeniem: "oto dzieje...", na przykład: "Oto dzieje rodu Jakuba" (Rdz 37. 1-2) albo "Oto dzieje rodu Noego" (Rdz 6. 9).
Toledot synów Noego zaczyna się od słów: "Noe był mężem sprawiedliwym, nieskazitelnym wśród swojego pokolenia" (Rdz 6. 9). Zawiera
dzieje Noego i jego przymierza z Bogiem, opis potopu oraz wzmiankę
0 synach Noego. Kończy go kolofon: " Oto dzieje rodu synów
Noego: Sema, Chama
1 Jafeta" (Rdz 10.1). Ten toledot składa się z osobnych relacji przynajmniej dwóch synów Noego, co wyjaśnia, dlaczego opis potopu w Księdze Rodzaju jest napisany z dwóch perspektyw, a cała relacja wydaje się nieco niespójna. Ale czy jest sprzeczna?
Jako dowód niezgodności podaje się, że w pierwszej zapowiedzi potopu czytamy o tym, iż Noe miał zabrać po jednej parze z każdego rodzaju zwierząt (Rdz 6. 20), a w drugiej, że ze zwierząt czystych miał zabrać po siedem par (Rdz 7. 2-3). Sprzeczność? Nie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że słowo "para" (hebr. shenayim) występuje w liczbie podwójnej (Rdz 6.20), z której w języku hebrajskim nie tworzy się już liczby mnogiej. Dlatego słowo to może oznaczać zarówno jedną, jak i siedem par zwierząt. Ponadto nie musi tu chodzić o te same zwierzęta, gdyż Noe miał
zabrać tylko po jednej parze tzw. zwierząt nieczystych, natomiast po siedem par zwierząt czystych, a więc zdatnych do składania w ofierze (Pwt 11), dzięki czemu mógł po potopie złożyć w ofierze niektóre z czystych zwierząt, bez wytrzebienia jakiegoś gatunku (Rdz 8. 20). Wyjaśnia to kontekst: "Ze wszystkich zwierząt czystych weź z sobą po siedem, samca i samicę, a ze zwierząt nieczystych po
parze, samca i samicę" (Rdz 7. 2). Sprzeczność w opisie potopu jest więc pozorna.
Dawid i Goliat
Masoreckie, a więc średniowieczne kopie Starego Testamentu, na których opierają się współczesne przekłady, zawierają w Drugiej Księdze Samuela (21.19) omyłkę kopisty. Otóż zamiast odczytać, że Elchanan zabił Lachmiego, brata Goliata, kopista wyczytał w tekście, z którego przepisywał, że Elchanan Betlejmita zabił Goliata.
Błąd jest oczywisty, gdyż w tym czasie Goliat spoczywał od lat w grobie, zabity przez Dawida.
Omyłkę tę można rozszyfrować na dwa sposoby. Po pierwsze, zaglądając do Pierwszej Księgi Kronik, gdzie czytamy o tym samym wydarzeniu w słowach: "Elchanan, syn Ja-ira, zabił Lachmiego, brata Goliata " (1 Krn 20. 5). Po drugie, czytając tekst z ową omyłką w języku hebrajskim, co pozwala nie tylko ją dojrzeć, ale także prześledzić, jak do niej doszło. Otóż skryba wziął znak "'-t" (wskazujący w piśmie hebrajskim na dopełnienie) za podobne do niego spółgłoski "bt", które odczytał jako "Beth" i połączył je w jedno słowo z imieniem " L a c h m i". W ten sposób powstało słowo "Betlejmita", którego w tekście oryginalnym w ogóle nie było. Omyłka ta pociągnęła następną. Kiedy skryba utracił dopełnienie zdania, którym był Lachmi, brat Goliata, wziął słowo "brat" (hebr. '-h) za bardzo podobny do niego znak wskazujący na dopełnienie (" '-t"). W ten sposób dopełnieniem dla "zabił" stał się zamiast Lachmiego, jego brat Goliat! Te omyłki sprawiły, że zamiast zdania: "Elchanan, synJaira, zabił Lach-niego, brata Goliata" (1 Krn 20. 5), skryba uzyskał zdanie: "Elchanan, syn Jaira, Betlejmita, zabił Goliata" (1 Krl 21. 19).
Gwoli sprawiedliwości trzeba wyjaśnić, że w pisowni hebrajskiej nie zapisywano samogłosek, tylko spółgłoski; samogłosek należało domyślić się z kontekstu. Co więcej, pisano bez znaków przestankowych i bez odstępów między poszczególnymi słowami. W rezultacie, jeśli choć jedna litera w słowie była nieczytelna, skryba mógł je odczytać i zapisać jako inne słowo. Na szczęście dysponujemy tak wielką ilością kopii ksiąg biblijnych, że takie omyłki łatwo wychwycić.
Zachodzi jednak pytanie: Dlaczego późniejsi kopiści nie poprawili tej omyłki, skoro każdy znający hebrajski może ją dojrzeć, a nawet wydedukować, jak do niej doszło? Otóż skrybowie mieli zasadę, żeby nie poprawiać niczego w księgach biblijnych. Z szacunku dla tekstu biblijnego i żeby nie pogorszyć sprawy - co najwyżej zaznaczali taki błąd na marginesie. Podobną zasadą kierują się na ogół dzisiejsi wydawcy Biblii.
Hebrajscy kopiści, przepisując księgi biblijne, byli nadzwyczaj skrupulatni. Na przykład po skopiowaniu zliczali słowa i litery, a nawet sprawdzali, czy środek przepisanej księgi wypada dokładnie na tę samą literę, co we wzorze, z którego przepisywali. O jakości ich pracy niech świadczy to, że różnica między Pięcioksięgiem Mojżeszowym przepisywanym przez jemeńskich Żydów, którzy odłączyli się ponad tysiąc lat temu od bliskowschodnich i europejskich pobratymców, a Pięcioksięgiem tych ostatnich, wynosi zaledwie 9 liter! Biorąc pod uwagę, że Pięcioksiąg jemeński ma 304 805 liter oraz to, że żadna z owych 9 różniących je liter nie zmienia nawet sensu słowa, trzeba uznać wierność starotestamentowych kopii za zdumiewającą. (Cdn.)
ALFRED J. PALLA
Ludzie nie byliby ludźmi, czyli istotami ciekawskimi, gdyby tak czy inaczej nie usiłowali zgłębić tzw. tajemnicy wiary. Trudno się dziwić - mało jest zagadnień tak fascynujących jak to, co się stanie, gdy nasza doczesna wędrówka dobiegnie kresu. Staniemy się ucztą dla robactwa, czy raczej wzniesiemy się na wyżyny niebiańskie lub strąceni zostaniemy w otchłań piekieł. Pokaźny liczebnie kontyngent homo sapiens - przede wszystkim płci męskiej - poszedł w tej kwestii na łatwiznę, wybierając profesję duchownego. Absolwenci specjalnych szkół zawodowych (a w przypadku niektórych wiar - samoucy) nie dość, że udają, iż posiedli niezbite dowody istnienia Stwórcy, to jeszcze - uzurpując sobie wiedzę o jego myślach i planach - zajmują się w pracy tłumaczeniem innym ludziom, czego Bóg od nich chce, a zwłaszcza czego im zakazuje.
Wszyscy ci, którzy nie korzystają z usług kapłanów i innych szamanów lub darzą ich egzegezy ograniczonym zaufaniem, mają do dyspozycji zgadywanie, analizowanie zjawisk, których nie potrafią sobie racjonalnie wyjaśnić, i wyciąganie metafizycznych wniosków. Patrząc na zagadnienie z tego punktu widzenia, trzeba przyznać, że mnogość sygnałów i znaków mogących zwiastować obecność sił nadprzyrodzonych jest ogromna. Niestety, z konsekwencją godną lepszej sprawy nauka systematycznie dostarcza prozaicznego ich wyjaśnienia, usiłując pozbawić nas złudzeń.
Dość powszechnie ludzie, którzy znaleźli się na pograniczu śmierci, raportują podobne
wrażenia: ciemny tunel, na którego końcu widać światło. Cóż to może być, jeśli nie tunel do życia wiecznego? Nawet przyjmując, że niektórzy opowiadacze tunelowych historii kłamią, by zabłysnąć oryginalnością doznań, to z pewnością nie wszyscy... Poważni naukowcy z kil-
które sprawiają, że doznający ich człowiek czuje, że znalazł się w innej rzeczywistości. Znany balladzista Leonard Cohen po kilku latach spędzonych w klasztorze buddyjskim utrzymuje, że mnisi w efekcie chronicznego niewyspania i braku protein spowodowanym wege-
Bóg i proteiny
Dowody na istnienie Boga... odwieczna kwestia. Każdy prędzej
czy później poznaje prawdę, lecz - w przypadku nieistnienia
Wszechmogącego - nie może jej uświadomić, zaś w przypadku
Jego istnienia - nie jest w stanie podzielić się radosną wieścią
z niedawnymi towarzyszami niedoli na ziemskim padole.
ku ośrodków na świecie, badający wizje tunelu, doszli do wniosku, że najprawdopodobniej są to halucynacje wywołane specyficznymi, skomplikowanymi procesami elektrochemicznymi zachodzącymi w mózgu w krytycznych chwilach zagrożenia życia.
Co jednak wtedy, gdy sami - nie będąc wcale krok od śmierci - doznajemy nienormalnych ponad wszelką wątpliwość sensacji psychicznych, które skłaniają do konkluzji, że obcujemy z Bogiem? I tu postęp wiedzy coraz częściej odziera nas z iluzji. Niektórzy ludzie, np. mnisi buddyjscy, w trakcie medytacji potrafią w istotny sposób wpływać na pracę mózgu i wywoływać anomalie psychofizyczne,
tariańskim niedożywieniem znajdują się w innym stanie świadomości.
Magazyn "Nature" zamieścił niedawno artykuł lekarzy szpitali uniwersyteckich w Genewie i Lozannie opisujących ciekawy przypadek. W ramach terapii 43-letniej epi-leptyczki doktorzy - usiłując zlokalizować rejon mózgu odpowiedzialny za epilepsję - wprowadzili doń elektrody. Kiedy impuls prądu o słabym napięciu dotarł w pobliże ośrodka równowagi w tylnej części prawej półkuli, pacjentka doznała stanu niezwykłej lekkości, poczuła się tak, jakby szybowała nad własnym ciałem i miała wrażenie, że spogląda na nie spod sufitu. Gdy lekarze
poprosili, by poruszyła kończynami, wydawało się jej, że jedno ramię jest krótsze od drugiego, a nogi lewitują w kierunku jej twarzy. Zamknięcie oczu sprawiło, że miała wrażenie, jakby jej korpus ulatywał w przód. Doktorzy przypuszczają, że doznania zostały spowodowane zakłóceniem przez prąd stanu subtelnej równowagi, co wywołało chaos neuronów, który pogłębiał się, gdy chora poruszała kończynami i oczami.
W USA - kraju demonstracyjnie religijnym - ludzie, w tym także niektórzy medycy, rozprawiają poważnie o leczniczych walorach modlitwy. Zrozumienie tego fenomenu stało się możliwe bez uciekania się do sfery nadprzyrodzonej, od kiedy poznano tajniki autosugestii i doświadczalnie skonstatowano, że nawet silne bóle mogą być niwelowane zastosowaniem placebo (np. witaminy C), ale pod warunkiem, że pacjent mocno wierzy w zbawienną moc tabletki. Intensywna modlitwa także może być formą placebo.
Wszystko to nie napawa optymizmem, bo nie jest komfortowo żyć ze świadomością, że kiedy ostatni raz zamkniemy oczy, to przypuszczalnie nie będzie przebudzenia przy wtórze chórów anielskich. Dlatego posępną koncepcję, że życie jest powolną, postępującą agonią, usiłujemy przesłonić przyjemniejszymi wnioskami, np. takim: nauka, tak sprawnie pozbawiająca nas nadziei, powinna pracować wydajniej nad wydłużaniem i uprzyjemnianiem życia.
TOMASZ SZTOS
18 - 24 X 2002 r.
FAKTY n
BÓGI BOGOWIE
17
ŻYCIE PO ŻYCIU (13)
Nowa ziemia
^ MÓiyr, Historia biblijna ^fi to historia ludzko- ści od raju utraconego do raju odzyskanego. Wieczną ojczyzną ma być odnowiona ziemia, którą "pokorni odziedziczą" i "sprawiedliwi posiądą" (Ps 37).
"I rzekł Ten, który siedział na tronie: Oto wszystko nowym czynię" (Ap 21. 5), "I widziałem nowe niebo i nową ziemię, albowiem pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły" (w. 1). W zbawczej perspektywie Biblia nakreśla obraz odzyskanego raju i kształt odnowionej ziemi. Po tysiącletnim pobycie zbawionych w niebie ponownie stanie się ona mieszkaniem ludzi. Planeta, cała przyroda i otaczająca ją atmosfera zostaną wcześniej odnowione, wrócą do swego pierwotnego kształtu z czasów tuż po stworzeniu, gdy wszystko było "bardzo dobre" (Rdz 1. 31). Koniec świata nie oznacza w świetle nauki biblijnej unicestwienia ziemi (wersję katastroficzną prezentują skrajne kierunki teologiczne). Ogień, nazywany przez teologów eschatologicznym, ma oczyścić planetę ze skażenia i w ten sposób ma dokonać się nadprzyrodzona trans-figuracja i gloryfikacja ziemi (2 P 3. 13). Na realnej Nowej Ziemi ma
toczyć się realne materialno-duchowe życie. Apostoł Paweł pisał o tej przyszłości: "ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują" (1 Kor 2, 9). Biblia zakłada więc, że nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie teraz doskonałości życia po zmartwychwstaniu, jednakże opisuje wiele szczegółów przyszłej egzystencji. Przede wszystkim "śmierci już nie będzie; ani smutku, ani krzyku, ani mozołu już nie będzie" (Ap 21. 4). Podobny zapis znajdujemy w księdze Izajasza: "...nie będzie się wspominało rzeczy dawnych, i nie przyjdą one na myśl nikomu. A raczej będą się radować i weselić po wszystkie czasy z tego, co Ja stworzę, bo oto Ja stworzę z Jeruzalemu wesele, a z jego ludu radość! I będę się radował z Jeruzalemu i weselił z mojego ludu, i już nigdy nie usłyszy się w nim głosu płaczu igłosu skargi" (Iz 65,17
19). Człowiek zostanie przemieniony fizycznie i duchowo. Nie będzie podlegał żadnym formom skażenia, choroby czy bólu (1 Kor 15. 51-53). Ludzie będą jak "aniołowie w niebie" (Mt 22. 30), ciała będą zatem podległe duchowi, a materia nie będzie stanowić przeszkody (Łk 24. 36
40). Sądząc po wyglądzie zmartwychwstałego
Chrystusa i reakcjach Jego uczniów, ludzie zachowają własną indywidualność (J 20. 27-28) i będą rozpoznawalni (Łk 24.30
31). Ludzkie poznanie i etyka pogłębią się (1Kor 13.12), a motorem postępowania będzie miłość (w. 8). Człowiekowi zostanie przywrócona harmonia, którą zburzył grzech i ponownie będzie odbijał obraz i podobieństwo Boże. Ludzie będą się rozwijać poprzez szlachetną pracę i korzystać z jej efektów (Iz 65. 21-22). Ludzkość tworzyć będzie społeczeństwo doskonałe, nie będzie jednak rodzin w obecnym rozumieniu, zgodnie ze słowami Jezusa, że "ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić" (Mt 22. 30).
Biblia opisuje Nową Ziemię bez przemocy i śmierci (także wśród zwierząt) - " Wilk z jagnięciem będą się paść razem, a lew jak bydło będzie jadł sieczkę, wąż zaś będzie się żywił prochem. Nie będą źle postępować ani zgubnie działać na całej świętej górze" (Iz 65. 25). Tak jak tuż po stworzeniu, człowiek i zwierzęta będą się żywić roślinami (Rdz 1. 29-30).
Zmianie ulegną warunki atmosferyczne i geologiczne, ziemia będzie żyzna, a klimat łagodny: "Pustynia stanie się sadem, a sad za las uważany będzie" (Iz 32. 15), "...trysną zdroje wód na pustyni i strumienie na stepie; spieczona ziemia zamieni się w pojezierze, spragniony kraj w krynice wód..." (Iz 35. 1, 6). Punkt centralny Nowej Ziemi stanowić ma "miasto święte Jeruzalem (...). Będzie w nim tron Boga i Baranka" (Ap 21. 10; 22. 3).
PAULINA STAROŚCIK
RELIGIE WCZORAJ I DZIŚ (33)
Konkurenci proroka
Dzieje religii mających swe korzenie w Iranie nie kończą się na Zaratusztrze. Prastare bóstwa ognia i światła, poprzedzające wielkiego reformatora i proroka, okazały się ogromnie żywotne.
Przede wszystkim wymienić tu należy Anahitę, czyli jutrzenkę, żeńskie bóstwo światła wykazujące podobieństwo do bogów Mezopotamii. Awe-sta przedstawia ją jako piękną dziewicę, noszącą złocisty płaszcz i koronę. W ręku dzierży świętą gałązkę ba-reszman obrazującą życie. Jeszcze za panowania Artakserksesa II (404-359 p.n.e.) jej imię pojawia się razem z Ahura Mazdą i Mitrą, co sugeruje ich równorzędność lub rodzaj trójcy bóstw najwyższych. Bogini stawiano wielkie posągi w stolicach perskiego państwa a także w Babilonie, Suzie, Ekbatanie, Armenii, Damaszku i całej Azji Mniejszej. Na terenie Armenii anahityzm przetrwał aż do epoki chrześcijańskiej.
Jeszcze silniejszą pozycję osiągnął Mitra. Jego kult w końcowych fazach stał się religią monoteistyczną, choć początkowo Mitra był zaledwie demonem natury, jednym z licznych "geniuszy" (jazat) personifikujących zjawiska przyrodnicze. W IV w. p.n.e. Mitra wyrósł na bóstwo strzegące królewskiej władzy Achemenidów. Był gwarantem królewskich przysiąg
i stanowił najważniejszego sprzymierzeńca monarchów. Mitra zabijający byka uosabiającego zło i mrok stał się symbolem zrozumiałym od zachodnich Indii poprzez Azję Środkową, Palestynę, Azję Mniejszą aż po Cesarstwo Rzymskie w okresie późniejszym. Żołnierze Pompejusza przynieśli kult Mitry do południowej Europy, a nawet Brytanii, gdzie mi-traistyczne świątynie funkcjonowały jeszcze w V w. Słoneczny bóg (pogromca ciemności) okazał się ideą niezwykle nośną -w IV w. konkurował z chrześcijaństwem, a sam Konstantyn Wielki był wyznawcą Zwycięskiego Słońca. Na przełomie III i IV w. mitraizm należał do religii oficjalnie akceptowanych w Cesarstwie Rzymskim.
W tej epoce religia, która pierwotnie miała charakter jednoznacznie naturalistyczny, przeradza się stopniowo w system ezoteryczny nasiąkający bezosobowymi mocami, neoplatońskimi bytami uhierarchi-zowanymi od najniższej i najcięższej materii aż do czystego ducha. Pod wpływem żydowskiego i chrześcijańskiego mesjanizmu Mitra zaczyna być rozumiany w kategoriach zbawiciela lub odkupiciela świata. Chrześcijanie nazywają Chrystusa światłością i pogromcą mroku. Należy też uwzględnić hellenistyczne
koncepcje władcy-bóstwa, które wyraźnie są bliskie Mitrze opanowującemu zło. Dochodzi więc do wzajemnej wymiany idei i przenikania się rozmaitych interpretacji. Na to nakłada się typowo irański dualizm świata i koncepcja nieśmiertelnej duszy dostępującej ostatecznego zbawienia lub strącanej do piekieł zależnie od jej postępków za życia.
Misteria mitraistyczne były przesycone magią, której korzenie sięgają prawdopodobnie najgłębszych warstw kultur zachodniej Azji. Ich celem było oczyszczenie dusz uczestników i zbliżenie ich do najwyższego źródła boskiego światła oraz jego bojownika w osobie Mitry. Niezmiernie ważnym i pociągającym dla mas elementem kultu był wreszcie jego demokratyzm połączony z wysokimi standardami moralnymi (zakaz zabijania, rozpusty seksualnej, nadmiernego przywiązania do świata materii, kłamstwa i złodziejstwa). Stąd częsty ascetyzm, wegetarianizm i pochwała życia pustelniczego. Jak widać, zasadnicze pojęcia oraz wymagania stawiane wyznawcom przypominały chrześcijaństwo i nauki wielu mistyków tej epoki. Do pewnego stopnia wyjaśnia to więc spektakularny sukces mitraizmu i chrześcijaństwa w Cesarstwie Rzymskim. LESZEK ŻUK
Biblia mówi, że życie na ziemi we wszystkich jego formach zostało stworzone w ciągu sześciu dni. Bóg uczcił zakończenie swego
I dzieła, odpoczywając siódmego dnia, który szczególnie pobłogosławił | i uświęcił.
worzyć " Gdyż w sześciu ) dniach uczynił Pan niebo i ziemię, morze i wszystko, co w nich jest, a siódmego dnia odpoczął. Dlatego Pan pobłogosławił dzień sabatu i poświęcił go" (Wj 20. 11). Skąd możemy mieć pewność, że dni tygodnia stworzenia były rzeczywistymi dwudziestoczterogodzinnymi dniami? Hebrajskie słowo jom oznaczające dzień może bowiem
Dni tygodnia określano w Biblii liczebnikami, na przykład niedziela jest "pierwszym dniem tygodnia" (Łk 24. 1), poniedziałek "drugim" itd. Wyjątkiem jest dzień siódmy zwany w Starym Testamencie po hebrajsku "szabatem", a w Nowym z greki "sabatem" -to polska sobota. Swoją nazwę miał też piątek - "dzień przygotowania" -w którym człowiek przygotowywał siebie i dom na sobotnie spotkanie ze swym Bogiem.
W akcie stwórczym Boga widać przemyślaną konstrukcję. W pierwszych trzech dniach tworzy On środowisko, które następnie zapełnia w kolejnych aktach twórczych dni: czwartego, piątego i szóstego. Pierwszego dnia Bóg tworzy światło. Nazywa je dniem i oddziela od ciemności, czyli nocy. Widzi, że jest dobre. Tak Bóg podsumowuje każdy dzień stwarzania. Wszystko, co pochodzi od Niego, jest dobre. W paralelnym dniu czwartym Bóg
OKIEM KREACJONISTY
Siedem dni
również dotyczyć czasu nieokreślonego. Na tej podstawie niektórzy bibliści sugerują, że sześć dni stworzenia było w rzeczywistości długimi okresami, na co mogłaby też wskazywać treść Psalmu 90: "Albowiem tysiąc lat w oczach twoich jest jak dzień wczorajszy, który przeminął, jak straż nocna " (w. 4). Podstawowym znaczeniem słowa jom jest jednak literalny dzień. I tak właśnie tłumaczą je hebraiści, o ile kontekst nie sugeruje innego znaczenia. Według językoznawców, w Księdze Rodzaju nie ma podstaw, by uznać dzień za symboliczny okres. Znajdują się tam natomiast wskazówki, które świadczą o rzeczywistym dniu. Kolejne dni stworzenia oznaczone zostały bowiem liczebnikami porządkowymi ("dzień pierwszy", "dzień drugi" itp.), co występuje jedynie w przypadku rzeczywistych dni. Tylko w takim rozumieniu - podkreślają naukowcy -język hebrajski używa frazy: "i nastał wieczór, i nastał poranek dzień pierwszy... dzień drugi" itd. (Rdz 1. 5, 8). Biorąc dodatkowo pod uwagę argumenty gramatyczne i składniowe, większość biblistów jest zdania, że pisarz miał na myśli rzeczywisty dzień. Bóg stworzył siedmiodniowy rytm życia, odmierzył pierwszy cykl, który miał się stać wzorem dla kolejnych tygodni. Do dziś świat żyje w takim właśnie cyklu, który nie ma żadnego -poza biblijnym -uzasadnienia.
odsłania słońce i księżyc. Te ciała będą od tej pory oddzielały dzień od nocy, będą wyznaczały pory i lata. Drugiego dnia Bóg stworzył niebo i morze, a w paralelnym dniu piątym zapełnił je ptactwem i rybami oraz "wszelką żywą, ruchliwą istotą" wodną. Trzeciego dnia Stwórca wyłania suchy ląd i pokrywa go roślinnością, a w dniu szóstym napełnia ląd zwierzętami i tworzy człowieka, któremu za pokarm daje rośliny i owoce. Rośliny mają też służyć za pokarm wszystkim stworzonym zwierzętom. Ukoronowaniem sześciu dni pracy Boga było ustanowienie dnia odpoczynku. Siódmego dnia Bóg odpoczął, choć użyte tu hebrajskie słowo szabath dosłownie oznacza "przestał pracować". Bóg się nie męczy. "Odpoczął", gdyż tylko przez zmianę zachowania można uświęcić czas. A Bóg ów siódmy dzień "pobłogosławił i uświęcił". Podkreślił, że wszystko, co stworzył, było "bardzo dobre". Uświęconym przez siebie siódmym dniem spiął cały akt stworzenia. To pierwszy pełny dzień, który Bóg spędza ze stworzonym na swój obraz człowiekiem. To dzień szczególny, bo nie ma żadnego odpowiednika w akcie kreacji. Dlatego siódemka symbolizuje w Biblii pełnię i doskonałość. Struktura tekstu podkreśla wagę, jaką Bóg przywiązuje do czasu, który człowiek spędza w społeczności z Nim. MARTA CUBERBILLER
18
NASZA RACJA
FAKTYn
18 - 24 X 2002 r.
Lista kandydatów KWW ANTYKLERYKALNEJ POLSKI w wyborach samorządowych
WOJEWÓDZTWO DOLNOŚLĄSKIE SEJMIK WOJEWÓDZKI LISTA NR 11
OKRĘG WYBORCZY NR 1
1. Grządziel Marek Henryk
2. Hołówko Edward
3. Studnicka Jadwiga
4. Krupczyński Kazimierz Lucjan
5. Hankiewicz Marek Leon
6. Lipski Dariusz Adam
OKRĘG WYBORCZY NR 3
1. Zaykowski Jerzy Marian
2. Liszewska Anita
3. Matyaszek Wanda
4. Kozińska Iwona Małgorzata
5. Sobol Kazimierz
6. Kuliński Waldemar Mariusz
OKRĘG WYBORCZY NR 5
1. Jasiński Andrzej
2. Rybczyński Paweł
3. Bednarski Janusz
4. Forościej Jan
5. Miszczak Małgorzata
WOJEWÓDZTWO KUJAWSKO-POMORSKIE SEJMIK WOJEWÓDZKI LISTA NR 11
OKRĘG WYBORCZY NR 1
1. Rokicka Hanna Zofia
2. Gurzyński Tomasz
3. Kałek Andrzej
4. Skrabuła Władysław
5. Małkowski Sławomir
6. Radzki Andrzej
7. Niewiadomska Józefa Krystyna
OKRĘG WYBORCZY NR 3
1. Klonek Jarosław
2. Lemańczyk Franciszek
3. Szarafiński Ryszard Marian
4. Moszyński Marek
5. Kantarowski Stanisław
6. Kamiński Jacek
7. Niewiadomska Grażyna Zofia
8. Nowakowska Maria
OKRĘG WYBORCZY NR 5
1. Antoniuk Wiesław Stanisław
2. Suś Mirosław
3. Jarecki Dobrosław Konrad
4. Gajewski Krzysztor Andrzej
5. Rybka Henryk Józef
OKRĘG WYBORCZY NR 6
1. Nowaczyk Teresa
2. Kruczek Marian
3. Płócienniczak Ewa
4. Sieradzan Czesław
5. Balicka Grażyna
6. Poraziński Edward
7. Miazek Stanisław
WOJEWÓDZTWO LUBELSKIE
SEJMIK WOJEWÓDZKI LISTA NR 12
OKRĘG WYBORCZY NR 1
1. Jasiński Grzegorz
2. Majewska Alicja
3. Kalicki Piotr
4. Podstawka Piotr
5. Jaszczuk Wanda
6. Wysocka Anna
OKRĘG WYBORCZY NR 4
1. Gorczycki Edward
2. Krawiec Zofia
3. Boguta Józef
4. Kryjak Stanisław
5. Majewski Jerzy
6. Stępień Włodzimierz
OKRĘG WYBORCZY NR 5
1. Blaszyński Andrzej
2. Przepiórka Zbigniew
3. Hulak Elżbieta
4. Mentlewicz Marek
5. Adamowicz Leszek
6. Kasprzak Władysław
WOJEWÓDZTWO LUBUSKIE SEJMIK WOJEWÓDZKI LISTA NR 14
OKRĘG WYBORCZY NR 4
1. Ciesielski Konrad
2. Sączawa Mirosław
3. Janicka Kazimiera Janina
4. Zyganowski Antoni
5. Powoj bo Władysław
6. Janicki Mirosław Kazimierz
WOJEWÓDZTWO ŁÓDZKIE SEJMIK WOJEWÓDZKI LISTA NR 15
OKRĘG WYBORCZY NR 6
1. Szmigielska Elżbieta
2. Dobrowolski Tomasz
3. Magdziarz Andrzej
4. Żak Paweł
5. Szalewicz Waldemar
6. Szmigielski Ryszard
7. Machaj Jacek
8. Machaj Elżbieta
9. Jabłoński Sławomir Antoni
WOJEWÓDZTWO MAZOWIECKIE SEJMIK WOJEWÓDZKI LISTA NR 8
OKRĘG WYBORCZY NR 1
1. Perzyna Arkadiusz Paweł
2. Kazirodek Mikołaj
3. Kapisz Barbara Daniela
4. Wypierowski Bogdan
5. Szmański Marian
6. Stelmach Tadeusz Piotr
7. Mańkowska Teresa
OKRĘG WYBORCZY NR 2
1. Dominiak Alicja
2. Dembowski Marek
3. Jóźwik Krzysztof
4. Kurowski Miłosz
5. Anczarski Andrzej
OKRĘG WYBORCZY NR 3
1. Stęplewski Alfred
2. Siudziński Marek
3. Kapuściński Piotr
4. Pieńkowska Anna
5. Bartkiewicz Marcin
6. Bielecki Ryszard
OKRĘG WYBORCZY NR 4
1. Sionek Sylwester
2. Cyranowicz Lidia Krystyna
3. Wuda Kazimierz
4. Zdanowski Robert
5. Głęboka Beata Julia
6. Feluś Krzysztof
OKRĘG WYBORCZY NR 5
1. Motyka Marek
2. Perczak Judyta Ewa
3. Komorowski Konstanty
4. Siwiec Marcin
5. Kęska Remigiusz
6. Tokarski Maciej
OKRĘG WYBORCZY NR 6
1. Odrowski Dariusz Bernard
2. Kozak Marian Jakub
3. Łęczycka Jadwiga
4. Olk Dariusz
5. Remiszewski Jan
6. Trojnar Zygmunt
7. Mroczek Michał
OKRĘG WYBORCZY NR 7
1. Musiał Piotr Jan
2. Laskowska-Łosiak Krystyna
3. Dębowski Grzegorz
4. Seroka Lech
5. Wilczyński Andrzej
6. Mańkowski Kazimierz
RADA MIASTA STOŁECZNEGO WARSZAWY
OKRĘG WYBORCZY NR 1
1. Struszewski Michał
2. Pedryc Ewa
3. Henszel Arkadiusz
4. Malec Zenon
5. Brach Wiesława
6. Malinowski Piotr
7. Komuda Łukasz
OKRĘG WYBORCZY NR 2
1. Foryś Marek
2. Pazio Grażyna
3. Nabiałek Maciej
4. Cymerman Karolina
5. Przybysz Ewa
6. Kapuścińska Jolanta Agnieszka
OKRĘG WYBORCZY NR 3
1. Zając Mirosława
2. Nabiałek Leszek
3. Stelmach Józef
4. Radomski Kamil Mirosław
5. Durczyński Ryszard
6. Makomaski Rafał
OKRĘG WYBORCZY NR 4
1. Chruszczewska Lidia
2. Cieśluk Waldemar
3. Trzebiatowski Krzysztof
4. Zdrojek Artur
5. Zwoliński Piotr
OKRĘG WYBORCZY NR 5
1. Zalewska Ewa
2. Motylska Cecylia
3. Zalewska Agata
4. Konopka Cezary
5. Trzaska Anna
6. Motylska Renata
OKRĘG WYBORCZY NR 6
1. Zbrożczyk Jerzy
2. Więch Wiesław
3. Siedlecka Anna Michalina
4. Nyczke Michał
5. Krukowski Cezary Andrzej
OKRĘG WYBORCZY NR 7
1. Wikiel Jerzy Michał
2. Marchela Krzysztof
3. Chrzanowski Adam Jacek
4. Cymerman Igor
5. Stęplewska Zofia
OKRĘG WYBORCZY NR 8
1. Hołdys Roman
2. Baranowska Barbara
3. Wardak Sebastian
4. Szczepański Piotr
5. Komuda Barbara
OKRĘG WYBORCZY NR 9
1. Szumowska Alicja
2. Potakowski Józef
3. Borowski Marian
4. Jankowski Ryszard
5. Orszulak Szymon
OKRĘG WYBORCZY NR 10
1. Dziadkiewicz Andrzej
2. Urbański Andrzej
3. Konieczny-Iwanejko Iwona
4. Szostak Katarzyna
5. Poniatowski Dariusz
WOJEWÓDZTWO PODLASKIE
SEJMIK WOJEWÓDZKI LISTA NR 16
OKRĘG WYBORCZY NR 1
1. Bołtruczuk Mikołaj
2. Jackowska Bożena
3. Kamiński Leszek
4. Wądołowska Aneta Renata
5. Pawluczuk Eugenia
6. Kononiuk Walentyna
OKRĘG WYBORCZY NR 2
1. Niedziołko Jerzy
2. Nagórski Bogdan
3. Gudanowski Tadeusz
4. Mral Ireneusz Jan
5. Woźnialis Józef
OKRĘG WYBORCZY NR 3
1. Włodawska Agata Joanna
2. Zawojski Radosław Wiesław
3. Szczęsny Wojciech Rajmund
4. Kwiatkowska Monika Sylwia
5. Filipkowska Anna
OKRĘG WYBORCZY NR 4
1. Choroszucha Barbara
2. Iwanowicz Ewa Beata
3. Grosicki Aleksander
4. Świętochowski Konstanty
5. Bołtruczuk Halina
RADA MIASTA BIAŁYSTOK
OKRĘG WYBORCZY NR 1
1. Klimiuk Michał
2. Wityk Witold Eugeniusz
3. Kamińska Joanna
4. Matusewicz Marian
5. Głowacki Jan
OKRĘG WYBORCZY NR 3
1. Kononiuk Andrzej
2. Giemza Halina
3. Tałałaj Alfons
4. Wądołowski Wojciech
5. Fiedorowicz Małgorzata
RADA MIASTA ŁOMŻA
OKRĘG WYBORCZY NR 3
1. Janiszewski Mieczysław
2. Zach Elżbieta Jolanta
3. Dobrzycki Przemysław
4. Kwiatkowski Przemysław Krzysztof
5. Kotarski Grzegorz Artur
WOJEWÓDZTWO POMORSKIE SEJMIK WOJEWÓDZKI LISTA NR 8
OKRĘG WYBORCZY NR 1
1. Psyk Maciej
2. Łochowski Tomasz
3. Dembek Remigiusz
4. Głowińska Maria
5. Grużewski Leonard
OKRĘG WYBORCZY NR 2
1. Bujko Ziemowit
2. Molenda Jerzy
3. Łuczyński Tadeusz
4. Bendig Jerzy
5. Pietrzyk Stanisław
6. Dygała Marek
OKRĘG WYBORCZY NR 3
1. Kotłowski Andrzej
2. Przeorek Wanda
3. Skokowska Halina
4. Graff Jan
5. Osienin Henryk
6. Biesek-Heba Bożena
OKRĘG WYBORCZY NR 4
1. Krzykowska Barbara
2. Paczkowska Ewa
3. Czarnecki Longin
4. Mazur Krystyna
5. Frank Oskar
OKRĘG WYBORCZY NR 5
1. Petrykowski Andrzej
2. Białonoga Andrzej
3. Pankowski Daniel
4. Kazimierska Renata
5. Wyżykowska Adriana
RADA MIASTA GDAŃSK LISTA NR 18
OKRĘG WYBORCZY NR 2
1. Kalafarski Jan
2. Szydłowski Waldemar
3. Kaczmarski Jerzy
4. Rokicki Ryszard
5. Windorbska Ewa
6. Mazur Kazimierz
OKRĘG WYBORCZY NR 3
1. Dukowicz Marek
2. Damrat Sławomir
3. Serafin Dariusz
4. Grochowska Jadwiga
5. Przeorek Jan
6. Kwiecień Karol
OKRĘG WYBORCZY NR 4
1. Krzykowski Zbigniew
2. Wasilewska Izabela
3. Lewandowski Janusz
4. Mieczkowski Tadeusz
5. Protasewicz Irena
OKRĘG WYBORCZY NR 6
1. Krasnodębski Zbigniew
2. Frank Monika
3. Szachta Brunon
4. Kawczyński Paweł
5. Kobylińska Celina
WOJEWÓDZTWO ŚLĄSKIE SEJMIK WOJEWÓDZKI LISTA NR 8
OKRĘG WYBORCZY NR 1
1. Jagiełło Stefan
2. Szkaradnik Jerzy
3. Neuberg Beata
4. Lekki Przemysław
5. Starski Bogdan Marian
6. Pajor-Stryczek Elżbieta
7. Siwiec Jan
OKRĘG WYBORCZY NR 2
1. Kossakowski Waldemar
2. Szczepanik Ryszard
3. Stanek Witold Marian
4. Gutowski Marian Adam
5. Ruszyński Andrzej Karol
6. Theil Roman
OKRĘG WYBORCZY NR 3
1. Skoczek Aleksander
2. Sroka Jan
3. Twardowski Marek Bogusław
4. Czopnik Ewa
5. Meyer Zofia
OKRĘG WYBORCZY NR 4
1. Marcichów Julian Marek
2. Ambroz Wiesław
3. Migurska Helena
4. Wilk Henryk
5. Kozłowski Zbigniew Mikołaj
6. Musialik Zofia
OKRĘG WYBORCZY NR 5
1. Maćkowiak Rafał Krystian
2. Rygus-Źrebiec Renata Alicja
3. Stangel Piotr Zbigniew
4. Cnota Jerzy Feliks
5. Bajorek-Makowski Seweryn
6. Sroka Tomasz Sławomir
OKRĘG WYBORCZY NR 6
1. Kita Ryszard
2. Fedoniuk Tadeusz
3. Podsiadło Marek
4. Jeziorski Adrian
5. Toborek Jerzy
OKRĘG WYBORCZY NR 7
1. Szymoniak Ryszard
2. Sitek Zbigniew
3. Garczyński Emil
4. Turemka Bernard
5. Żyła Sławomir
RADA MIASTA BYTOM LISTA NR 15
OKRĘG WYBORCZY NR 1
1. Darowski Bernard
2. Karsznia Andrzej Henryk
3. Byrtek Bronisław
4. Dmochowski Andrzej
5. Domin Eugeniusz Paweł
OKRĘG WYBORCZY NR 2
1. Szafarczyk Piotr Marcin
2. BanaśJulian
3. Łośniewski Karol
4. Kasprzyk Andrzej
5. Muszczak Zofia Krystyna
OKRĘG WYBORCZY NR 3
1. Serafiński Piotr
2. Łabudek Ryszard
3. Puchała Halina Maria
4. Jakubowski Stanisław
5. Kuna Mieczysław
OKRĘG WYBORCZY NR 4
1. Barański Jan Marian
2. Tomala Piotr
3. Gawlik Rafał
4. Napiórkowski Andrzej
5. Winiarski Janusz Wacław
OKRĘG WYBORCZY NR 5
1. Makuch Paweł
2. Gromadzki Michał Marcin
3. Bułakowski Zbigniew
4. Serafiński Jan
5. Stegienta Władysław
POWIAT KATOWICE LISTA NR 17
OKRĘG WYBORCZY NR 1
1. Dzida Jerzy
2. Bugajski Bogusław
3. Wożniak Izabela
4. Olszewski Zbigniew
5. Basik Jerzy
OKRĘG WYBORCZY NR 2
6. Micyk Andrzej Teodor
7. Kluza Zbigniew
8. Bełkowski Stanisław
9. Dziurawiec Halina
10. Płocica Jan
OKRĘG WYBORCZY NR 3
1. Wojakowska Anna Krystyna
2. Niementowsa Iwona
3. Grześków Stefan
4. Plewka Wojciech
5. Kozyra Mikołaj
OKRĘG WYBORCZY NR 4
1. Kotowicz Marian
2. Sibiga Andrzej
3. Mruk Teresa
4. Basik Nelly
5. Marzec Jolanta
OKRĘG WYBORCZY NR 5
1. Budzińska-Papis Krystyna
2. Bloszczyk Małgorzata
3. Walczyszyn Barbara
4. Nierada Henryk
5. Szwarc Piotr
RADA POWIATU SOSNOWIEC LISTA NR 13
OKRĘG WYBORCZY NR 1
1. Kowacka Ewa
2. Sikora Andrzej
3. Hoła Krzysztof
4. Dusza Adrian
5. Głowocz Jerzy Bronisław
OKRĘG WYBORCZY NR 2
1. Piątek Sławomir
2. Kochman Krzysztof
3. Sadowy Ludwik
4. Tomaszewska Jolanta
5. Prażuch Mieczysław
OKRĘG WYBORCZY NR 3
1. Szydłowska-Sankowska Romana
2. Wiktor Tadeusz
3. Strzelecka Aleksandra
4. Tomaszewski Dariusz
5. Mroczek Waldemar
OKRĘG WYBORCZY NR 4
1. Kosakowski Rafał
2. Gomera Krzysztof
3. Rodak Andrzej
4. Sitek Anna
5. Jaros Stanisław
OKRĘG WYBORCZY NR 5
1. Musialik Mariusz
2. Sala Stanisław
3. Klocek Janusz Piotr
4. Twers Marian
5. Leśniewska Olga
RADA POWIATU BĘDZIN LISTA NR 15
OKRĘG WYBORCZY NR 3
1. Bachleda Władysław
2. Nowak Ryszard
3. Rencza Jerzy Mirosław
RADA GMINY CZELADŹ LISTA NR 12
OKRĘG WYBORCZY NR 2
1. Krupska Beata
2. Baryła Krzysztof
3. Rejch Artur
4. Bielecki Piotr
5. Tylus Andrzej
OKRĘG WYBORCZY NR 3
1. Gierka Roman
2. Wojnowski Arkadiusz
3. Otak Przemysław
4. Styczeń Dariusz
5. Kubat Przemysław
WOJEWÓDZTWO ŚWIĘTOKRZYSKIE SEJMIK WOJEWÓDZKI LISTA NR 4
OKRĘG WYBORCZY NR 4
1. Brzeziński Zdzisław
2. Pawłowski Janusz Stanisław
3. Kowalik Ewa Kalina
4. Salamon Edward
5. Gajda Czesław
6. Rokita Leon
WOJEWÓDZTWO WARMIŃSKO-MAZURSKIE SEJMIK WOJEWÓDZKI LISTA NR 8
OKRĘG WYBORCZY NR 1
1. Oleksiewicz Bronisław
2. Rychlik Wiesław Piotr
3. Kalinowski Henryk
4. Konopka Andrzej Czesław
5. Zajączkowski Jerzy Marian
WOJEWÓDZTWO WIELKOPOLSKIE SEJMIK WOJEWÓDZKI LISTA NR 10
OKRĘG WYBORCZY NR 1
1. Maćkowiak Stanisław
2. Skąpska Małgorzata
3. Świąder Adam
4. Pietrzak Grzegorz
5. Wojciechowski Jacek
6. Estkowski Lech
7. Wojciechowski Michał
8. Nowak-Karlińska Małgorzata
9. Zborowska-Kordus Teresa
OKRĘG WYBORCZY NR 2
1. Dąbrowski Krzysztof
2. Giera Adam
3. Jur Aurelia
4. Dziedziejko Michał
5. Wiśniewski Tomasz
6. Hertel Wojciech
7. Denisiuk Józef
8. Kauch Aleksandra
9. Graczyk Marek
OKRĘG WYBORCZY NR 3
1. Kowalik Edward
2. Greser Krzysztof
3. Paszkiewicz Przemysław
4. Baranowska Janina
5. Białkiewicz Adam
6. Fabisiak Eugeniusz
7. Węglarz Marian
8. Wierzbiński Sławomir
OKRĘG WYBORCZY NR 4
1. Górski Zbigniew
2. Wolniewski Józef
3. Korgol Józef
4. Przybylak Marian
5. Szymczak Wiesław
6. Wawrzyniak Grzegorz
7. Pacławski Roman
OKRĘG WYBORCZY NR 5
1. Woźniakiewicz Krzysztof
2. Dudziak Andrzej
3. Gąsior Mirosław
4. Działocha Benedykt
5. Antczak Jan
OKRĘG WYBORCZY NR 6
1. Wróbel Jerzy
2. Tomaszewski Rafał
3. Mostowiak Józef
4. Opiłka Zdzisława
5. Gubańska Irena
RADA MIASTA POZNAŃ
OKRĘG WYBORCZY NR 1
1. Jurek Stanisław
2. Krystianiak Dariusz
3. Szych Janisław
4. Kornatowski Feliks
5. Fabiś Zenon
RADA MIASTA KALISZ
OKRĘG WYBORCZY NR 1
1. Szpiler Paweł
2. Sowa Stanisław
3. Przepiórka Jacek
4. Andrzejewski Krzysztof
5. Mende Hubert
WOJEWÓDZTWO ZACHODNIOPOMORSKIE SEJMIK WOJEWÓDZKI LISTA NR 13
OKRĘG WYBORCZY NR 1
1. Cieślukowska Ewa
2. Szymański Marek
3. Boharewicz Jan
4. Szymańska Barbara
5. Makowska Danuta
OKRĘG WYBORCZY NR 2
1. Mądrzak Artur
2. Kosmala Ireneusz
3. Miętkiewicz Czesław
4. Baran Mirosław
5. Kiełczewski Aleksander
OKRĘG WYBORCZY NR 5
1. Wolański Leopold
2. Fałdrowicz Lucjan
3. Dąbrowski Artur
4. Janik Adam
5. Pankowska-Jankowska Henryka
6. Piwowarski Leszek
7. Łyczek Alicja
RADA MIASTA
SZCZECIN
LISTA WYBORCZA NR 14
OKRĘG WYBORCZY NR 1
1. Kiełbowicz Ryszard
2. Pakuła Ryszard
3. Wojnicka Danuta Ewa
4. Pisz Tadeusz
5. Ulanicka Elżbieta
6. Szymański Leszek
7. Rzemyk Jolanta
OKRĘG WYBORCZY NR 2
1. Lendzion Monika Agnieszka
2. Wojtyński Mieczysław
3. Furtak Janina
4. Majcher Zbigniew Władysław
5. Lewicz Sabina Lucyna
6. Pindral Tomasz
7. Gajda-Jagiełka Lucjanna
OKRĘG WYBORCZY NR 3
1. Ciechanowicz Zbigniew
2. Makowski Zbigniew
3. Rynkiewicz Józef
4. Zmudziński Zbigniew
5. Brodowski Piotr
6. Zaremba Grażyna
OKRĘG WYBORCZY NR 4
1. Mościbroda Krzysztof Stanisław
2. Rzeszot Maria
3. Drabik Borys
4. Maruszewska Elżbieta
5. Makowski Artur
6. Bujko Jan
OKRĘG WYBORCZY NR 5
1. Rejdak Janusz
2. Kłos Elżbieta
3. Brzezińska Ewa
4. Chmiel Mirosław
5. Kalinowski Andrzej
RADA MIASTA ŚWINOUJŚCIE LISTA NR 12
OKRĘG WYBORCZY NR 1
1. Strymiński Jerzy
2. Jamroz Krzysztof
3. Łukaszewski Andrzej
4. Czerw Władysław
5. Laszczyk Marek
OKRĘG WYBORCZY NR 2
1. Kozieł Paweł
2. Mikołajczyk Bożena
3. Kwietniewski Andrzej
4. Lisiak Bruno
5. Tyluś Edward
OKRĘG WYBORCZY NR 3
1. Tobiszewska Izabella
2. Błażejewski Maciej
3. Kiełczewski Jerzy
4. Piasecki Sylwester
5. Wojewoda Włodzimierz
RADA POWIATU STARGARD SZCZECIŃSKI LISTA NR 14
OKRĘG WYBORCZY NR 1
1. Kłaczkiewicz Wojciech
2. Daszkiewicz Elżbieta
3. Misiaszek Bolesław
RADA GMINY GRYFICE
OKRĘG WYBORCZY NR 1
1. Krajnik Henryk
2. Marczukiewicz Adam
3. Marczukiewicz Michał
4. Perkowski Czesław
5. Pliszka Zofia
RADA POWIATU GRYFINO LISTA NR 14
OKRĘG WYBORCZY NR 1
1. Bresler Dariusz
2. Pankowski-Jankowski Robert
3. Graczyk Alicja
4. Nowak Krzysztof
UWAGA! Oglądaj nasze spoty wyborcze w telewizjach regionalnych. Ich program na stronie: www.faktyimity.pl/racja
Nr 42 (137)
18 -24 X 2002 r.
E^KTY n
LISTY OD CZYTELNIKÓW
19
LISTY
Świadek abstrakcji
12 i 13 października telewizja aż się uginała pod ciężarem niezwykle ważkiej informacji: oto obchodzono drugi już doroczny Dzień Papieski. W tym roku był on świętowany pod hasłem "Jan Paweł II -świadek nadziei" (pewnie trzeba pisać wszystko dużymi literami z szacunku dla Osoby, ale pal to licho). Mam magisterium z filologii, język polski niby znam, wiem co to "świadek", wiem też, co "nadzieja", ale znaczenia tego zlepku "świadek nadziei" nijak pojąć nie potrafię. Czy ktoś mi to wyjaśni? Czy warto i czy w ogóle trzeba się nad tym zastanawiać? Czy wolno???
Pogrążona w rozterce -
T.P., Wejherowo
PS Z uwagi na moje niewątpliwe nieuctwo proszę o nieujawnianie personaliów, bo mi strasznie wstyd...
To nie głowa
Albo moja głowa już niczego nie pojmuje, albo też już wszystko w niej się pomieszało. Otóż p. minister Krystyna Łybacka śle gratulacje na otwarcie roku akademickiego do Rydzyko-wej szkoły, co ogłoszono w radioma-ryjnych dziennikach w dniu 5.10.br. Naprawdę nic już nie rozumiem! Krystyna Wiecek, Katowice
Praca dla zakonnic?
Załatwiałem pewną sprawę w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Klinicznym nr 1 im. Przemienienia Pańskiego w Poznaniu (wcześniej im. Paw-łowa) przy ul. Długiej 1/2. Tam, w pokoju nr 8, przy biurku pracuje zakonnica. W kraju o ponad 20-procento-wym bezrobociu, w którym lewicowe władze chcą emerytom ograniczyć możliwości dorabiania do ich głodowych świadczeń, rzekomo po to, aby nie zabierać miejsc pracy młodym, wykształconym ludziom, zatrudnia się w szpitalach -finansowanych ze środków publicznych -zakonnice, niekoniecznie lepiej wykształcone od ludzi świeckich!
Edward Kowalski, Gniezno
Krzyk rozpaczy
Serdecznie dziękujemy redakcji "FiM" za zamieszczenie artykułu "Boże, chroń Amerykę" w 40 (135) numerze tygodnika. Widać, że od czasu, kiedy Jonasz pisał o "skórze z Arafata przy kominku" coś się zmieniło -i to na dobre. Cieszymy się
bardzo, gdyż w partii RACJA oraz "FiM" upatrujemy przyszłości dla Polski. Tak jak wszystkich, przeraża nas terroryzm. Trzeba pamiętać jednak o tym, że jest on jednocześnie przerażającym krzykiem rozpaczy ludzi skazanych na beznadziejną walkę. Walkę z przeciwnikiem bez porównania silniejszym, bezdusznym, cynicznym i zakłamanym. Jest to walka ciemnej biedy z rozpasanym i aroganckim bogactwem. Amerykanie sami wyszkolili sobie przeciwników w Afganistanie, mając nadzieję, że obrócą się oni wyłącznie przeciwko dawnemu ZSRR. To oni dostarczali tam pieniądze i broń. Sami wyhodowali żmiję na własnej piersi. Gdyby
Informacje na ten temat wysłaliśmy do wrocławskiego Kuratorium Oświaty, MENiS oraz wrocławskiej posłanki SLD, która pełni funkcję wiceprzewodniczącej Sejmowej Komisji Edukacji. I co? I nic. Nie doczekaliśmy się żadnej reakcji, nawet zdawkowego maila w odpowiedzi. I to też jest niezgodne z prawem.
Co jeszcze możemy zrobić?
Anna, Maria i Marcin
Weszli w reklamę
Franciszkanie z Jarocina biją ostatnio rekordy głupoty, a przykładem mogą być ogłoszenia parafialne
zamiast tego dostarczali pomoc i oświatę, nic podobnego nie miałoby miejsca. Zwyciężyły jednak imperialne interesy amerykańskich konsorcjów oraz Watykanu.
Szkoła Filozoficzna Wyznawców Wiary w Inteligencję Człowieka "Sekta"
Gdzie szukać kasy?
Włazidupstwo i głupota szanownego rządu niedługo przekroczy barierę dźwięku. Niejaki Pol wymyślił winiety dla kierowców, bo niby nie ma pieniędzy na drogi. Panie Pol, a gdzie obietnice wyborcze? Może ktoś wpadnie na pomysł i opodatkuje Krk? Pieniędzy z tych podatków starczyłoby na wszystkie autostrady w Polsce, a także na most do Szwecji i drugi z powrotem. Teraz wymyślono deklaracje majątkowe. Ciekawe, czy Krk będzie je wypełniał, czy, jak zwykle, będzie od tego zwolniony... Borysław Barymow
Wychowuje na katolików
W naszej szkole (Zespół Szkół nr 25 we Wrocławiu) wychowawcą jednej z klas pierwszych jest nauczyciel religii. To niezgodne z prawem.
z niedzieli 29.09. (wszystkie msze), gdy reklamowali promocyjne połączenia telefoniczne Telekomunikacji Polskiej. Można było dowiedzieć się mnóstwa ciekawych rzeczy, np. że można założyć telefon za 50 zł lub powrócić z niesłusznej Netii do TP za złotówkę. Dotarła do mnie informacja (nie sprawdziłem), że podobne incydenty miały miejsce w innych kościołach w okolicy Jarocina.
Czytelnik "FiM"
Figura na krzyżu
Po przeczytaniu artykułu pt. "Figura na krzyżu" postanowiłam zabrać głos w tej sprawie. Przyglądając się temu dziełu sztuki w postaci krzyża, na którym artystka umieściła męski narząd, można snuć różne wnioski. Przecież na takich krzyżach uśmiercono nie tylko Jezusa, ale bardzo wielu skazańców. Uważam, że ta pani wcale nie miała na myśli krzyża Jezusowego. Hitlerowcy też mieli krzyż, tylko lekko zniekształcony. Analizując treść tego dzieła, doszłam do wniosku, że umieszczony na krzyżu wyżej wymieniony narząd symbolizuje karę za pedofilię, za wielkie krzywdy wyrządzone dzieciom, młodzieży, a nawet dojrzałym kobietom przez gwałcicieli zarówno świeckich, jak
i duchownych Krk na całym świecie. Gdybym ja była rzeźbiarką, przybiłabym jeszcze te fujary kilkoma gwoździami, by już nigdy nie powstały. M. Bilińska, Konin
Odpuścił prezenty!
Około 5 lat temu uczestniczyłem w Pierwszej Komunii mojej bratanicy. Na zakończenie tej uroczystości, lub jak kto woli "spektaklu teatralnego proboszcza", usłyszałem jego słowa, cytuję: "Kochane dzieci, idziecie teraz do domu, gdzie czekają na was prezenty oraz koperty. Prezenty zostawcie sobie, natomiast koperty przynieście po południu do kościoła". Nic ująć, nic dodać... Oto cała pazerność i chamstwo tego człowieka!
Jestem sympatykiem Waszego ruchu Racja. Uważam, że najwyższy czas położyć kres tej "czarnej zarazie". e-mail dw. red.
Brak edukacji
W "FiM" nr 39 zamieściliście wywiad z działaczką LAMBDY, Ygą Kostrzewą, na temat działania jedynej chyba oficjalnej organizacji w Polsce, która pomaga nam, osobom zorientowanym homoseksualnie. To był tekst o każdym z nas... Dlatego w tym miejscu chciałbym Wam szczerze podziękować za to, że jako jedni z nielicznych wyjaśniacie ludziom, że ho-moseksualizm nie jest niczym strasznym. Ludzie muszą wiedzieć, że my nie jesteśmy chorzy, że orientacja ho-moseksualna jest jednym z możliwych wariantów życia. Podobnie jak osoby heteroseksualne również i my potrafimy być szczęśliwi -czasem jednak nietolerancja potrafi to szczęście zabić. Problemem polskiego społeczeństwa jest brak odpowiedniej edukacji. Ludzie brzydzą się homoseksuali-zmem z powodu znikomej wiedzy na temat tego zjawiska. Niewielu zdaje sobie sprawę, że lesbijką może być nauczycielka w szkole, homoseksualistą -lekarz (wykształcenie i zawód nie mają tu znaczenia). Chciałbym, żeby ludzie byli tego świadomi. Może wtedy na ulicach więcej byłoby ludzi uśmiechniętych...
Piotr z Katowic
Opodatkowany seks
Artykuł "Impotencja mózgu" ("FiM" nr 40) zawiera twierdzenie, że papież jako nadludzka istota nie może mieć potrzeb seksualnych. Jest w tym pewna logika, gdyż "pobożność katolicka nie znosi seksualności, którą uważa za brudną i podejrzaną z natury". W związku z tym
trzeba zauważyć, że Kościół bynajmniej nie potępia wszelkich aktów seksualnych, lecz tylko te, które nie zostały uprzednio opodatkowane w formie opłaty za ślub, a następnie nie dostarczyły daniny w postaci potomstwa, czyli nowych poddanych. Do tych zabronionych przyjemności seksualnych, które nie zapewniają Kościołowi powyższych dwóch rodzajów korzyści -należą oczywiście stosunki homoseksualne, w których prawdopodobieństwo zapłodnienia
jest równe zeru.
Logik
"Święty obraz" -c.d.
W nawiązaniu do listu "Sympatyka Chrystusa" ("FiM" nr 40) informuję, że obraz ten widziałem na własne oczy w 1939 r., a później podczas okupacji hitlerowskiej. Wisiał w korytarzu zakonnym kościoła głównego w Kalwarii Zebrzydowskiej. Być może wisi tam do dnia dzisiejszego. W korytarzu tym było mnóstwo innych obrazów o różnej tematyce, w pięknych ramach. Dlatego przedmiotowy obraz może być niezauważalny dla osoby nie-zainteresowanej.
Józef Barski, Kraków
Pytanie do Kołodki
Pytanie do p. ministra G. Kołodki: czy pan ze swoim genialnym pomysłem o abolicji, dbając o cwaniaków i różnej maści złodziei, zwróci się również do Krk, żeby choć 7,5 proc. oddał państwu polskiemu? Uzbierałaby się spora kwota pieniędzy i starczyłoby na obiady w szkołach dla głodnych dzieci i na wiele innych ważnych potrzeb dla coraz biedniejszego ludu.
Henryk P. z Łodzi
Widziałeś coś ciekawego, słyszałeś o czymś, o czym nikt inny nie słyszał? Wyślij SMS-a na naszą gorącą linię: +48 691051702.
Usługi pogrzebowe pastorów protestanckich
tel. (0-34) 35-33-061
BEZPŁATNIE
Świecki mistrz ceremonii pogrzebowej
tel. 0-601-942-662
cena: 200 zł brutto + koszty dojazdu.
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Henryk Rozenkranc -tel. (0-42) 637-10-27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski -tel. (0-42) 630-72-33; Dział historyczno-religijny: Adam Cioch -tel. (0-42) 639-85-41; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Przemek Zimowski; Dział promocji i reklamy: tel. (0-42) 630-73-27; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-70-66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail: faktyimity@faktyimity.pl; Wydawca: "BŁAJA News" Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze -do 25 listopada na pierwszy kwartał 2003 r. Cena prenumeraty -28,60 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA -do 5 grudnia na pierwszy kwartał 2003 r. Cena prenumeraty -28,60 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16, 532-88-19, 532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-/kwartał; 227,-/pół roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-/kwartał; 255,-/pół roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-/kwartał 313,-/pół roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hubsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York -European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago -J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell Intern ational c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga -Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia "Pegaz" -Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 15 grudnia na pierwszy kwartał 2003 r. Cena 28,60 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p-ele@faktyimity.pl. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl
JAJA JAK BIRETY
Nr 42 (137)
- 24 X 2002 r.
Teraz, Kurwa, My!
EWANGELICYNAS ZAWIEDLI,
SZUKAJ NA USTACH KATOLIKÓW
05.1D.
Kampania wyborcza LPR na Śląsku Cieszyńskim. Plakat spod kościoła w Bierach k. Biel-ska-Białej. Tam, gdzie pojawia się Liga Polskich Rodzin, zawsze próbuje ona jątrzyć, skłócać i obrzucać błotem. Mogą do tego posłużyć nawet katouległe postacie solidarnościowych pseudoewangelików. A wszystko w myśl radiomaryjnego hasła: żyd głosuje na żyda, katolik na katolika. My dodajemy: bałwan na bałwana...
Z Radia Maryja wyjęte
(nasłuch 27.09.) "Radiowy kurs samorządowy"
- ...na straży kłamstwa stoją także sądy, to znaczy, że te sądy też mają za to pewne zyski, skoro tych kłamstw bronią. Ja do tego bym jeszcze dodał, że nie tylko na straży kłamstwa stoją sądy, ale również na straży kłamstwa stoi także prokuratura i to prokuratorzy na najwyższych szczeblach. I mam na to dowody, panie profesorze, tak że proszę się nie obawiać, że próbuję tu wprowadzać jakiś ferment...
- Ostatnio lektura prasy postkomunistycznej działa bardzo kojąco - tyle tam lamentów różnych lewicowców ostrzegających przed groźbą przegranej...
- ...ja sobie nie przypominam w Polsce manifestacji przed "Gazetą Wyborczą" - też gazetą kłamstw, bo tak by trzeba było ją nazwać, czy "Nie", czy różnymi plugawymi pismami atakującymi Kościół, jak ci teraz, którzy oparli się na fałszywce mordercy księdza Po-piełuszki - kapitana Piotrowskiego - te "Fakty i Mity" - żałosne, plugawe pismo, czy pisma typu "Wprost"... Radio Maryja przerywa ten pluralizm kłamstw, bo to już nie monopol kłamstw, ale tu jest pluralizm, bo mamy czerwo-no-różowe kłamstwa, różnego typu...
- ...pozdrawiam czystych ideowo i narodowo, i którzy myślą propolsko i prokatolicko, boja mam takie przekonanie, że Polak to katolik. Z Panem Bogiem...
Czarny humor
Mężczyzna spacerujący po plaży w Kalifornii znalazł lampę. Pociera ją. Ze środka wyskakuje zdenerwowany dżin i mówi: - OK, OK!, uwolniłeś mnie z lampy. To już czwarty raz w tym miesiącu!!! Mam tego spełniania życzeń powyżej uszu! Zapomnij o trzech życzeniach. Masz tylko jedno!
Mężczyzna: - Zawsze chciałem pojechać na Hawaje, ale boję się latać samolotami. Czy nie mógłbyś zbudować mostu aż po Hawaje? Mógłbym wówczas pojechać samochodem.
Dżin śmieje się: - To niemożliwe. Pomyśl logicznie! Przecież nośniki mostu nie sięgną dna Pacyfiku. Zauważ, ile to betonu, ile stali. Nie! Wymyśl jakieś inne życzenie!
Mężczyzna: - Byłem żonaty cztery razy. Moje żony zawsze mówiły, że nie dbam o nie, że nie jestem wrażliwy. A zatem spełnij moje życzenie, abym zawsze rozumiał kobiety, wiedział, co czują, co myślą, dlaczego płaczą. Żebym wiedział, czego naprawdę chcą i co mógłbym zrobić, żeby były zawsze szczęśliwe.
Dżin na to: - A ten most... to chcesz z dwoma pasami ruchu czy z czterema?
Bezrobotni ojcowie! Ubogie matki!
Państwo da Wam 618 zł co miesiąc!
jeśli skorzystacie z naszej rady na str. 4
INDEKS 356441 ISSN 1509-460X
FAKTY
:
&"Ś&?/#
-Ś/
Ś
i mi
http://www.fa ktyimity. pl
TYGODNIK NIEKLERYKALNY
Nr 43 (138) 25 - 30 października 2002 r. Cena 2,20 zł (w tym 7% VAT)
bo przecież nie godzisz
onizeni
*niąU

Komitet Wyborczy Wyborców
Anlyklerykalna
Polska
Wszystkim, którzy wsparli finansowo Komitet Wyborczy Wyborców Antyklerykalna Polska - dziękujemy! To m.in. dzięki Waszej pomocy mogliśmy wystartować w wyborach samorządowych. Prosimy jednocześnie o niedokonywanie już dalszych wpłat na rachunek KWW Antyklerykalna Polska.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
FAKTYn
FAKTY
POLSKA Posłowie LPR i Samoobrony okupowali trybunę sejmową, protestując przeciw okupacji przez kapitał niemiecki stołecznego dystrybutora energii - Stoenu. Do wyzwolenia trybuny marszałek Borowski użył Straży Marszałkowskiej, za co został wyzwany od tyranów i okupantów. Lepper obiecał, że na następnej sesji
- 28.10. -jego ludzie nadal będą zakłócać pracę parlamentu i walczyć z warcholstwem marszałka.
Mieliśmy jednego wicemarszałka na poziomie europejskim, tośmy go nie uszanowali.
WARSZAWA Za jedyne 1000 zł każdy śmiertelnik mógł zostać kandydatem na radnego z listy Samoobrony. Na listy wciągano osoby niemal "z ulicy". Lokalnych władz partii nie interesowały poglądy kandydata, lecz gotówka i ewentualna pozycja społeczna. Ot, prawdziwie partia ludowa.
TVP usunęła z anteny katolicki magazyn "Czasy", który ukazywał się w niedzielne południe od sześciu lat. Telewizja nie przedłużyła umowy z KAI, która była współproducentem programu. Nie pomogła nawet interwencja abp. Życińskiego. Czyżby nadchodziły inne "Czasy"?
Na zjeździe Towarzystwa Rozwoju Rodziny ujawniono wyniki sondażu: 91 proc. Polaków chce edukacji seksualnej w szkołach. Z powodu kościelnego veto młodzież studiuje wiedzę podwórkową. Zato w szkole jest miejsce na religię i na to, co religia akceptuje.
CZĘSTOCHOWA Po miesiącach milczenia publicznie wystąpił umoczony w aferę Paetza nuncjusz Kowalczyk. Na międzynarodowej konferencji poświęconej nauczaniu Kościoła potępił laickość prawodawstwa unijnego, sugerując, że jeżeli UE nie otworzy się na postulaty biskupów, to Polacy nie powinni doń wstępować. Pomyłuj, Wielki Ambasadorze Watykanu! To Kwaśniewski się nie wywiązał, nie my!
LUBLIN KUL zainaugurował 85. rok akademicki. Posłano po... ministra Kołodkę. Ten mówił o dobrobycie, nauce i miłości rządu do katolickiego szkolnictwa.
Kilka miesięcy temu sugerowano, że Kołodko -jako wegetarianin -jest buddystą. Minister gorąco zaprzeczał, a teraz składa dowody prawowierności.
WATYKAN Wydano dokument pt. "Kapłan, duszpasterz i przewodnik wspólnoty parafialnej". Prefekt Kongregacji Duchowieństwa kardynał Dario Hoyos powiedział przy okazji, że duchowny katolicki to ktoś wyjątkowy, "kogo można rozpoznać po sposobie bycia, po postępowaniu, sposobie wyrażania, stylu życia, nawet po wyglądzie".
Ależ rozpoznajemy! Zwłaszcza po lepkich rękach, rozbieganych oczkach i specyficznych gustach seksualnych.
Wkrótce ogłoszone zostanie oficjalne stanowisko Krk w sprawie święceń diakonatu dla kobiet. Kościelna Międzynarodowa Komisja Teologiczna zasugerowała już, że kobietom ta najniższa forma święceń nie przysługuje. Na nic świadectwo Biblii i starożytnej tra-dycji chrześcijańskiej. Kobiety już są przy ołtarzu - zakładają obrus, układają kwiaty...
Papież podjął obiadem dwójkę wiernych wyznawców: ambasadora słowiańskiej prowincji Suchocką i prezydenta z własnego nadania Wałęsę. Jak zgodnie orzekli oboje, Papa był w świetnej formie. Dużo słuchał, mało mówił. Pamiętał, że widział Wałęsę latem w Krakowie, nie wiedział jednak, czy eksprezydent był tam z żoną, czy z córką. Czyżby nie rozpoznał Gronkiewicz-Waltzowej?
Papa wysłał w kosmos, do nieba, kolejną szóstkę "sług Bożych"
- dwóch świeckich katechetów-męczenników i czworo duchownych. Przewaga duchownych w niebie może mieć niekorzystny wpływ na tamtejszą tacę i wysokość opłat za posługi duszpasterskie.
Dokument amerykańskiego episkopatu mający położyć kres tole-rancji wobec księży pedofilii został odrzucony. Kuria rzymska stwierdziła, że jest on niejasny i miejscami... niezgodny z prawem kanonicznym. Zapowiedziano powołanie speckomisji mającej uporać się z tym problemem w USA. Obok miejscowych purpuratów mają w niej zasiadać watykańscy rewizorzy. Słusznie, nie można pozwolić, aby dzieci krzywdziły księży.
IRLANDIA Aż 63 proc. głosujących w referendum poparło przyjęcie traktatu nicejskiego, a tym samym poszerzenie Unii. Przypadkowi katolicy z Zielonej Wyspy zawiedli prawdziwych katolików Rydzyka.
IZRAEL Znaleziono najstarszy dowód na historyczność Jezusa
- pojemnik na prochy zmarłych z napisem: "Jakub, syn Józefa, brat Jezusa". Podanie imienia brata oznacza, że ów Jezus był postacią powszechnie znaną. Naukowcy datują znalezisko na 63 r. n.e. Watykan wyjaśnił treść napisu: brat to znaczy kuzyn...
ROSJA Wydalony ksiądz Jarosław Wiśniewski oskarżył Kościół prawosławny o zawiść (po wybudowaniu przez niego potężnego kościoła na Sachalinie!) i podburzanie przeciw niemu władz rosyjskich. Wot, kacapy, na Jarku Wiśniewskim nie poznali się.
RUMUNIA Związany z Watykanem Kościół greckokatolicki dał rządowi czas do 25 października na powzięcie decyzji o zwrocie majątków kościelnych. Później grekokatolicy zwrócą się do międzynarodowego wymiaru sprawiedliwości. Na restytucji ich dóbr straci Kościół prawosławny.
Winniśmy chyba wdzięczność "naszym" pasterzom, że skubią nas tak pokojowo i polubownie.
UZBEKISTAN Podczas oficjalnej wizyty państwowej w tym kraju prezydent Kwaśniewski spotkał się z miejscową Polonią. Miejscem spotkania był oczywiście kościół rzymskokatolicki, któremu prezydencka para ofiarowała... naczynia liturgiczne (sic!) - dla Polaków artykuły pierwszej potrzeby.
Suchocka, Oleksy, Miller, Janik, Kołodko, Kwaśniewscy... Ludzie, to jest zaraźliwe! Uciekajmy stąd!!!
Następny numer "Faktów i Mitów" ukaże się wyjątkowo w czwartek - 31 października
25 - 30 X 2002 r.
KOMENTARZ NACZELNEGO
Raport mniejszości
"Z reguły to mniejszość ma rację" -Winston Churchill
Kończy się wreszcie festiwal próżności i zawody w nalewaniu z próżnego, zwane potocznie kampanią wyborczą. Od początku nie mogłem patrzeć na gadające głowy w programach wyborczych, w tym swoją własną, którą musiałem pokazać, bo brakło odważnych. Te koncerty życzeń, połączone z wypominkami i gorzkimi żalami przyprawiały o mdłości. Przypominało to trochę pierwsze kroniki filmowe robione na gruzach Warszawy. Nie zdziwiłem się przeto, kiedy ogłoszono wyniki -2,5 procent oglądalności studia wyborczego (dla porównania dziennik telewizyjny I pr. TV -20 proc.). Jedna z kandydatek na urząd prezydenta Warszawy rozdała przechodniom kilka tysięcy zaproszeń na piknik wyborczy połączony z darmową kiełbasą. Wiecie, ile osób przyszło? Nikt. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że do wyborów pójdzie nie więcej niż 45 procent społeczeństwa. Ludzie mają po prostu serdecznie dosyć wojenek na górze, podskoków Ja-nowskiego, mulata Leppera, krzyżowca Giertycha, łysiny Płażyńskiego, kwaczenia Kaczorów, biało-czerwonych krawatów, głupich sędziów i gangsterów, których trzeba łapać po dwa razy. Jeszcze dobrze nie zapomnieliśmy debilnej facjaty Buzka i podbródka Mańkowe-go (stacje telewizyjne, którym nie zależy na oglądalności, jeszcze ich czasem pokazują), a już wykluły się dwie nowe "elity": nawiedzeni radyjowcy i gwardia przyboczna Leppera, czyli koło gospodyń wiejskich RP. Doczłapały Kaczory z ekipą opusdeistów. Chłopy z PSL-u zawsze chętne do wystawienia pośladków to na lewo, to na prawo, liczą na paluszkach dni i gotowiznę przy rządowym korytku. Osamotniona pseudo-lewica kuma się z biskupami, którzy przywykli do wystawiania słabizny temu, kto akurat na górze. Lewica wysyła za to policję do walki z klasą robotniczą, bo nie ma innego wyjścia. Przedstawiciel koła poselskiego zakonu redemptorystów -Anioł Gabriel Janowski, jak przystało na chłopa, własnymi pazurami czepia się trybuny sejmowej. Przy okazji, nieświadomie, bije rekord do Księgi Guinnessa -20 godzin bez sikania. Z pseudoprawicy wychodzi jej pseudopatriotyzm, czyli tradycyjne zaprzaństwo. Tradycyjnie obrzucają własnym gnojem przeciwnika, który przewyższa ich pod każdym względem, czyli marszałka Bo-rowskiego. Pękom, Giertychom, Kamińskim i Macierewi-czom wszystko kojarzy się niezmiennie (zwłaszcza przed wyborami) z Jakubem Bermanem, wizytami UB-owców nad ranem i nocą 13 grudnia. Ich praprawnuki za 200 lat będą miały dokładnie te same skojarzenia. Nic nie dają kolejne przetasowania i zmiany nazw służb specjalnych, chłopaki Antka M. nie takie numery przerabiali. Nawet z amerykańska zwane "polskie FBI" w rękach ekipy Millera przekształca się w bandę NKWD-zistów rodem z Łubianki. Kupą mości panowie: w marszałka -bo nie nasz, w prezydenta -bo Żyd, w premiera -bo zdrajca! Im gorzej, tym lepiej, bo jaśniej widać, co z nami robi unijna masoneria. Gdyby Unia nas rozpieszczała, zarzucała milionami euro, odpuszczała w negocjacjach, wtedy to już wszystko byłoby jasne -chcieliby kupić naszego katolickiego ducha!
Patrzy na to wszystko Polski Wyborca 2002 i nuci sobie: ten kraj jest ich, nie nasz, nadstawmy znowu twarz...
Dążąc do zachodnich struktur o ugruntowanej demokracji, mentalnie ciągle tkwimy we wschodnim sposobie rządzenia, w którym wodzowie nie walczą z żołnierzami ramię w ramię, tylko spoglądają na bitwę z pagórka. Nie uważają też za stosowne, np. dzielić smutku z rodzinami ofiar tragedii Kurska. Są dalecy i wyobcowani. Polacy postrzegają władzę jako tych, którzy się załapali, bo kłamali lepiej niż inni i znali kogo trzeba. Teraz się muszą nachapać, nakraść, narządzić. Co gorsza, społeczeństwo ma rację! TKM wyparło liberum veto, choć katoprawica pewnie i to chętnie by przywróciła, wszak wolność szlachecka ma u nas długą tradycję.
Po raz pierwszy w życiu byłem w Sejmie w tym roku, na spotkaniu z senator Krystyną Sienkiewicz. Ponieważ oprócz rozumu kieruję się w życiu intuicją, i tym razem wciągnąłem głęboko powietrze razem z pyłem sejmowych korytarzy i kuluarów. Co poczułem? Stęchliznę -pomimo wzorowej czystości i zapachu pronto. Sam wystrój napawał przygnębieniem. Wybrańcy narodu w żakietach, garniturach i pod krawatami przechadzają się jak pawie po autostradach z marmuru, otwierają drzwi złoconymi klamkami. -Dzień dobry panie pośle, jak samopoczucie, panie pośle, o czym będziemy dziś debatować, komu zabierzemy, komu dziś dodamy? Ogłupiony naród wybrał miernoty, a ci mają swoje pięć minut w życiu i rozrabiają jak pijane zające. Ludzie, którzy zjeżdżają tu ze swoich zapyziałych podwórek, mogą na salonach władzy bardzo szybko zapomnieć o sąsiadach, o tych, którzy ich wybrali. I zapominają. Wielu chce też zrobić wiele, ale potrafią tylko spieprzyć, będąc ignorantami.
Władza, od szczebla gminnego aż po parlament i urząd prezydenta, powinna być partnerem narodu i każdego obywatela, jego zaufanym gronem przyjaciół. Tak właśnie to
wygląda w nowoczesnych demokracjach zachodnich. Zarówno szary obywatel Holandii, Anglii czy Niemiec, jak i premier każdego z tych państw, na równi czuje się cząstką narodowej zbiorowości, członkiem rodziny Holendrów, Anglików czy Niemców. Niezależnie od tego, jaka opcja znajduje się akurat u steru. Każdy jest świadomy swoich praw i obowiązków, dumny z dziedzictwa swego narodu. Naturalnie łączy się to z faktem, iż państwo i jego struktury ani my-ślą być nieprzyjazne dla społeczeństwa, czyli dla siebie. Do wypracowania takiego układu: państwo -ob ywatel nie potrzeba koniecznie wysokiego PKB, choć bieda wybitnie nie sprzyja łagodzeniu obyczajów. Koniecznie natomiast potrzeba przewietrzenia salonów. Polacy wciąż wierzą, że starzy liderzy reprezentujący ich poglądy... naprawią się i douczą. Nie będą już kraść, bo pokazali się z biskupem, może nawet byli u spowiedzi. Z pewnością nauczyli się też liczyć od czasu ostatniej dziury budżetowej. Im który dłużej nie rządził, na tym większą abolicję może liczyć. Pierwsze miejsce dla Lecha Kaczyńskiego w sondażach przed wyborami prezydenckimi w Warszawie sprawia, że po raz kolejny odechciewa mi się żyć w tym kraju. Czy Antyklerykalna Partia Postępu RACJA jest inna? I tak, i nie. Z genami trudno walczyć, ale jest to możliwe. Jeszcze długo będziemy też mniejszością. Jednak patrząc na to, co wyprawia większość, trudno nie odczuwać ulgi. Rację mieli również antyfaszyści w III Rzeszy, demokraci w Chinach i Rosji, choć były to jednostki. Pewne jest również to, że mamy do czynienia z fenomenem i to być może na skalę światową. APP RACJA zarejestrowana 8 sierpnia br. -w niespełna 2 miesiące od powstania -pod nazwą Komitet Wyborczy Wyborców Antyklerykalna Polska wystawiła kandydatów do wszystkich 16 województw. I to pomimo rzucania nam kłód pod nogi z prawa i z lewa. Bezprawnie odmówiono rejestracji list KWW AP w Opolu, a później w Krakowie. Odebrano wylosowany wcześniej nr 8, a tym samym bezpłatny czas antenowy w publicznej TV. Nie mogliśmy pojawić się razem z siódemką "wspaniałych" -SLD-UP, PSL-em, Samoobroną, LPR-em i resztą.
Nie wiem jak Wy, ale ja marzę o tym, aby w najbliższy niedzielny wieczór zobaczyć miny tych, którzy flaki sobie wypruwali, stawali na głowie i łamali prawo, aby nikt o nas nie usłyszał. Już widzę okrągłe, wybałuszone oczy biskupów i słyszę zgrzytanie zębami na słowa spikera: Antyklerykalna Polska zdobyła... No właśnie, które miejsce zdobędzie pierwsza antyklerykalna partia w naszym kraju? Jednak, Moi Drodzy, coś od Was zależy. JONASZ
25 - 30 X 2002 r.
FAKTY n
ZAMIAST SPOWIEDZI
WYWIAD Z PROF. ADAMEM GIERKIEM
W imię ojca
Profesor Adam Gierek jest senatorem RP, synem byłego I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka. Pracuje w senackiej Komisji Nauki, Edukacji i Sportu, reprezentuje także Polskę w Radzie Europy. Aktualnie kieruje Katedrą Technologii Stopów i Kompozytów Politechniki Śląskiej w Gliwicach.
- Przez wiele lat żył Pan w cieniu wielkiego ojca, robiąc karierę naukową. Czy był to wybór świadomy, czy nie ciągnęła Pana wielka polityka?
- Zarówno ojciec, jak i ja traktowaliśmy naukę jako coś bardzo szlachetnego i przyszłościowego, ważniejszego od bardzo koniunkturalnej polityki. Zapewne dlatego nie robiłem kariery politycznej i stałem od niej daleko.
- Co sprawiło, że jednak zdecydował się Pan na walkę o fotel senatora?
- Przede wszystkim to, że nauka i dydaktyka ze względu na niedoinwestowanie i pauperyzację stały się wąskim gardłem rozwoju kraju, z drugiej zaś strony wielką rolę odegrało niezadowolenie z tego, co się dzieje w Polsce. Istotna była także namowa m.in. Aleksandra Mała-chowskiego i Marka Pola.
- W czym upatruje Pan dzisiejszą popularność Edwarda Gierka?
- Traktuję to jako swoiste odreagowanie ludzi na krzywdy, jakie spotkały ojca i miliony Polaków, a także jako reakcję na zafałszowania najnowszej historii kraju przez wielu polityków i usłużnych historyków. Gdy mówi się o latach siedemdziesiątych, podstawowym argumentem tych panów jest zadłużenie naszego kraju. To prawda, że ono było i nadal jest, chociaż w większości już nie "gierkowskie", lecz "ja-ruzelskie", a przede wszystkim "buz-kowskie". Nie powinniśmy jednak zapominać o korzyściach dla Polski: praktycznie w tamtych latach podwojono produkcję przemysłową, dzięki rozwiniętemu budownictwu mieszkaniowemu zbudowano faktycznie drugą Polskę, powstawały nowe drogi, rozwijała się wieś. Dochód narodowy był porównywalny z Hiszpanią... Co dzisiaj byłoby do sprzedania w ramach tzw. prywatyzacji, gdyby nie inwestycje tamtych lat? "Naprawiacze" historii zapominają również o olbrzymim skoku cywilizacyjnym Polski, a także, co nie jest bez znaczenia, wzmocnieniu potencjału biologicznego. Ludzie chcieli mieć dzieci, chcieli rozwijać swoje rodziny. Czy o tym wszystkim należy zapominać, szczególnie gdy się patrzy na dzisiejszą Polskę?
- Ale była i druga strona medalu: życie na kredyt nie mogło trwać wiecznie...
- To prawda, ojciec doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Chciał Polskę wyrwać ze stagnacji,
zbliżyć do wielkiego i nowoczesnego świata.
- Skąd się wzięło to otwarcie ojca na Zachód, czy był to tylko wynik jego obserwacji poczynionych podczas pobytu we Francji i Belgii?
- Niewątpliwie zasadniczą rolę odegrały doświadczenia ojca z pracy w tych krajach, ale także i to wszystko, co obserwował na Śląsku w okresie, gdy był tam szefem partii. Trzeba pamiętać, że na Zachodzie ojciec spędził blisko trzydzieści lat.
- Wbrew temu, co mówiono i pisano o Edwardzie Gierku, był on człowiekiem dialogu i otwarcia na innych, także na Kościół katolicki. Jak to było widać z Pana pozycji?
- Ojciec był rzeczywiście człowiekiem dialogu, któremu przyszło żyć w trudnych i złożonych czasach. Znając doskonale doświadczenia Polski, przyrzekł sobie, że nigdy nie doprowadzi do przelewu krwi. Nawet w Radomiu, gdzie doszło do poważnych incydentów i starć z milicją, nie użyto broni. To właśnie dzięki decyzji ojca podczas tych rozruchów milicja nie mogła mieć przy sobie broni.
- Niektórzy uważają, że był to wyraz słabości Gierka...
- Uważam zupełnie inaczej.
- Jaki był stosunek ojca do Kościoła?
- Przede wszystkim ojciec był pragmatykiem, zdawał sobie doskonale sprawę z roli i olbrzymich wpływów Kościoła w Polsce. Stąd podejmowane próby porozumienia z Kościołem, stąd różnorodne hasła, jak choćby owa jedność moralno-poli-tyczna narodu. Był zdecydowanym przeciwnikiem zarówno wojującego ateizmu, jak i wojującego klerykalizmu. Wielu hierarchów Kościoła w Polsce spotykało się z nim także po roku 80. Gdy w ostatnim okresie swojego życia znalazł się w szpitalu w Sosnowcu, również go odwiedzali.
- Czy ojciec pozostawił jakiś polityczny testament?
- Nie, co prawda niektórzy próbują go niejako odtworzyć, wykorzystując pewne wcześniejsze z ojcem rozmowy, jego uwagi i zalecenia, ale czegoś takiego, co można by było jednoznacznie określić jako testament, w zwartej formie pisanej nie pozostawił. Jego poglądy zawarte są w napisanych książkach, pamiętnikach.
- Zapewne był Pan uważnym obserwatorem tego wszystkiego, co wiązało się z ojcem, proszę zatem powiedzieć, jak przyjął on
stan wojenny i internowanie, czy rzeczywiście był tak groźny dla ówczesnej władzy, że trzeba go było odizolować od społeczeństwa, przyjaciół i rodziny?
- To pytanie ojciec zadawał sobie niejednokrotnie, ale racjonalnych przesłanek nie potrafił dostrzec. Poza jedną: internowano go po to, by wytoczyć mu proces. Miano go oskarżyć o szpiegostwo na rzecz Zachodu. Jednak historia potoczyła się inaczej: niedługo potem zmarł Breżniew, krótko panowali Czernienko i Andropow i niespodziewanie pojawił się Gorba-czow. W tej sytuacji numer ze szpiegostwem nie miał już sensu.
- A internowanie - czy rzeczywiście przetrzymywano ojca w skandalicznych wprost warunkach?
- Przez prawie trzy miesiące przetrzymywano ojca koło Drawska, w zdewastowanym domu wczasowym, gdzie panował brud, zimno, fatalne warunki sanitarne. Wraz z ojcem przebywało tam około trzydziestu osób. To właśnie tam zmarł na serce Zdzisław Grudzień. W mojej dziecięcej pamięci utkwił na całe życie obraz obozu w Belgii, w którym Niemcy przetrzymywali pod bronią jeńców rosyjskich. Obóz otoczony był drutem kolczastym, wzdłuż ogrodzenia chodzili wartownicy. Niestety, te sceny z dzieciństwa wróciły, gdy odwiedziłem ojca podczas internowania. Dziś mówi się ludziom, że tym sposobem uchroniono go przed gniewem ludzi, że był zakładnikiem "Solidarności", ale ja twierdzę, że chodziło o coś innego - chciano go po prostu poniżyć i upokorzyć.
- Generał Jaruzelski miał osobisty uraz i żal do Gierka z powodu odmowy mianowania go marszałkiem.
- To tylko jedna z przyczyn poniżenia ojca.
- Czy kiedykolwiek później doszło do spotkania Edwarda Gierka z Wojciechem Jaruzelskim?
- Nigdy nie doszło do takiego spotkania.
- Gdy Pana ojciec powrócił już do domu i usiłował normalnie żyć, jakoś nie spotykał się z wrogością.
- No właśnie, zamiast wrogości były wyrazy sympatii. Dlaczego? Ludzie widzieli, jak go niesprawiedliwie osądzono i potraktowano. A ponadto żył normalnie, jeździł "maluchem", starał się nie rozpamiętywać publicznie swoich krzywd. Początkowo żył niemal samotnie, ale potem w jego domu zaczęli pojawiać się parlamentarzyści, prominentni politycy. Gdy pojawiły się pierwsze książki o epoce Gierka, a także pamiętniki, ludzie dowiedzieli się o wielu przemilczanych dotąd sprawach.
- Tak powoli zaczęła rodzić się legenda Gierka. Na tej kanwie pojawiły się inicjatywy nadania jego imienia sali sportowej
w szkole podstawowej w Wasz-kowskiem i wzniesienia pomnika byłego I sekretarza KC PZPR...
- Ojciec nie sprzeciwiał się budowie wspomnianej sali, przy różnych okazjach mawiał zwykle: "Budujcie, później zobaczymy jak będzie z nazwą". Generalnie jednak był przeciwnikiem budowy jakichkolwiek pomników ludziom, szczególnie zaś za ich życia.
- Los nie oszczędził ojcu wielkiej kariery, ale i klęski. Były one udziałem także i Pana...
- Studia rozpocząłem w Warszawie, po roku przeniosłem się na Śląsk. Czy korzystałem ze specjalnych przywilejów? - chce pan zapewne zapytać. Nie, to już były inne lata, wielu młodych Polaków mogło bez przeszkód studiować. Gdy pojechałem na studia aspiranckie do Moskwy, tam nic się nie liczyło poza nauką i wiedzą. Zresztą, w tamtych czasach w Moskwie studiowało bardzo dużo Polaków. Potem była normalna kariera naukowca.
- ...po roku 1980 mocno przyhamowana...
- Próbowano mnie wrobić w różne sprawy i rozliczyć, m.in. za współpracę z... przemysłem, ale ostatecznie nie znaleziono nic przeciwko mnie. Przestałem jednak być dyrektorem Instytutu Inżynierii Materiałowej na Politechnice Śląskiej. Ponieważ oskarżono mnie o "rozbudowę Instytutu ponad miarę" i w oparciu
0 jakieś pomówienia prasowe usiłowano usunąć mnie z uczelni, na kilka lat wyjechałem do Niemiec. Tam, w Dreźnie, przez siedem lat pod moim kierunkiem - jako profesora - powstawały m.in. prace dyplomowe
1 doktorskie. Dopiero po 1989 r. opadły emocje wokół mojej osoby. Najboleśniejsze w tym wszystkim jest to, że w 1981 r. oskarżali mnie i "rozliczali" zarówno ludzie z "Solidarności", jak i członkowie partii.
- Dawne emocje to już historia. Dziśjest Pan senatorem związanym z Unią Pracy. Czy dotychczasowe osiągnięcia satysfakcjonują Pana?
- Nie, w aktualnie obowiązującym systemie parlamentarzysta jest
skromnym trybikiem w wielkiej maszynerii. Istnieją liczne ograniczenia, Senat sprowadzono do roli "poprawiacza". Na szczęście usiłujemy to zmienić, wychodząc z własnymi inicjatywami ustawodawczymi. A moje osiągnięcia? Działam sporo na rzecz nauki, także tej w moim regionie, pomagając m.in. w stworzeniu oddziału zamiejscowego mojej uczelni w Sosnowcu. Zaangażowałem się też w ideę doprowadzenia do budowy terminalu i centrum logistycznego w Sławkowie, które stanowią olbrzymią szansę dla naszego kraju.
- Czy Senat powinien istnieć?
- Dotychczasowa forma z pewnością się przeżyła, ale potrzebny jest Senat zmodyfikowany. Każda demokracja wymaga opozycji i kontroli, być może czymś takim powinien być przyszły Senat. A może izba wyższa powinna zajmować się innymi sprawami, wypracowywać przyszłościowe koncepcje rozwoju Polski?
- Edward Gierek już nie żyje, a jego syn jest parlamentarzystą... Czy to wszystko nie stanowi jakiegoś dziwnego echa przeszłości, czy nie za wiele oczekuje się od Pana?
- Z pewnością nadal kojarzony jestem z ojcem, ale oczekiwania z tym się wiążące są po prostu nierealne. Rozmawiał:
RYSZARD PORADOWSKI Fot. Autor
TO TRZEBA PRZECZYTAĆ!!!
CHRISTOPHER HITCHENS
MISJONARSKA MIŁOŚĆ
Szokująca prawda o Matce Teresie z Kalkuty
Zamówienia telefoniczne
0 (pfx) 54/280 28 22 cena: 17 zł + opłata pocztowa
PATENT NA PRZEŻYCIE
FAKTYn
25 - 30 X 2002 r.
GŁASKANIE JEŻA
Szkoła przetrwania
Artykuł "Oskarżam Państwo" ("FiM" nr 40) odbił się potężnym echem wśród naszych Czytelników, a listy i e-maile z prośbami o więcej szczegółów przychodzą do tej pory. W tekście tym - przypomnijmy - udowodniłem, że Państwo Polskie (chodzi o jego struktury ustawodawcze i wykonawcze) doprowadza do biologicznego wyniszczenia sporej części narodu. Głodowe zasiłki dla bezrobotnych, a później wstrzymanie nawet i tych wypłat powodują, że kilka milionów Polaków żyje poniżej granicy biologicznej egzystencji. Policzyłem (w oparciu o najnowsze podręczniki dietetyki), że kilka milionów naszych rodaków codziennie nie otrzymuje nawet 1/3 potrzebnych do życia kalorii - o witaminach i mikroelementach nie wspominając. Konsekwencją tego są mnożące się choroby dorosłych (np. nienotowany od lat wzrost zachorowań na gruźlicę) oraz niedorozwój fizyczny i psychiczny dzieci. Doprowadzanie do takiego katastrofalnego stanu leży w jawnej sprzeczności z Konstytucją RP i kilkoma artykułami kodeksu karnego, co można wykazać przed sądem.
Jest to jednak droga żmudna i długotrwała. Czy można jednak wyegzekwować od Państwa pieniądze szybko i niemal bezproblemowo? MOŻNA!!! Spieszę podać Wam, Szanowni Czytelnicy, stosowny algorytm postępowania w tej sprawie.
Przyjmijmy modelową rodzinę 2+2 przy jakże częstym założeniu, że
oboje rodzice nie pracują i utracili już prawo do zasiłku dla bezrobotnych. Nasi Kowalscy muszą pewnego wieczoru położyć wcześniej dzieci do łóżek i poważnie, w cztery oczy ze sobą porozmawiać. Konsekwencją tej rozmowy powinien być pozew o alimenty skierowany przez panią Kowalską do Sądu Rodzinnego. Pozew przeciwko własnemu mężowi - do czego nie jest potrzebny ani rozwód, ani orzeczona sądownie separacja. Sprawy alimentacyjne są z założenia zwolnione z kosztów sądowych, więc cały zabieg nic Kowalskich nie kosztuje.
Alimenty (łącznie z ich wysokością) zostaną prawdopodobnie orzeczone już podczas pierwszej rozprawy, bowiem Kowalski przyzna otwarcie, że na utrzymanie rodziny nie łoży absolutnie nic. Niezwłocznie po otrzymaniu wyroku opatrzonego klauzulą natychmiastowej wykonalności Kowalska powinna udać się do komornika.. Komornik bierze się do pracy, bo jeśli chodzi o alimenty, ma obowiązek stosowne kroki podjąć niezwłocznie. Na początek ustala, że od Kowalskiego pieniędzy nie da się ściągnąć w żaden sposób, bowiem Kowalski nie wykazuje żadnych dochodów, ponieważ nie pracuje. Nie można mu też niczego zająć i sprzedać, bo głowa rodziny żadnego majątku nie posiada. W takim razie Kowalskiej pozostaje tylko jedno: FUNDUSZ ALIMENTACYJNY. Jest to świadczenie wypłacane przez państwo
(konkretnie - przez ZUS) w chwili, gdy nie ma innej możliwości egzekwowania należności alimentacyjnych. Świadczenie wynosi maksymalnie 618,60 zł miesięcznie na dziecko. Piechotą nie chodzi. Za sporządzenie wniosku do ZUS-u komornik weźmie od Kowalskiej około 100 zł lub na jej wniosek zwolni ją z opłat. Aby skorzystać z dobrodziejstwa państwa, w rodzinie Kowalskiej dochód na jedną osobę w rodzinie nie może przekroczyć 612 zł.
Ktoś powie, iż istnieje tu pewne niebezpieczeństwo. Takie mianowicie, że nasz Kowalski może za niepłacenie alimentów spotkać się z retorsjami prawa - do dwóch lat więzienia włącznie. Jednak jest to mało prawdopodobne. Znajoma sędzina powiedziała nam tak: - Egzekwowanie prawa nie może być sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Jeśli Kowalski wykaże, że rzeczywiście bezskutecznie poszukuje pracy, to nie znam sędziego, który w tej sytuacji orzekłby wobec niego karę pozbawienia wolności. Bo niby za co?
Powyższy scenariusz postępowania sprawdziliśmy w praktyce i to z bardzo pozytywnym skutkiem! Czy jest on całkowicie etyczny? Guzik mnie to obchodzi. Nie będę bawił się w moralność, gdy widzę głodne dzieciaki i zrozpaczone oczy ich matki. Tu już wszak nie chodzi o szkołę życia, ale o szkołę przetrwania.
MAREK SZENBORN
Wartość przedmiotu sporu: (wpisujesz kwotę, której się domagasz)
Miejscowość, data
Do
Sądu Rejonowego w..............
Wydział Rodzinny i Nieletnich Adres
Powódka/Powód:
imię i nazwisko
miejsce zamieszkania
małoletnia reprezentowana przez
matkę/ojca
imię i nazwisko
miejsce zamieszkania
Pozwany/Pozwana:
imię i nazwisko
miejsce zamieszkania
Pozew o alimenty
Wnoszę:
1. O zasądzenie od pozwanego..................................... na rzecz małoletniej/małoletniego
/małoletnich............... po.................złotych miesięcznie tytułem alimentów, poczynając
od dnia.........roku, płatnych do...............każdego miesiąca do rąk matki.........................
2. O nadanie wyrokowi klauzuli natychmiastowej wykonalności. (ułatwi Ci to i przyśpieszy egzekucję Twoich pieniędzy)
Uzasadnienie
Małoletnia /małoletni ur..................jest córką/synem .
z ich związku małżeńskiego zawartego w dniu............
. i pozwanego .
Dowód:
Akt/akty urodzenia, akt małżeństwa
Dnia (wpisz datę).... pozwany/a przestał/a łożyć na potrzeby rodziny. Matka/ojciec........
nie posiada źródeł dochodu (osiąga dochód z pracy w.......................w kwocie .
Dowód:
- zaświadczenie zakładu pracy/urzędu pracy/ pomocy społecznej.
Pozwany/a samodzielnie się utrzymuje. Nie jest mi znane źródło jego/jej dochodu.
Dowód: Przesłuchanie stron
Małoletnia/małoletni/małoletnie pozostaje/ą na utrzymaniu matki/ojca, która/y nie jest w stanie zapewnić jej/jemu/im wszystkich potrzeb (jeżeli dziecko choruje - opisać).
Czynsz i inne świadczenia związane z utrzymaniem lokalu mieszkalnego wynoszą..............
Matka/Ojciec nie jest w stanie samodzielnie ponosić kosztów utrzymania dziecka.
Dowód: Przesłuchanie stron
W tym stanie rzeczy powództwo jest uzasadnione.
Załączniki:
Odpisy pozwu wraz z załącznikami (wystarczą dwa)
Odpis aktu małżeństwa
Odpis aktu/aktów urodzenia
Zaświadczenie o dochodzie/braku dochodu
Wzór pozwu o alimenty
Zwołanie soboru ogłoszone w 1959 r. przyjęto z wielkimi nadziejami. Co bardziej światli teolodzy zdawali sobie sprawę, że Kościół odstaje od wolnego i demokratycznego świata. Wiedzieli, że jeszcze jedno, dwa dziesięciolecia, a struktury rozlecą się i miliony ludzi opuszczą Krk na zawsze. Katolicyzm - obce, żywcem przeniesione ze średniowiecza ciało - nie był w stanie wytrzymać ciśnienia współczesności. Rozumiał to mądry papież Jan XXIII i zwołał sobór. Po trzech latach dyskusji uchwalono 16 dokumentów, które rozpoczęły, a raczej miały rozpocząć nową erę Kościoła. Rzeczywiście, sprawy wyglądały obiecująco:
- ojcowie soborowi dali większą władzę biskupom i powołano episkopaty krajowe, sugerując tym samym odejście od wszechwładzy Kurii Rzymskiej;
- uznano, że wierni świeccy nie są klientami Kościoła, czyli kleru, ale Ludem Bożym - integralną częścią wspólnoty wierzących;
- uznano, że można być zbawionym poza Kościołem katolickim, wprowadzając pojęcie "anonimowych chrześcijan", czyli osób należących do Kościoła, ale nieświadomych tego faktu. Było to obłudne, bo utrzymano starą zasadę "poza Kościołem nie ma zbawienia". Rozszerzono przy tym oddziaływanie Krk.
- katolicyzm włączył się w dialog ekumeniczny, traktując (oficjalnie) inne kościoły jako partnerów, a nie odstępców i kandydatów na nawrócenie;
- obwieszczono koniec diaboli-zowania żydów, zaczęto ich nazywać "starszymi braćmi w wierze";
by słuchać i płacić, a inni po to, by rządzić i korzystać. Mimo wszystko uchwały soboru przyjęto na świecie najpierw z niedowierzaniem, a później z entuzjazmem. Wydawało się, że największa wsteczna siła świata stanie po stronie rozwoju i humanizmu! Katolicy byli na ogół nie mniej
40 lat minęło...
...od rozpoczęcia obrad II Soboru
Watykańskiego. To był, według katolickiej
rachuby, 21 sobór powszechny Kościoła,
zdecydowanie jeden z najbardziej
przełomowych. Szkoda tylko, że przełom
trwał tak krótko...
- zreformowano liturgię, wprowadzono doń języki narodowe.
Nie zmieniono jednak najważniejszego, czyli struktury władzy w Kościele, co stało się później przyczyną porzucenia soborowych reform. Nie przywrócono wczesnochrześcijańskiej demokracji. Kościół pozostał klerykalną dyktaturą służącą interesom duchownej elity. Wszelki postęp pozostał uzależniony od dobrej lub złej woli jedynowładczego papieża. Tak więc Kościół w swej istocie pozostał tym, czym był - pseudow-spólnotą, w której jedni są po to,
szczęśliwi, tym bardziej że sądzono, iż sobór przyniósł dopiero początek reform. Powszechnie, zwłaszcza na Zachodzie, spodziewano się rychłego zniesienia celibatu, zaakceptowania antykoncepcji i obalenia dogmatu nieomylności papieskiej. Nic takiego jednak się nie stało. Paweł VI
- przerażony nieco nową sytuacją
- przyhamował reformy, ale też pozostawił daleko posuniętą (jak na katolicyzm) wolność poszukiwań teologicznych i dyskusji. Otwartość Jana Pawła I zakończyła się szybko i tragicznie. Jan Paweł II skończył
definitywnie nawet z marzeniami
0 wolności w Kościele.
Pewna wpływowa część kleru
1 świeckich nigdy nie uznała soborowych reform. Opozycja skupiła się wokół kardynałów Lefebvre'a i Ottavianiego. Sobór uznano za pomyłkę i za zerwanie z tradycją katolicką. Odmówiono mu kanoniczno-ści, a część przeciwników uznała papieży następujących po Janie XXIII za antypapieży, czyli uzurpatorów. Według nich, nie ma legalnego "następcy świętego Piotra". Antysobo-rowa opozycja to nie tylko schizma-tyccy lefebryści, ale także tłumy duchownych i świeckich z rozmaitych środowisk pozornie należących do oficjalnego Kościoła, a w rzeczywistości zwalczający ducha II Soboru Watykańskiego. Do nich należy wpływowe środowisko Radia Maryja.
Co więc zostało z tamtych lat? Niestety niewiele. Pozostało przede wszystkim to, co zewnętrzne. Wierni na mszy rozumieją wypowiadane słowa, ale nie rozumieją ich znaczenia. Stwarza się pozory, że reformy trwają. Kościół nadal twierdzi, że świeccy to część wspólnoty Ludu Bożego. Jest to oczywisty pozór, bo nie istnieje żadna prawdziwa wspólnota. Władza należy tylko do kleru, a sam niebiblijny podział na kler i świeckich to już znak, że za nic się ma tradycję apostolską. Kościół i jego majątek de facto jest
własnością papieża i biskupów.
Dialog ekumeniczny utknął w martwym punkcie. Katolicyzm uparcie obstaje przy swoich dogmatach, nie ma najmniejszego zamiaru reformować się. Papiestwo za bardzo kocha swoją władzę, by z niej zrezygnować. Stosunki z prawosławnymi są fatalne z powodu pazerności Krk na po-radzieckie dusze.
Dialog z judaizmem też jest nieco fikcyjny, bo obok pojednawczych kroków toleruje się antysemickie wybryki części kleru i świeckich. O dialogu z niewierzącymi nie ma nawet co pisać - regularnie, kilka razy do roku, papież obrzuca laicką etykę wyzwiskami, nazywając ją "relatywizmem moralnym", "grzechem niewiary" i "cywilizacją śmierci".
Co obecny władca Watykanu sądzi naprawdę o soborze, niech świadczy fakt, iż niemal w rocznicę urodzin wyniesiono na ołtarze twórcę Opus Dei - Escrivę. Austriaccy katolicy (ruch My Jesteśmy Kościołem) nazwali tę kanonizację "prowokacją skierowaną wprost przeciwko soborowi". Bliską papieżowi duchowość Dzieła określono mianem "kwintesencji źle pojętego chrześcijaństwa". Uznano ją za "agresywną, nieprzyjazną kobietom i rodzinie, cierpiętniczą i uwłaczającą godności osoby ludzkiej". Ogólną sytuację w Kościele katoliccy re-formiści nazwali jako "nie do zniesienia". ADAM CIOCH
25 -30 X 2002 r.
FAKTY n
INJ
NA KLĘCZKACH
KATOLIK NA KATOLIKA
Biskupi i tym razem nas nie zawiedli, i tradycyjnie, wcale, ale to wcale, nie wtrącali się do przedwyborczej polityki. Na wrocławskiej konferencji wezwali wiernych do głosowania na tych, którzy "kierują się społeczną nauką Kościoła". Po głębokim namyśle stwierdziliśmy, że chodzi o wiernych katolików. Podobne dyrektywy wyszły w terenie. Na przykład w Łodzi, w kościele na placu Wolności, działacze LPR rozdawali dzieciom pierwszokomu-nijnym i ich rodzicom darmowe bilety do kina z załączoną instrukcją, jak zagłosować na "prawdziwych katolików". W dzielnicy Julianów parafialna gazetka "Via" reklamowała kandydata z prawicowego Łódzkiego Porozumienia Obywatelskiego, Mariana Papisa. Kandydat chwalił się, że załatwił liczne dotacje do remontu katolickich świątyń. Wszystkich jednak przebił ultraka-tolicki Komitet Obrony Narodu Polskiego, który w rozwieszanych po klatkach ulotkach przestrzegał przed głosowaniem na Żydów. Wyborców zachęcał, by dopytywali się o pochodzenie etniczne kandydatów i ich "nazwiska poprzednio używane", datę i miejsce chrztu, a nawet wykształcenie i zawód. Obserwujemy też nowe trendy -w Ksawerowie k. Łodzi proboszcz wsparł reklamą z ambony kandydata SLD. Nie na próżno trudzą się więc przy episkopacie Miller z Kwaśniewskim. A.C.
LIGA ŁŻE
Dwudziestu posłów Ligi Polskich Rodzin wystosowało list do narodu irlandzkiego z okazji referendum w sprawie przyjęcia Traktatu Nicejskiego. Zawarto w nim kłamliwe informacje o sytuacji społecznej w Polsce -wbrew wszelkim sondażom napisano, że większość Polaków nie życzy sobie wejścia do Unii. Rydzykowcy żalą się, iż Polska na siłę zostanie "wepchnięta" do UE, i proszą, aby Irlandia nie pomagała w tym paskudnym procederze. Dziwne, że dotąd Ligusy nie napisały w tej sprawie do swojego ukochanego rzekomo Papy. Czyżby wiedzieli, że nie mają u niego żadnych szans? Ponieważ kłamstwo, jak wiadomo, nie popłaca, sprawa się rypła i Irlandczycy rydzykowców nie posłuchali. A.C.
PH&A KOLUMNA
"INTERES" AKCJI
Akcja Katolicka wystawiła do wyborów samorządowych swoją najlepszą reprezentację, ludzi prowadzących wzorcowe życie rodzinne. Jeszcze do 19 października br. jedną z lokomotyw wyborczych komitetu "Dobro Wspólne", zrzeszającego ludzi ze środowisk katolickich w Suwałkach, był niejaki 49-letni Leszek S. Prowadził bardzo specyficzną kampanię wyborczą. Przyjeżdżał otóż do Augustowa i pobliskiej miejscowości Nowinki, gdzie przechadzał się w pobliżu szkół, zaczepiając dzieci wracające z zajęć.
Najbardziej interesowały go kilkuletnie dziewczynki, przed którymi obnażał się, prezentując swój katolicki "interes". Zaalarmowani nauczyciele poinformowali policję, która przerwała tak wspaniale zapowiadającą się karierę działacza Akcji Katolickiej przy suwalskiej parafii. Do zatrzymania na tzw. gorącym uczynku doszło w miejscowości Nowinka, gdzie mężczyzna -mimo dokuczliwego chłodu -obnażał genitalia przed dziećmi w pobliżu szkoły podstawowej. Sąd w Augustowie aresztował go pod zarzutem pedofilii i molestowania dzieci. "Zostały mu przedstawione zarzuty doprowadzenia do poddania się czynnościom seksualnym dwóch dziewięcioletnich dziewczynek" -informuje Krzysztof Będziński, zastępca komendanta policji w Augustowie. Apelujemy do kurii ełckiej o złożenie pilnego poręczenia! Waszego człowieka krzywdzą! S.J.
BOŻE I ZABÓJCZE?
Największy szwedzki dziennik "Ekspressen" uczcił kanonizację Escrivy, założyciela Opus Dei, bardzo krytycznym tekstem o tej organizacji. Obok zwyczajowych już informacji na temat powiązania Dzieła Bożego z rozmaitymi ciemnymi sprawkami napisał, że zamieszane jest ono w niewyjaśnione morderstwa. Czekamy teraz na reakcję przybocznej gwardii Woj tyły. Niepozwa-nie gazety do sądu będzie przyznaniem racji opublikowanym w "Ekspressen" oskarżeniom. A.C.
ZAKONNICA WON!
Rodzice uczniów Szkoły Podstawowej nr 88 w Warszawie domagają się wyrzucenia ze szkoły siostry zakonnej Alicji uczącej religii. Podczas katechezy siostrzyczka uderzyła w twarz dziewięcioletnią dziewczynkę. Powód? Dziecko otworzyło książkę nie na tej stronie, której wymagała nauczycielka. Dyrekcja szkoły potwierdziła zajście. Dla proboszcza jednak nie ma sprawy: siostra jest po prostu "stanowcza i wymagająca", a to zalety wszakże. Rodzicom ksiądz oznajmił, że nie zamierza wyznaczać na jej miejsce innej katechetki, więc jeśli zakonnica zostanie odsunięta, to dzieci nie będą mogły przystąpić do komunii. Katoszantażyk taki. Rodzice już czują się zastraszeni i nie chcą ujawniać dziennikarzom nazwisk, by potem pociechy nie były prześladowane. PaS
DOCIEKLIWY
Kandydat Samoobrony na prezydenta Poznania, Jan Deręgowski, wywołał skandal, dopytując się publicznie lewicowego kontrkandydata Sławomira Pietrasa o to, czy ma on rodzinę i czy aby nie jest homoseksualistą. Swoją ciekawość
tłumaczył troską o przyszłą karierę polityczną... przeciwnika. Chodzi
0 to, by fakt jego ewentualnych skłonności męsko-męskich nie został użyty kiedyś przeciwko niemu. Pietras odrzekł, że gejem nie jest, i -uprzedzając dalsze pytania członka Samoobrony -wyjaśnił także, że nie jest kobietą z brodą, pedofilem i nekrofilem... A.C.
JEDNA TRZECIA ŚLUBU
W Dobrym Mieście (woj. war-mińsko-mazurskie) odbyło się niedawno zbiorowe zamążpójście. Na ślubnym kobiercu stanęły jednocześnie trzy pary. Mimo protestów młodych, którzy liczyli na zmniejszenie opłaty, miejscowy proboszcz nie zgodził się na śluby udzielane osobno poszczególnym parom. Zdegustowanym przyszłym małżonkom wyjaśnił, że otrzymają przecież cały ślub, a nie jedną trzecią. Na takie dictum młodzi ustąpili. Nic nie wskórali także krewni trzech osób, które w lutym utonęły w rzece po wypadku samochodu. Pogrzeb był zbiorowy, ale taksa indywidualna. To się nazywa interes. R.P.
TIMES NA NEW YORK
Dwunastu księży, zakonnika
1 całą diecezję brooklyńską pozwał do sądu amerykański prawnik w imieniu 42 osób wykorzystywanych seksualnie w dzieciństwie przez duchownych -doniósł "New York Times". To, według dziennika, jedna z największych takich spraw w Nowym Jorku. Wśród pozywających są głównie mężczyźni, którzy twierdzą, że jako ministranci byli wykorzystywani seksualnie przez księży, zarówno na plebaniach, jak i podczas weekendowych wyjazdów. Władzom diecezji zarzucają zastraszanie, które skutecznie odwiodło ich od złożenia w tamtym czasie skargi. Sprawa mogła ujrzeć światło dzienne dopiero po ostatnich skandalach seksualnych, gdy hierarchia kościelna przyznała się do molestowania ze strony księży, a sądy zaczęły dawać wiarę informacjom o seksce-sach. Diecezja nie skomentowała powództwa. Żaden z wymienionych w sądowym wniosku duchownych nie przyznał się do winy. PaS
KPZRELIGIA
W obliczu braku kolektywów pracowniczych i podstawowych organizacji partyjnych, tylko religia może wpoić człowiekowi ogólnoludzkie wartości -uważa rosyjski prezydent. Tak Władimir Putin skomentował propozycję rządu wprowadzenia do szkół nauki religii. Rosyjskie władze chcą w ten sposób "wzmocnić duchowe podstawy społeczeństwa". Ich zdaniem, przyczyn kryzysu demograficznego
należy upatrywać w kwestiach moralnych, a nie ekonomicznych. W ramach lekcji z "prawosławnej kultury" uczono by także o innych tradycyjnych w Rosji religiach: islamie, buddyzmie i judaizmie. A katolicy? -guzik z pętelką! Mają za swoje. PaS
HOMONIEPEWNI
Brytyjscy przedstawiciele czterech religii: anglikańskiej, katolickiej, muzułmańskiej i sikhijskiej, sprzeciwili się rządowemu projektowi dopuszczającemu adopcję dzieci przez homoseksualne pary. Obecnie w Wielkiej Brytanii dzieci mogą być adoptowane przez małżeństwa i osoby samotne. We wspólnym liście skierowanym do redakcji "Daily Telegraph" reprezentanci tych wyznań napisali, że "adopcja dzieci przez pary homoseksualne lub pary heteroseksualne, ale niezamężne, nie leży w dobrze pojętym interesie dziecka". A obowiązująca w szkołach wielu hrabstw kara chłosty? Ta "leży w dobrze pojętym interesie dziecka" jak najbardziej! PaS
I KTO TO MÓWI?
"Wzywamy księży i osoby konsekrowane do dalszego ścisłego przestrzegania ustawodawstwa państwowego i okazywania szacunku władzy (...). Usilnie zalecamy, aby duchowni - nie wykraczając poza swe kompetencje -przejawiali ostrożność w wystąpieniach publicznych i nie wyrażali poglądów, które mogą zostać odebrane jako prowokacja... (wobec władz państwowych -dop. S.J.)". Rosjanie "dokręcili śrubę" watykańskim łowcom zbłąkanych, prawosławnych dusz. Uprzytomnili to sobie widocznie uczestnicy Konferencji Biskupów Katolickich Federacji Rosyjskiej, bo 18 października br. wydali z siebie powyższy komunikat, przy którego lekturze targa nami współczucie. Ileż musiała ich kosztować ta lekcja pokory! Przymilają się nawet do Cerkwi: "Apelujemy do duchowieństwa, aby starało się nawiązywać i rozwijać braterską współpracę z Rosyjskim Kościołem Prawosławnym oraz innymi wspólnotami religijnymi i organizacjami społecznymi, okazując rozsądek w swych działaniach". I kto w to uwierzy? S.J.
INNY KOŚCIÓŁ?
Katolicy domagający się reformy Kościoła spotkali się w Madrycie na konferencji pod hasłem: "Inny Kościół jest możliwy". Kongres zorganizowała hiszpańska odnoga organizacji My Jesteśmy Kościołem (Somos Iglesia). Uczestnicy opowiedzieli się za zniesieniem celibatu, kapłaństwem kobiet, akceptacją homoseksualizmu, społeczną gospodarką rynkową, a także reformą skostniałych stosunków w Kościele.
Reakcja biskupów była następująca: "Somos Iglesia wypowiada stwierdzenia i wysuwa żądania, które jasno stoją w sprzeczności z nauką Kościoła katolickiego i które, z uwagi na wspólnotę Kościoła, mogą wyrządzić wiele szkód". Tak więc "inny Kościół" jest możliwy, ale... mało prawdopodobny. Rzetel.
BOJKOT
Prostytutki z indonezyjskiego miasta Surabaja postanowiły nie obsługiwać członków (cokolwiek to oznacza) "władzy wykonawczej, rady i resortu sprawiedliwości" swojego regionu. A wszystko to z powodu wydanego ostatnio przez władze zakazu prowadzenia usług seksualnych w czasie ramadanu. Muzułmanów obowiązuje wtedy post i wstrzemięźliwość. Prostytutki obawiają się dotkliwych strat spowodowanych zakazem. Zawsze twierdziliśmy, że religijny dogma-tyzm powoduje szkody w gospodarce. A.C.
DOODBYTNICZO GO UMIŁOWAŁ
40-letni ksiądz Kazimierz K.
z Tomaszowa Lubelskiego, który w czasie odwiedzin duszpasterskich zgwałcił 59-letniego parafianina ("FiM" 10/2002) został skazany na 2 lata więzienia w zawieszeniu na 5 lat. Tak łagodny wyrok zapadł po utajnionym procesie, a wielebny gwałciciel odpowiadał oczywiście z wolnej stopy. Prokurator zapowiedział już odwołanie od wyroku Sądu Rejonowego w Tomaszowie. A tak przy okazji, okres odwiedzin kolędowych tuż-tuż... A.C.
V.;' -- Ś

____
"Ś*<ŚŚ f\ r>:
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
25 -30 X 2002 r.
Wesołe miasteczko
Ze stolicy Podbeskidzia powiało humorem. Wszystko za sprawą sporu wśród radnych, czyj pomnik jest ważniejszy: św. Mikołaja czy obecnego papieża.
To niesłychany przypadek w Katolandzie, żeby w rywalizacji o pomnik, biskup jakiejś tam - za przeproszeniem - Miry, nieżyjący w dodatku od kilkunastu wieków, zdetronizował jak najbardziej żywego biskupa Rzymu Jana Pawła II. A jednak stało się - W Bielsku-Białej, podczas ostatniej sesji Rady Miasta. Pomimo dużego poparcia ze strony miejscowego biskupa, nie udało się posadzić na cokole Wojtyły zamiast św. Mikołaja, planowanego na to stanowisko od siedmiu lat. Kruchtowi stawali na głowach, aby wyrugował go rodak z Wadowic.
Wszystko wzięło w łeb, gdy ogłoszono wynik głosowania miejskich rajców w tej sprawie: 19 głosów dla gościa od prezentów i choinki, a dodatkowo patrona miejscowej katedry, a 16 dla Papy.
A było tak: zgodnie z zatwierdzonym w 1998 roku planem zagospodarowania przestrzennego, na placu św. Mikołaja, przy katedrze, miał stanąć jego pomnik właśnie. Do dziś jednak nie stanął. Dlaczego?
Zabrakło pieniędzy - odpowiadają chórem miejscy decydenci. Trudno się dziwić, skoro cała restauracja mikołajowego placu, robiona pod pomnik patrona
- jak nam powiedziała pełnomocnik rewitalizacji w Urzędzie Miasta, Jolanta Jędrzejczyk - pochłonęła, bagatela, ponad 5 mln zł. Wzmocnienie terenu, wymiana sieci kanalizacyjnej, ściekowej, wymiana kabli telefonicznych, parking, schody, instalacje do cyrkulacji wody w fontannie, oświetlenie placu, położenie kostki granitowej, to wszystko przerosło kieszeń pobożnych rajców. A po co ni stąd, ni zowąd wpompowano w plac św. Mikojała? - zapyta kto ciekawski. A stąd, że:
- Podniesienie bielskiego kościoła do rangi katedry wymagało odpowiedniego uhonorowania tego terenu
- odpowiada Barbara Szołomiak-Biernacka. Autorka projektu, nie zakonnica - dodajmy.
Odlany z brązu biskup Miry ze swoimi atrybutami władzy - pastorałem w ręku i mitrą na głowie - miał obdarowywać dzieci jabłkami. Według projektu pomnika (patrz. foto), z jednego jabłuszka miała nawet tryskać woda...
- To będzie symboliczny dar dla mieszkańców - tłumaczyła Biernacka. Którzy całe życie czekali, aby zobaczyć takie cudo - dodajmy po raz drugi.
Pomnik Mikołaja ma kosztować pół miliona złotych. Mimo planów utworzenia fundacji lub stowarzyszenia pozyskującego fundusze, po 4 latach kasa świeci pustkami.
- Nie udało się z Mikołajem, ale na Karola kasa musi się znaleźć - kombinować poczęli niektórzy radni, wspierani przez czerwone birety z Bielska-Białej.
Dla wzmocnienia atutów oraz autorów tej koncepcji, w sesji Rady Miasta uczestniczył ksiądz Jan Sopicki jako delegat bpa Tadeusza Rakoczego. Zdaniem hierarchów, cała roszada na cokole to nic więcej, jak tylko zamiana biskupów - jednego na drugiego. I tak wszystko na chwałę Kościoła.
Niektórym paskudnym radnym przeszkadzał jednak pewien szczegół, a mianowicie... fontanna. Zastanawiali się, skąd woda miałaby wypływać, gdyby zdecydowano się na papieża: z ust, czy może z głowy, lub z innej... - o Boże! - części ciała?!
W tym roku radni przekazali z nadwyżki budżetowej okrągły milion złotych na remont katedry. Kościółkowym nie przyszło do głowy, aby z własnej kasy postawić pomnik. Wciąż czekają na pieniądze z bielskiego magistratu i doczekają się... dwóch pomników. Wśród katolickiego aktywu w radzie miasta nikt nie ma wątpliwości - po Mikołaju musi stanąć (w innym, godnym miejscu) Karol. - Już dzisiaj śmieją się z nas w całej Polsce, że nie mamy pomnika papieża - powiedział nam jeden z prawicowych radnych. JAROSŁAW RUDZKI
Fot. Autor
Zarząd Chorzowa wydał w trakcie kończącej się właśnie kadencji 1300 zamówień. Obejmowały one prace remontowe, budowlane itp. Dokonywano ich bezprawnie, z tzw. wolnej ręki, czyli bez przeprowadzania przetargów.
Na wniosek radnych, prezydent Chorzowa Marek Kopel przekazał stosowne zestawienie, które nie spodobało się kontrolerom z Regionalnej Izby Obrachunkowej. RIO zajęła się całą sprawą po otrzymaniu dokumentacji, jaką skierowali radni do wojewody katowickiego. Zarzuty wobec zarządu miasta dotyczą nie tylko bezprze-targowego szastania forsą, ale także podwójnych zamówień, niewłaściwie sporządzanych założeń do zamówień publicznych, zezwalających m.in. na prace dodatkowe, finansowanie z publicznych pieniędzy zakupu sprzętu dla przypadkowych firm oraz płacenie za koszty ich działalności.
Oto kilka zamówień (wraz z kwotami) z listy zrealizowanych z "wolnej ręki":
- dostawa urządzeń zabawowych: 3074 zł;
- dostawa i montaż urządzeń zabawowych: 95 756 zł;
- oświetlenie świąteczne miasta: 57 903 zł;
Wolna ręka miasta
- oświetlenie świąteczne miasta: 60 097 zł;
- oświetlenie świąteczne miasta: 120 000 zł;
- oświetlenie świąteczne miasta: 73 200 zł;
- konserwacja zieleni: 53 108 zł;
- prace pielęgnacyjne: 60 097 zł.
Patrzcie, jakim Chorzów jest wspaniałym miastem: wypielęgnowanym, zabawowym i takim jasnym... I niech nikt nie mówi, że Śląsk jest czarny!
Przytoczmy jeszcze kilka innych - z pewnością najniezbędniej szych - zleceń, przy których wyniknęły "nieprzewidziane trudności", podwyższające "wartość" (do kwot dodano kwoty dodatkowe) faktury:
- zagospodarowanie terenu przy kościele św. Jadwigi: 681 358,10 plus 19 697,00;
- adaptacja budynku parafialnego: 62 896,40 plus 63 069,10;
- remont w ośrodku AA: 63 924,40 plus 8339,00;
- alejki na cmentarzu św. Józefa: 42145,50 plus 8388,40.
Kontrola Regionalnej Izby Obrachunkowej trwa. Chorzowian z pewnością interesuje nie tylko to, jak wydawane są ich pieniądze, ale też - na co. Będziemy starali się na bieżąco informować o ustaleniach kontrolerów z RIO. URSZULA PIENIAK
Bo miała RACJĘ?
Oskarżona o przynależność do APP RACJA - kandydatka na burmistrza Czeladzi, Barbara Strzelecka, została skreślona z prawicowej listy.
Wilczy pęd do władzy, a dokładnie paru tysięcy złotych, powoduje, że wielu lokalnych polityków głupieje. Gotowi są na wszystko, byle zasiąść w fotelu radnego, wójta, burmistrza czy prezydenta miasta.
Podczas zebrania centroprawicowego, ponadpartyjnego "Sojuszu dla Czeladzi" członkowie komitetu jednogłośnie wybrali bezpartyjną Barbarę Strzelecką (od 17 lat dyrektorkę Szkoły Podstawowej nr 7, dotychczasową radną) na kandydata na burmistrza. Wielu uważało, że będzie ona nową szansą dla miasta i odtrutką na skolesiałe układy narosłe wokół obecnych włodarzy miasta. Przemawiała za nią fachowość, zaangażowanie społeczne i bezpar-tyjność. Pojawiły się wyborcze reklamy w pismach, np. w "Sojuszu dla Czeladzi" oraz w "Wiadomościach Zagłębia". Kandydatka przygotowywała list-manifest do wyborców i... nagle rozpoczęła się na nią nagonka polityczno-religijna.
25 września Strzelecka została wezwana na nieformalne spotkanie kilku działaczy komitetu, podczas którego oskarżono ją o rzekomą przynależność do Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA i o umizgi-wanie się do jej elektoratu, czyli pomiotu diabelskiego i plemienia kainowego w jednym.
- Zostałam przesłuchana niczym podsądna. Poza tym nie wiem, o co to całe zamieszanie. Przecież "Sojusz dla Czeladzi" miał być z założenia ponadpartyjny i ponad
podziałami - mówi Barbara Strzelecka. - Kiedy opuściłam zebranie, kilku działaczy zadecydowało o moim usunięciu z "Sojuszu". Zażądano od niej PISEMNEGO OŚWIADCZENIA, że nie należy do RACJI. Owo oświadczenie zweryfikowano w lokalnych władzach APP RACJA. Wszystko na nic. Samo podejrzenie o tak niecne czyny wystarczyło do spuszczenia Strzeleckiej.
Egzekucja nastąpiła 30 września podczas spotkania komitetu. Do ataku przystąpili panowie Bliźnicki, Kita oraz Staśko. Kontakty kandydatki z RACJĄ miały niby zaszkodzić interesom "Sojuszu". Co rozumniejsi z sali zaczęli kpiąco się śmiać, że brakuje już tylko stosu.
Inkwizytorzy wygrali. Katolic-kość narodu zatryumfowała, a nowym kandydatem na burmistrza został... oczywiście jeden z inicjatorów nagonki - Eugeniusz Bliźnicki. Pikanterii sprawie dodaje fakt, iż ten sam Bliźnicki podpisał wcześniej lo-jalkę wobec kandydata innego Komitetu Wyborczego "Nowa Czeladź", Marka Mrozowskiego. Czytamy w niej: "Zobowiązuję się do wspierania kandydatury Marka Mrozowskiego na funkcję Burmistrza Miasta. Zobowiązuję się do zaniechania wszelkich działań wspierających inne komitety wyborcze, jak również innych kandydatów na funkcje burmistrza miasta (!)". O, to już jest po katolicku. J.R.
Fot. Autor

OŚWIADCZENIE

^iit&t K&łnm Raz*ou Ligflaa oni Fonia Howo Cir1a\Ł [ 3 ilfiioMMihf) i< da wv*smLt iuntpiiaajiY Mirt* WiHj:^łiecn na łJiłrfij

Jfbhri4Zii|Q llf OC ?łj-1 500 jKitftfi jipłi^c#iiał'iwtnmnR So^lrtiKii 1 u mntk na lirłLfiji uamgD Had> Prmalu Bp|jrnijii omłTcłiw w 4F* U5y Hł*|jdi Komliu Romui


25 - 30 X 2002 r.
FAKTY n
POLSKA PARAFIALNA
Nawet dziś, po wielu miesiącach od tamtego zdarzenia, Bartek nie może mówić spokojnie. Gdy opowiada
0 tamtej lekcji religii, głos mu drży
1 jest bliski płaczu:
-Rozmawiałem z kolegą, gdy ksiądz nagle krzyknął, aby go nie przedrzeźniać. Nic takiego nie robiliśmy, ale ksiądz wyciągnął sprężynę, rozłożył ją i uderzył mnie z całej siły w plecy. Zacząłem płakać. Ksiądz uderzył jeszcze trzech innych kolegów, ale lżej. Już wcześniej na lekcjach bił dzieci gumową pałką.
Po szkole Bartek przyszedł do domu zapłakany. Gdy pokazał plecy, matka ujrzała potężną pręgę.
Później biegły sądowy podczas oględzin lekarskich napisze: "Krwiak na plecach długości około 30 cm zakończony w kształcie główki, szerokość około 1 cm. Główka 3 cm x 2 cm. Krwiak biegnie wzdłuż pleców od łopatki ukośnie do kręgosłupa".
-Był to dla mnie szok -mówi Elżbieta Kowalczyk, matka chłopca. - Ksiądz, jak się później dowiedziałam, już niejednokrotnie bił dzieci podczas lekcji religii, ale nikt nie śmiał zgłosić tego np. policji. Bano się zemsty, a ponadto ksiądz
jest na wsi panem i władcą. Nawet dyrektor szkoły, do której uczęszcza Bartek, nie potrafił tego przeciąć błyskawicznie, choć zapewne wiedział o skłonnościach księdza. Przecież kilka lat wcześniej miał miejsce podobny przypadek. Tym razem postanowiliśmy jednak nie darować.
W połowie czerwca do Sądu Rejonowego w Grójcu wpłynął pozew przeciwko kapłanowi z Woro-wa. "Oskarżam Czesława Wróbla, zam. Worów, gm. Grójec, księdza parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Worowie -czytamy w piśmie skierowanym do sądu - o to, że w dniu 13 czerwca 2002 r. na lekcji religii uderzył metalową sprężyną w plecy mojego nieletniego syna Bartłomieja Kowalczyka, powodując u niego obrażenia w postaci krwiaka o dł. 30 cm, które to obrażenia naruszyły czynności narządów jego ciała na okres do dni siedmiu".
Szkoła podstawowa w Bikówku, do której uczęszcza Bartek. Dyrektor Jan Kołodziejczyk doskonale pamięta zdarzenie z czerwca tego roku, gdy w jego gabinecie pojawił się ojciec Bartka.
-Ludzie są zastraszeni, bo proboszcz potrafi być mściwy i okrutny. Nawet wikarego nie wpuścił do nowej ogromnej plebanii, choć powstała za nasze pieniądze. Jest u nas już blisko dwadzieścia lat, zna ludzi, układy. Nikt nie śmie mu się sprzeciwiać. Nawet wypadek samochodowy, który miał przed laty, błyskawicznie zatuszowano, choć sprawą zajmowała się policja. Inny za coś takiego odpowiadałby przed sądem.
- Gdy rodzice wielu uczniów szkoły w Bikówku dowiedzieli się o tym, że skierowaliśmy sprawę do sądu -mówi matka Bartka -gratulowali nam. "Nareszcie ktoś odważył się ukarać księdza za katowanie dzieci" -słyszałam.
Ksiądz kat(olicki)
Podczas lekcji religii ksiądz bił dzieci gumową
I pałką policyjną i żelazną sprężyną. Dopiero po kilku latach jego sprawa trafiła do sądu.
Gdy rodzice Bartka przesłali do kurii w Warszawie opis zdarzenia i protokół z obdukcji, ta zareagowała stosunkowo szybko. Po kilku tygodniach proboszcz z Worowa przestał być nauczycielem religii.
Gdy po rozmowach z uczniami i ich rodzicami trafiamy wreszcie do plebanii w Worowie, drzwi zastajemy zamknięte. -Proboszcz wyjechał rano swoją limuzyną -informuje jedna z pobliskich mieszkanek. Plebania prezentuje się niczym pałac. Jak mówią parafianie, proboszcz żyje tu jak pączek w maśle. Wiadomo, tereny sadownicze, nawet w tych czasach ludziom nie powodzi się tutaj źle.
Sprawa księdza Wróbla z Worowa znajdzie się na wokandzie Sądu Grodzkiego w Grójcu w najbliższych miesiącach.
RYSZARD PORADOWSKI Fot. Autor, archiwum
- Skierowałem wówczas ojca chłopca do dziekana w Grójcu, ale to nic nie dało. Sam też rozmawiałem z księdzem proboszczem. Potwierdził on, że uderzył chłopca, gdyż zdenerwował się.
-Z pisma skierowanego do sądu wynika, że podczas lekcji ksiądz uderzył jeszcze kilku uczniów.
-Nic mi na ten temat nie wiadomo -odpowiada dyrektor.
-Dlaczego nie reagował pan na wcześniejsze sygnały w sprawie bicia dzieci podczas lekcji religii?
-Chyba rok wcześniej było podobne zdarzenie, ale rodzice szybko wycofali skargę, więc nie było podstaw do jakiegokolwiek działania z mojej strony. Rozmawiałem jednak z księdzem i przyrzekł on potem publicznie, podczas posiedzenia rady pedagogicznej, że już nigdy nie dojdzie do podobnego zdarzenia.
-A jednak doszło, choć można było tego uniknąć. Przecież sprawa bicia dzieci gumową pałką policyjną i metalową sprężyną była
powszechnie znana w szkole, wiedzieli o tym zarówno nauczyciele, jak i dzieci.
-Nic na ten temat nie wiedziałem.
Magda, uczennica szkoły w Bikówku: - Ksiądz bił dzieci na każdej lekcji religii i krzyczał na nas.
Maciek: -Proboszcz bił nas gumową pytą, którą nazywaliśmy "pasztetówą". - Baliśmy się go, a szczególnie jego walizki, w której nosił tę gumową pałkę i jeszcze dodatkowo sprężynę.
Pani Anna, matka jednego z uczniów: -O biciu dzieci przez księdza słyszeliśmy niejednokrotnie, ale baliśmy się na ten temat mówić cokolwiek. Proboszcz jest tutaj ustosunkowany, dobrze żyje z władzą i dyrektorem szkoły, ponadto bierze udział w polowaniach, proszonych obiadkach, na których załatwia się różne sprawy. Łatwo może zniszczyć człowieka.
Lucjan Kaźmierski, mieszkaniec jednej z wsi w rejonie Worowa:
Kr, /-- .....i
BĄSKffKl
mirtaukałT Lłlt", uz^kifili ihipfili uvctA*pi> clii pi*dU?l Im dowód HdMr
A
Jak rąbnąć polską armię na 200 tys. złotych? Wystarczy udawać biznesmena i roztaczać wokół siebie aurę ekonomicznych sukcesów. Każdy wojak na to poleci.
Tak postąpił Bogusław W. z Bydgoszczy -mechanik bez stałego zajęcia. Kasy mu dotkliwie brakowało, więc w 1991 roku uderzył wpierw do dyrektora Pomorskiej Spółdzielni Mieszkaniowej "Murowaniec" z propozycją wspólnej produkcji tzw. łat mierniczych. Na ten interes wycyc-kał od spółdzielni 6 tys. zł. Potem wziął jeszcze prawie 24 tys. zł kredytu w Łódzkim Banku Rozwoju. Ale rozwinąć, to się nie rozwinął. Kupił sobie za to starego mercedesa 200, co nieco do mieszkania oraz trochę materiału na nieszczęsne łaty. Produkcję zlecił Wojskowym Zakładom Lotniczym w Bydgoszczy. Towar wzięcia nie miał, więc biznes się skończył, a dług pozostał.
Jednak rzutki mechanik obróbki skrawaniem jest nie w ciemię bity. W okresie "łaciatego" interesu poznał Stanisława J., który był zastępcą dyrektora wojskowych zakładów. Zaproponował mu sprowadzanie zachodnich aut, sprzedaż kaset
magnetofonowych i zestawów satelitarnych. Wziął 50 tys. zaliczki, ale towaru nie dostarczył. Po paru miesiącach zorientował się, że z dalszych "interesów" z wojskiem mogą być nici, więc część długu oddał. Następnie postanowił nie rozmieniać się na drobne i zagrać o trochę większą stawkę. W tym celu w bydgoskim Banku Komu-
Skrawanie armii
nalnym złożył wniosek o 200 tys. zł pożyczki. Kredyt poręczyły... a jakże -Wojskowe Zakłady Lotnicze. Nikt jednak nie wie, dlaczego do tego doszło. Poręczenie WZL było bowiem podpisane tylko przez jedną osobę -kolegę Stanisława J.
Dzień po podpisaniu umowy bank wypłacił Bogusławowi W. 100 tys. złotych. W trakcie procesu okazało się też, że 50 tys. bank dał kredytobiorcy jeszcze przed złożeniem wniosku kredytowego. Dopiero po wypłacie kasy bystrzy bankowcy zaczęli się zastanawiać, czy świstek z jednym
tylko podpisem jest wystarczającym zabezpieczeniem pożyczki. Uznali wreszcie, że potrzebny jest jeszcze weksel.
W każdym razie mechanik rąbnął te 200 tys. i wziął sprawy w swoje ręce: kupił audi 100 i sprzęt stereo. Niczego spłacać nie miał zamiaru. Bank więc dobrał się do skóry Wojskowym Zakładom Lotniczym, które bez szemrania musiały spłacić wszystko. Boguś troszkę posiedział w areszcie. Potem go wypuścili i znów zaczął rozmaitym firmom cudne interesy proponować. Wreszcie, gdy zbliżał się termin procesu, wezbrała w nim przemożna chęć światowego życia. Wyjechał do Francji, bo sąd zapomniał odebrać mu paszport. Wrócił niedawno, po 10 latach.
Sąd się z tego ucieszył niezmiernie, bo proces można było wreszcie rozpocząć. Parę razy Boguś zajrzał nawet na salę rozpraw, ale mu się w końcu znudziło. Już się nie stawia. Sędziowie ponownie zapomnieli odebrać mu paszport i skra-wacz-mechanik znów sobie gdzieś wyjechał. Taki już widać wojska i sądów los.
ROMAN KRAWIECKI
8
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
25 - 30 X 2002 r.
KONTROLA Z KG POLICJI PO PUBLIKACJI W "FiM
Kac gigant
Policjant żyje w wiecznym stresie. Do tego, że dybią na niego bandziory, złodzieje, oszuści i agresywni, pijani chuligani, zdążył się już przyzwyczaić. Jednak mało kto wie, że niekiedy największym wrogiem policjanta jest jego własny szef. Pokażemy to na przykładzie szczecińskim... i nie tylko...
Miesiąc temu, w numerze 38 "Faktów i Mitów" zamieściliśmy artykuł pt. "Kac". Przypomnijmy w skrócie, o co w nim chodziło, bo publikacja "Kaca" spowodowała cały ciąg późniejszych zdarzeń.
W Szczecinie mieszka kilkaset tysięcy ludzi - w tej liczbie dyrektor Miejskiej Izby Wytrzeźwień Jerzy Rybkiewicz i wojewódzki komendant policji Andrzej Gorgiel. Obaj panowie mają całkiem odmienny pogląd na przestrzeganie elementarnych zasad porządku i ładu w mieście.
Rybkiewicz uważa, że miejsce kompletnie pijanego, agresywnego chuligana jest w kierowanej przez niego placówce. Tam może spokojnie, pod okiem wykwalifikowanego personelu (w tym dyżurującego stale lekarza), przyjść do siebie, czyli wytrzeźwieć, a nie leżeć w kałuży własnych wymiocin na środku ulicy lub tłuc Bogu ducha winnych przechodniów.
Andrzej Gorgiel zdanie ma cokolwiek odmienne. Według niego, zalany łobuz, załatwiający swoją fizjologiczną potrzebę w biały dzień w centrum Szczecina, a następnie obrzucający stekiem naj-wulgarniejszych wyzwisk przechodzącą w pobliżu kobietę (sam to widziałem i słyszałem), ma prawo
"do poszanowania godności osobistej i powinien być odwieziony do domu, przez - UWAGA! - karetkę pogotowia". Taką właśnie, dość szokującą - przyznają Państwo - opinię przekazał mi komendant Gorgiel ustami swojego rzecznika Krzysztofa Targońskiego.
Oczywiście, tak diametralnie różnych zapatrywań nie dało się nijak pogodzić, więc czyjeś musiało być na wierzchu. Wiadomo zresztą było od razu, kto tu rozdaje karty, bowiem to właśnie jednym z zadań policji jest wyłapywanie pijaków i odwożenie ich do "żłobka". Zbrojny w tę wiedzę Gorgiel powiedział basta -
godność
pijanych chuliganów
nade wszystko!
I... zabronił funkcjonariuszom wozić ochlapusów do izby wytrzeźwień. Izba opustoszała z dnia na dzień, a na szczecińskich ulicach... jakoś pijaków nie przybyło. Niesłychane! Jak wytłumaczyć ten fenomen socjologiczny? Najlepiej wyjaśni to wypowiedź jednego z policjantów, którzy poprosili naszą redakcję o pomoc: " To jest jakaś paranoja. Wiozę kompletnie pijanego bydlaka na izbę. Drań najpierw bił przechodniów, a później
,dnu 17 ID 3OD2f.
-""- Ś I* ŚŚŚ-ŚŚ,Ś. ŚŚ
i M.: Ś. w Ln ijzi

iii.' Hf prob*imrn rjńtomlyiii Y Saczcęmn; 1 \in\M\m tkliwy a Wyrtrtramu TrtdSwrfci I RMVWazyu--anill Problau nic intern cni run nic w^iMunkutlu-AJt1rieąiVyi'1i , łWBtrtni> damw* Ś_ mrlptjKjlnc wyjnsdy dci lej. tamuj " , bńjfci uliLiru; priykfciily
du ilJl>1łV>iF7rPVień.tyl igłasziiiy Dlioen-|
MitjSticj Ubi Wjtrr^rwiffi i wmj du łCaiDCnd> 1 , kc-Ary się ukiTRlw nu"tetłS F i-W i fiAuej skardze
Sfittu- WcwiiflrZrt^i i 4di|ITiiL4[KJi i J yL"]icjl st*Kiukn tnmeraly W. dA PlijJ n mdi- ilu nr tu juk i^Kww
l-wyitltiwnd WObnicHiutwych wydawańjcK p&l F\iIjcji kL
uL2nqd
i mnie chciał dołożyć. Informuję o wszystkim oficera dyżurnego komendy wojewódzkiej, a ten każe mi odwieźć łobuza do domu, bo takie jest zarządzenie komendanta. Niedawno miałem właśnie taką sytuację. Musiałem gościa wieźć trzy kilometry do jego mieszkania, a ten pół godziny później ciężko pobił swoją żonę".
No i już wszystko jasne. Szczecin wolny od meneli, statystyki doskonałe. No i jeszcze jedna korzyść
- Miejska Izba Wytrzeźwień w Szczecinie padnie raz na zawsze. Tak, tylko po co wykańczać miejski "żłobek", a jego kilkudziesięcioosobową załogę wysyłać na bezrobocie? Otóż izba wytrzeźwień mieści się w bardzo przyzwoitym i nieźle wyposażonym (nawet w kamery i monitory) obiekcie. Na obiekt ten zęby sobie ostrzy organizacja Gor-gielowi bliska światopoglądowo
- Stowarzyszenie Rodzin Katolickich - i chce tu założyć Ośrodek Rozwiązywania Problemów Alkoholowych i Przemocy Domowej. Kolejny pretekst, aby wydrzeć od miasta kolejny majątek i kolejną forsę na działalność.
Pomysł z utopieniem izby prawie się udał. Niestety (dla komendanta) i na szczęście (dla zdrowego rozsądku), niemal w ostatniej chwili pojawiła się nasza publikacja. Artykuł "Kac" ktoś przeczytał w Komendzie Głównej Policji w Warszawie i... popukał się palcem w głowę. Na skutek tego pukania w Szczecinie pojawiła się kontrola z policyjnej centrali, która w pełni potwierdziła nasze wcześniejsze ustalenia:
- Takiego idiotyzmu, jak żyję, jeszcze nie widziałem - tak podobno skomentował jeden z kontrolerów zakaz wożenia pijaków do izby wytrzeźwień.
Oficerowie szczecińskiej policji na bieżąco informowali mnie o postępach w pracy warszawskiej komisji:
- Nie da pan, redaktorze, wiary, ale
komendant Gorgiel wszystkiego się wyparł.
Absolutnie zaprzeczył, jakoby wydawał polecenie odwożenia pijaków do domu! - Zapierał się nawet wówczas, gdy stał twarz w twarz z policjantami, którym nie tak dawno
osobiście wydawał takie rozkazy, np. z oficerami dyżurnymi komendy wojewódzkiej - opowiadali nam szczecińscy funkcjonariusze i dodawali, że coś w powietrzu wisi niedobrego. Mieli nosa.
Tymczasem komisja wróciła do Warszawy, a komendant wrócił do przepisów. Aż tu nagle...
Kilka dni temu na moim redakcyjnym biurku zadzwonił telefon:
- Niech pan szybko przyjeżdża do Szczecina. Dzieje się tu już zdecydowanie niedobrze - prosił jeden z funkcjonariuszy.
Na miejscu dowiedziałem się od zdenerwowanych stróżów prawa, że kierownictwo policji kolportuje informację, iż odmowa wożenia pijaków do izby nie była spowodowana żadnym rozkazem Gorgiela, tylko wynikała z... łapówek. Tak, tak... w sztok pijani chuligani mieli przekupywać policjantów, wręczając im pieniądze w zamian za transport radiowozem do domu: - W tej bezsensownej i kłamliwej sprawie już prowadzone jest jakieś postępowanie i tylko patrzeć, jak wielu z nas postawione zostaną zarzuty korupcji - denerwuje się komisarz Marek K. - a dalej, wiadomo... dys-cyplinarka. Jego kolega dodaje, że kontrolerzy z KG Policji popełnili spory błąd. Pokazali oto Gorgielo-wi protokoły ze swoich ustaleń, w których imiennie wymienieni byli policjanci, którzy potwierdzali ustalenia dziennikarza "Faktów i Mitów". Jeden z oficerów dyżurnych komendy wojewódzkiej policji już podobno usłyszał, że za to, co opowiedział, czeka go "cywil".
Podkomisarz Marcin Szyndler z biura prasowego Komendy Głównej Policji w Warszawie, który potwierdził nam fakt, że po naszej publikacji do Szczecina została wysłana kontrola, powiedział także:
- Rzeczywiście, pojawiały się tam pewne głosy "na nie" dla izby wytrzeźwień. Wszystko zostało już wyjaśnione i teraz każdy przypadek pijaka będzie rozpatrywany indywidualnie. Nie może być przecież tak, że człowiek z zawartością 0,5 promila alkoholu we krwi będzie od razu odwożony na izbę - zauważył podkomisarz i przyznajemy mu rację. Tylko że mój rozmówca nic nie słyszał o próbach szykanowania policjantów,
którzy zdecydowali się przerwać zmowę milczenia i ujawnić drań-stwo. Może nadal nic o tym nie wiedzieć, bo z Warszawy do Szczecina daleko. Tym bardziej więc będziemy się pilnie przyglądać, czy szczecińskich policjantów nikt nie będzie próbował skrzywdzić. Obiecałem oficerom z KG Policji, że taką ewentualną wiedzą niezwłocznie się z nimi podzielę.
Komendant klerykał niech się ma na baczności.
Interwencja dziennikarza nie zawsze jednak kończy się happy en-dem. Kilka lat temu opisałem wredne poczynania pewnego naczelnika wydziału technik operacyjnych Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie. Uczyniłem tak na prośbę jego zdesperowanych i maltretowanych podwładnych. Otóż przyjem-niaczek ów miał dziwne hobby - nagrywanie, a później wykorzystywanie do służbowego szantażu rozmów podległych sobie pracowników. "Pluskwy" zainstalował nawet w ubikacjach i w bufecie. Ludzie przestali ze sobą rozmawiać, a jaka była atmosfera w wydziale, można się domyślić. Widząc, że tą drogą nie pognębi do końca podwładnych, pan naczelnik począł oficjalnie rozgłaszać, że ma OPERACYJNE DOWODY, że np. żona komisarza W. zdradza męża z innym policjantem, a ukochany syn jest dzieckiem jeszcze kogoś innego.
Po publikacji na ten temat szefostwo komendy wszczęło dochodzenie, które w pełni potwierdziło praktyki drania. Podczas specjalnie zwołanej konferencji prasowej dziennikarze zostali poinformowani, że na-czelnik-przyjemniaczek został zawieszony w czynnościach i najprawdopodobniej zostanie zdegradowany. Miesiąc później wybory wygrała Buz-kowa opcja polityczna i były pan naczelnik technik operacyjnych został... komendantem wojewódzkim policji!
W tym przypadku mamy nadzieję, że historia się nie powtórzy. Gdyby jednak chciała, to znacie, panowie policjanci ze Szczecina, telefony do "Faktów i Mitów".
MarS Fot. archiwum
25 - 30 X 2002 r.
FAKTY n
POLSKA PARAFIALNA
Fundusz hańby
Wicepremier Grzegorz Kołodko mógł jednym podpisem sprawić, że 200 tysięcy polskich dzieci już nigdy więcej nie położy się spać z uczuciem głodu. Co więcej, ta parafka ministra finansów nie spowodowałaby najmniejszych nawet ujemnych skutków dla budżetu państwa. Czegóż więc zabrakło Kołodce, by przejść do historii? Niewiele zabrakło, ot tylko... odwagi i może jeszcze przyzwoitości.
"Każdemu bowiem kto ma, będzie dane, a temu, kto nie ma, zostanie zabrane i to, co ma". (Mt 25. 29)
Z odwagą pana Grzegorza Ko-łodki spotkałem się po raz pierwszy kilka lat temu. Obaj braliśmy udział w emitowanym na żywo programie telewizyjnym. On -jako wicepremier od finansów, ja -dziennikarz rzecz jasna. W pewnej chwili minister wściekł się okrutnie doprowadzony do szewskiej pasji moim kolejnym pytaniem i rzekł, a właściwie wykrzyczał: -Nie będzie mi tu dziennikarz z koszernej gazety...
Wszystkich w studiu zamurowało, a kilkanaście godzin później rzeczniczka Kołodki wystosowała oświadczenie dla mediów, że jej pryncypał powiedział o "Wyborczej", iż jest... UWAGA!.. koszmarna, nie zaś ko-szerna. Pięknie!
Jeszcze piękniej zrobiło się kilka miesięcy później, kiedy ta sama rzeczniczka w wywiadzie dla "Twojego Stylu" przyznała, że pół nocy przeglądała taśmę z nagraniem wypowiedzi swojego pryncypała, aby nad ranem wpaść na pomysł zamiany słowa "ko-szerny" na "koszmarny". Po tym oświadczeniu Kołodko odważnie nabrał wody w usta, co i tak w perspektywie Eko-Sękocina niewiele mu pomogło.
Minęło trochę czasu i oto znów mamy imć profesora u steru polskich finansów i znów jak dawniej błyszczy odwagą człowieka lewicy. Wezwany przez hierarchów Krk na dywanik do Wrocławia heroicznie zakrzyknął: Tak jest! Już pędzę!
Efektem owej pokutnej pielgrzymki było oświadczenie Kołodki, że dopóki on jest ministrem od kasy, dopóty Fundusz Kościelny będzie istniał. Innymi słowy -pieniędzy kleru będzie bronił jak niepodległości Polski! Odpowiedzią były pełne zadowolonej wyższości, rumiane i uśmiechnięte gęby biskupów.
O Funduszu Kościelnym pisaliśmy już wielokrotnie, więc przypomnijmy już tylko pokrótce: FK został stworzony w 1952 roku (przez wstrętnych komunistów, wrogów Kościoła) jako rekompensata za utracone przez Watykan majątki ziemskie i posadowione na tych włościach nieruchomości. Jednak przez następne dziesięciolecia -a zwłaszcza w ciągu ostatnich dwunastu lat -Krk nie dość, że odzyskał wszystko, co utracił, to dodatkowo dostał znacznie więcej, niż kiedykolwiek w historii posiadał. Aby nie być gołosłownym, wystarczy powiedzieć, że Kościół ma
obecnie samej ziemi prawie o 20 procent więcej, niż miał jej przed drugą wojną światową.
W tej sytuacji każdy przyzna, że coroczne wypłaty wielkich pieniędzy z Funduszu Kościelnego nie dość, że stały się śmiesznym reliktem przeszłości, to są w ogóle pozbawionym sensu bezprawiem. Jednak nie dla tych, którzy rządzili od początku lat dziewięćdziesiątych.
W najnowszym "rewelacyjnym budżecie przełomu" rząd SLD zapewnił Kościołowi wpływy z tytułu FK na rok 2003 w kwocie niemal 85 milionów złotych (faktem jest, iż mniej o 10 milionów niż w latach poprzednich). Dużo to, czy mało? Dla zwykłego śmiertelnika 85 mln to kwota wręcz niewyobrażalna, więc spróbujmy ją nieco przybliżyć.
Kilka dni temu oba programy telewizji publicznej podały w swoich serwisach informacyjnych, że według oficjalnych (i nie tylko polskich) wyliczeń - DWIEŚCIE TYSIĘCY DZIECI W POLSCE CIERPI Z NIEDOŻYWIENIA!
Dzieci te dostają dziennie -w postaci pokarmu -porcję energii zaspokajającą co najwyżej 60 procent dziennego na nią zapotrzebowania. Wstają rano głodne i głodne spać się kładą. Niektóre z nich przez wiele dni nie jedzą ani jednego ciepłego posiłku i mdleją w szkole z głodu.
No to co my teraz zrobimy? No to my udowodnimy, że gdyby Kołodko w porywie odwagi powiedział biskupom NIE!, wszyscy mali głodni Polacy raz na zawsze zapomnieliby, co to pusty brzuch.
Niemożliwe? Sprawdźmy! 85 milionów złotych rocznej dotacji państwa na Fundusz Kościelny podzielmy najpierw przez 12 miesięcy. Daje to niebagatelną kwotę ponad 7 083 333 PLN od stycznia do grudnia -miesiąc w miesiąc. Jeśli tę sumę podzielimy przez owe 200 tysięcy pustych brzuszków i jeszcze przez 30 dni każdego miesiąca, da nam to prawie 1 złoty i dwadzieścia groszy dziennie na każde głodne dziecko w Polsce. To mało! Owszem, mało -jednak za te pieniądze można spokojnie, przy zbiorowym wyżywieniu, zapewnić każdemu Jasiowi i każdej Marysi talerz gęstej zupy z wkładką mięsną. Ze względu na brak miejsca nie podam tu dokładnych wyliczeń, ale uwierzcie na słowo naszej zaprzyjaźnionej z redakcją "FiM" dietetyczce, że przy zbiorowym żywieniu za taką kwotę można zaserwować pół litra krupniku z ziemniakami
i kawałkiem kurczaka albo żurek z jajkiem i kiełbasą, albo kapuśniak z podrobami, albo sto innych gęstych i pożywnych zup.
Owo wyliczenie dotyczy jedynie prostego arytmetycznego podziału kołodkowych (a dokładniej -naszych, polskich) pieniędzy pomiędzy głodne dzieci. Tymczasem na tak gigantycznej kwocie można dodatkowo sporo zarobić, odpowiednio ją lokując. Na początek odrzuciliśmy ryzykowne granie na giełdzie i niepewne fundusze powiernicze. Nie będziemy przecież spekulować głodem naszych dzieci. Z ofert poważnych i pewnych najbardziej zainteresowała nas propozycja PKO SA. Bank ów zgodził się zarządzać 85 milionami z Funduszu Kościelnego, proponując nam po negocjacjach 7,26 procent zysku w skali roku.
Co więcej, moglibyśmy pobierać miesięczne transze od całego kapitału -tak by na bieżąco napełniać 200 tysięcy pustych brzuszków. I tak np. już w szóstym miesiącu będzie do podziału blisko ćwierć miliona złotych więcej, a pod koniec roku obliczeniowego -w miesiącu dwunastym -więcej o pół miliona -czyli raz
w tygodniu nasi podopieczni (oprócz codziennej zupy) mogą liczyć na całkiem przyzwoite drugie danie.
I tak przez cały rok -świątek, piątek. Gdybyśmy natomiast przyjęli, że dzieci żywimy tylko w szkole -np. podczas dużych przerw -to dzieląc Fundusz Kościelny tylko przez liczbę dni nauki, na jedno dziecko przypadłoby 2 złote i czterdzieści gro-
szy, a za to można zjeść już całkiem przyzwoity, dwudaniowy obiad. (Dla porównania: CAŁODZIENNA STAWKA ŻYWIENIOWA W CENTRUM ZDROWIA MATKI POLKI WYNOSI 3 ZŁOTE i 91 GROSZY!) Niestety, 200 tysięcy polskich dzieci będzie głodnych -i dzisiaj,
gdy czytasz ten artykuł, i jutro, i... dopóki profesor Kołodko będzie zarządzał finansami państwa. Minister Kołodko bowiem woli nakarmić kwotą 85 milionów "głodnych" biskupów i księży, bo to ONI mają realną władzę, a nie biedne dzieci, które nawet nie pójdą głosować na SLD.
Na koniec jeszcze kilka liczb obrazujących różne wydatki budżetu państwa:
-na bary mleczne, czyli jadłodajnie ubogich, państwo wydaje blisko 30 razy mniej niż na Fundusz Kościelny;
-na Polską Akademię Nauk -o 40 procent mniej;
-na wszystkie polskie biblioteki -o 50 procent mniej;
-na produkcję polskich filmów -pięć razy mniej. I tak dalej, i tak dalej...
Oczywiście, owe 85 milionów złotych, które Grzegorz Kołodko podarował Kościołowi rzymskiemu w Polsce, to tylko jeden z przykładów góry forsy, jaką państwo weń ładuje. Są jeszcze przecież całe systemy, całe dorzecza wypływu pieniędzy dla watykańskich urzędników i na ich inwestycje: dotacje spółek skarbu państwa, darowizny odpisywane w 100 procentach od podatków, darowizny samorządów; są gigantyczne środki na wojskowy ordynariat polowy, na pensje dla kapelanów i katechetów, na ulgi celne... MAREK SZENBORN współpraca J.Ź.
Ojciec
Jak tam jest - nie wiem. Co to jest - ginę!!! - napisał w pożegnalnym liście 20-letni Mariusz i powiesił się na klamce drzwi do własnego pokoju. Zdaniem rodziny chłopaka bezpośrednim powodem samobójstwa była presja otoczenia i komentarze na temat związku jego matki z miejscowym księdzem. List samobójcy to potwierdza.
-Wiem, że chłopakowi życia się nie wróci... Teraz, za sprawą tego księdza, mnie i moją siostrę mieszkającą w pobliżu miejsca zdarzenia, po prostu zniszczą -martwi się pani Maria. -Czy jest jakaś możliwość, żeby ktoś zajął się wyjaśnieniem prawdy i żeby chociaż tego księdza przenieśli w inne miejsce? Nasza rodzinna parafia, skąd pochodzimy, sąsiaduje z miejscem tragedii, czyli parafią w Ramułtowi-cach. A na wsi każdy każdego zna i chociaż ludzie po kątach mówią co innego, to jednak każde słowo księdza jest dla nich święte.
Pani Maria i jej siostra mają już dość kłopotów. Chociaż -dla potwierdzenia ich wiarygodności -zgadzają się na wykonanie zdjęcia i nagranie rozmowy, to jednak zastrzegają sobie anonimowość. -Nasza 54-letnia siostra jest od kilkunastu lat wdową. Przed kilkoma laty dowiedzieliśmy się, że jest "przy księdzu" -60-letnim panu lubiącym alkohol, zagraniczne podróże i kąpiele w jej domu. Oficjalnie chodziła tam pracować, służyła mu pomocą i zajmowała się jego chorą matką. Tylko nam zwierzała się z chwil spędzanych wspólnie z kapłanem.
Związek z księdzem był tak silny, że żadne tłumaczenie do niej nie docierało. Byłyśmy na parafii, pisałyśmy nawet listy do kurii, ale bez żadnych efektów.
"nie będę stał na drodze mamie, usunę się jej z życia"
Do tragedii doszło we wrześniu ubiegłego roku, gdy Mariusz powiesił się na klamce drzwi wewnątrz swojego pokoju. Choć chwilę potem drzwi wyważył jego starszy brat i w stanie agonalnym zabrano samobójcę do szpitala w pobliskiej Środzie Śląskiej, to po miesiącu chłopak zmarł, nie odzyskawszy przytomności.
Zaraz po tragedii na stole w pokoju Mariusza jego ciotka znalazła kartkę z pożegnalnym listem.
"skończyłem, lecz nie mam odwagi"
Był to list do jego przyjaciela -rówieśnika. Pokazana przez panią Marię kartka nie pozostawia wątpliwości, że jej siostrzeniec był w stanie depresji i wielkiej desperacji.
-On był za delikatny. Wstydził się swoich kolegów i koleżanek, wytykających mu, że jego matka zadaje się z księdzem. Niech pan zrozumie, że to jest wieś i każdy każdego zna. Trzeba ^ wszystko opisać -wybucha
płaczem pani Maria -żeby ten człowiek, ten ksiądz, zro- zumiał, ile zrobił krzywdy. Żeby wiedział, że to on zniszczył życie naszego siostrzeńca. -Dlaczego pani tak sądzi ? -Wiemy, że przed samym zdarzeniem Mariusz spotkał podpitego człowieka, który głośno i publicznie wygarnął mu całą prawdę na temat jego matki i księdza. Bo na wsi, na trzeźwo, nikt by się nie odważył mówić źle o księdzu. Właśnie to było, naszym zdaniem, bezpośrednim powodem targnięcia się Mariusza na własne życie.
"jak tam będzie, nie wiem"
-Czego oczekujemy od prasy? Na wiele nie liczymy, bo czy jest choćby możliwość, żeby tego księdza przenieść? Tam zło ciągle tkwi i nie można go ruszyć. Skoro wrocławska kuria nie widzi problemu, to może chociaż po artykule w "Faktach i Mitach" ktoś dowie się prawdy. Ludzie pisali do kurii -było nawet tak, że gdy Mariusz leżał w szpitalu, to ktoś ze wsi napisał, żeby ksiądz się wyprowadził -najlepiej nocą... Ale co z tego? Na takich jak on nie ma siły, a naszej rozpaczy nie ma końca... DARIUSZ JAN MIKUS
PS Proboszcz parafii w Ramułtowicach, ksiądz Marian Maluk, nie chciał z nami rozmawiać. Tutuły akapitów są cytatami z pożegnalnego listu samobójcy.
WIELKI BRAT W BARZE
Wieczorami "Bar" wypełnia się gośćmi

Urzędująca przy drzwiach panienka inkasuje pięć złociszów za wejście, w egipskich ciemnościach podsuwa do podpisania... czarny (?!) papierek, będący - podobno, bo odczytać na nim nic nie można - pisemną zgodą na pokazanie mojej gęby przez Polsat.
Jasne, że się zgadzam, więc dziewczyna odciska mi na przegubie ręki widoczny jedynie w podczerwieni stempel. Stromymi schodkami schodzę w piwniczny mrok. Na dole wita mnie manekin w klatce i opryskliwa szatniarka rodem z PRL. W zamian za bluzę oraz dwuzłotową monetę dostaję żeliwny numerek i mogę już wziąć udział w reality show "Bar II".
Idąc za przykładem innych, zamawiam cienkusz zwany tu piwem i nieprzyzwoicie wyceniony na 6 zł. Psiakrew, postawiłem szklanicę na jedynym wolnym stoliku bez sprawdzenia jego stabilności. A uczyła mnie mama, by nie lokować łokci na blacie. Uchybienie zasadom sa-voir-vivre'u sprawiło, że browar szlag trafił, a na dodatek musiałem wytrzeć kałużę. Bez żalu jednak wy-buliłem moniaki na kolejnego cien-kusza. Jak szaleć, to szaleć!
Diabeł dzieci kołysze
do snu... właścicielowi Polsatu Zygmuntowi Solorzowi - tak
w każdym razie mówią wrocławianie. Facet ma łeb jak sklep. W ślepym zaułku ulicy Świdnickiej - tuż obok podziemnego przejścia - wybudował dwa nowoczesne domy handlowe "Sol-pol", lecz skromna liczba klientów w tych placówkach świadczyła o niezbyt trafionej inwestycji. Niewielu dzisiaj może sobie pozwolić na zakupy w ekskluzywnych
sklepach. Obrotny biznesmen znalazł na to radę. W piwnicach pierwszego obiektu zainstalowano długą ladę z dystrybutorami piwa, podłączono ileś tam kamer, reflektorów i urządzono reality show pod jakże swojsko brzmiącą nazwą BAR. Pierwsza edycja programu wzbudziła wściekłość leciwych prawokatolików, no bo jakże było możliwe pokazanie na szklanym ekranie Sodomy i Gomory,
czyli m.in. seksualnego popisu Grzesia i Izy (przywróconych następnie katolickiemu społeczeństwu za sprawą pompatycznego mariażu)?!
Solorz nie przejął się barofobią obrońców wartości. Program miał znakomitą oglądalność, kasa płynęła nie tylko z piwnicznego baru, lecz także łączami telefonicznymi (w tym przez SMS-y). Pokazywane w "Barze", podobnie jak w "Big Brothe-rze" sceny erotyczne przełamały obowiązujące w telewizji tabu. Od dawna wiemy, że libido jest dla młodych ludzi tym, czym dla dewotek cmoknięcia proboszcza w mankiet. Jednym słowem, program załapał, zatem z racji ekonomicznych zdecydowano się na powtórkę z rozrywki. Spośród 25 tys. chętnych do stania za barem wybrano 12-osobowy oddział płci mieszanej i różnej rasy, od podlotka po będących już w tzw. wieku chrystusowym (33 lata). I znów ul. Świdnicka ożyła strumieniem
gości płynących non stop do polsa-towskiej knajpy. Nas również nie mogło zabraknąć w tym stadnym pędzie, zwłaszcza że wokół pełno urodziwych kobitek.
A poza tym wydarzenia na szklanym ekranie nabierały już dynamiki i kolorytu. Odeszła z programu nieakceptowana, chociaż śliczna laseczka - Roksana, zleciał z "gorącego krzesła" niejaki Adam "Gumiś", który rasistowskimi ha-sełkami chciał zdobyć uznanie telewidzów. Czarnoskórego Erica przyrównał do "małpy, która mówi", a ślicznej i niesamowicie zgrabniutkiej Or-miance Narine poradził, by "pojechała do tych swoich i tam im pomagała ".
Trzeba przyznać, że Wrocław stanął na wysokości zadania. Na drugi dzień po wyemitowaniu gumisiowych mądrości - do knajpy przyszło nadspodziewanie wielu fanów programu. Absolutna większość gości nie życzyła sobie być obsługiwana przez Aryj-czyka Adasia. Powitany gwizdami i okrzykiem: - Wypierdalaj stąd, rasisto! (to było jedno z grzeczniej-szych sformułowań) - musiał zrej-terować na zaplecze, a następnie szybciutko do swojego rodzinnego Puszczykowa. Ciekawe, jak tam go przywitano?
Piekiełko
Ku zadowoleniu współscena-rzysty i konferasjera Krzysztofa Ibisza - życie w "Barze" toczy się wartko, a jego uczestnicy ochlapują się błotkiem aż miło. Ewelinka szepnęła Adrianowi, że jest sporym kawałem chama, ten nie pozostał dłużny i porównał ją do "półczłowie-ka"(?!). Najpoważniejsza awantura wybuchła pomiędzy najstarszym z "barmanów" Pawłem Janowiczem (33 lata) i młodszym o 11 lat Tomkiem Kurzawą. Zapytaliśmy tego pierwszego o przyczynę kłótni:
- Poszło właściwie o drobiazg. Tomek rozmawiał ze znajomymi, nie zawracając sobie głowy pracą. Przed nim stała popielniczka wypełniona po brzegi niedopałkami. Powiedziałem, żeby zrobił z tym porządek, a on polecenie wykonał we właściwy dla siebie sposób. Po prostu odsunął pety dalej. Wobec tego odwróciłem popielniczkę, proponując, by tak ją zostawić. Wiem, że nie powi-
Narine i Eric cieszą się dużą sympatią bywalców
Ewelinie (w środku) marzy się kariera
nienem tego uczynić przy towarzystwie, lecz nerwy zadziałały, a w końcu nas też rozliczają tu za pracę. Tomek kilkakrotnie obraził mnie przed kamerą.
- Nazwał cię dupkiem, a następnie, siedząc już na "gorącym krześle", stwierdził, że jesteś jeszcze chamem i wazeliniarzem.
- No i tego wybaczyć nie sposób. Ja go żadnym słowem nie obraziłem. I kto tu zachował się po chamsku? Przeliczył się, bo epitety, którymi tak szczodrze szafował, nie przysporzyły mu chwały. Opuścił już "Bar"...
- Z jakiego powodu przypisał ci wazeliniarstwo?
- Skąd mogę wiedzieć, tylko on sam mógłby to uzasadnić...
- Po rankingu popularności widać, że masz sporą szansę na zgarnięcie głównej wygranej...
- Dobrze byłoby, ale sądzę, że inni też nie są gorsi i walka będzie do końca wyrównana. Faworytów jest wielu. Nie będę wymieniać imion (nazwisk) ze zrozumiałych względów. Sympatie też rodzą się na nowo, w zależności od okoliczności.
- Widzę tłum nastolatek kłębiących się przy tobie każdego wieczoru...
- Skłamałbym, gdybym powiedział, że to człowieka nie rajcuje. Fajnie być w centrum zainteresowania kobiet. Zaskoczę cię jednak - mam 13-letnią córkę Kasię i chociaż jestem mężczyzną rozwiedzionym, to nie uganiam się za przygodnymi miłostkami.
1 1111W
Nr 43 (138)
- 30 X 2002 r.
- Podobno załatwiłeś występ duetu Tatu. Złośliwi twierdzą, że stosowny kontrakt z Rosjankami był już podpisany pół roku temu?
- A niech tak twierdzą. Ostateczny termin przyjazdu dziewcząt był dograny przeze mnie w Moskwie.
- Czy to prawda, że one otwarcie przyznają się do uprawiania lesbijskiej miłości?
(Górna Wolta), tutaj poznał żonę Kalinę i - jak sam mówi - zapuścił już korzenie w Chocianowie. Ma nadzieję wkrótce stać się pełnoprawnym obywatelem RP.
- Dlaczego akurat RP?
- Bo Polska jest bardzo pięknym krajem pełnym życzliwych ludzi.
- Jasne, jeden z tych życzliwych przyrównał cię do małpy...
na szklanym ekranie
- Nic mi na ten temat nie wiadomo. Sądzę, że ich prowokacyjne zachowanie na estradzie, te miłosne pocałunki, to czysty marketing. A nawet gdyby było inaczej, to co z tego? Ja uważam siebie za człowieka tolerancyjnego i takie rzeczy mnie nie ruszają.
- Nie boisz się, że twój proboszcz uzna to za herezje sprzeczne z prawem boskim?
- A czy ja robię coś złego w tym programie? Swoje poglądy zawsze miałem skrystalizowane.
- Masz w "Barze" przyjaciół?
- Jednym z nich jest Eric. To wspaniały człowiek, bardzo się z nim zaprzyjaźniłem.
- Jak on reaguje na rasistowskie zaczepki, których z pewnością mu nie brakuje w tym 95-procen-towym katolickim kraju?
- Bardzo spokojnie i godnie, zwłaszcza że Adam przeprosił za wyrządzoną mu zniewagę. Ale zaczekaj, przyprowadzę Erica i będziesz go mógł osobiście o to zapytać.
Siła spokoju
Ten przydomek pasuje jak ulał do sympatycznego i wiecznie uśmiechniętego 32-letniego Erica Alira. Do Polski przyjechał siedem lat temu z Burkina Faso
- A ja myślę, że Adam "Gu-miś" tylko tak powiedział, ale w ten sposób nie myślał. Przeprosił mnie za to i ja już nie czuję urazy.
- Nie miałeś jeszcze bliskiego spotkania ze skinami?
- Akurat ich uważam za głupich ludzi, nierozumiejących, że człowiek czarny myśli jak biały, ma taką samą czerwoną krew, podobne marzenia, smutki. Pewna odrębność kulturowa też nie powinna być
ŚŚ111 S*łłWS II
1 I j - 1 i
Manekin w klatce znakomicie oddaje atmosferę tego reality show
przeszkodą w kontaktach międzyludzkich.
- Czy włosy upięte w warkoczyki i upstrzone muszelkami są elementem afrykańskiej mody?
- Tak by to można powiedzieć...
- Czym zajmujesz się w Polsce?
- Z zawodu jestem księgowym, jednak na co dzień w Chocianowie uczę tańca...
- Towarzyskiego?
- Nie, afrykańskiego.
- ???
- No tak, bo to jest mimo wszystko folklor i coś zbliżonego do aerobiku.
- Zdążyłeśjuż zakotwiczyć się na dobre w Polsce?
- Ożeniłem się tutaj, mam dwie wspaniałe córki. Kation (w naszym języku oznacza to "Mocne Drzewo") ma cztery lata, Amelia 18 miesięcy. Jak to się mówi po polsku? A, już wiem. Ja jestem damski krawiec, prawda?
- Tak się mówi, ale podobno twój tata ma pięć żon, a ty chcesz się zadowolić tylko jedną?
- O tacie to prawda, ale w moim rodzinnym kraju panują inne zwyczaje i tam wielożeń-stwo jest rzeczą normalną. Dlatego mam też bardzo liczne rodzeństwo. Ja jednak już uważam się za Europejczyka i pozwolisz, że poprzestanę tylko na mojej kochanej kobiecie...
- Jesteś bardzo pogodnym człowiekiem. Uważam, że wielu z nas mogłoby od ciebie
uczyć się sztuki prawdziwej tolerancji. Ale z pewnością masz i problemy?
- O, też mam wady, które utrudniają życie. A największy problem związany jest z dobrym opanowaniem języka polskiego.
- Słyszę, że wkrótce pozbę-dziesz się tego problemu. A może wzbogacisz się o samochód i mieszkanie, liczysz na to?
- Miło byłoby wygrać w tym programie, ale dla mnie ważniejsze jest przeżycie nowej przygody, pozyskanie wielu przyjaciół, których już mam dużo we Wrocławiu. Na pewno spędzonego tu czasu nie zaliczę do straconych. Jest fajnie.
Trzeba było kończyć rozmowę, bowiem Krzysiu "Dżinsik" Ibisz wzywał już uczestników programu na nominacje do "gorących krzeseł". Szkoda, bo zapytalibyśmy jeszcze Erica o możliwość zaspokojenia pragnień najmłodszej z "barmanek", Eweliny. To ona skarżyła się do kolegi, że zawsze chciała mieć czarne dzieci, a przez swój rasistowski dialog z "Gumisiem" żaden czarnoskóry chłop nie da jej teraz nasienia.
No i co, czy taki reality show nie zasługuje na potępienie? Ojcze Rydzyku, ty słyszysz i nie grzmisz?
JAN SZCZERKOWSKI Fot. Autor
Gorycz słodyczy
Po naszym pierwszym artykule w sprawie świętej pamięci Goplany nasz redakcyjny telefon rozgrzał się do czerwoności. Dzwonili byli pracownicy byłego słodkiego polskiego potentata i na ich prośbę ponownie zajmujemy się tematem. Robimy to tym chętnej, że w sprawę skandalicznej prywatyzacji Goplany zdrowo jest umoczona była minister skarbu i obecna kandydatka na prezydenta Poznania, Aldona Kamela-Sowińska.
11 października w poznańskim Sądzie Pracy odbyła się rozprawa: byli pracownicy Goplany przeciwko Ne-stle Polska. Przedmiotem procesu są akcje pracownicze prawnie nieistniejącej już spółki Goplana SA.
- Podczas procesu prywatyzacji namawiano pracowników do wykupu pakietu akcji, który nam przysługiwał zgodnie z ustawą o prywatyzacji
- opowiada Dariusz Skrzypczak, szef NSZZ "Solidarność" w zakładach Nestle. - Ulegliśmy namowom. Wielu się zapożyczyło i wpłaciło na poczet akcji po pięćdziesiąt milionów (dot. roku 1994; równowartość dzisiejszych 5 tys. zł - przyp. red.).
Problem w tym, że akcji nikt z wpłacających na oczy nie widział i nikt z potencjalnych akcjonariuszy nie został nigdy poinformowany, że jest współwłaścicielem Spółki Goplana SA. Następnie - w wyniku przekształceń - Nestle wchłonęło spółkę Goplana. W związku z tym wystawieni do wiatru pracownicy Goplany oddali sprawę do Sądu Pracy i prokuratury. Sprawa toczy się do dziś, a jej przebieg przypomina istny cyrk. Prokuratura w 1998 r. wszczęła śledztwo aby wyjaśnić wszystkie okoliczności sprawy związanej z akcjami pracowniczymi. Prowadzi je aż do dziś (!), tłumacząc się zawiłością sprawy.
- Namawiano nas do prywatyzacji z udziałem kapitału zagranicznego. Przekonywano, że to jedyna szansa przetrwania firmy. Dzisiaj Goplany nie ma, a zakłady takie jak Odra czy Kaliszanka istnieją i mają się dobrze - mówi rozgoryczony szef NSZZ "Solidarność".
Kilka dni przed październikową rozprawą wszyscy "niby-akcjonariu-sze" zlikwidowanej Goplany otrzymali pisma o przymusowym wykupie ich akcji przez koncern Nestle. - Teraz oszuści chcą dać nam jakieś ochłapy jako ekwiwalent za akcje Goplany
- wykrzykiwali ludzie na korytarzu sądu w czasie przerwy w rozprawie.
Rzeczywiście, Goplana była firmą o bardzo silnej pozycji na rynku nie tylko polskim. Miała ogromne możliwości rozwoju, a jej wartość mogła ciągle rosnąć. Jej nagłe zniknięcie to typowy przykład wykupu polskiej firmy przez zachodni koncern w celu zniszczenia konkurencji. Już dziś wiadomo, że w 2004 roku zostanie wygaszona produkcja w zakładzie w Poznaniu, a jeszcze w tym roku likwidacji ulegnie zakład w Lesznie. Taki sam los czeka filię w Karwowej.
Po kolejnym przyznaniu się Nestle do wpisania pracowników jako właścicieli nigdy niewyemitowa-nych akcji, 11 października Sąd Pracy zmienił kwalifikację prawną sprawy i obecnie będzie się ona toczyć jako sprawa o odszkodowanie. W związku z tym skarżący pracownicy domagają się kwoty 210 euro za każdą akcję. Większości z nich należy się po 500 akcji, co daje 105 tys. euro - w złotówkach jest to niebotyczna kwota 430 500. Suma ta jednak nie wzięła się z sufitu ani pazerności skarżących. Owe 210 euro za akcję to kwota średniego kursu szwajcarskiego koncernu Nestle na giełdzie w Zurychu. Dlaczego więc polski akcjonariusz ma mieć mniej?
Koncern Nestle na pewno stać na wypłatę takich odszkodowań, tym bardziej że w ciągu ostatniego roku awansował z miejsca 48 na 30 (!) w rankingu najbogatszych koncernów świata. We wszystkich swoich publikacjach Nestle podkreśla, że wzrost ten związany jest z inwestycjami w Europie Wschodniej. Jeżeli inwestycje Nestle na Węgrzech, w Czechach i w Bułgarii wyglądają tak jak inwestycje w Goplanie (czyli polegają na zamordowaniu konkurencji), to ten wzrost nie był trudny.
Kto jest temu winien? Na pewno osoby odpowiedzialne za prywatyzację. Do nich należy zaliczyć zarówno ministra Kaczmarka, jak i Aldonę Kamelę-Sowińską, byłą Buzkową minister skarbu, która była doradcą w procesie prywatyzacyjnym Goplany. Obecnie nadęta i dumna jak paw Aldona kandyduje na prezydenta Poznania. Byli pracownicy Goplany przestrzegają poznaniaków przed takim wyborem: "Uważajcie! Poznań też może zostać zlikwidowany pod rządami takiego fachowca". JAKUB PUCHAN Fot. Autor puch@2com.pl
Fachowiec na prezydenta.
12
ZE ŚWIATA
FAKTYn
25 - 30 X 2002 r.
Duńczycy z marmuru
Dania to dziwny kraj. Tam, jak ludziska nie chcieli zbytkownego kościoła, to ani biskup, ani nawet król nic a nic nie wskórali. Co więcej, monarcha dostał nieźle po łapach.
Nie ma chyba turysty, który - zwiedzając Kopenhagę - ominąłby pałac królewski Amalienborg, gdzie można sfotografować zmianę warty gwardzistów w historycznych mundurach. W sąsiedztwie rokokowej siedziby rodziny królewskiej wznosi się klasycystyczny kościół zwieńczony potężną kopułą. Zarówno Amalienborg, jak
i kościół Frederiks Kirke (fot. 2) zaczęto budować w tym samym 1749 roku, według projektu tego samego architekta, którym był jeden z najwybitniejszych skandynawskich budowniczych, Nicolai Eitweg. Były to czasy, gdy Dania, po długim okresie wyniszczających wojen, wkroczyła w czasy dobrobytu i stać ją było na budowle
zdobiące stolicę (zupełnie tak, jak obecnie nasze miasta).
Architekt z królem Fryderykiem V i duchowieństwem Kościoła Ewan-gelicko-Luterańskiego postanowili pospołu, że dla nadania świątyni szczególnie reprezentacyjnego charakteru trzeba całą jej elewację wyłożyć marmurem norweskim, bardzo drogim, ale niemającym równych w trwałości.
Cóż się jednak stało? Oto kopenhascy mieszczanie dokładnie podliczyli koszty budowy i wyszło im, że ni cholery. Oświadczyli stanowczo, że nie chcą, aby ich podatki służyły królowi do przesadnego - ich zdaniem - zdobienia świątyni. Nie pomogły protesty kościelnych dostojników ani samego króla. Na nic się zdały argumenty, że kościół poświęcony ma być monarsze, który osobiście wmurował kamień węgielny, a budowa ma upamiętnić 300-lecie panującej dynastii. Król nie ustępował i sądził, że postawi na swoim - miał w końcu władzę monarchy absolutnego. Była to jednak epoka Oświecenia, w Europie kończyła się era absolutyzmu, a do głosu dochodził "stan trzeci". Duńscy mieszczanie nie tylko nie ustąpili królowi, ale przy okazji ograniczyli monarszą władzę, która przeszła w ręce ministrów. A budowa kościoła utknęła na ponad sto lat.
Rzecz nie do pomyślenia w kraju katolickim, takim jak Polska, gdzie na budowę kościołów sięga się do kieszeni wiernych bez żadnych skrupułów, niezależnie od kondycji gospodarczej państwa i społeczeństwa.
Duńskim pastorom dopiero pod koniec XIX w. udało się znaleźć
sponsorów wśród bogatych kupców i przemysłowców. Największy finansowy udział w dokończeniu budowy kościoła miał kopenhaski milioner C.F. Tietgen i jego żona. Płaskorzeźba z ich podobizną zdobi dziś nawę kościoła, który wreszcie konsekrowano w roku 1894 (fot. 1). Fasada świątyni, zwana przez mieszkańców Kopenhagi "kościołem marmurowym", drogim marmurem
norweskim wyłożona jest tylko częściowo, do zakończenia budowy użyto znacznie tańszego marmuru duńskiego.
Szkoda, że Frederiks Kirke nigdy nie będzie celem pielgrzymek katolickiego kleru z Polski, a powinien - z racji na swą pouczającą historię.
JANUSZ CHRZANOWSKI Fot. Autor
Jak dotąd - Kościół papieski w Europie nie podjął żadnych konkretnych środków w celu pomocy ofiarom molestowania seksualnego duchownych. Jedynie w Wielkiej Brytanii i Austrii funkcjonują ośrodki pomocy dla poszkodowanych. Bogate kościoły Niemiec, Włoch, Szwajcarii i Hiszpanii nie uczyniły jak dotąd nic dla ochrony molestowanych. "Można tylko ryczeć ze złości" - powiedział w austriackiej telewizji Helmut Schueller po najnowszych wydarzeniach w Polsce (artykuł w "FiM" o ks. Pawłowiczu - nr 27-29, 37, 39/2002), USA i Irlandii. Schueller jest kierownikiem niezależnego od struktur arcybiskupstwa w Wiedniu, ośrodka pomocy dla ofiar molestowania seksualnego. Instytucja ta zaczęła swoją działalność na terenie całej Austrii w 1996 roku po skandalach związanych z kardynałem Groerem, który w konsekwencji musiał podać się do dymisji. Niemiecka Konferencja Biskupów przekazała problem istniejącej już komisji
dla ofiar
roboczej, pozostawiła jednak odpowiedzialność za wypadki molestowania seksualnego dalej w kompetencji lokalnych biskupstw. Biskupi niemieccy przyznają się wprawdzie do braku dokładnego rozeznania w skali tego zjawiska, jak również do braku jednolitych i jednoznacznych wytycznych dla wszystkich 27 biskupstw w kwestii postępowania wyjaśnia-jąco-karnego, z drugiej jednak strony tworzą jednolity blok, broniąc się przed zarzutami ignorowania problemu. Mimo to znalazł się jeden odważny, biskup Gerhard Fuerst w Rottenbur-gu, który w swojej diecezji zamierza uruchomić telefon zaufania dla poszkodowanych. Jak zawsze wtedy, kiedy Kościołowi niespieszno z pomocą dla ofiar, w akcję wkracza opozycyjny wobec Watykanu ruch "My jesteśmy Kościołem" i buduje sieć ośrodków pomocy na terenie całych Niemiec. Obecnie prowadzi intensywny nabór wykwalifikowanych i kompetentnych doradców dla tych placówek.
EDWARD KUCZ
Zgryzoty archidiecezjalne
Co to się porobiło! Kościół zaczyna mieć kłopoty prawie takie same jak jego wierni, czyli finansowe. Do skandali pedofilskich można się w Watykanie przyzwyczaić, do braku gotówki - przenigdy.
Największa w USA, skupiająca 5 mln wiernych archidiecezja Los Angeles ma 4,3 mln dol. deficytu. Jej rada finansowa odmówiła aprobaty 600 mln dolarów budżetu. Ogłoszono to dwa tygodnie po otwarciu nowej superkate-dry, wzniesionej kosztem 189 mln baksów. Całkiem jak w życiu wiernych - w portfelu może być pustawo, ale odpicować się trzeba, żeby sobie inni nie myśleli. Zastaw się, a postaw się.
Przyszłość nie maluje się różowo, przeciwnie, jej malowanie nie obędzie się bez ciemnych kolorów. Przed archidiecezją i jej arcypasterzem kardynałem Rogerem Mahony stoi wizja licznych procesów o molestowanie seksualne dzieci i osłanianie pedofilów. A więc - kolejne miliony stracone na odszkodowania. Datki i dotacje od wiernych zaszokowanych skandalem pedofilskim drastycznie się kurczą. Może przyjdzie wziąć pożyczkę pod zastaw katedry, albo wynająć ją na lukratywne kasyno?
Na razie kardynał posłużył się standardowym środkiem zaradczym - na bruk idzie co najmniej 60 pracowników kurii, anuluje się i redukuje programy. Jakie? Nietrudno zgadnąć. Na pierwszy ogień poszły duszpasterstwa dla inwalidów, gejów i lesbijek, okroi się też studentów.
Mahony ma jednak komfortową sytuację w porównaniu ze swym kolegą, kardynałem Bernardem Lawem z archidiecezji bostońskiej, bo - szczęśliwie - prawie nie ma u siebie pedofilów. Liczba oskarżonych księży w Bostonie dobija setki! Dziesiątki milionów
odszkodowań (już wypłaconych i do wypłacenia) każą rozważać ogłoszenie bankructwa, a na dodatek od kilku miesięcy większość wiernych coraz bardziej stanowczo domaga się rezygnacji skompromitowanego doszczętnie arcypasterza. 20 września sąd zatwierdził 10 mln dolarów odszkodowania dla ofiar księdza Geoghana. Kwotę wypłaci ubezpieczenie. Jest ona trzykrotnie mniejsza od początkowo wynegocjowanej i, jak twierdzą poszkodowani, nie pokryje nawet kosztów psychoterapii.
Tym razem kard. Law wykręcił się sianem. 10 milionów baksów dla 86 ofiar to pestka w porównaniu z wyrokami orzeczonymi w Dallas, Tucson i innych miastach. Diecezja Providence w stanie Rhode Island zapłaciła właśnie 13,5 mln 36 ofiarom chuci 10 księży i 1 zakonnicy. Nad archidiecezją bostońską wisi jednak miecz Damoklesa następnych, licznych procesów. Właśnie zaczął się kolejny, wytoczony przez 27 wiernych, którzy oskarżają hierarchów archidiecezji
0 brak reakcji na skargi ofiar pedofilów, osłanianie ich
1 ukrywanie dowodów winy w ciągu minionych 50 lat.
Nieco inne zmartwienia mają świątobliwi mężowie ze stanu Kentucky, który zaowocował rekordową liczbą przestępstw pedofilskich. Aktualnie diecezja Le-xington walczy jak lew, by nie dopuścić do odtajnienia i udostępnienia opinii publicznej akt spraw sądowych, czego domagają się lokalne gazety. W obecnej atmosferze można przypuszczać, że sędzia stanowego sądu najwyższego nie pójdzie już na rękę niezwykle do niedawna wpływowym panom w czerni i mieszkańcy Kentucky poznają wkrótce szczegóły księżowskiego procederu i działalność przełożonych zabiegających o to, by afery nie wyszły na światło dzienne.
TOMASZ SZTAYER
25 -30 X 2002 r.
FAKTY n
ZE ŚWIATA
13
Mniszki dla koneserów
Już 8 miesięcy nasi rodacy w habitach ścierają się z biurokracją moskiewską o swoją własność, a Ruscy wciąż nie chcą im oddać burdelu!
Od kilkunastu dni trwają w mediach dysputy czy oo. franciszkanie otworzyli w Moskwie agencję towarzyską, czy też stali się ofiarami prowokacji. Przypomnijmy: burzę zainicjował rosyjski dziennik "Komsomol-skaja Prawda" publikacją z 7 X br. zatytułowaną "Moskiewski klasztor okazał się burdelem". Temat podchwycił dziennik "Gazieta" artykułem "Burdel wynajmował mieszkanie u mnichów". 10 X rzecz całą zaprezentowała stacja telewizyjna ORT w audycji "Człowiek i prawo", a trzy dni później - "Moskowija" (III kanał rosyjskiej telewizji) w programie "Dom Rosyjski" przedstawiła sprawę polskiego franciszkanina o. Grzegorza Ciorocha, który - jako właściciel lokalu będącego siedzibą przybytku rozkoszy - stał się też głównym bohaterem afery. 14 X zareagował Watykan: w specjalnym oświadczeniu dyrektor Biura Prasowego dr Joaquin Navarro-Valls wyraził stanowczy protest wobec "niegodnych działań mających na celu zdyskredytowanie wspólnoty braci franciszkanów w Moskwie, a poprzez nich, Kościoła katolickiego". Ponieważ relacje ukazujące się w Polsce były - jak zwykle - jednostronne, zbadałem sprawę na miejscu.
Oto fakty. W 1993 roku przybył do Moskwy
franciszkański wysłannik,
doktor teologii o. Grzegorz Cioroch, absolwent papieskiego uniwersytetu "Gregorianum". Zrobił duże wrażenie na władzach administracyjnych miasta, prezentując się jako główny kurator gigantycznego dzieła edytorskiego "Encyklopedia rosyjskiego katolicyzmu". Jego prośbę o zgodę na założenie w stolicy placówki franciszkańskiej rozpatrzono pozytywnie i z dniem 17 kwietnia 1995 r. przyznano zakonnikom prawo własności do pięciopokojowego mieszkania o powierzchni 190 m kw., położonego na I piętrze domu przy ul. Zaciszny Zaułek 10 (centrum Moskwy). W uzasadnieniu decyzji administracyjnej zaakcentowano "naukowe i kultowe" przeznaczenie lokalu. Oprócz o. Grzegorza zameldował się w nim jeszcze o. Dariusz Harasimowicz. W Moskwie istnieje również siedziba tzw. generalnej kustodii franciszkańskiej (rodzaj kurii dla działających w Rosji trzech klasztorów) i w połowie lipca 2001 r. obaj panowie zapragnęli zamieszkać w jej apartamentach, położonych przy ul. Szmi-towskiej 2A. Ponieważ ceny powierzchni biurowych i mieszkaniowych w stolicy Rosji są horrendalne, nawet im do głowy nie przyszło, aby poprzedni lokal oddać miastu. Stał więc pusty aż do 1 lutego 2002 r., kiedy to o. Cioroch, otrzymawszy kilkusetdolarowy zadatek, umową
Oferta dla koneserów
3-letniej dzierżawy udostępnił go Marii Leonidownej Tichonowej.
Strony uzgodniły, że ta znana w Moskwie burdelmama o pseudonimie Aleksandra (zakonnicy zapewniają, że o niej akurat nie słyszeli) prowadzić będzie przy Zacisznym Zaułku "działalność charytatywną".
W ciągu miesiąca franciszkańską siedzibę gruntownie zmodernizowano. Powstało 12 przytulnych gabine-cików i gustowny barek z tancrurą. Wybito oddzielne wejście, zainstalowano wideofon, a wystrój całości był w kolorze ciepły róż. Madame rozpoczęła w prasie kampanię reklamową, m.in. w bardzo specjalistycznym magazynie "Znajomości". Gwarantowała 7 dziewcząt umiejących absolutnie wszystko, za opłatę 50 dolarów i bez sztywnych ram czasowych. Bardziej wybrednym klientom, okazując franciszkańską plenipotencję do lokalu, Aleksandra oferowała odpowiednio na tę sytuację przebrane...
młode "mniszki",
uzyskując za nie ceny negocjowane. Wśród rekwizytów dla klientów wyrafinowanych znajdowały się m.in. męskie habity... z rozporkiem w wiadomym miejscu.
Interes być może kwitłby, gdyby Tichonowa regularnie płaciła franciszkanom czynsz. W pierwszym miesiącu zażądała umorzenia należności ze względu na poniesione koszty remontu. Ojciec Cioroch miał gest i zaliczył nakłady inwestycyjne na poczet komornego. Co ciekawe: choć mieszkał niedaleko, nawet nie zainteresował się - jak dziś zapewnia - jak przebudowano jego mieszkania. Nie zainkasowawszy w umówionym terminie czynszu za marzec,
franciszkanin udał się osobiście po odbiór pieniędzy. Przeżył zrozumiały szok, gdy stwierdził, że nawet od niego (w końcu chciał się dostać do swojego mieszkania!) jacyś ochroniarze za wstęp żądają 50 dolarów. Bezskutecznie czekał na pieniądze jeszcze kilka dni. Wreszcie, 12 kwietnia, pismem adresowanym do Anatolija Ewgeniejewicza Kolesnikowa, inspektora ds. lokalowych, zażądał eksmisji niesolidnego dzierżawcy. Urzędnik przekazał odpowiednie polecenia organom ścigania, jednak milicyjny nalot na agencję nie przyniósł oczekiwanego przez o. Ciorocha efektu. Ten próbował jeszcze raz przemówić Tichonowej do rozsądku, lecz rozsierdzona madame kategorycznie oznajmiła, że "teraz to nawet złamanego centa ojczulkowie nie zobaczą".
Wiadomo, iż nic tak nie wkurza czcicieli ubóstwa, jak niedobór ca-shu. Zakonnicy zwrócili się zatem w połowie czerwca do szefa moskiewskiej milicji, A.W. Mielnikowa, o wszczęcie postępowania karnego przeciwko opornemu najemcy. Ślimaczyło się to ponad wytrzymałość, więc 12 września, powództwo o wysiedlenie skierowali na drogę sądową. Wyznaczona na 3 października rozprawa została odroczona z powodu nieobecności pozwanej. Cztery dni później o. Grzegorz Cioroch stał się gwiazdą rosyjskich mediów.
Dzisiaj franciszkanie mówią tak: "Jeszcze w czerwcu mieliśmy informacje, że przygotowywana jest gruba an-tykatolicka prowokacja i że stoją za nią ludzie związani z rosyjską Federalną Służbą Bezpieczeństwa". A ja mówię im tak: "Jestem gotów uwierzyć, że nic nie wiedzieliście... Ale prawda jest taka, że ogłupiła was chęć łatwego zarobku, więc wpadliście w gówno po samą szyję. Burdel wynajmował mieszkanie u mnichów i to jest prawda. Zamiast drzeć szaty, uderzcie się w piersi!".
SŁAWOMIR JANISZ Fot. archiwum
Postscriptum: Podczas XI posiedzenia plenarnego Episkopatu Rosji, które odbyło się 15 i 16 X w Sankt--Petersburgu pod przewodnictwem abp. Tadeusza Kondrusiewicza"bi-skupi postanowili, że organizacje religijne mają prawo zajmować się działalnością produkcyjną, handlową i inną tego rodzaju, na ile zezwalają im na to ich wewnętrzne regulacje prawne, zawsze jednak muszą uzyskać na to zgodę miejscowych władz kościelnych"
Gwiazdy rosyjskich mediów...
0 JezuLita
Wsądzie w Bostonie odbyła się skromna uroczystość - przed obliczem wymiaru sprawiedliwości stanął 64-letni ksiądz James Talbot. Jest to pierwszy kryminalista sądzony za pedofilię, a pochodzący z zakonu jezuitów. Z tej okazji władze Towarzystwa Jezusowego wyraziły "głęboki smutek".
Talbot jest sądzony za gwałty na nieletnich, napady z próbą zgwałcenia i bijatyki. Jezuita był nauczycielem i trenerem w szkole bostoń-skiej. Wypracował sobie bardzo sprytny sposób zaspokajania popędu seksualnego. Zapraszał członków drużyny piłkarskiej do szkolnej piwnicy, gdzie przeprowadzał z nimi "ćwiczenia agresywności". Najpierw poił ich piwem, a potem - podczas "zapasów" na materacach
- gwałcił. Gdy władze szkolne dowiedziały się o metodach edukacyjnych wielebnego Talbota, przeniosły go migiem do innej szkoły w Por-tland w stanie Maine. Uczeń tej drugiej szkoły poinformował w roku 1997 władze, że ksiądz gwałcił go w latach 1984-1985. Trzeba było pięciu lat, by jezuita stanął przed sądem, zapewne tylko dzięki kontekstowi afery pedofilskiej. Jak dotąd
- zgłosiło się 14 jego ofiar. T.S.
W Gwatemali po cnocie
Jeszcze nie zdążyła się ulotnić woń kadzideł po wizycie Świętego Ojca w Gwatemali, a już rzecznik praw obywatelskich tego kraju oskarżył (że też śmiał!) trzech duchownych katolickich o molestowanie seksualne trzech dziewczynek i dwóch uczniów z seminarium.
Są to pierwsze ujawnione przypadki pedofilii księżowskiej w tym kraju, który tym samym dołączył do powiększającego się grona państw ogarniętych epidemią pe-dofilską wśród kleru Krk. Powodowany względami kurtuazji, rzecznik zaczekał z obwieszczeniem tego do chwili opuszczenia Gwatemali przez Jego Ekscelencję, by nie robić mu przykrości.
- Dowiedzieliśmy się o oskarżeniach i przeprowadziliśmy śledztwo - powiedział na konferencji prasowej Arango Escobar. - Nie ma wątpliwości, że w Gwatemali
miały miejsce przypadki seksualnego molestowania nieletnich przez księży katolickich, podobnie jak w USA i w Europie. Zgwałcone przez kapłanów dziewczynki były w wieku 7 i 9 lat, uczniowie szkoły przedseminaryjnej (w Gwatemali idą do niej 11-lat-kowie) mieli mniej niż 15 lat. Jeden z pedofilów, Hugo Portillo, jest zwierzchnikiem księży w mieście Quetzaltenango, pozostali dwaj pracują w kościołach na peryferiach stolicy kraju. Liderzy katoliccy Gwatemali wiedzieli wcześniej o oskarżeniach. T.S.
A on wiedział...
Pięć miesięcy temu biskup diecezji Spokane był członkiem delegacji zatroskanych, najwyższych władz Kościoła katolickiego w USA, która udała się w kwietniu do Watykanu, by pokajać się przed Wojtyłą z konsekwencji afery pedofilskiej. Dziśbp William Skyl-stad sam jest w opałach.
Były ksiądz jego diecezji, Patrick O'Donnell, został oskarżony o pedofilię przez ośmiu mężczyzn. Twierdzą oni, że byli przez księżula molestowani seksualnie w latach 1970-1986. Co ma do tego bp Skylstad? Ma to, że O'Don-nell był jego dobrym kolegą i podwładnym. Obaj w latach 1974-1976 mieli wspólne mieszkanie.
"Biskup wiedział, że dzieci były wykorzystywane seksualnie i nie zrobił nic" - twierdzi adwokat ofiar, Tim Kosnoff. Skylstad utrzymuje, że nie dostrzegł niczego podejrzanego w zachowaniu O'Donnella. Dość osobliwe tłumaczenie, zważywszy, że O'Don-nell był siedmiokrotnie przenoszony z parafii do parafii i dwukrotnie poddawany długotrwałym terapiom dla dewiantów seksualnych.
Gdy nie dało się go już dłużej przenosić, duchowny dał sobie spokój z ewangelizacją i założył własną klinikę psychologiczną, gdzie... robił dalej to samo. "Niestety, społeczeństwo demonizuje tych, którzy dopuścili się nadużyć - utyskuje dziś bp Skylstad. - A przecież oni są także istotami ludzkimi i zmagają się ze swymi słabościami". Pięknie, prawda?
Sprawa zarzutów przeciw biskupowi Skylstadowi nie byłaby może aż tak poważna, gdyby nie to, że jest on obecnie wiceprzewodniczącym Konferencji Biskupów Katolickich USA i wypowiadał się wiele razy w mediach na temat kryzysu w Kościele. Od 2004 roku miał zająć miejsce przewodniczącego Konferencji, bpa Wiltona Gregory.
Gratulujemy postawy! T.S.
14
OBROŃCA EWANGELII
FAKTYn
25 - 30 X 2002 r.
Reformator Marcin Luter
Zatrząsł podwalinami Kościoła rzymskiego do tego stopnia, że niewiele brakowało, a spowodowałby upadek papiestwa. Jego nazwisko nierozerwalnie związane jest z Reformacją, której owocem jest między innymi protestantyzm.
Urodził się około 10 listopada 1483 roku. Jego ojcem był górnik z Eisleben w Saksonii, który zarabiał na życie tłuczeniem kamieni w łomach łupkowych. W latach 1501-1505 studiował filozofię na uniwersytecie w Erfurcie. W roku ukończenia studiów wstąpił do zakonu augustianów. Ojciec Marcina widział go jako prawnika i nie był zadowolony z decyzji syna. Dwa lata później Marcin Luter przyjął święcenia kapłańskie, a w roku następnym został profesorem teologii uniwersytetu w Wittenberdze.
Początkowo nie zwalczał dogmatów Kościoła rzymskiego, a raczej rozliczne, materialne interesy papiestwa i całej kurii rzymskiej. Wszystko zaczęło się właściwie od potępienia praktyk Kościoła, odnoszących się do handlu odpustami. Data 31 X 1517 roku była przełomowa w jego życiu. Tego dnia przybił na drzwiach zamkowego kościoła w Wittenberdze 95 tez, w których ujął krytyczne uwagi odnoszące się do zła i tego, co należało poprawić w Kościele. Napisał je w proteście przeciwko zbieraniu pieniędzy na budowę bazyliki św. Piotra na Watykanie. Ówczesny papież Leon X był jednym z największych hulaków, jacy zasiadali na Stolicy Piotrowej, i każdego roku lekką ręką wydawał na rozrywki dwa razy więcej, aniżeli wynosiły dochody ze wszystkich kopalń i majątków papieskich. Roztrwonił całą rezerwę złota i kosztowności, jaką otrzymał w spadku po swoim poprzedniku Juliuszu II.
15 VI 1520 roku bullą Exsurge Domine Marcin Luter został wyklęty przez papieża Leona X, który nazwał go "dziką bestią". Na domiar złego, w następnym roku na sejmie w Wormacji ogłoszono jego banicję. I byłby niechybnie spłonął na stosie, gdyby go nie wziął pod opiekę elektor saski, Fryderyk Mądry (o jakże mądry!), udzielając schronienia na zamku w Wartburgu. Tam Luter przełożył Biblię na język niemiecki i napisał Postyllę - komentarze. W roku 1522 wrócił do Wit-tenbergi, a trzy lata później ożenił się z byłą zakonnicą cysterską, Katarzyną Bora. Swoje poglądy teologiczne zawarł w Grosser Kathe-chismus (Duży katechizm), który ukazał się w roku 1529.
Stopniowo wycofywał się z życia publicznego, dyskutując w ścisłym gronie przyjaciół na temat swojej doktryny. Treści tych rozmów spisali jego uczniowie w dziele Tischre-den (Rozmowy przy stole).
Wiara Lutra
Podstawową tezą wyznania "lu-terańskiego" jest twierdzenie, że można być zbawionym tylko przez samą wiarę w Chrystusa (sola fide). Działania człowieka zgodne z wolą bożą (dobre uczynki) są jedynie owocami autentycznej wiary i nie mają wpływu na zbawienie, będące wyłącznie dziełem łaski bożej (sola gratia). Twierdził, że wszelkie sakramenty są znakami łaski bożej, ale tylko w znaczeniu utwierdzającym wiarę w Chrystusa, natomiast nie mają one same w sobie żadnej skuteczności. W eucharystii Chrystus jest współo-becny w chlebie i winie. Jego zdaniem, zwierzchnikiem duchowym Kościoła jest sam Zbawiciel, natomiast Kościół -jako zewnętrzna organizacja chrześcijan - powinien być podporządkowany władzy państwowej...
Zgodnie z wykładem nowej wiary, zredagowanym przez Melanchtona, a przedstawionym w 1530 roku na sejmie w Augs-burgu przez stany ewangelickie (6 księstw i 14 miast niemieckich), luteranizm przyjął nazwę Augsburskie Wyznanie Wiary.
Najważniejsze nauki będące tematem rozważań Lutra: 1). Przez grzech pierworodny ludzie stracili wolną wolę. 2). Do zbawienia wystarczy sama wiara, niepotrzebne są więc dobre uczynki, sakramenty św., posty, odpusty, święta, cześć świętych. 3). Wierzyć trzeba w te prawdy, które są zapisane w Piśmie Świętym, natomiast tradycja kościelna nie jest wiążąca. 4). Jest tylko chrzest i pamiątka Wieczerzy Pańskiej, innych sakramentów nie ma; nie ma także przeistoczenia chleba i wina w ciało i krew Chrystusa; nie ma ofiary mszy św. 5). Hierarchia kościelna, kapłaństwo i zakony są niepotrzebne, a wszelkie obrzędy bezużyteczne. 6). Nie ma czyśćca, a więc nie należy modlić się za umarłych.
Co piętnował?
Lutrowi ani się śniło zakładać nową religię, a jedynie zreformować i uzdrowić moralnie chrześcijaństwo. Jednakże rozwój wypadków sam niejako pokierował losami "jego" reformacji. Rzucił w świat wezwanie: "Precz z papieżem!" i głosił, że papież jest antychrystem. Ale czyż nie miał ku temu powodów?! Rozpoczynał walkę z Rzymem od pisma Przeciw przeklętej bulli papieskiej (1520 r.), a zakończył Przeciw papiestwu w Rzymie przez diabła założonemu (1545 r.). W jednym z ostatnich dzieł - Pa-piestwo ustanowione przez diabła - dał wyraz swoim poglądom na instytucję biskupa Rzymu.
Demaskował materializm Kościoła i jego zgniliznę moralną. Krytykował najkorzystniejszą (a zarazem najohydniejszą) dla rzymskiego Kościoła formę wzbogacania się na handlu (uprawianym do dziś!) relikwiami i odpustami. Papieski Kościół uprawiał najbardziej intratne oszustwa, które zawsze i niezależnie od formy za podłoże mają Boga. Kościół rozmyślnie i bezwstydnie szerzył zabobony, które ułatwiały finansowe eksploatowanie prostego ludu. Handlowano sumieniami ludzkimi, wypaczając pojmowanie moralności.
Luter ganił rozpasanie, sprzedaj-ność, wyzysk i wszelkie nadużycia duchowieństwa. Walczył z celibatem. Według niego, małżeństwo powinno podlegać prawom świeckim. "Tak samo - pisał - jak z poganinem,
Żydem, Turkiem, heretykiem, mogę jeść, pić, spać, chodzić. Tak samo mogę z nimi żenić się i żyć w małżeństwie. O prawa głupców, którzy tego zakazują, nie dbajcie".


PIW i* Ci

łtrłflrti' J.u.f ^^
Pozwolenie na grzech. Kopia niesławnego odpustu Tietzla.
tolerancji. Dla anabaptystów żądał kary wygnania, a później nawet kary śmierci. Podobnie zapatrywał się na katolików i antytrynitarzy nie uznających Trójcy Świętej. Nawet pokrewnym wyznawcom reformacji szwajcarskiej (późniejsi kalwiniści) odmawiał prawa do bycia chrześcijanami. Żądał od władz państwowych opieki i ochrony "swojej" religii, odmawiając tego
Sługusi papiescy zarzucali mu jeszcze za życia, że dlatego tylko reformował Kościół, żeby mógł się ożenić. A tego zabraniały kanony... Ale czegóż to o nim nie opowiadano?!
Mimo to w roku 1523 dwaj pierwsi katoliccy biskupi - Jerzy Polentz i Erhard Queiss - jawnie ogłosili w Królewcu i Grudziądzu swoje przystąpienie do jego nauki. Tak powstał nowy kościół.
Jego grzech
Luter nie był zbyt tolerancyjny, a zawdzięczał to katolickiemu światopoglądowi, którym przesiąkł za młodu. Ulegając błędom i pokusom, przejął wiele praktyk Kościoła rzymskiego, szczególnie jeśli chodzi o brak
prawa innym.
Był wrogo nastawiony do Żydów. Nie brakowało mu cech despoty. Jeden z protestanckich teologów, Bullinger, pisał o nim, że "...odsyłał do diabła tych wszystkich, którzy mu się całkowicie nie oddawali". W swoich pismach często bywał rubaszny i prostacki. Lżył i poniżał swoich przeciwników, ośmieszał i kompromitował, a nawet nie wahał się im zarzucać, że walczą z nim jedynie dla obrony własnych przywilejów i korzyści.
Marcin Luter, wielki heretyk w oczach Kościoła rzymskiego, umierając, napisał na ścianie: "Byłem tobie zarazą, papieżu, za życia. Śmiercią ci będę po śmierci". Zmarł w 1546 roku. B. M.
www.alternatywa. com
ija właśnie 485 lat od czasu, kiedy Europę ogarnął płomień reformacji. Protest Lutra zmienił nasz kontynent i świat, wstrząsnął fundamentami Kościoła. Nic odtąd nie pozostało takie samo.
Wielki przewrót cywilizacyjny, jakim była reformacja, ciągle jest u nas niedoceniany. Nic dziwnego, w kraju, w którym Kościół rzymskokatolicki ma przemożny wpływ na wszystkie dziedziny życia, nie może być inaczej. My ciągle jeszcze czekamy na swoją wielką reformę, na
zrzucenie czapy absurdalnych dogmatów, na zaczerpnięcie świeżego powietrza, na normalność.
O co walczyli reformatorzy? Przede wszystkim o uzdrowienie Kościoła, o powrót do źródeł chrześcijaństwa. Domagali się uporządkowania spraw kościelnych w świetle Nowego Testamentu. Pragnęli odrzucenia dyktatury papiestwa, usunięcia nadużyć, przywrócenia godności świeckim, demokratyzacji Kościoła. Oni także przywrócili wartość językom narodowym (na niekorzyść łaciny), przyczyniając się do rozkwitu kultury. Nastąpił rozwój oświaty i zwalczanie analfabetyzmu. Dowartościowanie ludzkiej pracy jako służby Bożej doprowadziło do spektakularnego rozkwitu gospodarczego państw protestanckich. Reformacja przyniosła wszakże to, co najważniejsze
Ciągle
potrzebna
- dowartościowanie człowieka. Każdy miał prawo nie tylko sam czytać Pismo Święte, ale także samodzielnie je interpretować. Każdy też (nie tylko księża, biskupi i bogacze) mógł być zbawiony. Nadano godność ludzkiemu rozumowi, stawiając go ponad kościelnym autorytetem. I to była prawdziwa rewolucja i największa zasługa reformy protestanckiej. Bez niej nie byłoby młodszego o 200 lat Oświecenia. A bez Wieku Świateł nie mielibyśmy panowania rozumu, demokracji, rozwoju nauki,
praw człowieka, słowem - tego wszystkiego, czym cieszą się współczesne pokolenia.
A gdzie my, Polacy, jesteśmy w tym wszystkim? Reformacja objęła u nas tylko część elit i mieszczan. Doprowadziła do bezprecedensowego rozkwitu kultury, ale została wkrótce zduszona przez kontrreformację. Pewnie i dla tej przyczyny polskie Oświecenie miało tylko bardzo ograniczony zasięg
- większość narodu dalej pozostała w cieniu kruchty.
Dlatego rocznica wybuchu re-formacji powinna mieć dla nas wielkie znaczenie. Nie tylko jako smutne memento straconych stuleci i szans. Przede wszystkim jako wyzwanie i zachęta do budowania tego, co jest jednym z owoców reformacji i oświecenia - świeckiego, demokratycznego państwa.
ADAM CIOCH
25 - 30 X 2002 r.
FAKTY n
W IMIĘ BOGA
15
Katofaszyzm(5
5)
-L
Od roku 1519, czyli od podbicia Meksyku, kościół rozkwitał, znacząc swój pochód mieczem i krzyżem, a kler - dzięki zgromadzeniu wielkich majątków - stawał się gospodarczą potęgą.
W 1646 roku trzy czwarte domów w stolicy Meksyku należało do Kościoła, a już w 1857 roku tyle samo ziemi uprawnej stało się własnością instytucji "nie z tego świata".
Miejscową ludność - dzięki klerowi nabożną, ciemną i zabobonną - angażowano do bezpłatnej pracy przy budowie kościołów i klasztorów. Meksyk posiadał tak wielką rzeszę duchowieństwa (biskupów, księży i zakonników), że ludność nie była w stanie tej armii darmozjadów utrzymać.
Niebiański za ziemski
Pod faszystowskimi rządami kleru i Hiszpanów Meksyk wyludniał się. W chwili podboju liczył 16 mln ludności, a na początku wieku XIX - tylko 4 mln. Dochody kleru przewyższały dochody państwa. Powtórzył się znany "numer" sprawdzony w Hiszpanii: pobożni, acz naiwni Meksykanie w testamentach hurtem przepisywali na rzecz kleru wszystko, co miało jakąkolwiek wartość. Tak Kościół nakazał czynić tym, którzy chcieli trafić do niebios. Wreszcie stała się rzecz nieprawdopodobna! W roku 1555 nawet rząd hiszpański przeraził się pazernością duchowieństwa i zabronił czynić zapisów dóbr nieruchomych na rzecz kleru. Oczywiście, zapis ten pozostał martwy, bowiem duchowieństwo nadal grabiło za pomocą Boga, piekła lub nieba. Któż sprzeciwiłby się potężnemu klerowi katolickiemu?! Dzięki polityce Kościoła w Meksyku, państwo to utraciło 40 proc. dotychczasowego terytorium.
Kiedy w roku 1862 wkroczyły do Meksyku wojska francuskie, kler stanął po stronie okupantów. Wszystkie ambony stanęły na usługach kolejnych zaborców - Francuzów. Rada Regencyjna składająca się z dwóch generałów i duchownego wydała natychmiast stosowne dekrety, spośród których dwa pierwsze dotyczyły regulaminu bicia w dzwony i obowiązku pozdrawiania przez przechodniów księdza z wiatykiem - na kolanach. Kiedy zaś maszerujący oddział wojskowy napotykał w drodze księdza, musiał zmieniać marszrutę i towarzyszyć duchownemu aż do wrót kościoła.
W roku 1910 wybuchła rewolucja społeczna, której główne siły stanowili chłopi pragnący zrzucić jarzmo okupantów i rzymskiego duchowieństwa. "Nieomylny" - w trosce o przywileje i bogactwa swojego kleru - apelował do całego świata o pomoc i interwencję. Nikt jednak nie usłuchał głosu Namiestnika Chrystusa.
Meksyk do dziś leczy rany po rządach kleru katolickiego. Analfabetyzm, ogromne zadłużenie, mechaniczna pobożność, zacofanie, a w efekcie upadek moralności cechuje ten kraj od wielu lat. Nie inaczej rzecz wyglądała w wielu innych państwach.
Dyktatura w Kościele
Papież w katolicyzmie jest świeckim odpowiednikiem jedynowładcy, wodza, przywódcy czy jakkolwiek go jeszcze nazwiemy. We wszystkich sprawach politycznych i doktrynalnych Namiestnik Chrystusa ma głos decydujący. On jest panem i władcą nie tylko państwa kościelnego, Watykanu, ale również nadaje ideologiczny kierunek miliardom wiernych. Raz wybrany papież pełni swą funkcje do końca życia. Co prawda kilkudziesięciu z nich zostało zamordowanych lub zdetronizowanych, ale to jest cena, jaką płaci się za bycie tym "pierwszym". Nieliczni, albo pod przymusem, albo ze względu na zdrowy rozsądek, rezygnowali z posady papieża.
Antypapież Teodor (687 r.)
- dwukrotnie wybierany na papieża
- również dwukrotnie dobrowolnie rezygnował: raz na rzecz Konona, a drugi - na rzecz Sergiusza I (687-701). Antypapież Benedykt X (1058 r.) ustąpił ze stanowiska po krótkim okresie urzędowania. Pozbawiony święceń kapłańskich
zmarł w nędzy w przytułku dla biednych. Papież Wiktor IV (1138 r.) po dwóch miesiącach papieżowania ustąpił dobrowolnie z funkcji. Papież Celestyn V (1294 r.) złożył dymisję z urzędu, a motywy jego decyzji są nieznane. Zamęczony zmarł w twierdzy, w której zamknął go jego następca - Bonifacy VIII (1294-1303).
Każdy dyktator robi wokół swojego otoczenia "czystki", eliminując tych, co do których nabiera się cienia podejrzeń o zdradę. Któż zliczy, ilu dostojników kościelnych zostało ukatrupionych na rozkaz papieży?! A ilu papieży zostało przez najbliższe otoczenie kardynalskie lub konkurencję brutalnie zamordowanych, otrutych, zagłodzonych na śmierć?
Polski szowinizm, jak każdy inny zresztą, bierze swój początek z Kościoła katolickiego, w którym uprzedzenia doktrynalne i polityczne były doskonałym nawozem ideologicznym do zrodzenia, a następnie pielęgnowania fobii antysemickich. W końcu uprzedzenia te przeniosły się i odzwierciedliły w dzikiej nietolerancji wobec samych Polaków, którzy nie chcieli przyjąć jarzma i nauk Kościoła. Papieski rezydent w Polsce, abp Kowalczyk, z okazji podpisania konkordatu był na tyle bezczelny, że w oficjalnym wystąpieniu pozwolił sobie na kąśliwą uwagę pod adresem Narodu,
twierdząc, że prawdziwy Polak to katolik. Zatem w opinii przedstawiciela państewka Watykan - nie być katolikiem znaczy to samo, co stać poza nawiasem narodu... Orzeka o tym przedstawiciel obcego, "świętego" państwa! I powie ktoś, że kler rzymski nie szerzy nienawiści...
Nieważne, czy wypowiedź Ko-walczyka jest nacjonalistyczna, czy cuchnie faszyzmem. Jakkolwiek byśmy ją sklasyfikowali, nie zmienia to faktu, że są to słowa katolickiego dygnitarza kościelnego, który przy innej okazji będzie wygadywał puste frazesy o "miłości bliźniego"!
BOGDAN MOTYL www. alternatywa. com
Zazdrość, zabójstwa i samobójstwa, wszelaka perwersja, zakłamanie, niezliczone frustracje i agresje, traktowanie kobiet jak rzecz, odwarto-ściowanie wspólnoty życia dwóch ludzi do stanu dożywotniego więzienia, zaniedbywanie małżeństw i rodzin oraz brak odpowiedzialności za dzieci - są niektórymi tylko owocami wrogości Kościoła do seksualności. (Demo-sthenes Savramis, teolog)
TT' obieta ma się tak do mężczyzny jak to, co niedoskonałe, do dosko-J\. nałości. (Tomasz z Akwinu, teolog 1225-1274)
rak samo, jak miłości nie należy powierzyć prostytutce, tak religii nie n
TT' iedy patrzysz na kobietę, myśl, że to szatan. Kobieta jest jak przepaść
A
piekielna. (papież Pius II, 1458-1464)
Mniejszą kompromitacją jest łajanie z ambony kusych bikini i burdeli niż walka przeciw faszystowskiej dyktaturze i obozom koncentracyjnym. (Paul Ricoeur, ur. 1913, francuski filozof i historyk)
Zasadniczym przeznaczeniem kobiety jest zaspakajanie męskiej pobu-<
O
MYŚLI, CYTATY, WYPOWIEDZI (10)
Kościół i seks
należy powierzyć klechom. (Karlheinz Deschner) J iara w grzech pierworodny spo-W wodowała jego istnienie. Chrześcijaństwo tak długo głosiło zło ludzkiej natury, aż rzeczywiście taką się stała. (Richard von Coudenhove--Kalergi, profesor historii, 1894-1972)
Pobożni duchowni już w średniowieczu lubili pupkać wszystko,
co tylko posiadało pochwę: małżonki, cnotliwe panienki, małe dziewczynki i jak nie bez powodu przypuszczać można, zwierzęta płci żeńskiej. Homo-seksualność w klasztorach uprawiana była od początku ich powstania. Tam gdzie brakowało mężczyzn, a zakonnicom nawet spowiednika nie dano, korzystały one z miłości z dziećmi. (Karlheinz Deschner)
Może teraz zrozumiemy, dlaczego wcześniej zwracaliśmy uwagę na ścisłe powiązanie kobiety i zwierzęcia. Seksualność prowadzi do potworności. (Biskup Graber, Niemcy 1980 r.)
zemuż nie powoduje wymiotów już same tylko patrzenie na kobietę... Nawet koniuszkiem palca nie dotkniemy łajna czy obleśnej flegmy, dlaczegóż zatem sami, z taką ochotą i pożądaniem obejmujemy tę beczkę brudu i nieczystości? (św. Odo, 872-942 r.)
c
dliwości. (św. Jan Chryzostom, 349-407)
d dawna Watykan partycypuje w zyskach firmy Instituto Farmacologi-co Sereno, jednej z wielu będących w jego posiadaniu. Najlepiej sprzedawanym produktem tej firmy jest doustny środek antykoncepcyjny Luteolas.
(David A. Yallop, ur. 1937 r., angielski autor, m.in. "W imię Boga") łołaściwa wartość kobiety ogranicza się do rodzenia i prac domowych. (św. Tomasz z Akwinu, teolog, 1225-1274)
ościół powinien wreszcie skończyć ze swoim zakłamanym pojęciem moralności. (Birgit Homburger, niemiecki polityk, katolicka posłanka obecnego parlamentu, FDP)
Małżeństwo bazuje na tym samym akcie co prostytucja, dlatego najlepiej postępuje ten, kto wcale nie dotyka kobiety. (Tertulian, ojciec Kościoła i filozof, 160-220 r.)
/uż samo nabycie środków antykoncepcyjnych czyni sprzedawcę i nabywcę "formalnymi współgrzesznikami". Nabywcę bomby czy granatu - nie. To jest moralność Kościoła. (Karlheinz Deschner) TT'ościół i państwo znają tylko dwie możliwości: małżeństwo albo pro-J\. stytucja, wszelka inna forma miłości poza tymi modelami jest dla nich mocno podejrzana. (Heinrich Bll, niemiecki pisarz, 1917-1985)
opr. EDWARD KUCZ
16
MITY KOŚCIOŁA
FAKTYn
25 -30 X 2002 r.
Biblia sobie przeczy? (
Kolejne biblijne sprzeczności wyjaśnia historyk i bibli-sta, autor książki "Sekrety Biblii" poświęconej wiarygodności Pisma Świętego i obyczajom starotestamentowym.
Los człowieka i zwierzęcia
Według Pisma Świętego człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga (Rdz 1. 27), a zarazem jako panujący nad zwierzętami (Rdz 1. 28). Człowiek przewyższa intelektem zwierzęta, a zarazem jest odbiciem Boga, gdyż posiada osobowość (psychikę), a więc myśli i posiada swoją wolę.
Z kolei pod względem biologicznym przypominamy zwierzęta. Każde żywe stworzenie, gdy odda ostatnie tchnienie, zamienia się w proch ziemi. Pod tym względem nasz los jest podobny, jak napisał w Księdze Ko-heleta Salomon: "Bo los synów ludzkich jest taki, jak los zwierząt, jednaki jest los obojga. Jak one umierają, tak umierają tamci; i wszyscy mają to samo tchnienie. Człowiek nie ma żadnej przewagi nad zwierzęciem. Bo wszystko jest marnością. Wszystko idzie na jedno miejsce; wszystko powstało z prochu i wszystko znowu w proch się obraca" (Koh 3. 19-20).
Dla niektórych ten biblijny pogląd może być zaskoczeniem, ponieważ nasza kultura jest przesączona greckim konceptem nieśmiertelnej duszy, według którego dusza (inteligentna) odróżnia nas od zwierząt. Pogląd ten nie pochodzi jednak z Biblii, lecz zawdzięcza swą popularność głównie wpływowi greckiego filozofa Platona oraz greckiej myśli i kultury na cywilizację europejską.
Według Biblii wszystkie istoty żywe składają się z dwóch elementów: ciała utworzonego z prochu ziemi oraz z życiodajnego tchnienia Bożego (hebr. ruach, gr. pneuma, łac. spiritus). Po śmierci ciało zamienia się w pierwiastki ziemi, a tchnienie życia powraca do Boskiego Dawcy, podobnie jak prąd wraca z gniazdka do elektrowni, gdy zgasimy lampę. Nie chodzi tu o duszę w platońskim sensie, a więc o byt świadomy, lecz o życiodajne tchnienie. Dlatego też do Boga powraca zarówno tchnienie człowieka dobrego, jak i złego (Koh 9. 2), a nawet zwierzęcia (Koh 3.19-20).
Śmierć jest w Biblii przyrównana do snu (Ps 13. 4; Dn 12. 2), Dlatego Pan Jezus powiedział, idąc wskrzesić Łazarza: "Łazarz, nasz przyjaciel, zasnął; ale idę zbudzić go ze snu" (J 11. 11). Żydzi, dopóki nie zetknęli się z kulturą helleńską, nie wyznawali konceptu nieśmiertelnej duszy, dlatego słowo "nieśmiertelność" w ogóle w Biblii nie występuje. Użyte jest tylko wobec Boga, który "ma nieśmier-telność" (1 Tm 6. 16). Pismo Święte ukazuje naturę człowieka jako śmiertelną. Nieśmiertelność jest darem Bożym dla zbawionych, a zatem czymś warunkowym, nie zaś immanentnym dla ludzkiej natury (1 Tes 4. 14
16; 1 Kor 15. 53-54).
Stosunek
do nieprzyjaciół
Bóg rozkazał Hebrajczykom wytracić mieszkańców Kanaanu (Pwt 7. 2; 20. 16). Dziś wielu oburza się na to, pytając: Czyżby starotestamen-towy Bóg był inny od miłościwego Boga, którego znamy z Nowego Testamentu?
Nie sądzilibyśmy tak, gdybyśmy znali rozmiary zdegenerowania mieszkańców Kanaanu, na co wiele światła rzuciły wykopaliska w tym regionie. Archeolog W.F. Albright napisał, że kultura religijna Kana-nejczyków nigdy nie upadła niżej, niż w owym czasie ("Archeology and the Religion of Israel"): prostytucja obu płci była tam uważana za służbę bogu i odgrywała istotną rolę w kulcie religijnym (1 Krl 15.12), dzieci zabijano w ofierze bożkom (Ps 106.35-37), fundamenty czy bramy miasta budowano na ciałach poświęconych w ofierze dzieci (1 Krl 16. 34), ze względu na zoofilię i inne dewiacje seksualne powszechne były choroby weneryczne.
Bóg w czasach starotestamen-towych był tym samym Bogiem miłości, jakiego znamy z Nowego Testamentu, ale wtedy inne były realia. Gdyby nie Boży nakaz usunięcia mieszkańców Kanaanu, to nie tylko ich choroby, ale także ohydne praktyki przylgnęłyby do ludu Bożego, co doprowadziłoby szybko do degeneracji i odstępstwa. Tak się zresztą po części stało. Po podboju Kanaanu, Hebrajczycy nie dokończyli dzieła zniszczenia (Sdz 1. 28), dlatego z czasem dali się wciągnąć w kananej-skie bałwochwalstwo.
Dziś ludzie dopatrują się przejawu barbarzyństwa w takich staro-testamentowych prawach jak na przykład "oko za oko, ząb za ząb" (Kpł 24. 20), choć faktycznie chroniły one przed ekscesami, jakich się wówczas dopuszczano. Na przykład Asyryjczycy czy Kananejczycy stosowali kary nieproporcjonalne do wykroczenia, obdzierając ludzi ze skóry lub żywcem nabijając na pal, podczas gdy starotestamentowe prawa zabraniały wyrządzić szkodę większą od doznanej.
Dwa największe przykazania miłości (Mt 22. 37-39) pochodzą właśnie ze Starego Testamentu. W księgach Mojżeszowych czytamy: "Będziesz tedy miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej siły swojej" (Pwt 6. 5); "Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego" (Kpł 19. 18). W czasach starotestamen-towych Bóg był tym samym miłującym Bogiem, co w czasach Jezusa. Ponieważ jednak inne były uwarunkowania społeczno-kulturowe, więc starotestamentowe zwyczaje i prawa też trzeba porównywać z ówczesnymi; wtedy przekonamy się, że na tym tle wyróżniały się korzystnie. Myślę, że każdy z nas wolałby stracić oko, niż zostać żywcem obdarty ze skóry... (Cdn.)
ALFRED J. PALLA
Katolicy zdają się nie dostrzegać, że natura objawień maryjnych jest niezgodna z Biblią. Więcej -ich treść uderza w samo serce ewangelii, czyli prawdę o zbawczej ofierze Syna Bożego. Owa Maria z objawień zdaje się wydzierać Bogu Jego władzę i siebie stawiać w miejsce Chrystusa. To ona, zamiast Jezusa, cierpi za grzeszników, pośredniczy, wyjednuje łaski, daje pokój, oferuje miłosierdzie, domaga się czci. O Chrystusie mówi niewiele, a jeśli już, to straszy Jego gniewem. Fatimskie poselstwo zaleca kult człowieka,
określać źródło poselstwa. Jak widać poniżej, fatimskie przesłanie nie mogło pochodzić od Boga. Chyba że ktoś uzna, iż Bóg przeczy samemu sobie. Chrystus przestrzegał uczniów przed dziwnymi zjawiskami, zwiedzeniem, pojawianiem się rzekomych posłańców (Mt 24. 24). Podkreślał, aby trzymać się Jego słowa. Według Biblii, źródłem nadnaturalnych objawień, które zaprzeczają jej prawdom, są demony.
Fatima a Biblia
W październiku świat katolicki wspomina tzw. objawienia fatimskie. Pojawiająca się tam rzekoma Maria przyniosła ludziom szczególne poselstwo: wywyższenia własnej osoby.
choć zabrania tego Biblia. Warto prześledzić choćby kilka "maryjnych" zaleceń i porównać je ze Słowem Bożym (patrz tabela poniżej).
Boskie pochodzenie objawień maryjnych miał potwierdzić cud. Rzekoma Maria zapowiedziała go na październik 1917 roku. Zebrany wtedy tłum obserwował tzw. taniec słońca. A co w podobnej sytuacji zrobił Jezus? Gdy ludzie żądali, by na potwierdzenie swej boskości uczynił cud -On odmówił. Nic wokół nie wirowało, natomiast Jego cuda pomagały ludziom w potrzebie. To treść ma
FATIMA
"I szatan przybiera postać anioła światłości" (2 Kor 11. 14), a jego działaniom towarzyszą "znaki i rzekome cuda" (2 Tes 2. 9). To on skupia się tylko na sobie. Rzekoma Maria czyni podobnie: zaleca skierowany do siebie różaniec, kult swojego niepokalanego serca, modły do siebie, proponuje pokój w zamian za wykonanie jej poleceń, twierdzi, że tylko ona może pomóc ludziom. Ten, który się pod nią podszywa, chorobliwie domaga się czci. W Biblii jest przedstawiony jako kąsający wąż, którego zdepcze Mesjasz. Czy to nie dziwne,
Totus Tuus, Maria! - Cały Twój, Mario!
że w swej kolejnej odsłonie "Święta Maria z Guadalupe" znaczy w fonetycznym języku Azteków właśnie "Zdeptany Kamienny Wąż"? Szatan robi wszystko, by odwrócić katolików od wiary zorientowanej na Biblię i Chrystusa. Dopóki Kościół będzie kładł nacisk na niebiblijne nauki z kultem Marii na czele, dopóty drzwi dla największego Bożego przeciwnika będą otwarte. Jak jednak zachować się mają wierni, dla których przewodnikiem nie jest Chrystus, lecz człowiek w bieli? Przypomnijmy papieskie słowa wygłoszone dwa miesiące temu w Kalwarii Zebrzydowskiej: "Matko Najświętsza, Pani Kalwaryj-ska, (...) Tobie oddaję wszystkie owoce mego życia i posługi; Tobie zawierzam losy Kościoła; Tobie polecam mój naród; Tobie ufam i Tobie raz jeszcze wyznaję: Totus Tuus, Maria! Totus Tuus, Maria!". Komu oddany jest więc Jan Paweł II, skoro autorem tych objawień nie jest pokorna Maria z ewangelii? Kto tak naprawdę kieruje tym Kościołem? ŁUKASZ WOLSKI Fot. archiwum
BIBLIA
Maria nakazuje: "złóż ofiarę za grzeszników (...) nie ma bowiem nikogo, kto by złożył ofiarę za nich...
...i modlił się za nimi".
"Jeśli ludzie uczynią to, co ja mówię, wiele dusz będzie zbawionych".
"Zmów różaniec każdego dnia za pokój na świecie".
ich [grzeszników] zbawić, Bóg chce ustanowić na całym świecie kult i modły do mojego niepokalanego serca".
"Ludzie (...) opierają się na łasce, nie słuchają mojego głosu".
"Moje serce jest przytłoczone cierniem grzechów".
"Kapłani winni łączyć się w pokucie i modlitwie szerząc nabożeństwo do mego serca".
"Odmawiaj często modlitwę: Królowo świata, Pośredniczko ludzi...
...jedyna nasza ucieczko... ...i nadziejo"
Jezus złożył "raz na zawsze jedną ofiarę za grzechy"; "jedną ofiarą uczynił na zawsze doskonałymi tych, którzy są uświęceni"; (Hbr 10. 12, 14).
Jezus "żyje zawsze, aby się wstawiać za nimi" (Hbr 7. 25), "mamy orędownika u Ojca, Jezusa Chrystusa" (1 J 2.1).
Bóg posłał Syna, "aby świat przez Niego był zbawiony" (J 3. 17); "Tylko On jest opoką moją i zbawieniem moim" (Ps 62. 3).
Pokój osiągalny jest wyłącznie "przez Pana naszego Jezusa Chrystusa" (Rz 5. 1; 2 P 1. 2).
Chrystus został "raz ofiarowany, aby zgładzić grzechy wielu" (Hbr 9. 28). "I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia [oprócz Jezusa], w którym moglibyśmy być zbawieni" (Dz 4. 12).
Albowiem łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie z was, Boży to dar" (Ef 2. 8).
"Lecz on [Jezus] zraniony jest za występki nasze, starty za winy nasze (...) On to poniósł grzech wielu i wstawił się za przestępcami" (Iz 53. 5,12).
"Ja, Pan... nie oddam mojej czci nikomu" (Iz 42. 8); na słowa kobiety: "Błogosławione łono, które cię nosiło, i piersi, które ssałeś" Jezus odrzekł: "Błogosławieni są raczej ci, którzy słuchają Słowa Bożego i strzegą go" (Łk 11. 27-28).
Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek Chrystus Jezus" (1 Tym 2. 5).
"Bóg jest ucieczką naszą" (Ps 62. 9). "Miej nadzieję w Panu" (Ps 27. 14).
25 - 30 X 2002 r.
FAKTY n
BÓGI BOGOWIE
17
ŻYCIE PO ŻYCIU (14)
Nowe Jeruzalem
^ MÓiyr, Jan opisuje mia-
znajduje się tron Boga i Baranka. Chrystus zamieszka z ludźmi na Nowej Ziemi, a Jego stolicą będzie Nowe Jeruzalem (Ap 21. 9 - 22. 5). "I nocy już nie będzie", gdyż miasto będzie oświetlać chwała Boża, a Baranek będzie jego świątynią.
Według sprawozdania apostoła Jana, miasto okala potężny mur wysoki na 144 łokcie (czyli ponad 70 m). W murze znajduje się 12 bram, po trzy z każdej strony świata. Na bramach wypisane są imiona pokoleń izraelskich, co ma być dowodem ciągłości Kościoła Bożego. Na kamieniach węgielnych z kolei znajdują się imiona 12 apostołów Jezusa Chrystusa. Są one ozdobione dwunastoma drogocennymi kamieniami. Pierwszy z nich to jaspis - rzadki okaz diamentu o zielonkawym odcieniu. Ma ilustrować Bożą doskonałość i obecność. Drugi to szafir zwany lazurowym kamieniem, jego kolor - niebieski - ma symbolizować wierność. Trzeci to zielony chalcedon
- biblijna ilustracja posłuszeństwa. Szmaragd, jeden z najwspanialszych kamieni, ma wskazywać na wieczność i trwałość. Sardoniks o trzech kolorach: czarnym w tle, białym w środku i czerwonym na powierzchni, ma symbolizować, zgodnie z kolorystyką: pokorę, czystość i męczeństwo. Karneol - odmiana agatu - ukazuje miłość Boga. Chryzolit - złoty kamień (chrysos - złoto i lithos - kamień) - ma odzwierciedlać niebiańską mądrość. Ósmy to niebieskawo-zielony beryl wyobrażający Boże miłosierdzie. Topaz ma symbolizować uczynność, a słynący ze swej twardości chryzopraz - wytrwałość. Miejscami bezbarwny hiacynt, dający przy umiejętnym szlifowaniu niebieskie zabarwienie, ma symbolizować Bożą siłę przemieniającą ludzkie charaktery na Jego podobieństwo. Dwunasty kamień to ametyst - wg wierzeń starożytnych chronił przed otruciem. Tu niektórzy bibliści upatrują wyobrażenia lojalności wobec ofiary Chrystusa, która chroni przed wieczną śmiercią.
"A dwanaście bram to dwanaście pereł; a każda brama była z jednej
perły" (21. 21) - perły są produktem cierpienia (by zdobyć perłę, trzeba zabić jej wytwórcę, czyli perłopława). Przez ten symbol przejdzie każdy, kto wejdzie do miasta. Ma on wskazywać na cierpienie Chrystusa, który ofiarował swym uczniom perłę zbawienia.
Miasto jest zbudowane "ze szczerego złota, podobnego do czystego szkła" (21. 18). Tego, o co zabijali się ludzie, będzie pod dostatkiem. Po tym kruszcu będzie się deptać (złote ulice), złoto zostanie więc poniżone, jako przedmiot pożądania grzesznych ludzi. Prawdziwą ozdobą miasta będzie Baranek - Chrystus.
Jan sprawozdaje też, czego w mieście nie ma: "Lecz świątyni w nim nie widziałem" (w. 22). Świątynia była na ziemi miejscem obcowania grzesznika z Bogiem za pomocą całego systemu obrzędowego. Na Nowej Ziemi nie ma już potrzeby istnienia świątyni, ponieważ po rozwiązaniu problemu grzechu zbawieni mogą patrzeć bezpośrednio na chwałę Bożą. Jan tłumaczy: "albowiem Pan, Bóg, wszechmogący jest jego świątynią, oraz Baranek". Baranek jest też przedstawiany jako lampa Jeruzalem, stąd "nocy już nie będzie, i nie będą już potrzebowali światła lampy ani światła słonecznego, gdyż Pan, Bóg będzie im świecił i panować będą na wieki wieków" (22. 5).
PAULINA STAROŚCIK
RELIGIE WCZORAJ I DZIŚ (34)
Mazdakizm
W ostatnich wiekach dominacji zoroastryzmu w Iranie pojawił się jeszcze jeden wielki prorok tego kręgu religijnego - Mazdak.
Urodził się w drugiej połowie V w. n.e. w mieście Niszapur na terenie prowincji Chorasan, czyli na wschodnich peryferiach państwa Sas-sanidów. Po raz kolejny spotykamy się więc ze zjawiskiem, że doktrynalne nowinki rozwijają się nie w centrum Persji, gdzie dominuje oficjalny kult państwowy, lecz na prowincji, która nigdy nie znalazła się pod pełną kontrolą władców. Tak też było w przypadku Zaratusztry tysiąc lat wcześniej. Prowincja była także głównym obszarem, gdzie najbujniej kwitły kulty Anahity oraz Mitry.
Nowy reformator należał do wpływowego, arystokratycznego rodu, o czym świadczy pełniona przez niego funkcja maga, zoroastryjskie-go kapłana, oraz fakt, iż został dworzaninem Sassanidów. Utrzymywał on, że cała rzeczywistość jest mieszaniną światła i mroku, przy czym, w odróżnieniu od zoroastryzmu i mi-traizmu, tylko światło jest elementem czynnym i twórczym.
Według tradycji, Mazdak miał objawienie, dzięki któremu rozpoznał rzeczywistość. W istocie jednak jego idea sięga korzeniami doktryny manichejskiej oraz poglądów niejakiego Bundosa żyjącego w III w. Ten ostatni był pierwotnie wyznawcą Mitry i działał na terenie Rzymu.
Później przeniósł się do Iranu. Uważał, że życie jest walką upersonifi-kowanego Dobra ze Złem, a walka ta - w odróżnieniu od klasycznego zoroastryzmu - skończy się zwycięstwem Dobra (znów analogie z mi-traizmem i chrześcijaństwem). Bun-dos postulował przy tym radykalne reformy społeczne polegające na likwidacji nierówności, zniesieniu niewolnictwa i zamianie państwa rządzonego przez arystokrację na wspólnoty ludzi równych sobie. Mamy tu więc do czynienia z rewolucją skierowaną przeciw istniejącemu porządkowi. Nic zatem dziwnego, że pomysły Bundosa, aczkolwiek stanowiące jeden z nurtów irańskiego dualizmu, nie mogły znaleźć zwolenników na perskim dworze, za to szerzyły się na obrzeżach państwa i wśród najniższych klas społecznych. Mazdak wszedł do historii jako ten, który naukę przeznaczoną dla biednych zamienił w doktrynę polityczną obecną na królewskim dworze. Otóż Kawadh I, panujący w latach 488-528, zaakceptował tę naukę, pozornie dając Mazdakowi nadzieję, że uzna ją za oficjalną religię państwa. W istocie chodziło o wykorzystanie mazdakizmu jako broni przeciw potędze arystokratów i zo-roastryjskiego kleru, gdyż stanowili zagrożenie dla pozycji władcy. Oczywiście doszło do szeregu ostrych spięć, lokalnych buntów i walk, a ostatecznie Kawadh utracił władzę, uznany za heretyka i wroga
bożego porządku. Z punktu widzenia historii społecznej jest to okres, kiedy Iran przechodził do ustroju feudalnego i w interesie arystokratów leżało podporządkowanie sobie ludności oraz zbudowanie ogromnych latyfundiów uprawianych przez zniewolonych rolników. Mazdakizm był tymczasem ruchem antyfeudal-nym. Klęska przychylnego władcy i wstąpienie na tron Chosrowa Anoszarwana, zwolennika kultu zo-roastryjskiego, oznaczały koniec siły mazdakizmu. Prorok został uwięziony pod zarzutem działalności antypaństwowej, a następnie stracony w roku 529. Zrewoltowani zwolennicy reformatora rozproszyli się i ukryli przed wojskowymi ekspedycjami krwawo pacyfikującymi niebezpiecznych heretyków. Idea zeszła do podziemi i tylko od czasu do czasu okazywała swoją żywotność, kiedy eksploatowana ludność podnosiła bunt, chcąc choćby złagodzić feudalny wyzysk. Ostateczny cios zadali jej muzułmanie, kiedy zajęli Iran i zaczęli prześladowania "czcicieli ognia" uznanych za pogan. Pod pojęciem czcicieli ognia muzułmanie rozumieli wszystkie dualistyczne religie Iranu, a więc tradycyjny mazdaizm, zoroastryzm, anahityzm, mitraizm i oczywiście mazdakizm. Począwszy od XIII w. historia milczy na temat zwolenników Mazdaka, z czego można wnosić, że jego wyznawcy ostatecznie znikli. LESZEK ŻUK
"Słowem Pana uczynione zostały niebiosa, A tchnieniem ust jego całe wojsko ich (...). Bo on rzekł - i stało się, On rozkazał - i stanęło" (Ps 33. 6, 9).
Biblia przedstawia > akt stwórczy jako moc Słowa. Wszystko powstało przez Słowo i dla Słowa. Słowo - jak sprawozdaje ewangelia Jana - było na początku: "a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo, ono było na początku u Boga, wszystko przez nie powstało, a bez niego nic nie powstało, co powstało" (J1.1-3). Słowo jest więc Stwórcą, to Ono powołuje do istnienia. Bez Niego nie ma życia (w. 4). Jan utożsamia z tym Słowem
ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem" (2 Kor 5. 17). Ta sama moc, która na początku stworzyła świat, przyjmuje człowieka, który tego pragnie i stwarza z niego nową istotę. Bóg tworzy byty widzialne i niewidzialne, człowieka fizycznego i człowieka duchowego, dlatego mówi o podwójnych narodzinach: z ciała i z ducha (J 3.3-7). Tego, jak Bóg stwarza, nie uda się nam przeniknąć. Przecież "myśli moje, to nie myśli wasze, a drogi wasze, to nie drogi moje - mówi Pan" (Iz 54. 8). Dzieło stwarzania Jezus porównał do wiatru, który "wieje dokąd chce, i szum jego słyszysz, ale nie wiesz skąd przychodzi i dokąd idzie" (J 3. 8). My widzimy jedynie efekty Bożego stwarzania. Nie znamy zasad działania słowa, wiemy tylko, że jest skuteczne: "Tak jest z moim słowem, które wychodzi z moich ust: Nie wraca do mnie puste, lecz wykonuje moją wolę i spełnia pomyślnie to, z czym je wysłałem" (Iz 54. 11). To samo Słowo działało, gdy
OKIEM KREACJONISTY
Mocą Słowa
Chrystusa, kiedy mówi "a Słowo ciałem się stało i zamieszkało wśród nas" (w. 14). Podobnie wypowiada się o Jezusie apostoł Paweł: "...w nim zostało stworzone wszystko, co jest na niebie i na ziemi, rzeczy widzialne i niewidzialne (...), wszystko przez niego i dla niego zostało stworzone. On też jest przed wszystkimi rzeczami i wszystko na nim jest ugruntowane" (Kol 1.16-17). A więc moc Słowa nie tylko powołuje do życia, ale i zapewnia jego kontynuację, utrzymuje egzystencję, jest wciąż aktywna. Dzięki Chrystusowi - jak przedstawia to Biblia
- ziemia nadal istnieje, a na niej my. Właśnie tak określił to Paweł w swej przemowie na Areopagu: Albowiem w nim żyjemy i poruszamy się, i jesteśmy" (Dz 17.28). Twórcza moc jest atrybutem Boga.
Biblia przedstawia Chrystusa przede wszystkim jako Zbawiciela. Staje się On nim jednak na podstawie swej mocy jako Stwórca. Moc stwarzająca i moc zbawiająca to ta sama moc. Wiele jest spekulacji na temat: co jest większe
- zbawienie czy stworzenie? A przecież oba te fakty według Biblii są dokonane przez tę samą niepojętą dla nas moc Bożą. Są więc sobie równe. Zbawienie jest tą samą mocą, która na początku została użyta do stworzenia świata. Co więcej: zbawienie jest stwarzaniem. Psalmista prosi: "Serce czyste stwórz we mnie, o Boże, a ducha prawego odnów we mnie" (Ps 51.12). Apostoł Paweł mówi: "Tak więc, jeśli
Piotr szedł do Jezusa po wodzie. To jest przecież niezgodne z prawami natury. A jednak wystarczyło jedno słowo: "Przyjdź" (Mt 14. 29). Gdy Bóg wypowiada słowo, jest w nim zawarte to, co ono wyraża. W słowie "przyjdź" była zawarta moc potrzebna do chodzenia po wodzie. Na mocy tego Słowa Piotr kroczył po wodzie tak długo, dopóki o Nim myślał. Zaczął tonąć, gdy myśli swe skierował na wodę. Dlaczego? Bo woda nie ma mocy utrzymywania człowieka. Jedynie Słowo Boże mogło utrzymać go na jej powierzchni.
Nie jesteśmy w stanie tego pojąć. W poznaniu pośredniczy więc wiara: "Przez wiarę poznajemy, że światy zostały ukształtowane słowem Boga, tak iż to, co widzialne, nie powstało ze świata zjawisk" (Hbr 11. 3). Wiara jest zresztą podstawą wszelkiego poznania. Przez wiarę uczymy się alfabetu, nikt nie udowadnia dziecku, że A to jest A. Ono wierzy nauczycielowi, ten nauczył się tego podobnie, czyli przez wiarę. Dopiero po przyjęciu tej rzeczywistości sprawdza się ona w różnych sytuacjach i przejawach życia jako oczywista prawda. Tak jak dziecko uczy się alfabetu, tak samo człowiek uczy się prawdy o Bogu. Najpierw poznaje Go wiarą, a potem rozumowo doświadcza: "bo niewidzialna jego istota, to jest wiekuista jego moc i bóstwo, mogą być od stworzenia świata oglądane w dziełach i poznane umysłem..." (Rz 1. 20). MARTA CUBERBILLER
18
ANTYKLERYKALNA POLSKA
FAKTYn
25 -30 X 2002 r.
NASZ CZŁOWIEK DO RATUSZA
Hej, szczecinianie
Opowiemy Wam
0 naszym kandydacie na prezydenta Szczecina. Chłop doświadczony, a jeszcze młody - liczy bowiem 42 wiosny
- nazywa się Krzysztof Mościbroda. Ukończył wydział architektury
1 budownictwa na politechnice, a teraz jest o krok od doktoratu z ekonomii (obrona na Uniwersytecie Szczecińskim). Po drodze zaliczył dwa kierunki studiów podyplomowych
- nowoczesne metody zarządzania oraz wycenę nieruchomości. Posiada też państwowy certyfikat pozwalający na zasiadanie w radach nadzorczych. W małym palcu ma "Ustawę o zamówieniach publicznych", "Kodeks postępowania administracyjnego" oraz "Prawo budowlane".
Pracował w administracji publicznej: był m.in. inspektorem budowlanym w szczecińskim Urzędzie Miejskim, a obecnie jest specjalistą Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa i zajmuje się programami przedakcesyjnymi Unii Europejskiej. Prowadzi również z niemałymi sukcesami własną firmę, która kompleksowo zajmuje się
architekturą, budownictwem i odnośnymi zagadnieniami prawnymi.
Nie tylko głowę, ale i ręce ma mocne nasz kandydat. Uprawia bowiem wyczynowo wioślarstwo, i to z dużymi osiągnięciami: mistrzostwa Polski i świata! W przerwach pomiędzy nauką, pracą i wiosłowaniem Pan Krzysztof ma jeszcze czas na "hobby", czyli dla żony i dwojga dzieci, oraz na literaturę, film i teatr.
Zainteresowanych odsyłamy na stronę internetową APP RACJA. Tam o programie Krzysztofa Mo-ścibrody dowiecie się wszystkiego!
Wybory samorządowe już za tydzień; na kandydatów Antyklerykalnej Polski będziemy mogli głosować na terenie prawie całego kraju. Wyjątek stanowią województwa opolskie i małopolskie, gdzie zgłosiliśmy do rejestracji nasze listy, ale Wojewódzkie Komisje Wyborcze, łamiąc wytyczne Państwowej Komisji Wyborczej, uznały, że banalne uchybienia dyskwalifikują poparcie dane przez wyborców. Rozprawy w sądach okręgowych, od wyroku których nie ma odwołania, na niewiele się zdały, czego mogliśmy się spodziewać, znając czarne realia w papieskiej ojczyźnie. Ostatecznie zarejestrowaliśmy listy kandydatów do sejmików wojewódzkich w więcej niż połowie okręgów wyborczych w czternastu województwach, co stawia nas w rzędzie pierwszoplanowych partii politycznych już na samym początku naszej działalności. Zgodnie z przewidywaniami, polskie kato-media skrupulatnie przemilczają ten fakt, nie przekazując społeczeństwu praktycznie żadnych informacji na nasz temat.
RACJA dla Polski!
Demokracja i pluralizm kończą się w Polsce tam, dokąd sięgają macki czarnej ośmiornicy. Biorąc pod uwagę krótki okres, w jakim było nam dane zorganizować się i przygotować do wyborów samorządowych, trzeba powiedzieć wprost, że odnieśliśmy sukces. Miarą tego sukcesu nie jest wcale wynik wyborczy, ale fakt, że tysiące naszych członków i sympatyków połączyło siły we wspólnym celu. Osoby w wieku podeszłym i młodzież, ludzie z wykształceniem podstawowym i wysokimi tytułami naukowymi, mieszkańcy dużych miast i małych wsi - wszyscy razem, nie szczędząc środków materialnych i własnego czasu, poświęcili się idei odklerykalizo-wania naszego kraju. Nie licząc na żadne korzyści materialne ani potencjalne stanowiska, wykonali ogromną pracę, za co w imieniu Zarządu Krajowego APP RACJA gorąco im dziękuję. Rozwój ruchu antyklerykalnego jest początkiem upadku obecnego, prokatolickiego układu sił politycznych w naszej ojczyźnie. Niezależnie jaka partia rządzi, to Kościół watykański pełni rolę arbitra i nadzorcy. Zegar odliczający koniec panowania klerykałów - ogłupiania i wykorzystywania narodu polskiego - został już włączony; na tej historycznej drodze nic nas nie zatrzyma. Szeregi Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA rosną z dnia na dzień, setkami zgłaszają się nowi członkowie gotowi do działania. Za trzy lata, gdy nadejdą wybory parlamentarne, będziemy jedyną partią polityczną zdolną skutecznie oddzielić Kościół od Państwa i postawić go we właściwym dla niego miejscu. Głosujcie na kandydatów Antyklerykalnej Polski!
Przewodniczący KWW Antyklerykalna Polska
Piotr Musiał
Zbliżające się lokalne wybory, jak każde inne, skłaniają do stosownych przemyśleń, refleksji. Niżej chciałbym się podzielić własnymi - na początku lokując te z nich, które mają charakter ogólny.
Przede wszystkim należy wiedzieć, że dotychczasowy przeciętny poseł czy radny głównie zabiega o interesy własne. Dla przykładu przypomnę okres poprzedzający ostatnie wybory do parlamentu. Na forum Sejmu, z powoływaniem się na społeczne dobro, ostro ścierali się ze sobą posłowie lewicy
1 prawicy. Lecz gdy przyszło do głosowania nad projektem horrendalnych odpraw dla nich - byli jednomyślni (cała lewa i prawa strona nawy przy ul. Wiejskiej zagłosowała za jego przyjęciem). Ci - rzekomo oddani przedstawiciele ludu - potrafią dbać o swoje dobro, odpowiednio je chronić, a w razie potrzeby - ukryć je.
We wspomnianym przedwyborczym okresie wynikła np. sprawa ujawniania i uzasadniania posiadanych majątków. Jeden z ówczesnych posłów Unii Wolności (obecnie poseł PO) tłumaczył, że swoje
2 mln dolarów wygrał na giełdzie. Abstrahując od tego, że takiemu hazardziście nie powinno się powierzać nie tylko losów stolicy, lecz nawet jednej rodziny, pragnę poinformować, że światowy rekord rocznej wygranej na giełdzie równy jest 19 proc. wniesionego kapitału. Ile ten
pan poseł musiałby posiadać (zainwestować) pieniędzy, aby wygrać te 2 miliony? Potem z tego "zmartwienia" wybrnięto w ten sposób, że kandydaci do parlamentu ujawniali swoje majątki na stronach In-ternetu... A ilu polskich wyborców ma do niego dostęp?
Zewsząd słychać utyskiwania, że kandydat w momencie zostania posłem czy radnym radykalnie zmienia swe poglądy. Osobiście także znam takiego, który przy mnie - ja-
czarne; jakie będą kochać w przyszłości? - Pożyją, zobaczą - jakie dominować będą"1.
Przy swoich lewicowych poglądach niezmiernie żałuję, że obecnie rządząca lewica reprezentuje interesy bogatych, a nie biednych. Przykłady: zabranie ulg przejazdowych studentom, ograniczanie świadczeń socjalnych i możliwości zarobkowania przez emerytów, niekorzystne dla pracowników najemnych zmiany w kodeksie pracy, "za-
Wyborcom ku rozwadze
ko kandydat - wyrażał ostrą dezaprobatę dla kleru, lecz gdy został posłem (SLD), na posiedzeniu rady w swoim mieście podniósł larum, że miasto nie nadało jeszcze honorowego obywatelstwa Janowi Pawłowi II.
Podobni posłowie i radni hołdują teorii Darwina, która głosi m.in., że ten gatunek ma szansę przetrwania (sukcesów), który potrafi dostosowywać się do środowiska (rzeczywistości). Osobiście mógłbym im dedykować następujący slogan mojej książki: "Miłość do barw: obowiązują czerwone - kochali czerwone; obowiązywały zielone czy czarne - kochają zielone,
mach" na lumpeksy (na szczęście nieudany), projekt wprowadzenia nowych opłat drogowych (kogo głównie dotkną negatywne skutki poczynań wicepremiera zwanego przez lud winietą?) itd., itd. Nie zniweluje tego żadna "kiełbasa wyborcza" - vide przyspieszenie zaplanowanej podwyżki dla nauczycieli. Każda partia, każdy rząd na świecie oceniany jest po tym, jak spełnia obietnice wyborcze. Każdy z nas może dopowiedzieć coś na ten temat, jeśli pamięta zapewnienia ekipy Millera. Obecnie rządząca lewica nie potrafi sprostać rosnącemu bezrobociu. Czasami odnosi się wrażenie, że w jego materii nie
chce nic robić. To ostatnie złowieszcze oskarżenie zilustruję przykładami. Nie należąc do tych, którzy potrafią tylko utyskiwać, krytykować, występowałem do kompetentnych osób, instytucji (m.in. do min. J. Hausnera i min. J. Piechoty) w sprawie: konieczności zmian wskazanych ustaw uniemożliwiających walkę z bezrobociem; zaniechania mnożenia przepisów ograniczających gospodarkę wolnorynkową; uprofilowania kierunków nauczania zgodnie z rzeczywistymi potrzebami kraju itd., itp. Cóż, wszystkie moje petycje i bardzo konkretne projekty pozostały bez odpowiedzi... Może były tak niemądre, że szkoda było dla nich tuszu, atramentu? Tym niemym adresatom zacytuję kolejny fragment mojej książki: "Nie ma bezwartościowych wypowiedzi, sądów, myśli, tylko niedostatek ich słuchania, rozumienia, wyciągania wniosków (nawet w wypowiedzi szaleńca są jakieś wartości)"2.
Na podstawie powyższych przemyśleń osobiście podjąłem stosowne wyborcze stanowisko.
Życzę, aby podobne podjął każdy czytelnik "Faktów i Mitów" - aby ich kandydaci (potem radni) nie posiadali przywar i ułomności opisanych wyżej. Z poważaniem -Dr STANISŁAW BERA Szczecin
1. "1500 porad dla przedsiębiorczych"
2. "Byłem uczonym Don Kichotem"
Władysław Adamski
Kandydat na prezydenta Ostrowca Świętokrzyskiego z rekomendacji apolitycznego Komitetu Wyborczego Rad Osiedlowych i Gminnych. 39 lat. Przez trzy kadencje poseł na Sejm (w latach 1991-2001), przewodniczący Parlamentarnego Zespołu na rzecz Wolności Światopoglądowej. Autor kilku książek o tematyce filozoficznej i zbiorów poezji oraz kilkudziesięciu publikacji.
UWAGA! Oglądaj nasze spoty wyborcze w telewizjach regionalnych. Ich czas emisji na stronie: www.faktyimity.pl/racja
Nr 43 (138
25 -30 X 2002 r.
LISTY OD CZYTELNIKÓW
19
LISTY
Polonia prostituta
Kolejny już raz Anioł Gabriel Ja-nowski, stróż polskiej racji stanu, zrobił sobie z mównicy sejmowej trybunę przedwyborczą, protestując "przez zasiedzenie" owej mównicy przeciwko, jak mówi, "sprzedaży dokonanej nocą" firmy STOEN, jakiejś tam maleńkiej cegiełki polskiej energetyki, która jednoznacznie kojarzy się Panu Janowskiemu ze sprzedażą naszej niepodległości narodowej i niezawisłości energetycznej. Ten sam poseł głowę cały czas trzymający tam, gdzie ma ją każdy szanujący się anioł, czyli w chmurach, obiema rękami głosował za sprzedażą całej Polski. Głosował za ratyfikacją o niebo bardziej szkodliwego dokumentu, również "podpisanego nocą", i to głęboką, kiedy nawet, a może przede wszystkim, rozum śpi i rodzą się demony... Głosował za podpisaniem zaborczego, szkodliwego, niemoralnego, mętnego prawnie i zawiesistego jak świńskie bajoro -straszliwie kosztownego dla finansów publicznych i substancji terytorialnej oraz infrastruktury i zasobów budowlanych, niezmiernie ciężkiego do renegocjacji czy wypowiedzenia KON-KOR-DA-TU. Widzę, w jaką grę Pan i Miller gracie -również jestem przeciwny rozsprzedawa-niu Polski za wszelką, a szczególnie nikczemną cenę, ale na Boga! -świeżo nawrócony prezesie Rady Ministrantów Millerze -czy akurat zwycięska w II wojnie Lewica musi dzisiaj uważać, że Polska to już Polonia koniecznie prostituta?! Panie pośle Janowski, czy uważa Pan, że jeśli przyłożył Pan rękę do oddania (!) na mocy postanowień Konkordatu za darmo całego Polskiego Budynku -ma Pan dziś prawo do walki o sprzedaż jednej cegiełki "cukrowej", "energe-tyzującej" czy innej z tych zaprzedanych murów ojczystych, w obronie których fałszywie mieni się Pan w Sejmie Rejtanem??? Leon Bielski
Głodnemu chleb na
Zaskakująca była dla mnie (i nie tylko dla mnie) wizyta polskiego ministra finansów na posiedzeniu episkopatu. Dowiedziałem się z telewizji, że minister został zaproszony i przeżyłem jeszcze większy szok. Uważam, że zamiast z ministrem finansów biskupi winni spotkać się z ministrem pracy i polityki społecznej, bo pogłębia się nędza społeczeństwa, a zgodnie z doktryną Kościoła winien on wykazywać zainteresowanie właśnie polityką socjalną państwa.
Powinien czynnie się włączyć w dzieło niesienia pomocy. Tymczasem dla episkopatu ważniejszy okazał się stan finansów państwa. Czy istnieje kraj, w którym minister finansów uczestniczy w posiedzeniu episkopatu i informuje szacowne gremium o stanie finansów państwa? Jeżeli tak, to proszę o informację. Wypowiedź premiera, że episkopat ma prawo wiedzieć
0 stanie finansów państwa, jest równie kuriozalna, jak całe to zdarzenie. A kiedy episkopat złoży sprawozdanie ze swoich finansów przed rządem
1 narodem? W końcu cały ten majątek to krwawica całych pokoleń Polaków.
Krystyna de Tournelle-Krynicka
Już nie "nędznicy"
Chciałem nawiązać do artykułu "Nędznicy" pióra p. Michaliny Ko-walczyk ("FiM" nr 41). W Konstytucji RP z kolei znajduje się artykuł mówiący: "Państwo wspiera inicjatywy obywateli mające na celu poprawę stanu i ochronę środowiska". A więc, zgodnie z tym zapisem, jak również innymi art. konstytucji państwo ma OBOWIĄZEK zapewnienia zbieraczom złomu godziwego życia, a także opieki medycznej i ubezpieczenia społecznego. Wymaga to jednak odrębnych regulacji ustawowych. Zbieraczy należy uznać za pracowników -nieważne, czy miasta/gminy, czy punktu skupu. Powinni oni podlegać przepisom Kodeksu pracy a także ubezpieczeniu społecznemu. Miasto czy gmina miałaby obowiązek finansowania składek na ZUS dla tych osób, a także dofinansowywania ich wynagrodzeń, w razie gdyby były niższe od przewidzianego prawem minimum. Daje to z dnia na dzień kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset tysięcy miejsc pracy!!!
Miecław II, e-mail dw. red.
Zgodnie z sumieniem
Całkowicie solidaryzuję się zarówno z listem księdza J. ("FiM" nr 41), jak i z artykułem Pana Redaktora - "Nie lękajcie się". Podobnie jak z większością publikacji "FiM", których jestem stałym czytelnikiem.
Do końca sierpnia 1999 r. byłem duchownym Krk, męczyłem się 11 lat.
Odszedłem z kapłaństwa i jestem z tego dumny. Kiedy nadeszła ta pora -nie wahałem się ani przez moment. Wiedziałem, że będzie ciężko. O reakcję rodziny nie dbałem. Większość mnie potępiła (na szczęście -rodzina nie jest Bogiem). Podobnie postąpili niektórzy znajomi, którymi byłem otoczony przez kapłańskie lata. To prawda, że ludzi na ogół interesuje przestanie raz w tygodniu 45 minut i to, by "ładnie odprawić mszę, powiedzieć dobre kazanie, ładnie ochrzcić, udzielić ślubu, odprawić jubileusz czy pogrzeb". Jako człowiek - nie liczyłem się wcale. Ale ja nie dbam o to! Jestem ze swoją ukochaną Żoną i Rodziną. Od tamtego czasu spotkałem tylko jednego wierzącego kapłana (i to z Kościoła pol-skokatolickiego!).
Jeśli chodzi o pracę, to rzeczywiście jest bardzo ciężko. Żona nie pracuje, choć bardzo by chciała. Ja przerzucam worki z miejsca na miejsce za
500 zł miesięcznie w państwowym zakładzie. Nie mam innej możliwości awansu, mimo że oprócz ukończenia teologii jestem magistrem prawa i znam m.in. trzy zachodnie języki. Zaznacza się ogólny brak tolerancji, gdy ktoś dowie się, kim byłem -dla takich nie ma "normalnej" pracy i możliwości awansu.
Celibat to oczywista głupota i wkrótce się skończy! Nie można żyć wbrew naturze. Prawie wszyscy moi koledzy i koleżanki w pracy mówią, że księża powinni mieć normalne rodziny! Spora grupa moich kolegów -księży -jest zdania, że kiedy zniosą celibat, to założą rodzinę.
Wiem, iż duża grupa księży trwa w kapłaństwie, bo jest to "dobry interes, za niewielką pracę". Ja, mimo różnych trudności, nie zamieniłbym obecnego życia na poprzednie. Mam cudowną Żonę, z którą bardzo się kochamy, i jestem dumny z tego, że mogę żyć zgodnie z sumieniem!
A kiedy każdego dnia staję przed lustrem, mogę powiedzieć o sobie, że jestem prawym człowiekiem! Lepiej jest przeżyć jeden dzień życia uczciwie, niż wszystkie swoje dni w zakłamaniu. Dlatego -"Nie lękajcie się"! Z poważaniem - Eks-ksiądz R.
Czarni cenzurują
"Przewodnik Katolicki" odmówił publikacji zamówionego przez siebie reportażu o rekolekcjach dla osób niepełnosprawnych. Już po złożeniu strony KTOŚ doniósł, że autor kandyduje z listy SLD-UP do rady gminy. Skąd to wiem? A stąd, że owym dziennikarzem jestem właśnie ja.
Tekst był bardzo dobry, o czym wiem bez fałszywej skromności, bo czym przekonywał mnie o tym zachwycony zastępca redaktora naczelnego "PK" i inni redaktorzy tego pisma. Byli pełni podziwu, gdyż "temat był bardzo trudny i delikatny, niewielu dziennikarzy potrafiłoby go tak ciepło i dojrzale przedstawić". Gdy tylko dowiedzieli się, że w oddalonym
0 prawie 100 km od ich siedziby mieście kandyduję z listy SLD-UP na radnego (zadziwiające, jak daleko sięgają ich macki), z "niekłamaną przykrością" uznali, że tekst "zostanie wycofany z druku", bo oni nie drukują czerwonych.
Odpuszczając sobie honorarium, nie przemilczę refleksji. Po raz kolejny okazało się, że "czarni" są bardziej polityczni niż "czerwoni". Tępią odmieńców i wyrzutków z niespotykaną zajadłością, bez względu na dobro wyższe. Szczerze ubolewam
1 proponuję zmianę tytułu gazety na "Cenzurowany Tygodnik Polityczny".
Dane do wiadomości redakcji
Manipulacje TV
Dziwnym trafem repertuar najbardziej dostępnych kanałów TV bazuje przede wszystkim na filmach amerykańskich. I to na szczególnych gatunkach. W godzinach wieczornych (a często także w dzień) proponuje się horrory, thrillery, kryminały, filmy sensacyjne, katastroficzne, które oddziałują na podświadomość człowieka stymulująco, jak reklama. Jeżeli jest to podawane przed snem, to się utrwala w czasie snu. Rano człowiek wstaje automatycznie agresywnie nastawiony do całego świata i następuje sprzężenie zwrotne -świat mu się odwzajemnia -sytuacja się potęguje. Powstaje stres, agresja, choroba psychiczna. To dlatego w Stanach Zjednoczonych jest najwięcej morderstw. Odwrotnie jest, gdy kładziemy się spać po obejrzeniu komedii, melodramatu, romansu, bo utrwalamy pozytywne cechy i wstajemy
wyluzowani, nastawieni do świata przyjaźnie. Ktoś, kto układa programy w ten, a nie inny sposób, czyni to świadomie. Kościół ocenzurował pornografię. Dlaczego nie przemoc i agresję? Czyżby nie dostrzegał zagrożenia? Akcja przeciw zorganizowanemu kodowaniu przemocy i agresji przez TV -to jest zadanie dla pana, "FiM", APP oraz dla mnie.
Jerzy Maciejewski, Łódź
Prostacy!
Główne wydanie Wiadomości TVP 1 (15.10.2002): w informacji poświęconej seryjnym mordercom wymienia się największych "rzeźni-ków" i pada określenie "morderca lekarz i homoseksualista". Jakie to ma znaczenie, że jakiś psychopata był homoseksualistą?! Nie rozumiem, jaki był w tym cel, ale zapewne świadczy to prymitywizmie kadry TVP. Każdy taki akt zasługuje na potępienie i karę. Nie powinno się puszczać takich rzeczy płazem. Nikt nigdy nie zmusi mnie do opłacania abonamentu. Może byście, "fachowcy" z TVP, skorzystali w przyszłości z innego menu, np. uroczego zestawienia słów: "ksiądz pedofil", "narkomanka, dzieciobójczyni i katoliczka", "ksiądz złodziej", "zakonnica sadystka", "biskup gwałciciel"... Były widz TVP
Uchwała nr 5/2002 z dnia 14.10.2002 r. Zarządu Wojewódzkiego Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA w Poznaniu.
Zarząd Wojewódzki Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA w Poznaniu protestuje przeciwko rezultatom pobytu ministra Kołodki u fioletowych biretów. Uniemożliwił Pan odnowę moralną tym, którzy uważają się za głównych strażników moralności, ponieważ nie zająknął się Pan ani słowem o ich opodatkowaniu adekwatnym do dochodów. Protestujemy przeciwko wyłączeniu duchowieństwa z dobrodziejstw abolicji podatkowej. Uważamy, że spotykając się z hierarchami Kościoła katolickiego i obiecując im, że będą traktowani w sposób uprzywilejowany w stosunku do pozostałych grup społecznych, minister finansów popełnił ciężki grzech i my mu rozgrzeszenia dać nie możemy.
Za ZW APP RACJA
Stanisław Maćkowiak Przewodniczący Zarządu Wojewódzkiego w Poznaniu
Widziałeś coś ciekawego, słyszałeś o czymś, o czym nikt inny nie słyszał? Wyślij SMS-a na naszą gorącą linię: +48 691051702.
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Henryk Rozenkranc -tel. (0-42) 637-10-27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski -tel. (0-42) 630-72-33; Dział historyczno-religijny: Adam Cioch -tel. (0-42) 639-85-41; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Przemek Zimowski; Dział promocji i reklamy: tel. (0-42) 630-73-27; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-70-66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail: faktyimity@faktyimity.pl; Wydawca: "BŁAJA News" Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze -do 25 listopada na pierwszy kwartał 2003 r. Cena prenumeraty -28,60 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA -do 5 grudnia na pierwszy kwartał 2003 r. Cena prenumeraty -28,60 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16, 532-88-19, 532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-/kwartał; 227,-/pół roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-/kwartał; 255,-/pół roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-/kwartał 313,-/pół roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hubsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York -European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago -J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell Intern ational c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga -Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia "Pegaz" -Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 15 grudnia na pierwszy kwartał 2003 r. Cena 28,60 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p-ele@faktyimity.pl. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl
JAJA JAK BIRETY
Nr 43 (138)
- 30 X 2002 r.
Wybory w Katolandzie
Fot. Ryszard Poradowski
Radiu Maryja - pomożemy
"Radiowy kurs samorządowy" (nasłuch 11.10-17.10)
- ...Przypomnę, że tu, w Detroit radio polskojęzyczne jest ramieniem Geremka, UW, a zatem ten pan, który prowadzi to polskie radio, dokładnie wszystko rozbi-jał...
- ...ta władza, która kiedyś dała nam i Marksa, i kapitał, teraz zostawiła nam Marksa, a kapitał wzięli i biorą dalej...
- ...tylko i wyłącznie dzięki radiu człowiek się nie zniechęca.
-I Panu Bogu.
- Tak, ale Pan Bóg przez radio przemawia do nas wszystkich 24 godziny na dobę...
-...czy nie dzieje się to, co chciał Klub Rzymski, aby zostało 15 czy 13 milionów Polaków? W tym klubie jest 2 czy 3 ludzi, którzy mają w ojczyźnie wielkie wpływy. Nie będę ich wymieniał...
Spotkanie rodzin Radia Maryja w Mikołajkach: "Zagrożenia new age a medycyna niekonwencjonalna" (nasłuch 14.10.)
- ...On (ksiądz Klimuszko) na tym swoim darze nie zarabiał; inni na nim zarabiali. Powołując się na księdza Klimuszkę wydawali książki jego... I do dzisiaj zarabiają, już nie chcę określać, kto to jest, bo mniej więcej wiemy, kto to, jaka narodowość...
Czarny humor
Co to jest apatia?
Stosunek do stosunku po stosunku!

Jak się nazywa rosół z wielu kur?
Rosół skurwielu!
Jak Królewna Śnieżka budzi krasnoludki?
Seven Up!

Ile czasu potrzeba psychiatrze, aby zmienił żarówkę?
To zależy od tego, czy żarówka będzie chciała się zmienić.

Co robi szklarz, gdy nie ma szkła?
Pije z gwinta...

Co to jest autosugestia? To jest sugerowanie sobie, że się ma auto.

Jak zaczynają się przepisy w szkockiej książce kucharskiej? Pożycz od sąsiada pól kilo mąki...

Co to jest: wisi u sufitu i grozi? Żarówka firmy OSRAM!

Jak nazywa się żona Herkulesa? Frau Kules
WŁAŚNIE UMIERAJĄ TYSIĄCE POLAKÓW, BO...
ZABRAKŁO JEDNEGO LE KARSTWA!!!
INDEKS 356441 ISSN 1509-460X
FAKTY
i mi
http://www.faktyimity.pl
TYGODNIK NIEKLERYKALNY
Nr 44 (139) 31 października -7 listopada 2002 r. Cena 2,20 zł (w tym 7% VAT)
li K|- -* Ąm ^* ^riK^wktf 1


k /- ^ * Requiem - ^_ ^^^^^BF F^ F Nam nie potrzeba kadzideł, PłŁ^ ^* -^^^^^^ symfonii i requiemów, nie czas dziś jeszcze na to, siły dajcie światu żywemu. Przyjdzie dzień, gdy jak iskra wieczna radość przez glob przebiegnie: | żywym na odpoczynek, 5 umarłym na Wielkie Requiem 1 KI Gałczyński
W centrum cywilizacji śmierci
Urzędnicy Watykanu na dźwięk słowa Holandia dostają gęsiej skórki i spluwają co prędzej przez lewe ramię. Dlaczego? Ponieważ ten najbardziej postępowy kraj w Europie oskarża się o sprzyjanie narkomanii, propagowanie aborcji i eutanazji. Cywilizacja śmierci ma jakoby w Holandii wypierać cywilizację miłości, rodem z katolickiej kruchty. Tyle hałasu o jedno słowo: tolerancja.
Dyrektor Domu Dziecka "Słoneczna Przystań", należącego do Cari-tasu - Stanisław L. to zaufany kurii archidiecezjalnej w Gnieźnie, przyjaciel wielu księży i czciciel biskupów. Dał się poznać jako dobry gospodarz i świetny organizator. Jednym słowem - ideał. A do tego jak on kochał te biedne sieroty! Po prostu żyć bez nich nie mógł. Zwłaszcza bez małych dziewczynek, które gwałcił i zmuszał do seksu oralnego...
KSIĄDZ NAWRÓCONY
FAKTYn
FAKTY
POLSKA Sensacją zakończyło się głosowanie w świętym mieście Krakowie - przepadli ludzie Kościoła, a do drugiej tury przeszli kandydaci Unii Wolności i SLD-UP. Wybory samorządowe cechowała jedna z najniższych frekwencji w historii III RP - około 40 proc. Dopisali natomiast biskupi - pośpiesznie wrócili z wizyty na Węgrzech, bo - jak zauważyli - "liczy się każdy głos". Święta RACJA, święta RACJA!
Marek Borowski pozostanie marszałkiem Sejmu. Wniosek LPR
0 jego odwołanie Sejm odrzucił głosami SLD-UP, PSL i PO. Wkrótce okaże się, co utargowały kluby PSL i PO.
Związek Zawodowy Lekarzy zwrócił się do Trybunału Konstytucyjnego z prośbą o zbadanie, czy specjalny fundusz medyczny dla prominentów i ich rodzin (5-12 mln zł rocznie) jest zgodny z ustawą zasadniczą, która zapewnia równy dostęp obywateli do świadczeń państwowych. Rząd sam się wyleczy?
POZNAŃ Następca Paetza, watykańczyk abp Gądecki, uświadomił podległym sobie Polakom, że sama fachowość nie wystarczy kandydatom na radnych i że należy głosować na "kierujących się katolicką nauką społeczną", bo "z duchowości, a nie tylko fachowości płynie podejście do wszystkich konkretnych problemów". Komentarz biskupa pojawił się w serwisie Katolickiej Agencji Informacyjnej w dniu głosowania, z pogwałceniem ciszy wyborczej. Wszak nie o bezduszne prawo i fachowość tu chodzi...
BIELSKO-BIAŁA Luteranie domagają się od władz RP podpisania z nimi konkordatu! Wielokrotnie dopominali się o to u władz i jak dotąd byli lekceważeni. Wybrany w demokratycznych wyborach synod ewangelików augsburskich chce, aby ich Kościół był traktowany na równi z katolickim. Jest to kolejna tego typu inicjatywa po wystosowanym wiosną tego roku pod adresem rządu monicie środowisk humanistycznych, domagających się podpisania konkordatu z niewierzącymi. Ewangelicy zapomnieli, że miejsce w szeregu pokazał im "Do-minus Iesus". A ateiści niech się cieszą, że żyją...
ROSJA Śmiercią przynajmniej 118 zakładników zakończyła się akcja oddziałów specjalnych w teatrze Dubrowka. Wszystkie ofiary (z wyjątkiem jednej) zginęły od gazów paraliżujących rozpylonych przez jednostkę antyterrorystyczną Alfa. Za zaginione uważa się 54 osoby. Prawdopodobnie - biorąc pod uwagę tradycje Rosjan w dezinformowaniu - ludzie ci także nie żyją. W matuszce Rosiji mnogo liudiej.
DANIA Mimo protestów i szantażu Rosji rząd w Kopenhadze nie odwołał Światowego Kongresu Czeczeńskiego. Duńczycy argumentują, że inicjatywa spotkania wywodzi się z kręgów prywatnych i odwołanie kongresu byłoby naruszeniem konstytucji. Rosjanie nie zrozumieli. U nich konstytucja jest dla ludzi... rządzących.
USA Zatrzymano w końcu "snajpera" - zabójcę 10 osób w okolicach Waszyngtonu. Okazało się nim dwóch wynaturzonych szaleńców - Muhammad i Malvo, przy czym ten drugi jest nieletni. Grozi im kara śmierci.
22 dni męczyli się Amerykanie, szukając drani bez Rutkow-skiego.
EUROPA Huragan szalejący od Wielkiej Brytanii po Polskę
1 Czechy przyniósł ogromne straty i pozbawił życia prawie 30 osób. W Polsce natura poczekała na zakończenie wyborów. My to mamy chody!
BELGIA Państwa UE porozumiały się w Brukseli co do finansowych warunków przyjęcia 10 nowych krajów. Na wniosek Holandii zaostrzono jednak nadzór nad kandydatami - do 3 lat przedłużono klauzulę ochronną umożliwiającą wykluczenie tych, którzy podpadną w trakcie realizacji wspólnych działań Unii. Nie ufają nam! Obrońcom przedmurza chrześcijaństwa!
FRANCJA Projekt nowej rezolucji Parlamentu Europejskiego w Strasburgu zawiera niecodzienne ostrzeżenie pod adresem polskich posłów, zarzucające im zachowania "sprzeczne z zasadami kultury parlamentarnej". Chodzi o wygwizdanie w Sejmie komisarza UE do spraw rolnictwa, Fischlera, oraz ostatnie wybryki LPR i Samoobrony. Wot, chamy jedne - na polskim folklorze nie poznali się!
AUSTRIA Związany z Opus Dei biskup Kurt Krenn z St. Po-elten powiedział, że do Unii Europejskiej nie powinno się przyjąć Turcji, bo "Europa musi pozostać chrześcijańska". O islamie powiedział, że w odróżnieniu od katolicyzmu nie jest on "prawdziwą religią". Nie damy się po raz drugi zaciągnąć do obrony Wiednia.
SŁOWACJA Jadącym na obrady episkopatu trzem biskupom Pan nie pobłogosławił. Mieli wypadek, odnieśli rany, a najpoważniejsze - sam metropolita Bratysławy, abp Jan Sokol. A u nas mądrzy biskupi, ze względów bezpieczeństwa jeżdżą limuzynami, każdy osobno.
IZRAEL Lewicowa Partia Pracy zagroziła wyjściem z koalicji rządu Szarona, jeśli ten nie skieruje na cele społeczne pieniędzy finansujących osiedla na ziemiach okupowanych. Budowa osiedli jest sprzeczna z rezolucjami ONZ. Od dawna narasta rozdźwięk pomiędzy koalicjantami. Lewica sceptycznie ocenia represyjną wobec Palestyńczyków politykę premiera. Możliwe są nawet przedterminowe wybory. Może się wnet okazać, że Arafat nie jest terrorystą...
BRAZYLIA Wybory prezydenckie wygrał polityk lewicowy i działacz robotniczy Luiz Inacio Lula da Silva. Lula zwany niegdyś "brazylijskim Wałęsą" zdobył aż 61 proc. głosów i zapowiedział, że będzie "prezydentem wszystkich Brazylijczyków". Jego zwycięstwo jest ogromną sensacją i wywołało niepokój Waszyngtonu oraz elit finansowych...
...Ponieważ w odróżnieniu od Wałęsy, Lula może naprawdę dać po 10 tys. na głowę.
31 X - 7 XI 2002 r.
KOMENTARZ NACZELNEGO
Być albo nie? Być!
ako kleryk włóczyłem się po różnych parafiach i kościołach. Z tego okresu pamiętam płomienne kazanie wygłoszone, a dokładnie wykrzyczane, na cmentarzu podczas mszy 1 listopada. Ksiądz zakonny przekonywał w nim, że ludzie powinni nieustannie myśleć o śmierci, wyobrażać sobie swoje konanie. Powinni to robić przy każdej okazji - w pracy, podczas odpoczynku, kiedy się kłócą i kochają, płodzą czy rodzą dzieci, piją wódkę. Ma to nam
- według kaznodziei - zapewnić zbawienie. Przywoływanie momentu śmierci powinno być hamulcem przed popełnianiem grzechów. Obrazowo rzecz ujmując, człowiek wzdry-ga się na myśl, że kiedyś odpowie za swój zły uczynek,
i nie popełnia go. Mało tego, mając przed oczami kres swojej egzystencji, grzesznik czuje się zdopingowany do przestrzegania przykazań, by w chwili śmierci miał na koncie korzystny bilans dobra i zła.
Koncepcja kaznodziei była na tyle ciekawa z punktu widzenia teologii duchowości i eschatologii, które wówczas studiowałem, iż pozostała mi w pamięci przez kilkanaście lat. Ciekawa była też konkluzja: - Wokół panoszy się tyle zła, ludzie sponiewierali boskie prawo, dające im życie wieczne! Tylko myślenie o własnej śmierci może ich jeszcze uratować od piekielnych czeluści, od zatracenia wiecznego, amen! Tak, lub bardzo podobnie, zakończył ksiądz to pamiętne kazanie.
Chrześcijanin ewangeliczny szybko wypunktuje błędy w jego wywodzie. Zbawienie, według Biblii, otrzymują wierzący jedynie z łaski Najwyższego, a nie jako zapłatę za dobro uczynione za życia. Biblijny Pan Bóg może dać to co chce i komu chce, tak jak robotnikowi z przypowieści, który pracował najkrócej, a zapłatę otrzymał po równo z innymi robotnikami. Liczy się nawrócenie serca, zaś same dobre uczynki są tylko naturalną konsekwencją, wykwitem miłości do Boga i człowieka. Jednak w rozumowaniu kaznodziei było coś intrygującego. Odwróćmy nieco sytuację i zapytajmy
- co może się stać, jeśli zaczniemy nieustannie myśleć o śmierci? Jaki będzie to miało wpływ na nasze codzienne życie?
Niewątpliwie śmierć jest jednym z najważniejszych momentów życia. Pośród naszych przodków było jej więcej, była wszechobecna i mogła dosięgnąć zarówno staruszków, jak i małe dzieci. Szalały, dziesiątkowały całe narody zarazy i choróbska, dziśjuż ujarzmione. Zapalenie płuc i gruźlica jeszcze przed wojną robiły wśród dzieci "naturalną selekcję". Dzisiaj też trup ściele się pokotem, tyle że na ekranach telewizorów. Swoją drogą, musi to mieć jakiś wpływ na nasze postrzeganie śmierci. Nie jestem psychologiem, ale uważam, iż wirtualne i filmowe nieboszczyki oddalają w naszej świadomości wizję rzeczywistych zgonów. Tak naprawdę to dopiero śmierć najbliższej osoby - rodzica, małżonka, dziecka - sprowadza nas na ziemię i uświadamia, że i my zasilimy kiedyś jej skład chemiczny.
Ksiądz zakonnik i jemu podobni od wieków próbują zaszczepić wśród katolików cywilizację śmierci. W imię czego? W imię ciułania dobrych uczynków, a tak naprawdę po to, aby ciągły strach przed spotkaniem z Bogiem uczynił owieczki jeszcze bardziej pokorne i podatne na kościelne manipulacje. Niestety, do niektórych wiernych filozofia podporządkowania swoich 80-90 lat momentowi wyzionięcia ducha przemawia jak najbardziej. Oby być wówczas w stanie łaski uświęcającej! - modlą się latami. Od tej chwili - mówią - zależy całe nasze życie wieczne! Od "dobrej śmierci", pytam się, czy może raczej od życia właśnie?
Zgodnie z tą katolicką filozofią, nieważne jest wykształcenie, dzieci, praca, jej owoce - to co po nas zostanie. Żeby to choć jeszcze dobre uczynki się liczyły! Nie. Najważniejsze są zakupione msze, pielgrzymki, posty, częstotliwość
odmawiania różańca i koronki do miłosierdzia, które przecież gładzą grzechy świata. Takie źle pojęte czuwanie na nadejście śmierci - potrafi sparaliżować całe życie człowieka, otępia go i uwstecznia. Paradoksalnie - chcąc się samemu zbawić za wszelką cenę - krzywdzimy siebie i całe swoje otoczenie, a także obrażamy Boga, wypaczając jego naukę. Biblia zachęca człowieka do zupełnie innych zachowań, do samodoskonalenia i czynienia sobie ziemi poddaną. W księdze Koheleta czytamy, iż nie ma większego szczęścia i nie ma innego sensu życia ludzkiego nad satysfakcję z pracy rąk swoich. Tak pojmują to protestanci, dlatego kraje, w których oni dominują, przerastają cywilizacyjnie katolickie zagłębia zabobonu. A humor i optymizm, tak niezbędne w osiąganiu małych, codziennych celów? Spytajcie dziesięciu Polaków na ulicy - jak im się powodzi. Wiadomo, narzekać będą wszyscy, ale czy chociaż jedna osoba doda, że ma lepsze widoki na przyszłość, mały cień nadziei na poprawę losu? Dla katolików życie to ciągła udręka; nawet jak nie jest źle, to też jest do kitu. A jak jest dobrze, to też jest źle, bo to grzech żyć w samozadowoleniu czy dostatku. Finał, czyli przyklepanie szpadlem i ewentualne męki piekielne nie mogą nastrajać optymizmem. Z taką mentalnością możemy faktycz-
nie przyczynić się do duchowego odrodzenia wspólnej Europy, czego bardzo pragną "nasi" biskupi.
Ja - jak przystało na heretyka - o śmierci nie myślę wcale. Zdążę się jeszcze zmartwić, kiedy po mnie przyjdzie. A je-ż\ nie zdążę, to jeszcze lepiej. Staram się żyć z dnia na dzień z czystym sumieniem i robić to, w co wierzę. Dobrze mi z tym. Mam nadzieję, że i innym jest dobrze ze mną, oczywiście nie wszystkim... Staram się skupiać wokół siebie ludzi czynu, "z żywymi naprzód iść, po życie sięgać nowe". Na owoce mojej pracy oczekuje wielu ludzi. Daje mi to satysfakcję. Spełniam się tak dalece w tym najmarniejszym z żywotów, na tym łez padole, iż przestałem nawet zastanawiać się, która religia jest najbliżej prawdy o Bogu. Być może wiedzą o nim najwięcej ci, którzy w Niego nie wierzą. Nie dbam o to. Jeśli Bóg patrzy na nas z góry, musi się setnie bawić, przysłuchując się "uczonym" dysputom teologów, największych darmozjadów świata. Jestem święcie przekonany, że nieważne jest - jak człowiek wierzy, do jakiego należy kościoła i czy wierzy w ogóle. Życie mogło go bowiem tak doświadczyć i pokierować, iż miał prawo stracić wiarę, bo przecież jest tylko człowiekiem. Ważne jest to, jak się żyje.
Nie zajmujmy i nie przejmujmy się tym, co od nas niezależne, czego i tak nigdy nie zgłębimy, o czym nie przekonamy się, czego nie potwierdzimy. Pamiętając, że kiedyś musimy umrzeć, troszczmy się o życie, nie o śmierć. Nasze być albo nie być zależy od nas samych. Czy pozostanie coś po nas w zaświatach, czy tylko na ziemi? Pożyjemy, zobaczymy. Ważne, aby w ogóle coś pozostało. I wcale nie chodzi tu o nagrobek na cmentarzu. JONASZ
I 31 X - 7 XI 2002 r.
FAKTY n
INJ
WYBORY
W minioną niedzielę mogliśmy odczuć, że być może coś od nas samych zależy. Mimo to ponad 60 procent Polaków zrezygnowało z udziału w demokracji bezpośredniej (co jest ważnym sygnałem apatii społecznej). 46 830 radnych oraz 2489 wójtów, burmistrzów i prezydentów miast zostało wybranych bez ich udziału.
w
chwili gdy oddajemy ten numer "FiM" do druku (wtorek rano) nic nie jest jeszcze pewne ani wiadome nawet w przybliżeniu. Kosztujący 24,5 miliona złotych system informatyczny, dzięki któremu liczenie głosów miało być bułką z masłem, zwyczajnie się rozsypał. Głównym wykonawcą nieszczęsnego oprogramowania była firma Prokom Software. Transakcje załatwiane podczas gry w tenisa z prezydentem nie popłacają, naturalnie z wyjątkiem tych, którzy je zawierają. Prawda, panie Krauze?
Konsekwencją takiego stanu rzeczy jest ręczne przeliczanie i sumowanie wszystkich danych z całej Polski, które może potrwać Bóg jeden wie jak długo. Nasze więc dane tutaj zawarte są jedynie szacunkowe i mogą być opatrzone pewnym błędem na plus lub minus.
Według informacji zbieranych od naszych sympatyków w całym kraju, którzy cierpliwie odwiedzali Obwodowe Komisje Wyborcze, APP
RACJA występująca w minionych wyborach samorządowych pod nazwą Antyklerykalna Polska zebrała łącznie ponad 3,5 proc. głosów.
Dużo to czy mało? Naszym zdaniem -bardzo dużo. Wręcz szokująco dużo! Trzeba wszak zważyć, że od chwili rejestracji ugrupowania - a więc jego zaistnienia na arenie politycznej -minęło zaledwie dwa i pół miesiąca. I już ów -jakże
poparcie to już prawdziwy ewenement, zjawisko wcześniej nigdzie nie notowane! Zwłaszcza że nie pamiętam, aby którakolwiek partia wcześniej spotkała się z taką zmową milczenia, wręcz wrogości ze strony mediów wszelkiej maści i autoramentu. Ogólnopolskie gazety odmawiały przyjmowania naszych reklam, a przysługujący nam czas antenowy ograniczał się do kilkudziesięciu sekund emisji spotu.
Rzeczypospolitej Polskiej. I co z tego? -zapytacie. A to, że partie te od dawien dawna już nie istnieją. Wiele innych -wymienionych przez ONET -to ugrupowania kanapowe, liczące po 300, 400 osób, np. Ruch Odbudowy Polski czy Ruch Ludzi Pracy.
Cóż to wszystko oznacza? To dokładnie, że według ostrożnych szacunków około 80 proc. Polaków nie miało nawet szansy zagłosować na
może liczyć w Polsce na blisko milionowe poparcie. Jeśli wszyscy - którzy słyszeli o RACJI i An-tyklerykalnej Polsce - mieliby szansę zagłosować, to moglibyśmy szacować naszych wyborców na dwa miliony obywateli!!!. Jak wielkie jest to COŚ, niech świadczy fakt, że np. Samoobrona przez kilka lat nie mogła przekroczyć progu czteroprocentowego (posiadając wszak potężne zaplecze wiejskie
PONAD 300 TYSIĘCY POLAKÓW ODDAŁO GŁOS NA ANTYKLERYKALNĄ POLSKĘ!
Wszystko przed nami
śmiesznie krótki -czas w życiu kraju zaowocował tym, iż trzech i pół Polaka na stu uznało, że utożsamia się z programem RACJI. Takiego wyniku nie było łatwo uzyskać również dlatego, że 40 procent społeczeństwa biorącego udział w minionych wyborach to zazwyczaj karne, zdyscyplinowane elektoraty lewicy i prawicy, od lat niemal nie zmieniające swoich preferencji politycznych.
Licząc jeszcze inaczej, owe 3,5 punktu procentowego to przecież 300 tysięcy osób, które po przeczytaniu programu naszej partii powiedziało: -TAK, to mi się podoba, z tymi ideami się utożsamiam.
Oczywiście malkontent powie zaraz, że to niewiele, że mogło być lepiej, znacznie lepiej. Jasne, że tak. Połowa naszych sympatyków, tych, którzy chcieli oddać na nas swój głos, nie miała takiej możliwości, ponieważ naszych kandydatów nie było na listach w ich okręgach. Gdyby byli... rachunek jest prosty - około 600 tysięcy wyborców! Takie potencjalne
Poza tym Wielcy Tego Świata robili wszystko, aby RACJĘ zmar-ginalizować, czy wręcz skazać na polityczny niebyt. Na przykład największy portal internetowy ONET PL, prowadząc od kilku tygodni ranking popularności kandydatów na prezydenta Szczecina, w ogóle nie uwzględnił w nim naszego kandydata. Tak jakby nie istniał! Ten sam ONET jeszcze dalej poszedł tuż przed samymi wyborami. Na specjalnej stronie wyborczej zamieścił alfabetyczny spis najważniejszych partii politycznych w Polsce. Wśród 44 uwzględnionych w wykazie ugrupowań -RACJA jest na miejscu... ŻADNYM! Nie uwierzycie, ale po prostu jej nie ma. Partii, która ma ponad 12 tysięcy zarejestrowanych członków nie ma, jest za to Kongres Liberalno-Demokratyczny, Partia Konserwatywna, Chrześcijańska Demokracja III RP, Koalicja Konserwatywna, Koalicja Republikańska, Porozumienie Centrum, a nawet Socjaldemokracja
RACJĘ, bo... NIGDY O NIEJ NIE SŁYSZAŁO. W tym kontekście 3,5-procentowy elektorat jest niebywałym sukcesem, do czego przyczynił się w sposób trudny do przecenienia Kościół rzymskokatolicki. Krk był w zasadzie jedyną instytucją, na którą RACJA mogła w tych wyborach liczyć. Paradoks? Owszem, jednak nie do końca. To kościelni politykierzy bowiem, sekując naszą partię z ambon i anten katolickich rozgłośni, przyczyniali się do jej reklamy. Nie powiem, żebyśmy nie byli za to wdzięczni!
Cóż... ponad 300 tysięcy RA-CJOnalistów, którzy przy urnach wyborczych opowiedzieli się za naszą partią to wielki kapitał polityczny, a przede wszystkim społeczny. Tym większy, że tak naprawdę jest nas znacznie, znacznie więcej. Jeśli bowiem liczbę wyborców, którzy zdecydowali się pójść do urn, uzna się za tzw. próbę kwotową całości elektoratu (a uczynić tak należy ponad wszelką wątpliwość), to RACJA
i kapitał ludzkiego niezadowolenia), a zasłużona i okrzepła Unia Wolności nie dostała się Sejmu, bo głosowało na nią mniej niż 4 proc. elektoratu.
I na koniec jeden problem -może najważniejszy. RACJA nie ma elit, znanych nazwisk, rozpoznawalnych twarzy. Te elity, te wyborcze konie pociągowe, dopiero się tworzą. Jest wprawdzie jeden jedyny Jo-nasz, owszem, charyzmatyczny przywódca darzony niezaprzeczalną es-tymą wśród setek tysięcy Czytelników "Faktów i Mitów", ale człek to samotny. Dopóki go nie sklonu-jemy -w sensie wychowania sobie kilku podobnych osobowości -dopóty RACJA będzie tylko rodzajem pospolitego ruszenia. Ale ten stan rzeczy już się zmienia.
Trzymajmy się, Kochani, pamiętając zaczerpnięte z Wyspiańskiego motto naszej partii: " Wczasach gdy nic nie zależy od nikogo, zróbmy coś, co by zależało od nas samych".
MAREK SZENBORN
WYWIAD Z DANUTĄ HOJARSKĄ, POSŁANKĄ NA SEJM RP
Blokowanie do skutku
- Czy Samoobrona, blokując mównicę parlamentarną, odnosi zamierzony efekt i jak wyborcy mają rozumieć solidarność w tych działaniach z posłami LPR?
-Nasze działania miały i mają nadal tylko jeden cel. Chcemy, aby wreszcie ktoś zrozumiał, że nie dopuścimy, jako posłowie Samoobrony, do dalszego rozkradania majątku narodowego. Przykład sprzedaży Stoenu jest aż nadto wymowny i przeciwko takim praktykom będziemy protestować w różnej for-
mie i do skutku. A obecność posłów LPR nie jest dla mnie sensacją, bo łączy nas, akurat w tym przypadku, wspólny narodowy interes. Muszę jednak dodać, że Samoobrona działa zawsze razem, a posłowie LPR występują w grupach nie do końca zorganizowanych.
- Jakiego spodziewacie się wyniku w wyborach samorządowych i czy jesteście przygotowani na przejmowanie władzy w gminach? Wasi przeciwnicy zarzucają Wam brak fachowych kadr.
-Według naszych prognoz osiągniemy w tych wyborach wynik w granicach 27-28 procent. Będzie się on różnił w zależności od środowiska i położenia geograficznego, ale średnia będzie taka właśnie, jaką podałam. A co do braku kadr... Samoobrona nie jest już partią ściśle chłopską, w naszych szeregach jest mnóstwo lekarzy, ekonomistów, nauczycieli, prawników. Mamy kadry, których może pozazdrościć nam niejedna partia, a przejmowania władzy absolutnie się nie boimy.
- Czy Samoobrona po przejęciu władzy w konkretnych gminach dokona tzw. bilansu otwarcia? W wielu polskich gminach, gdzie przez ostatnie 4 lata rządzili ludzie z AWS-u, będzie co robić - długi, długi i afery...
-Bilans otwarcia to czynność nr 1 nowych władz, nie tylko tych z naszej partii. Powinien tego dokonać każdy, kto chce po czterech latach rozliczyć się ze swojego rządzenia. Mamy świadomość, że większość polskich gmin jest zadłużona i nierzadko wynikało to z nieumiejętności rządzenia lub właśnie wspomnianych afer. Przedstawimy na dzień dobry społeczeństwu całą prawdę o ich gminach, choćby miała być najgorsza.
- Czy Wasi kandydaci na radnych, wójtów, burmistrzów czy prezydentów zostali gruntownie zlustrowani? Przeciwnicy zarzucają Wam, że na listach Samoobrony można znaleźć różnych cwaniaków i oszustów, którzy np. idą z Wami do wyborów, bo taka jest koniunktura, a jeszcze 4 lata temu szli np. z AWS-em.
- Nie byliśmy w stanie, podobnie jak i pozostałe partie czy komitety wyborcze, sprawdzić dokładnie wszystkich kandydatów. To nie udało się jeszcze nigdy i nikomu. Zawsze w każdej rodzinie jest jakaś "czarna owca". Osoba, która wygra wybory z naszej listy i splami dobre imię Samoobrony, natychmiast opuści nasze szeregi. Dla takich ludzi nie będzie u nas miejsca. Sądzę jednak, że 98 procent naszych kan-
dydatów to ludzie porządni, którym można śmiało zaufać, a pozostałe 2 procent, to dopuszczalny błąd. Zamierzamy również, wzorem innych partii, wprowadzić tzw. lojalki dla naszych samorządowców. Chcemy udowodnić społeczeństwu, że głos oddany na nas, partię, która dopiero zabiera się do rządzenia, nie będzie głosem straconym. My jesteśmy nowi, bo przecież prawie cała reszta już była.
- Co pani sądzi o kandydatach anty-klerykalnej partii RACJA? Z tego co wiem, Samoobrona nie cieszy się poparciem hierarchów Kościoła katolickiego. Czy z antyklerykałami z RACJI stworzylibyście np. lokalne koalicje?
-Kościół zapowiedział, że nie będzie angażował się w kampanię wyborczą, a więc jego poparcia nie będzie dla nikogo. Jest to oczywiście wersja oficjalna, bo życie mówi co innego. A RACJA jest partią -z tego co wiem -nową i skupia ludzi o określonych poglądach. Skoro istnieje LPR, to może istnieć partia RACJA, i jest to jeden z owoców demokracji. A co do szans? Naprawdę trudno mi się wypowiedzieć, bo niewiele na temat samej partii i jej kandydatów wiem.
Jeżeli w jakiejś gminie członkowie Samoobrony zawierać będą koalicje, to będą to czynić dla dobra tej gminy i z ludźmi uczciwymi. Jeżeli w RACJI są ludzie uczciwi, a w to nie wątpię, to nie widzę żadnych problemów. Rozmawiał PIOTR ŻELAZNY Fot. archiwum
Z NOTATNIKA HERETYKA
FAKTYn
31 X - 7 XI 2002 r.
GŁASKANIE JEŻA
Śpijmy spokojnie
Historycy, nie wiedzieć czemu, jak ognia wystrzegają się tak zwanego gdybania. Rozważania -jak potoczyłyby się dzieje świata, państwa, konkretnej osoby, gdyby nastąpił zbieg innych okoliczności - uważają za niegodne naukowca. Cóż... może i tak, aleja nie jestem zawodowym historykiem, więc mnie to nie dotyczy. Proponuję więc sobie i Państwu chwilę takiej właśnie historycznej zabawy w "co by było gdyby".
Jest rok 1950. Dziesięć lat wcześniej Hitler posłuchał jednak rozsądnych podpowiedzi doradców i zrezygnował z planu napaści na ZSRR ukrywanego pod kryptonimem "Barbarossa Fall". Zaniechanie wojny na dwa fronty sprawiło, że doborowe dywizje SS i We-hrmachtu wspierane przez lotnictwo w pył rozniosły aliantów. Cała Europa musiała uznać hegemonię Tysiącletniej Rzeszy.
Od Azorów po Bug, od bieguna północnego po środkową Afrykę -już niemal od ośmiu lat powiewają czerwone flagi z czarną swastyką, a niemiecki jest jedynym urzędowym językiem dla blisko miliarda ludzi.
O "dumnej" Polsce nikt już prawie nie pamięta. Jeszcze gdzieś w paryskim metrze można dojrzeć wyblakłe napisy "Nie będziemy umierać za Gdańsk", jeszcze tylko w jakiejś czytelni ktoś wytrwały odnajdzie pożółkły numer "Timesa" ze zdaniem Chamberlaina, że Polacy nie są w stanie stworzyć i utrzymać niepodległego państwa, lub z oświadczeniem Mołotowa: "Polska to bękart traktatu wersalskiego".
Za to przyjaźń Hitlera i Stalina wydaje się szczera i prawdziwa. W zamian za syberyjskie surowce dla fabryk Kruppa, Kraj Rad dostaje technologie, ba, gotowe fabryki i broń -bardzo potrzebną w niekończącej się wojnie z Chinami.
Stosunki są dobre, ponieważ Niemcy i ZSRR graniczą z sobą tylko teoretycznie, co oznacza, że nie wchodzą sobie na odciski. W praktyce istnieje między nimi rodzaj strefy buforowej, pustyni niemal. Dawne, tętniące życiem miasta zamieniły się w sterty gruzu, którego nikt nawet nie próbuje uprzątnąć. Wyludnione wsie, dzikie pola. To kiedyś była Polska właśnie. Ale już jej nie ma. Warszawa nie istnieje. Wymordowano w Katyniu, Oświęcimiu, Majdanku i stu innych miejscach kwiat tubylczej inteligencji: profesorów, lekarzy, nauczycieli, oficerów, inży-
nierów. W dorzeczu Wisły ciężko już znaleźć kogokolwiek umiejącego coś więcej niż czytać i pisać. Zlikwidowano wszystkie szkoły... Zresztą i tak nie ma to już większego znaczenia, bowiem doktryna Himmlera o ostatecznym rozwiązaniu kwestii polskiej właśnie wprowadzana jest w życie i całkowita eksterminacja miejscowej ludności to tylko kwestia dwóch, trzech lat. Na razie opancerzone transportery nadludzi przemierzają nadwiślańskie wertepy, a ich załogi zabawiają się zakładami i strzelaniem do umykających jak zwierzątka kobiet i dzieci. Za zabicie przedstawiciela niższej rasy z odległości stu metrów jednym strzałem, można wygrać butelkę dobrego koniaku.
Polacy już nie walczą, już są tylko bierni, pogodzeni z losem. Chociaż...
Chociaż w górskich wąwozach i jaskiniach Tatr bronią się jeszcze niedobitki dumnych niegdyś oddziałów liniowych zamienionych w partyzantkę. Ci "polscy bandyci" i "kryminaliści" -jak nazywa ich niemiecka prasa "zjednoczonej Europy" -potrafią jeszcze kąsać, a nawet zadawać niewielkie straty żelaznej machinie wojennej Rzeszy. Jest wśród tych ludzi grupa desperatów, młodych szaleńców, którzy jeszcze wierzą, że można coś zmienić, coś uratować, odwrócić los. Zresztą nie mają wyboru -albo walka, albo śmierć. Nikt nie wie, w jaki sposób, ale przecież udaje im się przedostać do Berlina -nowej stolicy Zachodniej Cywilizacji.
W operze berlińskiej trwa właśnie wielka gala. Panowie w mundurach, panie w drogich toaletach, kawior, szampan. I nagle... Świat dowiaduje się ze zgrozą, że pozbawieni ludzkich uczuć polnische banditen żądają wycofania niemieckich chłopców znad Wisły, bo jak nie, to terroryści wysadzą się w powietrze wraz z zakładnikami.
-Ja nie rozmawiam z terrorystami i nie ugnę się przed szantażem tych zwyrodnialców -mówi dla prasy Adolf Hitler i wysyła do opery swoje doborowe oddziały komandosów. Nazajutrz światowa prasa zachłystuje się pochwałami: "Fhrer okazał się nieugięty. Wiwat Wódz! Wszyscy bandyci martwi. Sześciuset ocalonych zakładników i tylko dwustu martwych". Zewsząd napływają depesze gratulacyjne: od prezydenta USA, od Stalina, papież dziękuje Bogu w specjalnej homilii...
Uf! Możemy się już obudzić. To był tylko zły sen. NAM przecież nic nie grozi. MAREK SZENBORN
Smutne, że z kraju, który dał światu wielkiego Mikołaja Kopernika, pochodzi także Jan Paweł II - zauważył Ba-bu Goginieni, jeden z przywódców światowego ruchu humanistycznego. Takim obiecującym spostrzeżeniem (wypowiedzianym w gmachu Sejmu!) rozpoczęła się konferencja poświęcona prawom człowieka w Europie.
Europejska Federacja Humanistyczna (EFH) przy pomocy organizacji polskich: Towarzystwa Humanistycznego (jego przewodniczący
kościołów w życiu publicznym i chcą budowy świeckiej Europy, która będzie prawdziwym domem dla wszystkich, bez względu na wyznawany światopogląd.
Do innych spraw, o które walczą humaniści, należą: prawo do godnej śmierci (eutanazja), równouprawnienie dla mniejszości seksualnych i prawo do minimalnego dochodu.
Niezwykle interesujące okazało się porównanie sytuacji w rozmaitych krajach Europy. Okazuje się, że niewiele z nich cieszy się pełnym rozdziałem kościoła od państwa. Za ide-
O wolną Europę
Andrzej Dominiczak gościł na łamach "FiM" nr 25/2002) oraz Polskiego Stowarzyszenia Wolnomyślicieli im. Kazimierza Łyszczyńskiego (sekretarz: Krzysztof Mróź) zorganizowała w dniach 25-26.10.2002 r. międzynarodową konferencję. Goście z Polski i wielu krajów Europy rozmawiali o miejscu praw człowieka w prawodawstwie unijnym, o świec-kości naszego kontynentu oraz o dyskryminacji osób niereligijnych.
Mówcy przypomnieli historię Unii Europejskiej, która z organizacji typowo gospodarczej w latach 50. -przekształciła się stopniowo we wspólnotę interesów, wolności i praw ludzkich. Przedstawiciele EFH, której siedziba mieści się w Brukseli, lobbują w instytucjach unijnych na rzecz uwzględnienia potrzeb środowiska świeckich humanistów, czyli dziesiątków milionów obywateli Europy, niezrzeszonych w żadnych kościołach czy związkach wyznaniowych.
Ciągle w wielu krajach (nawet w zachodniej części Europy) zdeklarowani ateiści i agnostycy są traktowani jak obywatele drugiej kategorii, a ich organizacje nie cieszą przywilejami podobnymi do tych, jakie mają organizacje religijne. Sprawa jest tym bardziej przykra, że w ogromnej mierze właśnie wolnomyślicielom zawdzięcza nasz kontynent wolność obywatelską i samą definicję praw człowieka. Organizacje humanistyczne są więc zawsze w mniejszym lub większym stopniu antyklery-kalne, sprzeciwiają się dominacji
ał świeckości uważany jest na ogół system francuski, a od kilku lat także szwedzki. Gdzie indziej kościoły wspomagane są w ten lub inny sposób przez państwo. Dochodzi nawet do tak kuriozalnych sytuacji jak w Anglii, gdzie w Izbie Lordów z nadania zasiada 27 biskupów anglikańskich. Podobnie w Norwegii, gdzie król, któremu konstytucja nadała pełny immunitet, paradoksalnie pozbawiony jest jednego -prawa do wyboru religii. Władca, jego rodzina i połowa ministrów muszą być członkami kościoła luterańskiego.
Delegaci EFH z Włoch ze zdumieniem odkryli, że Polska -pod względem prawnym i panującej u nas zakłamanej i zdominowanej przez Kościół papieski atmosfery -do złudzenia przypomina ich ojczyznę. Jeden z przykładów: ku osłupieniu osób o lewicowych poglądach szef postkomunistów, ateista D'Allema, uczestniczył na placu Św. Piotra w ka-nonizacji założyciela Opus Dei - Escrivy. Bojowi włoscy antyklerykałowie podejmują szereg inicjatyw, z których część, jak sądzimy, jest do skopiowania w Polsce. Na przykład Włosi rokrocznie obchodzą Tydzień Antykonkordatowy, w czasie którego nawołują do odrzucenia umowy ograniczającej suwerenność ich państwa.
Fakt istnienia w Polsce antykle-rykalnego tygodnika, czyli "FiM", wzbudził entuzjazm zagranicznych gości konferencji. Od nich przekazuję Wam, Drodzy Czytelnicy, najgorętsze pozdrowienia. ADAM CIOCH
Zabawną rzeczą jest oglądanie, jak funkcjonariusze Kościoła katolickiego rozprawiają nad tym, czym jest prawdziwe chrześcijaństwo, krytykują "wierzących tylko z nazwy" i załamują ręce nad stanem duchowym polskich katolików. Ciekawe, skąd się wzięli ci "źli" wierni? Czy czasami nie wychowali się na kościelnych dogmatach?
W Warszawie odbyła się dyskusja wokół książki "Sympatycy czy chrześcijanie" autorstwa twórcy ruchu oazowego (Światło-Życie) i kandydata na ołtarze - księdza Franciszka Blachnickiego. Dostojni dyskutanci -biskup, ksiądz i katolicki redaktor -orzekli ni mniej, ni więcej, tylko że społeczeństwo polskie nie jest społeczeństwem chrześcijańskim.
Prawdziwe chrześcijaństwo
Stwierdzenie powyższe, przyznać trzeba, jest dosyć rewolucyjne. Jeżeli jest prawdziwe, to istnieją dwie możliwości -albo nie jesteśmy społeczeństwem katolickim, albo katolicyzm nie jest wyznaniem chrześcijańskim. Ta druga ewentualność przypada nam szczególnie do gustu, nieustannie wszak wykazujemy, że Kościół papieski w praktyce i teorii niewiele ma wspólnego z naukami Mistrza z Nazaretu i jego apostołów. Jeżeli natomiast nie jesteśmy społeczeństwem w większości katolickim, jak podają wszelkie statystyki, to jakim -w takim razie -społeczeństwem jesteśmy? Ateistycznym? Pogańskim? Buddyjskim?
Takie znane katolickie autorytety jak Kiernikowski, Litwińczuk, Nosowski nie mają zamiaru odpowiadać na te, logiczne przecież, pytania. Kim zatem jesteśmy?
Panowie unikają jednoznacznych odpowiedzi. Za to narzekają. Biskup Kiernikowski przestrzega, cytując starożytnego pisarza, chrześcijanina Tertuliana: "Chrześcijanami nie rodzimy się, lecz stajemy". Święte te słowa zaskakują, gdy wypowiada je katolicki biskup. Bo czy to nie Kościół rzymski wprowadził absurdalny chrzest niemowląt? Panowie z rozrzewnieniem przywodzą na pamięć starożytny katechumenat -tę szkołę wiary, która po kilku latach
terminowania prowadziła kandydatów do świadomego chrztu. My pytamy: komu to przeszkadzało? Teraz biadoli się nad niską jakością życia katolików. Po co zmieniano wywodzące się z Nowego Testamentu zasady braterstwa, wiernego trzymania się ewangelii i inne, według których funkcjonował starożytny Kościół? Czy to nie katolicyzm te zmiany wprowadził i czy teraz to nie jego funkcjonariusze obłudnie leją krokodyle łzy? Narzekają, że wiara chrześcijan (tzn. katolików) jest "niedorozwinięta ", że ludziska kultywują "zwyczaje religijne", a nie wiarę. Biadolą, że katolicy to chrześcijanie "nominalni", czyli tylko z nazwy.
A któż, do licha, do tego doprowadził?! Kto ten naród wychowuje i umoralnia od tysiąca lat z górą?! Doprawdy, trzeba być ślepym, by nie widzieć, że to katolicyzm jest źródłem prostackiej, zabobonnej religijności i wypaczonej moralności. Jakie inne mogą być owoce "chrześcijańskiego wychowania" - made in dziadki w Watykanie -serwowanego później z kazalnic i na lekcjach religii, jak nie owa niedorozwinięta wiara?
Jest niestety jeszcze gorzej. Owocem tego rodzaju religijności jest m.in. zdeformowana i infantylna osobowość, a w związku z tym chore małżeństwa, rodziny, wykrzywione życiorysy, czy choćby nadużycia seksualne bezżennego katolickiego duchowieństwa. Panowie w czerni -zamiast narzekać na wiernych -powinni raczej pomyśleć, gdzie bije źródło zatrutej ideologii. MAREK KRAK
I 31 X -7 XI 2002 r.
FAKTY n
NA KLĘCZKACH
KIEŁBASA Z BISKUPA
Różnych chwytów używali kandydaci na radnych w ostatnich wyborach, by załapać się na publiczne posadki i diety. Niejaki Władysław Dajczak, POPIS-owiec z województwa lubuskiego uchwycił się purpurowej kiecki swojego brata Edwarda - miejscowego biskupa. Pod hasłem "Rodzina - najważniejsze miejsce w życiu" wystąpił na plakatach w towarzystwie najświętszego członka... rodziny (na zdjęciu). Prywatny biskup, to chyba jedyny argument mający skłonić wyborców do głosowania na Dajczaka, bo jego program trudno uznać za przekonujący. Domagał się on m.in. rozwoju stref bezcłowych, które wkrótce będą przecież zlikwidowane, i obiecał zabiegać o budowę w województwie obwodnic, których budowa dawno już jest postanowiona... Jak kościelny, to już musi być zacofany?
J. Rybak
OTO SŁOWO PAPY
Kampania samorządowa Samoobrony nie obeszła się bez klerykal-nego skandalu. Ludzie Andrzeja Leppera powoływali się w ulotkach wyborczych na słowa JPII, jakie miał wypowiedzieć wobec Wodza, 13 marca br.: "Samoobrona jest biczem Bożym na to, co się dzieje w Polsce. Nie zmarnujcie tej szansy". Reakcja episkopatu była wściekła. Samoobronie zarzucono wykorzystanie " bez pytania " Najświętszego Autorytetu, a poza tym zakwestionowano autentyczność papieskiej zachęty. Erudyta abp Życiński orzekł z całą mocą, że papież nie mógł czegoś podobnego powiedzieć, bo nie należy to "do używanej przez Ojca Świętego konwencji językowej". Poza tym oświadczył, że "nie istnieje taka wypowiedź Ojca Świętego, bo nikt jej nie zna ". Według niego - jeśli ktoś, żeby wprowadzić swoich kandydatów do władzy, fałszuje wypowiedzi Ojca Świętego - sam się dyskredytuje. Tymczasem oprócz Leppera są dwaj świadkowie historycznej wypowiedzi, jego adiutanci - Józef Żywiec i Bogusław Warchulski. Arcybiskup Życiński został poproszony o odszczekanie swoich zarzutów. Nie odszczekał, więc sprawa miała trafić do
PH&A KOLUMNA
sądu, lecz ostatecznie Samoobrona odpuściła.
Z naszej strony proponujemy episkopatowi wydanie wersji kanonicznej i jedynie obowiązującej wypowiedzi JPII, tak jak to uczyniono z wypowiedziami Jezusa i Nowym Testamentem. Na naszych oczach rodzi się bowiem apokryficzna ewangelia Lepperowa. A.C.
KATOLICY Z NAZWY
Obok episkopatu ślad w kampanii wyborczej zaznaczyła i Akcja Katolicka. Niemal w ostatniej chwili wydała oświadczenie zachęcające do sprawdzenia programów kandydatów, czy aby nie ma w nich "negacji Boga, która prowadzi do budowania systemu społecznego, w którym ignorowana jest godność i odpowiedzialność osoby ludzkiej". Dla przypomnienia - właśnie suwalska policja zatrzymała kandydata na radnego z Akcji, który molestował seksualnie kilkuletnie dziewczynki... A.C.
RELIGIJNY BIG BROT
Popularny reality show "Big Bro-ther" będzie miał swój religijny odpowiednik. Przygotowuje go chrześcijańska telewizja holenderska NCRV, a mają w nim wziąć udział przedstawiciele wszystkich wielkich religii świata. Dwanaście osób zostanie zamkniętych na trzy miesiące w klasztorze, aby... prowadzić dysputy teologiczne. Jak łatwo się domyślić, nie będzie tam kamer w łazience. I wielu widzów pewnie też. Chociaż... jak się wzorem poprzedników wezmą za łby... PaS
ŁAPAJANIKA
Kolejny minister bardzo chce wsadzić swoją łapę do kieszeni kierowców. Polowi marzyło się, abyśmy płacili za drogi potrójnie: płacąc za paliwo, za winiety i jeszcze za autostrady. Pozazdrościł mu popularności minister Janik i uznał, że Polska potrzebuje wreszcie ogólnopolskiego systemu ewidencji pojazdów i kierowców. Aby go zbudować, należy nałożyć na właścicieli pojazdów nowy podatek nazywany niewinnie opłatą ewidencyjną od obowiązkowych polis OC. Każdy posiadacz samochodu powinien według Janika dopłacić całe 1 euro (4 zł). W Polsce rocznie nasi rodacy wykupują około 18 mln polis OC. Prosty rachune-czek - nowy podatek przyniesie rocznie 18 mln euro, czyli 72 mln zł.
Przedstawiciele MSWiA szacują koszt zbudowania systemu na 120 mln zł. Przez pięć lat obowiązywania owej opłaty do kasy państwa wpłynie 360 mln zł, czyli całe 240 mln więcej i nikt nikogo nie informuje, co stanie się z tą nadwyżką. Przy okazji zapytasz zapewne, Drogi Czytelniku, czemu ministerstwo
nie skorzysta z posiadanych już danych. Odpowiedź jest prosta jak drut. Informacje posiadane przez administrację nie są warte ani złotówki, podobnie zresztą jak te, które mają firmy ubezpieczeniowe. Według ekspertów, różnice pomiędzy danymi państwa a ubezpieczycieli wynoszą drobne DWA MILIONY SAMOCHODÓW! Tego cudu nikt nie jest w stanie wytłumaczyć. M.P.
PAT
Do 14 lat (!) rosyjska Duma obniżyła wiek, w którym można zawierać małżeństwa. Problem w tym, że tydzień wcześniej deputowani uchwalili zakaz odbywania stosunków seksualnych osób poniżej 16. roku życia. To co teraz? Przez dwa lata będą sobie patrzeć w oczy? PaS
DĄB, ZUPA...
Bardzo się zbulwersował na telewizję publiczną niejaki Józef Herold, naczelny bydgoskiego oddziału "Gazety Wyborczej". Poszło o sadzenie dębu w Toruniu, poświęconego przez Papę podczas jego pobytu w Krakowie. Drogocenne drzewko zwieziono potem do Torunia i urządzono typowo polski cyrk - w uroczystym sadzeniu wziął udział toruński biskup Andrzej Suski, u którego boku stał wiernie "wyborczy" Herold. Przy okazji, na fotce w "GW" biskup zademonstrował, iż wie, jak się opierać na szpadlu. Ot, taki sielski obrazek: niech lud wie, że kler też z ludu i roboty się nie boi. To wszystko jednak doszczętnie olał bydgoski oddział Telewizji Polskiej. Na antenie nic nie pokazano! Herold obwieścił, że to lekceważenie widza, jakby mieszkańcy Kujawsko-Pomorskiego na nic innego w TV nie czekali, tylko na występy biskupów i przykościelnych dziennikarzy. R. Kraw.
OD ŚRODKA
Kler na różne sposoby próbował torpedować działalność Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy Owsiaka. Ponieważ wysiłki czarnej braci przynoszą mizerne efekty, postanowiono najwyraźniej zmienić strategię. W koncercie bożonarodzeniowym Orkiestry wezmą udział tzw. muzycy chrześcijańscy, czyli katoliccy piosenkarze, obstawiający na ogół przykościelne imprezy, np. Dariusz Majelonek. A.C.
ROZWAŻNY I ROMANTYCZNA

Sądziliśmy, że minister Grzegorz Kołodko znalazł się trochę przypadkowo na spotkaniu z biskupami. Ot, zaprosili i nie wypadało odmówić. Tymczasem okazało się, że wicepremier ma pewną skłonność do purpury. Pochwalił się prasie, że jada obiady z biskupem Głódziem
i nie krył, że ta znajomość ma także wymiar prywatny. Faceci po prostu za sobą przepadają. Tak czy inaczej, minister - utrzymując tego rodzaju kontakty - wykazuje sporą przezorność polityczną. Znacznie mniej roztropna, ale za to bardziej ideowa okazała się wiceminister pracy i polityki społecznej Jolanta Banach. Dawniej uznawana za odważną feministkę, przycichła na długie miesiące - jak zgadujemy - ze względu na funkcję piastowaną w prokościelnym rządzie. Ostatnio jednak kobieta najwyraźniej nie wytrzymała i podzieliła się publicznie taką oto opinią: "Polacy zawsze mieli poglądy odwrotne do tego, co praktykują - tradycyjne, trochę mieszczańskie, z właściwą dla katolików hipokryzją". Pani Wiceminister, to doprawdy wstyd! Kolega Kołodko tak się stara, taki dobry przykład daje, a Pani z katolicką obłudą wyjeżdża!
A.C.
TORTURY MIŁOŚCI
Siostra Francesca kieruje w Kalkucie domem dla dzieci prowadzonym przez zgromadzenie Sióstr Misjonarek Miłości założone przez Matkę Teresę, kandydatkę na ołtarze. W domu tym przebywa około setki ubogich maluchów. Skandal wybuchł, gdy matka jednej z dziewczynek poszła na policję i oskarżyła zakonnicę o to, że celowo poparzyła jej siedmioletnią córkę Kave-ri, przyciskając jej rękę do patelni rozgrzanej do czerwoności. W wydanym oświadczeniu Zgromadzenie poinformowało, że zarzuty zostały zbadane i fakt, iż zakonnica Francesca dopuściła się poparzenia Ka-veri, a także... trzech innych dziewczynek, został potwierdzony. Zakonnica chciała podobno ukarać dzieci, bo coś jej zginęło.
T.L. (na podst. "POLITIKEN")
SACRO-LUNCH
Warszawa to wymarzone miejsce do robienia interesów. Duży rynek, wielka kasa w obiegu. Tak też zapewne pomyślał ksiądz Leszek Slipek z parafii Andrzeja Apostoła i - jak podaje KAI - zaproponował adoracje Przenajświętszego Sakramentu i spowiedź w... przerwie na lunch między 12 a 14. Jego
kościół znajduje się pośród licznych biurowców i może stać się miejscem medytacji i modlitwy dla zagonionych i narażonych na liczne pokusy przedsiębiorców. Mogą mieć Amerykanie swoje nowe technologie, możemy i my mieć innowacyjny i agresywnie wychodzący do klienta sacro--biznes! A.C.
PRZERWA NA MSZĘ
Nie o biznes zresztą musi chodzić, lecz o zwykłą... potrzebę. W Rozdrożu koło Nidzicy (woj. war-mińsko-mazurskie) szefowa świetlicy socjoterapeutycznej w oryginalny i - przyznajmy - przyszłościowy sposób organizuje sobie pracę. Placówka czynna jest od godz. 16, ale o 18 pani kierowniczka robi sobie półgodzinną przerwę, by uczestniczyć we mszy. Potem znów wraca do świetlicy i opiekuje się młodzieżą. Oczywiście nie widzi w tym nic złego, podobnie jak jej przełożeni. Trudno im się dziwić - przerwa na mszę w godzinach pracy to już niedługo MA BYĆ! polski standard. R.P.
KIERUJĄ WSZYSTKIM!
Już rok temu przekonaliśmy się, jak urzędnicy kościelni lubią kontrolowanie kierowców. Eksperyment policyjno-księżowski na drogach nie przypadł jednak do gustu rodakom, jako że księża zbyt nachalnie namawiali ich do święcenia pojazdów, a i wręczane obrazki z wizerunkiem świętego patrona nie zawsze działają. Ostatnio nasi Czytelnicy donieśli nam o księdzu z Międzyrzeca Podlaskiego, który w godzinach wieczornych kierował ruchem drogowym na skrzyżowaniu ulicy Lubelskiej i Warszawskiej. Zdumieni kierowcy przecierali oczy, nie mogąc się dopatrzyć w tym newralgicznym miejscu ani jednego policjanta. Gdy jeden z kierowców stwierdził głośno, że powinna tu być raczej policja, a nie ksiądz, sutannowy groźnie warknął: "Jeśli chcesz, to zaraz będzie!". Tymczasem Kodeks drogowy w kilku artykułach, m.in. 5, 6 i 129, wyraźnie mówi o osobach kierujących ruchem lub uprawnionych do jego kontroli. Nie ma w nich mowy o księżach, tylko o policjantach. No to co? No to trzeba zmienić kodeks! R.P.
POLSKA PARAFIALNA
FAKTY n
31 X - 7 XI 2002 r.
Leko-eldorado
Nasza służba zdrowia: z jednej strony zadłużone szpitale, mało pieniędzy, niskie płace, ogólna nędza... z drugiej gigantyczne koncerny farmaceutyczne. Luksusowe siedziby, ogromne zyski. Te rosną, mimo że sprzedaż leków... spada. Taki ewenement na skalę światową.
Od kilku miesięcy tematem przewijającym się w mediach są leki i ich ceny. W środowisku dziennikarskim krąży już nawet plotka, że za artykuł negatywnie przedstawiający ministra zdrowia można uzyskać dodatkowe wynagrodzenie...
Według naszych informatorów, w zeszłym oraz bieżącym roku służby celne i skarbowe przeprowadziły szereg kontroli w przedstawicielstwach zagranicznych koncernów farmaceutycznych. Ich wyniki wykazały, że koncerny te wypracowały mechanizm omijający polskie przepisy skarbowo-celne. Ocenia się, że polski budżet traci w ten sposób około 20 mln zł rocznie.
Mechanizm jest prosty: najpierw ustala się z Ministerstwem Zdrowia cenę leku, a potem przedstawicielstwo koncernu sprowadza go z zagranicy (z macierzystej firmy) o wiele taniej. Kontrola ujawniła, że rabaty w stosunku do ustalonej ceny wynosiły minimum 30 procent. Na fakturę wpisywano jednak cenę wynegocjowaną. Nikogo do dzisiaj nie ukarano za te nieprawidłowości.
Firmy farmaceutyczne przeznaczały zarobione w ten sposób pieniądze na promocję swoich drogich wyrobów, które dzięki reklamie wyparły lub właśnie wypierają z rynku krajowe leki. W tym nagannym moralnie zjawisku biorą udział również dziennikarze.
Przykładem takiej sytuacji jest sprawa szczepionek przeciw od-kleszczowemu zapaleniu opon mózgowych. Media robiły ogromny szum wokół tej sprawy. Ludzie rzucili się na szczepionki jak szarańcza na zboże. Dziś stan mamy taki, że liczba zachorowań nie zmalała, a jednak niewiele osób zainteresowanych jest szczepionkami. Powodem jest to, że skończyła się kampania reklamowa
Sami lekarze też chętnie współpracują z zachodnimi koncernami farmaceutycznymi. Wielu spośród nich ulega namowom przedstawicieli firm farmaceutycznych i zapisuje ich specyfiki. Za swą lojalność otrzymują gratyfikację. Bo-nusy przyznawane są w zależności od zasług: zaczyna się od gadżetów (długopisy, kalendarzyki), drugim etapem jest literatura fachowa, a wypisujący najwięcej recept mają szansę na wycieczkę zagraniczną -oczywiście w celach naukowych. A czy lekarstwo pomoże? -tym nikt (oprócz pacjenta) się nie przejmuje.
-Nie stać mnie na najnowszą literaturę, dlatego korzystam z tej możliwości -tłumaczy znajomy lekarz, pragnący zachować anonimowość.
Wielokrotnie w mediach przewijał się również temat pieniędzy, które otrzymują lekarze za przepisanie
firmowych leków. Lekarze dostają też honoraria za "konsultacje marketingowe". W przypadku specjalistycznych i drogich leków honorarium może dojść do czterech, pięciu tysięcy złotych. Kontrola współpracujących lekarzy nie stwarza bogatym koncernom większych trudności. Wystarczyło znaleźć "uprzejmą" osobę w kasie chorych z działu refundacji leków. Tam w komputerze można sprawdzić wszystkie dane: lekarza, chorego i receptę. -Namawiano mnie na ujawnianie
danych z recept -przyznał właściciel jednej z aptek w Poznaniu. Inny aptekarz -jeden z naszych Czytelników -przyznaje, że takie propozycje to standard.
Co prawda, na aptekarzy nałożono obowiązek informowania pacjentów o tańszych polskich odpowiednikach zapisanych leków, ale nikt ich z tego nie rozlicza. Przepis stał się martwy.
Mimo, że są to fakty powszechnie znane, nikt nie reaguje, choć korupcją pachnie z daleka.
Gołym okiem widać, że rynek leków w Polsce wymaga regulacji, a minister zdrowia Łapiński jest pierwszym ministrem, który zajął się tym tematem. Nie jestem fachowcem w tej dziedzinie, ale działania Pana Łapińskiego ocenię -jako pacjent -za rok czy dwa. Jedno jest pewne, minister miał odwagę włożyć kij w mrowisko. Z jego decyzji na pewno nie są zadowoleni dzisiejsi beneficjanci systemu dystrybucji leków. Są to przecież pieniądze trafiające do ich kieszeni kosztem publicznej służby zdrowia i pacjentów. Kasy Chorych wydają coraz więcej pieniędzy na refundację leków, a nie na leczenie. Aby uświadomić Czytelnikom wielkość kwot, o które walczy Łapiński, podam, że tylko w 2000 roku wszystkie firmy farmaceutyczne na reklamę witamin wydały 120 mln zł. Sprzedaż leków rosła u nas co roku o około 20 procent, co jest ewenementem w skali światowej! Według badań marketingowych, Polacy są bardzo podatni na reklamy leków i w ich pojęciu zagraniczne pochodzenie specyfiku daje pewność, że jest to lepszy produkt niż krajowy, co często jest nieprawdą.
Wolna amerykanka na rynku leków jest jedną z przyczyn biedy pacjentów i kryzysu służby zdrowia. Jak znam życie, naprawa sytuacji nie obejdzie się bez błędów, ale chyba lepiej próbować coś zmienić, niż zostawić obecną sytuację...
JAKUB PUCHAN
puch@2com.pl
Fot. Przemek Zimowski
Stanisław L. odznaczał się wielką pobożnością i czcią dla kleru archidiecezji gnieźnieńskiej. Został więc dyrektorem caritasowskiego Domu Dziecka "Słoneczna Przystań". Było pięknie aż do chwili, gdy wyszło na jaw, że drań molestuje nieletnie sieroty.
Kołdrąb to mała, zapyziała wioska na Pałukach -kilka podupadających gospodarstw, trochę lasów i jeziorko. Ludziska już dawno potracili tu nadzieję, że można jeszcze jakieś sprawy wziąć we własne ręce. Chyba z tej niemocy i beznadziei nikt nie reagował na to, co działo się przez parę lat w miejscowym "bidulu".
Dyrektor L. bardzo dbał, by uchodzić w okolicy za człowieka bez skazy. Co rusz w lokalnych mediach pojawiały się więc notatki o tym, co też L. zrobił dla swoich podopiecznych. A to uruchomił małe studio nagrań, a to zrobił remont dachu, a to zorganizował Gwiazdkę dla dzieciaków, a to znów stworzył grupkę wokalną "Dzieci Boże". Zespół ten nawet odnosił sukcesy na religijnych festiwalach. Zdobył też zgodę popularnej grupy "Kelly Family" na śpiewanie ich
polskojęzycznych przebojów. Pochwały, jak zawsze w takich sytuacjach, zbierał wyłącznie dyrektor.
Jednakże dzieci boże z kołdrąbskiego domu dziecka przeżyły ze "słonecznym" Stanisławem L. prawdziwie sądne dni i la-
ta. Caritasowski dyrektor bardzo lubił zapraszać do swojego gabinetu dziewczynki, niekiedy nawet 13-letnie. Scenariusz zawsze był taki sam. L. wzywał do siebie, częstował winem i zmuszał dzieci do wspólnego oglądania pornosów. Potem rozochoconego drania dziewczynki musiały zaspokajać na różne sposoby, głównie chodziło mu o seks oralny. W nagrodę ofiary dostawały drobne upominki: kosmetyki, buty, ciuszki. Kupowane, rzecz jasna, i tak za pieniądze domu dziecka. Podopieczne, które stawiały opór, były przez dyrektora poniżane i wyzywane. Do najłagodniejszych epitetów należało nazwanie dziewczynki "śmierdzącą szmatą".
Przez kilka lat Stanisław L. wykorzystał przynajmniej kilkanaście dziewczynek. O tylu pokrzywdzonych wie prokuratura,
ale w takich sprawach jest to często tylko wierzchołek góry lodowej. Dzieci maltretowane seksualnie wstydzą się bowiem opowiadać o tym, co przeżyły. Zamykają się w sobie i zaczynają mówić po latach albo... nigdy. Jak mówią psychologowie, przymus seksualny wobec dziecka tak głęboko je rani, że leczenie psychiki może trwać nawet kilkanaście lat.
Pikanterii tej pedofilskiej makabrze w przytulisku Ca-ritasu dodaje fakt, iż w Koł-drąbiu jako wychowawczyni pracowała żona Stanisława L. Mieli dwójkę dzieci i wszyscy razem mieszkali także w... "Słonecznej Przystani". Kobieta twierdzi, że o niczym nie wiedziała. O upodobaniach swego protegowanego nic nie wiedzieli też księża i biskupi wizytujący dom.
Prokuratura postawiła Stanisławowi L. 26 zarzutów. Zarówno akt oskarżenia, jak i sam proces, w którym zeznawało blisko 70 świadków, był tajny. Kilka dni temu sąd skazał byłego już dyrektora na 6 lat więzienia. Ale jednocześnie ten
sam sąd uchylił w kwietniu areszt tymczasowy nałożony na pedofila. Obrońca skazanego zapowiedział apelację, bo L. nie przyznaje się do przestępstw i chce uniewinnienia. Kto wie, może więc świętojebli-wy pedofil wystara się o zmniejszenie wyroku i zawieszenie jego wykonania? Z tak dobrą opinią... ROMAN KRAWIECKI
I 31 X - 7 XI 2002 r.
FAKTY n
POLSKA PARAFIALNA
Rzecz jak zwykle rozbija się o pieniądze. A dokładnie - o ich brak. Na własnej skórze odczuwa to co najmniej kilkanaście tysięcy polskich pacjentów cierpiących na ciężkie choroby neurologiczne, np. stwardnienie rozsiane, miastenię lub poli-neuropatię. Od trzech miesięcy każdego z nich codziennie trapi jedno pytanie: kiedy do szpitali wróci immunoglobulina, lek ratujący ich zdrowie i życie. Na razie nikt nie zna na nie odpowiedzi.
Jedną z tysięcy takich osób jest Janina Dąbrowska. Kobieta zachorowała w marcu. Lekarz pierwszego kontaktu długo nie mógł postawić właściwej diagnozy. Gdy zdecydował się w końcu skierować ją do szpitala, pani Janina nie rozpoznawała już najbliższych. Miała szczęście, że straciła przytomność dopiero w izbie przyjęć. Nikt jednak nie wiedział, co jej dolega. Przewożono ją z jednego oddziału na drugi i w końcu zapadła diagnoza: poli-neuropatia. Ta straszna choroba sprawia, że organizm człowieka przestaje działać jak należy. Przestaje się chodzić, siadać, kontrolować procesy fizjologiczne, mózg zaczyna produkować nierzeczywiste obrazy. I tak oto z dnia na dzień energiczna starsza pani zamieniła się we wrak człowieka. Mówi, że oddałaby wszystko, by nie być dozgonnie skazaną na czyjąś pomoc. Krzysztof Staniszewski, 36-la-tek, od pięciu lat choruje na stwardnienie rozsiane. Powtarza, że ma już dość takiego życia. Codzienne problemy związane z chorobą potęguje walka z bezdusznością przepisów i urzędników. Czasem czuję się jak królik doświadczalny na poligonie - mówi z przekąsem - mam wrażenie, że ci, na górze, świetnie się bawią, sprawdzając wytrzymałość takich jak ja...
Tylko immunoglobulina może powstrzymać rozwój choroby. Należy ją przyjmować regularnie co miesiąc. W polskich szpitalach leku brakuje od lipca.
Gdzie się podział?!
Sandoglobulin P to najtańsza immunoglobulina przeznaczona na rynek polski. Dotychczas sprowadzana była ze Szwajcarii. Produkowano ją z polskiej krwi dostarczanej przez nasze stacje krwiodawstwa. Tak uzyskana jednorazowa miesięczna dawka dla chorego kosztowała - w zależności od wagi ciała pacjenta - od 600 do 1000 złotych. To niewiele w porównaniu z innymi tego typu lekami, które są nawet DWUNASTOKROTNIE DROŻSZE! Dodajmy jeszcze, że każda terapia to nawet 25 dawek. W tej chwili - kupując lek w stacji krwiodawstwa - szpital w najlepszym przypadku zapłaci za jedną dawkę średnio około 5 tysięcy złotych! Żadnego szpitala nie stać na taki wydatek.
Ale to nie koniec. Nawet jeśli znalazłyby się pieniądze, to i tak problemem jest kupienie immunoglobuliny, bo producenci nie mają jej w magazynach. Podobno tak
wielkie jest na nią zapotrzebowanie na świecie. Lek jest też niedostępny w aptekach.
Tymczasem Szwajcarzy zaprzestali produkcji. Dlaczego? Bo wygasła umowa między naszymi krajami na sprowadzanie sandoglobu-linu P. Ministerstwo Zdrowia nie zechciało nam udzielić odpowiedzi, kto konkretnie jest odpowiedzialny za taki stan rzeczy. Dyrektor Departamentu Polityki Leków, Piotr Błaszczyk stwierdził jedynie, że taniej immunoglobuliny już nie będzie, a lek sprowadzany ze Szwajcarii miał niską cenę tylko dlatego, że zbliżał się koniec terminu
Problem z immunoglobuliną to zaledwie fragment obrazu skutków reformy służby zdrowia. Przedtem chory mógł na "zieloną receptę" kupić lek w aptece. Reformowanie po 1999 roku sprowadziło się do stwierdzenia, że problem nie istnieje i zlikwidowano taką możliwość.
Lekarze rozkładają ręce
Immunoglobulina pozyskiwana jest wyłącznie z ludzkiej krwi. I właśnie ten fakt powoduje, że lek jest niezwykle drogi.
- Być może za kilka lat immunoglobulina będzie uzyskiwana
Sytuacja jest dramatyczna - powtarzają lekarze - bo nie możemy pomóc tym ludziom, szpitali nie stać na drogie zakupy. Co gorsza, nie dano nam szansy na opracowanie planów awaryjnych. Neurolodzy dowiedzieli się o problemach z immunoglobuliną dopiero wtedy, gdy zabrakło jej w aptekach. Nikt nas nie uprzedził, że umowa ze Szwajcarią wygasa - twierdzi neurolog, profesor Krzysztof Selmaj. Kasa chorych obiecała nam, co prawda, dodatkowe fundusze, ale nie wystarczą one nawet dla garstki najciężej chorych, dla których immunoglobulina to sprawa życia lub śmierci. Poza tym
Naturalna selekcja
Niedopatrzenie urzędnika idioty, czy celowe
działanie Ministerstwa Zdrowia?
Na razie nie wiadomo. A co wiadomo?
To, że tysiące Polaków powoli umiera,
bo w szpitalach zabrakło immunoglobuliny.
Kiedy ten ratujący życie lek znów się pojawi - tego też nikt nie wie.
ważności. Takie tłumaczenie nie trafia jednak do przekonania lekarzy. Wiceprezydent Europejskiej Federacji Neurologii, profesor Krzysztof Selmaj twierdzi, że od 6-7 lat jego szpital kupował sandoglobulin P w podobnej cenie. Czyżby "promocja" tej immunoglobuliny trwała aż tak długo?
W końcu wszystkie problemy, również te z immunoglobuliną, zawsze można wytłumaczyć gigantyczną dziurą w budżecie. Ciekawe tylko, czy ten argument trafi do przekonania emerytów, takich jak Janina Dąbrowska, dla której - po kilkudziesięciu latach płacenia składek na ubezpieczenie zdrowotne - leku nie ma. Ciekawe, czy przyjmie to ze zrozumieniem chory na SM Krzysztof Staniszewski, młody mężczyzna, który dzięki immuno-globulinie mógłby prowadzić w miarę normalne życie.
Warto też dodać, że jesteśmy skazani na import, bo w naszym kraju żadne laboratorium nie ma skomplikowanej i drogiej technologii, która umożliwiłaby przetwarzanie krwi na immunoglobulinę.
A przecież lek ów pomaga także osobom cierpiącym na inne choroby autoagresywne, czyli takie, w których układ odpornościowy rozbudza się do tego stopnia, że uszkadza własne tkanki. Leku potrzebują pacjenci zakażeni posocznicą, żółtaczką typu B, chorzy po przeszczepach organów, a niekiedy nawet ludzie po ciężkich wypadkach drogowych. Ten lek ratuje ludzkie życie i w każdej chwili może być potrzebny każdemu z nas bez względu na status społeczny i stan bankowego konta. Czyżby osoby odpowiedzialne za umowę między Polską a Szwajcarią zapomniały o tym? A może doszły do wniosku, że nadszedł czas na naturalną selekcję?
z materiału genetycznego - mówi farmaceuta, Jarosław Kozłowski
- i wtedy najprawdopodobniej cena leku gwałtownie spadnie. Ale żadna to pociecha dla tych, którzy już chorują. Oni nie doczekają już lepszych czasów.
Tymczasem na oddziałach neurologicznych podających immunoglobulinę trwa gorączka. Dziesiątki zdesperowanych pacjentów dzwonią nawet po kilka razy dziennie z pytaniem o lek.
- Za każdym razem słyszę od pielęgniarki tę samą odpowiedź
- Janina Dąbrowska ma łzy w oczach.
- Immunoglobuliny nie ma i nie wiadomo, kiedy będzie. Proszę dzwonić za tydzień. A ja nawet nie wiem, czy wtedy będę jeszcze w stanie dojść do telefonu. Z każdym dniem czuję się coraz gorzej. Nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Dziś, żeby przejść z pokoju
do pokoju, potrzebuję dziesięciu minut. Nie mogę już żyć bez pomocy drugiego człowieka. Potrzebuję jej nawet do podnie-
sienia się z łóżka, do tego, żeby usiąść, poprawić kołdrę czy poduszkę. Nie ma mowy, żebym sama zrobiła sobie posiłek. Ręce mi się trzęsą, z trudem utrzymuję szklankę herbaty. Co ze mną będzie - pani Janina płacze.
nie zapominajmy, że w tej sytuacji pieniądze to nie wszystko. Trzeba jeszcze móc kupić lek. I to jest chyba jeszcze trudniejsze.
Profesor Selmaj, podobnie jak wielu innych lekarzy, nie może zrozumieć, komu przeszkadzała dotychczasowa umowa ze Szwajcarią. Dziwi się, że zrezygnowano z rozwiązania, które dobrze funkcjonowało. Dodaje też, że obiecane dofinansowanie z kasy chorych to półśrodek, do tego jeszcze krótkotrwały, bo przecież nikt nie wie, co nastąpi od stycznia, po likwidacji kas chorych. Wątpliwe to pocieszenie, że gorzej już być nie może.
Jest jednak nikłe światełko w tym ciemnym tunelu. Poseł Tadeusz Ferenc z SLD obiecał nam, że niezwłocznie zajmie się problemem i zapowiedział złożenie interpelacji w sprawie leku. Należy mieć tylko nadzieję, że w gmachu przy Wiejskiej znajdą się ludzie, którzy tak jak on dostrzegą niezwykłą wagę tego problemu.
MICHALINA KOWALCZYK Fot. archiwum * Nazwiska chorych zostały zmienione
8
POLSKA PARAFIALNA
FAKTY n
31 X - 7 XI 2002 r.
Vox Rydzyk, vox Dei
Rydzyk Tadeusz przerżnął zabiegi o przekazanie
mu prawie za friko atrakcyjnego gruntu
w Toruniu. Wcale mu w tym jednak
nie przeszkodzili zastrachani toruńscy radni.
Ojciec dyrektor wycofał się sam, ale
- jak znamy życie - to zapewne po wyborach
znów wyciągnie łapki po to, co nie jego.
No, ma chłop już taką naturę.
W Toruniu, jak wszędzie, kościołów od cholery, fale rydzykowego ra-dyjka niejedną już toruńską głowę zlasowały -stąd i o normalne myślenie, przynajmniej w kwestii polityki, dosyć w Toruniu ciężko. Kiedy więc Rydzyk pojawia się na horyzoncie, w toruńskich urzędach na baczność stają prawie wszyscy. Swego czasu prokuratura musiała się uniżenie dopraszać, by ojciec przybył łaskawie złożyć zeznania. O rozliczenie zbiórki na ratowanie gdańskiej stoczni nikt w ogóle nie śmie zapytać. Ojciec dyrektor taki zapracowany i jeszcze duperelami mu głowę zajmować? Również w tym przypadku lizodup-stwo to okno do politycznej kariery.
Wycyckać po cichu
Tak chyba myśleli członkowie zarządu Torunia, zrodzonego z koalicji AWS-u i Unii Wolności. Dwa lata temu to niemrawe ciało, które dopuściło do 60-milionowego deficytu budżetowego w kasie grodu Kopernika, cichcem podjęło świątobliwy zamysł, by wycyckać mieszkańców z ich wspólnej własności. Chodziło o tzw. JAR, 54 hektary gruntu, na którym kiedyś stacjonowały wojska niesłusznego ZSRR. Wart kilkadziesiąt melonów teren postanowiono oddać (bez przetargu i z 99-procentową ulgą) Rydzykowi Tadeuszowi, a ściślej -jego fundacji "Nasza Przyszłość". Dobra to nazwa na kościelną fundację, bo nikt inny tak jak sukienkowi nie potrafi zatroszczyć się o swoją przyszłość.
Na "poradzieckiej ziemi" Rydzyk chciał sobie pobudować Centrum Polonii. Nic dziwnego, bo Polonia czasem potrafi na różne dziwne cele dolarem sypnąć, jeśli dobrze się jej przedtem zamąci w głowie. A to już ojciec dyrektor potrafi jak nikt.
Przy centrum miał stanąć campus rydzykowej Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej. Słynący ze swej kultury na falach eteru Rydzyk jest jej rektorem.
Niestety, cichcem sprawy załatwić się nie dało. Ściemnianie toruńskiego zarządu wyniuchały bowiem lokalne media i zrobił się spory hałas. Półtora roku wałkowano temat, by półtora miesiąca temu projekt zarządu odesłać na śmietnik historii. O dziwo, zbiesili się spolegliwi (gdy chodzi o interesy kleru) radni z koalicyjnej Unii Wolności. Ich patronka, Hanna Suchocka konkordatowa, przewraca się w łóżku! W głosowaniu "uwole" poparli radnych SLD i AWS mógł tylko wstydliwie kajać się u nóżek ojca dyrektora z racji swej politycznej impotencji. Ojciec dyrektor wybaczył łaskawie, ale nie do końca.
Kto ma,
temu będzie dodane
Najpierw radyjko -nadające co sukienkowym ślina na język przyniesie -zorganizowało krucjatę na toruński Ratusz. Tylu dewotek wymachujących różańcami to żaden urząd w Europie nigdy jeszcze nie widział. Babinki laskami urzędnikom wygrażały i protestowały przeciwko "dyskryminacji" ich ukochanego radiowego gwiazdora. Nic jednak to nie dało, bo diabły wcielone ani słuchać nie chciały o zmianie decyzji.
Ale kilkanaście dni temu, w gorącej, przedwyborczej atmosferze toruński AWS znów zapragnął sobie zapunktować w rydzykowym radyju. Czterech radnych z AWS plus jeden niezależny ponownie (i znów po cichu) złożyło do zarządu wniosek, by biednego Rydzyka dokapitalizować cennym gruntem. Zarząd tylko na


^ V i H BŁ" f 5 t li 4 mm -v % Ił i i
Pm 1 J
-Ś ,


r1


1
54 ha, gdzie dawniej stacjonowała Armia Radziecka, są warte prawie 40 mln zł. Rydzyk chciał je dostać za darmo
to czekał i wniosek poparł. No bo przecież Toruń nie ma problemów innych, jak tylko takie, co i komu za darmo rozdać. Pal diabli ten cholerny deficyt, wielkie jak Himalaje długi szpitala, czy też totalne bezrobocie. Byleby papcio Rydzyk dostał nie swoje!
Szef toruńskiej rady miasta wysłał do ojca dyrektora uniżone zapytanie, czy aby życzy sobie, by na ostatniej sesji tej kadencji rozważyć sprawę gruntu. Obrażony Rydzyk trochę
pomilczał, w nadziei zapewne, iż radni kruszeć będą, po czym łaskawie wyraził zgodę. Gdyby temat na sesji podjęto, mieliby toruńscy radni twardy orzech do zgryzienia. Niby już w radyjku polityki się nie uprawia (hi, hi, hi...), ale zawsze "na okrągło" szepnąć można przecież zdanko o tym czy tamtym radnym, który z biesem trzyma. I wcale nie o kasę będzie chodziło. Nie, nie... będzie chodziło o nawrócenie i duszę grzesznika, który Kościołowi nie daje tego, co ów chce.
Ale nagle wszystko się zmieniło. Dwa dni przed ostatnią sesją do toruńskiej Rady Miejskiej napisał dyrektor Rydzyk. Poprosił, by punkt o przekazaniu gruntu dla fundacji... wykreślić! Tak też zrobiono.
Nie do wiary!
To chyba pierwszy taki przypadek w 2000 lat liczącej historii Kościoła, kiedy agenda watykańska odpuszcza darowiznę! Złośliwi twierdzą, że Rydzyk odpuścił, bo i tak by ziemi nie dostał, a przegrywać to on nie lubi. Jeszcze bardziej zaskakujące okazało się, że zakon redemptorystów kilka dni wcześniej na przetargu kupił (!), tak, KUPIŁ od miasta inny grunt za 4 mln zł. Oczywiście, kupić -to nie to samo co zapłacić, więc zobaczymy, co będzie dalej. Choć w to, że pobożni ojcowie mają kasy jak lodu, akurat nie wątpimy.
Można się spodziewać, że to nie koniec radyjkowego boju o teren JAR-u. Się zobaczy, a nuż w nowej radzie rządzić będzie samodzielnie prawica? Szanse na to są takie, jak wielkość ameby, ale w Ka-tolandzie cuda się zdarzają. Tyle że polski Krk, gdy ma szansę coś wy-dudlić dla siebie, to nie ustąpi nigdy. W Toruniu zwłaszcza. Tu bowiem vox Rydzyk, vox Dei.
ROMAN KRAWIECKI Fot. archiwum
PS O początkach tej sprawy pisaliśmy w "FiM" nr 30/2001.
Centrum dowodzenia ojców redemptorystów
Z
amieszczona obok reklama naszego tygodnika "sprzeczna jest z zasadami współżycia społecznego (art. 36 ust. 2 prawa prasowego), dobrymi obyczajami i może naruszać uczucia religijne osób trzecich (art. 16. ust. 1 pkt 1 ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji). Zamieszczony cytat pochodzi z oficjalnego pisma "Gazety Wyborczej" w Białymstoku, która odmówiła nam wydrukowania płatnej reklamy.
Wybiórczość
Każda gazeta ma prawo prowadzić określoną politykę, także w sferze reklamy i promocji. W tym jednak przypadku sprawa ma posmak skandalu, jako że wcześniej redakcja przyjęła pieniądze i zaakceptowała w pełni treść ogłoszenia reklamowego. Oznacza to, że między redakcją "GW" i naszymi przedstawicielami została zawarta umowa, która nie powinna być zerwana.
Cóż więc się stało, że "Gazeta Wyborcza", niejednokrotnie stająca w obronie poszanowania prawa i upominająca się o demokrację oraz pluralizm, nagle sama łamie prawo i występuje w roli cenzora "FiM" -piątego co do wielkości tygodnika w Polsce? Z powyższego listu, podpisanego przez
redaktora naczelnego "GW" w Białymstoku, Jana Kwa-sowskiego, i dyrektora tamtejszego Oddziału "Agory" Jadwigę Kamińską, dowiadujemy się, iż obowiązujące w ich firmie zasady obligują wprost do odmowy publikacji ogłoszeń i reklam, które noszą wspomniane wyżej cechy. W piśmie znajduje się też kuriozalne stwierdzenie: "Po zapoznaniu się z treścią, formą i linią programową tygodnika Fakty i Mity, uznaliśmy je za sprzeczne z charakterem Gazety Wyborczej". No cóż, największa
prasowa tuba w RP rości sobie prawo do decydowania, kto jest prawomyślny, a kto nie. Skąd my to znamy...?
A nam się wydaje, że w tym przypadku chodzi o coś zupełnie innego. Każdego tygodnia czyta nas kilkaset tysięcy Polaków, więc stanowimy konkurencję dla wielu pism, w tym także "Gazety Wybor-Ponadto poruszamy drażliwe problemy, które "Gazeta Wyborcza" niejednokrotnie pomija. Nie traktujemy tematów wybiórczo (jak czyni to m.in. "Wyborcza"), co według "GW" jest grzechem. Tak naprawdę zaś jesteśmy dzięki temu atrakcyjniejsi dla Czytelników od "Wyborczej" i innych gazet. Wszystko więc sprowadza się do zasady psa ogrodnika.
A swoją drogą, prezentowana reklama, której treści nie chciała pokazać "GW", kolportowana jest w całym kraju w postaci tysięcy ulotek i naklejek. Drukowana też była w wielu ogólnopolskich i regionalnych pismach. PIOTR SAWICKI
I 31 X - 7 XI 2002 r.
FAKTY n
POLSKA PARAFIALNA
Śmierdząca sprawa
Szanowny i wrażliwy Czytelniku. Poniższego tekstu nie czytaj przed jedzeniem ani podczas jedzenia. Jeśli masz słaby żołądek, to nie czytaj tego wcale.
Rodzina pani M. z Głubczyc oskarża miejscowy szpital o przechowywanie ciała zmarłej ciotki w skandalicznych warunkach i domaga się 20 tysięcy złotych odszkodowania za poniesione straty moralne.
- Zwłoki krewnej odebraliśmy ze szpitala w stanie rozkładu - twierdzą i dodają, że w trakcie pogrzebu unosił się nad trumną taki fetor, że nie sposób było wytrzymać.
Z opisu rodziny wynika, że ciało w szpitalu było przykryte gazą, bo zaczęły się już do niego dobierać muchy. Relacje te potwierdza Ryszard Wojciechowski, szef firmy pogrzebowej, która dokonała pochówku.
- Ciało odebraliśmy w stanie lekkiego rozkładu - mówi. - Zwykle zwłoki, z którymi mamy do czynienia, nie wyglądają aż tak źle. Przed pogrzebem musieliśmy je schłodzić, bo inaczej nie dałoby się ich nawet ubrać.
Do smrodu można się przyzwyczaić
Józefa M. zmarła w szpitalu powiatowym w Głubczycach we wtorek 20 sierpnia o godzinie 22. Powiadomiono rodzinę, która niezwłocznie zamówiła pogrzeb. Okazało się jednak, że lekarze zarządzili sekcję zwłok. Pogrzeb się opóźniał, a zwłoki leżały w kilkudziesięciostopnio-wym upale. Nikt się tym nie przejmował, bo - jak nam powiedział jeden z pracowników szpitala - "do smrodu i do zwłok można się przyzwyczaić".
Szpital nie posiada własnej chłodni (!). Brak organizacji i bezduszność urzędników spowodowały, że rodzina otrzymała na czas akt zgonu, ale nie wydano zwłok. Sekcję zakończono bowiem o godzinie 17, a administracja szpitalna pracuje do godziny 15. Nie ma się co spieszyć, trup nigdzie sobie nie pójdzie - przekonywano najbliższych. Gdy w końcu zwłoki wydano, przypominały swoim wyglądem śmierdzącą galaretę.
- To niemożliwe! - zaprzecza Tomasz Żórniak, wicedyrektor szpitala w Głubczycach. - Zwłoki leżały zbyt krótko, by nastąpił ich rozkład. Skądinąd jednak wiadomo, że tak szybki rozkład czasami się zdarza.
Dyrektor uważa, że szpital jest w porządku. Od momentu zgonu i przeprowadzenia sekcji do momentu wydania zwłok minęło zaledwie półtorej doby.
Wiceszef lecznicy nie potrafi wytłumaczyć, dlaczego po godzinie piętnastej odesłano rodzinę z kwitkiem. Jednak po głębszym zastanowieniu i w tym przypadku znajduje wytłumaczenie.
- Głubczyce to małe miasteczko. Gdyby rodzina bardzo chciała
mnie znaleźć, to pewnie by mnie znalazła - zapewnia. - Wtedy nie byłoby całej sprawy. Widocznie im nie zależało.
Gdzie jest sztuczna szczęka
Przed pogrzebem okazało się, że zaginęła sztuczna szczęka Józefy M. Dochodzenie w tej sprawie przeprowadził sam dyrektor Żórniak. Pielęgniarki, które miały kontakt ze zmarłą bezpośrednio po śmierci, przekonywały, że zamknięto jej oczy i podwiązano żuchwę. Solennie zapewniały też, że wtedy szczęka była jeszcze na swoim miejscu. Rodzina stwierdza jednak stanowczo, że odebrano zmarłą z otwartymi ustami i bez sztucznego uzębienia. Sprawa do dzisiaj nie została wyjaśniona. Na szczęście szczęka nie była już zmarłej potrzebna. Pozostanie na zawsze tajemnicą, co się z nią stało. A może właściwiej byłoby spytać, kto jej teraz używa... JANUSZ SPIEGEL
Gałków Mały, niewielka miejscowość w gminie Koluszki. W kompleksie leśnym oddalonym o kilkadziesiąt metrów od wioski położony jest stary, wojskowy cmentarz z okresu I wojny światowej, założony przez Niemców dla żołnierzy rosyjskich. Pochowano tam 500 poległych Rosjan. Cmentarz usytuowany na wzniesieniu ogrodzony był niegdyś kamiennym parkanem i prowadziły do niego drewniane schody. Każda mogiła miała kamienny nagrobek i metalową tabliczkę identyfikacyjną. Groby oficerskie oddzielone były od pozostałych ogrodzeniem. Niemcy osadzili tutaj ka-
Fragment zdewastowanego cmentarza w Gałkowie Małym
Spoczywaj w śmieciach
Jaki los spotyka stare cmentarze znajdujące się na terenie naszego państwa? Czy w katolickim kraju normalna jest sytuacja, w której miejsca spoczynku zmarłych są dewastowane, szczątki ludzkie wykopywane z grobów, a władze pozostają bierne? Wygląda na to, że tak. O czym przekonuje nas historia cmentarza w Gałkowie Małym.
mienny obelisk z informacją: "Pięciuset dzielnym rosyjskim wojownikom, znajdującym się w tym lesie, bohatersko poległym dla ojczyzny".
W 1939 r. na cmentarzu tym pochowano około 20 żołnierzy polskich poległych na polach gminy Gałków. Z inicjatywy kombatantów w 1989 r. władze gminy postawiły drugi obelisk, który poświęcono żołnierzom polskim. Obok ustawiono drewniany krzyż. Wykonano także drewnianą bramę z napisem: "Cmentarz wojskowy". Już wtedy stan cmentarza nie był najlepszy, niestety, nie przeprowadzono wówczas ani renowacji, ani chociażby prac porządkowych.
Dziś obiekt ten przeraża rozkopanymi mogiłami i rozrzuconymi wokół pozostałościami nagrobków. Wszędzie walają się śmieci. Kamienny parkan i brama wejściowa przetrwały tylko w szczątkowej formie. Znaczna część nagrobków została skradziona. Obecnie jest to raczej
miejsce, gdzie urządza się alkoholowe libacje, o czym świadczą popioły z wypalonych ognisk i porozrzucane nieopodal puszki po piwie.
Z relacji okolicznych mieszkańców wynika, że proces stopniowej dewastacji trwa już od lat, ale nikt w gminie, łącznie z miejscowym proboszczem, do tej pory nie zajął się tą sprawą. Jedna z mieszkanek Gał-kowa, Alicja Mikołajczyk, wspomina w swej wypowiedzi o tym, jakoby część mogił została rozkopana przez chuliganów pijących tam alkohol, a także przez studentów medycyny, którzy wykopują kości, aby wykorzystać je w celach dydaktycznych.
Pani Halina Jakubczak, kierownik działu gospodarczego gminy Koluszki, informuje nas, że powstają już plany renowacji cmentarza w Gałkowie Małym. Prace mają się rozpocząć w następnym roku. Jest więc nadzieja, że wkrótce sytuacja się zmieni i miejsce to zostanie odpowiednio
zabezpieczone przed całkowitą dewastacją.
Cmentarz w Gałkowie nie jest jedynym przykładem dewastowania i profanowania tego typu obiektów. Takich miejsc w Polsce jest wiele, przy czym powszechny jest brak jakiejkolwiek interwencji władz. Chociaż sami wymagamy poszanowania miejsc pochówku naszych rodaków, które znajdują się za granicą i podnosimy wielki krzyk w przypadku niszczenia naszych cmentarzy, trudno nam jakoś dostrzec podobne problemy na własnym podwórku.
I to właśnie Polacy, katolicy bijący na alarm w przypadkach obrazy uczuć religijnych - przywiązani do tradycji i deklarujący szacunek dla szczątków zmarłych - poprzez bierną akceptację lub obojętność przy-pieczętowują los cmentarzy takich właśnie jak ten w Gałkowie. Gdzie są ci, co z pianą na ustach mówią o wartościach chrześcijańskich? Napis na obelisku ustawionym w 1989 r. na cmentarzu głosi: "Z pokolenia pój-dzie nasz głos w pokolenie". I nie może być inaczej. Ten głos, tak wyraźny niegdyś, dziś słyszą już tylko drzewa - niemi świadkowie wydarzeń w Gałkowie Małym. Nie udawajmy, że nie słyszymy tego wołania.
RYSZARD PORADOWSKI Fot. Autor
Redemptoryści z Torunia mają gdzieś bezpieczeństwo robotników zatrudnionych przy remoncie klasztoru. Skandaliczne zaniedbania doprowadziły w październiku do śmierci dwóch budowlańców. Trzeci robotnik został ciężko ranny.
Na brak kasy redemptoryści toruńscy nie narzekają. Nic dziwnego, każda otumaniona babinka odda ostatni grosz na sukienkowych od Radyja Maryja. Ci zaś żyją jak pączki w maśle, rozbijają się zachodnimi autami i mają gdzieś ludzi, którzy ciężką pracą utrzymują siebie i swoje rodziny, a na dodatek ryzykują życiem.
Przesadzamy? No to posłuchajcie.
W klasztorze Rydzyka przy ulicy Grunwaldzkiej w Toruniu postanowiono wymienić kanalizację deszczową i przy okazji poprawić izolację fundamentu budynku. Sukienkowi zatrudnili do tych prostych prac dwie miejscowe firmy: "Rekon" i "Taurus". Wzdłuż budynku zrobiono głęboki na 1,5 metra wykop. Robotnicy zdołali w nim popracować zaledwie kilka dni i doszło do strasznej tragedii.
Było to we wtorkowy poranek 22 października. Rury odwadniające w rowie zakładali
dwaj mężczyzni: 54-letni Kazimierz L. i 25-let-ni Tomasz K. Nagle od krawędzi klasztornego dziedzińca oderwała się kilkusetkilogra-mowa, betonowa płyta. Nie było czasu na ucieczkę. Starszy robotnik dostał potężne ude-
kryminał". Nadinspektor Józef Bohuszko powiedział, że na miejscu tragedii nie było żadnego zabezpieczenia, choćby deski, która mogłaby zatamować sunącą do rowu ciężką, mokrą ziemię. Na dodatek, brygadzista nadzoru-
Śmierć u Rydzyka
rzenie w głowę i kręgosłup. Zginął na miejscu. Młodszy miał "szczęście": beton pogruchotał mu "tylko" nogi i miednicę. Ciężko ranny trafił do szpitala.
Na klasztornym dziedzińcu zebrał się tłum ludzi. Jednak do ofiar wypadku nie pofatygował się żaden z zakonników! Nikt nie pospieszył nawet z ostatnim namaszczeniem czy słowami pocieszenia. Cóż, każdy okazuje tyle miłosierdzia, ile go ma... Klechy tylko zza firanek obserwowali, co dzieje się na placu...
Inspektorzy Państwowej Inspekcji Pracy w Toruniu stwierdzili, że warunki, w jakich robotnicy pracowali u redemptorystów, to "czysty
jący roboty nie znał nawet nazwisk swoich podwładnych, pracujących za grosze na zasadzie umowy o dzieło. Sam zaś w ogóle nie miał żadnej umowy o pracę. W Papalandzie to zresztą rzecz zwyczajna.
To nie pierwsza tragedia u toruńskich redemptorystów. Kilkanaście dni wcześniej z dachu budynku Radia Maryja spadł 49-letni robotnik firmy remontowej. On także poniósł śmierć na miejscu. Oba tragiczne wydarzenia bada teraz toruńska prokuratura. Ta jednak boi się Rydzyka, jak diabeł święconej wody, więc pewnie niczego nagannego nie stwierdzi.
Ot, śmierć nie wybiera. R.K.
NA DRUGIM BRZEGU
Nr 44 (139)
II X - 7 XI 2002 r.
ostatni wywiad. W marcu 1980 roku zginęła tragicznie w pamiętnej katastrofie samolotu pod Warszawą. Z Adrianą Rusowicz poznałyśmy się, gdy miałam 16 lat, a Ada była już wtedy znaną piosenkarką i solistką zespołu "Niebiesko Czarni". Podczas wakacji spędzałam z nią wiele czasu, gdy koncertowała w Łodzi i okolicach. Często jeździłam w trasy razem z zespołem. Godzinami miałyśmy o czym gadać, łaziłyśmy po sklepach, chodziłyśmy do kina, na basen, na spacery. Razem z chłopakami z zespołu popijałyśmy winko i z wypiekami na twarzy oglądałyśmy pierwsze "pornusy" przemycone ze Szwecji. Taka była nasza młodość. Potem Ada wyszła za mąż za Wojtka Kordę, już mniej koncertowała, zajęła się urządzeniem ich wspólnego domu, a gdy dzieci przyszły na świat, poświęciła się im bez reszty. Mam do dziś wyrzuty sumienia, że wciąż zwlekałam z wizytą, choć Ada ciągle ponawiała zaproszenia. Jak grom z jasnego nieba spadła na
A jutro miał być słoneczny dzień
Jest taki jeden dzień w roku, gdy szczególnie są nam bliscy nasi drodzy zmarli. I czy wtedy jest jeszcze ciepło, czy już zimno i zacina deszcz, kierujemy się w stronę cmentarzy, miejsca wiecznego spoczynku ukochanych osób, drogich przyjaciół, znajomych.
Nie jest mi łatwo dostroić żałobny nastrój do fotografii, z których spoglądają
pogodne twarze Anny Jantar, Ady Rusowicz, Zosi Framer, Kaliny Jędrusik -niełatwo, bo odeszły zbyt wcześnie, tragicznie, boleśnie, niesprawiedliwie!
Anię Jantar poznałam, gdy była u szczytu sławy i popularności, robiłam z Nią jeden z moich pierwszych wywiadów. Przyjechała do Łodzi na jedyny koncert -była zaziębiona i "zasmarkana", ale robiła wszystko, co tylko było możliwe, by jednak wystąpić. Lekarstwa zadziałały, temperatura opadła i Ania dała wtedy jeden z najwspanialszych recitali. Mimo zmęczenia i osłabienia wywiadu mi nie odmówiła. Potem co jakiś czas, "w biegu", gdzieś tam widywałyśmy się. Kiedy wybierała się na koncerty za ocean, udzieliła mi kolejnego wywiadu -nie przypuszczałam, że będzie to jej
mnie wiadomość o jej śmierci. Zginęła w wypadku samochodowym na przedmieściach Poznania 1 stycznia 1991 r. Wracała z mężem i dwójką przyjaciół z szampańskiego sylwestra w Warszawie. Zosia Framer była kuzynką mojej serdecznej przyjaciółki Ani i to dzięki niej się poznałyśmy. Potem przez parę lat razem pracowałyśmy w "Estradzie Łódzkiej", okazji więc do spotkań i przebywania razem było wiele. Lubiłam Zosię, bo była szczera, dobra, prostolinijna, czuła na krzywdę ludzką, biedę, ból. Była sławna, lubiana, a przy tym pozostawała skromna, koleżeńska. Kiedy moja córeczka miała parę miesięcy, przyszła ją poznać i oprócz pluszowej maskotki przyniosła jej ogromny bukiet jesiennych kwiatów z ogródka. Pamiętam, jak w czasach pustych półek zabrała mnie i Anię po koncercie Heleny Vondrackowej do pracowni krawieckiej swojej przyjaciółki na rosyjskie śledzie z ogromnej blaszanej puszki i wódkę. Uczta była przednia, Zosia została odwieziona do domu, a ja przez tydzień nie mogłam "po słonych śledziach" zaspokoić pragnienia. Wkrótce Zosia wyjechała do Nowego Jorku i tam zastał ją stan wojenny. Została, przygotowywała się do premiery wielkiego show "Bawmy się razem". 26 października 1983 roku rozległy zawał położył kres Jej życiu. Wróciła do kraju wcześniej niż zamierzała i jak w piosence, którą lubiła -"Po złocie, po jesieni".
Anna Jantar
Moim marzeniem było poznać osobiście Kalinę Jędrusik. I choć była w żałobie po mężu, zgodziła się na wywiad. Przyjęła mnie w swoim domu na Żoliborzu. Na drzwiach wejściowych wisiał jeszcze nekrolog męża. Nie była to już ta piękna i seksowna Kalina, a starzejąca się powoli kobieta. Nie
zmienił się tylko jej szorstki śmiech i wspaniałe oczy. Jej kariera też powoli już przygasała. Zmarła na zawał serca 7 lipca 1991 r. -miała wówczas 60 lat.
Czemu odeszłyście zbyt wcześnie? Jutro miał być słoneczny dzień...! ADRIANA POLAK Fot. archiwum Autorki
Kalina Jędrusik
Ada Rusowicz
Nr 44 (139)
1 X - 7 XI 2002 r.
NA DRUGIM BRZEGU
11
Cmentarz nieistniejących cmentarzy
- Gdańsk jest miastem nietypowym, zlepkiem kultur i religii - mówi honorowy kustosz tej nekropolii, proboszcz polskokatolickiej parafii Bożego Ciała ksiądz Rafał Michalak. - Przed wojną w historycznych granicach miasta naliczono aż sto cmentarzy. Większość z nich przestała istnieć. W okresie poprzedzającym przygotowania do obchodów 1000-lecia Gdańska postanowiono uczcić pamięć gdańszczan spoczywających na tych cmentarzach i niejako przywrócić miastu te nekropolie. Z inicjatywą utworzenia cmentarza nieistniejących już cmentarzy wystąpiło kilka osób, m.in. ówczesny radny Michał Górski, Kalina Zabuska z Muzeum Narodowego i ja, jako proboszcz parafii Bożego Ciała. Pomysł spodobał się, zaakceptowali go radni i ogłoszono konkurs na urządzenie tego nietypowego cmentarza.
Jedyne tego typu przedsięwzięcie w kraju, a może i na świecie, postanowiono urządzić na terenie dawnej ewangelickiej nekropolii znajdującej się przy ul. 3 Maja.
Tak nazywa się nietypowa nekropolia,
która powstała w maju bieżącego
roku w Gdańsku. Odwiedzają ją ludzie
z całego świata, niezależnie
od koloru skóry czy wyznania.
Od 1939 r. nie odbył się tu ani jeden pogrzeb. Miejsce to przez wiele lat było zaniedbane, zarośnięte krzakami. Spotykali się tu gdańscy menele, narkomani i wagarowicze. Zanim więc przystąpiono do realizacji wizji architekta Jacka Krenza i jego zespołu, trzeba było usunąć zielsko, wytyczyć alejki i zainstalować oświetlenie.
Sporym problemem było znalezienie sposobu na ekumeniczne potraktowanie nieistniejących już cmentarzy różnych wyznań i religii, by nie obrażać uczuć kogokolwiek. Zdaniem ks. R. Michalaka, twórcy spisali się znakomicie. Cały teren tego nietypowego cmentarza został za-komponowany na kształt świątyni. Jest tu więc nawa główna, nawy boczne, w centralnym punkcie znajduje
się ołtarz - katafalk wsparty o nagrobki różnych wyznań. Nie brakuje nawet ambony znajdującej się na zewnętrznej ścianie stojącej tu starej świątyni. Do urządzenia nekropolii wykorzystano zachowane oryginalne nagrobki i rzeźby z kamienia. Duże wrażenie na odwiedzających to miejsce robią pęknięte drzewa wykute w kamieniu, symbolizujące śmierć. Można mieć pewne wątpliwości, czy na takie inwestycje nie szkoda samorządowych
pieniędzy, w czasie gdy bezrobotnym zabierane są zasiłki i nie dojadają
dzieci. Póki jednak idea nie znajduje naśladowców, z pewnością tej gdańskiej można przyklasnąć.
Inicjatywę utworzenia takiego cmentarza poparł w swoim czasie
Jerzy Waldorff, znany dziennikarz i opiekun warszawskich Powązek. Na otwarcie nekropolii - pomnika, symbolu - przybyli przedstawiciele różnych kościołów, m.in. metropolita Tadeusz Gocłowski i biskup kościoła ewangelicko-augs-burskiego Michał Warczyński.
W tych dniach i tutaj zapłoną znicze - symbol pamięci o tych, którzy odeszli z tego świata. R.P.
Fot. Przemek Zimowski
Pokrowiec na grobowiec zamykany na kłódkę
i anteną nadawczą, sprzężone z grobowcem. Za to proboszcz miejscowej parafii nie widzi żadnego problemu i bez zbędnych ceregieli wydał zezwolenie na budowę willi, inkasując oczywiście swoje 10 proc. od jego wartości.
- Nie ma się czemu dziwić - stwierdził. - Nie na wszystkich czeka niebo. A dla tych, którym ono nie będzie dane, cmentarz jest i będzie drugim domem...
N
a zabytkowym cmentarzu rzymskokatolickim w Radomiu stoi niezwykły grobowiec. Wyposażono go w instalację alarmową, halogen, czujniki ruchu, lampę sygnalizacyjną i antenę nadawczą. Dodatkowo nad grobem czuwa firma ochroniarska.
- Na świętym miejscu zrobili dyskotekę - komentują ludzie, którzy tłumnie gromadzą się przy mogile - A co by było, gdyby na wszystkich grobach zaczęto instalować takie cuda techniki? - pyta ironicznie Anna Hulewicz z Rumi, która przyjechała tu odwiedzić grób dziadka. - W razie alarmu mielibyśmy dyskotekę na cmentarzu.
Te supernowoczesne urządzenia mają chronić nagrobek i leżącą w nim kobietę przed hienami cmentarnymi, których w Radomiu nie brakuje. W mogile spoczywa
Spoczywaj w luksusie
córka prezydenta radomskich Cyganów, która zginęła w wypadku drogowym.
Ojciec zmarłej oburza się, gdy słyszy komentarze na temat demonstrowania bogactwa. Twierdzi, że chodziło mu jedynie o uczczenie pamięci córki, którą bardzo kochał. Grób został wykonany z ciemnozielonego marmuru rodem z Włoch, według specjalnego projektu. Szczególną uwagę zwraca daszek z miedzianej blachy, okrywający sarkofag. W deszczowe jesienne dni górna część grobu przykrywana jest dodatkowo specjalnym kolorowym namiotem.
Instalacja alarmowa jest prawie niewidoczna. Po drugiej stronie alei widać za to wysoki słup z lampa halogenową, czujnikami
Szef zakładu kamieniarskiego, który wykonał nagrobek, przyznaje, że w ciągu 35 lat prowadzenia firmy czegoś podobnego jeszcze nie robił. Przedstawiciele firmy instalującej system alarmowy też nigdy wcześniej nie mieli takiego zamówienia. Prawdopodobnie jest to jedyny w Polsce, a może i w Europie, taki bunkier cmentarny.
Ile kosztował? Specjaliści oceniają, że za pieniądze, które przeznaczono na marmury i aparaturę alarmową, z powodzeniem można byłoby postawić w stanie surowym niezłą chałupę.
No cóż, nie na wszystkich czeka niebo...
T. NOGAJ Fot. Autor
n
Z WOLNEGO ŚWIATA
FAKTY n
31 X - 7 XI 2002 r.
Aborcja i eutanazja to - zdaniem Kościoła - przejawy "cywilizacji śmierci", w której pogrąża się Europa. A zalegalizowanie ograniczonego handlu narkotykami, umożliwienie homoseksualistom zawierania małżeństw to szczyt demoralizacji. W tym wszystkim przewodzi Europie Holandia, kraj-antychryst.
Kraj ten jako pierwszy na świecie zalegalizował zarówno sprzedaż miękkich narkotyków, jak i eutanazję. To w tym kraju, któremu szatan musiał podyktować zasady wszechobecnej tolerancji, pierwsi homoseksualiści stanęli na ślubnym kobiercu i pierwsza para gejów wyszła na spacer z formalnie adoptowanym dzieckiem.
Pojechaliśmy do Holandii, aby zobaczyć, jak się żyje w przedsionku piekieł.
Raj
dla narkomanów?
Przy placu Neuwmarkt w Amsterdamie działa jedna z setek coffeeshops (fot. 1), kafejek, w których można legalnie kupić marihuanę. Wnętrze zawalone plecakami turystów, słyszy się język angielski, niemiecki, francuski. Młodzi ludzie zawijają w bibułki suszone listki marihuany, by uzyskać tak zwanego skręta. Niektórzy robią to bardzo nieporadnie, więc barman służy im pomocą, pokazuje, że znacznie łatwiej jest wcisnąć narkotyk do zgrabnej fajeczki, którą można kupić na miejscu. Takie fajeczki do palenia miękkich narkotyków to często prawdziwe dzieła sztuki, rzeźbione z drewna, kamienia, metalu lub kryształu. Turyści wywożą je jako pamiątki.
W Amsterdamie działa specjalna fundacja mająca na celu tłumaczenie zasad holenderskiej polityki narkotykowej. "Dziś na całym świecie młodzież wcześnie styka się z narkotykami - mówi szef fundacji Quest for Qu-ality, Ernst Buning (fot. 2). - Aby
do tego nie dopuścić, należałoby postawić posterunki policyjne w każdej szkolnej klasie. Holandia jako pierwsze państwo na świecie wprowadziła prawo, które rozróżnia narkotyki niebezpieczne, zwane twardymi, czyli heroinę, LSD i kokainę, od mniej niebezpiecznych, czyli miękkich - haszyszu i marihuany. Chodzi nam o to, by ustrzec młodych ludzi przed niebezpiecznymi, śmiercionośnymi narkotykami. Handel nimi jest nielegalny i surowo karany. Natomiast obrót narkotykami miękkimi zalegalizowaliśmy, poddając go jednak ścisłej kontroli i ograniczeniom. Można je kupić tylko w wydzielonych kafejkach, nie więcej niż po 30 gramów na osobę i wypalić na miejscu. Dzięki temu młodzi ludzie mogą spróbować miękkich narkotyków w warunkach, w których nikt nie będzie ich namawiał do kupienia kokainy czy heroiny. Założę się, że w Polsce jest inaczej. Jeżeli ktoś kupuje marihuanę, to handlarz zawsze usiłuje wcisnąć mu rów-
KORESPONDENCJA WŁASNA Z HOLANDII
W centrum "cywilizacji śmierci"
nież heroinę, bo jest droższa i bardziej uzależniająca. A u nas spod szkół zniknęli narkotykowi dilerzy, natomiast miękkie narkotyki, gdy tylko przestały być owocem zakazanym, utraciły wiele ze swej atrakcyjności. Ich konsumpcja w Holandii wcale nie wzrosła. Utrzymuje się na tym samym poziomie co we Francji i w Niemczech, a jest o połowę niższa niż w Stanach Zjednoczonych".
Szatańska tolerancja?
Stosunek do handlu miękkimi narkotykami to tylko jeden z przykładów tolerancji, która
- pojmowana jako skłonność do zgody na odmienny sposób działania, myślenia czy kochania
- jest w Holandii wszechobecna. Holendrzy mówią, że tolerancji nauczyła ich własna historia
- dzieje niewielkiego kraju często nękanego wojnami, położonego tam, gdzie krzyżowały się wpływy Niemiec, Francji i Anglii. Holendrzy chętnie powołują
się na postawę, jaką w czasie XVI--wiecznych wojen religijnych między katolikami a protestantami zajął książę Wilhelm I Orański. Był on katolikiem, jednak widząc okrucieństwo i nietolerancję swych współwyznawców, stanął po stronie protestantów, a następnie doprowadził do podpisania umowy gwarantującej wszystkim wolność wyznania.
To on był owym "szatanem", który zastosował zasadę tolerancji w czasach, gdy na stosach rozpalanych przez papieskich inkwizytorów płonęły tysiące innowierców.
Dzisiaj - bez etnicznej i religijnej tolerancji Europa nie mogłaby funkcjonować, co staje się oczywiste, gdy spojrzy się chociażby na wielonarodowy tłum przechodniów na ulicach Amsterdamu. Jednak Holendrzy w swej tolerancji poszli znacznie dalej. Stała się dla nich sposobem na życie. Objęli nią problemy społeczne. Zdaniem eksperta ministerstwa zdrowia, Jaapa Vissnera, w Holandii niemożliwe jest ukrywanie tych problemów przed społeczeństwem, bo kraj jest zbyt mały, zbyt
gęsto zaludniony i zbyt demokratyczny. Dlatego jeśli zaistnieje jakiś poważny problem, nawet najbardziej kontrowersyjny, to Holendrzy zaczynają nad nim dyskutować, dyskusja przekształca się w ogólnonarodową debatę, szybko trafia do parlamentu i owocuje zmianą prawa.
Eutanazja to mord?
Nad problemem eutanazji dyskutowano przez trzydzieści lat. Przełom nastąpił w 1994 r., kiedy to sąd rozpatrywał sprawę pewnego psychiatry, który pomógł swemu pacjentowi w samobójstwie, na jego żądanie. Sąd uznał lekarza za winnego, lecz nie wymierzył mu kary, a wyrok ten potwierdził krajowy Sąd Najwyższy. Był to precedens prawny i sprawa znalazła się w parlamencie.
Ustawa o "kontroli przy zakończeniu życia na prośbę i pomocy w samobójstwie" weszła formalnie w życie 1 stycznia 2001 r., ale już od roku 1994, sądy coraz częściej uniewinniały lekarzy, którzy na prośbę umierających chorych skrócili im życie. Każdy taki przypadek rozpatrywany jest przez regionalne komisje kontroli eutanazji. Zasiadają w nich prawnicy, etycy i lekarze, a liczba członków musi być nieparzysta, by uniemożliwić werdykty nierozstrzygnięte.
Doktorowi Johannesowi van Deldenowi z takiej właśnie komisji zadaliśmy kilka pytań dotyczących spraw, które nad Wisłą budzą najwięcej wątpliwości:
- Czy lekarze zawsze spełniają prośby swych pacjentów, by pomóc im w dokonaniu samobójstwa, i czy każdy lekarz może podjąć decyzję o eutanazji?
- Życzenia przeprowadzenia eutanazji są spełniane mniej więcej, w jednej trzeciej przypadków. Na
przykład w 2000 roku, na blisko 9000 próśb ze strony ludzi chorych, przeprowadzono ją prawie w trzech tysiącach przypadków. A decyzję w tej sprawie może podjąć każdy lekarz, bo każdy z nich może znaleźć się w sytuacji, w której eutanazja jest najlepszym wyjściem, a raczej najlepszym z niedobrych wyjść.
- Jak pan odpowie na zarzut ze strony Kościoła rzymskokatolickiego, że prawo do eutanazji czyni z lekarza wszechwładnego Boga, który decyduje, kto ma żyć, a kto umrzeć?
- To nie lekarz, ale pacjent podejmuje decyzję o skróceniu sobie życia. Lekarz może mu w tym pomóc, ale nie wolno mu wpływać na decyzję chorego.
- Czy procedura przeprowadzania eutanazji całkowicie wyklucza akty przestępcze? Na przykład gdy rodzina chce się pozbyć bogatego wuja?
- A czy polskie prawo jest w stanie całkowicie wykluczyć dokonywanie przestępstw? Nie ma takiego prawa, którego nie da się złamać. Czy jesteście pewni, że na polskiej wsi nie ma miejsca mordowanie ludzi starych przez ich rodziny, które czekają na spadek? Tak jest na całym świecie, było też i u nas... Prawo dotyczące eutanazji opiera się na zaufaniu do lekarzy. Ale jeśli znajdzie się lekarz nieuczciwy, który chce uśmiercić swego pacjenta, to go uśmierci. Zarówno w Holandii, jak i w Polsce.
W świetle holenderskiego prawa eutanazja jest nadal przestępstwem. Lekarz uniknie jednak kary, jeśli jego działanie odpowiada wyjątkowym kryteriom, o których mówi ustawa o eutanazji. Dotyczy ona wyłącznie ludzi śmiertelnie i nieuleczalnie chorych, którzy
I 31 X - 7 XI 2002 r.
FAKTY n
Z WOLNEGO ŚWIATA
13
sami wyrażą wolę skrócenia im życia. Jest to zgodne z koncepcją sa-modecydowania jednostki o jej losie i z wszechobecną w Holandii zasadą "wybór należy do ciebie".
Aborcja na życzenie?
Zasada ta dotyczy także kwestii aborcji, nad którą Holendrzy dyskutowali przez 20 lat, zanim wprowadzili prawo umożliwiające kobietom przerwanie niechcianej ciąży, jednak tylko w uzasadnionych przypadkach.
- Nie jesteśmy zwolennikami aborcji - mówi Maria Heurck z ministerstwa zdrowia. - Dopuszczamy ją w sytuacjach krytycznych, uzasadnionych sytuacją społeczną, a kobiety muszą dokładnie przemyśleć, czy rzeczywiście chcą aborcji. Lekarz musi tę decyzję dokładnie zweryfikować i sprawdzić, czy została podjęta samodzielnie, a także czy aborcja stała się jedynym wyjściem z trudnej sytuacji życiowej kobiety.
W 2000 roku przeprowadzono w Holandii 33 330 legalnych zabiegów aborcyjnych. Oznacza to
około czterech aborcji na 1000 kobiet i jest najniższym wskaźnikiem w państwach Unii Europejskiej.
Po co ta tolerancja?
Przy amsterdamskim placu We-stermarkt, stoi jedyny na świecie pomnik gejów - ofiar hitleryzmu (fot. 3). Trójkąt z różowego marmuru nawiązuje do różowego trójkąta, jaki w hitlerowskich obozach koncentracyjnych musieli nosić homoseksualiści. W krajach okupowanych przez III Rzeszę podlegali oni eksterminacji, podobnie jak Żydzi. W pobliżu Westermarkt znajduje się dom--muzeum Anny Frank, żydowskiej dziewczyny zamordowanej przez na-zistów. Holendrzy także dlatego przyjęli zasadę tolerancji wobec wszystkich, którzy działają, myślą, kochają, czy wyglądają inaczej, bo wiedzą, że na drugim biegunie jest postawa nietolerancji, czyli prześladowania, wypędzania lub mordowania wszystkich mniejszości: etnicznych, religijnych, politycznych czy obyczajowych.
W Eindhoven ukazuje się tygodnik gejów i lesbijek "Gay Krant". Założycielem i redaktorem naczelnym
jest Henk Krol (fot. 4), który wita nas w swojej eleganckiej willi. Z dumą mówi o tym, że jego pismo osiągnęło rynkowy sukces, dzięki któremu on sam jest majętnym człowiekiem.
- Kiedy byłem chłopcem - mówi Henk Krol - to homoseksualiści nie byli powszechnie akceptowani przez społeczeństwo. Jeśli przyjmowano ich do pracy, to tylko w niektórych zawodach. Myślałem wówczas, że będę musiał zostać fryzjerem albo zawodowym tancerzem. Dzisiaj młodzi geje mogą zostać dyrektorami banków lub zasiąść w parlamencie. Uzyskaliśmy pełne prawa we wszystkich dziedzinach, a społeczeństwo to zaakceptowało.
Pytamy, czy wśród Holendrów żadnych wątpliwości nie budzi umożliwienie parom homoseksu-alnym adoptowania dzieci. Zdaniem Henka Krola, holenderscy parlamentarzyści dali dowód, że są konsekwentni:
- Jeżeli akceptuje się zasadę, że homoseksualiści są takimi samymi ludźmi jak inni, to trzeba ich w taki sam sposób traktować. Jeśli inni mogą zawierać małżeństwa, to dlaczego nie homoseksualiści? A jeżeli już pary homosek-sualne uzyskały prawo zawierania małżeństw, to adopcja dzieci stanowi następny, konsekwentny krok. I taki właśnie krok zrobił holenderski parlament.
Niektórzy obserwatorzy polityczni sądzili, że po zamordowaniu przez zamachowca skrajnie prawicowego polityka, Pima Fortuyna, i po pozyskaniu przez jego partię wielu nowych zwolenników, Holandia się zmieni. Nic takiego się nie stało. Wprawdzie Lista Fortuyna weszła do parlamentu, a wybory wygrali chrześcijańscy demokraci, usuwając z rządu socjaldemokratów, ale w Holandii nie ma wielkiego znaczenia, jaka partia znajduje się u władzy. Bo tutaj tak naprawdę rządzi społeczeństwo. A społeczeństwo chce tolerancji i tego, by każdy mógł w nieskrępowany sposób decydować o własnym losie.
Swoje rozwiązania prawne Holendrzy wprowadzają w wyniku ogólnonarodowych debat i po uzyskaniu aprobaty ze strony większości społeczeństwa. Ich kultura polityczna oparta jest na dyskusji, a przyjęcie zasady "wybór należy do ciebie" wynika z szacunku dla wolności każdej jednostki.
Holendrzy w dziedzinie tolerancji są dziś dla świata wzorem. I czy się to naszym księżom podoba, czy nie, to także Polska pójdzie wyznaczoną przez Holendrów drogą, bo nawet katolicki Bóg dał ludziom wolną wolę.
JANUSZ CHRZANOWSKI Fot. archiwum
Od zgonu Matki Teresy, Al-banki z Kalkuty, faworytki naszego Świętego Ojca, nie upłynęło jeszcze 6 lat, a już 2 lata po jej śmierci ruszyło postępowanie beatyfikacyjne. 9 października Watykan ogłosił, że celebracje beatyfikacyjne planuje na najbliższą wiosnę. Nie każdy ma taki fart. Jan XXIII uważany przez ks. Richarda McBriena, au-
Historia pierwszego pośmiertnego cudu Matki Teresy zaczęła jednak brzydko pachnieć natychmiast po jego odkryciu przez komisję w sierpniu ubiegłego roku. Co prawda, Mo-nica z lubością celebruje rolę cudownie uleczonej przez przyszłą świętą, ale już jej męża literalnie trafia szlag. Nie bacząc na sławę żony i splendor, jaki spadł niespodziewa-
Kierownictwo szpitala Balurghat informuje, że członkowie zakonu wywierali na nich presję, by oficjalnie potwierdzili, że wyleczenie Moniki było cudowne. Następczyni Matki Teresy, przeorysza zakonu siostra Nirmala, odmawia komentarzy. Znalazł się i inny psuj cudotwór-stwa w osobie byłego ministra zdrowia północnego Bengalu, Partho De.
Ot zwykłe cuda
Na brzuchu Moniki położono medalik z matrioszką Teresą i rak wycofał się rakiem - oto wersja Watykanu. Takiego wała, Monica została wyleczona dzięki kuracji farmakologicznej - denerwują się lekarze i mąż cudownie uzdrowionej. No... w którą wersję wierzycie?
tora "Żywotów świętych", za "najbardziej uwielbianego papieża w historii", wciąż czeka w poczekalni do nieba, bo jego idee z II Soboru Watykańskiego nie mają wzięcia u obecnego świętoróbcy. A cóż ma powiedzieć taki Herman Kulawy, autor pobożnego hymnu "Salve Regina"? Ten wyczekuje na kanonizację już 8 wieków! Jednak nawet w przypadku mającej mocne lobby w Watykanie Matki Teresy jest obstrukcja mogąca spowodować opóźnienie.
Żeby otrzymać mianowanie na beatyfikowanego lub promocję na świętego, trzeba się wykazać życiem świętym, a najlepiej męczeństwem za wiarę. Ale to betka, kwestia interpretacji. Święta Agnieszka na przykład trafiła do elitarnego grona, bo opierała się gwałcicielom. Następne kryterium jest już trudniejsze do przeskoczenia - beatyfikowany musi się wykazać jednym cudem, a święty potrzebuje co najmniej dwu. Jan Paweł II zrobił wiele, by przyszłym świętym przychylić nieba. Zlikwidował stanowisko "advocatus dia-boli" (w procesie oceny zasług był nim ksiądz przedstawiający słabe punkty i niedostatki kandydata), skrócił co najmniej 5-let-ni okres dzielący śmierć od rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego i zmniejszył - w pewnych wypadkach - liczbę oraz wartość cudów. Ot, choćby Escriv dostał przepustkę do świętości za głupie uleczenie wrzodów na ręce.
Cudopsujstwo
Znalezienie i udokumentowanie cudów to największy ból głowy i ambaras przy produkcji świętych. W przypadku Matki Teresy sprawa się jeszcze bardziej komplikuje, bo cudu nie można spowić mrokami historii, które sprawiają, że trudno odróżnić prawdę od legendy. Wreszcie na początku października br. ogłoszono, co następuje: bengalska wieśniaczka, 30-letnia Monica Besra, została w 1998 roku uleczona z choroby nowotworowej przez położenie na jej brzuchu medalu z podobizną przyszłej świętej!
nie na familię (do ich domku dzień i noc walą hordy reporterów) Seiku Murmu uparł się twierdzić, że to wszystko pic na wodę i fotomontaż. "Ten cud to oszustwo - prawi spragnionym opowieści o cudzie żurnalistom, sabotując wywyższenie połowicy. - Dużo hałasu o nic. Nie jesteśmy kłamcami. Moja żona została wyleczona przez doktorów, a nie przez żaden cud".
Murmu wprawdzie potwierdził, że medalionik istotnie wystąpił w historii, ale nie miał wpływu na wyleczenie: "Rzeczywiście, w nocy po położeniu go na brzuchu, żona poczuła się lepiej, ale już sporo wcześniej bóle słabły i nawracały. Poszła do lekarzy i oni ją uzdrowili".
Leki czy mateczka?
Dr Tarun Kumar i dr Ranjan Mustafi, którzy leczyli Monikę przez kilka miesięcy, stwierdzili, że pacjentka istotnie miała guz w okolicy pod-brzusza, ale nie był to nowotwór złośliwy. - Reakcją na terapię była stopniowa poprawa stanu zdrowia - mó-
wi dr Mustafi. Dokumentacja medyczna Besry zawierała wynik sono-gramu i wraz z notatkami lekarzy oraz wykazem zastosowanych leków mogłaby z pewnością pomóc w uczciwym rozstrzygnięciu, czy w wyleczeniu było coś cudownego. Ale... dokumentacja przepadła. Monica mówi, że zabrała ją siostra Betta z założonego przez Matkę Teresę zakonu Misjonarzy Dobroczynności. Indagowana o okoliczności sprawy i dokumentację siostra Betta odpowiada nieodmiennie: "bez komentarzy".
Uświadomił on komisję kwalifikacyjną, że Besra została, owszem, wyleczona, ale nie za sprawą medalika, lecz "bardzo silnych lekarstw" zaaplikowanych jej w szpitalu Balurghat. "Nie zamierzam deprecjonować dorobku Matki Teresy, ale uznanie tego za cud to naciąganie prawdy".
Jednak Watykan nie po to jest Watykanem, by go jakiś minister pouczał, co jest cudem, a co nie. Oświadczył więc, że kongregacja zajmująca się kwalifikacją świętych opierała się na opinii własnej (sic!) rady lekarskiej, która zdiagnozowała przypadek: - Cud, nic innego!
Eksminister De znalazł jednak sojuszników. Prabir Ghosh, prezes Science and Rational Association z siedzibą w Kalkucie, zajmujący się od dawna ujawnianiem oszustw u licznych w Indiach kuglarzy cudotwórców i świętych, stwierdził, że "byłoby hańbą dla Matki Teresy zostać świętą w oparciu o jakieś głupie cuda. Ona nie jest zdolna do żadnych cudów". Dodał, że jeśli zbada się naukowo medalion i dowiedzie, że przyczynił się do wyleczenia kogoś innego, gotów jest zlikwidować swe stowarzyszenie, a jego fundusze, około 40 tys. dolarów, przekazać zakonowi Matki Teresy. Na razie Stowarzyszenie Ghosha rozważa wytoczenie procesu Misjonarzom Dobroczynności za "wprowadzanie ludzi w błąd". Wszystkie te kontrowersje spłynęły po papieżu jak woda po kaczce; oświadczył, że zakonnicę i tak wyniesie na ołtarze.
Dla chorych na nowotwór mocno wierzących katolików jest jakaś tam pociecha: jak chemio- i radioterapia zawiodą, a chirurg bezradnie rozłoży ręce, można popróbować sztuczki z medalikiem. Jeśli do tego czasu Matka Teresa zostanie beatyfikowana, jego siła winna wzrosnąć. Jeśli nawet nie ona, to pozostaje wciąż siła autosugestii, która działa niezawodnie nawet bez atestu papieskiego konsylium.
Hej! Jeśli nawet cuda Teresy z Kalkuty są naciągane, to i tak lepiej się do niej modlić niż na przykład do Luigiego i Marii Quattrocchi, małżeństwa beatyfikowanego w ubiegłym roku przez K. Wojtyłę w nagrodę za to, że nie spało ze sobą przez 26 lat! Ha! ha! ha!
TOMASZ SZTAYER
14
NIE WSZYSTEK UMRĘ
FAKTY n
31 X - 7 XI 2002 r.
Zanim w proch się obrócisz...
Z całą pewnością do najbardziej rozpowszechnionych w dziejach ludzkości form pochówku należy inhumacja, czyli pogrzebanie. Wiąże się ona nieuchronnie z procesem gnicia, który w lecie zaczyna się na ogół dobę po zgonie. Przeciętnie potrzeba od trzech do sześciu lat, aby z człowieka pozostał szkielet. Znane są jednak przypadki mumifikacji naturalnych, czyli wysuszenia skóry i narządów wewnętrznych, jeśli zwłoki przez dłuższy czas znajdują się w suchym, przewiewnym i ciepłym środowisku. Właściwości konserwujące posiadają przewiewne jaskinie, piaszczyste, suche i ciepłe gleby oraz zimne i wilgotne torfowiska.
Tradycja chrześcijańska rozkład ciała traktuje zarazem jako karę za grzech pierworodny i warunek powstania z martwych. Dawniej szybka destrukcja zwłok świadczyć miała o pobożności zmarłego. Zwłoki, które nie ulegały rozkładowi, jeszcze w XVIII w. stanowiły dla Kościoła dowód bezbożnictwa zmarłego lub świadectwo ingerencji szatana. Dlatego, odkąd powszechnie przyjęło się
zamykanie nieboszczyków w trumnie,
dla zapewnienia rychłego rozkładu w testamentach często znajdowały się prośby o włożenie do trumny
Obrzędy pogrzebowe przypisuje się już neandertalczykowi, a najstarsze odkryte
przez archeologów groby liczą 40 tysięcy lat. Doczesne szczątki ludzkie w zależności
od czasu, miejsca i kultury zwykło się jednak traktować w bardzo różny sposób.
praktyki prawnie zostały zakazane dopiero w XIX w.
Z naszej perspektywy nieco tylko młodszą od inhumacji praktyką pogrzebową jest
kremacja
zwłok ludzkich. Jej ślady odnaleźć można już w neolicie, choć
garstki ziemi. Ten symboliczny gest w nieco zmienionej postaci (posypanie trumny) przetrwał do naszych czasów.
Przez wieki zdecydowaną większość zmarłych chowano anonimowo w zbiorowych mogiłach, ubogich zawiniętych jedynie w całun, bogatszych w trumnach. W XIV w. na cmentarzach zaczęto budować kostnice, w których gromadzono wykopane ze starych grobów kości, co pozwalało uzyskać wolne miejsce na nowe groby. Do XVIII stulecia, a w niektórych regionach Europy jeszcze dłużej, ludzkie kości wystawiano na widok publiczny, tworząc z nich artystyczne ekspozycje przeważnie w specjalnie na ten cel zbudowanych kaplicach. Tego rodzaju
wówczas zdarzała się jeszcze sporadycznie. Przypuszcza się, iż początkowo powodem palenia ciał zmarłych było pragnienie jak najszybszego zniszczenia także duszy, której się obawiano. Z czasem jednak zaczęto wierzyć, że ogień, spalając ciało, jednocześnie wyzwala i oczyszcza duszę.
I choć tradycyjne kremacje zwykło się dziś kojarzyć z hinduizmem i buddyzmem, w przeszłości palenie zmarłych na stosach stosowały wszystkie ludy europejskie. Po kremacji popioły zbierano do urn, które zakopywano lub składano w kurhanach. Zwyczaj ciałopalenia szeroko upowszechnił się w XIV w. p.n.e. i trwał aż do przyjęcia chrześcijaństwa, tj. do czasu gdy Kościół zaprowadził nowe obyczaje, rezerwując palenie na stosach dla heretyków i czarownic, aby poprzez zniszczenie kości uniemożliwić (!) im osiągnięcie zbawienia. Szkielet w katolicyzmie miał szczególne znaczenie: ciało - jako podlegające gniciu - było śmiertelne, ale kości wydawały się prawie niezniszczalne, stąd wierzono, że właśnie na nich odbuduje się ciało przy zmartwychwstaniu na Sądzie Ostatecznym. Nawracanie naszych słowiańskich przodków szło jednak Kościołowi dość opornie, bowiem na ziemiach polskich przypadki pogańskich kremacji zdarzały się jeszcze nawet w XII w.
W czasach nowożytnych idea spopielania zwłok pojawiła się dopiero w okresie oświecenia za sprawą masonów, którzy na znak niewiary w życie pozagrobowe ostentacyjnie domagali się spalenia po śmierci. Pierwsze krematoria powstały jednak dopiero w drugiej połowie XIX w. we Francji, Anglii i Niemczech.
Obecnie w niektórych krajach kremację ze względów ekonomicznych i higienicznych stosuje się znacznie częściej niż tradycyjny pochówek (w Anglii, Danii, Japonii - kremacja stanowi około 70 proc. wszystkich pochówków). Od 1963 roku Kościół katolicki zezwala na kremację zwłok, o ile nie została ona wybrana z przyczyn sprzecznych z wiarą (więcej o kremacji - "FiM" nr 9/2002).
Przeciwieństwem kremacji jest I pragnienie zachowania ciała I w możliwie najlepszym stanie. Początki
mumifikacji zwłok
należy datować na III tysiąclecie p.n.e. W szczególności sztukę balsamowania rozwinęli starożytni Egipcjanie, którzy trwałość ciała utożsamiali z gwarancją życia pozagrobowego. Ciało faraona mumi-fikowano od 40 do 70 dni, usuwano mózg i wnętrzności, moczono zwłoki w roztworze sody, następnie odwadniano, nasycano żywicami i wypychano, a na końcu owijano lnianymi bandażami.
Mumifikowanie ciał nie było też tak całkowicie obce, jak mogłoby się wydawać, kulturze chrześcijańskiej. Świadczy o tym choćby słynna kolekcja 8000 mumii zgromadzonych w klasztorze kapucynów w Palermo. Od XVI w. poddawano tam mumifikacji ciała zakonników i szlachty, chociaż pogląd, iż niezniszczalność zwłok (w pewnych przypadkach) jest świadectwem świętości, Kościół zaczął lansować dopiero w czasach oświecenia.
Jednym z najbardziej szokujących sposobów eliminacji zwłok nieboszczyka jest - współcześnie niemal niewystępujący -
kanibalizm.
Jest to forma zanegowania śmierci poprzez "wskrzeszenie zmar-
łego w sobie", bowiem pozwala mu trwać w ciele żywych. Stąd utożsamiany bywa z narodzinami. Mimo że kanibalizm wydaje się nam wyjątkowo odrażający i prymitywny, to warto mieć na uwadze fakt, iż w postaci symbolicznej - jako metafora nieśmiertelności - pojawia się także w katolicyzmie. Wszak w czasie mszy wierni zjadają ciało założyciela swojej religii i piją jego krew... W kręgu cywilizacji zachodniej
porzucenie zwłok
uchodziło zawsze za profanację. Tak w przeszłości traktowano wrogów, przestępców i grzeszników. Jednak to, co dla jednych społeczności wydaje się odrażające, dla innych nierzadko jest wyrazem najwyższego szacunku. Tybetańscy mnisi - w celu zaoszczędzenia zmarłym poniżającego procesu gnicia - ćwiarto-wali zwłoki i rzucali je na pożarcie drapieżnikom. Podobnie czynili zaratusztrianie, którym religia zakazywała grzebania i palenia zwłok, by nie skalać żywiołów ziemi i ognia. Wznosili tzw. wieże milczenia, na szczytach których układano zwłoki wystawione na żer sępów.
W późnym średniowieczu, kiedy zachodziła konieczność przetransportowania ciała na znaczne odległości, po prostu
ciało gotowano.
Umożliwiało to łatwe oddzielenie ciała od kości, które chowano we właściwym grobie. Taki los spotkał m.in. króla Francji Ludwika IX,
któremu przydarzyło się umrzeć w Tunisie podczas zainicjowanej przez siebie ósmej wyprawy krzyżowej. Jego zwłoki pocięto na kawałki i ugotowano w mieszaninie wina i wody. Kości zostały pogrzebane w opactwie Saint-Denis, a skórę, serce i wnętrzności podarowano opactwu Monreale na Sycylii. W tym akurat nie ma nic dziwnego - wielu monarchów miało nawet po cztery groby: grób ciała, grób wnętrzności, grób serca, grób kości.
Zmarłych można nie tylko pogrzebać, poddać kremacji, zabalsamować, czy wystawić na żer drapieżnikom lub w ostateczności skonsumować. Współczesna technologia pozwala ich ponadto utrzymywać w stanie zawieszenia pomiędzy życiem a śmiercią. Taką możliwość stwarza wzbudzająca mnóstwo kontrowersji, przede wszystkim etycznych i prawnych,
kriogenizacja,
czyli zamrożenie ciała dokonane w momencie śmierci klinicznej, zanim dochodzi do uszkodzenia komórek mózgowych. Po raz pierwszy tego rodzaju eksperyment przeprowadzono w 1967 roku w Kalifornii. Kriogenizacja w istocie jest przejawem bezkrytycznej wiary w moc nauki, w to, że zdoła ona pokonać kiedyś śmierć i pozwoli na ożywienie. Zamrożone ciała przechowywane są w specjalnych kapsułach z ciekłym azotem (-196 C) (zdjęcie poniżej). Wśród znanych postaci, które postanowiły się zamrozić, warto wymienić chociażby Walta Disneya. Nadzieja na przywrócenie życia jest na razie żadna, a na dodatek utrzymywanie takich kapsuł wiąże się z ogromnymi kosztami.
Proces rozkładu napawa ludzi tak wielkim lękiem i obrzydze-
niem, że w różny sposób starają się mu zapobiec, uniknąć lub jedynie ukryć. Jedni troszczą się więc o jak najdokładniejsze zabezpieczenie ciała przed rozkładem, podczas gdy inni wybierają pełny niebyt, jaki zapewnia kremacja i rozsypanie prochów. Większości wystarczy ukrycie zwłok w szczelnych trumnach i sarkofagach. W niczym nie zmienia to faktu, że los zmarłych zawsze zależy od żywych.
ANNA KALENIK Fot. archiwum
I 31 X - 7 XI 2002 r.
FAKTY n
W IMIĘ BOGA - KRZYŻ I SWASTYKA _ 15
Kosciol a faszyzm wloski
Współpraca Kościoła z faszystowskim reżimem we Włoszech to prawda niezaprzeczalna. Faszyzm, pomimo pewnych rozbieżności i sprzeczności z doktryną katolicką, miał z nią wiele punktów wspólnych.
Faszyzm włoski był początkowo "ruchem negacji" - występował m.in. przeciwko liberalizmowi, demokracji, racjonalizmowi, socjalizmowi i komunizmowi. Nietrudno tu dostrzec całkowitą zgodność z doktryną kościelną, której bliskie były wszystkie te cele. Ponadto dwa systemy wodzowskie i hierarchiczne zawsze lepiej się rozumieją niż demokracja z autorytaryzmem. Później osiągnięto zbieżność nie tylko w negacji, ale i w wielu punktach programu pozytywnego, by wspomnieć tylko wspólny postulat korporacjonizmu jako systemu gospodarczo-społecznego.
Wskazuje się czasami na anty-klerykalne akcenty faszyzmu i Mussoliniego, jednakże miały one charakter epizodyczny i lokalny; sam zaś Mussolini antyklerykalizmu szybko się wyrzekł, kiedy dostrzegł korzyści wypływające ze współpracy z Kościołem. Dzięki temu w szkołach i sądach ponownie zawisły krzyże, wydawano ustawy regulujące małżeństwo według wizji kościelnej, przywrócono duszpasterstwo wojskowe, szkoły wyznaniowe otrzymały przywileje, zdelegalizowano masonerię. Wszystko to musiało być niezwykle budujące dla kościelnych hierarchów, nie może przeto dziwić, że papież powtarzał, iż Duce został posłany przez Boga, a dziekan Świętego Kolegium kardynał Vannuteli mówił, że Mussolini "został wybrany jako ten, który ocali naród i przywróci mu pomyślność".
Papiesko-faszystowski układ w Locarno - 1929 r.
Przypieczętowaniem dobrych stosunków między Włochami a Stolicą Apostolską miał być układ rekompensujący papiestwu utratę Państwa Kościelnego w XIX w. na rzecz odrodzonego państwa włoskiego oraz regulujący wzajemne stosunki. Już od roku 1926 - w największej skrytości przed opinią publiczną - prowadzono w tej sprawie negocjacje. Najwięcej kontrowersji wzbudzała kontrola nad organizacjami młodzieżowymi.
Umowę ostatecznie podpisano dopiero 11 lutego 1929 r. Stanowiły ją trzy układy: polityczny, finansowy i religijny. W wyniku pierwszego powstało Państwo Watykańskie, czyli wydzielony obszar 40 ha suwerennej władzy papieskiej, z umową o wolnym handlu z Włochami. Za utracone dawniej tereny włoskie Watykan otrzymał rekompensatę w wysokości miliarda lirów w papierach wartościowych
oraz 750 milionów gotówką, co stanowiło kwotę olbrzymią. Z umowy papież był uradowany tak wielce, że już dwa dni później mówił, iż Mussolini jest "mężem opatrznościowym " oraz przykazał wszystkim kapłanom, aby codzienne msze kończyli modlitwą za króla i wodza (Pro Rege et Duce). Swoje poparcie wyraziła również reszta kardynałów. 9 marca 1929 roku wystosowali list do papieża, w którym przychylili się do opinii, że Duce rządzi "na polecenie Bożej Opatrzności". Rok później kardynał Vannutelli po raz kolejny stwierdził: "bardzo podziwiam Mussoliniego, który zasługuje na wielki szacunek".
Korporacj onizm
Wyrazem zbieżności z faszyzmem nawet na płaszczyźnie gospo-darczo-społecznej był korporacjo-nizm. Miał to być porządek społeczny będący alternatywą zarówno dla socjalizmu, jak i dla kapitalizmu. Swoje poparcie dla korporacjonizmu wyraził papież m.in. w encyklice Qu-adragesimo anno z 1931 roku.
Na opowiedzenie się Piusa XI za korporacjonizmem wpłynęło kilka przyczyn. Trudno jest nazywać to przejęciem faszystowskiej koncepcji stosunków społecznych, gdyż już w XIX w. społeczni myśliciele katoliccy w korporacjach widzieli możliwość przywrócenia dawnego porządku stanowego, w miejsce marksistowskiej walki klas. Tak więc był to przede wszystkim wyraz konserwatywnych sentymentów odnośnie do dawnych "pięknych i harmonijnych" rozwiązań średniowiecznych stanów, co zostało wyraźnie w encyklice podkreślone.
Pius XI
Z drugiej jednak strony, chyba nie sposób nie dostrzec pewnych wpływów rozwiązań korporacjonizmu faszystowskich Włoch. Encyklika przychylnie ocenia rozwiązania włoskie: " W ostatnim czasie stworzono - jak powszechnie wiadomo
Benito Mussolini
- nowy ustrój oparty na związkach zawodowych i korporacjach, który ze względu na przedmiot niniejszej encykliki wymaga pewnych wyjaśnień z Naszej strony i odpowiedniej oceny. (...) Nie trzeba głębszych badań, by uznać korzyści tego nowego ustroju, któryśmy wyżej pobieżnie przedstawili: pokojową współpracę klas społecznych, zniesienie organizacji socjalistycznych i uniemożliwienie ich knowań".
Jak zauważa Marek Markiewicz: "Kościół, zarówno w zakresie doktryny społecznej, jak i w praktyce politycznej, osiągnął zbieżność poglądów i działań z faszyzmem". Podkreślają to również autorzy monumentalnej "Historii Kościoła" (pod red. m.in. kard. Danilou SJ): "...poparcie udzielane przez kler w krajach śródziemnomorskich i Austrii korporacjonizmowi społecznemu często łączyło się z pobłażaniem i sympatią wobec reżimów faszystowskich". Wszak papież nazywał Mussoliniego "człowiekiem opatrznościowym" oraz widział go w roli pogromcy komunizmu. Prof. Leszek Kołakowski, zanim zmienił poglądy na kościołolubne, pisał o encyklice QA: "I oto uzyskaliśmy w encyklice papieskiej cały okrągły zarys faszystowskiego programu (...). Wartą honorową tego ustroju jest prawo Boże i Kościół. Czegoż trzeba więcej? Program faszystowski nakreślony w całości (...). Ponad wszystkim unosi się miłość, sprawiedliwość i prawo Boże. Zjadliwy, ohydny atak na ruch robotniczy, gwałtowna obrona, wszelkimi środkami własności kapitalistycznej zagrożonej rewolucją - nie wymaga komentarzy (...). Zastanawiamy się, czy konieczna jest dziś w Polsce recydywa tych obłąkańczych, choć niewątpliwie i metodycznych papieskich programów".
Również niemiecki faszyzm mógł widzieć zbieżne ze swoimi idee społeczne. Joseph Pieper, autor dzieł teologicznych, w 1934 roku wydał broszurkę, w której dowodził, że istnieje zbieżność między encykliką Piusa XI Quadragesimo
anno z 1931 roku a ideami społecznymi nazistów: " Te sięgające bardzo daleko, w pewnych punktach zdumiewające zbieżności między intencją encykliki a społeczno--politycznymi celami i realizacjami państwa narodowo-socjalistycznego trzeba tak dobitnie uzmysławiać po to, by katoliccy chrześcijanie spoza NSDAP dostrzegli most łączący ideologię chrześcijańskiej nauki społecznej z polityką społeczną narodowych socjalistów, stanowiącą najważniejszy element polityki wewnętrznej Trzeciej Rzeszy".
Dziś jest to kwestia wstydliwa. Podkreśla się więc, że papież w istocie kreśli inny program, jego korporacje mają więcej swobód i niezależności od państwa, ale przecież w tekście encykliki czytamy: "Strajki i lokauty są zakazane; w razie zaś niemożności załatwienia sporu przez strony powaśnione, rozstrzyga władza". Bardzo ciekawa jest w tym względzie wypowiedź powojenna samego autora tekstu encykliki, Nell--Breuninga, który pisał w roku 1956: "Jak wszystko to można wziąć dokładnie na odwrót, pokazuje w encyklice QA taki przykład jak państwo korporacyjne Mussoliniego, które traktuje ona z tak dyplomatycznie subtelną ironią, sprowadzając je ad absurdum". Jednakże kiedy faszyzm miał się dobrze, w roku 1932, inaczej interpretował tę kwestię i pisał, że papież poprzez swe uwagi o korporacjonizmie starał się przede wszystkim "wyśledzić i pochwalić dobre strony, bez wątpienia właściwe też faszystowskiej próbie organizowania gospodarki narodowej". Podobnie pojmował to bez wątpienia papież, gdyż już w dwa tygodnie po ogłoszeniu encykliki, w czasie przemowy 30 maja 1931 r., podkreślał, że encyklika w sposób świadomy " w sympatycznych rysach nakreśliła obraz faszystowskiego państwa korporacyjnego ".
Watykan wobec agresji na Abisynię
3 października 1935 roku, po kolejnej odmowie cesarza Etiopii (Abisynii) Hajle Sellasje podporządkowania się faszystowskiemu państwu włoskiemu, wojska Mussoliniego, uzbrojone w automatyczną broń, artylerię, bombowce i broń chemiczną, uderzyły na prymitywne plemiona etiopskie. Pomimo przytłaczającej dysproporcji uzbrojenia i siły tubylcy dzielnie się bronili aż do maja 1936 r. Po podboju, łamiącym nie tylko wszelkie kanony tzw.
katolickiej wojny sprawiedliwej, ale i prawo międzynarodowe, Etiopia została wcielona do włoskiego systemu kolonialnego. Cywilizowane narody potępiły Włochy za ten akt agresji, tym bardziej że był on ostatecznym ciosem w wątły system Ligi Narodów, którego Etiopia była członkiem. Wobec Włoch zastosowano sankcje ekonomiczne.
Tymczasem postawa papieża i Kościoła była "zdumiewająca, a dla niektórych środowisk wręcz gorsząca " - pisze historyk Kościoła, profesor katolickiego uniwersytetu w Leuven, Roger Aubert. Kler włoski stanął generalnie po stronie Mussoliniego. Już na krótko przed agresją w papieskim "Osservatore Romano" można było przeczytać telegram, jaki do Mussoliniego wystosowało 19 arcybiskupów i 57 biskupów: "Katolickie Włochy modlą się o to, by nasza ukochana ojczyzna, dzięki jej rządowi bardziej zjednoczona niż kiedykolwiek przedtem, stawała się coraz potężniejsza ", co było zapowiedzią rozgrzeszenia ekspansji terytorialnej państwa faszystowskiego. Arcybiskup Tarentu określił tę
Kardynał Schuster
obrzydliwą agresję "świętą wojną, krucjatą". Kardynał Schuster z Mediolanu ogłosił podbój Abisynii świętą wojną, która pozwoli zatriumfować w tym kraju (chrześcijańskim przecież!) - "krzyżowi". Wspomniany wyżej katolicki historyk tłumaczy Piusa XI: "Nie jest wykluczone, że pewien wpływ na postawę papieża wywarło przekonanie, że Włochy, kraj o tak wysokim przyroście naturalnym, zostały niesprawiedliwie potraktowane przy podziale kolonii". Logika tego jest porażająca: uzasadnione było dla pa-piestwa zbrojne wydarcie tego, co mogło zaspokoić włoskie potrzeby demograficzne, przy jednoczesnej masakrze praktycznie bezbronnych ludów. Jak w obliczu tego mają się papieskie apele o pokój? Są tym, co zwykle - pustą retoryką. TOMASZ WOLTAREWICZ Fot. archiwum
16
MITY KOŚCIOŁA
FAKTY n
31 X - 7 XI 2002 r.
Sprawę załatwić mają tzw. wypomin-ki. Wyczytywane przez księdza imiona i nazwiska zmarłych mają przypominać Bogu o ulitowaniu się nad grzesznikiem. Nie za darmo oczywiście. Kto zapłaci, "ma szansę" na skrócenie mąk czyśćcowych swych bliskich. Temu, kto nie ma funduszy, pozostaje życie z poczuciem winy, że krewny cierpi, spoglądając z błaganiem na ziemię. W hierarchii katolickiego odpuszczania, a co za tym idzie i w cenniku kościelnym, jeszcze wyżej stoi msza za zmarłego. Jej wykupienie ma gwarantować uwolnienie od kar: wiernym zmarłym, jak czytamy w Katechizmie, "możemy pomóc... uzyskując za nich odpusty, by zostali uwolnieni od kar doczesnych, na które zasłużyli swoimi grzechami (...). Ofiara eucharystyczna jest także składana za wiernych zmarłych w Chrystusie, którzy jeszcze nie zostali całkowicie oczyszczeni, by mogli wejść do światłości i pokoju Chrystusa". Co ciekawe, Kościół ma też sposób na egoistów mało zainteresowanych losem innych: "Nasza modlitwa za zmarłych nie tylko może im pomóc, lecz także sprawia, że staje się skuteczne ich wstawiennictwo za nami".
Bóg pamiętliwy?
Czy rzeczywiście taki jest Bóg Biblii? Nie. Ten Bóg obiecuje: "Choć wasze grzechy będą czerwone jak szkarłat, jak śnieg zbieleją" (Iz 1. 18). Nie mówi o kupowaniu odpuszczenia, lecz o łasce: "Łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie z was: Boży to dar; nie z uczynków, aby się kto nie chlubił" (Ef 2. 8-9). Czego Bóg naprawdę wymaga? " Uczcie się dobrze czynić, przestrzegajcie prawa" (Iz 1. 17). Bóg mówi, że dopóty człowiek ma szansę na zbawienie, dopóki żyje: "Kto należy do grona żyjących, ten jeszcze ma nadzieję" (Koh 9. 4). Dlaczego?
Możemy im pomóc?
Początek listopada ożywia pamięć o zmarłych
bliskich. Większość chrześcijan spędza te dni
na cmentarzach - w nadziei, że zapalona
świeczka, modlitwa i wyczytane w kościele
nazwisko uwolnią zmarłych od części kar.
Czy mamy jednak wpływ na ich los?
Bo tylko za życia możemy dokonać wyboru i przyjąć Chrystusa. Boga jednak nie interesuje teoretyczne i ceremonialne wyznanie, ma dość ofiar, kadzenia, świąt - "stały mi się ciężarem, zmęczyłem się, znosząc je" - mówi (Iz 1.14). To Boża łaska zasłania wszelki grzech, nie ludzkie ofiary. Żaden datek nie ma na to wpływu. Wyznane i odpuszczone grzechy nie skutkują żadną karą. Bóg obiecuje: "Odpuszczę bowiem ich winę, a ich grzechu nigdy nie wspomnę" (Jr31.34). Wszyscy przyjmujący ewangelię grzesznicy są
"usprawiedliwieni darmo, z łaski jego, przez odkupienie w Chrystusie Jezusie" (Rz 3. 24).
Szansa zmarłego?
Pomysł składania ofiar za zmarłych w celu ulżenia ich doli jest ściśle powiązany z niebiblijną doktryną czyśćca, wynikającą z równie niebi-blijnej doktryny o egzystencji ludzkiej duszy zaraz po śmierci. W świetle Biblii ciało i dusza nie są dwoma
odrębnymi elementami chwilowo połączonymi podczas ziemskiego życia. W Biblii Gdańskiej słowo "dusza" pojawia się w Księdze Rodzaju (2. 7) na określenie pierwszej ludzkiej istoty. Nie jest to zatem część naszej natury, tym bardziej nieśmiertelna.
Dusza jest osobą ludzką w pełni. Wraz ze śmiercią kończy się istnienie całego człowieka w wymiarze fizycznym i psychicznym. Współczesna nauka popiera taki całościowy pogląd na ludzkie życie. Ostatnie odkrycia naukowe przedstawiają wzajemne oddziaływania ciała i umysłu jako tak skomplikowany proces, że trudno wyobrazić sobie, jak wyglądałoby bezcielesne istnienie. Skoro człowiek "śpi w prochu ziemi" (Dn 12. 2), czekając na zmartwychwstanie,
trudno ulżyć mu w czyśćcowych cierpieniach, bo takich nie ma. Trudno też wpłynąć modlitwą na jego los, bo z chwilą śmierci "klamka zapadła". Dlatego mędrzec Salomon radzi: "Na co natknie się twoja ręka, abyś to zrobił, to zrób według swojej możności, bo w krainie umarłych, do której idziesz, nie ma ani działania, ani zamysłów, ani poznania, ani mądrości" (Koh 9. 10). Nie ma kar za grzechy, męczarni, świadomości i tzw. drugiej szansy. Nasze modlitwy już nie mogą pomóc zmarłym. Oni odbiorą "zapłatę" obudzeni ze snu przy powtórnym przyjściu Chrystusa i dopiero wtedy "wejdą do Jego światłości i pokoju". Dlatego "żywypies jest lepszy niż martwy lew" (Koh 9. 4). Biblia nie zna pojęcia kar pośmiertnych dla zbawionych, a jedyną karą pośmiertną jest brak życia wiecznego i dotyczy to tych, którzy odrzucili Boga lub "nie są posłuszni ewangelii Pana naszego Jezusa" (2 Tes 1.8).
Świętych obcowanie
Kościół naucza, że łaski dla zmarłych (podobnie jak dla żyjących) mogą też wyjednywać święci przebywający w niebie. Pogląd ten stanowi jeden z ważnych artykułów wiary katolickiej zwany popularnie "obcowaniem świętych". Mówi on, że wierni na ziemi (Kościół wojujący), dusze w czyśćcu (Kościół cierpiący) oraz święci w niebie (Kościół triumfujący) tworzą nierozerwalną rodzinę,
w której następuje wymiana dóbr religijnych. Żyjący uczestniczą w zasługach świętych, cierpiący w czyśćcu uzyskują ulgi lub skrócenie mąk (przez modlitwy, msze i jałmużny żyjących oraz wstawiennictwo świętych), a święci doznają czci ze strony wiernych na ziemi. Wyrazem łączności są dwa święta: przypadający na 1 listopada Dzień Wszystkich Świętych i obchodzony 2 listopada Dzień Zaduszny. Tak rozumiane "obcowanie świętych" nie występuje jednak w Biblii. Choć dużo miejsca księga ta poświęca kwestii Kościoła Chrystusowego na ziemi i "obcowaniu" wiernych, to nie zna pojęcia kościoła cierpiącego i triumfującego w sensie katolickim. Z tej prostej przyczyny, że po śmierci nikt nie idzie do nieba, lecz do czasu zmartwychwstania przebywa w grobie, czyściec nie istnieje, a każdy żyjący posiada dostęp do Chrystusa. Świętym nazywany jest w Biblii każdy, kto przyjął Chrystusa i Go naśladuje, stąd np. apostoł Paweł tak kończy list do Filipian: "Pozdrówcie każdego świętego w Chrystusie Jezusie (...). Pozdrawiają was wszyscy święci, zwłaszcza zaś ci z domu cesarskiego".
Skąd to się wzięło?
Jak ogromna część katolickich dogmatów i świąt, tak i kult zmarłych wywodzi się z pogaństwa. Jest bardzo stary, bo sięga późnego paleolitu. Do chrześcijaństwa zachodniego święto zmarłych wprowadził w X w. opat z Cluny w Burgundii - Odilon, próbując zastąpić w ten sposób pogański kult zmarłych. W Europie Wschodniej Zaduszki mają swe korzenie w obrzędzie "dziadów", obchodzonym przez ludy słowiańskie i bałtyckie, głównie na Litwie i Białorusi. Na uroczystość składała się uczta obrzędowa oraz rytuał wywoływania dusz zmarłych. Do dziśw Kościele wschodnim krewni przynoszą w tym dniu na groby zmarłych jedzenie.
PAULINA STAROŚCIK Fot. archiwum
Czy Biblia sobie przeczy?(3)
Dwa kodeksy Prawa Bożego
Mojżesz otrzymał Prawo Boże dwukrotnie (Wj 20; 34). Za każdym razem było to dziesięcioro przykazań (Pwt 9. 11; 10. 4), choć za drugim razem Mojżesz ich już nie cytuje. Nie było to potrzebne ani nawet logiczne, ponieważ przykazania Boże są niezmienne. Za drugim razem Mojżesz podaje natomiast dodatkowe nakazy, które Bóg mu wtedy przekazał (Wj 34).
O słuszności powyższego wniosku przekonamy się, czytając relację Mojżesza o dwóch nadaniach kodeksu Prawa Bożego: "... Wstąpiłem na górę, aby przyjąć kamienne tablice przymierza, tablice przymierza, które Pan zawarł z wami... Pan dał mi dwie kamienne tablice, zapisane palcem Bożym, a na nich prawie wszystkie słowa, które Pan wypowiedział do was (...) zszedłem z góry, a góra ta płonęła ogniem, zaś dwie tablice przymierza były w obu moich rękach. Ujrzałem, że zgrzeszyliście wobec Pana, Boga waszego, zrobiwszy sobie ulany
posąg. Rychło zboczyliście z drogi, którą wam Pan nakazał. Pochwyciłem więc obie tablice i rzuciłem je oburącz, i rozbiłem je na waszych oczach" (Pwt 9. 9-17). Dalej Mojżesz opisuje drugie nadanie Dekalogu: "Rzekł Pan do mnie: Wyciosaj sobie dwie kamienne tablice, takie jak poprzednio i wstąp do mnie na górę (...). A Ja napiszę na tych tablicach słowa, jakie były na pierwszych tablicach, które ty potłukłeś" (Pwt 10. 1-2). Z powyższej relacji wynika, że drugie nadanie Prawa Bożego było czymś niezależnym od Dekalogu (Wj 34. 10-28). Biblijna relacja o obu kodeksach prawa danych Mojżeszowi nie zawiera w sobie niczego sprzecznego, jeśli tylko zapoznamy się ze wspomnianym szerszym kontekstem (Pwt 9; 10).
Ilu synów miał Abraham
Założenie, że apostoł Paweł mógł nie wiedzieć, iż Izaak nie był jedynym synem Abrahama, byłoby absurdalne, ponieważ w kulturze hebrajskiej życiorys Abrahama znało na wyrywki każde dziecię już w wieku przedszkolnym, zaś Paweł z Tarsu był wybitnym
rabinem - ci natomiast zwykle znali na pamięć cały Stary Testament.
Cóż więc oznacza słowo "jedyny" czy "jed-norodzony" w wersecie, który mówi: "Przez wiarę Abraham, wystawiony na próbę, ofiarowałIzaaka, i to jedynego syna składał na ofiarę, on, który otrzymał obietnicę, któremu powiedziane było: Z Izaaka będzie dla ciebie potomstwo" (Hbr 11.17-18). Otóż słowo "jedyny" czy "jednorodzony" (gr. monogenes) miało w czasach biblijnych drugie obok literalnego znaczenie, a mianowicie: "jedyny w swoim rodzaju". Słowo to odnosi się do Izaaka dlatego, że był dziedzicem obietnicy danej Abrahamowi przez Boga, że z jego linii narodzi się Mesjasz. Takim dziedzicem stawał się zwykle pierworodny, którym w przypadku Abrahama był Ismael, ale ten był synem niewolnicy, a nie żony Abrahama. Sara była już bardzo wiekowa, gdy usłyszała obietnicę Bożą o synu, który urodzi się Abrahamowi. Postanowiła "dopomóc" Bogu i posłała mężowi niewolnicę Hagar, aby miał z niej potomstwo, co na Bliskim Wschodzie było wówczas przyjętym i częstym zwyczajem. Hagar urodziła Abrahamowi Ismaela. Później jednak niemożliwe stało się możliwe i Sara zaszła w ciążę. Urodziła Izaaka, który był synem Bożej obietnicy, dziedzicząc zarazem obietnicę Bożą. Dlatego nazwany jest "jedynym".
Owocem "przedsiębiorczości" Sary były jednakże tylko rodzinne konflikty między nią i Hagar, a zwłaszcza między Ismaelem i Izaakiem. Trwają zresztą do dziś, bo od Ismaela wywodzą się Arabowie, a od Izaaka - Żydzi. Apostoł Paweł podał przykład losu obu synów Abrahama w jednym ze swoich listów (Ga 4. 24), aby zilustrować dwa rodzaje religijności: jedna płynie z ufności w słowo Boga i niesie wolność (tę miała wybrać Sara, spokojnie czekając na spełnienie obietnicy), druga zaś polega na ufaniu sobie zamiast Bogu, i niesie niewolę (takiego wyboru dokonała ostatecznie Sara, posyłając mężowi Hagar). Dlatego apostoł Paweł wspomina w tym miejscu tylko o tych dwóch synach.
Warto wspomnieć, że Jezus Chrystus nosi ten sam tytuł (gr. monogenes) co Izaak. W przypadku Jezusa ma on także znaczenie "jedyny w swoim rodzaju", choć słowo to często tłumaczone jest jako "jednorodzony" (J 3. 16). Co ciekawe, Izaak, jako "jedyny" syn Abrahama (w tym szczególnym sensie) był nie tylko ludzkim przodkiem Chrystusa, ale zarazem Jego zapowiedzią. Ofiara, jaką Abraham miał złożyć ze swego "jedynego" (w sensie: "unikatowego") obiecanego syna, była zarazem zapowiedzią ofiary, którą Bóg Ojciec złożył na Golgocie poprzez śmierć swojego Syna. (Cdn.)
ALFRED J. PALLA
I 31 X - 7 XI 2002 r.
FAKTY n
BÓGI BOGOWIE
17
ŻYCIE PO ŻYCIU (15)
Tron Baranka
Czy Królestwo Boże będzie przypominać niebiański dom nudy? Czy jedynym zajęciem zbawionych będzie machanie gałązkami palmowymi, granie na harfach i śpiewanie w chórze?
Centrum Nowego Jeruzalem zbawionych stanowi tron Boga i Baranka. Wypływa z niego "rzeka wody żywota, czysta jak kryształ" (Ap 22. 1). Rzeka, która przepływała przez środek utraconego raju, pojawia się także w raju odzyskanym. W sprawozdaniu dotyczącym dzieła stworzenia czytamy, że rzeka płynąca przez Eden dzieliła się w dalszym biegu na cztery odnogi i nawadniała całą ziemię. Bóg pragnie odnowić wszystko to, co człowiek utracił, przywraca więc dla jego dobra drzewo żywota. Nie będzie jednak drugiego drzewa -drzewa próby. Nie będzie ono potrzebne, ponieważ wszyscy zbawieni taką próbę przeszli. Istnienie drzewa życia "rodzącego dwanaście razy, wydającego co miesiąc swój owoc" (w. 2) ma symbolizować fakt, że człowiek nie jest nieśmiertelny z natury, lecz jego życie wieczne jest w rękach
Boga. Tak jak w raju - ludzie będą żywić się owocami. Choć chorób już nie będzie (Iz 33. 24), to jednak "liście drzewa służą do uzdrawiania narodów" (w. 2). Niektórzy bibliści tłumaczą to stopniowym przywracaniem pełnej sprawności. Zbawieni będą w ten sposób regenerować siły i zwiększać swój potencjał. Jezus po zmartwychwstaniu nie był przecież zjawą, lecz człowiekiem z krwi i kości, który zapytał o jedzenie (Łk 24. 36
43). Potrzeby ludzi będą więc podobne. Rozwój będzie nieograniczony -przyszłe zajęcia obejmą potencjał fizyczny i umysłowy, projektowanie i konstruowanie (Iz 32.18; 65.21-22). Ludzie będą badać wszechświat i korzystać z wiedzy wcześniej niedostępnej, będą zgłębiać mądrość Boga, zgodnie z zapowiedzią apostoła Pawła: " Teraz poznanie moje jest cząstkowe, ale wówczas poznam tak, jak jestem poznany" (1 Kor 13.12). Nadal będzie się toczyć życie religijne, a zbawieni będą się spotykać na cotygodniowym nabożeństwie "w każdy sabat", przed tronem Boga pojawią się także "w każdy nów" (Iz 66. 23).
Zanim jednak zbawieni "posiądą ziemię i będą mieszkać na niej zawsze"
(Ps 37. 29) zostaną zabrani przez powracającego w chwale Chrystusa do "domu Ojca" (J14.2-3) na ucztę Baranka (Ap 19. 9). Biblia przedstawia związek Chrystusa z Jego ludem jako związek Oblubieńca i oblubienicy. Dobrze ilustruje to bliskowschodnia tradycja ślubna. Po zaręczynach narzeczony zostawia swą wybrankę, by przygotowała się na wesele, a sam szykuje wspólne mieszkanie; Jezus zostawił na ziemi swój lud, by przygotował się na spotkanie z Nim, a Sam poszedł przygotować mu miejsce (J 14. 1-3). Następnie pan młody wprowadza swą żonę do domu ojca na długą ucztę; Jezus zabiera zbawionych do nieba na ucztę Baranka. Na koniec małżonkowie udają się do swego nowego domu, gdzie spędzą całe życie; Jezus zabiera swój lud na odnowioną ziemię, gdzie będą mieszkać "na wieki wieków" (Ap 22. 5).
Ziemia stanie się najbardziej wyróżnionym miejscem wszechświata. Tu będzie tron Baranka i chwała Pana. Jeruzalem oznacza twierdzę pokoju (Salem - pokój Hbr 7. 2): "I nie wejdzie do niego nic nieczystego ani nikt, kto czyni obrzydliwość i kłamie" -pisze Jan (Ap 21. 27). "Błogosławieni, którzy piorą swoje szaty, aby mieli prawo do drzewa żywota i mogli wejść przez bramy do miasta" (22.12). Przed ludźmi zostaną otwarte pokłady poznania, o jakich im się nie śniło.
PAULINA STAROŚCIK
RELIGIE WCZORAJ I DZIŚ (35)
Irański zbawiciel
Mani urodził się w 216 r. n.e. w północnej Babilonii. W 228 r. (lub 229) doznał objawień ukazujących mu kosmiczną walkę Chry-stusa-światła i Szatana-mroku.
Wedle tych objawień pierwotnym zadaniem człowieka miało być wspieranie światłości, która go niegdyś stworzyła, ale dostał się on do niewoli Szatana i zatracił dawną czystość. Na szczęście Chrystus (niekoniecznie tożsamy z historycznym Jezusem) pomógł ludziom wrócić na właściwą drogę, choć nie zdołał już całkowicie rozdzielić zmieszanego światła i mroku, tworzących brudną rzeczywistość zmysłową. Człowiek musi więc dążyć do wyzwolenia ukrytego światła i zrzucenia sił zła. Ta dwudzielność kosmosu znajduje swój wyraz w dwudzielności Pisma Świętego. Judaistyczny Stary Testament jest tworem demonów przykuwających ludzkość do materii. Natomiast Noe, Abraham i Jezus to duchy światłości prowadzące do Boga. Mani zaadaptował judaizm, gnostycyzm i chrześcijaństwo do typowo irańskich koncepcji dualistycznych.
Przełom dokonał się w latach 240
241 dzięki następnym wizjom. Niebiosa nakazały wtedy Maniemu nauczać nowej wiary, aby przybliżyć zwycięstwo światła. Mani powędrował do Indii i w Gandharze studiował buddyzm. Prawdopodobnie pod jego wpływem przyjął bezwzględny wegetarianizm i zakazał
niszczenia życia w każdej postaci. Z chrześcijaństwa zaczerpnął pogląd, że asceza (zwłaszcza wstrzemięźliwość seksualna) jest najlepszą drogą do zbawienia, ponieważ odrywa człowieka od nieczystej materii.
Po powrocie z Indii zaczął misyjną działalność przy poparciu księcia Mihrszacha, brata Szapura rządzącego Persją. Książę Peroz, drugi brat władcy, nawrócił się na ma-nicheizm. Prorok mógł spokojnie budować zręby nowej wiary i rozsyłać misjonarzy. Mani pisze rozprawy w kilku językach -podkreśla, że nie chodzi mu o doktrynę jednego kraju, lecz o całą ludzkość. Na wzór buddyzmu i chrześcijaństwa -ma ambicje światowe.
Okres spokoju kończy się jednak wraz ze śmiercią Szapura (273 r.). Następny władca, Bahramem I, zakazuje manicheizmu, dostrzegając w nim zagrożenie dla dotychczasowego porządku, tym bardziej że państwo prowadzi ciężkie walki z Rzymem i potrzebuje konsolidacji. Wzywa więc Maniego, aby wysłuchać jego racji, a następnie wtrąca proroka do więzienia. Mani zostaje stracony na przeł. 276/277 r.
Tymczasem nowa wiara ogarnęła już spore połacie zachodniej i środkowej Azji, dotarła do Egiptu i północnej Afryki. W IV w. będzie wyznawana na Bałkanach, w Hiszpanii i Galii, a w VII w Italii. Niestety, wszędzie jest traktowana
jak groźna, antypaństwowa ideologia, zwłaszcza po chrystianizacji Cesarstwa. Kolejni cesarze surowymi edyktami starają się tępić maniche-izm. Szczególnie zawzięcie ścigał ma-nicheistów papież Leon I w poł. V w. W rezultacie idea perskiego mistyka staje się dla chrześcijan synonimem pogaństwa i odstępstwa od prawdziwej wiary.
Skromne i bardzo okrojone resztki manichejskiego poglądu na świat przetrwają w świadomości najbiedniejszych warstw średniowiecznego społeczeństwa Europy. Najubożsi będą utożsamiali maniche-izm z oporem wobec wszechwładnego chrześcijańskiego kleru oraz z postulatami zmian ekonomicznych i politycznych, nie zdając sobie sprawy, że sam Mani znajdował niegdyś protektorów wśród perskiej arystokracji.
W Persji do VI w. przywrócono dominację zoroastryzmu, spychając manicheistów na północne peryferie państwa. Kiedy muzułmanie zajęli Iran, po krótkim okresie tolerancji rozpoczęto ostre prześladowania manicheistów (od roku 750), doprowadzając w końcu do ich zupełnej likwidacji. Najdłużej mani-cheiści utrzymali się wśród Ujgurów (Kaszgaria), gdzie padli dopiero pod wpływem mongolskiego najazdu (1220 r.). W Chinach ostatnich wyznawców Maniego odnotowano jeszcze w 1370 r. LESZEK ŻUK
Bóg rozpoczyna akt kreacji od stworzenia światła. Bez niego, tak jak bez Boga, nie ma życia. To Bóg jest źródłem jednego i drugiego: "w Nim I żyjemy i poruszamy się, | i jesteśmy" (Dz 17. 28).
. "I r zekł Bóg: Niech ) stanie się światłość. I stała się światłość. I widział Bóg, że światłość była dobra. Oddzielił tedy Bóg światłość od ciemności" (Rdz 1. 3
4). Wielu ludzi spekuluje, co było źródłem światła pierwszego dnia, skoro słońce jest wspomniane dopiero w dniu czwartym. Czy światło dnia było pierwszym zjawiskiem świetlnym? Jest to
Czym właściwie jest światłość? Czy można ją zredukować do wiązki fal o określonej długości, jak tego uczy fizyka? A czy ciemność jest tylko brakiem lub znikomą ilością tych fal? Dla każdego, kto jako dziecko zasypiał przy zapalonej lampce i kto do dziś czuje się nieswojo, wchodząc do piwnicy, oczywiste jest, że różnica między światłem i ciemnością jest dużo głębsza. Ciemność od zawsze kryła w sobie tajemnicę, pociągającą, ale i straszną zarazem. Dlatego też zawsze była obrazem grzechu, który kusi, ale i obciąża sumienie, bruka i rani innych. W ciemności jednak nic nie widać, okrywa ona wszystkie nasze działania i pozwala czynić zło. Światło natomiast pomaga je dostrzec: "...światłość przyszła na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność, bo ich uczynki były złe. Każdy bowiem, kto źle czyni, nienawidzi światłości i nie zbliża się do światłości, aby nie ujawniono jego uczynków" (J 3.19-20).
OKIEM KREACJONISTY
Światło
mało prawdopodobne, ponieważ światło istniało w niebie przed stworzeniem Ziemi. Skąd się tam wzięło? Biblia mówi, że źródłem światła jest Bóg (1 J 1. 5). W czasach starożytnych postrzegano słońce, księżyc i gwiazdy jako boskie obiekty. Światło emanujące od nich było uważane za wytwór tych bóstw. Oddzielając światło dnia od tych właśnie ciał niebieskich pisarz pierwszego rozdziału Księgi Rodzaju pozbawił je wszelkiej "twórczej godności". Pierwotnym źródłem światła jest tylko Bóg. Czyniąc dzień i noc Bóg stworzył ponadto rachubę czasu -dwudziestoczterogodzinną dobę. Stworzył czas dla ludzkiego świata.
"I nazwał Bóg światłość dniem, /^ wy a ciemność nazwał nocą. I na- Ą- . ^^ - prorokował Izajasz (9. 1)
W tej biblijnej dychotomii efektem światła jest zawsze dobro: "Bo owocem światłości jest wszelka dobroć i sprawiedliwość, i prawda" (Ef 5. 9). Co istotne, Bóg wcale nie uczynił ciemności. To, co uczynił -dobrą światłość -oddzielił od ciemności, bowiem dopiero na tle dobra, zło staje się widoczne. A wystawienie zła na światło dzienne nie jest tym samym, co jego stworzenie. Bo też nie Bóg był autorem zła...
Światło ma w Biblii dużo szersze znaczenie niż w nauce, tak samo jak szerzej (o wymiar duchowy i wieczny) Biblia postrzega człowieka. Światłem jest Bóg, który schodzi z wysokości do pogrążonego w ciemności człowieka: "Lud, który chodzi w ciemności, ujrzy światło wielkie, nad mieszkańcami krainy mroków zabłyśnie światłość"
stał wieczór, i nastał poranek - dzień pierwszy" (w. 5). Tak oto rozpoczęło się siedmiodniowe dzieło stworzenia świata. Pierwszy dzień otrzymał tu rolę szczególną. W tym dniu Bóg utworzył fundamenty dla kolejnych aktów
stwórczych. Przyjrzyjmy się zatem temu, co Bóg uznał za podstawę i niezbędny komponent świata, który zaplanował.
o mającym nadejść Mesjaszu. Bóg zawsze jest utożsamiany ze światłem, dlatego apostoł Paweł wzywa: "Obudź się, który śpisz (...), a zajaśnieje ci Chrystus" (Ef 5.14). Światło ma dwa wymiary, obydwa służą życiu: fizyczny, widzialny, potrzebny do ziemskiej egzystencji (korzystają z niego wszyscy) oraz duchowy, niewidzialny, dający wyzwolenie tym, którzy chcą je przyjąć. MARTA CUBERBILLER
18
NASZA RACJA
FAKTYn
II X - 7 XI 2002 r.
Przy korycie
O WARSZAWA
Koniec Telewizji PULS. Ta założona przez członków OPUS DEI za pieniądze spółek skarbu państwa stacja nie ma już ani złotówki na dalszą działalność. Nie znalazł się także żaden frajer, który chciałby ją kupić. Zarząd podjął decyzję
0 zakończeniu emisji. Pracowników poinformował, że o odprawach i innych należnych im pieniądzach mogą zapomnieć. Firma
po prostu wydała odłożone dla nich złotóweczki na opłacenie wszystkich październikowych rachunków. Załoga protestuje, bo nie tak się umawiała. Nie doszło do spotkania zbuntowanych dziennikarzy i reszty personelu z zarządem. Dyrektorzy mieli ważniejsze sprawy na głowie. Prezesów Pawlickiego
1 Ciompę bardziej obchodziły wybory samorządowe niż los siły roboczej. Obaj kandydowali bowiem z list Prawa
i Sprawiedliwości do rady Warszawy. No bo prawo prawem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie. Nieprawdaż?!
O WARSZAWA-GDAŃSK
Premier Leszek Miller, który postanowił wskrzesić tradycję gospodarskich wizyt, w przedwyborczy piątek odwiedził Gdańsk. Obok tradycyjnych punktów takiej wycieczki (spotkanie z młodzieżą, uroczyste otwieranie i przecinanie) znalazły się nawiedziny bazyliki św. Brygidy, bowiem premier polskiego rządu
uznał za niezbędne złożenie uszanowania znanemu antysemicie -prałatowi Henrykowi Jankowskiemu. Ten ostatni wykorzystał wizytę szefa rządu, aby załatwić swój biznes, czyli koncesję na wydobycie bursztynu. Prałat zrugał jak burą sukę wojewodę pomorskiego Ryszarda Kurylczyka, oczywiście w obecności Millera. Wojewoda tłumaczył się ze swojej bezczelnej opieszało-
ści w dogadzaniu budowniczemu bursztynowego ołtarza i solennie przyobiecał błyskawiczne załatwienie sprawy. No, Kurylczyk! Żeby nam to było ostatni raz!
O WARSZAWA
Żeby nie było, że premier Miller załatwia interesy tylko na plebaniach. Czasem zatroszczy się też o los bezdomnych. Zimą brakuje dla nich miejsc, w których mogą się ogrzać. Zamyka się na noc ich ulubione dworce kolejowe, a bezdomnych wyrzuca na ulicę. Rząd
postanowił poprosić państwowe koleje, aby nie skazywały ludzi bezdomnych na mróz i śmierć. Negocjacje rządu z PKP trwały długo, ale udało się. Premier postanowił uczcić kolejny sukces swojego rządu i zaprosił dziennikarzy na uroczystą prezentację umowy państwa z PKP. Odbyła się ona w ośrodku dla bezdomnych. Nie wybrano jednak największej humanitarnej organizacji, czyli Markotu, lecz jedynie słuszną, czyli Caritas. I dobrze. No bo jaki interes z Markotem może załatwić rządząca lewica? Żaden. A z Kościołem... to i owszem. Opracował M.P.
O ŁÓDŹ
Łódzki prezydent Krzysztof Jagiełło (SLD), chwalił się w kampanii tym, że... wie, jak przysporzyć łodzianom kłopotów. By pokonać konkurentów, obiecywał wyborcom problemy! W jego ulotce wyborczej można przeczytać: "Jako prezydent Łodzi jestem natomiast świadomy tego, jakie działania leżą w zasięgu naszych możliwości. Co ważniejsze, wiem, jak owe problemy wcielić w życie". No i co w tym nowego? Od tysiąca lat mamy wybitnych specjalistów od wcielania problemów w życie. PaS
O SUWAŁKI
Kandydatka Ligi Polskich Ra-sistów, (pardon -Rodzin!) na wójta Suwałk Eugenia Żukowska okazała się podwójną oszustką. Ma już na swym koncie wyrok sądowy za fałszowanie w poprzednich wyborach samorządowych dokumentów jednego z komitetów wyborczych. Prawomocny skazujący wyrok za przestępstwo umyślne uniemożliwia, według ustawy o bezpośrednich wyborach, piastowanie funkcji wójta, burmistrza i prezydenta. Obrotna katoliczka postanowiła więc... zmienić nazwisko. W obecnych wyborach wystartowała pod nazwiskiem pierwszego męża -Szosta-kowska. Misterny plan jednak padł. Widać Panbucek poznał się na swojej córze. PaS
OGŁOSZENIA PARTYJNE
Centrala APP RACJA, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź tel. 0 (pfx) 42/630-73-25, e-mail:racja@faktyimity.pl
Sympatyków Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA chcących wspomóc finansowo jej działania prosimy o wpłaty na konto: APP RACJA, ING BANK ŚLĄSKI Oddział w Łodzi, 10501461-2266001722.
Spotkania:
Zabrze, 2 XI godz. 15, skrzyżowanie ul. 3 Maja i ul. Szczęść Boże, pub "Galeria".
Olkusz, 3 XI godz. 17, rynek olkuski, restauracja "Etcetera" -zebranie organizacyjno-wyborcze dla powiatu olkuskiego. Bytom, 4 XI godz. 17, ul. Dworcowa 2.
Olsztyn, 5 XI godz. 18, ul. Profesorska 15, Osiedlowy Dom Kultury "Alternatywa" -zebranie wojewódzkie. Kontakt: Bronisław Oleksiewicz, tel. 0 (pfx) 89/543 26 33.
Tychy, 6 XI godz. 18, ul. Niepodległości, MDK "Tęcza" -zebranie powyborcze.
Świętochłowice Śląskie, 8 XI godz. 17, ośrodek WOSiR "Skałka", zebranie założycielskie. Kontakt: tel. 0 (pfx) 32/389 64 93 (w godz. 9-16) lub tel. 0 609 091 051. Opole, 8 XI godz. 19, ul. Domań-skiego 21, lokal Stanisława Bu-kowskiego. Kontakt: Stanisław Pokrywka, tel. 0-692 481 004, Stanisław Bukowski, tel. 0 (pfx)77 457 49 04.
Łódź, 8 XI godz. 17, ul. Zielona 15, sala konferencyjna -spotkanie dla dzielnicy Bałuty. Kontakt: Elżbieta Szmigielska, tel. 0-503 162 608.
Tarnowskie Góry, 9 XI godz. 17, os. Przyjaźń, ul. Litewska 22, Dom Kultury "Jubilat" -zebranie założycielskie.
Gliwice, 9 XI godz. 16, ul. Chorzowska 56, Centrum Szkolenio-wo-Rekreacyjne "Viva"
Kontakty:
ŁÓDZKIE
Wszystkich chętnych do złożenia deklaracji partyjnej prosimy o zgłaszanie się w każdą środę w godz. 10-16, Łódź, ul. Zielona 15. Kontakt: Elżbieta Szmigielska, tel. 0-503 162 608.
DOLNOŚLĄSKIE Członków r i sympatyków z Ząbkowic Śląskich oraz gmin:
Kamieniec Ząbkowicki, Cie-płowody, Stoszowice i Złoty Stok prosimy o kontakt
z Marianem Gawędą, tel. 0-600 552 449.
KUJAWSKO-POMORSKIE
Prosimy wszystkich członków i sympatyków APPR z terenu byłego woj. toruńskiego o kontakt: Stanisław Gęsicki, tel. 0 (pfx) 56/651 93 58, Szczepan Abra-mowski, tel. 0 (pfx) 56/659 98 41.
MAŁOPOLSKIE
Internauci antyklerykałowie! Zapraszamy do odwiedzenia pod adresem www.racja.of.pl witryny małopolskiego okręgu APPR.
POMORSKIE
Dziękuję członkom i sympatykom APPR za czynny udział w przygotowaniach do wyborów oraz oddanie głosów na naszych kandydatów. Andrzej Kotłowski -pełnomocnik wojewódzki.
ŚLĄSKIE
Ruda Śląska-Wirek, w każdą ostatnią niedzielę miesiąca godz. 17, ul. Katowicka 1a, kawiarnia "Pryzma" (obok stadionu).
Pomagam w zakładaniu struktur partyjnych APP RACJA na terenie województwa - Julian Marcichów, tel. 0-609 051 091.
WIELKOPOLSKIE Informujemy, że dotychczasowa siedziba Zarządu Wojewódzkiego w Poznaniu, os. Rzeczypospolitej 1 od 1 XI jest zamknięta. Osoby zainteresowane prosimy o kontakt z pełnomocnikiem wojewódzkim - Stanisławem Maćkowiakiem (0-609 222 900).
KOORDYNATORZY ZAGRANICZNI:
ANGLIA, Sebastian Zarusiński,
Londyn 7765903529
NIEMCY, Iwona Mrugała-Jansky,
Monachium 01752550162
SZWECJA, Elżbieta Martell,
Frsund 498221316
AUSTRIA, Tadeusz Uszpalewicz,
Wiedeń 06769518420
ŁOTWA, Andrzej Bargieła, Ryga
6529915
FRANCJA, Roland Błasiak, Paryż
678739044
USA, Kazimierz Dziamka, Jeffer-
son 5052558565
Zapraszamy chętnych do współpracy -informacje: tel. 00 48 42 630 73 25.
Każdy premier i minister finansów rozpoczyna urzędowanie od opowiadania bajek, jak to pod jego rządami będzie dobrze małym przedsiębiorcom. Miller i jego obaj ministrowie od kasy nie odbiegli daleko od tego zwyczaju.
Aby zrealizować swoje obietnice, wicepremier Belka przygotował zmianę ordynacji podatkowej. Taka mała techniczna nowalijka. Posłowie projekt obejrzeli, uchwalili, a pan prezydent podpisał. Faktycznym celem tych zmian było nadanie pracownikom aparatu skarbowego uprawnień sędziów, prokuratorów, a może nawet i katów naraz. Na czym one -te zmiany -polegają, zaraz Ci to, Czytelniku, wytłumaczymy.
Wiele przepisów prawa podatkowego jest tak napisanych, że nikt nie wie, jak je należy rozumieć i stosować. W normalnych krajach podatnik ma prawo w takich przypadkach napisać do organu podatkowego prośbę o wyłożenie, "co jest czym, czego" -jak mawiał Kubuś Puchatek. I w Polsce także przyjęto takie światłe rozwiązanie. Jednak
Przepis na bezprawie
i tu jest coś, co odróżnia Polskę od normalnych państw. Otóż owa urzędowa wykładnia (i to także w wydaniu ministra finansów) ma niekiedy wartość papieru toaletowego i nic więcej. Może bowiem być zanegowana przez inną wykładnię (po roku lub więcej czasu), która stanowi zupełnie co innego! Ordynacja zakłada również, że kiedy urzędnik się pomyli (a jest tylko człowiekiem), podatek trzeba i tak zapłacić, nawet za parę lat wstecz!
W całej normalnej reszcie świata -urzędnika, który się na czymś walnął, gani się, a nawet wywala z roboty. W Polsce na odwrót. To Ty, Czytelniku, poniesiesz konsekwencje, że zawierzyłeś państwu.
Czytając ordynację podatkową natkniemy się na niewinne artykuliki 24a i 24b. Wprowadzają one tak zwaną klauzulę obejścia prawa podatkowego. Co to uczone pojęcie znaczy? A to, że urzędnik skarbowy będzie miał
prawo uznać, iż np. umowa, którą z kimś zawarłeś, nadaje się tylko do kosza, a jej skutki nie mają znaczenia przy określaniu wysokości podatku. Zilustrujemy to przykładem. Kowalski podpisał umowę najmu sklepu. Płacony czynsz "wrzuca" w koszty i czyni to legalnie. Przychodzi do niego urzędnik skarbowy i mówi: - Kowalski, łżesz jak pies, ty tego sklepu nie wynajmujesz i nie masz prawa do odliczania czynszu od dochodu. -A to czemu? -pyta Kowalski. -A dlatego, żeś pożyczył temu gościowi, co postawił sklep, kasę na jego budowę -odpowiada urzędnik. Wyobraźnia pracowników aparatu skarbowego jest przeogromna. Skoro -według nich -nie miałeś, Drogi Czytelniku, prawa do odliczania ponoszonych kosztów, to stajesz się pospolitym przestępcą, którego należy surowo ukarać. Naiwny myślisz sobie tak: -Urzędnicy skarbowi to prawnicy
i ekonomiści, więc jak przeczytają umowy, nic mi nie zrobią.
Otóż mylisz się. Kontrolować Cię może przecież polonistka, absolwentka chemii czy archiwistyki, bowiem -jak wynika z oficjalnych danych Ministerstwa Finansów -w aparacie skarbowym pracuje 50 113 ludzi, z których tylko 10 732 skończyło prawo lub ekonomię. Tak więc masz piekielną szansę trafić na absolwenta np. archeologii. Polskich przedsiębiorców broni wiele organizacji. Jednak żadna nie wystąpiła do prezydenta o weto w tej sprawie. W jednej powiedziano nam, że zawarli z ministrem finansów umowę, iż -UWAGA! -przepisy te będą rzadko stosowane (sic!). W końcu na ten cały burdel wkurzył się Andrzej Arendarski. Szef Krajowej Izby Gospodarczej (związany z SLD) wystosował do pana prezydenta liścik, w którym prosi o skierowanie całej tej kuriozalnej ustawy do Trybunału Konstytucyjnego. A Aleksander się zastanawia.
Mamy nadzieję, że dumanie nie będzie trwało długo i aparat skarbowy nie będzie miał okazji wykończyć wszystkich drobnych przedsiębiorców. M.P.
Nr 44 (139)
31 X - 7 XI 2002 r.
LISTY OD CZYTELNIKÓW
19
LISTY
Gdzie moralność?
Słucham wiadomości w jednej z komercyjnych stacji radiowych i sły-szę, że w Łagiewnikach (łódzkich) jest szpital dla chorych na gruźlicę, ale pewnie już niedługo przestanie funkcjonować, bo brakuje kasy na profilaktykę i utrzymanie autobusów z aparaturą do zdjęć małoobrazkowych. Problem ten dotyczy zarówno Łodzi, jak i całego kraju. W tym momencie krew mnie zalewa i szlag trafia, gdy w innych Łagiewnikach (krakowskich), w dzielnicy miasta, w którym bez mała przy każdej ulicy, od wieków, jest kościół, postawiono za ciężkie pieniądze (nie tylko od prywatnych sponsorów) budowlę typu "kluska", przeznaczoną dla małej, faustyńskiej, siostrzanej, staropanieńskiej społeczności, której sprawi przyjemność biały stary kawaler, kropiąc ten gmach za pieniądze wydarte z kieszeni nawet najbiedniejszego polskiego podatnika. Zastanawiam się, gdzie jest moralność i sumienie tego pana, który w naszym kraju jest traktowany bez mała jak Bóg. Wikary
Spirala prywatnie
Nasza rodzina jest szczęśliwa. Trapią ją tylko problemy materialne. Te problemy nie pozwalają nam powiększyć rodziny i uważamy, że we czworo jest nam w miarę znośnie. Po urodzeniu drugiego dziecka ginekolog poradził mi założenie spirali doma-cicznej, ale jakież było moje zdziwienie, gdy oznajmił, że nie może tego zrobić na kasę chorych, tylko prywatnie. Razem z mężem płacimy sumiennie składki ubezpieczeniowe! Czy zapobieganie rodzeniu się niechcianych z powodu biedy dzieci jest luksusem, za który trzeba płacić dodatkowo? Czy święta sperma zawsze musi zapłodnić święte matczyne jajo? Spirala "śmierci" może być zakładana tylko prywatnie, bo państwowo nikt do "ludobójstwa" nie dopuści w naszym "kochanym Katolandzie".
Matka Polka
Zły człowiek?
Jak na to patrzę, to krew mnie zalewa, ale dla dobra syna zaciskam tylko pięści i zęby. Syn jest uczniem trzeciej klasy szkoły podstawowej i jako jedyny w klasie nie uczęszcza na religię. Zgadnijcie, co w tym czasie robi? Otóż siedzi przez godzinę na korytarzu, nikt się nim nie zainteresuje, bo religia jest pomiędzy innymi lekcjami. Co na to
Pani Łybacka, co kurator województwa zachodniopomorskiego, co władze SLD ("przywróćmy normalność"), że nie wspomnę o dyrektorze tej szkoły? Dlaczego religia nie jest na pierwszej lub ostatniej lekcji? Nie mogę i nie chcę walczyć z nauczycielami w tej szkole, bo mi zaszczują syna!!! Terroryzm czarnych odczuwamy na każdym kroku, a najważniejszą osobą na rozpoczęciu roku szkolnego jest ksiądz. Paranoja, łamanie konstytucji i innych aktów prawnych. Jestem złym człowiekiem i cała moja rodzi-
złamanego grosza. Kościół jest remontowany ze składek płynących z Polski. Sądzę, że podobne praktyki stosuje wielu księży.
Czytelnik
Największa cipa
Popieram prezydenta Rzeszowa, jeżeli chodzi o zainstalowanie krzyża maltańskiego na "największej cipie świata", ponieważ pomnik tak ważnej części ciała był do tej pory
Nasi czytelnicy uświadamiają Egipcjan - to nie szarańcza, ale czarna stonka jest dla nich zagrożeniem!
na, bo nie przyjmujemy urzędnika pana B. po kolędzie. Zwisa mi to wszystko (oprócz tego, co się dzieje w szkole), co o nas mówią, a i tak wychowamy syna na dobrego patriotę, kochającego swój kraj. Ale jeżeli tylko dowiem się, że robią synowi jakąś krzywdę z tego tylko powodu, że nie uczęszcza na religię, to sądzę, że wielu w kraju o mnie jeszcze usłyszy. Proszę, trzymajcie tak dalej, niech ludzie widzą, co się w tym naszym kraju dzieje? Nie zastrzegam swojego e-maila, bo oczekuję listów od osób myślących podobnie jak ja.
Mader1@poczta.onet.pl
Cegły na proboszcza
Mój znajomy pochodzi z dawnych terenów wschodnich, z Ukrainy. Ostatnio drugi raz odwiedził rodzinne strony -miasto ŻÓŁKWIA. Za pierwszym razem zastał tam proboszcza Krk i dał mu 50 dol. na tak zwane wypominki. Księżulo był bardzo zadowolony i kilkakrotnie dziękował, mówiąc "Bóg zapłać". Tym razem (28.08 do 12.09.2002) znajomy również odwiedził Kościół w Żółkwi z zamiarem ponownego datku. Księdza Pawełki nie zastał, ale skontaktował się ze studentami pracującymi przy odnawianiu kościoła, a ci powiedzieli mu, że ksiądz nadrukował cegiełek w celu sprzedaży ich polskim turystom, a na remont kościoła nie raczył z tych pieniędzy poświęcić ani
niekompletny. Po zamontowaniu krzyża (który ma być wypukły) cipa wzbogaci się o jeden jakże ważny szczegół: o łechtaczkę. Tak więc popieram wkład prezydenta Rzeszowa w rozwój edukacji i jego dążenie do doskonałości w nauczaniu kobiecej anatomii.
Stefan, e-mail do wiad. red.
Ameryka podbita!
Jonasz, muszę Ci powiedzieć, że te Twoje artykuły na drugiej stronie są po prostu zaj...biste! Czytam "Fakty i Mity" od kilku miesięcy i uważam, że ta gazeta jest nie do pobicia w tej chwili. Nie wiem, skąd wy bierzecie "pisarzy" w tej gazecie, ale są nie do zastąpienia. No cóż, gratuluję i z niecierpliwością czekam na cotygodniowy numer.
Piotr Pawlak, Chicago, USA
Ratunku!!!
Krew mnie zalała po obejrzeniu transmisji z Teatru Wielkiego w Warszawie z okazji 10-lecia Polskiej Rady Biznesu. Po 30 latach prowadzenia własnej działalności gospodarczej nie wiedziałem, że w Polskiej Radzie Biznesu działają takie tumany, tchórze; bez godności, klasy osobistej -żeby nie powiedzieć szczury kościelne. Pan Kwaśniewski przeprowadził celebrę mszalną, a pozostali artyści
dali wzór i przykład, jak zachowuje się kołtuneria w Polsce. Było to pośmiewisko na cały świat. Jak z takimi ludźmi można robić interesy, gdy bez klechów nie potrafią nawet zorganizować przyzwoitej rozrywki?
Był to zapewne koncert w hołdzie pedofilizmowi, jaki się szerzy w "Katolando-Ciemnogrodzie".
Od dzisiaj wstydzę się wychodzić do miasta. Wyrzuciłem wszystkie wizytówki, aby ukryć to, że jestem prywatną inicjatywą, żeby nikt mnie nie skojarzył z tą kołtunerią...
Wasz wielbiciel
Zbinio z Ełku
Jest sposób
Nawiązując do artykułu "Szpieguj bliźniego swego" ("FiM" nr 42), uprzejmie informuję zainteresowanych, że jest bardzo prosty sposób zapobieżenia sytuacji opisanej w artykule, który stosuję od dłuższego czasu. Ponieważ jako zwykły śmiertelnik nie mam żadnej możliwości sprawdzenia, czy podatek VAT, który zapłaciłem dostawcom przy zakupie towarów i usług został przez nich odprowadzony, zlecam to tym, którzy mogą to zrobić zgodnie z prawem, czyli urzędowi skarbowemu, który mnie rozlicza. Należy co miesiąc zestawić wszystkie faktury dotyczące zakupów i dostarczyć je do właściwego urzędu skarbowego z prośbą o sprawdzenie w terminie np. do 10 dnia miesiąca, w którym mamy zapłacić podatek należny, czy podatek VAT naliczony w tych fakturach został przez dostawców odprowadzony na rzecz skarbu państwa (gdyż wtedy i tylko wtedy możemy go odliczyć od podatku należnego).
Marian Czerwiński
Wojsko do szopy
W ostatnich latach zapanowała moda na budowę w miejscu publicznym miast dużej szopy bożonarodzeniowej. Przed dwoma laty obiekt z żywymi, domowymi zwierzętami powstał w Lublinie na pl. Łokietka. W ubiegłym roku wybudowano kolejną szopę. W obu przypadkach wyręczono się miejscową jednostką wojskową. Zatrudniono kadrę zawodową i żołnierzy służby zasadniczej. Dyżury całodobowe pełnili żołnierze. Wykorzystano też wojskowe samochody ciężarowe. Poniesionych przez jednostkę wojskową kosztów Kościół nie pokrył. Zamiast doskonalić rzemiosło wojskowe, żołnierze harowali przy szopach kościelnych. Może choć w tym roku znajdą się parafianie chętni do prac społecznych.
Zygmunt Ziębowicz
Redakcja tygodnika "Fakty i Mity" stwierdza, że informacje zamieszczone w numerze 48 tygodnika z dnia 30.11 -6.12.2001 r. na str. 8 w publikacji pt. "Pornotesty na plebanii" są nieprawdziwe.
Redakcja tygodnika "Fakty i Mity" bardzo przeprasza ks. Mariusza Dobrowolskiego za zamieszczone tam nieprawdziwe pomówienia i za brak rzetelności dziennikarskiej, w wyniku czego doszło do opublikowania artykułu tej treści.
Redakcja tygodnika "Fakty i Mity" zobowiązuje się nie naruszać w przyszłości dóbr osobistych ks. Mariusza Dobrowolskiego. Tytułem zadośćuczynienia redakcja tygodnika "Fakty i Mity" przekazała na rzecz ks. Mariusza Dobrowolskiego kwotę uzgodnioną między stronami.
Od Redakcji
Powyższy tekst publikujemy zgodnie z prawem prasowym i treścią zawartej ugody.
Prostujemy go. Wszystkie informacje zamieszczone w ww. artykule "Pornotesty na plebanii" są prawdziwe. Nastąpiła jedyna, za to fatalna pomyłka -użyliśmy niewłaściwego nazwiska. Ponieważ księża z parafii w Choszcznie nie chcieli z nami rozmawiać, oparliśmy się na miejscowych informatorach. Jedna z urzędniczek w gminie zarzekała się, iż to ks. Mariusz D. molestował dzieci (sprawdziła to!). Tymczasem winnym okazał się jego kolega z tej samej parafii -ks. Jacek Czekański skazany niedawno na 1,5 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata oraz 5-letni zakaz wykonywania zawodu katechety. Niestety, w nowej parafii w Dobrej Nowogardzkiej, gdzie został przeniesiony po procesie, wbrew wyrokowi sądu, miał kontakty z młodzieżą, co stwierdziliśmy już po opublikowaniu artykułu.
0 0 0
Widziałeś coś ciekawego, słyszałeś o czymś, o czym nikt inny nie słyszał? Wyślij SMS-a na naszą gorącą linię: +48 691051702.
Usługi pogrzebowe pastorów protestanckich
tel. (0-34) 35-33-061
BEZPŁATNIE
Świecki mistrz ceremonii pogrzebowej
tel. 0-601-942-662
cena: 200 zł brutto + koszty dojazdu.
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Henryk Rozenkranc -tel. (0-42) 637-10-27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski -tel. (0-42) 630-72-33; Dział historyczno-religijny: Adam Cioch -tel. (0-42) 639-85-41; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Przemek Zimowski; Dział promocji i reklamy: tel. (0-42) 630-73-27; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-70-66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail: faktyimity@faktyimity.pl; Wydawca: "BŁAJA News" Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze -do 25 listopada na pierwszy kwartał 2003 r. Cena prenumeraty -28,60 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA -do 5 grudnia na pierwszy kwartał 2003 r. Cena prenumeraty -28,60 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16, 532-88-19, 532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-/kwartał; 227,-/pół roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-/kwartał; 255,-/pół roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-/kwartał 313,-/pół roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hubsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York -European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago -J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell Intern ational c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga -Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia "Pegaz" -Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 15 grudnia na pierwszy kwartał 2003 r. Cena 28,60 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p-ele@faktyimity.pl. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl
JAJA JAK BIRETY
Nr 44 (139)
II X - 7 XI 2002 r.
Pokłon Bogu
"Upadłem do nóg anioła (...), aby mu oddać pokłon. I rzecze do mnie: nie czyń tego!... Bogu oddaj pokłon!" (Ap. 22. 8-9)
CZARNO NA BIAŁYM
Szczodroćś
Stop, Szanowna Pani Korek-torko! Wolnego Panie Sekretarzu Redakcji... powstrzymajcie wrodzoną miłość do ortografii i nie poprawiajcie tytułu. Tak właśnie ma być: "szczodroćś", a nie "szczodrość", bo nie o język polski tu chodzi, ale o mowę pijawek, które zwietrzyły świeżą krew i już nie odpuszczą.
Pijawki do tej pory mieliśmy jedynie rodzime i jakby nawet nieco oswojone. Noszą one -pijawki -czarne sukienki i wysysają z nas co się da: a to na nowy krzyżyk milenijny, a to na kościółek, organy, plebanię, brykę dla proboszcza, wczasy dla wikarego itp., itd.
Pasożytów jest coraz więcej, a krwi coraz mniej.
O ten ostatek, który w nas pozostał, trwa twarda walka, a konkurencja robi się coraz większa. Teraz już międzynarodowa.
W innych krajach -np. we Włoszech -koncypują sobie tak: -Przecież my -tu, u siebie, na apenińskim półwyspie -podobnych idiotów, co to doić się dadzą za Bóg zapłać, już nie znajdziemy, więc trzeba otwory gębowe skierować na północ - nad Wisłę. Tam jest jeszcze
ziemia obiecana, tam jest forsa i dzicy tubylcy za paciorki od Papy gotowi są oddać ostatnią koszulę.
Myślicie, że żartuję? Nic podobnego. Tysiące Polaków otrzymuje w tych dniach imiennie zaadresowane listy z Włoch, w dodatku pisane po polsku... no prawie po pol-
DAWOWY DCWCD WPLJUT

sku. Zacytujmy fragmenty jednego z nich: (pisownia oryginalna) "Kochany Bracia, niech pokuj zawsze będzie z wami" -piszą kapucyni z San Giovanni Rotondo (to ci od ojczulka Pio) i żądają... no czego? Jak myślicie? " Czcigodny Ojciec Pio dzień po inauguracji nowego kościoła narzekał na jego zbyt małe wymiary (...). Zjednoczmy się Bracia i sprawmy, by marzenie Ojca Pio stało się rzeczywistością. Wasz wkład przyczyni się do budowy nowego
kościoła. Liczymy na Waszą szczodroćś" (właśnie tak napisano). Ortografii polskiej to może włoscy kapucyni i nie znają, ale za to na polskim prawie bankowym rozumieją się jak mało kto. Do listu dołączony jest bowiem gotowy, UWAGA! AUTENTYCZNY, POLSKI BANKOWY DOWÓD WPŁATY (w czterech egzemplarzach), i to już kompletnie wypełniony. Wystarczy tylko wpisać kwotę, aby "marzenie Ojca Pio stało się rzeczywistością". Jak się okazuje z lektury tego dokumentu, kapucyni mają nawet własne konto w polskim (no dobrze, przesadziłem) BRE Banku w Warszawie. To nie jedyne włoskie pijawki, które ostatnio chcą wyssać forsę od polskich (łatwo )wiernych. Do konkurencji stanęły też rozsyłające podobne listy "miłosierne" od Matuszki Teresy i jakieś bliżej nieokreślone "sercanki".
Księże prymasie, eminencjo biskupie i ty, zwykły plebanie, bijcie w dzwony, głoście larum, pospolite ruszenie zbierajcie, bo ktoś obcy chce doić wasze stadko. Nie pozwólcie na to. Nasza forsa przecież tylko Wam się należy!... Nieprawdaż? A tak na marginesie, to może ktoś od ochrony danych osobowych zainteresowałby się, skąd kapucyni i inne pasożyty mają we Włoszech dojście do tysięcy prywatnych polskich adresów?
MarS
Księdza pedofila, W. Pawłowicza, ściganego listem gończym, odnaleźliśmy na Ukrainie!
INDEKS 356441 ISSN 1509-460X
FAKTY
i mi
http://www.fa ktyimity. pl
TYGODNIK NIEKLERYKALNY
Nr 45 (140) 8 - 14 listopada 2002 r. Cena 2,20 zł (w tym 7% VAT)

i
Dotarliśmy do utajnionych dokumentów Fundacji Radia Maryja -"Nasza Przyszłość". Wynika z nich, że Ojciec-Prezydent-Dyrektor Rydzyk jest albo cudotwórcą, albo hochsztaplerem. Jego firma osiąga przychód około 6 milionów złotych rocznie, nie prowadząc oficjalnie prawie żadnej dochodowej działalności. Episkopaty wszystkich krajów mogą Wielkiemu Redemptoryście co najwyżej nagwizdać. Posiada on bowiem wielkie finansowe imperium, które nieustannie i ekspansywnie się rozrasta. I to jest JEGO PRZYSZŁOŚĆ.
3Str.6\
Ludzie
W Wałbrzychu 2000 bezrobotnych ludzi ryje w ziemi, wydobywając węgiel w biedaszybach. Walczą o przetrwanie. Pracują bez żadnych zabezpieczeń po kilkanaście godzin dziennie. Za kilkaset złotych na miesiąc. Czasem giną zasypani ziemią i kamieniami. A miała być druga Japonia...
Jakub, brat Jezusa
Światem poruszył najstarszy pozabiblij-ny dowód historyczności Jezusa! Na starożytnym ossuarium z Judei odczytano napis: "Jakub, syn Józefa, brat Jezusa". Odkrycie sceptycznie traktują papiescy, bo ich bajka o kuzynach Zbawiciela po raz kolejny jest wyśmiewana. Kościelne mity demaskuje już nie tylko Biblia, ale też archeologia.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
FAKTYn
FAKTY
POLSKA Państwowa telewizja wprowadza "nową tradycję" - pogadanki prymasa z okazji Wszystkich Świętych. Na inaugu-rację przez Glempa przemówił Stwórca: "Okazuję wam moje Miłosierdzie bez granic. Gdzie jest moja świątynia Opatrzności, którą przyrzekliście?!". Gubernator z ramienia Watykanu dał do zrozumienia, że czas zbierać kasę na Glempowy pomnik, bo jak nie, to boska cierpliwość się skończy. Skoro Miłosierdzie Glemp załatwił za jedną świątynię, to co możemy mieć za trzy, pięć, dwadzieścia, sto wielkich bazylik?!!
Prezydent Kwaśniewski ułaskawił mężczyznę, który jadąc z nadmierną prędkością, zabił na przejściu dla pieszych dwie kobiety. Sąd skazał go na dwa lata więzienia, a prezydent ułaskawił po kilku miesiącach odbywania kary. Rodziny ofiar są zszokowane. A Kwaśniewski odrobił tylko lekcje z Łagiewnik.
Premier Miller odwołał prezesa Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa Adama Tańskiego. Jednocześnie prokuratura wystosowała akt oskarżenia przeciwko podwładnemu Tańskiego z Gdańska, Brunonowi S. zamieszanemu w darmowe przekazanie Kościołowi terenu wartego 12 mln zł. Oskarżony w tej sprawie jest także Edward P., inspektor Urzędu Wojewódzkiego. Głównego beneficjenta przekrętu - kurię w Gdańsku - nikt nie tyka. Oskarżonym grozi do 10 lat więzienia. Co daj, Panie Boże. Po procesie, z gotowym precedensem postulujemy zamykać wszystkich szpiegów Watykanu!
Zgodnie z prawicową tradycją, sypie się Liga Polskich Rodzin. 5 posłów z Macierewiczem na czele założyło Koło Ruchu Ka-tolicko-Narodowego. Do odlotu z LPR szykuje się także Gabriel Janowski, który "pragnie połączyć się z posłem Pękiem"... Uchodźcy z Rydzykowej partii na odchodne, po katolicku, nazwali dawnych kolegów "bandą oszustów i krętaczy".
0 tak, oni się znają najlepiej.
PODKARPACIE Po półtorarocznym śledztwie prokurator postawił zarzuty molestowania seksualnego dzieci proboszczowi Tylawy Michałowi M. Ksiądz zmuszał dziewczynki do wyuzdanych praktyk seksualnych. Swoje ofiary od 30 lat uczył religii
1 przygotowywał do I komunii. Po ujawnieniu skandalu, parafianie prosili arcybiskupa przemyskiego Józefa Michalika o przeniesienie księdza, ale ten pozostał głuchy na ich prośby. Kościół jest miłosierny... względem własnych zboczeńców.
WROCŁAW Trwa proces mężczyzny oskarżonego o przymuszenie żony do aborcji i lekarza, który zabiegu dokonał. Donos na policję złożył inny lekarz, z którym kobieta konsultowała się w kilka dni po zabiegu. Niedoszła matka winą za nielegalną aborcję obarczyła swojego męża i ginekologa. Lekarz donosi na pacjentkę, kolega na kolegę, żona na męża, dwóch ludzi może trafić do więzienia... Ot, katolickie piekiełko.
W Wiązowie na Dolnym Śląsku udaremniono zamach na biskupa Edwarda Janiaka. W czasie homilii podszedł do niego 46-letni mężczyzna i mierząc z plastikowej atrapy pistoletu, zażądał dopuszczenia do mikrofonu. Przed niechybnym męczeństwem uratowali Janiaka zwarci i gotowi księża. Ogłoszono, że facet był psychiczny. Pewnie, że tak! Na biskupa z pistoletem... plastikowym?!
LUBLIN Czwartą polską wściekłą krowę znaleziono na Lu-belszczyźnie. W tym przypadku po raz pierwszy zaobserwowano pełny rozwój choroby.
Władze zapewniały nie tak dawno, że polska wołowina jest bezpieczna. Smacznego!
REDA Siedmioletnia dziewczynka została kolejną ofiarą pozostawionych bez opieki rottweilerów. Właściciele psów i matka ofiary byli pijani w chwili tragedii. Psy zapewne będą uśpione. Co zrobić z ich właścicielami?
WATYKAN Jak donosi "Nasz Dziennik", papież spotkał się z Rydzykiem. Ponoć zapewnił o modlitwie za Radio Maryja i udzielił rozgłośni błogosławieństwa...
...Czyżby w walce z liberalnym episkopatem? Dobrze, że nic o "biczu bożym" nie wspomniał.
Papież jest niezadowolony z dotychczasowych prac Konwentu Europejskiego pracującego nad kształtem unijnej konstytucji, twierdzi katolik Valery Giscard d'Estaing. JPII chce zapisów o "chrześcijańskich korzeniach" Europy i wolności dla kościołów. Od dwóch tysięcy lat nic, tylko: zapisów i zapisów...!
FRANCJA Biskupi francuscy chcą tego samego co papież. Apel w tej sprawie wystosowano wbrew stanowisku francuskiego rządu, który domaga się zachowania laickiego charakteru Unii. Biskupi mają wszak swój rząd w Watykanie.
WŁOCHY 29 osób, w większości dzieci z zawalonej szkoły, zginęło w trzęsieniu ziemi na południu Włoch. Bardzo silne wstrząsy nastąpiły także w Azji i na Alasce. Coraz silniej i coraz częściej... Nawracać się, czy wręcz przeciwnie?
CZECHY Rząd przedstawił nowy program poprawy ochrony zdrowia obywateli. Obejmuje on m.in. kompleksowe badania antynowotworowe i prenatalne, powszechne kontrole stomatologiczne w szkołach, budowę sieci boisk i ścieżek rowerowych oraz ograniczenie emisji hałasu.
Czesi będą zdrowsi, ale co z tego -nie będą mieli bursztynowego ołtarza i Świątyni Opatrzności.
UKRAINA W Kijowie wmurowano kamień węgielny pod budowę greckokatolickiej katedry patriarszej. Uroczystość, będąca zapowiedzią przeniesienia centrali unitów ze Lwowa do stolicy, odbyła się z udziałem nuncjusza watykańskiego. Ekspansja greko-katolików na Wschód doprowadza prawosławnych do furii. Katoliccy notable modlili się w Kijowie o jedność chrześcijan...
TURCJA Polityczne trzęsienie ziemi. Zwycięstwo odniosła umiarkowana partia islamska, a klęskę odnotowały rządzące dotąd skorumpowane ugrupowania świeckie. Z mieszanki dewocji i nieudolności polityków zawsze powstanie jakiś Giertych...
8 - 14 XI 2002 r.
KOMENTARZ NACZELNEGO
Pomnikowa miernota
1 ydzień temu pisałem, jak patrzę na tajemnicę śmierci. A patrzę przez pryzmat prozy życia.
Nic i nikt mnie nie przekona, że jakaś wdowa, nawet majętna, powinna wydać 20 tysięcy na marmurowy nagrobek dla ukochanego męża. Komu potrzebne są te tysiące ton włoskiego marmuru na polskich cmentarzach? Z pewnością nie leżącym pod nimi sztywniakom, a nawet nie do końca ich rodzinom. To wszystko dla tak zwanych ludzi, żeby widzieli, jak zmarły był kochany i szanowany. Na tej samej zasadzie - niemile widziane są puste miejsca na nagrobnych płytach, im grób mniej zastawiony zniczami, tym większy obciach, znowu u ludzi. Ciekawe, że cmentarna rywalizacja rajcuje chyba tylko Polaków. Na czterech kontynentach, tam, gdzie bywałem, nie widziałem tak wielu grobowców wielkości drugiej chałupy.
Wręcz przeciwnie, wszędzie dąży się do tego, by nagrobki wyglądały podobnie lub identycznie. Ekstrawagancja na miejscu spoczynku - gdzie z natury rzeczy wszyscy są wreszcie równi - albo jest zabroniona, albo kwitowana puknięciem w głowę. We Włoszech wielkie marmurowe pomniki stawiają sobie już tylko mafiosi. Polski boom w przemyśle kamieniarskim to chyba najbardziej namacalny przejaw cywilizacji śmierci zaszczepionej Polakom przez Watykańczyków. Przynosi to tym ostatnim jak zwykle wymierne korzyści, tu w postaci 10-15 procent od wartości pomnika.
Przyrzekłem sobie solennie, że na mojej doczesnej skorupie sprzedawca działek pod smutne domki szeregowe ani też poborca podatkowy - nie zarobią ani grosza. I nie chodzi tu o żadne skąpstwo. Jesteśmy wraz z żoną estetami, uznaliśmy więc, że szybko, miło i przyjemnie będzie się spalić. Na pierwszy i drugi rzut oka ma to wiele zalet, zwłaszcza dla mnie. Wielokrotnie odmawiałem czary nad ludzkim mięsidłem, które cuchnęło ponad miarę wytrzymałości. Wystarczy mi tego na dwa życia. Zamykanie takiej galarety (mojej galarety!) w drewnianej skrzyni, żeby się w niej jeszcze bardziej rozlazła i udusiła we własnym smrodzie - to jakaś sadomasochistyczna makabra. Co innego nowoczesny piec, który w parę minut, niczym mikrofalówka, zabija na śmierć wszelkie zarazki i smrodki, zamieniając Jonasza w kupkę ekologicznego popiołu. Wszystko to w oprawie muzycznej kilku moich ulubionych przebojów, które już na tę okazję wybrałem. Moim marzeniem jest, aby redakcja uczestnicząca w tej imprezie omawiała na niej kolejny numer "FiM". Później tylko przesy-panie do przytulnej urny, w której będę sobie mieszkał (najlepiej przy telewizorze, żeby być na bieżąco z wiadomościami) u dzieci, wnuków, prawnuków itd. Oczywiście pod warunkiem, że zmienią się idiotyczne polskie przepisy zakazujące trzymania urn z prochami w domach. Jeśli nie, żona ma się wystarać dla mnie o specjalną dyspensę. Żywię bowiem obawę, że miejsce spoczynku moich prochów - o ile będzie publiczne - może być obsrywane i obsikiwane przez katolicki aktyw. Akty te mogą być nawet odgórnie zalecane przez księży, jako publiczna manifestacja wiary.
Pragnienie pozostawienia po sobie granitowo-marmuro-wych pomników na cmentarzu, a tym samym uwiecznienie siebie samych dla pokoleń, z reguły nie idzie u Polaków w parze z osiąganiem przez nich za życia zasług, które miałyby znaleźć odbicie w tychże pomnikach. Obywatele Kato-landu w swej masie nie grzeszą mądrością, gospodarnością, pracowitością, zdolnością przewidywania. Podatni są na manipulacje, łatwo ich skłócić, coś im wmówić, czymś podja-rać. Marnują dobra doczesne, czas, siły oraz pieniądze nie tylko na cmentarzach. Nasz wielki i bogaty naród urzeka resztę świata wzniosłą głupotą i totalnym brakiem pragmatyzmu tożsamymi z katolickim podejściem do życia - "marność nad marnościami, wszystko marność".
No bo cóż na ten przykład znaczą setki milionów złotych wywalane każdego roku na niwelowanie kolein na drogach. Niezmiennie giną na nich ludzie i niezmiennie kładzie się ponownie ten sam miękki asfalt, używany już tylko w Polsce. 81 tysięcy więźniów w naszym przebogatym kraju nie ma co robić, poza przejadaniem co miesiąc 111 milionów naszych podatków (koszt utrzymania jednego więźnia - 1365 zł). Zorganizowanie dla nich prac interwencyjnych w plenerze załatwiłoby permanentny problem braku wałów przeciwpowodziowych, rowów melioracyjnych, poważnie posunęło budowę autostrad i setek innych inwestycji publicznych. Skazani za najcięższe przestępstwa mogliby pracować za miskę ryżu, reszta za kieszonkowe. Ponoć więźniowie marzą wprost o jakiejkolwiek pracy, choćby darmowej. Najbardziej bowiem przybija w ciupie nuda i brak zajęcia. Nikt też nie wymyślił lepszej resocjalizacji od ciepłego trzonka łopaty. Ale ponieważ kasa państwowa i budżety samorządów pękają od nadmiaru gotówki, na zachodnich rubieżach kraju zatrudnia się... niemieckich robotników, m.in. do prac fizycznych przy autostradach. W jakichś 40 krajach, po których jeździłem samochodem - wszyscy wiedzą, że lewy pas przeznaczony jest dla wyprzedzających i jadących najszybciej. Gdyby ktoś zapomniał, przypomni mu o tym mandat, kiedy będzie spowalniał ruch na lewym pasie. Odwrotnie jest na drogach pielgrzymkowych w Polsce. Niedawno dostałem mandat za "ciągłą jazdę po lewym pasie" i nie liczyło się, że niemal bez przerwy wyprzedzałem. Pod ochroną są notoryczni spowalniacze, przez których wszyscy inni spóźniają się na spotkania, do pracy, w interesach. W Szwajcarii burmistrz miasteczka, w którym mieszkałem, raz w tygodniu obchodził ze swoją sekretarką wszystkie ulice i zaułki. Patrzył, myślał, notował... Efekt? Szwajcarzy mogą przez całe życie nie wyjeżdżać ze swojej mieściny, bo wszystko mają na miejscu pod nosem. Władza wprost wyprzedza ich potrzeby i oczekiwania.
W Katolandzie kolejni ministrowie mówią o potrzebie gruntownej reformy własnego resortu. Mówią, ale - o dziwo! - nic się samo nie chce zrobić. W opasłych biurowcach nie ma nikogo, kto by zadziałał konkretnie, egzystencjalnie; wyszedł naprzeciw społecznym oczekiwaniom. Wyjątek stanowi potanienie wódki, ale to może jeszcze bardziej ograniczyć myślenie.
Co można powiedzieć o narodzie, który nie potrafi wy-karmić tysięcy własnych dzieci, za to powiększa nieziemski majątek Watykanu o ziemskie majątki i podniebne bazyliki?
0 miliardach złotych ofiarowanych przez państwo Kościołowi każdego roku lub nieściągniętych w postaci podatków z instytucji kościelnych "FiM" piszą na okrągło. Przykład dla ubogich wdów idzie od premiera - który wspiera biednego hrabiego Jankowskiego zapomogą w postaci ośmiu ton bursztynu; i od prezydenta - który ubija interesy z panem Krau-ze, w wyniku czego wadliwy system liczenia głosów podczas ostatnich wyborów może nas kosztować 25 milionów.
1 tak dalej. I tak bez końca!
Polacy od wieków tańczą swój chocholi, obłąkańczy taniec, jakby nie wiedząc, co się wokół nich dzieje. Zatraciła się lub wypaczyła u nich hierarchia wartości, zdrowy rozsądek i wola walki. Otumaniona miernota na dole patrzy na wybranych przez siebie tumanów u góry. Ci z kolei, nawet jeśli tumanami nie są, to nie mają za sobą odpowiedniego zaplecza, wokół siebie klimatu, a przed sobą materiału do racjonalnego urobienia. Robią na pokaz, na chwilę, bo za chwilę może ich nie być. Jeśli zrobią dobrze i na trwałe, mogą przysłużyć się następnej ekipie rządzącej, a to już jest sabotaż względem własnej partii.
Każdy biedny, mierny, ale wierny Polak ma też nadzieję, nadzieję na pomnik, taki piękny z aniołkiem i złoconymi literkami... JONASZ
Nr 45 (140)
8 - 14 XI 2002 r.
FAKTY n
INJ
ZAMIAST SPOWIEDZI
Rozmowa
z Przemysławem
Żeberkiem,
krajowym
koordynatorem
Ruchu Obrony
Bezrobotnych
w Katowicach
- Czy jest pan bezrobotny?
- Tak. Od czterech lat nie mam pracy. Dopiero kilka dni temu znalazłem sezonową pracę na pół etatu, ale nadal czuję się bezrobotny. Bez pracy i zasiłku pozostaje także moja małżonka.
- Co to znaczy być bezrobotnym w Polsce?
- To znaczy nie mieć pieniędzy na utrzymanie siebie i rodziny, żyć z dnia na dzień w stresie, bez poczucia bezpieczeństwa. Dla wielu bezrobotnych pierwszy dzień bez pracy to także początek bezdomności. Na szczęście nie mieszkam w bloku, z którego wyrzuca się ludzi na bruk, i na szczęście pomaga mi rodzina.
- Ilu bezrobotnych mamy w naszym kraju?
- Około 5 milionów, ale jeśli wliczymy rencistów i emerytów z głodowymi dochodami oraz ludzi nierejestrujących się celowo w urzędach pracy, a także mieszkańców wsi wegetujących na nędznych działkach - do tej grupy będzie można zaliczyć łącznie około 9 milionów ludzi.
- Kolejne rządy obiecują zmniejszenie bezrobocia, ale efektów tego nie widać. ROB też
Na marginesie życia
Przemysław Żeberek (pierwszy z prawej)
chce pomóc bezrobotnym, ale za pomocą pikiet i manifestacji...
- Tu każdy sposób jest dobry, jeśli prowadzi do celu. Najważniejsze, że nasze metody nie biją w społeczeństwo. Atakujemy przede wszystkim władzę. Jeśli w Polsce nie powstają dziś wielkie zakłady przemysłowe, trzeba pomagać przynajmniej tym małym, bo tworzą nowe miejsca pracy. Tymczasem rząd działa jakby na przekór - nie stosuje preferencji podatkowych, nie zmniejsza składek ZUS. Władza w niedostatecznym stopniu łagodzi skutki bezrobocia, w związku z czym mamy dużo dramatów ludzkich, łącznie z samobójstwami.
- Jakie są zatem efekty waszego działania?
- Nie mamy biur, pieniędzy, zorganizowanych i prężnych struktur,
ale mimo to podjęliśmy walkę o poprawę sytuacji bezrobotnych. W Tychach i Bieruniu bezrobotni korzystają dziś z bezpłatnych przejazdów pojazdami komunikacji miejskiej, dzięki naszym naciskom i pomysłom w wielu miejscowościach powstało łącznie kilkadziesiąt tysięcy nowych miejsc pracy. Chcemy doprowadzić do tego, by państwo zagwarantowało zasiłek socjalny każdemu człowiekowi pozostającemu bez pracy. Walczymy też o zmianę tych przepisów, które umożliwiają dziś wyrzucanie na bruk rodzin ludzi bezrobotnych, na takie jak np. w Holandii czy w Belgii.
- Ale my nie jesteśmy tak bogatym krajem...
- Polskę też stać na to, by godnie traktowała rodaków, tym bardziej
że ściąga się z nas potężne podatki. Jeszcze przecież nie rozkradziono wszystkiego. Warunek jest tylko jeden: trzeba czuć ten kraj i rozumieć społeczeństwo.
- A może jest tak, że z pustego i Salomon nie naleje...
- Nie zgadzam się z takim poglądem. Potrzebne były ostre protesty i nasze interwencje, by np. w Będzinie zwiększono wysokość zasiłków z 30 do 150 złotych miesięcznie. Zmusiliśmy też władze w wielu miejscowościach do powtórnego wyboru kandydatów na rachmistrzów spisu powszechnego, gdyż doszło do wielu nadużyć, np. w Katowicach na szkolenie przyjechał umundurowany strażnik miejski, gdzie indziej poprzydzielano robotę "swojakom", podczas gdy bezrobotni przymierali głodem.
- W wielu regionach kraju nie słyszy się wcale o waszej działalności...
- Istniejemy dopiero od dwóch lat. Ruch zakładało 25 osób z regionu katowickiego. Początkowo była nas garstka, teraz zrzeszamy już około 30 tys. osób. Nie mamy jednak własnej prasy, trudno nam się dopchać do rzekomo publicznej telewizji i dlatego naszą trybuną jest ulica.
- To zapewne za mało, by rozwiązywać trudne problemy dotyczące bezrobocia czy biedy społeczeństwa. Sprawa "Stoenu" ukazała jednak waszą słabość...
- To nieprawda. Fakt, że wyprowadzono nas z siedziby tej firmy,
nie oznacza przecież końca walki
0 ratowanie polskiego majątku narodowego przed wyprzedażą. Przygotowujemy się do dalszych batalii o ten majątek, bo tylko on gwarantuje utrzymanie dotychczasowych i tworzenie nowych miejsc pracy.
- Czy zatem nie przyszła już pora, żeby pomyśleć o bardziej cywilizowanych metodach walki, czyli o wejściu do samorządów
1 parlamentu?
- Sądziłem kiedyś, że Sejm jest najlepszą drogą do realizowania naszych celów, ale dziś mogę powiedzieć, że mamy chyba najgorszy od 1989 roku parlament, więc w nim nie widzę dla nas szans. W Sejmie nie dostrzegam konstruktywnych działań (nie wspominając już o ekscesach!). Jeśli zaś idzie o samorządy - usiłowaliśmy zarejestrować listę w całym kraju, ale nam to uniemożliwiono, podobnie zresztą jak i RACJI.
- Jaka zatem jest przyszłość Ruchu Obrony Bezrobotnych?
- Będziemy nadal łagodzić skutki bezrobocia i robić wszystko, by powstawały nowe miejsca pracy. W wielu miastach mamy już własne ogniwa i wygląda na to, że będzie nas coraz więcej.
Rozmawiał
RYSZARD PORADOWSKI Fot. archiwum
Ruch Obrony Bezrobotnych ma swoją siedzibę w Katowicach, przy ul. Młyńskiej 21, tel. 0-503 669 612
Krzyż pański
Krzyż pański z tym Świętym Krzyżem! Nie dość, że na wszystko brakuje tam pieniędzy, to jeszcze lada moment może zniknąć muzeum przyrodnicze, jedna z największych atrakcji regionu. Na siedzibę tej placówki "zachorowała" bowiem kuria w Sandomierzu i księża oblaci.
- Muzeum na Świętym Krzyżu nie jest taką sobie placówką - mówi dyr. Świętokrzyskiego
Parku Narodowego Andrzej Szczocarz (nazwisko nie do wymówienia przez np. Niemca). - Znajduje się w samym sercu parku i jest swoistym strażnikiem przyrody w tym unikatowym zakątku Polski. Istnieje już trzydzieści lat. Wspaniałe eksponaty przyrodnicze obejrzało dotąd ponad 2 miliony Polaków i cudzoziemców. Stało się już tradycją, że każda wycieczka zaglądająca w te strony musi zaliczyć nasze muzeum.
Przed kilkoma laty budynek (fot. 1) postanowili zabrać tutejsi księża oblaci. Wieki temu zajmowali go benedyktyni. Tych ostatnich skasowano w 1819 roku i do wyzwolenia w sędziwych murach mieściło się więzienie - najpierw carskie, potem polskie i hitlerowskie. Po wojnie na wpół zrujnowane pomieszczenia stały opuszczone, aż wreszcie za olbrzymie pieniądze państwo urządziło w nich siedzibę dla muzeum (fot. 2). W latach 60. wykonano skomplikowany remont zabytkowego południowo--zachodniego skrzydła, wydając astronomiczną, jak na ówczesne czasy, kwotę 17 mln zł. Przez wiele lat zakonnicy siedzieli cicho, bo wiadomo było, że nie mają szans na odzyskanie wspomnianego obiektu. Poza tym, po likwidacji klasztoru ówczesne władze Królestwa Polskiego wypłaciły zakonnikom spore odszkodowanie.
- Formalnie siedziba muzeum należy do skarbu państwa i ma swoją księgę wieczystą - mówi dyr. A. Szczocarz. - Kuria w Sandomierzu i oblaci traktują jednak ten obiekt jako swój dawny majątek i chcą go odzyskać na mocy ustawy z 1989 r.
O ostatecznym losie muzeum zadecyduje w najbliższych dniach komisja majątkowa składająca się z przedstawicieli rządu i Kościoła. O decyzji komisji poinformujemy. Zarówno muzealnicy, jak i pracownicy ŚPN walczą
0 to, by nie doszło do likwidacji muzeum. Gdyby spełnił się najczarniejszy scenariusz, zbiory placówki należałoby przenieść do nowej siedziby, co wiązałoby się z nową inwestycją
1 olbrzymimi nakładami finansowymi. Przed kilkudziesięciu laty państwo wyremontowało siedzibę dla muzeum, teraz musiałoby znów urządzać nowy lokal.
Janusz Cedro, świętokrzyski konserwator zabytków, zna doskonale problem, ale dla niego najważniejsze są kwestie związane z zabezpieczeniem obiektu przed niszczeniem. Potężny dach wymaga remontu. Dyrekcja ŚPN, której podlega muzeum, uzyskała z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska pieniądze przeznaczone na remont dachu. W przyszłości zamierza rozbudować placówkę na Świętym Krzyżu i zrealizować także inne inwestycje istotne z punktu widzenia ochrony środowiska, m.in. kolektor sanitarny. Bardzo możliwe jest uzyskanie poważnych, bezzwrotnych dotacji z Unii Europejskiej. Dlatego istotne jest, by nie doszło do wyrzucenia muzeum ze Świętego Krzyża. Czy pogląd ten podzielą przedstawiciele rządu zasiadający we wspomnianej komisji mieszanej, czy odważą się powiedzieć "nie"? R.P.
Fot. Autor
Z NOTATNIKA HERETYKA
FAKTYn
8 - 14 XI 2002 r.
Co robi człowiek wystawiony na pytania opinii publicznej, który wie, że nie ma racji, że nie będzie w stanie odeprzeć zarzutów? Kłamie, kręci, wije się jak piskorz...
Biskup Tadeusz Pieronek zgodził się odpowiadać na pytania in-ternautów w "Caf Wprost". Stwierdzenia watykańskiego nadzorcy są tak cyniczne, że nie możemy pozbawić naszych Czytelników okazji do podniesienia ciśnienia. Niewątpliwie najciekawsza jest wypowiedź na temat majątku Kościoła. Jak twierdzi biskup, czyli człowiek zarabiający średnio kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie: "śpiewki o bogactwie Kościoła są nieprawdziwe". Musimy przyznać rację- "śpiewki" zapewne są fałszywe, natomiast fakty - nie.
Zdaniem Pieronka, posiadłości ziemskie Kościoła liczone w tysiącach hektarów... "poza działkami budowlanymi nie mają żadnej wartości". Pieronek każe nam więc wierzyć, że tysiące hektarów kler wydarł państwu z powodu braku innego zajęcia, dla czystej przyjemności, bo są one nic niewarte. Kurie zatrudniają zatem tabuny prawników rewindykatorów zupełnie niepotrzebnie. Po prostu lubią gromadzić dzikie pola po horyzont. Czy wyglądamy na kretynów?
Oto słowo biskupa
Były sekretarz Episkopatu Polski bajdurzy dalej, że "Kościół oczywiście posiada budynki sakralne i dzieła sztuki, ale przecież to jest dziedzic-two kultury - własność całego narodu". Dobre sobie - "dziedzictwo narodu"! Cały majątek ruchomy i nieruchomy parafii, zakonu, diecezji, Caritasu, Akcji Katolickiej etc., etc. -jest de facto własnością biskupów, czyli funkcjonariuszy Watykanu. Może on być bowiem -jedną ich decyzją - sprzedany, a pieniądze wywiezione, choćby do Watykanu. Zwłaszcza teraz, kiedy istnieje swoboda transferowania walut poza granice kraju. Zresztą kler mógł praktycznie od zawsze swobodnie wywozić, co tylko chciał.
Zawsze i do bólu wierni katolicy na ogół nie zdają sobie sprawy z faktu, że majątek "ich" parafii - budynki, dzieła sztuki, samochody, czyli wszystko, co w kościele i na plebanii - utrzymywane z ich pracy i pieniędzy - nie należy do nich. Wiedzą o tym dobrze całe parafie, które opuszczały Kościół rzymskokatolicki i przechodziły na przykład do Kościoła pol-skokatolickiego. Wierni odchodzili, ale zabudowania i cały majątek pozostawał własnością kurii Krk. Podobnie jest na Zachodzie, gdzie wyprzedaje sięnikomu już niepotrzebne budynki kościelne, a kasa ze sprzedaży trafia nie do wiernych (nie mówiąc już o jakimś mitycznym "całym narodzie"), lecz do kieszeni biskupów.
Co ciekawe, wszystkich zainteresowanych bogactwem, przepraszam, ubóstwem Kościoła, odsyła Pieronek do ministra finansów. Kołodko ma mieć dowody kościelnej nędzy. Obecny minister finansów, przedstawiający sprawozdania panom w purpurze, może co najwyżej powiedzieć o ulgach i śmiesznych podatkach, jakie płacą duchowni. O innych watykańskich finansach nie może mieć zielonego pojęcia.
Pieronek, na pytanie, czy następca JPII zmieni stosunek Krk do celibatu i antykoncepcji, odpowiada przewrotnie - "nie przewiduję takiej możliwości", bo "Kościół nie jest twórcą zasad moralnych, lecz ich stróżem". Pomijając fakt, że obowiązkowy celibat nie jest żadną zasadą moralną, lecz przepisem administracyjnym Kościoła, wszyscy wiemy, że kler wielokrotnie zmieniał zasady moralne obowiązujące katolików - chociażby właśnie poglądy na temat antykoncepcji, pożyczania pieniędzy na procent, czytania literatury niekatolickiej, stosunku do innych religii itp., itd. Kościół nie jest więc strażnikiem zasad, lecz ich twórcą. Przy tym dowolnie zmieniał on także swoją interpretację Biblii, czyli prawa Bożego, w zależności od potrzeb Watykanu.
Kiedy internauta o pseudonimie Libra ubolewa, że teraz ludzie przychodzą do kościoła tylko na własny ślub, Pieronek stwierdza: "to wcale nieźle. Młyny Boże mielą powoli.
GŁASKANIE JEŻA
Papistan
Że co? Że niby takiego państwa nie ma na żadnej mapie? Na mapie nie ma, ale jest za to w mózgach coraz liczniejszej rzeszy nadwiślańskich tubylców. Bez wątpienia dawno już przestaliśmy być państwem neutralnym światopoglądowo i osiągamy zaszczytne miano Iranu Europy. Już nas tak zresztą nazywają np. w krajach Beneluksu, w Szwecji, w Anglii.
I nie ma się z czego śmiać. Jeden totalitaryzm zastąpiony został przez inny, w obu przypadkach chodzi wszak o to samo: posiąść rząd dusz, zawładnąć najskrytszymi nawet ludzkimi myślami, przetrzepać portfele, posiąść prawo decydowania o ludzkim losie.
Kiedy byłem "małą dziewczynką" niepójście na pochód pierwszomajowy, niewzięcie udziału w akademii "ku czci" traktowane było jako przewinienie ciężkie, za które miało się dość solidnie przechlapane.
Pamiętam, że bodaj w drugiej klasie ogólniaka założono nam specjalne dzienniczki, w których uprawnieni nauczyciele własnymi podpisami potwierdzali nasze zaangażowanie w tzw. czyny społeczne i imprezy
patriotyczne. Taki dzienniczek był dokładnie sprawdzany pod koniec roku, a zapisy w nim decydowały... no, o wielu sprawach decydowały. Dzięki 60 godzinom czynów społecznych wymigałem sięnp. od zasłużonej lufy z matmy.
Mijały lata. Były polskie sierpnie, polskie grudnie, okrągłe stoły, kwadratowe jaja, orzeł dostał koronę, a my wszyscy wolność i demokrację. Aktorka Joanna Szczepkowska złożyła w telewizorze słynne oświadczenie, z którego niezbicie wynikało m.in., że ów dzienniczek przymusu mogę już wyrzucić do kosza.
No to ja coś Państwu powiem: idea dzienniczków nigdzie nie odeszła, nie została zapomniana, pogrzebana. Przeciwnie, żyje nadal. Dzienniczki mają się świetnie i tylko dla niepoznaki zmieniły nazwę. Ich ranga dodatkowo nadzwyczaj wzrosła. Nie wierzycie?
Otóż leży właśnie przede mną "Dzienniczek życia duchowego" wydany przez parafię św. Maksymiliana Kolbego w Częstochowie. Dzienniczek jest wspólny dla ucznia, jego ojca i matki. Jego lektura napawa przerażeniem i rodzi jak najgorsze
skojarzenia. Oto uczeń klasy trzeciej szkoły podstawowej (takim właśnie dzienniczkiem dysponujemy) musi dokładnie zapisywać: kiedy odmawiał różaniec, kiedy uczestniczył w roratach, drogach krzyżowych, nabożeństwach majowych i czerwcowych. Dalej malec ma odnotować
- czy i ile razy uczestniczył w rekolekcjach adwentowych i wielkopostnych (rano i po południu). Są też specjalne rubryki na odhaczanie udziału w mszach świętych (min. 50 razy w roku) i przystępowania do spowiedzi (min. 10 razy w roku). Ceniona jest również przynależność do wspólnot wyznaniowych (najlepiej trzech). Podobne rubryki dotyczą też aktywności religijnej rodziców dziecka.
Za to wszystko ksiądz proboszcz wystawia ocenę półroczną i roczną oraz nanosi uwagi będące wynikiem jego osobistej wizyty w domu inwigilowanych.
A teraz najlepsze. Owe "Dzienniczki życia duchowego" dzieci dostają w publicznych, polskich szkołach świeckich, w których konstytucja gwarantuje rozdział Kościoła od państwa. "Systematyczne wypełnianie tych dzienniczków jest obowiązkowe. Będzie to sprawdzane i wpłynie na końcową ocenęz zachowania"
- słyszą odgórną dyrektywę uczniowie częstochowskich szkół. Zdanie to wypowiada nie tylko katecheta, lecz również wychowawca klasy, a nierzadko i dyrektor szkoły. Wypowiada i wprowadza w życie, o czym
poinformowali nas wstrząśnięci rodzice pewnego Jasia i zapytali, co mają robić.
Jeśli ktoś zna odpowiedź na pytanie, co zwykły, szary człowiek może zrobić w konfrontacji z mielącą wszystko maszyną totalitaryzmu, prosimy o pilny kontakt z redakcją. Bo nam sięwydaje, że wiemy, tylko nie mamy jakoś gwarancji, że Jaś na skutek naszych rad nie będzie zimował drugi rok w tej samej klasie.
MAREK SZENBORN
1
\ JEDNAK JEST TO BÓG. Oejwieczky

1 PMAMM04AWUKŁ Ś PUBCKHiBtTM 1
Gert-Joachim Hetzel: "Sędzia: a jednak jest to Bóg, Odwieczny. Prawda o Gabrieli, Prorokini Boga". Książka dostępna w sprzedaży wysyłkowej za zaliczeniem pocztowym. Cena: 14 zł + koszty wysyłki. "Życie Uniwersalne", skr. poczt. 550, 58-506 Jelenia Góra. Internet: www.das-wort.com
Potem mamy jeszcze pogrzeb. Pan Bóg (czytaj: proboszcz) nierychliwy, ale sprawiedliwy".
Pytany o to, czy nie można by jakoś spacyfikować Rydzyka, twierdzi, że Kościół - podobnie jak współczesne społeczeństwo - "odżegnuje się od kija i to są skutki". Biedny episkopat zdany jest więc na prośby i perswazje. W tę bajeczkę moglibyśmy nawet uwierzyć, gdyby nie to, że znamy stosunki panujące w Kościele. Władze Krk kiedy tylko chcą, stosują "kij", i to bez ograniczeń. JPII niejednokrotnie raził nim np. liberalnych przeciwników, zabraniając im nauczania, albo dymisjonując. Jeżeli nie chce tego zrobić z Rydzykiem, to widocznie "Jego Świątobliwość" ma w tym jakiś interes, i to wszystko.
Pieronek chwali Radio Maryja za "dobrą modlitwę", choć żałuje, że na razie "nie poszła ona głębiej". Cóż, o dobrej modlitwie uczył Pan Jezus: "odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom", o czym Rydzyk zdaje sięnie pamiętać. Ale zapomnieliśmy, że katolików, w tym biskupa Pieronka, nie obowiązują nakazy Jezusa z Nazaretu, lecz przykazania Ojca, który jest w Rzymie... ADAM CIOCH
HERONIM MRÓZ
"Męczennicy i oprawcy"
(s. 206) - naukowa analiza
Starego Testamentu,
demistyfikacja chrześcijaństwa
i jego kościołów.
Cena: 20 zł + porto
Instytut Wydawniczy Książka i Prasa,
00-818 Warszawa, ul. Twarda 60,
tel./fax 0 (prefix) 22/625-36-26
www.iwkip.org
JACEK ZYCHOWICZ
"Mieszanka wybuchowa"
(s. 267) - czołowy publicysta lewicy
piętnuje m.in. Kościół za jego agresję,
obłudę i chciwość.
Cena: 25 zł + porto
Instytut Wydawniczy Książka i Prasa,
00-818 Warszawa, ul. Twarda 60,
tel./fax 0 (prefix) 22/625-36-26
www.iwkip.org
TO TRZEBA PRZECZYTAĆ!!!
CHRISTOPHER HITCHENS
MISJONARSKA MIŁOŚĆ
Szokująca prawda o Matce Teresie z Kalkuty
Zamówienia telefoniczne
0(pfr) 54/280 59 15 cena: 17 zł + opłata pocztowa
Nr 45 (140)
8 - 14 XI 2002 r.
FAKTY n
INJ
NA KLĘCZKACH
SOBÓR WATYKAŃSKI III?
W Warszawie dyskutowano nad owocami Soboru Watykańskiego II. Sensacjęwzbudziło wystąpienie redaktora naczelnego miesięcznika "Znak" Jarosława Gowina, który uważa, że świat w ciągu ostatnich 40 lat zmienił siętak bardzo, iż zwołanie Soboru Watykańskiego III jest konieczne. Nowe wyzwania prowadzące do rewizji nauczania Kościoła to według Gowina: rewolucja obyczajowa i podniesienie rangi erotyki, zmiana pozycji kobiety w społeczeństwie, rozpad tradycyjnego modelu rodziny, przyzwolenie społeczne na aborcję, a także kryzys demograficzny w zachodnich społeczeństwach. Inne powody do zwołania soboru to zmiana świata po upadku komunizmu, który był największym zagrożeniem dla chrześcijaństwa XX w., terroryzm, inżynieria genetyczna oraz rewolucja informatyczna, która przyczyniła siędo glo-balizacji gospodarki. Gowin przyznał, że ostatni sobór nie osiągnął celu i nie zahamował sekularyzacji wiernych, a Kościół stracił centralną pozycję w życiu jednostek. Problemem jest też kryzys tożsamości katolickiej, bo większość ludzi -jak otwarcie przyznał -odeszła od Kościoła. Inni z kolei domagają się radykalnej reformy. PaS
TOAST DLA PAPY
Na imieniny Papy do Watykanu wybrali się przedstawiciele Rodziny Szkół im. Jana Pawła II. Na pielgrzymkę załapało się 15 dyrektorów publicznych szkół z Radomia, Torunia, Gołkowic, Podola i Klim-kówki, czyli placówek "najbardziej zasłużonych dla rozwoju Rodziny". Uczniowie mogli tylko pomarzyć -ich przedstawicielstwo nie znalazło sięw szacownym gronie, by "nikogo nie skrzywdzić, wybierając kilkoro dzieci bez ustalenia jasnych kryteriów". No, niecałkiem, bo załapał się zespół "Promyczki", który wykona "taneczny toast" dla papieża. W prezencie dyrektorzy zawieźli Papie informator z religijnymi dokonaniami 165 szkół, których jest patronem. Jak myślicie, kto zapłacił za te wakacje? PaS
PATRON DO POPRAWKI
Częstochowska szkoła podstawowa nr 37 przy ul. Wielkoborskiej od dwóch lat chlubi się imieniem polskiego papieża, ale bojkotowana jest przez rodzinę placówek oświatowych noszących imięJPII. Podczas ogólnopolskiej pielgrzymki uczniów i nauczycieli tych szkół w Częstochowie zabrakło szkoły ze świętego miasta tylko dlatego, że nie poprosiła ona wcześniej kurii o zgodęna nadanie jej imienia Świętego Polaka. Pełną aprobatę wyraziła jedynie Rada Miejska i społeczność szkoły, ale w Katolandzie wymagana jest dodatkowo zgoda biskupiej władzy zwierzchniej. Nowa dyrekcja podstawówki zamierza
PH&A KOLUMNA
w pokorze naprawić swój błąd i za kilka miesięcy powtórzyć uroczyste nadanie imienia, tym razem za przyzwoleniem i z udziałem kościelnych urzędników. Bez przewodniej siły narodu, jak widać, nawet TAKI patron szkoły jest nieważny. R.P.
O "DAWANIU DUPY"
Bydgoski kabaret "Klika" (na zdjęciu) znany jest z ciętego języka. Niedawno, podczas otwarcia hali wi-dowiskowo-sportowej w Bydgoszczy, artyści z "Kliki" oznajmili kilkutysięcznej publiczności, że "Liga Polskich Rodzin zachowuje się jak agencja towarzyska, bo daje dupy". Na takie wyznanie w te pędy poleciał do sądu Bogdan Dzakanowski, do niedawna członek władz krajowych LPR. Na korytarzu sądowym odliczył sięcały kwiat bydgoskich rodzin polskich, który głośnymi okrzykami kazał "kabareciarzom bezwstydni-kom" emigrować z Polski. Jednak już na sali sądowej nos na kwintę spuścił Dzakanowski, bowiem okazało się, że nie jest już członkiem Ligi, ani tym bardziej jej reprezentantem. Oświadczył to w piśmie do sądu wiceprezes LPR, Andrzej Fedorowicz. Dzakanowski z Ligi wyleciał, bo pożarł się ze swoimi braćmi w wierze i założył własny komitet wyborczy. W tej sytuacji sąd odrzucił wniosek o ukaranie "Kliki". Najfajniejsza była późniejsza wypowiedź niedoszłego pogromcy kabaretu: " Wystąpiłem w obronie mojej byłej partii, która została nazwana prostytutką. Ale skoro nie przeszkadza to ludziom z władz LPR?"... R. Kraw.
ROZUM W PORTFELU
Proboszcz parafii pw. Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej rozesłał do mieszkańców broszurę, w której podaje, kto i ile dał na ofia-ręw ciągu ostatnich siedmiu lat. Ma to zdopingować na przyszłość wiernych do większej ofiarności. Księga ofiarodawców i fundatorów kościoła oprócz kwot pieniężnych zawiera także wykaz ich adresów. Broszura wywołała lawinęprotestów zarówno ze strony tych, którzy dobrowolnie ofiarowali pieniądze, jak i tych, którzy z różnych powodów
nie płacili dotąd haraczu na rzecz parafii. Proboszcz ksiądz Krzysztof Jacniacki nie widzi nic złego w upu-blicznianiu takich danych, czyli łamaniu ustawy o ochronie danych osobowych. Nie dostrzega też zła, jakie czyni dzielenie parafian na bogatych i biednych. Nie pierwszy to Watykańczyk, któremu mamona przysłoniła rozum. R.P.

ŚMIERĆ NA KRZYŻU
Okazuje się, że i dziś można umrzeć na krzyżu, o czym przekonali się mieszkańcy Czatkowic koło Krzeszowic. Rano ze zdumieniem zobaczyli na tamtejszym Krzyżu Milenijnym wiszące ciało młodego mężczyzny. Powiesił się nocą, nie pozostawiając żadnych wyjaśnień. Czyżby śmiercią na krzyżu chciał zaprotestować przeciwko rzeczywistości, w której przyszło mu żyć? R.P.
PREZENT ZA 280 TYS.
600 ton granitowej kostki brukowej wartości około 210 tys. zł ofiarowały prawicowe władze Torunia tamtejszemu Wyższemu Seminarium Duchownemu. By sutannowym nie robić problemów, miasto dołożyło lekką rączką jeszcze 70 tys. zł na jej ułożenie. Przeciwko temu prezentowi zaprotestowało wielu to-runian, wszak od lat brakuje pieniędzy na remont nawierzchni zabytkowego rynku i uliczek Starówki. A wszystko to dzieje sięw mieście, w którym tegoroczny deficyt budżetowy szacowany jest na 58 mln zł! Przykościelne władze Torunia już niejednokrotnie udowodniły, że dobra watykańskie leżą im szczególnie na sercu. W 1999 r. w związku z wizytą w mieście samego JPII zabawiły sięw bank i udzieliły WSD nisko oprocentowanej pożyczki wys. 250 tys. zł. Chciały też "sprzedać" Rydzykowi 54 ha atrakcyjnej ziemi ("FiM" nr 30/2001). R.P.
BEZBOŻNE FIKANIE
Za tańczenie podczas prywatnych przyjęć aresztowano w Teheranie 88 osób w wieku 18-21 lat. Za niezgodne z Koranem podrygi "przestępcy" zostali skazani na grzywnę, chłostęoraz pobyt w więzieniu na czas nieokreślony. Islamscy sędziowie zarządzili też 74 baty i zakaz wykonywania zawodu dla wokalisty, który bezczelnie odważył się zaśpiewać na przyjęciu zorganizowanym w fabryce w północ-no-wschodnim Iranie. Za dopuszczenie do takiego skandalu kierownik zakładu wyleciał z roboty i teraz siedzi w kiciu. Podobny los spotkał też zespół taneczny z Azerbejdżanu, który przebywał w Iranie na tourne. Artystów zatrzymano i odebrano im paszporty. U nas tańczyć i śpiewać jeszcze każdy może, ale też najlepiej na religijną nutę. R. Kraw.
SPOSÓB NA CZECZENA
Rosjanie znaleźli dość obrzydliwy sposób na islamskich terrorystów. Postanowili, że nie wydadzą krewnym zwłok czeczeńskich bojowników zabitych podczas akcji w moskiewskim teatrze, lecz pochowają je sami. Najpierw jednak zawiną ciała w... świńskie skóry. W ten sposób Rosjanie chcą "zablokować" terrorystom drogędo nieba. Według tradycji muzułmańskiej męczennik poległy w świętej wojnie doznaje odpuszczenia wszystkich grzechów i nic już nie stoi na przeszkodzie, by dotarł do raju. Jego ciało nie może jednak zetknąć się z niczym nieczystym, a za takie zwierzę uchodzi w islamie świnia. Zawinięcie w jej skórę zwłok uniemożliwi więc "świętemu" kontakt z Allachem. Takie metody w walce z muzułmańskimi kamikadze stosowali już 100 lat temu Anglicy. Podobno z dobrym skutkiem: liczba chętnych do samobójczych akcji zmalała. PaS
EASYRIDER
Akcja jak z amerykańskich filmów rozgrywała się niedawno na drodze E-40 w miejscowości Ko-sina na Podkarpaciu. Około trzeciej w nocy policjanci z Komendy Powiatowej w Łańcucie zauważyli samochód Seat Cordoba. Coś im trefnie wozik wyglądał, więc postanowili go zatrzymać. Włączyli "koguta", nacisnęli klakson i machać poczęli latarką. Kierowca seata musiał to zauważyć, bo... jak szalony pognał w stronę Łańcuta. Policyjny samochód popędził za nim. Jazda z prędkością 150 km na godzinę, po terenie zabudowanym, trwała kilka minut. W miejscowości Rogóżno seat niespodziewanie zjechał na lewą stro-nęjezdni i zatrzymał się. Rajdowiec wysiadł z samochodu i zaczął uciekać w pole. Gliniarze tam go dorwali. Podczas zakuwania w kajdanki, stróże porządku poprosili delikwenta o dokumenty, ale okazało się, że zatrzymany ich nie posiada. Spisali więc dane takie, jakie raczył im podać. Ponieważ od faceta jechało gorzałą jak z Polmosu, odwieźli go do izby wytrzeźwień w Rzeszowie. Kiedy już dojechali na miejsce, facet nagle oświadczył, że jest księdzem. I cóż wtedy robi nasza kochana władza? Grzecznie zawraca razem z nawalonym księżulkiem na komisariat do Łańcuta. Tam skruszony klecha
grzecznie dmuchnął w alkomat. Aparat wskazał ponad promil alkoholu. W luźnej już rozmowie pleban przyznał, że prawo jazdy zabrała mu policja... z Łańcuta w czerwcu br. za jazdępo pijaku oczywiście.
Ksiądz Stefan wrócił na swoją plebanię. Jako recydywista powinien porządnie beknąć za swoje występki. Czy beknie, wątpimy. I jeszcze jedna sprawa. Ksiądz, w chwili kiedy zobaczyli go policjanci, skręcał właśnie do agencji towarzyskiej w Kosinie. I to akurat nie gorszy nas ani trochę, normalna rzecz po przyjęciu ćwiartki wstąpić do domu publicznego. Ale nie po drogach publicznych! E.A.
WIEDŹMY NA STOS!
Słupska prawica ostro protestuje przeciwko pomysłowi założenia w mieście Studium Edukacji Holistycznej. W programie placówki ma się znaleźć m.in. nauka wróżenia z kart i szklanej kuli. Przykościelny radny Mirosław Pająk chce dać odpór diabelstwu i nie dopuścić do powstania szkoły, aby młodzież nie dostawała siępod wpływ złych mocy. Studium ma otworzyć swoje podwoje w listopadzie, nabór chętnych już trwa. Prawica nie ujawniła, jak będzie zwalczać wróżki. Znów zapłoną stosy? A.C.
DOTACJE OD KOLCZYKA
Jak doniosły nasze wiejskie krasnoludki, w kraju szykuje się cudowne rozmnożenie krów. A wszystko dzięki akcji kolczykowania zwierząt, przeprowadzanej przez Agen-cjęRestrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, w imię przyszłego porządku w unijnym domu i zagrodzie. Do każdej zarejestrowanej i legalnej krasuli polski rolnik będzie otrzymywał unijną dotację. Podobno terenowi aktywiści Samoobrony namawiają rolników, by zgłaszali dużo więcej krów niż faktycznie mają, a dotacje brali za pobrane kolczyki. Andrzej Sukiennik z ARiMR zapewnia nas, że machlojki są niemożliwe, wszystko będzie dokładnie kontrolowane, ale znając polską zaradność, spodziewamy się wielkich rzeczy. Chłopi przechytrzyli kiedyś hitlerowskie i stalinowskie przymusowe kontyngenty i ani chybi mają już sposób na europejskie kontrole. A.C.
"NASZA PRZYSZŁOŚĆ"
FAKTYn
8 - 14 XI 2002 r.
Firma Rydzyk
Dotarliśmy do utajnionych dokumentów Fundacji Radia Maryja - "Nasza Przyszłość". Zawartość teczki tej firmy stanowi dowód panicznego strachu sędziów i urzędników państwowych przed Wielkim Ojcem Dyrektorem. Według nas, episkopatowa akcja pacyfikacji niepokornego radia spali na panewce, a ewentualne przejęcie kontroli nad rozgłośnią nic nie da. Centrum finansowe imperium Rydzyka znajduje się bowiem zupełnie, ale to zupełnie gdzie indziej.
W Polsce, jak w każdym demokratycznym kraju, obywatele mają możliwość zrzeszania się po to, aby prowadzić działalność społeczną. Jedną z form takiej działalności są fundacje. Jeszcze za komuny -w roku 1984 -przyjęto jeden z najbardziej liberalnych w Europie systemów rejestracji i nadzoru nad fundacyjną działalnością. Skoro niemal każdy może założyć sobie fundację, to dlaczego nie miał jej mieć Ojciec Tadeusz Rydzyk? No dlaczego?
W 1995 r. -razem z zakonnymi kolegami -założył sobie taką właśnie firmę. Nazwali ją "Nasza Przyszłość" -skromnie i bez owijania w bawełnę, a Tadzio obwołał się jej... o Boże!... prezydentem. Założyciele, nazywani w języku prawa "fundatorami", postanowili na piśmie, że całą działalność będą prowadzić po to, aby... zająć się budynkiem, w którym przed laty mieściła się toruńska szkoła samochodowa, oraz rozwijać twórczość naukową i kulturalną. Wpisali też, a jakże, że zajmą się pomocą ubogim.
Na tak szczytne cele potrzeba kasy. W tym celu "Nasza Przyszłość" miała wydawać książki, kasety audio i VHS, organizować wyjazdy turystyczne, a nawet prowadzić kursy językowe. Warszawski sąd zarejestrował firmę Rydzyka 11 kwietnia 1995 roku, czyli siedem dni po podpisaniu aktu notarialnego. Tempo iście stachanowskie. Sędzia, który zajmował się wnioskiem "Naszej Przyszłości", jakoś niezbyt dokładnie go przeczytał. Przeoczył bowiem kuriozalne zapisy statutu poświęcone określeniu urzędu nadzorującego działalność fundacji. Otóż odnośna ustawa umożliwia wskazanie nadzoru przez tylko jednego ministra. Ojciec Rydzyk doszedł do wniosku, że od przybytku głowa nie boli i... wybrał trzech ministrów. Mądre, prawnicze książki nie przewidują w ogóle takiej możliwości. A on przewidział coś, co - jak się wkrótce okaże -miało znaczenie niebagatelne.
Niestety dla Rydzyka, a stety dla państwa -żadna fundacja nie może działać w próżni i ma coroczny obowiązek przesyłania papierów właściwemu ministrowi. Owe papiery to m.in. wszystkie uchwały zarządu, sprawozdania finansowe
i inne kwity zawracające głowy ludziom czynu w sutannach.
W statucie zapisano jednak sprytnie, że nadzór sprawuje trzech ministrów, więc aby uniknąć przykrych niespodzianek, należało wybrać najmniej w konkretnym temacie gramot-nego i jemu przesyłać na przykład sprawozdania finansowe, zaś akta rejestrowe dać do poczytania ministrowi zawalonemu jakąś inną robotą. Tak też zrobiono.
Statut trafił do ministra kultury, a sprawozdanie z kasy -do ministra pracy i polityki społecznej. Pisane na kolanie sprawozdania nie mogły być przyjęte w ministerstwie pracy z entuzjazmem. Niemal co rok dyrektorzy departamentu i dyrektor generalny Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej pisali do władz fundacji monity, aby te raczyły wyjaśnić tysiące nieścisłości. Na żaden taki bezczelny list Ojciec Prezydent fundacji, oczywiście, nie raczył odpowiedzieć.
W ten właśnie sposób uszło Ry-dzykowi płazem zdumiewające zjawisko: fundacja wydała więcej, niż zarobiła (rok 1996). W wykazie wartościowych przedmiotów "zapomniano" natomiast umieścić m.in. samochodu. Latka mijały, fundacja rosła w siłę, a fundatorom żyło się dostatniej. Aż nastąpił 2001 rok i wiatr historii wywiał buzkowców, a przywiał brzydkich postkomu-chów. W tej ekipie -ministra pracy Jerzego Hausnera.
Gość najpierw "pozamiatał" najważniejszy bałagan u siebie, a w końcu przyjrzał się bacznie naszej fundacji. Przyjrzał się i szlag go trafił na miejscu. Konsekwencją tego był wniosek skierowany w październiku 2002 roku do sądu o ustalenie, który w końcu minister ma pilnować "Naszej Przyszłości".
Ten niewinny z pozoru wniosek może mieć piekielnie poważne skutki. Sąd bowiem po raz kolejny będzie
Żeby nie było wątpliwości - siedziba zakonu jest po prawej stronie...
musiał przeczytać akta radiomaryjnej firmy. Wszelkie nieprawidłowości i uchybienia mogą doprowadzić do odebrania Dyrektorowi-Prezydentowi--Ojcu (jak on godzi te wszystkie obowiązki!) dowodzenia firmą i oddania jej steru w ręce komisarza. A komisarz najpewniej wielce się zdziwi, przeglądając fundacyjne kwity. Spieszymy wskazać -na co przede wszystkim należy zwrócić uwagę.
Po pozytywnej decyzji sądu, założyciel wziął się do zbierania kasy na działalność.
Na starcie fundatorzy dali 444 966 złotych. Dobrze ulokowane pieniążki dały 3965,20 zł odsetek. Jednak sporo kosztowała fundacyjna administracja, bo aż 13 995,80 zł, chociaż biuro mieściło się w klasztorze.
Pierwsze lata "Naszej Przyszłości" -jeżeli chodzi o łaskawość ofiarodawców -były bardzo skromne. W 1996 roku zebrano z datków ludzi i firm AŻ JEDEN TYSIĄC ZŁOTYCH!, za to łącznie wydano znacznie więcej: poza wydatkami bieżącymi, które pochłonęły 2720,40 zł, kupiono budyneczek za 150 tys. zł i wypłacono całe 76 tysięcy zł wynagrodzeń. Cud nad Wisłą -jako żywo. Ten cud stanie się wkrótce normą.
Począwszy od roku 1997 "Nasza Przyszłość" wydaje na cele statutowe mniej niż na robienie kasy (cele statutowe -389 708, a biznes -785 419 PLN). To nic, że stosowna ustawa jasno stanowi, iż fundacyjny biznes ma być tylko dodatkiem wspomagającym realizację celów fundacji, a nie jej celem nadrzędnym.
Realizacja obowiązków fundacji skupiła się (obok produkcji pisemka Rodzina Radia Maryja) na organizowaniu Instytutu Edukacji Narodowej i działalności wydawniczej. Z dokumentów przesłanych ministrowi można wyciągnąć wniosek, że niektóre z książeczek wydanych przez "Naszą Przyszłość" okazały się publikacjami -delikatnie mówiąc -mało popularnymi. Doszło do tego, że zalegającą magazyny makulaturę Ojciec Prezydent przekazał w darze Radiu Maryja, czyli sobie. Gdyby urzędnicy byli dociekliwi (a mamy nadzieję, że będą), to takie zachowanie mogliby potraktować
jako działanie na szkodę "Naszej Przyszłości", w ślad za czym idą już groźne paragrafy...
Rok 1998 był przełomowy w historii fundacji. Po głębokiej analizie i sporządzeniu stosownego biznespla-nu postanowiono centrum gospodarcze fundacji przenieść do Szczecinka. Tam więc nabyto -początkowo od osób fizycznych, a następnie od gminy Szczecinek -grunty i budynki. Jednak to nie zaspokoiło potrzeb taty Rydzyka. Kupił bowiem (oficjalnie - na potrzeby fundacji) budynek mieszkalny (fot. 1) w samej Warszawie za drobne... 856 234 zł.
Przeprowadzka do Szczecinka okupiona była krzywdą wszystkich jej toruńskich pracowników (drukarzy, techników itp.). Wywalono ich po prostu z roboty na zbity pysk.
Dyrektorem fundacji został Szymon Cieślak (w latach 1998-2002 członek zarządu Szczecinka). W następnym 1999 r. Rydzyk otwiera prywatną szkółkę. Nazywa ją Klasycznym Gimnazjum i Liceum. Wraz z nią pojawia się dodatkowe źródło pieniędzy. Jest nim budżet gminy i powiatu Szczecinek, a faktycznie państwa. Posłowie AWS postanowili bowiem zmusić samorządy (czyli nas wszystkich) do przekazywania prywatnym szkołom pieniążków.
Rydzyk musiał chyba żałować, że nie podczepił się do większej gminy czy powiatu, ale od czegoś jednak trzeba zacząć. W 1999 r. dostał na swoją szkółkę od małego Szczecinka i powiatu całe 254 tysiące, rok później tylko 79 tysięcy, ale w 2001 prawie 185 600 zł. W 2002
Oto co przewidują wyimki z polskiego prawa,
które oficjalnie stosują się także do Ojca Prezydenta Tadeusza Dyrektora Rydzyka.
Ustawa o fundacjach z 6 kwietnia 1984 r. (Dziennik Ustaw 1991 r. nr 46 poz. 203 - tekst jednolity z późniejszymi zmianami)
Artykuł 12 ustęp 2 Fundacja składa corocznie właściwemu ministrowi sprawozdanie ze swojej działalności.
Artykuł 12 ustęp 3 Sprawozdanie to jest przez fundacje udostępniane do publicznej wiadomości.
Wzór takiego sprawozdania określił Minister Sprawiedliwości.
Artykuł 13
Właściwy minister (...) może wystąpić do sądu o uchylenie uchwały zarządu fundacji, pozostającej w rażącej sprzeczności z jej celem albo z postanowieniami statutu lub przepisami prawa. Organ ten może jednocześnie zwrócić się do sądu o wstrzymanie wykonania uchwały do czasu rozstrzygnięcia sprawy.
Artykuł 14 ustęp 1
Jeżeli działanie zarządu fundacji w istotny sposób narusza przepisy prawa lub postanowienia jej statutu albo jest niezgodne z jej celem, minister, o którym mowa w artykule 13, może wyznaczyć odpowiedni termin do usunięcia tych uchybień w działalności zarządu albo dokonania w wyznaczonym terminie zmiany zarządu fundacji.
Ustęp 2
Po bezskutecznym upływie terminu, o którym mowa powyżej albo w razie dalszego uporczywego działania zarządu fundacji w sposób niezgodny z prawem, właściwy minister może wystąpić do sądu o zawieszenie zarządu fundacji i wyznaczenie zarządcy przymusowego.
Ustęp 3
Zarządca przymusowy jest zobowiązany (...) wykonywać czynności potrzebne do prawidłowego działania fundacji.
Artykuł 15 ustęp 1
W razie osiągnięcia celu, dla którego fundacja została ustanowiona, lub w razie wyczerpania środków finansowych i majątku fundacji, fundacja podlega likwidacji w sposób wskazany w statucie.
Ustęp 2
Jeżeli statut nie przewiduje likwidacji fundacji lub jego postanowienia w tym przedmiocie nie są wykonywane w wypadkach wymienionych w ust. 1 właściwy minister zwraca się do sądu o likwidację fundacji.
Artykuł 303 KODEKSU KARNEGO Par. 1 przewiduje, że kto wyrządza szkodę majątkową (...)
osobie prawnej (...) przez nieprowadzenie dokumentacji działalności gospodarczej albo prowadzenie jej w sposób nierzetelny lub niezgodny z prawdą (...) podlega karze pozbawienia wolności DO LAT 3.
Artykuł 296 kodeksu karnego przewiduje, że kto, będąc zobowiązany na podstawie (...) decyzji właściwego organu do zajmowania się sprawami majątkowymi lub działalnością gospodarczą osoby (...) prawnej (...), przez nadużycie udzielonych mu uprawnień lub niedopełnienie ciążącego na nim obowiązku wyrządza jej znaczną szkodę majątkową, podlega karze pozbawienia wolności od l3 miesięcy do lat 5.
8 -14 XI 2002 r.
FAKTY n
POLSKA ZWIĄZKOWA
roku będzie to 169 tys. zł. Kwota spada, bo liczba uczniów maleje.
Od 1999 r. fundacja koncentruje się wyłącznie na wspieraniu Radia Maryja. Zapewne realizuje w ten sposób swoje statutowe cele, polegające między innymi na opiece nad zabytkami i ludźmi znajdującymi się w potrzebie.
Przez 7 lat tylko jeden jedyny raz fundacja zrealizowała statutowy obowiązek pomocy ubogim. Mianowicie: w roku 1997, występując w roli listonosza, przekazała pensjonariuszom ośrodka z Wielenia koło Poznania, otrzymane od innego darczyńcy, wózki inwalidzkie. Lata 1999-2001 to dramatyczny spadek sprzedaży ra-diomaryjnej makulatury. Przykościelne kioski i księgarnie za gazetki i książeczki płacą z coraz większym opóźnieniem. Tatko - aby zatrzymać sprzedawców - przedłuża im okres rozliczeń do 6 miesięcy.
Zbliżamy się już do końca opowieści o Fundacji "Nasza Przyszłość".
Po bardzo uważnej lekturze zarówno sprawozdań, jak i innych dokumentów, można postawić tezę, że to nie Radio Maryja, ale właśnie Fundacja "Nasza Przyszłość" jest centrum finansowym imperium Rydzyka. Co za tym przemawia?
Po pierwsze - kasa. Fundacja wydająca niewiele książek i jeden unikatowy miesięcznik oraz prowadząca szkołę prywatną osiąga przychody sięgające 6 milionów złotych rocznie. W sprawozdaniu nie ma nawet śladowej wiedzy, jakim cudem (chyba że naprawdę cudem!) Rydzyk przerabia taką forsę.
Po drugie - fundacja stała się właścicielką licznych nieruchomości. Jednak zarówno ich liczba, jak i charakter znacznie przekraczają jej potrzeby. Fundacja usiłowała nawet stać się właścicielką byłej bazy radzieckiej w Toruniu, ale ta próba skończyła się niepowodzeniem.
Po trzecie - przejęcie całkowitej kontroli nad ruchem społecznym o nazwie Rodzina Radia Maryja i jego wydawnictwami.
Po czwarte - przeprowadzona przez "Naszą Przyszłość" akcja ratowania upadającego Instytutu Edukacji Narodowej i przejęcie przez fundację rozpoczętej budowy biurowca przeznaczonego na siedzibę IEN.
Zaskakuje także, że firma, która miała do grudnia 2001 r. swoją siedzibę w Toruniu (w kompleksie Radia Maryja), całą korespondencję urzędową wysyłała ze... Szczecinka. Wiele do myślenia daje także i to, że w trakcie ponownej rejestracji w Krajowym Rejestrze Sądowym szef fundacji zdecydował się na jej przeniesienie do Warszawy. Na biuro wybrał jednak nie siedzibę rodzimego zakonu, lecz biurowiec w centrum Warszawy (fot. 2). Powoduje to ponowną wędrówkę akt z Torunia do stolicy. Te podróże kwitów znacznie utrudniają zainteresowanym podmiotom kontrolnym dotarcie do akt i ich wnikliwą lekturę.
Czyżby Rydzyk czegoś się bał? Coś nam się wydaje, że rzeczywiście ma powody!
MACIEJ POPIELATY Fot. Przemek Zimowski
Swoi biją najmocniej
Ponad 200 tysięcy młodych Polaków w latach 1949-59 przeszło przez przymusowe Bataliony Pracy. Po deportacji do ZSRR kilkunastu tysięcy górników ze śląskich kopalń oraz po uwolnieniu jeńców niemieckich brakowało rąk do pracy. Władza ludowa w ramach wojskowej służby zastępczej skierowała zatem do kopalń węgla, do pracy w kamieniołomach i w kopalniach uranu w Sudetach - wrogów lub tylko podejrzanych o wrogość do nowego systemu politycznego.
Kiedyś prześladowani byli przez władzę ludową. Dzisiaj okradani są przez szefów własnego związku,
którzy defraudują ich pieniądze. Członkowie
Związku Represjonowanych Politycznie Żołnierzy
Górników domagają się rozliczenia winnych.
Ściśle tajny rozkaz marszałka Konstantego Rokossowskiego
kierował do służby zastępczej poborowych pochodzących między innymi ze środowisk bogatszych rolników, kupców czy też osób mających rodzinę w krajach kapitalistycznych.
Zrtrcr dni
. Krf.
"OjinJiki t ramota
- LW9 A
J-dLtLl",lą| |TJ Luttl JDUfc I
Ul Will
iMFi.-1 Pr:'H,JajSiłi frjlM illl Lii"--ćlJJ T1UJ ttff fi'ń latTr, iltkliji, ir-r iilcii:
uk^uvB.ic l Hpi^tiftc. Liifii:jkL4J4- vta kw-cly dikżifiJ xvbyrii i :hm umim Lwnu riltrri. r-o K-ą^ian^.!1'Ś,''Ś
Cifiii j ń
f f
H \p prpyfcbiHr mi^iya IX IW i mrLonii pinclu ftybrjk piJBt faj\ Mnkllila F.
itynika. EEłnH fto rln 46 tay niułou-(i mfib njlln 2*b ri u poconik t*wł E Ni pudiuMU-Jijucsfipch dDfciimroou
W Lraimphm dii
ij, it-mt ia-ćy lj .d j.p...ii* ł3
b Od nrii \\jn vi tom> in jikj^jl^FŚ drtTJHŁ>:.ii o prikiykMuily iJt do p:!Ś,Ś:t-Ł-jDH,- akriDi uł^l^t iLlułci, ile \tn ndul -:rilcn1uyMU ipurc ŚŚ!.-(Ś i':jJi..-eiim Lr^tiŁV 7 30C ćl Lu
praim
hul \lmb:liE3 I
i ni nrnp
Kd Pifc^nk hr^
PS PoflmEti
pod nnm
inuuąji mni
ro
,*w

W ramach akcji, skierowani do nieludzkiej pracy ludzie marli jak muchy. Według ostrożnych wyliczeń życie straciło ponad 1000 osób, zaś kilka tysięcy uległo okaleczeniom i trwałemu inwalidztwu. Żołnierze górnicy byli tanią siłą roboczą. Z pensji potrącano im za wyżywienie, umundurowanie, zakwaterowanie oraz za wynagrodzenie ich stróżów. Szli do najcięższych robót. Odmowa była traktowana jak dezercja w wojsku.
Dopiero w 1991 roku odtajniono ich historię i ludzie ci mogli się zrzeszyć w Związku Represjonowanych Politycznie Żołnierzy Górników. Zarejestrowany w 1992 roku związek skupia obecnie około 20 tysięcy członków zorganizowanych w 48 okręgach. Jego pierwszorzędnym celem jest udzielanie pomocy członkom będącym w trudnej sytuacji oraz gromadzenie dokumentacji nt. represyjnego systemu przymusowej pracy.
Po dziesięciu latach funkcjonowania - w organizacji zaczęło śmierdzieć korupcją i malwersacją - twierdzą członkowie śląskiego okręgu. Domagają się rozliczenia z zarządzania związkiem i oskarżają swoje władze o finansowe przekręty.
Mimo usilnych pisemnych próśb o kontrolę i wyjaśnienie nieprawidłowości - najbardziej krzyczący zostali pozbawieni dotychczasowych funkcji i są zastraszani. Józef Stachowiec (na zdjęciu) z Zabrza, od 2000 r. członek Krajowego Sądu Koleżeńskiego, za skargę na prezesa śląskiego okręgu Franciszka Musiolika i byłego skarbnika Jerzego Drygalskiego musiał pożegnać się z funkcją. Zawieszono go w czynnościach 12 września 2002
roku po zapoznaniu się z jego szczegółowym oskarżeniem wystosowanym do władz krajowych, w którym pan Józef wylicza, na ile ich okan-towano. Próbowano wyperswadować mu, że to czyny o małej szkodliwości społecznej. Później zaczęto mu grozić. Jeden z funkcyjnych członków związku postraszył go nawet pistoletem...
Oskarżenia dotyczą przekrę-tów finansowych za lata 1998-99, ale niektóre wątki wciąż się pogłębiają: prowadzenie kilku kas (oficjalnej i lewych), dysponowanie pieniędzmi na tzw. fundusze reprezentacyjne i pożyczkowe dla członków zarządu. Władze krajowe na zarzuty odpowiedziały... nabraniem wody w usta.
Jeśli władze związku nie ujawnią prawdy o nadużyciach finansowych, sprawa wkrótce trafi do prokuratury - zapowiadają oszukani.
- Nie pozwolimy, żeby kolejny raz ktoś nas wykorzystywał. Przeżyliśmy już jedną gehennę i to wystarczy. Najsmutniejsze jest to, że rację miał Napoleon, mówiąc: "Swoi biją najmocniej" - mówi rozżalony Stachowiec. Władze, jak przystało na Katoland, bardzo często podpierają się boskim i kościelnym autorytetem. Pielgrzymki do Watykanu czy do Częstochowy lub Lichenia są na porządku dziennym. Ostatnim hitem jest propozycja budowy pomnika w Li-cheniu. Dlaczego tam?! - dziwią się członkowie, pytając przy tym, czy nie lepiej wydać ich pieniędzy na wsparcie najbardziej potrzebujących współtowarzyszy niedoli. Widocznie na takich ostatnich - to już nie warto.
JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
Nie od dziś wiadomo, że w "Solidarności" co rusz objawia się jakiśdzia-łacz o nieco lepkich rączkach. Do grona związkowców złodziei dołączył też ostatnio niejaki Zygmunt Sz., szef "S" w fabryce lin i drutu "Drumet" we Włocławku.
30 listopada ub.r. na spotkaniu z członkami związku we włocławskim "Drumecie" przewodniczący komisji zakładowej, 48-letni Zygmunt Sz., z głupia frant wypalił, że na święta nie będzie bonów. Niby dlatego, że w związkowej kasie zabrakło pieniędzy. Ludzi cholera wzięła na miejscu. Wzburzeni wykrzyczeli, że przecież płacą regularnie składki, więc kasa musi być. Nie zarabiają w końcu tyle co związkowa wier-chuszka i każdej rodzinie parę złotych na Boże Narodzenie bardzo by się przydało. Te argumenty na nic się zdały. Robotnicy postanowili jednak walczyć o swoje. Powiadomili zarząd regionu "S". I ten dał ciała. Wyszło na jaw, że składki związkowe z "Drumetu" nie wpływały na konto
zarządu już od pięciu miesięcy. Nikt się specjalnie tym nie zainteresował i nikt nie próbował wyjaśnić, dlaczego tak się działo. Widać inne komisje wpłacały tyle, że zarząd miał z czego żyć. Gdyby było inaczej, to zapewne "Drumet" nawiedziłaby stosowna związkowa komisja, by spra-
Składka na... Zygmusia
wę składek wyjaśnić. Kontrola jednak ostatecznie przybyła, tyle że grubo po czasie. Braki w związkowej kasie okazały się spore. Zablokowano konto, powołano zarząd komisaryczny i o cudownym zniknięciu szmalu oraz przewodniczącego Zygmunta Sz. powiadomiono prokuraturę. Ta po podliczeniu strat stwierdziła, że związkowy przywódca orżnął robotników, kolegów ze związku, na ponad 50 tysięcy złotych. A za te pieniądze to można by na przykład choć przez parę miesięcy żywić
kilkadziesiąt włocławskich rodzin, które klepią biedę między innymi dzięki "Solidarności" właśnie. Zygmuntowi Sz. prokuratura postawiła też zarzut sfałszowania podpisów skarbnika zakładowej komisji na 24 bankowych czekach.
Ale to nie wszystko. Włocławska prokuratura przygotowała bowiem także akt oskarżenia przeciwko owemu skarbnikowi, 52-letniemu Danielowi G. Zarzuco-no mu przywłaszczenie ponad 34 tysięcy z tej samej - jak widać - mocno dziurawej "solidarnościowej" kasy. O ile były przewodniczący "S" w "Drumecie" odnalazł się w tym czasie i przyznał do przestępstwa, o tyle skarbnik twierdzi, że kasy nie ukradł. Proces, który się wkrótce rozpocznie, być może wykaże, czy mówi prawdę.
W każdym razie "roboli" orżnięto prawie na 90 tysięcy, zaś bonów świątecznych i tak nie będzie. Składek też już nie będzie, bo ludziska gremialnie powiedzieli - wała!
ROMAN KRAWIECKI
8
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
8 -14 XI 2002 r.
Piracka paranoja
Handel pirackimi płytami i nielegalnymi programami komputerowymi kwitnie. Deklaracje policji o ujęciu kolejnych "piratów" to tylko mydlenie oczu. I nie ma w tym nic dziwnego, skoro w naszym katolickim kraju to ateiści uważają kradzież czyjejś własności intelektualnej za grzech, a wierzący i praktykujący czują się rozgrzeszeni. Tak przynajmniej wyszło z badań przeprowadzonych przez CBOS.
-I to mnie właśnie wkurza -pan Jurek, który od 6 lat handluje kompaktami na warszawskim Stadionie Dzisięciolecia, nie kryje irytacji. - Bo ja prosty chłopak z Pragi jestem. Dla mnie czarne jest czarne, a białe białe. A nie taka obłuda -spluwa na ziemię. -Ty wiesz, kto do mnie przychodzi? Politycy i sędziowie, i księża. I co? Oni są cacy, a ja be? Że niby złodziej. A jaki ze mnie złodziej... -przerywa swój monolog, by obsłużyć klientki. Dwie nastolatki kupują najnowszą płytę znanej piosenkarki. Jedynie za 15 zł.
-Ja porządna firma jestem. U mnie jak coś nie gra, to zawsze reklamację przyjmę. Jeszcze się taki nie znalazł, co by powiedział, że go oszukałem. A i po zasiłek nie idę: żonę i dwoje dzieci spoko wykarmię...
Zgarniają
Ruskich i gówniarzy
Jurek znów przerywa i zwraca się do kolejnego klienta: -Świeżynka, kolego. W sklepach jeszcze nie ma...
-Ja ci wszystko, kochanieńka, opowiem... Dla takiej fajnej gazety!
Pytam go o słynne obławy na "piratów", o których co rusz donoszą z upodobaniem media. Z policyjnych statystyk wynika, że tylko w zeszłym roku skonfiskowano prawie 900 tys. nielegalnych płyt i 300 tys. kompaktów z pirackimi grami komputerowymi. Dużą część z tego -właśnie na warszawskim stadionie. Jurek zanosi się śmiechem.
- Chłopaki muszą się wykazać. Ja to wiem zawsze trzy dni wcześniej, jak coś planują. Na ogół idę wtedy na urlop.
Nie ustępuję. Przecież słyszałam, no nie dalej niż tydzień temu, że kogoś zatrzymali.
-A tak, jakiegoś gówniarza. Z Mazur przyjechał, z jakiegoś, kurna, zapadłego PGR-u. Pół godziny postał...
-No albo Ruskich zgarniają -uzupełnia Jurek. I to też nie wszystkich, tylko tych mniej cwanych. -No
popatrz, kochanieńka, taki Arsen to już tu parę lat stoi.
Idę porozmawiać z Arsenem. Mówią na niego "rusek", ale on jest Ormianinem. Przyjechał do Polski, uciekając przed wojskiem. Gdyby wrócił, poszedłby siedzieć.
-wskazuje na swoje stanowisko. Też chłopaki muszą żyć, no nie? Mądry człowiek to sam widzi. Na przykład policyjne raporty (Jurek cytuje je z pamięci): "O godzinie 9 rozpoczęliśmy obchód. O godzinie 11 zauważyliśmy Siergieja P. handlującego płytami kompaktowymi, co do których istniało podejrzenie, że są nielegalnego pochodzenia ".
Jak ukręcić łeb sprawie
- No popatrz, kochanieńka -Jurek zatacza ręką krąg, pokazując mi dziesiątki stoisk identycznych jak jego. -Jak tu można chodzić dwie godziny i nie zauważyć nikogo handlującego płytami, "co do których zachodzi podejrzenie"? -Jurek puszcza do mnie oko i znów zaczyna rechotać.
Kobieta ze stoiska obok ciekawie nam się przypatruje. -Dziennikarkę mam, sąsiadko. Artykuł pisze -wyjaśnia jej Jurek.
-Następna -śmieje się kobieta. -Jeden już taki był, co zza pazuchy zdjęcia robił.
Opowiadają mi obydwoje, jak to jakiś "porządny obywatel", na-
na kawę. Z wdziękiem kiwa na obwoźny bufet z napojami.
-Jak masz dobrego papugę, to cię zawsze wyciągnie. Zresztą bardzo często sędzia i bez adwokata sprawę umarza. Na przesłuchaniu trzeba powiedzieć, że się tak robiło z biedy i że się człowiek do winy przyznaje, prosząc o łagodną karę. Są i tacy, co od razu chcą wyrok w zawiasach -oświeca mnie Jurek i tym razem to moje oczy robią się okrągłe ze zdziwienia.
-Tak, tak -śmieje się mój rozmówca. -I stąd te wszystkie statystyki, co mi je, kochanieńka, pod nos podstawiasz. Ja tam nie słyszałem, żeby ktoś z naszych poszedł za to całe prawo autorskie siedzieć. Ruski to i może.
Jurek tłumaczy mi, że nieszczęśnik, który mimo wszystko wpadł na "piractwie", zeznaje zazwyczaj z wolnej stopy. Chyba że jest cudzoziemcem bez stałego miejsca zamieszkania, no to idzie do aresztu i jak dochodzi do procesu, to mu wlepiają tyle, ile już odsiedział.
-A po trzech miesiącach wraca znów na innym paszporcie. U nich to lewe papiery tanie jak barszcz -mówi Jurek i z rozpę-
Ma polską narzeczoną i prawo stałego pobytu. Na stadionie siedzi przez okrągły rok, siedem dni w tygodniu, po 9 godzin dziennie. Mówi, że ciężko pracuje. Uświadamiam go, że w myśl polskiego prawa -nie pracuje, tylko kradnie. Mówię o pokrzywdzonych muzykach, twórcach programów komputerowych itd.
-Ja nie być w żadna mafia -brązowe oczy Arsena robią się coraz bardziej okrągłe ze zdziwienia. -Ja jestem uczciwy, pracuje, handluje. Nie kraść! Nikogo nie zabiłem! Wracam do Jurka.
-Czy policjanci biorą? Ile im płacisz? -przedrzeźnia mnie Jurek. -Dużo byś chciała wiedzieć. - U mnie mogą brać, co tylko chcą. Wszystko do dyspozycji
wet nie wiadomo, czy dziennikarz, czy jakiś nawiedzony, postanowił na własną rękę walczyć z piractwem. Przeszedł się po stadionie, pokupował płyt, zdjęć ukrytym aparatem narobił, pozapisywał, a później to telewizji przekazał.
-Co się potem chłopaki z komisariatu nagłowili, co z takim "prezentem" robić. W końcu zaczęli chodzić i pytać, czy ktoś widział podejrzanych. A że nikt nie widział, to sprawy nie ma -tłumaczy Jurek, rozkładając ręce. I dodaje, że gdyby nawet go złapali, to nie byłby to koniec świata.
-Ja nie jestem jakiś ćwok ze wsi. Swoje o prawie wiem -mówi. I pewnie, żeby podkreślić tę swoją światowość, zaprasza mnie
du zdradza jeszcze jedną stadionową tajemnicę. Prosta socjotech-nika. Jak jest obława na stadionie, to niezorientowane "ruskie" i inni przypadkowi handlarze porzucają swój dobytek i zwiewają, ile sił w nogach. Rezultat jest taki, że policja ma dwóch zatrzymanych i kilkadziesiąt tysięcy płyt. Ludziom się wciska w telewizji, że zgarnięto jakieś grube ryby, które rozprowadzały tony towaru, a to była zwykła "drobnica". Łebki sami mieli po kilkaset kompaktów.
Z nie byle kim wódkę piją
Ale ja mam jeszcze asa w rękawie. Nie tak dawno policja
poinformowała o zamknięciu nielegalnej wytwórni płyt.
-Ja tam nic nie wiem. To już inna liga. Mam znajomą hurtownię. Tam jeżdżę, biorę towar, płacę -mówi Jurek. -A ten facet, co ją prowadzi, to i mnie, i ciebie mógłby kupić. Ty wiesz, z jakimi szarżami on wódkę pija? Jego nie zamkną nigdy.
Sąsiadka Jurka też sobie chwali, że teraz z "poważnymi ludźmi" biznesy robi.
- Kiedyś to gówniarze płyty produkowali. Jeździli do Czech albo za wschodnią granicę, przywozili tanie kompakty i na domowych komputerach kopiowali. A teraz to wszystko jest profesjonalnie. Reklamacji niewiele.
-Ja myślę, że tam, na górze, jest tak samo jak tutaj. Zamykają płotki. Sam nawet kiedyś w gazecie czytałem, że wytwórnię zlikwidowali. I raptem... 50 płyt znaleźli. A 50, to mniej niż dziś sprzedałem - zanosi się atakiem śmiechu, który przerywa dopiero nadejście kolejnego klienta.
-No, panie Robercie. Niech pan powie do gazety, czy ja coś złego robię? - zagaduje Jurek mężczyznę, który akurat podszedł do stoiska. -To mój stały klient. Na uniwersytecie wykłada. A to pani redaktor... Mężczyzna najwyraźniej nie jest zadowolony, że go przyłapałam na gorącym uczynku.
Może by tak fundację...
- Oczywiście, można powiedzieć, że tu się kradnie -tłumaczy niechętnie. -Tyle tylko że bez programów komputerowych nie mógłbym pracować. A nie mogę kupić legalnych, mając 800 zł pensji. Walka z piractwem metodami karnymi to paranoja. Wystarczyłoby, żeby wytwórnie obniżyły ceny. Przy niewielkiej różnicy kupowałbym legalne płyty.
- Proszę spojrzeć. Ta płyta w MPiK-u kosztuje 40 zł. A tu 15. Nikt mi nie wmówi, że Kazik Sta-szewski ma z każdego kompaktu 25 złotych.
Tłumaczę mu, że przecież muszą jeszcze zarobić wytwórcy i sprzedawcy. Ale on mi przerywa: -Te płyty tutaj też były przez kogoś tłoczone i są przez pana Jurka sprzedawane, i jakoś to się wszystkim opłaca. Dalsza rozmowa o konieczności płacenia przez wszystkich podatków nie ma sensu.
Jurek zarabia dziennie kilkaset złotych. Nie przeczy, że to dosyć dużo.
-Ty nie myśl, kochanieńka, że mi nie jest głupio. Ja też lubię Ka-zika czy Marylkę Rodowicz i nie chcę im kieszeni drążyć. Wolałbym, żeby na tym zarabiali, a ze mnie nikt złodzieja nie robił. Ja sobie nawet tak myślę, że powinniśmy tu na stadionie jakąś fundację założyć. Żeby na dzieci uzdolnione muzycznie albo na komputery do szkół dawać...
ELŻBIETA ŁUKOCZ Fot. Przemek Zimowski
8 - 14 XI 2002 r.
FAKTY n
UKRAIŃSKI TROP
Kilka miesięcy temu opisaliśmy księdza Wincentego Pawłowicza -wikarego ze wsi Wi-tonia koło Łodzi -który zwabiał na plebanię małych chłopców i tam wymuszał na nich współżycie seksualne lub -mówiąc prościej -gwałcił ich. Nagrywał to wszystko na wideo i sprzedawał witrynom in-ternetowym. Takie doniesienie prasowe powinno zaowocować -wzorem USA -straszną awanturą medialną i dyskusją nad weryfikacją kapłanów pracujących z dziećmi. Tymczasem nie stało się nic! Wiedząc o dewiacyjnych poczynaniach księdza, próbowaliśmy zainteresować wszystkie publiczne oraz komercyjne programy telewizji i tak zwaną niezależną prasę, radio... Wszyscy gotowi napiętnować pedofilię u każdego nauczyciela, wychowawcy, ojca, tym razem w ogóle nie podjęli tematu!
Nie daliśmy jednak za wygraną i zboczeńca tropiliśmy sami, a słowo "sami" oznacza tu -całkowicie osamotnieni.
Przypomnijmy pokrótce sprawę Pawłowicza: młody ksiądz osiada w parafii w Witoni. Jest ekspertem od komputerów i Internetu, więc nietrudno mu skupić wokół siebie grupę wiejskich nastolatków. Jednak na plebanii nie tylko Internetem zabawiają się chłopcy i ksiądz. Jedna z matek -zaniepokojona przedłużającą się nieobecnością syna w domu -zastaje chłopca w przykościelnym budynku podczas odbywania stosunku doodbytniczego. Tomek gwałcony jest właśnie przez księdza.
Powiadomiona przez przerażoną matkę (i rodziców innych chłopców) policja wkracza do akcji. Śledztwo potwierdza, że od roku w Witoni zadomowił się zboczeniec -pedofil i...
I nic się nie dzieje. Prokuratura na wniosek tej samej policji umarza śledztwo, gdyż rodzice dzieci nagle, po wizycie w pałacu bpa Orszulika, odwołują wszystkie zeznania. Prokurator ponownie wszczyna postępowanie dwa lata później, po artykule w "Faktach i Mitach".
Tymczasem dewiant w sutannie nie próbuje nawet zaprzeczać, że napisaliśmy nieprawdę, za to natychmiast salwuje się ucieczką i starannie zaciera po sobie ślady. Wyprowadza w pole policję, ale nie nas. Odnajdujemy zboczeńca najpierw na parafii w Lubochni, a po kolejnej ucieczce, w domu księży seniorów w Sochaczewie. W tym miejscu należy
zaznaczyć, że Pawłowicz nie działa w próżni. Przeciwnie, wszystkimi jego krokami kieruje biskup Alojzy Orszulik, który wynajduje swojemu ulubieńcowi coraz to nowe kryjówki i organizuje przerzuty. W Sochaczewie dochodzi do zadziwiającej metamorfozy księdza. Nie moralnej, niestety, lecz fizycznej. Pawłowicz już wie, że depczemy mu po piętach, więc przed ostatnią, przygotowaną mu przez biskupa Orszulika kryjówką postanawia zmienić wygląd. Zapuszcza brodę, wąsy i włosy. Po kilku tygodniach przypominać za-
swoim kroku i pod żadnym pozorem nie wracaj do Polski, dopóki cię nie wezwę. Jakby co, to jesteś polskim misjonarzem.
0
Nie od razu udało nam się ustalić, że Wincenty Pawłowicz ma dużo młodszego brata -diakona o imieniu Jacek. Jednak fakt ten zaprowadził nas na trop kolejnych, zwyrodniałych praktyk sutannowego. Otóż ksiądz Wincenty podczas swojego pobytu w Witoni nie poprzestawał jedynie na gwałceniu chłopców. Zapewne czuł dyskomfort spowodowany bli-
kilku dniach uciekinier zaczyna czuć się w Żytomierzu jak u siebie w domu. Odprawia msze w kościele św. Zofii, korzysta też często z kawiarenki internetowej mieszczącej się przy pobliskiej ulicy Kijowskiej. Przy tej samej ulicy pod numerem 4 znajduje się administracja klasztorna ojców bernardynów. Pracujący w niej gwardian Szymon Szyrokoradiuk nadzwyczaj ciepło przyjmuje Pawłowicza i prowadzi z nim długie dysputy. Uciekinier z Polski odbywa też od czasu do czasu dalekie przejażdżki swoim daewoo lanosem (zielony
CO CI SIĘ, DRANIU, ŚNI (7)
Pedofil na misjach
w niedającą się przewidzieć przyszłość. Tymczasem Wincenty musi się salwować kolejną ucieczką w nieznanym kierunku. Jeszcze kilka razy w październiku widywany jest w Żytomierzu, ale adres stałego pobytu ma już inny. Jaki? -tego nikt w ży-tomierskiej kurii nie wie, ale my wiemy i wie biskup Orszulik. Informujemy prokuraturę i policję, że śladów Wincentego Pawłowicza należy obecnie szukać w Kijowie, w ośrodku misyjnym, mieszczącym się przy ulicy Gorkiego 165. Gdy zrobi się "gorąco", pedofil ma przygotowane awaryjne lądowisko. Może być nim ukraińska Bukowina, a konkretnie miejscowość Storoży-niec, ulica Szewczenki 30.
Tyle nasze wielodniowe, zagraniczne poszukiwania. Dziennikarze "FiM" ustalili to, nad czym od ponad
Pedofila, księdza Wincentego Pawłowicza, szuka policja i prokuratura. Bezskutecznie. Państwowy aparat sprawiedliwości okazuje się bezradny wobec zboczeńca, który po publikacjach w "FiM" ucieka i myli tropy. No to co my na to? No to my odnaleźliśmy dewianta poza granicami Polski i oświadczamy: biskup Alojzy Orszulik, mówiąc, że nie ma pojęcia, gdzie przebywa jego podwładny, kłamie. Mamy też dowody, że osobiście pomagał mu i nadal pomaga w ucieczce.
czyna raczej prawosławnego popa niż katolickiego księdza. W końcu dochodzi do ostatecznej, braterskiej rozmowy z biskupem. Obydwaj doskonale wiedzą, co polskie prawo przewiduje za gwałcenie małych chłopców i rozpowszechnianie pornografii dziecięcej. A przewiduje łącznie do 15 lat. Według naszych ustaleń rozmowa obu panów wyglądała tak:
Pawłowicz: -Przydałby mi się, księże biskupie, dłuższy urlop i wyjazd gdzieś daleko.
Orszulik: -A gdzie mógłbyś wyjechać? Masz jakiś pomysł?
-Mój brat wkrótce będzie księdzem, a na razie pracuje w parafii św. Zofii w Żytomierzu na Ukrainie. Mogę tam spędzić nawet kilka miesięcy.
-W takim razie dostaniesz ode mnie krzyż misyjny i bezterminowy urlop z pracy w diecezji. Wyjeżdżaj natychmiast i nie zatrzymuj się po drodze nigdzie. "Z Sochaczewa weź tylko pierzynę, bo nie ma czasu" (to zdanie Pawłowicz kilkakrotnie powtarzał w rozmowach z najbliższymi). Masz mnie informować o każdym
skością proboszcza i rodziców malców. Aby zapewnić sobie "święty spokój", Pawłowicz zabierał swoje ofiary do Szczecina, do domu zakonnego, w którym przebywał jego brat Jacek. Rodzice niektórych chłopców do dziś są przekonani, że ich dzieci wyjeżdżały na niewinne, krajoznawcze wycieczki. Niestety, było inaczej. W szczecińskim domu zakonnym dochodziło nocami do orgii pedofilskich, o których (jak wynika z naszych ustaleń) nic nie wiedział naiwny alumn Jacek Pawłowicz - przyjmujący w dobrej wierze brata z dziećmi.
Ekscelencjo, melduję się z Żytomierza...
Pod koniec sierpnia Wincenty postanawia po raz kolejny wykorzystać naiwność Jacka i telefonicznie uprzedza go o przyjeździe: -Taka szmatława gazeta fałszywie mnie oskarżyła. Biskup obiecał wytoczyć im proces. Już rozmawiał z prawnikami i sprawę mamy wygraną. Przyjeżdżam do ciebie wypocząć psychicznie, a do kraju wrócę, gdy będzie po wszystkim -opowiadał.
Łatwowierny młody mężczyzna godzi się bez zastrzeżeń gościć brata. W Żytomierzu ma pozycję ugruntowaną. Jest asystentem i prawą ręką ordynariusza rzymskokatolickiej diecezji kijowsko-żytomierskiej, bpa Jana Purwińskiego. Przyszły ksiądz Jacek mieszka w siedzibie kurii przy ulicy Bessejna 9. Tam też jedzie Wincenty. Po drodze odwiedza rodzinną Dębicę. Spędza w domu matki jedną noc i doprowadza swój wygląd do stanu pokazanego na zdjęciu w paszporcie -goli brodę i wąsy.
W pierwszych dniach września Pawłowicz przekracza granicę przez przejście w Medyce i melduje się w Żytomierzu. Brat załatwia mu kwaterę w budynku kurii, na pierwszym piętrze w lewym skrzydle kompleksu zabudowań (patrz zdjęcie). Już po
Portret pamięciowy Pawłowicza po zmianie wyglądu...
metalik z rejestracją dębicką, z tyłu naklejka -wizerunek ryby i data 2000 roku) do Kijowa. Nie zapomina ani na chwilę o poleceniu biskupa Orszulika i kontaktuje się ze swoim pryn-cypałem telefonicznie, dzwoniąc z ukraińskich, żytomierskich numerów: 375047 i 373053. Gdyby przypadkiem policja chciała ten fakt sprawdzić, informujemy, że telefonując z Polski, trzeba przed podanymi numerami wybrać jeszcze 0-0380412.
Ta sielanka trwałaby bardzo długo, gdyby nie pewien anonimowy e--mail przesłany z Polski do wszystkich hierarchów Krk na Ukrainie. Dostał go nawet metropolita Lwowa kardynał Marian Jaworski (jawor-ski@rkc.lviv.ua) i zaczęła się niesłychana awantura. Autor listu szczegółowo opisał bowiem pedofilską działalność Pawłowicza, jego ucieczkę z Polski i faktyczny powód pobytu na Ukrainie. Gromy sypią się przy okazji na Bogu ducha winnego Jacka, bo nikt z biskupów nie chce dać wiary, że ten nic nie wiedział i celowo nie ukrywał brata. (Według naszych ustaleń autorem e-maila jest pewien zakonnik kapucyn -opiekun Franciszkańskiego Zakonu Świeckich w Dębicy. W obawie przed szykanami ze strony np. Orszulika nie podamy tu jego nazwiska).
Obecnie kariera młodego Pawłowicza stoi pod znakiem zapytania, a jego święcenia kapłańskie zostaną najprawdopodobniej przesunięte
trzech miesięcy biedzą się organa ścigania. Być może jednak bezskuteczne poszukiwania zboczeńca nie biorą się tak do końca z indolencji wymiaru sprawiedliwości, lecz z jego dziecinnego zaufania. Oto bowiem trzy tygodnie temu w prowadzącej sprawę prokuraturze w Łęczycy pojawił się wysłannik biskupa Orszulika. Księżulo, pouczony o odpowiedzialności za składanie fałszywych wyjaśnień, zeznał nieprawdę, iż ani biskup Alojzy Orszulik, ani nikt inny w diecezji łowickiej nie ma pojęcia o miejscu pobytu księdza Wincentego Pawłowicza.
Prowadzący śledztwo prokurator wystąpił do sądu o zastosowanie aresztu w stosunku do ukrywającego się W. Pawłowicza. 31 października sąd wyraził na to zgodę. Następnie 4 bm. prokurator wydał list gończy. Otrzymały go wszystkie placówki policji i straży granicznej. W chwili gdy Szanowny Czytelniku masz w rękach ten właśnie numer gazety i jest to piątek 8 listopada, rano -ujawniamy prokuraturze powyższe informacje dotyczące miejsca przebywania księdza Wincentego Pawłowicza. Powinien on zostać aresztowany na Ukrainie w ciągu 48 godzin. Uprzedzona przez nas tamtejsza milicja czeka tylko na oficjalne dokumenty z Polski.
MAREK SZENBORN,
ANNA TARCZYŃSKA,
RYSZARD PORADOWSKI
Fot. Sławomir Janisz
POLSKA PARAFIALNA
Niewielkie wzgórze w wałbrzyskiej dzielnicy Sobięcin jest jedną z kilkunastu dzikich kopalni odkrywkowych, działających od kilku lat w mieście coraz bardziej ponurym i tragicznym. Bez pracy jest co trzeci mieszkaniec w wieku produkcyjnym. Tylko nieliczni otrzymują zasiłek, dla innych zabrakło nawet tych 20-50 złociszów miesięcznie, przeka-
okrągły rok, bez względu na jego porę i aurę. Fascynująca jest wzajemna solidarność (taka prawdziwa) w bie-daszybach. Prawo własności do danej dziury jest święte, kradzież pozostawionych na noc worków z ufedrowa-nym węglem jest wręcz nie do pomyślenia. Kiedyś grupa miejscowych osiłków próbowała zastraszyć kopaczy, ale nie z nimi takie numery. Węglowi wałbrzyscy rakieterzy już są za kratkami. Potem do skóry bezrobot-
Zadeklarował też pomoc w zalegalizowaniu wydobycia. W dość mglistych przesłankach miało to polegać na jakimś formalnym zalegalizowaniu spółki węglowej obsługującej biedaszyby. Sprawa ma być załatwiona teraz, po wyborach samorządowych.
Ruch w Sobięcinie
nie maleje. Na dole, w dziurze, zastajemy trzyosobową brygadę,
Ludzie krety
Usmolony górnik z biedaszybu zaniósł się długim kaszlem. Trochę od pylicy, trochę od dymu z papierosa. Widać, że przemawia przez niego wielkie rozgoryczenie, bo nie żałuje ostrych słów: - Za komuny rządziły w mieście trzy kopalnie: Thorez, Wałbrzych i Victoria. Pełną parą pracowały elektrociepłownia, koksownia, liczne warsztaty; silna była odzieżówka. Do czasu, jak, k...a mać, na własnych garbach wynieśliśmy do władzy takiego jednego sk...a z Matką Boską w klapie. Miał mądrych pomagierów, to i naród zbajerował, wywiódł na manowce. Tak z dnia na dzień dziadami nas zrobił, a sam żyje jak król Na Polance! A my mamy drugą Japonię... na "kopalince"!
zywanych z łaski w postaci pomocy socjalnej. Nic dziwnego, że górników, i nie tylko, ratują biedaszyby, zwane tu kopalinkami. To jedyna recepta na przeżycie. Wystarczy zainwestować w kilof, łopatę i worki, skrzyknąć się z kilkoma sąsiadami czy dawnymi kumplami z szychty, wykopać kilka próbnych dołów i liczyć na odkrycie bogatszej żyły "czarnego złota". Nielegalne urobiska utrzymują około 2000 byłych górników i ich rodziny. Najbardziej oblegany jest Sobięcin, bo ma najlepszy węgiel koksowniczy
- czysty antracyt. Jego żyły biegną cienkim strumieniem od góry, a im bardziej w dół, tym więcej rozgałęzień. W pogoni za nimi ludzie ryzykownie zapędzają się coraz głębiej, ryją labirynty jak krety. Jeśli dzienny urobek przekroczy tonę, to jest święto.
Z reguły jednak bywa i tak, że nasiąknięta deszczem ziemia niespodziewanie się osuwa, przykrywając zazdrośnie kilku-, a nawet kil-kunastotonowym płaszczem dopiero co odkrytą czarną pręgę. I wtedy płacz człowieku, bo już wiesz, że przez kilka dni nie przyniesiesz do domu złamanego grosza. Dobrze, jak sam ujdziesz z życiem.
"Ślepy", "Siatek", "Autobusik"
- to nazwy odkrywek. Od przezwisk tych, którzy wyczaili węglodajne dziury i teraz je eksploatują. Nie każdy może dostąpić zaszczytu pracy na "kopalince". I nie tyle liczy się wiek, co doświadczenie, odporność na trudy i zwykła siła fizyczna. Kopie się przez
nym próbowały dobrać się miejscowe służby porządkowe: straż miejska, policja. Inna sprawa, że na biedaszy-bach pracowały już małe koparki i władza cały ciężki sprzęt kazała zarekwirować. Podobno w trosce o bezpieczeństwo pracujących, bowiem górnicy, płacąc operatorowi koparki od 80 do 150 zł za godzinę - ryli pole bez zwracania uwagi na jakiekolwiek przepisy bhp. Konfiskata maszyn zakończyła się pikietą kilkuset górników pod urzędem miejskim. Doszło w końcu do ugody, w czym duża zasługa lewicowego prezydenta miasta Stanisława Kuźniara. Obiecał on protestującym dalszą bezkarną eksploatację, ale pod warunkiem rezygnacji z ciężkiego sprzętu.
1 1111W
Nr 45 (140)
14 XI 2002 r.
stworzoną przez 54-letniego Zygmunta Przybylskiego, młodszego o osiem lat Wiesława Dowgiałło i 43-letniego Józefa Tatuśkę. Dorwali się do żyły, więc na rozmowę nie ma za dużo czasu. U nich nie ma sztygara, jedynym ekonomem jest czas. Nie przerywając fedrunku, chętnie się zwierzają ze swojej niedoli. Tak jak wszyscy tutaj - mają ujednolicony cennik towarowy. Za 50-kilogramowy worek przesianego węgla otrzymują 12 zł. Czyli 240 zł za tonę. Kupców nie
brakuje, bo to, co pod ziemią, jest wysokokalorycznym "miodziem". Kilka dni harują, później dzwonią pod stosowny numer i w umówionym czasie zajeżdża pod górę zdezelowana furgonetka pośrednika. Zwozi urobek na dół, gdzie jest on przeładowywany na ciężarówkę. Kopiący od ręki otrzymują zapłatę i wszyscy są zadowoleni. Jest na papierosy, omastę i od czasu do czasu na kieliszek... chleba. Bo przy robocie się nie pije, co to, to nie. Po kielichu - jak to tłumaczą usadowieni wyżej chłopcy od "Ślepego"
ŚŚ?
J
- ma się refleks opóźniony, "choj-rakowaty" styl pracy, więc łatwo
0 tragedię. A ziemia bywa wrednie zazdrosna. Prowizorycznie założone stemple sprawy należycie nie załatwiają. W momencie zagrożenia pale blokujące boczne ściany zwykle trzaskają jak zapałki i... po chłopie. Tak ostatnio
skończył Janek Zagrocki.
Ten 47-letni górnik w samo południe postanowił razem z kolegą ukopać po worku węgla do domu.
1 to z opuszczonej już dziury na samym szczycie "kopalinki". Janek wlazł do dziury, napełnił wiadro, które wspólnik wyciągnął na górę i przesiewał przez sito. Przy tej czynności usłyszał nagły huk. Znajdujący się
na dole człowiek momentalnie zniknął pod kilkutonową pryzmą gliny i kamieni. Na pomoc rzucili się wszyscy pracujący w pobliżu. Po dziesięciu minutach wydobyli na wierzch ciało nieszczęśnika ze zmiażdżoną głową. Nie miał żadnych szans. To pierwszy wypadek śmiertelny na "kopalince". Ludzie od "Siatka", którzy pierwsi pospieszyli z ratunkiem, do dziś nie mogą o tym mówić spokojnie. Dramat zaciążył na ich psychice. Wszyscy urządzili ściepę na pogrzeb, po 10 zł dali. Tyle, ile mogli. Pogrzeb był niby taki, jaki się należy kopi-dołowi. Za orkiestrą w kondukcie szło ze czterysta chłopa. Każdego nad tym grobem jakby tąpnęło gdzieś w sercu. Jakaś bojaźń przyszła. Ale roboty nie rzucili. Z prostej racji:
- Że co, że za skarby by pan nie wszedł do tego wykopu? Bzdury, zmieniłby pan zdanie po tygodniu głodówki, gdy żona nie ma co do gara włożyć, dzieci chodzą do szkoły o pustym żołądku i z butów wyrastają. Nie ma innego wyjścia. Ja dwa lata byłem na osłonie, płacili mi 650 zł miesięcznie. W ramach przekwalifikowania posłali na kurs spawalniczy. Skończyłem go, ale co mi to dało, skoro w okolicy żadnej pracy w tym zawodzie nie ma. Nawet życia sobie pospawać nie mogłem. Spójrz pan na ten las kominów nad miastem. Tylko dwa z nich są jeszcze czynne, te od koksowni, która jeszcze dymi, choć zdycha także. Panie, gdyby nie biedaszyby, to sznurek by nam tylko został. Przez jedenaście miesięcy robiłem na budowie za trzy złote za godzinę. Tylko miesiąc zabrakło do tego, by załapać się na zasiłek dla bezrobotnych. Gówno z tego wyszło!
- Tam wyżej jest dziura "Autobusika". Ksywkę ma stąd, że chłop zadłużył się, kupił busa i chciał zarabiać na przewozach pasażerskich. Szybko go zniszczyli. To wóz sprzedał na złom, kupił łopatę, kilof i wlazł do dziury...
Rozgadali się też inni górnicy.
- Panie, za komuny w mieście rządziły trzy kopalnie: Thorez, Wałbrzych i Victo-ria. Pełną parą pracowała elektrociepłownia, koksownia, liczne warsztaty, silna była odzieżówka. Do czasu, jak, k...a mać, na własnych garbach wynieśliśmy do władzy takiego jednego sk...a z Matką Boską w klapie. Miał cwanych pomagie-rów, to naród zbajerował, wywiódł na manowce. Tak z dnia na dzień dziadami nas zrobił, a sam żyje jak król Na Polance! Coś panu powiem... Kiedy w kopalniach rozdawano przy każdej okazji różne medale, np. Janka Krasickiego, Brygady Pracy Socjalistycznej itp., to po Wałbrzychu psy biegały z tymi blaszkami. A teraz, gdybym psa zobaczył z plakietką Solidarności na obroży, to na pewno bym go zabił. I nie tylko ja taki zawzięty jestem na tych oszukańców. Człowiek jest
za dumny, by kraść. No to ryzykuje życiem dla 30-40 zł dziennie. My mamy tylko jedną prośbę do gazety. By w naszym imieniu "Fakty i Mity" zaprosiły do nas tego gdańskiego oszusta, niech przyjedzie też z pięknym Marianem. Byli tu kiedyś, każdy z osobna. Z Wałbrzycha chcieli uczynić... perłę turystyczną. Że niby na tym lepiej wyjdziemy niż za komuny. Niech teraz przyjadą i nam to powtórzą. Przy okazji niech worek na swoje kości i zęby przywiozą.
A co w zamian?
Taka była odpowiedź wiceprezydenta miasta Wałbrzycha, Marka Śpiewaka, na pytanie, czy po tym śmiertelnym wypadku władze miasta nie mają zakusów, aby zlikwidować
"kopalinki"? Wręcz przeciwnie - usłyszeliśmy - trzeba pomóc tym, którzy w biedaszybach zarabiają na byt swój i rodziny. Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej już pomyślał o rodzinie zmarłego górnika. A co z resztą?
W Wałbrzychu szaleje bezrobocie. Oficjalnie sięga 27 procent, a to się przekłada na 14 600 dorosłych mieszkańców bez pracy. Nieoficjalnie, to... guzik prawda, bo przecież wiadomo, że w większości rodzin górniczych z reguły pracował tylko mąż i ojciec. Dlatego też te suche dane statystyczne trzeba by pomnożyć przynajmniej przez dwa. I to będzie prawdziwy obraz nędzy i rozpaczy w tym regionie.
JAN SZCZERKOWSKI Fot. Jarek Wyszyński
NAJCZARNIEJSZE KARTY KOŚCIOŁA w znakomitej kaigżce F?. A. Haaslera
Zabójcy Boga
już 150 tys. egzemplofjy
douik Don TjdiwniziY 4DOCH Woirts I *ri |tjlt_ DDC
) \nmi0*
wHi-Jłł in/r ih-Ih
12
ZE ŚWIATA
FAKTYn
8 - 14 XI 2002 r.
Amerykańscy politycy uwielbiają się przechwalać, że ich kraj to oaza demokracji i praw człowieka. Jeśli do głowy wpadnie wam pomysł, aby im uwierzyć, to przeczytajcie poniższy tekst. Bo tak naprawdę USA to państwo, gdzie prawa człowieka istnieją, ale tylko dla bogaczy. Szanowana na całym świecie, a przez prawicę opluwana, organizacja Amnesty International zajmuje się obroną więźniów sumienia i walką o respektowanie podstawowych praw człowieka. W czasach, gdy Moskwa twierdziła, że AI jest sponsorowana przez CIA, a Waszyngton z równą gracją imputował, że przez KGB, Amnesty otrzymała za swój trud pokojową Nagrodę Nobla. Teraz stowarzyszenie ma milion wolontariuszy, którzy działają w obronie prześladowanych w ponad 140 krajach świata. Dzięki akcjom AI, tortur i śmierci uniknęły tysiące osób. AI wydaje raporty i organizuje kampanie. Jedna z takich kampanii poświęcona była właśnie nierespektowaniu praw człowieka w USA. Fakty są przerażające.
USraj
Whitfielda, zastrzelonego przez policję 25 grudnia 1997 r. Mężczyzna zginął w supermarkecie, a policjant zabójca został oczyszczony z zarzutów. Zeznał, że przez pomyłkę klucze ofiary wziął za... pistolet. W kwietniu tego samego roku inny policjant
Amnesty International ma dowody, że amerykańska policja stosuje bardzo brutalne metody. Pal diabli, gdy chodzi o bandziorów. Rzecz w tym, że amerykańscy gliniarze kopią, biją i strzelają do ludzi całkowicie niewinnych. Najbardziej drastyczny przykład to los Wiliama
Dla dobra Kościoła
Ksiądz zgwałcił w ubikacji 12-let-niego chłopca. Do tego obrzydliwego aktu doszło podczas... stypy po śmierci ojca dziecka. Wydarzenie miało miejsce w ultrakatolickiej Irlandii.
Na wiosnę telewizja BBC wyświetliła dokumentalny film, który ujawnił, że irlandzkie władze kościelne od dawna wiedziały o oskarżeniach przeciwko najbardziej znanemu pedofilowi, ks. Seanowi Fortune i nie uczyniły nic, by jego przestępstwom zapobiec. Oburzenie społeczne było tak wielkie, że przełożony księdza Fortune, biskup Brendan Comiskey, musiał ustąpić (w 1999 r., jeszcze przed rozprawą, Fortune popełnił samobójstwo).
Kolejny film dokumentalny, wyświetlony tym razem przez sieć RTE w połowie października opowiadał o notorycznym molestowaniu seksualnym i gwałceniu młodych chłopców przez księży z diecezji dubliń-skiej. Obraz ma jeszcze większy ciężar gatunkowy niż program BBC, bo porusza kwestię osobistej odpowiedzialności arcybiskupa Dublina, kardynała Desmonda Conella. Autorzy filmu RTE twierdzą, że biskupi i kardynał Conell wiedzieli, co się dzieje, ale nie informowali o niczym policji ani rodziców, nawet w przypadkach, gdy kryminalista został usunięty z kapłaństwa. Pedofile - zgodnie z dyrektywą papieża - byli przemieszczani z jednej parafii do drugiej. Jednego z nich archidiecezja skierowała do pracy w szpitalu na... oddziale dziecięcym.
Jeszcze przed programem RTE kardynał Conell, wiedząc co się święci, wystosował przeprosiny do ofiar. Oświadczenie zostało odczytane podczas mszy we wszystkich kościołach Dublina. Conell prosił o wybaczenie, a nawet wyrażał podziękowanie mediom, jako tym, które pomogły
Kościołowi w dostrzeżeniu problemu. Kiedy jednak ponownie poruszył ten temat na mszy w dublińskiej katedrze, wierni zaczęli krzyczeć "Za późno!". Reagując na falę oburzenia opinii publicznej, 22 października rząd przedyskutował sprawę pedofilii duchowieństwa na specjalnym posiedzeniu. Premier Bertie Ahern, przemawiając w parlamencie zobowiązał się do ujawnienia szczegółów dochodzenia w ciągu kilku dni. Zaznaczył także, iż żaden dostojnik religijny nie będzie chroniony ani wolny od odpowiedzialności karnej: "Policja ma prawo oczekiwać pełnej współpracy od wszystkich obywateli, niezależnie od ich stanowiska i rangi". Irlandczycy uważają jednak, że władze, nie działają dostatecznie energicznie.
Do sprawy włączyło się radio: w programach poświęconych aferze zabierają głos słuchacze, w tym ofiary molestowania oraz ich rodziny. Wypowiadała się m. in. matka chłopca, którego w wieku 12 lat zgwałcił ksiądz. Gwałt miał miejsce w toalecie publicznej pubu podczas stypy po pogrzebie ojca chłopca. Diecezja dysponowała wcześniej na tyle poważnymi oskarżeniami pod adresem księdza, że zdecydowała się wydalić go z kapłaństwa. O niczym nikomu nie powiedziano.
Rzuca się w oczy podobieństwo przytoczonych faktów z tym, co dzieje się w USA. Ks. Fortune to kalka ks. Geoghana, a zachowanie kard. Conella to wypisz-wymaluj strategia bostońskiego kard. Lawa. Analogie skandali w obu krajach wskazują jednak jednoznacznie, że można mówić o specyfice watykańskiej, o identycznej mentalności hierarchów katolickich, nakazującej krycie swoich, trzymanie w tajemnicy przestępstw, zamykanie ust ofiarom... dla dobra Kościoła.
TOMASZ SZTAYER
zabił Caroline Sue Botticher, nieuzbrojoną pasażerkę samochodu, którego kierowca nie zauważył policyjnego punktu kontrolnego. Prawdziwym wstrząsem dla Amerykanów było to, co stało się z 29-let-nią Kimberly Lashon Watkins. Kobieta zmarła po postrzeleniu z policyjnego tasera. To "humanitarne" urządzenie wstrzeliwuje w ofiarę dwa kolczaste haki, do których przymocowane są kable przewodzące prąd pod wysokim napięciem. Śmierć, choć szybka, jest bardzo bolesna.
A wiecie, co to jest "spętanie wieprza"? Nadgarstki przesłuchiwanego wiąże się za plecami z kostkami nóg. Stosuje się to masowo i sporo osób w wyniku tych tortur zmarło. O uduszenie wówczas bardzo łatwo, zaś o wykrycie winnych trudno, bo gliniarze nigdy nie świadczą przeciwko kolegom po fachu.
Guzik prawda, że w amerykańskich więzieniach panuje porządek, a osadzeni są naprawdę resocjalizowani. Trzy lata temu władzom stanu Michigan i Arizona udowodniono, że dopuściły do gwałtów na więźniarkach. Odpowiedzialni byli strażnicy, którym włos z głowy nie spadł. W amerykańskich "pudłach" są specjalne, usztywniające krzesła. Więźnia sadza się na takim zydlu, krępuje ruchy i owija twarz ręcznikiem. Podobno też bije się go, ale kto będzie o tym świadczył? W wyniku takich tortur w więzieniu Madison Street zmarł m.in. Scott Norberg. Amnesty International jest w posiadaniu zdjęć czarnoskórych więźniów przykuwanych do wysokich żerdzi. Nogi wiszą im wówczas w powietrzu. Są też fotki ukazujące grupy kobiet skuwanych łańcuchem, jak to dawniej robiono z niewolnikami. W USA powszechny jest zwyczaj zakuwania w kajdanki ciężarnych kobiet.
Tragiczny bywa los imigrantów, którzy trafiają do amerykańskiego "raju". Amerykański Urząd Imigra-cyjny w specjalnych, kiepsko wyposażonych obozach, przetrzymuje kilkadziesiąt tysięcy uchodźców. Wielu z nich we własnej ojczyźnie (zwłaszcza w Ameryce Środkowej) zagrożonych było śmiercią za działalność społeczną czy polityczną. Z powodu braku miejsc część imigrantów zamykana jest w celach wraz z przestępcami. Podczas przeszukiwań są rozbierani i poniżani, skuwa się im ręce i nogi, odmawia kontaktu z adwokatem. Amnesty przytacza przykład 13-letniego Hindusa, który przez wiele miesięcy był przetrzymywany w obozie na Florydzie i nie mógł widywać się z rodzicami. Zdarza się,
że dzieci uchodźców trafiają do poprawczaków tylko dlatego, że nie ma miejsc w ośrodkach dla imigrantów.
W ciągu ostatnich 20 lat w USA błędnie orzeczono i wykonano karę śmierci na blisko 100 osobach! Na dodatek, w latach 90. stracono ponad 30 upośledzonych umysłowo. Rozwiązanie rodem z hitlerowskiej III Rzeszy... Aż w 24 amerykańskich stanach wykonuje się wyroki śmierci na osobach, które popełniły przestępstwo w dzieciństwie. W ciągu 10 ostatnich lat pozbawiono życia ośmioro nieletnich, mimo że zabrania tego Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych, który jan-kesi ratyfikowali dziesięć lat temu. Ale przy okazji zastrzegli, że nie będą respektować zakazu wykonywania kary śmierci na nieletnich. Komisja Praw Człowieka ONZ uznała, że to zastrzeżenie jest nieważne. Jednakże dobrze wiadomo, gdzie jankesi mają ONZ. A wiecie, dlaczego USA (razem z nimi tylko Somalia!) nie ratyfikowały Konwencji Praw Dziecka? Bo ma ona wkrótce zakazać, by dzieci poniżej 18 roku życia służyły w wojsku i brały udział w wojnach. W Stanach zaś już 17-latkowie mogą wstępować do armii. Młode i głupie "mięso" armatnie jest najlepsze.
Gdy do tego wszystkiego dorzucimy, iż "USraj" jest jednym z niewielu krajów, gdzie nie ma powszechnych ubezpieczeń społecznych (a więc prawa do leczenia za darmo), a za to można w nim bez trudu znaleźć mieściny, do których nie dociera jeszcze prąd (bo w USA nie było Bieruta, który elektryfikował, co się dało), to sielski obraz USA z polskiej TV odarty zostanie ze złudzeń.
ROMAN KRAWIECKI
Watykan uznał najwyraźniej, że kościelny skandal seksualny w USA przycichł już na tyle, że można otwarcie stanąć w obronie księży-pedofilów. Oficjalnie Stolicy Apostolskiej chodzi o to, by chronić księży przed konsekwencjami niesłusznych oskarżeń, dlatego żąda złagodzenia sankcji, jakie amerykańscy biskupi uchwalili w tym roku w Dallas wobec zboczonych księży.
Kardynał Re kwestionuje przede wszystkim przyjętą w Dallas zasadę automatycznego wyrzucania z Kościoła księży przestępców. Ma to być sprzeczne z kościelnym prawem kanonicznym, które, w dużej mierze, chroni księży-pedofilów biorąc ich pod swą pieczę. Chodzi głównie o to, żeby przypadkiem nie skrzywdzić żadnego księdza oskarżanego o pedofilię zanim nie udowodni mu tego instytucja najmniej zainteresowana karaniem księży, czyli sąd kościelny.
Pedofile na wagę złota
Przypomnijmy, że w czerwcu tego roku 286 amerykańskich biskupów i 6 kardynałów uchwaliło deklarację stwierdzającą, że o wszystkich aktach wykorzystywania seksualnego dzieci przez księży informowana będzie prokuratura, a sprawcy takich czynów będą wykluczani z Kościoła. Ofiary księżej pedofilii uznały deklarację z Dallas za spóźnioną i zbyt łagodną, bowiem dotyczy tylko czynów, których pedofile dopuszczą się w przyszłości oraz tych księży, których na pedofilii przyłapano więcej niż jeden raz.
W rezultacie skandalu seksualnego w amerykańskim Kościele rzymskokatolickim, ponad trzystu księży musiało już opuścić stan kapłański, co zatrzęsło Watykanem. Kardynał Giovanni Baptista Re, prefekt watykańskiej Kongregacji Biskupów wystosował ostatnio list do bp. Waltona D. Gregory'ego, przewodniczącego Konferencji Biskupów Amerykańskich. Czytamy w tym bardzo dyplomatycznym piśmie, że "zastosowanie w praktyce założeń przyjętych w Dallas może być źródłem pomyłek i dwuznaczności, ponieważ uchwalone tam normy zawierają warunki, które pod pewnymi względami są trudne do pogodzenia z uniwersalnym prawem kościelnym".
Kardynał Re i biskup Gregory utworzyli już komisję składająca się z czterech biskupów amerykańskich i czterech przedstawicieli Watykanu. Ma ona wypracować wspólny sposób postępowania wobec przestępstw seksualnych, których dopuścili się księża. Rezultat prac komisji będzie przedstawiony Konferencji Biskupów Amerykańskich, która odbędzie się 11 listopada.
"Obecniepanuje bałagan, bo niektórzy biskupi w USA stosują zasady przyjęte w Dallas, a inni je odrzucają"
- pisze John L. Allen z niezależnego wobec Watykanu pisma katolickiego "National Catholic Reporter". "Amerykańscy biskupi przedstawiają żądania Watykanu jako minimalne - oświadczyła Barbara Blaine, adwokat z Chicago i przewodnicząca Stowarzyszenia Poszkodowanych przez Księży. - W rzeczywistości, Watykan odrzuca nawet łagodne sankcje przyjęte przez biskupów w Dallas. W rezultacie, nasze dzieci będą nadal narażone na ryzyko".
I chyba tak już pozostanie, bo zarówno Watykanowi, jak i amerykańskim biskupom wcale nie zależy na ujawnianiu przestępstw, jakich dopuszczają się pedofile w sutannach. Grozę biskupów budzi inne zjawisko
- mniej księży, to mniejsze wpływy do kościelnych kas!
JANUSZ CHRZANOWSKI
8 - 14 XI 2002 r.
FAKTY n
ZE ŚWIATA
13
Homoseksualizm a papiestwo

Szerokie rozprzestrzenienie pedofilii wśród kleru katolickiego spowodowało, że Kościół rzymskokatolicki zwrócił szczególną uwagę na homoseksualizm jako na rzekome źródło tego problemu.
Trzeba jednak podkreślić, że pedofilia i homoseksualność są zjawiskami różniącymi się od siebie. Tylko nieliczni homoseksualiści są pedofilami, czyli osobami preferującymi kontakty seksualne z dziećmi. Znaczna większość z nich szuka kontaktów z osobami tej samej płci, które osiągnęły już dojrzałość seksualną. Ponadto, poza specyficznym środowiskiem księżowskim, większość mężczyzn pedofilów to heteroseksu-aliści zainteresowani dziewczynkami. Tak więc ktoś, kto stawia znak równości pomiędzy pedofilią i homosek-sualizmem, musiałby postawić ten
sam znak pomiędzy nią a hetero-seksualnością, czyli orientacją większości społeczeństwa.
Liczba mężczyzn homoseksual-nych wśród kleru wynosi obecnie ok. 40 proc. i jest prawdopodobnie jeszcze wyższa wśród księży, którzy niedawno ukończyli seminaria duchowne, oraz wśród studentów seminaryjnych. Ludzie ci żyją w atmosferze idealizacji roli księdza oraz etosu męskiego braterstwa, lansowanego przez Kościół wśród księży. W ciągu wieków swej historii Kościół rzymskokatolicki zmieniał swój stosunek do seksu. W średniowieczu, aż do schyłku XII w., świeccy księża i biskupi mogli się żenić i zakładać rodziny. Nie dotyczyło to mnichów i sióstr zakonnych, tych ludzi zawsze obowiązywała ścisła abstynencja seksualna.
Św. Benedykt, żyjący na przełomie V i VI w., założyciel pierwszych
klasztorów, był niewątpliwie świadomy tego, że życie klasztorne szczególnie sprzyja zachowaniom homoseksualnym i dlatego zabronił zakonnikom spania w jednym łóżku. Nie wolno im było rozbierać się przed pójściem na spoczynek, a lampy w dormitoriach musiały palić się przez całą noc. Mimo to homoseksualizm kwitł, o czym świadczą homoerotyczne poematy i inne utwory literackie, które powstały w klasztorach. Stosunki homoseksualne były dla zakonników również formą ucieczki od surowych reguł klasztornego życia w izolacji od świata zewnętrznego i świeckich rozrywek. Przez całe wieki władze kościelne nie zwracały na życie zakonne większej uwagi, sytuacja uległa zasadniczej zmianie w wyniku reform przeprowadzonych na przełomie XI i XII w., a polegających na rozbudowaniu prawa kanonicznego i na wzroście centralistycznej władzy hierarchii papieskiej.
Od tamtego czasu mnożą się ze strony ówczesnych reformatorów potępienia przedstawicieli kleru uprawiającego "sodomię" (tak nazywano wtedy homoseksualizm). Celuje w nich np. św. Piotr Damian (1007-1072). W ciągu całego średniowiecza oskarżanie niektórych księży o "sodomię" stało się codzienną praktyką, a uchwały kolejnych soborów pełne są odniesień do homoseksualizmu. Problem ten uległ pogłębieniu
K
ościół wykonuje ruchy złapanego okonia, pragnąc jakoś wyśliznąć się spod nieznośnego ucisku prostej konstatacji: katoliccy księża masowo i w warunkach recydywy wykorzystują dzieci do zaspokajania swych potrzeb seksualnych.
Pod koniec września w jezuickim magazynie "America" wydawanym w Nowym Jorku ukazał się artykuł pracownika watykańskiej Kongregacji ds. Biskupów, mon-signora Andrew Bakera. Kongregacja jest bardzo wpływowym ciałem, zajmuje się m.in. rekomendowaniem papieżowi kandydatów na biskupów i nie ma wątpliwości, że poglądy Bakera są podzielane przez władze Watykanu. "Myślę, że artykuł pomaga zrozumieć sposób myślenia przynajmniej części ludzi w Watykanie w kwestii wyświęcania na księży gejów" - uzasadnia fakt jego wydrukowania redaktor pisma, ks. Thomas Reese.
Tekst poświęcony jest analizie genezy zjawiska pedofilii księży. Baker stwierdza, że znaczna większość przypadków napastowania dotyczy chłopców, i konkluduje, że u podstaw skandalu leży zjawisko homoseksualizmu. Jak wiadomo, Kościół katolicki uważa homoseksualizm za zboczenie, a stosunki homoseksualne za ciężki grzech. "Jeśli ktoś jest gejem - pisze Baker - nie powinien być przyjmowany do zakonów, a jego obecność w seminarium duchownym nie tylko daje mu fałszywą nadzieję, że może zostać księdzem, ale opóźnia rozpoczęcie terapii, której potrzebuje. Człowiek wyleczony z takiego zboczenia może ubiegać się o akces do zakonu lub seminarium".
Eksperci w dziedzinie przestępstw seksualnych twierdzą, że nie ma wiarygodnych dowodów świadczących o tym, że homoseksualiści są bardziej predysponowani do napastowania seksualnego dzieci niż heteroseksuali-ści. Są specjaliści, którzy uważają, iż liczba nieletnich płci
Winne pedały
żeńskiej molestowanych przez księży jest znacznie większa niż się sądzi i sprawki tego typu zaczną także wychodzić na światło dzienne, gdy kobiety przełamią barierę wstydu, wyższą u nich niż u mężczyzn. Ale liderzy Kościoła doszli do przekonania - któremu dawali publiczny wyraz - że za skandal pedofilski księży winę ponoszą geje, którymi się brzydzą. Jan Paweł II, przyjmując na audiencji 5 września grupę biskupów brazylijskich, oświadczył, że mężczyznom wykazującym "oczywiste oznaki dewiacji" nie wolno pozwolić, by zostali księżmi.
Monsignor Andrew Baker utrzymuje w swym artykule, że nawet geje pozostający w celibacie nie mogą być rozważani jako kandydaci na duchownych. W najbliższych miesiącach kontrolerzy watykańscy rozpoczną akcję prześwietlania amerykańskich seminarzystów pod kątem ewentualnego homoseksualizmu(?). Od pewnego czasu obserwuje się drastycznie pogłębiający się niedobór kapłanów katolickich. Ponieważ oszacowania liczby gejów w seminariach wahają się od 10 do 50 proc. (ze skłonnością do przechyłu ku tej drugiej liczbie), czystki gejowskie doprowadzą do tego, że w większości kościołów nie będzie kogo postawić przy ołtarzu, co doprowadzi do marginalizacji katolicyzmu. Albo, co o wiele bardziej prawdopodobne, do schizmy w Kościele. Sygnały jej nadciągania są coraz bardziej widoczne w USA zarówno w kręgu wiernych, jak i duchowieństwa. Marginalizacja lub schizma - taka będzie spuścizna pontyfikatu "papieża przełomu". TOMASZ SZTAYER
na przełomie wieku XII i XIII w czasach III i IV Soboru Laterańskiego, gdy celibat stał się dla kleru obowiązujący. Homoseksualizm zaczęto określać "grzechem przeciwko naturze", jednak w codziennej praktyce było to ignorowane.
Kościół rzymskokatolicki zawsze wprawdzie nauczał, że ludzie są tylko ludźmi i popełniają wiele błędów w drodze do ideału, którego nigdy nie osiągną, jednak za największą porażkę Watykanu uznać można rezultaty braku edukacji seksualnej dla kleryków i ich brak przygotowania do życia w celibacie. W wyniku tego faktu, zarówno hetero- jak homosek-sualni księża, którzy nie zdołali sprostać wymogom celibatu, czują się zagubieni, a władze kościelne ich potępiają.
W wieku XX w latach 60. i 70. nastąpił masowy exodus księży
heteroseksualnych z Kościoła rzymskokatolickiego. Ludzie ci z reguły zawarli związki małżeńskie, natomiast homoseksualiści pozostali księżmi, przez co znacznie wzrósł ich procent wśród kleru.
Homoseksualizm jest zjawiskiem nieodłącznie związanym z historią Kościoła rzymskokatolickiego i nic nie wskazuje na to, że ta sytuacja się zmieni. Sprzyja temu obowiązujący celibat, który jednakowe problemy stwarza hetero- i homoseksualistom.
Tłum. i oprac. JANUSZ CHRZANOWSKI
Artykuł ten ukazał się w trzecim, tegorocznym numerze kwartalnika naukowego "Free Inqu-iry". Autorem jest profesor Vern Bullough, wybitny amerykański socjolog i badacz społecznych uwarunkowań życia seksualnego, laureat nagrody Międzynarodowej Akademii Humanizmu. Vern Bullough jest profesorem Uniwersytetu Stanu Nowy Jork i Uniwersytetu Południowej Kalifornii.
Szwajcarski ksiądz i autor wielu książek wyznaje swoje skłonności homoseksualne i rezygnuje z kapłaństwa.
targani będą rozdarciem wewnętrznym, będą upadać i próbować się podnosić, aż do kresu sił. Stutz właśnie w głębokiej wierze szuka wol-
Uwolnić od strachu
Akceptować siebie w życiu takim, jakim się jest? Dać się zniszczyć? Zostawić, odejść, zrezygnować? Chcę się uwolnić od strachu, jakim powodowani są ludzie o skłonnościach homoseksualnych". Najbardziej znany w Szwajcarii ksiądz rzymskokatolicki, który w swojej książce i liście otwartym do redakcji "Publik-Forum" przyznał się do homoseksualizmu, żąda od Watykanu zmiany doktryny dotyczącej celibatu oraz wprowadzenia pilnych i koniecznych reform, zamiast spychania ich na kiedyś. Będąc homoseksualistą, nie można w Krk żyć własnym życiem, twierdzi 49-letni ksiądz Pierre Stutz. Wszystko to przysparzało mu dotkliwych cierpień. " Ten temat - pisze - stanowi tabu. Wielu duchownych i wiernych, którzy chcą żyć według katolickich dogmatów i doktryn, przeżywa często potworne napięcia i wewnętrzne dylematy". Stutz opowiada o wspólnych cierpieniach, które jako duszpasterz przeżywał razem z innymi, którzy przez katolickie doktryny i prawa doprowadzani są do rozpaczy. Opowiada o rozterkach ludzi rozwiedzionych, którzy po ponownym zawarciu małżeństw nie mogą przystępować do sakramentów. "Poznałem wielu księży, którzy dochodzą do wniosku, że nie potrafią dalej żyć w więzach celibatu, jak również wiele kobiet, które pragną służyć Bogu jako wyświęcone kapłanki". Jego zdaniem, przestarzałe i nieadekwatne doktryny kościelne przyczyniają się do niepotrzebnych cierpień. Księża, którzy nie będą mogli uregulować swoich problemów, aby żyć w zgodzie ze swoimi potrzebami i skłonnościami, zawsze
ności i poczucia bezpieczeństwa. Według niego, "Kościół katolicki boi się wolności i dojrzałości w wierze u swoich wiernych i to jest przyczyną nieustannej walki".
Ten niepoprawny optymista nadal ma nadzieję na ekumeniczne zbliżenie się wielkich religii świata. W samym Krk coraz bardziej odczuwa się brak oddanych księży, co - jego zdaniem - powoduje nadmierne obciążenie duszpasterzy. "Samapraca administrowania w parafii pożera sporo czasu, na czym cierpią sprawy duchowe. U wielu księży prowadzi to do frustracji, depresji i w końcu do rezygnacji. W wielu parafiach daje się odczuć nerwowość i chaos". Stutz jest przekonany, że prawdziwie wierzący nie odtrącą ani żonatych, ani homoseksualnych duchownych zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Po rezygnacji z bezpośredniej działalności kapłańskiej, która to decyzja napawa go bólem i smutkiem oraz stawia przed niepewną przyszłością, Stutz pragnie dalej służyć potrzebującym duszpasterską i duchową pomocą poprzez odczyty, kursy, rozmowy i książki. Od Kościoła oczekuje natomiast mniej mieszania się w sprawy państwowe i społeczne i wreszcie rozpoczęcia koniecznych reform we własnych strukturach.
Fragment tekstu Pierre'a Stutza z książkipt. "Medytacją do spokoju ":
"Spokojny jest ten, który odważy się sobie w oczy spojrzeć, aby swą wyjątkową godność codziennie na nowo odkrywać. On nigdy nie będzie siebie z innymi porównywał, lecz wniesie własną melodię życia". EDWARD KUCZ
14
PAŃSTWO WYZNANIOWE
FAKTYn
8 - 14 XI 2002 r.
II Rzeczpospolita nie była ostoją zasad demokracji ani tolerancji.
0 ścisłym reglamentowaniu wolności słowa
1 sumienia
w międzywojennej Polsce, najlepiej świadczą procesy o tzw. bluźnierstwo.
Stanowiły one znaczącą część wszystkich ówczesnych procesów karnych (ewenement na skalę europejską). Tylko w 1925 r. za "przestępstwa przeciwko religii" wydano aż 365 prawomocnych wyroków, podczas gdy za przestępstwa powszechnie uznane za niebezpieczne skazano 344 osoby. Faktycznie spraw o "bluźnierstwo" było więcej. Dotyczyły one głównie wolnomyślicieli i działaczy lewicowych, innowierców i sporadycznie katolików. Do 1932 r. wytaczano je na podstawie wciąż obowiązujących kodeksów karnych państw zaborczych (wszystkie zawierały przepisy karne chroniące religię), a po 1932 r. -na mocy nowego kodeksu karnego, artykułów: 172, 173 i 174 zawartych w rozdziale "Przestępstwa przeciwko uczuciom religijnym".
W 1919 roku uczucia religijne katolików z Wilna obraził poeta Anatol Stern. Prokuratura dopatrzyła się znamion bluźnierstwa w dwóch wierszach, które autor odczytał podczas wieczoru poetyckiego. W "Uśmiechu primavery" poszło o wers: "z ukłonem sam Bóg jak lokaj", w poemacie "Nagi człowiek w Śródmieściu" o słowa: "...miast
11 LISTOPADA - ROCZNICA ODZYSKANIA NIEPODLEGŁOŚCI
Kto Bogu bluźni...
ulicznicy z rozwichrzonym włosem - ujrzysz Ją, najświętszą panią świata". Sąd uznał Sterna za winnego i skazał na rok twierdzy, z czego dzięki wojnie i amnestii poeta odsiedział jedynie pół roku.
Procesy o bluźnierstwo przytrafiały się redaktorom opozycyjnej prasy. W 1924 r. Tadeusz Wieniawa--Długoszowski na łamach łódzkiego "Kuriera Wieczornego", w artykule "Pokutnicze orędzie biskupów" skrytykował wydaną przez biskupów odezwę, w której wzywali do jednodniowego postu w celu zahamowania inflacji, sugerując purpuratom, by lepiej wspomogli państwo otwierając skarbce kościelne. Obrażony biskup łódzki złożył zawiadomienie w prokuraturze. Na jego podstawie Sąd Okręgowy w Łodzi oskarżył Długo-szowskiego o nawoływanie do świętokradztwa, sprofanowanie obrzędów Kościoła rzymskokatolickiego (tj. wydanego przez biskupów orędzia!) i skazał na karę 4 miesięcy więzienia (wyrokiem Sądu Apelacyjnego w Warszawie obniżoną do tygodnia aresztu). W 1926 r. tegoż Wieniawę Sąd Okręgowy w Lublinie skazał na miesiąc twierdzy za znieważanie dogmatów Kościoła (publiczne kwestionowanie niepokalanego poczęcia Matki Boskiej i grzechu pierworodnego).
O przestępstwa religijne oskarżano też wolnomyślicieli i działaczy niewygodnych ugrupowań politycznych. Za rzekome bluźnierstwo przeciw Bogu działacza PPS-u Władysława Makaruka z Białej Podlaskiej w 1925 roku skazano aż na 3 lata więzienia,
po apelacji obniżając karę do roku twierdzy. Karę 6 miesięcy więzienia zasądzono w 1926 roku w Radomiu Zygmuntowi Pakoniowi za stwierdzenie, że Chrystus nie był Bogiem,
a człowiekiem-reformatorem. Bluźnierstwa w 1927 r. podczas odczytu w Piotrkowie miał się dopuścić także Henryk Zołotow, stwierdzając że "strażak gasi pożar sikawką, a chłopka gasi pożar obrazem świętym". Skazano go na rok więzienia. Władysława Zdunka na półtora roku za kratki posłał Sąd Okręgowy w Lublinie (1927 r.) za spalenie starego i zniszczonego obrazu Matki Boskiej. Jeszcze większym skandalem był proces
Dość RP katolickiej!
Niech Polska będzie wreszcie sobą, niech przestanie żyć i myśleć pod dyktando czarnego ducha, który buszując po naszym kraju sieje słowa zatrutej ewangelii! Polska to nie rzymski folwark, w którym biskupi kaprys musi stać się prawem, nakazem i obowiązkiem.
Jaką rolę odegrała w Polsce rzymska hierarchia kościelna oraz Watykan, przyczyniając się do utraty przez nasz kraj niepodległości, powszechnie wiadomo. Wiadomo również
0 zakulisowych działaniach podstępnej dyplomacji
Stolicy Apostolskiej, aby semper fidelis Polska, wymarzonej niepodległości jednak nie odzyskała... Obecnie, w kolejną rocznicę odzyskania niepodległości, rzymska obecność okazuje się nieodzowna. Wystrojony w koronki kler katolicki odprawia msze, kropi i poucza polski Naród, co i jak ma myśleć. Kościołowi nie przysługuje żadne moralne prawo do obchodzenia rocznicy Święta Niepodległości! Rzymscy grabarze Polski śpiewali na jej pogrzebie z takim samym namaszczeniem "Requiem", z jakim witali prawosławnego cara rosyjskiego wesołym "Alleluja", odprawiając w jego intencji katolickie msze! Gdy Polacy walczyli o wolność i niepodległość, rzymski kler wyklinał ich z ambon, a carom
1 kajzerom słał służalcze hołdy z zapewnieniem oddania. Jeżeli wybiliśmy się na niepodległość, to wbrew woli i życzeniom Watykanu!
Dziś każdy oficjalny program obchodów odzyskania niepodległości zawiera punkt, który uważa się za najważniejszy - jest nim msza, także z udziałem lewicowych przedstawicieli władz państwowych. Nie
wiadomo, czy władza modli się prywatnie czy służbowo? Lewica panująca nam miłościwie z woli ludu, nie ma dość sił, odwagi i ochoty, by przeciwstawiać się politykierstwu kleru i ograniczyć jego rolę do spraw przynależnych religii. A zatem społeczeństwo samo musi te działania inicjować. "Szanujmy wolność wierzenia katolików, ale podejmijmy stałe postanowienie uczynienia ich nieszkodliwymi" -apelował Gabriel Sealles, profesor Sorbony... To wezwanie jest nadal
aktualne.
Na całym świecie daremnie szukać równie blagierskiej postawy wobec zagadnień religijnych, jaką na każdym kroku widzimy w Polsce. Wierne owce przechowują w swoich umysłach ogrom zabobonów i wierzeń pogańskich odzianych w nomenklaturę chrześcijańską. Wiara tzw. inteligencji jest sentymentem ironiczno-scepty-cznym w stosunku do przedmiotu wierzeń i obłudnie poważnym na pokaz. W pewnych kołach, zwłaszcza wśród przedstawicieli najwyższej władzy państwowej, okrasza się to jeszcze snobizmem. Jolanta Kwaśniewska do perfekcji opanowała "przyklęk" przed rzymskim dostojnikiem z jednoczesnym całowaniem jego dłoni. Żałosny i żenujący to widok, kiedy pierwsza dama w państwie poniża się przed obcym mężczyzną. Deprecjonuje nie tylko godność własną, ale też godność Polski.
Jonasz oraz jego "Fakty i Mity" są awangardą an-tyklerykalnego pochodu ludzi wolnej myśli, którym obce są zmory zabobonu. I dobrze, że dopiero za tymi -jak powiada I. Krasiński - "co kroczą na czele, wloką się małpy i poliszynele", bowiem od tych ostatnich, należy być jak najdalej... BOGDAN MOTYL
Władysława Durki. W 1929 r. radomska prokuratura oskarżyła go o bluźnierstwo, bo skrytykował Boga za gradobicie i wątpił w boskość komunii. Sąd uznał go winnym i skazał na 2 lata więzienia. Wyrok utrzymały w mocy wyższe instancje. Nauczycielowi Władysławowi Brajewskiemu (1931 r.) wytoczono proces, bo mówiąc o padającym deszczu zażartował, iż jest on wynikiem niedyspozycji św. Teresy (patronki pogody). Sąd Okręgowy w Lublinie na podstawie zeznań jedynego świadka (10--letniego dziecka) zasądził rok więzienia. Jana Kowola i Walentego Izdebskiego o bluźnierstwo oskarżył proboszcz z Mysłowic. Na zebraniu wolnomyślicieli Kowol stwierdził, że "na krzyżu przybito nie Chrystusa, leczproletariusza-robot-nika", a Izdebski dowodził, że cuda to tylko "sprytne sztuczki księży". W 1933 r. Sąd Okręgowy w Katowicach skazał Kowola na 1,5 roku więzienia, a Izdebskiego -na pół. Na ławie oskarżonych zasiadł także wielokrotny obrońca w procesach o "obrazę Boga i religii", adwokat Józef Litauer. Warszawski sąd skazał go na rok więzienia, za obrazę Syna Bożego w opublikowanym przez niego polskim tłumaczeniu rozprawy "Tajemnica Jezusa" Couchouda. W1939 roku sąd apelacyjny obniżył karę do pół roku z zawieszeniem na 3 lata. Wśród procesów na tle religijnym w II RP poczesne miejsce zajmują sprawy karne wytaczane innowiercom
0 rzekome znieważanie papieża i jego Kościoła. W większości inspiratorami była hierarchia katolicka. Obrazą dla jedynie prawdziwej religii okazywało się być już samo istnienie innych Kościołów. W1925 r. zwierzchnik Starokatolickiego Kościoła Mariawitów, bp Jan Kowalski, został skazany na rok więzienia za wydanie "Nowego Testamentu" zawierającego wykładnię wiary mariawickiej. Sąd Najwyższy uznał to za bluźnierstwo. W 1926 r. Sąd Okręgowy w Płocku wydał kolejny wyrok na mariawickiego biskupa -rok twierdzy za określenie hierarchii katolickiej mianem "trupa i zgnilizny". Zważywszy na fakt, że pod naciskiem biskupów katolickich mariawitom przy pomocy policji odbierano zbudowane przez nich kościoły, zakłócano nabożeństwa
1 niszczono sprzęty liturgiczne, określenie to i tak nie oddawało istoty rzeczy. W 1930 (Krk nie mógł zakazać mariawitom wyświęcania kobiet), sfingowano proces bpa Kowalskiego, oskarżając go o uwodzenie swoich wy-znawczyń i wymierzono karę 2 lat pozbawienia wolności.
Podobny los był udziałem duchowieństwa Kościoła Narodowego. Ks. Stanisławowi Zawadzkiemu w 1925 roku prokuratura bydgoska zarzuciła znieważenie Krk poprzez posługiwanie się nazwami "Kościół katolicki", "ksiądz" i "parafia" w odniesieniu do Polskiego Narodowego Kościoła Katolickiego oraz obrządku i ceremoniału katolickiego. Za bluźnierstwo potraktowano też odprawianie nabożeństw w języku polskim! Zawadzkiego uznano winnym przestępstwa religijnego i bezprawnego wykonywania funkcji duchownych - skazano go na karę 2 miesięcy i 20 dni więzienia, którą zamieniono na grzywnę.
U podstaw procesów katolików "o obrazę uczuć religijnych" leżały zwykle rodzinne lub sąsiedzkie zatargi. W1925 r. sąsiedzi pokłócili się o miedzę. Jeden z nich postanowił problem rozwiązać i postawił na spornym gruncie krzyż. Właściciel pola krzyż wykopał, za co prokurator oskarżył go o znieważenie symbolu religijnego. Sąd Okręgowy w Siedlcach zasądził 6 miesięcy więzienia. W1930 r. w Łodzi na 2 tygodnie aresztu skazano Józefa Pigonia, który sąsiadowi podającemu w wątpliwość wierność jego żony, odpowiedział, że wierzy "w żonę swą tak, jak w święty sakrament". W 1932 r. w Tomaszowie Lubelskim Pawłowi Postowi zasądzono 10 dni aresztu za "bluźnierstwo", jakiego dopuścił się, porównując do matki Jezusa swoją narzeczoną mającą nieślubne dziecko.
Na podstawie przytoczonych przykładów łatwo zauważyć, że choć teoretycznie wolność słowa i sumienia była w II RP konstytucyjnie zapewniona, to w rzeczywistości ochronę prawną posiadało tylko jedno wyznanie. Represji karnej podlegało wszelkie negowanie nadprzyrodzonego charakteru wiary, dogmatów Krk i obrażanie kultu; co więcej, z kultem religijnym identyfikowano hierarchię katolicką. Regułą oczywiście było powoływanie w procesach o "bluźnierstwo" w roli biegłych duchownych katolickich, a przepisy konstytucji i prawa karnego interpretowano tak, by ugruntować uprzywilejowaną pozycję Kościoła rzymskiego. De facto więc policja, prokuratura i sądy w II RP służyły Kościołowi watykańskiemu. ANNA KALENIK
" Wyznanie rzymsko-katolickie, będące religią przeważającej większości narodu, zajmuje w Państwie naczelne stanowisko wśród równouprawnionych wyznań" (Art. 114, Konstytucja z 17 marca 1921 r.). Kodeks karny z 1932 r.: "Kto publicznie Bogu bluźni, podlega karze więzienia do lat 5" (Art. 172); "Kto publicznie lży lub wyszydza uznane prawnie wyznanie lub związek religijny, jego dogmaty, wierzenia lub obrzędy, albo znieważa przedmiot jego czci religijnej lub miejsce przeznaczone dla wykonywania jego obrzędów religijnych, podlega karze więzienia do lat 3" (art. 173); "Kto złośliwie przeszkadza publicznemu zbiorowemu wykonywaniu aktu religijnego uznawanego prawnie wyznania lub związku religijnego, podlega karze aresztu do 2 lat" (art. 174).
8 - 14 XI 2002 r.
FAKTY n
W IMIĘ BOGA - KRZYŻ I SWASTYKA _ 15
z Hitlerem -1933
Umowa między Watykanem a Hitlerem była niezwykle korzystna dla obydwu stron. Kościół dostał przywileje, naziści zostali wyrwani z międzynarodowej izolacji.
Zawarcie konkordatu z państwem niemieckim było ukłonem w stronę Adolfa Hitlera, a Pius
XI i jego następca od dawna marzyli o takim układzie. Do tej pory mieli umowy zawarte tylko z niektórymi landami. Hitler przystąpił do dzieła niemal od razu po zwycięstwie w marcowym głosowaniu. Negocjacje były błyskawiczne, niezwykle krótkie i zakończyły się podpisaniem umowy 20 lipca 1933 r. Notabene, tego samego dnia ogłoszono również ustawę o sterylizacji eugenicznej... Konkordat wszedł w życie 10 września 1933 r. W trakcie negocjacji dochodziło do ekscesów antykatolickich w Niemczech,
nazistowski. Wyprowadzała go tym samym z międzynarodowej izolacji, przyczyniając się do przytłumienia sceptycyzmu i ostrożności innych państw. "Hitler umocnił swój totalitaryzm na arenie międzynarodowej. Watykan wprowadził Hitlera na arenę międzynarodową, a konkordat otworzył całą serię układów dyplomatycznych, które ostatecznie doprowadziły Hitlera do szaleńczej myśli i przekonania, że w polityce zagranicznej może postępować tak samo brutalnie, jak w polityce wewnętrznej" (Włodarczyk). Mówił o tym również m.in. kardynał Faulhaber w kazaniu z 1936 r.: "Papież Pius XI jako pierwszy zagraniczny suwe-
Adolf Hitler wita katolickiego kardynała
które poważnie drażniły nastroje w Watykanie, choć oczywiście nie doprowadziły do zaprzestania rozmów. " Ojciec Święty miał już dość zniewag na zmianę z pertraktacjami; i jak przyszła oblubienica, poniewierana przez narzeczonego i głośno domagająca się zagwarantowania nawiązki w kontrakcie ślubnym, zażądał od Hitlera zobowiązania się do odszkodowań, gdyż w przeciwnym razie podpisu nie będzie" (Cornwell). Konkordat był "niezwykle korzystny dla Kościoła katolickiego" (R. Aubert), ale był jednocześnie sukcesem Hitlera i w znacznym stopniu spowodował okrzepnięcie jego władzy. Współcześni historycy przykościelni pomniejszają na ogół znaczenie konkordatu, sprowadzając go do rzędu zwykłej umowy administracyjnej, jakby konsularnej, która może być również zawarta bez żadnych politycznych kontekstów. Zapomina się przy tym, że konkordat jest umową o charakterze dyplomatycznym i jest wyrazem chęci nawiązania przyjaznych stosunków politycznych (o czym mówi przecież preambuła do konkordatu), wyrazem poparcia dla polityki państwowej, bądź jej akceptacji. Była to pierwsza umowa międzynarodowa zawarta przez rząd
ren zawarł z nowym rządem Rzeszy doniosły układ, konkordat, a zależało papieżowi na tym, żeby umacniać i pogłębiać przyjazne stosunki między Stolicą Apostolską a Rzeszą Niemiecką (...) w istocie Pius XI był najlepszym i na początku nawet jedynym przyjacielem nowej Rzeszy. Miliony ludzi za granicą przyjęły początkowo postawę wyczekującą, odnosiły się nieufnie do nowej władzy, i dopiero zawarcie konkordatu pozwoliło im obdarzyć nowy rząd Niemiec zaufaniem".
Podpisanie konkordatu pomiędzy Niemcami a Watykanem w 1933 roku
Jeśli idzie o uregulowania umowy, to państwo zagwarantowało ze swej strony dla Kościoła wolność wyznania i publicznego kultu, uznało wolność wykonywania jurysdykcji w granicach obowiązującego prawa. Strój księdza katolickiego został zrównany z mundurem wojskowym i jego nadużycie miało być tak samo karane. Protokół końcowy zastrzegł, że Kościół ma nadal prawo ściągania podatków. Religia miała być przedmiotem obowiązkowym zarówno w szkołach podstawowych, zawodowych, średnich, jak i wyższych. Zastrzeżono ponadto, że katecheza ma wpajać uczniom również obowiązki patriotyczne, państwowo-obywatelskie i społeczne. Co to oznaczało w wypadku agresywnej polityki III Rzeszy, wszyscy wiemy! Warto ponadto wspomnieć o przyznaniu nuncjuszowi statusu dziekana korpusu dyplomatycznego, czyli przedstawiciela i najważniejszego dyplomaty w gronie wszystkich akredytowanych ambasadorów przy państwie niemieckim (jest to zwyczaj państw tradycyjnie katolickich; obecny również w Polsce). Z punktu widzenia Hitlera, istotne było zobowiązanie Kościoła do zakazania duchowieństwu przynależności do partii politycznych oraz działania na ich korzyść. Kościół zgodził się, by w Niemczech działały tylko niepolityczne stowarzyszenia i kluby.
su b M. Ś ai
W.

i 1 W" -Ś
3 -^ m g- _ł Ś kf r h *; Ś
ą T *^
Hitler i kardynał Mller
Poświęcenie partii Centrum było zaskoczeniem dla wielu niemieckich katolików. " Ta kapitulacja wywołała zdumienie. Bez walki wyrzucono na śmietnik całe stulecie społecznej działalności niemieckiego katolicyzmu i potulnie zapomniano o wszystkich zasadach, których z taką namiętnością broniono w czasach Kulturkampf. Na dodatek dokonano tego w czasie, kiedy naziści zaczęli jawnie okazywać swoją wrogość wobec katolików" (Johnson).
Po wojnie katolik Johannes Fleischer tak ocenił tę umowę: "Ze względu na swój czas, treść i oficjalną interpretację biskupów konkordat był przestępstwem i sprzyjał przestępcom, zniesławiał moralnie wszelką stanowczą opozycję, uprawniał reżim faszystowski do tego, aby zaliczać się do sił państwowych stojących po stronie porządku (kardynał Pacelli, 30 kwietnia 1937) i z góry zobowiązywać lud katolicki, aby zmierzał do grobów masowych dla zapewnienia dyktatury hitlerowskiej".
20 lipca 1933 r. oprócz podpisania umowy konkordatowej podpisano dodatkowo w Watykanie tajny protokół między Trzecią Rzeszą a Stolicą Apostolską. Jego treść jest zaskakująca: "Na wypadek przekształcenia dotychczasowego systemu obronnego w sensie wprowadzenia powszechnego obowiązku wojskowego, zaciąg kapłanów oraz innych członków kleru świeckiego i zakonnego do wojska odbywać się będzie za zgodą Stolicy Apostolskiej w sposób regulowany następującymi zasadami:
a) studenci kościelnych zakładów filozoficznych i teologicznych przygotowujący się do kapłaństwa są wolni od służby wojskowej i ćwiczeń do niej przygotowujących, z wyjątkiem powszechnej mobilizacji;
b) w razie powszechnej mobilizacji duchowni zaangażowani w zarządzie diecezją lub w duszpasterstwie są wolni od zaciągu (...); c) pozostali duchowni, jeżeli zostaną uznani za zdolnych, będą włączeni do sił zbrojnych państwa w celu prowadzenia duszpasterstwa w oddziałach pod kościelną jurysdykcją biskupa polowego (...)".
Kwestia ta zadaje więc kłam wszystkim, którzy dziśutrzymują,
że papiestwo - zawierając konkordat - nie wiedziało, jak rozwinie się Trzecia Rzesza. Nie tylko wiedziało, ale się na to wyraźnie godziło!
Jest to wprost niebywałe: w roku 1933, kiedy Niemcy mają praw-nomiędzynarodowy zakaz militaryzacji (układ wersalski zakazywał m.in. powszechnej służby wojskowej w Niemczech), Watykan, zawierając układ międzynarodowy, godzi się na nią i już reguluje sprawy z nią związane - zwalnia studentów teologii od służby wojskowej (oczywiście, z wyjątkiem powszechnej mobilizacji!), przydziela duchownych do sił zbrojnych (które nie mają prawa istnieć) i dba o zarząd diecezją na wypadek mobilizacji. Ale i to jeszcze nie wszystko, bo przecież powszechna mobilizacja oznacza jedno - wojnę! Stanowisko Kościoła było zresztą w tej kwestii zawsze konsekwentne - pierwszą osobą w Niemczech, która po drugiej wojnie światowej publicznie opowiedziała się za ich remilita-ryzacją, był arcybiskup Kolonii, kardynał Frings.
Hitler i abp Cesare Orsenigo, papieski nuncjusz w Berlinie
Eduard Winter pisał: "Watykan liczył się z wojną. Z wybuchem wojny miał nadzieję, że jednak osiągnie swój ostateczny cel: włączenie Kościoła rosyjsko-prawosławnego do rzymskokatolickiego i zarazem przezwyciężenie komunizmu w Związku Radzieckim ".
Cztery miesiące po podpisaniu konkordatu Fritz von Pappen stwierdził: "Elementy strukturalne narodowego socjalizmu nie tylko nie przeczą katolickiemu podejściu do życia, lecz odpowiadają mu niemalże pod wszelkimi względami". W geście uznania za pomyślne doprowadzenie do końca wzajemnych pertraktacji (ten były polityk katolickiego centrum rokował z ramienia rządu III Rzeszy) został mianowany przez Piusa XI szambelanem papieskim.
TOMASZ WOLTAREWICZ Fot. archiwum
16
KOŚCI, KTÓRE MÓWIĄ
FAKTYn
8 - 14 XI 2002 r.
Urna z kośćmi Jakuba (na zdjęciu) ujrzała światło dzienne dzięki wybitnemu francuskiemu epigrafowi, a więc znawcy dawnych inskrypcji, prof. Andr Lemaire, z którego ekspertyz często korzystają nabywcy starożytnych antyków, aby mieć pewność, że nie kupują falsyfikatu. Czy mamy do czynienia z autentykiem? Badania archeologów, geologów i epigrafów, w tym prof. Josepha Fitzmayera, wieloletniego wykładowcy z Amerykańskiego Uniwersytetu Katolickiego, wybitnego znawcy języka aramejskiego, który początkowo był sceptycznie nastawiony do tego odkrycia, potwierdziły starożytność napisu. Analiza materiału i sposobu wykonania ossuarium przeprowadzona w najlepszych izraelskich laboratoriach również dowodzi prawdziwości znaleziska.
Ossuarium jest to rodzaj urny na kości. W czasach Jezusa żydowski pochówek odbywał sięw dwóch fazach. Po przykryciu zmarłego całunem, pozostawiano go w pierwszej części grobowca, a dopiero po upływie roku, gdy pozostały kości, przekładano je do niewielkiego pojemnika, który wkładano w niszę. Dzięki temu jeden grobowiec mógł służyć wielu pokoleniom tej samej rodziny.
Ossuarium, w którym pochowano Jakuba, jest dość proste i pozbawione ozdób, co odpowiada mentalności pierwszych chrześcijan. Ma ono 25 cm szerokości, 30 cm wysokości, 50 cm długości u podstawy, 56 cm u góry, a zatem nieco trapezowy kształt. Prof. Andr Lemaire napisał: " Ten typ urny na kości datuje się na okres między 20 r. p.n.e. a 70 r. n.e.". Napis wykuty na urnie brzmi dosłownie: "Ya'akov bar Yosef ajui diYeshua" (Jakub, syn Józefa, brat Jezusa). Wszystkie te trzy imiona były jednak dość popularne w I wieku, toteż czy na pewno chodzi o trzy postacie wymienione w Nowym Testamencie? Raczej tak.
Jakub, brat Jezusa
Światem poruszył najstarszy pozabiblijny dowód
historyczności Jezusa! Na starożytnym ossuarium
(urna na kości) z Judei odczytano napis:
"Jakub, syn Józefa, brat Jezusa".
Po pierwsze, znamy tylko jeden przypadek napisu na ossuarium (z Qumran), gdzie wymieniony jest brat zmarłego. W setkach pozostałych przypadków obok zmarłego wzmiankowany jest co najwyżej jego ojciec. Podpis na ossuarium Jakuba dowodzi, że jego brat (Jezus) był uważany za osobę przynajmniej tak ważną dla zmarłego jak jego ojciec (Józef), skoro go wymieniono. Ilu mogło być Jakubów żyjących w I wieku w Judei, którzy mieli ojca Józefa oraz brata Jezusa, tak ważnego, że jego imięwystę-puje na nagrobku obok imienia ojca?
Po drugie, litery na ossuarium zapisane są w klasycznej aramejskiej kursywie. Ich styl wskazuje na lata 20
70 n.e. Po 70 r. n.e., a więc po przegranej Judei z Rzymem, styl pisma zmienił się. Kształt kilku liter w tym napisie (aleph, da-let, yot) zwiastuje kolejny styl, co pozwala datować ten napis jeszcze precyzyjniej, a mianowicie na lata 60.
70. n.e., jak twierdzi Andr Lemaire, filolog z Sorbony, który specjalizuje sięw badaniu starożytnych tekstów semickich.
Po trzecie, zarówno treść napisu, jak i jego datowanie na lata 60.
70. zgadzają sięz relacją historyka żydowskiego Józefa Flawiusza, który żył w tym samym czasie co Jakub. Napisał on, że Jakub zmarł w 62 roku, ukamienowany z rozkazu arcykapłana
Annasza. Józef Flawiusz, podobnie jak napisano na ossuarium, nazwał Jakuba "bratem Jezusa". Paweł z Tarsu także uważał Jakuba za brata Pana Jezusa (Gal 1. 19).
Sanhedrynu, który w 62 roku skazał go na ukamienowanie. Według He-gezypa kości Jakuba pochowano w Jerozolimie w pobliżu świątyni.
Nowy Testament wymienia braci Jezusa aż 16 razy. W jakim sensie? Do odkrycia ossuarium Jakuba istniały trzy wyjaśnienia. Według pierwszej hipotezy, popularnej wśród teologów katolickich, "bracia" i "siostry" Jezusa to Jego ku-
Czy Biblia sobie przeczy?(4)
Apokalipsa
Bóg nie wyniszczył ludzkości arbitralnie w czasach Noego. Noe przez 120 lat zapowiadał nie tylko nadchodzący globalny kataklizm, ale także tłumaczył, jak go przeżyć (Rdz 6. 3). Z Bożej oferty skorzystało jednak zaledwie 8 osób... Pan Jezus zapowiedział, że w czasach końca będzie podobnie (Mt 24. 37-39); nie tylko pod względem zepsucia, ale i znikomej liczby tych, którzy wybiorą życie w zgodzie ze Słowem Bożym, choć zarazem ludzi religijnych nie będzie brakować (2 Tm 3.5). Zapytał retorycznie: " Tylko czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?" (Łk 18. 8). Po potopie Bóg obiecał potomkom Noego, że nie ześle już takiej globalnej katastrofy jak potop, "dopóki ziemia istnieć będzie" (Rdz 8. 21
22). W końcu jednak -jak mówi Biblia -nasza ziemia wraz z jej
atmosferą (niebem) przeminie. Stanie się to w dniu ostatecznym, gdy każdy odbierze swoją zapłatę, jak zapowiedział Jezus: "Otoprzyjdę wkrótce, a zapłata moja jest ze Mną, by oddać każdemu według jego uczynku " (Ap 22. 12).
Obietnica Boga, że nie zniszczy już świata (Rdz 8. 21-22), miała dodać otuchy potomkom Noego, którzy przeżyli globalny kataklizm, a zarazem zapowiedzieć, że nadejdzie dzień, kiedy obecna ziemia przeminie, ustępując miejsca nowemu porządkowi. O tym pisał Jan: "I widziałem nowe niebo i nową ziemię; albowiem pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły (...). I otrze wszelką łzę z oczu ich, i śmierci już nie będzie; ani smutku, ani krzyku, ani mozołu już nie będzie; albowiem pierwsze rzeczy przeminęły. I rzekł Ten, który siedział na tronie: Oto wszystko nowym czynię. I mówi: Napisz to, gdyż słowa te są pewne i prawdziwe" (Ap 21.1-5).
A.J.P.
Kim był Jakub, brat Jezusa? W ewangeliach czytamy: "A przyszedłszy w swoje ojczyste strony [Jezus], nauczał w synagodze ich, tak iż się bardzo zdumiewali i mówili: Skąd ma tę mądrość i te cudowne moce? Czyż nie jest to syn cieśli? Czyż matce jego nie jest na imię Maria, a braciom jego Jakub, Józef, Szymon i Juda? A siostry jego, czyż nie są wszystkie u nas?" (Mt 13. 55-56).
Apostoł Jan napisał, że bracia Jezusa początkowo "nie wierzyli w Niego" (J 7. 5). Być może dlatego zmartwychwstały Jezus ukazał się najpierw właśnie Jakubowi (1 Kor 15. 7). Jakub stał się zaraz potem jednym z przywódców Kościoła apostolskiego (Gal 2. 9). Jego rola uwidoczniła się podczas soboru jerozolimskiego, kiedy wsparł apostoła Pawła w tym, żeby nie narzucać ludziom nawróconym spośród pogan żydowskich obyczajów, takich jak obrzezanie (Dz 15.12-29).
Jakuba zwano "Prawym" ("Sprawiedliwym"), ze względu na rygorystyczny tryb życia. Według Hegezypa (ok. 110
180), nie pił on wina, nie jadł mięsa, a modlił siętak często, że jego kolana były jak u wielbłąda. Zgadza się to z treścią listu Jakuba w Nowym Testamencie, który kładzie duży akcent na to, że prawdziwa wiara jawi sięw dobrych uczynkach. Wygląda na to, że Jakub uwierzył w me-sjaństwo Jezusa prawdopodobnie dopiero po Jego zmartwychwstaniu (1 Kor 15. 7; J 7, 5). Odtąd głosił, że Jezus jest Mesjaszem, co przyczyniło się do nawrócenia wielu Żydów w Judei. Spotkało się to z opozycją
zyni, dzieci Kleopasa (aram. Alfe-usz) i jego żony Marii (Mk 3. 18; 15. 40; J 19. 25). Według drugiej, popularnej wśród wielu protestantów, było to rodzeństwo Jezusa, które po Nim urodziło się Marii i Józefowi. Według trzeciej tezy, popularnej wśród prawosławnych i niektórych protestantów, Józef był wdowcem z dziećmi, kiedy pojął za żonę Marię.
Pierwszej hipotezy bronił Hieronim (345
420), autor Wulga-ty, słynnego łacińskiego przekładu Pisma Świętego. Współczesny historyk katolicki Ian Wilson słusznie jednak zauważył: "Mimo że często próbuje się wyjaśnić słowa Ewangelii tym, że słowo bracia może na Bliskim Wschodzie znaczyć kuzyni, to wypowiedzi Flawiusza i innych dowodzą, że w tym kontekście słowa
bracia i siostry znaczyły dokładnie to, co znaczą".
Józef Flawiusz, apostoł Paweł, Hegezyp, Orygenes i Euzebiusz z Cezarei, którzy użyli słów "bracia Jezusa" czy "brat Jezusa" wobec Jakuba, znali słowo "kuzyn" (gr. anep-sios), toteż gdyby mieli na myśli kuzyna, użyliby go, zamiast pisać "brat" (gr. adelphos). Tak uważa również
ks. prof. John Meier z Katolickiego Uniwersytetu Amerykańskiego w Waszyngtonie, redaktor naczelny pisma "Catholic Biblical Quarterly", który napisał: " W Nowym Testamencie występuje słowo kuzyni (gr. anep-sios), które musiało być dobrze znane w kościołach założonych przez Pawła, gdyż pojawia się na przykład w Liście do Kolosan (4.10). Gdyby Paweł miał na myśli kuzyna, a nie brata użyłby zapewne słowa anep-sios w Liście do Galacjan i w Liście do Koryntian zamiast adelphos".
Odkrycie ossuarium z napisem, że Jakub, syn Józefa, był bratem Jezusa, skłania do odrzucenia hipotezy, że był tylko kuzynem Jezusa. Potwierdza ono, że Jakub był bratem Jezusa. Wiele argumentów, w tym wczesnochrześcijańskie źródła przemawiają za tym, że był to syn wdowca Józefa.
-Znamienity apologeta chrześcijański, biskup Epifaniusz (315
403) napisał, że wspomniane w ewangeliach rodzeństwo Jezusa to były dzieci wdowca Józefa z jego pierwszego małżeństwa.
- W Protoewangelii Jakuba -dokumencie pochodzącym z II wieku, który opowiada o narodzinach Jezusa, czytamy, że Jakub był najstarszym synem Józefa z jego pierwszego małżeństwa i ostrożnie prowadził za uzdę osiołka, na którym w drodze do Betlejem siedziała ciężarna Maria.
-Józef był zapewne dużo starszy od Marii i zmarł, zanim Jezus rozpoczął swoją publiczną służbę, ponieważ ewangelie nie wspominają o nim, poza opisem narodzin Jezusa, podczas gdy o Marii, braciach i siostrach Jezusa czytamy w nich wielokrotnie. Jeśli Józef był starszy od Marii, jak się wydaje, wówczas musiał być wdowcem, ponieważ późny stan kawalerski byłby sprzeczny z obyczajami dawnej Judei. Wdowiec z dziećmi żenił się ponownie, aby dzieci miały opiekę, kiedy mężczyzna pracował.
-W starożytnej Judei panował obyczaj nakazujący najstarszemu (czy jedynemu) synowi przejąć biznes po ojcu. Jezus nie mógłby opuścić zakładu ciesielskiego swego ojca w wieku 30 lat, tak jak to uczynił, bez wywołania zgorszenia, gdyby nie miał starszego rodzeństwa. 0
Napis na odkrytym niedawno ossuarium świadczy, że znajdowały sięw nim kości Jakuba, syna Józefa, a brata Pana Jezusa. Wielkość tego odkrycia polega na tym, że potwierdza ono archeolo-gicznie historyczność Jezusa, a zarazem wiarygodność Nowego Testamentu, w którym wszystkie te trzy postacie występują w takich relacjach i pod takimi imionami, jak to ukazuje napis na ossuarium z I wieku.
ALFRED J. PALLA (Dr Alfred J. Palla jest historykiem i biblistą, autorem m.in. książek "Sekrety Biblii" i "Skarby świątyni")
Fot. archiwum
8 - 14 XI 2002 r.
FAKTY n
BÓGI BOGOWIE
17
ŻYCIE PO ŻYCIU (16)
Co z łotrem?
Skoro ludzka dusza śpi razem z ciałem w prochu ziemi, a człowiek zostanie zbudzony dopiero przy powtórnym przyjściu Chrystusa, to co zrobić z łotrem na krzyżu? Jezus obiecał mu przecież dostanie się do nieba jeszcze tego dnia - dowodzą zwolennicy teorii nieśmiertelnej duszy.
Czy Jezus rzeczywiście obiecał umierającemu łotrowi, że pójdzie do raju w dniu swojej śmierci? Jeden z dwóch ukrzyżowanych przestępców zwrócił się do Niego: "Jezu wspomnij na mnie, gdy wejdziesz do królestwa swego" (Łk 23. 42). Widząc skruchę i wiarę tego człowieka, Chrystus zapewnił go o wybaczeniu i Swojej pamięci. Dokładnie, tłumacząc z języka greckiego, powiedział: "Zaiste do ciebie mówię dzisiaj będziesz ze mną w raju". Oryginalna wersja tekstu nie zawiera znaków interpunkcyjnych, dlatego w zdaniu tym nie ma przecinka. Wstawili je tłumacze, a w tym przypadku decydowało zrozumienie treści. Zgodnie z rozpowszechnioną teorią dualistyczną, zaczerpniętą z greckiej myśli, zakładali oni, że człowiek zaraz po śmierci idzie albo do raju, albo na wieczne potępienie. Przecinek postawili zatem przed słowem "dzisiaj", ponieważ zgadzało się to z ich poglądami. Czy Chrystus poszedł jednak tego dnia do nieba? W Biblii znajdujemy wyraźny zapis
przeczący takiemu przeświadczeniu. Po pierwsze, zmartwychwstał dopiero trzeciego dnia, a kiedy nad ranem ukazał się Marii Magdalenie, powiedział do niej: "Nie dotykaj mnie, bo jeszcze nie wstąpiłem do Ojca" (J 20.17). Oznacza to, że do niedzielnego ranka Jezus nie przebywał jeszcze w niebie. Jak zatem mógł tam być z Nim łotr? Nie mógł. Łotr mówił o przyszłości, kiedy Jezus wróci po zbawionych. Sam Chrystus dał wcześniej takie właśnie zapewnienie: "Przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem, i wy byli" (J 14. 3).
Niektóre przekłady Nowego Testamentu uwzględniają tę poprawkę. A George M. Lamsa tłumaczący tekst ze źródeł aramejskich, czyli języka, którym posługiwał się Jezus, tak go przełożył: "Prawdziwie powiadam tobie dzisiaj, będziesz ze mną w raju" (Łk 23. 43).
Innym "trudnym" tekstem jest przypowieść o bogaczu i Łazarzu (Łk 16. 19-30). Zwolennicy koncepcji nieśmiertelnej duszy tłumaczą ją dosłownie, odrzucając przenośny charakter podobieństwa. W takim przypadku natrafiamy jednak na całą gamę absurdów. Czy "łono Abrahama", na które został przeniesiony po śmierci pobożny żebrak może istnieć naprawdę jako mieszkanie zbawionych? Pierwszy problem dotyczyłby zapewne wielkości łona. Drugi -tego, co zrobić ze sprawiedliwymi zmarłymi przed narodzeniem Abrahama. Pojawia się też trzeci problem natury
etycznej: czy "łono Abrahama" znajduje się w tak bliskiej odległości od piekła, że zbawieni będą mogli rozmawiać ze smażącymi się grzesznikami i oglądać ich? Czy swe prośby o łaskę grzesznicy będą kierować, jak potępiony bogacz, do Abrahama? Skoro w ogień piekielny idzie niematerialna ludzka dusza, to czemu bogacz prosi o wodę (choć w tekście nie ma nic o duszy)? Jak mogą żyć w spokoju i wiecznym szczęściu zbawieni, skoro dane im jest obserwować pokolenia płonących w ogniu ludzi, słyszeć ich jęki i błagania o litość?
Na tym podobieństwie nie można budować doktryny ani wyobrażeń o przyszłym świecie, bo jej celem jest coś zupełnie innego: nauka o prawdziwej służbie i poświęceniu. Na to wskazuje kontekst. Historia niesie moralne i duchowe przesłanie, a jej symbole są tylko narzędziami tego przekazu. Tuż przed zaprezentowaniem tej przypowieści Jezus krytykował faryzeuszy za ich chciwość. Gdy zaczęli Go wyśmiewać, opowiedział historię, w której przedstawił ich pod postacią bogacza nieczułego na potrzeby ubogich. Abraham jest tu głosem pouczającym, że cud zmartwychwstania nie będzie udziałem tych, którzy nie zachowują nauk Bożych: "Jeśli Mojżesza i proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, też nie uwierzą" (Łk 16. 31). I tak dokładnie było: nawet fakt przywrócenia do życia Łazarza z Bretanii nie skierował ich serc do Jezusa, wręcz odwrotnie: "A arcykapłani naradzali się, aby i Łazarza zabić, gdyż wielu Żydów z powodu niego odeszło i uwierzyło w Jezusa" (J 12. 10
11).
PAULINA STAROŚCIK
RELIGIE WCZORAJ I DZIŚ (36)
Parsowie
Wkroczenie islamu na ziemie irańskie oznaczało zasadniczy przewrót nie tylko w kategoriach politycznych, ale przede wszystkim w religii. Dualizm i wiązany z nim kult ognia, światła oraz słońca były tępione przez muzułmanów.
Chrześcijanie i żydzi mogli praktykować swoją wiarę na terenie całego kalifatu, łącznie z Iranem, du-alistów natomiast zaliczono do kategorii "pogan" - gabra, geber lub ateszparastan (czciciele ognia), których należało nawrócić lub wytępić. Rezultatem takiego podejścia było zepchnięcie dualistów na najbardziej odległe obszary irańskiego pogranicza na wschodzie. Dopiero w XX wieku, po laicyzacji państwa, zoro-astryzm doczekał się oficjalnego uznania za jedną z czterech religii państwowych obok dominującego islamu w wersji szyickiej, judaizmu i chrześcijaństwa. W ciągu stuleci dawny dualizm przekształcił się jednak w wyraźny monoteizm, bardzo bliski ideom islamu -jedyny Bóg jest stwórcą świata, istnieją istoty
anielskie i opiekuńcze duchy zwane ized, ludzie oczekują końca świata i Sądu Ostatecznego, na którym Bóg nagrodzi ich za dokonania całego życia. Wierzą w zmartwychwstanie ciał, a w kwestiach religijnych uznają autorytet kapłanów określanych słowem dastur. Jego wyznawcy odrzucili też praktykowaną wcześniej poligamię.
Inaczej potoczyły się losy tych, którzy wyemigrowali na bezpieczniejsze tereny u wybrzeży Gudżara-tu w zachodnich Indiach. W roku 936, kiedy napłynęły kolejne fale emigrantów, zaczęła się oficjalna historia parsizmu, czyli indyjskiej wersji zoroastryzmu. Pielgrzymom zezwolono na zbudowanie świątyni ognia na stałym lądzie. Święty płomień, atasz bahram przywieziony z Persji, płonął w Sandżanie bez przerwy niemal przez 500 lat. Parsowie okazali się niezwykle przedsiębiorczy, zajmowali się handlem, operacjami finansowymi i rzemiosłem.
W roku 1297, sułtanat delhijski podbił Gudżarat i zapoczątkował
okrutne prześladowanie czcicieli ognia. W roku 1465 sułtan zdobył Sandżan i zniszczył znienawidzoną świątynię. Mimo to parsowie uniknęli najgorszego, czyli zgaszenia świętego ognia, i potajemnie przenieśli go na górę Bahrot, a w roku 1477 do miasteczka Bansda. Islam zalał kraj, zmuszając czcicieli ognia do pozostawania w ukryciu. Sytuacja zmieniła się dopiero w 1573 roku, kiedy Gudżarat został podbity przez Akbara. Co prawda muzułmanie nadal byli w kraju siłą dominującą, ale tolerancja dynastii Mogołów pozwoliła świętemu ogniowi wrócić do Sandżan.
Parsowie stanowią integralną część kultury Indii, gdzie słyną jako godni zaufania kupcy. Wciąż kultywują większość starych obyczajów, chociaż zarzucili już dawny dualizm, zastępując go monoteizmem. Wyznawców parsizmu można spotkać obecnie także w Wielkiej Brytanii i USA. Był nim m.in. piosenkarz Freddi Mercury, gwiazda zespołu Queen. LESZEK ŻUK

Drugiego dnia Bóg tworzy I sklepienie. To tzw. pierwsze I niebo - atmosfera otaczająca ziemię, którą piątego dnia zapełnia ptactwo. Biblia wspomina jeszcze o drugim niebie - kosmosie przecinanym przez satelity - i trzecim - nieznanym nam wymiarze zamieszkanym przez Boga.
ty "Potem rzekł Bóg: Śt Niech powstanie sklepienie pośród wód i niech oddzieli wody od wód! Uczynił więc Bóg sklepienie, i oddzielił wody pod sklepieniem od wód nad sklepieniem; i tak się stało. I nazwał Bóg sklepienie niebem. I nastał wieczór, i nastał poranek
razem z ziemią zostały powołane do istnienia "na początku". Biblia mówi też o "trzecim niebie" -mieszkaniu Boga, gdzie "został uniesiony w zachwyceniu" apostoł Paweł (2 Kor 12. 2). Trzecie niebo -"dom Ojca" -jest więc dla nas innym wymiarem, który poznamy dopiero po zmartwychwstaniu (J 14. 1-3).
Drugi dzień stworzenia zawiera jednak w sobie głębszą tajemnicę. Zgodnie ze starą żydowską her-meneutyką, tekst ma wiele warstw i pod pierwszą, dosłowną, znajdują się kolejne, coraz bardziej symboliczne, duchowe i wieloznaczne. Dlaczego Bóg nie zostawił całej wody na ziemi, ale posłużyła mu ona za budulec nieba? Dlaczego niebem zostało nazwane sklepienie ponad głową, a nie ziemia pod nogami? Sens tego wydaje się oczywisty. To, co widzimy, gdy patrzymy do góry, jest odbiciem, formą artystycznego wyobrażenia Bożego mieszkania (artystą jest sam Bóg). Nie mniej istotne jest też umieszczenie tego ma-
OKIEM KREACJONISTY
Sklepienie
-dzień drugi" (w. 6-8). Hebrajskie słowo, które jest tłumaczone jako sklepienie czy firmament, brzmi ragia. Uczeni starszego pokolenia uważali, że słowo to odnosiło się do odwróconej metalowej misy czy prześcieradła otaczającego ziemię, a zatem odzwierciedlało stary hebrajski pogląd zapożyczony od pogańskich kultur. Błędność tego założenia wykazał asyriolog Alan Millard, wskazując, że pojęcie ragia nie odnosi się do materialnej substancji, lecz do sklepienia. W tym przypadku obejmuje atmosferę, choć nie jest z nią całkowicie zbieżne. Synonimem tego słowa jest szamajim (w. 8) tłumaczone jako niebo i odnoszące się do sklepienia ponad linią horyzontu. Niektórzy kreacjo-niści sugerowali, że wody "ponad sklepieniem" odnoszą się do znajdującego się wysoko nad atmosferą płaszcza wodnego pary, który chronił naszą planetę w czasach przed potopem. W drugim dniu Bóg stworzył środowisko dla istot, które zamierzał stworzyć w dniu piątym -ptaków, ryb i innych zwierząt wodnych.
Stworzone drugiego dnia niebo nie jest tym samym niebem, które wymienia pierwszy werset Księgi Rodzaju. Tamto obejmuje swym pojęciem kosmos -inne ciała, które
lowidła ponad głowami ludzi. Z podobnych przyczyn budowniczowie katedr uwielbiali tworzyć wysokie wieże i sklepienia kościołów. Kiedy wasal podkreślał wyższość seniora, to klękał, zniżał się wobec niego. Władca zaś nad wasalem górował. Nawet sam język zawiera znaczące wyrażenia "wywyższać" i "poniżać" związane właśnie z dosłownym położeniem. Tworząc niebo w górze, Bóg uczynił je nadrzęd-
nym celem naszych dążeń i pragnień. Sprawił, że czujemy się mali i niepozorni w stosunku do jego ogromu i wysokości.
Przygotowując ziemię na mieszkanie dla człowieka, Bóg oddzielił w drugim dniu wyższą sferę duchową od niższej -ziemskiej. Ustalił tym samym hierarchię wartości, sacrum stawiając najwyżej. Patrząc w rozgwieżdżone niebo, człowiek odczuwa swą znikomość wobec wielkiej tajemnicy istnienia. Budzi się też w nim tęsknota, tak jakby słyszał głos Boga: "Będę cię dręczył niespełnieniem, bo spełnienie jest tylko we Mnie".
MARTA CUBERBILLER
18
NASZA RACJA
FAKTYn
Nr 45 (140)
8 -14 XI 2002 r.
Przy korycie
0 WYBORY WARTE MSZY
Ksiądz Filip Piotrowski z Czań-ca (woj. śląskie) bez jakichkolwiek skrupułów agitował podczas niedzielnej mszy za wyborem prawicowych kandydatów na radnych. Podobnie było w Kamieniu Pomorskim, gdzie proboszcz z ambony mówił wprost, że trzeba głosować na dotychczasowe władze z przykościół-kowym burmistrzem Andrzejem Jędrzejowskim. Wiele osób demonstracyjnie opuszczało mury świątyni.
W Mysłowicach z kolei tamtejszy dziekan posunął się jeszcze dalej, odprawiając mszę za dotychczasowego prezydenta miasta, oczywiście z jego udziałem. Wychwalał przy tym podnóżkowego urzędnika pod niebiosa, co budziło niesmak u wielu uczestników tego żenującego widowiska.
Masoni i Żydzi są źródłem wszelkiego zła w Polsce, przekonywał ksiądz Wiesław Murzyn z Czyżowa Szlacheckiego k. Sandomierza. Lud wierny namawiał przy okazji, w dzień wyborów, by głosował tylko na prawdziwych Polaków i patriotów.
Apele o nieangażowanie się kleru do polityki ma głęboko w zanadrzu proboszcz Wilanowa i Powsina, który rozesłał pocztą do swoich owieczek obszerny apel z wizerunkami polecanych przez siebie kandydatów. Zakończył go znamiennymi słowami: "Do Wojewódzkiego Sejmiku Mazowieckiego i do Rady Warszawy wybierajcie Państwo kandydatów z list ugrupowań o charakterze chrześcijańskim
1 narodowym".
W Sieradzu arcykatolicka Liga Polskich Rodzin, dyrygowana przez posłankę Krystynę Grabicką, bez skrupułów zaanektowała wszystkie słupy i tablice ogłoszeniowe, niszcząc reklamy nawet prawicowych kandydatów. W Internecie sieradzcy tali-bowie (tak nazywają tu orłów z LPR) bez umiaru dodawali głosów swoim namaszczonym kandydatom. Trudno się dziwić tym wszystkim zabiegom, wszak już w sierpniu święta Liga przymilała się Sieradzkiej Unii Samorządowej, zwanej SLD bis, byleby tylko zaistnieć i zająć parę stołków.
I na koniec jeszcze jeden "kwiatuszek" z wyborczej łączki. W Kwidzynie można było kupować głosy za butelkę taniego wina lub dwie butelki piwa. Podobne przypadki stwierdzono w Słupsku i Nowym Dworze Gdańskim. Z kolei w Tczewie przekupni wyborcy inkasowali po 10 zł.
W dzień po wyborach nasze telefony redakcyjne grzały się do czerwoności od nadmiaru podobnych doniesień. Wybraliśmy i potwierdziliśmy tylko kilka (Z TYSIĘCY!) przykładów obiektywizmu i powstrzymywania się kleru od udziału w kampanii wyborczej. R.P.
O AGITATORZY
OD SIEDMIU BOLEŚCI
Ksiądz prałat Jerzy Patalong,
dziekan dekanatu istebniańskiego,
proboszcz tamtejszej parafii Dobrego Pasterza, skromnie zauważając, że "czasami trzeba rady kogoś mądrzejszego", wydał tuż przed wyborami pisemne oświadczenie. Poinstruował w nim wiernych, na kogo mają głosować. "Kieruje (dotychczasowy wójt, p. Danuta Rabin - dop. S.J.) gminą już 10 lat i moim skromnym zdaniem czas na zmianę. Może nową miotłą będzie się lepiej zamiatać (...). Swoją decyzję opieram na nauce św. Pawła Apostoła, który w pierwszym liście do Koryntian zdecydowanie stawia sprawę, czy parafianie sprawy powinni rozstrzygać przed swoimi czy obcymi (...). Zarazem oświadczam, że nie zamierzam zrywać z wyznawcami nauki Lutra".
Patalong surowo napomknął, że gdyby mieszkańcy Istebnej i okolic wybrali należącą do społeczności ewangelickiej D. Rabin, bardzo, ale to bardzo będzie się musiał za nich rumienić. Agitatora Krk poparł proboszcz parafii w Koniako-wie, a jednocześnie dekanalny wizytator katechizacji, ks. Jerzy Kiera -w komunikatach duszpasterskich z 20 października ogłosił: "Byłoby rzeczą co najmniej dziwną, by po tylu latach katolicka społeczność gminy, licząca blisko 10 tys. osób, nie mogła wybrać na wójta swojego godnego, katolickiego reprezentanta".
"Dobrze rozumiem, że prałat chciałby mieć wójtem katolika, ale dlaczego właśnie ta wrogość w stosunku do ludności ewangelickiej? Czy sądzi, że wójt-ewangelik będzie stał za zabijaniem dzieci?" -napisał do biskupa Tadeusza Rakoczego i arcybiskupa Alfonsa Nossola przewodniczący Śląskiego Oddziału Polskiej Rady Ekumenicznej, luterań-ski ks. Jan Gross. - Listy świadczą o tym, że dla ewangelików nie ma miejsca na tej ziemi. To akcent wielce antyekumeniczny -stwierdził ks. Jan Sikora, proboszcz ewangelicko-augsburskiej parafii Kościoła Jezusowego w Cieszynie.
Pani Rabin wygrała wybory w Istebnej dwoma głosami, zdobywając poparcie 2436 osób. Ewangelicy stanowią w tym okręgu jedynie 2,5 proc. wyborców...
Patalong (w parafii od 1974 r.) i jego sekundant Kiera (proboszcz od 1993 r.) mają teraz dwa wyjścia. Rumienić się lub -co bardziej honorowe - złożyć rezygnację z urzędów. Czas na zmiany, panowie. Może nową miotłą będzie się lepiej zamiatać? S.J.
O CZĘSTOCHOWA
Agitacja wyborcza na prezydenta miasta Częstochowy we wszystkich miejscowych parafiach przypominała pchli targ. Stoliki z ulotkami, a przy nich młode dziewczyny zachęcające do głosowania, godzinne kazania poświęcone kandydatowi i mnóstwo plakatów wokół kościołów, a raczej już komitetów wyborczych -tego nie
oglądało żadne miasto w Polsce. Postacią ważniejszą od samego prymasa Glempa był tu kandydat na prezydenta miasta Porozumienia Samorządowego "Wspólnota" -koalicji Stowarzyszenia Rodzin Katolickich, Unii Laikatu Katolickiego i ZChN-u - Tadeusz Wrona. Poparcia udzielił mu ks. Ireneusz Skubiś, redaktor naczelny tygodnika katolickiego "Niedziela", a także prezenter telewizyjny TV Puls rodem z Częstochowy Jan Pospieszalski oraz hurtem cały kler częstochowski. I może nie byłoby w tym nic zdrożnego gdyby nie fakt, iż częstochowskie parafie sprzeciwiają się decyzji prymasa i działają wbrew postanowieniom Episkopatu Polski. Czyżby bunt? W każdym razie nachalna propaganda przyniosła efekty -przed drugą turą w czerwonej Częstochowie Wrona prowadzi przed kandydatem SLD-UP. Dostał prawie 37 proc. głosów.
Kandydat "Wspólnoty" już w przeszłości pełnił władzę w mieście i to właśnie za jego kadencji w Częstochowie na chama rozdawano czarnym majątek. Rafał K.
O WARSZAWA
Mimo że zdecydowanym faworytem w wyborach na urząd prezydenta stolicy jest Lech Kaczyński, to wynik głosowania nie jest jeszcze przesądzony. Nasza redakcja zdecydowała się poprzeć kandydaturę senatora Marka Balickiego, nie tylko dlatego, że jest ratunkiem przed nieszczęściem, jakim byłby prezydent Kaczyński. Kandydat lewicy jest bowiem zwolennikiem neutralności światopoglądowej państwa. Jako poseł Unii Wolności (1993
1997) konsekwentnie głosował przeciwko konkordatowi i wbrew naciskom swojej partii domagał się liberalizacji ustawy antyaborcyjnej. To dzięki poprawce zgłoszonej przez niego i senator Janowską w ubiegłym roku darowizny na Kościół muszą obecnie przechodzić przez konta bankowe, co ograniczyło możliwości większych nadużyć. Naszym Czytelnikom -wyborcom z Warszawy -przypominamy, że budżet stolicy wynosi 7 mld zł i byłoby przykro, gdyby wpadł w ręce prawicy, a więc także Kościoła. A.C.
O ŁÓDŹ
O fotel prezydenta drugiego co do wielkości miasta w kraju ubiegają się: kandydat lewicy Krzysztof Jagiełło i reprezentant prawicowego Łódzkiego Porozumienia Obywatelskiego Jerzy Kropiwnicki. Naszych Czytelników już nie wzywamy, ale błagamy: GŁOSUJCIE NA JAGIEŁŁĘ!!! Kropiwnicki to szef osławionego, nieudacz-nego i kruchtowego ZChN, bez reszty oddany Watykanowi klery-kał. W 2000 r. jako nominowany przez Buzka reprezentant Polski na specjalnej sesji ONZ zajmującej się sprawami kobiet głosował ramie w ramię z delegatami państw islamskich i Watykanu przeciwko postulatom cywilizowanej części świata. Łodzianie -nie dajcie satysfakcji obskurantom! A.C.
OGŁOSZENIA PARTYJNE
Centrala APP RACJA, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź tel. 0 (pfx) 42/630-73-25, e-mail:racja@faktyimity.pl
Serdecznie dziękujemy wszystkim, którzy oddali swój głos na kandydatów Antyklerykal-nej Polski. Dziękujemy również za pomoc i zaangażowanie w kampanię wyborczą.
Zarząd Krajowy APP RACJA
Sympatyków Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA chcących wspomóc finansowo jej działania prosimy o wpłaty na konto: APP RACJA, ING BANK ŚLĄSKI Oddział w Łodzi, 10501461-2266001722.
Spotkania:
Andrychów, 8 XI godz. 16, ul. Dworcowa - zebranie dla powiatu wadowickiego. Kontakt: tel.0-609 128 038.
Gliwice, 9 XI godz. 16, ul. Chorzowska 56, Centrum Szkolenio-wo-Rekreacyjne "Viva".
Tarnowskie Góry, 9 XI godz. 17, os. Przyjaźń, ul. Litewska 22, Dom Kultury "Jubilat" -zebranie założycielskie.
Gdynia, 10 XI godz. 13, ul. Władysława IV, restauracja "Arkadia". Kontakt: Ziemowit Bujko, tel. 0-606 924 771.
Radom, 12 XI godz. 17, ul. Czarnoleska 17, kawiarnia "Nina" (budynek SM). Kontakt: Marek Motyka, tel. 0-603 196 411.
Bydgoszcz, 13 XI godz. 17, ul. Rumińskiego 6, kawiarnia NOT.
Dąbrowa Górnicza, 13 XI godz. 17, ul. Staszica 34, restauracja "Ju-ran". Kontakt: Emil Garczyński,
tel. 0-602 443 614.
Chrzanów, 14 XI godz. 17, al. Henryka 27, restauracja "Nowa" -zebranie powiatu chrzanowskiego.
Kołobrzeg, 14 XI godz. 18, ul. Wąska "Sala Rycerska". Kontakt: Grzegorz Stalmach, tel. 0-505 155 172.
Brzeszcze, 15XI godz. 18-zebranie dla powiatu oświęcimskiego. Szczegóły: Tadeusz Paradysz, tel. 0-607 334 886.
Tczew, 16 XI godz. 11, ul. Żwirki 49, osiedle "Suchostrzygi" -Osiedlowy Dom Kultury -zebranie założycielskie. Kontakt: tel. 0-502 818 490.
Wałcz, 16 XI godz. 18, ul. Dworcowa 14, kantyna wojskowa przy hotelu WAM. Kontakt: tel. 0-604 935 401.
Gorzów Wielkopolski, 16 XI
godz. 20, ul. Jagiełły 15, Uniwersytet Trzeciego Wieku - Zjazd Okręgu Gorzowskiego APPR. Kontakt: tel. 0 (pfx) 95/737 10 58.
Sosnowiec, 17 XI godz. 11, ul. Okólna, Dom Działkowca. Kontakt: Zbigniew Sitek, tel. 0 (pfx) 32/202 69 87.
Kontakty:
ŁÓDZKIE
Prosimy członków i sympatyków z powiatu łowickiego
0 kontakt z panem Waldemarem Szalewiczem, tel. 0 (pfx) 46 837 46 42.
Prosimy członków i sympatyków z Tomaszowa Mazowieckiego
1 okolic o kontakt: Jarosław Kość, tel. 0-602 586 646.
DOLNOŚLĄSKIE Wrocław, informujemy, że w każdą sobotę w godz. 14-17 odbywają się spotkania w klubie "Kaktus", ul. Kruszwicka 26/28. Kontakt: Urszula Bielska, tel. 0 (pfx) 71/355 45 03.
MAZOWIECKIE
Osoby zainteresowane wstąpieniem do partii proszone są
0 kontakt - Jerzy Wikiel, tel. 0-607 566 826.
ŚLĄSKIE
Częstochowa, dyżury przewodniczącego Zarządu Powiatowego w każdy wtorek i piątek w godz. 16-18, al. Wolności 16, klub bilardowy. Prosimy o przynoszenie zdjęć legitymacyjnych
1 wypełnianie deklaracji członkowskich. Zapraszamy wszystkich sympatyków!
Pomagam w zakładaniu struktur partyjnych APP RACJA na terenie województwa - Julian Marcichów, tel. 0-609 091 051.
ZACHODNIOPOMORSKIE
Informujemy, że w siedzibie Zarządu Wojewódzkiego przy ul. Łokietka 12/1, 7, tel. 0-255 Szczecin odbywają się dyżury członków zarządu we wtorki i czwartki w godz. 17-20. Serdecznie zapraszamy! Kontakt: Zbigniew Ciechanowicz, tel. 0-600 368 666.
8 - 14 XI 2002 r.
LISTY OD CZYTELNIKÓW
19
LISTY
Ideały na bursztyny
Od łona matki mam poglądy lewicowe. Nie zmieniam łatwo zdania. Wierzyłem Kwaśniewskiemu i Mille-rowi właściwie jeszcze do ubiegłego tygodnia. Wtedy to przeczytałem na Waszych łamach artykuł o decyzji premiera Millera dotyczącej wydania koncesji na wydobycie bursztynu prałatowi Jankowskiemu. Przyznaję, iż dotąd ufałem lewicy, że wobec kleru watykańskiego, oczywistego i naturalnego wroga Polski, stosuje zagrywki taktyczne, by tylko zyskać poparcie dla naszego wejścia do Unii, by złagodzić nastroje społeczne. Teraz wiem, że byłem w błędzie. Taki bezinteresowny gest wobec największego antysemity i ksenofoba jest zdradą, już nie tylko własnych wyborców, ale całego narodu. Gdyby Miller miał honor lub sumienie, bursztyn zamieniłby na posiłki dla biednych dzieci. Gdyby miał. Marian Kowalczyk, Poznań
Gorsi od Krk?
Jesteście przychylnie nastawieni do różnych sekt i minireligii, np. takich jak świadkowie Jehowy. Często posługujecie się ich retoryką i argumentacją biblijną w obalaniu dogmatów Krk. Upominacie się o ich prawa i swobody, zapominając, że te ruchy wyznaniowe o wielkim apetycie na władzę i nastawione na pozyskiwanie nowych adeptów pozbawione są tolerancji i skrupułów. Czy sprzyjanie takim ruchom i ogłaszanie ich poglądów na temat Boga nie stwarza niebezpieczeństwa, że pomagacie wypromować coś gorszego w swej formie niż Krk?
Maria Pikul, Gdynia
Nie utożsamiamy się z żadną zinstytucjonalizowaną religią. Piętnujemy nadużycia - zarówno w teorii, jak i w praktyce. Nie nasza to już wina, że najwięcej brudów jest na rzymskokatolickim podwórzu. Redakcja
I co?
Cmentarz to miejsce wiecznego spoczynku człowieka, więc powinien być zadbany i czysty. W rzeczywistości jest inaczej: raz w roku sprzątanie na Wszystkich Świętych, kwiaty, znicze, modły za dusze (za pieniądze). Parę miesięcy temu odwiedziłem kilka cmentarzy -wszędzie było podobnie: chwasty, trawy, śmieci kipią z kontenerów, tak jak np. w Smę-gorzowie. Widziałem wiele cmentarzy w innych krajach. Są czyste, nie ma chwastów, trawa jest skoszona.
Tam nawet cmentarze dla zwierząt często lepiej wyglądają, choć to niewłaściwe porównanie. Zachodzi pytanie, kto ma dbać o porządek, kto jest prawdziwym gospodarzem parafii? Ksiądz bierze niemałe pieniądze za pochówek, za plac pod grób, za wypominki, za odprawiane msze... I co? Miliony katolików w Polsce są bez pracy, więc gdyby proboszcz zapłacił, to nie brakowałoby chętnych do zrobienia porządków na cmentarzach. Wystarczy przeznaczyć 5 proc. z tego, co bierze za usługi.
L. Lejko, Oleszno
Zrzeszenie cyrków
Parę lat temu byłem na chrzcie mojej siostrzenicy w protestanckim, skromnym kościółku w Norwegii. Pani pastor uśmiechała się do wszystkich, razem śpiewaliśmy psalmy. Potem pani pastor (po cywilnemu) odjechała z mężem samochodem do pracy, bo funkcja pastora to tylko działalność dodatkowa. Księża katoliccy po cywilnemu... z uśmiechem... to utopia. Widzę jedno sensowne rozwiązanie: Niech papież ogłosi, że jego organizacja to zrzeszenie cyrków świata i od dzisiaj każdy ksiądz to klaun, który obowiązkowo musi się uśmiechać. e-mail dw. redakcji
w Toruniu. Przestałem służyć do mszy po otrzymaniu tzw. karczycha od proboszcza S. Kordasza (ksiądz w Toruniu bardzo znany, m.in. kapelan policji). Do kościoła przestałem chodzić mniej więcej 5 lat temu, gdy ksiądz w parafii w Lubiczu Dolnym nie chciał udzielić mi ślubu (dlatego że rodzice żony, zamiast ślubu kościelnego, mają tylko cywilny). Ksiądz kazał mi przekonywać teściów, aby wzięli ślub kościelny. Potem namawiał żonę, aby podpisała na jakimś świstku zobowiązanie, że dzieci będzie posyłała do kościoła. Później kazał mi zaprzestać treningów sztuki walki, gdyż wypaczą mój umysł i stanę się buddystą (nie wiedziałem, czy śmiać się, czy
r
Wyzwał od świadków
Na religii wygłosiłam modlitwę, którą ksiądz nazwał antymodlitwą. Mówiłam w niej, abyśmy modlili się
0 powstanie unowocześnionej organizacji zwanej Kościołem, aby nie była ona odpowiedzialna za AIDS
1 przeludnienie przez zakaz stosowania antykoncepcji, aby możliwa była ograniczona aborcja, żeby nie było dzieci na śmietniku, aby zniesiono celibat księży, aby dopuszczono kapłaństwo kobiet itp. Jak się potem okazało, jestem jedyną osobą w historii tej szkoły, która odważyła się coś powiedzieć na te tematy. Ksiądz wyzwał mnie od... świadków Jehowy. Powiedział też, żeby "nie robić z tej lekcji burdelu -panno lekkich obyczajów". Teraz nie jestem dopuszczona do bierzmowania. Postanowiłam do Was napisać, bo wiem, że tylko Wy mnie zrozumiecie. Ola
Karczychem w buddystę
W młodości byłem ministrantem w parafii Matki Boskiej Zwycięskiej
płakać z głupoty tego człowieka). Ale nie przeszkadza to księdzu przychodzić do nas co roku po kolędzie (zauważyłem, że drażni go strasznie, gdy zwracam się do niego per pan). Wtedy zacząłem bardziej przyglądać się Kościołowi, zrozumiałem, że to właśnie księża odpychają ludzi od Boga. Zacząłem czytać o innych wiarach (nazywanych przez Krk sektami). Przekonałem się, że definicja sekty najbardziej pasuje do Krk, np.: ogłupianie ludzi, wyłudzanie pieniędzy itp. Robert Kiełpiński, Lubicz
Bez czci i honoru
"Prezydent wszystkich Polaków" w drugiej kadencji jest prezydentem bez czci i honoru. Zdradził ponad 10 milionów obywateli. Zamiast świetlanej przyszłości, którą obiecywał, zafundował nam epokę kamienia łupanego. Obecnie jego celem jest turystyka i ośmieszanie Polaków -włazi bez wazeliny Amerykanom i Watykanowi. Toleruje aferzystów, oszustów, morderców i wiejską ciemnotę. Za pieniądze podatników funduje wspaniałe budowle dla kleru, opłaca nauczycieli religii, utrzymuje wydziały teologiczne, KUL itp. Kler jest ponad prawem - otrzymuje
dotacje, nie płaci podatków, wymiar sprawiedliwości nie podejmuje kroków w celu ukarania oszustów, pedofilów. Prezydent, rząd, SLD to "błazny", a w kraju terror katolicki...
Wkurzona z Wrocławia
Już nie stoi...
Czytam Wasz tygodnik od trzeciego numeru, zaraziłam nim liczne grono -nie tylko rodzinę! Minął rok od czasu, gdy byłam w kaliskim szpitalu. Codziennie przychodził tam ksiądz z komunią -dewoty ją przyjmowały, a ja nie. Mimo to ksiądz stał, choć grzecznie mówiłam "dziękuję". Wpadłam więc na pomysł: "Fakty i Mity" ułożyłam na łóżku tak, aby były widoczne. Pomogło -już nie stał! Wiesława Owczarek, Kalisz
Niereformowalny
Mam wrażenie, że próbujecie zająć się zreformowaniem Kościoła rzymskiego, żeby był w końcu "instytucją Chrystusową", a to mnie naprawdę odstrasza. Ja, ateista, nienawidzę kleru, nie chcę silnego Kościoła rzymskiego -sama myśl o tym napawa mnie obrzydzeniem i lękiem. Obydwa te uczucia pewnie są uzależnione, ale co na to poradzę?
Ateista
Naszym celem nie jest reformowanie Kościoła papieskiego, ponieważ byłaby to utopia. Wychodzimy z założenia, że jeśli już ktoś powołuje się na Boga i Biblię, to powinien trzymać się tego, co powiedział Bóg w Biblii. Kościoły ewangeliczne dla wierzących lub humanizm dla ateistów - to - naszym zdaniem - sensowne rozwiązanie. Redakcja
Stara szkapa
Wstępując przed laty w szeregi partii lewicowej (obecnie SLD), miałem nadzieję, że będzie ona nośnikiem postępowych reform, forpocztą wiedzy i nauki, a nie jedynie gwarantem kapitalizmu i klerykalizacji kraju. Innymi słowy, "koń", na którego stawiałem, okazał się zwykłą szkapą aspirującą jedynie do utrzymania się w stawce zawodników, gdyż to gwarantuje dostęp do żłobu. To za mało jak na partię o takiej tradycji, a szkoda, bo jak powiadają, już dobrze żarło... Ale legitymację odeślę.
Olgierd Barcikowski, Kraśnik
Bohater ma prawo
Odnośnie do księdza Jankow-skiego, który nielegalnie nosi order Virtuti Militari: ja mam order
angielski, który noszę na mundurze strażackim, ale nie posiadam odpowiedniego dokumentu. W 1944 roku Niemcy zestrzelili samolot angielski nad moją okolicą. Pilot uratował się, wyskakując na spadochronie. Przyszedł w nocy do mojego domu, a ja, bardzo się bojąc, przetrzymałem go w stodole przez 7 dni. Powiadomiłem o tym komendanta obwodu, partyzanta BCh, który mówił po angielsku. Dogadali się i za dwa dni komendant go zabrał, ale do dzisiaj nie wiem, dokąd. Kiedy odchodzili w nocy, pilot ten zapłakał, zdjął order ze swojej piersi, przypiął mi do swetra i powiedział, żebym go nosił do końca życia. Chciałem zapytać Państwa, czy jestem tu w zgodzie z prawem.
Czesław Kopeć, Lipnik Szanowny Panie, chylę czoło przed Panem i Pańskim orderem. Należy on do Pana - takie jest moje zdanie. Porównanie do ks. Jankowskiego jest niestosowne. Pan jest bohaterem, on zaś hochsztaplerem. Jonasz
Wyrok śmierci
Piotrowski musi zginąć. Pan Ko-tliński ponosi wespół z mordercą winę za ohydne zamordowanie ks. Jerzego Popiełuszki. Dla wielu Polaków ks. Jerzy zginął z rąk siepaczy, z którymi pan utrzymuje kontakty, a nawet zatrudnia u siebie w Redakcji. Musi pan również ponieść tego konsekwencje. Termin wykonania wyroku śmierci został ustalony. Zaznaczamy, że nie pomoże tu żadna ochrona! Wyrok musi być wykonany. Pan i pseudoredaktorzy pisma nie są godni zjeść odchody Papieża Jana Pawła II. Są godni pożałowania i współczucia. Mściciele
Widziałeś coś ciekawego, słyszałeś o czymś, o czym nikt inny nie słyszał? Wyślij SMS pod numer naszej gorącej linii: +48 691 051 702.
Usługi pogrzebowe pastorów protestanckich
tel. (0-34) 35-33-061
BEZPŁATNIE
Świecki mistrz ceremonii pogrzebowej
tel. 0-601-942-662
Cena: 200 zł brutto + koszty dojazdu.
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Henryk Rozenkranc -tel. (0-42) 637-10-27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski -tel. (0-42) 630-72-33; Dział historyczno-religijny: Adam Cioch -tel. (0-42) 639-85-41; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Przemek Zimowski; Dział promocji i reklamy: tel. (0-42) 630-73-27; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-70-66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail: faktyimity@faktyimity.pl; Wydawca: "BŁAJA News" Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze -do 25 listopada na pierwszy kwartał 2003 r. Cena prenumeraty -28,60 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA -do 5 grudnia na pierwszy kwartał 2003 r. Cena prenumeraty -28,60 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16, 532-88-19, 532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-/kwartał; 227,-/pół roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-/kwartał; 255,-/pół roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-/kwartał 313,-/pół roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hubsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York -European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago -J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell Intern ational c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga -Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia "Pegaz" -Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 15 grudnia na pierwszy kwartał 2003 r. Cena 28,60 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p-ele@faktyimity.pl. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl
JAJA JAK BIRETY
Nr 45 (140)
- 14 XI 2002 r.
Nieboska komedia
Szczyrk. Górale są praktyczni i... przywiązani do tradycji. Grzechy wyrzucają w parafialnym "przedsionku niebios", ale swoje wnętrze oczyszczają w piekiełku Fot. K. Ragus
Czarny humor
Pobożny żyd zwraca się do rabina: "Urodził mi się syn i chciałbym wiedzieć, kim będzie, gdy dorośnie". "Jest na to sposób - odpowiada rabin. - Trzeba z jednej stronie kołyski postawić butelkę wódki, a z drugiej położyć zwitek banknotów. Jeśli twój syn, po obudzeniu, sięgnie najpierw po butelkę, to wyrośnie na pijaka. Jeśli natomiast sięgnie po pieniądze - to znaczy, że zostanie bankierem".
Nazajutrz ten sam mężczyzna znów odwiedza rabina, który pyta go
0 rezultat eksperymentu.
"Mój synek obudził się, usiadł
1 natychmiast sięgnął równocześnie po butelkę i po pieniądze. Co to oznacza?". "Nie wiem, czy to dobrze, czy źle - odpowiada rabin - ale jedno jest pewne: twój syn się przechrzci i zostanie katolickim księdzem".
0 Żona skarży się psychoterapeucie:
- Mam wielki problem, doktorze. Za każdym razem, gdy jesteśmy w łóżku i mąż dochodzi do szczytu, wydaje rozdzierający uszy okrzyk.
- Ależ to zupełnie naturalne, droga pani - odpowiedział lekarz - ja w tym nie widzę żadnego problemu.
- Ale ja widzę, bo to mnie budzi!

Zniechęcony bezbarwnym życiem erotycznym mąż mówi do żony:
- Dlaczego nigdy mi nie mówisz, kiedy masz orgazm?
Żona, rzucając mu obojętne spojrzenie, odpowiada:
- Bo cię nigdy wtedy nie ma w domu.

W 40. rocznicę ślubu małżeństwo kłóci się zażarcie. Mąż wrzeszczy:
- Kiedy umrzesz, postawię ci nagrobek z napisem: "Tu leży moja żona, zimna jak zawsze!".
- W porządku - odpowiada żona. - A kiedy ty umrzesz, ja ci postawię nagrobek z napisem: "Tu leży mój mąż - nareszcie sztywny!".

Pewne małżeństwo zaprosiło na kolację najlepszą przyjaciółkę żony. Kolacja udała się znakomicie, śmiali się i rozmawiali w trójkę do późna. Gdy przyjaciółka wychodziła, gospodarz zaoferował, że ją odwiezie do domu. W samochodzie kontynuowali rozmowę i robiło się coraz milej. Gdy byli już na miejscu, przyjaciółka zaprosiła go na lampkę wina. Wypili całą butelkę i koniec końców wylądowali w łóżku. O trzeciej nad ranem niewierny mąż mówi:
- O rany! Muszę iść do domu! Żona mnie zabije!
- Masz rację. Kiepska sytuacja - twoja żona to moja najlepsza przyjaciółka... Ale jak ty się jej wytłumaczysz?
- Nie martw się, daj mi tylko trochę talku.
_ ?
- O nic nie pytaj. Zobaczysz - będzie dobrze.
Mąż przyjeżdża do domu, drzwi otwiera mu wściekła żona.
- Gdzie byłeś?!
- Kochanie, bardzo cię przepraszam. Twoja przyjaciółka jest bardzo miła i bardzo atrakcyjna. Zdradziłem cię z nią. Przepraszam.
Żona patrzy na niego i po chwili wykrzykuje: - Pokaż ręce!
Mąż pokazuje ręce całe w talku.
- Nie kłam, świnio! Znowu grałeś z kolegami w kręgle!

Blondynka malowała pasy na drodze. Pierwszego dnia pomalowała 5 kilometrów, drugiego 2 km, a trzeciego tylko 10 metrów. Szef wziął ją na dywanik i pyta, dlaczego co dzień maluje coraz mniej?
- Przecież do wiaderka mam coraz dalej - odpowiada blondynka.

Chłopiec dostał papugę w prezencie, która, jak się okazało, miała bardzo wulgarny język i była niegrzeczna. Próbował zmienić jej złe nawyki, ale bez skutku. W końcu zdesperowany włożył ją do zamrażalni-ka. Przez kilka chwil słyszał krzyki, uderzenia w drzwi i nagle wszystko ucichło. Wystraszony, że przesadził z karą, otworzył zamrażalnik. Papuga wyszła wolno i rzekła:
- Bardzo przepraszam za złe zachowanie i błagam o wybaczenie. Obiecuję poprawę.
Chłopiec bardzo zdziwiony miłym zachowaniem papugi już chciał zapytać, co sprawiło taką zmianę, kiedy papuga odezwała się cichutko:
- Czy mogę zapytać, za co został ukarany kurczak?
Sex - hetero i homo, wyuzdane pozycje, hektary golizny, czyli jak
Ojciec Rydzyk szerzy pornografię!
INDEKS 356441 ISSN 1509-460X
FAKTY
i mi
http://www.fa ktyimity. pl
TYGODNIK NIEKLERYKALNY
Nr 46 (141) 15-21 listopada 2002 r. Cena 2,20 zł (w tym 7% VAT)
Sex z
Lubisz pornografię i jesteś słuchaczem Radia Maryja, czyli jesteś wewnętrznie rozdarty? Niekoniecznie! Wejdź na stronę www.radiomaryja.pl. Następnie kliknij na link www.ien.pl, a więc na osławiony Instytut Edukacji Narodowej ojczulka Rydzyka. Najedź kursorem na słowo "linki". Jednym z nich jest dziwny adres "Ministerstwo Budowy Jaskiń", który otwiera kolejne powiązanie - "prasa zagraniczna". Znów "klik" myszką i dochodzisz do listy tytułów polecanych przez "Nasz Dziennik". Wybierz sobie "Bild Online". Tam znajdziesz podrozdział "erotik". "Klik" i... I NIECH CIĘ "MARYJA ZAWSZE DZIEWICA" MA W SWOJEJ OPIECE...!
Dzieci - śmieci
Są ich tysiące. Cierpią, bo zostały odrzucone przez biologicznych rodziców, bo ciężko im się zaadaptować u tych, którzy je przyjęli, bo przepisy prawne, opieszałość i bezwładność decyzyjna sądów oraz placówek opiekuńczych powodują, że ich sprawy ciągną się latami. Czy wreszcie ktoś rozbije skorupę społecznego milczenia wokół dzieci - śmieci?
Góry płoną
"Góralu, czy Ci nie żal? Góralu, wracaj do hal..." - śpiewają w telewizorze Arcypapie górale z Zakopanego i okolic. Starannie wybrani to są górale. Ci niewybrani, stanowiący milczącą większość, mają poglądy cokolwiek odmienne i są sakramencko cięci na katoprze-kręty w stolicy Tatr.
OStr.10,11
KSIĄDZ NAWRÓCONY
FAKTYn
FAKTY
POLSKA Dogrywka do wyborów samorządowych zakończyła się porażką lewicy, która nie zdobyła posad prezydenckich w swoich tradycyjnych bastionach, m.in. w Łodzi, Bydgoszczy, Włocławku i Zielonej Górze. Odniosła za to niespodziewany sukces, zdobywając małopolski Klechistan: Kraków, Rzeszów, Nowy Sącz oraz Rydzykowy Toruń.
Kaczyński z Kropiwnickim (Łódź i Warszawa) stworzą teraz duo-SACRO-polis
Kandydaci lewicy, którzy ponieśli w wyborach samorządowych klęskę, powinni ustąpić miejsca nowym ludziom -takiego zdania jest premier Leszek Miller. Pocieszał, że wynik wyborów do rad potwierdza, iż lewica jest doskonałą drużyną, a brak jej jedynie lokalnych indywidualności. Leszek Miller byłby indywidualnością jak się patrzy!
TV Puls zanika. Telekomunikacja Polska wyłączyła tonącym w długach "pampersom" wszystkie nadajniki. Sygnał katolickiej stacji zbudowanej za publiczne pieniądze można jeszcze tylko odbierać w kablówkach i przez platformę cyfrową. Zupełny koniec Pulsa może nastąpić na przełomie listopada i grudnia. Wyłudzone od państwa najwyraźniej nie tuczy.
Podczas uroczystej mszy za ojczyznę arcybiskup Gocłowski nazwał ludźmi o sparaliżowanej wyobraźni tych, którzy twierdzą, że przed 1989 r. było lepiej. Takim bezczelnym typom hierarcha kazał się... wyspowiadać. Każdy mierzy własną miarą.
Rząd chce o połowę podwyższyć pensje szefom największych państwowych spółek. Mówi się o PKO BP, PZU, PLL Lot, TVP, Polskim Radiu, Totalizatorze Sportowym oraz o kopalniach i zakładach energetycznych.
Szczyt naiwności? Zapytać Wieczerzaka -za jaką pensję żył w PZU ŻYCIE.
Po luteranach, mariawitach i prawosławnych pozostałe kościoły i związki wyznaniowe domagają się podpisania z państwem umów dwustronnych na kształt konkordatu. Choć pierwszy wniosek został złożony w maju, władze do tej pory nie odpowiedziały. Podobno powołano specjalny zespół, który pracuje nad przygotowaniem odpowiednich zapisów... Chodzi o to, by nie dać, ale by myśleli, że dostają.
WROCŁAW Kurator zdjął z funkcji wychowawcy klasy katechetę Zespołu Szkół nr 25. Choć wymaga tego ustawa, uczniowie protestują. Regulacje prawne nie podobają się też dyrektorom części szkół, którzy w roli opiekunów klas chcieliby widzieć właśnie nauczycieli religii... A właściwie dlaczego nie w roli dyrektorów i kuratorów?
LESZNO Na półtora roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata skazał sąd byłego wojewodę leszczyńskiego i wiceministra MSWiA w rządzie Buzka -Leszka Burzyńskiego -za psychiczne znęcanie się nad żoną. Kobieta została też kilkakrotnie pobita, a bogobojny małżonek groził jej nawet spaleniem. Groźba ta mieści się jak najbardziej w tradycji Kościoła.
KATOWICE Niepomni na swe powołanie i osobę założyciela
-franciszkanie z bazyliki w Panewnikach przegnali ze swych
okolic żebraków. By nie skalać własnych rąk, wynajęli do akcji
ochroniarzy.
Teraz już nikt nie zakłóca im spokoju... sumienia.
UE Sporo emocji wywołuje w Brukseli refundacja viagry przez kasę chorych, do której należą urzędnicy unijni wraz z rodzinami. Komisarz ds. administracyjnych Neil Kinnock broni pomysłu, tłumacząc, że zwrot kosztów zakupu tabletek przysługuje tylko "w rzadkich przypadkach". Dobry urzędnik to spełniony urzędnik. A ksiądz...?
WATYKAN Na sympozjum poświęconym kulturze i mediom papież wezwał do czujności i kontroli środków przekazu. Jego zdaniem, brak owej kontroli nie powoduje wolności, lecz może przynieść "zniszczenia w świadomości poszczególnych osób i całych społeczeństw".
0 tak, wolność mediów może zniszczyć wiele mitów Kościoła.
WŁOCHY Kilkaset tysięcy ludzi zjechało do Florencji na manifestacje i debaty w ramach Europejskiego Forum Społecznego zorganizowanego przeciwko wojnie, rasizmowi i neolibera-lizmowi. Mimo obaw -demonstracje (jak na antyglobalistów) przebiegły wyjątkowo spokojnie. Musiała ich urzec przecudna florencka architektura.
USA Pentagon planuje wprowadzenie systemu "Całkowita Znajomość Informacji", który umożliwi siłom bezpieczeństwa natychmiastowy dostęp do wszelkich danych dotyczących obywateli, w tym: rozmów telefonicznych, poczty elektronicznej, transakcji bankowych. A wszystko po to, by skuteczniej walczyć z terrorystami. Nam się marzy taki system... w kuriach i na plebaniach!
IZRAEL Minister spraw zagranicznych i były premier Benja-min Netanjahu opowiedział się za przyłączeniem swojego kraju do Unii Europejskiej. Izrael od dwóch lat jest stowarzyszony z UE, ale nie starał się dotąd o akcesję. Formalnie jest ona na razie niemożliwa, ponieważ kraj ten nie leży na kontynencie europejskim, co -jak dotąd -uważane było za niezbędny warunek przyjęcia kandydata. Unia z Żydami?! Po trupie Ligi Polskich Rodzin!
CHINY XVI zjazd partii komunistycznej okazał się być prawdziwym przełomem. Od władzy odeszło pokolenie starców, a ich miejsce zajęli pięćdziesięciolatkowie. Partia co prawda tradycyjnie opowiedziała się przeciwko zachodniej demokracji, ale za to dowartościowała przedsiębiorców, intelektualistów
1 menedżerów. A duchowni?
- 21 XI 2002 r.
KOMENTARZ NACZELNEGO
Podlegli sobie
lvi ormalny człowiek, IM któremu przyszło urodzić się i żyć w Polsce, często rozkłada opadłe do kolan ręce w niemym geście bezradności. Dlaczego? Dlaczego w tym kraju, w mojej ojczyźnie, wszystko lub prawie wszystko postawione jest na głowie? Już tylko nieliczni dodają następne pytanie -czy jest możliwe, że mój kraj będzie kiedyś normalnym krajem, w większości niepodległym głupocie? W świetle drugiej tury ostatnich wyborów samorządowych, odpowiedź brzmi: raczej nie.
Według sondaży przeprowadzonych na polskich wyższych uczelniach -większość tych młodych ludzi, którzy chcą wyjechać na zachód do pracy, nie czuje żadnego lub prawie żadnego związku z Polską. Ta większość najchętniej na stałe zamieszkałaby za granicą. Jakie są pierwsze skojarzenia przeciętnego Polaka ze słowem "Polska"? Oto one: ciągły kryzys, brak perspektyw, ciężkie życie, szarość, smutek, a często -brak odpowiedzi. Polak nie czuje lub wręcz nie chce się czuć Polakiem, a czasem nawet wstydzi się nim być. I to właśnie temu powszechnemu brakowi uczuć patriotycznych, tudzież resztkom nadziei na stopniowe wyrównanie poziomu życia w zjednoczonej Europie należy przypisać dość wysokie poparcie dla integracji z Unią. Chyba rzeczywiście nie ma już dla Polski innej nadziei, choć zgodnie z tym, co kiedyś wykrakałem, negocjatorzy prowadzący nas do Brukseli z kolan popadali już na pyski i w ten sposób -czołgając się -wszyscy powitamy upragniony moment integracji.
Kolejnym powodem zatracenia przez naszych rodaków tożsamości narodowej, a z drugiej strony, pogłębiającej się alergii na wszystko, co polskie, jest brak rodzimych autorytetów. W Europie wielu narodów będzie to wkrótce, poza językiem, jeden z ostatnich wyróżników dla poszczególnych nacji. Podczas gdy np. w Azji ciągle żywy jest
jeszcze kult przywódców państw, to w rozwiniętych demokracjach -na Starym Kontynencie i w USA -narodowymi bohaterami, a tym samym autorytetami, są: drużyny piłkarskie, baseballowe czy hokejowe; wielcy aktorzy, piosenkarze, a nawet dziwki, np. Ciciolina. Kryterium bycia idolem jest odniesiony sukces, wielka kasa, buzia jak z żurnala, koniecznie jak najczęściej pokazywana w telewizji. Polacy wegetujący pomiędzy Wschodem a Zachodem radzi by przeflancować te wzorce i kryteria do siebie, ale specjalnie nie mają na kogo. Taki Boguś Linda mógłby spokojnie zagrać Jamesa Bonda, ale kto go o to poprosi? Boniek, choćby trawę gryzł, nie dorówna Górskiemu, zaś naszych aktorów z Klanu czy Kiepskich -chociaż biją tych z "Dynastii" i "Mody na sukces" -nie ma kto wypromować na szerokie, światowe rynki. Mamy więc i my swoich polskich idoli; takich prawdziwych i tych wykreowanych (na kpinę i pośmiewisko), choćby przez programy reality show. Ponieważ jednak dzięki telewizji patrzymy z lubością i zazdrością już nie na nasze podwórko, lecz na to hollywoodzkie, paryskie czy niemieckie, tam szukamy dla siebie -zwłaszcza młodzi -wzorców do naśla-dowania. Tak naprawdę liczy się dziś w Polsce ktoś, kto odniósł sukces za granicą. Niech nas zatem nie dziwią tłumy na przedstawieniach z udziałem papieża albo uwielbienie dla Małysza. Wielce wymowny dla naszych rozważań jest fakt, iż ogromna większość "wielkich" Polaków -takich jak Skorupco, Czerkawski, Michalczewski, Wojtyła, Fibak - w naszym kraju nie zamieszkuje. Ich polski kult jest zatem nieco zakłócony.
Wyprani z polskości, a nawet polskich autorytetów Polacy potrzebują więcej rdzennych impulsów do walki

0 swoje. Tak jak w historii, w obliczu największych wyzwań dla ojczyzny potrafili się zmobilizować -scalić Polskę po zaborach, odbudować kraj po wojnie -tak i dziś potrzebują motywacji, wytyczonego celu i... kopa. W imię czego ci, którym nie podoba się życie w katolickim państwie wyznaniowym podległym Watykanowi, mają ten kraj opuszczać albo żyć na peryferiach społeczeństwa? Tu jest nasz dom i mamy zakichany obowiązek walczyć o to, by wszystko było w nim na swoim miejscu. Polacy, którym bliski jest postęp, humanizm, racjonalizm, antyklerykalizm; którzy trzeźwo, bez otumanienia kadzidłami, patrzą na życie -po prostu muszą dzisiaj zorganizować się w jedną nową siłę społeczną. Taka jest potrzeba chwili, ostatni dzwonek na pociąg do pierwszego świata. Tylko liczni
1 zjednoczeni poczujemy w sobie wiarę i moc do walki
0 nową, normalną Polskę, godną i dumną w rodzinie europejskiej. Unia tego za nas nie zrobi. Nie pokona wstecz-nictwa obecnych politycznych elit, nie przełamie marazmu
1 beznadziei w narodzie. Polacy, najbardziej wierzący (teoretycznie) naród świata, zatruci są niewiarą we własne siły. Tę wiarę trzeba im przywrócić.
Taki dokładnie był cel powstania Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA. Bez krzty populizmu można powiedzieć, że RACJA, pod szyldem Antyklerykalnej Polski, zwyciężyła
w ostatnich wyborach samorządowych. Osiągnęła prawie 4 procent poparcia, choć zaczęła kampanię wyborczą niemal nazajutrz po swoim zarejestrowaniu i prowadziła ją prawie że w podziemiu. W Warszawie -zboczonej na punkcie małego Kaczor-ka -wyprzedziliśmy takich wyżeraczy i potentatów na politycznym rynku jak Krajowa Partia Emerytów i Rencistów, "Razem Polsce" Macierewicza (wspierane przez Radio Maryja), KPN, "Alternatywa" i kilkanaście innych komitetów!
APP RACJA już jest
bardzo silna, liczy prawie 15 tysięcy członków, popiera ją co najmniej milion sympatyków. Ciągle rośnie w siłę; za dwa, trzy lata będzie w pierwszej trójce największych partii w kraju. O dziwo, ludzie, którzy zasilają nasze szeregi, zdołali przełamać granicę strachu, za nic mają presję proboszcza, parafii i długie języki dewotów. Pragnienie ratowania ojczyzny jest silniejsze! Jesteśmy "jednością silni, rozumni szałem", bo w jedności, rozumie i gniewie -siła. To jednak jeszcze mało, ciągle za mało. Szeregi RACJI muszą być 50, 100, 200-tysięczne. Tak, by pewnego pięknego ranka, na wieść o tym, połowa episkopatu udławiła się kawiorem przy śniadaniu. To przecież realne, całkiem możliwe, w zasięgu ręki. Wystarczy Twoja, Przyjacielu, męska decyzja, choćbyś był starszą kobietą. Wykręćmy biskupom, usłużnym wobec nich politykom i swojej sąsiadce z kółka różańcowego NUMER, JAKIEGO TEN KRAJ NIE WIDZIAŁ! Pokażmy światu, że mamy RACJĘ i podźwignij-my Polskę z kolan!
To zupełnie zrozumiałe, że jesteśmy zrażeni do nowych programów i twarzy. Nie chcemy, by nami manipulowano przy okazji kolejnych wyborów, a po nich skazywano na niebyt i niegodną ludzi wegetację. Ale czy mamy jakieś inne wyjście, jeśli nie zaufać w końcu tym, którzy myślą i czują dokładnie tak jak my?
Zwracam się do Was, Drodzy Czytelnicy "Faktów i Mitów", z apelem: wstępujcie do APP RACJA. Wznieśmy się ponad własne wątpliwości, uprzedzenia i małostkowość. Masy przyciągną masy. Już za 3 lata, podczas wyborów parlamentarnych, zbierzemy plon stokrotny. Zadziwimy świat. Uratujemy Polskę. Jeśli dla Was słowo to jeszcze coś znaczy. JONASZ
15 - 21 XI 2002 r.
FAKTY n
INJ
ZAMIAST SPOWIEDZI
- Wiadomo, Rafał, że z samoobroną od najmłodszych lat miałeś do czynienia. Nigdy jednak nie podejrzewałbym, że staniesz się uczniem akurat leppe-rowskiej szkoły walki....
- Powiem ci, dlaczego akurat wybrałem to ugrupowanie. Ty też na tatami kształtowałeś swój charakter, również nie lubisz chadzać wytartymi szlakami, więc powinieneś mnie zrozumieć. Sukces bez walki jest mało wartościowym wyczynem. Dlatego też wybrałem Samoobronę, bo od strony politycznej jest to formacja młoda, ale już mocno wyrazista, przejmująca się losem szarego obywatela, coraz bar-
kraju osobnikiem. W ten właśnie sposób jesteśmy atakowani ze wszystkich stron...
- Ostatnią hucpę w Sejmie trudno nazwać przejawem odpowiedzialności za kraj?
- A jak partia, mając tylko 50 posłów, może zablokować w parlamencie niekorzystne dla kraju pociągnięcia prywatyzacyjne? Przecież sprzedaż STOEN-u jest uderzeniem w newralgiczny splot nerwowy naszej gospodarki. Nie jestem przeciwny prywatyzacji, ale powinna być prowadzona czytelnie dla każdego, z troską o zachowanie bezpieczeństwa ekonomicznego kraju. Państwo musi trzymać rękę na pul-
Quo vadis, "Kuba"?
dziej bezradnego i zagubionego. W aktualnych meandrach wolnorynkowej gospodarki tylko grupy bezwzględnych cwaniaków żyją dostatnio. Poza tym nie jestem żadnym uczniem, ale mam nadzieję zostać w tym ugrupowaniu jednym z wykładowców. W Samoobronie nie brakuje ludzi mądrych, ale efekty ich działalności nie przebiją się przez medialny knebel. Mass media z zacięciem godnym lepszej sprawy pokazują rozsypywane zboże, drogowe blokady, z lubością zachłystują się wyrwanymi z kontekstu wypowiedziami Andrzeja Leppera. Wszystkie te zabiegi socjotechniczne mają udowodnić, że każdy członek tej partii jest głupkiem, wichrzycielem i nieodpowiedzialnym za losy
sie krajowego przemysłu, w każdym razie nad najważniejszymi dla niego gałęziami.
- Nie wyjeżdżasz do Iraku w charakterze osobistego ochroniarza Leppera? Stanowiłoby to klasyczne przełożenie filmowej roli na język prozy: Sienkiewiczowski Ursus ukręcił łeb bykowi, ratując chrześcijańską dziewicę.
- Nie jadę do Iraku, bowiem odbieram tę zapowiedź podróży jako prowokacyjną próbę zwrócenia uwagi mediów na działalność Samoobrony. Od razu wiadomo, że prasa i telewizja z prośbą o skomentowanie tego pomysłu uderzą natychmiast do przewodniczącego, a tym samym on będzie miał okazję do przedstawienia opinii publicznej kilku spraw o niebo ważniejszych. W polityce też się gra tak, jak przeciwnik pozwala. Z podobnego rodzaju inicjatywą wystąpił Lech Wałęsa, a jednak po nim walcem się nie przejechano...
- No to ostatni lepperowski wątek. We wrocławskim wyścigu prezydenckim zająłeś dopiero piątą lokatę, a nie medalową...
- Inna nie mogła być, bo niektórzy dziennikarze, wierni wybranej przez kierownictwo redakcji linii politycznej pisma, nie żałowali
mi razów. Jeden z nich przyrównał mnie do "perły, rzuconej przed wieprze". To niektóre przykłady lokalnej rzetelności dziennikarskiej. Jednak użyję porzekadła: psy szczekają, a karawana jedzie dalej!
- A czy ty w tych wyborczych szrankach stawałeś fair play? Kandydat POPiS-u Rafał Dutkiewicz pozwał cię do sądu?
- Bo nagłośniłem, że jako przedstawiciel spółki z przewagą kapitału niemieckiego kupił sześć lat temu w centrum miasta kamienicę o pow. 1700 metrów kw., płacąc 580 zł/m kw. W tym czasie cena jednego metra kształtowała się w granicach 2,5 tys. zł kw. Zanim nadałem publiczny rozgłos sprawie, dokładnie przestudiowałem akt notarialny tej transakcji. Podtrzymuję, że niejasna była w tym wszystkim rola dwóch wiceprezydentów Wrocławia, kolegów mojego adwersarza. Pewne fakty zachowam dla składu sędziowskiego. Zapewniam jednak, że ja nieczysto nie gram.
- A jednak to Dutkiewicz wygrał samorządową batalię.
- Zobacz, ile w mieście było bil-lboardów i plakatów z jego podobizną. Obkleił cały Wrocław. Był i jest w codziennych wydaniach lokalnych gazet. Podobno wydał na kampanię ponad 200 tys. zł. W jego orszaku nie brakuje usłużnych dziennikarzy...
- Jednak w dogrywce spotka się z przedstawicielką lewicy, Lidią Geringer d'Oedenberg, która - zdaniem wielu obserwatorów - może ostatecznie wypunktować asa POPiS-u...
- Pod tym względem mam mieszane uczucia, ale z pewnością przydałaby się zmiana warty w prawicowym i skostniałym dotąd ratuszu.
- A jakich zmian wymaga dolnośląska stolica?
- Sparafrazuję pewne powiedzenie aktorskie, ale jest ono w moim przypadku prawdziwe: Wrocław swój widzę ogromny, a nie tylko ograniczony opieką władz do rynku i jego najbliższych okolic. Teraz bolą mnie zaniedbane, typowo slum-sowe śródmieście, peryferyjna bieda, rosnące bezrobocie, pogłębiająca się patologia młodzieży, pauperyzacja warstw inteligenckich. Miasto, z racji swojego położenia, winno stać się turystyczną perłą wyposażoną w sieć tanich hoteli. Od dawna wrocławskimi kanałami mógł pływać np. wodny tramwaj... A tymczasem mamy tylko afery, od mieszkaniowych (tzw. Gantafery, gdy miasto ciepłą ręką wypłaciło "zaliczkę" w wys. 5 mln zł człowiekowi, który obiecywał (sic!) wybudowanie 100 mieszkań) po przemysłowe. Sprywatyzowano sztandarowe zakłady miasta, jak PAFAWAG, Elwro, Do-lmel, teraz Polar. I co? Miały się
Rafał Kubacki - najbardziej utytułowany polski judoka. Trzykrotny mistrz świata w kat. open, czterokrotny mistrz Europy, siedemnaście razy sięgał po mistrzostwo kraju. Wielokrotny triumfator prestiżowych turniejów międzynarodowych. Numer "1" (wyprzedził w plebiscycie Ryszarda Szurkowskie-go) w powojennej historii dolnośląskie-go sportu. Wykłada na wrocławskiej AWF, obecnie przygotowuje się do otwarcia przewodu doktorskiego z socjologii. Niezapomniany filmowy Ursus z "Quo vadis". W latach 1994-98 był radnym Wrocławia (reprezentował UW). Z ramienia Samoobrony kandydował na prezydenta Wrocławia (przegrał). Jest radnym dolnośląskiego sejmiku.
rozwinąć, zapewnić nowe miejsca pracy. Tymczasem trzy pierwsze już właściwie "zaorano". Polar także dycha resztką sił. Ubawiłem się setnie, gdy usłyszałem, że zatrudnienie zapewniono w tym przedsiębiorstwie tylko garstce związkowców "Solidarności". Inni poszli won!
- Znany jesteś ze swoich szkolnych spotkań z młodzieżą, przeprowadzanych pod hasłem: I ty możesz zostać mistrzem! Prowadzisz na szeroką skalę antynarkotykową edukację. Proponowałeś prawicowym władzom samorządowym dofinansowanie instruktorów i sekcji, skupiających dzieci z najbiedniejszych rodzin. Ojcowie miasta zbyli to wszystko pogardliwym milczeniem.
- To prawda, człowieka ogarnia szewska pasja na widok tego, co się wokół dzieje! We Wrocławiu zmarnowano masę pieniędzy, ciepłą ręką wydając je na poronione pomysły, czego przykładem jest chociażby kosztowna sezonowa szklana fontanna w rynku, postawiona z naruszeniem prawa. Bez mrugnięcia okiem wywalono milion dolców na występ Placido Domingo, a on sam później stwierdził, że to w żartach jego menedżer rzucił taką kwotą, lecz prawicowi bossowie dolnośląskiego grodu bez wahania i targów ją wypłacili. W końcu normalne recitalowe wynagrodzenie tego tenora nie przekracza na Zachodzie stawki 100 -150 tys. USD. Tymczasem duże, młodzieżowe kluby sportowe miasto "uszczęśliwia" roczną dotacją rzędu... 5 tys. zł (np. KS Wratislavia, zrzeszający kilkuset dzieciaków). Ja, mimo wszystko, nie zaprzestanę popularyzowania idei wychowywania młodego pokolenia poprzez sport, bo to jest jedno z najważniejszych dla mnie przesłań życiowych.
Rozmawiał
JAN SZCZERKOWSKI Fot. archiwum

Z NOTATNIKA HERETYKA
FAKTYn
- 21 XI 2002 r.
GŁASKANIE JEŻA
Czarno to widzę
Naprawdę widzę to czarno, a moje czarnowidztwo dotyczy wyników wyborów samorządowych - w ich części dotyczącej elekcji wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Demokracja zakłada, że prostytutka, zakonnica i profesor etyki mają takie samo prawo wyborcze (dlaczego zakonnica?), no i bardzo dobrze. Owo "bardzo dobrze" kończy się jednak w momencie, gdy większość, która z założenia ma rację, tej racji nie ma.
W tym momencie oczami wyobraźni już widzę setki e-maili z protestami: "Chyba cię, Szen-born, Bóg opuścił. Większość ma zawsze rację, i to jest aksjomat". Pozornie, proszę Państwa... pozornie. Osobiście tak pojmuję demokrację, że broni ona praw mniejszości, np. praw homoseksualistów, komuchów, punków, rudych, grubych, blondynek i tym podobnych innych dziwolągów. Piszę to z tym większym przekonaniem, że sam nie jestem grubą, blond-rudą ko-munistką lesbijką. Jestem więc jakby bezstronny.
Tym głośniej przeto dzwonię na trwogę i wieszczę: jest źle, a będzie jeszcze gorzej. Weźmy na tapetę dwa skrajne przypadki: Łódź i Rzeszów. Od dawien dawna Łódź była ostoją lewicy. Tradycyjnie czerwone miasto jako tako opierało się poważniejszym zakusom czarnych i nawet gromkie pohukiwania sutannowych niewiele w tym aspekcie zmieniały. Nie inaczej miało być w tych wyborach. I nawet częściowo było. Łodzianie wybrali miejskich rajców, co to w większości serca mają po lewej stronie. Elekcja SLD-owski-ego Jagiełły na prezydenta miała być już tylko spacerkiem, zwłaszcza że swojego kandydata namaścił sam
premier. No i co? No i gówno. Jagiełłę pokonali krzyżacy, a dokładnie jeden o nazwisku nomen omen Kropiwnicki. Ludziom opadły szczęki, a ja osobiście radzę, aby w takim zdumionym szczękorozwarciu pozostali nadal, bo dopiero teraz zacznie się pieprzyć. Pytanie bowiem zasuwa się samo: w jaki sposób ultraprawi-cowy, klerykalny do mdłości prezydent miasta ma współpracować z lewicową, laicką radą? Odpowiedź też jest automatyczna: nijak nie może
współpracować, bo to se ne da, pa-ne Havranek. To jest niemożliwe apriorycznie, bo gdyby się dało, to-by oznaczało, że można pogodzić ogień z wodą i dwa skrajnie różne systemy światopoglądowe i ekonomiczne. Gadanie o wzniesieniu się ponad podziały dla dobra lokalnych społeczności to tylko pobożne życzenia wierzących i ateistów. Historia uczy, że to niestety nierealne.
Jeszcze ciekawiej jest w Rzeszowie. Tam tradycyjnie wygrali krzyżacy i to tacy najczarniejsi z czarnych.
Prezydentem zaś został Tadeusz Fe-renc -komuch okrutny -przynajmniej w oczach rozmodlonych bigotów. Ferenc, pragmatyk i doskonały menedżer, był radnym trzech ostatnich kadencji i wszelkie jego pomysły na naprawienie fatalnej kondycji miasta spotykały się ze zdecydowanym NIE ze strony krzyżaków. Dlaczegóż teraz miałoby być inaczej? Przecież zapyziały Rzeszów -sprowadzony przez czarnych tubylców do roli prowincjonalnego zaścianka -nagle nie mógłby rozkwitnąć pod rządami komucha. Toż to byłby skandal!
-Mam taki pomysł, że wiceprezydentów mianuję z partii centroprawicowych, a nie z SLD. Może to coś da -zastanawiał się Ferenc w rozmowie z redakcją "FiM". Tadziu Drogi (piszę tak, bo znamy się i przyjaźnimy od lat), nic to nie da, a może być jeszcze gorzej. Nie dość, że czarni urosną w jeszcze większą siłę, to dodatkowo wkurzą się na Ciebie koledzy z lewicy, a pamiętaj, że swoi biją najmocniej.
To tylko dwa przykłady polskiej mapy samorządowej po ostatnich wyborach. Podobnych sytuacji jest co niemiara, np. Kraków, Bydgoszcz, Zielona Góra, Olsztyn... I co teraz będzie? Jeden wielki pat będzie, wzajemne blokowanie się, obwinianie, opluwanie, a najbardziej w cztery litery dostaniemy my wszyscy, na dole. Czy można było pomyśleć o tym wcześniej? Pewnie, że było można, tylko że zachłyśnięcie demokracją nie pozwoliło zablokować idiotyzmu w randze pakietu ustaw samorządowych, polegającego na tym, iż szef lokalnego rządu ma w tym rządzie mniejszość.
MAREK SZENBORN
Podczas cotygodniowej audiencji dla pielgrzymów i turystów Jan Paweł II oświadczył, że krzyż powinien znaleźć miejsce w szkołach, szpitalach i domach, by stawiać czoło postępującej świeckości: "W obliczu sekularyzacji, która ogarnia coraz większe obszary współczesnego świata, staje się jeszcze ważniejsze, by wierni byli wpatrzeni w kluczowy znak objawienia".
świętego obrazka, które przynoszą mu ulgę i dają nadzieję. Lecz zupełnie czym innym jest krzyż na ścianie w holu wejściowym państwowego szpitala czy szkoły. Oczywiście, inaczej ma się rzecz w szkole religijnej czy szpitalu należącym do konkretnego wyznania.
Wojtyła z rosnącą determinacją zmierza do zawłaszczenia jak największych obszarów świeckiej przestrzeni państwowej, podporządkowania jej prawom wypływającym
Krzyż jak butelka z benzyną
Wydaje się, jakby postępującą z wiekiem i pogłębianą chorobami fizyczną degenerację Karol Wojtyła pragnął zrekompensować -kto wie, czy nie w dwójnasób -intensyfikacją i radykalizacją treści religijnego przekazu. W miarę upływu czasu zagęszczają się -zarówno w sensie ilościowym, jak i jakościowym -następujące cechy: imperatywny ton, bezapelacyjność komunikatu, zakazy i nakazy oraz fundamentalistyczny mistycyzm.
Nie jest samo w sobie naganne, że lider wyznania rzymskokatolickiego usiłuje je propagować. Jednak wymieniając w jednym rzędzie szkoły, szpitale i domy, papież popełnia istotny błąd. Szkoła, szpital, podobnie jak sąd czy urząd państwowy, są obiektami publicznymi, mającymi z założenia służyć wszystkim ludziom niezależnie od ich zapatrywań religijnych. Dom to coś zupełnie innego: to oaza prywatności.
Ze szkoły i szpitala korzystają ludzie wywodzący się z rozmaitych tradycji kulturowych i religijnych, przeto zawłaszczenie obiektu przez jedną religię jest niedopuszczalne. Nikt nie może zabraniać choremu katolikowi postawienia na stoliku przy szpitalnym łóżku krzyża czy
z religijnych nakazów i przykazań oraz rozszerzenia kręgu wiernych przy zastosowaniu makiawelicznych metod. Dokładnie taki sam wydźwięk miało jego niedawne wezwanie do niezawisłych sędziów, by nie orzekali rozwodów.
Papież, który określa się namiestnikiem Chrystusa na ziemi, powinien zdawać sobie sprawę, że nawet jeśli jego wezwanie do proliferacji krzyży w miejscach publicznych ma głęboko religijne intencje i świątobliwe motywy, to daje ono uzasadnienie i usprawiedliwienie czynom ze społecznego punktu widzenia nie-akceptowalnym i fanatycznym, w konsekwencji przynoszącym religii szkody. W ręku np. posła Ligi Polskich Rodzin, który zapoznał się z wezwaniem papieża, krzyż staje się butelką z benzyną. Zadając gwałt i upokarzając -w imię wezwania Ojca świętego -inaczej myślących, staje się rozsadnikiem agresji i napięć. Wojtyła staje się w ten sposób współodpowiedzialny za pogłębianie podziałów społecznych przez klasyfikowanie ludzi na "dobrych katolików" i... tych pozostałych.
W jaki sposób takie apele miałyby przyczynić się do zahamowania postępów sekularyzacji -trudno pojąć komuś, kto głowy używa do myślenia, nie zaś tylko do wierzenia. TOMASZ SZTAYER
Sprawa arcybiskupa Paetza ma swój dalszy ciąg. Jest on nie mniej paskudny niż początek afery, choć tym razem nikt już nikogo na siłę nie całuje ani za tyłek nie chwyta.
Kościół jest gotów wybaczyć wszystko swoim funkcjonariuszom -malwersacje finansowe, oszustwa celne, dzieci nieślubne, akty pedofil-skie, romanse homo- i heteroseksualne. Nie wybaczał i nie wybaczy im nigdy jednego grzechu - nielojalności.
W ostatnich dniach w "Naszym Dzienniku" oraz Katolickiej Agencji Informacyjnej ukazało się oświadczenie Jacka Stępczaka, księdza archidiecezji poznańskiej, byłego redaktora naczelnego "Przewodnika Katolickiego", jednego z największych tygodników kościelnych w Polsce. Stępczak był zamieszany w sprawę Paetza o tyle, że usiłował pomóc molestowanym klerykom. Teraz wycofuje swój podpis (po roku!) spod jednego z listów donoszących o wybrykach właściciela czerwonych slipek.
Zachowanie Stępczaka jest bardzo dziwne. Wszak "był on jednym z tych księży, którzy podpisali wszystkie (...) listy informujące o postępowaniu arcybiskupa " powiedział ksiądz Tomasz Węcławski, poznański profesor teologii, który także odważył się publicznie sprzeciwić
Afera bez końca
Paetzowi. Stępczak znał skandaliczne wybryki swojego szefa doskonale, bo sprawował funkcję prefekta w seminarium archidiecezjalnym.
Kiedy zupa się rozlała i w sierpniu 2001 r. pojawił się demaskatorski tekst w "Faktach i Mitach", kilku duchownych, w tym Stępczak, napisało słynny list do polskich arcybiskupów -delegatów na synod w Rzymie. Sygnatariusze listu dowodzili, że Paetz - ze względu na swoje zachowanie i bezkarność - jest niebezpieczny dla archidiecezji. Kiedy nuncjusz Kowalczyk doniósł na autorów do arcybiskupa poznańskiego, rozpoczęły się represje.
Miłośnik młodych męskich pośladków postanowił opublikować w "Przewodniku Katolickim" oświadczenie popierających go dziekanów archidiecezji. Warto dodać, że Paetz wymusił ten akt poparcia od swoich podwładnych. Stępczak, redaktor naczelny "PK", odmówił jego publikacji i udziału w tym żałosnym przedstawieniu, powołując się na wierność własnemu sumieniu. W dowód wdzięczności arcybiskup umożliwił mu pracę na rzecz wspólnot
neokatechumenalnych (Stępczak ubiegał się o taką możliwość od roku), byle z dala od Poznania. Były naczelny "PK" wylądował więc w... Zambii.
Co zatem mogło skłonić Stępczaka do stwierdzenia teraz: "...anuluję mój podpis z ww. listu i stwierdzam, że nie identyfikuję się więcej z jego treścią "? Zwątpił w masowe skargi kleryków? Stracił pamięć? Bynajmniej. Facet po prostu awansował. Najprawdopodobniej jednym z warunków dalszej kariery było publiczne samo-poniżenie i odszczekanie poprzednich zeznań. Sam pisze: " Uważam, że popełniłem poważny błąd, działając na szkodę Kościoła, a zwłaszcza burząc dobre imię ks. abpa Juliusza Paetza (...). Rozpoczynając aktualnie posługę rektora seminarium misyjnego Redemptoris Mater w Kitwie (Zambia) pragnę żyć w jedności z Kościołem Powszechnym w Poznaniu i w Polsce".
Co ciekawe, Stępczak nigdzie nie odwołuje oskarżeń wobec Paetza, kwestionuje tylko zasadność listu protestacyjnego. Zatem próba przywołania do porządku arcybiskupa odpornego na wszelkie napomnienia okazała się być "poważnym błędem" i "działaniem na szkodę Kościoła" ! Dodajmy, że działania Stępczaka były
skierowane do właściwych zwierzchników. Nie było więc mowy o nielojalności. Wniosek stąd jeden -działaniem dobrym dla Kościoła i jego jedności byłoby ukrycie całej sprawy i lekceważenie losu kleryków.
Kuriozalne jest także stwierdzenie Stępczaka, że " burzył dobre imię arcybiskupa ". Otóż jest publiczną tajemnicą, że Paetz dobrego imienia nie miał od czasów pracy w Kurii Rzymskiej, a już na pewno od lat osiemdziesiątych, kiedy zasłynął w Łomży ze skłonności do tamtejszych kleryków. Z tego właśnie powodu przeniesiono go do Poznania.
Ksiądz Stępczak z obrońcy pokrzywdzonych przeobraził się w uczestnika kościelnej intrygi. Wystawił przy tym na pośmiewisko inne osoby, które listy protestacyjne razem z nim podpisywały. Co było ceną takiego zachowania -awans na rektora seminarium, jakieś inne korzyści, które mu obiecano? A może przyczyną niezrozumiałego zachowania był szantaż lub drenaż mózgu, jaki przechodzą członkowie neo-katechumenatu?
Na koniec swojego lizusowskiego listu Stępczak pisze: "...upraszam dobrego Boga miłosierdzia nade mną". Rzeczywiście, są powody do błagania o miłosierdzie -za utratę własnego honoru. MAREK KRAK
15 -21 XI 2002 r.
FAKTY n
INJ
NA KLĘCZKACH
MŁODZI BEZ SKAZY
"Większości młodych ludzi Kościół jawi się jak mentor z przytłaczającą liturgią. Chorobą polskiego Kościoła, odrażającą dla młodych, jest stwarzanie pozorów..." - tak szczerej wypowiedzi udzielił prasie dominikanin Wojciech Jędrzejewski po artykule nt. malejącej religijności młodzieży. Otóż z badań przeprowadzonych wśród uczniów szkół średnich wynika, że w ciągu kilkunastu lat o 20 proc. zmalała liczba wierzących. Ludzie nie chcą religijnej firmy usługowej, lecz głębokich przeżyć duchowych. Wolą poszukiwać sami, niż "pobierać" wiarę w szkole lub od rodziców. O. Jędrzejewski - do niedawna duszpasterz młodzieży szkół średnich - przy-znaje, że "jest w naszym Kościele głęboko tkwiąca skaza, która nakazuje oskarżać wszystko, co na zewnątrz - kulturę, rządzących, jakieś wrogie siły" i dodaje, że "nie mamy młodym niczego innego do powiedzenia poza oskarżeniem i ostrzeżeniem". Zdaje się, że ów dominikanin regularnie czyta "FiM", bo do grzechów swego Kościoła bez zmrużenia oka zaliczył samozadowolenie, butę, brak szacunku dla kobiet, brak kultury u księży, brak gorliwości w posługach duszpasterskich. Przyznał na koniec, że Kościół musi się zmienić. A więc o jednego utopistę więcej. Przecież Papa non cambia! PaS
FIGA DLA PROBOSZCZA
Głęboko katolickie Zakopane ma swój kolejny skandal. Tym razem wywołała go grupa bananowej młodzieży, która "zbezcześciła" kościół Świętego Krzyża. Podczas nabożeństwa różańcowego gimnazjaliści palili papierosy w jednej z kaplic i zanieczyścili konfesjonał. Ks. proboszcz Stanisław Szyszka jest zbulwersowany sprawą, ale nie chce publicznie wypowiadać się na ten temat, jako że świątobliwi rodzice poza jego plecami podobno dotarli już do kurii, gdzie w imieniu swoich pociech błagają o przebaczenie, oczywiście nie zapominając o stosownych załącznikach. Jak się okazuje, tylko te są w stanie wymazać grzechy, jakie popełniły rozwydrzone bachory. Zdaniem miejscowych antyklerykałów, pazerny Szyszka domagał się więcej "załączników", dlatego pokazano mu figę. R.P.
KSIĄDZ I POBOROWI
Prawosławny duchowny został członkiem komisji poborowej w zachodniorosyjskim mieście Orzeł. Zaproszono go do prac komisji, by zapobiegać nadużyciom w uchylaniu się od służby wojskowej. Wielu poborowych powoływało się bowiem na przekonania religijne jako uniemożliwiające im pójście do wojska. Duchowny ma sprawdzać, czy taka motywacja jest prawdziwa. Jak dotąd jednak żaden poborowy w obecności duchownego nie próbował zasłaniać się wiarą. PaS
PH&A KOLUMNA
NEPAL PRZED RP
Pomysł równouprawnienia kobiet dotarł do pięknego, górskiego Nepalu, kraju wyznaniowego jak najbardziej. Po długiej walce przyznano w końcu Nepalkom prawo do dziedziczenia majątku. Zmusiły one także króla do podpisania ustawy legalizującej aborcję. Władze uznały również, że molestowanie dzieci jest przestępstwem. Teraz czekamy, kiedy polska liberalna lewica dogoni hinduistów i buddystów. M.P.
TP SA NA TACĘ
Telekomunikacja Polska postanowiła bezpłatnie, czyli za złotówkę, wymienić łącza z analogowych na cyfrowe całej diecezji łomżyńskiej. Promocja dotyczy teoretycznie każdego Kowalskiego, tyle... że Kowalski musi zapłacić za nią 300 zł plus VAT. Dlaczego? Bo symboliczną złotówkę trzeba wyłożyć od łącza tylko wtedy, gdy umowa opiewa na ponad 100 linii. Firma pod nazwą Kościół nie ma z tym żadnego problemu i zachęca słowami biskupa Stanisława Stefanka "aby dokonać zamiany łączy we wszystkich parafiach de-kanalnych, miejskich, sanktuariach, a także w mieszkaniach księży". Biskup w swym liście do księży zachwala nowe łącza, bo "wśród wielu zalet jest kilka korzystnych dla nas". A to m.in. możliwość radiowych transmisji mszy na żywo, kodowanie rozmów - "nie można podsłuchać" oraz identyfikacja numeru dzwoniącego -"można uniknąćzłośliwych telefonów". Ksiądz będzie mógł wreszcie namierzyć bezczelnego parafianina, który swe "żale" wylewa przez telefon. PaS
KOŚCIÓŁ MARADONY
Diego ludu" i ochrzczono "Rękę Boga" w nawiązaniu do bramki strzelonej ręką przez Maradonę w meczu z Anglią podczas Mun-dialu'86. Kościół Maradony został założony w 2001 roku i skupia 400 fanatycznych kibiców. Ma swoich apostołów - m.in. byłego trenera reprezentacji Argentyny Carlosa Bilardo oraz heretyków - np. byłego szefa FIFA Brazylijczyka Joao Havelange. Jak na Kościół przystało ma też dziesięcioro przykazań, a wśród nich: "Będziesz nad wszystko kochał piłkę nożną", "Będziesz wyznawał bezwarunkową miłość do Diego i pięknej gry", "Będziesz propagował słowo Diego w każdym miejscu świata", "Nazwiesz swojego syna Diego". PaS
NADGORLIWY
Dyrektor jednej z kolumbijskich katolickich szkół średnich wyrzucił z pracy nauczyciela za to, że przerabiał z uczniami "Dekamerona" Boccaccio. Tę klasykę włoskiego renesansu dyrekcja placówki uznała za erotyk "niezgodny z misją katolickiego gimnazjum". Prof. filozofii Jesus Vargas zaskarżył powód zwolnienia do Trybunału Konstytucyjnego Kolumbii, który nakazał przyjęcie go do pracy w ciągu 48 godzin. Sędziowie uznali lekturę za jak najbardziej "stosowną", odbijającą "cnoty i sprzeczności swojej epoki". PaS
Wyznawcy "Kościoła Maradony" świętowali urodziny swego boga i uczcili początek Nowego Roku - 43. po narodzinach Diego. Na uroczystości 30 października odczytano fragmenty biblii - "Jestem
DOBRY PASTERZ
Biskup Thomas Daily z Bro-oklynu, w obliczu faktów, zeznał przed sądem, iż wiedział, że kandydat na proboszcza w parafii św. Jana w Newton jest pedofilem. Mimo to duchowny otrzymał nominację z rąk Daily'ego. W czasie pełnienia swojej "posługi duszpasterskiej" w Newton zgwałcił czterech chłopców. Napiętnowany przez opinię publiczną biskup łaskawie wyraził ubolewanie z powodu swojej decyzji. A.C.
KOLEGA GANGSTER
Niejaki Michał W., aresztowany za handel bronią i członkostwo w gangu pruszkowskim okazał się dobrym znajomym Piotra Minkiewicza, byłego asystenta Buzka i Tomaszewskiego. Panów widywano razem w MSWiA oraz w kasynach. Minkiewicz, wbrew opiniom świadków, wypiera się teraz znajomości z przymkniętym kolegą. Nie było szczęścia w ruletce? A.C.
WYPOŻYCZALNIA
Katecheta bytomskiego liceum otworzył wypożyczalnię... różańców. Z jego usług korzysta już podobno jedna trzecia uczniów, a nawet dyrektorka szkoły. Stwierdziła ona: "oczywiście, mam swój
w domu, ale ten z wypożyczalni jest inny, magiczny". Równie "ciekawy" jak sam pomysł jest regulamin wypożyczalni: jeśli ktoś bierze różaniec na dzień, powinien odmówić jedną "Zdrowaśkę" w intencji wypożyczalni, jeśli natomiast wypożycza różaniec na dłużej - musi odmówić przynajmniej jedną dziesiątkę w tygodniu. PaS
KAWALER Z SLD
Skandal na Mazurach. Okazało się, że Zygmunt Komar, działacz kościelny i członek elitarnego, świeckiego zakonu kawalerów maltańskich startował w wyborach z listy SLD-UP! Arcybiskup olsztyński Piszcz potępił zdrajcę, mimo że nieszczęśnik twierdzi, iż zna-lazł się na liście "przypadkowo", w wyniku międzypartyjnego porozumienia pomiędzy lewicą a Unią Wolności, która go rekomendowała. Nic nie pomogło także bezczelne skądinąd wyjaśnianie kandydata, że nieważne jest, z jakiej listy się startuje, ale co się chce zrobić dla ludzi. Choć bp Piszcz nie pobłogosławił, Komar mandat zdobył. A.C.
BEZ PRECEDENSU
Po raz pierwszy w historii Polski odbył się konkurs literacki dla homoseksualistów. Został on zorganizowany przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Gejów i Lesbijek na rzecz Kultury. Honorowa przewodnicząca jury, senator Maria Szyszkowska (autorka kilkudziesięciu książek), wysoko oceniła poziom nadesłanych prac. Nagrodzono 4 osoby, a jedno z konkursowych opowiadań ma być podstawą do reportażu TVP. Dodajmy, że nagrody rozdano na konferencji prasowej, a cała rzecz miała miejsce w Katolandzie. Aż trudno uwierzyć! A.C.
WSCHÓD NAS RATUJE
GUS opublikował zdumiewające dane dotyczące zakupów, jakich dokonują w Polsce cudzoziemcy w ramach tzw. handlu przygranicznego. Ogółem w pierwszej połowie 2002 r. dokonano zakupów za prawie 3,5 mld złotych. Okazuje się, że najwięcej kupują... Białorusini. Zostawili u nas aż 1,25 mld złotych! Byli lepszymi klientami niż bogaci Niemcy (950 mln) i mający wyższy od nas standard życia Czesi (200 mln). Białorusini obok Ukraińców uchodzą za naszych najuboższych sąsiadów. A.C.
DRUGA "ŚWIĄTYNIA"
Pewien inwestor chciał w Gi-dlach pod Częstochową otworzyć dyskotekę. Do urzędu gminy chodziły całe pielgrzymki z petycjami, by nie doszło do powstania przybytku rozpusty. Solą w oku była planowana nazwa lokalu - "Świątynia". Uznano ją za bluźnierczą. Tzw. nieznani sprawcy wybijali w budynku szyby i niszczyli drzwi.
W końcu nazwę zmieniono na "So-ho", co też nie powinno się dobrze kojarzyć. Szczęściem dla przedsiębiorcy miejscowi obrońcy wartości najwyraźniej nie należą do miłośników podróży ani książek. Atmosferze panującej w Gidlach trudno się zresztą dziwić - wszak jest to znany w okolicy ośrodek kultu maryjnego z cudowną figurką Madonny. To powinno wystarczyć za wszelką rozrywkę. R. Kędziora
DZIEWCZYNKI GÓRĄ
Przed francuskim senatem gromadzili się mężczyźni i kobiety, wszyscy w białych maskach, reprezentujący najstarszy zawód świata - prostytucję. Zgromadzeni protestowali przeciw nowemu projektowi prawa: 6 miesięcy więzienia i grzywna do 7500 euro za bierne lub czynne nagabywanie klientów, co dla wielu prostytutek oznacza po prostu bezrobocie. Spekulowano, czy Francuzi odrzuciwszy najpierw skrajność Le Pena, teraz chyłkiem wracają do jego poglądów? Prostytutki nie wahały się sformułować tych obaw w sposób następujący: " Wy najpierw śpicie z nami, a potem głosujecie przeciw nam". Podstawą działania policji miała być, według projektu, skarga na naruszenie porządku publicznego nawet poprzez zbyt wyzywające ubranie. Prostytutki nie chcą zamknięcia w burdelach, chcą za to prawa do ubezpieczenia i emerytury.
A. Doan (za "Le Monde")
KLER I LULA
Ledwie lewicowy kandydat na prezydenta Brazylii Lula da Silwa upewnił się o swoim zwycięstwie, a już został zaatakowany przez Kościół katolicki. Jak donosi portal IS, biskup Talmir Rodriguez, członek tamtejszego episkopatu, zarzucił prezydentowi, że jest on wrogo nastawiony do brazylijskiego porządku konstytucyjnego, gdyż domaga się legalizacji aborcji. Jakby tego było mało, przywódca największego katolickiego kraju świata jest zwolennikiem legalizacji jednopł-ciowych związków partnerskich. Tak więc prezydent ma przeciwko sobie nie tylko wściekłą prawicę, USA i międzynarodowe instytucje finansowe, ale także Watykańczków. Czy facet to przeżyje? A.C.
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
- 21 XI 2002 r.
Mniej więcej dwa lata temu grupka młodych wegetarian zaczęła się spotykać w Młodzieżowym Domu Kultury "Pszczółka". Były prelekcje i pokazy dla osób zainteresowanych jarskim żarciem. W spotkaniach brało udział coraz więcej osób, w tym kuracjusze z inowrocławskich sanatoriów. Miejscowy kler - o czym młodzi ludzie nic jeszcze wówczas nie wiedzieli - bacznie przyglądał się rozwojowi sytuacji. Sukienko-
dietetycy, którzy uważają, że marchewka dobra jest na wszystko, innym razem adwentyści, którzy twierdzą, że świnina szkodzi. Jednak prawdziwą furorę zrobiły dziewczęta z Instytutu Wiedzy o Tożsamości "Misja Czaitani". Nie dość że inteligentne, to jeszcze każda z nich kibić miała iście wegetariańską. A na dodatek, świetnie gotowały. Na spotkaniach z nimi każdy wyżerkę miał zapewnioną, nic więc dziwnego, że ludzie do "Pszczółki" ciągnęli jak do miodu. Wzrostu popularności wegetarian to już kler inowrocławski
Diabelska marchewka
Nie mają lekkiego życia wegetarianie z Inowrocławia. Co rusz są oskarżani o kontakty z sektami, narkotyzowanie młodzieży dymem z kadzidełek oraz o bliskie stosunki z nieokreślonymi siłami nieczystymi.
wych, którzy lubią dobrze pojeść, wkurza sama ewentualność życia bez szyneczki. A poza tym niedobrze, gdy młodzież spotyka się gdzieś poza kościołem.
Na cztery wiatry
Żeby nie było za nudno we własnym sosie, wegetarianie od czasu do czasu zapraszali na spotkanka ludzi, którzy o jarskim jadle mają coś ciekawego do powiedzenia. Raz byli to
zdzierżyć nie mógł absolutnie. "Diabły wcielone", co to marchewkę nad pasztecik przedkładają, stały się tematem kościelnych narad. Tu i ówdzie padały ostre słowa z ambony. Wreszcie... uaktywnili się prawicowi działacze.
Niejaki Jacek Matuszewski, niegdyś muzyk bigbitowy, a potem dziennikarz samorządowej gazetki, wysmażył pisemko do lewicowych władz miasta. Poinformował, że w "Pszczółce" siedlisko uwiła sobie groźna sekta,
która czyha na cnotliwą młodzież. Nawiedzony Matuszewski zażyczył sobie, by "Misję Czaitani" przegnać na cztery wiatry, a jej członkom odgórnie zakazać gotowania warzyw w administracyjnych granicach Inowrocławia. Władza po wyczytaniu tych okro-pieństw zaniemówiła.
Dzieci nie jadają
Na tym się jednak nie skończyło. "Pszczółka" bowiem nie podlega urzędowi miejskiemu, tylko władzom powiatu. Traf chciał zaś,
Degustacja potraw wegetariańskich
w badmintonie, a także masażysta i fizykoterapeuta. Na sesji Kiszka od wszystkiego oznajmił, że w "Pszczółce" działa groźna, zdelegalizowana sekta.
Inowrocławski starosta Leonard Maciejewski - choć chłop odważny, bo niegdysiejszy lotnik i spadochroniarz - przeraził się tak wielce, że natychmiast kazał zawiesić wegetariańskie spotkania. Na jego też polecenie pracownicy starostwa przez kilka dni gorączkowo usiłowali dociec, ki diabeł ta "Misja Czaitani". Okazało się jednak, że to legalny związek wyznaniowy zarejestrowany w 1991 roku przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Członkowie misji dzieci na śniadanie nie jadają i kotów na ołtarzu nie mordują, niestety.
Ohydna mantra
Kiszkę jednak skręcało dalej. W lokalnych mediach na-rozpowiadał, jakie to okropieństwa widziała jego krewna na spotkaniu w "Pszczółce". Wyszło tedy na jaw, że członkowie misji... medytują, mantrują i studiują nauki Wschodu. Radny nie wiedział (bo wiedza o badminto-
że na jarskie spotkanko udało się dziewczę będące krewną powiatowego radnego AWS, Janusza Kiszki. Ów Kiszka - radny ubiegający się wówczas o ponowny wybór - to bardzo barwna postać: szef inowrocławskiego ZUS-u, autor tomiku poetyckiego, dwukrotny czempion ZUS-owskich mistrzostw Polski
nie tego nie obejmuje), że owo man-trowanie pięć tysięcy lat temu wymyślili hindusi, a katolicy później sobie zapożyczyli i praktykują do dziś, np. jako różaniec. W końcu Kiszka wypluła z siebie, że "sekta" prowadzi werbunek młodych ludzi pod pozorem napełniania ich kiszek warzywami.
Tymczasem ludzie zaczęli na mieście gadać, że to wcale nie o "Misję Czaitani" chodzi, a o Grzegorza Kwiatowskiego, dyrektora "Pszczółki". Facet to z głową, młodych ludzi rozumie, więc ci się do domu kultury garną. Ale gość przegiął w momencie, gdy... za normalną komercyjną stawkę wynajął pomieszczenie "Pszczółki" młodzieży z koła SLD na ich spotkania. No, to jest po prostu zgroza jakaś. Tyle tylko, że na rekolekcje dla katolickiej młodzieży też pozwolił - ale to jest akurat jego psi obowiązek.
Narkotykowy dymek
Dla dziewcząt z "Misji Czaitani" oskarżenia Kiszkowe nie były niczym nowym. Przyzwyczaiły się, że kler złowrogim okiem patrzy, jak narybek mu się wymyka. Instytut Wiedzy o Tożsamości od lat krzewi w Polsce wiedzę o liczącej pięć tysięcy lat tradycji wedyjskiej. I od lat spotykają go wciąż te same, wyssane z katolickiego palca, kierowane również do sądów oskarżenia o narkotyzowanie ludzi dymkiem z kadzidełek, porywanie małolatów z domów, ograniczanie ich snu do 4 godzin dziennie i tym podobne brednie, które polskie sądy nakazały odwołać. Misja wygrała dwa głośne procesy (w Lublinie i Poznaniu) wytoczone szkalującym ją działaczom katoprawicowym. Musieli oni przeprosić instytut za nieprawdziwe informacje. Zresztą "Misja Czaitani" nie jest jedynym związkiem wyznaniowym, który przez sukienkowych i ich pomocników
- na fali medialnego szaleństwa
- oskarżany jest o sekciarstwo. Te same problemy mają przecież świadkowie Jehowy, baptyści, metodyści czy spokojni jak cielaczki adwentyści. Dla monopolistów z Krk sektą jest wszystko, co nie jest katolickie.
ROMAN KRAWIECKI Fot. Zbigniew Nita
Trzynasty festiwal "Basowisz-cza" okazał się tragiczny dla 22-letniego Artura Dryi z Bielewicz. Wracając z rockowych koncertów w Boryku, niespodziewanie zapragnął wykąpać się w pobliskim zalewie i utonął.
Matka jedynaka długo nie mogła dojść do siebie po śmierci syna. Jednak to, co wydarzyło się później - w związku z pogrzebem - przybiło ją jeszcze bardziej. A wszystko za sprawą kapłana z parafii rzymsko--katolickiej w pobliskim Gródku, ks. Sadowskiego, który nie dość, że początkowo odmówił katolickiego pochówku katolickiego, to jeszcze obraził miejscowych.
W Gródku, leżącym zaledwie 11 kilometrów od wschodniej granicy, prawosławni stanowią większość. Rzymski przyczółek istnieje tu zaledwie od kilkudziesięciu laty. Powstał głównie po to, by nawracać prawosławnych. Do konfliktów, o dziwo, nigdy jednak nie dochodziło, co zapewne było zasługą m.in. księdza Ryszarda Paszkiewicza, pracującego tutaj jeszcze na początku lat 90.
Ludzie realizowali na co dzień prawdziwy ekumenizm, choć nie
Gorszy krzyż
Krzyż krzyżowi nierówny. Ten katolicki jest,
oczywiście, godny szacunku, zaś prawosławny,
czyli ruski, można olać. Tak przynajmniej
uważa proboszcz Gródka znajdującego się
przy wschodniej granicy.
znali definicji tego pojęcia. Zarówno polsko-białoruskie i katolicko--prawosławne małżeństwa były na porządku dziennym, jak i poszanowanie odmiennych tradycji czy religii. Nikomu też nie przeszkadzały krzyże katolickie czy prawosławne stojące na rozstaju dróg. Do dziś istnieje tu nawet piękny zwyczaj, że kondukt żałobny zatrzymuje się przy obu krzyżach, nie bacząc na wyznanie zmarłego. "Przecież wszyscy jesteśmy chrześcijanami" mówią jednym głosem przedstawiciele obu społeczności.
Coś jednak zaczęło zgrzytać, gdy pojawił się następca księdza Ryszarda. Nie podobali mu się "ruskie", co
podkreślał niemal na każdym kroku. Z ambony rugał i poniżał prawosławnych. Ludziska po cichu wzdychali za poprzednim kapłanem.
"Basowiszcze" to wielkie święto młodych ludzi, taki lokalny Wood-stock. Na scenie występują głównie białoruskie zespoły muzyczne, a w pobliżu, jak to na imprezach plenerowych, leje się strumieniami piwko i wódeczka. Generalnie jednak impreza wypadła nieźle i wszyscy byli zadowoleni. Może poza katolickimi sutannowymi, którzy w tej zabawie dostrzegają umacnianie prawosławnego dziadostwa.
Festiwal trwał kilka dni i zakończył się w niedzielę nad ranem.
Grupy chłopaków udały się do domu, zawadzając jeszcze o pobliski zalew. Gorąca muzyka i alkohol robiły swoje, więc ten i ów wskoczył do wody, by się nieco ochłodzić. Artur zapewne chciał się popisać przed kolegami, bo oświadczył, że przepłynie cały zalew. W pewnej chwili, gdy był już blisko brzegu złapał go skurcz mięśni. Ktoś skoczył na ratunek, ale było już za późno.
- Nasz ksiądz zachował się jak cham i antychryst - mówi zrozpaczona pani Helena, matka Artura. - Dopiero pod presją zgodził się na uczestniczenie w pogrzebie, ale doszedł tylko do krzyża katolickiego. Zaparł się niczym diabeł przed kropidłem ze święconą wodą i dalej nie chciał iść.
Wraz z organistą wsiadł do samochodu i kazał się zawieźć do kościoła. Na nic zdały się prośby rodziny Artura: ksiądz był nieugięty i za żadne skarby nie chciał modlić się przy "ruskim krzyżu". Wykrzykiwał też, że więcej tu prawosławnych niż katolików, a ponadto nie odpowiada mu taka ruska wiocha zabita dechami.
Ludzie szli w milczeniu za trumną i zalewała ich krew. Gdy wreszcie
kondukt dotarł do kościoła, zastał świątynię otwartą, ale po księdzu nie było nawet śladu. Sprowadzono kapłana z sąsiedniego Michałowa i dopiero ten przekonał obrażonego księdza. - Mimo że mnie tu obrażono, to mszę odprawię - rzekł wyniośle. Najpierw jednak zainkasował honorarium. Jak wspomina pani Helena, na widok pieniędzy aż mu się ręce trzęsły.
- Podczas kazania doznaliśmy szoku - mówi jeden z uczestników pogrzebu. - Ksiądz stwierdził, że Artur żyłby nadal, gdyby nie poszedł na ruską imprezę.
Wielu mieszkańców Gródka uważa, że nie ma tu już miejsca dla tego katabasa. Nazywają go diabłem w ludzkiej skórze.
- On tylko o pieniądzach myśli
- mówią zgodnie miejscowi.
Rozmawialiśmy z księdzem. Zaprzecza, by kogokolwiek obraził. O tutejszym zwyczaju zatrzymywania się konduktu pogrzebowego przy różnych krzyżach nigdy nie słyszał.
- Dziennikarze, jak zwykle, wszystko poprzekręcali - stwierdził - a źli ludzie opowiadają kłamstwa...
PIOTR SAWICKI
15 -21 XI 2002 r.
FAKTY n
POLSKA PARAFIALNA
Pijawki w aureoli
Wysysanie pieniędzy przeznaczonych dla bezrobotnych to draństwo. A jak nazwać podpieprzanie forsy przeznaczonej dla chorych na leczenie? Arcydraństwo? Eutanazja? A może... miłosierdzie?
Wszystko, co dzieje się w biskupim grodzie pod Wawelem, ma zabarwienie czarno-żółte. Kraków -stolica Klecholandu -niezmiennie świeci sutannowym blichtrem. W jego blasku Kościół nie wstydzi się zabierać kasy nawet ludziom chorym, uzależnionym od alkoholu. Przepraszam! Nie zabiera, tylko dostaje od prze-świętych władz miasta. Specjalistyczne poradnie odwykowe ciułają grosz do grosza, by nie pójść z torbami, a kościelne terapie, czyli modlitwy są coraz kosztowniejsze.
-Miasto łamie ustawę o wychowaniu w trzeźwości i zapobieganiu alkoholizmowi -uważają specjaliści od terapii uzależnień. Jak mówi art. 4 ust. 1 wspomnianej ustawy: "Jednym z podstawowych zadań własnych gminy jest zwiększenie dostępności do świadczeń terapeutycznych i rehabilitacyjnych dla osób uzależnionych od alkoholu".
Tymczasem rzeczywiste
poradnie tracą płynność finansową,
nie wypłacają pensji pracownikom, przerywają ciągłość leczenia. Kilkumiesięczne opóźnienie w przekazywaniu pieniędzy dla ośrodków leczących alkoholików sprawia, że nie mogą przyjmować pacjentów. Nad poradniami każdego dnia wisi niczym miecz Damoklesa groźba likwidacji. Jak na ironię, w magistrackiej kasie każdego roku pozostają pieniądze na Gminny Program Profilaktyki i Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. W 2001 roku zostało około 1,5 mln zł! Nie ma pieniędzy
na leczenie, nie brakuje ich natomiast na tzw. profilaktykę i edukację czy działalność charytatywną. Te ostatnie formy stanowią tak szerokie pojęcie, że wszyscy wysysają z nich, ile się da. Prym wiodą znani ze swych wysokich kwalifikacji wychowawczych -księża salezjanie.
Oblicza się, że prawie 20 tys. mieszkańców Krakowa cierpi na chorobę alkoholową. Na miejsce w szpitalu czeka się prawie rok, na poradę nieraz kilka miesięcy. Powód? Nikogo nie obchodzi, że powinno się przekazywać fundusze według fachowości (w terapii uzależnień - tzw. certyfikat STU wydawany przez Państwową Agencję Rozwiązywania Problemów Alkoholowych). W Katolandzie fachow-
cami są spece od modlitwy; modlitwa -jak wiadomo -czyni cuda. Zaniedbywanie leczenia chorych przez władze zakrawa na skandal. Przyjrzyjmy się konkretom. W Krakowie Nowej Hucie działa, a raczej dogorywa Nowohuckie Centrum Psychoterapii i Terapii Uzależnień "Pema", wcześniej NZOZ "Sanitas". W październiku 2001 r. dyrektorem przychodni został Artur Kotaś (na zdjęciu). Przejął funkcję po charyzmatykach (tych od Ducha Świętego), którzy doprowadzili do zadłużenia na kilkadziesiąt tysięcy złotych. W ciągu trzech miesięcy przychodnia stała się rentowna. Liczba aktywnie leczących się wzrosła z 200 do 1800 osób. Jednak prośby o fundusze miasto zaczęło olewać.
TABELA 1. Wykaz dotacji miejskich (konkursy grantowe i kontrakty) z gminnego programu walki z alkoholizmem dla organizacji kościelnych w 2001 r.:
Stowarzyszenie Lokalne Salezjańskiej Organizacji Sportowej RP 72 007,74 zł
Klasztor Ojców Dominikanów 57 400,00 zł
Parafia św. Maksymiliana M. Kolbego 56 000,00 zł
Stowarzyszenie Rodzin Katolickich 46 624,00 zł
Salezjański Ruch Troski o Młodzież SALTROM 39 921,18 zł
Parafialny Klub Sportowy "Jan" 6 100,00 zł
Akcja Katolicka Archidiecezji Krakowskiej 5 699,00 zł
Klasztor Braci Kapucynów 4 800,00 zł
Parafialny Klub Sportowy "Quo vadis" 3 800,00 zł
Parafialny Klub Sportowy "Jadwiga" 3 000,00 zł
Razem: 295 351,92 zł
Tymczasem innym wiodło się nie najgorzej. Na podstawie uchwały Rady Miasta z 14 marca 2001 r. zatwierdzającej Gminny Program Profilaktyki i Rozwiązywania Problemów Alkoholowych przyjęto kuriozalne stwierdzenie dyskryminujące inne placówki odwykowe: "Ośrodkiem wiodącym jest Krakowskie Centrum Terapii Uzależnień" przy ul. Wielickiej. Pozwoliło to na uprzywilejowane traktowanie placówki, która powiązana jest z ludźmi władzy (koteryjne układy zatrudnienia). W ten sposób przyznano jej 800 tys. zł, natomiast "Sanitasowi" -zaledwie 5400 zł. Dopiero ostra interwencja Kotasia wpłynęła na zwiększenie dotacji do 108 tys. zł oraz zmianę kuriozalnego zapisu.
W tym samym czasie bez żadnych problemów potężną forsę "na rozwiązywanie problemów alkoholowych"
kasowały
kościelne organizacje.
Łącznie prawie 300 tys. zł. Najwięcej zgarniali salezjanie. Dodatkowo na obozy sportowe, żeglarskie i rowerowe Stowarzyszenie Lokalne Salezjańskiej Organizacji Sportowej RP dostało 72 007,74 zł, a Salezjański Ruch Troski o Młodzież SALTROM -39 921 zł. Dominikanie za program profilaktyczny "Bądź wolny" plus warsztaty dla... policjantów i kuratorów zgarnęli 57 400 zł. Parafia św. Maksymiliana Kolbego na działalność świetlicy socjoterapeutycznej otrzymała 56 tys. zł, zaś Stowarzyszenie Rodzin Katolickich za poradnictwo rodzinne i punkt interwencji kryzysowej oraz prowadzenie świetlicy "Eden" zainkasowało 46 624 zł. Wystarczyło jeszcze dla Akcji Katolickiej Archidiecezji Krakowskiej, braci kapucynów i dla parafialnych klubów sportowych na obozy. Jeszcze w bieżącym roku w ramach samych grantów kościółkowe grupy dostaną
około 140 tys. zł. Większa część tej kwoty ma być przeznaczona na różnego typu obozy sportowe. Oczywiście, wybrańców narodu nikt nie śmie z tych pieniędzy rozliczać.
-W rozpisanym konkursie nasza przychodnia przedstawiła jeden wniosek, salezjanie natomiast złożyli kilkadziesiąt z różnych tytułów. Nasz wniosek przepadł, ich wygrały. Nie dziwi mnie to, skoro nikt nawet nie zamierzał go czytać, co wiem od jednego z członków komisji grantowej -tak opisuje Kotaś kuluary kościelnego rozdawnictwa.
Od stycznia bieżącego roku nowohucka przychodnia straciła płynność finansową. Pod koniec sierpnia rozwiązano z Kotasiem umowę o pracę. -Straciłem pracę, bo stałem się wrogiem numer jeden dla ludzi z małopolskiego zarządu "Solidarności" -żali się.
To właśnie Artur Kotaś, specjalista ds. informacji i promocji w Zarządzie Regionu Małopolska NSZZ
"Solidarność", na początku 2002 r. ujawnił opinii publicznej i prokuraturze przekręty przy organizowaniu szkoleń dla bezrobotnych przez zarząd "Solidarności". Mimo prób przekupienia, szantażu oraz gróźb -nie wycofał się z oskarżeń. Wówczas stracił pracę w związku. Teraz wyleciał z posady dyrektora "Pemy".
-W stanie wojennym dostałem w twarz butem ZOMO-wca i został mi ślad. Teraz boję się ludzi "Solidarności", którzy mi grożą śmiercią -opowiada Kotaś. Pocieszające jest to, że kończy się śledztwo i winni, krakowscy notable, zostaną być może wreszcie osądzeni.
Ludzie "Solidarności" wysysali kasę dzięki fikcyjnym szkoleniom dla bezrobotnych, ludzie Kościoła wysysają z kasy miejskiej forsę przeznaczoną na walkę z chorobą alkoholową. Oto blaski miłosierdzia po krakowsku, tj. w kościelnej aureoli.
JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
TABELA 2. Wykaz grantów na walkę z alkoholizmem dla organizacji kościelnych w 2002 r.:
Klasztor Ojców Dominikanów 29 600,00 zł
Klasztor Ojców Dominikanów 23 150,00 zł
Parafia św. Maksymiliana M. Kolbego 21 400,00 zł
Parafia św. Maksymiliana M. Kolbego 2 300,00 zł
Parafialny Klub Sportowy "Jadwiga" 5 300,00 zł
Stowarzyszenie Rodzin Katolickich Archidiecezji Krakowskiej 4 800,00 zł
Salezjański Ruch Troski o Młodzież SALTROM 1 750,00 zł
SALTROM 7 900,00 zł
SALTROM 4 700,00 zł
SALTROM 8 300,00 zł
Stowarzyszenie Lokalne Salezjańskiej Organizacji Sportowej RP 6 500,00 zł
Stowarzyszenie Lokalne SOS RP 6 500,00 zł
Stowarzyszenie Lokalne SOS RP 1 700,00 zł
Stowarzyszenie Lokalne SOS RP 1 700,00 zł
Stowarzyszenie Lokalne SOS RP 1 700,00 zł
Stowarzyszenie Lokalne SOS RP 1 700,00 zł
Stowarzyszenie Lokalne SOS RP 6 200,00 zł
Stowarzyszenie Lokalne SOS RP 5 550,00 zł
Razem: 140 750,00 zł
Pedofil za kratami
Ksiądz Mikołaj S. (na zdjęciu) z Ostrowa Wielkopolskiego znalazł się za kratkami wraz z dwudziestoma innymi mężczyznami aresztowanymi w związku z wielką pedofilską aferą wykrytą na Dworcu Centralnym w Warszawie. Podobnie jak innym podejrzanym, przedstawiono mu już zarzut dotyczący wykorzystania seksualnego małoletniego.
Ani w Ostrowie, gdzie mieszkał ks. Mikołaj S., ani w Kotłowie, gdzie administrował tamtejszą -jedną z największych w kraju -parafią Kościoła polskokatolickie-go, nikt nie chce uwierzyć w wieści napływające z Warszawy. Według wielu parafian, ksiądz zachowywał się nadzwyczaj poprawnie i cieszył się od lat sporym autorytetem. Właśnie dlatego zastąpił w Kotłowie zmarłego w sierpniu br. biskupa Zygmunta Koralewskiego.
-Urodził się w marcu 1945 r. w Ravensbrck, był gruntownie wykształconym kapłanem, najpierw w Kościele rzymskokatolickim, później przeszedł do polskiego -twierdzi jedna z mieszkanek Kotłowa. -Angażował się w życie całej parafii, ponadto był przewodniczącym Komisji Rewizyjnej Kościoła Polskokatolickiego, wykładowcą Wyższego Seminarium Duchownego. Czy taki człowiek może być przestępcą?
Rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie Maciej Kujawski zna zarzuty kierowane pod adresem Mikołaja S, ukazujące zupełnie inną twarz tego człowieka.
-Duchowny jest zamieszany w pedofilską aferę o dużym zasięgu. Ze względu na dobro śledztwa nie mogę jednak ujawnić konkretów. Grozi mu kara 10 lat pozbawienia wolności -mówi Kujawski.
Udało nam się ustalić, że już przed ponad 20 laty znany był on ze swoich nietypowych skłonności seksualnych. W latach 1981
1983 pracował w kotłowskiej parafii (tej samej, w której latem br. został proboszczem), z której usunięto go właśnie za molestowanie dziecka. Zatargi z prokuraturą na podobnym tle miał również podczas późniejszej duszpasterskiej pracy w Łękach Dukielskich (kilkanaście kilometrów od południowej granicy). Sprawy te znane były doskonale kilku przełożonym ks. Mikołaja, m.in. pierwszemu biskupowi Kościoła polskokatolickiego w RP, Tadeuszowi Majewskiemu. Mimo licznych sygnałów, nic jednak nie zrobiono, by uniemożliwić ks. Mikołajowi kontakty z nieletnimi.
PIOTR SAWICKI Fot. archiwum
8
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
-21 XI 2002 r.
Miłosierdzie trzyma bazylikę
Łagiewnickie sanktuarium Miłosierdzia Bożego jest najzwyklejszą fuszerką budowlaną, stawianą w tempie przodowników pracy z lat 50. Gdyby chodziło o inną -cywilną -budowlę, żaden inżynier nie podpisałby protokołu odbioru inwestycji.
W przeciwieństwie do całej gospodarki, pielgrzymkowy interes przeżywa boom. Skąd zatem problemy? Rąbka tajemnicy z budowy kompleksu modlitewno-hote-lowego w Łagiewnikach uchylił Stanisław Karczmarczyk (na zdjęciu z prawej), ekspert z wydziału architektury Politechniki Krakowskiej.
Budowa bazyliki rozpoczęła się dwa miesiące przed wizytą JPII w 1997 r. W ciągu 60 dni wykonano model, na którym podczas krótkiej wtedy wizyty w Łagiewnikach podpisał się Papa. Klamka zapadła. Przed rozpoczęciem budowy miejscowi dość życzliwie patrzyli na kościelną inwestycję. W miarę upływu czasu stosunek ten uległ radykalnej zmianie. Dlaczego? Wielu zrozumiało, że już do końca życia będą narażeni na słuchanie całodobowych modłów, ogłuszającego walenia dzwonów i ciągłego zawodzenia dewotek. Choć próbowali protestować i pisać odwołania do kurii, ta miała ich gdzieś. Żegnaj, sielankowa atmosfero podkrakowskiej wsi.
-Na tym terenie, w latach 60. i 70. powstało dużo domów jednorodzinnych. Nie było wówczas
kanalizacji. Wszyscy odprowadzali swoje nieczystości jak najtańszym kosztem -mówił Stanisław Karczmarczyk podczas wykładu w Puławach. -Znaleźliśmy mnóstwo dzikich zbiorników fekalnych. Jak zrobiono wykop, występowały nieprawdopodobne sączenia zawieszonych wód, trudnych do opanowania. Baliśmy się w związku z tym, żeby nie doszło do trwałego zawilgocenia podłoża, ponieważ w strefie wieży odkryliśmy łupki i iłołupki, charakteryzujące się własnościami pęczniejącymi -informował na konferencji szef grupy krakowskich ekspertów.
Interes na truchłach
Podobny układ geologiczny występuje w... obrysie Papieskiej Akademii Teologicznej, odległej w linii prostej od sanktuarium około 4 km. Na pewnym etapie robót doszło tam do zjawiska pęcznienia. W efekcie budynek... podniósł się samoistnie mniej więcej o 40 cm! Zastanawiano się nawet, czy budynku PAT nie rozebrać.
Z powodu braku staranności wykonawców wielokrotnie dochodziło do zaniedbań podnoszących koszt
specjaliści ostrzegali, że służba BHP nie przyjmie schodów na chór, uformowanych z bardzo silnymi skosami. Stromizna konstrukcji -na przykład podczas schodzenia tłumu - groziła nieszczęściem. Budowlań-cy sporo musieli się napocić, by te fuszerki skorygować. Pierwotnie ołtarz miał być wykonany z jednego pełnego bloku. Ważyłby wówczas 17 ton! W obawie przed zarysowaniem stropu i możliwością wywołania niepożądanych zjawisk geologicznych, nakazali wyciąć ze środka bloku około 7 zbędnych ton. Po tym zabiegu ołtarz w środku jest pusty, mimo że na zewnątrz wciąż pozostał monolitem. Sama bazylika ma kubaturę bazy przeładunkowej dla
budowy łagiewnickiego sanktuarium. Na przykład branżysta projektu elektrycznego spóźnił się z opracowaniem. Część przewodów pod nagłośnienie trzeba było wkuwać, co w przypadku konstrukcji monolitycznych było ewidentną kompromitacją. Na etapie projektowania
statków dalekomorskich (41.378 m3) z niezwykle rozbudowaną częścią podziemną. Znajdują się tam zespoły trzech dużych hal i ogromna kaplica. Pod nią wybudowano katakumby na kilkadziesiąt miejsc. Na jednoosobowe rezydencje w podziemnym mieście umarlaków stać będzie jedynie te truchła, które zapłacą jak za samochód lub przepiszą swój majątek Miłosierdziu Bożemu. W zamian miłosierdzie na miejscu otoczy ich swoją wieczną opieką. Dla hojnych darczyńców przewidziano nagrodę ekstra -mosiężną tablicę zamontowaną na ogrodzeniu. Cena -od 2 do 3 tysiaków.
Krzywa wieża
Wieża przy bazylice (fot. obok) wznosi się na wysokość 76 m. Pierwotnie miała być o dwa, trzy metry wyższa. Uznano jednak, że nie może dominować nad symbolem Krakowa, wieżą kościoła Mariackiego. Cała tajemnica tkwi jednak w wieku JPII. Podpisując model, miał akurat tyle lat, ile metrów ma łagiewnicka wieża, inaczej być nie mogło. Jeśli słynny rodak pociągnie jeszcze ze dwie dekady, to wkrótce trzeba będzie budować drapacze chmur z iglicami, by go nie obrazić. Konstrukcja wieży, ze względów bezpieczeństwa, nie może być podatna na działanie wiatru. Gdy zaczęli po niej chodzić policjanci, funkcjonariusze BOR i pirotechnicy, wyszło szydło z worka. Mundurowi wyczuli niepokojące drgania. Wykryto kilkunastocentymetrowe odchylenie...
M. CHŁODNICKI Fot. Autor, P. Zimowski
W Skierniewicach, gdzie w ubiegłym roku powstała nowoczesna kaplica cmentarna, nie ma mowy o pełnym wykorzystaniu tego obiektu, bo nie było dotąd pokropku. Jak niesie wieść gminna, władze miasta nie kwapią się wyłożyć 100 tysięcy złotych dla łowickiego biskupa Alojzego Orszulika za poświęcenie kaplicy. Dokładnie tyle podobno biskup zażądał. Konsekwencje tego ponoszą przede wszystkim rodziny zmarłych, które truposzy muszą wozić po mieście, płacąc za to niezłe pieniądze.
Najnowszy w Skierniewicach cmentarz przy ulicy Strobowskiej powstał pod koniec ubiegłego stulecia. Pochowano na nim już blisko 3,5 tys. zmarłych. Cmentarzem zarządza spółka "Ars", której większościowym udziałowcem są władze miasta. Współudziałowcem jest także m.in. Marian Sarniak, gospodarz cmentarza, mający opinię znakomitego organizatora i człowieka niezwykle zaangażowanego.
-Ponieważ cmentarz znajduje się daleko od centrum miasta, musieliśmy zbudować kaplicę z całym niezbędnym zapleczem, czyli chłodniami i pomieszczeniami do przeprowadzania sekcji zwłok -mówi Sarniak. -Inwestycja pochłonęła 800 tysięcy złotych. Musieliśmy wziąć kredyt, by obiekt powstał szybko i zgodnie z wymogami. Niestety, do dziś nie udało się uruchomić kaplicy.
Żyć ni
Żadna większa inwestycja nie może się obyć bez pokropku. Machanie kropidłem jednak kosztuje -od kilkunastu do kilkuset
tysięcy złotych. I nie jest ważne, czy inwestycja dotyczy
nowoczesnego zakładu przetwórczego ropy naftowej, szpitala
czy oczyszczalni ścieków.

O powodach takiego biegu rzeczy Sarniak nie chce mówić. Sprawę miały załatwić władze miasta i one mogą udzielić pełnej odpowiedzi -twierdzi. Wiceprezydent miasta Czesław Owczarek także unika odpowiedzi i odsyła nas do rzecznika prasowego Małgorzaty Konarskiej.
-Trwają właśnie rozmowy władz miasta z biskupem łowickim na temat poświęcenia kaplic. Chodzi nam o to, by biskup wyraził zgodę na odprawianie mszy. Z pierwszych informacji wynika, iż przeszkody wzięły się stąd, że nie spełniono wcześniej wymogów kościelnych, czyli nie poświęcono terenu i nie wmurowano kamienia węgielnego. Ale jesteśmy dobrej myśli. Wszystko teraz zależy od strony kościelnej.
-Czy to prawda, że przeszkodą są pieniądze, a dokładniej zapłata za poświęcenie obiektu?
- Nic mi na ten temat nie wiadomo -twierdzi niepewnie pani rzecznik.
Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, na pewno chodzi o pieniądze. W przypadku cmentarza przy ul. Strobowskiej nie wpłynęły one dotąd do kurii, co jest niewybaczalnym błędem ze strony inwestora. Ludzie ze skierniewickiego ratusza nie mogą tego jakoś zrozumieć, choć jest to proste jak drut. Przecież Krk nic w tym kraju nie robi za darmo i nie stać go na to, by przepuścił okazję do ściągnięcia takiego haraczu.
Kaplica przy Strobowskiej prezentuje się bardzo dobrze. Przypomina sporej wielkości kościół. W sąsiedztwie jest też miejsce na
uroczystości żałobne dla osób innych wyznań. Na zapleczu znajdują się: zakład pogrzebowy, chłodnie i urządzenia do przeprowadzania sekcji zwłok. Wszystko nowoczesne, sterylne, urządzone zgodnie z przepisami sanitarnymi.
-Aż żal, że nie mogą się tu odbywać uroczystości żałobne - mówi jedna z mieszkanek Skierniewic, która właśnie przewozi zwłoki krewniaka do kościoła znajdującego się w centrum miasta. -Za autokarawan muszę zapłacić dodatkowo 350 zł, obsługa kosztuje 250 zł, autokar do przewiezienia rodziny -dalsze 300 zł, razem więc 900 zł. A przecież można by tego uniknąć.
Ludziska płacą i klną. O tym oburzeniu wie doskonale Sarniak, a także miejscowy proboszcz Grzegorz Gołąb. Obydwaj są jednak bezsilni. Złośliwi skierniewiczanie twierdzą, że kres pazerności i chorym ambicjom kurii położyć może jedynie solidny haracz lub odejście na emeryturę biskupa Alojzego Orszulika. Rzecz tylko w tym, że ani jedno, ani drugie nie jest pewne na sto procent. 100 tys. zł nawet dla miasta takiej wielkości jak Skierniewice nie jest kwotą małą. A emeryturka biskupa? No cóż, 75 lat ks. Alojzemu strzeli dopiero w przyszłym roku. Papa jednak często przedłuża urzędowanie tym najbardziej operatywnym.
RYSZARD PORADOWSKI
15 - 21 XI 2002 r.
FAKTY n
POLSKA PARAFIALNA
Praca katechety w szkole średniej do najsłodszych nie należy. A to z tego powodu, że ocena z religii nie ma (na ogół) wpływu na promocje do kolejnych klas, więc katechetom jak powietrza brak instrumentów represji pozwalających poskromić nadmiar energii lub poczucia humoru uczniów. Nawet rękę na małolata strach podnieść! Za to praca w przedszkolu czy najmłodszych klasach podstawówki jest prawdziwym rajem. Groźba nie-
nam nawymyślała i naubliżała. Stanowczo stwierdziła, że to
Pan Bóg powołał ją
na to stanowisko i tylko On może ją odwołać". W tym miejscu uspokajam Czytelników, że zgodnie z ż 5.1. wciąż obowiązującego Rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej (Dz. U. Nr 67, poz. 753) w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach, zatrudnienie nauczyciela
ręce: "Nikt nie składa zarzutów na piśmie, więc nie mam podstaw do wszczęcia postępowania".
Katechetce powinęła się wreszcie noga. Dotknęła rodzica z zacięciem społecznikowskim, a przy tym nadzwyczaj upartego i odważnego. " Wiesława Bednarczyka (na zdjęciu) znają chyba wszyscy mieszkańcy ul. Inwalidów Wojennych na Osiedlu Stałym. Wiele razy to właśnie on wyciągał ich z opresji. Poproszony o pomoc nigdy nie odmawia, a ci, którym pomógł, mówią o nim: dusza człowiek" - czy-
Posłana przez Boga
Pan Bóg powołał mnie na to stanowisko - twierdzi pewna katechetka. Czy więc w Jego imieniu znęca się ona nad dziećmi przy milczącej aprobacie hierarchów kościelnych i obojętnej postawie władz oświatowych?
dopuszczenia potomka do Pierwszej Komunii Świętej dyscyplinuje najbardziej hardych rodziców, a
solidne lanie
spuszczone małemu dziecku znakomicie poprawia samopoczucie.
W takim raju uwiła sobie gniazdko sześćdziesięcioletnia Teresa R. z Jaworzna. Jako fanatycznie zaangażowana aktywistka parafii pw. MB Nieustającej Pomocy, z poparciem proboszcza ks. kanonika Józefa Lendy, uzyskała glejt Kurii Biskupiej w Sosnowcu do nauczania religii w Przedszkolu Miejskim nr 7 i Szkole Podstawowej nr 5. O jej metodach wychowawczych od kilku już lat krążyły legendy. Ściszając głosy, opowiadano o najmłodszym z rodziny C. rzuconym na podłogę przedszkola czy sponiewieranym do utraty przytomności B.
Dyrektorka przedszkola, Jadwiga Wołos, przyznaje dziś, że "niektórzy rodzice przy zapisywaniu dziecka żądali, aby nie trafiło do grupy katechi-zowanej przez Teresę R.". Ponieważ jednak "nikt nie potrafił sformułować zarzutu i uzasadnić, dlaczego jego dziecko nie powinno być w grupie tej nauczycielki" - nie widziała podstaw do interwencji. Nie ma papieru, nie ma sprawy! Do kierującego szkołą Leonarda Brzezińskiego również docierały niepokojące sygnały. Jeszcze na początku lat 90. dyrekcja otrzymała list, w którym czytam: "...Przez cały rok wysłuchiwaliśmy cierpliwie skarg swoich dzieci na panią katechetkę, która znęcała się nad nimi psychicznie (...). Nam udało się przerwać zmowę milczenia. Większość rodziców podpisała prośbę o zmianę katechetki. O pomoc prosiliśmy również księdza proboszcza. Bezskutecznie. Obiecano nam tylko, że w następnej klasie nie będzie uczyła naszych dzieci. Próbowaliśmy rozmawiać z panią R. (w oryginale pełne imię i nazwisko - dop. A.T.). Upewniliśmy się tylko, że dzieci mają rację, po tym jak
religii (katechety) następuje na skutek skierowania wydanego przez biskupa diecezjalnego. W katolickim rozumieniu przez biskupa (tu: Śmi-gielskiego) działa Duch Święty, czyli Bóg. Zatem katechetka ma rację...
W minionym roku szkolnym, po kolejnych zażaleniach, dyr. Brzeziński - mimo kuriozalnej umowy, jaką zawarł z parafią ("zastrzeżenia dotyczące katechezy mają być w pierwszej kolejności kierowane do proboszcza ") - udzielił katechetce pisemne upomnienie za stosowanie przemocy wobec dziecka. Wystąpił też do Kurii Biskupiej w Sosnowcu z wnioskiem o "cofnięcie Teresie R. misji prowadzenia katechezy wśród pierwszoklasistów". Na odpowiedź czeka do dzisiaj, a tymczasem wobec dziennikarza rozkłada
tam w lokalnym czasopiśmie "Co Tydzień". 29 września br. jego syn wrócił ze szkoły zapłakany. Sine palce dłoni pierwszoklasisty nosiły
świeże ślady bicia.
Z relacji malucha wynikało, że Teresa R. z sobie tylko wiadomych powodów, sprawdzała na dziecięcych paluszkach wytrzymałość metalowego długopisu. Pan Wiesław, praktykujący katolik, jest też człowiekiem dialogu. Ponieważ Przedszkole Miejskie nr 7 położone jest o rzut kamieniem od szkoły, poszedł tam do Teresy R. z próbą perswazji. Zabierając ze sobą syna, wykazał brak roztropności, bowiem maltretowany dzieciak usłyszał, że ma za ojca głupka, wariata, idiotę itp.
Obie placówki oświatowe znajdują się na terytorium wspomnianej parafii pw. MB Nieustającej Pomocy, więc po pomoc udał się do proboszcza Lendy. Dowiedział się, że owszem - na panią R. bywały "sporadyczne skargi, niepoparte wszakże żadnymi dowodami"...
- Gdy powiadomiono mnie, że decyzję w sprawie R. może podjąć jedynie kuria w Sosnowcu, 1 października br. udałem się do dyrektora wydziału katechetycznego, księdza Ryszarda Adrjanka z pisemną, obszernie uzasadnioną prośbą o odsunięcie katechetki od zajęć z uczniami klas pierwszych - relacjonuje dla "FiM" niepokorny ojciec. Nie otrzymał potwierdzenia złożenia dokumentu. Przy okazji uzmysłowiono mu, że władze kościelne nie podzielają krytycznej oceny zachowań Teresy R. ("w ubiegłym roku wizytator diecezjalny hospitujący jej lekcję wystawił ocenę dobrą"), co praktycznie rozstrzyga sprawę.
Już wyleczony ze złudzeń Bednarczyk zawia-damił 8 października Prokuraturę Rejonową w Jaworznie oraz Wydział Oświaty Urzędu Miejskiego. W obu pismach czytam: "Pani katechetka stwarza poważne zagrożenie dla mojego syna oraz innych dzie-ci. W poprzednim roku szkolnym, a także wcześniej, była wobec nich agresywna. (...) potrafi bez powodu szarpać dzieci za ubranie, ubliżać im. Boimy się, że któregoś dnia
może posunąć swoje zachowanie za daleko i dojdzie do tragedii".
Do kurii w Sosnowcu wpływa kolejny dokument. Już sześcioro rodziców podpisuje się 9 października pod wnioskiem o odsunięcie Teresy R. od zajęć z klasami pierwszymi. W uzasadnieniu podnoszą: "Katechetka wywiera presję psychiczną i przemoc fizyczną w stosunku do uczniów. Powoduje to u małych dzieci
objawy
panicznego niepokoju
przed lekcjami religii, zniechęcenie do uczestnictwa we wszelkich zajęciach szkolnych i trudności z zasypianiem w przededniu zajęć z religii". Odpowiedzią biskupów jest niewzruszona obojętność. - Nie mogłem znieść lęku syna. Powiadomiłem szkołę, że do odwołania chłopiec nie będzie uczęszczał na lekcje religii. Wraz z żoną sami uczymy go w domu - mówi p. Wiesław. Tymczasem, 5 listopada dziecko znów wraca roztrzęsione i zapłakane. "...Pani R. w sposób bardzo agresywny, łapiąc syna mocno za rękę i szarpiąc, usiłowała przemocą zaciągnąć chłopca na lekcję religii" - informuje Bednarczyk w piśmie do dyr. Brzezińskiego. Wymiana korespondencji trwa.
Trudno zrozumieć postawę władz oświatowych. Jeśli nie jest to dewocja, to jedynym chyba wytłumaczeniem jest strach przed niezadowoleniem notabli kościelnych. O wiele łatwiej rozszyfrować Kurię Biskupią w Sosnowcu. W cytowanym Rozporządzeniu MEN (ż 5. 2) czytam, że cofnięcie skierowania dla katechety w trakcie trwania roku szkolnego skutkuje tym, że "na okres pozostały do końca roku szkolnego Kościół (...) może skierować inną osobę do nauczania religii, z tym, że równocześnie pokrywa on koszty z tym związane". Okazuje się, że cierpienie dzieci ma swoją cenę. ANNA TARCZYŃSKA Fot. A.S.
c
oraz więcej rzeczy można już przez Internet załatwiać, np. zapłacić podatki, wyspowiadać się, rozwieść, znaleźć sobie nowego partnera, kupić używane majtki znanej modelki, sprowadzić do domu "panienkę" itp. W sieci można też przeczytać i zobaczyć wszystko, co tylko inni w niej umieścili. A najzabawniejsze jest to, że gdziekolwiek by nie pożeglować, to zawsze trafimy na... oczywiście, na dupę. Najwyraźniej taka była wola niebios.
Jesteśmy w Polsce A.D. 2002. Zgodnie z duchem czasu rozpoczynamy więc naszą interwę-drówkę, wpisując adres www.radiomaryja.pl. Strona zrobiona wyjątkowo paskudnie, a i nudna jak diabli, więc klikamy sobie na pierwszy proponowany nam link (w dolnej, prawej części strony), który przenosi nas do Instytutu Edukacji Narodowej. Też minorowo, ale robi się nieco ciekawiej, bo tu jeden z linków (ukryty w umieszczonym z lewej strony bloku "Artykuły") zatytułowany jest jajcarsko "Ministerstwo Budowy Jaskiń". Wchodzimy. Ukazuje się szczerbiec, a więc rzuciło nas na skrajną prawicę. Prawicowa wartość wartością pogania, a to, co nie jest wartościowe, z imponującą, nieprawdopodobną wprost żarliwością wdeptuje się w ziemię. I co oczywiste, z ekranu niemal emanuje nienawiść do "komuny" (patrz: Kwaszyzm).
No, ale do roboty. Do Ministerstwa Budowy Jaskiń (MBJ) zajrzeliśmy nie po to, aby podziwiać
Sex z Maryją
porządną robotę jaskiniowców, lecz po to, by sprawdzić, czy wchodząc na stronę Radia, które Ma ryja tak bardzo ukochała, pobożny katolik nie jest z góry skazany na zbłądzenie. Otóż jest. Posługując się jedynie komputerową myszą - czyli nie wpisując żadnego adresu "z klawiatury" - można po kilku kliknięciach znaleźć się w miejscach, których porządny katolik nawet w myślach nie powinien odwiedzać.
Finałem staczania się w naszej wędrówce zapoczątkowanej na stronie Radia Maryja... jest kliknięcie na pobożnej z pozoru stronie MBJ na link "Gazety polskojęzyczne" lub "Prasa zagraniczna". To już zupełne bagno i dusza zaprzedana Złemu. Otóż właśnie znajdujemy to, czego NIKT znaleźć nie powinien. Ile tylko dusza zapragnie pań i panów w najróżniejszych pozach, pozycjach i układach. Są też adresy i telefony agencji towarzyskich oraz zwykłych burdeli, dosłownie wszystko! Ale burdel to jeszcze małe piwo! Wyruszając w drogę z Maryją i nie zachowując przy tym katolickiej czujności, bez trudu możemy zawędrować na samo dno piekła, tj. znaleźć dokładne informacje o tym, gdzie w razie wpadki zabiją nam niechciane
życie poczęte!!! Myszkując dalej, dotrzemy też na strony spirytystów, satanistów i wszelkich innych bluźnierców.
Jak widać, Stwórca - mówimy oczywiście o Wielkim Manitu - totalnie spieprzył swoją robotę, pozostawiając nam, owieczkom, tyle swobody, abyśmy mogli wkraczać na obszary, na których nasi szamani nie chcieliby nas widzieć. A może jest wręcz przeciwnie? Może Ojciec Rydzyk jest swój chłop, a nawet erotoman i altruista w jednym?!
Z zapytaniem, czy za treść linków inter-netowych odpowiada właściciel strony www zwróciliśmy się do Komendy Głównej Policji. Jej rzecznik prasowy Marcin Szyndler określił to tak: Bywają przypadki, że mamy do czynienia z przekierowaniami hakerskimi - np. do stron pornograficzno-pedofilskich - wówczas poszukuje się hakera przestępcy. Jeśli nie - za treść strony i odsyłaczy odpowiada jej właściciel. W przypadku stron erotycznych, gdzie nie ma pokazanego seksu z dziećmi, przestępstwo nie zachodzi, ale... Ale Ojciec Rydzyk powinien we własnym sumieniu znaleźć odpowiedź, czy akurat na stronach powiązanych z "Radiem Maryja" powinien być prezentowany seks. Z. DUNEK
MAREK SZENBORN
POLSKA PARAFIALNA
Góry płoną
Płoną góry, płoną lasy... ze wstydu, bo nie mogą spokojnie patrzeć na oszustwa, złodziejstwo i inne draństwa watykańskich pasterzy oraz ich pomagierów. Gdzie? A choćby w naszym sztandarowym kurorcie - Zakopanem.
być darem dziękczynnym za cudowne uratowanie życia papieżowi podczas zamachu w maju 1981 r. Po pięciu latach wielki kościół był już gotowy.
- Budowa pochłonęła olbrzymie pieniądze - mówi Władysław, góral ze Skibówek. - Pochodziły one z darów nie tylko mieszkańców Zakopanego. Publicznego grosza nie szczędziły także władze miasta, wyjątkowo uległe Kościołowi.
Sanktuarium na Krzeptówkach stało się nieoficjalnym ośrodkiem władzy w mieście. Zdaniem wielu trzeźwych mieszkańców Zakopca, ta bufonada i głupota miejscowych władz (z byłym burmistrzem Adamem Bachledą-Curusiem na czele) przyniosła wiele szkód miastu borykającemu się z licznymi problemami.
Do grupy zarządców Zakopanego, mających swoją siedzibę u pallotynów, oprócz Drozdka należy także m.in. wpływowy proboszcz parafii Najświętszej Rodziny ks. Stanisław Olszówka.
Po zakończeniu budowy sanktuarium na Krzeptówkach, Drozdek, dzięki swoim radnym, przejął potężny teren przyległy do kościoła, na którym urządził parking (fot. 4), okoliczni mieszkańcy też podarowali sporo ziemi. Dziś niektórzy z nich gorzko tego żałują, bo pazerny proboszcz, zamiast darmo udostępniać parking, zdziera z wiernych olbrzymi haracz. Nie wystarcza plebanowi kasa, jaką zostawiają w kościele pątnicy. Godzina postoju autokaru
Ksiądz Mirosław Drozdek
(fot. 1 - pierwszy z prawej), kustosz sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Zakopanem, nie jest jeszcze arcybiskupem, ale i tak ma już wiele wspólnego z arcykapłanem Juliuszem Paetzem. Tak samo jak osławiony bohater skandalu, który wstrząsnął posadami Krk, pochodzi z Poznania i tak samo jak on uwielbia chłopców.
- O seksualnych skłonnościach naszego proboszcza wiemy od dawna - mówi Antoni K. z Krzeptó-wek. - Górale są jednak bogobojnymi ludźmi i zamiast reagować na zło szerzące się z miejsca świętego, mówią krótko: "Modlimy się do Boga, a nie jego pachołków".
Zapewne dlatego Anna M. - matka Tadeusza, nie chce rozwodzić się nad tym wstydliwym tematem: - Skrzywdził chłopaka, wcześniej czy później przyjdzie mu za to zapłacić, podobnie zresztą jak i za inne grzechy - mówi.
- Ksiądz dobierał się do Tadka, gdy ten był jeszcze ministrantem - twierdzi Tadeusz G., inny mieszkaniec Krzep-tówek. - Chłopak tak się na te ciągłe pod-macywania wnerwił, że zrzucił komżę na dobre. Ksiądz dobierał się też i do innych
chłopców, o czym jednak ludzie mówią po cichu.
Chociaż nie wszyscy, na przykład Kazimierz M. - ostatnia, wielka miłość proboszcza sanktuarium (ks. Drozdek z kasy parafialnej zafundował mu niezły dom i gospodarstwo), nie ma powodu do nadmiernej gadaniny. Latem tego roku wyjechał z proboszczem do Włoch na wycieczkę, której celem były tylko przy okazji miejsca święte. Na co dzień też korzysta z opieki swojego padre, więc woli raczej milczeć.
Gdy wielebny Drozdek na początku lat 80. przybył tu z Poznania, trwały już przygotowania do budowy sanktuarium, które miało
kosztuje 8 złotych, a w ciągu dnia przewija się tu nawet ponad 100 takich pojazdów.
Apetyt rośnie... w miarę jedzenia - mówi przysłowie. Drozdek bezustannie rozszerza swoje imperium. Na skarpie znajdującej się za kościołem umieścił potężny ołtarz papieski z 1997 r., który przeniesiono spod Wielkiej Krokwi (fot. 2), przed świątynią stanęła też kopia krzyża z Giewontu, a także pomnik samego Jana Pawła II (fot. 3). Wszystko to przyciąga (łatwo)wiernych. Panem jest tu ON - Drozdek. Latem tego roku kazał przepędzić z terenu kościoła mężczyznę, który uległ wypadkowi drogowemu i zbierał pieniądze na protezę. Pleban u stóp świątyni przygotował sobie sporych rozmiarów kryptę wyłożoną potężnymi płytami z szarego granitu.
- Turyści nie zdają sobie sprawy z tego, jak na co dzień żyje się w stolicy Podhala - mówi jeden z opozycyjnych kandydatów na prezydenta
1 1111W
Nr 46 (141)
- 21 XI 2002 r.
w październikowych wyborach. - Miasto jest chore, panujące tu stosunki i układy skutecznie paraliżują rozwój Zakopanego.
- Najgorsze jest to, że miasto zżera korupcja - dodaje Henryk Z., mieszkaniec Zakopanego. - Ręka rękę myje. Słynne oczko wodne na Krupówkach kosztowało 600 tysięcy złotych, a można je było wykonać za jedną trzecią tej kwoty. Ktoś na tym zrobił niezły interes. Podobnie było z remontem Krupówek. Zamiast nowych chodników i mieszkań rosną jak na drożdżach nowe świątynie. Jest ich już dziesięć.
- Zakopane to dzisiaj prawdziwa pralnia pieniędzy - twierdzi Anna Gorzalska, długoletnia mieszkanka Podhala. - Ludzie z całej Polski zakładają tu firmy, by prać gigantyczne fortuny. Sądy niczego nie widzą. Dlaczego? Sama władza daje najgorsze przykłady. Były burmistrz Adam Bachleda-Curuś, który w góralskim stroju klęczał u stóp samego papieża i zyskał szczególną łaskawość JPII (jako gorliwy katolik odwdzięczył się niezbyt przykładnym życiem rodzinnym), w krótkim czasie dorobił się kilkudziesięciu sklepów zlokalizowanych m.in. przy samych Krupówkach. Brudne ręce mają też urzędnicy z ratusza, choć nikogo już nie gorszą głośne skandale, związane m.in. z wyjazdowymi sesjami Rady Miasta (na koszt podatników) we Włoszech czy podróżami po całym świecie stu-osobowej grupy w ramach batalii o przyznanie miastu organizacji olimpiady zimowej.
Czy w tej sytuacji można liczyć na uzdrowienie miasta po wyborach? Raczej nie. Grzechy zakopiańskiej władzy, nad którą od lat roztacza opiekę Kościół, mają długą historię. Jak mówią trzeźwo myślący zako-piańczycy, trzeba pozbyć się tego balastu. Jednak bogobojni górale sami tego nie zrobią. Wszystko w rękach boskich, mówią.
JAN
PIOTRKOWSKI Fot. P. Zimowski
Rodzin zainteresowanych adopcją są w Polsce tysiące, ale nowy dom znajduje rocznie zaledwie niespełna dwa i pół tysiąca dzieci. Większość chce dostać na wychowanie zdrowego noworodka z normalnej rodziny, a nie dziecko z bagażem przykrych doświadczeń. Ludzie boją się, że nie poradzą sobie ze zmianami w psychice swoich podopiecznych. Gdy zaczynają się problemy, część rodziców szuka pomocy u psychologów, część nie wytrzymuje obciążenia i oddaje wcześniej adoptowane dzieci.
Trzynastoletnia Paula miała ciężkie dzieciństwo. Ojca w ogóle nie znała. Matka piła i wciąż przyprowadzała nowych wujków. Jeden z nich sprawił, że Pauli urodził się braciszek, Mikołaj. W domu nigdy nie było ciepła i miłości. Był za to alkohol, krzyki i przekleństwa. Dziewczynka mówi, że matka biła ją za wszystko. Za to, że Mikołaj płacze, że nie ma herbaty czy cukru. Pamiętam - wspomina wyraźnie przejęta - że chowałam się przed nią w szafie czy w łóżku. Cały czas musiałam wymyślać nowe kryjówki, żeby uciec przed pijaną mamą albo wujkiem. Było mi bardzo źle, byłam głodna, chciałam umrzeć. Nie miałam żadnych zabawek, nie mogłam spotykać się z koleżankami. Nie to, co teraz... Paula ociera łezkę.
- Matka jej nie oszczędzała. To fakt - potwierdza pani Jolanta Żurawska, nowa mama Pauli. Znałam tę rodzinę od dawna i próbowałam różnymi dostępnymi metodami chronić Paulę przed agresją najbliższych, ale to niewiele dawało. Musiało dojść do nieszczęścia. Któregoś dnia dostałam telefon, że skatowane do nieprzytomności dziecko leży w szpitalu. Byłam bliska załamania. Przesiedziałam przy łóżeczku trzy krytyczne dni, modląc się o jej zdrowie i życie. W tym czasie podjęłam ostateczną decyzję: adoptuję Paulę. Byłam zdziwiona, że mąż przystał na to tak ochoczo. Także moje własne dzieci nie protestowały. Znały dziewczynkę z opowiadań. Pamiętam, że kiedyś same spytały mnie, czy nie możemy jej wziąć do naszego domu. Osiem miesięcy później Paula była z nami.
Chciałam ją oddać do domu dziecka
Pytam panią Jolantę, czy nie żałuje tego kroku. Dziewczynka ze skrajnej nędzy trafiła do zamożnego domu, z bezdusznego miejsca do pełnej ciepła rodziny. Mimo to sprawia ogromne kłopoty wychowawcze.
- Nie wiem... kiedyś myślałam nawet, żeby ją oddać do domu dziecka. Kompletnie nie dawałam sobie z nią rady, a przecież mam jeszcze swoje dzieci. Nie zrobiłam jednak tego, nie mogłam, wiem natomiast, że popełniliśmy z mężem błąd, chcąc dać temu dziecku wszystko naraz. Zapomnieliśmy, że nie da się w miesiąc zabliźnić emocjonalnych ran, które powstawały latami, niemal od łona. Nagle
wszystko się odwróciło, teraz to się na nas mści. Paula to księżniczka, która nie umie prosić. Ona żąda. Nie potrafi przepraszać i dziękować. Jej się wszystko należy. Tak myśli. Już czasem sami nie wiemy, co robić. Paula psychicznie nas terroryzuje, kradnie rzeczy z własnego domu, nie ma szacunku do niczego i dla nikogo. Przecież nie tak ją wychowywaliśmy. Co się z nią dzieje?
Przepisy prawne, opieszałość i bezwładność decyzyjna sądów oraz placówek opiekuńczych powodują, że sprawy ciągną się latami, a dzieci rosną i tracą szanse na adopcję. - Z powodu niejasnej sytuacji prawnej w polskich domach dziecka wychowuje się od osiemnastu do dwudziestu tysięcy podopiecznych - mówi Elżbieta Pod-czaska z warszawskiego ośrodka
Dzieci - śmieci
Odrzucone przez biologicznych rodziców - trafiają
tam, gdzie nikt z nas nie chciałby się znaleźć.
Jeśli w ciągu 6 tygodni od dnia narodzin nie uda
się ich oddać do adopcji, idą do domów dziecka,
a jest to zazwyczaj bilet w jedną stronę.
Adoptowane dzieci łatwo się oskarża o własne niepowodzenia. Tak twierdzą psycholodzy. - Nie zapominajmy, że wszystkie dzieci adoptowane są upośledzone emocjonalnie - mówi Małgorzata Szym-czak-Kuraś, psycholog z łódzkiego ośrodka adopcyjnego - bez względu na wiek, w którym trafiły do nowego domu. Problem z nimi jest tym większy, im dłużej przebywają w placówkach wychowawczych czy
adopcyjnego. I nawet jeśli ich sytuacja prawna się wyjaśni, to i tak niewiele to zmieni, bo chętnych na duże dzieci jest w Polsce bardzo mało.
Chorych dzieci nikt nie chce
Jeszcze mniej osób jest zainteresowanych przysposobieniem dziecka chorego. Typowy przykład
normalnej rodziny. Jej dorosłe życie też nie przedstawia się różowo. Czeka ją jakiś kolejny ośrodek pomocy, i tak do śmierci. A wszystko przez to, że dziewczynka wciąż ma prawnych opiekunów. To, że ich niewiele obchodzi, to już nikogo chyba nie interesuje.
W przypadku noworodków, które czekają na nowych rodziców na oddziałach preadopcyjnych, sprawa jest o wiele prostsza. Rodzice dostają 6 tygodni na przemyślenie decyzji o oddaniu noworodka. Później, jeśli nie zmienią zdania, dziecko szybko trafia do rodziny. Jednak nie wszyscy mają tego świadomość. Być może dlatego co kilka tygodni słyszymy o zamordowanym gdzieś w Polsce noworodku czy dziecku znalezionym na śmietniku. - Co gorsza, w Polsce, ze względów religijnych, sądy preferują rodzicielstwo naturalne - mówi Małgorzata Szymczak-Kuraś. Często zatem zdarza się, że dzieci takie jak Paula - bite, zaniedbywane, molestowane - żyją latami przy biologicznych rodzicach, bo sądy bardzo niechętnie odbierają prawa rodzicielskie. Wychodzą chyba z założenia, że byle jaka rodzina lepsza niż żadna? Pytanie tylko, komu ma służyć taki stan rzeczy?
I tak oto koło się zamyka. Choć są ludzie, którzy oddaliby wszystko, by przyjąć pod swój dach dziec-
środowiskach patologicznych. Im szybciej trafią do kochającej rodziny, tym mają większe szanse na normalne życie. Ale, o czym często zapominają rodzice adopcyjni, nawet biorąc noworodka, nie mają żadnej gwarancji, że dziecko zaaklimatyzuje się w społeczeństwie. Trzeba jeszcze umieć je wychować, a to jest tylko na pozór proste zadanie. Te dzieci zadają trudne pytania, nie rozumieją, że to nie ich wina, że ich biologiczni rodzice oddali je do adopcji, podświadomie buntują się i tu zaczynają się problemy rodziców.
Ale proces adopcyjny to, niestety, także katorga dla dzieci.
to los ośmioletniej Darki Kubiak. Dziewczynka urodziła się z dziecięcym porażeniem mózgowym. Rodzice jej nie chcieli, ale dla babci była oczkiem w głowie. Robiła wszystko, aby nie oddać wnuczki obcym. Sąd zrozumiał wypowiadane przez łzy argumenty babci, ale w ten sposób skazał Darkę na pobyt w domu dziecka. Gdyby trafiła do normalnej rodziny, być może dziś byłaby zdrowa - zastanawia się pani Małgosia Wasiak, jej opiekunka. Ta choroba to jeszcze nie wyrok. Szybko rozpoznana, w wielu przypadkach daje szansę na poprawę. A tak... Darka prawdopodobnie nigdy nie będzie miała
ko, i są dzieci, dla których najważniejszy jest normalny dom, to nie można ich połączyć, bo na przeszkodzie stają przepisy, bezwładność urzędów i obojętność urzędników. Dlaczego dzieci są głodzone, męczone, bite w imię czyichś przekonań? Czy gdyby odpowiednie władze odpowiednio wcześnie odebrały Paulę biologicznej matce, doszłoby do tragedii? Przecież ta dziewczynka nigdy nie wymaże z psychiki tego, co przeżyła. Czy nie czas rozbić tę skorupę społecznego milczenia? Przecież pod nią aż wrze.
MICHALINA KOWALCZYK Fot. Przemek Zimowski
12
ZE ŚWIATA
FAKTYn
- 21 XI 2002 r.
MISJA BERLIŃSKIEGO KOŚCIOŁA
Można i tak
Przy reprezentacyjnej alei zachodniego Berlina, Kurfuerstendamm, stoi zespół budowli natychmiast rzucających się w oczy: stara, zrujnowana świątynia, a tuż obok nowoczesna wieża i ośmiokątna budowla o ścianach ze szkła. Obrazek znany wielu Polakom. Dziwny to kościół i niecodzienne niesie przesłanie...
Historia świątyni od czasu jej powstania związana była z wojną. Jej budowę zakończono w 1895 roku i poświęcono pamięci cesarza Wilhelma I, zwycięzcy w wojnie francusko-pruskiej z 1870 r. Kościół
został otwarty 1 września, w rocznicę bitwy pod Sedanem. Dzwony odlano z armat zdobytych na Francuzach właśnie pod Sedanem. Pół wieku później dzwony stopiono, aby znów wykonać z nich armaty, których
potrzebował Hitler. Nadszedł dzień 23 października 1943 r. i na budowlę spadły alianckie bomby, burząc nawę i część wieży.
W 1956 roku konkurs na koncepcję odbudowy Kościoła Pamięci wygrał prof. Egon Eiermann. Jego pomysł opierał się na pozostawieniu głównej części budowli w stanie zrujnowanym i budził liczne kontrowersje. Redakcje berlińskich pism otrzymywały codziennie tysiące listów, a większość ich autorów domagała się odbudowy świątyni w dawnym kształcie. Jednak prof. Eiermann zdołał przekonać berlińczyków do swojego projektu, w którym zakładał pozostawienie centralnej części kościoła jako trwałej ruiny i obok niej zbudowanie nowej nawy z obszernym, oddzielnym foyer, nowej kaplicy i nowej wieży. I tak cztery nowoczesne budynki ze szkła, stali i betonu otoczyły dominującą nad nimi, majestatyczną ruinę (fot. 1).
"Pragnę - napisał prof. Eiermann - aby przyszłe pokolenia wykazały zrozumienie dla tych, którzy przeżyli straszne rzeczy podczas wojny, i aby ta ruina pozostała dla nich świadectwem ludzkiego cierpienia. Gdyby kościół składał się wyłącznie z nowych budynków, to byłby po prostu nowoczesną świątynią, która mogłaby stanąć w każdym mieście, ale połączenie nowych konstrukcji z ruiną stanowi unikalną kompozycję, możliwą tylko w Berlinie".
Elementów zdobiących surowe wnętrze kościoła jest niewiele, a wszystkie niosą symbolikę antywojenną i przesłanie wzywające do pojednania między dawnymi wrogami. Oto dwa wizerunki, którym nadano tytuł Madonny Stalingradz-kiej: jeden naszkicowany węglem (fot. 2) w okopach Stalingradu przez poległego tam protestanckiego pastora w niemieckim mundurze, Kurta Reubera, i drugi, wyrzeź-biony w drewnie (fot. 3) przez artystów z Wołgogradu, a ofiarowany Kościołowi Dziękczynienia przez
Rosyjską Cerkiew Prawosławną. Darem z angielskiego miasta Coven-try jest krzyż wykonany z gwoździ wyjętych ze spalonego dachu tamtejszej katedry. Spłonęła ona 14 listopada 1940 r. po zbombardowaniu przez niemiecką Luftwaffe. Tablica z brązu upamiętnia niepokornych księży protestanckich zamordowanych przez reżim hitlerowski.
Wojenna przeszłość świątyni i jej unikatowy dzisiejszy kształt określają rodzaj misji, którą świadomie wypełnia ten ewangelicki kościół, szerząc idee tolerancji etnicznej i religijnej. Gdy wszedłem tam w niedzielne popołudnie, celebrujący mszę ksiądz Bernd--Juergen Hamann mówił właśnie o konieczności odnoszenia się z szacunkiem do ludzi wszystkich wyznań. Kościół był pełen turystów z różnych krajów, a w krzesłach siedzieli też berlińscy bezdomni, którzy przyszli, żeby się ogrzać. Byli wśród nich Turcy, Arabowie i Afrykanie.
W wieży kościoła zorganizowano wystawę i sprzedaż ludowych wyrobów
z krajów Trzeciego Świata, między innymi: afrykańskich rzeźb, malowideł z Nepalu, posążków Buddy z Tajlandii, makatek z Iranu i Pakistanu. Sprzedawały niemieckie kobiety z parafii Kościoła Pamięci. Jedna z nich powiedziała mi, że kupując wyroby z krajów Trzeciego Świata, można choć trochę zmniejszyć panującą tam nędzę, a gdyby na świecie nie było biedy, to nie byłoby i terroryzmu.
Jest też Kościół Pamięci ważnym centrum życia kulturalnego. Prócz stałych koncertów muzyki organowej, występują kwartety smyczkowe, znani śpiewacy, chóry z całego świata. Odbywają się odczyty, dyskusje na ważne społeczne tematy, a także wystawy promujące młodych artystów z różnych krajów.
Świadomy swych wojennych doświadczeń - berliński Kościół Pamięci nie miesza się do polityki, ale chce pomagać ludziom. Pragnie eliminować z życia społecznego to, co jest źródłem konfliktów i największych zbiorowych nieszczęść, a więc nienawiść i nietolerancję. Tylko tyle i aż tyle.
JANUSZ CHRZANOWSKI Fot. Autor, archiwum
Straszenie grzechem śmiertelnym i jego konsekwencją - ogniem piekielnym - jest w nowoczesnych religiach równie anachroniczne, jak uczenie powożenia furmanką na kursie samochodowym. Nie dotyczy to jednak parafialnego katolicyzmu. Piekło i diabeł jeszcze długo będą kluczowym narzędziem egzekwowania rygorów religii przez proboszczów. Ale to już chyba tylko w Polsce.
Za oceanem trwa ostra walka konkurencyjna o wiernych, a opowiadanie strasznych historii o smole i siarce kompletnie wyszło z mody. Harvey Cox, znany pisarz, historyk religii i profesor w Harvard Divinity Scho-ol, mówi: "Można chodzić od jednego kościoła do drugiego, tydzień po tygodniu, i nie usłyszy się ani słowa na temat piekła". "Jest zbyt negatywne - uważa Bruce Shelley, profesor historii Kościoła z seminarium teologicznego w Denver. - Kościoły są pod ogromną presją, aby dostosowywać się do życzeń konsumenta". "Piekło nie jest już wystarczająco
sexy" - tak ujmuje to ks. Bill Faris z kalifornijskiego Crown Valley Vineyard Chri-stian Fellowship.
Sondaż z 1998 roku organizacji badającej trendy religijne w USA, Barna Rese-
Kilka dekad temu piekło było traktowane jako konkretne, geologicznie usytuowane pod ziemią miejsce. Teraz podchodzi się doń abstrakcyjnie, jako do "stanu niemożności połączenia się z Bogiem".
Piekło wyszło z mody
arch Group, pokazuje, że Amerykanie podchodzą do religii jak do zakupów: analizują oferty poszczególnych wyznań i kościołów, po czym wybierają to, co im najbardziej przypada do gustu. Co siódmy dorosły zmienia kościół raz na rok! Powodzenie zyskują megakościoły liczące po kilka tysięcy wiernych, które mieszają treści religijne z programami edukacyjnymi, socjalnymi i re-kreacyjno-rozrywkowymi. Kto po tygodniu harówki miałby zdrowie w weekend słuchać o mękach piekielnych?!
W katolicyzmie II Sobór Watykański zaprojektował odwrót od pojmowania piekła jako ośrodka średniowiecznych tortur. Ale zdobycze synodu nie cieszą się poparciem aktualnego papieża. Jednak nawet on - w nowym katechizmie zatwierdzonym w 1994 r. - zdecydował się spuścić z tonu. Zauważa się to, porównując nowe wydanie z obowiązującym wcześniej katechizmem (z 1891 roku), który przez roz-sądniejszych księży określany był nawet jako "średniowieczny".
Aktualny konsumpcyjny stosunek do religii i pomijanie piekła milczeniem lub relatywizowanie jego egzystencji - są jednak sprzeczne z doktryną. Biblia cytuje Jezusa mówiącego o czarnej czeluści trawionej przez wieczny ogień. Księga Apokalipsy straszy grzeszników "wtrąceniem do jeziora płomieni". Ewangelia według św. Mateusza oferuje nawet efekty dźwiękowe: płacz i zgrzytanie zębów.
Okazuje się jednak, że Amerykanie, choć nie chcą słyszeć o piekle, to jednak w przeważającej większości w nie wierzą. Sondaż Gallupa z 2001 r. pokazuje, że 71 proc. dorosłych jest przekonanych
0 jego istnieniu. Jak tę pozorną sprzeczność interpretować? Ależ nic prostszego! Amerykanie są narodem praktycznym i rzeczowym, chcą być ubezpieczeni od wszelkiej ewentualności. To, że ktoś kupuje ubezpieczenie na życie, nie musi automatycznie implikować wizyt w zakładach pogrzebowych
1 porównywania cen ich usług.
TOMASZ SZTAYER
15 - 21 XI 2002 r.
FAKTY n
ZE ŚWIATA
13
WATYKAN CHRONI PEDOFILÓW
Trupi smród
Do idącego ulicą Tucson w Arizonie młodego narkomana Briana O'Connora podjechał samochód, a siedzący w nim mężczyzna zaproponował, że go podwiezie. Gdy chłopak był już w środku auta, kierowca powiedział: "Dostaniesz 50 dolarów, jeśli pozwolisz mi wziąć swego penisa do ust". Brian nie zastanawiał się długo. Pięć dych piechotą nie chodzi, a heroina kosztuje.
Ten sam mężczyzna (przedstawił się jako Paul) kontaktował się z Brianem jeszcze wiele razy, a usługi i stawki były podobne. Podczas jednego ze spotkań Paul wysiadł z auta, by zapłacić za pokój w motelu. Korzystając z chwili nieuwagi swojego "dobroczyńcy", Brian otworzył schowek i znalazł wizytówkę: "James Rauch, Biskup Diecezji Tucson". Skonfundowany hierarcha wyjaśnił chwilę później, że erotyczne rozrywki pozwalają mu... rozładować stres.
Minęły lata. Brian O'Connor przezwyciężył nałóg, adoptował dziecko, prowadził warsztat samochodowy. W roku 1992 zgłosił się do niego nieznany gość i wyjaśnił, że nazywa się Lynne Cadigan i jest adwokatem reprezentującym ofiary pedofilii księdza Roberta Trupii, wicekanclerza diecezji odpowiedzialnego za śluby. Trafił na nazwisko Briana, przeglądając akta kościelne. Poprosił o złożenie pisemnego oświadczenia. O'Connor po namyśle się zgodził.
Nazwisko Trupii nie było mu obce, bo kiedy już
biskup znudził się jego prąciem
i innymi urokami jędrnego ciała Briana, namówił go, by zgłosił się właśnie do Trupii, który miał mu pomóc w walce z nałogiem. O'Connor odnalazł Trupię w Our Mother of Sorrow Church, a ten zaprowadził go do proboszcza Williama Byrne'a. Byrne bez zwłoki przystąpił do kuracji, która odbywała się w prywatnych domach. Brian z reguły przychodził na sesje po heroinie, więc proboszcz - by nie tracić czasu - dawał mu drinka i wykorzystywał seksualnie. Chłopak coraz głębiej popadał w narkomanię.
Po pewnym czasie O'Connor znów spotkał Trupię. Monsignor niezwłocznie chciał rozpocząć amory, ale chłopak miał dość. Trupia jął gładzić go po głowie i oświadczył, że chce mu tylko pomóc. Brian odrzucił ofertę, ale ksiądz łatwo nie rezygnował. Często pojawiał się w sąsiedztwie jego domu, oferował jedzenie, namawiał do rzucenia narkotyków. Kiedy O'Connor zaczął pokonywać nałóg, Trupia oświadczył
wprost, że go kocha i zaproponował nawiązanie stosunków seksualnych.
"Czułem,
że to jest chore,
ale uległem" - mówi O'Connor. Spotykali się codziennie. Ks. Trupia załatwił mu pracę w trybunale ślubnym diecezji, którym kierował. O'Connor miał jednak wyrzuty sumienia. Poszedł na rozmowę do biskupa Manuela Moreno, lecz został spławiony. Popróbował jeszcze z emerytowanym biskupem Francisem Greenem. Ten chciał głównie wiedzieć, czy Brian potrafi zachować milczenie, "by nie szkodzić Kościołowi". "Kontynuowałem
pracę w diecezji do roku 1988. Zwolniłem się, kompletnie wyzbyty złudzeń, że ktokolwiek mi pomoże"
- mówi O'Connor.
Apetyt seksualny monsignora Trupii był wilczy. Wszyscy księża wiedzieli, że przez 18 lat swej działalności miał pedofilny pociąg seksualny. Zwali go "pies na dzieciaki", bo ciągle szukał nowych wrażeń. Jeden jedyny Brian nie mógł Trupii w pełni zaspokoić, a poza tym - jak na księżowskie gusta
- robił się za stary. Zaczęły się coraz częstsze skargi rodziców młodszych dzieci molestowanych przez
Trupię. Większości udało się zamknąć usta, co kosztowało diecezję 14 mln dolarów. Gdy robiło się coraz bardziej gorąco, kuria zafundowała O'Connorowi bezpłatne, trzymiesięczne wczasy nad Atlantykiem, by śledczy nie mogli go łatwo znaleźć i przesłuchać.
W roku 1992 biskup Moreno wezwał Trupię i przedstawił mu kolejne oskarżenie - tym razem
0 napastowanie ministranta. Indagowany księżulo przyznał w końcu, że nie nadaje się na księdza
1 poprosił Moreno o przeniesienie na emeryturę - z pozytywną oceną kariery duszpasterskiej, oczywiście. Biskup miał jednak nieco inne plany. Zamierzał zawiesić pedofila w obowiązkach, posłać na badania psychiatryczne i być może wydalić go z kapłaństwa. Wtedy
Trupia pokazał zęby.
W liście do bp. Moreno z roku 1995 ksiądz Trupia pisze: "Jak informowałem, mam bezpośrednią wiedzę dotyczącą poczynań innego biskupa, której ujawnienie miałoby wybuchowe i destrukcyjne konsekwencje dla Kościoła w Arizonie". Moreno nie ugiął się przed szantażem.
Ale i Trupia się nie poddał. Złożył do Watykanu apelację, protestując przeciw zawieszeniu w obowiązkach duszpasterskich i skierowaniu na badania psychiatryczne. W roku 1997 Stolica Apostolska opowiedziała się po jego stronie, zapewne bojąc się kolejnego skandalu. Urzędnicy papiescy polecili biskupowi Moreno ponownie przemyśleć wniosek Trupii o emerytowanie go z dobrą opinią i nie-posyłanie na badania. Watykan zadecydował, że diecezja musi zwrócić Trupii wydatki poniesione przezeń na pomoc prawną. W decyzji nie ma słowa o setkach ofiar napastowanych seksualnie.
22 grudnia 1997 r. biskup Moreno zaprotestował przeciw rozstrzygnięciu Watykanu. Od tego czasu centrala Kościoła katolickiego milczy. 54-letni Trupia nie był na żadnych badaniach ani kuracji, na które pragnął skierować go biskup ponad 10 lat wcześniej. Żyje z wypłacanej mu przez diecezję pensji 1200 dol. miesięcznie. Kościół opłaca mu ubezpieczenie.
" To prawdziwy artysta, mistrz manipulacji ludźmi, inteligentny, stuprocentowy pedofil - określa go rzecznik diecezji w Tucson, Fred Allison. - Cały czas zaprzecza wielokrotnym, seryjnym przypadkom napastowania seksualnego dzieci i absolutnie nie poczuwa się do odpowiedzialności".
Sprawa ta nigdy nie miała ujrzeć światła dziennego. Jednak wiosną bieżącego roku sędzia z Bostonu, Constantine Sweeneyn, poleciła Kościołowi ujawnić opinii publicznej akta - wcześniej zaplombowane. Lawina ruszyła.
KAZDZIAMKA
Niedowiarek z Biblią
Astronauci amerykańscy to ludzie o nieposzlakowanej opinii, których bez wahania można podawać młodzieży za wzór do naśladowania. Nagle jeden z wybitniejszych członków tej elitarnej grupy, zdobywca Księżyca, dopuszcza się publicznego nokautu. Dlaczego?
W1969 roku Buzz Aldrin należał do załogi statku kosmicznego Apollo 11, która zdobyła Księżyc, co było wydarzeniem epokowym. Wiele lat później ludzie dowiedzieli się, że fakt lądowania Amerykanów na powierzchni satelity Ziemi był przez władze Kraju Rad trzymany przed Rosjanami w tajemnicy. Władze sowieckie nie chciały bowiem przyznać się przed własnymi obywatelami, że imperialiści wyprzedzili kosmonautów reprezentujących najlepszy ustrój świata.
Jak się okazuje, także w Ameryce są całkiem liczni osobnicy do dziś przeświadczeni, że loty na Księżyc to pic i fotomontaż. Jednym z nich jest 37-letni Bart Sibrel z Nashville w stanie Ten-nessee. Sibrel już dwukrotnie osaczał Aldrina, usiłując skłonić
go do przyznania się, że na Księżyc nigdy nie latał i tylko władze zmusiły go do udziału w kłamstwie. Dotychczas astro-nauta opędzał się od natręta, ignorując banialuki. Ale tym razem Sibrel uznał, że odkrył sposób, w jaki niezawodnie obnaży kłamstwa. Gdy Buzz Aldrin z córką opuszczał Hotel Luxe w Beverly Hills, niedowiarek za-szarżował nań i wyciągnąwszy zza pleców wytłuszczoną Biblię, nakazał astronaucie przysiąc na nią, że naprawdę był na Księżycu. W odpowiedzi poczuł na żuchwie sękatą pięść 72-letniego zdobywcy kosmosu i bezwiednie przemieścił się z pozycji wertykalnej do horyzontalnej.
Tak oto próba Biblii wykazała, że Księżyc jest wciąż niezdobyty. T.S.
Pani ksiądz
Kobiety tak samo jak mężczyźni zasługują na to, by wolno im było żyć w zgodzie z sumieniem i powołaniem. Ta dewiza Dagmar Braun Celeste, byłej pierwszej damy Ohio, byłej żony gubernatora tego stanu Richarda Celeste, zaprowadziła ją w dziewicze dla kobiet rejony: Celeste została księdzem. Katolickim, jakby się kto pytał...
Nikt chyba nie jest na tyle naiwny, by sądzić, że oznacza to zasadniczy zwrot w poglądach Watykanu. Skądże. Panią Celeste wyświęcili na księdza dwaj biskupi (a dokładnie eksbisku-pi) Romolo Braschi z Argentyny i Rafael Regelsberger z Austrii. Celebracja, w trakcie której wyświęcono 6 innych kobiet, miała miejsce na statku na Dunaju, między Austrią a Niemcami, 29 czerwca. Ospały w innych sprawach Watykan zareagował z zabójczą prędkością: już
5 sierpnia wszystkie niewiasty zostały ekskomunikowane, od czego się odwołały. Arcybiskup Tarcisio z Watykanu oświadczył, że "wyświęcenie było atakiem na fundamentalne struktury Kościoła, tak jak je widział jego twórca".
60-letnia Celeste, która kieruje religijną organizacją Tyrian, nie przejęła się tym wszystkim i zapowiedziała, że jest gotowa odprawiać mszę, spowiadać i podawać komunię, jeśli zostanie o to poproszona. T.S.
Rytualne manto
Prokurator w Atlancie dobrał się do księdza Arthura Allena i czterech członków jego kościoła House of Prayer (Dom Modlitwy) za pastwienie się nad dziećmi w celach religijno-liturgicznych.
Stało się tak na skutek doniesienia nauczyciela, który zauważył, że dwóch jego uczniów
- chłopców w wieku 7 i 10 lat
- ma liczne sińce i smugi na całym ciele. Policja ustaliła, że byli trzymani w powietrzu za ręce i nogi oraz bici pasem podczas mszy celebrowanej przez ks. Allena. Podobne ślady pobożności stwierdzono na ciałach innych 49 dzieci chodzących do tegoż kościoła. Rytualne bicie przed ołtarzem było represją za najlżejsze przewinienie. Członkowie
kościoła zmuszali dzieci do uczestnictwa w "maratonach kościelnych" do późnych godzin nocnych. 14-letnie dziewczynki wożono do Alabamy, by tam wydawać je za mąż. 150 wiernych kościoła odpiera zarzuty, twierdząc, że rodzice mają prawo dyscyplinować dzieci, a akcja władz jest niczym innym, tylko prześladowaniem religijnym. "Nie jesteśmy uczeni - przyznaje ks. Allen - ale jesteśmy ludźmi, którzy chodzą po ziemi i troszczą się o rodziny". T.Sz.
14
MITY KOŚCIOŁA
FAKTYn
- 21 XI 2002 r.
Reformacja była zjawiskiem nie tylko religijnym. Wnosiła nowożytną myśl, otwierając drogę do rozwoju jednostek i narodów.
Takie kraje jak Polska, które ją zwalczyły, stawały się często intelektualnym ignorantem. Miejsce umysłowego oświecenia zajmowały ciemnota i zacofanie. A taka sytuacja prostą drogą wiodła ku upadkowi kraju. Klęska reformacji w Polsce zapoczątkowała proces dziejowy, który zmiótł nasz kraj z mapy Europy.
Reformacja, odrodzona wiara, tak jak renesans, odrodzona epoka, odrzucała średniowieczną myśl oraz hierarchię i prawo kanoniczne ówczesnego Kościoła. Przywództwo i naukę Kościoła kwestionowali od XIV w. tacy reformatorzy i myśliciele, jak Wiklif, Hus, Erazm z Rotter-damu, a później Luter, Zwin-gli czy Kalwin. Cios był tym boleśniejszy, że w miejsce zniewolenia religijnego głosili wolność chrześcijańską, torując drogę rozwojowi indywidualizmu i oświaty. Nauczali w językach narodowych, przyczyniając się do narodzin literatury narodowej.
Wzloty i upadki protestantyzmu w Polsce
Myśl protestancka znana była w Polsce jeszcze przed wybuchem
O TYM, JAK KOŚCIÓŁ PRZYCZYNIŁ SIĘ NAJPIERW DO GŁUPOTY, A POTEM DO UPADKU POLSKI, CZYLI.
Kontrreformacja a upadek Polski
reformacji. W XIV w. południe kraju znalazło się pod wpływem nauk waldensów, a pół wieku później zaczął się rozwijać husytyzm. Humaniści polscy odczuwający potrzebę reformy Kościoła zaczęli szerzyć my-
Radziwiłłówny, potajemnie poślubionej przez Zygmunta Augusta. A ponieważ protestanci ożenku nie poparli, król przystąpił do układu z papieżem. I w ten sposób, wykorzystując osobisty interes głowy pań-
uczestniczącym w rokoszu katolikom przebaczono, innowiercom nie myślano odpuścić. Odebrano im, niszcząc, dwie trzecie kościołów, a samych ewangelików naznaczono piętnem zdrady narodowej. Gwoździem do trumny stała się wojna szwedzka, która wzmocniła nienawiść do protestantów sympatyzujących z królem szwedzkim Karolem Gustawem. I historia się powtórzyła: choć równie wielu katolików było mu przychylnych, zdrajcami okrzyknięto tylko reformatorów. Tym właśnie czasom zawdzięczamy pokutujące do dziś i wciąż kochane przez wielu rodaków powiedzenie: Polak to katolik. Protestanci zniknęli wkrótce z senatu, a za oderwanie się od religii katolickiej wprowadzono karę wygnania lub karę śmierci. Kontrreformacja zatriumfowała.
Dzieło
jezuickiej "odnowy"
śli pokrewne reformacji. Za panowania Zygmunta Augusta zwolennicy reformacji zdobyli większość w sejmie i żądali powołania polskiego Kościoła narodowego. Na drodze stanął jednak nuncjusz apostolski. Katolicy zyskali "łaskę" króla, dając zielone światło koronacji Barbary
stwa, zniweczono ideę soboru narodowego i reformacja została zablokowana. XVII w. to wiek klęski. Najpierw niechlubną kartą zapisał się w historii stłumiony bunt Zebrzydowskiego przeciw królowi Zygmuntowi III, w którym udział wzięli protestanci. I choć
Wykorzystanie przez stronnictwo katolickie niechęci króla Zygmunta Augusta do protestantów, którzy nie poparli jego tajnego ślubu z Barbarą, przyniosło gorzkie owoce nie tylko zwolennikom reformacji, ale całej Polsce. Zmobilizowani katolicy pod wodzą kardynała
Stanisława Hozjusza w drugiej połowie XVI w. sprowadzili do Polski jezuitów. Ci szybko się uwinęli i wkrótce cały kraj wpadł w ich edukacyjną pułapkę. Jezuici opanowali nie tylko życie duchowe narodu, ale i szkolnictwo, a to z kolei spowodowało powolny zgon postępowej myśli reformacyjnej i myśli w ogóle. Niewykształcony i poddańczy wobec Kościoła naród nie stronił od politycznych błędów, które wkrótce miały nas kosztować... wolność. Jezuici starannie niszczyli dorobek edukacyjny protestantów. To właśnie w refor-macyjnych szkołach zrywano z jednostronnym pielęgnowaniem łaciny na rzecz należytej znajomości języka polskiego. Dbano o kształtowanie samodzielnego myślenia i zdobywanie gruntownej wiedzy, podczas gdy jezuici stawiali jedynie na wymowę i tzw. ogładę towarzyską. Ci wychowywali pokolenia w duchu ciasnoty wyznaniowej, niszcząc światłe umysły oraz wszelkie przejawy indywidualizmu i tolerancji. W państwie powoli zaczęła panować anarchia. Polska, która w XVI w. była krajem kultury i życia umysłowego, w pierwszej połowie wieku XVIII stała się krajem ciemnoty i opilstwa. Jezuicka edukacja poskutkowała lekceważeniem Polski przez inne kraje, a w konsekwencji - rozbiorami.
Klęska reformacji zapoczątkowała więc proces, który ostatecznie doprowadził Rzeczpospolitą do upadku. Niewolnicze poddaństwo myśli kościelnej nie przysporzyło chluby narodowi. Na tym tle krótka historia myśli i edukacji protestanckiej lśni jak gwiazda, niestety, szybko zakryta burzowymi chmurami. Pozostają marzenia: jak dziś wyglądałaby Polska, gdyby reformacji pozwolono dokończyć dzieła...
PAULINA STAROŚCIK
Konstytucja dla katolików
Oceniając członków Kościoła rzymskokatolic-kiego według tego, jak zachowują się w polskim grajdole, można by dojść do wniosku, że katolicy to wyłącznie ludzie lękliwi i dwulicowi, bo skłonni krytykować swoich przywódców wyłącznie za ich plecami, a także pozbawieni godności, gdyż niechętni do dochodzenia własnych praw. Nie wszędzie tak jest.
Nie wszyscy wiedzą, że miliony wolnych katolików rozsianych po całym świecie mają swoją konstytucję - kartę podstawowych praw, którą chcieliby wyegzekwować od hierarchów Krk.
Aż trudno w to uwierzyć, bo w Polsce tzw. wierni bądź są ślepo posłuszni swoim przywódcom, bądź, znacznie częściej, narzekają po kątach, nie mając odwagi otwarcie przeciwstawić się klerykalnej dyktaturze. Tymczasem na świecie są dwie wielkie międzynarodowe organizacje: My Jesteśmy Kościołem (IM-WAC) oraz Stowarzyszenie na rzecz Praw Katolików w Kościele (ARCC), które grupują setki rozmaitych wspólnot niezadowolonych z tego, co wyprawia kler pod przywództwem obecnego papieża. Popierają je miliony wiernych (2,5 mln podpisało stosowną deklarację!), tysiące księży i niektórzy biskupi. Zredagowali oni (1998 r.) projekt konstytucji, który, w co wierzą, po wprowadzeniu w życie - zmieni zupełnie Kościół rzymskokatolicki. Konstytucja została poprzedzona w 1994
roku podobnie brzmiącą Kartą praw katolika w Kościele.
Gdyby ta konstytucja weszła w życie, przewróciłaby w Kościele wszystko do góry nogami. Sądzimy więc, że papiestwo oraz kurialny establishment będą się bronić przed realizacją jej postanowień - do ostatniego dolara i ostatniego gwardzisty szwajcarskiego. Nie po to mozolnie i po trupach wprowadzali watykańską dyktaturę, aby teraz w imię praw człowieka i Ewangelii zrezygnować z władzy i pieniędzy. Sprawa wygląda beznadziejnie, jednak nawet w Krk zdarzają się czasem miłe niespodzianki. Kto nie wierzy, niech wspomni Jana XXIII i Sobór Watykański II.
Konstytucja odwołuje się do Karty praw człowieka ONZ i stanowi, że nie wolno dyskryminować wiernych ze względu m.in. na płeć, orientację seksualną i pozycję społeczną. Nadaje im prawo do wolności sumienia, wolności wyrażania opinii, prawo do wyznaczania i rozliczania przywódców, prawo do zawierania małżeństw, prawo do uczestniczenia w samorządzie itp. Innymi słowy, katolicy doszli do wniosku, że też są istotami ludzkimi i także im należą się podstawowe prawa wewnątrz Kościoła, w którym są gospodarzami, a nie tylko sponsorami i widzami.
Oto do jak wielkich zmian może doprowadzić poważne potraktowanie praw człowieka:
- wszyscy katolicy mają prawo do wybierania proboszczów, biskupów i papieża;
- wierni, w tym duchowni, mają prawo do zawierania małżeństw;
- katolicy mają prawo do rozwodu i powtórnego małżeństwa, jeśli ich związek uległ nieodwracalnemu rozkładowi;
- wierni mają prawo do prywatności, co do lamusa odstawia spowiedź indywidualną;
- duchowni powinni rozliczać się ze swej działalności przed pozostałymi członkami Kościoła;
- małżeństwa mają prawo do wolnego kształtowania wielkości rodziny i metod jej planowania;
- kobiety mają prawo do piastowania wszystkich stanowisk kościelnych;
- w całym Kościele każda wspólnota ma prawo formułować swój statut;
- przywódcy są wybierani drogą głosowania na czas określonych kadencji (papież na 10 lat);
- nikt w Kościele nie będzie miał prawa weta wobec legalnej decyzji odpowiedniej rady, czy to parafialnej, czy diecezjalnej, czy ogólnokościelnej;
- każdy wierny ma prawo do wglądu w finanse Kościoła, które mogą być także poddane procedurze zewnętrznego audytu;
- każdy wierny na każdym szczeblu wspólnoty Kościoła ma prawo do sprawiedliwego procesu, jeżeli twierdzi, że jego prawa są naruszane;
- fundamentem życia kościelnego jest dialog, a nie dyktat.
I tak oto JPII wpadł we własne sidła! Papież chętnie mówi o prawach człowieka zawsze wtedy, kiedy to nie dotyczy jego własnego ogródka. Tymczasem katolicy odkryli własną godność i dosyć już mają dyktatury i manipulacji. Papież powołuje się chętnie na tradycję Kościoła, twierdząc na przykład, że święcenia kapłańskie kobiet są bezprecedensowe i nielegalne. Zapomina jednak, że zgodnie z tą samą tradycją, wszyscy biskupi (nie wyłączając przywódców Kościoła w Rzymie, czyli papieży) winni być wybierani przez lud, a nie przez niego, czy jakichś tam kardynałów. Wszystkie jego liczne nominacje są więc, według Biblii oraz tradycji, zupełnie pozbawione cech legalności...
Wprowadzenie w życie konstytucji byłoby zagładą katolicyzmu rozumianego jako absolutystyczna monarchia, czyli takiego, jaki znamy dzisiaj. Cała władza prze-szłaby w ręce wiernych i wybranych demokratycznie rad różnych szczebli. Wydaje się to nie do pomyślenia, ale czy jeszcze kilka lat temu ktoś spodziewałby się, że będą katolickie kapłanki, tak jak w Niemczech, albo wolne parafie katolickie w Holandii ignorujące zarządzenia nielegalnych, bo watykańskich biskupów? Czy ktoś pomyślałby niedawno o tym, że w Austrii zdesperowani biskupi zdecydują się na dialog z refor-mistycznymi katolikami w obawie przed rozpadem i zupełną zagładą Krk? A więc: cała władza w ręce rad!
ADAM CIOCH
15 - 21 XI 2002 r.
FAKTY n
W IMIĘ BOGA - KRZYŻ I SWASTYKA _ 15
W
1936 r. w wyniku wyborów w Hiszpanii władzę objął Front Ludowy składający się z republikanów, socjalistów, syndykalistów i niewielkiej liczby komunistów. Siły prawi-cowo-kościelne zareagowały buntem, rozpoczynając w lipcu krwawą wojnę domową trwającą od 1936 do 1939 roku. Kościół opowiedział się całkowicie po stronie rebeliantów generała Franco, który nazwany został przez Piusa XII "ulubionym synem papieskiego tronu". Pierwszą flagą zagraniczną na kwaterze rebeliantów była flaga papieska.
jest oczywiste. Oby nasz Fhrer zdołał z pomocą Bożą zrealizować to nadzwyczaj trudne dzieło obrony (!) z niezachwianą konsekwencją i przy pełnym współudziale wiernych rodaków".
Madryt, utopiony we krwi, upadł 28 marca 1939 r., a cztery dni później Pius XII depeszował do Franco: "Radujemy się wraz z Waszą Ekscelencją z upragnionego zwycięstwa Hiszpanii katolickiej". Nie był to bynajmniej żart primaaprilisowy, gdyż dwa tygodnie później mówił podobnie w radiowym orędziu: "Plany Opatrzności, umiłowani synowie, przejawiły się raz jeszcze w bohaterskiej Hiszpanii. Naród wybrany przez
Franco (1939
1975), który przybrał tytuł caudillo, tj. wodza Hiszpanii. Oparł on swą władzę na podporządkowanej mu armii, rozbudowanym systemie kontroli i represji. Uzyskał poparcie Krk (pozamykano wszystkie kościoły i szkoły protestanckie) i konserwatywnej części społeczeństwa; zniesione zostały swobody obywatelskie (wolność słowa, prasy, zgromadzeń), zakazane partie polityczne; w miejsce związków zawodowych wprowadzono tzw. wertykalne syndykaty jednoczące pracodawców i pracowników (znów idee Piusa XI znalazły zastosowanie!). Sam caudillo korzystał ze specjalnych liturgiczno-kanonicznych praw
którzy usiłowaliby wprowadzać zamieszanie do umysłów lub chcieli mącić moralność za pomocą wydawanych, pisanych lub rozpowszechnianych książek".
Po drugiej wojnie światowej reżim Franco znalazł się w izolacji Narodów Zjednoczonych, odmówiono mu członkostwa w ONZ, zalecono odwołanie wszystkich przedstawicieli dyplomatycznych, co miało wyrażać dezaprobatę dla faszystowskiego porządku. Tymczasem papież zawarł z Franco umowę międzynarodową i dalej popierał dyktaturę! I znów zaistniała sytuacja podobna do tej przed wojną w przypadku reżimu
Franco i Kościół
Hiszpania pod twardymi rządami Franco była najbardziej katolickim i nietolerancyjnym krajem Europy. Tak generał odwdzięczył się Watykanowi, który poparł jego krwawe powstanie przeciwko legalnym władzom kraju. Frankistowski konkordat to dowód na to, że Kościół bez zażenowania weźmie wszystko od każdego.
" Nie jesteśmy już przewodnikami duchowymi naszego narodu, nie tylko odnosi się on do nas z niechęcią, ale wręcz widzi w nas wrogów swej pomyślności" -tak brzmiały słowa listu pasterskiego prymasa Hiszpanii, kardynała Toledo Isidoro Gom (wiosna 1936 r.). Ale już wkrótce kardynał zadowolony z obrotu wypadków informował: "Panuje całkowita zgodność pomiędzy nami a rządem narodowym (powstańczym -red.), który nie podejmuje żadnego kroku bez mojej rady i zawsze się do niej stosuje". Tenże Gom 6 sierpnia 1936 r. usprawiedliwiał w radiowym przemówieniu nacjonalistyczne powstanie, opisując je jako krucjatę. Również mniejsze figury hiszpańskiego kleru podjudzały do wojny i fizycznego zgniecenia bezbożników. W kościele Bożej Łaski pasterz grzmiał do swych owiec: " Wy, którzy nazywacie się chrześcijanami, macie na sumieniu wielkie winy! Żyliście razem z robotnikami należącymi do organizacji wrogich religii i ojczyźnie, puszczając mimo uszu nasze przestrogi (...). My i oni jesteśmy tak przeciwstawni jak woda i ogień (...). Nie może być nic wspólnego między nami (...). Niech zginie z naszych pól owo złe nasienie, które jest nasieniem szatana!".
Mówiono przy tym, że walczy się przede wszystkim z komunizmem, należy jednak zauważyć, że wśród mandatów zdobytych przez FL jedynie 15 należało do komunistów! Profaszystowskim frankistom pomocy udzielił Hitler. Jego śladem klerowi hiszpańskiemu wsparcia duchowego udzielili biskupi niemieccy, ogłaszając 30 sierpnia 1936 r. list pasterski, w którym czytamy: "Zadanie, jakie przypada w udziale naszemu narodowi i naszej ojczyźnie,
Boga na główne narzędzie ewangelizacji Nowego Świata i na niepokonane przedmurze wiary katolickiej dał właśnie wyznawcom materiali-stycznego ateizmu naszego wieku najwznioślejszy dowód tego, że ponad wszystko wyższe są wieczne wartości ducha i wiary".
Wiadomo, że w wojnie tej obie strony dopuściły się wielkich bestialstw. Kler był srogo prześladowany przez siły republikańskie (zginęło około 4 tys. duchownych), jednak robienie z nich męczenników za wiarę jest nieporozumieniem. Kato-
honorowych przynależnych dawniej królowi: na mszę niedzielną przybywał zawsze pod baldachimem niesionym przez kilku księży... Na monetach zamieszczono napis: "Francisco Franco, z łaski Bożej caudillo Hiszpanii". Nawet Matka Boska skorzystała w nowym państwie, gdyż mianowano ją Honorowym Generałem Armii Hiszpańskiej!
7 czerwca 1941 r. podpisano układ, który zapowiadał zawarcie konkordatu, pozostawiając do tego czasu w mocy niektóre uregulowania konkordatu z 1851 r., w tym m.in.:"Art. 1. Religia katolicka, apostolska, rzymska, która wykluczając jakikolwiek inny kult jest jedyną religią narodu hiszpańskiego, cieszy się we wszystkich posiadłościach Jego Katolickiej Wysokości wszystkimi prawami i przywilejami, jakie jej przysługują na mocy praw boskich i kanonicznych.
Art. 2. Konsekwentnie więc nauczanie w uniwersytetach, w kolegiach, seminariach oraz szkołach publicznych i prywatnych, bez względu na to, czego ono dotyczy, we wszystkich szczegółach dostosowane będzie do doktryny religii katolickiej: w związku z tym biskupi i inni przełożeni
licki autor Jos Bergamn zwrócił uwagę, że przed lipcową rebelią nie zamordowano ani jednego duchownego. Dopiero ich rola i czynny udział w walkach doprowadziły do morderstw. Bergamn pisze: "Ani jeden z nich, ani jeden jedyny, nie poniósł śmierci za Chrystusa. Umierali za generała Franco. Można robić z nich bohaterów nacjonalistycznych, ofiary polityczne, ale w żadnym razie męczenników". Te fakty nie przeszkadzały jednak Janowi Pawłowi II wynieść na ołtarze wielu duchownych zabitych przez republikanów. W wyniku zwycięstwa rebeliantów ustanowiono autorytarną dyktaturę
diecezji, których obowiązkiem jest troska o czystość wiary, moralność oraz wychowanie młodzieży, nie będą napotykać żadnych przeszkód pełniąc ten obowiązek odnośnie do szkół.
Art. 3. (...) Urzędy królewskie będą otaczać potężną opieką biskupów i przychodzić im z pomocą zwłaszcza wówczas, gdy trzeba będzie przeciwstawić się niegodziwości ludzi,
Hitlera, który swe pierwsze kroki na międzynarodowej arenie stawiał dzięki Stolicy Apostolskiej. Konkordat zapoczątkowany kilkoma korzystnymi dla Watykanu układami zawarto 27 sierpnia 1953 roku. Jego pierwszy art. o państwowym i wyłącznym charakterze religii katolickiej jest niemal identyczny z tym z roku 1851. Innych kultów zakazano wszystkim obywatelom Hiszpanii, a tym samym usankcjonowano połączenie "Hiszpan-katolik". Specjalnie dla Opus Dei wprowadzono pojęcie "instytutu świeckiego". Potwierdzono zarządzenia poprzednich papieży, że księża co dzień mają się modlić za Hiszpanię i za jej głowę (czyli Franco). Subwencje i dotacje dla Kościoła były bardzo rozbudowane (np. subwencjonowanie nowo powstających diecezji, budowa nowej katedry, budynków dla biskupów, kurii, seminariów etc.). Wyżsi hierarchowie otrzymali immunitet formalny, czyli mogli być sądzeni przez państwowe sądy tylko za zgodą Stolicy Apostolskiej. Natomiast w sprawach karnych duchowni mogli być sądzeni przez państwowe sądy przy zachowaniu dyskrecji i ostrożności, po uzyskaniu odpowiedniej zgody biskupa ordynariusza. Informacja o takim procesie nie mogła się przedostać do wiadomości
publicznej. Duchownych nie zamykano do kryminałów, lecz w razie skazania mieli być przetrzymywani w klasztorze. Fundusz Kościelny powołany przez państwo i Kościół miał łożyć na potrzeby kultu i kleru. Zapowiedziano przyznanie odszkodowania za poprzednio dokonane parcelacje gruntów kościelnych oraz "subwencje na pracę Kościoła dla dobra narodu". Kościół otrzymał całkowitą wolność podatkową (z wyjęciem tych majątków, które w żaden sposób nie dały się pogodzić z funkcjami religijnymi). Pałace biskupów, seminaria, zakony, kościoły otrzymały pozycję zbliżoną do eks-terytorialności. Również sprawy małżeńskie uregulowano w sposób niebywale korzystny dla Kościoła: małżeństwo kanoniczne zrównano z cywilnym, przyznano sądom kościelnym wyłączne kompetencje w procesach o unieważnienie małżeństwa kościelnego, o separację. We wszystkich zakładach naukowych, zarówno państwowych, jak i niepaństwowych, bez względu na ich rodzaj i stopień, nauka miała być prowadzona w zgodzie z dogmatami i moralnością Kościoła. A wszelkie publikacje i materiały sprzeczne z tymi regulacjami mogły być na żądanie biskupów zakazane lub wycofane. Nauka religii była wszędzie przedmiotem obowiązkowym (nawet w szkołach niepaństwowych!). Instytucje i zakłady przeznaczone do kształtowania opinii publicznej, w szczególności radio i telewizja, miały gwarantować odpowiednie miejsce na obronę prawd wiary przez kler.
Dużą rolę w rządach frankistow-skich odgrywali członkowie integry-stycznego Opus Dei, dążącego do zdobycia jak największej władzy. Już w 1957 r. członkowie lub sympatycy tej organizacji znaleźli się we wszystkich resortach rządowych o znaczeniu gospodarczo-poli-tycznym. Odtąd w różnych rządach formowanych przez Franco do końca jego reżimu opusdeiści zajmowali od dwóch do dziesięciu stanowisk ministerialnych. W roku 1990 szwajcarskie katolickie pismo "Aufbruch" charakteryzuje Opus Dei jako "mieszaninę myśli autorytarno-faszys-towskiej i fanatycznego katolicyzmu elitarnego".
Na efekty przymierza państwa z Kościołem papieskim nie trzeba było długo czekać. Nastąpiło ogromne zubożenie i tak biednego kraju. Hiszpania dźwignęła się ekonomicznie dopiero po wejściu do Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej w 1986 roku.
TOMASZ WOLTAREWICZ Fot. archiwum
16
NAUKA I WIARA
FAKTYn
-21 XI 2002 r.
W grotach nad Morzem Martwym (na zdjęciu poniżej) znaleziono około 900 zwojów spisanych w językach: hebrajskim, aramejskim i greckim, datowanych na okres od III w. p.n.e. po I w. n.e. Wśród nich znajdują się 233 manuskrypty biblijne, zawierające teksty ze wszystkich
Zwoje z
ksiąg Starego Testamentu (z wyjątkiem księgi Estery).
Choć większą część starożytnej literatury znamy właśnie dzięki ich średniowiecznym kopiom, to nikt nie wątpi w oryginalność tekstów np. Tacyta, wielu natomiast nie dowierza rzetelności kopii biblijnych. Do czasu odkrycia w Qumran najstarsza kopia Starego Testamentu pochodziła z XI w. (tzw. Kodeks leningradz-ki Aarona ben Mosze ben Aszera z Tyberiady). Niedawno odkryto kopię pochodzącą z X w. -tzw. Kodeks z Aleppo. Trudno natrafić na wcześniejsze odpisy, ponieważ Żydzi podchodzili do Pism z takim nabożeństwem, że zniszczonym zwojom urządzali coś w rodzaju pogrzebu, składając z namaszczeniem w ziemi, podobnie jak ludzkie ciało.
Argument sceptyków
Sceptycy uważali za niemożliwe dochowanie wierności oryginałom przez ponadtysiącletnią historię kopiowania, stąd Biblia nie powinna być według nich traktowana
Zwoje odnalezione w jaskiniach nad Morzem
Martwym okazały się przełomem w badaniach
biblistów. Dowiodły, że znane nam późniejsze kopie
Biblii nie różnią się od starożytnych manuskryptów.
jako wiarygodna. Odkrycie zwojów w Qumran całkowicie wytrąciło im argument z ręki. Obrońcy tej opcji -jak pisze historyk i biblista dr A.J. Palla w poświęconej odkryciu książce "Sekrety Biblii" -uciekali się nawet do twierdzeń, że manuskrypty muszą być fałszerstwem. Po porównaniu zwojów z tekstem masoreckim (zaopatrzonym przez żydowskich gramatyków w samogłoski dla ułatwienia czytania w synagogach) dr Randall Price stwierdził, że "rozczarowanie spotkało tych, którzy oczekiwali, że zwoje ujawnią radykalne zmiany w tekście biblijnym, bo ich treść potwierdziła tylko wiarygodność i stabilność Starego Testamentu, jakim dysponujemy we współczesnych przekładach" ("Secrets of the Dead Sea Scrolls").
Najstarszym zachowanym w całości rękopisem księgi biblijnej jest qumrański zwój Izajasza, datowany na koniec III w. p.n.e. Dotąd najstarsza znana kopia księgi Izajasza pochodziła z X w. n.e. Zestawienie tych dwóch manuskryptów -rozdzielonych okresem tysiąca dwustu lat -pokazało, że są identyczne w 99 procentach! Ów brakujący procent to zazwyczaj różna pisownia tego samego słowa lub inny szyk zdania, co nie wpływa na zmianę sensu biblijnej wypowiedzi. Tak skomentował te różnice prof. Millar Burrows z Uniwersytetu w Yale, który jako jeden z pierwszych opublikował znalezione w Qumran zwoje: "Nie licząc pewnych różnic ortograficznych i morfologicznych, zgadza się on (Stary Testament -przyp. red.) z tekstem ma-soretów w godnym podziwu stopniu. Jego ogromna ważność polega na
potwierdzeniu wiarygodności tekstu masoreckiego" (Biuletyn Amerykańskiej Szkoły Badań Wschodu, nr 111). Dlaczego odkrycie kopii ksiąg biblijnych, zwłaszcza Izajasza i Daniela, miało takie znaczenie? Uczeni, nastawieni krytycznie do Biblii, datowali księgę Daniela i drugą część księgi Izajasza na II w. p.n.e. (w przeciwieństwie do opinii, że księgi te są znacznie wcześniejsze: czasy Izajasza to VIII w. p.n.e., a Daniela -VI w. p.n.e.). Obydwie księgi są profetycznym zapisem przyszłości, więc przesunięcie czasu ich powstania na późniejsze wieki pozwoliło uczonym uznać proroctwa za spisane po fakcie, negując natchniony charakter Biblii. "Przyjęcie tych proroctw za spisane przez Izajasza i Daniela -pisze dr A J. Palla - równałoby się uznaniu, że Biblia jest natchniona. Daniel zapowiedział w nich bowiem z niezwykłą precyzją dzieje świata od upadku Babilonu po czasy chrześcijańskie, a Izajasz niewolę babilońską i jej zakończenie za sprawą Cyru-sa, a także misję Chrystusa".
Zwój Izajasza
W drugiej części księgi Izajasza
(r. 41, 44, 45, 48) czytamy: "Wzbu-dziłem kogoś z Północy i przyszedł, ze Wschodu słońca wezwałem go po imieniu... Ja mówię o Cyrusie: Mój pasterz, i spełni on wszystkie moje pragnienia, mówiąc do Jeruzalem: Niech cię
odbudują!, i do świątyni: Wznieś się z fundamentów!... On moje miasto odbuduje i odeśle moich wygnańców bez okupu i odszkodowania - mówi Pan Zastępów... Ulubieniec Pana spełni Jego wolę co do Babilonu". W 539 roku p.n.e. perski król Cyrus uderzył na Babilon od północy. Po przejęciu rządów pozwolił Izraelitom na powrót do Jerozolimy i odbudowę świątyni. Sprawozdają o tym nie tylko późniejsze księgi biblijne (2 Krn 36.22-23, Ez 1.1
11), ale wspomina też o tym żydowski historyk Józef Flawiusz, twierdząc, że Cyrus był świadom zapowiedzi Izajasza. Skąd? Być może dzięki Danielowi, który pełnił wysoką funkcję na jego dworze. Proroctwo zapowiadające króla z imienia na
PJ----1-r-r -jŁ_J^j____mm
półtora wieku przed jego narodzeniem dla wierzącego nie stanowi problemu, ale dla sceptyka jest ością w gardle. Sprawę załatwiało "przedatowanie" księgi na czas późniejszy. Jak jednak mogła powstać w II w. p.n.e., skoro w Qumran znaleziono jej odpis pochodzący z końca III w. p.n.e.?
Proroctwo Izajasza o Cyrusie jest tylko jednym z wielu. Inny prorok zapowiedział z imienia króla Jozjasza na trzy wieki przed jego narodzinami (1 Krl 13. 2), zaś Micheasz żyjący w VIII w. p.n.e. wymienił Betlejem jako miejsce narodzin Mesjasza
(Mi 5. 2; Mt 2. 6). "Proroctwa te są ambarasujące dla sceptyków, bo w ich przypadku zniekształcenie tekstu nawet nie wchodzi w rachubę" -komentuje autor "Sekretów Biblii", dodając, że to właśnie w księdze Izajasza znajdujemy całą gamę mesjańskich zapowiedzi, ukazujących Chrystusa jako poniżonego przez ludzi sługę, zamiast pożądanego przez Żydów króla rzucającego świat do stóp Izraela. Pewnie dlatego już w średniowieczu niektórzy żydowscy bibliści powątpiewali, czy Izajasz był autorem drugiej części księgi.
Hipotezę o podwójnym autorstwie (drugą część księgi miał napisać późniejszy pseudo-Izajasz) podchwycili krytycy epoki oświecenia, zupełnie nie zważając na spójność i chronologię oraz strukturę literacką księgi, a z czasem za pewnik uznał ją świat akademicki. Przede wszystkim chodziło jednak o światopogląd: zakładano, że takie nadprzyrodzone zjawiska jak proroctwa nie mogą istnieć, więc druga część księgi musiała powstać po fakcie, czyli po niewoli babilońskiej. Z takim nastawieniem trudno jednak zachować naukową bezstronność. Hipoteza pozostaje do tej pory czystą spekulacją, ponieważ nie znaleziono żadnego manuskryptu, który wskazywałby na taki podział. Odkrycie w Qumran spowodowało odłożenie do lamusa teorii krytyków biblijnych o powstaniu rozdziałów 40-66 w II czy III w. p.n.e. Badacz zwoju, prof. Roland Harrison, podsumował wiedzę na temat manuskryptu: "Wciąż pozostaje faktem, że teorie podziału księgi Izajasza wynikają z założenia, a nie z materiału dowodowego". Zasadność późnego datowania ksiąg Izajasza czy Daniela kwestionują zarówno odkrycia archeologiczne, jak i badania lingwistyczne. (Cdn.) ŁUKASZ WOLSKI Fot. archiwum
Napis na odkrytym niedawno ossuarium Jakuba, syna Józefa, a brata Pana Jezusa jest jednym z wielu znalezisk świadczących o wiarygodności Biblii. Prof. Nelson Glueck, wybitny hebrajski archeolog, napisał: "Należy kategorycznie stwierdzić, że nie ma takiego archeologicznego odbycia, które za-
Znamienność tego faktu uświadomimy sobie dopiero, kiedy weźmiemy pod uwagę, że dzięki wykopaliskom znamy miliony (!) szczegółów. Odkryto tysiące miejsc wspomnianych w Biblii, a jednak nie znaleziono dotąd niczego sprzecznego z jej zapisem! Oto kilka przykładów niedawnych odkryć:
1. Sadzawka Betezda, gdzie Jezus uzdrowił sparaliżowanego człowieka (J 5. 2). Zarzucano, że takiego miejsca nie było w Jerozolimie, gdyż nie wspominał o nim Stary Testament, Józef Flawiusz, ani inne starożytne źródła. Tymczasem niedawno odkryto Betez-dę 12 m poniżej obecnego poziomu miasta. Ma ona dokładnie pięć krużganków, jak napisał apostoł Jan.
2. Sadzawka Siloam połączona przez Hi-skiasza kanałem ze źródłem Gichon, gdzie Jezus posłał niewidomego od urodzenia (J 9. 7).
3. Studnia Jakuba w Sychar, gdzie Jezus rozmawiał z Samarytanką (J 4. 5, 12).
4. Inskrypcja potwierdzająca, że Poncjusz Piłat był rzymskim prefektem Judei w czasach Jezusa.
8. Grób z kośćmi ukrzyżowanego w Judei w I wieku n.e. człowieka imieniem Joha-nan, którego stopy były przybite gwoździem, zgodnie z nowotestamentową relacją, w którą krytycy powątpiewali.
Biblia i szpadel
5. Łódź rybacka z czasów Jezusa zbudowana tak, jak łódź wspomniana w ewangeliach, której opis był kwestionowany przez krytyków, jako niezgodny ze starożytnymi realiami (Mk 4. 38). Odkryto ją w pobliżu Ka-farnaum w 1986 r., gdy susza obniżyła poziom wód Jeziora Galilejskiego.
6. Miasteczko Nazaret, które istniało w czasach Jezusa, co było negowane, gdyż nie występowało ono w innych źródłach pisanych.
7. Miasto Kafarnaum, gdzie Jezus mieszkał przez pewien czas (Mt 4. 12). Odkryto tam synagogę z czasów Jezusa, o której wspominają ewangelie, a także, jak się zdaje, dom apostoła Piotra.
9. Ossuarium z kośćmi arcykapłana Kajfasza, który skazał na śmierć Jezusa (Mt 26. 57-63). Wydobyto je w 1990 r. podczas robót budowlanych 2 km od Wzgórza Świątynnego w Jerozolimie. Pięknie ozdobiona urna z I w., podpisana jest imieniem Józefa Kajfasza.
10. Inskrypcja podpisana imieniem rzymskiego prokonsula Cypru, Sergiusza Pawła, którego apostoł Paweł nawrócił na chrześcijaństwo (Dz 13. 7).
Ewangelie, nawet tam, gdzie je podejrzewano o niedokładność, okazały się wiarygodne. Znawca archeologii biblijnej, prof. John McRay, napisał: "Archeolodzy nie znaleźli dotąd niczego, co byłoby sprzeczne
ze sprawozdaniem biblijnym. Przeciwnie, archeologia wykazała błędność wielu poglądów wyznawanych przez sceptycznych uczonych, poglądów, które przez całe lata uważano za fakty". Wśród archeologów badających Bliski Wschód od dawna panuje przekonanie, że nie warto się tam wybierać bez Biblii. Wybitny archeolog Yigael Yadin, napisał: "Prowadziliśmy poszukiwania z Biblią w jednej ręce, a szpadlem w drugiej". Prof. Trude Dothan, która badała teren dawnych miast filistyńskich, stwierdziła, że "bez Biblii nawet nie wiedzielibyśmy, że Filistyni istnieli"! Wielu religioznawców czy filozofów ignoruje dane historyczne i archeologiczne, zakładając z góry, że ewangelie są w błędzie tam, gdzie nie zgadzają się z ich światopoglądem. Na takim założeniu powstała niemiecka racjonalistyczno-liberalna krytyka biblijna, która zdominowała świat akademicki w XIX w. Wielki biblista i archeolog W.F. Albright słusznie jednak zauważył: " Wszystkie dzisiejsze radykalne szkoły krytyki Nowego Testamentu powstały przed współczesną archeologią. Zbudowano je z powietrza, dziś już bardzo stęchłego".
ALFRED J. PALLA
15 - 21 XI 2002 r.
FAKTY n
BÓGI BOGOWIE
17
ŻYCIE PO ŻYCIU (17)
Dudę zmarłych?
Czy duchy zmarłych istnieją? Jeśli według Biblii człowiek po śmier-ci zapada w sen nieświadomości i czeka na zmartwychwstanie, to kim są duchy bliskich zjawiające się na seansach spirytystycznych? Skąd jasnowidze czerpią swoją wiedzę? Co na to Biblia?
Biblia jasno wypowiada się w kwestii życia po śmierci: człowiek "nie wstanie, dopóki niebo nie przeminie, nie ocuci się i nie obudzi ze swojego snu" (Hi 14. 12). "Niebo przeminie" przy powtórnym przyjściu Chrystusa ("I niebo znikło, jak niknie zwój" - Ap 6.14) - a więc do dnia zmartwychwstania umarli "śpią w prochu ziemi" (Dan 12. 2). Nie są niczego świadomi, bo w dniu śmierci człowieka "giną wszystkie zamysły jego" (Ps 146. 4), a"w krainie umarłych, do której idziesz, nie ma ani działania... ani poznania, ani mądrości" (Koh 9. 10). Skoro umarli "nic nie wiedzą" i "nie mają udziału w niczym z tego, co dzieje się pod słońcem" (w. 5-6), to jak mogą pomagać żyjącym lub zjawiać się na ich wezwanie? Jak żyjący mogą korzystać z ich wiedzy? Biblia wyraźnie zakazuje takich praktyk: "A gdy wam będą mówić: Radźcie się wywoływaczy duchów i czarowników, którzy
szepcą i mruczą, to powiedzcie: Czy lud nie ma się radzić swojego Boga ? Czy ma się radzić umarłych w sprawie żywych?" (Iz 8.19-20). Mimo to już w Starym Testamencie spotykamy fakt kontaktowania się ze zmarłymi. Kim był duch i jakie były tego skutki?
Tym, który złamał zakaz, był pierwszy izraelski król Saul. Ponieważ oddalił się od Boga, Pan przestał udzielać mu rad za pośrednictwem proroków. Wtedy Saul udał się do wróżki z Endor. Przebranie miało mu zapewnić anonimowość, gdyż kobieta nie złamałaby zakazu nekromancji w obecności króla, który sam przecież "wytępił wywołujących duchy i wróżbitów w kraju" (1 Sam 28. 9). Gdy tylko kobieta nawiązała kontakt z zaświatami, natychmiast otrzymała informację, że jej "klientem" jest król. Po zapewnieniu zdekonspirowanego Saula, że nie zostanie ukarana, przywołała mu, zgodnie z życzeniem, ducha rzekomego proroka Samuela, by mógł spytać go o radę. Owa "nadludzka istota wychodząca z ziemi" (w. 13) powiedziała do Saula: "Dlaczego pytasz mnie, skoro Pan odstąpił od ciebie i stał się twoim wrogiem?" (w. 16). Następnie identyfikując się z Samuelem duch przypomniał Saulowi jego odstępstwa i przepowiedział mu koniec.
Już samym pytaniem skierowanym do Saula duch wskazał, że nie przychodzi od Boga. Kto mógł to być? Nie anioł, gdyż Pan wstrzymał swe rady; nie zmarły prorok, ponieważ "nie wraca ten, kto zstąpił do krainy umarłych" (Hi 7. 9). Apostoł Paweł przestrzegał przed "duchami zwodniczymi", tłumacząc, że "i szatan przybiera postać anioła światłości" (2 Kor 11. 14). Z kolei Jan pisał: "nie każdemu duchowi wierzcie, lecz badajcie duchy, czy są z Boga" (1 J 4.1). Skoro demony mogą pojawiać się pod dowolną postacią, nie jest dla nich przeszkodą ukazać się w postaci zmarłej osoby, np. ducha Samuela. Ów duch przepowiedział śmierć króla: "jutro będziesz ty i twoi synowie ze mną". Saul nazajutrz przegrał bitwę i popełnił samobójstwo. Dla zwolenników dualizmu (oddzielenia po śmierci duszy od ciała) pozostaje pytanie: czy samobójca Saul, który odszedł od Boga, poszedłby po śmierci tam, gdzie sprawiedliwy Samuel? Ciekawe też, że wróżka z Endor widziała ducha wyłaniającego się "z ziemi", a nie przychodzącego z nieba. Czy Bóg posłałby Samuela, skoro sam zabronił kontaktów z duchami?
Dlaczego Bóg zakazał seansów spirytystycznych? Bo wiedział, że demony wykorzystają to, by przybierać postać zmarłych i zwodzić żyjących. Dlatego "niech nie znajdzie się u ciebie... wróżbita, ani wieszczbiarz, ani guślarz, ani czarodziej, ani zakli-nacz, ani wywoływacz duchów, ani znachor, ani wzywający zmarłych, gdyż obrzydliwością jest dla Pana każdy, kto to czyni" (Pwt 18. 10-12).
PAULINA STAROŚCIK
RELIGIE WCZORAJ I DZIŚ (37)
Umierający bóg
Wbrew powszechnym wyobrażeniom opowieść o bóstwie, które daje swoje życie dla dobra świata lub człowieka, wcale nie jest czymś szczególnie oryginalnym.
Na obszarze Mezopotamii istniały rolnicze kultury, których całe życie i praca koncentrowały się na uprawie ziemi, zapewniającej im przetrwanie kaprysów przyrody. Właśnie ka-pryśność zjawisk naturalnych, a jednocześnie pewna ich powtarzalność, zauważalny roczny cykl, legły o podstaw wiary w bóstwo, które co roku umiera. Świat był postrzegany jako rezultat wielokierunkowych, czasem wzajemnie sprzecznych działań rozmaitych bóstw i mocy, które niekoniecznie były przyjaźnie nastawione do ludzi. Mieszkańcy Mezopotamii doświadczali tego na każdym kroku, kiedy ogień trawił ich domostwa, ulewa niszczyła plony, powódź zalewała pola, albo susza zabijała bydło. Z drugiej strony zaś co roku przychodziło lato, padały deszcze, a jesień zapowiadała zimę. Istniał odwieczny i niezmienny cykl. Rolnikom szło oczywiście o to, by nie było anomalii w przyrodzie ponieważ dawało to szansę na dobre plony. Nic zatem dziwnego, że jednym z najstarszych bóstw powszechnie czczonych
w Mezopotamii okazała się personifikacja cyklu natury - Dumuzi, zwany też Tammuzem.
Co roku Dumuzi musiał umrzeć wraz z całą przyrodą, a działo się to zazwyczaj podczas równonocy jesiennej, zapowiadającej smutną, martwą zimę. Wiosną za to, kiedy długość dnia i nocy znów się zrównuje, aby dać potem przewagę dniowi, Dumuzi radośnie zmartwychwstawał. Według sumeryjskiego mitu okres zimowy spędzał w podziemnej krainie śmierci. Związek z cyklem żywej przyrody jest tu oczywisty. Kult Dumu-ziego miał charakter czysto praktyczny, był czymś w rodzaju "religii stosowanej" w odróżnieniu od abstrakcyjnych bogów rezydujących gdzieś w niedostępnych niebiosach.
Jesienne odejście Dumuziego zbiegało się ze zbieraniem plonów. Zostawały więc po umarłym bóstwie pełne spichrze, gdzie zgromadzono święte owoce jego płodności, które miały służyć podtrzymaniu życia ludzi. W dodatku część przechowywanych nasion była przeznaczona do ponownego wysiania. Oznacza to, że śmierć Dumuziego nosiła w sobie zapowiedź przyszłego życia, była płodna. Analogie z podobnymi ideami i misteriami znanymi na całym
świecie wydają się oczywiste: zawsze powtarza się motyw śmierci ofiarnej, nieuniknionej, która stanowi
0 sensie istnienia samego bóstwa.
Jednakże Dumuzi nie występował sam. Zazwyczaj był łączony z boginią o imieniu Inanna, która nie umierała wraz z nim. Była reprezentantką żeńskich sił w przyrodzie. Inanna była wieczna, stanowiąc niezbędne podłoże dla wszelkich zjawisk, a szczególnie rozmnażania
1 rozwoju. Wiosną najwyżsi kapłani, którzy byli zarazem władcami danego miasta, uroczyście wchodzili do świątyni na szczycie zikkuratu (sztuczne wzniesienie), aby odbyć rytualny, choć wcale nie symboliczny akt płciowy. Chodziło o pobudzenie całej natury do życia i rozmnażania, zgodnie z prastarą tezą, że światy przyrody i człowieka są ze sobą ściśle powiązane, a zatem czynność wykonana w jednym z nich magicznie oddziałuje na drugi.
Dumuzi i Inanna reprezentują pierwotny dualizm - wiarę, że kosmos jest rządzony przez dwie przeciwstawne i uzupełniające się siły. Ich zmagania, choćby tylko w łożu małżeńskim, stanowią właściwą osnowę świata. Sprzeczność rodzi więc istnienie, jest twórcza. LESZEK ŻUK
Trzeciego dnia Bóg wyłania z wody suchy ląd i zapełnia go bujną, owocującą I roślinnością. Morzu | wyznacza jego granicę.
"Potem rzekł Bóg: Niech się zbiorą wo- dy spod nieba na jedno miejsce i niech się ukaże suchy ląd! I tak się stało. Wtedy nazwał Bóg suchy ląd ziemią, a zbiorowisko wód nazwał morzem. I widział Bóg, że to było dobre" (Rodz 1. 9-10). Dyskutując z Hiobem Bóg powołuje się na Swe twórcze dzieło, na głębię mórz, grozę oceanów. W ten sposób pragnie zwrócić uwagę człowieka na jego bezradność i zależność od Stwórcy: "Kto zamknął morze drzwiami, gdy pieniąc się wyszło
wieczór, i nastał poranek - dzień trzeci" (Rdz 1. 11-13). Tego dnia zaistniał ląd. Po wyłonieniu suchej ziemi, Bóg zapełnił ją florą. Zostały stworzone określone rośliny rodzące nasiona i owocujące drzewa.
Niektórzy uważają, że gatunki czy rodzaje stworzonych form życia zostały raz na zawsze ustalone przez Stwórcę, a więc żadne inne "rodzaje" poza pierwotnie stworzonymi przez Boga później nie powstały. Z tekstu wynika raczej coś przeciwnego: np. drzewa owocowe miały rodzić owoce "różnego rodzaju". Kreacjoniści twierdzą, że zarówno drzewa, jak i zwierzęta posiadały znacznie większy potencjał genetyczny w kierunku różnorodności, stąd z jednego biblijnego rodzaju mogło się rozwinąć wiele innych. Spoglądając szerzej na pierwszy rozdział staje się jasne, że pisarz uważał Boga za jedynego Stwórcę wszystkich rzeczy na naszej planecie i to właśnie chciał podkreślić.
Niesłychana moc, która powołała do życia rośliny, wciąż je pobu-
OKIEM KREACJONISTY
Przyroda
z łona (...), gdy wyznaczyłem mu moją granicę i założyłem zawory i bramy, mówiąc: Dotąd dojdziesz, lecz nie dalej! I tu zatrzymają się twe wzdęte fale!" (Hi 38. 8-11). Bóg przypomina człowiekowi wielokrotnie o Swej mocy, która wyznaczyła morzu granice nie do pokonania. Choć wody burzą się, Pan ustawił morzu "wieczystą zaporę, której przebyć nie może" (Jr 5. 22). To wskazanie na Bożą potęgę ma uczyć nas zaufania do Stwórcy, a nie porażać lękiem. Taki właśnie przykład zawierają ewangelie, gdy opowiadają o burzy na Jeziorze Galilejskim. Przerażeni żywiołem uczniowie zgromadzeni w łodzi obudzili Jezusa, prosząc o ratunek. On "zgromił wicher i rzekł do morza: Umilknij! Ucisz się! I ustał wicher, i nastała wielka cisza" (Mk4.35
41). Najważniejsze słowa Chrystus wypowiedział jednak do uczniów: " Czemu jesteście tacy bojaźliwi?". Mając tak potężnego Przyjaciela ludzie nie powinni się bać. Na Nim mogą bowiem polegać. Jezus po raz kolejny objawił tę pierwotną moc twórczą. Ten, który stworzył niebo i ziemię, nadal posiada pełną moc nad wszystkim. Również nad burzami w naszym życiu. Boża moc nad szalejącym morzem jest symbolem Jego mocy dla uratowania człowieka przed skutkiem grzechu.
"Potem rzekł Bóg: Niech się zazieleni ziemia zieloną trawą, wydającą nasienie i drzewem owocowym, rodzącym według rodzaju swego owoc, w którym jest nasienie na ziemi! I tak się stało (...). I nastał
dza do wzrastania. To samo słowo wypowiedziane "na początku" nadal wywodzi z ziemi trawę. W jaki sposób wyrasta źdźbło? Jak kiełek przebija skorupę ziemską? Ta drobinka składająca się głównie z wody, miękka i krucha, podnosi twardą bryłę, tysiąc razy cięższą niż ona sama. Dla kreacjonisty tą siłą jest moc Słowa Bożego. Ta sama moc, która działa w trawie na polu, działa też w człowieku, który tego pragnie. Wielokrotnie Biblia odnosi rozwój duchowy człowieka do wzrostu roślin: "wy rolą Bożą, budowlą Bożą jesteście" (1 Kor 3. 9). Człowiek wzrasta tak samo, jak nasienie: " Tak jest z Królestwem Bożym, jak z nasieniem, które człowiek rzuca w ziemię. A czy on śpi, czy wstaje w nocy i we dnie, nasienie kiełkuje i wzrasta; on zaśnie wie jak" (Mk 4.26-27). Bóg obiecuje potęgę działania w człowieku, jeśli on Mu na to pozwoli. Jego moc jest mocą miłości, która nie stosuje przemocy. Bóg przedstawia wartość rzeczy i prosi o wybranie dobra. Nigdy nie będzie przymuszał do zbawienia. Bóg proponuje człowiekowi moc kiełkującego źdźbła, obiecuje, że gdy Mu się podda "rozkwitnie jak lilia i zapuści korzenie jak topola". (Oz 14. 5).
MARTA CUBERBILLER
18
NASZA RACJA
FAKTYn
Nr 46 (141)
15 -21 XI 2002 r.
Pierwsze wybory APP RACJA ma już za sobą. Nasz debiut polityczny -oceniając liczbę oddanych głosów -okazał się nadspodziewanie udany. W imieniu Antyklerykal-nej Partii Postępu RACJA bardzo dziękuję wszystkim wyborcom za oddanie na nas głosu!
Uzyskany wynik wyborczy, biorąc pod uwagę ciszę medialną na nasz temat, zdzieranie naszych plakatów itp., to świetny prognostyk na przyszłość. Wyniki w poszczególnych województwach czy też samych okręgach wyborczych są mocno zróżnicowane. Na przykład w województwie podkarpackim, gdzie zasięg naszej skromnej kampanii propagandowej był praktycznie żaden (zarejestrowano listę kandydatów tylko w jednym z pięciu okręgów), głosowało na Antyklerykalną Polskę aż 1,5 proc. obywateli (okręg nr 2). Na drugim biegunie plasują się okręgi głównie w zachodniej i północnej Polsce, w których przeprowadzono intensywne akcje rozdawania ulotek i rozklejania plakatów. W niektórych osiedlowych komisjach uzyskaliśmy poparcie przekraczające 10 proc. (np. w Radomiu).
Oceniając nasz wynik z punktu widzenia miejsc, jakie zajęliśmy, warto dać przykład województwa mazowieckiego, gdzie łącznie oddano na Antyklerykalną Polskę prawie 30 000 głosów. W wyborach do sejmiku wojewódzkiego startowało 19 komitetów, z czego tylko 6 zdołało pokonać 5-procentowy próg. KWW Antyklerykalna Polska zajął 10 miejsce, plasując się zaraz za Unią Polityki Realnej i Unią Samorządową (przefar-bowana Unia Wolności)!
Doszły do nas liczne sygnały od naszych działaczy, że również ich rodziny i znajomi z okolicy głosowali na AP, natomiast na wywieszonych w lokalach wyborczych wynikach liczba oddanych głosów równa była... 0! Wystarczyło, że jakiś "życzliwy" Antyklerykalnej Polsce członek komisji dopisał krzyżyk przy
Udany start!
innej liście kandydatów i sprawa załatwiona. W statystyce wyborów Państwowej Komisji Wyborczej podano, iż liczba nieważnych głosów oddanych na szczeblu sejmiku wojewódzkiego osiągnęła w skali kraju niebotyczne 14 proc.! Wynika z tego, że ponad milion wyborców nie potrafiło postawić tylko jednego krzyżyka na liście. Chyba nikt, kto jest przy zdrowych zmysłach, nie przyjmie tego jako normalne zjawisko w demokracji. Można tylko zgadywać, ile z tych 14 proc. miało zakreśloną Antyklerykalną Polskę i "coś" jeszcze.
Tak czy inaczej, uplasowanie się po 2 miesiącach działalności pomiędzy średnimi partiami politycznymi - to start o wiele lepszy niż miała np. Samoobrona, będąca od początku zjawiskiem szeroko przedstawianym w mediach. Analizując skalę i wzrost poparcia dla APP RACJA, możemy być pewni, że nie będziemy potrzebowali - jak wspomniana Samoobrona - 8 lat na wejście do parlamentu; ale już za 3 lata z mównicy w Sejmie usłyszymy antyklerykałów!
Przemawia za tym także pogłębiająca się klerykalizacja naszego
kraju, a ostatnie zachowania rządzącej nami "lewicy", na czele z prezydentem i premierem, nie pozostawiają tutaj żadnych złudzeń. W tych okolicznościach kolejny cios przyszedł od dołu, bo nie można inaczej interpretować umocnienia się w samorządach kołtuńskiej prawicy. Zanosi się na to, że przez następne 3 lata Polska będzie dalej traktowana jak folwark watykańskiej agentury i chyba tylko jakiś nieprzewidziany czynnik może to zmienić.
Mamy nadzieję, że tą iskrą stanie się działalność APP RACJA. Przewidujemy w naszej strategii liczne inicjatywy wykraczające poza publikacje w "Faktach i Mitach", a mające nas nagłośnić w mediach i spowodować postępujący proces odklerykalizowania struktur i mechanizmów państwowych. Od listopada rozpoczynamy przygotowania do I Kongresu Krajowego, na którym dokonamy rozbudowy programu partii i wypracujemy najważniejsze kierunki działań na przyszłość.
Wybory samorządowe okazały się swoistym prezentem od losu - na samym starcie APP RACJA miała okazję zweryfikować struktury partyjne i zdolności organizacyjne poszczególnych regionów. Choć wyszliśmy z tego egzaminu zwycięsko, to konieczna jest dalsza budowa partii w terenie, wzmacnianie już silnych ośrodków oraz systematyczne nagłaśnianie istnienia RACJI. Potrzebna jest nam Wasza pomoc, dlatego apeluję o wstępowanie w szeregi APP RACJA, by uczynić Polskę WOLNĄ I NORMALNĄ!
Przewodniczący Komitetu Wyborczego Wyborców Antyklerykalna Polska
PIOTR MUSIAŁ
Przy korycie
O WARSZAWA
Lech Kaczyński - pomimo zajęcia intratnego stolca - niezmiennie cierpi na... wolne stolce. Powody są dwa. Pierwszy - to możliwość oddalenia apelacji Kaczora od wyroków sądowych, w których został on uznany winnym pomówienia. Jeśli wyrok się uprawomocni, Lech automatycznie zostaje wywalony z roboty prezydenta. Nie mniejszy stres wywołuje u Kaczyńskiego Trybunał Konstytucyjny. Tam bowiem leży wniosek zlikwidowanych warszawskich gmin o uznaniu ustawy o nowym ustroju stolicy za sprzeczną z Konstytucją. Gdyby sędziowie Trybunału przyznali rację autorom skargi, to zwycięstwo Kaczyńskiego miałoby wartość mniejszą niż papier toaletowy. Cała zabawa z wyborami w stolicy zaczęłaby się od początku. Kaczyński - w swoim stylu - postanowił się ubezpieczyć i zaoferował stołek wiceprezydenta Warszawy małżonce prezesa Trybunału prof. Marka Safjana. Cel jest prosty - niech pani Dorota przetłumaczy swemu
ślubnemu, aby ten nie robił Lechowi żadnych numerów. To się nazywa prawicowa polityka prorodzinna.

Według polskiego rządu, Polska po wejściu do Unii Europejskiej zostanie wręcz zalana miliardami euro i wszystkie problemy społeczne rozwiążą się same. Bezrobocie zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Rządzący nie chcą jednak powiedzieć, ile nas te marzenia będą kosztować. Jak wynika z obliczeń profesora Andrzeja Wernika (szefa Instytutu Finansów), Polska na dzień dobry zapłaci Brukseli 10 mld zł! Taką sumę trzeba znaleźć w budżecie już w 2004 r. I to nie koniec niespodzianki. Według analiz ekspertów, władze muszą na biegu wyłożyć kolejne od 3 do 4 miliardów. Pieniążki te trzeba będzie przeznaczyć na sfinansowanie unijnych "podarunków". Na pytanie, gdzie znaleźć tak gigantyczną kasę, liberalni i "lewicowi" ekonomiści, jak np. Dariusz Rosati czy Janusz Jankowiak, odpowiadają: rezerwy znajdują się w nadmiernych
(sic!) wydatkach socjalnych. Trzeba ograniczyć wydatki na emerytury, renty, pomoc społeczną i zasiłki dla bezrobotnych. Najciekawsze jest to, że według Biura Prasowego Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej - nie jest ważne czy składka Polski wyniesie 10 miliardów czy 2 miliardy. Pewnie, że nieważne, przecież Polska jest bogatsza od całej Unii!
0 POWIAT WARSZAWSKI ZACHODNI
Gminy należące do tego powiatu w ostatnich dniach przed wyborami notowały niespotykaną nigdzie migrację ludności. Setki ludzi nagle zapragnęło osiedlić się w Lesznie i sąsiednich miejscowościach. Jak mówią złośliwi, powodem tej masowej wędrówki (szacunki mówią o 2,5 tys. nowych mieszkańców!) była chęć utrzymania stołków przez dotychczasowych radnych, wójtów
1 burmistrzów. Zaproszenie rodziny i przyjaciół oraz ich zameldowanie gwarantowały sukces wyborczy.
Pomysłowi urzędnicy nie poniosą za swoje wyczyny żadnej odpowiedzialności. Polskie prawo na taką bezczelność zezwala.
Opracował M.P.
OGŁOSZENIA PARTYJNE
Centrala APP RACJA, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź tel. 0 (pfx) 42/630-73-25, e-mail:racja@faktyimity.pl
Sympatyków Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA chcących wspomóc finansowo jej działania prosimy o wpłaty na konto: APP RACJA, ING BANK ŚLĄSKI Oddział w Łodzi, 10501461-2266001722.
Spotkania:
Gorzów Wielkopolski, 16XI godz. 12, ul. Jagiełły 15, Uniwersytet III Wieku -Zjazd Okręgu Gorzowskiego APPR. Kontakt: 0 (pfx) 95/73710 58. Sosnowiec, 16 XI godz. 15, ul. Okólna, Dom Działkowca -zebranie skarbników powiatowych z księgową województwa. Wałcz, 16 XI godz. 18, ul. Dworcowa 14, kantyna wojskowa przy hotelu WAM. Kontakt: 0-604 935 401. Łódź, 17 XI godz. 15, ul. Zielona 15, sala konferencyjna tygodnika "FiM" - spotkanie członków i sympatyków z Chojen, Górnej i Śródmieścia. Kontakt: Elżbieta Szmigielska, tel. 0-503162608. Ełk, 17 XI godz. 16, ul. Wojska Polskiego 73, hotel "Horeka".
Sosnowiec, 17 XI godz. 11, ul. Okólna, Dom Działkowca. Kontakt: Zbigniew Sitek, tel. 0 (pfx) 32/202 69 87.
Katowice-Szopienice, 18XI godz. 17, ul. Obrońców Westerplatte 26, bar "Samanta" -zjazd wyborczy członków i sympatyków z powiatu grodzkiego Katowice.
Chorzów, 19 XI godz. 18, ul. Batorego 35, "Casi-no Batory". Kontakt: 0-600 299101. Warszawa-Praga, 19XI godz. 18, ul. Kinowa, klub "Kamionek". Kontakt: Marek Foryś, 0-502 383166. Tarnów, 20 XI godz. 17, ul. Mościckiego 27 -połączone zebranie wyborcze członków i sympatyków z powiatów: Tarnów, Brzesko, Dąbrowa Tarnowska.
Brzeg Opolski, 21 XI godz. 17, ul. Chocimska 5 (pawilon komisu -wejście od ul. M. Skłodowskiej). Kontakt: 0 (pfx) 77/444 08 04. Świętochłowice, 22 XI godz. 17, ośrodek MOSiR "Skałka".
Częstochowa, 23 XI godz. 17, ul. 1 Maja, Dom Kolejarza -spotkanie z przedstawicielem Zarządu Krajowego.
Jelenia Góra, 23 XI godz. 11-12, ul. Długa 1 przyjmowane będą deklaracje, zdjęcia legitymacyjne i składki członkowskie. Zapraszamy wszystkich członków i sympatyków. Nowy Sącz, 23 XI godz. 15, restauracja "Ratuszowa", rynek -międzypowiatowe zebranie wyborcze członków i sympatyków z powiatów: nowosądeckiego, limanowskiego i gorlickiego. Tarnowskie Góry, 23 XI godz. 16, ul. Litewska 22, DK "Jubilat". Kontakt: Bogdan Kucharski, tel. 0-602 514 599,0-608 723 490. Zgorzelec, 23 XI godz. 17, ul. Warszawska 56, bar "Stef".
Czeladź, 24 XI godz. 16, ul. 35-lecia 1, świetlica osiedlowa "Omega". Kontakt: 0 (pfx) 32/265 8654. Lubliniec, 24 XI godz. 17, ul. Powstańców 54, restauracja "Lentex" -zebranie założycielskie. Kontakt: 0-606 392 535.
Olkusz, 24 XI godz. 16, rynek, restauracja "Etce-tera" -zebranie wyborcze członków i sympatyków z powiatu olkuskiego. Bytom, 25 XI godz. 17, ul. Dworcowa 2 -zebranie przedświąteczne. Kontakt: Julian Marcichów 0-609 091051.
Tychy, 27 XI godz. 18, ul. Niepodległości 188, DS "Tęcza".
Kontakty: ŁÓDZKIE
Wszystkich chętnych do złożenia deklaracji prosimy o zgłaszanie się w każdą środę w godz. 10
16, Łódź, ul. Zielona 15. Kontakt: Elżbieta Szmigielska, tel. 0-503162 608.
0
Prosimy członków i sympatyków z powiatu łowickiego o kontakt z panem Waldemarem Szalewi-czem, tel. 0(pfx) 46/837 46 42.

Prosimy członków i sympatyków z Tomaszowa Mazowieckiego i okolic o kontakt: Jarosław Kość, tel. 0-602 586 646.
DOLNOŚLĄSKIE
Wrocław, informujemy, że w każdą sobotę w godz. 14-17 odbywają się spotkania w klubie "Kaktus". Kontakt: Urszula Bielska, tel. 0 (pfx) 71/355 45 03.
KONTAKT Z NASZYMI PRZEDSTAWICIELAMI NA DOLNYM ŚLĄSKU:
Bolesławiec -Antoni Liput, 0-609 814 643 Głogów -Marcin Malczyk, 0-600 411 213 Jelenia Góra -infolinia 0-506 964 041 informująca o spotkaniach - możliwość pozostawienia wiadomości
Kamienna Góra -Leszek Kowalski, 0 (pfx) 75/744 53 69 Kłodzko -Jerzy Zaykowski, 0-600 591 238
Legnica -Alfred Giebień, 0-602 588 297 Lubań -Maciej Koczan, 0-691350 840 Lubin -Karol Zagrodny, 0 (pfx) 76/749 73 43 Polkowice -Jan Forościej, 0-604 577 561 Świdnica -Jacek Białoskórski, 0-504 044 215 Wałbrzych -Ryszard Oleszkiewicz, 0-691 016 881 Wrocław-Marek Hankiewicz, 0 (pfx) 71/3661317 Ząbkowice Śląskie -Marian Gawęda, 0-600 552 449 Zgorzelec -Jerzy Grzyb, 0-607 915 612
POMORSKIE
Tymczasowe biuro Zarządu Wojewódzkiego APPR: Gdańsk Wrzeszcz, ul. Uphagena 13, tel. 0 (pfx) 58/341 03 69. Dyżury: wtorek, czwartek godz. 15-18, sobota godz. 10-14. Andrzej Ko-tłowski, tel. 0-601 258 016.

Proszę o zgłaszanie się osób, które wpłaciły składki członkowskie i nie otrzymały legitymacji w Gdańsku -Barbara Krzykowska, tel. 0-691 943 633 lub 0 (pfx) 58/302 64 93.
MAZOWIECKIE
Osoby zainteresowane wstąpieniem do Partii proszone są o kontakt -Jerzy Wikiel, tel. 0-607 566 826.
ŚLĄSKIE
Częstochowa, dyżury przewodniczącego zarządu powiatowego w każdy wtorek i piątek w godz. 16
18, Al. Wolności 16, klub bilardowy. Prosimy
0 przynoszenie zdjęć legitymacyjnych i wypełnianie deklaracji członkowskich. Zapraszamy wszystkich sympatyków!

Pomagam w zakładaniu struktur partyjnych APP RACJA na terenie województwa -Julian Marcichów, tel.0-609 091 051.
WIELKOPOLSKIE
Informujemy, że dotychczasowa siedziba zarządu wojewódzkiego w Poznaniu, os. Rzeczypospolitej
1 z dniem 1XI została zamknięta. Jedynym pełnomocnikiem upoważnionym do zakładania oddziałów terenowych na terenie woj. wielkopolskiego jest Stanisław Maćkowiak (0-609 222 900).
ZACHODNIOPOMORSKIE Informujemy, że w siedzibie zarządu wojewódzkiego przy ul. Łokietka 12/170-255 Szczecin odbywają się dyżury członków zarządu we wtorki i czwartki w godz. 17-20. Serdecznie zapraszamy! Kontakt: Zbigniew Ciechanowicz, tel. 0-600 368 666.
PEŁNOMOCNICY WOJEWÓDZCY
DOLNOŚLĄSKIE, Wrocław
Bielska Urszula, tel. 0 (71) 355-45-03
KUJAWSKO-POMORSKIE, Bydgoszcz
Świąder Stanisław, tel. 0 (52) 379-32-11
LUBELSKIE, Lublin
Majewski Jerzy, tel. 0 (81) 746-97-24
LUBUSKIE, Gorzów Wielkopolski
Mikołajczak Eugeniusz, tel. 0 (95) 737 10 58
LUBUSKIE, Zielona Góra
Borsuk Włodzimierz, tel. 0-603-560293
ŁÓDZKIE, Łódź
Szmigielska Elżbieta, tel. 0-503-162608
MAŁOPOLSKIE, Kraków
Wyspiański Kazimierz, tel. 0(12) 658-80-75
MAZOWIECKIE, Warszawa
Musiał Piotr, tel. 0-603-788813
OPOLSKIE, Opole
Pokrywka Stanisław, tel. 0-692-481004
PODLASKIE, Białystok
Bołtruczuk Mikołaj, tel. 0-693-309949
POMORSKIE, Gdańsk
Kotłowski Andrzej, tel. 0-601-258016
ŚLĄSKIE, Bytom
Marcichów Julian, tel. 0-609-091051
WARMIŃSKO-MAZURSKIE, Olsztyn
Oleksiewicz Bronisław, tel. 0(89) 543-26-33
WIELKOPOLSKIE, Poznań
Maćkowiak Stanisław, tel. 0-609-222900
ZACHODNIOPOMORSKIE, Szczecin
Ciechanowicz Zbigniew, tel. 0-600-368666
NASI KOORDYNATORZY ZAGRANICZNI
ANGLIA, Zarusiński Sebastian Londyn, tel. 7765903529 NIEMCY, Iwona Mrugała-Jansky Monachium, tel. 01752550162 SZWECJA, Elżbieta Martell Frsund, tel. 498221316 AUSTRIA, Tadeusz Uszpalewicz Wiedeń, tel. 06769518420 ŁOTWA, Andrzej Bargieła Ryga, tel. 6529915 FRANCJA, Roland Błasiak Paryż, tel. 678739044 USA, Kazimierz Dziamka Jefferson, tel. 5052558565
Zapraszamy chętnych do współpracy, informacje -tel. 00 48 42 630 73 25.
Nr 46 (141
15 -21 XI 2002 r.
LISTY OD CZYTELNIKÓW
19
LISTY
Dziurawa Łódź
Już sam nie wiem, co się dzieje w tym kraju. Gdy usłyszałem, że w Łodzi wybory wygrał Kropiwnic-ki, najpierw spojrzałem w kalendarz, bo myślałem, że jest pierwszy kwietnia, prima aprilis, a w radiu prezenter robi sobie ze mnie jaja. Ale jednak! Kropiwnicki wygrał, ale przegrali tym samym wszyscy łodzianie, którzy mieli jeszcze nadzieję, że może coś się zmieni na lepsze (a przynajmniej będzie, jak było). A tak -Łódź dołączy do miast, w których panoszy się kler, a ludzie będą chodzić na msze ku chwale Prezydenta i zasuwać Piotrkowską na kolanach niczym na Golgotę. A sądziłem, że Łódź to mądrzy ludzie, postępowi. Jakże się myliłem.
Kane vel White tozag@wp.pl
Po wyborach
W Zielonej Górze wybory wygrała pani, która nie potrafi się nawet poprawnie wypowiedzieć przed ludźmi. Poprzednio rządy sprawował pan, który określił likwidację (upadek) największych zakładów przemysłowych jako objaw pozytywny dla miasta. Będzie czystsze powietrze, więcej zieleni. Tylko co z ludźmi? Będą pewnie jak barany tę zieleń żreć, bo nie będą mieli co jeść. Dlaczego rządzący nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za swoją pracę?! Jedynym rozwiązaniem jest PRZEWRÓT. Robal
Smutne święto
Oglądam Fakty (11.11.02), w których Lis ubolewa nad tym, że w Polsce tak smutne jest święto państwowe, a jak był w USraju to wszyscy szaleli podczas swojego. Wielokrotnie w innych programach słyszałem, że mało flag wywieszono, mała jest świadomość patriotyczna, mała frekwencja wyborcza (kurde, kto tu z kogo głupa wali?). Niestety, nikt w tych informacjach nie dostrzegł, że wszystko to wynika z faktu, iż nasz kraj jest lennem księstwa Watykan. park (e-mail do wiad. redakcji)
Kara dla Gdańska
Przeraża mnie budowa ołtarza z bursztynu w Gdańsku przez Jan-kowskiego. Przypomina to złotego cielca, a co za tym idzie -karę dla Gdańska i Polski za bałwochwalstwo.
Proszę -uświadomcie to społeczeństwu! Boże, ratuj!!!
Ciekawostka -w Gdańsku zaczyna być popularne nadawanie dzieciom imienia Jonasz.
Ewa z Gdańska
Obraza
Waszą gazetę cenię za bezpru-deryjność, odwagę i rzetelność. Od pewnego jednak czasu zaczyna mnie coś razić. Przykładem może być nr 42, w którym pracę prof. M. Koniecznego nazwano "Największą cipą świata". Czy nie można użyć przyzwoit-szego słowa, np. wagina? Podobnie ma się sprawa z wizerunkiem męskiego prącia umieszczonego na krzyżu. Pseudodzieło p. Nieznalskiej w moim przekonaniu można zakwalifikować jako obrazę uczuć religijnych.
Jerzy Wojciuch, Limanowa
Papa Mały
Jak każdy zdrowo myślący człowiek, jestem oburzony decyzją Watykanu dotyczącą planowanego nadania Janowi Pawłowi II przydomku Wielki. To, że Kazimierz Wielki otrzymał taki przydomek, nikogo nie dziwi, zastał bowiem Polskę drewnianą, a zostawił murowaną. Natomiast o obecnym władcy naszego kraju, Karolu Wojtyle, będzie można kiedyś powiedzieć jedynie tyle, że zastał Polskę odbudowaną, a zostawił zrujnowaną. Marek M.
Jest szansa!
Klechy i obecny ich sojusznik -SLD -dostali bardzo silnych "boleści" po prawdopodobnym wyniku powyżej 3 procent dla APP Racja! Czyli kolejna ekipa polityczna w Polsce zapomniała, że "kopulacja z episkopatem" ZAWSZE BOLI i na niej się traci politycznie (no, finansowo jednak nadal jeszcze NIE...)! Czyli jest wielka szansa, że w wyborach parlamentarnych za 3 lata osiągniemy RACJOnalne 5-6 miejsce pod względem liczby elektoratu!!! Wszyscy niechętni "kopulacji z episkopatem" będą z nami!
Waldek Zboralski, Nowa Sól
Spróbujcie zapukać!
W telewizji obejrzałem wzruszający dokument o Panu Marku Ko-tańskim. Dla ostudzenia emocji, zaraz po zakończeniu emisji tegoż programu, na ekranie pojawiła się "buźka" generała Glempa, odzianego w królewskie szaty, w czymś tam
śmiesznym na głowie, pozwalającym mu wywyższyć się nad tłum. Nasunęła mi się taka refleksja: do drzwi Pana Kotańskiego można było zapukać o północy i poprosić o pomoc, a niech kto spróbuje zapukać o północy do drzwi księżula...
Piotr z Nowego Dworu Maz. e-mail do wiad. redakcji
Pomarańcze i wrotki
Z uwagą przeczytałem tekst pt. "Oskarżam Państwo Polskie", ("FiM" nr 40). Muszę przyznać, iż byłem mile zaskoczony, że "Fakty i Mity" poruszyły tak trudny temat, jak bezrobocie w Polsce. Muszę jednak zapro-
-Ś: .
testować, bo uważam, że podana w tekście liczba 3 105 122 bezrobotnych w Polsce jest mocno zaniżona. Dużo ludzi pozostaje bez pracy i nigdzie nie są zarejestrowani, ponieważ nie mają ani szansy na otrzymanie pracy, ani zasiłku. Z dużą dozą prawdopodobieństwa należy oszacować, że w Polsce jest już 4 000 000 bezrobotnych, a niewykluczone, że liczba ta jest jeszcze większa. Jest tylko jeden optymistyczny akcent w tej smutnej rzeczywistości. Z przyjemnością patrzy się, jak ładne dziewczyny posuwisto-tanecznym krokiem mkną na wrotkach po halach hipermarketów. Aż... serce rośnie! Za cenę utraty niezbywalnego prawa do pracy, także innych zdobyczy socjalnych, o które walczyli i ginęli po więzieniach nasi ojcowie, zyskaliśmy na transformacji ustrojowej: banany, pomarańcze i... wrotki. Ryszard Dowkan
Kiełbasa się kończy
Przed kilku laty, przed kampanią wyborczą na Prezydenta RP, pan minister Kalisz wniósł do Sejmu projekt ustawy prezydenckiej o dodatku
kombatanckim -dzieciom wojny. Projekt odrzucono czterema głosami. Dziś tych oponentów z AWS-u i UW w Sejmie nie ma, a i ustawy też. Nie ma pośpiechu, statystycznie co 11 minut umiera jeden z nas, więc do końca kadencji Pana Prezydenta problem sam się rozwiąże. Pozostanie tylko gorycz w rodzinach szczególnie dotkniętych wojną. Gorycz "kiełbasy wyborczej"!
W.J., Olecko
(uczestnik powstania warszawskiego, więzień obozu pracy w wieku 13 lat, dopiero po dwóch zawałach i jednej śmierci klinicznej)
Powielanie błędów
Trzy lata temu, za Buzka, nie wykorzystaliśmy ponad 30 mln z funduszu PHARE. Dziś mówią, że w tym roku nie wykorzystamy 50 mln euro. Mimo wyciszonej afery z komputeryzacją ZUS-u mamy drugą -z komputeryzacją wyborów. A co tam, 25 milionów w lewo czy w prawo, podatnicy płacą, a "ktoś bokiem lody kręci". W.J.
Zamiast "Krk"
Ostatnio na łamach "FiM" pojawia się skrót "Krk" na określenie naszego głównego adwersarza. Termin "kościół", używany wyłącznie w Polsce, utworzono od czeskiego "kostel", które to z kolei jest pochodną od łacińskiego "ca-stellum" (por. kasztel, kasztelan), co oznacza fortecę obronną, cytadelę, zamek warowny itp. Zatem wyraz "kościół" ma pochodzenie raczej wojskowe aniżeli religijne. Używając słowa "kościół", zwykle nie chodzi nam jednak o ufortyfikowany dom modlitwy, lecz o organizację wyznaniową, a ściślej: tylko o jej ciało kierownicze. Organizacja ta od poł. XVI w. nosi oficjalną, międzynarodową nazwę "Sancta Romana Ecclesia" (Święte Rzymskie Zrzeszenie), co w skrócie można zapisać jako "SRE" - i taki właśnie pięknie brzmiący skrót proponowałbym wprowadzić na łamach "FiM", zamiast dotychczasowego "Krk". Naturalnie "SRE" będzie oznaczać wyłącznie kastę kapłanów, natomiast nie będzie dotyczyć kilkusetmilio-nowej rzeszy katolików świeckich, którzy w tej antydemokratycznej instytucji nie mają kompletnie nic do gadania. R.G., Gdańsk
Szanowni Czytelnicy, niektórzy z Was domagają się zamiast skrótu "Krk"powrotu do "Kk". Jest on niewłaściwy. Sugeruje bowiem wszystkie kościoły katolickie, np. Kościół
polskokatolicki. Zostajemy więc przy chorwackiej wyspie Krk.
Wasza Redakcja
Uwaga! Nasz artykuł "Oskarżam państwo Polskie", który opublikowaliśmy w numerze 40/2002, wywołał poruszenie. Wiele osób wysłało do sądów pozwy według przygotowanego przez nas wzoru. Celowo nie umieściliśmy w nim konkretnej jednostki organizacyjnej skarbu państwa. Znając sądową procedurę, chcieliśmy, aby to Państwo sami dokonali wyboru. Otrzymaliśmy dziesiątki listów i próśb o pomoc w precyzyjnym określeniu -kto ma ponieść odpowiedzialność za dramat wielu rodzin. Domaga się tego bowiem sąd w odpowiedziach na pozwy. Spełniamy więc prośbę Czytelników w jedyny sensowny sposób. Robimy to z ciężkim sercem, bo to przede wszystkim poprzedni "premier" Buzek powinien odpowiadać za biedę w tym kraju. Oto nasza propozycja: Prezes Rady Ministrów adres do korespondencji: Aleje Ujazdowskie 1/3 00-583 Warszawa Domaganie się odszkodowania od ministra finansów czy poszczególnych ministrów jest bezcelowe. Ich przecież i tak kontroluje premier. To jego decyzje powodują, że pomoc społeczna nie ma pieniędzy, że rośnie bezrobocie, a gospodarka upada. Premier pozwala, aby gigantyczne pieniądze szły na Kościół.
Sposób załatwienia spraw wytoczonych przez naszych Czytelników będzie testem sprawdzającym, czy konstytucja ma jeszcze jakieś znaczenie i czy sądy są naprawdę niezawisłe. Wasza Redakcja "FiM"
Fundacja "Pomóż z serca"
Drodzy Czytelnicy!
Znając Państwa dobre serce i hojność, zwracamy się do Was z prośbą o pomoc dla dzieci chorych na cukrzycę. Aby dzieci te mogły w miarę normalnie żyć, potrzebują urządzenia zwanego pompą insulinową. Urządzenie to samoczynnie reguluje poziom insuliny we krwi. Pompy są drogie i wielu rodziców chorych dzieci nie stać na taki wydatek. Cena pompy to wydatek około 17 000 złotych. W naszym woj. podkarpackim potrzeba około 500 pomp.
Fundacja "Pomóż z serca", 35-005 Rzeszów, ul. Styki 1, tel.: 0 (pfx) 17/854 27 21,0-502 784 924, nasze konto: BGŻ oddział Rzeszów, ul. Siemińskiego 18A, 203 1837-5496-2705-11.
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Henryk Rozenkranc -tel. (0-42) 637-10-27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski -tel. (0-42) 630-72-33; Dział historyczno-religijny: Adam Cioch -tel. (0-42) 639-85-41; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Przemek Zimowski; Dział promocji i reklamy: tel. (0-42) 630-73-27; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-70-66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail: faktyimity@faktyimity.pl; Wydawca: "BŁAJA News" Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze -do 25 listopada na pierwszy kwartał 2003 r. Cena prenumeraty -28,60 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA -do 5 grudnia na pierwszy kwartał 2003 r. Cena prenumeraty -28,60 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16, 532-88-19, 532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-/kwartał; 227,-/pół roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-/kwartał; 255,-/pół roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-/kwartał 313,-/pół roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hubsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York -European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago -J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell Intern ational c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga -Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia "Pegaz" -Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 15 grudnia na pierwszy kwartał 2003 r. Cena 28,60 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p-ele@faktyimity.pl. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl
JAJA JAK BIRETY
Nr 46 (141)
15 - 21 XI 2002 r.
Fura i komóra
Nie wiemy, kto spoczywa w tym luksusowym grobowcu, ale wiele wskazuje na to, że nieboszczyk był cygańskim bossem. A swoją drogą, widząc to zamiłowanie do blichtru, gotowi byliśmy pomyśleć, że jest to miejsce spoczynku, które przygotował sobie zapobiegliwie prałat Jankowski. Tylko marka limuzyny nie ta ulubiona... Fot. archiwum
Czarny humor
Jasiek zaprosił mamę na obiad. W mieście, w którym studiował, wynajmował mieszkanie razem z koleżanką Justyną. Kiedy matka przyjechała do syna, zauważyła, że współlokatorka jest wyjątkowo ładną i seksowną blondynką. Syn zobaczył, jak matka na nią patrzy i kiedy byli sami, powiedział:
- Domyślam się, o czym myślisz, ale zapewniam cię, że jesteśmy tylko współlokatorami. Nic nas nie łączy.
Tydzień później Justyna mówi do Jaśka:
- Słuchaj, nie chcę nic sugerować, ale od ostatniego obiadu z twoją matką, nie mogę znaleźć mojej pamiątkowej cukierniczki. Chyba jej nie wzięła, jak myślisz?
Jasiek napisał list do matki: "Droga mamo, nie piszę, że wzięłaś pamiątkową cukiernicę Justyny, nie piszę też, że jej nie wzięłaś. Fakt jednak pozostaje faktem, że od kiedy byłaś u nas na obiedzie tydzień temu, nie możemy jej znaleźć".
Odpowiedź przyszła parę dni później: "Drogi Jasiu, nie twierdzę, że sypiasz z Justyną, nie twierdzę też, że z nią nie sypiasz. Fakt jednak pozostaje faktem, że gdyby Justyna spała we własnym łóżku, już dawno by ją znalazła". 0
Mała Kasia pyta mamę, co to jest impotencja. Mama długo się zastanawia, jak wybrnąć z trudnej sytuacji i wytłumaczyć córeczce, co
to oznacza. Wreszcie z powagą odpowiada:
- Widzisz, to tak jakbyś chciała ugotowanym makaronem grać w bierki...

Jasio kopie dół w ogródku. Zaciekawiony sąsiad pyta:
- Co robisz?
- Kopię grób dla mojej złotej rybki.
- Ale czemu taki duży?
- Bo jest w twoim cholernym kocie!

Glemp odwiedza szkołę dla dzieci opóźnionych w rozwoju. Wchodzi do klasy, a pani pyta dzieci:
- No, kochani, kto to jest?
- ???
- No, przypatrzcie się dobrze, kto to jest?
-NOWY!!!
Nasłuch 25.10 "ABC wyborcy"
- (ksiądz Rydzyk) ...a pan, panie inżynierze, kogo pan będzie wybierał? SLD
czy Platformę?
- Ja ? Ligę Polskich Rodzin.
- O, Boże! A ja im, ja wszystkim nie ufam. Patrzę. Na dole są przyzwoici ludzie, ale ta warszawka, uuu...
- ...oddajmy głos słuchaczom... bo to już ostatnia okazja (przed ciszą wyborczą - dop. red.). Od kiedy nam usta zamykają?...
- ...radio powinno co pół godziny puszczać uwagę: zabierz ze sobą długopis i okulary!...
- ...ja nie mogę się zgodzić z tym, że Maria była zawsze dziewicą. W Mateusza 13.53-56 jest napisane, że
Radiu Maryja - pomożemy
Maria później urodziła czterech synów i... córki... Czy mógłby mi to ojciec wytłumaczyć?
- Niedługo będzie pa-
ścijan... nie mówimy tutaj
o anatomii i fizjologii, ale patrzymy na Matkę Bożą, na Jej czystość oczyma naszej wiary. Ona była bez grzechu pierworodnego poczęta, w to wierzymy... (!)
Nasłuch 28.10 "Co parafia może uczynić dla biednych i zagubionych".
- ...pomagam ludziom... przyszła do mnie koleżanka, która jest alkoholiczką i powiedziała: ja chciałam rzucić się pod pociąg... Dałam jej wody święconej... do popicia. Ona mówi: "zaraz mi lżej, zaraz mi lepiej".
INDEKS 356441 ISSN 1509-460X
FAKTY
i mi
http://www.fa ktyimity. pl
TYGODNIK NIEKLERYKALNY
Nr 47 (142) 22 - 28 listopada 2002 r. Cena 2,20 zł (w tym 7% VAT)
WstydLio kraść
Według Biblii, Bóg tworzył świat sześć dni, siódmego zaś odpoczywał. Wszystko, co powołał Przedwieczny, było dobre. Kto zatem wymyślił BIEDĘ i jednocześnie antidotum na tę plagę - WYSYPISKA ŚMIECI?
Lekcja polskiego
"Człowiek zawsze żywił głębokie pragnienie zobaczenia Boga", "Na mapie Polski narysuj trasę wędrówek Jana Pawła II", "Zastanówcie się, jakie trudności językowe stoją przed katechetą podejmującym trud ewangelizacji" - czy to cytaty z podręczników do nauki religii, geografii lub erystyki? Skądże! To tylko trzy wyimki (wśród setek podobnych) z książek do nauki języka polskiego, zatwierdzonych przez świeckie MEN. Wszystko dzieje się w konstytucyjnie laickim kraju na początku XXI wieku - w czasie, gdy rządzi lewica.
Gorący interes
Po osławionym Stoenie nastała moda na pozbywanie się dalszych, strategicznych "źródeł energii". Zakład Energetyki Cieplnej w Żninie (woj. kujawsko-pomorskie) wart, według rzeczoznawców, 4,5 miliona złotych - władze miasta sprzedały prywatnej firmie Fluid Corporation z Krakowa za... 900 złotych polskich!!! Spośród pięciu oferentów krakowska firma miała najgorszą sytuację finansową. Dlatego została wybrana...
Ś Ś Ś l_ * Ś


KSIĄDZ NAWRÓCONY
FAKTYn
FAKTY
POLSKA Do UE przyjmą nas 1 maja 2004 r. Opóźnienie pozwoli nam zaoszczędzić 1 mld euro z przypadającej na nas składki członkowskiej, a wpływy z unijnej kasy mają pozostać bez zmian. Ile byśmy zaoszczędzili, nie wstępując do Unii w ogóle?
Andrzejowi Milczanowskiemu, który publicznie oskarżył przed siedmiu laty premiera Oleksego o szpiegostwo, grozi obecnie 5 lat więzienia za zdradę tajemnicy państwowej. Miał on się tego dopuścić w słynnym oskarżycielskim przemówieniu sejmowym. Do siedmiu lat bezkarności dojdzie jak nic jeszcze z pięć.
Do sądu trafił wniosek o upadłość franciszkańsko-biznesowej Telewizji Familijnej, producenta TV Puls. Przyczyną są długi. Stacja nadaje obecnie tylko powtórki programów. Przerżnęli 182 państwowe miliony, z Bożą pomocą!
WARSZAWA Katolicy, pracownicy telewizji, radia i serwisów internetowych założyli stowarzyszenie Signum Temporis, którego celem jest promowanie WC (wartości chrześcijańskich, czyt. katolickich) w mediach. Nowej organizacji szefuje jezuita, ks. Krzysztof Ołdakowski - kościelny cenzor z redakcji katolickiej TVP. Polskie media jeszcze bardziej watykańskie! Kto to przeżyje?
Bóg da siłę swojemu ludowi. Rusza budowa drugiej Świątyni Bożej Opatrzności (jedna taka stoi już od 40 lat w Warszawie, na Ochocie). Realizacja ma potrwać trzy lata. Pierwsze podejście do budowy przerwała zagłada I RP, drugie - najazd hitlerowców. Co dobrego teraz szykuje nam glempowa opatrzność?
Były premier Tadeusz Mazowiecki odszedł z Unii Wolności. Powód: zawiązywanie lokalnych porozumień samorządowych pomiędzy działaczami UW i Samoobroną oraz współpraca z SLD. Mazowiecki nie zgadza się na liberalne oblicze partii. Ani liberalna, ani klerykalna, ani... Po co komu ta partia?
POZNAŃ Watykan zakazał sprawowania przez abpa Paetza posługi biskupiej w diecezji poznańskiej (bez zgody abpa Gon-deckiego). Inne diecezje stoją przed nim otworem... "Ukamienowali nam biskupa..." - Biskup Zawitkowski, kazanie radiowe (24 II2002 r.).
BYDGOSZCZ Działacza Ligi Polskich Rodzin i Młodzieży Wszechpolskiej Jakuba M. zatrzymano pod zarzutem handlu narkotykami. Rydzykowiec oficjalnie zwalczał wszelkie używki. Z pewnością sprzedawał niewiernym, a jeśli jeszcze się z tego spowiadał...
CZĘSTOCHOWA Nowo wybrany prezydent miasta i pupilek Kościoła - Tadeusz Wrona - został oskarżony o usiłowanie zabójstwa. Poszkodowany Romuald Bryła, szef Ogólnopolskiego Zrzeszenia Emerytów i Rencistów, twierdzi, że został skatowany przez ochroniarzy Wrony w jego obecności. Rzecz wydarzyła się w czasie kampanii wyborczej, a Bryła od dwóch tygodni przebywa w szpitalu. Szczyt optymizmu: wygrać z prezydentem klerykałem w częstochowskim sądzie.
UNIA Po tym, jak Lepper opieprzył unijnych negocjatorów, są oni skłonni zwiększyć dopłaty dla naszych rolników z 25 nawet do 30 proc. Przewodniczący Samoobrony groził, że Polska wystąpi z Unii, jeżeli nie będzie miała równych praw. Dał nam przykład Andrzej Lepper, jak zwyciężać mamy!
Prawicowa Europejska Partia Ludowa przedstawiła w Parlamencie Europejskim projekt konstytucji UE z preambułą zawierającą odniesienie do Boga. Jej tekst (popiera go Danuta Hb-ner i Józef Oleksy) sformułowany przez Edmunda Wittbrodta i Martę Fogler (cóż za rdzennie polskie nazwiska!), jest wzorowany na konstytucji polskiej. W konstytucji europejskiej miałoby się także znaleźć zapewnienie praw kościołom. Teraz wiemy, po co potrzebni są papieżowi "Polacy" w Unii.
WŁOCHY Giulio Andreotti, siedmiokrotny premier Włoch, działacz Chrześcijańskiej Demokracji, wielki przyjaciel Watykanu i samego Papy, został skazany przez sąd apelacyjny na 24 lata więzienia za zlecenie zabójstwa dziennikarza. Zamordowany Mino Pecorelli posiadał materiały kompromitujące Andre-ottiego. Po wyroku sędziemu kilkakrotnie grożono śmiercią. Andreotti, jako prześladowany, ma zagwarantowane wyniesienie na ołtarze.
Po raz pierwszy w historii papież nawiedził włoski parlament. Nie był posłuszny ojcu Rydzykowi i wezwał do rozszerzenia Unii Europejskiej. Przy okazji dokonał cudu - 50-letni mafiozo Bene-detto Marciante, skazany zaocznie na 30 lat więzienia za zabójstwo i wymuszanie haraczu, dobrowolnie zgłosił się na policję. Jak wyznał, uczynił to wzruszony papieskim przemówieniem. Nie ginie wiara... wśród przestępców.
WIELKA BRYTANIA Stosunkiem głosów 3 do 1 synod Kościoła anglikańskiego zniósł zakaz udzielania ślubów kościelnych rozwodnikom.
Angole są zacofani. W firmie watykańskiej nie trzeba nawet rozwodu, wystarczy kasa na unieważnienie małżeństwa.
USA Niejaki William Langewiesch zaatakował najnowszy mit dotyczący nowojorskich strażaków. W swojej książce napisał, że obok tych, którzy 11 września z narażeniem życia ratowali ludzi, znaleźli się także tacy, którzy rabowali zrujnowane sklepy i zachowywali się niegodnie. Publikacja wywołała szok i sprzeciwy. Już my wiemy, jak bolą niewygodne fakty i zdemaskowane mity.
CYPR Grecy i Turcy zaakceptowali wstępnie propozycje ONZ zmierzające do uregulowania trwającego od 30 lat konfliktu na wyspie. Podzielony Cypr ma stać się państwem federacyjnym. Oby "federacja" wyszła im lepiej niż Bośniakom.
IRAN Najwyższy przywódca duchowy szyitów, ajatollah Ali Cha-menei, przychylił się do rewizji wyroku śmierci na intelektualistę Haszema Aghadżariego. Jego winą było wezwanie do reformy islamu i wypowiedziane bluźnierstwo: "wierni nie muszą koniecznie słuchać się przywódców religijnych". U nas też myli się Ojca "Świętego" z Niebieskim, a krytykę kleru - z bluźnierstwem.
22 - 28 XI 2002 r.
KOMENTARZ NACZELNEGO
Czarne i ryje

1 szelkiej maści pisarze, a zwłaszcza felietoniści gazetowi, powinni pisać na tematy dotykające lub poruszające ich samych. Wszelka pisanina jest zwykle więcej warta, jeśli zajmuje i bulwersuje w pierwszej kolejności samego autora. Dlatego tak namiętnie, po dziś dzień, zaczytujemy się w tak wspaniałych pisarzach jak Jack London, Mark Twain, Ernest Hemingway, Arkady Fiedler. Oni po prostu pisali o tym, co widzieli na własne oczy i notowali swoje odczucia. Im bardziej realistyczny opis, tym łatwiej czytelnik przenosi się oczyma wyobraźni do świata, który dla niego jest nierealny, a o to właśnie temu spryciarzowi chodzi.
W tych dniach również ja sam przeżywam tak wielkie i ważne dla mnie wydarzenia, że gdybym napisał o czymkolwiek innym, wyszłaby z tego kasza-na, niestrawna nie tylko dla świadków Jehowy. Co mnie obchodzi religia, polityka, wybory, Kaczor w Warszawie, Kropiwnicki w Łodzi, wojna w Iraku, trzęsienia ziemi, katar papieża, zamachy terrorystyczne i inne tragedie. Każdy jest egoistą i myśli przede wszystkim o własnym podwórku; ja o swoim również.
Wszystko zaczęło się trzy lata temu, gdy kupiłem dom pod Łodzią i zacząłem wydawać gazetę. Od tamtej chwili chcą mnie zniszczyć, psychicznie złamać, wyprowadzić z równowagi, okrążają, knują przeciwko mnie. Zastępy czarnych gnojków doprowadzają mnie do czarnej rozpaczy. Ciągle pode mną ryją, nieustannie szukają nowego miejsca, kombinują, gdzie zadać kolejny cios. Czarne szkodniki zawłaszczają dla siebie coraz więcej ziemi. W walce z nimi tracę czas i pieniądze, a nawet zdrowie. Są inteligentne, jeśli już raz się gdzieś pojawią i okopią, niezwykle trudno je przepędzić. I jeszcze jedno, w tym nieszczęsnym kraju od dawna są pod ochroną, a niektórzy naiwni uważają nawet, iż są pożyteczne. Tak, zgadliście, chodzi o krety. Na swoje nieszczęście mieszkam w samym środku kreciego matecznika, w takim ichnim Nowym Jorku czy Pekinie. Od trzech lat każdą wolną chwilę poświęcam na walkę z kretami, tj. na wykopywanie ich z ziemi w chwili, gdy stawiają właśnie swój kolejny wieżowiec. Te moje, na własnej krwi wyhodowane, pracują najchętniej przed świtem... Wykopałem już około stu czarnych terrorystów, ale ciągle przychodzą nowi, ryją z podwójną siłą, jakby się mścili za swych braci. Pojmanych bojowników oczywiście nie zabijam (mrugnięcie okiem...), tylko wywożę daleko, na łąki pod las.
Zbrodnicza (chroniona prawem) działalność kretów polegająca na niszczeniu trawników nasila się na wiosnę i jesienią, stąd ten komentarz.
Ciągła walka z krecim terrorem zmieniła moje życie. Je-ż\ oglądaliście kreskówkę z kojotem i strusiem, wiecie, co mam na myśli. Największym wyzwiskiem jest dla mnie: "ty krecie!" albo: "ty ryjcu!". Złorzeczeniami: "niech cię kret kopnie!", "kret ci mordę lizał" lub "ryj się!". Gdy widzę reklamę "kopca kreta" -zmieniam program. Przełączyłem niedawno na relację spod kopca Kościuszki i... przypomniałem sobie o świeżym kopcu w truskawkach. Nie dam sobie wmówić, że Rysy, Giewont czy Kasprowy to są szczyty... Nigdy nie powiem: ktoś mi chce zrobić krzywdę, tylko: "gość ryje pode mną". Ludzie, których nie lubię, śnią mi się z krecimi głowami. Jest to o tyle łatwe, że i barwa łotrów zwykle się zgadza. Na tej zasadzie, zradykalizowała się moja postawa wobec wszystkiego, co czarne, piszę więc coraz ostrzejsze komentarze. Zwycięskie poranne polowanie ze szpadelkiem
nastraja mnie cudownie na cały dzień, a nawet na wiele dni. Aż do następnego rycia. Niepowodzenie, wręcz przeciwnie -dołuje i podcina skrzydła. Jeśli uznacie, że w jakimś numerze "FiM" coś nie gra, będziecie już wiedzieli, co się stało.
Stojąc godzinami nad kopcem, rozmyślam, tak jak dawniej w seminarium, w oczekiwaniu na świt. I tak sobie my-ślę, że każdy człowiek ma swojego własnego kreta. Jego sprawa, co z nim zrobi -zlikwiduje szkodnika (przeszkodę) i uporządkuje teren (sytuację), rozwiąże problem; czy raczej będzie spokojnie patrzył, jak szkodnik podkopuje jego własny dom, niszczy jego pracę, zakłóca mu spokój. Życie ludzkie jest ciągiem dylematów, składa się z wyborów. Decyzje przy okazji wyborów stanowią o życiu -dobre procentują na korzyść, złe mszczą się mniej lub bardziej dotkliwie. Wiem doskonale, jak ważna to zależność, gdyż kiedyś podjąłem najważniejszą decyzję o zrzuceniu sutanny. Gdybym tego nie zrobił, nigdy bym nie doświadczył, co to znaczy normalnie żyć i być naprawdę szczęśliwym.
Dylematy są również udziałem narodu, państwa, rządu. I tu bywają dobrze lub źle rozwiązywane. Najgorzej, gdy jawne szkodniki sprawiają wrażenie pożytecznych i są brane pod ochronę. Taki błąd zrobił już Mieszko I, przyjmując zwierzchnictwo papiestwa. Na tamten czas wydawało się to najbardziej racjonalne posunięcie. Dzisiaj my -potomkowie Polan -możemy pluć Mieszkowi w brodę. Podobnie robią Australijczycy, plując w brodę tym, którzy sprowadzili im na kontynent króliki. Huncwoty miały uratować populację psów dingo i ucieszyć myśliwych, lecz rozmnożyły się ponad miarę, wyżerając najlepszą trawę owcom. Podobnie było z wróblami w Kanadzie.
Wielkie demokracje stoją obecnie przed wyborem: co zrobić z Hu-sajnem, czy angażować się w wojnę z Irakiem? Chciałoby się przyklasnąć antyglobali-stom i pacyfistom, którzy na ulicach Pragi skandują: miłość i pokój! Ale kto zagwarantuje, czy kiedyśz tymi pięknymi hasłami na ustach sami nie będą musieli umierać rozrywani przez irackie rakiety?
Buzia Paetza jest miła, jego głos ciepły, a posługa, jaką pełni wśród wiernych, przybliża ich podobno do zbawienia. Pomimo to jednak Kościół uznał, że "z uwagi na dobro ludu bożego" arcybiskup powinien być wykopany, aby nie rył pod nowym szefem w Poznaniu.
Widzimy zatem, że na świecie, a nawet w Kościele, nie zatracono instynktu samozachowawczego i ciągle żywa jest wola walki z tymi, którzy szkodzą ogółowi. Jak zwykle odwrotnie jest w Katolandzie. Na polski trawnik, miast z niego wyrzucać, dowozi się wciąż nowych szkodników. Co gorsza, jak podczas ostatnich wyborów, sam naród łechce ich po futerku, pokazując z satysfakcją -ty będziesz rył tu, tam swoją dziurkę będzie miał ten malutki, a kopczyk dalej będzie dla tamtego. Naród nasz nie dba o swój własny dom, a co dopiero o obejście. Łatwiej i pobożniej jest mu troszczyć się o zastępy pasożytów w sutannach czy choćby tylko patrzeć z założonymi rękami, jak ryją w polskich sumieniach i kieszeniach.
Cóż, strumienie wpadają do rzek, rzeki do morza, krowy się cielą, drzewa owocują, a... krety ryją. Ludzie mają wielką władzę -potrafią naginać rzeczywistość do swoich oczekiwań; eliminując zagrożenia -zmieniać uświęconą kolej rzeczy. Jedni to robią. Innych hamuje zwodnicze słowo "uświęcona", wolą więc liczyć kretowiska pod oknami.
Tym bardziej wznieśmy toast: za tych, co przy kopcach!
JONASZ
22 - 28 XI 2002 r.
FAKTY n
INJ
ZAMIAST SPOWIEDZI
"FAKTY I MITY": - Czy nie boi się pan udzielić wywiadu naszemu czasopismu? Marszałek Sejmu Marek Borowski na in-ternetowym czacie "Polityki" i Polskiego Radia powiedział, że nie podoba mu się prymitywny anty-klerykalizm "Faktów i Mitów" rodem z magla, bo narusza on jego zmysł estetyczny i pan marszałek odradza komukolwiek współpracę z tym pismem.
ANDRZEJ RODAN: - Natomiast mój zmysł estetyczny naruszają pojawiające się tu i ówdzie prasowe prymitywne stwierdzenia rodem z magla, że pan Marek Borowski jest bratankiem osławionego polskiego enkawudzisty Jakuba Berma-na i że swemu pierworodnemu synowi dał po stryjku imię Jakub. Czerwoni wchodzą w d... czarnym, a oni i tak nie zrobią im dobrze.
- Po wydaniu "Styropianowego gangu" i "Mandarynów" jedno z narodowokatolickich czasopism nominowało pana do "Grand Prix - Świństwo Roku" w kategorii literatura, twierdząc, że jest to groźna, perwersyjna proza i działanie ludzi moralnie wyobcowanych z narodu. Razem z panem nominację otrzymali: prezydent Aleksander Kwaśniewski w kategorii polityka, Jerzy Urban
- prasa, Andrzej Czeczot - sztuka. I bodajże Jerzy Duda-Gracz.
- Jestem więc w wyśmienitym towarzystwie! Tak zwana prasa narodowa to nie jest moja chemia, oni nie są z mojego romansu tylko z Latającego Cyrku Monty Pythona. Kupowanie moich książek nie jest przymusowe. Nikt również nie każe ich czytać pod lufą pistoletu. Czyż powieści o politycznym barbarzyństwie solidarnościowych właścicieli kraju,
0 tej pożodze wznieconej przez pigmejów o karierach rodem z Nikodema Dyzmy, o zachłanności bogatego Kościoła, który ma wszystko, a chce jeszcze więcej złota i marmurów, (przecież zaczynał od ubogiej stajenki), o nagłym przeistaczaniu się piskorzy w wieloryby - czy to jest groźne? To raczej bohaterowie tej książki są groźni.
- Jednakże zarówno w "Mandarynach", jak i w "Styropianowym gangu" uczynił pan szmatławymi bohaterami polityków z pierwszych stron gazet, pod łatwo rozpoznawalnymi nazwiskami... Pan ich wyszydza z przyjemnością sadysty. Rzecz jednak dzieje się w Polsce, naszej ojczyźnie
1 może dlatego pana twórczość oceniana jest jako antypatriotyczna.
- Eee! Niedługo mnie pan oflaguje na biało-czerwono... Jest to przecież political fiction o kastracji umysłów, kabotyństwie i hucpie klasy politycznej. Z pewnością nie są to książki politycznie neutralne. A co do ojczyzny i patriotyzmu powiem panu taką anegdotkę. "Soliter ojciec i so-liter synek wydostali się na zewnątrz.
- Oj, jak tu pięknie! - zachwycił się soliter junior. - Słoneczko świeci, ptaszki śpiewają, zielona trawka, delikatny wiaterek szemrze między listkami. Jak tu pięknie! Tatusiu, dlaczego my musimy żyć w dupie?! A na to ojciec: - Bo to jest, synku, nasza ojczyzna!".
- Nikt pana nie zmusza do pozostawania tutaj. Zawsze może pan wyjechać.
- Nie mogę. Moje serce jest za duże na jedną ojczyznę, a za małe na dwie. Poza tym lepiej być dużą rybą w małym stawie niż małą płotką w dużym stawie.
- Ale w tym stawie zachowuje się pan jak szczupak rozbójnik. Nihilistyczny brak poszanowania dla narodowych i moralnych świętości. Ostro atakuje pan ojca Tadeusza Rydzyka, twórcę Radia Maryja, jednego z "bohaterów" pańskiej sagi o polskiej współczesności. Skąd bierze się ta nienawiść?
- Nie sprzedałbym mu nawet roweru, bo chciałby za darmo, bez podatku i z dostawą do domu, ale nienawiść to chyba przesada. Ojca dy-
- U nas wszystko jest możliwe.
- Denuncjuję więc: Madonnę z brudnymi stopami namalował Mi-chelangelo da Caravaggio, wybitny malarz włoski epoki baroku.
- Dlaczego świetnie znane ogółowi postacie naszej sceny politycznej ukrywa pan pod wymyślonymi nazwiskami? Nie prościej byłoby z nazwiska?
- Najważniejszym powodem jest, że nazwisk wczorajszych i dzisiejszych bonzów nikt nie będzie pamiętał za lat kilkanaście i więcej, a książka będzie nadal czytana. Czy pamięta pan, kto był premierem za czasów Tołstoja, ministrem spraw wewnętrznych za czasów Balzaka czy szefem amerykańskiego Kongresu za Hemin-gwaya? Ja piszę o pruderii, cwaniakach, którzy rządzą i są nieprzema-
"Styropianowego gangu" i "Mandarynów" - sądzę, że twórczość może powstać na przykład z frustracji, gniewu, niezgody, braku akceptacji zastanego porządku. Ilu twórców, tyle opinii... Z reguły rozbieżnych. Poza tym sądzę, że tworzenie powieści nie jest opowiadaniem przygód, ale przygodą opowiadania.
- A dlaczego pan pisze?
- Dla pieniędzy.
- Uznany amerykański pisarz twierdzi, że wielu pisarzy posiada natury demoniczne, co sprzyja twórczości, ale przeszkadza w życiu prywatnym.
- To prawda. Mają kłopoty nie wtedy, kiedy piszą, i nie dlatego, że piszą, ale w każdym aspekcie swego życia - w małżeństwie, miłości, interesach, we wszystkim. To
Płatny morderca
Andrzej Rodan, pisarz, filozof, historyk kultury, autor bestsellerów (m.in. "Okolice porno shopu", "Ostatnie dni Sodomy", "Moje życie z Marilyn Monroe") oraz "Historii
erotyki", które dały mu ogólnopolską popularność i zostały wydane w nakładzie blisko 3 mln egzemplarzy. Niedawno, po kilku latach milczenia, wydał bulwersujące
powieści "Styropianowy gang" i "Mandaryni"
(okładka tej książki przedstawia nagą kobietę wiszącą
na krzyżu), pełne mocnych scen, antyklerykalizmu,
obnażające związki polityki i biznesu z mafią.
rektora przecież ja bronię i wychwalam pod niebiosa. Ojciec Mateusz, twórca powieściowego "Radia-Ma-riola" jest w moich książkach zewsząd atakowany, miota się bohatersko, przerzuca z jednego brzegu przepaści na drugi i zawsze po drodze zdąży wpaść do banku. A to radio bardzo cenię, bo łagodzi objawy menopauzy.
- Na okładce "Mandarynów" znajduje się kompletnie naga, ru-bensowska kobieta wisząca na krzyżu. Nie obawia się pan prokuratorskich zarzutów?
- Żyjemy w jakimś paranoicznym świecie, w którym prokuratorzy zamiast ścigać przestępców - ścigają artystów. Literatura, w ogóle sztuka, nie może się rozwijać, jeśli nie dotyka granic. Ale absolutnie nie interesują mnie granice ustalane przez rodziny parafialne. Umieszczenie tej ilustracji ma swoje merytoryczne uzasadnienie w treści książki. Nie ma w tym nic obrazoburczego, bowiem tematyka nagiej kobiety na krzyżu jest znana w dziełach najbardziej wybitnych twórców, takich między innymi jak Salvador Dali, Felicien Rops czy Edouard Chimot. Ma ona również swoje odzwierciedlenie w wizjach niektórych ascetycznych świętych katolickich, na przykład świętego Antoniego. Twórczość - obojętnie w jakiej dziedzinie - powinna wzbudzać emocje, bo jeśli nie, to oznacza, że jest nijaka. Ja dostaję obrzydliwe e-ma-ile, niektóre z wirusami, i bardzo mnie to cieszy, czuję się jak szczupak, który narobił zamieszania w stawie z leniwymi karpiami. Czy namalowane brudne bose nogi Matki Bożej mogą stać się prokuratorskim zarzutem?
kalni jak podpaski ze skrzydełkami z reklamy telewizyjnej.
- Jak pisze pan swoje powieści?
- Normalnie. Najpierw trzy setki wódki na czczo. Potem siadam przed monitorem komputera, a po drugiej stronie siedzi Andrzej Rodan. Kłócimy się, wyzywamy, szczególnie on jest nie-przyjaźnie nastawiony, bo ta cecha jest mu przypisana jak psu wścieklizna, natomiast
ja jestem uosobieniem dobroci i sło-wiczej delikatności (śmiech...) Zaczynając powieść, nigdy się nie wie, co zdarzy się dalej. To jest jak początek miłości: nigdy nie wiesz, jak się zakończy.
- Jak więc zostaje się pisarzem? Ostatnio jest coraz więcej podręczników na ten temat.
- Na pewno nie należy czytać podręczników różnych obla-tanych pańć i obcy-kanych kolesiów na temat" Jak zostać pisarzem". Jak najdalej od tego pierdzie-lenia wszystkowiedzących przygłu-pów z mitograficz-nym zacięciem... Po doświadczeniach
aspekt wszystkich osobowości twórczych.
- Jedna z popularnych polskich pisarek (bardzo lansowana przez prasę kobiecą), z którą niedawno przeprowadzałem wywiad, powiedziała, że ma kłopoty z życiem osobistym, ponieważ w doborze mężczyzn nie kieruje się przypadkiem, ale ambitnym wyborem.
- Świruje bidulka! Niech się nadal kieruje ambitnym wyborem, to już do reszty uzależni się od wibratora, chociaż wibrator ma swoje
zalety... Nie zostawia w łazience podniesionej deski, można się nim rozkoszować dłużej niż cztery minuty, dla wibratora nie ma znaczenia, czy jest jej pierwszym, wibrator nie będzie się wściekać na nią, że akurat nie ma ochoty na seks, wibrator nie chrapie, nie puszcza bąków i nie leci się odsikać cztery sekundy po stosunku. Jeden z filozofów ujął dylemat tej krasawicy lapidarnie, ale chyba najtrafniej. Przeznaczenie, stwierdził, oddaje kobietę pierwszemu, przypadek najlepszemu, a ambitny wybór - najczęściej pierwszemu lepszemu.
- Czy uważa się pan za człowieka sukcesu?
- Ja tworzę poza wszelkimi koteriami literackimi i wydawniczymi, nie biorę żadnego udziału w życiu literackim kraju, bo tu nie ma życia literackiego, ani w ogóle życia. Nie jestem klientem opiniotwórczych czasopism nadmuchujących "wielkości pisarskie". Jestem samotnym wilkiem. Poza tym miałem kilka lat przerwy w powieściopisaniu. To wystarczy, żeby wypaść z rynku. A wejść nań ponownie, kiedy dzisiejszy Polak, głównie z uwagi na finansową bryndzę, kupuje przeciętnie jedną książkę raz na dwa lata, jest trudno. No cóż, sukces przychodzi i odchodzi. Nie można więc pozwolić, aby rządził twoim życiem. Ale jeśli umiesz cokolwiek w jakiejś dziedzinie, to gimnastykuj mózg i sięgnij po sukces. Bo nawet odrobina sławy to rzecz niekiepska.
- Jak do tego doszło, że pan, z wykształcenia historyk kultury, pisze powieści przepełnione erotyzmem, pełne namiętności i obsesji, antyklerykalne, sprzeczne z zasadami moralności i kultury.
- Walę prosto z mostu i nie pytam o nic... Seks, podobnie jak kino, książka, morderstwa, terroryzm, jedzenie, jest częścią naszego życia i nie da go się wyeliminować tylko dlatego, że oszołomy cywilne i kościelne są dupkami udającymi prawiczki. Nie ma książek moralnych i niemoralnych. Są książki dobrze napisane lub źle.
Kultury nigdy nie można oceniać na płaszczyźnie moralności. Proszę pana: Safona była lesbijką, Platon homoseksualistą, Goethe był babiarzem, Nietzsche i Mickiewicz mieli syfilis, "fuckujący" hip-hop jest muzyką zrodzoną w murzyńskich slumsach USA. Czy to nam przeszkadza w czytaniu Goethego, Nietzschego, ekranizacji "Pana Tadeusza", studiowaniu dzieł Platona, słuchaniu rapujących młodych gniewnych? Moich książek nie piszę dla cnotliwych panienek i oszołomów z okolic kruchty.
- Nigdy więc nie trafi pan do lektur szkolnych.
- I dzięki Bogu! Dzieciaki odetchną z ulgą.
- Co pan najbardziej ceni w kobiecie? Urodę? Inteligencję?
- Piękne kobiety są dla męż-
Iczyzn bez wyobraźni. Natomiast inteligencja jest wielką zaletą kobiety, pod warunkiem że potrafi ją ukryć.
O Dokończenie na str. 4
Z NOTATNIKA HERETYKA
FAKTY fi
22 - 28 XI 2002 r.
GŁASKANIE JEŻA
Paetz na wodę
W mediach pracuję już kilkanaście lat. Zacząłem u schyłkowego okresu cenzury, podczas którego zatrzymywano mi liczne artykuły i scenariusze teatralne, bo posługiwałem się w nich np. cytatami z Biblii...
Myślałem wówczas, że gorzej już być nie może. No... i myliłem się.
Mój czarny humor bierze sięstąd, że kraj, w którym się urodziłem, coraz bardziej pogrąża sięw kłamstwie, obłudzie, hipokryzji.
Żaden totalitaryzm na przestrzeni dziejów nie potrafił zrobić z milionami Polaków i ich koryfeuszami tego, co zrobił w ciągu ostatnich dziesięciu lat Kościół rzymskokatolicki. Białe jest teraz czarne, fałsz jest prawdą, a krętactwo i matactwo mieni się prostolinijnością.
Oto media podały, że abp Paetz został odsunięty przez Watykan od sprawowania duszpasterskiej posługi, a stało się tak jakoby dlatego, iż wtrącać siępoczął w sprawy poznańskiej diecezji. Otóż jest to kłamstwo. Chodzi o to, by pokazać na modelu już sprawdzonym, jak bezkompromisowo postępuje w Polsce Kościół. Jak skutecznie tępi nieliczne, toczące go robactwo.
W USA zboczeńcy w sutannach zostali osądzeni -przynajmniej przez opinię publiczną -a Kościół wypłaca milionowe odszkodowania pokrzywdzonym. Dla nikogo za oceanem nie jest tajemnicą, że Watykan o tych obrzydliwych sprawkach swoich funkcjonariuszy wiedział od lat i od lat je tuszował. Piszą o tym największe amerykańskie dzienniki, jednak informacji tych próżno szukać w PRL (Polska Rzeczpospolita Liturgiczna). Jeśli już przy mediach jesteśmy, to działają one w myśl goebbelsowskiej doktryny: kłamstwo powtarzane długo -staje się prawdą.
O Paetzu molestującym kleryków napisaliśmy jako pierwsi i jest to aksjomat. Jednak potrafił przyznać to jedynie "Tygodnik Powszechny" (sic!), a wszystkie pozostałe "wolne", "polskie" media uznały zbójeckie bezprawie kradzieży tematu przez "Rzeczpospolitą". Kłamstwo z "Wyborczej" (17 listopada 2002), powielone w tygodniku "Angora": "Nie wiadomo jak skończyłaby się sprawa, gdyby nie ujawnienie skandalu przez Rzeczpospolitą. Dziennik ten jako pierwszy napisał..." i tak dalej. W identycznym tonie utrzymane były doniesienia w pozostałych mediach, gdy Paetz "wybuchł" po raz wtóry. Pierwszy program TVP pokazał wiele tytułów prasowych wałkujących temat, ale niepodobna było odnaleźć wśród nich "FiM". Kłamstwo stało się prawdą.
A kłamstwo ma brata -jest nim tchórzostwo. Taki np. Sławomir Pietras -kandydat na prezydenta Poznania z SLD - podpisał list w obronie Paetza. Później był z nim tu i ówdzie widywany (?). Teraz może wycofa swój podpis. Tak jak to zrobił (choć w drugą stronę) ksiądz Jacek Stępczak.
Niedawno rozmawiałem z WAŻNYM CZŁOWIEKIEM z kierownictwa BARDZO WAŻNEJ GAZETY. Na moje żale odparł zdziwiony: -Co ty, dziecko jesteś? Wszyscy wiedzą, że Paetza mieliście pierwsi, ale nikt tego nie napisze, bo każdy chce żyć w zgodzie z władzą, a ty nie wiesz, gdzie teraz mieszka władza?
Wiem. Tylko że ja odwiedzam kościół św. Brygidy w Gdańsku po to, aby ujawnić ciemne sprawki Jankowskiego, a nie po to, aby mu dać koncesję na bursztyn. I to nie dlatego, że akurat nie mam bursztynu. MAREK SZENBORN
Spektakularna rezygnacja senator Marii Szyszkowskiej z udziału w pracach Komisji Emigracji i Polaków za Granicą nie znalazła większego oddźwięku w mediach. Nic dziwnego - poszło o finansowanie katolickiej ekspansji na Wschodzie z pieniędzy polskich podatników. W ojczyźnie papieża nie wypada mówić o tym, że Kościół doi wierny naród. Oto nowe informacje dotyczące afery polonijnej.
Wszystko,
Sprawa miała swój początek w czerwcu bieżącego roku. Wtedy senator SLD-UP Maria Szyszkowska złożyła na ręce marszałka Senatu, Longina Pastusiaka, rezygnację z pracy w komisji otaczającej opieką Polonięi przekazującą publiczne środki na jej wsparcie. Dodajmy, że przewodniczącym komisji jest kolega klubowy Szyszkowskiej wicemarszałek Tadeusz Rzemykowski (SLD-UP). Jak sama mówi: "moja rezygnacja wynika z poczucia pełnej bezradności i jest wyrazem protestu w stosunku do tego, co zachodzi w tej komisji". Jak dzielono 45 milionów złotych, którymi parlament postanowił obdarować swojaków za granicą?
Tak się składa, że około 90 procent tej kwoty przechodzi przez ręce Stowarzyszenia "Wspólnota Polska", dziwacznego tworu ni to społecznego, ni to państwowego. Na jego czele stoi wierny sługa Kościoła Andrzej Stelmachowski, ten sam, który na polonijnych imprezach ciepło wita się z antysemickim działaczem polonijnym Edwardem Moskalem z USA.
Senator Szyszkowska nie akceptowała form działalności komisji, która nie wypracowała nawet własnej koncepcji pracy na rzecz Polonii (sic!). W czasie głosowania (zawsze jawnego) komisji nad wnioskami finansowymi na sali często obecny był Stelmachowski i inni pracownicy "Wspólnoty Polskiej", stwarzając at-mosferępresji i kontroli psychicznej.
W trakcie decydowania o przyznawaniu środków -członkowie komisji oddawali głosy wbrew wcześniejszym deklaracjom i zamierzeniom, ale zawsze zgodnie z kościelnymi oczekiwaniami Stelmachowskiego. Ogromne kwoty przyznawano "Wspólnocie Polskiej", a ta z kolei inwestowała je w rozmaite kościelne przedsięwzięcia. W ten sposób miliony złotych szły na pielgrzymki do katolickich centrów religijnych, na spotkania z pa-
pieżem, na różańce, parafiady czy wreszcie remonty kościelnych dachów. Nic dziwnego zatem, że Stelmachowski i jego organizacja zostali 31.08.2002 r. odznaczeni Medalem Jubileuszowym za zasługi dla Kościoła katolickiego na Ukrainie. Stelmachowski pełni rolękogośw rodzaju nieformalnego ambasadora Watykanu przy polskim budżecie.
Co ciekawe, Senat pod rządami SLD-UP jest nie mniej wyrozumiały
wobec potrzeb Kościoła niż w poprzednich kadencjach. Rzemykowski dopiero po odejściu profesor Szyszkowskiej oświadczył, że trzeba wprowadzić zmiany w działalności komisji.
Senator Kulak, obecnie z komisji regulaminowej, poparł postawę profesor Szyszkowskiej i okazał się inicjatorem dyskusji na ten temat na forum Senatu. Przypomniał, że także inni członkowie komisji pracujący w ostatnich latach dla Polonii wskazali "na dziwne zachowania i reakcje Andrzeja Stelmachowskiego" oraz "jego manipulacje i naciski".
W wywiadzie dla chicagowskiego "Nowego Dziennika" senator Szyszkowska ujawniła, że próbowała zablokować przydział pieniędzy dla "Wspólnoty Polskiej", kiedy prasa lewicowa doniosła wiosną o nieprawidłowościach finansowych w stowarzyszeniu. O dziwo, przewodniczący Rzemykowski (SLD) zignorował zupełnie apel o wstrzymanie pomocy do wyjaśnienia zarzutów i kontynuował pracę tak, jakby nic sięnie stało! Inne organizacje zajmujące się wspomaganiem Polaków za granicą, chociażby Fundacja Semper Polonia, zgłaszająca sensowne i dobrze skalkulowane ekonomicznie projekty, nie cieszą się tak ochotnym wsparciem Senatu jak firma Stelmachowskiego. Dzieje siętak pomimo skandalu z katolickim Domem Polskim w Wilnie, instytucji potwornie drogiej i właściwie nieprzydatnej, a sfinansowanej właśnie staraniem "WP", czyli polskich podatników.
"Wspólnota Polska" jest organizacją kosztowną, dbającą raczej o potrzeby ekspansji misyjnej Krk na Wschodzie, niż o realne potrzeby bie-dujących tam rodaków ("WP" kasuje 16 proc. od wartości każdej inwestycji!). Dzieje się tak od lat, wywołując protesty dbających o polską ra-cjęstanu parlamentarzystów. I... nic. Zmieniają się rządy i kadencje parlamentu, a Stelmachowski trwa, odbiera kościelne odznaczenia i ma się świetnie. Jak długo jeszcze?!
ADAM CIOCH
L Dokończenie ze str. 3
- Ma pan jakieś marzenia?
-Żeby już nigdy nie wróciła moda na chude dziewczyny.
- Lubi pan zwierzęta? -Uwielbiam! Dobermany i kobiety.
- W "Kto jest kim w Polsce" - na trzy tysiące biogramów znanych Polaków - znajduje się zaledwie dwóch łódzkich pisarzy: Andrzej Rodan i Andrzej Sapkow-ski. Dlaczego właśnie pan?
-A dlaczego nie?
- Ma pan jakichś ulubionych współczesnych polskich pisarzy? Proszę wymienić kilka nazwisk.
-Nie mogę, bo byłaby to hurtowa rzeź! Filozofia tych piszących, zadurzonych w sobie picusiów i narcy-zowatych lasek lansowanych przez niemieckie pisma polskojęzyczne nie jest w stanie pokryć dna kieliszka z gorzałką. Powiem bez skrępowania: pisarzy jest coraz więcej, a literatury coraz mniej. Powstają "wartościowe książki" nienadające się do
Płatny morderca
czytania. Twórca musi mieć to "coś". Albo to ma i jest czadowy, albo nie ma i jest knociarzem. Z polską współczesną literaturą jest jak z grzybami: wszystkie grzyby są jadalne, ale niektóre tylko raz!
- To mi pachnie brakiem obiektywizmu. Czy czasem nie uważa się pan za największego polskiego pisarza?
-Nie! Skromność to moja największa wada. Ja jestem czwartym.
- A kto jest pierwszym, drugim i trzecim?
-Nie znam.
- Bliska jest mi opinia o "Seryjnym monogamiście", gdzie twierdzi się, że jest to powieść ekscytująca, o oszałamiającej wyobraźni, fajerwerkach pomysłów, zaskakującym finale. Główny bohater tej powieści reprezentuje męski agresywny indywidualizm i szowinistyczny antyfeminizm,
ale to, co może być przestrogą dla kobiet i informacją, jakich mężczyzn powinny unikać, staje się... zachętą.
-No cóż, każda kobieta kocha faszystę, but na twarzy, brutala, brutalne serce, jak mówi cytowana w książce poetka. "Seryjny monoga-mista, czyli historia w pewnym sensie prawie miłosna" odleżała się trzy lata i dopiero ostatnio nadałem tej powieści ostateczny kształt. Główny bohater, pisarz wypalony twórczo, milczący od lat, jest nieczuły, próżny, zakochany w sobie i swoim talencie, a w jego umyśle prawdziwa miłość, za którą tęskni i której poszukuje, jest bardziej niebezpieczna od rewolweru. Ale przy tym wszystkim jest nadzwyczaj sympatyczny i urokliwy.
- W "Seryjnym monogamiście" nareszcie zostawia pan w spokoju politykę, a szczególnie Kościół - tak mocno atakowany
w poprzednich książkach. Jest jakiś szczególny powód?
-Uff! Swymi pytaniami skraca mi pan życie o kilka lat... Polski Kościół to mrok średniowiecza, dyskretny urok inkwizycji pachnącej siarką i stosami, machina zabobonu oraz fura, komóra i wiernych skóra.
- Czy pan - skandalista - rzeczywiście tak okrutnie ocenia polską rzeczywistość, czy jest to może tylko forma prowokacji intelektualnej? Teoria czy rzeczywistość?
-Wiele teorii sięnie sprawdziło. Mam przekonania zdecydowanie lewicowe po ojcu, zdroworozsądkowe po matce i obiektywnie -po sobie. Podam owe teorie. Na przykład: nie sprawdził się komunizm, rząd AWS, latające żaby, "Solidarność" z Wałęsą i bez niego, lustracja, terapia szokowa Balcerowicza, polski kapitalizm, teoria o możliwości kopulacji goryla z muchą, expos premiera Millera o równości szans edukacyjnych dzieci i młodzieży, podczas gdy swoją wnuczkęwysyła do elitarnej szkoły prywatnej z klasą dla trzech
uczniów, a prezydentostwo Kwa-śniewscy nobilitują córeczkę na paryskim balu debiutantek wyższych światowych sfer. Jeśli chodzi o te dwa ostatnie przykłady: znamionują one wyjątkowo dobre samopoczucie nuworyszów i brak poczucia rzeczywistości, bo przecież już są stawiane kosy na sztorc, a Jakuba Szeli "nie trza" daleko szukać.
- Jaką radę może pan przekazać swoim czytelnikom?
-Kobietom powiem: nie lekceważ swojego mężczyzny i doceniaj go, bo skończysz samotnie, jeżdżąc na wczasy odchudzające i wyprowadzając psa na spacer. Natomiast mężczyznom: żyj na luzie, chłopie! Osiągnij wszystko przed ukończeniem 60 lat! Zostaw coś po sobie. Jeśli tego nie zrobisz, to po sześćdziesiątce będziesz wyłącznie starym pierdołą!
- Kim chciałby pan zostać, gdyby nie był pisarzem?
-Płatnym mordercą!
Rozmawiał
JULIAN PROKOPOWICZ Fot. archiwum
22 -28 XI 2002 r.
FAKTY n
INJ
NA KLĘCZKACH
Katolicka Agencja Informacyjna na swojej stronie internetowej e.kai.pl przeprowadziła wywiad z biskupem Wiktorem Skworcem,
przewodniczącym Rady Ekonomicznej Episkopatu, takim kościelnym ministrem finansów. Tematem wywiadu był artykuł zamieszczony w tygodniku "Polityka" pt. "Państwo daje na tacę -miliard złotych rocznie płynie z budżetu do kościołów". Na bardzo ostrożnym i ogólnikowym tekście hierarcha nie pozostawił suchej nitki. Oto najbardziej bezczelne jego wypowiedzi: "Kościół katolicki w Polsce utrzymuje się z dobrowolnych ofiar wiernych "; "Kościół nie ma obowiązku rozliczać się ze swych finansów przed państwem", "Finanse Kościoła katolickiego nie są tabu, co nie oznacza, że wiedza na ich temat jest publikowana "; "Proponuję autorowi artykułu wyliczenie, ile państwo zyskuje dzięki pracy kościołów, które kształtują prospołeczne postawy obywateli", "Diecezje i parafie odzyskały część utraconych dóbr, jednak w ogóle nie ma możliwości rewindykacji lasów parafialnych". Na pytanie, czy samorządy często przekazują parafiom za bezcen grunty i działki budowlane, biskup odpowiada: "Nie chodzi o jakieś operacje mające na celu uzyskiwanie korzyści majątkowych. Najczęściej na tych gruntach powstają inwestycje kościel-no-sakralne". Bp Skworc wyraził na koniec nadzieję, że w kwestii finansowania kościołów "pożegnamy się z trudnym dziedzictwem PRL-u ". Piorun nie strzelił... R.K.
LOGIKA RYNKOWA
PH&A KOLUMNA
"Kościół katolicki w Polsce, który doświadcza stałej obecności innych kościołów i grup religijnych, występujących jako konkurencja na rynku religijnym, powinien pogodzić się z logiką rynkową" -takiego zdania jest socjolog religii ks. Mariański, uczestnik sympozjum nt. meandrów wiary. Przyznał też, że dzisiejsza religijność polega na poszukiwaniu duchowości poza Kościołem, co dotyczy głównie młodzieży, a religia przeżywa kryzys. Według niego, wśród chrześcijan nawet połowa nie wierzy w osobowego Boga, co jest sprawą dalece ważniejszą od wiary np. w czyściec. Jeśli wierzyć księdzu, to "nawet połowa" katolików nie może być chrześcijanami, bo chrześcijaństwo to właśnie wiara w osobowego Boga. Ale jak się ma papieża... PaS
ZA DUŻO "TRUJĄ"
Kościół traci wpływy wśród młodych mieszkańców stolicy. Z wyniku braku zainteresowania studentów dominikanie zawiesili comiesięczne nasiadówki organizowane w ramach Instytutu Tertio Millen-nio. Jego szefem jest o. Maciej Zięba. Kościelnej imprezie nie pomogli znani prelegenci ani ostre tematy. W Warszawie spada dramatycznie frekwencja na mszach akademickich. M.P.
UKRADZIONE ŚWIĘTO
Większość szkół w kraju święto obchodzone 11 listopada uczciła wspólnym wyjściem na msze święte. Uczniowie IX LO w Łodzi przenieśli do kościoła całe obchody odzyskania niepodległości. Szkolna aula okazała się niegodna takiej okazji. Na kościelny pomysł wpadła ger-manistka Violetta Kruk. Część nauczycieli była przeciwna jej propozycji, ale pomysł podchwycił szybciutko proboszcz, a zgodę wyraził dyrektor. Uczniom się podobało. W końcu nie było lekcji! PaS
MNICH CZARODZIEJ
Mówią, że sukienkowi nie lubią Harry'ego Pottera. Widzieliśmy jednak na własne oczy sympatycznego franciszkanina, brata Arkadiusza, dla którego biała magia to sposób na niesienie radości dzieciakom w szpitalach. Zdumione i rozbawione obserwują, jak brat Arek wyciąga metry kolorowych wstążek z rękawa habitu, wyczarowuje królika z kapelusza lub gołąbki z chusty. Franciszkanin swoimi pokazami wspiera także rozmaite imprezy charytatywne. I... nie bierze za to ani grosza! Oby tylko kościelna "konserwa" nie dopatrzyła się w tej praktyce "potteromanii"! Albo dumpingu... R. Kraw.
Fot. archiwum
ZA 200 LAT
Lech Wałęsa, poprzez Jarosława Rybaka -dziennikarza "Trybuny Śląskiej" -domaga się pomników we wszystkich miastach w kraju. Były przewodniczący "Solidarności" i były, na szczęście, prezydent RP narzeka, że nie został doceniony za swoje szlachetne czyny. Odgraża się, że jeszcze Polakom pokaże, ile jest wart. "Dziennikarz: - Rodacy jakoś nie rozumieją, że Pan wszystko robi dla nich. Wałęsa: - Umawiam się z Panem za 200 lat. Wtedy w każdym mieście będę miał pomnik".
Kudy mu do Wojtyły! J.K.
PEDO-KAT-OLIK
Trzeci już zarzut molestowania seksualnego dzieci przedstawiła prokuratura Leszkowi S. -byłemu
szefowi Akcji Katolickiej przy jednej z suwalskich parafii. Niedoszły radny od kilku miesięcy wyjeżdżał do pobliskiego Augustowa, gdzie zaczepiał i molestował kilkuletnie dziewczynki. Pedofil ma żonę i dwójkę dzieci, jest absolwentem teologii. Do rady miał kandydować ze skrajnie prawicowego komitetu. Ciekawe, czy jego hasło wyborcze miało brzmieć: "Wszystkie dzieci są nasze"? PaS
KLAWISZE U MATKI
Nie lada wycieczkę zafundował swoim pracownikom szef Zakładu Karnego w Sztumie, Tadeusz Buber-Bubrowiecki. Zamiast pokazać im najlepsze więzienia w Polsce, by podpatrzyli przydatne dla służby penitencjarnej patenty, zawiózł poddanych do świętych miejsc, czyli Częstochowy i Wadowic. W duchowej stolicy pan dyrektor z całą rodzinką, oczywiście w towarzystwie proboszcza ze Sztumu, zaliczył klasztor paulinów, a następnie pielgrzymował do miejsca narodzin JPII. Nie ma to jak pomodlić się za państwowe pieniądze w ramach "wycieczki dydaktycznej". R.P.
ŁEBSKI MINISTER
Minister Kaczmarek uznał, że należy prywatyzować wszystko, co jeszcze przynosi zysk. Pod młotek ma pójść Wydawnictwo Szkolne i Pedagogiczne. Minister Kaczmarek twierdzi, że firma ta potrzebuje gigantycznych inwestycji. Urzędnicy szacowali potrzeby finansowe WSiP na 200 mln zł. Zapomnieli jednak, że samo wydawnictwo ma ponad sto mln zł., z którymi nie wie, co zrobić. M.P.
ROZLICZENIA
W "Gazecie Lubuskiej" z 12 listopada lokalni politycy komentowali klęskę lewicy w drugiej turze wyborów na prezydenta Zielonej Góry. Lider lubuskiego SLD, poseł Andrzej Brachmański, zauważył: "po pierwsze, Kościół, a szczególnie proboszczowie prowadzili jawnie kampanię za Bożeną Ronowicz (zwycięż-czyni wyborów -przyp. autora). Nie mogli jej robić bez zezwolenia biskupa Dyczkowskiego. Dlatego za cztery lata będziemy rozliczać Ronowicz, biskupa i proboszczów, gdyż robiąc kampanię kandydatce, wzięli na siebie odpowiedzialność za to, co się w mieście będzie działo". Popieramy i trzymamy za słowo, a z rozliczeniami nie warto czekać cztery lata... J. Ryb.
OSZCZĘDNY CZY DESPERAT

nielegalnie do sieci energetycznej. Kontrolerzy, którzy wykryli szwindel, nałożyli na wielebnego karę 7400 zł. Podwładny zaradnego bpa Śliwy twierdzi, że nic nie wiedział o nielegalnym przyłączu. Po wyłudzeniach Halberdy i lewych przyłączach do linii energetycznych - czym jeszcze zaskoczą nas duchowni z Elbląga? Kradzieżami z włamaniem? Skubaniem portfeli w autobusach? A.C.
BEZPIECZNY SEKS
W Londynie rusza właśnie wystawa tylko dla dorosłych "Ero-tica 2002" (22-24.11). Gwoździem programu ma być seksualny eksperyment -tysiąc par będzie publicznie uprawiać... bezdotykowy seks. Instruktorzy medytacji podobno nauczą wszystkich osiągać orgazm bez udziału bodźców fizycznych. Autorzy eksperymentu chcą w ten sposób sprawdzić, czy seksualne doznania nie są sprawką wyłącznie mózgu. Seks bez seksu -to może być coś dla kleru. PaS
ANTYKLERYKAŁ
Jorge Sampaio, prezydent Portugalii, publicznie przeciwstawił się próbom klerykalizacji Unii Europejskiej. Uznał za niebezpieczne wszelkie "pomieszanie pojęć pomiędzy Kościołem a państwem" i podał smutny przykład Irlandii Północnej. Przywódca jednego z najbardziej katolickich krajów Europy nie poparł papieża w dążeniach do umieszczenia religijnych zapisów w konstytucji europejskiej. Szkoda, że prezydent Polski jest znacznie mniej odważny niż jego portugalski kolega. A.C.
WIĘCEJ RELIGII!
Lekcje religii w szkołach (2 godziny tygodniowo) nie wystarczają, uczniowie powinni być douczani w parafiach -uważają katecheci, którzy zebrali się w diecezji tarnowskiej na specjalnej konferencji. Krk już zaczął realizować program katechezy parafialnej dla gimnazjalistów. Dodatkową nauką religii chcą też objąć dzieci szkół podstawowych, szczególnie klas IV-VI. Wiedzy nigdy za dużo, wiary też, ale katechezy? PaS
TO NIE ŻART!
100 zł od rodziny -taki podatek muszą zapłacić mieszkańcy Wą-chocka na rzecz tamtejszego klasztoru cystersów. Biali mnisi postanowili bowiem wymienić ławki w kościele, a to kosztuje. Oczywiście cystersi nie myślą przedstawiać kalkulacji czy projektu ławki, za to proboszcz poinformował już, że "kto nie zapłaci, nie powinien siadać w tych ławkach". Bezdomni i ubodzy nie mają więc szans na usadowienie swoich chudych czterech liter na szanownych siedziskach klasztoru. I pomyśleć, że protoplasta cystersów sprzed kilku wieków, opat Bernard z Clairvaux, sprzeciwiał się pysze i bogactwu, namawiając mnichów do ascezy i ubóstwa. R.P.
PO ANGLIKAŃSKU
Stosunek wspólnoty kościelnej do osób homoseksualnych jest przyczyną kontrowersji wśród wyznawców anglikanizmu. Według portalu IS, w diecezji Vancouver, w Kanadzie, miejscowy bp Michael Ingham podjął decyzję o włączeniu do liturgii kościelnej obrządku błogosławienia par jednopłciowych. Natomiast w jeszcze bardziej liberalnym Kościele episkopalnym (anglikańskim) w USA rozwiedziony kanonik Gene Robinson (ojciec dwóch córek) ubiega się o posadę biskupa w diecezji New Hampshi-re. Jego kandydatura cieszy się znacznym poparciem wśród wiernych, choć kanonik nie ukrywa, że żyje obecnie w związku z miejscowym urzędnikiem wydziału zdrowia. A.C.
PACYFIŚCI Z UE
" Uważam, że Europa straciła swój kompas moralny" -zawyrokował doradca Pentagonu Richard Perle. A wszystko dlatego, że Europejczycy nie są zbyt chętni do bombardowania Iraku. Perle oskarża zwłaszcza Francuzów i Niemców o niemoralny "drętwy pacyfizm". Moralna słabość -zdaniem amerykańskiego polityka -ma polegać na niereagowaniu na zło dziejące się na świecie. Perle nie powiedział, niestety, jak ocenia poparcie własnego kraju dla rozmaitych krwawych i bezwzględnych dyktatur. A szkoda. A.C.
Coś musi być w narzekaniach hierarchii na złą sytuację materialną duchownych. Najwyraźniej zdesperowany proboszcz z podelblą-skiego Jegłownika podłączył się
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
22 -28 XI 2002 r.
Spowiedź arcybiskupa
"Kościół w Polsce jest rozbity, biskupi są bardziej politykami niż pasterzami, księża angażują się więcej w zbijanie kasy na starość niż w duszpasterską posługę, zaś katolicka elita chowa głowę w piasek". - Jak możesz głosić takie słowa, Jonaszu? To nie ty? To wypowiedź arcybiskupa Michalika? Niesamowite.
Nie od dziś widać rozłam w polskim Kościele. Ciągle jednak mało który hierarcha mówi o tym głośno. Zakaz wolnej dyskusji w łonie kościelnej wspólnoty sprawia, że coraz mniej osób identyfikuje się z katolicyzmem, odrzucając kolejne kościelne nakazy czy nawet prawdy wiary. Ludzie świeccy przestają ślepo ufać często skorumpowanym urzędnikom firmy Krk. Na jaw, także dzięki "FiM", wychodzą kolejne finansowe malwersacje czy seksualne skandale z udziałem hierarchów. O ironio, nawet sądowe wyroki dla sadystów w sutannach nie zmieniają dobrego samopoczucia glempowskiej świty. Tym bardziej szokuje samokrytyka kościelnej instytucji, jaką przeprowadził wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu Polski - arcybiskup Józef Michalik podczas religijnego sympozjum w Płocku. Obszerna relacja ze swoistej spowiedzi arcybiskupa przemyskiego zamieszczona na internetowych stronach Katolickiej Agencji Informacyjnej pokazuje, że w Kościele jest źle, a nawet tragicznie.
Wykaz grzechów rzucających cień na polski Kościół jest długi. Zabrakło jednak w ocenie hierarchy Katolandu bicia się w piersi za nadużycia seksualne kleru, które powoli kruszą świątobliwą opinię o polskim duchowieństwie.
Przemyski metropolita przyznał się jednak do wielu czarnych kart w życiu Krk. Jedną z największych jest żądza pieniądza, która niszczy Kościół od środka. Ciemne zasady finansowe, jakimi rządzi się Kościół, są źródłem narastającej krytyki, nawet wśród wiernych.
Arcybiskupowi Michalikowi marzą się biskupi i księża zaangażowani najpierw w życie Kościoła, a dopiero potem w politykę. Kościół jest podzielony, niezorganizowany. Różni hierarchowie różnie interpretują np. przystąpienie do Unii Europejskiej, politykują. Zamiast budować wspólnotę, wprowadzają za-
męt i gorszą ludzi. Głosiciele prawdy nie potrafią, choćby duchowo, wesprzeć zagubionych i zbiedniałych polskich rodzin czy praw robotników. Dostało się utworzonemu niedawno Forum Świętego Wojciecha, które zrzesza różne grupy katolickie, za list do Irlandczyków proszący o głosowanie w ogólnonarodowym referendum za przyjęciem nowych kandydatów do UE.
Trzeba, zdaniem abpa Michalika, zrewidować udział kościelnych struktur i kleru w spółkach przynoszących dochody. Bardziej przyjrzeć się wyjazdom księży na zagraniczne wycieczki, kupowaniu przez nich nieruchomości. Arcybiskupa gorszy także szkolna katecheza zarobkowa, jaką prowadzi Kościół zamiast skupić się na posłudze ewangelicznej. Księża powinni się podzielić tymi pieniędzmi, np. z najbiedniejszymi dziećmi. Hierarcha skrytykował też budowanie
kościołów, plebanii, różnej maści centrów oraz zakonnych domów, które grzeszą przesadną wielkością i przepychem.
Dla wiceprzewodniczącego Kon-ferencji Episkopatu Polski belką w oku jest indywidualizm niektórych zakonów i działaczy w sutannach. Wspomniał o Rydzykowym interesie pod nazwą Radio Maryja i "Nasz Dziennik" oraz franciszkańskiej telewizji przy jednoczesnym fiasku wspólnych zabiegów episkopatu, by stworzyć poprawną katolicką gazetę i radio.
Powoływanie ciągle nowych fakultetów teologicznych przy świeckich uczelniach może przynieść jeszcze więcej zła dla formacji teologów niż indywidualistyczne, egocentrycz-ne zabiegi poszczególnych biskupów. Kościół nie zasymilował katolickich elit, którym brakuje woli życia wiarą. Powszechne stały się kłamstwo, krzywda i nieczystość.
Po 1989 r. elity w pędzie do władzy zapomniały o obietnicach. Dzisiaj odcinają się od hierarchów, bojąc się kle-rykalizacji Polski. Ludzie światli obawiają się wpływu katolicyzmu na kulturę. Zaś katolicy w mediach są pasywni. Abp Michalik skrytykował "Gazetę Wyborczą", paryską "Kulturę" i "Tygodnik Powszechny" za pokazywanie martwego katolicyzmu. Trzeba przyznać, że bezprecedensowa spowiedź kościelnego dygnitarza robi wrażenie, choć jest wybiórcza. W swojej odsłonie cieni polskiego katolicyzmu dość lakonicznie wypadły grzechy tych, którzy powinni świecić ewangelicznymi cnotami. Wielkie afery finansowe, wysysanie publicznych pieniędzy, skandale seksualne, autokratyczne rządy wobec świeckich - to wciąż skrzętnie ukrywana "tradycja". Im większy kaliber grzechu i wyższa figura w polskim Kościele, tym szczelniejsza kotara oddzielająca od zwykłego przyparafial-nego śmiertelnika.
JAROSŁAW RUDZKI
Arcybiskup na czatach
Gdański arcybiskup Tadeusz Gocłowski razu pewnego zapragnął porozmawiać z ludem prostaczym. Wzorem swego pryncy-pała na watykańskim stolcu, uczynił to nowocześnie, czyli przez Internet. Purpurat odpowiadał na pytania z kategorii trudnych (te naprawdę trudne przezornie wycinał moderator Wirtualnej Polski). Szczególnie zainteresowało nas pytanie o to, czy w Polsce powodem odchodzenia ludzi od Krk jest jego zbytnie upolitycznienie. Abepe zdecydowanie stwierdził, że Kościół nie wchodzi w żadne układy polityczne, natomiast pod pojęciem polityki rozumie roztropną troskę o dobro wspólne ojczyzny. Przed taką polityką hierarcha nie ucieka, bo poszukuje prawdy. Ciekawe jest to poszukiwanie prawdy
na politycznych salonach, agitowanie z ambon za prawicowymi kandydatami w wyborach, tolerowanie prowadzonej przez prałata Jankowskiego (podległego Gocłowskiemu) napastliwej polityki antysemickiej i anty-lewicowej, wspieranie działalności gdańskiego Opus Dei i forowanie jej członków na najwyższe stanowiska w Trójmieście i kraju.
Zdecydowanie też purpurat odciął się od analizy przeprowadzonej przez dziennik "Rzeczpospolita", dotyczącej przyczyn odwracania się młodzieży od Boga. Poinformował, że wraz ze swoją sforą klechów analizuje ten problem i chce go lepiej rozegrać. Nie wiara się tu bowiem liczy, ale liczba młodych wiernych, przyszłych owieczek do skubania.
JACEK KOSER
O kościelnym rozbiorze Polski, czyli haniebnym procederze przejmowania ziemi za darmochę przez najemników watykańskich, pisaliśmy już niejednokrotnie. Piętnowaliśmy m.in. to, co działo się w ostatnich latach na Wybrzeżu (m.in. "FiM" nr 26/2000, nr 27/2001). Wyjątkowo pazerny okazał się złotousty abp Tadeusz Gocłowski, metropolita gdański, który bez jakichkolwiek oporów doi skarb RP. Jak wynika z naszego dochodzenia, w 60 przypadkach dotyczących kurii gdańskiej i pelplińskiej, Kościół otrzymał za friko 721 ha, a w kolejce czeka jeszcze 40 wniosków.
- błyskawicznie sprzedał ziemię prywatnym osobom za milion złotych. Minęło zaledwie kilkadziesiąt godzin, gdy ta sama ziemia trafiła w kolejne ręce już z pięciokrotną cenową przebitką, czyli za ponad 5 mln zł. Dziś na tej parceli, podzielonej na atrakcyjne działki, stoi ekskluzywne osiedle mieszkaniowe.
- Zdaniem prokuratury - mówi Kornatowski - tylko z powodu urzędniczej niefrasobliwości i nieodpowiedzialności skarb państwa stracił tak olbrzymie pieniądze.
Dyrektor Brunon S. w końcu maja został zatrzymany przez policjantów z Centralnego Biura
Hektary na tacę
Dwaj urzędnicy z Gdańska staną wkrótce przed obliczem Temidy, bo państwo, od którego brali pensje, rąbnęli na prawie 12 mln złotych. Grozi im kara więzienia do 10 lat.
Śledczego i trafił za kratki, jednakże po wpłaceniu 30 tysięcy zł kaucji odzyskał wolność. Dziś nie jest już dyrektorem. Stołek stracił także Edward P., również czasowo zatrzymany przez CBŚ. Na szczęście jego urzędnicza kariera dobiegła końca z powodu przejścia na emeryturę, co nie oznacza jednak, że uniknie sprawiedliwego wyroku. Wiele zdaje się wskazywać na to, że obydwaj kryptokościelni urzędnicy realizowali
- Do Sądu Rejonowego w Gdańsku trafił właśnie akt oskarżenia w sprawie dwóch urzędników: dyrektora Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa, Brunona S., i starszego inspektora Wydziału Spraw Obywatelskich Urzędu Wojewódzkiego, Edwarda P. - mówi rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, Konrad Kornatowski. - Obydwaj oskarżeni są o to, że w 1999 r. przekazali parafii w Rot-mance 14,7 ha ziemi należącej do skarbu państwa, nie dysponując odpowiednim upoważnieniem wojewody i nie dopełniając obowiązków służbowych. Z tego powodu narazili państwo na stratę 11,8 mln zł.
Dyrektor gdańskiego oddziału AWRSP, zarządzający olbrzymim majątkiem państwa, cały czas kombinował, jak oddać go Kościołowi.
Proboszcz z Rotmanki błyskawicznie "łyknął" prezencik, ale szybko okazało się, że owa kiełbasa przeznaczona była dla zupełnie innego pieska... Całą ziemię musiał proboszcz przepisać na rzecz kurii. Metropolita Gocłowski ze swoimi łebskimi urzędnikami wiedział jednak, co robi
znacznie szerszy plan, co potwierdzają ich inne "prezenty" na rzecz Kościoła.
- Inspektor Edward P. podpisał dokumenty o dodatkowym przekazaniu gdańskiej kurii czterech dalszych działek o łącznej powierzchni 63 ha - mówi rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej - choć w świetle obowiązujących przepisów cztery parafie mogły uzyskać łącznie 60 ha. Te przypadki skierowane zostały do odrębnego rozpatrzenia.
RYSZARD PORADOWSKI
L11 H-.H
UieDu boiculltr * USA!" |iik Ś .'Ś. : I .i :ln
ŚWIĘTY KOSZMAR
J.Te/njBiTiTLi bisl&Tt/ muraw y
ceno: 25 zł + opł. pocztowa [~h. Hilrhens
MISJOttARSKA MEŁGŚĆ
Tsfuu -Łuna: \11\+ nipł.
ruk (u roczne:
fl- MJ Mi 993
Nr 47 (142
22 - 28 XI 2002 r.
FAKTY n
CO CI SIĘ, DRANIU, ŚNI...
Ptaszek w klatce
W momencie gdy trzymacie ten numer "FiM" w ręku, ksiądz pedofil Wincenty Pawłowicz siedzi już najprawdopodobniej w polskim areszcie. Jeśli jeszcze nie siedzi, to zostanie aresztowany w ciągu 48 godzin. Jeżeli jednak nadal będzie próbował uciekać, czeka go ukraińskie więzienie, a to już naprawdę nie jest miła perspektywa.
W łęczyckim więzieniu czeka już przygotowana cela...
jest znane miejsce pobytu Pawłowi-cza. Jak się okazało, KŁAMAŁ!
Po kilkunastu dniach bardzo żmudnego, dziennikarskiego śledztwa ustaliliśmy, że trop przestępcy prowadzi na Ukrainę, a konkretnie do Żytomierza. Rzecz jasna, poszukiwania kogokolwiek za wschodnią granicą to nie to samo, co wyjazd np. do Łowicza. A jednak podjęliśmy wyzwanie. Naczelny dał rozkaz: "Do dzieła! Każda chwila zwłoki może oznaczać kolejne zgwałcone dziecko".
Ukraińska eskapada finansowana w całości przez Jonasza (równowartość dobrego samochodu) zakończyła się sukcesem. Wspólnie z ukraińską agencją detektywistyczną odnaleźli-
Wiele wskazuje na to, że przestępcza pedofilska działalność księdza Wincentego Pawłowicza dobiegła kresu. Gwałciciel małych chłopców i autor pornograficznych filmów z ich (i swoim) udziałem został lub w najbliższych godzinach zostanie aresztowany. Prokuratorzy i policja przyznają, że zboczeńca udało się namierzyć wyłącznie dzięki dziennikarskiemu śledztwu reporterów "Faktów i Mitów".
Przypomnijmy: po pierwszym artykule w "FiM" opisującym zboczone praktyki księdza, Pawłowicz zaczął uciekać i mylić tropy. Przenosił
się z jednej miejscowości do drugiej, z jednej parafii do innej, a wszędzie mógł liczyć na pomoc biskupa Orszulika, który próbował swojego podwładnego przed nami schować.
Bezskutecznie! Odnaleźliśmy go w Witoni, w Lubochni, później w Sochaczewie, a nawet Dębicy. Wówczas ks. Wincenty wybrał rozwiązanie jego zdaniem ostateczne: uciekł za granicę. Tydzień później ksiądz przedstawiciel diecezji łowickiej oświadczył prowadzącemu śledztwo prokuratorowi Kowalczy-kowi, że biskupowi Orszulikowi nie
śmy Pawłowicza ukrywającego się u własnego brata w diecezji w Żytomierzu (a później w Kijowie). Udało nam się też ustalić, że biskup Orszulik doskonale wiedział, gdzie jego pupil przebywa i co porabia. Ten bowiem meldował mu się telefonicznie dwa razy w tygodniu.
Tyle telegraficzny skrót naszego żmudnego śledztwa, które
dopiero teraz wkroczyło w decydującą fazę.

Niestety, nasza współpraca z prokuraturą wydaje sięcokolwiek nieodwzajemniona. Z jednej strony stróże prawa garściami czerpią z ustaleń dziennikarzy "FiM", z drugiej - sami są jak najdalsi od pomocy, czyli udzielania nam informacji o postępach śledztwa. Jego moderator, łęczycki prokurator Krzysztof Kowalczyk, unika jak ognia jakichkolwiek kontaktów z prasą i niezmiennie odsyła nas do rzecznika prasowego. Co tam uzyskujemy? Właściwie mniej, niż wiemy sami.
Jeśli jednak udało sięnam ustalić oddalone prawie o tysiąc kilometrów miejsce pobytu niebezpiecznego zboczeńca, bezskutecznie poszukiwanego przez policję, to śmieszne byłoby nie dowiedzieć się, co w trawie piszczy. A wygląda to tak. Gdy przekazaliśmy prokuraturze adresy ukraińskich "dziupli" Pawłowicza i numery telefonów do niego, nastąpił nagły zwrot w śledztwie. Prokurator zadzwonił do księdza i postawił mu ultimatum: albo zaprzestanie ucieczki i podda się dobrowolnie, albo zostanie ujęty przez ukraińską policjęi osadzony w tamtejszym areszcie. Okres oczekiwania na ekstradycję do Polski może sięwówczas wydłużyć do kilku miesięcy. Jaki los może spotkać Polaka, katolickiego księdza, gwałciciela dzieci, w tamtejszych kazamatach, można się jedynie domyślać. Pawłowicza najwidoczniej przeraziła perspektywa bycia samemu ofiarą gwałtów ukraińskich recydywistów; chyba woli siebie w odwrotnej roli.
Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, całe śledztwo po cichu nadzoruje polska Prokuratura Krajowa... Niestety, przez kilka dni od rzecznika prasowego PK nie udało nam się wydobyć żadnej informacji na ten temat. Z innych źródeł dowiedzieliśmy się, że Prokuratura Krajowa już na początku ubiegłego
miesiąca wystosowała pismo do prokuratora apelacyjnego w Łodzi, Alfreda Tuczka, z prośbą o przedstawienie aktualnej informacji na temat postępowania w sprawie pedofila. Ustaliliśmy również, że przebiegiem śledztwa interesuje sięm.in. Polskie Stowarzyszenie Wolnomyślicieli, domagające siępełnego wyjaśnienia kulisow przestępczej dzialalności Pawłowicza.
Rsum pertraktacji jest takie: Pawłowicz pomiędzy 18 a 25 listopada ma siępojawić na granicy Polski -konkretnie na przejściu w Medyce -i tam dobrowolnie poddać się aresztowaniu przez służbę graniczną uprzedzoną o wszystkim wcześniej i zaopatrzoną w list gończy. Później ksiądz zostanie na kilkadziesiąt godzin osadzony w areszcie przemyskim, a następnie odtransportowany do więzienia w Łęczycy, gdzie będzie czekał na proces... MAREK SZENBORN RYSZARD PORADOWSKI Fot. archiwum
l/ESCHNER
Kryminalna
V tom "Kryminalna
historia chrześcijaństwa
K. Deschnera
Cena 58 zł wraz z kosztami wysyłki Zamówienia:
Wydawnictwo Uraeus
81-194 Gdynia, ul. Cechowa 36
tel/fax:(58)62214 93
e-mail: uraeus@xl.wp.pl
www.uraeus.home.pl
Pecunia olet
Wiara to drogocenny dar. W Sosnowcu ksiądz wycenia ją na 10 procent od zarobków. Zaś w Częstochowie pleban wywołuje niezdrową rywalizację, kolportując specjalną listę najhojniejszych parafian.
ten dla pewności odesłał ich do gablotki przed kościołem, wszystko stało sięjasne: mają co miesiąc oddawać dziesięcinę jako darowiznę na kult religijny i odliczyć ją sobie ewentualnie w skarbówce. Propozycja zaszokowała wszystkich. Jedni psio-czyli i rzucali paniami lekkich obyczajów, inni -co pobożniejsi -płakali i modlili się, twierdząc, że już nic
Niech każdy zarabia jedynie 600 zł, a z tego 10 procent, czyli 60 zł, wpłaca na konto parafii. Mnożąc 3 tysiące przez 60 zł, otrzymujemy okrągłą sumkę 180 000 zł miesięcznie. Roczne przychody sięgałyby zatem 2 160 000 zł (sic!).
Można oczywiście nie dać... Jak jednak zostaniemy wówczas potraktowani przez tego wampira w sutan-
"Pecunia non olet" (pieniądze nie śmierdzą) -mawiał rzymski cesarz Wespazjan. Ich zapach nie omija nikogo, nawet tych, którzy z ambony pouczają o zgubnych skutkach bożka pieniądza.
Ksiądz dr Donat Manterys z Sosnowca ma wielkie aspiracje w dziedzinie biznesu. Aspiracje ma i niesłychane ambicje, bo chciałby jednym ruchem zakasować innych sutannowych w Zagłębiu. Nie wystarczą mu już zaszczyty i wpływy z dotychczasowych funkcji. W sosnowieckiej diecezji jest wikariuszem sądowym w Sądzie Biskupim i jednym z najbardziej wpływowych notabli w kurii. To pierwszy tuz wśród tamtejszych prawników w koloratkach, duszpasterz
prawników i w dodatku proboszcz dużej parafii przy jednym z największych sosnowieckich cmentarzy.
Ostatnim hitem finansowym jest propozycja, jaką złożył podczas niedzielnych mszy swoim ubożuchnym owieczkom. Każdy z nich miałby co miesiąc wpłacać na bankowe konto parafii św. Józefa Rzemieślnika w Sosnowcu 10 procent swoich zarobków.
Blady strach padł na przecierające oczy ze zdumienia staruszki i panów na emeryturach i rentach, zajmujących ławki w pustawym kościele. W pierwszej chwili nie zrozumieli biedacy słów wielebnego, ale gdy
10.Parafia posiada knnUł od przychodu i u
Sj pr/>UjiJ Lj/J> rrw*c mozif być tkUiitowui mu i*J
Fragment tablicy ogłoszeń w parafii św. Józefa Rzemieślnika w Sosnowcu
im nie zostanie na jedzenie, jak zapłacą za mieszkanie, prąd, gaz i wykupią lekarstwa. Co gorsza, klecha słowem nie wspomniał, że jednocześnie rezygnuje z niedzielnej tacy, pobierania opłat za śluby, pogrzeby i inne świadczenia. Dla doktora teologii wszystkiego jest mało.
Policzmy, na ile kasy liczy księ-żulo chcący wprowadzić dziesięcinę. Przypuśćmy, że spośród jego 6-ty-sięcznej parafii tylko połowa, czyli 3 tysiące ludzi, dostaje jakieś pensje.
nie przy różnych okazjach? A może będzie to nawet ultimatum przynależności do świętego Kościoła? -biadolą wierni w rozmowie z dziennikarzem "FiM".

Z Sosnowca udajmy się teraz do siedziby Królowej Polski. Jeśli jacyś parafianie z Częstochowy-Północy zapomnieli wpłacić kasę na rozwój kościelnego królestwa, doścignie ich proboszcz parafii NMP Częstochowskiej ks. Krzysztof Jacniacki. Tych,
co mało wpłacili (albo broń Boże wcale!), napiętnuje w banalny sposób: kolportuje biuletyn informacyjny z "Księgą Ofiarodawców i Fundatorów Kościoła". Bezpośrednio do domów parafian docierają nie tylko informacje porządkowe, ale przede wszystkim wykaz nazwisk, adresów i wpłaconych kwot. W zależności od wysokości przekazanej kasy parafianie zapisani zostali pochyłym, zwykłym lub pogrubionym drukiem.
Pełne dane osobowe dobroczyńców u jednych wywołują ducha rywalizacji o jeszcze lepsze miejsce na "złotej liście" proboszcza, u innych - atak wścieklizny. - Myślałem, że mnie szlag trafi, kiedy zobaczyłem proboszczowską hierarchię wartości -opowiada Marek S., mieszkaniec ul. Fieldorfa-Nila. Kto mu dał zgodę na umieszczanie i upublicznianie np. moich danych osobowych? Przecież były to dobrowolne ofiary. Jak muszą się czuć ci, którzy dali mało albo zabrakło ich na liście darczyńców.
A nam sięjednak wydaje -wbrew Wespazjanowi -że pieniądze wyłudzane od biednych jednak śmierdzą... Jak żadne inne. J. RUDZKI
8
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
22 - 28 XI 2002 r.
Dwa lata temu zarząd Żnina w ogólnopolskich gazetach umieścił ogłoszenie o sprzedaży udziałów w miejscowym Zakładzie Energetyki Cieplnej. Firma jest właściwie monopolistą w stolicy Pałuk. Na odbiór ciepła właśnie z ZEC-u skazani są niemal wszyscy mieszkańcy Żnina i część miejscowych firm. Teoretycznie więc żniński ZEC to firma, która powinna znosić złote jaja. Zniosła, ale po sprzedaży, a miastu z tych jaj zostały zbuki.
Do przetargu zgłosiło się pięć firm. Dwie oferty odrzucono, a do dalszych rozmów zaproszono trzy firmy. Dziwnym jednak trafem okazało się, że czas na przygotowanie wszystkich niezbędnych do transakcji dokumentów jest tak krótki, że dwie z tych trzech firm same zrezygnowały z interesu. W ten sposób został już tylko jeden kandydat. Fluid Corporation z Krakowa - za zgodą żnińskich radnych - kupiła wszystkie udziały ZEC-u wartego około 4,5 mln za... 900 złotych polskich.
Już kilka miesięcy po tej transakcji Fluid sprzedał żniński ZEC firmie EC Energy, z którą wcześniej... utworzył korporację. Siedzibą EC Energy, jak na rekina w biznesie przystało, było... prywatne mieszkanie w Warszawie. Właściciele interesu - Tomasz B. i Radosław N. - natychmiast po przejęciu "ciepłowni" podnieśli kapitał własny swojej firmy. Jednak wcale nie o 850 złotych, ale aż o 4,1 miliona złotych, czyli tyle, ile wart był żniński ZEC.
Gorący interes
Po osławionym Stoenie nastała moda na pozbywanie się dalszych, strategicznych "źródeł energii". Zakład Energetyki Cieplnej w Żninie (woj. kujawsko--pomorskie) wart, według rzeczoznawców, 4,5 miliona złotych władze miasta pchnęły prywatnej firmie za... 900 złotych (!). A było tak.
Problem w tym, że przy kupowaniu ciepłowni nowi właściciele zobowiązali się do przeprowadzenia dużych inwestycji. Chodziło m.in. o modernizację sieci i kupno nowych kotłów. Szybko wyszło na jaw, że nie mają na to kasy. Zaproponowali więc, że inwestycję sfinansuje sam ZEC. Ponieważ była to już ich firma, a oni kasy nie mieli wcale, pod zastaw majątku ZEC-u chcieli wziąć kredyt - 8,6 mln zł. Ciepłowni nie byłoby wówczas stać nawet na spłatę odsetek, nie mówiąc o tym, że nowi właściciele w umowie zobowiązali się przekazywać miastu co rok 80 tys. zł. A roczny czysty dochód ZEC-u to 100 tys. złotych.
Sprawą tej co najmniej dziwacznej prywatyzacji zajęli się policyjni spece od walki z przestępczością gospodarczą. Dochodzenie doprowadziło do wykrycia niezłych kwiatków. Zdaniem biegłego sądowego, sprzedaż żnińskiego ZEC-u jako prawdziwe kuriozum. Spokojnie można dodać, że kuriozum na skalę ogólnopolską.
Ustalono, że z pięciu oferentów, którzy odpowiedzieli na ogłoszenie żnińskich władz, właśnie krakowski Fluid był w najgorszej sytuacji eko-nomiczno-finansowej, a właściwie w ogóle takiej sytuacji nie miał. Na dodatek, przystępując do negocjacji, Fluid nie przedstawił kompletu dokumentów. Już w tym momencie należało dać mu kopa. Ale gminna komisja była zadziwiająco miła i zachowała się dokładnie odwrotnie. Radośnie i beztrosko uznała, że krakowska firma jest... najlepszym kandydatem do dalszych rozmów.
Zdaniem żnińskiej prokuratury, krótki termin na składanie ofert kupna ciepłowni podano nie po to, by wyłonić najlepszego oferenta, ale po to, aby sprzedać ZEC właśnie Fluidowi. Biegły sądowy zarzucił ówczesnemu wiceburmistrzo-wi Żnina, Januszowi B., że eksponował w czasie negocjacji korzyści, które rzekomo miały wyniknąć ze sprzedaży ZEC-u właśnie Fluidowi. Miał on też zniechęcać do przyjęcia oferty wrocławskiego
Zwycięstwo
Czy polscy kupcy mogą wygrać z gigantycznymi marketami z Zachodu? Okazuje się, że tak. Zwycięstwo jest co prawda niepełne, ale o tyle znaczące, że zachodni kapitał wspomagany był przez łamiących prawo urzędników poznańskiego magistratu.
Na poznańskim osiedlu Przyjaźni stoi pusty budynek po markecie TTW "Dom i Ogród" (na zdjęciu). Nabyła go wiosną tego roku firma "Polimar 9", przedstawiciel niemieckiej sieci marketów spożywczych "Kaufland". Cel zakupu był oczywisty - otworzenie kolejnego sklepu tej sieci, na co "Polimar 9" uzyskał stosowną zgodę Urzędu Miasta. I nie byłoby nic w tym dziwnego, gdyby nie fakt, że odbyło się to bezprawnie.
W tym konkretnym przypadku Urząd Miasta przed podjęciem decyzji powinien skonsultować się z Radą Osiedla (samorząd pomocniczy w Poznaniu), spółdzielnią mieszkaniową, na terenie której znajduje się obiekt, oraz z kupcami. Jak to bywa w Katolandzie, wyżej wymienieni dowiedzieli się o wszystkim po fakcie. Zawzięli się jednak.
Kupcy, wspierani przez Wielkopolskie Zrzeszenie Handlu (WZH) odwołali się od decyzji, a gdy to nie pomogło, zaskarżyli ją do wojewody wielkopolskiego. Pełniący ten urząd Andrzej Nowakowski dopatrzył się w podjętej przez UM decyzji rażących uchybień i nakazał ponownie rozpatrzyć sprawę. A to oznacza, że procedura wydania pozwolenia na otwarcie marketu spożywczego musi rozpocząć się od nowa. Z kolei "Polimar 9" zaskarżył decyzję wojewody do Sądu Administracyjnego, ale podobno skarżący nie mają szans na wygraną.
Urząd Miasta nie chce uznać jako strony w nowo rozpoczętym postępowaniu kupców z osiedla Przyjaźni (pokrzyżowali plany urzędasów, no to mają za swoje!). W związku z tym na biurku u wojewody wylądowała kolejna skarga. Według opinii WZH, usytuowanie w tym miejscu dużego marketu spożywczego doprowadzi do
likwidacji czterystu (!) miejsc pracy w okolicznych sklepikach. Według ekspertyz będzie miało również negatywny wpływ na ochronę środowiska i utrudni komunikację w tej części Poznania. Roman Dera z Wielkopolskiego Zrzeszenia Handlu podkreśla publicznie, że jego organizacja zrobi wszystko, aby nie dopuścić do powstania w budynku po TTW "Dom i Ogród" żadnego marketu spożywczego.
Patrząc na zawirowania wokół całej tej sprawy, można wysunąć dwa wnioski: po pierwsze, poznańscy kupcy pokazali, że można, a nawet trzeba walczyć z nie-
uczciwą konkurencją gigantycznych koncernów z Zachodu, które i tak mają większe szanse na rynku. Mało tego, można walczyć skutecznie prawnymi metodami, bez blokad i bójek. Według prawników, z którymi się konsultowaliśmy, przy umiejętnym wykorzystaniu przepisów kupcy są w stanie zablokować powstanie marketu nawet na dziesięć lat!
Po drugie, dnem sprawy jest łamanie prawa przez urzędników wydających takie decyzje. Wszak urzędnik powinien stać na straży prawa, a nie - łamać je. Co więcej, zawsze w takich sytuacjach powstaje podejrzenie korupcji i dla oczyszczenia atmosfery odpowiednie służby prezydenta Poznania powinny przeprowadzić wewnętrzne dochodzenie. Nie wspominając już o śledztwie prokuratorskim. JAKUB PUCHAN
Fot. Autor
Exbudu, który ciepłownię chciał kupić za 3 miliony złotych! A ponieważ w Żninie pieniąchy walają się po ulicach, więc komisja przetargowa tą ofertą nie była w ogóle zainteresowana.
Na dodatek wyszło też na jaw, że Fluid od dłuższego czasu zainteresowany był przejęciem żnińskiego ZEC-u. A na przygotowanie wszystkich dokumentów miał nie kilkanaście dni, jak pozostali oferenci, tylko prawie rok! Przekręt jest więc oczywisty. Tylko nie wiadomo dokładnie, ile wynosiła łapówka.
Prokuratura oskarżyła w tej sprawie 3 osoby - byłego wiceburmistrza
Janusza B., byłego członka zarządu miasta Franciszka S. oraz byłego radnego Stanisława G. Ciążą na nich zarzuty m.in. zaniżenia wartości udziałów ZEC-u co najmniej o 3 mln zł, wybór firmy nie-gwarantującej realizacji przyjętych zobowiązań i pozbawienie miasta kontroli nad firmą realizującą zadania własne gminy. Proces trwa. Władze Żnina nie chcą ujawnić, na co też wydały te 900 zł zarobione na sprzedaży firmy, bo za dziewięć stów to nawet porządnej "kozy" na węgiel się nie kupi.
ROMAN KRAWIECKI Fot. archiwum
Rząd Leszka Millera wpadł na pomysł zniesienia dotacji dla barów mlecznych. Pomysłodawcą jest sam wicepremier Grzegorz Kołodko, który od zawsze krytykował Balcerowicza za nieliczenie się z kosztami społecznymi swych decyzji.
Nie jestem fanem pana Balcerowicza (delikatnie powiedziawszy), ale nawet on nie odważył się na całkowitą likwidację dotacji dla barów mlecznych, choć zmniejszał ją sukcesywnie.
- Dotuje się pieczywo, cukier, nabiał, kawę zbożową, herbatę, owoce i warzywa - opowiada kierowniczka jednego z poznańskich "mleczaków". - Co roku obcina się kolejne produkty, a ostatnio dotację utraciły ryby i kakao.
Liczba barów mlecznych maleje. W Warszawie na początku lat 90. istniało ponad 40 barów; dzisiaj jest ich 11. W Poznaniu pozostało ich tylko 6. Po ogłoszeniu pomysłu cofnięcia dotacji w ośrodkach pomocy społecznej zawrzało.
Bar obroniony
W poznańskim barze mlecznym "Pod Kuchcikiem" stoi kolejka tworzona przez przedstawicieli dwóch pokoleń: "dziadków" i "wnuków". To studenci i emeryci stoją po obiad. Do konsumpcji zachęcają ceny: żurek - 1,24 zł, pomidorowa
- 1,04 zł, naleśniki serowo-wani-liowe - 1,94 zł.
- Dla mnie bar mleczny to jedyna szansa na ciepły obiad - opowiada Maciek, student III roku historii uniwersytetu poznańskiego.
- Rodzice nie są zamożni. Mam na dzień tylko 4,80 zł i bary mleczne pozwalają mi na zjedzenie obiadu.
Bary mleczne posiadają swoje "specjalności zakładu". Właścicielami barów mlecznych, obok osób prywatnych, są też spółdzielnie. Rentowność tej działalności spada z roku na rok. Dotacja do posiłku wynosi czterdzieści procent, a marża może wynieść najwyżej 25 procent. Dla gastronomii jest to bardzo mały zarobek. W restauracji może dochodzić (i czasem dochodzi) nawet do tysiąca procent.
Dzięki niskim cenom ośrodki mogły wykupywać w barach mlecznych bony obiadowe dla swoich podopiecznych. Cała awantura toczy się o naprawdę nieduże pieniądze. 13 mln zł w skali kraju i jego budżetu - to grosze. Przy okazji, nie zalecam obecnie liderom lewicy wstępować przypadkiem do barów mlecznych bez obstawy. Elektorat najchętniej powbijałby wszystkie aluminiowe sztućce w wasze brzuszki. Bezpieczny może być tylko poseł Stanisław Stec (SLD) który podczas obrad Sejmowej Komisji Finansów Publicznych wpadł na genialny pomysł zmniejszenia wydatków majątkowych państwa o kwotę 13,6 mln zł i przeznaczenia tych pieniędzy na dotację dla barów mlecznych. Pomysł został przyjęty. Bar obroniono.
Niestety, jest to tylko czasowe rozwiązanie. Problem jak bumerang wróci za rok, natomiast za trzy lata powstanie problem, czy SLD pod wodzą pseudolewicowych liderów znajdzie się w parlamencie. J.P.
Nr 47 (142
22 - 28 XI 2002 r.
FAKTY n
POLSKA WYZNANIOWA
Obok fakultatywnych godzin religii, w szkołach Katolandu katechizacja prowadzona jest obligatoryjnie w ramach lekcji języka polskiego. Wielu autorów programów nauczania ojczystego języka z góry dokonało nieuprawnionego założenia, że do polskiej szkoły uczęszczają wyłącznie katolicy. Uczniowie, niezależnie od swoich światopoglądów, na lekcji polskiego zmuszeni są wykazać się dokładną znajomością zasad wiary katolickiej. Oceniana jest nie wiedza i umiejętności ucznia, ale jego religijność.
Licznych przykładów tego rodzaju dostarcza podręcznik do nauki języka polskiego dla klasy II gimnazjum "Do Itaki. Z Panem Cogito" (T. Garsztka, Z. Grabowska, G. Ol-szowska, Wydawnictwo Znak 2001). Oto typowe polecenia i tematy wy-pracowań, jakie się w nim znalazły:
"Narodziłem się w Tobie, upodobałem sobie Ciebie, bo... - dokończ w dowolnej formie literackiej" (s. 101);"(...) ułóż modlitwę człowieka żyjącego współcześnie, który klęczy przed narodzonym Bogiem" (s. 101); "Na czym, Twoim zdaniem, mogą polegać próby obcowania z Bogiem poza murami świątyni?" (s. 91); "Spróbuj ocenić zachowanie człowieka wobec Boga" (s. 100); "Wjaki sposób współczesny człowiek wyobraża sobie Boga?" (s. 92); "Człowiek zawsze żywił głębokie pragnienie zobaczenia Boga. Co, Twoim zdaniem, stanowi źródło takiej potrzeby? Odpowiedz w formie wypracowania" (s. 92); "Wyraź własne stanowisko wobec zaproponowanej tezy: człowiek, w którym rodzi się Bóg, przypomina nędzną szopę w Betlejem" (s. 101).
Wierzący w któregokolwiek z potężnej armii bogów jakoś sobie poradzą, ale co mają zrobić niewierzący? Otwarcie się zdeklarować i poprosić o temat zastępczy, czy dla świętego spokoju udawać katolika? Nad tym jednak autorzy ani przez moment się nie zastanowili.
Do komfortowych nie należy też sytuacja nauczycieli, którzy chcąc nie chcąc zmuszeni są występować w roli katechety. Kto ma wątpliwości, niech zajrzy do podręcznika do kształcenia zintegrowanego dla klasy drugiej szkoły podstawowej "Wesoła szkoła" (A. Dobrowolska, A. Konieczna, WSiP 2001). W części pierwszej, na stronach 60-61 zamieszczono wiersz pod wiele mówiącym tytułem: "Ojcze Święty" oraz listy dzieci do papieża. Pod bałwochwalczym wierszykiem, który zapewne dzieciaki będą musiały wykuć na pamięć, mamy pytanie: "Którego dnia obchodzimy rocznicę wyboru kardynała Karola Wojtyły na papieża?" i polecenie: "Napisz list do papieża. Opowiedz w nim o swoich radościach albo kłopotach". Tylko po co list do zwierzchnika Kościoła kat. mają pisać dzieci np. świadków Jehowy?
Ten sam podręcznik w części III czci okoliczność pierwszej komunii (s. 90-91). Stricte religijne wiersze, dziecięce rysunki bezpośrednio
związane z tematem, pamiątkowe zdjęcie komunijne oraz czytanka ks. Jana Twardowskiego, zaczynająca się od słów: "Jak zrozumieć, że tylko jeden jest Pan Jezus, a tyle Komunii świętych w kielichu. Pełen kielich. Przecież Pan Jezus jest jeden, a bardzo dużo dzieci przyjmuje Komunię świętą. Jest tylko jeden, ale w taki sposób, żeby Go dla wszystkich starczyło" ("Jeden dla wszystkich").
Kiedy w Polsce mówi się o wychowaniu, nie może się rzecz jasna obyć bez nauczania papieskiego. Rozumie się samo przez się, w jakim celu podręcznik do kształcenia literackiego dla kl. I "Zrozumieć słowo" (A. Gis wyd. Arka 2000, s. 61-65) przytacza zilustrowany aż dziesięcioma zdjęciami "wielkiego Polaka" "Fragment orędzia Jego Świątobliwości Papieża Ja-
Papieskich nauk i wizerunków nie oszczędzono także gimnazjalistom. "Ślad na fali" (kl. II, J. Die-trich, A Zacharska, Wyd. Oświata 2000) zamieszcza homilię Jana Pawła II wygłoszoną podczas pielgrzymki do ojczyzny w 1999 roku ("Nauczanie papieskie" s. 81-82), a "Do Itaki" (kl. II) -dwa teksty: "Pontyfikat" Janusza Poniewierskiego (s. 215
216) oraz "Posłanie", zło-
Lekcja polskiego
Innym znakomitym pretekstem do forsowania katolickiego punktu widzenia jest lektura tekstów biblijnych. I choć Biblię na lekcjach polskiego powinno się traktować wyłącznie jako dzieło literackie, regułą jest analizowanie jej z pozycji Krk. W praktyce wygląda to tak: "Przeczytaj zamieszczony w antologii fragment Pieśni nad pieśniami. Zinterpretuj go jako wyraz miłości Kościoła do Chrystusa lub dialog ludzkiej duszy z Bogiem " (podręcznik dla kl. I szkół ponadgimnazjalnych "Pamiętajcie o ogrodach..." A. Z. Ma-kowiecki, A. Markowski, W. Paszyń-ski, T. Wroczyński, WSiP 2000, s. 50); "Spróbuj wytłumaczyć, dlaczego przekaz biblijny nie przeczy teoriom naukowym." ("Do Itaki", kl. II gimnazjum, s. 90); " Czym jest Biblia dla Ciebie? Jakie znaczenie przypisuje się jej w Twoim otoczeniu." ("Barwy epok. Kultura i literatura" dla klas pierwszych szkół ponadgimnazjalnych, W. Bobiński, A. Janus--Sitarz, B. Kołcz, WSiP 2002, s. 39).
Zreformowana szkoła -jak pamiętamy -miała ambicje nie tylko uczyć, ale równocześnie wychowywać w duchu wartości chrześcijańskich (czytaj: katolickich). Tego rodzaju kształcenie zintegrowane stara się realizować m.in. podręcznik do języka polskiego dla kl. VI szkoły podstawowej "Jutro pójdę w świat" (H. Dobrowolska, WSiP 2001), zwracając uwagę na związek między biblijnym opisem stworzenia świata a tygodniowym cyklem pracy i odpoczynku człowieka. Zadaniem ucznia jest wiedzieć, "który dzień nazywamy dniem Pańskim i dlaczego", oraz dokonać oceny (wyraźnie zasugerowanej) zwyczaju robienia zakupów w niedzielę jako zjawiska zrywania z wzorowanym na Biblii rytmem życia (s. 223).
na Pawła II na XXVII Światowy Dzień Pokoju 1 stycznia 1994 roku" [pisownia oryginalna]. Z tekstu "Rodzina źródłem pokoju dla ludzkości" gimnazjalista powinien zapamiętać, że rodzina jest środowiskiem przekazującym wartości religijne, a miłość powinna realizować się w małżeństwie.
Jako głowa Kościoła Karol Wojtyła pojawia się na kartach wielu innych podręczników. Fragmentem "Przekroczyć próg nadziei" wraz ze zdjęciami papieża wśród dzieci raczy szóstoklasistów książka "Oglądam świat" autorstwa D. Chwastek, E. Nowosielskiej (Arka 2002, "Papież o młodości" s. 114-115). Całe pięć stron poświęca mu "Ja i świat" (H. Kaczo-rowska, M. Kaczorowski, Oficyna Wydawnicza Marka 2001) -również dla kl. VI. Z czytanki "Jan Paweł II -Papież z Polski. Wspomnienia przyjaciół z młodości" (s. 123
125) uczeń dowiaduje się, że mały Lolek był dzielnym bramkarzem, lubił kremówki i grywał w szkolnym teatrzyku, a z fragmentu książki "Droga do Watykanu" ks. Mieczysława Malińskiego ("Biały dym", s. 125-126) -jak kardynał Wojtyła został papieżem. W przekonaniu o doniosłości tego wydarzenia dodatkowo mają utwierdzać odautorskie polecenia:
"Zwróć uwagę na słowa Papieża i reakcje ludzi"; "Zapytaj rodziców i dziadków, w jaki sposób Polacy przyjęli wiadomość o tym, że Polak został papieżem". I dalej w tych klimatach: "Pierwsze wystąpienie Jana Pawła II rozpoczęło Jego dialog z ludźmi na całym świecie. Co jest tematem tych rozmów? Za co ludzie cenią i szanują Papieża?" [pisownia oryginalna].
żone z fragmentów wypowiedzi Jana Pawła II podczas pielgrzymki do Polski w 1999 roku.
W przypadku tego drugiego przed uczniem postawiono niezwykle frapujące zadania:
"Na mapie Polski narysuj wraz z datami trasę wędrówek Jana Pawła II. Opracuj krótki harmonogram pobytu Papieża w 1999 r." oraz "Chciałbym się z Nim spotkać. Wrażenie z bezpośredniego lub za pośrednictwem TV spotkania z największym Polakiem XX wieku." (s. 228).
W ten sposób z całą pewnością nie rozwija się zdolności samodzielnego myślenia. Przy okazji autorzy "Do Itaki" chyba nawet nie zdają sobie sprawy, że posłużyli się dobrze znanym schematem z minionej epoki: " Twój wzór do naśladowania. Uzasadnij, dlaczego Lenin"!
Możemy sobie obecnie używać do woli na twórcach reformy oświatowej, ale, niestety, treści stanowiące jawne przykłady indoktrynacji katolickiej bez trudu można odnaleźć w podręcznikach dopuszczonych do użytku szkolnego w roku bieżącym. Weźmy "Język polski - do pracy w szkole " dla kl. I szkół ponadgimnazjalnych (J. Klejnocki, B. Łazińska, D. Zdun-kiewicz-Jedynak, WSz PWN 2002). Po przeczytaniu przemówienia Jana Pawła II do młodzieży z 3 VI 1979 roku (s. 20-21), autorzy proponują młodzieży obejrzenie filmowej rejestracji tegoż przemówienia z czasów jego pierwszej pielgrzymki do ojczyzny oraz przypomnienie sobie innych relacji z papieskich wizyt. Licealiści mają ponadto udzielić odpowiedzi na pytania:
"Jakiemu celowi służy wypowiedź Ojca Świętego?"; "Czym spowodowany jest aplauz odbiorców kazań papieża?" oraz "Jakie środki językowe wyrażają stosunek Ojca Świętego do słuchaczy?".
Ten sam podręcznik pod kazaniami Jerzego Popiełuszki (s. 142
143) każe zastanowić się nad źródłem kaznodziejskiej skuteczności księdza Jerzego. Młodzież licealna na lekcji języka polskiego ma się także wypowiedzieć na temat: "Jaki powinien być, twoim zdaniem, język kazań i katechezy, aby trafiał do współczesnego odbiorcy, do pokolenia twoich rówieśników". I chyba
już nikogo specjalnie nie zdziwi, że następne polecenie brzmi:
"Zaproście do udziału w lekcji języka polskiego szkolnego katechetę. Zastanówcie się wspólnie, jakie trudności językowe (np. w doborze słownictwa) stoją przed kaznodzieją czy katechetą podejmującym trud ewangelizacyjny." (s. 145).
Zamiast komentarza wydaje się konieczne przypomnienie zasad zapisanych w Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, których znajomość, jak widać, obca jest wielu twórcom szkolnych programów:
Art. 53. "Każdemu zapewnia się wolność sumienia i religii".
Art. 48. "Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania".
Zintegrowanie programów nauczania świeckich przedmiotów z wychowaniem w duchu wartości chrześcijańskich i ich korelacja z religią rzymskokatolicką jest naruszeniem wolności sumienia i praw człowieka. To najzwyklejsza indoktrynacja możliwa na początku XXI wieku już tylko w kraju wyznaniowym, jakim jest Polska. Problemu nie dostrzegają ani ministerstwo edukacji, ani rzecznicy praw obywatelskich i praw dziecka. Widać tak już u nas powinno być.
ANNA KALENIK Fot. archiwum
Cytowane fragmenty pochodzą z zatwierdzonych przez MEN podręczników do języka polskiego.
Powiedzieli "RM1
Profesor Maria Szyszkow-ska, senator RP: "Po raz kolejny znajdujemy potwierdzenie, że żyjemy w kraju wyznaniowym katolickim i nie ma wolności światopoglądowej. Skoro lekcje języka polskiego przebiegają w ten sposób, to znaczy, że dzieci od najmłodszych lat są urabiane w duchu religii katolickiej, a więc są zniewalane. I jest to zjawisko bardzo niebezpieczne, bo przecież każdy powinien najpierw poznać różne światopoglądy i dopiero wtedy może sam dokonywać wyborów".
:
y-
n-
Prokurator Krzysztof Ko pania: " Takie sytuacje mogą na-ruszać wolność sumienia i wyznania, gwarantowane w Konstytucji RP oraz Ustawie z 17.05.89 o gwarancjach wolności sumienia i wyznania. Jednak każda sprawa wymaga indywidualnego rozpatrzenia. Warto dodać, że także obecny Kodeks Karny jest pod tym względem znacznie bardziej liberalny niż poprzedni. Mamy w nim tylko rozdział XXIV art. 194-196 dotyczący wolności sumienia i wyznania".
y
WSTYD TO KRAŚĆ

rocławianie twierdzą, że Ostrów Tum-ski i Wyspa Piaskowa stanowią miasto w mieście. Stąd do potocznego języka weszły już nazwy "Czarna dzielnica" lub "Mały Watykan". Kościelna enklawa rozrasta się jak ośmiornica, wpuszczając swo-
Zniecierpliwiony i wypasiony człowieczek w czerni ucina tę żebraczą tyradę:
- To nie ten adres. Dalej jest Caritas i tam trzeba prosić!
Trzaśnięcie drzwiami. Stojący obok mężczyzna z drabiną na ramieniu radzi ze współczuciem:
- Spróbuj w Domu Jana Pawła II. Może tam potrzebują jakie-
- A dla głodnego człowieka z ulicy nic by się w kuchni nie znalazło?
Na głupie pytanie brak odpowiedzi. Urocze dziewczę wymiotło momentalnie gdzieś na zaplecze. Trudno, spróbuję w Caritasie, tam mnie nie mogą odtrącić. Na parterze, a właściwie w piwniczce, usytuowano punkt przyjmowania darów, m.in. dla po-
pierwsze piętro, gdzie urzędują zakonnice.
- Jak głodny, to niech idzie na ul. Słowiańską, tam coś zje (wała zje; byłem wcześniej pod tym cari-tasowskim adresem - dop. autora). A jeśli chce dostać coś do ubrania, to trzeba napisać podanie, zanieść do proboszcza w swojej parafii, ten zdecyduje, czy dar się
Królewicze i żeb
Reportaż "wcieleniówkę", najlepiej robić
z pustym brzuchem. Więc do czasu,
aż dostanę od ciebie tekst ekstra, wstrzymuję
wypłatę - obwieścił hiobowo Jonasz.
Cóż było robić? Poszedłem żebrać...
je odnogi w okoliczne osiedla i włączając do swojego terytorium co bardziej atrakcyjne, wyszarpane drogą roszczeniową obiekty. Tu też mieszczą się wszystkie ważniejsze centra dyspozycyjne wrocławskiej kurii, stąd najgłośniej słychać kazania o potrzebie łączenia się w solidarności z ludźmi ubogimi, potrzebującymi wsparcia bliźniego.
Na dworze temperatura spadła poniżej zera, a mroźny wiatr szył po ciele. Reporterskie przebranie było adekwatne do tej pogody. Cienka jesienna kurteczka z popsutym zamkiem błyskawicznym, pod nią letni pulower. Na początek odwiedziny w kancelarii Duszpasterstwa Katedry. W progu staje księżulo.
- Pan do kogo?
-Niech będzie pochwalony. Proszę księdza, jestem bez pracy, grozi mi eksmisja na bruk, bo nie mam na komorne. Na utrzymaniu liczna rodzina. Czy mógłbym liczyć na wsparcie...
goś pracownika, za darmo nikt ci nic nie da.
Wkraczam do wskazanego mi przybytku. Ludzie... takiego przepychu z gromniczną świecą szukać. Wszędzie marmury i to najlepszego gatunku. W hotelowym foyer kilka stanowisk recepcyjnych. W jednym z nich panienka marzenie. A ja, durny, sądziłem, że gości kościelnych obsługują stare zakonnice. Na pytanie o możliwość zatrudnienia urocze blond stworzenie proponuje złożenie curriculum vitae, to może coś się do roboty znajdzie. Bąkam o moim zaskoczeniu przepychem wyposażenia. Słyszę, że mam się nie bać, bo to wszystko dla ludzi. Hotel jest jeszcze w rozbudowie, jednak do wynajęcia są już pokoje pojedyncze i dwuosobowe, a doba kosztuje 120 i 160 zł (ze śniadaniem).
Zwykła działalność gospodarcza, ukryta pod szyldem Białego Papy.
wodzian, jak to wynika z przyczepionej na drzwiach kartki. Jak przyjmują, to i wydawać gdzieś muszą - kombinuję logicznie. W pierwszym pomieszczeniu zastaję znudzonego jak mops faceta, a w tle widać stos odzieży, segregowanej akurat na mniejsze kupki. Cerber przy stoliku nie bawi się w grzecznościowe frazesy:
- No, co tam?
Zaczynam bajać od nowa. Zima, brak roboty, kupa dzieci. Czy nie mógłbym dostać coś zimowego na grzbiet, tyle tu tego dobra.
- Wala się, ale nie dla wszystkich
- oświadcza osobnik. Mam iść na
należy. Do kościoła chodzi, kartotekę w parafii ma? Jak przyniesie zgodę od księdza, skierujemy do punktu wydawania odzieży i może coś tam się dla niego znajdzie!
- A jeśli nie mam parafialnej kartoteki, to co?
- No, jak to nie ma! Księdza po kolędzie nie przyjmuje? Ślubu nie brał, dzieci nie chrzcił?
- Siostrzyczko, ja z Jeleniej Góry do Wrocławia przyjechałem w poszukiwaniu roboty. Ostatnie parę złotych na bilet wydałem. Rodzina mnie tu przygarnęła, ale zameldowania nie mam. Ulitujcie się
i dajcie coś zimowego na grzbiet, bo zamarznę na mrozie!
- To niemożliwe! W takim razie trzeba iść do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej na pl. Solidarności. U nich się może coś znajdzie dla zamiejscowych. No i co z tego, że na dole mamy pełno ubrań? Są przeznaczone dla naszych potrzebujących... Ponieważ "nasz" nie jestem, opuszczam teatralnie głowę i wychodzę, licząc choć na "Szczęść Boże".
W drzwiach słyszę, że jestem chamem bez wychowania i powinienem się wstydzić!
Już naprawdę głodny kołaczę jeszcze do pałacu arcybiskupiego. Efekt taki, że równie dobrze z prośbą mógłbym uderzyć do stojącego nieopodal kamiennego posągu papieża Jana XXIII. Pałacowy domofon podaje mi adres... Caritasu. - Tam nic? - dziwi się jakiś anonimowy głos. - No to opieka społeczna, tam pomogą, bo są od tego.
Po 10 minutach siedzibę kardynała Gulbinowicza opuszcza dwóch księży w czarnych długich płaszczach. Rumiani, wypachnieni. Odmawiają choćby paru groszy. - Takie czasy - mówi jeden głośno, kiwając głową w moim kierunku.
- Głodny pan? - zaskakuje mnie pytaniem kobieta przechodząca chodnikiem przy klasztornym ogrodzeniu. Przytakuję. Miła osóbka prowadzi mnie do odległej o 50 m małej, lecz przytulnej knajpki "Impuls". Za chwilę na stoliku pojawia się gorąca zupa, herbata. Proszę jeść na zdrowie i na koszt firmy! Zmiatam wszystko z talerza i... płacę. Konsternacja totalna. Okazuje się, że to kelnerka Alina Rychter zlitowała się nad sierotą w starszym wieku, kołatającym do kościelnych furt w "czarnej dzielnicy". Dlaczego? - No bo takie czasy - wyjaśnia pani Alina.
WITOLD TROIŃSKI Fot. Marcin Bobrowicz
Franciszkanie - zawodowi żebracy - przegonili jak sforę psów biedaków żebrzących pod bazyliką w Katowicach.
W historii liczba żebrzących zawsze zwiększała się proporcjonalnie do ubożenia ludności. Biedacy żyli głównie w opłotkach kościołów i cmentarzy. Pojawiali się przy okazji parafialnych odpustów. Kalendarz świąt kościelnych wyznaczał
Monopol na datki
im szlak tułaczki. Byli jednak potrzebni ludziom wierzącym. Ci bowiem mogli wypełnić przykazanie miłosierdzia względem bliźniego; za jałmużnę katolicy zlecali biedakom modlitwy za swoich zmarłych.
Po rewolucji 1989 r. żebracy znowu pojawili się na ulicach. Z początku byli to biedni z eksportu: Rumuni i Bułgarzy. Obecnie rodzima bieda przebiła notowania braci ze Wschodu i Południa.
Nie wszyscy jednak wiedzą, że obok zbierających na życie biedaków, w naszym kraju żyją żebracy zawodowi. W encyklopedii katolickiej czytamy: "franciszkanie - to zakon żebraczy z XIII w. powstały w celu zachowania zasad ewangelii i wiernego naśladowania Chrystusa, zwłaszcza przez doskonałe ubóstwo". Tyle definicja. Dzisiaj chyba już tylko Rydzykowy aktyw
wierzy w zakonne ubóstwo. Mnisi habit dokładnie przykrył ewangeliczną misję, która zachowała się tylko w annałach. Żebracy w habitach sięgnęli po ziemskie zaszczyty i dobrodziejstwa. Bose nogi i sandały przestały być świadectwem biedy zakonnej, a stały się marketingowym wymogiem. Już nie zakonnicy chodzą na żebry, ale lud boży sam przychodzi składać im daninę. A jeśli inni żebracy wejdą im w drogę, mogą skończyć jak w katowickich Panewnikach.
Tamtejsi franciszkanie wypowiedzieli wojnę zbierającym jałmużnę przed bazyliką. Każdego żebraka mają usuwać z kościelnego terenu specjalnie wynajęci do tego ochroniarze. Wkrótce na tablicy zakazów umieszczonej przed kościołem, obok istniejącego już zakazu wprowadzania psów i jazdy na rowerze, pojawi się nowy: zakaz żebrania.
Dla spadkobierców św. Franciszka z Asyżu nie ma widocznie różnicy między
bratem psem a bratem żebrakiem. Mnisi od kilku miesięcy prowadzili w kościele systematyczną nagonkę na niesympatycznych obdarciuchów. Przestrzegali, namawiali, by nie rzucać im żadnych datków. Nagle zaczęli ogłaszać wszem wobec, że giną im pieniądze ze skarbonek, a butelki po wódce leżą przy klasztornej furcie. Z dnia na dzień coraz czarniej-szy scenariusz malowali swoim wiernym. W końcu wyszło na to, że to nie pospolici żebracy wyciągają swoje prawice po pieniądze, ale zorganizowana szajka niebezpiecznych złodziei grasuje po franciszkańskich włościach. Wielokrotnie zawiadamiana policja nie chciała przeganiać biedaków na rozkazy duchownych. Braciszkowie wynajęli więc ochroniarzy, by ci strzegli spokoju ludu bożego i interesu zawodowych żebraków w habitach, z którymi ktoś miał czelność konkurować. Pokazali, kto ma prawdziwe imprimatur (pozwolenie) na zbieranie kasy.
JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
Nr 47 (142)
2 - 28 XI 2002 r.
11
Przynajmniej z jednym z dyktatów UE poradziliśmy sobie wspaniale. Chodzi o segregację śmieci. Zobowiązanie to realizujemy bez problemu i kosztownych nakładów.
Selekcja wstępna odbywa się już w kubłach i kontenerach. Do każdego osiedlowego śmietnika trwa od rana wędrówka ludu, wyciągającego z pojemników wszystkie surowce wtórne, od makulatury poczynając, a kończąc na butelkach i puszkach po piwie. Nurki śmietnikowe to osobnicy należycie zorganizowani. Ich podstawowe narzędzia pracy to długi haczyk i pojazd transportowy, czyli wózek.
Zagadka: Czym różni się szczur od emeryta czy rencisty? Tym, że gryzoń ma cztery nogi i pierwszy jest przy śmietniku! Makabryczny dowcip? Gdzie tam, czworonogi dawno już przegrały z rzeszą bezrobotnych i głodnych nędzarzy. Rzadko można zobaczyć przy kontenerach szczury, od kilku lat zostały z tych miejskich żerowisk wyparte przez ludzi. Ten fenomen biologiczny zawdzięczamy kolejnym rządom III RP!
Kontenerowa szlachta
52-letni Marian jest tokarzem z zawodu i bezrobotnym z życiowego przypadku. Już cztery lata temu skończył mu się zasiłek. W jednym momencie świat zwalił mu na głowę cały ogrom beznadziei.
- Już miałem sznur przygotowany, hak upatrzony - opowiada - ale w końcu pomyślałem: A co z dziećmi - 12-letnią Joasią i starszym o cztery lata Michałem? Co się z nimi stanie, gdy ja wybiorę najłatwiejszą
w tych czasach drogę ucieczki przed takim zasranym żywotem? Wiesz, jaką miałem straszną pokusę, by kupić giwerę i napadać na sklepy, na bogatych ludzi? To byłaby taka moja zemsta za przegrane życie. Skończyło się na tym, że razem z kolegą poszliśmy na teren zlikwidowanej bazy budowlanej i dokładnie oszabrowa-liśmy cały obiekt z energetycznych kabli, które po opaleniu odstawiliśmy do punktu skupu złomu. To był mój chrzest. Potem odkryłem, że z wielkomiejskich śmieci też można wyżyć. Do roweru przyczepiłem wózeczek i zacząłem objeżdżać osiedlowe kontenery. Najtrudniej było przełamać dumę, strach przed
spotkaniem kogoś z dawnych znajomych. Teraz już tego uczucia nie mam, dawno się wypaliło. Opracowałem regulamin szperania w kubłach. Wstaję o godz. 4, kończę pracę w południe i zawsze parę groszy do domu przyniosę... Jakoś tak się utarło, że zapracowani i zagonieni ludzie piątki i soboty przeznaczają na domowe porządki. W tych dniach cały dzień trzeba wizytować śmietniki. Stoją tam również stare meble, m.in. wersalki, szafki. Mam zacięcie do majsterko-wania, dlatego też odnawiam te graty i zupełnie nieźle na tym wychodzę. Butelki i papierzyska mnie nie interesują. Opłaca się zbiórka puszek po piwie. Ale niektórzy oszukiwali, wkładali w nie kamienie albo piasek dla zwiększenia wagi. To i w "złomie" się wycwanili. Obecnie za jedną skle-paną puszkę dostaje się trzy grosze. A wiesz, gdzie są najlepsze śmietniki? Przy plebaniach. Tam można znaleźć największe rarytasy. Widzę też, że księża coraz więcej piją, bo znajduję całe kartony butelek po markowych trunkach. Nic mi jednak po nich. - Wiele znalezionych rzeczy zawożę w niedzielę na "świe-bodzki" plac targowy, do części zwanej rupieciarnią. W tej chwili mam
do opchnięcia cztery landszafty, z siedem starych radioodbiorników, pralkę "Franię", którą odremontowałem i kilka innych klamotów. I jakoś się kręci. Wielokrotnie bladym świtem byłem kontrolowany przez policję. Na pytanie o zawód niezmiennie odpowiadam: nurek śmietnikowy lub szperacz! Wstyd zostawiam rządzącym. Mam ich w tak głębokiej pogardzie, że już do końca życia nie uwierzę żadnemu politykowi.
Wysypiska "Klondike"
Ostateczna segregacja śmieci odbywa się na wielkomiejskich wysypiskach. W niektórych większych miastach zarządcy mają podpisane umowy o działalności gospodarczej ze szperaczami, co znacznie ułatwia porządek. Każdy z nich ma swój rewir. Na miejscu można też spieniężyć zna-
lezione dobra, jak szkło czy puszkowe aluminium. Odwiedziliśmy kilka z tych składowisk. Wrocław swoimi komunalnymi odpadami uszczęśliwia wioskę Gać pod Oławą oraz Zagłębie Miedziowe w rejonie Lubina, Polkowic i Przemkowa. Każde pojawienie się śmieciarki wywołuje poruszenie wśród nurków. Pani Maria twierdzi, że po jakimś czasie każdego ogarnia
dziwny amok, podobny do obsesji, trapiącej np. poszukiwaczy złota. Tu też się "wypłukuje" spod kół przedmioty, zapewniające egzystencję.
Pracujący na... cudzych śmieciach, jak to sami określają, zastrzegają dumnie, że wstyd to kraść.
Pani Maria przyjeżdża na wysypisko rowerkiem składakiem; po szkole pomagają jej 12-letni Krzyś i o rok starsza Małgosia. Dla dzieciaków pobyt na śmieciach jest atrakcją i zabawą. Potrafią się cieszyć z każdej znalezionej zabawki, do foliowej torby odkładają wygrzebane mięsne przetwory. Kiełbaska dla Pimpka i Mruczka. Przynajmniej te zwierzaki co dzień mogą się najeść do syta. A człowiek także nie pogardzi, np. mięsną przeterminowaną konserwą. Nawet pleśń można zeskrobać, a następnie mięsko zlać wrzątkiem i już nadaje się do konsumpcji. Legendy krążą o rarytasach wygrzebanych na wysypiskach. Do Gać przyjechała kiedyś taksówką zrozpaczona wrocławianka. Ponoć jej mąż przez nieuwagę wywalił do kubła pudełko z rodową biżuterią. Z płaczem prosiła o odszukanie precjozów. Dobre sobie - w tym czasie była tu już 20-tonowa kupa odpadów. Typowe szukanie igły w stogu siana. Niemniej ludzie rzucili się do kopania, jednak po kilku godzinach dali za wygraną. Ale od czasu do czasu znajduje się coś bardziej wartościowego. Zwitki waluty, złote precjoza, zegarki. Każde takie znalezisko uruchamia w człowieku dodatkowy pokład energii.
Praca na śmieciach może być przyczyną poważnych perturbacji zdrowotnych, zwłaszcza dla alergików. Składowisko cały czas pracuje, wręcz buzuje od biogazów. Po dwóch dniach reporterskiego rajdu na odsłoniętych częściach ciała pokazała mi się czerwona, swędząca wysypka. Identyczną widziałem również u większości szperaczy. Dłuższe przebywanie w tym siedlisku bakterii grozi trwałą chorobą skóry, z egzemą włącznie. Konieczna jest dezynfekcja ciała i użycie specjalnej odzieży ochronnej.
Dobre sobie. Szperacze wywodzą się głównie z okolicznych starych chałup, w których łazienkę zastępuje miednica. Cała higiena sprowadza się do umycia twarzy i rąk. Ciuchy i obuwie wystawiane są na zewnątrz dla... przewietrzenia. Rano znów się wskakuje w to samo i hajda na śmieci.
A wiecie Państwo, jaki jest najbardziej popularny wśród nurków środek na chorą skórę? Ury-na! Ona zastępuje lekarza pierwszego kontaktu, zresztą... o jakiej służbie zdrowia my w ogóle mówimy! Przecież większość mieszkańców nie ma prawa do zasiłku, nie jest ubezpieczona. No to wynaleźli ciepły mocz! Na to wszystko...
JAN SZCZERKOWSKI
Fot. Jarek Wyszyński,
Władysław Rudak
Klondike (czyt.: klondajk) - dawny okręg górniczy w pn.-zach. Kanadzie w dolinie rzeki Klondike, znany z eksploatacji złota na przełomie XIX i XX wieku.
12
WYPADKI PO POLSKU
FAKTYn
22 - 28 XI 2002 r.
Przy okazji wolnych dni trup ściele się gęsto, przynajmniej na polskich drogach. Kto nie wierzy, może zajrzeć w policyjne statystyki. Ostatnie podsumowanie po Wszystkich Świętych jest całkiem okazałe: 58 osób nie żyje, ponad 700 jest rannych.
gorsza, wyobraźni. Ma natomiast nad wyraz rozwinięty zmysł prędkości. Zwłaszcza na prostej. Widząc kawałek asfaltu, pędzi przed siebie jak dziki rumak na prerii... nie zdejmując nogi z gazu. Jakby zrosła się z prawym pedałem. Polskich mistrzów prostej często można rozpoznać po do-
Mistrz prostej atakuje
Każdego roku jest tak samo: ostrzeżenia, prośby, groźby, na ulicach niebiesko jak diabli, a kostucha i tak zbiera żniwo. Dlaczego? Ano dlatego, że długie weekendy, święta kościelne czy państwowe to czas popisów niedzielnych kierowców, którzy już na parę dni przed rodzinnym wyjazdem zdejmują pajęczyny z zakurzonych karoserii, pieczołowicie pucują blachę i... rura. Wylegają tłumnie na ulice, nie patrząc na bezpieczeństwo innych. Większość nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, że stanowią poważne zagrożenie dla wszystkich użytkowników dróg, łącznie z nimi samymi. Niedzielni kierowcy czują się najlepiej przy ładnej, słonecznej pogodzie, ale gdy tylko trochę pokropi, wykonanie prostego manewru zajmuje im dwa, trzy razy tyle czasu co innym. Na trasie szybkiego ruchu jadą "bezpiecznie" -40 km na godzinę, nie zastanawiając się, czy poruszanie się lewym pasem to najlepszy wybór. Pewnie dzieje się tak dlatego, że horyzonty (dosłownie i w przenośni) przesłania im obecny na głowie szydełkowy beret lub kapelusz, a zdjęcie go podczas jazdy to przecież dyshonor i hańba.
Drugą pokaźną grupę stanowią "mistrzowie" prostej. Taki człowiek, powiedzmy Jan Kowalski, jest niestety najczęściej pozbawiony zmysłu orientacji i, co
biegających z ich samochodów dźwiękach młota pneumatycznego, choć to kryterium bywa mylące. Z pewnością można go wyłuskać z masy, obserwując jego popisy. Mistrz prostej rzadko respektuje przepisy. Znaków ograniczających prędkość w ogóle nie dostrzega. Uwielbia natomiast wyprzedzać na trzeciego, nawet przy zerowej widoczności. Jedzie "na zderzaku" poprzedzającego auta z ogromną prędkością i zwykle jest mocno zdziwiony, że nie zdążył wyhamować. Nasz mistrz nie stoi w korku, jak Pan Bóg przykazał, tylko wciska się między inne pojazdy, pogarszając najczęściej i tak złą sytuację na drodze. O tym, żeby wpuścił kogoś przed siebie -mowy nie ma!
Szkoda, że polska drogówka -zamiast czaić się po krzakach - nie ściga drogowych piratów. Może dzięki temu poprawiłoby się bezpieczeństwo na polskich drogach, a w statystykach powiałoby optymizmem. A tak, wciąż giną ludzie. W końcu jeśli nie policja, to kto ma zrobić porządek z motoryzacyjnymi szaleńcami? Możemy co prawda jeszcze liczyć, że sami się wytępią, ale marne to nadzieje.
Strach tylko myśleć, ile jeszcze Bogu ducha winnych ludzi zginie, zanim ktoś zacznie myśleć, a potem jeszcze działać... MICHALINA KOWALCZYK
Parafia musi płacić
Całe 120 tysięcy złotych zadośćuczynienia, prawie 7 tysięcy złotych odszkodowania i dożywotnio rentę w wysokości 1450 zł musi płacić parafia św. Mateusza w Dalikowie koło Poddębic kilkunastoletniej Agnieszce M., która uległa wypadkowi na tamtejszym cmentarzu parafialnym.
Do tragedii doszło przed dniem Wszystkich Świętych. Agnieszka przyjechała do Daliko-wa odwiedzić grób dziadka. W pewnej chwili runął na nią potężny konar. Dziewczyna została ciężko ranna. Mimo długotrwałego leczenia jest kaleką i może się poruszać jedynie o kulach. Proces wytoczony parafii w Dalikowie trwał pięć lat. Przez ten okres ksiądz proboszcz Stanisław Wojtyra nie interesował się losem poszkodowanej i nie chciał pokrywać kosztów leczenia. Nie
zamierza też zaakceptować wrześniowego wyroku Sądu Apelacyjnego w Łodzi, zapowiadając kasację. Jak twierdzi mec. Bogumiła Kłosińska, parafia będzie musiała jednak płacić, ponieważ wyrok opatrzony został tzw. klauzulą wykonalności.
Proboszcz z Dalikowa uważa, że parafia jest zbyt biedna, by płacić tak wysokie odszkodowanie i rentę. Rzeczywiście, parafia liczy zaledwie 1700 wiernych i nie należy do bogatych, podobnie zresztą jak i dalikow-ska gmina. Ksiądz w ogóle nie poczuwa się do winy, choć jest odpowiedzialny za tragedię jako administrator cmentarza, a nie można też liczyć na uzyskanie finansowego wsparcia ze strony władz archidiecezji. Jak duszpasterz potraktuje komornika, który może zapukać do drzwi plebanii? R.P.
Drogi śmierci
Każdego roku na polskich drogach ginie prawie 6,5 tys. osób, a ponad 71 tys. odnosi rany. Znaczna część ofiar to skutek fatalnego stanu dróg, choć oficjalne statystyki milczą na ten temat. Odpowiedzialność za to ponosi państwo.
Czy naprawdę jesteśmy aż tak biedni, że nie stać nas na budowę nowych dróg i remonty tych podziurawionych? Przykłady choćby Czechów i Słowaków dowodzą, że na drogi można przeznaczać znacznie więcej pieniędzy, bo jest to po prostu opłacalne. Tymczasem z akcyzy paliwowej od 1997 r. na remonty i inwestycje drogowe idzie zaledwie 30 proc. dochodów, czyli tylko 1,7 mld zł. Oznacza to, że 70 procent akcyzy państwo przeznacza na inne potrzeby. A przecież miało być inaczej. Dziś na samo bieżące utrzymanie dróg potrzeba 1,2 mld. Razem z tym, co państwo dokłada -jak mówił niedawno w Sejmie wicepremier Marek Pol -na drogi mamy niecałe 2 mld zł. -To, czym dysponujemy, pozwala administrować kryzysem, a nie go przełamać -stwierdził minister infrastruktury.
W okresie powojennym zdołaliśmy dorobić się zaledwie 400 kilometrów autostrad, choć w tym samym czasie liczba pojazdów wzrosła 230-krotnie, osiągając poziom ponad 14 milionów. Mimo że bezustannie obciążano nas różnorodnymi podatkami drogowymi, na budowę dróg szło niewiele pieniędzy. Także finansowanie nowych arterii z paliwowej akcyzy okazało się, niestety, fikcją.
Trudno więc się dziwić, że Polacy nieufnie patrzą na kolejne propozycje rządu i krytykują program wicepremiera M. Pola, opierający się m.in. na tzw. winietach. W przyszłym roku powinny one dostarczyć
1,4-2 mld zł, co ma umożliwić zbudowanie ponad 400 km autostrad. Już dziś jednak wielu specjalistów twierdzi, że wyliczenia te są nierealne.
Jeśli w tym roku zamiast planowanych 500 mln uzyskamy z winiet w najlepszym przypadku 300 (winiety już od pewnego czasu muszą kupować kierowcy pojazdów ciężarowych), to wspomniane plany najwyraźniej pisane są patykiem na wodzie.
Nierealne (za małe dochody z winiet, niepewne wsparcie unijne) są też i inne plany, dotyczące np. przeznaczenia w przyszłym roku na budowę autostrad 8,1 mld zł, a dwa lata później -14 mld zł. Czy zatem możliwe będzie zbudowanie do 2005 r. aż 523 kilometrów autostrad, a w latach 2006-2010 kolejnych 580?
Dlaczego od wielu lat obserwujemy zapaść krajowego systemu komunikacyjnego? Być może winna jest polska bieda i krążące po naszych drogach potężne tiry. Ponadto przez wiele ostatnich lat kolejnym rządom daliśmy się karmić mrzonkami i marzeniami, ulegliśmy też wpływom potężnych grup interesu i hochsztaplerów. Dziś zatem możemy powiedzieć, że zabrakło nam klarownych i trzeźwych programów, a także pieniędzy, więc jeździmy po coraz gorszych i bardziej niebezpiecznych drogach, wali nam się też na łeb i szyję kolej, nie ma nowych autostrad, choć produkujemy tony dokumentacji i marnujemy olbrzymie pieniądze.
Czy pojawia się choćby światełko w tunelu? Tak. Zlikwidowano przecież Agencję Budowy i Eksploatacji Autostrad, która pożarła gigantyczne pieniądze, pojawił się rządowy program budowy autostrad i dróg ekspresowych, przy trasach stawia się coraz częściej wagi do ważenia tirów. Szkoda tylko, że są to działania spóźnione i oparte w dużej części na fiskalizmie. Nikt nie rozlicza tych, którzy karmili nas złudzeniami, przy okazji okradając z olbrzymich pieniędzy; nikt nie pyta, dlaczego nadal odgrywają oni znaczącą rolę w drogowym lobby? Przecież już w 1999 r. rozreklamowana Autostrada Wielkopolska SA miała rozpocząć budowę 3 odcinków dróg, m.in. w rejonie Łodzi, choć do dziś nie oddała do użytku nawet jednego metra nowoczesnej arterii. Aby Polacy poparli program rządu i winiety, nie wystarczy prezentować im kolejnych papierowych wizji.
Użytkownicy dróg czują się oszukani i zawiedzeni. Z paliwowej akcyzy od 1997 r. zbudowano niewiele nowych dróg (łącznie w latach 1997-2000 powstało około 8 tys. km dróg utwardzonych), tak samo zapewne będzie z winietami. Już dziś specjaliści ostrzegają, że znaczną część dochodów z winiet pochłonie przeklęta biurokracja, choć wicepremier M. Pol twierdzi zupełnie inaczej: -Gwarantuje się stuprocentowe przekazanie na drogi krajowe wszelkich środków uzyskiwanych z winiet.
W krajach Unii Europejskiej w 100 kolizjach giną tylko 3 osoby, u nas zaś aż 13. Odzwierciedla to nie tylko olbrzymią przepaść cywilizacyjną, ale i brak dostatecznej troski państwa o życie obywatela. Tylko w 1999 r. wypadki na drogach kosztowały nas 30 mld zł. Niestety, z roku na rok zacofanie komunikacyjne kosztuje coraz drożej i pochłania coraz więcej ofiar.
PIOTR SAWICKI Fot. Marcin Bobrowicz
Nr 47 (142
22 - 28 XI 2002 r.
FAKTY n
ZE ŚWIATA
13
Kościół wiernych
Kościół katolicki w USA w efekcie erupcji skandalu pedofilskiego utracił nie tylko autorytet moralny. Boryka się też z niezmiernie dotkliwymi konsekwencjami finansowymi. Początek końca amerykańskiej firmy Krk może mieć jednak jeszcze inne podłoże. Zgorszeni katolicy, zawiódłszy się sromotnie na hierarchii, lansują tezę, że Kościół to nie papież, kardynałowie, biskupi. Kościół to my - wierni.
Trend niepodległościowy wewnątrz papieskiej organizacji zrodził się (w formie zorganizowanej) w Austrii. Teraz, niezależnie, wykiełkował w USA, w piwnicy kościelnej w Wel-lesley, jako organizacja Voice of the Faithful (Głos Wiernych). Jej założycielem jest kardiolog, laureat Nagrody Nobla, James Muller. Członkowie ruchu zakończyli właśnie pierwszy zjazd, w ramach którego do Bostonu, miasta inicjatora i epicentrum afery pedofilskiej, przybyło 4200 wiernych z USA, Niemiec i Kanady - reprezentujących ruch narodzony przed pięciu zaledwie miesiącami, który ma już 78 oddziałów w 40 stanach, skupia prawie 20 tys. członków i przekracza granice USA (przedstawiciele w 21 krajach).
Zdrada
Kościół musi zostać przebudowany, bo w obecnej postaci dopuścił się zdrady wiernych. Zamiast bronić molestowanych seksualnie dzieci, skupiał się na ochronie krzywdzących ich kapłanów dewiantów - mówiono w bostońskim Hynes Convention Cen-ter. "Dziś domagamy się prawa udziału w procesie podejmowania decyzji w każdej parafii i całym Kościele"
i odłożony na półkę; jedynym rezultatem, jaki Doyle osiągnął, było złamanie własnej obiecującej kariery
- dziś jest kapelanem wojskowym w Niemczech i poświęca czas na pomoc ofiarom napastowania seksualnego księży. "Dziś odbieramy to, co nam zabrano" - oświadczył ksiądz, dziękując za wyróżnienie. Zwrócił uwagę na "nieokiełznaną żądzę władzy" hierarchów.
W trakcie zjazdu wielokrotnie podkreślano, że kryzys pedofilski odsłonił systemowe wady Kościoła, głównie wszechwładzę hierarchii i kulturę klerykalizmu. Uczestnicy deklarowali pragnienie powrotu do tradycji wczesnych lat chrześcijaństwa, gdy rola wiernych w Kościele była o wiele bardziej aktywna.
Voice of the Faithful zapowiada prowadzenie archiwum i baz danych dotyczących pedofilów. Zaczyna też oceniać biskupów pod kątem zgodności ich postępowania z deklaracją niedawnej konferencji episkopatu w Dallas, gdzie obiecano "zerową tolerancję" wobec zboczonych kapłanów. Nie jest to jednak ugrupowanie antykatolickich ekstremistów
- skupia głównie aktywistów kościelnych w średnim i starszym wieku; żeby uniknąć zadrażnień z hierarchią,
- oświadczył w imieniu członków prezes ruchu, profesor Boston Univer-sity, James Post. Członkowie zjazdu jednogłośnie zatwierdzili petycję do papieża domagającą się pociągnięcia do odpowiedzialności każdego biskupa, który przenosił księży pedofilów do nowych parafii i zatajał ich przestępstwa. Owacjami na stojąco witano ofiary seksualnego napastowania. W obradach uczestniczyli liczni księża, zakonnice i teolodzy. Nagrodą i tytułem "Uczciwy Ksiądz" uhonorowano ks. Thomasa Doyle'a, dominikanina i prawnika, który pracował w ambasadzie watykańskiej w Waszyngtonie w latach 80. Jest on autorem raportu, który zwracał uwagę biskupów USA na szerzącą się pedofilię księży. Raport został zignorowany
nie zajmuje stanowiska w kontrowersyjnych kwestiach, np. celibatu. Napięć lub otwartego wręcz konfliktu uniknąć się jednak nie da, bo tradycyjny Kościół nie zaakceptuje zamachu na swój monopol rządu dusz. I na kasę.
Kasa
- splot słoneczny Krk
Voice of the Faithful uderza Kościół w jedno z najczulszych miejsc. Zbieranie funduszy od wiernych jest niczym splot słoneczny i hierarchia nie zgodzi się na utratę kontroli nad finansami (obserwujemy to samo zjawisko w Polsce na przykładzie stosunku purpuratów do Orkiestry Owsiaka). Tymczasem Głos Wiernych
zaczął zbierać pieniądze na cele charytatywne finansowane dotąd przez archidiecezję bostońską. To nie sabotaż czy konkurencja. Większość bostońskich katolików od miesięcy domaga się ustąpienia kardynała Lawa, a ponieważ postulat ten Kościół ignoruje, wierni wstrzymują dotację. W ramach oficjalnej akcji zbiórek Cardinal Appeal zebrano zaledwie połowę ubiegłorocznej kwoty. Fundusze przeznaczane są na pomoc najbiedniejszym, inwalidom, na szpitale, szkoły katolickie. Intencją Vo-ice of the Faithful jest umożliwienie wiernym obejścia skarbonek archidiecezji. "Nie będzie donacji bez prawa głosu wiernych - deklaruje dr Muller. - Stanowimy 99,9 proc. Kościoła i 100 proc. pieniędzy".
Egoizm charytatywny kardynalski
Zaraz po zakończeniu obrad nowego ruchu w Bostonie kardynał Law (już kilka miesięcy temu ostrzegał, że wszelkie poczynania katolików świeckich muszą być pod jego kontrolą) oświadczył przez swych rzeczników, że organizacje charytatywne nie przyjmą pieniędzy. W krótkim czasie zebrano ponad 10 tys. dolarów (od Głosu Wiernych). W oświadczeniu archidiecezji czytamy: "Stosunek grupy do kontrybucji finansowych nie uznaje roli arcybiskupa i jego odpowiedzialności za różne programy i formy aktywności Kościoła ". Głos Wiernych przez tygodnie usiłował porozumieć się z archidiecezją w kwestiach zbierania i podziału funduszy, ale nie udało się doprowadzić do jednego choćby spotkania. " Cała praca pasterska archidiecezji, w takiej czy innej formie, musi odbywać się pod przewodem arcybiskupa Bostonu" - stwierdza jego rzecznik. A więc, wedle tego założenia, potrzebujący dostaną pieniądze od Lawa albo nie dostaną w ogóle. Partyzantki Kościół tolerować nie będzie, mimo że obecna sytuacja zaistniała wyłącznie z jego własnej winy.
Archidiecezja przeceniła zakres swej władzy. Następnego dnia po oświadczeniu kard. Lawa dwie największe organizacje charytatywne poinformowały, że nie zamierzają podporządkować się rozporządzeniom kardynalskim. "Nie odrzucimy żadnej dotacji" - zapewnił rzecznik Ca-tholic Charities. Podobne stanowisko zajęła Caritas Christi. Thomas O'Neill, do niedawna wiceguberna-tor stanu i osobisty doradca Lawa, obecnie poplecznik Voice of the Faithful, oświadczył: "...to kolejny przykład, że archidiecezja nie słucha ani nie rozumie wiernych".
Nieoczekiwany obrót sprawy zmusił Lawa do wycofania się ze swej deklaracji nieprzyjmowania funduszy zebranych przez odmawiającą podporządkowania się organizację. Rzecznik kardynała wyjaśnił, że doszło do przejęzyczenia. Wielu bostońskich księży, teologów i członków rad nadzorczych organizacji charytatywnych było zszokowanych postawą szefa archidiecezji. Watykan sądzi, że przychylając się do postulatów wiernych w sprawie odwołania Lawa, utraci twarz. Nie dostrzega, że już ją utracił. TOMASZ SZTAYER
Jak Adaś Ewkę...
Rzecz jest o tym, jak w normalnym, poważnym kraju traktuje się osoby niepoważne, którym daleko jeszcze do nękających inne kraje nawiedzonych fanatyków. Boże chroń Danię!
Pod koniec października br. niejaka Marianne Karlsmose,
która skądinąd szykowała się do objęcia funkcji przewodniczącej duńskiej Chrześcijańskiej Partii Ludowej (KrF), wystąpiła w mediach z pomysłem, aby do programów szkolnych wprowadzić biblijną teorię powstania człowieka i stworzenia życia na ziemi. Śmiechu było co niemiara, a sama Chrześcijańska Partia Ludowa jeszcze tego samego dnia, gdy jej przyszła - i zdaje się, że już niedoszła - przewodnicząca wyrwała się ze swoim pomysłem,
gromko i publicznie odcięła się od tak głupiej baby.
Bodil Kornbek, przewodnicząca parlamentarnej grupy KrF, stwierdziła, że "pomysł z wprowadzeniem biblijnych teorii do programów szkolnych nie był najszczęśliwszy. Jego przedstawienie w mediach mogło zupełnie niepotrzebnie sugerować, jakoby KrF była bastionem ciemnoty i zacofania i jej celem stało się wyrugowanie teorii Darwina z gimnazjów. W szkołach należy nauczać tego, co wynika z wiedzy naukowej, a o innych teoriach należy jedynie informować". Z. DUNEK
lam Bóg
Imię: I Am (Jestem). Nazwisko: Who I Am (Kim Jestem). Tak będzie stało legalnie napisane w prawie jazdy Charlesa Waltera Haffeya, który właśnie swoje dotychczasowe ego uroczyście pochował.
Kupił nagrobek, wyrzeźbił stare nazwisko, a do tego: "urodzony 23 września 1948 roku, zmarł 21 października 1968 roku w Republice Wietnamu" i ustawił go sobie w ogrodzie. Coś jak nasz mickiewiczowski Kon-rad-Gustaw.
Zaczęło się od tego, że 55-latek Haffey doszedł przed kilku miesiącami do przekonania, że podczas służby wojskowej w Wietnamie został śmiertelnie ranny duchowo, choć fizycznie przetrwał niedraśnięty. Postanowił więc duchowo zmartwychwstać, przeszedł na chrześcijaństwo i kazał się ochrzcić. W związku
z tak głęboką metamorfozą konieczne stało się rozstanie z dotychczasową tożsamością. Charles Haffey poszedł na całość i postanowił się obecnie nazywać... Bóg. Niestety, bo-skość nie przeszła. Sędzia w kwietniu odwalił podanie. Taka to wolność
Jw Stanach... nawet Bogiem nie można zostać.
Jak nie Bóg, to kto? Przeobrażony duchowo zaczął wertować Biblię. Wkrótce znalazł. "Jestem, kim jestem" - odpowiedź udzielona Mojżeszowi przez Wszechmogącego na zapytanie, kto zacz, zachwyciła Haffeya. Tym razem biurokracja nie robiła obstrukcji. T.Sz.
Grzywna za pacierze
Nawracanie nie jest proste. Przekonali się o tym liczni misjonarze, którzy skończyli swą misję, stając się obiadem dla nawracanych. Dziś konsumpcja zakonników zdarza się sporadycznie, ale na wykonawców dzieła bożego czekają inne nieprzyjemności, np. kara pieniężna.
Doświadczył tego pastor zielonoświątkowego kościoła Assembly of God Dwight Sandoz z Mina-tare w Nebrasce, a także jego połowica. Pragnęli oni nawrócić podczas katechezy w kościele zbłąkanego duchowo 16-latka. Młodzieniec nie był podatny na słowo boże, przeto pastorostwo siłą przymusiło go do siedzenia na krześle i odprawiało nad nim egzorcyzmy obejmujące - jak przyznali - mowę w nieistniejących językach.
Sędzia Glenn Camerer ukarał ich grzywną po 100 dolarów na głowę za "nielegalne uwięzienie", co nie jest przesadnie surowe, bo więcej można gdzieniegdzie dostać za rzucenie peta na ulicę.
Przymuszanie fizyczne do wysłuchania modłów ma, zdaje się, wzięcie u wiernych tego kościoła: kilka miesięcy po pastorostwie Sandozach za to samo taką samą karę wymierzono parafiance Alice Gudgel. T.Sz.
14
HISTORIA NIEZNANA
FAKTYn
22 - 28 XI 2002 r.
"Księża będą zawsze wykorzystywać ciemnotę i przesądy ludu. Będą posługiwać się religią jak maską, pod którą kryje się obłuda i zbrodniczość ich poczynań". Kto to napisał? Jonasz? Szenborn? Nic podobnego. To słowa Tadeusza Kościuszki z memoriału do Księcia Adama Czartoryskiego.
Memoriał został napisany w 1815 roku, podczas obrad kongresu wiedeńskiego. Kościuszko zmarł w szwajcarskiej Solurze 15 października 1817 roku i właśnie minęła 185. rocznica tego wydarzenia. Ostre słowa krytyki napisane pod adresem kleru przez bohatera narodowego Polski są przemilczane, stawiają bowiem watykańskiego zaborcę w kłopotliwej sytuacji. Niełatwo mu dziś przyznać, że za życia Kościuszki, kościelni dostojnicy albo potępiali jego działania, albo je utrudniali, a nawet sabotowali.
Tadeusz Kościuszko - syn ubogiego szlachcica z białoruskich kresów dawnej Rzeczypospolitej - ukończył Szkołę Rycerską, która była kuźnią kadr ówczesnego obozu reform. Tworzyli go ludzie, którzy widzieli konieczność przemian, usiłowali położyć kres sar-mackiej "złotej wolności", wszechwładzy możnowładztwa i kleru, a także znieść prawo do "liberum veto", które pozwalało każdemu posłowi na zerwanie obrad sejmu (vide poseł Janowski). Młody absolwent Szkoły Rycerskiej udał się do Francji, by kontynuować edukację. Powrócił po pięciu latach wzbogacony o idee Woltera, Rousseau
Kościuszko antyklerykał
i Diderota, które wkrótce doprowadzą do wybuchu rewolucji. Po krótkim pobycie w kraju, Kościuszko znów wyjeżdża, tym razem na 9 lat: Drezno, Paryż, wreszcie Ameryka gdzie toczy się właśnie wojna o niepodległość. Tam, w nowym państwie o rodzącej się demokracji, jego zdolności i wykształcenie zostały docenione. Kościuszko otrzymuje awans na generała brygady, wyróżnia się jako zdolny dowódca artylerii i budowniczy fortyfikacji, a także wróg niewolnictwa czarnoskórych. Gdy generał Gates ofiarował Kościuszce murzyńskiego niewolnika (Agryppę Hulla), przybysz z Polski natychmiast go uwolnił, oświadczając, że pozbawianie ludzi wolności jest rzeczą niegodną. Wiele lat później, Kościuszko, otrzymawszy od rządu Stanów Zjednoczonych zaległe pobory, przeznaczy je w całości na wykup niewolników i kształcenie ich.
Gdy w 1789 roku generał wraca z Ameryki do kraju, jest już człowiekiem znanym w całej Europie. Zostaje generałem wojsk koronnych i staje do walki w obronie Konstytucji 3 maja. Po klęsce, znów wyjeżdża do Paryża, gdzie Republika Francuska obdarowuje go zaszczytem swego obywatelstwa. W 1794 roku jest ponownie w Polsce, by stanąć na czele powstania.
Podczas pobytu za granicą, Kościuszko był świadkiem tworzenia się nowoczesnych narodów - francuskiego i amerykańskiego. Widział, jaką siłę stanowi armia, w której służą ludzie obdarzeni równymi prawami, żołnierze - obywatele. Młoda armia amerykańska zwyciężyła doświadczone i lepiej uzbrojone wojska brytyjskie,
a rewolucyjna armia francuska biła na głowę wojska monarchów całej Europy. Kościuszko chciał, żeby polscy chłopi i mieszczanie, którym odmawiano prawo bycia Polakami, stali się wolnymi członkami narodu. To dlatego włożył chłopską sukmanę, tworzył oddziały kosynierów, dawał mieszczanom i chłopom oficerskie patenty, zainicjował sformowanie pułku żydowskiego pod dowództwem Berka Joselewicza. To dlatego również napisał Uniwersał połaniecki, pierwszy krok do zniesienia pańszczyzny i równouprawnienia wszystkich stanów. Te posunięcia Naczelnika
były potępiane i sabotowane przez kościelną hierarchię, która wolała utratę przez Polskę niepodległości niż wcielenie w życie elementarnych zasad sprawiedliwości. Nic dziwnego, bo Kościuszko dążył do zniesienia przywilejów, jakimi cieszył się Kościół rzymskokatolicki, i do stworzenia społeczeństwa, w którym wyznawcy wszystkich religii i członkowie różnych nacji mieliby równe prawa. Polska miała stać się nowoczesnym i wielowy-znaniowym, demokratycznym państwem. Ale Naczelnik miał na realizację swych zamierzeń za mało czasu, za mało wojska, zaś armie zaborców były zbyt liczne, zbyt silna była też magnacko-kle-rykalna opozycja wobec reform.
Zdaniem Kościuszki, polski kler nie działał na rzecz narodu tylko w interesie własnym i w interesie despotów. "Dlatego Kościół winien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec praw Kościoła. Żadna religia nie może im przeczyć, odwołując się do prawa boskiego, przeciwnie, każda religia powinna być posłuszna prawom ustanowionym przez naród" - pisał w "Memoriale" pod koniec życia Tadeusz Kościuszko, chyba największy polski patriota.
JANUSZ CHRZANOWSKI Repr. archiwum
Pokutuje dość powszechnie mniemanie, że w obliczu śmierci nawracają się nawet najbardziej zatwardziali bezbożnicy. Źródła tego bezkrytycznie powielanego fantazmatu tkwią zapewne w tym, że wielu wolnomyślicieli i zaprzysięgłych ateistów miało wyjątkowego pecha.
Podobny los spotkał Woltera (1694-1778), uchodzącego w opinii Kościoła za antychrysta. W przeddzień śmierci odwiedził go ojciec Gau-tier, próbując nakłonić do spowiedzi i odwołania antykatolickich wypowiedzi. Wolter stanowczo odmówił. Ponieważ w tej sytuacji nie było szans
Pośmiertnie nawróceni
W obawie przed skandalem nie uszanowano ich ostatniej woli, nie tylko nie uwzględniając głoszonych za życia poglądów, ale często wręcz wymyślając dowody mające rzekomo świadczyć, że na krótko przed śmiercią stali się nagle osobami wierzącymi. A wszystko tylko po to, by rodzina mogła wyprawić im kościelny pochówek. Takim sposobem "zaszczyt" pochowania w samej świątyni (!) przypadł w udziale dwóm największym antyklerykałom francuskiego oświecenia - Diderotowi i Wolterowi.
Denisowi Diderotowi (1713-1784), wielkiemu filozofowi oświecenia, występującemu nie tylko przeciw klerykalizmowi, ale i przeciw religii, materialiście, który tuż przed śmiercią - w obecności wezwanego przez rodzinę księdza - kategorycznie odmówił odwołania głoszonych poglądów, twierdząc, iż byłoby to kłamstwo. I tak na nic się to zdało. Rodzina postawiła na swoim i ateista spoczął w kościelnej kaplicy.
na to, żeby uzyskać zgodę Kościoła na pogrzeb katolicki, siostrzeniec Woltera, ksiądz Mignot, w obawie przed wielkim skandalem uciekł się do podstępu. Utrzymując w tajemnicy zgon wuja, po kryjomu przewiózł jego zwłoki z Paryża do opactwa Seillieres, którego był beneficjentem. Tamtejszy opat za stosownym wynagrodzeniem zgodził się na pogrzeb "wielkiego wroga Kościoła" w samym kościele, w pobliżu chóru, i na dodatek uczcił jego pamięć aż sześcioma mszami!
Jak najbardziej po katolicku, mimo że nie w kościele, a jedynie w zbiorowej mogile, pochowano libertyna i zaprzysięgłego ateusza, markiza de Sade'a (1740-1814). W swoim testamencie wyraził on wolę, żeby pochowano go w lesie bez jakiejkolwiek ceremonii, a na grobie zasiano trawę i zasadzono drzewa, tak by wszelki ślad zniknął po jego jestestwie. "Jak pochlebiam sobie, pamięć o mnie zatrze się w ludzkich umysłach, z wyjątkiem wszakże małej garstki tych, którzy raczyli kochać
mnie do ostatniej chwili i o których wdzięczną pamięć zabieram ze sobą do grobu". Ponieważ jednak umarł uwięziony w przytułku dla obłąkanych, testament zlekceważono i wyprawiono markizowi chrześcijański pogrzeb na cmentarzu w Charenton.
W przypadku malarza i rzeźbiarza Paula Gauguina (1848-1903), darzącego za życia nieskrywaną nienawiścią katolicyzm i księży, o urządzeniu pochówku w obrządku katolickim przesądziła ambicja biskupa, żeby "dekadenckiego artystę" chociaż po śmierci sprowadzić na łono Kościoła.
"Robienie sobie jaj z pogrzebu" nieobce jest także Polakom. W 1988 r. przy okazji sprowadzenia szczątków Stanisława Ignacego Witkiewicza (1885-1939) z Ukrainy, gdzie popełnił samobójstwo na wieść o przekroczeniu granic Polski przez Armię Czerwoną, nie omieszkano oczywiście urządzić ceremonii w kościele. I nie stanowiło przeszkody ani to, że cieszył się on opinią bluźniercy i ateisty, i z całą pewnością takowej imprezy by sobie nie życzył, ani nawet to, że był samobójcą. Księża musieli zagospodarować tak znane nazwisko! Żeby jednak kompromitacja była zupełna, po pogrzebie okazało się, że rzekome szczątki Witkacego w rzeczywistości należą do nieznanej z imienia i nazwiska... prawosławnej Ukrainki.
Trudno doprawdy zrozumieć, czemu służyć ma takie pośmiertnie nawracanie wybitnych wolnomyślicieli i niewierzących. Czyżby prawo do uszanowania ostatniej woli zarezerwowane było wyłącznie dla katolików? A za godny uchodził wyłącznie pogrzeb kościelny? ANNA KALENIK
Papież Grzegorz XVI o polskich powstańcach listopadowych: "Podnieśli głowę przeciw uświęconej prawem władzy".
Mamy właśnie rocznicę wybuchu Powstania Listopadowego, które rozpoczęło się 29 listopada 1830 roku szturmem kompanii podchorążych na Belweder. Trwało niespełna rok. We wrześniu 1831 roku padła Warszawa, a w paździer-
Potępione powstanie
niku - ostatnie powstańcze twierdze: Modlin i Zamość. Powstanie było tragicznym zrywem niepodległościowym, okupionym krwią dziesiątków tysięcy żołnierzy, masowymi zsyłkami na Sybir, ograniczeniem swobód narodowych i obywatelskich oraz przymusową emigracją znacznej części polskiej inteligencji.
Polski bunt przeciw carskiemu despotyzmowi był w 1830 roku trzecim w Europie zrywem rewolucyjnym. W lipcu wybuchła rewolucja w Paryżu, która doprowadziła do abdykacji króla Karola X i dała impuls dla ruchów wolnościowych w Europie. W sierpniu za broń chwycili Belgowie i wywalczyli niepodległość swojego państwa. Najbardziej konserwatywne monarchie kontynentu, Rosja i Prusy, w obawie przed rozszerzeniem się ruchów wolnościowych postanowiły zbrojnie interweniować. I wtedy właśnie wybuchło powstanie \ listopado-1 we, także 'r' wzbudzone przez lipcową rewoltę francuską, y czyli "słońce / I ^ lipca", jak * 4* mówią słowa "Warszawianki". I choć polskie powstanie poniosło klęskę, to uratowało Francuzów i Belgów przed rosyjsko-pru-ską inwazją. To dlatego z tak ogromną sympatią witano na Zachodzie polskich uchodźców, żołnierzy udających się na emigrację. Teraz Bruksela i Paryż oczywiście już o tym zapomniały.
Dla Watykanu klęska Polaków była zwycięstwem sił ładu i porządku. Papież Grzegorz XVI, w encyklice do biskupów polskich zdecydowanie potępił powstańców: "Te straszliwe nieszczęścia - pisał - znajdują swe jedyne źródło w machinacjach siewców fałszu i kłamstwa, którzy używają religii jako pretekstu, aby podnosić głowę przeciwko uświęconej prawem władzy monarchów".
Warto pamiętać, że żadne z polskich powstań niepodległościowych nie spotkało się z poparciem ze strony Watykanu. J.Ch.
Nr 47 (142
22 - 28 XI 2002 r.
F^KTYn
W IMIĘ BOGA - KRZYŻ I SWASTYKA _ 15
Po pierwszej wojnie światowej, 28.X.1918 r., powstało wspólne państwo Czechów i Słowaków - Czechosłowacja. Już w dwudziestoleciu międzywojennym oba narody pozostawały w napięciu. Słowacy się bali, że zostaną zdominowani przez znacznie silniejszy i liczebniejszy naród czeski. W związku z tym już w grudniu 1918 r. powstała Słowacka Partia Ludowa (tzw. ludacy), której najwyższym sternikiem był ksiądz katolicki Andrej Hlinka (fot. 1). Partia ta, w której wybitne role odgrywali księża katoliccy, miała charakter konserwatywny i antysemicki, czyli - jak to się mówi - "prawicowy".
Veesenmayer. Nawet Emil Hacha nie mógł zignorować tak ewidentnej zdrady - 10 marca 1939 roku autonomiczny rząd Słowacji został rozwiązany. Wówczas (13 marca) premier Tiso i jego minister spraw zagranicznych, Ferdynand Durczan-sky, udali się do Berlina, gdzie następnego dnia ogłosili powstanie "niezależnej" Słowacji, którą powierzyli opiece III Rzeszy. W ten sposób Adolf Hitler uzyskał pretekst do zajęcia pozostałej części Czechosłowacji.
W tym samym dniu od Czechosłowacji oderwała się Ruś Zakar-packa, gdzie inny ksiądz, Augustyn Wołoszyn, proklamował niepodległość i oddał się pod ochronę III Rze-
Słowackiej pisało: "Słowacja nadała sobie odpowiednią na dzisiejsze czasy konstytucję, która realizuje na wskroś chrześcijańskie zasady i ustala porządek społeczny zgodny z wielkimi encyklikami socjalnymi ostatnich papieży. Posłannictwem Słowacji w Europie Środkowej jest wierność duchowi jej tysiącletniej historii". 25 października w kościołach odczytano list pasterski błogosławiący nowy reżim Słowacji. Na wzór niemieckiej Hitlerju-gend utworzono Gwardię Hlinkow-ską i Młodzież Hlinkowską.
Zastępca Tiso, premier Tuka, oświadczył w sierpniu 1940 roku, że ustrój państwa słowackiego będzie stanowić zespolenie niemieckiego na-
powiedział: "Kontynuowaliśmy deportację Żydów. Zwiększyliśmy bilans".
Słowacja rządzona przez księdza Tiso stała się wiernym sojusznikiem III Rzeszy i realizatorem jej polityki. Na granicy polsko-słowackiej - na długości około 200 kilometrów - została utworzona tzw. strefa ochronna, którą obsadziły wojska Wehrmach-tu. 1 września 1939 roku z terenów tych wkroczyli do Polski żołnierze niemieckiej 14 Armii, wspierani przez cztery zgrupowania słowackie. Zadanie wojsk słowackich polegało na "rozpoznaniu sił polskich i ich zamiarów na Pogórzu, w obszarach: Zakopane, Bukowina, Jurgów, Piwniczna, Nowy Sącz, Grybów, Tylicz, Ko-
Słowacja
Kler nie tylko błogosławił faszystowskie dyktatury, ale nawet sam je budował. Tak było w czarno--brunatnej Słowacji.
Watykan udzielił jej swego poparcia z przyczyn oczywistych: czechiza-cja narodu słowackiego byłaby ze wszech miar niepożądana dla Kościoła. Wszak Czesi przez wieki byli jednym z najbardziej kłopotliwych dla papiestwa narodów, zarodkiem buntu i herezji. Nawet przymusowo ska-tolicyzowani nigdy nie byli skłonni do bigoterii i zawsze stanowili czynnik podejrzany w oczach Watykanu. Po pierwszej wojnie światowej kilkaset tysięcy czeskich dusz opuściło "Łódź Piotrową". Ponadto byli oni niebezpiecznie oświeceni, bo było wśród nich jedynie 3,5 proc. analfabetów! Tymczasem naród słowacki - ciemny (40 proc. analfabetów) oraz w większości katolicki wart był ochrony przez szkodliwym zmąceniem umysłów.
29 września 1938 roku Niemcy, Włochy, Wielka Brytania i Francja podpisały tzw. układ monachijski. Na mocy tego porozumienia III Rzesza uzyskała wolną rękę do zajęcia znacznej części Czechosłowacji. Już 1 października wojska niemieckie przekroczyły granice i zajęły Sudety. Kilka dni później prezydent Czechosłowacji, Edward Bene, podał się do dymisji i wyemigrował z kraju, a jego następcą został zagorzały katolik, Emil Hacha.
Sytuację tę wykorzystali separatyści skupieni wokół klerykalnej Słowackiej Partii Ludowej, której przewodził ksiądz Josef Tiso (fot. 2). 6 października ugrupowanie to ogłosiło autonomię Słowacji i powołało własny rząd, w którym funkcja premiera została powierzona proboszczowi Tiso. Jednakże ambicje duchownego sięgały dalej - jego celem była nie autonomia, lecz utworzenie niepodległego państwa, którego ustrój opierałby się na katolickiej nauce społecznej i papieskich encyklikach.
Aby urzeczywistnić swoje plany, Josef Tiso nawiązał kontakty z III Rzeszą. Na początku 1939 roku do Bratysławy przybyli dwaj wysocy rangą funkcjonariusze SD (Służba Bezpieczeństwa SS - wywiad partii nazistowskiej): gruppenfhrer (generał dywizji) Wilhelm Keppler i stan-dartenfhrer (pułkownik) Edmund
szy. Ten monsignore miał jeszcze bardziej nieoświeconą trzodę - 67 proc. Rusinów nie znało sztuki czytania i pisania. Niestety, już dzień później Węgry, też przyjaźnie nastawione do Hitlera, anektowały ten region.
Bezskuteczne próby dyplomatycznego przeciwdziałania tej akcji podjęły Francja i Wielka Brytania. Rząd francuski interweniował także w Watykanie, apelując do papieża o "przyłączenie się do protestów państw demokratycznych". W rezultacie otrzymał odpowiedź o następującej treści: "Papież (...) nie znajduje żadnych powodów do wtrącania się w przebieg procesów historycznych, które Kościoła z politycznego punktu widzenia nie interesują".
Hipokryzja tej odpowiedzi jest porażająca. W rzeczywistości Watykan jako jedno z pierwszych państw uznał powstanie pronazistowskiej Republiki Słowackiej, a nawet przysłał do Bratysławy swojego przedstawiciela dyplomatycznego, prałata Giuseppe Burzio. Dodatkowo Josef Tiso został przyjęty przez Piusa XII na osobistej audiencji, podczas której otrzymał godność papieskiego szambelana oraz tytuł monsignore! Watykańskie Osservatore Roma-no w rocznicę utworzenia Republiki
rodowego socjalizmu z katolicyzmem rzymskim. Szybko więc zniesiono wolność sumienia, słowa i prasy oraz rozpoczęto szykanowanie wyznawców prawosławia, religii protestanckich, a szczególnie judaizmu (fot. 3). Wojsko miało obowiązek uczestnictwa w niedzielnych nabożeństwach. Do polityki antyżydowskiej zachęcał sam Tiso, mówiąc m.in. 28 sierpnia 1942 roku: " Co się tyczy kwestii żydowskiej, ten i ów pyta, czy nasze postępowanie jest chrześcijańskie i humanitarne. Ja odpowiem innym pytaniem: czy jest chrześcijańskie to, że Słowacy chcą się uwolnić od swoich odwiecznych wrogów, Żydów?".
Biskup Jan Vojtaszak, który denuncjował Żydów, 25 marca 1942 roku na sesji słowackiej Rady Państwa, której był wiceprzewodniczącym,
Klerykalizacja Słowacji objęła każdą dziedzinę życia społecznego: w urzędach umieszczono symbole religijne, w szkołach wprowadzono obowiązkową naukę religii, a w armii - również obowiązkowy - udział w niedzielnych nabożeństwach. Wszystkie istotne wydarzenia państwowe poprzedzane były przez uroczyste msze.
mańcza, Sanok, Lesko, Cisna "(fragment rozkazu naczelnego dowódcy armii słowackiej, gen. Ca-tloa). Do walk pol-sko-słowackich doszło m.in. pod Cie-chawą i Barwnikiem. Za swą wier-nopoddańczą postawę ksiądz Tiso został nagrodzony nabytkami terytorialnymi - do Słowacji przyłączono kilka polskich gmin nadgranicznych o łącznej powierzchni około 800 km kw.
Monsignore Josef Tiso realizował nazistowską politykę również w kwestii ludobójstwa.
Wprowadzając autorytarne rządy, ksiądz Tiso szybko wziął się za słowackich Żydów, organizując ich transporty do obozów koncentracyjnych. Oznajmił też: "Katolicyzm i narodowy socjalizm mają wiele wspólnego i ręka w rękę pracują dla polepszenia świata".
Już 18 kwietnia 1939 r. zostało wydane pierwsze antysemickie rozporządzenie. Na jego mocy usunięto Żydów ze służby publicznej, zakładów przemysłowych oraz sektora bankowego. Według różnych szacunków restrykcje te objęły około 70 tys. obywateli. Był to jedynie
wstęp do przeprowadzenia tzw. ostatecznego rozwiązania. We wrześniu 1941 r. rozpoczęły się przygotowania do deportacji słowackich Żydów. W tym celu utworzono cztery obozy przejściowe, w których służbę pełnili członkowie słowackiej Gwardii Hlin-kowskiej (organizacji wzorowanej na hitlerowskiej SA) dowodzeni przez podoficerów SS.
Nie ulega wątpliwości, że bezpośrednią odpowiedzialność za popełnienie tych zbrodni ponosi ksiądz Josef Tiso. Jednak współodpowiedzialnymi są również jego zwierzchnicy
- arcybiskup Karol Kmetko i papież Pius XII. To oni wyrazili zgodę na ob-jęcie przez Tiso czołowych stanowisk w państwie: najpierw premiera, a następnie - prezydenta. Na szczególną uwagę zasługuje ta druga nominacja, gdyż doszło do niej 26 października 1939 roku, a więc już po
ogłoszeniu pierwszych ustaw antysemickich oraz po ataku na Polskę. To najlepszy dowód hipokryzji, jaką przepełnione są próby przedstawiania Piusa XII jako obrońcy pokoju i człowieka zatroskanego o los Żydów.
Na ironię zakrawa również fakt, że Słowacja była określana mianem "społecznej wspólnoty chrześcijańskiej". W rzeczywistości cerkwie i świątynie protestanckie zostały przemianowane na kościoły katolickie bądź obiekty o charakterze świeckim, a majątki tych wyznań rozdysponowano między katolickich hierarchów i kierowane przez nich instytucje.
Na tych doświadczeniach wzorował swoje działania inny katolicki zbrodniarz, przywódca Niezależnego Państwa Chorwackiego, Ante Pavelić ("FiM" 34/2001).
Ksiądz Tiso pozostał wiernym sojusznikiem III Rzeszy nawet w obliczu klęski. Jeszcze w styczniu 1945 roku zdążył ogłosić powszechną mobilizację, w wyniku której powołano pod broń około 42 tys. obywateli. Na szczęście było to jego ostatnie posunięcie. Wschodnia część Słowacji została wyzwolona pod koniec 1944 r., a zachodnia
- na początku kwietnia 1945. Wówczas monsignore Tiso zbiegł do Austrii. Tam został zatrzymany przez amerykańskich żołnierzy, a następnie przekazany czechosłowackiemu wymiarowi sprawiedliwości, który za zdradę i udział w zbrodniach wojennych skazał go na karę śmierci przez powieszenie. Wyrok wykonano 18 kwietnia 1947 roku. Podobno tuż przed egzekucją Tiso oświadczył, że umiera jako "męczennik i obrońca chrześcijańskiej cywilizacji". Możliwe, że miał rację. Przecież papieże już niejednego zbrodniarza wynieśli na ołtarze. W "Encyklopedii katolickiej" (wydanej przez Watykan) czytamy: " Tiso był wzorowym kapłanem, który prowadził życie nieskazitelne. Poświęcił się polityce, bo uznał, że zmusza go do tego konieczność dziejowa". Niesamowite...
SEBASTIAN TOLL
TOMASZ WOLTAREWICZ
Fot. archiwum
16
NAUKA I WIARA
FAKTYn
22 -28 XI 2002 r.
Rozmowa z prof. Marią Szyszkowską, filozofem, senatorem RP
Redakcja: -Czy człowiek ma prawo odebrać sobie życie, przerwać istnienie, którego sam sobie nie dał?
Prof. M. Szyszkowska: - Pana stwierdzenie może być argumentem zarówno za, jak i przeciw eutanazji. Przyjmując pogląd głoszący wolność człowieka, musimy zarazem zdać sobie sprawę z tego, że fakt urodzenia się jest przejawem zniewolenia. Mianowicie nikt nie pytał nas, czy chcemy przyjść na świat. Dlaczego więc w sytuacjach skrajnych nie mielibyśmy sami decydować o śmierci i sposobie odejścia z ziemi? Dlaczego zmuszać kogoś do znoszenia nadmiaru cierpień?
Red.: -Czy nie jest tak, że człowiek nieuleczalnie chory powinien czekać raczej na swoją naturalną śmierć, nawet kosztem cierpień i wielkiego upokorzenia?
M.Sz.: - Nie jest odkrywcze porównanie życia człowieka do losu skazańca czekającego w celi śmierci na wyko-
nie wie, choćby przeczytał setki mądrych dzieł, co dzieje się w chwili śmierci. A twierdzenia o nieśmiertelności duszy nie mogą pocieszać tych, którzy zdają sobie sprawę, że nie składamy się z duszy i ciała, lecz jesteśmy jednością psychofizyczną.
R.: -Wielu przedstawicieli Kościoła papieskiego neguje możliwość legalizacji eutanazji, powołując się na prawo boskie.
M.Sz.: - Problem zawiera się w tym, że ci, którzy uważają eutanazję za niedopuszczalną, własny pogląd chcą narzucić całemu społeczeństwu, domagając się wydania odpowiednich przepisów prawnych. Przedstawiciele niektórych wyznań pragną wzmocnić nakazy religijne
OKIEM HUMANISTY (1)
Eutanazja
nanie wyroku. Dyskutując o eutanazji, trzeba wziąć pod uwagę zdanie osób bardziej wrażliwych, które nie są w stanie znieść tego czekania na nieodwołalną śmierć. Zdarza się, że niektórzy chcieliby ją przyśpieszyć. Dlaczego mocą przepisów prawnych miałoby się komuś w tym przeszkadzać?
R.: -Większość religii i kościołów w naszym kręgu kulturowym potępia śmierć na życzenie.
M.SZ.: - O eutanazji często dyskutują ci, którzy nie mają dostatecznie rozwiniętej wyobraźni i uczuciowości, by móc postawić siebie w sytuacji człowieka pragnącego śmierci. Należy mieć głęboki szacunek dla tych, którzy wbrew instynktowi samozachowawczemu chcą skrócić sobie życie. Wyznania religijne z reguły przynoszą swoim wyznawcom jakąś wizję życia po śmierci, ale wiara nie jest tym samym, co wiedza. A ten, kto wierzy, z reguły miewa dłuższe czy krótsze okresy zwątpienia. Ponadto nikt z nas
stosowną surowością prawa. Tymczasem prawo nie powinno być wyrazem poglądów moralnych żadnej z grup społecznych.
R.: -Wrogowie legalizacji utrzymują, że otworzy ona drogę do licznych nadużyć, że będzie wywierana presja na chorych...
M.Sz.: - Ależ jest oczywiste, że prawne zezwolenie na eutanazję nikogo nie zmuszałoby do jej popełnienia. Możliwość nie jest przymusem. Podobnie jak prawna możliwość zawarcia małżeństwa czy dokonania aborcji - nikogo do tego nie zmusza.
R.: -Czy Pani Profesor sama zdecydowałaby się na eutanazję, cierpiąc i mając świadomość nieuleczalnej choroby?
M.Sz.: - Wydaje mi się, że nie miałabym odwagi. Można liczyć na przykład na odkrycie medyczne, które przedłuży życie. Ale bycie przeciwnikiem czegoś we własnym życiu nie powinno znaczyć, że innym na to nie zezwalamy.
Rozmawiał ADAM CIOCH
MD iv Wcześniejszego da-' ą towania księgi Daniela nie chcą przełknąć uczeni z racjonalnej szkoły krytyków. Oznaczałoby to bowiem zgodę na jej natchniony charakter. Jeśli spisał ją rzeczywiście Daniel (VI w. p.n.e.), to jego proroctwa spełniły się ze szczegółami!
Księga Daniela, zwana też Apokalipsą Daniela, zawiera opis wizji dziejów świata. Przebywający w niewoli na babilońskim dworze Daniel tłumaczy proroczy sen króla Nabuchodonozora (605-562 p.n.e.). I tak historia miała się potoczyć od Babilonii, przez trzy kolejne cywilizacje: Medo-Persję, Grecję i Rzym, po spadkobiercę cesar-
opisanych w niej wydarzeniach. Tę linię kontynuowali uczeni oświeceniowi (ci sami, którzy podzielili księgę Izajasza na dwie części), uznając, że autorem księgi jest anonimowy pseudo-Daniel z czasów machabejskich. O późnym powstaniu księgi Daniela miały świadczyć historie Nabo-nida i Baltazara, ukazanie Nabuchodonozora jako budowniczego Babilonu, proroctwa o małym rogu wypełnione rzekomo przez Antiocha IV Epifanesa oraz późne słownictwo ara-mejskie i greckie zapożyczenia.
Co z królem Baltazarem?
Krytycy Biblii (w tym teologowie) przez wieki uważali Baltazara za wymysł Daniela. Według staro-
Wśród 233 biblijnych zwojów znad Morza Martwego znaleziono 20 fragmentów księgi Daniela. Urywki te pochodzą z 8 różnych kopii. Najstarsze datowane są na II w. p.n.e., co znaczy, że w czasach machabejskich miejsce księgi Daniela w kanonie Pism było już mocno ugruntowane.
stwa rzymskiego, czyli współczesne kraje Europy, wyrosłe z plemion barbarzyńskich, które rozdarły imperium cezarów. Wizja ta kończy się zapowiedzią powrotu Je- Ś" zusa za czasu "europejskiej cywilizacji" (r. 2). Oprócz tego proroctwa w księdze Daniela występują jeszcze inne (podobne) profetyczne opisy. Ukazują one historię świata od starożytności przez wieki średnie po tzw. czasy ostateczne (r. 8 i 11). Jak twierdzą bibliści, zapowiedzi o dominacji kolejnych cywilizacji wypełniły się z zadziwiającą zgodnością.
Spory wokół Daniela
Daniel żył w VI w. p.n.e., a jeśli on był autorem tej księgi, to trudno odrzucić jej natchnienie. Uczeni reprezentujący szkołę racjonalną założyli więc, że tekst ten powstał dopiero za panowania Antiocha Epifanesa (215-163 p.n.e.). Sceptycy zakrzyknęli: wobec tego wydarzenia spisano po fakcie i nie ma mowy o natchnieniu! Autorem tezy datowania proroctw Daniela na II w. p.n.e. jest żyjący w III w. n.e. filozof Porfiriusz, który chciał za wszelką cenę zdyskredytować chrześcijaństwo, atakując Biblię. Założył, że człowiek nie może znać przyszłości, więc księga Daniela musiała powstać po
żytnych historyków ostatnim babilońskim królem miał być Nabonid. Biblia jako jedyna wymienia na tym miejscu Baltazara. Żyjący zaledwie wiek po upadku Babilonu Herodot i Ksenofont wydawali się źródłem znacznie rzetelniejszym, bo przecież "niezależnym" i bliskim przedstawionym czasom. Spór rozstrzygnęły wykopaliska. Znaleziony w 1854 roku na terenie południowego Iraku jeden z kilku glinianych cylindrów pochodzących z VI w. p.n.e. zawierał zapis modlitwy o zdrowie i długie życie Nabonida i jego najstarszego syna Baltazara. Kolejne wydobyte spod ziemi tabliczki przyniosły całkowite rozwiązanie tajemnicy. Nabonid przeniósł się w 552 roku do swej pustynnej rezydencji w Tema, a władzą podzielił się z synem, którego koronował na księcia
Babilonu. Dziś historyczność Baltazara nie podlega dyskusji, ale przez całe wieki jedynym źródłem tej wiedzy była Biblia. Daniel opisuje, że po tym, jak pomógł Baltazarowi zrozumieć tajemniczy napis na ścianie, otrzymał propozycję trzeciego miejsca w królestwie. Dowodzi to, że Baltazar sprawował władzę razem z ojcem i dlatego nie mógł nikomu zaproponować wyższego stanowiska. Zresztą przypadki koregencji były w starożytności znane. Osoba Baltazara została jednak wkrótce zapomniana; już wiek później historycy wspominają tylko Nabonida. Tym bardziej więc księga Daniela nie mogła powstać w II w p.n.e., skoro wtedy o Baltazarze już nikt nie pamiętał.
Wielki budowniczy
"Czy to nie jest ów wielki Babilon, który zbudowałem?" - te słowa króla Nabuchodonozora zapisane w księdze Daniela (4. 27) nie zgadzały się, według krytyków, z faktami historycznymi. Żaden bowiem starożytny historyk, mimo niejednej wzmianki o Babilonie, nie przypisywał temu władcy roli wielkiego budowniczego. I ponownie wykopaliska przyszły z pomocą. Na odkrytych cegłach z VI w. p.n.e. widnieje bowiem taki sam napis, jaki przytoczył w swym opisie Daniel. Jeszcze bardziej zdumieli się uczeni, gdy na jednej z tabliczek datowanych na około 560 r. p.n.e. znaleźli zapis imienia Daniela nadanego mu przez Nabuchodonozora (1. 7) i funkcji namiestnika królewskiego, jaką piastował na dworze babilońskim (2. 48).
Z Nabuchodonozorem związany był jeszcze jeden podnoszony przez krytyków rzekomy błąd zapisu Daniela. Prorok podał, że babiloński władca najechał Jerozolimę w trzecim roku judzkiego króla Jojakima (1. 1), podczas gdy Jere-miasz mówi o czwartym roku jego panowania (Jr 25. 1). Owa nieścisłość miała świadczyć na korzyść późniejszego powstania księgi. Błąd, jak zauważa opisujący historię zwojów biblista i historyk starożytności dr A.J. Palla, nie leżał jednak po stronie Daniela, lecz krytyków, którzy nie rozumieli starożytnej rachuby czasu na Bliskim Wschodzie: "Babilończycy nie liczyli roku wstąpienia króla na tron jako pierwszego, lecz rok, który następował po ich Nowym Roku. W Palestynie zaś, gdzie działał Jere-miasz, stosowano inkluzywną rachubę, biorąc rok wstąpienia króla na tron za pierwszy rok jego panowania. Użyta w księdze Daniela babilońska rachuba okresu panowania nie jest anachronizmem popełnionym przez kogoś żyjącego w Palestynie dopiero w II w. p.n.e., lecz wyraźną wskazówką, że jej autor mieszkał na co dzień w Babilonie" (w: "Sekrety Biblii"). (Cdn.)
ŁUKASZ WOLSKI Repr. achiwum
Nr 47 (142
22 - 28 XI 2002 r.
FAKTY n
BÓGI BOGOWIE
17
ŻYCIE PO ŻYCIU (18)
Okultyz
Praktyki magiczne
Choć Biblia je potępia, to nie omija sprawozdań okultystycznych. Taką historię znajdziemy w Dziejach apostolskich. W 16. rozdziale mowa jest
0 dziewczynie, "która miała ducha wieszczego, a która przez swoje wróżby przynosiła wielki zysk panom swoim". Szczególną aktywność wykazywała, gdy apostoł Paweł próbował nauczać. Co ciekawe, wcale nie kłamała: " Ta, idąc za Pawłem i za nami, wołała mówiąc: Ci ludzie są sługami Boga Najwyższego i zwiastują wam drogę zbawienia ". Posiadła więc umiejętność jasnowidzenia. A jednak Paweł nie był z tego zadowolony: "A to czyniła przez wiele dni. Wreszcie Paweł znękany, zwrócił się do ducha i rzekł: Rozkazuję ci w imieniu Jezusa Chrystusa, żebyś z niej wyszedł. I w tej chwili wyszedł". Kto zatem dał tej dziewczynie takie zdolności? Według autora Dziejów jako medium używał jej demon. Gdy został przepędzony przez Pawła, zdolności paranormalne niewolnicy nagle znikły, a z nimi zysk. Dlatego wściekli właściciele zawlekli Pawła i Sylasa na rynek, zarzucając im, że... "zakłócają spokój w mieście".
Wraz z wyrzuceniem demona znika moc. Zresztą media, wróżbici
1 uzdrowiciele przyznają, że bez duchowych przewodników nie mieliby zdolności widzenia "głębiej i dalej".
Zwiedzenie, aby stać się skutecznym, posługuje się prawdą. Dlatego słowa wieszczki z Filippi były prawdziwe. Chodziło jednak o coś zupełnie innego - o odwrócenie uwagi ludzi od ewangelii głoszonej przez Pawła, a zwrócenie jej na zdolności medium. Ale jak widać, nawet jeśli słowa objawienia spełnią się, nie znaczy to wcale, że pochodzą od Boga.
Demoniczne przepowiednie nie spełniają się jednak w całości. Biblia jasno precyzuje kryteria: "Po czym poznamy słowo, którego Pan nie wypowiedział? Jeśli słowo, które wypowiedział prorok w imieniu Pana nie spełni się i nie nastąpi, jest ono słowem, którego Pan nie wypowiedział, lecz w zuchwalstwie wypo-wiedział je prorok" (Pwt 18. 21-22). Przepowiednie największych mediów nigdy nie były skuteczne w stu procentach. Wieloletnie badania prowadzone przez Pentagon we współpracy z najlepszymi współczesnymi jasnowidzami dowodzą, co doniósł kilka lat temu "Time", że ich przepowiednie spełniają się zaledwie w 25 proc., czyli w granicach ślepego rachunku prawdopodobieństwa. To zresztą skłoniło Pentagon do zaprzestania tych eksperymentów. Słynna wizjonerka Jeane Dixon przepowiedziała śmierć Marilyn Monroe, zabójstwo Mahatmy Gan-dhiego oraz Johna i Roberta Ken-nedych, ale zapowiedziała też wybuch III wojny światowej w 1954
roku, odsunięcie Fidela Castro od władzy w 1970 roku i ogłosiła, że na Księżycu pierwsi wylądują Rosjanie.
Skąd jednak umiejętne przepowiadanie niektórych wydarzeń? I o takich bowiem mówi Biblia, gdy rzekomy duch Samuela przepowiedział królowi Saulowi śmierć. Jak wskazuje więc Pismo, demony są w stanie przewidzieć niektóre przypadki, szczególnie gdy same je planują. Dlatego spora część trafnych przepowiedni jasnowidzów wiąże się z zabójstwami czy katastrofami. Ale Biblia mówi też o jeszcze jednym kryterium rozpoznawania duchów: jeśli objawienie przepowiada przyszłość trafnie, ale podważa nauki Boże, nie pochodzi od Boga (Pwt 13. 2-6).
Sztuki okultystyczne były znane we wszystkich czasach i kulturach. Zahamowanie praktyk magicznych przyniosła era racjonalizmu. Ze skrajności polegającej na kwestionowaniu zjawisk nadprzyrodzonych, którą przyniosło Oświecenie, ludzie popadli obecnie w ich bezkrytyczną akceptację jako źródeł prawdy. Okultyzm wkradł się nawet do polityki i biznesu. Bez rad astrologów i duchowych mistrzów nie ruszali się księżna Diana, Reagan, Clinton czy Jelcyn. Jak ujawnił "Time", w ciągu 10 lat Pentagon wydał 20 mln dolarów na współpracę z kilkunastoma parapsychologami. Z kolei "New York Time" napisał, że największe korporacje, jak IBM, AT&T i General Motors, zastanawiają się, jak wykorzystać okultyzm w sukcesie rynkowym. Według "Wall Street Journal" firmy wydają miliony dolarów na szkolenie swych pracowników w technikach New Age.
PAULINA STAROŚCIK
RELIGIE WCZORAJ I DZIŚ (38)
Religia doczesna
Obserwując magiczne zabiegi dowolnej współczesnej kultury, zauważamy wspólne dla nich wszystkich założenie o równoległości świata duchowego i materialnego, boskiego i ludzkiego oraz nieba i ziemi.
Sumerowie wypracowali rozwiniętą ideę odpowiedniości między słowem-myślą oraz widzialnym światem obiektywnym. Początkowo rozumieli to wyłącznie w kategoriach magicznych sił bezosobowych. Z czasem jednak postępowała ich personifikacja, doprowadzając w końcu do wytworzenia panteonu mniejszych i większych bóstw, demonów oraz duchów, a jednym z najstarszych był wspominany wcześniej Dumuzi, który wraz z Inanną uosabiał odwieczny cykl przyrody.
Bogowie mieli do spełnienia ściśle określoną rolę w ziemskim życiu człowieka, aczkolwiek wiara w zaświaty nie była Sumerom obca. Rzecz w tym, że owe zaświaty wyobrażano sobie jako miejsce raczej ponure i mroczne, położone gdzieś w podziemiach. Nazywano je "krainą bez powrotu". Oznaczało to, że bogów należy prosić o jak najdłuższe życie
na ziemi i o szczęście tu i teraz, a nie po śmierci. Cała magia i kult sumeryjski służyły więc celom doczesnym. Moce nadnaturalne zawarte w słowach, oznaczających pojęcia mniej lub bardziej abstrakcyjne, miały przede wszystkim stać się konkretnym, materialnym "ciałem" dla zaspokojenia aktualnych potrzeb. Mogły to być plony, zdrowe dzieci, bogactwa. Współczesnemu wyznawcy religii monoteistycznych z kręgu Biblii wydaje się to dość prymitywne, ponieważ w jego pojęciu Pismo Święte poucza o marności świata materii. Tymczasem uważna lektura tekstów uznanych za kanoniczne pokazuje nam coś zgoła innego. Jak łatwo zauważyć, najstarsze księgi Starego Testamentu niemal nie wspominają o życiu pozagrobowym. Adam i Ewa, pierwsi ludzie umieszczeni w raju, cieszą się życiem wiecznym, są wolni od śmierci. Nie mówi się tam o oddawaniu czci Bogu ani o zbawieniu, lecz o stanie szczęśliwości, na który składa się wolność od cierpień i chorób. Innymi słowy, pierwsi ludzie, jak ich opisuje Biblia, realizują praktyczny ideał sumeryjski. Warto przypomnieć panteon
dawnych sumeryjskich bogów w wersji rozwiniętej przez kapłanów i uporządkowanej w dość spójny system teologiczny. Przede wszystkim bogowie Mezopotamii powstali w czasie; nie byli wieczni. Podlegali wyższym, bezosobowym zasadom podobnym do chińskiego tao czy poline-zyjskiej many, które konstytuowały zasadniczą strukturę świata, a zatem i bóstw. To wyjaśnia, dlaczego bogowie musieli czasem postępować wbrew sobie, jak choćby Dumuzi, powtarzający doroczne misterium swojej ofiarnej śmierci. Sumeryjscy bogowie tworzyli pewną hierarchię, w której dość wyraźnie odbija się struktura rozwiniętych społeczeństw rolniczych Mezopotamii - od władcy poprzez arystokrację do rolnika i niewolnika. Na czele sumeryjskie-go panteonu stał An (Anu, Anum). Był to bóg najwyższy, pan świata rezydujący w niebie i jako taki ogromnie odległy od przeciętnego śmiertelnika. Bogiem ziemi był Enlil, panem wody - Enki (Ea), a władcą podziemi i umarłych - Nergal. Bóstwem księżycowym odpowiedzialnym za kalendarz i rolnictwo był dobrotliwy Sin. LESZEK ŻUK
"Niebiosa opowiadają
chwałę Boga, I a firmament głosi dzieło
rąk jego" (Ps 19. 1).
Czwartego dnia Bóg
wyznacza rolę słońcu | i księżycowi.
WłÓ|yy "Potem rzekł Bóg: Niech powstaną światła na sklepieniu niebios, aby oddzie-lały dzień od nocy i były znakami dla oznaczania pór, dni i lat! (...). I uczynił Bóg dwa wielkie światła: większe światło, aby rzą-dziło dniem, i mniejsze światło, aby rządziło nocą, oraz gwiazdy. Iumieściłje Bóg na sklepieniu niebios, aby świeciły nad ziemią (...). I nastał wieczór, i nastał poranek -dzień czwarty" (w. 14-19). Ciekawe, że w opisie tym autor nie wymienił z nazwy
jest światłością" 1 J 1. 5), skoro słońce i księżyc funkcjonowały w wyznaczony sposób dopiero od dnia czwartego. Dlatego też stworzone wcześniej rośliny mogły czerpać światło konieczne do życia.
Dlaczego "niebiosa opowiadają chwałę Boga "? Bo w trwaniu nieba jest zapisana ewangelia - egzystencja niebios jest zapewnieniem, że Bóg nie zapomniał o swych obietnicach łaski dla ludzi. Niebo jest rękojmią i poręką dla wierzących: "Rzekłeś bowiem: Łaska trwać bę-dzie na wieki. Jak niebiosa utwierdziłeś wierność swoją" (Ps 89. 3). Bóg obiecuje: "Odpuszczę bowiem ich winę, a ich grzechu nigdy nie wspomnę" (Jr 31. 34). Kto składa
OKIEM KREACJONISTY
Dwa światła
słońca i księżyca. Wielu uczonych jest zdania, że stało się tak, ponieważ semickie nazwy tych ciał niebieskich kojarzyły się Izraelitom z bóstwami okolicznych narodów. Pisarz Księgi Rodzaju pragnął rozwiać wszelkie wątpliwości co do tego, że ciała te nie są bogami, a tylko obiektami stworzonymi przez Boga. Tekst kładzie nacisk na to, że celem ich istnienia jest zarządzanie dniem i nocą oraz porami roku.
Owe ciała niebieskie zaistniały prawdopodobnie wcześniej. Hebrajskie słowo "asah" tłumaczone jako "uczynić" nie jest tym samym słowem co "bara", użyte w poprzednich wersetach, które znaczy "stworzyć". Stąd wielu uczonych wysuwa wniosek, że słońce, księżyc i gwiazdy nie zostały stworzone czwartego dnia, ale zostały raczej "wyznaczone" czy "ustanowione" tego dnia do swych zadań. Bóg stworzył je więc wcześniej (tak jak niebo i ziemię z 1. wersetu Księgi Rodzaju), a w tygodniu stworzenia przyporządkował im jedynie funkcję dla naszej planety.
Z relacji biblijnej wynika, że światło już pierwszego dnia wyznaczało dobowy cykl nocy i dnia. Źró-dłem jego musiał być sam Bóg ("Bóg
tę obietnicę? -"Tak mówi Pan, który ustanowił słońce, by świeciło w dzień, który wyznaczył księżyc i gwiazdy, by świeciły w nocy (...). Jeżeliby te prawa miały się zachwiać przede mną (...), to i ród Izrealaprzestałby być ludem przede mną po wszystkie dni" (w. 35-36). A więc jak długo słońce, księżyc i gwiazdy pełnią przydzielone im zadanie, tak długo ludzie mogą znaleźć u Boga łaskę, przebaczenie i pokój.
Najważniejszą dla ziemi funkcję spełnia słońce, które daje ciepło i światło, a więc życie. Takim światłem i życiem dla ludzi jest Bóg: "Albowiem słońcem i tarczą jest Pan, Bóg" (Ps 84. 12). Tak jak słońce przez swoje światło daje fizyczne życie roślinom, tak Bóg daje człowiekowi duchowe życie, to, które może przynieść mu wieczną egzystencję. Tak jak słońce kieruje dniem ziemi, tak Bóg kieruje dniem człowieka - jego "jasną" stroną: "Jego bowiem dziełem jesteśmy, stworzeni w Jezusie Chrystusie do dobrych uczynków" (Ef 2.9). Życie Chrystusa jest światłością świata. Tak jak roślina gromadzi ciepło słoneczne, tak samo człowiek żyjący w świetle Bożym gromadzi światło, które jest Jego życiem.
Wspaniałość słońca, które świeci taką mocą, obrazuje wspaniałość Bożą. Wspaniałość, która otacza Boga - owa niedostępna dla nas światłość - jest w małej części objawiona na firmamencie. Blask, porządek rzeczy i ciągłe trwanie odbijają istotę Stwórcy.
MARTA CUBERBILLER
18
NASZA RACJA
FAKTYn
22 - 28 XI 2002 r.
Drodzy Czytelnicy, Członkowie i Sympatycy APP RACJA!
Po udanym starcie w wyborach, na Antyklerykalną Partię Postępu RACJA czekają nowe wyzwania i zadania. Największym z nich będą wybory do parlamentu za trzy lata. To nasz główny cel. Oprócz odwagi, uporu i wiary we własne siły potrzeba nam również pieniędzy. Nie ma nic za darmo - ulotki, plakaty, rachunki telefoniczne, benzyna, pensje paru pracowników etatowych, wynajem sal itd. - wszystko to w skali kraju kosztuje niemało, choć wiem, jak członkowie naszej partii potrafią oszczędzać. Prawda niestety jest taka, że światem tym rządzi pieniądz. Jeśli chcemy świat zmieniać, musimy go mieć. Doświadczenie uczy, że biedni z reguły przegrywają wybory. Wiemy, że tam, gdzie w październiku rozprowadziliśmy najwięcej ulotek, nasz wynik był najlepszy. Przykładem jest Radom, w którym zdobyliśmy 10-procentowe poparcie!
Daję przykład jako pierwszy. Do chwili obecnej APP RACJA praktycznie utrzymywana jest przeze mnie. W przeważającej części - z prywatnych pieniędzy - sfinansowałem również ostatnią kampanię wyborczą komitetu Antyklerykalna Polska. Zadań i celów jest jednak dużo więcej. Jeśli np. będziemy dysponowali dostatecznymi środkami, zakupimy koncesję i powołamy do życia nową, antyklerykalną rozgłośnię radiową! Skoro może Rydzyk, może i Jonasz. Możemy my wszyscy.
Sam jestem jednak na to za krótki, więc ośmielam się prosić w imieniu swoim i kolegów: jeśli macie jakieś wolne pieniądze, wpłacajcie na konto APP RACJI! Wspomóżcie ideę, która jest nam wszystkim tak bliska. Bez tego ani rusz. Nasi ludzie bez porządnej broni zgniją w okopach. Szlag trafi moje pisanie i Wasze nadzieje na lepszą Polskę. Daję słowo, że każda Wasza złotówka będzie właściwie, tj. antyklerykalnie spożytkowana. Wszystkie wpłaty są pilnie rejestrowane i nie ma mowy o żadnych przeciekach.
Serdecznie dziękuję za dotychczasowe wsparcie i darowizny, których dokonują zarówno członkowie, jak i Czytelnicy "FiM" niezwiązani z APPR. Dziękuję Koleżankom i Kolegom z partii za pracę społeczną na jej rzecz, za poświęcony czas, siły i własne pieniądze. Idziemy dalej, Kochani!
Przewodniczący: Roman Kotliński, JONASZ
WPŁATY NA KONTO: APP RACJA, ING BANK ŚLĄSKI Oddział w Łodzi, 10501461-2266001722
(Na przelewie z ROR [nie firmy] konieczne jest podanie imienia, nazwiska, adresu i numeru PESEL wpłacającego)
Przy korycie
Zmiana ustroju Warszawy ma kosztować około miliona złotych. Jak wynika z niezależnych wyliczeń, suma ta może wzrosnąć o następny milion, gdy Lech Kaczyński zacznie wcielać w życie swoje pomysły kadrowe. Nieformalnym doradcą Kaczora został pan Mariusz Kamiński. Jest on autorem pomysłu czystki personalnej obejmującej nawet sprzątaczki. Jedynym ratunkiem dla urzędników jest konflikt pomiędzy Kamińskim a Opus Dei. Ludzie Dzieła chcą brać wszystko, ale bez awantur.
0
Ostatnie dni funkcjonowania starego podziału Warszawy były niezwykle pracowite dla urzędników. Dziennie rozstrzygano bowiem nawet kilkadziesiąt przetargów. Władze Mokotowa uznały, że niezbędnie potrzebny tej dzielnicy będzie RATUSZ. Koszt - drobnych kilka milionów złotych.
Z pozycji umiarkowanych zwolenników Unii Europejskiej bracia Kaczyńscy przeszli na stronę jej przeciwników. Kaczorki, w obawie przed wycofaniem się sponsora, grzecznie wykonali płynący z Filtrowej (siedziby Opus Dei) rozkaz. W koncepcji Dzieła Bożego to PiS ma zająć miejsce centrowego skrzydła Ligi Polskich Rodzin. LPR schodzi bowiem ze sceny politycznej rozrywana wewnętrznymi konfliktami. Roman Giertych (członek Dzieła) - pomimo wielokrotnie udzielanych mu upomnień - nie zmienił awanturniczego stylu uprawiania polityki. Kierownictwo Opus przestało go wobec tego zapraszać na spotkania.
Ostrzegaliśmy, że PiS to taka odmiana LPR-u. Najgorzej na miłości do Kaczorów wyszła Platforma. To Lech rozdaje dzisiaj karty i to on dzieli polityków PO na dobrych i złych. M.P.
W ostatnich tygodniach media żyły wyborami samorządowymi i konfliktem, jaki toczył Ligę Polskich Rodzin. W opisach, kto z kim i przeciw komu, zabrakło jednak analizy, co z tego wynika dla polskiej polityki, czyli także dla Ciebie, Drogi Czytelniku. A skutki są niezwykle poważne. Być może niedługo znów będziesz mógł wybierać. Politycy, i to wszystkich frakcji, biorą bowiem pod uwagę wcześniejsze wybory.
Po wyborach, wybory
Liga Polskich Rodzin od samego cudownego poczęcia była zbieraniną prawicowych radykałów i wszelkiego oszołom-stwa. Nikt nie traktował poważnie tych polityków z bożej łaski. Tymczasem w wyborach samorządowych formacja uzyskała zdumiewająco duże poparcie społeczne. W wielu miastach i województwach stała się drugą siłą polityczną. Kierownictwo Ligi nie mogło, niestety, świętować sukcesu. Na pokładzie wybuchł bowiem bunt. Parlamentarzyści LPR mieli dość dyktatu wodzów Giertycha (juniora), Wrzodaka i Kotlinowskiego oraz awantur i publicznego prania brudów.
Po drugiej stronie sceny liderzy SLD podjęli natomiast decyzję o utrzymaniu władzy w terenie za wszelką cenę. Uznali, że PSL jest już zbędnym partnerem i uśmiechnęli się do Leppera. Lokalni kacykowie SLD - nazywani także baronami - dali do zrozumienia działaczom PSL-u, że w samorządach pora na separację, jeśli nie rozwód. Wywołało to oburzenie ludowców. Ci zaprosili do rozmów o stołkach wszystkich poza Lepperem i lewicą. Niezrozumiały dla wielu krok Kalinowskiego wydaje się całkiem racjonalny. Stanowiska mogą ostudzić zapał niektórych ludowców do tworzenia nowego ugrupowania. Analitycy wszak szacują, że około 1/3 klubu PSL czuje wielki
< _
*ibM3.
zapał do małżeństwa z radykalną prawicą. Za swojego wodza chcą obrać populistę Janowskiego.
Platforma Obywatelska po poniżającej klęsce Olechowskiego i Rokity przeżywa ciężkie chwile. Kierownictwo PiS oferuje co prawda stanowiska dla ludzi PO w Warszawie, ale żądana cena jest niezwykle wysoka. Odejść bowiem muszą wszyscy koledzy Pawła Piskorskiego. Samo Prawo i Sprawiedliwość jest także rozrywane konfliktem pomiędzy pragmatyczną frakcją skupioną wokół Ludwika Dorna a grupą Opus Dei. Braciom Kaczyńskim udało się co prawda odsunąć ludzi Dzieła od bieżącego kierowania polityką PiS, jednak w ich łapach pozostały sprawy finansowe i dostęp do mediów. Ogranicza to Kaczyńskim pole manewru.
Na scenie politycznej wszystko jest możliwe. Dlatego też jedynym być może racjonalnym rozwiązaniem będą przedterminowe wybory parlamentarne. I o tym właśnie szepczą nasze sejmowe krasnoludki. M.P.
OGŁOSZENIA PARTYJNE
Centrala APP RACJA, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź tel. 0 (pfx) 42/630-73-25, e-mail:racja@faktyimity.pl
Spotkania:
Gryfice, 22 XI godz.18, Klub Garnizonowy -zebranie członków i sympatyków APPR z powiatu gryfickiego. Wydawanie legitymacji, zapisy, sprawy bieżące. Kontakt: tel. 0-603 947 963.
Świętochłowice, 22 XI godz. 17, ośrodek MOSiR "Skałka" -wybory władz powiatowych.
Szczecin, 22 XI, 23 XI, 30 XI godz. 19, Teatr "Pleciuga" -przedstawienie antyklerykalne "DUVELOR albo farsa o starym diable".
Jelenia Góra, 23 XI godz. 11-12, ul. Długa 1 -przyjmowanie deklaracji, zdjęć legitymacyjnych i składek członkowskich. Zapraszamy wszystkich członków i sympatyków.
Nowy Sącz, 23 XI godz. 15, restauracja "Ratuszowa", rynek - międzypowiatowe zebranie wyborcze dla członków i sympatyków z powiatów: nowosądeckiego, limanowskiego i gorlickiego.
Zabrze, 23 XI godz. 15, skrzyżowanie ulic 3 Maja i Szczęść Boże, pub "Galeria" -zebranie wyborcze władz statutowych.
Rybnik, 23 XI godz. 16, ul. Barbary, klub NOT przy KWK "Rymer" (przy stacji PKP Rybnik-Rymer).
Tarnowskie Góry, 23 XI godz. 16, ul. Litewska 22, DK "Jubilat". Kontakt: Bogdan Kucharski, tel. 0-602 514 599,0-608 723 490.
Zgorzelec, 23 XI godz. 17, ul. Warszawska 56, bar "Stef".
Częstochowa, 23 XI godz. 17, ul. 1 Maja, Dom Kolejarza -spotkanie z przedstawicielem Zarządu Krajowego, wybory władz powiatowych.
Jastrzębie Zdrój, 23 XI godz. 17, ul. Jasna, bar "Karo" -zebranie wyborcze władz statutowych.
Czeladź, 24 XI godz. 16, ul. 35-lecia 1, świetlica osiedlowa "Omega" -zebranie dla członków i sympatyków z powiatu ziemskiego będzińskiego -wybory władz powiatowych. Kontakt: 0 (pfx) 32/265 86 54.
Olkusz, 24 XI godz. 16, rynek, restauracja "Etcetera" -zebranie wyborcze dla członków i sympatyków z powiatu olkuskiego.
Polkowice, 24 XI godz. 16, restauracja "Aspri" vis-a-vis aquaparku. Kontakt: Jan Forościej, tel. 0-604 577 561.
Lubliniec, 24 XI godz. 17, ul. Powstańców 54, restauracja "Lentex" -zebranie założycielskie. Kontakt: 0-606 392 535.
Bytom, 25 XI godz. 17, ul. Dworcowa 2 - wybory władz powiatowych. Kontakt: Julian Marcichów, tel. 0-609 091 051.
Ciechanów, 25 XI godz. 18, ul. Orylska, Dom Nauczyciela -spotkanie organizacyj-no-wyborcze dla członków i sympatyków z powiatów: ciechanowskiego, mławskiego, przasnyskiego i pułtuskiego. Kontakt: Lidia Cyranowicz, tel. 0 (pfx) 23/671 35 20.
Gdańsk Wrzeszcz, 25 XI godz. 18, ul. Upha-gena 28 -zapraszamy członków partii z powiatu gdańskiego na wybory władz powiatowych. Kontakt: Zbigniew Krasnodębski, tel. 0-502 953 692.
Siedlce, 25 XI godz. 18, ul. Chrobrego 4, Klub Osiedlowy "Lech" -zebranie wyborcze dla członków i sympatyków z powiatu siedleckiego.
Kraków Łagiewniki, ul. Sucha 1, restauracja "Pod Starym Singerem": 26 XI godz. 17 -zebranie koła krakowskiego nr 1 (Podgórze, Nowa Huta oraz powiaty: Bochnia, Wieliczka, Myślenice); 27 XI godz. 17 -zebranie koła krakowskiego nr 2 (Śródmieście, Krowodrza oraz powiaty: Miechów, Proszowice i Sucha Beskidzka).
Kielce, 29 XI godz. 15, ul. Głogowa 5, ogródki działkowe. Kontakt: Joanna Kowalik, tel. 0-606 166 964.
Cieszyn, 29 XI godz. 16, ul. Stawowa 21, komis meblowy -wybory władz powiatowych.
Olsztyn, 30 XI godz. 13, ul. Profesorska 15, Dom Kultury "Alternatywa" -cel: wybór zarządu wojewódzkiego, wybór delegatów na Kongres Założycielski APPR.
Gliwice, 1 XII godz. 16, ul. Studzienna 4, klub "Perełka" -wybory władz statutowych.
Siemianowice Śląskie, 2 XII godz. 17, ul. Wierzbowa 1, os. Tuwima, świetlica "Pod Jarzębinką" -zebranie założycielskie. Informacje: 0-501 797 260.
Andrychów, 6 XII godz. 16, ul. Krakowska, klub "Zodiak" -zebranie członków i sympatyków APPR z powiatu wadowickiego.
Wrocław, 7 XII godz. 14, ul. Kruszwicka 26/28, klub "Kaktus" -zjazd powiatowy, obecność członków APPR obowiązkowa.
Kontakty:
ŁÓDZKIE
Zwracam się do sympatyków APPR z powiatów województwa łódzkiego o zgłaszanie się do przedstawiciela wojewódzkiego w celu zakładania komitetów powiatowych
- Elżbieta Szmigielska, tel. 0-503 162 608.

Kontakty dla mieszkańców Łodzi: przewodniczący Zarządu Miejskiego Marek Kluza, tel. 0-601 689 420, wiceprzewodniczący Zarządu Miejskiego Jarosław Kołodziej, tel. 0-609 526 815, Łódź Górna - Roman Grabka, tel. 0-604 544 142, Łódź Bałuty
- Dariusz Kubacki, tel. 0-604 268 027.
KUJAWSKO-POMORSKIE
Osoby zainteresowane działalnością w APPR proszone są o kontakt: Edward Poraziński, tel. 0 (pfx) 52/381 40 50.
POMORSKIE
Tymczasowe biuro Zarządu Wojewódzkiego APPR: Gdańsk Wrzeszcz, ul. Uphagena 13, tel. 0 (pfx) 58/341 03 69. Dyżury: wtorek, czwartek godz. 15-1 8, sobota godz. 10
14. Andrzej Kotłowski, tel. 0-601 258 016.

Proszę o kontakt członków i sympatyków APPR ze Starogardu Gdańskiego, Pruszcza Gdańskiego, Rumi i Sopotu w celu utworzenia struktur partyjnych. Andrzej Kotłowski, tel. 0-601 258 016.
ŚWIĘTOKRZYSKIE
Osoby chętne do działania w APPR z powiatów: Busko Zdrój, Staszów, Sandomierz, Opatów, Ostrowiec Świętokrzyski, Starachowice, Skarżysko-Kamienna, Końskie, Włoszczowa, Jędrzejów, Pińczów, Kazimierza Wielka proszone są o kontakt: Janusz Pawłowski, tel. 0 (pfx) 41/342 57 87,0 (pfx) 41/361 80 65, Joanna Kowalik, tel. 0-606 166 964.
ZACHODNIOPOMORSKIE
Informujemy, że w siedzibie Zarządu Wojewódzkiego APP RACJA przy ul. Łokietka 12/1, 70-255 Szczecin odbywają się dyżury członków zarządu we wtorki i czwartki w godz. 17-20. Prosimy o przynoszenie zdjęć legitymacyjnych i wypełnianie deklaracji członkowskich. Zapraszamy wszystkich sympatyków! Kontakt: Zbigniew Ciechanowicz, tel. 0-600 368 666.

Działa już pierwsze oficjalne biuro APP RACJA -Zarząd Powiatowy w Wałbrzychu ul. Chrobrego 64 (budynek dyrekcji MPK III p.), 58-300 Wałbrzych. Biuro czynne jest od poniedziałku do piątku w godz. 12-16, w soboty w godz. 10-14. Udzielamy bezpłatnych porad i konsultacji.

Z dniem 25.11. rozpoczyna działalność APP RACJA woj. podlaskiego. Białystok, ul. Zwycięstwa 8 (biurowiec MADRO p. I, p. 105), tel. 651 26 52. Dyżury: wt., śr., czw. -16
1 9. Prosimy o składanie deklaracji wraz ze zdjęciem.
Nr 47 (142
22 - 28 XI 2002 r.
E^KTY n
LISTY OD CZYTELNIKÓW
19
LISTY
Oferta pomocy
Nie spadnijcie z krzesła, ale ja na serio wysłałem do (na razie... ) 10 biskupów w Polsce i 5 w Niemczech list z następującą ofertą: "Szanowny Panie Biskupie, w związku z planowaną w Pana Firmie weryfikacją negatywną kandydatów na seminarzystów, pod kątem wyłapywania młodych mężczyzn obdarzonych popędem seksualnym do przedstawicieli własnej płci, składam ofertę osobistego przeprowadzania weryfikacji tych mężczyzn w Pana okręgu poborowym.
Jako doświadczony homoseksu-alista (w języku katolickim: pedał, zboczeniec) i jako znany działacz polskiego ruchu gejowskiego oraz długoletni publicysta prasy przeznaczonej dla zboczeńców (proszę zasięgnąć wiadomości w znanych Panu źródłach), mam bardzo duże doświadczenie oraz wiedzę w rozpoznawaniu młodych, jak to w Pana żargonie się mówi, homoseksualistów.
Po naszemu: geje, mają specyficzne cechy zachowania, które w sposób oczywisty i ewidentny pozwolą mi bezbłędnie wyłowić z grona kandydatów na seminarzystów w Pana okręgu poborowym każdego pedała. Jako kleryk w zakonie paulinów w latach 1980-1982 i kandydat do bonifratów w latach 1993-1994, ze stuprocentową trafnością typowałem gejów w każdym klasztorze. Ponieważ umiejętności tych do dziś się nie wyzbyłem, za odpowiednią opłatą, np. 1000 zł netto od wyłapanego geja (przyp.: odpowiednio w Niemczech: 500 euro, bo Niemcy są bogatsi...), jestem gotów tymi usługami Panu służyć. Wyjdzie to Panu taniej, niż np. w USA kosztowały milionowe (w dolarach!) odszkodowania za molestowania seksualne przez funkcjonariuszy Pana Firmy.
Proszę nie troszczyć się o los tak wyeliminowanych przeze mnie kandydatów: ja i moi inni koledzy już znajdziemy dla takich odrzutów zastosowanie... Na marginesie pozwalam sobie wyrazić troskę o los Pana instytucji: badania, jakie Pana firma sama przeprowadziła w Polsce, USA i Europie Zachodniej na początku lat 90. (zapoznałem się z nimi dzięki uprzejmości kolegów z zakonu Braci Serca Jezusowego...), wykazały, że ponad 50 proc. kleryków i etatowych księży katolickich to zboczeńcy. Czy działania mające wyeliminować tak wielki procent pana niedoszłych (i obecnych?) podwładnych mają na celu w przyszłości zakończenie działalności
pana Firmy na świecie w ogóle i być może kasację Watykanu? Jeśli tak, tym chętniej służę swoją pomocą!
Czy procedura eliminowania zboczeńców spośród Pana podwładnych będzie na pewno też obejmować już zatrudnionych księży? Myślę, że do ewentualnej procedury eliminacji tej części zboczeńców z Pana Firmy na pewno warto wykorzystać doświadczenie niezmordo-
z bogacenia się kosztem Państwa i całego społeczeństwa. R.S., Konin
Niezły ubaw
Moje nieduże miasto na Górnym Śląsku jest we władaniu jednego z lokalnych proboszczów, a kościołów jest u nas więcej niż szkół podstawowych. Proboszcz, o którym wcześniej wspo-
wanego specjalisty z Poznania, pana Paetza (przyp.: odpowiednio dla Niemców zaproponowałem Groera z Wiednia).
Licząc na otrzymanie od Pana lukratywnej posady, pozostaję z poważaniem". Waldemar Zboralski, Nowa Sól
Pilne oszczędności
Władze państwowe i samorządowe pracują nad projektami budżetów na rok 2003. Wszędzie szukają oszczędności. Nie czyni tego jednak kościół, mimo że wydaje niepotrzebnie bardzo dużo pieniędzy państwowych i samorządowych. Na przykład
0 połowę powinny być zmniejszone wydatki budżetowe na nauczanie religii poprzez ograniczenie liczby godzin z dwóch do jednej tygodniowo. Państwo powinno też zaprzestać finansowania i kształcenia duchownych
1 katechetów, bo to tylko sprawa kościoła. Pilnie powinno się też zaprzestać finansowania kapelanów w Policji, Straży Pożarnej i Straży Granicznej, a także zmniejszyć ich liczbę o połowę w wojsku i innych instytucjach państwowych.
Odpisy darów od podatków "dobroczyńców" powinny być zmniejszone już w roku 2003 ze 100 do 1 proc., tak jak planuje się to zrobić dla organizacji społecznych. Aktualnie obowiązujące przepisy w tej sprawie są absurdem szkodzącym interesowi Państwa i społeczeństwa. Jeżeli Kościół katolicki chce służyć swoim wiernym, to powinien sam zrezygnować
mniałem, wraz ze swoimi kompanami dostarczył tubylcom wielu wrażeń. Kilka lat temu był w posiadaniu opla corsy w kolorze wiśniowym, ale podczas jednego ze swoich wypadów ktoś mu samochód zakosił. Proboszcz, aby nie stresować swoich parafian, zakupił sobie identyczne autko i wszystko było cacy aż do czasu, gdy jego zaginiony pojazd się odnalazł, a to wzburzyło parafian do tego stopnia, że przez wiele niedziel kościół świecił pustkami... Szanowny proboszcz został kiedyś nakryty przez swoją gospodynię podczas igraszek z jednym z wikarych naszej parafii. Wieść rozniosła się szybko. Wszyscy mieli niezły ubaw.
Paweł D.
Odgórna religia
Moim zdaniem, wielu duchownych Krk w Polsce nie jest należycie przygotowanych do prowadzenia lekcji religii w szkole. Jest to zupełnie inny sposób prowadzenia lekcji niż w salce katechetycznej. Nie każdy ksiądz nadaje się do pracy w szkole i nie każdy chce uczyć w szkole. Religia została wprowadzona "odgórnie" (jak większość decyzji Krk). Już jako eks-ksiądz stwierdzam, że ja i wielu moich kolegów buntowaliśmy się (po cichu) wobec takiej decyzji. Ale cóż -kazano iść do szkoły, to poszedłem. Wielu księży do dziś traktuje to jako zło konieczne. A wiadomo, że z niewolnika nie ma pracownika. Dużo zła w nauce religii zrobił chyba sam program -zupełnie
abstrakcyjny i często mało życiowy. Kiedy próbowałem uczyć zgodnie z obowiązującymi zaleceniami, sam mało z tego rozumiałem i nudziłem się. Obecnie sytuacja się zmieniła, ponieważ księża otrzymują zupełnie przyzwoite wynagrodzenie za swoją pracę w szkole.
Poza tym młodemu człowiekowi trzeba dzisiaj (jak nigdy), także w szkole, czymś zaimponować. Chodzi mi tu m.in. o takie sprawy jak świadectwo i świętość swojego życia (zgodność głoszonego słowa z tym, co realizuje się na co dzień), skromność oraz walory intelektualne. Niestety, nie ukrywajmy, w chwili obecnej spora grupa duchownych Krk nie jest w stanie niczym zaimponować młodym Polakom, może poza pieniędzmi i wygodnym sposobem życia. Na tym jednak nie zbuduje się autorytetu moralnego. Robert Plichta
Ostatni rozbiór Polski
Kiedy już wszystko się rozpieprzy (nawet to, co nie do spieprzenia), Gdy Konkordat spenetruje Wszystkie krocza i sumienia, Gdy każda rodzina polska Spowiednika będzie miała, Gdy Kościół zatriumfuje, Wtedy "WPanu będzie chwała". Gdy oszołom z hipokrytą, Przejmą władzę, Sejm i Senat, To dopiero zobaczymy, Że nędza jest, a Polski... nie ma!
W.J., Olecko
Opatrzność nad klerem
Bazujący na strachu o losy duszy po śmierci Watykańczycy będą stawiali w Warszawie monumentalną Świątynię Opatrzności. Gdyby Bóg miał opatrzność nad Polską, to w pierwszym rzędzie wytępiłby zdrajców, mafie, korupcje i wszelkiego autoramentu pasożytów z pałacowymi purpuratami włącznie, pozostawiając ludowi porządne, uczciwe chrześcijaństwo. Następnie niewątpliwie zająłby się edukacją tego ludu. Żeby, będąc w biedzie i tonąc w morzu potrzeb, nie trwonił ogromnych pieniędzy na bezsensowne i bezużyteczne budowle święte służące nie Bogu, tylko zarabiającemu na Nim klerowi. Samemu Jezusowi nie wpadły do głowy jakieś pomysły budowlano--pomnikowe.
Ryszard Wężyk, Niemcy
(Ks.) Roman Kotliń ski - Judasz
Pamiętaj eks Księdzu Kotliński w miejsce zdrady kapłaństwa pojawia się nienawiść. TY to robisz
teraz, ale to krótka droga. Przekonasz się wkrótce jak Pan Bóg nie da sobie kpić z Kościoła. To Kotliński i spółka esbecka nie potrwa długo.
(Zachowano pisownię oryginału)
Widziałeś coś ciekawego, słyszałeś o czymś, o czym nikt inny nie słyszał? Wyślij SMS pod numer naszej gorącej linii: +48 691 051 702.
RYDZYK CZYTA "FiM"
W poprzednim numerze opisaliśmy powiązanie stron interne-towych Radia Maryja ze stronami pornograficznymi, a już tych powiązań nie ma! W poniedziałek ze zdumienia przecieraliśmy oczy: aby nacieszyć grzeszne zmysły, weszliśmy na www.radiomaryja.pl, w rydzy-kowy Instytut Edukacji Narodowej, później w odnośnik "linki" i... i podrozdziału "Ministerstwo Budowy Jaskiń" już nie odnaleźliśmy. Zniknął! Co to oznacza? Jedynie to, że ojciec dyrektor pilnie czyta "Fakty i Mity". Brawo, dyrektorze! Gratulujemy gustu i wyboru! A przy okazji -wejdźcie na adres: lichen.w.interia.pl. Obok reklamy Domu Pielgrzyma pojawią się... sex randki. Tylko zróbcie to szybko! Redakcja
DLA ZAINTERESOWANYCH TEMATYKĄ KONKORDATOWĄ
Wielu czytelników oczekuje od nas opublikowania szczegółowego komentarza do konkordatu. Informujemy, że bardzo obszerne omówienie umowy między RP a Watykanem ukazało się w "FiM" w numerach 32-36/2000. Jest ono także w całości dostępne na naszych stronach interne-towych www.faktyimity.pl, skąd bez przeszkód można je wydrukować. Redakcja
Usługi pogrzebowe pastorów protestanckich
tel. (0-34) 35-33-061
BEZPŁATNIE
Świecki mistrz ceremonii pogrzebowej
tel. 0-601-942-662
Cena: 200 zł brutto + koszty dojazdu.
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Henryk Rozenkranc -tel. (0-42) 637-10-27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski -tel. (0-42) 630-72-33; Dział historyczno-religijny: Adam Cioch -tel. (0-42) 639-85-41; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Przemek Zimowski; Dział promocji i reklamy: tel. (0-42) 630-73-27; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-70-66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail: faktyimity@faktyimity.pl; Wydawca: "BŁAJA News" Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze -do 25 listopada na pierwszy kwartał 2003 r. Cena prenumeraty -28,60 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA -do 5 grudnia na pierwszy kwartał 2003 r. Cena prenumeraty -28,60 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16, 532-88-19, 532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-/kwartał; 227,-/pół roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-/kwartał; 255,-/pół roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-/kwartał 313,-/pół roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hubsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York -European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago -J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell Intern ational c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga -Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia "Pegaz" -Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 15 grudnia na pierwszy kwartał 2003 r. Cena 28,60 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p-ele@faktyimity.pl. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl
20
JAJA JAK BIRETY
Nr 47 (142)
22 - 28 XI 2002 r.
Pluralizm po polsku
Czarny humor
Ponieważ Pan Bóg interesuje się losem studentów, na początku semestru posłał Ducha Świętego na ziemię, aby ten zdał mu relację, jak studenci się uczą. Po powrocie Duch Święty zameldował:
- AWF nic nie robi, medycyna kuje, polibuda chleje.
Po pewnym czasie Pan Bóg znowu poprosił Ducha Świętego o sprawdzenie, co dzieje się ze studentami.
- AWF zaczyna się uczyć, medycyna kuje, polibuda chleje.
Ostatnio znowu była wizyta Ducha Świętego. Wiadomo - sesja.
- I cóż porabiają nasi studenci? - spytał Pan Bóg.
- AWF się uczy, medycyna kuje, polibuda modli się.
- I oni zdadzą! - rzekł Bóg.

Wchodzi staruszek do konfesjonału i nawija:
- Mam 92 lata. Mam wspaniałą żonę, która ma 70 lat. Mam dzieci, wnuki i prawnuki. Wczoraj podwoziłem samochodem trzy nastolatki, zatrzymaliśmy się w motelu i uprawiałem seks z wszystkimi trzema...
- Czy żałujesz, synu, tego grzechu?
- Jakiego grzechu?
- Co z ciebie za katolik?
- Jestem żydem...
- To czemu mi to wszystko opowiadasz?
- Wszystkim opowiadam!
CZARNO NA BIAŁYM
Największy żebrak świata
Co jakiś czas odkrywam i opisuję dla Was, Kochani Czytelnicy, kolejne patenty naszych watykańskich ciemiężycieli - patenty na wyciąganie kasy z kieszeni ludu pracującego miast i wsi. Ostatnio lud ten jest jakby nieco mniej pracujący, co wcale nie znaczy, że pazerność klechów zmalała.
Przeciwnie, zasada watykańskich okupantów jest prosta: im biedniejszy naród, tym bardziej bizantyjskie świątynie, okazalsze plebanie, droższe bryki, piękniejsze gospodynie i cherubinkowi ministranci. Ową zasadę znali już starożytni kapłani egipscy: pełne brzuchy usypiają pobożność maluczkich, zaś trwoga napełnia świątynie.
Powróćmy jednak do rzeczy. Czy można wymyślić nowy sposób na wyłudzanie kasy? Można! Wynalazca - wielokrotny bohater naszych publikacji - nazywa się ksiądz Eugeniusz magister Makulski. Ten, co wybudował, a teraz zarządza światowym pomnikiem kiczu i makabrycznej brzydoty, czyli Licheniem. Pomysł polega na tym, że nie zdziera forsy w pojedynkę, jeno w duecie. Do łupienia naiwnych zaprzągł bowiem samą Matkę Boską.
To jest niebywała bezczelność i świętokradztwo! - zakrzyknie kto
przytomny. Pewnie, że jest, ale widocznie Madonna ma inne kłopoty na głowie i gościa spali gromem z jasnego nieba dopiero w przyszłości. A na razie jest tak: ksiądz magister rozsyła do Polaków list, w którym stwierdza taką oczywistość: " To nie ja buduję sanktuarium, to Matka Boska je buduje". Z dalszej lektury epistoły wynika, że Makulski został oficjalnie
wybrany przez Bożą rodzicielkę do ziemskiej realizacji zaplanowanego w Niebie dzieła. Kiedyś bowiem mieli księdza wziąć już diabli: "Po gigantycznym wysiłku ciężko zachorowałem. Nastąpił wylew krwi do mózgu, zawał serca i paraliż ciała". Bolesna (od zadawania bólu?) Królowa Polski zmieniła jednak w ostatniej chwili hiobowe plany wobec swego kustosza. "Po
dwóch tygodniach powróciłem do pracy. Ze śmiertelnego łoża podźwignę-ła mnie Maryja, abym budował to małe jej królestwo w Licheniu, abym budował świątynię".
Jak Wam się podoba to "małe królestwo"? I tak mamy niebywałe szczęście, że Makulski nie buduje średniego królestwa - nie mówiąc już o wielkim!
Po tych jasnych dla każdego dowodach współpracy z Maryją ksiądz magister przystępuje do rzeczy: "Skrzętnie zbieram okruchy złotego złomu na pozłocenie ołtarza, a wszystkie ofiary przeznaczam na dalszą budowę. Będę wam ogromnie wdzięczny za każdą złotówkę na to święte budowanie".
Na koniec Makulski pisze nawet coś na granicy prawdy: "Dla Maryi stałem się największym żebrakiem świata". "Największym żebrakiem" - zgoda, ale czy dla Maryi?
Cytowany list jest kolejnym wysyłanym przez księdza z Lichenia do wiernych. Osobiście znam cztery inne, a w każdym odnajdujemy nowy powód dawania kasy na ten ludzki pomnik pychy. Co jeszcze wymyśli Makulski? Zobaczymy już wkrótce... chyba że Maryja naprawdę się kiedyś zdenerwuje. MarS
POLACY SPRZEDAJĄ WŁASNE
INDEKS 356441 ISSN 1509-460X
FAKTY
i mi
http://www.faktyimity.pl
TYGODNIK NIEKLERYKALNY
Nr 48 (143) 29 listopada - 5 grudnia 2002 r. Cena 2,20 zł (w tym 7% VAT)
\
mniej!
Finansowani przez nieliczącego się w tym przypadku z kosztami Jonasza przemierzyliśmy kilka tysięcy kilometrów po polskich i ukraińskich drogach. Odbyliśmy setki rozmów, przejrzeliśmy kilogramy dokumentów. Po 180 dniach dziennikarskiego śledztwa możemy powiedzieć - udało się. Ukrytego przez kościelnych hierarchów w Żytomierzu księdza pedofila, gwałciciela małych chłopców, postawiliśmy przed obliczem sądu. Mamy nadzieję, że już nigdy nie skrzywdzi żadnego dziecka.
Świat według.
Zdaniem naszej redakcji, "Świat według Kiepskich" to najlepszy, jak do tej pory, polski serial komediowy. Świetne pomysły na scenariusze, dobrana obsada i profesjonalna reżyseria - czynią go prawdziwym arcydziełem polskiego, mieszczańskiego zaścianka. Kiepscy śmieszą do łez, ale i pobudzają do refleksji: czy obecna polska rzeczywistość nie jest przypadkiem tak kiepska, że aż śmieszna...? Specjalnie dla "FiM" - rodzina Kiepskich na planie!

v.
OStr.10,11
Dzieje grzechu
Po emisji w I pr. TVP reportażu pt. "Imperium Ojca Rydzyka" - Polska już nigdy nie będzie taka sama. Może w chwili, gdy czytacie te słowa, pięć milionów słuchaczy Radia Maryja wyszło już na ulice, aby skalpować niewiernych Ojcu Dyrektorowi pseu-dokatolików...
Problem o nazwie Rydzyk nie powstał jednak ani wczoraj, ani dziś. Od ponad 10 lat zakonnik hochsztapler gra na nosie swoim przełożonym zakonnym i polskiemu wymiarowi sprawiedliwości.
OStr.4,6
KSIĄDZ NAWRÓCONY
FAKTYn
FAKTY
POLSKA TVP 1 wyemitowała reportaż "Imperium Ojca Rydzy-ka", będący bezprecedensowym atakiem prokościelenej telewizji publicznej na Radio Maryja. W filmie -będącym niewątpliwie inicjatywą episkopatu -przypomniano o przekrętach Rydzyka i oskarżono go o nieposłuszeństwo wobec władz kościelnych. A prosiła mamusia: małą łyżeczką, Tadzinku, małą...
Po wyborach samorządowych władze SLD domagają się dymisji działaczy lokalnych. Dogorywająca PPS postanowiła przytulić się do SLD-UP. Z przewodniczenia UPR zrezygnował Janusz Korwin-Mikke, który nie zdobył nawet mandatu radnego. Najwidoczniej ludziska tracą resztki poczucia humoru.
Członkinie 20 organizacji kobiecych zarzucają rządowi olanie obietnic przedwyborczych -legalizacji aborcji, taniej antykoncep-cji i powszechnej edukacji seksualnej. Aż 91 proc. obywateli domaga się wychowania seksualnego w szkołach. Ale 119 biskupów w episkopacie jest przeciw.
Po zwolnieniu 900 osób, a przed zwolnieniem kolejnych 400 TVP chce przeznaczyć 4 mln zł na podwyżki dla pracowników. Gwiazdy (np. Kamil Durczok) mają zarabiać nawet po 48 tys. zł miesięcznie, nie licząc innych przywilejów.
Grupowe zwolnienia i podwyżka dla tych, co pozostali - TVP wprowadza standardy unijne.
WARSZAWA Apel do społeczeństwa o "złotóweczki, dolarki i funciki" wystosował prymas Glemp z okazji rozpoczęcia budowy świątyni swojej opatrzności. W gigantycznym budynku ma być ogromny, wywyższony fotel dla prymasa. Aby rozwiać resztki wątpliwości, Glemp stwierdził, że "świątynia jest dla biednych". Będą mogli sobie pożebraćprzed wejściem?
Pod rządami Kaczora czeka mieszkańców stolicy cenzura. Nowy wiceprezydent Andrzej Urbański zapowiedział kontrolę obyczajową warszawskich widowisk teatralnych. A nie ostrzegaliśmy?
KRAKÓW Powstał Komitet Budowy Kopca Jana Pawła II. Ma to być kolejna w Krakowie sztuczna góra po kopcach Piłsudskie-go i Kościuszki. Remont tego ostatniego kosztował ostatnio 7,5 mln złotych. Wychodzimy z inicjatywą usypania kopca Głupoty Polskiej.
TARNÓW Biskup Skworc cofnął nagle poparcie dla budowy gigantycznego pomnika Chrystusa Króla pod Tarnowem i Centrum Jedności Polonii ("FiM" 37/2002). Rozesłał nawet listy do wszystkich duszpasterstw polonijnych, informując o tym, że inwestycja jest zbyt droga (15 mln dolarów). Czyżby pierwsze nawrócenie biskupa po lekturze "FiM"?
KATOWICE Trwa protest związku "Sierpień '80" przeciwko zamykaniu kolejnych kopalń na Śląsku i redukcji zatrudnienia. Ponad 120 górników głoduje, inni pikietują spółki węglowe. WROCŁAW Głoduje również 14 pracowników szpitala im. Ry-dygiera we Wrocławiu. Podczas manifestacji niesiono trumnę -symbol służby zdrowia, która nie płaci swoim pracownikom. OŻARÓW 26.11. w czasie szturmu wynajętych przez Tele-Foni-kę ochroniarzy na fabrykę kabli zostało rannych trzech protestujących pracowników. 100 związkowców próbowało blokować trasę Warszawa-Poznań. Usunęła ich policja. Historia zatoczyła koło, nawet władza ta sama...
WATYKAN 75-letni kardynał Sodano, którego dymisji Papa ostatnio nie przyjął, nie wyklucza przystąpienia państwa kościelnego do ONZ. Po akcesji Szwajcarii Watykan jest ostatnim stałym obserwatorem przy tej organizacji. Islamskie dyktatury zyskają cennego sprzymierzeńca.
WIELKA BRYTANIA Katolicki prymas Anglii i Walii, kardynał Cormac Murphy O'Connor, został oskarżony o ignorowanie przypadków molestowania seksualnego dzieci przez kler i przesuwanie pedofilów z parafii na parafię. Może łatwiej byłoby dociec, który z hierarchów tego nie robił...
DANIA Kraj przewodniczący obecnie UE zaproponował lepsze warunki przyjęcia nowych kandydatów do Unii: zmniejszenie o połowę wysokości składek członkowskich w roku 2004, co dla Polski oznacza zysk netto 1,5 mld euro. Otrzymalibyśmy także w pierwszym roku 0,5 mld euro rekompensaty. W latach 2004-2006 mamy mieć nadwyżkę 6,5 mld euro, a także możliwość bezpośredniego dopłacenia rolnikom nie 25, lecz 40 proc. kwot unijnych.
Jak unijnych przycisnąć, to możliwe są nawet cuda księgowości. Ciśnijmy więc dalej!
CZECHY NATO poszerzyło się o siedmiu nowych członków z Europy Środkowo-Wschodniej. Mimo to, zdaniem wielu komentatorów, Pakt Północnoatlantycki jest coraz bardziej zdominowany przez USA. Frustrację wyraziła m.in. członkini kanadyjskiej delegacji na szczyt, Franoise Ducros, nazywając wojowniczego Busha "kretynem". Zanim wróci do Kanady, okaże się, że miała "dysleksję".
NIGERIA Około 200 osób zginęło w wyniku rozruchów spowodowanych wyborami Miss Świata, które muzułmanie uznali za niemoralne. Spalono kilkanaście kościołów i meczetów. W końcu imprezę przeniesiono do Londynu. Nawet zgrabne ciała urażają "uczucia religijne"?
PERU Parlament przyjął pierwszą w Ameryce Łacińskiej ustawę dopuszczającą aborcję. Parlamentarzyści zostali natychmiast zaatakowani przez episkopat w imię obrony "praw osoby ludzkiej, która jest celem samym w sobie".
Na tym kontynencie Watykan przez stulecia sprzeciwiał się prawom ubogich, w imię "praw osoby ludzkiej"...
JEMEN Prezydent wezwał do poparcia przez kraje arabskie powstania Palestyńczyków i wysyłania ochotników na wojnę przeciwko Izraelowi.
Facet sam się wystawia do amerykańskiego odstrzału w następnej kolejności po Iraku.
29 XI - 5 XII 2002 r.
KOMENTARZ NACZELNEGO
Ogrzejmy się nawzajem
roga Redakcjo, czytam Wasz tygodnik od ponad roku, niestety, nie zawsze mnie na niego stać. Nie mam pracy i nie mogę jej znaleźć. Żona również jest bezrobotna, mamy 2-letniego synka. Ja otrzymuję rentę socjalną i zasiłek pielęgnacyjny. Z MOPS dostajemy ok. 100 zł, bo opieka nie ma pieniędzy. Pan premier ma ważniejsze wydatki niż opieka społeczna, musi przecież dogadzać bursztynem ks. Jankowskiemu.
Nigdy nie prosiłem nikogo o pomoc, wstydzę się, ale idzie zima, a my nie mamy butów ani ciepłej odzieży. Dlatego za Waszym pośrednictwem chciałbym prosić o pomoc ludzi dobrej woli. Jeśli macie jakieś ubrania lub buty przechodzone, niepotrzebne Wam - prześlijcie je do nas, będziemy bardzo wdzięczni za pomoc. Z góry serdecznie dziękuję. Czytelnik z Płocka (adres do wiad. redakcji, można podać telefonicznie).
PS Droga Redakcjo, bardzo proszę o wydrukowanie mojego listu. Wiem, że prędzej otrzymam pomoc od Waszych Czytelników niż z Caritasu.
Podobnych listów nasza redakcja otrzymuje coraz więcej. Nie sposób je drukować, bo zajęłyby całą gazetę, a jak wybrać te najbardziej pilne i dramatyczne? Każdy, kto prosi nas
0 buty, ubrania i jedzenie -coś otrzymuje. Przekazujemy adresy potrzebujących osób naszym korespondentom w terenie, kołom Czytelników "FiM",
osobom, które same zgłaszają gotowość pomocy, a od paru miesięcy również oddziałom partii. Ci, którym starcza na życie, opłaty
1 jeszcze cokolwiek, ofiarowują używane rzeczy i kupują nowe, zwłaszcza dzieciom; dokładają się również "FiM". Przyjęliśmy dwie zasady: 1 -nie dajemy pieniędzy, 2 -nikogo nie pozostawiamy bez pomocy.
Jest jak jest i inaczej jeszcze długo nie będzie. Idzie zima. Dla wielu z nas na szczęście oznacza to tylko wymianę opon i białe krajobrazy za oknem. Wiemy jednak, że co trzeci Polak nie kupi sobie nowego ubrania i butów, a co ósmy, gdyby to zrobił, umarłby z niedożywienia. 200 tysięcy dzieci przychodzi codziennie do szkoły bez śniadania. Samo pisanie o tym, użalanie się, zwalanie wszystkiego na rząd -nic nie da. Same nasze słowa czy nawet współczucie i dobre intencje -nie ogrzeją zziębniętych dziecięcych stópek, nie napełnią brzuszków ciepłym posiłkiem. Jest naprawdę źle, choć wielu z nas
woli tego nie dostrzegać; odwracamy głowy od biedaków, żeby nie obciążać własnego sumienia.
"Fakty i Mity" ogłaszają akcję pod hasłem: Ogrzejmy się nawzajem. Wszystkim zajmą się oddziały terenowe Antykle-rykalnej Partii Postępu RACJA. Oto gorąca linia telefoniczna, pod którą można uzyskać szczegółowe informacje: 0 (pfx) 42/630 73 25.
Na stronie 18 podajemy numery telefonów do 16 przewodniczących wojewódzkich APPR. Prosimy, żeby kontaktowały się z nimi zarówno te osoby, które potrzebują ubrań na zimę, jak i ci wszyscy, którzy chcą takie ubrania (ewentualnie żywność) ofiarować. Będziemy się starali kontaktować jednych z drugimi, uwzględniając bliskość zamieszkania, by uniknąć zbędnego magazynowania i wysyłek. Mam nadzieję, że taka forma pomocy z ręki do ręki zaowocuje, i to na dłuższą metę. Apeluję, proszę Was, abyście otoczyli największą miłością biedne, bezbronne dzieci. Znam kilka przypadków takiej "ekonomicznej" adopcji niedożywionych maleństw i wiem, ile satysfakcji może ona przynieść darczyńcom.
W imieniu każdej uśmiechniętej buzi -z góry Wam, Kochani, dziękuję.

Nie dla wszystkich bieda i głodne dzieci są zajmującym tematem. Klerykałów wciąż o wiele bardziej rajcuje
polowanie na czarownice. Przed paroma tygodniami (nr 38) przestraszyliśmy wielu z Was hasłem na pierwszej stronie: Niektórym marzy się... koniec "Faktów i Mitów". Nie było w tym wiele przesady. Po naszym artykule "Och, Karol. Papieża grzech miłości" do prokuratur w całym kraju wpłynęło kilkanaście zawiadomień o popełnieniu przez naszą redakcję przestępstw obrazy uczuć religijnych oraz znieważenia papieża jako głowy państwa. Tylko do jednej prokuratury w Łodzi takie zawiadomienie złożyły 24 osoby. Dołączano także "dowody" z innej publikacji, pt. "Autorytety (a)moral-ne", w którym wykazaliśmy ponad wszelką wątpliwość, że większość obecnych biskupów współpracowała z SB. Kruch-towi się wściekli. Bojówkarze Prawa i Sprawiedliwości w całym kraju zbierali podpisy pod wnioskiem do prokuratury o zamknięcie tygodnika. Sprawa znalazła się nawet w komisji sejmowej, ale nie została podjęta. Mirosław Orze-chowski, pełnomocnik Ligi Polskich Rodzin, złożył w jej imieniu doniesienie do prokuratury. Na wniosek Komitetu Wyborczego "Razem Polsce" Macierewicza czynności sprawdzające przeprowadził IPN, który mógł zamieszać najbardziej. Baliśmy się jak ognia bezprecedensowej decyzji sądu o zawieszeniu wydawania pisma do czasu rozpatrzenia sprawy. Wiadomo, że dla każdej gazety przerwa w jej wy-
dawan i u praktycznie równa się śmierci. Nie baliśmy się natomiast spraw sądowych, bo dowodów na prawdziwość informacji zawartych w ww. artykułach mamy bez liku. Liczyliśmy na te sprawy, mieliśmy nadzieje, że do nich dojdzie.
Niestety. Wszystko na nic. Nikt nie wszczął śledz-twa. Dlaczego? Po co było tyle krzyku? Po co Kazimierz Ujazdowski z PiS-u będzie musiał przegrać w sądzie sprawę o oszczerstwo wobec "FiM"? Trzeba było aż tyle zachodu, żeby w świadomości maluczkich zaszczepić przekonanie, iż "Fakty i Mity kłamią". - Później już tylko wystarczyło wycofać się ze wszystkiego po angielsku. Gdyby jakiemuś
prokuratorowi przyszło do głowy wszcząć postępowanie, ręczę, że ktoś ważny i czcigodny szybko wybiłby mu to z głowy. Można było przełknąć, że "FiM" napisały prawdę o romansie papieża i biskupach agentach SB, ale dawać nam okazję do publicznego udowodnienia swoich racji, choćby w Strasburgu, to już zdecydowanie za dużo. Wielka szkoda.

Dziękuję za dziesiątki sposobów przeganiania kretów, które od Was otrzymałem po ostatnim komentarzu. Informuję, że stosowałem je wszystkie, z wyjątkiem trotylu i czujników ruchowych umieszczanych w kopcach... Nie zdziwiłbym się zbytnio, gdyby moje krety na hasło: tylen lub karbid -zakładały maski gazowe. Po prostu przenoszą się kilka metrów dalej. Kiedyś kupiłem i wkopałem do kretowisk małe nadajniki emitujące bardzo wysokie dźwięki. Szkodniki powinny się wynieść natychmiast -zgodnie z gwarancją producenta -na odległość 200 metrów od nadajnika. Powinny, gdyby nie były małymi terminatorami. Następnego dnia rano przy każdym urządzeniu były po dwa, trzy kretowiska. Przyszły chyba z ciekawości... Najlepszym jak do tej pory sposobem jest blady świt i szpadelek, ewentualnie sos po śledziach wlewany systematycznie do dziurek z wkopanymi szmatami. Taki już widać mój los. JONASZ
Nr 48 (14
29 XI - 5 XII 2002 r.
FAKTY n
INJ
CO CI SIĘ, DRANIU, ŚNI...
Kilka dni temu, w Teleek-spressie, na odległych stronach wielkich gazet oraz pod koniec radiowych i telewizyjnych newsów zagościła niewielka i jakby wstydliwie podawana wiadomość: "Ścigany listem gończym, podejrzany o pedofilięksiądz Wincenty E został na siedem dni aresztowany. W. P. zatrzymano podczas przekraczania ukraińsko-polskiej granicy w Dorohusku. Prokuratura Rejonowa w Łęczycy rozpoczęła poszukiwania księdza po publikacjach prasowych". Tyle! Tylko tyle, czy aż tyle? Żadnemu z wolnych polskich mediów przez gardło i pióro nie przeszło, że owe "publikacje prasowe" to wielomiesięczne dziennikarskie śledztwo reporterów "FiM" i uganianie się za uciekającym zboczeńcem po całej Polsce i połowie Ukrainy.
Teraz, gdy wiemy już na pewno, że prokuratura i sąd w Łęczycy nie dały wiary zapewnieniom Pawłowicza o niewinności i aresztowały pedofila na trzy miesiące -przyznając tym samym rację"Faktom i Mitom" -pokuśmy się o rsum całej sprawy.
Rok 1998 -do parafii w Witoni niedaleko Łęczycy trafia (z Makowa pod Skierniewicami) wikary Wincenty Pawłowicz i od razu zapowiada, że zmieni sposób kształcenia tutejszych chłopców. Internet -oto wg księdza przyszłość edukacji. Rodzice i dzieci -wszyscy są zachwyceni. Jednak na plebanii, na którą zapraszani są malcy, nie o surfowaniu w sieci się mówi. Późnymi wieczorami i nocami dochodzi tu do wynaturzonych scen wykorzystywania seksualnego dzieci. Pawłowicz nurza sięw obnażonej, sparaliżowanej strachem chłopięcej ciżbie. Całość jest rejestrowana na taśmach wideo, a reżyserem i głównym aktorem tych filmów jest ksiądz wikariusz. Chłopcy są najpierw goleni w miejscach intymnych... To wstępna "przyjemność" zboczeńca. Następnie muszą się wspólnie onanizować i pomagać w masturbacji ich duchowego przewodnika. Dochodzi też do stosunków analnych i oralnych. Jednak księdzu ta "monotonia" w końcu się nudzi, a dodatkowo ma przyjaciół -innych księży. Zabiera więc "swoich chłopców" na wspólne wyprawy do daczy w okolice Słupska (prokuratura nadal poszukuje tego miejsca). Tam dzieci wykorzystywane są przez innych mężczyzn. Pawłowicz zaprasza też podopiecznych na częste wycieczki do Szczecina. W jednym ze zgromadzeń klasztornych czeka tam na święcenia jego brat Jacek. Nieświadomy niczego młody człowiek chętnie użycza bratu Wickowi sporych rozmiarów pokoju. Tam Pawłowicz wymyśla różne konkursy. Np. taki: wszyscy zebrani się onanizują, a nagrodę dostaje ten, który pierwszy dojdzie do ejakulacji. Wróćmy jednak do witońskiej parafii. Pewnego razu jedna z zatroskanych matek, zaniepokojona przedłużającą sięnie-obecnością syna, udaje się na plebanię. Tam zastaje chłopca podczas stosunku z Pawłowiczem. Doznaje szoku. Jest kwiecień 1999 rok.
0 - kwietnia 1999 r. Do policji L 6 wpływa zawiadomienie o wykorzystywaniu seksualnym witońskich chłopców. Składa je wstrząśnięta matka, bezpośredni świadek zdarzenia,
1 jeszcze cztery inne rodziny. Na miejsce przestępstwa udaje sięgrupa dochodzeniowa policjantów z Łęczycy. Ksiądz jednak znika. Znikają też kamery i taśmy z rejestracją obrzydliwych praktyk. A jednak detektywi ustalają w oparciu o zeznania dzieci,
wcześniej śledztwo. Pawłowicz jednak od tamtych wydarzeń zapadł się pod ziemię. Nikt, ani policja, ani prokuratura nie potrafią go odnaleźć.
Rozpoczynamy więc poszukiwania na własną rękę. Przez wiele dni przeczesujemy różne podejrzane zakamarki regionu centralnej Polski i... odnajdujemy księdza Wincentego w Lubochni. To tam właśnie został skierowany przez Orszulika i prowa-
kurialnych urzędników, lecz jak to udowodnić? Szukać w ciemno dalej? Niekoniecznie. W październiku łapiemy się ostatniej możliwej szansy. Ta szansa nazywa się Ukraina. Dowiadujemy się bowiem, że najprawdopodobniej tam właśnie znajduje się przeniesiony ze Szczecina brat Wincentego -Jacek. Łatwiej jednak znaleźć igłę w stogu siana niż osobnika chcącego sięu naszego wschodniego sąsiada ukryć. A jednak jest
Jednego mniej
Trzy miesiące aresztu -na razie -takiego
orzeczenia sądu w Łęczycy wysłuchał
w minioną środę wytropiony przez nas ksiądz
Wincenty Pawłowicz, który gwałcił małych
chłopców. Wobec zgromadzonych przez nas
dowodów, które przekazaliśmy organom ścigania,
kapłan pedofil przyznał się w końcu do winy.
jak wyglądała prawda. O wszystkim zostaje powiadomiona prokuratura.
Wypadki nabierają teraz lawinowego tempa. Do kurii biskupiej w Łowiczu zostają zaproszone wszystkie rodziny wykorzystywanych chłopców. Przyjmuje je sam biskup Orszulik. Jakich używa argumen-
tów -nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że jeszcze tego samego dnia rodzice wycofują wszelkie wcześniej złożone zeznania i oświadczają -sprawy nie ma i do nikogo nie mamy żadnych pretensji. Jakiś czas później zabudowania należące do rodzin molestowanych dzieci dziwnie rozkwitają. Ludzie robią remonty, kupują sprzęt hi-fi...
Sprawie udaje sięukręcić łeb. Nieprawdą jest to, co podał Teleek-spress, że niby "o sprawie było wówczas głośno". Owszem, było -w gabinecie prokuratora i biskupa, nigdzie indziej. Żadne medium nie wpadło na trop afery przez dwa długie lata. Po tym czasie kontaktuje sięz naszą redakcją tajemniczy informator. Przeprowadzamy setki rozmów, docieramy do śladów i dowodów. W końcu stajemy przed obliczem, Krzysztofa Kowalczyka szefa łęczyckiej prokuratury. Ten wobec przedstawionych faktów nie waha się długo i postanawia wszcząć ponownie umorzone
dzi spokojne życie pracując z... dziećmi. Artykuł w "FiM" będący konsekwencją naszych poszukiwań elektryzuje zboczeńca. Tego samego dnia, po ukazaniu siętygodnika w kioskach, Pawłowicz znika po raz kolejny i policja znów jest bezsilna.
A jednak po tygodniu po-. nownie odnajdujemy zbiega. Tym razem pomaga nam w tym pewien uczciwy ksiądz, który dość już ma zaprzaństwa swoich zwierzchników. Okazuje się, że Pawłowicz jest pensjonariuszem Domu Księdza Seniora w Sochaczewie. Używamy pewnego podstępu i potwierdzamy tę informację ponad wszelką wątpliwość. Jednak ksiądz dowiaduje się, że
znów go mamy i trzeci raz bierze nogi za pas. Tym razem bardzo skutecznie. Ślad ginie po nim na blisko dwa miesiące.
Znów ruszamy w Polskę i odwiedzamy kilkadziesiąt hipotetycznych miejsc pobytu Pawłowicza -łącznie z jego rodzinną Dębicą. Kamień w wodę. Tymczasem prokuratora Kowalczyka odwiedza przedstawiciel kurii i niezgodnie z prawdą oświadcza, iż biskup Orszulik nie ma pojęcia, gdzie przebywa zbieg. Doskonale wiemy, że prawda nie jest cnotą
chyba jakaś WIELKA SPRAWIEDLIWOŚĆ, bo znów dopisuje nam szczęście. Jacka Pawłowicza odnajdujemy w Żytomierzu, a u niego ukrywającego siębraciszka. Wywalczamy w końcu w prokuraturze w Łęczycy wydanie za pedofilem listu gończego (4 XI). Niezwłocznie przekazujemy też prokuraturze potrzebne adresy (także miejsc możliwych następnych kryjówek) i telefony.
Wincenty Pawłowicz po raz pierwszy zaczyna rozumieć, że już nie ucieknie. Tym bardziej, że jest już na Ukrainie pilnowany przez wynajętych przez nas prywatnych detektywów. Kontaktuje się więc przez Internet z polską prokuraturą. Po kilkudniowych pertraktacjach dochodzi do umowy: ksiądz przekroczy granicę Polski i bezpośrednio na przejściu granicznym odda sięw ręce policji. Taki scenariusz zapowiadamy w poprzednim numerze "FiM" i tak też się dzieje. Jednak niektóre aspekty owego poddania się zbiega owiane są tajemniczością. 21 listopada 2002 roku o godzinie 0.10 Pawłowicz swoim daewoo lanos (srebrny metalik nr rej. RDE A 778) przejeżdża przejście graniczne w miejscowości Zo-sin. Jednak media informują, że uczynił to w Dorohusku. Jakie ma to znaczenie? A takie, że jednocześnie wjeżdża do Polski kursowym autobusem Łuck-Lublin brat Jacek, który ma jeden cel -przejąć samochód Wincentego, gdy ten zostanie aresztowany. Takie czynności mogą być dokonane przez straż graniczną
tylko w Dorohusku, bo tam jest odpowiedni parking. A może Wincenty liczył jeszcze na cud, że uda mu sięprzejechać przez maleńkie przejście w Zosinie i znów ukryć się w Polsce... Przeliczył się. Pod czujnym okiem aresztujących go strażników Pawłowicz zdejmuje sutannę i przebiera sięw cywilne ubranie: czarny sweter, szare spodnie i puchową kurtkę. W tym czasie oświadcza, że dopiero teraz dowiedział się o liście gończym i przybywa do kraju, aby się oczyścić z zarzutów.
Aresztant przebywa w dwuosobowej celi aresztu w Chełmie do wtorku. Zostaje stamtąd zabrany we wtorek o godzinie 5.45. Policyjny konwój wiezie go do więzienia w Łęczycy. Pojawia się w nim o godzinie 14.10. Dwie godziny później, doprowadzony przez aż pięciu policjantów staje przed obliczem prokuratora Krzysztofa Kowalczyka i na wstę pie zaprzecza stawianym mu zarzutom. Jednak Ko-walczyk jest do tej rozmowy świetnie przygotowany: dysponuje starymi zeznaniami gwałconych chłopców, oświadczeniami ich rodziców oraz naszymi świeżymi ustaleniami. Po dwóch godzinach przesłuchania aresztant zostaje odwieziony do łę czyckiego więzienia, a prokurator decyduje się wystąpić do sądu o tymczasowy, trzymiesięczny areszt.
Sąd, środa godz. 12.00. Dopiero o 15.00 sędzina Marzenna Milczarek decyduje przychylić siędo wniosku prokuratora. Pawłowicz ma przed sobą perspektywę posiedzenia do rozprawy -i nieco dłużej...
Ksiądz Wincenty Pawłowicz zrezygnował w końcu z kłamstw, zaprzeczeń, krętactwa i przed obliczem sądu przyznał siędo zarzucanych mu czynów. Odmówił jednak składania wyjaśnień (ma do tego prawo) i poprosił o zwolnienie z aresztu. Cały też czas utrzymywał, że nic nie wiedział
0 liście gończym. Ma jednak pecha, bo my mamy dowody, że kłamie. Otóż jeśli prokuratorzy dokładnie przyjrzą się pieczątkom w jego paszporcie, to zauważą, że przekraczał on granicę ukraińsko-polską kilkakrotnie, a ostatnio 19 października. Ukraińskie służby graniczne mają ten przejazd odnotowany w swoich dokumentach. Sprawdziliśmy to. Posiadamy też dowody, że wielokrotnie telefonował z Żytomierza do łowickiej kurii
1 meldował się biskupowi Orszuliko-wi. Prokuratura zakłada, że -wobec przyznania się oskarżonego do winy -całe postępowanie dowodowe zakończy się 30 grudnia, a wyrok możliwy będzie już w styczniu 2003 roku.
Tyle na dziś. Za tydzień kolejne bulwersujące fakty w sprawie pedofila w sutannie i skrywających jego działalność osób.
MAREK SZENBORN
RYSZARD PORADOWSKI
ANNA TARCZYŃSKA
Fot. Marcin Bobrowicz
Z NOTATNIKA HERETYKA
FAKTYn
29 XI - 5 XII 2002 r.
GŁASKANIE JEŻA
Cud mniemany
Cud. Po prostu cud! - ekscytowali się moi redakcyjni koledzy po obejrzeniu poniedziałkowego programu w TVP 1 pod tytułem "Imperium Ojca Rydzyka".
Jeśli tak, to na ów cud trzeba patrzeć dwojako. Po pierwsze, cuda nie zdarzają się tam, gdzie jest normalnie i zwyczajnie. Świetny zaś grunt do rozwoju odnajdują w strefach ciemnoty, zabobonu i strachu. Gdybyśmy żyli w normalnym kraju, fenomen Rydzyka w ogóle nie mógłby zaistnieć. A gdyby jednak jakimś CUDEM się narodził (jak to się np. przytrafiło Włochom), to armia prokuratorów wspomagana przez trzy armie policjantów kilka godzin po emisji telewizyjnego reportażu badałaby pod lupą każdy pyłek w toruńskiej rozgłośni, a aresztowane zostałyby nawet muchy w studiu.
Jak bowiem może być inaczej w przypadku firmy, na czele której stoi oszust, malwersant i złodziej. Muszę być nieskromny, ale to "Fakty i Mity" pierwsze napisały, że Ojciec Dyrektor czczący Maryję zawsze dziewicę nie płaci podatków, ukrywa zyski, dokonuje szeregu nielegalnych transakcji przy pomocy podstawionych osób, np. kupuje grunty, nieruchomości, zakłada fundacje itd., itp. Świetny reportaż w Jedynce dołożył jeszcze do życiorysu Rydzyka informację, że przemyca on za granicę gigantyczne kwoty niewiadomego pochodzenia, za które bez cła kupuje dla Radyja elektronikę figurującą później w dokumentach celnych jako darowizna. Bawi się też w nielegalny handel samochodami, przerzucając je przez granicę na lipnych papierach. Czy jest w tym coś naprawdę niezwykłego? Ależ skąd! Mieliśmy już w ostatnich latach kilku podobnych "gigantów", tylko że ścigają ich listy gończe i policje wielu krajów. Większość tych pomniejszych już zresztą siedzi. A Ry-dzyk nie siedzi i siedzieć nie będzie. W poniedziałkowym reportażu telewizyjnym widać to nazbyt dobrze i jest to bodaj najbardziej przygnębiająca część filmu. Oto niemieccy rozmówcy dziennikarzy wypowiadają się jasno i zwięźle. Nie ukrywają przy tym ani swoich personaliów, ani twarzy. A w Polsce... pojawia się jedna, jedyna pani prokurator, która pozwala filmować wyłącznie swoje wypielęgnowane dłonie. Strażniczka prawa jest przerażona, głos jej się łamie, ręce drżą, nie podaje nazwiska. Okazuje się, że wszyscy razem wzięci bossowie sycylijskiej mafii nie robili na słynnym sędzim Falcone tak piorunującego wrażenia, jak jeden klecha na polskim prokuratorze. Strach się bać!
I wreszcie odwrotna strona naszego cudu, który nazwałbym tu cudem mniemanym. W kraju nad Wisłą nic nie bierze się z wilgoci. Odwaga publicznych mediów zwłaszcza. Przecież przekręty Rydzyka to żadna rewelacja, żadna sensacja, lecz sprawa od dawna znana i opisywana (przez "FiM" - wielokrotnie). Skąd więc ten posmak niezwykłości, ta aura dziennikarskiego hitu? A stąd, że wielebny stał się dla hierarchów Kościoła postacią piekielnie niebezpieczną. Jego radio w każdej chwili może się stać odrębną, schizmatyczną religią z grupą kilku milionów wyznawców i najlepszą w Katolandzie bronią - Zawsze Dziewicą. Według naszych informatorów, Rydzyka przed dokonaniem oficjalnego rozłamu w Kościele powstrzymuje już tylko autorytet JPII. A JPII wkrótce odejdzie... Cóż więc robić? Powstrzymać desperata próbował już sam Glemp, na próżno... Ostatnia więc szansa to totalna, ogólnopolska KOMPROMITACJA. To pewne, że scenariusz reportażu powstał w Warszawie przy ulicy Miodowej, a nie przy Woronicza. Stamtąd dostarczono też wiele unikatowych dokumentów reprodukowanych w materiale filmowym.
Dzień po programie w TVP 1 Rydzykiem zajęła się "Rzeczpospolita". Ta klerykal-na norweska gazeta nigdy nie poważyłaby się choćby na pierdnięcie w stronę Watykanu po tym, jak zaszalała ze skradzionym nam materiałem o Paetzu. Jeśli dokopała Rydzykowi, to znaczy, że zielone światło dostała bezpośrednio od Kościoła. Wkrótce, z błogosławieństwem biskupów, przyłączą się do zmasowanego ataku inne media. Jasna cholera... wypadałoby w tej sytuacji bronić Ojca Dyrektora.
MAREK SZENBORN
Wypowiedź Ojca Rydzyka w czasie nocnego programu 23 XI 2002 r.
"Naprawdę współczuję tym, którzy niszczą Radio Maryja, to jest celowe niszczenie. Tym razem Telewizja Polska, Gazeta Wyborcza, Rzeczpospolita. Rozpoczął eks-ksiądz, ekskapłan, który rzucił kapłaństwo - Fakty i Mity, ileż tam jest mitów tworzonych, gdzie tam są fakty? Módlmy się za tego kapłana też, za innych. Tu trzeba dużej modlitwy. I nie czuję niechęci, jeszcze raz mówię publicznie. Ponieważ grzech trzeba widzieć i zło trzeba piętnować, my się musimy bronić, nie możemy milczeć, musimy się przed tym bronić".
Ruchy antyglobalistyczne demonstrują swój sprzeciw wobec rozszerzającej się władzy ponadnarodowych koncernów i instytucji rządzących bajecznymi finansami - demolując ulice, rozbijając sklepy i paląc samochody w Seattle, Davos, Genui, Pradze. W światowych mediach manifestanci zyskali opinię chuliganów i wandali. Tymczasem we Florencji doszło do sensacji...
i telekomunikacji, świat stał się mniejszy, a przepływ kapitału, towarów i technologii - szybki i łatwy, jak nigdy. Przed globalizacją nie ma raczej odwrotu, bo trzeba by ograniczyć postęp. Antyglobaliści zdają sobie z tego sprawę, dlatego - akceptując technologiczną, nieuniknioną stronę globalizacji - protestują przeciw jej aspektowi ekonomicznemu, czyli dalszemu uzależnianiu biednych rejonów świata od bogatych. Brak
Chcą poprawić świat
Gdy tylko zapowiedziano, iż antyglobaliści zjadą w listopadzie do Florencji na Europejskie Forum Społeczne, strach sparaliżował spokojne, renesansowe miasto. Bo we Florencji wystarczy rzucić kamień w dowolnym kierunku, a na pewno trafi się w jakiś zabytek klasy zero. Dlatego zmobilizowano 7 tysięcy policjantów, zabytki zabezpieczono jak się tylko dało, a posąg Dawida dłuta Michała Anioła zamknięto w żelaznej klatce.
Niespodziewanie... milion (według organizatorów) manifestantów przeszło przez miasto, nie rozbijając ani jednej szyby. Czyżby młoda międzynarodowa lewica zaczynała nowy, dojrzalszy etap demonstrowania swych racji? Temu chyba służyły obrady Europejskiego Forum Społecznego. Na Forum potępiono większość niegodziwości dzisiejszego świata, którego 80 proc. mieszkańców żyje w biedzie, a 30 proc. głoduje i umiera, nie osiągnąwszy czterdziestego roku życia.
Pod koniec XX w. nastąpił nie notowany dotąd postęp w elektronice
jest bowiem równoprawnej współpracy gospodarczej, sprawiedliwego międzynarodowego podziału pracy, a organizacje powołane dla wyrównywania różnic ekonomicznych między rejonami bogactwa i nędzy - działają na rzecz wielkiego kapitału, od którego są zależne.
Jak wypracować nowy model światowego systemu ekonomicznego, aby rozwój gospodarczy stał się udziałem wszystkich, aby ludziom nie groziła nędza, głód, wojny, wyzysk i prześladowania? We Florencji radzili nad tym przedstawiciele 105 krajów reprezentujący rozmaite ruchy społeczne i partie polityczne, związki zawodowe, a także organizacje bezrobotnych. Oczywiście, uniwersalnego lekarstwa nie znaleźli.
Jakie są jednak sprawy, co do których uczestnicy Forum byli zgodni? Pytam o to jednego z liderów ruchu Pracownicza Demokracja, Andrzeja Żebrowskiego, który wrócił z Florencji.
- Można już dziś stwierdzić, że wyraźnie ukształtował się front
zwykłych ludzi, niezależnie od narodowości czy wyznania, dla których wrogiem jest wielki kapitał powiązany z rządami państw - mówi A. Że-browski. - Charakterystyczne jest silne włączenie się do nowego ruchu protestu związków zawodowych, co zapowiada - w skali światowej - nowe starcia w walce między pracą a kapitałem. Większość osób wypowiadających się we Florencji uważa, że kapitalizm chętnie stawia na zbrojenia i ma tendencję rozpętywania wojen, dlatego Forum sprzeciwiło się wojnie przeciw Irakowi. Uczestnicy licznych dyskusji wyrażali niezadowolenie z obecnego stanu demokracji. Jest ona niewystarczająca, ponieważ nie obejmuje zakładów pracy, gdzie niepodzielnie rządzą kapitaliści, którym w pogoni za zyskiem - w zasadzie - wszystko wolno, na przykład zwolnić dowolną liczbę pracowników. W gospodarce panuje neoliberalizm, który ma jednak coraz więcej przeciwników. We Florencji prezentowano rozmaite koncepcje demokratyzowania gospodarki, nie wykluczając metod rewolucyjnych. Moi koledzy z Polski przekonywali, że najlepszym rozwiązaniem jest pracownicza demokracja, a do jej osiągnięcia konieczna jest solidarność międzynarodowa. We Florencji zaczęto budować tę solidarność. Uczestnicy Forum zdecydowanie wypowiadali się przeciw nacjonalizmowi i rasizmowi, spierając się jednocześnie co do metod przekształcenia życia na naszej planecie w duchu społecznej sprawiedliwości. Wyraźnie kształtuje się międzynarodowy ruch młodych ludzi, którzy w proteście wobec rzeczywistości już nie demolują miast, ale podjęli trudną pracę nad poprawą świata.
JANUSZ CHRZANOWSKI
Święty Wicie, ratuj
W listopadzie, ze względu na uroczystość Wszystkich Świętych i Zaduszki, w prasie pojawia się mnóstwo informacji nt. kultu zmarłych, świętych itp. W tym roku jednak aktualną "ofertą rynkową" przebił wszystkie inne media "Super Express".
W numerze 255/2002 aż na dwóch stronach ukazały się teksty o mitycznych katolickich świętych. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że informacje pojawiły się w dziale "Radzimy" (sic!), a legendarne wiadomości o nie mniej bajkowych postaciach zostały napisane zupełnie poważnie, bez słowa redakcyjnego komentarza. Autor publikacji, Mariusz Miodek, pod hasłem "znajdź swojego patrona" publikuje listę pozagrobowych opiekunów rozmaitych profesji...
Doprawdy, nie wiemy, co się stało redaktorom gazety, którą uważaliśmy dotąd za w miarę normalną (choć naszej płatnej reklamy przyjąć nie chciała). Czyżby epidemia głupawki przykościelnej i ich dosięgła? W tekście znajdujemy oczywiście zwrot "Ojciec Święty", gdy mowa o papieżu, a także rejestr niezwykłych cudów. Nasza wiara może być zbudowana tym, że święty Franciszek z Pa-oli pływał po morzu na swoim płaszczu, obnażona święta Agnieszka okryła się cała płaszczem ze swoich włosów, a święty Mikołaj z Flue przez 19 lat żywił się wyłącznie... świętą komunią.
Wszystko przebijają jednak święci patroni, a zwłaszcza przyczyny ich nominacji. "Super Express" bez zakłopotania pisze, że święta Joanna d'Arc jest patronką telegrafii i radiofonii, bo towarzyszyły jej głosy i wizje, a święty archanioł Gabriel czuwa nad telewizją, bo objawił się Maryi Dziewicy (na ekranie...?).
Podaje się także modlitwę, którą należy odmówić przed zalogowaniem, prosząc o nakierowanie na strony zgodne z Boską wolą, czyli katolickie.
Nie mniej udane są zestawienia dziedzin, za które odpowiadają święci. Niektórzy wydają się posiadać wąskie specjalizacje (np. Zyta - od sprzątaczek i pomocy domowych), a inni charakteryzują się szeroką paletą zainteresowań. I tak Franciszek z Asyżu ma w swej pieczy aktorów, ekologów (lubił ptaszki...) i... tapicerów; Maria Magdalena czuwa nad fryzjerami, ogrodnikami i więźniami, a Jan Ewangelista nie spuszcza z oka pisarzy oraz... aptekarzy. Wszystkich jednak deklasuje starożytna Katarzyna, która opiekuje się kolejarzami (choć sama - jako dziewica - nie była wykolejona), literatami (konkuruje tu z Janem), a także z pokrewnymi im w kościelnej mentalności szwaczkami, prządkami i mo-dystkami. Genowefa zaś wspomaga producentów świec, właścicieli składów win oraz... rybaków.
Redaktorzy "Super Expressu" nie informują, w jaki sposób żyjącymi mogą opiekować się nieboszczycy, zwłaszcza ci, którzy nigdy nie istnieli. Koledzy dziennikarze nie wyjaśniają też, na czym polegać ma wiekuista szczęśliwość świętych, skoro mieszkańcy niebios zajęci są nieustannie sprawami i tragediami milionów ludzi. Swoją drogą, nic dziwnego, że na świecie tyle tragedii, skoro porządku pilnują przeciążeni obowiązkami nieboszczycy...
W tej sytuacji nie wiemy, komu polecić kolegów z "Super Expressu". Czy świętemu Witowi (spec od histerii, głuchoty, ślepoty), świętemu Dympszy (epilepsja i obłęd), czy może Sebastianowi (choroby zakaźne)...
ADAM CIOCH
Nr 48 (14
29 XI -5 XII 2002 r.
FAKTY n
INJ
NA KLĘCZKACH
SZKOŁY POD WEZWANIEM
PH&A KOLUMNA
Wizytacje szkół, jak donieśli nam zbulwersowani rodzice uczniów, wprowadził w życie m.in. biskup ełcki Edward Samsel. W ciągu tego roku zawitał on do kilku placówek położonych w pobliżu Ełku. Rytuał owych wizytacji polegał na spotkaniu wszystkich dzieci oraz nauczycieli z purpuratem. Ciało pedagogiczne zginało się w scyzoryk i tak pozostawało do ostatniej chwili nawiedzenia. Biskup robił przegląd sal katechetycznych i gazetek szkolnych upstrzonych różańcami i stacjami drogi krzyżowej.
Bp. Samsel nie jest w swym pomyśle osamotniony. Na zdjęciu widzimy bp. pomocniczego Zygmunta Pawłowicza podczas nadawania Zespołowi Szkół Katolickich w Gdyni imienia JPII. O wyznawaną religię lub światopogląd nikt nikogo nie pyta. Dzieci świadków Jehowy i adwentystów na równi z katolickimi musiały śpiewać w Ełku na powitanie ar-cypasterza: "Witamy Cię, alleluja!". Owe wizyty łamią szereg aktów prawnych z konstytucją na czele, m.in. zakaz zmuszania kogokolwiek do uczestnictwa w praktykach religijnych. Nam owe biskupie wizytacje publicznych szkół przypominają pamiętne z czasów komuny odwiedziny partyjnych prominentów w miastach i zakładach pracy. Apost.
POLACY ZAWIEDLI
Według najnowszych badań CBOS, aż 83 proc. Polaków uważa, że przerywanie ciąży powinno być dozwolone bezwarunkowo lub pod pewnymi warunkami. Jedynie co dziesiąty obywatel jest za całkowitym zakazem aborcji. Te dane wskazują na ogromne fiasko indoktrynacji kościelnej. Mimo restrykcyjnego prawa, apeli jasnogórskich i zdławienia wszelkiej publicznej debaty na ten temat, "wierny naród" pokazuje Kościołowi gest Ko-zakiewicza. A.C.
BAJKI DLA DOROSŁYCH
Krk nosi się z zamiarem uruchomienia katechezy dla dorosłych Polaków. Jak tłumaczy odpowiedzialny za wcielenie w życie tego pomysłu ks. Kazimierz Misiaszek, "dorosły człowiek ma prawo otrzymać całościowo rozumianą formację chrześcijańską, w której orędzie
ewangeliczne ma być mu przedstawiane w sposób systematyczny, pełny, spójny i dostosowany do problemów, którymi on żyje". Inaczej mówiąc: po raz kolejny powiemy wam, jak i w co wierzyć, bo sami się pogubicie. PaS
KOŚCIÓŁ Z NAUKĄ?!
Krystian Legierski, działacz warszawskiej "Lambdy", skierował do Konferencji Episkopatu Polski list, m.in. w sprawie katolickiego duszpasterstwa dla osób homoseksual-nych. Jak wiadomo, biskupi polscy od lat lekceważą potrzeby tej dwumilionowej społeczności. Pismo Le-gierskiego wsparła jego własna organizacja, senator Marek Balicki, profesor Andrzej Grzegorczyk i katolicka publicystka Halina Bortnowska. Po tygodniach oczekiwania Legierski otrzymał odpowiedź negatywną. Hierarchia powołała się na... badania naukowe. Otóż geje katolicy nie mają co liczyć na specjalne duszpasterstwo, bo nauka nie wypowiedziała się jak dotąd definitywnie co do natury homosek-sualizmu! Słuchajcie! Od kiedy to kler przejmuje się opiniami naukowców?! Nie przywiązując wagi do zdania uczonych, odrzuca przecież antykoncepcję, zapłodnienie in vitro, eksperymenty genetyczne itd. A to cwaniaki jedne. A.C.
PO KASĘ DO PARAFIAN
Prawie 700 tys. zł ma zapłacić elbląska parafia św. Jerzego bankowi PKO BP SA. Chodzi o długi, jakich narobił były dyrektor ekonomiczny diecezji w Elblągu Jan Halberda. Księżulo brał milionowe pożyczki od osób prywatnych oraz instytucji i przeznaczał je na kościelne budowy. Wziął też kredyt z banku. PKO zażądało zwrotu długu od księdza, ale płacić będą... parafianie. Sąd uznał bowiem, że ksiądz nie może odpowiadać za długi diecezji i parafii (pełnomocnictwo, jakie miał od biskupa elbląskiego, uznano za nieważne). Nie ma winnych, a głupi naród zapłaci. PaS
NIE DAJMY SIĘ ZWARIOWAĆ!
Takim wezwaniem zakończył swoje spotkanie z trójmiejskimi dziennikarzami arcybiskup Życiński. Obok plotek z magla o tym, kto rozdaje darmowe prezerwatywy, albo kto pisuje do gazet erotycznych, purpurat upublicznił też informację, iż Kościół nie ma za co wspierać katolickich środków masowego przekazu. Z powodu kościelnej biedy pada katolicka telewizja, bo pieniądze na nią trzeba by odbierać dzieciom i bezrobotnym, którym kler ochotnie pomaga. Poza tym arcybiskup tradycyjnie blu-zgnął na lewicę, bo ona nie rozumie Kościoła. Otóż to, nie można dać się zwariować! A.C.
PANOWIE FEUDALNI
"Styl życia niektórych księży biskupów jest trochę przedsoborowy, nie chcę powiedzieć: feudalny". To nie jest opinia naszego tygodnika, lecz wypowiedź księdza Michała Czajkowskiego dla "Trybuny Opolskiej". Duchowny, znany z wyjątkowej jak na polskie warunki niezależności, przyznał także, że w naszym kraju wiele dokumentów soborowych to martwa litera. Księże Michale, chyba sytuacja już dojrzała - proponujemy etat w naszej redakcji! A.C.
ŚWIĘTA ZNIŻKA
Dobra handlowa głowa trzyma z Kościołem. Dlaczego? Otóż od 1 grudnia będą rozdawane w poznańskim duszpasterstwie akademickim cegły z logo Lednicy - miejsca corocznych spotkań katolickiej młodzieży - i napisem "Buduję na Chrystusie". Organizator lednickich imprez, o. Góra, załatwił posiadaczom tych cegieł... rabat u producenta. Każdy, kto ma zamiar się budować i okaże cegłę z certyfikatem, będzie mógł kupić w tej firmie materiały budowlane o 35 proc. taniej! Zmyślny producent i tak zarobi. A co z tego ma ojciec Góra? Nie śmiemy przecież pytać: ile. PaS
JAK BISKUP
MURZYNOM
POMAGAŁ
W "FiM" nr 32/2002 w art. "Jak biskup rolników i Murzynów rolował" ujawniliśmy kulisy zawieruszenia się prawie pół miliona zł na kontach Caritasu. Afera dotyczyła pieniędzy, jakie zebrała od wiernych archidiecezja katowicka na wykup zboża od rolników i jego transport do Afryki. Donosimy, że po naszej publikacji katowicki arcybiskup Damian Zimoń, żeby nie stracić reszty wiarygodności, musiał wycofać pieniądze z warszawskiej centrali. Zakupił za nie w północnej Polsce 400 ton mąki i wkrótce (tak twierdzi) ma ją wysłać do misjonarza w Tanzanii. Tym samym uratował nadwątloną wiarygodność akcji i odpowiedział na żywą reakcję naszych Czytelników. Jednak, nie do końca... Jak się dowiedzieliśmy, Kościół ma za darmo czerpać zboże z państwowego wora, czyli Agencji Rynku Rolnego (ARR), by potem móc w swej szczodrobliwości rozdawać lub sprzedawać je biednym. Jarosław Kalinowski już obiecał publicznie biskupom, że dostaną przynajmniej 30 tys. ton zboża z ARR bez zględu na koszty (czytaj: straty), jakie ta poniesie. I to jest interes! J. Rudzki
CUD NAD CUDY!
Rydzykowy "Nasz Dziennik" tak oto opisał słynny cud świętego medalika ("ND" nr 270/2002), związany z nawróceniem żydowskiego
bankiera, ateusza i "bluźniercy" Alfonsa Ratisbonne: "Dnia
20.01.1842 roku Ratisbonne wszedł do rzymskiego kościoła św. Andrzeja. W pustej świątyni zobaczył Niewiastę podobną do wizerunku z Cudownego Medalika, który miał na szyi. Nie umiał słowami wyrazićJej piękna ani siły z Niej płynącej. Maryja uczyniła gest ręką, który dla Alfonsa był jednoznaczny: Nie opieraj się dłużej.... Jeszcze przed chwilą niewierzący człowiek padł na kolana. Papież Grzegorz XIV ogłosił, że nawrócenie Ratisbonne było prawdziwym cudem". My także przychylamy się do papieskiej opinii - to był Wielki Cud! Bo czy nie cudem jest szwendający się po kościołach z medalikiem na szyi Żyd, ateista i bluźnierca? Czy to nie jest nadzwyczajne, że atrakcyjna i zniewalająca kobieta woła do zagubionego mężczyzny: "nie opieraj się dłużej..."? I... że jest to zmarła przed 2000 lat Maria z Nazaretu? A.C.
BŁOGOSŁAWIENI GEJE
Kościół ewangelicki w Berlinie i Brandenburgii będzie udzielał błogosławieństwa homoseksualnym parom, które wcześniej wzięły ślub cywilny - zdecydowali biskupi. Potrzebna będzie jednak zgoda wspólnoty parafialnej. Duchowni podkreślają, że błogosławieństwo nie ma nic wspólnego z sakramentem małżeństwa i jest formą modlitwy. Geje i lesbijki mogą rejestrować swoje związki w urzędzie stanu cywilnego od półtora roku. Do tej pory w Niemczech zawarto kilka tysięcy takich ślubów. PaS
POBOŻNE REKORDY
Jak donosi najnowsza edycja "Księgi rekordów Guinnessa 2003":
- najmniejszą na świecie katolicką świątynią jest konsekrowany w 1990 roku kościół Santa Isabel de Hun-gria w Benalmadena (Hiszpania). Modlić się w nim może zaledwie jedna osoba, gdyż jego powierzchnia wynosi 1,96 metra kwadratowego;
- największy różaniec liczy 52,9 m długości. Wykonali go w styczniu 2001 roku studenci i nauczyciele ze szkoły św. Józefa w Cairo (USA);
- największym katolickim centrum pielgrzymkowym jest Dom Marii Dziewicy w Loretto we Włoszech. Rocznie odwiedza go aż 3,5 mln pielgrzymów;
- najmniejszą Biblię wykonali naukowcy z Massachusetts (USA)
w 2001 roku metodą mikrolitografii. Na płytce czystego krzemu o wymiarach 5x5 mm zmieścili wydrukowany 24-karatowym złotem pełny tekst Nowego Testamentu; - najdłużej służbę ministrancką pełnił niejaki Tommy Kinsel z Irlandii. Służył do mszy w kościele św. Odkupiciela w Bray aż 81 lat. A o Polsce... ani słowa! A.K.
ŚWIĘTY INTERES
Proboszcz parafii w Durach, w Niemczech, postanowił urządzić loterię, a zyski przeznaczyć na podreperowanie budżetu. I nie byłoby w tym pomyśle niczego niezwykłego, gdyby nie główna nagroda, którą okazał się autentyczny list napisany ręką Matki Teresy z Kalkuty. Niestety, pleban nie wziął pod uwagę, że żyje wśród bezbożnych i skąpych Niemców, toteż list przyszłej świętej trafił do adwokata, który, z braku innych chętnych, wykupił 30 loteryjnych losów po 5 euro każdy. Uzyskano więc sumę skandalicznie niską, jak za taką relikwię. Apost.
ISLAM BEZ UCIECH
Prezydent Jemenu nakazał zamknięcie wszystkich domów publicznych w kraju. Ich właściciele, jeśli nie zastosują się do nowego prawa, będą stawiani przed sądem. Jeszcze przed końcem obchodzonego właśnie ramadanu, czyli miesiąca postu, powstaną w tym celu specjalne trybunały. Prezydent uzasadnił swój dekret tym, że prostytucja jest sprzeczna z nauką islamu. PaS
MATKA ZAGAZOWAŁA
Przewodniczący Wydziału Misyjnego Patriarchatu Moskiewskiego abp Jan oświadczył, że akcja uwolnienia zakładników w teatrze na Du-browce przebiegała pod szczególnym nadzorem Matki Boskiej. Atak sił specjalnych na Czeczeńców, który pochłonął życie stu kilkunastu zakładników odbył się bowiem w dzień Matki Bożej Iwerskiej, patronki Kaukazu. Zdaniem prawosławnego arcybiskupa nie był to przypadek, lecz cudowna interwencja Maryi, która "wstawiła się za Rosję i wszystkich prawosławnych chrześcijan". Wniosek stąd taki, że otruci zakładnicy nie kochali Maryi. Kandydatom na terrorystów nie pozostaje zaś na przyszłość nic innego, jak przed akcją wnikliwie studiować prawosławny kalendarz. A.C.
LUDZIE
SZATAN
NJF] OA BYŁ KSIĄDZ HLJRZYNJ
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
29 XI -5 XII 2002 r.
Ojciec Dyrektor już od początku swojej kariery radiowej miewał zatargi z organami broniącymi prawa. W1992 odmówił poddania się badaniu alkomatem. Nie raczył nawet wysiąść z samochodu, lecz kazał wezwać kapelana toruńskiej policji Stanisława Kardasza i posła ZChN Jerzego Matyjka. Na ich widok funkcjonariusz drogówki
Stefanii B. postawiono zarzut składania fałszywych zeznań, zaś inny współpracownik radia przypadkowo przyznał się, że bez zezwolenia NBP wywiózł do RFN 30 tys. DM na zakup sprzętu nadawczego. Zarzucono mu zatem łamanie ustawy karno-skar-bowej. Prowadzących śledztwo zdumiał fakt, iż Rydzyk wysyła za zachodnią granicę kurierów z pieniędzmi, a na granicy deklaruje nabyty
że dwa mercedesy sprowadzone przez rozgłośnię z Niemiec "dla potrzeb kultu" mają fałszywe akty darowizny. Okazało się, że nie zostały one podarowane rozgłośni, lecz sprzedane osobie fizycznej, niejakiemu panu B. Tymczasem Rydzyk, wbrew wymowie dokumentów, obstawał przy wersji darowizny. Sprytni prokuratorzy z Torunia odesłali sprawę do Bydgoszczy, argumentując, że tamtejsi koledzy
Dzieje gnechu
Wiele się ostatnio mówi i pisze o tym, że Rydzyk nie jest prawowiernym katolikiem. Chcemy przypomnieć, że trudno także nazwać go praworządnym obywatelem. O jego przygodach z prokuraturą pisała przed laty niemal cała polska prasa.
zmiękł. Zamiast egzekwować prawo, zatroszczył się o swoją posadę i pozwolił odjechać podejrzanemu o prowadzenie pod wpływem spożycia alkoholu. Rydzyk przyznał potem publicznie, że owego wieczoru istotnie pił wino, ale przecież księża robią to także w czasie mszy, i nie ma co z takich bzdur robić problemu. Wyjaśnił także bezczelnie, że nie wysiadł w obecności policjantów z samochodu pomny na los Popiełuszki...
Już trzy lata później wielebny radiowiec był zamieszany w sprawę upozorowanego włamania do współpracowniczki Radia Maryja, Stefanii B. z Bydgoszczy. Wyznawczyni Ojca Dyrektora zgłosiła policji zaginięcie z jej mieszkania 217 tys. marek niemieckich (sic!). Pieniądze pochodziły jakoby od słuchaczy i miały być przeznaczone na zakup sprzętu nagłaśniającego w Niemczech. Oświadczyła, że pieniądze były własnością Radia Maryja, co potwierdził wezwany przez bydgoską prokuraturę ksiądz Rydzyk. Wszczęto śledztwo, ale
- ku zdumieniu organów ścigania
- ekspertyzy ustaliły, że drzwi do pomieszczenia, w którym przechowywano pieniądze, wyważono... od wewnątrz. Ustalono, że ostatnimi osobami, które miały kontakt z pieniędzmi, było tróje współpracowników rozgłośni oraz sam Rydzyk.
Wobec powyższych ustaleń prokuratura wszczęła we wrześniu 1995 r. śledztwo w sprawie bezprawnego przywłaszczenia mienia. Rychło owo śledztwo umorzono z powodu niewykrycia sprawców.
To dziwne, ale żaden przedstawiciel Rydzyjka nie złożył zażalenia na tę decyzję prokuratury... Sam Rydzyk zaczął lekceważyć wezwania prokuratury, a jego wyznawcy wydzwaniali do prokuratury, domagając się szybkiego zakończenia sprawy. Tymczasem śledztwo zaczęło nabierać rumieńców. Rzekomo okradzionej
sprzęt jako darowiznę na cele kultowe. Tym sposobem urządzenia są zwolnione z ceł i podatków.
Rydzyk nigdy nie wyjaśnił tych wątpliwości prokuratury - mimo niezliczonych wezwań i monitów oraz 500-złotowej grzywny (nigdy jej nie zapłacił) nie raczył pojawić się w Bydgoszczy. Nie pojawił się także w prokuraturze toruńskiej, która odmówiła udzielenia pomocy prawnej kolegom z Bydgoszczy. Stróże prawa z Torunia najwyraźniej nie chcieli rydzykować własnych głów. Któż odważyłby się wejść do rozgłośni, by wyciągnąć stamtąd "ojca" na przesłuchanie?
Wiosną 1996 r. pech znów dopadł maryjne imperium. Tym razem Urząd Celny doniósł toruńskiej prokuraturze (nie mają chłopaki szczęścia!),
i tak już prowadzą jedną sprawę związaną z malwersacjami finansowymi przenajświętszej rozgłośni. Bydgoszcz dość już miała kłopotów z pierwszym dochodzeniem i nie zgodziła się na przyjęcie kolejnego. W końcu prokurator wojewódzki rozstrzygnął spór, oddając sprawę Toruniowi. Cóż z tego - tamtejsza przerażona prokurator Marzena Mikołajczak odmówiła wszczęcia postępowania i dała do zrozumienia celnikom, że to koniec sprawy.
Mniej więcej w tym samym czasie grupa posłów oskarżyła Rydzyka o "lżenie najwyższych organów państwa" i "nawoływanie do naruszenia nietykalności cielesnej". Chodziło o wypowiedź, która w jednej z audycji wzywała do "golenia głów tak jak prostytutkom zadającym się
z Niemcami" tym posłom, którzy głosowali za liberalizacją ustawy aborcyjnej. Sprawa została umorzona ze względu na "niską szkodliwość społeczną czynu".
Z podobnej przyczyny nie podjęto dochodzenia przeciwko wspomnianej Stefanii B. (tej od rzekomego włamania). Śledztwo w sprawie niegospodarności rozgłośni (nielegalny wywóz waluty) zostało zawieszone na czas nieokreślony. Tak samo uszło Ojcu Dyrektorowi na sucho publiczne pobicie dziennikarzy i kamerzystów telewizji bydgoskiej.
Równie bezkarnie odbyło się zawłaszczenie przez środowisko Rydzyka środków zbieranych na ratowanie Stoczni Gdańskiej. Wszystko zaczęło się od powołania społecznego komitetu, którego współzałożycielami byli ludzie związani z Radiem Maryja, w tym Rydzyk. Następnie, od wiosny 1997 r., za pośrednictwem trzech kanałów zbierano środki finansowe i świadectwa udziałowe. Tylko Stowarzyszenie "Solidarni ze Stocznią Gdańską" miało zezwolenie na zbiórkę pieniędzy. Dwa pozostałe konta - zorganizowane przez NSZZ "Solidarność" i konto Radia Maryja - robiły to bezprawnie. Ostatecznie jednak matecznik "Solidarności" kupiła Stocznia Gdynia.
Nie wiadomo do dziś (czytaj: wiadomo doskonale), co się stało z zebranymi pieniędzmi i świadectwami udziałowymi ofiarowanymi przez naiwnych. Chodzi o ogromne kwoty, bo tylko wspomniane Stowarzyszenie zebrało 5 mln zł. Poseł SLD Cezary Stryjak przez dwa lata bezskutecznie usiłował na forum Sejmu wyjaśnić kulisy prawne tej podejrzanej zbiórki. Nielegalna kwesta i wyparowanie milionów złotych, to jednak dla polskich organów ścigania żaden powód do niepokojenia świątobliwego radiowca. Podobnie pełna moraliza-torów Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji nie widzi powodu do karania Radia Maryja za nieskładanie dorocznych sprawozdań finansowych.
Najbardziej jednak żenująca jest historia z ostatnich miesięcy, którą ujawniły "FiM" - zamożny, starszy
człowiek z Warszawy obdarował Ra-dyjko majątkiem znacznej wartości. Kiedy przykrym zbiegiem okoliczności (Pan Bóg nie pobłogosławił?!) sam znalazł się w potrzebie, rydzy-kowcy pozostawili go swojemu losowi. Nie pomogły błagania i protesty jego żony oraz powoływanie się na artykuł 897 kodeksu cywilnego, który nakazuje opiekę obdarowanego nad darczyńcą.
Radio Maryja w nosie ma los chorych i sponsorów pozbawionych środków do życia - msza odprawiana za nich codziennie oraz różaniec to przecież najwięcej, co można człowiekowi ofiarować. Oczywiście, naiwny dewot sam sobie jest winien. Tym mniej go szkoda, że to dzięki takim jak on ta zatruwająca eter radiostacja w ogóle funkcjonuje. Widzimy jednak, jak pazerna i bezwzględna potrafi być klerykalna sekta.
Powyższe przykłady, opisywane w przeszłości na naszych łamach, niech uzmysłowią wszystkim, jakiego to człowieka popiera znaczna część episkopatu, duży klub poselski i parę milionów bądź co bądź Polaków. Tadeusz Rydzyk jest nie tylko wątpliwej prawowierności katolikiem, ale przede wszystkim człowiekiem, który nagminnie i świadomie łamie polskie prawo. To, że nigdy nie zapadł na niego wyrok skazujący, zawdzięcza wyłącznie tchórzostwu prokuratury i policji. Człowiek, który w normalnym kraju siedziałby już dawno w więzieniu i/lub zapłaciłby gigantyczne grzywny, cieszy się wolnością i szacunkiem wielu książąt Kościoła, rozdaje karty w grze politycznej, zarabia wielkie pieniądze, a przez niektórych ludzi z tytułami naukowymi kreowany jest nawet na autorytet moralny i religijny. To dobitnie świadczy, w jakim kraju żyjemy: zastraszonym, nieznośnie prowincjonalnym, rządzonym przez układy i nawiedzone koterie; kraju, gdzie słowa "prawo" i "sprawiedliwość" są używane najczęściej przez złodziei i kryminalistów, których chroni jeden, katolicki immunitet - bezczelność.
MAREK KRAK Fot. PAP/A.Urbanek
Szef Ogólnopolskiego Zrzeszenia Emerytów i Rencistów w Częstochowie oskarża nowego, prawicowego prezydenta miasta o usiłowanie zabójstwa. Niedoszły zabójca w ratuszu?!
Spełniły się sny jasnogórskich paulinów i ziściły zabiegi kleszej agitacji. W Częstochowie na prezydenckim tronie ponownie zasiadł Tadeusz Wrona - człowiek Kościoła. Rozpoczęta 19 listopada celebra objęcia tronu odbywała się w cieniu wielkiego skandalu. Do Prokuratury Rejonowej w Częstochowie wpłynęło bowiem doniesienie o popełnieniu przestępstwa. Oskarżenie wniósł Romuald Bryła (na zdjęciu), szef Ogólnopolskiego Zrzeszenia Emerytów i Rencistów w Częstochowie. Bryła twierdzi, że jest ofiarą napadu, którym podczas niedawnej kampanii wyborczej kierował kandydat na prezydenta, Tadeusz Wrona.
Czarna Wrona
Akcja rozegrała się w piątek, 8 listopada, po południu, na ryneczku przy ul. Wały Dwernickiego.
- Gdy zbierałem do archiwum związku ulotki, które leżały na przystanku autobusowym, napadło na mnie dwóch goryli Tadeusza Wrony. Jeden zaczął mi wyrywać ulotki, drugi szarpał. Napastnicy nie przestali nawet wówczas, gdy usłyszeli, że mam założony rozrusznik serca.
i
\

Na rozkaz Wrony zaciągnęli mnie siłą przed jego oblicze. Kiedy i jemu tłumaczyłem, żeby dał mi spokój, bo źle się czuję, a ulotki zbierałem, aby w trakcie kadencji zweryfikować obiecanki i brednie wypisywane przez takich jak on - między innymi - kandydatów, otrzymałem mocny cios w żołądek. Drugi napastnik uderzył mnie w czoło, a potem w serce. W tym czasie Wrona wykrzykiwał, że mi nie podaruje i nareszcie się ze mną policzy. Kiedy przyjechała straż miejska, czułem się już bardzo źle. Strażnicy wezwali pogotowie. Byłem w takim stanie, że natychmiast zabrano mnie do szpitala.
Przeprowadzone specjalistyczne badania wykazały wylew wewnętrzny i utworzenie krwiaka. Romuald Bryła już drugi tydzień jest hospitalizowany. O mały włos nie pożegnał się
z życiem. 14 listopada wniósł oskarżenie do prokuratury rejonowej
0 usiłowanie zabójstwa. Ma świadków, którzy potwierdzają zdarzenie. Informację o zajściu przekazał między innymi do wiadomości prokuratora generalnego i ministra MSWiA, aby sprawie nie utarto nosa. - Zostałem przez p. Wronę i jego osiłków potraktowany jak bandzior - żali się Bryła, leżąc na szpitalnym łóżku. - Jestem odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi oraz odznaczeniem "Dla Zdrowia Narodu". Oprócz tego jestem ludowym ławnikiem - dodaje.
Wrona uważa, że całe zdarzenie to uknuty spisek wyborczy. Swoje zachowanie usprawiedliwia tym, że na oszczercze kłamstwa przypisujące mu złodziejstwo musiał zareagować. Emeryci i renciści zrzeszeni w związku są zbulwersowani postawą obecnego prezydenta Częstochowy, zapowiadają, że nie odpuszczą sprawy
1 będą domagać się jego dymisji.
JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
Nr 48 (14
29 XI - 5 XII 2002 r.
FAKTY n
INJ
SKANDALE PARAFIALNE
"FAKTY I MITY": - Co takiego napisałaś o sobie, że to właśnie Ty znalazłaś się w tej kilkunastoosobowej grupie szczęśliwców, zostawiając w tyle tysiące chcących wejść do domu B.B.?
AGNIESZKA FRYKOWSKA: - Przede wszystkim prawdę. Napisałam też, że jestem osobą zwariowaną, duszą towarzystwa, lubię spontaniczność. List mój był bar-
takiego, co mogłoby kogokolwiek urazić. Jesteśmy ludźmi dorosłymi, każdy robi to, co robi, więc dlaczego od razu nazywać to niemoralno-ścią? Nagość przecież towarzyszy nam od dnia narodzin aż po śmierć. Oczywiście, że każdy ma prawo ocenić to w dowolny sposób. Druga sprawa to fakt, że niepotrzebnie wokół tej sytuacji, która miała miejsce w domu B.B., zrobiono poważną afe-
Zaakceptowali to. Mówili: dobrze, zrobiłaś to, był to twój wybór, ale nadal jesteśmy z tobą i jest super. - Jesteśwnuczką Wojtka Fry-kowskiego, zamordowanego przez bandę Mansona w USA, i córką Bartka, tragicznie zmarłego w domu Karoliny Wajdy. Czy te zdarzenia nie nasuwają Ci pytania - zwykły zbieg okoliczności czy jakieś fatum nad
Frytka marnotrawna
Okrzyknięto ją skandalistką, bo na taką wykreował ją reality show "Big Brother", ale tak naprawdę Agnieszka "Frytka" Frykowska jest miłą i dobrze ułożoną młodą dziewczyną z wielkimi ambicjami i planami na życie.
dzo długi i pewnie różniący się od innych, bo był okraszony ogromną liczbą moich zdjęć, które wkleiłam. To wyglądało jak collage.
- A nazwisko Frykowska miało jakieś znaczenie?
- Nie! Na początku nawet nie pytali o to, a ja wcale nie chciałabym być identyfikowana z tym nazwiskiem, że to ja jestem "z tych Frykowskich". Wszystko, do czego dochodzę, zawdzięczam tylko sobie i nie podpieram się nazwiskiem.
- Muszę Ci zadać to pytanie: dlaczego skromna i niewinnie wyglądająca dziewczyna wywołała obyczajowy skandal, pokazując się nago przed wielomilionową publicznością?
- Zadałaś mi bardzo trudne pytanie. To była po prostu chwila, moment... I chyba można byłoby tutaj raczej domyślać się pewnych rzeczy, zamiast od razu oceniać to w jakikolwiek sposób. Nie zdarzyło się nic
rę na cały kraj. Dlaczego równie głośno nie mówi się o rzeczach złych, które nękają ludzi na co dzień?
0 bezrobociu, o głodzie dorosłych
1 dzieci?... To są prawdziwe i godne uwagi problemy.
- A co na to wszystko Twoja starsza wiekiem rodzina?
- Media rozgłosiły, że rodzina nie chce mnie już widzieć w domu, bo przyniosłam im wstyd, a to nieprawda. Moja mama wróciła specjalnie z Niemiec, by mnie oglądać w tym programie. Może dla babci, osoby nie tylko starszej wiekiem, ale i z tradycjami, było to trochę żenujące. A do Sękocina przyjechać nie mogła tylko dlatego, że miała problemy zdrowotne.
- A znajomi, przyjaciele?
- Zachowali się OK i zostałam przyjęta normalnie. Ci, którzy mnie znają i kochają, wiedzą, że nadal jestem taką samą "Frytką", jaką byłam, zanim weszłam do domu B.B.
klanem Frykowskich?
- Czy to jakaś klątwa, czy tylko zbieg okoliczności
- wolę nie wypowiadać się. Wiem tylko, że ojciec bardzo kochał życie i tylko trudno jest mi zrozumieć, dlaczego to zrobił w takim momencie, gdy zaczął osiągać sukcesy zawodowe, był prawie u szczytu kariery i miał mnie, swoją córkę...
- Wierzysz w duchy i życie pozagrobowe?
- Wierzę, choć częściowo może to
być sprzeczne z tym, że wierzę i w reinkarnację. Myślę, że jednak jest gdzieś ten drugi, lepszy świat, gdzie ludziom jest lepiej.
- A własnej śmierci... boisz się?
- Bardzo trudne pytanie, ale tak prawdę mówiąc, boję się! Nie chciałabym, aby to była śmierć w bólach i cierpieniach, no i nie chciałabym, aby nastąpiła zbyt szybko, choćby z tego powodu, że chciałabym jednak coś po sobie zostawić, przekazać przesłanie, że swoje marzenia należy realizować, bo czego bardzo pragniemy, dostajemy zawsze, ale do celu trzeba wytrwale dążyć!
- Krótko trwająca sława, jakieś tam pieniądze - to zbyt ulotne, aby budować na tym przyszłość. Jaki więc Ty masz pomysł na dalsze własne życie?
- Tylko od nas zależy, czy sława będzie krótka i ulotna, w jaki sposób zaprezentujemy się i czy ludzie będą chcieli nas pamiętać. Ja idę jednak dalej - otworzyłam swoją stronę internetową www.fryt-ka.pl, bo w ten sposób będę miała kontakt z tymi, którzy chcą ze mną rozmawiać i oglądać mnie. Pieniądze to rzecz ulotna, tak naprawdę osiągnąć coś można tylko ciężką pracą, bo łatwo nic nie przychodzi. I gotowa jestem podjąć ten wysiłek, aby mieć pewny byt na dalsze
lata mojego życia...
- Czy te Twoje zdjęcia w łódzkiej prasie - w pięknej sukni ślubnej i welonie - to zwykły chwyt reklamowy, czy naprawdę wychodzisz za mąż?
- Nie, nie jest to chwyt reklamowy i jak dobrze pójdzie, to na wiosnę będę już szczęśliwą mężatką. Chłopak, z którym chcę spędzić swoje życie, jest tym pierwszym,
znamy się od wielu lat i to też zaważyło na mojej decyzji.
- A nie boisz się, że ksiądz może Cię nie wpuścić do kościoła?
- Boże! Nie. Absolutnie nie boję się, bo jak wiadomo, Bóg kocha wszystkich tych, którzy są potępieni, a nawet - jak w moim wypadku - skandalistkę. A Maria Magdalena kim była? Dla mnie Kościół jest tylko instytucją. Natomiast ksiądz nie powinien ingerować w to, kim jestem, co robię, co sobą reprezentuję. A kto mi zaręczy, że ten sam ksiądz mnie nie oglądał z wypiekami na twarzy?
- Jaki masz stosunek do wiary katolickiej?
- Jestem osobą wierzącą, ale nie praktykującą, bo nie wierzę w coś, co jest tylko instytucją. To jest dla mnie przekłamane. Ale z Bogiem sobie rozmawiam, wiem i czuję, że jest i czuwa nade mną. Jak sobie nie umiem poradzić, wyciąga do mnie rękę - wszak w Biblii jest napisane: "Bóg nie dołoży człowiekowi cierpień więcej, niż sam jest w stanie udźwignąć"... Stąd ta nadzieja, że choć jestem córką marnotrawną, to jednak się mną opiekuje.
- Jakie jeszcze niespodzianki czekają Twoich fanów?
- Uważam, że sporo już dałam, bo w krótkim czasie był "Playboy" z pięknymi fotografiami, a teraz ukaże się mój singel i kalendarz ścienny, oryginalny i dla odmiany ze zdjęciami, na których jestem ubrana. Wychodząc z założenia, że "nie należy dnia chwalić przed zachodem słońca", o innych miłych niespodziankach na razie nie wspomnę, ale na pewno wszystko zrobię, by fani nie zapomnieli o mnie za szybko...
Rozmawiała
ADRIANA POLAK
Fot. Marcin Bobrowicz
WKotłowie wrze. Tutejszy proboszcz znalazł się za kratkami i o parafii jest głośno w całym kraju. Ludziska nie chcą księdza rozwodnika, który ma zastąpić proboszcza skandalistę.
O Kotłowie, wsi w pobliżu Ostrowa Wlkp., głośno było w kraju na początku lat siedemdziesiątych. 10 czerwca 1971 r. "doszło do schi-zmy oraz herezji w parafii kotłowskiej" - można przeczytać na tablicy informacyjnej w konkurencyjnej parafii rzymskokatolickiej. -Ksiądz Koralewski wraz ze znaczną częścią parafian przystąpił do Kościoła polskokatolickiego".
- To była wówczas sensacja nie tylko w kraju! - wspomina jeden z mieszkańców Kotłowa. - Księdza Koralewskiego, który przez osiem lat sprawował wzorowo obowiązki wikariusza w naszym kościele rzymskim, spotkała olbrzymia krzywda. Gdy zmarł proboszcz Wacław Góra, chcieliśmy, aby jego następcą był właśnie on - młody, lubiany i niezwykle uczciwy. Tymczasem biskup Baraniak miał zupełnie inne plany, bo Koralewski bardziej trzymał z parafianami niż z kurialnymi urzędasami. Doszło do gorszącego buntu - 2,5 tysiąca ludzi poszło za młodym kapłanem i stworzyło w Kotłowie parafię Kościoła polskokatolickiego.
- Byliśmy w szoku - mówi pani Anna. - Ludzie się podzielili, w jednej rodzinie ludzie należeli do dwóch kościołów. Dochodziło do kłótni, a nawet bijatyk. Na przykład podczas Wszystkich Świętych na wspólnym
przecież cmentarzu obrzucano się zniczami i zgniłymi jajami.
- Z biegiem lat wszystko ucichło - mówi Jan Trzebski z Biskupic, były przewodniczący Rady Parafialnej polskokatolików. - Zbudowaliśmy nowy kościół i plebanię, ludzie zapomnieli o kłótniach i animozjach. A wszystko to było zasługą biskupa Koralewskiego. Takiego drugiego kapłana długo tutaj nie będzie.
Następcą Koralewskiego został ksiądz Mikołaj Skłodowski, kierujący wcześniej znacznie mniejszą parafią w Ostrowie Wielkopolskim. Wydawało się, iż wszystko idzie w dobrym kierunku, bo zniknęła też wreszcie znienawidzona gospodyni zmarłego proboszcza. Niespodziewanie jednak wybuchła bomba - następca bpa Koralewskiego znalazł się za kratkami. Dla parafian był to prawdziwy szok.
Kocioł w Kotłowie
21 sierpnia br. ksiądz biskup Koralewski odszedł z tego świata. Żegnali go tłumnie parafianie nie tylko z Kotłowa, ale i wielu miejscowości spod Kalisza i Ostrowa. Jego ciało złożono w grobie znajdującym się przed wejściem do świątyni. - To w dowód uznania i szacunku - podkreśla pani Anna.
- Już kilka miesięcy przed śmiercią kapłana zaczęło dziać się coś złego - mówi jeden z parafian. - Proboszcz chorował przez wiele miesięcy, a w tym czasie w parafii rządziła jego gospodyni. Ona trzymała kasę i podejmowała wiele ważnych dla ludzi decyzji. Stara rada parafialna, powołana jeszcze na początku lat siedemdziesiątych, nie miała nic do powiedzenia. W tej sytuacji niektórzy młodzi parafianie zaczęli się domagać wyboru nowej rady.
- To niemożliwe, by ksiądz Mikołaj był winien - mówi sklepowa z pobliskiego Strzyże-wa. - To zapewne jakaś prowokacja!
W Prokuraturze Okręgowej w Warszawie twierdzą, że o żadnej prowokacji nie może być mowy. - Kapłanowi przedstawiono zarzut dotyczący wykorzystania seksualnego małoletniego - mówi rzecznik prasowy prokuratury Maciej Kujawski. - Grozi mu kara pozbawienia wolności do lat 10.
Ta bolesna prawda dotarła wreszcie do ko-tłowian. Ten i ów zaczął składać w całość fakty i przypomniano sobie, że już na początku lat osiemdziesiątych za molestowanie seksualne usunięto ks. Mikołaja z... Kotłowa. Podobne "grzeszki" miał na sumieniu także podczas pobytu w jednej z parafii w pobliżu Dukli.
- Oszukiwał nas - mówi jeden z parafian.
- Nie po raz pierwszy zresztą. To właśnie on bezprawnie przekazał samochód biskupa jego kuzynowi. A przecież pojazd był własnością naszej parafii.
Gdy ordynariusz diecezji włocławskiej bp Wiesław Skołucki bez jakichkolwiek konsultacji "zafundował" im nowego proboszcza, Bogdana Skowrońskiego, zaprotestowali ostro i powiedzieli, że nie chcą w Kotłowie księdza rozwodnika. - Nie dość, że zostawił żonę, to jeszcze porzucił dwójkę dzieci - mówi zdenerwowana jedna z parafianek. - Dla takiego kapłana nie ma miejsca w Kotłowie.
Biskupowi nie pozostało więc nic innego, jak pomyśleć o kolejnym kandydacie, bo ko-tłowscy parafianie zagrozili buntem i okupacją świątyni. A że przed laty, jeszcze za czasów Koralewskiego, był tam młody zdolny wikary, który przez jakiś czas przebywał w Ameryce, postanowiono go ściągnąć...
- Zbyt wiele wycierpieliśmy w przeszłości
- mówi jedna z parafianek. - A ponadto pamiętamy wciąż słowa biskupa Koralewskiego: "Nie dajcie zaprzepaścić Kościoła polskokatolickiego, bo tylko on podał nam rękę w potrzebie".
Polskokatolicy z Kotłowa mają już dość perturbacji ze swoimi księżmi. Wielu twierdzi jednak, że ostatnie skandale zapowiadają nie koniec, a początek jeszcze poważniejszych kłopotów. PIOTR SAWICKI
8
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
29 XI - 5 XII 2002 r.
Niepłodny jak Polak
Chcesz mieć dziecko? To zbierz tyle pieniędzy, żeby wystarczyło na niezły samochód, uzbrój się w cierpliwość i przygotuj na psychiczne rozterki. Masz cień szansy, że doczekasz się potomka. Pamiętaj jednak, że w tej nierównej walce jesteś zdana wyłącznie na siebie.
Co piąte małżeństwo na świecie nie może mieć dzieci. Te ponure wyniki statystyk dotyczą także naszego kraju. Bezpłodność jest społeczną chorobą krajów rozwiniętych - alarmują organizacje zdrowia, lekarze i demografowie. Niestety, bezdzietni Polacy, w przeciwieństwie do mieszkańców innych krajów jednoczącej się Europy, pozostawieni są samym sobie.
Światowa Organizacja Zdrowia obliczyła, że 20 proc. par ma przejściowe lub trwałe problemy z rozrodem i określiła bezdziet-ność jako chorobę, a jej leczenie zaliczyła do podstawowych praw człowieka. Zgodnie z tym stanowiskiem, każda niepłodna para ma prawo do korzystania z wszystkich osiągnięć medycyny w tym
W 10-milionowych Czechach każdego roku wykonuje się około 8 tysięcy prób zapłodnienia pozaustrojowego, w 80-milionowych Niemczech -około 80 tysięcy prób. W niemal 40-milionowej Polsce -zaledwie 2 tysiące.
Pod apelem do ministra zdrowia, Mariusza Łapińskiego, o refundację kosztów leczenia niepłodności przygotowanym przez posłankę Platformy Obywatelskiej Martę Fogler, od lipca podpisało się już co najmniej 12 tysięcy osób. Podpisy ciągle są zbierane.
W Internecie powstała strona poświęcona problemowi niepłodności www.nasz-bocian.pl prowadzona przez ludzi, którym dane było szukać pomocy u specjalistów.
zakresie (od kuracji hormonalnej po najnowsze metody in vitro).
Ciąża
za 10 tysięcy
Prawo to dotyczy także Polaków. Niestety, tylko w teorii. W praktyce niewielu stać na leczenie, bo jest ono po prostu niezwykle drogie.
- Koszt jednego cyklu zapłodnienia in vitro sięga
nawet 10 tysięcy złotych (większą część tej kwoty pożerają leki). Jeśli do tego dołożyć koszty setek dojazdów do jednej z nielicznych polskich klinik leczenia niepłodności, to suma ta znacznie rośnie. A państwo nie dokłada ani grosza. Dodajmy jeszcze, że niewielu szczęśliwcom udaje się osiągnąć cel za pierwszym razem - mówi profesor Jerzy Radwan z łódzkiej kliniki "Gameta" - i najczęściej zabieg trzeba powtarzać wielokrotnie. Są tacy, którzy próbują nawet 10 razy. Ile polskich małżeństw stać na to?
Jesteśmy chyba jedynym krajem w Europie, który w żaden sposób nie wspomaga niepłodnych
małżeństw. Pozostawia się je samym sobie, zdanych na kredyty lub pomoc rodziny. Parom, którym - mimo wysiłków - nie udaje się zdobyć pieniędzy na leczenie, pozostaje co prawda jeszcze jedno wyjście: adopcja. Jednak nie jest to decyzja łatwa ani w podejmowaniu, ani w realizacji. O pro-cesach adopcyjnych powiedziano i napisano już tak wiele, że chyba zbyteczne jest tłumaczyć, jak anielskiej potrzeba cierpliwości i ile szczęścia, by dostać jedno z niechcianych przez biologicznych rodziców dzieci. Dlaczego zatem nie ma przepisów prawnych, które w istotny sposób ułatwiłyby niepłodnym małżeństwom zyskanie potomka, a przy okazji zmniejszyłyby wydatki skąpych budżetów placówek opiekuńczo-wychowawczych?
Nie zapominajmy też, że niepłodność ma swoje konsekwencje. Nie trzeba dyplomu z psychologii, żeby domyślić się, jaki stres w człowieku mogą wywoływać instynkty. Nieporozumienia małżeńskie, depresje, agresja - to tylko część z nich. Jeśli jeszcze do tego dołożyć skutki słuchania "dobrych
Brakuje Ci motywacji do pracy, jesteś rozdrażniony, tracisz sens życia - idź do psychiatry. To nie żart. Prawdopodobnie jesteś ofiarą depresji - raka duszy toczącego 340 mln ludzi na świecie i około 6 mln w Polsce.
W ostatnich latach gwałtownie wzrosła liczba chorych. Różne odmiany depresji dotykają coraz młodsze osoby. Problem w tym, że większość z nich nie wie lub po prostu wstydzi się przyznać, że choruje, nawet jeśli symptomy nie budzą już żadnych wątpliwości.
U Joanny Krysiak depresja pojawiła się niedługo po urodzeniu syna. Z dnia na dzień zaczęło coś w niej pękać. Myślała, że to zwykły dołek psychiczny, ale chandra nie przechodziła. Przyznaje, że nawet jej do głowy nie przyszło, iż może to być początek depresji. Mąż reagował coraz gwałtowniej na te -jak to określał - babskie fanaberie, a Joanna czuła, że rozpada się jej cały świat i nie potrafiła sobie z tym poradzić. Grałam rolę nieco zamyślonej matki, którą przerosły problemy dnia codziennego - wspomina Joanna. Nikt z najbliższych nie domyślał się, co dzieje się w mojej głowie. To był naprawdę chory okres. Żyłam w świecie własnych urojeń. Nie zdecydowałam się na wizytę u specjalisty nawet wtedy, gdy pojawiły się pierwsze samobójcze myśli.
Było jej wszystko jedno. Uratował ją mąż. Wtedy była wściekła, że nie pozwolił jej odejść. Teraz jest mu wdzięczna. Terapia Joanny trwa już 5 lat.
Oli Wawrzyniak, energicznej dwudziestolatce, z pozoru niczego nie brakuje. Ma kochających rodziców i dwóch braci. Mieszka w luksusowym domu w dobrej dzielnicy dużego miasta. A jednak... Każdej jesieni odechciewa jej się żyć. W zeszłym roku z własnej woli dziewczyna poszła do lekarza. Chciała dowiedzieć się, czy to normalne, że jesienią i zimą
Psyche
na wygnaniu
nic jej się nie chce, że traci motywację do nauki, nie ma ochoty na spotkania z przyjaciółmi, potrafi godzinami gapić się w ścianę. Lekarz stwierdził u niej - na szczęście - mniej niebezpieczną dla życia depresję zimową. Oli wystarczyła kilkutygodniowa terapia światłem. Każdego roku będzie musiała ją powtarzać.
Na różne odmiany choroby cierpi co piąta osoba w średnim i starszym wieku. Kobiety zapadają na depresję prawie dwukrotnie częściej niż mężczyźni. Dlaczego? Tego nie wiadomo. Pewne jest natomiast, że 8-12 procent chorych to osoby bardzo młode. W przypadku podopiecznych domów opieki wskaźnik zachorowalności sięga nawet 50 procent. A liczby wciąż rosną. Dlatego wielu lekarzy uważa, że depresja stała się już rodzajem społecznej epidemii. Światowa Organizacja Zdrowia prognozuje, że za 20 lat będzie jeszcze gorzej i pomocy psychiatry będzie potrzebował co drugi człowiek
na ziemi. Mimo to w Polsce niewiele się robi, by zmienić poziom świadomości społecznej w tej sprawie.
Dlaczego przybywa chorych?
Bo mamy związek ze wszystkim, co się dzieje wokół nas, nawet jeśli pozornie nas to nie dotyczy. Przemiany gospodarcze, bezrobocie, brak poczucia bezpieczeństwa i życiowej stabilizacji - to wszystko ma ogromny wpływ na psychikę człowieka - mówi fizjolog, profesor Dariusz Nowak. Z dnia na dzień zostajemy bez pracy, bez środków do życia. Rodziny utrzymujące się z jednej marnej renty czy zasiłku nie należą do rzadkości. Ci zaś, którzy pracę mają, mogą w każdej chwili spodziewać się utraty stanowiska, zatem też żyją w permanentnym stresie. Nie ma się co dziwić, że przybywa chorych, bo
mało kto wytrzymuje długotrwałe silne obciążenie psychiczne. Jest jeszcze jeden istotny czynnik sprzyjający depresji: samotność. Tymczasem niewielu śmiałków decyduje się na szukanie fachowej pomocy. Ludzie boją się piętna osoby chorej psychicznie, bo to w naszym społeczeństwie oznacza izolację i kolejne problemy. Dlatego wielu szuka ucieczki od własnych problemów w lekach, narkotykach, alkoholu. A to już droga donikąd. Dodajmy, że co czwarty chory na depresję kończy jako samobójca.
W przypadku nastolatków
czy dzieci sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana. Większość rodziców nie przyjmuje do wiadomości, że ich dziecko może być chore. Gorsze stopnie w szkole, buntowanie się przeciw rzeczywistości i huśtawki nastrojów zrzucają zwykle na karb hormonalnej burzy lub dziecięcych kaprysów. Tymczasem w niejednym przypadku są to oznaki depresji lub innych zaburzeń psychicznych. Także większość nauczycieli nie próbuje nawet zrozumieć zmian w zachowaniu swoich uczniów.
Naukowcy przypuszczają, że depresja jest chorobą dziedziczną. Już teraz Światowa Organizacja Zdrowia umieszcza depresję na czwartym miejscu najpoważniejszych zagrożeń. A przecież świat pędzi naprzód coraz szybciej. Rosną wymagania, przybywa stresów, wzmaga się poczucie samotności i izolacji od naturalnego środowiska i innych ludzi. W ostatnich badaniach CBOS ponad 60 procent polskich respondentów stwierdziło, że pogorszyły się ich stosunki z innymi, a prawie co szósta osoba nie ma z kim porozmawiać o swoich problemach. Co zatem czeka nas za kolejne 10 lat? Psychiczna apokalipsa? ALICJA KOT Fot. Marcin Bobrowicz Nazwiska bohaterów zostały zmienione
29 XI - 5 XII 2002 r.
FAKTY n
POLSKA PARAFIALNA
rad" rodziny i przyjaciół, to katastrofa gotowa. A stąd, bez pomocy specjalisty, tylko krok do separacji czy rozwodu. To duże uproszczenie, niemniej jednak wiele małżeństw rozpada się na skutek niepłodności.
- Większość par nie potrafi poradzić sobie z tym problemem, traktuje go jako osobistą porażkę - mówi psycholog, Maria Derejczyk.
- Tych ludzi drąży najczęściej ogromne poczucie winy, czują się gorsi od innych, także z punktu widzenia socjologii.
W naszym społeczeństwie silnie zakorzeniony jest schemat matki Polki ciągnącej dzieciaki do kościoła i prawdziwego mężczyzny, czyli takiego, który zasadził drzewo, postawił dom i spłodził dziecko. Jeśli nie pasujemy (przynajmniej częściowo) do tego obrazu, jesteśmy - w pewnym sensie - wyrzutkami społecznymi.
Najważniejsze
- to nie stracić nadziei
Są pewne oznaki zainteresowania posłów losem bezpłodnych polskich małżeństw. Latem parlamentarzyści Platformy Obywatelskiej zaapelowali do ministra zdrowia o uznanie niepłodności za taką samą chorobę jak grypa, żółtaczka czy alkoholizm i zwrócili się o refundację kosztów leczenia. Aż wierzyć się nie chce, że ktoś w końcu zauważył, iż w Polsce żyje około miliona bezdzietnych (nie z własnej woli) par.
W najbliższym czasie w Polsce niewiele się jednak zmieni i na poselskim apelu sprawa się zamknie. Dlaczego? Ano dlatego, że po pierwsze - w budżecie nie ma pieniędzy, a po drugie - w świetle prawa metoda in vitro "nie jest metodą leczenia niepłodności", bo nie powoduje usunięcia przyczyn powstania choroby i nie prowadzi do wyleczenia. Choćby po wielekroć spowodowała ciążę mnogą! Dlatego też nie może być kwalifikowana jako świadczenie zdrowotne. Zgodnie z tą logiką protezy amputowanych kończyn także nie powinny być refundowane, bo przecież wstawienie protezy nie spowoduje, że inwalidzie odrośnie noga czy ręka. - Przecież istnieje wiele chorób, których nie da się leczyć przyczynowo, a wyłącznie objawowo - mówi ginekolog dr Katarzyna Kozioł z warszawskiej kliniki "Novum". Wśród nich znajduje się też leczenie niepłodności. Ktoś chyba zapomniał o bezpłodnych parach, u których pod względem medycznym wszystko jest w porządku, a mimo to całymi latami nie mogą doczekać się potomka. Także o kobietach, które mają nieczynne jajowody i żadne zabiegi operacyjne nie są w stanie przywrócić ich drożności? Jak w końcu pomóc mężczyznom, którzy ze względu na stan nasienia mogą mieć dzieci wyłącznie dzięki in vitro?
No cóż, żyjemy w Polsce. Módlmy się za bezdzietne małżeństwa, aby... MICHALINA KOWALCZYK
Prawicowe i lewicowe rządy doprowadziły w ciągu ostatnich 13 lat dziesiątą część społeczeństwa do skrajnej biedy. Wielu spośród bezrobotnych nie ma szans na pracę, na zasiłek czy chociaż pomoc z "opieki". Zdesperowani, pozbawieni nadziei ludzie popełniają samobójstwa, bo alternatywą jest tylko upokarzające, głodowe życie i widok słabnących z głodu dzieci. Doprowadzeni do ostateczności biedacy coraz częściej decydują się na okaleczenie. Oferują bogatym to, co mają najcenniejszego:
trafia. Jak żyć? Do czego nas w tej Polsce doprowadzili?!". Święte słowa.
Cicho sza
Jednak dwa listy i jeden telegram są inne. Odezwali się pośrednicy. Ostrożni, bojący się rozgłosu i kłopotów z policją. Na razie są mało konkretni. Facet ze Śląska, który przysłał telegram, jest bardzo tajemniczy. Zero szczegółów, prosi tylko, by "w sprawie transplantacji" skontaktować się z nim osobiście. Dużo więcej do powiedzenia ma natomiast Robert K. ze Szczecina. Zarzeka się, że nie jest
Tymczasem Robert K. odpisuje szybko. Informuje, że przyjdzie do mnie na rozmowę. W umówionym dniu chowam do szafy DVD, komputer i co droższą elektronikę. Głupio by było, że ja taki niby biedny, a na te rzeczy mnie stać.
Dwadzieścia tysięcy
Szczeciński pośrednik przyjeżdża z kumplem, ma mercedesika nów-kę. Rozmowa jednak jest bardzo ostrożna. Twierdzi, że moje dane są już u niemieckiego pośrednika. Ale trzeba czekać. Do operacji dochodzi
z kolei Niemiec. Informuje, jakie badania muszę zrobić i przesłać. Dokładnie takie same, jakie wysłałem Robertowi K. Zapewnia też, że najpóźniej w ciągu 6 miesięcy załatwi całą sprawę. Pyta o sugestie cenowe. Odpisuję: 25 tysięcy euro. Odpowiada: OK. Po tygodniu dostaję od Niemca następny list. Informuje, że wycofuje się z umowy, a moje dane usuwa z komputera. Ze Śląska dostaję informację, że część pośredników wystraszyła się policji. Są aresztowania. Na dodatek, na rynku rosyjska mafia eliminuje konkurencję. Ci to już naprawdę się nie patyczkują. Robert
Nerkę w dobre ręce...
W milionach polskich rodzin panuje okropna, trudna do opisania nędza. By jakoś przeżyć, jedni kradną, inni kłusują. Są też i tacy, którzy - mimo nędzy - chcą być uczciwi. Za wszelką cenę, nawet za cenę... własnej nerki.
swoje organy do przeszczepu. Najczęściej nerki, choć w grę wchodzą także płuca, rogówki oczu, a nawet wątroba. Ryzykują życiem.
By sprawdzić, ile prawdy jest w pogłoskach o handlu ludzkimi organami, dałem kilka anonsów w prasie. Krótko i konkretnie: "Sprzedam nerkę". Podałem swój domowy adres i czekałem. Przez tydzień przyszły do mnie dziesiątki listów. Prawie wszystkie od... zdesperowanych ludzi, którzy także chcą sprzedać nerkę i proszą o jakieś porady.
Do czego
nas doprowadzili
37-letni Grzegorz napisał, że potrzebuje pieniędzy na operację nastoletniej córki. Dziewczyna cierpi na nowotwór mózgu. Są szanse na wyleczenie eksperymentalną metodą w klinice w Nowym Jorku, ale polska służba zdrowia nie dołoży grosza do takiego leczenia.
40-letni Jan zjechał już pół Europy w poszukiwaniu lekarzy, którzy pomogą mu sprzedać nerkę. Ale to ponoć niełatwe. Oficjalnie - wszędzie (poza Szwajcarią) taka transakcja jest nielegalna. We Francji lekarze z kliniki w Nancy powiadomili o jego prośbach policję. Był przesłuchiwany. Francuscy gliniarze nie mogli uwierzyć, że zdrowy, młody człowiek, Europejczyk, chce się okaleczyć.
30-letni Piotr musi sprzedać nerkę, bo ma poważne kłopoty z bankiem. Napisał: "Jestem w tej chwili bez pracy, bez szans na normalne, uczciwe życie, jakie powinien mieć każdy człowiek na ziemi, i w ogóle szlag mnie
pośrednikiem, chce tylko "pomóc uczciwemu, będącemu w trudnej sytuacji człowiekowi". Ni stąd, ni zowąd ostrzega przed Andrzejem K. z Niemiec, bo to żarłoczny pośrednik, który od dawcy i biorcy nerek bierze po 40 procent sumy transakcji. Robert K. namawia, by koniecznie skorzystać z jego usług, bo on bierze "co łaska". Operacja będzie w Niemczech. Wprawdzie od 1993 r. takie przeszczepy są zabronione, ale sfinguje się dokumenty i wyjdzie, że jestem bliskim krewnym bogatego Niemca.
W kolejnym liście, wyraźnie ucieszony, że zdecydowałem się na współpracę właśnie z nim, informuje już bardziej szczegółowo. Negocjacje w sprawie ceny za nerkę będą się toczyć między mną, pośrednikiem i biorcą - oczywiście już w prywatnej niemieckiej klinice. Mogę się wycofać, jeśli cena nie będzie mi odpowiadała.
Na razie muszę zrobić badania: morfologia, OB, mocz i koniecznie HLA - antygenowe badanie krwi, którego dokonują wojewódzkie stacje krwiodawstwa. Ten test pozwoli określić strukturę mojej tkanki. Dzięki temu będzie wiadomo, komu mogę sprzedać nerkę. Robię te badania i wysyłam.
Przy okazji odpisuję też na list Petera G. z Dortmundu. Obiecuje, że może mi pomóc, ale o wszystkim cicho sza, bo w Niemczech idzie się za coś takiego do pierdla. Kilka lat temu była potężna afera i wielu lekarzy zostało zapuszkowanych.
na ogół w przedziale czasu od dwóch tygodni do pół roku. Sonduje, jaka cena by mnie satysfakcjonowała. Wiem, że za nerkę Niemcy płacą najczęściej od 10 do 20 tysięcy euro. Ale zdarzało się, że milionerzy, którzy już dłużej nie mogli żyć na dializie, płacili "szczęśliwcom" nawet 200 tysięcy euro. To jednak rzadkie przypadki. Poza tym na niemieckim i amerykańskim rynku (kliniki z USA dokonują nielegalnych przeszczepów w Meksyku) są też tanie nerki Hindusów czy Brazylijczyków, na części pojawiają się Czeczeńcy... Bywa, że to organy bezdomnych dzieci, które zabija się, aby sprzedać ich nerki, rogówki, płuca, wątrobę, skórę, kości. Bezbronne ofiary tego cholernego świata - a ściślej, to, co z nich zostało - po prostu wyrzuca się na wysypiska śmieci.
Żądam 25 tysięcy euro i K. jest wyraźnie zadowolony. Odjeżdża i prosi, żebym był z nim w kontakcie. Jedzie na rozmowy do Szwajcarii.
Tajemniczy wypadek
Dostaję list od faceta, z którym skontaktował się śląski pośrednik. Jest właśnie u niego w domu i robi wszystkie badania. Rozmawiał z młodym 23-letnim chłopakiem, któremu Ślązak załatwił przeszczep w Niemczech. Pisze, że ogłoszenia o kupnie nerek ukazują się legalnie między innymi w szwajcarskich gazetach. Nikt nie chce mówić o cenach. To sprawa indywidualnych negocjacji. Odzywa się
K. milczy. Piszę do Szczecina po raz trzeci i nikt nie odpowiada. Wreszcie odzywa się jego żona: mój mąż miał w Szwajcarii wypadek samochodowy, jest ciężko ranny. Wypadek, czy rosyjska mafia? Kobieta kładzie słuchawkę...
Z rozpaczy
Ale Śląsk nadal działa. Ten pośrednik jest najbardziej ostrożny. Żadnych listów, krótkie telefony, konkrety podczas rozmowy osobistej. Mówi, że ma świetne układy w trzech klinikach: w Niemczech i Szwajcarii. Umożliwia mi kontakt z chłopakiem, który "dzięki" niemu sprzedał swoją nerkę. Wszystko wskazuje na to, że jest wiarygodny. No i to już jest koniec. Dalej tej gry nie mogę już ciągnąć. Moje wyniki medyczne są dobre i musiałbym jechać do Niemiec. Nie wiem w czyje łapska: Niemców, Rosjan, międzynarodowej mafii? Nie wiem też, czy w ogóle wróciłbym z tej podróży, czy może miałbym "wypadek samochodowy", po którym nawet moim członkiem sikałby jakiś dziany gość...
Mam jednak świadomość, że mnóstwo ludzi pogrążonych w rozpaczliwej nędzy skorzystałoby z takiej okazji. Chcą dzieciom dać jeść, chcą im kupić buty na zimę i książki do szkoły. Polskie państwo im tego nie gwarantuje. Muszą więc umierać po kawałku. Aby żyć.
ROMAN KRAWIECKI Fot. PAP/S.Kraszewski
"FiM" Z WIZYTĄ U "KIEPSKICH"
Świat według... nas
Dwadzieścia minut jazdy z centrum Wrocławia w kierunku Bielan, skręt w lewo na pierwszych w tej miejscowości światłach, później jeszcze raz w lewo i już jesteśmy w fabryce hangarze grupy ATM, czyli w świecie znanej w całym kraju rodziny Kiepskich.
- Panie Boczek, nazwisko owszem masz pan trafne. Ale imię chyba nie za bardzo?
- Jak to nie? Gram m.in. rolę dobrodusznego siłacza, takiego blokowego "Szwarcenegera".
- Jak się panu mieszka z Kiepskimi?
- Nieźle. Nikt się nie bawił w proroctwa na temat serialu. Planowane były trzy pilotowe odcinki, a to, co będzie "potem", miało zależeć od ich powodzenia. A teraz autorzy scenariusza (Janusz Sadza, Aleksander Sobiszewski, Piotr Kalwas - dop. red.) mają urwanie głowy i sądzę, że pomysłów na nowe przygody Kiepskich im nie zabraknie...
- Dodajmy, ku zadowoleniu ośmiomilionowej widowni. Czy rzeczywiście jest pan miłośnikiem baletu mongolskiego?
- Nie wiem, czy w ogóle coś takiego istnieje. A właściwie dlaczego nie, przecież w moim se-rialowym wcieleniu jest w końcu wiele łagodności. W każdym razie moim prawdziwym hobby jest wychowywanie siedmioletniej Julii, a największą przyjemnością moment przebywania z rodziną. Natomiast kiedy jestem
sam we Wrocławiu, to nadrabiam kinowe zaległości. Ostatnio byłem
Tygodnik "Fakty i Mity" uczestniczył w powstawaniu kolejnego odcinka, przewidzianego do emisji w styczniu 2003 roku. Skąd to wyróżnienie? Przestaję się dziwić, gdy na planie spotykam dwa egzemplarze naszej gazety. W oczekiwaniu na pozwolenie wejścia do atelier czas spędzamy w filmowym barze. Biją po oczach wywieszone do sprzedaży koszulki z podobiznami Ferdka i jego najbliższych. T-shirty oferowane są w dwóch kolorach - żółte kosztują 15 zł, bo... farbują, białe - 25. Wbrew naszym oczekiwaniom nie można zamówić... piwa "Mocnego fulla". Utwierdziło nas to w przekonaniu, że chmielowy na-
w ruch... A ludzie czekają! Jak trafił pan do serialu, przez casting?
- Nie, reżyser wypatrzył mnie w Graczykach i złożył propozycję...
- Bo nie było innej oferty?
- Bez przesady. Gram cały czas w Teatrze Stu, Ludowym. Obecnie występuję w "Hamlecie" w roli Gu-ildensterna...
- Ponoć w sitcomie można nieźle zarobić.
- Bez przesady.
- Nie zamierza się pan przeprowadzić do Wrocławia?
- Nie, mieszkam w Krakowie i podoba mi się moje miasto. Ale zwolni mnie już pan, bo muszę wracać na
plan, a jeszcze chciałbym co nieco zjeść... Ku widocznej uldze Darka Gnatow-skiego zwalniamy... po-
domu matrioszki rozmnożyły mu się w postępie geometrycznym i non stop żądają od swego właściciela... wódki i chleba". Wykombinował więc kanister gorzałki, ale gorzej z pieczywem. Nie ma i już, job wasza mać! Co było dalej, nie zdradzimy, ulegając prośbie tadżycko-pol-skiego reżysera.
Ludzie, nakręcenie tej sekwencji trwało blisko dwie godziny, można zgłupieć. Wreszcie koniec ujęcia, Halinka podskakuje z radości, bo to dla niej oznacza dzień wolny, a raczej wieczór, jako że dochodziła godz. 15. Pewnie, że jest zmęczona, jednak dla "FiM" znajdzie czas. Podobnie reaguje Okił.
Dekolt Marzenki
Dowiedzieliśmy się, że co niedzielę do końca roku będziemy śledzić dalsze losy Kiepskich. Ponadto w grudniu Polsat planuje dwa razy w tygodniu emisję powtórkową. Kręcone obecnie nowe odcinki zobaczymy w następnym roku. M.in. Fer-dek będzie organizował wspólnie z Boczkiem i Paź-dziochem... EXPO 2010 we Wrocławiu, namawiając jego mieszkańców do poświęcenia czegoś, a nawet kogoś dla urealnienia tej międzynarodowej wystawy. Widać, że psujemy Okiłowi humor naszą niewiarą w powierzenie Wrocławiowi tej imprezy. Trochę nam by to popsuło szyki. Wrocław w jego osobie zyskał jeszcze jednego znaczącego obywatela. Sam reżyser biegle włada polskim, choć z takim lekko śpiewnym akcentem. To naleciałość po studiach
łóg tatusia i jego "Cyca" Wald-ka jest zwyczajnym picem.
W mordę jeża!
Przez foyer majestatycznie w stronę baru podąża Arnold Boczek (Darek Gnatowski). Takiej okazji nie możemy przepuścić. Mimo że tęsknie spogląda w stronę przygotowanego posiłku, odrywamy go od stołu. W końcu jako właściciel sklepu mięsnego i postury Goliata może pozwolić sobie na chwilową zwłokę w konsumpcji.
w "Koronie" i niech pan sobie wyobrazi, nikogo poza mną nie było na widowni.
- Bo pewnie w telewizji dawano Kiepskich. Czym nas jeszcze Boczek zaskoczy w przyszłości?
- Teraz zaczynamy nową sesję i od stycznia pojawią się na ekranie nowe odcinki. Nie chcę zdradzać pewnych innowacji...
- Za bardzo z tymi odcinkami się nie przemęczacie. Trzy miesiące pracy, później tyle samo przerwy, znów od listopada kamery idą
czciwinę Boczka, zwłaszcza że na horyzoncie pojawił się reżyser Okił Khamidow. Człowiek przesympatycz-ny, bez cienia zarozumiałości. Dodajmy, że ta cecha jest wspólna dla wszystkich spotkanych "Kiepskich" aktorów i "Kiepskiej" ekipy realizacyjnej. Podreptaliśmy za Okiłem na plan, trafiając akurat na "skrętkę" dialogu pomiędzy siedzącymi na podłodze w korytarzu Halinką a Paździo-chem. Ten ostatni użalał się nad swoim losem, bowiem "przyniesione do
\
mało znaną w kraju aktorką z Legnicy. Od razu spodobała się Okiłowi, dosłownie wywalczył dla niej... Halinkę. No i sprawdziła się znakomicie. Odtwórców głównych ról szukano aż przez pół roku. Dopiero na tydzień przed zdjęciami zdecydowano się na Waldusia (Bartosz Żukowski) i Grabowskiego. Babkę (Krystyna Feld-man), jeśli można tak to ująć, namierzono wcześniej. Czy to prawda, że jest ona równie bogobojna, jak w serialu? Reżyser twierdzi, że babka żyje na pograniczu świata realnego i mistycznego. Natomiast pani Feldman jest z pewnością osobą pobożną, ale nie
r
można jej nazwać dewotką. Zdobyła sobie szacunek swoją grą, pracowitością. Jednakże reżyser nie ukrywa, że jego też czasami zaskakuje:
- Wszyscy stoją na baczność, kiedy Krystyna Feldman przyjeżdża na zdjęcia w poniedziałki. Mowy nie ma np. o przerwach na papierosa.
Podczas rozmowy z Okiłem dosiada się do nas żona
w Moskwie. Zastanawiamy się, gdzie tak dobrze poznał polską mentalność? Odpowiada, że ona tak bardzo nie różni się od rosyjskiej.
Okił przyznaje, że najtrudniejszy był dobór aktorów do serialu. Do roli Ferdka rywalizowali wrocławianin Andrzej Gala i jego imiennik Grabowski. Postawiono na doświadczenie krakowianina. Marzenka Kipiel-Sztuka, która stawiła się na casting, była wcześniej
Ferdynanda. Już przebrana, odświeżona. Pamiętając o jej filmowym wcieleniu, wiecznych papilotach, szlafroku, odnoszę wrażenie, że z po-czwarki wykluł się nagle piękny motyl. Pani Halinka (o, pardon, Marzena) odwzajemnia tę myśl błyskiem białych zębów.
- Dobrze czy źle mówił o mnie reżyser, gdy mnie tu nie było? - pyta zaintrygowana.
1 1111W
Nr 48 (143)
XI - 5 XII 2002 r.
Przez krótką chwilę oboje przekomarzają się. Okił żartuje, że najpierw aktorka sądziła, iż wystarczy cyce pokazać i będzie OK.
- Guzik prawda - ripostuje Marzena - to ty zauważyłeś mnie, dlatego że miałam największy dekolt z kandydatek.
- To nieprawda - śmieje się Okił. - Najpierw w tej roli miała wystąpić warszawska aktorka, właścicielka jeszcze większych piersi, ale nie to zdecydowało.
Halinka ma pomysła
- Pani Marzenko, jest pani pyskatą babą, wielu oglądających nie godzi się z takim pogardliwym traktowaniem osobistego chłopa...
- Jak to się nie godzi? Przecież taka żona to skarb. Chłop nie pracuje, ma wyprane, ugotowane, na piwko dostaje, powinien swoją Halinkę, jełop jeden, po rękach całować! A że czasem coś tam kobiecina pobuczy sobie pod nosem, to jej prawo!
- Czy w imię solidarności zawodowej ujmie się pani za spałowanymi wrocławskimi pielęgniarkami?
i nie pouczał: "Wie pani co, ja wszystko rozumiem, ale chłopa i syna powinna pani krócej trzymać, jak oni się odnoszą do babki? Skandal! Mówię to z życzliwości, bo mam też takiego jełopa w domu". Tak mi się zwierzają, bo są przekonani, że mamy wspólne problemy. Niektórzy nie oddzielają serialu od rzeczywistości. Dla nich jestem panią Halinką i wcale się za to nie obrażam.
-I tak będzie jeszcze przez długie lata. Można odnieść wrażenie, że urodziła się pani do tej roli...
- Nie przesadzajmy, kiedy coś jest świetnie wyreżyserowane, to i gra się znakomicie. Mam nadzieję, że równie dobrze zaprezentuję się w innej produkcji, co pozwoli odkręcić ten wizerunek. Ale i tak się o niego nie obrażam, rola Halinki przyniosła mi sławę, daje na utrzymanie, rozdaję autografy na prawo i lewo. Miałam naprawdę dużo szczęścia, że trafiłam do Kiepskich. Gram z cudownymi ludźmi, naprawdę.
- Bardzo mało pani mówi o swoim życiu prywatnym...
- Zmieniłam mieszkanie, narzeczonych, reszta pozostaje niewiadomą.
też go tylko od czasu do czasu próbuje cieplej zaczepić. Ale w niektórych momentach zagrożenia bytu widać, że się lubią. Jeśli ona tyle czasu
"Nie przeszkadzać!". Wchodzimy. Andrzej Grabowski zajęty lekturą gazety, obok pan Ryszard popija kawę. Widać po nich zmęczenie zdjęciowym maratonem. Jednak odnoszą się do gazetowych intruzów ze zrozumieniem i życzliwością.
- Panie Ryszardzie, co pozytywnego można znaleźć w Paździochu? To rzeczywiście taka menda, jak go określa Ferdek?
- Chociażby to, że ciągle coś kombinuje, jest pomysłowym człowiekiem,
z nim tkwi, to też swoje znaczy. On jej na pewno nie zdradza, bo to nie tego typu człowiek, czasem z kimś poflirtuje, ale za daleko się nie zapędza.
- Synalek niezbyt się udał?
- No cóż, dzieci się ma takie, jakie się ma! I takimi trzeba je kochać. A może Halinka, zarobiona po pachy i zagoniona, po prostu
- Jak pan sobie przypomina, to w kilku odcinkach jeździłam już na strajk do Warszawy. Będzie jeszcze nowy odcinek o moim aktywnym udziale w proteście służby zdrowia. W odcinku o EXPO - pielęgniarki poświęcą jednego chorego w imię zorganizowania wystawy, ale...
MCCI
przegapiła jakiś moment w wychowywaniu Waldusia. Dla niego idolem jest ojciec, zatem całkowicie zaakceptował też jego filozofię życia.
- Ale w cywilu ci dwaj mężczyźni wcale nie są takimi nierobami i pijakami?
- Oj nie, Andrzej Grabowski jest wręcz pracoholikiem i od czasu do czasu wypije jakieś piwo. Za to Bartosz (filmowy Walduś) jest zdeklarowanym wrogiem alkoholu. Z rodziny Kiepskich najwięcej piwa wypijam ja!
mówię już za wiele. Mam też nowego pomysła na grę. W każdym razie wykażę sporą inicjatywę w akcji: Obywatele miasta dla EXPO. To naprawdę będzie bomba!
- Z pewnością już teraz nikt nie powie, że jest pani mało znaną aktorką?
- O, nie. Nie mogę wyjść na zakupy, by mnie ktoś nie zaczepił
- Ale wybraniec chyba różni się od Ferdka?
- Zdecydowanie tak.
- A chciałaby pani obdarzyć go jakimiś cechami filmowego męża?
- Niech się zastanowię. W końcu Kiepscy są jednym z wielu małżeństw w Polsce, model dwa plus dwa. On do niej nie powie "kochanie", ona
- Tak, Uwielbiam piwo, zawsze mam je w lodówce. Dla mnie jest to taki sam napój jak woda mineralna czy mleko. Na szczęście mój partner także je lubi i na tym tle nie ma między nami nieporozumień. Wszystko jest dla ludzi, piwo też, tylko bez przesady!
Ferdek i Paździoch
Miło gaworzyło się z Halinką Kiepską, ale dostajemy sygnał o krótkiej przerwie w zdjęciach i tym samym jedynej okazji do rozmowy z Ryszardem Kotysem vel Marianem Paździochem oraz z Andrzejem Grabowskim, czyli Ferdkiem. Na drzwiach aktorskiej garderoby kartka z groźnie brzmiącym zakazem:
a co najważniejsze - jest też portretem pewnego typu współczesnego Polaka, bazarowego biznesmena. A to, że czasem niezbyt szlachetnie kombinuje, to także jest zrozumiałe. Ludzie taką postawę akceptują, bo widzą, że inaczej nie można sobie dać rady. Paździoch nie przekracza pewnych barier, nie kradnie...
zagrałem tyle ról, że różnie jestem kojarzony.
- Ale Ryszard Kotys nie wyczerpał chyba jeszcze sposobów kreowania lokatora Kiepskich?
- O nie, mogę zdradzić, że wkrótce dojdzie do zmiany płci Paździo-cha, na szczęście tylko w jednym odcinku. Ale z pewnością ta historia zaskoczy telewidzów.
Musimy już kończyć, bo na naradę z aktorami czekają autorzy scenariusza. Deserem naszej wędrówki po filmowym świecie Kiepskich jest główny bohater serialu, Andrzej Grabowski:
- Panie Andrzeju, krytycy biją na alarm i drą szaty, że naszą polszczyznę zaśmiecił pan co nieco... Mówią nawet o językowym barbaryzmie...
- A niech powiedzą konkretnie, czym są tak zbulwersowani? Tacy malkontenci - krytycy chyba nigdy nie wsłuchiwali się w potoczny język ulicy, nie jechali tramwajem albo miejskim
autobusem. Uszy by im zwiędły. A tu jest wersal...
- Ale na planie pan, niestety, kłamie.
- Jak to...
- Co ma pan w tych puszkach po piwie?
- A, o to chodzi. W ogóle nie piję piwa, w puszkach mam wodę.
- Kiedy ten leń patentowany, Ferdek, pójdzie wreszcie do roboty?
- Ale donosi - ormowiec jeden - na sąsiadów.
- No tak, ale jest to element pewnej gry między nimi. Proszę zauważyć, jak oni wszyscy wmawiają sobie przeszłość, okrakiem siadają na wzniesionych współcześnie barykadach. Czy tak się obecnie nie dzieje? Paździoch jest naszym lustrzanym odbiciem.
- A taki wizerunek nie jest przeszkodą w prywatnym życiu aktora?
- Nie, ja już mam tak długi staż zawodowy, w swoim życiu
- No, no, gdyby tak się stało, toby się serial skończył. Ale może scenarzyści mają i na to jakiś pomysł? Pożyjemy, zobaczymy...
- No tak, prawdziwy aktor żyje wyłącznie dla innych.
Opuszczamy fabrykę snów. Sporo mieliśmy jeszcze w zanadrzu pytań, lecz życie na planie nie znosi, w przeciwieństwie do wersji filmowej, nieróbstwa. Wychodząc, zahaczamy jeszcze o toaletę w atelier. Cholera, deska klozetowa nie chce się utrzymać w pozycji pionowej. Zamiast ją naprawić, ktoś powiesił kartkę: "Deskowym skrytosi-kom mówimy NIE!". Popa-prany ten świat Kiepskich. A może przez te ich dziwacznie spiętrzone niby--problemy uwielbiamy ten serial, bo on, w gruncie rzeczy, jest o nas samych? No, jak nie, jak tak, cyce! JAN SZCZERKOWSKI Fot. Marian Płaszewski archiwum
12
ZE ŚWIATA
FAKTYn
29 XI - 5 XII 2002 r.
Rower albo erekcja
Złe wieści dla cyklistów. W październikowym numerze pisma lekarskiego "Journal of Andrology" ukazały się rezultaty badań świadczące o tym, że jazda na rowerze owocuje impotencją.
O zagrożeniu mówiło się już wcześniej, lecz obawy te były wyśmiewane. Teraz medycyna przydaje mu wiarygodności. Irwin Goldstein, profesor urologii z Akademii Medycznej Boston University, który od dawna ostrzegał przed jazdą na rowerze, stwierdza, że wyniki jego badań dowodzą czterokrotnie większej liczby przypadków impotencji u rowerzystów niż np. u lekkoatletów.
Doktor Steven Schrader, szef wydziału zdrowia reprodukcyjnego w National Institute for Occupational Safety and Health, spostrzegł, że policjanci z Long Beach w Kalifornii odbywający patrole rowerowe skarżą się na zdrętwienie krocza i problemy z erekcją. W raporcie "Journal of Andrology" dr Schrader, analizując jakość i częstotliwość nocnych erekcji u policjantów cyklistów, stwierdził, że mają je niemal dwukrotnie rzadziej niż policjanci nie jeżdżący na rowerach. Kiedy człowiek siedzi na krześle, ciężar ciała rozkłada się równomiernie na
pośladki i uda. W przypadku rowerzysty ucisk krocza na wąskim siodełku wzrasta sześciokrotnie, co szkodzi zlokalizowanym w części ciała (zwanej perineum) nerwom i naczyniom krwionośnym genitaliów.
Nawet wytwórcy rowerów zaakceptowali w końcu tę nieprzyjemną prawdę. W trakcie sympozjum w drugiej dekadzie października, na które zaprosili urologa, przyjęli do wiadomości, że "rower jest dobry dla zdrowia, ale nie dla seksu".
Niektórzy producenci siodełek rowerowych wypuścili modele zmodernizowane, szerokie, pozbawione przedniego nosa. Nie cieszą się jednak powodzeniem, bo nie wyglądają sportowo.
Nie znaczy to, że każdy, kto wsiada na rower, musi się pożegnać z pożyciem seksualnym. Prof. Goldstein sugeruje, by jazdy nie przekraczały trzech godzin tygodniowo; doradza też siedzenie w pozycji wyprostowanej i częste unoszenie pośladków z siodełka.
T.Sz.
Super viagra
Przed kilku laty, dzięki lekowi viagra koncernu Pfizer, starsi panowie mogli przypomnieć sobie, że organ umiejscowiony między ich nogami nie służy wyłącznie do siusiania. Emerytowani old-boye -dawno pogodzeni z myślą, że w ich wieku staje im co najwyżej zegarek -mogli przeistoczyć się w Don Juanów i reaktywować pożycie seksualne.
Viagra miała jednak kilka wad. Przede wszystkim była antyfemi-nistyczna, bo nie chciała budzić żaru pożądania u pań, co traktowały jako kolejny akt dyskryminacji i upokorzenia związany z życiem w świecie zdominowanym przez samców. Viagra jest też dość droga i nie wszystkie ubezpieczenia zgadzają się z tezą, że zdolność osiągnięcia wzwodu i orgazmu jest nieodzownym komponentem zdrowia, które trzeba finansować. Poza tym zażycie viagry w pewnych przypadkach sprawiało, że doznanie następujące po miłosnym uniesieniu było diametralnie odeń różne: zawał serca...
Perry Molinoff, wiceprezydent biofarmaceutycznej firmy badawczej Palatin Technologies Inc. z Cranbury w stanie New Jersey, nie kryje emocji: jego zakład finalizuje testy specyfiku PT-141. Via-gra przy PT-141 to trabant przy mercedesie! PT-141 jest syntetycznym hormonem, działającym na ludzi niezdolnych do przeżywania satysfakcji seksualnej - niezależnie od płci - poprzez stymulację receptorów centralnego systemu nerwowego, która objawia się doznaniem uczucia pożądania.
"Jesteśmy bardzo usatysfakcjonowani lekarstwem. Okazało się doskonale bezpieczne" - oznajmia Molinoff. Testy na szczurach wykazały, że poddane działaniu PT-141 szczurzyce niemal gwałciły samców. Próby kliniczne na ludziach okazały się również bardzo zadowalające (Molinoff nie przytacza szczegółów, a szkoda) i preparat powinien pojawić się na rynku nie dalej jak za dwa, trzy lata.
PT-141 zażywa się w formie sprayu do nosa. Działa zaraz po aplikacji, więc potencja seksualna może zostać przywrócona w dokładnie zaplanowanym momencie. Eksperci medyczni, co naturalne, są nieco bardziej ostrożni niż producent w reklamowaniu zalet leku: wskazują, że nie ma pewności, czy będzie skuteczny dla wszystkich jednakowo. Nie ukrywają jednak, że ma on duże możliwości. - Trzeba przyznać - oświadczył John Mulhall, dyrektor Programu Medycyny Seksualnej w klinice urologicznej Cornell Universi-ty - że ten środek działa szybko, jednak jeszcze za wcześnie na konkluzje.
Więc - Kochani - jeszcze nieco cierpliwości! T.Sz.
Być ateistą w USA to wyzwanie. Niewiara jest tu automatycznie kojarzona ze złem, z komunizmem, z deprawacją i nie-moralnością, nie zaś z prawem wyboru przekonań. Słynną liderkę ateistów, zamordowaną w tajemniczych okolicznościach Madalyn Murray O'Hair, określano "najbardziej znienawidzoną kobietą w USA", z czego była dumna. Areligijni Amerykanie byli dotąd bardzo ostrożni z deklaracjami wyznaniowymi, bo wiedzieli, że może to mieć poważne konsekwencje. Teraz sytuacja się zmienia.
że niewierzący istnieją, nie buchają siarką i nie zamierzają chodzić z poczuciem wstydu. Hasłem wiodącym przemówień wygłaszanych w trakcie marszu był protest przeciw gwałceniu pierwszej poprawki do konstytucji i nasączaniu świeckich struktur państwa treściami religijnymi. Ostro krytykowano administrację Busha juniora za pomysł przekazywania państwowych pieniędzy ugrupowaniom religijnym na rzekomo neutralną wyznaniowo charytatywną działalność, za dofinansowywanie rodziców posyłają-
od lat 30. Organizacja America Atheist uważa, że dane te są sztucznie zaniżone i że ateistów jest w Stanach około 30 milionów. "Ludzie nie zawsze dają prawdziwe odpowiedzi na pytania sondażowe" - zauważa Ed Buckner z Coun-cil on Secular Humanism. Ostatni sondaż identyfikacji religijnej z 2001 roku przeprowadzony przez naukowców z City University of New York pokazał, że 29 mln Amerykanów nie identyfikuje się z żadną konkretną religią. To dwa razy więcej niż przed dekadą.
Bezbożna Ameryka
Ateiści w Ameryce są jak ryby na pustyni.
Takie przynajmniej panuje przeświadczenie.
Nie całkiem, jak się okazuje, trafne. Choć Stany
są imperium religijnym i ludzie spędzają
w kościołach znacznie więcej życia niż
Europejczycy, to całkiem liczni są tacy,
co radzą sobie bez doznań religijnych. Łobuzy!
Momentem zwrotnym był ubiegłoroczny zamach ekstremistów religijnych na wieżowce nowojorskie i waszyngtoński Pentagon. Ateistów zaniepokoiło przeżywanie tragedii narodowej w kategoriach wyznaniowych: wszystkie te religijne uroczystości żałobne, Bóg w przemówieniach liderów, "God Bless America" w pieśniach, na billboardach, nalepkach na co drugim samochodzie. Czy - nie wierząc w Boga - nie można przeżywać emocjonalnie szoku zbrodni dokonanej w imię Boga?
To motywy, które skatalizowa-ły aktywizację niewierzących. Mówi Ellen Johnson, prezes organizacji American Atheist: "Poziom aktywności jest teraz bardzo wysoki. Nigdy nie widziałam takiej aktywności i takiego podenerwowania niewierzących, wywołanego tym, jak rząd ich traktuje". "Rozwija się quasi--teokracja" - dodaje Paul Kurtz z Council on Secular Humanism (Rady Świeckiego Humanizmu). Dotychczasową kulminacją publicznych akcji ateistów był marsz 2 listopada w Waszyngtonie pod hasłem "Godless America" (Bezbożna Ameryka). Miał być manifestacją,
cych dzieci do prywatnych szkół religijnych. Uczestnicy manifestacji "Bezbożna Ameryka" domagali się też zaprzestania zbiorowych modlitw w szkołach, wieszania i przykazań w budynkach publicznych, składania przysiąg na Boga i powoływania się nań w przemówieniach politycznych. Trudno było oczekiwać, że tego typu akcja będzie miała przychylną lub neutralną choćby oprawę medialną. Komentarze skupiły się głównie na tym, że organizatorzy marszu nie zaprotestowali przeciw udziałowi satanistów.
Oficjalnie przyjmuje się, że niewierzących jest w USA około 5 mln i liczba ta utrzymuje się na stałym poziomie
Według ubiegłorocznego sondażu ABC News 13 proc. społeczeństwa nie deklaruje żadnych wierzeń religijnych. " Uważam, że liczba niewierzących powoli wzrasta" - sądzi Buckner. Jeśli tak jest istotnie, to zapewne nie bez wpływu na zmiany światopoglądowe było zdanie sobie przez niektórych ludzi sprawy z tego, że religie są po części odpowiedzialne za terroryzm i ekstremizm.
Większość ludzi hołduje mitowi, iż ateizm jest zjawiskiem nowożytnym, związanym ze współczesną cywilizacją i stylem życia. Tymczasem istnieją dowody, że już 600 lat przed Chrystusem żyli ludzie powątpiewający istnienie Boga. "Chcemy przekonać ludzi do używania rozumu" - stwierdza Paul Kurtz z Council on Secular Humanism. Michael Shermer, lider organizacji "Sceptics Socie-ty", dodaje: "Nie staramy się wyrugować religii z Ameryki. Po prostu próbujemy namówić ludzi do racjonalizmu i otwartego myślenia".
TOMASZ ., SZTAYER
Jak się bać, to Boga
WHalloween, ostatni dzionek października, dzieciaki amerykańskie przebierają się za strachy i kolędują po okolicznych domach, oczekując łakoci. Dzieci pełnoletnie, wieloletnich nie wyłączając, uczestniczą w okolicznościowych prywatkach przebierańców.
Jak się bać, to produktywnie, w słusznym celu - wpadli na koncept przemyślni duszpasterze amerykańscy, węszący każdą okazję do sprowadzenia swych owieczek na właściwą drogę. Jak się chcą bać, niech się boją piekła i grzechów, a nie jakichś tam stworów-potworów.
Prekursorem był w 1995 r. ks. Keenan Roberts, którego Hell House urządzony w kościele na przedmieściach Denver zwrócił międzynarodową uwagę. Odpowiadając na zainteresowanie innych kościołów, Roberts opracował 260-stronicowy samouczek, instruktażowe wideo i kompakty ze stosowną muzyką, by księża podchodzili
do kwestii straszenia piekłem w sposób profesjonalny i nowoczesny. Jak dotąd autor sprzedał 525 pakietów podręcznikowych po 200 dolców sztuka. Odbiorcy rekrutowali się z 46 stanów USA i 13 innych krajów. Wykorzystywanie pogańskiej tradycji w celu szerzenia
wartości chrześcijańskich nikogo nie rusza. Wszak już krzyżowcy byli makiawelista-mi i hołdowali zasadzie, że cel uświęca środki. Domy piekielne - jak Ameryka długa i szeroka - prezentują sceny ukazujące aborcję, samobójstwa i homoseksualizm. New Beginning Church w Wayne w Michigan przedstawił swej klienteli pikantną i grzeszną scenę gejowską mającą wywołać zgrozę. Jednak po ostrym proteście ugrupowania homoseksualistów Hell House zamknięto z powodu... pogwałcenia przepisów przeciwpożarowych. Z tych samych powodów już dawno powinno być zamknięte i piekło. T.Sz.
29 XI - 5 XII 2002 r.
FAKTY n
ZE ŚWIATA
13
Kandydatka do miejsca w płatnym przytułku siostry Miriam musi być młoda, najlepiej w wieku 18 lub 20 lat, no i odpowiednio naiwna. Gdy siostra to sprawdzi, spisuje dane osobowe z paszportu i inkasuje pieniądze za miesiąc z góry. Potem dziewczyna może się już rozgościć w dwudziestoosobowej sali bez okien, przerobionej na pokój mieszkalny z garażu lub - przy większym szczęściu - w kilkunastoosobowej ciemnej piwnicy.
Obowiązkiem wszystkich mieszkanek, pod groźbą utraty miejsca, jest uczestnictwo w cotygodniowej mszy. Następnego dnia po przybyciu trzeba pojawić się w biurze przełożonej i prosić ją o znalezienie pracy. Dalsze losy zależą od zdolności przypodobania się zakonnicy.
Dobrze widziane są np. donosy
na temat tego, o czym mówią towarzyszki niedoli ze wspólnej sali. Siostra Miriam bez żenady podsłuchuje też rozmowy, które ze swego aparatu przełącza dla dziewcząt. Poza tym, rozmawiając z osobami proponującymi pracę, sama uzgadnia wysokość zapłaty, przekonując pracodawcę, że proponowana kwota (na ogół stanowiąca połowę lub nawet 1/3 tej, którą płaci się normalnie) jest zbyt duża i Polce wystarczy jeszcze mniej. Wszystko w obecności zainteresowanej, bez śladu jakiegokolwiek skrępowania.
Po wielu latach prowadzenia tego rodzaju działalności "dobroczynnej" siostra Miriam zorganizowała sobie specyficzny krąg znajomych koneserów, zainteresowanych zatrudnieniem młodej i bezbronnej Polki. To właśnie pracodawcy, a nie polskie dziewczęta stanowią prawdziwą grupę podopiecznych
Protegowane siostry Miriam
Zdesperowane polskie dziewczęta szukające
pracy w Paryżu zwykle odwiedzają Foyer Maksymiliana Kolbego przy klasztorze nazaretanek
w podparyskiej miejscowości Bagneux. Tam, przy ulicy Verdun pod numerem 97, czeka na nie
70-letnia cwana przełożona - siostra Miriam.
Miriam. Niektórzy z nich dzwonią dość często, bo wiedzą z góry, jaka jest wytrzymałość zatrudnianych dziewcząt: czy uciekną od nich po kilku dniach, czy po kilku tygodniach. Siostra zaś bez problemu posyła im coraz to nowe, dobrze wyselekcjonowane osoby. Proponując zajęcie, siostra zawsze ocenia możliwości fizyczne kandydatki. Tym nieco słabszym daje np. adres jakiejś babci, która ofiarowuje mieszkanie w zamian za towarzystwo wieczorem, obecność w nocy i pomoc rano. Marta, która się na to nabrała, przycho-
Polski kościół w Paryżu
dziła potem każdego dnia do klasztoru, bo okazało się, że babcia pozwoliła jej przebywać w swoim domu tylko wieczorem i w nocy. Była bez grosza, bo praca w zamian za noclegi nic jej nie dawała.
Dziewczęta silniejsze fizycznie mogą liczyć na pracę przez dziesięć godzin dziennie. Najczęściej chodzi o sprzątanie w jakimś zapuszczonym domu. Ania, która jest pracowita i mocna, twierdzi, że jej gospodyni chodziła za nią krok w krok, wydając coraz to nowe polecenia i nie pozwalając ani przez moment odpocząć. Na koniec okazało się, że gospodyni nie miała zamiaru jej zapłacić tyle, ile uzgodniły. Dostała część pieniędzy i po resztę miała się zgłosić za tydzień. Przyszła i zapłatę otrzymała tylko dlatego, że chciała zrobić awanturę przed sąsiadami z całej ulicy.
Grażyna trafiła do rodziny sadystów,
którzy potrzebowali kogoś do popychania i wysłuchiwania powrzaskiwań. Postanowiła wrócić do Polski za pierwsze zarobione pieniądze. Ona nigdy więcej nie da się namówić na pracę za granicą. Ba-sia skarżyła się, że mąż jej gospodyni, 60-letni mniej więcej mężczyzna, lubił przechadzać się przed nią nago, ciesząc się wyraźnie z zażenowania, w jakie ją wprawiał.
Oczywiście, dziewczęta informowały siostrę o tym, co je spotyka. Przecież nie miały nikogo innego, kto mógłby im pomóc. Siostra
Morderstwa w domu dziecka
Babette Hensel, wiceprzewodnicząca Fundacji "Anna Luise", uzupełniając dokumentacje byłych mieszkańców domu dziecka w Bad Blanker-burg (południowa Turyngia), natrafiła na przerażające fakty. Wśród leżących na strychu kartonów, pożółkłych kwitów za artykuły spożywcze, mydło i materiały opałowe odkryła zadziwiająco dużo rachunków za trumny i pogrzeby.
" To zdarzało się tak często, że nie mogło być zjawiskiem normalnym" - przypomina sobie jedna z jej współpracownic, Katja Wennrich. Ponad 100 dzieci przed i w czasie rządów Trzeciej Rzeszy znalazło śmierć w tymże Domu Opieki. Kim byli sprawcy? Były to siostry Diakonii ewangelickiej (odpowiednik katolickiego Caritasu), które przez lata na śmierć głodziły upośledzone i chore dzieci. Do końca życia nie poniosły odpowiedzialności za swoje czyny.
"Niczego nie chcemy ani taić, ani tuszować" - stwierdził dyr. Diakonii w Turyngii, Eberhard Grueneberg. W tym celu powołał specjalną komisję do szczegółowego zbadania i wyjaśnienia tej potwornej sprawy. Od tej pory Bebette Hensel przekopuje stosy rachunków, penetruje archiwa i registry kościelne. Przegląda akta znajdujące się w dyspozycji Instytutu Ofiar Stasi (byłe służby bezpieczeństwa w NRD) oraz prowadzi rozmowy z żyjącymi jeszcze świadkami tych
wydarzeń. Wyniki jej badań były prezentowane w telewizyjnej stacji MDR. Pokazują one, że przestępstwa te wykraczały daleko poza stosowany wówczas przez niemieckich nacjonalistów "Program eutanazji 1941 na mieszkańcach Domów Opieki".
" Wielkość i zasięg tych przestępstw jest przerażająca" - stwierdziła pani Hensel, matka dwojga dzieci. Za główną sprawczynię tych okropności uważa siostrę Friedę L. Od momentu objęcia przez nią tej placówki w 1921 roku, pojawiały się informacje o molestowaniu seksualnym dzieci i o niewyjaśnionych przyczynach ich zgonów. Już w latach 20. jedna z kontroli przeprowadzonych w tej placówce wskazywała na zły stan opieki zdrowotnej i dużą umieralność małych dzieci i niemowląt, zalecała też zwolnienie Friedy L. Kierowniczka głodziła niemowlęta i ułomnych, ale po ich śmierci dalej kasowała dotacje na ich wyżywienie i opiekę. Zarówno siostra Frieda L., jak i jej zastępczyni, były oddanymi członkiniami partii hitlerowskiej. Do opisanych wyżej haniebnych czynów skłoniły je głównie osobiste korzyści materialne. Sprzedając na czarnym rynku artykuły spożywcze uzyskane za nieżyjące dzieci, zbiły prawdziwy majątek. Podczas zamknięcia placówki w 1945 roku znaleziono na ich koncie ponad 100 tys. marek. EDWARD KUCZ Za "Public-Forum" nr 18
zawsze bagatelizowała sprawę lub stawała po stronie pracodawców.
Pracą ekstra, o której dłużej mieszkające dziewczęta dobrze wiedziały, było sprzątanie u starszego pana, mieszkającego wspólnie z niedorozwiniętym, dorosłym synem. Siostra mówiła, że to bardzo dobre zajęcie, bo gość płaci tyle, ile normalnie płaci się za godzinę pracy. Na ogół też trzeba było o tę pracę specjalnie prosić. Dziewczęta pracowały tam zazwyczaj raz, czasem dwa, a później nie chciały o tym nawet słyszeć. W brudnym, niechlujnym mieszkaniu mężczyźni wręczali młodej kobiecie gumowe rękawiczki i kazali wynosić nocniki, sprzątnąć zużyte chustki do nosa, poskładać rozrzuconą brudną bieliznę osobistą. Rękawiczki były najwidoczniej po to, by Polka nie zaraziła ich jakimś paskudztwem. Tymczasem gospodarz czekał na okazję, by zaskoczyć dziewczynę i dotykać intymnych części jej ciała. O dziwo, sam nie używał przy tym rękawiczek. Hania, która opowiedziała o tym siostrze Miriam, usłyszała szokującą odpowiedź: "I co z tego, że cię dotyka, przecież w końcu dobrze ci płaci". Nie potrafiła tego zrozumieć. Była zbyt młoda, by zdobyć się na potępienie zakonnicy. Pochodziła z gór, gdzie ludzi Kościoła darzy się ciągle wielkim szacunkiem.
Kiedy zadzwoniłam do siostry Miriam, chcąc usłyszeć jej wersję wydarzeń, byłam pewna, że rzuci słuchawkę, że się zdenerwuje. Nic podobnego. To ja się w końcu rozłączyłam, mając dość jej hipokryzji. Czy to prawda, zapytałam między innymi, że mieszkanki przytułku muszą uczestniczyć we mszy? Siostra:
Postać siostry Miriam nie budzi sympatii
- Nie, nie muszą, ale wszystkie przychodzą.
- Jakie są konsekwencje, jeśli któraś z nich nie przyjdzie?
- W następnym roku już nie otrzyma miejsca.
To prawda, zapytałam jeszcze, czy siostra zajmuje się także szukaniem pracy dla dziewcząt.
- Tak, ja im proponuję różne prace zarobkowe.
- A czy jednym z tych zajęć jest praca u mężczyzny, który je napastuje?
- Nie, ja im tej pracy nie proponuję, one same o nią proszą, bo mogą w ten sposób zarobić. Dziewczęta dobrze wiedzą, o co w tej pracy chodzi i jeśli są mądre, to tam nie idą.
Miałam dosyć. Odłożyłam słuchawkę. Warto się dobrze przyjrzeć tej starszej kobiecie w zakonnym habicie. Warto, ponieważ kupczy zarówno polską biedą, jak i ludzkim zaufaniem do wiary.
ALICJA DOAN Fot. Autor
Harcerz boży
Czym musi się charakteryzować dobry harcerz amerykański, należący do organizacji Eagle Scout? Uczciwością, gotowością niesienia pomocy, odpowiedzialnością? Być może, lecz to drugorzędne detale, blednące przy zasadniczym wymaganym przymiocie: harcerz musi być wierzący. Nie wierzy - to wynocha!
Funkcjonowanie tej mentalności poznał w praktyce i na własnej skórze 19-letni Darrell Lambert ze stanu Washington. Skaut od dziewiątego roku życia, dumny posiadacz 37 odznak za zasługi i zdobyte sprawności harcerskie, który przepracował społecznie ponad tysiąc godzin i był jednym z liderów drużyny w Port Or-chard. W ubiegłym tygodniu dowiedział się od urzędników z biura regionalnego przywódcy skautów w Seattle, Brada Farmera, że albo zadeklaruje "wiarę w moc nadprzyrodzoną", albo zostanie wyrzucony z organizacji, bo nie ma w niej miejsca dla ateistów, choćby byli nie wiadomo jak utytułowani
i zasłużeni. Farmer objawił jednak gotowość do ustępstw: stwierdził, że nie będzie zmuszał Lamberta do deklarowania wiary w Boga; "siła wyższa" wystarczy. "Matkę Naturę da się zaakceptować" - zgodził się wielkodusznie, dając Darrellowi tydzień na skończenie z ateizmem.
Lambert się zaparł i nie chce. Nie dlatego, że nie lubi matki natury, ale dlatego, iż uważa kłamstwo za niegodne: "Jeśli wyznam, że wierzę w coś, w co nie wierzę, to nie będę dobrym skautem, prawda?". Nie byłoby całej afery, gdyby Lambert nie zaczął otwarcie i szczerze polemizować z Farmerem podczas seminarium szkoleniowego na temat sensowności wyrzucania ateistów z szeregów harcerzy.
Podobna historia miała swój finał w 1998 r.: 16-letni bliźniacy Michael i William Randallowie z Kalifornii walczyli przez 7 lat, żeby - bez składania przysięgi na Boga - mogli pozostać w organizacji skautów. W końcu wygrali.
T.Sz.
14
HISTORIA NIEZNANA
FAKTYn
29 XI -5 XII 2002 r.
Jak nas Kościół pod Warną wystawił
W listopadzie 1444 roku doszło do bitwy pod Warną. Wielonarodowościowe siły katolickie zostały wówczas pokonane przez armię turecką. Bezpośrednią odpowiedzialnością za tę klęskę należy obarczyć wiarołomnego polskiego króla Władysława III Jagiellończyka i jego doradcę, papieskiego legata kardynała Juliana Cesariniego.
(...) Panuje bezład (...). Do Waszej Królewskiej Mości zwracam się z błagalną prośbą: racz się zlitować, obmyślić i stworzyć drogę naprawy szybką i skuteczną!".
W podobnym tonie został zredagowany podczas zjazdu generalnego w Piotrkowie tzw. list stanów polskich: " Układ zawarty przez Waszą
W lipcu 1440 roku szesnastoletni polski monarcha Władysław III
(zwany później Warneńczykiem) został uroczyście koronowany na króla Węgier. Tym samym Królestwo Polskie objęło swoimi wpływami arcy-rozległe terytorium - od Litwy aż po Bałkany. Niestety, nie był to tryumf mądrej polityki zagranicznej, lecz jedynie pokorna realizacja papieskiej koncepcji, głoszącej, iż "mur przeciwko Turkom będzie silniejszy, jeśli pogodzą się ze sobą Węgrzy, Polacy i książęta Austrii".
Efektem osadzenia na węgierskim tronie obcego monarchy była wyniszczająca wojna domowa, zakończona zwycięstwem stronnictwa popierającego Władysława III. Sytuację wykorzystał ówczesny papież, Eugeniusz IV, ogłaszając w Nowy Rok 1443 tzw. bullę krucjatową, nawołującą do "świętej wojny przeciwko wrogom Chrystusa". Ze swojej strony papiestwo zobowiązało się do wystawienia floty oraz zagwarantowało współuczestnictwo w wyprawie Wenecji, Neapolu, Mediolanu, Burgundii oraz zakonu joannitów. Niestety, już wkrótce okazało się, że były to obietnice bez pokrycia. W rezultacie, zamiast spodziewanych 100 tysięcy, armia krzyżowców liczyła zaledwie 25 tysięcy.
Mimo tak skromnych sił wojska chrześcijańskie zdołały odnieść kilka znaczących sukcesów. Spowodowały one, że sułtan Murad II wystąpił z propozycjami pokojowymi. Warunki, na jakich miało dojść do zaprzestania dalszych działań wojennych,
były niezwykle korzystne dla strony polsko--węgierskiej: pokój miał obowiązywać przez 10 lat, Węgrzy odzyskiwali wszystkie utracone ziemie, a chrześcijańscy jeńcy-wolność. Ponadto Turcy zobowiązali się do wypłacenia 100 tysięcy dukatów odszkodowania oraz do systematycznego dostarczania 25 tysięcy żołnierzy na każdą węgierską wyprawę wojenną. W dalszej części układu strona polsko-węgierska gwarantowała, że przez czas trwania pokoju powstrzyma się od atakowania posiadłości tureckich, a Turcy - że nie przekroczą granicy Dunaju. Traktat na powyższych warunkach został 1.08.1444 roku uroczyście zaprzysiężony ("na Przenajświętszy Sakrament") przez króla Władysława III.
Za przyjęciem postanowień pokojowych - obok doraźnych korzyści - przemawiała przede wszystkim tragiczna sytuacja w Królestwie Polskim. Nawet tak oddany papie-stwu człowiek jak biskup Zbigniew Oleśnicki apelował do króla: " Wiele tysięcy dziewic i prawie cała płeć męska wymordowana, a w części uprowadzona w niewolę (w wyniku najazdu tatarskiego - przyp. S.T.).
Królewską Mość z cesarzem tureckim na wspomnianych warunkach pochwalamy, za dostateczny uważamy i nie widzimy, co by doń jeszcze dodać było można (...). Dlatego z niniejszego zjazdu zwracamy się z prośbą do Waszej Królewskiej Mości, aby najszybciej jak tylko może przybyć raczył do Królestwa Polskiego".
Niestety, oba apele nie miały żadnego znaczenia, gdyż już 4 sierpnia (zaledwie trzy dni po uroczystym zaprzysiężeniu!) Władysław III jednostronnie wypowiedział zawarte porozumienie pokojowe. Ta tragiczna
w skutkach decyzja podjęta została pod presją papieskiego legata, kardynała Juliana Cesariniego, który zdołał przekonać młodego monarchę, że przysięga złożona "niewiernemu" jest nieważna, a podstawowy obowiązek chrześcijańskiego władcy to ciągła walka z "wrogami Chrystusa". Ostatecznie polski monarcha wyżej niż własne słowo oraz bezpieczeństwo swojego królestwa i pozostałych państw środkowoeuropejskich postawił interesy Kościoła.
Kolejna wyprawa wojenna rozpoczęła się w połowie września 1444 r. W skład sił chrześcijańskich wchodziły m.in. wojska | siedmiogrodzkie, dowodzone przez Jana Hunyadyego, najemnicy wystawieni przez węgierskich magnatów, ochotnicy z zachodniej Europy, Czesi, Wołosi oraz nadworny poczet polsko-węgierski. Ponadto oddziały zbrojne wystawili niektórzy biskupi oraz kardynał Cesarini. Ogółem armia ta liczyła około 20 tysięcy; dowództwo nad całością objął król Władysław III.
Po kilku krwawych potyczkach wojska krucjatowe dotarły 9 listopada pod Warnę. Naprzeciwko siebie stanęły niespełna siedemnastotysięcz-ne siły chrześcijańskie i blisko sześć-dziesięciotysięczna armia turecka. Mimo tak niefortunnych proporcji bitwa miała przebieg zaskakująco pomyślny dla krzyżowców - niemal wszystkie oddziały tureckie, poza grupą janczarów stanowiącą osobistą ochronę sułtana Murada II, zostały
pokonane. Wówczas król Władysław podjął tragiczną w skutkach decyzję
- bez porozumienia z resztą sił stanął na czele swojego nadwornego hufca i przypuścił atak. Niestety, koń królewski potknął się, władca upadł, a janczarzy ucięli mu głowę. Śmierć głównodowodzącego wywołała panikę w szeregach katolików. Przed totalną rzezią uchroniło krzyżowców doświadczenie wojenne Jana Hunyadyego, który zdołał przeprowadzić zorganizowany odwrót. W niewyjaśnionych okolicznościach śmierć poniósł również kardynał Cesarini. Prawdopodobnie został zabity przez ocalałych z pogromu rycerzy, którzy uznali, że jest on bezpośrednio odpowiedzialny za zorganizowanie niefortunnej wyprawy.
Podsumowując - zerwanie traktatu pokojowego i klęska poniesiona przez połączone siły katolickie w bitwie pod Warną pociągnęły za sobą liczne konsekwencje. Do roku 1446 Turcy zdołali sforsować Przesmyk Ko-ryncki i przedostali się na Peloponez. Próba powstrzymania osmańskiej ekspansji przez Węgrów zakończyła się kolejną klęską, poniesioną na Koso-wym Polu 17 X 1448 r. To z kolei pociągnęło za sobą zdobycie Konstantynopola (1453 r.) i upadek Cesarstwa Bizantyjskiego. W efekcie - zagrożenie ze strony tureckiej stanowiło jeden z najistotniejszych problemów, jakie stawały przed państwami środkowoeuropejskimi w ciągu kolejnych stuleci.
Takie były skutki wprowadzania w życie przez króla polskiego przewrotnej katolickiej moralności pozwalającej na zdradę wobec "niewiernego", dbania raczej o interesy Kościoła niż swoich poddanych i zwyczajnej lekkomyślności. Co przypominamy rządzącym współcześnie Polską
- ku przestrodze.
SEBASTIAN TOLL Repr. archiwum
Okazuje się, że "Fakty i Mity" miały bardzo szacownego prekursora, wojewodę poznańskiego Jana Ostroroga (ok. 1436-1501). Zanim jeszcze Europę ogarnęła reformacja, poddał on Kościół publicznej krytyce w traktacie "Memoriał o urządzeniu Rzeczypospolitej".
Traktat Jana Ostroroga, powstał między 1455 i 1477 r. i wskazuje na wiele błędów w polityce silnego skądinąd państwa polskiego. Najważniejszym zmartwieniem była dominująca pozycja Kościoła. Reformator występował przeciwko wyzyskowi ze strony Rzymu. Pisał: "(...) pod pozorem pobożności i fałszywej nauki (...) tak wielkie sumy pieniędzy do dworu, jak nazywają, rzymskiego, corocznie dozwalamy wyprowadzać w opłacie ogromnej daniny, którą sakrą czyli anna-tami zowią". Autor Memoriału twierdził, iż Polska powinna być zwolniona z jakichkolwiek opłat na rzecz Rzymu, bo w swej historii nieraz musiała potykać się z wrogami chrześcijaństwa.
Trzeba przyznać rację tym, którzy widzą w Ostrorogu pierwszego polskiego reformatora katolicyzmu. Propagował on niezawisłość ojczyzny w konfrontacji z wszechwładzą
papieską. W ślad za tym winno iść ograniczenie roli rozpasanego kleru, a także jego poprawa moralna i intelektualna. Ostroróg stwierdzał ze smutkiem: " (...) może lada jak czytać, ów wyniesiony na księdza przez zawdzianą sutannę tylko ipostrzyżoną głowę, a chce cały świat naprawiać według swoich bredni. Wrzeszczy, ba ryczy na kazalnicy, bo nikt mu się nie prze-ciwi. Uczeni mężowie, panowie zamożni, na-
niebezpieczeństwie kraju, przeto należy temu złemu zapobiegać, aby pod jakim bądź pozorem nie były wyprowadzane za granicę, co się bardzo często zdarza, ilekroć chytrością korte-zanów lub zaciętością pieniaczów nie tylko nagany, ale i pozwy najrozmaitsze wynoszą do dworu rzymskiego (...)".
Autor nie wypowiadał się w kwestiach teologicznych, zwrócił tylko uwagę na wady kle-
Pierwszy antyklerykał
wet niższego stanu ludzie, nie lada jak oświeceni, z boleścią serca przysłuchują się bredniom tych, co naukę wiary udzielać mają, a raczej bluźnią. (...) Co za nieprzyzwoitość haniebna, że uczniowie uczeni, a nauczyciel nieuk, słuchacze pobożni, a uczący zaś bezbożnik".
Dla Ostroroga miejscem przeklętym jest trybunał rzymski. Za pieniądze kupić można tu wszystko: stanowiska, urzędy, tytuły. Pisał: "Ponieważ złoto i skarby kościelne zachowują się na potrzeby publiczne i nie powinny być ruszane z kościołów, chyba tylko w ostatnim
ru - pogoń za pieniędzmi i światowym życiem, nieuctwo czy wręcz głupotę, poszukiwanie zaszczytów. Powoduje to w efekcie coraz wy-raźniejsze uzależnienie od zdeprawowanego Rzymu. "Z niemałym to dla Kościoła dzieje się ubliżeniem, że wielu z majętniejszych, gdy udadzą się do Włoch i trzy lub cztery tygodnie u dworu rzymskiego, jak go nazywają, pobawią, umieją wyjednywać dla siebie tytuły i oznaki doktorskie. Powraca stamtąd zawołanym doktorem ten, który niedawno był głupiuteńkim osłem". Znamy my i dziś dziwnych doktorów
z Rzymu przywiezionych. Niektórzy z nich poszli nawet w prymasy...
Kolejnym zagadnieniem są odpusty. Autor piętnuje je i nawołuje rodaków do opamiętania: "I to nie jest bez obłudy, że papież, kiedy mu się podoba, pomimo woli nawet króla i panów, nie wiedzieć jakie bulle, jubileuszowymi zwane, przesyła do Polski dla wydrwienia pieniędzy pod pozorem odpuszczenia grzechów, chociaż Bóg przez proroka powiedział Synu! podaj mi serce twoje - nie rzekł: daj pieniędzy! Zmyśla papież, że gotowizna tak zbierana ma obracana być na budowę nie wiedzieć jakiego kościoła, gdy tymczasem skarby te idą, co jest pewnym, na potrzeby prywatne krewnych i powinowatych, na dwór, na stajnie, że nie powiem na co gorszego. Żywe kościoły Boga - ludzie - są podstępnie łupieni na to, aby kościoły martwe wznosić. (...) Złupiwszy lud, oddają się sami rozpuście i rozwiązłości! O jakże się dajemy zwodzić, Polacy! Zupełnie dostatecznego odpustu dostępuje każdy, kto pracuje i zbiera, aby wesprzeć ubogiego i kto na sprawę pospolitą wszystkich choć grosz składa ".
Od XV w. niewiele się w tej kwestii zmieniło: "jakże dajemy się zwodzić, Polacy!".
BRONISŁAW FOSZT
29 XI - 5 XII 2002 r.
FAKTY n
W IMIĘ BOGA - KRZYŻ I SWASTYKA _ 15
Ten dobry biskup Hudal: czego on nie zrobił dla prześladowanych w ciężkich czasach zawirowań II wojny światowej? On ich ukrywał, on im dawał pieniądze, sprzeniewierzał się nakazom nowych czasów, "ażeby w tych ciężkich miesiącach uchronić ich przed obozem koncentracyjnym lub więzieniem" - tak pisał sam o sobie w swoich wspomnieniach. "Nie miałem nic wspólnego z fałszywymi papierami waszych dręczycieli, którzy po wojnie salwowali się ucieczką do szczęśliwszych krajów" - wyznaje przebiegły Hudal w "Rzymskich dziennikach", podtytuł: "Spowiedź życia starego biskupa".
wręcz realizacjęswoich teorii. Biskup Wiednia Albert Schubert poinformował swoich wiernych, że "był zdeklarowanym antysemitą jeszcze wtedy, kiedy na świecie nie było żadnego nazisty". W 1927 r. biskup diecezji Graz - Seckau - ostrzegał przed obcymi. Jego salzburgski kolega po fachu, Sigismund Weitz, prezentował teorię, jakoby "tam, gdzie Żydzi dochodzą do władzy, chrześcijaństwo było zagrożone". Niektórzy z nich odrzucali nazizm i nienawiść rasową - wszakże z zastrzeżeniem. Biskup Linzu, Johannes Maria Gfllner, w 1933 r. w liście pasterskim odniósł siędo błędów nazizmu, ale jednocześnie stwierdził: "Pokonać szkodliwy
Hitlera święci pomocnicy
15 marca kardynał Innitzer spotkał się bezpośrednio z Hitlerem i zapewnił go, że katolicy są gotowi "lojalnie służyć nowemu państwu". Fakt, że Żydów pozbawiono prawa głosu w wyborach, nie spotkał się z protestem Kościoła. Biskupi opublikowali oświadczenie, w którym wierność Rzeszy Niemieckiej uznali za obowiązek narodowy, podpisywali listy do nazistowskiego wodza, kończąc je hitlerowskim pozdrowieniem, wbijali do głowy wiernym, że katolik ma do wypełnienia wobec państwa obowiązki wynikające z sumienia. Jednak nadzieja uniknięcia prześladowań była zwodnicza. Już wkrótce posypały się zakazy głoszenia kazań przez księży, lecz nawet wtedy hierarchowie stanęli po stronie nowej władzy. Biskup Linzu, wspominany Gfllner,
Nieznane dotąd dokumenty potwierdzają: Kościół austriacki wiedział o masowych, nazistowskich mordach, a mimo to milczał. Książka amerykańskiego autora bestsellerów, Daniela Goldhagena, o współodpowiedzialności Watykanu za holocaust - bije na alarm.
Biskup Alois Hudal (fot. powyżej), Austriak, rektor Animy - niemieckiego seminarium w Rzymie
- był dobrodziejem. Jednak nie dla ofiar nazistowskiego reżimu, ale dla jego sprawców. Po upadku III Rzeszy dzięki jego pomocy znaleźli bezpieczne schronienie naziści takiego kalibru jak na przykład Franz Stangl
- komendant obozu zagłady w So-biborze i Treblin-
ce, którego "brunatny biskup" osobiście wywiózł do Syrii. Znacznie mniej przychylności okazywał Hudal Żydom. Norymberskie ustawy rasistowskie już w 1936 r. określił jako samoobronę przeciwko "zalewowi obcych elementów".
Czy był jedynym przypadkiem? Bynajmniej. Austriaccy księża oddawali do dyspozycji gestapo księgi chrztów w celu zbadania pochodzenia, a następnie ścigania Żydów. Jak wykazują trzymane dotąd pod kluczem dokumenty, austriaccy biskupi już w 1940 roku byli poinformowani o nazistowskim programie wyeliminowania "bezwartościowych istnień".
Dotychczas tylko raz szczerze i wyczerpująco dyskutowano o odpowiedzialności Kościoła za holocaust: w 1963 roku, kiedy Rolf Hochhuths po raz pierwszy wystawił dramat dokumentalny "Zastępca - generalny rozrachunek z Piusem XII, milczącym papieżem". Obecnie debata rozgorzała na nowo po książce amerykańskiego politologa, Daniela Goldhagena,
"Kościół katolicki i holocaust. Studium zbrodni i kary" ("FiM" nr 40 i 41/2002). Autor pisze m.in.: "Niemieckim poczynaniom eksterminacyjnym i prześladowaniom Żydów towarzyszyły różne przestępstwa, których w znacznej mierze dopuszczali się wysoko postawieni urzędnicy kościelni".
"Kościół wiele wycierpiał w czasach reżimu nazistowskiego i wykazywał opór" - broni siękler. "Dziś nie umiemy już sobie wyobrazić ograniczonych możliwości działania Kościoła katolickiego w warunkach reżimu totalitarnego" - mówi z kolei kardynał Schnborn. To, że kler i wierzący byli prześladowani, nie ulega wątpliwości. Tylko w Austrii na
Franz Stangl w więzieniu w Dsseldorfie na krótko przed śmiercią w 1971 roku
śmierć skazano 15 księży, 110 trafiło do obozów koncentracyjnych (gdzie 20 straciło życie), 724 osadzono w więzieniach - siedmiu z nich zmarło. Ale to, że kościół austriacki stał na czele ruchu antyfaszystowskiego - w szczególności jeśli chodzi o jego dygnitarzy - jest mitem. Biskupi nie byli całkowicie zdani na przemożny system - oni go wspierali i pielęgnowali sympatię do wielu jego zasad. Proklamacje i odezwy kościoła austriackiego z 1938 r. wyrażały poparcie dla propagandy nazistowskiej, nakaz posłuszeństwa żołnierzom Wehrmachtu wsparł aparat militarny nazistów i przedłużył cierpienia Żydów.
Kler ogólnie był nastawiony an-tyjudaistycznie i w nazizmie widział
wpływ żydostwa i złamać go jest nie tylko naszym dobrym prawem, ale ścisłym obowiązkiem sumienia każdego zdeklarowanego chrześcijanina".
Historyk okresu międzywojennego, Helmut Wohnout: "Nazistowski antysemityzm rozpowszechnił się w Austrii tak skutecznie, ponieważ był zbudowany na głęboko zakorzenionym i - przed przyłączeniem - intensywnie eksploatowanym katolickim antyjudaizmie".
Sam kardynał Schnborn wyznał: "Niestety, antyjudaistyczne dziedzictwo chrześcijańskie przyczyniło się do tego, że opór przeciwko antysemityzmowi nie był wśród chrześcijan zdecydowany".
A tak pisano w 1938 roku: "Jak my, katolicy, będziemy głosować, kiedy Fhrer nas zapyta ? " - pisał ksiądz Franz Hlawaty w związku z "przyłączeniem". I sam sobie odpowiadał: " To zrozumiałe, że mając tę samą krew, tworzymy jeden naród".
protestu. O wiele częściej zaklinali biskupi o obowiązku ponoszenia wszelkich ofiar dla państwa "aż do najdalszych granic". Kościół milczał, gdy polscy duchowni informowali o wyniszczaniu ludzi w obozach koncentracyjnych na skalęprzemysłową. "Od 1941 roku trafiły do Polski 33 transporty ludzi, każdy po 1000 osób" - zaprotokołował episkopat w 1942 roku.
Po wojnie zwierzchnictwo diecezji w Grazu wstawiło się za Tobiasem Portschym, który był odpowiedzialny za wyniszczenie tysięcy Cyganów. Szefowi gestapo w Grazu kościelni dostojnicy przypisywali "prawdziwy humanitaryzm", a w Rzymie biskup Hudal rozpoczął akcjępo-mocy dla przestępców wojennych.
Badania dotyczące roli Watykanu - prowadzone przez niezależnych historyków - napotykają przeszkody związane z tym, że Rzym odmawia pełnego dostępu do archiwów. "Kościołowi trudno jest badać jego własne przestępstwa" - twierdzi Goldhagen. Diecezja wiedeńska zleciła zbadanie swojej przeszłości komisji historyków. W wyniku wstępnych prac okazało się, że kościół au-Transport Romów do obozu zagłady striacki w III Rzeszy za-
trudniał 188 robotni-
w 1941 r. zapewnił reżim, że niepo- ków przymusowych, korni klerycy zostaną przez niego pociągnięci do odpowiedzialności.
Kościół wiedział bardzo dokładnie o mordach nazistów. W listopadzie 1940 roku protokół Konferencji Biskupów Austriackich sucho stwierdził: "Założono 5 zakładów w celu przeprowadzenia eutanazji - między innymi w Hartheim, Grafenegg i Wal-
dheim. W ten sposób pozbawiono życia 3 tys. osób". I znów żadnego
Amerykański adwokat wskazał też na inny problem - problem odpowiedzialności za kradzież majątku ofiar holocaustu. Kościół katolicki zamieszany był w ten proceder tak samo jak banki i inne organizacje. "Jestem pewien, że kiedyś dojdzie do złożenia zbiorowego oskarżenia przeciwko Kościołowi" - twierdzi adwokat Ed Fa-gan. Oprac. Z.L.
Fot. archiwum
1 1
Kiedy Francja przegrała w 1940 r. wojnę z Hitlerem, na części jej terytorium powołano do istnienia faszystowskie państwo z rządem w miasteczku Vichy. Współpracowało ono z Kościołem i znalazło gorących orędowników w episkopacie i samym Watykanie.
W czasie II wojny światowej kler francuski wykazywał zróżnicowaną postawęwobec faszyzmu. Jednak przez dłuższy czas episkopat sprzyjał reżimowi marszałka Filipa Ptaina, który przetrwał do sierpnia 1944 r. P-tain sprzymierzył się z Hitlerem i po wojnie został skazany za kolaborację na karę śmierci, zamienioną następnie na dożywotnie więzienie.
Pius XII pobłogosławił marszałka i zapewnił francuskiego ambasadora w Watykanie, iż będzie popierał "dzieło moralnego odrodzenia" Francji. Zaś9 lipca 1940 roku papieskie "Osservatore Romano" chwaliło "zacnego Marszałka, bardziej niż ktokolwiek inny ucieleśniającego najlepsze tradycje swego narodu". Nowy system polityczny Francji, określony w konstytucji z 1940 r. jako "tat Franais", zamykał okres III Republiki Francuskiej istniejącej od 1870 r. i faktycznie okazał się lepszy dla kleru niż rządy republikańskie, ustanawiające rozdział Kościoła i państwa. Teraz Krk znów odzyskał swe dawne wpływy, zlikwidowano masonerię, zniesiono zakaz katolickich zakonów, w liceach i gimnazjach przywrócono naukę religii. Co nie mniej ważne, praktycznie zakazano rozwodów, za aborcję groziła kara śmierci, zmniejszono także podatki dla Kościoła. Odtąd przez cały okres istnienia tego "wolnego" państwa francuskiego katolicki
W ła - dziennik "La Croix" stale nawo-
Śfi^fclYYT ływał Francuzów do "współpracy" W waru n - z Ptainem i Hitlerem, domagał ąj się likwidacji ruchu oporu (koor-
dynowanego przez de Gaulle'a) oraz konstatował, iż linia polityki marszałka "zadziwiająco zgadza się ze wskazaniami Stolicy Apostolskiej". Zgadzał się z nią również korporacjonizm popierany przez ten reżim. Jeszcze 16 czerwca 1943 r. kardynał arcybiskup Lyonu Pierre-Marie Gerlier mówił: "w jednym z najtragiczniejszych momentów naszej historii Opatrzność podarowała nam wodza, wokół którego skupiliśmy się, szczęśliwi i dumni. Prosimy Boga, aby pobłogosławił naszego Marszałka i uznał nas za jego współbojowników, szczególnie tych, których zadanie jest tak trudne. Kościół nadal ufa Marszałkowi i darzy go pełnym miłości szacunkiem ".
Należy jednak podkreślić, iż postawa duchowieństwa francuskiego w stosunku do polityki antyżydowskiej była inna niż w większości państw. Kiedy 22 lipca 1941 r. zarządzono "aryzację" przedsiębiorstw żydowskich, prałaci zaprotestowali przeciwko temu. Niemniej ambasador rządu Vichy przy Watykanie informował, że Watykan nie uważał "statutów żydowskich" za sprzecznych z nauką chrześcijańską...
Jednak ze względu na to, iż generalnie episkopat popierał kolaborację z rządem Vichy, po jego upadku i zdobyciu władzy przez Charles'a de Gaulle'a biskupi znaleźli się w opresji. Już w 1944 r. generał de Gaulle domagał się dymisji aż 30 z nich. Ostatecznie zwyciężył kompromis, a biskupi zobowiązali się poprzeć go przeciwko komunistom, bardzo silnym w powojennej Francji. Odwołano jedynie trzech purpuratów i nuncjusza papieskiego. TOMASZ WOLTAREWICZ
16
NAUKA I WIARA
FAKTYn
29 XI -5 XII 2002 r.
Rozmowa z prof. Marią Szyszkowską, filozofem, senatorem RP
Redakcja: - W wypowiedziach wielu polskich osób publicznych usłyszeć można, że skłonności homoseksualne to rodzaj dewiacji.
Prof. Maria Szyszkowska: - Pogląd głoszący, że homoseksu-alizm to choroba, jest sprzeczny z elementarną wiedzą naukową. Współczesna seksuologia walczy o zmianę negatywnego nastawienia do homoseksualizmu. Wyjaśnia, że nie jest to perwersja, lecz wrodzona bądź nabyta zmiana przedmiotu pożądania. Jest to jedna z kategorii normalnego, skoro właściwego nam, ludziom, życia seksualnego.
R.: -Wiele emocji wzbudza sprawa legalizacji jednopłcio-wych związków partnerskich.
M.Sz.: - Odmawianie osobom homoseksualnym legalizacji takich związków jest sprzeczne z zasadą demokracji. Co ciekawe - ci, którzy pragnęliby zepchnąć gejów do podziemia, jednocześnie deklarują publicznie przywiązanie do praw człowieka!
w Polsce są wychowywane jedynie przez matki, czyli... wzrastają w środowisku jednopłciowym.
R.: -Skąd w Polsce tyle niechęci i pogardy dla mniejszości seksualnych?
M.Sz.: - Jestem pewna, że niechęć manifestują często ludzie, którzy lękają się wypaść z ram obyczajowości powszechnie dozwolonej. Bywa, że ostre krytyczne oceny o homoseksualizmie niektórzy wypowiadają po to, aby w ten sposób odeprzeć wszelkie podejrzenia na swój temat.
R.: -Seksualność w ogóle, a homoseksualność w szczególności, nie są w Polsce uznawane za temat dobry do rozmów w rodzinie. Czy nie jesteśmy społeczeństwem zakłamanym?
OKIEM HUMANISTY (2)
Homoseksualizm
Liberalizm światopoglądowy jest wciąż w Polsce jedynie postulatem.
R.: -W niektórych środowiskach na Zachodzie podnosi się sprawę możliwości adoptowania dzieci przez gejów i lesbijki. Trzeba przyznać, że jest to sprawa bardzo kontrowersyjna.
M.Sz.: - Badania od lat prowadzone w wielu krajach świata dowiodły, że dzieci pod opieką rodziców homoseksualnych rozwijają się podobnie jak w innych rodzinach. Uważam, że dzieci wychowywane w takich związkach znalazłyby lepsze warunki rozwoju niż w domach dziecka. Adopcja wynikałaby z wewnętrznej potrzeby wychowywania dzieci, więc wyrastałyby w atmosferze harmonii, która nie zawsze towarzyszy małżeństwom heterosek-sualnym. Związki gejów czy lesbijek bywają bardziej harmonijne niż małżeństwa różnopłciowe, chociażby dlatego, że wiele małżeństw zawiera się z powodu ciąży, presji społecznej. Bywają często skutkiem przypadku raczej niż miłości. W domach par homoseksualnych atmosfera jest zwykle bardziej harmonijna - dobierają się bowiem nie ze względu na urodzenie dziecka, ale ze względu na siebie. Trzeba też pamiętać, że związki homoseksualne opierają się na znacznie większej bliskości psychicznej niż jest to możliwe do osiągnięcia w związkach róż-nopłciowych. Różnice biologiczno--psychiczne płci są oczywistością. Płynie stąd odmienny sposób przeżywania świata i inna hierarchia wartości. A ponadto wiele jest rozbitych małżeństw, więc często dzieci
M.Sz.: - Obecnie pruderia osiągnęła w Polsce rozmiary większe dziś niż na przełomie XIX i XX w. Kołtuństwo i zakłamanie wiąże się z brakiem odwagi, by żyć po swojemu, i z przekonaniem, że cielesność jest grzeszna. W zakłamanym świecie najbardziej poszkodowane są kobiety. Mężczyźni mają więcej odwagi, aby się przeciwstawiać.
R.: -Czy odpowiedzialności za ten stan rzeczy nie ponosi przypadkiem Kościół ze swoją oderwaną od rzeczywistości wizją ludzkiej seksualności?
M.Sz.: - Tak właśnie jest. Proszę zwrócić uwagę, jak bardzo ciąży na naszym życiu przekonanie, że to, co cielesne, jest zdrożne, grzeszne, a rację bytu ma tylko to, co duchowe. A przecież jesteśmy i ciałem, i duchem.
R.: -Jak zmienić w Polsce tę niezdrową atmosferę?
M.Sz.: - Trzeba mówić o tych sprawach głośno, trzeba edukować. To głównie z niewiedzy powstają niepokoje, kompleksy, a nawet nieszczęścia. A wracając do homoseksualizmu - to właśnie z tragedii, jaką było samobójstwo mojego przyjaciela z czasów studenckich, zrodziło się moje zainteresowanie tą problematyką. Opowiadał mi o swojej miłości do mężczyzny i o zakłamaniu, w jakim musiał żyć wobec nietolerancyjnej rodziny i społeczeństwa. W końcu powiesił się, znękany i zaszczuty przez otoczenie. Wtedy postanowiłam upominać się o prawa osób homoseksualnych. Rozmawiał ADAM CIOCH
NI Ó iv Krytycy zakładali, że Ś arią księga Daniela powstała w czasach machabejskich, a więc w II w. p.n.e. Proroctwo o Małym Rogu dotyczyło według nich Antio-cha IV Epifanesa (215-163 p.n.e.), a więc - jak twierdzili - tzw. pseu-do-Daniel spisał je post factum. O późniejszym pochodzeniu księgi miało też świadczyć słownictwo.
Antioch Epifanes Małym Rogiem?
Racjonalna szkoła badaczy biblijnych za nieprzychylnym chrześcijaństwu filozofem Porfiniuszem (III w. n.e.) przyjęła, że proroczym Małym Rogiem, który dopuszcza
Kościół "naukami ludzkimi", czyli owo "powalenie prawdy na ziemię".
Zapożyczenia
Za najsilniejszy argument świadczący o późniejszym pochodzeniu księgi Daniela krytycy uznawali greckie zapożyczenia. To pozwalało według nich datować księgę na czas po podboju Aleksandra Wielkiego (czyli pożądany II w. p.n.e.). Tym argumentem posługiwano się do czasu, gdy prof. W.F. Albright wykazał wpływ kultury greckiej na Bliski Wschód na długo przed Nabucho-donozorem - babilońskim królem z czasów Daniela.
Dr Palla podkreśla w swym opracowaniu nt. datowania księgi Daniela (w "Sekrety Biblii"), że użyty
Odkrycie 8 kopii biblijnej księgi Daniela, pochodzących nawet z II w. p.n.e., dowiodło, że oryginał musi być dużo starszy. Zatem wydarzenia z rozdziałów 2, 7, 8 i 9 nie mogły być spisane po fakcie, co starali się udowodnić sceptycy odrzucający proroczy charakter księgi.
się "obrzydliwości" i "prowadzi wojnę ze świętymi" (7 r.) był żyjący na przełomie III i II w p.n.e. Antioch IV Epifanes. Jednak poza ogólnym podobieństwem, szczegóły proroctwa zdecydowanie temu przeczą. Mały Róg symbolizuje siłę polityczno-religijną, która miała wyłonić się z czwartego zapowiedzianego przez Daniela mocarstwa, czyli Rzymu. Tymczasem Antioch pochodził z greckiego królestwa Seleukidów. Mały Róg miał dojść do władzy po rozpadzie Imperium Rzymskiego na dziesięć królestw i miał nad nimi górować, natomiast Antioch był ósmym królem w swej dynastii i - jak twierdzą historycy - nie większym od swych poprzedników. Co najważniejsze, Mały Róg miał dotrwać do czasów ostatecznych, czego o królestwie An-tiocha ze względów oczywistych powiedzieć nie można. Trudno by też mu było prześladować wyznawców Chrystusa, o czym, według biblistów, mówi proroctwo z 8. rozdziału (w. 9-12), skoro zmarł na dwa wieki przed powstaniem chrześcijaństwa. Zapowiedź obrzydliwości z Dan 9. 27 (zob. też 8.11-13) wielu komentatorów odnosi do zbezczeszczenia świątyni izraelskiej przez Antiocha, jednak ową obrzydliwość Jezus odniósł do przyszłości (Mt 24. 15). Miało nią być, według proroctwa z 8. rozdziału, wyeliminowanie "nauk Bożych" i zastąpienie ich przez
w niej język hebrajski jest starszy niż czasy machabejskie i porównywalny do języka ksiąg z VI/V w. p.n.e. (Ezechiela, Ezdrasza czy Kronik), a nie do powstałych dopiero w II w.
Muzeum Księgi w Jerozolimie, gdzie chowywane są zwoje z Qumran
jak księga Mądrości Syracha. Podobnie jest z użytym językiem aramej-skim, który zawiera słownictwo V wieku, znane m.in. z papirusów z egipskiej Elefantyny, dokąd po najeździe babilońskim zbiegli niektórzy Izraelici. Przełomem było odkrycie tekstów ugaryckich w Ras Szamra. Prof. uniwersytetu w Toronto, R. Har-ris, oznajmił po badaniach, że ara-meizmy z księgi Daniela, przytaczane przez krytyków na poparcie późnego datowania, są paradoksalnie "mocnym argumentem za datowaniem
jej na VI w. p.n.e.". Badacze literatury starożytnej dowiedli, że język aramejski Daniela używany był w kancelariach dworskich w VII i VI w. p.n.e., skąd rozpowszechnił się na cały Bliski Wschód. Wybitny semito-log prof. Alan Millard potwierdził babilońskie pochodzenie księgi Daniela, jako że język aramejski użyty w manuskrypcie nie odpowiada temu używanemu później przez Żydów w Palestynie, lecz właśnie używanemu przez nich w Babilonii. O starszym pochodzeniu świadczy też wymienienie przez Daniela Medów przed Persami, bowiem po VI w. w unii dominowali już Persowie.
Inne zapisy
Żydowski historyk Józef Flawiusz zanotował w "Dawnych dziejach Izraela", że w 332 r. p.n.e. kapłani żydowscy wyszli naprzeciw Aleksandra Macedońskiego ze zwojem Daniela, aby zapoznał się z proroctwem, które go zapowiada. Grecki wódz miał się ucieszyć, że jest tym "zapowiedzianym mężem", który zniszczy imperium Persów. Zapis Flawiusza oznacza, że proroctwa Daniela były rozumiane już w IV w. p.n.e.
Proroctwa Daniela są wspomniane w apokryficznej 1 księdze Macha-bejskiej, księdze Barucha, a nawet w Przepowiedniach Sybilli. Te pisma powstały nie później niż w II w. p.n.e. Księgę Daniela zawiera też Septu-aginta (grecki przekład Starego Testamentu) z III w. p.n.e., co dowodzi, że już wtedy była ona (księga Daniela) częścią Biblii.
Zmieszani uczeni
Odkrycie w Qumran postawiło w sytuacji patowej uczonych, którzy swe wysiłki skupili na udowodnieniu, że księga Daniela pochodzi z II w. p.n.e. "Gdyby jej oryginał powstał dopiero w tym wieku, czy byłoby dość czasu na powstanie tylu kopii? A cóż dopiero na drobne warianty, jakimi już wtedy różnią się one od siebie! Do tego dochodzi przejście z języka hebrajskiego na aramejski (2. 4) i z powrotem na hebrajski (8.1) obecne we wszystkich kopiach z Qumran (...), wskazujące, że proces kopiowania księgi Daniela w czasach machabejskich trwał już bardzo długo" - konkluduje dr Palla. Do takiego wniosku doszedł po mozolnych badaniach zwoju prof. H. Rolland, zdecydowanie odrzucając prawdopodobieństwo powstania księgi Daniela w czasach machabejskich. Znalezisko w jaskiniach nad Morzem Martwym wpłynęło na zmianę stanowiska uczonych i przesunięcie wstecz datowania księgi Kohele-ta i wielu psalmów z II i I w. p.n.e. co najmniej na czasy perskie, czyli VI/V w. p.n.e. Tych samych dowodów za żadne skarby nie chcą jednak przyjąć krytycy, gdy chodzi o księgę Daniela. Dlaczego? Bo nie pozwala im na to ich światopogląd. Musieliby bowiem przyznać, że nie da się racjonalnie wytłumaczyć jej profetycznej treści. ŁUKASZ WOLSKI
Fot. archiwum
prze-
29 XI - 5 XII 2002 r.
FAKTY n
BÓGI BOGOWIE
17
ŻYCIE PO ŻYCIU (19)
Spirytyzm
Według badań uniwersytetu w Chicago ponad połowa Amerykanów doświadczyła kontaktu z rzekomymi zmarłymi. To dwa razy więcej niż zaledwie 12 lat temu. Biblia zapowiada renesans spirytyzmu.
Tzw. nekromancja, czyli sztuka wywoływania duchów -najczęściej w celu konsultowania przyszłości -była praktykowana od zarania dziejów. Duchy zmarłych są obecne w przekazach, legendach, starożytnych wierzeniach. Ale od poł. XIX w. trwa era tzw. nowożytnego spirytyzmu. Do łask przywróciły go w 1848 roku amerykańskie siostry Fox. Zaczęło się w marcu od nękania całej rodziny odgłosami kroków i stukania. Z "zabłąkaną duszą" kontakt nawiązały dwie nastolatki, opracowawszy swoisty alfabet. Owym duchem miał być zamordowany przed laty w domu państwa Fox komiwojażer Charles Rosn. Jego poselstwem było przekonanie sceptyków "o doniosłej prawdzie nieśmiertelności". Dziewczyny - początkowo okrzyknięte oszustkami -z czasem zyskały sławę. Wkrótce moda na spotkania z duchami ogarnęła całe Stany Zjednoczone i Europę. W Hy-desville, gdzie mieszkały siostry Fox, dziś stoi pomnik wzniesiony przez
spirytystów na pamiątkę tamtych wydarzeń, "w hołdzie mediumistyce, podstawie wszystkich zasad, na których opiera się spirytyzm. Śmierć nie istnieje. Nie ma zmarłych".
To, co głosi spirytyzm, jest wyraźnie negowane przez Biblię, która mówi, że "na wszystkich ludzi śmierć przyszła, bo wszyscy zgrzeszyli" (Rz 5.12), a umarli, zamiast "fruwać" w zaświatach i straszyć ludzi, spokojnie "śpią w prochu ziemi" (Dn 12.2). "Ze śmierci do żywota " przejdzie tylko ten, jak mówi Jezus, "kto słucha słowa mego i wierzy temu, który mnie posłał" (J 5.24). Ze zmarłymi nie można nawiązać kontaktu, bo wzbudzeni do życia zostaną dopiero "w dniu ostatecznym" (J 6. 40). Teraz ich stan określany jest przez Biblię mianem snu, a więc pełnej nieświadomości. Kto zatem przychodził do sióstr Fox ze swoim poselstwem "o doniosłej prawdzie o nieśmiertelności"? Według Biblii -na pewno nie ów zamordowany komiwojażer, skoro "w krainie umarłych nie ma działania" (Koh 9. 10). Biblia pozwala scharakteryzować zjawę jako tę samą siłę, która próbowała to samo wmówić pierwszym ludziom: "Na pewno nie umrzecie" (Rdz 3. 4).
W dziewięć lat po wydarzeniach w domu sióstr Fox opublikowano programowe dzieło spirytyzmu
- "Księgę Duchów" autorstwa Allana Kardeca -efekt intensywnych seansów z medium Jafetem. Czyniąc reinkarnację podstawą spirytyzmu, Kardec twierdził, że jego ruch nie jest nową religią, lecz racjonalną filozofią opartą na możliwych do zademonstrowania faktach. Zajmuje się związkiem świata materialnego z rzeczywistymi bytami. Nie wszyscy jednak przyjęli zasadę reinkarnacji. Spirytyzm stanowi podstawowy system wierzeń dla chirurgów parapsychicznych, przeprowadzających operacje za pomocą duchów zmarłych, m.in. na Filipinach. Biblia zapowiada, że z czasem spirytyzm powróci do łask. Księga Apokalipsy mówi o nadprzyrodzonych fenomenach i fałszywym ożywieniu religijnym w tzw. czasach końca, a źródło tych zjawisk przypisuje aktywności demonów (Ap 16. 3). Celem takiego działania ma być odwrócenie uwagi ludzi od Chrystusa i Jego ewangelii. Demony będą podrabiać, według Biblii, cuda z czasów Eliasza i Pięćdziesiątnicy: "I czyni wielkie znaki, tak iż nawet każe ogniowi zstępować z nieba na ziemię na oczach ludzi. I zwodzi mieszkańców ziemi znakami..." (Ap 13. 13). Obecnie w USA działa około 20 mln spirytystów. I wszystko idzie z duchem czasu. Wirujące stoliki zamieniono na komputery, telefony i telewizory. Amerykański "Ruch Nadziei" umożliwia kontaktowanie się z duchami za pomocą różnych mediów. W seansach celuje też Brazylia. Tamtejsza Federacja Spirytystyczna skupia 30 mln ludzi.
PAULINA STAROŚCIK
RELIGIE WCZORAJ I DZIŚ (39)
Boska matka
Sumerowie i ich akadyjscy i babilońscy następcy, nie stronili od tradycyjnych wyobrażeń o żeńskiej energii twórczej współtworzącej i przenikającej świat.
U Sumerów "kosmiczna wszech-matka" nosiła imię Mami i prawdopodobnie pierwotnie nie była uznawana za osobę, zatem nie była typowym bóstwem, lecz funkcjonowała raczej w roli siły sprawczej dającej płodność. O prastarych korzeniach Mami informuje nas jej imię. Otóż słowo "Mami" jest bliskie słowom określającym matkę w wielu językach świata. Bez względu na pokrewieństwa językowe i kulturowe dzieci zaczynają bowiem rozwój mowy od najprostszych dźwięków, które powstają przez zwyczajne przymknięcie i otwarcie ust. Pojawia się wtedy głoska "m", która -skojarzona z twarzą i osobą najwcześniej i najczęściej towarzyszącą niemowlakowi -przekłada się na utożsamienie dźwięku z zespołem wrażeń odnoszących się do matki. Można więc zakładać, że nastąpiło niegdyś swoiste przesunięcie znaczenia tego dźwięku z konkretnej kobiety na żeńskość w ogóle i przeniesienie stosunku dziecka do matki na bardziej abstrakcyjny stosunek człowieka do twórczej energii świata.
Idee Wielkiej Macierzy przejmują od Sumerów ludy semickie osiedlające się później w Mezopotamii. Prastara bogini pojawia się pod imieniem Aruru, oznaczającym dawczynię życia, i w dziesiątkach lokalnych mutacji. W okresie akadyjskim, czyli pod koniec III tysiąclecia p.n.e., większość bóstw zanika lub stapia się w jedną boginię o imieniu Isztar, co oznacza po prostu boginię. Znów zatem powraca idea Wielkiej Matki. Isztar przejmuje rolę królowej świata, pani bogów, małżonki boga najwyższego, wielkiej wojowniczki, a zarazem bóstwa płodności, plonów i miłości. To dlatego jej symbolem była ośmioramienna gwiazda powstała z nałożenia dwóch kwadratów symbolizujących twórczy dualizm i zarazem jedność ziemi (wyobrażanej jako kwadrat) oraz nieba. Przypisano jej planetę Wenus oraz wieczory i poranki, kiedy Wenus bywa najlepiej widoczna na niebie. Czczono rozmaite formy Isztar z różnych świątyń i miast. Na przykład w wiecznie walczącej Asyrii akcentowano szczególnie jej wojowniczy aspekt, a w starszym ośrodku Uruk kwitł kult miłości. W miejscowej świątyni działały najsławniejsze prostytutki ofiarujące się pielgrzymom w imieniu bogini. Opłaty za
ich usługi były przeznaczane na utrzymanie świętego przybytku (pomysł dla dzisiejszych zakonnic).
Figuralnie przedstawia się Isztar jako nagą kobietę, wojowniczkę lub matkę z dzieckiem na ręku. Wyraźnie dostrzegalne są tu analogie z późniejszymi religiami wywodzącymi się z Bliskiego Wschodu. Wystarczy przypomnieć, że kult Isztar rozpowszechnił się w całym Cesarstwie Rzymskim, sięgając daleko na zachód. Rzymscy żołnierze czcili boginię jako patronkę, a z drugiej strony dostarczała ona radości związanej z kobietami i uprawianiem seksu. W epoce babilońskiej Isztar była naturalnym dopełnieniem dla boga Marduka, a w czasach hellenistycznych i rzymskich -szeroko czczonego Mitry. Razem stanowili parę przeciwstawnych, wzajemnie dopełniających się energii. Ich pozycją zachwiało dopiero nadejście chrześcijaństwa, które jednak wcale nie zlikwidowało koncepcji Wielkiej Matki ani dualizmu, przystosowując je tylko do własnych potrzeb. Matka Boska z Chrystusem na ręku czczona w tysiącach odmian, patronka kobiet, "hetmanka" wojsk niektórych państw i mistyczna małżonka Boga -to wyraźne echo starożytnej Isztar.
LESZEK ŻUK
W piątym i szóstym dniu Bóg powołuje do życia zwierzęta. Najpierw istoty wodne i ptactwo, potem faunę lądową. Wszelkie stworzenie zostaje poddane człowiekowi.
"I stworzył Bóg wiel- kie potwory i wszel- kie żywe, ruchliwe istoty, którymi zaroiły się wody, według ich rodzajów, nadto wszelkie ptactwo skrzydlate według rodzajów jego; i widział Bóg, że to było dobre (...). I nastał wieczór, i nastał poranek - dzień piąty" (Rdz 1,20
23). Świat zwierząt uczy nas o Bożej miłości. Skoro ma On pieczę nad tymi najmniejszymi, o ile większą pieczę ma o człowieka, który został stworzony na Jego obraz i podobieństwo: "Na-
zwierząt zmieniło się w znaczącym stopniu wskutek upadku człowieka. " Wszystkim zaś dzikim zwierzętom i wszelkiemu ptactwu niebios, i wszelkim płazom na ziemi, w których jest tchnienie życia, daję na pokarm wszystkie rośliny. I tak się stało. I spojrzał Bóg na wszystko, co uczynił, a było to bardzo dobre. I nastał wieczór, i nastał poranek - dzień szósty" (w. 30-31). Bóg otoczył stworzone przez siebie zwierzęta wielką troską. Pragnął, by się rozradzały i rozmnażały; dał im pokarm i stworzył warunki do życia i rozwoju; następnie powierzył je opiece człowieka, i, co ciekawe, nazwał je "bardzo dobrymi". Po upadku człowieka Bóg nie przeklął bezpośrednio zwierząt (z wyjątkiem węża), choć cierpią one na skutek upadku Adama. Z kolei po potopie objął je przymierzem, które zawarł z człowiekiem (Rdz 9.8
10). Doskonałe zwierzęta, tak jak stworzony później człowiek, nie miały podlegać śmierci i nawzajem się zabijać. Dlatego Bóg przeznaczył na ich pokarm wszelką
OKIEM KREACJONISTY
Zwierzęta
wet i wszystkie włosy na głowie waszej są policzone. Nie bójcie się! Więcej znaczycie niż wiele wróbli" (Łk 12. 7). W opiece Bożej nad ptakami leży zapewnienie, że On opiekuje się także nami. Opieka Boga nie polega jednak na mechanicznym spełnianiu naszych próśb czy żądań. Nie zapominając o naszych potrzebach cielesnych, Bóg dba też o naszą duchową naturę, bo przecież "nie samym chlebem żyje człowiek" (Mt 4. 4). Oferuje łaskę i błogosławieństwa: "Oczy wszystkich w Tobie mają nadzieję, a Ty im dajesz pokarm we właściwym czasie. Otwierasz rękę swoją i nasycasz do woli wszystko, co żyje" (Ps 145. 15).
"Potem rzekł Bóg: Niech wyda ziemia istotę żywą według rodzaju jej: bydło, płazy i dzikie zwierzęta według rodzajów ich. I tak się stało" (Rdz 1. 24). Powtarzające się przy tworzeniu roślin i wszelkich zwierząt wyrażenie "według rodzaju swego" wskazuje na to, że formy życia kreowane przez Boga miały reprodukować "swoje różne rodzaje". Według kreacjonistów, po dziele stworzenia rodzice nie płodzili potomstwa tylko dokładnie takiego samego jak oni. "Gatunki" mogły się różnicować, ale nie powstawały nowe rodzaje (biblijny "rodzaj" nie jest tym samym co "rodzaj" w biologii). Na przykład Bóg stworzył parę kotów, a one różnicowały się, dając lwy, tygrysy, pumy itp., wszystko jednak "w ramach swego rodzaju". Bóg jest kreatorem, także twórcą genetyki. Niektórzy bibliści uważają, że wiele
roślinę. Nie było zwierząt drapieżnych i mięsożernych. Takie pojawiły się dopiero po upadku człowieka. Zarówno wynaturzenie człowieka (już w drugim pokoleniu dochodzi przecież do bratobójstwa), jak i zwierząt, było -jak uczy Biblia -konsekwencją grzechu. Dopóki człowiek pozostawał bez grzechu i trwał w lojalności wobec Boga, była mu uległa cała przyroda jako swemu zarządcy. Kiedy jednak człowiek się zbuntował, zbuntowały się też przeciw niemu podległe mu istoty. Zwierzęta zaczęły się nawzajem zabijać, a także atakować ludzi. Kiedy po potopie Bóg zawiązał przymierze z ludźmi, sprawił, że zwierzęta zaczęły się bać człowieka (9. 2). Ustanowił też specjalne prawo, zgodnie z którym należało karać te zwierzęta, które przelały ludzką krew (9. 5-6).
Jednym ze sposobów zrozumienia charakteru przyrody przed upadkiem jest studiowanie biblijnych opisów nowej ziemi (np. Iz 35. 65). Biblia wyraźnie uczy, że śmierć była zjawiskiem niezamierzonym i niepożądanym, że jest konsekwencją grzechu (Rz 6. 23) i obejmuje całe stworzenie (Rz 8.22). Jednak śmierć została pokonana przez Chrystusa i w przyszłym świecie już jej nie będzie (Iz 11. 6-9; Ap 21. 4). Stanowi to nieprzeniknioną tajemnicę. Ten biblijny pogląd jest przeciwny współczesnemu zrozumieniu praw biologii, które mówią, że śmierć jest koniecznym elementem funkcjonowania świata.
MARTA CUBERBILLER
18
NASZA RACJA
FAKTYn
29 XI - 5 XII 2002 r.
Jeszcze Buzkowy rząd wymusił na AWS-owskim parlamencie przyjęcie cud--ustawy. Nosi ona niewinny tytuł "O transporcie drogowym".
Małpując Unię Europejską, która wszystkie dziedziny życia człowieka chce opisać, wprowadziliśmy nikomu niepotrzebne licencje oraz zezwolenia. Administracja nie wydaje owych papierków za darmo. Właściciele ciężarówek, aby otrzymać prawo do jeżdżenia jednym wozem, muszą panu urzędnikowi dostarczyć kwity, że mają na zbyciu 36 tys. zł jako zabezpieczenie. Jeżeli mają tych samochodów ciut więcej i chcą jeździć każdym, to muszą udowodnić, że mają wolne 20 tysięcy w przeliczeniu na każdy pojazd. Gdy nasz bohater upora się ze wszystkimi papierkami, czeka go kolejna niespodzianka. Buzkorząd postanowił bowiem powołać specjalną policję do pilnowania kierowców i właścicieli tirów. Zwykły glina z drogówki jest przecież za tępy, aby skutecznie sprawdzić ciężarówkę czy autokar. I utworzono Inspekcję Transportu Drogowego. Chłopcy Mańka nie zdążyli nacieszyć się nową zabawką. Po nowym, lewicowym rządzie, spodziewano się likwidacji zbędnych urzędów. Wicepremier Pol uznał jednak, że setki stołków w Inspekcji są niezbędne.
Prawdziwy inspektor obok fajnego mundurku potrzebuje kilku rzeczy. Zaliczamy do nich także - obok pałki i prawa do bicia niegrzecznych obywateli - uprawnienie do używania broni palnej.
Wszystko to znajdziemy w ustawie o transporcie. Jej autorzy zapomnieli jednak ustalić, za co
dokładnie Inspektorzy mogą karać kierowców. Po długich naradach Buz-kowi eksperci wpadli na następujący pomysł: niech minister sam sobie sporządzi wykaz tego, co zabronione i co za to grozi. Jak napisali, tak uchwalili. Zapomnieli, że konstytucja zezwala na karanie obywateli tylko na podstawie przepisów ustawy.
Dzieło, które napisali ministerialni prawnicy, zawiera 104 pozycje. Najwyższa kara to 15 tys. zł. Inspektorzy w ciągu 1 miesiąca kazali zapłacić przewoźnikom 4 mln zł kar.
Zlekceważeni przewoźnicy (min. Pol nie chciał się z nimi spotkać) w trymiga napisali wniosek do Try-
Smród po Buzku
Po wyborach jesienią 2001 r. nowy minister infrastruktury pan Marek Pol ponad pół roku zastanawiał się, co zrobić z tym fantem. Upoważniono go przecież do ewidentnego złamania konstytucji. Po wielu tygodniach narad i konferencji zgodził się na wydanie kuriozalnego rozporządzenia.
bunału Konstytucyjnego o zbadanie zgodności z konstytucją ustawy o transporcie i rozporządzenia ministra. Szanse na zwycięstwo są poważne. W precedensowym wyroku sprzed 4 lat czytamy,
fże parlament nie może dowolnie scedować f funkcji ustawodawczych na władzę wyko-Fnawczą. Nad rządem wisi więc realna groźba zwrotu wszystkich pobranych kar. Zapytani przez nas przedstawiciele zarówno Ministerstwa Infrastruktury, jak i Inspekcji Transportu odpowiadają zgodnie: będziemy się zastanawiać, gdy otrzymamy wyrok Trybunału. Ale wtedy do zwrotu będzie już nie 4 mln zł, lecz kilkanaście. Mogą dojść do tego procesy o odszkodowanie w związku z upadkiem wielu firm.
Za głupotę Buzka jeszcze długo przyjdzie nam płacić. M.P.
Ś-
Przy korycie
O WARSZAWA
Lech Kaczyński (prezydent stolicy) przeprowadza jedną z największych czystek personalnych. Powód jest jeden - trzeba znaleźć tysiące stołków dla kolegów i członków Opus Dei. Ciekawe jednak, że ekipa Kaczora - profesora prawa pracy - nikogo nie potrafi wywalić z roboty zgodnie z prawem. Prawdopodobnie mieszkańców Warszawy akcja PiSu-arów będzie kosztowała setki tysięcy złotych wypłacanych odszkodowań.
Ludzkie zwyczaje mówią, że odwołanie wręcza się w gabinecie, dziękując przy tym za dotychczasową pracę. Opusdeiści opracowali nową zasadę, zgodną z wartościami chrześcijańskimi. Otóż odwołanie wręcza się na korytarzu. Nie wolno też dziękować, bo niby za co.

Poniżająca porażka SLD w Warszawie wywołała bunt w partyjnych szeregach. Szeregowi członkowie Sojuszu domagają się dymisji partyjnych wodzów. Aby zachować władzę i wpływy, muszą znaleźć miejsce, które dostarczy dużej liczby stanowisk. Jest nim samorząd województwa mazowieckiego. Ci z sercem po lewej stronie są tak
zdeterminowani, że zawarliby koalicję nawet z Ligą Polskich Rodzin. Jednak ligusy od razu odrzuciły zaloty lewicy. Niestety z porozumienia z Samoobroną i PSL-em nic nie wyszło.

Opus Dei świętuje. Wykreowany przez Telewizję Puls Staszek Wojtera został wodzem kabaretu politycznego pod nazwą Unia Polityki Realnej. Ma on za zadanie
doprowadzić do fuzji tej popularnej wśród młodych ludzi formacji z Prawem i Sprawiedliwością. Celem operacji jest z kolei przejęcie całkowitej kontroli nad PiS-uarem przez Dzieło Boże.
O WYSZKÓW
Czego się nie robi dla stołków?! LPR zawarła koalicję z... Sojuszem Lewicy Demokratycznej. Lewicowa młodzież uznała, że jak dają stanowiska, to trzeba je brać. Gratulujemy. Kiedy Giertych zostanie posłem SLD?
Opracował M.P.

PRZEWODNICZĄCY APP RACJA

DOLNOŚLĄSKIE, Wrocław Urszula Bielska tel. 0(71)355-45-03
KUJAWSKO-POMORSKIE, Bydgoszcz Stanisław Świąder tel. 0(52)379-32-11
LUBELSKIE, Lublin Jerzy Majewski tel. 0(81)746-97-24
LUBUSKIE, Gorzów Wielkopolski Eugeniusz Mikołajczak tel. 0 (95) 737 10 58
LUBUSKIE, Zielona Góra Włodzimierz Borsuk tel. 0-603-560 293
ŁÓDZKIE, Łódź Elżbieta Szmigielska tel. 0-503-162 608
MAŁOPOLSKIE, Kraków Kazimierz Wyspiański tel. 0(12)658-80-75
MAZOWIECKIE, Warszawa Piotr Musiał tel. 0-603-788 813
OPOLSKIE, Opole Stanisław Pokrywka tel. 0-692-481 004
PODLASKIE, Białystok Mikołaj Bołtruczuk tel. 0-693-309 949
POMORSKIE, Gdańsk Andrzej Kotłowski tel. 0-601-258 016
ŚLĄSKIE, Bytom Julian Marcichów tel. 0-609-091 051
ŚWIĘTOKRZYSKIE, Kielce Joanna Kowalik tel. 0-606-166 964
WARMIŃSKO-MAZURSKIE, Olsztyn Bronisław Oleksiewicz tel. 0 (89) 543-26-33
WIELKOPOLSKIE, Poznań Stanisław Maćkowiak tel. 0-609-222 900
ZACHODNIOPOMORSKIE, Szczecin Zbigniew Ciechanowicz tel. 0-600-368 666
OGŁOSZENIA PARTYJNE
Centrala APP RACJA, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź tel. 0 (pfx) 42/630-73-25, e-mail:racja@faktyimity.pl
Sympatyków Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA chcących wspomóc finansowo jej działania prosimy o wpłaty na konto: APP RACJA, ING BANK ŚLĄSKI Oddział w Łodzi, 10501461-2266001722.
Spotkania:
Płock -30 XI godz. 12, ul. Kościuszki 26, budynek ZNP. Kontakt: 0-600 110 392. Chełm -30 XI godz. 14, ul. Wojsławicka 4/7 (bar "Bistro") - spotkanie wyborcze do władz statutowych miasta, tel. 501 711 386. Konin -30 XI godz. 16, pl. Niepodległości 1, Koniński Dom Kultury, sala nr 4. Zapraszamy również sympatyków z powiatów: słupeckiego, kolskiego i tureckiego. Proszę dostarczyć zdjęcia do legitymacji. Kontakt: Zbigniew Górski, tel. 0-601 735 455. Legnica -1 XII, godz. 15, Szkoła Podstawowa nr 4, ul. Piastowskiej 3 -zjazd powiatowy -zapraszamy wszystkich człon-ków APPR. Alfred Giebień, tel. 0 (pfx) 76/862 08 63.
Stargard Szczeciński -1 XII, godz. 16, pub "Yes", ul. Wieniawskiego -wybory do władz powiatowych, kontakt: 0-600 368 666. Świnoujście -1 XII godz. 16, ul. Matejki 43, świetlica Domu Kultury "Słowianin" -wybory władz miejskich, przyjmowanie deklaracji członkowskich, tel. 604 797 181. Katowice Szopienice -2 XII godz. 17, bar "Szamanka", ul. Bohaterów Westerplatte -zebranie wyborcze.
Siemianowice Śląskie - 2 XII godz. 17, ul. Wierzbowa 1, os. Tuwima, świetlica "Pod Jarzębinką" -zebranie założycielskie. Informacje: 0-501 797 260. Chorzów -3 XII godz. 18, ul. Księcia Władysława Opolskiego 3, bar "Irys" -spotkanie członków i sympatyków APPR, tel. 0-600 299 101.
Gryf ino -4 XII godz. 18, ul. Chrobrego, klub "Odys" -spotkanie członków i sympatyków APPR r
Ząbkowice Śląskie - 5 XII godz. 17, "Grot", ratusz -zjazd powiatowy. Zapraszam wszystkich członków Partii - Marian Gawęda, tel. 0-600 552 449 Andrychów -6 XII godz. 16, klub "Zodiak", ul. Krakowska -zebranie członków i sympatyków z powiatu wadowickiego. Opole -6 XII godz. 19, ul. Domańskiego 21, lokal Stanisława Bukowskiego. Kontakt: Stanisław Pokrywka, tel. 0-692 481 004, Stanisław Bukowski, tel. 0 (pfx) 77/457 49 04.
Nowy Sącz -7 XII godz. 15, restauracja "Ratuszowa" -zebranie członków i sympatyków APPR z powiatów nowosądeckiego, limanowskiego, gorlickiego. Sosnowiec Milowice -7 XII godz. 15, "Dom Działkowca", ul. Okólna -zebranie wyborcze.
Jelenia Góra -7 XII godz. 16, ul. Długa 1, Biuro Wystaw Artystycznych - wybory władz powiatowych. Kontakt: Andrzej Szejnoch, tel. 0-601 096 663 Wałcz -7 XII godz. 17, ul. Dworcowa 14, kantyna wojskowa przy hotelu WAM -wybory władz powiatowych z udziałem przewodniczącego województwa. Kontakt: tel.0(pfx)..../250 27 10wew. 60. Zabrze -8 XII godz. 15, pub "Galeria", skrzyżowanie ulic 3 Maja i Szczęść Boże -zebranie wyborcze.
Czeladź -8 XII godz. 16, świetlica osiedlowa "Omega", ul. 35-lecia -zebranie wyborcze powiatu będzińskiego. Olkusz -8 XII godz. 16, restauracja "Etcetera" -zebranie powiatu olkuskiego.
Kontakty:
DOLNOŚLĄSKIE
W każdy drugi i ostatni czwartek miesiąca w godz. 18-20 pełnię dyżur w "Grocie" -ratusz. Marian Gawęda -Ząbkowice Śląskie, tel. 0-600 552 449.
KOORDYNATORZY ZWOJ. KUJAWSKO-POMORSKIEGO
Bydgoszcz -Stanisław Kantarowski, 0-606
358 817
Grudziądz-Teresa Nowaczyk, 0-605 924182
Inowrocław - Jacek Łyczkowski, 0-602
379 272
Nowe -Danuta Łączna, 0-604 329 653
Świecie - Sylwester Salwierz, 0 (pfx)
52/331 43 59
Toruń -Krzysztof Ligór, 0-691 296 155
Toruń (powiat) -Stanisław Gęsicki, 0 (pfx)
56/651 93 58
Włocławek -Ryszard Kwiatkowski, 0-606
956 094
Białe Błota -Edward Poraziński, 0-603 703 904
LUBUSKIE
W związku z dokonanymi wyborami władz okręgu gorzowskiego APPR tracą ważność z dniem 16.11.2002 r. wszystkie pełnomocnictwa wystawione przez pana Andrzeja Kudzię -Sekretarz Zarządu Oddziału Okręgowego APPR w Gorzowie, Eugeniusz Mikołajczak.

Zarząd Oddziału Miejskiego Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA w Nowej Soli poszukuje nieodpłatnie biura na siedzibę z adresem. Kontakt: Sekretarz Zarządu Oddziału Miejskiego Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA, Waldemar Zboralski, tel. Nowa Sól, 3871920 lub 0-606 744 681, adres pocztowy: Waldemar Zboralski, skr. poczt. 14, 67-101 Nowa Sól 3. Każdą pomoc przyjmiemy z ogromną wdzięcznością.
ŁÓDZKIE
Biuro Zarządu Powiatowego APPR w Skierniewicach mieści się w budynku dworcowym, I p. pokój 109, czynne jest we wtorki i czwartki w godz. 11-17. Kontakt: Elżbieta Szmigielska, tel. 0-503 162 608.

Zwracam się do sympatyków APPR z powiatów województwa łódzkiego o zgłaszanie się do przedstawiciela wojewódzkiego w celu zakładania komitetów powiatowych
- Elżbieta Szmigielska, tel. 0-503 162 608.

Kontakty dla mieszkańców Łodzi: przewodniczący Zarządu Miejskiego Marek Kluza, tel. 0-601 689 420; wiceprzewodniczący Zarządu Miejskiego Jarosław Kołodziej, tel. 0-609 526 815; Łódź Górna - Roman Grabka, tel. 0-604 544 142; Łódź Bałuty
- Dariusz Kubacki, tel. 0-604 268 027; Łódź Widzew - Karol Jerzewski, tel. 0 (pfx) 42/673 11 22.
PODKARPACKIE
Koordynatorzy województwa podkarpackiego proszą o kontakt: Rzeszów 0 (pfx) 17/85-72-721,0-502 784 924, Sanok 0 (pfx) 13/46 49 564.
PODLASKIE
Z dniem 25 XI rozpoczęła działalność w nowym lokalu APP RACJA województwa podlaskiego: Białystok, ul. Zwycięstwa 8 (biurowiec Madro, I p., pokój 105), tel. 0 (pfx) 85/651 26 52, 0-693 309 949. Dyżury: wtorek, środa, czwartek w godz. 16-19. Prosimy o przynoszenie zdjęć i wypełnianie deklaracji.
POMORSKIE
Osoby, które złożyły deklaracje poparcia dla APPR proszone są o kontakt z przewodniczącym M. Psykiem, tel. 0-606 339 124, lub sekretarzem T. Lochowskim, tel. 0-604 628 604.
ŚLĄSKIE
Pomagam w zakładaniu struktur partyjnych APP RACJA na terenie województwa -pełnomocnik wojewódzki Julian Marcichów, tel. 0-609 091 051.
WIELKOPOLSKIE
Chętnych do wstąpienia do APPR proszę o kontakt - Eugeniusz Skoczylas, tel. 0 (pfx) 95/751 87 74.

Pełnomocnik wojewódzki prosi o kontakt wszystkich sympatyków zainteresowanych wstąpieniem do struktur APPR
- Stanisław Maćkowiak, tel. 0-609 222 900.
ZARZĄD KRAJOWY przypomina, że jedynymi pełnomocnikami Zarządu Krajowego APP RACJA w terenie są osoby, które z dniem 29.08.2002 r. otrzymały imienne pełnomocnictwa powodujące jednoosobową odpowiedzialność za całokształt działalności na terenie poszczególnych województw. Dotyczy to akceptacji deklaracji członkowskich, wydawania legitymacji oraz zawiązywania powiatowych, gminnych i dzielnicowych struktur APPR.
Nr 48 (143
29 XI - 5 XII 2002 r.
LISTY OD CZYTELNIKÓW
19
LISTY
Sfałszowane wybory
Moim zdaniem, wybory samorządowe do sejmików wojewódzkich zostały sfałszowane!!! Mieszkam w województwie śląskim i w wyborach na wójtów i do rad gmin ilość głosów nieważnych wynosiła jakieś 3-5 proc., natomiast w wyborach do sejmików aż 12 proc.! Z czysto statystycznego punktu widzenia jest to niemożliwe, no chyba że mamy społeczeństwo imbecyli, którzy potrafią zagłosować na komitet gminny, ale na partie już nie. Tą sprawą powinien zająć się prokurator i zbadać, na czym polegała nieważność owych głosów, a jeśli skreślano po 2 partie, to które? Krzysiek
Jestem dziadkiem
Dlatego zwracam się z apelem do wszystkich dziadków, tych starych, pamiętających dobrze minioną epokę, ponieważ sami ją tworzyli, tych młodszych, mających jeszcze w pamięci obietnice Pana z obrazkiem w klapie, i wszystkich dziadków, których jest najwięcej. To my wszyscy -kochający swoje wnuki -"nie pozwólmy Panom w czarnych sukienkach znęcać się nad nimi, ukróćmy pe-dofilskie zakusy, żądajmy wszyscy zgodnym chórem od władz państwowych i kościelnych ujawniania i stawiania przed sądem winnych tych ohydnych praktyk. Żądajmy ukrócenia przez MEN przypadków znęcania się nad naszymi wnukami siostrom zakonnym i cywilnym nawiedzonym katechetom". Drodzy Dziadkowie, wzywam WAS do Apelu!
Dziadziu
Pawłowicz i "FiM"
21.11.2002 r. Teleexpress TVP 1 podał, że zatrzymany został ksiądz Wincenty "P." podejrzewany o seksualne molestowanie nieletnich. Chodzi tutaj o sławnego już księdza Pawłowicza, który ostatnio turystycznie gościł na Ukrainie... Gdyby nie ustalenia "FiM" odnośnie do miejsc jego pobytu, wielebny byłby bezkarny dalej. Można odnieść wrażenie, że tak naprawdę nikt go nie poszukiwał i nikomu nie zależało, aby go znaleźć; chciano, aby sprawa się wyciszyła i umarła tzw. śmiercią naturalną. Poraża obłuda szefów zatrzymanego księdza. Jak zwykle nic nie
wiedzą, bezwstydnie odmawiają komentarzy. Można odnieść wrażenie, że zboczenia seksualne w tym towarzystwie to tak normalne rzeczy, że nie warto sobie tym głowy zawracać. Nikomu też nie chce przejść przez gardło, że tego faceta wytropiły i do właściwego końca doprowadziły wyłącznie "Fakty i Mity". Warto tu przytoczyć słowa abp. Życińskiego (z września 2000): "(...) Istnieje szeroka rzesza rodaków, która uznała błoto za swoje środowisko naturalne i realizację swoich życiowych marzeń znajduje w tekstach na poziomie rynsztoka (...)" i zastanowić się, kto faktycznie siedzi w błocie po samą szyję -rodacy, czy raczej Ci, którzy się tego bło-
Skutecznie wpłynął na policję i prokuraturę, by zaniechała dochodzenia w sprawie przestępstwa, a także zmusił rodziców skrzywdzonych dzieci do wycofania oskarżeń. Wszystko to podpada pod kodeks karny. Nasuwa mi się retoryczne pytanie: co uczyniłaby prokuratura, gdybym ja ukrywał przestępcę? Zbigniew Grabowski Warszawa
Pomieszanie
Jednym z warunków uzyskania zbawienia jest wypełnienie nakazu Mesjasza: "miłujcie nieprzyjaciół swoich". "Fakty i Mity" udowodniły, że największym wrogiem
ta tak mocno wypierają. Chciałbym jeszcze dodać, że do dzisiaj zawsze polemizowałem z ludźmi, którzy twierdzili, że telewizja kłamie, manipuluje faktami. Od dzisiaj już tego nie będę robił. Maat (e-mail do wiad. red.)
Pociągnąć biskupa
Nawiązując do intensywnych starań dziennikarzy "Faktów i Mitów" (nr 27, 37, 45 br.) o aresztowanie pedofila -twórcy filmów porno, ks. W. Pawłowicza, wyrażam zdziwienie, że policja i prokuratura nie potrafiły nadążyć za dziennikarzami i goniony przez "FiM" pedofil zdążył uciec na Ukrainę. Jestem bardzo zaskoczony brakiem zainteresowania stróżów prawa współodpowiedzialnością biskupa Orszulika za tę zbrodnię na dzieciach. Biskup powinien być oskarżony, gdyż przez bardzo długi okres ukrywał zbrodniarza. Otoczył go troskliwa opieką, umożliwił popełnianie dalszych przestępstw. Kłamał, twierdząc, że nie zna miejsca pobytu przestępcy.
człowieka poszukującego Boga i bezpośredniego z Nim kontaktu jest odstępcza hierarchia rzymskokatolicka. Hierarchia egzystująca w tak jaskrawej sprzeczności z duchem Ewangelii, że trzeba być ślepym, by tego faktu nie zauważyć, jest tym prawdziwym "wrogiem", którego należy się wystrzegać, jak kazał nam Mistrz z Nazaretu: "strzeżcie się, albowiem w dniach ostatnich...". Tymczasem ów czarny margines jest fanatycznie uwielbiany przez miliony ciemiężonych owieczek. Tym samym, paradoksalnie, wypełniają one nakaz "miłowania nieprzyjaciół swoich" akurat tych, o których napisano, iż "są wilkami w owczych skórach. Tymczasem prawdziwi przyjaciele, jak choćby "FiM" mówiące i piszące całą prawdę o kościelnej grabieży, broniące dzieci polskie przed pedofilami w sutannach -są postrzegane jako najwięksi wrogowie! Więc jako tacy -choć zasługują przecież na "ewangeliczną miłość" -spotykają się z zoologiczną wręcz nienawiścią! Prawdziwi przyjaciele są otaczani ostracyzmem, anatemą, zaś fałszywi przyjaciele,
a faktyczni wrogowie - chodzą w glorii i aurze umiłowania.
Leon Bod-Bielski
Wybryki RM
22 listopada br. -w ramach indoktrynacji religijno-politycznej -naczelny publicysta RM dr (dwojga imion) Andrzej Leszek Szcze-śniak rozpoczął swoją homilię z cyklu "Spróbuj pomyśleć" cytatem z "Naszego Dziennika". Okazuje się, że w swej religijno-maniakalno--depresyjnej psychozie wobec problemów aborcji (wszędzie węszą aborcję i wszystko im się z aborcją kojarzy) nie odróżnił tego pojęcia od abolicji. Czytając fragment wspomnianej gazety, podał: "Trybunał Konstytucyjny uznał, że tak zwana ustawa aborcyjna jest niezgodna z ustawą zasadniczą. Orzeczenie ma charakter ostateczny, co oznacza, iż ustawa nie wejdzie w życie". Później pomylił Trybunał Konstytucyjny z Sądem Najwyższym, a wśród uwłaszczonej złodziejskiej nomenklatury wymienił panów Gudzowatego i Niemczyc-kiego obok Gąsiorowskiego i Bag-sika, a Millera powiązał z tak zwaną aferą rublową. Wydaje mi się, że gdzieś chyba są prawne granice wolności w głoszeniu tak zwanych "prawd" i tego rodzaju wybryki winien zbadać prokurator. Michał Smyczek
Wstręt do białego
Najdrożsi! Mam wielką prośbę, jeśli chodzi o antyklerykalne podkoszulki: czy jest możliwe w przyszłości, aby pojawiły się także w kolorze czerni albo przynajmniej ciemne? Mam wstręt do koloru białego, bo byłem kiedyś ministrantem i mam głęboki uraz psychiczny z tego okresu.
Baziu (e-mail do wiad. red.)
Po nowemu
Przed 1990 rokiem, w niedzielne poranki z przyjemnością słuchałem audycji radiowych przeznaczonych dla żołnierzy i ich najbliższych. Była w nich rozrywka, ale także wątki wychowawcze, szczególnie gdy mówił "stary wiarus". Obecnie wiele się zmieniło. Audycje są nudne, a poruszane problemy interesować mogą wyższych oficerów, kierownictwo Sztabu Generalnego i MON. Każda audycja kończy się pogadanką duchowego (i nie tylko) zwierzchnika wojska, generała-biskupa Sławoja Głódzia "nie tylko z ambony". W ciągu
kilkunastu minut biskup opowiada głupstwa, wymyślone historie np. o bohaterskich czynach przedwojennych kapelanów i świętych, nakazuje modlitwy. Żołnierz każdą wolną chwilę ma przeznaczać na odmawianie różańca, bo rok 2003 będzie, zgodnie z decyzją papieża, "Rokiem Różańca" (?!)
B. Jakubowski Piotrków Tryb.
Poczet sprzedawczyków RP
13 lat mamy niby wolną Polskę... I co? I nic! Bóg mi świadkiem, że w 1989 r. miała się zacząć w Polsce demokracja itd. Miałem 20 lat i otwartą drogę na Zachód, ale powiedziałem sobie: po co? Teraz może być już tylko lepiej! Komuna padła, mamy wolność, możemy się tylko bogacić! Zostałem. W najczarniejszych snach chyba nikt nie przypuszczał, że dojdzie do tego, co mamy teraz! 150 lat zaborów, 2 wojny światowe, 50 lat komunizmu -nie zrobiły tego, co te chamy przez 13 lat! Przecież za zaborów rozkwitały największe polskie firmy, takie jak "Cegielski". Niemiec je uszanował, Stalin nie był w stanie zniszczyć, Breżniew i cała reszta też nie dali rady, a po 1989 r. tzw. wyzwoliciele narodu, ekonomiści, politycy od siedmiu boleści i inne oszołomy czarnej maści... Biały papa z Watykanu prowadzi nas do Unii! Po co? Ano tylko po to, żeby sprzedać to, co nam zostało, czyli ziemię! Matejko namalował kiedyś poczet królów polskich, a teraz ktoś powinien namalować poczet sprzedawczyków i chamów polskich. Dariusz G.
Widziałeś coś ciekawego, słyszałeś o czymś, o czym nikt inny nie słyszał? Wyślij SMS pod numer naszej gorącej linii: +48 691 051 702.
Usługi pogrzebowe pastorów protestanckich
tel. (0-34) 35-33-061
BEZPŁATNIE
Świecki mistrz ceremonii pogrzebowej
tel. 0-601-942-662
Cena: 200 zł brutto + koszty dojazdu.
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Henryk Rozenkranc -tel. (0-42) 637-10-27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski -tel. (0-42) 630-72-33; Dział historyczno-religijny: Adam Cioch -tel. (0-42) 639-85-41; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Marcin Bobrowicz; Dział
promocji i reklamy: tel. (0-42) 630-73-27; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-70-66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail: faktyimity@faktyimity.pl; Wydawca: "BŁAJA News" Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze -do 25 lutego na drugi kwartał 2003 r. Cena prenumeraty -28,60 zł za jeden kwartał; b) RUCH S A -do 5 grudnia na pierwszy kwartał 2003 r. Cena prenumeraty -28,60 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16, 532-88-19, 532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-/kwartał; 227,-/pół roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-/kwartał; 255,-/pół roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-/kwartał 313,-/pół roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hubsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York -European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago -J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell Intern ational c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga -Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia "Pegaz" -Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 15 grudnia na pierwszy kwartał 2003 r. Cena 28,60 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p-ele@faktyimity.pl. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl
20
JAJA JAK BIRETY
Nr 48 (143)
29 XI - 5 XII 2002 r.
W oparach absurdu
Muzeum
S romów
c
PORODOWE
dla dla
Poszukujemy osób be/
prosimy o pilny kontakt lei: 0 602 302
957
ytt-a>'?
IL1
'ŚŚŚ ..' ŚŚ..
Ś '
t1- -i- Ś Ł>. Ś,...- .
Jezus i Mojżesz poszli pograć w golfa. Stanęli na polu. Jezus ustawił piłeczkę, pacnął i piłeczka poleciała na środek jeziora. Unosiła się na wodzie. Jezus, niewiele myśląc, podszedł po wodzie do piłeczki, uderzył i ta wpadła do dołka. W tym momencie do grających podszedł staruszek i zapytał, czy może się dołączyć.
- Jasne - odpowiedzieli zgodnie. - Twoja kolej będzie po Mojżeszu.
- OK - zgodził się starzec.
Po paru godzinach rozmyślań wpadł na pomysł: kandydatom przywiązano dzwoneczek do członka. Na salę wpuszczono piękną i seksowną kobietę. Dzyń-dzyń-dzyń - odezwał się dźwięk dzwoneczków. "Właściciele" tych dzwoneczków odpadli z konkursu, pozostało 80 kandydatów. Następnie wpuszczono tę samą kobietę tylko w bieliźnie. Dzyń-dzyń-dzyń - odpadło 60 kandydatów. Następnie wpuszczono tę kobietę całkiem nago
Czarny humor
Mojżesz ustawił piłeczkę, uderzył, piłka poleciała na środek jeziora i zatonęła. Mojżesz uderzył laską, wody jeziora się rozstąpiły, a on podszedł do piłeczki, uderzył ją i ta wpadła do dołka. Nadeszła kolej staruszka. Ustawił, uderzył. Piłka poleciała na środek jeziora i zaczęła tonąć. Przepływająca ryba złapała ją w pyszczek i odpłynęła. Zobaczył to z góry rybo-łów, zanurkował, złapał rybę w szpony i pofrunął. Gdy ptak przelatywał nad dołkiem, ryba wypuściła z pyszczka piłeczkę wprost do dołka. Mojżesz popatrzył na Jezusa i powiedział:
- Z twoim ojcem to się nie da grać!
0
Parafia ogłosiła konkurs na wikarego. Zgłosiło się stu kandydatów. Proboszcz zdziwiony tak wielką liczbą kandydatów, nie wiedział, co zrobić, żeby wybrać tego jednego...
- dzyń-dzyń-dzyń - odpadli wszyscy oprócz jednego kandydata. Proboszcz podszedł do niego:
- Gratuluję, zostałeś, młodzieńcze, wikarym w naszej parafii. Będziesz spał w jednym pokoju z księdzem Mateuszem.
- Dzyń-dzyń-dzyń.
Przychodzi baca do spowiedzi:
- Proszę księdza, zgrzeszyłem...
- Jak synu?
- Szedłem sobie przez łąki i widzę piękną damę. Podkradłem się, przewróciłem ją, no i długo kopulo-waliśmy.
- To wielki grzech synu.
- To jeszcze nic, na to wszystko patrzyli jej rodzice, bracia, siostry, ciotki, wujowie i sąsiedzi.
- Jak to? I nic nie powiedzieli?
- pyta ksiądz.
- Powiedzieli: beeeeeeeeee...
Radio Maryja, co miesiąc w samym tylko USA, kasuje 600 tys. $ z tytułu abonamentu
dzyka walizki dolarów
INDEKS 356441 ISSN 1509-460X
FAKTY
i mi
http://www.faktyimity.pl
TYGODNIK NIEKLERYKALNY
Nr 49 (144) 6-12 grudnia 2002 r. Cena 2,20 zł (w tym 7% VAT)

(""T?* ^r-n \

r
-
*
i-n i

rz
*
i:
Czerwiec '56, Grudzień '70, Sierpień '80... Ech, ta periodyczność tragizmu w polskich dziejach. A teraz co? Jakiś styczeń, jaki ś luty 2003? Czy znów zdesperowana "ulica" zostanie określona mianem chuliganów i warchołów? Może jakiś decydent skorzysta ze znanej frazeol ogii i o głodnych pielęgniarkach oraz bezrobotnych górnikach będzie grzmiał jako o "elementach antykapitalistycznych". Kolejne rządy nie zdają do następnej klasy życia. Nie zdają z historii.
SStr.3,8
Szmaciany interes
Wzruszony dolą biednych, Kowalski przekazuje Caritasowi swoje zupełnie jeszcze przyzwoite palto.
Kilka dni później to samo palto odnajduje na wieszaku w komercyjnym "szmateksie". Jak rozumieć tę dziwną wędrówkę ubrania? Nie wiecie? No to sobie poczytajcie!
Chorwacja - katolicka rasa panów
Zbrodnie katolickich ustaszów w Chorwacji należały do najbardziej przerażających w historii II wojny światowej. Wyłu-pywanie oczu Serbom, obcinanie piersi ich żonom i obdzieranie żywcem ze skóry - to były ich stałe rozrywki. Chorwaci, pod nadzorem i z wyraźnym poparciem Kościoła papieskiego, zabili 700 tys. prawosławnych. Kto chciał żyć, musiał zostać katolikiem. Wstrząśnięci rozmiarami ludobójstwa byli nawet... hitlerowscy oprawcy. Tylko w obozach w Jasenovacu (na zdjęciu) i Stara Gradiska zabito aż 8000 dzieci.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
FAKTYn
FAKTY
POLSKA Sprawa Radia Maryja dziwnie się rozwija. Po dziesięciu latach obudziła się Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji i zleciła miesięczny monitoring audycji Rydzyjka. Jedni biskupi nazywają film "Imperium ojca Rydzyka" prowokacją, inni domagają się wyjaśnienia spraw rozgłośni. Glemp zarządził, że wszystkie media katolickie mają od przyszłego roku podlegać stowarzyszeniu Signis. W ten sposób staną się organami KC Konferencji Episkopatu.
Z drużyny Leppera odszedł Wojciech Mojzesowicz, jedna z trzech prawych rąk wodza. Klub Samoobrony stopniał już do 44 posłów z 53 na początku. Uchodźcy niezadowoleni z dyktatorskich zapędów Leppera chcą założyć nowy klub poselski - Blok Ludowo-Narodowy. Oby Lepper przed Hojarską nie ostał się jeno z Dzidą...
Minister ds. europejskich Danuta Huebner ma nadzieję, że formuła invocatio Dei wzorowana na polskiej konstytucji ma spore szanse na znalezienie się w unijnej ustawie zasadniczej, mimo iż większość państw UE nie chce żadnych odniesień do religii. Polski rząd - z braku innych zajęć - zajmie w tej sprawie stanowisko w styczniu. Co nas obchodzi większość, liczy się "mała trzódka" - SLD!
Posłowie Prawa i Sprawiedliwości korzystali z telefonów komórkowych opłacanych przez katolicką, tj. narodową, Telewizję Puls. Jeżeli zważyć, że ojcem chrzestnym Pulsa i prominentną figurą PiS-u jest W. Walendziak, to związki między tymi firmami są oczywiste. W obydwu roi się od opusdeistów. Problem w tym, że zapłaciliśmy wszyscy.
Ponad milion osób mieszkających w prywatnych kamienicach czynszowych czeka prezent świąteczny w postaci podwyżek czynszu. Prezent dał im Trybunał Konstytucyjny, który sprzeciwił się ustawowym ograniczeniom czynszu. Około 150 tys. lokatorów nie będzie w stanie płacić podwyższonych stawek. Na szczęście do wiosny nie ma eksmisji, a na wiosnę... ruszy Świątynia Opatrzności!
WARSZAWA Wobec braku sukcesów wyborczych Unia Polityki Realnej próbuje wykreować się na męczennika. Po podpaleniu warszawskiej siedziby przez nieznanych sprawców - nowy prezes UPR Stanisław Wojtera oskarżył o ten akt SLD. Jak dowodzi, wina lewicy wynika z... uwarunkowań historycznych, bo SLD jest spadkobierczynią PZPR. Korwin-Mikke był przynajmniej zabawny.
ŁÓDŹ Aresztowano Jana J., byłego dyrektora PKP w latach 1996-1999, i cztery inne osoby pod zarzutem wyłudzenia od kolei co najmniej 30 mln złotych za pomocą spółek, które przejmowały część dochodów, m.in. z przewozów węgla. Nic dziwnego, że PKP zupełnie się wykoleiły.
TARNÓW Prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie nielegalnego finansowania kampanii prezydenckiej Krzaklewskiego przez PKN Orlen. Zaniechano też dochodzenia w sprawie podejrzanych wpłat na konto jego kampanii.
Jak wy nam kuku nie zrobicie, to i my wam, po następnych wyborach...
RZESZÓW Prawicowi parlamentarzyści, politycy i ksiądz złożyli poręczenia za pięć osób aresztowanych w aferze paliwowej. Zarzuca się im założenie grupy przestępczej i działanie na szkodę jednej z firm. Pobożni poręczyciele twierdzą, że ich działanie jest motywowane dobrem pracowników firm prowadzonych przez aresztowanych. Praworządność albo walka z bezrobociem?
WATYKAN W czasie gdy polska publiczna telewizja "oczerniała" Radio Maryja - papież pozdrowił słuchaczy Rydzykowej rozgłośni. Gest JPII komentuje się jako poparcie dla Rydzyka albo jako próbę rozróżnienia pomiędzy słuchaczami, którzy są oddanymi wiernymi, a władzami rozgłośni. I o tę rozbieżność interpretacji właśnie chodziło.
Papież zwrócił się do wiernych z zachętą do studiowania islamu, buddyzmu i hinduizmu. Jak twierdzi, "w dzisiejszym, podzielonym świecie obowiązkiem chrześcijan jest być ludźmi dialogu". Dialog dialogiem, ale prawda i tak jest po naszej stronie.
Papież pisze książkę! Oto kolejny dowód na to, że JPII jest zdrowy i sprawny. Tym razem nie będzie to encyklika, ale dzieło literackie przepełnione mistyką. Nie wiadomo, czy Papa odda dzieło do druku. Jak znamy Wojtyłę, będą to żywoty świętych... wirtualnych.
LITWA Prezydenci Polski i Litwy wraz z małżonkami wzięli udział we mszy przed cudownym obrazem w Ostrej Bramie. Eucharystia sprawowana była m.in. w intencji Kwaśniewskich, którzy w tym dniu obchodzili 23 rocznicę ślubu. Kwaśniewski jest już prezydentem przynajmniej większości Polaków.
WŁOCHY Parafianie z Sant Angelo a Scala w Kampanii podnieśli bunt przeciwko odwołaniu ich proboszcza, księdza Vitaliano, duszpasterza antyglobalistów. Wierni wraz z miejscowymi policjantami (!) zorganizowali demonstrację i zamurowali wejście do kościoła. Proboszcza odwołano, gdyż popierał prawa homoseksualistów, koncelebrował nabożeństwa z protestantami i miał kontakty ze skrajną lewicą. Dymisję przeprowadzono pod naciskiem zaprzyjaźnionego z Watykanem Berlusconiego. Z ziemi włoskiej do Polski... mysz się nie przeciśnie!
TURCJA Premier katolickiego Luksemburga zapewnił Turków, że "Unia Europejska nie jest wyłącznie własnością narodów chrześcijańskich". Tym samym dał odpór prawicowym duchownym i politykom, którzy nie chcą widzieć miuzułmańskiej Turcji w UE. Znowu, cholera, sami mamy być przedmurzem?
MONAKO Propozycja zorganizowania EXPO 2010 we Wrocławiu przegrała z ofertą Szanghaju w Chinach Ludowych. Skończyło się na kilkunastu milionach kosztów przygotowań do przedsięwzięcia... ...W którego powodzenie nikt przytomny nie wierzył.
- 12 XII 2002 r.
KOMENTARZ NACZELNEGO
Imperium kontratakuje, czyli
Rydzyk na prezydenta!
Ktoś mi ostatnio podpowiedział świetny sposób na pozbycie się kretów. Otóż trzeba tylko połapać szkodniki i posmarować im ogonki odpowiednią maścią. Po paru dniach krety są już martwe...
Niech mnie kule biją, \eż\ nie tak właśnie zabrano się za ojca Tadeusza, grzyba pasożyta na "biednej Polsce", jak on sam zwykł się wyrażać o swojej żywicielce. Po całej zadymie medialnej - w czasie której "odkryto" i "ujawniono" całą masę nadużyć wokół Radia Maryja, spisywanych skrzętnie przez kilka lat, m.in. z "Faktów i Mitów" - pozostał jeden przegrany... media. Niewielu już w tej chwili pamięta, co Rydzyk przemycał z Niemiec, ilu setek formalności nie dopełnił podczas transakcji, do których nie był zresztą uprawniony, co wyłudził lub ukradł. Nie dowiemy się też nigdy, ile podatku nie zapłacił, bo episkopat nie dopuści do precedensu, aby opodatkować cokolwiek, co ma w nazwie: Woj-tyła, Bóg, arka, Józef, Maryja, alleluja itd. Zatem cel postawiony przed podjęciem nagonki - nie został osiągnięty. Próbowano uświadomić jakiejś grupie myślących ludzi, kim jest Tadeusz Rydzyk, ale ci w większości i tak czytają "FiM", więc niczego nowego się nie dowiedzieli. Większości Pola-ków-katolików na długo jednak zostanie w pamięci, że "bezbronny" kapłan został zaatakowany. Przeciwko jednemu człowiekowi wytoczono najcięższe działa. Szpiegowano, knuto i podsłuchiwano go przez pięć długich lat, jak jakieś zwierzę, złoczyńcę, kryminalistę, a on bi-dula dzieło boże rozkrze-wiał. Że coś przy tym skubnął, coś zataił, pominął, zapewne przez niedopatrzenie - to na chwałę bożą i z Maryją na ustach czynił! Czy w ogóle można osądzać, i to publicznie, człowieka odmawiającego różaniec, koronki, brewiarze i setki innych nabożeństw? Zaliż jest choć jeden, który by tak pobożnie, po katolicku postępował, nieprawość przy tym czyniąc? Bezprzykładnym atakiem na Kościół będzie wskazanie biskupów i księży, którzy szmuglują samochody, wystawiają lewe kwity darczyńcom, nie płacą podatków etc., etc., tyle że każdy na mniejszą skalę...
Trzeba ojcu grzybowi pasożytowi oddać, że mówi od początku i konsekwentnie, iż z żadną władzą mu nie po drodze, że to wszystko postkomuna, żydostwo, masoń-stwo, i jedno wielkie złodziejstwo. Okraść złodzieja, na duszę ojczyzny czyhającego, to nie grzech, ale zasługa u Boga i łaska u Niepokalanej. Zgodnie z filozofią - już nie tylko rydzykową, lecz wprost episkopatową - wszystkie grzechy, jakie popełnił ojciec dyrektor, są mu odpuszczone, a to dlatego, że jest czcicielem Królowej Polski. Taki Glemp na razie tylko dużo mówi o Świątyni Opatrzności i ledwo łopatą ruszył. A Rydzyk? On "Zawsze Dziewicy" Radio załatwił jak się patrzy, do tego 5 milionów słuchaczy i majątku od jasnej cholery. Telewizję Maryja chce założyć, helikopter Niepokalanej kupić. Czy takich ludzi należy w Katolandzie piętnować, a może nawet sądzić? Czcicieli Maryi?! Co to, to nie.
Biuro polityczne episkopatu udzieliło zgody na emisję "Imperium Ojca Rydzyka", a prawdopodobnie było nawet inicjatorem tego filmu oraz publikacji w "Wyborczej" i "Rzepie" - tylko po to, aby skłonić Ojca Imperatora do dobrowolnego odejścia. Cała reszta stada zawsze ładnie wypada, gdy po dupie dostaje tylko jedna czarna owca. Dobre imię Kościoła zatem nic a nic nie ucierpiało; wręcz przeciwnie. Jeśli jednak Rydzyk wytrzyma presję krytyki i prokuratury, a on zwykł karmić się presją, może być ciekawie. Imperium może przejść do kontrataku.
Tak czy inaczej, Rydzyk już wygrał. Przegrała zaś najwięcej "Rzeczpospolita" norweska, ratująca się kradzionymi
tematami przed totalnym spadkiem sprzedaży (patrz: Paetz, paliwa, "Imperium..."). To właśnie ona, będąc prawicowym brukowcem, czytana jest po części przez Rydzykowy aktyw, pardon... była czytana. Ilu czytelników spośród 5 milionów słuchaczy RM straci gazetowa sroka - nie wiadomo, ale może to doprowadzić do jej całkowitego upadku. Kradzione nie tuczy. Straci również telewizja publiczna i to bardzo wymier-nie. Na falach bundeswery ojcowie redemptoryści wcale nie muszą apelować o odwet. Dzieci Rydzykowe, wychowane na biblijnym "oko za oko..." same pokapowały, że od tej pory nie wolno płacić abonamentu. Nikt rozumny nie będzie przecież wspierał wroga.
Spójrzmy jednak na całą sprawę inaczej. Czy Polskę stać dzisiaj, aby odsunąć w cień takiego człowieka jak Tadeusz Rydzyk? Przecież to geniusz finansjery, znakomity strateg w interesach, po prostu rekin wolnorynkowej gospodarki! A do tego z pochodzenia Polak, znający nasze realia... i to jeszcze jak znający! Przed trzema laty skalkulowałem sobie, że skoro w Polsce jest ileś tam milionów klerykałów, to musi też być wobec nich opozycja - ileś tam setek tysięcy antyklerykałów. I założyłem gazetę. Ale kudy mi tam do Ojca Tadeusza! Ten porwał się na miliony, zakładając, że się po prostu... nudzą. Duża, schorowana część tej ludzkiej armii nie wychodzi z domów, wiadomo zaś, co dla takich biedaków znaczy radio lub telewizor. Była to inwestycja skazana na sukces, bo można było też założyć, że ludzie przykuci do łóżek, przez lata samotnie odmawiający różaniec, znajdą sposób, żeby dofinansować zakonnika, który połączył ich w jedną rodzinę. Mając tak genialne, bo proste założenie, i kilka fenigów w kieszeni habitu, operatywny ojczulek stworzył w ciągu paru lat małą korporację. Dzierży w swych dłoniach nie tylko walizki z pieniędzmi, ale też - co ważniejsze - rząd dusz, gotowych oddać za swego guru niemal życie, o paru dychach co miesiąc nie wspominając. Chciałoby się zakrzyknąć - czemu tacy ludzie nie kształcą planistów, nie konstruują w Polsce budżetów, nie kierują całymi resortami lub wprost rządem? Panie Premierze Mil-ler, najwyższy czas powierzyć Ojcu Dyrektorowi tekę ministra finansów. Ten człowiek zrobił coś z niczego, więc jest na miarę czasów. Kraj nasz rozkwitnie, jak rozkwitło imperium Ojca Rydzyka. A w przyszłości, kto wie, może prezydentura? Już na dzień dobry można byłoby zaoszczędzić niecałe 10 miliardów rocznie wydawane na wojsko. Dzieci (te na chodzie) Ojca Prezydenta - jeśli nie butelkami z benzyną, to różańcami i klątwą - przegnałyby każdego agresora z naszych granic. Wiadomo, że można liczyć co najmniej na pół miliona doborowych jednostek RM, tyle bowiem listów z protestami i pogróżkami dostała pani prokurator z Torunia po tym, jak nieopatrznie wszczęła postępowanie przeciwko Ojcu wielodzietnej Rodziny.
Najbliższe wybory prezydenckie są w 2005 roku. I bardzo dobrze. Będziemy już w Unii Europejskiej, a wtedy prezydent Rydzyk jak nikt inny przypilnuje naszych interesów. "Fakty i Mity" gotowe są już dzisiaj poprzeć kandydata na najwyższy urząd w państwie, pod jednym wszelako warunkiem. Otóż nie wypada, aby tak światły człowiek, błyskotliwy biznesmen, który zrobił największą w tym kraju karierę, klepał różańce i zadawał się z dewotami. Apelujemy do Ciebie, Ojcze Nasz, któryś jest w Toruniu: zrzuć z siebie jarzmo zacofanego klerykalizmu. Nie licz na pomnik w świątyni glempowej opatrzności i mariaż z Królową Maryją. Taka z niej zawsze dziewica, jak z Ciebie zakonnik redemptorysta.
JONASZ
Nr 49 (14
6 -12 XII 2002 r.
FAKTY n
INJ
GDZIE SĄ NASZE PIENIĄDZE
Rozmowa z Wacławem Czerkawskim, członkiem sztabu protestacyjno--strajkowego i wiceszefem Związku Zawodowego Górników w Polsce
"FAKTY i MITY": -W barbórkowym prezencie dostaliście od rządu program restrukturyzacji. W odpowiedzi górnicy wyszli na ulice. Ponad 10 tysięcy osób demonstrowało w marszu gwiaździstym w Katowicach. Kilkaset prowadzi głodówkę w kopalniach. Nie ma dnia, by w którymś ze śląskich miast nie wybuchały petardy i nie wyły górnicze syreny podczas pikiet pod różnymi urzędami. Czy grozi nam wybuch czwartego powstania śląskiego?
- Sytuacja śląskich górników jest dramatyczna. Tegoroczna barbórka - zamiast świętem - była stypą. 6 grudnia w śląskich kopalniach zostanie przeprowadzone referendum w sprawie strajku generalnego. Na pewno dojdzie do dwugodzinnego strajku ostrzegawczego. Wciąż jednak jest wiele znaków zapytania. Rodzi się coraz więcej pomysłów co do eskalacji działań protestacyjnych. Do głosu dochodzą coraz bardziej radykalne pomysły. Boję się, że jeśli rząd się nie ocknie, wszystko może skończyć się krwawo. Będą ofiary. Tragedia wisi na włosku.
-Dlaczego jesteście tak zdesperowani? Przecież nie od dziś wiadomo, że górnictwo musi być zrestrukturyzowane...
- Rząd lewicy obiecywał przed wyborami, że nie będzie kontynuował polityki AWS, czyli likwidacji kopalń
i utraty miejsc pracy. Po roku okazało się, że idzie dokładnie w tym samym kierunku. Mało tego - bez osłon socjalnych. W tym momencie oczywistością jest opór społeczny. Poprzednia ekipa rządowa zostawiła nam ponad 300 tys. bezrobotnych. Tę biedę widać na Śląsku gołym okiem.
-Dlaczego wiceminister Marek Kossowski, który jest odpowiedzialny za program dla górnictwa, czy wiceminister gospodarki An-
pożyczkę z Banku Światowego. Są tajne układy o przymusowej likwidacji kopalń. Unia da tyle i tyle milionów, z czego nie wszystko musi iść na górnictwo i może załatać część dziury budżetowej...
-Ilu ludzi może znaleźć się na bruku dzięki uzdrawiaczom polskiego górnictwa, jeśli Sejm da im wolną rękę?
- Po zwolnieniach w tej branży padną wszystkie zakłady, które pro-
i stanąć przed sądem. Ciągle klarujemy stronie rządowej, że nie można bawić się życiem ludzi. W programie górniczej reformy najważniejsze są trzy elementy. Po pierwsze: oddłużenie; i tutaj jest zgoda z ministrem, ponieważ uważamy, że zadłużenie nie powstało z winy górników, ale z tzw. kotwicy inflacyjnej jeszcze za czasów Balcerowicza, kiedy wszystkich puszczono na wolny rynek, tylko nie górnictwo. Od tego za-
POLSKA IMPORTUJE WĘGIEL Z ROSJI. CZESI CHCĄ KUPIĆ POLSKIE KOPALNIE
IV powstanie śląskie?
drzej Szarawarski, śląski baron SLD, są głusi na protesty?
- Ten ośli upór jest dla braci górniczej niezrozumiały. Tym bardziej że związki dają proste rozwiązania. Gdyby program reformy górnictwa był przedstawiony w odpowiednim czasie, nie byłoby strajków i ulicznych demonstracji. Dlaczego od razu, jednym cięciem, chce się zamknąć siedem kopalń? Dlaczego nie daje się im szansy przetrwania według ekonomicznych wyników? Jednym pociągnięciem urzędniczego polecenia chce się zniszczyć wszystko, nawet to, co jeszcze prosperuje. Na to, co się dzieje, jest tylko jedno wytłumaczenie. Rządowi chodzi o wielomiliardową
dukują na rzecz górnictwa. Na bruk może pójść nawet ponad 100 tysięcy ludzi i setki firm. Ile to jest rodzin, lepiej nie liczyć. Rząd do ostatniej chwili trzyma w tajemnicy listę zamykanych kopalń. Mam nadzieję, że sztab strajkowy, w którego skład wchodzi 12 górniczych central związkowych nie odstąpi od swoich praw.
-Podczas jednej z demonstracji górnicy nieśli szubienicę i kosz na śmieci z obietnicami wyborczymi Leszka Millera. Jeśli za nieudolny program reformy górnictwa powinny polecieć głowy, to czy nie z poprzedniego raczej rządu?
- Ludzie odpowiedzialni za chaos powinni się podać do dymisji
częło się całe nieszczęście. I z tym górnicy nic wspólnego nie mają, ale dług pozostał. Zgadzamy się także co do konsolidacji górnictwa. Rzeczywiście jest za dużo spółek, które rozregulowują rynek. Niestety, wszystko rozbija się o likwidację kopalń. Zgadzamy się na to tylko pod jednym warunkiem - trzeba najpierw stworzyć nowe miejsca pracy, a nie szukać ich dopiero wtedy, gdy ludzie są już na bruku. Na razie obiecuje się jakieś etaty w usługach, ale pytanie dla kogo, skoro podstawowy organizm dający pieniądze do obiegu zniknie z rynku.
-Gdzie są zatem pieniądze z polskiego węgla?
- W budżecie. Gros pieniędzy idzie na wszelkiego rodzaju podatki. Jest tak straszny fiskalizm w górnictwie, że ciągle dobija się go nowymi opłatami. Oczywiście, szerokie pole do popisu mają pośrednicy w handlu węglem, windykatorzy długów, sądy, komornicy.
-Czy Unia Europejska boi się konkurencji polskiego górnictwa i dlatego narzuca zmniejszenie ilości kopalń?
- Polska jest na siódmym zaledwie miejscu w eksporcie węgla do UE. Teraz jest bardzo trudno wejść na rynek z dobrą ceną. Mamy często odmienne warunki niż ci, którzy mają np. darmowe przewozy. Dodatkowo zabija nas import węgla, między innymi z Rosji i Ukrainy. Poza tym u nas węgiel utrzymuje wiele innych branż, jak np. kolej i stocznie. Ostatnie prognozy mówią o wzroście cen węgla. Jaki więc jest sens likwidować kopalnie? U nas likwiduje się kopalnie, a chcą je kupić Czesi.
-Rozpoczynając swoje rządy, premier Miller -po przybyciu na Śląsk - najpierw skierował swe kroki do arcybiskupa Damiana Zimonia po namaszczenie. Czy pomogło to górnikom? Czy Kościół chlubiący się katolicką nauką społeczną przyszedł Wam z pomocą?
- Jeśli sami sobie nie wywalczymy sprawiedliwych praw, święcona woda tu nie pomoże. Najjaskrawszym przykładem roli Kościoła w tej kwestii było kiedyś spektakularne poświęcenie nowej ściany do urobku w kopalni Niwka Modrzejów przez bpa Śmigielskiego. Po kilku dniach kopalnię zamknięto... Rozmawiał
JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
Radio Maryja jest rozgłośnią niekomer-cyjną, utrzymującą się wyłącznie z dobrowolnych datków radiosłucha-czy - głosi przy każdej okazji tatko Rydzyk. No to my po raz kolejny udowodnimy, Panie Ministrze Finansów, że jest to guzik prawda i przekręt jak stąd do Kalifornii.
Jednym z największych operatorów tele-wizyjno-kablowych w USA jest firma DISH Network, która do tej pory proponowała swo-im polskojęzycznym klientom transmisje pro-gramu TV Polonia. Wszyscy byli zadowoleni, choć za przywilej oglądania polskiej stacji trze-ba było bulić niemało, bo aż 19,99 dol. na miesiąc. To zadowolenie części odbiorców pry-sło jak bańka mydlana, gdy okazało się, że Network zmienił cennik. Jeden z naszych po-dejrzliwych Czytelników zza oceanu "obwą-chał" kolejny otrzymany rachunek, bo kwota
Rydzyk w pakiecie
d=sfl \i i Ś =Ś Ś Ś Account Details Prtivlnin Pilinr* 1 Jt"_LlJL
"Ś.I.-I-- Ś!ŚŚ Dilirts

NnrMcnltily Ghwętla-j -r lin- n Ś i-u.^^^^Ś^Ś^^^Tr _ nn m
3MTEUOCAL TAX.{LMLH1F!GE9 r^
opiewała zaledwie na 14,99 baksa. W Stanach jeszcze nie ma tak dobrze, że coś tanieje z dnia na dzień o 25 proc., i to bez przyczyny.
Pan Kazimierz, wiedziony złym prze- czuciem, włączył więc czym prędzej odbior- nik i... TV Polonii już tam nie było. Był za to Polsat 2 i odezwało się też... Radio Ma- ryja. Na takie dictum gościa szlag trafił z me- ty, bo jeśli jeszcze Polsat mógł przeżyć, to Rydzykowego radia absolutnie nie znosił. Usiadł więc czym prędzej do komputera i wysmarował list do swojego operatora tele- wizyjno-radiowego: "DISH Network, P.O. Box 7203, Pasadena, California 91109-7303
Właśnie otrzy-małem od Was miesięczny rachu- nek i dowiedzia-łem się, że przydzielono mnie _ b
dzy - do pakietu komercyjnegoPol- sat 2 i Radio Ma- W* Czyja kiedy- kolwiek prosiłem
Was o dostęp do
.......
tej żenującej i nie-
bezpiecznej propa- gandy katolickiej 7 propagandy, którą uważam za
ubliżającą mojej inteligencji? Nie będę wbrew sobie dofinansowywał organizacji religijnej, a nakłaniając mnie do tego, możecie wejść w konflikt z prawem. Uważam, że należy mi się natychmiastowy zwrot tej części mojej opłaty, która kierowana jest na Radio Maryja."
Po wysłaniu listu nasz Czytelnik zaczął czekać i czekać, i - jak to w amerykańskiej biurokracji - nic się nie działo. Firma dostarczająca sygnał radiomaryjny nabrała wody w usta, a Rydzyk dalej sączył jad z domowego odbiornika pana Kazimierza. Zdenerwowany coraz bardziej Czytelnik "FiM" postanowił skorzystać z wynalazku Bella i jął telefonować po różnych agendach Network, aż w końcu dotarł do ważnego przedstawiciela w Denver w Kolorado. Niestety, słowa, które usłyszał ów przedstawiciel, nie nadają się do zacytowania. Dość powiedzieć, że najłagodniejszy zwrot kończył się czymś w rodzaju "...wa mać" oraz groźbą pójścia do sądu.
W końcu DISH Network zrozumiał, że to nie przelewki, i przeprosił wściekłego jak diabli Polaka za niedogodności. Operator odłączył mu wreszcie toruńskie radyjo, a w zamian podłączył TVN 24. Przy okazji przedstawiciele operatora przyznali, że takich gniewnych interwencji klientów mieli co niemiara i zmuszeni byli z radiomaryjnego pomysłu wycofać się na całej linii. Teraz, gdy ktoś chce sobie posłuchać radia Rydzyka, musi to osobno zgłosić i płacić 5 dolarów miesięcznie. Część tych
pieniędzy Network przekazuje oczywiście na konto toruńskiej rozgłośni. Jaka jest to część, tego Network nie chciał ujawnić.
Dowiedzieliśmy się, że podobne praktyki z dokładaniem RM do komercyjnych pakietów medialnych można też odnotować w Hiszpanii i we Włoszech. Ile jest jeszcze takich rydzykowych eldorado? Ciekawe, czy Ministerstwo Finansów będzie zainteresowane skalą zjawiska i sumą nieopodatkowanych kwot wędrujących na konta "niekomercyjnej" stacji, "utrzymującej się wyłącznie z dobrowolnych datków wiernych słuchaczy". MarS
Dolary Ojca Rydzyka
Aby dowiedzieć się, jakie są w przybliżeniu apanaże toruńskiej rozgłośni wynikające z amerykańskich abonamentów, musimy posłużyć się arytmetyczną symulacją. Żadnych danych bowiem nikt nam z "RM" podać nie chciał.
W Polsce Radio Maryja ma co najmniej 3,8 miliona słuchaczy, czyli 10 procent populacji. Przyjmijmy, że identyczny odsetek słucha rydzyj-ka w USA, gdzie do polskiego pochodzenia przyznaje się 9,5 mln osób. Daje to niecały milion fanów ojca dyrektora. Przeciętne gospodarstwo domowe składa się z czterech osób. Takich gospodarstw jest więc około 230 tys. Zazwyczaj połowa opłaty abonamentowej zasila konto nadawcy programu. Jeśli więc amerykański słuchacz "RM" płaci za przyjemność odbierania "Rozmów niedokończonych" 5 dolarów, to 2,5 dolara wpływa na konto toruńskiej rozgłośni. Z prostego mnożenia wychodzi, że miesięcznie można tu mówić o kwocie 575 tys. dolarów USA! Czy teraz wiadomo, skąd Rydzyk ma walizki pieniędzy? MAREK SZENBORN
Z NOTATNIKA HERETYKA
FAKTYn
6 -12 XII 2002 r.
GŁASKANIE JEŻA
Nasza modlitwa
Owszem... jesteśmy pismem nieklerykalnym, niektórzy powiedzą nawet, że laickim czy ateistycznym. Z tym bym dyskutował, bowiem prezentujemy szerokie spektrum ludzkiego pojmowania egzystencji. Skrajni idealiści oraz zagorzali materialiści znajdą w "FiM" pokarm duchowy i pożywkę intelektualną. Ale jednego do tej pory odnaleźć nie mogli: NASZEJ WŁASNEJ FAKTO-MITOWEJ MODLITWY. Spieszę więc czym prędzej wypełnić tę lukę.
Nasza modlitwa
Kiedy ni sił ni łez już nie ma Spróbuj wykrzesać w nas nadzieję Bijących ukarz bitych nagrodź Lub znak daj chociaż że istniejesz
Czy Tobie trzeba prawych ludzi Słów pełnych ciepła i miłości Czy bursztynowych maszkaronów I nowych świątyń opatrzności
Czy wolisz świątka gdzieś przy
drodze
Jakiś kościółek wiejski cichy A może mieszkasz już nie w sercach Tylko w pomnikach ludzkiej pychy
A dokąd oczy swe dziś zwrócisz Gdzie głodne dzieci chłopska chata Czy może bliższe Ci Lichenie I blichtr bijący od prałata
Jak to być może iż o Panie Bogacz natrząsa się z biedaka Sen Cię na chwilę zmorzył w Niebie Czy to już wola Twoja taka
Chyba że sen ten będzie zbawczy I sens modlitwy nam się ziści Pozwolisz przeżyć dzień nad Wisłą Wolny od radia nienawiści
Kimkolwiek jesteś tam wysoko Wielką mądrością czy nadzieją Pozwól odnaleźć róg ze złota Dopóki kury nie zapieją
Pozwól się cieszyć smutnej matce Bo coś ujrzała na dnie garnka Jednaki wszak żołądek mają Ksiądz biskup oraz pielęgniarka
Dajże nam ufnie patrzeć w dal I dzień następny pozwól przeżyć Gdy zamkniesz usta piewcom
kłamstw Któż mógłby wówczas Ci
nie wierzyć
MAREK SZENBORN
Przed 1 maja 2004 r. musimy znać wartości, na których zbudowana jest Unia Europejska - wali pięścią w stół arcybiskup Muszyński. Tymczasem unijne wartości nie są żadną tajemnicą - wyraża je poszanowanie praw człowieka.
zewnątrz organizacji międzynarodowych (aby nie przyjmować na siebie żadnych zobowiązań), przy zapewnieniu sobie możliwości ingerowania w ich wewnętrzne sprawy.
Jak mówi Muszyński, "Kościół w Polsce nigdy nie zaakceptuje
Zawłaszczeń Uli
Wszystko wskazuje na to, że kler przystąpił do wielkiej ofensywy propagandowej pod hasłem: "albo Unia będzie chrześcijańska (tzn. katolicka), albo niech idzie do diabła". Muszyński wyjaśnia, że sprawa prac konwentu nad sformułowaniami konstytucji europejskiej "jest dla Kościoła absolutnie priorytetowa". To znaczy, że dla Watykanu i jego rezydentów w Europie nieważne są prawa człowieka, ekonomia, poziom życia mieszkańców, lecz religijne sformułowania w preambule. Watykan chce sobie zabezpieczyć przyszłość, chce, poprzez zapisanie owych "chrześcijańskich wartości" w konstytucji znaleźć pretekst do mieszania się w wewnętrzne sprawy UE. Chce mieć głos w sprawach, które nie powinny go obchodzić, bo jako państwo autorytarne nie jest i nigdy nie będzie członkiem tej demokratycznej organizacji. Zresztą, nawet się o to nie stara. Jego ulubioną strategią jest pozostawanie na
Unii bez wartości". Innymi słowy, jeżeli nie zostaną spełnione żądania co do religijnych zapisów, kler, wbrew umowie z SLD, wezwie wiernych do niegłosowa-nia za wejściem do UE. W odwodzie czekają Rydzykowe babki -jeśli zostaną zmobilizowane, prawie pewna wydaje się porażka sił proeuropejskich w referendum. Kler chce przestraszyć UE i SLD-owskich przywódców, którym biskupia rozróba mogłaby popsuć szyki.
"Jedność duchową naszemu kontynentowi dało chrześcijaństwo. Dziś, w nowej rzeczywistości, musi być spoiwo duchowe, które połączy narody" - baja Muszyński. My, podobnie jak większość Europejczyków serdecznie Kościołowi za to "spoiwo" dziękujemy. Tej filozofii, na której zbudowana jest UE, nie wynalazł Kościół. Wręcz przeciwnie, dopóki mógł, aktywnie ją zwalczał. Teraz -swoim zwyczajem -przywłaszcza sobie to, co do niego nie należy. A.C.
Od momentu wykrycia pierwszych zachorowań - z powodu AIDS zmarło 16 milionów ludzi. Tylko w 2001 roku zmarło 3 mln osób, w tym prawie 600 tys. dzieci do 15 roku życia. Liczby te nie robią większego wrażenia na przywódcach Kościoła - ich zdaniem, użycie prezerwatywy jest gorsze niż śmierć.
zakażeń HIV ma miejsce w wyniku kontaktów heteroseksualnych.
Jedynym środkiem antykoncepcyjnym, który wybitnie zmniejsza ryzyko zakażenia drogą płciową (nie niszczy wirusa, tylko uniemożliwia jego przeniesienie) jest prawidłowo używana prezerwatywa. Jednak według charyzmatycznego Jana Pawła II, jako jedyne remedium na AIDS po-
AIDS to skrót angielskiej nazwy: Acquired Immune Deficiency Syn-drome, co w polskim tłumaczeniu oznacza: nabyty zespół niewydolności immunologicznej. Jest to choroba zakaźna wywoływana przez wirusa HIV. Jej objawem jest krańcowe osłabienie odporności organizmu. Organizm staje się bezbronny wobec najmniejszych zakażeń. Mimo wielu
1 GRUDNIA - ŚWIATOWY DZIEŃ ZAPOBIEGANIA AIDS
Kościół pneciw V przykazaniu
W wyniku masowych zgonów rodziców chorych na AIDS już dziś ponad 13,4 mln dzieci jest sierotami lub półsierotami i liczba ta w 2010 roku wzrośnie do 25 mln. Codziennie stwierdza się kilkanaście tysięcy nowych przypadków, z których większość dotyczy osób w wieku 15-24 lat. Według raportu ONZ z 2002 roku, obecnie na świecie żyje 36 mln ludzi zarażonych wirusem HIV, z czego 95 proc. stanowią mieszkańcy biednych krajów Afryki, Ameryki Południowej, Azji oraz byłego Związku Radzieckiego. W Afryce Południowej wirusem HIV zakażonych jest około 36 proc. dorosłej populacji!
W Polsce od 1986 r., kiedy zanotowano pierwszy przypadek, do końca grudnia 1999 r. zarejestrowano 6118 przypadków zakażenia wirusem HIV, z czego na AIDS zachorowało 839 osób, a zmarło 470. Przypuszcza się jednak, że nosicieli wirusa HIV w Polsce jest około 20 tysięcy.
AIDS nie jest wyłącznie chorobą narkomanów i homoseksualistów - aż 70 procent wszystkich
winny wystarczyć wstrzemięźliwość i wierność. I cóż z tego, skoro nie wystarczają. A co mają począć ludzie zarażeni np. podczas transfuzji krwi? Żyć do śmierci w czystości -odpowiada Watykan. Papieżowi jakoś nie psuje dobrego samopoczucia fakt, że zakaz używania prezerwatyw, w szczególności w tak usilnie ewangelizowanej przez niego Afryce i Ameryce Łacińskiej, przy bardzo niskiej świadomości zdrowotnej tamtejszej ludności, prowadzi do masowych zakażeń, a w konsekwencji do śmierci milionów lu- > dzi, w tym także dzieci. To nie obciąża jego sumienia. Jeżeli bowiem rzeczywistość nie pasuje do wyobrażeń papieża Karola Woj tyły, to tym gorzej dla rzeczywistości.
wysiłków jak dotąd wciąż nie udało się wyprodukować skutecznej szczepionki.
Zakażenie wirusem HIV następuje poprzez kontakt z krwią czy spermą osoby zakażonej. Wirus nie rozmnaża się w żadnym innym organizmie poza ludzkim. Jedynie szympans może zostać zakażony, ale nie rozwijają się u niego objawy choroby. A.K.
Gumowe referendum
Jaki jest pogląd purpurowej Siły Przewodniej III RP na temat prezerwatyw - wie w Katolan-dzie nawet dziecko. Zatem w kraju, w którym statystyki określają 96 proc. społeczeństwa jako katolickie, sprzedaż prezerwatyw powinna być marginalna. Na szczęście jest odwrotnie...
Roczna sprzedaż "gumek szatana" w Polsce wynosi 60 mln sztuk, czyli dziesięć (!) razy więcej niż 10 lat temu. Ten bum w przemyśle gumowym zawdzięczamy przede wszystkim młodemu pokoleniu Polaków. Entuzjastami prezerwatyw są ludzie w wieku 16
25 lat. Seksuolodzy nazywają to nawet "polskim fenomenem".
Kościół mocno przeciwstawiał się takim plakatowym akcjom jak "Prezerwatywa jest OK, nie pękaj!" i "Wszyscy TO robicie. I dobrze, byle z głową. Pamiętaj o prezerwatywie. AIDS". Po protestach biskupów plakaty zalepiono innymi.
Prezerwatywa została wynaleziona na Środkowym Wschodzie około dwóch tysięcy lat temu.
Szczyt głupoty osiągnęła katoprasa, drukując pseudonaukowe artykuły o szkodliwości prezerwatyw. Czując poparcie hierarchów, prawicowi działacze z Białegostoku wydali wojnę prezerwatywom, blokując na pewien czas sprzedaż tych wyrobów w wojewódzkim mieście!
Jednak te zabiegi nie odnoszą skutku. Młodzież wymierzyła kolejny cios. Stolicą "okresowego" wzrostu sprzedaży prezerwatyw stała się bowiem Częstochowa. Tylko w sierpniu z firmy Unimil do częstochowskich kiosków trafiło 60 tys. opakowań prezerwatyw (zgodnie z zamówieniem). Raczej niemożliwe
jest, aby taką ilość zużyli mieszkańcy 250-tysięcz-nego miasta. A więc kto? Wiadomo, pielgrzymi. Najlepsze obroty na prezerwatywach odnotowują wszak kioski położone najbliżej Jasnej Góry. Dziennie sprzedają po dwieście paczek!
Najczęściej prezerwatywy stosują Japończycy - 74 proc. aktywnych seksualnie, mieszkańcy Honkongu - 65 proc. i Grecy - 65 proc.
Ciekawie wypadają ankiety dotyczące prezerwatyw. Dla młodych Polaków prezerwatywa jest takim samym produktem jak mikrofalówka czy pralka. Panowie preferują klasyczne prezerwatywy, ewentualnie z prążkami. Tylko jeden na trzech mężczyzn jest zwolennikiem "bajerów". Natomiast wśród młodych dziewczyn trzy na cztery mają właśnie takie upodobania!
Według raportu sporządzonego przez firmę konsultingową Eastern Europe Q Investment Ltd., stałymi nabywcami prezerwatyw jest 1,5 miliona Polaków! Statystyczny Polak używający prezerwatywy ma 25-37 lat, mieszka w mieście i zarabia powyżej przeciętnej. Dominują niewierzący (66 proc.), ale bardzo wierzący stanowią aż 33 procent...
Rynek prezerwatyw w Polsce to łakomy kąsek. Zużywamy rocznie sto milionów gumek. Krajowa produkcja sięga dopiero połowy tej liczby. Dane te wyraźnie dowodzą, że Kościół papieski przegrał wojnę z kondomem. Polacy w "gumowym referendum" powiedzieli nie... Ojcu Świętemu! JAKUB PUCHAN
KATARZYNA POPIOŁEK puch@2com.pl
Nr 49 (14
6 -12 XII 2002 r.
FAKTY n
INJ
NA KLĘCZKACH
Dyrektor "Radia Maryja" został "publicznie oczerniony" o niepłacenie podatków i inne prze-kręty. Jednakże zgnilizna moralna jego krytykantów sięga znacznie głębiej.
Oto na fali owej krytyki, interne towy portal Onet zadał pytanie: "Jak uważasz, czy ojciec Tadeusz Rydzyk powinien nadal pełnić funkcję dyrektora "Radia Maryja"? Odpowiedzi na to pytanie udzieliło aż 12 000 osób. 16 procent opowiedziało się za pozostaniem Rydzyka na dotychczasowym stanowisku, natomiast aż 76 procent powiedziało ojcu dyrektorowi zdecydowane nie. Czas więc może, ojcze dyrektorze, zwijać interes -wszak vox populi, vox dei... Apostata
KSIĄDZ ZASTRASZACZ
Pół roku pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem na dwa lata dostał ksiądz dziekan Stanisław Siara z Dukli. Karę wymierzył Sąd Rejonowy w Krośnie. Wielebny został uznany za winnego zastraszania świadków, którzy zeznawali w głośnej sprawie proboszcza Michała M. z Tylawy, podejrzanego o molestowanie seksualne nieletnich dziewczynek ("FiM" nr 30 i 45/2001). Kiedy w czerwcu ubiegłego roku rozpętała się afera, osobom, które zeznawały w śledztwie, ktoś zaczął grozić. Jedna z nich rozpoznała głos dziekana z Dukli, a potwierdziły to wykazy rozmów z plebanii. Ks. Siara twierdził, że każdy może wejść na plebanię i zadzwonić, ale na szczęście nikt mu nie uwierzył. E.A.
W UE ZDROWSZE
Jak podali przedstawiciele organizacji pozarządowych na spotkaniu w Sejmie, kobiety w UE są znacznie zdrowsze niż w Polsce i żyją statystycznie o kilka lat dłużej. Przy zachowaniu obecnego trendu w tej dziedzinie -Polki dogonią koleżanki z Unii za 10 lat. Powodem naszego zacofania jest bieda, niedoinwestowanie służby zdrowia, kiepska profilaktyka, złe nawyki żywieniowe i brak badań kontrolnych. I dlatego właśnie na raka szyjki macicy umiera za wiele Polek (aż o 71 proc. więcej niż Europejek). A.C.
ŚMIERĆ ZA ARTYKUŁ
Władze nigeryjskiego stanu Za-mfara wydały wyrok śmierci na dziennikarkę Isiomę Daniel -autorkę artykułu o wyborach Miss Świata, uznając, iż obraziła Mahometa. Isioma napisała m.in., że prorok wziąłby sobie za żonę jedną z missek. Zabicie dziennikarki uznano za powinność religijną każdego muzułmanina, bez względu na miejsce jego czy jej pobytu. Kobieta zrezygnowała z pracy i uciekła z kraju, a niefrasobliwy szef gazety został aresztowany. PaS
PH&A KOLUMNA
JAZZOWE
bluŹNIerstwo
W Nigerii wybory Miss, a we Francji festiwal jazzowy wywołał religijny protest. Oburzenie okazali tym razem chrześcijanie, których uczucia obraził plakat zapowiadający muzyczną imprezę, a przedstawiający czarną kobietę karmiącą piersią diablątko. Plakat spowodował, że rada regionu Rodan-Al-py, na wniosek skrajnej prawicy, wycofała dotację. Ponadto wywołał dyskusję na temat wolności słowa i cenzury. Lewicowi i centrowi radni stwierdzili, że takie działanie to nic innego jak cenzura i należy
0 tym powiadomić ministra kultury. Organizatorzy nie mają zamiaru wycofać plakatu. Festiwal odbędzie się w Vienne pod Lyonem w czerwcu. PaS
ŻYDZEW ŁÓDŹ
Antysemicka strona poświęcona łódzkiemu klubowi sportowemu Widzew pojawiła się w Internecie. Internauta może zacząć od wybrania nazwy dla klubu. Sonda proponuje trzy: Żydzew Łódź, Rabin Łódź
1 Juda Łódź. Relację z treningu ilustruje zdjęcie z podpisem "Przetrenowani piłkarze", a na nim... wizerunek zagazowanych więźniów obozu koncentracyjnego. Budynek klubowy został przedstawiony jako synagoga. Opinie internautów na temat strony -oczywiście pozytywne -są oddzielone od siebie drutem kolczastym. Strona pojawiła się najpierw na Wirtualnej Polsce, ale została zablokowana. Teraz znajduje się na serwerze amerykańskim. Jej twórcy mogą trafić na trzy lata za kratki za znieważenie ze względu na przynależność rasową i wyznaniową, czyli za naruszenie artykułu 257 kodeksu karnego. PaS
ŚWIĘTY GAUDI
Hiszpanie chcą uczynić swojego architektonicznego guru świętym. Stowarzyszenie na rzecz Beatyfikacji Antonio Gaudiego podnosi trzy fakty: Gaudi zaczynał każdy dzień od mszy, codziennie przyjmował komunię i żył w ubóstwie. Dowodem beatyfikacyjnym mają być zdjęcia Gaudiego uczestniczącego we mszach i procesjach. Problem w tym, że życie katolickie Gaudi zaczął wieść na krótko przed śmiercią. Jego normalny żywot koncentrował się na dobrym jedzeniu, drogich strojach i knajpianych rękoczynach. Co
więcej, Gaudi organizował seanse spirytystyczne, pożerał grzyby halucynogenne, a na większości swoich budowli umieszczał symbole masońskie. Pozostaje jeszcze problem wymaganych cudów. Ale na wieść o możliwej beatyfikacji już znaleźli się cudownie uzdrowieni i nawróceni. PaS
ZIMNI I NIEWIERNI
Jak informuje kopenhaski "Chri-stliche Tagblatt", mieszkańcy Danii, Szwecji oraz Norwegii -w porównaniu z pozostałymi krajami świata -we wszelkich nabożeństwach uczestniczą najrzadziej. Mimo że aż 85 proc. Duńczyków to członkowie kościoła narodowego, to jedynie 11 proc. wierzących przynajmniej raz w miesiącu wybiera się do kościoła. W Norwegii robi to 8 proc., a w Szwecji 10 proc. chrześcijan. W Niemczech liczbę tę szacuje się na 7,4 proc. Dla porównania, społeczność chrze-ścijańska w USA aż w 48 proc. uczęszcza choć raz w miesiącu na niedzielne nabożeństwo. E. Kucz
CUDA NA KIJU
Francuski uczony Jean-Claude Bragard, po żmudnych badaniach historycznych i archeologicznych, doszedł do wniosku, że wydarzenia opisane w biblijnej Księdze Wyjścia miały miejsce -napisał niemiecki dziennik Die Welt. Morze naprawdę rozstąpiło się w tym czasie, gdy Mojżesz rozdzielał je uderzeniem kija, a potem z ogromną siłą się zamknęło. Przyczyną tego była jakoby erupcja wulkanu około 1600 roku p.n.e., w efekcie której wyłoniła się grecka wyspa Santorini. Katastrofę odtworzono dzięki symulacji komputerowej. Wybuch miał wywołać dwustumetrową falę, która z prędkością 640 km/h kierowała się ku delcie Nilu. Rozstąpienie się morza odpowiadałoby charakterystyce fal tsunami, które najpierw ściągają wodę z pustyni, żeby potem z większą siłą uderzyć w ląd. PaS
MADONNA NA GOLASA
Włoscy katolicy lubią świntu-szyć, dlatego wchodzące do sprzedaży pod koniec każdego roku kalendarze erotyczne budzą wielkie zainteresowanie. Świetny biznes przynosi 10 mln euro rocznie. Jednak w tym roku wydawcy przegięli: na rynku pojawił się kalendarz z nagimi Madonnami.
Większość zdjęć jest dość ostra. Kobiece szczegóły anatomiczne są widoczne albo spowite w przezroczyste tiule. Niektórzy sprzedawcy, bojąc się zgorszenia i furii religijnych klientów, sprzedają je spod lady. Kościół mówi o bluźnierstwie. Teolog Gino Concetti uważa, że jest to "wykorzystywanie religii do promowania hedonizmu oraz erotyzmu i degradowanie kobiety do roli obiektu konsumpcyjnego".
"Jestem zaszokowany" -wyznaje twórca zdjęć do kalendarza, 52--letni fotografik rzymski Alberto Magliozzi, specjalista w dziedzinie artystycznego erotyzmu. "Nastąpił błąd w interpretacji kalendarza ", wyjaśnia. "Nagie ciało kobiece nie jest niczym obscenicznym. Nie miałem intencji bluźnierczych! Zdjęcia ukazują niewinność, desperację, ból i cierpienie. Sam jestem osobą religijną, ale pasjonuję się zarazem artystycznymi formami wyrazu. To, że ktoś jest religijny nie znaczy, że nie może doceniać piękna kobiety".
Magliozzi utrzymuje, że kalendarz -wydrukowany w liczbie 40 tys. egzemplarzy -sprzedaje się bardzo dobrze. Goła Madonna nie wytrzymuje jednak konkurencji z modelkami innych tegorocznych kalendarzy erotycznych. Przebiła ją Eli-sabetta Canalis, dziewczyna piłkarskiej gwiazdy Inter Mediolan Chri-stiana Vieri, oraz inna bogini z kół piłkarskich, Luisa Corna. T.Sz.
DR MAFIOSO
Rumieńcem całkiem słusznego wstydu oblewają się od kilku dni profesorowie Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Wyszło na jaw, że w napływie służalczości uczelnia ta lekką rączką nadała swego czasu doktorat honoris causa Gulio Andreottiemu, 7-krotnemu włoskiemu premierowi, ministrowi i... przestępcy, jak orzekł ostatnio włoski sąd. Honorowy doktor toruńskiego uniwerku został parę dni temu skazany przez włoski sąd na 24 lata więzienia za zlecenie sycylijskiej mafii zabójstwa włoskiego dziennikarza, który miał dowody na przestępczą działalność Andreottiego. Eks-premier dostał doktorat w 1984 roku na polecenie polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, przy okazji wizyty w naszym kraju. Mafioso ma za kompanów m.in. Wałęsę i Balcerowicza. W Polsce nie ma procedury odbierania doktoratów honoris causa. R. Kraw.
"OJCOWIE" NA URLOPIE
Choć brzmi to fantastycznie, taką możliwość przewiduje polskie prawo. Państwo, zapewniając zasiłek macierzyński osobom duchownym objętym ubezpieczeniem chorobowym, przyznaje go oczywiście także duchownym katolickim w myśl konstytucyjnej zasady równouprawnienia wszystkich wyznań. Zatem nie ma w tym nic dziwnego, że w razie urodzenia dziecka urlop macierzyński przysługuje zakonnicom.
Ani też w tym, że podobnie jak wszyscy inni ojcowie, również tatusiowie w sutannach mogą skorzystać z części urlopu macierzyńskiego. Czekamy na pierwszego... ojca duchownego, który odważy się zanieść do kurii akt urodzenia potomka. A.K.
KS. KOWBOJ
Katolicki Uniwersytet im. Kardynała Wyszyńskiego, a zwłaszcza jego kościół akademicki, stały się widownią komicznego popisu kolegi Rydzyka -księdza Bogusława Palecznego. Ten, wraz z bandą dre-siarzy wdarł się do krypty kościoła w czasie odbywającego się tam przeglądu filmowego i zniszczył płytę DVD z nagraniem kontrowersyjnego obrazu Martina Scorsese "Ostatnie kuszenie Chrystusa". Przegląd odbywał się za zgodą władz uczelni, a organizatorzy nie wzięli pod uwagę wcześniejszych protestów Palecznego. Mnich ka-milianin postanowił więc troskę o wiarę studentów wziąć we własne ręce. M.P.
ZERO ZAUFANIA DO KOŚCIOŁA
Mizernie prezentuje się zaufanie do Kościoła rzymskiego na świecie. Np. w Niemczech z wszystkich wymienionych w ankiecie instytucji Krk uplasował się na 17., czyli ostatnim miejscu. Ankietę (36 tys. wywiadów) prowadzono na zlecenie Światowego Forum Gospodarczego w 47 krajach na wszystkich kontynentach. Jak podaje "Die Welt", największym w skali świata zaufaniem cieszy się system nauczania, na drugim miejscu -organizacje pozarządowe, a na trzecim -instytucje wojskowe. Niemcy darzą największym zaufaniem policję i wojsko. Kościół, któremu 38 procent ludności w ogóle nie wierzy, wyprzedziły wszystkie ankietowane instytucje, m.in. związki zawodowe, media i parlament. Nawet niemieckie instytucje charytatywne -Caritas w Kościele katolickim i Diakonia w ewangelickim -nie poprawiły obrazu tych dwu kościołów. Zdaniem Guida Horsta z "Tagespost", przedstawiciele Boga na ziemi za bardzo martwią się o dobrze płatne stanowiska i stan posiadania, a w kontaktach międzyludzkich nazbyt często ujawniają "skwaśniałą" moralność. Wybitnie kłóci się to z tym, co głoszą z ambon. Ludzie zaś najbardziej nie lubią obłudy. Oczywiście, nie dotyczy to większości Polaków. E. Kucz
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
6 -12 XII 2002 r.
Tomek na Czarnym Lądzie
Wśród młodzieży pobierającej naukę w szkołach - noszących w swej nazwie przydomek "katolicka" - duże poruszenie wywołał, potajemnie i w skali ogólnopolskiej rozpowszechniany, list podpisany przez Tomka -ucznia Katolickiego Liceum Ogólnokształcącego im. dr Wantowskiej w Warszawie. Placówka przy ul. Łazienkowskiej 14 funkcjonuje równolegle z Gimnazjum imienia bł. arcybiskupa Szczęsnego Felińskiego, a obie szkoły prowadzone są przez Archidiecezjalną Rodzinę Rodzin. Nie można powiedzieć, aby skarga chłopca zawierała jakiś szczególny ładunek dramatyzmu. Niemniej jednak skłania do zainteresowania się poletkiem oświatowym uprawianym przez personel Karola W. "Kościół ukochał swe szkoły, w których wypełnia zadanie formacji swych dzieci" -czytam w programie wychowawczym Stowarzyszenia Przyjaciół Szkół Katolickich. Choć w naszym kraju Kościół zwraca baczną uwagę na kształcenie elitarnych kadr mających w przyszłości dbać o
watykańskie interesy,
to przecież dobry biznes jest równie ważny. Do 450 szkół (uznanych za katolickie dekretem właściwego biskupa) różnych szczebli uczęszcza w Polsce około 60 tys. dzieci i młodzieży. Większość placówek oświatowych, nad którymi kler sprawuje kontrolę, formalnie podporządkowana jest organizacjom typu Akcja Katolicka, Stowarzyszenie Przyjaciół Szkół Katolickich, Katolickie Stowarzyszenie Wychowawców, Stowarzyszenie Rodzin Katolickich. Dla części z nich organem właścicielskim są parafie diecezjalne lub zakony. Przyjrzałem się mechanizmom funkcjonowania kilkunastu szkół podstawowych, gimnazjalnych i liceów, wychwytując cechy pozwalające na sformułowanie poniższych uogólnień. Cytując fragmenty dokumentów, posługuję się zawartością statutów oraz wewnętrznych regulaminów.
O edukacji w szkole katolickiej szczebla podstawowego nawet marzyć nie powinno dziecko nauczyciela, włókniarki czy policjanta. Obowiązkowe opłaty oscylują w przedziale od 300 (np. SP Stowarzyszenia Rodzin
Kościół lubi nauczać. Wręcz kocha to czynić, zwłaszcza wobec ludzi o zasobnych portfelach.
I Przy okazji hoduje sobie przyszłych Giertychów, Macierewiczów i inne Nowiny-Konopczyny.
w Bydgoszczy) do 400 (np. SP Archidiecezji Częstochowskiej) złotych miesięcznie (łącznie z wakacjami). Przy nadmiernej liczbie kandydatów -pierwszeństwo w przyjęciu mają "absolwenci" katolickich przedszkoli oraz młodsze rodzeństwo aktualnych uczniów. Preferencje dla rodzin wielodzietnych znajdują swój karykaturalny wyraz w systemie ulg finansowych. Już czwarte, piąte i szóste dziecko uczęszczające do tej samej szkoły jest całkowicie zwolnione z opłaty czesnego. Siódme nie zdąży, bowiem ulga obowiązuje tylko w okresie jednoczesnego pobytu synów lub córek, w sze-ścioklasowej przecież podstawówce. Przyjęcie ucznia do szkoły uzależnione jest od "pozytywnego przebiegu rozmowy rodziców kandydata z Księdzem Dyrektorem, pełnej akceptacji katolickiego charakteru i systemu nauczania szkoły oraz od świadectwa moralności wystawionego przez macierzystą parafię".
Akceptacja owego charakteru i systemu nakłada na dorosłych sporo obowiązków, bowiem "równolegle z katechezą dzieci trwa pogłębianie świadomości religijnej rodziców", zaś "aktywne uczestnictwo w dniach skupienia, rekolekcjach i pielgrzymkach" jest zasadą. Z kolei dla milusińscy nawet bułki spokojnie zjeść nie mogą, bo "posiłki zaczynamy i kończymy modlitwą". Wa-lentynki są naturalnie zabronione, gdyż "rytm świąteczny życia szkolnego wyznacza rok liturgiczny".
Pozostające pod nadzorem Krk gimnazja i licea są z reguły płatnymi szkołami niepublicznymi o prawach publicznych, co wiąże się m.in. z ustawowo zagwarantowanymi subwencjami. W bieżącym roku, skarb państwa wypłaci więc szkołom przykościelnym co najmniej 2 tys. 271,41 zł na jednego ucznia, co daje łącznie około 136,3 mln złotych. Suma ta może ulec zwiększeniu w zależności od sytuacji budżetowej poszczególnych jednostek samorządu terytorialnego. Dzięki zmianie zasad
KATOLICKIE LO IM. DR MARII WANTOWSKIEJ I GIMNAZJUM IM. NIESZCZĘSNEGO
Ta szkoła to tylko zespół budynków i worek bez dna! Czesne jest teraz 500 zł, a ma być 520 zł! Pytam się, za co? W innych szkołach za taką sumę ma się luksusy. Słowo "katolicka" to tylko przymiotnik, co z tego, że ktoś wypowie regułkę przeczytaną ze ściany? Regułka pozostaje regułką, a w sercach jest tylko chęć posiadania pieniądza, skrzętnie skrywana przed klientem! Szkoła nie ma własnej sali gimnastycznej, nie ma żadnej pracowni z prawdziwego zdarzenia, reklamówki kłamią! Szkoła nie ma dostępu do Internetu. Szatnie są ciasne i wyglądają jak boksy dla Indian w rezerwacie. Jak dzieci wychodzą ze szkoły, to miejscowi je biją. W salach jest duszno, szczególnie po wf., gdy każdy przylatuje spocony. Tomek
finansowania wprowadzonej przez Ministerstwo Edukacji od stycznia 2001 r., średni udział dotacji w kosztach utrzymania wynosi obecnie: w gimnazjach 36,4 proc. (wzrost o 43,7 proc.) i w szkołach ponad-gimnazjalnych 44,9 proc. (wzrost o 35,6 proc.). "Sytuacja ta nie spowodowała obniżenia czesnego w szkołach katolickich" -zauważa Najwyż-
i Dyrektor Liceum mogą dojść do porozumienia w przedmiocie opłacania czesnego w postaci rzeczowej lub usług". Gdy kłopot trwa zbyt długo, dzieciak ląduje na bruku, zgodnie z deklaracją wymuszaną we wszystkich zbadanych przeze mnie szkołach średnich.
Gdy terytorium szkoły leży na Czarnym Lądzie, czyli pozostaje w całkowitym władaniu diecezji, zakonu czy parafii, mechanizm zarządzania jest bardzo czytelny. Ksiądz dyrektor może de facto wszystko! To ON jest -jak czytam np. w statucie Gimnazjum Katolickiego w Sieradzu -jednoosobowym or-
"Zawsze takie rzeczypospolite będą, jakie ich młodzieży chowanie"
sza Izba Kontroli w raporcie z lutego br. Podobnie jak w szkołach podstawowych, skuteczną
ochronę
przed naporem plebsu
zapewnia wysokość jednorazowych opłat wpisowych, ale przede wszystkim -czesnego: 390 zł (260 zł w okresie wakacji) w Łodzi (LO im. Jana Pawła II), tyle samo we Wrocławiu (LO im. NMP Pośredniczki Łask), 450 zł w Bydgoszczy (LO im. Jana III Sobieskiego), 550 zł w Józefowie (LO Towarzystwa Absolwentów KUL), 630 zł w Warszawie (LO im. św. St. Kostki). Zamiejscowi płacą dodatkowo za internat -od 200 do 300 zł miesięcznie. Co charakterystyczne, wpłaty nieterminowe obciążane są odsetkami w wysokości ustawowej, zaś metod ściągalności zobowiązań finansowych nie powstydziłby się najsroższy fiskus. Przykład? W statucie Katolickiego Liceum Ogólnokształcącego księży Pal-lotynów czytam: "Rezygnacja ucznia z nauki w Liceum w trakcie roku szkolnego nie powoduje wygaśnięcia zobowiązania do opłaty czesnego". Rodzice pokrywają całość czesnego do końca roku szkolnego nawet wtedy, gdy nauka została przerwana z powodu zmiany miejsca zamieszkania. Co więcej, żąda się od nich połowy tej należności, gdy nauka została przerwana "bez przyczynienia się ucznia lub rodziców/opiekunów". Oczywiście, "udowodnienie okoliczności, o których mowa, spoczywa na rodzicach/opiekunach". Dla cierpiących na przejściowe kłopoty finansowe szansą jest pańszczyzna: "Rodzice uczniów
ganem decydującym o karierze nauczyciela ("Warunkiem zatrudnienia na stanowisku nauczyciela w Gimnazjum jest (...) życie zgodne z nauką i zasadami Kościoła Rzymskokatolickiego"), arbitrem w sporach oraz cenzorem postaw moralnych i społecznych. ON też przesądza np. o odpowiedzialności dziecka za "niegodziwości" rodziców: "Uczeń może być skreślony z listy uczniów (...), jeśli jego rodzice nie wspierają wychowawczych wysiłków Gimnazjum lub szerzą (...) treści niezgodne z nauką Kościoła Katolickiego". Szansę powrotu do łask daje szczodry sponsoring lub resocjalizacja w jednej z trzech Szkół dla Rodziców i Wychowawców (podlaska w Białymstoku, śląska w Częstochowie i mazowiecka w Warszawie).
Obyczaje bardziej cywilizowane panują tam, gdzie Krk nie jest organem właścicielskim szkoły. W takich okolicznościach wśród kadry kierowniczej katolickich gimnazjów i liceów na poczesnym miejscu sytuuje się asystent kościelny. Nauczyciele o dobrej pamięci zwą go
oficerem politycznym
lub I sekretarzem: "Szczególną rolę w wychowaniu młodzieży pełni prefekt (duszpasterz szkoły), który jest jednocześnie nauczycielem religii. Organizuje on życie religijne szkoły, wraz z uczniami i nauczycielami opracowuje program obchodzenia i przeżywania świąt kościelnych" (LO "Collegium Primum" w Chełmnie, Archidiecezjalne Męskie LO
w Warszawie). Do podstawowych uczniowskich obowiązków zalicza się: "udział w katechezie (2 godz. w tygodniu), rekolekcjach adwentowych i wielkopostnych (co na ogół wiąże się z wyjazdami) i raz w tygodniu we Mszy św., odprawianej w Liceum w ramach zajęć". Wśród uprawnień, z których mało kto odważy się nie korzystać, znajduję "codzienne uczestnictwo we mszy św. w znajdującej się na terenie szkoły kaplicy, dostępnej dla uczniów i nauczycieli" (Męskie LO oo. Cystersów w Krakowie) oraz "uczestniczenie w zajęciach i spotkaniach formacyjnych" (Gimnazjum im. św. Rodziny w Siedlcach). Naturalnie, wszystko to obejmuje również nauczycieli.
Różne są motywacje rodziców kierujących swoje pociechy do szkół katolickich. Do istotnych powodów trudno zaliczać poziom czy efekty nauczania. Przykładowo: w tegorocznym ogólnopolskim rankingu szkół średnich przygotowanym wspólnie przez "Perspektywy" i "Rzeczpospolitą" dopiero na 33 miejscu plasuje się LO oo. Pijarów. Później długo, długo nic i na pozycji 74 odnajduję Prywatne LO Sióstr Niepokalanek w Szy-manowie. Żadna ze szkół kontrolowanych przez Krk nie uczestniczy w programie International Baccalaureate, czyli Międzynarodowej Matury, dającej absolwentom uprawnienia do przyjęcia bez egzaminu na czołowe uczelnie świata. Z rozmów, które przeprowadziłem, wynika, że decyzje rodziców dyktowane są najczęściej brakiem czasu na sprawowanie opieki w niezbędnym wymiarze oraz pragnieniem realizacji własnych przekonań religijnych.
MOJE ZDANIE O SZKOLE:
- Była całkiem fajna, mimo tych wszystkich opinii, bo tworzyli ją fajni ludzie. Niektórzy jednak (nie wytykając palcami) mieli dwa oblicza. Jedno dla uczniów, których czasem szantażowali, a drugie "święte" dla rodziców. Mowa tu oczywiście o prof... wszyscy wiemy, o którym
(Gunia)
- Makabra, w kiblach nie ma taśmy życia, a jak jest, to taka, że ci dupę zdziera (Kitel)
- nie polecam, wręcz odradzam!
(Bonio)
Żeby nie było, że się czepiamy -jeśli są chętni na takie szkoły, niech one sobie będą. Zgoda na dotację, jeśli przykościelna szkoła kształci dzieci specjalnej troski, z deficytem intelektualnym, chore fizycznie itp. Jeśli szkoły zakonne przyjmują dzieci z zespołem Do-wna, niech Państwo da im podwójną subwencję! Tylko dlaczego my -antyklerykałowie, mamy wspierać kuźnie Walendziaków czy Kamiń-skich? Pomyślcie też o tym Wy -nauczyciele szkół publicznych, odbierający co miesiąc pensję w postaci jałmużny, pomniejszoną o "podatek" na katoszkoły.
SŁAWOMIR JANISZ Fot. Marcin Bobrowicz
Nr 49 (14
6-12 XII 2002 r.
FAKTY n
SKANDALE PARAFIALNE
Moment wjazdu Pawłowicza do kryminału
udzielił honorowy obywatel Łęczycy biskup Alojzy Orszulik? PYTANIE 12: Dlaczego nikt nie zauważył (albo nie chciał zauważyć) plakacików opisujących cały ten skandal, rozlepianych wówczas w Wito-ni, Łęczycy i Łodzi? Kto był ich autorem (autorami)? Na czyje polecenie tropiono je i zrywano? PYTANIE 13: Czy prawdą jest, że tuż po rozpoczęciu naszego, dziennikarskiego, śledztwa policjanci w Łęczycy podpisywali poufne oświadczenia, że pary z ust na temat Pawłowicza i wypadków sprzed dwóch lat nie puszczą i nie będą pod żadnym pozorem rozmawiać z dziennikarzami?
PYTANIE 14: Sześciu policjantów z Łęczycy przekazało dziennikarzom
zdenerwowany i w końcu wprost zażądał ujawnienia nazwisk policjantów -naszych informatorów? PYTANIE 16: Czy to prawda, że podwładni podinspektora Galanta wolą pracować za znacznie mniejsze pieniądze, byle jak najdalej od Łęczycy? Czy w tej komendzie powiatowej panuje atmosfera zastraszania, a świetni, lecz niepokorni policjanci lądują na bruku lub w odległych komisariatach? Czy system wzajemnych donosów oraz metoda "dziel i rządź" jest tam sposobem sprawowania władzy? PYTANIE 17: Czego przestraszył się Galant, że najpierw -w rozmowie z nami -odmówił wszczęcia wewnętrznego śledztwa, które wyjaśniłoby przyczyny nieudanej akcji po-
Pedofila -księdza Pawłowicza -postawiliśmy przed obliczem sądu i na tym nasza rola się kończy. Jednak wrodzona czujność nakazuje nam zadać kilka niewygodnych pytań, z których główne brzmią tak: Kto odpowiada za spapranie śledztwa sprzed dwóch lat? Kto celowo kłamał, kręcił i ma-taczył? Przyjrzyjmy się bacznie komendantowi policji w Łęczycy -Zygmuntowi Galantowi...
Co mieliśmy do dyspozycji? Przyzwoity iloraz inteligencji, dyktafon, notatniki, ołówki i fundusze. A czego nam brakowało? Kryminalistycz-nego doświadczenia, machiny prawnej pozwalającej na prowadzenie przesłuchań i rewizji, logistyki, środków łączności, możliwości stosowania technik operacyjnych, tysięcy funkcjonariuszy w całej Polsce i Europie (np. Interpol) gotowych ścigać zbiega.
To jednak trójka reporterów - detektywów amatorów z "FiM" skompromitowała całą komendę powiatową policji w Łęczycy, która dwa lata temu nie potrafiła zakończyć (ani nawet na dobre rozpocząć) śledztwa w sprawie dewianta w sutannie gwałcącego małych chłopców.
Otóż oświadczamy, że nie ustaniemy, dopóki nie ustalimy, dlaczego pozwolono, żeby Wincenty Paw-łowicz mógł jeszcze przez wiele miesięcy przebywać na wolności i -być może dalej uprawiać swój haniebny proceder. Spróbujemy też znaleźć winnego i nazwać go... z imienia, nazwiska i stopnia.
Na razie -prokuraturze, Czytelnikom i sobie samym -zadamy 18 trudnych pytań:
PYTANIE 1: Dlaczego w 1999 roku -mimo krążących w Witoni plotek potwierdzanych przez policyjny wywiad środowiskowy -nikt w KP Policji w Łęczycy nie nakazał wszcząć postępowania w sprawie wykorzystywania seksualnego małych chłopców przez tamtejszego wikarego? PYTANIE 2: Jak to się stało, że doniesienie matki, która przyłapała swojego syna z księdzem w jednoznacznej sytuacji, zostało zbagatelizowane?
PYTANIE 3: Dlaczego policjanci, którzy chcieli wkroczyć do budynku parafii i zabezpieczyć sprzęt (wideo, kamery, taśmy i komputery) służący do rejestracji scen porno, nie zostali wpuszczeni
W SPRAWIE PEDOFILA PAWŁOWICZA...
Trudne pytania
przez księdza proboszcza? Co ten człowiek chciał ukryć? PYTANIE 4: Czy prawdą jest, że policjanci ci bezskutecznie czekali kilka godzin na zezwolenie, aby wkroczyć (nawet z użyciem siły) na teren plebanii? Czy takiego pozwolenia miał im udzielić -a nie udzielił -komendant Zygmunt Galant? PYTANIE 5: Jak to się stało, że już następnej nocy cały wymieniony w pytaniu 3. sprzęt zniknął, a dokładniej mówiąc, został wywieziony w nieznanym kierunku przez dwie niezidentyfikowane dotąd osoby? Czy prawdą jest, że byli to wysłannicy biskupa Orszulika? PYTANIE 6: Czy szefom policji w Łęczycy znany jest fakt nakłaniania rodziców molestowanych chłopców do wycofania oskarżeń? Czy nakłaniającymi byli biskup Orszulik i pracownicy kurii w Łowiczu? PYTANIE 7: Jak to możliwe, że komendanta Galanta nie zaniepokoił fakt, iż wszystkie owe "wycofania" napisane zostały na tej samej maszynie i miały identyczną treść? PYTANIE 8: Czy to prawda, że podinspektor Galant osobiście polecił zakończyć sprawę, a właściwie potraktować ją jako niebyłą? Czy z jego ust i w jego gabinecie padły kierowane do podwładnych słowa: "Śledztwo w sprawie księdza? W przededniu konkursu na komendanta policji w Łęczycy? Wy mi chyba chcecie wsadzić nóż w plecy. Spier...ć stąd".
PYTANIE 9: Czy policjanci, którzy zajmowali się sprawą pedofila z Witoni i nie godzili się na tuszowanie afery, byli później pomijani w awansach, sekowani, a nawet zwalniani ze służby?
Czy jednym z nich był na przykład wiceszef łęczyckiej policji, Tom-czak?
PYTANIE 10: Czy to jedynie zbieg okoliczności, że Zygmunt Galant dwa miesiące po "zamknięciu" śledztwa w Witoni wygrał konkurs na komendanta policji w Łęczycy? PYTANIE 11: Czy to prawda, że decydującego poparcia tej kandydaturze
"FiM" oświadczenia, w których stwierdzają, że to Zygmunt Galant osobiście nakazał im zaprzestać czynności śledczych w sprawie pedofila Pawłowicza i nigdy więcej nie wracać do tego tematu. Załóżmy, że wszyscy nagle zmówili się i kłamią. Dlaczego to czynią? A może mówią prawdę?
PYTANIE 15: Dlaczego Galant -podczas rozmowy z dziennikarzami "FiM" przedstawiającymi mu swoje wątpliwości -był coraz bardziej
licji w Witoni sprzed dwóch lat, a dopiero po groźbie, że powiadomimy o wszystkim Komendę Główną Policji, zgodził się wszcząć takie śledztwo? Czy jego słów skierowanych do nas: "Gratuluję wam odniesienia wielkiego sukcesu" nie należy traktować jako próby werbalnego przekupstwa, czy też próby pod-lizania się?
PYTANIE 18: Czy to prawda, że przyciśnięty do muru komendant Galant szuka na gwałt kozła ofiarnego i że
ma nim być jego własny rzecznik prasowy Zygmunt Nawrotek, jakoby odpowiedzialny (w razie czego) za kompromitację sprzed dwóch lat?
To tylko niektóre z wielu pytań cisnących się nam na usta. Panu Galantowi moglibyśmy zadać ich znacznie więcej. Oczywiście na większość z nich znamy już odpowiedź, choć nie wszystko możemy udowodnić. Na pewno interesująca jest sprawa rozbitego policyjnego radiowozu nr rej. LFI4051 (wiemy wiele), wykorzystywanie służbowych samochodów do prywatnych podróży (jak się ma prywatny gołębnik?); ciekawy jest też "ojcowski" stosunek komendanta do własnej sekretarki i nieco inny do podwładnych; jeszcze ciekawsze są losy komendantowej złamanej nogi. Czy do wypadku doszło podczas wykonywania czynności służbowych, czy podczas karmienia ukochanych gołąbków?
Nie nam rozstrzygać wszystkie wątpliwości. Ich różny ciężar gatunkowy sprawił, że postanowiliśmy skontaktować się z Komendą Główną Policji w Warszawie. Jej rzecznik, Sławomir Cisowski, wielce zainteresowany tym, co usłyszał, poprosił o komplet materiałów na temat Witoni, Łęczycy, Pawłowicza i kom. Galanta. Z przyjemnością przekażemy posiadane przez nas dokumenty i nagrania. Tym bardziej że Cisowski zapowiedział w Łęczycy "WYSOKĄ KONTROLĘ".
MAREK SZENBORN
RYSZARD PORADOWSKI
Fot. archiwum
"FiM" nie mają zwyczaju publikowania listów nie do nas adresowanych. Czynimy jednak wyjątek dla więziennego "grypsu".
Jego Ekscelencja Ksiądz Biskup Alojzy Orszulik.
Zgodnie z otrzymanym od Księdza Biskupa poleceniem, uniżenie informuję o kolejnym miejscu mojego pobytu. Przepraszam, że nie uczyniłem tego w minionym tygodniu, ale byłem w podróży. Końcowym jej etapem jest Łęczyca, a dokładnie: Zakład Karny przy ul. Pocztowej 12. Słyszałem kiedyś, że należy do miejsc, które panowie kryminaliści starają się omijać szerokim łukiem. I to jest prawda. Nie chodzi o to, by podlegali tu jakimś nadzwyczajnym rygorom, lecz o warunki socjalne. Większość lokatorów to więźniowie ze statusem recydywistów, ale ja mieszkam w wydzielonej części dla tymczasowo aresztowanych. Poszerzam swoje horyzonty, studiując historię najnowszą. Oprócz typowych "kocham Chalinę" wyrytych w tynku celi, czytam z zainteresowaniem pasjonujące ścienne zapiski Władysława Frasy-niuka i Andrzeja Słowika. Byli tu zakwaterowani po wprowadzeniu przez komuchów stanu wojennego.
Prowadzę bardzo higieniczny tryb życia. Budzę się regularnie o godzinie 6.00. Do natarczywego dźwięku dzwonka przyzwyczajony jestem od seminarium. Muszę się spieszyć z ubieraniem, żeby apel nie zastał mnie w piżamce. Zaraz potem udaję się do tzw. kącika na siusiu. Muszę bardzo uważać, gdyż obyczaje więzienne wymagają, żeby moi dwaj współlokatorzy nie pili w tym czasie porannej kawy lub "czaju". Jeśli tak, muszę poczekać. Śniadanie nie jest wykwintne, ale czegóż można wymagać przy dziennej stawce 4,20 zł? W każdym razie nie głoduję, dzisiaj np. była owsianka i kawałek żółtego sera. Mam w depozycie trochę pieniędzy, więc coś sobie dokupię w kantynie; "wypiska" jest dwa razy w miesiącu. Po śniadaniu mamy zajęcia własne i godzinny spacer. Niezbyt przyjemny, bo z okien padają
Gryps
pod moim i Waszej Ekscelencji adresem wyzwiska, których nie ośmielę się powtórzyć. Obiad mamy między 13 a 14. Przez radiowęzeł właśnie zapowiedzieli mój ulubiony krupnik i ziemniaki z sosem warzywno-mięsnym. Po południu mogę pójść na świetlicę (straszna nora) obejrzeć telewizję. Spać chodzę regularnie, bo już o 21 gaszą nam światło. W celi zrobiłem sobie miniołtarzyk i dużo się modlę za naszych prześladowców. Ekscelencja wie, kogo mam na myśli... A propos, w prokuraturze bardzo się interesowali czy Ksiądz Biskup miał ze mną kontakt przed aresztowaniem. Szedłem w zaparte, więc Kuria może bez obawy zaprzeczać. Ekscelencja wybaczy śmiałość, ale tak sobie myślę, że pomysł z wysłaniem mnie na misje nie był najlepszy. Z tego, co mówili w sądzie, wynikało, że gdybym nie uciekł, mógłbym odpowiadać z wolnej stopy. Będę już kończył. Gdyby Ksiądz Biskup zechciał mnie odwiedzić, to tylko w środy, czwartki, soboty i niedziele. Prokurator nie ośmieli się robić wstrętów. I jeszcze jedno: raz w miesiącu wolno mi dostarczyć 5-kilogramową paczkę żywnościową, ale tylko na specjalny talon. Mam nadzieję, że Ekscelencji nie rozgniewa, jeśli wyślę talon do naszej Kurii. Gdyby coś, to więziennym kapelanem jest tu ojciec od Bernardynów z ul. Poznańskiej. Jakieś wskazówki można przekazywać tą drogą. Spowiedzi nie ośmielą się przecież kontrolować.
Czcigodny Pasterzu, żywię nadzieję, iż Ojciec nie zapomni o naszej ostatniej rozmowie... Jej wspomnienie podtrzymuje mnie na duchu. Z synowską miłością całuję pierścień.
Wierny i na zawsze oddany: ksiądz Wicek P.
Na podstawie faktów i domysłów ocenzurowała:
ANNA TARCZYŃSKA
8
POLSKA NA KOLANACH
FAKTYn
- 12 XII 2002 r.
To już jest koniec...
54 miliardy zadłużenia, szesnaście placówek znacznie opóźniających wypłaty pensji, bieda aż piszczy - to rzeczywistość publicznej służby zdrowia w Polsce. Pracownicy szpitali i innych placówek medycznych są u kresu wytrzymałości fizycznej i psychicznej. Szykują się kolejne protesty.
Już 4 tygodnie (od 12.11.2002!) rotacyjnie głoduje siedmiu pracowników szpitala Rydygiera we Wrocławiu. Domagają się utrzymania placówki i wypłaty zaległych pensji. Twierdzą, że nie przerwą dopóty, dopóki na ich kontach bankowych nie pojawią się pieniądze. Nie wierzą już w żadne obietnice. Nie interesują ich argumenty polityków. Chcą jedynie dostać to, co im się należy. Twierdzą, że nikomu, poza nimi samymi, nie zależy na uratowaniu szpitala. Nie pomogła spektakularna manifestacja z niesieniem trumny ani oddanie dowodów osobistych do Urzędu Wojewódzkiego przez obywateli, którzy nie czują się traktowani jak obywatele. Muszą więc głodować. Zresztą i tak nie dojadają na co dzień, bo z takich pensji godnie żyć się nie da. Miesięczny dochód (pensja plus wszystkie dodatki) polskiej pielęgniarki z dwudziestoletnim stażem to w najlepszym razie 1200 złotych na rękę. Większość wyciąga najwyżej 700-800 złotych, ale są też takie, które
zarabiają
po 500 złotych netto.
Wśród nich, samotne matki. -Te czasami nie wytrzymują napięcia i, jak siostra z Łowicza, targają się na własne życie -opowiada jedna z łódzkich pielęgniarek. -Wie pani, że niewiele brakowało, a jej dzieci nie miałyby na pogrzeb? Okazało się, że szpital od miesięcy nie płacił ZUS-owi. Dopiero po wielu interwencjach rodzina dostała zasiłek.
- Prawda jest taka, że nikt w Polsce nie chce wziąć odpowiedzialności za katastrofę w służbie zdrowia -mówi Jolanta Nanowska, przewodnicząca Komitetu Obrony Szpitala im. Rydygiera. Nie jesteśmy wyjątkiem. Lada moment zaczną padać kolejne placówki z naszego regionu. -Sytuacja dolnośląskiej służby zdrowia jest najgorsza w Polsce. Kasa chorych nie ma już w ogóle pieniędzy, komornik zajął konta szpitali, a przecież do końca roku został jeszcze miesiąc -mówi Bożena Banachowicz, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych. -W Polsce 16 placówek nie wypłaca regularnie pensji. Większość z nich znajduje się właśnie na Dolnym Śląsku. Pracownicy, choć pracują za trzech, dostają jedynie zaliczki na poczet wypłaty: po 200, 300 złotych. W innych regionach, niestety, jest niewiele lepiej. Odpowiedzialność za to ponoszą dyrekcje konkretnych szpitali i Ministerstwo Zdrowia -ci, którzy dopuścili system pracy zagrażający zarówno pielęgniarkom, jak i pacjentom. W wielu szpitalach brakuje personelu, a ten, który jest, wykonuje pracę należącą do techników, salowych, sanitariuszy. Są oddziały, gdzie w nocy kilkudziesięcioma chorymi zajmuje się jedna siostra. Jaka zatem może być ta opieka? Druga sprawa to polityka płacowa. Przecież 70 procent środków ogólnych w zakładach pracy to płace lekarzy. Z czego mają się utrzymywać szpitale? -pyta Bożena Banachowicz.
POD CHOINKĘ!!!
JAMES A. HAUGHT
ŚWIĘTY KOSZMAR
Ilustrowana historia morderstw i okrucieństw religijnych
Zamówienia tel:
+22 663 72 83,822 90 21,0 694 324 953 Cena: 25 zl + opł. poczt.
Prorok
Głos serca, odwieczna Prawda, odwieczne Prawo Boga, dane przez prorokinię Boga dla naszych czasów.
Boże Narodzenie największe
święto roku? Życie "chrześcijan" w ciągu roku.
Broszura bezpłatna do zamówienia pod adresem:
Życie Uniwersalne skr. poczt. 550
58-506 Jelenia Góra 8
www.das-wort.com
Każda z książek w cenie 18 zł wraz z kosztami wysyłki
Wpłaty przekazem pocztowym na adres wydawnictwa: Aris Poland, skr. poczt. 29, 90-993 Łódź 41.
"STYROPIANOWY GANG" i "MANDARYNI" Andrzeja Rodana
Demaskatorskie powieści
o polskiej rzeczywistości,
obnażające związki polityki
i biznesu z mafią, tworzenie
się fortun i karier rodem
z Nikodema Dyzmy. Wartka,
sensacyjna akcja, znakomite
dialogi, feeria gagów,
pieniądze, seks, krew,
władza, mafia i grzeszne
namiętnościl Nieprzespana noc zagwarantowana!
Także polityka kadrowa w szpitalach pozostawia wiele do życzenia. Tajemnicą poliszynela jest, że pielęgniarki, które "mają pecha" urodzić dziecko, automatycznie tracą pracę. Tak oto w "bezbolesny" sposób eliminuje się "zbędny" personel. Podkreślmy, że zbędny z ekonomicznego punktu widzenia, bo z perspektywy pacjenta -sytuacja na oddziałach jest dramatyczna. -Już się zdarza, że chorzy umierają w szpitalnych izbach przyjęć. Za chwilę zaczną umierać na ulicach... Mówimy o tym od dawna, ale jak się w tym kraju nie zrobi zadymy pod resortem, to nikt nie kiwnie palcem -twierdzi Alicja Miszkiewicz, przewodnicząca związku z Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi.
Wrocławski szpital Rydygiera jest tylko jaskrawym dowodem tego, co dzieje się w całej Polsce od dnia wprowadzenia chorej reformy. Pierwszym sygnałem nadchodzącej zapaści była okupacja Ministerstwa
Zdrowia w styczniu 1999 roku; później, na wiosnę 2000 -Ministerstwa Pracy. Dochodziło wówczas do ulicznych manifestacji, blokad ulic, okupacji szpitali i głodówek. Były też
odejścia
od łóżek pacjentów.
Ogólnopolski protest zakończył się 29 grudnia 2000 r. podpisaniem przez prezydenta słynnej "Ustawy 203", która gwarantowała siostrom i pozostałym pracownikom szpitali podwyżki o 203 zł brutto w 2001 r. i o kolejne 110 zł brutto rok później. Miały też powstać wspólne dla wszystkich placówek standardy pracy.
-Standardy nie przeszły -mówi Zdzisława Bujas z łódzkiego zarządu regionu OZZPiP -natomiast normy, do tej pory, wprowadziło zaledwie 18 proc. szpitali.
Za miesiąc miną dwa lata od podpisania porozumienia. Obserwując stan publicznej służby zdrowia, trudno nie pytać o to, co tak
naprawdę udało się wywalczyć?
- Na papierze, w zasadzie wszystko, w rzeczywistości prawie nic -mówi Bożena Banachowicz. Pierwszy etap podwyżek zrealizowała zaledwie połowa pracodawców; drugi
- o 110 złotych -tylko 15 procent. W tych wyliczeniach nie zostały uwzględnione szpitale, w których wypłacano podwyżki przez dwa, trzy miesiące i... koniec. Wyróżnia się Wielkopolska, gdzie ustawę zrealizowało 80 proc. placówek. Na drugim biegunie jest (poza Dolnym Śląskiem) Podkarpacie, Pomorze i Opolskie. Nie ma dodatków dla pielęgniarek, są zaległości z ZUS-em i inne. W polskich sądach czeka na rozwiązanie kilkaset spraw założonych przez siostry żądające wypłaty zaległych trzynastek.
Czy dziurę załatwi 900 milionów złotych, które mają wpłynąć dodatkowo do systemu opieki zdrowotnej w 2003 roku? Z całą pewnością nie. Poza tym podniesienie składki zdrowotnej z 7,75 na 8 procent od dochodu, przyklepane w budżecie przez parlament, zaskarżyła już do Trybunału Konstytucyjnego Platforma Obywatelska. Szef samorządu lekarskiego, Konstanty Radziwiłł, twierdzi, że najpilniejsze potrzeby załatwiłaby składka na poziomie 11 procent, ale to zupełnie nierealne.
Titanic zwany służbą zdrowia idzie na dno. Dlatego w ostatnich dniach zawiązało się Krajowe Forum Związków Zawodowych i Samorządów Zawodowych Ochrony Zdrowia, które zamierza wznowić akcję protestacyjną. Poza tym pielęgniarki i położne przygotowują skargę na państwo polskie do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Miesiąc temu, wysłały prośbę o spotkanie do Kwaśniew-skiego i Millera. Do chwili obecnej nie dostały odpowiedzi.
MICHALINA KOWALCZYK Fot. Adam Mieczkowski
J
eżeli nie wziąłeś udziału w wielkiej kampanii "Przygarnij Kropka!" to nie wygrałeś żadnej z wielu nagród. Jeżeli natomiast wysłałeś kupon konkursowy, to wielki z Ciebie frajer.
"Kropka" pełno było wszędzie, a najwięcej oczywiście w TVN i "Super Expressie". Sympatyczne reklamy zachęcały w październiku i listopadzie bieżącego roku do przyklejania na ekrany tekturowego kółka, które po naświetleniu i połączeniu z wypełnionym kuponem należało wysłać pocztą lub wrzucić do specjalnych skrzynek na stacjach Shell, salonach Idei lub punktach Kodak Express. Wśród nadesłanych zgłoszeń rozlosowy-wane były codziennie cenne nagrody -samochody, wycieczki, telewizory itp.
Czyżby celem akcji nie było tylko zwiększenie oglądalności TVN lecz także zebranie maksymalnej ilości danych osób biorących udział w konkursie? Dane osobowe są bardzo cennym towarem -np. firma Prodox z Nowego Sącza zarobiła miliony na "rozdawaniu" książki o świętej Faustynie Kowalskiej w zamian za udostępnienie danych osób obdarowanych ("szczęśliwcy" podpisywali zgodę na przekazywanie swoich namiarów). Wszystko jest zgodne z prawem, jednak uczestnicy konkursu nie zawsze są świadomi konsekwencji swojej zgody. Należało nie tylko podać swój dokładny adres, ale także numery telefonów: stacjonarny i komórkowy, liczbę osób w rodzinie, własny zawód oraz datę urodzenia. Potem własnym podpisem potwierdzić zgodność danych (po co?) oraz zgodę na "przetwarzanie
rzygarn złodzieja
danych" przez TVN, a także, uwaga!, uwaga!, dalsze ich "przekazywanie innym renomowanym firmom, producentom, dostawcom produktów, usług konsumpcyjnych i instytucjom finansowym". Innymi słowy -jeleń, który podpisze takie oświadczenie wyraża zgodę na niczym (poza wymogami prawa) nieograniczony handel własnymi danymi osobowymi. I nie jest to jedynie problem zapchanej ulotkami reklamowymi skrzynki na listy! Kto jeszcze nie pojął, czym grozi nieograniczone rozprzestrzenianie informacji o nas, niech zda sobie sprawę z tego, że przy sprzedaży danych wielu podmiotom gospodarczym nikt nie jest w stanie przewidzieć, w czyje ręce wpadną one prędzej czy później. TVN nie czyni bowiem żadnych zobowiązań w tym względzie wobec uczestników konkursu. Sformułowanie "inne renomowane firmy" jest tylko nic nieznaczącym komplementem pod własnym adresem. Im więcej firm, którym się sprzeda dane, tym większy zysk, ale także większe niebezpieczeństwo, że informacje wyciekną od nabywców w niepowołane ręce. Żądany zestaw informacji to akurat nie lada gratka dla każdego złodzieja, bo obok wzmianki o zawodzie (dochody!), podajemy informację o liczbie osób przebywających w mieszkaniu. Do tego numery telefonów i adres. Informacja o wieku pozwala ustalić starsze, bezbronne osoby.
Jakie są granice pazerności "renomowanej firmy", która naraża na niebezpieczeństwo widzów, skuszonych atrakcyjnymi nagrodami? Granice przyzwoitości nie zawsze wyznacza kodeks karny. MAREK KRAK
Nr 49 (14
6-12 XII 2002 r.
FAKTY n
POLSKA PARAFIALNA
Kolejna wielka afera finansowa w Kurii Metropolitarnej w Gdańsku. Tym razem głośno jest o wydawnictwie archidiecezjalnym, którego potężne długi ściągnęły sforę komorników... zajmujących kościelny majątek! Samemu Kredyt Bankowi kuria winna jest 14 mln zł.
Pisaliśmy już o wyłudzeniu przez gdańskich kurialistów 15 ha ziemi od państwa i narażeniu podatników na olbrzymie straty ("FiM" nr: 27/2001 i 47/2002). Niestety, jak dotąd, żaden sukienkowy za to nie beknął.
Za to teraz jest ciekawie! Komornicy z Gdańska i Słupska (brawo!) zablokowali konta archidiecezji, chcą zajmować kościelne nieruchomości, a nawet samochód arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego. Praktycznie mogą zająć każdy obiekt kościelny, z wyjątkiem tych, które należą do parafii i Caritasu.
Szef zadłużonego wydawnictwa Stella Maris, Jarosław Szarmach, nie chce niczego komentować. Wydawnictwem, które zastał w "sytuacji złożonej", kieruje od lipca br., a zadłużenie powstało w ciągu kilku ostatnich lat, gdy przedsiębiorstwem zarządzał Tomasz Weinberger (dziś prowadzi prywatny szpital). Zastąpił go potem
Długi na ołtarzu
ks. Zbigniew Bryk (obecnie kieruje gdańskim Radiem Plus i Fundacją św. Brata Alberta), który - zdaniem ludzi zbliżonych do kurii - również ponosi odpowiedzialność za zadłużenie.
Stella Maris ma osobowość prawną archidiecezji, co komornikom znakomicie ułatwia zadanie. Na przykład komornik ze Słupska wszczął już egzekucję czteropiętrowej siedziby wydawnictwa za długi
W sprawie pieniędzy należnych Kredyt Bankowi jest już nawet decyzja sądowa, choć rzecznik Sądu
należne Hanza Leasing (prawie 300 tys. zł bez odsetek). Wydawnictwo winne jest również pieniądze spółce Prome-xim-PEKO. Największe zadłużenie dotyczy gdańskiego Kredyt Banku, który pięć lat temu udzielił archidiecezji kredytu w wysokości ponad 11,3 mln zł. Wraz z odsetkami należy się więc bankowi 14 mln zł. W sądzie znajduje się także wniosek firmy Euro-papier Polska z Młochowa pod Warszawą, której kuria winna jest 442 tys. złotych.
Kuria archidiecezji gdańskiej, gustowna... Czy pójdzie pod młotek?
Okręgowego w Gdańsku Hanna Langa-Bieszki twierdzi, że należność nie musi być niezwłocznie wyegzekwowana, bowiem "wszystko zależy od wierzyciela i tego, w jaki sposób będzie chciał odzyskać dług".
W niejednym przypadku dłużnik nie akceptuje swego długu i sprawa trafia do sądu.
Stella Maris ustami swojego szefa nie neguje wysokości zadłużenia w Kredyt Banku, ale liczy na zrestrukturyzowanie kredytu. Jednak Centrala banku nie zaakceptowała "rzetelnego i realnego" planu spłat i zleciła komornikowi egzekucję długu.
Podczas spotkania arcybiskupa Gocłowskiego z najbliższymi współpracownikami, które poświęcono dramatycznej sytuacji wydawnictwa, zaapelowano do mediów o cierpliwość i niewywoływanie niepokoju. Tym sposobem część winy za to, co się dzieje wokół
Stella Maris i archidiecezji, zrzucono niejako - a jakże! - na dziennikarzy żerujących na nieszczęściu Kościoła.
W specjalnym oświadczeniu kurii czytamy m.in., że już od sierpnia br. trwa proces naprawczy w wydawnictwie. "Skutkipodjętych procedur naprawczych już widać, natomiast dla osiągnięcia zamierzonych celów wymagany jest czas. Czas ten, niestety, wydłuży się w przypadku, gdy działania wobec Kurii zmierzać będą do wywołania niepokoju, zwłaszcza że zaczęło się to odbywać za pomocą mediów". Wikariusz generalny ks. dr Wiesław Lauer we wspomnianym oświadczeniu zapewnił jednocześnie, że "nie jest intencją Stella Maris unikanie odpowiedzialności za zobowiązania wobec jakichkolwiek wierzycieli. Nie ma żadnych przesłanek, aby wierzyciele nie byli zaspokojeni".
Mimo dramatycznej sytuacji archidiecezji i wspomnianego wydawnictwa, przed kilkoma dniami w sopockim Urzędzie Miasta odbyła się promocja luksusowego i kosztownego albumu poświęconego papieskim ołtarzom na Pomorzu, wydanego przez Stella Maris... Cóż, albo zarabiać, albo się wygłupiać. R.P.
Fot. archiwum
W polskim Kościele zaobserwowano ostatnio wzmożoną aktywność Diabła. Obecnie - jedno opętanie przypada średnio na 2 tys. osób, co w skali ogólnopolskiej daje liczbę blisko 20.000 "zarażonych"! Cóż za nie-zagospodarowane finansowo przestrzenie... Autorem tych alarmujących informacji jest sławny i "wiarygodny" egzorcysta ojciec Gabriel Amorth z zakonu paulistów. Diabeł potrafi być niewiarygodnie bezczelny. Przypomnę na przykład, że w 1997 r. Kościół żywił bardzo silne podejrzenia, iż opętanie ośmieliło się dotknąć Matkę Teresę. Arcybiskup Kalkuty Henry D'Souza wezwał egzorcystę, widząc u niej niezrozumiałe (z medycznego punktu widzenia) objawy niepokoju. Podejrzewając, że może chodzić o działanie diabelskie, poprosił włoskiego misjonarza ks. Rosario Stroccio o fachową interwencję. Ten ostatni - po czterodniowych zabiegach - szczęśliwie nie stwierdził istnienia intruza w organizmie podopiecznej.
Nasi biskupi, uznając pilną potrzebę pogonienia Diabłu kota, zwołują w całym kraju narady aktywu. 16 listopada śmietanka
rodzimych egzorcystów dzieliła się w Warszawie doświadczeniami, obradując na temat: "Satanizm, okul-tyzm, egzorcyzm". Wyrażono zaniepokojenie brakiem fachowych przeganiaczy diabła w 3 diecezjach. Wskazano na słabe wyszkolenie kadry duszpasterskiej, jako sił pierwszego reagowania. Prezentowano najbar-
^^ dziej drastycz-
PJ^^ ne i gorszące
przykłady graniczącej z głupotą naiwności
we własnych szeregach: ksiądz korzystający z porad energoterapeu-ty bądź zaglądający do horoskopów; proboszcz, który przyjmuje od rady parafialnej w prezencie tzw. drzewko szczęścia i naiwnie ozdabia tym kancelarię. " To są dla Kościoła największe problemy" - stwierdził ks. Andrzej Zwoliński. Archidiecezja łódzka jest szczególnie zagrożona szatańską penetracją, choćby przez wzgląd na funkcjonującą na jej terytorium redakcję "FiM". Również tutejsi księża wydają się nie dość pryncypialni ideologicznie, nadsyłając nam poufne kurialne dokumenty. Dzięki nim dowiedzieliśmy się ostatnio, że abp Ziółek polecił swojemu egzorcyście, ks. Jerzemu Świątkowi, przepranie konfratrom mózgów. Z ciekawością oczekujemy efektów dwudniowego szkolenia. A.T.
Jak księża zabytki opylali
Od kilku lat przed Sądem Rejonowym w Starogardzie Gdańskim toczy się sprawa o rzekome wyłudzenie zabytków kościelnych: rzeźb, obrazów, szat i naczyń liturgicznych itp. Prawda jest taka, że owe przedmioty nabywano od pazernych na kasę księży, a teraz winę próbuje się zrzucić na nabywców.
Już prawie dwa lata nasza gazeta pilotuje ową sprawę ("FiM" nr 2/2001, nr 5/2001), a jej końca w dalszym ciągu nie widać. Na ławie oskarżonych zasiadł człowiek najmniej winny... kierowca kupującego! Nie ma natomiast na niej głównych bohaterów, czyli kapłanów Krk.
Podczas ostatniej rozprawy przesłuchano głównego świadka, jakim jest nabywca kościelnych skarbów, Mirosław M. Człowiek ten w blisko dwugodzinnym wystąpieniu pod przysięgą (służę zapisem) przedstawił z pikantnymi szczegółami, w jaki sposób wszedł w układy z proboszczami z diecezji pelpliń-skiej, a także ich niewiastami służebnymi i chłopcami... Z jego opowieści wynikało jednoznacznie, że siedzący na ławie oskarżonych jest kozłem ofiarnym. Został wrobiony przez cwanych księży, którzy czując smród koło tyłka, zwalili na niego winę.
Księża sprzedawali wszystko, co przedstawiało jakąś wartość, często za bezcen. Jeden z proboszczów (parafia Krąg k. Starogardu) drobniejsze precjoza wymieniał na tanie wino i równie tanie papierosy, które przywoził mu pan Mirosław. Ksiądz ten znany jest jako koneser takich używek oraz seksu uprawianego z partnerami płci obojga. To właśnie ów proboszcz poznawał pana Mirka z kolegami po fachu, dając mu niejednokrotnie listy polecające do innych parafii. Dobrze prosperujący interes nagły szlag trafił. Pan Mirek kupił mianowicie zabytkową monstrancję od
Pieta za litra, aniołek za karton fajek...
proboszcza ze wsi Lalkowy k. Smętowa (Pomorskie), a pośredniczył nie kto inny jak proboszcz z Kręga. Zabytek wart majątek kupiono za 2 tys. zł i tysiąc niemieckich marek. Wpadka nastąpiła w momencie próby sprzedaży w jednym ze sklepów Trójmiasta. Jego właścicielka była żywo zainteresowana zakupem, ale punktem spornym okazała się cena (jak to w biznesie). Pod pozorem zgromadzenia właściwej sumy opuściła na chwilę sklep, aby powrócić tam z policją.
Ta - nie pytając o szczegóły - wrzuciła pana Mirka z monstrancją do suki. W komendzie zaczęto wyjaśniać sprawę - kto z kim, o co, po co, za co. Sprzedający księża przyznali się w pierwszym odruchu do współpracy handlowej, jednak po pewnym czasie (kuriewne wsparcie?) postanowili iść w zaparte. Nie byli, nie widzieli, nie wiedzą... Ba, próbowali nawet wmówić, że cały towar, jaki nabył pan Mirek, był mu tylko oddany do renowacji. Miałem przyjemność słuchać rozmów handlowych, przezornie nagranych przez pana Mirka (nie uznano ich za dowód!), z których wynika, że księża doskonale wiedzieli, co czynią. Dziwne jest również, że brali pieniądze od pana Mirka. Za co...? Za przedmiot oddany do renowacji? Księżulkowie targowali się o cenę sprzedawanego towaru. Jednemu brakowało do bryki, innemu na dziwki itp., itd. Sześć lat tzw. studiów seminaryjnych nie nauczyły ich jednak podstaw historii sztuki, ponieważ dzieła warte krocie sprzedawali często za bezcen.
Trzymając rękę na pulsie sprawy i... Wysokiego Sądu, z katolickiego Kociewia doniósł uprzejmie
PIOTR ŻELAZNY Fot. Autor
POLSKA PARAFIALNA
El
Szmaciany interes
Na Pomorzu trwa walka pomiędzy diecezjami gdańską i elbląską o rzeczy wrzucane przez parafian do wystawionych na osiedlach pojemników na dary. Co tam walka... To już otwarta wojna. Tylko dlaczego te dary ich ofiarodawcy odnajdują później... w sklepach?
Gdański Caritas wystawił w wielu pomorskich miastach specjalnie oznakowane pojemniki, do których mieszkańcy mogą wrzucać zbędną odzież. Dary te trafiają, jak twierdzą kościelni, do ubogich. Dziwne, bo z naszych ustaleń wynika, że ubrań nie otrzymują rodziny ubogie mieszkające w miastach, w których dobra zostały zebrane. Jeszcze dziwniejsze jest to, że gdański Caritas np. w Kwidzynie, wszedł w szkodę Caritasowi elbląskiemu.
Radosław Klein - księżulo z parafii konkate-dralnej św. Jana Ewangelisty w Kwidzynie głosi z ambony apel do wiernych, aby ci nie wrzucali rzeczy do pojemników rozstawionych na osiedlach, tylko przynosili do siedziby miejscowego Caritasu. Ludzie się dziwują, bo na pojemnikach, które mają pod nosem, jak byk widoczne są znaki Caritasu.
Dlaczego więc mają taszczyć rzeczy przez pół miasta do biura Caritasu?
Okazuje się, że Caritas Caritasowi nierówny, a sutannowy ma w tym aspekcie istotne argumenty. Otóż rzeczy z pojemników wywożone są do Gdańska i ubodzy (czy aby na pewno oni?) z Kwidzyna nie mają z nich żadnego pożytku. Księdza Kleina poparł ksiądz Bolesław Trzciński, dyrektor Caritasu diecezji elbląskiej, który twierdzi, że rzeczy wrzucane do pojemników muszą trafiać do ubogich na terenie tej diecezji, w której zostały wystawione pojemniki. Dziwna trochę ta klesza determinacja połączona z patriotyzmem lokalnym.
Dla darczyńców nie ma sprawy. Nie rozumieją więc o co ta wojna, uważają, że ubodzy z innych miast nie są wcale gorsi od miejscowych.
Wyścigi pomiędzy biskupami o rzeczy dla biedaków są ich zdaniem nie na miejscu.
Drugie dno może nadać sprawie niedawno ujawniony fakt. Oto mieszkanka Kwidzyna odnalazła w miejscowym szmateksie ubrania, które kilka miesięcy wcześniej wrzuciła do caritasowskiego pojemnika. W jaki sposób tam trafiły, nie sposób wyjaśnić.
Ksiądz dyrektor Trzciński usprawiedliwia ów fakt tym, że ustawianiem i opróżnianiem pojemników zajmuje się wynajęta przez Caritas firma. Czyli "to nie my, tylko ktoś".
Z innych źródeł jednak wiemy (a są to źródła wiarygodne), że część ubrań pozyskanych ze zbiórek jest najzwyczajniej sprzedawana.
Księża, którzy zapoznali się z naszymi ustaleniami, niechętnie się w końcu do tego przyznali. Wyjaśniają jednak, że dochód z owej sprzedaży zasila konto Caritasu.
Dla nas sprawa ta cuchnie jak nie przymierzając przechodzone majtki w lumpeksie. Któż bowiem jest w stanie rozliczyć wrzucaną do pojemników, a następnie sprzedaną do lumpeksów odzież? Chyba stąd właśnie wziął się pomysł rozszerzenia zbiórek na całą Polskę.
Dzięki ogólnopolskiej zbiórce (czytaj: przewożeniu darów z diecezji do diecezji) szansa na trafienie w lumpeksie na swoją rzecz jest praktycznie zerowa.
Konkluzja musi być pytaniem: czy to bieda tak przycisnęła biskupów Śliwińskiego i Gocłowskiego, że pożarli się o parę używanych szmat, czy powodem konfliktu jest ich wynaturzona pazerność?
JACEK KOSER Fot. archiwum
Polski aparat ścigania i wymiaru (nie)sprawiedliwości dzieli się na dwa sektory: dla bogatych i ustosunkowanych oraz dla pospólstwa. Jakie są kryteria i skutki klasyfikacji, tłumaczyć nie trzeba. Ale jest jeszcze sektor trzeci, mniej znany. Dokonałam analizy sporów cywilnych oraz procesów karnych w których rozstrzygnięciu Krk był choćby pośrednio zainteresowany. Gdy na ławie oskarżonych zasiada kuria lub pojedynczy duchowny, postępowania wykazują wiele charakterystycznych cech. Regułą jest nadzwyczajna wprost przewlekłość postępowania, a nagminne utajnianie rozpraw uzasadniane bywa wręcz kuriozalnie.
1 utratę prawa jazdy na 2 lata. Dodatkowo sąd wymierzy karę około
2 tys. zł grzywny w zawieszeniu na rok, co zdarzyło się 15 października br. ks. Marianowi W. z Gdańska.
2. Zostajesz, próbując "dogadać się" z policjantami. Gdy nie zechcą łapówki, można im nawet naubliżać. Co jest ważne: po wytrzeźwieniu nie wolno niczego pamiętać. U psychiatry wybrać sobie hipomanię, czyli chorobę powodującą nadmierną wesołość i zaniki pamięci. Wprawdzie prokurator zażąda 1,5 roku w zawieszeniu na 5 lat, lecz sąd umorzy postępowanie, jak to się stało np. w Byto-wie z ks. Andrzejem G. Za spowodowanie wypadku odpowiadał nieco wcześniej przed sądem w Kwidzynie.
Nietykalni
Co się dzieje, gdy w polskie tryby sprawiedliwości dostaje się ksiądz katolicki? Tryby przestają mielić i zaczyna śmierdzieć.
Przykładowo: zdaniem sędziego Marka Goca z Sądu Rejonowego w Gdyni jawność w sprawie skazanego za pedofilię ks. Wojciecha Cz.
była niemożliwa "m.in. ze względu na interes oskarżonego oraz jego funkcję społeczną ". Zasady krańcowo odmienne obowiązują, gdy podsądnym jest osoba świecka zaś przestępstwo skierowane przeciwko Kościołowi lub jego interesom. "Napad na plebanię można porównać tylko z napadem na kościół lub dom dziecka, zasługuje on na szczególne potępienie" - uważa sędzia Bogusław Bajan z Sądu Okręgowego w Nowym Sączu. Niestety, w katalogu sędziowskich priorytetów brakuje np. szkoły czy molestowanego dziecka, gdy sprawcą jest ksiądz katolicki.
- Zauważyłem z przykrością, że kler w Polsce ma ideologiczny wpływ na sądownictwo - stwierdził ksiądz Florian Lempa podczas dyskusji zorganizowanej przez Fundację im. Batorego i redakcję "Tygodnika Powszechnego". Efektem jest stosowana wobec przestępców w sutannach polityka karania urągająca powadze wymiaru sprawiedliwości. Przedstawię przykłady, które mogą stanowić katalog specjalnych uprawnień: co wolno księżom w Katolandzie, a czego powinni się raczej wystrzegać. Układa się to w swoisty poradnik prawny, a raczej... bezprawny. Funkcjonariusze Krk stanowią grupę bardzo uważnych czytelników "FiM" i powiedzmy, że im też się coś od nas należy. Więc choć to nie kabaret - "bierzcie kajecik i piszcie".
Gdy pijany zasiądziesz za kierownicą,
istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że po drodze rozwalisz coś lub kogoś. Rozważ następujące warianty:
1. Zostajesz na miejscu wypadku i nic nie kombinujesz. Przy upojeniu rzędu 2,8 promila kosztuje to 2 tys. zł na rzecz Stowarzyszenia Pomocy Ofiarom Wypadków Drogowych
Tam także sprawę umorzono, nie odbierając księdzu prawa jazdy.
3. Nie zatrzymujesz się i jak najszybciej uciekasz. Ot, choćby dlatego, że nie masz prawa jazdy zabranego wcześniej za jazdę "po spożyciu". Gdy schwytany w policyjnym pościgu wypadniesz (2,26 promila) z samochodu, nie stawiaj oporu. Weźmy przykład (połowa sierpnia br.) wikarego z Malborka. Nie został osadzony w izbie zatrzymań. Prokurator zgodził się, by wrócił na plebanię, jeśli tylko odbierze go proboszcz (sic!). - Duchowny otrzyma karę pozbawienia wolności, ale jeżeli jest to jego
stwierdzając w uzasadnieniu, że "sąd pierwszej instancji (...) nie ustalił, czy oskarżony (pijany! - dop. A.T.) umyśl-nie naruszył zasady ruchu drogowego i czy zgon ofiary nie był wynikiem błędu lekarskiego". Pamiętaj, że wolno ci być lekko wstawionym, bo może od rana miałeś parę ciężkich mszy do odprawienia i kielichów do opróżnienia. A w ogóle to najlepiej nie dmuchaj w żaden balonik; wszak to uwłacza twojemu stanowi kapłańskiemu!
Bywa, że jakiś gówniarz drażni cię ponad miarę.
Cóż wtedy?
1. Masz charakter wybuchowy, więc ulżyj sobie i tłucz go, aż złość ci przejdzie. Jeśli szczeniak dozna wstrząsu mózgu z utratą przytomności i ranami zewnętrznymi, koszty "nauczki" zamkną się w 10 miesiącach z zawieszeniem na dwa lata i grzywną w wysokości 800 zł. Nie należy się przerażać, bo tu akurat ofiarą był kilkunastoletni ministrant, więc Sąd Rejonowy w Bochni potraktował karę jako "przykładną nauczkę".
2. Gdy za młodu rajcowało cię oglądanie powolnej śmierci much uwięzionych w butelce, możesz pójść drogą proboszcza z Pyzówki na Podhalu. Przez trzy lata ks. Henryk P. katecheta, "znęcał się psychicznie i fizycznie" (z uzasadnienia wyroku) nad dzieckiem - młodocianym przestępcą - jak go określał. Chłopiec, lekko upośledzony, był bliski samobójstwa. Frajdy co niemiara, a koszty? Sąd Okręgowy w Nowym Sączu wycenił je raptem na pół roku więzienia w zawieszeniu na dwa i zakaz wykonywania zawodu nauczyciela przez 3 lata. Krakowska Kuria Metropolitalna żadnych sankcji
pierwsze przestępstwo, kara będzie zawieszona - uspokaja Jarosław Kembłowski, zastępca prokuratora rejonowego w Malborku.
4. Gdy masz "na koncie" trupa - uciekaj. Jeśli cię odnajdą, to - już trzeźwy - wyraź najwyższe zdumienie: "Owszem, coś trąciłem, ale byłem przekonany, że przejechałem psa". Sąd Rejonowy w Zamościu wymierzył za to ks. Franciszkowi B. (po czterech latach procesu) karę 2 lat więzienia w zawieszeniu na trzy oraz 5,4 tys. zł grzywny. Złapany przed wytrzeźwieniem, masz problem, lecz nie trać nadziei. Również w Zamościu (tamtejszy ordynariusz - biskup Śrutwa - to naprawdę ludzkie pani-sko!) Sąd Okręgowy uchylił wyrok skazujący księdza Andrzeja B.,
nie zastosowała, a to przecież najważniejsze.
3. Możesz też sięgnąć po broń, skoro np. przy biciu się męczysz lub czasem ci się marzy, że jesteś kil-lerem. W razie wpadki, naśladuj proboszcza z parafii pw. Świętego Andrzeja Boboli w Świdnicy. Najważniejsze: nie wpuszczaj do mieszkania policji, dopóki nie ukryjesz dowodów rzeczowych. Gdy w grudniu 2000 r. około godziny 22 z okien plebanii w Świdnicy padły strzały do grupki młodych ludzi siedzących na skwerze przy ul. Wałbrzyskiej, przeszukanie pomieszczeń odbyło się dopiero po kilku dniach. Broni oczywiście nie znaleziono. Proboszcz przysięgał, że nigdy nikogo nie brał "na muszkę", a do jego sypialni (aby
1 1111W
Nr 49 (144)
6 - 12 XII 2002 r.
sobie postrzelać) mógł wejść każdy, bo był remont... Bywa, że
nie potrafisz oprzeć się
chłopięcej urodzie czy dziewczęcej naiwności. To ludzka przypadłość, nie przejmuj się.
1. Gdy gwałcisz ministrantów, nie upijaj ich i nie wyświetlaj przy tym żadnych ostrych filmów, bo możesz dostać (w pierwszej instancji) nawet 3,5 roku, niczym ks. Wojciech Cz. z parafii w Gdyni Chwarznie (normalnie zasądza się 5-8 lat). Na szczęście, Sąd Rejonowy w Gdyni uznał, że "kapłan miał ograniczoną zdolność do kierowania swoim postępowaniem". Tak bardzo mu się chciało...! Ksiądz Edward P., proboszcz z Pszenna, podczas gwałtów nie stosował żadnych "afrodyzjaków" i po dwuletnim procesie sąd w Świdnicy skazał go raptem na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na cztery lata. "Biorąc pod uwagę niekaralność księdza i jego dobrą opinię, a także fakt, że zdarzenie nie wywarło na psychice chłopców jakiegoś negatywnego piętna " - czytam w uzasadnieniu. Ładnie zachowała się również Kuria Metropolitalna we Wrocławiu. "Konsekwencji wobec proboszcza do czasu uprawomocnienia się wyroku nie wyciągniemy. Jeżeli teraz postanowimy coś wobec księdza, to już go nie reanimujemy. To jest jego osobista tragedia" -powiedział biskup Edward Janiak.
2. Nie bądź zbyt koleżeński. Brat Dominik, Franciszkanin z klasztoru w Katowicach-Panewnikach(siedziba Kurii Prowincjalnej) udostępniał zaprzyjaźnionemu Ryszardowi D. salkę katechetyczną na balety z 14-letnim Dawidem. Wykorzystywali dzieciaka od wielu miesięcy. "Ryszard kazał mi się rozbierać -zrobił mi to samo co w lesie. Ksiądz stał obok rozebrany do naga. Gdy Ryszard skończył to wziął brata Dominika od tyłu. Po wszystkim brat dał nam po 30 złotych i umówił się na drugi dzień" -opowiadał chłopiec. Katowicki Sąd Rejonowy skarcił zakonnika rokiem i czterema miesiącami w zawieszeniu. Wolno domniemywać, że za skąpstwo.
3. Gdy sprawa się "rypnie", masz szanse -bylebyś działał na głębokiej prowincji. Tam wszyscy się znają, więc również ks. Michał M., proboszcz z Tylawy, miał wielu przyjaciół i silne poparcie abpa Michalika. Prokuratura Rejonowa w Krośnie umorzyła postępowanie przeciwko księdzu, gdyż (wg prok. S. Piotrowicza) w przytulaniu, całowaniu i grzaniu fiutka siedzącą na kolanach dziewczynką "nie można dopatrzyć się znamion czynu zabronionego".
Czasem, zwłaszcza po kilku głębszych, zapragniesz dla odmiany przytulić apetycznego staruszka. Wówczas -nawet gdy gość się opiera -bez obaw możesz sobie ulżyć. Areszt nie zostanie zastosowany. Wystarczy poręczenie proboszcza i nie ma co robić tragedii z dwóch lat w zawieszeniu na pięć. Takie eldorado jest przynajmniej w Tomaszowie Lubelskim.
Korepetycji oraz szczegółowych wskazówek udzielili adwokaci z Akcji Katolickiej i Ligi Polskich Rodzin.
ANNA TARCZYŃSKA Część II za tydzień
Świeczki
Dzięki bratu biskupa pomocniczego Grzegorza Balcerka diecezja poznańska przeżywa trudne chwile. Może bowiem zostać wciągnięta w proces o przestępstwo gospodarcze...
Pan Tadeusz Balcerek to biznesmen pełną gębą. Jest właścicielem poważnej fabryki bombek choinkowych pod Wolsztynem (woj. wielkopolskie). Żona prowadzi zakład produkcji zniczy, gdzie przy okazji wytwarza się również świeczki dla Caritasu, sprzedawane później w kościołach. Sąsiedzi Balcerków śmieją się, że mieszkają koło zakładów zbrojeniowych: bombki, świece dymne, znicze w kształcie min...
Oczywiście, nawet do głowy nam nie przyjdzie podejrzewać, że firma złapała kontrakt na produkcję świeczek dzięki rodzinnym powiązaniom. Jak twierdzą pracownicy (byli i obecni), przy produkcji świeczek pracuje się na czarno. Nie musimy chyba nikogo przekonywać, że jest to przestępstwo gospodarcze. Proceder trwa co najmniej od czterech lat.
Sprawa wyszła na jaw, gdy pracownicy zatrudnieni na czarno
otrzymali roczne rozliczenie podatkowe, ale nie z firmy produkującej znicze, lecz z fabryki bombek, choć są to dwie różne firmy. Znalazła się anonimowa osoba (wiemy kto), która doniosła, gdzie trzeba. Policja i prokurator Danuta Ducka wzięli się ostro do roboty.
Zatrudnionych na czarno przesłuchano w roli poszkodowanych, ale tylko w sprawie jednego roku, choć sami zgłaszali, że sytuacja powtarza się co najmniej od czterech lat. "To nas nie interesuje" -usłyszeli na policji. Prokuratura wysmażyła za to dokument o wszczęciu śledztwa przeciw Andrzejowi L. (kierownikowi produkcji bombek) oraz Lidii S. (księgowej z tej fabryki). Oboje oskarżeni są z artykułu 218 ż 1, to jest o uporczywe i złośliwe nieprzestrzeganie praw pracowniczych oraz niepłacenie obowiązkowych ubezpieczeń.
Wybór osób oskarżonych omal nie przyprawił poszkodowanych pracowników o śmierć ze śmiechu. Ich zdaniem, prokuratura zrobiła wszystko, aby znaleźć kozła
ofiarnego i nie oskarżyć brata
biskupa. Inna sprawa, że przepisy kodeksu karnego pozwalają na taki trik. Mowa bowiem o odpowiedzialności osób kierujących firmą lub właściciela. Toteż -patrząc na przepisy prawa -wszystko jest OK. Naiwniak tylko może sądzić, że księgowa i szef produkcji pozwolą sobie na zatrudnienie osób na czarno bez wiedzy właściciela. Nie mogli pewnie odmówić zatrudnienia pracowników na czarno, bo sami znaleźliby się za bramą. Pan Balcerek musiał wiedzieć
0 tym procederze. Poszkodowani twierdzą bowiem, że osobiście brał udział w przestępstwie.
Ponieważ wielokrotnie i bezskutecznie próbowałem się skontaktować z panią prokurator Danutą Ducką, zadam jej pytania na łamach gazety:
1. Dlaczego na liście oskarżonych nie ma Tadeusza Balcerka, który powinien się na niej znaleźć co najmniej pod zarzutem braku nadzoru?
2. Dlaczego poszkodowani nie zostali przesłuchani w sprawie istnienia procederu w innych latach?
3. Czy na taki właśnie tok śledztwa ma wpływ okoliczność, że Tadeusz Balcerek jest bratem biskupa Grzegorza Balcerka?
Z przykrością informuję, że w Prokuraturze Rejonowej w Poznaniu próbowano pozbyć się osoby zadającej niewygodne pytania
1 -licząc na moją niewiedzę -skierowano mnie do rzecznika prasowego Prokuratury Okręgowej.
JAKUB PUCHAN
puch@2com.pl
Fot. archiwum
Ksiądz katecheta tłucze głową ucznia o grzejnik, na skutek czego dochodzi do wstrząsu mózgu i pobytu w szpitalu. I co się dzieje? I nic się nie dzieje. W szkole najbardziej zawstydzony całym zajściem wydaje się bezpośredni sprawca dolegliwości chłopca, czyli... kaloryfer.
Witaszyce -niewielkie miasteczko w województwie wielkopolskim. Do najbardziej prominentnych obywateli zalicza się tam -z racji watykańskiego immunitetu - ks. prałat Stanisław Szymański. Proboszcz obdarzony jest zaszczytną godnością Kapelana Honorowego Jego Świątobliwości. Choć to parafia dochodowa wielce, ksiądz dorabia sobie jeszcze jako nauczyciel religii w gimnazjum przy ul Szkolnej.
Jego brutalne metody katechizo-wania są od lat publiczną tajemnicą i taką być może by pozostały, gdyby miara goryczy nie przebrała się 15 listopada. Tego dnia, w trakcie przerwy międzylekcyjnej, ksiądz Szymański zaszedł znienacka od tyłu 15-letniego Damiana. Stojącego przy sklepiku szkolnym chłopca (w obecności innych uczniów) klecha chwycił za szyję morderczym chwytem rodem ze szkoleń specnazu. Ścisnął krtań przedramieniem i szarpnął
Kleszy chwyt
do tyłu. Gdy na wpół uduszonego dzieciaka już doprowadził do omdlenia, jakby zgorszony brakiem oporu, odrzucił od siebie bezwładne ciało. Głowa ucznia trafiła w kaloryfer.
Wieść o zdarzeniu błyskawicznie dotarła do matki ucznia. Pani Irena Bajda przybyła do szkoły, skąd dyrekcję oczywiście "wywiało". Obecny na miejscu Kapelan Jego Świątobliwości szczerze ubawił się pretensjami. Na zapowiedź zgłoszenia sprawy organom ścigania, odpowiedział pogrożeniem paluszkiem. Policja i obdukcja lekarska to były kolejne kroki zdesperowanej matki. Po kilku godzinach prałat spuścił z tonu: uczynił państwu Bajdom zaszczyt, składając im domową wizytę. Nie dyktowała jej troska o zdrowie ofiary,
lecz życzenie "zatuszowania incydentu". A tymczasem rodzice chłopca niegrzecznie wypomnieli plebanowi przypadki stosowania przemocy wobec uczniów. Przywołali m.in. sprawę pobitego w ubiegłym roku dziesięcioletniego Krystiana F. i skutkujący wstrząsem mózgu atak na Macieja W. Z kolei proboszcz argumentował, że udana ("dla dobra Kościoła") neutralizacja gniewu rodziców pobitych wcześniej uczniów powinna być wzorem dla Ireny i Tadeusza Bajdów. Całkiem nie mógł pojąć, dlaczego tym razem miałoby być inaczej.
Tymczasem, wobec utrzymujących się dolegliwości charakterystycznych dla wstrząśnienia mózgu, w sobotę 16 listopada Damiana przewieziono do szpitala w Jarocinie. Do dzisiaj przyjmuje leki uspokajające.
Dyrekcja Gimnazjum problemu jednak nie dostrzega. -Uważają, że winny jest mój syn, bo rzekomo sprowokował księdza -mówi pani Irena. -Policja jest jak sparaliżowana. Od momentu zgłoszenia incydentu nic się nie dzieje -dodaje.
Kierownictwo szkoły zdaje się unikać dziennikarzy. Interesujące stanowisko w tej sprawie zajęła wicedyrektor Teresa Twardowska: -Nie mam nic do powiedzenia. Jednak dla lokalnego "Dziennika Poznańskiego" dodała (nieoficjalnie -jak zastrzegła): -To próba rozpętania afery i szukanie sensacji przez Leszka Bajdę -nauczyciela w witaszyckiej szkole.
ANNA TARCZYŃSKA Fot. Marcin Bobrowicz
12
U NAS I GDZIE INDZIEJ
FAKTYn
- 12 XII 2002 r.
Pojednanie znaczy nawracanie
Kardynał Walter Kasper, oficjalny watykański macher odpowiedzialny za stosunki z Żydami, powiedział na konferencji, w której uczestniczyli członkowie katolickiego kleru i rabini, że Stolica Apostolska jest dziś bardziej niż kiedykolwiek zainteresowana poprawą stosunków pomiędzy obiema religiami. Akurat!
Okazją spotkania była 37. rocznica opublikowania deklaracji II Soboru Watykańskiego w tej sprawie, "Nostra Aetate", która potępiała antysemityzm, uniewinniała Żydów od zarzutu ukrzyżowania Chrystusa i stwierdzała, że zarówno Mesjasz, jak i apostołowie byli Żydami.
Po 2 tysiącach lat antagonizmów - oświadczył kardynał - katolicy i żydzi mogą się w różnych sprawach nie zgadzać, ale tylko jako bracia. "Może w pewnych kwestiach oni nas zawiedli albo my zawiedliśmy ich".
Poprawa stosunków - autentyczna, a nie deklaratywna - nie jest prosta. Dyskusje w tej sprawie rozgorzały na nowo po opublikowaniu 12 sierpnia nieoficjalnego dokumentu hierarchów amerykańskich i rabinów, stwierdzającego, że kontynuowanie praktyki nawracania żydów nie jest do zaakceptowania
z teologicznego punktu widzenia. Wkrótce potem kilku najwyższych dostojników Kościoła katolickiego w USA odniosło się do tej konkluzji z dyplomatyczną dezaprobatą.
21 października na łamach magazynu jezuitów "America" głos w tej sprawie zabrał najwyższy oficjalny autorytet teologiczny w Ameryce, kardynał Avery Dulles. Oświadczył, że katolicy mają dane im przez Boga prawo i obowiązek nawracania żydów tak jak każdego innego. "Jeśli uznamy, że są jakieś osoby, których nie należy przekonywać, by uznały Chrystusa; których można nie chrzcić i które mogą nie otrzymywać komunii, podważymy swe życie religijne".
Komentuje to czołowy teolog żydowski, rabin Adin Steinsaltz, mówiąc, że utrzymujące się w Kościele katolickim tendencje sprawiają, iż porozumienie z żydami jest "prawie niemożliwe". "Wzasadzie - uważa Steinsaltz - monoteistyczne religie nie mogą być tolerancyjne. Kiedy mówi się o prawdzie... czy można mówić o dwu prawdach?".
Frazeologiczne wygiba-sy kard. Kaspera i wszystkie wcześniejsze werbalne deklaracje papieża na temat pojednania z żydami mają więc charakter public relations i nie zmierzają do autentycznej zmiany stanu rzeczy.
TOMASZ SZTAYER
Kontrabanda
"Książki, które proponujemy, oparte są na tradycyjnych wartościach chrześcijańskich" - zapewnia swoich klientów księgarnia wysyłkowa Prodoks. Akurat!
Co w takim razie, pośród różnych wydań Biblii, katechizmów, żywotów świętych i innych druków de-wocyjnych, w ofercie wspomnianej księgarni robi "Dżuma" Alberta Camusa? Powieść genialna, jednak "z tradycyjnymi wartościami chrześcijańskimi" ma tyle wspólnego, że występuje przeciw nim! Jej autor nie tylko nigdy nie krył się ze swą niewiarą, ale sam nazywał "Dżumę" książką antychrześcijańską!!! Jest ona bowiem manifestem "etyki bez Boga" - świeckiego humanizmu opartego na miłości, przyjaźni, solidarności, heroizmie i zaangażowaniu. Kto czytał, ten wie, że jednocześnie dezawuuje chrześcijaństwo jako bierną zgodę na istnienie zła, którego metaforą jest tytułowa dżuma. Złu trzeba przeciwstawić się czynem, a nie modlitwą - uważa główny bohater i zarazem alter ego autora, doktor
Rieux, twierdząc przy tym, że gdyby wierzył w Boga, nie mógłby leczyć ludzi, ponieważ czynna walka ze złem jest sprzeczna z ideą wszechmogącego Boga. Jest buntem przeciwko jego woli.
I nie jest to jedyna wpadka Pro-doksu. W katalogu znajdziemy również "Rok 1984" Orwella, książkę wciąż kultową i nad wyraz aktualną. Jednak sprzedawać powieść zdeklarowanego ateisty i wroga wszelkich totalitaryzmów, w tym także katolickiego (Orwell twierdził, że Kościół zawsze jest i będzie przeciwny wolności myśli, swobodzie wypowiedzi, równości społecznej oraz doczesnemu szczęściu człowieka), pod hasłem "tradycyjne wartości chrześcijańskie" - to absolutny nonsens.
W liczącej ponad tysiąc tytułów ofercie znalazłaby się pewnie jeszcze niejedna nieprawomyślna, ale chodliwa pozycja... Skądinąd bardzo dobrze, w ten dość przewrotny sposób przynajmniej część katolików zdoła poznać inne poglądy. ANNA KALENIK
Książka Lorraine Boettner "Rzymski katolicyzm", napisana w 1962 roku, od lat zalegała półki amerykańskich księgarń. Dziś jest bestsellerem i wciąż ukazują się jej nowe wydania.
Dopiero po wybuchu skandalu seksualnego i zdemaskowaniu setek księży pedofilów, którzy przez wiele lat bezkarnie krzywdzili dzieci, amerykańska opinia publiczna zainteresowała się instytucją, która do takiego skandalu dopuściła. Amerykanie zapragnęli dowiedzieć się więcej o sposobie myślenia i mechanizmach działania Kościoła, który zaskoczył ich jako społeczne zagrożenie.
Najważniejszą cechą Kościoła rzymskokatolickiego jest, zdaniem Lorraine Boettner, jego nietolerancja i przekonanie o tym, że tylko ta organizacja ma prawo nauczać ludzi i przewodzić im. "Niezbędnym dla zbawienia każdej istoty ludzkiej jest jej podporządkowanie rzymskiemu papieżowi" - to słowa papieża Bonifacego VIII. Natomiast w 1953 roku Pius XII podczas przemówienia radiowego skierowanego do Amerykanów, z których większość stanowią przecież protestanci, pozwolił sobie na stwierdzenie, że "rzymski papież jest jedyną osobą upoważnioną do działania i nauczania w imieniu Boga, a wszystko, co nie jest zgodne z głoszoną przez papieża prawdą, nie powinno mieć, obiektywnie, prawa do istnienia".
Lorraine Boettner wyprowadza logiczny wniosek, że "jeśli Kościół rzymskokatolicki ma monopol na prawdę, to ma on także prawo do prześladowania i niszczenia innych kościołów". Autorka przypomina znane przykłady katolickiej nietolerancji, czasy inkwizycji i palenia na stosach. Jej zdaniem, Kościół
Od nietolerancji do bigoterii
rzymskokatolicki jest dziś nadal nie-tolerancyjny wobec wszystkiego, co powstało w sferze ludzkiej myśli, a nie zostało zaakceptowane przez Watykan. O ile kościoły protestanckie mianem herezji określają to, co nie jest zgodne z Biblią, o tyle dla katolików "herezja" oznacza wszystko, co nie jest zgodne z nauką Kościoła rzymskokatolickiego.
Sytuacją, do której zawsze dążyli papieże, jest podporządkowanie sobie władz cywilnych i systemów prawnych poszczególnych państw. Do tego samego dążą fundamentaliści islamscy. Są oni, pod tym względem, naśladowcami średniowiecznych pa-
pieży katolickich, którzy przez całe wieki dominowali nad wszystkimi monarchami Europy, a prawo kanoniczne miało pierwszeństwo przed prawami świeckimi. Gdyby nie ruch reformacji i powstanie wyznań protestanckich, nadal żylibyśmy w państwach całkowicie podporządkowanych Watykanowi.
Jednak i dziś rzymskokatoliccy dostojnicy z reguły sprzeciwiają się
rozdziałowi Kościoła od państwa. Chodzi o zapewnienie instytucjom kościelnym nie tylko całkowitej niezależności od państwa, ale i o wykluczenie wszelkich form kontroli i stworzenie warunków, w których Kościół rzymskokatolicki działa ponad prawem państwowym. Watykan, gdzie tylko może, narzuca poszczególnym państwom zawieranie konkordatów, aby zapewnić sobie uprzywilejowaną pozycję.
Przypomnijmy, że taki właśnie konkordat Watykan zafundował Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, a rząd Hanny Suchockiej dokument ten skwapliwie podpisał, nawet bez próby negocjowania jego treści!
Zdaniem Lorraine Boettner, ważną cechą Kościoła rzymskokatolickiego jest bigoteria, która polega na całkowitym podporządkowaniu sobie wiernych, uczynieniu z nich ludzi, którzy swoje życie rodzinne, zawodowe, a nawet osobiste ambicje wiążą z potrzebami Kościoła. Idealnym katolikiem powinien być właśnie bigot wykazujący gorliwość w uprawianiu praktyk religijnych, członek parafialnych organizacji, posłuszny we wszystkim księżom, którym w takiej sytuacji bardzo łatwo jest bezkarnie nadużywać zaufania ze strony wiernych.
Lektura książki Lorraine Boettner pozwala Amerykanom lepiej poznać mechanizm anachronicznej organizacji, jaką pozostaje Kościół rzymskokatolicki, a także zrozumieć, dlaczego gwałcenie dzieci przez pedofilów w sutannach mogło uchodzić bezkarnie.
JANUSZ CHRZANOWSKI
Folwark zwierzęcy
Kiedy prawi księża zaczynają mówić i pisać językiem antyklerykałów - władzom Kościoła powinny odzywać się dzwonki alarmowe.
W renomowanym dzienniku "The Boston Globe" ksiądz Thomas Doyle pisze: "Z lat, kiedy jeszcze się uczyłem, najbardziej utkwiły mi w pamięci dwie książki: Folwark zwierzęcy i Rok 1984. Treścią ich jest kontrola umysłów. Co szczególnie przerażające, obsesją kontroli umysłów ogarnięty jest mój własny Kościół. To czynnik, który napędza arogancję klerykalizmu.
Śluby kapłańskie przeszedłem w 1970 roku. W1981 r. zostałem specjalistą prawa kanonicznego w Nuncjaturze Apostolskiej (ambasadzie Watykanu) w Waszyngtonie. Wierzyłem w mój Kościół do czasu, gdy w 1984 roku wraz z dwoma kolegami - księdzem psychiatrą i świeckim adwokatem -przygotowaliśmy 100-stronico-wy raport doradzający biskupom, co uczynić, aby położyć kres szkodom wywoływanym przez księży pedofilów. Nasze opracowanie zostało zignorowane.
Moja wcześniejsza wiara w system hierarchiczny została unicestwiona przez doświadczenia w kontaktach z ofiarami przemocy seksualnej. Głęboko wierzyłem, że Kościół jest rzeczywiście ciałem Chrystusa, a nie feudalnym gospodarstwem należącym do biskupów. Wierzyłem, że w oczach Stwórcy i Kościoła najważniejsi
są dotknięci przez los i odrzuceni, a nie biskupi i kardynałowie. Wiary, odwagi i wytrwałości nauczyłem się od ofiar. Świadomość ich doświadczeń doprowadziła do przebudzenia świeckich członków Kościoła. Najbardziej ewidentnym dowodem ich troski o Kościół jest organizacja zwana Głosem Wiernych".
Wściekle negatywna reakcja kardynała Bernarda Lawa i części biskupów na utworzenie tego ugrupowania obnaża ich strach przed utratą kontroli.
Tymczasem organizacja Głos Wiernych została założona w Bostonie w odpowiedzi na horror skandalu seksualnego kleru. Jest reakcją nie tyle na same przestępstwa seksualne, lecz na haniebną reakcję hierarchii.
Trzeba było lawiny negatywnego rozgłosu i reakcji opinii publicznej na kilka tysięcy spraw sądowych, aby biskupi i inni strażnicy ortodoksji obudzili się i poczuli duchowy odór.
Argumenty przeciw Głosowi Wiernych są zasłoną dymną. W istocie rzeczy idzie o władzę. Księdza Doyleła już wcześniej spotykały retorsje za publiczne poruszanie spraw, które jego przełożeni postanowili okryć zmową milczenia - został relegowany do Niemiec, gdzie pracuje jako kapelan wojskowy. W represjonowaniu niepokornych władze Kościoła nigdy nie wykazywały opieszałości. TOMASZ SZTAYER
Nr 49 (14
6-12 XII 2002 r.
FAKTY n
ZE ŚWIATA
13
^^ ^V listopada przywrócono do łask watykańskich operetkowego arcybiskupa, ^h m Zambijczyka Emmanuela Milingo. Pozwolono mu na aktywny powrót do zawodu, czyli odprawianie mszy.
Żeby nie nadawać sprawie - dość dla Stolicy Apostolskiej żenującej - nadmiernego rozgłosu, na miejsce pierwszego po długiej przerwie kazania wybrano klasztor w małej miejscowości Casamari, 100 km od Rzymu. Tydzień wcześniej włoska TV pokazała,
publicznych popisów. Ale tu się kłopoty dopiero zaczęły: zdymisjonowany abepe wziął ślub z koreańską akupunkturzystką. I to gdzie! Na stadionie w Korei, u Moona - szefa konkurencyjnej sekty. Widząc, że sankcje karne na nic się już zdadzą, papież wziął rozbrykanego duchownego na rozmowę w cztery oczy i najwyraźniej zrobił mu propozycję nie do odrzucenia. Milingo zmiękł, porzucił szlochającą na cały Rzym, rozdzierającą szaty połowicę i zniknął. Po roku odosobnienia objawił się całkiem od-
Pokorny niepokorny
jak ekscelencja Milingo wprowadza się do przygotowanego dlań domu w Za-garolo pod Rzymem.
Milingo, którego losy ostatnich lat pysznie nadają się na operę mydlaną lub czytadło dla sentymentalnych kucharek, przysporzył swym przełożonym sporo wstydu, kłopotów i konfu-zji. Najpierw - jako arcybiskup Lusaki - szamanił podczas mszy, zamieniając je w pokazy uzdrawiania i eg-zorcyzmów. Kiedy papież w 1983 r. karnie odwołał go do Watykanu, by mieć ra-roga pod bokiem i na oku, ten jął robić dokładnie to samo, ściągając tłumy spragnionych cudownego uleczenia ludzi i odwracając uwagę od świątobliwych, ale nudniejszych osobistości lokalnych, no i przede wszystkim od tacy.
Przyciśnięty do muru Woj tyła ponownie sięgnął po sankcje karne: zdjął Milingo z ambony i zakazał
mieniony. Nie chciał już żony, obiecywał pokorę i posłuszeństwo dyrekcji.
Ostatnio udzielił wywiadu, w którym wyznał, że ślubem "pragnął wywołać szok", bo po dymisji czuł się opuszczony, a jego apele o papieską audiencję były lekceważone. Małżeństwo z Marią Sung miało być "wyjściem ze stanu izolacji"...
A jednak Milingo nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Co prawda jego watykański kurator, monsignore Tarcisio Bertone, zapowiada, że nabożeństwa Milingo będą teraz tradycyjne i "nie będzie on już prowadził publicznych uleczeń ani egzorcy-zmów w obliczu wiernych", to
jednak w rzeczonym wywiadzie Milingo wspomina, że może chcieć wznowić swe seanse cudolecznicze, bo nie widzi w tych praktykach nic niestosownego.
Ciągnie wilka do lasu. Milingo może jeszcze Świętemu Ojcu wywinąć jakiś gruby numer... T.Sz.
Afera z księżmi pedofilami nie ominęła też Kościoła katolickiego w Danii. Jest to wspólnota wręcz mikroskopijna (kilkuset praktykujących wiernych, głównie Wietnamczycy i Polacy). Katolicki "prymas Danii", biskup Czesław Kozoń (a jakże!) słyszał o dwóch takich przypadkach, z których żaden nie doprowadził ani do zgłoszenia sprawy na policję, ani do ukarania sprawcy.
bożymi". Pani Tove Fergo dobrze wie, o czym mówi, jako że sama jest od kilku lat pastorem protestanckim. Inna rzecz, że gdy pani Tove Fergo rok temu została ministrem ds. Kościoła, to tak dała do wiwatu tutejszym biskupom katolickim, że w pewnym momencie padło nawet ultimatum: ona albo my. Po czym obie strony trochę odpuściły.
"Homoseksualizm to po pedofilii największa plaga, która dotyka
dzieci przez Sai Babę, guru indyjskiej grupy wyznaniowej". Pytana o działające także w Danii ugrupowanie Sai Baby - minister To-ve Fergo odpowiedziała, że badała dokładnie tę sprawę, ale ponieważ w żadnym z krajów nie zapadł dotychczas prawomocny wyrok na członków grupy, więc nie może zakazać im prowadzenia działalności.
Z. DUNEK Fot. archiwum
Plaga pedofilów
" W jednym przypadku osoba poszkodowana nie życzyła sobie karania sprawcy, o drugim słyszałem od innych osób. W obu przypadkach chodzi o księży, którzy już nie żyją" - zacytował słowa biskupa dziennik "B.T.", zapowiadając obszerny artykuł poświęcony przypadkom pedofilii w duńskim Kościele katolickim. Wypowiadająca się w tej samej sprawie Tove Fergo, duńska minister ds. Kościoła, powiedziała: "Każde wykorzystywanie dzieci jest obrzydliwe, ale zło jest szczególnie wielkie, gdy dopuszcza się go osoba mająca władzę nad innymi". I dodała: "Ksiądz jako sługa boży ma w szczególny sposób być wzorem cnót, co oznacza, że taki człowiek musi żyć w zgodzie z prawem i przykazaniami
Kościół katolicki w USA" - napisał dziennik "B.T.". Zacytowano amerykańskiego biskupa Wiltona Gregory'ego: "Cały czas trwa walka, żeby Kościół katolicki nie został zdominowany przez homosek-sualnych mężczyzn". Co najmniej dziwne jest tak bezmyślne zestawianie przez znaną gazetę pedofilii, która jest karalna, z pedera-stią - preferencją seksualną.
Omawiający pedofilię wśród katolickich księży dziennik "B.T." napisał, że "Kościół katolicki, w którym księża żyją w celibacie, nie jest jedyną organizacją religijną, której członkowie mają nienormalne życie płciowe. Niedawno w duńskiej telewizji pokazano program, w którym świadkowie opowiadali o seksualnym wykorzystywaniu
Czesław Kozoń, katolicki biskup w Danii, słyszał jedynie o dwóch przypadkach seksualnego wykorzystywania w Kościele katolickim w Danii. Mimo to zamierza skontaktować się z władzami i ekspertami w celu stworzenia odpowiednich mechanizmów mających zapobiec wystąpieniu w przyszłości tego typu zjawisk.
Jezus za kierownicą
Wierni amerykańscy, posłuszni nakazom swych kapłanów i przywódców religijnych, będą musieli się rozstać z ulubionymi samochodami terenowymi i krążownikami chciwie chłepcącymi benzynę. Religia zawiązuje bowiem sojusz z ochroną środowiska.
Wstępnie "nakaz boży" przywalono owieczkom w czterech stanach: Karolinie Północnej, Iowa, Missouri i Indianie. Tam startuje właśnie kampania pod hasłem: "Czym jeździłby Jezus?". - Efekt cieplarniany i zadymione powietrze zagrażają ludziom, roślinom i zwierzętom na całym świecie - tłumaczy Jim Ball, pastor i dyrektor Evangelical Environmental Network. - Wierni są zobowiązani, aby zachować to, co Bóg stworzył. Sądzimy, że Pan kieruje naszymi wyborami motoryzacyjnymi tak samo, jak wszystkimi innymi - dodaje. - Kiedy potrzebujesz samochodu, powinieneś kupić jak najbardziej paliwooszczędny.
W ramach kampanii planuje się wysłanie do 100 tys. kościołów
i synagog materiałów informacyjnych pouczających o związku pomiędzy oszczędnością paliwa a wiarą w Boga. Wątpliwe jednak, czy głos sług bożych zabrzmi dostatecznie donośnie w kraju, w którym w ubiegłym roku połowę sprzedanych samochodów stanowiły auta terenowe, mikrobusy i ciężarówki, a przeciętne zużycie benzyny wzrasta, bo ludzie cenią moc silnika, wygodę i bezpieczeństwo dużych pojazdów. Gdyby Amerykanie zastosowali się do apelu i postanowili pójść w ślady Jezusa, który - jak utrzymuje się w kampanii - jeździłby małym i ekonomicznym samochodzikiem, to... być może Polska ma jeszcze szansę eksportować małe fiaty do USA. T.Sz.
Homoarabicus
Ameryka dostała 11 września 2001 roku tak niespodziewanego łupnia, ponieważ jej służby wywiadowcze bagatelizowały zagrożenie, a z jego rozmiarów i nadciągającej konkretyzacji nie zdawały sobie sprawy.
Zawiniła biurokratyczna nie-ruchawość, ale przede wszystkim to, że USA nie miały swych szpiegów w świecie arabskim, bo brakowało agentów ze znajomością języków tego regionu: w CIA można ich było dosłownie policzyć na palcach. Po uprzątnięciu gruzów zabrano się do nadrabiania zaległości. Defen-se Language Institute, największa szkoła językowa Pentagonu, położona w Monterey w Kalifornii, zaktywizowała kursy arabskie, przyjmując więcej nauczycieli i uczniów.
Rezultaty są jednak niepewne, bo uznano, że moralna nieskazitel-ność kandydatów jest ważniejsza
niż bezpieczeństwo państwa i wylano z instytutu 9 żołnierzy oskarżonych o zbrodnię... homoseksu-alizmu. Wizja, że arabskie hiero-glify i przechwycone rozmowy bin Ladena tłumaczyć będzie 7 pe-derastów i 2 lesbijki, okazała się dla dowództwa koszmarna. Edukacja lingwisty w Defense Language Institute kosztuje 200 tys. zielonych od łebka.
Pryncypializm zasad moralnych to duma Ameryki, większa niż jakiś wieżowiec, który można staranować, czy elektrownia atomowa zagrożona wysadzeniem w powietrze. T.Sz.
Koniec świata w Arizonie
Do niebywałego zgorszenia i obrazy zbożnych obyczajów doszło w połowie listopada w Tucson w Arizonie. Degeneraci i wolno-myśliciele zorganizowali tam czterodniowy Sex Worker Arts Festival.
Ściągnęły erotyczne tancerki, gwiazdy filmów porno, eksperci od masażu niekoniecznie pleców oraz inni przedstawiciele prężnego przemysłu seksualnego. Założeniem i celem było zdjęcie zeń odium i klątwy oraz przyciągnięcie klientów. W trakcie imprezy pokazywano filmy dokumentalne przedstawiające pracowników przemysłu seksualnego, prezentowano odczyty, poezję, tańce, fotografie i muzykę.
Jak należało się spodziewać, na wieść o festiwalu rozpętała się burza z piorunami. Konserwatyści i fundamentaliści religijni zaszar-żowali nań zwartym szeregiem, dając odpór zepsuciu i degeneracji.
Potępiano zwłaszcza dwie kwestie: to, że niektórym imprezom festiwalowym pomieszczeń użyczył Uni-versity of Arizona, oraz dofinansowanie w wysokości 2700 dolarów od Tucson Art Council. "Uniwersytet stanowy nie jest miejscem do prezentowania takiego świństwa" - grzmiał lider stanowej legislatu-ry, prawicowy republikanin Jim Weiers. O defraudacji pieniędzy podatników gulgotał posiniały z oburzenia republikański senator Dean Martin. Konserwatywne media i programy zawrzały. Jak ci demoralizatorzy maluczkich i bogobojnych śmieli przestać udawać, że ich nie ma?! T.Sz.
14 _ W IMIĘ BOGA - KRZYŻ I SWASTYKA
FAKTYn
- 12 XII 2002 r.
p
o wkroczeniu Niemców do Jugosławii (6 kwietnia 1941 r.), współpracę z nimi podjął ruch ustaszów, założony w 1929 r. przez doktora Ante Pavelicia w celu dokonania secesji Chorwacji od państwa jugosłowiańskiego. Pavelić został głową Niepodległego Państwa Chorwackiego (NDH), któremu Hitler przyznał status aryjskości. W skład nowego państwa, oprócz Chorwacji, weszły Bośnia i Hercegowina oraz serbski Srem (łączny obszar państwa: 92,5 tys. km kw.). Stolicą NDH została Banja Luka.
H. Neubacher, wysłannik niemieckiego Urzędu Spraw Zagranicznych, pisał: "Recepta wodza ustaszów i poglavnika Chorwacji, Ante Pavelicia na prawosławnych przypomina najkrwawsze wojny religijne". W nowym państwie chorwackim zamieszkiwało 6,7 mln ludzi. Połowę tego stanowili katolicy, oprócz nich było 2,2 mln prawosławnych, 750 tys. muzułmanów, 70 tys. protestantów i 45 tys. żydów. Plan państwowy zmierzał do utworzenia całkowicie katolickiej Chorwacji.
Chorwacja - katolicka
panów(1)
Wydarzenia z lat 1941-1945 w Chorwacji i Bośni, to jedna z najczarniejszych kart w historii Kościoła. O przerażających i nierozliczonych dotąd zbrodniach katolickich ustaszów Krk najchętniej chciałby zapomnieć. Dlatego my nie przestajemy o nich przypominać.
Przerażeni hitlerowcy...
Żeby zdać sobie sprawę z okropności tego, co się wówczas działo, można porównać to choćby do zbrodni hitlerowców, które były, mówiąc nieco makabrycznie, robotą biurokratyczną: pozbawione emocji zabijanie, planowe i regularne. Natomiast to, co wyczyniali ustasze, było ślepą furią i szaleństwem - kobiety z odciętymi piersiami, wyłupione oczy (sam Ante Pavelić był ponoć ich kolekcjonerem), odcięte genitalia, dzieci wbijane na pal, setki narzędzi zbrodni: noży, toporów, haków na mięso itd. Włosi sfotografowali usta-sza, który nosił "naszyjnik" z ludzkich języków i oczu...
Nawet wojska Wehrmachtu bywały przerażone lub zszokowane tymi poczynaniami. Na początku czerwca 1941 r. Edmund Glaise von Horstenau, niemiecki generał akredytowany w Chorwacji, informował, że "ustaszów ogarnął szał". W lipcu donosił o zakłopotaniu Niemców, których "sześć batalionów piechoty" przyglądało się
bezradnie i w ___________
osłupieniu "ślepej, krwawej furii ustaszów". 17 lutego 1942 r. szef Si-cherheitspolizei
Błogosławiony abp Stepinac (1898-1960) wymienia serdeczności z Ante Paveliciem, faszystą odpowiedzialnym za zbrodnie wojenne w Chorwacji
i służb specjalnych relacjonował Reichsfhrerowi SS: "Liczbę prawosławnych, których Chorwaci wymordowali i przy użyciu najbardziej sadystycznych metod zamęczyli na śmierć, trzeba oszacować mniej więcej na 300 tys. ludzi. Należy przy tym zauważyć, że Kościół katolicki, ze względu na środki, jakie stosuje przy nawracaniu, i na przymus nawracania, forsował w ostatnich czasach potworności popełniane przez ustaszów, posługując się nimi również w swoich akcjach nawracania... Faktem jest, że mieszkający w Chorwacji Serbowie, którzy przyznali się do Kościoła katolickiego, mogą nadal żyć nie nagabywani... Widać z tego, że napięcie chorwacko-serbskie polega w istotnej mierze na walce, jaką Kościół katolicki prowadzi przeciw Kościołowi prawosławnemu".
Zdarzały się nawet zbrojne interwencje Niemców w tej sprawie. Na przykład w czerwcu 1942 r.
Ante Pavelić miał nietypowe hobby - zbierał ludzkie oczy! Pewnego dnia ktoś z odwiedzających jego kwaterę zauważył na stole coś, co wyglądało jak miska ostryg. "Ostrygi dalmatyńskie?" - spytał. "Nie - sprostował Pawelić - miska serbskich oczu"
niemiecki dowódca 718 dywizji piechoty nakazał rozbroić i aresztować cały pułk ustaszów, "ponieważ zaistniało poważne podejrzenie, że kampania ta znowu dopuściła się gwałtów na ludności serbskiej". Nawet Ribbentrop poprzez niemieckiego posła w Zagrzebiu przekazał Paveliciovi niezadowolenie rządu Rzeszy z powodu "potwornych ekscesów". Niemcy słali raporty, mówiąc o "doprawdy przerażających wydarzeniach", o "bezsensownej rzezi ludności serbskiej", o "potwornościach... popełnianych na bezbronnych starcach, kobietach i dzieciach w najbardziej bestialski sposób", o "coraz to nowych okropnościach" itd.
Tak samo reagowali Włosi Mus-soliniego. Zadziwiające jest to, że faszystowskie wojska włoskie do 1 lipca 1943 r. w swojej strefie w Jugosławii zapewniały ochronę przed wściekłością faszystów ustaszowskich ponad 33 tysiącom cywilów, w tym 2,1 tys. Żydów. Na przychylne Serbom zachowania Włochów narzekał arcybiskup Stepinać uważający, że postępuje "na chorwackich obszarach przyłączonych do Włoch ciągły upadek życia religijnego i tendencja do przechodzenia z katolicyzmu na schizmę".
W maju 1941 r. wprowadzono pierwsze ustawy antyżydowskie oparte na kryteriach rasowych. W tym samym miesiącu do obozu koncentracyjnego w Danicy odjechali pierwsi Żydzi. Podobnie jak w Niemczech, elementy "niższe rasowo" musiały być oznakowane: Serbowie nosili niebieską opaskę z literą P (od Pravoslavac), a Żydzi - gwiazdę Dawida. Zagrzeb-skie biura, sklepy, restauracje, tramwaje, autobusy miały tabliczki: "Serbom, Żydom, koczownikom i psom wstęp wzbroniony!".
Wkład Kościoła
Kościół od razu podjął żywiołową współpracę z ustaszami. Do partii należało wielu duchownych, np. arcybiskup Sarajewa, Ivan Szarić, i wielu członków Akcji Katolickiej. Jej przywódca, Ivo Guberina, był kapitanem w przybocznej gwardii
Pavelicia; franciszkanin Berto Dragiciević z klasztoru Sziroki Brijeg był dowódcą okolicznych ustaszów. Kościół chorwacki wiedział o wszystkich zbrodniach od samego początku, jednak nie zrobił nic, aby zaprzestano masakr oraz konfiskaty majątków ofiar. Majątek, jaki w czasie wojny zgromadzili ustasze, oszacowano po wojnie na około 80 mln USD. Przypuszcza się, że w sprawie tego majątku zawarli z Watykanem jakieś porozumienie. Dla złota ustaszów udostępniono sejfy i magazyny. W kurii uzgodniono również program przejmowania przez chorwackich katolików zawłaszczonych prawosławnych kościołów i ich adaptację. Wiele cerkwi zniszczono lub zamieniono na magazyny czy stajnie. Dokumenty watykańskiej Kongregacji ds. Kościołów wschodnich zalecały ponadto chorwackim biskupom, aby nie przyjmowano w szeregi katolickie tych, którzy nie czynią tego ze szczerego serca (np. ze strachu przed śmiercią).
Arcybiskup Alojzije Stepinac od samego początku zgadzał się z ogólnymi celami polityki ustaszów. Już 16 kwietnia 1941 r. złożył Paveliciowi wizytę, podczas której herszt ustaszów poinformował go, że "nie będzie tolerował serbskiej Cerkwi prawosławnej, ponieważ nie jest ona Kościołem, tylko organizacją polityczną ". Wieczorem tego samego dnia abp Stepinac wy-
na przyszłość pozostać wierny Świętemu Apostołowi Piotrowi i jego następcom, i że przepojony prawem Ewangelii naród nasz stanie się Państwem Bożym". Kościół ochoczo z tego skorzystał.
W roku 1946 ujawniono list, jaki Stepinac wysłał do Pavelicia w sprawie przymusowych nawró-
Arcybiskup Stepinac wita Ante Pa-velicia podczas otwarcia nowego ustaszowskiego rządu w Zagrzebiu, 23 lutego 1942 r.
dał na cześć Pavelicia i jego siepaczy uroczystą kolację, aby uczcić ich powrót z wygnania. Arcybiskup zanotował: "Poglavnik jest szczerym katolikiem". Zaiste, był z niego porządny katolik, wyznawca zdrowej moralności. Mówił o "uporządkowanym życiu religijnym i rodzinnym", jakie należy zaprowadzić w nowym państwie, w którym uznawał "za zdatnych tylko mężów prawych i nie zepsutych moralnie", takich zarazem, którzy gromić będą "ateizm, bluźnierstwo przeciw Bogu i sprośność w mowie". Pawelić deklarował papieżowi wkrótce po objęciu władzy: "Ojcze Święty! Kiedy dobrotliwa Opatrzność Boska pozwoliła, abym ujął w dłonie ster mojego narodu i mojej Ojczyzny, postanowiłem twardo i ze wszystkich sił tego pragnąc, że naród chorwacki, zawsze wierny swojej chlubnej przeszłości, ma również
Przymusowe nawrócenia. Ustasze obiecywali Serbom, że jeżeli porzucą prawosławie dla katolicyzmu, to ocalą życie. Jednak tysiące konwertytów zostało zamordowanych
ceń i rzezi. Prymas Chorwacji przytacza w liście szereg przychylnych poglądów braci biskupów. Na przykład biskup Mostaru, doktor Miszcić, wyraża tęsknoty chorwackiego episkopatu za masowymi nawróceniami na katolicyzm i oznajmia: "jeszcze nigdy nie było tak dobrej okazji do dopomożenia Chorwacji w zbawieniu niezliczonych dusz". W tym miejscu przed oczyma musi nam stawać machina średniowiecznej inkwizycji, która - paląc przeniewierców - mówiła o zbawieniu ich dusz. Żali się zarazem biskup na "ciasnotę poglądów" władz, które gnębią nawet Serbów nawróconych na katolicyzm lub nie próbują ich przed śmiercią nawracać: " W parafii Kle-paca zamordowano siedmiuset od-szczepieńców z sąsiednich wiosek. Podprefekt Mostaru, muzułmanin, pan Bajić, publicznie ogłosił, że w samej tylko Ljulinie wrzucono do dołów siedmiuset schizmatyków".
28 kwietnia 1941 r. ustaszow-ski oddział napadł na kilka prawosławnych wiosek w rejonie Bje-lovaru, uprowadzając 250 osób. Ofiary musiały wykopać sobie grób, po czym zostały skrępowane drutem i spalone żywcem. Tego samego dnia przywódca chorwackiego kleru, arcybiskup Zagrzebia Stepinac, wydał list pasterski, w którym pisał: "Któż mógłby nam czynić zarzut z tego, że jako duszpasterze podzielamy radość i entuzjazm narodu, wyrażając głęboką wdzięczność Bożemu majestatowi. Mimo że aktualne wydarzenia, tak wielkiej wagi, są bardzo zawikłane, łatwo jednak dostrzec w tym dziele rękę Boga. Przez Pana się to stało, I to jest cudowne w oczach naszych (psalm 117. 23). Dlatego usłuchacie naszego apelu i tak przyczynicie się do zachowania i rozwoju niepodległej Chorwacji. Znamy tych ludzi, którzy dziś mają w swoich rękach los narodu chorwackiego, i jesteśmy niezbicie przekonani, iż Kościół będzie mógł w odrodzonym państwie chorwackim całkiem swobodnie głosić słuszne pryncypia prawdy i wiecznej sprawiedliwości (...)". Wolna ręka i przywileje dla Kościoła, tylko to się liczy!
Nr 49 (14
6-12 XII 2002 r.
FAKTY n
W IMIĘ BOGA - KRZYŻ I SWASTYKA _ 15
Chorwaccy żołnierze fotografują się z trupami pięciu zamordowanych Serbów. Do końca wojny zabiją ich jeszcze 700 tysięcy!
Kilka dni później w Ostacu wyłapano 331 Serbów. Także oni musieli kopać grób dla siebie. Następnie ustasze zarąbali wszystkich siekierami (oszczędzając naboje) i wrzucili do dołów. Prawosławnego duchownego Branko Dobrosavljevicia i jego syna zostawiono na koniec: rąbiąc dziecko po kawałku, kazali ojcu odmawiać modlitwę za zmarłych. Po tym poddali go straszliwym torturom, wydarli włosy z głowy i brody, wyłupili oczy i obdarli żywcem ze skóry. W Mliniszte, w okręgu Glamocz, były członek parlamentu Luka Avramović został ukrzyżowany wraz z synem. W Banja Luce "podkuto jak konia" 81-letniego biskupa prawosławnego Plato-va i zmuszono, by chodził z podkowami, aż stracił przytomność. Później wykłuto mu oczy, przypalono piersi, obcięto nos, uszy, by wreszcie dobić.
14 maja 1941 r. w Glinie kilkuset Serbów zapędzono do cerkwi. Do kościoła wpadli ustasze z siekierami i nożami. Ci, którzy nie okazali zaświadczeń o przejściu na katolicyzm (miały je dwie osoby) zostali w kościele zarżnięci. "Krwawa łaźnia trwała od godziny 10 wieczorem do 4 rano. Rzeź-nicy musieli zmieniać mundury, tak były przesiąknięte krwią. Znajdowano później także wbite na pal dzieci z członkami powykręcanymi od bólu". Inicjatorami tej bestialskiej akcji byli minister sprawiedliwości dr Mirko Puk i przeor klasztoru franciszkańskiego w Czun-tić, ojciec Hermenegildo (właśc. Czastimir Hermann).
Papież błogosławi
Po tej masakrze, 18 maja 1941 roku, Pavelić został uroczyście przyjęty przez papieża Piusa
XII, który w czasie tej audiencji udzielił mu specjalnego błogosławieństwa. Tym samym Watykan wyraził poparcie dla nowego chorwackiego państwa. Warto w tym miejscu wspomnieć, iż Pavelić był wcześniej skazany zaocznie przez sąd państwowy na karę śmierci za morderstwa, m.in. za zamach na króla Aleksandra. To jednak nie przeszkadzało papieżowi. Kiedy
w 1938 roku przybył oficjalnie do Rzymu nasz szef MSZ, Józef Beck,
papież odmówił mu audiencji, ponieważ... miał nieuregulowane kościelnie sprawy małżeńskie. Już wcześniej, w czasie narodowej pielgrzymki w 1939 r., Pius XII poparł chorwacki nacjonalizm. Papież ogłosił Chorwatów "forpocztą chrześcijaństwa" i oznajmił nacjonalistom: " Uśmiecha się do was nadzieja na lepszą przyszłość, przyszłość, w której stosunki państwa z Kościołem w waszym kraju nabiorą harmonii z korzyścią dla obu stron". Tak się
Serb Milos Teslić, słynny przemysłowiec i dobroczyńca, był okrutnie torturowany i zamordowany przez ustaszów
właśnie miało stać. Nawet jeśli jeszcze wówczas Watykan nie wiedział
0 zbrodniach ustaszów (choć wiedział, że Pave-lić jest totalitarnym dyktatorem na usługach Mussoliniego i Hitlera
1 że wprowadził ustawy antyżydowskie i rasistowskie oraz że jest zwolennikiem przymusowego nawracania na katolicyzm), to z pewnością już wkrótce doskonale był o tym poinformowa-
pomoże, bądźcie pewni". Pomagał i wspierał. "Niech żyją Chorwaci!" - zakrzyknął w czasie jednej z chorwackich audiencji w Watykanie. Cały jednak świat nie widział żadnych powodów do wyrażania radości, za to zewsząd płynęły głosy oburzenia. "Uważa się go jednomyślnie za największego zbrodniarza 1941 roku" - napisał o Pave-liciu 1 lutego 1942 r. londyński tygodnik "New Review". "To jedna z najgorszych, o ile nie najgorsza zbrodnia wojenna" - powiedziała żona prezydenta USA, pani Roosevelt. Pius XII nie zająknął się na ten temat. W tym przypadku nie da się tłumaczyć, że obawiał się o los katolików etc. - było to przecież państwo całkowicie katolickie i posłuszne Kościołowi.
Radość zabijania
Jeszcze bardziej szokujący jest udział kleru w masakrach. Największą gorliwość wykazali na tym polu bracia św. Franciszka,
którzy zabijali, podpalali domy, łupili wioski na czele ustaszowskich band. Mnisi zajmowali siękonwer-sjami na katolicyzm. Sami przy tym dopuszczali się licznych zbrodni. Na przykład Szimić Vjeckoslav z Knina został gubernatorem i własnymi rękoma wymordował wielu
Arcybiskup Stepinac i nuncjusz papieski Marcone po nabożeństwie. Za nimi hitlerowski generał
prawosławnych. 21 maja 1941 r. na pytanie włoskiego dowódcy
0 jego politykę, odparł: "Wjak najkrótszym czasie uśmiercić wszystkich Serbów". Opat G. Czastimir, zarządził masakrę setek prawosławnych w Glinie. Wielu franciszkanów chodziło z bronią
1 ochoczo uczest-
Watykan był dobrze poinformowany, co dzieje się pod rządami ustaszów w Chorwacji, gdyż miał tam swojego reprezentanta. Od prawej: arcybiskup Stepinac, w białym uniformie - nuncjusz papieski Marcone (dominikanin). Wokół nich siedzą naziści oraz ustasze
"Nie jest już grzechem zabicie siedmioletniego dziecka, jeśli naruszy ono rozporządzenia ustaszów. Chociaż noszę szaty kapłańskie, często przychodzi mi chwytać za karabin maszynowy". Jezuita Dragutin Kamber był szefem policji w Doboj w Bośni, odpowiedzialnym za wiele morderstw na prawosławnych. W masakrze 559 Serbów w Prebilovcach i Sur-mancach w Hercegowinie brali udział księża Ilija Tomasz i Marko Hovko. We wrześniu 1941 r. włoski reporter widział franciszkanina wymachującego krucyfiksem podczas podżegania ustaszów do zbrodni. Falconi, zajmujący się tą sprawą, pisał: "Bo prawie nie sposób wyobrazić sobie ekspedycję karną straszliwej kadry ustaszów bez księdza, w szczególności bez francisz-
F. Borgongini Duca, pisał do Watykanu o rozmowie, jaką odbył nieco wcześniej z attach kulturalnym Chorwacji i dwoma franciszkanami. Franciszkanie chwalili się, że nawrócono już na katolicyzm 100
ny, gdyż o sytuacji w Chorwacji wiedział lepiej niż o jakimkolwiek innym kraju. Legatem w Zagrzebiu mianowano Ramira Marconego, który informował papieża o wszystkim.
W czasie spotkania chorwackiego ambasadora przy Watykanie, Rusinowicia, z Montinim z sekretariatu stanu, ustasz oznajmił, że w kraju jest już 5 mln katolików (na początku było ich 3,3 mln), na co prałat odparł: "Ojciec Święty wam
niczyło w rzeziach, dając czasami dowody niebywałej radości z tego tytułu. Na przykład ojca Bożidara Bralowa, który nie rozstawał się ze swoim pistoletem maszynowym, oskarżano, iż w Alispin--Most, po masakrze 180 Serbów, tańczył triumfalnie przy ich ciałach (!). Ksiądz Dionis Juriciev powiedział wówczas:
Miroslav Filipović. Od lewej w przyodziewku franciszkańskiego mnicha, od prawej - komendanta obozu w Jasenovacu
kanina, który im przewodzi i pod-bechtuje ich". Doszło nawet do tego, iż franciszkanin Miroslav Filipović, który objął kierownictwo największego i najbardziej znanego obozu koncentracyjnego w Jasenovacu, zasłynął ze ścinania głów więźniom, w czym pomagali mu licznie bracia. W obozie tym zginęło 80-120 tys. osób, w tym wiele dzieci.
We wrześniu 1941 r. prezes włoskiego Towarzystwa Geograficznego, Corrado Zoli, pisał w artykule "Ptaszki z Graciae", nawiązującym do "Słowika z Asyżu": "Ów pierwszy franciszkanin z Asyżu nazywał ptaszki swoimi braciszkami i siostrzyczkami, tymczasem ci jego uczniowie i duchowi potomkowie, żyjący w Chorwacji, zionąc nienawiścią, zabijają niewinnych ludzi, swych braci w Ojcu Niebieskim, mających ten sam język, tę samą krew, ten sam kraj rodzinny... mordują ich, grzebią ich żywcem, zabitych wrzucają do rzek, do morza lub do przepaści.. .". Wobec powyższego, co najmniej dwuznaczne było memorandum Stepinaca z maja 1943 r., które przedłożył kurii. Podkreślając zasługi ustaszów w nawracaniu na katolicyzm, dziękował również klerowi, " a zwłaszcza franciszkanom ".
30 sierpnia 1941 roku nuncjusz papieski we Włoszech, msr
Biskupi i arcybiskupi Chorwacji wraz z oficerem ustaszów
tys. Serbów, a kiedy nuncjusz zgłosił wątpliwości co do sposobu, w jaki tego dokonano, attach - wspierany "kiwającymi głowami zakonników" - kłamliwie przekonywał, że odbyło się to pokojowo.
Wobec tego postępowania oburzenie wyraził kardynał Eugene Tisserant, mówiąc 6 marca 1942 r. ambasadorowi Rusinoviciowi: " Wiem na pewno, że to franciszkanie, jak na przykład ojciec Simić z Knina, uczestniczyli w atakach na ludność prawosławną w celu zniszczenia prawosławia. W ten sam sposób zlikwidowaliście prawosławie w Banja Luce. Wiem o odrażających wyczynach franciszkanów w Bośni i Hercegowinie i to mnie bardzo boli. Tak nie godzi się postępować wykształconym, kulturalnym, cywilizowanym ludziom, a cóż dopiero duchownym ". Podczas kolejnego spotkania z Rusinoviciem stosunki zaogniły sięjeszcze bardziej, gdyż kardynał "powiedział, że ma więcej sympatii dla Serbów niż dla Chorwatów".
Jednakże "Ojciec Święty" miał do ustaszów wyraźną słabość. " Traktował przywódców i przedstawicieli reżimu Pavelicia z niezmienną życzliwością. Liczba audiencji, których udzielił Chorwatom, jest znacząca. W lipcu 1941 roku przyjął stuosobową delegację chorwackich policjantów z szefem policji za-grzebskiej na czele. 6 lutego 1942 roku spotkał się z delegacją usta-szowskiej młodzieży przebywającej w Rzymie. W grudniu tego samego roku powitał kolejną ich grupę" (Cornwell). O Paveliciu mówił w 1943 r. "nasz poglawnik" i wyrażał "rozczarowanie, że na przekór wszystkiemu nikt nie chce uznać, kto jest jedynym, rzeczywistym, głównym wrogiem Europy. Że nie podjęto żadnej prawdziwej, wspólnej zbrojnej krucjaty przeciwko bolsze-wizmowi".
Dokończenie za tydzień TOMASZ WOLTAREWICZ Fot. archiwum
obozach w Jasenovacu i Stara Gradiska zginęło około 8000 dzieci
16
NAUKA I WIARA
FAKTYn
- 12 XII 2002 r.
Rozmowa z prof. Marią Szyszkowską, filozofem, senatorem RP
- Czy poszukiwanie sensu dla własnej egzystencji ma we współczesnym świecie jeszcze jakieś znaczenie?
- Ależ oczywiście. Brak poczucia sensu życia prowadzi do gabinetów psychiatrów i psychologów, jest najczęstszą przyczyną samobójstw.
- Dlaczego w takim razie tak niewielu ludzi szuka celu dla swego życia?
-Taki jest wpływ presji otoczenia i kultury masowej. Zakładamy maski. Odgrywamy narzucone nam role nie zwracając uwagi na własne, autentyczne potrzeby i pragnienia. Problem celu powstaje dla wielu dopiero pod wpływem nieszczęść, które burzą utarty rytm życia, kształtowany najczęściej na wzór otoczenia. Tymczasem każdy z nas sam musi ustalać sens własnego istnienia.
- Zwykle wychowywani jesteśmy do czegoś innego - do "nie-
wychylania się" i posłuszeństwa autorytetom.
Kiedy John Allegro napotkał w zwojach z Qumran liczne wzmianki o tajemniczym Nauczycielu Sprawiedliwości (hebr. Moreh ha-Cedeq), dał się ponieść fantazji, zakładając, że chrześcijanie wzięli go za Chrystusa.
co "Kościół do wierzenia podaje" i wytrwać w tym aż do śmierci. Ewolucja poglądów oceniana jest raczej negatywnie, jako słabość charakteru.
-To nieporozumienie. Zmiana poglądów dla korzyści materialnych i poklasku otoczenia lub władzy jest oczywiście czymś negatywnym. Świadczy zresztą raczej o braku jakichkolwiek własnych opinii i o pustce wewnętrznej. Ja mówiłam o prawdziwym rozwoju wewnętrznym. Bywa tak, że w czymś innym niż dotychczas odnajdujemy sens istnienia. Pozostaje to w ścisłym związku z poznawaniem samego siebie. To jest proces. Poznajemy siebie przez innych, poprzez własne działania, które są sprawdzianem wy-
OKIEM HUMANISTY (3)
Sens życia
-Bezkrytyczne poddawanie się temu co powszechnie wyznawane bez wewnętrznego przekonania prowadzi do degradacji osobowości. Odnalezienie sensu istnienia wiąże się z myślowym i uczuciowym buntem wobec zastanych autorytetów i obowiązujących poglądów. Stoimy przed wyborem: czy dążyć do uzyskania aprobaty innych, choćby za cenę wewnętrznej prawdy, czy wybrać tę ostatnią, czasem za cenę odrzucenia przez najbliższych.
- Ale taka niezależna postawa, pozostawanie przy własnych poglądach drogo kosztuje. Czy to się opłaca?
-Od strony materialnej często nie, ale dzięki takiej postawie możemy ocalić siebie, własną autonomię. Niezależność i wewnętrzna wolność są bezcenne. Wtedy sami możemy decydować o kierunku własnego rozwoju. Aby poczuć smak pełni życia, trzeba wyrobić w sobie odwagę poszukiwania wartości zgodnych z naszymi skłonnościami.
- W naszym, ukształtowanym przez Kościół społeczeństwie poszukiwanie wartości jest źle widziane. Należy raczej przyjąć, to,
znawanych przez nas poglądów. Słowne deklaracje bywają zawodne.
- A co z osobami dojrzałymi, które odkrywają, że żyły nieau-tentycznie, poddając presji społeczeństwa, czy organizacji religijnych. Czy warto wtedy zaczynać od nowa?
-Na pewno warto. Myślę nawet, że takie odważne osoby powinny być wzorami dla innych, młodszych. W ich wypadku trzeba bowiem więcej determinacji, bo presja społeczna jakiej są poddawane osoby dojrzałe jest jeszcze silniejsza.
- Nie zapytałem jeszcze o najważniejsze - co właściwie powinno stanowić sens życia?
-Nigdy nie ośmieliłabym się tego zdefiniować. Każdy musi odnaleźć cel dla siebie. To może być dla kogoś jakiś rodzaj twórczości artystycznej, dla kogoś innego zaangażowanie społeczne, a dla innych pełna oddania praca dla najbliższych. Najważniejsze, abyśmy odnaleźli i ocalili samych siebie oraz ideały, które mają być naszymi drogowskazami. Wtedy będziemy wiedzieć, co ze swoim życiem zrobić.
Rozmawiał ADAM CIOCH
Za Allegro poszedł francuski biblista Andre Dupont--Sommer, argumentując, że nowo-testamentowy Jezus to postać stworzona przez ewangelistów na wzór Nauczyciela Sprawiedliwości. Pogląd, że sekta esseńczyków dała początek chrześcijaństwu, spopularyzował Edmund Wilson w bestsellerze "The Scrolls from the Dead Sea", który rzucił cień na korzenie chrześcijaństwa. Kim był ów Nauczyciel Spra-
\czu$c
wiedliwości? Czy był tą samą osobą, co Jezus opisany w ewangeliach? Zauważmy wiele istotnych różnic:
1. Nauczyciel Sprawiedliwości (NS) żył na długo przed narodzinami Jezusa. Ukazany jest jako człowiek potrzebujący odkupienia, podczas gdy Jezus w ewangeliach jest Odkupicielem.
2. Miał cierpieć, aby doznać oczyszczenia z grzechu, zaś Chrystus takiego oczyszczenia nie potrzebował.
3. NS był kapłanem, a więc należał do rodu Aarona z pokolenia Le-wiego, zaś Jezus był potomkiem Dawida, a więc pochodził z pokolenia Judy (Hbr 7. 14; Łk 3. 31; Mt 1. 6).
4. NS wyprowadził ludzi nad Morze Martwe, aby żyli w odosobnieniu, Jezus zaś żył wśród ludzi, posyłając swych uczniów w świat, a nie na pustkowie.
5. W przeciwieństwie do Jezusa, NS nie uzdrawiał chorych, a założona przez niego społeczność wyłączała ułomnych.
6. NS uważał grzeszników i pogan za "synów ciemności", Jezus zaś obcował z nimi, ucząc, że zbawienie jest dostępne dla każdego nawróconego człowieka (Mt 11. 8).
7. NS uczył przeklinać wrogów i dążyć do ich zagłady. Jezus w Kazaniu na Górze otwarcie przeciwstawił się temu esseńskiemu poglądowi i nakazał miłować nieprzyjacół (Mt 5. 43
44).
8. O NS nikt nie powiedział, że jest Bogiem, natomiast Jezus był za Niego uważany przez wczesnych chrześcijan, co poświadczają zarówno biblijne, jak i pozabiblijne źródła (J 1,1; 20, 28; Tt 2, 13; 1 J 5, 20).
9. NS nie zmartwychwstał, tymczasem Jezus zgodnie ze świadectwem setek naocznych świadków, powstał z martwych (Mt 28. 5
7; 1 Kor 15. 6). W tym względzie wiarę wczesnych chrześcijan poświadczają liczne niezależne źródła starożytne (Fla-wiusz, Tacyt, Swetoniusz).
Kiedy Allegro ogłosił, że znalazł w pismach qumrańskich relacje o mesjaszu, początkowo wielu uczonych powiązało je z ewangeliami, sądząc, że odzwierciedlają jedynie wierzenia esseńczyków, a zatem społeczność
z Qumran musiała mocno wpłynąć na nauki Jezusa i apostołów. Niektórzy poszli krok dalej, sugerując, że sam Jezus był esseńczykiem albo spędził wśród nich wiele lat, o których Nowy Testament milczy.
Rzeczywiście, między Jezusem a esseńczykami istnieją pewne podobieństwa. Na przykład: tak jak Jezus uczyli oni okazywania gościnności współbraciom (Mt 10.11
13), praktykowali chrzest (Mt 28. 19) i sakralny posiłek z chleba i wina (1 Kor 11. 23), zachęcali do dziele-
nia się dobrami ze współwierzącymi (Łk 19. 8), demaskowali nadużycia przywódców religijnych (Mt 23. 31), piętnowali bogacenie się kosztem innych (Mt 19. 21
24), poczynili liczne eschatologiczne zapowiedzi (Mt 24.), nawoływali do pokuty, uświęcenia (Mt 4. 17) i przestrzegania Praw Bożych (Mt 5. 18
19). Jezus uczył, że jest jedyną Drogą, Prawdą i Życiem (J 14. 6), a oni także uważali, że tylko ich droga prowadzi do zbawienia.
Pewne podobieństwa między naukami Jezusa a poglądami innych żydowskich ugrupowań religijnych, włącznie z esseńczykami, są jednak nieuniknione ze względu na wspólne starotestamentowe korzenie wiary. Same w sobie nie mogą być argumentem za tym, że Jezus był esseńczykiem ani że był pod ich wpływem. Dzisiejsza wiedza nie pozwala traktować takiej tezy poważnie. Weźmy pod uwagę kilka różnic między wierzeniami autorów pism z Qumran a naukami Jezusa z Nazaretu, aby się o tym przekonać:
1. Jezus uważał, że Mesjasz jest Synem Bożym, natomiast autorzy pism z Qumran oczekiwali człowieka.
2. Jezus wiedział, że ma cierpieć, zanim zatryumfuje, natomiast oni na ogół oczekiwali tryumfującego mesjasza.
3. Jezus traktował chrzest jako pojedynczy akt, który jest wyrazem żalu za grzechy i wiary w zmartwychwstanie, natomiast esseńczycy praktykowali go wielokrotnie jako formę oczyszczenia.
4. Jezus miał w poważaniu świątynię i jej kapłanów, zaś qumrańczycy odrzucali jej ceremonie i gardzili kapłanami.
5. Jezus uznawał kalendarz świątynny, a z nim żydowskie święta, oni zaś odrzucali je, celebrując święta według kalendarza słonecznego.
6. Jezus utrzymywał kontakty z poganami, zaś pisma z Qumran surowo tego zakazywały.
7. Jezus przebywał wśród osób rytualnie nieczystych, a nawet je dotykał (np. trędowatych), podczas gdy autorzy pism z Qumran utrzymywali kontakt wyłącznie z osobami rytualnie czystymi.
8. Jezus uczęszczał na nabożeństwa w żydowskich synagogach, oni zaś czcili Boga wyłącznie w swoim gronie.
9. Jezus nauczał publicznie, zaś ich nauczanie przeznaczone było tylko dla członków ich grupy.
10. Działalność Jezusa cechował zapał misyjny (nawoływał ludzi do podążania za Nim), którego brak w literaturze z Qumran.
11. Jezus akceptował wszystkich, którzy przychodzili do Niego, natomiast qumrańczycy odrzucali wielu kandydatów.
12. Jezus nie sprzeciwiał się władzom rzymskim, oni zaś uważali Rzymian za śmiertelnych wrogów.
13. Nauki Jezusa były proste i klarowne, ich zaś zawiłe i ezoteryczne.
14. Jezus zwracał się przeciwko dodawaniu przepisów do Tory, oni zaś dodali do niej wiele praw i reguł.
15. Jezus wierzył, że zbawienie może być udziałem także pogan, natomiast esseńczycy nie dopuszczali takiej możliwości.
16. Jezus przestrzegał ludzi przed legalistycznym judaizmem, oni zaś praktykowali jego skrajną formę.
17. Jezus uznawał namaszczenie olejkiem za coś pozytywnego, zaś qumrańczycy za akt nieczysty.
18. Esseńczycy wyznawali dualizm, a z nim wiarę w nieśmiertelną, niezniszczalną duszę, podczas gdy Jezus i apostołowie -tak jak nauczał apokaliptyczny judaizm -uważali, że poza ciałem nie ma egzystencji i kładli nacisk na cielesne zmartwychwstanie.
19. Nauka o Królestwie Bożym, która prawie nie występuje w qumrańskich pismach, była najważniejsza w nauczaniu Jezusa.
Tezy współczesnych uczonych fan-tastów, podobnie jak spekulacje bi-blistów z Tybingi, które wydawały się godzić śmiertelnie w unikatowość Jezusa i chrześcijaństwa, okazały się błędne. H. Shanks, żydowski znawca archeologii, w swej książce "The Mystery and Meaning of the Dead Sea Scrolls" na temat zwojów napisał tak: "Stało się jasne, że zwoje nie potwierdziły ekstrawaganckich oczekiwań, jakie powstały przy ich odkryciu. Dupont-Sommer był w błędzie. W zwojach nie ma Jezusa. Nie ma w nich niczego, co pozwalałoby powątpiewać w oryginalność chrześcijaństwa ".
Zwoje z Qumran, choć rzucają nieco światła na kontekst, w jakim powstało chrześcijaństwo, nie zawierają niczego, co pozwalałoby powiązać Jezusa z esseńczykami. Jean Danilou napisał: "Czy możemy wnioskować, że Jezus był esseńczykiem, choćby tylko w jakimś okresie swego życia? W tej sprawie historycy są zgodni. Tak nie było. Nie ma niczego w całym Jego życiu, co pozwalałoby na wysunięcie takiego wniosku" (w: Daniel Rops, "So-urces for Christ").
ALFRED J. PALLA
(Dr Alfred J. Palla jest historykiem i biblistą, autorem m.in. książek "Sekrety Biblii" i "Skarby świątyni")
Nr 49 (14
6-12 XII 2002 r.
FAKTY n
BÓGI BOGOWIE
17
ŻYCIE PO ŻYCIU (20)
NewAge
Połączenie wiary z magią, nauki z parapsychologią, filozofii z astrologią, chrześcijaństwa z religiami Wschodu, fascynacja tarotem, wahadłami, kryształami - ten gąszcz często sprzecznych ze sobą idei i postaw to NewAge, czyli Nowa Era - tzw. Era Wodnika.
New Age jest formą współczesnego spirytyzmu. Odwołuje się też do gnostycyzmu, który próbował pogodzić pogaństwo z chrześcijaństwem, doszukując się "ukrytej" wiedzy w księgach parabiblijnych i bazując na różnych objawieniach mistyków. To właśnie do zwolenników gnostycyzmu wśród wczesnych chrześcijan skierował swe słowa apostoł Paweł: "I odwrócą ucho od prawdy, a zwrócą się ku baśniom" (1 Tm 4. 4). Ruch Nowej Ery jest duchowym spadkobiercą wieży Babel -mieszaniną wiar i kultur. Mimo swej nazwy nie jest też niczym nowym, bo odwołuje się do starych jak świat teorii: wiary w nieśmiertelną duszę i możliwość kontaktowania się z duchami za pomocą medium. Z biblijnego punktu widzenia owa doktryna ma podłoże demoniczne, a jej autorem jest wielki przeciwnik człowieka - "ogromny smok, wąż starodawny, zwany diabłem i szatanem, który zwodzi cały świat" (Ap 12). Od początku niósł przesłanie ludziom: "Na pewno nie umrzecie" i "Będziecie niczym Bóg" (Rdz 3. 4-5).
Obydwie te teorie - "jesteś bogiem" i "żyjesz wiecznie" -New Age uczynił swymi filarami.
Z religii Wschodu Ruch Nowej Ery przejął wiarę w reinkarnację, próbując pogodzić ją w ramach synkre-tyzmu z chrześcijaństwem. Według tej teorii człowiek nie umiera, lecz rodzi się wielokrotnie. W następnych
wcieleniach, zgodnie z prawem karmy wymagającym zapłaty za uczynki, staje się stworzeniem lepszym lub gorszym. Jeśli spełniałeś dobre uczynki, masz zapewnione życie w lepszych warunkach, jeśli czyniłeś zło, to ponowne wcielenie nie będzie niczym przyjemnym, bo musisz sam takiego zła doświadczyć. Jednak reinkarnacja nie rozwiązuje problemu zła, a wręcz usprawiedliwia jego istnienie, ponieważ osoba, która popełniła zło, musi stać się ofiarą podobnego zła w przyszłym wcieleniu. W żaden sposób nie da się pogodzić tej wizji z Biblią. Ewangelia niesie łaskę i przebaczenie, których brakuje w prawie karmy. Jezus nie tłumaczył wiszącemu obok na krzyżu łotrowi, że musi zapłacić za złe uczynki w kolejnym wcieleniu, lecz widząc jego
nawrócenie, zapewnił, że zabierze go do raju (Łk 23. 43). Boża łaska ofiaruje każdemu grzesznikowi niebo, jeśli tylko jego żal jest szczery. Biblia wyklucza zresztą kolejne wcielenia, wyraźnie stwierdzając, że "postanowione jest ludziom raz umrzeć, a potem sąd" (Hbr 9. 27). Jezus uczył, że "zapłatą za grzech jest śmierć" (Rz 6. 23), a nie niższa forma życia. Proces reinkarnacji ma prowadzić ponadto do boskości przez samodoskonalenie się w kolejnych wcieleniach. W ten sposób kładzie nacisk na uczynki jako metodę zbawczą i eliminuje potrzebę przyjęcia ofiary Chrystusa, czyli łaski Bożej. W Biblii to Bóg podał człowiekowi drogę zbawienia. Człowiek może ją przyjąć lub odrzucić, ale złudzeniem jest przekonanie, że może stworzyć swoją własną. Zostało to zobrazowane w historii Abla i Kaina. Obaj przygotowali Bogu ofiarę: Abel zgodnie z Bożym życzeniem złożył baranka, Kain postanowił ofiarować plon własnej pracy -płody rolne. Złożył więc ofiarę, ale inną od wskazanej. Efekt? "Pan wejrzał na Abla i jego ofiarę; a na Kaina zaś i na jego ofiarę nie chciał patrzeć" (Rdz 4.4-5). Nie ludzkie starania i własne koncepcje, ale posłuszeństwo wobec Boga jest tym, co otwiera przed człowiekiem drzwi do nieśmiertelności.
Ewangelia i reinkarnacja wzajemnie się wykluczają. Reinkarnacja odrzuca Dobrą Nowinę, a ewangelia odrzuca reinkarnację. Nie da się ich połączyć, bo pochodzą z zupełnie różnych religii. Niektórzy uciekają się nawet do twierdzeń, że to Kościół usunął we wczesnych wiekach biblijne teksty wspierające reinkarnację. Odkrycie w Qumran zwojów starszych niż samo chrześcijaństwo -wykluczyło jednak hipotezy o zmianach w biblijnych manuskryptach.
PAULINA STAROŚCIK
RELIGIE WCZORAJ I DZIŚ (40)
Marduk panuje
Wraz ze zjednoczeniem części Mezopotamii w jedną monarchię, narastały tendencje do unifikacji religii i ustalenia hierarchii bóstw z władcą na szczycie.
W ten sposób Marduk stał się bóstwem najwyższym. Pierwotnie był to zaledwie jeden z setek lokalnych bogów plemiennych, jakich nie brakowało na całym Bliskim Wschodzie. Praktycznie rzecz biorąc, każde plemię, osada, a potem miasto--państwo miało swoje bóstwo opiekuńcze. Marduk patronował pierwotnie Babilonowi, a kiedy Babilon został stolicą dużej monarchii, jego bóstwo opiekuńcze okazało się silniejsze od bóstw patronujących innym, podbitym miastom. W tym duchu dokonano reformy religijnej za czasów Hammurabiego w XVIII wieku p.n.e. Świątynia Esangila w Babilonie stała się odtąd celem licznych pielgrzymek i miejscem najświętszym ze świętych. Natomiast w następnych latach dokonano odpowiedniej przeróbki mitów i całej teologii, aby nowy bóg naczelny
zyskał na splendorze. Uznano go więc za syna szacownego boga Enki (Ea), czyli jednego z kilku najważniejszych i najstarszych bóstw w Mezopotamii. Marduk przejął od swego ojca zdolności wróżbiarskie oraz magiczne -stał się specjalistą od zwalczania demonów i znawcą odpowiednich zaklęć. Wiązała się z tym również jego kolejna umiejętność -sztuka leczenia i sporządzania medykamentów. Wkrótce okazało się zresztą, że jest on nie tylko lekarzem, ale też zna wszystkie sprawy wszechświata. Stał się więc bogiem mądrości i nauki. Dotyczyło to również wiedzy o byłych i przyszłych losach mieszkańców świata. Mądry Marduk został patronem astrologii, tajemnej sztuki odczytywania biegu zdarzeń z układu gwiazd. Marduk położył ogromne zasługi, walcząc z potworami zamieszkującymi niegdyś pierwotny wszechświat. Silny, wojowniczy i obdarzony mądrością -miał wtedy pokonać kosmiczne bestie ratując innych bogów, a wdzięczne bóstwa oddały mu tron
wszechświata i uznały go za swego pana. Stał się potem w tekstach panem korony, bogiem litościwym i władcą najwyższym.
Mimo tak rozbudowanej mitologii nie przypisano Mardukowi słońca jako największego ciała na niebie ani też byka uznawanego wtedy za uosobienie potęgi. Wskazuje to na dużą siłę tradycji, której nie zdołano przezwyciężyć. Gdyby jednak Babilonia przetrwała dłużej, kult jej naczelnego bóstwa mógłby przerodzić się w prawdziwy monoteizm drogą stopniowego odbierania przymiotów i funkcji innym bogom.
Po zwycięstwach Asyryjczyków w VIII w. p.n.e. na czoło mezopo-tamskich bogów wysunął się boski patron miasta Asur, stolicy Asyrii. Nie dorównał jednak Mardukowi pod względem popularności kultu i barwności samej postaci. Był za to niebywale wojowniczy, co nieźle odzwierciedla charakter asyryjskiego państwa. Zapiski z imieniem Asur pochodzą jeszcze z III w. p.n.e.
LESZEK ŻUK
"I stworzył Bóg człowieka na obraz swój. Na obraz Boga stworzył go." (Rdz 1.27). W jakie Swoje cechy wyposażył nas Bóg?
Prosty i bezpośred-, ni przekaz biblijny niesie w sobie tę najgłębszą prawdę: ludzie zaistnieli w wyniku bezpośredniego aktu twórczego Boga. Nie ma tu żadnej tajemnicy pochodzenia. Godność istoty ludzkiej ma swe źródło w jej stworzeniu "na obraz Boga". Stwórca obdarzył człowieka równowagą umysłu i szlachetnymi siłami. Myśli jego były czyste, a cele święte. Człowiek, zanim upadł, żył w ścisłej łączności z Bogiem. Czerpał z tego radość i moc. Nie znał uczucia strachu, nie żywił żadnych obaw, nie wiedział, co to niepewność, a tajem-
pionowej (człowiek-Bóg) i poziomej (człowiek-człowiek). Być duchowym oznacza upodabniać się do Jezusa, trzymać się Go, uznając swoją bezradność i koncentrując uwagę na Jego charakterze (Ga 5. 22-23). Tak więc człowiek został stworzony na duchowy i moralny obraz Boga.
Podobnie jak Bóg jesteśmy zdolni do tworzenia. Kreacja jest cechą Bożą, którą nosimy w sobie. Człowiek został wyposażony w zdolność abstrakcyjnego myślenia, w umiejętność projektowania, konstruowania. Dąży do wyżycia estetycznego, piękno pragnie włączyć w każde swe dzieło.
Wreszcie, na podobieństwo Boże, człowiek jest zdolny do najwznioślejszych uczuć. Miłość jest sednem wszelkiej egzystencji. Miłością jest sam Bóg (J 4, 8) i z tej miłości wynika akt stwórczy. Dlatego zasada miłości jest zapakowana w sprawozdanie stworzenia. Kreacjonista dostrzega w tej wielkiej manifestacji mocy stwórczej wyraz nieskończo-
OKIEM KREACJONISTY
Człowiek
nica tego stanu leżała w zaufaniu. Boże podobieństwo odbijało się w zdolnościach do samodzielnego myślenia i działania. Bóg, na swój obraz, obdarzył człowieka wolną wolą i intelektem. Zostaliśmy stworzeni, by myśleć jak On. To umysł decyduje o tym, kim jesteśmy. Dopóki był nieskalany grzechem, dopóty człowiek odznaczał się wysokim standardem etycznym. Miał przecież odbijać naturę samego Stwórcy. Dlatego apostoł Paweł wzywa chrześcijan: "myślcie tylko o tym, co prawdziwe, co poczciwe, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co chwalebne, co jest cnotą i godne pochwały" (Flp 4. 8). Takie są myśli Boga i takie były myśli pierwszych ludzi. Takie mogą i powinny być nadal.
Człowiek miał być podobnym do Boga w wymiarze duchowym. Ludzie zostali powołani do bycia świętymi jak On jest święty (Kpł 11. 44). Biblijna duchowość oznacza poddanie się Bogu i pogłębianie więzi z Chrystusem. Chrześcijańskie uduchowienie jest chrystocentrycz-ne. Nie ma nic wspólnego z asce-tyzmem, dążeniem do wyższego stanu uduchowienia przez dyscyplinę, samozaparcie, odsunięcie się od społeczeństwa, pogardę dla materialnego świata. Mądrość i poznanie jest według Biblii ukryte w Chrystusie, stąd tylko żywa więź z Nim prowadzi do stałego duchowego rozwoju. Uduchowienie z kolei prowadzi do wspólnoty, społeczności świętych, miłowania bliźniego jak siebie samego. Oznacza to, że owa duchowość przejawia się w płaszczyźnie
nej miłości po stronie osobowego Boga. Życie ludzkie jest przecież czymś więcej niż zwierzęcą egzystencją -życie w swojej esencji jest duchowe, a miłość jest jego motorem. Na podobieństwo Boże człowiek obdarza życiem -z miłości. Wreszcie na podobieństwo Boże potrafi nawet swoje życie oddać za życie innego człowieka. Miłości nie da się rozłożyć na procesy chemiczne. Można zapewne uczynić to z pożądaniem, zafascynowaniem, podekscytowaniem, ale nie z głębią uczucia, które przenika Boga i stworzonego na Jego obraz człowieka. Ta miłość jest zupełnie inna: "Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą (...) nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego (...) wszystko znosi, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje" (1 Kor 13). Skąd się wzięła taka miłość? Nie mogła przecież powstać na drodze ewolucji, bo dla tej teorii jest nieważnym elementem. Kto zdoła ją wtłoczyć w te epoki czasu? Miłość jest istotą Boga i pochodzi od Niego. To On wyposażył Swe dzieci w umiejętność takiego kochania, które "nie szuka swego" (w. 5). To w miłości mieści się istota człowieczeństwa. O wartości człowieka świadczy to, ile i jak potrafi dawać. To właśnie ta miłość jest obrazem Boga w nas, bo nawet "gdybym znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę (...), a miłości bym nie miał, byłbym niczym".
MARTA CUBERBILLER
18
NASZA RACJA
FAKTYn
- 12 XII 2002 r.
Przy korycie
O WARSZAWA
Politycy SLD piszą swoimi wypowiedziami nowy słownik języka polskiego. Oto nasze rozwinięcie niektórych haseł:
ZWYCIĘSTWO -przegrana w wyborach, utrata wpływów. Sukces polega np. na poniżającej porażce na Mazowszu i w Łodzi oraz na utracie tam wszystkich stanowisk.
SKUTECZNA KAMPANIA -to batalia zakończona porażką. Najlepsze miejsca do jej prowadzenia to lasy oraz drogi wyjazdowe z miast, gdzie umieszczono większość kosztownych billboardów.
KOALICJA -dyktat silniejszego, rozmowy za pośrednictwem dziennikarzy, pomiatanie partnerem. W takim właśnie nowym stylu SLD prowadził rozmowy z PSL w sejmiku mazowieckim. Zapewne dlatego ludowcy woleli chamów Kaczyńskiego, a nawet ligusów.
OSZCZĘDNA I SPRAWNA ADMINISTRACJA -to hasło na osobistą prośbę premiera napisał sam wódz Unii Pracy, Marek Pol. Eksperci wymyślili już dawno, że im mniej urzędników, tym lepiej zarządzane państwo. Ciągłe zmiany nazw, tabliczek i pieczątek niczemu, poza zamówieniami za łapówki, nie służą. Tymczasem wicepremier Pol udowadnia, że jest inaczej, a zmniejszanie biurokracji polega na... tworzeniu nowych urzędów. Dlatego na przykład natychmiast poparł pomysł powołania nowego specjalnego urzędu zajmującego się lotnictwem cywilnym.
W ramach oszczędności nie wolno, o dziwo, likwidować zbędnych agend, najlepiej jest, kiedy nakładają się kompetencje więcej niż 3 urzędów, bo tylko to gwarantuje sprawne i szybkie podejmowanie decyzji. Złośliwi mówią, że ilustruje to najlepiej m.in. zapowiedź planowanej likwidacji przez Millera i Pola Urzędu Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast. Urzędu nie obalono, bo obawiano się, że następstwem tego będzie zawalenie się wszystkich domów.
PODATNIK -obywatel zajmujący się wyłącznie oszukiwaniem państwa. Dlatego aparat skarbowy potrzebuje specjalnych uprawnień, m.in. do zakładania podsłuchów, przeprowadzania rewizji oraz śledzenia paskudnych obywateli. Kontrola sądu nad działaniami panów inspektorów skarbowych nie jest przewidziana.

Premier Miller wezwał na dywanik wodza PSL-u, wicepremiera Kalinowskiego. Lider SLD uznał za bezczelne zachowanie ludowców w sejmiku woj. mazowieckiego. Obaj panowie wymienili między sobą grzeczności (padały słowa: zdrajcy, karierowicze, sługusy Brukseli), po
czym przeszli do gróźb. Leszek zagroził wywaleniem z roboty PSL--owskich urzędników, Jarosław odpowiedział na to możliwością przejścia ludowców do opozycji. Po tej wymianie poglądów panowie rozstali się. Jak przewidują analitycy, nowe wybory tuż, tuż.
O WARSZAWA-SUWAŁKI
Zwycięstwo Lecha Kaczyńskiego w Warszawie uratowało PiS przed rozpadem. Konflikty wewnętrzne liderzy partii rozładowują za pomocą stanowisk. Bracia Ka-czyńscy po prostu uznali, że lojalność to towar, który ma swoją cenę. Jest nią stanowisko. Ilustruje to przykład Suwałk. W tym pięknym mieście przegrany kandydat na pre-
zydenta, Jarosław Zieliński (aktywista PiS-u), zagroził wodzom partii, że wspólnie ze swoimi kumplami przejdzie do Ligi. W normalnej partii groźby lokalnego kacyka nie powodują kryzysu. Związane z Opus Dei Prawo i Sprawiedliwość do normalnych się nie zalicza. Po prostu składa się ono z kilku grup, których liderzy wzajemnie się nienawidzą. Rozpad suwalskiego PiS-u zburzyłby równowagę pomiędzy frakcją Ka-czyńskich a środowiskiem wywodzącym się z ZChN-u. Do tego Kaczor nie mógł dopuścić i zaproponował ambitnemu Jarkowi Zielińskiemu stołek burmistrza dzielnicy Warszawa Śródmieście.
Obok niezłej pensji (ok. 10 tysięcy złotych miesięcznie), Jarek dostanie służbowe mieszkanie na koszt miasta.
O SWARZĘDZ
Policjanci z Centralnego Biura Śledczego zatrzymali na polecenie prokuratury m.in. byłego burmistrza, jego zastępcę i kilku pracowników Urzędu Miasta. "Parszywą
dwunastkę" prokurator podejrzewa o zawieranie niekorzystnych dla miasta umów -w zamian za łapówki szacowane wstępnie na 1,5 miliona złotych.
O OLSZTYN
Pierwszą decyzją ponownie wybranego prezydenta Olsztyna Jerzego Małkowskiego z SLD był
zakup nowego samochodu służbowego. Cztery litery "lewicowego" prezydenta nie mogą być wożone "wysłużonym" półtorarocznym volkswagenem passatem. Mimo fatalnej kondycji miasta radni spod znaku Małkowskiego zapewne zaakceptują kosztowny prezencik dla prezydenta, wszak to swój chłop.
O ŁÓDŹ
Z kolei skromny prawicowy prezydent Łodzi, Jerzy Kropiwnicki,
nie przepada za luksusem. Postanowił spieniężyć luksusowego peugeota 607 (200 tys. zł!) należącego do SLD-owskiego (sic!) poprzednika. Pieniążki chce przekazać na cele charytatywne. Kropiwnicki mieszka blisko urzędu i do pracy chodzi piechotą.
Miłość do czterech kółek bywa jednak w SLD ślepa i zaraźliwa. SLD-owski wojewoda łódzki Krzysztof Makowski nie chce już swojej lancii, ale nie chce też peugeota Kropiwnickiego. Urzędnicy Makowskiego stwierdzili tak: Urząd Wojewódzki potrzebuje nowego samochodu; nie będziemy uczestniczyć w zabawach politycznych pana Kropiwnickiego.
A wracając do tego aktywisty ZChN-u, musimy przyznać, że facet zaczął z klasą. Nakazał uruchomić dodatkowe punkty obsługi petentów w wydziale komunikacji, gdzie przy wydawaniu nowych praw jazdy od tygodni działy się dantejskie sceny.
Kościelny prezydent Łodzi postawił niedawno do apelu swoich urzędników, zwracając szczególną uwagę na ubiór. Kontrola wypadła fatalnie, więc prawie każdy pracownik otrzymał specjalną instrukcję dotyczącą stroju służbowego. Paniom purytański szef zakazał ubierania się w tiulowe przezroczyste sukienki i dał wyraźnie do zrozumienia, że nie chce widzieć ich kolan. O dziwo, najbliższa asystentka Kropiwnickiego wciąż nosi mini, sami widzieliśmy...
OPOLSKA
Po kraju krąży nowy wirus. Jego ofiarą padają wyłącznie ci prezydenci oraz starostowie, którzy po wyborach stracili stołki. Wszyscy z dnia na dzień obłożnie zachorowali i korzystają ze zwolnień lekarskich. Świadczenia chorobowe ZU-S-u szczęśliwie przedłużą byłym prominentom błogi okres urzędowania. Czy koś policzy, ile naprawdę kosztowały nas ostatnie wybory?
Opracował M.P.
OGŁOSZENIA PARTYJNE
Centrala APP RACJA, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź tel. 0 (pfx) 42/630-73-25, e-mail:racja@faktyimity.pl
Sympatyków Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA chcących wspomóc finansowo jej działania prosimy o wpłaty na konto: APP RACJA, ING BANK ŚLĄSKI Oddział w Łodzi, 10501461-2266001722.
Spotkania:
Sosnowiec-Milowice -7 XII godz. 15, Dom Działkowca, ul. Okólna -zebranie wyborcze. Kontakt: 0 (pfx) 32/202 69 87. Zabrze -7 XII godz. 15, pub "Galeria", skrzyżowanie ulic 3 Maja i Szczęść Boże -zebranie wyborcze.
Włocławek -7 XII godz.16, hotel "Kujawy" (sala konferencyjna), ul. Kościuszki. Ryszard Kwiatkowski, tel. 0-606 956 094. Czeladź -8 XII godz. 16, ul. 35-lecia, świetlica osiedlowa "Omega" -zebranie wyborcze powiatu będzińskiego. Łódź -8 XII godz. 18, ul. Zielona 15, sala konferencyjna -zebranie mieszkańców Łodzi. Bytom -9 XII godz. 17, ul. Dworcowa 2 -zebranie wyborcze. Kontakt: 0-609 091 051. Dąbrowa Górnicza -9 XII godz. 17, restauracja "Juran" ul. Staszica 34 -zjazd wyborczy. Kontakt: Emil Garczyński, tel. 0-602 443 614
Tarnowskie Góry -9 XII godz. 18, os. Przyjaźń, ul. Litewska, Dom Kultury "Jubilat" -zebranie wyborcze. Kontakt: 0-602 514 599.
Warszawa Ochota -9 XII godz. 18, ul. Wiślicka 8, sala wykładowa B -spotkanie dla sympatyków i chętnych do wstąpienia w szeregi APPR z lewobrzeżnej Warszawy. Częstochowa -10 XII godz. 16, al. NMP 2 - siedziba Krajowego Ogólnopolskiego Zrzeszenia Emerytów i Rencistów -zebranie wyborcze.
Chrzanów -10 XII godz. 17, al. Henryka 53 (I p.) -zebranie przedzjazdowe powiatu chrzanowskiego. W każdą środę w godz. 10
12 -dyżury zarządu. Cieszyn-Pastwiska -13 XII godz 16.30, bar "U Korbasa" -zebranie wyborcze powiatu cieszyńskiego (Ustroń, Wisła). Słupsk -13 XII godz. 17 w "Nocie" -Rada Powiatowa - obecność obowiązkowa. M. Psyk, tel. 0-601 258 016. Zamość -14 XII godz. 13, ul. Partyzantów 9, (Ip., obok TP. S.A.) -zebranie członków i sympatyków APPR z udziałem przewodniczącego województwa. Kontakt: 0-501 425 444. Bielsko-Biała -14 XII godz. 14, Ogródki Działkowca "Kolejarz", ul. Cieszyńska -zapraszamy członków i sympatyków -wybory władz.
Kielce -14 XII godz. 14, ul. Leśna 16, budynek Akademii Świętokrzyskiej, sala nr 70 -zebranie wyborcze regionu świętokrzyskiego. Prosimy wszystkich członków o przybycie.
Lubliniec -14 XII godz. 16, restauracja "Lentex", ul. Powstańców Śląskich. Kontakt: 0-606 392 535.
Zduńska Wola -14 XII godz. 16, zebranie mieszkańców Zduńskiej Woli w celu wyborów delegatów na zjazd wojewódzki. Informację o miejscu spotkania pod tel.: 0 (pfx) 43/824 21 50 i 0-504 184 728. Chełm (lubelskie) -15 XII godz. 14, bar "Bistro", ul. Wojsławicka 4/7 -spotkanie wyborcze. Kontakt: 501 711 386. Szczecin -15 XII godz.15, stołówka Telekomunikacji przy ul. Wyzwolenia 70 -wybory do władz wojewódzkich oraz delegatów na zjazd krajowy. Obecność wszystkich członków obowiązkowa. Prosimy zabrać ze sobą legitymację. Gliwice -15 XII godz. 16, ul. Studzienna 4, klub "Perełka" -zebranie wyborcze. Kontakt: 0-694 309 198.
Kraków -16 XII godz. 11, restauracja "Dra-cena", ul. Bronowickiej 5 -pierwszy założycielski zjazd wojewódzki małopolskiej APPR. Obecność delegatów i zaproszonych przedstawicieli z powiatów obowiązkowa. Przyjazd i konsumpcja na koszt własny uczestników. Kazimierz Wyspiański. Katowice -16 XII godz. 17, restauracja "Szamanka", ul. Obr. Westerplatte -wybory władz powiatowych. Gdańsk-Wrzeszcz -16 XII godz. 18, Dom Nauczyciela, ul. Uphagena 28. Andrzej Ko-tłowski, tel. 0-601 258 016. Tychy-17 XII godz. 18, Al. Niepodległości, Dom Kultury "Tęcza" -zebranie wyborcze.
Kontakty:
PRZEDSTAWICIELE APP RACJA
Z WOJ. ŁÓDZKIEGO Łódź:
przewodniczący Zarządu Miejskiego Marek Kluza, tel. 0-601 689 420; wiceprzewodniczący Zarządu Miejskiego Jarosław Kołodziej, tel. 0-609 526 815; Łódź Bałuty -Dariusz Kubacki, tel. 0-604 268 027; Łódź Górna -Roman Grabka, tel. 0-604 544 142; Łódź Widzew -Karol Je-rzewski, tel. 0 (pfx) 42/673 11 22. Łowicz -Waldemar Szalewicz, tel. 0 (pfx) 46/837 46 42.
Tomaszów Mazowiecki -Jarosław Kość, tel. 0-602 586 646.
Piotrków Trybunalski -Waldemar Świder, tel. 0-601 346 223.
PRZEDSTAWICIELE APP RACJA
ZWOJ. POMORSKIEGO Województwo pomorskie
-Andrzej Kotłowski, 0-693 410 622 Gdańsk z powiatami: Sopot, Pruszcz Gd., Nowy Dwór Gd., Kartuzy, Kościerzyna -Zbigniew Krasnodębski, 0-693 410 622 Gdynia z powiatami: Wejherowo, Puck -Ziemowit Bujko, 0-606 924 771 Słupsk z powiatami: Lębork, Bytów, Człuchów, Chojnice -Maciej Psyk, 0-606 339 124 Tczew z powiatem Starogard Gdański -Sławomir Wierzba, 0-504 255 415 Sztum z powiatami: Malbork, Kwidzyn.
PRZEDSTAWICIELE APP RACJA ZWOJ. ZACHODNIOPOMORSKIEGO Województwo zachodniopomorskie
-Zbigniew Ciechanowicz, 0-600 368 666
Szczecin Prawobrzeże
-Ryszard Kiełbowicz, 0 (pfx) 91/462 66 04
Szczecin Niebuszewo
-Janusz Rejdak, 0 (pfx) 91/453 43 19
Szczecin Pomorzany
-Monika Lendzion, 0-600 585 511
Białogard
-Jerzy Grzelak, 0-604 914 621
Borne Sulinowo
-Jerzy Sankowski, 0-608 609 297
Choszczno
-Lucjan Fałdrowicz, 0-692 787 803
Drawno
-Adam Janił, 0-505 702 412
Goleniów
-Ireneusz Kosmala, 0-605 892 613
Gryfice
-Henryk Krajnik, 0-603 947 963
Gryfino
-Dariusz Bresler, 0-607 105 383
Kołobrzeg
-Grzegorz Stalmach, 0-505 155 172
Pyrzyce
-Leopold Wolański, 0-692 597 374
Stargard Szczeciński

Wojciech Kłaczkiewicz, 0-601 723 440
Świnoujście
-Jerzy Strymiński 0-604 797 181
Wałcz
-Siedziba powiatu 0 (pfx) 67/250 27 10
wew. 60
Wszelką korespondencję prosimy przesyłać na adres biura partii: APP "RACJA" ul. Łokietka 12/1,70-255 SZCZECIN. Nasze biuro jest do państwa dyspozycji we wtorki i czwartki w godz.17.00-20.00 Serdecznie zapraszamy.

Śląskie
Zarząd Powiatowy APPR Bolesławiec Śląski, ul. Garncarska 15/1 organizuje zbiórkę darów w ramach akcji "Ogrzejmy się nawzajem". Zapraszamy darczyńców i liczymy na ofiarność mieszkańców. Kontakt: Antoni Liput, tel. 0-609 814 643.
Żywiec -zainteresowanych wstąpieniem do APPR prosimy o kontakt: 0-605 784 538.
Bielsko-Biała -zainteresowanych wstąpieniem do APPR prosimy o kontakt: 0-692 950 371.
Podkarpackie
Koordynator APP Racja w Sanoku Kazimierz Tomkowicz prosi wszystkich, którym zależy na rozwoju partii RACJA o kontakt i współpracę. Kontakt: 0 (pfx) 13/46 49 564, e-mail: knothe@wp.pl (mailto:knothe@wp.pl).
Nr 49 (144)
6-12 XII 2002 r.
LISTY OD CZYTELNIKÓW
19
LISTY
Rewolucja czy co?!
Piszę ten mail będąc w stanie permanentnego szoku, którego doznałem w godzinach wieczornych (25.11). Dopadł mnie niespodziewanie i pogłębiał się z każdą minutą oglądania filmu o Tadeuszu R. Jednakże w stan ten nie wprowadziły mnie informacje, jakie płynęły z głośników (bo te każdemu czytelnikowi "Faktów i Mitów" są znane doskonale od dawna), ale sam fakt, że one płyną. Szczypałem się po twarzy i stwierdzałem za każdym razem, że te słowa dobiegają z telewizora. Jak to, czy będąc w pracy, przeoczyłem jakąś rewolucję, która przewaliła się przez nasz chory kraj? Może Jo-nasz jest już prezydentem, a ja nic
0 tym nie wiem. Jednak nie! Wszystko po staremu, mimo że inaczej. Posłowie LPR wiją się, syczą, żądlą, straszą, klną, modlą się, pomstują aż
zbiera się na mdłości
1 śmiech zarazem. Tak to się kończy, gdy się ktoś nie chce dzielić kapustą z papą i jego zorganizowaną grupą. A wystarczyło zapłacić haracz i latać sobie tym helikopterem, gdzie dusza zapragnie za pozostałe miliony. Najśmieszniejsze jest to, że wszyscy udają, że nikt o niczym wcześniej nie wiedział, a "Fakty i Mity" ukazują się wyłącznie na terenie wschodniej Somalii w języku suahili, więc nie było możliwe zapoznanie się z ich treścią. Czasami brak sił na ten kraj. Mariusz
Diabelska budowa!
Miałam nadzieję, że zamysł budowy Świątyni Opatrzności Bożej nie dojdzie do skutku z powodu narastającej biedy. Myślałam, że ks. prymas i duchowni mają serce, kochają ludzi i dlatego zmienią zdanie. Stało się inaczej. Dlaczego? Taka świątynia to czysty zysk -każda msza płatna, taca, sakramenty, wota itd. Polak jest zawsze głupi i zaniesie księdzu ostatnie grosze. Zyta
Gratuluję!
Dziennikarzom "FiM" należą się słowa uznania i gratulacje za fachowość i upór w prowadzeniu czynności operacyjnych w ściganiu
księdza - pedofila Pawłowicza. Nawet władca ziemi łowickiej bp Or-szulik przegrał z konsekwentnymi dziennikarzami. Gdyby z takim zaangażowaniem pracowali wszyscy policjanci i prokuratorzy, a sędziowie byli mniej dyspozycyjni wobec władz kościelnych, w kraju byłoby o wiele bezpieczniej. Mam nadzie-
je, że sąd w Łęczycy potraktuje księdza -pedofila z Witoni zgodnie z obowiązującym prawem i nie przestraszy się biskupów. Ciekawy jestem, czy bp Orszulik stanie przed sądem? B. Jakubowski
Piotrków Trybunalski
Dyzmowie dziennikarstwa
Na marginesie wywiadu z pisarzem Andrzejem Rodanem "Płatny morderca" red. Juliana Proko-powicza chciałabym podzielić się kilkoma uwagami, które dotyczą "Faktów i Mitów". Pisarz mądrze mówi o politycznym barbarzyństwie właścicieli kraju. O karierach Nikodema Dyzmy, o zachłanności bogatego Kościoła, który zaczynał od ubogiej stajenki, o kastracji umysłów. Proszę odpowiedzieć mi na pytanie: od dłuższego czasu rozpracowujecie księdza pedofila Wincentego Pawłowicza, wyręczyliście policję i prokuraturę, dlaczego więc we wszystkich dziennikach telewizyjnych, radiowych i codziennej prasie nic nie ma o waszej żmudnej robocie? Czy tak postępują "czarne szkodniki"? Nie! To podają wasi koledzy - dziennikarze. To nawet
"NIE", które też czytam, pisze
0 księdzu Pawłowiczu nie podając, że są to informacje nie własne, ale "pożyczone" od red. Szenborna
1 Poradowskiego. Czy magazyn przedruków ANGORA zainteresował się waszymi rewelacjami, a przecież redakcja też w Łodzi? Otóż, polityczne barbarzyństwo tworzą również wasi koledzy -publicyści, Dyz-mowie dziennikarstwa i to właśnie
jest "kastracja umysłów i huc-pa", bo po prostu pod "Faktami i Mitami" ryją krety -zazdrośniki.
Lucyna Graczyk, Sokolniki
Kolejne zwycięstwo!
Nareszcie! Kolejne Wasze zwycięstwo po Paetzu, Pawłowiczu itp. Rydzyk pod obstrzałem. Wasza gazeta jest najbardziej opiniotwórczą w Polsce! Nikt się nie przyznaje, ale wszyscy ją czytają. Robert Nordycki, Wągrowiec
Ksiądz to katolik!
Telewizja duńska wyemitowała kilka dni temu program podsumowujący wyjątkowo trudny, "pedofilski rok" amerykańskiego Krk. Pokazano ludzi protestujących przeciwko pedofilskim wybrykom amerykańskich księży i biskupów. Na transparentach stało wyraźnie "Katolicy to pedofile", "Katolicy to homoseksualiści" itp., itd. Jeżeli równość: "Polak równa się katolik" miałaby być prawdziwa i gdyby też prawdą miało być to, co wypisywali na transparentach Amerykanie, oznaczałoby to, że Polak to pedofil i homoseksualista. Odczepcie się, jedni i drudzy! Proponuję slogan: "Po-lak to prawdziwy katolik wtedy, kiedy Polak jest księdzem" lub prostszy i krótszy: "Ksiądz to katolik". Włodzimierz Galant, Dania Polak, nie katolik
Obietnice
Kochany Jonaszku, cieszę się z Twoich obietnic. Wielu już obiecywało, i co?! I nic. Ale wszyscy pragniemy w coś uwierzyć. Wszystko to piękne, co piszesz, bo prawdziwe, ale kłamstwo jest u steru. Ci ludzie mogą zrobić wszystko, aby Cię unicestwić. To czarna pajęczyna nasączona cyjankiem i swym śmiercionośnym jadem przez wieki poraża każdego, kto chce ograniczyć jej wpływy.
Chcesz wiele dobrego zrobić dla normalnych ludzi, lecz okazuje się, że tacy nie mają prawa do życia. Jan Paweł I, czyli Albino Luciani chciał dokonać wielu zmian w Watykanie, ograniczyć działanie mafii, ale pozwolono mu przeżyć tylko 1 miesiąc. Morderstwo do dziś jest ukryte. Ludzie odpowiedzialni za ten czyn gotowi są popełnić dalsze morderstwa, aby dzierżyć władzę. Czy Ty, Jonaszku, nie boisz się tej mafii? Szydercy, Judasze całują Pismo Święte przed ludźmi w kościele, gdy biorą je do czytania, lecz Słowo Boże, które jest w nim zawarte -lekceważą. Dosięgnie ich kara od Ojca Świętego, który mieszka w niebiosach, nie w Watykanie. Spełni się na nich proroctwo z Objawienia 18 i 8.
Stała czytelniczka z woj. lubelskiego
Nieważny ślub
Oglądając ostatnio serial "M jak miłość", usłyszałam następujący dialog pomiędzy dziesięcioletnim chłopcem a jego matką. Matka imieniem Marta oznajmia synowi, że ma zamiar poślubić pewnego mężczyznę (notabene ojca owego chłopca), nie mogą jednak, niestety, wziąć ślubu kościelnego, ponieważ pan ów przed kilku laty ożenił się już w kościele z inną kobietą, lecz małżeństwo okazało się nieszczęśliwe i musieli się rozwieść. Syn jest oburzony: "Jak to, nie weźmiecie ślubu w kościele?" Marta tłumaczy, że wezmą ślub cywilny, w urzędzie stanu cywilnego. Na to chłopiec: "Ale taki ślub chyba nic nie znaczy?!" I co na to Marta? Ano nic, ani słowa. Po prostu milczy. Koniec sceny. Aby scena była bardziej szokująca, należy dodać, że Marta jest z zawodu sędzią. A więc powinna znać prawo i wytłumaczyć je własnemu dziecku.
Aż strach pomyśleć, co z takich dzieci wyrośnie. Zwłaszcza po tym, gdy religia na siłę weszła do państwowych szkół.
Teresa Opalińska
Papieskie odchody
Zwracam się do głupich, zde-wociałych autorów listu podpisanego "Mściciele" ("FiM" nr 45/02). Przypuszczam, że jesteście -mówiąc delikatnie -oszołomami ra-diomaryjnymi. Wobec tego radzę Wam, abyscie sami zjedli smaczne odchody papieskie i popili je ury-ną p. Glempa i jego wasali z naszego rządu. Dla takich ludzi, jak Wy, szkoda lepszych słów, których i tak zapewne nie zrozumielibyście. "Fakty i Mity" są wspaniałym
tygodnikiem demaskującym obłudę, pychę, pazerność i bezduszność kleru. A jednocześnie widać tu głupotę i tępotę wielu ludzi dających się tumanić i ogłupiać. Potrzebne nam szkoły, nie kościoły, praca, a nie modlitwa o przeżycie -na groszowym zasiłku. Na koniec znane przysłowie: "Kogo Bóg chce ukarać, temu rozum odbiera". A u Was to już nastąpiło...
Aleksander
Widziałeś coś ciekawego, słyszałeś o czymś, o czym nikt inny nie słyszał? Wyślij SMS pod numer naszej gorącej linii: +48 691 051 702.
Teatr Wielu Form STAŃCZYK
-pragnie stać się "sumieniem III Rzeczpospolitej" demaskując obłudę, zaściankowość, brak tolerancji i zniewalającą pruderyj-ność. Nasz najnowszy program KAMASUTRA PO POLSKU obnaża nasze wady, przeciwstawiając się wszechogarniającej (zwłaszcza młode pokolenie) wulgarności. Prezentujemy nasz program na uroczystościach zakładowych, w ośrodkach wypoczynkowych, jak również w trakcie kursów czy też konferencji. Wiele dobrej muzyki (nawet biesiadnej) z elementami delikatnej erotyki.
Dyrektor Biura Edmund Tomczak
Zamówienia przyjmują organizatorzy: BUA "SUL-ART" Edmund Tomczak, 66-100 Sulechów, ul. Okrężna 29/19, tel. 0 600 782 995. Teatr realizuje profesjonalne usługi z zakresu arteterapii dla dzieci przebywających w szpitalach i hospicjach. Korzystając z naszej oferty artystycznej, umożliwiają nam Państwo bezpłatne prowadzenie tych zajęć.
Usługi pogrzebowe pastorów protestanckich
tel. (0-34) 35-33-061
BEZPŁATNIE
Świecki mistrz ceremonii pogrzebowej
tel. 0-601-942-662
Cena: 200 zł brutto + koszty dojazdu.
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; P.o. sekretarza redakcji: Adam Cioch -tel. (0-42) 637-10-27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski -tel. (0-42) 630-72-33; Dział historyczno-religijny: Paulina Starościk -tel. (0-42) 639-85-41; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Marcin Bobrowicz; Dział promocji i reklamy: tel. (0-42) 630-73-27; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-70-66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail: faktyimity@faktyimity.pl; Wydawca: "BŁAJA News" Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze -do 25 lutego na drugi kwartał 2003 r. Cena prenumeraty -28,60 zł za jeden kwartał; b) RUCH S A -do 5 grudnia na pierwszy kwartał 2003 r. Cena prenumeraty -28,60 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16, 532-88-19, 532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-/kwartał; 227,-/pół roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-/kwartał; 255,-/pół roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-/kwartał 313,-/pół roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hubsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York -European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago -J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell Intern ational c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga -Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia "Pegaz" -Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 15 grudnia na pierwszy kwartał 2003 r. Cena 28,60 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p-ele@faktyimity.pl. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl
JAJA JAK BIRETY
Nr 49 (144)
- 12 XII 2002 r.
Drogowe atrakcje
W raju Bóg zwraca się do Adama i Ewy:
- Kto chce sikać na stojąco? Wyrywa się Adam:
-Ja! Ja! Ja! Ja chcę!!! Na to Bóg:
- No dobra, to dla Ewy pozostał wielokrotny orgazm...

Narzeczony przychodzi ze swoją wybranką do kościoła. Pyta proboszcza, ile będzie kosztował ślub.
- Ile pan uzna za stosowne, mając na uwadze wartość osiągniętego szczęścia.
otrzymuje list od "znajomej" z tego samego turnusu: "Drogi Stasiu, czy pamiętasz ten wspaniały zachód słońca, który oglądaliśmy przez okno Twojego pokoju? Okazało się, że wtedy nie tylko słońce zaszło...".

Intymny flircik na tapczanie. Nagle dzwoni telefon. Ona podnosi słuchawkę i po chwili rozmowy wraca na tapczan.
- Kto dzwonił? - pyta kochanek.
- Mój mąż. -I co?
Czarny humor
Pan młody zerknął na narzeczoną, a że nie była niestety zbyt piękna, westchnął i dał księdzu 100 złotych. Ksiądz przyjrzał się pannie uważnie, poklepał pana młodego po ramieniu i wydał mu 50 zł reszty.

Spotykają się dwaj księża z oddalonych parafii.
- Cześć, laudetur... Dawno się nie widzieliśmy, co u ciebie?
- Mam młodą gosposię.
- I co, teraz ci lepiej?
- Lepiej to chyba nie, ale częściej.

Skończyły się wakacje. Młody wikary wrócił do swojej parafii z wczasów. Po trzech miesiącach
- Powiedział, że przyjdzie bardzo późno, bo właśnie gra z tobą w brydża na plebanii.

Dwie zakonnice rozmawiają o swoim biskupie ordynariuszu.
- Jak on się świetnie ubiera - mówi jedna.
- I jak szybko - dodaje druga.
Przychodzi baca do spowiedzi:
- Proszę księdza, zgrzeszyłem wiele razy: kradłem, kłamałem, gwałciłem, ale za to wszystko żałuję...
- Oj, synu, twoje grzechy są wielkie...
- K...! Nie mów do mnie "synu", bo ci ten kiosk rozwalę.
Jak kilku panów z Polski i USA 4 tys. zł na 100 mln dolarów zamieniło
1/10 Gdańska ukradziona!
INDEKS 356441 ISSN 1509-460X
FAKTY
i mi
http://www.faktyimity.pl
TYGODNIK NIEKLERYKALNY
Nr 50 (145) 13-19 grudnia 2002 r. Cena 2,20 zł (w tym 7% VAT)
Czas apokalipsy
O stanie wojennym pisze się dużo, jednostronnie i tendencyjnie. Młode pokolenie nadal niewiele wie o tych trudnych dla kraju latach. Czy generał Jaruzel-ski, wprowadzając stan wojenny, uchronił kraj od wojny domowej, interwencji Wielkiego Brata, czy też prowadził wojnę z własnym narodem?
Gra w karty
Że co? Że w Polsce nie można sfałszować wyborów do rady gminy, powiatu, miasta, parlamentu, senatu, a nawet wyborów na prezydenta RP?
Reporterzy "Faktów i Mitów" udowadniają, że jest to możliwe, a nawet dość łatwe.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
FAKTYn
FAKTY
POLSKA/WATYKAN Premier Miller, przebywając w Watykanie, zgodnie z tradycją zaprosił papieża do złożenia wizyty w Polsce, "kiedy uzna to za stosowne"; ofiarował też bombki na choinkę. W zamian dostał komplet watykańskich euro i błogosławieństwo dla integracji Polski z UE. Tymczasem Kościół szantażuje rząd RP i Europę cofnięciem poparcia dla polskiej akcesji, jeżeli w brukselskiej konstytucji nie będzie bogobojnych zapisów. Papież przyjedzie, "jak Bóg pozwoli", czyli kiedy zechce.
POLSKA W ostatnich dniach negocjacji rząd zabrał się ostro do walki o wejście do UE na godnych warunkach. Chodzi o większe rekompensaty do budżetu i dopłaty dla rolników.
0 invocatio Dei SLD będzie walczyć od stycznia.
Rydzyk ubiega się o koncesję na maryjną telewizję "Trwam". Są już gotowe studia w Toruniu i Wrocławiu. Audycje mają być nadawane drogą satelitarną i kablową, mogą więc docierać do 50 proc. Polaków. Stacja ma się utrzymywać z reklam... ...Świeczek, zamiast tampaksów?
Coraz częściej i głośniej mówi się o możliwości rozłamu w SLD
1 powstaniu nowej formacji centrowej pod egidą prezydenta Kwaśniewskiego, marszałka Borowskiego i z medialno-moralnym poparciem Michnika. Wszyscy zainteresowani nieśmiało zaprzeczają. Do rozłamowców miałaby dołączyć nieboszczka UW. Jaki tam rozłam, po prostu Platforma 2.
Liga Rodzin Rydzyka przecieka. Odszedł Łopuszański i Nowi-na-Konopczyna, pakuje się poseł Janowski. Na LPR nawrócił się za to Bogdan Pęk. Z 36 ligusów zostało jeszcze 28. A Rydzyk szuka statystów do różańca w TV "Trwam".
Przygotowywana jest nowelizacja kodeksu karnego, która -według Izabeli Jarugi-Nowackiej -ma ukrócić proceder molestowania seksualnego w miejscach pracy, szkołach, salach treningowych oraz wprowadzić sądowy zakaz zbliżania się sprawców do byłych ofiar. Molestowanie na plebaniach i w kościołach jest dozwolone?
WARSZAWA Sąd uniewinnił z braku dowodów winy gen. Władysława Ciastonia, oskarżonego o podżeganie do zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki w 1984 r. Sądy sądami, a Popiełuszkę trzeba pomścić, choćby za 100 lat.
Aktorka Irena Kwiatkowska została nagrodzona przez prymasa Glempa orderem "Wyróżniającego się w służbie Kościoła i Narodu". Pochwalono ją za to, że m.in. włącza się do zbiórek na rzecz budownictwa sakralnego. A tak jej dobrze z oczu patrzyło.
BYDGOSZCZ Poseł SLD Grzegorz Gruszka domagał się seksu oralnego od barmanki i kelnerki w czasie pobytu na Śląsku. Gruszka wszystkiemu zaprzecza, ale sprawą ma się zająć Sejmowa Komisja Etyki.
Komisja powinna wprowadzić nakaz zaspokajania posłów lub wytłumaczyć Gruszce, co znaczy słowo "immunitet".
ROSJA/POLSKA Władze Rosji mają obradować nad tym, czy religie są zagrożeniem dla bezpieczeństwa państwa. Rzymski katolicyzm zaliczono do wyznań ekstremistycznych. Marszałek Borowski podczas pobytu w Moskwie obruszył się ostro na ww. raport, m.in. u abpa Kondrusiewicza. A nam się zdaje, że nasze władze bywają zagrożeniem dla Polski.
EUROPA Ekumeniczna Konferencja Kościołów Europejskich (protestanci i prawosławni) nie będzie się upierała przy invo-catio Dei i gwarancjach dla "wartości chrześcijańskich" w europejskiej konstytucji, poinformował Ruediger Noll, szef biura tej instytucji. Powód: szacunek dla muzułmanów i niewierzących. Z poparciem dla heretyków przyszedł niespodziewanie katolicki prymas Belgii, który oświadczył, że "nie ma sensu walczyć o słowa, trzeba walczyć o rzeczywistość, która za nimi stoi". To są gdzieś jeszcze normalni prymasi?
WATYKAN Kongregacja Nauki Wiary wydała dokument zabraniający zmieniania imion w metryce chrztu transseksualistów. Zmian tych dokonuje się we wszystkich dokumentach urzędowych. Kościół, mimo opinii psychologów, niezmiennie potępia korekcję płci. A księża to niby do jakiej płci należą?
Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów w liście do Kongregacji ds. Duchowieństwa "stanowczo odradziła" wyświęcanie osób o skłonnościach homoseksualnych. Zdaniem autora listu, opusdeisty kard. Jorge Mediny Esteveza, takie osoby "nie nadają się do przyjęcia sakramentu kapłaństwa". Este-vez nic nie wspomniał o heteroseksualistach... Idealny kapłan powinien przetransponować swój popęd płciowy na pęd do kasy.
USA Bostoński kardynał Law udał się do Watykanu, aby uzyskać poparcie dla ogłoszenia bankructwa swojej archidiecezji. Tą drogą chciałby uniknąć wypłacania wielomilionowych odszkodowań ofiarom księży pedofilów. W Bostonie wierni i niektórzy księża codziennie manifestują za odwołaniem kard. Lawa. Manifestacje radzimy przenieść na Plac św. Piotra - tam mianują podłych kardynałów.
INDONEZJA Muzułmanie i katolicy -na co dzień zwalczający się w krwawych rozruchach - doszli do porozumienia w sprawie aborcji. Zgodnie potępili rządowy projekt ustawy liberalizującej przerywanie ciąży.
Cóż może bardziej wzruszać niż bezgraniczna miłość bandyty do życia poczętego?
13 - 19 XII 2002 r.
KOMENTARZ NACZELNEGO
Czary wały
Jaki komentarz można napisać na 13. w piątek? Katastroficzny.
W perspektywie ponownego nawiedzenia naszego brzydkiego kraju przez papieża dwóch tysiącleci warto zastanowić się nad fenomenem, którym jest jego Kościół. Nasi Czytelnicy przy okazji każdej podobnej wycieczki wyrażają swoje zdziwienie wielkimi tłumami rodaków modlących się do człowieka, tudzież innych figur i obrazów. Jak takie masy ludzkie mogą jeszcze trwać przy tym skompromitowanym systemie? Dlaczego jest to możliwe jeszcze tylko w Polsce i krajach Trzeciego Świata? Ale przecież ideologia Pawło-wo-Konstantynowa trwa prawie 2 tysiące lat! Nie dziwmy się temu. Kościół niezmiennie, od wieków, wygrywa z ludzkim rozumem, posługując się wszelkimi zasadami marketingu. Jakby tego było mało, wprowadził swoją własną zasadę, dyktat: tylko nasz towar, usługi, czyli zbawienie, oraz sakramenty itp. - zawsze są najlepsze. To my mamy zawsze rację (nie mylić z pewną partią polityczną). To my reprezentujemy boga na ziemi i mamy monopol na wykładanie jego woli.
Mówimy więc: kiedy jest źle, to bóg się gniewa. Kiedy jest dobrze, wtedy bóg nagradza. Wniosek? Bóg jest zawsze z nami. Jest dokładnie taki, jak wam mówimy i macie go (czyli nas) słuchać.
Przed tysiącami lat podobnie mamili ludzi choćby kapłani egipscy. Umieli też przewidywać pewne zjawiska astronomiczne i pogodowe, np. zaćmienie słońca czy wylanie wód Nilu. Znając dokładne daty tych wydarzeń, odpowiednio je interpretowali i straszyli nimi podległy sobie ludek. Generalnie sprowadzało się to do zależności: lud jest niewierny, kasy świątynne są puste, bogowie domagają się ofiary. Po czym następował znak na niebie albo klęska żywiołowa jako objaw gniewu bogów. Ludzie w swej masie są z natury
ciemni, zatem łatwo nimi manipulować, dając im złudę oświecenia. Mimo upływu tysiącleci, zmian systemów politycznych i religijnych, rewolucji społecznych, seksualnych i technicznych - niewiele się w tym względzie zmieniło. W oszukiwaniu narodów dla własnych celów prym wiedzie teraz Kościół rzymski. Z tym, że w jego wydaniu jest to jeszcze bardziej obrzydliwe.
W 1997 roku, we Wrocławiu, po uroczystym błogosławieństwie, którym papież obdarzył wszystkie cztery strony świata - stolicę Dolnego Śląska wraz z całą południo-wo-zachodnią Polską zalała powódź, jakiej jeszcze w historii naszego kraju nie było. Przypadek? Radio Maryja i biskupi mieli na ten temat inne zdanie: powódź to kara boska za grzechy nie dość gorliwych Polaków-katolików. W szczególności miało to dotyczyć liberalizacji ustawy aborcyjnej (weszła w życie 4.01.1997 r.). Czyżby przez ręce Ojca Świętego spływały na nas nie tylko łaski...?
Wiosna 2000, Wenezuela. Po ulewnych deszczach lawiny błota zabijają setki ludzi. Arcybiskup Caracas Msgr. I. Velasco, podczas kazania w katedrze mówi, że jest to "kara za grzechy ludzi".
Lato 2001 roku - kolejna powódź w Polsce. Biskup Edward Frankowski w Radomyślu nad Sanem przekonuje w słynnej homilii, że klęska powodzi jest tak naprawdę klęską libertynizmu, "który głosi hasła Róbta co chceta (...) Trzeba budować wały, które będą bronić nas przed strasznymi zagrożeniami, które idą tak ze Wschodu, jak i z Zachodu, z Północy i Południa na Polskę, dlatego że jest
katolicka i narodowa. Taki właśnie wał obronny już buduje Radio Maryja. Bitwa o Radio Maryja jest to jeden z przejawów bitwy o Polskę i bitwy o prawdę. Jeśli przegramy bitwę o Radio Maryja, przegramy też bitwę o Polskę". Ach, ten język eklezjalny! Kto mógł wówczas przypuszczać, że biskup Frankowski ma na myśli Rydzykowy "wał obronny" przeciw podatkom na rzecz państwa?
I jeszcze coś z ostatnich tygodni. Tragedia poruszająca cały świat - trzęsienie ziemi na Sycylii. Pod murami szkoły ginie 29 osób w tym 25 małych dzieci. W najnowszym numerze (48) tygodnika katolickiego "Niedziela" stały felietonista Jerzy Pawlas pisze: "W San Giuliano di Pu-glia zatrzęsła się ziemia, gdy dzieci - zamiast się uczyć
- przygotowywały się do świętowania Halloween". Odpowiedź boga na pogańskie praktyki włoskiej dziatwy jest więc natychmiastowa i precyzyjna. Bójcie się boga, bójcie się Kościoła! Tylko dlaczego pan bóg (a może Maryja?) "zabił" 19 uczestników pielgrzymki do Medjugorje? Zapewne byli ofiarą za nasze grzechy...
Truizmem byłoby przypominać wszystkie tragedie i nieszczęścia, na czele z utratą niepodległości, jakie spadały przez wieki na Polskę i Polaków. Dlaczego właśnie na nich? Przecież gromadnie wyznają jedynie słuszną religię. Są zawsze wierni. Choć biedni i mierni, za swą królową obrali Maryję. Jakże pięknie różnią się tym od innych narodów Europy, choćby od schizma-tyków Skandynawów, którym - nie wiedzieć dlaczego - tak dobrze się powodzi, mimo że nie mają papieża, tysięcy księży, setek sanktuariów, cudownych obrazów, duchowej stolicy, Li-chenia i świątyni opatrzności.
Niektórzy uważają, że ta największa katastrofa, jaką jest Polska właśnie, to skutek wyznawanej przez Polaków odstępczej, katolickiej wiary i że wszystkie nieszczęścia właśnie dlatego nas spotykają. Być może. Pewne jest natomiast, że ogłupianie ludzi przy pomocy boga, w pierwszym rzędzie powoduje katastrofy w postaci najczęściej nieodwracalnych zmian w świadomości ogłupionych. Ludzie przedkładają kościelne mamidła na swoje codzienne życie, zamiary, obowiązki. Jako ksiądz spotykałem parafian zapatrzonych w swoich duchowych przewodników, którzy gotowi byli na przykład porzucić na jakimś etapie swoje ambicje, nie dokończyć jakiegoś zadania, zobowiązania, pracy
- tylko dlatego, że: "pan bóg mi w tym nie błogosławił" albo: "pan bóg ma chyba inne plany wobec mnie". Często przychodzili ze swoimi rozterkami do mnie, duchownego. Widziałem, jak przeświadczenie o ingerencji boga we wszystko, co robią, powoduje, że tracą wiarę we własne siły. Paraliżowało to ich poczynania i najczęściej decydowało o życiowych niepowodzeniach. Doszło do tego, że dziś nawet premier Miller nie wyobraża sobie wejścia Katolandu do Unii bez udziału magicznych sił i błogosławieństwa bożego z Watykanu.
Oby za nasze grzechy przeciwko Kościołowi świętemu i Radiu Maryja opatrzność katolickiego boga na zawsze się od nas odczepiła. I niech nas Unia pochłonie, bo to nasza jedyna nadzieja na normalność.
JONASZ
PS. Słowo "bóg" pisałem małą literą, ponieważ w katolickiego boga nie wierzę.
Nr 50 (145
13 - 19 XII 2002 r.
FAKTY n
ZAMIAST SPOWIEDZI
Wywiad
z Krzysztofem
Mróziem,
przewodniczącym
Stowarzyszenia
Wolnomyślicieli
Polskich
im. Kazimierza
Łyszczyńskiego
"FAKTY i MITY": Złośliwi mówią, że wolnomyśliciel to człowiek, który myśli powoli...
-Walczymy raczej o myśl wolną, a nie powolną, a już na pewno nie powolną komuś czy czemuś. A mówiąc poważnie, wolnomyśli-cielstwo to sposób widzenia świata i postawa życiowa, które sprzeciwiają się dogmatycznemu myśleniu. Umysł ludzki tworzy stereotypy, które pomagają człowiekowi porządkować skomplikowaną rzeczywistość społeczną. Stereotypy mogą jednak łatwo przekształcić się w fundamenty groźnych ideologii. Świadomość tego nakazuje krytycznie podchodzić do prawd obiegowych, często funkcjonujących bezkrytycznie wśród licznych grup społecznych. Wolnomy-ślicielstwo to szacunek dla odrębności, inności, a zarazem próba ich zrozumienia. W ruchu wolnomy-ślicielskim istnieje silny nurt anty-klerykalny, ale naszym przeciwnikiem jest także irracjonalizm, zmi-tologizowana rzeczywistość, drob-nomieszczańska mentalność w sprawach społecznych i obyczajowych jak np. patriarchalny model rodziny, homofobia, wrogość do mniejszości narodowych itp.
- Światopogląd i ruch wol-nomyślicielski w Europie istnieje nieprzerwanie od XVIII wieku. Czy wcześniej nie było ludzi ceniących sobie humanistyczne myślenie?
-Myślenie niereligijne sięga czasów starożytnych. Nawiązujemy do greckich materialistów i innych filozofów antycznych, a także do renesansowych humanistów i libertynów francuskich. W Polsce bliska jest nam myśl Andrzeja Frycza Modrzewskiego i Łyszczyńskiego -siedemnastowiecznego filozofa i ateisty skazanego na śmierć m.in. głosami 17 biskupów.
- Wasza organizacja istnieje zaledwie od 1990 roku. Czy ruch wolnomyślicielski jest w Polsce tak bardzo młody?
-Bynajmniej! Nasz ruch był bardzo aktywny od początku XX wieku. Działało w nim wiele znamienitych postaci: naukowców, pisarzy, polityków. Wolnomyślicielami byli między innymi: Stanisław Brzozowski, Benedykt Dybowski, Ludwik Krzywicki, Andrzej Strug, Anna i Wacław Nałkowscy, Janusz Kor-czak, Stefania Sempołowska, Jan Baudoin de Courtenay -rywal Gabriela Narutowicza w walce o fotel prezydencki. Po wojnie Teofil Jaś-kiewicz, przewodniczący Stowarzyszenia Myśli Wolnej, zginął w więzieniu stalinowskim. W 1957 roku powstało Stowarzyszenie Ateistów
i Wolnomyślicieli, które po połączeniu się w 1969 roku z Towarzystwem Szkoły Świeckiej utworzyło Towarzystwo Krzewienia Kultury Świeckiej.
- Społeczeństwo często myli wolnomyślicieli z wolnomula-rzami, czyli masonami. Czy istnieją jakieś związki pomiędzy tymi ruchami?
zapewnioną posługę duchową pełnioną przez kapelanów nawet w szpitalach i więzieniach, i to na koszt państwa.
- Czy istnieje w Polsce jakaś grupa zawodowa szczególnie narażona na dyskryminację światopoglądową?
-Tak, tą grupą są nauczyciele. Szczególnie w małych miejscowo-
zadbał już o takie właśnie postrzeganie ateistów.
-To absurd! Ludzie niewierzący mają zasady moralne często nie mniej wzniosłe niż te religijne. Zresztą uważam, że wartości religijne także są ludzkiego, a nie nadprzyrodzonego pochodzenia. Osobiście bliski jest mi ideał człowieka spolegliwego, opisany przez
podpisania tzw. konkordatu z niewierzącymi, umowy gwarantującej nam te same prawa co związkom wyznaniowym. Współpracujemy z organizacjami kobiecymi, domagając się powszechniejszego dostępu do badań prenatalnych i antykoncepcji oraz złagodzenia ustawy antyaborcyjnej. Pracujemy na rzecz równouprawnienia mniejszości sek-
Nie dać się zastraszyć
-Formalnie ich nie ma, choć istnieją związki personalne. To znaczy, że niektóre osoby należące do lóż masońskich są jednocześnie wolnomyślicielami. Szczególnie mocne związki personalne funkcjonowały w okresie międzywojennym. Obydwa ruchy działały na rzecz wolnego społeczeństwa i rozdziału Kościoła od państwa. Mnie osobiście dwukrotnie proponowano przynależność do masonerii. Za każdym razem odmawiałem, bo obca mi jest panująca tam świecka mistyka i obrzędowość. Poza tym nie podoba mi się, że do Loży mogą należeć tylko mężczyźni. Quasi--loże kobiece mają charakter pomocniczy. To jest obce mojej wizji społeczeństwa, gdzie obydwie płcie powinny być równouprawnione.
- Wolnomyśliciele to przede wszystkim ateiści lub agnostycy. Czy w waszym stowarzyszeniu jest miejsce także dla ludzi wierzących?
-Nie wykluczamy ich uczestnictwa, muszą jednak zaakceptować nasze zasady racjonalności i świeckości. W związku z tym nie jestem pewien, czy będą się z nami dobrze czuli.
- Czy osoby niereligijne są w Polsce dyskryminowane?
-Niestety, tak. Osoby niereligijne stanowią przynajmniej 2 mln obywateli naszego kraju. Jest to więc druga po rzymskich katolikach grupa światopoglądowa. Mimo iż konstytucja gwarantuje wszystkim obywatelom równość, ateiści i agnostycy są, jako grupa światopoglądowa, pozbawieni dostępu do środków masowego przekazu, a ich dzieci nie mogą uczestniczyć w zajęciach z etyki świeckiej. Wyznawcy katolicyzmu mają
ściach nie jest dobrze widziane, jeżeli nauczyciel nie jest katolikiem. Pracownik oświaty, który otwarcie deklaruje, że jest niewierzący, może być narażony na szykany i presję obecnych przecież w szkole duchownych. Niereligij-ny wychowawca to postać dla kleru niebezpieczna, bo jest zagrożeniem dla interesów Kościoła w państwowej i niby-świeckiej szkole.
- Rzeczywiście, od kilkunastu lat jest w modzie deklarowanie, a często udawanie, że się jest katolikiem. Dlaczego Pan nie jest w tej dziedzinie na topie?
- Nie ukrywam tego, kim jestem. Tak się składa, że mogę sobie pozwolić na otwartość -pracuję w bankowości, a tam przeważnie nikogo nie obchodzi moja przynależność wyznaniowa. Mam zresztą drugi zawód, a jest nim rzeczoznawstwo majątkowe. Dlatego przyjąłem na siebie obowiązki w ruchu wolnomyślicielskim w sposób otwarty i jawny, aby być dla innych zachętą w tych trudnych dla niekatolików czasach.
- W Polsce człowiek niereli-gijny kojarzony jest często z nie-moralnością. Nie ma Boga, a więc wszystko wolno! Kościół
prof. Tadeusza Kotarbińskiego, wielkiego polskiego niezależnego filozofa i etyka. Spolegliwy opiekun to człowiek prawy, troskliwy, odpowiedzialny i wyrozumiały.
- Czy wolnomyślicielstwo i świecki humanizm to to samo?
-Są to ruchy po części tożsame. Humanizm laicki powstał po II wojnie światowej jako nurt, który obok walki o świeckie państwo akcentował potrzebę pełniejszej realizacji praw człowieka we współczesnym świecie. Nasze stowarzyszenie czuje się związane z obydwoma nurtami -należymy zarówno do Światowej Unii Wolnomyślicieli z siedzibą w Paryżu, jak i Europejskiej Federacji Humanistycznej z Brukseli.
- Czy popieracie integrację Polski z Unią Europejską?
-Tak, ponieważ uważamy, że w dalszej perspektywie czasowej będzie to korzystne z punktu widzenia gospodarczego i społecznego. Kraje Unii to wielki organizm ekonomiczny i stabilne demokracje. Nie liczymy natomiast na szybką poprawę sytuacji osób niereligijnych. W Unii nie wszędzie funkcjonuje pełny rozdział Kościoła od państwa. Na szczęście wszędzie w Europie bardziej niż u nas liczą się z opinią publiczną.
- Jakiego rodzaju działalność prowadzi wasze stowarzyszenie?
-Razem z innymi organizacjami propagującymi świecki humanizm założyliśmy Federację Stowarzyszeń Humanistycznych i domagamy się
sualnych. Będziemy uczestniczyć w światowych obchodach Dnia Dar-wina. Domagamy się oczywiście rzeczywistego rozdziału Kościoła od państwa, zmniejszenia dotacji dla organizacji religijnych, wprowadzenia w szkołach edukacji filozoficznej i religioznawczej. Współpracujemy z partią APP RACJA. Wspieramy działalność tygodnika "Fakty i Mity", informując Ministerstwo Sprawiedliwości o zdemaskowanych aferach z udziałem kleru. Popieraliśmy "FiM" m.in. w sprawie księdza Pawłowicza...
- ... jak widać skutecznie. Czym ma być postulowana przez wasze stowarzyszenie deklery-kalizacja Polski?
-Chcemy, żeby wszystkie osoby poszkodowane przez związki wyznaniowe otrzymały odszkodowanie z ich majątku. Domagamy się także kar dla wszystkich tych osób, które chciałyby uczynić z Polski państwo wyznaniowe, dlatego że byłoby to sprzeczne z zasadami demokracji. Chcemy, aby art. 13 Konstytucji RP był uzupełniony w taki sposób, by zakazywał nie tylko istnienia partii i organizacji odwołujących się do totalitarnych metod i praktyk nazizmu, faszyzmu i komunizmu, ale również państwa wyznaniowego.
Rozmawiał ADAM CIOCH Fot. archiwum
Telefon kontaktowy
do Stowarzyszenia Wolnomyślicieli:
0 (prefix) 22 646-82-12
e-mail: krzymroz@wp.pl
KOLĘDA?
NIE, DZIĘKUJĘ!
www.faktyimity.pl
UWAGA!
ZA TYDZIEŃ, 20 XII -ŚWIĄTECZNY NUMER "FiM"
32 strony, więcej koloru, kalendarz, gra; cena 4 zł. Oddzielnie - jako nasz upominek - rewelacyjna, kolorowa naklejka antykolędowa (patrz obok). Naklejona na drzwi mieszkania pozwoli Wam w kulturalny sposób pozbyć się natrętów zbierających po domach pieniądze. Oczywiście, odradzamy powielania naklejki w większej liczbie egzemplarzy w celu umieszczenia ich na drzwiach sąsiadów z Rodziny Radia Maryja... Wasza redakcja
Z NOTATNIKA HERETYKA
FAKTYn
13 - 19 XII 2002 r.
GŁASKANIE JEŻA
Wrzodak mnie boli
Raz na jakiś czas miewam senne koszmary. Jak każdy. Śni mi się, że goni mnie wściekły kundel i nie mogę biec, bo mam nogi jak z ołowiu; czasem, że spadam w przepaść, a niekiedy horror, że jestem dziennikarzem "Naszego Dziennika". Efektem jest nagłe przebudzenie w środku nocy z krzykiem i skórą mokrą od potu.
Cóż mam jednak powiedzieć, gdy senne zmory wzorem "Koszmaru z ulicy Wiązów" egzemplifikują się w rzeczywistości? Krzyczeć na jawie i znów być zlany potem i... przedtem?
Tak właśnie dzieje się ostatnio. Otóż nijaki (a nie niejaki) Wrzodak Zygmunt z Ligi Polskich Rodzin powołuje się na mnie, cytuje i przytacza. Co straszniejsze, czyni to nie w sensie prześmiewczym, lecz konstruktywnym (jego zdaniem) jak najbardziej. Efektem jest badawczy, a nawet podejrzliwy w ostatnim czasie wzrok Jonasza oraz niepewna premia za grudzień.
Oto - za przeproszeniem - Wrzodak 2 grudnia złożył donos do Prokuratora Generalnego i Ministra Sprawiedliwości Grzegorza Kurczuka na ministra Wiesława Ciesielskiego. Ciesielski - pierwszy zastępca Kołodki - popełnił
w życiu pewien straszny błąd: śmiał bowiem, Belzebub jeden, pisać do "Faktów i Mitów" artykuły objaśniające Czytelnikom skomplikowane meandry ekonomii. To już jest fakt powszechnie znany - szczególnie po bezpardonowym ataku "Rzeczpospolitej" (może kiedyś przyjdzie piękny czas wolności i redaktorzy "Rzepy" udławią się własnymi plwocinami, gdy poznają kilka prawdziwych nazwisk (a nie pseudonimów) dziennikarzy piszących do "FiM").
W ten jednak sposób - sposób prasowych donosów - nie udało się Ciesielskiego zdymisjonować. No to co robić? No to należy oskarżyć ministra o przestępstwo - najlepiej o kilka naraz. Dowcip (?) polega jednak na tym, że - przepraszam za wyrażenie - Wrzodak w donosie do Kurczuka posłużył się moją i mojej redakcyjnej partnerki, Danusi Majki z "Gazety Wyborczej", wielomiesięczną pracą. Oto z nieocenioną Danusią przekopaliśmy się przez stosy dokumentów, przejechaliśmy tysiące kilometrów,
przeprowadziliśmy setki rozmów (raz nawet wpadliśmy w kocioł założony przez UOP) i jako pierwsi w Polsce opisaliśmy aferę mielec-kiej WSK oraz infiltrującej ją karaibskiej spółki Grand Limited braci Gajów. Zebraliśmy tak gigantyczny materiał, że posłużyły się
nim w swoim śledztwie: prokuratura, UOP i wydział przestępstw gospodarczych policji. Ani razu, podkreślam - ani razu, nie natrafiłem na jakiekolwiek powiązania finansowe Wiesława Ciesielskiego z interesami Gajów w sprawie spółki GL. A - za przeproszeniem
- Wrzodak powołuje się na nasze dziennikarskie śledztwo i twierdzi coś wręcz przeciwnego. Co więcej
- donosi Kurczukowi, że minister poręczył za Józefa Gaja. Dziwne... nigdy nie natrafiłem w swoim śledztwie na dokument potwierdzający owo poręczenie. Ale może coś przeoczyłem? Od czego jest jednak telefon:
- Minister Ciesielski? Proszę powiedzieć Czytelnikom "FiM", kiedy i w jakich okolicznościach poręczał pan za Józefa Gaja?
- Proszę nie żartować. Nigdy w życiu za Józefa Gaja nie poręczałem. Pan Wrzodak kłamie.
Może jednak minister łże jak pies? Żeby to sprawdzić, zatelefonowałem do nadzorującej śledztwo Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie. "Ciesielski nigdy nie poręczył za Józefa Gaja" - usłyszałem.
Dalej - przepraszam za słowo - Wrzodak żąda od Kurczuka, żeby ten zbadał, czy minister spłacił prywatną, zaciągniętą od innej prywatnej osoby pożyczkę, którą notabene sam ujawnił w swoim sprawozdaniu finansowym. No to ja już nic nie rozumiem... A co to - za przeproszeniem
- ciebie, Wrzodaku, obchodzi? Obchodzić ten fakt może jedynie wierzyciela i pożyczkobiorcę, a gdyby minister migał się od spłaty, to może jeszcze obchodzić i komornika. Ale - tfu - Wrzodaka? Jakim zbójeckim bezprawiem?
I na koniec donos trzeci. Co prawda Jonasz nie lubi brzydkich słów, ale muszę jednego użyć
- Wrzodak... pisze do Kurczuka, że Ciesielski był brokerem austriackiej firmy ubezpieczeniowej Fortuna Holding - firmy działającej nielegalnie na terenie Polski. Znam tę sprawę od podszewki, bo sam ją wykryłem i pierwszy opisałem. A jednak... chociaż udało mi się wysiu-dać "FH" z Polski i sprawić, że ścigać ją zaczął Interpol, to prokuratura nie potwierdziła udziału Ciesielskiego (1993 rok - "C" nie był wówczas ani ministrem, ani nawet posłem) w strukturach nielegalnej firmy ubezpieczeniowej. Po latach nabieram pewności, że Wiesława Ciesielskiego w machinacje Fortuny Holding próbowało wmontować małżeństwo K. (blisko i finansowo z tym austriackim piratem ubezpieczeniowym związane). Po co? Po to, by uwiarygodnić swoje brudne machinacje.
Reasumując: Wrzodaku (za przeproszeniem), przestańcie podpierać się moją (i mojej partnerki z "Gazety") pracą, bo zgłoszę się sam do ministra Kurczuka i poproszę o przesłuchanie mnie jako świadka. Oj, bolicie mnie, Wrzodak, bardzo... oj, bolicie!
MAREK SZENBORN
M
roźny poranek. Niedziela. Trzynasty grudnia 1981. Osiedlowa uliczka zasypana śniegiem. Staram się uruchomić samochód. Zmarznięty silnik rzęzi i gaśnie. Podchodzi do mnie młody chłopiec i pyta konspiracyjnym szeptem:
- Czy pan jest z "Solidarności"? Jeśli tak, to niech pan ucieka! - chłopak widzi moje zdziwione spojrzenie i wyjaśnia: - Aresztują tych z "Solidarności"! Jaruzelski wojnę zaczął.
Wracam do domu. Na klatce schodowej dopada mnie zdyszany sąsiad i obwieszcza:
- Panie Jędrusiu, ruskie czołgi idą na Warszawę!
I tak dowiedziałem się o stanie wojennym. Potem wysłuchałem telewizyjnego orędzia gen. Jaruzelskie-go i przyznaję: odetchnąłem wówczas z ulgą, bowiem przestało istnieć zagrożenie wkroczenia wojsk radzieckich, chociaż grudzień owego pamiętnego roku był szczytowym momentem eskalacji konfliktu, zapowiedzią strajku generalnego. Nie istniała już żadna możliwość porozumienia między władzą a "Solidarnością". Zdawało mi się wówczas, że dziesięciomilionowy związek zmiecie niepopularną władzę z powierzchni ziemi, a robotnicy wyjdą na ulice. Ale społeczeństwo chciało stabilizacji, spokoju, a to zapewniał stan wojenny. Sam Wałęsa w rozmowie ze Stanisławem Cioskiem, ministrem ds. związków zawodowych, dał pełne poparcie dla tego rozwiązania i 13 grudnia 1981 r. powiedział, że
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Czas apokalipsy?
"Solidarność" poszła za daleko. Bardzo krytycznie wypowiedział się też
0 jej działaczach.
Kim byli tamci solidarnościowcy? Jednym z nich był w moim łódzkim zakładzie niejaki Zachariasz, którego przyjąłem do roboty jako wykidajłę. Wiceprzewodniczącym został pan Gicgier - pracownik od sprzedaży biletów na imprezy (przyjąłem go do pracy, choć nie miał odpowiednich kwalifikacji, bo prosił mnie o to jego ojciec - znany łódzki poeta). Drugim wickiem została pani, której nazwiska już nie pomnę. Pamiętam jeno, że mąż bił ją często, a ona obnosiła po biurze pod-siniaczone oczy. To był jej powód do dumy. Jest bita, a więc kochana. Facet kochał ją w to oko, a sinoczer-wony obrzęk stawał się symbolem ich miłosnego śmietnika. Tę dwójkę szybko wyniosła fala emocji. Do tej pory mam kilka pism od tych "reprezentantów narodu", na których roi się od błędów ortograficznych. Ale dziesiątki tysięcy Zachariaszów
1 Gicgierów w Polsce było wówczas szczerze przekonanych, że robią historię. Na co tak naprawdę ich stać, przekonaliśmy się najlepiej przez ostatnich kilka lat.
Historia powstaje na ulicy, a nie w zaciszu gabinetów. I dalej
historia potoczyła się tak, jak musiała: po wybuchu euforii, huśtawce nastrojów, nienawiści, bałwochwalstwie, fanatyzmie, pospolitych świństwach, pozornych triumfach, upodleniach, samouspokoje-niu, dziecinadach, niszczeniu ludzi, prestidigitatorskich trikach, nieuchronnie zmierzała do finału, którym był stan wojenny.
O stanie wojennym i generale Jaruzelskim dziennikarska husaria pisze dużo i jednostronnie. Nie grzeszy nadmierną wnikliwością. Nie mówi o spodziewanej interwencji wojsk Układu Warszawskiego. I jest to sprawa śmieszno-gorzka, bowiem 13 grudnia przedstawia się jako "grom z jasnego nieba dla łapiącej oddech wolności Polski". A jak powiedział gen. Jaruzelski: "To, co było przed tym - miesiące, a zwłaszcza tygodnie poprzedzające stan wojenny, cała złożoność i groza ówczesnej sytuacji - jest albo przemilczane, albo traktowane tendencyjnie".
Dla niektórych nawet pogrzeb może być okazją do boksu. Aby nie być gołosłownym: 7 grudnia br. TVP 1 nadała wspomnienie o Janie Ci-szewskim, znakomitym sprawozdawcy sportowym, zmarłym dwadzieścia lat temu. W ostatnich kadrach programu pokazano film z pogrzebu
z następującym komentarzem: " i chociaż był to stan wojenny, pogrzeb Ciszewskiego nie stał się opozycyjną demonstracją polityczną " (cytat z pamięci).
Nie zawsze mądry jest ten, kto ma akurat kamerę czy mikrofon. Po transformacji ustrojowej nareszcie jesteśmy we własnym domu. Tyle że bez klamek. Nie dziwię się młodym wilczkom dziennikarskim, dla których stan wojenny jest historią, ale ciągle jestem zaskoczony, jak stare repy dziennikarskie czy też "polytycy" fałszują historię i nad prawdę, trudną przecież, przedkładają własne urazy z przeszłości. Czy w tym szaleństwie jest metoda? Czasem wydaje mi się, że ci dyżurni komentatorzy stanu wojennego mają mózgi zielone jak różowa kredka. Nie będę więc z nimi polemizował, bo z młotem można gadać tylko o gwoździach.
Prorok
Głos serca, odwieczna Prawda,
odwieczne Prawo Boga, dane przez
prorokinię Boga dla naszych czasów.
Boże Narodzenie największe
święto roku?
Życie "chrześcijan" w ciągu roku.
Broszura bezpłatna do zamówienia pod adresem:
Życie Uniwersalne skr. poczt. 550
58-506 Jelenia Góra 8
www.das-wort.com
W filmie Francisa Forda Coppo-li "Czas Apokalipsy" (według powieści "Jądro ciemności" Conrada) metaforyczna wyprawa w głąb dżungli przemienia się w podróż w głąb duszy ludzkiej, w poszukiwanie tej drugiej, niebezpiecznej strony ludzkiej natury. I takie też ciemne strony ludzkiej osobowości zawsze ukazują przełomowe momenty historyczne, ukazują zagubienie jednostki, dezintegrację społeczności, zwyrodnienie idei. Jednak dla niektórych, mimo upływu lat, podróż w szaleństwo trwa... ANDRZEJ RODAN
Bolesław Parma 44-300 Wodzisław Śl. skr. poczt. 35
ZAMÓWIENIE
Zamawiam......egz. książki
"Świat i Kościół w świetle proroctw Apokalipsy" w cenie 12 zł. + koszty przesyłki.
Imię .......................................
Nazwisko
ulica .......................................
kod pocztowy
miasto
Należność zapłacę przy odbiorze
podpis
Nr 50 (14
13 -19 XII 2002 r.
FAKTY n
INJ
NA KLĘCZKACH
WSZYSCY KŁAMIĄ
Tylko "Nasz Dziennik" pisze prawdę, a wszystkie inne gazety kłamią -takie prawdy podawane są uczniom na lekcjach (m.in. na religii i języku polskim) w mieleckim liceum, wchodzącym w skład Zespołu Szkół Technicznych. Dlatego uczniowie tej placówki powinni czytać jedynie to pismo i tylko z niego robić prasówkę na WOS (wiedza o społeczeństwie). Jest jednak w placówce wcale spora grupa krnąbrnych "chuliganów", którzy wolą czytać "Fakty i Mity". Aż strach pomyśleć, co z nich wyrośnie. RP
PH&A KOLUMNA
WYBORY WARTE MSZY
Jan Piwnik, który wygrał wybory do Rady Miasta i Gminy Kunów, postanowił po staropolsku podziękować wyborcom. W ich intencji zamówił mszę świętą. Piwnik startował z listy SLD-UP... "Modlitwa za zdrowie mieszkańców mojego sołectwa nikomu nie zaszkodzi, a jedynie złączy wszystkich w obliczu Boga" -stwierdził. Najbardziej zadowolony był oczywiście proboszcz, który ucieszył się, że "w ten sposób próbuje się scalić społeczeństwo". Pecunia non olet, za to włazidupstwo olet jak najbardziej. PaS
BAZA CZAROWNIC
Bodaj jedyne w Polsce Centrum Informacji o Kultach Destrukcyjnych działa przy parafii archikatedralnej w Lublinie. Jego statutowym celem jest gromadzenie i opracowywanie danych dotyczących "psychomanipu-lacji religijnej iparareligijnej, terapeutycznej, handlowej i politycznej". W internetowej bazie danych Centrum pod hasłem "kulty destrukcyjne" znajdujemy: wampiryzm młodzieżowy (sic!), ruch Hare Kryszna, Misję Czaitani, Siddha Yogę oraz świadków Jehowy. Centrum zebrało ogrom informacji o manipulacjach, oszustwach i nadużyciach, jakich ponoć dopuszcza się wróg. Warto na serio potraktować prośbę w sprawie donoszenia o wszelkich przejawach psychomanipulacji i poinformować Centrum o tym, czego dopuszcza się wrogi Kościół rzymski. (sos@psycho-manipulacja.pl). A.K.
KRATY ZA PTAKA
Od trzech miesięcy toczy się w Gdańsku proces przeciwko Dorocie Nieznalskiej, artystce, która ptaka nielota męskiego do krzyża na wystawie przybiła. Znający się na rzeczy sprawdzili w odpowiednich leksykonach i stwierdzili, że jest to pierwszy proces artysty o nieoby-czajność od ponad stu lat, zatem od czasu, gdy angielscy odpowiednicy partii Romana Giertycha zapuszko-wali pisarza Oscara Wilde'a i wykończyli chłopa na amen. Bojownikom z "PRL-owskim totalitaryzmem" warto przy tej okazji przypomnieć, że straszny tamten reżim nigdy nie posadził na ławie oskarżonych żadnego artysty, nawet za
Stalina i Bieruta... Ani też w stanie wojennym, gdy pisarze (zwłaszcza oni) grzeszyli przeciw władzy, ile chcieli -myślą, mową, uczynkiem i pisaniną. Trzeba było dopiero III Niepodległej Przejasnej Katolickiej Rzeczypospolitej, aby taki proces mógł dojść do skutku.
Naczelny "Tygodnika Powszechnego", ksiądz Boniecki, powiada, że artysta powinien się liczyć z konsekwencjami swoich wypowiedzi. Te konsekwencje dla artystki Doroty mogą oznaczać lokum sześć na dziewięć z łóżkiem półtora metra nad podłogą i kiblem w rogu.
K. Wodnicki
BOGINI OPRAH
20 milionów wyznawców oddaje cześć... amerykańskiej gwieździe talk--show Oprah Winfrey. Nowa religia to oprahism, bo zapatrzeni w czarnoskórą dziennikarkę jej wielbiciele wierzą, że -robiąc wszystko jak Oprah -przeżyją duchową metamorfozę. Czynności te obejmują nawet styl pisania i sposób robienia zakupów. PaS
WY-BITNY PROBOSZCZ
Skandal wybuchł na plebanii. Proboszcz Bronisław W. z Wrzesz-czewic k. Łasku, wraz z "przyjacielem łóżkowym" (jak mówią miejscowi) -w środku nocy pobił męża byłej gospodyni. Klasyczny trójkąt "małżeński"? Policja nie chce się mieszać do sprawy, chociaż pobity w stanie ciężkim wylądował w zgierskim szpitalu. RP
TYLKO PŁAKAĆ
Proboszcz parafii św. Mateusza w Gębicach (woj. kujawsko-po-morskie) odmówił odprawienia mszy w intencji zmarłego Artura. Chłopak chorował od dawna i więcej czasu spędzał w szpitalach niż własnym... kościele parafialnym, zanim pokonał go rak. Rodzina zwróciła się więc do księdza w sąsiedniej parafii, który nie robił żadnych trudności. Postawa "ojca parafii" wkurzyła ludzi. Tuż przed Świętem Zmarłych we wsi pojawiło się wiele ulotek z hasłami:
"Taca naszego duszpasterza -worek bez dna", "Parafianie pamiętajcie -parafia jest moja, a nie wasza!" "I przyszedł Pan, spojrzał na parafian i był uradowany, a zapytawszy o proboszcza naszego, usiadł i zapłakał". RP
NASTĘPCY VIAGRY
Opisywany przez nas ("FiM" nr 48) konkurent viagry -preparat PT--141 -sam będzie miał konkurencję. PT-141 to kwestia przyszłości, tymczasem na rynku pojawią się wkrótce dwa nowe seks-środki -le-vitra i cialis. Obecnie w Polsce 3,5 mln mężczyzn ma kłopoty z erekcją, a na świecie co sekundę przepisuje się siedem tabletek viagry. Koncerny wprowadzające na rynek nowe środki zacierają ręce, bo liczą, że zarobią po miliard dolarów rocznie. Zarówno levitra, jak i cialis zaczynają działać już po kilkunastu minutach i są skuteczne przez całą dobę; podobno aż pięciokrotnie zwiększą szansę mężczyzn na udany seks. Nie zalecamy przyjmować specyfików, zanim dojdzie do spotkania. Bo jak do niego nie dojdzie... PaS
ANTYKLERYK RAU
Podczas spotkania z wykładowcami i studentami Wydziału Teologii w berlińskim uniwersytecie Hum-boldta prezydent Niemiec, Johanes Rau, przejechał się po hierarchach i teologach Krk. Kościół nie powinien przeceniać swojej roli społecznej -stwierdził Rau. Powiedział, iż ludzie Kościoła sporo tracą na wiarygodności, gdyż stanowiska i zaszczyty są dla nich ważniejsze od przesłania chrześcijańskiego. Rau odwiedził również seminarium duchowne przy katedrze berlińskiej, gdzie wysłuchał skarg studentów na dotkliwy brak kontaktu z rzeczywistością. Zalecał przyszłym księżom akceptację realiów i odradzał "bujanie w obłokach". "Przesadne intelektualizowanie kazań i nauk prowadzi do naturalnej redukcji parafii" -stwierdził prezydent i jako uczęszczający na msze dodał: "Nikogo przecież nie interesuje, jak dane słowo nazywa się w biblijnym hebrajskim oryginale". E. Kucz
PO BOŻEMU?
Jak zatruwa się bredniami umysły młodych katolików, można jasno zobaczyć na przykładzie Forum Młodych we Wrocławiu. Na tej kościelnej imprezie katoeksperci od środków antykoncepcyjnych reklamowali młodzieży naturalne metody zapobiegania ciąży. Kłamano przy tym, że tylko one w pełni spełniają wymogi Światowej Organizacji Zdrowia, tak jakby Kościół przejmował się kiedykolwiek zaleceniami tej agendy ONZ. Młodzież mogła się także dowiedzieć, że legalna eutanazja jest niedobra, a księża powinni mieć non stop dostęp do chorych
i umierających, co, jak sądzimy, jest zawoalowanym żądaniem mieszkań służbowych dla kapelanów w budynkach szpitalnych. A.C.
A MOŻE WORKI
Popularne podczas okupacji hitlerowskiej trumny wielokrotnego użytku (wówczas z otwieranym dnem) mogą wrócić do łask. Taki przynajmniej sygnał nadszedł ze Strzegowa k. Mławy. Tamtejsza policja odnotowała próbę wykopania trumny tuż po pogrzebie. Amator drewnianej skrzyni został przez kogoś spłoszony i w ostatniej chwili uciekł. Z powodu biedy ludzie chcą zaoszczędzić nawet na trumnie. RP
POLICJANT BEZ MYDŁA
Iście lisim sprytem wykazał się policjant z Sopotni Wielkiej k. Żywca, niejaki P. Znudziło mu się łapanie złodziei, więc któregoś dnia zapragnął więcej władzy, niż daje mu mundur i pałka. Na kilka miesięcy przed wyborami przywdział więc ministranckie szatki i zaczął tokować wokół miejscowego proboszcza. Dopieszczony ksiądz Władysław podpowiedział z ambonki swoim owieczkom, gdzie mają postawić krzyżyk. I posterunkowy stał się radnym, jak... pleban przykazał. Teraz będzie spełniał obietnice dane proboszczowi. Zacznie od budowy parkingu przed kościołem. A że potrzeby sutannowych są wielkie, tym bardziej współczujemy sopotnianom. RP
RM PO ANGIELSKU
Kościoły w Wielkiej Brytanii coraz częściej świecą pustkami i muszą usilnie zabiegać, by ludzie zechcieli je odwiedzać. W tym celu organizują różne imprezy: kiermasze, gry zespołowe, także występy artystyczne i koncerty, nie tylko darmowe. Zauważył to brytyjski fiskus i do Izby Gmin trafił projekt ustawy, która ma zobowiązać kościoły wszystkich wyznań do wykupienia licencji na prowadzenie działalności kulturalno-rozrywkowej. Jest to taka sama licencja, jaka obowiązuje wszystkie restauracje, a szczególnie lokale nocne z występami artystów estrady... Licencja kosztuje 500 funtów rocznie. A u nas radio ciągle Maryja. J.Ch.
PASTERZ CIAŁ
Katolicki ksiądz z miejscowości Georgenberg został oskarżony przez prokuraturę o 45 przypadków pedofilii. Pedofil co najmniej od 1992 roku gwałcił chłopców w wieku od 9 do 14 lat -uczniów i ministrantów. Biskupstwo Regensburg zawiesiło księdza w obowiązkach duszpasterskich, słusznie konstatując, że "pasterzuje" raczej ciałom niż duszom. R.K.
ODSTĄPIĘ DZIECI
"Odstąpię w dobre ręce dwóch moich synów w wieku 3 i 1,5 roku. Robię to z wielkim żalem i bólem, ale to jedyne rozsądne wyjście, by moje dzieci nie umarły w Polsce z głodu i zimna " -napisał na kilkunastu kartkach 47-letni Kazimierz Tobola, bezrobotny łodzianin, absolwent pedagogiki Uniwersytetu Łódzkiego. Ogłoszenia porozwieszał w kilkudziesięciu miejscach Łodzi: przy bankach, sklepach i kościołach. Pan Tobola nie ma pracy od 4 lat, jego żona -od marca. Małżonkowie chcą zostawić przy sobie 10-letnią córkę Karolinę.
R.K.
WIELE HAŁASU O NIC
Gdański infułat Stanisław Bogdanowicz od lat robi wszystko, aby zagarnąć obraz "Sąd Ostateczny" Hansa Memlinga, będący aktualnie na stanie Muzeum Narodowego. Wiele wskazuje, że księżulo w końcu dopnie swego i "Sąd" zejdzie ze ściany muzeum, po czym wdrapie się na ścianę bazyliki Mariackiej. Zdaniem większości historyków sztuki, obraz można już teraz dać księdzu na wypchanie, bo jest to tylko kopia zastępująca oryginał zaginiony na początku XIX w. m
WWW.GRZESZNICY
Dariusz Kowalczyk, rektor Kolegium Jezuitów w Warszawie, zajmuje się duszpasterstwem interne-towym i myśli o wprowadzeniu komputerowej spowiedzi. Jak sam stwierdził, wielu teologów oburzyło się na ten pomysł, ale żaden nie przedstawił argumentów na nie. Aby wyspowiadać się e-mailem spowiednik i grzesznik powinni się jednak znać. W ten sposób wykluczy się kawalarzy. Pozostają jednak grzesznicy żartownisie -hakerzy. PaS
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
13 - 19 XII 2002 r.
Nauka nietolerancji
Nietolerancja religijna nie przeszła do historii wraz z wygaśnięciem ostatniego stosu. Polowanie na czarownice trwa. Najgorsze jest to, że odbywa się w polskich szkołach, które ponoć kształcą europejskie umysły.
Niełatwo jest być uczniem w polskiej szkole, zwłaszcza uczniem niewierzącym lub innowiercą. Trudno też być rodzicem takiego dziecka, bo problem nauki religii tak naprawdę nie został rozwiązany jak należy. Akty prawne sobie, a życie pokazuje zupełnie co innego. Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dn. 30.06.1999 r. (DzU 1999, nr 67, poz. 753, ż 1) mówi wyraźnie, że to rodzice, którzy chcą, żeby ich dzieci chodziły na lekcje religii, powinni złożyć odpowiednie oświadczenie. Także w konkordacie (art. 12) znaleźć można zapis, że lekcje religii organizowane są zgodnie z wolą zainteresowanych. Tymczasem w szkołach jest dokładnie odwrotnie: do składania próśb o zwolnienie dzieci z katechizowania zmuszeni są rodzice, którzy właśnie sobie tego nie życzą.
Sprawa druga to wolność wyznania uczniów. A gdzież, u diabła, jest ta wolność, skoro wprowadzenie krzyży do klas i nauki religii do szkół uderzyło w samo sedno tej zasady. Szkoła powinna dawać wszystkim bez wyjątku uczniom gwarancje podtrzymania tożsamości religijnej (Ustawa o systemie oświaty z dnia 7.09.1991, DzU 1991, nr 95, poz. 425; Konwencja o prawach dziecka (Preambuła oraz cz. I, rozdz. 2, DzU z 23.12.1991, nr 120, poz. 526). Takie obowiązki, zgodnie z rozdziałem II Karty nauczyciela mają także pedagodzy szkolni. Ale to teoria, a życie sobie...
Wiele kontrowersji budzi też problem ocen z religii. Tę sprawę trzeba rozpatrywać w świetle ż 6 ust. 1 rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej z 24.01.2000 r. (DzU nr 6, poz. 73) i ż 2 ust. 1 rozporządzenia z 12.02.2002 (DzU nr 15, poz. 142). Z przepisów tych wynika, że ocena z religii wpływa na średnią ocen, jednak nie ma znaczenia przy promocji ucznia.
Jeszcze jedną istotną sprawą jest kwestia umieszczania zajęć z religii na pierwszych lub ostatnich godzinach lekcyjnych. Nie istnieje wspólny dla wszystkich szkół przepis, nakazujący taki, a nie inny układ zajęć szkolnych. Pewne jest natomiast, że jeśli lekcja religii odbywa się w środku dnia, szkoła musi zapewnić opiekę dziecku nieuczestniczącemu w tych zajęciach (DzU nr 36, poz. 155, z późn. zmianami ż 3).
- Cały czas sięzastanawiam, czy dobrze zrobiłam zapisując moją
Dzieci są zmuszane do wkuwania na pamięć formułek, z których kompletnie nic nie rozumieją.
Osobny problem stanowią sami katecheci, którzy nie mają żadnego przygotowania pedagogicznego. - W jednej z pierwszych klas podstawówki mój syn usłyszał na lekcji religii, że jego prawdziwym ojcem jest Bóg. Gdy przyszedł do
nie ma wpływu na program nauczania i podręczniki do nauki religii, a katecheta, zgodnie z "Podstawą programową katechezy Kościoła katolickiego" przyjętą 20.06.2001 może pełnić jedynie rolę przewodnika, ale nie ma prawa wtrącać się w sumienie ucznia oraz kontrolować jego praktyk religijnych. O tym, że
córkę na te zajęcia - mówi Anna Stawska, matka siedmioletniej Pa-trycji. Oboje z mężem mamy do religii katolickiej stosunek ambiwalentny. Wiele rzeczy nie podoba nam sięw samym kościele. Za dużo tam polityki, łopatologii i uproszczeń. Chcieliśmy, żeby Pa-trycja (jak trochę dorośnie) sama zdecydowała o tym, z którą grupą wyznaniową chce sięzwiązać. Niestety, zwyciężył lęk, że jeśli nie zapiszemy córki na zajęcia, skażemy ją na izolację. Wciąż mam jednak wyrzuty sumienia. Gdy oglądam jej książkę do religii, włos mi sięna głowie jeży. Zastanawiam się, czy - dobierając słowa przekazu treści religijnych - ktokolwiek bierze pod uwagęwrażliwość dzieciaków?
Joanna Podgórska w 20 numerze zeszłorocznej "Polityki" przytacza przykład z katechizmu dla klasy drugiej, który drastycznie, jak na umysł kilkuletniego dziecka, opisuje wyjście Izrealitów z Egiptu: składanie ofiary z baranka i śmierć nienaznaczo-nych krwią dzieci, (co pozostawia się bez komentarza), ale to nie jest jedyny problem podręczników do nauki religii. Wiele z nich - twierdzi Podgórska - grzeszy fatalnym poziomem edytorskim, ilustracje zaś urągają wszelkim kanonom estetyki.
Metodyka nauczania tego przedmiotu w wielu szkołach wciąż przypomina czasy kamienia łupanego.
domu, wielokrotnie dopytywał mnie, czy aby na pewno jestem jego tatą - opowiada Janusz Baka z Krakowa. Poszedłem do dyrektora, żeby wypisać dziecko z zajęć i dodałem, że jeśli katolicki Bóg nie może wytrzymać bez ziemskich kobiet, to niech raczej za-pładnia zakonnice.
Zgodnie z zapisem w rozporządzeniu Ministra Edukacji Narodowej z dn. 30.06.1999 r. (DzU 1999, nr 67, poz. 753 ż 4) szkoła
"żadnemu katechecie nie wolno wchodzić z butami w czyjeś sumienie" mówił np. ks. bp Kazimierz Nycz na łamach miesięcznika "Znak" (09/2000). To w teorii, bo w rzeczywistości bywa - jak widać - zupełnie inaczej.
Najgorsze jest chyba to, że katolicka indoktrynacja powoduje wypaczenie umysłów u najmłodszych, które stają się ofiarami konformizmu. Małe dziecko dość bezkrytycznie podchodzi do środowiska
i znacznie gorzej odbiera swoją "inność" niż osoba dorosła. Zatem jeśli wszystkie dzieci oglądają Pokmony, to i ono będzie nimi zafascynowane. Jeśli wszyscy w klasie chodzą na religię, to i ono nie będzie chciało być gorsze. Konformizm szczególnie widoczny jest w małych miejscowościach i wsiach, gdzie stopień tolerancji społecznej jest znacznie niższy niż w dużych miastach. "Wgruncie rzeczy jest to pewna demoralizacja społeczna, bo jak można to inaczej nazwać, jeśli ktoś wbrew swoim przekonaniom kształci dzieci i składa pewne deklaracje światopoglądowe"
- pisze Hanna Świda-Ziemba w opracowaniu zatytułowanym "Katecheza w szkole - punkt widzenia socjologa".
Tylko trochę lepiej, zwłaszcza w miastach, jest w przypadku dzieci starszych i młodzieży. - Polonistka ucząca mojego syna od czwartej klasy podstawówki, wiedząc, że tylko on nie uczęszcza na lekcje religii, zrobiła wykład z języka polskiego - opowiada Janusz Baka.
- Stwierdziła, że dziecko, które nie chodzi na religię jest z natury złe, niegodne zaufania, podstępne i kłamliwe, a po śmierci pójdzie do piekła. Natomiast pozostałe - to istne aniołki, szczere, życzliwe, dobre, które po śmierci trafią do nieba.
Pozostaje jeszcze pytanie, dlaczego w polskich szkołach uczy się niemal wyłącznie religii katolickiej. Przecież w naszym kraju członkowie kościołów prawosławnego i protestanckich czy wyznawcy judaizmu stanowią całkiem pokaźną grupę. Najznakomitsze umysły filozoficzne czy wybitni socjologowie, jak choćby Kotarbiński, wielokrotnie podkreślali, że dla pełnego rozwoju człowieka potrzebne jest poznanie przez niego różnych kultur i wyznań po to, by sam mógł ukształtować swój światopogląd. W katolickim państwie wyznaniowym, jakim jest Polska, nikomu, a zwłaszcza Kościołowi rzymskiemu, nie zależy jednak na pełnym rozwoju obywateli. MICHALINA KOWALCZYK Fot. Marcin Bobrowicz
* nazwiska rodziców na ich życzenie zostały zmienione
WARTO WIEDZIEĆ
KONKORDAT (DzU 1998 r., Nr 51, poz. 318)
Art. 12, pkt. 3 - Nauczyciele religii muszą posiadać upoważnienie (missio canonica) od biskupa diecezjalnego. (...) Kryteria wykształcenia pedagogicznego oraz forma i tryb uzupełniania tego wykształcenia będą przedmiotem uzgodnień kompetentnych władz państwowych z Konferencją Episkopatu Polski. (Porównaj poniżej Rozporządzenie MEN par. 6)

USTAWA O SYSTEMIE OŚWIATY z dn. 7.09.1991 r. (DzU 1991 r., Nr 95, poz. 425) Art. 13, ust. 1 -Szkoła i placówka publiczna umożliwia uczniom podtrzymywanie poczucia tożsamości narodowej, etnicznej, językowej i religijnej (...).
ROZPORZĄDZENIE MINISTRA EDUKACJI NARODOWEJ z dn. 30.06.1999 r. (DzU 1999 r., Nr 67, poz. 753)
Par. 4 - Nauczanie religii odbywa się na podstawie programów opracowanych i zatwierdzonych przez właściwe władze kościołów i innych związków wyznaniowych i przedstawionych Ministrowi Edukacji Narodowej do wiadomości. Te same zasady stosuje się wobec podręczników do nauczania religii.

Par. 7, ust. 4 - Nauczyciel religii ma obowiązek wypełniania dziennika szkolnego Par. 9, ust. 1 - Ocena z religii umieszczana jest na świadectwie szkolnym bezpośrednio po ocenie ze sprawowania. W celu wyeliminowania ewentualnych przejawów nietolerancji nie należy zamieszczać danych, na zajęcia z jakiej religii uczeń uczęszczał.
Par. 11, ust. 1 - Do wizytowania lekcji religii upoważnieni są odpowiednio wizytatorzy wyznaczeni przez biskupów diecezjalnych Kościoła Katolickiego i właściwe władze zwierzchnie pozostałych kościołów i innych związków wyznaniowych. Lista tych osób jest przekazana do wiadomości organom sprawującym nadzór pedagogiczny.
Nr 50 (145)
13 - 19 XII 2002 r.
FAKTY n
POLSKA PARAFIALNA
Demokracja fatalnie odbiła się na sytuacji funkcjonariuszy rodzimego katolickiego Kościoła. Kiedyś, za cenę współpracy, bezpieka tuszowała nawet grubsze "wpadki" księży. Dziś zdecydowanie trudniej ukryć je przed opinią publiczną. Świecka jurysdykcja ma obowiązek sprawę ocenić.
Ciekawe, że Polacy wykazują niewielką skłonność do zawiadamiania o przestępstwach (w Europie informuje się mniej więcej o 50 proc. popełnionych przestępstw, w naszym kraju - o 30 proc. przypadków).
Zadziwiającą łagodność kar wymierzanych przestępcom w sutannach na tle praktyki orzekania oraz charakterystyczne cechy skierowanych przeciwko nim postępowań, opisałam w ubiegłym tygodniu. Przypomnę, że notoryczne utajnianie rozpraw stało się standardem. Gdy sędzia Dominika Gawor z Bochni wyłącza jawność, bowiem "upublicznienie tylko zdawkowych informacji z przebiegu procesu może zaszkodzić księdzu" sądzonemu za zmasakrowanie ministranta, zaś oskarżający w tej sprawie prokurator odmawia dziennikarzom wglądu do aktu oskarżenia ("ze względu na dobro sprawy"), rodzi się pytanie: czy aby na pewno prawo działa w imieniu RP?
Sąd Rejonowy w Nowym Targu "ze względu na interes Kościoła i interes oskarżonego" całkowicie wyłączył jawność rozprawy przeciwko ks. Henrykowi P. oskarżonemu o wieloletnie, psychiczne i fizyczne katowanie dziecka. Niektórzy Polacy, nieświadomi sytuacji w środowisku prawniczym lub traktujący zbyt dosłownie slogan o "równości obywateli", usiłują samodzielnie dochodzić w sądach należnych pieniędzy bądź praw pogwałconych przez księży i biskupów. Dobrej rady nigdy za wiele, warto więc przywołać doświadczenia pionierów.
- Zauważyłem z przykrością, że kler ma ideologiczny wpływ na sądownictwo w Polsce - przestrzega ks. prof. Florian Lempa (duchowny katolicki, kierownik Zakładu Prawa Rzymskiego i Kanonicznego Uniwersytetu w Białymstoku, członek Towarzystwa Naukowego KUL w Lublinie). - To jest bardzo niebezpieczne. Znalazłem się w sytuacji, że mam kilka procesów sądowych z instytucjami kościelnymi. Zdarzają się rzeczy niebywałe. Zostałem osądzony
na podstawie przepisów prawa kanonicznego!
Sędzia pouczył mnie w procesie cywilnym, że powinienem słuchać biskupa, ponieważ ma on pełnię władzy - dodaje ks. Lempa.
Decydując się zatem na "pojedynek" z Krk, należy w pierwszym rzędzie nadzwyczaj starannie rozważyć swoją psychiczną wytrzymałość oraz finansowy potencjał, bowiem proces dostarczy wstrząsających wrażeń, potrwa kilka lat i tylko... sąd wie, według jakiego będzie się toczyć kodeksu. Posłużmy się przykładami.
Magister Andrzej Spychalski (ojciec pięciorga dzieci) jest z wykształcenia teologiem. 23 lata pracował w kurii biskupiej i innych
strukturach kościelnych diecezji łódzkiej. Oznajmiono mu pewnego dnia, aby "jutro już się nie pokazywał". Od swego aktualnego chlebodawcy, ks. Wiewiórowskiego, usłyszał: "Andrzej, naprawdę mi przykro, ale żąda tego pasterz (abp Ziółek - dop. A.T.)". Gdy po kilku dniach Spychalski znalazł nową pracę, dla dopełnienia formalności konieczny był papier o dotychczasowym zatrudnie-
balandze w hotelu Aerofłotu "Nowo-tel" na lotnisku Szeremietewo II w Moskwie. Gdy stało się jasne, że pani Mirosława W. przeżyje proces, sąd w osobie sędziego Krzysztofa No-waczyńskiego orzekł, iż skoro biskup nie chce pofatygować się do sądu, to sąd odwiedzi biskupa. Bez pośpiechu wszakże, bowiem ekscelencja skon-trował zaświadczeniem, że "jest ciężko chory na serce" i dopiero za czas
W IMIENIU RZECZYPOSPOLITEJ CZ. 2
Nietykalni
Gdy usłyszymy, że świecki sąd uzasadnia swój
werdykt "interesem Kościoła" lub przepisami
prawa kanonicznego, to wiadomo, że albo
zwariowaliśmy, albo jesteśmy w Polsce.
niu. Co na to ludzie biskupa?: "Jakie świadectwo? Przecież pan tu nigdy nie pracował". Postanowił dojść sprawiedliwości przed łódzkim Sądem Rejonowym. "Daj sobie spokój. Nie masz nawet szansy, żeby sprawa weszła na wokandę.
Kuria trzyma tam rękę na pulsie.
Padnij na kolana i poproś, może Ziółek okaże łaskę" - doradzali rzeczowo księża. Wymiar sprawiedliwości potrzebował dwa lata na przyznanie jakże oczywistej racji. Tymczasem Spychalski kilkakrotnie utracił szansę zatrudnienia, nie mogąc udokumentować owych przepracowanych 23 lat.
- Proszę uczciwie przyznać, że przerwa w życiorysie to "ćwiara" (25 lat pozbawienia wolności - dop. A.T.) za zabójstwo. Pokaże pan świadectwo warunkowego zwolnienia, to dam robotę - pewien ogrodnik w zamian za szczerość gotów był zlitować się nad bezrobotnym teologiem. Ostatecznie pan Andrzej wygrał z biskupem w sądzie, co jest ewenementem w skali kraju, lecz czy może - zrujnowany finansowo - mówić o zwycięstwie? Kościelni urzędnicy wydali mu dokument, o który tak się handryczył, a rekompensatą za dwuletnią gehennę jest 1350 zł przyznanego przez sąd odszkodowania. Z czego nie dostał od biskupa ani grosza.
Sytuacja staje się beznadziejna, gdy przewód sądowy wymaga przesłuchania biskupa. Kilkanaście osób, w tym gdyński biznesmen Andrzej W., łudziło się, że odzyska od kurii w Elblągu pieniądze pożyczone jej dyrektorowi ekonomicznemu, m.in. na modernizację pałacu ordynariusza diecezji. Gdy wierzyciel odszedł z tego marnego świata (zawał!) w trakcie procesu przeciąganego uporczywymi absencjami pozwanych, powództwo kontynuowała wdowa. Biskup Śliwiński początkowo nie reagował na wezwania do stawiennictwa w sądzie, później nie przychodził na rozprawy, bo nie miał czasu. A to przeszkodził mu planowany wyjazd do Rzymu, a to jakaś uroczystość czy wreszcie... migrena. Szczególnie długo trzymała go po słynnej, szalonej
pewien może zostać przesłuchany "w swoim domu i w obecności lekarza". Nawet mu się nie chciało zachować pozorów, bo dokładnie w tym samym dniu, tryskający zdrowiem, wystąpił w elbląskiej katedrze.
Nadszedł wreszcie dzień wyznaczonej sądowi audiencji: - Nie widzimy podstaw do rozliczeń. Zbudowane nieruchomości nie są własnością diecezji, tylko parafii. Wprawdzie diecezja korzysta z obiektów, ale nie odpowiada za nie prawnie. Nawet siedziba kurii jest własnością parafii św. Mikołaja w Elblągu - oznajmił sędziemu bp Śliwiński. Oddalając powództwo Mirosławy W., sędzia No-waczyński skonstatował, że nie można wskazać jednoznacznie, na jakie inwestycje pieniądze zostały przeznaczone. W uzasadnieniu wyroku, przywoływał zapisy kodeksu prawa kanonicznego...
Zamierzając wytoczyć proces księdzu bądź instytucji kościelnej, należy również uzmysłowić sobie przyszłe konsekwencje. Zwłaszcza gdy konflikt zaistnieje w środowisku niewielkiego miasteczka.
Magdalenie i Henrykowi M. z Krokowej (woj. pomorskie) wydawało się, że po zawarciu w miejscowej parafii ślubu konkordatowego są już małżeństwem. Proboszcz ks. Marek K. nie wykonał obowiązku powiadomienia Urzędu Stanu Cywilnego, co - w świetle prawa - czyniło związek państwa M. iluzorycznym i wymagającym "powtórki". Szczególnie mocno przeżyła rozczarowanie pani Magdalena: silny stres odbił się powikłaniami na przebiegu ciąży, zagroził nawet życiu płodu. Wystąpiła przeciwko parafii z powództwem o symboliczne odszkodowanie. Po upływie 2,5 roku od feralnej uroczystości Sąd Okręgowy w Gdańsku odrzucił wszelkie roszczenia, co przewodnicząca składu orzekającego sędzia Maria Sokołowska uzasadniła następująco: "Wprawdzie ginekolog stwierdził, że stres mógł spowodować przedwczesny poród, ale równie dobrze stan ten mógł wynikać z naturalnych predyspozycji organizmu Magdaleny M.". Sąd powątpiewał, by powódka "na skutek błędu kapłana" w ogóle przeżyła jakikolwiek stres. Surowej nauczki udzielili
też państwu M. diecezjalni księża, solidarnie sprzeciwiając się ochrzczeniu cudem zachowanego przy życiu dziecka. Żaden nie chciał ochrzcić syna. "Byliśmy u siedmiu duchownych i wszyscy odmówili" - opowiada ojciec dziecka.
Dla mieszkających na wsi, wojna z plebanem jest szczególnie niebezpieczna, jeśli nie są przygotowani do porzucenia ojcowizny.
"Umawialiśmy się na 3,5 mln złotych" - stwierdzili po zainkasowaniu 350 tysięcy. Powiadomiona o pretensjach prokuratura natychmiast wystąpiła z wnioskiem o tymczasowe aresztowanie pana K., zarzucając mu "wprowadzenie w błąd przedstawiciela kurii". Sąd rejonowy wniosek zaaprobował, zostawiając wszakże furtkę w postaci wysokiej kaucji. Po jej wniesieniu Mieczysław K. przez
V li K Z U K A
"FiM" protestują przeciwko klerykalizacji sądów
Gdy bity i poniżany 8-letni Wojtek K. zbliżył się do granicy samobójstwa za sprawą księdza katechety, jego matka Halina rozpaczliwie, acz bezskutecznie, szukała pomocy w krakowskiej Kurii Metropolitalnej. Zdesperowana, złożyła prokuratorowi w Nowym Targu powiadomienie
0 przestępstwie. Po roku śledztwa sprawa trafiła do sądu, gdzie - po wielu kolejnych miesiącach -
"za świadome
1 bezlitosne" znęcanie się nad dzieckiem
orzeczono wreszcie wobec ks. Henryka P. m.in. zakaz wykonywania zawodu nauczyciela. Do sądu napływały liczne protesty od rady parafialnej, Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży, a nawet rady sołeckiej. Dotyczyły one "poddania proboszcza jurysdykcji świeckiej". Podhalańska wieś ma swoją specyfikę, więc Halina K. płaci bardzo wysoką cenę za naruszenie zmowy milczenia. Grupa dewotów z Pyzówki zgotowała jej prawdziwe piekło.
Wymiar sprawiedliwości zajmuje postawy krańcowo inne od zaprezentowanych, gdy domniemana krzywda dotyczy instytucji Kościoła katolickiego. Zilustruję to przykładem z ostatnich dni. Parafia w Kobierzy-cach k. Wrocławia sprzedała renomowanemu przedsiębiorcy budowlanemu, Mieczysławowi K., kilkuhektarową działkę. Pertraktacje toczyły się w Kurii Metropolitalnej, a rolę proboszcza ograniczono do złożenia podpisu przed obliczem notariusza. Już po "odejściu od kasy" kuria orzekła, że chce za ziemię dużo, dużo więcej.
kilka dni cieszył się wolnością, co przecież wcale nie cieszyło Kurii. Nacisnęli odpowiednie sprężyny i pan K. ponownie znalazł się za kratkami. - Na moje pytania w tej sprawie prokuratura nie odpowiada, a gdziekolwiek się ruszę, czuję "oddech kurii". Jestem przerażona zasięgiem ich wpływów. Nawet z urzędów państwowych nie mogę wyciągnąć potrzebnych dla obrony męża dokumentów - mówi żona aresztanta, pani Barbara K.
"Potępiamy czyn, bronimy człowieka" - tak prominentne osobistości Kościoła katolickiego uzasadniają tak swoją solidarność z konfratrami poddanymi osądowi wymiaru sprawiedliwości. Polskie sądownictwo wykazuje zadziwiającą podatność na te zabiegi. A kto obroni zwykłego człowieka uwikłanego w spór prawny z "ich" człowiekiem?
ANNA TARCZYŃSKA Fot. Ryszard Poradowski
TO TRZEBA PRZECZYTAĆ!!!
CHRISTOPHER HITCHENS
MISJONARSKA MIŁOŚĆ
Szokująca prawda o Matce Teresie z Kalkuty
Zamówienia telefoniczne
0(pfx) 54/280 59 15 cena: 17 zł + opłata pocztowa
8
POLSKA PARAFIALNA
FAKTY n
13 - 19 XII 2002 r.
Przed Sądem Okręgowym w Łodzi toczy się postępowanie w sprawie fałszerstw wyborczych dokonanych przez zwolenników Jerzego Kropiwnickiego. Wiele wskazuje, że przed wyborami do rąk osób nieupoważnionych trafiły karty wyborcze, które zapewne później znalazły się w urnie. Nie przesądzamy, jaki będzie wynik postępowania sądowego, udowodnimy jednak, że fałszerstwo wyborcze w Polsce jest możliwe, a nawet łatwe.
karty do głosowania dla trzech innych, akurat nieobecnych lokatorów z mieszkań nr 3, 5 i 8. Przy okazji chciał mi wręczyć dla nich jeszcze dodatkowe trzy banknoty pięćdziesię-ciozłotowe. Gdy odmówiłem przyjęcia kart i pieniędzy, jeden z mężczyzn wyrwał mi papiery i banknoty z rąk. Następnie wszyscy mężczyźni zbiegli ze schodów. Gdy zorientowali się, że nie jestem skory do łamania prawa, po prostu uciekli. Zastanawiam się jednak, ile takich kart rozprowadzili wśród łodzian.
To prawda, że nie mam dowodu w postaci tych kart do głosowania
Ostatnie pytanie jest czysto retoryczne, bowiem obecnemu dziennikarzowi "Faktów i Mitów" udało się bez trudu kupić oryginalną kartę wyborczą dwa dni przed wyborami prezydenckimi w 1995 roku. Czy po siedmiu latach można ten fakt udowodnić? Oczywiście, bowiem zaraz po zakupie karta została zamknięta w kopercie, koperta zalakowana na poczcie i opatrzona stosownym datownikiem 3.11.95 (wybory odbyły się 5.11.95), a następnie zamknięta na siedem lat w sejfie. Dopiero teraz, gdy ufający w porządek prawny obywatele powątpiewają czy wręcz
Gra w karty
Józef M. mieszka w centrum Łodzi przy ulicy Targowej. Jest on jednym ze świadków, którzy dzień przed listopadowymi wyborami zetknęli się z ludźmi rozdającymi karty wyborcze i namawiającymi do głosowania. Za wyświadczoną przysługę obiecywali Józefowi M. odpowiednią gratyfikację.
-W sobotę przed wyborami, około godziny 10.30, rozległ się dzwonek do drzwi mojego mieszkania -wspomina łodzianin. -Otworzyłem i zobaczyłem przed sobą dwóch mężczyzn; dwóch innych stało na pół-piętrze. Jeden z nich był w czarnym habicie, pod szyją miał koloratkę. Ci stojący przede mną wręczyli mi różową kartę do głosowania i ulotkę Jerzego Kropiwnickiego. Karta do głosowania była już z zakreślonym iksem, oczywiście przy nazwisku promowanego przez nich kandydata. Następnie wciskali mi banknot 50. złotowy, abym wrzucił przyniesioną przez nich kartę do urny -wraz z moją, legalnie otrzymaną w lokalu wyborczym. Mężczyźni sugerowali też, żebym poszedł głosować dopiero między godziną 18 a 20, bo: "na pewno będzie już niewiele osób głosujących i nikt nie zauważy momentu wrzucania kart do urny". Następnie jeden z mężczyzn pokazał mi listę imienną lokatorów i spytał, czy mogę wziąć
i banknotów, ale opisane zdarzenie naprawdę miało miejsce. Dlatego niezwłocznie po głosowaniu udałem się do komisji wyborczej przy ulicy Piotrkowskiej 104 i poinformowałem pisemnie o tym, czego byłem świadkiem.
-Protesty wyborcze? Jeśli są, to trafiają do Sądu Okręgowego -usłyszeliśmy w łódzkiej delegaturze Krajowego Biura Wyborczego. Tak też się zresztą stało i w tym przypadku.
Zastanawia nas jednak opieszałość w takich przypadkach. Wybory prezydentów odbyły się 10 listopada, w miastach i gminach zdążyły się już ukonstytuować władze, a nowi gospodarze złożyli przysięgę i zabrali się do roboty. I dopiero po niemal miesiącu Temida, zgodnie zresztą z ordynacją, zaczyna analizować zgłoszenia o wyborczych przestępstwach.
5 grudnia Sąd Okręgowy podczas pierwszej rozprawy nie uznał protestu Józefa M., jak i kilkudziesięciu innych. Czy zatem kiedykolwiek potwierdzone zostaną słowa łodzianina, mieszkańca ulicy Targowej? Czy poznamy prawdę o kulisach machinacji wyborczych dokonanych przez zwolenników Kropiwnickiego? I wreszcie: jak to się stało, że do rąk osób nieupoważnionych dzień wcześniej trafiły karty wyborcze?
ŚLUT* PO O
ił Hłttor-JL-Ii 1"i-KHidunr:i Jljh-rfiptopiilni | n .KU, | ' IWFr.
KANDYHAC1 NA VłU!ZYDKMTA lH.V.YT>O5POLITlll POLSKIEJ
1- llhllKl l.-THlk
u.
3 K^'r.VNS;kl I Jr-h Akk>j.iiil,r
4.
f. KOJtl.TJK Tnchun
t. li^lH^>^ j^* Jh>
1.
5. i>dii:k ,vnrtriŚ
III. MH M->!l II.^KI UiiKrl I.i-..,l-|.
II (JJ.HJtKWIiK.1 Jult
lir 1'AW'LAK Wolrt.^i.r
M. 1'AU'IJlWKłU IłuHilaii 1'm-iH
l-l. l-li- mv M-. Jmi
Ii,
Ś ŚŚ ,-t_-,w-*iZt-
i rt-ł i 'Ś łEPf RTORIUM * Hr ^4^*iil.
I.IKN.I Y...... |
vfcfllb LtflO
AKT Md TA HlA LNY
i Dgodnnta UW * lJHiton KancHan Nalar jlna| * todll pLf uhry Pralrtimtajkfl, Dufl rt 25 Hm*) się Ryszuri Pnrłfla^h i l mi rałtfljona kiWertę zmara|acą list O *art{Ac\ 2O.-.thadii:im> 7 |Mra$Gq iJnędu PdcHqwqqq w Ricosmit rr 1 w tnrffcii i J Iritopod tB rc*. nsUrt/weflą HO
rr ' \ na Igun^c MaraL Rj&*uin
mi iLpa>M była rjrahraunn smlLinnu Poczty PdUmbj i<* j na kem nimowym Pocjły PnhkKi c-fln .1995" a ni każdym rnocjku 7nB)duui t^j- piac>^L Unujdu
1 -----------------------------------------------------------------------------------
UIL, JHI HUi",ihk4l TWLTJ
II jn tłHtłiJ"! r"Twihlm
Fragmenty dokumentu
zaprzeczają, że istnieje możliwość "wycieku" kart przed wyborami, wydobyliśmy nasz depozyt z sejfu. Aby nie było żadnych wątpliwości, komisyjnego otwarcia koperty dokonaliśmy u zawodowego notariusza, który pisemnie potwierdził datę zalakowania depozytu i jego zawartość.
Czy po siedmiu latach cokolwiek w Polsce się zmieniło? Czy należy mieć pewność, że teraz łatwiej kupić kamień księżycowy niż kartę do głosowania? Przygoda pana Józefa świadczy, że -z błogosławieństwem ludzi w koloratkach -nic się nie zmieniło i być może wielu nowo wybranych "mężów opatrznościowych" gminy, miasta czy nawet państwa (sic!) zwyczajnie kupiło sobie poparcie wyborców. RYSZARD PORADOWSKI MAREK SZENBORN
Interes życia zrobił -jeszcze za swojej prezydenckiej kadencji -ekswło-darz Bydgoszczy Roman Jasiakiewicz. Sprzedał jeden ze swoich domów za 450 tysięcy złotych firmie budowlanej, która potem odsprzedała budynek raptem za... 250 tysięcy. Firma też zrobiła biznes ekstra. Niemożliwe? No to posłuchajcie.
Niektórzy w Bydgoszczy mówią, że były prezydent tego miasta, a obecnie radny i wiceprzewodniczący Rady Miejskiej, to prawdziwy "czerwony baron". Przez cztery lata prezydentury nawet najbardziej wścibskim reporterom nie udało się ustalić, jakim to majątkiem dysponuje prominentny działacz "walczącego o równość społeczną" Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Jasiakiewicz na zapytania w tej kwestii niezmiennie odpowiadał, że gdy raz coś o swoim majątku publicznie chlapnął, to zaraz miał włamanie do chałupy.
W końcu jednak udało się ustalić, że skromny -jak na lewicowego działacza -majątek to raptem... cztery domy (w tym w Gdyni i Warszawie) oraz dwa samochody. Wszystko to warte może półtora miliona złotych.
Strata to zysk
Na dodatek pojawiły się podejrzenia, że Jasiakiewicz cokolwiek minął się z prawdą, gdy jako prezydent Bydgoszczy złożył wojewodzie oświadczenie o swoim stanie majątkowym. Miał wówczas chłop pomroczno-ja-sny zanik pamięci chyba, bo o jednej chałupie po prostu zapomniał.
Ponieważ Jasiakiewicz domów miał aż nadto, a bezdomnym żadnego zaofiarować wcale nie miał zamiaru, więc postanowił jeden z nich spieniężyć. W tym celu przejrzał gazety i znalazł ogłoszenie toruńskiej firmy budowlanej "Budlex". Pchnął jej więc jednorodzinną willę przy ulicy Byszewskiego 29. "Bu-dlex" dał za to prezydentowi wygodne mieszkanie oraz -już po przegranych przez Jasia-kiewicza wyborach -gotóweczkę do ręki. Łącznie "czerwony baron" skasował z tej transakcji 450 tysięcy złotych. Strasznie się to fachowcom w branży ("Budleksowi") nie opłacało.
Toruńska firma "opyliła" bowiem dom Jasia-kiewicza innemu klientowi za raptem... 250 tysięcy złotych. Na czysto straciła więc 200 tysięcy. Niektórzy twierdzą, że "Budleksowi" jednak się opłacało... I to bardzo!
Toruńskie przedsiębiorstwo budowlane od lat bowiem walczy o bydgoski rynek. "Bu-dlex" siłą rzeczy zależny więc był od urzędników podległych Jasiakiewiczowi. To oni przecież wydawali rozmaite pozwolenia na budowę. Ale to nie wszystko. "Budlex" w Bydgoszczy potrzebował działek jak kania dżdżu. A działkę czasem można kupić taniej, a niekiedy drożej. Ot, życie.
Toruńska firma za prezydentury Jasiakie-wicza kupiła w Bydgoszczy trzy piękne dzia-łeczki. Tylko pierwszą w drodze przetargu. Na dwie pozostałe przetargów już nie rozpisywano, bo i po co biurokrację karmić? Nie daj Boże, zgłosiłby się kto chętny, kto za
ziemię gotów był zapłacić dwa razy więcej... i co wtedy?
Pierwszą piękną działkę "Budlex" nabył w 1999 r. Miała około 4,5 tys. metrów kwadratowych i firma zapłaciła za nią 318 tys. zł (73 zł za metr!). Druga, kupiona pod koniec tegoż roku, miała 2,7 tys. m kw. i miasto dostało za nią raptem 212 tys. zł (po 79 zł za metr). Tuż po tej "udanej" sprzedaży Jasiakiewicz podpisał z "Budleksem" umowę przedwstępną na sprzedaż swojego domu przy Byszewskiej.
Trzecią działkę (o powierzchni około 1,3 tys. m kw.) budowlańcy nabyli za 121 tys. zł (po 90 zł ma metr).
Tymczasem działki w tych punktach Bydgoszczy w rzeczywistości są znacznie droższe. Przeciętnie metr kwadratowy kosztuje nie 70-90 zł, ale aż 290-330 zł! Oznacza to, że "Budlex" za prezydentury Jasiakiewicza kupował w Bydgoszczy grunty za jedną czwartą ich wartości.
Czy to aby nie sam premier Miller zachodził w głowę, a i ręce załamywał nad przegraną w ostatnich wyborach swoich "faworytów", SLD-owskich baronów?
ROMAN KRAWIECKI
Nr 50 (145)
13 - 19 XII 2002 r.
F^KTYn
POLSKA PARAFIALNA
Stoczniowy Fundusz Inwestycyjny, który przejmuje 40 procent akcji giganta. Sytuacja teraz jest taka, że szefostwo Stoczni Gdynia stanowią te same osoby, co kierownictwo SFI stanowiące większość w radzie nadzorczej. Reasumując: SFI - spółka akcyjna z kapitałem założycielskim 100 tys. złotych (forsa otrzymana od Polskiego Banku Rozwoju, na którego czele stał wówczas Wojciech Kostrzewa - człowiek Balcerowicza) przejmuje kontrolę nad zakładem wartym setki milionów. Rok 1998 - Szlanta - w imieniu jeszcze innej, nowo powstałej spółki Trójmiejska Korporacja Stoczniowa - proponuje przejęcie
Spółkę tę zakładają w Radomiu Stocznia Gdynia SA, Bankowy Dom Handlowy i Evip Progres SA. CAŁY KAPITAŁ ZAKŁADOWY SPÓŁKI WYNOSI 4 TYSIĄCE ZŁOTYCH!
W radzie nadzorczej "Synergii 99" zasiada... no kto? Janusz Szlanta! A w zarządzie - jego ludzie. Spółka w statucie zapisuje, że będzie wytwarzać i robić wszystko: od wody mineralnej po statki, od sprzątania mieszkań i prania koszul (sic!) po transport rurociągowy. Jednak wszystko wskazuje na to, że firem-ka została stworzona do obrotu nieruchomościami obu stoczni i należących do nich spółek. Podmioty te same od siebie wynajmują i podnajmują nieruchomości w bezsensie
33 hektarów działek w Gdańsku. Zatem "Synergia 99" ma już teraz 106 hektarów centrum Gdańska, w tym m.in. Pomnik Poległych Stoczniowców, czyli osławione trzy krzyże. Stocznia dodatkowo administruje jeszcze 34 hektarami.
W grudniu '99 "Synergia" robi nagle operację zdumiewająco odwrotną do poprzednich: obniża czterokrotnie swój kapitał zakładowy i umarza wszystkie udziały Stoczni Gdańskiej. Powoduje to wyjście tej stoczni ze spółki. ALE... JUŻ BEZ WŁASNYCH (DO NIEDAWNA) GRUNTÓW! I o to właśnie chodzi we wszystkich tych operacjach. Oczywiście, Stocznię Gdańską trzeba spłacić, więc "Synergia 99" deklaruje spłatę w wys. 40 mln zł (z czego około
Przemysł stoczniowy w Polsce stanął na pochylni i niedługo już sam siebie zwoduje. To, co było etosem etosów, kolebką i palcami rozłożonymi w kształt litery V, umiera, a sępy i hieny żywią się wspaniale na truchle giganta, choć rozszarpują już ostatnie kęsy.
Polska była niegdyś szóstą, a w ocenach PRL-owskich nawet drugą stoczniową potęgą świata. Oto pokrótce jej upadek na odcinku Gdynia. Rok 1991 - prywatyzacja stoczni gdyńskiej, która za cel pierwszorzędny uznała kastrację nazwy "Komuna Paryska"; rok 1993 - utrata płynności finansowej i pierwszy krach; rok 1995 - rząd oddłuża stocznię kwotą 237 milionów złotych i tym samym uzyskuje 46 procent udziałów w kapitale akcyjnym; 1996 - na horyzoncie pojawia się Janusz Szlanta (były wojewoda radomski z Unii Wolności) i Polski Bank Rozwoju. W połowie 1996 roku PBR staje się rzeczywistym zarządcą stoczni (w imieniu innych banków wierzycieli). Niecały rok później Szlanta zostaje prezesem stoczni i zakłada twór o nazwie
Kradzione ttuczy
Prawie jedna dziesiąta Gdańska przeszła w ręce
kilku "biznesmenów", którzy w transakcję
włożyli... 4 tys. zł. A ile zarobili w efekcie?
Marne 100 milionów dolarów.
Stoczni Gdańskiej przez Stocznię Gdyńską. Syndyk godzi się na to bez żadnych zastrzeżeń i za 115 milionów złotych (pożyczonych w Kredyt Banku!) SG przejmuje SG.
Czy chodzi tu o uratowanie polskiego przemysłu stoczniowego i tysięcy miejsc pracy? Cha, cha! Chodzi o przejęcie 106 hektarów działek budowlanych w centrum Gdańska. Działki te do tej pory były własnością Stoczni Gdańskiej, a dalekosiężne plany zakładają, że powstanie tam tzw. "Nowy Gdańsk".
W tym celu zostaje założona kolejna spółka Szlanty: "Synergia 99".
ekonomicznym, ale w wielkim sensie przekrętowym.
Nadchodzi rok 1999. "Synergia 99" podnosi swój kapitał zakładowy w sposób niesłychany: TRZYNAŚCIE TYSIĘCY TRZYSTA RAZY - do kwoty ponad 53 milionów złotych. Po co to robi? A po to, że jest to właśnie najprostsza metoda "wyprowadzenia" owych 106 hektarów gruntów ze Stoczni Gdańskiej. Pierwszy aport Stoczni do "Synergii 99" to 73 hektary gruntów. Teraz mamy kolejny numer. W lipcu 1999 r. kapitał zostaje podniesiony po raz kolejny - do ponad 94 mln zł. I znów Stocznia Gdańska dostarcza aportu
10 mln nie spłacono do dziś) z pieniędzy Stoczni Gdyńskiej.
Przełóżmy te machinacje na język ludzki: Kowalski zarabia pieniądze i wkłada je do skarpety. Jego syn Jaś dostaje kieszonkowe, które pożycza od niego siostra Marysia. Jednak Jaś domaga się wkrótce zwrotu forsy, więc Małgosia biegnie po nią do... skarpety taty. Innymi słowy, mamy tu do czynienia z obrotem tymi samymi pieniędzmi, tych samych podmiotów; obrotem, którego dokonuje się jedynie na paru kilogramach papieru. Przekręt made in Rydzyk!
W ten sposób PRYWATNA SPÓŁKA "Synergia 99" wchodzi w posiadanie wszystkich miejskich gruntów należących do obu stoczni: gdyńskiej i gdańskiej. Tym bardziej że z niezrozumiałych powodów sąd uwalnia te nieruchomości spod zabezpieczeń hipotecznych na rzecz Kredyt
Banku i Skarbu Państwa. Chodzi prawdopodobnie o wyczyszczenie stanu prawnego gruntów, aby nie wisiały na nich żadne długi.
Mamy teraz rok 2000. Ni stąd ni zowąd pojawiają się na horyzoncie amerykańskie spółki EEF Investment ILP i Energing Europe Found IILP.
Te dwie spółki należą do TDA Capital Partners Inc. Te z kolei spółki są powiązane z jeszcze jedną firmą Overseas. Jak tu można nie zgłupieć? Nie można! Więc zgłupiał polski fiskus i Skarb Państwa, bo nagle okazało się, że w wyniku przedziwnych operacji finansowych część ziemi "Synergii 99" staje się własnością Amerykanów. Blisko jedna dziesiąta Gdańska jest już w rękach kilku polskich i amerykańskich biznesmenów - kombinatorów.
Ot i cały WIELKI PRZEKRĘT: 74 procent udziałów "Synergii 99" - a więc gdańskich gruntów - należy do Amerykanów.
O jakie tu pieniądze chodzi?
106 hektarów to 1 060 000 metrów kwadratowych działek w centrum Gdańska. Średnia wartość rynkowa metra gruntu wynosi tu około 100 dolarów. Z prostego mnożenia wynika, że chodzi o kwotę ponad 100 mln dolarów, czyli 400 mln złotych. Ale jeden z gdańskich rzeczoznawców, który zastrzegł sobie anonimowość powiedział nam, że za kilka lat, kiedy Polska wejdzie do Unii, powyższe sumy mogą podskoczyć nawet pięciokrotnie! Daje to kwotę ok. 2 miliardów złotych!!! I to wszystko wpadło w ręce kilku osób, które dysponowały kapitałem 4 tys. złotych.
Ciąg dalszy za tydzień.
MAREK SZENBORN AK, RM
PS. Jeden z aktów notarialnych przekształcających gdańskie działki w działki prywatne sygnował niejaki Henryk Jankowski. Skąd my znamy to nazwisko...
zeczpospolita Polska narusza prawa moje i wielu innych współobywateli, wolnych od wierzeń religijnych, w ten sposób, że zmusza mnie do współuczestniczenia w finansowaniu moimi podatkami funkcjonowania związków religijnych, których ideologii z przyczyn światopoglądowych nie akceptuję. Tak zaczyna się list łodzianina, skierowany w listopadzie 2000 r. do ówczesnego prezesa Rady Ministrów, Jerzego Buzka.
SLD - wszyscy nabierają wody w usta.
Cóż więc robi upierdliwy łodzianin, gdy nie może przebić ściany zobojętnienia i milczenia? Najpierw usiłuje spowodować, ^ by odpo- Jr wiednie Ś
Prawo kkundelkó
Obywatel Głowacki jest "szczekającym kundelkiem" - jak by go określił ksiądz prymas. Ale ten kundelek - zamiast szczekać bez końca i bez sensu - wziął się do gryzienia. I to do gryzienia kogo? Kościoła rzymskokatolickiego! A ukąsić Głowacki postanowił Kościół w miejsce najczulsze: w kieszeń.
Dalej, w piśmie, Cezary Głowacki uściśla, że finansowanie jednej wiodącej religii, a pomijanie innych, stanowi naruszenie wolności sumienia. Dlatego domaga się ustawowego uregulowania kwestii dotyczącej podatku wyznaniowego. Mimo że Głowacki bombarduje listami prezydenta RP, aktualnego premiera, rzecznika praw obywatelskich, marszałka Sejmu i wielu parlamentarzystów, a także
służby skarbowe zwróciły mu część pobranego podatku, który dzięki spolegliwej władzy zasila bezustannie kabzę Krk. Urzędnicy skarbówki rżną jednak głupów i udają, że nie bardzo wiedzą, o co chodzi. Głowackiemu nie pozostaje więc nic innego, jak złożyć skargę do NSA na bezczynność prezesa Rady Ministrów, domagając się uporządkowania przepisów podatkowych (zgodnie z konstytucją rząd miał dwa lata na
stworzenie takich regulacji). Miesiąc później sąd odrzuca skargę łodzianina, argumentując swoją decyzję względami formalnymi i nie ustosunkowując się do meritum sprawy. Głowacki jest jednak uparty jak osioł. Domaga się od NSA ustalenia terminu rozpatrzenia skargi w sprały wie odmowy zwrotu części podatku Ś od dochodów osób fizycznych za rok 2000 i lata następne. Rozumuje logicznie: jeśli on, obywatel demokratycznego państwa, nie chce finansować żadnego związku religijnego, a konstytucja zapewnia mu takie prawo (przynajmniej teoretycznie), powinien otrzymać zwrot części podatku. W jakiej wysokości? Nie ma żadnych przepisów dotyczących tej kwestii, więc łodzianin chce kwoty niewielkiej, niemal symbolicznej, zaledwie 5 proc. podatku. W skali miesiąca, jak wyliczył, państwo powinno mu oddać dwadzieścia parę złotych. Dla emeryta liczy się jednak nawet ta skromna kwota.
Dzięki Głowackiemu i jego przyjaciołom powstaje Komitet Inicjatywy Ustawodawczej oraz projekt ustawy "O wykonywaniu prawa do wolności religii i światopoglądu". Gdyby inicjatywa ta zyskała poparcie społeczne, a także łaskawość posłów, państwo polskie miałoby wreszcie przepisy regulujące zasady finansowania kościołów i związków religijnych, a owe kościoły i związki nie musiałyby się martwić o kasę.
5 grudnia Cezary Głowacki staje przed Naczelnym Sądem Administracyjnym w Łodzi. Oskarża państwo polskie, które tak naprawdę nie chroni praw człowieka i obywatela, mając "wolność światopoglądową w najgłębszej pogardzie". W końcowej części swej przemowy Głowacki apeluje do sądu o orzeczenie "zgodne z literą i duchem konstytucji demokratycznego państwa prawnego. Proszę o udowodnienie, że w państwie tym prawo do uznaniowych ulg podatkowych służy nie tylko bogaczom, biskupom i parafiom, ale także zwykłym, szeregowym obywatelom. Proszę o orzeczenie, które trwale uwolni mnie, moją żonę, innych podatników, od przymusu czynienia tego, do czego nie zmusza ich żaden jednoznacznie sformułowany przepis prawny. Proszę o uchylenie przymusu zawinionego przez świadomą, tchórzliwą bezczynność właściwych organów państwa polskiego".
Na zakończenie przypomina słowa Józefa Glempa, który nazwał kiedyś Polaków szczekającymi kundelkami: "niech się więc nie dziwi, że dziś jeden z tych kundelków robi wszystko, co prawnie dopuszczalne, aby ugryźć go w miejsce najczulsze - kieszeń".
12 bm. Wysoki Sąd zamierza ogłosić wyrok. Będzie on swoistym papierkiem lakmusowym potwierdzającym, czy dorośliśmy już do państwa sprawiedliwego i w pełni demokratycznego, o którym marzą miliony "kundelków". O wyroku poinformujemy.
PIOTR SAWICKI Fot. Autor
U NAS I GDZIE INDZIEJ
Przyszłość Rydzyka
W każdym cywilizowanym kraju za niepłacenie podatków idzie się siedzieć. Nawet katechizm Krk twierdzi, że jest to ciężki grzech. Dla każdego rozsądnego obywatela III RP jasne jest jednak, że ani prawa ludzkie, ani boskie nie dotyczą ojczulka Rydzyka. Do czasu...
"Fakty i Mity" odkryły i opisały to, o czym trąbią teraz wszystkie serwisy informacyjne ("FiM" nr 45/2002 -"Nasza Przyszłość") - głównym polem niezgodnego z prawem działania ojca dyrektora jest fundacja "Nasza Przyszłość". Oto kolejny wątek afery.
Ośrodek Zamiejscowy Naczelnego Sądu Administracyjnego w Gdańsku ma rozstrzygnąć skargę ojca Rydzyka na decyzję Urzędu Kontroli Skarbowej.
UKS, badając finanse za 1999 rok szemranej fundacji "Nasza Przyszłość", której założycielem i prezesem jest Rydzyk, uznał, że od jej działalności państwu, jak
psu kość, należy się podatek. Rzecz niesłychana, żeby od ojdy-ra żądać kasy. Przecież to on jest po to, żeby kasę brać, a nie dawać. Radiomaryjna fundacja od wydanej w czerwcu 2001 r. decyzji odwołała się do bydgoskiej Izby Skarbowej. Ta jednak nie ulękła się wszechwładzy Rydzyka i decyzję UKS-u podtrzymała, wychodząc z założenia, że państwo powinno otrzymać należny podatek. Szef Radia Maryja zaskarżył więc decyzję UKS-u do wyższej instancji, jaką w tym przypadku jest NSA.
Gdańscy administracyjni juryści będą mieli twardy orzech do
Mamy podobno wyjątkową okazję wyjednania u Matki Boskiej Fatimskiej specjalnej łaski dla naszej ojczyzny...
Dzięki nowej akcji zostaniemy ocaleni przed narkomanią, pornografią, prostytucją, przemocą, powrotem komunizmu, a nawet bezrobociem
Św. Katarzyna Labour, a powy żej Cudowny Medalik, który po no otrzymała od Maryi
-twierdzi Sławomir Olejniczak,
prezes krakowskiej fundacji zajmującej się szerzeniem orędzia fatimskiego i kultu "Cudownego Medalika".
Ale nie ma nic darmo! Wstawiennictwo Matki Boskiej w 2003
Matka Boska Pieniężna
roku będzie kosztować marne... 6 milionów 775 tysięcy złotych! Tyle bowiem fundacja potrzebuje na rozpowszechnianie Matczynego przesłania. Aby pozyskać taką forsę, w listopadzie zainaugurowano kampanię wysyłania kalendarzy "365 dni z Maryją", mających zapewnić rodzinie adresata całoroczną opiekę. Do przesyłki dołączono list prezesa z błagalną prośbą o hojne wsparcie finansowe, bowiem jeżeli uczestnicy kampanii nie zdobędą się na wysiłek uzbierania wyżej wspomnianej kwoty, spowoduje to zaniechanie realizacji całego przedsięwzięcia, a w konsekwencji doprowadzi do całkowitej demoralizacji polskiego społeczeństwa! O Boże!
Głupoty w Polsce nie brak, więc Matka Boska ma pewnie spore szanse zostać siedmiokrotną milionerką. Za te pieniądze można by wprawdzie zapewnić całoroczne wyżywienie dla ponad 3 tysięcy dzieci, ale co komu po sytych dzieciach, skoro rodzina duchowo nieubogacona?! A.K.
zgryzienia. Muszą bowiem rozstrzygnąć, czy dochody, jakie uzyskała fundacja w 1999 roku ze swej działalności (między innymi obrót ziemią i wykupywanie długów), które rydzykowcy traktują jako interesy wolne od podatku (sic!), są od niego rzeczywiście wolne. Art. 14 ust. 1 pkt 4 odnośnej ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych mówi, że fiskusa nie powinny interesować dochody podmiotów, których celem statutowym jest działalność kulturalna, dobroczynna i kultu religijnego. Radiomaryjni twierdzą, że skoro fundacją zarządza przenajświętszy Rydzyk, to już sam ten fakt wystarczy, aby nie płacić podatku.
Tymczasem bezbożni kontrolerzy po przekopaniu się przez stosy papierów stwierdzili, że całość dochodów świątobliwej fundacji powinna być opodatkowana, ponieważ działalność, podczas której je osiągnięto, nie ma nic wspólnego z dobroczynnością czy kultem religijnym. Według naszych
informacji, chodzi o kwotę ponad 1,5 mln złotych.
-Nie ma najmniejszych wątpliwości, że fundacja "Nasza Przyszłość" powinna płacić podatki i że się przed owym obowiązkiem
uchylała. Jednak, czy sąd stanie na wysokości zadania... Tu -w rozmowie z "FiM" -jeden z dyrektorów departamentów Ministerstwa Finansów zawiesił głos.
No właśnie! Czy gdańscy sędziowie nie ulękną się czarnej siły? Mając na uwadze wcześniejsze zachowania toruńskiej prokuratury i innych przedstawicieli organów wymiaru sprawiedliwości można przypuszczać, że i tym razem państwo stchórzy przed klechami. Na to jednak będziemy musieli poczekać, ponieważ gdański NSA przezornie przeniósł rozpatrzenie tej sprawy na przyszły rok. Podobno w tym roku wszystkie terminy rozpraw są już zajęte. Poczekamy... choć może niezbyt długo, bo w MF dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, że w sprawę wprzęgnięta może zostać również Prokuratura Krajowa.
JACEK KOSER
T
elewizyjna Jedynka zamierza w roztańczoną, sylwestrową noc zaaplikować polskim widzom porcję solidnej, lecz niekoniecznie pobożnej rozrywki. Gwiazdami wieczoru mają być siostry z zespołu "Las Ketchup". Kościelna cenzura w Hondurasie, Meksyku i Peru - po analizie jednego z tekstów - okrzyknęła je szatańskim trio. W nagonce na dziewczyny prześcigają się katolickie media na całym świecie.
Od kilku miesięcy papiescy inkwizytorzy przestrzegają przed uleganiem modzie na ten zespół. Siostry zostały uznane przez gremium latynoamerykańskich teologów za posłanki antychrysta. Zarzucono im, że taplają się w grzechu i publicznie drwią z rzymskokatolickiej wiary. Wszystkiemu winien jest wy lansowany przez "Las Ketchup", przebój "Asereje". Singel okazał się największym hitem tego lata na świecie, zwłaszcza '*-w Hiszpanii i Ameryce Łacińskiej. Śpiewające Lola, Lucia i Pilar Munioz pochodzą z Kor-doby. Ich przebój, ku niezadowoleniu polskiego episkopatu, mimo wszystko zawojował także listy przebojów w ojczyźnie papieża.
Rozgłośnie katolickie otrzymały odgórny zakaz emitowania muzyki wywrotowych Hiszpanek.
Piekielny keczup
Wykładowcy religii na drugiej półkuli uznali słowa piosenki za wychwalanie szatana. Nic niezna-czący w języku hiszpańskim tytułowy wyraz "asereje", rozszyfrowali jako "un ser hereje", co w rzetelnym tłumaczeniu faktycznie oznacza heretyka. Ingerencję sił nieczystych w tekst starano się wykazać w następującym fragmencie zwrotki: "Diego tańczący rumbę z księżycem odbitym w źrenicach". Tancerza z rogami zdradziła rzekomo charakterystyczna poświata luny w oku i latynoamerykańskie wy-gibasy. Konia z rzędem temu, kto wiedział wcześniej, jaki jest ulubiony kolor szatana.
Dziewczyny z "Las Ketchup" śpiewają, że ich bohater ubrany jest w "garnitur koloru morskiej wody". Teolodzy z Hondurasu, Meksyku i Peru potwierdzają, że w ich kulturze antychryst nosi identyczny odcień błękitu. Jedno jest pewne: krucjata przeciwko dziewczynom prowadzona przez Kościół znakomicie wylansowała ich przebój. "Asereje" w wykonaniu atrakcyjnego trio można dziś słuchać aż do znudzenia i oglądać we wszystkich świeckich stacjach radiowych i telewizyjnych. Szczególnie zabawna jest animowana staruszka tańcząca na stronie internetowej zespołu "Las Ketchup". Posłanki "upadłego anioła" - siostry Lola, Lucia i Pilar Munioz wyśpiewywać będą "Asereje" w wieczór sylwestrowy. Osobom wierzącym w zabobony radzimy zabezpieczyć się w święconą wodę, a po programie na wszelki wypadek odprawić egzorcy-zmy. MIROSŁAW
CHŁODNICKI Fot. archiwum
Wyrazy ubolewania z ojczyzny papieża z powodu zacofa-t nia Krk można przesyłać dziew-W czynom na adres: I sugerencias@lasketchup.com
1 1111W
Nr 50 (145)

EXPO-zycja głupoty
I po balu, panno Lalu! We Wrocławiu - mieście głodujących pielęgniarek, 21-procentowego bezrobocia i armii bezdomnych - wydano ponad 10 mln zł na poroniony pomysł prawicowego prezydenta Bogdana Zdrojewskiego, któremu marzyło się zorganizowanie EXPO 2010.
Od początku było wiadomo, że wirtualny projekt budowy pawilonów na peryferyjnych mokradłach jest pomysłem schizofrenicznym. Na łamach "FiM" (nr 38/2002)RK przekonywaliśmy, że w życiu nie wygramy z takimi kontrkandydatami jak chociażby Szanghaj czy Moskwa. Ale gadał dziad do obrazu...
Miłościwie nam panujący rząd Leszka Millera dał się ogłupić i bzdurze przyklasnął, co źle świadczy o jego instynkcie samozachowawczym i znajomości realiów ekonomicznych poszczególnych regionów kraju. Powołano dwa komitety ds. EXPO
- pełnomocnika rządu, czyli wojewody dolnośląskiego oraz miejski
- podlegający prezydentowi miasta. Na ich czele stanęli młodzi ludzie mający po dwadzieścia kilka lat, obnoszący się po Wrocławiu swoimi dyrektorskimi stanowiskami. Dostali pięknie urządzone gabinety, tłumy współpracowników i zaczął się świat... Kafki i Mrożka.
Nie można powiedzieć, przygotowano jeden film o Wrocławiu, zaprezentowany 2 lipca 2002 roku w Paryżu podczas Walnego Zgromadzenia Międzynarodowego Biura Wystaw (BIE). Lecz im dalej w las, tym było gorzej. Później urządzano już tylko balangi dla międzynarodowych i krajowych VIP-ów, dla akredytowanych w Polsce dziennikarzy oraz lądowe i powietrzne wycieczki
krajoznawcze dla tłumu gości i swojaków. Wszystko bez ładu i organizacyjnego sensu, ale bawiono się znakomicie, bo nie za swoje, lecz podatników pieniądze.
niemal ścianę upstrzoną kilkoma fotkami znad Odry i tyle! Dopiero interwencja organizatorów sprawiła, że po dwóch godzinach opóźnienia ktoś się pokazał w stoiskowej budce, oferując gapiom cukierki krówki oraz breloczki i długopisy. Pusto też było na polskiej konferencji prasowej, na której pojawiło się zaledwie kilku dziennikarzy, mających tylko... jedno pytanie do sztabu organizatorów!
Nadszedł dzień rozstrzygnięcia. 3 grudnia na wrocławski rynek spę-
Jako pierwszego do komitetu honorowego na rzecz wspierania idei organizacji EXPO 2010 we Wrocławiu wojewoda dolnośląski Ryszard Nawrat zaprosił ks. kardynała Henryka Gulbinowicza
Tymczasem wybrany został kolejny prezydent prawicowej opcji - Rafał Dutkiewicz. Nowy pan Wrocławia także święcie wierzył w bajki o EXPO. Jednak zapomniał biedaczek, że 2 grudnia - w przeddzień ostatecznego głosowania w Monako - należało tam wyposażyć stoisko, które miało promować kandydujące miasto. Obciach na całej linii, bowiem zwiedzający obejrzeli gołą
dzono kilka tysięcy dzieciaków. Byliśmy na miejscu. Na dziesięciu zagadniętych przez nas gimnazjalistów - może jeden miał jakieś mgliste pojęcie o celu swojej obecności w tym miejscu.
Pomimo deszczu bawiono się wspaniale. Jak to zwykle bywa z okazji legalnych wagarów. Każdy dostał do łapki okolicznościowy tekst piosenki Lecha Janerki:
Wrocław zorganizował telemost między Rynkiem wrocławskim i salą w Paryżu, gdzie odbywała się prezentacja
" Wrocław się uśmiecha
Wrocław trochę drwi
Wrocław nie opada z sił".
Czekano na wieści z Monako. A te były żenujące. Wrocław, jak wiadomo, uzyskał dwa głosy. Jeden od naszych przedstawicieli, drugi... diabli wiedzą od kogo (może przez pomyłkę). W każdym razie poroniony ten pomysł kosztował nas wszystkich ponad 10 nowych milionów złotych. Pięknie!
Prawicowi wrocławscy radni chórem zakrzyknęli, że to lewicowy rząd zawinił, niedostatecznie angażując się w tak szczytną sprawę. Oberwało się przy okazji korpusowi dyplomatycznemu za słabe promowanie pomysłu Zdrojewskiego. Mówiono jeszcze coś o łapówkach, które przesądziły o wyniku głosowania, ubolewano nad tym, że gospodarzem wystawy został kraj, w którym łamie
się prawa człowieka. W przeciwieństwie oczywiście do naszego, w którym kwitnie demokracja, oddzielenie Kościoła od państwa, a ludzie żyją w dobrobycie.
Nic to... EXPO mamy z głowy, podobnie jak dziesięć baniek. Ale z tej racji nasuwa się jedno bezczelne pytanie: Czy znajdzie się ktoś, kto dokładnie sprawdzi, na co te pieniądze zostały wydane? Po Wrocławiu krąży obrzydliwa plotka, że spora część przyznanego szmalu poszła na kampanię wyborczą prawicowego kandydata na prezydenta. Dzięki temu wprawdzie nie mamy EXPO, ale mamy Dutkiewicza - twierdzą dobrze poinformowani. Może kontrola spoza Ratusza zdementuje te oszczercze pogłoski? No, chyba że kontrolerem będzie lewicowy rząd...
JAN SZCZERKOWSKI
Kasy fiskalne są już w kioskach "Ruchu", w zielenia-kach i w maglu. Teraz mają się pojawić w taksówkach. Taksówkarzy szlag trafia na taki pomysł. I słusznie.
- Pracuję na taksówce 14 lat i kiedy pojawia się nowa władza rządowa lub samorządowa, zawsze próbuje mi coś zabrać - denerwuje się taksówkarz z poznańskiego radio-taxi 96-26. - Najpierw zmieniano taksometry, później przepisywano licencje, teraz kasa fiskalna, która do niczego nie jest potrzebna.
Rzeczywiście, to prawda. Na jednym z postojów w Słupsku taksówkarze zaprezentowali mi możliwości taksometrów. Ewentualna kontrola jest w stanie sprawdzić, ile kilometrów w ciągu dnia przejechała taksówka, ile kilometrów było "pustych", a ile płatnych.
- Mogą nas dokładnie skontrolować, więc po co ta kasa? - pyta warszawski taksówkarz z 919. Gotową odpowiedź na to pytanie ma wielu jego kolegów. Jedynym sensem istnienia kas fiskalnych w taksówkach jest docelowe wprowadzenie podatku VAT na przejazdy.
Kasy na kółkach
W efekcie VAT i tak zapłacą pasażerowie. Taksówkarze boją się jednak, że podwyżka cen odstraszy ostatnich już przecież klientów. Ich liczba w ostatnich czterech latach spadła drastycznie.
Tak złej sytuacji jeszcze nie było - mówią poznańscy taksówkarze i służą wyliczeniami. Jeżdżąc 12 godzin dziennie przez trzydzieści dni w tygodniu, uzyskuje się przychód od 2.500 do 3.000 zł. Z tego trzeba odliczyć 550 zł na ZUS i 750 zł na paliwo oraz podatek. Pozostaje więc mniej więcej 1360 zł, z których należy jeszcze odjąć kwotę na ubezpieczenie auta i opłatę do centrali firmy. Zostaje poniżej 1.000 zł na utrzymanie rodziny i naprawy samochodu.
Dla taksówkarzy z małych miejscowości wymóg posiadania kas oznacza likwidację taksówki. Ich zarobki są za małe,
aby sfinansować taki zakup. Co prawda państwo ma zrefundować połowę inwestycji, ale taksówkarz i tak będzie musiał wyłożyć trzy tysiące złotych do 1 marca 2003 roku.
Tak trudna sytuacja przewoźników wynika nie tylko z mizerii ich klientów. Jest to również efekt polityki władz miejskich. Każdy
taksówkarz musi mieć specjalną licencję wydawaną przez urząd miasta. Na przykład w Poznaniu władze wydały - bagatela - cztery i pół tysiąca takich licencji. Dla porównania - w Berlinie jest ich tysiąc osiemset.
- W urzędzie pracy namawiają bezrobotnych do rejestracji taksówki - skarżą się kierowcy na postoju przy ulicy Szkolnej w Poznaniu. W ten sposób podaż usług przewozowych wielokrotnie przekracza popyt, ale bezrobocie spada...
Rynek taksówek w Polsce nie jest wolny, tylko dowolny, przypomina raczej Dziki Zachód. Opłata za licencję zasila budżet miasta, toteż władze są zainteresowane wydaniem jak największej liczby licencji. Co pewien czas urząd może też wykręcić taki numer: skasować stare licencje i za wydanie nowych pobrać dodatkowe pieniążki.
Jedynie taksówkarze dwóch krajów Unii, Grecji i Portugalii, mają obowiązek posiadania kas fiskalnych. Przedziwnym zbiegiem okoliczności to dwa najbiedniejsze kraje Unii Europejskiej.
JAKUB PUCHAN puch@2com.pl
12
ZE ŚWIATA
FAKTYn
13 - 19 XII 2002 r.
Archidraństwa
W USA atmosferę świątecznych zakupów związanych ze zbliżającą się domniemaną rocznicą urodzin Syna Bożego ubogaca w tym roku skandal przestępstw seksualnych Jego sług. Stłumiony nieco wojenną retoryką administracji Busha oraz wyborami uzupełniającymi do parlamentu - 3 XII rozgorzał z nową siłą. Amerykanie wstrzymali oddech...
Tego dnia archidiecezja bostońska zmuszona była udostępnić opinii publicznej 3 tysiące z 11 tys. stron akt kościelnych dotyczących 65 księży oskarżonych o pedofilię. Kardynał Bernard Law i adwokaci archidiecezji zrobili wszystko, by do tego nie dopuścić. Sędzia Constance Sweeney, ta sama, która przed rokiem zainicjowała skandal, zmuszając archidiecezję do upublicznienia akt seryjnego pedofila, księdza Geoghana, teraz wydała identyczny wyrok, ostro krytykując Kościół za jego postawę. " Oskarżeni w ostatniej chwili udostępnili dokumentację adwokatom ofiar pod groźbą sankcji karnych, ale wciąż opierają się ujawnieniu ich społeczności - stwierdziła sędzia Sweeney. - Jeśli ton niniejszego oświadczenia jest szorstki, niechaj tak będzie. Sąd nie pozwoli, by się z nim bawiono w ciuciubabkę. Akta budzą poważne wątpliwości co do tego, czy archidiecezja naprawdę kierowała się dobrą wiarą i przekonaniem o wyleczeniu pedofilów, gdy przenosiła winnych seksualnego molestowania z parafii do parafii".
W istocie rzeczy akta nie budzą żadnych wątpliwości co do tego, że priorytetem władz bostońskiej archidiecezji było zatajenie przestępstw, osłanianie popełniających je księży, chronienie ich przed odpowiedzialnością karną i umożliwianie im dalszej kariery duszpasterskiej, nawet jeśli było oczywiste, że znowu będą seksualnie napastować dzieci. W zeznaniach pod przysięgą kard. Law wyjaśniał, że pedofilów przenosił do następnej parafii, bo lekarze zapewniali go, iż zostali wyleczeni i mogą mieć kontakt z wiernymi. Z akt wynika jednoznacznie, że Law desygnował na kolejne stanowiska pedofilów, którzy byli przez psychiatrów zdiagnozowani jako niebezpieczni dla młodocianych. "Ten materiał jest jakościowo zupełnie inny niż cokolwiek z tego, co widzieliśmy dotąd - stwierdza David Clohessy, prezes ogólnokrajowej organizacji Survivors Network, skupiającej i reprezentującej ofiary duchownych. - Obnaża całą gamę wybiegów stosowanych przez władze kościelne: że oskarżenia są stare, że sprawcami była nieliczna grupka duchownych, że molestowanie seksualne dotyczyło tylko chłopców".
Dokumenty pokazują, że jeszcze w ubiegłym roku biskupi i kardynał Law systematycznie ignorowali skargi wiernych, bronili księży, a przede wszystkim zabiegali o zminimalizowanie strat finansowych.
Rzeczniczka archidiecezji, Donna Morrissey, stwierdziła nieopatrznie: "Niektóre informacje zawarte w tych aktach są naprawdę okropne".
W1993 roku siostra Catherine Mulkerrin, odpowiedzialna przyjmowanie i rozpatrywanie skarg, wysyłała do swego szefa, ksiądza Johna McCormaca (później pra-
na przyszłe zakonnice mówił, że stają się "narzeczonymi Chrystusa". Meffanowi nigdy włos z głowy nie spadł. W liście doń kard. Law pisał w roku 1996: " Wzór, jakim byłeś jako proboszcz radosnego duszpasterstwa, i tragedia, jaką było uniemożliwienie ci posług, wyjątkowo porusza". W liście gratulacyjnym z okazji przejścia ks. Meffana na emeryturę Law pisze: "Życie i serca wielu ludzi zostały odmienione, bo podzieliłeś się z nimi Duchem Bożym. Jesteśmy ci szczerze wdzięczni".
Z wyrwanych Kościołowi akt personalnych ks. Thomasa Forry wynika, że kupił dom na Cape Cod (ceny - milionowe) swej konkubinie, z którą żył przez 11 lat. Kobieta zgłosiła się doń po pomoc w problemach
było tuszowanie skandalu, wywołanego seryjnym pedofilstwem ks. Roberta Burnsa. Pisali fałszywe informacje dla prasy, kłamali, przeinaczając fakty. Bp McCormack w liście z 1991 roku wydał im polecenie: "Skłońcie prasę do milczenia". Ks. William Murphy w roku 1998 informował: "Diagnoza ks. Burnsa jasno stwierdza, że nie powinien być wysyłany na parafię i nie może mieć kontaktu z nieletnimi". Dyrektor personalny archidiecezji ks. Gilbert Phinn sugerował, by Burnsowi zezwolono wyłącznie na sprawowanie funkcji kapelana więziennego. Biedni więźniowie! Ale bp Hughs (dziś arcybiskup Nowego Orleanu) był innego zdania: wysłał Burnsa do pracy duszpasterskiej, podczas której w dalszym ciągu miał kontakt z dziećmi. Gwałcił więc dalej. Skargi płynęły. Kościół milczał.
We współczującym liście do ks. Petera Frosta kard. Law pisał w roku 1999: "Mam nadzieję, że któregoś dnia w przyszłości powrócisz
Manifestacja katolików przeciwko kardynałowi Lawowi
wej ręki kardynała Lawa, obecnie - biskupa diecezji Manchester w stanie New Hampshire) listy informujące go, że ks. Robert Meffan wykorzystuje seksualnie nieletnie dziewczęta, które rekrutował do zakonu. Zmuszał je do stosunków seksualnych, zapewniając, że jest to część edukacji religijnej. Ks. Meffan - informuje w liście siostra Mulkerrin - organizował or-gietki seksualne z czterema dziewczynkami na raz w wynajętym domu na Cape Cod. W roku 1996 Meffan pisze do kard. Lawa: "Mam niezwykłe właściwości następcy Chrystusa". Fragment raportu siostry Mulkerrin: "Ojciec Meffan wmawia im, że dotykają, całują i mają stosunek płciowy z Chrystusem". Deflorowanym podczas nowicjatu kandydatkom
małżeńskich; Forry pomagał jak mógł. Później jej syn oskarżył kochanka matki o dobieranie się i do niego. W roku 1992 siostra Mulkerrin wystosowała do McCormac-ka memoriał, w którym donosiła o oskarżeniach przeciw ks. Forry. Zero reakcji. 7 lat później kard. Law przeniósł Forry'ego na nowe stanowisko. Z kolei ks. Richard Buntel podczas swej "posługi duchowej" w parafii św. Józefa w Malden, w latach 1978-83, częstował chłopców kokainą. Siostra Mulkerrin niezmordowanie informowała McCormac-ka, że ks. Buntel dawał kokainę 15--letniemu chłopcu w zamian za stosunki płciowe. W roku 2002 Buntel jest kierownikiem biznesowym parafii św. Tomasza w Wilmington.
W latach 90. jednym z głównych zajęć biskupów-asystentów Lawa
do posług duchownych, ofiarując całą mądrość, jaką zdobyłeś poprzez swe trudne doświadczenia. Chcę, byś wiedział, że Ty i Twoja rodzina jesteście w moich modlitwach". Frost przyznał się, że molestował seksualnie chłopców od roku 1969.
Zwraca uwagę fakt, że w kościelnej dokumentacji niezwykle mało jest dowodów, iż przyzwoitych księży bulwersowało to, co pod bokiem wyprawiali ich koledzy. Siostra Mulkerrin nie była jedyną osobą, która alarmowała hierarchię. Robił to również, przez dziesięciolecia (!), ks. John D'Arcy, aktualnie biskup diecezji Fort Wayne--South Bend w stanie Indiana.
W liście znalezionym w ujawnionych przez sąd aktach bp D'Ar-cy stwierdzał: "Jestemprzekonany, tak jak i wy powinniście być, że my, jako osoby, na których spoczywa odpowiedzialność, mamy obowiązek przeciwdziałać skandalowi w takich sprawach, w których wydaje się nieuniknione, że on wybuchnie". Dokumentacja
zawiera też listy bpa D'Arcy do kard. Lawa, w których ostrzegał on zwierzchnika (na próżno!) przed kontynuowaniem przemieszczania po parafiach ks. Geoghana notorycznie napastującego seksualnie małych chłopców.
Ujawnienie części dokumentacji personalnej (kolejne 8 tys. stron - po kilku dniach) sprawiło, że bostońskie media zawyły. Od dawna wiadomo było, że w aferze nie chodzi o zdemoralizowanych dewiantów w sutannach, ale o tych, pod których skrzydłami cieszyli się bezkarnością. Od dawna też było wiadomo, że w centrum afery stoi kard. Law. Ale nie było wiadomo, że stoi aż tak głęboko zanurzony w gównie.
Kardynał zaczął się ostatnio pojawiać publicznie, moralizować nawet. Wydawało mu się, że najgorsza nawałnica przeszła, że utrzyma się na stanowisku, że wierni zapomną. W komentarzu redakcji "Boston Globe" z 5 grudnia czytamy: "Jak ktokolwiek może brać przykład z takiego człowieka? Jak ktokolwiek zdrowy na umyśle może modlić się w kościele, przed którego ołtarzem stoi duchowny, który wspierał moralnie (?) zdegenerowanych, zdeprawowanych księży, tak jak robił to kardynał Law? Jest tylko jeden sposób na start od nowa, jedyne rozwiązanie. Lider moralny musi posiadać kompas moralny. Kardynał Law go nie ma. Dość wyjaśnień. Dość wykrętów. Czas Bernarda Lawa upłynął. On musi odejść, musi odejść już".
Skandal kościelny nie ogranicza się tylko do archidiecezji bostońskiej. Ciągle pojawiają się nowe wątki w całych Stanach. W początkach grudnia wyszło na jaw, że biskup Phoenix w Arizonie, Thomas O'Brien, przekonywał w przeszłości rodzinę 15-letniego chłopca, by nie zawiadamiała organów ścigania o molestowaniu ich syna przez księdza Giandelone. Zawiadomienie władz - przekonywał rodziców ofiary O'Brien - tylko powiększy szkody, jakich doznał chłopiec. Wkrótce potem ks. Giandelone przeniesiony został do innego kościoła, w Chandler, gdzie jeden z wiernych przyłapał go na seksie oralnym ze swym 15-letnim synem. Ojciec zawiadomił władze kościelne. Giandelone przeniósł się do Fort My-ers na Florydzie, gdzie został właśnie aresztowany. Lawina innych historii tego typu oraz bardziej nawet drastycznych przewala się przez środki przekazu USA. Dziesiątki nowych historii każdego dnia. A to w Ohio, a to w Michigan, a to w Arizonie.
TOMASZ SZTAYER Fot. archiwum
Niech za komentarz do tego tekstu posłuży następująca informacja: Watykan wyrzucił właśnie z parafii Sant Angelo a Scala koło Neapolu znanego we Włoszech księdza Vitalino Della Sala za to, że brał udział w marszach antyglobalistów, a jego wypowiedzi dotyczące tolerancji wobec homoseksualistów nie pokrywały się z obowiązującą linią kościelną, co zostało określone przez Watykan jako "skandaliczne zachowanie". Tym razem każąca dłoń papieska spadła na winnego z siłą i prędkością błyskawicy. Ks. Della Sala przybił kartkę na drzwiach swego kościoła. "Kościół cofnął się co najmniej o 50 lat" - napisał.
Nr 50 (145)
13 - 19 XII 2002 r.
FAKTY n
ZE ŚWIATA
13
Murphy-O'Connor, głowa Kościoła katolickiego w Wielkiej Brytanii, musi ostatnio robić to samo, co jego amerykański kolega po fachu, najwyższy rangą duchowny katolicki w USA, kard. Bernard Law z Bostonu: przepraszać i wyrażać skruchę. No i walczyć o zachowanie stanowiska, choć nie jest to już ta słodka synekura co kiedyś...
ciężkim kalectwem: jedna z jego ofiar cierpi na porażenie mózgowe, druga nie wstaje z wózka inwalidzkiego. Popęd seksualny ks. Hilla był silniejszy niż obiekcje natury moralnej.
Teraz kard. Murphy-O'Connor oskarżany jest wprost przez "The Times" o przenoszenie Hilla na nowe stanowiska mimo poważnych sygnałów o jego przestępczej ak-
Kardynał Murphy-O'Connor nie poczuwa się jednak do odpowiedzialności za poczynania ks. Johna Lloyda (nawet arcywyrozu-miały papież przeniósł go do stanu świeckiego za zgwałcenie dziewczynki i przemoc seksualną wobec dwu ministrantów) ani ks. Joe Jor-dana, który dostał 8 lat. W związku ze sprawą tego ostatniego arcybiskup Cardiff został zmuszony
Synowie szatana
Księża, jak wiadomo, bardzo kochają dzieci. Niestety, często miłością zmysłową i namiętną. Nie wszyscy to rozumieją, więc ścigają pedofilów i stawiają ich przed sądem. Księża są więc w kropce. Choć... nie wszyscy. Niektórzy - aby nie dać się złapać - gwałcą dzieci chore na porażenie mózgowe i poruszające się na wózkach inwalidzkich.
Skandal pedofilski przywiało właśnie (z USA via Irlandia) na Wyspy Brytyjskie i demaskowanie sukienkowych dewiantów ruszyło pełną parą. Angielscy wierni nie chcą słyszeć o pokorze ani respekcie wobec namiestników Boga na ziemi, a media ujadają jak sfora wściekłych psów. Czołowa brytyjska gazeta, "The Times",
tywności seksualnej. Gazeta zarzuca mu tolerowanie pedofilii księży, kupowanie milczenia ofiar i odrzucanie wszelkich krytyk. Kardynał był wcześniej biskupem Brighton i ks. Hill bezpośrednio mu podlegał. BBC oskarża O'Conno-ra o krycie przestępstw także innych duchownych. Media wzywają kardynała do rezygnacji.
do przejścia na emeryturę. Kardynał nie czuje się też współwinnym pedofilii księży Erica Taylora i Sama Penny, którzy gwałcili dzieci mieszkające w sierocińcu w Cole-shill. Nawet wpływowy tygodnik katolicki "The Tablet" pisze, że kardynał "popełnił bardzo poważne błędy przy podejmowaniu decyzji. Nie może być wątpliwości, że jego reputacja jest zrujnowana ". Inna gazeta brytyjska, "The Independent", donosi, że wierni nie są przekonani, iż Kościół naprawdę żałuje swych czynów, i stwierdza: "Sposób, w jaki duchowni kryją się nawzajem i taktyka przenoszenia księży z parafii do parafii - to zjawiska określane przez uczciwych kapłanów mianem szatańskiej arogancji". Jeden z takich księży oświadczył: "Ci ludzie w ogóle nie mają bo jaźni bożej".
publikuje serię artykułów o pedofilii tamtejszego kleru. Temat wałkuje też BBC.
Najgorsza chryja z tym Hillem. Ksiądz Michael Hill został pod koniec listopada skazany na 5 lat pudła za molestowanie seksualne dzieci, na ogół ministrantów. Nie poszedł siedzieć, bo już siedzi. Odsiaduje wyrok z 1997 roku, za to samo, ma się rozumieć. Sprawę czyni bardziej drastyczną fakt, że wielebny Hill zabawiał się seksualnie także z dziećmi dotkniętymi
Kościół się na to absolutnie nie godzi, argumentując, że w latach 80. nie był świadom "obsesyjnej i nałogowej pedofilii". Widocznie nikt biednych hierarchów nie poinformował, że księża nie powinni traktować dzieci jak seksualnych zabawek, a jeśli już, to nie powinni byli dać się złapać. Teraz Kościół już to chyba wie, bo ofiarom wysyła oświadczenie mówiące o "głębokim żalu osobistym" w związku z "konsekwencjami błędnej decyzji".
Baronowa Shirley Williams, jedna z najbardziej szanowanych katoliczek brytyjskich, twierdzi, że "podstawy egzystencji Kościoła są zagrożone". "Kościół żyje w świecie, który minął - mówi baronowa. - Jeśli nie zacznie postrzegać współczesnego świata takim, jakim jest, stanie się po prostu sektą ludzi oderwanych od społecznej rzeczywistości. Kościół musi przejść nową reformację. Niestety, obecnie nie jest on na to gotowy".
LUCY FURR
Przemiana
Ostatecznego dowodu na istnienie Pana Boga dostarczył właśnie Michael Braithwaite z prowincjonalnego Putney w Kentucky w USA - handlowiec z branży erotycznej, właściciel sklepu "Love World" z wibratorami, sztucznymi penisami, fantazyjnymi kondomami i innymi akcesoriami pomocnymi w przekształceniu prokreacji w miły i niebanalny seks.
Braithwaite opowiada przy wtórze łez spływających mu po policzkach o dniu, w którym nastąpiło Przeobrażenie. Coś nakazało mu przerwanie handlu seksualnymi zabawkami. "Ze względów moralnych nie mogłem ich dłużej sprzedawać" - wyjaśnia nawrócony porno biznesmen. Czym handlować, jeśli nie wibratorami? Oczywiście, Pismem Świętym! Braithwaite postanowił sprzedawać Biblie.
Czerwone mury niegdysiejszego siedliska rozpusty pokryła dziewiczo skromna, biała farba. W miejsce "Świata Miłości" na szyldzie pojawiła się teraz nazwa "Mikes Place". Dawni klienci, wchodząc do środka, doznawali szoku, gdy zamiast plastikowych penisów i majtek składających się z dwu sznurówek zobaczyli półki wypełnione Bibliami, krzyżami i świętymi
obrazkami. "Gdy usłyszysz głos Pana, zmiany są konieczne" - wyjaśnia kupiec, gęsto rzucający cytaty z Pisma Świętego.
Na wyraźne polecenie samego Boga - nieupłynniony, lubieżny towar wartości 10 tys. dolarów Braithwaite wydał na pastwę płomieni. Pastor Frank Howard z Clo-spint Church of God emocjonuje się, opowiadając, jak wywoził plu-gastwo ze sklepu taczkami, a potem nabył 40 litrów ropy i podpalił. Tymczasowo Pismo Święte nie schodzi tak jak wibratory (w Kentucky każdy ma już przynajmniej kilka Biblii), ale współobywatele Putney - pod wrażeniem wydźwi-gnięcia się bliźniego z moralnego upadku - postanowili nieodpłatnie zaopatrywać go w wiktuały do czasu, gdy stanie finansowo na nogach. T. Sz.
Kościół przepraszający
Z głębokim żalem przyznajemy, że członkowie Caritasu nie zawsze działali szybko i nie reagowali odpowiednio na wyzwania, które stawia wirus HIV i choroba AIDS. Oto fragment oświadczenia wydanego przez Catholic Agency for Overseas Development w imieniu Caritas International, centrali sterującej działaniem 150 agencji charytatywnych na świecie, znajdujących się pod kontrolą Kościoła katolickiego.
Okazją był obchodzony niedawno Światowy Dzień AIDS. Komunikat Caritasu przyznaje, że członkowie Kościoła katolickiego, w tym biskupi, byli zaangażowani w niejawną akcję dyskryminacji osób chorych na AIDS lub nosicieli wirusa HIV, który - według Caritasu - atakuje 15 tys. osób dziennie.
"Wirusa ujmowano w kategoriach fobii i obsesji otaczających seks, co sprawiało, że łatwo przychodziło zakwalifikowanie HIV jako fizycznego objawu grzechu"
- stwierdza Ann Smith, jedna z autorek oświadczenia.
W komunikacie nie napomyka się o antykoncepcji, ale w tym samym czasie Catholic Institute for International Relations wezwał Kościół do zezwolenia na używanie kondomów w celu zapobiegania AIDS.
Oświadczenie Caritasu i apel katolickiego instytutu zostały przygotowane bez akceptacji i wbrew poglądom hierarchii katolickiej. T.Sz.
Za fotki do pudła
Baptyści amerykańscy uważani są za creme de la creme fundamentalizmu religijnego. Wedle ich przekonań, prawie nic, co przyjemne czy rozrywkowe, nie jest dozwolone. Najlepiej skupić się na modlitwie.
Gdyby pastorowi Jamesowi Andrew Smithowi z Landmark Baptist Church w Fort Worth w Teksasie nie zachciało się angażować w biznes, pewnie po dziś dzień byłby powszechnie szanowanym i głęboko pobożnym kaznodzieją.
Podczas ilustrowanej slajdami prezentacji w firmie komputerowej Exel Inc. w wykonaniu pastora, oczom zdumionych pracowników nagle ukazało się zdjęcie gołego chłopca. Pastor zmieszał
się i usiłował zwalić winę na wirusa komputerowego. Ale okazało się, że w jego komputerze jest kilkadziesiąt innych zdjęć z gatunku pornografii dziecięcej, przesyłanych i otrzymywanych drogą e-mailową od innych kolekcjonerów.
Kariera wielebnego - zarówno zawodowa, jak i religijna - legła w gruzach; wyleciał z firmy, stracił pastorstwo i został aresztowany. Może załapie się na więziennego kapelana? T.Sz.
14
MITY KOŚCIOŁA
FAKTYn
13 - 19 XII 2002 r.
JAK SCHRYSTIANIZOWANO POGAŃSKIE PRZESĄDY
Trzynastego w piątek
Przesądy stanowią irracjonalny sposób oswojenia nie do końca zrozumiałej rzeczywistości. Te najbardziej znane mają wprawdzie rodowód znacznie starszy od tradycji chrześcijańskiej, ale wiele z nich udało się jej "ochrzcić" poprzez nadanie im "właściwej" interpretacji.
Bezspornie najpopularniejszą na świecie nieszczęśliwą liczbą jest trzynastka. Jej fatalna opinia wywodzi się z zamierzchłych czasów babilońskich, kiedy uchodziła za tę, która burzy doskonałość systemu dwunast-kowego. Pogląd ten na swój użytek zaadaptowało chrześcijaństwo. Ponieważ podczas Ostatniej Wieczerzy, która poprzedziła ukrzyżowanie Chrystusa, obecnych było trzynaście osób, do dziś przestrzega się, by do stołu nie zasiadało trzynaście osób, bo sprowadzi to śmierć jednego z biesiadników.
Jeszcze w dziewiętnastym wieku chrześcijanie dość powszechnie traktowali każdy trzynasty dzień miesiąca jako czas szatana. A jeżeli trzynastego wypadł na dodatek w piątek, to był to pech do kwadratu, bowiem piątek (i to też jest "wynalazek" chrześcijaństwa) uważano za najgorszy dzień tygodnia. Właśnie w ten dzień ukrzyżowano Chrystusa, dlatego
piątek był dniem postu, umartwienia i wykonywania egzekucji. Do dziś pokutuje przekonanie, że wszystkie zaczęte tego dnia przedsięwzięcia z góry skazane są na niepowodzenie.
Oprócz wszystkich piątków i trzynastych dni miesiąca, chrześcijaństwo za feralne dni potraktowało również daty: 1 kwietnia -kiedy podobno miał się urodzić Judasz, 1 sierpnia -w którym Kain miał zabić Abla, oraz 1 grudnia -rzekomy dzień zagłady Sodomy i Gomory.
Dlaczego lewa strona uchodzi za gorszą od prawej i czemu znany już starożytnym Rzymianom przesąd o wstaniu z łóżka lewą nogą ma zapowiadać zły dzień? Chrześcijanie uważali, że szatan towarzyszący człowiekowi na każdym kroku zawsze chodzi z lewej strony, anioł stróż zaś -po prawej. Przesąd przesądem, ale dlaczego wciąż zwykliśmy miejsce po prawej stronie rezerwować dla osób ważniejszych?
O tym, że lepiej unikać przechodzenia pod drabiną, wiadomo z przyczyn bardzo prozaicznych -może nam coś spaść na głowę. Zabobon, że przynosi to nieszczęście, jest wprawdzie znacznie bardziej leciwy od kultury chrześcijańskiej, ale w jej kręgu znalazł swoje wytłumaczenie. Otóż drabinę powinniśmy kojarzyć ze złem i śmiercią, ponieważ posłużono się nią przy krzyżowaniu Chrystusa!
Licho nigdy nie śpi, zawsze na wszelki wypadek warto odpukać w niemalowane drewno. Dla naszych prapraprzodków był to wyraz wiary w drzewo jako źródło wszelkiego życia, którego dotknięcie *^ miało moc oddalenia złe- ^L^ go. Pukano w nie, aby J obudzić mogące się akurat zdrzemnąć opiekuńcze duchy. I chociaż chrześcijaństwo dokładało niemałych starań, by łączyć ów magiczny gest z relikwią krzyża Zbawiciela, ta interpretacja raczej się nie przyjęła.
Oprócz sposobów na oddalenie nieszczęścia, znamy całe mnóstwo praktyk mających zapewnić szczęście. W szczególności zaleca się szukanie czterolistnej koniczynki. Moda na ten amulet rozpowszechniła
się w średniowieczu za sprawą teologów łączących pogańskie fantazje (czwórka jako liczba święta) z własną tradycją. Wymyślili więc, że czterolistna koniczynka była jedyną pamiątką, jaką Adam i Ewa zabrali z raju, gdyż cztery listki symbolizują krzyż. Dlatego znajdować ją mieli jedynie szczególni wybrańcy Jezusa.
Ci, którym nie było dane znaleźć czterolistnej koniczynki, zawsze mogą postarać się o podkowę. W tym przypadku ochrzczenie pogańskiego zabobonu przyszło z wyjątkową łatwością. Wystarczyło podkowę ułożyć w pozycji litery "C", żeby stała się inicjałem Chrystusa, lub umieścić w położeniu odwróconego "U", żeby przypo-
minała aureolę. Nic zatem dziwnego, że podkowę można znaleźć nad drzwiami wielu średniowiecznych kościołów. Jej przybicie nad wejściem
oznaczało uświęcenie budynku. Z podkową wiąże się także średniowieczna bajka o św. Dunstanie i diable. Pewnego dnia diabeł zjawił się u kowala Dunstana i poprosił o podkucie jednego kopyta. Sprytny kowal związawszy wcześniej diabła, tak mocno kuł mu kopyto, aż ten zaczął błagać o litość. Wówczas to Dun-stan miał na diable wymóc przyrze-czenie, że będzie on omijał każdy dom, na którego drzwiach przybito podkowę.
Niewątpliwie pozostałością dawnych praktyk pogańskich mających zapewnić ochronę domu przed złymi mocami jest również - i tu się niektórzy bardzo zdziwią -wieszanie krzyża nad drzwiami, które dziś ma uchodzić za manifestację wiary. Tyle że przed chrześcijaństwem używano w tym celu rogów zwierzęcych.
Kościół zrobił wiele, by przesądy kojarzono z czasami przedchrześcijańskimi. W rzeczywistości sam dużo z nich importował, dorabiając swoją legendę, a jeszcze więcej sam stworzył. Jeżeli tylko dobrze poszukać, to w myśleniu magicznym da się też znaleźć motywy antyklerykalne. Ot, choćby nieco zapomniany dziś polski przesąd, wedle którego pecha przynosi spotkanie zakonnicy lub księdza. Dla odwrócenia złego losu, należało rzucić za nimi kamykiem.
ANNA KALENIK
Właśnie minęła 148. rocznica ustalenia trzeciego maryjnego dogmatu. 8 grudnia 1854 r. papież Pius K ogłosił tzw. Niepokalane Poczęcie Bogarodzicy. Zgodnie z wiarą katolicką, a sprzecznie z biblijną, Maria miała się urodzić jako bezgrzeszna i w tym stanie dotrwać do końca.
Wydając bullę Ineffabilis, papież zamknął ostatecznie spór, jaki toczył się całe stulecia wśród katolickich szkół teologicznych wokół poczęcia Marii. Nauka o jej poczęciu wolnym "od wszelkiej zmazy pierworodnej winy" została przedstawiona jako "nauka od Boga objawiona, a wszyscy wierni powinni w nią wierzyć mocno i stale". Dzień 8 grudnia ustanowiono świętem Niepokalanego Poczęcia NMP. Aby "mocno i stale" w to uwierzyć Kościół powołał się na dwa biblijne zapisy: tzw. Protoewangelię (Rdz 3.15) i tzw. pozdrowienie anielskie (Łk 1. 28).
Tzw. Protoewangelia zawiera słowa Boga skierowane w raju do węża: "Położę nieprzy-jaźń między tobą, a między niewiastą i między potomstwem twoim, a potomstwem jej; ona zetrze głowę twoją, a ty czyhać będziesz na piętę jej". Teologowie katoliccy tłumaczyli, że zapowiedź ta wypełniła się w Marii, która otrzymała "najwyższą godność w świecie stworzeń". Myśl o triumfie matki Jezusa nad wężem (szatanem) znalazła odbicie w wizerunkach Marii depczącej głowę węża. W błędzie tym Kościół tkwił jeszcze do niedawna. Otóż katolicki przekład (Wulgata) zawierał słowo "ona" podczas gdy oryginał hebrajski "ono": "ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę". Tekst oryginalny wskazuje więc na Chrystusa, jako na
Niepokalana?
zwycięzcę grzechu i szatana, a nie na Marię. Błąd lingwistyczny w końcu naprawiono (tzw. Biblia Tysiąclecia zawiera poprawny zapis, choć pokrętny do tego komentarz), a misternie tkany dowód zawisł w próżni.
Podobnie naciąganym dowodem jest tzw. pozdrowienie anielskie. Anioł rzekł do Marii: "Zdrowaś, łaski pełna, Pan z Tobą, błogosła-wionaśty między niewiastami". W jakiś tajemniczy sposób miałoby to świadczyć o bezgrzesznym poczęciu Marii. "Zdrowaś" to inaczej mówiąc "Raduj się" -słowa te w niczym nie wyróżniają Marii, ponieważ były to zwykłe słowa powitania. Znacznie większą wagę Kościół przykłada do sformułowania "łaski pełna" -to ma oznaczać bezgranicznie uprzywilejowanie Marii i "łaskę ponad miarę". Tymczasem przetłumaczony tak grecki zwrot kecharito-mene (łac. gratia plena) oznacza: "szczególnie umiłowana", co niestety wcale nie czyni z Marii niewyczerpanego źródła wszystkich łask. Jest ona natomiast niewątpliwie kobietą szczególnie umiłowaną i wybraną przez samego Boga. Przyznaje to sam ks. Cz. Jakubiec dowodząc, że
słowa te wcale "nie wyrażają... najwyższego stopnia łaski czy świętości Maryi". Wielu osobom Bóg nadawał podobne tytuły. Np. uczniem, którego "Jezus szczególnie umiłował" był Jan (J 21. 20). W przeciwieństwie do Marii, "łaski pełnym" zgodnie z greckim oryginałem (pleres charitos) był Chrystus. Żaden człowiek nie może Mu pod tym względem dorównać. Maria bez wątpienia znalazła "łaskę u Boga", skoro powołał ją do macierzyństwa Syna Bożego. Nie ma to jednak nic wspólnego z bezgrzesznym poczęciem. Łaska Boża przysługuje wszystkim pragnącym zbawienia.
O niepokalanym poczęciu mają świadczyć dalsze słowa anioła: "Pan z Tobą " i "Bło-gosławionaś ty między niewiastami". Pierwsze określenie jest dość popularne w Starym Testamencie -usłyszał je choćby Gedeon (Sędz 6.12). Podobnie i drugie sformułowanie nie jest wyjątkiem, bo usłyszała je 1300 lat wcześniej inna wybitna Żydówka: "Błogosławiona między niewiastami Ja-hel, żona Herbera Cy-nejczyka" (Sędz 5. 24 tł. ks. J. Wujka). Jak widać to samo błogosławieństwo dla jednych
jest ku zapomnieniu, dla innych ku wniebowstąpieniu.
Te katolickie spekulacje doprowadziły do oszałamiających wręcz stwierdzeń: Maryja jest nazywana "źródłem wszystkich dóbr, wszystkich łask, wszystkich doskonałości mających odnowić dzieła Boże uszkodzone przez grzech (...), mogła uświęcić cały świat stworzony, odrodzić naturę ludzką, naprawić spustoszenia spowodowane buntem aniołów, a krwią swoją i tchnieniem ożywić ciało Boga" (A. Nicolas: "Życie Maryi Matki Bożej"). Gdzie jest w tym miejsce i rola Chrystusa? Zdaje się, że w tym kontekście zbyteczna staje się Jego misja zbawcza, podobnie jak odradzające i uświęcające dzieło Ducha Świętego. Skoro Maria "ożywiła" swoją krwią i tchnieniem "ciało Boga", to uczyniono ją stwórcą samego Stworzyciela!
Biblia jednoznacznie stwierdza o grzeszności wszystkich ludzi bez żadnego wyjątku: " Wszyscy bowiem zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej... nikt nie jest sprawiedliwy, nikt zgoła" (Rz 3.23,10). Wypowiadający te słowa apostoł Paweł zdaje się być zupełnie nieświadomy wyjątkowości matki Jezusa. Tak jak wszyscy ludzie, tak i Maria potrzebowała odkupienia. Mówi do Elżbiety: "I rozradował się duch mój w Bogu, Zbawicielu moim" (Łk 1. 47), co świadczy o wierze Marii w Zbawiciela uwalniającego od grzechu.
Nauka o niepokalanym poczęciu Marii godzi też w istotę ewangelii. Uwolniona od grzechu Maria nie byłaby w stanie dać Chrystusowi człowieczeństwa, a Chrystus nie mógłby być kuszony na "nasz wzór", ani też odnieść "w ciele" zwycięstwa nad grzechem. Był on poddany takim samym próbom i cierpieniom, z tą różnicą, że w nich wytrwał. Jest to dowodem Jego pełnego człowieczeństwa. Pozbawienie Chrystusa jakiejkolwiek cząstki człowieczeństwa byłoby pozbawieniem Go możności wykonania mesjańskiej misji. PAULINA STAROŚCIK
Nr 50 (145)
13 - 19 XII 2002 r.
FAKTY n
W IMIĘ BOGA - KRZYŻ I SWASTYKA _ 15
katolicka panów
(2)
Reżim, jaki ustanowili ustasze, był jednym z najokrutniejszych w czasie II wojny światowej. Minister edukacji, dr Mile Budak, określił następująco cele chorwackiego rządu: "Część Serbów wybijemy, część wygnamy, a resztę, która musi przyjąć religię katolicką, włączymy do narodu chorwackiego (...). Wszystkie nasze poczynania wynikają z wierności wobec religii i Kościoła katolickiego".
Protesty
14 sierpnia 1941 r. przewodniczący Związku Społeczności Izraelickiej we włoskim Alatrii posłał do Watykanu opis zbrodni dokonywanych na Żydach i prosił, aby Stolica Apostolska podjęła jakąś interwencję w obronie ofiar u rządów włoskiego i chorwackiego. Nie wiadomo nawet, czy dostał odpowiedź na ten list. W memorandum Światowego Kon-gresu Żydów z 17 marca 1942 roku, zwracano się z prośbą do Stolicy Apostolskiej o wpłynięcie na los Żydów, zwłaszcza na Słowacji, Węgrzech i w Chorwacji, gdzie rządziły katolickie dyktatury, ukazując dokładnie ich katastrofalną sytuację. Treści tego listu nie włączono do jedenastotomowej dokumentacji dotyczącej Kościoła w okresie II wojny światowej, wydanej po wojnie przez Watykan...
13 listopada 1941 roku przywódcy muzułmanów wydali w Zagrzebiu protest przeciwko "zabijaniu księży prawosławnych i czołowych osobistości bez wyroku i sądu, i przeciw masowemu rozstrzeliwaniu często całkiem niewinnych ludzi, kobiet i dzieci". "Namiestnik Chrystusa" ciągle milczał...
A jakiż interes mogli mieć muzułmanie w tym proteście? Przeciwnie, nie mieli go wcale i mogli milczeć, gdyż ustasze tolerowali muzułmanów w swoim państwie! Ale są granice, kiedy ludzka moralność sama się odzywa
i mówi: nie! Nie trzeba żadnych religii, aby potępić coś takiego, żadnych interesów politycznych, ani sympatii. Potrzeba tylko jednego - człowieczeństwa.
Były jugosłowiański minister Veceslav Vilder 16 lutego 1942 roku w udzielonym w Londynie wywiadzie radiowym powiedział: "I teraz w otoczeniu Stepinaca popełnia się straszliwe zbrodnie. Brat-
Dzieci zamordowane w obozie w Jasenovacu
Arcybiskup Sarajewa, dr Sarić, z uniesioną ręką woła: "Heil Hitler" wraz z grupą ustaszów i nazistów na lotnisku w Butmir, 1943. Sarić był ustaszowskim agitatorem od 1934 roku
nia krew leje się strumieniami. Prawosławnych zmusza się do przyjmowania wiary katolickiej i arcybiskup Stepinac nie nawołuje do oporu. Czytamy natomiast o tym, że bierze on udział w paradach faszystów chorwackich i hitlerowców. Co gorsza, biskup Zagrzebia Salis-Sewis nie zawahał się wprost pochwalić Pavelicia, kiedy wygłaszał orędzie noworoczne, zaś arcybiskup Sarajewa, Sarić, ułożył 24 grudnia 1941 r. dłuższą odę na cześć Pavelicia". Po stronie katolickiej rozlegały się czasami głosy protestu. Chorwat, dr Provislav Grizogno, napisał w liście do arcybiskupa Stepinaca, że Kościół katolicki nie wykazał się ani chrześcijańskim, ani nawet ludzkim współczuciem dla ofiar tego nielegalnego
reżimu, "który dopuszcza się straszliwych zbrodni na serbskich wyznawcach prawosławia".
W efekcie rządów faszystowskich, w wyniku masowej zagłady zginęło 487 tys. prawosławnych Serbów (na 2,2 mln), 30 tys. Żydów (na 45 tys.), 27 tys. Cyganów (inne źródła podają wyższe liczby ofiar, Mul-timedialna encyklopedia powszechna PWN 2000 podaje łączną liczbę ofiar w wys. 800 tys.). Ten klerykalny reżim jest najlepszym dowodem na to, że heretycy przestali płonąć wyłącznie dlatego, że państwo odmówiło swej dalszej pomocy. Jednak przy odpowiedniej gorliwości władzy państwowej - wróciło średniowiecze. I jeśli kler hamował się trochę i wykazywał pewną powściągliwość, to tylko dlatego, że patrzyły nań coraz bardziej przerażone oczy świata.
Wiadomo, że Watykan brał udział w organizowaniu pomocy dla ustaszów, ewakuujących się do Ameryki Południowej w ucieczce przed aliantami.
W Rzymie, w kolegium San Girolamo delli Illirici finansowanym przez Watykan, otrzymywali fałszywe paszporty i nazwiska oraz trasy ucieczki.
Serbski odwet
Wobec nacjonalistycznego okrucieństwa i nietolerancji Jugosławia tym łatwiej przechyliła się na stronę komunistyczną. W 1942 roku z inicjatywy komunistów powstała Antyfaszystowska Rada Wyzwolenia Narodowego Jugosławii (AVNOJ), przypisująca sobie funkcje najwyższego organu ustawodawczego i wykonawczego; rok później AVNOJ powołała Narodowy Komitet Wyzwolenia Jugosławii (NKOJ). W partyzanckich walkach dominowały wojska Josipa Broz--Tito. Jego partyzanci walczyli przeciwko hitlerowskim okupantom oraz posiłkującym ich usta-szom (jak i przeciwko wiernym królowi Piotrowi II czetnikom). Po wojnie Tito utrwalił ustrój komunistyczny, łagodząc niesnaski narodowe w Jugosławii. Przeciwstawił się również uzależnieniu
Jugosławii od ZSRR; w 1948 roku popadł w konflikt ze Stalinem, w wyniku czego ukształtowała się jugosłowiańska wersja komunizmu
Arcybiskup Zagrzebia Stepinac (po prawej) na oficjalnej uroczystości państwowej w 1941 r.
(titoizm), która charakteryzowała się samorządnością (przeciwstawianą centralizmowi obozu sowieckiego) i niezaangażowaniem w polityce zagranicznej.
Wobec roli Kościoła w usta-szowskiej NDH, kler nie mógł liczyć na pobłażliwość władz, taką jak choćby w Polsce (mimo że Tito był bardziej niezależny od Stalina). Zarządzono likwidację katolickich szkół i organizacji, a także większości klasztorów. Zniesiono prasę katolicką i naukę religii. Katolicy utracili wiele kościołów i miejsc kultu, do 1946 roku aresztowano prawie połowę duchowieństwa oskarżaną o udział w ludobójstwie. Stracono około 13 proc. kleru, w tym 139 synów św. Franciszka.
Teraz dopiero się podniósł lament! Kler dostrzegł niedolę ludzką! "Straty wyrażają się łącznie liczbą 501 ofiar... Jest to liczba, jakiej od wieków nie znała historia państw południowo-wschodnich" - alarmował kłamliwie już 20 września 1945 roku tamtejszy episkopat.
Tak oto zakończyła się mrzonka o "katolickim eldorado", "Państwie Bożym" i "przyczółku kato-ewangelizacji" na Bałkanach
- obopólnym mordem i spiralą prześladowań. Arcybiskup Stepinac, który przez cztery lata masakr współpracował z usta-szami, został 13 października 1946 r. skazany na 16 lat więzienia i dodatkowo na 5 lat utraty praw obywatelskich za popieranie ustaszowskiego ludobójstwa oraz udział w spisku antypaństwowym. Wyszedł na wolność po 5 latach. I papież mianował go kardynałem!
Jednak historię piszą zwycięzcy... Jan Paweł II, papież an-tykomunista, w dwudziestolecie swego pontyfikatu beatyfikował kardynała filofaszystę Alojzije Stepinaca, uczynił zeń chorwackiego patriotę i męczennika komunistycznego dyktatu. Kościół zatroszczył się o to, by wybielić wizerunek Stepinaca.
Cały ten ustaszowsko-katolicki "incydent" jest dziś skrupulatnie wymazywany z pamięci. Wielka
Jan Paweł II klęczy przed mauzoleum Stepinaca w Chorwacji. Tylko więc czekać na dzień, kiedy Kościół będzie miał kolejnego świętego w osobie naszego bohatera
katolicka "Historia Kościoła", składająca się z pięciu tomów i kilku tysięcy stron, pisząc o niezwykle szczegółowych sprawach, nie poświęca Chorwacji ani słówka, jakby Kościół chorwacki nie istniał w XX w. Półgębkiem tylko wspomniano na str. 418 tomu 5 (i to przy okazji omawiania niełatwej sytuacji Kościoła w powojennych czasach), że: "...w Jugosławii, gdzie były powody, by zarzucać Kościołowi, że jest częściowo związany z pogrobowcami dawnych reżimów lub że skompromitował się w czasie wojny, popierając siły antydemokratyczne".
TOMASZ
WOLTAREWICZ
Fot. archiwum
tościółpowinien wreszcie skończyć ze swoim zakła-J\. manym pojęciem moralności. (Birgit Homburger, niemiecki polityk, katolicka posłanka obecnego parlamentu, FDP)
O kazało się, że zakonnice przemycały znalezionych chłopców do klasztoru. Jak tylko podrośli, brały ich do łóżka - w celu religijnego przygotowania... (Pe-
M
ałżeństwo bazuje na tym sa-
MYŚLI, CYTATY, WYPOWIEDZI (11)
Kościół i kobiety
mym akcie co prostytucja, dlatego najlepiej postępuje ten, kto wcale nie dotyka kobiety. (Tertulian, ojciec Kościoła i filozof, 160-220 r.)
/uż samo nabycie środków antykoncepcyjnych czyni sprzedawcę i nabywcę "formalnymi współgrzesznika-mi". Nabywcę bomby czy granatu - nie. To jest moralność Kościoła. (Karlheinz Deschner) m,ościół i państwo znają tylko dwie możliwości: mał-J\. żeństwo albo prostytucja, wszelka inna forma miłości poza tymi modelami jest dla nich mocno podejrzana. (Heinrich Bll, niemiecki pisarz, 1917-1985 r.)
działu teologicznego w Corpus Christi College w Londynie) etyłaściwa wartość kobiety ogranicza się do rodzenia i prac domowych. (św. Tomasz z Akwi-nu, teolog, 1225-1274)
Zasadniczym przeznaczeniem kobiety jest zaspokajanie męskiej pobudliwości. (św. Jan Chryzo-stom, 349-407)
rak samo, jak miłości nie należy powierzyć prostytutce, tak religii nie należy powierzyć klechom. (Karlheinz Deschner)
opr. EDWARD KUCZ
16
NAUKA I WIARA
FAKTYn
13 - 19 XII 2002 r.
Rozmowa z prof. Marią Szyszkowską, filozofem i senatorem RP
- Kto to jest agnostyk?
- To człowiek, który zdaje sobie sprawę z ograniczenia ludzkich możliwości poznawczych. Jest świadomy, że nie możemy poznać istoty rzeczy - tylko zjawiska. Rozumie, że świat jest różnorodny i istnieją rozmaite punkty widzenia. Taka postawa wyklucza fanatyzm i lekceważenie dla poglądów innych ludzi. Agnostyk nie potrafi stwierdzić, że któryś z systemów wartości jest najsłuszniejszy czy najprawdziwszy. Daje uprawnienie innym, aby głosili poglądy, które często jemu samemu wydają się obce.
- Wiele osób zarzuca takiej postawie wygodnictwo albo ase-kuranctwo. Zawiesza się sąd i ocenę, aby uniknąć konsekwencji takiego wartościowania.
- Taka ocena postawy agnostyka jest absurdalna i niesprawiedliwa! Agnostyk zdaje sobie sprawę z ograniczoności poznania, ale mimo to wie, że musi podjąć jakieś
działania. Określa cele dla swojego życia i war-
Do naszych czasów nie dotrwały oryginały ksiąg biblijnych, a jedynie ich kopie. Czy zatem obecny tekst Pisma Świętego jest kopią rzetelną?
ze sobą. Agnostyk może być podniesiony na duchu świadomością, że jest szlachetnym człowiekiem. A zresztą, religijna nadzieja wydaje mi się absurdalna w tym, że wynika w większości wypadków z wiary w nieśmiertelność duszy. Jak można się cieszyć z nieśmiertelności jakiegoś fragmentu siebie? Człowiek jest jednością psychofizyczną, a więc nieśmiertelność jakiejś tylko części nas nie jest pocieszająca.
- Czy agnostyka nie przeraża w takim razie wizja śmierci i być może nicości?
- Przeraża tak samo jak człowieka wierzącego. Widziałam wielu ludzi mocno wierzących, także duchownych, którzy w obliczu śmierci byli nie mniej przestraszeni niż
OKIEM HUMANISTY (4)
Być agnostykiem
tości, jakie powinien respektować. Jest to postawa raczej bohaterska niż wygodnicka. Dochodzi ona do głosu np. w filozofii Kanta i neo-kantyzmie, które są mi szczególnie bliskie. Wydaje mi się, że o wiele wygodniej jest być wyznawcą jakiejś religii i podlegać narzuconemu z góry, z zewnątrz, systemowi wartości. Agnostyk sam podejmuje decyzje, poruszając się w niepoznawalnym świecie.
- Czy agnostyk znajduje odpowiedź na najważniejsze dla wielu ludzi pytanie: czy jest Bóg, czy go nie ma?
- Nie ma żadnego dowodu na istnienie Boga, jak i na jego nieistnienie. To są podstawowe racje dla postawy agnostyka. Na gruncie katolickiej filozofii tomizmu istnieją dowody na istnienie Boga. Ale przekonują one tylko tych, którzy przyjmują założenia tej filozofii. Istnienie Boga jest przedmiotem wiary, a nie wiedzy. Dlatego należy bardzo dokładnie rozdzielać wiedzę naukową i wiarę religijną. Tylko dla myślicieli chrześcijańskich te dwie dziedziny zlewają się. Mają oni ograniczoną wolność poszukiwań - ich swoboda kończy się, jeżeli dochodzą do wniosków sprzecznych z założeniami wyznawanej religii.
- Chrześcijanie mają nadzieję życia wiecznego. A jaką nadzieją może cieszyć się człowiek niereligijny?
- Może się cieszyć np. wewnętrzną harmonią. Może być szczęśliwy, że jego działania są w zgodzie z poglądami, które przyjmuje za prawidłowe. Jest to ogromnie cenne - wewnętrzne poczucie zgodności
agnostycy czy ateiści. Lęk przed śmiercią wynika z instynktu samozachowawczego, który jest w nas siłą największą. Widziałam kilkakrotnie, że także zwierzęta nie mniej niż człowiek boją się śmierci. W kontekście rozważań nad umieraniem zastanawiam się, dlaczego w większości religii Bóg jest pojmowany jako istota dobra? Nie wiem, czy za dobrego może być uznany ktoś, kto daje komuś życie, a potem je odbiera. Samo fundowanie komuś tak wielkiej niepewności dalszego istnienia, jak to ma miejsce w przypadku śmierci, jest czymś okrutnym.
- Dla człowieka religijnego drugi człowiek jest współbratem, a nawet dzieckiem Boga. Kim jest bliźni dla agnostyka?
- Bliźni dla agnostyków jest składnikiem i częścią rodziny ludzkiej. Dlatego też są oni na ogół życzliwi dla innych i pozbawieni uprzedzeń. Nie ma dla nich znaczenia czyjaś narodowość, wyznanie religijne czy ateizm. Odnoszą się z szacunkiem dla ludzi rozmaitych kultur.
- Czym w takim ujęciu jest świat przyrody? Czy jest - tak jak dla niektórych chrześcijan - miejscem panowania człowieka?
- Nie. Wielu agnostyków podkreśla, że człowiek nie jest lepszy od innych istot żywych, lecz inny. Nie ma żadnego uzasadnienia dla panowania człowieka nad światem przyrody. Powinniśmy wyrabiać w sobie poczucie jedności ze zwierzętami i roślinami oraz z niepoznawalnym kosmosem. Człowiek nie powinien być istotą niszczącą swoje środowisko. Rozmawiał
ADAM CIOCH
Kopie ksiąg biblijnych różnią się między sobą szczegółami, które nazywa się wariantami. Ich liczba przekracza 200.000, choć znaczących różnic jest zaledwie 40.
Większość z dwustu tysięcy wariantów sprowadza się do opuszczenia litery, innej pisowni tego samego słowa czy odmiennego szyku słów w zdaniu. Weźmy za przykład tekst Ewangelii (Mt 4.1) w dwóch znanych kodeksach biblijnych z IV wieku: Watykańskim (1) i Synajskim (2):
kopii z różnych miejsc świata, tym łatwiej, porównując je z sobą, zrekonstruować oryginał. Samych tylko greckich rękopisów skatalogowano już blisko 5 i pół tysiąca. Do tego trzeba dodać około 10 tysięcy łacińskich, 8 tysięcy etiopskich, goc-kich, gruzińskich i ormiańskich. W sumie dysponujemy około 25 tysiącami całościowych lub fragmentarycznych rękopisów NT z pierwszych wieków!
Cały tekst Nowego Testamentu moglibyśmy dziś odtworzyć z cytatów zawartych we wczesnochrześcijańskich dziełach, a niektóre z tych pism po-
z Ewangelii jakieś wzmianki o młodości Jezusa, są urojeniami.
Dysponujemy kopiami ksiąg no-wotestamentowych, które od oryginałów dzielą zaledwie dwa pokolenia. Jak to niewiele, przekonamy się, porównując je z innymi starożytnymi pismami, gdzie różnica ta wynosi zwykle nie dwa pokolenia, lecz 1000 lat! Na przykład Roczniki Tacyta, które powstały około 116 roku, przetrwały dzięki fragmentarycznym kopiom z połowy IX i XI wieku. Najwcześniejsze kopie "Iliady" Homera, która powstała około 800 roku p.n.e., pochodzą z IIIII wieku n.e. (pierwszy pełny tekst z XIII wieku), co daje 1000 lat różnicy między oryginałem a pierwszą zachowaną kopią. W przypadku pism greckiego historyka Tu-kidydesa (460-393 p.n.e.) to różnica około 1400 lat. To samo dotyczy Dziejów Herodota (488-428 p.n.e.).
W tym kontekście Frederick Kenyon, który był dyrektorem Muzeum Brytyjskiego i znawcą starożytnych rękopisów, zauważył: " Okres między powstaniem oryginału Biblii, a najwcześniejszymi zachowanymi do
naszych czasów ich kopiami jest tak krótki, że właściwie bez
1. Wtedy Jezus został wyprowadzony na pustynię przez Ducha, aby był kuszony przez diabła.
2. Wtedy Jezus został wyprowadzony przez Ducha na pustynię, aby był kuszony przez diabła.
Każda najdrobniejsza nawet zmiana we wczesnym manuskrypcie była powielana w tysiącach kolejnych, gdyż skrybowie z reguły nie poprawiali omyłek w tekście biblijnym, aby nie pogorszyć sprawy. Jedna taka omyłka jest więc często liczona jako tysiące wariantów.
Omyłki kopistów miały prozaiczne przyczyny: niekiedy rękopisy, z jakich korzystali, były wytarte, czasem była to chwila nieuwagi, a bywało, że przyczyną był słaby wzrok kopisty.
Badania porównawcze wykazały, że całkowitej pewności, który wariant jest oryginalny, nie mamy jedynie w 40 miejscach Nowego Testamentu, przy czym nie mają one jakiegokolwiek wpływu na zasady wiary. Stanowi to mniej niż pół procent całego tekstu! Dla porównania, liczba kwestionowanych miejsc w mniejszej objętościowo "Iliadzie" Homera wynosi 764!
Kopie nowotestamentowe są ze sobą zgodne w stopniu bez porównania wyższym niż kopie innych starożytnych ksiąg, bo aż w 99,5 proc.! Wcześniejsi badacze - pod wpływem XIX-wiecznej krytyki racjonalistycz-no-liberalnej - myśleli, że jest znacznie gorzej. Na przykład Friedrich Delitzsch (1850-1922), znany niemiecki uczony, napisał: " Tekst biblijny doświadczył korupcji w stopniu przechodzącym wszelkie wyobrażenie". Gdyby dożył odkrycia w Qumran, byłby zdumiony, jak minimalne i trywialne okazały się zniekształcenia tekstu Starego Testamentu, a podobnie ma się rzecz z Nowym Testamentem.
Nowy Testament przewyższa inne starożytne dokumenty mnogością kopii. Im zaś więcej starożytnych
wstały już na przełomie I i II wieku! Jest to fenomen bez precedensu w starożytnej literaturze. Same tylko księgi napisane przed 325 rokiem zawierają 32 tysiące cytatów z NT z których moglibyśmy odtworzyć cały jego tekst, z wyjątkiem zaledwie 11 wersetów!
Wprowadzenie istotnej zmiany w treść NT w późniejszych wiekach byłoby niemożliwe ze względu na ogromną liczbę wczesnych kopii. Wprowadzenie jej w pierwszych wiekach także było praktycznie niemożliwe. Po pierwsze, spotkałoby się ze sprzeciwem ówczesnego świata chrześcijańskiego, gdyż księgi te były znane i regularnie czytane podczas nabożeństw. Po drugie, ktoś musiałby taką zmianę wpisać do wszystkich znaczniejszych kopii, włącznie z tymi, które powstały we wczesnych wiekach w języku syryjskim, łacińskim czy kop-tyjskim. Po trzecie, taką zmianę należałoby wprowadzić także do dzieł wczesnochrześcijańskich pisarzy, którzy cytowali księgi nowotestamentowe począwszy od końca I wieku. Byłoby to niemożliwe.
Sugestie sceptyków, że to kopiści dodali relacje o nadprzyrodzonych wydarzeniach, takich jak narodziny Mesjasza z Marii panny, uzdrowienia czy zmartwychwstanie Jezusa były i są bezpodstawne. Także sugestie zwolenników wschodnich religii, że Kościół usunął
znaczenia (...). Zarówno autentyczność, jak wiarygodność ksiąg nowote-stamentowych mogą być uważane za ostatecznie potwierdzone".
Prof. F.F. Bruce z uniwersytetu w Manchesterze napisał: "Dowody na rzecz autentyczności Ewangelii są bez porównania większe, niż na rzecz któregokolwiek z dzieł klasycznych pisarzy, których autentyczności nikt nie ważyłby się zakwestionować. Jeśli księgi nowotestamentowe byłyby zbiorem pism świeckich, ich autentyczność byłaby uznana powszechnie za niepodlegają-cą dyskusji. Ciekawą rzeczą jest, że historycy zwykle mają dużo więcej zaufania do pism Nowego Testamentu niż niejeden teolog".
Przystępując do badania wiarygodności Biblii, musimy przyjąć założenie, z jakim historycy podchodzą do starożytnych źródeł, a mianowicie, że sprawozdanie jest prawdziwe. Następnie poddajemy je gruntownej analizie, a na koniec bierzemy pod uwagę wszystkie obiekcje. Niestety, wielu teologów obróciło ten proces do góry nogami, odrzucając relację biblijną wszędzie tam, gdzie nie ma dla niej wsparcia ze strony niezależnych źródeł. Gdyby historycy z takim beztroskim subiektywizmem podchodzili do innych starożytnych pism, musieliby odrzucić niemal wszystkie, bo ich treść rzadko ma potwierdzenie w niezależnym materiale dowodowym. ALFRED J. PALLA
Nr 50 (145)
13 - 19 XII 2002 r.
FAKTY n
BÓGI BOGOWIE
17
ŻYCIE PO ŻYCIU (21)
Era duchów
Nowa Era, zwana też Erą Wodnika, posiada wiele technik i kilka stopni zaangażowania: od medycyny alternatywnej przez transcendentną medytację po trans i kontakt z duchami. Metafizyczne doświadczenia proponowane przez Erę Wodnika to - według Biblii - demoniczna sfera, ta sama, którą eksploatują szamani i media spirytystyczne.
Choć korzenie ruchu sięgają okultystycznych pogańskich praktyk, to wśród zwolenników New Age jest wielu chrześcijan, co więcej - duchownych, zwłaszcza Kościoła rzymskokatolickiego. Jedna z mediów ruchu, Miriam Starhawk, tak pisze o prowadzonych przez siebie seminariach: "Szkolenie księży, pastorów, zakonnic i chrześcijańskich pedagogów w zakresie rytuałów i historii religii Matki Bogów to dla mnie nowe, ale niezmiernie wdzięczne doświadczenie... Jestem ukontentowana, odkrywając w chrześcijańskich kościołach tak silny ruch przychylny Duchowi Pogaństwa..." (w: J. Dunkel, Apokalipsa). Do podążania za Dawną Religią zachęcał podczas pobytu w New Delhi przywódca katolików Jan Paweł II, choć Biblia mówi coś zupełnie innego.
Ruch Nowej Ery korzysta ze spirytystycznych technik m.in. transko-munikowania. Za pomocą odmiennych stanów świadomości nawiązywany jest kontakt ze światem duchowym. Taki trans, poprzez zatarcie kontaktu z rzeczywistością, ma otworzyć człowieka na wewnętrzne, wyższe "ja"
oraz na wpływ duchowych przewodników. Obejmuje to m.in. medytację, wizualizację, hipnozę, specjalne sposoby oddychania, mantry. Niebezpieczeństwa tych technik ujawniają same media New Age, jak Ruth Montgomery, która stwierdziła, że mediumizm "otwiera drzwi, przez które mogą wejść pełne zła, złośliwe duchy". Jedna z pionierek ruchu, Helena Bławacka, stosująca tzw. pismo automatyczne, szczerze wyznała: "...moje natchnienie definitywnie przychodzi z zewnątrz, co więcej, ktoś wtedy wchodzi we mnie. (...) Ktoś przychodzi i pochłania mnie niczym ciemna chmura; wówczas zostaję zepchnięta w głąb samej siebie i wtedy to już nie jestem ja, lecz ktoś zupełnie inny". Kto? Dla posługujących się wiedzą biblijną, rozszyfrowanie tajemniczych sił nie stanowi trudności. Są to demoniczne manifestacje, stąd tak uderzające jest podobieństwo między transkomunikowa-niem a fenomenem zdemonizowa-nia. Nie są to dobre czy też "neutralne" istoty z innego wymiaru, lecz nieprzyjazne ludziom inteligentne siły, których celem jest zwiedzenie człowieka, a w konsekwencji pozbawienie go szansy życia wiecznego. Odmienne stany świadomości uzyskuje się też poprzez tzw. transcendentną medytację. Ma ona prowadzić do religijnego oświecenia. Niektóre formy medytacji wymagają mantry, czyli powtarzania jakiejś frazy lub koncentracji na niej. Taką rolę może spełniać nawet różaniec czy tzw. modlitwa językami. W ten sposób umysł wprowadzany jest w odmienny stan. Ciekawe, że
właśnie wtedy ma miejsce duża liczba objawień, kontaktów z duchami, nawet pod postacią Jezusa. Ogromna część osób parających się transko-munikowaniem swój pierwszy kontakt z duchowymi istotami nawiązała podczas medytacji. Jej okultystyczna odmiana służy demonom za punkt kontaktu w szamanizmie, magii i spi-rytyzmie. Podczas gdy ludzie Wschodu zdają sobie sprawę z niebezpieczeństw czyhających na osoby uprawiające introspektywną medytację, ludzie Zachodu na ogół są tego nieświadomi. Biblia zachęca do medytacji, ale rozumie ją jako w pełni świadome rozważanie Boga i Jego prawd. Jest to przeciwieństwo bezmyślnego powtarzania określonych sylab w celu otwarcia się na duchową wiedzę. Najpopularniejszą formą medytacji jest joga, odbierana przez laików jako zestaw relaksujących ćwiczeń na elastyczność ciała. Jako taka joga jest bardzo zdrowa i wskazana. Jednak niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że teoria jogi oparta jest na hinduskich wierzeniach o kundalini (mistyczna energia), a wymawiana podczas jogi sylaba "om" to nic innego jak imię hinduskiego boga słońca, któremu w ten sposób hindusi oddają cześć. John Ankerberg i John Weldon, badając okultystyczną medytację, doszli do wniosku, że "energia doświadczana w medytacji promowanej przez ruch New Age, szczególnie podczas fazy zwanej powstaniem kundalini, jest rezultatem duchowego wpływu lub nawet zdemonizowania. To, że ten rodzaj medytacji manifestuje się energią charakteryzującą szama-nizm, okultyzm, wschodni i zachodni spirytyzm, nie podlega dyskusji. Rzeczywiście, manifestacje, jakie towarzyszą energii przywołanej przez medytację, występują często w spirytyzmie. Wskazuje to, że z pewnością nie jest to energia ludzka, ani tym bardziej Boża". PAULINA STAROŚCIK
RELIGIE WCZORAJ I DZIŚ (41)
Teologia piramid
Najstarszy na świecie "system teologiczny" został odkryty dzięki spenetrowaniu piramid i skopiowaniu znajdujących się tam napisów.
Pierwsze z nich pochodzą z piramidy Unisa w Sakkarze, faraona kończącego V. Dynastię (ok. 2347 r. p.n.e.). Wiadomo jednak, że przynajmniej część zapisów powstała dużo wcześniej i przez setki (tysiące?) lat trwała w ustnej tradycji, zanim utrwalono je na kamieniu i papirusie. Można zatem mówić o Egipcie jako miejscu najstarszej sformalizowanej teologii.
W wierze Egipcjan znajdujemy ślady fetyszyzmu. Świat wyobrażano sobie jako przenikany przez rozmaite energie wpływające na losy człowieka i dające się obłaskawić. Czci zażywały fetysze - przedmioty symbolizujące poszczególne moce, a potem personifikacje pierwotnie bezosobowych sił. W ten właśnie sposób z nieokreśloności energii
przenikających wszechświat wyodrębniły się liczne egipskie bóstwa. Nie bez kozery samo pojęcie boga w zapisie hieroglificznym miało kształt słupa owiniętego tkaniną z luźno powiewającymi wstążkami - był to prawdopodobnie słup-fe-tysz, w którym koncentrowała się niewidzialna energia. Późniejszy panteon pełen dziwacznych hybryd, łączących w sobie części ciała ludzi i zwierząt, był prawdopodobnie traktowany równie symbolicznie. Forma miała jedynie sugerować odpowiednie przymioty bóstwa. Natomiast samych bóstw nie można było w żaden sposób zobaczyć i opisać; reprezentowały przecież inną rzeczywistość nieosiągalną dla ludzi. Dlatego w egipskiej literaturze bohaterowie spotykają bogów zazwyczaj pod postacią określonych zwierząt, których formę istoty ponadludzkie zechciały przyjąć.
Egipcjanie czcią otaczali wysokie kamienne słupy - obeliski,
które przypominały z jednej strony drzewa (analogie ze znanym na całym świecie Drzewem Kosmicznym), a z drugiej nawiązywały do męskich narządów płciowych symbolizujących płodność oraz mistyczny związek ziemi i nieba. Właśnie ta "bezosobowość" egipskich bóstw i ich nieosiągalność dla ludzkiego postrzegania zdają się być dobrym gruntem dla wykształcenia w przyszłości bardziej abstrakcyjnych koncepcji zaświatów, a następnie powstania najstarszej wersji monoteizmu.
Powstaje więc pytanie, czy religię starożytnych Egipcjan należy traktować jak typowy politeizm? Może raczej należy uznać ją za swoisty system wierzeń wywodzących się z poglądów magicznych, pierwotnego fetyszyzmu i animizmu (przekonanie o obecności ducha w materialnych ciałach istot żywych), lecz w istocie głoszący jedność całego świata.
LESZEK ŻUK
"Potem rzekł Pan Bóg: Niedobrze jest
I człowiekowi, gdy jest sam. Uczynię mu pomoc I odpowiednią dla niego" (Rdz 2. 18). Bóg stworzył kobietę - dopełnienie mężczyzny. Człowiek od I początku był więc istotą społeczną, która szuka | towarzystwa.
, niświa- Jesteśmy stworzeni Śt do społeczności w małżeństwie, rodzinie; do przyjaźni. Człowiek - na wzór swego Stwórcy - ma społeczną naturę. Samotność dotyka jednak wielu ludzi, jest chorobą naszych czasów. Składa się na nią kilka czynników: zeświecczenie, indywi-
niego, nie był dla Adama powodem do wywyższania się, lecz do wdzięczności Stwórcy. Adam nie przypisywał sobie żadnej przewagi nad swą żoną. Czuł się w wyjątkowy sposób z nią związany. Należał do niej, ponieważ ona należała do niego. Takie jest przeznaczenie człowieka: obdarzyć miłością partnera, zostać miłością obdarzonym i stać się jednym ciałem: "Dlatego opuści mąż ojca swego i matkę swoją i złączy się z żoną swoją, i staną się jednym ciałem" (w. 24). Bóg pobłogosławił ludziom: "Rozradzajcie się i rozmnażajcie się, i napełniajcie ziemię, i czyńcie ją sobie poddaną" (Rdz 1. 28). Człowiek ma obdarzać miłością. To uczucia rodziców wobec siebie nawzajem i wobec dzieci będą określać ich osobowość, czynić szczęśliwymi lub nie. "Jedno ciało" oznacza zupełną zgodność. Ponieważ Bóg postanowił, by Adam i Ewa uzupełniali się wzajemnie, oboje znaleźli spełnienie w swym związku. Jest to cud, że dwie osoby mogą osiągnąć taką jedność
OKIEM KREACJONISTY
Z żebra
dualizm, pracoholizm, konsumpcjo-nizm. Sekularyzacja odcina ludzi od poczucia wspólnego, ostatecznego celu i zbiorowej więzi z Bogiem. Dążenie do kariery i zdobywania dóbr materialnych za wszelką cenę utrudnia lub wręcz uniemożliwia zachowywanie więzi z innymi. Do poczucia samotności przyczyniają się rozwody, przejścia na emeryturę, bezrobocie, śmierć bliskich.
Po pierwsze, Bóg stworzył człowieka do wspólnoty małżeńskiej. Od początku "jako mężczyznę i niewiastę stworzył ich" (Rdz 1.27). Małżonek to w Bożym założeniu najbliższy partner, który na co dzień dzieli smutki i radości. Kobieta i mężczyzna zostali stworzeni sobie równymi. " Wtedy zesłał Pan głęboki sen na człowieka, tak, że zasnął. Potem wyjął jedno z jego żeber i wypełnił ciałem to miejsce. A z żebra, które wyjął z człowieka, ukształtował Pan Bóg kobietę i przyprowadził ją do człowieka. Wtedy rzekł człowiek: Ta dopiero jest kością z kości moich i ciałem z ciała mojego. Bę-dzie się nazywała mężatką, bo z męża została wzięta" (Rdz 2. 21-13). Dlaczego Bóg kształtuje kobietę z żebra Adama? Miejsce to wskazuje na równość obu istot ludzkich. Bóg nie "pobrał materiału" ani z pięty człowieka, ani z jego głowy. Kobieta nie miała być zatem poddana mężczyźnie, ale nie miała też nad nim górować. Adam rozumiał, że istota, którą Bóg ukształtował częściowo z jego żebra, jest kimś wyjątkowym, szczególnym darem Bożym. Fakt, że Ewa pochodziła od
i harmonię. Ponieważ oboje czują, że ich życie nabiera wartości dzięki temu, że są razem, oboje - jeden dla drugiego - są chętni ponosić ofiary. Człowiek potrafił stworzyć z Bożym błogosławieństwem idealny związek. Po upadku, naznaczony grzechem, z trudem buduje rodzinne szczęście. Jeśli jednak skorzysta z Bożej oferty pomocy i zaprosi Stwórcę do swego małżeństwa, może uczynić je - według obietnicy - bardzo dobrym. Bóg nadał małżeństwu wielką rangę świętości, porównując więź żony i męża do więzi Chrystusa z Kościołem.
Społeczna natura człowieka przekłada się nie tylko na potrzebę więzi małżeńskiej. Jesteśmy stworzeni do przyjaźni i kontaktów z innymi. O korzyściach wynikających ze społeczności pisał mędrzec Salomon: "Lepiej jest dwom niż jednemu, mają bowiem dobrą zapłatę za swój trud: Bo jeżeli upadną, to jeden drugiego podniesie. Lecz biada samotnemu, gdy upadnie!" (Koh. 4, 9-10).
Wreszcie społeczna natura człowieka przejawia się w społeczności "z Ojcem i Synem jego, Jezusem Chrystusem" (1 J 3). Człowiek został powołany do wspólnoty z Bogiem. Został stworzony, by Bóg mógł objawiać mu Swą miłość. Kiedy człowiek upadł, zaczął jednak uciekać od swego Stwórcy. W ogrodzie Eden to Bóg szukał Adama, a człowiek przestraszony ukrywał się przed Nim. W Jezusie Bóg ponownie wrócił do człowieka, oferując mu swe towarzystwo. Nazwał nas braćmi i siostrami, a mimo to nadal od Niego uciekamy.
MARTA CUBERBILLER
18
NASZA RACJA
FAKTYn
13 - 19 XII 2002 r.
OGŁOSZENIA ANTYKLERYKALNEJ PARTII POSTĘPU RACJA
Centrala APP RACJA, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, tel. 0 (pfx) 42/630-73-25, e-mail:racja@faktyimity.pl
SPOTKANIA:
Bełchatów -15 XII godz. 16, ul. Niecała 1 -zebranie powiatowe. Kontakt: tel. 0 (pfx) 44/632 68 03. Białystok -17 XII godz. 17, ul. Zwycięstwa 8 (biurowiec MADRO) -zebranie członków APP RACJA połączone z wyborem struktur wojewódzkich.
Bielsko-Biała -14 XII godz. 14, Ogródki Działkowca "Kolejarz", ul. Cieszyńska -zapraszamy członków i sympatyków - wybory władz.
Brzeszcze -18 XII godz. 17 -zebranie powiatu oświęcimskiego. Kontakt: Tadeusz Paradysz, tel. 0-607 334 886.
Chełm -15 XII godz. 14, bar "Bistro", ul. Wojsławicka 4/7 -spotkanie wyborcze. Kontakt: tel. 0-501 711 386.
Cieszyn Pastwiska -13 XII godz. 16.30, bar "U Korbasa" -zebranie wyborcze (Ustroń, Wisła). Gdańsk Wrzeszcz -16 XII godz. 18, Dom Nauczyciela, ul. Uphagena 28. Andrzej Kotłowski, tel. 0-601 258 016.
Gliwice -15 XII godz. 16, ul. Studzienna 4, klub "Perełka" -zebranie wyborcze. Kontakt: tel. 0-694 309 198.
Katowice -16 XII godz. 17, restauracja "Szamanka", ul. Obr. Westerplatte -wybory władz powiatowych.
Koszalin -21 XII godz. 16, Klub Osiedlowy PRZYLESIE ul. Szynwal-da 2 -zebranie członków i sympatyków APP RACJA z wiceprzewodniczącym partii. Prosimy o przynoszenie zdjęć do legitymacji. Kontakt, Anna Nowak, tel. 0 (pfx) 94/341 53 35.
Kraków -16 XII, godz. 11, restauracja "Dracena", ul. Brono-wicka 5 -pierwszy założycielski Zjazd Wojewódzki APPR. Kontakt: Kazimierz Wyspiański, tel. 0 (pfx) 12/658 80 75.
Lubliniec -14 XII godz. 16, restauracja "Lentex", ul. Powstańców Śląskich. Kontakt: tel. 0-606 392 535.
Olsztyn -11I 2003 r. godz. 14, Dom Kultury "Alternatywa", sala 37, ul. Profesorska 15 -wybory delegatów na kongres założycielski, sprawy organizacyjne. Kontakt: Bronisław Oleszkiewicz, tel. 0 (pfx) 89/543 26 33.
Siedlce -19 XII godz. 18, ul. Chrobrego 4, klub osiedlowy "Lech" - spotkanie wszystkich sympatyków i członków APPR. Szczecin -15 XII godz. 15, stołówka Telekomunikacji przy ul. Wyzwolenia 70 - wybory do władz wojewódzkich oraz delegatów na zjazd krajowy. Obecność wszystkich członków obowiązkowa. Prosimy zabrać ze sobą legitymację. Tychy-17 XII godz. 18, Al. Niepodległości, Dom Kultury "Tęcza" -wybory władz powiatowych. Warszawa - 19 XII godz. 18, ul. Kinowa, "Kamionek" (wejście z lewej strony budynku) -zapraszamy na spotkanie wszystkich sympatyków i chętnych do wstąpienia w szeregi APPR z prawobrzeżnej Warszawy.
Zabrze -14 XII godz. 15, pub "Galeria", skrzyżowanie ulic 3 Maja i Szczęść Boże -zebranie organizacyjne.
Zamość -14XII godz. 13, ul. Partyzantów 9, (I p., obok TP SA) -zebranie członków i sympatyków
APPR z udziałem przewodniczącego województwa. Kontakt: tel. 0-501 425 444.
Zduńska Wola -14 XII godz. 16 -zebranie organizacyjne. Bliższe informacje pod tel.: 0(pfx) 43/824 21 50, 0-504 184 728.
KONTAKTY:
ŁÓDZKIE
Skierniewice - w każdy wtorek i czwartek w godz. 11-17 czynne jest biuro Zarządu Powiatowego -budynek dworca, I p. pokój 109. Wszystkich zainteresowanych serdecznie zapraszamy. Kontakt: 0-503 162 608.

Przypominamy Państwu, ze w każdą środę w godz. 10
16 przy ul. Zielonej 15 w Łodzi dyżuruje przedstawiciel Zarządu Województwa Łódzkiego, z którym można dyskutować na temat naszej Partii i złożyć deklarację oraz otrzymać legitymację. Wszystkich zainteresowanych
zapraszamy. Kontakt: Elżbieta Szmigielska, tel. 0-503 162 608.

Aby wybrać delegatów na zjazd wojewódzki, muszą być powołane struktury we wszystkich miejscowościach woj. łódzkiego. Prosimy zatem o zgłaszanie się wszystkich, którym los naszej Partii nie jest obojętny. Informacja: E. Szmigielska, tel. 0-503 162 608.
ZACHODNIO-POMORSKIE Szczecin -Zachodniopomorski Zarząd Wojewódzki APP RACJA organizuje zbiórkę darów w ramach akcji "Ogrzejmy się nawzajem". Zapraszamy darczyńców i liczymy na ofiarność mieszkańców Szczecina. Siedziba APP RACJA ul. Łokietka 12/1, 70-255 Szczecin, dyżury: wtorek, czwartek w godz. 17-20. Zapraszamy.
MAZOWIECKIE
Wszystkich zainteresowanych wstąpieniem do APPR prosimy o kontakt: Warszawa - Jerzy Wikiel, tel. 0-607 566 826;
Ciechanów -Lidia Cyranowicz, tel. (23) 671 35 20;
Płock, Sochaczew-Sylwester Sionek, tel. 0-601 942 662; Radom -Marek Motyka, tel. 0-603 196 411;
Siedlce -Marian Kozak, tel. 0-606 153 691;
Ostrołęka -Dariusz Odrowski, tel. 0-600 293 325.
PODKARPACKIE
Koordynator woj. podkarpackiego Jan Zięciak, tel. 0 (pfx) 17/854 27 21,0-502 784 924, prosi o kontakt wszystkich członków i sympatyków APP RACJA.
ŚLĄSKIE
Chrzanów -dyżury zarządu powiatowego w każdą środę w godz. 10-12, al. Henryka 53.
Prenumerata redakcyjna na 2003 r.:
Cena prenumeraty na I kwartał 2003 r. wynosi 28,60 zł, na półrocze - 57,20 zł, na cały rok - 113,50 zł. Na blankiecie wpłat
należy podać właściwą kwotę oraz dokładny adres. Termin przyjmowania wpłat upływa z dniem 31 XII 2002 r.
>
o cc o
00
o o
I
o
o
o .0
o a
nr rachunku odbiorcy
10601493
nr rachunku odbiorcy cd.
330000199492
odbiorca:
BŁAJA NEWS Sp. z o.o. ul. Piotrkowska 94 90-103 Łódź
kwota:
zleceniodawca:
stempel dzienny
Opłata
I
o o
o
UJ
I
o
o
a,
o -o
o a
nr rachunku odbiorcy
10601493
nr rachunku odbiorcy cd.
330000199492
odbiorca:
BŁAJA NEWS Sp. z o.o. ul. Piotrkowska 94 90-103 Łódź
kwota:
zleceniodawca:
stempel dzienny
Opłata
nazwa odbiorcy nazwa odbiorcy cd. 1 i.k. r numer rachunku odbiorcy
10601493
BŁAJA NEWS ul. Piotrkowska 94, 90
103 Łódź
330000199492
kwota słownie
w p
waluta
PLN
kwota"
nr rachunku zleceniodawcy (przelew)
i i i i i i i i i i i i i i i i i i i i i
i i i
nazwa zleceniodawcy
nazwa zleceniodawcy cd.
tytułem
PRENUMERATA
data, pieczęć, podpis(y) zleceniodawcy
Opłata
nazwa odbiorcy nazwa odbiorcy cd.
BŁAJA NEWS
ul. Piotrkowska 94, 90
103 Łódź
i.k.-----r numer rachunku odbiorcy
10601493
330000199492
kwota słownie
nr rachunku zleceniodawcy (przelew)
W p
waluta
PLN
kwota -
i
i
i
i i
nazwa zleceniodawcy
nazwa zleceniodawcy cd.
tytułem
PRENUMERATA . . .
data, pieczęć, podpis(y) zleceniodawcy
Opłata
Śż
Nr 50 (145
13 - 19 XII 2002 r.
E^KTY n
LISTY OD CZYTELNIKÓW
19
LISTY
Dziękuję Ci, Generale!
Mamy już dwudziestą pierwszą rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. Jak co roku -zobaczę w telewizji młode buźki małolatów z Ligi Republikańskiej, którzy przed domem Generała Jaruzelskiego palą ułożone w kształcie krzyża ognie, i ich nabrzmiałe nienawiścią twarze. Usłyszę pełne "chrześcijańskiego miłosierdzia" okrzyki: "Ukrzyżować go!". Później obejrzę jakieś wspomnienia, archiwalne zdjęcia, które pokażą "całą prawdę" o tamtych czasach. Prawdę tendencyjną, bo przecież nie w takich czar-no-białych barwach postrzegam ja i mnie podobni tamten okres. A najgorsze, że jesteśmy sfrustrowani użytkiem, jaki ci "bez skazy", ludzie "Solidarności" zrobili z władzy, którą zarówno ekipa gen. Jaruzelskiego, jak i naród -oddali im parę lat później bez walki, ba -podali na tacy! Pytam: czy pamiętacie te napięcia i niepokoje? Pamiętacie jedyny sposób na rozwiązywanie problemów -strajk?! To właśnie wtedy wymyślono hasło: "A na drzewach, zamiast liści, będą wisieć komuniści". Jeszcze pamiętaliśmy Węgry i Czechosłowację -Wielki Brat nie zawahał się ani chwili. Nic dziwnego, że duża część społeczeństwa przyjęła "stan wojenny" z ulgą. Gen. Jaruzelski i jego ekipa, wprowadzając stan wojenny, uchronili nas od wojny domowej, następnego narodowego powstania, wielkiego przelewu krwi i jestem szczęśliwy, że nie musieliśmy sprawdzać praktycznie dylematu -czy Ruscy wejdą, czy nie wejdą.
Myślę, że dopiero historia właściwie oceni postać Generała, odda mu sprawiedliwość i postawi w panteonie bohaterów narodowych. Najwyższy czas zaprzestać poniżania, znęcania się, ciągania po sądach jednego z największych Polaków. Najwyższy czas okazać mu wdzięczność i złożyć hołd za bezkrwawe przeprowadzenie przez jeden z najtrudniejszych okresów naszej historii.
Janusz Porębski, Bonn
Ojcze Rydzyku!
Niedługo stanie się cud, powstanie radio "Jonasz" ("FiM" nr 47/02 str. 18). Cudem, jak ojciec mówi,
jest radio "Maryja", ale żeby cud był wiarygodny, musi być potwierdzony. W radio "Jonasz" będą przeważać młodzi. Ciekawe, czy ojciec będzie o nich mówił, że pracowali dla Moskwy -no bo kiedy? Zmieni się też pryzmat: ojciec codziennie mówi "Bogu, Kościołowi, narodowi", a w radiu "Jonasz" najpierw będą ludzie, a potem cała reszta.
Kto daje i...
W 2002 roku rząd RP przyznał rencistom i emerytom podwyżkę świadczeń, która wyniosła odpowiednio od 1,8-8 zł. Teraz, ten sam rząd, podwyższając składkę na służbę zdrowia, postanowił odebrać to co dał. Pan Premier w jednym z telewizyjnych wystąpień powiedział, że w 2003
Cała nadzieja w p. Kotlińskim, jego antena będzie zdolna sprostować te wszystkie skrzywienia, których radio przez 11 lat dokonało w narodzie i uchronić tych, którzy jeszcze ocaleli. Czytelnik "FiM" Do wiadomości: Przyszły lider
Odrodzonej Polskiej Lewicy Sz. Pan Roman Kotliński
Potrzebna wizja?
Jak się coś pisze, dobrze jest wiedzieć, o czym się pisze. W numerze 46 "FiM" obruszył się p. Jerzy Wojciuch z Limanowej, wypowiadając się na temat cipy, tego pięknego i użytecznego organu płciowego kobiet. Otóż pan ten poczuł się urażony z powodu w pełni zasadnego użycia tego słowa na określenie cipopodobnego tworu prof. Koniecznego i pyta, czy nie można było użyć przyzwoitszego słowa, np. wagina (po polsku pochwa). Otóż nie! -drogi panie.
Gdy patrzy pan na cipę, to widzi pan cipę i tylko cipę, czyli srom (nie kojarzyć z defekacją), tj. zewnętrzne narządy płciowe kobiety, ale nie widzi pan pochwy, która jest końcowym odcinkiem żeńskiego układu płciowego i znajduje się wewnątrz cipy. Jeżeli pan nie wierzy, to proszę dokonać wizji lokalnej.
Ponadto chyba obrusza się pan na wyrost, gdyż określenie cipa, jakże często używane w potocznej pol-szczyźnie, jest eufemistycznym określeniem pi..., a to jest dopiero wulgaryzm. Zdzisław Hajduk Chodecz
roku renciści i emeryci dostaną 10-krotnie większą podwyżkę świadczenia w stosunku do roku 2002 i w ten oto sposób znów będzie miał co zabrać. Bo przecież emeryta i rencistę można ze wszystkiego ograbić. J.M. Jaworzno
Do obcięcia...
Współczuję naszym klerykom, którzy w XXI wieku muszą ukrywać swoje skłonności pedofilskie (...), choć nie ma nic prostszego, jak sięgnąć do nauk wielkiego prekursora dogmatyki chrześcijańskiej - Orygenesa.
Jeden z twórców doktryny katolickiej, Orygenes, postanowił wyzwolić się spod wpływów szatana i obciął sobie ten nieczysty "przyrząd", który musiał ciągle nosić ze sobą w portkach. Tym samym raz na zawsze wyzwolił się ze skłonności diabelskich. Piszę w obawie o interesy Kościoła, a przede wszystkim o wielkie majątki, które wpadną w ręce ludzi podpuszczonych przez samego Lucyfera. Bronisław
Andrzejewski
Papie w buźkę
W sierpniu tego roku Poczta Polska wydała serię znaczków z okazji wycieczki "Władcy Największego Pierścienia". Stojąc w kolejce przy okienku pocztowym, przyglądałem się, jak pracownica poczty stempluje listy. W pewnym momencie zacząłem się śmiać. Gdy zapytała, czy bawi mnie jej praca,
odpowiedziałem, że nie z tego się śmiałem. Poradziłem tylko, żeby uważała, gdyż obraża czyjeś uczucia religijne, waląc stemplem w buźkę "Wielkiego Turysty". Co będzie, gdy tusz zatka mu nos i nie będzie mógł kichnąć? Czym się będą zachwycać dewoty nawiedzone?
Pracownica "Świętej Poczty Polskiej" zaczerwieniła się i odłożyła stempel. Adam Józef Lubelskie
Olać krety!
Czytałem ostatnio Pański artykuł "Czarne i ryje" i żal mi się Pana zrobiło. Toteż spieszę Panu z pomocą do walki choćby z jednym rodzajem czarnych szkodników -kretami. Mam działkę i od lat stosowałem różne metody, np.: śledzie, karbid, butelki, puszki po piwie, żrący dym z motoru na dotarciu za pomocą węża podłączonego do rury wydechowej i... wszystko na nic. W tym roku poszedłem po rozum do głowy i zacząłem sikać jak piesek w kretowiska. Nie uwierzy Pan, krety poszły sobie. Sukces murowany! Ten mój patent można wykorzystać, sikając do kubka, bo bezpośrednio nie wypada (sąsiedzi i dewoty). Później wlewać do kretowisk.
Życzę pomyślności w walce ze wszystkimi czarnymi. J. Wrona
Papież do PGR
Piszę ten list pod wpływem wzburzenia, jakie wywołała u mnie informacja o zaproszeniu do Polski prezydenta Watykanu. Czy rząd koniecznie chce, aby JPII zmarł na ojczystej ziemi? Prościej niż zapraszać go tak często byłoby w tym wypadku wyodrębnić kawałek ziemi (ile opuszczonych PGR-ów stoi) i tam przenieść cały Watykan. Staruszek siedziałby sobie tam i od czasu do czasu pomachał łapką i po-mruczał do tłumu. Tylko czy byłby tłum? Myślę, że wiele osób dostrzegłoby minusy Kościoła rzymskokatolickiego i zdało sobie sprawę, w jakiej ciemnocie żyli. Nie jestem znawcą Biblii, ale nie sądzę, aby pradawny wzorzec organizacji mającej głosić słowo Boga miał coś wspólnego z obecnym przepychem, chamstwem i pychą, jakimi Kościół emanuje obecnie. Kiedy ludzie wreszcie dostrzegą, że z prawdziwego Kościoła zostały marne resztki? Analizując opinie internautów na portalu Onet, związane z pomysłem koloratkowego premiera,
szokuje -pozytywnie -znaczna większość opinii krytykujących zaproszenie wizytatora. Miło wiedzieć, że światlejsza i młodsza część społeczeństwa (bo ta moim zdaniem korzysta z sieci) jest przeciwna. Oznacza to, że za kilka lat, wzorem zachodniej, bardziej cywilizowanej części Europy, kościoły będą świecić pustkami. Obserwując niedzielne pochody, już teraz widzi się, że większość to staruszkowie, przeświadczeni, że Kościół dalej walczy z komuną. Myślą, że dalej w Polsce jest PRL i dlatego z lubością słuchają słów plebana. Chciałbym doczekać chwili, gdy zamiast budować, zacznie się burzyć albo przebranżawiać kościoły. Mam dwadzieścia kilka lat, więc chyba mi się uda. To co robicie, Szanowna Redakcjo, na łamach "Faktów i Mitów", budzi mój podziw i szacunek. Michał Majchrzak
Skarga do GIODO
W "Faktach i Mitach" (47/2002) w artykule "Pecunia olet" opisano ks. Krzysztofa Jacniackiego, proboszcza parafii NMP Częstochowskiej, kolportującego biuletyn informacyjny z "Księgą Ofiarodawców i Fundatorów Kościoła".
Apeluję do wszystkich osób, których dane osobowe wraz z kwotami wpłaconymi zostały publicznie ujawnione, o skierowanie skargi do: Biuro Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych, pl. Powstańców Warszawy 1,00-030 Warszawa.
Do skargi należy dołączyć kserokopię biuletynu. Jest to jawne naruszanie Ustawy o ochronie danych osobowych i każdy taki czyn podlega sankcjom karnym.
Janusz Kachnikiewicz Wałbrzych
Katecheci biją!
Przed rokiem pewna katechetka brutalnie pobiła w szkole nie-chodzącą na religię dziewczynkę, która zdaniem tej szurniętej ma-trony -rozgłaszała... komunistyczną propagandę! Owa komunistyczna propaganda polegała na tym, że dziewczynka powiedziała koleżankom, iż -według książki amerykańskiego biblisty -relikwie zawierające kawałki świętego krzyża, posklejane do kupy, utworzyłyby krzyż wysokości... 200 metrów i rozpiętości ramion przekraczającej 100 m!!!
Gdy ojciec pobitej dziewczynki zameldował o tym dyrektorce szkoły, powybijano mu szyby!
Ateista z Zamościa
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; P.o. sekretarz redakcji: Adam Cioch -tel. (0-42) 637-10-27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski -tel. (0-42) 630-72-33; Dział historyczno-religijny: Paulina Starościk -tel. (0-42) 639-85-41; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Marcin Bobrowicz; Dział promocji i reklamy: tel. (0-42) 630-73-27; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-70-66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail: faktyimity@faktyimity.pl; Wydawca: "BŁAJA News" Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze -do 25 lutego na drugi kwartał 2003 r. Cena prenumeraty -28,60 zł za jeden kwartał; b) RUCH S A -do 5 marca na drugi kwartał 2003 r. Cena prenumeraty -28,60 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16, 532-88-19, 532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-/kwartał; 227,-/pół roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-/kwartał; 255,-/pół roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-/kwartał 313,-/pół roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hubsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York -European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago -J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell Intern ational c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga -Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia "Pegaz" -Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 15 grudnia na pierwszy kwartał 2003 r. Cena 28,60 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p-ele@faktyimity.pl. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl
JAJA JAK BIRETY
Nr 50 (145)
- 19 XII 2002 r.
Czerwone i czarne
W Żytomierzu na Ukrainie symbole tego, co stare, łączą się z tym, co nowe, choć, de facto, jeszcze starsze. Pomnik ku chwale Armii Czerwonej i starannie odnowionia cerkiew.
Fot. archiwum
Czarny humor
Siostra Małgorzata przez pomyłkę trafiła do piekła. Przerażona dzwoni do świętego Piotra i mówi:
- Tu siostra Małgorzata! Popełniono straszny błąd!
Wyjaśniła całą sytuację i uzyskała obietnicę, że pomyłka szybko zostanie naprawiona.
Niestety, święty Piotr w natłoku obowiązków najwyraźniej o niej zapomniał.
Następnego dnia siostra Małgorzata znów dzwoni:
- Proszę, zabierzcie mnie stąd natychmiast! Na dzisiejszy wieczór zaplanowana jest orgia! Obecność obowiązkowa...
Święty Piotr przejął się losem siostry Małgorzaty i obiecał jak najszybciej sprawę załatwić. Niestety, zapomniał i tym razem. Przypomniał sobie dopiero nazajutrz, gdy usłyszał dzwonek telefonu. Z drżącym sercem podnosi słuchawkę i słyszy:
- Cześć, Piotrek. Tu Gosia. Nie zawracaj sobie głowy...
ODEZWA DUSZPASTERSKA
Bracia i Siostry
Jestem nowym wikarym i niedawno dostałem pracę na stanowisku Marketing Assistant w tutejszej parafii. Ksiądz proboszcz kazał mi się zająć projektem MOC (Marketing Oriented Church), czyli Świątynia Zorientowana Na Usługi Rynkowe (SZNUR), który to projekt zastąpił SZPAGAT (Świątynia Zarządzana Przez Autonomiczne Gremium Autorytetów Teologicznych). Jest to wstęp do aktualnego w czasach glo-balizacji zadania LINA (Legion Inter-nacjonalistycznych Namiestników Arcy-kapłaństwa).
Mamy obszerne bazy danych (w tym roku ks. dobrodziej chodził po kolędzie z laptopem) oraz sieć akwizytorów (prawo jazdy + znajomość branży), którzy obecnie zajmują się głównie dystrybucją opłatków.
Uważam, że istnieje szansa dotarcia z naszą ofertą do wiernych w drodze marketingu pocztowego - mailingu.
Moim zadaniem jest przystosowanie oferty naszej parafii do obecnych czasów.
Sam mam kilka propozycji, ale jestem jednak amatorem i wolę się skonsultować z prawdziwymi fachowcami w dziedzinie marketingu. Jeżeli możecie coś do tego dorzucić, bardzo proszę - mam na
utrzymaniu trójkę dzieci, a czwarte jest w drodze i bardzo mi zależy na tej robocie.
Oto moja oferta.
1. Do końca miesiąca odpust zupełny - TYLKO 99 zł!
2. Jutro komunia o smakach: paprykowym, cebulowym i bekonu - tylko u nas!
3. Przy zamówieniu czterech wesel - jeden pogrzeb gratis!
4. Tylko u nas! Woda święcona pH 5,5. Nie zawiera konserwantów. Dla pierwszych 100 wiernych nasz czerwony kubek.
5. Posezonowa obniżka pokuty. Do 20 proc. mniej za grzechy ciężkie!
6. Zapraszamy na koncert muzyki POP-owej. Występują kapłani z cerkwi prawosławnej.
7. Nowość! Pogrzeby rodzinne!
Dzieci do lat 7 - bezpłatnie! Młodzież pod opieką dorosłych - 50 proc. bonifikaty!
8. Zestawy głośno mówiące i hands--free do spowiedzi.
9. Karta Master-Church uprawnia do 5-procentowej zniżki przy tacy w naszej sieci!
10. Ostatnie namaszczenie - prze-ciwzmarszczkowe z ceramidami.
11. Posypujemy głowy popiołem ekologicznym. 100 proc. recykling. Ozo-ne friendly.
12. Wielki konkurs - zdrapka w naszej parafii! Kup obrazek, a może pojedziesz na Hawaje!
Katolickie wydawnictwo w narkobiznesie
Laserowy papież nad Krakowem
INDEKS 356441 ISSN 1509-460X
FAKTY
**
i mi
TYGODNIK NIEKLERYKALNY
nIech się narodzi
Ś nam, że właś czytasz te słowa, że jesteś sympatyczii mądrym i przyzwoitym człowiekiem - jak każdy Czytelnik "Faktów i Mitów". Tym większy mamy więc zaszczyt i wielką przyjemność życzyć Ci z okazji Świąt i Nowego Roku... ot, po prostu pomyślności i uśmiechu losu. Życzymy Ci też zdrowia, grubszego portf i mniej szarości za oknem. Żeby Ci Unia wyszła na zdrowie... A zresztą - | ' licho życzenia. I tak niewiele z nich się spełnia. Gdyby, Przyjacielu, prześladował Cię jakiś życiowy pech - napisz do nas, zadzwoń. Może wspólnie cośzaradzim Zespół "Faktów i Mi


KSIĄDZ NAWRÓCONY
FAKT
POLSKA/UE Polska chorągiew pod wodzą Millera zwyciężyła w Kopenhadze z połączonymi siłami unijnymi. Przed końcem starcia minister Huebner spotkała się z biskupem Piotrem Liberą. Ten chciał dołączyć do polskich żądań zapisy religijne w przyszłej konstytucji europejskiej. Kolejny dowód na to, że kościelnym wisi nasza integracja.
POLSKA Premier zapowiedział na najbliższe miesiące wielkie tourne po kraju, podczas którego będzie namawiał lud do głosowania za wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej. Miller wierzy w siłę swojej popularności.
Swój pocałunek śmierci premier sprawdził podczas ostatnich wyborów. Radzimy raczej zostać w domu przy żonie i wnuczce.
Sejm przyjął ustawę o Narodowym Funduszu Zdrowia. Znikną kasy chorych, a pieniądze ma rozdzielać jedna instytucja, sterująca centralnie funduszami. Ma siępoprawić dostępność usług medycznych. Obyśmy w Nowym Roku wszyscy zdrowi byli!
Marek Dyduch, szef SLD, zapowiedział wniesienie do Sejmu projektu ustawy o możliwości przerywania ciąży także ze względów społecznych. Praca nad ustawą ma się rozpocząć po referendum akcesyjnym, kiedy nie będzie już potrzebne poparcie Kościoła dla wstąpienia do Unii. Piękny prezent pod choinkę dla Ojca Świętego, nie ma co...
Coraz głośniej o tym, że do tragicznej śmierci ks. Popiełuszki doszło w innych okolicznościach, niż podawano dotąd do wierzenia ludowi. Podobno życia pozbawiła go nie ta grupa pracowników SB, która go porwała i którą w końcu pod zarzutem zabójstwa aresztowano i skazano. Czyżby początek legend o świętym?
BYDGOSZCZ Na stanowisko szefa straży miejskiej mianowano Małgorzatę Korbińską, byłą katechetkę, która odeszła z pracy w szkolnictwie po zarzutach znęcania się nad uczniami. Powołano specjalną komisję do zbadania sprawy. Ostra i pobożna - w sam raz do pracy w polskich służbach mundurowych.
LUBIN Policja zatrzymała kolejnych trzech salezjanów zamieszanych w słynną Boskogate, aferęzwiązaną z wyłudzeniem od banków kredytów na sumę ponad 400 mln zł. Zakonnicy mogą jednak przed świętami wyjść z aresztu za kaucją. Podczas pasterki uzbierają na adwokatów.
OLSZTYN Za publiczne pieniądze wożono kilkuset polskich przedsiębiorców do Egiptu, Tunezji, Turcji i Włoch. Wyjazdy za pół ceny były wliczone w koszty szkolenia organizowanego przez Fundację Wspierania Przedsiębiorczości na Warmii i Mazurach, czyli w najuboższym regionie kraju. Polska - kraj opiekuńczy - niejedno ma imię.
WATYKAN Kardynał Law, obrońca zboczeńców, po raz drugi złożył dymisję na ręce Papy. Tym razem (po naciskach opinii publicznej w USA) została ona przyjęta. Pozbawienie stanowiska grozi również kardynałowi Connellowi z Dublina. Zatwierdzono też surowsze kary dla księży pedofilów w USA, przewidujące dymisję po pierwszym dowiedzionym przypadku molestowania. Dymisja za gwałt i... hulaj, kuśko, piekła nie ma!
Papież przewiduje w 2003 roku odbycie sześciu podróży zagranicznych do Hiszpanii, Chorwacji, Słowacji, Bośni, Szwecji i Polski. Zamierza przybyć do Warszawy na poświęcenie murów Świątyni Opatrzności Bożej. Na 2004 rok przewidziano położenie dachu...
Papieska Rada ds. Rodziny przygotowuje publikację "Leksykonu życia", dzieła będącego kompendium Wojtyłowej seksuologii (sic!). Ma to być akt sprzeciwu wobec "bezpiecznego seksu, legalizacji aborcji, sztucznego zapłodnienia, różnorodnych modeli rodziny i swobody wyboru drogi życiowej". Celem ma być "mobilizacja katolickich deputowanych do obrony modelu rodziny popieranego przez Watykan". Niech żyją: niebezpieczny seks, bezpłodność i brak swobody!
USA Kardynała Bernarda Lawa czeka proces, a podległą mu metropolię- być może bankructwo (patrz str. 20). Ujawniane dokumenty z archiwum diecezji wskazują, że winę za ukrywanie zboczeńców ponosi sam Watykan. Law wypełniał tylko polecenia "najwyższego moralnego autorytetu". Gdzie tu konsekwencja? Czyż seks z chłopcami nie jest bezpieczny?
HISZPANIA Mało znany Konwent Chrześcijan dla Europy wydał w Barcelonie oświadczenie wspierające inspirowane religią zapisy w nowej konstytucji. Sygnatariusze domagają się "świeckiej Europy", ale w nowym znaczeniu - "nie wojowniczej", tylko podporządkowanej papiestwu. Z Polski w pracach konwentu uczestniczą m.in. Michał Srebro (ZChN, minister Buzka) oraz ksiądz hochsztapler Jan Kryński ("FiM" nr 11/2002), rektor Akademii Polonijnej w Częstochowie. Jacy "chrześcijanie", taka i "świeckość".
ROSJA Władze Cerkwi zapowiedziały, że Aleksij II nigdy nie spotka sięz Janem Pawłem II, jeżeli ten utworzy konkurencyjny wobec prawosławia patriarchat greckokatolicki w Kijowie. Papież, zapewne w ramach miłości braterskiej, tradycyjnie zlekceważy prawosławnych.
KOMENTARZ NACZELNEGO
XII 2002 r. - 2 I 2003 r.
Następny numer "FiM" - 1/2003 - ukaże się w kioskach w piątek, 3 stycznia 2003 r.
ydzień temu, 13 grudnia, pół dnia spędziłem jeżdżąc, a właściwie stojąc w korkach, w Warszawie. Pilnie nasłuchiwałem z radia wieści z Kopenhagi, kibicując polskiej delegacji. Myślałem o eurosceptykach i euroen-tuzjastach, a kiedy mijałem sztuczną palmę wkopaną na rondzie de Gaulle'a, przyszło mi do głowy, że to świetny, gotowy pomnik dla jednych lub drugich, w zależności jak wyjdziemy na integracji z Unią. Tak naprawdę bowiem dopiero czas pokaże, komu odbiła palma -tym, co chcieli, czy tym, co się wzbraniali. Sam przyjąłem postawę na TAK. Powodów po temu widzę mnóstwo, ale najważniejsza myśl jest taka, że lepiej słabemu dołączyć do silnych, niżby miał on pozostać najsilniejszym wśród najsłabszych. Antyunijna alternatywa dla Polski, wymyślona przez klan Giertychów, jest co prawda zgodna z ich katolicką wiarą, ale opieranie ekonomii na cudach i pobożnych życzeniach, jak do tej pory spowodowało tylko "cudowne" stworzenie dziury i wyparowanie przez nią 80 miliardów z budżetu, za poprzedniego nierządu. Teraz rodzina Giertychów proponuje, żeby Polska była europejskim tygrysem i zaczęła współpracę, tudzież podbój całego globu, nie oglądając się na żydowskich libertynów z masońskiej Unii. W ten sposób już za parę lat mielibyśmy szansę zostać np. światowym centrum turystyki sanktuaryjnej i największym eksporterem różańców na Wschód. Bój to dla Polaków byłby ostatni, ale Radio Maryja miałoby szansę "ogarnąć ludzki ród". Kundelki Gierty-chowe szczekają i może nawet na Święta nie przemówią ludzkim głosem. Nic to, my oceńmy sprawę rzetelnie i -choć gorący czas przedświąteczny -na zimno, a zacznijmy od historii, najlepszej nauczycielki.
1836 rok - amerykańscy osadnicy odrywają od Meksyku Teksas, który 9 lat później anektują Stany Zjednoczone. Wkrótce Teksas stał się jednym z najbogatszych stanów, a w Meksyku dzieci do dziś umierają z głodu na ulicach. I ciekawostka: Po przegranej wojnie z USA Meksyk pogrążył się w biedzie, wybuchła rewolucja. Liberałowie pozbawili władzy dyktatora, a pierwsze zapisy nowej konstytucji stanowiły o oddzieleniu państwa od Kościoła oraz o konfiskacie dóbr kościelnych... Tak więc powoli, Giertychy, powoli...
Inny przykład, który aż ciśnie się na klawiaturę. Plan Mar-shalla, czyli amerykański program pomocy gospodarczej dla Europy po II wojnie światowej. 13,5 miliarda dolarów (dzisiaj ponad 50 miliardów) rozdysponowane w latach 1948-1951 postawiło na nogi zachodnią część Europy, a Niemcom dało podstawę do budowy czwartej potęgi gospodarczej świata. Związek Radziecki odrzucił dolary imperialistów i wymógł to samo na krajach swego obozu, w tym na Polsce. Natomiast kraje objęte pomocą USA utworzyły już w 1948 roku Organizację Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej -protoplastę EWG, a w konsekwencji - Unii Europejskiej. My przystaliśmy do biednego jak mysz kremlowska RWPG, co widać do dziś na załączonym za oknem obrazku.
Podobnych przykładów małżeństw z rozsądku, a z drugiej strony wykwitów głupoty i krótkowzroczności, można mnożyć na wschodzie i zachodzie. Niektóre narody -jak choćby te ogniem i mieczem, a później sierpem i młotem przyłączone do ZSRR -nie miały żadnego wyboru, poza biologiczną śmiercią. My ten wybór mamy.
Jestem przekonany, że wybraliśmy dobrze i tak również wybierzemy w referendum w maju lub czerwcu 2003 roku. Inna sprawa, jak ten nasz wybór skonsumujemy.
Są w Ojczyźnie rachunki krzywd, obca dłoń może je teraz przekreślić... -chciałoby się sparafrazować Broniewskiego. Nie czas na swary i podziały, kiedy przed nami i naszymi dziećmi otwiera się historyczna szansa na skok cywilizacyjny, technologiczny, kulturowy. Skok, który może przekreślić destrukcyjną działalność bożej opatrzności nad Wisłą, w ciągu dwóch
ta Nadziei
z górą stuleci -od zaborów, poprzez komunę, aż po Buzka. Polska -Małysz Europy, jeśli dobrze wybije się z progu, powinna w ciągu kilkunastu lat dołączyć do czołówki. Zapewne niewielu Polaków będzie w Polsce bossami i prezesami, ale co nam po polskich bogaczach, skoro 60 procent narodu żyje w biedzie? Obecność w Unii daje szanse na faktyczny spadek bezrobocia, stopniowe podwyżki płac, dogodne kredyty, czyli to, co daje stabilizację i pozwala godnie żyć. Ekipa Leszka Millera wynegocjowała dobre warunki na dobry początek. To wielki sukces tego rządu, wbrew krakaniu zazdrosnych, czarnych kruków. Teraz najwięcej zależeć będzie od nas samych. Najważniejsze, aby funduszy unijnych nie przejeść, lecz spożytkować je na dobre inwestycje napędzające koniunkturę w gospodarce. Dokładnie tak zrobiła Irlandia, szybko przeskakując w tempie rozwoju sąsiednią Anglię. Wbrew pozorom, nawet zlikwidowanie u nas całych gałęzi przemysłu może zaowocować. Tak stało się w byłej NRD, gdzie po integracji z RFN niemal z roku na rok zrównano cały przestarzały przemysł z ziemią. Obecnie przedsiębiorstwa we wschodnich landach dysponują bardziej nowoczesnymi technologiami od tych na zachodzie Niemiec. Czasem lepiej budować na gruzach. Miejmy nadzieję, że teraz, kiedy integracja Polski z Unią jest niemal przesądzona, światowy kapitał nie będzie u nas tylko kupował, żeby zamykać, ale zacznie tworzyć i budować od podstaw. Tym bardziej że za naszą wschodnią granicą czeka najbardziej chłonny rynek świata.
Zagrożenia są duże. Z dziesięciu kandydu j ą c y c h państw będziemy wpłacać do budżetu UE najwyższą składkę -200 mln euro miesięcznie. Więcej jednak otrzymamy, niż zapłacimy. W tym miejscu trzeba niestety załamać ręce nad unijnym systemem nakazowo-rozdzielczym i rozbudowaną ponad miarę biurokracją. Będziemy w tym molochu partycypować naszymi 27 (na 321) głosami w unijnej Radzie Ministrów i aż 54 deputowanymi do europejskiego parlamentu. Można się cieszyć z dużej reprezentacji, ale i ubolewać nad kosztami utrzymania tej armii ludzi. W aporcie Katoland wniesie do Unii największy w Europie obszar biedy i bezrobocia; w dochodzie na głowę jednego mieszkańca wyprzedzamy tylko Litwę i Łotwę. Inni kandydaci już teraz o wiele lepiej radzą sobie z eksportem do krajów unijnych. Ale przy mądrych rządach jest szansa na szybkie zmiany. W przypadku Polski większym zagrożeniem od zalewu rynku obcymi produktami (wynegocjowaliśmy tu możliwość ochrony) są rodzimi aferzyści. Jeśli nie zaczną żerować na unijnych funduszach, to już będzie sukces. Wygląda na to, że po integracji nie musimy się obawiać dużego wzrostu cen (w Hiszpanii wzrosty łednio o 10 procent), z pewnością większość produktów pierwszej potrzeby, w tym chleb, potanieje. Rolnicy zaczną wreszcie zarabiać, zamiast siać i chować na własne przeżycie. Biedacy będą mogli liczyć na godziwą pomoc socjalną, młodzież -na darmowe studia na państwowych uczelniach, np. we Francji lub Niemczech. Mizeria i szarość polskich miast, zacofanie wsi i -co daj Boże! -wszechwładza kleru skończą się jak amen w pacierzu! Jeszcze trochę cierpliwości.
Musimy w to uwierzyć, MY WSZYSCY, i -nie oglądając się na maruderów -pomóc tej naszej wierze przenieść udręczoną Ojczyznę do lepszego świata, w którym polskie dziecko już nigdy nie upragnie chleba, a matka Polka nie zostawi swego dziecka na śmietniku.
Życzę Wam, Kochani Czytelnicy, jak najszybciej -lepszego życia w lepszej, europejskiej Polsce. Oby te Święta były dla Was spokojne i dostatnie. Niech będą to Święta Nadziei, tej która nie zawodzi. JONASZ
20 XII 2002 r. -2 I 2003 r.
FAKTY n minii
GORĄCE TEMATY
Tydzień temu opisaliśmy, jak kilku "biznesmenów", inwestując całe 4 tysiące złotych, przejęło niemal jedną dziesiątą Gdańska i zarobiło grubo ponad 100 milionów dolarów. Zapowiadaliśmy ciąg dalszy tej historii, ale sami wówczas jeszcze nie wiedzieliśmy, jak bulwersująca i smutna będzie to opowieść. Nim przejdziemy do sedna, przypomnijmy w czym rzecz.
A "rzecz" nazywa się Stocznia Gdyńska. Owa stocznia na fali aktualnej mody została sprywatyzowana w roku 1991 i niezwłocznie -bo już dwa lata później -z przynoszącego bajeczne dochody zakładu zamieniła się w bankruta. Po kolejnych dwóch latach rząd RP, nie chcąc dopuścić do jej likwidacji, od-dłużył ją kwotą 237 milionów złotych -z pieniędzy podatników rzecz jasna. Innymi słowy, każdy Polak (od noworodka po stetryczałego staruszka) przekazał na stocznię ponad 5 złotych.
W tym czasie na horyzoncie pojawiła się persona o nazwisku Janusz Szlanta i stojący za nim Polski Bank Rozwoju. Po różnych zawirowaniach i perturbacjach, m.in. po powołaniu do życia holdingu Stoczni Gdyńskiej i Stoczni Gdańskiej (szczegóły "FiM" sprzed tygodnia) stan na dziś mamy taki: twór wymyślony i powołany do życia przez Szlantę -spółka "Synergia 99" staje się właścicielem 106 hektarów działek budowlanych w centrum Gdańska. Dziś ten teren jest wart około 100 mln dolarów, jednak "uczeni w piśmie" specjaliści (np. w Ministerstwie Skarbu Państwa), z którymi rozmawialiśmy, twierdzą, że po wejściu do Unii Europejskiej wartość tych gruntów przekroczy z dnia na dzień PÓŁ MILIARDA DOLARÓW! Reasumując: kilka osób założyło spółeczkę z kapitałem zakładowym 4 tys. zł i po dwóch latach papierowych przewałek dorobiło się bajecznej kasy.
Tyle mniej więcej wiedzieliśmy do zamknięcia poprzedniego numeru "FiM". Dziś NIESTETY wiemy znacznie więcej. A to więcej nazywa się Jamie Halper - obywatel Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej.
A było tak: znana nam już "Synergia 99" tak działała, że przyno-
jest absolutnym bankrutem, może szastać kasą na prawo i lewo? Oczywiście, że nie, chyba że mówimy o "Synergii 99"! Ta, będąc tak naprawdę bankrutem, podarowała różnym podmiotom należącym do "Solidarności" 800 tysięcy złotych. Znalazła też forsę na rozbiórkę starego szpitala, który miał to nieszczęście,
Kradzione tuczy
(2)
Gdańsk... stare, portowe, hanzeatyckie miasto leżące nad Bałtykiem i należące niegdyś do Polski. Dziś- ważny port USA i powód do dumy Amerykanów. Niewykluczone, że tak właśnie będzie brzmiało hasło w "Encyclopaedia Britannica 2010".
siła same straty. Np. w 2000 roku była w plecy 6 mln złotych (!), zaś rok później już 10 milionów. Co się robi z taką spółką? Powiecie, że się ją czym prędzej likwiduje? Nic podobnego... taką spółkę się ROZWIJA. A na czym "Synergia 99" traci? Popatrzmy: spółeczka jest właścicielem budynków, w których mieści się kotłownia Stoczni Gdańskiej. Miasto dostarcza podgrzaną wodę "Synergii 99", a ta odsprzedaje ją Stoczni Gdyńskiej i Gdańskiej. Obie stocznie nie płacą jednak za owo ciepło "Synergii 99", więc spółka ma straty. A ma straty, bo jest de facto właścicielem nieruchomości stoczni. Innymi słowy, "Synergia 99" wykazuje gigantyczny deficyt, bo nie płaci sama sobie. Czy spółka, która
że zasłaniał historyczną Salę BHP (100 tys. zł), wybudowała parking dla samochodów gości hucznych obchodów 20-lecia strajków w stoczni (264 tys. zł), sfinansowała kampanię reklamową w "Życiu" dotyczącą rocznicy "Sierpnia '80" (300 tys. zł.) i koncert na cześć "S" (200 tys. zł). Najbardziej jednak kuriozalna wydaje się umowa z niejakim Janem Polkowskim (zawód -poeta) zlecająca kształtowanie wizerunku medialnego "Synergii 99". Gość -kumpel Macieja Płażyńskiego -za doradztwo, do którego nie miał żadnego przygotowania merytorycznego -wziął kilkaset tysięcy złotych.
A teraz przejdźmy do najsmaczniejszego: w 1999 roku "Synergia 99" zaproponowała kupno 106 hektarów
przejętej od stoczni ziemi rozmaitym firmom, np. bankom: BPH, PBK, BZ, Inwestbank, WBK, PE-KAO SA itd. Odpowiedzi były więcej niż pozytywne, a nawet nawzajem konkurencyjne. I nagle... zapadła cisza. "Synergia 99" zawiesiła wszelkie rozmowy, bo na horyzoncie pojawiła się TDA Jamie
OSZALELIŚCIE! -to nic a nic się nie martwcie, bo tak samo zgłupiał polski fiskus i wszelkiego rodzaju kontrole skarbowe. Cały polski mądry aparat władzy do tego stopnia dał się oszukać, że oddał jakiemuś jankesowi centrum jednego z najstarszych i najznaczniejszych polskich miast.
l'te>ikłk
Stocmu Uiiiitua - Gnpj Stoczni Othni-j. S.A
li.-. :Ś -:j.;i Ś .Ii ftaiMi nor.ndni ,'odnryo uikiilu P.i łJ\1uI*< lI| LjJjL-lkjP
uiIjiłJiiu.
Slrcmii Od Mii n SA uiJi: LM ii .^&' -
DVIP TnlcnnkiaiJ
Kird:,1 Hml 3.A. 40615 r r" Ś
lnpnlił. Sjti o.d IMri Jj
Wtym L ififj Te ..........'/J
Porównajcie oba dokumenty. Wartość firmy "Synergia 99" spadła w jednej chwili niemal czterokrotnie. A wszystko za sprawą jednej spółki i dwóch dokumentów
Halpera -FIRMA ZAŁOŻONA TYDZIEŃ WCZEŚNIEJ w Warszawie. Taka firma z "tradycjami" była widać najodpowiedniejszym kontrahentem, bo wkrótce stała się (przez podstawione firmy-krzaki wykupujące udziały "Synergii 99") w 74 procentach właścicielem 106 ha gruntów stanowiących około 1/10 Gdańska.
Rok później (pożyczki pod zastaw tych samych gruntów -hipoteki) TDA stała się właścicielem 100 procent ziemi i udziałów w "Synergii 99". Innymi słowy, wielki kawał Gdańska przeszedł na własność Jamie Halpera, czyli USA (według prawa amerykańskiego).
Jeśli w trakcie czytania tego tekstu pogubiliście się, zamotaliście,
Czy dziennikarze "FiM", śledząc ten piramidalny przekręt, popełnili w jego opisie jakiś błąd? Żeby to sprawdzić, zatelefonowaliśmy do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego (dawny UOP), gdyż po naszej pierwszej publikacji, na zlecenie Ministerstwa Finansów, właśnie ona bada ciemne sprawki TDA. Oto co usłyszeliśmy: -To prawda, zajmujemy się tą sprawą, bo to wszystko, co się stało, nie wzięło się z powietrza. Sprawdzamy, kto i kiedy popełnił błąd. Polska ziemia przestała być polska -powiedziała "FiM" kapitan Marzanna Bernecka z ABW. Do sprawy będziemy wracać.
MAREK SZENBORN
ANNA KARWOWSKA, MK
SPADAJĄCA GWIAZDA CZY...
Czarna dziura
Gdańskie wydawnictwo archidiecezjalne "Stella Maris" było najprawdopodobniej gigantyczną pralnią pieniędzy pochodzących m.in. z... narkotyków. Długi firmy podległej arcybiskupowi Gocłowskiemu to mały pikuśw porównaniu z tym, co może wykazać śledztwo prowadzone przez Prokuraturę Apelacyjną w Gdańsku na zlecenie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
O przekrętach "Stelli" pisaliśmy w numerze 49. Tymczasem zaistniały zupełnie nowe okoliczności. Prokuratura zajmująca się sprawą wydawnictwa milczy jak zaklęta, zasłaniając się dobrem śledztwa, ale nasze krasnale pracują. Okazuje się, że sprawa jest wielowątkowa i dotyczy licznych przestępstw gospodarczych popełnianych przez wiele współpracujących z wydawnictwem firm. Choć prokuratorzy nie chcą mówić o szczegółach, to dowiedzieliśmy się, że w grę wchodzi kwota 60, a nawet 100 milionów. Sam
Kredyt Bank w Gdańsku chce odzyskać 14 mln zł, a na uratowanie swojej kasy liczy także kilkanaście innych firm. Paru komorników usiłuje zająć majątek kurii, choć arcybiskup Tadeusz Gocłowski, któremu podlega wydawnicza spółka, apeluje o zrozumienie i spokój.
Kierujący od pół roku wydawnictwem Jarosław Szarmach chce doprowadzić do zrestrukturyzowania długów i poprawy sytuacji "Stella Maris". Archidiecezja zaoferowała jako zabezpieczenie długów atrakcyjne nieruchomości, których wartość wyceniono na prawie 40 milionów złotych. Wygląda jednak na to, że "Stella Maris" (Gwiazda Morza) niczym "Titanic" pójdzie na dno.
- Czy prawdą jest, że prokuratura prowadzi szeroko zakrojone śledztwo dotyczące prania pieniędzy w "Stella Maris"? - takie pytanie zadaliśmy prokuratorowi apelacyjnemu w Gdańsku, Januszowi Kaczmarkowi.
-Nie potwierdzam, ani nie zaprzeczam. Najwcześniej za trzy miesiące będę mógł rozmawiać o szczegółach tej sprawy -"Fakty i Mity" pisały ostatnio na temat długów wydawnictwa archidiecezjalnego i mechanizmów, które doprowadziły do tej sytuacji. Prasa Wybrzeża też poświęca tym sprawom sporo miejsca, ale poruszane wątki niewiele mają wspólnego z naszym obecnym śledztwem -tajemniczo stwierdza prokurator apelacyjny.
Czyżby zatem prawdziwe były nasze informacje o tym, że pod przykrywką ekskluzywnego wydawnictwa kościelnego, powstałego 13 lat temu, prowadzono interesy finansowe na dużą skalę, nie mające nic wspólnego z działalnością wydawniczą? Pod pióro cisną się także i inne pytania, np. jaką rolę w przekrętach "Stella Maris" odegrali szefowie tego wydawnictwa, Tomasz Weinberger i ks. Zbigniew Bryk, a także sam metropolita Gocłowski? Pierwszy z nich winien jest byłemu pracodawcy, czyli arcybiskupowi, ponad milion złotych, drugi z ramienia kurii nadzorował cały interes. Gocłowski już dwa lata temu dowiedział się o wielomilionowych przekrętach w "Stelli", ale nie zawiadomił o tym organów ścigania.
Kluczową postacią w skandalu finansowym archidiecezji gdańskiej jest z pewnością wspomniany już Tomasz Weinberger. Na początku lat 90. był sekretarzem miasta Gdańska i prowadził jednocześnie prywatną działalność gospodarczą. Przed rozpoczęciem pracy w "Stella Maris" był już udziałowcem kilku spółek, m.in. upadłej później firmy kol-porterskiej "Dat-Press", a kierując wydawnictwem archidiecezjalnym stał się udziałowcem kolejnych trzech spółek. Dziś jest współwłaścicielem gdańskiego szpitala i usiłuje przejąć kolejne placówki lecznicze, m.in. w Olsztynie, Warszawie i na Wybrzeżu.
Skąd pochodzą pieniądze byłego szefa "Stella Maris"? Nasz informator na 99 procent ustalił, że przez księgowość kościelnego, a zatem chronionego wydawnictwa, przepuszczano olbrzymie kwoty pieniędzy pochodzących z handlu narkotykami. Jak powszechnie wiadomo, na Wybrzeżu od dawna kwitnie handel narkotykami, czemu sprzyjają m.in. międzynarodowe kontakty świata przestępczego z załogami statków zawijających do polskich portów.
Mamy nadzieję, że już za tydzień będziemy mogli podać bliższe szczegóły tej wielkiej afery, kolejnej z udziałem duchownych. RP
Z NOTATNIKA HERETYKA
FAKTY n
ILJ/y
51/52 (146/14
20 XII 2002 r. - 2 I 2003 r.

ROK W "FAKTACH I MITACH", CZYLI...
Polskie Piekło
W Polskim Piekle od dwu niedziel okrutny trwał rwetes i tumult. Jakżeby mogło być inaczej, kiedy z inspekcyją niezapowiedzianą lada dzień miał sam Lucyfer zjechać, ze świtą dostojną na dodatek. A i tak szczęście w nieszczęściu, że Boruta dobrze komu trzeba NA DOLE posmarował, przeto można się było zawczasu choć po trosze do tej wi-zytacyji przysposobić. Ale mimo to wypatrywano gościa z wielką obawą, boć to od dawna konto "Polish Pieklo" założone w Banco Vaticano świeciło pustkami i trzeba było w ostatniej chwili kilka dusz na aukcyję piekielną wystawić cichaczem, aby NAJNIŻSZEGO godnie przyjąć. Za pół ceny poszły, jednak dzięki temu udatnie napełniono w końcu spiżarnie i piwniczki. I już tylko czekać pozostało.
Zjechał w końcu Pan zła wszystkiego, demon świata tego, woń cudowną znarowionego kozła roztaczając wokół. Przywitany łajnem i solą na progu, odwzajemnił się gospodarzom szarmancko -tak jak na księcia piekielnego przystało: -Aaa... wy pomioty czarcie, wy kozie bobki, myślicie sobie, że na tym zadupiu spokojnie emerytury doczekacie? Już ja was, nieroby, hultaje jedne, nauczę moresu i do pracy zagonię.
Strach padł tedy blady na polskopiekielną brać, bo jeszcze nikt nie wiedział, co słowa te oznaczać mogą. Na wszelki przeto wypadek gościa do stoła powiedziono i na miejscu honorowym usadzono u szczytu. Czegoć tam nie serwowano: była pieczeń z papieża Sykstusa, tego samego co to lu-panary zakładał i korzyść z nich czerpał wielką, w zamian kurtyzanom każąc głodem przymierać; był mus z języków kłamliwych kaznodziejów i oczy fałszywych proroków w galarecie. Podawano tłuste golonki wypasionych mnichów z klasztorów o najostrzejszej regule, tudzież specjał rzadki nadzwyczaj -więc w cenie niesłychanej -móżdżek po polsku. Suto to wszystko zapijano łzami dziewic najczystszych -zakonnic, a takoż krwią męczenników -krzyżowców.
Lucyfer, podjadłszy i popiwszy, beknął z kulturą wielką i na kufer przywiedziony za sobą wskazał, po czym zawył:
-Co to jest, łotry?
- Skrzynia jakowaś, o, NAJCIEMNIEJSZY -pisnął Boruta i ogon podkulił pod się.
-Skrzynia, powiadasz? A co w niej jest?
-Skądże mnie to, maluczkiemu diablątku, wiedzieć. Może nasz były poseł piekielny Rokita coś wie...
Ale Rokita wolał już wcześniej wziąć nogi za pas, przeto Lucyfer, nie doczekawszy się odpowiedzi, kufer kazał otwierać. Na dnie księga jakaś wielka złożona była - opasła i ciężka jak wszyscy diabli razem wzięci. Położono ją przed WIELKIM INSPEKTOREM, a ten pieczęcie złamawszy, okładkę odwrócił i znów ryknął na Borutę:
-Znaszli to, wypierdku?
Ten sylabizować począł litera po literze:
-"Fakty i Mity", ty...go...dnik nnnie... klery.. .kal...nyyy...
- Tak, nieuku. To są "Fakty i Mi-
co można by wyżywić setki tysięcy maluczkich. Następnie ujawnili, że czarni handlują zwłokami pomar-łych i że salezjanie wielkie sumy pieniędzy ukradli, kumając się z mafią. Chwilę później czytałem w tych "Faktach i Mitach", iż kopalnie miedzi też na czarnych okupantów wielką daninę płacą, potem diabli mnie wzięli do psychoanalityka, gdy się dowiedziałem z "FiM", że katabas jeden
jednej staruszce mieszkania. Czarno na białym te nasze diabelskie podszepty w "Faktach i Mitach" opisano -giął się w ukłonach nieszczęsny Boruta.
- Chwosty wam za to z korzeniami powyrywam, ale... ale, co my tu mamy dalej... Proszę bardzo, czarni molestują w Polszcze małe dzieci, całkiem tak, jak za wielką wodą. Gdzie jest, łotrze, ksiądz Wincenty Pawłowicz?
- W więzieniu, o, NAJMĄDRZEJSZY; w ciupie za sprawą "Faktów i Mitów" gnije. My mu latami grzeszne myśli nocą szeptali, złe uczynki podpowiadali, dziecka małe -pacholęta jeszcze -na plebanię doprowadzali i w końcu na
kastrację rozżarzonymi szczypcami w piekle skazali.
ty". Za ostatni rok zebrane wszystkie, synu skunksa. Czytujesz to?
-Cza... cza... cza...sami.
-Czasami? No to co tam piszą skryby? Odpowiadaj!
-Noo... piszą o tym, co nam się udaje -z Twoją pomocą, o, NAJNIŻSZY -zdziałać w Polszcze.
-Taaak -zaśmierdział Lucyfer potwornie -no to sprawdźmy.
Tako rzekł i odwrócił pierwszą kartę:
-Na początku roku pisali, że w jakiejś tam Bydgoszczy zamykają szpital dziecięcy, a w zamian budują wielką bazylikę świętego, tfu, a Paulo.
-W rzeczy samej, o, Najmądrzejszy. To za naszym podszeptem niejaki ksiądz Konsek tak uczynił. Już szykujemy na niego ruszcik i sło-ninkę do faszerowania...
-Do tego wrócimy -przerwał szorstko INSPEKTOR i przeglądał księgę dalej.
-Później podali, że wielką świątynię Opatrzności Kościół stawia, za
zostawił białogłowę, wprzódy jej czwórkę bachorów spłodziwszy. Prawdali to?
- Najprawdziwsza prawda, o, NAJNIŻSZY. To wszystko nasza tu w Polszcze zasługa...
-Milcz, kozi bobku. Co my tu mamy dalej? O! Niejaki prymas -podobno tysiącletni! -chwalił bardzo naszego honorowego pensjonariusza Hitlera. Niesłychane!
- Myśmy mu to podszepnęli. My sami...
-Wy sami? A w ryj to chcesz, prowincjuszu? Widzisz, co tu napisali, czarci pomiocie? Że prałat Jankowski ma żonę i że ta żona to jest młody facet. Czy wiesz, dupku, ile ja sam mu tego, jak mu tam... Kajtusia ponadstawiałem?
-Wiem, Panie. Wszyscy Ciebie bardzo podziwiamy za czyn owy. Smołę już dla prałaciny wy-rychtowaliśmy gatunku najprzedniejszego. Za to, i jeszcze za obżarstwo oraz budowanie z jantaru ołtarza pychy... oraz za kradzież
-Kretyni, jeszcze się z wami policzę. A kto opisał, że biały satrapa miał kiedyś kochankę? No kto, gównojady?
-Noo... "Fakty i Mity"...
-A kto partię antyklerykalną RACJA założył i rzesze członków zebrał?
-Też "Fakty i Mity".
-Kto, idioto, opisał, że Kościół ziemię kradnie w Krakowie, w Szczecinie, w Gdańsku i stu innych miejscach? Kto broni okradanych, głodnych, poniżanych, molestowanych i bitych? Kto demaskuje katabasów: ich rozwiązłe, hedonistyczne życie, ich wille, drogie samochody, nałożnice, polityczne gierki, swawole, radyja i fundacyje zakładane dla zysku i szerzenia nienawiści. No kto?
- "Fakty i Mity", WŁADCO! "Fakty i Mity", nasz największy sprzymierzeniec w walce z grzesznymi łotrami w czarnych sukienkach.
Boruta odetchnął i rozluźnił się nieco -Muszę przyznać, że odkąd "Fakty i Mity" powstały, zrobiłem w Piekle duże oszczędności w zatrudnieniu, obciąłem nasze koszty na pół.
-Mówili mi, żeś kiep, ale ty jesteś po prostu idiota jakiś. Wielu diabłów może iść na bezrobocie, łazęgo, bo policji wystarczy wziąć co piątek kolejny numer "FiM" i więzienia -zamiast naszych kotłów! -zapełnione będą. "Fakty i Mity" to nasz największy wróg, gamoniu. Wróg, którego trzeba zniszczyć, spalić ogniem piekielnym i siarką!!! -I... i... i siarką? -I smołą najgorętszą. Czy ty wiesz, że oni otwierają ludziom oczy, że pokazują prawdę całą, że mówią, co dobre, a co złe, że demaskują tę sforę krwiopijców, te sukienkowe pijawki z miodem na wargach, że założyli nawet partię dla ludzisków kombinujących podobnie? Coraz więcej Polaczków do niej wstępuje. -No... wiem. To chyba dobrze? -Dobrze... żabi skrzeku? A jak ludziska w końcu naprawdę zrozumieją, kto od stuleci bezkarnie ich gnębi, okrada, poniewiera, mami. To co wtedy?
- Co wtedy, o, PRZEMĄDRY?
-Wtedy w Polszcze na cztery wiatry, raz na zawsze przepędzą czarną stonkę i kogo będziesz wtedy, durniu, w smole smażył? Komu przygotujesz zestaw mąk najstraszliwszych i wieczne potępienie? Matce, co to nie ma co do garnka włożyć, żebrakowi, chudopachołkowi, robotnikowi? Czyż nie pojmujesz, śmierdzielu, że jak "Fakty i Mity" złapią jeszcze kilku złodziei i świntuchów w sutannach, hedonistów, kłamców, oszustów, to reszta się przestraszyć może i pójść drogą -tfu! -cnoty?! Dasz wiarę, że w minionym roku to piekielnie anty-^ piekielne piśmidło opisało przekręty, złodziejstwa i zbrodnie PONAD PIĘCIUSET sutannowych. A co się stanie, gdy reszta się nawróci? Mogą ci wystraszeni zacząć głosić -tfu, tfu! -SŁOWO BOŻE. I na tym ci zależy, zakuty boruci łbie? -Na węża starodawnego... nie! -Przeto słuchaj. Od dziś robisz wszystko, koci kwiku, aby "Faktom i Mitom" zamknąć mordę i skończyć z tym... jak mu tam... o, -z Jo-naszem! Człek to dla nas najniebezpieczniejszy z niebezpiecznych. Masz mu życie utrudniać na każdym kroku, kłody pod nogi rzucać, wstręty czynić, procesy wytaczać. Boć tylko w ten sposób czarna sot-nia będzie rosła w diabelską siłę, na chwałę i potęgę Piekła. Sam już poczyniłem odpowiednie kroki w tej sprawie. Nasze ulubione "Ra-dyjo" postara się -jak nigdy dotąd -opluć i obsobaczyć łobuza. Takoż ukochany "Mój Dziennik" oraz "Piekłopospolita" zrobią wszystko, aby cholernego "sprawiedliwego" załatwić raz na zawsze. Zaraz, zaraz... a co tu spod stołu wystaje za mikrofon? Durniu, nawet w tym twoim Polskim Piekle nie można czuć się bezpiecznym. Cały mój ogon stawiam, że właśnie nagrywa nas Jonasz, ten czarci pomiot z "Faktów i Mitów" rodem!
MAREK SZENBORN
20 XII 2002 r. -2 I 2003 r.
FAKTY n
NA KLĘCZKACH
TRZECI ŚWIAT
Ponad 60 proc. Polaków żyje poniżej tzw. minimum socjalnego -obliczył Instytut Pracy i Spraw Socjalnych. Jednocześnie rośnie liczba ubożejących młodych małżeństw. Instytut ostrzega, że Polska zaczyna przypominać kraje Trzeciego Świata. Różnice socjalne się pogłębiają: bogaci wciąż się bogacą, a ubodzy ubożeją. PaS
UBYWA NAS
Mijający rok jest czwartym z kolei, w którym liczba ludności Polski zmalała. Spada liczba urodzeń. Utrwala się model polskiej rodziny 2+1, czyli rodzice i jedno dziecko. Brak pracy i mieszkań powoduje, że młode małżeństwa coraz rzadziej decydują się na potomstwo. Polska ma też ujemne saldo migracji zagranicznych -rok wcześniej wyemigrowało z Polski 23 tysiące ludzi, a osiedliło się w naszym kraju zaledwie 7 tysięcy. Wyżu demograficznego możemy się spodziewać dopiero po 2010 roku. A może Polscy patrioci wezmą się wcześniej do roboty? PaS
ŚWIĘTA U LEKARZA
W okresie przedświątecznym miesięcznik "Katecheta" 12/2002 zaleca przeprowadzenie lekcji religii pod hasłem "Uzdrawianie świąt Bożego Narodzenia". Według scenariusza, katecheta i uczniowie występują w roli zespołu lekarskiego, a Boże Narodzenie -bardzo chorego pacjenta. Pomysł jak pomysł, jednak zamieszczona recepta powinna zaniepokoić obrońców katolickiej tradycji. Oprócz rachunku sumienia i szczerej spowiedzi, znalazły się na niej bowiem tzw. środki uzdrawiające - sole mądrości do moczenia nóg, maść z dodatkiem wody święconej (nacierać przy pokusie), jeden czopek miłości oraz płyn na płukanie mózgu (w razie dolegliwości) .
Sporo do myślenia daje ów czopek miłości. Płukanie mózgu natomiast z całą pewnością przydałoby się wielu katechetom. A.K.
PH&A KOLUMNA
KOMUNIŚCI ZA RELIGIĄ
Przywódca rosyjskich komunistów Giennadij Ziuganow opowiedział się za wprowadzeniem do szkół nauki religii, naturalnie prawosławia, które według niego "odegrało ogromną rolę w budowaniu podstaw etyki oraz tradycji kulturalnych". Popiera go oczywiście Cerkiew. Przeciw pomysłowi ministerstwa oświaty protestują jednak liberałowie. Do rosyjskich szkół ma być wprowadzony przedmiot o nazwie "kultura prawosławna". PaS
PATRON MEDIÓW
Gdańsk nawiedził znany felietonista, abepe Józef Życiński,
metropolita lubelski. Przybył tam, aby pouczyć brać dziennikarską,
w jaki sposób powinna odnosić się do Krk. W klubie "Mestwin" zjawiło się wielu miejscowych pismaków, którzy na debatę z purpuratem zostali starannie wyselekcjonowani przez swoich szefów. Choć zapytali np. o padającą na pysk Telewizję Puls. Życińskiemu marzy się sukces Pulsu na miarę... Radia Maryja. Padło też pytanie, czy "Rzeczpospolita", ujawniając sprawę Paetza, postąpiła słusznie. Po długiej plątaninie lubelski książę wyartykułował jedynie ubolewanie, że gazeta zamieściła zdjęcie arcybiskupa w szatach liturgicznych. J.K.
TRADYCJĘ NA FAKT
Strefy wolne od "świątecznego dziadka" ogłosiły dwie katolickie organizacje z Frankfurtu. Oznaczano je specjalnymi naklejkami z przekreśloną postacią w czerwonym płaszczu i z siwą brodą. W ten sposób inicjatorzy akcji chcieli podkreślić, że komercyjna postać w czerwonej czapce nie ma nic wspólnego z Mikołajem. Biskup bowiem, jak twierdzą, zamiast czapki z pomponem nosił mitrę i słynął z bezinteresownej pomocy potrzebującym, zwłaszcza dzieciom. Wydano też płytę z piosenkami, opowiastkami i wierszami przypominającymi o życiu katolickiego świętego. PaS
PRYMASI DLA PRYMUSÓW
Ciało pedagogiczne publicznej szkoły podstawowej w Rąbieniu k. Łodzi złożyło uczniom ofertę nie do odrzucenia: każdy z nich musi uczestniczyć w konkursie poświęconym patronowi kardynałowi Wyszyńskiemu. Jeśli nawet któryś z uczniów wolałby atrakcyjniejszy temat, niezwiązany z przewodnią siłą narodu -wyboru nie ma! Najlepsi w nagrodę przechodzą do drugiego etapu -tym razem muszą się wykazać wiedzą o życiu i twórczości kardynała Józefa Glempa. A wszystko to, Droga Pani Minister Edukacji, dzieje się w świeckiej rzekomo szkole... RP
DEKALOG W SĄDZIE
Czy sędzia amerykańskiego sądu najwyższego w Montgomery (Alabama) złamał zasadę rozdziału Kościoła od państwa? Taki zarzut sformułowali obrońcy praw człowieka, gdy szef tamtejszego wymiaru sprawiedliwości, baptysta Roy Moore, umieścił w holu sądu pomnik Dekalogu. Sędzia uznał, że dziesięcioro przykazań nie może nikogo obrażać ani dyskryminować, bo leży u podstaw każdego kodeksu prawnego i stanowi uniwersalny zapis dla wszystkich, bez względu na wyznanie. Nie zgodzili się z tym eksperci, którzy podnosili kwestię pierwszego
przykazania - "Nie będziesz miał bogów innych przede mną" -jako niemożliwego do przyjęcia dla wyznawców niektórych religii. Zdania Moore'a nie podzielił też sąd federalny, gdzie trafił protest, przypominając o ateistach, którzy mogliby w tej sytuacji obawiać się gorszego traktowania. Sędzia nakazał rozebranie pomnika w ciągu miesiąca. Gdyby sprawa po odwołaniu się Mooreła trafiła do sądu najwyższego USA, byłby precedens. Sąd musiałby bowiem ustalić granicę rozdziału Kościoła od państwa. PaS
GLEJT NA BIBLIĘ
Białorusini (poza prawosławnymi) mogą czytać Biblię tylko za zgodą władz! To skutki kontrowersyjnej ustawy "O wolności sumienia i organizacjach religijnych". Na milicji tłumaczyli się już ewangelicy z Mińska. Na grupowe czytanie Biblii w domach potrzebny jest specjalny glejt! Według białoruskiej ustawy, działalność religijną można prowadzić tylko w przeznaczonych na ten cel pomieszczeniach. Jednak wiele wyznań protestanckich nie ma własnych kościołów i wierni spotykają się wyłącznie w domach. Teraz działalność wielu kościołów będzie zależeć od widzimisię urzędnika. Prymat Cerkwi prawosławnej stał się faktem. Nowe prawo przewiduje też cenzurę wydawnictw religijnych, wprowadza wysokie progi ilościowe w celu założenia organizacji religijnej, zakazuje rejestrowania wyznań obecnych na Białorusi krócej niż 20 lat, co zamyka drogę np. mormonom. A konstytucja białoruska mówi, że "każdy obywatel ma prawo wyznawać religię jednoosobowo lub wspólnie z innymi obywatelami". Tylko co z tego? PaS
SPOKÓJ WATYKANU
Papież może spać spokojnie. Z powodu przedawnienia Watykanowi nie zostanie wytoczony proces o pedofilię. Domagał się tego Amerykanin Rick Gomez, który oskarżył państwo kościelne, diecezję St. Petersburg na Florydzie, zgromadzenie Salezjanów i brata Williama Burke'a o tuszowanie skandali seksualnych z udziałem duchownych i utrudnianie dochodzenia. Sam Gomez pięć lat temu, w czasach szkolnych, był wykorzystywany przez oskarżonego zakonnika. Po zgłoszeniu sprawy policji, przez cztery lata nikt nie zainteresował się ofiarą i nie poszedł z nią do sądu. Sędzia w St. Petersburg uznał, że sprawa uległa przedawnieniu. PaS
ANIOŁ WRÓŻ!
Wśród włoskiego kleru odzywają się głosy na rzecz kanonizacji kapucyna znanego pod imieniem
ojca Indovino (po włosku: Wróżbita), który zmarł ostatnio w wieku 87 lat. Przez 60 lat wydawał on astrologiczne kalendarze, które rozchodziły się w nakładzie 6 milionów egzemplarzy. Znajdowały się tam liczne proroctwa opracowane głównie na podstawie pism, jakie pozostawił po sobie inny astrolog, mnich z XIV wieku, zwany Czarnym Pająkiem. Ojciec Indovino twierdził, że kieruje się nie tylko zasadami astrologii, ale także wskazaniami, jakich udzielał mu jego własny anioł stróż... J.Ch.
CÓŻ ZA POSTĘP!
Choć Gwiazdki nie obchodzą, to dostali świąteczny prezent -mowa o zakochanych Irańczykach, którzy mogą trzymać się za ręce w publicznych miejscach. Policja nie ma już prawa aresztować ich za to, a komisariaty dostały nakaz zwolnienia wszystkich zatrzymanych młodych ludzi. Policja ma się teraz skupić na walce z prostytucją i przemytem. Może ich również chwytać za ręce... PaS
TEST PRZED
Postępowy okazuje się być nie tylko Iran, ale również Indie. Władze niewielkiej zachodniej miejscowości Hiware Bazar wprowadziły obowiązkowe testy na obecność wirusa HIV dla osób zamierzających się pobrać. Młodzi przyklasnęli -skoro przed ślubem porównujemy swoje horoskopy, to powinniśmy także zobaczyć wyniki testów -twierdzą. Według oficjalnych szacunków, 4 miliony spośród miliarda mieszkańców Indii jest zarażonych wirusem HIV. Rzeczywista liczba może być jednak znacznie większa. PaS
CZYSTA KREW
Rzecznik prasowy ośrodka transfuzji krwi w Teheranie, dr Babak Yektaparast, oświadczył, że jego firma będzie korzystać jedynie z usług pobożniejszych dawców. Powiedział, że " ludzie, którzy wierzą w wartości religijne i kulturowe mają krew czystszą od innych ". Owi "inni" mają często, jego zdaniem, skłonność do używania narkotyków i nadużywania seksu. Nie wiadomo, jak będzie przebiegać selekcja... A.C.
PIRAMIDALNA MANIPULACJA
Niedawny wielki show z transmisją na żywo z otwarcia szybu wentylacyjnego w piramidzie Che-opsa (wyświetlany też w TVN - "Nie do wiary") był wielką manipulacją. Na oczach widzów kamera sforsowała kamienną przegrodę i pokazała... kolejne wrota. Obyło się więc bez oczekiwanych sensacji. Nad wszystkim czuwał archeolog - Zahi Hawass, uchodzący za przeciwnika wszelkich śmiałych hipotez na temat piramid. Ów sceptyk -jak twierdzi pozarządowa organizacja "Legendary Times" -obawiał się odkrycia czegoś, co potwierdziłoby np. wizytę nieznanej cywilizacji. Dlatego wcześniej sam przewiercił kamienną płytę, by zobaczyć, co za nią znajdzie. Dopiero gdy okazało się, że za przegrodą znajduje się druga, podobna, zdecydował się na telewizyjny show "na żywo" tak, aby nikt nie mógł mu zarzucić, że obawia się postępu w badaniach nad Wielką Piramidą. Historyczne otwarcie na oczach milionów nie dokonało się wcale, przekonuje "Legendary Times", telewidzowie zostali oszukani. Przeciwnicy Hawassa oglądający ponownie nagrany materiał odkryli, że gdy robot zbliżył się do przegrody, otwór na szpicę kamery już w niej istniał. I kolejny dowód: na zdjęciu sprzed kilku lat, na wrotach widnieje uchwyt znacznie dłuższy niż obecny. Pojawiły się więc podejrzenia, że uchwyt się ukruszył, gdy przegrodę przewiercano poza wizją.
Co jest za drugą płytą? PaS
POWRÓT PIGUŁEK
Po czterech latach na listę leków refundowanych wracają nowoczesne środki antykoncepcyjne! Na przygotowywanej przez Ministerstwo Zdrowia nowej liście znajdują się trzy nowe specyfiki: Tri-minulet, Minulet i Hormonet. Lista wejdzie w życie na początku przyszłego roku. Kolejny -wiosenny, refundowany zestaw obejmie też Cilest i Mercilon. Do tej pory taniej można było kupić tylko jeden lek starszej generacji. Kobiety zawdzięczały to rządowi Buzka, za kadencji którego skreślono pięć nowoczesnych specyfików refundowanych w połowie. PaS
CO WAM DO ROBOTY^.
POLSKIE KLIMATY
FAKTY n
ILJ/y
51/52 (146/14
20 XII 2002 r. -2 I2003 r.
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Idole
Dominowali przez lat dziesięć. Byli fenomenami muzyki pokolenia, jej prorokami i żywymi symbolami. Beatlesi! John Lennon, Paul McCartney, Ringo Starr, George Harrison. The Beatles - to socjologiczne zjawisko, które zawładnęło wyobraźnią milionów. A poza tym posiadali urokliwe poczucie humoru, pewność siebie, temperament. Mówili impertynencje, które trafiały w sedno.
- Wasza ulubiona aktorka?
- Królowa Anglii!
- Paul, co myślisz o Beethovenie?
- Uwielbiam go! To świetny poeta.
- John, kiepski był wasz gwiazdkowy show.
- Być może był niezbyt udany, ale trudno powiedzieć, aby noworoczne expos premiera było takim szlagierem!
- Ringo, cieszysz się, że otrzymaliście Order Imperium Brytyjskiego?
- Największą korzyścią z Orderu Imperium Brytyjskiego jest to, że można pójść do katedry Świętego Pawła i nie zapłacić sześciu pensów za wstęp!
Czwórka młodych ludzi z angielskich nizin społecznych w ciągu zaledwie kilku lat stała się najpopularniejszymi ludźmi na świecie. I znów powiela się ekranowy mit Kopciuszka oparty na umiejętności odnalezienia społecznego i psychologicznego image'u podbudowanego muzyką, której w danym momencie oczekiwało ówczesne pokolenie młodych.
A jak przedstawiają się polskie gwiazdy? Co mają do powiedzenia
i pokazania? Jaki kreują mit idola? Czy wszystko jest na sprzedaż, bo ludzie to kupią?
I tu ci dopiero ściema! Z braku osobistych walorów i prawdziwego talentu na widok publiczny wywleka się wszystko, co można sprzedać.
Michał Wiśniewski (tego chłopaka akurat lubię, bo ma precyzyjny image i wie, czego chce) z Ich Troje pokazuje na okładce czasopisma
goły, pękaty brzuszek swej żony w zaawansowanej ciąży. Agnieszka Chyliń-ska już wie, że jest objawieniem, ma intrygujący, drapieżny głos i sceniczną osobowość. Tak o niej piszą. A ona śpiewa o "bzykaniu się z przygodnym facetem, chociaż rano płakać się chce" i o "waleniu w palnik", cokolwiek to oznacza. Kuba Wojewódzki w jednym z wywiadów stwierdza, że jest kabotynem, narcyzem i chamem. O śmierci mężów opowiadają dwie wdowy: żona GrzegorzaCiechow-skiego i Urszula. Starannie wypozowana Justyna Steczkowska rozpacza przy grobie zmarłego tatusia. Fotograf robi jej zdjęcia. Czasopismo drukuje. Jest cudnie. Zdaje się, że nawet pachną cmentarne kwiaty.
Natomiast Anna Przybylska w życiu nie pokaże sięna cmentarzu. Ona idzie w stronę seksu. Rozbiera się dla popularnego czasopisma. Tytuł "Ania goła" nie jest prawdziwy, bo Ania ma na nogach srebrne buty. Również Katarzyna Skrzynecka pokazuje swe ciało w ekskluzywnej fotograficznej sesji. KasięKowalską nudzą mężczyźni. Jerzy Połomski chwali się, że dostał kiedyś w PRL towar niedostępny dla zwykłego śmiertelnika, a mianowicie odkurzacz. Skąd to niespodziewane szczęście? Bo głos ówczesnego idola podobał się pracownikom zakładu produkującego odkurzacze. Cezary Pazura preferuje
Biała
Spośród głosów w dyskusji nad Radiem Maryja z ostatnich tygodni niewątpliwie warto odnotować stwierdzenie, że jest to radiostacja demoralizująca. Nie padło ono jednak na łamach "FiM", lecz wypowiedział je katolicki ksiądz, profesor teologii...
To, że Rydzykowe radio szkodzi zarówno swoim słuchaczom, jak i całemu krajowi, to oczywiście żadna sensacja. Pisaliśmy o tym po stokroć. Identyczne zdanie ma na ten temat ksiądz Michał Czajkowski, biblista i ekume-nista, wykładowca Uniwersytetu Stefana Wyszyńskiego. O tym niezwykłym, jak na polskie warunki, człowieku pisaliśmy już
wielokrotnie, najszerzej w numerze 19/2002. Uczestnicząc w dyskusji, w publicznym radiu profesor Czajkowski oskarżył Radio Maryja o "sączenie w umysły i serca treści ksenofobicznych, antysemickich, antyeku-menicznych, antyeuropejskich, dzielenie Kościoła, tworzenie atmosfery zagrożenia i strachu, fałszowanie historii, głoszenie sekciarskiego mesjanizmu" (...), "w radiu padają słowa nienawiści, pomówienia, a zaraz potem nadaje się modlitwy". Tym samym zwrócił uwagę na fakt, że u Rydzyka jeszcze gorsze niż przekręcanie milionów (np. zbiórka na stocznię) i machlojki celno-skar-bowe są kłamstwa, ciemnota i nienawiść, jakimi zatruwa miliony zdesperowanych, biednych ludzi. I to pod maską głoszenia ewangelii!
Wypowiedź Czajkowskiego jest także ważna z innych powodów - ośmiesza stwierdzenia biskupów, że poza drobnymi niedociągnięciami w dziedzinie finansów Rydzyjko jest "wspaniałym narzędziem ewangelizacji,
katechezy, modlitwy i formacji liturgicznej". Tego rodzaju sformułowania znalazły sięostatnio w oświadczeniach m.in. Glempa i zespołu episkopatu do spraw nadzoru nad Radiem Maryja.
Cóż, biskupi mają tyle spraw na głowie, takie interesy do zrobienia, że na czytanie ewangelii, refleksjęnad nauczaniem Chrystusa nie pozostaje wiele czasu...
W kilka godzin po wypowiedzi Czajkowskiego w tchórzliwym oświadczeniu odcięły się od profesora władze jego własnej uczelni, której służy od dziesięcioleci. Nic dziwnego, bezpośrednim przełożonym rektora UKSW jest Glemp, a on nie cierpi Czajkowskiego, traktując go jak czarną owcęw księżym stadzie. I ma rację, w czarnym stadzie czarna owca może być tylko... biała, czyli normalna. Tym razem jednak ks. profesor nie zamilkł, jak miał dotąd w zwyczaju, po kościelnych napaściach na siebie: "Znoszę dzielnie i bez odpowiedzi ataki z zewnątrz na moją wierność nauczaniu Stolicy Apostolskiej. Ale gdy dezawuuje się moją osobę we własnym, rodzinnym, tj. kościelnym i uniwersyteckim środowisku - to bardziej boli" - oświadczył.
Rzeczywiście, nie pasuje ksiądz Czajkowski do swojej "kościelnej rodziny", choć rozumiemy, że broni się sprytnie, wskazując przeciwników jako wrogów Watykanu. On sam żyje skromnie, mówi prawdę, nie dba o opinię ludzką, wyciąga rękę do odtrąconych i pogardzanych przez Kościół. Jest człowiekiem pojednania. Coś nam sięwydaje, że wcześniejsza emerytura dla księ dza Michała zbliża sięwielkimi krokami...
ADAM CIOCH
wyłącznie seks małżeński - prokreacyjny i dodatkowo rzecze, że szatan istnieje, że osobiście zetknął się z jego namacalnym działaniem i to zaprowadziło go do spowiedzi.
Szołbyznes kwitnie! Żyje, bo ma takie programy jak "Idol", "Big Brother", "Szansa na sukces" i niemieckie pisma polskojęzyczne, które polskim kobiecinkom zawsze wyjaśnią, czego należy słuchać, co czytać, czym się zachwycać, bo to właśnie te czasopisma tworzą rzeczywistość samą dla siebie. Media sztucznie kreują snobizmy i wyrokują, kto jest idolem sezonu. Ostatnio, szczególnie w czasopismach dla kobiet, możemy wyczytać, jak genialne mamy pisarki, zwłaszcza te, których nazwiska widzimy w redakcyjnej stopce. Zasada jest prosta jak konstrukcja gwoździa: kilka odjechanych fe-lietonistek-pisarek przeprowadza wywiady z pisarkami-felietonistkami, które sąsiadują z nimi na stronach. W następnych numerach te drugie rewanżują się tym pierwszym recenzjami z ich książek.
Wróćmy do popularnych telewizyjnych programów, do Gulczasów, Manuel, Frytek i innych "karier", ulotnych jak bańka mydlana. Nie ma tu żadnego ładunku emocjonalnego, że o intelektualnym nie wspomnę. Inteligencja kwitu na węgiel.
Kuba Wojewódzki to wypozowa-ny, narcyzowaty iluzjonista. W "Idolu" kaleczy młodych ludzi, wdeptuje ich w ziemię, łamie im psychikę. W swoim talk show nie dopuszcza gości do głosu, jest oczarowany sobą, tym, co mówi, jak wygląda. Wojciech Mann z gracją wykidajły z "Caf pod Polopiryną" też zachwyca się sobą, bardzo śmieszą go opowiadane przez się bon moty, ale, niestety, jest pe-chowaty: wraz z Materną przelazł do
katolickiej telewizji "Puls", a ona, mimo że katolicka i pokropiona wodą święconą, zdechła!
Ech, wy wszyscy idole! Dej ta se siana!
I tak sobie myślę: gdyby żył Szekspir, to pisywałby scenariusze do Kiepskich? A gdyby żyła Helena Modrzejewska, to zobaczylibyśmy ją na golasa w "Playboyu"?
ANDRZEJ RODAN Fot. archiwum
Nowy sojusznik
Przebywając w Międzyrzeczu zobaczyłem kilku amerykańskich żołnierzy spacerujących po mieście z karabinami. Nie były to oddziały żandarmerii. Nie były to też ćwiczenia. Żołnierze robili tylko zakupy.
Zadzwoniłem do Ministerstwa Obrony Narodowej i zapytałem, czy to normalne, by w moim kraju obcy żołnierze paradowali po ulicach z bronią niczym siły okupacyjne.
Według biura prasowego MON, to normalne. Podobno to standard NATO-wski. Podróżujętrochępo Europie i nigdy (!), ale to nigdy nie widziałem na terenie żadnego kraju obcych żołnierzy spacerujących po ulicach z bronią (a bywałem tam, gdzie znajdowały siębazy Armii USA). Cóż, miałem chyba niefart.
Według MON, dzięki takiemu zachowaniu obcych sił nasi obywatele powinni czuć siębezpiecznie. No, to informujemy, że czują sięniezbyt bezpiecznie. A co dopiero poczują, widząc np. niemieckich żołnierzy z bronią pod swoim domem?
Rozumiem, że to sojusznicy, czy jednak nie mogliby zostawić karabinów w swoich kwaterach?
I jeszcze jedno. Wychowałem się w mieście, w pobliżu którego stacjonowała potężna jednostka Armii Radzieckiej. I żołnierze "okupanta" nigdy podczas zakupów nie nosili karabinów. Czyżby nowi sojusznicy nie ufali nam tak bardzo jak dawni "oku-
panci
JAROSŁAW RYBAK
Border25@wp.pl
*y7
20 XII 2002 r. - 2I2003 r. FAKTY n mficto
POLSKA PARAFIALNA
PRL-owski Rydzyk?
Prawicowa "Gazeta Polska" w nr 49/4 XII opublikowała krytyczny materiał o Radyju, jego twórcy i pracownikach.
Choć -jak pisze -poparła wcześniej koncesję dla tego radia, to szybko zorientowała się, że treści ewangelizacyjne zagłusza tam sianie nienawiści, a w programach przekazywane są treści stricte polityczne, które rozbijają naród i są szkodliwe dla Polski. Prawicowy tygodnik przyznaje, że Rydzykowe imperium służy do ataków na Zachód, jego kulturę i Amerykę, a "atakom tym towarzyszyły dziwne mrugnięcia w stronę Moskwy ukoronowane publikacją w Na-szym Dzienniku wzywającą do połączenia się Polski z Rosją i wspólnego podboju Europy". Wreszcie "Gazeta Polska" otwarcie przyznała, że Radio Maryja "specjalizuje się w popularyzowaniu durnego politycznego zabobonu z masońskim spiskiem jako źródłem wszystkich nieszczęść świata ", a "jadowita propaganda polityczna sączona jest pod płaszczykiem ewange-lizacji". Tygodnik konkluduje, że "Niechęć do NATO, Unii Europejskiej, Ameryki, kapitalizmu, masonów, Żydów, zerkanie w kierunku Moskwy - tego programu nie wymyślił o. Ry-dzyk. Wszystkie wymienione postulaty należały do programu PAX-u i innych katolickich przybudówek PZPR".
"Gazeta Polska" zaprezentowała też w tym kontekście sylwetki niektórych autorów udzielających się w kato-nacjonalistycznych mediach. I tak czołowy publicysta "Naszego Dziennika" i Radyja, Jerzy Robert Nowak, antykomunista i historyk specjalizujący się w "ujawnianiu
prawdy" nt. zbrodni "żydowskich komunistów" -to były członek władz Stronnictwa Demokratycznego, pracownik ambasady PRL na Węgrzech i podlegającego MSZ-owi Instytutu Spraw Międzynarodowych. "Głoszący dziś narodową ideologię Nowak jeszcze w 1983 r. antykomunistyczne postawy Węgrów nazywał antyradzieckim nacjonalizmem" -tak gazeta podsumowała "obrońcę polskości".
Z kolei ks. Czesław Bartnik, prof. KUL, krytyk Ameryki i NATO, w czasach PRL należał do ideologów Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Społecznego (późniejsza Unia Chrze-ścijańsko-Społeczna), koncesjonowanego przez władze i mającego swych posłów w Sejmie. Jego szefem był Kazimierz Morawski.
Jeśli chodzi o politykę zagraniczną, to niezbyt dobrze wypadł w "Gazecie Polskiej" Jan Engelgard -twórca linii programowej Radyja. Wytknięto mu, że należał do grupy zwolenników stanu wojennego i z ramienia PAX-u działał w PRON-ie. Związany był ze środowiskami niechętnymi KOR, a popierającymi w latach 80. gen. Jaruzelskiego. Do 1989 r. znany był jako najbardziej prorosyjski polityk i publicysta polskiej prawicy.
Poparcie stanu wojennego ma również na swym koncie Ryszard Bender, pamiętny szef KRRiTV, który zabiegał o koncesję dla Radia Maryja. W PRL-u był dwukrotnie posłem, a w 1982 r. sygnatariuszem PRON-u. Był też członkiem Rady Konsultacyjnej przy przewodniczącym Rady Państwa (1985-89).
Oj, ta prawica! Muszą się nie lubić. Bagienko się pogłębia. PaS
Obywatel Głowacki, jeden z owych Glempowych "szczekających kundelków", dopiął swego. NSA w Łodzi przyznał mu rację, uchylając decyzję Izby Skarbowej, która odmówiła mu ulgi podatkowej. Wysoki Sąd nie ustosunkował się jednak do wniosku łodzianina, który od lat nie zgadza się na to, by jego pieniądze szły na finansowanie firmy p. Glempa. Przewodniczący składu orzekającego profesor Marek Zirk--Sadowski 12 bm. ogłosił wyrok w sprawie Cezarego Głowackiego. Przypomnijmy: łodzianin domaga się od Izby Skarbowej zwrotu części podatku, który jego zdaniem przeznaczany jest przez państwo na finansowanie Kościoła katolickiego w Polsce ("FiM" nr 50). Organa skarbowe najzwyczajniej olewały dotąd wniosek łodzianina i nie widziały możliwości ulgowego potraktowania emeryta, choć czynią to bezprawnie (konstytucyjna zasada równości) wobec sutannowych.
NSA, badając jedynie zgodność decyzji administracyjnych z prawem, doszukał się nieprawidłowości i w związku z tym uchylił postanowie-
Kundelek gryzie
nia organów podatkowych. Nie dość, że złamały one, jak się okazało, zasady podatkowe, to jeszcze nie raczyły nawet cokolwiek wyjaśnić Głowackiemu, choć mu się to należało jak psu zupa. Jak słusznie zauważył sędzia M. Zirk-Sadowski -"Państwowe organa podatkowe muszą zachować szczególną staranność, której w tym przypadku najzwyczajniej zabrakło".
Co to wszystko oznacza dla Głowackiego i jego batalii? Przede wszystkim łodzianin będzie się mógł ubiegać o ulgę podatkową. W przypadku odmowy, organa skarbowe będą musiały przedstawić sensowne uzasadnienie. Czy jest to równoznaczne z wygraniem bitwy o zwrot części podatku przeznaczonego na Kościół? Przed Głowackim jeszcze daleka droga. Najważniejsze jednak, że stał się precedens, pierwszy krok na drodze do normalności, którą przeciera obywatel Głowacki. Łodzianin jest nieustępliwy i -jak na kundelka przystało -robi wszystko, by ugryźć J. Glempa w miejsce najczulsze -kieszeń. Jest przekonany, że dopnie swego. Trzymamy kciuki! RP
Ośrodki Pomocy Społecznej, Domy Noclegowe, Centrum Pomocy Rodzinie, PCK, Interwencja Kryzysowa... Wszyscy pomagają. Jakie to piękne i szlachetne! Należy zaznaczyć, że to nie jest żadna łaska, płacimy podatki między innymi po to, by w razie kłopotów finansowych, a każdego przecież może to spotkać, nasze opiekuńcze państwo nam pomogło i nie pozwoliło umrzeć z głodu.
Tyle teoria. Jak jest w praktyce? Przekonała się o tym niedawno mieszkanka Siemianowic Śląskich. Pani Stefania otrzymuje rentę inwalidzką w kwocie 450 zł, z czego utrzymuje dom i dwoje uczących się dzieci. Na rencie jest z powodu choroby nowotworowej, którą przeszła parę lat temu. Opłaty, jedzenie, lekarstwa, ubrania, ogrzewanie, książki -to wszystko od wielu lat zdobywane jest z trudem, jednak dopiero teraz pani Stefania zwróciła się o pomoc do MOPS-u. Wcześniej nie chciała, starała się być samodzielna, choć wiedziała, że pomoc jej przysługuje. W końcu jednak nie wytrzymała i poszła do Opieki. Co tam usłyszała? Że owszem, pomoc się należy, ale w wysokości 15 zł (słownie: piętnastu złotych)! Dlaczego tylko tyle? Dlatego, że ośrodek nie ma pieniędzy. Pani Stefania nie odebrała tej hojnej państwowej pomocy. Jest więc pomoc? Nie ma! Przekonuje się też o tym codziennie około 5 milionów Polaków pozostających bez pracy, bardzo często już bez zasiłków, jak również osoby starsze i niepełnosprawne. Ciśnie się na
Jaka pomoc?
usta: skoro ośrodki pomocy nie mają pieniędzy, to jaki jest cel ich utrzymywania?
Kto więc jeszcze może nam pomóc? Taki na przykład PCK lub Ca-ritas. Wszyscy dobrze znamy pojemniki na odzież ustawiane na ulicach i pod naszymi domami. Sama kilka razy wrzucałam niepotrzebną już odzież, myśląc, że z pewnością komuś się przysłużę ciepłym okryciem. A tu okazuje się, że Caritas i PCK przekazują te rzeczy prywatnej firmie, ta segreguje, sprzedaje, zarabia rzecz jasna, a część zysku przekazuje PCK i Caritasowi. Jak
twierdzi prof. Jan Iwanek z Uniwersytetu Śląskiego, "możemy przekazywać pieniądze dla biednych i głodujących, ale musimy wiedzieć, że są już przedsiębiorstwa, które na działalności charytatywnej zarabiają".
Pozostaje jeszcze pomoc w formie dożywiania dzieci w szkołach: na 1 dziecko przypada 3,64 zł (!). Wszyscy się oczywiście cieszą, że dzieciaki nie chodzą głodne, zastanawia mnie jednak, co te dzieci jedzą w soboty, niedziele czy święta i jak radzą sobie z głodem licealiści oraz uczniowie pozostałych szkół, nie wspominając już o ich rodzicach? U.P.
Obiadki niedzielne
Czy jest jeszcze ktoś, kto sądzi, że województwem pomorskim rządzi SLD-owski wojewoda Ryszard Kurylczyk? Albo triumfator wyborów na prezydenta Gdańska -Paweł Adamowicz, nazywany czasem Świętym Pawłem od Krzyża? Jeżeli ktośtaki się ostał, to jest ostatnim naiwnym.
Tak nie jest. Nadmorską krainą zarządza ze swojego pięknego pałacu w Oliwie Tadeusz arcybiskup Gocłowski. On to jest wielkorządcą Gdańska (Niemcy by powiedzieli: gauleiterem). Ten złotousty hierarcha chwalił kiedyś publicznie, latem 1992 roku, nominację parafianki Suchockiej z Pleszewa na premiera: "Tam, gdzie kłócą się politycy mężczyźni, Pan posłał niewiastę, aby uspokoiła wzburzone wody". Niewiasta po prawdzie nie bardzo uspokoiła "wzburzone wody", bo zadarła ze związkami zawodowymi i w niecały rok od objęcia urzędu, w maju 1993 roku, odeszła z hukiem.
Suchocka siedzi teraz na synekurze w Stolicy Apostolskiej w Rzymie, a latem bzyka przez Państwo Watykańskie na motocyklu, ale władzy już nijakiej nie ma. W przeciwieństwie do Gocłowskiego. Z dobrze poinformowanego źródła wiemy, że wielkorządca każdej niedzieli przyjmuje na wykwintnym i obfitym śniadaniu część śmietanki politycznej i administracyjnej miasta i regionu. Śniadania rozpoczynają się po mszy, o godzinie dziewiątej rano. Gości jest zwykle dwunastu, piętnastu. Któż tam nie bywa! Karnie stawia się na oliwskim dywaniku prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, znany miejscowym z wystawienia na koszt miasta potężnego krzyża. Bywa także
były prawicowy marszałek województwa pomorskiego Jan Zarębski. Stałymi gośćmi są też sieroty po AWS, Maciej Płażyński i Aleksander Hall. Wpada szef policji Białas. Wpada i wojewoda z lewicy, rzeczony Kurylczyk. Ten -od kiedy napisał książkę o Chrystusie pt. "Niezłomny z Nazaretu" -bardzo polubił kruchciane nastroje. Poza nimi na śniadaniach bywają efeme-rydy, czyli ludzie zaproszeni jednorazowo lub kilka razy, np. w uznaniu jakichś zasług dla Gocłowskiego. Od czasu do czasu wdepnie coś przekąsić Lech Wałęsa.
O Pałacu Biskupim w Oliwie mówi się powszechnie jako o faktycznym centrum władzy na Pomorzu Gdańskim, a o owych śniadankach -jako o operatyw-kach, podczas których w miłej atmosferze i przy wy-
Honorowy Dżentelmen Roku 2000 J.E. abp Tadeusz Gocłowski
kwintnym jadle goście (o czym zapewnia zachowujący anonimowość jeden z prominentnych i dobrze poinformowanych parlamentarzystów z Trójmiasta) odbierają dyspozycje i wysłuchują życzeń Fioletowego Wielkorządcy. ANDRZEJ KRZYWICKI
Fot. archiwum
8
POLSKA PARAFIALNA
FAKTY n
ILJ/y
51/52 (146/14
20 XII 2002 r. -2 I2003 r.
Największym jednak przedsięwzięciem i jednocześnie wyzwaniem dla szczyrzyckiego opata jest uruchomienie własnego, pierwszego w Polsce zakonnego browaru. Zakonnicy chcą bazować na XVIII-wiecznej recepturze piwa chmielowego, która zachowała się w klasztornych księgach. Jaką nazwę będzie nosiło piwo? "Klasztorne" czy "Szczyrzyckie"? Skąd pieniądze? Część pokryją unijne dotacje dla drobnych przedsiębiorstw, resztę zachodni biznesmeni. Kończą się właśnie pertraktacje
Cystersi w swej regule mają benedyktyńską dewizę: "Ora et labo-ra" (modlitwa i praca). Wyzyskując dobra doczesne, nie zakopują skarbu w ziemi, lecz go pomnażają, jak Bóg przykazał.
Kolejna opacka inicjatywa to założenie Stowarzyszenia Ochrony i Promocji Zdrowia w Szczyrzycu; na jego prezesa wybrano opata.
polskiej służby zdrowia. O opacie i szpitalu nie zapomnieli kawalerowie maltańscy, ambasador Szwajcarii w Polsce; z Polsko-Szwajcarskiej Komisji Środków Złotówkowych na
GOSPODARSTWO fiOLNE O O, CYSTERSÓW
34 623 5ZCZYHZYC 6
Idąc z duchem czasów mnisi z cysterskiego opactwa w Szczyrzycu potrafią zadbać o swoje interesy. Głęboko do serca wzięli sobie zakonną regułę przypominającą, aby żyć z pracy własnych rąk, no może nie całkiem dosłownie, ale za to skutecznie. Dziewięciu ojczulków i dwóch braci zakonnych nie może się już doczekać wstąpienia Polski do europejskich struktur. Dlaczego? Liczą, że jeszcze szerzej otworzą się dla nich unijne fundusze, choć już teraz wiele polskich firm mogłoby pobierać u nich nauki, jak pozyskać dla swoich przedsięwzięć tysiące lub nawet miliony euro. Kluczem do sukcesu stała się decyzja Komisji Majątkowej przekazująca opactwu w 1993 r. ponad 100 ha ziemi oraz włości po PGR, w tym ośrodek hodowli bydła i browar.
Skoncentrowali się zatem na ośrodku hodowli bydła rasowego, tzw. rasy polskiej czerwonej. Jest to jedyny w kraju ośrodek zachowawczy tego gatunku. Na co dzień mnisi współpracują z Akademią Rolniczą w Krakowie, która dba o fachowość prowadzenia hodowli ponad 100 sztuk krów. Dzięki zabiegom opactwa ośrodek dostał ponad 600 tys. zł z EKOFUNDUSZ-u - programu dla ginących gatunków roślin i zwierząt. Można było zmodernizować i skomputeryzować hodowlę. Dziś jest dochodowa.
Cystersi już w Unii
Wielu obawia się, co będzie z polskimi firmami po wstąpieniu do Unii Europejskiej. Tych rozterek nie mają zakonnicy z największego opactwa cystersów w Polsce, w Szczyrzycu (woj. małopolskie). Wkrótce w sklepach i barach pojawi się piwo z ich zakonnego browaru.
HODOWLA BYDŁA MLECZNEGO
MODERNIZACJA GOSPODARSTWA
. W5POŁFINANSOWANA
raztzKKOFTNDUSZ
R
Trwają prace nad technologią przetwarzania mleka na ser. Ma mieć specyficzny, wyróżniający się smak, który decydowałby o marce rozpoznawalnej na rynku krajowym. O pieniądze na mały zakład przetwórczy cystersi wystąpili do funduszu SA-PARD.
Tuż przed ostatnią wizytą papieża w Polsce zaczęli rozlewać wodę mineralną ze źródeł w Muszynie, pod nazwą "Źródła ojców cystersów ze Szczyrzyca". Wodę sprzedają do krakowskich hurtowni. Z dnia na dzień pomysł przynosi coraz większe zyski. Całą logistyką zajmuje się krakowska firma konsultingowa, w której opactwo wykupiło część udziałów.
nad umową z potężnym unijnym browarem, który importuje niektóre marki polskiego piwa. Fachowcy z UE zakupią
od mnichów na około 25 lat licencję na skład i produkcję zakonnego przysmaku, będą go przez najbliższy rok produkować w swoich browarach i sprzedawać w Polsce. W 2004 roku, kiedy już zarobią na specjale, wyłożą kolejną kasę na browar zakonników. W sumie będzie potrzeba około 5 mln euro. Rocznie w Szczyrzycu do beczek i butelek ma popłynąć ponad 3 tys. hektolitrów piwa.
SZPITAL
Stowarzyszenie wydzierżawiło od Szpitala Powiatowego w Limanowej upadający oddział zamiejscowy - szpital w Szczyrzycu. Efekt piorunu-jący! Budynku, sprzętu i obsady może pozazdrościć niejeden szpital specjalistyczny. Obsada wzorcowa -1:1. Pracuje w nim 45 pielęgniarek i 5 lekarzy na 50 pacjentów szpitalnych. Obrotność i znajomość arkanów pozyskiwania przez opata pieniędzy przeszła wszelkie oczekiwania. Pacjenci są leczeni za darmo w ramach kasy chorych. Szpital jako Niepubliczny ZOZ im. św. Jana Jerozolimskiego ma się doskonale na tle dramatu
szpitalnictwo medyczne spłynęło ponad 600 tys. Specjalistyczny sprzęt wysokiej technologii załatwił także były dyrektor stoczni w Gdyni. Do malutkiego Szczyrzyca trafił nawet sprzęt medyczny z poligonu wojsk NATO w Austrii.
Euro-opactwo w Szczyrzycu nie zapomina także o bardziej religijnych metodach pozyskiwania grosza. Cystersi prowadzą parafię, kościół, uczą w szkole, mają muzeum oraz swój cudowny obraz koronowany papieskimi koronami. Zatem pielgrzymów nie brakuje. Od czasu do czasu jakaś instytucja rzuci też niewielką sumę na zabytkowy klasztor.
Czy pomysł zakonnego browaru spodoba się episkopatowi? To już mnichów ani ziębi, ani grzeje. Podobnie jak w przypadku o. Rydzyka, diecezjalni mogą sobie tylko poskomleć... za ich pachnącym piwkiem też...
JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
Większość religii i kościołów przyczynia się do podziałów społecznych, segregując ludzi według wyznawanych przez nich doktryn. Unitarianizm, trwający już kilka wieków eksperyment z wolnością sumienia i pluralizmem we-wnątrzkościelnym jednoczy osoby o różnych światopoglądach.
Kościół unitariański to bodaj jedyna wielka, międzynarodowa organizacja religijna, która ma swoje korzenie w Polsce. Unitarianie są duchowymi spadkobiercami braci polskich ("FiM" nr 3
4/2002) chętnie odwołują się do ich teologii, racjonalizmu i otwartości. Mało znany u nas ruch religijny byłby więc unikalnym wkładem Polski w światową myśl religijną i filozoficzną!
W tym przypadku zdecydowanie nie musimy się wstydzić naszego dziedzictwa. Mało tego, możemy być dumni, bo bracia polscy przyczynili się do powstania Oświecenia, ruchu umysłowego, który dogłębnie przeobraził Europę i cały świat. Dzięki niemu za oczywiste uważamy takie wartości jak
wolność sumienia i wyznania oraz pozostałe prawa człowieka.
Wydana w Amsterdamie "Biblio-theca Fratrum Polonorum" wywarła olbrzymi wpływ na myśl zachodnioeuropejską. Poglądy braci cenił wielki filozof John Lock i fizyk Isaac Newton. Myśl socyniańska była żywa w środowiskach anglikańskich aż
zbory Kościoła unitariańskiego w RP oraz kilka innych wspólnot odwołujących się do polskiej tradycji ariańskiej.
Pierwszą i najważniejszą cechą unitarianizmu jest antydogmatyzm, czyli otwartość na poszukiwania i niechęć do definiowania tzw. prawd wiary. Owszem, unitarianie wierzą w jed-
Wolni ludzie
do przełomu XVIII i XIX w., kiedy powstały niezależne społeczności uni-tariańskie w Wielkiej Brytanii i USA. W XX wieku kościół ten połączył się z pokrewnym ruchem uniwersalistów głoszących, że miłosierny Bóg obdarza wszystkich swoją łaską i nie dopuści do potępienia kogokolwiek. Z krajów anglosaskich unitarianizm promieniuje na cały świat, a kilkaset tysięcy jego wyznawców można spotkać na wszystkich kontynentach. Do Polski wolna myśl religijna wróciła po trzystu latach w okresie międzywojennym, a obecnie istnieją cztery
ną Siłę Stwórczą, ale wiernym pozostawia się wolność w tym, jak ją rozumieć. Wśród nich można więc spotkać ludzi wyznających światopogląd chrześcijański, ale także humanistów, buddystów, a nawet żydów i muzułmanów! Dla unitarian bowiem ważniejsze od tego, w co się wierzy, jest to, jak się postępuje. " Unitarianie uważają wszelkie spory o istotę Boga za jałowe", możemy przeczytać w ich polskim organie prasowym - "Wolnej Myśli Religijnej". Dlatego ogromną wagę przywiązują do pomocy potrzebującym, obrony praw człowieka
oraz propagowania postaw pacyfistycznych. Unitarianie masowo poparli na przykład walkę Martina Luthera Kinga z segregacją rasową, za co jeden z białych duchownych tego kościoła zapłacił nawet życiem - zastrzelony przez bojówkarza.
Unitarianie uważają Biblię za"nie-śmiertelną i nieodzownie potrzebną księgę", w której znajdują wpływ Boga, ale przyznają też, że "to, co obraża sumienie i rozum, nie może pochodzić od Stwórcy". Innymi słowy, mają do Pisma stosunek niedogma-tyczny, przedkładając nad wszystko osąd sumienia i zdrowego rozsądku. Właśnie racjonalizm, szacunek dla rozumu i zasad logiki to podstawowe cechy tego wyznania. W związku z tym unitarianie przywiązują wagę do kierowania się trzeźwą refleksją, przedkładając ją nad religijny emo-cjonalizm, sztywny dogmatyzm i niewolnicze trzymanie się tradycji.
Obcy jest im też wszelki sekciar-ski duch i przekonanie o wyłącznym posiadaniu prawdy, jak również płynąca stąd doktrynerska zarozumiałość. Unitarianie to poszukiwacze,
skłonni do dialogu z każdym, ale niechętni do religijnych dysput, bo prowadzą one zazwyczaj do jałowych sporów i zbędnych kontrowersji.
Jezus z Nazaretu jest dla nich postacią niezwykle ważną jako człowiek posłany od Boga. Pozostaje dla nich jednak bardziej nauczycielem i wzorem, niż Panem i Zbawicielem.
Aby poznać nieco mentalność unitariańską, oddajmy głos Ralfowi Waldo Emersonowi, unitariańskie-mu myślicielowi i pisarzowi, który wywarł wielki wpływ na społeczeństwo amerykańskie w XIX wieku: "Pozwólcie mi przede wszystkim upomnieć was, abyście byli samodzielni, nie przyjmowali (nawet) dobrych wzorów, nawet tych, które są święte w wyobraźni ludzi, i miejcie odwagę kochać Boga bez pośredników albo zasłon". A więc unitarianizm to pochwała dojrzałości, niezależności i wolności. Można by rzec - przeciwstawienie katolicyzmu z jego infantylnym i niewolniczym uzależnieniem od tradycji, dogmatów i sztucznego autorytetu kleru.
ADAM CIOCH
Nr 51/52 (146/147)
XII 2002 r. - 2 I 2003 r.
n

POLACY NIE GĘSI...
Miodek na serce
Profesor Jan Miodek jest niezmiernie popularny we Wrocławiu. Każdy jego spacer ulicami miasta wywołuje poruszenie przechodniów. Bo wiadomo, że przystanie, by na chodniku toczyć dysputę na temat swojej ukochanej dyscypliny naukowej. Znany jest też ze swojej punktualności. Mowy nie ma, by kiedykolwiek spóźnił się na umówione spotkanie.
Dlatego też z pewnymi obawami wchodziłem do sekretariatu Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego, bowiem minęły... trzy minuty (zakorkowane wrocławskie ulice!) od ustalonej godziny. A jednak Janek Miodek stanął na progu gabinetu z promiennym, jak zwykle, uśmiechem (najwyraźniej zepsuł się zegarek). Na wstępie już zaznaczył, widząc przygotowany do użycia dyktafon:
-Żadnych wywiadów. Ze znajomymi dziennikarzami rozmawiam, a co oni z tej przyjacielskiej konwersacji wyniosą, to już... sprawa ich inteligencji.
Poza tym Miodka można do rany przyłożyć, wiedzą o tym nawet studenci, ale też się zdążyli przekonać, że zasady postępowania ma on żelazne.
Jaki jest Miodek?
Jest katolikiem podkreślającym, jak wielki wpływ na jego życie miały tradycje wyniesione z rodzinnego domu w Tarnowskich Górach. Ale nie można nazwać go funda-mentalistą; widzi wiele spraw, zbyt często zamazujących zapamiętane z dzieciństwa piękno górnośląskiego kościoła. Twierdzi, że niedobrze się dzieje, gdy katolicyzm obrzędowy góruje nad katolicyzmem intelektualnym... Znane jest jego powiedzenie, że woli nieudolne kazanie młodego wikarego od listu pasterskiego biskupów, bowiem ten pierwszy, nawet gdy nie ustrzeże się błędów i jąkania, wnosi coś prawdziwego do obrzędu.
Na początek zakłóciłem dobre samopoczucie profesora listem nadesłanym do redakcji, a informującym o "postępującej germanizagi Saskich nazwisk". Jako przykład podano tam biskupa Alfonsa Nossola, który podobno dodał sobie jedno "s" w wiadomym dla siebie celu. Tak samo dawni Golowie stali się obecnie Gollami. Nasz wybitny językoznawca stanowczo odrzucił te pomówienia, bowiem wymienionemu biskupowi jego nazwisko, pisane od zarania rodu przez dwa "s", uratowało podczas wojny życie. To znana na Śląsku historia. Szwagier profesora także nazywa się Golla, czy zatem dla udowodnienia swojej polskości ma się obecnie pisać przez jedno "l"? W tym momencie Miodek zaapelował do naszego Jonasza, aby tego rodzaju korespondencję umieszczał zawsze w pewnym odosobnieniu, umownie oznakowanym dwoma zerami.
Przy okazji ucieszyło nas, że z nieukrywanym zainteresowaniem
czytał ostatni numer "FiM". -Jeśli macie swoich czytelników, i to aż tylu, to znaczy, że jesteście potrzebni na rynku, że jest na nim miejsce dla gazet tego typu, czy to się komuś podoba czy nie! Dobrze, że oprócz tematyki kościelnej zajmujecie się również problemami ludzi nieradzących sobie w tych trudnych czasach. Jednak nie można stale podkreślać, że jest źle -powiedział.
W tym momencie pozwoliliśmy sobie nie zgodzić się z opinią rozmówcy. Przecież stale udowadniamy, że są w kraju ludzie i grupy zawodowe, którym powodzi się dobrze, bardzo dobrze, świetnie. Spór pozostał nierozstrzygnięty. Ale przynajmniej wiemy, że od strony semantyki logicznej niczego naszej gazecie zarzucić nie można. A jeśli ktoś się bardzo stara, to możemy odpowiedzieć, że na upartego to i sensata można nazwać zarówno człowiekiem uczonym, jak i przemądrzałym głupkiem. Jedno i drugie będzie zgodne z przyjętą definicją tego słowa. Wszystko zależy od punktu widzenia... Ważne -co podkreślił profesor doktor słowa pisanego -że nie wciągnęła nas
językowa kloaka,
której on patologicznie nie znosi. Młodzi ludzie już się niejednokrotnie przekonali na swoim indeksie, jak bardzo razi go słowne niechlujstwo, nadużywanie wulgaryzmów. Z tej też racji obce mu są telewizyjne programy reality show pokroju "Bar II", w którym erystyka zbyt często przekracza margines przyzwoitości. Profesor od telewizji woli książkę, która zawsze była i jest jego najlepszym przyjacielem.
Jeśli znajduje się już na wizji, to nadzwyczaj często bierze w obronę gwary regionalne, wywodzące się według niego z pięknej staropolszczy-zny. I widać, że jest szczery w tych swoich wywodach. Ubolewa natomiast nad polityczną, i nie tylko, no-womową. Zwłaszcza urzędniczą. Nie ma zgody na szerzenie takiego języka. Z tym poplątanym językiem profesor toczy zażartą walkę.
Pracoholik czy fanatyk?
Stanowczo zaprzecza, jakoby miał być człowiekiem chorobliwie pracowitym. Co to, to nie! Na pewno te wszystkie meandry języka polskiego nie przesłaniają mu rodziny, ciepła domowego ogniska. Być może potwierdzenia prawdziwości tych
wynurzeń należałoby szukać u żony Teresy i syna Marcina... To są w jego życiu dwie najważniejsze osoby. Każdy, kto lepiej zna profesora, nie ma co do tego wątpliwości. Jednak z tym wszystkim kłóci się jego niezwykła ekspresja pracy mrówczej, wyrażona w licznie wydanych książkach. Ale pan Jan twierdzi, że nie można go też nazwać fanatykiem uprawianego za-
wodu, natomiast... miłośnikiem -jak najbardziej. On kocha atmosferę uczelni, dyskusje ze swoimi studentami, jemu ten chleb powszedni słodko jeszcze smakuje. Nie odczuwa zmęczenia pracą, ale
w podtekście niektórych jego wypowiedzi przewija się marzenie o pewnej dozie samotności.
Bezludna wyspa
by się przydała. A na niej on sam ze swoimi ukochanymi książkami. Zdaje się, że tak właśnie Miodek wyobraża sobie raj. Jest to też efekt zmęczenia nadmiarem popularno-
Prof. Jan Miodek, językoznawca, polonista, dyrektor Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego, członek Komitetu Językoznawstwa PAN oraz Rady Języka Polskiego. Autor wielu książek naukowych i felietonów, niestrudzony orędownik poprawnej polszczyzny. Urodził się w 1946 roku w Tarnowskich Górach. Mieszka we Wrocławiu. Od 1987 prowadzi telewizyjny program Ojczyzna polszczyzna. Wśród wielu książek szczególnie cenne są dwie: Miodek drąży skałę (1993) oraz Rozmyślajcie nad mową! (1998).
ści, kontaktami międzyludzkimi nadmiernie rozbudowanymi. Dlatego też coraz częściej przebywa w domowych pieleszach, by uciec od ludzkiej ciekawości, którą w końcu sam rozbudził. Dlatego za jego
życzliwym uśmiechem kryje się też zmęczenie i melancholia. Jak to sam ujmuje -coraz częściej nachodzą go bóle egzystencjalne. To jest jakby inny Miodek, zupełnie różny od tego, który twierdzi, że człowiek jest szczęśliwy wtedy, gdy robi to, co lubi!
A czego mu w życiu żal? Na pewno upływających chwil, wspomnień. Mimo swoich lat, zachowuje nadal młodzieńczą figurę i niezwykłą witalność. Na pewno nigdy nie stanie się zasuszonym molem książkowym. Lubi turystykę, pasjonuje się piłką nożną. Z tej racji szczególnym uwielbieniem darzą go fani Ruchu Chorzów, któremu pan Janek kibicuje niezmiennie od lat pięćdziesiątych. Jego idolem był i pozostanie wielki Gerard Cieślik, dla profesora bezkonkurencyjny fut-bolista 50-lecia.
Wychodząc z gabinetu dyrektora instytutu filologii, łapię się na tym, że chociaż przegadaliśmy sporo czasu, to pewne obszary ludzkiej egzystencji pozostały dziewicze. I to jest cała tajemnica Miodka. Zawsze ma się ochotę wrócić do niego, bo z pewnością coś nowego i interesującego będzie miał do przekazania.
JAN SZCZERKOWSKI Fot. archiwum
Z Grzeczną Panną w Pipie
Kto by pomyślał, że w Katolandzie uchowało się tyle nazw miejscowości, które u rzetelnej pensjonarki muszą wywoływać rumieniec na twarzy. No, ale takich pensjonarek już nie ma, więc i problem nie istnieje.
Czy kiedykolwiek Liga Polskich Rodzin zechce urządzić swój wiec przedwyborczy lub chociażby malutkie zebranko w (apage, Satanas!) PIPIE koło Sieradza? Śmiemy w to wątpić. Tym bardziej że w PIPIE i działacze LPR widzą coś innego niż tylko politykę. Gdybyśmy jednak mieli ochotę na GRZECZNĄ PANNĘ, to nie zwlekając powinniśmy udać się do powiatu szubińskiego (woj. kujawsko-pomorskie). Po drodze wypada jednak zaopatrzyć się w SWOR-NEGACIE i ani przez chwilę nie myśleć o CAŁOWANIU (gm. Karczew, woj. mazowieckie).
Oj, dziwy, DZIWY (powiat żuromiński). W Papa-landzie mamy również dostatek CYCÓW (woj. lubelskie), są DYDULE (woj. podlaskie) oraz rozsiane przepięknie po kraju DZIUPLINY, DZIURKI oraz DZIURY. Miłośników radosnych gierek erotycznych zapewne ucieszy fakt, że mamy na stanie także PODSUTKI (woj. podlaskie) i trochę samych SUTKÓW (gm. Dąbrowa Tarnowska). Skoro zaś w woj. łódzkim są JAJKO WICE, a pod Brodnicą JAJKOWO, to czyż -powiedzcie sami -mogło zabraknąć PAŁEK? Nie mogło i znajdziemy je w województwach łódzkim oraz mazowieckim. Wielbiciele seksu, którzy nie posługują się może zbyt wyrafinowanym językiem, uważają często, że WALE (woj. łódzkie) to brzmi dumnie. O zgrozo!
W przededniu naszego wstąpienia do Unii Europejskiej i objęcia przez polskich posłów trzeciej izby
parlamentu, możemy być dumni, że LASEK przeróżnych ci u nas dostatek. W kraju naliczyć ich można przynajmniej trzydzieści do wyboru, do koloru, LASKI MAŁE, WIELKIE, DWORSKIE, SZLACHECKIE, WŁOŚCIAŃSKIE. Gdyby te lub inne Laski szukały rozrywki, to "Urzędowy spis miejscowości w Polsce" ma pod tym względem pewne propozycje. Czas bowiem całkiem mile, a nawet aktywnie spędzać można POD ŚW. JANEM, POD ŚW. BERNARDEM lub też od razu iść na całość... Mamy bowiem na składzie także PODFRANCISZKANY (woj. łódzkie) oraz PODKLASZTOR (pow. zamojski).
Nikogo dziwić nie powinno, że długa jest lista tego, co w naszym kraju już jest, albo ani chybi powinno być kościelne. Rozrzucone, skrzą się więc rozmaite PLEBANIE, PLEBANKI czy PLEBANIE WOLE. Są też KSIĘŻE i BISKUPIE WOLE. Kościelne są GÓRY, WIOSKI, LASY, MIEDZE. W krajobrazie nie może rzecz jasna zabraknąć również rozmaitych PIELGRZYMEK i PIELGRZYMÓW. Sukienkowi przy każdej okazji zaś podkreślają, że tylko CIELE (woj. kujawsko-pomorskie) i to z BAŁAMUTO-WA (k. Ełku) nie wie, że tak się należy.
Dostatek u nas CUDÓW (gm. Kozienice), nie ma drugiej Japonii, ale są za to, i to w liczbie mnogiej, AMERYKI (pow. hrubieszowski). Jest RZYM i WENECJA (pow. żniński), ale tam bieda aż piszczy. Nie można się temu dziwić, bo przecież skoro urzędasy kościelne mają już tyle, ile mają, a politycy ciągle nienasyceni, to dla innych, zwykłych ludzi już po prostu nie wystarczy.
ROMAN KRAWIECKI
10
NIE DO WIARY
FAKTY n
ILJ/y
51/52 (146/14
20 XII 2002 r. - 2 I 2003 r.
GDZIE STUDIUJE HARRY POTTER, CZYLI...
Szkoa czarownic
ludzie szukają u astrologa? -Przyczyn swoich problemów i możliwych rozwiązań -słyszę w odpowiedzi. Astrolog daje mi przykład. Przychodzi do niego mężczyzna, który nie wie, czy wybrać brunetkę, czy rudą. Ten człowiek usłyszy tylko, jakie będą konsekwen-
Śmiałam się z wróżb, z kabał, przepowiedni i innych dyrdymałów niegodnych człowieka żyjącego na początku XXI wieku. Do czasu. A czas ten nadszedł, gdy odwiedziłam najprawdziwszą szkołę czarownic.
Łódzkie studium psychotro-niczne "Chiron" jest jedną z nielicznych szkół tego typu w Polsce. To miejsce wolne od trosk życia codziennego, gospodarki i polityki, tyleż niezwykłe, co niesamowite. Przekraczasz jego próg i wchodzisz w zupełnie inny wymiar. Odkrywasz astrale, aurę i nieznane energie. Świat magii nie znosi przyziemnych sceptyków. Chcesz go poznać, traktuj poważnie i z szacunkiem. Inaczej może być dla ciebie groźny...
-To nie jest nauka dla każdego -mówi Iwona Pachom, zastępca dyrektora studium. -Żeby zacząć poznawać to, co niezwykłe, trzeba być dojrzałym, mieć ukształtowaną psychikę. Inaczej można wyrządzić sobie i innym wielką krzywdę. Dlatego przed przyjęciem do szkoły dokładnie sprawdzamy kandydatów. Zdarzało się, że musieliśmy zrezy-gnować z chętnego, bo posiadał cechy, które wskazywały, że uzyskaną wiedzę i umiejętności może w przyszłości wykorzystać przeciwko innemu człowiekowi. Dlatego, profilaktycznie, już na samym początku eliminujemy niepewnych czy niezrównoważonych psychicznie.
Mieczem wojujesz, od miecza zginiesz
-To pierwsza zasada, którą wpajamy naszym studentom -opowiada pani Iwona. -Wiedza tajemna, posługiwanie się energiami -to nie są żarty. Dlatego też nie uczymy niczego, co ma jakikolwiek związek z czarną magią. Pokazujemy, że można się przed nią bronić.
Szkoła uczy także, jak za pomocą najróżniejszych technik i metod ratować ludzkie zdrowie. I to bez udziału szklanej kuli czy czarnego kota. Nie ma tu buchających kolorową parą laboratoryjnych naczyń, zasuszonego żabiego skrzeku i skórek nietoperza. Na próżno szukać sproszkowanego ogona smoka i innych diabelskich składników. Jedyne co można znaleźć, to zwyczajne zioła.
Słuchaczami wydziału Medycyny Komplementarnej są głównie...
pracownicy służby zdrowia. Na zajęcia przychodzą ci, którzy uwierzyli lub przekonali się na własnej skórze, że tam, gdzie nie skutkuje konwencjonalne leczenie, można zadziałać inaczej. Dowiadują się na przykład, jak za pomocą dotyku czy delikatnego masażu zmniejszyć cierpienie, a nawet wyleczyć. Uczą się też przedmiotów akceptowanych powoli przez świat medycyny zachodniej: irydo-logii, homeopatii i akupunktury. Irydologia zdobywa coraz większą grupę zwolenników, bo w nieinwazyjny sposób pozwala ocenić stan zdrowia człowieka na podstawie wyglądu tęczówki oka. Dzię-
Wróżenie z kart tarota
W gabinecie chirologa
ki homeopatii można uniknąć leczenia antybiotykami i innymi "ciężkimi" farmaceutykami. Aku-presura polega na uciskaniu receptorów, czyli punktów w ciele człowieka odpowiedzialnych za konkretne organy wewnętrzne. Wykładana jest sztuka relaksu, który -jak wiadomo -jest wentylem bezpieczeństwa dla codziennych stresów. Przecież większość chorób bierze się właśnie z nieumiejętności radzenia sobie z codziennymi kłopotami.
Ryba albo wędka
Najważniejsze to poznać siebie, choć nie jest to takie łatwe. Na ludzkie życie wpływ mają tysiące czynników. O wielu z nich nie mamy pojęcia i, tak naprawdę, to nic o sobie nie wiemy -tego z całą pewnością można się dowiedzieć w łódzkiej szkole czarownic. A w rozwiązywaniu zagadek ludzkiego istnienia mają pomóc: numerologia,
astrologia, biotro-nika, chirologia, grafologia, sztuka medytacji.
-Czy pani wie, ile można dowiedzieć się o człowieku na podstawie odręcznie napisanej daty i miejsca urodzenia? -pyta mnie jeden ze studentów. A jeszcze jak zobaczę dłoń... to już mam komplet wiadomości. Na wykład z astrologii wchodzę trochę spóźniona i słyszę głos prowadzącego, Jarosława Gronerta: -Dzień dobry, witam zodiakalną Wagę...
Może to przypadek -myślę. Po zajęciach okazuje się, że byłam w błędzie. Znając tajniki astrologii, można wiele o człowieku powiedzieć, zanim ten otworzy usta. Zwłaszcza jeśli jest spójny wewnętrznie i zdominowany przez cechy charakterystyczne dla jednego znaku zodiaku. Żeby jednak osiągnąć taki poziom, potrzeba wielu lat ciężkiej pracy.
- Z astrologią jest jak z boksem czy z grą na fortepianie. Im jesteś lepszy technicznie, tym lepszy w gwiazdach -mówi Gronert. -Do tego trzeba być po trosze za-paleńcem. Słuchacze astrologii to zazwyczaj osoby, których nie interesuje gotowa ryba podana na talerzu. Oni chcą dostać wędkę, żeby sobie tę rybę złowić.
Przez całą rozmowę nie daje mi spokoju jedna myśl: czego
cje każdego z tych wyborów, ale decyzję musi podjąć sam.
Życie na dłoni
Raz kozie śmierć, mówię sobie przed wizytą u chirologa, Stefana Wdowiaka, i wchodzę do gabinetu pełnego staroci. Pan Stefan dokładnie ogląda moją dłoń, studiuje jej kształt, ułożenie palców i znaki na ręce. Wszystko ma znaczenie. Czuję się jak na fotelu ginekologicznym. Zupełnie odsłonięta. Na szczęście chirolog zaczyna nareszcie mówić:
-Jako doktor fizyki wiem, że ludzie odbierają tylko niewielką cząstkę obrazów i dźwięków z otoczenia. Jako psycholog -że świadomość to zaledwie strzęp informacji odebranych przez nasze mózgi.
Jako chirolog -jestem przekonany, że poznajemy świat poprzez dotyk, a nasze dłonie wyglądają dokładnie tak, jak nauczyliśmy się dotykać. Patrzę na dłoń i bez problemu oceniam predyspozycje i charakter człowieka. Jestem zdumiona trafnością spostrzeżeń chirologa, który mówi, że każde zaczerwienienie skóry, pie-przyk i miejsce, w którym znajduje się ślad po oparzeniu -to konkretne ostrzeżenie. Mówi, że poprzeczne bruzdy na paznokciach to informacje o blokadach psychicznych. Dowiaduję się, że ważny jest nawet sam kształt płytki paznokcia. Im jest węższa, tym więcej jest w człowieku "agresywności ratlerka", im szersza, tym więcej spokoju. -Dłonie człowieka zmieniają się w ciągu całego życia. Trzeba tylko umieć i chcieć je obserwować. - Dlatego niech pani nie pisze, że chirologia to magia. To tylko umiejętność swoistego widzenia.
Chwilę później leży przede mną rozłożony tarot. Dostaję gęsiej skórki. Podobno karty mówią o mnie dosłownie wszystko. -Nic się przed nimi nie ukryje -potwierdza tarocista. -Pokażą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Powiedzą, jakim jesteś człowiekiem, co cię boli i co ci grozi. O dziwo, większość rzeczy, tych z przeszłości, zgadza się. Sama nie wiem, czy chcę w związku z tym znać przyszłość...
Po paru minutach już wiem, że nic nie wiem. Dochodzę do wniosku, że czas na przemyślenia. Jednak -choć mam kompletny mętlik w głowie - chyba zaczynam rozumieć, że właśnie przeżyłam niesamowitą przygodę i poznałam ludzi nie z tej ziemi. Coś w tym jest!
MICHALINA KOWALCZYK Fot. Autor
Chiromancja - wróżenie z mojej ręki
Nr 51/52 (146/147)
XII 2002 r. -2 I 2003 r.
n

POLSKA PARAFIALNA
11
Najwyższa mądrość
- A więc, czyżby o to chodziło - w banku gwiazd że Najwyższa Mądrość - jest przede wszystkim
dobrotliwa, grzeczna i potulna - jak ministrant wyjęty z szafy parafialnej i zdjęty z wieszaka
troski papieskiej - czy też może raczej...
o to w banku gwiazd chodzi, że but karierowicza kościelnego
nie będzie się już nigdy więcej panoszył - na ścieżkach umysłowych... Mądrości Najwyższej? Jak myślisz, o co tutaj
chodzi? Bo... że o coś takiego chodzi, co błahostką...
wiszącą potulnie w szafie parafialnej nie jest jednak... to chyba jasne!
Ad astra
Gdy znany krakowski poeta zaczął eksponować swój antyklerykalizm, przed jego twórczością zatrzaśnięto drzwi do literackich salonów, czasopism i wydawnictw. Teraz zamknięto mu przed nosem drzwi do własnego mieszkania i wyrzucono na bruk. Tak jak kiedyś pewien fortepian.
Od dwóch miesięcy krakowski poeta Kazimierz Biculewicz protestuje przeciwko eksmisji z mieszkania. 16 października 2002 r. w rocznicę wyboru Karola Wojtyły na papieża urządził nawet głodówkę- happening przy konsulacie Francji, informując na tekturowej tablicy, że jest ofiarą bezprawia. Znany i ceniony jeszcze kilka lat temu poeta stracił wszystko, bo zaczął występować w swojej twórczości przeciwko obłudzie i demagogii Kościoła.
Przez ponad dwadzieścia lat, do 1997 roku, utwory Biculewicza drukowały fachowe, literackie pisma. Jego wiersze znalazły się w antologii poetyckiej Krzysztofa Karaska
- podsumowującej najważniejsze w ostatnim półwieczu wydarzenia poetyckie. Jego nazwisko pojawiało się obok Zbigniewa Herberta i Mirona Białoszewskiego. W latach 1972-1981 publikował na łamach "Nowego Wyrazu", "Studenta", "Profilów", "Nurtu", "Twórczości", "Odry", "Literatury" i "Życia Literackiego". W 1989 r. ukazał się wydany przez Wydawnictwo Literackie zbiór jego poezji "Ognisty Żółw Bengal-ski", a w 1990 r. otrzymał za swą twórczość Nagrodę im. Kazimiery Iłłako-wiczówny. Był poetą uznanym nie tylko przez wydawców, ale i krytyków literackich. Cztery lata później Fundacja "Brulionu" - przy wsparciu finansowym Ministerstwa Kultury
H
Oli iffll W Jfui fllUllW.


m iiinisjtun im urn* ,Jf s*
i
Fot. Jarosław Rudzki
Poeta, a obok jego wyklęte dzieła
i Sztuki - wydała kolejny zbiór jego poezji: "Mrówka muzyczna". W1997 roku w "Wiadomościach Kulturalnych", które ukazały się w ostatni dzień papieskiej pielgrzymki do Polski, wydrukowano kilkanaście jego utworów antyklerykalnych. Od tego momentu zamknęły się przed Bicu-lewiczem wszystkie drzwi. Przestał istnieć na rynku wydawniczym. Nikt nie
chciał go drukować. Sytuacja nie zmieniła się do dzisiaj. Mimo to artysta nie przestał tworzyć nowych utworów. W końcu jednak wyczerpały się fundusze z honorariów. Sprzedał ostatnie książki ze swej biblioteki i zaczął żyć jak żebrak. Później zabrakło nawet na czynsz za opłacenie zajmowanego pokoiku. Mimo zbliżających się chłodów jesienno-zimowych właściciel kamienicy wyrzucił go na bruk. Przez pewien czas pomieszkiwał na podwórku jednej z sąsiednich kamienic. Kiedy jednak na dworze zrobiło się zimno, okoliczni mieszkańcy pozwolili mu zagospodarować mały kącik na strychu. Niestety, i tam temperatura w nocy spada poniżej zera. Śpi więc skulony między drzwiami wejściowymi na strych a zawieszoną u sufitu kotarą.
- Życzliwi ludzie przynoszą mi coś zjeść, powiedzą dobre słowo - cieszy się artysta. Mimo krępej postury Kazimierz Biculewicz drży cały z zimna. Gdy temperatura spada,
Nie szczudła patosu...
Wbijanie narodu
- młotem czystości ideologicznej i butem ortodoksyjnym w świętą księgę
- lub niechby i nawet w moją księgę, jakże zwyczajną księgę... nie jest zachowaniem zaszczytnym
lecz bestialskim i zwyrodniałym.
Organizacja religijna, która
chociażby raz w swojej historii
schyliła się do zachowań
na aż tak niskim poziomie:
przy nadarzającej się okazji historycznej
na pewno zachowa się... znowu tak samo!
- Nie szczudła patosu - czynią bowiem z figuranta zorganizowanego kukłę aksjologiczną. O nie...
ręce odmawiają posłuszeństwa. Nie może wtedy pisać.
- Oddałem się całkowicie poezji. Nie założyłem rodziny, bo uważałem twórczość za swoją misję. Jak pisałem w "Liście dygresyjnym...", "Nie żałuję: jako notoryczny i nieuleczalny smakosz - intymnego eksperymentu ze słowem". Dla zaściankowej i klerykalnej Polski jego utwory były zbyt obrazoburcze, by poeta mógł bezkarnie tworzyć, filozofować na temat religii i jej hierarchów.
Kamuflarz faktycznych zamiarów mątwy
Mątwa morska dołuje, zaślepia i odurza
swoją ofiarę toksyną biochemiczną.
Mątwa kościelna dołuje, zaślepia i odurza
swoją ofiarę toksyną mistyczną.
Oto dlaczego
w religiach wojujących
i buńczucznych... tak wiele gdacze się o ofiarności
- a tak mało mówi się o samodzielności umysłowej usidlonych frajerów.
W niepublikowanym jeszcze utworze "Harmonia kontra dysharmonia", napisanym w rocznicę wyboru Karola Wojtyły na papieża, 16 października 2002 r. pisze: "Każdy może stać się małym środkiem wszechświata! W kanale zaś bałwochwalczej nadtro-skliwości - czas użyczony odgórnie stanął w miejscu. Zaś wszystko to, co nie jest takie same, jest bez szans. Nie było więc kwestią przypadku, że w systemie, który się uruchomił ze zbudowanego na fałszywym tonie, chorego ducha Wojtyły, mistrz był bez szans". JAROSŁAW RUDZKI
H
ej, z jasną gwiazdą, co z nieba wschodzi. Czerwony Sztandar niech nas prowadzi.
Propaganda PRL-owska (i obecna - katolicka) przekonywała, że socjaliści, komuniści i inne lewaki są programowo ateistycznymi bezbożnikami. Kłamstwo to łatwo obalić - choćby przykładami robotniczych kolęd z XIX w. Ich fragmenty przytaczamy z okazji Bożego Narodzenia, które dla tamtej lewicy było religijnym, radosnym świętem.
Hej, w dzień narodzenia prawdy Krzewiciela, Z otchłani ucisku ludu Zbawiciela, Wesoło śpiewajmy, prawdę ogłaszajmy. Hej, kolęda, kolęda!
Co było głównym motorem społecznych przemian? Oczywiście bieda i klasowy wyzysk ludu przez szlachtę, fabrykantów i... kler.
Braknie odzieży, mieszkania, chleba. Los nasz nieszczęsny poprawić trzeba. Kres mękom! Zwycięstwo z nami! Precz z podłymi tyranami! Wraz zakrzyknijmy.
ksiądz:
Hej wy, hej wy, robotnicy, co wy na myśli macie?
Do kościoła nie chodzicie, Księży panów nie słuchacie?
chór robotników: Do kościoła nie chodzimy, Bo tam księżą ogłupiają. A panów nie słuchamy, No, bo ci nas okradają!
Bracia robotnicy, zrozumcie na Boga, że my w ruskim carze zawsze mamy wroga (...) Za to fabrykantom dobrze się powodzi, Bo ta ruska małpa w pomoc im przychodzi.
Z innej kolędy:
Lecz nade wszystko walczmy z caratem, Bo car jest naszym największym katem,
Czerwone kolędy
Naród pragnął sprawiedliwości społecznej. Oto prawdziwie komunistyczno-chrześ-cijański fragment kolędy: Dziś obchodzi cały lud Chrześcijański wielki cud: Zesłał nam Pan Bóg Syna Swojego Dla zbawienia ludzkiego. Od jarzma niewoli.
Bogacze Go męczyli, Na krzyżu zawiesili, Że chciał zrównać biedaka By ten był jego bratem, Jak Pan Bóg przykazał.
bogatym,
W XIX w. Polska była pod zaborami. Ruch robotniczo-chłopski kierował się w stronę walki narodowo-wyzwoleńczej.
Wyzyskiwaczy popiera, Nas morduje i obdziera, Trzyma w ciemnocie.
Te XIX-wieczne kolędy lewicowe często wzywały do walki. Ale też niosły wspaniałe humanitarne, ponadnarodowe i chrześcijańskie (!) wartości, których dziś, choć to już wiek XXI, możemy ze świecą szukać w katolickich mediach pełnych ksenofobii, antysemityzmu, nietolerancji, a nawet faszyzmu. Przeczytajmy fragment czerwonej kolędy, który można porównać chyba tylko do biblijnej nauki: "Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie" (Biblia Tysiąclecia).
Ale pamiętajmy słowa Zbawiciela, Żeśmy wszyscy bracia w kole ludów wiela, Prześladować Żyda na nic się nie przyda. Hej, kolęda, kolęda! Żyd, Francuz czy Anglik, Włoch,
Turek czy Niemiec, Każdy człowiek brat nasz,
żaden cudzoziemiec.
Wszyscy się kochajmy, ręce sobie dajmy! Hej, kolęda, kolęda.
A poniższy fragment dedykuję polskim SLD-owcom, co to jeden na klęczkach w Częstochowie, inny ramię w ramię z kropidłem na warszawskim moście, trzeci podpisuje konkordat... A wszyscy na stanowiskach tak wysokich, że ziemię i naród stracili już z oczu...
Socjaldemokraci -
Ludzie to niebogaci,
Chcą byt polepszyć dla ludu,
Bez modlitw i bez cudu,
Tu, na tym padole.
W górę nasz znak czerwony,
Sztandar to jest obrony
Dla biednych, nędznych, wyzyskiwanych...
ABANGEL
Wszystkie fragmenty to twórczość anonimowych poetów z XIX w. (na melodię których kolęd należy śpiewać - łatwo chyba odgadnąć)
12
Z DALEKIEGO KRAJU
FAKTY n
ILJ/y
51/52 (146/14
20 XII 2002 r. - 2 I 2003 r.
Matka
Natalia ma blisko 60 lat. Jej historia przypomina najdramatyczniejsze scenariusze filmowe. 40 lat temu utraciła kontakt z matką - Serbką. Później cudem ją odnalazła, lecz wojna na Bałkanach znowu rozdzieliła obydwie kobiety. Czy na zawsze?
^B ^H ^M serbskiej W wiosce Cza-dżawica, koło Sarajewa, losy Polaków
związały się na trwałe z dziejami miejscowej ludności. Przodkowie Natalii wyemigrowali do Serbii na przełomie XIX i XX wieku. Dla chleba i lepszej przyszłości. Zamieszkali w Serbii i zostali tam na ponad pół wieku. Ojciec Natalii poślubił Serbkę, Ankicę, po polsku - Annę. Natalia przyszła na świat podczas wojennej zawieruchy, w 1944 roku.
- Miałam zaledwie 2 latka, gdy serbscy Polacy zaczęli wracać do ojczystego kraju - opowiada Na-
Anna i Muzla wiedli szczęśliwe życie w Ja-blonicy, choć matka nigdy nie przestała szukać swojej córki
talia. - Ojciec postanowił do nich dołączyć, ale moja mama nie chciała opuszczać rodzinnych stron. Uciekła i ukryła się, a mnie oddała pod opiekę swojej mamy. Jednak ojciec był nieubłagany. Postanowił, że zabierze córeczkę ze sobą do Polski. Jeszcze przed wyjazdem poznał inną kobietę, także Serbkę, z którą się później ożenił. Nowa rodzina osiedliła się na ziemiach odzyskanych,
w Raciborowicach Górnych. Po wyjeździe z Jugosławii kontakt córki z matką urwał się zupełnie. - Już jako dorosła kobieta, w 1972 roku, z trójką własnych dzieci przyjechałam na Kujawy - opowiada Natalia. - Zamieszkałam w Piechcinie i zaczęłam pracę w cementowni w Bielawach. Coraz częściej myślałam o swojej mamie, ale nie wiedziałam, jak jej szukać.
Mama żyje
W 1987 roku Natalia pojechała odwiedzić rodzinę nadal mieszkającą w Raciborowicach. Jedna z ciotek powiedziała jej wtedy, że dostała list od koleżanki - Serbki, z którą chodziła do czteroklasowej szkoły w Czadżawicy. Serb-ka przez wiele lat szukała kontaktu z polską przyjaciółką. Poprosiła o pomoc pewnego Polaka, który podczas poszukiwań przejechał pół Polski. Gdy obie panie w końcu się odnalazły, były już babciami. Natalia poprosiła ciocię Janinę, aby zapytała swoją koleżankę, czy wie coś o losach jej mamy...
- Po kilku tygodniach dostałam list z Raciborowic. Ciocia napisała, żebym natychmiast do niej przyjechała - mówi Natalia. - Wspomniała jeszcze, że przyszedł do niej list z Jugosławii i jest w nim ważna dla mnie wiadomość. Nie namyślając się długo, wzięłam urlop i pojechałam na Śląsk. Szkolna przyjaciółka cioci Janiny, Katica, napisała, że wprawdzie nie zna adresu mamy Natalii, ale wie, że ona na pewno żyje. Dysponowała za to adresem brata Anny, który mieszkał wówczas w Belgradzie. Natalia napisała do niego list. I szybko dostała odpowiedź. Wynikało z niej, że Anna powtórnie wyszła za mąż. Choć prawosławna, związała się
Spotkanie po 40 latach. W środku Anna, po prawej Natalia
Do pociągu wbiegła kobieta, która - jak się później okazało - była ciocią Natalii. Ona pierwsza ją rozpoznała i przez okno, w kierunku peronowej ławki, zaczęła krzyczeć: Ankica, Ankica, jest twoja córka, przyjechała, żyje! Mama Natalii była wówczas po poważnej operacji usunięcia części żołądka.
- Przybiegłam do niej, objęłyśmy się i płakałyśmy na tym peronie - mówi Natalia. - Zbiegło się mnóstwo obcych ludzi. Gdy dowiedzieli się, że matka z córką odnalazły się po 40 latach, też zaczęli płakać i krzyczeć z radości.
Sielanka
Nigdy nie zapomnę tej niesamowitej chwili. Już nie wierzyłam, że kiedyś będę tulić do siebie swoją mamę.
Pierwsze godziny u wujka
^ w Belgradzie to niekończące
się rozmowy. Następnego
z muzułmaninem, kosowskim Al-bańczykiem o imieniu Muzla. Anna przeszła na islam i zamieszkała w Kosowie.
Umarłam?
- Okazało się, że mama uparcie szukała mnie przez wiele lat - kontynuuje Natalia. - Zakończyła poszukiwania, gdy mój ojciec odpisał jej, że... umarłam.
Natalia napisała do swojej mamy długi list. Niemal w tym samym czasie Anna, która dowiedziała się od brata o odnalezieniu córki, także wysłała list wraz z zaproszeniem do Jugosławii. Po kilku miesiącach Natalia siedziała już w pociągu, który z Katowic przez Czechy i Węgry mknął do Belgradu. Nie widziała swojej mamy od 40 lat. Obie kobiety nie miały swoich aktualnych zdjęć, nie wiedziały, jak wyglądają. Na spotkanie umó-wiły się na peronie belgradzkiego dworca. Serbsko-alb-ańska rodzina Natalii miała czekać na pociąg z Polski. Przyjechał z dwugodzinnym opóźnieniem.
- Gdy wagony wjeżdżały na peron, stałam w oknie i machałam do wszystkich, bo nie wiedziałam, gdzie jest moja mama - snuje swoją opowieść Natalia. - Miałam duszę na ramieniu. Zastanawiałam się, jak wypadnie nasze spotkanie, bo przecież nie widziałyśmy się
tyle lat. Chora Anna pod troskliwą opieką swojego muzułmańskiego męża Muzli (po prawej)
dnia Natalia wraz z mamą pojechała do Kosowa. Rodzina Anny mieszkała w wiosce Ja-blonica. Była to niewielka miejscowość, w której w zgodzie żyli obok siebie Albańczycy i Serbowie. Ludzie pomagali sobie w żniwach, razem bawili się i między sobą żenili.
- Wszyscy mieli dusze południowców, byli życzliwi, serdeczni, pełni humoru i zadowolenia z życia oraz pracy - opowiada Natalia. - Miesiąc, który tam spędziłam, był najpiękniejszy w moim życiu.
Z mamą porozumiewała się po serbsku. Okolice Jablonicy były przepiękne, górski krajobraz zatykał dech w piersiach. Po miesiącu rodzina odwiozła Natalię na belgradzki dworzec. Mamę Natalii coś wtedy tknęło. Powiedziała córce, że widziały się po raz pierwszy po tylu latach, ale chyba również po raz ostatni.
Wojna
Wkrótce po wyjeździe Natalii zmarł mąż Anny, Muzla. Później na Bałkanach wybuchła wojna. Natalia pisała do matki, ale nagle listy zaczęły wracać. Nie odzywał się również wujek w Belgradzie. Kontakt z mamą odnalezioną po 40 latach znowu się urwał.
- A któregoś dnia oglądałam w telewizji reportaż o wojnie w Jugosławii - mówi Natalia. - Nagle na ekranie ujrzałam zrujnowaną Jablonicę. Tam nie pozostał kamień na kamieniu, wszyscy zginęli lub uciekli. Ten potworny obraz śni mi się po nocach.
Natalia nie wie, co stało się z jej mamą. Czy Anna żyje? Jeśli tak, miałaby dziś 78 lat. Nie wiadomo także, co stało się z muzułmańską rodziną Natalii, pięcioma przyrodnimi braćmi i siostrami. Zapewne i oni musieli uchodzić z bombardowanej Jablonicy. Czy mieszkanka Kujaw zobaczy jeszcze kiedykolwiek swoją matkę? Czy pozna jej wojenne losy?
ROMAN KRAWIECKI Fot. archiwum
Nr 51/52 (146/147)
XII 2002 r. -2 I 2003 r.
n

POLSKA PARAFIALNA
13
W
ojtyłomania w Ka-tolandzie sięgnęła zenitu. Są już ulice im. Jana Pawła II, tablice i pomniki ku jego czci. Fundacje, stowarzyszenia, szkoły, szpitale, lotniska, szlaki turystyczne. I są jeszcze papieskie kremówki. Papież od lat jest chodliwym towarem. Ostatnim hitem jest spektakularny pomysł grupki krakowian chcących usypać gigantyczny kopiec - pomnik nagradzający Wojtyłę za wprowadzenie nas do Unii Europejskiej.
Wznoszenie sztucznych kopców to specjalność krakowian. Swój kopiec ma tu Kościuszko (34 m wys., powstał w latach 1820-23); niedawno chciały go przejąć siostry norbertanki. Wyższy (38 m) kopiec Józefa Piłsud-skiego, usypany został w 1936 roku na Sowińcu, jako symbol niepodległości. Jest też w mieście kopiec Kraka (16 m, ok. VII wieku) na Krzemionkach. Według legendy, ma on być mogiłą założyciela miasta, choć badania archeologiczne tego nie potwierdziły. Swoją kupę piachu w Nowej Hucie ma Wanda, córka króla Kraka. Niewielki kopczyk (5 metrów) usypali na biegu papieżowi księża zmartwychwstańcy.
Najwyższy czas, żeby zmienić te niekorzystne proporcje na korzyść największego z Polaków! Troje zapaleńców: właściciel zakładu
Laserowy papież
Troje krakowian ma wizję usypania gigantycznego kopca ku czci Jana Pawła II. Dodatkową atrakcją mają być nocne iluminacje, kolejki linowe, efekty dźwiękowe, pokazy laserowe z ukazującym się na niebie Papą, a na ziemi odcisk papieskiej stopy. Dla realizacji planów wizjonerzy potrzebują zaledwie... 100 milionów złotych.
poligraficznego, księgowa i rzemieślnik, wraz z 15 znajomymi założyli Stowarzyszenie Budowy Kopca - Pomnika Jana Pawła II w Krakowie. Obecnie czekają na oficjalną rejestrację swojej organizacji. Wymyślili sobie przy kolacji, że papieski kopiec przyciągnie pobożnych ofiarodawców i hojnych sponsorów. Dzięki temu będą twórcami wiekopomnego dzieła, które rozsławi nie tylko pomnik, ale i jego pomysłodawców. Według nich, ma to być największy papieski kopiec na świecie (nic nie wiadomo o innych), a dodatkowo centrum papieskie z bogatą infrastrukturą parkowo-rekreacyjną, na obszarze
Barwy ochronne
Nie będziesz używał flagi państwa swego nadaremnie, bo... pójdziesz siedzieć. To nie żart. Za użycie (na przykład wywieszenie) biało-czer-wonej flagi bez okazji można zostać oskarżonym i trafić za kratki.
Ten abstrakcyjny przepis, zabraniający publicznego wywieszania symbolu narodowego (poza świętami państwowymi) sięga korzeniami 1980 roku, kiedy PRL-owska władza broniła się jak mogła przed ruchem solidarnościowym.
Minęło lat z górą dwadzieścia, pokolenie "solidarnościowców" (o ile nie dorwało się do koryta) spędza czas w kapciach przed telewizorem, a zakaz ma się w najlepsze. Tymczasem obowiązująca Ustawa o godle, barwach i hymnie (DzU 1980, nr 7. poz. 18 z późniejszymi zmianami) bywa dość dowolnie interpretowana przez nadgorliwych funkcjonariuszy policji czy straży miejskiej.
Karę grzywny lub aresztu przewiduje natomiast artykuł 49 kodeksu wykroczeń. Jest tak ogólnie sformułowany, że można go interpretować na własny użytek. W końcu widok pijanych w sztok "szalikowców" owiniętych państwową flagą w drodze na mecz - to przecież codzienność. Czy któryś z nich został
zatrzymany za znieważenie symbolu narodowego? Nie.
Zgodnie z Ustawą z 1980 roku, flaga państwowa może na co dzień znajdować się wyłącznie przed budynkami najwyższych organów władzy, na przykład Sejmu, Senatu, Rady Ministrów, przed obiektami należącymi do organów administracji rządowej i samorządowej, a także może być podnoszona jako bandera na statkach żeglugi śródlądowej. W oknie domu czy przy prywatnej bramie nie ma dla niej miejsca, jeśli wywieszenie jej nie służy podkreśleniu "podniosłego charakteru uroczystości oraz świąt i rocznic państwowych". Co ciekawe, problem nie istnieje w przypadku flag czy symboli innych krajów. Możemy je wywieszać do woli.
A jaki stosunek do symboli państwowych mają mieszkańcy krajów UE czy USA? Amerykanie używają flag, sztandarów, chorągiewek przy każdej okazji, a nawet... bez okazji. Podobnie Niemcy, Szwedzi czy Brytyjczycy. I nikt nie twierdzi, że narody te nie szanują symboli państwowych. Za to my, Polacy, choć mamy do nich tak wielki szacunek, to przecież niektórzy z nas podczas meczów piłki nożnej flagą wycierają sobie usta po piwie. Czy to nie znak, że najwyższy czas na zmiany?
ALICJA KOT
ponad 5 ha. Na 50-metrowy kopiec gigant potrzeba około 800 tys. m3 ziemi. Pierwszy z tarasów na kopcu, na wysokości 10 m, będzie swoistym amfiteatrem, gdzie mogą odbywać się koncerty, wystawy, sztuki teatralne. Do drugiego tarasu na szczycie (punkt widokowy), dojedzie się windą umieszczoną w środku lub na zewnątrz hałdy. W grę wchodzi także kolejka linowa lub szynowa. U podnóża kopca ma powstać centrum papieskiego nauczania. Będą tam: kapliczka, muzeum, sala konferencyjna, sala teatralno-ki-nowa, biblioteka z czytelnią, poradnia rodzinna, dom pielgrzyma lub schronisko młodzieżowe. W nocy kopiec będzie podświetlony. Zostaną zastosowane najprzeróżniejsze nowinki techniczne,

Kopczyk JPII na dziedzińcu zmartwychwstańców w Krakowie
a nad kopcem pojawi się laserowa postać Wojtyły.
Specjalne projektory filmowe będą pokazywać animacje na niebie. Mają im towarzyszyć efekty świetlne i dźwiękowe. Laserowy napis nad kopcem będzie przypominał najbardziej odkrywcze słowa pontyfikatu: "Bóg jest miłością". A na szczycie sztucznej góry - największa atrakcja! - odcisk stopy Jana Pawła II. Twórcy pomysłu mają nadzieję, że papież
g3SS:SCŁL.;r . Ś
mvf- j&m
Tablica przy kopcu zmartwychwstańców
dożyje i przyjedzie na zaproszenie Millera w 2003 roku, a wtedy, po wylądowaniu na szczycie kopca, pozostawi odcisk świątobliwej stopy. Koszt przedsięwzięcia wyniesie około 100 mln zł (na początek). Niemało. Organizatorzy nie wątpią, że znajdą się potężne korporacje finansowe i sieci hipermarketów, które będą chciały przypodobać się przewodniej sile i wyłożą kasę na stół, po cichu liczą też na unijne dotacje. Wiele będą mogli pomóc honorowi patroni przedsięwzięcia. Do ich grona mają być zaproszeni m.in. Aleksander Kwaśniewski, Lech Wałęsa oraz kardynałowie Glemp i Macharski. Jest nadzieja, że zarówno wojewoda, jak i prezydent miasta (lewicowi) włączą się w realizację tej wspaniałej idei.
My ze swej strony życzymy pomysłodawcom, aby wyleczyli się w czasie świąt ze szczególnie niebezpiecznej i kosztownej choroby - pierdolca wojtyłowego.
JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
Dzieciątko Lenin
Z okazji Barbórki "Trybuna Śląska" sprezentowała swoim czytelnikom kilkadziesiąt tysięcy medalików z wizerunkiem św. Barbary.
Dzień wcześniej barbórkowe cudeńka poświęcił w bazylice w Piekarach Śląskich ksiądz Zbigniew Swoboda. "TŚ" uszczęśliwiła górniczą brać wizerunkiem postaci, o której wiemy z legendy, że była przetrzymywana w wieży i poniosła śmierć męczeńską na przełomie III i IV wieku. Kościół stwierdził, że będzie idealną patronką górników.
Do zrzutki na sfinansowanie świętego gadżetu dołożyły się dwie firmy: KOPEX i GLINIK. Pierwsza z nich to znany od czterdziestu lat państwowy dostawca obiektów i urządzeń górniczych. Drugi - to Zakład Maszyn Górniczych GLINIK Sp. z o.o. z Gorlic, produkujący maszyny i urządzenia dla przemysłu wydobywczego. Z interesu najbardziej cieszą
się dziennikarscy pomysłodawcy, ewangelizatorzy z "Trybuny Śląskiej" (dawnej "Trybuny Robotniczej", organu KW PZPR), no i, co oczywiste, duchowieństwo. Za publiczne pieniądze KOPEX, państwowa firma, ewangelizuje śląskich czytelników. Brawo! Dla górników, którym zagraża widmo masowych zwolnień, medalik będzie swoistym
antidotum na bezrobocie i głód. Ale przecież to Polska właśnie: zaściankowy i sklery-kalizowany Katoland. Ongiś partyjna gazeta dawała swym czytelnikom medalik z Leninem, dziś ta sama gazeta (o lekko zmienionym tytule) daje medalik ze świętą Barbarą. J.R.
Repr. archiwum
HOROSKOPY SZEŚCIU BARONÓW KOŚCIOŁA, CZYLI...
Czarna magia
Czy ludzie wywierający wpływ na funkcjonowanie polskiego Kościoła rzymskokatolickiego mają coś do ukrycia? Oj, mają!
Dla energoterapeutów i wróżek idą bardzo ciężkie czasy. Rynek magii ma zostać zmonopolizowany -takie decyzje zapadły podczas niedawnego sympozjum egzorcystów katolickiego Kościoła. Używanie energii niewiadomego pochodzenia bez odpowiedniego certyfikatu będzie w Polsce zakazane, bowiem: "Korzystający z przepowiadania przyszłości i horoskopów otwierają się na złego ducha, co w prostej konsekwencji prowadzi do paktu z Szatanem". Na indeksie znajdzie się zapewne wiele bajek. Nie będzie już Królewna Śnieżka deprawowała nam dzieci, podejrzaną konwersacją z niby-lustereczkiem na temat swej urody. Co ciekawe, katoliccy specjaliści od zwalczania "nieuczciwej konkurencji" nie kwestionują umiejętności osób profesjonalnie zajmujących się np. wróżbiarstwem, zarzucając im jedynie "pragnienie zjednania sobie ukrytych mocy".
Żeby zdążyć przed upaństwowioną delegalizacją, skierowałam do owej Mocy kilka pytań nt. postaci, które w mijającym roku odegrały istotną rolę w życiu polskiego Krk. Do "łączności" wykorzystałam wiele kanałów, uzyskując odpowiedź dzięki "Wielkiej księdze przepowiedni" oraz numerologii i kartom tarota zinterpretowanymi przez uznanego astropsy-chologa (Pani Joanna Rutkiewicz) i renomowaną wróżkę (Pani Farra).
Uwaga! Żadna z Pań nie wiedziała, kogo dotyczą interpretacje, dokonane wyłącznie na podstawie "obrazu nieba" w dniu i godzinie narodzin moich bohaterów.
Szczególnie wydatnej pomocy udzieliła mi Pani Anabella, specjalizująca się w piromancji -jednej z najtrudniejszych metod wróżenia, polegającej na odczytywaniu losów człowieka z płomieni.
-To rodzaj narzędzia wspomagającego wywołanie transu i pobudzenie intuicji, niezbędnych do tego, aby otworzyć tajemnicze drzwi do przyszłości. Mnie służy ogień -tłumaczy, widząc, że rozglądam się po gabinecie w poszukiwaniu szklanej kuli. Jej asystent rozpala w kominku starannie dobraną kompozycję różnego gatunku drewna.
- W czasie seansu wolno pani jedynie notować -uprzedza. Wróżka długo wpatruje się w rozłożone na stoliku zdjęcia 6 osób (większość z nich, prawdopodobnie, rozpoznaje) i rozkłada obok magiczną talię kart zwanych Major Arcana. Dotyka fotografii, coś do nich szepcze, po czym kieruje wzrok ku płomieniom. W ich blasku oczy Anabelli zdają się jarzyć. Nastrój staje się niesamowity. "Na cholerę mi to było" -myślę. Po kilku minutach zaczyna mówić...
Uzyskane wizerunki charakterologiczne to portrety, malowane przez kilkoro artystów wiedzy tajemnej. Aby docenić całą paletę barw, zaprezentuję ich wypadkową: efekt obliczeń numerologii, rozkładu kart tarota i wizji Anabelli.
Zaczynamy od o. Tadeusza Rydzyka, pozostającego w mocy zodiakalnego Byka. Jego Kartą Życia jest 5 -Papież. Dodam od razu, że nawet JPII nie ma takiej! "Twoje zainteresowania skupiają się na filozofii, religii i psychologii. Możesz mieć misjonarskie zacięcie i wypływającą z niego chęć uzdrowienia całego świata. Masz charyzmatyczny charakter i dar przekonywania, toteż możesz pociągnąć za sobą masy ludzi, którzy będą Cię słuchać" -i czyż to nie cały On?
Idźmy dalej, bo dopiero numerologia w pełni odkrywa bogactwo osobowości ojca dyrektora. "Twój numer to 9. Wykazujesz skłonności do dominacji nad swoimi bliskimi i znajomymi poprzez ciągłe wtrącanie się w ich sprawy. Jesteś wielkim rewolucjonistą. Przy pomocy swej elokwencji zachęcasz i popychasz innych do walki o swoje prawa. Na zewnątrz dziewiątka odbierana jest jako osoba zrównoważona i spokojna, ale - co wyraźnie widać w płomieniach - tak naprawdę jesteś nerwowy i bardzo wrażliwy; ukrywasz swe emocje pod maską dostojeństwa. Twoje negatywne cechy to: egoizm, kapryśność, nadwrażliwość, gwałtowność, agresywność i wyniosłość. Za swoje niepowodzenia obwiniasz innych, nie widząc swoich błędów i wad. W interesach kierujesz się przezornością oraz intuicją, dlatego trudno cię oszukać". Taki gość wysypuje z reklamówki stertę banknotów, ze zwitka pogniecionych karteluszków wyjmuje ten właściwy i niech mu ktoś powie, że kwota się nie zgadza!
O. Tadeusz jest uwielbiany przez niewiasty, co łatwo zaobserwować podczas organizowanych ku Jego czci demonstracji. Nie są to jakieś szalone małolaty, lecz damy dojrzałe i o urodzie niebanalnej. Doświadczenie lub zmysły pozwalają im wyczuwać jego erotyzm. Nie mylą się, bo obiekt pożądania "lubi wyrafinowaną grę wstępną. Nie kocha się byle jak i byle gdzie. Świece, satynowe prześcieradła, szampan (nie tylko jako napój), długa gra wstępna - uwielbia to!
Druga osoba musi wykazać nie lada talent, aby wciąż rozpalać w nim pożądanie. Gdy jej się to nie udaje, mówi żegnaj". Jak każdy guru, o. Rydzyk stara się otaczać aurą tajemniczości. Specjalnie więc dla wielbicielek ujawniam, że "szczególnie wrażliwe strefy erogenne na jego ciele to kark i szyja". Mojemu medium planety doradzają: " Unikaj: Bliźniąt (jaka szkoda, urocza Alicja Grześkowiak mieszka o rzut beretem) i Skorpiona (to np. Hanna Gronkiewicz--Waltz -niestety). Jesteś dla kogoś, kto widzi w tobie zjawisko, a seksualna dominacja drugiej strony - to nie w twoim stylu ". Przed wpuszczeniem na satynowe prześcieradła, bezwzględnie konieczne jest sprawdzenie daty urodzenia. Nie chodzi o jakąś dyskryminację, lecz o udane pożycie, bowiem "Kochankowie dla Ciebie: Byk (gdybyż ten Gabriel Janow-ski był kobietą!) - czeka Cię prawdziwa uczta z deserem; oboje macie niepohamowane apetyty erotyczne. Koziorożec - dorzuci do twojej seksualnej wirtuozerii szczyptę uczucia. Poczujesz się doceniony i bezpieczny. Ryby - będzie wspaniale, gdyż partner spod tego znaku potrafi dawać, niewiele oczekując w zamian". Niczego Ojcu nie sugeruję, ale Ryba - jak się wydaje -to jest to! Nie zażąda "rzuć to wszystko i ożeń się ze mną", a -co ważne -niekoniecznie tylko w piątek. Życzymy udanych podbojów.
Człowiekiem numer 2 w polskim Kościele jest bez wątpienia kard. Józef
Glemp, urodzony w znaku Strzelca. "Twoja karta to 11 Moc. Masz w sobie wielką siłę psychiczną wynikającą z umiejętności panowania nad własnymi emocjami. To pozwala Ci osiągać nawet bardzo trudne cele. Potrafisz być wytrwały w swoich dążeniach i dyplomatyczny w postępowaniu. Masz wielką potrzebę, by zawsze najważniejsze było Twoje zdanie i Twoja osoba". Jakże on cierpi, znosząc pod swoim panowaniem ambicje i zasięg wpływów o. Rydzyka!
Numerologia i wróżba Anabelli ujawniają szczegóły charakterologiczne: "Twój numer to 6. Szóstki mają niesamowite poczucie piękna (Świątyni Opatrzności?) i bardzo lubią otaczać się wszystkim, co piękne. Często ulegają wzruszeniom za sprawą swojej romantycznej i sentymentalnej natury. Przejawiają skłonności do plotkarstwa. Negatywne cechy szóstki to: nie-obowiązkowość, niestałość, lenistwo, uchylanie się od odpowiedzialności i nadopiekuńczość. Mogą mieć tendencje do zaburzeń emocjonalnych i psychicznych. Pieniądze dla szóstek są ważne, bowiem dają wygodę i stabilizację ich rodzinie. Nie wykazują jednak ochoty do dzielenia się swym bogactwem z innymi". A któż by miał ochotę, zarabiając niewiele ponad minimum socjalne, gdy oszczędności całego życia zgromadził kosztem dramatycznych wyborów: mercedes czy bmw?
Kard. Glemp ma już swoje lata i zapewne -zgodnie z prawidłami biologii -Jego potencjał erotyczny radykalnie osłabł. Ale gwiazdy twierdzą, że kiedyś to ho, ho... Łóżko było dla Niego "miejscem relaksu i zabawy". "Radość dawania i brania" czyniła Go "otwartym na każdą propozycję". Stawał się bezbronny jak dziecko dla tego, kto wiedział, że "zmysłowo reaguje na całowanie wewnętrznej strony ud". Czyż to nie przyjemniejsze niż cmokanie w pierścień?
Strzelcem -i myśliw libru -jest ksiąd łat Henryk kowski. " Twoja karta to9 stelnik. Potrafisz czerpać m ze swych doświadczeń życ W związku z tym możesz b wodnikiem dla innych". N tych o intelekcie Lecha W Numerologia odkrywa w Nim najlepsze: "Twój to 4. Czwórki są wytrwałe, te, solidne i precyzyjne. Bior gę te cechy, trudno się dziw same sukcesy. Nie mają da przemówień ani do gadulstw ko faktom i rzeczom nam nym. Często ateiści. Rozważ nia duchowe i metafizyczn w ogóle ich nie interesują Logiczne, bo czas to pienią Płonące drwa w gabin wróżki podnoszą temper "Fanatycy porządku. W związkach są wierne i lojaln zdrosne, a nawet zabor o tych "związka Dziś, korzys cjalistycznej logów i wróż twiej wyobraz bie kulisy ujaw nego przez na nego romansu Dudusiem ("F "Seks traktujes gwieżdżone nieb pasy, w których z niczysz, są dla C rozkoszować wszys sięgu ludzkich pisz wibrato z dziurką". J da na szcz szywkam i kwiatkó sex-shop na, sug bielizny prostu dziecie się trzył, jak się wo reagujeci nej strony u bie: Byk -u dobnepragn su nie zdom tami. Panna średniość moż seksualną bes cłowska była kowskiego orbit dzieniaszków i trzeba mi aby się napatrzeć. Żeby w su: " Unikaj Raka, Kozioroż da Twojego wysiłku, gdyż nych falach ". Chłopcy jak -księże Henryku -"ołtar
Arcybiskup Ju cym roku utonął Czy wyniknęły z fa towarzyszących zodiakaln narodzin?
" Twoja karta to 22 - G czym nie świadczy... "Twoj tość i świeżość umysłu. Pow życie było dla Ciebie wielk cę siedzącą i wykonujesz ją nie masz możliwości jej zm simum ruchu i urozmaicen je fascynacje mogą sprawi więcej niż jednego partnera taniczną osobą, pełną dobr Tłumaczył, że dokonano n taniczności. Wspierali Go r ni, biskupi. Ba, nawet dok
ym innego ka
Iz pra-Jan-
l-Pu-
ądrość iowych. yćprze-lajlepiej /ałęsy. to, co numer , pracowi-rącpod uwa-vić, że odnoszą ru do publicznych va. Dają wiarę tyl-tacal-ża-
idz.
ecie
aturę:
stałych te, choćza-. Sporo ch" pisaliśmy, stając ze spe-wiedzy astro-ek, ła-ić so-iynio-s słyn-
z niejakim Kajtusiem vel iM" nr 18 z 2-9 maja br.). z tak naturalnie, jak roz-bo w sierpniu. Miłosne za-takim entuzjazmem uczest-Ciebie zabawą. Chcesz się tkim, co znajduje się w za-zmysłów. W sex-shopie ku-r lub zabawne majteczki ak wiadomo, Prałat zakła-zególne okazje majtki z na-li w postaci serduszek >w. Ponieważ wyprawa do u raczej nie jest bezpiecz-eruję drobną modyfikację i i w "tych w kwiatki" po wyciąć otworek. "Nie bę-Ś wzbraniać, by partner pasami pobudzacie. Zmysło-le na całowanie wewnętrz-id. Kochankowie dla Cie-ikład bez skazy. Macie po-lienia. Uważaj tylko, by sek-ninowała pogoń za gadże-- rewelacja! Wasza bezpo-e uwolnić uwięzioną w Was tię (ech, gdyby panna Go-". Wokół ks. Jan-uje wielu apetycznych mło-eć oczy "dookoła głowy", szak nie marnotrawić cza-ca i Ryb (to Jonasz!). Szko-odbieracie na zupełnie in-bursztyny, lecz nie na Twój z"!
HUSZ , w mijają-
w lawinie niepowodzeń.
italnej konfiguracji planet,
iemu Wodnikowi od dnia
. Co przecież o ni-
ją wielką zaletą jest otwar-dnieneśustawić się tak, aby :ą zabawą. Jeśli masz pra-i w samotności, a przy tym lienić, zapewnij sobie mak-tia w wolnym czasie. Two-ź, że w życiu będziesz miał z. Jesteś żywiołową i spon-ych chęci ale i naiwności". adinterpretacji Jego spon-ektorzy poznańskich uczel-tor Kulczyk! Nie pomogło,
a przecież wystarczyło przedstawić zaświadczenie od fachowca - astrologa.
" Twój numer to 4. Czwórki charakteryzuje m.in. odpowiedzialność, solidność ipowaga. Nie lubią ryzykować. Nie akceptują lenistwa czy indolencji i są bardzo wymagające wobec siebie i innych. Drażnią ich plotki i niesprawdzone wiadomości. Czwórki powinny wystrzegać się wykorzystywania swej ogromnej siły woli do zaprzeczania wszystkim i wszystkiemu, ponieważ te liczne zalety mogą stać się dla niej zgubne". Co też się urzeczywistniło, spełniając "płomienną" przepowiednię: " Wnętrze swoich pomieszczeń przystosujesz tak, aby były jedynie funkcjonalne - proste, skromne, bez żadnych fantazji. Przy takich niskich wymaganiach możesz zamieszkać i żyć wszędzie, gdzie los cię rzuci i będzie ci z tym dobrze". Nie chcę krakać, ale z prognoz wynika, że obecne miejsce zamieszkania nie jest ostatnim adresem... Mogą zesłać do jakiegoś klasztoru, lecz nie trzeba dramatyzować. Gdzież lepiej Wodnik zaspokoi swoje erotyczne upodobania? "Kochankowie dla Ciebie: Rak - Zadziwiające! Mimo odmiennych potrzeb, stworzycie układ, który obojgu da satysfakcję. Waga (Stanisław Gądecki, następca na arcybiskupim tronie w Poznaniu!) - to świetny wybór, gdyż dla osoby spod tego znaku perfekcyjna technika jest ważniejsza niż uczucie. Starannie unikaj Byka (bp Dziwisz ma już na Woj-tyłę katastrofalny wpływ) i Lwa (oberkapelan Głódź nienawidzi konkurencji)".
" Tęsknisz za partnerem z temperamentem. Potraficie wówczas być pomysłowi, umiejętnie wykorzystujecie seksualne praktyki Wschodu. Orgazm jest dla was zawsze ostatnią stacją w dokładnie zaplanowanej podróży. Lubisz, gdy kochanek długo Cię do niego przygotowuje, ale gdy jesteście po - nie potrzebujesz już jego obecności. Nietypowe są także miejsca, których dotykanie przyprawia was o dreszcze - to łydki i kostki". Padający do nóg Ekscelencji prostaczkowie erotycznych wrażeń dostarczą co niemiara!
Rejtan antyunijny Ro m a n Giertych urodził się pod znakiem Ryby. " Twoja karta życia to 7 (Rydwan). Zdolności najpełniej wykorzystasz, kierując jakimśprzedsięwzięciem. Aby czuć się zrealizowanym zawodowo, powinieneśprowadzić własną firmę lub pracować na kierowniczym stanowisku. Ognisko u Anabelli zaczyna dymić. - Najpierw jednak musisz uzyskać władzę nad sobą, albowiem tkwią w Tobie dwie siły: aktywna i pasywna. Jeśli zwycięży w Tobie ta druga, jesteś w stanie zaprzepaścić swoje wszystkie możliwości i poddać się władzy innych". Należy więc, Panie mecenasie, intensywnie nad sobą pracować, a zwłaszcza nie odżegnywać się od pomocy psychologa.
"Twój numer to 2. Najważniejsze dla dwójek to: dom, rodzina i harmonijne życie. Najczęściej są to jednostki wykształcone, bardzo spokojne, powściągliwe i ostrożne w podejmowaniu decyzji, szukają oparcia i aprobaty u innych. W ich życiu dominują uczucia, a nie rozum. W towarzystwie osób ordynarnych i kłótliwych czują się zagubione i wytrącone z równowagi". Sala posiedzeń Sejmu nie jest więc środowiskiem przyjaznym, i - co czasem widać w telewizorze - szefowi LPR szalenie trudno "utrzymać pion" psychiczny. "Negatywne cechy dwójki to: nadmierna podejrzliwość, kapryśność, a także skłonności do kłamstwa - przy patologicznej chęci podobania". Radioma-ryjny elektorat ma przecież wysokie wymagania.
"Kochanka dla Ciebie to Baran - masz szansę na gorący romans, szczerość i otwartość partnerki pomogą ci wyjść z cienia. Unikaj: Bliźniąt (na senator Teresę Liszcz najlepiej w ogóle nie spoglądać) oraz Raka (Marię Smereczyńską, liderkę Federacji Rodzin Katolickich - omijać szerokim łukiem). Nie czeka cię nic dobrego. Ich egoizm sprawi, że pozostaniesz osobą uwię-zioną w wieży."
Horoskop erotyczny Giertycha najlepiej pokazuje, jak ideologia odciska swoje ponure piętno na życiu seksualnym: " Wstyd jest hamulcem Twoich namiętności. Kochacie się tak, jakbyście wykonywali taniec siedmiu zasłon. Jeśli nie ujarzmisz fałszywego wstydu, nie dowiesz się, co znaczy spełnienie". Można wprawdzie stosować półśrodki, bo "masz niezwykle wrażliwe stopy. Ich całowanie pomoże Ci się znaleźć po tamtej stronie", co jednak - uwzględniając numer buta Mecenasa - wymaga od partnerki ogromnego samozaparcia i patriotyzmu.
W zaprezentowanym przeglądzie postaci nie mogłam pominąć miłosiernie nam w "FiM" panującego Romana Kotlińskiego
(Jonasza). Może poczuć się zdegustowany towarzystwem (ten facet płaci mi pensję!), lecz Jego znaczenie dla katolickiego Kościoła w Polsce - takie przyjęłam kryterium wyboru - jest nad wyraz oczywiste.
Urodził się kilkadziesiąt dni po upływie chińskiego Roku Ognistego Konia. Wróżka Anabella podkreśla, że wyminął o włos - wywołującą u astrologów dreszczyk emocji - konstelację mongolskiego wodza Czyngis-Cha-na. " Twoja karta życia to 10 - Koło Fortuny. Masz odwagę i zdecydowanie, by podjąć każde ryzyko. Z natury jesteś optymistą i wiesz, że po nocy zawsze następuje dzień, a po burzy świeci słońce. I choć Twoje życie wypełnione jest nieprzewidzianymi zmianami, zawsze dasz sobie radę". Dokonał, jak wiemy, radykalnego i nadzwyczaj odważnego wyboru. A może czuł, że: "z każdej opresji wyjdziesz zwycięsko, bo jesteś urodzonym szczęściarzem. Poznawanie wciąż nowych ludzi, dalekie
.
podróże, ryzyko - to cechy, jakie powinna nosić twoja praca. Np. z powodzeniem mógłbyś pracować jako fotoreporter, podróżnik-odkrywca, treser dzikich zwierząt". W polskich realiach, kierując redakcją nieklerykalnego czasopisma, zajmuje się profesją jak najbardziej odpowiednią dla predyspozycji.
Jest numerologiczną "5", czyli "osobą o nieprzeciętnej inteligencji, zdolnościach twór- czych i bogatej wyobraźni. Piątki są najbar-dziej ruchliwe, niespokojne i zmienne. Cechuje je także oryginalność, niecierpliwość i impul-sywność. Zainteresowane wieloma sprawami \ i tematami - nie mogą skoncentrować się na V jednym problemie, przez co niczego nie załatwiają do końca", ale od czegóż w końcu ma pro-B fesjonalny Zespół, z red. Markiem Szenbornem na czele? "Swoją żywotnością, entuzjazmem i spontanicznością zachęca innych do działania. Buntuje się przeciw jakimkolwiek ograniczeniom i schematom. Działa instynktownie, co powoduje, że nigdy nie można przewidzieć jego reakcji. Potrafi mocno kochać i nienawidzić w ciągu krótkiego okresu". Na szczęście, szybko mu to przechodzi. "Zdobycie bogactwa nie jest dla nich trudne, niemniej są w stanie postawić je na jedną kartę i zostać nędzarzami" - dlatego starannie chowamy przed Nim wszystkie talie kart, nawet te od Czarnego Piotrusia. "Nie przejawiają takich cech jak: mściwość, złośliwość czy pamiętliwość. Przez swoją łatwowierność i prosto-duszność łatwo je zranić i oszukać. Uwięzione w nadmiarze obowiązków i nakazów staną się ponurymi i mrukliwymi samotnikami". I weź to sobie, Szefie, do serca, bo chyba już czas pełniej korzystać z uroków życia. Zdradzę (przyszłym kochankom ku rozwadze) widziane w ogniu tajemnice Jego zachowań w sypialni. "Stosujesz wyrafinowane gry, bawisz się w bal maskowy i chowasz w półmroku, śniąc jednocześnie, by stanąć nago w pełnym blasku. Prowadząc ukochaną osobę do roz-koszy, sam skromnie zostajesz przed furtką. Zadowalasz się tym, że jej jest dobrze. Dajesz dużo, niewiele oczekując w zamian". Ewo (to małżonka Jonasza), uprzejmie acz stanowczo, kierując się babską intuicją, dla dobra Zespołu i naszych P.T. Czytelników, apeluję: niech On tę furtkę przekracza codziennie! I również w domu chowaj przed Nim wszelkie narzędzia do gier!
Słynny wizjoner o. Klimuszko powiadał: "Człowiek, który w nic nie wierzy, jest ignorantem. Ten, który wierzy we wszystko, jest głupcem". Naszym Drogim Czytelnikom pozostawiam poszukiwanie "złotego środka". Z życzeniami nieustannego uśmiechu.
ANNA TARCZYŃSKA
16
ZE ŚWIATA
FAKTY n
ILJ/y
51/52 (146/14
20 XII 2002 r. - 2 I 2003 r.
Niemiłosierne miłosierdzie
powodów nieodgadnionych Pan Bóg wkurzył się na diecezję West Palm Beach na Florydzie, bo dokucza jej wciąż nowymi plagami.
Fakt, faktem, że w owej dyrekcji okręgowej Kościoła katolickiego kłopot goni kłopot, a kompromitacja ściga się z kompromitacją. Najpierw w 1998 roku dostojnie ustąpił jego eminencja biskup J. Keith Simmons, który zmuszony był przyznać się, że seksualnie eksplorował różne otworki w ciałach pięciu nieletnich chłopców. Potem było kilka lat względnego spokoju, aż w marcu br. takie samo nieszczęście spadło na jego następcę na mostku kapitańskim diecezji, bpa Anthony O'Connella. W kilka godzin po podpisaniu zbiorowego listu biskupów, wyrażającego obrzydzenie wobec pedofilii księży i deklarującego niezłomną wolę walki z tą kryminalną dewiacją purpurat - skłoniony artykułem w gazecie - wyznał, że sam praktykował to, co teraz napełnia go wstrętem i z czym zamierza walczyć póki sił (nomen omen) stanie.
Następny okres względnej ciszy przed kolejną burzą był znacznie krótszy. Pod koniec lipca br. pani Schattie, była żona byłego dyrektora finansowego diecezji, Roberta Schattie, w trakcie sądowej walki ze swym eks-lubym o alimenty rozgłosiła, że naciął on diecezję na 400 tys. dolarów, co spłynęło po niej (diecezji, nie Mrs. Schattie) jak woda po kaczce. Okazało się, że pan dyrektor systematycznie, od początku lat 90., sprzeniewierzał datki pobożnych parafian. Defraudacja wyszła na jaw akurat wtedy, gdy biskup Simmons pakował manatki, a media zachłystywały się ukierunkowaniem jego libido. Doszedłszy do
wniosku, że dwa skandale naraz w tak świątobliwej instytucji jak diecezja to za dużo grzybków w barszcz, kradzież utajono. Dyrektor objawił skruchę, zwolnił się i obiecał spłacać po 200 dolców miesięcznie. Ani mu w głowie jednak było oddawanie długu przez następne 166 lat - po niecałym roku wpłaty od winowajcy przestały napływać.
Nie znaczy to, że Schattie po rąbnięciu 400 tys. wiernym miał automatycznie jakieś kłopoty z pracą. Skądże znowu. Diecezja wyposażyła go w nieskazitelną rekomendację. Schattie dzięki rekomendacji raz-dwa dostał pracę w Jewish Com-munity Center w West Palm Beach. Wiadomo, Żydzi to mordercy Jezusa, więc niewykluczone, że katolicy podsunęli im Schattiego w charakterze konia trojańskiego.
Byłego dyrektora finansowego katolików charakter wkrótce zwiódł na pokuszenie ponownie i za czek Jewish Community Center na 10 tys. dolarów usiłował nabyć przyczepę kempingową. Żydzi nie okazali katolickiej wielkoduszności, nie dali Schattiemu trzeciej szansy i nie zbawili go ode złego. Teraz sprawę bada prokuratura stanowa.
Tymczasem Schattie przeprowadził się do Karoliny Północnej i najprawdopodobniej dalej kantuje ludzi, bo otworzył tam biznes rozliczania podatków i księgowości. Pomyśleć, że do tego wszystkiego mogłoby nie dojść, gdyby biskup Simmons trzymał ręce przy sobie. Wszak ryba psuje się od głowy.
TOMASZ SZTAYER
Bankructwo archidiecezji
Rada finansowa Kościoła rzymskokatolickiego w Bostonie, po raz pierwszy w historii Stanów Zjednoczonych, ogłosiła upadłość archidiecezji, co stanowi pierwszy krok do ogłoszenia bankructwa.
Decyzja ta wymaga akceptacji Watykanu, jednak urzędnicy archidiecezji blisko współpracujący z jej byłym szefem, kard. Bernardem Law, twierdzą, że zgoda jest już załatwiona, bo Stolica Apostolska dobrze wie, iż chodzi tu o pieniądze.
Archidiecezja została przyciśnięta do muru przez 450 osób, które były w dzieciństwie molestowane seksualnie przez księży.
Roszczenia poszkodowanych wobec bostońskiej archidiecezji przekraczają 160 mln dolarów. Jeśli archidiecezja formalnie zbankrutuje, to poszkodowani nie otrzymają odszkodowań. Ogłoszenie upadłości to próbny balon. Chce się dać poszkodowanym do zrozumienia, że albo dogadają się z władzami archidiecezji polubownie i zgodzą się na niewielkie sumy odszkodowań, albo archidiecezja ogłosi bankructwo i nie dostaną nic. Przypomnijmy, że to właśnie
w Bostonie zaczął się skandal seksualny amerykańskiego Krk z udziałem setek pedofilów w sutannach i właśnie z Bostonu przetoczył się przez całe Stany "from coast to co-ast", a nigdzie nie brakło księży, którzy gwałcili dzieci. Od początku 2002 r. 220 amerykańskich księży pedofilów musiało opuścić stan kapłański, a wobec 300 prowadzone są śledztwa.
Bostońska archidiecezja jako pierwsza znalazła się w finansowym kryzysie i szuka pieniędzy na wszelkie sposoby, np. handlując nieruchomościami. Posunięto się nawet do likwidacji parafii i kościoła w Roxbury -jednego z najstarszych zabytków budownictwa sakralnego w USA ("FiM" nr 39/2002). Diecezja chce kościół zburzyć, aby sprzedać parcelę, na której jeszcze stoi, bo miejscowi nie pozwalają na likwidację zabytku.
JANUSZ CHRZANOWSKI
Ta piękna wyspa została przed wiekami skutecznie skatoliczona. Być może pewne oderwanie od reszty kontynentu sprawiło, że Kościół papieski okopał się tu mocniej i na dłużej. Irlandczycy ciągle jeszcze chcą być katolikami, ale nie lubią już swojego katolickiego Kościoła. Trudno im się dziwić.
finansowanie szkół katolickich lub innych wyznań i podnieść nakłady na szkoły świeckie. Jednak takie rozwiązanie nie wydaje się możliwe, bo zostałoby uznane przez Sąd Najwyższy za praktykę dyskryminacyjną i zakwestionowane.
Liberalna rewolucja w Irlandii z trudem torowała sobie drogę, choć w latach sześćdziesiątych
Irlandia
katolicka
inaczej
Pomimo reformy oświaty i podwojeniu przez rząd Zielonej Wyspy nakładów na edukację, ogromna większość szkół stopnia podstawowego i średniego pozostaje w gestii Kościołów, a Departamentowi Edukacji pozostawia się płacenie pensji nauczycielom, ustalanie programów nauczania i zatwierdzania tekstów egzaminacyjnych. Irlandczycy nie chcą jednak życia pod kontrolą i optują za zmianami.
Od początku istnienia państwa Kościół papieski w Irlandii wypełniał wiele luk, nie tylko w dziedzinie edukacji, ale i służby zdrowia. - Było to spowodowane tym, że w latach 50. i 60. uważano, iż państwo nie jest zobowiązane do świadczenia tego typu usług dla obywateli - mówi Gina Menzies, przewodnicząca Rady Zarządu Szkoły Gonzaga College. W przypadku tej elitarnej szkoły administratorem jest zakon jezuitów i to prowincjał zakonu decyduje o zatrudnianiu i zwalnianiu kadry nauczycielskiej, chociaż pensje wypłaca państwo. Budzi to sprzeciw Związku Nauczycieli i coraz większej liczby rodziców, którzy protestują przeciwko wyznaniowej kontroli nad szkolnictwem. Większość Irlandczyków pragnie zachować wartości chrześcijańskie w procesie kształcenia, ale nie zgadza się na wyznaniowy patronat i domaga się przekazania władzom lokalnym zarządzania szkolnictwem.
W czasach drastycznego spadku powołań przekazanie patronatu nad edukacją w ręce osób świeckich staje się dla Kościoła potrzebą chwili i jednym z najpoważniejszych wyzwań, z czym tak trudno się hierarchom pogodzić. Chęć kontrolowania dwóch kluczowych dziedzin - służby zdrowia i edukacji -jest bardzo silna, bo zapewnia panowanie i o to przede wszystkim hierarchom chodzi.
Jak mówi ojciec Seamus Murphy, jezuita, pojawiają się propozycje, aby zredukować lub zlikwidować rządowe środki na
wydawało się, że zmiany są już w zasięgu ręki. Napływ zagranicznych inwestorów, demokratyzacja Kościoła po II Soborze Watykańskim i planowane przystąpienie Irlandii do Unii Europejskiej - wszystko to obiecywało rychłe otwarcie kraju na świat. Kościół jednak z wielką determinacją broni swej pozycji, szafując hasłami wartości, etyki i moralności chrześcijańskiej, których sam nie przestrzega.
- W 1971 roku wstąpiłem do zakonu jezuitów - mówi ojciec Seamus Murphy. - W owym roku ja i moi rówieśnicy mieliśmy świadomość nadchodzących zmian, spodziewaliśmy się liberalizacji prawa w dziedzinie rozwodów i antykoncepcji. Mimo pewnych obaw byliśmy zgodni co do tego, że Kościół katolicki rzeczywiście za bardzo dominował w naszym społeczeństwie.
Działo się to w obliczu niezliczonych, tolerowanych skandali seksualnych z udziałem duchownych. To, co Kościół tolerował i ukrywał wśród własnych duchownych, potępiał u swoich wyznawców. Hipokryzja ta zaczęła wśród wiernych budzić oburzenie i sprzeciw.
Pierwsze rewelacje dotyczyły kochanki i syna biskupa Eamona Kayce, ale wkrótce przyćmiła je historia księdza Brendana Shmita, któremu udowodniono kilkadziesiąt gwałtów na dzieciach. Najnowszy ujawniony skandal dotyczy długoletniego wykorzystywania dzieci przez księdza Seana Fortune'a, któremu udowodniono aż 29 przypadków pedofilii. Jego przełożony, biskup Brendan Comiskey, przez osiem lat i z całą świadomością - mimo bardzo licznych protestów parafian - tolerował zachowania księdza pedofila! O rozmiarach skandali świadczy fakt, że Kościół zgodził się wypłacić ofiarom pedofilów 10 mln dolarów odszkodowań.
Kryzys narasta. Większość seminariów zamknięto z uwagi na brak kandydatów do kapłaństwa, jednak działają one nadal jako instytuty teologiczne, które kształcą młodzież na przyszłych działaczy kościelnych. Aż 70 procent Irlandczyków jest za zniesieniem obowiązku celibatu księży oraz za większą rolą kobiet w kościele.
W ciągu życia tylko jednego pokolenia Irlandia z zacofanego, ubogiego kraju zmieniła się w zamożnego celtyckiego tygrysa. Młodzi stawiają na wolność myślenia i przedsiębiorczość. Pozostają katolikami z nazwy i dla tradycji, ale buntują się przeciwko wszechwładzy biskupów we wszystkich sferach życia. Irlandczycy mówią "nie" wyznaniowemu patronatowi.
Kościół irlandzki prowadzi nabór kapłanów nawet przez Internet
Mimo powszechnych odczuć o kościelnej hegemonii, nadal nie było szansy na oddzielenie Kościoła od państwa, a tym bardziej na rewolucję obyczajową. O modzie na wolną miłość młodzi Irlandczycy dowiadywali się, ku zgrozie hierarchów, z telewizji BBC. Media irlandzkie szerzyły normy moralne nakazujące powściągliwość, poświęcenie i obronę wartości katolickich w rozpasanym świecie.
Jak wskazują wyniki sondaży, przed dwunastu laty zarzucano hierarchom grzech pychy, materializmu i hipokryzji. Dzisiejsze sondaże mówią wręcz o hańbie Kościoła jako instytucji, która przez zmowę milczenia sprzeniewierzyła się własnej misji. Aby ją dalej pełnić, Kościół musi dokonać samooczyszczenia, w przeciwnym wypadku jego istnienie zostanie poważnie zagrożone.
KRYSTYNA POTOCKA
Nr 51/52 (146/147)
XII 2002 r. - 2 I 2003 r.
n

ZE ŚWIATA
17
Wojna o schedę
Kampania wyborcza przed nowym konklawe wchodzi w fazę szczytową. Zdaniem Bruno DeGaetano, redaktora pisma "Catholicism Today", jest to kampania "brutalna, pełna potwarzy i zniesławień". W roku 2001 powstały organizacje pełniące rolę komitetów wyborczych.
W Szkocji aktywność wykazuje grupa pod nazwą "Przyjaciele kardynała Thomasa Winninga z Glas-gow", a w Irlandii -"Front poparcia" arcybiskupa Dublina Desmonda Connella. W Stanach Zjednoczonych działa komitet na rzecz wybrania papieżem arcybiskupa Nowego Jorku, Edwarda Egana. Już rok temu ulotki wydawane przez ten komitet zniesławiały głównego na kontynencie amerykańskim konkurenta Egana, którym jest arcybiskup Mexico City, kard. Norberto Rivera Carrera. W ulotkach twierdzono, że sprzeciwiał się on kultowi Matki Boskiej z Guadelupy i kanonizacji Juana Die-go. Chodzi tu o meksykańskie wierzenia, zgodnie z którymi w XVI wieku Matka Boska miała objawić się Indianinowi Juanowi Diego. Problem polega na tym, że chociaż nie ma najmniejszego dowodu... na istnienie Juana, to JPII kanonizował go podczas wizyty w Meksyku.
W odwecie za pomówienia pod adresem Carrery, z Meksyku popłynęły do Stanów obelgi pod adresem arcybiskupa Egana, który jest podobno "popierany przez lichwiarzy i sodomitów".
Sporo pisze się w mediach o ambicjach kardynałów z Ameryki Łacińskiej. Prócz meksykańskiego Carrery -na Piotrowym tronie zasiadłby chętnie Juan Sandoval z Boliwii, a ambicje takie wykazuje także Oscar Rodriguez Maradiaga z Hondurasu. Ten ostatni bawił niedawno w Rzymie, gdzie ustosunkował się do kampanii prasowej, która piętnowała skandal pedofilski wśród księży. Kardynał Rodriguez porównał dziennikarzy do prześladowców chrześcijan -cesarzy Nerona i Dioklecjana, a także do XX-wiecznych zbrodniarzy, Hitlera i Stalina. Inny kandydat z Ameryki Łacińskiej, kardynał z Kolumbii, Alfonso Lopez Trujillo, uważa, że kobiety powinny realizować się tylko jako żony i matki, a feministyczne teorie niosą im zniewolenie. Narzeka on, że "w Europie jest więcej trumien niż kołysek".
Kardynałowie o papieskich ambicjach, zwani po włosku papabili, wykorzystali forum, jakim był ostatni Synod Europejski, dla przedstawienia swojego sposobu patrzenia na świat, a także zaprezentowania zarysu czegoś, co można nazwać programem wyborczym, choć formułowanym -jak zwykle -w sposób mętny i pokrętny. "Ksiądz musi być człowiekiem Kościoła -mówił 70-letni kardynał Dario Castrillon Hoyos z Kolumbii. -Nie boję się żadnej
kościelnej struktury, jeśli otrzyma ona boską pieczęć. Nasze słabości ustąpią przed Piotrową charyzmą, jeśli dziób naszej nawy skierowany jest ku właściwemu portowi".
Liczni kandydaci na papieża widzą potrzebę zreformowania sposobu, w jaki Watykan rządzi Kościołem. W ich opiniach zawarta jest krytyka obecnego papieża za konserwatyzm i autorytaryzm. Chcą tym pozyskać różne kościelne agendy, a także kongregacje, które spodziewają się większej autonomii. Micha-el Farrell z niezależnego wobec Watykanu pisma "National Catholic Reporter" pisze: "Niegdyś słowa Jana Pawła II odbierane były jako nowe, a jego decyzje jako świeże, ale ludzie męczą się i starzeją, mówią rzeczy nieistotne. Nowego papieża świat będzie słuchał uważniej".
Najpoważniejszy kandydat na następcę Karola Wojtyły, arcybiskup Mediolanu Carlo Martini, głosi konieczność ograniczenia władzy Watykanu nad episkopatami poszczególnych krajów i potrzebę umożliwienia im podejmowania ważnych decyzji bez konsultacji z papieżem.
Godfried Daneels z Belgii ma 66 lat. Także i on jest zwolennikiem decentralizacji Watykanu. "W zachodniej Europie -mówił na Europejskim Synodzie - otoczeni jesteśmy przez kulturę, którą można porównać do ogrodu, w którym rosną liczne trujące rośliny, takie jak niezaspokojone dążenie do konsumpcji, hedonizm i duma z niezależności. Lecz na truciznę, którą te rośliny rozsiewają, istnieje antidotum; jest nim religia". Jednocześnie jednak Daneels uważa, że Krk powinien okazywać skromność, a księża winni żyć w ubóstwie. W tym widzi możliwość odzyskiwania zaufania u wiernych. Jednakże w belgijskiej archidiecezji Daneelsa
przez pewien czas działał ksiądz pedofil, w związku z czym prasa zarzucała arcybiskupowi zaniedbania w kierowaniu swym personelem.
Jean-Marie Lustiger, 73-let-ni arcybiskup Paryża, uważany jest za najwybitniejszego intelektualistę wśród dostojników Krk. Lustiger, który pochodzi z rodziny polskich Żydów, chętnie wypowiada się na temat wspólnych korzeni chrześcijaństwa i judaizmu. Ciekawe, jak przyjęliby papieża Żyda księża, którzy na co dzień głoszą antysemityzm, na przykład ojciec Tadeusz Rydzyk czy bursztynowy prałat Henryk Jankowski? Lustiger nie obawia się, że kultura niesie ze sobą trujący jad: "Europejska kultura dysponuje bogactwem szlachetnych idei, które mogą odmienić warunki ludzkiej egzystencji" -mówił on na synodzie. Podobne poglądy głosi francuski kardynał z Bordeaux, Pierre Eyt, którego nie przeraża masowe odchodzenie europejskiej młodzieży od religii i który nie chce nikogo na siłę nawracać. Widzi oczywiście potrzebę ewangelizacji, bo jest w końcu katolickim kardynałem, ale raczej poprzez dialog.
Inny kandydat - Christoph Schoenborn -ma 54 lata i pochodzi z austriackiej arystokracji, ma opinię kosmopolity i podziela turystyczne zamiłowania Jana Pawła II. Szanse 63-letniego Hiszpana Antonio Rouco Vareli pomniejsza fakt, że jest podobno urodzonym pesymistą i czarno widzi przyszłość Krk. Miloslav Vlk z Pragi ma 67 lat i szanse także chyba niewielkie, bo większość kardynałów ma już dość papieża zza "żelaznej kurtyny".
Zdaniem kardynała z Genewy, 65-letniego Dionigi Tettamanzi, największym dla Krk współczesnym problemem jest malejąca liczba katolików. Uważa on, że zamiast "chrzczenia nawróconych" trzeba raczej "nawracać ochrzczonych". Tettamanzi, jako wiceprzewodniczący Konferencji Biskupów włoskich, uważany jest za jedną z najbardziej wpływowych osób we włoskim episkopacie. Natomiast w zamożnym episkopacie niemieckim prym wiedzie 72-letni kardynał Joseph Ratzinger, także poważny kandydat na papieża.
Kto z wyżej wymienionych purpuratów ma największe szanse? John Allen z "National Catholic Reporter" zapytał o to najlepszego podobno watykanistę, publicystę dziennika "Reppublica" Marco Politiego, od wielu lat specjalizującego się w kościelnej tematyce i w watykańskich układach personalnych.
Politi twierdzi, że papieżem zostanie jeden z trzech: Dionigi Tettamanzi z Włoch, Pierre Eyt z Francji lub Godfried Daneels z Belgii, ale ze wskazaniem na Tet-tamanziego.
Oczywiście, zawsze może wyskoczyć jakiś czarny koń, a raczej... purpurowy.
JANUSZ CHRZANOWSKI
Krk śmiertelnie chory
Wielu obserwatorów na Zachodzie nie zaprząta sobie głowy problemem, czy posłuchać Kościoła i wpisać imię Boże do konstytucji UE. Intryguje ich, czy Kościół rzymskokatolicki dożyje końca XXI wieku. Jest on bowiem poważnie chory...
"Stało się już komunałem stwierdzenie, że poważny stan Kościoła wynika z jego chorego wnętrza bardziej niż z zewnętrznych ataków. Pilne zmiany są niezbędne. Tymczasem ich konieczność zdaje się być niedostrzegana przez wielu hierarchów odpowiedzialnych za losy Kościoła. Mają rację ci, którzy przypominają sobie w tym kontekście słowa Jana Chrzciciela: "Już siekiera do pnia jest przyłożona..." -alarmują liberalni katolicy na łamach czasopisma "Go-lias". Wtórują im teolodzy i socjolodzy, którzy stwierdzają, że sytuacja jest bardziej niż groźna: " We współczesnym Kościele pod koniec pontyfikatu Jana Pawła IIpowstała atmosfera kryzysu, połączona z gorącym pragnieniem nowego soboru - Vaticanum III", pisze Eugene Weber, teolog świecki i autor książki "Przyszłość Boga".
Można przyjąć, że sytuacja niemal wszystkich religii i wyznań jest w krajach Europy Zachodniej nie najlepsza. Sytuacja Krk pośród tego ogólnego kryzysu jest szczególna, to znaczy szczególnie zła. Cytowany już Weber zauważa: "Panuje powszechna zgoda, że bardzo negatywne skutki wywarła encyklika Pawła VI "Humanae Vitae" (1968 roku). Słynny dokument zabronił używać katolikom tzw. sztucznych środków antykoncepcyjnych". Dokument wydany trzy lata po zakończeniu reformatorskiego soboru wywołał szok w całym katolickim świecie oraz gorące protesty zarówno świeckich, jak i duchownych. "Episkopaty lokalne na próżno usiłowały tłumaczyć stanowisko papieża, mając nadzieję na zniwelowanie złego wrażenia jakie wywołało opublikowanie encykliki... To była prawdziwa katastrofa, która trwa do dziś, bo stanowisko JPII wobec seksualności tylko ją
pogłębiło". Katolicki teolog kontynuuje: "...papież nie jest wiarygodny, kiedy mówi o seksualności, nie rozumie, że popełnia błąd, ingerując tak bardzo w życie intymne ludzi. Urząd Nauczycielski Kościoła własnymi rękami zrujnował swój autorytet".
Słynny historyk katolicki Jean Delumeau zauważa, że Kościół, "począwszy od świętego Pawła, zbytnio się koncentruje na grzechu pierworodnym. Pod wpływem Augustyna pogłębiło się jeszcze poczucie winy wierzących, którzy zaczęli bać się bardzo prawdopodobnego potępienia. Tak stworzono obraz Boga okrutnego, który stał się jedną ze znaczących przyczyn dechrystianizacji".
Weber sugeruje także palącą potrzebę reformy stosunku Kościoła do Biblii. Dla wielu ludzi współczesnych jest ona po prostu coraz mniej wiarygodna. Jego zdaniem Kościół może uratować przyznanie, że niektóre jej fragmenty są mitologiczne.
Zdaniem francuskiej socjolog Danielle Hervieu-Leger, religia coraz bardziej "folkloryzuje się", staje się zjawiskiem marginalnym, traktowanym jak rodzaj hobby dla pewnej grupy społeczeństwa. Dla większości "prawdziwe życie jest gdzie in-dziej". Kościół katolicki "może już z tego kryzysu nie wyjść...".
Rozlega się wołanie o radykalne zmiany, a może nawet likwidację skompromitowanego Kościoła. Jak zauważa jednak Weber, "nie chodzi o likwidację chrześcijaństwa w ogóle, ale pewnej jego wersji, sztywnej i wysuszonej, której wcieleniem jest Kościół rzymskokatolicki. Powszechnie oskarża się go o odejście od nauczania Jezusa. Kościół zdaje sobie z tego sprawę i dysponuje środkami, aby powrócić do źródeł. Pytanie jednak brzmi: czy naprawdę chce to uczynić?". MAREK KRAK
Ziemia Święta się wali
Nad obfitującą w katolików miejscowością Waterbury w Connec-ticut dominuje Łysa Góra, a na niej zamknięty na liczne spusty Holy Land USA - katolickie wesołe miasteczko czy też park rozryw-kowo-religijny. Niegdyś był największą atrakcją turystyczną stanu odwiedzaną przez 200 tys. zwiedzających rocznie. Teraz to się zmieniło.
Pod 18-metrowym krzyżem, za bezgłowym wielbłądem, chwasty i puste puszki od piwa pokrywają dawną wioskę Betlejem. Stacje Męki Pańskiej leżakują w piwnicy, łuki się walą, gipsy odpadają, odsłaniając metalową siatkę. Jezus wisi ukrzyżowany na jednym tylko ramieniu, bo drugie albo przerdzewiało i odpadło, albo utrącili je wandale. "Ziemia Święta USA" -po 44 latach prosperity -zamknęła się w 1984 roku. Opiekujące się obiektem (teoretycznie) zakonnice nie wiedzą, co z nim począć. W lutym
bp Hartford Daniel Kronin zapowiedział renowację kosztem 10 mln dolarów. Ale wydaje się, że jest to kolejna czcza obietnica. Miejscowi aktywiści katoliccy też snują śmiałe programy odbudowy, powtórnego rozkwitu i sławy. Ale najpewniej wkrótce na "Ziemi Świętej USA" pojawią się buldożery, by przekształcić ją w ziemię zaoraną, a potem (to pomysł bezbożnych z Waterbury) na Łysej Górze powstanie miejski park. Bóg bowiem uparcie odmawia pomocy wielbicielom parku religijnego. Tandety nie lubi, czy co? T.Sz.
18
MITY KOŚCIOŁA
FAKTY n
51/52 (146/14
20 XII 2002 r. - 2 I 2003 r.
Święty Hieronim potępiał w IV wieku Wigilancjusza za to, że zwalczał cześć oddawaną relikwiom. Święty Augustyn
(354-430) ganił z kolei tych, którzy fałszywe relikwie uznawali za prawdziwe i oddawali im cześć. I chociaż chrześcijaństwo raczej nie dysponuje ani jedną autentyczną relikwią sięgającą czasów Chrystusa, ta dziedzina nadal ma spore wzięcie wśród wiernych. Znany "całun turyński" przedstawia tak samo "autentyczne" wyobrażenie Jezusa, jak słynna chusta Weroniki...
Była też w świątyni lira, na której Orfeusz, schodząc do piekieł, wygrywał piękne dźwięki, łagodzące surowość i czujność trójgłowego Cerbera, strzegącego bram piekielnych.
Mroczny okres średniowiecza był dla wszelkich producentów relikwii okresem prawdziwej prosperity. Naprodukowano tyle "autentycznych" pamiątek, że zgoła można było obdarzyć nimi inne religie, a chrześcijaństwu zostałaby i tak spora nadwyżka.
Święty Wojciech (ok. 955-997) wielki patron Polski, praski biskup,
Święty Ambroży (ok. 333
397) w liście do Marceliny wspomina
0 odnalezieniu kości Gerwazego
1 Protazego. Domniemane resztki obu świętych przeniesiono do kościoła św. Faustyny w uroczystym pochodzie. Ambroży przywiózł z Benonii do Florencji relikwie św. Witalisa. Francuzi czcili nie tylko św. Marcina z Tours, ale pozostałą po nim suknię i inne przedmioty.
Święty Jan Złotousty (ok. 354
407) pisał o szczególnych spo-
sKATOlogia
Historia Kościoła to także dzieje głupoty, zabobonu i wszelkiego absurdu. Trwający do dziś kult trupów to jeden z dowodów na niedorzeczność doktryny rzymskokatolickiej.
Rodzony brat Wilhelma I Zdobywcy (ok. 1027
1087), biskup Odo, zapragnął pozyskać dla swojej katedry doczesne szczątki swojego poprzednika, św. Exuperiusa. Przełożony kościoła, w którym znajdował się grób świętego, ani myślał pozbawiać się cennego źródła dochodów. Rozkazał przeto wykopać na cmentarzu resztki jakiegoś chłopa o tym samym imieniu i przekazał je biskupowi. Ten jednak zażądał przysięgi, że są to autentyczne kości świętego. Przełożony kościoła, chcąc mieć czyste sumienie, wyłgał się od dawania jakichkolwiek gwarancji jakości: "Że to kości Exuperiusa, przysięgnę, na jego świętość jednak nie, bo wielu nosi to imię, których opinia świętymi nie nazywa" -odpisał biskupowi Odo.
Nie brakowało jednak krytycznych głosów, ganiących tumanienie wiernych relikwiami. Do nich należał opat Guibert de Nogent (zm. 1138): "Jedno ciało w całości nie może znajdować się równocześnie w dwóch miejscach" -stwierdził trafnie. Tenże opat, polemizując z mnichami sąsiedniego klasztoru, który szczycił się posiadaniem zęba dziewięcioletniego Jezusa oraz jego pępowiny, pisał, w jaki sposób pozyskuje się pewne części ciała rzekomego świętego jako relikwie. Przyznaje, że gdyby chciał opisać wszystkie znane mu oszustwa, zajęłoby to zbyt wiele czasu i miejsca...
W wierzeniach fetyszystycznych różne przedmioty miały szczególną moc, a w rzymskim wyznaniu przetransponowano ją na święte obrazy, posągi, szczątki doczesne "świętych" i inne przedmioty, przy których zdarzały się różne "cuda", i to dosłownie hurtem.
Grecy przechowywali w swoich świątyniach pozostałości gliny, z której Prometeusz ulepił pierwszego człowieka. Mieli skorupkę jaja, które miała zrodzić (znieść?) Leda, zniewolona przez Zeusa, który przybrał postać łabędzia.
którego wygnano z Czech w roku 995, a do Polski przybył w roku 966, leży w dwóch kompletnych egzemplarzach: w kościele św. Wita na Hradczanach w Pradze i w katedrze gnieźnieńskiej. Poza tym były jeszcze dwie jego głowy, pięć nóg i sześć ramion. Jedna noga i ramię znajdowały się w Trzemesznie. Jedno ramię Bolesław Chrobry miał darować niemieckiemu cesarzowi, Ottonowi II (955-983).
Święty Paulin z Noli (353 [lub 354]
431) nekroman odznaczający się szczególnym kultem świętych powiadał, że "męczennicy i po śmierci pozostają z relikwiami swymi moralnie złączeni, nie tylko tam, gdzie przechowuje się całe ciało, ale i z każdą jego cząstką".
o co poproszą, i dlatego my z ufnością dotykamy ich grobów i czcimy relikwie".
Jeżeli przynieśli ze sobą głowy pod pachami, to znaczy, że nie mogli ich zostawić na ziemi jako relikwii!
Święty Bazyli (329-379) stanowczo stwierdza: "Kto się dotknie kości św., męczenników, dostąpi pewnego w ten czy inny sposób poświęcającego udzielenia, skutkiem łask w ich częściach ciała zamieszkujących". Zresztą Bazyli ustalił, w jakiej części ciała znajduje się "łaska boska". Według niego, znajduje się ona w... szczęce!
W średniowieczu skompletowano po kilka, a nawet po kilkanaście egzemplarzy poszczególnych świętych, nie mówiąc już o "dodatkach".
Niektórym świętym nazbierano 57 palców, 8 nóg, 5 głów, a więc było w czym wybierać... i co sprzedawać. Istniało na przykład 40 głów świętej Agnieszki i ponad 800 cierni wyjętych z głowy Zbawicie-
sobach wypraszania łask w niebie. "Podobnie jak żołnierz śmiało staje przed królem swoim, ukazując mu rany w boju z nieprzyjacielem poniesione, tak męczennicy święci, trzymając w ręku ścięte głowy swoje i ukazując je niebieskiemu królowi, łatwo otrzymują od niego wszystko,
la... Jeżeli tym wszystkim nie bałamuci się dzisiaj ludzi, to tylko dlatego, że Kościół spuścił nieco z "re-likwijnego tonu", a wierni cokolwiek zmądrzeli.
Janowi Chrzcicielowi uzbierano 58 kręgów stosu pacierzowego, 14 kości twarzowych, a nóg miał tyle, że mógł stawać w zawody ze stonogą: 128 sztuk! Źródła kościelne (!), za którymi podaję tę informację, nie
wspominają, niestety, ile było lewych i prawych.
Bezwzględny rekord "dzielności" doczesnych szczątków należy do św. Jerzego, który... nigdy nie istniał. Ten miał wzięcie! Uzbierano mu 30 kompletnych ciał i jeszcze zostały "nadwyżki": głowy, palce i nogi. Tyle samo ciał nazbierano św. Pankracemu, chociaż ten w "dodatki" mniej był zasobny.
Inni mieli mniej możliwości "dzielenia się". I tak: św. Andrzej -5 kompletnych ciał, 6 głów, 17 rąk i tyleż nóg; św. Antoni -leży w czterech kompletnych egzemplarzach i posiada dodatkowo 1 głowę; św. Anna -2 ciała, 8 głów i 6 ramion; św. Barbara, która nigdy nie istniała, funkcjonuje w 3 kompletnych ciałach z dwoma dodatkowymi głowami; św. Bazyli -4 ciała i 5 głów; św. Błażej -1 ciało i na wszelki wypadek 5 głów; św. Eligiusz -2 ciała i 2 głowy; św. Stefan -4 ciała i 8 głów; św. Helena -4 ciała i 5 głów; św. Hilary -8 kompletów; św. Juliana -20 ciał i 26 głów; św. Sebastian -4 kompletne egzemplarze, a w zapasie 5 głów i 15 ramion... I tak można wymieniać jeszcze wielu "świętych" czczonych w setkach kościołów nie tylko Europy.
Rok 1949 był dla włoskich kościołów okresem szczegółowych remanentów wszelkich relikwii. Okazało się, że komisji inwentaryzacyjnej wyszło na przykład 18 rąk św. Jakuba; 11 rąk św. Teresy. Zinwentaryzowano także 60 palców i 20 szczęk Jana Chrzciciela. Święta Agata, której barbarzyńcy obcięli rzekomo wdzięki niewieście, miałaby, według podliczeń komisji... 6 piersi.
Jednak wyznawcy jedynie słusznej religii nie widzą chyba większego problemu w tej wyższej matematyce kościelnej. W miliardzie ich głów pomieści się jeszcze niejeden absurd. BOGDAN MOTYL www.alternatywa. com
Święty napletek
Ponieważ Kościół nauczał, że obrzezanie Jezusa było jego pierwszą, dobrowolną ofiarą za ludzi, przeto poważanie, jakim się cieszył Jezusowy napletek, jest zupełnie zrozumiałe.
W różnych miastach istniało ogółem 10 napletków Jezusa. Otto Lehman-Russbldt wylicza nawet 12 miejscowości, szczycących się posiadaniem tej relikwii. Są to: Calcata pod Rzymem, Charroux, Antwerpia, Paryż, Brugia, Bolonia, Be-sancon, Nancy, Metz, Le Puy, Conques i Hilde-sheim. Według jeszcze innych źródeł kościelnych, było takich miejsc trzynaście.
Jezuita A. Salmeron w 1602 roku twierdził, że Bóg w cudowny sposób rozmnożył napletek Jezusa. Biskup Argeli Rocca dowodził, że wskutek wszechmocy Bożej, jeden i ten sam napletek może być widywany równocześnie w wielu miejscach.
Zaczęło się od tego, że w XI w. kapelan księcia Gotfryda de Bouillon przywiózł z Palestyny
święty napletek. Uroczyste wprowadzenie relikwii do Antwerpii nastąpiło w 1114 roku, a przechowywano ją aż do 1566 roku.
Niemal natychmiast pojawił się drugi, również "autentyczny", ale w Rzymie. Tuż po nim odnalazł się trzeci, w Charroux koło Pointiers, we Francji. Jednak napletek antwerpski był o tyle wiary-godniejszy, a tym samym atrakcyjniejszy, że podobno raz po raz krwawił. Pozostałe -nie. Niebawem wybuchł spór o autentyczność napletków.
Konflikt o anatomiczny detal Jezusa zaczął przybierać niebezpiecznie groteskowy charakter i dopiero Innocenty III (1179) salomonowym wyrokiem rozstrzygnął problem. Papież orzekł, że napletek odrósł po zmartwychwstaniu, a Jezus, wstępując do nieba... wziął ze sobą także ową sporną część ciała.
Tymczasem mistyczka św. Brygida ze Szwecji (ok. 1303
1373) miała we śnie objawienie, że to właśnie napletek rzymski jest autentyczny, natomiast pozostałe to falsyfikaty i pospolite oszustwa. Orzeczenie św. Brygidy, tudzież jej cudowna wizja -nie przekonały posiadaczy napletka z Antwerpii, którzy twardo stali na gruncie autentyczności swojego egzemplarza.
Jak wobec orzeczenia Innocentego III ma się wiarygodność objawienia św. Brygidy, kroniki kościelne nic nie mówią. Mając jednak na uwadze, że w Rzymie nadal znajduje się jeden z napletków, należy przyjąć, że Zbawiciel jednak nie pozbierał po sobie wszystkich pamiątek, zanim wstąpił do nieba. Za wiedzą Watykanu praktykowano kult św. Prepucjusza (od "praeputium" -napletek) w miejscowości Calcata pod Rzymem, czego dowiódł były mnich Alfons Wiktor Mller w 1907 roku.
>y4 gdy się spełniło osiem dni -powiada Łukasz - obrzezano Dzieciątko" (2. 21).
Dziwna wydaje się ta dobrowolna ofiara z napletka noworodka, która wynikała wyłącznie z prawa żydowskiego, a nie jakichś chrześcijańskich mistyczno-teologicznych uwarunkowań. Dla Żydów ma ono olbrzymie znaczenie, bo jest znakiem przynależności do Narodu Wybranego.
Według Filona i Majmonidesa, celem obrzezania było zahamowanie rozkoszy płciowych. Jeszcze w 1893 roku Dubois-Reymond pisał, że w celu uregulowania życia płciowego należy usunąć napletek, i żądał, aby obrzezanie było wprowadzone powszechnie, podobnie jak szczepienia przeciwko ospie.
No, teraz możemy zrozumieć, dlaczego rzymski kler, żyjąc w celibacie, nie ma obowiązku obrzezania się -wzorem swojego Nauczyciela...
B.M.
Nr 51/52 (146/147)
XII 2002 r. - 2 I 2003 r.
n

MITY KOŚCIOŁA
19
Teologia na wesoło
W średniowieczu Kościół rzymski zakazał wiernym czytać Pismo Święte bez specjalnego zezwolenia. Przez setki lat komentatorzy kościelni starali się "wyjaśniać" znaczenie tekstów świętych ksiąg, a efekty ich pracy były niejednokrotnie gorzej niż żałosne.
Niektóre komentarze aprobowane niegdyś przez Kościół dzisiaj skrywane są ze wstydem lub zgoła zupełnie inaczej ujęte. Dotyczy to na przykład problemu tak "nabrzmiałego" jak seks.
Cytowany poniżej komentarz do słynnej "Pieśni nad Pieśniami" pochodzi z edycji "Pisma Starego i Nowego Testamentu...", które jest aprobowane przez konsy-storz archidiecezji warszawskiej (1889 r.). Jest to więc wydanie jak najbardziej prawowierne z punktu widzenia Kościoła.
Dla czytelnika nieuświęcone-go łaską Ducha św., treść "Pieśni nad Pieśniami" jest jednoznaczna i klarowna. Ten utwór, przypisywany królowi Salomonowi, opiewa z typowo wschodnią namiętnością miłość zmysłową i wdzięki pięknej córy Libanu, Sulamitki.
Autor biblijnego komentarza przestrzega laików, że mając nieprzygotowany umysł, mogą łatwo zbłądzić. Apeluje więc do czytelnika, że "chrześcijanin, czytając tę księgę, winien najprzód zapomnieć o wszelkiej miłości ziemskiej. Gdy zaś oblubienicą w tej pieśni przemawiającą jest Synagoga żydowska, następnie Kościół Chrystusów i każda dusza wierna Bogu, przeto czytelnik winien przejąć się uczuciami tejże oblubienicy względem swego oblubieńca, którym jest Bóg sam... Kto zaśnie umie wznieść się nad miłość ziemską, kto serce swe oddał miłości nieczystej, ten niechaj wcale do czytania tej księgi nie przystępuje, bo prędzej zgorszenie, niż pożytek z czytania takowego odniesie".
A więc mamy wierzyć, że "Pieśń nad Pieśniami" opiewa jedynie miłość między Bogiem a wiernymi lub między Chrystusem (oblubieniec) a Kościołem (oblubienica).
Zastanawiam się, dlaczego tak wzniosła i czysto duchowa miłość przybrała pod piórem autora, Duchem Świętym natchnionego, tak materialną, czysto ziemską, a miejscami nazbyt drastyczną formę?
Uczony teolog wyjaśnił: "Przez królowe, nałożnice i panny oznaczają się trzy stany Kościoła wojującego: Doskonały, postępujący i początkujący". Nie wiem, doprawdy, do którego "stanu" Kościoła, należy odnieść nałożnice?!
Pisarze watykańscy z upodobaniem wyśmiewają Talmud i święte treści innych religii. Tymczasem sami osłaniają swoją powagą i autorytetem takie dokumenty jak powyższy komentarz, którego humorowi nie dorównają żadne wywody talmudystów.
Oto najpiękniejsze kwiatki mimowolnego humoru teologicznego, tryskającego z każdego wiersza komentarza (pisownia oryginalna). Odpowiedni fragment tekstu biblijnego należy porównać z kościelnymi komentarzami. Mówią one same za siebie...
DOMINIK LAJSKI
TEKST BIBLIJNY
1. Łóżko nasze kwiecia pełne. (I.15)
2. Jako lilja między cierniem, tak przyjaciółka moja między córkami. (II. 6)
3.Lewa ręka jego pod głową moją, a prawica obłapi mię. (II. 6)
4. Boć już zima minęła, deszcz przeszedł i przestał. Ukazały się kwiatki po ziemi naszej, przyszedł czas winnic obrzynania. (II. 11
12)
5. Na łóżku mojem w nocy szukałam tego, którego miłuje dusza moja: szukałam go, a nie znalazłam. (III. 1)
6. ...znalazłam tego, którego miłuje dusza moja; pojmałam go i nie puszczę, aż go wprowadzę do domu matki mojej... (III. 4)
7. Zęby twoje jako trzody owiec postrzyżonych, które wyszły z kąpieli, każda mając po dwojgu jagniąt, a niepłodnej nie masz pomiędzy niemi. (IV. 2)
8. Dwie piersi twoje jako dwoje bliźniątek u sarny... (IV. 5)
9. Ja śpię, a serce moje czuje głos miłego mego kołaczącego: Otwórz mi, siostro moja, przyjaciółko moja, gołębico moja, niepokalana moja; boć głowa moja pełna jest rosy, a kędzierze moje kropli nocnych. (V. 2)
10. Jedna jest gołębica moja... Widziały ją inne córki i za najszczęśliwszą wysławiały, królewskie żony i nałożnice chwaliły ją. (VI. 8)
11. Stąpiłem do ogrodu orzechowego, abym oglądał jabłka na dolinach, i obaczył, jeśli zakwitła winnica, a jeśli zrodziły krzewy granatowe. (VI. 10)
12. Nos twój jako wieża Libanu. (VII. 4)
13. Rano wstajmy do winnic... tam tobie dam piersi moje. (VII. 12)
KOMENTARZ KOŚCIELNY
1. Według Theodereta oblubieniec i oblubienica w Piśmie św., jakby w łóżku spoczywając, łączą się związkiem duchowym. Oblubieniec nasiona słowa w żyzny grunt rzuca, oblubienica zaś poczyna i rodzi synów w Chrystusie.
2. Taką lilją jest Kościół między cierniem heretyków...
3. Przez objęcie oblubieńca oznacza się obecność Chrystusa w Kościele i pomoc, jaką On mu niesie.
4. Przeszedł czas niewoli szatańskiej. Jak na wiosnę wyszedł lud z Egiptu, tak też na wiosnę odkupiony został przez Chrystusa tj. w miesiącu marcu... Winnica Starego Zakonu obcięta została ze wszystkich praw orientalnych i nowe łodygi i latorośle ewangeliczne wyrosły.
5. Oblubienica Kościół widywała Chrystusa na zebraniu wiernych na Sy-onie przed wstąpieniem do nieba, następnie szukała go w łóżku swojem, to jest w Synagodze. Tam nie znalazłszy gruntu sposobnego do zasiania wiary, opuściła ją.
6. Tj. dopóki przez nawrócenie do wiary wszystkich Żydów nie będą zbawione wszystkie pokolenia Jakuba, a Chrystus nie będzie wprowadzony do Synagogi...
7. Zębami Kościoła są opowiadacze Słowa Bożego, którzy przesiewają chleb dla maluczkich; niewiernych i złych mielą i ścierają; występki gryzą, szarpią. Są oni podobni do owiec obmytych z powodu jasnej swej świętości, do ostrzyżonych, ponieważ, złożywszy troski ziemskie, Słowem się Bożem tylko zajmują.
8. Mają po dwojgu jagniąt, ponieważ miłość Boga i bliźniego rodzą w duszach wiernych; nie ma niepłodnej między niemi, bo obfitują w dobre uczynki.
9. Po zaranku Kościoła, gdy wrócony został spokój Kościołowi, mężowie doskonali oddali się kontemplacji, lecz spokój nie był długi, bo zakłócili go heretycy i żydzi; i dlatego oblubieniec przybywa, by obudzić oblubienicę i upomina, iżby grożącym niebezpieczeństwom zapobiegała. Rosa i krople nocne oznaczają bluźnierstwa i zniewagi niewiernych względem Chrystusa.
10. Przez królowe, nałożnice i panny oznaczają się trzy stany Kościoła wojującego: Doskonały, postępujący i początkujący: Jednym się zowie oblubienica, bo jeden jest Kościół, ujęty w jedność związkiem miłości.
11. Synagoga jest nim bardzo słusznie; bo jako orzechowe drzewo (włoskie) z trudnością rośnie, i jego owoc, który brudzi ręce, kijami się obija; tak Synagogi wzrost był powolny, i prawie niczego Bóg wymódz na niej nie mógł bez chłosty i kary; owoce jej, to jest dzieła, były niedoskonałe i szpetne wielkością grzechów i częstego popadania w bałwochwalstwo. Przyszedł więc do ogrodu oblubieniec, żeby zobaczyć, czy są w nim grona wiary i posłuszeństwa, czyli się okaże kwiat miłości męczeństwa.
12. Nos przenośnie oznaczać tu może mądrość i rozpoznanie duchów, a także władzę odróżniania prawdziwych cnót od występków namiętności, błędów od prawdy...
13. Daje Kościół Chrystusowi piersi, gdy synów, których rodzi w Chrystusie, karmi mlekiem zbawiennej nauki.
Okazuje się, że chrześcijaństwo (nie mylić, broń Boże, z katolicyzmem!) wcale nie musi być nudne. Oto na jednej z całkiem poważnych, chrześcijańskich, duńskich stron inter-netowych można znaleźć "Test Jezusa". Udzielając odpowiedzi na 12 prostych pytań, dowiadujemy się o istocie naszej wiary, czyli w jakim stopniu sami jesteśmy podobni do Jezusa.
Na każde pytanie można odpowiedzieć "tak", "nie" lub "być może". Brzmią one następująco:
1. Czy byłeś kiedyś w Izraelu?
2. Czy masz urodziny w grudniu?
3. Czy miałeś kiedyś długie włosy?
4. Czy próbowałeś kiedyś jazdy na nartach wodnych?
5. Czy twoja matka ma na imię Maria?
6. Czy mieszkasz razem z ojczymem?
7. Czy lubisz chodzić w sandałach?
Test na Jezusa
8. Czy wbiłeś sobie kiedyś gwoździa w sto-pę?
9. Czy jesteś z wykształcenia lub zamiłowania cieślą?
10. Czy byłeś kiedyś aresztowany?
11. Czy zorganizowałeśkiedyświno, gdy na imprezie, w której uczestniczyłeś, zabrakło trunków?
12. Czy na widok Twojego ojca mówią: o Boże?!
Po podsumowaniu moich, jak najbardziej szczerych, odpowiedzi na powyższe pytania, zostałem poinformowany, że jestem w 53 procentach Jezusem. Informacji tej towarzyszył następujący komentarz: "Jesteś Jezusem w o wiele większym stopniu, niż przeciętny człowiek. Ale możesz się w dalszym ciągu rozwijać i dążyć do doskonałości. Sięgnij po Biblię, być może tam znajdziesz inspirację...".
Wszystkim chętnym do sprawdzenia, jak blisko im do proroka Jezusa, polecamy stronę www.kmfp.dk/jesustest.html. Wprawdzie wszystko jest po duńsku, ale znając z powyższego tekstu kolejność i treść poszczególnych pytań, możemy na nie odpowiedzieć, klikając w odpowiednie okienka. Nie będzie też problemu ze zrozumieniem podanej w procentach odpowiedzi. Co najwyżej komentarz okaże się niezrozumiały. Może to i lepiej...
Z. DUNEK, KOPENHAGA Fot. archiwum
Rebus pod choinkę
20
NAUKA I WIARA
FAKTY n
ILJ/y
51/52 (146/14
20 XII 2002 r. - 2 I 2003 r.
Bóg a fizyka
Od czasów Kartezjusza istnieje spór między naukowym, racjonalnym spojrzeniem na świat a postrzeganiem człowieka wierzącego. Nie wiadomo, kiedy i dlaczego te dwa punkty widzenia zantagonizowano i przekreślono znak równości między wiarą a rozumem. Ale czy ów odwieczny spór o Boga jest rzeczywiście sporem racjonalnym?
Czy spór o Boga nie jest czasem jedynie garścią stereotypów myślowych, które nadal funkcjonują w naszych głowach, sprowadzając się do tezy, że Bóg Biblii nie może być "naukowy", a Bóg nauki nie może być "biblijny"? Któryś z nich już z założenia musi być gorszy. Ale czy tak rzeczywiście jest? A może jest to kwestia złego założenia, szablonu myślowego czy w końcu nazewnictwa, w jakie z upływem wieków ubrano Boga Biblii?
Staruszek z Edenu
Najlepiej z siwą brodą, dobroduszny, nieco przygłuchy. Taki, co to szybko się złości, ale też równie szybko mu przechodzi. Na wpół mityczny, archaiczny, oderwany od rzeczywistości. Taki wizerunek wynurza się ze stereotypu myślowego współczesnego człowieka, karmionego od dziecka animowanymi bajkami o Biblii. Czy tak jest istotnie?
Uważny czytelnik Starego Testamentu dostrzeże zupełnie coś innego. W świadomości Izraela istniał - i tak jest nadal - zakaz wyobrażania sobie Boga w jakikolwiek sposób i sprowadzania go do czegokolwiek. Został sformułowany w drugim przykazaniu biblijnego dekalogu (Wj 20. 4-5), usuniętym później przez Kościół rzymskokatolicki. Chodziło o to, by Bóg nie był "Czymś" lub "Kimś" z ludzkich wyobrażeń. Sam przedstawia się Mojżeszowi przy krzewie gorejącym w sposób nieco dziwaczny (zresztą bezpostaciowo): "...mówi Jestem, który Jestem". Jeszcze kilkakrotnie nazwie się podobnie, choćby w akcie stworzenia: Elohim - Ten, który wszystko tworzy, Siła sprawcza. Samo imię JAHWE oznacza wieczny BYT, wieczne ISTNIENIE, ABSOLUT.
Jakże podobny jest ten wizerunek Boga, jako czystej, wielkiej Myśli, Mózgu Wszechświata, do wizerunku Boga nauki, Boga Einsteina i Pascala. Profesor Michio Kaku, fizyk z Uniwersytetu w Nowym Jorku stwierdza: "Gdy uczeni używają słowa Bóg, zwykle mają na myśli Boga Porządku. (...) Einstein w ciągu całej swojej kariery wierzył, że we Wszechświecie istnieje tajemniczy boski porządek.
Zwykł mówić, że celem jego życia jest zgłębienie boskiej myśli. Einstein wielokrotnie odwoływał się do tego Boga w swoich pismach, nazywając go czule Staruszkiem ". Skoro sam Albert Einstein nazywał Boga "Staruszkiem", widać uczłowieczał go i identyfikował emocjonalnie. W ten sposób stawał mu się bliższy. Podobną metodą posłużyli się pisarze Biblii, ale nawet oni nie śmieli nazywać JESTEM, KTÓRY JESTEM - staruszkiem. Mawiali za to: "strasz-
i tajemniczy Bóg bez twarzy i bez kształtu.
Skąd więc spór o postrzeganie Boga? Może stąd, że uczeni i laicy nie potrafią się wzajemnie porozumieć, bo nie mówią tym samym językiem, choć odwołują się do tego samego Boga. Dla naukowców określenie "Bóg" prawie zawsze odnosi się do "Boga cudów", a ten powinien, ich zdaniem, istnieć poza nauką. Ale czy tak musi być? Niekoniecznie - przecież biblijny obraz Boga to właśnie obraz Boga porządku, Boga poza czasem i przestrzenią, Boga niewyobrażalnego umysłem - WIECZNEGO BYTU. Ten obraz jest już o wiele bliższy naukowym wyobrażeniom. A więc może nie chodzi o istnienie Boga, tylko o to, jak kto sobie Go wyobraża lub jak kto Go nazwie?
Matematyczna teologia
Ostatnio w świecie nauki dużo mówi się o tzw. matematycz-
ne i wielkie jest imię Boże". Co ciekawe, żaden ze starotestamento-wych pisarzy czy proroków nigdy nie pokusił się, by opisywać wygląd Boga. W starotestamentowej świątyni nie było jego popiersia czy posągu. Nawet dla ówczesnych ludów pogańskich był to zadziwiający
nej teologii. Wszystko sprowadza się do tego, że współczesny człowiek odrzucił archaiczną, jak mu się zdawało, teologię religijną tylko po to, by w to miejsce wstawić jeszcze dziwniejszą "religię naukową", odwołującą się do hiperprzestrzeni, pętli czasowych i wszechświatów
równoległych. Sami naukowcy kłócą się wzajemnie, która z wielkich teorii jest bardziej prawdopodobna, a która trąci o literaturę z pogranicza fantastyki: " Wiara we wszechmogącego Boga została teraz zastąpiona wiarą w teorię kwantową i ogólną teorię względności" - przyznaje prof. Michio Kaku. A więc nadal jest to kwestia WIARY, bo - jak stwierdza sam fizyk - "stworzenia nie da się zmierzyć w laboratorium, a więc takie abstrakcyjne idee nigdy nie zostaną zweryfikowane". Współcześni wielcy fizycy liczą się z tym, że po-twierdzalność ich teorii jest bardzo ograniczona, a wszelkie eksperymenty są poza zasięgiem ludzkich możliwości. Często też padają stwierdzenia, że współczesna fizyka i kosmologia coraz bardziej stają się filozofią i pozostają w sferze teorii. A teorii jest tyle, ilu wybitnych fizyków.
Nowe stare odkrycia
XX wiek przyniósł wiele przełomowych odkryć niemal we wszystkich dziedzinach nauki, a zwłaszcza w fizyce. Przez ostatnich trzysta lat, czyli od czasów Newtona, sądziliśmy, że czas w całym wszechświecie jest jednostką stałą i płynie z taką samą prędkością. Obojętnie, czy będzie to na Marsie, na Słońcu czy na Saturnie, to nasze zegarki pokażą tę samą godzinę. Wszystko runęło na początku XX wieku, kiedy niemiecki fizyk Albert Einstein zatrząsł podstawami teorii Newtona, twierdząc, że jest zupełnie inaczej. Na początku nikt nie chciał w to wierzyć, a jednak późniejsze eksperymenty przeprowadzone z zegarami atomowymi wysłanymi na orbitę okołoziemską potwierdziły, że zegar na Ziemi i zegar umieszczony w przestrzeni kosmicznej chodzą w różnym tempie, a więc pokazują inny czas.
Czy te rewelacje odkrył rzeczywiście Einstein dopiero w XX wieku? Otóż nie! Tę swoistą, uproszczoną teorię względności odnajdujemy i w Starym, i w Nowym Testamencie, gdzie Bóg przez proroków zdaje się mówić: Mój czas nie jest waszym czasem (por. Ps 90. 4 i 2 P 3. 8). Jak dzisiaj można wyłożyć prostemu człowiekowi teorię względności czasu? Chyba tylko tak, jak zrobili to dawno temu Mojżesz i Piotr. Tylko skąd oni wiedzieli o teorii względności?
Dzieci wszechświata
Współczesna fizyka odwołuje się do teorii hiperprzestrzeni, światów
równoległych i wielowymiarowo-ści. Otóż biblijny przekaz mówił już dużo wcześniej o tzw. trzecim niebie (2 Kor 12. 2). Być może owe niebo (coś na kształt świata równoległego) zostało tak nazwane, ponieważ wyobrażenia znane współczesnej fizyce nie mieściły się w głowie człowieka sprzed 2000 lat. Nawet dzisiejsi giganci fizyki potrafią mówić ludzkim językiem, stosując czasem wręcz naiwne przykłady. Wszechświat porównywany jest przez nich do wielkiego Jabł-koświata, który niczym jabłoń ma na swoich gałęziach mnóstwo owoców. Każde jabłko to osobny świat, zamieszkały lub nie.
Biblijny obraz trzeciego nieba to obraz świata wypełnionego mieszkańcami, a aniołowie to nie ludzie ze skrzydłami, rodem ze średniowiecznych obrazków, lecz duchowe istoty, które poruszają się w czasie i przestrzeni. Wszechświat jest więc zamieszkany nie przez świętych i błogosławionych (bo o tym milczy Biblia, a krzyczy tradycja i dogmatyka katolicka), ale istoty duchowe, inteligentne, zorganizowane w jakieś "wyższe cywilizacje". Istoty duchowe, które mogą się materializować, zmieniać kształt, poruszać w czasie i które na pewno znają prawa fizyki, bo nimi się po prostu posługują. My jesteśmy przy nich skazani jedynie na swoją trójwymiarowość. Już wyobrażenie sobie czwartego wymiaru stanowi dla nas nie lada wyczyn intelektualny, a co dopiero mówić o wielowymiarowych przestrzeniach. Niezależnie więc od tego, czy nazwiemy wszechświat Jabłko-światem, czy Niebem, pozostanie to tylko kwestią nazewnictwa, bo podmiot i przedmiot rozważań jest ten sam. Reszta zależy od nas.
Duchy z czwartego wymiaru
Czwarty wymiar wkroczył do powszechnej świadomości ludzi w 1877 r., kiedy w Londynie miał miejsce skandalizujący proces, który rozpoczął wielką dyskusję nt. zjawisk paranormalnych. Gazety obszernie opisywały proces medium spirytystycznego Henry'ego Slade'a, który dokonywał rzeczy niemożliwych, np. łączył złamane zapałki, czytał teksty w zamkniętych kopertach, wywoływał duchy. Wkrótce wytoczono mu proces, uważając jego "triki" za czyste oszustwo. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że obrony Slade'a podjęli się ówcześni wybitni naukowcy, późniejsi laureaci Nagrody Nobla. Główną rolę odegrał Johann Zoellner, profesor fizyki i astronomii z Lipska. Twierdził on, że sztuczki Slade'a są możliwe, ale tylko w czwartym wymiarze. Slade potrafił bowiem zmieniać prawoskrętną muszlę w lewoskrętną, a także potrafił spleść dwie oddzielne i zamknięte drewniane obręcze - bez ich przecinania czy łamania. Sztuczki te badano na wiele sposobów. Świat nauki orzekł, że Slade nie posługiwał się żadnymi trikami. W końcu, po wielkiej burzy, stwierdzono:
Nr 51/52 (146/147)
XII 2002 r. - 2 I 2003 r.
n

NAUKA I WIARA
21
"Slade dokonywał czynów, które są możliwe wówczas, gdy przyjmiemy, że czwarty wymiar zamieszkany jest przez duchy". To twierdzenie poparli również niektórzy współcześni fizycy, obserwując 15 lat temu podobne wyczyny medium izraelskiego, Uri Gellera.
Cóż, "świat duchów" to rzeczywiście oświadczenie nie bardzo pasujące do języka nauki, a jednak fizycy zgodzili się, że istnieje! Takiego odkrycia, i to kilka tysięcy lat temu, dokonała Biblia, wyraźnie stwierdzając, że obok naszego świata istnieje także świat duchów, demonów. W Nowym Testamencie apostoł Paweł pisze: "Gdyż bój toczymy nie z krwią i ciałem, lecz z nadziemskimi władzami, ze zwierzchnościami, z władzami tego świata ciemności, ze złymi duchami w okręgach niebieskich" (Ef 6. 12).
Chrystus - Istota z innego wymiaru?
Ewangeliści szeroko opisują dzieje Jezusa, sprawozdając m.in., że chodził po wodzie, przenikał ściany, materializował się i dematerializował. To wszystko z punktu widzenia współczesnego człowieka wydaje się być jakąś chrześcijańską mitologią. A jednak najnowsza fizyka dopuszcza realność takiej sytuacji. Profesor Michio Ka-ku, czołowy autorytet w tej dziedzinie, tak pisze o nieznanych nam, ale istniejących według fizyków wymiarach: "Wyobraźmy sobie, że potrafimy znikać i pojawiać się, kiedy chcemy. Zamiast jechać do szkoły czy pracy, po prostu znikamy i ma-terializujemy się ponownie w klasie i biurze (...). Wyobraźmy sobie, że nasze oczy mogą prześwietlać przedmioty jak promienie Roentgena. Możemy zobaczyć katastrofy, do których dochodzi daleko od nas (...). Naprawdę czynilibyśmy cuda, dokonując rzeczy wykraczających poza ludzką zdolność pojmowania".
Jaka istota mogłaby posiadać ową boską moc? Profesor odpowiada: "Istota z wyższych wymiarów. Trójwymiarowi mieszkańcy naszego świata nie mają takich możliwości. Dla czterowymiarowej istoty takie wyczyny są igraszką". To nie jest literatura fantastyczno-na-ukowa. To poważna koncepcja hi-perprzestrzeni i dziesięciu wymiarów. Wielu fizyków światowej czołówki poważnie traktuje tę teorię.
Kim więc był Jezus, owo Słowo, które stało się ciałem? Czy nie był On właśnie Istotą z innego wymiaru?
Hiperprzestrzeń z Edenu
Według teorii hiperprzestrze-ni, przed Wielkim Wybuchem nasz kosmos był doskonałym, dziesięcio-wymiarowym wszechświatem, w którym istniała możliwość przemieszczania się między wymiarami. Jednak doszło do kataklizmu i załamania się przestrzeni i czasu. W ten sposób powstały dwa oddzielne wszechświaty. Nasz czterowymiaro-wy świat (choć człowiek dostrzega
zmysłami tylko jego trójwymiarowość) rozszerzył się, a sześciowy-miarowy stał się nieskończenie mały. W rezultacie tej katastrofy gwiazdy i galaktyki oddalają się od nas z gigantyczną prędkością. Ale nasz wszechświat ma nadal swojego brata bliźniaka - ów wszechświat równoległy. Michio Kaku dochodzi do zaskakującego wniosku: "Wszechświat towarzyszący nie jest tylko dodatkiem do naszego wszechświata, może ostatecznie okazać się dla nas zbawieniem". Teoria ta jest jedną z bardziej prawdopodobnych wersji powstania kosmosu. Mówi ona
0 jakiejś tragedii, która dokonała się w doskonałym wszechświecie. Była ona spowodowana bliżej nieokreśloną niestabilnością, w wyniku której kosmos załamał się. Przypomina to tragedię biblijnego raju - doskonałego superświata, gdzie rzeczywistość Boga graniczyła z rzeczywistością ludzi, tworząc doskonałą harmonię. Teologowie są na ogół zgodni, że świat sprzed grzechu był zupełnie inny od tego, który znamy - nie było w nim przemijania, procesów degeneracji, śmierci itp. Także możliwości ludzi były zupełnie inne, być może telepatyczne, skoro Ewa rozmawiała z wężem... Być może pierwsi ludzie mogli poruszać się w innych wymiarach, skoro obcowali z istotami duchowymi, na przykład z Bogiem czy aniołami. Ich świat załamał kataklizm zwany grzechem nieposłuszeństwa, który sprowadził ból
1 śmierć. Eden został zamknięty, a Adam i Ewa zostali sprowadzeni do prymitywniejszej formy świata trójwymiarowego, z którego ograniczeniami spotykamy się do dzisiaj. Możliwości człowieka zostały zahamowane, a potem nastąpiło oddalenie od naszego wszechświata świata mu towarzyszącego. Zdają się to potwierdzać słowa Jezusa: "Moje Królestwo nie jest z tego świata". O jakim świecie mówił Chrystus? Jaki to świat "może ostatecznie okazać się dla nas zbawieniem"?
Śmierć wszechświata
Dla każdego fizyka i kosmologa pewne jest, że wszechświat kiedyś umrze. "Gwiazdy będą się zapadały, temperatura dramatycznie wzrośnie, aż cała materia i energia wszechświata skondensuje się w olbrzymią kulę ognia, która zniszczy nasz świat. Wszystkie formy życia zginą" - to wizja naukowców. Ten apokaliptyczny obraz śmierci Wszechświata jest dla biblisty bardzo zrozumiały, choć przecież pozornie osadzony na przeciwstawnym światopoglądzie. Eschatologiczny opis końca świata jest niemalże kopią naukowej wizji, z tą tylko różnicą, że dzieli je ponad dwa tysiące lat: "Słońce się zaćmi i księżyc nie zajaśnieje swoim blaskiem i gwiazdy spadać będą z nieba i moce niebieskie będą poruszone..." (Mt 24. 29); "Gdyż gwiazdy niebios i ich planety nie dadzą swojego światła..." (Iz 13. 10); "Wtedy niebiosa z trzaskiem przeminą, a żywioły rozpalone stopnieją, Ziemia i dzieła ludzkie na niej spłoną..." (2 P3. 10).
Według nieżyjącego już fizyka z Uniwersytetu Columbia, Geralda Feinberga, ludzkość może mieć jednak pewną nadzieję. Otóż wysunął on hipotezę, że inteligentne życie posłuży się innymi wymiarami, by wyjść z kosmicznej tragedii. Według tej teorii, której zwolennikiem jest także wielu czołowych fizyków (Hoimar von Dit-furt, Michio Kaku), "w ostatnich chwilach zapadania się wszechświata nasz bratni wszechświat otworzy się raz jeszcze i podróże między wymiarami staną się możliwe. Inteligentne formy życia przetunelują do wielowymiarowej przestrzeni lub równoległych wszechświatów, unikając śmierci. Wtedy będą mogły obserwować śmierć wszechświata, zapadającego się w ognistym kataklizmie. Nastąpi kolejny Wielki Wybuch i stworzy kolejny wszechświat - ich nowy dom". Zadziwiające, że ta relacja wydaje się być niezwykle spójna z relacją biblijną. Według tej drugiej, nasz wszechświat zginie w ogniu. Owa śmierć wszechświata zostanie zaplanowana przez Absolut zwany w teologii Bogiem. Ziemia ma być "nową ziemią", a kosmos "nowym niebem". Apostoł Jan w zachwyceniu opisał dziwne rzeczy: "I widziałem nowe niebo i nową ziemię, albowiem pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły". (Ap 21. 1).
Hipoteza prof. Feinberga oraz wizja apostoła Jana mają ze sobą dużo wspólnego. Oba poglądy mówią o kosmicznej śmierci wszechświata, o śmierci gwiazd, słońca i planet. Mówią też o stworzeniu nowego wszechświata, który stanie się "nowym domem". Zadziwiające, ale na pomoc ludzkości przybędą rzeczywiście "inteligentne formy życia" i czy uznamy, że pochodzą z szóstego czy z dziesiątego wymiaru, to fakt pozostaje faktem: biblijny przekaz wyraźnie o nich mówi, choć w słowach prostych, bo i prości byli odbiorcy. "I widziałem miasto święte zstępujące z nieba od Boga (...). Oto przybytek Boga między ludźmi. I będzie mieszkał z nimi, a oni będą ludem jego, a sam Bóg będzie z nimi. I rzekł (...) oto wszystko nowym czynię" (Ap 21. 1-5).
Czy więc nazwiemy Boga Inteligentną Formą Życia, czy Kosmicznym Porządkiem, czy Absolutem, czy tak jak Einstein - Staruszkiem - to ciągle mówimy
0 tym samym kosmicznym Bogu. Tylko skąd się wzięły te uderzające podobieństwa w relacjach biblijnych pisarzy z przecież niebi-blijnymi, bo współczesnymi, teoriami niewierzących fizyków XX
1 XXI wieku? A może to właśnie wiara jest tym tunelem do hiper-przestrzeni światów równoległych?
Współczesny matematyk wiedeński pracujący w Instytute for Advanced Study w Princenton powiedział: "Istnieją prawdziwe zdania, których nie sposób udowodnić za pomocą arytmetyki".
JANUSZ GAJOWICZ
Cytaty pochodzą z książki Michio Kaku "Hiperprzestrzeń. Naukowa podróż przez wszechświaty równoległe, pętle czasowe i dziesiąty wymiar", wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 1992.
Okiem sceptyka
Podobno prawie 500 proroctw starotestamentalnych spełniło się w osobie Jezusa z Nazaretu. Można by uznać to za nieomal cud, gdyby nie kilka drobnych szczegółów...
1. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że księgi Nowego Testamentu zostały napisane tak, aby to Jezus okazał się żydowskim Mesjaszem. Ewangelie powstały prawdopodobnie w dwa pokolenia po wydarzeniach, które opisują, i nie można wykluczyć, że w usta Jezusa włożono takie słowa, a do jego życia dorobiono takie wydarzenia, że rzeczywiście wydaje się on spełniać biblijne wymagania. Chrystus z Ewangelii byłby więc postacią wystylizowaną na Mesjasza, a nie prawdziwym Jezusem historycznym. Wielu badaczy, a nawet teologów potwierdza tę tezę.
2. Połączenie cudownych opisów z dzieciństwa Jezusa (pokrewieństwo z Janem Chrzcicielem, narodziny w Betlejem, mędrcy ze Wschodu, pobyt w Egipcie itp.) dziwnie kontrastują z opisaną gdzie indziej w Ewangeliach niewiarą rodziny Jezusa w jego boskie posłannictwo. Czyżby najbliżsi cierpieli na tak zaawansowaną sklerozę, że nie pamiętali, jakie cudowne i niepokalanie poczęte dziecko mieli w domu?!
3. Słynny hymn o cierpiącym słudze Jahwe z proroctwa Iza-jasza (rozdz. 53) wydaje się rzeczywiście opisywać śmierć Jezusa. Z tekstu nie wynika jednak, że będzie związany z osobą Mesjasza. Możliwe zatem, że historia Jezusa została "namalowana" tak, by pasowała do tego opisu.
4. Dorabianie wydarzeń i reformowanie życiorysów, to praktyka
stara jak świat. Istnieje także dzisiaj, mimo ze istnieją wolne mass media. Po dwóch, trzech pokoleniach - przy sprawnej propagandzie - już nikt nie pamięta, jak było naprawdę. Dodajmy, że przed 2000 lat nie było niezależnej prasy i telewizji, a najbliżsi uczniowie Mistrza z Nazaretu byli osobiście zainteresowani w rozwoju i sukcesie chrześcijaństwa. W końcu dzięki temu mieli niebanalne życie i władzę nad tysiącami wyznawców.
5. W Jezusa prawdziwego, a nie ewangelicznego, nie uwierzyła większość narodu żydowskiego i rabinów. Nie rozumieli Biblii? Nie byli wierni Bogu, jak mówią chrześcijanie? To dlaczego tyle razy w historii oddawali życie za wierność swojej religii? Sądzę, że po prostu wiedzieli, że prawdziwy Jezus nie był Mesjaszem, a potem nie zaprzątali sobie głowy opowieściami ewangelistów.
6. Dlaczego Jezus po swoim zmartwychwstaniu ukrywał się i objawiał tylko swoim zwolennikom, a potem zniknął w "niebie"? Trochę to dziwne, delikatnie mówiąc.
7. Jeżeli to prawda, jak twierdzi większość chrześcijan, że istnieje Trójca, to znaczy, że Bóg okłamał Żydów; w Starym Testamencie nie ma przecież ani słówka o troistości bóstwa. Nie zechciał ich Bóg przygotować na taki szok?
8. Jeżeli Jezus był cierpiącym Mesjaszem, to znaczy, że Bóg znowu okłamał Żydów, bo według ST Mesjasz miał być królem. I Żydzi słusznie czekali na króla. A tu taka niespodzianka!
I na koniec - dla poszukujących prawdy - cytat z Monte-skiusza: "Jeżeli wierzę, w co sam myślę, to ryzykuję, że błądzę. Jeżeli wierzę w to, co mówią inni, to ryzykuję podwójnie - że ten, kto mi mówi, błądzi lub w błąd chce mnie wprowadzić".
MAREK KRAK
22
FAKTY I HIPOTEZY
FAKTY n
ILJ/y
51/52 (146/14
20 XII 2002 r. - 2 I 2003 r.
Proroctwa a matematyka
Stary Testament zawiera ponad 400 specyficznych proroctw o Mesjaszu, które wypełniły się w życiu Jezusa z Nazaretu. Jeśli były częścią Pisma Świętego przed Jego narodzinami, to potwierdzają mesjański status Jezusa, a jeśli dopisali je tam później chrześcijańscy kopiści, to chrześcijaństwo jest wielkim blefem.
Dzięki licznym kopiom ksiąg sta-rotestamentowych z Qumran dziś nie ma wątpliwości, że proroctwa te były częścią Starego Testamentu na długo przed powstaniem chrześcijaństwa. Faktem jest też, że wypełniły się w życiu Jezusa. Przypadek? Jakie jest prawdopodobieństwo wypełnienia się w Jezusie z Nazaretu choćby kilku spośród setek starotestamentowych proroctw?
Zbadajmy to,
posługując się klasyczną definicją prawdopodobieństwa i wiedzą o zdarzeniach niezależnych. Jeśli prawdopodobieństwo jakiegoś wydarzenia wynosi 1:5, a innego 1:10, to prawdopodobieństwo wystąpienia obu wynosi 1:50. Na przykład podczas rzucania symetryczną, sześcienną kostką do gry prawdopodobieństwo wypadnięcia dowolnej ilości oczek jest stałe i wynosi 1:6. Uzyskanie w dwóch kolejnych rzutach, powiedzmy 3 oczek, wynosi 1:36, a w trzech kolejnych rzutach 1:216 itd. Na podobnej zasadzie obliczmy prawdopodobieństwo wypełnienia się w Jezusie tylko 10 proroctw mesjańskich:
1. "Nie zostanie odjęte berło od Judy ani laska pasterska spośród
kolan jego, ażprzyjdzie ten, do którego ono należy, i zdobędzie posłuch u narodów!" (Rdz 49. 10).
W Izraelu było 12 plemion, wśród których Jezus mógł się narodzić. Patriarcha Jakub, żyjący prawie 2000 lat przed Jezusem, zapowiedział, że Mesjasz będzie potomkiem czwartego z jego dwunastu synów, a mianowicie Judy. Prawdopodobieństwo, że Chrystus narodzi się w plemieniu Judy, wynosiło więc 1:12, a byłoby mniejsze, gdybyśmy wzięli pod uwagę, że Mesjasz miał pochodzić z linii króla Dawida (Jr 23. 5). Jezus był potomkiem Dawida zarówno ze strony Marii (Łk 3. 31), jak i Józefa (Mt 1. 6,16). Przyjmijmy jednak stosunek zaledwie 1:100, czyli 1:102.
2. "Ale ty, Betlejemie Efra-ta, najmniejszy z okręgów judzkich, z ciebie mi wyjdzie Ten, który będzie władcą Izraela. Początki Jego od prawieku, od dni zamierzchłych" (Mi 5. 1).
Proroctwo to, zapisane setki lat przed narodzinami Jezusa, wskazywało na Betlejem w Judei jako miejsce narodzin Mesjasza. Jezus mógł przyjść na świat w którymkolwiek z przeszło 2000 miasteczek i osiedli judejskich, toteż prawdopodobieństwo narodzin w Betlejem wynosiło
1:2000. Dla ułatwienia przyjmijmy jednak prawdopodobieństwo rzędu 1:1000, a więc 1:103.
3. "Oto ja posyłam mojego anioła [posłańca], aby przygotował drogę przede mną." (Mal 3. 1).
Posłańcem, który przygotował drogę dla Jezusa, był Jan Chrzciciel. Ilu z mieszkańców Betlejem miało poprzednika, który przygotował drogę dla ich misji? Jeden na milion? Przyjmijmy jednak prawdopodobieństwo 1:100.000, czyli 1:105.
4. " Wesel się bardzo, córko syjońska! Wykrzykuj, córko jeruzalemska! Oto twój król przychodzi do ciebie,
Ś
sprawiedliwy on i zwycięski, łagodny i jedzie na ośle, na oślęciu, źrebięciu oślicy" (Za 9. 9).
Słowa te napisał prorok Zachariasz 500 lat przed Chrystusem. Ilu mieszkańców Betlejem wjechało do Jerozolimy w roli władcy na oślęciu? Nikt, prócz Jezusa (Łk 19. 35-38).
Ogólniej: ilu władców wjechało do Jerozolimy na oślęciu? Załóżmy prawdopodobieństwo 1:100.000, a więc 1:105.
5. "Nawet mój przyjaciel, któremu ufałem i który chleb mój jadł, podniósł na mnie piętę" (Ps 41. 10).
Jeden z najbliższych przyjaciół zdradził Jezusa. Judasz podjął tę decyzję, gdy przyjmował chleb z ręki swego Mistrza podczas Ostatniej Wieczerzy (Mt 26. 47
48). Zdrada władcy przez przyjaciela nie należała do rzadkości, dlatego przyjmijmy prawdopodobieństwo równe 1:1000, czyli 103.
6. "Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym Mi brodę. Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem" (Iz 50. 6).
Od zarania dziejów zginęło wielu władców, ale niewielu zostało zbitych i wyszydzonych przed swoją egzekucją, zapewne żaden tak, jak Jezus (Mt 26. 67; Mk 14. 65). W naszych obliczeniach uwzględnijmy jednak prawdopodobieństwo równe 1:10.000, czyli 1:104.
7. " Wtedy spojrzą na Mnie, na Tego, któregoprzebodli... To są rany, które mi zadano w domu moich przyjaciół" (Za 12. 10; 13. 6).
Słowa te wyrzekł sam Bóg! Dłonie i stopy Jezusa zostały przybite do krzyża, a Jego bok przebity włócznią (J19.37). Gdy Zachariasz pisał te słowa, Żydzi nie stosowali ukrzyżowania, a i później kamienowali ludzi oskarżonych o przestępstwa religijne. Mimo to przyjmijmy prawdopodobieństwo rzędu 1:100.000, a więc 1:105.
8. "I Jahwe rzekł do mnie: Wrzuć to garncarzowi, wspaniałą zapłatę, na jaką mnie oszacowali. I wziąłem trzydzieści srebrników i wrzuciłem garncarzowi w domu Pańskim". (Za 11.13).
Zgodnie z tym osobliwym proroctwem
30 srebrników za zdradę
Mesjasza miało trafić do świątyni, a z niej w ręce garncarza. Judasz po śmierci Jezusa udał się do świątyni, aby oddać kapłanom pieniądze, które wcześniej wziął od nich za wydanie Jezusa, a kiedy ich nie przyjęli, gdyż były splamione krwią, rzucił je na posadzkę świątyni. Kapłani, zakupili za nie od garncarza pole na cmentarz dla ubogich cudzoziemców (Mt 27. 5-7). Zapewne w całej historii ludzkości nie było drugiego przypadku, gdy zwrócone pieniądze za zdradę przyjaciela trafiły w ręce garncarza! Przyjmijmy prawdopodobieństwo 1:1.000.000, czyli 106.
9. "Znęcano się nad Nim, lecz On znosił to w pokorze i nie otworzył swoich ust, jak jagnię na rzeź prowadzone i jak owca przed tymi, którzy ją strzygą, zamilkł i nie otworzył ust swoich... Policzony został pomiędzy przestępców" (Iz 53. 7,12).
Jak wielu zawisło niewinnie, niczym Jezus, pomiędzy dwoma przestępcami? Ilu z tych niewinnie
Wierzysz, że się Bóg narodził w betlejemskim żłobie, lecz biada ci, jeżeli nie zrodził się w tobie - pisał nasz narodowy wieszcz Adam Mickiewicz.
Słowo "adwent" kojarzy się najczęściej z przeszłością, a powinno z przyszłością. Oznacza przyjście Chrystusa -to pierwsze sprzed dwóch tysięcy lat w skromnej stajence, ale przede wszystkim to drugie, będące wciąż przyszłością -w chwale i blasku jako Pana Panów i Króla Królów. Cztery tysiące lat czekano na obiecanego Mesjasza. Na jakiego Mesjasza czekają teraz chrześcijanie? Czy czasem nie oczekują wciąż Dziecięcia w żłobie? Czy nie powinni raczej wyglądać drugiego adwentu? Tym właśnie oczekiwaniem żyli przecież pierwsi chrześcijanie. Brali do serca cudowne zapowiedzi, że kiedy wróci Zbawiciel "śmierci już nie będzie; ani smutku, ani krzyku, ani mozołu już nie będzie" (Ap 21. 4).
Tematem przewijającym się przez cały Nowy Testament nie są narodziny Jezusa, lecz Jego powtórne przyjście w chwale. Co więcej, Bóg "zataił" dokładną datę Jego urodzin jako nieistotny fakt, a może wręcz specjalnie, by to nie dzień był czczony, lecz Chrystus, a nasza uwaga skupiała się na Nim, a nie na magicznych datach.
Kim jest dla nas Chrystus? Czy cieszylibyśmy się z wizyty gości z okazji naszych urodzin,
gdyby zjawili się nie dość, że w zupełnie innym czasie, to jeszcze traktowali nas, jakbyśmy nadal byli niemowlętami? Gdyby śpiewali nam kołysanki, a potem składali sobie życzenia i obdarowywali się prezentami? Czy po to Chrystus opuścił tron w niebie, przybrał ludzkie ciało i wziął na Swe barki nasze ciężary, dając się
-co gorsza -często swoim dzieciom. Rozsądek przegrywa jednak z bezmyślnym szałem całych narodów, a czas radosnej refleksji jest pogrzebany w największym święcie handlu. Coraz wymyślniejsze potrawy, coraz droższe prezenty, coraz bogatsze ozdoby i... coraz bardziej puste chrześcijańskie serce.
Chrześcijańska refleksja
ukrzyżować, by wciąż traktować Go jak nieporadne dziecko?
Jak wyglądają nasze święta? Kto jest ich bohaterem? Czy czasem nie Święty Mikołaj zajął miejsce Zbawiciela? Króluje przecież na sklepowych wystawach, pocztówkach, w filmach, sercach naszych dzieci. To on jest królem najmłodszych i guru handlarzy. Ma też swą siostrę -Komercję. Jak tragicznie wypada zestawienie brudnej, cuchnącej szopy, w której pojawił się Jezus, z zastawionymi do granic rozsądku stołami w naszych domach, do których mimo upływu dwóch tysięcy lat nadal nie wpuszczamy Chrystusa. Czy naprawdę choć raz w tym czasie o Nim pomyślimy? Nasze umy-sły wypełnia szaleństwo zakupów, kolorowe reklamy rozbudzają apetyt na coś, na co nas właściwie nie stać. Ale przecież bank kusi kredytem. Tylko że potem przez rok będziemy go spłacać, odejmując od ust nie tylko sobie, ale
Do Was mówię, Chrześcijanie XXI w. Czy cokolwiek różnimy się od rzymskich pogan obchodzących saturnalia? Przejęliśmy święto Niezwyciężonego Słońca poświęcone pogańskiemu bożkowi. W dniu jego symbolicznych narodzin niby czcimy urodziny naszego Boga, choć nie wtedy przyszedł na ten świat. Z sa-turnaliów polegających na hulankach i wymienianiu się prezentami przejęliśmy zwyczaj wigilijnych podarków pod choinką. Tego pogaństwa jest u nas znacznie więcej. W czasach przedchrześcijańskich wierzono, że na ziemi przebywają duchy przodków, które trzeba nakarmić. Wieczerza wigilijna jest pozostałością uczt urządzanych dla zmarłych. Siadając do stołu, zostawiamy dziś jedno miejsce puste dla niespodziewanego gościa -pierwotnie było to miejsce zostawione dla ducha zmarłego. Równie starym pogańskim zwyczajem jest ubieranie choinki. Choć drzewko to trafiło do Polski
w połowie XIX w. prosto z Niemiec, to korzenie tego świątecznego gadżetu sięgają czasów babilońskiej Semiramidy, która narzuciła tysiącleciom kult świętego drzewa. W Starym Testamencie czytamy o ozdabianiu i czczeniu drzew w świętych gajach jako o "obrzydliwości". Kto więc panuje tego dnia w naszych domach: Chrystus czy pogański bóg?
Czy jest coś złego w przejmowaniu pogańskich zwyczajów i wykorzystywaniu ich ku czci Jezusa? Ulany przez Hebrajczyków złoty cielec -egipski symbol boga Apisa -miał być przecież ku czci Jahwe. Czy Bóg poczuł się tym uhonorowany? Odpowiedź można znaleźć w Księdze Wyjścia (r. 32). Apostoł Paweł pytał Koryntian: "...jaka zgoda między Chrystusem a Belialem? (...). Jakiż układ między świątynią Bożą a bałwanami?" (2 Kor 6. 14
18).
Jednak nie obrzędy są grzechem chrześcijan. Dopiero w połączeniu z martwotą serca niosą śmierć. Boga można uczcić jedynie przez okazywanie miłości: Jemu i drugiemu człowiekowi. A takich chrześcijan jest wciąż za mało. Jesteśmy skorzy do miłosiernych gestów w okresie świątecznym, ale pozostają one tylko jednorazowym zrywem. Cóż z tego, że wspominamy wydarzenia z Nim związane i biegamy do kościoła, kiedy na co dzień usypiamy Chrystusa w naszych sercach. Lulajże, lulaj...
Ciągle mamy jeszcze dany nam czas. Wykorzystajmy go, nie zmarnujmy. Przygotujmy się dobrze na przyjście naszego Zbawiciela. PAULINA STAROŚCIK
Nr 51/52 (146/147)
XII 2002 r. - 2 I 2003 r.
n

FAKTY I HIPOTEZY
23
skazanych nie otworzyło ust w swej obronie? Niewielu. Przyjmijmy 1:100.000, czyli 1:105.
10. "Przebodli ręce i nogi moje, policzyć mogę wszystkie moje kości. A oni się wpatrują, sycą mym widokiem; moje szaty dzielą między siebie i los rzucają o moją suknię" (Ps 22. 17
19).
Żołnierze podzielili szaty Jezusa między siebie, a o wierzchnią suknię zagrali w kości, aby jej nie dzielić, gdyż była cała tkana (J 19. 23
24). Nielicznych skazańców spotkał dokładnie taki los. Załóżmy prawdopodobieństwo takiego wydarzenia jako 1:100.000, czyli 1:105.
Jakie jest prawdopodobieństwo
wypełnienia się tylko 10 powyższych starotestamentowych proroctw mesjańskich w życiu Jezusa z Nazaretu? Na pytanie to możemy odpowiedzieć w przybliżeniu, mnożąc obliczone wcześniej prawdopodobieństwa spełnienia się tychże 10 proroctw mesjańskich: 1:(102 x 103 x 105 x 105 x 103 x 104 x 105 x 106 x 105 x 105). Otrzymamy prawdopodobieństwo rzędu 1:1043!
Liczba 1:1043 jest trudna do wyobrażenia, bo np. gdybyśmy podzielili cały glob ziemski na jednokilo-gramowe kawałki, otrzymalibyśmy w przybliżeniu dopiero 1 z 25 zerami! Prawdopodobieństwo przypadkowego wybrania jednego specyficznego kawałka ziemi wynosiłoby więc 1:1025. Gdybyśmy podzielili słońce na jednokilogramowe kawałki, otrzymalibyśmy ich: 1+30 zer. Prawdopodobieństwo trafienia na konkretny kilogramowy kawałek słońca, wynosiłoby dopiero 1:1030.
Alfred Edersheim, wybitny uczony z uniwersytetu w Oksfordzie, wymienił w swym monumentalnym dziele o czasach Jezusa 456 starotestamentowych zapowiedzi wypełnionych przez Mistrza z Nazaretu! Przy czym ich mesjańskie odniesienie nie jest wyłącznie chrześcijańską interpretacją, gdyż Edersheim wziął pod uwagę tylko proroctwa uznawane za mesjańskie przez starożytne źródła rabiniczne!
Wypełnienie się 2-3 proroctw mesjańskich byłoby mało prawdopodobnym przypadkiem. Wypełnienie się 10 z nich przypadkiem jest praktycznie niemożliwe, a przecież Jezus wypełnił przynajmniej 456 starotestamentowych proroctw! Rachunek prawdopodobieństwa dla wypełnienia przez Niego zaledwie 10 z nich wyniósł około 1:1043. Wybitny szwajcarski matematyk, Lecomte duNouy, powiedział, że wydarzenie o podobnym prawdopodobieństwie nie ma szans, aby zaistniało. A cóż dopiero, gdybyśmy wzięli pod uwagę 456 wypełnionych przez Jezusa proroctw!!!
W świetle tych danych, odrzucenie Jezusa jako Mesjasza byłoby czymś niedorzecznym i sprzecznym z dostępnymi faktami. Peter Stoner, po zbadaniu prawdopodobieństwa wypełnienia się w Jezusie zaledwie 8 proroctw mesjańskich, napisał słusznie: "Kto nie uznaje w Jezusie zapowiedzianego w Piśmie Świętym Syna Bożego, ignoruje fakt, który ma za sobą więcej dowodów niż jakikolwiek inny fakt na świecie". dr ALFRED J. PALLA
Herod rozkazał zabić wszystkie dzieci w Betlejem, kiedy dowiedział się o narodzinach
Chrystusa (Mt 2.16). Problem w tym, że król ten zmarł w 4 roku... przed Chrystusem. Jak Herod mógł umrzeć 4 lata przed swoim rozkazem i początkiem ery, którą datujemy od narodzin Jezusa? Błąd w Nowym Testamencie czy też w rachubie czasu?
Herod Wielki zmarł w marcu tego roku, kiedy nastąpiło (odnotowa-
w Imperium Rzymskim religią państwową, a więc kiedy bardziej opłacało się być chrześcijaninem.
W dniu 25 grudnia następuje zimowe przesilenie, kiedy dzień jest najkrótszy, a słońce najsłabsze. Poganie święcili go na pamiątkę narodzin Zeusa, czczonego z boginią matką -Reą. Rzymskim odpowiednikiem Zeusa był Jowisz, syn Saturna uważanego za okrutnego ojca wszystkich czczonych przez ludzi bogów. Ku jego czci obchodzono saturnalia w dniach 17-24 grudnia. Zaraz po
(Mt 1. 23). Pielgrzymi w czasie tego święta śpiewali Psalm, który wiąże ceremonie Święta Szałasów z nadejściem Mesjasza: "Błogosławiony, który przychodzi w imię Pana! Błogosławimy wam z domu Pańskiego. Pan jest Bogiem, On nas oświeca. Zawiążcie korowód z gałązkami aż do narożników ołtarza!" (Ps 118. 26
27).
Chrystus rozpoczął służbę w wieku około 30 lat (Łk 3. 23), a trwała ona 3,5 roku, gdyż ewangelia według św. Jana wspomina o trzech świę-
Kiedy urodził się Jezus
Niestety, Kochani Czytelnicy, musimy Was zmartwić
11L
ne przez Józefa Flawiusza) zaćmienie słońca. A było to 13 marca 4 r. p.n.e. Jezus urodził się za życia tego króla, a więc zapewne 5 lat przed naszą erą, czyli -jak zwykliśmy mówić -"przed Chrystusem"!
Różnica ta ma banalną przyczynę. Otóż w 562 roku cesarz Justynian Wielki zlecił mnichowi Dionizemu Małemu przeliczyć lata, biorąc za punkt odniesienia datę narodzin Jezusa, zamiast tradycyjną datę założenia Rzymu (753 r. p.n.e.). Dionizy Mały, przeliczając ten okres na erę chrześcijańską, pomylił się o 4 lata.
Jezus faktycznie narodził się w 5 roku p.n.e., zapewne jesienią. Wskazuje na to między innymi ciekawa zapowiedź proroka Daniela (Dn 9. 24
27), według której Mesjasz miał rozpocząć swoją działalność jesienią 27 roku n.e., mając "około 30 lat" (Łk 3. 23). Zgadza się to z datą narodzin jesienią w 5 roku p.n.e. Musimy jednak wziąć pod uwagę, że -z matematycznego punktu widzenia -jesień roku 27 n.e. to 26 i 3/4, a jesień roku 5 p.n.e. to 4 i 1/4 (co łącznie daje 31), a także fakt, że na przełomie er nie ma roku zerowego (a więc 31-1=30).
Za kilka dni będziemy obchodzić rok 2003, ale gdyby liczyć lata od rzeczywistego roku narodzin Jezusa, to byłby to już rok 2008!
Skąd wziął się grudzień?
Jezus z całą pewnością nie urodził się 25 grudnia, choć wielu obchodzi ten dzień jako Boże Narodzenie. Wskazuje na to choćby Ewangelia mówiąca, że w czasie narodzin Jezusa w Betlejem "byli w tej krainie pasterze w polu czuwający i trzymający nocne straże nad stadem swoim" (Łk 2. 8). Wyklucza to okres od listopada do lutego, kiedy pasterze, ze względu na chłód i deszcze, trzymali owce pod dachem.
Biblia nie wspomina o dacie narodzin Jezusa. Pierwsza wzmianka o 25 grudnia jako Bożym Narodzeniu pochodzi dopiero z IV wieku. Kościół przyjął tę datę pod wpływem rzesz nie w pełni nawróconych pogan, którzy zasilili jego szeregi w okresie, gdy chrześcijaństwo stało się
nich następował 25 grudnia -czczony przez Rzymian jako dies natalis Solis Invictis (dzień narodzin niepokonanego boga słońca). Do czcicie-
tach Paschy obchodzonych w ciągu publicznej służby Jezusa. Wynika z tego, że trwała ona 3,5 roku, a zatem Jezus umarł w wieku 33,5 roku. Wiemy, że zmarł w święto Paschy, które przypadało na wiosnę (marzec/kwiecień). Jeśli od tej wiosny cofniemy się o 33,5 roku, to dojdziemy nie do 25 grudnia, lecz do jesienne-
li tego boga należała rodzina cesarza Konstantyna, który po swoim połowicznym nawróceniu, przemianował przypadające na 25 grudnia pogańskie święto na Boże Narodzenie, próbując pogodzić chrześcijaństwo z pogaństwem. Spotkało się to z aprobatą Kościoła, który chciał schry-stianizować pogaństwo, choć stało się na odwrót.
Data 25 grudnia nie ma też wsparcia w symbolice starotestamentowych świąt. Wszystkie ważne wydarzenia w życiu i służbie Chrystusa harmonizowały z symboliką tych świąt, nie można wykluczyć, że podobnie jest z Jego narodzinami. Świętem, które zapowiadało, że Mesjasz przyjdzie i zamieszka z ludźmi w ich skromnych domach, było Święto Szałasów, które potocznie zwano Okresem Wielkiej Radości i Świętem Narodów. Czy tylko przypadkiem tych właśnie słów użył anioł Gabriel, zapowiadając narodziny Mesjasza: "Oto zwiastuję wam wielką radość, która będzie udziałem narodów"? (Łk 2. 10). We wczesnochrześcijańskiej literaturze narodziny Mesjasza widziano w typologii Święta Szałasów, które przypadało na jesienne miesiące (wrzesień/październik). Symbolika tego święta wskazywała na Mesjasza, podobnie jak Jego prorocze imię "Im-manuel, co się wykłada: Bóg z nami"
go Święta Szałasów, które przypadało na wrzesień lub październik.
Wskazówki Nowego Testamentu
Z powyższego obliczenia wynika, że Jezus przyszedł na świat we wrześniu lub w październiku. Wskazuje na to także wizyta Marii, która odwiedziła w pierwszych dniach ciąży swą krewną, Elżbietę, będącą w 6 miesiącu ciąży (Łk 1.41
42). Wizyta miała miejsce na przełomie grudnia i stycznia. Skąd to wiemy? Otóż anioł zapowiedział Zachariaszowi, że jego żona poczęła syna, któremu ma dać na imię Jan (Łk 1. 13). Zachariasz pełnił wtedy służbę w świątyni (Łk 1. 5), a należał do zmiany Abia-sza, a więc ósmej z 24 zmian (1 Kn 24.10). Zgodnie z Talmudem, każda z nich służyła tydzień, licząc od początku roku świątynnego, który wypadał na przełomie marca i kwietnia. Zmiana Abiasza kończyła służbę w drugiej połowie czerwca. Zachariasz, ojciec Jana Chrzciciela, dowiedział się więc w czerwcu, że jego żona poczęła. Szóstym miesiącem ciąży Elżbiety musiał być zatem grudzień. Anioł, który zapowiedział Marii, że pocznie Mesjasza, wyjawił jej, że Elżbieta jest w 6 miesiącu ciąży (Łk 1. 36). Szósty miesiąc ciąży Elżbiety
przypadał na grudzień, a więc Maria poczęła w grudniu. Dziewięć miesięcy później, a więc we wrześniu lub październiku, urodziła Jezusa.
Na to, że Jezus urodził się we wrześniu lub październiku wskazuje też okoliczność spisu ludności nakazanego przez Rzymian (Łk 2. 1-3). Znani byli oni z przeprowadzania spisów w taki sposób, aby nie zakłócać zwyczajów i rytmu pracy miejscowej ludności. Jesień była najlepszym okresem, gdyż spis nie odciągał wtedy ludzi od pracy, ani nie narażał na podróż w zimie. Spis po żniwach był tym bardziej prawdopodobny, że Żydzi udawali się wtedy do świątyni na Święto Szałasów. Z Jerozolimy do Betlejem było blisko, dlatego oba miasta były podczas święta przepełnione, dlatego Józef nie mógł znaleźć miejsca dla ciężarnej Marii.
Ważniejszą od daty narodzin Jezusa była data rozpoczęcia Jego działalności mesjańskiej. Wskazał na nią prorok Daniel, zapowiadając, że Chrystus rozpocznie swoją działalność po 69 tygodniach (czyli po 483 latach, gdyż -według rachuby proroctw -1 dzień = 1 rok) od wydania dekretu o odbudowie świątyni (Dn 9.25
26), a zakończy ją 3,5 roku później (Dn 9. 27). Dekret o odbudowie świątyni, który w pełni wszedł w życie, wydał perski król Artakserkses I jesienią 457 r. p.n.e. (Ezd 7.7). Licząc 483 lata od 457 r. p.n.e. dochodzimy do 27 roku n.e. Jesienią tego roku Jezus został namaszczony na Mesjasza (Mt 3.16
17). Miał wówczas około 30 lat (Łk 3. 23). Jezus urodził się jesienią 5 r. p.n.e., rozpoczął działalność mesjańską jesienią 27 r. n.e., a zakończył ją w 3,5 roku później w święto Paschy, a więc wiosną 31 roku, dokładnie jak zapowiedział Daniel.
Jezus nie urodził się 25 grudnia, a dzień ten był w starożytności pogańskim świętem. Czy znaczy to jednak, że tradycja wspominania w tym dniu narodzin Mesjasza jest zła? Nie. Nie daty są najważniejsze, ale Ten który za nimi stoi. Nie wszystkie po-zabiblijne tradycje są złe same w sobie. Z chrześcijańskiego punktu widzenia, lepiej jest, że świat wspomina o przyjściu Chrystusa w grudniu, niż gdyby miał tego wcale nie robić. dr ALFRED J. PALLA
Dr Alfred J. Palia:
SEKRETY BIBLII (330 str., 30 zł)
i SKARBY ŚWIĄTYNI (300 str, 30 zl).
Pierwsza omawia wiele odkryć biblijnych,
w tym Qumran z bitwą o zwoje i watykańską
konspiracją. Wyjaśnia też liczne zagadki
np. czy Jezus mógł przeżyć ukrzyżowanie,
kod biblijny i zaginione lata Jezusa. Druga
śledzi losy Arki Przymierza i 200 ton złota
ze świątyni jarozolimskiej, opowiadając
o Salomonie i królowej Saby, a także
o tragicznej wojnie Judei z Rzymem.
Przesyłka jednej lub obu: 6 zł. Adres:
Wydawnictwo Betezda, skr. poczt. 27,
44-210 Rybnik 15. E-mail:
24
NAUKA I WIARA
FAKTY n
51/52 (146/14
20 XII 2002 r. - 2 I 2003 r.
Wywiad z prof. Marią Szyszkowską, filozofem i senatorem RP
- Pani Senator jest znana jako rzeczniczka świeckości państwa. Dlaczego kwestia neutralności światopoglądowej instytucji publicznych jest taka ważna?
- Państwo powinno funkcjonować dla dobra każdego obywatela, a dzięki... światłym ludziom - nikt nie musi w XXI wieku należeć do jakiegoś związku wyznaniowego lub kościoła. Państwo wyznaniowe zniewala obywatela. A przecież nikt nie jest uprawniony do tego, aby narzucać swoje własne poglądy innym. Poza tym - powinniśmy być konsekwentni. Jeżeli mówimy, że żyjemy w państwie demokratycznym, to niech ono takie będzie. Państwo demokratyczne to państwo światopoglądowo zróżnicowane.
- Proszę powiedzieć, jak w tym kontekście ocenia Pani sytuację w Polsce. Bliżej nam do państwa świeckiego, czy raczej do wyznaniowego?
- Jesteśmy w gruncie rzeczy państwem wyznaniowym. Istnieje bardzo wyraźna dominacja wyznania
rzymskokatolickiego, do tego stopnia, że nawet
CZY JEZUS BYŁ...
Polska będzie musiała przystać na pewne nowoczesne standardy, które wymuszą na nas inni.
- Mamy obecnie słaby, koalicyjny rząd i trudną sytuację gospodarczą. Czy jest szansa na więcej elementów państwa świeckiego już teraz?
- Ponieważ rząd i premier uznali, że być patriotą to znaczy wstąpić do Unii, wobec tego sądze, że żadnych zmian nie będzie przed tym wydarzeniem. Spowodowane jest to nadziejami, złudnymi zresztą, że Kościół wezwie wiernych do głosowania za akcesją.
- Jak ocenia Pani wypowiedź arcybiskupa Muszyńskiego, który stwierdził, że jeżeli w unijnej konstytucji nie będzie odniesienia do Boga, to Kościół w Polsce nie zaakceptuje takiej Unii? Czy to nie jest rodzaj szantażu?
OKIEM HUMANISTY (5)
Świeckie państwo
przedstawiciele innych chrześcijańskich wyznań domagają się państwa neutralnego światopoglądowo. Władze rządowe nieustannie ustępują żądaniom Kościoła. Niezbitym tego przykładem jest pozycja, jaką udało się osiągnąć ojcu Rydzykowi. Ponadto przekazuje się nieruchomości na rzecz Kościoła, a w szkołach państwowych naucza się religii. Nawet uroczystości państwowe mają charakter religijny. Nazywanie w TVP papieża "Ojcem Świętym" jest dla mnie również symptomem tego, że żyjemy w państwie wyznaniowym. Zapis o wartościach chrześcijańskich w mediach publicznych jest ograniczeniem wolności.
- O tym, że nie jesteśmy państwem świeckim, świadczy także niezdrowa sytuacja na wolnych niby uniwersytetach.
- Do 1989 r. byłam na Uniwersytecie Warszawskim otoczona marksistami. A teraz większość deklaruje swoją zgodność z nauką społeczną Kościoła, czy filozofią chrześcijańską. Jeden ze znanych marksistów, Janusz Kuczyński, stworzył szkołę filozoficzną zwaną uniwersalizmem. Głosi, że wartości chrześcijańskie są uniwersalne...
- Polityka to sztuka osiągania rzeczy możliwych. Czy w obecnej sytuacji jest w Polsce w ogóle możliwe państwo świeckie?
- Ono będzie zapewne możliwe po wejściu do Unii Europejskiej. Sądzę, że to będzie największa korzyść z akcesji do struktur europejskich.
- Myślę, że niestety tak jest. Jeżeli Kościół akceptuje Unię, to dlatego, że liczy na dominację wartości chrześcijańskich. To nieporozumienie, bo dążenia Kościoła mijają się z oczekiwaniami społeczeństw zachodnich. Widać jednak, że Kościół jest nastawiony ekspansywnie, szczególnie na wschodzie Europy.
- Czy obywatel może coś zrobić na rzecz neutralności światopoglądowej państwa przy lękliwej postawie rządu i roszczeniowym nastawieniu Kościoła?
- Myślę, że najwyższy już czas, aby obywatele zaczęli żyć w sposób wewnętrznie uczciwy. Aby przestali przyznawać się do katolicyzmu, co często wynika tylko z bezmyślnego powielania obyczajów przodków. Przecież tak wielu ludzi się rozwodzi. Dlaczego wszyscy ci, którzy się rozwodzą nie powiedzą wyraźnie: nie jestem katolikiem. Przecież Kościół nie akceptuje rozwodów. Ludzie z jednej strony żyją jak chcą, a z drugiej strony utarło się przekonanie, że człowiek przyzwoity to katolik. To błędne przekonanie czyni potworne spustoszenie, bo tworzy się atmosfera zakłamania.
- Czego chciałaby Pani Profesor życzyć Czytelnikom "Faktów i Mitów" na czas świąt?
- Wspaniałego zapachu domowego drożdżowego ciasta i wielu spotkań przy choince pachnącej lasem. Życzę spokoju, twórczego niepokoju i spotkań z przyjaciółmi.
Rozmawiał ADAM CIOCH
Na Dalekim Wschodzie?
Nowy Testament mówi mało o młodości Jezusa. Pozostawia to wiele miejsca na spekulacje. Niektórzy sugerują, że Jezus spędził młodość poza Palestyną. Czy był w Indiach? W Tybecie? A może między Indianami w Ameryce Północnej?
Hipotezy te zawdzięczają wzięcie rosnącej popularności wschodnich religii. Ich zachodni sympatycy chcieliby powiązać Jezusa Chrystusa ze Wschodem. Zwolennicy New Age idą jeszcze dalej, sugerując, że to doświadczenia na Wschodzie pomogły Jezusowi stać się Chrystusem.
Podróżnik fantasta
Pogłoski, że Jezus był na Dalekim Wschodzie, sięgają XIX wieku. W1887 roku Mikołaj Notowicz, rosyjski korespondent wojenny, udał się do Indii i Tybetu, gdzie rzekomo usłyszał o wielkim lamie imieniem Issa (tybetańskie imię Jezusa), a także
0 zwojach zatytułowanych "Życie świętego Issy" przechowywanych w klasztorze Himis. Podobno lama z tego klasztoru powiedział mu, że - według treści zawartych w tych zwojach - prorok imieniem Issa nauczał w Indiach prawd, które potem głosił w Judei.
Zgodnie z relacją rosyjskiego dziennikarza, lama utrzymywał, że oryginał tego zwoju jest w bibliotece w Lhasie. Notowicz nie widział zwoju, ale miał nadzieję powrócić i zbadać sprawę. W drodze powrotnej spadł z konia i złamał nogę, toteż zabrano go do klasztoru.
Notowicz zaklinał się, że w czasie rekonwalescencji zobaczył ów tybetański zwój, a nawet uprosił mnicha, by mu go przeczytał. Twierdził, że niektóre fragmenty odnosiły się do Jezusa, a inne nie miały z Nim związku. Nie znał języka tybetańskiego, ale twierdził, że poskładał w całość te części, które jego zdaniem odnosiły się do Jezusa.
Według Notowicza, Jezus udał się na Wschód, aby studiować nauki Buddy. Wiele czasu spędził w Indiach u braminów, którzy uczyli Go studiować hinduskie wedy, uzdrawiać ludzi
1 wyganiać demony. Spędził też trochę czasu w Nepalu i Himalajach, odwiedził Persję, po czym - w wieku 29 lat - zaczął w Judei głosić to, co przyniósł ze Wschodu. Poncjusz Piłat, a nie żydowski sanhedryn, posyłał za Jezusem szpiegów i próbował przyłapać go na jakimś słowie. W końcu Piłat aresztował, uwięził w pieczarze i torturował Jezusa. Na próżno wstawiali się za nim kapłani. Jezusa, fałszywie oskarżonego przez Piłata, skazano na śmierć. Następnie Piłat wydał rodzicom ciało Jezusa, ale
po trzech dniach je wykopał i ukrył gdzie indziej, obawiając się rewolty. Tłum znalazł pusty grób i tak rozeszła się pogłoska o zmartwychwstaniu. Kilku wschodnich kupców, którzy byli wtedy w Palestynie, zaniosło tę historię do Indii, gdzie spotkali ludzi pamiętających młodego Issę jako niewyróżniającego się studenta sanskrytu. Poinformowali ich o jego losach w Judei i tak powstało "Życie świętego Issy".
Prasa nadała relacji Notowicza wielki rozgłos. W ten sposób zrodziła się legenda o pobycie Jezusa na Wschodzie.
Historia rosyjskiego reportera różni się tak bardzo od relacji Ewangelii, że nie da się ich pogodzić. Wykluczają się wzajemnie. Skoro zaśobie twierdzą, że są prawdziwe, to znaczy, że jedna jest fałszywa.
Konfrontacja
Pierwszym uczonym, który zbadał sensacje Mikołaja Notowicza, był Max Mller z uniwersytetu w Oksfordzie, specjalizujący się w historii Wschodu. Mller napisał, że gdyby tak stary dokument istniał, to byłby odnotowany w Kandur i Tandjur, katalogach literatury tybetańskiej. Prof. Mller skontaktował się z kobietą, która odwiedziła klasztor w Himis i zapytał ją o Notowicza. Jej list z 29 czerwca 1894 roku informuje: "Nie ma ani słowa prawdy w całej tej historii! Nie było tu żadnego Rosjanina. Nie było też ani jednego przypadku w ciągu ostatnich 50 lat, aby ktoś gościł w klasztorze z powodu złamanej nogi".
Dodać też trzeba, że prof. Max Mller był wielkim sympatykiem wschodniej filozofii, toteż nie miałby interesu w dementowaniu historii Rosjanina.
Archibald Douglas, wykładowca w jednej z indyjskich uczelni, poświęcił swoje trzymiesięczne wakacje, aby pójść śladami Notowicza i zbadać jego roszczenia. Sprawozdanie, jakie opublikował, jest w dużej mierze poświęcone rozmowie z głównym lamą klasztoru w Himis. Lama ten piastował swe stanowisko od 15 lat, a więc był nim w czasie rzekomej rekonwalescencji Notowicza. Stwierdził kategorycznie, że w klasztorze nie było żadnego Rosjanina ze złamaną nogą. Zapytany o zwój na temat Issy, odpowiedział:
"Nie było nigdy takiego zwoju w klasztorze, a podczas mojego urzędowania żaden Europejczyk nie otrzymał pozwolenia na skopiowanie czy przetłumaczenie jakiegokolwiek klasztornego manuskryptu". Na pytanie, czy słyszał o zwoju wspominającym Issę, odrzekł: "Nigdy nie słyszałem o takim, który by wymieniał to imię. Jestem przekonany, że takowy nie istnieje. Zagadnąłem w tej sprawie głównych lamów w klasztorach tybetańskich, ale żadnemu z nich nic nie wiadomo
0 manuskrypcie wymieniającym imię Issa". Kiedy zaś odczytano mu fragmenty książki Notowicza, rzekł: "Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa, nic tylko kłamstwa!". Tłumaczenie tego wywiadu zostało odczytane w obecności lamy klasztoru Himis i zapieczętowane jego oficjalną pieczęcią.
Mikołaj Notowicz chwalił się wieloma zdjęciami ze swej podróży na Daleki Wschód, ale te, które mogłyby zaświadczyć o istnieniu manuskryptu czy choćby o jego pobycie w Himis, nie wyszły...
Prof. Archibald Douglas przeprowadził badania w sprawie roszczeń Notowicza, ale nie znalazł ani jednego faktu na ich potwierdzenie! Osłabiło to znacznie popularność książki "Życie świętego Issy" Mikołaja Notowicza, choć niektórzy - zamiast faktom - wolą wierzyć mitom.
Demoniczne źródła
Jedyne wsparcie dla legendy o podróży Jezusa na Wschód znajdujemy w trzech okultystycznych objawieniach: relacja jasnowidza Edgara Cayce'a (1877-1945), Ewangelia Wodnika pióra Levi Dowlinga (1844-1911) oraz objawienia Eliza-beth Clare Prophet, która służy jako medium dla duchów przybierających imiona Jezusa i Marii.
Edgar Cayce, niezwykle ceniony w kręgach New Age jako medium, zapowiedział wiele lat temu, że zwoje potwierdzą jego objawienia. Według niego, Jezus, Jan Chrzciciel
1 wszyscy autorzy Nowego Testamentu byli esseńczykami. Nic dziwnego, że gdy dwa lata po jego śmierci odkryto zwoje w Qumran, zwolennicy Cayce'a byli święcie przekonani, iż wielkość ich wieszcza została udowodniona. Ponad pół wieku badań nad zwojami znad Morza Martwego nie tylko nie potwierdziło treści objawień Cayce'a o Jezusie, ale wykazało, że były to banialuki.
Edgar Cayce i Levi Dowling twierdzili, że ich objawienia pochodzą z duchowego (spirytystycznego) źródła zwanego Akaszyckim Zapisem, dostępnego jedynie podczas transu. Zawiera on rzekomo kompletny i wierny zapis wszystkich ludzkich czynów, myśli i emocji, a zatem całe dzieje ludzkości. Mimo że
Nie ma powodów, aby odrzucić rzetelne relacje czterech ewangelistów, które potwierdziły liczne odkrycia archeologiczne, a w ich miejsce przyjąć hipotezy, które nie opierają się na źródłach historycznych, lecz na sensacjach rosyjskiego dziennikarza i spirytystycznych objawieniach.
Nr 51/52 (146/147)
XII 2002 r. - 2 I 2003 r.
n

NAUKA I WIARA
25
Cayce i Levi Dowling mieli rzekomo przystęp do tego arcywiernego źródła, obaj nie tylko przeczą sobie nawzajem w istotnych szczegółach, ale ich objawienia zawierają też niemało błędów historycznych! Na przykład zgodnie z Ewangelią Wodnika Herod Antypas był rządcą w Jerozolimie, podczas gdy w rzeczywistości zarządzał on Galileą. Według tego objawienia Jezus odwiedził wschodnie miasto Lahore, a przecież powstało ono dopiero w XVII wieku!
Kiedy prześledzimy w ich objawieniach kilka szczegółów dotyczących Jezusa, przekonamy się, że są sprzeczne nie tylko z ewangeliami, ale i ze sobą nawzajem! Na przykład w Ewangelii Wodnika książę Ravan-na prosił rodziców Jezusa, aby mógł zabrać Go ze sobą do Indii. Jezus uczył się rzekomo wed hinduskich w świątyni Jagganat, a magii i psy-chotroniki w Persji i Egipcie. Z kolei według objawień Cayce'a, Jezus szkolił się u esseńczyków pod kierunkiem niewiasty o imieniu Judyta, która posłała go później do Persji i Indii, aby zgłębił tam astrologię i inne formy okultyzmu. Także okoliczności śmierci Jezusa w każdym z tych objawień są inne. Przywodzi to na myśl afrykańskie przysłowie: "Zmyślona historia ma siedem zakończeń".
Zgubiona młodość
Co Jezus robił między dwunastym a trzydziestym rokiem życia? Dlaczego ewangelie nie poświęcają miejsca temu okresowi Jego życia? Odpowiedź na to drugie pytanie jest prosta: ewangelie koncentrują się na trzyletniej służbie mesjańskiej Jezusa. A mimo to i tak obejmują tylko cząstkę nauk i wydarzeń z tego okresu (J 21. 25). Co zaś dotyczy owych "brakujących" 18 lat, Nowy Testament podsumowuje je słowami: "Jezusowi zaś przybywało mądrości i wzrostu oraz łaski u Boga i u ludzi" (Łk 2. 52). Zauważmy, że ten cytat nie zawiera żadnej aluzji do podróży na Wschód.
Jezus rozwinął zwój Izajasza i bez szukania odnalazł odpowiedni fragment (Łk 4. 17). Dowodzi to wyśmienitej znajomości Starego Testamentu. Dlaczego? Otóż w starożytnych zwojach ciężko było znaleźć poszukiwany tekst, gdyż wersety nie były ponumerowane tak, jak to jest w naszych Bibliach, a wyrazów nie rozdzielały znaki interpunkcyjne ani nawet spacje! Nie mówiąc już o tym, że nie zapisywano samogłosek, których trzeba się było domyślić! Odszukanie jakiegoś wersetu w kilkumetrowej długości zwoju Izajasza było zadaniem trudnym nawet dla kogoś dobrze z nim zaznajomionego. Dowodzi to, że w swej młodości Jezus spędził wiele czasu na studiowaniu Pisma, aby znać je aż tak dobrze, jak to widać z tego i wielu innych epizodów.
Zawód Jezusa wskazuje, że spędził swoją młodość w Nazarecie. W tych czasach ojciec od dzieciństwa przyuczał syna do wykonywanego przez siebie zawodu. Jezus był znany w Nazarecie jako "syn cieśli" (Mt 13. 55), ale także jako "cieśla"! (Mk 6. 3). Zatem, przed rozpoczęciem swej służby mesjańskiej w wieku 30 lat, Jezus pracował jako cieśla w Nazarecie. Późniejsze wypowiedzi Jezusa potwierdzają Jego dobrą znajomość tego fachu (Łk 6. 48-49; 14. 28-30). Justyn Męczennik, który żył na przełomie I i II w., napisał, że Józef specjalizował się w wyrobie drewnianych jarzm i pługów, w czym pomagał mu Jezus, a jakość ich produktów była tak dobra, że niektóre były w użyciu jeszcze w połowie II wieku! Ewangelie sprawozdają, że Jezus przez całe swe ziemskie życie miał zwyczaj uczęszczania do synagogi na sobotnie nabożeństwa, które służyły głównie studiowaniu Słowa Bożego (Łk 4. 16).
Intrygujące jest, że fantazje o tym, iż Pan Jezus stosował mantrę
Wiele światła na to, jak Jezus spędził młodość, rzuca pewien epizod z początku Jego służby, gdy miał około 30 lat. W synagodze w Nazarecie poproszono Go o odczytanie fragmentu Pisma Świętego, jak to było w zwyczaju podczas nabożeństwa.
czy ćwiczył jogę na Dalekim Wschodzie, nie wspominają o Jego ciężkiej pracy ciesielskiej w Nazarecie, o latach spędzonych na poznawaniu Pisma Świętego ani o regularnym uczestnictwie w nabożeństwach w na-zaretańskiej synagodze.
Klechdy o pobycie Jezusa na Wschodzie cechuje też beztroska ignorancja co do uwarunkowań kulturowych w Judei. Jezus, który przez całe swe życie okazywał posłuszeństwo prawom Starego Testamentu, musiałby złamać wiele z nich, aby żyć w zgodzie z praktykami i wierzeniami wschodnich religii. Faryzeusze i kapłani, którzy czyhali na pretekst, aby oskarżyć Go o łamanie Prawa, pomówili Jezusa o wiele rzeczy, lecz nie
0 bałwochwalstwo. Nie zarzucili Mu też nigdy związku z obcymi religiami ani promowania ich, a uczyniliby to, gdyby mogli, ponieważ antagonizm wobec obcych wpływów był w ówczesnej Judei bardzo silny.
Bez wschodnich śladów
W naukach Jezusa brak jakiegokolwiek elementu religii Wschodu, a przecież spędzona tam młodość musiałaby pozostawić ślad na Jego naukach. Jezus, który często cytował pisma proroków Bożych, ani razu nie nawiązał do hinduskich wed. Wręcz przeciwnie, powiedział, że jest tylko jeden Bóg i jedna droga, która prowadzi do Boga: "Ja jestem droga
1 prawda, i żywot, nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie" (J 14. 6). Słowa te zaprzeczają popularnemu wśród zwolenników religii Wschodu przekonaniu, że wszystkie religie prowadzą do Boga i zbawienia.
Ewangelie powstały w ciągu jednej, najwyżej dwóch generacji od śmierci Jezusa, co czyni je niezwykle wiarygodnymi relacjami. Jak napisał wybitny historyk Nicholas Sherwin--White z uniwersytetu w Oksfordzie, byłby to fakt bez precedensu w dziejach, gdyby legenda zniekształcająca historyczną prawdę powstała przed upływem dwóch pokoleń od danego wydarzenia. Obserwację tę potwierdzają powstałe w późniejszych wiekach chrześcijańskie apokryfy, w których oprócz prawdy znajdziemy także bajki osnute na kanwie życia i zmartwychwstania Jezusa, stojące w rażącym kontraście z prostolinijnym sprawozdaniem kanonicznych ewangelii. Natomiast fantazje, które posyłają Jezusa na Wschód, powstały wiele pokoleń po Jego śmierci i, jak dotąd, nie mają żadnego oparcia w źródłach historycznych.
Dlaczego jednak ewangelie tak lakonicznie sumują kilkanaście lat życia Jezusa? Otóż słowo ewangelia znaczy "dobra nowina". Ewangelie nie są biografią Jezusa z Nazaretu, lecz sprawozdaniem z Jego zbawczej misji. Służbę mesjańską Jezus rozpoczął w wieku 30 lat, który Żydzi uważali za początek męskiej dojrzałości. Na niej koncentrują się ewangelie. Wcześniejsze lata życia Jezusa nie były na tyle istotne, aby przyćmić ostatnie trzy, zwłaszcza że nawet wśród wydarzeń, które rozegrały się podczas trzyipółletniej działalności mesjańskiej Jezusa, ewangeliści musieli dokonać selekcji, o której apostoł Jan napisał:
"Wiele też innych rzeczy dokonał Jezus, które, gdyby miały być spisane jedna po drugiej, mniemam, że i cały świat nie pomieściłby ksiąg, które by należało spisać". (J 21. 25).
dr ALFRED J. PALLA
"Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą" (Rdz 2. 7). Dzięki dziełu stworzenia ludzkość została podniesiona z prochu przez moc Bożą. Wskutek upadku do prochu wróciła.
Człowiek został - stworzony z prochu, by pamiętał, że polegając tylko na sobie, jest niczym. Jednak jest on stworzony na obraz Boży, by mógł poznać, jakie nieskończone możliwości stoją przed nim, gdy jest złączony z Bogiem. Mimo że w sobie samym nie posiada żad-
jutro będzie. Bo czymże jest życie wasze? Parą jesteście, która ukazuje się na krótko, a potem znika" (Jk 4.14). Choć człowiek uważa, że jest dość silny, by żyć bez Boga, to Biblia wciąż podkreśla, że jesteśmy tylko ludźmi: "niech widzą narody, że są tylko ludźmi" (Ps 9. 21). W kontekście biblijnym człowiek jest słabeuszem, dopóki stawia tylko na siebie. Jest "prochem i popiołem" (Rdz 18.27). Tak jak zwierzęta -został stworzony z ziemi i w odłączeniu od Boga niczym ich nie przewyższa: "Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt (...) jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt, bo wszystko jest marnością. Wszystko idzie na jedno miejsce: powstało wszystko z prochu i wszystko do prochu wraca" (Koh 3. 19-20).
W czym zatem leży wyjątkowość człowieka? W pokorze wobec Boga i przyjęciu Jego mądrości, gdyż "człowiek, który żyje w przepychu, tego nie pojmuje, podobny jest do
OKIEM KREACJONISTY
Z prochu wywyższony
nej siły - tak jak proch, z którego jest zbudowany -jest jednak zdolny, poprzez moc i dobroć Bożą, do największych rzeczy. Choć brzmi to paradoksalnie, to możliwości człowieka są największe, gdy zda on sobie sprawę ze swojej słabości: "Albowiem kiedy jestem słaby, wtedy jestem mocny" -mówi apostoł Paweł (2 Kor 12. 10).
"Gdy oglądam niebo twoje, dzieło palców twoich, księżyc i gwiazdy, które Ty ustanowiłeś: Czymże jest człowiek, że o nim pamiętasz, lub syn człowieczy, że go nawiedzasz?" (Ps 8. 4-5). Takim człowieka widział psalmista w kontekście majestatu Bożego stworzenia. Ale sam człowiek ma o swoich zasługach wielkie mniemanie. Tak wielkie, że zapomina o swej zależności od Boga. Człowiek buduje swą egzystencje na poczuciu niezależności i wiary w siebie. Ta wiara często kończy się słabością pochyloną nad trumną bliskiego. W obliczu prochu każdy musi odczuć własną znikomość. Był tego świadom psalmista, gdy prosił: "Daj mi, Panie, poznać kres mój i jaka jest miara dni moich, abym wiedział, jak jestem znikomy! Oto na szerokość dłoni wymierzyłeś dni moje, a okres życia mojego jest jak nic przed Tobą. Tylko jak tchnienie jest wszelki człowiek, choć pewnie stoi" (Ps 39. 4-6). Właśnie to tchnienie świadczy o przemijającym stanie człowieka: "Dajcie sobie spokój z człowiekiem, który wart jest tyle, co tchnienie w jego nozdrzach" (Iz 2. 22).
Apostoł Jakub wołał do dumnych ludzi: " Wy, którzy nie wiecie, co
bydląt, które giną" (Ps 49. 21). Bóg nas poucza, by nie pokładać nadziei "w człowieku, który nie może pomóc" (Ps 146. 3), natomiast "błogosławiony ten, którego pomocą jest Bóg Jakuba, którego nadzieja jest w Panu, Bogu jego. On uczynił niebo i ziemię, morze i wszystko, co w nich jest, dochowuje wierności na wieki" (w. 5-6). To Chrystus dźwiga każdego człowieka, to On ponownie powoła ludzi z prochu: "Kto wierzy w Syna, ma życie wieczne; kto zaś nie wierzy Synowi, nie ujrzy życia" (J 3. 36). To Chrystus "stał się dla nas mądrością od Boga i sprawiedliwością, i poświęceniem, i odkupieniem, aby, jak napisano: Kto się chlubi, w Panu się chlubił" (1 Kor 1. 31). Siła człowieka oparta jest więc na tym, że "wszystko mogę w tym, który mnie wzmacnia, w Chrystusie" (Flp 4. 13). Jedynie pokorny człowiek może zostać wywyższony, bo nieskończona moc objawia się w słabości... Tak, jak zostało to przedstawione 2000 lat temu w betlejemskiej szopie. Tylko ten, kto przyznaje się do swej bezradności, zostanie podniesiony z ziemi do nieba. Zwycięstwo zapewnia człowiekowi uznanie, że jedynie Bóg jest mocą, a Jego Słowo działa w każdym, kto wierzy, bo przecież "nie ma człowieka, który by miał moc nad wiatrem i mógł go zatrzymać. Nikt nie ma mocy nad dniem śmierci" (Koh 8. 9). "Zaprawdę: ludzie są trawą! Trawa usycha, kwiat więdnie, ale słowo Boga naszego trwa na wieki" (Iz 40. 8). MARTA CUBERBILLER
20 XII 2002 r. - 2 I 2003 r.
LISTY OD CZYTELNIKÓW
26
LISTY
Ojcowie sukcesu?
Jeżeli ktoś nie wie, co to jest so-cjotechnika, to niech weźmie do ręki sobotnią (14 bm.) "Gazetę Wyborczą", gdzie na pierwszej stronie jest napisane czerwoną solidarycą z chorągiewką: "Unia nasza", co może sugerować, że jest to zasługa "Solidarności". A przecież to Leszek Miller i jego rząd prowadzili najważniejsze negocjacje i poczynili wszelkie ustalenia. W. Jaszczyński
Krew zalała
Punktem kulminacyjnym 13 grudnia w Kopenhadze była konferencja prasowa naszej delegacji na czele z Premierem. Padły na niej słowa podziękowania. Jednym z adresatów był sam ON, Imperator JPII. W telewizji tylko te podziękowania zostały dokładnie odtworzone. I tu mnie krew zalała. Wychodzi na to, że wstąpienie do UE załatwił nam Wojtyła. A może to dzięki niemu dostaniemy więcej kasy? A może ta kasa powędruje do kiesy krwiopijców kościelnych w zamian za ich straty po wstąpieniu do UE lub za ich ciche siedzenie przed referendum. A w ogóle to nie życzę sobie, aby ktoś w moim imieniu dziękował za coś. Niech dalej rząd układa się z Glempowcami, to SLD długo się władzą nie nacieszy. Jedyna nadzieja w RACJI.
Jarosław Semczak, Zgorzelec
Komu ufać?
Do mojego mieszkania zapukał mężczyzna, pokazał legitymację ze zdjęciem i powiedział, że jest wolontariuszem. Zaproponował kupno trzech woreczków zapachowych za 10 złotych. Pieniądze pójdą na Dom Dziecka w Białymstoku. Kupiłam. Po jakimś czasie byłam u zaprzyjaźnionej fryzjerki. U niej też były te woreczki. Powiedziała, że następnego dnia zadzwoniła do wskazanego Domu Dziecka, ale tam o tej akcji nic nie wiedziano. Czy takich spraw nie można jakoś prawnie uregulować? Czy już naprawdę nie można ufać nikomu? B. Giegiel
Szkoła wyznaniowa
Jestem uczniem 3 klasy gimnazjum. Na nauczanie religii w mojej szkole poświęcone są dwie godziny w tygodniu (na fizykę i chemię po jednej). Mimo że jest to szkoła publiczna, to religię wlicza się do
średniej ocen na świadectwie. Pewnego razu, gdy powiedziałem Pani Katechetce, że nie chodzę do kościoła, ona odparła: "Człowiek, który nie chodzi do kościoła niczym nie różni się od psa". W każdej sali wisi krzyż lub obrazek święty. Ksiądz otwarcie krytykuje prasę antykato-licką, a do czytania poleca katolickie czasopisma,"najlepsze dla młodzieży". W pismach tych poruszane są tematy związane z seksem, euta-
biskupów zwolniono z uczestniczenia w spotkaniach z papieżem, co przyjęli z wielką radością.
Z. Dunek, Kopenhaga
Szanowna Redakcjo!
Jestem 21-letnim studentem informatyki z Sosnowca.
Wasz tygodnik czytam regularnie. Czasem tylko, gdy proszę o niego
nazją, aborcją, sektami etc... Oczywiście ze wszystkim na NIE.
Bierzmowanie chcę zaliczyć dla świętego spokoju. Ktoś kto nie był u bierzmowania, jest postrzegana jako "kocik", ,,niewierny", ,,jehowy" itp. Zdegustowany "gówniarz" e-mail do wiad. redakcji
Papa po duńsku
W czerwcu 1989 r. przebywał na Wyspach Duńskich niejaki Jan Paweł II, skądinąd znany jako nieprzejednany przeciwnik wszystkiego. Jednak zdając sobie sprawę, że przebywa w suwerennym i demokratycznym kraju, tenże JPII nie ośmielił się nawet jednym słowem skrytykować podjętej właśnie uchwały duńskiego parlamentu, legalizującej związki osób tej samej płci. W takim wypadku nie mógłby się swobodnie poruszać, bo cały czas leciałyby w jego kierunku zgniłe pomidory i jaja. A tak, tylko go trochę wygwizdano, lecz poza tym był traktowany z większym nawet zainteresowaniem niż wypchany wieloryb, którego w tym samym czasie obwożono po Wyspach Duńskich. Wizyta JPII w Danii stalą się powodem konfliktu w łonie duńskiego duchowieństwa, gdyż część biskupów, którzy mieli wziąć udział w oficjalnych spotkaniach z papieżem, zapowiedziała, że "antychrystowi ręki nie poda".
Ostatecznie -po naciskach duńskiego MSZ -znaleziono kompromis. Najbardziej nieprzejednanych
w kiosku, a trafię na jakąś starszą panią, babcia podaje mi go, jakby to był odbezpieczony granat (jesteście wyjątkowo "wybuchowi"!).
Co do kretów -jak Pan, Panie Jonaszu, mógł nie wpaść na podstawowe rozwiązanie: dać na mszę w intencji Pomocy Bożej Opatrzności W Walce Z Kretami. Istnieje też inne rozwiązanie: ustawić radio nastawione na Radio Maryja w pobliżu kopczyków. Krety, stworzenia "z gruntu" pokojowe przerażą się nienawistnych słów Ojca-Dyrektora i wyniosą się natychmiast. Gorzej, jeśli wśród kretów są "odpowiedniki" babć-de-wotek -wtedy efekt może okazać się odwrotny do zamierzonego.
Ostatnio zasłyszane hasło: Teraz już nam się nie obiecuje gruszek na wierzbie, tylko rydzyki podlane sosem wrzodakowym.
Adrian Olszewski
Symbol pychy
Księże Prymasie!
Nie można w tym czasie wznosić Świątyni Opatrzności.
Obecnie wielka bieda dotyka miliony Polaków. Nie stać nas na taki wydatek; nawet ze składek, które można przeznaczyć dla potrzebujących, a więc dla bezrobotnych i ich rodzin, dla bezdomnych, w tym ogromnej rzeszy dzieci, które nieraz głodują.
Obszary ubóstwa w Polsce poszerzają się. Wobec uwłaczającego godności życia na granicy przetrwania biologicznego pomysł na tę budowlę zaprzecza humanitaryzmowi
i ewangelicznej trosce o człowieka. Modlitwy nie napełnią głodnym żołądków. W poczuciu odpowiedzialności, współodczuwania z innymi, apeluję do sumienia Księdza Prymasa
0 zaniechanie tego przedsięwzięcia...
Kościół jest ogarnięty grzechem, czego dowodzą znane i niegodne zachowania części kapłanów w sprawach finansowych i obyczajowych. Społeczeństwo oczekuje wyjaśnień od hierarchii, a nie milczenia lub mówienia nieprawdy. Jest to grzech zaniechania, a tego nie nauczał na pewno Jezus. I grzech posiadania. Przez ostatnich kilkanaście lat pobudowano wiele świątyń, Kościół odzyskał utracone mienie, nie bacząc na uwarunkowania i potrzeby innych. Charytatywność jest często postrzegana jako pozorowane akcje, dla pokazania społeczeństwu, że Kościół działa.
Księże Prymasie, czy Opatrzność Boża czuwa nad Kościołem w Polsce, że pozwala na takie grzechy? Bardzo łatwo jest wytykać czyjeś błędy jako niewzruszona opoka moralności, podczas gdy w swoich szeregach Kościół ma kapłanów zaprzeczających tej moralności.
Dopóki tak nie jest, budowa Świątyni Opatrzności Bożej jest jedynie symbolem pychy, o której Eminencja tak chętnie mówi w odniesieniu do innych. Młyny boże mielą powoli
1 sprawiedliwie... Z poważaniem
Edward Urbanowicz
"Drobna" przesada
Swego czasu w miejscowości Zabrze w parafii św. Józefa znajomi postanowili zgodnie z rodzinną tradycją zawrzeć związek małżeński. Jednakże nie doszło to do skutku z powodu ankiet, jakie mieli do wypełnienia. Ankiety te dotyczyły stanu majątkowego, a dokładniej posiadanych nieruchomości, samochodów oraz dochodów na osobę w przyszłej rodzinie. Nie wiem, czy takie ankiety są popularne w całej Polsce, jednak wydaje mi się, że to przesada oraz chamstwo wypytywać ludzi
o rzeczy niezwiązane z wiarą i ceremonią ślubną.
Proboszcz tejże parafii twierdzi, że to jest normalna praktyka.
e-mail do wiadomości redakcji
Prośba
Pan Redaktor Naczelny "Fakty i Mity"
Administracja Zakładu Karnego w Siedlcach, występując w imieniu osadzonych, zwraca się z uprzejmą prośbą o wyrażenie zgody na nieodpłatne przekazywanie nam starych numerów Waszego pisma.
Wasze pismo będzie znaczącym elementem procesu resocjalizacji, a niejednokrotnie jedynym łącznikiem ze światem ludzi wolnych.
Możliwość lektury Waszego pisma pozwoliłaby na obserwację aktualnych wydarzeń, na wzbogacenie własnej osobowości, na twórcze spędzanie nadmiaru wolnego czasu. Z-ca dyrektora ppłk Witold Potiopa
Pańską prośbę spełniam z prawdziwą przyjemnością. JONASZ
Gejowska wigilia 2002
Drodzy Przyjaciele!
Już po raz czwarty mamy zaszczyt zaprosić na przyjęcie wigilijne do naszego domu.
Jeżeli w wigilię Bożego Narodzenia będziecie się znajdować w Warszawie, nie będziecie mogli spędzić tego dnia z rodziną lub po prostu chcecie spędzić ten wieczór wśród przyjaciół, możecie przyjść do nas.
Zapraszamy wszystkich samotnych i niesamotnych, którym bliska jest idea pełnego radości Wigilijnego Domu.
Szczegóły spotkania można uzyskać bezpośrednio od nas e-mailem (s.niemiec@gej.net), lub telefonicznie +48602837956.
Raz jeszcze serdecznie zapraszamy! Szymon Niemiec i Krzysztof Z. Szymborski
Wesołych Świąt oraz szczęśliwego, mniej klerykalnego Nowego Roku
życzy
Ś1 rmkh-T) k:i]iia I\ijLl;i
CTA
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; P.o. sekretarz redakcji: Adam Cioch -tel. (0-42) 637-10-27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski -tel. (0-42) 630-72-33; Dział historyczno-religijny: Paulina Starościk -tel. (0-42) 639-85-41; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Marcin Bobrowicz; Dział promocji i reklamy: tel. (0-42) 630-73-27; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-70-66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail: faktyimity@faktyimity.pl; Wydawca: "BŁAJA News" Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze -do 25 lutego na drugi kwartał 2003 r. Cena prenumeraty -28,60 zł za jeden kwartał; b) RUCH S A -do 5 marca na drugi kwartał 2003 r. Cena prenumeraty -28,60 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16, 532-88-19, 532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-/kwartał; 227,-/pół roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-/kwartał; 255,-/pół roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-/kwartał 313,-/pół roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hubsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York -European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago -J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell Intern ational c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga -Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia "Pegaz" -Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 15 grudnia na pierwszy kwartał 2003 r. Cena 28,60 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p-ele@faktyimity.pl. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl
Nr 51/52 (146/147)
FM ffi
ŚWIĄTECZNY LUZ BLUES
1
2
3 8 4
5 17 21
6 7
8 1 19
13
9
10 11
12 4
13 14
15 12 9
16 14 17
18 15 24
5 18
19 2
20 21
22 23 25 24 25
26 11 27
28 29 30
31 32
1 33 23 34 3
36 6 ____ 10 37 22
7 38 39 20
40 16
Krzyżówka świąteczna
Pionowo: 1) Wskazywała drogę do Betlejem, 3) Strunowy instrument szarpany, 4) Nędzny, lichy, 6) 365 dni, 7) Nagość w sztuce, 10) Np. komórkowy, 11) Autor czegośnowego, 13) Słowiańskie bóstwo piorunów, 14) Bohater w masce, 16) Film z Bogusławem Lindą, 17) 100, 20) Niewymierna liczba, 21) Najwyższa karta w danym kolorze, 22) Przypisanie sobie autorstwa cudzego dzieła, 23) Wulgarność, nieokrzesanie, 24) Materiał na świece, 25) Zarządzane przez opata, 28) Słaby punkt, 30) "... i Mity", 33) Budynek mieszkalny, 35) Czego on się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał. Poziomo: 2) Biblijna towarzyszka Adama, 5) Służy do zasłaniania, 8) Tajna współpracowniczka, 9) Tytułowy bohater sztuki Alfreda Jarry'ego, 12) Karton, 15) Powoduje odtworzenie utraconych właściwości, 18) Demokrata na niby, 19) Stany Zjednoczone Ameryki, 22) Kubista, autor "Guerniki", 26) ... Capone, słynny gangster, 27) Pod wezwaniem - krótko, 29) Klątwa, 31) Wsteczny w samochodzie, 32) Mija bezpowrotnie, 34) Ogłoszenie prasowe, 36) Konsekrowany opłatek, 37) Okienna kompozycja z barwnych szkieł, 38) Tak zwany - w skrócie, 39) Stare w nowym wydaniu, 40) "... et labo-ra" - z maksymy benedyktynów. Litery z czerwonych pól utworzą rozwiązanie krzyżówki.
Rebus pod choinkę
1 Nasz Siennik
Ich
ze strzelbą.
Zespół Ich Troje (Justyna Maj-kowska, Jacek Łągwa i Michał Wiśniewski) kręcił w ubiegłym tygodniu nowy te-ledysk do piosenki "Bez granic", z którą będzie startował w konkursie audiotele na reprezentantów Polski do Konkursu Eurowizji w 2003 roku. Akcja teledysku rozgrywa się w zabytkowym kościele w Tumie koło Łęczycy. W jednej ze scen Michał Wiśniewski wypuszcza gołębie. Kilka z nich siadło wysoko, wysoko... Ujrzawszy to, proboszcz popędził po wiatrówkę i... zaczął strzelać do gołębi. Pierwszy z dwóch zabitych spadł na ołtarz, który pokrył się krwią. I tak w kościele, na oczach artystów i ekipy telewizyjnej, ksiądz zamordował ptaki.
JACEK ŁĄGWA
- Jak zareagowaliście, gdy proboszcz w waszej obecności zaczął zabijać niewinne gołębie zaangażowane do waszego teledysku?
-Myślałem, że ukręcę księdzu łeb. Zacząłem krzyczeć: "Człowieku, przestań strzelać do gołębi!".
- Dlaczego ksiądz strzelał? -Ksiądz stwierdził, że kościół
to dom boży i gołębie nie będą za-srywać świętego miejsca. Nie zastanowił się -czy Bóg chciałby takiej ofiary z niewinnych, wystraszonych gołąbków.
- Ile gołębi było w kościele?
-Wypuszczono około 20 gołębi, z czego dwa zdołał zabić i zapewne wystrzelałby wszystkie, ale odebraliśmy mu broń.
_ ?
- Odebraliśmy i wykurzyliśmy z galerii, gdzie zrobił sobie stanowisko strzeleckie. Na takie dictum ksiądz zagroził, że zamknie nas w kościele. Na szczęście ochroniarz zdążył odebrać mu kłódkę od kraty.
- Mając kłódkę w ręku, mogliście zamknąć księdza za kratą...
-Owszem, ale my nie jesteśmy na tym poziomie co ów ksiądz. Są zdjęcia z całego incydentu. Do domu powróciłem w silnym szoku.
- Jak po tym przeżyjesz święta Bożego Narodzenia?
-W kościele aniołki, iluminacje świąteczne na choinkach, święte obrazy, a na takim tle sługa boży strzela do gołębi. Tego się nie zapomina. Dla mnie te święta są najważniejsze w roku. Ludzie w tych dniach
powinni być dla siebie dobrzy i mili, dla zwierząt również.
- Idziesz na pasterkę?
-Czasami chodzimy, ale nie jest to stały element naszej rodzinnej tradycji.
- Jesteś osobą wierzącą? -Nie neguję istnienia Boga. Ale
są rzeczy, które drażnią mnie w kulcie religijnym. Nie znoszę fanatyzmu religijnego pod żadną postacią. Uważam, że religie robią na świecie więcej złego niż dobrego. Nasza religia jest dość agresywna. Jestem katolikiem, bo wychowałem się w takiej wierze, ale nie czuję związku z tą wiarą. Nie do końca jestem przekonany do tego, co głosi Kościół katolicki. Największą tragedią jest to, że Kościół jest niereformowalny.
- Co sądzisz o sługach Kościoła, którzy uwikłani są w coraz to nowe skandale?
- Byłem świadkiem jednego z nich i przed ołtarzem. Jestem przerażony. Nie za bardzo wierzę tym ludziom, bo wiele aspektów ich pracy jest obecnie nieco staroświeckich i niejasnych. Nie jestem w stanie zrozumieć instytucji celibatu i nie rozumiem, jakim prawem księża wtrącają się w stosunki i w życie rodzinne, skoro nie mają o tym pojęcia. Nie mam zaufania do mężczyzny, który zakłada sukienkę i zawiązuje penisa na supeł.
- Czym, według ciebie, jest skandal?
-Pewne odstępstwo od norm społecznych ogólnie przyjętych. Jednak trudno nazwać skandalem molestowanie młodziutkich chłopców przez księży, bo to nie jest afera, a obrzydliwe przestępstwo.
- Zespół Ich Troje jest uznawany za skandalizujący. A może się mylę...?
-Nie wiem, na czym to polega, bo czy skandalem jest, że Michał ma kolczyki w uchu i włosy zrobione na czerwono? Albo gdy z estrady powie "Jest zajebiście"?
- A ty jesteś skandalistą? -Kiedy miałem 13 lat, upiłem
się z kolegą i zasnąłem pod kościołem z butelką po wódce i z rowerem obok. Była Wielkanoc. Ludzie biegli do mojej mamy (znanej aktorki) i mówili: "Pani syn pijany leży pod kościołem". Jak wytrzeźwiałem bardzo się tego wstydziłem.
- Zamierzacie wejść na rynek niemiecki. Czy tobie rzeczywiście zależy, aby się tam znaleźć?
-Tak. Tam żyje 80 mln ludzi. Ale nie mam zamiaru opuszczać na stałe Polski i Łodzi.
- Ale to nie ty będziesz błyszczał w Niemczech, lecz Michał Wiśniewski...
- Wiem i bardzo się cieszę z tego powodu, bo zawsze wolałem grać drugie skrzypce, lepiej się w tej roli czuję. Z Michałem bardzo dobrze się uzupełniamy i dobrze się nam razem pracuje.
- Styczeń będzie sprawdzianem waszej obecnej popularności, bo to publiczność ma głosować w systemie audiotele na reprezentanta w Konkursie Eurowizji...
-Jest to najbardziej sprawiedliwy sposób wybierania, pod warunkiem, że głosy są liczone uczciwie. Każdy wybór przyjmę z honorem.
MICHAŁ WIŚNIEWSKI
- Jak potraktowałeś incydent w kościele z udziałem proboszcza strzelającego do gołębi?
- Zastanawiam się, co właściwie mam odpowiedzieć w tej sprawie i doszedłem do wniosku,
że zdrowy rozsądek zabrania mi się wypowiedzieć. Fakty mówią same za siebie.
-Jaki jest twój stosunek do Kościoła?
- Jestem wierzący, chociaż nie-praktykujący. Religii jest tak wiele, a ja wiem na ten temat za mało, abym mógł się wypowiadać. Myślę, że podtrzymam tradycję rodzinną
i swojego syna Xawerego niebawem będę chciał ochrzcić.
- Jak spędzisz święta?
- W ubiegłym roku byliśmy u rodziców
mojej żony Marty. W tym roku oni przyjdą do nas.
- Z czym najbardziej kojarzą ci się święta?
-Z moim synem, który po raz pierwszy w życiu zobaczy choinkę.
- Co w końcu z tym waszym wejściem na rynek niemiecki. Wchodzicie tam czy nie?
-Nagraliśmy kilka utworów, ale nie pchamy się tam raptownie. W Niemczech wydamy płytę i zobaczymy, czy spodoba się tamtej publiczności.
- Na Konkursie Eurowizji reprezentujecie Polskę, ale podobno z niemiecką kompozycją?
-Piosenka nosi tytuł "Bez granic", więc postanowiliśmy nie ograniczać się jedynie do Polski. Tak jak kiedyś Kanadyjka Celine Dion śpiewała piosenkę francuską w barwach szwajcarskich. Udział w tym konkursie jest dla nas niewdzięczną i bardzo odpowiedzialną pracą.
- Sądzisz, że w Polsce przybywa, czy 1 , raczej ubywa wam fanów? -W Polsce panuje ogromna recesja, a mimo to sprzedaliśmy wielokrotnie więcej płyt niż drugi wykonawca na tej liście. Nowa płyta jest dopiero piąty miesiąc na rynku, trudno więc prognozować, jak się ostatecznie sprzeda. Wszystko k i tak zależy od fanów.
- Nie obawiasz się konfrontacji podczas głosowania w systemie audiotele?
-Nie, bo wszystkie tego typu konkursy pozwalam sobie traktować z przymrużeniem oka. Myślę, że starzy fani pozostaną przy nas, ale nie można ciągle być na topie, na samym
szczycie. Wiem, że będziemy tracić fanów, ale nie w dosłownym znaczeniu tego słowa.
JUSTYNA MAJKOWSKA
- Jak lubisz spędzać święta Bożego Narodzenia?
-W naszej rodzinie są one obchodzone z zachowaniem wszystkich tradycji. Często kolędujemy.
- Czy wybaczysz w wigilijną noc wszystko wszystkim, nawet swoim wrogom?
- Oczywiście.
- Niewiele brakowało, a nie śpiewałabyś w zespole Ich Troje przez dwa lata, bo kariera zespołu w Niemczech miała być kontynuowana z niemiecką wokalistką...
-Wiem, taki był mój wybór, bo ja nie zdecydowałabym się na wyjazd i pracę w Niemczech. Chcę żyć tylko w Polsce i pracować w rodzimym show-biznesie.
- A gdybyś znała niemiecki?
- Bariera językowa nie była jedynym powodem w tej sprawie. Ważne dla mnie było to, że nie potrafiłabym na tak długo zostawić rodziny i zaczynać wszystko od początku.
- W Polsce zespół Ich Troje, osiągnął pułap swoich możliwości i ambicji. A ty - indywidualnie?
-Ja również, więc na zespole Ich Troje poprzestanę, chyba że znajdę trochę czasu, aby popracować nad nowym repertuarem i nagrać go z zespołem "Errato".
- Jaki jest twój stosunek do religii, do Boga i tych, którzy mu służą, wszakże ostatnio pisze się i mówi o nich w atmosferze skandalu i afer?
-Jestem osobą wierzącą, chodzę do kościoła, kocham Boga. Teraz przez półtorej godziny modliłam się w kościele, aby nadrobić zaległości. Jeżeli chodzi o skandale, to nie będę ich komentować.
- Co sądzisz o aferze z księdzem i gołębiami, której byłaś naocznym świadkiem?
-Boże! To był koszmar! Do tej pory nie mogę uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę. Opowiadałam o tym incydencie w domu i nikt nie chciał mi wierzyć. Kiedy to sobie przypominam, mówię: "nie, to chyba był sen". Rozmawiał
JULIAN PROKOPOWICZ
Marzec
Kwiecień
J5 *5 * f< :zeń Luty
1 Śr Mieszka, Mieczysława 1 So Brygidy, Ignacego
2 Cz Izydora, Makarego 2 N Marii, Mirosława
3Pt Genowefy, Danuty 3 Pn Błażeja, Oskara, Telimeny
4 So Tytusa, Angeliki 4 Wt Andrzeja, Weroniki
5 N Hanny, Emiliany 5 Śr Agaty, Adelajdy
6 Pn Kaspra, Melchiora, Baltazara 6 Cz Doroty, Bohdana
7 Wt Juliana, Lucjana 7 Pt Ryszarda, Romualda
8 Śr Seweryna, Mścisława 8 So Piotra, Żakliny
9 Cz Marceliny, Marcjanny : 5 N Apolonii, Eryki
103 Pt Wilhelma, Dobroslawa 10 Pn Elwiry, Jacentego
11 So Honoraty, Matyldy 11 Wt Marii, Lucjusza
12 N Grety, Arkadiusza, Czesławy 12 Śr Eulalii, Radzimierza
13 Pn Bogumiły, Weroniki 13 Cz Grzegorza, Katarzyny
14 Wt Feliksa, Hilarego 14 Pt Cyryla, Metodego "pogańskie" walentynki
15 Śr Pawła, Domostawa 15 So Jowity, Faustyna
16 Cz Marcelego, Włodzimierza 16 N Danuty, Julianny
17 Pt Antoniego, Rościstawa 17Pn Donata, Sylwina spalenie na stosie G. Bruno
18So Piotra, Małgorzaty 18 Wt Symeona, Konstancjusza
19 N Henryka, Mariusza 19 Śr Arnolda, Konrada
20 Pn Fabiana, Sebastiana 20 Cz Leona, Ludmiła
21 Wt Agnieszki, Jarosława Dzień Babci 21 Pt Eleonory, Fortunata
22 Śr Wincentego. Doriana Dzień Dziadka 22 So Marty, Małgorzaty
23 Cz Ildefonsa, Rajmunda 23 N Romany, Damiana
24 Pt Felicji, Tymoteusza 24 Pn Macieja, Bogusza
25 So Pawła, Miłosza, Tatiany 25CWt Wiktora, Cezarego
26 C N Paula, Polikarpa 26 Śr Mirosława, Aleksandra
27 Pn Angeli, Przybysława 27 Cz Gabriela, Anastazji
28 Wt Walerego, Radomira 28 Pt Romana, Makarego
29 Śr Zdzisława, Franciszka
30 Cz Macieja, Martyny
31 Pt Marceli. Ludwiki
1 So Antoniny, Albina 1 wt Teodory, Hugona, Grażyny __ >k npL
2 N Heleny, Radosława, Henryki 2 Śr Władysława, Franciszka ^J%1
3Pn Maryny, Kunegundy 3 Cz Ryszarda, Pankracego :k c
4 Wt Łucji, Kazimierza 4 Pt Izydora, Wacława - Ś l
5 Śr Adriana, Fryderyka, Oliwii 5 So Ireny, Wincentego "Ś,
6 Cz Róży, Jordana 6 N Izoldy, Celestyny, Kornelii
7 Pt Pawła, Tomasza 7 Pn Rufina, Donata, Hermana 4
8 So Beaty, Wincentego 8 Wt Cezaryny, Dionizego j m
Dzień Kobiet (zakonnic też) i
9 N Katarzyny, Franciszki 9 3 Śr Mai, Dymitra / m
103 Pn Cypriana, Marcela 10 Cz Michała, Makarego i / M
rocznica powstania "FIM" i 1 i
11 Wt Ludosława, Konstantego 11 Pt Filipa, Leona Ś / f L
12 Śr Bernarda, Grzegorza 12 So Juliusza, Lubosława, Iwana ^
13 14 Cz Pt Bożeny, Krystyny Leona, Matyldy 13 14 N Pn Przemysława, Hermenegildy Bereniki, Waleriana
15 So Longina, Klemensa 15 Wt Ludwiny, Wactawy Mai < 12 :e wiec
16 N Izabeli, Oktawii, Herberta 16 Śr Kseni, Cecyliany, Bernadetty *
1@Cz Józefa, Jeremiasza 1 N Jakuba, Gracjana, Hortensji
17 Pn Patryka, Zbigniewa 17 Cz Rudolfa, Roberta Święto Pracy (za rok w Unii?) Dzień Dziecka
2 pt Zygmunta, Anatola 2 Pn Erazma, Marianny, Marzanny
18Wt Cyryla, Edwarda 18 Pt Bogusławy, Apoloniusza Wielki Piątek 3 So Marii, Antoniny 3 Wt Leszka, Tamary
19 Śr Józefa, Bogdana 19 So Adolfa, Tymona, Pafnucego 4 N rocznica Konstytucji 3 Maja Moniki, Floriana 4 Śr Karola, Kwiryny
20 Cz Klaudii, Eufemii 20 N Czesława, Agnieszki Wielkanoc 5 Pn Judyty, Juranda, Ditty 5 Cz Waltera, Bonifacego
21 Pt Lubomira, Benedykta, Filemona 21 Pn Anzelma, Bartosza poniedziałek wielkanocny 6 Wt Ireny, Waldemara 63 Pt Norberta, Laurentego
22 So Katarzyny, Bogusława 22 Wt Kai, Leona, Łukasza 7 Śr Gizeli, Ludmiły 7 So Roberta, Wiesława
23 N Pelagiusza, Oktawiana 23 Śr Jerzego, Wojciecha 83 Cz llzy, Stanisława, Lizy 8 N Medarta, Maksyma
24 Pn Marka, Gabora, Gabriela 24 Cz Horacego, Fidelisa 9 Pt Bożydara, Grzegorza 9 Pn Pelagii, Felicjana, Stawoja
25 Wt Marioli, Wieńczysława 25 L Pt Marka, Jarosława 10 So Izydora, Antonina 10 Wt Bogumiła, Małgorzaty
26 ( IŚr Larysy, Emanuela 26 So Marzeny, Klaudiusza 11 N Igi, Miry, Mirandy 11 Śr Barnaby, Radomita
27 Cz Lidii, Ernesta 27 N Zyty, Teofila 12 Pn Pankracego, Domiceli 12 Cz Janiny, Onufrego
28 Pt Anieli, Sykstusa 28 Pn Pawła, Walerii 13 Wt Serwacego, Roberty 13 Pt Lucjana, Antoniego, Gracji
29 So Helmuta, Bertolda 29 Wt Rity, Piotra, Angeliny 14 Śr Bonifacego, Macieja 14So Elizy, Bazyiego
30 N Amelii, Jana 30 Śr Mariana, Katarzyny 15 Cz Zofii, Nadziei, Berty 15 N Wita, Jolanty, Wioli
31 Pn Beniamina, Kornelii 16 Pt Andrzeja, Jędrzeja 16 Pn Aliny, Benona, Anety
FAKTY 17 18 So N Paschalisa, Sławomira Eryka, Aleksandry 17 18 Wt Śr Laury, Adolfa Marka, Elżbiety
ii IMJ^.7 TYGODNIK 19 Pn lwa, Piotra 19 Cz Gerwazego, Protazego
)| f^ &% #J *> M^P UMl^ NIEKLERYKALNY 20 \A/t 20 Pt Boże Ciało, czyli Diny, Bogny katolickie pochody Alicji, Alojzego
X II enaarz 21 W L Śr bazyiego, bernardyna Wiktora, Kryspina 21 i t So
tn it LflflAKwIf' In 22 Cz Heleny, Wiesławy, Romy 22 L N Paulina, Flawiusza
II II y l\ldy l\< d iii Śy 23 Pt Iwony, Dezyderiusza 23 Pn Wandy, Zenona Dziań Oica
24LSo Joanny, Zuzanny, Mileny 24 Wt Jana, Danuty
f i M 25 N Grzegorza, Magdy 25 Śr Łucji, Wilhelma, Albrechta
f 1 Ś M W 1 w 26 Pn Filipa, Pauliny, Eweliny 26 Cz Jana, Pawła
Ś Ś Dzień Matki
i 27 Wt Jana, Juliusza 27 Pt Maryli, Władysława
i \ 28 Śr Jaromira, Augustyna 28 So Leona, Ireneusza
Ś 29 Cz Teodozji, Magdaleny 29 N Piotra, Pawła
30 Pt Feliksa, Ferdynanda 30 Pn Emilii, Lucyny
31 So Anieli, Petroneli, Marietty
Wrzesień
Październik
Lipiec
Sierpień
1 2 Wt Śr Haliny, Mariana Jagody, Urbana 1 2 Pt So Nadii, Justyna rocznica powstania warszawskiego Kariny, Gustawa, Alfonsa
3 Cz Jacka, Anatola 3 N Lidii, Augusta
4 Pt Teodora, Malwiny 4 3 Pn Dominika, Protazego
5 3So Karoliny, Antoniego 5 Wt Oswalda, Stanisławy
6 7 N Pn Łucji, Dominik! spalenie na stosie J. Husa Estery, Ewalda, Metodego 6 7 Śr Cz Sławy, Jakuba Doris, Kajetana, Donaty
8 Wt Edgara, Elżbiety, Prokopa 8 Pt Cyriaka, Emiliana
9 Śr Lukrecji, Weroniki 9 So Romana (Szefa), Romualda
10 Cz Sylwany, Witalisa 10 N Borysa, Filomeny
11 Pt Olgi, Kaliny, Benedykta 11 Pn Ligii, Zuzanny
12 So Jana, Pameli 12Wt Klary, Lecha
13 N Irwina, Małgorzaty, Ernesta 13 Śr Diany, Hipolita
14 Pn Ulryka, Marcelina 14 Cz Alfreda, Maksymiliana
15 16 Wt Śr Henryka, Włodzimierza Mariki, Benity 15 16 Pt So Marii, Napoleona, Stelli rzekome Wniebowzięcie NMP Rocha, Joachima, Stefana
17 Cz Anety, Aleksego, Bogdana 17 N Mirona, Anity
18 Pt Erwina, Kamila, Wespazjana 18 Pn Ilony, Bronisława
19 So Alfredy, Wodzisława, Wincentego 19 Wt Juliana, Bolesława
20 N Czesława, Hieronima 20 C Śr Bernarda, Sobiesława
21 LPn Daniela, Andrzeja 21 Cz Joanny, Kazimiery
22 Wt Marii, Magdaleny 22 Pt Zygfryda, Cezarego
23 Śr Slawosza, Żelisława 23 So Filipa, Apolinarego
24 25 Cz Pt Kingi, Krystyny Walentyny, Krzysztofa, Jakuba 24 25 N Pn Jerzego, Bartłomieja, Maliny noc świętego Bartłomieja Luizy, Ludwika
26 So Anny, Mirosławy, Grażyny 26 Wt Marii, Sandry
27 N Lilii, Aurelego 27 Śr Józefa, Moniki
28 Pn 29 Wt Aidy, Marceli podpisanie konkordatu - IV rozbiór Polski Olafa, Marty 28 29 Cz Pt Patrycji, Wyszomira, Adeliny Jana, Sabiny
30 Śr Julity, Ludmiły 30 So Róży, Gaudencji
31 Cz Ignacego, Ludomiry 31 N Ramony, Rajmunda
1 Pn Idziego, Bronisławy
rocznica wybuchu II wojny świat.
2 Wt Juliana, Stefana
3 3 Śr Izabeli, Szymona
4 Cz Idy, Lilianny, Rozalii
5 Pt Doroty, Wawrzyńca
6 So Beaty, Eugeniusza
7 N Reginy, Ryszardy
8 Pn Marii, Adrianny, Klementyny
9 Wt Ścibora, Sergiusza
10 Śr Łukasza, Mikołaja
11 Cz Jacka, Dagny
12 Pt Gwidona, Radzimira
13 So Eugenii, Aureliusza
14 N Roksany, Bernarda, Rozanny
15 Pn Albina, Nikodema, Lolity
16 Wt Edyty, Kornela, Kamili
17 Śr Franciszka, Hildegardy
18 Cz Irmy, Stanisława, Stefanii
19 C Pt Januarego, Konstancji
20 So Eustachego, Faustyny
21 N Jonasza, Mateusza
22 Pn Tomasza, Maurycego
23 Wt Tekli, Bogusława
24 Śr Gerarda, Teodora
25 Cz Aurelii, Kleofasa
26 Pt Justyny, Cypriana
27 So Damiana, Amadeusza
28 N Luby, Wacława
29 Pn Michała, Michaliny
30 Wt Wery, Honoriusza, Soni
1 Śr Danuty, Remigiusza
2 3 Cz Teofila, Dionizji
3 Pt Teresy, Heliodora, Józefy
4 So Rozalii, Edwina, Manfreda
5 N Igora, Flawii
6 Pn Artura, Brunona, Fryderyki
7 Wt Marii, Marka
8 Śr Pelagii, Brygidy
9 Cz Arnolda, Dionizego, Sybilli
10 Pt Pauliny, Franciszka
11 So Emila, Aldony
12 N Eustachego, Maksymiliana
13 Pn Geralda, Edwarda
14 Wt Liwii, Kaliksta
Dzień Edukacji Narodowej
15 Śr Teresy, Jadwigi
16 Cz Gawła, Florentyny
17 Pt Wiktora, Marity
18 L So Juliana, Lukasa
19 N Piotra, Ziemowita
20 Pn Ireny, Kleopatry
21 Wt Urszuli, Hilarego
22 Śr Przybysławy, Kordiana
23 Cz Marleny, Seweryna
24 Pt Rafała, Marcina
25 So Darii, Ingi
26 N Łucjana, Dymitriusza
27 Pn Iwony, Sabiny
28 Wt Szymona, Tadeusza
29 Śr Euzebii, Wioletty
30 Cz Zenobii, Przemysława
31 Pt Urbana, Satumina
wystąpienie Lutra -
Święto Reformacji
- nów (niewidoczny) (g) -pełnia (^ - ostatnia kwadra ^ - pierwsza kwadra
Listopad Gruc
1 3 So Wszystkich Świętych 1 3 Pn
2 3 4 5 6 7 8
N Pn Wt
Śr Cz
Pt So 9 N
10 Pn
11 Wt
12 Śr
13 Cz
14 Pt
15 So
16 N
17 C Pn
18 Wt
19 Śr
20 Cz
21 Pt
22 So
23 N 24 Pn
25 26 27 28 29 30
Wt Śr
Cz Pt
So N
Bohdany, Tobiasza
Sylwii, Huberta
Karola, Olgierda
Elżbiety, Sławomira, Zachariasza
Feliksa, Leonarda
Antoniego, Florentego
Sewera, Hadriana
Ursyna, Teodora, Anatolii
Leny, Ludomira
Marcina, Bartłomieja
Święto Niepodległości Renaty, Witolda (ale Patrz Ś28-07)
Mikołaja, Stanisława, Krystyna Rogera, Serafina Alberta, Leopolda Gertrudy, Edmunda, Marii Salomei, Grzegorza, Zbysława Romana, Klaudyny Elżbiety, Seweryny Anatola, Sędzimira Janusza, Konrada Marka, Cecylii Adeli, Klemensa Flory, Emmy Erazma, Katarzyny Delfiny, Sylwestra Waleriana, Wirgiliusza Lesława, Zdzisława Błażeja, Saturnina
Andrzeja, Maury
andrzejki
2 3 4
5 6
7
Wt Śr
Cz Pt
So N
8Pn
9
10 11 12 13 14 15
Wt Śr
Cz Pt
So N
Pn
16LWt 17 Śr
18 19 20 21 22
Cz
Pt So
N Pn
23Wt 24 Śr
Cz
Pt So N Pn
30 3 Wt
31 Śr
25 26 27 28 29
Natalii, Eligiusza, Blanki Balbiny, Wiwianny Franciszka, Ksawerego Barbary, Krystiana Saby, Kryspiny Mikołaja, Jaremy, Leontyny Marcina, Ambrożego Marii, Wirginii
Wiesława, Leokadii, Nataszy Julii, Danieli
Damazego, Waldemara Dagmary, Aleksandra, Ady Łucji, Otylii Alfreda, Izydora Niny, Celiny, Krystiany Albiny, Zdzisławy Olimpii, Łazarza Gracjana, Bogusława Gabrieli, Dariusza Bogumiły, Dominika, Zefiryny Tomasza, Tomistawa Zenona, Honoraty Wiktorii, Sławomiry Adama, Ewy
Boże Narodzenie
(minęło 3 mieś. temu...)
Dionizego, Szczepana
Jana, Żanety, Fabioli Teofili, Godzisława Dawida, Tomasza Rajnera, Eugeniusza Melanii, Sylwestra
GRA TOWARZYSKA
Na początku byt
STAFT
I
jj_ycie to jest teatr, życie to jest tylko gra..." pii rodzinna, zaproponowana dziś przez redakcję "Fak Na początek weźcie zwykłą kostkę do gry, kilka pioi rzutach największą liczbę oczek, a wygrywa gracz, UWAGA! NIE JEST TO ŁATWE! Każdy z grających do poleceń zapisanych przy polach postojów. Wszy i straty zapisują na kartce. Z gry wypada gracz, który w czasie jej trwania stał i
ZAŁOŻENIA WSTĘPNE:
Parafia: wieś Klerykowo, 1500 dusz, jedna szkoła, j jedna gospodyni, jeden cmentarz.
1
Ś LV
\
awaliłeś się podczas wigilii jak stodoła i nie poszedłeś na pasterkę. W związku z tym ominęła Cię danina tacy. Dopisz sobie 5 klerykałów do ogólnego rachunku. Jeśli jednak trafisz na pole 2 tracisz 15 klerykałów. J
11
rroboszcz zaszczycił Cię przyjściem na obiad. Podstawowe wiktuały będą kosztować 20 klerykałów, zaś suszone muchomory sromotnikowe tylko 10. Wybierz, co kupić... Z tym że po zakupie grzybków tracisz dwie kolejki.
Nie byłeś dość czujny i wpi chodzącego po kolędzie. P\ 25 klerykałów plus 15 kleryl za nieobecność na pasterct wrócić na pole "start".
12
10
Zeznawałeś przed prokuratorem, że Twój proboszcz nigdy nie podmacywał ministrantów. Wiesz, że to kłamstwo, jednak tak mówisz, bo możesz sobie dopisać do rachunku 30 klerykałów księżowskiej łapówki. A może wolisz powiedzieć prawdę i 50 klerykałów, odpisać od stanu posiadania?
13
Startujesz w wyborach na sołtysa wsi. Poparcie księdza kosztuje 30 klerykałów, ale daje progresję sześć pól do przodu. Brak tego poparcia "owocuje" utratą dwóch kolejek.
L.marła Twoja teściowa. Zostawiła spadek 25 klerykałów (dopisz go sobie do rachunku). Za mszę za pokój jej duszy płacisz 35 klerykałów chyba że w zamian wolisz stracić dwie kolejki?
L 1
I i leżałeś w na polu nr 71 i tracisz kolej
Śk
oprać. graf. Tomasz Kapuściński
Łapłaciłeś księdzu za poparcie w wyborach 30 klerykałów i sprawę ujawniły "Fakty i Mity". Zrobił się skandal i cofasz się o 20 pól lub płacisz 50 klerykałów.
sał poeta. Może tak, może nie... ale my życzymy Warn, aby ta zabawa
tów i Mitów", działa się jedynie w sferze wirtualnej ułudy, a nie rzeczywistości.
łów (guzików, monet...) i usiądźcie do stołu. Zaczyna ten, kto wyrzuci w dwóch
który pierwszy dotrze do końca i nie będzie kompletnym bankrutem.
posuwa się o liczbę pól wyrzuconych kostką i bezwzględnie stosuje
scy gracze dostają na początek po 150 klerykałów, a swoje zyski
się bankrutem.
eden kościół, jedna plebania, jeden proboszcz, jeden wikary,
lia "kablówce" leci erotyk, a na TVP 1 homilia papieża. Wybierasz seks płacisz 15 klerykałów, wybierasz papę cofasz się o cztery pola. Wybór należy do Ciebie, ale chyba warto zapłacić...
rodczas tej samej kolędy ksiądz zauważył, że wiszący na ścianie krzyż jest zbyt mały, a w dodatku poczęstowałeś Go "żołądkową", a nie "Smirnoffem". Płacisz 15 klerykałów kary lub odśpiewujesz przy pozostałych graczach "Kiedy ranne wstają zorze".
I wój syn dostał pałę z religii. Tracisz dwie kolejki chyba że w ciągu najbliższych 15 sekund wymienisz z pamięci czterech ostatnich papieży. Może lepiej poczekać?
jściłeś księdza acisz kopertowe ołów reprymendy 2, chyba że wolisz
Ksiądz zbiera na nowy dzwon po 10 klerykałów od duszy. Możesz dać... lub możesz cofnąć się na pole nr 4. Wybieraj.
S
Nie słuch i dowiedzi Różańce na poleor do zapisań
ges dziś Radia Maryja ho się o tym "Kółko "". Za karę trafiasz . i stosujesz się /ch tam noleceń.
7 Wikary wykazuje coraz
' bardziej niezdrowe zainteresowanie Twoją czternastoletnią córeczką. Milczysz idziesz 10 pól do przodu. Walisz drania w pysk przegrywasz sprawę w sądzie i płacisz grzywnę 50 klerykałów.
sprawie zapisanej } Płacisz 30 klerykałów kę.

lak jak punkt 14
lak jak punkt 14
Milczałeś w punkcie 7? Odpadasz z gry!
lak jak punkt 14
lak jak punkt 14
lak jak punkt 14
rzeżyłeś jeden miesiąc w Klerykowie i dotarłeś do pola AMEN. Zrób bilans zysków i strat i sam sobie odpowiedz na pytanie: Czy naprawdę warto grać w grę o nazwie Kościół rzymskokatolicki ?
grę opracował Marek Szenborn

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wykład 6 Fakty i mity w diagnozie
kandydoza przewodu pokarmowego fakty i mity
Fakty i mity o astmie
odchudzanie fakty i mity
Fakty i mity na temat paralotni z profilem samostatecznym
Odchudzanie Fakty i Mity
Schizofrenia fakty i mity
Ezoteryka nie dajmy sie zwariowac (fakty i mity)
fakty i mity 1
Odchudzanie Fakty i mity

więcej podobnych podstron