wassilij grossman pieklo treblinki pierwszy reportaz z roku 1944


M u z y k a l i a VII · Judaica 2
Piekło Treblinki
W a s s i l i j G r o s s m a n
Prezentowany poniżej obszerny reportaż Wassilij Grossman, ówcześnie korespondent wojenny szlaku Armii Czerwonej,
napisał w 1944 r. dla  Krasnej Zwiezdy , nie tylko pod wpływem wizyty na terenie niedaleko Siedlec, gdzie znajdował
się nazistowski obóz zagłady, ale także rozmów z jego więzniami. Tekst pomimo, iż pozostaje pod wpływem
socrealistycznego toposu, jest jedną z pierwszych całościowych, dogłębnych analiz nazistowskiego systemu obozów
zagłady  fabryk śmierci. Odnajdujemy tu rozważania na temat towarzyszącemu ludobójstwu teatru pozorów (przybycie
transportów i zaganianie ludzi do  łazni ), opisy funkcjonowania komór gazowych, roli muzyki obozowej,
aranżowanej przez Niemców jako okrutny komentarz do tortur i egzekucji. W spojrzeniu Grossmana, ujawniającym
hipokryzję SS-manów, będących doskonałymi mężami, ojcami, gospodarzami własnych domów, daje się odczuć
zapowiedz tezy Hannah Arendt o banalności zła. Dokumentalny walor tekstu, notujący także bunt więzniów przeciw
strażnikom obozu, w sierpniu 1943 roku, spowodował, iż stał się on załącznikiem do aktu oskarżenia w Procesie
Norymberskim.
MK
NA WSCHÓD od Warszawy, wzdłuż Bugu, ciągną się bagna i piaski, ciemnieją gęste lasy, sosnowe i liściaste.
Okolice te są bezludne i ponure, wsie napotyka się tu rzadko. Zarówno przechodzień, jak i przejeżdżający unika
wąskich piaszczystych dróg polnych, gdzie więznie noga, a koło pogrąża się aż po oś w głęboki piasek.
Tu, na siedleckiej bocznicy kolejowej, w odległości sześćdziesięciu kilku kilometrów od Warszawy znajduje
się mała zapadła stacyjka Treblinka, położona niedaleko stacji Małkinia, gdzie krzyżują się tory kolejowe, idące
z Warszawy, Białegostoku, Siedlec i Aomży.
Niejednemu zapewne spośród tych, kogo w 1942 roku przywieziono do Treblinki, zdarzało się w czasach pokoju
przejeżdżać tędy, roztargnionym spojrzeniem oglądać monotonny pejzaż  sosny, piasek, piasek i znów sosny, wrzos,
suchy chruśniak, nieciekawe budynki stacyjne, skrzyżowania kolejowych szyn... I, być może, znużone spojrzenie
pasażera mimochodem zatrzymywało się na wąskotorowej bocznicy, biegnącej ku lasowi wśród gęsto rosnących wokół
sosen. Bocznica ta prowadzi do piaskowiska, gdzie dobywano biały piasek dla przemysłu i budownictwa miejskiego.
Piaskowisko znajduje się o cztery kilometry od stacji, wśród pustkowia, otoczonego ze wszystkich stron lasem
sosnowym. Ziemia jest tu skąpa i nieurodzajna, toteż chłopi nie uprawiają jej wcale. Pustkowie pozostało więc
pustkowiem. Gdzieniegdzie ziemiÄ™ pokrywa mech, gdzieniegdzie wznoszÄ… siÄ™ cienkie sosenki. Z rzadka przeleci kawka
lub pstry czubaty dudek. To ubogie pustkowie zostaÅ‚o wybrane i zaaprobowane przez niemieckiego reichsführera SS
1
M u z y k a l i a VII · Judaica 2
Heinricha Himmlera do budowy wszechświatowego szafotu; takiego szafotu nie znal ród ludzki od pierwotnych czasów
barbarzyńskich aż do naszych okrutnych dni. Tak, szafotu takiego nie znal zapewne dotąd wszechświat. Został
tu zbudowany główny szafot SS, który prześcignął Sobibór, Majdanek, Bełżec i Oświęcim.
W Treblince były dwa obozy: obóz pracy Nr 1, gdzie pracowali więzniowie różnych narodowości, przede
wszystkim. Polacy, i obóz żydowski, obóz Nr 2.
Obóz Nr l  obóz pracy albo obóz karny  znajdował się bezpośrednio obok piaskowiska, niedaleko od skraju lasu.
Był to zwykły obóz, taki, jakich, gestapowcy zbudowali setki i tysiące na terenach okupowanych na wschodzie. Powstał
w 1941 roku. W nim, jakby w jakimś zespoleniu, istniały cechy niemieckiego charakteru, spaczone w straszliwym
zwierciadle hitlerowskiego reżymu. Tak w gorączkowej malignie znajdują odbicie potwornie spaczone myśli i uczucia,
przeżyte przez człowieka przed jego choroba. Tak człowiek umysłowo chory, działający w stanie zaćmienia umysłu,
w swych postępkach paczy logikę postępowania i zamierzeń człowieka normalnego. Tak przestępca czyni swe dzieło
i uderzając miotem w kość nosową swej ofiary łączy zręczne nawyki  celność oka i chwyt robotnika-kowala 
z zimnÄ… krwiÄ… bestii ludzkiej.
Oszczędność, akuratność, wyrachowanie, pedantyczna czystość  wszystko to cechy pozytywne, właściwe
wielu Niemcom. Zastosowane do gospodarstwa wiejskiego, do przemysłu, dają dobre rezultaty. Hitleryzm zastosował
te cechy do przestępstwa przeciw ludzkości i Reichs-SS postępował w polskim obozie pracy tak, jakby szło o hodowle;
kalafiorów albo kartofli.
Plac obozowy podzielony jest na równe prostokąty. Baraki stoją w szeregu, ścieżki są obsadzone brzózkami,
posypane piaseczkiem. Znajdują się tam betonowe baseny dla pływającego ptactwa domowego, baseny z wygodnymi
schodkami do prania bielizny, dla obsługi niemieckiego personelu  wzorowa piekarnia, fryzjernia, garaż., stacja
benzynowa ze szklaną kulą, składy. Mniej więcej według takich zasad  z ogródkami, studniami, betonowymi
dróżkami byt zbudowany także lubelski obóz na Majdanku. Według takich zasad urządzano we wschodnich dzielnicach
Polski dziesiątki innych obozów pracy, gdzie Gestapo i SS zamierzały osiąść na dobre i na długo. W urządzeniu tych
obozów znalazły odbicie cechy niemieckiej akuratności, drobiazgowego wyrachowania, pedantycznego umiłowania
porządku, niemiecki pociąg do planowości, schematu, opracowanego do najmniejszych drobiazgów i szczegółów.
Ludzie przychodzili do obozu pracy na okres czasami wcale niedługi  4 5 6 miesięcy. Przypędzano
tu Polaków, którzy naruszyli prawa generalnego gubernatorstwa, przy tym naruszenia te z zasady były niewielkie, gdyż
za poważne naruszenie karano nie obozem, lecz natychmiastową śmiercią. Denuncjacja, oczernienie, przypadkowo
rzucone na ulicy słowa, niewykonanie dostaw, odmówienie Niemcowi wozu !ub konia, zuchwalstwo dziewczyny, która
odrzuciła miłosne propozycje esesowca, nawet nie sabotaż pracującego w fabry.ce, lecz jedynie podejrzenie
o możliwość sabotażu  wszystko to sprowadziło setki i tysiące Polaków robotników j chłopów, pracowników
umysłowych, mężczyzn i dziewcząt, starców i podrostków, matek do obozu karnego. Ogółem przez obóz przeszło
pięćdziesiąt tysięcy ludzi. Żydzi dostawali się do obozu tylko w tym wypadku, jeśli byli wybitnymi, doskonałymi
specjalistami  piekarzami, szewcami, stolarzami, robiÄ…cymi wykwintne meble, kamieniarzami, krawcami.
Znajdowały się tu wszelkiego rodzaju warsztaty, a wśród nich solidny warsztat stolarski, zaopatrujący sztaby
niemieckiej armii w fotele, stoły, krzesła.
Obóz Nr l istniał od jesieni J941 roku do 23 lipca 1944 roku. Został całkowicie zlikwidowany wówczas, kiedy
więzniowie już słyszeli głuchy łoskot artylerii radzieckiej.
2
M u z y k a l i a VII · Judaica 2
23 lipca, wczesnym rankiem, dozorcy i esesowcy, wypiwszy sznapsa dla dodania sobie odwagi, przystÄ…pili
do likwidacji obozu. Do wieczora wszyscy więzniowie zostali zabici i zakopani w ziemi. Udało się tylko uratować
warszawskiemu stolarzowi Maksowi Lewitowi; raniony przeleżał pod trupami swych towarzyszy aż do zmroku
i popełznął do lasu. Lewit opowiedział, jak leżąc w jamie słyszał śpiew trzydziestu chłopców, którzy przed
rozstrzelaniem zaÅ›piewali pieśń Szyroka strana maja radnaja,  sÅ‚yszaÅ‚, jak jeden z chÅ‚opców krzyknÄ…Å‚: «Stalin nas
pomści!, słyszał, jak po salwie przywódca chłopców, ulubieniec obozu, Lejb, który upadł na niego do jamy, podniósł
siÄ™. nieco i powiedziaÅ‚: «Pan nie trafiÅ‚, panie wachman  proszÄ™ pana, jeszcze raz, jeszcze raz!
Teraz już można szczegółowo opowiedzieć o niemieckim porządku, panującym w tym obozie pracy, 
istnieją liczne zeznania świadków Polaków, którzy uciekli lub zostali zwolnieni w swoim czasie z obozu Nr l. Znamy
warunki pracy w piaskowisku, wierny, że tych, którzy nie wypełniali normy, zrzucano z urwiska, wiemy, jakie były
racje żywnościowe: 170 200 gramów chleba i litr lury, zwanej zupą. wiemy, że miały miejsce wypadki śmierci
głodowej, że opuchniętych wywożono na taczkach poza druty i lam zabijano, wiemy, że Niemcy urządzali dzikie orgie,
gwałcili dziewczęta i natychmiast zabijali swoje kochanki-niewolnice, że zrzucali ludzi z wieży o wysokości sześciu
metrów, że pijana kompania wyprowadzała z baraku dziesięciu czy piętnastu więzniów i zaczynała spokojnie
demonstrować na nich metody uśmiercania, strzelając w serce, w potylice, w oko, w usta, w skroń swoich ofiar. Znamy
nazwiska esesowców tego obozu, ich charaktery, właściwości, znamy naczelnika obozu, holenderskiego Niemca Van-
Ejpena, nienasyconego mordercę i nienasyconego rozpustnika, amatora dobrych wierzchowców i szybkiej konnej jazdy,
znamy masywnego młodego Stumpfe, którego ogarniały nieopanowane ataki śmiechu za każdym razem, kiedy zabijał
któregoś z więzniów lub kiedy w jego obecności dokonywano kazni. Nazwano go  śmiejącą się śmiercią Maks Lewit
był ostatnim człowiekiem, który słyszał jego śmiech; byio to 23 lipca tego roku, kiedy na komendę Stumpfe jego
dozorcy rozstrzeliwali chłopców. Raniony Lewit leżał wówczas na dnie jamy. Znamy jednookiego Niemca z Odessy,
Świdersldego, przezwanego  mistrzem młotka . To on był uważany za niedoścignionego specjalistę w dziedzinie
«zimnego zabójstwa, to on wÅ‚aÅ›nie w ciÄ…gu kilku minut zabiÅ‚ mÅ‚otkiem piÄ™tnaÅ›cioro dzieci w wieku od lat oÅ›miu
do trzynastu, które uznano zu niezdolne do pracy. Znamy chudego, podobnego do Cygana, esesowca Preifi,
o przezwisku «Stary, ponurego i maÅ‚omównego. Ten rozpraszaÅ‚ swÄ… melancholiÄ™ w ten sposób, że siedzÄ…c
na oborowym śmietniku czatował na więzniów, którzy przychodzili tu, aby cichaczem zjadać skorupy od kartofli,
zmuszał ich do otwierania ust i następnie strzelał w ich otwarte usta.
Znamy nazwiska zawodowych morderców Schwarza i Ledekę. To oni zabawiali się strzelaniem do więzniów,
powracających po pracy o zmroku, i zabijali codziennie od dwudziestu do czterdziestu osób.
Spaczone mózgi, serca i dusze, słowa, postępki, przyzwyczajenia, niczym straszliwa karykatura, przypominały cechy,
myśli, uczucia, przyzwyczajenia, postępki normalnych Niemców, [porządek zaprowadzony w obozie, i rejestracja
zabójstw, i upodobanie w potwornych żartach, przypominających żarty pijanych zawadiaków lub niemieckich
studentów  burszów, i chóralne pieśni sentymentalne, śpiewane wśród kałuż krwi, przemowy stale wygłaszane przez
te człekokształtne istoty do ludzi, skazanych na zagładę., i morały, i pouczające sentencje, starannie wydrukowane
na specjalnych papierkach,  wszystko to były potworne smoki i gady, które się rozwinęły z zarodka tradycyjnego
niemieckiego szowinizmu, z pychy, samolubstwa, zadowolonej pewności siebie, pedantycznej zaślinionej troski
o własne gniazdko i żelaznej zimnej obojętności na los wszystkiego, co żyje, z gorącej, tępej wiary, że niemiecka
nauka, muzyka, poezja, język, gazony, klozety, niebo, piwo, domy  są doskonalsze, piękniejsze niż cały wszechświat.
Wady i straszliwe przestępstwa tych ludzi zrodziły się z wad państwa niemieckiego i niemieckiego charakteru
3
M u z y k a l i a VII · Judaica 2
narodowego. Tak żył ten obóz, podobny do Majdanka w miniaturze, i mogło się zdawać, że nie ma nic straszniejszego
na świecie. Lecz ci, co się znajdowali w obozie Nr l, dobrze wiedzieli, że istnieje coś straszniejszego, stokroć
straszniejszego, aniżeli ich obóz. W maju 1942 roku Niemcy przystąpili do budowy nowego obozu, położonego
w odległości trzech kilometrów od obozu pracy. Budowa posuwała się w szybkim tempie, pracowało lam ponad tysiąc
robotników. W tym, obozie nic nie było przystosowane do życia, wszystko było przystosowane do śmierci. Istnienie
tego obozu zgodnie z planem Himmlera miało być okryte głęboką tajemnicą, żaden człowiek nie powinien był ujść stąd
Z życiem. I żaden człowiek nie miał prawa zbliżyć się do tego obozu. Już w odległości jednego kilometra strzelano bez
uprzedzenia do przypadkowych przechodniów. Samolotom armii niemieckiej zabraniało się przelatywać nad tym
rejonem. Ofiary przywożone transportami, które szły specjalnym odgałęzieniem bocznicy kolejowej, do ostatniej chwili
nie wiedziały o losie, jaki je czeka. Straż, eskortująca transporty, nie była dopuszczana nawet do zewnętrznego
ogrodzenia obozu. Kiedy wagony podjeżdżały, straż przechodziła w ręce obozowych esesowców. Transport składający
się zwykle z sześćdziesięciu wagonów, dzielono w lesie przed obozem na trzy części i parowóz po kolei podwoził
po dwadzieścia wagonów do platformy obozowej. Lokomotywa pchała wagony z tyłu i zatrzymywała się koło
ogrodzenia z drutu, w ten sposób ani maszynista, ani palacz nie przestępowali granicy obozu. Kiedy wagony
wylądowano, dyżurny podoficer wojsk SS przy pomocy gwizdawki wzywał nowych dwadzieścia wagonów, które
czekały w odległości dwustu metrów. Kiedy już wyładowano wszystkie sześćdziesiąt wagonów, komendantura obozu
przez telefon wzywała ze stacji nowy transport, a opróżniony jechał dalej bocznicą kolejowa do piaskowiska,
do wagonów ładowano piasek, po czym szły one na stację Treblinka i Małkinia już z nowym ładunkiem.
Tu przejawiało się wygodne położenie Treblinki: transporty z ofiarami przychodziły tu ze wszystkich czterech stron
świata, z zachodu i wschodu, z północy i południa. Transporty z polskich miast  z Warszawy, Międzyrzecza,
Częstochowy, Siedlec, Radomia, Aomży, Białegostoku, Grodna i wielu miast Białorusi, z Niemiec, Czechosłowacji,
Austrii, Bułgarii i Besarabii.
Transporty ciągnęły ku Treblince przez przeciąg trzynastu miesięcy. Każdy transport składał się
z sześćdziesięciu wagonów, a na każdym wagonie kreda, były napisane liczby 150 180 200. Liczby te wskazywały
na ilość ludzi, znajdujących się w wagonie. Obsługa kolejowa i chłopi skrycie rachowali ilość tych transportów. Chłop
ze wsi Wólka (zamieszkałej miejscowości, leżącej najbliżej obozu), sześćdziesięcioletni Kazimierz Skarżyński, mówił
mi, że bywały dni, kiedy po samej siedleckiej bocznicy przechodziło obok Wólki sześć transportów i prawie nie było
dnia w ciągu tych trzynastu miesięcy, żeby nie przyszedł chociażby jeden transport. A przecież bocznica siedlecka była
tylko jednym z czterech torów kolejowych, które wiodły ku Treblince. Robotnik kolejowy Lucjan Cukowa,
zmobilizowany przez Niemców do pracy na bocznicy, wiodącej z Treblinki do obozu Nr 2, mówi, że przez okres jego
pracy od 15 czerwca 1942 roku do sierpnia 1943 roku do obozu bocznicÄ… wiodÄ…cÄ… ze stacji Treblinka codziennie
przybywało ud jednego do trzech pociągów. Każdy pociąg składał się z sześćdziesięciu wagonów, w każdym zaś
wagonie znajdowało się co najmniej sto pięćdziesiąt osób. Takich zeznań zebraliśmy dziesiątki. Jeżeli nawet
odejmiemy połowę od liczb, które podają świadkowie ruchu transportów w stronę Treblinki, to i tak ilość ludzi
przywiezionych tutaj w ciągu trzynastu miesięcy da się wyrazić liczbą około trzech milionów.
Sam obóz wraz z otaczającym go pasem ziemi, składami na rzeczy zamordowanych, platformą i innymi pomocniczymi
pomieszczeniami, zajmuje bardzo niedużą przestrzeń, licząc siedemset osiemdziesiąt metrów długości i sześćset
metrów szerokości. Jeśli przez chwilę wyrazić wątpliwość co do losu, jaki spotkał przywiezione tu miliony ludzi, i jeśli
przez chwilę przypuścić, że Niemcy nie zabijali ich natychmiast po przybyciu, to nasuwa się pytanie, gdzie są ci ludzie,
4
M u z y k a l i a VII · Judaica 2
którzy mogą ilościowo stanowić małe państewko albo też duże stołeczne miasto w Europie? Trzynaście miesięcy 
trzysta dziewięćdziesiąt sześć dni transporty odchodziły, naładowane piaskiem, lub puste, żaden człowiek z tych, którzy
przybyli tÅ‚o obozu Nr 2, nie pojechaÅ‚ z powrotem. NadszedÅ‚ czas, aby zadać grozne pytanie: «Kainie, gdzież sÄ… ci,
których przywiozłeś tutaj?
Faszyzmowi nie udało się zachować w tajemnicy swej wielkiej zbrodni. Lecz wcale nie dlatego, że tysiące
ludzi minio woli stało się świadkami owej zbrodni. Hitler, pewien swej bezkarności, latem 1942 roku, w okresie
największego powodzenia wojsk faszystowskich, powziął postanowienie wytępienia milionów niewinnych ludzi.
Obecnie można stwierdzić, że największa liczba morderstw, dokonywanych przez Niemców, przypada na 1942 rok.
Pewni swej bezkarności faszyści pokazali, do czego są zdolni. O, gdyby Adolf Hitler zwyciężył, potrafiłby wówczas
zatrzeć wszystkie ślady wszystkich zbrodni, zmusiłby do milczenia wszystkich świadków, chociażby ich były dziesiątki
tysięcy, a nie tysiące. Żaden z nich nie powiedziałby ani słowa. I mimo woli chce się raz jeszcze złożyć hołd tym,
którzy jesienią 1942 roku, wśród milczenia całego świata, teraz tak hałaśliwie głoszącego zwycięstwo, toczyli bój
w Stalingradzie na nadwołżańskim urwisku z armią niemiecką, za której plecami dymiły się i bulgotały rzeki niewinnej
krwi. Armia Czerwona  oto kto przeszkodził Himmlerowi zachować tajemnicę Treblinki.
Dzisiaj przemówili świadkowie, odezwały się kamienie i ziemia. I dzisiaj w obliczu społecznego sumienia całego
świata, na oczach ludzkości, możemy kolejno, krok za krokiem, przejść przez wszystkie kręgi piekła Treblinki,
w porównaniu z którym piekło Dantego wydaje się nieszkodliwą i pustą zabawą szatana.
Wszystko o czym piszę, zostało zanotowane na podstawie opowiadań żywych świadków, na podstawie zeznań ludzi,
pracujących w Treblince od pierwszego dnia istnienia obozu aż do 2 sierpnia 1943 roku, kiedy to zbuntowani skazańcy
podpalili obóz i uciekli do lasu, na podstawie zeznań aresztowanych dozorców, którzy słowo za słowem potwierdzili,
a także w wielu wypadkach uzupełnili opowiadania świadków. Widziałem tych ludzi osobiście, rozpytywałem ich
długo i szczegółowo, ich zeznania pisemne leżą przede mną na stole. Te liczne zeznania, pochodzące z rozmaitych
zródeł, są ze sobą zgodne we wszystkich szczegółach, zaczynając od zwyczajów psa Bari, należącego
do komendanta, i kończąc opowiadaniem o technologii zabijania ofiar i urządzania szafotu, przypominającego
swymi zasadami fabryczna taśmę ruchomą. Przejdzmy kolejno po kręgach piekła Treblinki.
Któż byli ci ludzie, których wieziono w transportach do Treblinki? Przede wszystkim Żydzi, następnie Polacy
i Cyganie. Wiosną 1942 roku prawie całą ludność żydowską w Polsce, w Niemczech, w zachodnich rejonach Białorusi
spędzono do getta. W gettach tych  warszawskim, radomskim, częstochowskim, lubelskim, białostockim,
grodzieńskim i w dziesiątkach innych, mniejszych, zostały zebrane miliony żydowskiej ludności  robotnicy,
rzemieślnicy, lekarze, profesorowie, architekci, inżynierowie, nauczyciele, artyści, ludzie, nie należący do żadnego
zawodu, wraz z żonami, córkami, synami, matkami i ojcami. W samym tylko getcie warszawskim znajdowało się około
pięciuset tysięcy ludzi. Jak widać, to zamknięcie Żydów w getcie było pierwszą przygotowawczą częścią
hitlerowskiego planu wytępienia Żydów. Lato 1942 roku, okres wojennych sukcesów faszyzmu  było uznane
za odpowiedni moment dla przeprowadzenia drugiej części planu  fizycznego wytępienia. Jest rzeczą wiadomą,
że Himmler przyjeżdżał w owym czasie do Warszawy, wydawał odpowiednie zarządzenia. We dnie i w nocy
przygotowywano trebliński szafot. W lipcu pierwsze transporty już szły z Warszawy i Częstochowy do Treblinki.
Ludziom komunikowano, że się ich wiezie na Ukrainę, gdzie będą pracowali na roli. Pozwalano brać ze sobą
dwadzieścia kilogramów bagażu i prowiant. W wielu wypadkach Niemcy zmuszali swoje ofiary, aby kupowały bilety
kolejowe do stacji «Ober-Majdan. TakÄ… fikcyjnÄ… nazwÄ™ Niemcy nadali Treblince. Rzecz bowiem tak siÄ™ miaÅ‚a,
5
M u z y k a l i a VII · Judaica 2
że wieść o okropnym miejscu rozeszła się wkrótce po całej Polsce i esesowcy unikali stówa Treblinka podczas
ładowania ludzi do wagonów. Jednakże zachowywali się przy tym w ten sposób, że nie było już żadnych wątpliwości
co do losu, oczekującego pasażerów. Do wagonu towarowego ładowano nie mniej niż stu pięćdziesięciu pasażerów,
zwykle stu osiemdziesięciu, dwustu. Przez przeciąg całej podróży, która nieraz trwała dwa-trzy dni, uwięzionym nie
dawano wody. Cierpienia, wywołane przez pragnienie, były tak wielkie, że ludzie pili własny mocz. Straż żądała za łyk
wody sto złotych, otrzymawszy zaś pieniądze, zazwyczaj wody nic dawała. Ludzie jechali stłoczeni, często nawet
stojąc, i w każdym wagonie, szczególnie w duszne letnie dni umierało w końcu podróży kilku starców i ludzi chorych
na serce. Ponieważ drzwi nie otwierano ani razu do końca podróży, trupy zaczynały się rozkładać, zatruwając powietrze
w wagonach. Jak tylko ktokolwiek z jadących zapalał nocą zapałkę, straż zaczynała strzelać w ściany wagonu. Fryzjer
Abram Kon opowiada, że po takiej strzelaninie straży w jego wagonie było pięciu zabitych i wielu rannych.
W zupełnie inny sposób przyjeżdżały do Treblinki pociągi z zachodniej Europy. Tu ludzie nic nie słyszeli
o Treblince i do ostatniej chwili wierzyli, że się ich wiezie na roboty, przy tym Niemcy starali się jeszcze w różowych
barwach przed stawić wygody i urok nowego życia, które czekało przesiedleńców. Niektóre transporty przybywały
z ludzmi, przekonanymi o tym, że ich wywożą za granicę, do krajów neutralnych. Za. duże pieniądze nabyli oni
u władz niemieckich wizy na wyjazd i paszporty zagraniczne.
Pewnego razu przybył do Treblinki pociąg z obywatelami Anglii, Kanady, Ameryki, Australii, którzy podczas
wojny ugrzęzli w Zachodniej Europie i Polsce. Po długotrwałych zabiegach, połączonych z dużymi łapówkami, ludzie
ci otrzymali zezwolenie na wyjazd do krajów neutralnych. Wszystkie pociągi z krajów europejskich przychodziły bez
straży, ze zwykłą obsługą, w pociągu były sypialne i restauracyjne wagony. Pasażerowie wiezli ze sobą pakowne Itufry,
walizy, duże zapasy prowiantu. Dzieci pasażerów wybiegały na stacjach, które przejeżdżano, i pytały, czy prędko
będzie Ober-Majdan.
Od czasu do czasu przybywały pociągi z Besarabii i innych rejonów, wiozące Cyganów. Kilkakrotnie
przybywały transporty z młodymi Polakami, chłopami i robotnikami, którzy brali udział w powstaniach i partyzantce.
Trudno powiedzieć, co jest straszniejsze: czy jechać na śmierć w okropnych mękach, wiedząc, że się ku niej
zmierza, czy też, nie przeczuwając nawet zagłady, wyglądać przez okna wagonu pierwszej klasy w tej samej chwili,
kiedy ze stacji Treblinka już telefonują do obozu i komunikują dane, dotyczące przybyłego pociągu i ilości osób,
znajdujących się w nim. Aby do reszty zwieść ludzi, którzy przyjeżdżali z Europy, ślepy tor w obozie śmierci został
urządzony na podobieństwo pasażerskich stacji kolejowych. Obok platformy, gdzie wyładowywano kolejne
dwadzieścia wagonów, wznosił się budynek stacyjny z kasami, przechowalnią bagażu, salonem restauracyjnym,
wszÄ™dzie widniaÅ‚y strzaÅ‚ki wskazujÄ…ce: «PociÄ…g do BiaÅ‚egostoku , «Do Baranowiczs , «PociÄ…g do WoÅ‚kowyska itd.
Kiedy pociąg podjeżdżał, w budynku stacyjnym grała orkiestra, wszyscy muzykanci byli dobrze ubrani. Szwajcar
w mundurze kolejarza odbierał u pasażerów bilety i przepuszczał ich na plac. Trzy-cztery tysiące ludzi, obładowanych
workami i walizami, podtrzymując starych i chorych, wychodziło na plac. Matki trzymały dzieci na rękach, starsze
dzieci tuliły się do rodziców, badawczo rozglądając się po placu. Czymś niepokojącym i strasznym tchnął ów plac,
wydeptany milionami nóg ludzkich. Zaostrzony wzrok ludzki szybko dostrzegał niepokojące drobiazgi: na ziemi, którą,
jak widać, pośpiesznie zamieciono na kilka chwil przed przybyciem nowej partii, widniaały porzucone przedmioty -
węzełek z odzieżą, otworzone walizy, pędzle do golenia, emaliowane rondelki. Skąd się tu wzięły? l dlaczego zaraz
za peronem kończą się szyny, rośnie żółta trawa i widać trzymetrowy drut? Gdzież tu droga do Białegostoku, Siedlec,
Warszawy, Wołkowyska? I dlaczego tak dziwnie krzywią twarde w uśmiechu nowi strażnicy, przypatrując się
6
M u z y k a l i a VII · Judaica 2
mężczyznom, poprawiającym krawaty, starannie ubranym staruszkom, chłopczykom w marynarskich bluzeczkach,
szczupłym dziewczątkom, które potrafiły nawet podczas tej podróży zachować schludność odzienia, młodym matkom,
z miłością poprawiającym kołderki swych maleństw? Ci wszyscy dozorcy w czarnych mundurach i esesowscy
unteroficerowie przypominali poganiaczy bydła przy wejściu do rzezni. Dla nich przybywające partie to nie byli żywi
ludzie  i mimo woli uśmiechali się, patrząc na przejawy wstydliwości, miłości, strachu, troski o bliskich, o rzeczy;
bawiło ich to, że matki strofują dzieci, które odeszły o kilka kroków, i poprawiają im bluzeczki, że mężczyzni wycierają
czoła chustkami do nosa i zapalają papierosy, że dziewczęta poprawiają włosy i z przestrachem przytrzymują
spódniczki, kiedy je unosi podmuch wiatru. Śmieszyło ich to, że starcy usiłowali przysiąść na walizach, że niektórzy
pod pachą trzymali książki, że chorzy otulali gardła. Przez Treblinkę przechodziło dziennie około dwudziestu tysięcy
łudzi. Dni, kiedy ze stacji kolejowej wychodziło sześć-siedem tysięcy, były uważane za puste. Cztery czy pięć razy
dziennie plac zapełniał się ludzmi. I wszystkie te tysiące, dziesiątki, setki tysięcy ludzi, pytających przelęknionych
oczu, wszystkie te młode i stare twarze, ciemnwłose i jasnowłose piękności, pochyleni, zgarbieni i łysi starcy, nieśmiałe
podlotki  wszystko to zlewało się w jeden potok, pochłaniający i rozum, i wielka naukę ludzkości, i dziewczęcą
miłość, i dziecięce zdumienie, i kaszel starców, i serce człowieka
I nowi przybysze odczuwali z drżeniem, że dziwne jest to opanowane, syte, drwiące spojrzenie, spojrzenie
wyższości żywego bydlęcia nad martwym człowiekiem.
I znowu w ciągu tych krótkich chwil ludzie dostrzegali na placu niezrozumiałe i budzące niepokój szczegóły.
Cóż tam jest, za tą grubą sześciometrową ścianą, szczelnie przykrytą kołdrami i sosnowymi, żółknącymi
już gałęzmi? Kołdry również budziły trwogę: watowane, różnokolorowe, jedwabne i pokryte kretonem, przypominały
kołdry, które znajdowały się w pościeli przybyłych. W jaki sposób znalazły się tutaj? Kto je przywiózł? I gdzie się
podzieli właściciele tych kołder? Dlaczego nie są im więcej potrzebne? I któż są ci ludzie z niebieskimi opaskami?
W pamięci staje wszystko to, o czym myślało się ostatnimi czasy, lękliwe wieści, powtarzane szeptem. Nie, nie, to być
nie może! I człowiek odpędza straszną myśl. Lęk trwa kilka chwil, być może dwie lub trzy minuty, póki wszyscy
pasażerowie nie zdążą zejść z peronu. To wyjście odbywa się zwykle z pewna zwloką: w każdej partii znajdują się
kaleki, kulawi, starzy i chorzy, którzy ledwo powłóczą nogami. W końcu wszyscy znalezli się na placu.
Unterscharführer (mÅ‚odszy podoficer SS) gÅ‚oÅ›no skandujÄ…c wyrazy rozkazuje przybyÅ‚ym pozostawić bagaże na placu
i iść do łazni, wziąwszy ze sobą dokumenty osobiste, klejnoty i rzeczy niezbędne do kąpieli.
Budzą się dziesiątki wątpliwości: czy zabrać bieliznę, czy można rozwiązać pakunki, czy bagaż pozostawiony
na placu nie pomiesza się, czy nie zginie? Ale jakaś dziwna siła popycha ludzi ku otworowi w sześciometrowej ścianie
drutu kolczastego, zamaskowanej gałęzmi. Idą w milczeniu, przyśpieszonym krokiem, bez pytań, nie oglądając się
za siebie. Przechodzą obok zapór przeciwczołgowych, obok ogrodzenia kolczastego, trzykrotnie wyższego
od człowieka, obok rowów przeciwczołgowych o szerokości trzech metrów, znów koło zwojów cienkiego drutu
stalowego, rozrzuconego kłębkami po ziemi, w końcu znów obok wysokiej ściany z drutu kolczastego. Ogarnia ich
straszliwe uczucie skazańca, uczucie bezradności: ani uciekać, ani wrócić z powrotem, ani walczyć: z drewnianych
niskich obszernych strażnic patrzą na nich lufy karabinów maszynowych. Wzywać pomocy? Lecz przecież wkoło
są sami esesowcy i dozorcy, uzbrojeni w automaty, granaty ręczne i pistolety. Oni są panami. Do nich należą czołgi,
lotnictwo, ziemia, miasta, niebo, koleje, prawo, gazety i radio. Cały świat milczy, zgnębiony, podbity przez brązową
szajkę bandytów, którzy zagarnęli władze. I tylko gdzieś daleko, o wiele tysięcy kilometrów, nad dalekim brzegiem
7
M u z y k a l i a VII · Judaica 2
Wołgi bije artyleria radziecka, budząc i nawołując do walki narody świata, głosząc wielką wolę narodu rosyjskiego
do śmiertelnej walki o wolność.
Na placu zaś przed dworcem dwustu robotników z błękitnymi opaskami ( grupa błękitnych ) w milczeniu,
szybko, zręcznie rozwiązuje pakunki, otwiera kosze i walizy, zdejmuje paski z pledów podróżnych. Rzeczy, zostawione
przez nowoprzybyłych, sortowano i szacowano. Lecą na ziemie starannie ułożone przybory do szycia, szpulki nici,
dziecięce spodenki, koszule, prześcieradła, dżempry, nożyki, przybory do golenia, paczki listów, fotografie, naparstki,
flakony perfum, lusterka, czepeczki, pantofle, walonki, uszyte z watowanych kołder na wypadek mrozu, damskie
pantofelki, pończochy, koronki, piżamy, paczuszki z masłem, kawa, puszki z kakao, odzież rytualna, lichtarze, książki,
suchary, skrzypce, klocki dziecięce. Trzeba nie lada doświadczenia, aby w ciągu kilku minut posortować te tysiące
przedmiotów, oszacować je, wy brać te, które nadają się do wysłania do Niemiec, i inne, pozbawione wartości, stare,
cerowane  do wrzucenia w ogień. Biada robotnikowi, który by położył starą walizę z fibry na stos skórzanych waliz,
przeznaczonych do wysłania do Niemiec, lub który by rzucił na stos starych cerowanych skarpet parę pończoch
z paryską etykietką fabryczną. Robotnik mógł się pomylić tylko jeden raz. Dwa razy nie dano mu było się mylić.
Czterdziestu esesowców i sześćdziesięciu dozorców pracowało  przy transporcie , tak nazywano w Treblince pierwszą,
dopiero co opisaną fazę: przyjęcie transportu, wprowadzenie partii na  dworzec i na plac, nadzór nad robotnikami,
sortującymi i oceniającymi rzeczy. Podczas tego zajęcia robotnicy często ukradkiem wsuwali do ust kawałki chleba,
cukru, cukierki, znalezione w paczkach żywnościowych. To było wzbronione. Pozwalano po skończonej pracy myć
ręce i twarz woda kolońską i perfumami. W Treblince brak było wody i do mycia używali jej jedynie Niemcy i dozorcy.
I podczas gdy żywi jeszcze ludzie szykowali się do kąpieli, sortowanie ich rzeczy dobiegało końca  przedmioty
wartościowe składano w magazynach, listy zaś, fotografie niemowląt, braci, narzeczonych, pożółkłe zawiadomienia
o ślubach  tysiące owych cennych i nieskończenie drogich ich właścicielom przedmiotów, dla władców Treblinki
były jedynie stosem śmieci, które wrzucano do olbrzymich dołów; na ich dnie leżały setki tysięcy podobnych listów,
pocztówek, wizytówek, fotografii, kartek z dziecięcymi bazgrołami i pierwszymi nieudolnymi rysunkami, zrobionymi
kolorowym ołówkiem. Plac byle jak uprzątano i był znów gotów do przyjęcia nowej partii skazańców. Nie zawsze
przybycie partii odbywało się tak, jak to zostało wyżej opisane. W tych wypadkach, kiedy więzniom wiadomo było,
dokąd ich wiozą, wybuchały bunty. Chłop Skrzemiński widział dwukrotnie, jak z pociągu, wyłamawszy drzwi,
wyskoczyli ludzie i obezwładniwszy straż rzucili się w stronę lasu. W obu wypadkach wszyscy co do jednego zostali
zabici ogniem automatów. Mężczyzni nieśli czworo dzieci w wieku od czterech do sześciu lat. Dzieci te także zostały
zabite. Wieśniaczka Marianna Kobus opowiada o podobnych wypadkach walki ze strażnikami. Pewnego razu, kiedy
pracowała w polu, była świadkiem tego, jak zabito sześćdziesięciu ludzi, którzy zbiegli z pociągu i uciekali w stronę
lasu.
Lecz oto partia przechodzi na inny placyk, znajdujący się już wewnątrz obozu, za drugą linią ogrodzeń.
Na placu ogromny barak, na prawo jeszcze trzy baraki, dwa z nich przeznaczone na składy odzieży, trzeci na skład
obuwia. Dalej, na zachód, ciągnęły się baraki esesowców, baraki dozorców, składy żywnościowe, stajnie i obory, stały
auta osobowe i ciężarowe, samochód pancerny. Wszystko to wyglądało jak zwykły obóz, taki sam, jak obóz Nr 1.
W południowo-wschodnim kącie dziedzińca znajdował się plac, otoczony żywopłotem, pośrodku niego budka
z napisem: «Ambulans. Wszystkich starych i ciężko chorych wydziela siÄ™ spoÅ›ród tych, którzy czekajÄ… na kÄ…piel,
i niesie się na noszach do ambulansu. Z budki na spotkanie chorym wychodzi doktor w białym fartuchu, z opaską
czerwonego krzyża na lewym rękawie. O tym, co się działo w ambulansie, opowiemy niżej.
8
M u z y k a l i a VII · Judaica 2
Dalsze postępowanie w stosunku do nowoprzybyłych charakteryzują bezustanne, krótkie i szybko po sobie
następujące rozkazy, mające na celu sparaliżowanie woli ludzi. Rozkazy te są wydawane owym powszechnie znanym
głosem, który był chlubą armii niemieckiej, głosem, będącym jednym z dowodów przynależności Niemców do rasy
panów. SpółgÅ‚oska  r , jednoczeÅ›nie gardÅ‚owa i twarda, brzmi jak trzaskanie bicza. «Achtung!  rozbrzmiewa nad
tÅ‚umem i w ciężkiej jak ołów ciszy Scharführer wymawia sÅ‚owa, wyuczone na pamięć, powtarzane kilku razy dziennie
przez przeciąg wielu miesięcy:
«Mężczyzni zostajÄ… na miejscu. Kobiety i dzieci rozbierajÄ… siÄ™ w barakach na lewo.
Świadkowie opowiadali o wstrząsających scenach, jakie zwykle wówczas następowały, potężne uczucie
miłości macierzyńskiej, małżeńskiej, synowskiej mówi ludziom, że widzą się po raz ostatni. Uścisk dłoni, pocałunki,
błogosławieństwa, łzy, słowa krótkie, ale mieszczące w sobie cala miłość, wszystek boi, całą czułość, całą rozpacz tych
ludzi... Esesowscy psychiatrzy śmierci wiedzą, że trzeba natychmiast zdławić, sparaliżować te uczucia. Psychiatrzy
śmierci znają te proste prawa, które rządzą we wszystkich rzezniach świata, prawa, które w Treblince bydło stosowało
wobec ludzi. To jedna z najbardziej krytycznych chwil  chwila, kiedy odrywano córki od ojców, matki od synów,
babki od wnuków, mężów od żon.
I znów ponad placem rozlega sit;: «Achtung! Achtung! WÅ‚aÅ›nie w tej chwili trzeba znowu zmÄ…cić rozsÄ…dek
ludzi nadzieją, prawidłami śmierci, które wydawać się mogą, prawidłami życia. Ten sam głos, rąbie słowo po słowie:
 Kobiety i dzieci zdejmują obuwie przed wejściem do baraku. Pończochy mają być włożone do pantofli. Pończoszki
dziecięce mają być włożone w sandałki, buciczki i pantofelki dzieci. Robić to starannie!
I zaraz znowu:
- Idąc do kąpieli, zachować przy sobie klejnoty, dokumenty, pieniądze, ręcznik i mydło... Powtarzam...
W baraku dla kobiet znajduje się zakład fryzjerski: kobiety strzyże się maszynką, staruszkom zdejmuje się
peruki. Osobliwy moment psychologiczny: to przedśmiertne strzyżenie, jak zeznają fryzjerzy, najbardziej upewnia
kobiety, że prowadzÄ… je do Å‚azni. DziewczÄ™ta, dotykajÄ…c swych głów, czasami prosiÅ‚y: «O, tutaj nie jest równo, proszÄ™,
niech pan wyrówna! Zwykle po ostrzyżeniu kobiety uspokajały się, prawie każda wychodziła z baraku, niosąc
kawałek mydła i ręcznik. Niektóre z młodych kobiet płakały, żałując swych pięknych warkoczy. Po co strzyżono
kobiety? Żeby je oszukać? Nie, włosy te szły na potrzeby Niemiec. Był to surowiec... Pytałem wielu ludzi, co robili
Niemcy z tą masą włosów, zdjętych z głów kobiet  umarłych za życia. Wszyscy świadkowie opowiadają,
że olbrzymie stosy czarnych, złotych, jasnych włosów, loków i warkoczy dezynfekowano, prasowano w workach
i odsyłano do Niemiec. Wszyscy świadkowie potwierdzali, że włosy odsyłano w workach do Niemiec. Na co je
użytkowano? Na to pytanie nikt nie umiał odpowiedzieć. Jedynie w zeznaniach Kona, składanych na piśmie, jest
powiedziane, że odbiorcą tych włosów był resort wojskowo-morski: włosów używano do wypychania materaców,
do wyrobów technicznych, pleciono z nich liny dla lodzi podwodnych.
Wydaje mi się, że to zeznanie -wymaga uzupełniających szczegółów, które da ludzkości gross-admirał Reder,
stojÄ…cy w 1942 r. na czele niemieckiej floty wojennej.
Mężczyzni rozbierali się w podwórzu. Z pierwszej porannej partii wydzielano stu pięćdziesięciu trzystu ludzi,
obdarzonych siłą fizyczną, używano ich do chowania trupów i zabijano zwykle dopiero nazajutrz. Mężczyzni musieli
rozbierać się bardzo szybko, ale starannie układając obuwie, skarpetki, bieliznę, marynarki i spodnie. Sortowaniem
9
M u z y k a l i a VII · Judaica 2
odzieży zajmowaÅ‚a siÄ™ druga drużyna robotnicza, «czerwona, różniÄ…ca siÄ™ od pracujÄ…cych  przy transporcie czerwonÄ…
opaską na rękawie. Rzeczy, uznane za godne odesłania do Niemiec, były natychmiast odsyłane do składu. Z nich
starannie odpruwano wszelkie znaki z metalu czy materiału. Pozostałe rzeczy palono lub wrzucano do dołów.
Uczucie lęku rosło z każdą chwilą. Powonienie niepokoił jakiś przerazliwy odór, poprzez który przenikał
zapach gaszonego wapna. Dziwną wydawała się olbrzymia ilość much, tłustych, natrętnych. Skąd one tutaj, wśród
sosen? Oddech ludzi był głośny i przerywany, z drżeniem wpatrywali się w każdy najmniejszy szczegół, mogący
wyjaśnić, podszepnąć i uchylić, zasłony przysłaniającej tajemnicę ich losu. I dlaczego tam, w południowej stronie, lak
huczÄ… olbrzymie ekskawatory?
Rozpoczynała się nowa procedura. Nagich ludzi podprowadzano do kasy i kazano składać dokumenty
i kosztownoÅ›ci. I znowu straszny, hipnotyzujÄ…cy gÅ‚os woÅ‚aÅ‚: «Achtung! Achtung! Za ukrywanie kosztownoÅ›ci Å›mierć!
Achtung!
W maleÅ„kiej zbitej z desek budce siedziaÅ‚ Scharführer. Obok niego stali esesowcy i dozorcy. KoÅ‚o budki staÅ‚y
drewniane skrzynki, do których wrzucano kosztowności - jedna dla asygnat, druga dla brzęczącej monety, trzecia dla
zegarków ręcznych, dla pierścionków, kolczyków i broszek z drogocennymi kamieniami, dla bransoletek. A dokumenty
sypało się na ziemię, już niepotrzebne nikomu na świecie, dokumenty żywych trupów, które za godzinę będą leżały
ściśle ubite w jamie. Lecz zlotu i kosztowności podlegały starannemu rozsortowaniu, liczni jubilerzy określali próbę
metalu, wartość kamienia, czystość brylantu.
I rzecz zdumiewająca: bydlęta wykorzystywały wszystko  skórę, papier, tkaniny, wszystko, co służyło
człowiekowi, wszystko było potrzebne i wykorzystywane przez bydlęta, a deptały jedynie to, co jest największą
cennością na świecie  życie człowieka. I jakież wielkie i wspaniałe umysły, jakie uczciwe serca, śliczne dziecięce
oczy, mi te starcze oblicza, jakie dumne ze swojej urody główki dziewcząt, nad których pięknem trudziła się przyroda
przez długi mrok wieków, zostały zepchnięte ogromnym milczącym potokiem w otchłań niebytu. Wystarczało kilku
sekund, aby unicestwić to, co świat i przy roda stwarzały w wielkim uciążliwym twórczym wysiłku życia.
Tu koło  kasy następował przełom  tu się. kończyło torturowanie kłamstwem, które trzymało ludzi pod
hipnozą niewiedzy, w gorączce przerzucającej ludzi w przeciągu kilku minut od nadziei do rozpaczy, od wizji życia
do wizji śmierci. To torturowanie kłamstwem było jednym z atrybutów taśmy ruchomej treblińskiego szafotu, ono
pomagało pracować esesowcom. I kiedy następował ostatni akt grabieży żywych trupów, Niemcy gwałtownie zmieniali
stosunek do swych ofiar. Ściągali pierścionki, łamiąc palce kobiet, wyrywali kolczyki wraz z mięsem.
Aby szybko funkcjonować, taśma ruchoma Treblinki wymagała w końcowym etapie nowej zasady
w postÄ™powaniu. I dlatego sÅ‚owo «Achtung zamieniano innym, trzaskajÄ…cym niby bicz, Å›wiszczÄ…cym:  Schneller!
Schneller! Schneller  Prędzej, prędzej, prędzej, biegiem w otchłań niebytu!
Z okrutnej praktyki lat ostatnich wiadomo, że człowiek nagi traci od razu siłę sprzeciwu, przestaje walczyć
z losem, wraz z odzieżą traci ud razu siłę instynktu życia, przyjmuje los jak fatum. Człowiek, najbardziej pragnący żyć,
staje się na wszystko obojętny. Ale żeby się zasekurować, esesowcy w końcowym etapie pracy taśmy ruchomej
treblińskiego szafotu stosowali metodę potwornego ogłuszania, wpędzali ludzi w stan psychicznego szoku.
Jak się to działo?
Przez niespodziane i gwałtowne zastosowanie bezmyślnego pozbawionego logiki okrucieństwa. Nadzy ludzie,
którym odebrano wszystko, ale którzy uparcie pozostawali ludzmi, tysiąckrotnie bardziej, niż otaczające ich bydło
10
M u z y k a l i a VII · Judaica 2
w mundurach armii niemieckiej, wciąż jeszcze oddychali, patrzyli, myśleli, ich serca jeszcze biły. Z ich rak wytrącano
kawałki mydła i ręczniki. Ustawiano ich w szeregu po pięć osób w rzędzie.
 Hände hoch Marsch! Schneller! Schneller!
Ludzie wchodzili w prostą aleję, obsadzoną kwiatami i choiną, sto dwadzieścia metrów długą i dwa metry
szeroka. Aleja ta wiodła na miejsce kazni. Po obu stronach alei przeciągnięte były druty i jeden obok drugiego, tworząc
dwa szpalery, stali dozorcy w czarnych mundurach i esesowcy w starych. Ziemia była pokryta białym piaskiem,
i ci, którzy szli na przedzie z podniesionymi rękami, oglądali na pulchnym na piaszczystym gruncie świeże ślady
bosych stóp: małych  kobiecych, zupełnie maleńkich  dziecięcych i ciężkich starczych stóp. Te lekkie ślady
na piasku  to było wszystko, co pozostało po tysiącach ludzi, którzy przeszli niedawno tą aleją, przeszli tak samo,
jak teraz szły po niej nowe cztery tysiące, jak po tych czterech tysiącach przejdą za dwie godziny dalsze tysiące,
oczekujące swej kolejki na bocznicy. Przeszli tak samo. jak szli wczoraj i dziesięć dni temu, jak przejdą jutro, czy
za pięćdziesiąt dni, jak szli ludzie przez wszystkie trzynaście miesięcy istnienia piekła Treblinki.
Aleję tę Niemcy nazywali  drogą, z której nie ma powrotu .
Człekokształtna istota, o nazwisku Suchomil, krzywiła się, stroiła miny i krzyczała kalecząc umyślnie słowa
niemieckie:
 Dzieci, dzieci, schneller, schneller, woda w łazni już stygnie! Schneller, dzieci, schneller!  i śmiała się do rozpuku,
przysiadując, przytupując rytmicznie. Ludzie z wyciągniętymi rękami szli w milczeniu pomiędzy dwoma szpalerami
strażnikÓW, pod razami kolb i pałek gumowych. Dzieci, nie mogąc nadążyć za dorosłymi, biegły. W czasie tej ostatniej
drogi boleści wszyscy świadkowie podkreślają bestialstwo jednej człekokształtnej istoty  esesowca Zepfa.
Specjalizował się w zabijaniu dzieci. Obdarzona olbrzymią siłą istota ta chwytała z tłumu dziecko i albo wymachując
nim jak pałką uderzała je głową o ziemię, albo też rozdzierała je na pół.
Słuchałem opowiadań o tej istocie, zrodzonej widocznie z kobiety, i wydawały mi się niemożliwe,
nieprawdopodobne. Lecz kiedy bezpośredni świadkowie tych faktów potwierdzili mi je osobiście, przedstawiając
je jako szczegóły w niczym nie odbiegające ani też sprzeczne z ogólnym porządkiem, panującym w piekle Treblinki,
wówczas uwierzyłem, że wszystko to było możliwe.
Działalność Zepfa była potrzebna, ona właśnie sprzyjała wywołaniu psychicznego szoku u skazańców, była
wyrazem alogicznego okrucieństwa, które paraliżowało wolę i świadomość. Zepf byt ważną, potrzebną śrubka
w ogromnej maszynie faszystowskiego państwa.
Zgrozę budzi nie to, że przyroda wydaje takich degeneratów: w świecie organicznym zdarzają się
najrozmaitsze wypaczenia  na przykład cyklopi czy istoty dwugłowe oraz odpowiadające im okropne wypaczenia
i potworności duchowe. Okropne jest co innego: istoty te, które winny być izolowane i badane jako fenomeny
psychiatrii, żyją w pewnym państwie jako aktywni i czynni obywatele. Ich ideologiczne majaczenia, ich patologiczna
psychika, ich fenomenalne przestępstwa są niezbędnym elementem państwa faszystowskiego. Tysiące, dziesiątki
tysięcy, setki tysięcy takich istot są opoką niemieckiego faszyzmu, oparciem i podwaliną Niemiec hitlerowskich.
W mundurach, uzbrojeni, udekorowani orderami państwowymi były te istoty przez długie lata panami życia i śmierci
narodów Europy. Nie istoty te budzą zgrozę, ale państwo, które wywołało je z mroku podziemi, ze szczelin i uczyniło
elementem potrzebnym, pożytecznym, niezastąpionym w Treblince, pod Warszawą, na lubelskim Majdanku, w Bełżcu,
w Sobiborze, w Oświęcimiu, w Babim Jarze, w Domaniewce i Bogdanówce, pod Odessą, w Trostiancu, pod Mińskiem,
na litewskich Ponarach, w dziesiątkach i setkach więzień, karnych obozów pracy, obozów zagłady.
11
M u z y k a l i a VII · Judaica 2
Droga od «kasy do miejsca stracenia trwaÅ‚a kilka minut. Poganiani biczem, ogÅ‚uszeni krzykiem, ludzie
wychodzili na trzeci z kolei plac i przez chwilÄ™ stawali zdumieni.
Wznosił się przed nimi piękny budynek murowany, wykończony drzewem, zbudowany na kształt starożytnej świątyni.
Pięć szerokich betonowych schodków prowadziło ku niskim, lecz bardzo szerokim, masywnym i pięknie ozdobionym
drzwiom.
Przy wejściu rosły kwiaty, stały wazony. Natomiast dokoła panował chaos: wszędzie widniały góry dopiero
co wykopanej ziemi, olbrzymi ekskawator skrzypiąc wyrzucał swymi stalowymi kleszczami tony żółtego piaszczystego
gruntu, tumany kurzu unosiły się w powietrzu między słońcem a ziemią. Aoskot kolosalnej maszyny, która ryła od rana
do nocy olbrzymie rowy-mogiły, mieszał się. ze straszliwym szczekaniem kilkudziesięciu niemieckich psów-
owczarków.
Z obydwu stron gmachu śmierci biegły szyny kolejki wąskotorowej, po których ludzie ubrani w obszerne
kombinezony toczyli Å‚atwo wywrotne wagonetki.
Szerokie odrzwia gmachu śmierci rozwierały się powoli i przed wejściem ukazywali się dwaj pomocnicy
Schmidta, szefa kombinatu. Byli to sadyści i maniacy: jeden wysoki, lat około trzydziestu, z szerokimi barami, ciemną,
śmiejącą się, radośnie podnieconą twarzą i czarnymi włosami, drugi był nieco młodszy, niskiego wzrostu, szatyn
z bladożółtymi policzkami, jakby od wzmocnionej dawki akrychiny. Imiona i nazwiska tych zdrajców ludzkości
sÄ… znane.
Wysoki trzymał w rękach masywną metrową rurę gazową i nahajkę, drugi uzbrojony był w szablę.
W tym czasie esesowcy spuszczali ze smyczy tresowane psy, które rzucały się w tłum i rwały zębami nagie ciała ska-
zańców. Esesowcy, krzycząc i bijąc kolbami, popędzali znieruchomiałe w osłupieniu kobiety.
Wewnątrz samego gmachu działali już pomocnicy Schmidta, zaganiając ludzi w rozwarte drzwi komór
gazowych.
W tej chwili przed gmachem zjawiał się jeden z komendantów Treblinki Kurt Franz, prowadząc na smyczy
swego psa Bari. Wytresował on umyślnie psa, aby ten rzucał się na skazańców i wyrywał im organy płciowe. Kurt
Franz zrobił w obozie piękną karierę; zaczął ud młodszego unteroficera wojsk SS i osiągnął dość wysoką rangę
Untersturmführera. Ten trzydziestopiÄ™cioletni wysoki i chudy esesowiec byÅ‚ nie tylko obdarzony zmysÅ‚em
organizacyjnym, nie tylko ubóstwiał swą służbę i nie wyobrażał siebie poza Treblinką, gdzie wszystko odbywało się
pod jego stałym nadzorem  ale był do pewnego stopnia teoretykiem, lubił wyjaśniać sens i znaczenie swojej roboty.
ByÅ‚oby dobrze, gdyby w czasie tych okropnych chwil przed gmachem «gazowni obecni byli i papież rzymski, i mister
Breylsford, i wszyscy inni wysoce humanitarni obrońcy hitleryzmu, obecni oczywiście w charakterze widzów. Mogliby
oni zebrać nowe argumenty do swych książek, artykułów i kazań o miłości blizniego. A propos, Ojciec Święty, tak
pokornie milczący wówczas, gdy Hitler rozprawiał się Z ludzkością, mógłby sobie obliczyć zarazem, na ile partii
podzieliliby Niemcy jego watykańskie biuro, gdyby chcieli je również przepuścić przez Treblinkę.
Jakże wielka jest siła człowieczeństwa! Człowieczeństwo istnieje tak długo, jak długo istnieje człowiek.
I kiedy nadchodzi w dziejach ów krótki, ale straszny okres tryumfu bydlęcia nad człowiekiem,  człowiek uśmiercany
przez bydlę zachowuje do ostatniego tchu i silę ducha, i jasność myśli, i żar miłości. A tryumfujące bydlę, które
uśmierciło człowieka, pozostaje nadal bydlęciem. W tej nieśmiertelnej mocy ducha ludzkiego jest ponure męczeństwo,
jest tryumf ginącego człowieka nad pozostałym przy życiu bydlęciem. W najcięższe dni 1942 roku w tym właśnie kryła
się zorza zwycięstwa rozumu nad zwierzęcym obłędem, dobra nad złem, światła nad zmrokiem, siły postępu nad siłami
12
M u z y k a l i a VII · Judaica 2
reakcji. Straszliwa zorza wschodząca nad polem krwi i łez, nad otchłanią cierpienia, wśród lamentu ginących matek
i niemowląt, wśród przedśmiertnego rzężenia starców.
Bydlę i filozofia bydlęcia zapowiadały zmierzch świata i Europy, ale ludzie pozostali ludzmi, nie uznali
moralności i praw faszyzmu, walczyli z nimi wszelkimi sposobami, ceną własnej ludzkiej śmierci.
Do głębi wstrząsają, pozbawiają snu i spokoju opowiadania o tym, jak żywe trupy z Treblinki do ostatniej
chwili zachowują już nie obraz i podobieństwo człowieka, ale duszę człowieka! Opowiadania o kobietach, które usiłują,
ratować swych synów, zdobywając się dla nich na wielkie beznadziejne bohaterstwo, o młodych matkach
zasłaniających dzieci własnym ciałem. Nikt nie wie i już nigdy się nie dowie, jak się nazywały te kobiety. Opowiadano
o dziesięcioletnich dziewczynkach, które z nadludzką mądrością pocieszały swe łkające matki, o chłopczyku, który
krzyczaÅ‚ przy wejÅ›ciu do gazowni: «Nie pÅ‚acz, mamo, Rosjanie nas pomszczÄ…! Nikt nie wie i już nigdy siÄ™ nie dowie,
jak się nazywały te kobiety. Opowiadano nam o dziesiątkach skazanych ludzi, którzy wszczynali walkę  sami jedni
przeciwko sforze esesowców zbrojonych w broń automatyczną i granaty  którzy ginęli stojąc, z piersią przeszytą
dziesiątkami kul. Opowiadano mi o mężczyznie, który wbił nóż w oficera-esesowca, o młodym powstańcu
przywiezionym z getta warszawskiego, któremu udało się cudem ukryć przed Niemcami granat i który rzucił go, kiedy
już był nagi, w tłum oprawców. Opowiadano o bitwie, trwającej noc całą, pomiędzy powstańczą grupą skazańców
a oddziałem dozorców i esesowców. Do rana słychać było wystrzały, wybuchy granatów - i kiedy wzeszło słońce, cały
plac usiany był ciałami martwych bojowników, a obok każdego leżała jego broń  żerdz, wyrwana z ogrodzenia, nóż,
brzytwa. Już do końca świata nikt się nigdy nie dowie, jak się nazywali ci, którzy zginęli. Opowiadają o wysokiej
dziewczynie, która na  drodze, z której nie ma powrotu , wyrwała karabin z rąk dozorcy i walczyła z kilkudziesięcioma
strzelającymi do niej esesowcami. Dwoje bydląt padło w tej walce, trzeci miał zmiażdżoną rękę. Odjęto mu ją.
Dziewczynę poddano straszliwym torturom, pastwiono się nad nią, ginęła okropną śmiercią. I nikt nie wie, jak się
nazywała, nikt nie czci jej imienia.
Ale czy tak jest naprawdę? Hitleryzm odjął u tych ludzi dom, życie, chciał zetrzeć ich imiona z pamięci świata.
Ale wszyscy oni  zarówno matki osłaniające własnym ciałem swoje dzieci, jak dzieci, ocierające łzy swym rodzicom,
i ci co padli w nocnej rzezi, i naga dziewczyna, co niby bogini z mitów starogreckich walczyła sama jedna przeciw
wielu  wszyscy oni, którzy odeszli w otchłań niebytu, zachowali po wsze czasy najpiękniejsze imię, którego nie mogła
wdeptać w ziemię sfora Hitlerów i Himmlerów  imię człowieka. Dzieje napiszą im epitafia:  Tu śpi człowiek!
Mieszkańcy Wólki, wsi najbliżej położonej od Treblinki, opowiadają, że czasami krzyk uśmiercanych kobiet
był tak straszny, że cała wieś na wpółprzytomna uciekała do odległego lasu, byle nie słyszeć tego przenikliwego,
prześwidrowującego niebo i ziemię krzyku. Potem krzyk nagle ścichał i znów równie gwałtownie powstawał, tak samo
okropny, przenikliwy, świdrujący kości, czaszkę, duszę... Tak się powtarzało po trzy, cztery razy na dzień.
Wypytywałem sam jednego ze schwytanych oprawców, niejakiego Sch., o te krzyki. Wyjaśnił, że kobiety
krzyczały w tym momencie, kiedy spuszczano ze smyczy psy i całą partie, skazańców wpędzano do gmachu śmierci.
 One widziały śmierć. Poza tym było tam ciasno, bito je i psy rwały ciało na sztuki .
Nagła cisza następowała wówczas, gdy zamykano drzwi komór. Krzyk kobiet powstawał znów, gdy przed
 gazownię przyprowadzano nową partię. Tak powtarzało się dwa, trzy, cztery, czasem pięć razy dziennie. Bo przecież
szafot Treblinki nie był to zwykły szafot. Była to taśma ruchoma, działająca według systemu produkcji seryjnej,
systemu, który został zapożyczony we współczesnej produkcji wielkoprzemysłowej.
13
M u z y k a l i a VII · Judaica 2
I jak wszystkie prawdziwe kombinaty przemysłowe, Treblinka nie powstała od razu w tej postaci, w jakiej
ją opisujemy. Rosła powoli, rozwijała się, otrzymywała coraz nowe budynki. Z początku zbudowano trzy komory
gazowe niewielkich rozmiarów. W okresie budowy tych komór przybyło kilka transportów, i ponieważ komory nie
były jeszcze gotowe, wszyscy przybyli zabici zostali białą bronią  toporami, młotkami, drągami. Esesowcy nie chcieli
przez użycie broni palnej zdradzić wobec okolicznych mieszkańców przeznaczenia Treblinki. Pierwsze trzy komory
betonowe były niewielkich rozmiarów, 5X5 metrów, tj. po dwadzieścia pięć metrów kwadratowych powierzchni każda.
Wysokość komory sto dziewięćdziesiąt centymetrów. W każdej komorze było dwoje drzwi  przez jedne wpuszczano
żywych ludzi, przez drugie wydobywano zagazowane trupy. Te drugie drzwi były bardzo szerokie, miały około dwóch
i pół metra szerokości. Komory były zmontowane razem, na wspólnym fundamencie.
Trzy te komory nie wypełniały jednak tych zadań, które Berlin wyznaczył taśmie ruchomej treblińskiego
szafotu.
Przystąpiono więc natychmiast do budowania wyżej opisanego gmachu. Kierownicy Treblinki chełpili się,
że co do mocy, ilości uśmiercanych w ciągu dnia ludzi i powierzchni produkcyjnej komór prześcignęli o wiele
wszystkie gestapowskie fabryki śmierci: i Majdanek, i Sobibór, i Bełżec.
Siedmiuset więzniów pracowało w ciągu pięciu dni nad budową nowego kombinatu śmierci. Gdy praca już wrzała
w pełni, z Niemiec przyjechał majster z własną brygady i przystąpił do montowania. Nowe komory, w liczbie
dziesięciu, umieszczone były symetrycznie po obu stronach szerokiego betonowego korytarza. W każdej komorze, tak
jak w poprzednich trzech, było dwoje drzwi  jedno od strony korytarza, przez nie wprowadzano żywych ludzi, przez
drugie, umieszczone równolegle na przeciwległej ścianie, wyciągano zagazowane trupy. Drzwi te wychodziły
na specjalne platformy (było ich dwie), położone symetrycznie po obu stronach gmachu. Do tych platform
doprowadzone były linie kolejki wąskotorowej. W ten sposób trupy wyrzucano na platformy i stąd od razu ładowano
na wagonetki i odwożono do olbrzymich rowów-mogił; kopały je bez przerwy w dzień i w nocy kolosalne ekskawatory.
Podłoga w komorach biegła pochyło od korytarza w stronę platform i to znacznie przyśpieszało pracę przy opróżnianiu
komór. Ze starych komór wyładowywano trupy metodami chałupniczymi: noszono je na noszach i wleczono na pasach.
Powierzchnia każdej komory wynosiła 7X8 metrów, tj. pięćdziesiąt sześć metrów kwadratowych. Ogólna powierzchnia
nowych dziesięciu komór wynosiła pięćset sześćdziesiąt metrów kwadratowych, łącznie zaś z trzema starymi
komorami, które czynne były nadal w wypadkach, gdy przybywały niewielkie partie  powierzchnia przemysłowa
fabryki śmierci w Treblince wynosiła ogółem sześćset trzydzieści metrów. Do jednej komory ładowano jednorazowo
czterysta, do sześciuset ludzi. Tak więc w wypadkach, kiedy wszystkie dziesięć komór były całkowicie wypełnione,
uśmiercano za. jednym razem przeciętnie cztery do sześciu tysięcy ludzi Przeciętnie zapełniano komory piekła
treblińskiego przynajmniej dwa-trzy razy dziennie (były dni, kiedy je zapełniano po sześć razy). Nawet umyślnie
zmniejszając liczby, możemy łatwo obliczyć, że przy codziennym dwukrotnym zapełnianiu samych tylko nowych
komór w Treblince uśmiercano dziennie blisko dziesięć tysięcy ludzi, miesięcznie zaś blisko trzysta tysięcy - Treblinka
pracowała w ciągu trzynastu miesięcy, codziennie, ale jeśli nawet odrzucimy dziewięćdziesiąt dni, uwzględniając
możliwe przerwy, spowodowane remontem, nieprzybyciem transportów itp., nawet wówczas wypadnie, że Treblinka
pracowała pełnych dziesięć miesięcy. Jeżeli miesięcznie przechodziło przez nią przeciętnie trzysta tysięcy ludzi,
wypada, że w ciągu dziesięciu miesięcy Treblinka uśmierciła trzy miliony ludzi. Otrzymaliśmy znowu liczbę trzech
milionów. Po raz pierwszy wyprowadziliśmy ją z obliczenia ilości przybywających transportów, przy czym liczbę
transportów zmniejszaliśmy umyślnie.
14
M u z y k a l i a VII · Judaica 2
Uśmiercanie w komorze trwało od dziesięciu do dwudziestu pięciu minut. Z początku, gdy uruchomiono nowe
komory, oprawcy, nie umiejąc jeszcze stosować gazów trujących, robili doświadczenia, rozmaicie dozując gatunki łych
gazów, i ofiary ich przechodziły straszliwe męki, pozostając przy życiu przez dwie-trzy godziny. W ciągu pierwszych
dni bardzo zle pracowały pompy ssące- i tłoczące  i wówczas męki nieszczęsnych ofiar przeciągały się do ośmiu
i dziesięciu godzin. W celach uśmiercania stosowano rozmaite sposoby: tłoczeniu zużytego gazu z motoru ciężkiego
czołgu, który spełniał rolę silnika w elektrowni treblińskiej. Gaz ten zawiera dwa-trzy procent dwutlenku węgla, który
posiada właściwość łączenia się z hemoglobiną krwi, tworzenia wraz z nią ciała stałego, tzw. karboksyhemoglobiny.
Karboksyhemoglobina jest związkiem o wiele bardziej trwałym od oksyhemoglobiny, która powstaje w pęcherzykach
płucnych przy zetknięciu się krwi z tlenem powietrza. W ciągu piętnastu minut hemoglobina krwi ludzkiej łączy się
Å›ciÅ›le z dwutlenkiem wÄ™gla, i czÅ‚owiek oddycha «w próżni  tlen przestaje zasilać jego organizm, brak tlenu
powoduje śmiertelne objawy: serce pracuje w szalonym tempie, pędzi krew da pluć, ale krew zatruta dwutlenkiem
węgla, nie jest w stanie chłonąć tlenu z powietrza. Oddech staje się chrapliwy, zjawiają się objawy meczącej duszności,
świadomość słabnie, i człowiek ginie tak, jak od uduszenia.
Następnym przyjętym w Treblince sposobem, i to najbardziej rozpowszechnionym, było wypompowanie
powietrza z komór z pomocą specjalnych pomp. Śmierć następowała w tym wypadku mniej więcej z tych samych
przyczyn, co i przy zatruciu dwutlenkiem węgla: człowiekowi odbierano tlen. I wreszcie trzeci sposób, mniej przyjęty,
ale jednak stosowany uśmiercanie za pomocą pary; sposób ten również opierał się na zasadzie pozbawienia
organizmu tlenu: para wypierała z komór powietrze. Stosowano także różne gazy trujące, ale były to raczej
eksperymenty zabójstw masowych sposobami fabrycznymi; ogólnie przyjęte były te dwa, o których mowa była wyżej.
Tak więc praca taśmy ruchomej w Treblince sprowadzała się do tego, że zwierzę odbierało u człowieka stopniowo
wszystko z czego korzystał od wieków zgodnie ze świętym prawem życia.
Najpierw pozbawiano człowieka wolności, domu, ojczyzny, i wieziono go na jakąś bezimienną leśną pustosz. Potem
na placu przed dworcem odbierano człowiekowi jego rzeczy, listy, fotografie bliskich mu ludzi, następnie
po przekroczeniu bramy obozu odbierano mu matkę, żonę i dziecko. Potem nagiemu człowiekowi odbierano
dokumenty i rzucano je w ogień: człowieka pozbawiano jego imienia. Wpędzano go cło korytarza z niskim kamiennym
pułapem  odbierano mu niebo, gwiazdy, wiatr, słońce.
I oto nastaje ostatni akt tragedii ludzkiej  człowiek wkroczył do ostatniego kręgu piekłu Treblinki.
Zatrzasnęły się drzwi betonowej komory. Udoskonalone kombinowane zamknięcia, masywne zasuwy,
zatrzaski, haki trzymają te drzwi. Nie sposób ich wyważyć.
Czy znajdziemy w sobie tyle siły, aby zastanowić się nad tym, co czuli, co przeżyli w ciągu ostatnich chwil
ludzie znajdujący się w tych komorach? Wiadomo, że milczeli... W straszliwym tłoku, w którym pękały kości
i ściśnięta klatka piersiowa traciła oddech, stali jeden obok drugiego, zlani ostatnim, lepkim śmiertelnym potem. Ktoś,
może jakiś mądry starzec. mówi z wysiłkiem:  Pocieszcie się, to koniec . Ktoś wykrzykuje straszliwe słowo
przekleństwa... Czyżby się miało nie ziścić to święte przekleństwo... Matka usiłuje z nadludzkim wysiłkiem zdobyć
nieco miejsca dla swego dziecięcia  niechaj jego śmiertelny oddech lżejszy będzie bodaj o jedną milionową cześć
dziÄ™ki ostatniej trosce matczynej. Dziewczyna pyta zdrÄ™twiaÅ‚ym jÄ™zykiem: «Ale dlaczego mnie duszÄ…, dlaczego
duszą? A w głowie kołuje, atak duszności chwyta za gardło. Jakież obrazy przesuwają się przed szklanymi oczami
uśmiercanych? Czy dzieciństwa, szczęśliwych spokojnych dni, czy ostatniej ciężkiej podróży? A może mignęła drwiąca
15
M u z y k a l i a VII · Judaica 2
twarz essesowca, który stał na pierwszym placu przed dworcem.  Ach, teraz rozumiem, dlaczego on się śmiał .
Świadomość słabnie i nadchodzi chwila ostatniej straszliwej męki...
Nie, nie można sobie wyobrazić lego, co się działo w komorach... Martwe ciała stoją i powoli sztywnieją. Najdłużej,
jak zeznają świadkowie, zachowywały oddech dzieci. Po dwudziestu-dwudziestu pięciu minutach pomocnicy Schmidta
zaglądali do komór przez oszklone otwory. Zbliżał się moment otwierania w komorach drzwi, prowadzących
na platformy. Więzniowie w kombinezonach, głośno popędzani przez esesowców, przystępowali do wyładunku.
Ponieważ podłoga biegła pochyło w stronę platform, wiele ciał wypadało samorzutnie. Ludzie pracujący przy
wyładunku komór opowiadali mi, że twarze zmarłych były bardzo żółte i że mniej więcej u siedemdziesięciu procent
zabitych z nosa i ust wyciekał strumyczek krwi. Fizjologowie potrafią to wyjaśnić. Esesowcy, rozmawiając ze sobą,
oglądali trupy. Jeżeli ktoś jeszcze dawał oznaki życia, jęczał lub poruszał się, wykańczano go wystrzałem z rewolweru.
Następnie specjalnie wyznaczeni ludzie, uzbrojeni w obcęgi, wyrywali umarłym złote i platynowe zęby. Zęby
te sortowano według ich wartości, układano do skrzynek i wysyłano do Niemiec. Gdyby z jakichkolwiek bądz
powodów korzystniej lub wygodniej było wyrwać zęby żywym ludziom, czyniono by to oczywiście bez namysłu. Lecz
widocznie wyrywanie zębów ludziom martwym było rzeczą wygodniejszą i łatwiejszą.
Trupy ładowano na wagonetki i podwożono do olbrzymieli rowów-mogił. Tam układano je zwartymi rzędami
jednego obok drugiego. Rów pozostawał otwarty, czekał. A w tym samym czasie, kiedy dopiero przystępowano
do wyÅ‚adunku komór, Scharführer kierujÄ…cy transportem otrzymywaÅ‚ przez telefon krótki rozkaz. Scharführer dawaÅ‚
gwizdkiem sygnał maszyniście, i nowe dwadzieścia wagonów powoli podjeżdżały do platformy kolejowej, przed którą
stała makieta budynku stacyjnego Ober-Majdan. Nowe trzy-cztery tysiące ludzi wychodziło na plac przed dworcem,
niosąc walizy, węzełki, paczki z jedzeniem.
Matki niosły dzieci na rakach, starsze tuliły się do rodziców rozglądając się uważnie wokoło.
Coś niepokojącego i strasznego było w tym placu, wydeptanym przez miliony nóg. I czemu to zaraz za stacją kolejową
kończą się tory, ziemia zarasta pożółkłą trawą i na wysokości trzech metrów ciągnie się jakiś drut...
Moment przyjęcia nowej partii był dokładnie obliczony, tak aby skazańcy wstępowali na  drogę, z której nie
ma powrotu , właśnie w tej chwili, gdy wywożono ostatnie trupy do rowów. Rów pozostawał otwarty, czekał.
A komendant obozu, który siedział w dyżurce kolejowej nad papierami i schematami, zawiadamiał
telefonicznie Treblinkę i transport złożony z sześćdziesięciu wagonów, otoczony strażą esesowską, wysuwał się
ze zgrzytem i łoskotem z toru zapasowego i pełzł powoli wąskim szlakiem kolei, biegnącym pomiędzy dwoma rzędami
sosen.
Olbrzymie ekskawatory pracowały, huczały, ryły w dzień i w nocy coraz to nowe rowy, na setki metrów
długie, ziejące ciemną wielometrową głębią. I rowy pozostawały otwarte. Czekały. Czekały niedługo.
W KOCCU ZIMY 1943 roku do Treblinki przyjechał Himmler, w asyście kilku wyższych urzędników Gestapo.
Samolot wylądował w okolicy obozu, a następnie Himmler z towarzyszącymi mu osobami dwoma aulami wjechał
przez główną bramę. Większość przybyłych była w mundurach wojskowych, niektórzy jednak, zapewne eksperci,
ubrani byli po cywilnemu  w futra i kapelusze. Himmler osobiście dokonał inspekcji obozu, i jeden z tych, którzy go
widzieli, opowiedział nam, jak to minister śmierci podszedł do olbrzymiego rowu i długo w milczeniu go oglądał.
Towarzyszące mu osoby stały nieopodal i czekały, póki Heinrich Himmler przyglądał się w skupieniu ogromnej
mogile, do połowy wypełnionej już trupami. Treblinka była największą fabryką koncernu Himmlera. Tego samego dnia
16
M u z y k a l i a VII · Judaica 2
samolot Reichsführera SS odleciaÅ‚. OpuszczajÄ…c TreblinkÄ™ Himmler wydaÅ‚ kierownictwu obozu rozkaz, który
zaskoczyÅ‚ wszystkich  i Hauptsturmführera barona von Pfein, i jego zastÄ™pcÄ™ Carla, i kapitana Franza: natychmiast
przystąpić do spalenia pogrzebanych trupów i spalić je wszystkie co do jednego, popiół zaś i żużle wywiezć z obozu
i rozproszyć po polach i drogach. Ziemia pochłonęła już miliony trupów, wypełnienie rozkazu zdawało się być rzeczą
niezwykle skomplikowaną i trudną. Prócz tego otrzymano rozkaz, by nie zakopywać trupów ludzi świeżo uśmierconych
za pomocą gazu, lecz od razu je palić. Co spowodowało inspekcję Himmlera i wydany przez niego osobiście
kategoryczny rozkaz? Przyczyna była tylko jedna  zwycięstwo Armii Czerwonej pod Stalingradem. Straszliwa widać
była siła uderzenia Rosjan nad Wołgą, jeżeli już po kilku dniach w Berlinie po raz pierwszy zaczęto się zastanawiać nad
odpowiedzialnością, nad odwetem, nad karą, jeśli sam Himmler przyleciał samolotem do Treblinki i kazał pilnie
zacierać ślady zbrodni popełnionych w odległości sześćdziesięciu kilometrów od Warszawy. Takie echo wywołał
potężny cios, który Rosjanie zadali Niemcom nad Wołgą.
Z początku sprawa palenia trupów nie szła tak gładko  trupy nie chciały się palić: zauważono co prawda,
że ciała kobiet palą się lepiej... Zużywano wielką ilość benzyny i smarów do rozpalenia trupów, ale kosztowało
to drogo, a efekt był znikomy. Zdawało się, że sprawa utknie na martwym punkcie. Ale z Niemiec przybył tęgi, może
pięćdziesięcioletni esesowiec, specjalista i mistrz w swoim fachu. Jakich tylko mistrzów nie zrodził hitlerowski system
 i w dziedzinie zabijania małych dzieci, i duszenia ludzi, i budowania komór gazowych, i naukowo zorganizowanego
burzenia wielkich miast w ciągu jednego dnia. Znalazł się również specjalista w dziedzinie odkopywania i palenia
milionów trupów ludzkich.
Pod jego kierunkiem przystąpiono do budowy pieców. Były to specjalnego rodzaju piece-ogniska. Ani
lubelskie, ani żadne inne wielkie krematorium świata nie było w stanie spalić w ciągu krótkiego okresu czasu tak
olbrzymiej ilości ciał. Ekskawator wykopał rów na 250 300 metrów długi, 20 25 metrów szeroki i na 6 metrów
głęboki. Na jego dnie, na całej jego długości, ustawione były w trzy rzędy w jednakowych od siebie odstępach
żelazobetonowe słupy około 100 200 centymetrów wysokości każdy. Słupy te służyły za podstawę dla stalowych
belek, ułożonych wzdłuż całego rowu. W poprzek tych belek zostały ułożone szyny w odległości 5 7 centymetrów
jedna od drugiej. W ten sposób urządzony był gigantyczny ruszt tego cyklopiczncgo pieca. Zbudowano nową
wąskotorową kolejkę prowadząca od rowów-mogił do rowu-pieca. Wkrótce ustawiono drugi, a następnie i trzeci piec-
ruszt. Do każdego takiego pieca jednorazowo ładowano od trzech tysięcy pięciuset do czterech tysięcy trupów.
Sprowadzono drugi ekskawator olbrzymich rozmiarów, a wkrótce potem trzeci. Praca trwała przez całą dobę
bez przerwy. Ludzie, którzy pracowali przy paleniu trupów, opowiadają, że piece te przypominały olbrzymie wulkany,
straszliwy żar palił twarze pracujących, płomień strzelał w górę na wysokość ośmiu-dziesięciu metrów, czarne słupy
gęstego i tłustego dymu sięgały nieba i niczym ciężki nieruchomy pokrowiec wisiały w powietrzu. Mieszkańcy
okolicznych wsi widzieli po nocach ten płomień z odległości trzydziestu czterdziestu kilometrów widniał on ponad
sosnowymi lasami, które otaczały obóz. Zapach palonego mięsa ludzkiego rozchodzi! się po okolicy. Gdy wiatr dat
w stronÄ™ polskiego obozu, pracujÄ…cych przy wielkich lub martenowskich piecach jakiegokolwiek metalurgicznego
olbrzyma przemysłowego. Potworne te piece pracowały w dzień i w nocy bez przerwy w ciągu ośmiu miesięcy i nie
mogły sobie poradzić z milionami ludzkich ciał. Przez cały czas przybywały co prawda nowe partie, podlegające
 zagazowaniu  i to również obciążyło piece.
Przybywały transporty z Bułgarii; esesowcy i dozorcy cieszyli się z ich przybycia: ludzie, oszukani przez
Niemców oraz przez ówczesny bułgarski rząd faszystowski, nieświadomi swego losu, przywozili wielką ilość
17
M u z y k a l i a VII · Judaica 2
wartościowych rzeczy, wiele smacznych produktów, biały chleb. Następnie zaczęły przybywać transporty z Grodna
i Białegostoku, potem transporty z powstańcami warszawskiego getta, przybył transport polskich powstańców 
chłopów, robotników, żołnierzy. Przybyła partia Cyganów z Besarabii, jakich dwustu mężczyzn i osiemset kobiet
i dzieci. Cyganie przyszli pieszo, za nimi jechały wozy z dobytkiem, ich także oszukano  i przybyło tych tysiąc ludzi
pod konwojem zaledwie dwóch strażników, którzy sami nie mieli o tym pojęcia, że przyprowadzili ludzi na śmierć.
Opowiadają, że Cyganki klaskały w dłonie z zachwytu, gdy ujrzały piękny gmach, w którym mieściły się komory
gazowe: do ostatniej chwili nie domyślały się, jaki je czeka los. To szczególnie bawiło Niemców. Okrutnie znęcali się
esesowcy nad powstańcami przybyłymi z warszawskiego getta. Z partii oddzielano kobiety z dziećmi i prowadzono
je nie do komór gazowych, lecz tam, gdzie palono trupy. Zmuszano oszalałe z przerażenia matki, by prowadziły swe
dzieci wśród rozżarzonych rusztów, na których skręcały się śród dymu i płomieni tysiące martwych ciał, gdzie trupy
kurczyły się i wiły jakby znów przywrócone do życia, gdzie u martwych, ciężarnych kobiet pękały od gorąca brzuchy
i uśmiercone przed urodzeniem dzieci płonęły w rozwartym łonie matek. Widok ten mógłby przyprawić o obłęd
każdego najsilniejszego nawet człowieka, ale Niemcy dobrze obliczyli, że stokroć silniej oddziała on na matki,
usiÅ‚ujÄ…ce dÅ‚oÅ„mi zakryć oczy swych dzieci, które przypadaÅ‚y do nich z obÅ‚Ä™dnym okrzykiem: «Mamo, co z nami
będzie, czy nas spalą?. Dante nie widział w swym piekle podobnych obrazów.
Zabawiwszy siÄ™ tym widowiskiem, Niemcy istotnie palili te dzieci.
Nawet czytać o tym jest nieskończenie ciężko. Czytelnik może mi uwierzyć, że niemniej ciężko jest pisać
o tym. Ktoś może zapytać:  Po cóż więc pisać, po co wspominać o tym wszystkim? Jest obowiązkiem pisarza
opowiedzieć straszliwą prawdę, obywatelskim obowiązkiem czytelnika jest poznać ją. Każdy, kto się odwróci, kto
zamknie oczy i przejdzie mimo, znieważy pamięć tych, którzy zginęli. Kto nie pozna całej prawdy, ten nigdy nie
zrozumie, z jakim to potworem rozpoczęta śmiertelną walkę nasza wspaniała, nasza święta Armia Czerwona.
«Ambulans zostaÅ‚ również przebudowany na nowÄ… modÅ‚Ä™. Dawniej odprowadzano chorych za ogrodzenie
z gaÅ‚Ä™zi, gdzie ich przyjmowaÅ‚ rzekomy «lekarz, i zabijano ich. CiaÅ‚a zabitych starców i chorych przenoszono
na noszach do wspólnych mogił. Obecnie został wyryty okrągły, olbrzymi dół. Dokoła dołu, jakby dokoła stadionu
sportowego, stały niskie ławeczki, ustawione tak blisko skraju, że ten, co siadał na ławeczce, znajdował się nad samym
dołem. Na dnie dołu umieszczono ruszt, na którym paliły się trupy. Chorych oraz zgrzybiałych starców przynoszono
do «ambulansu, po czym «sanitariusze usadawiali ich na Å‚aweczkach twarzÄ… do palÄ…cego siÄ™ stosu ludzkich ciaÅ‚.
Zabawiwszy się tym widowiskiem, kanibalowie strzelali w sędziwe głowy i zgarbione plecy siedzących: zabici i ranni
padali na stos.
Znany był zawsze ciężki humor niemiecki i nigdy nie ceniliśmy go zbyt wysoko. Ale czy ktokolwiek z ludzi
żyjących na ziemi mógł sobie wyobrazić, na czym polega humor esesowca w Treblince, rozrywka esesowca, żart
esesowca?
UrzÄ…dzali oni zapasy futbolowe wÅ›ród skazaÅ„ców, zmuszali ich do gry w «berka, organizowali wÅ›ród nich
chór. W pobliżu domu, w którym mieszkali Niemcy, urządzono zwierzyniec, w klatkach siedziały zwierzęta leśne,
które nikogo nie krzywdziły wilki, lisy, podczas gdy najstraszliwsi, do świń podobni drapieżcy, spośród tych, jakich
kiedykolwiek ziemia nosiła, pozostawał i na wolności, siedzieli na brzozowych ławeczkach i słuchali muzyki dla
skazańców. Ułożony został specjalny hymn Treblinka, w którym były takie słowa:
18
M u z y k a l i a VII · Judaica 2
Für uns gibt heute Treblinka,
Das unser Schicksal ist...1
Ludzi, ociekających krwią, na kilka minut przed śmiercią zmuszano do chóralnego śpiewania idiotycznych
sentymentalnych piosenek niemieckich:
... Ich brach das Blumenblitz
Und schenkle es dem schönsten
Geliebten Mädlein ...2
Główny komendant obozu wybrał z jednej partii kilkoro dzieci, zabił ich rodziców, ubrał dzieci w najlepszą odzież,
karmił je słodyczami, bawił się z nimi, ale po kilku dniach, gdy mu się ta zabawa znudziła, kazał dzieci uśmiercić.
Główną jednak zabawą było gwałcenie i pastwienie się nad młodymi, pięknymi kobietami i dziewczętami, które
wybierano z każdej partii skazańców. Nazajutrz sami gwałciciele odprowadzali je do komór gazowych. Tak zabawiali
siÄ™ w Treblince esesowcy, ostoja hitlerowskiego ustroju, duma faszystowskich Niemiec.
Należy tu zaznaczyć, że istoty te bynajmniej nie były mechanicznymi wykonawcami cudzej woli. Wszyscy
świadkowie podkreślają wspólne im wszystkim cechy: zamiłowanie do teoretycznych rozważań, do filozofowania,
wszyscy oni lubili wygłaszać mowy wobec skazańców, przechwalać się wobec nich, wyjaśniać im głęboki sens
i znaczenie dla przyszłości tego, co się dzieje w Treblince. Wszyscy oni byli głęboko i szczerze przekonani, że robią
rzecz słuszna, i potrzebną. Szczegółowo wyjaśniali wyższość swej rasy nad wszystkimi innymi, wygłaszali tyrady
o niemieckiej krwi, niemieckim charakterze, o misji Niemców. Ich wyznanie wiary zawarte było w książkach Hitlera
i Rosenberga, broszurach i artykułach Goebbelsa.
Popracowawszy i zabawiwszy się tak, jak to zostało wyżej opisane, spali oni snem sprawiedliwych, bez
widziadeł i koszmarów, spali oni snem sprawiedliwych, bez widziadeł i koszmarnych wizji. Sumienie nigdy ich nie
dręczyło, chociażby to, że nikt z nich nie miał sumienia. Uprawiali gimnastykę, pilnie dbali o swoje zdrowie, pili co
rano mleko, troszczyli się o swe wygody życiowe, urządzali dokoła swych do mów ogródki, piękne klomby, altanki.
CzÄ™sto, kilka razy do roku jezdzili na urlop do Niemiec, gdyż kierownictwo uważaÅ‚o pracÄ™ w ich «fabryce
za szkodliwą i dbało troskliwie o ich zdrowie. W domu chodzili z wysoko podniesioną głową i nie opowiadali o rodzaju
swej pracy, nie dlatego jednak, aby się jej wstydzili, tylko po prostu jako jednostki zdyscyplinowane nie, chcieli łamać
złożonej, uroczystej przysięgi i danego zobowiązania pisemnego. I. gdy wieczorami, wziąwszy pod rękę swe żony,
chodzili do kina, głośno się śmieli i tupali podkutymi butami, trudno było ich odróżnić od najzwyklejszych Niemców.
Ale były to bydlęta w najgłębszym znaczeniu tego wyrazu esesowskie bydlęta.
Lato 1943 roku było niezwykle gorące w tych okolicach. W ciągu kilku tygodni nie było lii ani kropli deszczu,
ani obłoczka, nawet wiatru. Praca przy paleniu trupów wrzała w całej pełni. Już blisko sześć miesięcy w dzień i w nocy
płonęły piece, spalono zaś zaledwie trochę więcej niż połowę zabitych.
1
Pozostała nam tylko Treblinka i to jest nasz los.
2
Zerwałem kwiatek i obdarzyłem nim najpiękniejszą, najukochańszą dziewczynę...
19
M u z y k a l i a VII · Judaica 2
Więzniowie, którzy pracowali przy paleniu trupów, nie mogli wytrzymać straszliwych fizycznych i moralnych
rąk, piętnaście-dwadzieścia osób popełniało samobójstwo codziennie. Wielu z nich szukając śmierci naruszało w tym
celu umyślnie ustalone zasady dyscypliny.
 Zginąć od kuli  to był luksus  mówił mi piekarz z Kosowa, który uciekł z obozu.  Ludzie mówili, że zostać
skazanym na życie w Treblince, to stokroć gorsze, niż zostać skazanym na śmierć.
Żużel i popiół wywożono poza ogrodzenie obozu. Zmobilizowani przez Niemców chłopi wsi Wólka ładowali
popiół i żużel na wozy i wyrzucali go wzdłuż drogi, biegnącej obok obozu śmierci, w stronę polskiego obozu karnego.
Uwięzione dzieci łopatami rozrzucały równomiernie ten popiół po drodze. Czasami znajdowały one w popiele stopione
złote monety lub stopione złote koronki. Dzieci nazywano  dziećmi z czarnej drogi . Od popiołu droga ta stalą się
czarna, jak żałobna wstęga. Koła aut wydawały na tej drodze jakiś szczególny szmer i kiedy nią jechałem, spod kół
dochodził stale smutny szelest, cichy, niby nieśmiała skarga.
Chłopi wozili popiół i żużel od wiosny 1943 roku do lata 1944 roku. Codziennie wychodziło na robotę
dwadzieścia fur i każda z nich wywoziła sześć do ośmiu razy w ciągu dnia po siedem-osiem pudów popiołu.
W pieśni Treblinka, którą Niemcy zmuszali śpiewać ośmiuset ludzi, pracujących przy paleniu trupów, są słowa,
w których skazańców przywołuje się do pokory i posłuszeństwa, za to obiecuje się im  maleńkie, maleńkie szczęście,
które zabłyśnie na jedną tylko chwilkę". I rzecz dziwna. W piekle Treblinki byt istotnie jeden szczęśliwy dzień. Niemcy
się jednak nie pomylili: nie pokora i posłuszeństwo obdarzyły tym dniem skazańców Treblinki. Z szaleństwa
odważnych zrodził się ten dzień. Nie mieli nic do stracenia, wszyscy byli przeznaczeni na śmierć, każdy dzień ich życia
byt dniem cierpienia i mąk. Niemcy nie oszczędziliby żadnego z nich  świadków straszliwych przestępstw 
wszyscy mieli pójść do komór gazowych, zresztą posyłano ich tam po kilku dniach pracy, zamieniając nowymi ludzmi,
wybranymi spośród kolejnych, przybywających partii. Zaledwie kilkadziesiąt osób żyło tu nie dni i godziny, lecz
tygodnie i miesiące  byli to wykwalifikowani majstrowie, cieśle, murarze, obsługujący Niemców piekarze, krawcy,
fryzjerzy. Oni właśnie utworzyli komitet powstania. Oczywiście tylko skazańcy przeznaczeni na śmierć, tylko ludzie,
opanowani uczuciem okrutnej zemsty i wszechpozeraja.ee j nienawiści mogli się zdecydować na tak szaleńczy plan
powstania. Nie chcieli oni uciekać z obozu, póki nie zniszczą Treblinki. I zniszczyli ją. W barakach robotniczych
zaczęła się zjawiać broń: topory, noże, drągi. Jakąż ceną było okupione i z jakim szaleńczym ryzykiem związane było
zdobycie każdego topora i noża! Ile trzeba by to zdumiewającej wytrwałości, ile przebiegłej zręczności, aby ukryć
to wszystko przed rewizją i schować w baraku. Gromadzono zapasy benzyny, aby oblać i podpalić budynki obozowe.
Jak zbierano tę benzynę i jak to się działo, że znikała ona bez śladu, jakby ulatniając się w powietrzu? Więzniowie
musieli się zdobyć na nadludzkie wysiłki, na napięcie umysłu i woli, na niezwykłą zuchwałość. Dokonali wreszcie
wielkiego podkopu pod niemiecki barak-arsenał. I tu zuchwałość pomogła ludziom. Bóstwo odwagi sprzyjało im.
Z arsenału zabrano dwadzieścia ręcznych granatów, karabin maszynowy, karabiny ręczne, rewolwery. Wszystko
to znikło w skrytkach wyrytych przez spiskowców. Uczestnicy spisku podzielili się na grupy po pięć osób w każdej.
Olbrzymi skomplikowany plan powstania został opracowany do najdrobniejszych szczegółów. Każda grupa miała
ściśle oznaczone zadanie. I każde matematycznie ścisłe zadanie było tu szaleństwem. Jedna grupa miała zdobyć wieże,
w których znajdowali się dozorcy, uzbrojeni w karabiny maszynowe. Druga miała niespodzianie zaatakować
wartowników, pilnujących przejść pomiędzy poszczególnymi terenami obozu, trzecia miała zaatakować auta pancerne.
Czwartej polecono przecinanie przewodów telefonicznych. Piąta miała dokonać napadu na budynek koszar. Szósta 
zrobić przejścia w zasiekach z drutu kolczastego, siódma  sporządzić i przerzucić mosty przez rowy
20
M u z y k a l i a VII · Judaica 2
przeciwczołgowe, ósma  oblać benzyną budynki w obozie i spalić je. Dziewiąta miała zniszczyć wszystko, co łatwo
poddawało śle zniszczeniu.
Przewidziano nawet zaopatrzenie zbiegów w pieniądze. Lekarz warszawski, który zbierał pieniądze, o mało
nie zaprzepaÅ›ciÅ‚ caÅ‚ej sprawy. Pewnego razu Scharführer zauważyÅ‚, że z kieszeni jego spodni wystaje gruba paczka
banknotów  byÅ‚a to kolejna porcja pieniÄ™dzy, skradzionych z «kasy, które doktor miaÅ‚ zamiar ukryć w tajnej skrytce.
Scharführer udaÅ‚, że nic nie zauważyÅ‚, lecz natychmiast doniósÅ‚ o tym samemu Kurtowi Franzowi. ByÅ‚ to rzeczywiÅ›cie
niezwykły wypadek. Franz zabrał się osobiście do przesłuchiwania lekarza. Od razu wywąchał tu coś złego  bo
zaprawdę., po co są człowiekowi, skazanemu na śmierć, pieniądze? Franz przystąpił do przesłuchiwania z wielką
pewnością siebie i bez pośpiechu; nie było chyba na świecie człowieka, który by umiał tak torturować jak on.
Ale lekarz warszawski oszukał esesowskiego Hauptmanna. Zażył trucizny. Jeden z uczestników powstania opowiadał
mi, że w Treblince nigdy nie ratowano z takim zapałem życia ludzkiego. Widocznie Franz wyczuł intuicyjnie, że
umierający lekarz zabiera ze sobą do grobu ważną tajemnicę. Ale trucizna niemiecka działa sprawnie  i tajemnica
pozostała tajemnicą.
W końcu lipca było duszno i upalnie. Kiedy otwierano mogiły, buchała z nich para, niby z olbrzymich kotłów.
Straszliwy fetor i żar, bijący od pieców, zabijały ludzi. Śmiertelnie znużeni ludzie, wykopujący trupy, sami padali
martwi na ruszty pieców. Miliardy ciężkich opasłych much chodziło po ziemi, huczało w powietrzu. Palono ostatnie sto
tysięcy trupów.
Powstanie wyznaczono na 2 sierpnia. Sygnałem powstania by! wystrzał rewolwerowy.. Sztandar zwycięstwa załopotał
nad bojownikami świętej sprawy. W niebo strzelił nowy płomień. Nie był to ciężki płomień palących się trupów,
owiany tłustym dymem, lecz jaskrawy, gorący, gwałtowny płomień pożaru. Zapłonęły budynki obozu i powstańcom
zdawało się, że samo słonce rozdarłszy swe łono, plonie nad Treblinką, świeci święto swobody i honoru.
Zagrzmiały wystrzały, karabiny maszynowe zachłystując się zagrały na zdobytych przez powstańców wieżach.
Uroczyście, niby dzwony wydzwaniające godzinę sprawiedliwości, zahuczały wybuchające granaty ręczne. Powietrze
zakołysało się od łoskotu i trzasku, zawaliły się budynki, świst kuł zagłuszył huczenie trupich much. W jasnym
i czystym powietrzu błysnęły topory, czerwone od krwi. 2 sierpnia polała się na ziemię pieklą Treblinki zła krew
esesowców, a tryskające światłem błękitne niebo tryumfowało i święciło chwilę odwetu. I powtórzyła się tu stara jak
świat historia: istoty, które zachowywały się jak przedstawiciele wyższej rasy, istoty, wygłaszające głosem podobnym
do grzmotu: «Achtung! Mützen ab!, istoty, które wstrzÄ…sajÄ…cymi grzmiÄ…cymi gÅ‚osami wÅ‚adców: «Alle r-r-r-raus!
Unier-r-r! wypędzały warszawiaków z ich mieszkań na śmierć  istoty te tak pewne swej potęgi, gdy szło o stracenie
milionów kobiet i dzieci, okazały się haniebnymi tchórzami, nędznymi, błagającymi o litość płazami, jak tylko sprawa
doszła do walki na śmierć i życie. Stracili się, miotali, jak szczury, zapomnieli o diabelsko wymyślnym systemie obrony
Treblinki. Ale czy warto o tym mówić i czy warto się temu dziwić?
W dwa i pół miesiąca pózniej, 14 pazdziernika 1943 roku, miało miejsce powstanie w sobibórskiej fabryce
śmierci, zorganizowane przez radzieckiego jeńca wojennego, kierownika politycznego, Saszkę Pieczerskiego,
pochodzącego z Rostowa. Powtórzyło się tam to samo, co w Treblince  ludzie na wpół martwi z głodu dali sobie radę
z setkami upitych niewinną krwią łotrów esesowskich. Powstańcy dali sobie radę z oprawcami przy pomocy
własnoręcznie zrobionych toporów, wykutych w kuzniach obozowych, wielu walczyło z pomocą drobnego piasku,
którym Saszka kazał zawczasu napełnić kieszenie i oślepiać wartowników... Ale czy należy się temu dziwić?
21
M u z y k a l i a VII · Judaica 2
Gdy zapłonęła Treblinką i powstańcy, żegnając siły w milczeniu z popiołem narodu, uciekali za ogrodzenie,
rzucili się za nimi ze wszystkich stron esesowskie i policyjne oddziały. Setki psów policyjnych puszczono ich śladem.
Niemcy mobilizowali lotnictwo. Walki toczyły się w lasach, wśród bagien  niewielu, liczone osoby spośród
powstańców dożyły do naszych dni.
Po 2 sierpnia Treblinka przestała istnieć. Niemcy dopalali pozostałe trupy, rozbierali murowano budynki, zdejmowali
druty, palili niespalone przez powstańców drewniane baraki. Wysadzono w powietrze, załadowano i wywieziono
wszystkie urządzenia gmachu śmierci, zniszczono piece, wywieziono ekskawatory, olbrzymie niezliczone rowy zostały
zasypane, budynek stacyjny został zniesiony do ostatniego kamienia, wreszcie szyny zostały zdjęte, podkłady
wywiezione. Na terenie obozu zasiano łubin, Kolonista Sztroben postawił tu sobie domek. Obecnie niema nawet tego
domku, został spalony. Cóż chcieli Niemcy przez to wszystko osiągnąć? Czy chcieli ukryć ślady zabójstwa milionów
ludzi w piekle Treblinki? Lecz czy to jest możliwe? Czy to możliwe zmusić do milczenia tysiące ludzi, którzy mogą
świadczyć o tym, jak transporty skazańców szły z całej Europy do miejsca kazni, w którym działała ruchoma taśma
śmierci? Czy to możliwe  ukryć ów martwy, ciężki płomień, ów dym, który przez osiem miesięcy wisiał nad ziemią
widziany w dzień i w nocy przez mieszkańców wielu wsi i miasteczek? Czy to możliwe  wydrzeć z serca, zmusić
do zapomnienia straszliwego, trzynaście miesięcy trwającego lamentu kobiet i dzieci, który po dziś dzień dzwięczy
w uszach chłopów ze wsi Wólka? Czy to jest możliwe  zmusić do milczenia chłopów, przez cały rok wywożących
popiół ludzki z obozu i rozrzucających go po okolicznych drogach?
Czy to możliwe  zmusić do milczenia pozostałych przy życiu świadków treblińskiego szafotu,
od pierwszych dni jego powstania do dnia 2 sierpnia 1943 roku, ostatniego dnia jego istnienia, świadków
opowiadających dokładnie i zgodnie o każdym esesowcu i dozorcy, świadków, którzy krok za krokiem, godzinę
za godzinÄ…, odtwarzajÄ… dziennik wydarzeÅ„ Treblinki? Już im nikt nie krzyknie: «Mützen ab!, już ich nikt nie
poprowadzi do komór gazowych. I Himmler już nie ma władzy nad swymi pomocnikami, którzy opuściwszy nisko
głowy drżącymi palcami skubią brzegi swych marynarek i głuchym, miarowym głosem opowiadają dzieje swych
zbrodni, które wydają się szaleństwem i majaczeniem. Radziecki oficer z zieloną wstążeczką stalingradzkiego medalu
na piersiach notuje arkusz za arkuszem zeznania zabójców. Przed drzwiami stoi wartownik z zaciętymi wargami,
na jego piersiach widnieje ten sam medal stalingradzki; chuda jego twarz, ogorzała od wiatrów, jest surowa. Jest
to oblicze sprawiedliwości ludu. I czyż nie jest dziwnie symboliczny fakt, że do Treblinki pod Warszawą wkroczyła
jedna ze zwycięskich armii stalingradzkich? Nie na próżno miotał się w lutym 1943 roku Heinrich Himmler, nie na
próżno przyleciał do Treblinki, nie na próżno kazał budować piece, palić, niszczyć ślady. Nie, właśnie że na próżno!
Stalingradczycy przybyli do Treblinki. krótka okazała się droga od Wołgi do Wisły. I nawet sama ziemia Treblinki nie
chce być współuczestniczką zbrodni, dokonanych przez złoczyńców: wyrzuca ze swego wnętrza kości, rzeczy zabitych,
które usiłowali w niej ukryć hitlerowcy.
Przyjechaliśmy do obozu w Treblince na początku września, to jest po trzynastu miesiącach od dnia powstania.
Trzynaście miesięcy pracował szafot. Przez trzynaście miesięcy usiłowali Niemcy ukryć ślady jego roboty.
Cicho. Korony sosen, rosnących wzdłuż toru kolejowego, ledwo się kołyszą. Na te właśnie sosny, na ten
piasek, na ten stary pień patrzyły miliony oczu ludzkich z wagonów zbliżających się powoli do peronu. Cicho skrzypi
pod stopami popiół, roztarty żużel na czarnej drodze, wzdłuż której akuratnie po niemiecku ułożone są kamienie
pomalowane na biało. Wchodzimy do obozu, stąpamy po ziemi Treblinki. Strączki łubinu pękają od najlżejszego
dotknięcia, pękają z cichym trzaskiem, miliony ziarenek sypią się na drogę. Dzwięk padających ziarenek, trzask
22
M u z y k a l i a VII · Judaica 2
pękających strączków zlewa się w jedną cichą i smutną melodię. Wydaje się, że to z samej głębi ziemi dochodzi
pogrzebowy dzwięk maleńkich dzwonów, ledwo dosłyszalny, smutny, rozlewny, spokojny. A ziemia kołysze się pod
nogami, pulchna, tłusta, jakby obficie zlana olejem lnianym, bezdenna ziemia Treblinki, chwiejna jak otchłań morska.
To pustkowie, ogrodzone drutem kolczastym, pochłonęło w sobie więcej ludzkich istnień, aniżeli wszystkie oceany
i morza na kuli ziemskiej od poczÄ…tku istnienia rodzaju ludzkiego.
Ziemia wyrzuca z siebie pokruszone kości, zęby, rzeczy, papiery  nie chce ukrywać tajemnicy.
I rzeczy wyłażą z pukniętej ziemi, z niezasklepionych jej ran. Oto są  na wpoi zbutwiałe koszule zabitych,
spodnie, pantofle, zaśniedziałe papierośnice, kółeczka od ręcznych zegarków, scyzoryki, pędzle do golenia, lichtarze,
pantofelki dziecięce z czerwonymi pomponikami, ręczniki z ukraińskim haftem, koronkowa bielizna, nożyczki,
naparstki, gorsety, bandaże. A dalej ze szczelin wyłażą na powierzchni; stosy naczyń: patelnie, kubki aluminiowe,
filiżanki, rondle, rondelki, garnuszki, bańki, menażki, filiżanki dziecięce. A dalej z bezdennej, wzdętej ziemi, jakby
je jakaś ręka wypychała na powierzchnię, wyłażą pochowane przez Niemców na wpół zbutwiałe paszporty radzieckie,
notatniki prowadzone w języku bułgarskim, fotografie dzieci z Warszawy i Wiednia, listy Z gryzmołami dziecięcymi,
książeczka z wierszykami, modlitwa spisana na żółtej kartce, niemieckie kartki produktowe... Wszędzie leżą setki
flakonów i malutkich rzniętych buteleczek spod perfum  zielonych, różowych, niebieskich... Ponad tym wszystkim
unosi się straszny odór rozkładu, nic mogły go zniweczyć ani ogień, ani słońce, ani deszcze, ani
śnieg, ani wiatr, i setki małych, leśnych much chodzi po na wpół zbutwiałych rzeczach, papierach, fotografiach.
Jedziemy wciąż dalej, po bezdennej grząskiej ziemi treblińskiej i nagle stajemy. Żółte, płonice kolorem miedzi,
falujące, gęste włosy, cienkie i lekkie, piękne włosy dziewczęcia, wdeptane w ziemię, a obok takie same, jasne loki,
a dalej czarne, ciężkie warkocze na jasnym tle piasku, a dalej jeszcze i jeszcze. Jest to widocznie zawartość jednego
tylko nie wywiezionego, zapomnianego worka włosów! Wiec wszystko to jest prawda! Dzika, ostatnia nadzieja,
że wszystko to sen, runęła. A strączki łubinu dzwonią, dzwonią, ziarenka uderzają o siebie, jak gdyby spod ziemi
naprawdę dochodził pogrzebowy dzwon niezliczonych maleńkich dzwonnic. I wydaje się, że serce zaraz stanie,
ogarnięte takim smutkiem, takim bólem i taką tęsknotą, jakich człowiek nie jest w stanie przeżyć.
Uczeni, psychologowie, kryminologowie, psychiatrzy, filozofowie zastanawiają się: cóż to jest? Czy to są 
cechy organiczne, dziedziczność, wychowanie, środowisko, warunki zewnętrzne, fatalizm dziejowy czy przestępcza
rola kierowników? Co to jest? Jak to się stało? Embrionalne cechy rasizmu, które wydawały się komiczne
w wypowiedziach drugorzędnych profesorów-szarlatanów i nędznych prowincjonalnych teoretyków Niemiec ubiegłego
wieku, pogarda niemieckiego mieszczucha dla  rosyjskiej Å›wini , «polskiej Å›wini , dla «Å›mierdzÄ…cego czosnkiem
Å»yda, dla «rozwiÄ…zÅ‚ego Francuza,  kramarza Anglika ,  pajaca Greka i  durnia Czecha  caÅ‚y ten groszowy bukiet
napuszonej, taniej przewagi Niemca nad pozostałymi narodami świata, w swoim czasie tylko dobrodusznie wyśmiany
przez publicystów i satyryków wszystko to nagle, w ciÄ…gu kilku lat, z «dzicinnych wybryków przeksztaÅ‚ciÅ‚o siÄ™
w śmiertelną grozbę dla ludzkości, jej życia i wolności, stało się zródłem nieprawdopodobnych i niesłychanych
cierpień, krwi i przestępstw. Tu jest nad czym się zastanowić!
Straszne są takie wojny jak obecna. Olbrzymia jest ilość niewinnej krwi, przelanej przez Niemców. Ale dzisiaj
mało jest mówić o odpowiedzialności Niemiec. Dziś trzeba mówić o odpowiedzialności za przyszłość wszystkich
narodów świata i każdego obywatela z osobna.
Każdy człowiek obowiązany jest dzisiaj wobec swego sumienia, wobec swego syna i swojej matki, wobec
ojczyzny i ludzkości całą potęgą swej duszy i swego umysłu odpowiedzieć na pytanie: co zrodziło rasizm, czego
23
M u z y k a l i a VII · Judaica 2
potrzeba, aby faszyzm, hitleryzm nie zmartwychwstał nigdy, ani po tej, ani po tamtej stronie oceanu, nigdy po wieki
wieków!
Imperialistyczna idea narodowej, rasowej i wszelkiej innej wyłączności logicznie doprowadziła hitlerowców
do budowy Majdanka, Sobiboru, Bełżca, Oświęcimia, Treblinki.
Winniśmy pamiętać o tym, że rasizm, faszyzm wyniesie z tej wojny nie tylko gorycz klęski, lecz również upajające
wspomnienie o łatwości masowych zabójstw. O tym właśnie pamiętać winni codziennie i z całą surowością ci wszyscy,
komu drogi jest honor i życie wszystkich narodów, całej ludzkości.
Pierwodruk: Wassilij Grossman: Lata wojny (1941-1945), Wydawnictwo Literatury w Językach Obcych, Moskwa 1946
W ostatnich dniach nakładem warszawskiego Wydawnictwa W.A.B. ukazała się powieść Wassilija Grossmana Życie
i los (tłum. Jerzy Czech). Powieść jest wielką narracją o II wojnie światowej i zarazem rozliczeniem z mrocznymi
siłami, które zdominowały historię dwudziestego wieku. Grossman przeplata przerażający opis bitwy pod Stalingradem
z dziejami jednej rodziny, rozrzuconej przez los od Niemiec po Syberię. Zestawia mieszczańskie wnętrza z gniazdami
snajperów, laboratoria naukowe z obozami pracy. Wnika głęboko w umysły swoich bohaterów  chłopca idącego
do komory gazowej, a także Hitlera i Stalina. Z dbałością układa skomplikowaną mozaikę oddającą charakter tych
nieludzkich czasów, w których mimo wszystko nigdy nie zabrakło nadziei. Wierność szczegółom historycznym
i odważna ocena moralna przedstawionych wydarzeń czynią z powieści Grossmana jedno z najważniejszych dzieł
rosyjskiej literatury dwudziestego wieku.
24


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Podziemie niepodleglosciowe w Polsce po roku44
Pomiar i ocena osiągnięć rozwojowych dziecka w odbieraniu i wyrażaniu mowy w pierwszym roku życia
Moja pierwsza bytność w Soplicowie (sprawozdanie reporte~D7A
13 lutego 2015 roku –Obietnice za pierwszy z 12 tu piątków postu o chlebie i wodzie
65 Szoa Wspomniena W pierwszych dniach stycznia45 roku
liczby pierwsze
5 try 4?stract
podrecznik 4
baza 4
Internet Pierwsza pomoc
create?tor report^E0EC2C
Kalendarz roku szkolnego na lata 2011 2029
Dunlop?rbara slub roku
Powstał pierwszy, stabilny tranzystor na bazie pojedynczego atomu

więcej podobnych podstron