Testament蕇para Shultza


JACK HIGGINS

TESTAMENT CASPARA SCHULTZA

1

Chavasse le偶a艂 podpieraj膮c g艂ow臋 r臋k膮 na poduszce i wpatruj膮c si臋 w sufit poprzez otaczaj膮c膮 go ciemno艣膰. Czu艂 si臋 zm臋czony — ju偶 od dawna nie pami臋ta艂, aby tak bardzo by艂 zm臋czony, a mimo to nie m贸g艂 usn膮膰. Zapali艂 lamp臋 przy 艂贸偶ku i si臋gn膮艂 po papierosa. Kiedy przytkn膮艂 zapa艂k臋, rozdzwoni艂 si臋 telefon.

Podni贸s艂 szybko s艂uchawk臋, przy uchu zabrzmia艂 spokojny g艂os, kt贸rego nie m贸g艂 rozpozna膰.

— Paul, to ty?

Uni贸s艂 si臋 wy偶ej na poduszce.

— Kto m贸wi?

— Jean Frazer. Tw贸j samolot przylecia艂 z Grecji do Londynu trzy godziny temu. Dlaczego si臋 nie zg艂osi艂e艣?

— Po co taki po艣piech? — odezwa艂 si臋 Chavasse. — Wczoraj przekaza艂em wst臋pny raport z Aten. Zjawi臋 si臋 u Szefa rano.

— Musisz przyj艣膰 zaraz — odpar艂a Jean Frazer. — I lepiej si臋 pospiesz. Czeka na ciebie przez ca艂y czas od wyl膮dowania samolotu.

— Dlaczego, u licha? — Chavasse spyta艂 wyra藕nie niezadowolony. — Mam za sob膮 dwa miesi膮ce roboty w Grecji, kt贸ra bynajmniej nie nale偶a艂a do przyjemno艣ci. Chyba mam prawo, 偶eby cho膰 troch臋 przespa膰 si臋 w nocy.

— Nie 艂am mi serca — powiedzia艂a ze spokojem. — Ubierz si臋, jak przysta艂o na grzecznego ch艂opca. Przy艣l臋 po ciebie samoch贸d.

Us艂ysza艂 odg艂os odk艂adanej s艂uchawki i zakl膮艂 cicho, po czym wysun膮艂 si臋 spod ko艂dry. W艂o偶y艂 spodnie i boso podrepta艂 do 艂azienki.

W oczach czu艂 piasek z niewyspania, w ustach mia艂 niesmak. Nala艂 wody do szklanki i zacz膮艂 popija膰 rozkoszuj膮c si臋 jej 艣wie偶o艣ci膮. Po chwili zanurzy艂 g艂ow臋 i ramiona w zimnej wodzie.

Wycieraj膮c si臋 r臋cznikiem przygl膮da艂 si臋 swojej twarzy w lustrze. Oczy mia艂 podkr膮偶one, na policzkach porobi艂y mu si臋 bruzdy ze zm臋czenia. Odziedziczy艂 t臋 sk艂onno艣膰 po ojcu, Francuzie.

By艂a to twarz przystojna, nawet arystokratyczna, twarz naukowca, a szkaradna, pomarszczona blizna na lewym ramieniu, po dawnym postrzale, wydawa艂a si臋 zupe艂nie nie na miejscu, niestosowna.

Przesun膮艂 opuszkami palc贸w pod szarymi oczami i westchn膮艂.

— Chryste, wygl膮dasz okropnie — powiedzia艂 cicho, a wtedy twarz w lustrze rozja艣ni艂a si臋 u艣miechem, pe艂nym naturalnego uroku, kt贸ry by艂 jego najpowa偶niejszym atrybutem.

Przeci膮gn膮艂 r臋k膮 po dwudniowym zaro艣cie na brodzie, postanowi艂 si臋 jednak nie goli膰 i wr贸ci艂 do sypialni. Kiedy si臋 ubiera艂, deszcz t艂uk艂 w szyby niemi艂osiernie. Po dziesi臋ciu minutach narzuci艂 stary trencz i wyszed艂.

Kiedy znalaz艂 si臋 przed domem, czeka艂 ju偶 przy schodach samoch贸d. Usiad艂 obok kierowcy i jecha艂 w milczeniu poprzez opustosza艂e, zalane deszczem ulice, wpatruj膮c si臋 ponuro w g艂臋bok膮 noc. By艂 zm臋czony. Zm臋czony 偶yciem na walizkach, ci膮g艂ym przenoszeniem si臋 z kraju do kraju, odgrywaniem r贸偶nych r贸l w stosunku do r贸偶nych os贸b, przy pe艂nej 艣wiadomo艣ci, 偶e jest zupe艂nie kim艣 innym. Po raz pierwszy od pi臋ciu lat przysz艂o mu na my艣l, 偶e powinien z tym sko艅czy膰, ale w艂a艣nie przeje偶d偶ali przez bram臋 dobrze mu znanego domu na St. John's Wood, wi臋c tylko u艣miechn膮艂 si臋 sm臋tnie i przesta艂 o tym my艣le膰.

Samoch贸d zatrzyma艂 si臋 przed frontowymi drzwiami. Wysiad艂, nie odezwawszy si臋 ani s艂owem do kierowcy, i wspi膮艂 si臋 po schodach. Nacisn膮艂 dzwonek przy b艂yszcz膮cej mosi臋偶nej tabliczce z napisem Brown i Sp贸艂ka, Import-Eksport, i czeka艂.

Wkr贸tce otworzy艂 drzwi wysoki, szpakowaty m臋偶czyzna w granatowym ser偶owym garniturze. Odsun膮艂 si臋 na bok z u艣miechem na twarzy.

— Ciesz臋 si臋 z pana powrotu, panie Chavasse.

Chavasse te偶 si臋 u艣miechn膮艂 i wchodz膮c, klepn膮艂 go lekko po ramieniu.

— Wspaniale wygl膮dasz, Joe.

Wszed艂 po kr臋tej klatce schodowej w stylu regencji i znalaz艂 si臋 na korytarzu wy艂o偶onym grubym dywanem. W panuj膮cej tu ciszy s艂ycha膰 by艂o tylko cichy, nieprzerwany szum pr膮dnicy w pokoju, w kt贸rym by艂a radiostacja, wspi膮艂 si臋 jednak jeszcze po dw贸ch stopniach i znalaz艂 si臋 w nast臋pnym korytarzu. Tutaj panowa艂a absolutna cisza. Na ko艅cu korytarza znajdowa艂y si臋 szerokie, pomalowane na bia艂o drzwi, kt贸re otworzy艂.

Pok贸j by艂 ma艂y i skromnie umeblowany, w rogu sta艂o biurko, a na nim maszyna do pisania i kilka telefon贸w. Pochylona nad szafk膮 z aktami Jean Frazer unios艂a g艂ow臋 z u艣miechem na okr膮g艂ej, inteligentnej twarzy. Jednym ruchem r臋ki zdj臋艂a okulary i powiedzia艂a zas臋piona:

— Wydajesz si臋 zmaltretowany.

— O tej porze rano zwykle tak wygl膮dam — odpar艂 z cierpkim u艣miechem.

Mia艂a na sobie bia艂膮 bluzk臋 i tweedow膮 sp贸dnic臋 o z艂udnie prostym kroju, opinaj膮c膮 jej kr膮g艂e biodra. Patrzy艂 na ni膮 z zadowoleniem, gdy sz艂a w stron臋 biurka.

Przysiad艂 na jego brzegu i si臋gn膮艂 do paczki papieros贸w le偶膮cych na blacie. Zapali艂 i z westchnieniem ulgi wypu艣ci艂 k艂膮b dymu.

— O co w艂a艣ciwie chodzi? Co sobie Szef wbi艂 do g艂owy? Co jest a偶 tak wa偶ne, 偶e nie mo偶e zaczeka膰 do jakiej艣 godziwej pory?

Wzruszy艂a ramionami.

— Dlaczego jego o to nie spytasz? Czeka na ciebie w gabinecie.

Zmarszczy艂 lekko czo艂o.

— Znowu jaka艣 robota?

Skin臋艂a g艂ow膮.

— Chyba co艣 bardzo powa偶nego.

Chavasse zakl膮艂 cicho i zsun膮艂 si臋 z biurka.

— Czy on sobie wyobra偶a, 偶e jestem z... 偶elaza?

Nie czekaj膮c na odpowied藕, skierowa艂 si臋 do drzwi w g艂臋bi pokoju, otworzy艂 je i wszed艂 do 艣rodka.

Pok贸j by艂 do艣膰 mroczny, o艣wietla艂a go tylko lampa z aba偶urem stoj膮ca na biurku przy oknie. Szef przegl膮da艂 plik napisanych na maszynie dokument贸w, ale natychmiast uni贸s艂 g艂ow臋 z wyrazem powagi na twarzy. U艣miechn膮艂 si臋 jednak i wskaza艂 gestem r臋ki krzes艂o.

— A wi臋c uda艂o mi si臋 wreszcie ci臋 odnale藕膰, Paul. Usi膮d藕, prosz臋, i opowiedz mi o Grecji.

Chavasse opad艂 na krzes艂o i odsun膮艂 z czo艂a kapelusz.

— Czy偶by艣 nie otrzyma艂 mojego zakodowanego raportu z Aten?

Szef skin膮艂 g艂ow膮.

— Zerkn膮艂em na ten raport wczoraj, jak tylko go otrzyma艂em. Wydaje si臋 w porz膮dku. Czy to ju偶 wszystko?

Chavasse wzruszy艂 ramionami.

— Nie ca艂kiem. Twoje podejrzenia co do Skirosa okaza艂y si臋 s艂uszne. By艂 podw贸jnym agentem. Pracowa艂 dla Komuch贸w przez ostatnie cztery lata. D艂ugo b臋d膮 musieli czeka膰 na jego kolejny raport.

Szef wyj膮艂 papierosa ze srebrnej papiero艣nicy i zapali艂 go ostro偶nie.

— Jak na to wpad艂e艣?

— Wytropi艂em go na Lesbos — wyja艣ni艂 Chavasse. — Sp臋dza艂 urlop na nurkowaniu. Tak si臋 niefortunnie z艂o偶y艂o, 偶e kt贸rego艣 popo艂udnia co艣 mu si臋 zepsu艂o w aparaturze tlenowej. Kiedy go wydobyli na brzeg, by艂o ju偶 za p贸藕no.

— A to pech! — westchn膮艂 Szef.

Chavasse pochyli艂 si臋 nad biurkiem.

— A teraz, skoro ju偶 na艣wietli艂em co ciekawsze aspekty tej sprawy, chyba mog臋 wr贸ci膰 do 艂贸偶ka. — Wsta艂 i podszed艂 do okna. — Mam uczucie, jakbym nie spa艂 ju偶 do miesi膮ca. — Tkwi艂 przy oknie wpatruj膮c si臋 w strumienie deszczu, po chwili nagle si臋 odwr贸ci艂. — Je艣li mam by膰 szczery, to jad膮c tutaj pomy艣la艂em, 偶e czas ju偶 sko艅czy膰 z t膮 robot膮.

Szef uni贸s艂 brwi, najwyra藕niej zdziwiony.

— A widzisz siebie znowu w charakterze wyk艂adowcy na prowincjonalnym uniwersytecie? — Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. — Mowy nie ma, Paul. Jeste艣 najlepszy ze wszystkich ludzi, jakich mam. Kiedy艣 zajmiesz miejsce przy tym biurku.

— Je艣li do偶yj臋 — zauwa偶y艂 cierpko Chavasse.

Szef wskaza艂 mu krzes艂o.

— Usi膮d藕 i zapal jeszcze papierosa. To normalne uczucie po wykonanej robocie, zw艂aszcza gdy trzeba by艂o kogo艣 u艣mierci膰, potrzebny ci d艂u偶szy odpoczynek.

— No wi臋c? — odezwa艂 si臋 Chavasse. — B贸g jeden wie, 偶e zas艂u偶y艂em sobie na odpoczynek. Ca艂y ten rok by艂 piekielny.

— Wiem, Paul, wiem — m贸wi艂 Szef staraj膮c si臋 za艂agodzi膰 jego nastr贸j. — Dopilnuj臋 tego, aby艣 odpocz膮艂... po tej nast臋pnej robocie.

Chavasse odwr贸ci艂 si臋 od okna zdenerwowany.

— Na mi艂o艣膰 bosk膮, przecie偶 nie jestem jedynym cz艂owiekiem w tym biurze. Co z Wilsonem czy LaCost膮?

Szef pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Wys艂a艂em Wilsona do Ankary w zesz艂ym miesi膮cu. Znikn膮艂 bez 艣ladu drugiego dnia. Obawiam si臋, 偶e musimy go wykre艣li膰 z naszej listy.

— A LaCost膮?

— Za艂ama艂 si臋 po tej aferze na Kubie. Odes艂a艂em go do domu na sze艣膰 miesi臋cy. — Szef westchn膮艂. — Dzisiaj rano otrzyma艂em orzeczenie psychiatry. Szczerze m贸wi膮c, nic dobrego. Chyba ju偶 nigdy nie b臋dziemy mogli skorzysta膰 z us艂ug LaCosty.

Chavasse podszed艂 do krzes艂a i opad艂 na nie ca艂ym ci臋偶arem. Wzi膮艂 papierosa ze srebrnej papiero艣nicy, kt贸r膮 podsun膮艂 mu Szef, i zapali艂 pewn膮 r臋k膮. Po chwili u艣miechn膮艂 si臋.

— No c贸偶, poddaj臋 si臋. M贸w, o co chodzi.

Szef wsta艂.

— Wiedzia艂em, 偶e zgodzisz si臋.ze mn膮, Paul. I nie martw si臋, dostaniesz urlop. Ta sprawa powinna ci zaj膮膰 najwy偶ej kilka tygodni.

— Dok膮d mam jecha膰? — Chavasse spyta艂 bez ogr贸dek.

— Niemcy Zachodnie. — Szef podszed艂 do okna i m贸wi艂 dalej odwr贸cony plecami. — Co wiesz o Casparze Schultzu?

Chavasse spowa偶nia艂.

— To jeden z czo艂owych nazist贸w, chyba zgin膮艂 podczas bombardowania Berlina, kiedy wkroczyli Rosjanie. Czy nie by艂 on w bunkrze z Hitlerem i Bormannem a偶 do samego ko艅ca?

Szef odwr贸ci艂 si臋 i przytakn膮艂 skinieniem g艂owy.

— Jedno wiemy na pewno. Wedle ostatnich, znanych nam doniesie艅 pr贸bowa艂 si臋 wydosta膰 z miasta w czo艂gu. Jak si臋 to sko艅czy艂o, nie wiemy, ale w ka偶dym razie jego cia艂o nie zosta艂o nigdy zidentyfikowane.

Chavasse wzruszy艂 ramionami.

— Nic dziwnego. Mn贸stwo ludzi zgin臋艂o, kiedy wkraczali Rosjanie.

Szef wr贸ci艂 do biurka i usiad艂.

— Od czasu do czasu kr膮偶y艂y r贸偶ne pog艂oski na temat Schultza. 呕e mieszka w Argentynie, to zn贸w 偶e ma farm臋 w Irlandii. Sprawdzali艣my to bardzo dok艂adnie, ale 偶adna z tych pog艂osek nie zosta艂a potwierdzona.

Chavasse'a ogarn臋艂o podniecenie, powoli wyprostowa艂 si臋 na krze艣le.

— No i teraz dotar艂y jakiej艣 nowe pog艂oski? Tym razem bardziej wiarygodne, tak? Szef potwierdzi艂 to przypuszczenie.

— Znasz Sir George'a Harveya? Chavasse zmarszczy艂 lekko czo艂o.

— By艂 chyba przez jaki艣 czas ministrem w s艂u偶bie wywiadowczej rz膮du koalicyjnego podczas wojny, czy tak?

— No w艂a艣nie — odpar艂 Szef. — Po wojnie wycofa艂 si臋 polityki, by zaj膮膰 si臋 w艂asnym biznesem. Wczoraj zjawi艂 si臋 w Ministerstwie Spraw Zagranicznych w bardzo dziwnej sprawie. Sekretariat ministerstwa natychmiast skierowa艂 go do mnie. Chcia艂bym, aby艣 sam us艂ysza艂, co ma do powiedzenia. Nacisn膮艂 dzwonek na biurku dwa razy. Po chwili otworzy艂y si臋 drzwi i Jean wprowadzi艂a wysokiego, szpakowatego m臋偶czyzn臋 oko艂o sze艣膰dziesi膮tki. Natychmiast wycofa艂a si臋, zamykaj膮c za sob膮 bezszelestnie drzwi, a Szef wsta艂 zza biurka.

— Bardzo prosz臋, Sir George, chcia艂bym panu przedstawi膰 Paula Chavasse'a, o kt贸rym wspomina艂em.

Chavasse podni贸s艂 si臋, u艣cisn臋li sobie d艂onie. Sir George Iarvey niew膮tpliwie utrzymywa艂 dobr膮 form臋. U艣cisk r臋ki mia艂 mocny, twarz opalon膮, kr贸tko przystrzy偶one w膮sy, z powodu kt贸rych w jaki艣 spos贸b przypomina艂 wojskowego. J艣miechn膮艂 si臋 uprzejmie i usiad艂.

— S艂ysza艂em o panu wiele dobrego, panie Chavasse. Chavasse odwzajemni艂 si臋 u艣miechem i poda艂 mu papierosa.

— Czasem dopisywa艂o mi szcz臋艣cie.

Sir George pocz臋stowa艂 si臋 papierosem i znowu si臋 u艣miechn膮艂.

— W pa艅skiej grze potrzebne jest szcz臋艣cie, m贸j przyjacielu.

Szef zapali艂 zapa艂k臋 i poda艂 ogie艅 w obu r臋kach.

— S膮dz臋, 偶e nie ma pan nic przeciw temu, aby przekaza膰 Paulowi wszystko, o czym mnie pan m贸wi艂, Sir George?

Sir George skin膮艂 g艂ow膮, usadowi艂 si臋 wygodnie na krze艣le i obr贸ci艂 si臋 lekko w stron臋 Chavasse'a.

— Prowadz臋 r贸偶ne interesy, panie Chavasse, a mi臋dzy innymi mam te偶 niema艂e udzia艂y w r贸偶nych wydawnictwach, kt贸rych, pozwoli pan, 偶e nie b臋d臋 wymienia艂. Wczoraj rano dyrektor pewnego wydawnictwa przyszed艂 do mnie z bardzo dziwnym listem. Zar贸wno on, jak i jego zesp贸艂 uznali, 偶e nale偶y go jak najszybciej przedstawi膰 sekretarzowi Ministerstwa Spraw Zagranicznych, a wiedz膮c, 偶e jestem z nim zaprzyja藕niony, zwr贸cili si臋 do mnie z pro艣b膮, abym zaj膮艂 si臋 t膮 spraw膮.

— Kto ten list napisa艂? — spyta艂 Chavasse.

— Niemiec, nazywa si臋 Hans Muller — wyja艣ni艂 Sir George. — Cz艂owiek ten donosi w li艣cie, 偶e Caspar Schultz 偶yje. Zawiadamia, 偶e Schultz przebywa艂 w Portugalii do tysi膮c dziewi臋膰set pi臋膰dziesi膮tego pi膮tego roku, po czym wr贸ci艂 do Niemiec i 偶yje tam sobie spokojnie pod przybranym nazwiskiem.

— Ale po co mu kontakt z firm膮 wydawnicz膮? — zdziwi艂 si臋 Chavasse.

— Zaraz to wyja艣ni臋 — ci膮gn膮艂 Sir George. — Je艣li da膰 wiar臋 temu listowi, Caspar Schultz napisa艂 wspomnienia i chce je opublikowa膰.

— A Muller wyst臋puje w charakterze po艣rednika? — spyta艂 Chavasse. — Dlaczego jednak nie pr贸buje nawi膮za膰 kontaktu z niemieckim wydawc膮? Wydaje mi si臋, 偶e tego rodzaju ksi膮偶ka wzbudzi艂aby tam znacznie wi臋ksz膮 sensacj臋 ani偶eli w Anglii.

— Muller niew膮tpliwie to zrobi艂 — odpar艂 Sir George jednak偶e pope艂ni艂 b艂膮d i wybra艂 nieodpowiednich wydawc贸w. Napisa艂 do nich podobny list i ju偶 po paru godzinach mia艂 na karku nazist贸w z podziemia. Wedle Mullera Schultz ujawni艂, i to w spos贸b niew膮tpliwy, wielu ludzi w Niemczech, kt贸rzy zawsze twierdzili, 偶e nigdy nie wsp贸艂pracowali z Hitlerem. A s膮 to ludzie, musz臋 tu doda膰, kt贸rzy zajmuj膮 wp艂ywowe stanowiska. Rozprawia si臋 nawet z sympatykami nazist贸w w Anglii i po艣wi臋ca ca艂y rozdzia艂 cz艂owiekowi, kt贸ry przygotowany by艂 do zdradzieckiej akcji w tysi膮c dziewi臋膰set czterdziestym roku, gdy Niemcy planowali inwazj臋 na Angli臋.

Chavasse cicho gwizdn膮艂.

— Czy podaje w li艣cie jakie艣 nazwiska?

Sir George zaprzeczy艂 ruchem g艂owy.

— Nie, po prostu donosi, 偶e jest w posiadaniu r臋kopisu napisanego przez samego Schultza — co oczywi艣cie mo偶na zweryfikowa膰 — ale ma tylko jeden egzemplarz. Musz臋 wyzna膰, 偶e suma, jak膮 wymienia, jest raczej poka藕na.

— To nie ulega w膮tpliwo艣ci — odezwa艂 si臋 Chavasse. — Czy偶by ten biedny dure艅 nie zdawa艂 sobie sprawy, 偶e od tej pory bezustannie tyka膰 b臋dzie przy nim bomba zegarowa? — Zwr贸ci艂 si臋 do Szefa: — Ju偶 trzy lata nie pracowa艂em w Niemczech. Jak silni s膮 tam teraz nazi艣ci?

— Silniejsi, ni偶 wi臋kszo艣膰 ludzi przypuszcza — odpar艂 Szef. — Od kiedy rz膮d niemiecki ustanowi艂 w Ludwigsburgu Urz膮d dla 艢cigania Zbrodniarzy Wojennych, toczy si臋 przez ca艂y czas rozgrywka z nazistowskim podziemiem. Przyw贸dca by艂ej kadry oficerskiej SS zdo艂a艂 si臋 wkr臋ci膰 w szranki policji. Dzi臋ki temu nazistowscy agenci mogli ostrzec wielu esesman贸w, kt贸rych zamierzano aresztowa膰. Da艂o to im szans臋 ucieczki do Zjednoczonej Republiki Arabskiej.

— Wci膮偶 jednak wielu z nich pe艂ni wysokie stanowiska?

— To fakt, kt贸ry nie podlega dyskusji. S膮 w rz膮dzie i w wielkim biznesie. — Szef roze艣mia艂 si臋 z ironi膮. — Muller przekona艂 si臋 o tym na w艂asnej sk贸rze, kiedy napisa艂 do wydawnictwa niemieckiego.

— Czy wymieni艂 nazw臋 firmy?

— Nie poda艂 nawet w艂asnego adresu — wyja艣ni艂 Szef. — Doni贸s艂, 偶e skontaktuje si臋 telefonicznie.

— I zrobi艂 to?

— Zadzwoni艂 wczoraj wieczorem punktualnie o sz贸stej, jak obieca艂. Rozmow臋 przeprowadzi艂 z nim dyrektor i powiedzia艂, 偶e wydawnictwo jest oczywi艣cie bardzo zainteresowane wydaniem tego r臋kopisu. Ustali艂, 偶e spotka si臋 z nim naczelny redaktor.

— Domy艣lam si臋, 偶e to ja mam by膰 tym naczelnym redaktorem.

— Zgadza si臋! — potwierdzi艂 Szef. — Chc臋, aby艣 pop艂yn膮艂 popo艂udniowym promem do Hook van Holland. Tam wsi膮dziesz do P贸艂nocno-Zachodniego Ekspresu jad膮cego do Hamburga. — Otworzy艂 szuflad臋, z kt贸rej wyj膮艂 du偶膮 kopert臋. — Wszystko, co trzeba, znajdziesz w tej kopercie. Nowy paszport na twoje w艂asne nazwisko, tylko ze zmian膮 zawodu na wydawc臋, pieni膮dze na pokrycie wszelkich koszt贸w i inne rzeczy, kt贸re mog膮 si臋 okaza膰 przydatne.

— Dlaczego mam jecha膰 nocnym poci膮giem do Hamburga? — spyta艂 Chavasse.

— Zaraz to wyja艣ni臋 — ci膮gn膮艂 dalej Szef. — Za艂atwi艂em ci miejsce sypialne w pierwszej klasie zarezerwowanego przedzia艂u. Znajdziesz bilety w kopercie. Muller wsi膮dzie do poci膮gu w Osnabrucku kilka minut przed p贸艂noc膮 i skieruje si臋 prosto do twego przedzia艂u.

— I co mam robi膰, kiedy si臋 z nim spotkam?

Szef wzruszy艂 ramionami.

— To ju偶 wy艂膮cznie twoja sprawa. Ja chc臋 mie膰 r臋kopis, a jeszcze bardziej samego Schultza. Tak si臋 sk艂ada, 偶e Sir George jedzie tym samym poci膮giem do Hamburga na Mi臋dzynarodow膮 Konferencj臋 Pokojow膮. Dlatego w艂a艣nie w takim po艣piechu podj膮艂em wszelkie dzia艂ania bez uzgodnienia z tob膮. Przyci艣nij dobrze Mullera. Powiedz mu, 偶e musisz zobaczy膰 r臋kopis albo przynajmniej jego fragment. Je艣li oka偶e si臋 to konieczne, wezwij na to spotkanie Sir George'a. Zapewnij go, 偶e Sir George ma powa偶ne udzia艂y w firmie, 偶e wydawcy prosili go, aby ci towarzyszy艂, co jest 艣wiadectwem ich dobrej woli.

Sir George wsta艂.

— Tak, panie Chavasse, to prawda. Mo偶e pan polega膰 na mnie, zrobi臋 wszystko, co w mojej mocy. Przypomina mi to dawne czasy, kiedy uczestniczy艂em w podobnych zadaniach, ale teraz, wybacz膮 panowie, musz臋 ju偶 naprawd臋 ich opu艣ci膰. Poci膮g odje偶d偶a z Liverpool Street o dziesi膮tej i chcia艂bym cho膰by ze dwie godziny si臋 przespa膰. Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 z u艣miechem. — Je艣li mog臋 radzi膰 panu, m艂ody cz艂owieku, to prosz臋 zrobi膰 to samo. Sprawia pan wra偶enie, 偶e troch臋 snu bardzo si臋 panu przyda. Mam nadziej臋, 偶e spotkamy si臋 w poci膮gu.

Szef odprowadzi艂 go do drzwi, po czym wr贸ci艂 i usiad艂 za biurkiem. Chavasse wzruszy艂 ramionami.

— Wszystko zale偶y od Mullera. Wiesz o nim co艣 wi臋cej?

— Sprawdzi艂em akta, wydaje si臋 jednak, 偶e do tej pory nie mieli艣my 偶adnego kontaktu z tym cz艂owiekiem. Nie mamy, oczy wi艣cie, jego rysopisu, ale by膰 mo偶e pos艂ugiwa艂 si臋 przedtem innym nazwiskiem.

— M贸wi艂 co艣 o swoich powi膮zaniach z Schultzem?

— Niestety, to te偶 zupe艂na niewiadoma.

Chavasse wzi膮艂 kopert臋, w kt贸rej by艂 jego paszport z biletami, i wsun膮艂 do kieszeni.

— A co z niemieckim wywiadem? B臋dzie w tym uczestniczy艂?

Rozwa偶a艂em ten problem, ale uzna艂em, 偶e na razie nie. Wola艂bym unikn膮膰 komplikacji. Je偶eli sprawa wymknie si臋 z r膮k i uznasz, 偶e przyda艂aby si臋 pomoc na miejscu, zawiadom mnie telefonicznie. Spytaj o pana Taylora, a sam przedstaw si臋 jako Cunningham. Powiedz po prostu, 偶e interes si臋 rozwija i potrzebujesz kogo艣 do pomocy. W tym momencie nawi膮偶臋 kontakt z niemieckim wywiadem.

Chavasse pokiwa艂 wolno g艂ow膮 i wsta艂.

— To ju偶 chyba wszystko. Skorzystam z rady Sir George'a i wr贸c臋 do 艂贸偶ka. — Ruszy艂 ju偶 w stron臋 drzwi, ale jeszcze si臋 zatrzyma艂. — A tak przy okazji, to w jakim stopniu mog臋 na nim polega膰?

— Na Sir George'u Harveyu? — Szef wzruszy艂 ramionami. — No c贸偶, jest wa偶n膮 osobisto艣ci膮 i na pewno nie chcemy 偶adnych skandali o zasi臋gu mi臋dzynarodowym. S膮dz臋, 偶e udzieli ci wszelkiej pomocy w granicach rozs膮dku. W czasie wojny odnosi艂 du偶e sukcesy w ministerstwie.

— B臋d臋 si臋 stara艂 w miar臋 mo偶liwo艣ci nie korzysta膰 z jego pomocy, mo偶e si臋 jednak przyda膰 w sytuacji, gdyby trzeba by艂o przekona膰 Mullera, 偶e jestem osob膮 wiarygodn膮.

— Tak te偶 my艣la艂em — potwierdzi艂 Szef. Obszed艂 biurko i wyci膮gn膮艂 r臋k臋. — Powodzenia, Paul! Mam nadziej臋, 偶e b臋dzie to dla ciebie prosta i interesuj膮ca robota. A potem, bez wzgl臋du na wyniki tej akcji, na pewno dostaniesz urlop.

Chavasse otworzy艂 drzwi i lekko odwr贸ci艂 si臋 z tajemniczym u艣miechem na ustach.

— Nie w膮tpi臋 — odpar艂 ch艂odno i zamkn膮艂 drzwi, zanim Szef zd膮偶y艂 zareagowa膰.

Jean Frazer nie by艂o w pokoju, a s膮dz膮c po nieskazitelnym porz膮dku na jej biurku i przykrytej maszynie do pisania, na ten dzie艅 prac臋 ju偶 sko艅czy艂a. Schodz膮c powoli po schodach, przez ca艂y czas analizowa艂 to spotkanie, ka偶de s艂owo wypowiedziane przez Szefa i Sir George'a. Usi艂owa艂 powi膮za膰 wszystko w logiczn膮 ca艂o艣膰.

Samoch贸d ju偶 czeka艂 na niego, usiad艂 znowu obok kierowcy i przez ca艂膮 drog臋 milcza艂, zatopiony w my艣lach. Tylko jedna rzecz by艂a dla niego zagadk膮. Zak艂adaj膮c, 偶e ca艂a ta historia jest prawdziwa, a nie jaki艣 偶art, to czemu Caspar Schultz w艂a艣nie teraz a nie kiedy indziej, podj膮艂 decyzj臋 opublikowania swoich wspomnie艅?

Min臋艂o ju偶 od wojny ponad pi臋tna艣cie lat, podczas kt贸rych uda艂o si臋 Schultzowi ukrywa膰 przed agentami ca艂ej pot臋偶nej 艣wiatowej siatki wywiadowczej. Dlaczego wi臋c w艂a艣nie teraz podejmuje decyzj臋, kt贸ra musi rozp臋ta膰 olbrzymi膮 ob艂aw臋 na hitlerowc贸w, jakiej jeszcze nie by艂o w historii wywiadu, a on sam te偶 stanie si臋 jej 艂upem?

Nie przestawa艂 o tym my艣le膰 nawet wtedy, kiedy ju偶 si臋 rozbiera艂 w swoim mieszkaniu, by艂 to jednak problem jak na razie nie do rozwi膮zania. Tylko Hans Muller mo偶e dostarczy膰 odpowiedzi. Zaparzy艂 sobie w dzbanku kaw臋 i po艂o偶y艂 si臋. Min臋艂a w艂a艣nie godzina trzecia nad ranem, deszcz nieustannie b臋bni艂 w szyby. Zapali艂 papierosa i otworzy艂 kopert臋, kt贸r膮 wr臋czy艂 mu Szef.

Paszport przygotowali bezb艂臋dnie. Zosta艂 wydany z czteroletnim wyprzedzeniem i wszystkie jego dane osobiste by艂y prawdziwe opr贸cz zawodu. W tym czasie odby艂 oczywi艣cie kilka podr贸偶y na kontynent i jedn膮 do Ameryki. Pospiesznie utrwali艂 w pami臋ci daty i przejrza艂 pozosta艂e dokumenty.

Wszystkie bilety by艂y w porz膮dku, tak偶e czeki podr贸偶ne. Nie zapomnieli o aktualnym prawie jazdy i cz艂onkowskiej karcie wst臋pu do klubu z przek膮skami. Zaopatrzony te偶 zosta艂 w kilka list贸w, rzekomo zwi膮zanych z jego kontaktami w interesach, jakie prowadzi艂, a tak偶e w list od dziewczyny o imieniu Cynthia, napisany z ogromnym zaanga偶owaniem uczuciowym.

Przeczyta艂 go z zainteresowaniem. By艂 dobry... naprawd臋 dobry. Zastanawia艂 si臋, czy to dzie艂o Jean Frazer, wykonane na pro艣b臋 Szefa. U艣miechn膮艂 si臋, po czym zgasi艂 lamp臋 i przekr臋ci艂 si臋 na bok.

2

Poci膮g zacz膮艂 zwalnia膰, gdy znalaz艂 si臋 na przedmie艣ciach Rheine, i Chavasse, od艂o偶ywszy ksi膮偶k臋, kt贸r膮 czyta艂 podczas tej podr贸偶y, spojrza艂 na zegarek. By艂a dwudziesta trzecia. Powinni by膰 w Osnabrucku za jak膮艣 godzin臋.

Wci膮gn膮艂 marynark臋 i gdy poci膮g si臋 zatrzyma艂, wyszed艂 na korytarz. Stoj膮cy w pobli偶u konduktor wagonu sypialnego otworzy艂 drzwi i wyskoczy艂 na peron. Powodowany nag艂ym impulsem Chavasse pod膮偶y艂 za nim i z r臋kami w kieszeniach stan膮艂 wdychaj膮c g艂臋boko w p艂uca ch艂odne nocne powietrze.

Peron by艂 prawie pusty i najwyra藕niej nikt nie wsiada艂 ani nie wysiada艂. Mia艂 w艂a艣nie zamiar wr贸ci膰 do wagonu, gdy od strony poczekalni pojawi艂a si臋 grupka m臋偶czyzn zbli偶aj膮ca si臋 w jego kierunku.

Na przedzie szed艂 wysoki, mocno zbudowany m臋偶czyzna o surowej twarzy i oczach przypominaj膮cych kawa艂ki lodu. Za nim post臋powa艂o dw贸ch konduktor贸w w bia艂ych fartuchach, kt贸rzy nie艣li jakiego艣 cz艂owieka na noszach. M臋偶czyzna, id膮cy za nimi z ty艂u, mia艂 na sobie elegancki p艂aszcz z futrzanym ko艂nierzem, a na g艂owie kapelusz Homburg. Jego pos臋pna, wychud艂a twarz by艂a prawie niewidoczna pod starannie przyci臋t膮 ciemn膮 brod膮, kt贸ra wygl膮da艂a jak farbowana. Chavasse usun膮艂 si臋 z drogi i dwaj konduktorzy, ostro偶nie manewruj膮c noszami, wnie艣li je do poci膮gu i umie艣cili w przedziale obok niego. Nast臋pnie weszli dwaj pozostali m臋偶czy藕ni i zamkn臋li za sob膮 drzwi.

Kiedy Chavasse znalaz艂 si臋 na powr贸t w korytarzu, zwr贸ci艂 si臋 z pytaj膮cym spojrzeniem do konduktora, kt贸ry w艂a艣nie szed艂 za nim.

— O co tu chodzi? — odezwa艂 si臋 po niemiecku.

Konduktor wzruszy艂 ramionami.

— Ten wygl膮daj膮cy na twardziela to inspektor policji z Hamburga. A ten z brod膮 nazywa si臋 Kruger i jest jednym z najlepszych lekarzy w Hamburgu.

— A cz艂owiek na noszach?

— Kryminalista, kt贸rego wioz膮 z powrotem do Hamburga — wyja艣ni艂 konduktor. — Zosta艂 ranny podczas rozr贸by z policj膮 j wezwali doktora Krugera, 偶eby orzek艂, czy nadaje si臋 do transportu.

Chavasse kiwn膮艂 g艂ow膮.

— Ach, tak. Dzi臋kuj臋 bardzo.

— Prosz臋 uprzejmie — odpar艂 konduktor. — Czy mog臋 panu jeszcze czym艣 s艂u偶y膰?

Chavasse pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮.

— Na razie dzi臋kuj臋. Ale troch臋 p贸藕niej poprosz臋 o kaw臋. Dam panu zna膰.

Konduktor lekko si臋 sk艂oni艂 i odszed艂, a Chavasse powr贸ci艂 do przedzia艂u. Usiad艂 na brzegu le偶anki i zn贸w spojrza艂 na zegarek. Za trzy kwadranse poci膮g powinien by膰 w Osnabrucku. Wtedy rozlegnie si臋 lekkie pukanie do drzwi, a kiedy si臋 otworz膮, wejdzie Hans Muller. Zastanawia艂 si臋, jak te偶 ten cz艂owiek wygl膮da, jakie b臋d膮 jego pierwsze s艂owa, po czym przysz艂o mu na my艣l, 偶e Muller mo偶e si臋 wcale nie zjawi膰. Z jakiego艣 nieuzasadnionego powodu ta my艣l dziwnie go ubawi艂a i zapali艂 papierosa. Nagle obudzi艂 si臋 w nim optymizm co do ca艂ej tej sprawy.

Postanowi艂 odwiedzi膰 Sir George'a Harveya. Jak dot膮d mieli zaledwie mo偶liwo艣膰 wymiany kilku s艂贸w na statku. By艂 to chyba odpowiedni moment, by mu si臋 pokaza膰.

Otworzy艂 drzwi przedzia艂u i kiedy wychodzi艂 na korytarz, wpad艂 nagle z ca艂ej si艂y na kogo艣, kto akurat nadchodzi艂 z przeciwnej strony. Cz艂owiek ten zakl膮艂 pod nosem i pchn膮艂 go tak silnie, 偶e a偶 zatoczy艂 si臋 do ty艂u.

Poprawi艂 krawat i ruszy艂 do przodu. Stan膮艂 twarz膮 w twarz z ameryka艅skim sier偶antem, kt贸ry wysun膮艂 wojowniczo szcz臋k臋.

— Dlaczego, do diab艂a, nie patrzysz, gdzie idziesz, bracie? powiedzia艂 gro藕nie.

Chavasse poczu艂 wo艅 偶ytniej whisky i zmusi艂 si臋 do u艣miechu.

— Przepraszam, ale nie zauwa偶y艂em pana.

Amerykanin najwyra藕niej zmieni艂 front. Pochyli艂 si臋 do przodu i poklepa艂 Chavasse'a po ramieniu.

— W porz膮dku, kole艣. Wszyscy pope艂niamy b艂臋dy.

Mia艂 oczy kr贸tkowidza, nieprawdopodobnie powi臋kszone przez grube szk艂a okular贸w w metalowej oprawce. Czapka z daszkiem opad艂a mu niemal na nos, tak 偶e wygl膮da艂 troch臋 艣miesznie. Zn贸w poklepa艂 Chavassela po ramieniu, przesun膮艂 si臋 bokiem i odszed艂 na chwiejnych nogach.

Chavasse u艣miechn膮艂 si臋 i ruszy艂 dalej korytarzem, zatrzymuj膮c si臋 przed ostatnim przedzia艂em. Zapuka艂 i wszed艂.

Sir George siedzia艂 przy sk艂adanym stoliku i pisa艂 list. Spojrza艂 z u艣miechem i od艂o偶y艂 pi贸ro.

— A, pan Chavasse, mia艂em nadziej臋, 偶e si臋 spotkamy. Wydaje mi si臋, 偶e by艂em zanadto zaj臋ty r贸偶nymi sprawami dotycz膮cymi Konferencji Pokojowej. Czy wszystko gra?

Chavasse skin膮艂 g艂ow膮.

— Na tyle, na ile to mo偶liwe. B臋dziemy w Osnabrucku za oko艂o czterdzie艣ci minut. Pomy艣la艂em, 偶e nim dojedziemy, lepiej b臋dzie, jak sobie porozmawiamy.

Sir George rozla艂 sherry do dw贸ch szklaneczek i jedn膮 poda艂 Chavasse'owi.

— Czy przewiduje pan jakie艣 k艂opoty w zwi膮zku z Mullerem?

Chavasse potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

— Chyba nie. Mog臋 sobie wyobrazi膰, jakie piek艂o teraz prze偶ywa. Zapewne boi si臋 w艂asnego cienia. Chcia艂bym tylko pozyska膰 jego zaufanie i sprawi膰, 偶eby uwierzy艂, 偶e jestem tym, za kogo si臋 podaj臋. Je艣li mi si臋 uda, postaram si臋 pana w to nie miesza膰, ale je偶eli oka偶e si臋 trudny czy te偶 stanie si臋 podejrzliwy, wtedy b臋d臋 musia艂 pana poprosi膰. Przy odrobinie szcz臋艣cia to powinno zadzia艂a膰.

— Czy s膮dzi pan, 偶e b臋dzie mia艂 ze sob膮 r臋kopis?

— By艂by sko艅czonym g艂upcem, gdyby tak post膮pi艂. Spr贸buj臋 si臋 z nim um贸wi膰 na p贸藕niejszy termin, by zobaczy膰 r臋kopis. W tym wzgl臋dzie nic nie mo偶e si臋 zdarzy膰, jednak偶e mam nadziej臋, 偶e trop zaprowadzi mnie do Caspara Schultza.

— A wi臋c wypijmy za pomy艣lno艣膰 — powiedzia艂 Sir George i nape艂ni艂 ponownie swoj膮 szklank臋. Po chwili milczenia zapyta艂 z ciekawo艣ci膮: — Chavasse... to francuskie nazwisko, prawda?

Chavasse potwierdzi艂.

— M贸j ojciec by艂 adwokatem w Pary偶u, ale matka by艂a Angielk膮. Jako oficer rezerwy poleg艂 pod Arras, kiedy wkroczy艂y wojska hitlerowskie w tysi膮c dziewi臋膰set czterdziestym roku. Mia艂em wtedy jedena艣cie lat. Oboje z matk膮 przedostali艣my si臋 przez Dunkierk臋.

— A wi臋c nie by艂 pan na tyle doros艂y, by s艂u偶y膰 w wojsku? — Sir George wolno zapali艂 cygaro i m贸wi艂 dalej: — Mnie przypad艂o to w udziale. Najpierw porucznik w wieku lat dwudziestu, a potem pu艂kownik w wieku dwudziestu czterech lat. W tamtych czasach szybko si臋 awansowa艂o.

— Musia艂o to by膰 burzliwe 偶ycie — zauwa偶y艂 Chavasse.

— Och, nie wiem — odpar艂 Sir George. — Panowa艂 wsz臋dzie cudowny nastr贸j. Ludzie ci膮gle byli przywi膮zani do dawnych warto艣ci. To po wojnie wszystko zacz臋艂o si臋 rozk艂ada膰.

— Stracone pokolenie — skomentowa艂 cicho Chavasse.

Sir George zwr贸ci艂 si臋 my艣lami ku przesz艂o艣ci i westchn膮艂.

— Wszystko si臋 zmieni艂o... zmieni艂o si臋 bezpowrotnie. Zaj膮艂em si臋 polityk膮 jak wielu innych, z zamiarem zrobienia czego艣 dobrego, ale byli艣my ju偶 sp贸藕nieni.

— Upadek cywilizacji — zauwa偶y艂 Chavasse.

— Mo偶na by zastosowa膰 szczeg贸lne por贸wnanie pomi臋dzy brytyjskim a rzymskim imperium — powiedzia艂 Sir George.

— Powszechne prawo g艂osowania i g艂os mot艂ochu prowadz膮cy do duchowego rozk艂adu i ostatecznego upadku z barbarzy艅cami u bram. — Wsta艂 ze swego miejsca i u艣miechn膮艂 si臋. Prosz臋 mi wybaczy膰, je艣li wyra偶am si臋 jak staro艣wiecki imperialista. Szczerze m贸wi膮c wspominam z nostalgi膮 dawne czasy Imperium. Cho膰by艣my jednak rozmawiali w tym duchu nawet przez ca艂膮 noc, i tak to niczego nie zmieni.

Chavasse spojrza艂 na zegarek. Dok艂adnie za dwadzie艣cia minut powinni by膰 w Osnabrucku. Otworzy艂 drzwi i wyszed艂 na korytarz.

— Cokolwiek si臋 zdarzy, b臋d臋 z panem w kontakcie. Gdzie pan si臋 zatrzyma w Hamburgu?

— W hotelu Atlantic — odpar艂 Sir George. — Prosz臋 da膰 mi zna膰, nawet je艣li nie b臋dzie pan potrzebowa艂 dzisiaj mojej pomocy w zwi膮zku z Mullerem. Chcia艂bym wiedzie膰, jak sprawy stoj膮. Chavasse zamkn膮艂 drzwi i wyszed艂 na korytarz. Kiedy si臋 zatrzyma艂 ko艂o swego przedzia艂u, us艂ysza艂 wewn膮trz jakie艣 odg艂osy. Otworzy艂 gwa艂townie drzwi i szybko wszed艂 do 艣rodka.

Z wyra藕nym przestrachem na twarzy podni贸s艂 si臋 z 艂awki ameryka艅ski sier偶ant. Pochyli艂 si臋 do przodu i stan膮艂 chwiejnie przed Chavasse'em, przytrzymuj膮c si臋 r臋k膮 o 艣cian臋. Zdawa艂 si臋 by膰 ca艂kowicie zamroczony alkoholem.

— Chyba si臋 pomyli艂em — powiedzia艂 ochryp艂ym g艂osem...

Tak by si臋 wydawa艂o — odpar艂 Chavasse.

Amerykanin zacz膮艂 si臋 przeciska膰 do wyj艣cia.

— Nie czuj臋 si臋 dobrze. Choroba komunikacyjna... zawsze mnie dopada. Zamierza艂em p贸j艣膰 do toalety. Widocznie jestem w niew艂a艣ciwym wagonie.

Przez kr贸tk膮 chwil臋 Chavasse sta艂 mu na drodze, spogl膮daj膮c w oczy, kt贸re wpatrywa艂y si臋 w niego niespokojnie zza grubych szkie艂 okular贸w, po czym bez s艂owa odsun膮艂 si臋 na bok. Amerykanin min膮艂 go chwiejnie i zataczaj膮c si臋 poszed艂 korytarzem.

Chavasse zamkn膮艂 drzwi i opar艂 si臋 o nie plecami. Wszystko wygl膮da艂o normalnie, jednak偶e czu艂 si臋 dziwnie nieswojo. Z tym Amerykaninem by艂o co艣 nie w porz膮dku, to ju偶 nie zakrawa艂o na 偶art. Bardziej przypomina艂 posta膰 z burleski — wzruszaj膮cego klowna, kt贸ry sp臋dza 偶ycie zachodz膮c do garderoby, gdzie przebieraj膮 si臋 statystki, a potem z zapartym tchem nas艂uchuj膮c, jak widownia gwi偶d偶e i ryczy.

Jego walizka znajdowa艂a si臋 na g贸rnej p贸艂ce, zdj膮艂 j膮 i otworzy艂. W dalszym ci膮gu by艂a starannie zapakowana, tak jak j膮 zostawi艂, poza jedn膮 rzecz膮. Chusteczki do nosa le偶a艂y poprzednio na dnie walizki. Teraz — na wierzchu. Oczywi艣cie ka偶dy mo偶e si臋 pomyli膰, nawet taki ekspert, zw艂aszcza 偶e pakowa艂 si臋 w po艣piechu.

Zamkn膮艂 walizk臋, od艂o偶y艂 j膮 na p贸艂k臋 i sprawdzi艂 godzin臋. Poci膮g powinien dojecha膰 do Osnabrucku za pi臋tna艣cie minut. Niemo偶liwe, by uda艂o mu si臋 zaj膮膰 wcze艣niej Amerykaninem, najpierw musi si臋 zobaczy膰 z Mullerem.

Rozleg艂o si臋 dyskretne pukanie do drzwi i wszed艂 konduktor, balansuj膮c trzyman膮 w r臋ku tac膮.

— Mo偶e kawy, mein Herr?

Chavasse skin膮艂 g艂ow膮.

— Tak, chyba si臋 napij臋. M臋偶czyzna szybko nape艂ni艂 fili偶ank臋 i poda艂 mu. Chavasse, bior膮c cukier, spyta艂:

— Czy jedziemy zgodnie z rozk艂adem?

Konduktor potrz膮sn膮艂 przecz膮co g艂ow膮.

— Mamy pi臋膰 minut sp贸藕nienia. Czy mog臋 panu s艂u偶y膰 czym艣 jeszcze?

Chavasse podzi臋kowa艂, konduktor wi臋c powiedzia艂 mu dobranoc i wyszed艂 zamykaj膮c za sob膮 drzwi.

Kawa nie by艂a gor膮ca, Chavasse szybko j膮 wypi艂 siedz膮c na brzegu le偶anki. W przedziale by艂o gor膮co, zbyt gor膮co, a偶 w gardle dziwnie mu zasch艂o. Kropelki potu pojawi艂y si臋 na czole i sp艂ywa艂y do oczu. Pr贸bowa艂 si臋 podnie艣膰, lecz by艂 jakby przygwo偶d偶ony do miejsca. Czu艂, 偶e co艣 jest nie w porz膮dku, co艣 bardzo nie w porz膮dku, po czym nagle 偶ar贸wka eksplodowa艂a na tysi臋czne cz膮steczki, kt贸re zawirowa艂y wok贸艂 przedzia艂u niczym l艣ni膮ca mg艂awica, a kiedy upad艂, spowi艂a go ciemno艣膰.

Po chwili 艣wiat艂o zacz臋艂o si臋 zn贸w pojawia膰, jakby wita艂o go, powracaj膮cego z mrok贸w nocy, po czym okaza艂o si臋, 偶e jest to ko艂ysz膮ca si臋 rytmicznie 偶ar贸wka. Mrugn膮艂 kilkakrotnie oczami i ko艂ysanie 偶ar贸wki usta艂o.

Le偶a艂 na pod艂odze w przedziale na wznak i usi艂owa艂 sobie przypomnie膰, co si臋 sta艂o, lecz bola艂a go g艂owa i m贸zg nie chcia艂 pracowa膰.

— Co ja tu robi臋? — rozmy艣la艂. — Co, do diab艂a, ja tu robi臋?

Uchwyci艂 si臋 brzegu 艂awki i podci膮gn膮艂 do pozycji siedz膮cej. W k膮cie, przy umywalce, siedzia艂 na pod艂odze m臋偶czyzna. Chavasse przymkn膮艂 oczy i g艂臋boko zaczerpn膮艂 powietrza. Gdy ponownie otworzy艂 oczy, m臋偶czyzna ci膮gle jeszcze tam tkwi艂. By艂a tylko jedna rzecz nie w porz膮dku. Jego nieruchome oczy wpatrywa艂y si臋 w wieczno艣膰. Marynark臋 mia艂 odchylon膮 i po lewej stronie na bia艂ej koszuli widoczna by艂a postrz臋piona, osmolona prochem dziura. Zosta艂 trafiony w serce z bliskiej odleg艂o艣ci.

Chavasse poderwa艂 si臋 na nogi i zacz膮艂 wpatrywa膰 si臋 w cia艂o. Umys艂 jego pracowa艂 opornie, w pewnej chwili co艣 艣cisn臋艂o go w 偶o艂膮dku, wi臋c czym pr臋dzej pochyli艂 si臋 nad umywalk膮 i zwymiotowa艂. Nala艂 wody do szklanki, wypi艂 powoli i dopiero wtedy poczu艂 si臋 lepiej.

Na prawym policzku mia艂 siniaka, smu偶ka krwi zakrzep艂a mu w miejscu przeci臋cia sk贸ry. Przyjrza艂 si臋 sobie w lustrze ze zmarszczonym czo艂em, po czym zerkn膮艂 na zegarek. By艂o pi臋tna艣cie minut po p贸艂nocy. To oznacza艂o, 偶e poci膮g ju偶 min膮艂 Osnabruck i po艣r贸d nocy zd膮偶a do Bremy. Jeszcze nim obejrza艂 cia艂o, Chavasse wiedzia艂, co znajdzie. M臋偶czyzna by艂 niedu偶y i ciemny, mia艂 przerzedzone w艂osy, a policzki koloru wosku przy dotkni臋ciu okaza艂y si臋 zimne. Palce prawej r臋ki, zakrzywione jak szpony, wyci膮gni臋te by艂y w stron臋 banknot贸w, kt贸re le偶a艂y rozsypane pod umywalk膮.

W wewn臋trznej kieszeni marynarki Chavasse znalaz艂 to, czego szuka艂. By艂a to karta cz艂onkowska klubu na Reeperbahn w Hamburgu na nazwisko Hansa Mullera, wyblak艂a fotografia w mundurze Luftwaffe, na kt贸rej obejmowa艂 ramieniem dziewczyn臋, oraz par臋 list贸w od jakiej艣 Lilii, adresowanych do hotelu na Gluckstrasse w Hamburgu.

Chavasse podni贸s艂 si臋 powoli, umys艂 jego pracowa艂 ju偶 szybko. Kiedy odwr贸ci艂 si臋 od cia艂a, wzrok jego pad艂 na le偶膮cy w k膮cie automatyczny pistolet Mauser. W momencie gdy si臋 pochyla艂, by go podnie艣膰, rozleg艂o si臋 gwa艂towne pukanie do drzwi i raptownie je otwarto.

Sta艂 w nich inspektor Steiner, a zaniepokojony konduktor zagl膮da艂 mu przez rami臋.

— Herr Chavasse? — przem贸wi艂 Steiner uprzejmie. — Przepraszam, 偶e pana niepokoj臋, ale konduktor doni贸s艂 mi, 偶e s艂ysza艂 strza艂 w przedziale. Czy mo偶e pan to wyt艂umaczy膰?

W tym momencie zobaczy艂 Mausera le偶膮cego na pod艂odze i podni贸s艂 go szybko. Konduktor gapi艂 si臋 przera偶ony, a Steiner pchn膮艂 Chavasse'a w g艂膮b przedzia艂u i sam wszed艂 do 艣rodka.

Chavasse usiad艂 na brzegu 艂awki, a Steiner szybko obejrza艂 cia艂o. Po chwili zawo艂a艂 konduktora.

— Jak si臋 pan nazywa?

— Schmidt, Herr Steiner — odpar艂 konduktor. — Otto Schmidt. — Jego twarz nabra艂a niezdrowego koloru 偶贸艂ci, wydawa艂o si臋, 偶e lada moment zwymiotuje.

— We藕 si臋 w gar艣膰, cz艂owieku — wysapa艂 Steiner. — Czy widzia艂 pan kiedy tego m臋偶czyzn臋? Schmidt skin膮艂 g艂ow膮.

— Wsiad艂 do poci膮gu w Osnabrucku, panie inspektorze.

— A potem? — spyta艂 Steiner.

— Widzia艂em, jak wchodzi艂 do tego przedzia艂u.

Steiner skin膮艂 g艂ow膮.

— Ach tak. Popro艣cie doktora Krugera, 偶eby tu wst膮pi艂. Schmidt wyszed艂 na korytarz, a Steiner odwr贸ci艂 si臋, wyci膮gaj膮c r臋k臋. Chavasse zda艂 sobie spraw臋, 偶e wci膮偶 jeszcze trzyma przedmioty, kt贸re wyj膮艂 z kieszeni Mullera, i poda艂 je inspektorowi. Steiner przejrza艂 szybko listy i mrukn膮艂:

— Kim by艂 ten cz艂owiek, ten Hans Muller? Dlaczego pan go zabi艂?

Chavasse wzruszy艂 ramionami.

— Mo偶e pan mi to powie.

Steiner pochyli艂 si臋 i podni贸s艂 spod umywalki banknoty. Trzyma艂 je w d艂oni.

— Nie my艣l臋, 偶eby艣my musieli zbyt daleko szuka膰, m贸j przyjacielu, chyba 偶e zamierza mi pan powiedzie膰, 偶e s膮 to pa艅skie pieni膮dze?

Chavasse potrz膮sn膮艂 przecz膮co g艂ow膮.

— Nie, nie moje.

Steiner pokiwa艂 z satysfakcj膮 g艂ow膮.

— Dobrze, a wi臋c zdarzy艂o si臋 to mniej wi臋cej tak. By艂a k艂贸tnia, prawdopodobnie o pieni膮dze. Uderzy艂 pana. Jest 艣lad na pa艅skim policzku i przeci臋cie od ozdobnego sygnetu, jaki mia艂 na 艣rodkowym palcu prawej r臋ki.

— A potem zastrzeli艂em go? — wtr膮ci艂 bezradnie Chavasse.

Steiner wzruszy艂 ramionami.

— Musi pan przyzna膰, 偶e na to wygl膮da.

W tym momencie do przedzia艂u wszed艂 Kruger. Spojrza艂 pytaj膮co na Steinera, kt贸ry wskaza艂 mu cia艂o. Kruger zmarszczy艂 brwi i przykl臋kn膮艂 na jedno kolano. Podni贸s艂 si臋 z kl臋czek po kr贸tkich ogl臋dzinach.

— Precyzyjny strza艂 prosto w serce. 艢mier膰 musia艂a nast膮pi膰 momentalnie. Steiner schowa艂 pieni膮dze do kieszeni i nagle sta艂 si臋 bardzo aktywny.

— Czy ma pan mi co艣 wi臋cej do przekazania, nim postawi臋 pana w stan oskar偶enia, Herr Chavasse?

— Nie, nie s膮dz臋. Je偶eli mog臋, to chcia艂bym tylko o co艣 spyta膰 Schmidta. — Nim Steiner zdo艂a艂 odpowiedzie膰, Chavasse zwr贸ci艂 si臋 do konduktora: — Powiedzcie mi, Schmidt, czy w tym poci膮gu odbywa podr贸偶 sier偶ant armii ameryka艅skiej?

Schmidt wydawa艂 si臋 autentycznie zdumiony.

— Sier偶ant ameryka艅skiej armii, mein Herr? Nie, musia艂 si臋 pan pomyli膰.

Chavasse lekko si臋 u艣miechn膮艂.

— Tak te偶 i my艣la艂em. — Podnosz膮c si臋 z 艂awki zwr贸ci艂 si臋 do Steinera: — A wi臋c, dok膮d idziemy, inspektorze?

Steiner spojrza艂 na Schmidta.

— Macie tu wolny przedzia艂?

— Tak, Herr Steiner — odpar艂 Schmidt. — W jednym z ko艅cowych wagon贸w.

Kruger, kt贸ry przys艂uchiwa艂 si臋 rozmowie w milczeniu, stan膮艂 z boku i Steiner wyprowadzi艂

Chavasse'a na korytarz. Kilka os贸b, s艂ysz膮c ich podniesione g艂osy, wysz艂o z przedzia艂贸w i z ciekawo艣ci膮 patrzy艂o, jak Chavasse pod膮偶a艂 korytarzem, prowadzony przez Schmidta.

Sir George Harvey te偶 sta艂 przed swoim przedzia艂em z wyrazem zdumienia na twarzy. Zobaczywszy ich, najwyra藕niej chcia艂 podnie艣膰 r臋k臋, ale Chavasse zmarszczy艂 brwi i potrz膮sn膮艂 nieznacznie g艂ow膮. Sir George cofn膮艂 si臋 do przedzia艂u i zamkn膮艂 drzwi.

Ju偶 przed dziesi臋ciu minutami Chavasse postanowi艂, 偶e nie ma sensu siedzie膰 w hamburskim wi臋zieniu przez sze艣膰 miesi臋cy, podczas gdy prawnicy b臋d膮 si臋 zastanawia膰 nad jego ostatecznym losem. Kiedy przechodzili przez nast臋pny wagon, mia艂 ju偶 ustalony plan dzia艂ania.

Pusty przedzia艂 znajdowa艂 si臋 na ko艅cu trzeciego wagonu i nim do niego dobrn臋li, Chavasse by艂 ju偶 got贸w. Schmidt pochyli艂 si臋, by otworzy膰 drzwi, a Chavasse czeka艂 tu偶 obok Steinera. Kiedy drzwi si臋 uchyli艂y, Chavasse wepchn膮艂 konduktora za kark do przedzia艂u. W tym samym momencie przekr臋ci艂 si臋 na pi臋cie i wbi艂 Steinerowi zakrzywione palce w gard艂o.

Policjant osun膮艂 si臋 na pod艂og臋 z r臋koma przyci艣ni臋tymi do gard艂a i posinia艂膮 twarz膮. Chavasse szybko zamkn膮艂 drzwi przedzia艂u, uniemo偶liwiaj膮c Schmidtowi wszcz臋cie alarmu, i przekr臋ci艂 klucz w zamku. Nast臋pnie przest膮pi艂 przez skulone cia艂o Steinera i ruszy艂 p臋dem t膮 sam膮 drog膮, kt贸r膮 przyszli.

Pragn膮艂 znale藕膰 bezpieczny azyl w przedziale Sir George'a Harveya. Tam b臋dzie bezpieczny a偶 do Hamburga. Ale w tej chwili najwa偶niejsze by艂o przekona膰 Steinera, 偶e opu艣ci艂 poci膮g.

Na ko艅cu korytarza skr臋ci艂 i chwyci艂 za hamulec, znajduj膮cy si臋 nad drzwiami. Kiedy poci膮g zacz膮艂 zwalnia膰, otworzy艂 drzwi i zimne nocne powietrze wyci膮gn臋艂o je na zewn膮trz, tak 偶e uderzy艂y o 艣cian臋 wagonu.

Ruszy艂 szybko przed siebie. Znajdowa艂 si臋 ju偶 na ko艅cu korytarza, zaledwie kilka metr贸w od przedzia艂u Sir George'a, kiedy dobieg艂y go jakie艣 odg艂osy. Przez chwil臋 zawaha艂 si臋 i ju偶 mia艂 biec z powrotem, gdy otworzy艂y si臋 za nim cicho drzwi przedzia艂u. Jaka艣 r臋ka wci膮gn臋艂a go do 艣rodka. Straci艂 r贸wnowag臋 i run膮艂 na pod艂og臋. Za jego plecami drzwi zamkn臋艂y si臋 z lekkim trzaskiem.

Chcia艂 si臋 poderwa膰, skoczy膰 lak metalowa spr臋偶yna rozwijaj膮ca si臋 z si艂膮 eksplozji, lecz zatrzyma艂 si臋, kl臋cz膮c jednym kolanem na pod艂odze. Tu偶 przed nim na 艂awce le偶a艂 mundur armii ameryka艅skiej, a na starannie z艂o偶onej kurtce widnia艂y paski sier偶anta. Na wierzchu bluzy dojrza艂 wojskow膮 czapk臋, a na niej grube szk艂a okular贸w w metalowej oprawce.

3

Cz艂owiek, kt贸ry sta艂 oparty o drzwi, trzyma艂 nonszalancko w prawej r臋ce w艂oski pistolet automatyczny Biretta. By艂 艣redniego wzrostu, opalony, a jego oczy wydawa艂y si臋 zaskakuj膮co niebieskie. W k膮cikach jego ust igra艂 u艣miech pe艂en rozbawienia.

— Niez艂ego bigosu narobi艂e艣, ch艂opie — odezwa艂 si臋 nieskaziteln膮 angielszczyzn膮.

Poci膮g wreszcie si臋 zatrzyma艂, z korytarza dobieg艂y krzyki. Chavasse zacz膮艂 nas艂uchiwa膰 uwa偶nie i rozpozna艂 g艂os Steinera. Z trudem stan膮艂 na nogi, a nieznajomy powiedzia艂:

— Steiner wydaje si臋 niezbyt zadowolony. Co mu pan zrobi艂?

— D偶udo, cios w gard艂o. Paskudny chwyt, ale nie mia艂em czasu na kurtuazj臋. Spojrza艂 na pistolet. — Mo偶e go pan schowa膰. 呕adnych wybryk贸w, przyrzekam.

Nieznajomy u艣miechn膮艂 si臋 i wsun膮艂 bro艅 do kieszeni.

— Nie mia艂em pewno艣ci, jak pan zareaguje, kiedy pana tutaj wci膮ga艂em.

Z wewn臋trznej kieszeni wyci膮gn膮艂 sk贸rzan膮 papiero艣nic臋 ze z艂otymi ornamentami i otworzy艂. Chavasse wzi膮艂 papierosa i pochyli艂 si臋 nad zapalon膮 przez nieznajomego zapalniczk膮.

Od pi臋ciu lat pracowa艂 dla Szefa i jeszcze mu si臋 nie zdarzy艂o, aby nie rozpozna艂 od pierwszego wejrzenia profesjonalisty. Wszystkich ludzi jego profesji cechowa艂a specyficzna aura, nieokre艣lona, ale natychmiast wyczuwalna dla do艣wiadczonego agenta wywiadu. Na podstawie metod pracy, za颅 chowania i innych cech bez trudu mo偶na by艂o okre艣li膰 narodowo艣膰. Ten przypadek najwyra藕niej go zaskoczy艂.

— Kim pan jest? — spyta艂.

— Nazywam si臋 Hardt, panie Chavasse — odpar艂. — Mark Hardt. Chavasse zmarszczy艂 czo艂o.

— Nazwisko niemieckie, a przecie偶 nie jest pan Niemcem.

— Izraelczykiem — wyja艣ni艂 Hardt z u艣miechem. — Taka sobie mieszanka Winchesteru z Emmanuel College.

Obraz zaczyna艂 nabiera膰 kszta艂tu.

— Wywiad izraelski? — spyta艂 Chavasse.

Hardt zaprzeczy艂 ruchem g艂owy.

— Kiedy艣 tak, ale tym razem nie tak oficjalnie. Powiedzmy raczej, 偶e jestem cz艂onkiem organizacji, kt贸ra z powod贸w zasadniczych zmuszona jest dzia艂a膰 w ukryciu.

— Rozumiem — powiedzia艂 cicho Chavasse. — Ale wobec tego, jaki cel przy艣wieca panu w tym momencie?

— Taki sam, jak panu — wyja艣ni艂 spokojnie Hardt. — Potrzebny mi jest ten r臋kopis, ale jeszcze bardziej chc臋 mie膰 Caspara Schultza. — Nim Chavasse zd膮偶y艂 co艣 powiedzie膰, Hardt podni贸s艂 si臋 i skierowa艂 do drzwi. — Chyba wyjd臋 na korytarz i zobacz臋, co si臋 tam dzieje.

Zamkn膮艂 za sob膮 drzwi bezg艂o艣nie, a Chavasse usiad艂 na brzegu roz艂o偶onej le偶anki i z powa偶nym wyrazem twarzy zastanawia艂 si臋 nad wszystkim, co mu powiedzia艂 Hardt. Powszechnie by艂o wiadomo, 偶e istnieje przynajmniej jedna silna organizacja 偶ydowska, dzia艂aj膮ca w ukryciu nieprzerwanie od zako艅czenia wojny we wszystkich zak膮tkach 艣wiata, tropi膮ca nazistowskich zbrodniarzy wojennych, kt贸rzy wymkn臋li si臋 wywiadowczej siatce si艂 sprzymierzonych w 1945 roku. S艂ysza艂, 偶e jej cz艂onkowie wprost fanatycznie oddani s膮 swojej pracy, dzielni ludzie, kt贸rzy po艣wi臋cili 偶ycie, aby te potwory wyzute z ludzkich uczu膰, a odpowiedzialne za Bergen-Belsen, O艣wi臋cim i inne obozy 艣mierci, dosi臋g艂a sprawiedliwo艣膰.

Kilkakrotnie ju偶 zdarzy艂o mu si臋 wsp贸艂pracowa膰 z agentami innych pa艅stw, kt贸rzy mieli wytyczony ten sam cel, ale tym razem by艂o to co innego — ca艂kiem co innego. Poci膮g rusza艂 powoli, uchyli艂y si臋 drzwi i Hardt wsun膮艂 si臋 do 艣rodka.

— Widzia艂em Steinera. Jak rozw艣cieczony lew szala艂 po peronie. Wreszcie uda艂o si臋 go przekona膰, 偶e zd膮偶y艂 pan ju偶 umkn膮膰 daleko, i wsiad艂 do poci膮gu. Je偶eli kiedykolwiek wpadnie pan w jego r臋ce, nie ma pan 偶adnych szans.

— Ju偶 si臋 o to postaram, 偶eby nie wpa艣膰. — Chavasse wskaza艂 na ameryka艅ski mundur. — Drobna zmiana, przebior臋 si臋 w pa艅ski str贸j. Po dokonanym morderstwie zbrodniarz po prostu przestaje istnie膰, no nie?

— W wielu sytuacjach to si臋 powiod艂o, chocia偶 okulary mog膮 by膰 ju偶 troch臋 ograne. Do diab艂a, nie widz臋 w nich nic absolutnie.

Hardt zamkn膮艂 drzwi, wyci膮gn膮艂 sto艂ek spod le偶anki i usiad艂 na nim wygodnie, opieraj膮c si臋 plecami o 艣cian臋.

— Nie s膮dzi pan, 偶e ju偶 najwy偶szy czas, aby艣my przyst膮pili do sprawy?

— Dobrze — zgodzi艂 si臋 Chavasse — ale pan zaczyna. Jak dalece jest pan wprowadzony w to zagadnienie?

— Nim zaczn臋, niech mi pan powie jedn膮 rzecz — odezwa艂 si臋 Hardt. — To Muller nie 偶yje, prawda? S艂ysza艂em, jak kt贸ry艣 z pasa偶er贸w m贸wi艂 o strzale, a potem Steiner prowadzi艂 pana przez korytarz.

— Tu偶 przed Osnabruckiem wypi艂em fili偶ank臋 kawy — zacz膮艂 Chavasse. — Nie wiem, co wsypano, ale na dobre p贸艂 godziny straci艂em 艣wiadomo艣膰. Kiedy oprzytomnia艂em, Muller le偶a艂 w k膮cie, dosta艂 strza艂 w serce.

— Kto艣 mia艂 wpraw臋.

— Szczerze m贸wi膮c, podejrzewa艂em o to pana — wyzna艂 Chavasse. — Ale w艂a艣ciwie czego pan szuka艂 w moim przedziale?

— Wszystkiego, co m贸g艂bym znale藕膰 — o艣wiadczy艂 Hardt. — Wiedzia艂em, 偶e Muller mia艂 si臋 spotka膰 z panem w Osnabrucku. Nie spodziewa艂em si臋, 偶e b臋dzie mia艂 przy sobie r臋kopis, ale my艣la艂em, 偶e zaprowadzi pana tam, gdzie si臋 znajduje, albo nawet do samego Schultza.

— I zamierza艂 pan i艣膰 naszymi 艣ladami? — spyta艂 Chavasse.

— Oczywi艣cie — potwierdzi艂 Hardt. Chavasse zapali艂 nast臋pnego papierosa.

— Niech偶e mi pan wyja艣ni, sk膮d, u licha, ma pan a偶 tyle wiadomo艣ci?

Hardt u艣miechn膮艂 si臋 tajemniczo.

— Wpadli艣my na trop Mullera dwa tygodnie temu, kiedy zg艂osi艂 si臋 do pewnego wydawcy w Niemczech i zaproponowa艂 r臋kopis Schultza.

— W jaki spos贸b si臋 pan o tym dowiedzia艂?

— W艂a艣nie tego wydawc臋 mamy na oku ju偶 od trzech lat. Uda艂o si臋 nam zatrudni膰 w jego biurze nasz膮 agentk臋. To ona nas powiadomi艂a o Mullerze.

— Spotka艂 si臋 pan z nim?

Hardt wykona艂 przecz膮cy ruch g艂ow膮.

— Niestety, wydawca ten mia艂 swoich zaprzyja藕nionych nazist贸w, kt贸rzy z nim wsp贸艂pracowali. Muller mieszka艂 wtedy w Bremie. Zd膮偶y艂 jednak umkn膮膰 przed nimi i przed nami.

— Jak si臋 domy艣lam, zgubili艣cie jego 艣lad?

Hardt przytakn膮艂.

— Dop贸ki nie us艂yszeli艣my o panu.

— Ch臋tnie dowiedzia艂bym si臋, jak to si臋 panu uda艂o — wtr膮ci艂 Chavasse. — To szalenie interesuj膮ce.

— Taka organizacja jak nasza ma przyjaci贸艂 wsz臋dzie. Kiedy Muller nawi膮za艂 kontakt z firm膮 wydawnicz膮, kt贸r膮 jakoby pan reprezentuje, dyrektorzy z miejsca zwr贸cili si臋 do Sir George'a Harveya, jednego ze swych najpowa偶niejszych udzia艂owc贸w. On z kolei powiadomi艂 sekretariat Ministerstwa Spraw Zagranicznych, kt贸re przekaza艂o spraw臋 do pa艅skiego Biura.

— A co pan wie na temat dzia艂alno艣ci tego Biura?

— Wiem, 偶e jest to specjalna kom贸rka, kt贸ra zajmuje si臋 najbardziej brudnymi i skomplikowanymi zagadnieniami — odpar艂 Hardt. — z zakresu wywiadu wojskowego i wszystkim, czego s艂u偶ba wywiadowcza nie chce tkn膮膰.

— Jak si臋 pan dowiedzia艂, 偶e b臋d臋 jecha艂 tym poci膮giem, aby si臋 spotka膰 z Mullerem?

— Prosz臋 pami臋ta膰, 偶e pa艅skie spotkanie z Mullerem w Osnabrucku zaplanowane zosta艂o przez dyrektora wydawnictwa. Wszystkie szczeg贸艂y mia艂, oczywi艣cie, zachowa膰 wy艂膮cznie do swojej wiadomo艣ci.

— Nale偶y przypuszcza膰, 偶e tak si臋 nie sta艂o?

— By艂o to zbyt frapuj膮ce, aby si臋 nie zwierzy膰 pozosta艂ym dyrektorom — potwierdzi艂 Hardt — a wi臋c tego samego dnia opowiedzia艂 im wszystko przy obiedzie. Tak si臋 szcz臋艣liwie sk艂ada, 偶e jeden z dyrektor贸w jest sympatykiem naszej organizacji i uzna艂, 偶e te wiadomo艣ci mog膮 nas zainteresowa膰. Poinformowa艂 naszego cz艂owieka w Londynie, kt贸ry natychmiast mnie powiadomi艂. Poniewa偶 by艂em wtedy w Hamburgu, niewiele mia艂em czasu, ale uda艂o mi si臋 z艂apa膰 przedpo艂udniowy samolot do Rotterdamu i wsi膮艣膰 do tego poci膮gu.

— To jednak wci膮偶 nie wyja艣nia, sk膮d ludzie, kt贸rzy zabili Mullera, dowiedzieli si臋 o naszym zaplanowanym spotkaniu w tym poci膮gu — zauwa偶y艂 Chavasse. — Nie mog臋 poj膮膰, jak to si臋 sta艂o, ale przecie偶 musia艂 by膰 jaki艣 drugi przeciek z Londynu. Nie wydaje mi si臋 to prawdopodobne, aby w gronie dyrektor贸w firmy, kt贸r膮 jakoby reprezentuj臋, znajdowa艂 si臋 te偶 sympatyk nazist贸w.

— Na ten temat mam w艂asn膮 teori臋 — m贸wi艂 Hardt.— Muller mieszka艂 w Bremie z Lilii Pohl. Dzi艣 rano wy艂owiono jej cia艂o z Elby, oczywi艣cie samob贸jstwo.

— A pan uwa偶a, 偶e by艂o to morderstwo?

Hardt przytakn膮艂.

— Znikn臋艂a z Bremy w momencie, kiedy znikn膮艂 te偶 Muller, czyli 偶e musieli by膰 razem. Uwa偶am, 偶e tamta strona wiedzia艂a dok艂adnie, gdzie Muller przebywa, a zostawiali go w spokoju, bo mieli nadziej臋, 偶e naprowadzi ich na trop Caspara Schultza. Muller jednak wymkn膮艂 im si臋 z r膮k i wczoraj wieczorem wyjecha艂 z Hamburga do Osnabrucku. Jedyn膮 osob膮, kt贸ra mog艂a im powiedzie膰, dok膮d pojecha艂 i po, co, by艂a w艂a艣nie Lilii Pohl.

— Wydaje si臋 to prawdopodobne — zauwa偶y艂 Chavasse. — Brzmi przekonuj膮co. Ale wci膮偶 pozostaje niejasno艣膰, dlaczego go zabili.

Hardt wzruszy艂 ramionami.

— Muller m贸g艂 mie膰 ze sob膮 r臋kopis, cho膰 wydaje mi si臋 to ma艂o prawdopodobne. S膮dz臋, 偶e by艂 to przypadek. Muller zapewne rzuci艂 si臋 na cz艂owieka, kt贸ry czeka艂 na niego w pa艅skim przedziale, wywi膮za艂a si臋 walka, w czasie kt贸rej zosta艂 zabity.

Chavasse z g艂臋bok膮 powag膮 rozwa偶a艂 wszystko, co mu powiedzia艂 Hardt. Po chwili odezwa艂 si臋:

— Wci膮偶 jedna rzecz jest dla mnie niepoj臋ta. Muller nie 偶yje, a wi臋c moja misja zwi膮zana z odnalezieniem Schultza jest sko艅czona. Na nic nie mog臋 si臋 panu przyda膰, dlaczego wi臋c pan pakuje si臋 w tarapaty, 偶eby ratowa膰 moj膮 sk贸r臋?

— M贸g艂by pan nazwa膰 mnie sentymentalnym — odpar艂 Hardt. — Mam s艂abo艣膰 do ludzi, kt贸rzy s膮 sympatykami Izraela, a wiem, 偶e pan do nich nale偶y.

— A sk膮d pan to wie?

— Czy przypomina pan sobie cz艂owieka, kt贸ry nazywa si臋 Joel ben David? — spyta艂 Hardt. — By艂 agentem izraelskiego wywiadu w Kairze w tysi膮c dziewi臋膰set pi臋膰dziesi膮tym sz贸stym roku. Ocali艂 mu pan 偶ycie i umo偶liwi艂 powr贸t do Izraela z informacjami, kt贸re okaza艂y si臋 bardzo po偶yteczne dla naszej armii podczas kampanii na Synaj.

— Pami臋tam — rzek艂 Chavasse. — Wola艂bym jednak, aby pan o tym zapomnia艂. M贸g艂bym si臋 znale藕膰 w niema艂ych k艂opotach. Nie powinienem by艂 wtedy uprawia膰 tak jawnej partyzantki.

— Ale my, 呕ydzi, nie zapominamy o naszych przyjacio艂ach — odpar艂 ze spokojem Hardt.

Chavasse poczu艂 si臋 nagle dziwnie nieswojo i natychmiast zada艂 kolejne pytanie:

— Dlaczego a偶 tak bardzo zale偶y panu na schwytaniu Schultza? Dobrze pan wie, 偶e nie jest drugim Eichmannem. Zrobi si臋 wrzawa, wszyscy zaczn膮 si臋 domaga膰 procesu na skal臋 mi臋dzynarodow膮. Nawet Rosjanie zechc膮 macza膰 w tym palce.

— Nie s膮dz臋. W ka偶dym razie, nie by艂oby to po naszej my艣li, aby zosta艂 w Niemczech i aby tutaj odby艂 si臋 jego proces. W niemieckim prawie istnieje paragraf, kt贸ry nak艂ada pewne ograniczenia. Przypadki zab贸jstwa podlegaj膮 s膮dowi w ci膮gu pi臋tnastu lat od pope艂nienia zbrodni — morderstwo w ci膮gu dwudziestu lat.

— Czy to znaczy, 偶e zbrodnie Schultza mia艂yby ju偶 ulec przedawnieniu?

— Kto wie? Wszystko mo偶e si臋 zdarzy膰 — powiedzia艂 Hardt z pow膮tpiewaniem. Wsta艂 i zacz膮艂 si臋 przechadza膰 z niepokojem po przedziale. — Nie jeste艣my oprawcami. Nie zamierzamy z艂o偶y膰 go na o艂tarzu ofiarnym w obecno艣ci ca艂ego ludu 偶ydowskiego, wykrzykuj膮cego Hosanna. Chcemy wytoczy膰 mu proces z tych samych powod贸w, jak by艂o w przypadku Eichmanna. Chodzi o to, by 艣wiat dowiedzia艂 si臋; o jego strasznych zbrodniach. 呕eby 艣wiat nie zapomnia艂 jak okrutni mog膮 by膰 ludzie wobec swoich braci.

Oczy mu si臋 roziskrzy艂y, zadr偶a艂. M贸wi艂 z 偶arliwo艣ci膮, kt贸ra zdawa艂a si臋 mie膰 pod艂o偶e religijne i kt贸ra tak zaw艂adn臋艂a jego sercem i dusz膮, 偶e wszystko doko艂a traci艂o sw贸j sens.

— Cz艂owiek po艣wi臋caj膮cy si臋 — skomentowa艂 cicho Chavasse. — A ja my艣la艂em, 偶e takich ludzi ju偶 nie ma.

Hardt zatrzyma艂 si臋 z podniesion膮 w g贸r臋 r臋k膮, popatrzy艂 na Chavasse'a, po czym roze艣mia艂 si臋 i zarumieni艂.

— Przepraszam, czasami przestaj臋 panowa膰 nad swymi uczuciami. Ale przecie偶 nie ma w tym nic z艂ego, je艣li robi si臋 to, w co si臋 wierzy.

— Jak to si臋 sta艂o, 偶e wpl膮ta艂 si臋 pan w tego rodzaju dzia艂alno艣膰?

Hardt usiad艂 na le偶ance.

— Moi rodzice byli Niemcami pochodzenia 偶ydowskiego. Na szcz臋艣cie, ojciec ju偶 w tysi膮c dziewi臋膰set trzydziestym trzecim roku przewidzia艂, co si臋 艣wi臋ci. Wyjecha艂 do Anglii wraz z moj膮 matk膮 i ze mn膮 i nawet dobrze mu si臋 tam wiod艂o. Nigdy nie by艂em specjalnie religijny... i teraz te偶 chyba nie jestem. Ow艂adni臋ty nieprzepartym, m艂odzie艅czym zapa艂em, opu艣ci艂em Cambridge w tysi膮c dziewi臋膰set czterdziestym si贸dmym roku i pojecha艂em do Palestyny statkiem z Marsylii, wioz膮cym nielegalnych imigrant贸w. Wst膮pi艂em do Hagany i wzi膮艂em udzia艂 w pierwszej wojnie z Arabami.

— I wtedy sta艂 si臋 pan syjonist膮?

Hardt u艣miechn膮艂 si臋 i potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

— Sta艂em si臋 Izraelczykiem... a to, jak pan wie, pewna r贸偶nica. Zobaczy艂em m艂odych m臋偶czyzn umieraj膮cych w imi臋 wiary, zobaczy艂em dziewcz臋ta, kt贸re zamiast uczy膰 si臋 w szkole, trzyma艂y w r臋ku karabiny maszynowe. Przedtem moje 偶ycie nie mia艂o szczeg贸lnego znaczenia. Od tej chwili nabra艂o sensu, znalaz艂em sw贸j cel.

Chavasse odetchn膮艂 g艂臋biej i poda艂 mu papierosa.

— Musz臋 wyzna膰, 偶e do pewnego stopnia zazdroszcz臋 panu.

Hardt spojrza艂 na niego ze zdziwieniem.

— Ale chyba wierzy pan w sens tego, co robi? Przecie偶 to praca dla pa艅skiego kraju o wymiarze politycznym?

— Czy wierz臋? — Chavasse wyrazi艂 w膮tpliwo艣膰. — Wcale nie jestem o tym przekonany. Ludzie tacy jak ja pracuj膮 dla ka偶dej W艂adzy na ca艂ym 艣wiecie. Mam wi臋cej wsp贸lnego z moim przeciwnikiem ze Smierszy ni偶 z jakimkolwiek obywatelem mojego kraju. Kiedy dostaj臋 jakie艣 polecenie do wykonania, zabieram si臋 do roboty. Nie zadaj臋 偶adnych pyta艅. Ludzie tacy jak ja 偶yj膮 wedle jednego kodu — zadanie musi by膰 wykonane, wszystko inne jest niewa偶ne. — Roze艣mia艂 si臋 szorstko. — Gdybym urodzi艂 si臋 wcze艣niej jako Niemiec, pracowa艂bym pewnie w gestapo.

— Dlaczego wi臋c udzieli艂 pan pomocy Joelowi ben Dayidowi w Kairze? — zdziwi艂 si臋 Hardt. — To zupe艂nie nie pasuje do obrazu, jaki pan naszkicowa艂.

Chavasse wzruszy艂 ramionami i rzek艂 od niechcenia:

— To moja s艂abo艣膰. Lubi臋 ludzi i czasami podejmuj臋 kroki pozbawione rozs膮dku. — Nim Hardt zd膮偶y艂 co艣 powiedzie膰, Chavasse ci膮gn膮艂 dalej: — A propos, przeszuka艂em Mullera, zanim jeszcze Steiner wkroczy艂 na scen臋. W wewn臋trznej kieszeni znajdowa艂y si臋 listy od Lilii Pohl, o kt贸rej pan wspomina艂. By艂 na nich adres hotelu na Gluckstrasse w Hamburgu.

Hardt spowa偶nia艂.

— To dziwne. My艣la艂em, 偶e pos艂ugiwa艂 si臋 innym nazwiskiem. Czy co艣 jeszcze pan znalaz艂?

— Star膮 fotografi臋 — doda艂 Chavasse. — Chyba jeszcze z czas贸w wojny. Mia艂 na sobie mundur Luftwaffe i obejmowa艂 m艂od膮 dziewczyn臋.

Hardt spojrza艂 na niego zaskoczony.

— Jest pan pewien, 偶e mia艂 na sobie... mundur Luftwaffe?

— Tak — odpowiedzia艂 Chavasse. — Dlaczego pan pyta?

— Prawdopodobnie to nie ma znaczenia — odpar艂 Hardt. — Wiedzia艂em tylko, 偶e by艂 w armii. Moje informacje s膮 chyba nie艣cis艂e. — Po chwili milczenia zacz膮艂 m贸wi膰 dalej: — Dobrze by艂oby zasi臋gn膮膰 informacji w tym hotelu na Gluckstrasse.

Chavasse potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 z pow膮tpiewaniem.

— Zbyt niebezpieczne. Nale偶y pami臋ta膰, 偶e Steiner zna to miejsce. Wyobra偶am sobie, 偶e on te偶 nie omieszka zasi臋gn膮膰 informacji.

— Nie tak od razu — stwierdzi艂 Hardt. — Je艣li pojad臋 tam natychmiast, jak tylko znajdziemy si臋 w Hamburgu, na pewno ubiegn臋 policj臋. Z ich punktu widzenia nie ma powodu do po艣piechu.

Chavasse przyzna艂 mu racj臋.

—Chyba jednak ma to sens.

— Pozostaje tylko jeszcze jedna kwestia — doda艂 Hardt — a mianowicie, co pan ma zamiar robi膰?

— Wiem, co chcia艂bym zrobi膰 — wyzna艂 Chavasse. — Chcia艂bym si臋 znale藕膰 przez pi臋膰 minut sam na sam ze Schmidtem, konduktorem wagonu sypialnego, kt贸ry poda艂 mi kaw臋, i dowiedzie膰 si臋, dla kogo pracuje.

— Radzi艂bym, aby na razie pozostawi艂 pan t臋 spraw臋 w moich r臋kach — zaproponowa艂 Hardt. — Zdob臋d臋 jego adres i wybierzemy si臋 tam p贸藕niej, we dw贸ch. Nie by艂oby wskazane, aby zbyt d艂ugo kr臋ci艂 si臋 pan po Hauptbanhof, gdy dojedziemy do Hamburga.

— Co wi臋c mi pan proponuje?

Hardt zdawa艂 si臋 g艂臋boko zastanawia膰. Po chwili jednak sprawia艂 wra偶enie, jakby ju偶 podj膮艂 decyzj臋.

— Nim powiem co艣 wi臋cej, musz臋 wiedzie膰, czy jest pan got贸w ze mn膮 wsp贸艂pracowa膰.

Chavasse z miejsca u艣wiadomi艂 sobie wi膮偶膮ce si臋 z tym trudno艣ci i zada艂 pytanie.

— Co si臋 stanie, je偶eli odnajdziemy r臋kopis? Komu przypadnie?

— Sprawa jest prosta... nic trudnego zrobi膰 kopi臋.

— A Schultz? Nie mo偶emy go skopiowa膰.

— To zagadnienie b臋dziemy rozwi膮zywa膰, kiedy si臋 przed nami wy艂oni.

— Nie wydaje mi si臋, aby m贸j Szef by艂 tego samego zdania — wyrazi艂 pow膮tpiewanie Chavasse.

Hardt u艣miechn膮艂 si臋 spokojnie.

— Wyb贸r nale偶y do pana. Bez mojej pomocy nic pan nie osi膮gnie. Mam co艣 w zanadrzu. Co艣, co mo偶e si臋 okaza膰 kluczem do ca艂ej tej sprawy.

— Po c贸偶 wi臋c ja jestem panu potrzebny? — zdziwi艂 si臋 Chavasse.

— Ju偶 panu powiedzia艂em, jestem sentymentalny. — Znowu si臋 u艣miechn膮艂. — Okay, b臋d臋 szczery. Ca艂a ta historia toczy si臋 szybciej, ni偶 sobie wyobra偶a艂em, a w tym momencie nie mam drugiego cz艂owieka w Hamburgu. Ch臋tnie skorzystam z pa艅skiej pomocy.

Korzy艣ci ze wsp贸艂pracy z Hardtem nie budzi艂y 偶adnych w膮tpliwo艣ci, tote偶 Chavasse zdecydowa艂 si臋 bez wahania. Wyci膮gn膮艂 r臋k臋.

— W porz膮dku, jestem do pana dyspozycji. Zastanowimy si臋 nad podzia艂em 艂upu, kiedy go zdob臋dziemy, o ile w og贸le nam si臋 to uda.

— Porz膮dny z pana facet! — odpar艂 Hardt, a w jego g艂osie brzmia艂o zadowolenie. — A teraz prosz臋 pos艂ucha膰 uwa偶nie tego, co powiem. Muller mia艂 siostr臋. My o tym wiemy, ale nie s膮dz臋, aby wiedzieli nasi przeciwnicy. Muller by艂 przekonany, 偶e zgin臋艂a podczas nalot贸w, gdy zrzucano bomby zapalaj膮ce, w lipcu tysi膮c dziewi臋膰set czterdziestego trzeciego roku. Spotkali si臋 niedawno. Pracuje jako statystka w klubie Tad偶 Mahal na Reeperbahn. Od ubieg艂ego tygodnia mam tam swoj膮 agentk臋. Stara si臋 zaprzyja藕ni膰 z t膮 dziewczyn膮, aby zdoby膰 jaki艣 kontakt z Mullerem.

Chavasse, zdziwiony, uni贸s艂 brwi.

— Czy pa艅ska agentka jest Niemk膮?

— Izraelk膮, jej rodzice mieszkali w Niemczech. Nazywa si臋 Anna Hartmann. — Zdj膮艂 du偶y srebrny sygnet ze 艣rodkowego palca lewej r臋ki. — Prosz臋 jej to pokaza膰 i powiedzie膰, kim pan jest. Ona zreszt膮 wie o panu wszystko. Prosz臋 jej powiedzie膰, aby po ostatnim wyst臋pie zabra艂a pana do swego mieszkania. Spotkam si臋 tam z wami natychmiast, jak to b臋dzie mo偶liwe.

Chavasse wsun膮艂 sygnet na palec.

— To chyba ju偶 wszystko. Kiedy b臋dziemy w Hamburgu?

Hardt spojrza艂 na zegarek.

— Za jakie艣 dwie godziny. Dlaczego pan pyta?

— Bo ostatnimi czasy jestem potwornie niewyspany i je艣li nie ma pan nic przeciw temu, skorzystam z g贸rnej le偶anki i troch臋 si臋 prze艣pi臋.

Twarz Hardta rozja艣ni艂a si臋 u艣miechem. Podni贸s艂 si臋 i przystawi艂 drabink臋.

— Podoba mi si臋 pa艅ski spos贸b bycia. Nasza wsp贸艂praca powinna by膰 wspania艂a.

— Mamy wi臋c podobne odczucia — odpar艂 Chavasse.

Powiesi艂 marynark臋 przy drzwiach, wspi膮艂 si臋 po drabince i wyci膮gn膮艂 na g贸rnej le偶ance, aby odpr臋偶y膰 wszystkie mi臋艣nie. Mia艂 taki zwyczaj od dawna, ale pozwala艂 sobie na to tylko wtedy, kiedy czu艂 si臋 spokojny.

Mia艂 艣wiadomo艣膰, opart膮 na d艂ugiej praktyce i do艣wiadczeniu, 偶e jak na razie wszystko toczy si臋 pomy艣lnie. Nawet bardzo pomy艣lnie. Odwr贸ci艂 si臋 na bok i natychmiast pogr膮偶y艂 si臋 w spokojnym 艣nie, jak dziecko.

4

Chavasse zerkn膮艂 na swoje odbicie w lustrze. Mia艂 na sobie bia艂y prochowiec Hardta i jego zielony kapelusz. Opu艣ci艂 na oczy rondo i u艣miechn膮艂 si臋.

— Jak wygl膮dam?

Hardt klepn膮艂 go po ramieniu.

— Znakomicie, po prostu znakomicie. Z poci膮gu wysi膮dzie zapewne du偶o ludzi. Je偶eli zrobisz tak, jak zaproponowa艂em, w dwie minuty opu艣cisz dworzec. Mo偶esz wzi膮膰 taks贸wk臋.

Chavasse potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

— Nie k艂opocz si臋 o mnie. Co prawda dawno ju偶 nie by艂em w Hamburgu, ale potrafi臋 jeszcze znale藕膰 drog臋 na Reeperbahn.

— Wobec tego zobaczymy si臋 p贸藕niej. — Hardt otworzy艂 drzwi, wyjrza艂 na korytarz i usun膮艂 si臋 na bok. — Wszystko w porz膮dku.

Chavasse przecisn膮艂 si臋 obok niego i pospieszy艂 pustym korytarzem. Poci膮g wje偶d偶a艂 wolno na Hauptbahnhof i peron zdawa艂 si臋 przesuwa膰 do ty艂u. Przechodzi艂 z wagonu do wagonu przepychaj膮c si臋 obok ludzi, kt贸rzy zacz臋li si臋 wynurza膰 ze swoich przedzia艂贸w, a偶 znalaz艂 si臋 na ko艅cu ostatniego wagonu. Kiedy poci膮g si臋 zatrzyma艂, Chavasse otworzy艂 drzwi i wyszed艂 na peron. Pierwszy znalaz艂 si臋 przy kontroli bilet贸w i ju偶 po chwili zd膮偶a艂 do g艂贸wnego wyj艣cia. By艂a godzina druga trzydzie艣ci, o tej porze nie kursowa艂a kolej podziemna. Lekko pada艂o, by艂a to ciep艂a m偶awka pachn膮ca jesieni膮. Wiedziony nag艂ym impulsem postanowi艂 i艣膰 piechot膮. Postawi艂 ko艂nierz p艂aszcza i zd膮偶a艂 przez Monckebergstrasse w kierunku St. Pauli, znanej dzielnicy nocnych klub贸w Hamburga.

Ulice by艂y ciche i wyludnione i kiedy przechodzi艂 obok wspania艂ych gmach贸w, przypomnia艂 sobie, jak Hamburg wygl膮da艂 pod koniec wojny. Nie miasto, a jatka. Wydawa艂o si臋 wprost niewiarygodne, 偶e by艂o to miejsce, gdzie w ci膮gu dziesi臋ciu dni podczas dywanowych nalot贸w latem 1943 roku zgin臋艂o blisko siedemdziesi膮t tysi臋cy ludzi. Niemcy odrodzi艂y si臋 jak feniks z popio艂贸w. Reeperbahn by艂a taka sama jak j膮 zapami臋ta艂, gwarna i r贸偶nokolorowa, i niewiarygodnie o偶ywiona nawet o tej porze nocy. Gdy tak szed艂 w艣r贸d rozpychaj膮cego si臋 radosnego t艂umu, por贸wna艂 to miejsce z Londynem o trzeciej nad ranem i u艣miechn膮艂 si臋 k膮cikiem ust. Co to by艂o, co oni nazywali sercem St. Pauli? — Die Grosse Freiheit — Wielka Swoboda? To bardzo trafna nazwa.

Przechodzi艂 obok nocnych klub贸w o艣wietlonych krzykliwymi neonami, nie zwracaj膮c uwagi na prostytutki chwytaj膮ce go za r臋kaw, i min膮艂 Davidstrasse, gdzie sta艂y w oknach m艂ode dziewczyny, eksponuj膮ce swe wdzi臋ki przed ewentualnymi klientami. Dopytuj膮c si臋 o drog臋 znalaz艂 wreszcie

Tad偶 Mahal w bocznej uliczce od Talstrasse.

Wej艣cie mia艂o przypomina膰 hindusk膮 艣wi膮tyni臋, a od藕wierny by艂 ubrany w ozdobne szaty i turban. Chavasse wszed艂 do 艣rodka pomi臋dzy palmami w donicach, a m艂oda kobieta w obszernym sari odebra艂a od niego kapelusz i p艂aszcz.

Wn臋trze klubu by艂o w tym samym stylu — kolumny po obydwu stronach d艂ugiej sali i wi臋cej palm w donicach. Kelner, kt贸ry poprowadzi艂 go do stolika, by艂 wspaniale ustrojony w z艂ote brokaty i czerwony turban, tyle 偶e wra偶enie psu艂y okulary bez oprawek i akcent rodem z Westfalii. Chavasse zam贸wi艂 koniak i rozejrza艂 si臋 doko艂a.

Sala by艂a tylko w po艂owie zape艂niona i ka偶dy wydawa艂 si臋 troch臋 zm臋czony, jak gdyby przyj臋cie przeci膮gn臋艂o si臋 zbyt d艂ugo. Na ma艂ym podium kilkana艣cie dziewcz膮t pozowa艂o w scence maj膮cej przedstawia膰 por臋 k膮pieli w haremie. Po艣rodku lubie偶ny rudzielec bez krztyny artyzmu usi艂owa艂 wykona膰 Taniec Siedmiu Zas艂on. Kiedy opad艂a ostatnia zas艂ona, z widowni rozleg艂y si臋 ciche oklaski i 艣wiat艂a przygas艂y. Po chwili rozb艂ys艂y ponownie, ale dziewcz膮t ju偶 nie by艂o. Kelner powr贸ci艂 z koniakiem i Chavasse go zagadn膮艂:

— Pracuje tu u was Fraulein Hartmann. Jak m贸g艂bym si臋 z ni膮 spotka膰?

Kelner pokaza艂 w u艣miechu z艂ote z臋by.

— Nictrudnego, mein Herr. Po ka偶dym przedstawieniu dziewcz臋ta pracuj膮 jako hostessy. Poka偶臋 panu Fraulein Hartmann, gdy tylko si臋 zjawi.

Chavasse wr臋czy艂 mu suty napiwek i zam贸wi艂 p贸艂 butelki szampana oraz dwa kieliszki. Podczas rozmowy z kelnerem na podium pojawi艂a si臋 orkiestra i muzycy zacz臋li gra膰. W tej chwili otworzy艂y si臋 drzwi obok wej艣cia na zaplecze klubu i jak na dany sygna艂, zacz臋艂y przez nie wychodzi膰 statystki.

Statystki by艂y w wi臋kszo艣ci m艂ode i do艣膰 atrakcyjne, a ich suknie mia艂y w spos贸b szczeg贸lny podkre艣la膰 ich liczne wdzi臋ki. By艂y jakby ulepione z tej samej gliny — twarze mocno umalowane i skupione, z przyklejonym mechanicznym u艣miechem, przeznaczonym dla klient贸w.

Zda艂 sobie spraw臋 z jakiego艣 niejasnego, irracjonalnego zawodu na my艣l, 偶e jedna z nich musi by膰 poszukiwan膮 przez niego dziewczyn膮, i ju偶 zamierza艂 wyj艣膰, gdy drzwi si臋 ponownie otworzy艂y.

Nawet bez dyskretnego skinienia g艂owy kelnera, kt贸ry sta艂 po drugiej stronie sali, od razu zorientowa艂 si臋, 偶e to w艂a艣nie Anna Hartmann. Podobnie jak inne dziewcz臋ta mia艂a pantofle na wysokich obcasach, ciemne po艅czochy oraz w膮sk膮 sukienk臋 z czarnego jedwabiu si臋gaj膮c膮 do kolan i opinaj膮c膮 jej biodra niczym druga sk贸ra. Lecz na tym podobie艅stwo si臋 ko艅czy艂o. Emanowa艂 z niej jaki艣 ogromny spok贸j, nieomal cisza. Sta艂a akurat w drzwiach i spokojnie rozgl膮da艂a si臋 po sali, ale jakby nie mia艂a z ni膮 nic wsp贸lnego, jakby ohyda tego 艣wiata nie mog艂a wywiera膰 na ni膮 偶adnego wp艂ywu. Nagle odczu艂 trudne do sprecyzowania podniecenie. To nie z powodu jej urody. Mia艂a oliwkow膮 cer臋, kruczoczarne w艂osy spadaj膮ce do ramion. Okr膮g艂a twarz, pe艂ne, kszta艂tne usta nadawa艂y jej lekko zmys艂owy wyraz, jednak偶e wyra藕ne ko艣ci policzkowe i energiczny podbr贸dek 艣wiadczy艂y o silnym charakterze, co natychmiast ustawia艂o j膮 w innym 艣wiecie, z daleka od pozosta艂ych dziewcz膮t.

Post膮pi艂a naprz贸d i natychmiast zwr贸ci艂y si臋 ku niej g艂owy m臋偶czyzn, patrz膮cych na ni膮 z podziwem. Zr臋cznie unikn臋艂a wyci膮gni臋tej r臋ki jakiego艣 pijanego go艣cia, po czym znalaz艂a si臋 w pobli偶u jego stolika. Chavasse wsta艂 z miejsca i dotkn膮艂 szybko jej ramienia.

— Fraulein Hartmann? — zapyta艂. — Czy m贸g艂bym pani膮 zaprosi膰 na drinka?

Odwr贸ci艂a si臋 patrz膮c mu prosto w twarz, a nast臋pnie zauwa偶y艂a szampana i dwa kieliszki.

— Wydaje si臋 pan mie膰 jaki艣 powa偶ny k艂opot, Herr...?

— Chavasse — powiedzia艂. — Paul Chavasse.

W jej br膮zowych oczach jakby co艣 drgn臋艂o, jednak偶e twarz nie wyra偶a艂a 偶adnego uczucia. Dla postronnego obserwatora by艂a po prostu jedn膮 z wielu dziewcz膮t, przyjmuj膮c膮 pocz臋stunek od klienta.

U艣miechn臋艂a si臋 odsuwaj膮c krzes艂o.

— To bardzo uprzejmie z pana strony, Herr Chavasse. Szampan to najwspanialszy trunek.

Usiad艂szy zn贸w przy stoliku Chavasse zdj膮艂 pier艣cionek Hardta i przesun膮艂 w jej stron臋.

— Mam nadziej臋, 偶e to r贸wnie偶 uzna pani za co艣 wspania艂ego, Fraulein Hartmann — powiedzia艂 wyjmuj膮c jednocze艣nie butelk臋 szampana z wiaderka z lodem i otwieraj膮c j膮.

Kiedy nape艂nia艂 jej kieliszek, ze spokojn膮 twarz膮 przygl膮da艂a si臋 pier艣cionkowi, po czym wsun臋艂a go do torebki. A gdy spojrza艂a na Chavasse'a, na czole jej pojawi艂a si臋 leciutka zmarszczka, 艣wiadcz膮ca o napi臋ciu.

— Czy co艣 si臋 sta艂o z Markiem? — spyta艂a wprost.

Chavasse u艣miechn膮艂 si臋.

— Prosz臋 wypi膰 szampana i nic si臋 nie martwi膰. Teraz pracujemy razem. Pani podobno ma mnie zabra膰 do swojego mieszkania. A on b臋dzie si臋 stara艂 spotka膰 z nami jak najszybciej.

Upi艂a wolno szampana i wpatrywa艂a si臋 zafrasowana w kieliszek, jakby zastanawiaj膮c si臋 nad tym, co powiedzia艂. Po chwili podnios艂a na niego wzrok.

— A mo偶e powie mi pan najpierw, co si臋 zdarzy艂o, Herr Chavasse?

Poda艂 jej papierosa i sam tak偶e wzi膮艂. Pochylili si臋 ku sobie nad stolikiem jak dwoje kochank贸w, niemal stykaj膮c si臋 g艂owami, a on szybko, w kilku zdaniach, zaznajomi艂 j膮 z sytuacj膮.

Kiedy sko艅czy艂, dziewczyna westchn臋艂a.

— A wi臋c Muller nie 偶yje?

— Co z jego siostr膮? — spyta艂 Chavasse. — Czy jest teraz tutaj, w mie艣cie?

Anna Hartmann potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

— Obawiam si臋, 偶e nie. Kiedy nie zg艂osi艂a si臋 dzisiaj wieczorem do pracy, zadzwoni艂am do jej mieszkania. Gospodyni powiedzia艂a mi, 偶e rano spakowa艂a walizk臋 i wyjecha艂a nie zostawiaj膮c adresu.

Chavasse zas臋pi艂 si臋.

— To niedobrze. Nie mamy jasnej przes艂anki, jak teraz post臋powa膰.

— Jest jeszcze ten konduktor wagonu sypialnego, o kt贸rym mi pan wspomina艂 — powiedzia艂a.

— Przynajmniej przez niego mo偶e si臋 pan dowiedzie膰 czego艣 o przeciwniku.

— Trafna uwaga. — Spojrzawszy na zegarek stwierdzi艂, 偶e jest prawie wp贸艂 do czwartej. — Ale mo偶e ju偶 wyjdziemy st膮d?

U艣miechn臋艂a si臋.

— Chyba to nie b臋dzie takie proste, jak si臋 wydaje, powinnam pracowa膰 do wp贸艂 do pi膮tej. Je艣li chce pan, 偶ebym wysz艂a wcze艣niej, musi pan zap艂aci膰 w艂a艣cicielowi nale偶no艣膰.

Chavasse u艣miechn膮艂 si臋 od ucha do ucha.

— 呕artuje pani?

— Nie, to prawda — odpar艂a. — Ale najpierw musimy ze sob膮 zata艅czy膰, 偶eby to wygl膮da艂o naturalnie.

Poderwa艂a go z krzes艂a i zanim m贸g艂 zaprotestowa膰, poprowadzi艂a na malutki parkiet. Obj臋艂a go r臋k膮 za szyj臋 i ta艅czy艂a po艂o偶ywszy mu g艂ow臋 na ramieniu, tak mocno przytulona, 偶e czu艂 ka偶d膮 wypuk艂o艣膰 jej cia艂a.

Wi臋kszo艣膰 par na parkiecie zdawa艂a si臋 ta艅czy膰 w taki sam spos贸b i Chavasse szepn膮艂 jej do ucha:

— Jak d艂ugo mamy si臋 tak zachowywa膰? U艣miechn臋艂a si臋 do niego, a w oczach jej zaigra艂 weso艂y chochlik.

— S膮dz臋, 偶e wystarczy jeszcze pi臋膰 minut. Czy ma pan jakie艣 obiekcje?

Potrz膮sn膮艂 przecz膮co g艂ow膮.

— Nie, ale je艣li nie ma pani nic przeciwko temu, to chcia艂bym troch臋 odpocz膮膰.

U艣miech znikn膮艂 z jej twarzy i spogl膮da艂a przez chwil臋 na niego powa偶nie, po czym zn贸w po艂o偶y艂a mu g艂ow臋 na ramieniu, a on mocno obj膮艂 j膮 w talii.

Chavasse zapomnia艂 o pracy, zapomnia艂 o wszystkim poza faktem, 偶e ta艅czy z gor膮c膮, podniecaj膮c膮 dziewczyn膮, kt贸rej perfumy wype艂nia艂y jego nozdrza wywo艂uj膮c w nim uczucie po偶膮dania. Ju偶 dawno nie spa艂 z 偶adn膮 kobiet膮, ale to nie wyja艣nia艂o wszystkiego. 呕e Anna Hartmann podnieca艂a go fizycznie, nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, ale by艂o w tym co艣 wi臋cej, co艣 g艂臋bszego, czego w艂a艣ciwie nie m贸g艂 poj膮膰.

Ta艅czyli co najmniej pi臋tna艣cie minut, po czym Anna delikatnie si臋 od niego odsun臋艂a.

— A wi臋c ju偶 chod藕my — powiedzia艂a z powag膮 i poprowadzi艂a go do stolika.

Wzi膮wszy torebk臋, zwr贸ci艂a si臋 do niego z u艣miechem.

— Tak jak wspomina艂am, musi pan zap艂aci膰 za m贸j czas, inaczej nie b臋d臋 mog艂a wyj艣膰. — Spojrza艂a na zegarek. — My艣l臋, 偶e trzydzie艣ci marek wystarczy. Otworzy艂 portfel i odliczy艂 pieni膮dze.

— Czy cz臋sto to pani robi?

U艣miechn臋艂a si臋 rozbawiona, ca艂a jej twarz rozja艣ni艂a si臋, jakby by艂a ma艂膮 dziewczynk膮.

— O nie, b臋dzie to po raz pierwszy. Jak do tej pory w艂a艣ciciel mia艂 mi to za z艂e. A teraz p贸jdzie do domu na 艣niadanie szcz臋艣liwy.

Przesz艂a mi臋dzy stolikami na zaplecze klubu. Chavasse zap艂aci艂 rachunek i odebra艂 z szatni sw贸j kapelusz i p艂aszcz.

Zapaliwszy papierosa stan膮艂 na chodniku przed klubem, a po pi臋ciu minutach zjawi艂a si臋 Anna. Mia艂a na sobie futro, a na g艂owie, niczym wie艣niaczka, jedwabn膮 chust臋.

— Czy daleko mamy do domu? — spyta艂, kiedy wsun臋艂a mu r臋k臋 pod rami臋 i ruszyli ulic膮.

— Mam samoch贸d — powiedzia艂a. — Rankiem, o tej porze, ulice s膮 puste, b臋dziemy jecha膰 zaledwie dziesi臋膰 minut.

Zaparkowany za rogiem sta艂 ma艂y, zniszczony Volkswagen, kt贸rym w chwil臋 potem mkn臋li przez ciche, zmyte deszczem ulice. Najwyra藕niej by艂a do艣wiadczonym kierowc膮, jecha艂a pewnie, tote偶 Chavasse odpr臋偶ony osun膮艂 si臋 ci臋偶ko na siedzeniu.

Wci膮偶 go zaskakiwa艂a. Z jednej strony wydawa艂a si臋 za m艂oda do tego rodzaju pracy, z drugiej za艣 nie by艂o w niej cienia bezwzgl臋dno艣ci, tak istotnej w d膮偶eniu do sukcesu. By艂a serdeczn膮, inteligentn膮, urocz膮 dziewczyn膮 i w nag艂ym przyp艂ywie z艂o艣ci pomy艣la艂, jak, u diab艂a, dosz艂o do tego, 偶e zapl膮ta艂a si臋 w tak膮 afer臋.

W tym momencie zatrzymali si臋 na bocznej ulicy przed star膮 kamienic膮 z br膮zowej ceg艂y. Jej mieszkanie znajdowa艂o si臋 na pierwszym pi臋trze i kiedy wchodzili po schodach, odezwa艂a si臋 wyja艣niaj膮c:

— Mo偶e to niezbyt luksusowe miejsce, ale panuje tu atmosfera eleganckiego rozk艂adu, co mnie z pewnego wzgl臋du odpowiada, a poza tym jest tu przyjemnie i spokojnie.

Otworzywszy drzwi przekr臋ci艂a kontakt i Chavasse znalaz艂 si臋 nagle w obszernym, wygodnym pokoju.

— Musz臋 wyskoczy膰 z tej sukienki — powiedzia艂a. — Przepraszam na chwil臋.

Chavasse zapali艂 papierosa i zacz膮艂 si臋 bezwiednie przechadza膰 po pokoju. Na stoliku przy oknie znalaz艂 kilka podr臋cznik贸w i zeszyt, w kt贸rym zapewne robi艂a notatki. W艂a艣nie go przegl膮da艂, kiedy wesz艂a do pokoju.

Mia艂a na sobie haftowane kimono z ci臋偶kiego japo艅skiego jedwabiu, a w艂osy zwi膮za艂a do ty艂u wst膮偶k膮. Wygl膮da艂a najwy偶ej na szesna艣cie lat.

— Widz臋, 偶e znalaz艂e艣 moj膮 prac臋 domow膮. Mark m贸wi艂, 偶e jeste艣 znawc膮 j臋zyk贸w obcych. Czy m贸wisz po hebrajsku?

— Troch臋, ale niezbyt dobrze — odpar艂.

Nie przestaj膮c m贸wi膰 posz艂a do kuchni, a Chavasse pod膮偶y艂 za ni膮.

— Ja m贸wi臋 ca艂kiem dobrze, ci膮gle jednak musz臋 膰wiczy膰 si臋 w pisaniu — wyja艣ni艂a.

Opar艂 si臋 o framug臋 drzwi i obserwowa艂, jak przygotowuje kaw臋.

— Powiedz mi — zacz膮艂 — w jaki spos贸b dziewczyna taka jak ty zapl膮ta艂a si臋 w tego rodzaju gr臋?

U艣miechn臋艂a si臋 przez rami臋, ca艂y czas po艣wi臋caj膮c uwag臋 parzeniu kawy.

— To ca艂kiem proste. Sko艅czy艂am szko艂臋 maj膮c szesna艣cie lat i studiowa艂am nauki ekonomiczne na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie. Potem wst膮pi艂am do armii izraelskiej.

— Czy widzia艂a艣 jak膮艣 walk臋?

— Wystarczaj膮co, aby doj艣膰 do wniosku, 偶e powinnam robi膰 co艣 wi臋cej — powiedzia艂a szybko. Ustawi艂a na tacy fili偶anki i dzbanek z kaw膮, nast臋pnie podesz艂a do szafki i wyj臋艂a puszk臋 ze 艣mietank膮. Chavasse obserwowa艂 j膮, krz膮taj膮c膮 si臋 w ma艂ej kuchni, a偶 zasch艂o mu w gardle i 艣cisn臋艂o go w 偶o艂膮dku.

Kiedy pochyli艂a si臋 nad sto艂em, 偶eby wzi膮膰 tac臋, kimono ciasno opi臋艂o si臋 na niej, uwydatniaj膮c jej rozkoszne kszta艂ty. D艂onie mu zwilgotnia艂y, zrobi艂 niepewnie krok w jej kierunku, a ona, ci膮gle z tac膮 w r臋kach, odwr贸ci艂a si臋 do niego i u艣miechn臋艂a.

呕adna dot膮d kobieta nie u艣miecha艂a si臋 do niego w ten spos贸b. By艂 to u艣miech, kt贸ry harmonizowa艂 z otoczeniem, przyci膮ga艂 go, spowija艂 czu艂o艣ci膮, jakiej nigdy dotychczas nie do艣wiadczy艂. Jakby przeczuwaj膮c, o czym my艣li, przesta艂a si臋 u艣miecha膰, a twarz jej okry艂a si臋 rumie艅cem.

Wzi膮艂 tac臋 z jej r膮k i powiedzia艂 艂agodnie:

— Kawa pachnie znakomicie. Ch臋tnie wypij臋 ca艂膮 fili偶ank臋.

Poprowadzi艂a go do drugiego pokoju i zasiedli przy pustym kominku. Chavasse postawi艂 tac臋 na ma艂ym stoliku. Kiedy nala艂a kaw臋, powiedzia艂:

— Wszystko, co mi m贸wi艂a艣, nie w pe艂ni t艂umaczy, dlaczego taka dziewczyna jak ty musi wykonywa膰 tak膮 robot臋.

Trzyma艂a fili偶ank臋 w obu r臋kach i powoli s膮czy艂a kaw臋.

— Moi rodzice byli uchod藕cami z Niemiec i przyjechali do Palestyny w okresie nazistowskich prze艣ladowa艅, ale ja jestem sabra, to znaczy urodzona i wychowana w Izraelu. To czyni mnie w pewnym sensie inn膮, co jest bardzo trudne do wyt艂umaczenia. Tacy ludzie jak ja dostali od 偶ycia bardzo wiele... Nigdy nie zazna艂am takich cierpie艅, jak moi rodzice. I w艂a艣nie dlatego spoczywa na mnie szczeg贸lna odpowiedzialno艣膰.

— Dla mnie to brzmi jak kompleks kr贸la.

Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

— Nie, to nieprawda. Zg艂osi艂am si臋 na ochotnika do tej pracy, poniewa偶 czu艂am, 偶e musz臋 co艣 zrobi膰 dla moich rodak贸w.

— Z pewno艣ci膮 s膮 inne rzeczy, kt贸re mog艂aby艣 robi膰 powr贸ciwszy do domu — powiedzia艂. — Jest to nowy kraj, kt贸ry trzeba budowa膰.

— Ale mnie to nie wystarcza. W ten spos贸b czuj臋, 偶e mog臋 co艣 zrobi膰 dla wszystkich ludzi, nie tylko dla moich rodak贸w.

Chavasse lekko zmarszczy艂 brwi, popijaj膮c kaw臋. Anna westchn臋艂a.

— Przykro mi, ale jest to sprawa, kt贸r膮 trudno wyrazi膰 w s艂owach, natomiast uczucia zawsze mo偶na. —Wzruszy艂a ramionami, wyj臋艂a z kieszeni kimona paczk臋 papieros贸w wyci膮gn臋艂a w jego stron臋. — Skoro o tym mowa, to jak w og贸le cz艂owiek wci膮ga si臋 w tego rodzaju prac臋? Na przyk艂ad, co ty powiesz o sobie?

U艣miechn膮艂 si臋 i poda艂 jej ogie艅.

— Zacz膮艂em jako amator. By艂em wyk艂adowc膮 j臋zyk贸w nowo偶ytnych na uniwerku, zrobi艂em doktorat z tej dziedziny. M贸j przyjaciel mia艂 starsz膮 siostr臋, kt贸ra wysz艂a za m膮偶 za Czecha. Po wojnie jej m膮偶 zmar艂. Chcia艂a wr贸ci膰 do Anglii z dwojgiem dzieci, lecz komuni艣ci jej nie pozwolili.

— I ty postanowi艂e艣 j膮 stamt膮d wydosta膰?

Skin膮艂 twierdz膮co g艂ow膮.

— Rz膮d nie m贸g艂 pom贸c, a poniewa偶 ja zna艂em j臋zyki, postanowi艂em co艣 zrobi膰 nieoficjalnie.

— Musia艂o to by膰 trudne — zauwa偶y艂a Anna.

— Jak tego dokonali艣my, sam nie wiem, ale dokonali艣my. — U艣miechn膮艂 si臋. — Przebywa艂em w szpitalu w Wiedniu, dochodz膮c do zdrowia po jakiej艣 drobnej niedyspozycji, kiedy zjawi艂 si臋 u mnie cz艂owiek, dla kt贸rego pracuj臋 do dzisiaj. Zaproponowa艂 mi robot臋.

— Jednak偶e w dalszym ci膮gu to nie wyja艣nia, dlaczego j膮 przyj膮艂e艣. Wzruszy艂 ramionami.

— Nie od razu przyj膮艂em. Wr贸ci艂em na uniwersytet na nast臋pny semestr.

— I co by艂o dalej?

Podni贸s艂 si臋 ze swego miejsca i podszed艂 do okna. Ci膮gle jeszcze pada艂o, spojrza艂 na roztaczaj膮c膮 si臋 ciemno艣膰 nocy i pr贸bowa艂 uporz膮dkowa膰 w艂asne my艣li. W ko艅cu powiedzia艂:

— Przekona艂em si臋, 偶e sp臋dzam 偶ycie na uczeniu j臋zyk贸w ludzi, kt贸rzy r贸wnie偶 b臋d膮 sp臋dza膰 swoje 偶ycie ucz膮c innych. I nagle wyda艂o mi si臋 to banalne.

— Ale to przecie偶 nie pow贸d — zaoponowa艂a — taka jest historia ca艂ej ludzko艣ci.

— Doprawdy nie pojmujesz? Odkry艂em u siebie cechy, o kt贸rych nigdy przedtem nie wiedzia艂em. Okaza艂o si臋, 偶e lubi臋 podejmowa膰 ryzyko i pos艂ugiwa膰 si臋 swoim intelektem w walce z przeciwno艣ciami.

Spogl膮daj膮c wstecz na kwesti臋 czechos艂owack膮, doszed艂em do wniosku, 偶e w jaki艣 niejasny spos贸b sprawi艂o mi to przyjemno艣膰. Czy potrafisz to zrozumie膰?

— Nie jestem ca艂kiem pewna — odpar艂a powoli — czy mo偶na uczciwie powiedzie膰, 偶e codzienne zagl膮danie 艣mierci w oczy sprawia przyjemno艣膰.

— My艣l臋 o tym aspekcie sprawy podobnie jak kierowca rajdowy bior膮cy udzia艂 w wy艣cigu o Grand Prix.

— Ale przecie偶 jeste艣 naukowcem. Jak mog艂e艣 to wszystko zaprzepa艣ci膰?

— W tej grze, by prze偶y膰, potrzebna jest inteligencja.

Nast膮pi艂a chwila milczenia, po czym Anna westchn臋艂a.

— Nie my艣la艂e艣 czasem, 偶eby to rzuci膰?

Wzruszy艂 ramionami i powiedzia艂 lekko:

— Tylko wtedy, kiedy jest czwarta rano i nie mog臋 spa膰. Czasem, gdy le偶臋 w ciemno艣ci pal膮c papierosa i s艂ucham, jak wiatr t艂ucze w szyby, czuj臋 si臋 samotny i ca艂kiem odci臋ty od reszty ludzko艣ci.

W jego g艂osie d藕wi臋cza艂a ponura, przygn臋biaj膮ca nuta, tote偶 wyci膮gn臋艂a po艣piesznie r臋k臋, ujmuj膮c jego d艂o艅.

— I nie mo偶esz nikogo znale藕膰, kto by dzieli艂 z tob膮 t臋 samotno艣膰?

— Masz na my艣li kobiet臋? — roze艣mia艂 si臋. — A c贸偶 ja mog臋 jej ofiarowa膰? Tylko d艂ugie, nieusprawiedliwione nieobecno艣ci. Przecie偶 nawet nie m贸g艂bym wys艂a膰 listu, 偶eby j膮 uspokoi膰. — W jej oczach nagle pojawi艂o si臋 wsp贸艂czucie, a on pochyli艂 si臋 przez stolik i delikatnie przykry艂 jej r臋k臋 swoj膮 d艂oni膮. — Nie wsp贸艂czuj mi, Anno, nigdy mi nie wsp贸艂czuj.

Przymkn臋艂a oczy, a na jej ciemnych rz臋sach pojawi艂y si臋 艂zy. Nagle ogarn臋艂a go z艂o艣膰, zerwa艂 si臋 z miejsca i powiedzia艂 brutalnie:

— Zachowaj swoje 偶ale dla siebie, b臋dziesz tego potrzebowa膰. Jestem profesjonalist膮 i wyst臋puj臋 przeciwko profesjonalistom. Ludzie tacy jak ja uznaj膮 tylko jedno prawo... praca na pierwszym miejscu.

Otworzy艂a oczy i spojrza艂a na niego.

— Nie s膮dzisz, 偶e zgodnie z tym prawem ja tak偶e 偶yj臋 pe艂ni膮 偶ycia?

Poderwa艂 j膮 z krzes艂a, wpijaj膮c bole艣nie palce w jej ramiona.

— Nie roz艣mieszaj mnie. Ty i Hardt po艣wi臋cacie si臋, jeste艣cie amatorami igraj膮cymi z ogniem. — Pr贸bowa艂a unika膰 jego wzroku, ale on uj膮艂 j膮 pod brod臋. — Czy potrafisz by膰 bezwzgl臋dna i bezlitosna... to znaczy tak naprawd臋 bezlitosna? Czy mog艂aby艣 zostawi膰 Hardta le偶膮cego z kul膮 w nodze, a sama ratowa膰 si臋 ucieczk膮?

W jej oczach pojawi艂o si臋 przera偶enie, powiedzia艂 wi臋c 艂agodnie:

— Ja musia艂em nie raz tak post膮pi膰, Anno.

Sk艂oni艂a g艂ow臋 na jego rami臋, a on obj膮艂 j膮 i przytuli艂 do siebie.

— Czemu nie zosta艂a艣 w Izraelu, tam, gdzie jest twoje miejsce?

Unios艂a g艂ow臋 spogl膮daj膮c mu w twarz; w jej oczach nie by艂o ju偶 艂ez.

— W艂a艣nie dlatego, 偶e tam jest moje miejsce, musia艂am tu przyjecha膰. — Poci膮gn臋艂a go na kanap臋 i usiedli obok siebie.

— Jako ma艂a dziewczynka mieszka艂am w kibucu niedaleko miasta Migdal. By艂o tam wzg贸rze, na kt贸re cz臋sto si臋 wspina艂am. Stamt膮d mog艂am spogl膮da膰 na Morze Galilejskie. By艂 to pi臋kny widok, ale za pi臋kno, jak za wszystko w 偶yciu, trzeba p艂aci膰. Czy potrafisz to zrozumie膰?

Siedzia艂a obok niego, a kiedy spojrza艂 w jej oczy, oboje w naturalnym odruchu i swobodnie, pochylili si臋 ku sobie i poca艂owali. Przez pewien czas nie zmieniali pozycji, dopiero po chwili Anna odezwa艂a si臋 z westchnieniem:

— To nie powinno si臋 by艂o zdarzy膰, prawda?

— Nie, stanowczo nie — pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Jednak偶e ja wiedzia艂am, 偶e tak si臋 stanie. W momencie gdy odezwa艂e艣 si臋 do mnie w klubie, wiedzia艂am, 偶e tak b臋dzie. A czemu by nie? Mimo wszystko jeste艣my przecie偶 lud藕mi.

— Doprawdy? — Poderwa艂 si臋 raptownie z kanapy. Podszed艂 do okna i zapali艂 papierosa, by zyska膰 na czasie.

— Zapewne ty jeste艣, ale nie s膮d藕, 偶e ja mog臋 si臋 zmieni膰, nawet gdybym chcia艂.

Podesz艂a do niego i szuka艂a wzrokiem jego twarzy.

— A wi臋c to, co si臋 zdarzy艂o, dla ciebie nic nie zmienia?

Skin膮艂 g艂ow膮 ponuro.

— Poza tym, 偶e o czwartej godzinie nad ranem poczu艂em si臋 jeszcze bardziej samotny.

Na jej twarzy odmalowa艂o si臋 nagle postanowienie i ju偶 mia艂a odpowiedzie膰, gdy rozleg艂o si臋 pukanie do drzwi. Kiedy przesz艂a przez pok贸j, by je otworzy膰, stan膮艂 w nich Mark Hardt.

5

Mia艂 na sobie p艂aszcz przeciwdeszczowy, przewi膮zany paskiem, z w艂os贸w skapywa艂y mu krople wody. Obj膮艂 Ann臋 i poca艂owa艂 lekko w policzek, po czym zwr贸ci艂 si臋 do Chavasse'a z u艣miechem:

— A wi臋c odnalaz艂e艣 j膮 bez wi臋kszych k艂opot贸w?

— Uda艂o mi si臋 — odpar艂 Chavasse.

Hardt zdj膮艂 p艂aszcz i rzuciwszy go niedbale na krzes艂o, usiad艂 przy stole. Anna przynios艂a z kuchni trzeci膮 fili偶ank臋 i nape艂ni艂a j膮 kaw膮. Napi艂 si臋 i odetchn膮艂 z ulg膮.

— Leje jak z cebra. — Spojrza艂 na Ann臋. — S膮 jakie艣 wiadomo艣ci?

— Katie Holdt nie zg艂osi艂a si臋 do pracy. By艂am u jej gospodyni. Okaza艂o si臋, 偶e spakowa艂a walizk臋 i wyjecha艂a nie podaj膮c 偶adnego adresu. Zakl膮艂 pod nosem i odstawi艂 fili偶ank臋.

— Spodziewa艂em si臋, 偶e pr臋dzej czy p贸藕niej tak nas urz膮dzi.

— A co z hotelem na Gluckstrasse? — zwr贸ci艂 si臋 do niego Chavasse. — Zdoby艂e艣 jakie艣 ciekawe wiadomo艣ci?

— Dowiedzia艂em si臋, 偶e Muller nigdy tam nie mieszka艂. Pos艂ugiwa艂 si臋 tylko tym adresem, by m贸g艂 bezpiecznie odbiera膰 korespondencj臋.

— A Otto Schmidt? Uda艂o ci si臋 zdoby膰 jakie艣 informacje?

— Jest wdowcem, mieszka sam na Steinerstrasse. Niedaleko st膮d.

Chavasse zerkn膮艂 na zegarek. By艂o ju偶 wp贸艂 do pi膮tej.

— Mo偶e wi臋c z艂o偶ymy mu wizyt臋? To zdumiewaj膮ce, ile mo偶na dowiedzie膰 si臋 od ludzi w ch艂odnym, szarym brzasku dnia.

— W艂a艣nie mia艂em to zaproponowa膰.

Hardt podni贸s艂 si臋 i w momencie gdy si臋ga艂 po p艂aszcz, jakby sobie nagle co艣 przypomnia艂. Zwr贸ci艂 si臋 do dziewczyny:

— Anno, czy to ty mi m贸wi艂a艣, 偶e Muller s艂u偶y艂 w armii?

Potwierdzi艂a, ale na jej twarzy pojawi艂 si臋 wyraz zdziwienia.

— Tak, m贸wi艂am. Dlaczego pytasz? Czy co艣 si臋 nie zgadza?

— Chavasse, przeszukuj膮c cia艂o Mullera w poci膮gu, znalaz艂 jego zdj臋cie w mundurze Luftwaffe.

— Ale偶 on by艂 w armii — zapewni艂a Anna. — Mog臋 tego dowie艣膰, mam stare zdj臋cie. — Wzi臋艂a torebk臋 i zacz臋艂a w niej szuka膰. Po chwili poda艂a im zdj臋cie. — Wczoraj, kiedy mi pokazywa艂a, wypad艂o jej z torebki. Zosta艂o zrobione w tysi膮c dziewi臋膰set czterdziestym drugim roku, by艂a wtedy jeszcze dzieckiem.

Hardt chwyci艂 zdj臋cie, a Chavasse spojrza艂 mu przez rami臋. By艂o pop臋kane i wyblak艂e, mimo to na twarzy, ma艂ej dziewczynki zna膰 by艂o dum臋, 偶e trzyma za r臋k臋 stoj膮cego na baczno艣膰 w 偶o艂nierskim mundurze du偶ego brata.

Chavasse zmarszczy艂 czo艂o i wyrwa艂 Hardtowi zdj臋cie z r臋ki.

— Ale偶 to przecie偶 nie jest Muller — zwr贸ci艂 si臋 do Anny. — To jaka艣 pomy艂ka. Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 i powiedzia艂a z g艂臋bokim przekonaniem:

— Ale偶 to on... dlaczego Katie Holdt mia艂aby k艂ama膰? W ka偶dym razie mog臋 was zapewni膰, 偶e ta ma艂a dziewczynka to niew膮tpliwie Katie, a pomi臋dzy ni膮 i 偶o艂nierzem jest niezaprzeczalne rodzinne podobie艅stwo. To z pewno艣ci膮 jest jej brat.

— Wobec tego kim byt ten m臋偶czyzna w twoim przedziale? — zwr贸ci艂 si臋 Hardt do Chavasse'a.

— Nie by艂 to Muller, nie ulega w膮tpliwo艣ci.

— Co wed艂ug ciebie mog艂o si臋 zdarzy膰?

Chavasse naci膮gn膮艂 prochowiec i szybko zapi膮艂 guziki.

— Musia艂bym zgadywa膰, a tego nie lubi臋. Ale zaczyna mi si臋 rysowa膰 pewien obraz. Par臋 s艂贸w wymienionych z Otto Schmidtem mo偶e ten obraz uzupe艂ni膰.

— Wobec tego jedziemy prosto do Schmidta — oznajmi艂 Hardt i zwr贸ci艂 si臋 do Anny: — We藕miemy samoch贸d. Masz kluczyki?

Szybko wyj臋艂a z torebki, poda艂a im i otworzy艂a przed nimi drzwi. Hardt wyszed艂 bez s艂owa, a Chavasse, ju偶 na schodach, obejrza艂 si臋 za siebie. Wci膮偶 sta艂a w otwartych drzwiach. Unios艂a r臋k臋, a jej usta poruszy艂y si臋 bezg艂o艣nie. Kiedy obejrza艂 si臋 jeszcze raz, drzwi by艂y ju偶 zamkni臋te. Zaparkowali samoch贸d tu偶 za rogiem Steinerstrasse, dalej poszli pieszo. Hardt bez trudu odnalaz艂 czynszow膮 kamienic臋 i weszli szybko do 艣rodka. Mieszkanie Schmidta znajdowa艂o si臋 na drugim pi臋trze. Zatrzymali si臋 przy drzwiach, chwil臋 nas艂uchuj膮c. Z wewn膮trz nie dochodzi艂y 偶adne odg艂osy. Chavasse lekko nacisn膮艂 klamk臋, drzwi by艂y zamkni臋te.

Hardt zdecydowanym ruchem nacisn膮艂 dzwonek i nie puszcza艂 przez ca艂y czas oczekiwania. Wkr贸tce us艂yszeli kroki zbli偶aj膮ce si臋 do drzwi, kt贸re niebawem uchyli艂y si臋, zabezpieczone 艂a艅cuchem. Schmidt spyta艂 zaspanym g艂osem:

— Kto tam?

— Policja! — Chavasse oznajmi艂 surowym g艂osem po niemiecku. — Prosz臋 otwiera膰!

Schmidt natychmiast oprzytomnia艂. Odpi膮艂 艂a艅cuch i otworzy艂 drzwi. Na widok Chavasse'a opad艂a mu szcz臋ka. Chavasse natychmiast wskoczy艂 do 艣rodka i przy艂o偶y艂 mu pi臋艣ci膮 w brzuch, nim zd膮偶y艂 krzykn膮膰. Schmidt opad艂 na kolana i zacz膮艂 si臋 przechyla膰 do przodu. Chavasse rzuci艂 si臋 w jego stron臋, chwyci艂 go za rami臋 i wci膮gn膮艂 w g艂膮b pokoju.

Hardt zamkn膮艂 drzwi, a Chavasse rzuci艂 Schmidta na krzes艂o. Zapali艂 papierosa, sam tak偶e usiad艂 i czeka艂.

Schmidt wygl膮da艂 przera偶aj膮co, jego twarz w p贸艂mroku pal膮cej si臋 lampy sta艂a si臋 prawie zielona. Po chwili jakby odetchn膮艂. Chavasse przysun膮艂 krzes艂o i usiad艂 naprzeciw niego.

— Jeste艣 zaskoczony moim widokiem — powiedzia艂.

Schmidt by艂 艣miertelnie wystraszony. Zwil偶y艂 wargi.

— Policja szuka pana, panie Chavasse.

— To 艂adnie z twojej strony, 偶e mnie o tym powiadamiasz — odpar艂 Chavasse. Pochyli艂 si臋 i waln膮艂 Schmidta prosto w usta. — Sko艅czmy z uk艂adn膮 gadanin膮 i przejd藕my do rzeczy. Kawa, kt贸r膮 mi poda艂e艣 w poci膮gu tu偶 przed przyjazdem do Osnabrucku... zawiera艂a co艣 wi臋cej, czy tak?

Schmidt usi艂owa艂 protestowa膰, ale nieskutecznie.

— Nie wiem, o czym pan m贸wi, mein Herr.

Chavasse przysun膮艂 si臋 jeszcze bli偶ej i oznajmi艂 lodowatym tonem:

— Mam ma艂o czasu, Schmidt, wi臋c si臋 pospiesz. Daj臋 ci dziesi臋膰 sekund. Je艣li nie zaczniesz gada膰, wykr臋c臋 ci lew膮 r臋k臋. Je艣li i to nie poskutkuje, zrobi臋 to samo z praw膮.

Twarz Schmidta pokry艂a si臋 kroplami potu, wykrzywi艂y mu si臋 usta.

— Boj臋 si臋 m贸wi膰, mein Herr, bo on mnie zabije.

— Kto? — odezwa艂 si臋 Hardt i w mgnieniu oka stan膮艂 za jego krzes艂em. Schmidt obejrza艂 si臋 na Hardta, jego oczy by艂y szeroko otwarte i pe艂ne l臋ku.

— Inspektor Steiner — szepn膮艂.

— Tak my艣la艂em — powiedzia艂 Chavasse. — A wi臋c zbli偶amy si臋 do celu. — Znowu pochyli艂 si臋 w stron臋 Schmidta, patrz膮c 艣widruj膮cym wzrokiem prosto w jego przera偶on膮 twarz. — Czy ten cz艂owiek, kt贸ry zosta艂 zabity w moim przedziale... wsiad艂 do poci膮gu w Osnabrucku?

Schmidt potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, jego twarz wykrzywi艂a si臋 jak w konwulsjach.

— Nie, mein Herr.

— Kto to by艂? — za偶膮da艂 odpowiedzi Hardt.

Schmidt zdawa艂 si臋 mie膰 trudno艣ci z wypowiedzeniem ka偶dego s艂owa, ale wreszcie wykrztusi艂 z siebie szeptem:

— Steiner i doktor Kruger wnie艣li go na noszach w Rheine.

— Co si臋 z nim dzia艂o dalej, kiedy go wnie艣li do poci膮gu? — spyta艂 Chavasse, 艂api膮c Schmidt za po艂y szlafroka. — No ju偶, gadaj!

— To by艂 trup, mein Herr!

Schmidt j臋kn膮艂 i opad艂 na krzes艂o wstrz膮sany spazmami. Chavasse podni贸s艂 si臋 z westchnieniem ulgi i satysfakcji.

— Tak my艣la艂em. Kiedy go obejrza艂em, co艣 mi si臋 nie zgadza艂o. M贸j umys艂 by艂 jeszcze pod dzia艂aniem narkotyku i nie mog艂em zebra膰 my艣li, ale kiedy jechali艣my tutaj samochodem, przypomnia艂em sobie wszystko. Mia艂 ca艂kiem sztywne palce, a jego cia艂o by艂o zimne jak l贸d.

— Nie 偶y艂 ju偶 od kilku godzin? — spyta艂 Hardt.

Chavasse przytakn膮艂.

— Nie mam poj臋cia, kto to by艂. Prawdopodobnie cia艂o dostarczy艂 Kruger. Wsiedli w Rheine, kazali Schmidtowi wsypa膰 co艣 do kawy i czekali w moim przedziale na przybycie prawdziwego Mullera w Osnabrucku.

— Czyli 偶e to Mullera wynie艣li na noszach w Hamburgu? — spyta艂 Hardt.

— Zgadza si臋. Sprytny plan. Mnie wyeliminowali i sami po艂o偶yli 艂apy na Mullerze. Po prostu sami chcieli z niego wycisn膮膰 informacje.

— Zastanawiam si臋, dok膮d go mogli zabra膰? Chavasse wzruszy艂 ramionami, nagle jednak ol艣ni艂a go my艣l.

— Mo偶e nasz tutejszy przyjaciel co艣 wie. — Chwyci艂 Schmidta za w艂osy i odchyli艂 do ty艂u jego g艂ow臋. — Schmidt, co ty na to?

— Ambulans nale偶a艂 do prywatnej kliniki doktora Krugera w Blankenese — wykrztusi艂 Schmidt. Uni贸s艂 r臋ce w b艂agalnym ge艣cie. — Na mi艂o艣膰 bosk膮, niech si臋 pan nade mn膮 zlituje, mein Herr. Niech pan nie m贸wi Steinerowi, 偶e ode mnie si臋 pan tego dowiedzia艂. To okrutny cz艂owiek. By艂 wy偶szym oficerem SS.

— Dlaczego wi臋c mu pomaga艂e艣? — zwr贸ci艂 si臋 do niego Hardt.

— Nie mia艂em wyboru. Nie ma pan poj臋cia, jak膮 pot臋g膮 s膮 ci ludzie.

Rozleg艂y si臋 kroki na korytarzu, a po chwili pukanie do drzwi. Chavasse poderwa艂 Schmidta na nogi i przyci膮gn膮艂 do siebie. — Spytaj, kto to — szepn膮艂 — nie pr贸buj 偶adnych sztuczek.

Schmidt niech臋tnie podszed艂 do drzwi i spyta艂 zachrypni臋tym g艂osem:

— Kto tam?

— Inspektor Steiner!

S艂owa te dobieg艂y wyra藕nie poprzez cienkie drzwi, a Schmidt j臋kn膮艂 przera藕liwie.

— To Steiner! — szepn膮艂 wystraszony. — Co mam robi膰?

Chavasse spojrza艂 pytaj膮cym wzrokiem na Hardta.

— Masz przy sobie bro艅?

— Nie mam, ale Steiner na pewno jest uzbrojony.

Chavasse pokiwa艂 g艂ow膮.

— Tak my艣la艂em. Co za wspania艂a okazja, 偶eby si臋 nas obu pozby膰, a samemu wykaza膰 si臋 bohaterstwem. Nie damy mu tej szansy.

Podbieg艂 do okna, odsuwaj膮c na bok Schmidta, kt贸ry w panice uczepi艂 si臋 jego r臋kawa, i otworzy艂. W pobli偶u okna znajdowa艂a si臋 gruba rynna, ko艅cz膮ca si臋 jakie艣 dwana艣cie metr贸w nad wybrukowanym podw贸rkiem, ale poni偶ej, w odleg艂o艣ci oko艂o jednego metra, zawieszona by艂a drabina przeciwpo偶arowa.

Hardt przy艂膮czy艂 si臋 do Chavasse'a, a tymczasem Steiner wali艂 w drzwi krzycz膮c ze z艂o艣ci膮.

— Schmidt, otwieraj, je艣li ci 偶ycie mi艂e!

Schmidt chwyci艂 Chavasse'a za rami臋.

— Co mam robi膰, mein Herr? On mnie zabije.

Chavasse, nie zwracaj膮c na niego uwagi, wskaza艂 na drabin臋 przeciwpo偶arow膮.

— To nasza najlepsza droga odwrotu. — Nie czekaj膮c na aprobat臋 Hardta, wspi膮艂 si臋 na parapet. Dosi臋gn膮! rynny, ale obsuwaj膮c si臋 w d贸艂 po艣ciera艂 sobie o mur sk贸r臋 na kostkach u r臋ki. Na kr贸tki moment zatrzyma艂 si臋, ale ju偶 po chwili, przechylony na bok, uchwyci艂 si臋 lew膮 r臋k膮 drabiny i stan膮艂 na stopniu.

Hardt tak偶e wspi膮艂 si臋 na parapet, uda艂o mu si臋 zsun膮膰 po rynnie i przeskoczy膰 na drabin臋. Noga mu si臋 obsun臋艂a, ale Chavasse zdo艂a艂 go podtrzyma膰 i obaj stan臋li bezpiecznie.

Schmidt wychyli艂 si臋 przez okno, by艂 przera偶ony.

— Pom贸偶cie mi, b艂agani! Wywa偶a drzwi.

Chavasse b艂yskawicznie zbieg艂 po stopniach drabiny, za nim Hardt. Kiedy p臋dzili przez wybrukowane podw贸rko i potem alejk膮 prowadz膮c膮 do frontowej cz臋艣ci domu, rozleg艂 si臋 krzyk. Przystan臋li i spojrzeli w g贸r臋.

Schmidt zwisa艂 uczepiony rynny; strach tak go sparali偶owa艂, 偶e nie by艂 w stanie wykona膰 偶adnego ruchu. W tym momencie Steiner wychyli艂 si臋 przez okno, chc膮c go dosi臋gn膮膰. Schmidt, tkni臋ty odwag膮 zrodzon膮 z desperacji, postanowi艂 przeskoczy膰 na drabin臋, ale nie zdo艂a艂 si臋 jej uchwyci膰.

Palcami przez chwil臋 przytrzymywa艂 si臋 muru i tak wisia艂, po czym obsun膮艂 si臋 i zlecia艂 uderzaj膮c g艂ow膮 o bruk.

Hardt krzykn膮艂 z przera偶enia i ruszy艂 w jego stron臋, ale Chavasse chwyci艂 go za rami臋 i popchn膮艂 przed sob膮 w stron膮 ulicy.

— Trzeba my艣le膰 o 偶ywych — upomnia艂 go. — Je艣li si臋 st膮d nie wydostaniemy zaraz, Steiner zmobilizuje po艂ow臋 policji w Hamburgu, by nas 艣ciga膰.

Kiedy znale藕li si臋 w Volkswagenie i bezpiecznie jechali przez opustosza艂e boczne uliczki, Chavasse na艂o偶y艂 kapelusz i roze艣mia艂 si臋 niepewnie.

— Byli艣my o w艂os od wpadki.

Przez moment straci艂em nadziej臋, my艣la艂em, 偶e to ju偶 koniec. Twarz Hardta, kiedy spojrza艂 na Chavasse'a, by艂a trupio blada i pe艂na napi臋cia.

— Ten huk, kiedy ten biedak waln膮艂 g艂ow膮 o bruk... chyba nigdy tego nie zapomn臋. — Otrz膮sn膮艂 si臋 gwa艂townie i skierowa艂 uwag臋 na jezdni臋.

— Steiner i tak by si臋 go pozby艂, wcze艣niej czy p贸藕niej — rzek艂 Chavasse. — Za du偶o wiedzia艂.

— Tak, chyba masz racj臋 — przyzna艂 Hardt. Przesta艂o ju偶 pada膰, kiedy zatrzymali si臋 przed domem, w kt贸rym mieszka艂a Anna, i Hardt wy艂膮czy艂 silnik. Siedzia艂 w milczeniu, pal膮c papierosa i stukaj膮c palcami o kierownic臋. Po chwili Chavasse zapyta艂:

— Jaki b臋dzie nasz nast臋pny ruch?

Hardt najwyra藕niej nie m贸g艂 pozbiera膰 my艣li. Potar艂 r臋k膮 czo艂o, spowa偶nia艂 i powoli oznajmi艂:

— My艣l臋, 偶e wizyta w klinice Krugera w Blankenese.

— Kiedy proponujesz?

— Dzisiaj o zmroku. Za dnia spr贸buj臋 si臋 czego艣 dowiedzie膰 o tym miejscu.

Otworzy艂 drzwi i wysiad艂 z samochodu, a za nim Chavasse. Kiedy zbli偶yli si臋 do g艂贸wnego wej艣cia budynku, Hardt zatrzyma艂 si臋.

— Nie wchodzisz? — spyta艂 Chavasse zdziwiony.

— Nie, wracam do siebie. Prze艣pi臋 si臋 par臋 godzin. Nie mog臋 zabra膰 ci臋 ze sob膮, bo jest to hotel, ale tutaj b臋dziesz bezpieczny. Anna po艣ciele ci na kanapie.

— Nie jedziesz samochodem?

Hardt potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

— Ch臋tnie si臋 przejd臋, to niedaleko.

Ruszy艂 przed siebie, po chwili jednak zawaha艂 si臋 i odwr贸ci艂. 艢wit ju偶 si臋 przeciera艂 rozcapierzaj膮c zimne palce po o艂owianym niebie, a w jego szarym brzasku Hardt wygl膮da艂 藕le, jakby by艂 chory.

— Jeszcze si臋 nie pozbiera艂em — powiedzia艂.

— Wiem — odpar艂 Chavasse.

— Ten upiorny huk, kiedy waln膮艂 g艂ow膮 o bruk. — Hardt wstrz膮sn膮艂 si臋 ca艂ym cia艂em. — Widzia艂em ludzi, kt贸rzy umierali, sam te偶 zabi艂em kilku, ale z czym艣 takim jeszcze si臋 nie zetkn膮艂em.

— Wracaj do siebie, prosto do 艂贸偶ka — poradzi艂 mu Chavasse.

Przez d艂u偶sz膮 chwil臋 Hardt wpatrywa艂 si臋 w Chavasse'a, po czym ruszy艂 wolnym krokiem po mokrym od deszczu chodniku. Chavasse patrzy艂 za nim przez jaki艣 czas, po czym skierowa艂 si臋 do wej艣cia i wbieg艂 szybko po schodach.

Zapuka艂 cicho, tylko raz, Anna natychmiast otworzy艂a drzwi. Kiedy zdejmowa艂 prochowiec, spyta艂a z niepokojem:

— A gdzie Mark?

— Wr贸ci艂 do hotelu. Skontaktuje si臋 z nami w ci膮gu dnia, kiedy si臋 dowie czego艣 bli偶szego o klinice Krugera w Blankenese. Wybieramy si臋 tam dzisiaj o zmroku.

Wesz艂a do kuchni i natychmiast wr贸ci艂a z dzbankiem 艣wie偶o zaparzonej kawy. Nape艂ni艂a dwie fili偶anki i spyta艂a:

— Co si臋 sta艂o? Czy dotarli艣cie do Schmidta?

Usiedli na kanapie i Chavasse, popijaj膮c kaw臋, opowiedzia艂 pokr贸tce ca艂e zdarzenie. Kiedy sko艅czy艂, zadr偶a艂a.

— Biedaczysko... co za okropna 艣mier膰!

— Nie zdawa艂 sobie sprawy — rzek艂 Chavasse. — Zgin膮艂 na miejscu.

— Ale przynajmniej poznali艣my naszych przeciwnik贸w — doda艂a.

— Wedle tego, co m贸wi艂 Schmidt, Steiner by艂 wy偶szym oficerem SS. Kruger by艂 prawdopodobnie obozowym lekarzem lub czym艣 w tym rodzaju. S膮dzisz, 偶e Schultz wspomina o nich w swoim pami臋tniku?

— Nie wydaje mi si臋. Podejrzewam, 偶e obaj s膮 po prostu aktywnymi cz艂onkami nazistowskiego podziemia. Dzia艂aj膮 z pewno艣ci膮 na rozkaz ludzi wymienionych przez Schultza.

— I s膮dzisz, 偶e trzymaj膮 Mullera w tej klinice?

— Miejmy nadziej臋. — Odstawi艂 fili偶ank臋 i wsta艂. — A teraz, je艣li mog臋 skorzysta膰 z twojej kanapy, to chcia艂bym si臋 przespa膰, chocia偶 kilka godzin.

Uda艂a si臋 do sypialni i przynios艂a koce oraz poduszk臋. Przygl膮da艂 si臋 jej, gdy pospiesznie szykowa艂a mu pos艂anie na kanapie. Odwr贸ci艂a si臋 u艣miechni臋ta.

— Chyba b臋dzie ci wygodnie i obiecuj臋, 偶e nie zak艂贸c臋 twojego snu. Sama mia艂abym ochot臋 pospa膰 sobie przez ca艂y tydzie艅.

Nagle wyda艂a mu si臋 bardzo bliska i poczu艂 si臋 zm臋czony... bardzo zm臋czony.

— Jeste艣 cudowna, Anno — powiedzia艂.

Unios艂a r臋k臋 i pog艂aska艂a go po policzku, on za艣 schyli艂 g艂ow臋 i poca艂owa艂 j膮 w usta. Odwzajemni艂a poca艂unek, ale gdy poczu艂a, 偶e j膮 obejmuje, odsun臋艂a si臋 i pobieg艂a do sypialni.

Zamkn臋艂y si臋 za ni膮 drzwi. Chavasse wpatrywa艂 si臋 w te drzwi przez chwil臋, po czym westchn膮艂 i zacz膮艂 si臋 rozbiera膰. Nim sko艅czy艂, zm臋czenie ogarn臋艂o jego m贸zg. Ledwie starczy艂o mu si艂y, by wsun膮膰 si臋 pod koce i zgasi膰 lamp臋. Natychmiast pogr膮偶y艂 si臋 w ciemno艣ci.

6

Budzi艂 si臋 wolno z g艂臋bokiego, pozbawionego marze艅 snu, 艣wiadom, 偶e otacza go koj膮cy spok贸j. Przez okno wpada艂o blade jesienne s艂o艅ce, a z oddali dochodzi艂 delikatny d藕wi臋k dzwon贸w, przypominaj膮c mu, 偶e to niedziela.

Spojrza艂 na zegarek i prawie dozna艂 szoku, stwierdzaj膮c, 偶e jest ju偶 wp贸艂 do drugiej. Odrzuci艂 ko艂dr臋 i zacz膮艂 si臋 ubiera膰. Na stoliku spostrzeg艂 list oparty o wazon z kwiatami.

By艂 od Anny. Postanowi艂a z艂o偶y膰 wizyt臋 gospodyni Katie Holdt w nadziei, 偶e si臋 czego艣 dowie o miejscu pobytu dziewczyny. Powiadomi艂a go, 偶e wr贸ci najp贸藕niej o trzeciej.

Zapali艂 papierosa i poszed艂 do kuchni. Nie by艂 g艂odny, wi臋c zjad艂 tylko bu艂k臋 z mas艂em czekaj膮c, a偶 si臋 zaparzy kawa, po czym wr贸ci艂 do saloniku.

Usiad艂 na brzegu kanapy z fili偶ank膮 w r臋kach i zastanawia艂 si臋, jak sobie radzi Hardt. By艂 zm臋czony i niespokojny, zacz膮艂 przemierza膰 pok贸j w t臋 i z powrotem. Nie znosi艂 takiej bezczynno艣ci. Wola艂 by膰 w centrum spraw, kontrolowa膰 czyj膮艣 robot臋 lub samemu dzia艂a膰.

Pod wp艂ywem impulsu podni贸s艂 s艂uchawk臋 telefonu i wykr臋ci艂 numer hotelu Atlantic prosz膮c o po艂膮czenie z Sir George'em Harveyem. Rozleg艂 si臋 cichy odg艂os podnoszenia s艂uchawki i odezwa艂 si臋 Sir George.

— S艂ucham, kto m贸wi?

— Pa艅ski towarzysz podr贸偶y — odpar艂 Chavasse.

W g艂osie Sir George'a nie zauwa偶y艂 zmiany, gdy powiedzia艂:

— Mia艂em nadziej臋, 偶e pan zadzwoni. Telefonowa艂 pa艅ski Szef z Londynu. Prosi艂, 偶ebym panu przekaza艂 informacj臋.

— Czy wa偶na?

— Nic nag艂ego, ale mo偶e si臋 okaza膰 po偶yteczna.

— Dobrze, wobec tego mo偶e si臋 spotkajmy.

— Chyba to b臋dzie raczej trudne — odpar艂 Sir George. — Zam贸wi艂em samoch贸d, by pojecha膰 z delegatami z konferencji na tor wy艣cigowy do Farmsen. Wyje偶d偶amy za kilka minut. Pierwsza gonitwa rozpoczyna si臋 o wp贸艂 do trzeciej.

Chavasse rozwa偶y艂 w my艣lach sytuacj臋. Kiedy艣 by艂 w Farmsen na wy艣cigach k艂usak贸w. Zwykle jest tam t艂oczno w niedzielne popo艂udnie. Szybko powzi膮艂 decyzj臋.

— Spotkamy si臋 w barze przy g艂贸wnym stanowisku ko艂o bocznej trybuny o trzeciej — zdecydowa艂. — Czy odpowiada to panu?

— Oczywi艣cie, czemu nie — odpar艂 Sir George. — Bez problemu mog臋 zostawi膰 na kilka minut swoich przyjaci贸艂 przy g艂贸wnej trybunie. O ile uwa偶a pan, 偶e pokazywanie si臋 jest dla pana bezpieczne.

— Prosz臋 si臋 o mnie nie martwi膰 — uspokoi艂 go Chavasse. — B臋d臋 tylko ziarnkiem w艣r贸d kilku tysi臋cy ludzi. — Od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i po艣piesznie sko艅czy艂 si臋 ubiera膰.

Zostawi艂 dla Anny kr贸tk膮 wiadomo艣膰, 偶e wr贸ci niebawem, i uda艂 si臋 cichymi ulicami do najbli偶szej stacji metra, gdzie wsiad艂 do zat艂oczonego poci膮gu.

W Farmsen zmiesza艂 si臋 z t艂umem, kt贸ry p艂yn膮艂 strumieniem w kierunku wej艣cia na teren wy艣cig贸w. Gdy min膮艂 ko艂owroty, spostrzeg艂 dw贸ch najwyra藕niej znudzonych policjant贸w, kt贸rzy gaw臋dzili oparci o barierk臋. Nie zwr贸ci艂 na nich uwagi i szybko poszed艂 dalej, okr膮偶ywszy du偶y zakr臋t toru, i znalaz艂 si臋 ko艂o bocznej trybuny.

Ko艅czy艂a si臋 w艂a艣nie pierwsza gonitwa, stan膮艂 wi臋c przy barierce i obserwowa艂 lekkie dwuko艂owe sulki wypadaj膮ce zza zakr臋t贸w, d偶okej贸w kurczowo 艣ciskaj膮cych lejce, gdy konie scalonym tempie k艂usowa艂y do mety. Z t艂umu rozleg艂 si臋 ryk i w chwil臋 potem z g艂o艣nik贸w oznajmiono rezultat gonitwy.

Popatrzy艂 na g艂贸wn膮 trybun臋 i sprawdzi艂 godzin臋. Ci膮gle mia艂 jeszcze dziesi臋膰 minut czasu. Niespiesznie skierowa艂 si臋 stron臋 g艂贸wnego wej艣cia i wszed艂 do baru. W pierwszej chwili lokal wyda艂 mu si臋 opustosza艂y, zam贸wi艂 piwo i zapali艂 papierosa. Kiedy ni贸s艂 kufel do stolika w rogu, w wej艣ciu ukaza艂 si臋 Sir George Harvey.

Od razu zobaczy艂 Chavasse'a i podszed艂szy prosto do niego, siad艂 na krze艣le.

— Nie s膮dzi pan, 偶e pokazuj膮c si臋 w tak publicznym miejscu wprost prosi si臋 pan o k艂opoty?

Chavasse potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

— W masie jest bezpieczniej.

— W dalszym ci膮gu uwa偶am, 偶e to cholerne ryzyko — obstawa艂 Sir George. — Musi pan mie膰 nerwy ze stali. Ale skoro ju偶 pan tu jest, prosz臋 mi powiedzie膰, co si臋 zdarzy艂o w tym przekl臋tym poci膮gu. Dlaczego musia艂 pan zabija膰 Mullera?

— Ale偶 ja go nie zabi艂em. O ile mi wiadomo, wci膮偶 偶yje. — I zacz膮艂 opowiada膰, co si臋 naprawd臋 wydarzy艂o.

Kiedy sko艅czy艂, Sir George odchyli艂 si臋 w krze艣le, a na jego twarzy pojawi艂 si臋 lekki grymas.

— To najbardziej zadziwiaj膮ca historia, o jakiej kiedykolwiek s艂ysza艂em. A wi臋c Steiner i ten Kruger przypuszczalnie pracuj膮 dla nazistowskiego podziemia?

— Na to wygl膮da.

— A tamten facet? — spyta艂 Sir George. — Ten, kt贸ry ocali艂 pa艅sk膮 sk贸r臋. Czy przypadkiem nie pracuje dla tych, kt贸rzy porwali Eichmanna z Argentyny do Izraela?

— Tak na pewno jest — Chavasse potwierdzi艂.

Sir George potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 z niedowierzaniem.

— Wie pan, podczas wojny zdarza艂o si臋, 偶e podobne sprawy trafia艂y do mego wydzia艂u, ale tym razem to naprawd臋 nies艂ychane. Niech to wszyscy diabli, cz艂owieku, prze偶ywamy sze艣膰 lat piek艂a, by da膰 tym ludziom to, na co zas艂u偶yli, a tymczasem zn贸w podnosz膮 g艂owy i najwyra藕niej im si臋 to udaje.

— Ale nie na d艂ugo — powiedzia艂 Chavasse. — Ju偶 sam fakt, 偶e musz膮 pracowa膰 w podziemiu, jest pocieszaj膮cy. — Zapali艂 nast臋pnego papierosa. — Ma pan dla mnie wiadomo艣膰.

— Ach tak, oczywi艣cie, 偶e mam! — wykrzykn膮艂 Sir George. — Przepraszam, zapomnia艂em. Pa艅ski Szef chce, 偶eby pan wiedzia艂, i偶 dostali poufn膮 wiadomo艣膰 o Mullerze. By艂 ordynansem Schultza. Najprawdopodobniej w cywilu by艂 lokajem. Jego rodzina mieszka艂a w Hamburgu, mia艂 jedn膮 siostr臋. Wszyscy zostali zabici podczas bombardowania w tysi膮c dziewi臋膰set czterdziestym trzecim roku. Czy na co艣 si臋 to przyda?

Chavasse potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

— Niezupe艂nie. Jednej rzeczy tylko nie wiedzia艂em, 偶e Muller by艂 ordynansem Schultza. Przynajmniej to t艂umaczy ich powi膮zanie. Siostra wci膮偶 偶yje. Do wczoraj wiedzieli艣my, gdzie mieszka i gdzie pracuje, ale obecnie stracili艣my jej 艣lad.

— Wobec tego, oczywi艣cie, musicie j膮 odnale藕膰 — powiedzia艂 Sir George. — Mo偶e stanowi膰 klucz do ca艂ej sprawy.

Chavasse pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— To Muller jest tym kluczem. Jego przede wszystkim musimy odnale藕膰. — Spojrza艂em na zegarek? — Chyba lepiej ju偶 p贸jd臋.

Sir George przyzna艂 mu racj臋.

— Tak b臋dzie rozs膮dniej. Odprowadz臋 pana do wyj艣cia. Wyszli z baru i przeciskaj膮c si臋 przez t艂um pod膮偶ali szerokim zakr臋tem toru. Chavasse odezwa艂 si臋:

— A m贸wi膮c nawiasem, to czy opowiedzia艂 pan Szefowi o tej awanturze, kiedy rozmawia艂 pan z nim przez telefon?

Sir George stanowczo zaprzeczy艂 g艂ow膮.

— Nie, pomy艣la艂em, 偶e zapewne sam zechce pan to zrobi膰.

Min臋li parking i szli w kierunku wyj艣cia, wci膮偶 jeszcze przeciskaj膮c si臋 przez t艂um, kt贸ry niestannie nap艂ywa艂. Chavasse zacz膮艂 ju偶 dzi臋kowa膰 Sir George'owi za odprowadzenie, gdy ten nagle chwyci艂 go za rami臋 i obr贸ci艂 gwa艂townym szarpni臋ciem. Kiedy wracali t膮 sam膮 drog膮, Chavasse spyta艂:

— Co艣 nie w porz膮dku?

— Przy wyj艣ciach stoi Steiner z kilkoma policjantami — odpar艂 Sir George przez zaci艣ni臋te wargi.

Chavasse zawaha艂 si臋 chwil臋, po czym szybko spojrza艂 przez rami臋. Steiner i jego ludzie najwyra藕niej dopiero co przyjechali i teraz stali zbici w gromadk臋 s艂uchaj膮c polece艅 Steinera. Chavasse zauwa偶y艂, 偶e rozeszli si臋, zajmuj膮c wyznaczone pozycje przy wszystkich wyj艣ciach.

— Na mi艂o艣膰 bosk膮, szybciej, cz艂owieku! — niecierpliwi艂 si臋 Sir George, popychaj膮c go na parking.

Kiedy szli w艣r贸d st艂oczonych samochod贸w, Chavasse odezwa艂 si臋:

— Powinno by膰 przecie偶 jakie艣 inne wyj艣cie z tego cholernego miejsca.

— Nie ma si臋 co martwi膰 — uspokoi艂 go Sir George, zatrzymuj膮c si臋 przy swoim mercedesie.

— Zamierzam wywie藕膰 pana g艂贸wn膮 bram膮.

— Nigdy w 偶yciu! — zaprotestowa艂 Chavasse. — Nie mam zamiaru pana w to pakowa膰.

Ju偶 mia艂 si臋 odwr贸ci膰, gdy Sir George chwyci艂 go za rami臋 i poci膮gn膮艂 ze zdumiewaj膮c膮 si艂膮. Twarz mu poczerwienia艂a, a kiedy si臋 odezwa艂, g艂os jego a偶 dr偶a艂 z powstrzymywanej z艂o艣ci:

— Za kogo mnie pan ma? Nie zamierzam sta膰 i przygl膮da膰 si臋, jak zaczyna si臋 tu panoszy膰 jaka艣 banda nazist贸w. Niech si臋 pan k艂adzie z ty艂u na pod艂odze i przykryje chodnikiem, a wyjedziemy st膮d g艂贸wn膮 bram膮. Rozumie pan?

Jakby uby艂o mu lat i przez chwil臋 by艂 zn贸w m艂odym pu艂kownikiem, kt贸ry prowadzi swoich ludzi do ataku w bitwie nad Somm膮, uzbrojony w pa艂eczk臋, pas i b艂yszcz膮ce guziki. Otworzy艂 tylne drzwi limuzyny.

— Wskakuj pan! — rozkaza艂 g艂osem nie znosz膮cym sprzeciwu.

Chavasse waha艂 si臋 d艂u偶sz膮 chwil臋, po czym wzruszy艂 ramionami i zrobi艂, jak mu kazano. Po艂o偶y艂 si臋 na pod艂odze. Sir George przykry艂 go chodnikiem, zatrzasn膮艂 drzwi i ruszyli wolno z parkingu.

Samoch贸d stan膮艂, rozleg艂y si臋 jakie艣 kroki. Gdy m臋偶czyzna zacz膮艂 m贸wi膰, Chavasse wstrzyma艂 oddech; us艂ysza艂 g艂os Steiera rozkazuj膮cego ze z艂o艣ci膮:

— Zostaw to mnie. Wracaj na sw贸j posterunek! — Pochyli艂 si臋 do okna i przem贸wi艂 starann膮, tward膮 angielszczyzn膮.

— Przykro mi, 偶e pana niepokojono, Sir George.

— Ach, to inspektor Steiner! — zdziwi艂 si臋 Sir George. — A kog贸偶 pan poszukuje tym razem?

Chavasse niemal widzia艂, jak Steiner wzrusza ramionami w sw贸j charakterystyczny spos贸b.

— Nikogo szczeg贸lnego, Sir. Stary policyjny zwyczaj, by zarzuci膰 sieci, gdy jest tak du偶o ludzi. Zadziwiaj膮ce, jak cz臋sto daje to dobry po艂贸w. Przepraszam pana za k艂opot.

Samoch贸d ruszy艂, nabieraj膮c szybko艣ci. Przez nast臋pne pi臋膰 minut Chavasse le偶a艂 na pod艂odze, po czym odrzuci艂 chodnik i usiad艂 na tylnym siedzeniu.

— To by艂a 艂adna robota.

Sir George potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

— Ani przez chwil臋 si臋 nie ba艂em. — Roze艣mia艂 si臋 podniecony. — Wiesz, Chavasse, zaczynam si臋 tym bawi膰. Tak d艂ugi czas prowadzi艂em bezpieczn膮, uporz膮dkowan膮 i raczej nudn膮 egzystencj臋, 偶e niemal zapomnia艂em, czym jest ryzyko.

— Jak na jeden dzie艅 wystarczaj膮co ju偶 pan ryzykowa艂 — odpar艂 Chavasse. — Mo偶e si臋 pan w ka偶dej chwili gdzie艣 tu zatrzyma膰 i wypu艣ci膰 mnie. Z艂api臋 powrotn膮 kolejk臋 do miasta.

Sir George potrz膮sn膮艂 przecz膮co g艂ow膮.

— Nic z tego, m贸j ch艂opcze. Zawioz臋 pana na miejsce, tylko prosz臋 powiedzie膰 dok膮d.

— A co z pa艅skimi przyjaci贸艂mi? — przypomnia艂 mu Chavasse. — B臋d膮 si臋 zastanawiali, co si臋 z panem sta艂o.

Sir George cicho zakl膮艂.

— Chyba ma pan racj臋. Wobec tego, gdzie pana podrzuci膰?

— Jedziemy w stron臋 Hellbrook — wyja艣ni艂 Chavasse. — Mo偶e si臋 pan zatrzyma膰 przed stacj膮 metra. Stamt膮d ju偶 艣wietnie sobie poradz臋. Po chwili samoch贸d podjecha艂 do kraw臋偶nika i Chavasse wysiad艂. Pochyli艂 si臋 do okna kierowcy i u艣miechn膮艂. — Dzi臋ki za wszystko. Zas艂u偶y艂 pan na medal.

Sir George prychn膮艂.

— Do diab艂a z tak膮 mow膮! Po prostu niech pan pami臋ta i zadzwoni do mnie, gdyby jeszcze potrzebowa艂 pan pomocy. Zachichota艂. — Wie pan, dostarczy艂 mi pan nowej podniety w 偶yciu. My艣l臋, 偶e od lat nie mia艂em takiej uciechy.

Limuzyna zgrabnie skr臋ci艂a i pomkn臋艂a z powrotem w stron臋 Farmsen. Chavasse patrzy艂 za odje颅 偶d偶aj膮cym samochodem, rozmy艣laj膮c o Sir George'u Harveyu. To porz膮dny facet, co do tego nie ma w膮tpliwo艣ci. Gdy samoch贸d znikn膮艂 za zakr臋tem Chavasse odwr贸ci艂 si臋 i szybko wszed艂 na stacj臋 Wandsbek.

Zbli偶a艂a si臋 czwarta trzydzie艣ci, gdy wspina艂 si臋 po schodach do mieszkania Anny Hartmann i puka艂 do drzwi. Natychmiast si臋 otworzy艂y i Anna wci膮gn臋艂a go do 艣rodka. Twarz mia艂a blad膮 i pe艂n膮 napi臋cia.

— Gdzie by艂e艣? Prawie odchodzi艂am od zmys艂贸w z niepokoju.

— Czy by艂 jaki艣 szczeg贸lny pow贸d? — spyta艂, zdejmuj膮c p艂aszcz.

Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

— W radiu nie by艂o 偶adnej wzmianki na temat zab贸jstwa w poci膮gu. S艂ucha艂am ka偶dego komunikatu. Nie mog臋 tego zrozumie膰.

— Zanadto si臋 przejmujesz — powiedzia艂 Chavasse. — Steiner zapewne wyperswadowa艂 swoim prze艂o偶onym, by pozwolili mu prowadzi膰 spraw臋 na w艂asn膮 r臋k臋. Nie chce przecie偶, aby kto艣 inny dobra艂 si臋 do mnie... m贸g艂bym za du偶o powiedzie膰. Dlatego musi pierwszy mnie dosta膰, je艣li chce ocali膰 w艂asn膮 sk贸r臋.

Przyci膮gn膮艂 j膮 lekko na kanap臋 obok siebie.

— Czy uda艂o ci si臋 dowiedzie膰 czego艣 o Katie Holdt?

Potrz膮sn臋艂a przecz膮co g艂ow膮.

— Absolutnie nic. Jej gospodyni nawet nie widzia艂a, jak wychodzi艂a. Zostawi艂a tylko w kopercie pieni膮dze za mieszkanie i kilka s艂贸w, 偶e zosta艂a gdzie艣 pilnie wezwana. Nie by艂o naturalnie zwrotnego adresu.

— To szkoda — skomentowa艂 Chavasse. — Mog艂aby si臋 okaza膰 po偶yteczna. Przynajmniej wiemy, w jaki spos贸b Muller nawi膮za艂 pierwszy kontakt z Schultzem.

Wygl膮da艂a na zdumion膮, wi臋c szybko opowiedzia艂 jej o swoim wypadzie do Farmsen.

— Jak mo偶esz nara偶a膰 si臋 na takie ryzyko? — wykrzykn臋艂a, kiedy sko艅czy艂. — Czy Sir George nie m贸g艂 ci przekaza膰 wiadomo艣ci telefonicznie?

Chavasse poderwa艂 si臋 gwa艂townie z kanapy i podszed艂 do okna.

— Przypuszczam, 偶e m贸g艂, ale ja si臋 niecierpliwi艂em. Powinienem si臋 znajdowa膰 w samym centrum tych spraw. — Odwr贸ci艂 si臋 z u艣miechem. — Mniejsza o mnie... czy Hardt ju偶 si臋 odzywa艂?

Kiwn臋艂a g艂ow膮.

— Mamy si臋 z nim spotka膰 wieczorem w Blankenese w kawiarni nad Elb膮. Znam to miejsce. Najwidoczniej dowiedzia艂 si臋 wszystkiego, co trzeba, na temat Krugera i jego kliniki. 艢wietnie — ucieszy艂 si臋 Chavasse.

— O kt贸rej mamy si臋 z nim spotka膰?

O dziewi膮tej — odpar艂a. — O tej porze b臋dzie ju偶 ciemno. Podszed艂 do kanapy i poci膮gn膮艂 j膮, by wsta艂a.

— Mamy wi臋c przed sob膮 pi臋膰 godzin. — Uj膮艂 mocno jej r臋ce. — Co mo偶emy wobec tego robi膰 przez ten czas?

Zarumieni艂a si臋 i odsun臋艂a od niego.

— Jest tutaj gazeta — zaproponowa艂a. — Mo偶esz sobie poczyta膰, a ja przyrz膮dz臋 ci co艣 do jedzenia.

Posz艂a do kuchni, a Chavasse pod膮偶y艂 za ni膮 i sta艂 oparty w drzwiach, nieznacznie si臋 u艣miechaj膮c.

— O wiele bardziej wol臋 patrze膰 na ciebie.

Odwr贸ci艂a si臋 do niego i raptem jej twarz jakby si臋 skurczy艂a. Zrobi艂a szybki ruch do przodu i znalaz艂a si臋 w jego ramionach.

— Och, Paul, tak si臋 ba艂am o ciebie — m贸wi艂a za艂amuj膮cym si臋 g艂osem. — Nie masz poj臋cia, jaka by艂am przera偶ona.

Tuli艂 j膮 mocno w ramionach, g艂aska艂 po w艂osach i szepta艂 koj膮ce s艂owa, przez ca艂y czas wpatruj膮c si臋 niewidz膮cym wzrokiem w przeciwleg艂e okno. W g艂owie czu艂 zam臋t, gdy u艣wiadomi艂 sobie niezaprzeczalny fakt, z kt贸rym nie chcia艂 si臋 pogodzi膰. Od chwili gdy po raz pierwszy zobaczy艂 j膮 w Tad偶 Mahal, stoj膮c膮 w drzwiach w tym 艣miesznym stroju ladacznicy, zaw艂adn臋艂a nim tak silna fala uczucia, 偶e nie m贸g艂 si臋 jej oprze膰.

Gdy unios艂a ku niemu twarz ze 艣ladami 艂ez, pomy艣la艂 z ironi膮, co by na to powiedzia艂 Szef, po czym poca艂owa艂 j膮, zapominaj膮c o wszystkim. O Mullerze, o Steinerze, r臋kopisie Schultza... o wszystkim, opr贸cz tej dziewczyny. Kiedy oplot艂a ramionami jego szyj臋, wzi膮艂 j膮 na r臋ce i poni贸s艂 do sypialni.

7

Przybyli do Balnkenese o wp贸艂 do dziewi膮tej, samoch贸d parkowali na Hauptstrasse. Anna sz艂a pierwsza, za ni膮 Chavasse, w膮sk膮, do艣膰 strom膮 alejk膮, kt贸ra przywiod艂a ich nad Elb臋.

T艂um ludzi przewija艂 si臋 nad brzegiem rzeki, wok贸艂 barwnych, jasno o艣wietlonych kawiarni, kt贸re zdawa艂y si臋 艣wietnie prosperowa膰. Anna poprowadzi艂a go do jednej z nich, gdzie usiedli przy naro偶nym stoliku na tarasie, usytuowanym nad wod膮. Chavasse zam贸wi艂 dwa piwa i pocz臋stowa艂 j膮 papierosem.


Taras o艣wietlony by艂 sznurem kolorowych chi艅skich lampion贸w i ca艂y nale偶a艂 tylko do nich. Siedzieli w milczeniu. Ogarn膮艂 go dziwny spok贸j i odetchn膮艂 g艂臋boko, gdy dotar艂 znad wody lekki powiew, nios膮c ze sob膮 przejmuj膮cy, wilgotny zapach jesieni.

— Podoba mi si臋 to miejsce — odezwa艂 si臋. — Bywasz tu cz臋sto?

— Bardzo lubi臋 Blankenese. Szczeg贸lnym upodobaniem darz膮 je m艂ode pary.

Pochyli艂 si臋 i przykry艂 jej d艂o艅 swoj膮 r臋k膮.

— Czy s膮dzisz, 偶e mo偶emy si臋 zakwalifikowa膰 do tego klubu?

Twarz jej nagle rozja艣ni艂a si臋 u艣miechem, mocno u艣cisn臋艂a mu r臋k臋.

— By艂oby to cudowne, Paul. Chcia艂abym m贸c 偶y膰 tak jak te wszystkie pary, przechadzaj膮ce si臋 po Strandweg... 偶eby艣my byli jak oni, zakochani, cieszyli si臋 sob膮, nie mieli 偶adnych trosk ani zmartwie艅.

Chcia艂 jej powiedzie膰, 偶e zawsze s膮 jakie艣 troski i zmartwienia — pieni膮dze, choroba, bieda, staro艣膰 — ale nie mia艂 serca psu膰 jej nastroju. U艣miechn膮艂 si臋 i rzek艂 pogodnie.

— Mark przyb臋dzie dopiero o dziewi膮tej. Mamy p贸艂 godziny dla siebie, mo偶emy wi臋c gra膰 swoj膮 rol臋.

Znowu si臋 u艣miechn臋艂a i szepn臋艂a.

— A wi臋c grajmy.

Kelner przyni贸s艂 piwo. Chavasse pi艂 powoli, delektuj膮c si臋 zimn膮 pian膮, i obserwowa艂 pasa偶erski statek parowy, wolno p艂yn膮cy ku morzu, o艣wietlony jasno od rufy do rufy. Opr贸cz warkotu maszyn unosi艂y si臋 te偶 nad wod膮 przyt艂umione odg艂osy rozm贸w i beztroskiego 艣miechu.

— Ciekaw jestem, dok膮d p艂ynie — zastanawia艂 si臋.

— Jakie to ma znaczenie?

U艣miechn臋艂a si臋 smutno, on za艣 uj膮艂 jej r臋ce i powiedzia艂 艂agodnym g艂osem.

— A jednak ju偶 przesta艂a艣 gra膰 swoj膮 rol臋.

Przez chwil臋 wpatrywa艂a si臋 w kufel piwa z pos臋pnym wyrazem twarzy, po czym uwolni艂a r臋ce z jego u艣cisku i zapali艂a nast臋pnego papierosa. Wtem spojrza艂a na niego z gorzkim u艣miechem.

— To ironia losu, naprawd臋, jeszcze do wczoraj mia艂am uczucie ca艂kowitej pewno艣ci siebie, by艂am szcz臋艣liwa i przekonana, 偶e robi臋 co艣, co jest bardzo wa偶ne i warte trudu. Wszystko poza tym nie mia艂o 偶adnego znaczenia.

— A teraz?

— Teraz jestem zakochana, taka jest prawda. — Westchn臋艂a i roze艣mia艂a si臋 przelotnie. — Jest to dla mnie ca艂kiem nowe do艣wiadczenie. Nigdy nie mia艂am czasu na mi艂o艣膰, a偶 tu nagle wtargn膮艂e艣 w moje 偶ycie. Pojawi艂e艣 si臋 na moim horyzoncie i chyba tak si臋 sta膰 musia艂o, to by艂o nieuniknione.

— Czy 偶a艂ujesz?

Po chwili wahania rzuci艂a papierosa w wod臋 i powiedzia艂a:

— O nie! Gdybym mia艂a 偶a艂owa膰 tego, 偶e ci臋 pozna艂am, musia艂abym 偶a艂owa膰 ca艂ego 偶ycia.

Siedz膮c wpatrywa艂a si臋 w statek nikn膮cy w mroku zapadaj膮cej nocy, nagle jednak zwr贸ci艂a si臋 ku niemu i odezwa艂a cichym, pe艂nym napi臋cia g艂osem:

— Paul, czy jest przed nami jaka艣 przysz艂o艣膰? Czy kiedykolwiek zdo艂amy uciec od tego rodzaju 偶ycia?

Zastanawiaj膮c si臋 nad jej s艂owami, wpatrywa艂 si臋 w ciemno艣膰. Ile偶 to ju偶 razy w ci膮gu minionych pi臋ciu lat podejmowa艂 si臋 tego rodzaju pracy? Pokonuj膮c jedn膮 trudno艣膰, mia艂 natychmiast przed sob膮 perspektyw臋 wielu nast臋pnych, nieustanny taniec na linie. Wydawa艂o mu si臋, 偶e po艂ow臋 偶ycia sp臋dza pod os艂on膮 ciemno艣ci, spotykaj膮c si臋 z dziwnymi lud藕mi w jeszcze bardziej dziwnych miejscach. A kiedy ju偶 wszystko zosta艂o powiedziane i zrobione, kiedy wszystko zosta艂o zapi臋te na ostatni guzik, to jaki cel ostateczny temu przy艣wieca艂? Czy mo偶na to por贸wna膰 z tym, co teraz mu przypad艂o w udziale?

Spojrza艂 na ni膮, na jej pochylone w zw膮tpieniu ramiona. Nagle odetchn臋艂a g艂臋boko i wyprostowa艂a si臋.

— Ciekawa jestem, czy Mark zjawi si臋 punktualnie — powiedzia艂a, zdobywaj膮c si臋 na dzielno艣膰.

Zakl膮艂 i chwyci艂 j膮 za ramiona tak mocno, 偶e a偶 krzykn臋艂a z b贸lu.

— Do licha z Markiem! Do czorta z ca艂膮 t膮 cholern膮 szop膮! Najch臋tniej rzuci艂bym to wszystko z miejsca. Mo偶emy wsi膮艣膰 do Volkswagena i pojecha膰 do Holandii, pieszo przej艣膰 granic臋 jeszcze przed 艣witem. Mam przyjaci贸艂 w Rotterdamie... dobrych przyjaci贸艂.

Potrz膮sn臋艂a powoli g艂ow膮.

— Ale nie zrobisz tego, Paul, prawda? Praca przede wszystkim... przypomnij sobie, jak niedawno mi to m贸wi艂e艣. A jest to s艂uszna i szlachetna postawa.

Za te s艂owa pokocha艂 j膮 jeszcze bardziej. Pochyli艂 si臋 nad stolikiem i niemal dotykaj膮c jej twarzy m贸wi艂 偶arliwie:

— Ale potem, Anno? Je艣li nam szcz臋艣cie dopisze, za dwa-trzy dni uporamy si臋 z t膮 spraw膮. Ja mog臋 na tym zako艅czy膰 moj膮 gr臋.

Jego entuzjazm udzieli艂 si臋 te偶 Annie, zarumieni艂a si臋 z podniecenia.

— Naprawd臋 tak uwa偶asz, Paul? Ale dok膮d by艣my si臋 przenie艣li?

Twarz rozja艣ni艂a mu si臋 ch艂opi臋cym u艣miechem.

— Gdziekolwiek, jakie to ma znaczenie? Je艣li chcesz, mo偶e by膰 Izrael. Mo偶e dosta艂bym prac臋 wyk艂adowcy na twoim Uniwersytecie Hebrajskim?

— Obawiam si臋, 偶e mamy nadmiar intelektualist贸w.

— Nie szkodzi. Mo偶emy pracowa膰 na roli. M贸j ojciec by艂 farmerem w Bretanii... Chyba poradzi艂bym sobie w kibucu, o kt贸rym mi opowiada艂a艣.

— W pobli偶u Migdal, gdzie si臋 wychowa艂am? To by艂oby cudowne, Paul. Najcudowniejsze pod s艂o艅cem.

— Weszliby艣my na t臋 twoj膮 g贸r臋 — doda艂. — Ju偶 teraz to widz臋. Jest pi臋kne, ciep艂e popo艂udnie, a w promieniu paru kilometr贸w nie ma nikogo, tylko my dwoje.

— A co zrobi艂by艣, kiedy dotarliby艣my na szczyt?

— Och, nie wiem, ale co艣 bym wymy艣li艂 — roze艣mia艂 si臋.

Pog艂aska艂a go czule po twarzy i potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 z 偶artobliw膮 przygan膮.

— Jeste艣 niepoprawny.

W pobliskiej kawiarni nad brzegiem rzeki kto艣 gra艂 na akordeonie, a pi臋kne tony tej muzyki, ulotne i pobrzmiewaj膮ce smutkiem, unosi艂y si臋 nad wod膮, niczym jesienne li艣cie, kt贸re lekki wietrzyk porywa艂 z drzew i rozrzuca艂 na jej obrze偶ach. Chavasse podni贸s艂 Ann臋, obj膮艂 i zacz臋li ta艅czy膰 samotnie na tarasie. Ca艂y czas tuli艂a g艂ow臋 do jego ramienia.

Przez kr贸tk膮 chwil臋 偶ycie toczy艂o si臋 tak, jak pragn臋艂a, wszystko inne zdawa艂o si臋 nie mie膰 znaczenia, byli tylko oni, we dwoje, na tarasie, ale wkr贸tce us艂yszeli dyskretne kaszlni臋cie, wi臋c natychmiast odsun臋li si臋 od siebie. W pobli偶u sta艂 Mark Hardt, patrz膮c na nich dziwnym wzrokiem.

— A wi臋c dotar艂e艣 — odezwa艂 si臋 Chavasse, 偶eby tylko co艣 powiedzie膰, i we troje zasiedli przy stoliku.

— Widz臋, 偶e mi艂o sp臋dzali艣cie czas — zauwa偶y艂 Hardt. Zerkn膮艂 na Ann臋, ona za艣 odwzajemni艂a mu si臋 spokojnym spojrzeniem. Wzruszy艂 ramionami i skierowa艂 uwag臋 na Chavasse'a.

— Gdzie si臋 wybra艂e艣 dzisiaj po po艂udniu? Zapewne na beztrosk膮 przechadzk臋 w pe艂ni dnia?

— Niezupe艂nie — zaprzeczy艂 Chavasse. — Dosta艂em depesz臋 z Londynu. Wybra艂em si臋 na wy艣cigi w Farmsen, 偶eby si臋 spotka膰 z Sir George'em Harveyem.

Hardt uni贸s艂 brwi.

— Co艣 interesuj膮cego?

— W艂a艣nie dowiedzieli si臋, kim by艂 Muller, i uznali, 偶e mo偶e to by膰 po偶yteczna wiadomo艣膰. Okazuje si臋, 偶e przez pewien czas by艂 on ordynansem Schultza.

— O tym nie wiedzia艂em. Ale mamy w tej chwili wa偶niejsze sprawy do rozwa偶enia. — Hardt rozwin膮艂 arkusz papieru i roz艂o偶y艂 na stole, tak aby oni te偶 mogli dobrze widzie膰.

By艂 to starannie naszkicowany plan kliniki, kt贸ry Chavasse przestudiowa艂 z zainteresowaniem.

— Wspania艂y — odezwa艂 si臋 po chwili. — Gdzie go zdoby艂e艣?

— Od miejscowego agenta nieruchomo艣ci — wyja艣ni艂 Hardt. — W s膮siedztwie znajduje si臋 pusty dom, powiedzia艂em mu wi臋c, 偶e jestem zainteresowany jego kupnem. Na planie, jaki mi pokaza艂, by艂a te偶 klinika Krugera. Okaza艂o si臋, 偶e posiad艂o艣膰 ta zosta艂a przekszta艂cona w klinik臋 w zesz艂ym roku.

— Czy dowiedzia艂e艣 si臋 jeszcze czego艣 wi臋cej o tym miejscu? — zapyta艂 Chavasse.

— Tak, jest dobrze obwarowana. Wysokie mury z t艂uczonym szk艂em w cemencie, wszystko, co mo偶e by膰. Naprzeciw g艂贸wnego wej艣cia jest bar, wi臋c porozmawia艂em sobie troch臋 z w艂a艣cicielem. Wed艂ug niego, Kruger ma w swojej klinice sporo pacjent贸w umys艂owo chorych. Zaawansowane nerwice, kobiety odchylone seksualnie. Tego typu przypadki.

Chavasse w dalszym ci膮gu przegl膮da艂 plan.

— Jak si臋 tam dostaniemy? — zastanawia艂 si臋.

— Powinno to by膰 ca艂kiem proste. — Hardt pochyli艂 si臋 nad planem. — Mur oddzielaj膮cy klinik臋 od pustego domu ma oko艂o trzech metr贸w wysoko艣ci. Kiedy si臋 przedostaniemy przez ten mur, wejdziemy do budynku przez kot艂owni臋, za kt贸r膮 znajduje si臋 kilka piwnic. W jednej z nich jest ma艂a s艂u偶bowa winda prowadz膮ca na wszystkie pi臋tra. Wozi si臋 ni膮 bielizn臋 do pralni i temu podobne rzeczy.

— A co z pacjentami? — spyta艂 Chavasse.

— W ka偶d膮 niedziel臋 wieczorem wy艣wietlaj膮 im film w 艣wietlicy na parterze. Trwa przewa偶nie do dziesi膮tej. Z tego, co wiem, wszyscy pacjenci go ogl膮daj膮.

— Powinni艣my wi臋c mie膰 woln膮 drog臋 — rozwa偶a艂 Chavasse. — Je偶eli Muller rzeczywi艣cie tam jest, wszystko wskazuje na to, 偶e musi by膰 albo na pierwszym, albo na drugim pi臋trze i powinni艣my go szybko odnale藕膰. Maj膮 tam tylko pi臋tna艣cie pokoi.

Hardt spojrza艂 na zegarek.

— Chyba ju偶 ruszajmy. Jest dziewi膮ta pi臋tna艣cie, nie mamy du偶o czasu. Gdzie zaparkowali艣cie samoch贸d? — Odpowied藕 Anny przyj膮艂 z zadowoleniem. — Wobec tego mamy tylko pi臋膰 minut jazdy na miejsce.

Chavasse zap艂aci艂 kelnerowi i natychmiast wyszli. Strom膮 uliczk膮 pod g贸r臋 dotarli do Hauptstrasse. Chavasse i Anna usiedli z ty艂u, Hardt za kierownic膮.

Klinika znajdowa艂a si臋 na rogu w膮skiej, bocznej uliczki, wysadzanej kasztanowcami, z niewielkiego baru naprzeciw ogromnej 偶elaznej bramy dochodzi艂a g艂o艣na muzyka. Chavasse zd膮偶y艂 zauwa偶y膰, kiedy j膮 mijali, 偶e jest mocno zaryglowana, a troch臋 dalej wypatrzy艂 mimo nocy klinik臋 przes艂oni臋t膮 drzewami.

Hardt zatrzyma艂 samoch贸d kilka metr贸w za bram膮 nast臋pnego domu i wy艂膮czy艂 silnik. Obr贸ci艂 si臋 do Anny.

— Chc臋, aby艣 tutaj na nas zaczeka艂a. Przy odrobinie szcz臋艣cia powinni艣my wr贸ci膰 w ci膮gu dwudziestu minut.

Spokojnie przyj臋艂a to do wiadomo艣ci.

— A je偶eli nie wr贸cicie?

Chavasse, kt贸ry w艂a艣nie wysiada艂 z samochodu, zatrzyma艂 si臋 i powiedzia艂 z g艂臋bok膮 powag膮:

— Je艣li nie wr贸cimy do dziesi膮tej, odje偶d偶aj st膮d... i to szybko.

Ju偶 chcia艂a zaprotestowa膰, ale w艂膮czy艂 si臋 Hardt, m贸wi膮c uspokajaj膮co:

— On ma racj臋, Anno. Nie ma sensu, aby艣 i ty wpl膮ta艂a si臋 razem z nami. Je偶eli co艣 si臋 zdarzy, wracaj do domu i zawiadom Londyn. B臋d膮 wiedzieli, co robi膰.

Chavasse czu艂 na sobie jej b艂agalne spojrzenie, aby si臋 jeszcze odwr贸ci艂, ale z bezwzgl臋dnym uporem szed艂 w stron臋 bramy pustego domu. Panowa艂a cisza, s艂ycha膰 by艂o tylko szum wiatru po艣r贸d, prawie ju偶 nagich, drzew. Hardt wprowadzi艂 go do 艣rodka.

Przy murze, oddzielaj膮cym ten teren od kliniki, sta艂a stara, rozpadaj膮ca si臋 altana, Chavasse bez trudu wspi膮艂 si臋 na dach i zlustrowa艂 uwa偶nie pomieszczenia kliniki.

Kraw臋d藕 muru pokryta by艂a cementem pomieszanym z kawa艂kami t艂uczonego szk艂a, ostro偶nie dotkn膮艂 ich palcami. Hardt wspi膮艂 si臋 tak偶e tu偶 obok niego i szybko nakry艂 cz臋艣膰 muru kilkoma workami.

— Znalaz艂em je w altanie, kiedy j膮 ogl膮da艂em po po艂udniu — szepn膮艂.

Widzieli okna 艣wietlicy od frontu budynku i nagle us艂yszeli gromki 艣miech pacjent贸w ogl膮daj膮cych film.

— Wygl膮da na to, 偶e dobrze si臋 bawi膮 — zauwa偶y艂 Chavasse. — Jeste艣 got贸w?

Hardt skin膮艂 g艂ow膮 i Chavasse, opieraj膮c si臋 lekko r臋k膮 na grubej os艂onie z work贸w, przeskoczy艂 przez mur. Zatopi艂 si臋 po kolana w g臋stej warstwie zeschni臋tych li艣ci, a za nim przeskoczy艂 te偶 Hardt.

Ruszyli przez trawnik pod drzewami i znale藕li si臋 przy drzwiach do kot艂owni. Chavasse przez chwil臋 nas艂uchiwa艂 uwa偶nie, po czym otworzy艂 szybko drzwi i weszli do 艣rodka w pe艂nej gotowo艣ci. Nikogo nie by艂o w pobli偶u.

Posuwa艂 si臋 naprz贸d w milczeniu, nast臋pne drzwi wyprowadzi艂y go na d艂ugi, w膮ski korytarz wy艂o偶ony piaskowcem. Na ko艅cu napotka艂 znowu drzwi i znalaz艂 si臋 w ciemnym pomieszczeniu. Wymaca艂 kontakt i nacisn膮艂. Pe艂no tu by艂o koszy na bielizn臋, a naprzeciwko znajdowa艂a si臋 s艂u偶bowa winda.

Chavasse pospiesznie j膮 obejrza艂. By艂a prosta w obs艂udze. Odwr贸ci艂 si臋 do Hardta, kt贸ry szed艂 za nim przez ca艂y czas.

— My艣l臋, 偶e powinni艣my si臋 rozdzieli膰. Ty we藕 pierwsze, a ja drugie pi臋tro.

Hardt zgodzi艂 si臋 bez s艂owa. Wyj膮艂 automatyczny pistolet Biretta i sprawdzi艂, czy dobrze dzia艂a.

— Bez t艂umika nie nadaje si臋 do takiej roboty — powiedzia艂 Chavasse. — Je艣li kogo艣 napotkasz i pos艂u偶ysz si臋 tym pistoletem, 艣ci膮gniesz nam na g艂ow臋 ca艂膮 klinik臋.

Hardt poczerwienia艂 ze z艂o艣ci.

— Co mi wi臋c proponujesz? 呕ebym podni贸s艂 r臋ce do g贸ry i podda艂 si臋 spokojnie?

Chavasse u艣miechn膮艂 si臋.

— Powiedzia艂bym ci, ale nie mamy teraz na to czasu.

Wepchn膮艂 Hardta do windy i sam te偶 wszed艂 do 艣rodka.

Zamkn膮艂 drzwi mo偶liwie najciszej i zacz臋li si臋 unosi膰 w g贸r臋. Po naci艣ni臋ciu guzika zatrzymali si臋 na pierwszym pi臋trze. Odwracaj膮c si臋 do Hardta szepn膮艂:

— Miejmy nadziej臋, 偶e nie ma nikogo na korytarzu...

Uchyli艂 drzwi windy i ostro偶nie wyjrza艂. Nie by艂o nikogo, wypu艣ci艂 wi臋c Hardta bez s艂owa i nacisn膮艂 guzik drugiego pi臋tra.

Zaczyna艂 si臋 tym dobrze bawi膰, ogarn臋艂o go znane mu od dawna uczucie dziwnego podniecenia. Sk艂ada艂o si臋 na to wiele czynnik贸w, kt贸re nie raz pr贸bowa艂 analizowa膰, ale bez powodzenia. Zdawa艂 sobie tylko spraw臋 z tego faktu i wiedzia艂, 偶e w艂a艣nie dlatego wybra艂 takie, a nie inne 偶ycie, ale nie potrafi艂by tego wyt艂umaczy膰 nikomu... nawet Annie.

Winda zatrzyma艂a si臋, otworzy艂 prawie bezszelestnie drzwi i wyszed艂. Panowa艂a absolutna cisza. Zastanawia艂 si臋, w kt贸r膮 stron臋 ma i艣膰, i po chwili wahania skierowa艂 si臋 w lewo.

Ostro偶nie sprawdzi艂 dwa pokoje, nas艂uchuj膮c przedtem uwa偶nie pod drzwiami. Pacjenci byli nie颅 w膮tpliwie na dole, ogl膮dali film. Zerkn膮艂 na zegarek, okaza艂o si臋, 偶e jest za kwadrans dziesi膮ta. Pozosta艂o ju偶 niewiele czasu. Wtem us艂ysza艂 kroki na schodach prowadz膮cych z poddasza na ko艅cu korytarza, kto艣 nuci艂 jak膮艣 melodi臋. Szybko podbieg艂 do nast臋pnego pokoju i wszed艂 do 艣rodka, zamykaj膮c za sob膮 drzwi.

Panowa艂a tu ciemno艣膰, a kiedy przekr臋ci艂 kontakt, okaza艂o si臋, 偶e jest to pomieszczenie na bielizn臋. Uchyli艂 drzwi i wyjrza艂.

Pod艣piewuj膮c sz艂a m艂oda dziewczyna w wykrochmalonym fartuchu i czepku. Wchodzi艂a do ka偶dego pokoju po kolei i zaraz wychodzi艂a. Uzna艂, 偶e jest to zapewne pokoj贸wka i zapewne 艣ciele 艂贸偶ka.

Zatrzyma艂a si臋 przed drzwiami s膮siedniego pokoju i poprawi艂a blond w艂osy. Zauwa偶y艂, 偶e si臋 do siebie u艣miecha. By艂a to bardzo 艂adna niebieskooka dziewczyna, mia艂a czerwone, nad膮sane usta i kr膮g艂e policzki. Po chwili wesz艂a do pokoju, Chavasse natomiast zamkn膮艂 drzwi i czeka艂, a偶 dziewczyna p贸jdzie dalej.

8

Gdy potem to wspomina艂, nie mia艂 pewno艣ci, kto by艂 bardziej zdumiony, jak otworzy艂a drzwi, on czy ona.

Sta艂a tak z jedn膮 r臋k膮 uniesion膮 do w艂os贸w upi臋tych w kok na szyi i drug膮 wci膮偶 na klamce drzwi, a oczy jej a偶 si臋 zaokr膮gli艂y ze zdumienia.

Otworzy艂a usta do krzyku, lecz Chavasse zareagowa艂 tak, jak to by艂o mo偶liwe w tej sytuacji.

Przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie i poca艂owa艂, przywieraj膮c mocno do jej warg; jednocze艣nie zamkn膮艂 drzwi woln膮 r臋k膮.

Pocz膮tkowo si臋 broni艂a, ale on trzyma艂 j膮 w ramionach i nie przestawa艂 ca艂owa膰. A potem nagle zrezygnowa艂a z walki i jej uleg艂o艣膰 zdawa艂a si臋 wtapia膰 w niego, kiedy unios艂a r臋ce i obj臋艂a go za szyj臋. Po chwili, odchyliwszy lekko g艂ow臋, szepn膮艂 jej do ucha:

— Nie obawiaj si臋, Liebling. Nie zrobi臋 ci krzywdy.

— To chyba oczywiste — odpar艂a, a w jej g艂osie d藕wi臋cza艂 powstrzymywany 艣miech. — Kim pan jest, mein Herr, w艂amywaczem?

Potrz膮sn膮艂 przecz膮co g艂ow膮.

— Nikim a偶 tak romantycznym.

— Wiem — ci膮gn臋艂a — od miesi臋cy skrycie mnie pan podziwia i wreszcie zebra艂 si臋 pan na odwag臋, by mi to wyzna膰.

Chavasse opanowa艂 si臋, by nie wybuchn膮膰 艣miechem.

— Jak masz na imi臋, Liebling?

— Gizela — odpar艂a. — Jestem tutaj pokoj贸wk膮.

— Mo偶e wobec tego b臋dziesz mog艂a mi pom贸c. Szukam swojego przyjaciela. Dzisiaj rano zabrano go ambulansem z Hauptbahnhof.

— To pewnie ten spod dwunastki na pierwszym pi臋trze. Trzymaj膮 go pod kluczem. Karl, prze艂o偶ony piel臋gniarek, m贸wi, 偶e on naprawd臋 jest wariat.

— W tym ca艂y k艂opot — t艂umaczy艂 Chavasse. — Ja wcale tak nie uwa偶am, ale oni nie pozwol膮 mi si臋 z nim zobaczy膰. Dlatego w艂a艣nie pr贸bowa艂em bardziej oryginalnego wej艣cia.

Spojrza艂a na niego krytycznie.

— W艂a艣ciwie to jest pan na sw贸j spos贸b nawet ca艂kiem przystojny.

— Tak powiadaj膮 wszystkie dziewcz臋ta — odpar艂 i si臋gn膮艂 do klamki. Pchn臋艂a go do ty艂u i wysuwaj膮c r臋k臋 obj臋艂a za szyj臋; potem poca艂owa艂a prosto w usta, napieraj膮c na niego swoim pr臋偶nym cia艂em. Kiedy delikatnie uwolni艂 si臋 z jej u艣cisku, powiedzia艂a z nadziej膮 w g艂osie:

— Ko艅cz臋 dy偶ur o wp贸艂 do dwunastej. W tym tygodniu pracuj臋 na p贸藕niejszej zmianie.

— Przykro mi, Gizelo. To mog艂oby by膰 nawet zabawne, ale musz臋 zobaczy膰 si臋 z przyjacielem jeszcze przed zako艅czeniem filmu. Zdaje si臋, powiedzia艂a艣, numer dwunasty?

Kiedy wychodzi艂 na korytarz, szepn臋艂a cicho:

— Cokolwiek pan zamierza zrobi膰, prosz臋 uwa偶a膰 na Karla. To straszny brutal, kiedy zmusza kogo艣 do wyj艣cia.

Przeszed艂 szybko korytarzem i zacz膮艂 schodzi膰 na pierwsze pi臋tro. Pozosta艂o mu zaledwie dziesi臋膰 minut, by sko艅czy膰 zadanie. Min膮wszy zakr臋t korytarza, pomy艣la艂, jak te偶 sobie radzi Hardt. Wkr贸tce mia艂 si臋 o tym przekona膰.

Drzwi pokoju numer dwana艣cie by艂y otwarte i dochodzi艂 stamt膮d g艂os Steinera, ale nie brzmia艂 przyjemnie.

— Jestem naprawd臋 zawiedziony — m贸wi艂. — Spodziewa艂em si臋 ujrze膰 naszego wsp贸lnego przyjaciela, Herr Chavasse'a, na razie jednak zadowol臋 si臋 tym godnym zast臋pstwem. Przykro mi, 偶e nie ma Herr Mullera, by pana osobi艣cie powita艂, ale niech to pana nie martwi. Mog臋 zapewni膰, 偶e wkr贸tce go pan zobaczy. — G艂os jego sta艂 si臋 nagle szorstki i urz臋dowy.

— A teraz niech si臋 pan odwr贸ci, r臋ce do g贸ry i jazda na korytarz!

Chavasse cofn膮艂 si臋 trzy stopnie w g贸r臋 i czeka艂 przyp艂aszczony do 艣ciany. W jego polu widzenia najpierw pojawi艂 si臋 Hardt, z r臋kami uniesionymi nad g艂ow膮, za nim szed艂 Steiner, trzymaj膮c w r臋ce Mausera z nasadzonym na luf臋 okr膮g艂ym t艂umikiem. By艂 to relikt z czas贸w wojny, u偶ywany g艂贸wnie przez niemiecki kontrwywiad. Chavasse krzykn膮艂:

— Steiner! — I kiedy t臋gi, zwalisty Niemiec zakl膮艂 i odwr贸ci艂 si臋 ku niemu, wytr膮ci艂 mu Mausera z r臋ki. Pistolet uderzy艂 o 艣cian臋 i spad艂 na ostatni stopie艅. Kiedy Steiner si臋gn膮艂 po bro艅, Hardt z ca艂ej si艂y uderzy艂 go w kark i ten osun膮艂 si臋 na twarz.

Chavasse zbieg艂 po stopniach na korytarz i us艂ysza艂, jak Hardt krzykn膮艂 ostrzegawczo, gdy z otwartych drzwi dwunastki wyszed艂 m臋偶czyzna w bia艂ej kurtce i rzuci艂 si臋 do przodu.

Mia艂 chyba co najmniej metr dziewi臋膰dziesi膮t wzrostu, pokryt膮 bliznami 艂ys膮 g艂ow臋 i twarz jak z koszmaru sennego. Gdy Chavasse pr贸bowa艂 si臋 uchyli膰, wyci膮gn臋艂y si臋 ku niemu wielkie 艂apska i zacisn臋艂y wok贸艂 gard艂a.

Pami臋taj膮c ostrze偶enie Gizeli Chavasse domy艣li艂 si臋, 偶e musi to by膰 贸w przera偶aj膮cy Karl. Pozwoli艂 sobie wi臋c podskoczy膰 i plun膮膰 Niemcowi w twarz. Karl instynktownie zwolni艂 u艣cisk, a Chavasse uderzy艂 go kolanem w krocze.

Karl zwin膮艂 si臋 z b贸lu, ale nie upad艂. Lew膮 r臋k膮 przycisn膮艂 Hardta do 艣ciany, a praw膮 ponownie wyci膮gn膮艂 do Chavasse'a. Chavasse wykr臋ci艂 j膮 do ty艂u u偶ywaj膮c japo艅skiego chwytu. Karl krzykn膮艂 z b贸lu. Ci膮gle nie rozlu藕niaj膮c uchwytu Chavasse pop臋dzi艂 go przed sob膮 korytarzem w kierunku schod贸w. Kilka krok贸w przed por臋cz膮 zwolni艂 u艣cisk i kopn膮艂 Niemca z ca艂ych si艂 pod lewe kolano. Karl zn贸w krzykn膮艂 i polecia艂 g艂ow膮 w d贸艂 ponad por臋cz膮 z kutego 偶elaza.

Gdy cia艂o rozp艂aszczy艂o si臋 na marmurowej posadzce hallu, drzwi salonu otworzy艂y si臋 gwa艂townie i rozleg艂 si臋 kobiecy krzyk — cienki i przenikliwy. Chavasse zatrzyma艂 si臋 chwil臋 po to, by podnie艣膰 z pod艂ogi pistolet Steinera. Hardt by艂 ju偶 na ko艅cu korytarza i naciska艂 guzik windy.

Chavasse b艂yskawicznie do艂膮czy艂 do niego i obydwaj wskoczyli do windy. W chwil臋 potem biegli przez piwnice w kierunku kot艂owni. Z wn臋trza domu dochodzi艂 s艂aby odg艂os zamieszania, pu艣cili si臋 wi臋c biegiem przez trawnik w stron臋 muru.

Za nimi otworzy艂y si臋 jakie艣 drzwi i rozleg艂 si臋 krzyk. Gdy Chavasse wbieg艂 mi臋dzy krzewy, us艂ysza艂 przyt艂umiony wystrza艂 z pistoletu i pocisk 艣wisn膮艂 przez li艣cie nad jego g艂ow膮. Wsun膮艂 Mausera do kieszeni i pobieg艂 dalej.

Kiedy znale藕li si臋 pod murem, Hardt z艂膮czy艂 d艂onie, tworz膮c strzemi臋, i zaczerpn膮艂 g艂臋boki oddech. Chavasse nie protestowa艂. Przyj膮艂 propozycj臋 i wskoczy艂 na mur.

Zakrzywionymi palcami usi艂owa艂 uchwyci膰 si臋 kraw臋dzi pokrytej workami, a kiedy si臋 podci膮ga艂, kawa艂ki szk艂a wbi艂y mu si臋 w r臋ce i przeszy艂 go spazm b贸lu. Przerzuci艂 si臋 na dach altany, po czym obr贸ciwszy si臋 szybko pochyli艂 ponad kraw臋dzi膮 muru os艂oni臋t膮 workiem i wyci膮gn膮艂 r臋k臋 do Hardta. Hardt cofn膮艂 si臋 troch臋, nast臋pnie podbieg艂 i skoczy艂. Chavasse chwyci艂 go za prawy nadgarstek i trzyma艂 kurczowo. Nabra艂 g艂臋boko powietrza i zacz膮艂 ci膮gn膮膰.

Kiedy Hardt trzyma艂 si臋 ju偶 kraw臋dzi muru, poni偶ej, w艣r贸d krzew贸w, rozleg艂 si臋 suchy trzask, potem zn贸w ciche kaszlni臋cie, gdy pistolet z t艂umikiem wystrzeli艂 z bezpo艣redniej odleg艂o艣ci.

Hardt poruszy艂 si臋 gwa艂townie i zacz膮艂 si臋 osuwa膰.

— Dosta艂em w rami臋 — szepn膮艂. Przez d艂u偶sz膮 chwil臋 kurczowo trzyma艂 si臋 muru. Chavasse rozpaczliwie pr贸bowa艂 go podci膮gn膮膰, ale bezskutecznie. — Uciekaj st膮d, g艂upcze! — wykrzykn膮艂 Hardt i upad艂.

Gdy run膮艂 w krzaki, rozleg艂 si臋 okrzyk triumfu jego prze艣ladowc贸w. Chavasse nie czeka艂, by us艂ysze膰 co艣 wi臋cej. Skoczy艂 z dachu altany na ziemi臋 i przedar艂 si臋 przez krzaki na 艣cie偶k臋.

Min膮wszy bram臋, bieg艂 chodnikiem; zdawa艂o mu si臋, 偶e w p艂ucach ma ogie艅, a w r臋kach czu艂 dotkliwy b贸l.

Gwa艂townie otworzy艂 Volkswagena i w艣lizgn膮艂 si臋 na siedzenie obok kierowcy, zatrzaskuj膮c za sob膮 drzwi.

— Jed藕my! Szybko! — wydysza艂.

Anna zwr贸ci艂a si臋 ku niemu zatrwo偶ona.

— Co z Markiem?

— Nie pytaj... po prostu ruszaj! — krzykn膮艂.

Przez chwil臋 zdawa艂o si臋, 偶e zamierza oponowa膰, jednak偶e rozmy艣li艂a si臋 i w艂膮czy艂a silnik. Wkr贸tce skr臋cali na g艂贸wn膮 szos臋 i Anna, dodawszy gazu z du偶膮 szybko艣ci膮 skierowa艂a w贸z w kierunku centrum Hamburga.

— Dobrze si臋 czujesz? — spyta艂a po chwili.

Skin膮艂 g艂ow膮.

— Pokaleczy艂em sobie porz膮dnie r臋ce szk艂em na tym przekl臋tym murze, ale to nic powa偶nego.

— A Mark?

Opowiedzia艂 jej pokr贸tce o tym, co si臋 wydarzy艂o. Kiedy sko艅czy艂, odezwa艂a si臋 z godnym podziwu spokojem:

— Jak s膮dzisz, czy ci臋偶ko by艂 ranny?

— Powiedzia艂, 偶e dosta艂 w rami臋. Nie przypuszczam, 偶eby to mog艂o by膰 powa偶ne.

— Ach tak, i co teraz?

— Po pierwsze, potrzebuj臋 na te r臋ce jakiej艣 pomocy. Bol膮 jak diabli.

— Mog臋 je sama doskonale opatrzy膰 — zaproponowa艂a. — Mam w domu apteczk臋 z lekami pierwszej pomocy.

Reszt臋 drogi prowadzi艂a samoch贸d w milczeniu, a Chavasse odchyli艂 si臋 na siedzeniu i przymkn膮艂 oczy. Zrobi艂 si臋 z tego lepszy bigos. Poniewa偶 rozmawiali ze Schmidtem, musia艂o by膰 dla Steinera oczywiste, 偶e wcze艣niej czy p贸藕niej z艂o偶膮 wizyt臋 w klinice. Wobec tego, jakie b臋dzie ich nast臋pne posuni臋cie?

Nie przestawa艂 o tym rozmy艣la膰, kiedy Volkswagen zatrzyma艂 si臋; znu偶ony Chavasse pod膮偶y艂 za Ann膮 do jej mieszkania. Zapali艂a 艣wiat艂o i odwr贸ciwszy si臋 ku niemu, by obejrze膰 r臋ce, a偶 j臋kn臋艂a z przera偶enia.

R臋kawy marynarki by艂y w wielu miejscach rozerwane i poplamione krwi膮. Zrzuci艂a z siebie p艂aszcz i poprowadzi艂a Chavasse'a do 艂azienki. Wyj臋艂a z apteczki opatrunek, potem delikatnie 艣ci膮gn臋艂a z niego marynark臋 i cisn臋艂a w k膮t.

Na jednej r臋ce by艂y trzy g艂臋bokie skaleczenia, na drugiej cztery i kiedy przemywa艂a mu je p艂ynem dezynfekuj膮cym, roze艣mia艂 si臋 niepewnie.

— Wiesz, by艂o tam ca艂kiem gor膮co. Przez chwil臋 nawet my艣la艂em, 偶e nie uda mi si臋 z tego wywin膮膰.

Popatrzy艂a na Chavasse'a z dziwnym wyrazem w oczach.

— Lubisz to, prawda, Paul?

Przez moment chcia艂 powiedzie膰, 偶e nie, ale ten moment min膮艂 i skin膮艂 twierdz膮co g艂ow膮.

— Nie wiem dlaczego, ale co艣 we mnie wst臋puje. S膮dz臋, 偶e to z powodu podniecenia i niepewno艣ci przy wykonywaniu ka偶dego zadania.

Westchn臋艂a ci臋偶ko i sko艅czy艂a zalepia膰 plastrem jego r臋ce.

— I w艂a艣nie dlatego si臋 nigdy nie zmienisz.

Nie mia艂 czasu na dyskusj臋. Wzi膮wszy od niej chirurgiczne no偶yczki obci膮艂 zakrwawione kawa艂ki r臋kaw贸w koszuli.

— A mo偶e przypadkiem jest tutaj jaka艣 marynarka po Marku?

Kiwn臋艂a g艂ow膮.

— Tak, przypuszczam, 偶e jest. Da膰 ci j膮?

Poszed艂 do saloniku. Anna wr贸ci艂a z sypialni nios膮c szar膮 tweedow膮 marynark臋. W艂o偶y艂 j膮 na siebie i u艣miechn膮艂 si臋 zapinaj膮c guziki.

— Troch臋 za ciasna, ale na razie musi by膰, jaka jest. W 艂azience wyj膮艂 Mausera z kieszeni zakrwawionej marynarki. Nast臋pnie wr贸ci艂 do saloniku i z wieszaka za drzwiami zdj膮艂 prochowiec i zielony kapelusz, kt贸re mu podarowa艂 Hardt. Kiedy zapina艂 p艂aszcz, Anna go spyta艂a:

— Dok膮d si臋 wybierasz?

— Dowiedzie膰 si臋, co si臋 sta艂o z Hardtem. Podejrzewam, 偶e wieczorem go gdzie艣 przenios膮 i chcia艂bym wiedzie膰 gdzie.

Si臋gn臋艂a po sw贸j p艂aszcz.

— Jad臋 z tob膮.

Delikatnie wzi膮艂 od niej p艂aszcz i powiesi艂 za drzwiami.

— Nie, nie pojedziesz. Do tej roboty potrzebne jest tylko jedno z nas.

Wzruszy艂a ramionami z rezygnacj膮.

— W porz膮dku, ale co wobec tego mam zrobi膰?

— Je艣li chcesz, zr贸b mi co艣 smacznego na kolacj臋. Jak mi si臋 poszcz臋艣ci, wr贸c臋 za jak膮艣 godzin臋.

Odwr贸ci艂a si臋 bez s艂owa, a on szybko zszed艂 na d贸艂 do samochodu. Pojecha艂 prosto do Blankenese i zaparkowawszy Volkswagena za rogiem kliniki, wszed艂 do ma艂ego baru, znajduj膮cego si臋 naprzeciwko g艂贸wnej bramy, i zam贸wi艂 piwo.

Salka by艂a pusta, a w艂a艣ciciel, oparty o pokryty cynkow膮 blach膮 barek, czyta艂 gazet臋. Chavasse podszed艂 do zas艂oni臋tego firank膮 okna i wyjrza艂 na ulic臋.

Akurat jaki艣 m臋偶czyzna w mundurze i spiczastej czapce otworzy艂 szeroko bram臋 naprzeciwko. Nast臋pnie przeci膮艂 jezdni臋 i wszed艂 do baru.

W艂a艣ciciel u艣miechn膮艂 si臋 i od艂o偶y艂 gazet臋.

— Nie powiesz mi, 偶e ci臋 wysy艂aj膮 o tak p贸藕nej porze? Cz艂owiek w mundurze kiwn膮艂 g艂ow膮.

— Ci dranie takie sprawy zawsze w ten spos贸b za艂atwiaj膮 — powiedzia艂 z gorycz膮. — Mo偶esz mi da膰 paczk臋 papieros贸w?

— Dok膮d tym razem? —spyta艂 w艂a艣ciciel baru i pchn膮艂 papierosy po barku.

— Zn贸w do Berndorf. Na tych wiejskich drogach w dzie艅 przejecha膰 trudno, a ju偶 w nocy to prawie niemo偶liwe. — Drzwi zamkn臋艂y si臋 za nim z trzaskiem. M臋偶czyzna przeszed艂 na drug膮 stron臋 jezdni i znikn膮艂 w bramie.

W kilka chwil p贸藕niej ci臋偶ki ambulans zjecha艂 z podjazdu i skr臋ci艂 na ulic臋. Tu偶 za nim pod膮偶a艂a wielka czarna limuzyna, Chavasse zakl膮艂. Najwyra藕niej przedsi臋wzi臋li wszelkie 艣rodki ostro偶no艣ci, na wypadek gdyby byli 艣ledzeni.

Wyszed艂 z baru i sta艂 na chodniku zastanawiaj膮c si臋 nad nast臋pnym swoim poruszeniem, ale w tym momencie w bramie ukaza艂a si臋 Gizela. Za rogiem skr臋ci艂a na g艂贸wn膮 ulic臋 i Chavasse pospieszy艂 za ni膮. Dogoni艂 dziewczyn臋 w momencie, kiedy mija艂a Volkswagena.

— Czy mo偶na pani膮 podwie藕膰? — spyta艂.

Odwr贸ci艂a si臋 zdziwiona, ale zaraz go pozna艂a.

— Ach, to pan? — Podesz艂a bli偶ej, a gdy si臋 ponownie odezwa艂a, w g艂osie jej brzmia艂 podziw:

— Co do licha pan zrobi艂 Kar艂owi? Powiadaj膮, 偶e ma z艂amane obie nogi.

U艣miechn膮艂 si臋 otwieraj膮c drzwi samochodu.

— Czy daleko ma pani do domu?

Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

— Nie bardzo... tylko do Flottbeck.

— To spory kawa艂ek — stwierdzi艂 i pom贸g艂 jej wsi膮艣膰 do samochodu.

Obszed艂 w贸z z drugiej strony i zaj膮wszy miejsce za kierownic膮, w艂膮czy艂 silnik. Gdy jechali przez puste ulice, powiedzia艂:

— A tak m贸wi膮c nawiasem, to w dwunastce nie by艂o mojego przyjaciela. Najwidoczniej go przenie艣li.

Wyra藕nie by艂a zdumiona.

— Nie wiedzia艂am.

— Czy dzia艂o si臋 co艣 jeszcze po tym, jak si臋 rozstali艣my? —spyta艂.

Wzruszy艂a ramionami.

— Zawsze tam o co艣 wybucha awantura. Akurat pan tak trafi艂, 偶e nic si臋 nie dzia艂o. Wie pan, niekt贸re kobiety s膮 okropne.

— Doprawdy? — zdziwi艂 si臋 Chavasse. — Powiedz mi, czy doktor Kruger ma jeszcze jak膮艣 klinik臋?

— Ja nic o tym nie wiem.

— Niedawno by艂 w barze kierowca ambulansu. M贸wi艂, 偶e zabiera pacjenta do miejscowo艣ci o nazwie Berndorf.

— Och, oni cz臋sto zabieraj膮 ludzi do Berndorf — wyja艣ni艂a — ale nie do kliniki. Jad膮 tam na rekonwalescencj臋. Doktor Kruger ma przyjaciela, Herr Nagela, kt贸ry posiada tam zamek. Podobno to pi臋kna miejscowo艣膰.

— Ach, tak — powiedzia艂 Chavasse od niechcenia. — A ten Nagel... czy cz臋sto odwiedza klinik臋?

— O tak — odpar艂a. — On i doktor Kruger s膮 bliskimi przyjaci贸艂mi. On jest bardzo bogaty. Chyba ma co艣 wsp贸lnego ze stal膮.

I nagle Chavasse'owi co艣 za艣wita艂o w g艂owie i przypomnia艂 sobie, co czyta艂 w gazecie w mieszkaniu Anny. Kurt Nagel to przemys艂owiec, cz艂owiek o wielkich wp艂ywach w kr臋gach politycznych. By艂 jednym z pierwszych organizator贸w Konferencji Pokojowej, a pod koniec tygodnia wydaje bal na cze艣膰 delegat贸w. Je偶eli taki cz艂owiek jak Nagel pracuje w zmowie z podziemiem nazistowskim, to sprawy przedstawiaj膮 si臋 o wiele powa偶niej, ni偶 nawet Szef przypuszcza.

Rozwa偶aj膮c sytuacj臋 jecha艂 zgodnie ze wskaz贸wkami Gizeli; wreszcie zatrzyma艂 si臋 przed skromnym budynkiem w bezpretensjonalnym s膮siedztwie.

— Bardzo by艂o przyjemnie — powiedzia艂.

Otworzy艂a ju偶 drzwi, ale odwr贸ci艂a si臋 jeszcze do niego.

— Nie wpadnie pan na chwil臋? Jest ca艂kowicie bezpiecznie... o tej porze wszyscy ju偶 s膮 w 艂贸偶kach.

— Raczej nie, Gizelo. Mo偶e innym razem.

Pochyli艂a si臋 i poca艂owa艂a go prosto w usta, po czym powiedzia艂a z westchnieniem:

— M臋偶czy藕ni to tacy k艂amcy. Za艂o偶臋 si臋, o co pan chce, 偶e ju偶 nigdy si臋 nie zobaczymy.

Ruszy艂 szybko, pozostawiaj膮c j膮 na chodniku zasmucon膮. Zapomnia艂 o niej w ci膮gu kilku sekund, kiedy powr贸ci艂 my艣lami do problemu, jaki rozpracowywa艂.

A wi臋c sprawa wygl膮da w ten spos贸b, 偶e zabrali Hardta do zamku Nagela w Berndorf, a to oznacza, 偶e Muller najpewniej te偶 tam jest. Nie pozostaje przeto nic innego, jak z艂o偶y膰 im wizyt臋, ale to b臋dzie ryzykowne — diabelnie ryzykowne.

Nie przestawa艂 o tym rozmy艣la膰 id膮c po schodach do mieszkania Anny. Kiedy wszed艂, znalaz艂 j膮 w kuchni.

— Trzymam ci臋 za s艂owo — powiedzia艂a.

U艣miechn膮艂 si臋 od ucha do ucha.

— Mam dla ciebie dobre wiadomo艣ci. Uda艂o mi si臋 dowiedzie膰, gdzie zabrali Hardta. My艣l臋, 偶e Muller jest r贸wnie偶 ich wi臋藕niem.

Nagle si臋 o偶ywi艂a i za偶膮da艂a, by opowiedzia艂 jej wszystko. Jak sko艅czy艂, spyta艂a:

— Wobec tego, jaki jest nasz nast臋pny ruch? Zmarszczy艂 brwi w zamy艣leniu, po czym u艣miechn膮艂 si臋.

— My艣l臋, 偶e z艂o偶ymy tam wizyt臋 rano. Na pewno w wiosce musi by膰 jaka艣 gospoda. M艂oda para w podr贸偶y po艣lubnej b臋dzie chyba najbardziej wiarygodna.

Zarumieni艂a si臋 i pr贸bowa艂a si臋 odwr贸ci膰. Przyci膮gn膮艂 j膮 ku sobie i uj膮wszy za brod臋, spogl膮da艂 jej prosto w oczy.

— Czy masz co艣 przeciwko temu, by sp臋dzi膰 ze mn膮 miodowy miesi膮c? Nagle u艣miechn臋艂a si臋.

— Nie, oczywi艣cie 偶e nie. Prawd臋 powiedziawszy, przypuszczam, 偶e got贸w jeste艣 mi ofiarowa膰 tylko ten jeden miesi膮c.

U艣miech znikn膮艂 z jego twarzy i spowa偶nia艂. Przytuli艂 j膮 mocniej do siebie i powiedzia艂 gwa艂townie:

— Na twoim miejscu nie liczy艂bym na to.

Odsun臋艂a si臋 od niego.

—To znaczy, 偶e ci膮gle jest jeszcze dla mnie nadzieja — u艣miechn臋艂a si臋 i popchn臋艂a go delikatnie w stron臋 drzwi. — Id藕, a ja przynios臋 ci co艣 co zjedzenia.

Usiad艂 na kanapie, a Anna postawi艂a przed nim ma艂y stolik i przynios艂a kolacj臋, po czym usiad艂a na krze艣le naprzeciwko i przygl膮da艂a si臋, jak je.

Kiedy sprz膮tn臋艂a ze stolika i parzy艂a kaw臋, Chavasse odchyli艂 si臋 na oparcie kanapy, zadowolony i przez chwil臋 szcz臋艣liwy. Po raz pierwszy zda艂 sobie spraw臋, 偶e mog膮 si臋 z tego wycofa膰, 偶e po tej robocie got贸w jest powiedzie膰 Szefowi, 偶e to ju偶 koniec.

Ale czy w 偶yciu jest co艣 kiedykolwiek 艂atwe? — pomy艣la艂.

Nawet jak przysz艂a i usadowi艂a si臋 na jego kolanach, obj膮wszy ramionami za szyj臋, male艅ka, drobna w膮tpliwo艣膰 wci膮偶 nie dawa艂a mu spokoju.

9

Kiedy wyruszali, ranek by艂 wilgotny i mglisty. Zatrzymali si臋 w Hamburgu tylko po to, by Anna kupi艂a dla Chavasse'a tweedow膮 marynark臋, a sobie jak膮艣 tani膮 z艂ot膮 obr膮czk臋.

Z Hamburga do Berndorf jecha艂o si臋 tylko dwadzie艣cia kilka kilometr贸w drog膮 na Lubek臋. Samoch贸d prowadzi艂 Chavasse i po czterdziestu minutach, kiedy zbli偶ali si臋 do drogowskazu, Anna poci膮gn臋艂a go za r臋kaw. Skr臋ci艂 w lewo, na w膮sk膮 drog臋 po艣r贸d g臋sto zadrzewionego terenu i po przebyciu oko艂o pi臋ciu kilometr贸w dotarli do wsi.

Znajdowa艂a si臋 tam tylko jedna droga, zabudowana z dw贸ch stron kamiennymi domami, i sprawia艂a wra偶enie kompletnie wyludnionej. Na kra艅cu wsi zobaczyli gospod臋, stary dwupi臋trowy budynek, zbudowany z ci臋偶kich kamieni, na kt贸rych zna膰 by艂o 艣lad dzia艂ania wiatr贸w i deszczu. Jego drewniane szczyty wydawa艂y si臋 zbyt wielkie w stosunku do ca艂ego domu.

Zaparkowali samoch贸d i weszli przez drzwi, na kt贸rych widnia艂 rok 1652. G艂贸wna izba by艂a pod艂u偶na, niski sufit wy艂o偶ony grubymi belkami i tak ogromny kominek, 偶e 艣mia艂o i wygodnie stan膮艂by tam cz艂owiek. P艂on膮艂 w nim jasny ogie艅 i Anna natychmiast podesz艂a, by ogrza膰 sobie r臋ce, natomiast Chavasse skierowa艂 si臋 w stron臋 ma艂ego biurka recepcji i nacisn膮艂 dzwonek.

Us艂yszeli kroki w mrocznym pomieszczeniu w g艂臋bi i wkr贸tce pojawi艂a si臋 starsza kobieta o twarzy pogodnej i pomarszczonej jak zwi臋d艂e jab艂ko i dygn臋艂a uprzejmie.

— Chcieliby艣my wynaj膮膰 pok贸j na kilka dni — oznajmi艂 Chavasse.

Skin臋艂a g艂ow膮 i powiedzia艂a ledwie s艂yszalnym g艂osem:

— Musicie si臋, pa艅stwo, porozumie膰 z Herr Fassbenderem. Zaraz go poprosz臋.

Znikn臋艂a w g艂臋bi domu, a Chavasse, czekaj膮c, zapali艂 papierosa. Niebawem przyszed艂 z kuchni wielki m臋偶czyzna o czerwonej twarzy i kr贸tko przystrzy偶onych w艂osach.

— Chce pan wynaj膮膰 pok贸j?

— Tak, dla mojej 偶ony i dla mnie... na kilka dni.

Stara艂 si臋 przybra膰 odpowiedni wyraz za偶enowania. Anna stan臋艂a przy nim i wzi臋li si臋 za r臋ce.

— Ach, rozumiem, mein Herr. Tak si臋 akurat sk艂ada, 偶e mam odpowiedni dla pa艅stwa, bardzo 艂adny pok贸j.

Stan膮艂 za biurkiem i wyj膮艂 rejestr, w kt贸rym Chavasse wpisa艂 nazwisko Reinmarch. Fassbender wzi膮艂 klucz i poprowadzi艂 ich na g贸r臋.

— Szkoda, 偶e mamy tak膮 paskudn膮 pogod臋, ale przecie偶 troch臋 deszczu nie mo偶e przeszkodzi膰 w mi艂ym sp臋dzeniu urlopu.

Otworzy艂 drzwi i wprowadzi艂 ich do pokoju, kt贸ry wygl膮da艂 rzeczywi艣cie przyjemnie. By艂y w nim ciemne, d臋bowe meble, kominek i w rogu ogromne, podw贸jne 艂o偶e.

— Powinni艣my si臋 tu czu膰 wspaniale — powiedzia艂 Chavasse. Fassbender znowu si臋 u艣miechn膮艂.

— Zaraz ka偶臋 rozpali膰 w kominku. Czy 偶ycz膮 sobie pa艅stwo teraz co艣 do zjedzenia?

— Dzi臋kujemy, na razie nie. Najpierw chyba zwiedzimy okolic臋, prawda, kochanie? — zwr贸ci艂 ku Annie pytaj膮ce spojrzenie.

— O tak, cudownie — odpar艂a z u艣miechem.

— Niestety, nie ma tu wiele do zwiedzania — rzek艂 Fassbender. — Chc膮c naprawd臋 pozna膰 pi臋kno tej okolicy, trzeba nas odwiedzi膰 latem.

— A s膮 tu jakie艣 miejsca szczeg贸lnie interesuj膮ce? — spyta艂 Chavasse od niechcenia.

— Jest, oczywi艣cie, zamek. Mo偶na go obejrze膰, ale jest zamkni臋ty dla ludzi z zewn膮trz. Prowadzi tam 艣cie偶ka przez las. Zaczyna si臋 ju偶 na podw贸rku za gospod膮.

Chavasse podzi臋kowa艂 i wyszed艂 wraz z Ann膮. Kiedy pod膮偶ali 艣cie偶k膮 po艣r贸d jode艂, spyta艂 Ann臋:

— Jak ci si臋 podoba艂o moje przedstawienie? Czy wygl膮da艂em na pana m艂odego dr偶膮cego z podniecenia przed czekaj膮c膮 go noc膮 po艣lubn膮?

— Odegra艂e艣 t臋 rol臋 znakomicie.

— A ty wyda艂a艣 mi si臋 艣miertelnie przera偶ona na widok 艂贸偶ka.

— To najwi臋ksze 艂o偶e, jakie w 偶yciu widzia艂am — roze艣mia艂a si臋.

— Id臋 o zak艂ad, 偶e diabelnie ci臋偶ko by艂oby mi dopa艣膰 ci臋 w tym 艂贸偶ku — powiedzia艂 zuchwale, na co Anna mocno si臋 zarumieni艂a i tym razem naprawd臋 sprawia艂a wra偶enie, jakiego po niej oczekiwano — panny m艂odej w dniu za艣lubin.

Kiedy drzewa si臋 przerzedzi艂y, dostrzegli b艂ysk wody i wkr贸tce znale藕li si臋 nad brzegiem jeziora, a przed nimi wy艂oni艂y si臋 z mg艂y wysokie gotyckie wie偶e zamku. Zbudowany by艂 na ma艂ej wysepce, wiod艂a do niego w膮ska grobla d艂ugo艣ci oko艂o trzydziestu metr贸w, zaczynaj膮ca si臋 od brzegu jeziora niedaleko miejsca, w kt贸rym stali.

— Wygl膮da jak zamek z ba艣ni braci Grimm — zauwa偶y艂a Anna.

Chavasse skin膮艂 powoli g艂ow膮 w milczeniu. Mg艂a zdawa艂a si臋 g臋stnie膰 i przes艂ania膰 widok zamku. Wzi膮艂 j膮 pod r臋k臋 i skierowa艂 si臋 w przeciwnym kierunku, nie w stron臋 grobli.

— Bardzo trudno b臋dzie dosta膰 si臋 do 艣rodka — powiedzia艂.

— W jaki spos贸b masz zamiar tego dokona膰?

— Sam nie wiem — wzruszy艂 ramionami. — Na pewno musi by膰 ca艂kiem ciemno, ale przedtem chcia艂bym rzuci膰 okiem na ten zamek.

Szli kamienistym brzegiem jeziora, widoczno艣膰 coraz bardziej si臋 zamazywa艂a. Nagle, tu偶 przed nimi, wy艂oni艂a si臋 z mg艂y przysta艅.

— Ciekawe! — szepn膮艂.

Wszed艂 na pokryty porostami pomost schodz膮cy do wody. Po drugiej stronie pomostu zauwa偶y艂 ma艂膮 wios艂ow膮 艂贸dk臋, przycumowan膮 do sworznia z ko艂kiem. Chyba ju偶 od jakiego艣 czasu nikt z niej nie korzysta艂, na dnie by艂a woda, ale le偶a艂y w niej wios艂a, a tak偶e stara trzcinowa w臋dka. Poci膮gn膮艂 Ann臋 za sob膮 i wskaza艂 na 艂贸dk臋.

— Jak my艣lisz, do kogo nale偶y? — spyta艂a.

— Mo偶e do naszego przyjaciela Fassbendera. Zreszt膮 nie ma to znaczenia... zamierzam j膮 wypo偶yczy膰.

— Nie s膮dzisz, 偶e okazywanie zbytniego zainteresowania zamkiem mo偶e by膰 niebezpieczne?

— Nie w tej mgle. To najlepsza okazja, aby przypatrze膰 mu si臋 z bliska. Musz臋 znale藕膰 wej艣cie, Anno. Nie ma sensu wraca膰 tu po ciemku i liczy膰 na szcz臋艣cie.

— Chyba masz racj臋 — powiedzia艂a spokojnie. — Czy chcesz, abym i ja wybra艂a si臋 z tob膮? Tak by lepiej wygl膮da艂o.

— Nie, zaczekaj tutaj. Je艣li zdarzy si臋 co艣 z艂ego, wola艂bym, aby艣 w tym nie uczestniczy艂a.

Wskoczy艂 do 艂odzi i z trudem odwi膮za艂 mokr膮 lin臋. By艂o tyle wody na dnie, 偶e zamoczy艂 ca艂e buty. Nie zwraca艂 uwagi na przeszywaj膮ce go na wskro艣 zimno, umocowa艂 wios艂a i odepchn膮艂 si臋 od pomostu. Anna pomacha艂a mu r臋k膮, ale wkr贸tce przesta艂 j膮 widzie膰 i zosta艂 sam, spowity kokonem mg艂y.

Obejrza艂 si臋 przez rami臋 i dostrzeg艂 ostre szczyty wie偶yczek wznosz膮cych si臋 ponad mg艂膮, w t臋 stron臋 wi臋c skierowa艂 艂贸dk臋. Najbardziej zdumiewa艂a go cisza, absolutna i nieprzenikniona. S艂ysza艂 jedynie plusk wody, gdy wynurza艂 z niej wios艂a. Nawet 艣wiergot ptaka nie zak艂贸ca艂 tej ciszy.

Wtem gdzie艣 w dali rozleg艂 si臋 cichy warkot motoru, t艂umiony przez mg艂臋. Natychmiast przesta艂 wios艂owa膰 i nas艂uchiwa艂 uwa偶nie. Warkot stopniowo si臋 nasila艂, rozleg艂 si臋 prawie przy jego uszach i oddali艂 si臋. Powierzchnia jeziora wyra藕nie zafalowa艂a, uderzaj膮c o burt臋 jego 艂贸dki.

Chavasse wci膮gn膮艂 do 艂odzi wios艂a i si臋gn膮艂 po w臋dk臋. Linka by艂a popl膮tana, pe艂na w臋z艂贸w, zmaga艂 si臋 z ni膮 przez chwil臋, dop贸ki nie us艂ysza艂 warkotu powracaj膮cej motor贸wki. Przesta艂 wi臋c j膮 rozpl膮tywa膰 i zarzuci艂 w wod臋. Drug膮 r臋k臋 trzyma艂 w kieszeni, got贸w w ka偶dej chwili wyci膮gn膮膰 Mausera, kt贸rego zabra艂 Steinerowi w klinice.

艁贸dka Chavasse'a zachybota艂a si臋 gwa艂townie, gdy motor贸wka podp艂yn臋艂a bli偶ej i ucich艂a z powodu wy艂膮czonego silnika. Chavasse pochyli艂 si臋 nad w臋dk膮 i spu艣ci艂 g艂ow臋. Motor贸wka wy艂oni艂a si臋 z mg艂y i delikatnie stukn臋艂a o jego 艂贸d藕.

— Dobry po艂贸w, przyjacielu? — us艂ysza艂 znajomy g艂os.

Chavasse powoli odwr贸ci艂 g艂ow臋 i obejrza艂 si臋 przez rami臋. Steiner opar艂 si臋 o burt臋 jego 艂odzi i z pe艂nym uprzejmo艣ci u艣miechem powiedzia艂:

— Jako艣 nie wydaje si臋 pan dzisiejszego ranka rozmowny, Herr Chavasse.

— M贸wi膮c szczerze, prawie zaniem贸wi艂em — odpar艂 Chavasse. Wsun膮艂 g艂臋biej kciuk, aby bezpiecznie uj膮膰 pistolet, a palec wskazuj膮cy delikatnie zagi膮艂 na cynglu.

— Fassbender, podobnie jak wszyscy mieszka艅cy tej okolicy, s膮 bardzo lojalni — oznajmi艂 Steiner. — Zapraszam, m贸j przyjacielu. Wydajesz si臋 przemoczony do nitki. Szklaneczka sznapsu dobrze panu zrobi.

Chavasse podni贸s艂 si臋 powoli i obr贸ci艂 w jego stron臋.

— Mam nadziej臋, 偶e nic g艂upiego nie przyjdzie panu do g艂owy? — ostrzeg艂 Steiner. — Jak pan widzi, Hans nas dobrze ubezpiecza.

Hans mia艂 czarn膮 brod臋 i gro藕ny wygl膮d. Jego pot臋偶na klatka piersiowa zdawa艂a si臋 rozsadza膰 niebieski rybacki sweter, a dubelt贸wka, kt贸r膮 trzyma艂 przy ramieniu, nawet nie drgn臋艂a.

Chavasse nie widzia艂 mo偶liwo艣ci pos艂u偶enia si臋 pistoletem, bo pr臋dzej sam dosta艂by w g艂ow臋, intensywnie jednak my艣la艂 tylko o jednym... aby ostrzec Ann臋. Opu艣ci艂 ramiona i westchn膮艂:

— Wygl膮da na to, 偶e t臋 rund臋 wygra艂e艣, Steiner.

— W tym momencie rzuci艂 si臋 do ty艂u w wod臋, wyci膮gn膮艂 Mausera i strzeli艂 na chybi艂-trafi艂.

Odg艂os jego strza艂u wyda艂 mu si臋 pot臋偶ny, ale nie tak pot臋偶ny jak piorunuj膮cy huk z dubelt贸wki. Kule 艣wisn臋艂y mu tu偶 przy g艂owie, wi臋c skry艂 si臋 pod wod膮. Nie mia艂 czasu nabra膰 du偶o powietrza, desperacko jednak zanurzy艂 si臋 g艂臋biej, przep艂yn膮艂 pod kilem motor贸wki i wychyn膮艂 na powierzchni臋 z drugiej strony, gdzie przytrzyma艂 si臋 sznurkowej drabinki.

Przys艂uchuj膮c si臋 chwil臋 s膮偶nistym przekle艅stwom Steinera, szybko zacz膮艂 艣ci膮ga膰 z siebie p艂aszcz przeciwdeszczowy. Mia艂 tylko jedn膮 szans臋 — dop艂yn膮膰 do brzegu i liczy膰 na to, 偶e go nie dostrzeg膮 w tak g臋stej mgle, a p艂aszcz by艂by mu tylko zawad膮.

Wreszcie uda艂o mu si臋 go 艣ci膮gn膮膰. Kiedy odbi艂 si臋 od 艂odzi, kula uderzy艂a w wod臋 tu偶 przy nim i Steiner zawo艂a艂:

— Nie ruszaj si臋, Chavasse!

Chavasse zatrzyma艂 si臋, zachowuj膮c pionow膮 pozycj臋, a Steiner krzycza艂 w dalszym ci膮gu:

— Natychmiast wracaj do 艂odzi! Ostrzegam, 偶e jeszcze jeden unik, a przestrzel臋 ci 艂eb.

Nagle Chavasse poczu艂 si臋 zzi臋bni臋ty i zm臋czony. Pop艂yn膮艂 z powrotem do motor贸wki i sam wspi膮艂 si臋 po sznurkowej drabince. Kiedy by艂 ju偶 prawie na g贸rze, Hans schwyci艂 go i przerzuci艂 przez burt臋. Zatoczy艂 si臋 i upad艂.

Z trudem si臋 podni贸s艂 i sta艂 dr偶膮c z zimna, gdy wiatr smaga艂 go poprzez mokre ubranie. Steiner zbli偶y艂 si臋 z Lugerem w prawej r臋ce.

— Prawdziwy z ciebie m臋偶czyzna, Chavasse. W innych okoliczno艣ciach pewnie dobrze by si臋 nam wsp贸艂pracowa艂o. Szkoda, 偶e tak nieopatrznie wybra艂e艣 niew艂a艣ciw膮 drog臋.

— G艂upie to by艂o z mojej strony, no nie? — odezwa艂 si臋 Chavasse.

— Niebawem sam si臋 o tym przekonasz — rzek艂 Steiner — bo jestem twardym cz艂owiekiem i zawsze sp艂acam d艂ugi. W艂a艣nie mam co艣 do rozliczenia. — Post膮pi艂 naprz贸d z zadziwiaj膮c膮 szybko艣ci膮 jak na tak pot臋偶nego m臋偶czyzn臋 i nim Chavasse zd膮偶y艂 zrobi膰 unik, Steiner wymierzy艂 mu cios luf膮 Lugera w prawy policzek, z kt贸rego pola艂a si臋 krew. W tym momencie i Hans przysun膮艂 si臋 od ty艂u, i waln膮艂 go w kark. Chavasse zgi膮艂 si臋 wp贸艂 i upad艂 na pok艂ad.

Wydawa艂o mu si臋, 偶e min膮艂 ca艂y wiek, kiedy le偶a艂 dotykaj膮c policzkiem mokrego pok艂adu, z zamkni臋tymi oczami, i czu艂 tylko przeszywaj膮cy go b贸l. Ledwie 艣wiadom by艂 warkotu motoru, przypominaj膮cego kaszel. Nagle woda chlusn臋艂a mu prosto w twarz, wi臋c otrz膮sn膮艂 si臋 i powoli uni贸s艂 na nogi.

Steiner rzuci艂 niedbale wiadro w r贸g 艂odzi i roze艣mia艂 si臋.

— Niez艂y widok, m贸j przyjacielu. Szkoda, 偶e sam siebie nie mo偶esz zobaczy膰. Chavasse nie zwraca艂 na niego uwagi, tylko obr贸ci艂 si臋 do burty. Zbli偶ali si臋 do zamku, kt贸rego mury z tej strony si臋ga艂y niemal powierzchni wody. P艂yn臋li w stron臋 mrocznego wej艣cia o sklepieniu w kszta艂cie 艂uku i Hans zwolni艂 pr臋dko艣膰 wprowadzaj膮c do 艣rodka 艂贸d藕.

Chavasse czu艂 przera藕liwe zimno i wilgo膰. Dygoc膮c, otar艂 twarz wierzchem d艂oni, kt贸ra pokry艂a si臋 krwi膮.

艁贸d藕 uderzy艂a lekko o kamienne molo, a Hans chwyci艂 szybko lin臋, przeskoczy艂 burt臋 i przywi膮za艂 艂贸d藕 do wielkiego 偶elaznego pier艣cienia.

— Najpierw ty! — odezwa艂 si臋 Steiner, daj膮c Chavasse'owi znak, aby przeskoczy艂 burt臋.

Chavasse ruszy艂 naprz贸d i stan膮艂 na molo. W otaczaj膮cym go mroku zobaczy艂 kamienne schody, kt贸re prowadzi艂y do pomostu znajduj膮cego si臋 nad ich g艂owami. Ogromnie znu偶ony wszed艂 na stopnie, tu偶 za nim Steiner i Hans.

Hans wymin膮艂 go i otworzy艂 drzwi. Chavasse znalaz艂 si臋 w d艂ugim, kamiennym korytarzu. Hans poprowadzi艂 go w g艂膮b, otworzy艂 nast臋pne drzwi i po przebyciu kilku stopni, znale藕li si臋 w ogromnym hallu.

Wielkie, 艂ukowate belki z czarnego d臋bu zamajaczy艂y w mroku i Chayasse zatrzyma艂 si臋. W dalekim ko艅cu hallu znajdowa艂y si臋 marmurowe schody, a ponad nimi kru偶ganek. Z boku p艂on臋艂y w olbrzymim 艣redniowiecznym kominku grube polana.

— Niez艂y widok, co? — odezwa艂 si臋 Steiner. — Nale偶a艂 niegdy艣 do ksi臋cia, ale od czas贸w wojny du偶o si臋 zmieni艂o.

Chavasse ruszy艂 do przodu bez s艂owa, kieruj膮c si臋 w stron臋 drzwi, kt贸re Hans w艂a艣nie otworzy艂. Zawaha艂 si臋 na progu, ale Steiner brutalnie wci膮gn膮艂 go do 艣rodka.

Pok贸j by艂 elegancko umeblowany, na pod艂odze le偶a艂 wspania艂y dywan. Doktor Kruger i jeszcze jaki艣 m臋偶czyzna siedzieli przed kominkiem, ale wstali, gdy Hans popchn膮艂 do przodu Chavasse'a.

— To on, Herr Nagel — o艣wiadczy艂 Steiner.

Nagel by艂 wysoki, mia艂 na sobie wytworny garnitur z ciemnego sukna i nieskazitelnie bia艂膮 koszul臋. Szpakowate, ciemne w艂osy mia艂 g艂adko zaczesane do ty艂u, a jego twarz, zimna i surowa, przypomina艂a szesnastowiecznego kalwi艅skiego pastora.

Poprawi艂 okulary w z艂otej oprawce i przyjrza艂 si臋 Chavasse'owi.

— Musz臋 powiedzie膰, 偶e wygl膮da nie tak gro藕nie, jak sobie wyobra偶a艂em, a jego str贸j robi jeszcze gorsze wra偶enie.

— Musieli艣my go potraktowa膰 ostro —wyja艣ni艂 Steiner. — Pr贸bowa艂 sobie pop艂ywa膰.

Kruger przeci膮gn膮艂 r臋k臋 po brodzie, a jego oczy rozb艂ys艂y w ko艣cistej, chudej twarzy.

— Ma pan paskudn膮 ran臋 na policzku, Herr Chavasse. Pozwoli pan, 偶e mu j膮 zszyj臋. Co prawda, nie mam tutaj 艣rodk贸w znieczulaj膮cych, ale jestem pewien, 偶e tak dzielny cz艂owiek potrafi znie艣膰 troch臋 b贸lu.

— Przypomina pan 艣limaka, jakiego kiedy艣 znalaz艂em pod bardzo p艂askim kamieniem — odpar艂 na to Chavasse.

W艣ciek艂o艣膰 zab艂ys艂a w oczach Krugera, podni贸s艂 jednak r臋k臋, aby powstrzyma膰 Steinera, kt贸ry zrobi艂 krok do przodu.

— Zostaw go, Steiner. Przyjdzie na niego czas. Wprowad藕 nast臋pn膮 osob臋.

Steiner otworzy艂 drzwi i co艣 powiedzia艂 do kogo艣, stoj膮cego na zewn膮trz. Kiedy Chavasse si臋 odwr贸ci艂, wepchni臋to Ann臋, a za ni膮 pojawi艂 si臋 Fassbender ze sztucznym u艣miechem na twarzy.

— Przykro mi, Anno — odezwa艂 si臋 cicho Chavasse.

— W porz膮dku, Paul — usi艂owa艂a si臋 u艣miechn膮膰. — To nie twoja wina.

— Powinienem by艂 to przewidzie膰 — doda艂 — ale wszyscy pope艂niamy b艂臋dy.

— To ta 呕yd贸wka? — odezwa艂 si臋 Nagel. —Musz臋 przyzna膰, 偶e czaruj膮ca. Naprawd臋 czaruj膮ca.

Kruger zlustrowa艂 j膮 szczeg贸lnym, natarczywym spojrzeniem i obliza艂 wargi.

— Znasz m贸j stosunek do tej rasy, m贸j drogi Kurt — skierowa艂 te s艂owa do Nagela — ale kobiety tej rasy zawsze mnie poci膮gaj膮.

Anna wyra藕nie si臋 otrz膮sn臋艂a, a Kruger zbli偶y艂 si臋 i po艂o偶y艂 jej d艂o艅 na ramieniu.

— Nie masz si臋 czego ba膰, moja droga, je艣li b臋dziesz grzeczna.

Odsun臋艂a si臋 od niego ze wstr臋tem.

— Trzymaj r臋ce przy sobie, ty 艣winio.

— Je艣li wybierasz ostr膮 metod臋, ja si臋 dostosuj臋. — Popchn膮艂 Ann臋 w stron臋 Hansa.

— Zamknij j膮 w pokoju obok mojego. Bez jedzenia i bez wody. Sam si臋 ni膮 p贸藕niej zajm臋.

Chavasse zd艂awi艂 w sobie w艣ciek艂o艣膰 i rozpacz, i usi艂owa艂 wesprze膰 Ann臋 spojrzeniem, gdy Hans wyci膮ga艂 j膮 z hallu. Zd膮偶y艂a jeszcze u艣miechn膮膰 si臋 dzielnie przez rami臋, ale Steiner natychmiast zamkn膮艂 drzwi.

— No wi臋c, Chavasse — powiedzia艂 Nagel — przyst膮pmy do rzeczy. Co wiesz na temat tej afery z Schultzem?

Chavasse roze艣mia艂 si臋 ironicznie.

— Dlaczego mnie pan o to pyta, skoro macie Mullera?

— Niestety —Nagel westchn膮艂. — Muller wykazuje niezmiern膮 g艂upot臋. Jak do tej pory, nie chce w og贸le rozmawia膰. Przyznaj臋, 偶e jest to dla mnie zagadk膮. Zaproponowa艂em mu okr膮g艂膮 sumk臋... bardzo okr膮g艂膮. Teraz jednak zdobyli艣my ju偶 wi臋cej informacji, kt贸re powinny okaza膰 si臋 pomocne.

— A c贸偶 to za informacje? — spyta艂 Chavasse.

— Wszystko w odpowiednim czasie — odpar艂 z u艣miechem Nagel. — Wszystko w odpowiednim czasie. Najpierw pozwol臋 panu zamieni膰 kilka s艂贸w z Mullerem. Mo偶e panu uda si臋 przem贸wi膰 mu do rozs膮dku.

— Nie wyobra偶am sobie, abym m贸g艂 mie膰 jakikolwiek wp艂yw na zmian臋 jego postanowienia — zareagowa艂 Chavasse. —Zw艂aszcza po tym, jak si臋 z nim obchodzili艣cie.

— Niech mu pan powie, 偶e moja cierpliwo艣膰 ju偶 si臋 wyczerpa艂a. — Nagel wzruszy艂 ramionami i odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 pozosta艂ych os贸b. — Idziemy wszyscy? To mo偶e by膰 do艣膰 interesuj膮ce.

Steiner otworzy艂 drzwi, wyszed艂 pierwszy, za nim Chavasse, a Kruger i Nagel z ty艂u. Min臋li hall i po schodach wyszli na kru偶ganek. Z g艂臋bi zamku dobiega艂o monotonne szczekanie ps贸w. Przeszy艂 go dreszcz, gdy pomy艣la艂, czy kiedykolwiek opu艣ci 偶ywy to miejsce.

Weszli po kilku schodach na wy偶szy kru偶ganek, gdzie na ich widok podnie艣li si臋 dwaj m臋偶czy藕ni, kt贸rzy siedzieli na krzes艂ach naprzeciwko siebie i czytali gazety. Byli postawni, krzepcy, wybrani niew膮tpliwie bardziej dla si艂y musku艂贸w ni偶 rozumu. Kruger kaza艂 im zej艣膰 do kuchni na posi艂ek.

Kiedy odeszli, Kruger zwr贸ci艂 si臋 do Nagela:

— Czy pozwolimy mu zamieni膰 par臋 s艂贸w z jego przyjacielem, nim p贸jdzie do Mullera? — Zachichota艂. — Przecie偶 to mo偶e by膰 ich ostatnia szansa.

— Oczywi艣cie, m贸j drogi — Nagel nieznacznie si臋 u艣miechn膮艂. — Oczywi艣cie.

Kruger otworzy艂 kolejne drzwi i Steiner wepchn膮艂 do 艣rodka Chavasse'a.

Pok贸j by艂 wygodnie urz膮dzony i sprawia艂 normalne wra偶enie, poza kratami w oknach. Na 艂贸偶ku le偶a艂 Hardt, kt贸ry na ich widok spu艣ci艂 nogi i wsta艂.

Praw膮 r臋k臋 mia艂 na temblaku, twarz 艣ci膮gni臋t膮 i blad膮. Spojrza艂 pos臋pnie na Chavasse'a, oczy mia艂 troch臋 rozgor膮czkowane, a w k膮cikach jego ust pojawi艂 si臋 drwi膮cy u艣miech.

— A wi臋c i ciebie przychwycili, Paul?

— Na to wygl膮da. Dobrze si臋 czujesz?

Kruger wysun膮艂 si臋 do przodu.

— Czuje si臋 znakomicie, prawda, Herr Hardt? Tylko drobna rana na ramieniu. Sam j膮 opatrzy艂em.

— Bez znieczulenia. — Hardt spojrza艂 na Chavasse'a. — Wci膮偶 jeszcze nie wydoro艣la艂. Lubuje si臋 w wyrywaniu muchom skrzyde艂 i temu podobnych dra艅stwach.

Kruger celowo po艂o偶y艂 r臋k臋 na zranionym ramieniu Hardta i 艣cisn膮艂 mocno. Krople potu wyst膮pi艂y mu na czole i opad艂 na 艂贸偶ko.

— Przyjd臋 tu p贸藕niej — rzek艂 Kruger, — Nim z tob膮 sko艅cz臋, przedtem nauczysz si臋, jak trzyma膰 j臋zyk za z臋bami.

Odwr贸ci艂 si臋, wypchn膮艂 Chavasse'a i kaza艂 Steinerowi zamkn膮膰 drzwi. Udali si臋 na drugi koniec kru偶ganku, gdzie zatrzymali si臋 przed ostatnimi drzwiami.

— Ma pan pi臋膰 minut, Herr Chavasse — odezwa艂 si臋 Nagel. — 呕ywi臋 nadziej臋, 偶e Muller dla w艂asnego dobra zechce pana pos艂ucha膰.

Kruger przekr臋ci艂 klucz i brutalnie popchn膮艂 Chavasse'a do 艣rodka. Drzwi zamkn臋艂y si臋 za nim, wszed艂 g艂臋biej.

By艂 to pusty, nie umeblowany pok贸j. Po艣rodku znajdowa艂 si臋 solidny, metalowy st贸艂 operacyjny, przy艣rubowany do pod艂ogi, zwisa艂y z niego sk贸rzane pasy, u偶ywane prawdopodobnie do unieruchomienia pacjenta.

Muller le偶a艂 na sk艂adanym 艂贸偶ku w k膮cie pod oknem. Chavasse podszed艂 do niego i usiad艂 na brzegu 艂贸偶ka. Muller po chwili otworzy艂 oczy i zacz膮艂 si臋 w niego wpatrywa膰.

Wygl膮da艂 na czterdzie艣ci par臋 lat, twarz mia艂 zmizerowan膮, sk贸r臋 przezroczyst膮 jak pergamin. Nie by艂o na niej 偶adnych 艣lad贸w, Chavasse pochyli艂 si臋 wi臋c i uni贸s艂 prze艣cierad艂o. Muller le偶a艂 ca艂kiem nagi, a na jego ciele widnia艂y same rany i nabieg艂e krwi膮 pr臋gi. Zn臋cali si臋 nad nim okropnie.

Wpatrywa艂 si臋 w Chavasse'a przez chwil臋 pustym wzrokiem, nagle jednak jakby drgn膮艂 i w jego oczach pojawi艂 si臋 strach. Z j臋kiem usi艂owa艂 si臋 odsun膮膰, wi臋c Chavasse odezwa艂 si臋 艂agodnym g艂osem:

— Niech si臋 pan nie obawia, Muller. Nie jestem jednym z nich.

— Kim pan jest? — Muller obliza艂 spieczone usta.

— Paul Chavasse, mieli艣my si臋 spotka膰 w P贸艂nocno-Zachodnim Ekspresie w Osnabrucku.

Muller poruszy艂 g艂ow膮 prawie niedostrzegalnie.

— Dlaczego mia艂bym panu wierzy膰?

Chayasse pochyli艂 si臋 nad nim i wskaza艂 na swoj膮 zranion膮 twarz.

— Jak pan my艣li, kto m贸g艂 to zrobi膰? — Muller ze zmarszczonym czo艂em patrzy艂 niezbyt przekonany, a Chavasse m贸wi艂 dalej: — Wiem nawet o pa艅skiej siostrze, ale oni nie wiedz膮. Pracowa艂a w Tad偶 Mahal jako Katie Holdt.

Na twarzy Mullera odmalowa艂o si臋 paniczne przera偶enie, wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i uchwyci艂 si臋 Chavasse'a.

— Na mi艂o艣膰 bosk膮, niech im pan tego nie m贸wi. B艂agam! — W jego oczach pojawi艂y si臋 艂zy.

— To ze wzgl臋du na siostr臋 milcz臋, bo wiem, co by z ni膮 zrobili.

Chavasse u艂o偶y艂 go na poduszce i zapewni艂:

— Niech pan b臋dzie spokojny, na pewno im o niej nie wspomn臋. Czy ona ma r臋kopis?

— Tak, ale wydawa艂o mi si臋, 偶e nikt nie wie o jej istnieniu. Mia艂a zgin膮膰 podczas bombardowania w tysi膮c dziewi臋膰set czterdziestym trzecim roku.

— A Caspar Schultz? Gdzie jest?

— To 艣wietny 偶art — rzek艂 Muller — najlepszy ze wszystkich. Zmar艂 trzy miesi膮ce temu w ma艂ej wiosce w g贸rach Harzu.

— By艂 pan jego ordynansem podczas wojny — m贸wi艂 Chavasse, — ale co si臋 potem dzia艂o?

Muller znowu zwil偶y艂 wargi.

— Schultz mia艂 pieni膮dze ulokowane w Portugalii. Mieszkali艣my tam pod przybranymi nazwiskami, a ja pracowa艂em u niego jako lokaj. Kiedy zacz膮艂 podupada膰 na zdrowiu i czu艂, 偶e zbli偶a si臋 艣mier膰, postanowi艂 wr贸ci膰 do Niemiec. Ostatni rok swego 偶ycia po艣wi臋ci艂 temu r臋kopisowi, kt贸ry nazwa艂 swoim testamentem.

Co艣 jakby zagrzechota艂o mu w gardle i zamkn膮艂 oczy. Kiedy Chavasse wsta艂, otworzy艂y si臋 drzwi i weszli wszyscy. Nagel pali艂 papierosa w d艂ugiej cygarniczce, wydmuchuj膮c chmury dymu.

— Ma nam pan co艣 do powiedzenia, panie Chavasse?

— Absolutnie nic.

— Jaka szkoda — westch膮艂 Nagel. — W takim razie...

Wykona艂 nieznaczny gest i Hans, kt贸ry stan膮艂 za Chavasse'em, wykr臋ci艂 mu r臋ce do ty艂u. Natychmiast zbli偶y艂 si臋 Steiner z zaci艣ni臋tymi pi臋艣ciami.

— Teraz wi臋c czas, abym sp艂aci艂 ci reszt臋 d艂ugu — odezwa艂 si臋 lodowatym tonem — i Chavasse polecia艂 na Hansa, gdy Steiner wymierzy艂 mu cios pi臋艣ci膮 prosto w zraniony policzek. Fala silnego b贸lu zala艂a Chavasse'a.

Uni贸s艂 obie nogi i gdy ten wielki Niemiec zn贸w si臋 na niego zamierzy艂, kopn膮艂 go prosto w 偶o艂膮dek. Steiner polecia艂 na st贸艂 operacyjny. Przez chwil臋 le偶a艂 tak przewieszony, po czym ruszy艂 znowu w stron臋 Chavasse'a z w艣ciek艂o艣ci膮 na twarzy.

Chavasse znowu szykowa艂 si臋 do odparcia ciosu, ale Hans nacisn膮艂 mu gard艂o muskularnym ramieniem i Chavasse zacz膮艂 si臋 dusi膰. Steiner uderzy艂 go w 偶o艂膮dek, uderza艂 raz po raz, a偶 Chavasse osun膮艂 si臋 na pod艂og臋.

Steiner kopn膮艂 go w szyj臋 z boku i ju偶 podnosi艂 nog臋 do nast臋pnego ciosu, gdy Nagel odezwa艂 si臋 surowym g艂osem:

— Wystarczy. Na razie chcemy go mie膰 偶ywego.

Chavasse le偶a艂 z zamkni臋tymi oczami oddychaj膮c g艂臋boko, aby zwalczy膰 b贸l, kt贸ry zalewa艂 go czarn膮 fal膮, i za wszelk膮 cen臋 stara艂 si臋 nie straci膰 przytomno艣ci. Niejasno 艣wiadom by艂 j臋k贸w Mullera, gdy wyci膮gali go z 艂贸偶ka i przywi膮zywali do sto艂u operacyjnego.

— Muller, s艂yszysz mnie? —spyta艂 Nagel, ale rozleg艂 si臋 tylko przera藕liwy j臋k, wi臋c Nagel znowu si臋 odezwa艂:

— Muller, wykaza艂em du偶o cierpliwo艣ci, ale teraz ju偶 nie mam czasu.

— Zaczynamy? — spyta艂 Steiner.

Chavasse z trudem otworzy艂 oczy. Steiner i Hans rozebrali si臋 do pasa, w r臋ku trzymali d艂ugie gumowe pa艂ki.

Nagel pochyli艂 si臋 nad sto艂em.

— Wiemy o twojej siostrze, Muller — powiedzia艂. — Nazywa si臋 Katie Holdt. To ona ma r臋kopis, czy tak, Muller? Powiedz, gdzie mieszka. Chc臋 tylko mie膰 ten r臋kopis. Dopilnuj臋, aby jej si臋 nic nie sta艂o.

Znowu w gardle Mullera co艣 jakby zagrzechota艂o. Nagel wrzasn膮艂 ze z艂o艣ci膮 i cofn膮艂 si臋,

— Zaczynajcie! — zawo艂a艂 do Steinera i Hansa, a sam si臋 odwr贸ci艂.

Chavasse zamkn膮艂 oczy, gdy pierwszy cios pa艂ki spad艂 na cia艂o i ko艣ci Mullera, kt贸ry wyda艂 z siebie krzyk, a potem ju偶 krzyki, j臋ki i ciosy rozlega艂y si臋 w niesko艅czono艣膰. Chavasse zacisn膮艂 z臋by, pr贸buj膮c zag艂uszy膰 w sobie te odg艂osy, ale wkr贸tce, na szcz臋艣cie, pogr膮偶y艂 si臋 w ciemno艣ci.

10

Le偶膮c nieruchomo na pod艂odze z zamkni臋tymi oczami, wolno odzyskiwa艂 艣wiadomo艣膰. Najwidoczniej straci艂 przytomno艣膰 na kr贸tko, bo wszyscy jeszcze byli w pokoju. Odg艂osy bicia ucich艂y i Nagel najwyra藕niej by艂 z艂y.

— Jest pan pewien, 偶e z nim wszystko w porz膮dku? — spyta艂.

Po chwili ciszy Kruger odpar艂:

— Wci膮偶 jeszcze 偶yje, je艣li o to panu chodzi.

— Uparty g艂upiec! — krzykn膮艂 Nagel ze z艂o艣ci膮. — Kto by przypuszcza艂, 偶e ma tyle odwagi?

— Mamy zaczyna膰 od nowa? — spyta艂 Steiner.

Nagel parskn膮艂 niecierpliwie:

— Martwy nie przedstawia dla nas warto艣ci, a b臋dzie, je艣li mu jeszcze do艂o偶ycie. Na razie zostawcie go. Pami臋tajcie, 偶e mamy wa偶ne sprawy do om贸wienia.

— Jakie s膮 plany na wiecz贸r? — spyta艂 Kruger.

— W艂a艣nie proponuj臋 o tym porozmawia膰 — odpar艂 Nagel.

— Przyj臋cie zaczyna si臋 o si贸dmej. Obiad b臋dzie o 贸smej, a Hauptmann wyg艂osi swoj膮 mow臋 punktualnie o dziewi膮tej trzydzie艣ci.

— O kt贸rej godzinie 偶yczy pan sobie, 偶ebym tam by艂? — spyta艂 Steiner.

— O dziewi膮tej. B臋dzie pan czeka艂 w krzakach pod tarasem sali balowej. Na tarasie zostanie postawiony stolik specjalnie dla Hauptmanna. Zaprowadz臋 go tam pi臋tna艣cie po dziewi膮tej pod pretekstem, 偶e to mu pozwoli zebra膰 my艣li, a my przez ten czas posadzimy go艣ci przyby艂ych na jego prelekcj臋.

— Czy mo偶e pan by膰 absolutnie pewien, 偶e wyjdzie na taras? — zaniepokoi艂 si臋 Kruger.

— Oczywi艣cie — odpar艂 Nagel. — Znam Hauptmanna od wielu lat i nigdy inaczej nie wyg艂asza przygotowanej mowy. Zawsze robi to w ten spos贸b. — Zwr贸ci艂 si臋 do Steinera: — Tylko 偶adnego pud艂a, Steiner. Zosta艂 pan wybrany ze wzgl臋du na pa艅sk膮 powszechnie znan膮 niezawodno艣膰. Hauptmann musi umrze膰 jeszcze dzi艣.

— B臋dzie tak, jak pan powiedzia艂, Herr Nagel — odrzek艂 z pewno艣ci膮 siebie Steiner.

— Powi膮zania Hauptmanna z Urz臋dem do Spraw 艢cigania Zbrodni Wojennych w Ludwigsburgu zrobi艂y z niego co艣 w rodzaju bohatera narodowego. Musimy da膰 ludziom nauczk臋. Niech wiedz膮, 偶e nasz ruch wci膮偶 stanowi si艂臋, z kt贸r膮 nale偶y si臋 liczy膰.

Nagel przeszed艂 przez pok贸j i szturchn膮艂 nog膮 Chavasse'a.

— Byli艣cie rzeczywi艣cie wyj膮tkowo brutalni wobec naszego przyjaciela. Wydaje si臋 by膰 raczej w z艂ej kondycji. Ufam, 偶e jak wr贸c臋 tu jutro, b臋dzie ju偶 w odpowiednim stanie, by odpowiedzie膰 na par臋 pyta艅.

Kruger stan膮艂 obok niego.

— Zbadam go p贸藕niej po po艂udniu. Czy zostaje pan na lunchu?

— Chyba nie — odpar艂 Nagel. — Ja naprawd臋 musz臋 wraca膰 do Hamburga. Tyle przygotowa艅 dla takiej b艂ahej sprawy.

Poszli w stron臋 drzwi i Chavasse lekko uchyli艂 oko, 偶eby widzie膰, co robi膮. Hans otworzy艂 drzwi, a Kruger wychodz膮c powiedzia艂:

— Lepiej sta艅 na stra偶y na ko艅cu kru偶ganka, Hans, p贸ki ci dwaj si臋 nie posil膮. — Drzwi si臋 zamkn臋艂y, klucz obr贸ci艂 si臋 w zamku.

Chavasse usiad艂 powoli i koniuszkami palc贸w ostro偶nie dotkn膮艂 szyi. Szcz臋艣liwie, 偶e Steiner nie nosi艂 ci臋偶szych but贸w, tylko pantofle na cienkiej podeszwie. Mi臋艣nie brzucha mia艂 pot艂uczone i obola艂e, ale najwi臋kszy b贸l sprawia艂a mu twarz. W jaki艣 dziwny spos贸b wydawa艂a si臋 skrzywiona i ci臋偶ka, a prawy policzek by艂 spuchni臋ty i lepki od krwi.

Muller cicho j臋kn膮艂 i zn贸w w jego gardle rozleg艂o si臋 owo niesamowite grzechotanie. Chavasse poderwa艂 si臋 na nogi i przeszed艂szy przez pok贸j stan膮艂 przy stole operacyjnym. Gdy patrzy艂 na to biedne, zmasakrowane cia艂o, Muller otworzy艂 oczy i spojrza艂 na niego nieprzytomnie. Zdawa艂o si臋, 偶e chce co艣 powiedzie膰, wi臋c Chavasse pochyli艂 si臋 nad nim.

— Moja siostra — zachrypia艂. — Czy powiedzia艂em im, gdzie mo偶na j膮 znale藕膰?

Chavasse zaprzeczy艂 ruchem g艂owy.

— Nie, nie powiedzia艂 pan tej cholernej rzeczy.

Na twarzy Mullera pojawi艂o si臋 co艣, co przypomina艂o u艣miech. Przymkn膮艂 oczy i z ulg膮 odetchn膮艂 g艂臋boko. Raptem Chavasse zorientowa艂 si臋, 偶e Muller przesta艂 oddycha膰.

D艂ugi czas sta艂 jeszcze, patrz膮c na zmar艂ego. Po chwili powiedzia艂 z westchnieniem:

— No c贸偶, wykaza艂e艣 charakter. Musz臋 ci to przyzna膰. Poszed艂 w stron臋 艂贸偶ka po koc i wr贸ciwszy do sto艂u operacyjnego przykry艂 nim cia艂o.

Zacz膮艂 przeszukiwa膰 pok贸j. Nie by艂o tu kominka, a jedyne okno zabezpiecza艂y 偶elazne pr臋ty osadzone w mocnym kamieniu. Nast臋pnie popr贸bowa艂 drzwi, ale po bli偶szych ogl臋dzinach zamk贸w okaza艂o si臋, 偶e ucieczka t膮 drog膮 nie wchodzi w rachub臋.

Spojrza艂 na zegarek. By艂o prawie wp贸艂 do trzeciej, usiad艂 wi臋c na 艂贸偶ku, by rozwa偶y膰 sytuacj臋. Musi si臋 st膮d wydosta膰 za wszelk膮 cen臋. Po spojrzeniu, jakim Kruger obrzuci艂 Ann臋, nale偶a艂o si臋 spodziewa膰, 偶e niebawem z艂o偶y jej wizyt臋, a my艣l o tym, co si臋 w贸wczas stanie, przyprawi艂a Chavasse'a o dreszcz grozy.

Poza tym by艂a jeszcze sprawa Hauptmanna. Pr贸bowa艂 sobie przypomnie膰, co czyta艂 o tym cz艂owieku. Liberalny polityk, bardzo popularny w spo艂ecze艅stwie... mo偶e nawet przysz艂y kanclerz. Jego 艣mier膰 by艂aby 艣wiatow膮 sensacj膮. Czy to nie ironia, 偶e w艂a艣nie mia艂aby nast膮pi膰 na Mi臋dzynarodowej Konferencji Pokojowej?

Sam fakt, 偶e Nagel i jego wsp贸艂pracownicy o艣mielili si臋 na taki krok, 艣wiadczy艂 o sile ich ruchu. Gdyby im si臋 to uda艂o, w ostatecznym efekcie nie mia艂oby to znaczenia dla niemieckiej sceny politycznej. Gdyby nazi艣ci uzyskali jak膮kolwiek kontrol臋 w rz膮dzie, wtedy wszystko mog艂oby ulec rozchwianiu, 艂膮cznie z kontaktami mi臋dzy Wschodnimi i Zachodnimi Niemcami, i spowodowa艂oby dalsze reperkusje w polityce 艣wiatowej.

Waln膮艂 w 艂贸偶ko pi臋艣ci膮 w bezradnej w艣ciek艂o艣ci i pr贸bowa艂 si臋 podnie艣膰. I wtedy spostrzeg艂 d艂ug膮 gumow膮 pa艂k臋, kt贸rej u偶ywano do maltretowania Mullera.

Najwyra藕niej albo Steiner, albo Hans rzuci艂 j膮 niedbale na pod艂og臋 i potoczy艂a si臋 pod st贸艂 operacyjny. Kiedy j膮 podni贸s艂, by艂a lepka od krwi. Wytar艂 j膮 w koc, po czym, stan膮wszy po艣rodku pokoju, obr贸ci艂 ni膮 w d艂oniach.

Mia艂a oko艂o sze艣膰dziesi臋ciu centymetr贸w d艂ugo艣ci ta straszliwa i 艣miertelna bro艅, a kiedy j膮 tak ogl膮da艂, w jego g艂owie wolno kszta艂towa艂 si臋 plan.

Otworzy艂 szeroko usta i zacz膮艂 krzycze膰. Gdy krzyk zamiera艂 w oddali, zaczyna艂 od nowa. Us艂ysza艂 kroki na korytarzu i kto艣 zatrzyma艂 si臋 pod drzwiami. Chavasse zacz膮艂 j臋cze膰 i skowyta膰 przera藕liwie.

Hans krzykn膮艂 przez drzwi:

— Przesta艅 drze膰 g臋b臋, bo jak wejd臋, to ci j膮 sam zamkn臋! Chavasse nie przestawa艂 j臋cze膰, jakby go co艣 bardzo bola艂o, i szybko przebieg艂szy pok贸j stan膮艂 przyp艂aszczony do 艣ciany tu偶 przy drzwiach.

Hans warkn膮艂 ze z艂o艣ci膮:

— Dobrze, przyjacielu, sam tego chcia艂e艣!

Klucz zazgrzyta艂 w zamku i drzwi si臋 otworzy艂y. Hans wszed艂 do pokoju, wielkie 艂apska zacisn臋艂y si臋 w pi臋艣ci. Chavasse odezwa艂 si臋 zza jego plec贸w:

— Tu jestem, ty sukinsynu!

Gdy Hans odwr贸ci艂 si臋 z ustami otwartymi do krzyku, Chavasse zamachn膮艂 si臋 z ca艂ej si艂y gumow膮 pa艂k膮, trafiaj膮c prosto w jego krta艅. Hans nawet nie j臋kn膮艂. Oczy mu si臋 zapad艂y i run膮艂 do ty艂u jak 艣ci臋te drzewo. Na brodzie pojawi艂a si臋 piana i przez chwil臋 bezskutecznie skroba艂 palcami pod艂og臋, gdy usi艂owa艂 z艂apa膰 powietrze, po czym ucich艂.

Chavasse przykl臋kn膮艂 na kolano i szybko go przeszuka艂, ale nie mia艂 szcz臋艣cia. Hans nie nosi艂 broni. Wyszed艂 na kru偶ganek i nas艂uchiwa艂, ale wok贸艂 panowa艂a cisza. Po艣piesznie zamkn膮艂 drzwi, chowaj膮c klucz do kieszeni, i kiedy odwraca艂 si臋, by zej艣膰 na d贸艂 do pokoju, w kt贸rym uwi臋ziono Hardta, gdzie艣 w pobli偶u rozleg艂 si臋 krzyk kobiety.

Po艣pieszy艂 korytarzem, pe艂en zimnej, morderczej w艣ciek艂o艣ci, po czym zn贸w us艂ysza艂 jej przera藕liwy krzyk; wyra藕nie dochodzi艂 spoza mocnych d臋bowych drzwi, znajduj膮cych si臋 na ko艅cu kru偶ganka. Nacisn膮艂 ostro偶nie klamk臋 i wszed艂 do 艣rodka.

W k膮cie obok kominka, skulona, siedzia艂a na pod艂odze Anna, sukienk臋 z przodu mia艂a podart膮, a na go艂ym ramieniu widnia艂a czerwono-sina pr臋ga. Po艣rodku pokoju sta艂 Kruger, zaciskaj膮c nerwowo w prawej r臋ce szpicrut臋.

— Nie uciekniesz ode mnie, moja droga — powiedzia艂 — ale prosz臋, opieraj si臋 nadal. Uwa偶am, 偶e to tylko dodaje pikanterii.

Chavasse, cicho zamykaj膮c za sob膮 drzwi, w艣lizgn膮艂 si臋 g艂臋biej. Ju偶 mia艂 ruszy膰 dalej, gdy spostrzeg艂a go Anna, a oczy jej rozszerzy艂y si臋 ze zdumienia. Kruger odwr贸ci艂 si臋, na jego zniszczonej twarzy pojawi艂 si臋 wyraz zaskoczenia. Chavasse trzasn膮艂 go w d艂o艅 trzymaj膮c膮 szpicrut臋.

Przez twarz Krugera przebieg艂 spazm 艣miertelnej m臋ki. Upad艂 na kolana kwil膮c niczym dziecko, za艣 Chavasse, stoj膮c nad nim, bez odrobiny lito艣ci w sercu waln膮艂 go pa艂k膮 w g艂ow臋.

Kruger pochyli艂 si臋 jakby w modlitwie i osun膮艂 wolno na pod艂og臋. Chavasse uni贸s艂 ponownie pa艂k臋, lecz Anna rzuci艂a si臋 naprz贸d i chwyci艂a go za r臋k臋.

— Dosy膰, Paul! — krzykn臋艂a i odci膮gn臋艂a go z zadziwiaj膮c膮 jak na ni膮 si艂膮. Opu艣ci艂 r臋k臋 niech臋tnie.

— Czy ta 艣winia zrobi艂a ci krzywd臋?

Potrz膮sn臋艂a przecz膮co g艂ow膮.

— By艂 zaledwie ze mn膮 od dziesi臋ciu minut. Prawie przez ca艂y czas wygadywa艂 nie do powt贸rzenia spro艣no艣ci.

— Mo偶emy dzi臋kowa膰 Bogu, 偶e nie jest prawdziwym m臋偶czyzn膮 — powiedzia艂 Chavasse, popychaj膮c Ann臋 w kierunku drzwi. — Nie mamy wiele czasu do stracenia. Musimy uwolni膰 Hardta i jako艣 si臋 st膮d wydosta膰.

— A co z Mullerem?

— Mullerowi ju偶 nic nie jest potrzebne — odpar艂.

Zatrzymali si臋 pod drzwiami pokoju, gdzie by艂 wi臋ziony Hardt, i Chavasse w艂o偶y艂 do zamka klucz, kt贸ry zabra艂 Hansowi. Drzwi otworzy艂y si臋 bezszelestnie i zobaczyli Hardta siedz膮cego na brzegu 艂贸偶ka z g艂ow膮 obj臋t膮 d艂o艅mi. Podni贸s艂 g艂ow臋, a na jego twarzy pojawi艂 si臋 wyraz zdumienia.

— Jak, do diab艂a, zdo艂ali艣cie to zrobi膰?

— Niestety, musia艂em zadzia艂a膰 troch臋 brutalnie — wyja艣ni艂 Chavasse. — Jak si臋 czujesz? Czy mo偶esz si臋 rusza膰?

— Got贸w jestem nawet i艣膰 do Chin, byleby tylko si臋 st膮d wyrwa膰.

— A偶 tak daleko nie potrzeba — uspokoi艂 go Chavasse. — Gdyby nam si臋 uda艂o przebrn膮膰 przez g艂贸wny hall i doj艣膰 do piwnic, mieliby艣my k艂opot z g艂owy. W jaskini trzymaj膮 艂贸d藕 motorow膮, kt贸ra ma bezpo艣redni dost臋p do jeziora.

— A co z Mullerem?

— W艂a艣nie sp臋dzi艂em przy nim ostatni膮 godzin臋 — odpar艂 Chavasse. — Steiner i Hans lekko przeholowali podczas bicia. By艂em z nim sam, kiedy umiera艂.

— Czy powiedzia艂 ci co艣? — spyta艂 Hardt. Chavasse skin膮艂 g艂ow膮.

— Prawdopodobnie Schultz zmar艂 kilka miesi臋cy temu. Muller po prostu chcia艂 sobie troch臋 zarobi膰 na boku.

— A r臋kopis?

— Jest jak najbardziej autentyczny — powiedzia艂 Chavasse — jego siostra ma nad nim piecz臋. Teraz tylko musimy j膮 odnale藕膰.

Wzi膮艂 Ann臋 za r臋k臋 i wyprowadzi艂 z pokoju przez kru偶ganek. Hall by艂 kompletnie pusty. Jedynie od strony ogromnego kominka dochodzi艂 spokojny trzask p艂on膮cych polan. Chavasse u艣miechn膮艂 si臋 do nich uspokajaj膮co i zacz臋li ostro偶nie schodzi膰 na d贸艂.

Kiedy byli ju偶 w po艂owie schod贸w, otworzy艂y si臋 jakie艣 drzwi i do hallu wyszed艂 Steiner. Zapala艂 papierosa os艂aniaj膮c zapa艂k臋 d艂o艅mi, tote偶 w pierwszej chwili nie zauwa偶y艂 ich; potem spojrza艂 w g贸r臋 i na jego twarzy ukaza艂 si臋 wyraz zdumienia.

Chavasse odwr贸ci艂 si臋 i ju偶 mia艂 zamiar popchn膮膰 Ann臋 po schodach, gdy Steiner wyci膮gn膮艂 Lugera i strzeli艂. Kula drasn臋艂a jedn膮 z marmurowych kolumn u szczytu schod贸w. Chavasse pchn膮艂 Ann臋 naprz贸d, a sam pod膮偶y艂 za ni膮 prawie na czworakach.

P臋dzili wzd艂u偶 kru偶ganka, Hardt tu偶 za nimi, kiedy Steiner ponowi臋 wystrzeli艂. Zbiegli po w膮skiej kondygnacji schod贸w i znale藕li si臋 w ni偶szym korytarzu, w kt贸rym na ko艅cu by艂y drzwi. Chavasse pr贸bowa艂 je otworzy膰, ale okaza艂y si臋 zamkni臋te.

— Mijali艣my drzwi po lewej stronie! — krzykn膮艂 Hardt i zawr贸ci艂 t膮 sam膮 drog膮, kt贸r膮 przybiegli.

Po naci艣ni臋ciu klamki drzwi otworzy艂y si臋 i weszli do pokoju, pewne dla s艂u偶by. W tym momencie Steiner zatrzyma艂 si臋 szczytu schod贸w i strzeli艂 przez korytarz. Chavasse zatrzasn膮艂 drzwi, potem je zaryglowa艂, zabezpieczaj膮c chocia偶 na chwil臋.

— Co teraz zrobimy? — spyta艂 Hardt.

Chavasse przeszed艂 przez pok贸j i otworzy艂 okno. Jakie艣 sze艣膰 metr贸w ni偶ej rozpryskiwa艂y si臋 na kamiennych murach zamku wody jeziora. Zwr贸ci艂 si臋 do Hardta:

— Do brzegu jest nieca艂e sto metr贸w. Jak uwa偶asz, dop艂yniesz tak daleko?

— Uton膮膰 czy p艂yn膮膰... jakie to ma znaczenie w tej sytuacji? — Odpowiedzia艂 po prostu Hardt.

— A ty, Anno?

U艣miechn臋艂a si臋.

— Ca艂e 偶ycie p艂ywa艂am. Sto metr贸w to fraszka.

W tej chwili zacz膮艂 si臋 dobija膰 do drzwi Steiner.

— Wy艂azi膰 stamt膮d! — wrzeszcza艂 w艣ciek艂y.

Chavasse szybkim ruchem r臋ki wskaza艂 im okno.

— Ja za wami — szepn膮艂. — Powodzenia!

Hardt wyskoczy艂 pierwszy, potem Anna. Kiedy Chavasse podci膮ga艂 si臋 na parapet, Steiner kilkakrotnie strzeli艂 przez drzwi. Chavasse zaczerpn膮艂 g艂臋boko powietrza i skoczy艂.

Wpad艂 do wody z silnym pla艣ni臋ciem i niemal natychmiast si臋 zanurzy艂. Otoczy艂 go nieprzyjemny zi膮b, lecz 艣wiadom by艂, 偶e obok p艂ynie Anna.

— Jak si臋 czujesz? — wyszepta艂.

Kiwn臋艂a g艂ow膮 i wykrztusi艂a:

— Wspaniale, ale mo偶e lepiej p艂y艅my szybko, 偶eby nas nie z艂apa艂 kurcz w tej lodowatej wodzie.

Mg艂a wyra藕nie zg臋stnia艂a i Hardt ju偶 prawie znik艂, wi臋c szybko pop艂yn臋li za nim. Stracili z oczu zamek, gdy Chavasse nagle us艂ysza艂 niewyra藕ny okrzyk w艣ciek艂o艣ci i kula 艣wisn臋艂a nad wod膮, a oni znale藕li si臋 sami w bia艂ym 艣wiecie, kt贸ry zdawa艂 si臋 ich zewsz膮d otacza膰.

P艂yn臋li razem tworz膮c tr贸jk膮t, Hardt prowadzi艂. By艂 bardzo blady i zm臋czony.

— Dajesz sobie rad臋? — spyta艂 go Chavasse.

Hardt wyplu艂 haust brunatnej wody i u艣miechn膮艂 si臋 ze znu偶eniem.

— To moje rami臋 niezbyt dobrze si臋 sprawuje, ale nie martw si臋. Dop艂yn臋 do brzegu.

Chavasse odwr贸ci艂 si臋, by spojrze膰 na Ann臋, i w tym momencie zm膮ci艂 cisz臋 warkot motor贸wki, wy艂aniaj膮cej si臋 od strony zamku. Przestali p艂yn膮膰, huk silnika nasili艂 si臋, gdy motor贸wka przep艂ywa艂a ko艂o nich, ale potem zn贸w zawr贸ci艂a.

Skupili si臋 w gromadk臋 nas艂uchuj膮c i nagle 艂贸d藕 znalaz艂a si臋 tu偶 przed nimi, a warkot motoru wprost rozsadza艂 uszy.

— Pod wod臋! — szepn膮艂 rozpaczliwie Chavasse i wszyscy troje zanurkowali.

Chavasse czu艂 si臋 jakby zniewolony pot臋偶n膮 r臋k膮, bezradnie szamota艂 si臋 niby ryba w sieci. Po chwili wyp艂yn膮艂 na powierzchni臋, p艂uca niemal mu rozsadza艂o.

Anna ukaza艂a si臋 pierwsza, zaraz po niej Hardt i podp艂yn膮wszy do siebie, miotani fal膮 wzburzon膮 przez motor贸wk臋, us艂yszeli, 偶e warkot silnika zamiera w oddali. Niebawem Chavasse da艂 znak skinieniem g艂owy i zn贸w pop艂yn臋li dalej.

Pi臋膰 minut p贸藕niej z mg艂y wy艂oni艂a si臋 przed nimi przysta艅; brodz膮c przez mielizn臋, wspi臋li si臋 na pomost. Drewniane drzwi nie by艂y zamkni臋te na klucz, Chavasse otworzy艂 je i weszli do 艣rodka. Anna opad艂a na stos starych work贸w odgarniaj膮c z twarzy mokre pasmo w艂os贸w.

— Chyba jeszcze nigdy w 偶yciu tak nie zmarz艂am.

Hardt znu偶onym ruchem przetar艂 d艂oni膮 twarz.

— Co teraz robimy?

Chavasse wzruszy艂 ramionami.

— Nale偶y jako艣 rozegra膰 t臋 kart臋, ale cokolwiek si臋 stanie, jedno z nas musi dotrze膰 do Hamburga. Steiner ma zabi膰 Hauptmanna, tego s艂ynnego niemieckiego libera艂a, podczas przyj臋cia wydanego przez Nagela na cze艣膰 delegat贸w Mi臋dzynarodowej Konferencji Pokojowej.

— O, m贸j Bo偶e! — wykrzykn臋艂a Anna. — Przecie偶 Hauptmann to porz膮dny facet, jeden z najwspanialszych ludzi w Niemczech!

W tym momencie od strony grobli, prowadz膮cej do zamku, rozleg艂o si臋 szczekanie psa. Wkr贸tce, cho膰 st艂umione przez mg艂臋 najwyra藕niej si臋 przybli偶y艂o. Hardt odwr贸ci艂 si臋 szybko, wzrok mia艂 ponury.

— Ta 艣winia Steiner poszczu艂 na nas psy. Widzia艂em je rano, jak mnie tu przywie藕li. Trzy czarne, podpalane dobermany, wytresowane, by zabija膰. Nie mamy szans.

— Mamy, je偶eli si臋 rozdzielimy — zaproponowa艂 Chayasse. — Jedno z nas odwiedzie psy, a dwoje ucieknie. Kto艣 musi dotrze膰 do Hamburga.

— Kogo proponujesz? — spyta艂 Hardt z ironi膮.

— Ja jestem w lepszej formie ni偶 wy. Z pewno艣ci膮 d艂u偶ej b臋d臋 m贸g艂 z nimi pota艅czy膰.

— Ale ty, do jasnej cholery, mo偶esz by膰 bardziej u偶yteczny, pr臋dzej za艂atwisz te 艣winie, jak si臋 znajdziesz w Hamburgu — powiedzia艂 Hardt.

Chavasse mia艂 ju偶 zaprotestowa膰, gdy Anna chwyci艂a go za r臋k臋 i odwr贸ci艂a do siebie twarz膮.

— Mark ma racj臋, Paul. Jeste艣 jedyny, kt贸ry mo偶e ocali膰 Hauptmanowi 偶ycie, a to teraz najwa偶niejsze.

Drzwi zatrzasn臋艂y si臋. Kiedy Chavasse si臋 odwr贸ci艂, Hardta ju偶 nie by艂o. S艂yszeli, jak przedziera si臋 w艣r贸d jode艂, nawet nie staraj膮c si臋 kamuflowa膰 swojej ucieczki, a potem dosz艂y ich chaotyczne wrzaski, gdy pogo艅 wpad艂a na trop Hardta. Po chwili psy zacz臋艂y ujada膰. Chavasse i Anna nas艂uchiwali z zapartym tchem, wkr贸tce jednak wszelkie odg艂osy umilk艂y w oddali i zostali sami.

11

— 艢wietny facet — odezwa艂 si臋 Chavasse po chwili milczenia.

— Dawno ju偶 si臋 o tym przekona艂am — powiedzia艂a Anna. — Dok膮d si臋 wybieramy?

— Z powrotem do gospody. Zawsze czeka na nas Volkswagen. Je艣li dopisze nam szcz臋艣cie, b臋dziemy na szosie do Hamburga za pi臋tna艣cie minut.

Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 i rzek艂a ze smutkiem:

— Chyba to jednak niemo偶liwe, Paul. Fassbender odwi贸z艂 samoch贸d do zamku. Widzia艂am go na dziedzi艅cu, kiedy mnie prowadzili.

Ze zmarszczonym czo艂em rozwa偶a艂 r贸偶ne mo偶liwo艣ci i wreszcie podj膮艂 decyzj臋.

— A jednak wracamy do gospody. Jest bardzo prawdopodobne, 偶e Fassbender uczestniczy w po艣cigu i 偶e wyruszyli w przeciwnym kierunku, musimy si臋 jednak pospieszy膰.

Poszed艂 pierwszy i niebawem znale藕li si臋 w lesie. Po chwili wyszli na 艣cie偶k臋, kt贸ra poprzednio zaprowadzi艂a ich do jeziora. Chavasse chwyci艂 Ann臋 za r臋k臋 i zacz臋li biec.

W gospodzie panowa艂 spok贸j, jedynym tylko znakiem 偶ycia by艂a spirala niebieskiego dymu unosz膮ca si臋 z komina. Zatrzymali si臋 na skraju dziedzi艅ca poro艣ni臋tego z tej strony jod艂ami, ale ju偶 po chwili Chavasse chwyci艂 mocno Ann臋 za r臋k臋 i pop臋dzili schyleni do tylnych drzwi, kt贸re Chavasse szybko otworzy艂, przepu艣ci艂 Ann臋 i sam wszed艂 za ni膮, zamykaj膮c za sob膮 drzwi.

Znale藕li si臋 w du偶ej, wy艂o偶onej kamienn膮 posadzk膮 kuchni. Stara kobieta sta艂a pochylona nad zlewem szoruj膮c patelni臋. Obejrza艂a si臋 na nich i popatrzy艂a pustym wzrokiem.

— Nie przyszli艣cie na lunch — stwierdzi艂a.

— P艂ywali艣my 艂odzi膮 po jeziorze i, jak pani widzi, mieli艣my wypadek. Czy Herr Fassbender jest w domu?

— Nie, wybra艂 si臋 do zamku. Powiedzia艂, 偶e wr贸ci dopiero wieczorem.

— A jest tu kto艣 jeszcze?

Spojrza艂a zdziwiona.

— Po co mia艂by tu by膰 kto艣 jeszcze, mein Herr?

Odwr贸ci艂a si臋 do zlewu i swoich garnk贸w, mrucz膮c co艣 do siebie i potrz膮saj膮c g艂ow膮. Chavasse otworzy艂 drzwi w g艂臋bi kuchni i weszli do korytarza, tak偶e wy艂o偶onego kamienn膮 posadzk膮.

— Dobrze si臋 sk艂ada, 偶e ta stara kobieta jest prostaczk膮.

Anna przytakn臋艂a g艂ow膮.

— Co teraz robimy?

— Mo偶esz i艣膰 prosto na g贸r臋 i przebiera膰 si臋, jeste艣 przemoczona na wylot. Pospiesz si臋 jednak i zajrzyj do pokoju Fassbendera, mo偶e tam znajdziesz co艣 dla mnie odpowiedniego. Mamy podoba figur臋.

— A co z tob膮? — spyta艂a.

— Musz臋 zadzwoni膰 — u艣miechn膮艂 si臋 i pchn膮艂 j膮 delikatnie na schody. — Pospiesz si臋, anio艂ku. Musimy si臋 st膮d wydosta膰 jak najpr臋dzej.

Podszed艂 do recepcyjnego biurka i zam贸wi艂 rozmow臋 z Londynem. Telefonistka obieca艂a go wkr贸tce po艂膮czy膰, wi臋c od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i nala艂 sobie przy barku podw贸jny koniak oraz wzi膮艂 paczk臋 papieros贸w.

Przeszed艂 go przyjemny dreszczyk, gdy trunek rozp艂yn膮艂 si臋 ciep艂o po ca艂ym jego ciele. Postanowi艂 wypi膰 jeszcze kieliszek i w艂a艣nie ko艅czy艂, kiedy zadzwoni艂 telefon. Podni贸s艂 s艂uchawk臋, a po chwili us艂ysza艂 chropawy g艂os Jean Frazer.

— Tu Brown i Sp贸艂ka, s艂ucham?

— M贸wi Cunningham, chcia艂bym zamieni膰 kilka s艂贸w z panem Tylorem, je艣li jest na miejscu.

— Chwileczk臋, panie Cunningham — powiedzia艂a spokojnie. Po chwili dobieg艂 go g艂os Szefa:

— M贸wi Tylor... czy to ty, Cunningham. Jak id膮 interesy?

— Wspaniale! Ale potrzebna mi pomoc. Mo偶esz co艣 zaradzi膰? Sprawa raczej pilna.

— Ciesz臋 si臋, 偶e interes rozwija si臋 dobrze i z pewno艣ci膮 zrobi臋 wszystko, co si臋 da. Gdzie mo偶na ci臋 znale藕膰?

— B臋d臋 w hotelu Atlantic razem z Sir George'em. B臋d臋 tam do 贸smej, ale obawiam si臋, 偶e nie d艂u偶ej.

— W porz膮dku. Mamy bardzo dobry kontakt na miejscu, cz艂owiek nazywa si臋 von Kraul. Zaraz sprawdz臋, czy jest osi膮galny.

— A wi臋c czekam na niego, a teraz, niestety, musz臋 ko艅czy膰. Sprawy w tej chwili tocz膮 si臋 niezwykle szybko.

W g艂osie Szefa nie wyczuwa艂o si臋 偶adnej zmiany.

— Dobrze wiedzie膰, Cunningham. Pomy艣limy o odpowiednim wynagrodzeniu, kiedy powr贸cisz do domu. Bardzo na ciebie czekam.

Po drugiej stronie linii rozleg艂 si臋 trzask odk艂adanej s艂uchawki. Chavasse u艣miechn膮艂 si臋 i tak偶e po艂o偶y艂 swoj膮 na wide艂ki. Zrobi艂o mu si臋 l偶ej na sercu. Je艣li chodzi o Szefa, to jedna rzecz nie budzi艂a nigdy w膮tpliwo艣ci — zawsze mo偶na by艂o na nim polega膰. Je艣li obieca艂, 偶e coc za艂atwi, nigdy nie sprawia艂 zawodu.

Wyszuka艂 telefon hotelu Atlantic w ksi膮偶ce telefonicznej i poprosi艂 o rozmow臋 z Sir George'em Harveyem. Poszukiwanie trwa艂o dziesi臋膰 minut i wreszcie odnale藕li go w s艂awnym D艂ugim Barze. Wydawa艂 si臋 lekko poirytowany, 偶e odrywaj膮 go od drinka.

— Tu Harvey, kto m贸wi? — warkn膮艂. A gdy pozna艂, 偶e to Chavasse, natychmiast zacz膮艂 m贸wi膰 innym tonem. — M贸j drogi ch艂opcze, ca艂y czas my艣l臋, co si臋 z panem dzieje.

— Powiedzia艂 pan, 偶e zawsze mog臋 si臋 zwr贸ci膰 z pro艣b膮 o pomoc. Musia艂em do pana zadzwoni膰. Czy oferta jest aktualna?

— Naturalnie! — odpar艂 Sir George skwapliwie. — Nie mam zwyczaju m贸wi膰 s艂贸w bez pokrycia.

— Wobec tego prosz臋 natychmiast wyruszy膰 z hotelu pa艅skim samochodem i jecha膰 g艂贸wn膮 tras膮 do Lubeki. Jakie艣 dwadzie艣cia pi臋膰 kilometr贸w od Hamburga zobaczy pan po lewej stronie znak drogowy, wskazuj膮cy miejscowo艣膰 Berndorf. Tam b臋d臋 na pana czeka艂.

— Czy to naprawd臋 a偶 tak wa偶ne? — spyta艂 Sir George.

— Mo偶na powiedzie膰, 偶e to sprawa 偶ycia i 艣mierci — odpar艂 Chavasse. — Bynajmniej nie dramatyzuj臋.

— Ju偶 jad臋 — Sir George po艂o偶y艂 s艂uchawk臋.

Chavasse wszed艂 na g贸r臋 i zasta艂 Ann臋 w sypialni. Na 艂贸偶ku le偶a艂 ju偶 uszykowany dla niego tweedowy garnitur, a tak偶e bielizna i skarpetki.

— Znalaz艂am nawet buty. Mam nadziej臋, 偶e b臋d膮 na ciebie dobre.

Zacz膮艂 艣ci膮ga膰 mokre ubranie, a Anna szybko wyciera艂a go r臋cznikiem.

— Skontaktowa艂em si臋 z Sir George'em Harveyem. Przyjedzie po nas do drogowskazu na Berndorf.

— I co dalej, jak ju偶 znajdziemy si臋 w Hamburgu? — spyta艂a, gdy ubiera艂 si臋 w po艣piechu.

— Podwieziemy ci臋 do domu, a ja pojad臋 z Sir George'em do hotelu Atlantic. Rozmawia艂em te偶 z Londynem. Za艂atwiaj膮 mi spotkanie z agentem niemieckiego wywiadu, von Kraulem. Znasz go mo偶e?

— Nie znam. Do tej pory starali艣my si臋 trzyma膰 od nich z daleka.

Umy艂a mu pokancerowan膮 twarz mokr膮 flanel膮 i zalepi艂a ran臋 na prawym policzku plastrem.

— Dlatego mi臋dzy innymi chc臋 ci臋 zostawi膰 w domu wyja艣ni艂. — Im mniej wiedz膮 o izraelskim podziemiu dzia艂aj膮cym w Niemczech, tym lepiej. A poza tym, je偶eli Mark zdo艂a si臋 wyrwa膰 z ich po艣cigu, na pewno b臋dzie si臋 stara艂 nawi膮za膰 z tob膮 kontakt.

— My艣lisz, 偶e ma szans臋? — spyta艂a.

— Nigdy nie trzeba traci膰 nadziei. W tym ulewnym deszczu trudno b臋dzie psom go wyw臋szy膰, a mg艂a powinna by膰 w tej sytuacji bardzo pomocna.

— Modl臋 si臋, aby mu si臋 nic nie sta艂o.

W jej g艂osie zabrzmia艂 g艂臋boki b贸l, co go wprawi艂o w dziwne zak艂opotanie.

— Du偶o o nim my艣lisz, prawda? — spyta艂 艂agodnie.

— Powinnam, jest moim przyrodnim bratem. Zawsze byli艣my ze sob膮 bardzo blisko.

Zaskoczy艂o go to, nie wiedzia艂, jak zareagowa膰, wi臋c zeszli na d贸艂 w milczeniu. Spo艣r贸d kilku p艂aszczy wisz膮cych w hallu wybra艂 sobie przeciwdeszczow膮 my艣liwsk膮 kurtk臋 do kolan i zielony tyrolski kapelusz. Pom贸g艂 Annie w艂o偶y膰 stary, obskurny trencz, o wiele na ni膮 za du偶y, i wyszli. Pod膮偶ali wiejsk膮 drog膮 bez s艂owa. Czu艂 si臋 dziwnie przygn臋biony, co trudno mu by艂o poj膮膰.

Uzna艂, 偶e przyczyn膮 jest brak snu ju偶 od d艂u偶szego czasu. Bola艂 go ka偶dy mi臋sie艅, ale najbardziej dokuczliwy by艂 b贸l twarzy.

Zatrzyma艂 si臋 po przebyciu kilku kilometr贸w.

— Chyba lepiej id藕my pomi臋dzy drzewami przez reszt臋 drogi. Na wszelki wypadek, gdyby patrolowali szos臋.

Przytakn臋艂a w milczeniu i weszli mi臋dzy drzewa, ocieraj膮c si臋 o mokre od deszczu ga艂臋zie jode艂. Chavasse pierwszy dostrzeg艂 my艣liwski domek, a za nim bia艂y przeb艂ysk szosy. Domek okaza艂 si臋 zaniedbany, drzwi wisia艂y na jednej zawiasie, okna przypomina艂y niewidome oczy.

Spojrza艂 na zegarek. Min臋艂a szesnasta trzydzie艣ci. By艂o ma艂o prawdopodobne, aby Sir George przyjecha艂 przed pi膮t膮.

— Musimy czeka膰 jeszcze oko艂o p贸艂 godziny — powiedzia艂 Chavasse. — R贸wnie dobrze mo偶emy si臋 i tutaj zatrzyma膰. Do g艂贸wnej szosy mamy oko艂o pi臋膰dziesi臋ciu metr贸w.

— Jak uwa偶asz, Paul odpar艂a i wesz艂a za nim do 艣rodka.

Unosi艂a si臋 tu wo艅 st臋chlizny, typowa dla takich miejsc, b臋d膮ca po艂膮czeniem wilgoci i zapachu przegni艂ych li艣ci. Anna usiad艂a na parapecie okna, Chavasse poda艂 jej papierosa.

Palili w milczeniu. Anna wygl膮da艂a przez okno z wyrazem bezmiernego smutku na twarzy.

— Co ci臋 trapi? — spyta艂 Chavasse.

— Nie wiem, nie potrafi臋 tego okre艣li膰.

Odwr贸ci艂a si臋 i spojrza艂a na niego. Wyda艂a mu si臋 w tym starym trenczu wprost absurdalnie m艂oda.

— Ten p艂aszcz jest za du偶y dla ciebie — u艣miechn膮艂 si臋.

— Tak — przyzna艂a. — Pochodzi z Anglii, widzia艂am metk臋, kiedy go zak艂ada艂am. Zastanawiam si臋, sk膮d si臋 wzi膮艂 na ko艂ku w tej gospodzie?

— Zapewne jaki艣 turysta zostawi艂 go dawno temu.

— Uwa偶am, 偶e to najbardziej smutne okre艣lenie w j臋zyku angielskim — stwierdzi艂a. — Dawno temu. Brzmi to dla mnie jak sygna艂 wieczornej tr膮bki wojskowej. 艢wiat艂a zgaszone, koniec, nic wi臋cej.

M贸wi艂a to z wielkim patosem. Cisn膮艂 na pod艂og臋 papierosa i chwyci艂 j膮 w ramiona.

— Anno, co ci jest? Jeszcze nigdy nie m贸wi艂a艣 w taki spos贸b.

— Jeszcze nigdy tak si臋 nie czu艂am. Obserwowa艂am ci臋, Paul. Twoj膮 reakcj臋 na niebezpiecze艅stwo, spos贸b, w jaki sobie radzisz z ka偶dym zagro偶eniem, bezwzgl臋dno艣膰, tak istotn膮 w osi膮ganiu sukcesu. Ty si臋 nigdy nie zmienisz, Paul. Nawet gdyby艣 bardzo tego pragn膮艂. Nasze dyskusje... co b臋dziemy robi膰, jak to si臋 sko艅czy... to z艂udne marzenie.

艢cisn膮艂 j膮 mocno za rami臋, ogarn臋艂a go w艣ciek艂o艣膰.

— Ale ja mog臋 si臋 zmieni膰. Obiecuj臋 ci, Anno! Po sko艅czeniu tej roboty, wycofuj臋 si臋 z ca艂ej gry na zawsze.

Pog艂aska艂a go czule po twarzy i potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

— Nie, Paul, nie zmienisz si臋. Ty i ja, ten my艣liwski domek, wszystko, przez co przeszli艣my w ci膮gu kilku ostatnich dni... jest pozbawione realno艣ci. Kt贸rego艣 dnia, kiedy o tym wspomnisz, b臋dzie to po prostu co艣, co si臋 zdarzy艂o dawno temu. — Roze艣mia艂a si臋 lekko. — Jak brzmi ten wiersz w jednej ze sztuk Marlowe'a? „Ale zdarzy艂o si臋 to dawno temu i w innym kraju..."

Przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie i przytuli艂, a z艂o艣膰 i poczucie bezsensu a偶 w nim kipia艂y; nagle us艂ysza艂 niew膮tpliwy odg艂os zwalniaj膮cego samochodu na drodze.

Pr贸buj膮c uwolni膰 si臋 z jego obj臋膰, powiedzia艂a:

— Ju偶 chod藕my, Paul. Chyba przyjecha艂 Sir George.

Znowu chcia艂 j膮 przytuli膰, ale opar艂a si臋 zdecydowanie, by艂a nieugi臋ta. Wzruszy艂 wi臋c ramionami i wypu艣ci艂 j膮 z obj臋膰. Odwr贸ci艂a si臋 bez s艂owa, opu艣cili my艣liwski domek i skierowali si臋 po艣r贸d drzew w stron臋 szosy.

12

W drodze powrotnej do Hamburga jechali z du偶膮 szybko艣ci膮. Anna z zamkni臋tymi oczyma siedzia艂a skulona w rogu na tylnym siedzeniu, podczas gdy Chavasse rozmawia艂 z Sir George'em.

— Nie wyobra偶a sobie pan, jak bardzo jestem wdzi臋czny — m贸wi艂 Chavasse.

Sir George prychn膮艂.

— Nonsens, m贸j drogi. Jak ju偶 panu m贸wi艂em, ciesz臋 si臋, gdy mog臋 pom贸c. Musz臋 przyzna膰, 偶e nie wygl膮da pan kwitn膮co.

Chavasse u艣miechn膮艂 si臋.

— Raczej nie obraca艂em si臋 w zbyt przyjacielskiej kompanii.

— Czy nast膮pi艂y jakie艣 nowe wydarzenia w sprawie Schultza?

Chavasse kiwn膮艂 potakuj膮co g艂ow膮.

— Uda艂o mi si臋 dowiedzie膰, 偶e Schultz zmar艂 kilka miesi臋cy temu. Co do r臋kopisu, to znajduje si臋 zapewne u siostry Mullera.

— Ma pan z ni膮 jaki艣 kontakt? — spyta艂 Sir George.

— Raczej nie — odpar艂 Chavasse. — W ka偶dym razie mamy w tej chwili do za艂atwienia wa偶niejsze sprawy. Chcia艂bym pana prosi膰, 偶eby艣my najpierw podrzucili pann臋 Hartmann do jej mieszkania, a potem pojedziemy do Atlantic. Pozwoli艂em sobie zorganizowa膰 spotkanie z kim艣 z niemieckiego wywiadu w pa艅skim apartamencie. Ufam, 偶e nie ma pan nic przeciwko temu?

— Ani troch臋 — odpar艂 Sir George. — Ale sprawy nabieraj膮 rumie艅c贸w, skoro zdecydowa艂 si臋 pan zaprosi膰 Niemc贸w?

Chavasse potwierdzi艂.

— Odkry艂em jeszcze co艣 innego, w co zamieszane s膮 bardzo grube ryby. W obecnych okoliczno艣ciach nie mog臋 z panem rozmawia膰 na ten temat, musz臋 si臋 najpierw zobaczy膰 z owym cz艂owiekiem z wywiadu. Jest to bowiem co艣, co bezpo艣rednio ich dotyczy.

— Doskonale rozumiem — odpar艂 pogodnie Sir George. — Mimo wszystko musi si臋 sta膰 zado艣膰 formalno艣ciom, a ci z Kontynentu s膮 zawsze tacy dra偶liwi. Niech pan pami臋ta, 偶e got贸w jestem zrobi膰 wszystko, co w mojej mocy. — Westchn膮艂. — B臋d臋 bardzo 偶a艂owa艂, jak przyjdzie czas wraca膰 do domu, Chavasse. Podoba艂a mi si臋 ta ma艂a wycieczka.

Chavasse u艣miechn膮艂 si臋 szeroko i u艂o偶y艂 swoje obola艂e cia艂o w wygodniejszej pozycji. Przymkn膮艂 oczy rozmy艣laj膮c o Annie i o tym, co powiedzia艂a. Czy to rzeczywi艣cie prawda? Czy偶by faktycznie by艂 czym艣 w rodzaju dwudziestowiecznego najemnika, kt贸ry zabawia si臋 w t臋 gr臋, maj膮c tylko siebie samego na wzgl臋dzie? Nie znalaz艂 odpowiedzi. Nawet nie by艂 pewien, czy istnienie tego rodzaju cz艂owieka to taka z艂a rzecz.

Wci膮偶 o tym rozmy艣la艂, gdy wjechali na przedmie艣cie Hamburga. Sir George skierowa艂 si臋 prosto do centrum, przejecha艂 Alster przy Lombardsbrucke i Chavasse dalej wskazywa艂 mu drog臋. Dochodzi艂a za kwadrans sz贸sta, gdy skr臋cili w cich膮 boczn膮 uliczk臋 i zatrzymali si臋 przed domem Anny.

Ci膮gle jeszcze drzema艂a, nawet gdy Chavasse wysiad艂 z samochodu i otworzy艂 tylne drzwi. Dotkn膮艂 jej r臋ki i natychmiast otworzy艂a oczy spogl膮daj膮c na niego nieprzytomnym wzrokiem, po czym u艣miechn臋艂a si臋.

— Przepraszam, jestem tak zm臋czona, 偶e mog艂abym spa膰 przez tydzie艅. — Zwr贸ci艂a si臋 do Sir George'a: — Mog臋 si臋 przy艂膮czy膰 do podzi臋kowa艅 Paula? Nie wiem, co by艣my zrobili bez pa艅skiej pomocy.

Wyci膮gn膮艂 do niej r臋k臋, a na twarzy jego malowa艂 si臋 podziw.

— Jest pani wyj膮tkowo odwa偶n膮 m艂od膮 kobiet膮. S艂u偶y膰 pani to przyjemno艣膰 i prawdziwa satysfakcja.

Sp艂on臋艂a rumie艅cem i wysiad艂a z samochodu bez s艂owa. Chavasse poszed艂 za ni膮 do drzwi.

— Chcia艂bym, 偶eby艣 siedzia艂a w domu do mego powrotu. Mog臋 wr贸ci膰 raczej p贸藕no, gdy偶 b臋d臋 pr贸bowa艂 co艣 wyszpera膰 na temat tego Hauptmanna.

Wygl膮da艂a na bardzo zm臋czon膮.

— Nie s膮dz臋, 偶e mog艂abym gdzie艣 wychodzi膰, nawet gdybym chcia艂a. Napij臋 si臋 czego艣 gor膮cego i po艂o偶臋 si臋 na chwil臋.

Poca艂owa艂 j膮 lekko w usta.

— To tylko na zadatek. Jak ju偶 wszystko si臋 u艂o偶y, musimy porozmawia膰 powa偶nie o przysz艂o艣ci, rozumiesz?

By艂a zbyt skonana, by si臋 spiera膰.

— Jak chcesz, Paul.

Wesz艂a po schodach do frontowych drzwi. Otworzy艂a je i odwr贸ciwszy si臋 przes艂a艂a mu u艣miech, u艣miech, kt贸ry go g艂臋boko poruszy艂 i wzbudzi艂 bolesne pragnienie, by wzi膮膰 j膮 w ramiona. Przez chwil臋 sta艂 jeszcze, spogl膮daj膮c na zamkni臋te ju偶 drzwi, po czym wr贸ci艂 do samochodu.

— To nadzwyczajna m艂oda osoba — zauwa偶y艂 Sir George, gdy odje偶d偶ali. — Cudowna do interes贸w.

— Nie tylko do interes贸w — odpar艂 Chavasse.

Sir George u艣miechn膮艂 si臋.

— Czy偶bym wyczuwa艂 w powietrzu powiew romansu?

Chavasse potakn膮艂.

— Mam tak膮 nadziej臋. Zamierzam wycofa膰 si臋 z tej gry, jak tylko sprawa Schultza pomy艣lnie si臋 zako艅czy.

— Bardzo rozs膮dnie — przyzna艂 Sir George. — Nie mo偶e pan trwa膰 w tym wiecznie.

By艂a to trze藕wa my艣l. Chavasse przypomnia艂 sobie pewnych ludzi, kt贸rych pozna艂 w czasie swojej pi臋cioletniej wsp贸艂pracy z Biurem. To powszechna ludzka s艂abo艣膰 uwa偶a膰, 偶e jest si臋 m膮drzejszym od innych albo 偶e tobie nie mo偶e si臋 nic przydarzy膰. Ilu ze znanych mu inteligentnych, zaradnych ludzi nie uda艂o si臋 powr贸ci膰 z takiej czy innej przyczyny? Pewnego dnia i na niego przyjdzie kolej, bo wcze艣niej czy p贸藕niej ka偶dy pope艂nia omy艂k臋. Post膮pi艂by s艂usznie, gdyby wycofa艂 si臋 jeszcze w trakcie aktywnej dzia艂alno艣ci. Wci膮偶 rozmy艣la艂 o tym, kiedy dojechali do Atlanticu.

Sir George zajmowa艂 apartament w tym s艂ynnym hotelu na drugim pi臋trze. Gdy jechali wind膮, spojrza艂 z niepokojem na zegarek.

— Obawiam si臋, 偶e musz臋 zostawi膰 pana samego z tym facetem z niemieckiego wywiadu. Mam spotkanie o si贸dmej. Pozosta艂o mi zaledwie tyle czasu, by si臋 przebra膰 w smoking.

Nagle Chavasse'owi przysz艂a pewna my艣l do g艂owy i spyta艂 oboj臋tnie:

— Czy wybiera si臋 pan na to przyj臋cie i bal, jakie wydaje Kurt Nagel na cze艣膰 delegat贸w Konferencji Pokojowej?

Sir George uni贸s艂 brwi w zdumieniu.

— Tak, a sk膮d pan wie?

— Czyta艂em gdzie艣 o tym w gazecie — odpar艂.

— Uwa偶am, 偶e konferencja zawdzi臋cza sw贸j sukces przede wszystkim Nagelowi — powiedzia艂 Sir George otwieraj膮c drzwi swego apartamentu. — Czy wie pan co艣 na jego temat?

Chavasse potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

— Nie mog臋 powiedzie膰, 偶ebym co艣 wiedzia艂, ale dopiero przez ostatnie kilka dni mam styczno艣膰 z niemieck膮 scen膮.

Sir George zaproponowa艂 mu, aby sobie zrobi艂 drinka, a sam znikn膮艂 w sypialni. Chavasse przejrza艂 butelki na bocznym stoliku, nala艂 sobie koniaku i wzi膮wszy papierosa ze srebrnej szkatu艂ki rozsiad艂 si臋 w fotelu. Mia艂 ju偶 si臋gn膮膰 po gazet臋, gdy zadzwoni艂 telefon.

Podni贸s艂 s艂uchawk臋 i natychmiast rozpozna艂 g艂os Anny. By艂a najwyra藕niej podniecona.

— Paul, to ty?

— Co takiego? — Spyta艂. — Czy co艣 si臋 sta艂o?

— Jakie艣 dziesi臋膰 minut temu przyni贸s艂 mi portier paczk臋 m贸wi艂a. — Zosta艂a dor臋czona porann膮 poczt膮. Kiedy zdj臋艂am z wierzchu papier, stwierdzi艂am, 偶e wewn膮trz jest list i nast臋pna zalakowana paczka.

W przyp艂ywie nag艂ego podniecenia ju偶 wiedzia艂, jaka b臋dzie odpowied藕 na nast臋pne pytanie, jeszcze zanim je zada艂.

— Niech zgadn臋... list jest od Katie Holdt?

— Zgad艂e艣 — odpar艂a Anna. — Pisze, 偶e musi wyjecha膰, i prosi mnie, 偶ebym zaopiekowa艂a si臋 t膮 paczk膮. Mimo wszystko m贸j czas w Tad偶 Mahal, jak wida膰, nie by艂 zmarnowany. Gdybym przeczyta艂a lub us艂ysza艂a, 偶e co艣 si臋 z ni膮 sta艂o, to mam wys艂a膰 paczk臋 do rz膮du w Bonn.

— Nie musz臋 m贸wi膰, 偶e ju偶 j膮 otworzy艂a艣 — powiedzia艂 Chavasse.

Roze艣mia艂a si臋.

— Oczywi艣cie... jak ka偶da kobieta jestem straszliwie ciekawa. Pismo Schultza wygl膮da raczej czytelnie. Je艣li ci臋 to interesuje, jest nim g臋sto zapisane przesz艂o czterysta stron. To b臋dzie wielce interesuj膮ca lektura. Czy mam przywie藕膰?

— Nie, zosta艅 tam, gdzie jeste艣 — zaprotestowa艂. — Ja mam ci膮gle jeszcze do za艂atwienia spraw臋 Hauptmanna. Von Kraul dot膮d si臋 nie zjawi艂. Przyjd臋 natychmiast, jak to tylko b臋dzie mo偶liwe. Tymczasem prze艣pij si臋, tak jak m贸wi艂a艣.

Zachichota艂a.

— Nic z tego. Jeszcze nigdy w 偶yciu nie czu艂am si臋 tak wyspana. Zamierzam u艂o偶y膰 si臋 na kanapie z dobr膮 ksi膮偶k膮 i czeka膰 na tw贸j powr贸t.

Od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 na wide艂ki i odwr贸ciwszy si臋 ujrza艂 stoj膮cego na 艣rodku pokoju Sir George'a, zawi膮zuj膮cego muszk臋.

— Chyba nie by艂 do mnie? — spyta艂.

Chavasse zaprzeczy艂 ruchem g艂owy.

— To by艂a Anna. Mo偶e pan wierzy膰 lub nie, ale r臋kopis si臋 znalaz艂.

— A niech mnie diabli! — Wykrzykn膮艂 Sir George. — Jak si臋 to sta艂o?

Chavasse opowiedzia艂 o Katie Holdt.

— Przypuszczam, 偶e wpad艂a w panik臋 i postanowi艂a na jaki艣 czas znikn膮膰. Zostawienie r臋kopisu u Anny mog艂oby oznacza膰 dobre zabezpieczenie przed opozycj膮, gdyby j膮 dopadli. A w razie jakby co艣 jej si臋 sta艂o, zawsze mo偶e blefowa膰, 偶e r臋kopis otrzyma艂y osoby wysoko postawione w rz膮dzie.

— Tak, my艣l臋, 偶e tak to nale偶y t艂umaczy膰. — Sir George na艂o偶y艂 p艂aszcz i westchn膮艂. — Jak偶e bym chcia艂 nie p贸j艣膰 na to cholerne przyj臋cie, teraz, kiedy sprawy staj膮 si臋 tak ekscytuj膮ce. Mam nadziej臋, 偶e pozwoli mi pan zajrze膰 do r臋kopisu, nim dojdzie do r膮k osobisto艣ci.

— Chyba mo偶emy to za艂atwi膰 — odpar艂 Chavasse.

— No c贸偶, naprawd臋 musz臋 si臋 ju偶 spieszy膰 — powiedzia艂 Sir George. — Prosz臋 si臋 nie kr臋powa膰 i dzwoni膰 po s艂u偶b臋, je艣li cokolwiek b臋dzie pan potrzebowa艂.

Kiedy wyszed艂, Chavasse zn贸w nala艂 sobie drinka. Przepe艂nia艂o go uczucie szalonej rado艣ci. Robota by艂a r贸wnie dobra, jak zako艅czenie. Zabranie r臋kopisu do Londynu by艂o ju偶 zadaniem czysto rutynowym. Pozosta艂a tylko sprawa Hauptmanna.

Prawd臋 powiedziawszy tym powinien si臋 zaj膮膰 wywiad niemiecki, lecz on wci膮偶 jeszcze by艂 osobi艣cie zainteresowany, chcia艂 zobaczy膰, jak Steiner i Nagel dostaj膮 to, na co zas艂u偶yli. W tym momencie rozleg艂 si臋 ostry d藕wi臋k dzwonka. Chavasse podszed艂 do drzwi i otworzy艂 je szeroko. Sta艂 przed nim m臋偶czyzna po pi臋膰dziesi膮tce. Ubrany by艂 w granatowe palto z futrzanym ko艂nierzem, a w r臋ku trzyma艂 lask臋. Mia艂 twarz okr膮g艂膮 i dobroduszn膮, a nieznaczne worki pod oczami i podw贸jny podbr贸dek mog艂y 艣wiadczy膰 o tym, 偶e kocha je艣膰. Okulary bez oprawki dope艂nia艂y obraz godnie wygl膮daj膮cego przeci臋tnego niemieckiego biznesmena. Jedynie oczy, bystre, lustruj膮ce i niespokojne, 艣wiadczy艂y, 偶e to wytrenowany obserwator.

— Domy艣lam si臋, 偶e Herr Chavasse? — powiedzia艂 po niemiecku. — Jestem pu艂kownik von Kraul.

— Jak mnie pan pozna艂? — zdziwi艂 si臋 Chavasse zamykaj膮c drzwi za Niemcem, gdy weszli do pokoju.

Von Kraul wzruszy艂 ramionami i usiad艂 w fotelu.

— Mamy pana dossier w naszych archiwach. S艂ysza艂em o panu bardzo wiele, m贸j przyjacielu. Ojciec Francuz, a pan by艂y wyk艂adowca uniwersytecki, genialny j臋zykoznawca. Wyj膮tkowo si臋 panu szcz臋艣ci艂o, odk膮d pan przyst膮pi艂 do tej szczeg贸lnej zabawy. W艂a艣nie dlatego zjawi艂em si臋 natychmiast, jak tylko nasz wsp贸lny przyjaciel zatelefonowa艂 do mnie z Londynu. Ufam, 偶e m贸j czas nie b臋dzie stracony.

— Sam pan mo偶e to os膮dzi膰 — o艣wiadczy艂 Chavasse ponuro. — Co by pan powiedzia艂, jak wa偶ny jest Hauptmann dla przysz艂o艣ci Niemiec?

Von Kraul zapala艂 d艂ugie, czarne cygaro. Zawaha艂 si臋 przez u艂amek sekundy, po czym wr贸ci艂 do cygara i po chwili odpowiedzia艂:

— Heinrich Hauptmann, ten polityk? — wzruszy艂 ramionami. — Nie ma cz艂owieka niezast膮pionego, ale obecnie w niemieckich sferach politycznych Hauptmann mo偶e by膰 uwa偶any za takiego.

— Maj膮 go zamiar sprz膮tn膮膰 dzi艣 wieczorem o dziewi膮tej pi臋tna艣cie — oznajmi艂 Chavasse.

Przez d艂u偶sz膮 chwil臋 von Kraul wpatrywa艂 si臋 w niego z powag膮, nast臋pnie westchn膮艂 i spojrza艂 na zegarek.

— Jest teraz dok艂adnie si贸dma. Zostaj膮 nam dwie godziny i kwadrans, Herr Chavasse. Proponuj臋, by mi pan opowiedzia艂 mo偶liwie szybko wszystko, co pan wie na ten temat.

Chavasse zapali艂 papierosa i wsta艂 z fotela.

— Czy zna pan cz艂owieka nazwiskiem Kurt Nagel?

— Tego magnata stalowego? — Von Kraul skin膮艂 potwierdzaj膮co g艂ow膮.

— To bardzo znana posta膰 w Hamburgu. Jest niezmiernie bogaty i wielki filantrop. Wydaje dzisiaj u siebie w Blankenese przyj臋cie dla delegat贸w Konferencji Pokojowej.

— Na kt贸re Hauptmann jest r贸wnie偶 zaproszony, by wyg艂osi膰 przem贸wienie — wtr膮ci艂 Chavasse.

Po raz pierwszy spok贸j opu艣ci艂 von Kraula.

— Chce pan powiedzie膰, 偶e Nagel ma co艣 wsp贸lnego z t膮 spraw膮?

Chavasse skin膮艂 twierdz膮co g艂ow膮.

— Jest on kluczow膮 postaci膮 w nazistowskim podziemiu. Nie wiem, jak wielka jest jego organizacja, ale mog臋 panu powiedzie膰, kim s膮 jego najbli偶si wsp贸艂pracownicy.

— Bardzo prosz臋. Jestem pewien, 偶e mo偶e si臋 to okaza膰 nies艂ychanie interesuj膮ce.

— Kruger, lekarz, kt贸ry prowadzi klinik臋 w Blankenese, i hamburski inspektor policji, nazwiskiem Steiner.

Von Kraul podni贸s艂 si臋 i podszed艂 do stolika, na kt贸rym sta艂y butelki; pewnym ruchem r臋ki nala艂 sobie sporo koniaku. Wypi艂 do dna jednym haustem i zapatrzy艂 si臋 z zadum膮 w pusty kieliszek.

— Od kogo艣 innego przyj膮艂bym tak膮 wiadomo艣膰 z niedowierzaniem. Na szcz臋艣cie dla pana, mein Herr, nazywa si臋 pan Paul Chavasse.

— Na szcz臋艣cie dla Hauptmanna, chcia艂 pan chyba powiedzie膰. Von Kraul powr贸ci艂 na sw贸j fotel.

— Jak w艂a艣ciwie ma si臋 dokona膰 to zab贸jstwo?

Chavasse przymkn膮艂 oczy i powr贸ci艂 my艣lami do zamku Berndorf i pokoju, w kt贸rym umar艂 Muller. By艂 to stary trick i jedyny, kt贸ry mu dobrze s艂u偶y艂 w przesz艂o艣ci.

— Pr贸buj臋 sobie przypomnie膰 dok艂adnie instrukcje Nagela. — i po chwili zacz膮艂 m贸wi膰.

Kiedy sko艅czy艂, von Kraul siedzia艂 w fotelu, z r臋kami z艂o偶onymi na r膮czce laski, i wpatrywa艂 si臋 w przeciwleg艂膮 艣cian臋. Po chwili odezwa艂 si臋 z wolna:

— To Steiner ma tam przyby膰 na w艂asn膮 r臋k臋. Jest pan tego pewien?

Chavasse potwierdzi艂.

— To w艂a艣nie kwintesencja ca艂ego planu... jego prostota.

— Ale prosty plan mo偶e zosta膰 r贸wnie 艂atwo pokrzy偶owany — oznajmi艂 von Kraul. — Czy nie jest to logiczne, Herr Chavasse?

— Co pan ma na my艣li?

Von Kraul wzruszy艂 ramionami.

— My艣l臋 o tym, i偶 nie chcemy skandalu, zw艂aszcza takiego, kt贸ry by sugerowa艂, 偶e nazi艣ci s膮 wci膮偶 czynni i silni. Takie rzeczy to tylko woda na m艂yn naszych komunistycznych przyjaci贸艂.

— Co do tego zgadzam si臋 z panem — przyzna艂 Chavasse — ale gdzie my mamy dzia艂a膰?

— W podziemiach rezydencji Herr Nagela w Blankenese — odpar艂 von Kraul ze spokojem. — Wydaje mi si臋, 偶e dw贸ch zdecydowanych ludzi mo偶e bardzo 艂atwo upora膰 si臋 z t膮 spraw膮. Jest pan tym zainteresowany, przyjacielu?

Chavasse podni贸s艂 si臋 z fotela, u艣miechaj膮c si臋 od ucha do ucha.

— Ma pan cholern膮 racj臋, 偶e jestem zainteresowany!

— Wobec tego proponuj臋, 偶eby艣my to opili.

Chavasse rozla艂 koniak do dw贸ch kieliszk贸w i jeden poda艂 von Kraulowi. Pu艂kownik przepi艂 do niego w milczeniu i opr贸偶ni艂 kieliszek. Stawiaj膮c go na stole powiedzia艂:

— Wie pan, przyjacielu, 偶e w pa艅skim opowiadaniu s膮 powa偶ne luki, a ja jestem cz艂owiekiem, kt贸ry z natury rzeczy posiada skrupulatny umys艂. Jak w przyrodzie, nie znosz臋 pr贸偶ni. By艂bym nies艂ychanie ciekaw si臋 dowiedzie膰, jak po raz pierwszy wci膮gn膮艂 si臋 pan w spraw臋 Nagela i jego przyjaci贸艂.

Chavasse w艂a艣nie nak艂ada艂 na siebie my艣liwsk膮 kurtk臋, kt贸r膮 zabra艂 z gospody w Berndorf, i u艣miechn膮艂 si臋 czaruj膮co.

— Doskonale pan wie, pu艂kowniku, i nie musi pan mnie o to pyta膰, prawda?

Von Kraul podni贸s艂 si臋 i westchn膮艂.

— Mimo wszystko jeste艣my sprzymierze艅cami, przyjacielu. By艂oby o wiele pro艣ciej, gdyby艣my wobec siebie mogli by膰 szczerzy. — Otworzy艂 drzwi. — Idziemy?

Mia艂 czarnego Porsche'a, kt贸rego prowadzi艂 z ogromn膮 wpraw膮, gdy jechali przez zat艂oczone centrum miasta, a偶 znale藕li si臋 na Alster przy Lombardsbrucke.

Chavasse spojrza艂 na zegarek, by艂a godzina si贸dma trzydzie艣ci. Zwracaj膮c si臋 do swego towarzystwa podr贸偶y spyta艂:

— Ile czasu zabierze nam jazda do zamku? Von Kraul wzruszy艂 ramionami.

— Dwadzie艣cia minut, a mo偶e nawet p贸艂 godziny. Z pewno艣ci膮 nie wi臋cej.

Chavasse podj膮艂 szybk膮 decyzj臋.

— Chcia艂bym wpa艣膰 do przyjaci贸艂ki, je艣li nie ma pan nic przeciwko temu. Po prostu, 偶eby wiedzia艂a, 偶e mog臋 wr贸ci膰 troch臋 p贸藕niej, ni偶 m贸wi艂em.

Von Kraul zachichota艂.

— Kobietka, co? Czy d艂ugo to potrwa?

Chavasse potrz膮sn膮艂 przecz膮co g艂ow膮.

— Tylko dwie minuty, obiecuj臋, a jest to dla nas po drodze.

Von Kraul nie robi艂 dalszych uwag, gdy Chavasse poda艂 mu adres i jechali w milczeniu przez ruchliwe ulice. By艂 pi臋kny jesienny wiecz贸r, deszcz przesta艂 pada膰. Chavasse uchyli艂 w oknie szyb臋 i zapali艂 papierosa w nag艂ym przyp艂ywie zadowolenia. Coraz cz臋艣ciej mia艂 uczucie, 偶e sprawy uk艂adaj膮 si臋 po jego my艣li, 偶e robota zako艅czy si臋 w taki spos贸b, jak chcia艂.

Kiedy auto zatrzyma艂o si臋 przed domem Anny, Chavasse wysiad艂, czuj膮c si臋 niedorzecznie szcz臋艣liwy; u艣miechn膮艂 si臋 szeroko do von Kraula przez boczne okienko.

— B臋d臋 tylko dwie minuty.

Von Kraul u艣miechn膮艂 si臋, trzymaj膮c w z臋bach cygaro.

— Nie spiesz si臋, przyjacielu. Oczywi艣cie, tylko bez przesady.

Wbieg艂 po dwa stopnie na g贸r臋, nacisn膮艂 dzwonek i czeka艂, nuc膮c pod nosem. Nie by艂o 偶adnej odpowiedzi, wi臋c po chwili zn贸w zadzwoni艂. I ponownie nikt si臋 nie odezwa艂. Pr贸bowa艂 otworzy膰 drzwi, ale by艂y zamkni臋te na klucz; zmarszczy艂 brwi i trzyma艂 dzwonek naci艣ni臋ty tym razem troch臋 d艂u偶ej, gdy偶 pomy艣la艂, 偶e mo偶e si臋 akurat k膮pie.

Nagle ogarn膮艂 go jaki艣 dziwny strach. Kilkakrotnie zastuka艂 w drzwi, wo艂aj膮c jej imi臋, ale w dalszym ci膮gu nie by艂o odpowiedzi. Wtem zda艂 sobie spraw臋 ze szczeg贸lnej ciszy, jaka panowa艂a w ca艂ym domu.

Zszed艂 szybko na d贸艂 i zapuka艂 do dozorcy. Pocz膮tkowo nie by艂o 偶adnej reakcji, kopn膮艂 wi臋c z w艣ciek艂o艣ci膮 w drzwi i wtedy us艂ysza艂 zbli偶aj膮ce si臋 powoli niepewne kroki.

Drzwi si臋 uchyli艂y i wyjrza艂 dozorca.

— S艂ucham, mein Herr, co takiego?

— Panna Hartmann — zacz膮艂 Chavasse. — Ta m艂oda kobieta z pierwszego pi臋tra. Nie odzywa si臋.

Dozorca by艂 m臋偶czyzn膮 w 艣rednim wieku o wodnisto niebieskich oczach i pomarszczonej, obwis艂ej twarzy. Wzruszy艂 ramionami.

— To nic dziwnego, mein Herr. Fraulein Hartmann wysz艂a jak膮艣 godzin臋 temu.

Chavasse wepchn膮艂 rami臋 mi臋dzy drzwi z tak膮 si艂膮, 偶e dozorca polecia艂 przez pok贸j i uderzy艂 w przeciwleg艂膮 艣cian臋. Rozleg艂 si臋 krzyk trwogi, gdy Chavasse pospieszy艂 za nim, a siwow艂osa kobieta skurczy艂a si臋 na krze艣le, zakrywaj膮c usta.

Chavasse chwyci艂 przera偶onego dozorc臋 za koszul臋 i przyci膮gn膮艂 do siebie.

— K艂amiesz! — krzykn膮艂. — Wiem na pewno, 偶e 偶adna si艂a na ziemi nie zmusi艂aby jej do wyj艣cia z mieszkania akurat w艂a艣nie teraz. — Uderzy艂 m臋偶czyzn臋 w twarz. — Gdzie ona jest?

Dozorca kr臋ci艂 bezradnie g艂ow膮 z boku na bok.

— Nie mog臋 panu powiedzie膰, mein Herr. Gdybym to zrobi艂, ryzykowa艂bym w艂asnym 偶yciem.

Chavasse zn贸w go uderzy艂, ze z艂o艣ci膮 i z ca艂ej si艂y. Kobieta rzuci艂a si臋 przez pok贸j i uczepi艂a jego ramienia.

— Niech pan go zostawi. Powiem panu wszystko, co pan b臋dzie chcia艂, tylko niech go pan wi臋cej nie bije. To chory cz艂owiek. By艂 ranny pod Stalingradem.

Chavasse rzuci艂 dozorc臋 na krzes艂o i zwr贸ci艂 si臋 do kobiety.

— Dobrze, niech pani m贸wi i lepiej, 偶eby to by艂a prawda. Gdy ju偶 otwiera艂a usta, jej m膮偶 wykrzykn膮艂 z rozpacz膮:

— Na mi艂o艣膰 bosk膮, milcz! Pami臋taj, czym grozi艂, je艣li powiemy.

— Wiem, co robi臋, Willi — odpar艂a i zwr贸ci艂a si臋 ponownie do Chavasse'a. — Jakie艣 dwadzie艣cia minut temu podjecha艂 samoch贸d. By艂o w nim dw贸ch m臋偶czyzn, ale tylko jeden wysiad艂.

— Sk膮d pani to wie? — spyta艂 Chavasse.

— Widzia艂am ich przez okno. Ten, kt贸ry wszed艂, zapuka艂 do drzwi i m膮偶 mu odpowiedzia艂. Chcia艂 wiedzie膰, jaki jest numer mieszkania Fraulein Hartmann. Kilka minut potem us艂yszeli艣my krzyk i kiedy wyszli艣my na korytarz, on wl贸k艂 j膮 po schodach.

Chavasse przymkn膮艂 na chwil臋 oczy i wci膮gn膮艂 g艂臋boko powietrze.

— Dlaczego nie wezwali艣cie policji?

— Zagrozi艂 nam, mein Herr — rzek艂a po prostu. — Powiedzia艂, 偶e w najlepszym razie m贸j m膮偶 straci posad臋.

— I wy艣cie mu uwierzyli? — spyta艂 Chavasse pe艂en odrazy.

Skin臋艂a g艂ow膮.

— Tacy ludzie mog膮 zrobi膰 wszystko, mein Herr. S膮 wsz臋dzie doko艂a nas. Jak膮 szans臋 maj膮 tacy biedni ludzie jak my, 偶eby im si臋 przeciwstawi膰? Wp臋dzili nas w ostatni膮 wojn臋... i zn贸w nam ka偶膮 walczy膰, nim sami si臋 wyko艅cz膮.

艢wiat jutra — pomy艣la艂. — 艢wiat jutra.

Odwr贸ci艂 si臋 od niej; wzrasta艂a w nim nag艂a, pozbawiona logiki nienawi艣膰 do wszystkiego, co niemieckie. Posz艂a za nim do drzwi i poda艂a mu klucz.

— To jest klucz uniwersalny, mein Herr. Zapewne b臋dzie pan chcia艂 obejrze膰 mieszkanie.

Bez s艂owa wzi膮艂 klucz i poszed艂 wolno na g贸r臋. Nie zosta艂o w nim ani krzty 偶ycia, lecz otworzy艂 drzwi i zapali艂 艣wiat艂o.

Musia艂a stoczy膰 niema艂膮 walk臋, co rzuca艂o si臋 w oczy. Dywan by艂 艣ci膮gni臋ty, st贸艂 na 艣rodku pokoju le偶a艂 przewr贸cony, telefon spad艂 na pod艂og臋. Stolik i krzes艂o przy oknie znajdowa艂y si臋 na zwyk艂ym miejscu, hebrajski podr臋cznik i zeszyt le偶a艂y otwarte, jakby w艂a艣nie si臋 uczy艂a i tylko na chwil臋 wysz艂a z pokoju.

Zajrza艂 do sypialni. Najwyra藕niej tu musia艂a si臋 przebiera膰, gdy偶 cz臋艣ci garderoby le偶a艂y niedbale rozrzucone na 艂贸偶ku. Podni贸s艂szy z pod艂ogi nylonow膮 po艅czoch臋, sta艂 trzymaj膮c j膮 w obydwu r臋kach i wpatrywa艂 si臋 niewidz膮cym wzrokiem w przestrze艅. Po chwili rzuci艂 j膮 na 艂贸偶ko i wracaj膮c do saloniku natkn膮艂 si臋 na pu艂kownika von Kraula, kt贸ry w艂a艣nie ustawia艂 na miejsce przewr贸cony st贸艂.

13

— By艂 pan tak d艂ugo, 偶e zacz膮艂em si臋 ju偶 niepokoi膰 — powiedzia艂 von Kraul, przenosz膮c telefon na biurko. — Pa艅ska przyjaci贸艂ka wysz艂a?

— Tak. — Chavasse powoli skin膮艂 g艂ow膮. — Obawiam si臋 jednak, 偶e nie wr贸ci.

— Wygl膮da na to, 偶e toczy艂a si臋 tutaj jaka艣 walka — stwierdzi艂 Niemiec. — Czy nie s膮dzi pan, 偶e dobrze by艂oby wprowadzi膰 mnie we wszystko, m贸j przyjacielu? Kto wie, czy nie ma to zwi膮zku ze spraw膮, kt贸r膮 rozpracowujemy?

Chavasse usiad艂 i zakry艂 twarz r臋koma. Po paru minutach podni贸s艂 wzrok i zacz膮艂 m贸wi膰:

— Teraz ju偶 chyba nie ma sensu utrzymywa膰 tego w tajemnicy, prawda?

— Rzeczywi艣cie — przyzna艂 Kraul. — Przecie偶 mo偶e si臋 okaza膰, 偶e jestem w stanie pom贸c.

— Wydaje mi si臋, 偶e jednak nie — zaprzeczy艂 Chavasse. Podszed艂 do okna i wyjrza艂 na ulic臋, kt贸r膮 zaczyna艂a spowija膰 ciemno艣膰. — Przyjecha艂a do Niemiec, aby odnale藕膰 Caspara Schultza. Dowiedzieli艣my si臋, 偶e 偶yje i 偶e napisa艂 pami臋tnik.

Oczy von Kraula lekko si臋 zw臋zi艂y, ale jego twarz pozosta艂a spokojna. Jedynym 艣wiadectwem jego zdumienia by艂y pobiela艂e kostki u r膮k, kt贸re zacisn膮艂 mocno na lasce.

— I okaza艂o si臋 to prawd膮?

Chavasse przytakn膮艂.

— Dla wyja艣nienia... Schultz zmar艂 kilka miesi臋cy temu w jakiej艣 wsi w g贸rach Harzu. Sp臋dzi艂 jednak wi臋kszo艣膰 powojennych lat w Portugalii. Jego lokaj, cz艂owiek nazwiskiem Muller, by艂 w posiadaniu r臋kopisu tego pami臋tnika i chcia艂 na tym troch臋 zarobi膰. Zg艂osi艂 si臋 do niemieckiej firmy wydawniczej, ale 艣ci膮gn膮艂 sobie na g艂ow臋 nazistowskie podziemie. Potem zwr贸ci艂 si臋 do brytyjskiego wydawnictwa i w ten spos贸b trafili艣my na jego 艣lad.

— Czy kiedykolwiek spotka艂 si臋 pan z Mullerem? — spyta艂 von Kraul.

— Tak, w mojej obecno艣ci Steiner i jeden z jego ludzi zat艂ukli go na 艣mier膰 w zamku Nagela w Berndorf.

— Zaczyna to by膰 ogromnie skomplikowane — przyzna艂 von Kraul. — A co ma z tym wsp贸lnego ta m艂oda kobieta, z kt贸r膮 mia艂 si臋 pan tutaj spotka膰?

— Pracowa艂a dla tajnej izraelskiej organizacji podziemnej. Dzia艂aj膮 w niej ludzie tego pokroju co tropiciele Eichmanna, kt贸rzy go porwali z Argentyny.

— Ach tak — powiedzia艂 sucho von Kraul. — Czyli 偶e i ona, i jej przyjaciele tak偶e tropili Schultza. Wkr贸tce oka偶e si臋, 偶e wszyscy byli zaanga偶owani w t臋 afer臋... opr贸cz wywiadu niemieckiego.

— Dzwoni艂a do mnie do hotelu Atlantic jak膮艣 godzin臋 temu — m贸wi艂 dalej Chavasse. — Bez wchodzenia w szczeg贸艂y, w jaki spos贸b i dlaczego, w ka偶dym razie znalaz艂a ten r臋kopis u siebie, kiedy wr贸ci艂a dzi艣 wieczorem do domu. Zosta艂 jej przekazany poczt膮.

— Pewnie po to nazi艣ci si臋 tutaj zjawili — stwierdzi艂 von Kraul. Chavasse potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

— Wydaje mi si臋 jednak, 偶e szukali Anny. To przypadek, 偶e znalaz艂a si臋 w posiadaniu r臋kopisu.

— Musi to by膰 interesuj膮ca lektura.

— O tak — potwierdzi艂 Chavasse. — S膮dz臋, 偶e Schultz zrobi艂 publiczne pranie brud贸w i poda艂 nazwiska. Ludzi, kt贸rzy zawsze twierdzili, 偶e nigdy nie wspierali Hitlera... i to ludzi wa偶nych.

— Pewnie i Nagel jest w to wmieszany — zastanawia艂 si臋 von Kraul.

— My艣l臋, 偶e Schultz po艣wi臋ci艂 mu ca艂y rozdzia艂 — powiedzia艂 z gorycz膮 Chavasse i w tym momencie zadzwoni艂 telefon.

Podni贸s艂 s艂uchawk臋.

— S艂ucham, kto m贸wi? — spyta艂, cho膰 dobrze wiedzia艂 kto. G艂os Steinera zabrzmia艂 szyderczo.

— Raczej zbyteczne pytanie. Przecie偶 na pewno spodziewa艂 si臋 pan mojego telefonu.

— A sk膮d pan wiedzia艂, 偶e jestem tutaj?

— Poniewa偶 od naszego wyj艣cia mieszkanie jest stale obserwowane — m贸wi艂 Steiner ze spokojem i pewno艣ci膮 siebie.

— Sko艅czmy z tym bezsensownym gadaniem i przyst膮pmy do rzeczy — uci膮艂 Chavasse. — Co zrobi艂 pan z dziewczyn膮?

— A jednak nie jest pan a偶 tak bystry, jak s膮dzi艂em, Chavasse. — Steiner roze艣mia艂 si臋 nie颅 przyjemnie. — Pozwoli艂 nam pan 艣ledzi膰 siebie przez ca艂膮 drog臋 z Berndorf a偶 do mieszkania dziewczyny. Doprawdy, co za nieostro偶no艣膰!

— Ma pan ju偶 r臋kopis — o艣wiadczy艂 Chavasse. — Czego jeszcze chcecie?

— Ach tak, r臋kopis. To 艂aska Opatrzno艣ci, 偶e mia艂a go u siebie, kiedy si臋 zjawili艣my. Z pewno艣ci膮 zainteresuje to pana, 偶e pu艣cili艣my go z dymem w mieszkaniu, z kt贸rego teraz m贸wi臋. Doskonale si臋 pali艂.

Chavasse usiad艂. Na czole wyst膮pi艂y mu krople potu, w pokoju zrobi艂o si臋 nagle niezno艣nie gor膮co. Odchrz膮kn膮艂.

— Ju偶 dosta艂 pan to, czego chcia艂. Dlaczego nie wypuszcza pan dziewczyny? Przecie偶 nic z jej strony panu nie grozi.

— W艂a艣nie zamierzam to zrobi膰, ale przy pana wsp贸艂pracy, oczywi艣cie.

Von Kraul przykucn膮艂 obok Chavasse'a, przysuwaj膮c ucho jak najbli偶ej s艂uchawki, i spojrza艂 w g贸r臋 wzrokiem pozbawionym wyrazu.

Chavasse zwil偶y艂 usta.

— Co chce pan, abym zrobi艂?

— Ciesz臋 si臋, 偶e jest pan rozs膮dny — ci膮gn膮艂 Steiner. — Szczerze m贸wi膮c, znudzili艣my si臋 ju偶 panem. Woleliby艣my, aby pan opu艣ci艂 Niemcy. Skoro sprawa Schultza zosta艂a zako艅czona, chyba nic pana tu nie trzyma. Samolot do Londynu odlatuje o dziesi膮tej. Je艣li przyrzeknie mi pan, 偶e ju偶 nie b臋dzie nam pan sprawia艂 wi臋cej k艂opot贸w, mo偶e pan razem z dziewczyn膮 odlecie膰 tym samolotem.

— Sk膮d mam mie膰 pewno艣膰, 偶e mog臋 panu zaufa膰? — spyta艂 Chavasse.

— Rozumiem pana w膮tpliwo艣膰 — odpar艂 Steiner — ale je艣li chce pan skorzysta膰 z tej szansy, niech si臋 pan zjawi przy stacji Altona o godzinie dziewi膮tej. B臋dzie tam czeka艂 na pana samoch贸d i przywiezie pana do dziewczyny.

— Raczej zawiezie do spokojnego grobu — skomentowa艂 to Chavasse.

— Jak pan uwa偶a — odezwa艂 si臋 Steiner lodowatym g艂osem. — Prosz臋 si臋 decydowa膰 szybko. Mam niewiele czasu do stracenia.

Chavasse spojrza艂 na von Kraula, w oczach Niemca pojawi艂o si臋 wsp贸艂czucie. Chavasse otar艂 pot z czo艂a wierzchem d艂oni i powiedzia艂 zdesperowany:

— Jak膮 mam gwarancj臋, 偶e dziewczyna jeszcze 偶yje?

— Sam mo偶e si臋 pan przekona膰.

Chavasse us艂ysza艂 przyt艂umion膮 rozmow臋 na drugim ko艅cu linii, a potem g艂os Anny, czysty i spokojny, ale dziwnie daleki.

— Czy to ty, Paul?

Z jakiego艣 powodu 艣cisn臋艂o go w gardle, z trudem wykrztusi艂 z siebie s艂owa:

— Przykro mi, Anno. Okropnie wszystko pogmatwa艂em.

— Nie s艂uchaj ich, kochanie — odezwa艂a si臋 spokojnie. — Chc膮 ci臋 zabi膰.

Us艂ysza艂 jaki艣 zgie艂k, krzykn臋艂a, kiedy wyrwali jej s艂uchawk臋. Dobieg艂y go odg艂osy szarpaniny i alarmuj膮cy krzyk Steinera:

— Zatrzymaj j膮, ty g艂upcze! Biegnie do okna!

Rozleg艂 si臋 brz臋k t艂uczonego szk艂a, a nast臋pnie trzy strza艂y, wszystkie prawie jednocze艣nie. Ka偶dy uzna艂by, 偶e by艂 to jeden strza艂, tylko ekspert m贸g艂 je oceni膰 w艂a艣ciwie.

Chavasse poderwa艂 si臋 na nogi, s艂uchawka przyklei艂a mu si臋 du ucha, przeszy艂 go zimny dreszcz. Na drugim ko艅cu linii rozleg艂 si臋 lekki trzask, a potem spokojny g艂os Steinera:

— Nasze uk艂ady sko艅czone. Chyba ju偶 nie mamy o czym ze sob膮 rozmawia膰.

Chavasse rzuci艂 s艂uchawk臋 na wide艂ki, nie m贸g艂 pozbiera膰 my艣li. Poczu艂 na ramieniu r臋k臋 von Kraula.

— Radz臋 panu usi膮艣膰, przyjacielu.


— Zaraz poczuj臋 si臋 lepiej, jeszcze chwil臋, przejdzie mi — wykrztusi艂 z siebie Chavasse i odsun膮艂 jego r臋k臋.

Rozejrza艂 si臋 po pokoju i poszed艂 do kuchni. Desperacko przeszuka艂 kredens, a偶 znalaz艂 na dolnej p贸艂ce p贸艂 butelki polskiej w贸dki. Wyci膮gn膮艂 z臋bami korek i odgi膮艂 do ty艂u g艂ow臋.

Alkohol pali艂 go w 偶o艂膮dku, zakas艂a艂 i pochyli艂 si臋 nad zlewem. Von Kraul stan膮艂 przy nim.

— Ju偶 lepiej?

Chavasse odwr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 na niego szeroko otwartymi oczami.

— Zrobi艂a to 艣wiadomie. Sprowokowa艂a go do strza艂u. W ten spos贸b rozwi膮za艂a za mnie m贸j problem.

— To musia艂a by膰 wspania艂a dziewczyna — skomentowa艂 pu艂kownik von Kraul.

Chavasse w poczuciu bezsilnej z艂o艣ci cisn膮艂 butelk臋 do zlewu i chwyci艂 von Kraula za klapy marynarki.

— Chc臋 tylko jednej rzeczy, zacisn膮膰 r臋ce na gardle Steinera. Nic mnie nie obchodzi, co si臋 stanie potem.

Von Kraul delikatnie si臋 wyswobodzi艂.

— Proponuj臋, aby艣my ju偶 wyszli. Mamy niewiele czasu.

Chavasse pod膮偶y艂 za nim bez s艂owa. Wydawa艂o mu si臋, 偶e m贸zg zamarz艂 mu kompletnie, tak 偶e widok ulic i wszelkie odg艂osy, kiedy jechali w stron臋 Blankenese, w og贸le do niego nie dociera艂y. Wygl膮daj膮c przez szyb臋 u艣wiadomi艂 sobie, 偶e gdy ostatnim razem t臋dy przeje偶d偶a艂, siedzia艂a obok niego Anna. Kiedy dotarli do Blankenese i min臋li stacj臋, spojrza艂 w kierunku Elby, a wtedy przypomnia艂 sobie kawiarni臋 na Strandweg, o艣wietlony bulwar, Ann臋 w jego ramionach i plany na przysz艂o艣膰, jakie wtedy snuli. Mia艂 poczucie, 偶e to wszystko si臋 nigdy nie zdarzy艂o, by艂 to ju偶 prawie zapomniany sen, kt贸ry szybko przemin膮艂, i kiedy usi艂owa艂 sobie odtworzy膰 obraz Anny, okaza艂o si臋 to niemo偶liwe.

Dom Nagela by艂 ogromn膮 imponuj膮c膮 rezydencj膮, a jej dziedziniec opada艂 ku Elbie. Ulica przed g艂贸wnym wej艣ciem by艂a zastawiona zaparkowanymi samochodami. Von Kraul podjecha艂 do ko艅ca ulicy i skr臋ci艂 w ma艂膮, ciemn膮 cul-de-sac, gdzie zahamowa艂 i wy艂膮czy艂 艣wiat艂a.

— Taras sali balowej znajduje si臋 na ty艂ach domu, sk膮d rozci膮ga si臋 widok na rzek臋 — obja艣ni艂 von Kraul. — W 偶ywop艂ocie jest furtka, z kt贸rej korzystaj膮 g艂贸wnie kupcy i kt贸ra dla nas b臋dzie najdogodniejsza.

Odnalaz艂 j膮 bez trudu, weszli przez ni膮 i skierowali si臋 przez rozleg艂y trawnik w stron臋 wielkiej rezydencji. Jarzy艂a si臋 艣wiat艂ami, kilka okien by艂o uchylonych, przez kt贸re dochodzi艂y odg艂osy rozm贸w i beztroskiego 艣miechu.

Taras wznosi艂 si臋 oko艂o dw贸ch m臋t贸w nad poziomem ca艂ego terenu i obro艣ni臋ty by艂 na ca艂ej d艂ugo艣ci krzewami rododendron贸w. Na wszystkich oknach sali balowej by艂y zaci膮gni臋te zas艂ony, ale mimo to blask 艣wiate艂 przes膮cza艂 si臋 tu i 贸wdzie w zimny mrok nocy.

Znale藕li st贸艂 i krzes艂o na ko艅cu tarasu od strony p贸艂nocnej. Zaszyli si臋 w krzakach pod tarasem.

— Proste, ale i nies艂ychanie sprytne — rzek艂 von Kraul. — Je艣li kto艣 niespodziewanie pojawi si臋 na tarasie, Steiner z tego miejsca mo偶e strzela膰 wprost do celu, sam pozostaj膮c niewidoczny. Chavasse w milczeniu spojrza艂 na zegarek. By艂a za kwadrans dziewi膮ta. Przykucn膮艂 w krzakach obok von Kraula i czeka艂. Nagle ogarn膮艂 go spok贸j. S艂aby powiew wiatru przyni贸s艂 zapach rzeki i wyra藕ny, jednostajny szum maszyn przep艂ywaj膮cego statku.

Us艂ysza艂 kroki Steinera wcze艣niej ni偶 von Kraul i zerwa艂 si臋 na nogi, wyjmuj膮c r臋ce z kieszeni. Stali obaj ukryci w krzakach, Steiner zatrzyma艂 si臋 w odleg艂o艣ci p贸艂 metra.

Promie艅 艣wiat艂a przedosta艂 si臋 przez uchylon膮 zas艂on臋, sp艂yn膮艂 na krzewy i opad艂 ukosem na ziemi臋. Steiner natychmiast przykl臋kn膮艂 na kolano, wyci膮gn膮艂 bro艅 i wymierzy艂 w niewielk膮 rozlan膮 plam臋 艣wiat艂a. Trzyma艂 w r臋ku Mausera z okr膮g艂ym t艂umikiem.

— Ty draniu — odezwa艂 si臋 spokojnie Chavasse, a kiedy kl臋cz膮cy Steiner uni贸s艂 wzrok z przera偶eniem, wytr膮ci艂 mu pistolet nog膮.

Steiner podni贸s艂 si臋 wolno, a jego z臋by zab艂ys艂y w ciemno艣ci, bynajmniej nie z powodu radosnego u艣miechu.

— Wiedzia艂em od pocz膮tku, kiedy po raz pierwszy spojrza艂em na ciebie w poci膮gu, 偶e b臋d膮 z tob膮 k艂opoty. Powinienem by艂 wypali膰 ci mi臋dzy oczy wczoraj w Berndorf, Nagel jednak chcia艂 jeszcze sobie poigra膰. — Roze艣mia艂 si臋 szorstko. — Ale za艂atwi艂em twoj膮 dziewczyn臋... jedna kula w plecy, dwie w brzuch.

Chavasse, ogarni臋ty furi膮, wymierzy艂 mu kopniaka w krocze, ale Steiner odpar艂 cios i pi臋艣ci膮 uderzy艂 Chavasse'a w policzek. Z nie zabli藕nionej jeszcze rany trysn臋艂a krew.

W paroksyzmie b贸lu z trudem st艂umi艂 j臋k i jak oszala艂y zamierzy艂 si臋 praw膮 r臋k膮, chwytaj膮c Steinera z boku za gard艂o. Steiner natar艂, obaj upadli na ziemi臋, ale Chavasse znalaz艂 si臋 pod spodem. Czu艂 ogromne 艂apy policjanta zaciskaj膮ce mu si臋 na gardle, napi膮艂 wi臋c mi臋艣nie szyi i zacz膮艂 odgina膰 ma艂e palce przeciwnika.

Steiner j臋kn膮艂 z b贸lu i zwolni艂 ucisk, a Chavasse odepchn膮艂 jego g艂ow臋 i wykr臋ci艂 mu szyj臋. Steiner potoczy艂 si臋 i upad艂 na plecy, jego twarz znalaz艂a si臋 w pe艂nym blasku 艣wiat艂a.

Chavasse znowu ruszy艂 na niego, si臋gaj膮c mu do gard艂a, ale w tym momencie wysun臋艂a si臋 z ciemno艣ci r臋ka z Mauserem. Lufa zako艅czona t艂umikiem znalaz艂a si臋 przy prawym uchu Steinera, rozleg艂o si臋 ciche, przyt艂umione kaszlni臋cie. Cia艂o Steinera tylko raz drgn臋艂o konwulsyjnie, a z jego oczu i nozdrzy pociek艂a krew.

Chavasse podni贸s艂 si臋, ogarn臋艂a go nagle s艂abo艣膰. Nim zd膮偶y艂 cokolwiek powiedzie膰, us艂ysza艂 von Kraula:

— Kto艣 idzie.

Skryli si臋 natychmiast w krzakach, gdy uchyli艂y si臋 jedne z oszklonych drzwi. Po chwili zosta艂y starannie zamkni臋te, a na tarasie rozleg艂y si臋 kroki.

— Jeste艣 tam, Steiner? — zawo艂a艂 cicho Nagel i przechyli艂 si臋 przez balustrad臋.

Nim Chavasse zd膮偶y艂 si臋 ruszy膰, von Kraul poderwa艂 si臋 i strzeli艂 Nagelowi mi臋dzy oczy. Musia艂 zgin膮膰 na miejscu, bo przelecia艂 przez balustrad臋, g艂ow膮 w d贸艂, prosto w krzaki.

— Teraz czym pr臋dzej uciekajmy, przyjacielu — powiedzia艂 von Kraul.

Wyj膮艂 chustk臋 do nosa, starannie wytar艂 艣lady swoich palc贸w na Mauserze, po czym przykl臋kn膮艂 i po艂o偶y艂 palce prawej r臋ki Steinera na kolbie.

— A teraz niech si臋 sprawa toczy w艂asnym biegiem — o艣wiadczy艂 von Kraul i 艂agodnie popchn膮艂 przed siebie Chavasse'a.

Kiedy przemierzali trawnik, zacz膮艂 pada膰 deszcz, min臋li 艣cie偶k臋 i furtk臋 w 偶ywop艂ocie i wskoczyli do samochodu. Von Kraul wraca艂 t膮 sam膮 drog膮, obok stacji Blankenese w kierunku Hamburga.

Niebawem zatrzyma艂 si臋 przy naro偶nej piwiarni m贸wi膮c:

— My艣l臋, 偶e zas艂u偶yli艣my sobie na drinka, przyjacielu. Chavasse przytakn膮艂 i weszli do 艣rodka. Von Kraul poda艂 mu cygaro i przez d艂u偶szy czas siedzieli w milczeniu, pochyleni nad kieliszkami z koniakiem. Wreszcie von Kraul przerwa艂 milczenie:

— Czuje si臋 pan ju偶 lepiej?

Chavasse z trudem si臋 u艣miechn膮艂.

— Przykro mi, 偶e zachowa艂em si臋 jak nowicjusz rozpoczynaj膮cy pierwsz膮 prac臋. Kiedy zacz膮艂 si臋 puszy膰, jak z ni膮 post膮pi艂, straci艂em panowanie nad sob膮.

— W tych okoliczno艣ciach jest to zrozumia艂e — odpar艂 von Kraul. — Ale m贸j spos贸b by艂 lepszy. Inspektor policji, w nag艂ym ataku choroby psychicznej, zabija znanego przemys艂owca z Hamburga, po czym sam pope艂nia samob贸jstwo. W艂a艣ciwie nie jest to wa偶ne, jak膮 opraw臋 dadz膮 tej historii, liczy si臋 tylko rezultat.

— Ale w艂a艣ciwie dlaczego chcia艂 pan to za艂atwi膰 w ten spos贸b? — spyta艂 Chavasse.

Von Kraul westchn膮艂.

— Czy wyobra偶a pan sobie, jak trudno by艂oby udowodni膰 s艂uszno艣膰 pa艅skich zarzut贸w wobec Nagela? Nawet Steiner przysporzy艂by nam niema艂o k艂opot贸w. Niestety, tego rodzaju ludzie maj膮 wielu bardzo wp艂ywowych sympatyk贸w. Batalia prawna mog艂aby si臋 ci膮gn膮膰 przez ca艂e lata.

— Chyba ma pan racj臋 — przyzna艂 Chavasse. — A tak to ju偶 koniec. Wr贸c臋 maj膮c na swoim koncie niewielkie osi膮gni臋cia. Najpierw 艣mier膰 Schultza, a potem jego pami臋tniki puszczone z dymem.

— Przyszed艂 pan z ogromn膮 pomoc膮 Niemcom, je艣li wolno mi wyrazi膰 to w ten spos贸b — o艣wiadczy艂 pu艂kownik von Kraul.

Chavasse wzruszy艂 ramionami i powiedzia艂 z gorycz膮:

— No tak, chyba mo偶e pan to w ten spos贸b wyrazi膰.

Von Kraul postawi艂 ostro偶nie kieliszek na stole, a kiedy znowu zacz膮艂 m贸wi膰, w jego g艂osie wyczuwa艂o si臋 pewne napi臋cie.

— Najprawdopodobniej akurat w艂a艣nie to ma dla pana najmniejsze znaczenie, prawda? Czy wci膮偶 jeszcze toczymy ze sob膮 wojn臋, cho膰 sko艅czy艂a si臋 ju偶 pi臋tna艣cie lat temu?

Chavasse'owi zrobi艂o si臋 nagle przykro.

— Przepraszam, je偶eli wyrazi艂em swoje my艣li zbyt obcesowo. Nie mia艂em takiego zamiaru.

Von Kraul wypi艂 sw贸j koniak i wpatrywa艂 si臋 w pusty kieliszek.

— Czy jest pan 艣wiadom faktu, 偶e w ka偶dym g艂osowaniu nazi艣ci zdobywaj膮 trzydzie艣ci siedem procent g艂os贸w?

— Musz臋 wyzna膰, 偶e nie mia艂em o tym poj臋cia — odpar艂 ze zdziwieniem Chavasse.

— Wobec tego niech mi pan wyzna jeszcze jedno, ale naprawd臋 szczerze — odezwa艂 si臋 von Kraul. — Jest pan Francuzem z urodzenia, a Anglikiem z wyboru, reprezentuje wi臋c pan dwa wielkie narody. Ilu ludzi spotka艂 pan w obu tych krajach, kt贸rych uzna艂by pan za gorliwych cz艂onk贸w SS albo podobnej organizacji?

— Piekielnie du偶o.

— Dzi臋kuj臋! — rzek艂 von Kraul z u艣miechem. — Mo偶e wi臋c w przysz艂o艣ci nie b臋dzie nas pan os膮dza艂 tak surowo. — Wsta艂. — Wychodzimy, przyjacielu?

— Nie, zostan臋 chwil臋 i wypij臋 jeszcze jeden koniak. Prosz臋 si臋 o mnie nie martwi膰. Sam wr贸c臋.

Von Kraul wyci膮gn膮艂 r臋k臋.

— Spotkanie z panem, Herr Chavasse, by艂o dla mnie prawdziw膮 przyjemno艣ci膮. Mo偶e nasze drogi jeszcze si臋 spotkaj膮. Mam nadziej臋. — Przez moment jakby si臋 waha艂, po czym doda艂: — Niech mi pan wybaczy ten truizm, ale czas jest najlepszym lekarzem.

Odwr贸ci艂 si臋, nie czekaj膮c na odpowied藕, i wyszed艂.

Chavasse zam贸wi艂 nast臋pnego drinka i siedzia艂 jeszcze przez chwil臋, zastanawiaj膮c si臋 nad ostatnim stwierdzeniem von Kraula, ale nie przynios艂o mu to ulgi. 呕adnej ulgi. Nagle panuj膮cy tu ha艂as, krz膮tanina i weso艂y 艣miech wyda艂y mu si臋 nie do zniesienia. Podni贸s艂 si臋 i wyszed艂, toruj膮c sobie drog臋 po艣r贸d grupy ludzi wchodz膮cych akurat do baru.

Kiedy szed艂 ulic膮 z podniesionym ko艂nierzem, dla os艂ony przed deszczem, nagle zatrzyma艂 si臋 w pobli偶u samoch贸d i us艂ysza艂 g艂os Sir George'a Harveya:

— Witam, panie Chavasse! Pomy艣la艂em, 偶e to w艂a艣nie pan. Mo偶e pana podwie藕膰?

Chavasse po chwili wahania wsiad艂 bez s艂owa do samochodu. Ruszyli i wtedy Sir George, wyra藕nie podniecony, powiedzia艂:

— Koszmarna historia zdarzy艂a si臋 na przyj臋ciu u Nagela. Kto艣 go zabi艂, a potem sam pope艂ni艂 samob贸jstwo.

Chavasse zapali艂 papierosa i spyta艂, zachowuj膮c ostro偶no艣膰:

— By艂 pan na miejscu, gdy znale藕li cia艂a?

— Nie, wszystkich wyproszono. Jako pow贸d podano, 偶e Nagel mia艂 wypadek. Oczywi艣cie by艂em zaciekawiony i wychodz膮c spyta艂em jednego ze s艂u偶膮cych. Udzieli艂 mi szczeg贸艂owego wyja艣nienia.

— Zidentyfikowali ju偶 cz艂owieka, kt贸ry go zabi艂? — spyta艂 Chavasse.

— O ile wiem, to nie — odpar艂 Sir George. — Kiedy opuszcza艂em Blankenese, zjawi艂a si臋 akurat policja. — Chavasse nie odzywa艂 si臋, a Sir George popatrzy艂 na niego z zaciekawieniem. — A mo偶e pan co艣 wie na ten temat?

— S膮dz臋, 偶e zd膮偶yli si臋 ju偶 zorientowa膰, 偶e jest to cia艂o Steinera, inspektora policji w Hamburgu.

Samoch贸d gwa艂townie si臋 zatoczy艂, Sir George z trudem zapanowa艂 nad kierownic膮 i zahamowa艂. Wyj膮艂 chustk臋 do nosa, kt贸r膮 przetar艂 czo艂o.

— Przepraszam — odezwa艂 si臋 — ale szczerze m贸wi膮c, ogromnie mnie pan zaskoczy艂. — Chavasse nie odpowiedzia艂 i po kr贸tkotrwa艂ym milczeniu Sir George znowu si臋 odezwa艂: — S膮dz臋, 偶e ma to jaki艣 zwi膮zek ze spraw膮 Schultza?

Chavasse opu艣ci艂 szyb臋 i rzuci艂 papierosa prosto w deszcz.

— Sprawa Schultza ju偶 nie istnieje. Sko艅czy艂a si臋, wszystko min臋艂o.

— Ale co z r臋kopisem? — spyta艂 Sir George marszcz膮c czo艂o.

— Stos popio艂u — wyja艣ni艂 Chavasse. — Niestety, Steiner zd膮偶y艂 mnie wyprzedzi膰 o krok. Cisz臋, jaka zaleg艂a, przerwa艂 Sir George pytaj膮c z zak艂opotaniem:

— A panna Hartmann?

Chavasse nie m贸g艂 doby膰 s艂owa, ale prze艂kn膮艂 z trudem i zmusi艂 si臋 do odpowiedzi:

— Steiner dopad艂 i j膮 tak偶e.

Sir George powoli si臋 obr贸ci艂 i spojrza艂 na Chavasse'a z przera偶eniem w oczach.

— Czy to znaczy, 偶e nie 偶yje?

Chavasse nawet nie zada艂 sobie trudu, aby potwierdzi膰 te s艂owa, siedzieli wi臋c w absolutnym milczeniu. W ko艅cu Sir George zapyta艂:

— Czy mam pana gdzie艣 podwie藕膰?

— Tak. — Chavasse skin膮艂 g艂ow膮. — Chyba wr贸c臋 do jej mieszkania, je艣li nie ma pan nic przeciw temu.

Sir George skin膮艂 g艂ow膮, najwyra藕niej zbyt poruszony, aby cokolwiek powiedzie膰, i w艂膮czy艂 silnik. Wkr贸tce jechali ju偶 w kierunku centrum Hamburga po艣r贸d strumieni deszczu.

Przed domem Anny, Chavasse szybko wysiad艂, a Sir George sta艂 nie wy艂膮czaj膮c silnika. Wychyli艂 si臋 przez boczne okno i spyta艂:

— Czy m贸g艂bym jeszcze co艣 dla pana zrobi膰?

— Dzi臋kuj臋, poradz臋 sobie.

— Wyje偶d偶am jutro popo艂udniowym poci膮giem — m贸wi艂 dalej Sir George. — Mo偶e si臋 jeszcze przedtem zobaczymy?

— Ja r贸wnie偶 b臋d臋 chyba wraca艂 tym poci膮giem. Nie ma potrzeby tkwi膰 tu d艂u偶ej.

— Wobec tego nie 偶egnam si臋 z panem — rzek艂 Sir George u艣miechaj膮c si臋 sztywno. — Je偶eli nie spotkamy si臋 w poci膮gu, to na pewno wypijemy razem drinka na statku. — Pu艣ci艂 sprz臋g艂o i mercedes szybko ruszy艂, a Chavasse zosta艂 sam na brzegu chodnika.

Oci膮gaj膮c si臋 wszed艂 na schody, trudno mu by艂o pogodzi膰 si臋 z my艣l膮, 偶e zastanie puste mieszkanie. Przed drzwiami zatrzyma艂 si臋 pe艂en wahania, w ko艅cu jednak wyj膮艂 klucz, kt贸ry mu da艂a 偶ona dozorcy, i otworzy艂 zamek.

Kiedy naciska艂 klamk臋, wyda艂o mu si臋, 偶e s艂yszy wewn膮trz jakie艣 poruszenie. Zatrzyma艂 si臋, ale natychmiast otworzy艂 szeroko drzwi i wszed艂 lekko pochylony, z r臋kami w pogotowiu.

Po艣r贸d pokoju sta艂 Mark Hardt. Mia艂 na sobie gruby p艂aszcz, ale jego spodnie by艂y przemoczone, oblepia艂y mu nogi. Jego poblad艂a twarz wyra偶a艂a napi臋cie, odetchn膮艂 g艂臋boko na widok Chavasse'a.

— Przez moment mnie nastraszy艂e艣.

Chavasse odpi膮艂 powoli swoj膮 my艣liwsk膮 kurtk臋.

— Jak ci si臋 uda艂o im wymkn膮膰?

— Nawet nie by艂o to trudne. Kiedy odci膮gn膮艂em ich od was, przesta艂em tak piekielnie ha艂asowa膰. Psy nie mog艂y mnie wytropi膰 w tej ulewie. Przemkn膮艂em przez szos臋 i zaszy艂em si臋 na strychu w stodole na jakie艣 trzy godziny. Potem uprosi艂em kierowc臋 przeje偶d偶aj膮cej ci臋偶ar贸wki, aby mnie podwi贸z艂. Powiedzia艂em mu, 偶e by艂em na biwaku, ale ulewny deszcz mnie wyp艂oszy艂. Nie s膮dz臋, aby uwierzy艂, da艂 mi jednak ten p艂aszcz i podwi贸z艂 do Hamburga.

— Co z twoim ramieniem?

— Boli jak diabli — odpar艂 Hardt, na jego zm臋czonej twarzy pojawi艂 si臋 u艣miech.— Chyba jednak prze偶yj臋. Gdzie jest Anna?

— Wola艂bym, aby艣 usiad艂, Mark — zacz膮艂 powoli Chavasse. — Mam ci do przekazania bardzo z艂e wie艣ci.

— Co masz na my艣li? — spyta艂 Hardt marszcz膮c czo艂o.

— Nie 偶yje — powiadomi艂 go Chavasse spokojnym g艂osem. — Steiner i jego przyjaciele zdo艂ali j膮 przychwyci膰.

Hardt zachwia艂 si臋, po czym na o艣lep wzi膮艂 krzes艂o i usiad艂. 'Po chwili zapyta艂 martwym g艂osem:

— Jak to si臋 sta艂o?

Chavasse opowiedzia艂 mu w kilku zdaniach, a kiedy sko艅czy艂, doda艂 z wahaniem:

— Nie wiem, czy mo偶e to by膰 pociech膮, ale Steiner i Nagel te偶 nie 偶yj膮. Zakrad艂em si臋 do ogrodu przy rezydencji Nagela w Blankenese razem z agentem niemieckiego wywiadu i czekali艣my tam, dop贸ki nie pojawi艂 si臋 Steiner, by zabi膰 Hauptmanna.

Hardt z trudem podni贸s艂 si臋 z krzes艂a.

— Nie jest to 偶adn膮 pociech膮 — odpar艂. — Steiner, Nagel i Caspar Schultz to kanalie, ale Anna... — U艣miechn膮艂 si臋 ze smutkiem. — Teraz wszystko wydaje mi si臋 jak膮艣 偶a艂osn膮 gr膮 i zastanawiam si臋, jaki ma to sens.

Podszed艂 do stolika przy oknie i lekko dotkn膮艂 jednej z hebrajskich ksi膮偶ek.

— Zawsze odrabia艂a swoj膮 prac臋 domow膮, jak to okre艣la艂a. Trudno w to uwierzy膰, prawda, Chavasse?

Ramiona mu zadr偶a艂y, jego przyjemna twarz skurczy艂a si臋. Opad艂 na krzes艂o, skry艂 g艂ow臋 w ramionach i zap艂aka艂.

Chavasse sta艂 przez chwil臋, przygl膮daj膮c mu si臋 z b贸lem w sercu, po czym odwr贸ci艂 si臋 i wyszed艂, zamkn膮wszy za sob膮 cicho drzwi.

14

W Hook van Holland by艂o przenikliwie zimno, gdy statek wyp艂ywa艂 z portu, a mg艂臋, nadci膮gaj膮c膮 nieustannie od Morza P贸艂nocnego, rozwiewa艂 lekki wiatr.

Chavasse oparty o barierk臋 pali艂 papierosa i obserwowa艂 艣wiat艂a nikn膮ce w ciemno艣ciach. Gdzie艣 z oddali, z kt贸rego艣 z du艅skich oboz贸w wojskowych, dobiega艂 d藕wi臋k tr膮bki niesiony wiatrem, poruszaj膮c go do g艂臋bi i nape艂niaj膮c przedziwnym smutkiem. Przez kr贸tk膮 chwil臋 przypomnia艂 sobie s艂owa Anny, jakie wypowiedzia艂a w domku my艣liwskim w Berndorf: „艢wiat艂a zgaszone, koniec, nic wi臋cej", i kiedy Holandi臋 przes艂oni艂a roztaczaj膮ca si臋 za nim noc, wyrzuci艂 papierosa w mg艂臋 i zszed艂 na d贸艂.

Mia艂 kabin臋 dla siebie, rozebra艂 si臋 wi臋c do pasa, umy艂 i ogoli艂. Potem, nie spiesz膮c si臋, na艂o偶y艂 艣wie偶膮 koszul臋 i uda艂 si臋 do baru.

Nie spa艂 od ponad dwudziestu czterech godzin, ale po podw贸jnej whisky poczu艂 si臋 troch臋 lepiej. Zapali艂 papierosa i rozejrza艂 si臋 wok贸艂 siebie. Sir George siedzia艂 w rogu przy stoliku w towarzystwie dw贸ch m臋偶czyzn i macha艂 do niego poprzez sal臋. Chavasse lekko sk艂oni艂 g艂ow臋 i pochyli艂 si臋 nad swoj膮 whisky.

Opar艂szy si臋 艂okciem o barek wpatrywa艂 si臋 艣lepo w przestrze艅, powracaj膮c my艣lami do wszystkiego, co si臋 zdarzy艂o w ci膮gu ostatnich kilku dni, i przygotowuj膮c si臋 do sprawozdania, jakie b臋dzie musia艂 z艂o偶y膰 Szefowi.

Ale to okaza艂o si臋 bardzo trudne. Usilnie stara艂 si臋 skoncentrowa膰, a mimo to wszystkie mniej wa偶ne wydarzenia ustawicznie spycha艂y na plan dalszy sprawy istotne, sprawy, o kt贸rych Szef b臋dzie chcia艂 si臋 dowiedzie膰.

Najwyra藕niej to objaw zm臋czenia umys艂owego, pomy艣la艂; westchn膮艂 i przesta艂 z tym walczy膰. Przymkn膮艂 oczy i natychmiast jej twarz zdawa艂a si臋 wy艂ania膰 przed nim z ciemno艣ci, rozja艣niona s艂odkim, powa偶nym u艣miechem. Nagle przypomnia艂 sobie, 偶e tak w艂a艣nie wygl膮da艂a w domku my艣liwskim w Berndorf, kiedy czekali na przyjazd samochodu Sir George'a.

Pami臋ta艂, co wtedy powiedzia艂a: „Kt贸rego艣 dnia, kiedy o tym wspomnisz, b臋dzie to po prostu co艣, co si臋 zdarzy艂o dawno temu". I nast臋pnie przytoczy艂a s艂owa z jednej ze sztuk Marlowe'a: „Ale zdarzy艂o si臋 to dawno temu i w innym kraju".

Przez chwil臋 siedzia艂 tak z przymkni臋tymi oczyma z lekko zmarszczon膮 twarz膮 i nagle przypomnia艂 sobie ten cytat w pe艂nym brzmieniu. Zadr偶a艂 gwa艂townie, przenikn膮艂 go lodowaty ch艂贸d. „Ale zdarzy艂o si臋 to dawno temu i w innym kraju, a poza tym... dziewczyna nie 偶yje".

Czy偶by przez jedn膮 tylko, kr贸tk膮 chwil臋 dozna艂a nag艂ego przeczucia, co si臋 mia艂o wydarza膰? Lecz jego umys艂 odm贸wi艂 mu ca艂kowicie pos艂usze艅stwa, wi臋c si臋gn膮艂 po szklaneczk臋 i wychyli艂 do dna.

Zamierza艂 ju偶 si臋 podnie艣膰, gdy Sir George usiad艂 obok niego na sto艂ku.

— Czy nie pora na szklaneczk臋 przed snem? — spyta艂. Chavasse kiwn膮艂 g艂ow膮 i usiad艂 na powr贸t.

— Tylko jedn膮, je艣li pan pozwoli. Jestem potwornie zm臋czony. Nie spa艂em od przedwczoraj.

Sir George pokiwa艂 g艂ow膮 ze wsp贸艂czuciem.

— Przykro mi, 偶e nie mogli艣my si臋 spotka膰 w poci膮gu. Tak si臋 z艂o偶y艂o, 偶e kilku delegat贸w Konferencji Pokojowej w ostatniej chwili zdecydowa艂o si臋 sp臋dzi膰 dzie艅 lub dwa w Londynie przed zako艅czeniem obrad. Oczywi艣cie by艂em zobowi膮zany towarzyszy膰 im w podr贸偶y.

— Nie szkodzi — powiedzia艂 Chavasse, gdy barman postawi艂 przed nimi dwie du偶e whisky. Sir George pocz臋stowa艂 go papierosem i potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

— Paskudnie si臋 czu艂em, zw艂aszcza w tych okoliczno艣ciach. Potrzebny mi jest czas do przedyskutowania z panem pewnych spraw.

— Nie ma nad czym dyskutowa膰 — odpar艂 Chavasse.

— Ale偶 jest — upiera艂 si臋 Sir George. — Odnios艂em wra偶enie, 偶e odczuwa pan smutek z powodu tych wszystkich wydarze艅. Fiasko pa艅skiej niezwyk艂ej misji, nieszcz臋艣liwa 艣mier膰 panny Hartmann. Ale jak pan wie, jest i druga strona medalu. Mimo wszystko to pan ocali艂 Hauptmanna. Kto wie, jakie znaczenie mo偶e to mie膰 dla przysz艂o艣ci Niemiec?

Chavasse wolno pokiwa艂 g艂ow膮.

— No c贸偶, mo偶na na to spojrze膰 i w ten spos贸b. — W oczach czu艂 t臋py, pulsuj膮cy b贸l, a w g艂owie zadziwiaj膮c膮 pustk臋. Podni贸s艂 si臋 ze sto艂ka i powiedzia艂: — Mam nadziej臋, 偶e teraz mi pan wybaczy. Jestem skonany.

Sir George po艣piesznie wychyli艂 swoj膮 whisky, twarz jego by艂a pe艂na powagi.

— Co za g艂upota z mojej strony, 偶eby zatrzymywa膰 pana, Chavasse. Wygl膮da pan okropnie.

Wyszli z baru i zatrzymali si臋 przy zej艣ciu pod pok艂ad.

— Tu pana opuszcz臋 — rzek艂 Sir George. — Pospaceruj臋 sobie po pok艂adzie. Nigdy nie mog臋 spa膰 podczas tej przeprawy -r— wyci膮gn膮艂 r臋k臋. — Gdybym ju偶 pana nie zobaczy艂, to 偶ycz臋 powodzenia. A jakby pan kiedy艣 mia艂 ochot臋 powr贸ci膰 do normalniejszego 偶ycia, to prosz臋 si臋 zg艂osi膰 do mnie. Mam spore wp艂ywy w kr臋gach biznesu.

Chavasse szed艂 korytarzem w stron臋 kabiny, rozmy艣laj膮c na temat propozycji Sir George'a. Zastanawia艂 si臋, co by powiedzia艂 Szef, gdyby tak wkroczy艂 do jego gabinetu i wr臋czy艂 mu swoj膮 rezygnacj臋 razem z raportem o sprawie Schultza. By艂o to kusz膮ce... bardzo kusz膮ce.

Otworzy艂 drzwi kabiny i wszed艂 do 艣rodka, ziewaj膮c, a zm臋czenie zdawa艂o si臋 przenika膰 a偶 do ko艣ci i zmienia膰 je w galaret臋. Stan膮艂 przed lustrem, by rozwi膮za膰 krawat, ale r贸偶ne obrazy i my艣li nieustannie wirowa艂y mu w g艂owie, chaotycznie i bez sensu, a偶 nagle co艣 eksplodowa艂o w jego pod艣wiadomo艣ci i jedno jedyne imi臋 wyrwa艂o si臋, zak艂贸caj膮c panuj膮c膮 cisz臋.

Uchwyci艂 si臋 obiema r臋kami brzegu umywalki i spojrza艂 w lustro; dozna艂 szoku, jakby mu kto艣 wyla艂 kube艂 lodowatej wody na twarz. Natychmiast przesz艂o mu zm臋czenie, wci膮gn膮艂 na siebie p艂aszcz nieprzemakalny i wyszed艂 z kabiny.

Statek p艂yn膮艂 przez cichy 艣wiat g臋stej mg艂y, a kiedy Chavasse pojawi艂 si臋 na g贸rnym pok艂adzie, troch臋 pada艂o. Zapali艂 papierosa i ruszy艂 przed siebie, bystrym wzrokiem penetruj膮c ka偶dy k膮t.

Znalaz艂 Sir George'a przechylonego przez por臋cz rufow膮, z zapalonym cygarem w z臋bach i jedn膮 r臋k膮 g艂臋boko wetkni臋t膮 w kiesze艅 ci臋偶kiego p艂aszcza. Marynarz we w艂贸czkowej czapce i ciep艂ej kurtce skr臋ca艂 lin臋, a gdy pojawi艂 si臋 Chavasse, natychmiast znikn膮艂 gdzie艣 we mgle.

Sir George odwr贸ci艂 si臋 w jego stron臋.

— Och, to pan, Chavasse. Zrezygnowa艂 pan z p贸j艣cia do 艂贸偶ka, co?

Chavasse kiwn膮艂 g艂ow膮.

— W sprawie Schultza jest jedna w膮tpliwo艣膰, a mo偶e nawet dwie. Pomy艣la艂em sobie, 偶e zapewne pan pomo偶e mi je rozwik艂a膰.

— Oczywi艣cie, m贸j ch艂opcze — odpar艂 Sir George. — Ch臋tnie b臋d臋 s艂u偶y艂 pomoc膮.

— W艂a艣nie na to z pana strony licz臋 — u艣miechn膮艂 si臋 Chavasse przymilnie. — Mo偶e pan zacz膮膰 od opowiedzenia mi, jak pozna艂 pan Kurta Nagela, Steinera i reszt臋 tej przyjemnej paczki.

Twarz Sir George'a w md艂ym 艣wietle pok艂adowej lampy wyda艂a si臋 nagle stara i zgn臋biona. Obliza艂 wargi i powiedzia艂:

— Nie wiem, o czym pan m贸wi?

— Wobec tego postaram si臋 to panu wyja艣ni膰 — odpar艂 Chavasse. — Od samego pocz膮tku pakowa艂 mi pan n贸偶 w plecy. Chcia艂bym wiedzie膰 dlaczego.

Sir George nagle ruszy艂 do przodu i pr贸bowa艂 przemkn膮膰 obok niego. Chavasse przyci膮gn膮艂 go gwa艂townie i zada艂 silny cios w twarz.

Sir George zachwia艂 si臋 do ty艂u i osun膮艂 na kolano. Przez chwil臋 nie zmienia艂 pozycji, na jego wargach pokaza艂a si臋 krew. Kiedy podni贸s艂 si臋 na nogi, wysun膮艂 z kieszeni p艂aszcza praw膮 r臋k臋, w kt贸rej trzyma艂 starego Webleya kaliber 38 ze specjalnie obci臋t膮 luf膮.

— To na nic si臋 panu nie zda — ostrzeg艂 Chavasse.

Sir George wytar艂 starannie chusteczk膮 krew z twarzy. Gdy si臋 odezwa艂, jego g艂os by艂 zimny i bezosobowy:

— Jak pan to odkry艂?

— Poniewa偶 zdradzi艂 si臋 pan dzisiaj w barze — odpar艂 Chavasse. — M贸wi艂 pan, 偶ebym nie odczuwa艂 smutku z powodu tych wszystkich wydarze艅, gdy偶 przynajmniej ocali艂em Hauptmannowi 偶ycie.

Sir George zmarszczy艂 brwi, po czym jakby mu si臋 raptem rozja艣ni艂o w g艂owie.

— Ale偶 oczywi艣cie... nie powinienem by艂 wiedzie膰 o planie zamordowania Hauptmanna, nieprawda偶?

— Tak, by艂a to z pa艅skiej strony spora nieostro偶no艣膰 — przyzna艂 Chavasse.

Sir George wzruszy艂 ramionami.

— Wszyscy pope艂niamy b艂臋dy.

— Ale by艂y jeszcze inne sprawy. Przedtem nie mia艂y one sensu, ale teraz maj膮. Fakt, i偶 opozycja wiedzia艂a, 偶e Muller ma si臋 ze mn膮 spotka膰 w poci膮gu w Osnabrucku, zawsze mnie nurtowa艂. A potem jeszcze to, co Nagel powiedzia艂 w Berndorf, gdy pierwszy raz zobaczy艂 Ann臋. Dos艂ownie jego s艂owa brzmia艂y: „A wi臋c to jest ta 呕yd贸wka?"

— A co w tym szczeg贸lnego? — spyta艂 Sir George.

Chavasse wzruszy艂 ramionami.

— S艂owo „rasa" jest ju偶 teraz wy艂膮cznie abstrakcj膮. Nagel wiedzia艂, 偶e by艂a 呕yd贸wk膮, tylko dla tego, 偶e mu kto艣 doni贸s艂, a jedyn膮 osob膮 poza mn膮, kt贸ra wiedzia艂a, 偶e podziemna organizacja izraelska interesuje si臋 Schultzem i r臋kopisem, by艂 pan, gdy偶 ja si臋 panu zwierzy艂em.

— Zdaje si臋, 偶e by艂em nawet bardziej nieostro偶ny, ni偶 przypuszcza艂em — westchn膮艂 Sir George. — To wielka szkoda, Chavasse, poniewa偶 naprawd臋 polubi艂em pana, a teraz musz臋 pana zabi膰.

Chavasse wyj膮艂 papierosa i spokojnie zapali艂.

— Ale nie bez wyja艣nienia — powiedzia艂. — Chyba mam do tego prawo?

— Oczywi艣cie, czemu nie. — Sir George wzruszy艂 ramionami. — To naprawd臋 jest ca艂kiem proste. W moim 偶yciu by艂 taki okres, kiedy wyra偶a艂em niezadowolenie ze sposobu, w jaki rz膮dzono w moim kraju, a podziwia艂em wszystko to, co si臋 dzia艂o w Niemczech pod rz膮dami nazist贸w. Faktycznie kilkakrotnie prasa krytykowa艂a mnie za moje zanadto gorliwe popieranie Herr Hitlera.

— A jak gorliwe by艂o to poparcie? — spyta艂 Chavasse.

— Gdyby Niemcom uda艂o si臋 podbi膰 Angli臋, zgodzi艂em si臋 zosta膰 g艂ow膮 tymczasowego rz膮du — odpowiedzia艂 spokojnie Sir George.

I nagle ca艂a sprawa zacz臋艂a nabiera膰 sensu.

— Schultz wspomina艂 pana w swoim r臋kopisie, prawda?

— Sk艂onny by艂bym przypuszcza膰, 偶e po艣wi臋ci艂 mi przynajmniej jeden rozdzia艂. By艂 on jedynym cz艂onkiem nazistowskiej hierarchii, z kt贸rym utrzymywa艂em bliski kontakt jeszcze na kilka lat przed wojn膮. Ca艂e to przedsi臋wzi臋cie by艂o ustalane za jego po艣rednictwem i by艂o tak tajne, 偶e tylko Schultz, Hitler i po艣rednik z k贸艂 politycznych o tym wiedzieli.

— A kto by艂 tym po艣rednikiem?

Sir George pozwoli艂 sobie na nieznaczny u艣miech.

— Kurt Nagel.

— Teraz to zaczyna mie膰 sens — oznajmi艂 Chavasse. — Przypuszczalnie od tamtej pory pana szanta偶owa艂?

Sir George potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

— Nie powiedzia艂bym tego. Zawsze bardzo dobrze si臋 nawzajem rozumieli艣my. Mo偶e wyra偶臋 to w ten spos贸b. Wiedzia艂em, 偶e startowa艂 w przemy艣le w niedobrych powojennych czasach, kiedy wszystko by艂o bardzo trudne. Faktycznie, okaza艂o si臋 to dla mnie w konsekwencji ca艂kiem pomy艣lne. Zawsze byli艣my ze sob膮 w jak najlepszych stosunkach.

— Czy wiedzia艂 pan o jego dzia艂alno艣ci w nazistowskim podziemiu?

— Dowiedzia艂em si臋 niedawno. Kiedy dyrektorzy wydawnictwa, w kt贸rym mam sw贸j udzia艂, przedstawili mi ofert臋 Mullera, poczu艂em si臋 schwytany w pu艂apk臋. Nie mog艂em powstrzyma膰 ich od przekazania tej wiadomo艣ci odpowiednim w艂adzom, wobec tego uzna艂em, 偶e najlepiej b臋dzie, je艣li sam j膮 przedstawi臋.

— To sprytne z pa艅skiej strony — przyzna艂 Chavasse, — ale i dosy膰 niebezpieczne.

Sir George pokr臋ci艂 g艂ow膮.

— Mia艂em szcz臋艣cie, Chavasse. Nieprawdopodobne szcz臋艣cie od samego pocz膮tku. Skontaktowa艂em si臋 z Nagelem i opowiedzia艂em mu, co si臋 zdarzy艂o. Okaza艂o si臋, 偶e ju偶 mia艂 cynk o Mullerze ze strony niemieckiej i to on zorganizowa艂 to wydarzenie w poci膮gu. W贸wczas wydawa艂o si臋 to sprytne. Dobry spos贸b na porwanie Mullera i pozbycie si臋 pana.

— Ale nie wzi膮艂 pan pod uwag臋 Marka Hardta.

Sir George ci臋偶ko westchn膮艂.

— Nie mo偶na my艣le膰 o wszystkim. By艂em tak ostro偶ny, jak tylko mo偶liwe. Zawsze dzia艂a艂em za po艣rednictwem Nagela, nikt wi臋c nie wiedzia艂, 偶e bior臋 w czym艣 udzia艂. Ale ostatniej nocy, kiedy powiedzia艂 mi pan, 偶e dziewczyna ma r臋kopis, musia艂em dzia艂a膰 szybko, a to, niestety, oznacza艂o spotkanie z Steinerem i sprowadzenie go do jej mieszkania.

Chavasse poczu艂 nagle ucisk w piersi, jakby mu tchu zabrak艂o. Odezwa艂 si臋 wolno:

— A wi臋c to pan i Steiner zabrali艣cie j膮 z mieszkania?

Sir George skin膮艂 twierdz膮co g艂ow膮.

— Niestety, tak. Oczywi艣cie zdaje pan sobie spraw臋, w jak k艂opotliwym po艂o偶eniu si臋 znalaz艂em. Musia艂em sam si臋 przekona膰 na w艂asne oczy, 偶e r臋kopis zosta艂 zniszczony. Przykro mi z powodu dziewczyny... po prostu sta艂a nam na drodze. To Steiner je zastrzeli艂... nie ja.

— Ale pan i tak by j膮 zabi艂, poniewa偶 zna艂a pa艅sk膮 tajemnic臋.

Sir George powa偶nie pokiwa艂 g艂ow膮.

— Tak. Obawiam si臋, 偶e tak bym zrobi艂. Natomiast Steinera nie zabi艂em tylko dlatego, 偶e powiedzia艂 mi o sprawie Hauptmanna, co pozwoli艂o mi dostrzec w innym 艣wietle uwagi, jakie robi艂 pan wcze艣niej tego wieczora, oraz wizyt臋 tego faceta z niemieckiego wywiadu. Uzna艂em, 偶e tak czy inaczej Steiner jest ju偶 najprawdopodobniej chodz膮cym trupem.

— Tak wi臋c dosta艂 pan dw贸ch za cen臋 jednego — powiedzia艂 Chavasse. — Nagela r贸wnie偶. Obecnie 偶yje tylko jedna osoba, kt贸ra wie, 偶e zamierza艂 pan zosta膰 jednym z najohydniej szych zdrajc贸w w historii Anglii.

Sir George przytakn膮艂 i zrobi艂 p贸艂 obrotu, a pistolet nawet na chwil臋 nie zadr偶a艂 w jego d艂oni.

—Prosz臋 stan膮膰 ty艂em do barierki! — rozkaza艂.

Chavasse niespiesznie szykowa艂 si臋 do zmiany 偶膮danej pozycji, ka偶dy musku艂 mia艂 napr臋偶ony i got贸w do akcji. Skoro i tak ma umrze膰, to przedtem jeszcze poka偶e, co potrafi.

— 艢wietnie — powiedzia艂 Sir George. — Tak, ma pan ca艂kowit膮 racj臋. Pan jest jedyn膮 osob膮, kt贸ra mo偶e mnie zniszczy膰 w oczach 艣wiata. Niech mi pan wierzy, 偶e przykro mi z tego powodu. Polubi艂em pana.

Cofn膮艂 si臋 o krok, podni贸s艂 rami臋 i wycelowa艂 szybko, by nie da膰 si臋 zaskoczy膰 Chavasse'owi.

W momencie gdy naciska艂 palcem cyngiel, z mg艂y wy艂oni艂 si臋 w milczeniu 贸w marynarz, kt贸rego Chavasse ju偶 przedtem zauwa偶y艂. Wyci膮gn膮艂 praw膮 r臋k臋 i waln膮艂 z ca艂ej si艂y Sir George'a w kark. Rewolwer wylecia艂 z bezw艂adnych palc贸w, a on sam zacz膮艂 si臋 osuwa膰 na pok艂ad; marynarz chwyci艂 cia艂o za ramiona. Podszed艂 szybko do nadburcia i rzuci艂 Sir George'a Harveya w g臋st膮 mg艂臋.

Ca艂a scena rozegra艂a si臋 w tak nieprawdopodobnie szybkim tempie, 偶e Chavasse nie zd膮偶y艂 nawet nic przedsi臋wzi膮膰. Gdy marynarz kopn膮艂 pistolet za burt臋, Chavasse chwyci艂 go za rami臋 i obr贸ciwszy ku sobie spojrza艂 w blad膮, kamienn膮 twarz Marka Hardta.

Przez chwil臋 panowa艂a cisza, po czym odezwa艂 si臋 Hardt spokojnym g艂osem:

— Zejd藕 na d贸艂 do kabiny, Paul. Lepiej, 偶eby ci臋 teraz nikt nie widzia艂 na pok艂adzie. B臋d膮 ci臋 i tak dok艂adnie wypytywa膰 p贸藕niej.

— Jak si臋 dowiedzia艂e艣? — spyta艂 Chavasse. Hardt wzruszy艂 ramionami.

— Kiedy wczoraj w nocy wyszed艂e艣, ja zosta艂em jeszcze, aby uprz膮tn膮膰 rzeczy Anny. Najwyra藕niej musia艂a czyta膰 r臋kopis Schultza, bowiem porobi艂a na nim notatki w j臋zyku hebrajskim. Zdaje si臋, 偶e to by艂 rozdzia艂 o Harveyu.

Chavasse odwr贸ci艂 si臋, spogl膮daj膮c przez nadburcie na k艂臋bi膮c膮 si臋 w dole mg艂臋. Zadr偶a艂.

— Cholera, co za koszmarna 艣mier膰, ale nie mog臋 powiedzie膰, 偶ebym go 偶a艂owa艂. To on by艂 bezpo艣rednio odpowiedzialny za 艣mier膰 Anny.

Hardt skin膮艂 g艂ow膮.

— Lepiej, 偶e tak si臋 sta艂o. Znany angielski polityk ginie tragicznie w wypadku, a kraj unika skandalu na skal臋 艣wiatow膮.

Chavasse przez chwil臋 spogl膮da艂 na niego uwa偶nie, po czym potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

— Dziwny z ciebie cz艂owiek, Mark. Nie s膮dz臋, bym kiedykolwiek naprawd臋 m贸g艂 ciebie zrozumie膰.

Hardt u艣miechn膮艂 si臋 po艂o偶ywszy mu r臋k臋 na ramieniu.

— Kocha艂e艣 j膮, prawda, Paul?

Chavasse powoli przytakn膮艂 i westchn膮艂.

— Tak, ale nie wysz艂o jej to na dobre.

— Ja te偶 j膮 kocha艂em — wyzna艂 Hardt. — Zawsze 艂膮czy艂a nas bliska wi臋藕.

Przeszli przez pok艂ad i zatrzymali si臋 na chwil臋 przed wej艣ciem do baru. Hardt wyci膮gn膮艂 r臋k臋 m贸wi膮c z powag膮:

— Nie s膮dz臋, by艣my si臋 jeszcze kiedy艣 spotkali, Paul.

Chavasse uj膮艂 jego d艂o艅 i przytrzyma艂. Bardzo pragn膮艂 co艣 mu powiedzie膰, ale nim znalaz艂 odpowiednie s艂owa, Hardt odwr贸ci艂 si臋 i rozp艂yn膮艂 we mgle. Statek zdawa艂 si臋 unosi膰 wysoko na fali.

Chavasse a偶 wstrzyma艂 oddech, kiedy, ni st膮d, ni zow膮d, pomy艣la艂 o Annie. A gdy statek osun膮艂 si臋 g艂adko w d贸艂, Chavasse pchn膮艂 drzwi i wszed艂 do 艣rodka.

15

Jean Frazer zaj臋ta by艂a pisaniem na maszynie, kiedy Chavasse wchodzi艂 do jej pokoju. Przysiad艂 na brzegu biurka, si臋gn膮艂 po papierosa i czeka艂, a偶 sko艅czy.

Po chwili zdj臋艂a okulary i odchyliwszy si臋 w krze艣le, spojrza艂a na niego krytycznie.

— Nie najlepiej wygl膮dasz — powiedzia艂a. — Ci臋偶ko by艂o?

— Dosy膰 ci臋偶ko. — odpar艂. — Czy ju偶 przeczyta艂 m贸j raport?

Kiwn臋艂a g艂ow膮.

— Z samego rana. Czemu nie przynios艂e艣 go osobi艣cie?

Wzruszy艂 ramionami.

— Potrzebowa艂em troch臋 snu. Niewiele spa艂em w ci膮gu ostatnich kilku dni.

— A najbardziej potrzebny ci jest urlop.

— W艂a艣nie zamierzam go wzi膮膰 — odpar艂. — Czy on ju偶 jest?

Skin臋艂a g艂ow膮.

— Czeka na ciebie.

W艂o偶y艂a na powr贸t okulary i zabra艂a si臋 do pisania. Chavasse przeszed艂 przez pok贸j i otworzy艂 drzwi. Kiedy je zamyka艂 za sob膮, Szef szybko uni贸s艂 wzrok i na jego twarzy pojawi艂 si臋 u艣miech.

— Czeka艂em na ciebie, a偶 si臋 odezwiesz, Paul. Jak z raportu wynika, mia艂e艣, zdaje si臋, niez艂膮 zabaw臋?

Chavasse osun膮艂 si臋 na krzes艂o.

— Rzeczywi艣cie, piekielnie du偶o si臋 dzia艂o. Czy mia艂e艣 kiedykolwiek cho膰by najl偶ejsze podejrzenie wobec Harveya?

Szef pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮.

— W latach przedwojennych wielu wybitnych ludzi sympatyzowa艂o z nazistami. Nie zapominaj, 偶e przez d艂ugi okres zdawa艂o si臋, 偶e Hitler robi dobr膮 robot臋. W tym czasie kilku polityk贸w rozumowa艂o podobnie jak Harvey.

— Nie ulega w膮tpliwo艣ci, 偶e przy艂o偶y艂 si臋 skutecznie do tej roboty — stwierdzi艂 Chavasse — i to on bezpo艣rednio ponosi odpowiedzialno艣膰 za zniszczenie r臋kopisu Schultza.

— Co za chytra sztuka! — stwierdzi艂 Szef. — M贸wi膮c nawiasem, ciesz臋 si臋, 偶e go w ten spos贸b za艂atwi艂e艣. Zaoszcz臋dzi艂e艣 wszystkim mn贸stwa nieprzyjemno艣ci.

— Mo偶esz podzi臋kowa膰 Hardtowi, nie mnie — wyja艣ni艂 Chavasse. — Gdyby nie wkroczy艂 do akcji, to ja znalaz艂bym si臋 za burt膮.

— Jak na amatora, to facet nies艂ychanie sprawny — stwierdzi艂 Szef. — Jak s膮dzisz, lubi艂by t臋 robot臋?

Chavasse potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

— Wykluczone. To cz艂owiek pe艂en po艣wi臋cenia.

Szef u艣miechn膮艂 si臋 cierpko.

— Tak tylko pomy艣la艂em.

Wzi膮艂 raport, szybko go przerzuci艂 i po chwili ju偶 m贸wi艂 dalej:

— A wi臋c mo偶emy z pe艂nym przekonaniem stwierdzi膰, 偶e spo艣r贸d tej niemieckiej bandy Nagel i

Steiner nie b臋d膮 ju偶 nigdy nikomu sprawia膰 k艂opotu?

— Mo偶esz jeszcze wliczy膰 stra偶nika zamku, faceta imieniem Hans — doda艂 Chavasse. — My艣l臋, 偶e przetr膮ci艂em mu kark.

— A co z Krugerem? — spyta艂 Szef. — Odnosz臋 wra偶enie, jak gdyby wci膮偶 jeszcze tkwi艂 niczym cier艅 w czyjej艣 nie zagojonej ranie.

Chavasse wyci膮gn膮艂 z kieszeni gazet臋 i przesun膮艂 j膮 po blacie biurka.

— To popo艂udniowe wydanie. Kupi艂em po drodze. Je艣li spojrzysz na drug膮 stron臋 od do艂u, zobaczysz tam kr贸tk膮 wzmiank臋 o przedwczesnej 艣mierci doktora Otto Krugera, znanego hamburskiego lekarza. Wystartowa艂 w艂asnym samolotem z prywatnego lotniska pod Hamburgiem... oczywi艣cie miejsce przeznaczenia nie znane. Najwyra藕niej by艂 jaki艣 ma艂y defekt. Spad艂 z wysoko艣ci stu metr贸w.

— Jak my艣lisz, dok膮d si臋 wybiera艂? — spyta艂 Szef. — Do Zjednoczonej Republiki Arabskiej?

Chavasse wzruszy艂 ramionami.

— Mo偶liwe, ta cz臋艣膰 艣wiata zdaje si臋 cieszy膰 du偶ym powodzeniem.

— Gdziekolwiek to mia艂o by膰, ju偶 tam nie doleci — Szef u艣miechn膮艂 si臋 od ucha do ucha. — Pozosta艂a jeszcze sprawa von Kraula. Ten nie traci czasu.

— Musz臋 przyzna膰, 偶e podoba mi si臋 spos贸b, w jaki pracuje — powiedzia艂 Chavasse. — Nie wygl膮da na tego, kim jest, co w tej grze jest niew膮tpliwie bezcennym atutem.

— Tak, to 艣wietny facet — westchn膮艂 Szef. — A oto drobny szczeg贸艂 wart zapami臋tania, 偶e nie wszyscy Niemcy byli cz艂onkami partii nazistowskiej i 偶e nie wszyscy inspektorzy policji hamburskiej maj膮 przypomina膰 Steinera.

Chavasse przytakn膮艂 lekko g艂ow膮 w milczeniu. Chyba jeszcze nigdy w 偶yciu nie czu艂 si臋 tak wyczerpany; na chwil臋 przymkn膮艂 oczy i pr贸bowa艂 si臋 zrelaksowa膰. By艂 niczym p臋kni臋ta spr臋偶yna w zbyt mocno nakr臋conym zegarku.

Walczy艂 z uczuciem zm臋czenia, a kiedy otworzy艂 oczy, Szef spojrza艂 na niego i zamkn膮艂 raport.

— Bior膮c wszystko pod uwag臋, s膮dz臋, 偶e sprawy mog艂y si臋 potoczy膰 o wiele gorzej.

— Ciesz臋 si臋, 偶e patrzysz na to w ten spos贸b — powiedzia艂 Chavasse. — Bo jednak nie dostali艣my r臋kopisu, a Schultz ju偶 nie 偶y艂.

— Ale ocali艂e艣 偶ycie Heinrichowi Hauptmannowi — zwr贸ci艂 mu uwag臋 Szef — i wyczy艣ci艂e艣 to obrzydliwe gniazdo szczur贸w. Reszt膮 bym si臋 specjalnie nie przejmowa艂. Wybra艂 sobie papierosa ze srebrnej szkatu艂ki stoj膮cej na biurku.

— Haniebnym skandalem jest jednak sprawa tej dziewczyny... mam na my艣li Ann臋 Hartmann. Musia艂a mie膰 nies艂ychan膮 odwag臋.

Chavasse potrz膮sn膮艂 wolno g艂ow膮.

— To by艂o co艣 wi臋cej ... du偶o wi臋cej. Cierpia艂a na cnot臋, kt贸r膮 posiada niewielu ludzi... absolutn膮 uczciwo艣膰. A na domiar tego wszystkiego by艂a we mnie zakochana.

Teraz, kiedy to powiedzia艂, poczu艂, jak dr偶膮 mu r臋ce. Podni贸s艂 si臋, podszed艂 do okna i wyjrza艂 na ogr贸d. Lekki wiatr uderza艂 w szyb臋, a z rosn膮cego pod oknem ca艂kiem ogo艂oconego platanu spad艂 na mokr膮 traw臋 ruchem spiralnym pojedynczy li艣膰. Tu偶 za nim odezwa艂 si臋 艂agodnie Szef:

— A wi臋c tak to wygl膮da艂o?

Chavasse odwr贸ci艂 si臋 powoli.

— Kiedy wchodzi艂em do tego biura, zamierza艂em z艂o偶y膰 rezygnacj臋.

— A teraz? — spyta艂 Szef.

Chavasse westchn膮艂 i nieznaczny, raczej ch艂opi臋cy u艣miech rozja艣ni艂 ca艂膮 jego twarz.

— Teraz, jak s膮dz臋, chcia艂bym dosta膰 ten urlop, kt贸ry mi obieca艂e艣.

Kiedy Szef si臋 odezwa艂, w g艂osie jego wyczuwa艂o si臋 odpr臋偶enie.

— No, to jest co艣. A ju偶 by艂em zaniepokojony. — Zachichota艂. — Jeste艣 po prostu przem臋czony. Wiem, 偶e to nic zabawnego wykona膰 dwa trudne zadania jedno po drugim, ale teraz mo偶esz si臋 uwolni膰 od wszystkiego na jakie艣 sze艣膰 tygodni i odpocz膮膰. Wygrza膰 si臋 w s艂o艅cu. Powiadaj膮, 偶e o tej porze roku przyjemne s膮 Bermudy. Chavasse uni贸s艂 brwi.

— Niewa偶ne koszty, byle tylko uszcz臋艣liwi膰 pomocnika, co?

Szef u艣miechn膮艂 si臋.

— Jak b臋dziesz wychodzi艂, zobacz si臋 z Jean. Powiedz jej, gdzie chcesz jecha膰, a ona za艂atwi ci bilety. — Westchn膮艂 i wzi膮艂 registrator. — Teraz, je艣li pozwolisz, musz臋 si臋 po艣pieszy膰 z oficjalnym raportem. Minister spraw zagranicznych ma wieczorem obiad z premierem i staruszek chce wiedzie膰 o wszystkim.

Otworzy艂 registrator i wzi膮艂 pi贸ro, a Chavasse wyszed艂 do drugiego pokoju.

Jean Frazer sta艂a przy szafie z aktami i odwr贸ci艂a si臋 z pytaj膮cym u艣miechem na twarzy.

— Dosta艂e艣 to, czego chcia艂e艣?

Skin膮艂 g艂ow膮.

— My艣l臋, 偶e mo偶na i tak powiedzie膰. Wzi臋艂a notatnik.


— Gdzie to ma by膰... Bermudy?

Energicznie zaprzeczy艂.

— Po艂膮cz si臋 z EL AL i zarezerwuj bilet na pierwszy poranny lot do Tel-Awiwu.

Kiedy skierowa艂 si臋 w stron臋 drzwi wyj艣ciowych i ju偶 wychodzi艂, Jean spyta艂a z wahaniem:

— Ale dlaczego Izrael?

Odwr贸ci艂 si臋 do niej i u艣miechn膮艂.

— Bo niedaleko miasta Migdal nad Morzem Galilejskim jest wzg贸rze, na kt贸re chcia艂bym si臋 wspi膮膰. Obietnica, jak膮 dawno temu z艂o偶y艂em przyjacielowi.

I zamkn膮艂 za sob膮 drzwi.

Dawno temu? Gdy pod膮偶a艂 przez hali, u艣miecha艂 si臋 do siebie i potrz膮sa艂 g艂ow膮, gdy偶 ona zn贸w zdawa艂a si臋 by膰 blisko niego.

62



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Higgins Jack Testament Caspara Shultza
Jack Higgins Testament Caspara Shultza POPRAWIONY(1)
Biblia Nowy Testament id 84924 (2)
Komentarz praktyczny do Nowego Testamentu LIST DO FILIPIAN
Komentarz praktyczny do Nowego Testamentu EWANGELIA WED艁聛UG 艢WI臉聵TEGO MARKA
Testament m贸j, Streszczenia
ksi臋ga m膮dro艣ci, STARY TESTAMENT
Instrukcja o sporz膮dzaniu przez kap艂ana testamentu i o jego wykonaniu, Wok贸艂 Teologii
Agrafa - Wypowiedzi przypisane Jezusowi przez muzu艂ma艅skich pisarzy, Apokryfy Nowy Testament
04 DZIEDZICZENIE TESTAMENTOWE
praca magisterska licencjacka Post臋powanie w sprawach dotycz膮cych wykonawcy testamentu
Wa偶ne postacie Nowego Testamentu
Czytamy Stary Testament 99
Bauckham Jewish World around the New Testament
ANTYSEMICKA LEKTURA STAREGO TESTAMENTU, Biblistyka
NOWY TESTAMENT
III. PROROCY STRA呕NIKAMI 艁ADU MORALNE, STARY TESTAMENT

wi臋cej podobnych podstron