Rozdział XIII Piątek trzynastego


Od przyjazdu Belli do Forks minął już ponad miesiąc. Tego dnia, kiedy otworzyła oczy odkryła, że jest jakoś dziwnie jaśniej pomimo jak zwykle zachmurzonego nieba. I do tego jakieś dziwne, białe strzępki zamiast standardowego deszczu spadały z nieba...

- Wstajesz, czy masz zamiar dalej wyglądać przez okno? Przy wyborze drugiej opcji ostrzegam, ze zniosę cię na śniadanie i później oddam w ręce Alice... - Dopiero teraz zwróciła uwagę na to, że nie jest w pokoju sama. No tak, w końcu nie mogła nawet znaleźć budzika. Podejrzewała nawet, że ktoś ukradkiem wyniósł jej go z pokoju... A że Cullenowie zawsze wstawali wcześniej od niej...

Tego ranka w budzik zabawiał się Emmet. Po jego oczach i uśmiechu widziała, że z ogromną radością spełni swoją prośbę. Z niechęcią wyszła z łóżka.

- Zimno... - Jęknęła wywołując chichot chłopaka.

Spoglądał na nią ze zniecierpliwieniem, kiedy zakładała grubą bluzę na piżamę, a raczej bluzkę na ramiączkach i spodnie od dresu, bo tego, co wybrała jej Alice w życiu by nie założyła, tym bardziej, że ostatnio najczęściej budzili ją Jazz lub Em...

No właśnie. Jasper i Emmet. Od czasu jej choroby znaleźli sobie nowe pole do rywalizacji, a dokładniej rzecz ujmując: kuchnię. Nie wpuszczali do niej nikogo, nawet Esme i prześcigali się w wymyślaniu nowych, coraz bardziej ekstrawaganckich posiłków.

Kiedy usiadła przy stole poczuła, że obaj przyglądają jej się badawczo. Też znaleźli sobie królika doświadczalnego dla swoich ambicji kulinarnych...

Z łatwością stwierdziła, że tego dnia śniadanie przygotowywał Jasper. On dbał bardziej o estetykę, wygląd, ale za razem nie robił jakiś dzikich eksperymentów. Miała przed sobą równo ułożone naleśniki, na talerzyku obok kilka rodzajów dżemów do wyboru. Jak zwykle wszystko w zbyt dużych ilościach i jak zwykle miała zostać zmuszona do zjedzenia wszystkiego.

Uśmiechnęła się lekko podnosząc widelec do ust.

- I jak? - rozległo się pytanie.

- Dobre. - oznajmiła. - Ale w zbyt dużych ilościach...

Zignorowali ostatnie zdanie pogrążając się w rozmowie, a może raczej kłótni... Mówili bardzo szybko, więc nawet nie próbowała poznać tematu, na który tak zaciekle dyskutowali.

Ledwie zdążyła odłożyć widelec i zacząć podnosić się z krzesła, kiedy dorwała ją Alice. Protesty do niej tego dnia nie docierały: została zmuszona, aby ubrać się według jej gustu, nałożono jej niemal siłą delikatny makijaż i ułożono fantazyjnie włosy. Teraz zamiast lekko rozczochranych, delikatnych fali miała misterne loki. Aż ją korciło, żeby natychmiast rozczesać włosy...

- Alice... - jęknęła widząc swoje odbicie w lustrze. - Czym sobie na to zasłużyłam?

Zignorowała to pytanie, aby zadać własne.

- Jak myślisz? Ile osób zaprosi cię na Walentynki?

- Na co? - spytała Bella zdezorientowana.

- Walentynki. Takie święto... Czternasty lutego...

- Wiem, co to Walentynki. Ale co ma do tego twój sadyzm?

Brunetka uśmiechnęła się z wyższością.

- To już jutro.

No cóż... Jakoś nigdy nie obchodziła specjalnie tego dnia, więc tą informację przyjęła z obojętnością. Może i się przeprowadziła, ale i tak sądziła, że jedyną rzeczą, która mogłaby się zmienić będzie to, że nie będzie spędzała tego dnia z Chrisem i nie będzie się śmiała, kiedy znajdzie sobie kolejną dziewczynę, którą porzuci na rzecz przyjaciółki.

Ale to naprawdę jej nie przeszkadzało.

Zrezygnowanie wywołał zupełnie inny czynnik.

- Piątek trzynastego... - jęknęła.

*

Piątek trzynastego, śnieg, lód, zamarznięte kałuże, matematyka i WF...

Czy o czymś zapomniała?

Alice uparła się, że dzisiaj ona będzie prowadziła. Jak na złość z Jasperem poszli wcześnie do garażu i mieli czekać przed domem. Jak na złość musiała poślizgnąć się na schodkach prowadzących z werandy na dróżkę i od podjazdu.

Czyjeś ramiona oplotły ją w talii, nie tylko uchroniły przed upadkiem, ale i postawiły z powrotem na nogi.

- Uważaj. Jest ślisko. - oznajmił Edward. Skinęła głową i ruszyła powoli przed siebie.

Znowu zaczęła przybliżać się do ziemi kiedy natrafiła na pierwszą, zamarzniętą kałużę, pokonując przedtem zaledwie dwa metry.

- Miałaś uważać. - westchnął znowu ją łapiąc. Z auta dochodził do niej śmiech Jazza.

- Przepraszam... - zarumieniła się. - W Phoenix nie była takich pułapek. I na dodatek to zimne świństwo lecące z nieba...

- Śnieg. Nie mów, że nie widziałaś nigdy śniegu...

- Śnieg... - powtórzyła nieobecnie. - Tylko w telewizji...

Zachichotał cicho i przytulił ją do siebie lekko.

- Co... - urwała, kiedy zaczęła się unosić.

- Będzie szybciej, niż żebym musiał łapać cię co dwa kroki. - oznajmił ze zrezygnowaniem. Po chwili posadził ją na tylnim siedzeniu swojego volvo, po czym zabrał jej torbę i wsadził do bagażnika. Następnie sam okrążył auto, otworzył drzwi i usiadł obok niej.

- Ładnie razem wyglądacie. - oznajmił Jasper z uśmiechem. Edward spojrzał na niego jakby miał zamiar go zaraz zabić, a Alice zrobiła tajemniczą minę.

- Coś za często mnie nosisz. - warknęła Bella.

- Jak się widzi takiego niezdarę jak ty, to mniej się martwi o niego jak się go nosi. Musisz przyznać, że rzadziej się wywracam. - odpowiedział.

Dziewczyna z kolei zrobiła obrażoną minę i zaczęła wyglądać przez okno.

*

Widząc jak się potyka zareagował zanim myśli zdążyły dogonić czyny, a raczej zanim zdążył pomyśleć racjonalnie. Całe szczęście, że nie zauważyła jak w ciągu sekundy podbiegł z kuchni i ją złapał. Równie niewiele myślał niosąc ją do auta. Tak naprawdę nie miała nic do tego jej niezdarność, wykorzystał o tylko jako pretekst.

- Ładnie razem wyglądacie. - komentarz Jaspera wypowiedziany na głos w sumie, mu nie przeszkadzał, ale jego dalsza część przeznaczona tylko dla niego...

„Jak miło widzieć, że się zakochałeś...” - dodatkowo dodał kilka wspomnień, momentów w których siedział ze śpiącą dziewczyną w pokoju, jak spoglądał na nią z daleka...

Miał ochotę w tamtym momencie go zamordować.

Spojrzał na Bellę kątem oka. Patrzyła przez okno, wyglądała jak zaczarowana. Białe płatki śniegu opadały na ziemię, drzewa które mijali były oblodzone... W Phoenix tego nie było, a przecież nie mogła pamiętać tamtego roku, kiedy Charlie pokłócił się z Renee i spędziła kilka tygodni na Alasce z ojcem i z nimi. No cóż... Miała wtedy w końcu trzy latka.

Ale on pamiętał aż za dobrze. Wyglądała jak laleczka... Nawet nie próbował jej czytać w myślach i nie zastanawiał się, czy je słyszy, czy też nie. A teraz tego żałował...

Wpatrywała się wtedy w śnieg i identycznym zainteresowaniem. Pod wpływem impulsu, podobnie jak wtedy, miał ochotę odwrócić jej twarz, aby to jemu przyglądała się w taki sposób.

Zobaczył, jak to robi w głowie Alice. Dziewczyna obserwowała go w lusterku zdziwiona.

Powstrzymał się tak samo jak i wtedy. Odwrócił głowę spoglądając przez szybę. Szkoda tylko, że nie potrafił zignorować myśli siostry, podobnie jak jej oczu.

Krótkie wizje, nie do końca jasne i wyraźne. Tak jakby strzępki wspomnień...

On i Bella. Na łące, w pełnym słońcu. Ona w niego wtulona. On ja usypia. Trzymają się za ręce. Całują... Na dachu szkoły pod rozgwieżdżonym niebem. On obejmujący ją, ale jakąś inną...

„Edwardzie, czy ty się zakochałeś? Jeżeli nie, to prędzej czy później...”

Oczy mu się rozszerzyły. Nie ma mowy! On jest dla niej niebezpieczny! A poza tym...

„Poza tym co?” - odezwał się złośliwy głosik w jego głowie. Ten sam, który odzywał się ostatnio dosyć często i nie miał właściciela.

Alice zaczęło rozmawiać z Jasperem. Bella nadal, jak się zdawało, była myślami daleko. Spojrzał na nią znowu, na jej włosy opadające miękko na plecy, odbicie w szybie.

„Poza tym... chyba...” - odpowiadał owemu głosikowi.

„Chyba?”

„Chyba... ja... ją...”

„Przyznaj się. Już ją kochasz.”

„Tak... chyba tak.” - prowadzić z samym sobą inteligentny dialog... Chyba naprawdę z nim źle.

Po tym, jak przyznał się do tego chociaż w myślach poczuł się jakoś... inaczej. Jasper spojrzał na niego dziwnie i bardzo krótko.

Przeszukał jego myśli, ale znalazł tylko ów dziwny uśmiech i tabliczkę mnożenia.

„Edwardzie?”

Skinął głową na znak, że słyszy.

„Dasz jej coś na Walentynki, prawda? Może ją gdzieś zabierzesz...” - Już w myślach układała plan jakiegoś romantycznego wieczoru.

- Nie przeginaj, Alice... - wycedził na tyle cicho, że uszy Belli nie byłyby w stanie wyłapać, że w ogóle padły jakieś słowa.

„Też cię kocham, braciszku!”

*

- Na angielski też cię zanieść, czy dasz już sobie radę? - spytał Edward złośliwie, kiedy musiała się chwycić drzwi, aby nie wywrócić się przy wysiadaniu z samochodu.

- Tylko spróbuj! - warknęła nieświadomie przyjmując pozycję obronną i wywołując uśmiech na twarzy Jaspera.

Zatrzasnęła drzwi w momencie, w którym w karoserię volvo trafiła śniegowa kula. Ze zdziwieniem rozejrzała się po parkingu. Pomijając, że większość licealistów zachowywało się jak dzieci rzucając w siebie tym świństwem, a dziewczyny kryły się za chłopakami korzystając z nich jako tarcz ochronnych... Pod budynkiem, w który miała angielski zauważyła Mike'a, który właśnie po raz drugi wycelował w kierunku srebrnego auta, przy którym akurat stała.

Jęknęła, po czym ze zrezygnowaniem spojrzała na Edwarda.

- Nieść mnie nie musisz, ale odprowadzić możesz. Byleby nikt mnie nie trafił... A już podobał mi się śnieg... - westchnęła cicho.

Alice i Jasper zdążyli już odejść, a on wybuchnął śmiechem.

- Rozumiem, że alternatywą jest zostawienie cię w aucie?

Powoli pokiwała głową.

- No to chodź... - wyjął swoją i jej torbę z bagażnika i pociągnął za rękaw. - Tylko się... - znowu się poślizgnęła, więc złapał ją w połowie drogi ku ziemi. - ... nie przewróć. - skończył zrezygnowany stawiając ją z powrotem na nogi i przytrzymując mocno za łokieć.

Bella zarumieniła się delikatnie.

- Przepraszam...

Jakimś cudem doszła pod budynek bez kolejnych potknięć,. Zostawił ją przed drzwiami i odszedł szybko.

Kiedy weszła do sali Mike już czekał w ławce. Wyglądało na to, że już zdążył się obrazić o niewiadomo co...

No tak. Już kilka razy proponował jej spotkanie po lekcjach, ale za każdym razem miała dobrą wymówkę, aby nie iść. W sumie sam był sobie winien... Dwa razy Alice zapowiedziała, że ma dla niej zarezerwować wieczór, w piątki i soboty umawiała się na wypady do La Push umożliwiając Jake'owi wypełnienie obietnicy (ostatnio czuła się nawet, jakby go znała od dziecka, dłużej od Chrisa), albo też w niektóre wieczory miała z utęsknieniem czekać na telefon przyjaciela...

- Hej. - uśmiechnęła się siadając obok niego i wyciągając książki.

- Cześć. - odpowiedział krótko. - Chodzisz z Cullenem? - wypalił.

- No co ty! Jeżeli z nim chodzę, to do garażu kiedy zawozi mnie do szkoły. - odpowiedziała z lekkim, skrywanym w głosie żalem. - Skąd ci to przyszło do głowy?

- No wiesz...Skoro już Rosalie chodzi z Emmetem, a Jasper z Alice... - skrzywił się lekko wypowiadając ich imiona. - ... to myślałem, że was też już sparowano... A poza tym jak cię odprowadzał to wydawaliście się dobrze dogadywać.

- Odprowadził mnie, bo go prosiłam. Jakiś idiota rzucał we mnie śnieżkami...

Zrobił wyjątkowo głupią minę. Ledwo co powstrzymała się od śmiechu.

Właśnie w tamtym momencie do sali wszedł nauczyciel.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rozdzial XIII nessie
Rozdział XIII Skargi przeciwko państwu członkowskiemu z tytułu uchybienia zobowiązaniom
Rozdział XIII
Książka, Psychologiczne uwiedzenie 12, ROZDZIAŁ XIII
Goodman Rozdział XIII
Rozdział XIII, postępowanie administracyjne
rozdzial XIII
skrypty prawoznawstwo, ROZDZIAŁ XIII, ROZDZIAŁ XIII
Rozdział XIII, Etnologia religii
Fwd Wspolne dzielo dla spolecznego pozytku, , powszechna - rozdzial XIII- Maciej, XIII
ROZDZIAŁ XIII 3 PRZEPALONY MATERIAŁ KOSTNY ZE STANOWISKA ARCHEOLOGICZNEGO NOWE GROCHOLICE 1 (PAWEŁ
Litzmannstadt Getto Ślady przewodnik po przeszłości (wyd piątek trzynastego)
Rozdział XIII
Rozdział XIII (art 236 243)
ROZDZIAŁ XIII 4 ANALIZA ZABYTKÓW KAMIENNYCH Z POCHÓWKÓW CIAŁOPALNYCH (BOGUMIŁ PILARSKI)

więcej podobnych podstron