Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei# 篵ie lato


Frid Ingulstad

Babie lato

Saga Wiatr Nadziei

cz臋艣膰 23

1

Ringstad, lato 1908 roku

Elise wpatrywa艂a si臋 w krajobraz za oknem poci膮gu. W jej g艂owie k艂臋bi艂y si臋 przer贸偶ne my艣li. Nieoczekiwany zwrot wydarze艅... napisa艂 w telegramie jej te艣膰. Co to mog艂o oznacza膰? Koniec?

Przeszed艂 j膮 dreszcz. S膮dzi艂a, 偶e Emanuel by艂 w du偶o lepszej formie, Paul Georg Schwencke te偶 to zauwa偶y艂. Nie wr贸ci艂by do maj膮tku, gdyby nie ich k艂贸tnia po tym, jak Kristian, jak im si臋 zdawa艂o, wyjecha艂 do Ameryki, a w ka偶dym razie nie przed nastaniem jesiennych ch艂od贸w i kr贸tkich dni. Przez ten czas, kiedy by艂 w domu na Hammergaten, czu艂 si臋 dobrze. Zaanga偶owa艂 si臋 w prowadzenie interes贸w i ka偶dego dnia zadowolony wyrusza艂 do sklepu. A偶 do tego sobotniego popo艂udnia, kiedy ona uda艂a si臋 do Enerhaugen, aby odwiedzi膰 Olaug, a on po jej powrocie do domu by艂 w wyra藕nie z艂ym humorze. I do tej pami臋tnej niedzieli dzie艅 p贸藕niej, kiedy Kristian znikn膮艂, a ona win膮 za to obarczy艂a Emanuela.

Ponownie przesz艂y j膮 ciarki po plecach. Czy to k艂贸tnia mi臋dzy nimi spowodowa艂a pogorszenie jego stanu zdrowia? Nieoczekiwany zwrot wydarze艅, to chyba nie mog艂o oznacza膰 nic innego? Emanuel ju偶 wcze艣niej m贸wi艂, 偶e si臋 dziwnie czuje i obawia si臋, 偶e zaczyna wariowa膰.

Zamy艣lona potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. Pan Ringstad nie u偶y艂by takich s艂贸w, gdyby nie uwa偶a艂, 偶e wa偶y si臋 ludzkie 偶ycie.

Hugo i Jensine byli ca艂kowicie poch艂oni臋ci widokiem za oknem i krzyczeli z rado艣ci na widok kr贸w, koni i owiec, pas膮cych si臋 na polu. Ch艂opcy byli jednak zadziwiaj膮co milcz膮cy. Nawet Peder.

Spojrza艂a na niego.

- O czym my艣lisz, Pederze?

- O Emanuelu. Nic na to nie odpowiedzia艂a w nadziei, 偶e sam zechce m贸wi膰 dalej.

- Je艣li on umrze, to mo偶e by膰 nasza wina. Zdecydowanie potrz膮sn臋艂a przecz膮co g艂ow膮.

- To nieprawda, nie mogli艣my nic poradzi膰 na to, 偶e zachorowa艂.

- Racja, ale na to, 偶e si臋 denerwowa艂, mogli艣my. Gdyby艣my zawsze robili, jak kaza艂, nie denerwowa艂by si臋 tak, a wtedy ludzie 偶yj膮 d艂u偶ej.

- Kto ci to powiedzia艂?

- Pani Jonsen. Powiedzia艂a tak przed naszym wyjazdem, powiedzia艂a, 偶e zawsze strasznie ha艂asowali艣my i nic dziwnego, 偶e Emanuel by艂 przem臋czony.

Elise poczu艂a, jak wzbiera w niej gniew.

- Tu si臋 pani Jonsen myli. Emanuel lubi艂 prac臋 w sklepie. Zawsze by艂 weso艂y i podekscytowany, kiedy rozmawia艂 z panem Schwencke.

- No, sama widzisz, kiedy rozmawia艂 z doros艂ymi, by艂 weso艂y, ale kiedy rozmawia艂 z nami, to si臋 denerwowa艂. Wtedy zalewa cz艂owieka 偶贸艂膰, a to jest jak trucizna, kt贸ra roznosi si臋 po ca艂ym ciele, tak powiedzia艂a pani Jonsen.

Elise poczu艂a, 偶e jej poirytowanie przybiera na sile. Jak jakakolwiek doros艂a osoba mog艂a powiedzie膰 co艣 takiego dziecku? Obwinia膰 je o chorob臋 drugiego cz艂owieka?

- To nieprawda! - Sama us艂ysza艂a, jak ostrym tonem to powiedzia艂a.

- Chcesz powiedzie膰, 偶e pani Jonsen k艂amie?

- Nie, po prostu sama do ko艅ca nie wie, jak to jest.

- Czyli jest g艂upia, tak? Elise nic na to nie odpowiedzia艂a, tylko mocno zacisn臋艂a usta. R贸wnocze艣nie jej spojrzenie pow臋drowa艂o w stron臋 Kristiana. Siedzia艂 z lekko pochylon膮 g艂ow膮 i wpatrywa艂 si臋 prosto przed siebie. Wydawa艂o si臋, 偶e nie zwraca uwagi na jej rozmow臋 z Pederem. Czy on te偶 mia艂 r贸wnie gorzkie my艣li i obwinia艂 si臋 o to, 偶e stan Emanuela si臋 pogorszy艂, bo nie chcia艂 go wcze艣niej przeprosi膰? To Emanuel zachowa艂 si臋 nierozs膮dnie, ale dzieci, nawet trzynastoletnie, nie mog艂y tak my艣le膰. Ka偶dy doros艂y popar艂by w tej sytuacji Emanuela, jedynie ona stan臋艂a po stronie Kristiana. Zdanie doros艂ych stanowi艂o prawo, tego nauczano w szkole i praktykowano w domach. Jak wygl膮da艂oby 偶ycie Kristiana, gdyby nie przyswoi艂 sobie tej regu艂y? Nauczyciele w szko艂ach u偶ywali zar贸wno trzcinki, jak i innych metod karania, tam nikt nie pyta艂, czy ucze艅 ma racj臋, czy te偶 nie.

- Kristianie, ty te偶 nie mo偶esz tak my艣le膰. Podni贸s艂 na ni膮 wzrok, a w jego oczach wida膰 by艂o cierpienie. Mia艂a nadziej臋, 偶e co艣 powie, podzieli si臋 z ni膮 tym, z czym si臋 zmaga艂, on jednak milcza艂.

- Nikt z nas nie mo偶e nic poradzi膰 na to, co si臋 sta艂o, nie masz si臋, o co obwinia膰. Kristian nadal milcza艂. Mia艂a wra偶enie, 偶e by艂 odmiennego zdania. Evert odwr贸ci艂 si臋 w jej stron臋.

- Nic nie da, 偶e b臋dziesz tak m贸wi膰, wiesz, Elise? On sam wie, 偶e 藕le post膮pi艂.

- Ale to Emanuel nie dotrzyma艂 s艂owa, kiedy najpierw obieca艂 Kristianowi, 偶e b臋dzie m贸g艂 zagra膰 w pi艂k臋 tamtej soboty, a potem zmusi艂 go, by zamiast tego stan膮艂 za lad膮.

- To doro艣li decyduj膮. - Evert nie pozostawi艂 w膮tpliwo艣ci co do tego, kt贸re z nich mia艂o racj臋.

Elise westchn臋艂a w duchu.

- W takim razie to ja 藕le post膮pi艂am wobec Emanuela i za to poprosz臋 go o wybaczenie.

Wi臋cej o tym nie rozmawiali, ale zar贸wno Peder, Ebert, jak i Kristian byli przez reszt臋 podr贸偶y powa偶ni i milcz膮cy.

Na stacji nikt na nich nie czeka艂. Rozejrzeli si臋 dooko艂a. Na niekt贸rych pasa偶er贸w czeka艂y furmanki zaprz臋gni臋te w konie, inni ruszali w drog臋 pieszo. Na koniec zostali na peronie sami.

Kristian raz jeszcze rozejrza艂 si臋 dooko艂a.

- Nie wys艂a艂a艣 telegramu, 偶e przyje偶d偶amy?

- Nie. S膮dzi艂am, 偶e si臋 domy艣l膮, 偶e przyjad臋 dzisiaj pierwszym poci膮giem.

- Dlaczego? Mo偶e pomy艣leli, 偶e nie b臋dziesz mog艂a przyjecha膰 od razu.

- Kiedy dostaje si臋 taki telegram, rusza si臋 w drog臋 natychmiast. No c贸偶, ch艂opcy, w takim razie musimy i艣膰 pieszo.

- Na piechot臋? A偶 tak daleko?

- Doszli艣cie do ruin w dolinie Maridalen w wiecz贸r 艣wi臋toja艅ski, wi臋c dacie rad臋 i teraz. W艂o偶yli walizk臋 do w贸zka, posadzili na niej Jensine i wyruszyli w drog臋. Upa艂 powr贸ci艂 i na niebie nie by艂o wida膰 ani jednej chmurki. Ju偶 po kr贸tkiej chwili poczu艂a, 偶e ubranie lepi jej si臋 do cia艂a. Ch艂opcy narzekali na gor膮co i po艣ci膮gali koszule, a Hugo zacz膮艂 marudzi膰 ju偶 po przej艣ciu niewielkiego kawa艂ka drogi. Wtedy nadjecha艂 w贸z. Powo偶膮cy nim m臋偶czyzna zapyta艂, dok膮d id膮, po czym zabra艂 ich walizk臋, mimo 偶e sam nie mia艂 zbyt wiele miejsca. Hugo m贸g艂 w ko艅cu wsi膮艣膰 do w贸zka razem z Jensine.

Elise mia艂a na sobie niebiesk膮 sukienk臋 z cienkiej we艂ny, kt贸ra wcze艣niej nale偶a艂a do Signe. Na szcz臋艣cie dzi臋ki halce sukienka nie przylepia艂a si臋 do plec贸w, mia艂a jednak d艂ugie r臋kawy, przez kt贸re teraz by艂o jej gor膮co. Ciemne po艅czochy r贸wnie偶 by艂y zbyt grube, ale nie mia艂a innych. Czu艂a ogromn膮 ch臋膰, aby zdj膮膰 z g艂owy kapelusz, jednak nie odwa偶y艂a si臋 tego zrobi膰. Co powiedzia艂aby te艣ciowa, gdyby zobaczy艂a j膮 id膮c膮 bez nakrycia g艂owy?

Peder zacz膮艂 kule膰.

- Zrobi艂y mi si臋 odciski na pi臋tach, mam za ciasne buty. Elise nic na to nie odpowiedzia艂a. Ca艂a tr贸jka wyros艂a tego lata, zauwa偶y艂a to po ich butach, spodniach i kurtkach. Peder m贸g艂 odziedziczy膰 ubrania po swoim starszym bracie, ale co z Kristianem i Evertem?

- Postaraj si臋 jako艣 wytrzyma膰, Pederze. Albo mo偶e wola艂by艣 艣ci膮gn膮膰 buty i przez chwil臋 i艣膰 boso? Tylko musisz pami臋ta膰, 偶eby za艂o偶y膰 je z powrotem, kiedy b臋dziemy zbli偶a膰 si臋 do alei.

Zrobi艂, jak powiedzia艂a, i szed艂 dalej z butami w jednej r臋ce, a koszul膮 w drugiej. Jensine nagle zacz臋艂a krzycze膰. Elise si臋 zatrzyma艂a.

- Co si臋 sta艂o, Hugo? Znowu j膮 uszczypn膮艂e艣?

- To ona mnie uszyp艂a.

- Chcesz powiedzie膰 uszczypn臋艂a? Pami臋taj, co tata powiedzia艂, musisz nauczy膰 si臋 艂adnie m贸wi膰.

Kristian obrzuci艂 j膮 surowym spojrzeniem.

- Dlaczego Hugo nie mo偶e gada膰 jak inne dzieci?

- Poniewa偶 Emanuel tak powiedzia艂, sami zgodzili艣cie si臋 niedawno, 偶e to doro艣li decyduj膮.

- Ale ty nigdy nas nie poprawia艂a艣, kiedy gadali艣my jak inne dzieciaki na ulicy.

- My艣la艂am, 偶e kiedy doro艣niecie, b臋dziecie m贸wi膰 jak ja i Hilda.

- K艂amiesz. Nie chcia艂o ci si臋 po prostu.

- Kristianie, daj spok贸j. - Spojrza艂a na niego, marszcz膮c czo艂o. Co mu si臋 dzisiaj sta艂o? Zazwyczaj si臋 tak nie zachowuje.

Evert r贸wnie偶 szed艂 boso i razem z Pederem pobiegli przodem, podczas gdy Kristian szed艂 milcz膮cy i nad膮sany obok niej. W ko艅cu napi臋cie ust膮pi艂o.

- My艣lisz, 偶e si臋 sp贸藕nimy? A wi臋c o to chodzi, pomy艣la艂a. Bal si臋, 偶e nie b臋dzie mia艂 mo偶liwo艣ci przeprosi膰 Emanuela.

Te my艣li dr臋czy艂y go pewnie od momentu nadej艣cia telegramu. To wskazywa艂oby r贸wnie偶, 偶e w g艂臋bi ducha czu艂, 偶e to on, a nie Emanuel, post膮pi艂 藕le. Zawstydzi艂a si臋. Kristian by艂 tylko dzieckiem, ona by艂a doros艂a, a jednak to on mia艂 surowsze poczucie sprawiedliwo艣ci ni偶 ona.

Trudno jej by艂o pogodzi膰 si臋 z my艣l膮, 偶e dorasta艂 i oddala艂 si臋 od niej, stawa艂 si臋 samodzielny, zaczyna艂 my艣le膰 na w艂asn膮 r臋k臋 i mia艂 w艂asne pogl膮dy. Wcze艣niej 艣lepo ufa艂 temu, co m贸wi艂a ona.

Przyspieszy艂a kroku. Nagle ogarn膮艂 j膮 ten sam niepok贸j, co Kristiana. Oby tylko nie przybyli za p贸藕no!

W ko艅cu przed jej oczami pojawi艂a si臋 d艂uga aleja prowadz膮ca do gospodarstwa. M臋偶czyzna z wozu zostawi艂 ich walizk臋 na jej pocz膮tku. Peder i Evert stan臋li i za艂o偶yli buty. Peder odwr贸ci艂 si臋 w jej stron臋.

- Mam dziur臋 w skarpecie i mam brudne nogi.

- Trudno, Pederze. - By艂a zm臋czona, brakowa艂o jej tchu i ca艂a by艂a mokra od potu. - Nikt pewnie nie zauwa偶y dziury, je偶eli b臋dziesz mia艂 na sobie buty, wytrzyj najpierw stopy, 偶eby艣 nie nani贸s艂 do but贸w piachu i trawy.

- Dziura jest taka du偶a, 偶e wida膰 j膮 na zewn膮trz.

- M贸wi艂am ju偶, trudno. Chyba nie oczekujesz, 偶e przysi膮d臋 teraz w rowie i zaczn臋 ci cerowa膰 skarpety? Mog艂e艣 mi o tym powiedzie膰 wczoraj wieczorem.

- Wtedy by艂 u nas pan d偶entelmen. - Na jego twarz natychmiast wyst膮pi艂 u艣miech. - My艣la艂by kto, 偶e on nie jad艂 nale艣nik贸w od dwudziestu lat. Jego kucharka pewnie jest t臋pa jak but.

- No i tyle zjad艂, 偶e ju偶 my艣la艂em, 偶e dla nas nic nie zostanie - doda艂 Evert. Elise u艣miechn臋艂a si臋.

- S膮dz臋, 偶e to mi艂o, 偶e w ko艅cu dla odmiany my mogli艣my zrobi膰 co艣 dla niego, on zawsze jest dla nas taki dobry.

Peder popatrzy艂 ni膮 zdziwiony.

- Dlaczego on jest dla nas taki dobry?

- Wydaje mi si臋, 偶e to z twojego powodu, to ty go pierwszy pozna艂e艣.

- No tak, ale dlaczego teraz, to znaczy, dlaczego wci膮偶 jest taki mi艂y?

- Mo偶e si臋 kocha w Elise? - za艣mia艂 si臋 Evert. Kristian bez cienia u艣miechu na twarzy popatrzy艂 po kolei na ka偶de z nich.

- Zastanawiam si臋, dlaczego by艂 przy sklepie w艂a艣nie wtedy, kiedy przyjecha艂a policja, i jak m贸g艂 si臋 dowiedzie膰 o p臋dzeniu bimbru?

Elise spojrza艂a na niego powa偶nym wzrokiem.

- My艣l臋, 偶e zrobi艂o mu si臋 nas 偶al, bo sami musieli艣my si臋 wszystkim zajmowa膰. Dlatego zacz膮艂 sprawdza膰, jak si臋 sprawy maj膮. Uda艂o mu si臋 przekona膰 policj臋, 偶e to niemo偶liwe, 偶eby艣my - Emanuel czyja - cokolwiek wiedzieli o tym, co si臋 dzia艂o, i poleci艂 swemu adwokatowi zaj膮膰 si臋 wszystkimi sprawami. Gdyby nie jego pomoc, mogli艣my zosta膰 aresztowani za wsp贸艂udzia艂 przy nielegalnej sprzeda偶y alkoholu, - My nic nie wiedzieli艣my o tym, co oni robili.

- Owszem, ale nie ma pewno艣ci, czy policja uwierzy艂aby naszym s艂owom. Ludziom takim, jak my, nie wierzy si臋 r贸wnie 艂atwo, jak tym, kt贸rzy mieszkaj膮 po drugiej stronie rzeki. Powinni艣my dzi臋kowa膰 panu Wang-Olafsenowi, 偶e uda艂o nam si臋 wyj艣膰 z tego bez szwanku. Poza tym sam wspomnia艂e艣 wcze艣niej, 偶e podejrzewa艂e艣 ich o jak膮艣 nielegaln膮 dzia艂alno艣膰, wtedy powinni艣my byli zg艂osi膰 to policji.

Kristian nic nie odpowiedzia艂, ale Elise widzia艂a, 偶e zrozumia艂, co chcia艂a powiedzie膰.

Pederowi i Evertowi uda艂o si臋 w ko艅cu za艂o偶y膰 skarpety i buty i mogli p贸j艣膰 dalej.

Elise czu艂a, jak 艣ciska jej si臋 偶o艂膮dek. Mimo 偶e pani Ringstad by艂a dla niej ostatnio mi艂a, mo偶e si臋 zdarzy膰, 偶e powodowana l臋kiem i troskami, zacznie j膮 bezpodstawnie krytykowa膰 i oskar偶a膰 o r贸偶ne rzeczy.

Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 w zamy艣leniu. Nie by艂o pewno艣ci, 偶e rzeczy maj膮 si臋 a偶 tak 藕le, jak by to wynika艂o z telegramu. Mo偶liwe, 偶e Emanuel mia艂 gorszy dzie艅, jego rodzice przestraszyli si臋 i nadali telegram, nie czekaj膮c na rozw贸j sytuacji.

Na podw贸rzu nie by艂o 偶ywej duszy. Wszystkie okna i drzwi by艂y zamkni臋te, ca艂y dom zdawa艂 si臋 dziwnie opustosza艂y i porzucony.

Peder zatrzyma艂 si臋 i odwr贸ci艂 w jej stron臋.

- Chyba nie ma nikogo w domu.

- Niemo偶liwe. Nie mogli nigdzie pojecha膰, kiedy z Emanuelem jest tak 藕le.

- Mo偶e on nie 偶yje i ju偶 go pogrzebali.

- Cicho, Peder! - Pos艂a艂a mu gro藕ne spojrzenie. - Nie wolno ci tak m贸wi膰. Wesz艂a po schodach i zapuka艂a do drzwi. Up艂yn臋艂a d艂u偶sza chwila, ale w ko艅cu us艂yszeli zbli偶aj膮ce si臋 kroki.

By艂y to kroki pani Ringstad. Jej twarz by艂a poszarza艂a. Na ich widok otworzy艂a szeroko oczy ze zdziwienia i wodzi艂a wzrokiem od jednego do drugiego, wyra藕nie przera偶ona.

- Wzi臋艂a艣 ze sob膮 wszystkie dzieci? Elise nie zd膮偶y艂a nic odpowiedzie膰, bo us艂ysza艂a g艂os pana Ringstada, kt贸ry znalaz艂 si臋 tu偶 za plecami swojej ma艂偶onki.

- Oczywi艣cie, 偶e musia艂a wzi膮膰 ze sob膮 dzieci, co innego mog艂a z nimi zrobi膰? - powiedzia艂 i wyszed艂 na zewn膮trz. Zbieg艂 po schodach i podni贸s艂 Hugo do g贸ry. - Witaj, Hugo, witaj, Jensine, witajcie ch艂opcy, dobrze znowu was wszystkich widzie膰.

W tym samym momencie pojawi艂a si臋 gosposia. Pani Ringstad zwr贸ci艂a si臋 do niej: - Zabierz wszystkich do kuchni, Olaug, daj im co艣 do jedzenia i przypilnuj, 偶eby nie rozrabiali. - Potem odwr贸ci艂a si臋 ponownie do Elise. - Chod藕 z nami na g贸r臋, ale musisz by膰 przygotowana na to, 偶e mo偶esz prze偶y膰 szok, niemal偶e nie spos贸b go rozpozna膰. - Wyda艂a z siebie urwany szloch i chwyci艂a chusteczk臋, kt贸r膮 mia艂a w kieszeni fartucha.

Elise posz艂a za ni膮 z bij膮cym sercem.

W pierwszej chwili po wej艣ciu do sypialni, kt贸r膮 Emanuel kiedy艣 dzieli艂 z Signe, a potem z ni膮, wyda艂o si臋, 偶e Emanuel ju偶 nie 偶yje. Le偶a艂 w 艂贸偶ku, trupioblady, z zamkni臋tymi oczami i rozchylonymi wargami. Nawet kiedy pani Ringstad cicho do niego podesz艂a, pog艂aska艂a go po policzku i powiedzia艂a szeptem, 偶e przyjecha艂a Elise, nie by艂o po nim wida膰 偶adnej reakcji.

Jego d艂onie, le偶膮ce na ko艂drze, by艂y niemal r贸wnie bia艂e, jak ozdobiona haftami poszwa. W膮skie, blade i szczup艂e, jak d艂onie osoby pracuj膮cej w biurze, pomy艣la艂a Elise, zupe艂nie inne ni偶 zgrubia艂e r臋ce przywyk艂e do pracy fizycznej, jakie mia艂 jego ojciec. Emanuel nigdy by si臋 nie nada艂 na pracy na roli, nigdy zreszt膮 tego nie pragn膮艂.

Podesz艂a cicho do 艂贸偶ka.

- Emanuelu? To ja, Elise. Jego powiela nawet nie drgn臋艂y, nie przymkn膮艂 te偶 ust. Pani Ringstad pos艂a艂a w jej stron臋 zrozpaczone spojrzenie.

- Widzisz? To si臋 sta艂o po tym, jak otrzyma艂 ten straszny telegram, on odebra艂 mu ch臋膰 do 偶ycia! - Wybuch艂a p艂aczem i zakry艂a twarz r臋kami.

- Jaki telegram?

- O tym, 偶e jego najlepszy przyjaciel jest oszustem, kt贸ry podst臋pem nak艂oni艂 jego subiekta do nielegalnej sprzeda偶y alkoholu. - Jej wypowied藕 przerywana by艂a urywanymi szlochami.

Elise poczu艂a, jak ogarnia j膮 ulga. By艂a w takim razie nadzieja, 偶e Kristian przestanie si臋 obwinia膰.

- Emanuel nie m贸g艂 przecie偶 temu zaradzi膰, my nic nie wiedzieli艣my o tym, czym oni si臋 zajmowali - pr贸bowa艂a zaoponowa膰.

- Mimo tego bardzo si臋 tym wszystkim przej膮艂. Pan Schwencke by艂 wed艂ug jego s艂贸w jego najlepszym przyjacielem i nigdy nie przysz艂oby mu do g艂owy, 偶e mo偶e zrobi膰 co艣 podobnego.

Elise mia艂a na ten temat swoje zdanie, ale nie powiedzia艂a tego g艂o艣no. Emanuel i ona cz臋sto si臋 zastanawiali, sk膮d Schwencke bierze takie pieni膮dze. Musia艂o mu przyj艣膰 do g艂owy, 偶e pochodzi艂y z jakiej艣 nielegalnej dzia艂alno艣ci.

Pani Ringstad wysmarka艂a nos.

- On nie by艂 sob膮, od kiedy wr贸ci艂 do maj膮tku. Domy艣li艂am si臋, 偶e mi臋dzy wami musia艂o zaj艣膰 jakie艣 nieporozumienie, ale on nie chcia艂 powiedzie膰, czego ono dotyczy艂o. Przez jaki艣 czas wspomina艂 o powrocie do Kristianii, ale wtedy odwiedzi艂 go Carl Wilhelm Wang-Olafsen, jeden z jego znajomych ze Stra偶y Granicznej przy Kongsvinger. Prowadzili ze sob膮 d艂ugie, powa偶ne rozmowy i Emanuel postanowi艂 zaczeka膰 i jeszcze raz to przemy艣le膰. Wydaje mi si臋, 偶e taka by艂a rada jego przyjaciela.

Elise si臋 zdziwi艂a. Dlaczego Carl Wilhelm mia艂by odradza膰 Emanuelowi powr贸t do domu do Kristianii? Czy偶by Emanuel opowiedzia艂 mu o gniewie Kristiana i o tym, 偶e ona wzi臋艂a stron臋 brata? Czy Carl Wilhelm zgodzi艂 si臋, 偶e nie warto 偶y膰 z tak膮 偶on膮?

Rozleg艂o si臋 pukanie do drzwi i do 艣rodka zajrza艂 pan Ringstad. - Marie, my艣l臋, 偶e powinna艣 pozwoli膰 Elise zosta膰 z nim na chwil臋 sam na sam.

Pani Ringstad przera偶ona podnios艂a wzrok. - Ale co, je偶eli...

- To si臋 nie stanie tak szybko, doktor nie by艂 nawet pewien, czy sytuacja jest a偶 tak powa偶na, jak si臋 obawiamy.

Pani Ringstad pos艂ucha艂a, acz z wahaniem i niech臋tnie. Elise poczu艂a ulg臋 na odg艂os drzwi, kt贸re si臋 za ni膮 zamkn臋艂y.

Wzi臋艂a do r臋ki d艂o艅 Emanuela, by艂a ciep艂a, ale bezw艂adna.

- Wszyscy tu jeste艣my, Emanuelu, ch艂opcy, Hugo i Jensine, i ja. Nagle spostrzeg艂a, 偶e otworzy艂 oczy i zamkn膮艂 usta, ale nie popatrzy艂 wprost na ni膮.

- Dzisiaj przyjechali艣cie? - spyta艂 s艂abym g艂osem, ale wida膰 by艂o, 偶e jego umys艂 by艂 niezm膮cony chorob膮.

- Tak, przed chwil膮. Zaleg艂a cisza. Oddycha艂 z wysi艂kiem i najwyra藕niej nie mia艂 si艂 powiedzie膰 nic wi臋cej. Ona te偶 nie wiedzia艂a, co ma powiedzie膰. Czy rozumia艂 sw膮 sytuacj臋? Zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e by膰 mo偶e wkr贸tce umrze? Na jego twarzy, w okolicy ust i wok贸艂 zapadni臋tych oczu pojawi艂 si臋 obcy wyraz. Przepe艂nia艂o j膮 bezgraniczne wsp贸艂czucie, pomieszane z poczuciem winy oraz przera偶eniem tym, 偶e nie czu艂a prawdziwego 偶alu i b贸lu. On by艂 jej prawowitym m臋偶em, ojcem jej jedynej c贸rki, ojczymem Hugo i opiekunem ch艂opc贸w. Trzy lata temu przysi臋gli sobie mi艂o艣膰 i szacunek, p贸ki 艣mier膰 ich nie roz艂膮czy, a ona siedzia艂a teraz, nie czuj膮c nic pr贸cz przedziwnej pustki.

- Przykro mi, Emanuelu, z powodu wszystkiego. Ponownie zamkn膮艂 oczy, nie by艂a pewna, czy s艂yszy jej s艂owa.

- Wiem, 偶e post膮pi艂am wobec ciebie niesprawiedliwie, powinnam by艂a za偶膮da膰, by Kristian ci臋 przeprosi艂.

Nic nie wskazywa艂o na to, by jej s艂owa robi艂y na nim jakiekolwiek wra偶enie. By膰 mo偶e duchem przebywa艂 ju偶 gdzie indziej. Pomimo tego ci膮gn臋艂a:

- Ch艂opcy zwr贸cili mi na to uwag臋 podczas naszej podr贸偶y poci膮giem do Ringstad. Evert powiedzia艂, 偶e to doro艣li decyduj膮. Kristian siedzia艂 milcz膮cy i nieszcz臋艣liwy, on 偶a艂uje tego, co zrobi艂.

Nadal nie by艂o wida膰 偶adnej reakcji ze strony Emanuela. U艣cisn臋艂a jego d艂o艅.

- Ja te偶 偶a艂uj臋. Niedobrze, 偶e rozstali艣my si臋 w niezgodzie. Pomy艣la艂am p贸藕niej, 偶e mia艂e艣 racj臋, dobrze wychowane dziecko nie powinno pr贸bowa膰 ucieka膰 z domu.

Rozleg艂o si臋 ciche pukanie do drzwi i do 艣rodka zajrza艂 pan Ringstad.

- Elise, czy Kristian mo偶e do was wej艣膰? Wypu艣ci艂a d艂o艅 Emanuela i podnios艂a si臋 z miejsca.

- Oczywi艣cie. Kristian by艂 blady, a jego ruchy mechaniczne. Powoli, nie podnosz膮c wzroku, podszed艂 do 艂贸偶ka. Pan Ringstad ponownie znikn膮艂 za drzwiami.

- Usi膮d藕 tu na krze艣le ko艂o 艂贸偶ka - powiedzia艂a to tak serdecznym tonem, jak tylko umia艂a. - Ma zamkni臋te oczy, ale wydaje mi si臋, 偶e s艂yszy, co do niego m贸wimy.

Pos艂a艂 jej bezradne spojrzenie.

- Zostaniesz tu ze mn膮?

- Zale偶y, co wolisz. Przez chwil臋 zdawa艂o jej si臋, 偶e b臋dzie j膮 b艂aga艂, aby zosta艂a, ale jego spojrzenie ponownie pow臋drowa艂o w stron臋 Emanuela.

- Mo偶esz zaczeka膰 na zewn膮trz, je艣li chcesz. Nie musisz zamyka膰 drzwi. Zrobi艂a, jak powiedzia艂, i bezg艂o艣nie opu艣ci艂a pok贸j. Stan臋艂a na zewn膮trz, nieznacznie tylko przymykaj膮c za sob膮 drzwi.

- Emanuelu? - g艂os Kristiana zabrzmia艂 g艂o艣no i wyra藕nie, jakby obawia艂 si臋, 偶e Emanuel ma problemy ze s艂uchem. - Przepraszam. - Z pokoju dobieg艂 urwany szloch.

Uchyli艂a szerzej drzwi i zajrza艂a do 艣rodka. Kristian siedzia艂 z pochylon膮 g艂ow膮, a po jego policzkach sp艂ywa艂y 艂zy.

- Ucieszy艂em si臋, kiedy zosta艂e艣 moim tat膮, i rozumiem, dlaczego by艂e艣 surowy - zap艂aka艂 ponownie. - Dzi臋kuj臋, 偶e zechcia艂e艣 mnie wychowywa膰.

Nagle zobaczy艂a, 偶e Emanuel powoli wyci膮ga d艂o艅, szuka po omacku jego r臋ki i bierze jego d艂o艅 w swoj膮.

Kristian siedzia艂 ca艂kiem cicho i p艂aka艂 bezg艂o艣nie. Wydawa艂o jej si臋, 偶e dostrzega, jak wargi Emanuela si臋 poruszaj膮, ale nie by艂a w stanie us艂ysze膰 jego s艂贸w. Kristian skin膮艂 g艂ow膮, przez co poj臋艂a, 偶e on go zrozumia艂.

Na schodach rozleg艂y si臋 kroki. Odwr贸ci艂a si臋 i zobaczy艂a zbli偶aj膮cego si臋 pana Ringstada razem z Pederem i Evertem. Byli boso i szli cicho na palcach. 呕a艂owa艂a, 偶e Peder nie 艣ci膮gn膮艂 te偶 skarpet, teraz pani Ringstad pewnie zauwa偶y t臋 wielk膮 dziur臋.

- S膮 tu jeszcze dwie osoby, kt贸re chcia艂yby si臋 po偶egna膰 - powiedzia艂 jej te艣膰 niewyra藕nie. Skin臋艂a g艂ow膮 i szepn臋艂a: - Kristian jest w 艣rodku. Ostro偶nie otworzy艂 drzwi. Kristian zobaczy艂 ich i powiedzia艂: - Przyszli Peder i Evert. - Emanuel wypu艣ci艂 jego d艂o艅, a on bezg艂o艣nie wsta艂 z miejsca. Zauwa偶y艂a, 偶e by艂 bardziej wyprostowany, wychodz膮c z pokoju, ni偶 kiedy tam wchodzi艂.

Peder spojrza艂 na ni膮.

- Nie wejdziesz z nami, Elise? Skin臋艂a g艂ow膮.

- Dobrze, wejd臋 razem z wami. Pan Ringstad podszed艂 do Kristiana.

- Widzia艂 ci臋? - spyta艂. Kristian przytakn膮艂. - S艂ysza艂, co m贸wi艂em i rozmawiali艣my.

- To ca艂kiem nie藕le, mo偶e wracaj膮 mu si艂y?

Do Elise nie dotar艂a odpowied藕 Kristiana, podesz艂a ju偶 za Pederem i Evertem do 艂贸偶ka. Ch艂opcy byli sztywni i wida膰 by艂o, 偶e si臋 boj膮. Pierwszy raz stali przy umieraj膮cym i robi艂o to na nich wielkie wra偶enie. Przez chwil臋 wpatrywali si臋 w niego bez s艂owa.

Emanuel znowu mia艂 zamkni臋te oczy i le偶a艂 nieruchomo. Nie wiedzia艂a, czy dotar艂o do niego, 偶e tu s膮.

- Emanuelu, Peder i Evert s膮 tutaj. Le偶a艂 zupe艂nie cicho.

- Oni r贸wnie偶 chcieliby prosi膰 ci臋 o wybaczenie. Nadal nie by艂o wida膰 偶adnej reakcji. Nagle Peder rzuci艂 si臋 z p艂aczem na 艂贸偶ko.

- Nie chc臋, 偶eby艣 umar艂! - zaszlocha艂 g艂o艣no i przera藕liwie. - By艂e艣 dla nas taki dobry, zabra艂e艣 nas do Tivoli, kupi艂e艣 choink臋 do domku majstra i podarowa艂e艣 nam prezenty na Gwiazdk臋. Ju偶 nigdy wi臋cej nie b臋dzie choinki, bo teraz sklep jest zamkni臋ty i nie uda mi si臋 ju偶 wcisn膮膰 nikomu cukierniczek, nie wiadomo, czy Elise napisze jeszcze jak膮艣 ksi膮偶k臋, bo teraz napisa艂a ju偶 o wszystkich ludziach, kt贸rych znamy.

Elise pr贸bowa艂a go uspokoi膰.

- Cicho, Pederze, nie wolno ci tak du偶o m贸wi膰, to jest m臋cz膮ce dla Emanuela. Peder ju偶 mia艂 wsta膰, kiedy Emanuel uni贸s艂 bezw艂adn膮 d艂o艅 i po艂o偶y艂 j膮 na jego g艂owie.

Peder le偶a艂 nieruchomo, bez s艂owa, tylko jego cia艂em od czasu do czasu wstrz膮sa艂 szloch.

D艂o艅 Emanuela ponownie ze艣lizn臋艂a si臋 na ko艂dr臋. Peder wsta艂, teraz by艂a kolej Everta. Evert uk艂oni艂 si臋 uroczy艣cie.

- Przepraszam. I dzi臋kuj臋, 偶e wzi膮艂e艣 mnie ze sob膮 na Hammergaten, Emanuelu. Elise nie od razu zrozumia艂a, o czym on m贸wi, dla niej Evert by艂 jednym z nich. Emanuel zdawa艂 si臋 mie膰 trudno艣ci z uniesieniem r臋ki po raz kolejny, ale uda艂o mu si臋 w ko艅cu przesun膮膰 j膮 do Everta i wzi膮膰 go za r臋k臋.

Elise poczu艂a, jak 艣ciska j膮 w gardle i piecze pod powiekami. Wcze艣niej wstydzi艂a si臋 swej nieczu艂o艣ci, teraz za to mia艂a ochot臋 rzuci膰 si臋 na 艂贸偶ko Emanuela i zap艂aka膰 tak samo, jak wcze艣niej Peder.

Emanuel wypu艣ci艂 d艂o艅 Everta, ale nie potrafi艂 ju偶 przysun膮膰 r臋ki do siebie. Zobaczy艂a, 偶e jego wargi si臋 poruszaj膮, ale nawet gdy nachyli艂a si臋 bli偶ej, nie by艂a w stanie zrozumie膰 jego s艂贸w.

Przez d艂u偶sz膮 chwil臋 stali razem w milczeniu i wpatrywali si臋 w niego.

Nagle zacz膮艂 dziwnie oddycha膰. Poczu艂a, 偶e zbli偶a si臋 koniec, i szeptem powiedzia艂a ch艂opcom, 偶eby poszli po pana i pani膮 Ringstad贸w.

Po nied艂ugiej chwili przyszli rodzice Emanuela, a ch艂opcy zostali na dole w kuchni u Olaug. Elise odwr贸ci艂a si臋 do rodzic贸w Emanuela, a po jej policzkach sp艂ywa艂y 艂zy.

- Wydaje mi si臋, 偶e zbli偶a si臋 koniec - szepn臋艂a. Pani Ringstad usiad艂a na kraw臋dzi 艂贸偶ka i wzi臋艂a do r臋ki d艂o艅 Emanuela. Elise i pan Ringstad stali obok. Elise nie mia艂a ju偶 w膮tpliwo艣ci, 偶e jej m膮偶 w艂a艣nie kona.

- A wi臋c sta艂o si臋 to, czego si臋 obawiali艣my - powiedzia艂 jej te艣膰 tonem, kt贸rego nigdy wcze艣niej nie s艂ysza艂a.

- Cicho - odpowiedzia艂a zduszonym od p艂aczu g艂osem pani Ringstad. - On s艂yszy, co m贸wisz.

Us艂yszeli jeszcze kilka wydech贸w, po czym nasta艂a cisza. Elise nie mog艂a oderwa膰 od niego wzroku. Emanuel nie 偶y艂.

2

Pani Ringstad z rozpaczy odchodzi艂a od zmys艂贸w. S艂u偶膮ce pomog艂y jej doj艣膰 do sypialni i po艂o偶y膰 si臋 do 艂贸偶ka, a Elise z te艣ciem poszli do ch艂opc贸w. Pos艂ano po doktora, jak r贸wnie偶 po kobiet臋 ze wsi, kt贸ra mia艂a pom贸c przy przygotowaniu zw艂ok do pogrzebu.

Peder p艂aka艂, ale Evert i Kristian byli powa偶ni i milcz膮cy. Olaug zabra艂a Hugo i Jensine do obory, 偶eby popatrzyli na zwierz臋ta.

- Powiedz nam teraz, co ci powiedzia艂 - poprosi艂 pan Ringstad tak zmienionym g艂osem, 偶e Elise odwr贸ci艂a si臋 na d藕wi臋k jego s艂贸w. Ogarn膮艂 j膮 strach, nigdy wcze艣niej nie widzia艂a tak udr臋czonej twarzy. M臋偶czyzna w ci膮gu jednej chwili sta艂 si臋 starcem. Emanuel by艂 jego jedynym dzieckiem i z czasem mia艂 przej膮膰 maj膮tek. Teraz pan Ringstad nie mia艂 ju偶 nikogo.

Nikogo, pr贸cz wnuk贸w, pomy艣la艂a, ale natychmiast przep臋dzi艂a od siebie t臋 my艣l.

- M贸wi艂 tak cicho, 偶e prawie nie s艂ysza艂em, co powiedzia艂 - zacz膮艂 Kristian zadziwiaj膮co spokojnym g艂osem. - Przeprosi艂em go i wydaje mi si臋, 偶e wtedy powiedzia艂, 偶e mi wybaczy艂.

Pan Ringstad nie odrywa艂 od niego wzroku.

- Czy mia艂by艣 co艣 przeciwko temu, by powiedzie膰 mi, czego dotyczy艂 wasz sp贸r? Kristian pos艂a艂 Elise pytaj膮ce spojrzenie. Skin臋艂a g艂ow膮, po czym on zacz膮艂 niesk艂adnie i z wyra藕nym wstydem opowiada膰 o tamtej pami臋tnej sobocie i o tym, co zdarzy艂o si臋 potem. Gdy doko艅czy艂 sw膮 opowie艣膰, wok贸艂 kuchennego sto艂u zapanowa艂a ca艂kowita cisza.

Elise spojrza艂a ukradkiem na swego te艣cia i dostrzeg艂a, 偶e mia艂 zaszklone oczy.

- Chcesz powiedzie膰, 偶e Emanuel najpierw obieca艂 ci, 偶e b臋dziesz m贸g艂 zagra膰 w pi艂k臋, a potem za偶膮da艂, 偶eby艣 zamiast tego stan膮艂 za lad膮? W sobotni wiecz贸r?

Kristian zacz膮艂 niespokojnie wierci膰 si臋 na swym miejscu i przytakn膮艂, odwracaj膮c od niego wzrok.

- Zdenerwowa艂em si臋, mimo 偶e wiedzia艂em, 偶e Emanuel ma prawo tak postanowi膰. Powiedzia艂, 偶e je偶eli nie b臋d臋 robi膰 tego, co on ka偶e, b臋d臋 musia艂 wr贸ci膰 do matki do Kjels氓s albo znale藕膰 sobie inne miejsce do mieszkania. Matka nie da艂aby rady z wi臋ksz膮 liczb膮 dzieci w domu i nie wiem, gdzie indziej m贸g艂bym si臋 podzia膰, dlatego pomy艣la艂em, 偶e m贸g艂bym wyjecha膰 do Ameryki. - G艂os mu si臋 za艂ama艂. - Nie mog臋 zrozumie膰, dlaczego go po prostu nie przeprosi艂em.

Elise poczu艂a, 偶e za chwil臋 wybuchnie p艂aczem i pospiesznie poszuka艂a chusteczki.

- To by艂a w r贸wnym stopniu moja wina. Wzi臋艂am stron臋 Kristiana i pok艂贸ci艂am si臋 o to z Emanuelem. On powiedzia艂, 偶e odbieram mu prawo bycia g艂ow膮 domu, a ja odpowiedzia艂am, 偶e zawsze by艂am odpowiedzialna za ch艂opc贸w. 呕adne z nas nie chcia艂o ust膮pi膰. On wr贸ci艂 tutaj w gniewie, oczekuj膮c, 偶e b臋d臋 偶a艂owa膰 moich s艂贸w i go przeprosz臋. Gdybym nie by艂a taka uparta, by膰 mo偶e jego stan nie uleg艂by pogorszeniu. - Powiedziawszy to, wybuch艂a p艂aczem i zakry艂a twarz d艂o艅mi.

Wok贸艂 sto艂u ponownie zapad艂a cisza. Ch艂opcy wygl膮dali na przera偶onych, widz膮c, 偶e si臋 za艂ama艂a, ona, kt贸ra zawsze by艂a t膮 siln膮. Nie potrafi艂a jednak powstrzyma膰 艂ez.

Us艂ysza艂a skrzypni臋cie krzes艂a o pod艂og臋 i po kr贸tkiej chwili poczu艂a ci臋偶ar wielkiej d艂oni na swym ramieniu. Pan Ringstad zamieni艂 si臋 miejscami z Pederem.

- Co艣 ci chc臋 teraz powiedzie膰, Elise - zacz膮艂 zachrypni臋tym g艂osem, 艣ciskaj膮c jej rami臋 w pocieszaj膮cym ge艣cie. - Ani ty, ani Kristian czy Marie, lub ja sam nie mogli艣my nic poradzi膰 na to, co si臋 sta艂o. Od dawna wiedzia艂em, 偶e choroba Emanuela jest 艣miertelna.

Zamilk艂, zrozumia艂a, 偶e musia艂 z wysi艂kiem prze艂kn膮膰 艣lin臋, aby powstrzyma膰 p艂acz, zanim da艂 rad臋 m贸wi膰 dalej.

- Nasz doktor jest nadzwyczajnie bieg艂y w swym rzemio艣le i ma kontakty z lekarzami w Niemczech. By艂 dosy膰 pewien swej diagnozy w przypadku Emanuela, ale sztuka lekarska nie zasz艂a jeszcze na tyle daleko, by mo偶na to by艂o udowodni膰. Nie mamy lekarstw, kt贸re mog艂yby mu pom贸c, a jako 偶e choroba rozwija艂a si臋 tak szybko, mia艂 przed sob膮 trudny okres. Stopniowo traci艂by w艂adanie w innych cz臋艣ciach cia艂a, a na koniec mia艂by spore k艂opoty z oddychaniem. Wiele zosta艂o mu oszcz臋dzone przez to, 偶e 艣mier膰 nadesz艂a tak nagle.

Ponownie zamilk艂.

Kristian podni贸s艂 si臋 z miejsca.

- Mog臋 wyj艣膰 na zewn膮trz?

- I ja te偶? I Evert? - zapyta艂 b艂agalnym tonem Peder. Elise skin臋艂a potakuj膮co g艂ow膮. Pan Ringstad r贸wnie偶 si臋 zgodzi艂.

- Moim zdaniem to dobry pomys艂. Wyjd藕cie na 艣wie偶e powietrze i pobiegnijcie na pole popatrze膰 na nowe 藕rebaki!

Nie zwlekaj膮c, zrobili, jak m贸wi艂.

Gdy zostali sami, Elise otar艂a oczy i spojrza艂a na te艣cia.

- My艣lisz, 偶e to samo sta艂oby si臋, gdyby nie o偶eni艂 si臋 ze mn膮? Pan Ringstad u艣miechn膮艂 si臋 przez 艂zy i pog艂aska艂 j膮 po policzku. - Czas sp臋dzony z tob膮 by艂 najlepszym okresem w jego 偶yciu, Elise, a on mimo to zmarnowa艂 szcz臋艣cie, kt贸re w ko艅cu uda艂o mu si臋 znale藕膰. Gdyby艣 tylko wiedzia艂a, jak bardzo si臋 zastanawia艂em nad tym dlaczego. W moich oczach on by艂 uosobieniem nieszcz臋艣cia, jedyna s艂uszna decyzja, jak膮 kiedykolwiek podj膮艂, to o艣wiadczenie si臋 tobie.

Znowu zamilk艂, poruszy艂 si臋 niespokojnie i zdawa艂o si臋, jakby chcia艂 powiedzie膰 co艣 wi臋cej, ale nie mia艂 pewno艣ci, czy to by艂o w艂a艣ciwe. - Zak艂adam, 偶e opowiedzia艂 ci troch臋 o swym dzieci艅stwie.

Skin臋艂a g艂ow膮, rozumiej膮c, do czego zmierza艂. Prawdopodobnie pr贸bowa艂 zasugerowa膰, 偶e trudne usposobienie matki i jej niedorzeczne zachowanie wp艂yn臋艂y na Emanuela.

Znowu u艣cisn膮艂 jej rami臋.

- B臋dziemy trzyma膰 si臋 razem, Elise. Ja i tak nie przypuszcza艂em, 偶e Emanuel zechce przej膮膰 gospodarstwo. Marie nieustannie wierzy艂a, 偶e on zmieni zdanie i wr贸ci do nas, ja sam jednak porzuci艂em t臋 my艣l. On nie jest, to znaczy, nie by艂, stworzony do pracy na roli, nie nadawa艂 si臋 do prowadzenia gospodarstwa, nie przepada艂 te偶 za prac膮 w biurze.

Westchn膮艂 ci臋偶ko. Elise wytar艂a 艂zy.

- Masz racj臋, ale s膮dz臋, 偶e nadawa艂 si臋 do prowadzenia interesu. Szkoda, 偶e natkn膮艂 si臋 na nieuczciwych ludzi.

Te艣膰 pos艂a艂 jej badawcze spojrzenie.

- Czy on nigdy nie mia艂 偶adnych w膮tpliwo艣ci co do tego kolegi?

- Owszem, oboje mieli艣my pewne podejrzenia. Wydawa艂o nam si臋 to dziwne, 偶e mia艂 tyle pieni臋dzy, bo w jego sklepie nie by艂o wida膰 wielu klient贸w. Narzeczona pana Schwenckego skontaktowa艂a si臋 nawet ze mn膮, by powiedzie膰, 偶e jej zdaniem w sklepie mog膮 by膰 prowadzone jakie艣 brudne interesy. Emanuel jednak s膮dzi艂, 偶e ona chce go oczerni膰, poniewa偶 chcia艂 zako艅czy膰 ich zwi膮zek. Ostatnim razem, kiedy ponownie nabra艂am podejrze艅, panu Schwenckemu uda艂o si臋 mnie przekona膰, 偶e sprzedawa艂 domow膮 nalewk膮 z agrestu i 偶e to by艂 chodliwy towar. Powiedzia艂, 偶e agrest mia艂 od gospodyni ze wsi. Teraz wiem, 偶e w tych baniakach w jego magazynie znajdowa艂o si臋 co艣 zupe艂nie innego.

Pan Ringstad powolnym ruchem potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. - Emanuel by艂 naiwny, powinien by艂 zbada膰 spraw臋 za pierwszym razem, kiedy nabra艂 podejrze艅. Oboje przez d艂u偶sz膮 chwil臋 siedzieli w milczeniu.

- Ciesz臋 si臋, 偶e mam ciebie i dzieci - powiedzia艂 cicho. - Hugo zosta艂 zapisany w ko艣cielnych ksi臋gach jako prawowity syn Emanuela, a to oznacza, 偶e teraz on jest dziedzicem Ringstad.

Spojrza艂a na niego k膮tem oka i spyta艂a ostro偶nie: - Czy nie m贸wi si臋 teraz o nowym prawie dziedziczenia?

Pos艂a艂 jej zadziwione spojrzenie. - Dlaczego o to pytasz?

- Czyta艂am gdzie艣, 偶e prowadzone s膮 dyskusje nad nowym prawem, kt贸re zapewni dzieciom z nieprawego 艂o偶a takie samo prawo do dziedziczenia, jakie maj膮 dzieci 艣lubne.

- My艣lisz, 偶e syn Signe m贸g艂by mie膰 pierwsze艅stwo przed Hugo? Przytakn臋艂a.

- Och nie, dzi臋ki Bogu to prawo nie zosta艂o jeszcze uchwalone. Przewraca艂bym si臋 w grobie, gdyby syn tej czarownicy mia艂 kt贸rego艣 dnia przej膮膰 gospodarstwo moich ojc贸w.

- On jest synem Emanuela. Zauwa偶y艂a, 偶e jego twarz pociemnia艂a.

- Jego b臋kartem, chcesz powiedzie膰.

- Sam wiesz, jak zosta艂 pocz臋ty Hugo.

- Owszem. I wiem r贸wnie偶, 偶e Hugo ma uzdolnion膮, praw膮 i przyzwoit膮 matk臋, 偶e ma dw贸ch m艂odych wujk贸w, kt贸rych bardzo ceni臋, i m艂odsz膮 siostr臋, kt贸ra jest c贸rk膮 Emanuela. Wiem r贸wnie偶, 偶e jego matka pochodzi z rodu uczciwych, dobrych, pracowitych ludzi z Telemarku.

Musia艂a na nowo wyj膮膰 chusteczk臋, wzruszona jego wspania艂omy艣lno艣ci膮.

- I mam nadziej臋, 偶e Jensine, Peder, Evert i Kristian r贸wnie偶 b臋d膮 mogli cieszy膰 si臋 gospodarstwem, a nie tylko Hugo. Peder ju偶 wcze艣niej da艂 wyraz swemu zainteresowaniu gospodarstwem, ale wydaje mi si臋, 偶e Kristian i Evert wybior膮 inn膮 przysz艂o艣膰, nie brakuje im rozumu. Je偶eli tylko b臋d膮 mieli szans臋, z pewno艣ci膮 zrobi膮 matur臋, a mo偶e nawet z czasem rozpoczn膮 studia.

Otworzy艂y si臋 drzwi i do 艣rodka wesz艂a jedna ze s艂u偶膮cych.

- Pani pana prosi, panie Ringstad. Wsta艂.

- Dobrze by艂o porozmawia膰, Elise. Nie wiem, jakbym da艂 rad臋 prze偶y膰 ten dzie艅, gdyby nie wy.

Elise zosta艂a w kuchni sama i pogr膮偶y艂a si臋 w rozmy艣laniach. Zdanie ojca Emanuela to jedno, ale opinia jego matki to zupe艂nie inna rzecz. Je偶eli ona przeciwstawi si臋 planom swego ma艂偶onka, to nic z nich nie b臋dzie. Zd膮偶y艂a ju偶 pozna膰 obowi膮zuj膮ce tu uk艂ady. Pani Ringstad tak bardzo zdenerwowa艂a si臋 na Signe, 偶e dziewczyn臋 odes艂ano z gospodarstwa, ale na wiosn臋 znowu si臋 tu pojawi艂a i z tego, co s艂ysza艂a Elise, nie doprowadzi艂o to do awantur czy scen wrogo艣ci. Signe najwyra藕niej umia艂a si臋 przypodoba膰 i pewnie b臋dzie potrafi艂a dokona膰 tego znowu.

Ci臋偶ko wsta艂a z krzes艂a. Jeszcze do niej nie dotar艂o, 偶e Emanuel nie 偶yje i nawet nie zastanawia艂a si臋 nad konsekwencjami tego faktu. Teraz b臋d膮 zmuszeni zosta膰 w maj膮tku a偶 do pogrzebu, b臋dzie mie膰 wystarczaj膮co du偶o czasu na rozmy艣lania. Oka偶e si臋 te偶, jaki stosunek ma do niej te艣ciowa oraz czy Signe i Sebastian maj膮 miejsce w sercu pani Ringstad.

Co jednak z dokumentem, kt贸ry podpisa艂a, kiedy Emanuel razem z ojcem i adwokatem przybyli do Kristianii? Aby uzyska膰 szybki rozw贸d zmusili j膮, by przyzna艂a, 偶e by艂a w ci膮偶y w momencie zawierania zwi膮zku ma艂偶e艅skiego z Emanuelem. Nie my艣la艂a o tym wiele od czasu, kiedy Emanuel zmieni艂 zdanie i postanowi艂 do niej wr贸ci膰, nim rozw贸d si臋 uprawomocni. Czy dokument nadal istnia艂, a je艣li tak, to czy by艂 wa偶ny? Czy m贸g艂by uniewa偶ni膰 wpis do ksi膮g ko艣cielnych, m贸wi膮cy, 偶e Hugo jest prawowitym synem Emanuela?

Wzdraga艂a si臋 na my艣l o nadchodz膮cych dniach. Mimo 偶e te艣膰 by艂 jej 偶yczliwy jak nigdy, wszystko b臋dzie zale偶e膰 od tego, jak sytuacj臋 widzi pani Ringstad. Najprawdopodobniej przez wi臋kszo艣膰 czasu b臋dzie le偶e膰 w 艂贸偶ku i rzadko b臋dzie pokazywa膰 si臋 podczas posi艂k贸w, mo偶e nawet zmo偶e j膮 choroba i za偶膮da spokoju w domu. Dobrze, 偶e dom by艂 przestronny i 偶e pogoda by艂a 艂adna, ch艂opcy nie b臋d膮 chcieli przebywa膰 w 艣rodku poza porami posi艂k贸w.

Wysz艂a na zewn膮trz i powolnym krokiem ruszy艂a w stron臋 ogrodu. Gdy dosz艂a do altany, ogarn臋艂y j膮 wspomnienia i po jej policzkach znowu pop艂yn臋艂y 艂zy. Przypomnia艂a sobie, jak bardzo wzruszaj膮cy by艂 Emanuel podczas jej pierwszego pobytu tutaj, jak bardzo si臋 obawia艂, 偶e ona si臋 od niego oddali, podczas gdy jej rozpacz spowodowana by艂a obaw膮, 偶e jest w ci膮偶y.

Doradza艂 jej wtedy, aby zaanga偶owa艂a si臋 w polityk臋 i walczy艂a o prawa kobiet i nie艣lubnych dzieci; gdyby tylko wiedzieli, co przyniesie im przysz艂o艣膰...

Wesz艂a do altany i usiad艂a na jednej z 艂awek. Nie by艂a przyzwyczajona do tego, 偶e kto艣 inny zajmuje si臋 jej dzie膰mi, a ona ma czas tylko dla siebie. Czu艂a si臋 przez to dziwnie. Mo偶e mog艂aby znale藕膰 troch臋 papieru i napisa膰 par臋 linijek, to z pewno艣ci膮 pomog艂oby przep臋dzi膰 czarne my艣li i odsun膮膰 niepok贸j. Ca艂y czas walczy艂a, aby nie dopu艣ci膰 do siebie innych wspomnie艅, a najlepiej ca艂kowicie o nich zapomnie膰, jednak niezale偶nie od tego, jak bardzo si臋 stara艂a, one wdziera艂y si臋 do jej 艣wiadomo艣ci.

W jej g艂owie pojawia艂y si臋 coraz to nowe obrazy, trzy ostatnie lata z jej 偶ycia przesuwa艂y si臋 w jej pami臋ci, jakby przewraca艂a stronice powie艣ci. Teraz dopiero zrozumia艂a, 偶e ten czarny cie艅 czai艂 si臋 w pobli偶u ca艂y czas. Po raz pierwszy pojawi艂 si臋, kiedy Agnes, zataczaj膮c si臋, przysz艂a na ich wesele, nie do ko艅ca trze藕wa, obrzuci艂a go艣ci triumfuj膮cym spojrzeniem i wyrzuci艂a z siebie: Chyba nie s膮dzicie, 偶e to Emanuel jest ojcem dziecka?

Po raz kolejny cie艅 pojawi艂 si臋, kiedy Emanuel by艂 w domu na przepustce. Zdenerwowa艂 si臋, 偶e zacz臋艂a zarabia膰, sprz膮taj膮c u ludzi oraz z powodu wcze艣niejszych odwiedzin Johana. Gdy dosta艂a od niego nast臋pny list, zorientowa艂a si臋, 偶e Emanuel si臋 zmieni艂, ton listu by艂 niemal偶e lodowaty i bezosobowy. Dopiero kiedy na dobre wr贸ci艂 do domu ze s艂u偶by na granicy, dowiedzia艂a si臋, 偶e j膮 zdradzi艂.

Na kolejnych obrazach pojawiaj膮cych si臋 w jej g艂owie nieustannie wraca艂 czarny cie艅, najpierw pod postaci膮 obcej kobiety, Signe, nast臋pnie widoczny w sposobie, w jaki Emanuel potraktowa艂 ten problem, kiedy Elise musia艂a zaj膮膰 si臋 nieszcz臋艣nikiem i k艂ama膰 innym, aby oszcz臋dzi膰 mu wstydu.

Dlaczego to zaakceptowa艂a? I dlaczego te my艣li powr贸ci艂y do niej w艂a艣nie teraz? Nie powinno si臋 my艣le膰 藕le o zmar艂ych. Spr贸bowa艂a to przerwa膰, zacz臋艂a wspomina膰 wszystko dobre, co on uczyni艂 dla ch艂opc贸w i niej samej. Pozwoli艂 im wprowadzi膰 si臋 do domku majstra, wzi膮艂 ich ze sob膮 tu do maj膮tku, dzi臋ki niemu prze偶yli swoj膮 pierwsz膮 prawdziw膮 wigili臋. Mimo to nie mog艂a zapomnie膰 czarnego cienia.

Emanuel mia艂 racj臋 tego dnia, kiedy powiedzia艂, 偶e zabi艂 w niej mi艂o艣膰, kt贸ra z czasem mog艂a przecie偶 urosn膮膰, umocni膰 si臋 dzi臋ki ich wsp贸lnemu wysi艂kowi, aby stworzy膰 dzieciom dobry dom. Zamiast tego jej mi艂o艣膰 powoli usycha艂a, a偶 w ko艅cu obumar艂a. B艂臋dem by艂oby obarcza膰 za wszystko Emanuela, z pewno艣ci膮 i ona ponosi艂a cz臋艣膰 winy. Oczekiwa艂a od niego tego samego, co od siebie samej, Emanuel natomiast by艂 inny. Dla niego dzieci nie by艂y najwa偶niejsze, wprost przeciwnie, cz臋sto widzia艂 je jako kul臋 u nogi.

Znowu wsta艂a z miejsca, nie dawa艂a rady d艂u偶ej o tym rozmy艣la膰, i tak donik膮d to nie prowadzi艂o. Ch艂opcy j膮 w艂a艣nie obarczyli win膮 za k艂贸tni臋 z Emanuelem. Dla nich by艂o oczywiste, 偶e doro艣li maj膮 racj臋, niezale偶nie od tego, jak bardzo niedorzeczne wydaje si臋 to dzieciom.

Ku swemu zaskoczeniu na zewn膮trz altany zobaczy艂a Kristiana.

- Co tu robisz?

- Szuka艂em ci臋, ale nikt nie wiedzia艂, gdzie si臋 podzia艂a艣.

- Usiad艂am tu, 偶eby pomy艣le膰 w spokoju. Gdy by艂am na gospodarstwie pierwszy raz, Emanuel zabra艂 mnie tutaj, pami臋tam, 偶e tak dobrze nam si臋 wtedy rozmawia艂o. Zaproponowa艂, 偶ebym zaanga偶owa艂a si臋 w polityk臋 i walczy艂a o prawa kobiet i dzieci. - Celowo unikn臋艂a sformu艂owania nie艣lubnych.

Kristian obrzuci艂 j膮 kr贸tkim spojrzeniem.

- To by艂o, kiedy go jeszcze kocha艂a艣.

- Ma艂偶onkowie mog膮 si臋 kocha膰 nawet wtedy, kiedy si臋 k艂贸c膮. - Sama us艂ysza艂a, 偶e powiedzia艂a to obronnym tonem. Kristian si臋 nie odezwa艂.

Razem ruszyli w stron臋 domu.

- Bardzo si臋 ciesz臋, 偶e uda艂o ci si臋 go przeprosi膰, Kristianie. Skin膮艂 g艂ow膮.

- Ja r贸wnie偶.

- Biedny Peder, tak bardzo si臋 tym przej膮艂.

- Jego mi nie szkoda. Nie tak dawno temu powiedzia艂, 偶e cieszy si臋, 偶e zostali艣my sami na Hammergaten.

Elise zamilk艂a. Kristian mia艂 racj臋, ale nie mog艂a tego powiedzie膰 g艂o艣no.

- Najbardziej mi 偶al jego ojca - ci膮gn膮艂 Kristian. - On z pewno艣ci膮 liczy艂 na to, 偶e Emanuel przejmie gospodarstwo. Teraz nie ma nikogo.

- Mi te偶 w艂a艣nie jego najbardziej 偶al. Powinnam bardziej wsp贸艂czu膰 jego matce, ale... - urwa艂a.

- Ale to nie jest 艂atwe, kiedy wiesz, jak ona traktowa艂a Emanuela. Spojrza艂a na niego k膮tem oka.

- Kto ci o tym powiedzia艂?

- Ch艂opak stajenny. Spojrza艂a na niego zdziwiona.

- To on co艣 o tym wie? Sk膮d? Nie jest przecie偶 taki stary? Tym razem to Kristian spojrza艂 na ni膮 zdziwiony.

- O co ci chodzi? Czy trzeba by膰 starym, 偶eby widzie膰, co si臋 wok贸艂 ciebie dzieje?

- My艣la艂am, 偶e m贸wisz o dzieci艅stwie Emanuela.

- Nie, chodzi艂o mi o to, jak jest teraz.

- Chyba nie by艂a dla niego niedobra podczas jego choroby? Kristian kopn膮艂 kamie艅 le偶膮cy na jego drodze. Zamiast odpowiedzie膰, wybuchn膮艂 ze z艂o艣ci膮:

- Nie rozumiem, dlaczego nie wr贸ci艂 do nas do domu! Elise stan臋艂a w miejscu.

- Co masz na my艣li, Kristianie? Co us艂ysza艂e艣 od innych? - Nic.

- Widz臋 po tobie, 偶e dowiedzia艂e艣 si臋 czego艣, co teraz ci臋 m臋czy. Wydu艣 to z siebie! Gwa艂townie potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, a sekund臋 p贸藕niej rzuci艂 si臋 biegiem przed siebie. Krzykn臋艂a na niego i pr贸bowa艂a biec za nim, ale zrozumia艂a, 偶e nie ma szans, by go dogoni膰. Zadziwiona, nie mog膮c z艂apa膰 oddechu i czuj膮c rosn膮cy w jej duszy niepok贸j, zwolni艂a kroku, wpatruj膮c si臋 w jego posta膰 znikaj膮c膮 za krzakiem malin.

3

Pani Ringstad nie pokaza艂a si臋 przez reszt臋 dnia. Przyby艂 doktor i wypisa艂 艣wiadectwo zgonu. Zw艂oki Emanuela przyszykowano do pogrzebu i po艂o偶ono w otwartej trumnie w zielonym salonie, kt贸ry by艂 najbardziej zacienionym pokojem w ca艂ym domu. Wok贸艂 trumny ustawiono 艣wiece i wiele wazon贸w z bladoczerwonymi, dzikimi r贸偶ami.

Z nadej艣ciem wieczoru pojawi艂a si臋 ciotka Ulrikke oraz kilkoro s膮siad贸w i krewnych, do kt贸rych wcze艣niej pos艂ano z wiadomo艣ci膮 jednego z parobk贸w. Wie艣膰 o 艣mierci Emanuela wkr贸tce rozejdzie si臋 po ca艂ej wsi i zewsz膮d zaczn膮 nap艂ywa膰 ludzie, dlatego wa偶ne by艂o, aby ich najbli偶si dowiedzieli si臋 jako pierwsi. Elise zak艂ada艂a, 偶e pos艂ano kogo艣 z wiadomo艣ci膮 do rodziny Carlsen, powiedziano jej jednak, 偶e byli na wakacjach w Anglii, w tej samej miejscowo艣ci wypoczynkowej, co Hilda i majster. Ciekawa by艂a, czy towarzyszy艂 im r贸wnie偶 Sigvart Samsom.

S膮siedzi byli wstrz膮艣ni臋ci wiadomo艣ci膮 o nag艂ej 艣mierci Emanuela, wcze艣niej powiedziano im, 偶e z jego chorob膮 mo偶na 偶y膰 wiele lat. Chodzili teraz powolnym krokiem wok贸艂 trumny, 偶egnaj膮c si臋 z nim, pobladli, milcz膮cy, ze spuszczonym wzrokiem.

Elise ucieszy艂a si臋 na widok ciotki Ulrikke. Nie widzia艂a si臋 z ni膮 od czasu jej niespodziewanej wizyty w Kristianii, kiedy to pojawi艂a si臋 tam oburzona z powodu Emanuela i jego rodzic贸w. By艂a wtedy nadzwyczajnie szczera i powiedzia艂a wprost, 偶e pani Ringstad jest osob膮 zepsut膮 i trudn膮 we wsp贸艂偶yciu, a Hugo Ringstad nigdy nie powinien si臋 z ni膮 o偶eni膰. Elise pomy艣la艂a, 偶e ciotka Ulrikke jest jedyn膮 osob膮 w rodzinie Ringstad, z kt贸r膮 czu艂a si臋 swobodnie, jedyn膮, kt贸ra j膮 rozumia艂a i kt贸ra bra艂a jej stron臋. Nawet gdy pojawi艂a si臋 w domku majstra w swojej pelerynie przetykanej per艂ami, wielkim kapeluszu i z parasolk膮 w r臋ce, w jaki艣 niebywa艂y spos贸b bardziej tam pasowa艂a ni偶 wiele innych os贸b.

Elise dostrzeg艂a teraz, 偶e ciotka Emanuela wyra藕nie si臋 postarza艂a od czasu ich ostatniego spotkania. 艢mier膰 Emanuela pozostawi艂a na niej wyra藕ny 艣lad. Mimo 偶e by艂a oburzona jego zachowaniem, Elise wiedzia艂a, 偶e bardzo go kocha艂a.

Ciotka szybkim ruchem pog艂aska艂a j膮 po policzku.

- To bardzo bolesne, Elise, czasami nie potrafi臋 poj膮膰 jego decyzji - powiedzia艂a, wskazuj膮c parasolk膮 niebo. - Przeprowadzi艂am ostatnio kilka d艂ugich rozm贸w z Emanuelem i my艣la艂am, 偶e niewiele mi brakuje, aby przekona膰 go, by wr贸ci艂 do was do domu. M贸wi艂am mu, 偶e nie mo偶na by膰 tak upartym. Trzynastoletni ch艂opiec mo偶e si臋 zachowywa膰 w ten spos贸b, bo to jest wiek, kiedy jest si臋 przekornym dla zasady, ale on, doros艂a osoba, powinien si臋, prosz臋 ciebie, zachowywa膰, jak przystoi doros艂emu.

Elise mia艂a ch臋膰 ostudzi膰 jej wzburzenie. Zebrali si臋 teraz, aby po偶egna膰 Emanuela i by艂o ju偶 za p贸藕no, by zmieni膰 cokolwiek z tego, co si臋 zdarzy艂o.

- On by艂 chory, ciotko Ulrikke, nie zareagowa艂by w ten spos贸b, gdyby by艂 zdrowy. Ciotka Ulrikke nic nie powiedzia艂a, obrzuci艂a j膮 tylko szybkim spojrzeniem i pomaszerowa艂a do przedsionka.

- Gdzie jest Marie?

- Le偶y w swojej sypialni.

- Mog艂am si臋 tego domy艣li膰. A gdzie jest pastor?

- Jeszcze nie przyjecha艂. Na p贸艂nocy parafii umar艂 kto艣 inny.

- Zazwyczaj przyje偶d偶a najpierw do Ringstad. W tym samym momencie z kuchni wyszed艂 pan Ringstad.

- Jeste艣, ciotko Ulrikke, dobrze, 偶e mog艂a艣 przyjecha膰 od razu.

- Oczywi艣cie, 偶e tak. My艣la艂e艣, 偶e jestem zbyt s艂aba, by da膰 rad臋?

- Nie, nic podobnego nie przysz艂oby mi do g艂owy. Olaug przygotowa艂a kaw臋, chcia艂aby艣 si臋 napi膰, zanim do niego p贸jdziesz?

- Gdzie s膮 dzieci? Elise pospieszy艂a z odpowiedzi膮:

- Najm艂odsze ju偶 艣pi膮, a ch艂opcy siedz膮 w kuchni.

- W takim razie napij臋 si臋 kawy. - Pomaszerowa艂a do kuchni, prosta jak struna i z kamienn膮 min膮. Mimo to Elise dostrzeg艂a na jej twarzy przeb艂ysk innego uczucia - b贸lu, kt贸ry ciotka Ulrikke ze wszystkich si艂 stara艂a si臋 ukry膰.

Z kuchni dobieg艂 wybuch rado艣ci.

- Przyjecha艂a ciotka! - By艂y to s艂owa Pedera, kt贸ry od d艂u偶szego czasu nic nie m贸wi艂. - Ciotko Ulrikke, na twoim kapeluszu ro艣nie olbrzymi kwiat! I po co ci parasol, kiedy 艣wieci s艂o艅ce? - doda艂 zdziwionym tonem.

Elise pod膮偶y艂a za ciotk膮 Ulrikke do kuchni i us艂ysza艂a jej 艣miech. - To nie jest parasol na deszcz, to parasolka od s艂o艅ca, kt贸ra jest mi potrzebna, 偶eby zachowa膰 blad膮 cer臋.

- Ale ty masz ju偶 przecie偶 parasolk臋 od s艂o艅ca na g艂owie, wi臋c nie trzeba ci jeszcze jednej w r臋ce.

Elise ba艂a si臋, 偶e ciotka Ulrikke si臋 obrazi, ale z ulg膮 us艂ysza艂a, 偶e ona znowu si臋 roze艣mia艂a.

- M贸j kapelusz chyba nie jest a偶 tak du偶y? Peder wpatrywa艂 si臋 w jej ozdob臋 na g艂owie oczami okr膮g艂ymi ze zdziwienia.

- W艂a艣nie, 偶e jest. Jak b臋dzie burza, pewnie odfrunie ci z g艂owy. Elise popatrzy艂a na niego surowo.

- Przywitajcie si臋 grzecznie z ciotk膮 Ulrikke, ch艂opcy. Ca艂a tr贸jka wsta艂a i g艂臋boko si臋 uk艂oni艂a.

Ciotka Ulrikke wzi臋艂a ich uroczy艣cie za r臋k臋.

- Co s艂ycha膰 u was, dzieci? Przykro mi, 偶e musieli艣cie prze偶y膰 co艣 takiego.

- To nie by艂o a偶 tak straszne - Peder udawa艂 teraz chojraka. - W ka偶dym razie nie jest ju偶 strasznie, kiedy przyjecha艂a艣.

Ciotka Ulrikke u艣miechn臋艂a si臋, wyra藕nie wzruszona.

- Naprawd臋 si臋 cieszysz, 偶e przyjecha艂am?

- Jasne, 偶e tak. Wszyscy inni tylko chodz膮 woko艂o i p艂acz膮, a ty si臋 do nas u艣miechasz. Poza tym niez艂a z tob膮 zabawa, z tym ca艂ym klombem na g艂owie.

- Peder, na Boga! - Elise pos艂a艂a mu surowe spojrzenie. - Nie mo偶na tak m贸wi膰 do cioci! - Odwr贸ci艂a si臋 do ciotki Ulrikke i powiedzia艂a przepraszaj膮cym tonem:

- Przepraszam, ciotko Ulrikke, Emanuel mia艂 racj臋, kiedy powiedzia艂, 偶e nie uda艂o mi si臋 wychowa膰 ch艂opc贸w na przyzwoitych ludzi.

Ciotka Ulrikke poda艂a Olaug kapelusz, peleryn臋 oraz parasolk臋 i usiad艂a obok Pedera.

- Zupe艂nie si臋 z wami pod tym wzgl臋dem nie zgadzam. Ja uwa偶am, 偶e to cudownie, kiedy dzieci maj膮 odwag臋 wypowiedzie膰 swoje zdanie. Peder uwa偶a, 偶e mam dziwny kapelusz, dlaczego mia艂by udawa膰, 偶e jest inaczej? I w jaki spos贸b ma w takim razie zrozumie膰, kiedy powinien by膰 szczery, a kiedy nie?

Odwr贸ci艂a si臋 do Kristiana.

- Cierpisz, Kristianie, widz臋 to po tobie, jeste艣 najstarszy i najwi臋cej rozumiesz. Chocia偶 z drugiej strony, kto potrafi poj膮膰, 偶e drugi cz艂owiek odszed艂 na zawsze?

Peder popatrzy艂 na ni膮 zdziwiony.

- Nie rozumiesz tego? Mog臋 wej艣膰 z tob膮 razem, to sama zobaczysz, le偶y tam z zamkni臋tymi oczami i nie wydoby艂 z siebie g艂osu od naszego przyjazdu.

Ciotka Ulrikke skin臋艂a g艂ow膮, nie trac膮c cierpliwo艣ci.

- Rozumiem, 偶e jest martwy, ale s膮dz臋, 偶e trudno poj膮膰, 偶e ju偶 nigdy wi臋cej go nie zobacz臋. Ci臋偶ko b臋dzie biednemu Hugo.

- Hugo? On nic nie rozumie, jest za ma艂y.

- Chodzi艂o mi o ojca Emanuela, on te偶 ma na imi臋 Hugo.

- Jego matce te偶 chyba jest ci臋偶ko?

Ciotka Ulrikke nic nie odpowiedzia艂a, a z wyrazu jej twarzy mo偶na by艂o wyczyta膰, 偶e si臋 spi臋艂a. Kristian pos艂a艂 Elise porozumiewawcze spojrzenie.

Peder zacz膮艂 wierci膰 si臋 niespokojnie, kiedy wok贸艂 sto艂u zapad艂a cisza.

- Mo偶esz pojecha膰 z nami na Hammergaten, ciotko Ulrikke, 偶eby艣 nie musia艂a by膰 tutaj, gdzie wszyscy p艂acz膮.

- Dzi臋kuj臋 ci, Pederze. S膮dz臋, 偶e skorzystam z twojej oferty. Ju偶 od d艂u偶szego czasu mam ochot臋 na wizyt臋 w stolicy. Oczywi艣cie, je偶eli twoja siostra nie ma nic przeciwko - doda艂a, spogl膮daj膮c na Elise.

- Siostra? - zapyta艂 Peder zdziwionym tonem, jakby nie zrozumia艂, o kogo chodzi艂o, po czym doda艂 z u艣miechem: - Masz na my艣li Elise? Ona przyjmuje wszystkich, kt贸rzy potrzebuj膮 pomocy. Najpierw by艂a Jenny, potem Jorund, a na koniec Olaug. Wszystkich, kt贸rzy uciekli z domu albo kt贸rzy nie mog膮 znale藕膰 matki czy ojca, Elise zabiera ze sob膮 do domu. Olaug spa艂a w moim 艂贸偶ku. Jak chcesz, mo偶esz te偶 tam spa膰, ja mog臋 wtedy spa膰 w du偶ym 艂贸偶ku razem z maluchami.

Ciotka Ulrikke roze艣mia艂a si臋 tak g艂o艣no, 偶e a偶 przera偶ona zakry艂a d艂oni膮 usta i wsta艂a z miejsca.

- Ojej, nie mo偶na tak siedzie膰 i 艣mia膰 si臋, kiedy przybyli艣my tutaj, by po偶egna膰 Emanuela. Elise, wejdziesz tam ze mn膮? Le偶y pewnie w zielonym salonie?

Elise przytakn臋艂a i podnios艂a si臋.

- P贸jd臋 z tob膮. B膮d藕cie cicho, ch艂opcy. - Zwr贸ci艂a si臋 do s艂u偶膮cej: - Bardzo ci臋 prosz臋, Olaug, mog艂aby艣 przypilnowa膰, 偶eby zachowywali si臋 przyzwoicie? Zrani to pana i pani膮 Ringstad, je偶eli w dzie艅 taki, jak dzisiaj b臋d膮 s艂ysze膰 g艂o艣ne rozmowy i 艣miech.

D艂ugo sta艂y w ciszy ko艂o trumny. S膮siedzi poszli ju偶 do siebie i zosta艂y same. W Emanuelu by艂o co艣 pi臋knego i spokojnego, pomy艣la艂a nagle Elise. Zmarszczki ko艂o ust wyg艂adzi艂y si臋, wygl膮da艂 艂agodnie i 偶yczliwie, tak, jakim pami臋ta艂a go z okresu tu偶 po ich poznaniu.

- Teraz w ko艅cu Emanuel zazna艂 spokoju - powiedzia艂a cicho ciotka Ulrikke. - Widzia艂am go takim tylko raz wcze艣niej, a by艂o to tego lata, kiedy si臋 pobrali艣cie.

Elise spojrza艂a na ni膮 k膮tem oka.

- Nie m贸wisz tego powa偶nie? Ciotka Ulrikke skin臋艂a potakuj膮co g艂ow膮, po czym odwr贸ci艂a si臋 ponownie w stron臋 trumny i powiedzia艂a zdecydowanym tonem:

- 呕egnaj, Emanuelu, i dzi臋kuj臋 ci za wszystko. - Jej g艂os si臋 za艂ama艂. - Nie potrwa d艂ugo, nim za tob膮 pod膮偶臋. - Ruszy艂a dalej wok贸艂 trumny i w stron臋 drzwi, a Elise posz艂a za ni膮.

Przyszli nowi s膮siedzi i wszyscy zebrali si臋 w kuchni. Nigdzie nie widzia艂a ch艂opc贸w, prawdopodobnie znowu woleli wyj艣膰 na zewn膮trz, aby nie musie膰 rozmawia膰 z tyloma nieznajomymi.

Hugo Ringstad stara艂 si臋 by膰 dzielny i przyciszonym tonem prowadzi艂 rozmowy z przyby艂ymi go艣膰mi. Przeprasza艂, 偶e jego ma艂偶onka nie mog艂a si臋 pojawi膰, ale le偶a艂a w 艂贸偶ku. M贸wi艂, 偶e ma s艂abe serce i niewiele mo偶e znie艣膰. S膮siedzi kiwali ze zrozumieniem g艂owami, ale Elise zauwa偶y艂a, 偶e niekt贸rzy z nich wymieniali porozumiewawcze spojrzenia. Najwyra藕niej we wsi by艂o powszechnie wiadomo, 偶e pani Ringstad nie by艂a naj艂atwiejsz膮 osob膮 we wsp贸艂偶yciu.

Niekt贸rzy z przyby艂ych witali si臋 z ni膮 serdecznie, inni udawali, 偶e jej nie dostrzegaj膮. Nie s膮dzi艂a, aby chcieli by膰 przez to niemili, na wsi ludzie nie byli r贸wnie snobistyczni, jak w mie艣cie, ale pewnie nie byli pewni, jak si臋 powinni wobec niej zachowa膰. Wcze艣niej przedstawiono im Signe jako 偶on臋 Emanuela i teraz sami nie wiedzieli, co maj膮 o tym my艣le膰.

Nagle us艂ysza艂a, jak kto艣 wypowiada imi臋 Signe. Nadstawi艂a uszu w nadziei, 偶e uda jej si臋 wychwyci膰 z rozmowy co艣 wi臋cej, i ca艂kiem wyra藕nie us艂ysza艂a, 偶e pan Ringstad wspomina co艣 o telegrafowaniu. Czy wys艂a艂 telegram do Signe, by poinformowa膰 j膮 o 艣mierci Emanuela? Dlaczego to zrobi艂, skoro nie m贸g艂 jej znie艣膰?

Wtedy zez艂o艣ci艂a si臋 na sam膮 siebie. Oczywiste jest, 偶e musia艂 poinformowa膰 o tym Signe, Emanuel by艂 przecie偶 ojcem Sebastiana. Jak daleko by艂o z Eidsvoll do Kongsvingen? Raczej nie uda im si臋 przyby膰 wcze艣niej ni偶 nast臋pnego dnia. Obawia艂a si臋 nadej艣cia tej chwili, wspomnienia o kochance Emanuela nie nale偶a艂y do najprzyjemniejszych.

W ko艅cu ostatni go艣cie opu艣cili Ringstad i mog艂a po艂o偶y膰 si臋 do 艂贸偶ka. To by艂 niesko艅czenie d艂ugi i ci臋偶ki dzie艅, a najgorsze by艂o jeszcze przed ni膮.

4

Nast臋pnego dnia pr贸bowa艂a znale藕膰 si臋 z Kristianem sam na sam. D艂ugo pr贸bowa艂 si臋 wykr臋ca膰, ale w ko艅cu zrozumia艂, 偶e nie ma innego wyj艣cia.

- Kiedy rzek艂o si臋 A, trzeba powiedzie膰 i B - m贸wi膮c to, popchn臋艂a go przed sob膮 do altany. - Nie mo偶esz ot tale, po prostu, da膰 mi do zrozumienia, 偶e us艂ysza艂e艣 co艣 wa偶nego, i na tym zako艅czy膰 temat.

- Stajenny powiedzia艂, 偶e matka Emanuela go bi艂a.

- Bi艂a? - Elise popatrzy艂a na niego, nic nie rozumiej膮c. - Nie bije si臋 doros艂ego syna, zw艂aszcza takiego, kt贸ry jest na w贸zku inwalidzkim.

- Ale ona to w艂a艣nie zrobi艂a. K艂贸cili si臋. Emanuel chcia艂 jecha膰 do Kristianii, ale matka mu zabroni艂a. Powiedzia艂a, 偶e on nie ma czego szuka膰 w艣r贸d biedak贸w znad rzeki Aker i 偶e jeszcze bardziej si臋 rozchoruje, je偶eli tam pojedzie. On, nie zwa偶aj膮c na jej protesty, kaza艂 s艂u偶膮cej spakowa膰 swoje rzeczy, ale wtedy matka wpad艂a w histeri臋. Tak powiedzia艂 stajenny. On i jedna ze s艂u偶膮cych zagl膮dali przez szpar臋 w drzwiach i wszystko widzieli. Pani Ringstad wzi臋艂a szczypce i uderzy艂a go nimi w g艂ow臋, ale potem 偶a艂owa艂a tego, co zrobi艂a, i p艂aka艂a, i by艂a mi艂a. Na koniec Emanuel obieca艂 jej, 偶e jednak nie pojedzie.

Elise by艂a wstrz膮艣ni臋ta. Opowie艣膰 Kristiana zgadza艂a si臋 z tym, co ona sama us艂ysza艂a z ust Emanuela, ale w co ci臋偶ko jej by艂o wcze艣niej uwierzy膰. Nigdy nie widzia艂a, aby pani Ringstad tak zupe艂nie straci艂a nad sob膮 kontrol臋. Tego dnia, kiedy ona i Emanuel oznajmili, 偶e si臋 zar臋czyli, by艂a nieprzyjemna i oskar偶a艂a j膮, 偶e uwiod艂a Emanuela, aby zdoby膰 jego maj膮tek, nie straci艂a wtedy jednak panowania nad sob膮.

- Stajenny powiedzia艂, 偶e to pewnie matki wina, 偶e on zmar艂, i 偶e powinien tu by膰 lensman - ci膮gn膮艂 Kristian.

Elise potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Wydaje mi si臋, 偶e troch臋 przesadza. Gdyby zaistnia艂o jakiekolwiek podejrzenie, 偶e co艣 podobnego mia艂o miejsce, pan Ringstad post膮pi艂by inaczej. Poza tym na g艂owie Emanuela nie by艂o wida膰 偶adnych ran.

- Sk膮d mo偶esz mie膰 t臋 pewno艣膰, skoro on ca艂y czas le偶a艂 z g艂ow膮 na poduszce?

- My艣l臋, 偶e pan Ringstad powiedzia艂by mi o tym.

- 呕e jego 偶ona go zabi艂a? Naprawd臋 my艣lisz, 偶e tobie by o tym powiedzia艂?

- Mo偶e nie wprost, ale s膮dz臋, 偶e zorientowa艂abym si臋 po jego zachowaniu, 偶e co艣 jest nie tak.

- Nie wydaje mi si臋. Nie znasz go a偶 tak dobrze. On pewnie te偶 nie chcia艂, 偶eby Emanuel si臋 z tob膮 o偶eni艂, a teraz poprosi艂 Signe, aby tu przyjecha艂a.

- Jasne, 偶e musz膮 tak zrobi膰, Emanuel jest przecie偶 ojcem Sebastiana. Kristian ruszy艂 w stron臋 wyj艣cia.

- Je偶eli o mnie chodzi, mo偶esz my艣le膰, co chcesz, ale ja nie chc臋 tu zosta膰.

- Co chcesz przez to powiedzie膰? Nie mo偶esz pojecha膰 do domu przed pogrzebem.

- Nie mam takiego zamiaru. Zostan臋 ze wzgl臋du na Emanuela, ale nigdy wi臋cej tu nie przyjad臋.

Elise nic na to nie odpowiedzia艂a. Nie by艂o pewno艣ci, 偶e jeszcze ich tutaj kiedykolwiek zaprosz膮, pomimo tego, co wcze艣niej powiedzia艂 pan Ringstad. Je艣li jest cho膰 cie艅 prawdy w opowie艣ci Kristiana, ojciec Emanuela ma jeszcze mniej do powiedzenia, ni偶 jej si臋 wydawa艂o. To pewnie oznacza, 偶e matka Emanuela jest chora, a on najprawdopodobniej tak bardzo si臋 obawia, 偶e ludzie si臋 o tym dowiedz膮, 偶e we wszystkim jej ust臋puje.

Wci膮偶 panowa艂a ta sama pi臋kna, letnia pogoda, mimo 偶e zmrok zapada艂 teraz wcze艣niej, zapowiadaj膮c rych艂e nadej艣cie jesieni. Postanowi艂a uda膰 si臋 na kr贸tk膮 przechadzk臋 po ogrodzie.

Nagle drgn臋艂a przestraszona na widok ciemnej postaci wy艂aniaj膮cej si臋 zza altany.

- Przestraszy艂a艣 mnie, ciotko Ulrikke - za艣mia艂a si臋, nieco zawstydzona tym, jak 艂atwo j膮 by艂o przestraszy膰.

Ciotka Ulrikke si臋 nie 艣mia艂a.

- Nic dziwnego, 偶e si臋 przestraszy艂a艣 po tym wszystkim, co us艂ysza艂a艣 od Kristiana. Elise poczu艂a, 偶e si臋 rumieni. Ciotka Ulrikke sta艂a pewnie za altan膮 i s艂ysza艂a ich rozmow臋, a to, co powiedzia艂 Kristian, mog艂o by膰 wytworem bujnej wyobra藕ni ch艂opca stajennego, kt贸ry prawdopodobnie pochodzi艂 z biednej rodziny i zazdro艣ci艂 tym, kt贸rym lepiej si臋 powodzi艂o. Nie by艂by jedyny.

- Nie uwierzy艂am w ani jedno jego s艂owo. Ciotka Ulrikke patrzy艂a na ni膮 w milczeniu.

- Dzieci maj膮 tak膮 bujn膮 wyobra藕ni臋, a ch艂opiec stajenny nie wydaje si臋 by膰 du偶o starszy od Kristiana.

Ciotka Ulrikke nadal nic nie m贸wi艂a. Elise popatrzy艂a na ni膮 badawczo.

- Ty chyba w to nie wierzysz?

- Sama nie wiem, w co mam wierzy膰, Elise. Widzia艂am zbyt wiele z艂a w tym maj膮tku, by cokolwiek jeszcze mog艂o mnie zdziwi膰. Jednak je艣li opowie艣膰 stajennego jest prawdziwa, to nie wydaje mi si臋, aby ona zrobi艂a to celowo, pewnie post膮pi艂a tak w chwilowym napadzie w艣ciek艂o艣ci. Niezale偶nie od tego, jak bardzo jest niezr贸wnowa偶ona, kocha艂a swego syna na sw贸j w艂asny, egoistyczny spos贸b. To, 偶e nadal nie wychodzi z sypialni i nie chce si臋 z nikim przywita膰, wskazywa艂oby, 偶e po stracie syna dr臋czy j膮 nie tylko b贸l. Elise przesz艂y ciarki.

- W takim razie jest jej prawdopodobnie bardzo ci臋偶ko. Jakie to musi by膰 okropne zrobi膰 co艣 takiego i wiedzie膰, 偶e nigdy nie b臋dzie mo偶na tego naprawi膰.

- Mog艂aby to naprawi膰, b臋d膮c dobra dla osoby, kt贸r膮 kocha艂 Emanuel. Elise zmiesza艂a si臋, nie wiedzia艂a bowiem, o kogo chodzi ciotce Ulrikke.

- Przecie偶 dobrze wiesz, Elise, 偶e by艂a艣 jedyn膮 osob膮, na kt贸rej Emanuelowi naprawd臋 zale偶a艂o. Marie zdaje sobie z tego spraw臋 i dlatego nie chcia艂a, aby on wr贸ci艂 do Kristianii. By艂a zazdrosna i nie mog艂a si臋 pogodzi膰 z tym, 偶e on kocha inn膮 kobiet臋. Nigdy nie potrafi艂a zrozumie膰, 偶e on jej nie kocha艂 tak, jak powinno si臋 kocha膰 matk臋. Nie bez powodu zaci膮gn膮艂 si臋 do Armii Zbawienia. Chcia艂 by膰 z dala od domu i dopiero gotowo艣膰 po艣wi臋cenia 偶ycia i ch臋膰 pomocy ludziom w potrzebie by艂y wystarczaj膮c膮 wym贸wk膮, aby m贸c znale藕膰 si臋 gdzie indziej.

Elise skin臋艂a g艂ow膮.

- Troch臋 mi o tym opowiedzia艂, ale dopiero teraz zaczynam rozumie膰, 偶e jest jeszcze wiele rzeczy, o kt贸rych nie mia艂am poj臋cia.

- Powinna艣 si臋 cieszy膰, 偶e nie wiedzia艂a艣 wszystkiego. Dorasta艂a艣 w艣r贸d troskliwych ludzi, ci臋偶ko by ci by艂o zrozumie膰, 偶e istnieje tyle z艂a. Hugo zdaje sobie z tego spraw臋, ale woli tego nie zauwa偶a膰. Nie m贸g艂 si臋 jej pozby膰, wi臋c aby przetrwa膰, musia艂 si臋 jako艣 chroni膰.

- Je艣li to prawda, to po艣wi臋ci艂 w tym celu swego w艂asnego syna. Ciotka Ulrikke powoli skin臋艂a g艂ow膮.

- W pewien spos贸b pewnie tak by艂o, ale nie s膮dz臋, aby mia艂 inne wyj艣cie. Jest pod jej wp艂ywem ju偶 od tak d艂ugiego czasu, 偶e wydaje mi si臋, 偶e trudno mu to dostrzec. Jego matka, babka Emanuela, zrozumia艂a to przed swoj膮 艣mierci膮 i bardzo si臋 o niego martwi艂a. Wsp贸艂czu艂am jej.

- Czy ona nie powinna zosta膰 zbadana przez lekarza? - Ju偶 j膮 badali.

- I co powiedzieli?

- Nigdy si臋 tego nie dowiedzia艂am, Hugo nie chcia艂 tego zdradzi膰.

- Ale skoro nie zacz臋to jej leczy膰, to nie mo偶e to by膰 nic powa偶nego.

- Zale偶y. Mo偶e po prostu odm贸wi艂a leczenia - m贸wi膮c to, ciotka westchn臋艂a g艂臋boko. - Ale nie m贸wmy ju偶 o tym. Nie wspomnia艂abym o tym, gdyby nie to, 偶e przypadkiem pods艂ucha艂am, co powiedzia艂 ci Kristian. Mo偶e p贸jdziesz ze mn膮 na kr贸tki spacer i opowiesz mi, co si臋 u was ostatnio wydarzy艂o?

Elise zacz臋艂a opowiada膰 o 艣lubie Hildy, o nowej ksi膮偶ce, nad kt贸r膮 pracowa艂a i z jak膮 niecierpliwo艣ci膮 oczekiwa艂a reakcji redaktora naczelnego na manuskrypt, kt贸ry im dostarczy艂a.

- Wi臋c naprawd臋 my艣lisz, 偶e wy偶yjesz z pisania ksi膮偶ek? - Ciotka Ulrikke powiedzia艂a to bardzo zdziwionym tonem.

- My pewnie damy rad臋 z tego wy偶y膰, ale my艣l臋, 偶e ludzie przyzwyczajeni do lepszego 偶ycia powiedzieliby, 偶e to niemo偶liwe.

- Czy Emanuel wysy艂a艂 ci pieni膮dze, kiedy tu by艂? Elise potrz膮sn臋艂a przecz膮co g艂ow膮.

- Dosta艂am 200 koron od te艣cia. Na twarzy ciotki Ulrikke pojawi艂a si臋 surowa mina.

- Ale da艂am sobie rad臋 - doda艂a pospiesznie. - Dosta艂am 400 koron honorarium, a nie zapominaj, 偶e zarabia艂am 35 koron miesi臋cznie w biurze majstra. Chyba 艂atwo zrozumie膰, co znaczy dla nas 400 koron.

- I masz zamiar mie膰 na utrzymaniu sze艣膰 os贸b i opr贸cz tego wykonywa膰 wszystkie obowi膮zki domowe? Bez nikogo do opieki nad dzie膰mi i bez pomocy domowej? Jak to jest mo偶liwe? Chyba nie mo偶esz pisa膰, kiedy Hugo i Jensine kr臋c膮 ci si臋 mi臋dzy nogami?

- Musz臋. Gdybym mia艂a nadal pracowa膰 w biurze, kto艣 inny musia艂by si臋 nimi zaj膮膰, zarabia艂abym wtedy mniej i nadal mia艂abym tyle samo roboty w domu. Czuj臋, 偶e mam szcz臋艣cie, 偶e znalaz艂am prac臋, w trakcie kt贸rej mog臋 by膰 w domu z dzie膰mi i r贸wnocze艣nie zarabia膰 pieni膮dze.

Ciotka Ulrikke westchn臋艂a.

- Gdybym mia艂a w艂asne pieni膮dze, mog艂abym ci pom贸c, ale niestety tak nie jest.

- Nie mog艂abym przyj膮膰 od ciebie takiej pomocy. Ciotka Ulrikke odwr贸ci艂a si臋 w jej stron臋.

- Dlaczego nie? Jeste艣 przecie偶 cz艂onkiem mojej rodziny.

- Nauczono mnie radzi膰 sobie samej i by膰 z tego dumn膮. My艣l臋, 偶e mama wola艂aby raczej umrze膰 z g艂odu, ni偶 przyj膮膰 zapomog臋. Wstydz臋 si臋 teraz, 偶e przyj臋艂am pieni膮dze od te艣cia, ale potraktowa艂am je jak pieni膮dze, kt贸re w艂a艣ciwie Emanuel powinien by艂 do艂o偶y膰 do czynszu, opa艂u i jedzenia.

- Duma jest cnot膮, ale umiej臋tno艣膰 przyjmowania te偶 jest sztuk膮. Jak obie wiemy, dobra na tym 艣wiecie s膮 nier贸wno rozdzielone i przez to niekt贸rzy s膮 zmuszeni przyjmowa膰, a inni dawa膰. Tak ju偶 jest w 偶yciu.

- Nie tak powinno by膰. Ciotka Ulrikke nic nie odpowiedzia艂a, stan臋艂a w miejscu i zdawa艂a si臋 nas艂uchiwa膰. Dosz艂y ju偶 prawie do domu, jedynie wielkie drzewo morelowe zas艂ania艂o im widok na podw贸rze i podjazd. Elise zerkn臋艂a na ni膮 k膮tem oka.

- Co艣 si臋 sta艂o?

- Wydawa艂o mi si臋, 偶e s艂ysz臋 g艂osy.

- Ca艂y czas kto艣 przyje偶d偶a i odje偶d偶a, mam wra偶enie, 偶e ca艂a wie艣 chce po偶egna膰 Emanuela.

- Chcia艂am powiedzie膰, 偶e s艂ysza艂am g艂osy pewnych konkretnych os贸b. Elise popatrzy艂a na ni膮, nic nie rozumiej膮c.

- Kto艣 znajomy? Ciotka Ulrikke postawi艂a lask臋 twardo na ziemi i ruszy艂a dalej.

- Kto艣, kto nie ma tu czego szuka膰! Ona przynios艂a tylko nieszcz臋艣cie Emanuelowi i Hugo. Cieszy艂am si臋, kiedy rzuci艂y si臋 sobie z Marie do garde艂 i odes艂ano j膮 st膮d, ale potem nie wierzy艂am w艂asnym uszom, kiedy us艂ysza艂am, 偶e ona przyby艂a tu z wizyt膮 zar贸wno zim膮, jak i wiosn膮 i za ka偶dym razem zosta艂a dobrze przyj臋ta.

- M贸wisz o Signe?

- A o kim innym? - Ciotka Ulrikke obr贸ci艂a si臋 w jej stron臋. - Czy to nie jest zadziwiaj膮ce, 偶e Emanuel zainteresowa艂 si臋 dziewczyn膮 tak podobn膮 do jego matki? Nasz wielki pisarz Henryk Ibsen pisa艂 w jednej ze swych sztuk o zem艣cie losu, kt贸rej nikt nie potrafi unikn膮膰. Gdy to czyta艂am, pomy艣la艂am o Emanuelu, Marie i Signe. Jak m贸g艂 on, kt贸ry widzia艂 najgorsze strony swej matki, wda膰 si臋 w zwi膮zek z kobiet膮 o tak podobnym charakterze?

- To Signe zrobi艂a wszystko, co w jej mocy, aby go uwie艣膰. Ciotka Ulrikke prychn臋艂a pogardliwie.

- Uwie艣膰 go! Chyba nie wierzysz w takie bzdury? Czy on nie mia艂 swojego rozumu? Elise nie zrozumia艂a, co ciotka chcia艂a przez to powiedzie膰. Nie mia艂a te偶 ochoty o tym dalej rozmawia膰.

- S艂ysza艂am, 偶e te艣膰 wys艂a艂 do niej telegram. Musia艂 tak zrobi膰, ona jest przecie偶 matk膮 syna Emanuela.

- Musia艂! - powt贸rzy艂a ciotka Ulrikke g艂osem pe艂nym pogardy. - To Marie tego za偶膮da艂a, za艂o偶臋 si臋, 偶e tak by艂o.

Obesz艂y drzewo morelowe i ujrza艂y w贸z stoj膮cy przed wej艣ciem. Ku swemu zaskoczeniu Elise ujrza艂a pani膮 Ringstad, kt贸ra u艣miechni臋ta i Z wyci膮gni臋tymi ramionami wita艂a go艣ci.

W tym samym momencie u艣wiadomi艂a sobie, 偶e ma na sobie przerobion膮 sukienk臋 Signe. Prawdopodobnie to nowy kapelusz z niebieskimi kwiatkami sprawi艂, 偶e pani Ringstad jej nie pozna艂a, ale Signe z pewno艣ci膮 to zauwa偶y...

- Rozumiesz teraz? - kwa艣no powiedzia艂a ciotka Ulrikke. - Ta przyt艂oczona 偶alem, s艂abowita matka nagle odzyska艂a si艂y, aby wsta膰 z 艂贸偶ka...

5

Elise sz艂a na spotkanie Signe z nieprzyjemnym uczuciem.

Sebastian zasn膮艂 na ramieniu swej opiekunki, kt贸ra od razu wnios艂a go do 艣rodka. Czy Signe naprawd臋 musia艂a zabra膰 go ze sob膮? Ona mia艂a przecie偶 do pomocy przy dziecku opiekunk臋, s艂u偶膮ce i nawet rodzic贸w. Dzieci i tak nie mog艂y uczestniczy膰 w pogrzebie, nie powinny te偶 ogl膮da膰 zmar艂ych. Na pewno zrobi艂a to celowo, aby m贸c u偶y膰 go przeciwko synowi Elise, Hugo, kt贸ry w艂a艣ciwie nie by艂 w og贸le zwi膮zany z rodzin膮 Ringstad.

- Elise? I ciotka Ulrikke? Tak dobrze widzie膰 was obie. - Signe wyj臋艂a chusteczk臋 i wytar艂a kilka fez, nim si臋 z nimi przywita艂a. Elise by艂a przekonana, 偶e jej oczy by艂y ca艂y czas suche.

- Tak mi艂o widzie膰 ci臋 w mojej niebieskiej sukience, Elise! I jaka偶 szkoda, 偶e spotykamy si臋 przy tak smutnej okazji. Podczas mojej ostatniej wizyty by艂am przekonana, 偶e Emanuelowi si臋 poprawia. Uk艂ada艂 wtedy plany na przysz艂o艣膰, marzy艂 o tym, by z czasem rozwin膮膰 interes i wyrobi膰 sobie renom臋 w Kristianii. Nie do wiary, 偶e tak nagle mog艂o si臋 mu tak bardzo pogorszy膰.

Pani Ringstad zrobi艂a surow膮 min臋.

- Dobrze wiesz, jaki by艂 tego pow贸d, Signe. Wyrzucono go z w艂asnego domu, jego 偶ona nie chcia艂a go zna膰, dop贸ki nie uzna, 偶e to ona jest g艂ow膮 domu. Odebra膰 kalekiemu m臋偶czy藕nie reszt臋 pozosta艂ego mu poczucia dumy, to jakby odebra膰 mu 偶ycie.

Mimo oburzenia, Elise poczu艂a ogromne zdziwienie. Emanuel wi臋c jednak opowiedzia艂 matce, czego dotyczy艂a ich k艂贸tnia.

Ciotka Ulrikke wygl膮da艂a, jakby za chwil臋 mia艂a wybuchn膮膰. - Chyba powinna艣 si臋 troch臋 opanowa膰, Marie! Dobrze wiesz, 偶e to nieprawda! Z tego co s艂ysza艂am, Emanuelowi pogorszy艂o si臋 z zupe艂nie innego powodu.

Elise zobaczy艂a, 偶e te艣ciowa nagle zupe艂nie poblad艂a na twarzy, po czym obr贸ci艂a si臋 na pi臋cie i wbieg艂a do 艣rodka, wydaj膮c z siebie dziwne, na wp贸艂 zduszone d藕wi臋ki, kt贸re bardziej przywodzi艂y na my艣l napad w艣ciek艂o艣ci ni偶 p艂aczu.

Elise patrzy艂a to na ciotk臋 Ulrikke, to na Signe.

- Wydaje mi si臋, 偶e ze wzgl臋du na szacunek dla zmar艂ego powinny艣my stara膰 si臋 unika膰 konflikt贸w przez t臋 kr贸tk膮 chwil臋, kiedy jeste艣my tu razem. Nie martw si臋, Signe, zaraz po pogrzebie zabior臋 ze sob膮 dzieci i wr贸cimy do Kristianii. Skoro nie jestem mile widziana w Ringstad, to nic tu po mnie.

Zaraz potem zostawi艂a je obie i posz艂a do kuchni, 偶eby sprawdzi膰, czy s膮 tam ch艂opcy. Do pogrzebu postanowi艂a trzyma膰 si臋 z daleka zar贸wno od pani Ringstad, Signe, jak i od ciotki Ulrikke. Wiedzia艂a, 偶e ciotka, wzi臋艂a jej stron臋, ale uwa偶a艂a, 偶e to wstyd, by doro艣li ludzie urz膮dzali awantury, kiedy zebrali si臋, aby po偶egna膰 kogo艣, kto odszed艂 z tego 艣wiata.

呕adnej z nich nie zobaczy艂a do czasu, kiedy wszyscy zebrali si臋 w kuchni na obiad. Signe by艂a weso艂a jak skowronek, pani Ringstad dosz艂a do siebie i zdawa艂a si臋 nie pami臋ta膰, 偶e niedawno by艂a chora. Ciotka Ulrikke wygl膮da艂a jak furia, a Kristian siedzia艂 z pochylon膮 g艂ow膮 i zaci艣ni臋tymi ustami. Jedynie Peder, Evert i pan Ringstad wygl膮dali tak, jak powinni wygl膮da膰 ludzie czuj膮cy 偶al po odej艣ciu kochanej osoby. Jako 偶e ciotka Ulrikke wygl膮da艂a na zagniewan膮, Peder najwyra藕niej uwa偶a艂, 偶e znikn膮艂 jedyny jasny punkt tego dnia. Evert mia艂 zaczerwienione oczy, pan Ringstad za艣 siedzia艂 powa偶ny i ponury, prawie nie tkn膮艂 jedzenia, a kiedy kto艣 si臋 do niego zwraca艂 odpowiada艂 p贸艂s艂贸wkami.

Jedynymi osobami, kt贸re zdawa艂y si臋 nieporuszone ostatnimi wydarzeniami, by艂y najm艂odsze dzieci, Signe oraz pani Ringstad.

Elise wiedzia艂a, 偶e wiele os贸b zachowywa艂o si臋 zaskakuj膮co normalnie i zdawa艂oby si臋 beztrosko po nag艂ej i niespodziewanej stracie bliskiej osoby. Wynika艂o to z tego, 偶e nie potrafili poj膮膰 tego, co si臋 sta艂o. Pr贸bowa艂a przekona膰 sam膮 siebie, 偶e dotyczy艂o to r贸wnie偶 jej te艣ciowej, ale nie potrafi艂a w to uwierzy膰. Nie by艂o innej mo偶liwo艣ci, matka zawsze przecie偶 cierpi po stracie swego jedynego dziecka.

Na obiad podano kotlety z sosem, m艂ode ziemniaki i duszon膮 kapust臋, lecz mimo to Elise nie da艂a rady prze艂kn膮膰 zbyt wiele. Nawet Peder nie jad艂 du偶o, Jensine i Hugo mieli za to dobry apetyt.

Przez d艂u偶sz膮 chwil臋 przy stole panowa艂a cisza, tylko Signe i pani Ringstad rozmawia艂y ze sob膮 przyciszonymi g艂osami. M贸wi艂y tak cicho, 偶e Elise, kt贸ra siedzia艂a po drugiej stronie sto艂u, z trudno艣ci膮 s艂ysza艂a ich s艂owa. W ko艅cu jednak zrozumia艂a, 偶e dyskutowa艂y o tym, co za艂o偶膮 na pogrzeb.

Peder od艂o偶y艂 n贸偶 i widelec. Elise widzia艂a, 偶e si臋 stara艂, 偶eby kulturalnie je艣膰.

- Sk膮d mo偶emy wiedzie膰, 偶e on si臋 jutro nie obudzi? Elise pos艂a艂a mu surowe spojrzenie.

- Doktor go widzia艂, Pederze, on wie, czy kto艣 偶yje, czy nie.

- Nie s艂ysza艂a艣 o bracie Eugena? Kiedy zanosili trumn臋 na cmentarz, odkryli, 偶e on jednak nie by艂 martwy.

Elise skin臋艂a g艂ow膮.

- Wiem o tym, ale on by艂 z biednej rodziny, na pewno nie by艂o ich sta膰, 偶eby wezwa膰 doktora.

Wiedzia艂a, 偶e to nie by艂a prawda, ale musia艂a powiedzie膰 co艣, co zamkn臋艂oby mu usta. Ciotka Ulrikke wydawa艂a si臋 wstrz膮艣ni臋ta jego s艂owami.

- Chyba znowu co艣 zmy艣lasz, Pederze. Spojrza艂 na ni膮 i powa偶nie potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

- Oni po艂o偶yli mu na powiekach dwa pieni膮偶ki, 偶eby oczy si臋 nie otworzy艂y, ale potem zobaczyli, 偶e pieni膮偶ki znikn臋艂y.

Ciotka Ulrikke pos艂a艂a Elise pytaj膮ce spojrzenie.

- To nie mo偶e by膰 prawda? Elise niespokojnie poruszy艂a si臋 na swym miejscu.

- Hilda mi o tym opowiedzia艂a, ale mo偶liwe, 偶e to tylko wymys艂 dzieci.

- To tak nie jest - powiedzia艂 oburzonym tonem Peder. - Eugen sam mi o tym opowiedzia艂. Matka tak bardzo si臋 przestraszy艂a, 偶e a偶 zacz臋艂a krzycze膰 ze strachu.

W tym momencie do rozmowy w艂膮czy艂 si臋 Evert.

- Dlaczego zacz臋艂a krzycze膰? Nie ucieszy艂a si臋, 偶e jej syn jednak nie by艂 martwy?

- Jasne, 偶e tak, g艂upi. Ka偶da matka p艂acze, kiedy jej syn umiera, ale ona s膮dzi艂a, 偶e on zamieni艂 si臋 w ducha.

Elise obrzuci艂a pani膮 Ringstad szybkim spojrzeniem, ale natychmiast odwr贸ci艂a wzrok. Zd膮偶y艂a mimo to zauwa偶y膰, 偶e kobieta przys艂uchiwa艂a si臋 ich rozmowie, a na jej twarzy pojawi艂 si臋 dziwny wyraz.

Ciotka Ulrikke zwr贸ci艂a si臋 do pana Ringstad.

- My艣l臋, 偶e powiniene艣 wezwa膰 doktora jeszcze raz, dla pewno艣ci. Pan Ringstad zdawa艂 si臋 g艂臋boko zamy艣lony, jakby pogr膮偶ony by艂 w czarnych my艣lach. W tym momencie spojrza艂 na ni膮 roztargnionym wzrokiem. - Dlaczego mia艂by przyj艣膰 raz jeszcze?

- Aby mie膰 pewno艣膰, 偶e Emanuel naprawd臋 jest martwy, a nie tylko tak wygl膮da. Pan Ringstad westchn膮艂 g艂臋boko.

- Nie musisz si臋 tego obawia膰, ciotko. Mimo 偶e odda艂bym lata swego 偶ycia, aby to nie by艂a prawda.

Peder otworzy艂 usta, aby co艣 powiedzie膰, ale Elise zd膮偶y艂a go powstrzyma膰. Widzia艂a po nim, 偶e chcia艂by, aby pan Ringstad wyja艣ni艂, co ma na my艣li.

- Sko艅cz je艣膰, Pederze. Jak zjecie wszystko, b臋dziecie mogli odej艣膰 od sto艂u. Te dni s膮 inne ni偶 zwykle.

Ch艂opcy pospiesznie doko艅czyli, co mieli na talerzach, i wstali z miejsca. Uk艂onili si臋, dzi臋kuj膮c za jedzenie i szybko opu艣cili kuchni臋.

Po kr贸tkiej chwili drzwi ponownie si臋 otworzy艂y i pojawi艂 si臋 Sebastian ze swoj膮 opiekunk膮. Na widok tylu obcych os贸b wok贸艂 sto艂u zawaha艂 si臋, jakby mia艂 ochot臋 wybiec znowu na zewn膮trz, ale w tym samym momencie jego wzrok pad艂 na Elise i jego twarz rozja艣ni艂 jeden, wielki u艣miech.

Biegiem ruszy艂 w jej stron臋, a ona wzi臋艂a go na kolana, wzruszona tym, jak si臋 ucieszy艂 ze spotkania. Nie przypuszcza艂a, 偶e b臋dzie j膮 pami臋ta艂 po tak d艂ugim czasie.

- Witaj, Sebastianie, tak mi艂o ci臋 znowu widzie膰 - powiedzia艂a, u艣miechaj膮c si臋 do niego. - Spa艂e艣?

Skin膮艂 g艂ow膮. - W 艂贸偶ku taty.

Hugo i Jensine do tej pory siedzieli cicho. Po chwili jednak Hugo si臋 o偶ywi艂, ze艣lizgn膮艂 si臋 na ziemi臋 i ruszy艂 w stron臋 Sebastiana.

- Bastian, Bastian! Wtedy powietrze przeszy艂 ostry g艂os Signe:

- Sebastian b臋dzie teraz jad艂, dzieciom nie wolno mu przeszkadza膰.

- Musisz troch臋 zaczeka膰, Hugo - wyja艣ni艂a mu Elise. - Sebastian musi najpierw zje艣膰. Hugo zatrzyma艂 si臋 na chwil臋, ale nie przestawa艂 powoli przemyka膰 si臋 coraz bli偶ej Sebastiana, z chytr膮 min膮 na twarzy.

- Hugo! - krzykn臋艂a Elise ostrzejszym tonem ni偶 zazwyczaj. - Chyba s艂ysza艂e艣, co powiedzia艂am?

Nie wydawa艂o si臋 jednak, by Hugo mia艂 ochot臋 jej pos艂ucha膰.

- Czy twoje dzieci nie maj膮 za grosz manier? - powiedzia艂a k膮艣liwie Signe. - Najpierw pozwalasz swym braciom rozmawia膰 przy stole, jakby byli doro艣li, a potem dopuszczasz, aby tw贸j syn podszed艂 do Sebastiana, mimo 偶e powiedzia艂am wyra藕nie, by tego nie robi艂! Co za brak wychowania!

Elise zdj臋艂a Sebastiana z kolan i wsta艂a z miejsca. Chwyci艂a Hugo i bez s艂owa wynios艂a go z kuchni. Ch艂opiec zacz膮艂 krzycze膰, wierzga膰 nogami i r臋kami tak mocno, 偶e niemal nie mog艂a go utrzyma膰. Zamykaj膮c za sob膮 drzwi, znowu us艂ysza艂a g艂os Signe:

- Nie mo偶na oczekiwa膰 nic innego od ludzi tak niskiego pochodzenia, ale ona mimo wszystko by艂a 偶on膮 Emanuela i powinna by艂a troch臋 si臋 nauczy膰.

Elise pr贸bowa艂a uspokoi膰 Hugo, ale on by艂 w wyj膮tkowo buntowniczym nastroju, nie pami臋ta艂a, aby kiedykolwiek wcze艣niej tak si臋 zachowywa艂. By膰 mo偶e wyczu艂 niezwyk艂y nastr贸j panuj膮cy przy stole, wrogie nastawienie Signe i b贸l, kt贸ry spowija艂 ca艂y dom. Dzieci, nawet je艣li nie rozumia艂y, co si臋 dzieje, potrafi艂y to instynktownie wyczu膰 i nie pozostawa艂y na to oboj臋tne. Wzi臋艂a go ze sob膮 do stajni w nadziei, 偶e si臋 uspokoi, kiedy zobaczy konie.

Podeszli do wielkiego ogiera, kt贸ry sta艂 w boksie na ko艅cu stajni.

- Zobacz, jaki wspania艂y ko艅, to ojciec tego 藕rebaka, kt贸rego widzia艂e艣 wczoraj.

- Czy on nie jest martwy? - spyta艂 cienkim g艂osikiem.

- Nie, on jest 偶ywy, dlaczego o to pytasz? - Nie pr贸bowa艂a wcze艣niej wyja艣ni膰 mu choroby i 艣mierci Emanuela, uwa偶a艂a, 偶e jest na to za ma艂y. Jeszcze przyjdzie na to czas.

- M贸j tata jest martwy - powiedzia艂 spokojnie, jakby to by艂a najnaturalniejsza rzecz na 艣wiecie.

- Owszem, tw贸j tata nie 偶yje, ale masz Kristiana, Pedera, Everta i Jensine, no i masz mnie. Hugo roze艣mia艂 si臋 szcz臋艣liwy.

- Moja mama! - Przycisn膮艂 sw贸j policzek do jej twarzy i poca艂owa艂 j膮 w usta. Elise 艣mia艂a si臋 razem z nim.

- M贸j ty ma艂y dziwaku. Za kilka dni wr贸cimy do domu i wtedy wszyscy b臋d膮 weseli i mili dla siebie nawzajem.

- I Peder wraca do domu, i Kristian, i Evert, i Jensine.

- Tak, wszyscy razem. - I ciocia Uljike? Elise si臋 roze艣mia艂a.

- Ciotka Ulrikke? Chcesz, 偶eby ona te偶 wr贸ci艂a z nami do domu? Hugo skin膮艂 g艂ow膮.

- Ciotka Uljikke ma duzio kwiatk贸w na kapelusiu. - Potarga艂 w艂osy Elise, jakby chcia艂 zilustrowa膰, jak wygl膮da kapelusz ciotki.

Postawi艂a go z powrotem na ziemi.

- Chod藕my teraz z powrotem do domu zobaczy膰, czy Sebastian sko艅czy艂 je艣膰. Wiem, 偶e ch臋tnie by si臋 z tob膮 pobawi艂.

Hugo si臋 o偶ywi艂 i biegiem ruszy艂 w kierunku wyj艣cia.

- Hugo bawi si臋 z Bastianem.

Jednak kiedy wr贸cili do kuchni, nie zastali tam nikogo pr贸cz Olaug, kt贸ra sprz膮ta艂a ze sto艂u. Elise spojrza艂a na ni膮 zdziwiona.

- Wiesz, gdzie jest Sebastian? Olaug kontynuowa艂a prac臋, nie podnosz膮c nawet wzroku, a jej twarz przybra艂a zaci臋ty wyraz.

- S艂ysza艂am, jak pani m贸wi艂a, 偶e id膮 do ogrodu. Powiedzia艂a, 偶e ma nadziej臋, 偶e pozosta艂e dzieci zostan膮 w stajni.

Elise zrozumia艂a ju偶 wcze艣niej, 偶e Olaug nie uk艂ada艂o si臋 zbyt dobrze z pani膮 Ringstad. Ona pochodzi艂a ze wschodniej cz臋艣ci Kristianii, ale jej rodzina kilka lat wcze艣niej przenios艂a si臋 do Hamar. Zosta艂a polecona pani Ringstad przez jej dobrych znajomych.

Poczu艂a, jak wzbiera w niej z艂o艣膰. Jej te艣ciowa mia艂a wi臋c nadziej臋, 偶e inne dzieci b臋d膮 trzyma膰 si臋 z dala, 偶eby ona mog艂a w spokoju sp臋dza膰 czas z synem Signe! W jaki spos贸b uda艂o si臋 Signe tak dobrze u艂o偶y膰 sobie stosunki z matk膮 Emanuela, po tym, jak by艂y pok艂贸cone na 艣mier膰 i 偶ycie? Signe zosta艂a wyrzucona za drzwi, kiedy nie potrafi艂a si臋 pohamowa膰, i zachowa艂a si臋 nieprzyzwoicie, teraz jednak wygl膮da艂o na to, 偶e mi臋dzy nimi panowa艂a czysta idylla. Olaug najwyra藕niej odgad艂a emocje Elise po wyrazie jej twarzy.

- Nie ma si臋 czym przejmowa膰, pani Ringstad - wymamrota艂a cicho. - Ona nie jest do ko艅ca taka, jak inni ludzie. Lepiej b臋dzie, je艣li p贸jdzie pani do pana Ringstad, jemu jest teraz bardzo ci臋偶ko, biedakowi.

Elise skin臋艂a g艂ow膮.

- Wiesz, gdzie on jest?

- Powinien by膰 w ogrodzie warzywnym, to tam zazwyczaj chodzi, kiedy jest w z艂ym nastroju. Kristian przyszed艂 tu po Jensine, poszli chyba razem bawi膰 si臋 w oborze.

Elise skin臋艂a g艂ow膮 i znowu wzi臋艂a ze sob膮 Hugo na zewn膮trz.

- Pobawimy si臋 razem z Jensine i ch艂opcami, Hugo. Sebastian przyjdzie troch臋 p贸藕niej.

- Hugo bawi si臋 z Bastianem zaraz! - powiedzia艂 zdecydowanym tonem i zacz膮艂 i艣膰 w kierunku schod贸w do ogrodu.

Chwyci艂a go za rami臋.

- Nie, Hugo, nie mo偶esz si臋 teraz bawi膰 z Sebastianem, musimy najpierw znale藕膰 Jensine i ch艂opc贸w.

- Nie! - w jego oczach czai艂a si臋 przekora. - Z Bastianem. Wzi臋艂a go na r臋ce, ale on wi艂 si臋 jak w膮偶, kopa艂, napina艂 swe cia艂o, niemal nie da艂o si臋 go uspokoi膰. W ko艅cu musia艂a ust膮pi膰, postawi艂a go na ziemi i pozwoli艂a mu pobiec. Gdy zobaczy, 偶e za nim nie idzie, na pewno zawr贸ci.

Tak si臋 jednak nie sta艂o. Przez chwil臋 sta艂a bezradnie, nie wiedz膮c, co robi膰. Nie chcia艂a do艂膮czy膰 do pani Ringstad i Signe, a Hugo nie da艂o si臋 zatrzyma膰.

Us艂ysza艂a za sob膮 kroki i odwr贸ci艂a si臋 gwa艂townie. Zbli偶a艂 si臋 do niej pan Ringstad, przygarbiony, z ramionami do ziemi i g艂臋bokimi zmarszczkami na twarzy. Tak bardzo by艂 inny ni偶 ten imponuj膮cy, 偶wawy m臋偶czyzna, kt贸rego zna艂a jako ojca Emanuela, 偶e a偶 poczu艂a uk艂ucie w sercu.

- Sama tu jeste艣? - spyta艂 bezbarwnym g艂osem.

- Pr贸bowa艂am zabra膰 ze sob膮 Hugo do obory, do innych dzieci, ale on koniecznie chcia艂 p贸j艣膰 do ogrodu, znale藕膰 Sebastiana. Na pewno gdzie艣 pob艂膮dzi, wi臋c pewnie za chwil臋 us艂ysz臋 jego p艂acz.

- Nic dziwnego, 偶e chce si臋 bawi膰 z dzie膰mi w swoim wieku. Poznali si臋 w zesz艂ym roku, prawda?

- Tak, Sebastian mieszka艂 u nas w domu przez jaki艣 czas, ale my艣la艂am, 偶e zapomnieli o sobie nawzajem.

Zatrzyma艂 si臋 i popatrzy艂 na ni膮.

- Szkoda, 偶e nie zosta艂 u ciebie w domu, Elise. U艣miechn臋艂a si臋 troch臋 niepewnie, nie rozumiej膮c, co chcia艂 przez to powiedzie膰.

- Wtedy m贸g艂by z czasem wyrosn膮膰 na porz膮dnego cz艂owieka.

- Odwzajemni艂 jej u艣miech, ale wyraz jego oczu pozosta艂 taki sam. Po jego pokrytej zmarszczkami twarzy przemkn膮艂 gorzki cie艅.

Elise nie wiedzia艂a, co powiedzie膰. Wydawa艂o jej si臋, 偶e w ci膮gu ostatnich dni jeszcze bardziej si臋 postarza艂. Czy mog艂o mie膰 to zwi膮zek z przyjazdem Signe? Podszed艂 bli偶ej.

- Przepraszam za to, co zasz艂o dzisiaj podczas obiadu, Elise, ale pewnie ju偶 dawno temu zorientowa艂a艣 si臋, jaka ona jest.

Skin臋艂a g艂ow膮.

- Tak, u艣wiadomi艂am to sobie, kiedy zostawi艂a u nas Sebastiana oraz potem, kiedy przyjecha艂a po niego i w艣ciek艂a si臋, poniewa偶 jej rodzice ju偶 to wcze艣niej zrobili. 呕al mi Emanuela, a tak偶e ciebie, 偶e on si臋 w niej zakocha艂.

- Kto艣 kiedy艣 powiedzia艂, 偶e m臋偶czyzna cz臋sto 偶eni si臋 z kobiet膮, kt贸ra przypomina jego matk臋, ale zawsze my艣la艂em, 偶e dzieje si臋 tak z powodu mi艂o艣ci do matki.

A wi臋c on by艂 tego samego zdania, co ciotka Ulrikke. Poczu艂a si臋 zmieszana, s艂uchaj膮c jego zwierze艅. Gdyby mia艂a by膰 zupe艂nie szczera, powinna wesprze膰 go, m贸wi膮c, 偶e wie i rozumie. Czu艂a jednak, 偶e s艂owa uwieraj膮 jej w gardle.

- Widz臋, 偶e czujesz si臋 niezr臋cznie z mojego powodu, nie to mia艂em na celu, chcia艂bym jednak, aby ona trzyma艂a si臋 od nas z daleka. Marie nam贸wi艂a mnie, by wys艂a膰 jej telegram, nie s膮dzi艂em jednak, 偶e przyjedzie. Niekt贸rzy z naszych s膮siad贸w nadal my艣l膮, 偶e ona by艂a 偶on膮 Emanuela, i pewnie zrobi膮 du偶e oczy ze zdziwienia, kiedy dowiedz膮 si臋 prawdy. To mo偶e sta膰 si臋 skaz膮 na opinii Emanuela i b臋dzie te偶 dosy膰 nieprzyjemne dla niej samej, ale co ja mog臋 na to poradzi膰? - Pos艂a艂 jej bezradne spojrzenie.

W jaki spos贸b m臋偶czyzna, i to w艂a艣ciciel wielkiego gospodarstwa, powa偶any i wp艂ywowy w swojej wsi, m贸g艂 by膰 tak s艂aby? Mog艂aby to zrozumie膰, gdyby chodzi艂o o kobiet臋, ujarzmion膮 przez swojego brutalnego m臋偶a, kt贸ry j膮 tyranizuje, ale pan Ringstad by艂 pot臋偶nym i silnym m臋偶czyzn膮, i na dodatek to on by艂 w艂a艣cicielem gospodarstwa i maj膮tku. M贸g艂by j膮 wyp臋dzi膰, je偶eli nie potrafi艂by z ni膮 wytrzyma膰, takie rzeczy dzia艂y si臋 wcze艣niej i nie trzeba by艂o z tego powodu wyst臋powa膰 o rozw贸d. M贸g艂 odm贸wi膰 jej przebywania pod tym samym dachem. Co sprawi艂o, 偶e pozwoli艂 jej nie tylko zosta膰, ale r贸wnie偶 przej膮膰 rz膮dy?

Ciotka Ulrikke mia艂a najwyra藕niej racj臋. Pewnie nie poradzi艂by sobie z ci臋偶arem opinii s膮siad贸w ze wsi, gdyby dowiedzieli si臋, 偶e gospodyni Ringstad nie jest ca艂kiem taka sama, jak inne kobiety. Woli pewnie znosi膰 jest kaprysy, wytrzymywa膰 jej niedorzeczne humory, a kiedy jest naprawd臋 藕le, wychodzi膰 do ogrodu warzywnego.

- Nie masz nic do powiedzenia na ten temat? - spojrza艂 na ni膮 zrozpaczonym wzrokiem.

- My艣l臋 o twoim pytaniu. Skoro te艣ciowa chcia艂a, aby艣 wys艂a艂 ten telegram, to nie mia艂e艣 innego wyj艣cia.

Spojrza艂 jej g艂臋boko w oczy.

- Naprawd臋 my艣lisz, 偶e nie mia艂em innego wyj艣cia? Potrz膮sn臋艂a przecz膮co g艂ow膮.

- Teraz nie. Mo偶e przed dwudziestoma, trzydziestoma laty. Skin膮艂 g艂ow膮.

- Musisz uwa偶a膰, 偶eby艣 nigdy nie dosta艂a si臋 w szpony takich ludzi, Elise. Przera偶aj膮ce jest to, 偶e nie zauwa偶a si臋 tego od razu, a dopiero po up艂ywie jakiego艣 czasu. S膮 wylewni i serdeczni, zdaj膮 si臋 kocha膰 innych, 艂atwo nawi膮zuj膮 kontakt z lud藕mi, s膮 czaruj膮cy i otwarci. Moi przyjaciele gratulowali mi, 偶e znalaz艂em tak pi臋kn膮 i ujmuj膮c膮 偶on臋, jedyna osoba, kt贸ra nie uleg艂a do ko艅ca jej urokowi, to by艂a moja matka. Na 艂o偶u 艣mierci powiedzia艂a mi, 偶e martwi艂a si臋 ju偶 od pierwszego dnia, kiedy pozna艂a Marie, ale ja zbywa艂em j膮 tylko 艣miechem i z艂o艣ci艂em si臋, kiedy ostro偶nie pr贸bowa艂a da膰 mi do zrozumienia, 偶e powinienem zaczeka膰 z zawarciem ma艂偶e艅stwa. Z czasem, kiedy do艣wiadczy艂em na w艂asnej sk贸rze, 偶e matka mia艂a racj臋 i zwierzy艂em si臋 z tego memu ojcu, on nie chcia艂 uwierzy膰, 偶e Marie taka jest.

Elise zmarszczy艂a czo艂o.

- Czy to choroba? Hugo Ringstad w zamy艣leniu potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

- Nie wiem tego. Rozmawia艂em z doktorem, medycyna nie ma na to wyja艣nienia. To, co jest wsp贸lne dla talach ludzi, to, 偶e nie potrafi膮 dostrzec konsekwencji swojego post臋powania, jak r贸wnie偶 偶e wydaj膮 si臋 nie odczuwa膰 wyrzut贸w sumienia. Wszystko z艂e, co si臋 dzieje w ich 偶yciu, jest zawinione przez kogo艣 innego, samych siebie postrzegaj膮 oni jako ca艂kowicie bez winy. Wielu z nich staje si臋 jeszcze gorszych pod wp艂ywem alkoholu, wielu m臋偶czyzn staje si臋 wtedy brutalnych. Jest pewnie wiele nieszcz臋艣liwych 偶on, kt贸re cierpi膮 w milczeniu. Nie o艣miel膮 si臋 powiedzie膰 nikomu, 偶e m膮偶 je bije i poni偶a, a nie mog膮 te偶 uciec, bo nie mia艂yby z czego 偶y膰. Zreszt膮 taki ma艂偶onek i tak pewnie odszuka艂by je i zmusi艂 do powrotu.

Elise przeszed艂 dreszcz.

- Emanuel taki nie by艂.

- Na szcz臋艣cie, ale mimo tego by艂 ofiar膮 szale艅stwa swej matki. Jej stan mia艂 na niego spory wp艂yw, sprawia艂, 偶e sta艂 si臋 tch贸rzem, tak samo jak ja. Po tym, jak zachorowa艂, zauwa偶y艂em, 偶e przej膮艂 po niej roszczeniowy stosunek do 艣wiata oraz zwyczaj obwiniania innych.

Elise skin臋艂a g艂ow膮.

- To prawda. Ca艂kiem niedawno pomy艣la艂am sobie, 偶e si臋 zmieni艂. Emanuel, kt贸ry by艂 u nas na pocz膮tku lata, nie by艂 tym samym dzielnym oficerem Armii Zbawienia, kt贸rego pozna艂am ponad trzy lata temu.

Pomi臋dzy nimi zaleg艂a cisza.

- Jak si臋 powodzi temu arty艣cie, z kt贸rym by艂a艣 zar臋czona, nim pozna艂a艣 Emanuela? - Pytanie zosta艂o postawione ostro偶nym tonem, jakby nie mia艂 pewno艣ci, czy mo偶e o to spyta膰.

- Przebywa teraz w Pary偶u i z tego, co mi si臋 wydaje, znalaz艂 sobie francusk膮 towarzyszk臋.

- Przykro mi to s艂ysze膰. Obrzuci艂a go zdziwionym spojrzeniem. Jak m贸g艂 tak powiedzie膰, by艂 przecie偶 ojcem Emanuela. Westchn膮艂 ci臋偶ko.

- M贸wi si臋, p贸ki 艣mier膰 nas nie roz艂膮czy. Moim najwi臋kszym marzeniem by艂o, aby艣cie byli z Emanuelem razem a偶 do staro艣ci. By艂a艣 najlepsz膮 偶on膮, jak膮 m贸g艂 sobie znale藕膰. Wiem, 偶e my艣la艂em inaczej, kiedy si臋 zar臋czyli艣cie, ale szybko zmieni艂em zdanie. Spr贸buj mi wybaczy膰, Elise. Nie by艂em lepszy od innych: pe艂en przes膮d贸w, snob, z przej臋t膮 od innych opini膮, 偶e ma艂偶e艅stwo powinno prowadzi膰 do powi臋kszenia rodzinnego maj膮tku, a nie odwrotnie. Najlepiej, je艣li w rezultacie 艂膮czy si臋 dwa gospodarstwa w jeden wielki maj膮tek. - Westchn膮艂 ponownie. - Teraz patrz臋 na to zupe艂nie inaczej. Na co si臋 zda, je偶eli nawet zdob臋dziesz ca艂y 艣wiat, je艣li odniesiesz szkod臋 na swej duszy, jak to napisano w Biblii.

Odwr贸ci艂 si臋 powoli w inn膮 stron臋.

- Przespaceruj臋 si臋 po ogrodzie i zobacz臋, czy uda mi si臋 znale藕膰 Hugo. Je艣li nie wolno mu b臋dzie bawi膰 si臋 z Sebastianem, to wymy艣l臋 mu jak膮艣 inn膮 zabaw臋. To jest dobry ch艂opiec.

Elise sta艂a zamy艣lona i patrzy艂a, jak odchodzi. Mia艂a ochot臋 p贸j艣膰 za nim, ale pewnie m膮drzej by艂o zostawi膰 go samego, kiedy mia艂 rozmawia膰 z Signe i pani膮 Ringstad.

6

Przez jaki艣 czas chodzi艂a w t臋 i z powrotem po dziedzi艅cu. Czu艂a si臋 cudownie na s艂o艅cu, mia艂a nadziej臋, 偶e promienie s艂oneczne przep臋dz膮 jej czarne my艣li. Z przedsionka obory dochodzi艂y rozbawione dzieci臋ce g艂osy, ch艂opcy potrafili zaj膮膰 si臋 Jensine, kiedy musieli.

Nagle stan臋艂a w miejscu i zacz臋艂a nas艂uchiwa膰. W dali s艂ycha膰 by艂o p艂acz dziecka. To m贸g艂 by膰 Hugo.

Signe nie by艂a chyba a偶 tak wredna, aby sw膮 z艂o艣膰 wy艂adowa膰 na ma艂ym dziecku? Elise obr贸ci艂a si臋 na pi臋cie i stanowczym, szybkim krokiem ruszy艂a w stron臋 schod贸w prowadz膮cych do ogrodu.

Sz艂a w kierunku, sk膮d dochodzi艂 p艂acz. Po chwili ujrza艂a zap艂akanego Hugo, kt贸ry bieg艂 g艂贸wn膮 艣cie偶k膮 tale szybko, jak tylko mog艂y ponie艣膰 go jego kr贸tkie n贸偶ki. Dziwne, 偶e nigdzie nie mog艂a dostrzec pana Ringstad, powiedzia艂 przecie偶, 偶e p贸jdzie go poszuka膰.

- Co si臋 sta艂o, Hugo? Na jej widok zacz膮艂 krzycze膰 jeszcze g艂o艣niej. Rzuci艂a mu si臋 na spotkanie i wzi臋艂a go na r臋ce.

- Kochane s艂oneczko, co ci si臋 sta艂o? Uderzy艂e艣 si臋? Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, a jego cia艂em wstrz膮sa艂 szloch.

- Nie bawi臋 si臋 z Bastianem, pani jest niedobla. Elise czu艂a, jak wzbiera w niej z艂o艣膰.

- Zrobi艂a ci co艣? Hugo tylko pokiwa艂 g艂ow膮 i dalej p艂aka艂. Nagle zza wielkich krzak贸w agrestu wy艂oni艂 si臋 pan Ringstad.

- Czy co艣 si臋 sta艂o?

- Nie wiem, co si臋 sta艂o. Us艂ysza艂am p艂acz dziecka i posz艂am w tym kierunku.

- Nie mog艂em go znale藕膰. By艂em pewien, 偶e siedz膮 w altanie, ale tam nie by艂o nikogo. Wyci膮gn膮艂 r臋ce do Hugo, a ku jej zdziwieniu ch艂opiec wyci膮gn膮艂 ramiona do niego.

Zazwyczaj nie pozwala艂 si臋 wzi膮膰 na r臋ce nikomu innemu, tylko jej, kiedy by艂 w takim humorze.

- Chod藕, Hugo, poszukamy tamtego ma艂ego kucyka i b臋dziesz m贸g艂 usi膮艣膰 na koniku. - Hugo natychmiast przesta艂 p艂aka膰.

Przez moment zawaha艂a si臋, czy nie powinna p贸j艣膰 z nimi, ale postanowi艂a zamiast tego poszuka膰 Signe i dowiedzie膰 si臋, co si臋 sta艂o. Nie mo偶e pozwoli膰 na to, by ktokolwiek w taki spos贸b traktowa艂 Hugo! Co艣 musia艂o si臋 sta膰, on nie krzycza艂by tak strasznie tylko dlatego, 偶e nie mo偶e pobawi膰 si臋 z Sebastianem.

Nie usz艂a daleko, kiedy dostrzeg艂a je obydwie. Spacerowa艂y pod rami臋 niedaleko wielkiej wi艣ni. Pani Ringstad prowadzi艂a za r臋k臋 zdezorientowanego Sebastiana. Elise szybkim krokiem ruszy艂a w ich kierunku.

- Je艣li szukasz tego twojego rozwrzeszczanego rudzielca, to musisz zawr贸ci膰 i poszuka膰 go gdzie indziej - powiedzia艂a Signe tonem pe艂nym pogardy.

- To nie jego szukam. - Elise zatrzyma艂a si臋 przed nimi i spojrza艂a Signe wyzywaj膮co w oczy. - Co mu zrobi艂a艣? Hugo nie p艂acze w ten spos贸b, je偶eli nic mu si臋 nie dzieje.

- Uczepi艂 si臋 Sebastiana jak rzep, a my go tu nie chcemy, wi臋c w ko艅cu musia艂am da膰 mu w twarz.

Elise wydawa艂o si臋, 偶e si臋 przes艂ysza艂a.

- Uderzy艂a艣 go w twarz? Ma艂e, dwuip贸艂letnie dziecko, kt贸rego jedyn膮 win膮 by艂o to, 偶e chcia艂 pobawi膰 si臋 z twoim synem?

- Nie s艂yszysz, co do ciebie m贸wi臋? Nie chc臋 go tutaj! Ten b臋kart nie ma czego szuka膰 tu, w Ringstad. Te艣ciowej si臋 pogarsza na sam jego widok.

Nazywa j膮 te艣ciow膮! Elise jakby porazi艂 grom. Signe ci膮gn臋艂a:

- Najpierw uda艂o ci si臋 wm贸wi膰 te艣ciowej, 偶e on jest synem Emanuela, a potem podst臋pem nak艂oni艂a艣 pastora, aby ochrzci艂 go Hugo po jej m臋偶u i wpisa艂 do ksi膮g ko艣cielnych jako prawowitego syna Emanuela. To wszystko jest oszustwem, ale nie s膮d藕, 偶e my na to pozwolimy. To Sebastian jest jedynym synem Emanuela i dziedzicem maj膮tku Ringstad. Ojciec sk艂onny jest znale藕膰 najlepszych adwokat贸w, aby zapewni膰 memu synowi to, co mu si臋 sprawiedliwie nale偶y. Mo偶esz zabra膰 ze sob膮 ca艂膮 t臋 dzieciarni臋 i wr贸ci膰 tam, gdzie twoje miejsce, nie jeste艣cie tu mile widziani.

Elise poczu艂a, 偶e robi jej si臋 s艂abo i kr臋ci jej si臋 przed oczami. Dawno ju偶 zorientowa艂a si臋, 偶e Signe jest wied藕m膮, ale 偶eby by艂a a偶 tak wredna, w to by nie uwierzy艂a. Przenios艂a wzrok na pani膮 Ringstad.

- Zgadzasz si臋 z tym, co m贸wi Signe? Pani Ringstad unika艂a jej wzroku. Wida膰 by艂o, 偶e te艣ciowa w osobie Signe znalaz艂a silniejszego od siebie i musia艂a odda膰 jej prowadzenie. Musia艂o to by膰 dla niej nowe i przedziwne do艣wiadczenie.

Te艣ciowa skin臋艂a g艂ow膮, nadal na ni膮 nie patrz膮c.

- Dobrze wiesz, 偶e by艂am przeciwna waszemu ma艂偶e艅stwu od samego pocz膮tku. - Wyprostowa艂a si臋 i zmierzy艂a Elise przekornym spojrzeniem. - S膮dz臋, 偶e powinna艣 zrobi膰, jak m贸wi Signe i wyjecha膰 st膮d. I tak nie odczuwasz 偶alu po odej艣ciu Emanuela, nie chcia艂a艣 nawet, aby wr贸ci艂 do was do domu. Twoja obecno艣膰 na pogrzebie b臋dzie kr臋puj膮ca, wiele os贸b nawet nie wie, kim jeste艣.

Elise poczu艂a, jak mocno bije jej serce.

- To im to wyja艣ni臋! Jestem prawowit膮 偶on膮 Emanuela, Jensine jest jego c贸rk膮, a Hugo zapisany jest w ko艣cielnych ksi臋gach jako jego syn. Nie mam zamiaru st膮d wyjecha膰, zamierzam zosta膰 na pogrzebie. Mo偶ecie si臋 w艣cieka膰 i m贸wi膰, co chcecie, to wam jedynie mo偶e zaszkodzi膰. Je偶eli ludzie we wsi si臋 dowiedz膮, jak potraktowali艣cie mnie i moje dzieci, to wy b臋dziecie mie膰 nieprzyjemno艣ci. Emanuel po艣lubi艂 mnie z w艂asnej, nieprzymuszonej woli, a nawet musia艂 mnie do tego przekonywa膰. Mamy razem dom w Kristianii, a ch艂opcy go kochali. Nie pozwol臋, aby艣my my, moje dzieci, moi bracia byli traktowani w ten spos贸b. I je偶eli jeszcze raz us艂ysz臋, 偶e dotkn臋艂a艣 Hugo, Signe, sprawi臋, 偶e tego po偶a艂ujesz.

Signe roze艣mia艂a si臋 w odpowiedzi.

- Chyba nie s膮dzisz, 偶e si臋 ciebie boj臋? Czy mo偶e wyobra偶asz sobie, 偶e ktokolwiek tu na gospodarstwie by ci臋 popar艂? Mo偶e s艂u偶膮ca Olaug? Albo stara, zniedo艂臋偶nia艂a ciotka Ulrikke?

Elise odwr贸ci艂a si臋 i ruszy艂a z miejsca.

- Poczekaj tylko, Signe, to poczujesz, jak to jest, kiedy ludzie si臋 przeciwko tobie zmawiaj膮.

- Ha! Naprawd臋 s膮dzisz, 偶e ktokolwiek uwierzy w twoj膮 opowie艣膰? Elise wydawa艂o si臋, 偶e s艂yszy cie艅 niepewno艣ci w jej g艂osie, i to doda艂o jej odwagi.

- Owszem, tak w艂a艣nie s膮dz臋. Wiem, co ludzie my艣l膮 o m艂odych dziewczynach, kt贸re uwodz膮 偶onatych m臋偶czyzn, odbywaj膮cych s艂u偶b臋 na granicy w obronie ojczyzny. Gdy wyjdzie na jaw, co zrobi艂a艣, my艣l臋, 偶e ludzie ze wsi b臋d膮 mieli ca艂kiem inne zdanie na ten temat.

Powiedzia艂a to i odesz艂a, nie czekaj膮c na odpowied藕 Signe.

A偶 trz臋s艂a si臋 ze z艂o艣ci, id膮c w kierunku domu, ale kiedy dosz艂a do schod贸w prowadz膮cych do ogrodu, zacz臋艂a si臋 w ko艅cu uspokaja膰. G艂upio by艂o z jej strony odgryza膰 si臋 w ten spos贸b! Z pewno艣ci膮 nie potrwa艂oby d艂ugo, nim Signe i te艣ciowa znowu rzuci艂yby si臋 sobie do garde艂. Dwie osoby o tej samej naturze raczej d艂ugo ze sob膮 nawzajem nie wytrwaj膮. Poza tym ona za par臋 dni wraca do domu i nie musi ju偶 nigdy wi臋cej mie膰 z nimi kontaktu. Jedynie te艣cia by艂o jej szkoda.

Przed wej艣ciem sta艂 w贸z zaprz臋偶ony w konia. Pan Ringstad sta艂, trzymaj膮c Hugo na r臋kach i wita艂 starsz膮 par臋. Elise przez kr贸tk膮 chwil臋 zastanawia艂a si臋, czy nie zawr贸ci膰 i znikn膮膰, nim ktokolwiek j膮 dostrze偶e. Nie by艂a w nastroju, 偶eby przebywa膰 teraz z obcymi lud藕mi, jednak w tej samej chwili zauwa偶y艂 j膮 Hugo i zacz膮艂 wymachiwa膰 r膮czkami. Z wahaniem ruszy艂a w ich stron臋.

Teraz i jej te艣膰 j膮 dostrzeg艂. Odwr贸ci艂 si臋 do niej i zawo艂a艂:

- Elise, chod藕 si臋 przywita膰 z fonem i Agnes, moimi kuzynami! M臋偶czyzna i kobieta odwr贸cili si臋 w jej stron臋. R贸wnocze艣nie Elise dostrzeg艂a, 偶e kobieta nagle wyda艂a si臋 zdezorientowana.

- Ale to nie jest... - zacz臋艂a, po czym urwa艂a w po艂owie zdania.

- Nie poznali艣cie jeszcze ma艂偶onki Emanuela, prawda? - powiedzia艂 偶yczliwie i pan Ringstad. Wida膰 by艂o, 偶e cieszy si臋 z ich wizyty.

- Ale偶 owszem, byli艣my tu zim膮 kt贸rego艣 razu, kiedy ciebie nie by艂o w domu - zacz臋艂a kobieta, przypatruj膮c si臋 Elise spod zmru偶onych powiek. - Ale nie mog臋 sobie przypomnie膰...

W ko艅cu Elise zrozumia艂a, co si臋 sta艂o. Kobieta pozna艂a pewnie Signe, a Signe prawdopodobnie przedstawi艂a si臋 jako 偶ona Emanuela! By膰 mo偶e nawet to pani Ringstad tak powiedzia艂a! Nie zdziwi艂aby si臋, gdyby tak w艂a艣nie by艂o. Podesz艂a do nich i wyci膮gn臋艂a r臋k臋 na powitanie.

- Elise Ringstad.

- Agnes Solli - odpowiedzia艂a kobieta, przenosz膮c zdziwiony wzrok na pana Ringstad. - Nic nie rozumiem, Hugo, czy co艣 si臋 wydarzy艂o od czasu naszej ostatniej wizyty?

- Co masz na my艣li, Agnes?

- My... poznali艣my ma艂偶onk臋 Emanuela, kiedy byli艣my tu zim膮, ale... ale to nie by艂a... - zamilk艂a i zagubiona potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

Elise zwr贸ci艂a si臋 do te艣cia.

- Wydaje mi si臋, 偶e pani Solli myli mnie z Signe. Twarz starszej kobiety w tym samym momencie poja艣nia艂a.

- Tak, zgadza si臋, teraz sobie przypominam, ona nazywa艂a si臋 Signe. Elise dostrzeg艂a, jak jej te艣膰 poblad艂.

- Musia艂o nast膮pi膰 jakie艣 nieporozumienie, Agnes. To jest 偶ona Emanuela. Signe Stangerud r贸wnie偶 przyby艂a na pogrzeb, ona... ona jest m艂od膮 przyjaci贸艂k膮 Marie.

Starsza kobieta odwr贸ci艂a si臋 do towarzysz膮cego jej m臋偶czyzny.

- Ty te偶 chyba pami臋tasz, 偶e ona przedstawi艂a si臋 jako 偶ona Emanuela? M臋偶czyzna zmarszczy艂 czo艂o i popatrzy艂 na ni膮 karc膮cym wzrokiem.

- S艂yszysz przecie偶, co m贸wi Hugo, to jest 偶ona Emanuela, a w艂a艣ciwie wdowa po nim, chcia艂em powiedzie膰 - poprawi艂 sam siebie. Zwr贸ci艂 si臋 do Elise: - Moje kondolencje, pani Ringstad, straszne, 偶e Emanuela spotka艂 taki koniec, to by艂 sympatyczny i mi艂y m艂ody cz艂owiek. A na dodatek oficer Armii Zbawienia. To musi by膰 wielka strata.

- Masz na my艣li Armi臋 Zbawienia czy jego 偶on臋? - spyta艂a, nie do ko艅ca zrozumiawszy Agnes Solli.

- Oboje, ale oczywi艣cie zw艂aszcza jego 偶on臋 i dzieci - odpowiedzia艂, patrz膮c na Elise wsp贸艂czuj膮co. - Ci臋偶ko to poj膮膰, 偶e m艂ody, silny m臋偶czyzna pada ofiar膮 takiej podst臋pnej i strasznej choroby. Gor膮co wam wszystkim wsp贸艂czujemy.

- Dzi臋kuj臋. Owszem, to nie by艂 lekki czas dla Emanuela, innym ci臋偶ko wczu膰 si臋 w podobn膮 sytuacj臋, gdy jest si臋 przykutym do w贸zka inwalidzkiego. On by艂 tak pe艂en pomys艂贸w i ch臋ci dzia艂ania, rozpocz膮艂 dzia艂alno艣膰 kupieck膮 i marzy艂 o tym, by z czasem powi臋kszy膰 interes.

Jon Solli skin膮艂 g艂ow膮.

- S艂yszeli艣my o tym. Nie藕le sobie radzi艂, niewielu udaje si臋 zarobi膰 dobre pieni膮dze, kiedy startuj膮 jako kupcy.

- Nie zapominaj, 偶e on by艂 ca艂kiem nieg艂upi - wtr膮ci艂a Agnes Solli. - Wiedzieli艣my, 偶e da sobie rad臋, w ten czy inny spos贸b.

Pan Ringstad postawi艂 Hugo na ziemi i pozwoli艂 mu pobiec do obory, pobawi膰 si臋 razem z innymi dzie膰mi. Teraz pospiesznie zmieni艂 temat rozmowy, jakby kr臋powa艂o go dyskutowanie o pracy Emanuela. Prawdopodobnie wiedzia艂 r贸wnie dobrze, jak Elise, jak niskie zarobki mia艂 Emanuel po tym, jak przesta艂 pracowa膰 w warsztacie Myrena.

- Moja kuzynka i kuzyn mieszkaj膮 w Hamar - wyja艣ni艂 jej.

- Oboje s膮 stanu wolnego i nadal mieszkaj膮 w rodzinnym domu mojej matki. Niestety nie widujemy ich zbyt cz臋sto.

- Ale nie a偶 tak rzadko, jakby艣 tego chcia艂 - powiedzia艂a zdecydowanie jego kuzynka. - Jak ju偶 wspomnia艂am, byli艣my tu zim膮 i to nie nasza wina, 偶e nie by艂o ci臋 wtedy w domu.

Nagle dobieg艂y ich pogodne, roze艣miane g艂osy i po chwili pojawi艂y si臋 przed ich oczami dwie kobiety z ma艂ym dzieckiem. Dojrzawszy towarzystwo przed wej艣ciem, nagle zwolni艂y kroku i spowa偶nia艂y.

- To Agnes i Jon. - Elise us艂ysza艂a s艂owa te艣ciowej.

Signe nic nie odpowiedzia艂a, tylko pochyli艂a g艂ow臋 i wbi艂a wzrok w ziemi臋. Agnes Solli powolnym krokiem ruszy艂a w stron臋 pani Ringstad.

- Droga Marie! - wyrzuci艂a z siebie g艂osem zduszonym od p艂aczu.

- Jakie to straszne! A ja by艂am taka pewna, 偶e mu si臋 w ko艅cu polepszy. Obj臋艂a j膮, po czym musia艂a wyj膮膰 chusteczk臋 i wytrze膰 nos, nim poda艂a d艂o艅 Signe.

- Pozna艂y艣my si臋 ju偶 wcze艣niej, ale zorientowa艂am si臋 teraz, 偶e b艂臋dnie zrozumia艂am, kim pani jest. Bardzo przepraszam, prosz臋 zrozumie膰, starzej臋 si臋.

Signe u艣miechn臋艂a si臋, ale nic nie powiedzia艂a. Podszed艂 do nich Jon Solli.

- Prosz臋 przyjmij moje wyrazy wsp贸艂czucia, Marie. Przybyli艣my natychmiast, jak tylko us艂yszeli艣my t臋 tragiczn膮 wiadomo艣膰. Jak si臋 czujesz? Musi to by膰 dla was straszny cios, jedyne dziecko i dziedzic gospodarstwa.

Pani Ringstad wybuch艂a p艂aczem i zakry艂a twarz d艂o艅mi, po czym odwr贸ci艂a si臋 na pi臋cie i wbieg艂a do domu. Jon Solli potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

- Nie powinienem by艂 tego m贸wi膰, to dla niej zbyt wiele, biedactwo. Elise zauwa偶y艂a, 偶e te艣膰 zacisn膮艂 usta w w膮sk膮 lini臋. On pewnie te偶 s艂ysza艂, jak weso艂e i beztroskie wydawa艂y si臋 Signe i jego ma艂偶onka, kiedy spacerowym krokiem wesz艂y na dziedziniec. Spojrza艂 spod oka na Sebastiana i powiedzia艂:

- Nie idziesz do obory pobawi膰 si臋 z innymi dzie膰mi, Sebastianie? Sebastian spojrza艂 na niego powa偶nym wzrokiem, po czym popatrzy艂 pytaj膮co na sw膮 matk臋.

Signe si臋 u艣miechn臋艂a.

- Oczywi艣cie, niech si臋 idzie pobawi膰 z innymi dzie膰mi, biegnij do obory, Sebastianie. Agnes Solli, nie kryj膮c ciekawo艣ci, przypatrywa艂a si臋 Signe. - A wi臋c pani jest m艂od膮 przyjaci贸艂k膮 Marie. Sk膮d pani pochodzi?

Signe u艣miechn臋艂a si臋, wydawa艂oby si臋 niewzruszona, ale Elise dostrzeg艂a, 偶e na jej policzkach wykwit艂y rumie艅ce. Przez moment zastanawia艂a si臋, czy Signe ma tyle tupetu, by powiedzie膰 kuzynostwu pana Ringstad, 偶e jest matk膮 syna Emanuela, ale najwyra藕niej nie o艣mieli艂a si臋. By膰 mo偶e przestroga Elise odnios艂a jaki艣 skutek.

- M贸j ojciec ma wielkie gospodarstwo w okolicy Kongsvinger, a ja pozna艂am Marie i Hugo Ringstad贸w przez Emanuela.

Agnes Solli wydawa艂a si臋 bardzo zainteresowana.

- A wi臋c zna艂a pani Emanuela wcze艣niej?

- Pozna艂am go, kiedy s艂u偶y艂 na granicy tu偶 przed rozwi膮zaniem Unii. Wielu 偶o艂nierzy nocowa艂o wtedy w naszym gospodarstwie i stali艣my si臋 z Emanuelem dobrymi przyjaci贸艂mi.

- Jak to wspania艂omy艣lnie z waszej strony, 偶e zaj臋li艣cie si臋 biednymi 偶o艂nierzami. S艂ysza艂am, 偶e okoliczni ch艂opi niejednokrotnie ratowali im 偶ycie, zapewniaj膮c im przyzwoite jedzenie.

- Owszem, jestem przekonana, 偶e uratowali艣my 偶ycie Emanuelowi, by艂 taki chudy i zabiedzony, najprawdopodobniej nie dostawa艂 wystarczaj膮co du偶o jedzenia, zanim zacz膮艂 odbywa膰 s艂u偶b臋. Nie jest 艂atwo osobie przywyk艂ej do dobrego 偶ycia nagle przyzwyczai膰 si臋 do warunk贸w panuj膮cych u biedoty.

Agnes Solli wyda艂a si臋 przera偶ona.

- Brakowa艂o im jedzenia w Armii Zbawienia?

- Ale偶 nie, m贸wi臋 o p贸藕niejszym okresie, kiedy zatrudni艂 si臋 w fabryce Seilduk i z dnia na dzie艅 musia艂 zacz膮膰 utrzymywa膰 poka藕n膮 rodzin臋. Opr贸cz jego 偶ony byli przecie偶 jeszcze jej dwaj bracia, jak r贸wnie偶 biedota, kt贸r膮 przygarn臋li do siebie. Wydaje mi si臋, 偶e przez pewien czas 偶ywi艂 nawet matk臋 Elise, czy nie tak, Elise?

Elise poczu艂a, jak robi jej si臋 gor膮co.

- Tka艂y艣my razem z matk膮 chodniki na sprzeda偶, poza tym zajmowa艂am si臋 szyciem, nawet ch艂opcy pracowali po szkole.

Signe wybuchn臋艂a 艣miechem.

- Chyba nie zarobili艣cie w ten spos贸b zbyt wiele. Agnes Solli za艂ama艂a r臋ce.

- Biedactwo, nie da si臋 przecie偶 utrzyma膰 tak wielu os贸b z jednej skromnej pensji pracownika biurowego.

- Zgadza si臋 i teraz pani rozumie, jak on wygl膮da艂, kiedy do nas przyby艂, ale na szcz臋艣cie dzi臋ki troskliwej opiece jako艣 si臋 z tego wykaraska艂. Gdyby zosta艂 na Stangerud, najprawdopodobniej nadal by艂by przy 偶yciu.

Nagle pan Ringstad zrobi艂 zwrot do ty艂u i zacz膮艂 i艣膰 przed siebie. Agnes Solli popatrzy艂a za nim zdziwiona.

- Hugo? On jednak nic nie odpowiedzia艂.

- Co mu si臋 sta艂o?

- On jest w 偶a艂obie, panno Solli - g艂os Signe wype艂nia艂o wsp贸艂czucie. - Nie wytrzyma艂 tego d艂u偶ej. Poza tym pewnie cierpi na my艣l, 偶e Emanuel m贸g艂by by膰 przy 偶yciu, gdyby tylko trzyma艂 si臋 z dala od dzielnic biedoty w Kristianii.

Agnes Solli przera偶ona spojrza艂a na Elise.

- Czy to dlatego mu si臋 pogorszy艂o? Elise usi艂owa艂a si臋 opanowa膰.

- Nie wiem. Nasz dom nie jest tak dobrze izolowany od zimna czy wiatru, jak ten w Ringstad, ale lekarze w szpitalu nie wspomnieli, 偶e to mog艂oby by膰 przyczyn膮 - m贸wi膮c to, pos艂a艂a Signe ostrzegawcze spojrzenie.

Agnes Solli westchn臋艂a.

- Wejd藕my do Marie i spr贸bujmy j膮 jako艣 pocieszy膰, Jonie. Gdy znikn臋li we wn臋trzu domu, Elise chwyci艂a Signe mocno za rami臋.

- Co z ciebie za cz艂owiek? Czy nie odczuwasz ani krztyny wsp贸艂czucia? Nie widzia艂a艣, jak ci臋偶ko by艂o panu Ringstad znie艣膰 te twoje bezwstydne gadanie? On si臋 w ostatnim czasie postarza艂 o co najmniej dziesi臋膰 lat. Je艣li nadal b臋dziesz tu sia膰 z艂o i zatruwa膰 wszystkich swym jadem, wkr贸tce czeka nas jeszcze jeden pogrzeb. A to raczej ci nie pomo偶e, chciwa kobieto, pami臋taj, 偶e nowe prawo dziedziczenia jeszcze nie zosta艂o uchwalone i daleko do tego.

Dostrzeg艂a, 偶e jej s艂owa zrobi艂y wra偶enie na Signe, i to j膮 ucieszy艂o. Po chwili odwr贸ci艂a si臋 na pi臋cie i odesz艂a.

7

Usiad艂a w pokoju go艣cinnym, gdzie spa艂a razem z dzie膰mi. Signe i Sebastian dostali pok贸j Emanuela.

Olaug i jedna ze s艂u偶膮cych zaproponowa艂y, 偶e zajm膮 si臋 najm艂odszymi dzie膰mi, aby Elise mog艂a troch臋 odpocz膮膰. Z wdzi臋czno艣ci膮 przyj臋艂a ich ofert臋 i postanowi艂a, 偶e spr贸buje troch臋 popisa膰. Przed oczami mia艂a gotow膮 fabu艂臋 powie艣ci o biednej dziewczynie, kt贸ra wychodzi za m膮偶 za bogatego m臋偶czyzn臋. Zapisze ka偶de oblane jadem s艂owo, kt贸re wyrzuca z siebie Signe, opisze napi臋t膮 atmosfer臋 przy stole, spr贸buje przedstawi膰 intrygi, walk臋 o w艂adz臋, chciwo艣膰 Signe i jej niewiarygodny tupet, jak r贸wnie偶 bezdenny b贸l jej te艣cia po stracie syna. Wszystko, czego potrzebowa艂a, mia艂a przed sob膮. Dramat, rozgrywaj膮cy si臋 w ostatnich dniach w Ringstad, zawiera艂 w sobie wszystkie elementy dobrej powie艣ci, wszystkie strony ludzkiego 偶ycia. By艂y tutaj cierpienie i mi艂o艣膰, zazdro艣膰 i zawi艣膰, podejrzliwo艣膰 i ciekawo艣膰, plotki i z艂o艣liwo艣膰, niewinna zabawa dzieci i g艂upota doros艂ych oraz ich brak wra偶liwo艣ci. Nie potrzebowa艂a zmy艣la膰, mog艂a po prostu zapisa膰 w艂asne prze偶ycia. Je偶eli naprawd臋 powstanie z tego ksi膮偶ka, z rado艣ci膮 wy艣le pierwszy egzemplarz Signe Stangerud!

Wyj臋艂a papier i o艂贸wek, sprz膮tn臋艂a ze sto艂u i zasiad艂a do pisania. To b臋dzie proste.

S艂owa jednak nie chcia艂y nadej艣膰, w g艂owie mia艂a pustk臋. Wpatrywa艂a si臋 przed siebie, pr贸bowa艂a znale藕膰 dobry pocz膮tek, ale nie by艂a w stanie sformu艂owa膰 ani jednego zdania. Ca艂y czas cisn膮艂 jej si臋 przed oczy widok udr臋czonej twarzy jej te艣cia. My艣la艂a o tym, jaki by艂 dobry, kiedy da艂 im pieni膮dze i t臋 cudown膮 maszyn臋 do szycia, jak bardzo interesowa艂 si臋 jej pisaniem, jak mi艂o i 偶yczliwie ich przyj膮艂. Taka ksi膮偶ka ca艂kowicie by go zniszczy艂a, gdyby ludzie zrozumieli, o kim jest w niej mowa. Nie mog艂a te偶 zrobi膰 tego Emanuelowi, kt贸ry nie 偶y艂 i nie m贸g艂 si臋 broni膰, a poza tym by艂 ojcem Jensine. Je偶eli ma pisa膰 o parze ma艂偶onk贸w, kt贸rzy maj膮 bardzo r贸偶ne pochodzenie, musi wybra膰 inne 艣rodowisko i rodzin臋, kt贸rej nikt nie rozpozna. B臋dzie musia艂a zmy艣li膰 postaci i stworzy膰 inne intrygi ni偶 te, kt贸re sama prze偶y艂a. Jedyne, czego mo偶e u偶y膰, to uczucia. Bezsilno艣膰, bunt, gniew.

W ko艅cu znalaz艂a imiona, kt贸re pasowa艂y, zar贸wno dla m臋skiej, jak i kobiecej g艂贸wnej postaci. M臋偶czyzna b臋dzie bogaty, m艂ody i b臋dzie prowadzi艂 interesy w Kristianii, a dziewczyna, w kt贸rej si臋 zakocha, b臋dzie sprzedawa膰 razem ze swoj膮 matk膮 owoce i warzywa na straganie na targu Stortorvet. M臋偶czyzna regularnie przychodzi do ich stoiska, aby kupi膰 owoce, m艂odzi wymieniaj膮 mi臋dzy sob膮 spojrzenia i czuj膮 do siebie intensywny poci膮g. Kt贸rego艣 dnia on zaprasza j膮 do ogrod贸w Tivoli, pij膮 razem kaw臋 przy jednym z okr膮g艂ych stolik贸w i rozmawiaj膮. Nast臋pnym razem ta艅cz膮 ze sob膮, jest pi臋knie i romantycznie. Za trzecim razem on podczas ta艅ca przyk艂ada sw贸j policzek do jej. Wystarczy, 偶e bierze j膮 za r臋k臋, a ona czuje ogie艅 przeszywaj膮cy jej cia艂o. Ich wzajemny poci膮g zamienia si臋 w burzliw膮 mi艂o艣膰, 偶yj膮 jak w oparach narkotyku. A偶 do czasu, kiedy m臋偶czyzna zaprasza j膮 do siebie do domu i przedstawia swoim rodzicom, kt贸rzy mieszkaj膮 w wytwornym mieszkaniu na Dronningensgate.

Rozleg艂o si臋 pukanie do drzwi. Elise niecierpliwie krzykn臋艂a Prosz臋 wej艣膰, nie przerywaj膮c pisania.

- Przepraszam, pani Ringstad. Podnios艂a wzrok, wyda艂a okrzyk zdziwienia i natychmiast si臋 podnios艂a.

- Carl Wilhelm? C贸偶 za niespodzianka! Podszed艂 do niej, aby si臋 przywita膰.

- Pan Ringstad wys艂a艂 mi telegram, nie mog艂em uwierzy膰, 偶e to prawda. Potem us艂ysza艂em od mojego ojca, 偶e ty otrzyma艂a艣 telegram tego samego wieczoru, kiedy ojciec by艂 z wizyt膮 u was na Hammergaten.

Skin臋艂a powa偶nie g艂ow膮.

- Ja r贸wnie偶 nie zdawa艂am sobie sprawy, 偶e jego choroba by艂a a偶 tak powa偶na. Ostatni raz, gdy mia艂am od niego wie艣ci, odnios艂am wra偶enie, 偶e ma zamiar nied艂ugo wr贸ci膰 do Kristianii.

W tym samym momencie przypomnia艂a sobie s艂owa pana Wang-Olafsena o tym, 偶e Carl Wilhelm odwiedzi艂 Emanuela w Ringstad. Mia艂a uczucie, jakby on wiedzia艂 wi臋cej, ni偶 chcia艂 przyzna膰. Wywnioskowa艂a r贸wnie偶, 偶e Carl Wilhelm m贸g艂 przebywa膰 tu w tym samym czasie, co Signe, i by膰 mo偶e s膮dzi艂, 偶e Signe bardziej pasowa艂a do Emanuela ni偶 ona sama. Niewykluczone, 偶e doradza艂 Emanuelowi pozostanie w maj膮tku i zaniechanie powrotu na Hammergaten.

- Czy ty... przepraszam, mo偶e powinienem zwraca膰 si臋 do ciebie na pani. Potrz膮sn臋艂a przecz膮co g艂ow膮.

- By艂e艣 jednym z najlepszych przyjaci贸艂 Emanuela i byli艣my na ty podczas twojej wizyty z narzeczon膮 u nas w domku majstra. Nie mo偶emy teraz tak nagle sta膰 si臋 bardziej formalni.

U艣miechn膮艂 si臋.

- Czy mog臋 usi膮艣膰 tu na chwil臋? Obrzuci艂 spojrzeniem papiery, kt贸re przewraca艂y si臋 na stole. - Czy mo偶e przychodz臋 nie w por臋?

- Nic si臋 nie sta艂o i tak mia艂am zamiar wkr贸tce zako艅czy膰 prac臋. Obydwoje usiedli. Odchrz膮kn膮艂.

- Niedawno rozmawia艂em z panem Ringstad. Spojrza艂a na niego zdziwiona.

- My艣la艂am, 偶e dopiero co przyjecha艂e艣? Carl Wilhelm zacz膮艂 niespokojnie kr臋ci膰 si臋 na swym miejscu. Unika艂 jej spojrzenia, jakby czu艂 si臋 niezr臋cznie.

- Przyjecha艂em chyba w samym 艣rodku k艂贸tni. Sta艂a艣 razem z Signe Stangerud przed wej艣ciem i wydawa艂y艣cie si臋 nie zgadza膰 na jaki艣 temat, po chwili ty wbieg艂a艣 do 艣rodka, a Signe zosta艂a na zewn膮trz. Najpierw zdawa艂a si臋 by膰 zamy艣lona, niemal偶e lekko przestraszona, ale gdy mnie dostrzeg艂a, pospieszy艂a mi na spotkanie. Z p艂aczem opowiedzia艂a mi, 偶e przedstawi艂a艣 j膮 wszystkim go艣ciom jako oszustk臋, kt贸ra pojawi艂a si臋, aby podst臋pem zdoby膰 spadek po Emanuelu, powiedzia艂a艣 im, 偶e ona uwiod艂a Emanuela, aby zosta膰 pani膮 w Ringstad i 偶e ludzie ze wsi byli teraz nastawieni do niej tak nieprzychylnie, 偶e ba艂a si臋 im na oczy pokaza膰.

Elise poczu艂a, jak serce zaczyna jej bi膰 gor膮czkowo pod wp艂ywem z艂o艣ci, kt贸ra znowu j膮 opanowa艂a, pozwoli艂a jednak mu doko艅czy膰 sw膮 opowie艣膰.

- Musz臋 przyzna膰, 偶e by艂em do艣膰 przera偶ony jej s艂owami. Wiosn膮, gdy odwiedzi艂em Emanuela, by艂a tam r贸wnie偶 Signe. Zwierzy艂a mi si臋 wtedy, jak jej by艂o ci臋偶ko, kiedy si臋 dowiedzia艂a, 偶e Emanuel i ty si臋 pobrali艣cie i 偶e na dodatek oczekiwa艂a艣 dziecka. On da艂 jej do zrozumienia, 偶e jest kawalerem. Nast臋pnie opowiedzia艂a mi, jak 偶yczliwie przyj臋li j膮 pan i pani Ringstad i wyra藕nie sugerowali, 偶e wol膮 j膮 od ciebie. Ty za艣 wtedy zagrozi艂a艣 mu, 偶e je偶eli on do ciebie nie wr贸ci, to opowiesz gazetom wszystko o tym, jak stra偶nicy na granicy zdradzaj膮 swe 偶ony. Boj膮c si臋 utraty czci, nie o艣mieli艂 si臋 zrobi膰 nic innego.

Elise s艂ucha艂a go z kamienn膮 twarz膮. Nie wiedzia艂a, czy w og贸le ma si艂臋 powiedzie膰 mu prawd臋. Skoro tak 艂atwo da艂 si臋 oszuka膰, najprawdopodobniej i tak jej nie uwierzy. U艣miechn膮艂 si臋.

- Teraz wiem, 偶e to nieprawda, ale musz臋 przyzna膰, 偶e pozwoli艂em si臋 jej omota膰. Ona jest najbardziej niebezpieczn膮 kobiet膮, jak膮 kiedykolwiek spotka艂em. Gdyby nie to, 偶e pan Ringstad podszed艂 do mnie po tym, jak ona posz艂a do obory po swego syna, by膰 mo偶e nadal by艂bym r贸wnie za艣lepiony. Zabra艂 mnie ze sob膮 do ogrodu warzywnego i powiedzia艂 mi, jak by艂o naprawd臋. Opowiedzia艂 mi o nieszcz臋艣liwym dzieci艅stwie Emanuela, o jego nieumiej臋tno艣ci radzenia sobie z przeciwno艣ciami losu, o cechach charakteru, kt贸re, ku rozpaczy ojca, odziedziczy艂 po swej matce. By艂 tak niezwykle otwarty, 偶e prawie si臋 przestraszy艂em. Mam tylko nadziej臋, 偶e nie b臋dzie potem 偶a艂owa艂 swych s艂贸w. Odnios艂em jednak wra偶enie, 偶e odczuwa艂 siln膮 potrzeb臋, by otworzy膰 swe serce przed kim艣, najlepiej kim艣 niezwi膮zanym bezpo艣rednio z tym wszystkim.

Elise si臋 zdziwi艂a. Nie s膮dzi艂a wcze艣niej, 偶e jej te艣膰 komukolwiek powiedzia艂by, jak by艂o naprawd臋, a ju偶 zw艂aszcza oczernia艂 go przed jednym z jego przyjaci贸艂.

Chocia偶, z drugiej strony, czy to naprawd臋 by艂o oczernianie? Czy nie mia艂o to raczej na celu wyja艣nienia, dlaczego Emanuel post臋powa艂 tak, jak post臋powa艂, i w jaki spos贸b sta艂 si臋 t膮 osob膮, kt贸r膮 by艂?

- Prosz臋 mi wybaczy膰, Elise. Ojciec zawsze tak 偶yczliwie si臋 o tobie wypowiada i powinienem rozumie膰 go na tyle dobrze, aby wiedzie膰, 偶e zna si臋 na ludziach lepiej, ni偶 inni. Ju偶 dawno temu przejrza艂 Emanuela, a kiedy opowiedzia艂em mu o Signe, widzia艂em po nim, 偶e nie wierzy w ani jedno s艂owo. Ja si臋 z nim nie zgodzi艂em, mowa by艂a mimo wszystko o jednym z moich przyjaci贸艂, ale wiem teraz, 偶e si臋 myli艂em. Rozpacz pana Ringstad jest wystarczaj膮c膮 odpowiedzi膮. Bardzo si臋 martwi臋, co z nim b臋dzie, w ka偶dym razie je偶eli ta straszna kobieta ma zamiar zosta膰 tutaj, w nadziei zapewnienia swemu synowi prawa do odziedziczenia maj膮tku i dworu.

Elise skin臋艂a g艂ow膮.

- Ja te偶 si臋 o niego martwi臋.

- Ale o prawo do spadku nie?

- Nie znam si臋 na tym. Emanuel wzi膮艂 na siebie odpowiedzialno艣膰 za mojego syna i pozwoli艂, aby zosta艂 wpisany do ksi膮g ko艣cielnych jako jego prawowity syn. Jaki艣 czas p贸藕niej zosta艂am zmuszona do podpisania dokumentu, w kt贸rym przyznaj臋, 偶e Hugo nie jest synem Emanuela i 偶e by艂am ju偶 w ci膮偶y, kiedy zawiera艂am z nim ma艂偶e艅stwo. Nie jestem pewna, kt贸ry dokument przewa偶y. Signe mia艂a nadziej臋, 偶e Emanuel po偶yje na tyle d艂ugo, 偶e zostanie uchwalona ustawa zr贸wnuj膮ca prawo dziedziczenia 艣lubnych i nie艣lubnych dzieci, tak si臋 jednak nie sta艂o. Teraz jest zdesperowana i nie zawaha si臋 u偶y膰 wszystkich mo偶liwych 艣rodk贸w, by zapewni膰 swemu synowi prawo dziedziczenia maj膮tku. Powiedzia艂a mi, 偶e jej ojciec jest sk艂onny zapewni膰 jej najlepszych adwokat贸w, aby tak si臋 sta艂o.

Carl Wilhelm wydawa艂 si臋 wstrz膮艣ni臋ty jej s艂owami. - Nie mo偶esz tak po prostu przyj膮膰 tego do wiadomo艣ci! Decyzja Emanuela powinna przewa偶y膰.

Wzruszy艂a ramionami. - Nigdy nie liczy艂am na to, 偶e ktokolwiek z mojej rodziny odziedziczy Ringstad, sam Emanuel nie mia艂 ochoty go przej膮膰. My nie jeste艣my przywykli do s艂owa spadek. Ludzie, po艣r贸d kt贸rych dorastali艣my, nie maj膮 czego zostawia膰 swym dzieciom. Spadek jest nieznanym poj臋ciem.

- Ale to otworzy艂oby przed nimi w 偶yciu nowe mo偶liwo艣ci. - By膰 mo偶e. Przypominaj膮 mi si臋 jednak s艂owa te艣cia: co to da, 偶e zdob臋dziesz ca艂y 艣wiat, kiedy odniesiesz szkod臋 na swej duszy. Carl Wilhelm u艣miechn膮艂 si臋, po czym wsta艂 z miejsca.

- Zosta艂em zaproszony na obiad. Ruszy艂 w stron臋 drzwi. Chwyci艂 klamk臋 i obr贸ci艂 si臋 cz臋艣ciowo w jej stron臋.

- Zaczynam rozumie膰 mojego ojca. Swoj膮 drog膮, mia艂em przekaza膰 pozdrowienia i podzi臋kowania za nale艣niki, ojciec z ch臋ci膮 przyszed艂by z wizyt膮 raz jeszcze, najlepiej nast臋pnym razem, kiedy b臋dziecie mie膰 nale艣niki na obiad.

Za艣mia艂a si臋, po czym natychmiast spowa偶nia艂a.

- W takim razie zak艂adam, 偶e wie, dlaczego tak nagle mnie tu wezwano.

- Owszem. Zam贸wi艂 wieniec na trumn臋.

8

W ko艣ciele by艂o t艂oczno. Nigdy wcze艣niej nie by艂a na pogrzebie, na kt贸ry przysz艂oby tak wiele os贸b, nawet wtedy, kiedy umar艂a m艂odsza pani Paulsen. Zjawili si臋 chyba wszyscy mieszka艅cy wsi, a tak偶e inni ludzie. Wszyscy ubrani na czarno.

Ciotka Ulrikke poprosi艂a j膮, by j膮 wzi臋艂a pod rami臋. Olaug zosta艂a w domu pilnowa膰 najm艂odszych dzieci, a ch艂opcy postanowili wdrapa膰 si臋 na mur cmentarza i podgl膮da膰, jak sk艂adaj膮 trumn臋 do ziemi. Nie wolno im by艂o p贸j艣膰 do ko艣cio艂a na nabo偶e艅stwo pogrzebowe.

Elise uwa偶a艂a, 偶e Kristian jest na tyle du偶y, 偶e mo偶e wzi膮膰 udzia艂 w pogrzebie, ale kiedy o tym wspomnia艂a, napotka艂a stanowczy op贸r. I Pogrzeb to nie miejsce dla dzieci.

Morze kwiat贸w okrywa艂o zar贸wno bia艂膮 trumn臋, jak i ziemi臋 wok贸艂 niej. Nie potrafi艂a przesta膰 my艣le膰 o pogrzebie ojca na P贸艂nocnym Cmentarzu, widzia艂a przed sob膮 te wszystkie milcz膮ce, powa偶ne twarze ludzi zgromadzonych wok贸艂 grobu. Trumna by艂a z Kasy Zapomogi i wszyscy k艂adli na niej drobne 艣wierkowe ga艂膮zki, nie by艂o nawet pojedynczego kwiatu. Nie by艂o r贸wnie偶 muzyki, dzwon贸w ko艣cielnych, psalm贸w czy 艣piew贸w ch贸ralnych, nie by艂o I ich na to sta膰. Wtedy nagle jaki艣 m臋ski g艂os przerwa艂 t臋 przyt艂aczaj膮c膮 cisz臋, jaki艣 m臋偶czyzna za艣piewa艂 g艂臋bokim, melodyjnym g艂osem: We藕 mnie za r臋k臋 i prowad藕 mnie...

By艂o to tak pi臋kne, 偶e a偶 zapar艂o jej dech w piersi. Nie 艣mia艂a odwr贸ci膰 si臋, by zobaczy膰, kto mia艂 taki pi臋kny g艂os, ba艂a si臋, 偶e wtedy I czar pry艣nie. Gdy wybrzmia艂y ju偶 ostatnie strofy w skrz膮cym od mrozu, styczniowym powietrzu, nikt nawet nie drgn膮艂. Zdawa艂o si臋, jakby pie艣艅 unios艂a ich na swych skrzyd艂ach wysoko do g贸ry.

Teraz ten sam m臋偶czyzna z pi臋knym g艂osem le偶a艂 w bia艂ej trumnie przykrytej kwiatami. Od tamtego czasu min臋艂y trzy i p贸艂 roku, wype艂nione tale wieloma zaskakuj膮cymi wydarzeniami, 偶e nie uwierzy艂aby, gdyby kto艣 jej o tym wcze艣niej powiedzia艂. Ju偶 nigdy nie zabrzmi w powietrzu g艂臋boki g艂os Emanuela.

Przypomnia艂a te偶 sobie, co trapi艂o Pedera w drodze do domu. My艣la艂 o s艂owach psalmu We藕 mnie za r臋k臋 i zastanawia艂o go to, 偶e Pan B贸g chce mie膰 towarzystwo takiego pijaka, jak ich ojciec. Gdy Elise odpowiedzia艂a, 偶e B贸g kocha wszystkich, u艣miechn膮艂 si臋 z ulg膮 i spyta艂: - W takim razie ojciec jednak nie jest sam, tak?

Poczu艂a, jak p艂acz wzbiera jej w gardle. Peder powinien tu dzi艣 by膰, ca艂a tr贸jka powinna tu by膰.

Posz艂y na sam prz贸d i usiad艂y w pierwszej 艂awce razem z panem i pani膮 Ringstad oraz Signe.

Kazanie by艂o d艂ugie i zawi艂e. W g艂owie Elise wirowa艂o tyle my艣li, 偶e ci臋偶ko jej si臋 by艂o skoncentrowa膰. Wielki ch贸r za艣piewa艂 kilka psalm贸w, m艂oda solistka mia艂a tak czysty i d藕wi臋czny g艂os, 偶e przesz艂y j膮 ciarki po plecach. Organista, jak powiedziano jej wcze艣niej, u艂o偶y艂 w艂asne 偶a艂obne preludium.

Gdy nabo偶e艅stwo wreszcie si臋 sko艅czy艂o i wyniesiono trumn臋 z ko艣cio艂a, ucieszy艂a si臋, 偶e id膮 z ciotk膮 Ulrikke pod rami臋. Sama potrzebowa艂a wsparcia.

Przed trumn膮 sz艂o dw贸ch przewodnik贸w orszaku nios膮cych w r臋ku owini臋te kwiatami laski z czarnymi pomponami, a orszak pogrzebowy by艂 tak d艂ugi, 偶e nie by艂o wida膰 jego ko艅ca.

Od艣piewano psalm, po czym pastor rzuci艂 ziemi臋 na trumn臋, wypowiadaj膮c te tak dobrze znane s艂owa: Z prochu powsta艂e艣, w proch si臋 obr贸cisz, z prochu na nowo powstaniesz.

W tym samym momencie Elise dostrzeg艂a, 偶e przy murze cmentarza co艣 si臋 poruszy艂o i dostrzeg艂a zarys ch艂opi臋cych g艂贸w.

Przed rozpocz臋ciem ostatniego psalmu, ciotka Ulrikke 艣cisn臋艂a j膮 za rami臋 i kiwn臋艂a g艂ow膮 w stron臋 muru.

- Widzia艂a艣 ich? - spyta艂a szeptem. Elise odpowiedzia艂a skini臋ciem g艂owy.

- Owszem.

- Dobrze, 偶e byli 艣wiadkami najwa偶niejszego momentu, my艣l臋, 偶e powinni byli tu by膰.

- Ja r贸wnie偶. We wszystkich pokojach rozstawiono sto艂y i wynaj臋to kilka s艂u偶膮cych do pomocy przy serwowaniu. Sto艂y ugina艂y si臋 pod ci臋偶arem kanapek, ciast i tort贸w, rozmowa by艂a o偶ywiona i wszyscy obficie si臋 posilali.

Tym razem dzieci r贸wnie偶 mog艂y by膰 obecne, ale Elise zobaczy艂a, 偶e Peder nagle wstaje od sto艂u i wychodzi z pokoju. Spr贸bowa艂a dyskretnie p贸j艣膰 za nim i znalaz艂a go przed wej艣ciem.

- O co chodzi, Pederze? Co艣 ci臋 boli? Spojrza艂 na ni膮 za艂zawionymi oczami.

- Nie rozumiem, jak ludzie mog膮 tak siedzie膰, je艣膰, 艣mia膰 si臋 i dobrze si臋 bawi膰, kiedy Emanuel le偶y w ziemi! - Po czym raptownie odwr贸ci艂 si臋 do niej plecami i biegiem ruszy艂 przed siebie.

Pozwoli艂a mu pobiec. Dobrze mu zrobi, je艣li stamt膮d zniknie, b臋dzie biec a偶 do utraty tchu i w ten spos贸b pozb臋dzie si臋 cho膰 cz臋艣ci swego b贸lu. Poza tym dobrze go rozumia艂a. Jej r贸wnie偶 ci臋偶ko by艂o pogodzi膰 si臋 z tym, 偶e ludzie rozmawiali, 艣miali si臋 i udawali, jak gdyby nic si臋 nie sta艂o, kiedy cz艂owiek, kt贸rego kochali, odszed艂 na zawsze.

R贸wnocze艣nie jednak rozumia艂a, dlaczego tak by艂o. Ludzie nie potrafi膮 poj膮膰 znaczenia ostatecznego ko艅ca, ona sama to zauwa偶y艂a w ci膮gu ostatnich dni, kiedy jej my艣li poch艂ania艂y zupe艂nie inne rzeczy. Uda艂o jej si臋 nawet napisa膰 kilka stron ksi膮偶ki. Niekiedy jednak prawda uderza艂a j膮 jak piorun z nieba. Emanuel nie 偶y艂, odszed艂 na zawsze! Ona ju偶 nigdy wi臋cej go nie zobaczy, nie porozmawia z nim, nie opowie mu o swych rado艣ciach, smutkach i troskach, nie b臋dzie dzieli膰 z nim ka偶dego dnia.

Sta艂a na dziedzi艅cu, a w jej g艂owie wirowa艂y r贸偶ne my艣li. Nie potrafi艂a si臋 zebra膰, by od razu wej艣膰 do 艣rodka.

Gdyby tylko nie byli pok艂贸ceni, kiedy wyje偶d偶a艂! Co prawda przeprosi艂a go potem, ale tak bardzo 偶a艂owa艂a, 偶e nie uda艂o im si臋 porozmawia膰 o k艂opotach i nawzajem si臋 zrozumie膰.

Wiele z艂ego, kt贸re si臋 wydarzy艂o, by艂o rezultatem choroby, by艂a tego pewna.

Czu艂a jednak, 偶e wiele by艂o r贸wnie偶 i jej win膮, powinna by艂a by膰 bardziej ofiarna.

Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. W jaki spos贸b mog艂a znale藕膰 czas, aby bardziej si臋 nim zaj膮膰, kiedy mia艂a tak du偶o zaj臋膰? Rozmy艣lanie o winie niczemu nie s艂u偶y艂o, wtedy mog艂aby r贸wnie dobrze powiedzie膰, 偶e to ich n臋dza by艂a powodem tego, 偶e Johan wyl膮dowa艂 w wi臋zieniu w Akershus, 偶e ojciec zacz膮艂 pi膰 i 偶e ona sama zwi膮za艂a si臋 z Emanuelem. Wi臋kszo艣膰 rzeczy da艂o si臋 wyja艣ni膰, nie艂atwo jednak dostrzec granic臋 pomi臋dzy win膮 a przeznaczeniem.

Us艂ysza艂a trza艣ni臋cie drzwi i gwa艂townie si臋 obr贸ci艂a. Nie wypada, aby znika艂a od sto艂u w samym 艣rodku stypy, pewnie zaraz kto艣 da jej do s艂uchu. W progu sta艂 jej te艣膰.

- Tutaj jeste艣, Elise? - S艂ysz膮c to, pomy艣la艂a, 偶e nawet jego g艂os by艂 odmieniony.

- Peder gdzie艣 sobie pobieg艂, pr贸bowa艂am go zatrzyma膰. - Czy co艣 si臋 sta艂o?

- Powiedzia艂, 偶e nie mo偶e zrozumie膰, jak mo偶emy rozmawia膰, 艣mia膰 si臋 i je艣膰, kiedy Emanuel zosta艂 z艂o偶ony do ziemi.

Na twarzy pana Ringstad pojawi艂 si臋 lekki, melancholijny u艣miech.

- Rozumiem go, ja r贸wnie偶 tak my艣la艂em, kiedy jako dziecko straci艂em dziadka. Dzieci s膮 od nas bardziej szczere. My, doro艣li, pr贸bujemy ca艂y czas mie膰 na twarzy mask臋, nie wolno nam okazywa膰 swych uczu膰.

Skin臋艂a g艂ow膮.

- Ja r贸wnie偶 go rozumiem, dlatego pozwoli艂am mu pobiec. Dobrze mu zrobi, jak si臋 wybiega i wyp艂acze.

- Dobry i wra偶liwy z niego ch艂opiec, nie ma w nim wiele z艂a.

- Owszem, w Pederze nie ma ani ziarnka z艂a. Westchn膮艂 ci臋偶ko.

- Gdyby tylko wszyscy byli tacy, jak on, wtedy dobrze by艂oby 偶y膰 na 艣wiecie. Spojrza艂a na niego z ukosa i dostrzeg艂a jego bezdenny smutek.

- Jak d艂ugo zostajecie?

- Szko艂a zaczyna si臋 w poniedzia艂ek, jutro musimy wraca膰 do domu.

- Ciotka Ulrikke powiedzia艂a, 偶e ma ochot臋 was odwiedzi膰, ale pewnie nie chce ci si臋 jej go艣ci膰.

- Bynajmniej. Uwa偶am, 偶e by艂oby bardzo mi艂o, gdyby nas odwiedzi艂a, dzieci j膮 lubi膮, ja r贸wnie偶. Czasami mo偶e si臋 innym wydawa膰 osch艂a i stanowcza, ale to tylko pozory. Ona jest dobrym cz艂owiekiem.

U艣miechn膮艂 si臋 i powiedzia艂:

- Powinienem by艂 si臋 domy艣li膰, 偶e uda ci si臋 j膮 przejrze膰. Marie nigdy nie mog艂a jej znie艣膰, a teraz widz臋 r贸wnie偶, 偶e Signe jest podobnego zdania.

- Nie ma w tym nic dziwnego. Ciotka Ulrikke nie jest zbyt pow艣ci膮gliwa i wyra藕nie pokazuje, kogo darzy sympati膮, a kogo nie.

Przytakn膮艂.

- Ta wizyta nie jest dla was zbyt weso艂a. Od dawna chcia艂em, aby ch艂opcy przyjechali tu na wakacje i do艣wiadczyli 偶ycia na gospodarstwie, ale... - urwa艂 w po艂owie zdania, a na jego twarzy pojawi艂 si臋 znany jej, smutny wyraz.

Zrozumia艂a, co chcia艂 powiedzie膰. Pani Ringstad nie 偶yczy艂a sobie, aby przyjechali, a poza tym Emanuel domaga艂 si臋, aby ch艂opcy wi臋kszo艣膰 lata stali za lad膮.

Zawaha艂a si臋 lekko, nie wiedz膮c, czy powinna go o to pyta膰, ale w ko艅cu si臋 prze艂ama艂a:

- Czy Signe zostaje tu na jaki艣 czas? Jego spojrzenie pociemnia艂o.

- Obawiam si臋, 偶e tak. Jak sama widzia艂a艣, na nowo s膮 najlepszymi przyjaci贸艂kami, na jak d艂ugo, to si臋 jeszcze oka偶e.

- By膰 mo偶e ty te偶 m贸g艂by艣 wybra膰 si臋 do Kristianii? 艁贸偶ko Emanuela nadal stoi w salonie, musimy tylko uwa偶a膰, 偶eby艣cie nie przyjechali z ciotk膮 Ulrikke w tym samym czasie.

Westchn膮艂 w odpowiedzi.

- Dobrze by by艂o wyrwa膰 si臋 st膮d na troch臋, ale nie jest to jeszcze odpowiednia pora. Niepokoj臋 si臋, jak b臋dzie si臋 czu艂a Marie, kiedy wszyscy go艣cie odjad膮 i zacznie si臋 zwyk艂y, szary dzie艅. Chocia偶 z drugiej strony... - ponownie nie doko艅czy艂 zdania.

Chocia偶 z drugiej strony ona nie jest jak inni ludzie, doda艂a w my艣lach Elise. Nie ma pewno艣ci, czy ona jest w stanie cierpie膰 z powodu czyjego艣 odej艣cia, nawet je偶eli chodzi o jej syna. Na jego twarzy pojawi艂 si臋 wymuszony u艣miech.

- B臋dziemy w ka偶dym razie w kontakcie, ty i ja. Obiecaj, 偶e dasz mi zna膰, je偶eli b臋dziesz mie膰 jakiekolwiek k艂opoty. Emanuel da艂 mi do zrozumienia, 偶e zarobi艂a艣 na swej ksi膮偶ce niespodziewanie du偶o, ciesz臋 si臋 z tego. Jestem z ciebie dumny, Elise. To nie lada wyczyn utrzymywa膰 gromadk臋 dzieci, pisz膮c ksi膮偶ki, cho膰 to niepewne 藕r贸d艂o dochodu. Je偶eli b臋dzie ci ci臋偶ko, mam nadziej臋, 偶e nie b臋dziesz zbyt dumna, aby poprosi膰 mnie o pomoc.

Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Bardzo dzi臋kuj臋, te艣ciu. Teraz jednak najlepiej chyba b臋dzie, je艣li wr贸cimy do sto艂u.

Odwr贸cili si臋 i powoli ruszyli w stron臋 wej艣cia. Wchodz膮c do 艣rodka, pomy艣la艂a zdziwiona: Jednak Emanuel powiedzia艂, 偶e niespodziewanie du偶o zarobi艂am na mojej ksi膮偶ce. Najprawdopodobniej zrobi艂 to, aby oszcz臋dzi膰 ojcu i samemu sobie wyrzut贸w sumienia.

9

Zapada艂 zmierzch. Johan szybkim krokiem wraca艂 do domu. G艂贸d 艣ciska艂 mu 偶o艂膮dek, by艂 zm臋czony po d艂ugim dniu wype艂nionym ci臋偶k膮 prac膮, jednak podniecenie sprawia艂o, 偶e wraca艂y mu si艂y. Dzisiaj na pewno b臋dzie na niego czeka膰 list od Elise! Min臋艂y ju偶 prawie trzy tygodnie od dnia, kiedy znalaz艂 wszystkie listy w szufladzie Benedicte. Tej samej nocy napisa艂 d艂ugi list, kt贸ry wys艂a艂 nast臋pnego ranka. Tym razem sam poszed艂 w tym celu na poczt臋, od tej pory ju偶 nikomu nie zaufa!

Mia艂 wyrzuty sumienia, bo jeszcze nie znalaz艂 czasu, by napisa膰 do Anny. Ca艂e dnie mia艂 bez przerwy wype艂niony zaj臋ciami, od wczesnego ranka do p贸藕nego wieczoru. W li艣cie poprosi艂 jednak Elise, by pozdrowi艂a Ann臋, wyja艣ni艂a, co si臋 sta艂o i powiedzia艂a jej, 偶e ma nadziej臋 przyjecha膰 z wizyt膮 do Norwegii jesieni膮.

Wci膮偶 jeszcze ci臋偶ko mu by艂o uwierzy膰, 偶e ktokolwiek m贸g艂 post膮pi膰 tak, jak Benedicte. Gdyby Elise nie by艂a 偶on膮 Emanuela, mog艂aby znale藕膰 sobie kogo艣 innego tylko dlatego, 偶e nie mia艂a od niego 偶adnych wiadomo艣ci. Mog艂oby to odmieni膰 zar贸wno jej, jak i jego 偶ycie i doprowadzi膰 do b贸lu i nieszcz臋艣cia.

Wystarcza艂o mu k艂opot贸w i bez tego. Elise z pewno艣ci膮 nie mog艂a poj膮膰, dlaczego on w og贸le nie pisa艂 i mimo 偶e by艂a zwi膮zana z Emanuelem, by艂 pewien, 偶e by艂o jej przykro i ba艂a si臋, 偶e co艣 si臋 sta艂o. Na my艣l o tym, jak cudownie by艂o im razem podczas 艣wi膮t Bo偶ego Narodzenia i na wspomnienie o z艂o偶onych wtedy przez niego obietnicach, przeszed艂 go dreszcz. U艣wiadamia艂 sobie, 偶e musia艂a czu膰 si臋 zdradzona i zraniona, nie maj膮c od niego 偶adnych wie艣ci. Pewnie my艣la艂a, 偶e jednak znalaz艂 sobie inn膮, mimo 偶e wcze艣niej zapewnia艂 j膮, 偶e jest dla niego jedyna.

Johan przyspieszy艂 kroku. Nigdy nie b臋dzie w stanie wybaczy膰 Benedicte. Gdyby nie ostrzegawcze s艂owa S酶rena i wzgl膮d na Elise i Ann臋, pobi艂by j膮 tak, 偶e nie zosta艂by w niej 偶ywy duch. Nigdy wcze艣niej nie czu艂 si臋 r贸wnie mocno rozz艂oszczony. To niewiarygodne, 偶e ta zepsuta dziewczyna mia艂a jeszcze na tyle tupetu, aby pr贸bowa膰 mu si臋 przypodoba膰. K艂ama艂a. Bez wahania zaprzeczy艂a, 偶e zabiera艂a listy, powiedzia艂a, 偶e musia艂 to zrobi膰 kto艣 inny w domu. Podczas gdy on jej wymy艣la艂, ona z p艂aczem po艂o偶y艂a si臋 na 艂贸偶ku, na plecach, ze sp贸dnic膮 podci膮gni臋t膮 do g贸ry, pokazuj膮c swe nagie nogi. G贸rne guziki jej gorsetu by艂y rozpi臋te, r贸wnie dobrze mog艂aby tam le偶e膰 nago. Prawdopodobnie s膮dzi艂a, 偶e jego w艣ciek艂o艣膰 zamieni si臋 w 偶膮dz臋, co za idiotka!

Wcze艣niej nie mia艂 poj臋cia, 偶e mog艂y istnie膰 takie wyzwolone, niemoralne kobiety.

Dopiero nast臋pnego dnia, kiedy poszed艂 do niej w towarzystwie Bruno i S酶rena, przyzna艂a si臋 do tego, co zrobi艂a.

Nadal kipia艂o w nim oburzenie na sam膮 my艣l o ca艂ej sytuacji.

Wbieg艂 na g贸r臋, przeskakuj膮c po dwa stopnie i b艂agaj膮c w duchu wy偶sze si艂y, aby czeka艂 dzi艣 na niego list.

W korytarzu spotka艂 Michelle, francusk膮 dziewczyn臋, kt贸ra wprowadzi艂a si臋 do pokoju wcze艣niej zajmowanego przez Benedicte. S酶ren mia艂 racj臋, m贸wi膮c, 偶e jest pi臋kna i teraz on wraz z Johannesem i Bruno zabiegali o jej przychylno艣膰. Ku swemu przera偶eniu Johan zauwa偶y艂, 偶e Michelle posy艂a艂a mu pow艂贸czyste spojrzenia. Zachowywa艂a si臋 dok艂adnie tak, jak wcze艣niej Benedicte. Zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, czy to brak zainteresowania z jego strony sprawia艂, 偶e wydawa艂 im si臋 atrakcyjny. By膰 mo偶e w kobietach r贸wnie偶 drzema艂 prymitywny instynkt 艂owiecki. Najtrudniejsza zdobycz jest najbardziej fascynuj膮ca, pomy艣la艂.

Wymamrota艂 Bon soir - dobry wiecz贸r, maj膮c nadziej臋, 偶e uda mu si臋 przemkn膮膰 ko艂o niej, jednak ona zatrzyma艂a go i spyta艂a nie艣mia艂o, czy mog艂aby zaprosi膰 go na skromny, ciep艂y posi艂ek. W艂a艣nie zrobi艂a dla siebie jedzenie i by艂o tego wi臋cej, ni偶 sama potrzebowa艂a, a on na pewno by艂 g艂odny po d艂ugim dniu pracy. Nikogo innego w domu nie by艂o, inaczej zaprosi艂aby r贸wnie偶 pozosta艂ych student贸w. W tym samym momencie poczu艂 dochodz膮cy z kuchni cudowny zapach przypraw i pieczonego mi臋sa. Zaburcza艂o mu w brzuchu. Nie mia艂 powodu odmawia膰, wsp贸lny posi艂ek w 偶aden spos贸b nie mo偶e nikomu zaszkodzi膰. R贸wnocze艣nie b臋dzie mia艂 okazj臋, by powiedzie膰 jej o Elise, dobrze, je偶eli b臋dzie wiedzia艂a, 偶e on kocha inn膮.

Podzi臋kowa艂 jej i powiedzia艂, 偶e musi si臋 najpierw przebra膰. To by艂 kolejny niezwykle gor膮cy dzie艅, Johan by艂 spocony i czu艂 si臋 okropnie w koszuli, kt贸ra przylepia艂a mu si臋 do cia艂a. Ale prawdziwym powodem, dla kt贸rego chcia艂 najpierw p贸j艣膰 do swojego pokoju, by艂o pragnienie przeczytania listu od Elise, je艣li tam na niego czeka艂.

Podekscytowany pospieszy艂 do pokoju i wbieg艂 do 艣rodka. Madame Dassac k艂ad艂a zazwyczaj poczt臋 na komodzie. Teraz nie le偶a艂o tam nic. Dla pewno艣ci nachyli艂 si臋 i zajrza艂 pod komod臋. Tam te偶 nic nie znalaz艂. Zatroskany wyprostowa艂 si臋. Dlaczego nie odpowiada艂a? Czy nie wierzy艂a w jego wyja艣nienia?

By膰 mo偶e wyda艂o jej si臋 to nieprawdopodobne, 偶e obca dziewczyna konfiskowa艂a zar贸wno te listy, kt贸re do niego przychodzi艂y, jak i te, kt贸re on sam pisa艂. Rozumia艂, 偶e mog艂o si臋 to wyda膰 niewiarygodne, zw艂aszcza bior膮c pod uwag臋 fakt, 偶e Benedicte zatrzymywa艂a r贸wnie偶 listy od Anny. Jak ona mog艂a s膮dzi膰, 偶e Johan mia艂 r贸wnocze艣nie dwie dziewczyny w Norwegii? To pokazywa艂o jedynie, jaka by艂a g艂upia.

Usiad艂 na kraw臋dzi 艂贸偶ka i opar艂 g艂ow臋 na r臋kach. Nie mia艂 si艂y si臋 przebiera膰, nie mia艂 ochoty i艣膰 teraz do kuchni do Michelle. Elise na pewno si臋 na nim zawiod艂a, by膰 mo偶e Emanuelowi si臋 poprawi艂o, a mo偶e stwierdzi艂a, 偶e on nie jest jednak takim z艂ym m臋偶em. Johan poczu艂 ogarniaj膮c膮 go zazdro艣膰.

On nigdy nie b臋dzie w stanie pokocha膰 nikogo innego, tego by艂 pewien.

Nagle przypomnia艂a mu si臋 jedna z rze藕b francuskiego mistrza Augusta Rodina. By艂a pe艂na nami臋tno艣ci i oddawa艂a ten sam nastr贸j, w kt贸rym on sam si臋 teraz znajdowa艂. By膰 mo偶e na tym w艂a艣nie polega艂o bycie artyst膮, pomy艣la艂 sobie, oni swe uczucia prze偶ywali poprzez sztuk臋, a nie w rzeczywisto艣ci. Najwyra藕niej nie by艂o mu dane 偶y膰 razem z kobiet膮, kt贸r膮 kocha.

Powoli wsta艂 z 艂贸偶ka, jego cia艂o by艂o ci臋偶kie jak o艂贸w, by艂 wyczerpany. Biedna Michelle, nam臋czy艂a si臋, aby przygotowa膰 dobry posi艂ek, i trafi艂 jej si臋 tak ma艂o towarzyski go艣膰 na obiad. Nala艂 wody do miski, zdj膮艂 z siebie koszul臋, szybko si臋 przemy艂 i za艂o偶y艂 now膮. Nast臋pnie zanurzy艂 grzebie艅 w tej samej wodzie i przeczesa艂 w艂osy. Opu艣ci艂 sw贸j pok贸j i ruszy艂 w stron臋 kuchni.

- Przepraszam. Musia艂em zmy膰 z siebie najgorszy pot. Roze艣mia艂a si臋.

- Wy Norwegowie nie jeste艣cie przyzwyczajeni do takich upa艂贸w, prawda? Potrz膮sn膮艂 przecz膮co g艂ow膮.

- Owszem, nie jeste艣my. W moim kraju zbli偶a si臋 teraz jesie艅, dni pewnie ju偶 sta艂y si臋 ch艂odniejsze.

Spojrza艂a na niego swymi pi臋knymi, br膮zowymi oczami.

- T臋skni pan za domem? Skin膮艂 g艂ow膮 z lekkim u艣miechem na twarzy, poczu艂 si臋 zmieszany.

- Owszem, mam tam dziewczyn臋. Teraz nareszcie pad艂y te s艂owa. Najlepiej mie膰 to ju偶 z g艂owy. Dostrzeg艂, 偶e poczu艂a si臋 rozczarowana.

- Bruno opowiedzia艂 mi o listach. Czy napisa艂 pan do niej, aby wyja艣ni膰, co zasz艂o? Przytakn膮艂 i spu艣ci艂 wzrok.

- Dziwne, 偶e teraz r贸wnie偶 nie mam od niej 偶adnych wie艣ci.

- Mo偶e ona panu nie uwierzy艂a. Spojrza艂 na ni膮:

- A pani by w to uwierzy艂a? Potrz膮sn臋艂a przecz膮co g艂ow膮.

- Ja s膮dzi艂abym, 偶e to tylko wym贸wka, aby usprawiedliwi膰 to, 偶e kto艣 tak d艂ugo nie pisa艂, i pomy艣la艂abym te偶, 偶e pewnie znalaz艂 sobie w mi臋dzyczasie kogo艣 innego.

- Wy, Francuzi, jeste艣cie bardziej nami臋tni ni偶 my. 艁atwiej wam przychodzi zakocha膰 si臋 w kim艣 i, z tego co zrozumia艂em, m臋偶czy藕ni cz臋艣ciej zdradzaj膮 swoje partnerki.

Przytakn臋艂a.

- To prawda, wielu m臋偶czyzn zdradza swoje kobiety, dlatego ja pomy艣la艂abym, 偶e m贸j przyjaciel pozwoli艂 si臋 uwie艣膰 innej. Z tego co mi wiadomo, Benedicte stara艂a si臋, jak mog艂a. Panu pewnie nie uda艂o si臋 jej oprze膰? - spyta艂a, patrz膮c na niego zdziwionym wzrokiem.

Poczu艂, 偶e si臋 rumieni. W jej oczach by艂o to pewnie nieprawdopodobne, 偶e m艂ody i zdrowy m臋偶czyzna potrafi oprze膰 si臋 pokusie, gdy k艂adzie si臋 na nim naga dziewczyna. Najgorzej, 偶e sam nie wiedzia艂, co mog艂oby si臋 sta膰, gdyby nie pojawi艂 si臋 Bruno. On sam wiele razy zadawa艂 sobie to pytanie. Czy potrafi艂by si臋 oprze膰, nawet wtedy, kiedy jego cia艂o reagowa艂o na pokus臋? Czy rzeczywi艣cie by艂 na tyle silny? Kiedy dotyka艂a go podczas snu, jego cia艂o nie pozosta艂o oboj臋tne, z czego teraz wcale nie by艂 dumny.

Roze艣mia艂a si臋.

- Czerwieni si臋 pan, rozumiem. Nikt inny r贸wnie偶 nie potrafi艂by si臋 oprze膰 takiej pokusie. Jest pan m臋偶czyzn膮, wy jeste艣cie w ten spos贸b stworzeni.

Nic na to nie odpowiedzia艂.

- Prosz臋 usi膮艣膰, jedzenie jest gotowe.

- Pachnie cudownie, od rana nic nie jad艂em.

- Tak w艂a艣nie my艣la艂am. Sam pan widzi, 偶e jest tego du偶o, prosz臋 si臋 nie kr臋powa膰. - Nala艂a mu kieliszek wina i po艂o偶y艂a tac臋 ko艂o jego talerza. Przez pewien czas w milczeniu spo偶ywali posi艂ek.

- Czy bardzo si臋 pan martwi, 偶e nie ma pan od niej 偶adnych wie艣ci? - spyta艂a po chwili.

- Owszem. By艂em pewien, 偶e napisze do mnie, kiedy tylko otrzyma m贸j list z wyja艣nieniem.

- Ona nie jest jedyn膮 kobiet膮 na tym 艣wiecie, monsieur Thoresen. Gdy jest si臋 zakochanym, nietrudno my艣le膰, 偶e nigdy ju偶 nie pokocha si臋 nikogo innego, ale tak nie jest. Po pewnym czasie, kiedy cz艂owiek si臋 zorientuje, 偶e s膮 te偶 inne osoby na 艣wiecie i o tej pierwszej ju偶 si臋 nie pami臋ta, wspomina si臋 z u艣miechem te my艣li, kt贸re si臋 wcze艣niej mia艂o. U艣miechn膮艂 si臋.

- By膰 mo偶e.

- Pan jest atrakcyjnym m臋偶czyzn膮, jest pan przystojny, mi艂y i niesamowicie m臋ski, wy偶szy i lepiej zbudowany ni偶 wi臋kszo艣膰 Francuz贸w. Takich m臋偶czyzn my, kobiety, lubimy. Nie bez powodu Benedicte by艂a panem zauroczona, pope艂ni艂a jednak straszne g艂upstwo. Nie rozumia艂a, 偶e m臋偶czyzna sam woli by膰 my艣liwym i nie lubi, gdy si臋 na niego napada.

- Owszem, m臋偶czy藕ni lubi膮 podziw i pochlebstwa kobiet, ale sami wol膮 nadawa膰 tempo. - Spojrza艂 na ni膮 z ukosa. - M贸wi pani tak, jakby mia艂a spore do艣wiadczenie w tej kwestii.

Tym razem roze艣mia艂a si臋 g艂o艣no.

- Pan ma taki uroczy i dziwny spos贸b wys艂awiania si臋 po francusku, podoba mi si臋 to! Mimo to powinien pan nauczy膰 si臋 lepiej m贸wi膰, je偶eli chce pan sprzedawa膰 swoje prace. Mog臋 udzieli膰 panu kilku lekcji, uczy艂am kiedy艣 francuskiego w szkole.

- Dzi臋kuj臋, z ch臋ci膮 skorzystam, je偶eli tylko nie b臋dzie to zbyt kosztowne.

- C贸偶 za bzdury! Chyba pan nie s膮dzi, 偶e wezm臋 zap艂at臋 od dobrego przyjaciela?

- To bardzo mi艂e z pani strony.

- Dobrze, w takim razie postanowione. Kiedy chce pan zacz膮膰? kto艣 tak d艂ugo nie pisa艂, i pomy艣la艂abym te偶, 偶e pewnie znalaz艂 sobie w mi臋dzyczasie kogo艣 innego.

- Wy, Francuzi, jeste艣cie bardziej nami臋tni ni偶 my. 艁atwiej wam przychodzi zakocha膰 si臋 w kim艣 i, z tego co zrozumia艂em, m臋偶czy藕ni cz臋艣ciej zdradzaj膮 swoje partnerki.

Przytakn臋艂a.

- To prawda, wielu m臋偶czyzn zdradza swoje kobiety, dlatego ja pomy艣la艂abym, 偶e m贸j przyjaciel pozwoli艂 si臋 uwie艣膰 innej. Z tego co mi wiadomo, Benedicte stara艂a si臋, jak mog艂a. Panu pewnie nie uda艂o si臋 jej oprze膰? - spyta艂a, patrz膮c na niego zdziwionym wzrokiem.

Poczu艂, 偶e si臋 rumieni. W jej oczach by艂o to pewnie nieprawdopodobne, 偶e m艂ody i zdrowy m臋偶czyzna potrafi oprze膰 si臋 pokusie, gdy k艂adzie si臋 na nim naga dziewczyna. Najgorzej, 偶e sam nie wiedzia艂, co mog艂oby si臋 sta膰, gdyby nie pojawi艂 si臋 Bruno. On sam wiele razy zadawa艂 sobie to pytanie. Czy potrafi艂by si臋 oprze膰, nawet wtedy, kiedy jego cia艂o reagowa艂o na pokus臋? Czy rzeczywi艣cie by艂 na tyle silny? Kiedy dotyka艂a go podczas snu, jego cia艂o nie pozosta艂o oboj臋tne, z czego teraz wcale nie by艂 dumny.

Roze艣mia艂a si臋.

- Czerwieni si臋 pan, rozumiem. Nikt inny r贸wnie偶 nie potrafi艂by si臋 oprze膰 takiej pokusie. Jest pan m臋偶czyzn膮, wy jeste艣cie w ten spos贸b stworzeni.

Nic na to nie odpowiedzia艂.

- Prosz臋 usi膮艣膰, jedzenie jest gotowe.

- Pachnie cudownie, od rana nic nie jad艂em.

- Tak w艂a艣nie my艣la艂am. Sam pan widzi, 偶e jest tego du偶o, prosz臋 si臋 nie kr臋powa膰. - Nala艂a mu kieliszek wina i po艂o偶y艂a tac臋 ko艂o jego talerza. Przez pewien czas w milczeniu spo偶ywali posi艂ek.

- Czy bardzo si臋 pan martwi, 偶e nie ma pan od niej 偶adnych wie艣ci? - spyta艂a po chwili.

- Owszem. By艂em pewien, 偶e napisze do mnie, kiedy tylko otrzyma m贸j list z wyja艣nieniem.

- Ona nie jest jedyn膮 kobiet膮 na tym 艣wiecie, monsieur Thoresen. Gdy jest si臋 zakochanym, nietrudno my艣le膰, 偶e nigdy ju偶 nie pokocha si臋 nikogo innego, ale tak nie jest. Po pewnym czasie, kiedy cz艂owiek si臋 zorientuje, 偶e s膮 te偶 inne osoby na 艣wiecie i o tej pierwszej ju偶 si臋 nie pami臋ta, wspomina si臋 z u艣miechem te my艣li, kt贸re si臋 wcze艣niej mia艂o. U艣miechn膮艂 si臋.

- By膰 mo偶e.

- Pan jest atrakcyjnym m臋偶czyzn膮, jest pan przystojny, mi艂y i niesamowicie m臋ski, wy偶szy i lepiej zbudowany ni偶 wi臋kszo艣膰 Francuz贸w. Takich m臋偶czyzn my, kobiety, lubimy. Nie bez powodu Benedicte by艂a panem zauroczona, pope艂ni艂a jednak straszne g艂upstwo. Nie rozumia艂a, 偶e m臋偶czyzna sam woli by膰 my艣liwym i nie lubi, gdy si臋 na niego napada.

- Owszem, m臋偶czy藕ni lubi膮 podziw i pochlebstwa kobiet, ale sami wol膮 nadawa膰 tempo. - Spojrza艂 na ni膮 z ukosa. - M贸wi pani tak, jakby mia艂a spore do艣wiadczenie w tej kwestii.

Tym razem roze艣mia艂a si臋 g艂o艣no.

- Pan ma taki uroczy i dziwny spos贸b wys艂awiania si臋 po francusku, podoba mi si臋 to! Mimo to powinien pan nauczy膰 si臋 lepiej m贸wi膰, je偶eli chce pan sprzedawa膰 swoje prace. Mog臋 udzieli膰 panu kilku lekcji, uczy艂am kiedy艣 francuskiego w szkole.

- Dzi臋kuj臋, z ch臋ci膮 skorzystam, je偶eli tylko nie b臋dzie to zbyt kosztowne.

- C贸偶 za bzdury! Chyba pan nie s膮dzi, 偶e wezm臋 zap艂at臋 od dobrego przyjaciela?

- To bardzo mi艂e z pani strony.

- Dobrze, w takim razie postanowione. Kiedy chce pan zacz膮膰?

10

Elise cieszy艂a si臋, 偶e mogli podjecha膰 furmank膮 na stacj臋, ale kiedy przybyli na dworzec 脴stbanen w Kristianii, wsadzi艂a walizk臋 do w贸zka dzieci臋cego razem z Jensine i kaza艂a Hugo i艣膰 obok. Ch艂opcy s艂ali t臋skne spojrzenia w stron臋 wo藕nic贸w, kt贸rzy czekali na pasa偶er贸w, ona jednak uwa偶a艂a, 偶e nie sta膰 ich na takie luksusy, jak doro偶ka. Ch艂opcy i ona mog膮 na zmian臋 nie艣膰 Hugo, kiedy malec nie b臋dzie ju偶 mia艂 si艂 i艣膰 dalej.

Kiedy w ko艅cu stan臋li przed drzwiami domu przy Hammergaten, byli zupe艂nie wyko艅czeni. Droga pod g贸r臋 na Sagene nigdy nie wydawa艂a si臋 Elise tak d艂uga, jak dzisiaj. Powoli dociera艂o do niej, 偶e zosta艂a ca艂kiem sama, i 偶e by艂a odpowiedzialna za utrzymanie dzieci. Ju偶 nigdy wi臋cej nie zobaczy Emanuela. Zgadywa艂a, 偶e ch艂opcy mieli podobne my艣li, gdy w milczeniu pod膮偶ali do domu.

Kristian pewnie si臋 cieszy, 偶e wydosta艂 si臋 z tego siedliska ob艂udy, a ona sama powinna czu膰 ulg臋, 偶e nie b臋dzie ju偶 musia艂a zadawa膰 si臋 ze swoj膮 te艣ciow膮 oraz z Signe. Peder pewnie martwi艂 si臋 na my艣l o powrocie do szko艂y, jemu dobrze by艂o na gospodarstwie, zw艂aszcza kiedy przebywa艂 blisko zwierz膮t. To samo odczuwali Evert, Hugo i Jensine. Teraz i j膮, i ch艂opc贸w czekaj膮 d艂ugie dni wype艂nione ci臋偶k膮 prac膮. B臋dzie musia艂a poprosi膰 ich, aby po szkole pracowali, w ka偶dym razie Kristian i Evert. Ona sama musi ka偶d膮 woln膮 chwil臋 wykorzysta膰 na pisanie. Je偶eli uda jej si臋 wyda膰 jedn膮 ksi膮偶k臋 rocznie i zarobi膰 na ka偶dej 400 koron, b臋d膮 w stanie jako艣 z tego prze偶y膰. By膰 mo偶e mog艂aby dodatkowo zaj膮膰 si臋 szyciem? Skoro jej te艣膰 s膮dzi艂, 偶e tak niespodziewanie dobrze zarobi艂a na ksi膮偶ce, pewnie nie b臋dzie jej pomaga艂, zw艂aszcza 偶e musia艂by to robi膰 podst臋pem i w tajemnicy, ryzykuj膮c, 偶e b臋dzie si臋 musia艂 z tego t艂umaczy膰 swej niezr贸wnowa偶onej ma艂偶once. Poza tym Elise uwa偶a艂a, czemu te偶 g艂o艣no da艂a wcze艣niej wyraz, 偶e nie powinna od niego nic przyjmowa膰. Musi zachowa膰 troch臋 dumy. Ponadto, zda艂a sobie te偶 spraw臋 z tego, 偶e pan Ringstad nie mia艂 a偶 tyle pieni臋dzy, jak jej si臋 wcze艣niej wydawa艂o. Jego maj膮tek stanowi艂o przede wszystkim gospodarstwo - budynki, inwentarz, zwierz臋ta, a je偶eli plony by艂y niepomy艣lne, trudno by艂o od艂o偶y膰 mu dla niej nawet kilka koron.

Peder ruszy艂 do skrzynki na listy, a pozostali poszli prosto do drzwi wej艣ciowych. Po chwili dogoni艂 ich i wyrzuci艂 z siebie zadyszany:

- Elise, jest do ciebie list! Chyba od naszego wujka, bo to taki cienki papier i dziwne znaczki!

Elise otworzy艂a drzwi wej艣ciowe.

- Znowu? Dopiero co mieli艣my od niego wie艣ci. Kristian wyrwa艂 Pederowi list z r臋ki.

- To nie jest list z Ameryki - powiedzia艂 rozczarowanym tonem.

- To chyba z innego kraju. Elise wyj臋艂a z w贸zka walizk臋, a potem Jensine.

- Nie m贸g艂by艣 najpierw mi pom贸c, a dopiero potem czyta膰 listy? - m贸wi膮c to, sama s艂ysza艂a irytacj臋 w swoim g艂osie. By艂a zm臋czona i nie mia艂a si艂y robi膰 wszystkiego sama.

Kristian spe艂ni艂 jej pro艣b臋.

- Nie s艂ysza艂a艣, co powiedzia艂em?

- Owszem, s艂ysza艂am, 偶e przyszed艂 list z Ameryki, ale nie mo偶esz po mnie oczekiwa膰, 偶e si臋 b臋d臋 cieszy膰, 偶e chcesz nas za dwa lata opu艣ci膰.

- To nie jest z Ameryki, m贸wi艂em przecie偶, my艣l臋, 偶e to list od Johana. Elise stan臋艂a jak wryta. Poczu艂a, jak jej policzki oblewa rumieniec, ale nie chcia艂a, aby Kristian zorientowa艂 si臋, jakie wra偶enie zrobi艂y na niej jego s艂owa. Ca艂kiem niedawno po偶egna艂a na zawsze swojego m臋偶a, wci膮偶 by艂a w 偶a艂obie, w ubraniach po偶yczonych od te艣ciowej. Nie przystoi, by cieszy艂a si臋 z wie艣ci otrzymanych od by艂ego narzeczonego. Odwr贸ci艂a si臋 do Kristiana plecami i pospieszy艂a nastawi膰 wod臋. Nie by艂o pewno艣ci, 偶e ucieszy j膮 tre艣膰 tego listu. Skoro tak d艂ugo zwleka艂 z napisaniem, prawdopodobnie czeka艂y j膮 bolesne wie艣ci.

- Zanie艣, prosz臋, walizk臋 na g贸r臋, na stryszek, Kristianie. Peder z Evertem, wy mo偶ecie zacz膮膰 nakrywa膰 do sto艂u. Nic nie jedli艣my od 艣niadania, wszyscy jeste艣cie pewnie strasznie g艂odni. Dosta艂am od Olaug 艣wie偶y chleb domowej roboty i s艂oik tegorocznego d偶emu z malin. Zrobi臋 kaw臋, ale nie ma mleka, wi臋c b臋dziecie musieli wypi膰 czarn膮, z cukrem.

W tej samej chwili dobieg艂 ich g艂os z klatki schodowej.

- Halo, jeste艣cie tam? Wr贸cili艣cie ju偶 wszyscy do domu? - zapyta艂a pani Jonsen, wtykaj膮c g艂ow臋 do 艣rodka.

- Witam, pani Jonsen, owszem, nareszcie jeste艣my w domu. Peder obr贸ci艂 si臋 do niej.

- Emanuel umar艂 i le偶y w grobie. Pani Jonsen przera偶ona za艂ama艂a r臋ce.

- Umar艂? Ojej, a ja s膮dzi艂am, 偶e mu si臋 polepszy, kiedy b臋dzie z daleka od tego harmidru! Martwi艂am si臋 troch臋, bo tak d艂ugo was nie by艂o. Pilnowa艂am domu i podlewa艂am kwiaty przy schodach, postawi艂am te偶 stracha na wr贸ble w krzakach porzeczek i tutaj, i u mnie, 偶eby ptaki nie zjad艂y reszty owoc贸w na ga艂膮zkach.

Elise odwr贸ci艂a si臋 do niej bokiem.

- Bardzo dzi臋kuj臋 za pomoc. Mo偶e usiad艂aby pani z nami? Mamy chleb domowej roboty i bardzo s艂odki d偶em.

- Mog臋? Macie wi臋cej, ni偶 wam trzeba?

- Oczywi艣cie, 偶e pani mo偶e. To du偶y bochenek, najwi臋kszy, jaki kiedykolwiek widzia艂am - doda艂a, widz膮c, 偶e ch艂opcy obrzucili zatroskanym spojrzeniem chleb le偶膮cy na stole.

Pani Jonsen, cz艂api膮c, wesz艂a do 艣rodka i usiad艂a. Peder nie m贸g艂 oderwa膰 wzroku od jej letniego kapelusza. - A te ptaszyska te偶 troch臋 dostan膮?

Pani Jonsen, 艣miej膮c si臋, podnios艂a r臋k臋 do kapelusza i dotkn臋艂a tkwi膮cego tam ptaka.

- To Laura, ona wsz臋dzie ze mn膮 chodzi, wiesz, Pederze? Zim膮 siedzi na czarnym kapeluszu, a latem przesiada si臋 w艂a艣nie na ten.

- Ona chyba nie musi je艣膰?

- Tylko okruchy, nie b贸j si臋, nie zje ca艂ej pajdy. Pani Jonsen g艂o艣no si臋 za艣mia艂a ze swojego dowcipu. Peder nie spuszcza艂 z niej wzroku.

- Ma pani dziur臋 w z臋bie. 艢miech na ustach pani Jonsen natychmiast zgas艂, a ona pos艂a艂a mu przera偶one spojrzenie.

- Sk膮d to wiesz?

- Widzia艂em w 艣rodku co艣 czarnego.

- To nie by艂a dziura, ten z膮b mi wypad艂.

- W takim razie ma pani tam dziur臋, nie?

- No, ale nie w z臋bie, tylko pomi臋dzy dwoma innymi. Peder 艣ledzi艂 spojrzeniem jej ruchy, kiedy dodawa艂a sobie cukru do kawy.

- Chyba nie powinna pani wsypywa膰 tak du偶o cukru, od tego robi膮 si臋 dziury w z臋bach.

- Phi - prychn臋艂a pani Jonsen. - Dziury od cukru, s艂ysza艂 kto艣 co艣 podobnego. Cukier jest dobry, od niego ma si臋 energi臋 i ch臋膰 dzia艂ania. - Zwr贸ci艂a si臋 do Elsie: - Kto zrobi艂 ten tw贸j pyszny d偶em malinowy?

- Olaug, s艂u偶膮ca u rodzic贸w Emanuela. Pani Jonsen patrzy艂a na ni膮 z nieskrywan膮 ciekawo艣ci膮. - I ona jest taka uczynna? Elise pokiwa艂a g艂ow膮.

- Owszem. Codziennie zajmowa艂a si臋 Hugo i Jensine, troszczy艂a si臋, 偶eby ch艂opcy mieli takie jedzenie, jakie lubi膮, i gdyby nie pani Ringstad, da艂aby mi jeszcze jeden bochenek na drog臋. Niestety moja te艣ciowa obawia艂a si臋, 偶e nie wystarczy chleba dla go艣ci, kt贸rzy jeszcze zostali.

呕eby tylko pani Jonsen szybko sobie posz艂a, 偶ebym mog艂a przeczyta膰 list od Johana!, pomy艣la艂a b艂agalnie. Cho膰 mo偶e powinna si臋 cieszy膰, 偶e ten moment si臋 odwleka. Je艣li jej obawy si臋 potwierdz膮, czeka j膮 ci臋偶ka noc.

Pani Jonsen jednak nie zamierza艂a wychodzi膰. Od ich wyjazdu by艂a sama i cieszy艂a si臋, 偶e znowu ma towarzystwo.

- Opowiedz, Pederze, jak by艂o. Emanuel nie 偶y艂 ju偶, gdy przyjechali艣cie, czy zmar艂, kiedy u niego byli艣cie?

- Po偶egnali艣my si臋 z nim. P艂aka艂em, Kristian te偶, ale on teraz m贸wi, 偶e nie p艂aka艂.

- Bo nie p艂aka艂em - powiedzia艂 Kristian osch艂ym tonem.

- To widzieli艣cie, kiedy wyzion膮艂 ducha? Elise pomy艣la艂a, 偶e pani Jonsen wydaje si臋 by膰 bardzo zainteresowana szczeg贸艂ami. Ona sama uwa偶a艂a, 偶e dzieci nie powinno si臋 wypytywa膰 o podobne rzeczy.

- Nie, nie wolno nam by艂o. Matka Emanuela powiedzia艂a, 偶eby艣my poszli do kuchni, nie mogli艣my te偶 p贸j艣膰 na pogrzeb do ko艣cio艂a, ale wdrapali艣my si臋 za to na mur cmentarza i stamt膮d ogl膮dali艣my, co si臋 dzia艂o. W ziemi by艂a ogromna dziura, tam mieli z艂o偶y膰 trumn臋 i zakopali j膮, chocia偶 by艂a bia艂a i pe艂na ozd贸b, i taka 艂adna, 偶e mog艂aby sta膰 na samym 艣rodku salonu, gdyby nie to, 偶e le偶a艂 w niej trup.

- Kwiaty te偶 na niej by艂y?

- Tak, z tysi膮c, chocia偶 nie, chyba z dziesi臋膰 tysi臋cy. Pani Jonsen zdziwiona z艂o偶y艂a r臋ce.

- Dziesi臋膰 tysi臋cy bukiet贸w? Kto je wszystkie przyni贸s艂?

- Ca艂a wie艣, w艂a艣ciwie to my艣l臋, 偶e ca艂a Norwegia, kr贸l i kr贸lewicz, i kr贸lowa, i premier.

- Ojej, to on by艂 taki s艂awny, ten pan Ringstad? Nie wiedzia艂am. Elise westchn臋艂a zrezygnowana.

- Nie powinna pani wierzy膰 we wszystko, co m贸wi Peder. By艂y kwiaty od wielu ludzi ze wsi, ale nie by艂o od 偶adnych s艂awnych os贸b.

- A by艂y kwiaty od jaki艣 znajomych z Kristianii?

- Rodzina Carlsen przys艂a艂a telegram i ich znajomy przyby艂 z wie艅cem od nich, oni sami s膮 na wakacjach w Anglii. I przyjaciel Emanuela, pan Wang-Olafsen junior, przyjecha艂 z kwiatami, kt贸re by艂y od niego i od jego ojca. Twarz Pedera poja艣nia艂a.

- Od pana d偶entelmena? Musimy pami臋ta膰, 偶e obiecali艣my mu nale艣niki, Elise! Pani Jonsen popatrzy艂a na niego, nic nie rozumiej膮c.

- Nale艣niki dla d偶entelmena? Tacy jedz膮 tylko kotlety i pieczenie, Pederze.

- Ale nie on, bo on nie jest taki, jak inni arystokraci, wiesz? On da艂 mi Pasana, chocia偶 sam mia艂 ochot臋 go wzi膮膰. Mieszka sam, tak samo jak pani, a wtedy nie jest 艂atwo zagrza膰 si臋 pod ko艂dr膮. Pani te偶 powinna mie膰 kota, pani Jonsen.

- Kota? Phi! Na co mi kot? Sama mog臋 wypi膰 swoje mleko.

- My艣la艂em po prostu, 偶e m贸g艂by zagrza膰 pani nogi. Elise coraz bardziej si臋 niecierpliwi艂a.

- Je艣li wszyscy s膮 najedzeni, posprz膮tam ze sto艂u. Musz臋 rozpakowa膰 walizk臋, ch艂opcy, zajmijcie si臋 Jensine, prosz臋.

Wsta艂a i zacz臋艂a sprz膮ta膰 ze sto艂u. Ci臋偶ko westchn臋艂a, kiedy zorientowa艂a si臋, 偶e nie zosta艂o nawet kawa艂ka chleba. Nie maj膮 nic na jutrzejsze 艣niadanie.

S艂ysza艂a, jak Peder i pani Jonsen kontynuuj膮 swoj膮 rozmow臋 o kotach. Niepostrze偶enie wzi臋艂a list z p贸艂ki na talerze, gdzie go wcze艣niej po艂o偶y艂a i szybkim ruchem w艂o偶y艂a go do kieszeni fartucha. Uda艂a, 偶e wybiera si臋 na strych, rozpakowa膰 walizk臋.

Kiedy usiad艂a na kraw臋dzi 艂贸偶ka i otworzy艂a kopert臋, zauwa偶y艂a, 偶e dr偶膮 jej r臋ce. Roz艂o偶y艂a list, zdziwi艂a si臋, jak by艂 d艂ugi. By艂o mu pewnie trudno powiedzie膰 jej to w delikatny spos贸b - ca艂y Johan.

List by艂 datowany trzy tygodnie temu. Mo偶e tak d艂ugo sz艂a poczta z Pary偶a? Elise nie wiedzia艂a, czy dostarczana jest statkiem, czy poci膮giem. Mo偶liwe te偶, 偶e list le偶a艂 w skrzynce kilka dni. Rzadko kiedy co艣 do nich przychodzi艂o i pani Jonsen pewnie nawet nie pomy艣la艂a, 偶eby to sprawdzi膰.

Najdro偶sza Elise,

nie wiem od czego mam zacz膮膰. Ca艂e tygodnie i miesi膮ce czeka艂em na listy od ciebie i od Anny, ale wci膮偶 nic nie przychodzi艂o. Nie potrafi艂em tego zrozumie膰. Jeden czy dwa listy mog艂y si臋 zawieruszy膰, ale min臋艂o tak du偶o czasu. Nie dziwi艂bym si臋, gdyby ci臋偶ko ci by艂o pisa膰, mog艂a艣 przecie偶 to robi膰 tylko u Hildy. Wyobra偶a艂em sobie r贸wnie偶, 偶e Emanuel m贸g艂 odkry膰, 偶e ze sob膮 piszemy, i stanowczo si臋 temu sprzeciwi艂. By膰 mo偶e nawet przeczyta艂 m贸j list i na my艣l o tym oblewa艂 mnie zimny pot. Ba艂em si臋, 偶e b臋dziesz musia艂a za to zap艂aci膰. Wszystko wydawa艂o si臋 trudne. Mimo 偶e bardzo mi si臋 podoba moja praca w Pary偶u, t臋skni艂em za domem i czasami by艂em bliski poddania si臋. My艣la艂em, 偶e lepiej by膰 blisko ciebie w Kristianii ni偶 tak daleko, mimo 偶e wiedzia艂em, 偶e nie mog臋 ci臋 mie膰, 偶e nie mo偶emy si臋 widywa膰. Tu, w Pary偶u, czuj臋 si臋 obco, wszyscy i wszystko jest inne. Ludzie zachowuj膮 si臋 inaczej, ni偶 bym si臋 spodziewa艂, maj膮 inne pogl膮dy, inaczej patrz膮 na 偶ycie. M臋偶czy藕ni i kobiety maj膮 do siebie inny stosunek. Zale偶y oczywi艣cie, gdzie si臋 mieszka w Pary偶u i z jakimi osobami si臋 zadaje, ale i tak. To zupe艂nie inna kultura, ludzie maj膮 gor臋tszy temperament i s膮 bardziej nami臋tni od nas, ale mimo to wi臋cej przed sob膮 skrywaj膮 i nie okazuj膮 swych uczu膰 w ten sam spos贸b, jak przywykli艣my do tego my, ludzie znad rzeki Aker. Teraz nie mieszkam w dzielnicy robotniczej, wi臋c ci臋偶ko jest mi to por贸wna膰.

Pozw贸l mi jednak wr贸ci膰 do momentu, gdzie przerwa艂em. Ka偶dego dnia, wracaj膮c do domu wieczorem by艂em r贸wnie podekscytowany i ka偶dego dnia prze偶ywa艂em podobne rozczarowanie. My艣la艂em, 偶e je偶eli ty ze mnie zrezygnowa艂a艣, to chocia偶 Anna powinna do mnie napisa膰, ona powiedzia艂aby mi o tym w delikatny spos贸b. Wiem przecie偶, 偶e jeste艣cie dobrymi przyjaci贸艂kami. Pisa艂em list za listem, prosz膮c o wyja艣nienie, ale nigdy nie otrzyma艂em 偶adnej odpowiedzi. Jedyne, o czym my艣la艂em, to 偶eby od艂o偶y膰 wystarczaj膮co du偶o pieni臋dzy, aby pojecha膰 do domu i dowiedzie膰 si臋, co si臋 sta艂o. Pracowa艂em od wczesnego ranka do p贸藕nej nocy, lub przynajmniej p贸藕nego wieczoru, odmawia艂em sobie wszelkich rozrywek, niemal偶e nie dojada艂em.

Opr贸cz mnie w domu rodziny Dassac mieszka艂o jeszcze troje student贸w, trzech Du艅czyk贸w, dw贸ch m艂odych m臋偶czyzn i jedna dziewczyna - Benedicte. Syn rodziny Dassac, Bruno, by艂 w niej zakochany. Benedicte natomiast, ku mojemu nieszcz臋艣ciu, by艂a zauroczona mn膮. Bruno by艂 zazdrosny, a kiedy Benedicte kt贸rego艣 razu zachowa艂a si臋 wyj膮tkowo zuchwale i nieprzyzwoicie, wypowiedziano jej pok贸j. Odczu艂em ulg臋. Musisz mi uwierzy膰, nie czu艂em do niej nic, pr贸cz pogardy.

Jaki艣 czas potem mia艂em pom贸c przy przenoszeniu mebli z jej pokoju, poniewa偶 mia艂 by膰 tam malowanie. Wtedy, ku memu wielkiemu zaskoczeniu, odkry艂em, 偶e zapomnia艂a opr贸偶ni膰 jedn膮 z szuflad w komodzie. Le偶a艂 tam stos list贸w powi膮zany z艂ot膮 tasiemk膮. Nie potrafi臋 opisa膰 mej w艣ciek艂o艣ci i przera偶enia, kiedy rozpozna艂em na kopertach moje w艂asne pismo, a tak偶e twoje i Anny. Benedicte chowa艂a listy, kt贸re do mnie przychodzi艂y, jak r贸wnie偶 te, kt贸re oferowa艂a si臋 nada膰 dla mnie na poczcie, poniewa偶 ka偶dego dnia tamt臋dy przechodzi艂a.

Na szcz臋艣cie S酶renowi, jednemu z Du艅czyk贸w mieszkaj膮cych w tym samym domu, uda艂o si臋 odwo艂a膰 do mojego rozs膮dku, bo inaczej nie wiem, do czego m贸g艂bym si臋 posun膮膰. Nigdy wcze艣niej w 偶yciu nie czu艂em r贸wnie obezw艂adniaj膮cej w艣ciek艂o艣ci.

Benedicte nie od razu si臋 przyzna艂a, ale kiedy poszli do niej ze mn膮 S酶ren, Johannes i Bruno, zrozumia艂a, 偶e mieli艣my nad ni膮 przewag臋 i wyzna艂a sw膮 win臋.

Najdro偶sza, ukochana Elise, napisz do mnie! S膮dz膮c po twoich listach, by艂em ci drogi, kiedy wysy艂a艂a艣 ostatni z nich, ale by艂o to ju偶 jaki艣 czas temu. Wydaje mi si臋, 偶e twoja mi艂o艣膰 nie wygas艂aby tak szybko, byli艣my na to zbyt blisko zwi膮zani przez ca艂e nasze 偶ycie. Obawiam si臋 jednak, 偶e mog艂a艣 zrozumie膰 moje milczenie jako znak, 偶e ci臋 ju偶 nie pragn臋, i zrobi膰 wszystko, co w twej mocy, by o mnie zapomnie膰 i po艣wi臋ci膰 si臋 ca艂kowicie swojemu m臋偶owi. Powinienem, by膰 mo偶e, przyzna膰 mu do tego prawo, po tym wszystkim, przez co przeszed艂, lecz nie jestem a偶 tak wspania艂omy艣lny. Kocham ci臋 r贸wnie mocno, jak przez te wszystkie lata, najpierw gdy by艂a艣 moj膮 ma艂膮, wiern膮 towarzyszk膮 zabaw, jak i potem, kiedy by艂a艣 moj膮 ukochan膮, jedyn膮 ukochan膮, jak膮 kiedykolwiek mia艂em, jedyn膮, kt贸rej pragn臋, i jedyn膮, kt贸rej kiedykolwiek pragn膮艂em. Cokolwiek si臋 stanie, moje uczucia si臋 nie zmieni膮.

Czasami my艣l臋, 偶e mo偶e moim przeznaczeniem jest by膰 nieszcz臋艣liwym, aby m贸c tworzy膰 prawdziw膮 sztuk臋, wola艂bym jednak klepa膰 bied臋 jako robotnik nad rzek膮 Aker, ale by膰 z kobiet膮, kt贸r膮 kocham. W marzeniach wracam do kuchni matki w czynsz贸wce Andersena, kiedy siada艂a艣 mi na kolanach, i pomimo ci臋偶kich warunk贸w 偶ycia, by艂o nam razem tak wspaniale.

Napisz, co u ciebie, nawet je偶eli my艣lisz, 偶e mnie to zrani, najgorsze jest pozostawanie w niewiedzy.

W ostatnim li艣cie od Anny przeczyta艂em ku memu zaskoczeniu, 偶e ojciec wr贸ci艂 do domu! Ib jakby powr贸ci艂 do 艣wiata 偶ywych. Ja ca艂y czas by艂em przekonany, 偶e przydarzy艂 mu si臋 jaki艣 wypadek, w kt贸rym艣 z port贸w, najprawdopodobniej po tym, jak upi艂 si臋 do nieprzytomno艣ci i jego statek odp艂yn膮艂 bez niego. Nigdy nie mia艂em serca powiedzie膰 tego Annie. To by艂o takie wzruszaj膮ce - jej wiara, 偶e on kiedy艣 wr贸ci. Okaza艂o si臋, 偶e mia艂a racj臋.

Z jej listu, mi臋dzy wierszami, wyczyta艂em, 偶e ojciec nie do ko艅ca odpowiada jej oczekiwaniom, znasz jednak Ann臋, ona nigdy o nikim nim m贸wi 藕le.

Bez wzgl臋du na to, jaka b臋dzie twoja odpowied藕, wybieram si臋 z wizyt膮 do domu jesieni膮, je偶eli nie w 偶adnym innym celu, to chocia偶 po to, aby przywita膰 si臋 z ojcem. Je偶eli zmieni艂a艣 zdanie od 艣wi膮t, mam nadziej臋, 偶e pozostaniemy przyjaci贸艂mi. Powinno mi si臋 uda膰 ukry膰, jak bardzo za tob膮 t臋skni臋.

Pozdr贸w Pedera, Everta oraz Kristiana i u艣ciskaj ode mnie Hugo i Jensine. Jeste艣 dzielna i 艣wietnie sobie radzisz, Elise, twoi bracia i Evert wyro艣li na 艣wietnych ch艂opc贸w, na pewno b臋d膮 dzielnymi m臋偶czyznami, jestem o tym przekonany. W ich zachowaniu przebija wp艂yw ich wyj膮tkowej siostry, kt贸ra da艂a im tyle mi艂o艣ci, ile tylko mogli zapragn膮膰. 呕adna matka nie mog艂aby wychowa膰 ich lepiej.

My艣l臋 o tobie, marz臋 o tobie, t臋skni臋 za tob膮, nie b臋d臋 jednak stawia膰 偶adnych 偶膮da艅 wobec ciebie, nie mam do tego prawa.

Tw贸j Johan

Dopiero teraz Elise zauwa偶y艂a, 偶e po jej policzkach sp艂ywaj膮 艂zy, a jej suknia jest zupe艂nie przemoczona na szyi i piersi. Rzuci艂a si臋 na 艂贸偶ko i zacz臋艂a p艂aka膰 w poduszk臋. Rado艣膰 i ulga by艂y tak przemo偶ne, 偶e nie potrafi艂a si臋 powstrzyma膰.

Nagle poczu艂a d艂o艅 na swej g艂owie i gwa艂townie si臋 odwr贸ci艂a. Obok niej sta艂 Peder, kt贸ry niepostrze偶enie wszed艂 do pokoju. Patrzy艂 na ni膮 wielkimi, przera偶onym oczami.

U艣miechn臋艂a si臋 do niego i otar艂a 艂zy.

- Nic si臋 nie sta艂o, Pederze.

- Ale, ty przecie偶 p艂aczesz! - powiedzia艂 cienkim g艂osikiem. Zmusi艂a si臋, by usi膮艣膰 i przyci膮gn臋艂a go do siebie.

- Je偶eli obiecasz dochowa膰 tajemnicy, opowiem ci dlaczego. Skin膮艂 g艂ow膮 wtulon膮 w jej mokr膮 pier艣.

- Dosta艂am d艂ugi list od Johana. Napisa艂 w nim, 偶e przyjedzie jesieni膮 w odwiedziny i cieszy si臋, 偶e nas wszystkich znowu zobaczy. Poprosi艂 mnie, bym was wszystkich pozdrowi艂a i przekaza艂a, 偶e jeste艣cie dobrymi, porz膮dnymi ch艂opcami.

Peder wyrwa艂 si臋 z jej obj臋膰 i spojrza艂 na ni膮, nic nie rozumiej膮c. - Dlaczego w takim razie p艂aczesz?

- Poniewa偶 kocham Johana i bardzo si臋 ciesz臋, 偶e przyjedzie. My艣l臋 jednak, 偶e nie powiniene艣 tego opowiada膰 pani Jonsen, Kristianowi raczej te偶 nie. Pewnie uwa偶aliby, 偶e to jest niew艂a艣ciwe, tu偶 po 艣mierci Emanuela i kiedy nadal jestem w 偶a艂obie.

- P艂aczesz, bo si臋 cieszysz? Ja zazwyczaj si臋 艣miej臋, kiedy si臋 z czego艣 ciesz臋. Elise si臋 roze艣mia艂a. Czu艂a si臋, jakby ju偶 przez ca艂e 偶ycie mia艂a si臋 艣mia膰 i nigdy wi臋cej nie odczuwa膰 smutku. Nigdy.

11

Ju偶 nast臋pnego ranka wybra艂a si臋 odwiedzi膰 Ann臋. By艂a niedziela i nazajutrz mia艂a si臋 zacz膮膰 szko艂a. Powinna mo偶e zaczeka膰 do dnia, kiedy b臋dzie mie膰 wi臋ksz膮 szans臋 zasta膰 Ann臋 sam膮 w domu, ale nie mog艂a czeka膰. Siostra niepokoi艂a si臋 o Johana tak samo, jak ona, zas艂ugiwa艂a na to, by otrzyma膰 dobre wie艣ci tak szybko, jak to mo偶liwe.

Hugo bieg艂 przodem, a Jensine siedzia艂a w w贸zku. Ch艂opcy poszli gra膰 w pi艂k臋 no偶n膮 i zobaczy膰 si臋 z kolegami z klasy, z pewno艣ci膮 r贸wnie偶 po to, by opowiedzie膰 im o wyje藕dzie do Ringstad i 艣mierci Emanuela.

Pani Jonsen by艂a na tyle mi艂a, 偶e przynios艂a im p贸艂 bochenka chleba i paczk臋 suchar贸w, lecz Elise mia艂a zamiar wst膮pi膰 w drodze powrotnej do gospodarstwa Biermanna i spyta膰, czy nie maj膮 do sprzedania wiaderka mleka. Wtedy b臋dzie mog艂a zrobi膰 na obiad nalewk臋 ze 艣mietany, ch艂opcy j膮 uwielbiali. Elise rzadko j膮 robi艂a. By艂a zdania, 偶e nie powinno si臋 zu偶ywa膰 na raz tak du偶o mleka, poza tym potrzeba te偶 by艂o sporo mas艂a. Pomy艣la艂a jednak, 偶e mimo i偶 na bilety kolejowe posz艂o troch臋 pieni臋dzy, to przecie偶 ca艂y tydzie艅 mieszkali za darmo na gospodarstwie. Mogli sobie wi臋c dzisiaj pozwoli膰 na nieco lepszy obiad. W domu mia艂a cynamon i cukier, a tak偶e m膮k臋 pszenn膮 i sok porzeczkowy.

艢wiat wok贸艂 niej wydawa艂 si臋 promienny i radosny, 艣wieci艂o s艂o艅ce, powietrze by艂o przejrzyste. Nogi same nios艂y j膮 do przodu, niemal czu艂a potrzeb臋, aby tak jak Hugo, tanecznym krokiem zbiec w d贸艂 ulicy. Kipia艂a w niej rado艣膰, kt贸ra prawie rozsadza艂a jej pier艣. Johan o niej nie zapomnia艂!

Powinna mo偶e spr贸bowa膰 st艂umi膰 w sobie nadziej臋, kt贸ra, jak po偶膮danie, obj臋艂a we w艂adanie jej cia艂o. Emanuel nigdy wi臋cej nie do艣wiadczy gor膮cych, letnich dni i jesiennych wieczor贸w, nigdy nie zobaczy kwiat贸w rozkwitaj膮cych na wiosn臋, nie us艂yszy ptak贸w 膰wierkaj膮cych na ga艂臋ziach w pogodne, majowe dni. Nie zobaczy, jak dorasta Jensine, jak po raz pierwszy idzie do szko艂y i stopniowo zamienia si臋 z ma艂ego dziecka w m艂od膮 dziewczyn臋.

On przecie偶 i tak o to nie dba艂, powiedzia艂 jej wewn臋trzny g艂os. Nie okazywa艂 zbytniego zainteresowania Jensine, kiedy mia艂 ku temu okazj臋, dzieci w og贸le niewiele go obchodzi艂y. Wystarcza艂y mu jego w艂asne problemy, zw艂aszcza ostatnimi czasy.

Zobaczy艂a ludzi wychodz膮cych z domu i ruszaj膮cych w stron臋 ko艣cio艂a, a chwil臋 potem us艂ysza艂a ko艣cielne dzwony. Powinna dzisiaj p贸j艣膰 do ko艣cio艂a, pomodli膰 si臋 za Emanuela.

Nie zd膮偶y艂a doko艅czy膰 tej my艣li, kiedy spostrzeg艂a pastorow膮. Mia艂a nadziej臋, 偶e ona jej nie zauwa偶y, i odwr贸ci艂a si臋 w drug膮 stron臋.

- Pani Ringstad? Za p贸藕no. Zmusi艂a si臋 do u艣miechu i przywita艂a si臋 uprzejmie.

- Dosz艂y mnie wie艣ci o 艣mierci pani m臋偶a, bardzo mi przykro z tego powodu, prosz臋 przyj膮膰 wyrazy wsp贸艂czucia.

Elise skin臋艂a g艂ow膮 w odpowiedzi.

- Dzi臋kuj臋. Owszem, to si臋 sta艂o do艣膰 nagle, mimo 偶e wiedzieli艣my, 偶e jego choroba jest powa偶na.

- My艣la艂am, 偶e z t膮 chorob膮 mo偶na 偶y膰 wiele lat, ale wy pewnie nie do ko艅ca wiedzieli艣cie, co mu naprawd臋 dolega?

- Nie, lekarze nie byli w stanie postawi膰 ca艂kowicie pewnej diagnozy. Emanuel mia艂 wr贸ci膰 do domu kilka tygodni temu. Czeka艂am na niego, kiedy nagle dosta艂am telegram, 偶e jego stan si臋 pogorszy艂. Na szcz臋艣cie zd膮偶yli艣my przyby膰 na miejsce, nim by艂o za p贸藕no i uda艂o nam si臋 z nim po偶egna膰.

- Tak mi pani 偶al. Jak dzieci to przyj臋艂y?

- Najm艂odsze nie rozumiej膮, co si臋 sta艂o, ale ch艂opcom jest ci臋偶ko.

- Nie ma pani nikogo, kto m贸g艂by si臋 nimi zaj膮膰, kiedy pani jest w ko艣ciele?

- Niestety.

- Ale ch艂opcy s膮 chyba na tyle duzi, by sobie poradzi膰 z takim zadaniem? Poza tym mo偶e pani chyba poprosi膰 pani膮 Jonsen?

- My艣la艂am, 偶e pani Jonsen sama wybiera si臋 do ko艣cio艂a, a ch艂opcy mieli... ech... mieli co艣 dzisiaj do zrobienia.

- Szkoda. Dobrze by dzi艣 pani zrobi艂o s艂owo Bo偶e. M贸j m膮偶 stwierdzi艂 ostatnio, 偶e ju偶 dawno nie widzieli艣my pani w ko艣ciele.

Elise poczu艂a, 偶e si臋 czerwieni.

- Nie by艂o mi 艂atwo si臋 wyrwa膰 - wymamrota艂a, unikaj膮c jej wzroku.

- Rozumiem, ale teraz b臋dzie pewnie lepiej. Prosz臋 si臋 nie ba膰 wpa艣膰 z wizyt膮, kiedy b臋dzie pani chcia艂a po偶yczy膰 jeszcze jakie艣 ksi膮偶ki, pani Ringstad. M贸j m膮偶 uwa偶a, 偶e to bardzo interesuj膮ce, 偶e zacz臋艂a pani pisa膰.

Elise po偶egna艂a si臋 z pastorow膮 i powoli ruszy艂a dalej. Przez chwil臋 poczu艂a si臋 jak najgorszy grzesznik. Nie do艣膰, 偶e nie posz艂a do ko艣cio艂a, to jeszcze mia艂a ochot臋 艣piewa膰 i ta艅czy膰 na ulicy. Co z niej za cz艂owiek? Zaledwie kilka dni temu pochowa艂a m臋偶a, a teraz chcia艂o jej si臋 krzycze膰 z rado艣ci. Emanuel by艂 trudny we wsp贸艂偶yciu, ale nie by艂 z艂ym cz艂owiekiem. Zas艂u偶y艂 na to, by po jego odej艣ciu odczuwa艂a 偶al, nie powinna zapomina膰 o tym, 偶e wsp贸lnie prze偶yli te偶 wiele dobrych dni. Poza tym by艂 on ojcem Jensine i Hugo. Niezale偶nie od tego, co m贸wi艂, czy robi艂, dla dzieci jego odej艣cie by艂o wielk膮 strat膮.

Zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, jak d艂ugo Signe i Sebastian pozostan膮 w Ringstad. Teraz pani膮 Ringstad i Signe 艂膮czy艂 wsp贸lny interes. Obie chcia艂y uczyni膰 Sebastiana spadkobierc膮 maj膮tku. Elise na sam膮 my艣l przesz艂y ciarki i natychmiast zrobi艂o jej si臋 ci臋偶ej na sercu.

Sebastian by艂 biologicznym dzieckiem Emanuela, Hugo natomiast by艂 synem obcego cz艂owieka. W dodatku pani Ringstad za ni膮 nie przepada, wi臋c nietrudno zrozumie膰, 偶e woli Sebastiana i Signe.

Musi postara膰 si臋 zapomnie膰 o gospodarstwie i rodzicach Emanuela. Jej te艣膰 tak偶e wkr贸tce zrozumie, 偶e tak b臋dzie lepiej dla wszystkich. Pan Ringstad z pewno艣ci膮 chcia艂by widywa膰 od czasu do czasu Jensine i Hugo, ale raczej nie sprzeciwi si臋 偶onie, kt贸ra kategorycznie nie 偶yczy艂a sobie kontaktu ani z Elsie, ani z dzie膰mi.

Musi postara膰 si臋 my艣le膰 o tych trzech minionych latach, jak o zako艅czonym rozdziale w jej 偶yciu. Wype艂nia艂o go wiele trosk, smutku i rozczarowa艅, ale tak偶e rado艣ci. Niczego nie 偶a艂owa艂a, z tego zwi膮zku mia艂a Jensine.

Dostrzeg艂a zbli偶aj膮c膮 si臋 w jej kierunku par臋, id膮c膮 pod r臋k臋. Byli to rodzice Agnes. Nie pami臋ta艂a, kiedy widzia艂a ich po raz ostatni, nie wiedzia艂a te偶, czy w og贸le ma ochot臋 z nimi rozmawia膰. Dosz艂y j膮 s艂uchy, 偶e odwr贸cili si臋 od Agnes, kiedy ona zawiod艂a nadzieje Johana i zwi膮za艂a si臋 z Magnusem Hansenem, ale niewykluczone, 偶e znowu byli w dobrych stosunkach.

Elise dostrzeg艂a, 偶e matka Agnes j膮 zauwa偶y艂a. Kobieta wydawa艂a si臋 podekscytowana, przyspieszy艂a kroku.

- Czy to nie Elise? Wieki ci臋 ju偶 nie widzia艂am! Ludzie gadaj膮, 偶e zacz臋艂a艣 pisa膰 ksi膮偶ki, ale to chyba nieprawda? M贸wi膮 te偶, 偶e od ostatniego czasu przyby艂o ci jeszcze jedno dziecko! Tak, ja zawsze m贸wi臋, 偶e ludzie nad rzek膮 s膮 jak kr贸liki, ale ty przynajmniej zatroszczy艂a艣 si臋 o to, 偶eby mie膰 m臋偶a! Zawsze by艂a艣 taka rozs膮dna, Elise, z Agnes to by艂o inaczej. - Roze艣mia艂a si臋. - Ona zawsze robi艂a, co chcia艂a, i my艣la艂a dopiero po fakcie.

Elise u艣miechn臋艂a si臋 uprzejmie.

- Jak jej si臋 powodzi w Ameryce? Macie od niej jakie艣 wie艣ci?

- Tak, oczywi艣cie. Pisze listy, dobra z niej dziewczyna. Ona teraz te偶 ma o jedno dziecko wi臋cej, a Magnus jest bardzo dumny z obu swych dzieciak贸w. Znalaz艂 prac臋 w fabryce, Agnes pracuje w sklepie, ale teraz b臋d膮 si臋 przeprowadza膰 do Minnesoty, tam jest 艂atwiej o prac臋 i mo偶na tam wi臋cej zarobi膰. Mo偶e z czasem b臋d膮 mieli w艂asny dom, wtedy m贸j staruszek i ja przeprawimy si臋 na drug膮 stron臋, 偶eby ich odwiedzi膰. - Za艣mia艂a si臋, daj膮c swemu m臋偶owi kuksa艅ca w bok.

On sta艂 sztywno i w milczeniu, przywyk艂y pewnie, 偶e rzadko dopuszcza si臋 go do g艂osu.

- Ale jak tobie si臋 wiedzie, Elise? S艂ysza艂am, 偶e tw贸j m膮偶 jest chory? To chyba nic powa偶nego?

- Zmar艂 ponad tydzie艅 temu. Matka Agnes przera偶ona za艂ama艂a r臋ce.

- Zmar艂? Na Boga! Nikt nam nic nie powiedzia艂. Gdybym by艂a wiedzia艂a, posz艂abym na pogrzeb, rozumiesz, prawda? By艂a艣 przecie偶 przyjaci贸艂k膮 Agnes.

- Nie umar艂 tutaj, w Kristianii, tylko tam, sk膮d pochodzi, w maj膮tku swoich rodzic贸w. Tam go pochowano.

Matka Agnes popatrzy艂a na ni膮, nie kryj膮c ciekawo艣ci.

- To on, tw贸j m膮偶, by艂 z bogatej rodziny?

- Jego rodzice maj膮 gospodarstwo niedaleko Eidsvoll. Pojecha艂 do domu w nadziei, 偶e wiejskie powietrze dobrze mu zrobi, ale, niestety, tak si臋 nie sta艂o.

- A tw贸j m膮偶 mia艂 du偶o rodze艅stwa? Potrz膮sn臋艂a przecz膮co g艂ow膮.

- Nie, by艂 jedynakiem. Kiedy to powiedzia艂a, od razu po偶a艂owa艂a swych s艂贸w. Nie musia艂a tego m贸wi膰. Matka Agnes by艂a potworn膮 plotkar膮, jak pani Jonsen i pani Evertsen.

- W takim razie to twoje dzieciaki odziedzicz膮 gospodarstwo, Elise Ale偶 z ciebie szcz臋艣ciara! Chocia偶 mo偶e powinna powiedzie膰 - spryciara? - roze艣mia艂a si臋.

Ojciec odchrz膮kn膮艂.

- Mo偶e by艣 pow艣ci膮gn臋艂a troch臋 sw贸j j臋zyk, ona tydzie艅 temu straci艂a m臋偶a.

- Przepraszam bardzo, ale nie wygl膮da, jakby wylewa艂a z tego powodu potoki 艂ez.

- Nie wszyscy, tak jak ty, dziel膮 si臋 z ca艂ym 艣wiatem, tym, co czuj膮. Matka si臋 za艣mia艂a.

- Wiem. Agnes jest do mnie podobna. Gdy by艂a zakochana, ca艂e miasto wiedzia艂o, jak to prze偶ywa. Pami臋tam, kiedy Johan zacz膮艂 do niej przychodzi膰, chichotali wtedy i 艣miali si臋, a my艣my s艂yszeli skrzypienie 艂贸偶ka a偶 na dole w kuchni! Ponownie si臋 roze艣mia艂a. - Ale teraz musimy ju偶 i艣膰, idziemy do ko艣cio艂a.

Wzi臋艂a swego m臋偶a pod rami臋 i ruszyli dalej.

艢wiat nie wydawa艂 si臋 ju偶 taki pogodny. Elise, mimo 偶e pr贸bowa艂a to w sobie zwalczy膰, nie potrafi艂a przesta膰 wyobra偶a膰 sobie Agnes i Johana w jej 艂贸偶ku na stryszku. On powiedzia艂 wcze艣niej, 偶e nigdy nie kocha艂 Agnes, ale mimo to by艂o im w 艂贸偶ku razem tak dobrze, 偶e nawet rodzice s艂yszeli to na dole. W Pary偶u m艂oda Dunka tak bardzo si臋 w nim zakocha艂a, 偶e zabra艂a wszystkie jego listy w nadziei, 偶e zapomni o dziewczynie, kt贸ra by艂a mu droga. Co mia艂 Johan na my艣li, m贸wi膮c, 偶e zachowa艂a si臋 zuchwale i nieobyczajnie?

Odepchn臋艂a od siebie te my艣li, takie g艂upoty nie zabij膮 w niej rado艣ci z powodu listu.

W rzece nadal utrzymywa艂 si臋 wysoki poziom. Elise zatrzyma艂a si臋 na 艣rodku mostu i wpatrywa艂a si臋 w kipi膮c膮 mas臋 wody pod jej stopami. Por臋cz jeszcze nie by艂a nareperowana, wstyd, 偶e majster jeszcze nic z tym nie zrobi艂, chocia偶 sam codziennie przechodzi艂 t臋dy w drodze do Hildy.

Nie 艣mia艂a d艂u偶ej tak sta膰 i ruszy艂a dalej. Przesz艂a na drug膮 stron臋 rzeki i dosz艂a do furtki.

W tym samym momencie us艂ysza艂a g艂osy dochodz膮ce sprzed domu, a po chwili zza rogu wy艂oni艂 si臋 Torkild.

- Elise? Ju偶 wr贸cili艣cie? - Pospieszy艂 w jej stron臋 i wzi膮艂 j膮 uroczy艣cie za r臋k臋. - Przyjmij moje wyrazy wsp贸艂czucia. Dowiedzieli艣my si臋 od panny Johannesen. Przyszed艂 od pana Ringstad telegram do majstra, ale on i Hilda byli wtedy na wakacjach w Anglii.

Skin臋艂a g艂ow膮.

- Wiem o tym. Rodzina Carlsen r贸wnie偶 jest na wakacjach. Wiesz mo偶e, czy Karolina i Sigvart Samson pobrali si臋 przed wyjazdem?

- Nie wydaje mi si臋. S艂ysza艂em chyba, 偶e 艣lub zosta艂 prze艂o偶ony, ale zaproszono go, by pojecha艂 z nimi. Jak ci si臋 wiedzie, Elise? Zd膮偶yli艣cie na czas?

Kr贸tko opowiedzia艂a o po偶egnaniu z Emanuelem, pobycie w maj膮tku i uroczystym pogrzebie. Nie mia艂a jednak ochoty wspomina膰 o Signe.

- Teraz przynajmniej nie musi si臋 ju偶 m臋czy膰. Gdyby 偶y艂 nadal, mia艂by przed sob膮 jeszcze ci臋偶szy okres.

Przytakn臋艂a.

Oboje zamilkli. Wydawa艂o si臋, 偶e co艣 mu le偶y na sercu. Nie po偶egna艂 si臋 i nie odszed艂, tylko nadal sta艂 w miejscu.

- Czy Anna jest w domu? Pomy艣la艂am, 偶e wpadn臋 z kr贸tk膮 wizyt膮, 偶eby powiedzie膰, 偶e ju偶 wr贸cili艣my. Tak my艣la艂am, 偶e dotar艂o do was, 偶e wyjechali艣my.

On nie dos艂ysza艂 jej s艂贸w.

- Wiesz co, Elise? - zawaha艂 si臋 nieco. - Hilda odwiedzi艂a nas przed swoim wyjazdem. Opowiedzia艂a nam o k艂贸tni mi臋dzy Kristianem i Emanuelem i o tym, jak trudny we wsp贸艂偶yciu sta艂 si臋 Emanuel. Nie s膮dzi艂em, 偶e m贸g艂by zabroni膰 Kristianowi mieszka膰 w domu.

Elise odwr贸ci艂a wzrok.

- On by艂 chory.

- Ale przecie偶 nie w ten spos贸b. Rozmawia艂em o tym z Ann膮. Chyba post膮pi艂em wobec ciebie niesprawiedliwie. Oczekiwa艂em po tobie, 偶e wszystko zniesiesz, niczemu si臋 nie b臋dziesz sprzeciwia膰, b臋dziesz cierpie膰 w milczeniu, tak jak musi to robi膰 tyle innych 偶on. - Zaczerwieni艂 si臋 i przeci膮gn膮艂 palcami po w艂osach. - Dzi臋ki Annie zacz膮艂em na to patrze膰 inaczej. Emanuel sobie nie radzi艂. Podziwia艂em go, gdy by艂 w Armii, ale po tym, jak zosta艂 wys艂any na s艂u偶b臋 graniczn膮, co艣 musia艂o si臋 z nim sta膰. Wiem, 偶e mia艂 trudne dzieci艅stwo i dziwn膮 matk臋, ale to nie usprawiedliwia tego, co zrobi艂.

Odchrz膮kn膮艂, najwyra藕niej nie wiedzia艂, gdzie podzia膰 wzrok. - Chc臋 ci臋 po prostu przeprosi膰. Wymaga艂em od ciebie wi臋cej, ni偶 mia艂em prawo, bra艂em stron臋 Emanuela, podczas gdy to ty potrzebowa艂a艣 wsparcia. Nie powinno si臋 jednak m贸wi膰 藕le o zmar艂ych i nie chc臋 tego robi膰. Emanuel by艂 moim przyjacielem i by艂 dobrym cz艂owiekiem, mia艂 jednak swe s艂abo艣ci. Najwyra藕niej one bardziej si臋 uwidoczni艂y po 艣lubie.

Elise u艣miechn臋艂a si臋, czuj膮c, jak 艂zy podchodz膮 jej do gard艂a.

- Wygl膮da wi臋c na to, 偶e to wywo艂a艂am na 艣wiat艂o dzienne najgorsze strony jego osobowo艣ci.

Gwa艂townie potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

- Nie, to nieprawda. Wydaje mi si臋, 偶e by艂o to raczej wynikiem jego... - zamilk艂 i ponownie odchrz膮kn膮艂, po czym bezradnie roz艂o偶y艂 r臋ce. - Wynikiem m臋skiej natury - doda艂.

- Ty nigdy by艣 tak nie post膮pi艂, Torkildzie.

- Nie, ale to dlatego, 偶e tak bardzo kocham Ann臋. - Powiedzia艂 to i u艣wiadomi艂 sobie, 偶e jego s艂owa mog膮 zosta膰 opacznie zrozumiane. Doda艂 pospiesznie: - Emanuel te偶 bardzo ci臋 kocha艂. Ub贸stwia艂 ci臋, jestem tego pewien. Nie potrafi臋 wyja艣ni膰, co si臋 z nim sta艂o, zrozumia艂em tylko, 偶e on si臋 zmieni艂 i 偶e nie by艂o ci lekko.

Elise westchn臋艂a ci臋偶ko.

- Hilda uwa偶a, 偶e osoby o tak r贸偶nym pochodzeniu nie powinny si臋 ze sob膮 wi膮za膰.

- Hilda tak powiedzia艂a? Ona przecie偶 zrobi艂a to samo!

- W艂a艣nie dlatego. Opowiedzia艂a wam o przyj臋ciu, na kt贸rym by艂a? Kiedy wszyscy bardzo ozi臋ble j膮 potraktowali?

- Wydaje mi si臋, 偶e opowiedzia艂a o tym Annie. - Odwr贸ci艂 si臋 do niej bokiem, aby odej艣膰. - Pana Thoresena nie ma w domu, wejd藕 po prostu do 艣rodka. - Po chwili ponownie si臋 zatrzyma艂. - Zacz臋艂a艣 ju偶 pisa膰 now膮 ksi膮偶k臋?

- Owszem - m贸wi膮c to, u艣miechn臋艂a si臋. - B臋dzie o ma艂偶e艅stwie ubogiej dziewczyny i m臋偶czyzny z bogatej rodziny.

Torkild si臋 roze艣mia艂.

- Sprytne. Wystarczy ci materia艂u na ca艂膮 powie艣膰. Anna zmywa艂a naczynia. Kiedy zobaczy艂a, kto przyszed艂, rzuci艂a, co mia艂a w r臋kach, wytar艂a d艂onie o fartuch i wysz艂a im na spotkanie.

- Elise, Hugo i Jensine! Och, ale si臋 ciesz臋! Hugo ruszy艂 w jej stron臋, u艣miechni臋ty i rozochocony.

- Hugo biega, a Jensine w w贸zku - wyrzuci艂 z siebie dumnie. Z艂o偶y艂a r臋ce zdumiona:

- Bieg艂e艣 ca艂膮 drog臋 tutaj? Taki ju偶 jeste艣 zdolny? Hugo zadowolony skin膮艂 g艂ow膮 i pobieg艂 w kierunku skrzynki na drewno, gdzie, jak wiedzia艂, trzyma艂a stare, drewniane zabawki.

- Hugo bawi si臋 poci膮giem. Anna skin臋艂a g艂ow膮.

- Dobrze, mo偶ecie posiedzie膰 tu z Jensine i pobawi膰 si臋 razem, kiedy my z mam膮 b臋dziemy rozmawia膰.

Nast臋pnie wyprostowa艂a si臋, obj臋艂a Elise i wyszepta艂a:

- Moje kondolencje, tak bardzo mi ci臋 偶al, Elise.

- Niepotrzebnie, wiesz przecie偶, jak si臋 sprawy mia艂y.

- W艂a艣nie dlatego. Tak bardzo si臋 boj臋, 偶e zaczniesz siebie obwinia膰. Elise spojrza艂a na ni膮 powa偶nym wzrokiem.

- Ja r贸wnie偶. - Po chwili jej twarz rozja艣ni艂 u艣miech. Nie mog艂a ju偶 d艂u偶ej czeka膰 z przekazaniem Annie wiadomo艣ci.

- Anno, dosta艂am list od Johana! Anna wytrzeszczy艂a oczy ze zdumienia.

- Naprawd臋? Chyba nic z艂ego si臋 nie sta艂o? Elise potrz膮sn臋艂a przecz膮co g艂ow膮.

- Wszystko ma swoje wyja艣nienie, opowiem ci.

- Usi膮d藕, a ja nastawi臋 kaw臋. Ojciec znowu pojecha艂 do Toten, wr贸ci dopiero za kilka dni. Wydaje mi si臋, 偶e on lepiej si臋 czuje na wsi ni偶 tu, nad rzek膮, i bardzo si臋 boj臋, 偶e b臋dzie si臋 chcia艂 tam przeprowadzi膰. Bez niego nie b臋dzie nas sta膰, 偶eby tutaj mieszka膰, w ka偶dym razie nie z samej pensji Torkilda. Ale mo偶e jednak uda mi si臋 wkr贸tce znale藕膰 jak膮艣 prac臋. Mam kilka pomys艂贸w, mog艂abym tka膰 chodniki, cerowa膰 ubrania, prasowa膰 dla ludzi, mo偶e nawet troch臋 szy膰, je艣li uda mi si臋 po偶yczy膰 maszyn臋 do szycia. Poza tym... - zamilk艂a, a na jej twarzy pojawi艂 si臋 tajemniczy u艣miech. - Musz臋 ci powiedzie膰 co艣 wa偶nego. B臋d臋 mie膰 dziecko!

Elise otworzy艂a oczy ze zdumienia.

- Jeste艣 w ci膮偶y? - Podbieg艂a do niej i rzuci艂a jej si臋 na szyj臋. - Och, Anno, tak bardzo si臋 ciesz臋! Na pewno jeste艣 taka szcz臋艣liwa, zawsze przecie偶 chcia艂a艣 mie膰 ma艂e szkraby w domu!

Anna 艣mia艂a si臋 ze 艂zami w oczach.

- Mam tylko nadzieje, 偶e wszystko si臋 uda. Lekarz ma w膮tpliwo艣ci. Boi si臋, 偶e nie jestem wystarczaj膮co silna, aby donosi膰 ci膮偶臋.

- Jeste艣 teraz du偶o zdrowsza i silniejsza, a Torkild b臋dzie ci pomaga艂. On ci臋 przecie偶 tak bardzo kocha, 偶e m贸g艂by nosi膰 ci臋 na r臋kach. A je偶eli b臋dziesz musia艂a le偶e膰 w spokoju kilka ostatnich miesi臋cy, to masz przecie偶 w tym do艣wiadczenie.

Obie roze艣mia艂y si臋 szcz臋艣liwe.

- Opowiedz teraz o Johanie. Wczoraj w nocy 艣ni艂o mi si臋, 偶e sta艂 u nas na schodach i m贸wi艂, 偶e przyjecha艂 zobaczy膰 si臋 z ojcem.

- Ten sen mo偶e nied艂ugo si臋 zi艣ci膰. Napisa艂 w li艣cie, 偶e spr贸buje przyjecha膰 do Norwegii jesieni膮.

- Dlaczego nie odpowiada艂 na nasze listy? Elise szybko wyja艣ni艂a, co si臋 sta艂o. Anna sta艂a w milczeniu i wpatrywa艂a si臋 w Elise z niedowierzaniem.

- To ta dziewczyna zabra艂a nasze listy? Zar贸wno te ode mnie i ciebie, jak i te, kt贸re Johan pisa艂 do nas?

Elise skin臋艂a potakuj膮co g艂ow膮.

- Co z niej za cz艂owiek, skoro mog艂a wpa艣膰 na co艣 podobnego?

- Te偶 si臋 nad tym zastanawiam. Anna potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Ludzie nigdy nie przestan膮 mnie zadziwia膰. Swoj膮 drog膮 przypomnia艂am sobie o czym艣, o co mia艂am ci臋 spyta膰. W sumie nie jest to moja sprawa, ale musz臋 przyzna膰, 偶e bardzo ciekawi mnie twoja odpowied藕. Czy Signe by艂a na pogrzebie?

Elise usiad艂a przy kuchennym stole.

- Owszem, i ona, i Sebastian. Signe i pani Ringstad s膮 na nowo przyjaci贸艂kami. Zwar艂y szyki przeciwko mojemu te艣ciowi i mnie, spacerowa艂y po ogrodzie pod r臋k臋, gaworzy艂y sobie weso艂o i 艣mia艂y si臋 razem. Jak to mo偶liwe, 偶e matka, kt贸ra straci艂a swe jedyne dziecko, z u艣miechem chodzi dooko艂a, jakby nic si臋 nie sta艂o? Owszem, le偶a艂a chora pierwszy dzie艅, ale jak tylko Signe si臋 pokaza艂a, by艂a jak odmieniona. Zdaj臋 sobie spraw臋, 偶e wielu ludzi nie potrafi poj膮膰, 偶e bliska im osoba odesz艂a na zawsze, mog膮 nawet wydawa膰 si臋 tym nieporuszeni, ale z moj膮 te艣ciow膮 by艂o inaczej. Nie potrafi臋 tego wyja艣ni膰, wydawa艂o si臋 niemal, 偶e robi to, 偶eby dra偶ni膰 mnie i te艣cia.

- Chcesz powiedzie膰, 偶e robi艂a tak z nienawi艣ci? Elise skin臋艂a g艂ow膮.

- Niezbyt 艂adnie tak m贸wi膰, ale w艂a艣nie takie mia艂am wra偶enie. Wydaje mi si臋, 偶e cieszy艂a si臋 z tego, 偶e nie mam ju偶 czego szuka膰 w Ringstad. Od kiedy Signe urodzi艂a Sebastiana, ona ma prawdziwego wnuka, kt贸ry mo偶e przej膮膰 gospodarstwo, i to j膮 raduje.

- Ale Emanuel przecie偶 uzna艂 Hugo za swe dziecko i uczyni艂 go swym spadkobierc膮?

- Nie ma pewno艣ci, 偶e to nadal jest wa偶ne. Podpisa艂am dokument stwierdzaj膮cy, 偶e by艂am w ci膮偶y, kiedy wychodzi艂am za Emanuela i 偶e Hugo nie jest jego synem.

- M贸j Bo偶e! - Annie, ze zdziwienia, zapar艂o dech w piersi. - Nie mo偶esz tego tak po prosta, bez sprzeciwu, przyj膮膰 do wiadomo艣ci, Elise!

Elise nie odpowiedzia艂a od razu.

Annie w ko艅cu uda艂o si臋 nastawi膰 kaw臋, wyj臋艂a te偶 kubki i torebk臋 s艂odkich suchar贸w.

- Wiesz, o czym marz臋, Anno? Chcia艂abym zosta膰 s艂awn膮 pisark膮 i zarabia膰 mn贸stwo pieni臋dzy, aby zapewni膰 ch艂opcom dobre wykszta艂cenie i lepszy start w 偶yciu ni偶 ten, jaki my艣my mia艂y. Wtedy to, czy Sebastian przejmie Ringstad, b臋dzie bez znaczenia.

- Nie jeste艣 teraz wobec siebie szczera. Czujesz, 偶e to niesprawiedliwe, tak偶e w stosunku do Hugo, Jensine i ch艂opc贸w. Peder zawsze chcia艂 pracowa膰 przy koniach na gospodarstwie, a tw贸j te艣膰 go do tego zach臋ca艂 i ciep艂o wita艂 u siebie. Mimo 偶e Emanuel mia艂 syna po tym, jak przygarn膮艂 Hugo, nie da si臋 zmieni膰 tego, co jest zapisane w ko艣cielnych ksi臋gach, przynajmniej nie wydaje mi si臋, aby to by艂o mo偶liwe. Przyznaj臋, 偶e nie bardzo si臋 znam na tych rzeczach, powinna艣 si臋 spyta膰 jakiego艣 prawnika. Mo偶e pan Wang-Olafsen m贸g艂by ci pom贸c.

- Nie mam ochoty przyjmowa膰 spadku, kt贸ry nam si臋 nie nale偶y. Hugo nie jest synem Emanuela, jest synem Ansgara Mathiesena, czy mi si臋 to podoba, czy nie. Poza tym rodzice Emanuela mog膮 jeszcze po偶y膰 wiele lat, p贸ki co nie musz臋 si臋 tym martwi膰.

Anna nala艂a im kawy.

- Nie zgadzam si臋 z tob膮, ale wol臋 teraz porozmawia膰 o Johanie, co jeszcze napisa艂?

- Pracuje od 艣wita do nocy i prawie nie dojada, aby oszcz臋dzi膰 pieni膮dze na podr贸偶 do Norwegii jesieni膮. Wynajmuje pok贸j u rodziny, kt贸ra nazywa si臋 Dassac, mieszka tam te偶 dwoje du艅skich student贸w. Kto teraz mieszka w pokoju, kt贸ry poprzednio nale偶a艂 do tej Benedicte, tego nie wiem. Mam nadziej臋, 偶e to jaki艣 ch艂opak, a nie kolejna dziewczyna, kt贸ra si臋 w nim zakocha.

Anna nie mog艂a powstrzyma膰 艣miechu.

- Dobrze wiesz, 偶e dla niego nie istnieje nikt, poza tob膮, musz臋 jednak przyzna膰, 偶e jestem do艣膰 dumna. Gdy pracowa艂 w fabryce Seilduken, Hilda opowiada艂a mi, 偶e uwa偶ano go za najprzystojniejszego m臋偶czyzn臋 w Sagene, a teraz nawet m艂ode cudzoziemki si臋 za nim uganiaj膮. Szkoda, 偶e mama tego nie widzi.

Usiad艂a i zaproponowa艂a jej suchara.

- Jest przystojny, a poza tym jest bardzo m臋ski. My艣l臋, 偶e wielu dziewczynom podobaj膮 si臋 m臋偶czy藕ni z szerokimi barkami i du偶ymi d艂o艅mi.

Elise nie podoba艂o si臋 to, co s艂yszy.

- Nie m贸w tak, zaczynam si臋 ba膰. Anna si臋 roze艣mia艂a.

- Mog臋 si臋 za艂o偶y膰, 偶e w tym li艣cie by艂y nie tylko wyja艣nienia. Elise poczu艂a, 偶e si臋 czerwieni. - Nie powinnam teraz o tym rozmawia膰, a nawet o tym my艣le膰.

- Przez wzgl膮d na Emanuela? To chcesz powiedzie膰? M贸wi si臋 przecie偶: p贸ki 艣mier膰 nas nie roz艂膮czy.

- Jak sama widzisz, nadal jestem w 偶a艂obie.

- To jest tylko zwyczaj wymy艣lony przez ludzi. Powinna艣 przyj膮膰 to, co ci ofiaruje 偶ycie, Elise! Tak d艂ugo si臋 opiera艂a艣. Mog臋 ci臋 poza tym pocieszy膰, 偶e nawet Torkild zaczyna zmienia膰 zdanie. Zrobi艂am, co mog艂am, aby na niego wp艂yn膮膰, i teraz ko艅cu zaczyna to widzie膰 inaczej.

- Spotka艂am go przy furtce, sam mi to powiedzia艂.

- Tak? To dobry znak. Nie s膮dzi艂am, 偶e to powie. Elise westchn臋艂a lekko, robi膮c g艂臋boki wdech.

- Tak bardzo si臋 ciesz臋, Anno! Nie mog臋 uwierzy膰, 偶e Johan nied艂ugo przyjedzie do Norwegii i 偶e nadal jest m贸j. Dzi艣 wiecz贸r napisz臋 do niego d艂ugi list, ju偶 si臋 ciesz臋 na sam膮 my艣l.

12

Drugiego dnia po rozpocz臋ciu roku szkolnego Peder wr贸ci艂 do domu z p艂aczem. Musia艂 czyta膰 na g艂os przed ca艂膮 klas膮 i wszyscy si臋 艣miali, kiedy sylabizowa艂 s艂owa. Nowy nauczyciel poci膮gn膮艂 go za ucho i spyta艂, co z nim jest nie tak, dlaczego pozwolono mu przej艣膰 do sz贸stej klasy, skoro nie potrafi lepiej czyta膰, i czy w jego rodzinie s膮 niedorozwini臋ci umys艂owo.

Peder szlocha艂, kiedy to opowiada艂.

Elise a偶 si臋 zatrz臋s艂a ze z艂o艣ci.

- Niedorozwini臋ci! - prychn臋艂a oburzona. - Wydaje mi si臋, 偶e to tw贸j nauczyciel jest niedorozwini臋ty, skoro zadaje takie pytanie.

Peder spojrza艂 na ni膮 przera偶ony.

- Musisz uwa偶a膰, Elise, bo inaczej on ciebie te偶 po艣le do szko艂y dla niedorozwini臋tych!

- Niech tylko spr贸buje! - Jej g艂os dr偶a艂. - Mo偶esz go ode mnie pozdrowi膰 i powiedzie膰, 偶e 偶ycz臋 sobie z nim porozmawia膰. Natychmiast!

- Nie b臋dziesz si臋 ba膰, Elise?

- Mo偶esz by膰 pewien, 偶e nie! Tak mu przygadam, 偶e ju偶 nigdy wi臋cej nie o艣mieli si臋 poci膮gn膮膰 ci臋 za uszy.

- A co je偶eli wezwie policj臋?

- Wtedy nasz pan arystokrata odb臋dzie z nim powa偶n膮 pogaw臋dk臋, on ci臋 dobrze zna i wie, 偶e z twoj膮 g艂ow膮 wszystko jest w porz膮dku. Poza tym otrzyma艂am dzi艣 list z wydawnictwa. Redaktor naczelny by艂 r贸wnie zadowolony z mojego r臋kopisu, co pan Guldberg. Moja ksi膮偶ka zostanie wydana i tym razem na ok艂adce nie b臋dzie napisane Elias Aas, tylko Elise Ringstad, wi臋c my艣l臋, 偶e tw贸j nauczyciel b臋dzie si臋 bardziej liczy艂 ze s艂owami, zwracaj膮c si臋 do mojego brata.

Peder u艣miechn膮艂 si臋 i r臋kawem otar艂 za艂zawione oczy.

- B臋dziesz teraz s艂awna, Elise?

- Nie od razu, ale mo偶e kiedy艣 w przysz艂o艣ci. Peder za艣mia艂 si臋 uradowany.

- Ciesz臋 si臋, 偶e jeste艣 moj膮 siostr膮, Elise. Gdybym ci臋 nie mia艂, wyl膮dowa艂bym w szkole dla idiot贸w.

Usiad艂 przy kuchennym stole i wyj膮艂 kilka starych numer贸w czasopisma Wiking, kt贸re po偶yczy艂 od kolegi z klasy.

- Stikken by艂 mi艂y, powiedzia艂, 偶e powinienem zacz膮膰 od czytania czego艣 艣miesznego. - Peder z wysi艂kiem zacz膮艂 sylabizowa膰 s艂owa, ale by艂o tam tak wiele trudnych sformu艂owa艅, 偶e Elise musia艂a wi臋kszo艣膰 z nich przeczyta膰 za niego:

Socjalista Janson: Biedni, ciemi臋偶eni, zniewoleni, cierpi膮cy niesprawiedliwo艣膰 norwescy robotnicy. Ja zawsze mia艂em na wzgl臋dzie wasze dobro.

Kresten: Ej, Ola, co on gada, ten Dun? Ma na wzgl臋dzie nasze dobro, co on chce przez to powiedzie膰?

Ola: Nie rozumiesz, g艂upi? On ma na wzgl臋dzie nasze pieni膮dze. Peder podni贸s艂 wzrok znad czasopisma.

- Nic nie rozumiem.

- Hm, musisz znale藕膰 co艣 lepszego. To by艂 dowcip dla doros艂ych. Peder przerzuci艂 kilka stron i znalaz艂 inny dowcip z ilustracj膮:

Wo藕nica: - Gdzie mam zawie藕膰 pana z ma艂偶onk臋? Pan: Plac Olafa Rye, dzielnica Gr眉nerl酶kken. Wo藕nica: Cicho, prosz臋 nie m贸wi膰 tak g艂o艣no, boj臋 si臋, 偶e m贸j ko艅 mo偶e pa艣膰 nieprzytomny.

Peder podni贸s艂 wzrok i spojrza艂 na ni膮.

- Dlaczego ko艅 mia艂by zemdle膰?

- Nie wiem, Pederze. Uwa偶am, 偶e to by艂 g艂upi dowcip, r贸wnie g艂upi, jak ten poprzedni. Nagle Peder zacz膮艂 si臋 艣mia膰: - Zobacz na ten! Ten jest 艣mieszny! Rysunek przedstawia艂 ch艂opca staj膮cego na nabrze偶u i 艂owi膮cego ryby. Zarzucaj膮c w臋dk臋, trafi艂 haczykiem w nos innego m臋偶czyzn臋. Peder odczyta艂 tekst bez jednego b艂臋du:

Ch艂opiec: Dlaczego wsadzasz nos w m贸j haczyk, niezgu艂o?

W tym samym momencie Peder jakby sobie co艣 przypomnia艂. Spojrza艂 na Elise podekscytowany.

- Elise, wiesz co? Do miasta przyjecha艂 cyrk! Cyrk Orlando, jeden z najwi臋kszych cyrk贸w na 艣wiecie! Maj膮 sze艣膰 kr贸lewskich tygrys贸w i jeden z nich, kt贸ry nazywa si臋 Cezar, jest najwi臋kszym tygrysem, jakiego kiedykolwiek pokazano w cyrku. My艣lisz, 偶e kiedy艣 b臋dzie nas sta膰, 偶eby p贸j艣膰 do cyrku?

- Zobaczymy, Pederze. Nie mog臋 ci teraz na to odpowiedzie膰. Wydaje mi si臋, 偶e powiniene艣 raczej 膰wiczy膰 czytanie z elementarza dla szko艂y ludowej, w Wikingu jest zbyt wiele trudnych s艂贸w.

Drzwi kuchenne otworzy艂y si臋 gwa艂townie i do 艣rodka wszed艂 Kristian.

- Dzisiaj te偶 by艂 dla ciebie list w skrzynce, ale nie wydaje mi si臋, 偶eby by艂 od Johana, no chyba 偶e ju偶 wr贸ci艂 do domu, bo na kopercie jest norweski znaczek.

Elise poczu艂a, jak jej serce zaczyna szybciej bi膰. Wzi臋艂a kopert臋 do r臋ki, usi艂uj膮c ukry膰 podniecenie. Kiedy jednak na ni膮 spojrza艂a, odkry艂a ku swemu rozczarowaniu, 偶e nie by艂o to pismo Johana.

- To nie od Johana. Kristian zrobi艂 dziwn膮 min臋.

- Sk膮d wiesz?

- To nie jest jego charakter pisma.

- To ty znasz jego charakter pisma a偶 tak dobrze? Obrzuci艂a go szybkim spojrzeniem. Na jego twarzy pojawi艂 si臋 krytyczny wyraz. Mia艂a wra偶enie, 偶e jej brat nie pochwala tego, 偶e tak szybko po 艣mierci Emanuela przejawia zainteresowanie innym m臋偶czyzn膮.

Otworzy艂a kopert臋, aby unikn膮膰 odpowiedzi. Jej spojrzenie pow臋drowa艂o najpierw na podpis. Eilert Henrik Iversen. Ona chyba nigdy wcze艣niej nie s艂ysza艂a tego nazwiska? Zdziwiona zacz臋艂a czyta膰:

Droga pani Ringstad!

Ciesz臋 si臋 z naszego ostatniego spotkania, mi艂o mi by艂o dotrzymywa膰 Pani towarzystwa przy stole na 艣lubie majstra Paulsena.

Od naszych wsp贸lnych znajomych dowiedzia艂em si臋, 偶e straci艂a Pani m臋偶a. Prosz臋 pozwoli膰 mi z艂o偶y膰 najszczersze wyrazy wsp贸艂czucia. Pomy艣la艂em, 偶e w艂a艣nie teraz potrzebuje Pani zaj膮膰 my艣li czym艣 innym. W najbli偶sz膮 sobot臋 przychodzi do mnie w odwiedziny kilku znajomych pisarzy, nie b臋dzie to przyj臋cie - zdaj臋 sobie spraw臋, 偶e jest Pani w 偶a艂obie - a jedynie spotkanie kilku dobrych znajomych o wsp贸lnych zainteresowaniach. Bardzo bym si臋 ucieszy艂, gdyby mog艂a Pani przyby膰, i jestem przekonany, 偶e to spotkanie b臋dzie dla Pani zajmuj膮ce i po偶yteczne. Pisarz to samotny zaw贸d, potrzeba nam inspiracji i rozm贸w z osobami o podobnym nastawieniu. Podam drobn膮 przek膮sk臋 o godzinie dziewi臋tnastej. Za艂膮czam r贸wnie偶 map臋, kt贸r膮 sam narysowa艂em, 偶eby pokaza膰 Pani, gdzie mieszkam.

Z wyrazami szacunku,

Eilert Henrik Iversen

Zdziwiona podnios艂a wzrok znad listu. - Dosta艂am zaproszenie na spotkanie z innymi pisarzami. Na 艣lubie Hildy siedzia艂 ko艂o mnie pewien pisarz. On uwa偶a, 偶e powinnam pozna膰 koleg贸w po fachu, aby si臋 od nich uczy膰 i czerpa膰 inspiracj臋.

Peder spojrza艂 na ni膮 zdziwiony.

- Idziesz na przyj臋cie bez nas?

- On napisa艂, 偶e to nie jest przyj臋cie, tylko spotkanie.

- Ale kto b臋dzie z nami, kiedy ty b臋dziesz przegl膮da膰 te ksi膮偶ki?

- Potrzebujecie, 偶eby kto艣 z wami by艂, skoro jeste艣cie ju偶 tacy duzi?

- Oczywi艣cie, 偶e nie! - powiedzia艂 Kristian ura偶onym tonem - Nie jeste艣my ju偶 dzie膰mi.

- Zgadza si臋, ale b臋dziecie musieli zaj膮膰 si臋 maluchami, da膰 im kolacj臋, zmieni膰 Jensine pieluch臋 i po艂o偶y膰 j膮 i Hugo do 艂贸偶ka.

Peder spojrza艂 na ni膮 przera偶ony.

- Ale Kristian przecie偶 znowu zaczyna u doro偶karza, mo偶e b臋dzie musia艂 pracowa膰 ca艂y wiecz贸r.

- Wtedy ty i Evert b臋dziecie musieli zajmowa膰 si臋 dzie膰mi, a偶 wr贸ci Kristian. Kristian sta艂 w milczeniu i nie spuszcza艂 z niej wzroku. Dopiero po d艂u偶szej chwili spyta艂: - Dlaczego chcesz i艣膰 do tych obcych ludzi?

- Poniewa偶 nie znam 偶adnych pisarzy, a wszyscy, kt贸rzy pisz膮, potrzebuj膮 rad i pomocy innych, kt贸rzy zajmuj膮 si臋 tym samym. Mo偶emy czyta膰 nawzajem nasze ksi膮偶ki, dzieli膰 si臋 tym, co nam si臋 podoba, a co nie, zwraca膰 uwag臋 na b艂臋dy i niedoci膮gni臋cia, i... no c贸偶, pomaga膰 sobie nawzajem.

- My艣lisz, 偶e ci wielcy pisarze te偶 potrzebuj膮 pomocy?

- Mo偶e niekoniecznie pomocy, ale jestem pewna, 偶e z ch臋ci膮 dyskutuj膮 o swej tw贸rczo艣ci z innymi.

- Ty napisa艂a艣 tylko jedn膮 ksi膮偶k臋, nie jeste艣 chyba pisarzem, dop贸ki nie napiszesz wi臋cej. Wzruszy艂a ramionami. Wyra藕nie by艂o wida膰, 偶e Kristianowi nie podoba si臋, 偶e chce tam p贸j艣膰. Czy to te偶 mia艂o co艣 wsp贸lnego ze 艣mierci膮 Emanuela?

W艂a艣ciwie to nie mia艂a ochoty spotyka膰 si臋 z tymi obcymi pisarzami ani i艣膰 do domu do tego Eilerta Henrika Iversena. Oni pochodzili z zupe艂nie innej cz臋艣ci miasta, na pewno mieli bogatych rodzic贸w, matur臋 i potrafili dyskutowa膰 o tym, co si臋 dzia艂o w kraju i poza jego granicami. Mieli czas, 偶eby codziennie czyta膰 gazety, chodzili do teatru i na koncerty i wiedzieli, jak si臋 zachowa膰 na przyj臋ciach. Ona b臋dzie si臋 wyr贸偶nia膰, by膰 mo偶e nawet b臋d膮 j膮 ignorowa膰, tak jak zdarzy艂o si臋 to Hildzie na przyj臋ciu u znajomych majstra.

Mimo 偶e pisarze chcieli uchodzi膰 za wyzwolonych, nowoczesnych i radykalnych, ich pogl膮dy wpojone im w dzieci艅stwie by艂y prawdopodobnie g艂臋biej zakorzenione ni偶 idealizm, kt贸rym byli tak poch艂oni臋ci.

Mimo to co艣 si臋 w niej burzy艂o na my艣l, 偶e mia艂aby odrzuci膰 to zaproszenie. To by by艂o tch贸rzostwem, ona nie mia艂a si臋 czego wstydzi膰. Je艣li rzeczywi艣cie wierzyli w g艂oszone przez siebie has艂a o szacunku dla robotnik贸w, rzemie艣lnik贸w i s艂u偶膮cych, teraz b臋d膮 mieli szans臋 to udowodni膰. Je艣li nie by艂a to tylko ob艂uda.

- Nie id臋 tam, 偶eby otrzyma膰 pomoc - powiedzia艂a w r贸wnym stopniu do siebie samej, co do ch艂opc贸w. - Chc臋 im opowiedzie膰, co to znaczy pracowa膰 w fabryce po dwana艣cie godzin dziennie i dostawa膰 siedem koron tygodniowo. Spr贸buj臋 nak艂oni膰 ich, by zrozumieli, jak to jest by膰 wdow膮 lub samotn膮 matk膮 z ma艂ymi dzie膰mi, kt贸re zostaj膮 same w domu, podczas gdy ona stoi przy maszynie w fabryce. Chc臋 im opisa膰, jak wygl膮da wi臋kszo艣膰 mieszka艅 nad rzek膮, opowiedzie膰 o rodzinach dwunasto-, czy czternastoosobowych, kt贸re mieszkaj膮 w dw贸ch pokojach z kuchni膮, a jeden z pokoj贸w musz膮 wynajmowa膰, 偶eby im starczy艂o na jedzenie. Mog臋 im opowiedzie膰, jak wielki jest niedob贸r I mieszka艅 w Kristianii, 偶e robotnicy przybywaj膮cy prosto ze wsi musz膮 zadowoli膰 si臋 wynaj臋tym 艂贸偶kiem w k膮cie, w pokoju, kt贸ry zajmuj膮 razem z innymi. Kristian nic nie powiedzia艂, ale Peder patrzy艂 na ni膮 z podziwem.

- M贸wisz jak premier, Elise! Kristian parskn膮艂.

- Ty chyba nigdy nie s艂ysza艂e艣 premiera!

- W艂a艣nie, 偶e tak!

- Mo偶e by艂e艣 w parlamencie?

- By艂em. By艂em w palamencie, zanim ty si臋 urodzi艂e艣.

- Ty g艂upku! Ja jestem od ciebie starszy! Kristian zostawi艂 ich samych. Elise us艂ysza艂a, jak ze z艂o艣ci膮 wchodzi po schodach na stryszek.

Co si臋 z nim ostatnio dzieje? Czy a偶 tak bardzo cierpi po odej艣ciu Emanuela? Zatroskana, zmarszczy艂a czo艂o. W takim razie na pewno nie b臋dzie mu si臋 te偶 podoba艂o, 偶e ona spotka si臋 z Johanem podczas jego wizyty w Norwegii.

- Nie przejmuj si臋 nim, Elise, on jest w z艂ym humorze, bo Gunvor jest zakochana w Hermanie. Spojrza艂a na Pedera zdziwiona. Nie przysz艂o jej do g艂owy, 偶e Kristian mo偶e by膰 zakochany, nie s膮dzi艂a, 偶e interesuj膮 go dziewczyny. Poczu艂a ulg臋. Teraz rozumia艂a, dlaczego ostatnio by艂 taki osch艂y, to nie musia艂o mie膰 偶adnego zwi膮zku z Emanuelem, z Johanem czy z ni膮 sam膮.

Dotrzyma艂a obietnicy danej Pederowi i nast臋pnego dnia pojawi艂a si臋 w szkole. By艂a w艂a艣nie przerwa. Mia艂a szcz臋艣cie, bo spotka艂a nauczyciela w momencie, gdy wychodzi艂 z klasy. Zdziwiony podni贸s艂 wzrok, kiedy us艂ysza艂 swoje nazwisko. Elise r贸wnie偶 si臋 zdumia艂a. Spodziewa艂a si臋 starszego, zgry藕liwego, poirytowanego m臋偶czyzny z krzaczastymi, czarnymi brwiami i zaci艣ni臋tymi ustami, ale zamiast tego ujrza艂a m艂odego, u艣miechni臋tego m臋偶czyzn臋, kt贸ry nie wygl膮da艂 na du偶o starszego od niej.

- Czy mog臋 zamieni膰 z panem kilka s艂贸w, panie Knudsen?

- Ale偶 oczywi艣cie. Z kim mam przyjemno艣膰?

- Nazywam si臋 Elise Ringstad i jestem siostr膮 Pedera. Zmarszczy艂 brwi i wydawa艂 si臋 nie rozumie膰. Prawdopodobnie nie wiedzia艂, 偶e Peder mieszka u swej siostry, a nie u rodzic贸w.

- Zajmuj臋 si臋 moimi bra膰mi, od kiedy mama zapad艂a na suchoty. Kiedy wyzdrowia艂a, by艂a zbyt s艂aba, by z ni膮 mieszkali - powiedzia艂a Elise, 偶eby wyja艣ni膰 mu sytuacj臋.

- Rozumiem, prosz臋 p贸j艣膰 ze mn膮 do klasy i powiedzie膰, o co chodzi. W skr贸cie opowiedzia艂a, jak Peder poprzedniego dnia wr贸ci艂 z p艂aczem do domu, po czym zaznaczy艂a, jak bardzo ch艂opiec stara si臋 poprawi膰 czytanie. Wspomnia艂a o 膰wiczeniach, kt贸re sam wymy艣li艂, i o tym, 偶e ich bliski przyjaciel, adwokat Wang-Olafsen, za艂atwi艂 im wizyt臋 u okulisty, bo uwa偶a艂, 偶e mo偶e ze wzrokiem Pedera jest co艣 nie tak Z jego g艂ow膮 w ka偶dym razie wszystko jest w porz膮dku!

- Potrafi臋 zrozumie膰, 偶e nauczyciel upomina ucznia, kt贸ry jest leniwy i nie odrobi艂 pracy domowej, ale 偶eby kara膰 dziecko, kt贸re urodzi艂o si臋 z wad膮 wzroku lub rozwija si臋 wolniej od innych? Nie potrafi臋 poj膮膰, jak ktokolwiek mo偶e by膰 a偶 tak bez serca. Pederowi nie by艂o ostatnio lekko, m贸j m膮偶, kt贸rego Peder traktowa艂 jak swego w艂asnego ojca, zmar艂 niedawno. Trzy i p贸艂 roku temu zgin膮艂 w wypadku nasz oj ciec, utopi艂 si臋, kiedy nasza matka le偶a艂a ci臋偶ko chora. Peder jest mi艂ym i wra偶liwym ch艂opcem i te tragedie odcisn臋艂y na nim olbrzymi 艣lad.

Ba艂a si臋, 偶e nauczyciel b臋dzie ura偶ony jej s艂owami, bo o艣mieli艂a si臋 go krytykowa膰. Spostrzeg艂a jednak, 偶e m臋偶czyzna si臋 zawstydzi艂.

- Bardzo pani膮 przepraszam, pani Ringstad. Ciesz臋 si臋, 偶e powiedzia艂a mi pani o tym. Jestem nowy w szkole i nie znam 偶adnego z uczni贸w. Gdy wszed艂em wczoraj do klasy, panowa艂 tam straszny harmider i przez kr贸tk膮 chwil臋 ba艂em si臋, 偶e strac臋 nad dzie膰mi kontrol臋. Niestety, Peder pad艂 ofiar膮 mojego zdenerwowania. Obiecuj臋, 偶e wi臋cej si臋 to nie powt贸rzy.

- Dzi臋kuj臋, panie Knudsen. Poczu艂a si臋 zmieszana. By艂a przygotowana na to, 偶e m臋偶czyzna odeprze atak, zechce oskar偶y膰 Pedera o to, 偶e jest leniwy lub niedorozwini臋ty, mo偶e nawet zaproponuje, 偶eby go przenie艣膰 do szko艂y specjalnej. Wi臋ksz膮 cz臋艣膰 nocy le偶a艂a, 膰wicz膮c burzliw膮 przemow臋, powtarzaj膮c, co ma powiedzie膰, podsycaj膮c sw膮 w艣ciek艂o艣膰. Teraz jednak zamiast krytyki i s艂贸w pe艂nych pogardy od starego j臋czyd艂a mia艂a przed sob膮 przystojnego, m艂odego nauczyciela, kt贸ry patrzy艂 na ni膮 oczami pe艂nymi 偶alu. Odwr贸ci艂a si臋, 偶eby odej艣膰.

- Prosz臋 mi wybaczy膰, 偶e wybuch艂am w ten spos贸b, ale by艂o mi wczoraj bardzo przykro.

- Rozumiem to. Peder ma szcz臋艣cie, 偶e ma tak膮 siostr臋. Rozumiem, 偶e pani zajmuje si臋 wychowaniem swych braci w spos贸b bardzo odpowiedzialny, czy to r贸wnie偶 pani ich utrzymuje?

- Owszem. M贸j m膮偶 pracowa艂 w biurze w warsztacie Myrena, ale powa偶nie zachorowa艂, rzuci艂 t臋 prac臋 i zamiast tego zaj膮艂 si臋 handlem. Teraz jestem zmuszona sama sobie ze wszystkim radzi膰.

- Prosz臋 mi wybaczy膰 to pytanie, ale czym si臋 pani zajmuje? Poczu艂a, 偶e si臋 czerwieni. W g艂owie zabrzmia艂y jej s艂owa Kristiana:

Nie jeste艣 chyba pisark臋, dop贸ki nie napiszesz wi臋cej ksi膮偶ek.

- By艂am sekretark膮 w prz臋dzalni Graaha, teraz zajmuj臋 si臋 pisaniem. Wytrzeszczy艂 oczy ze zdziwienia.

- Chce pani powiedzie膰, 偶e jest pani pisark膮?

- Raczej nie mog臋 tak jeszcze siebie nazwa膰, ale moja ksi膮偶ka zosta艂a przyj臋ta w wydawnictwie Gr酶ndahl i Syn.

- Prosz臋 wybaczy膰 m贸j brak dyskrecji, ale czy chodzi o umoralniaj膮ce ksi膮偶ki, wspomnienia z podr贸偶y czy co艣 podobnego?

- Nie, to zbi贸r opowiada艅, a teraz pracuj臋 nad powie艣ci膮. Wygl膮da艂, jakby ci臋偶ko mu by艂o uwierzy膰 w to, co s艂yszy.

- Powie艣膰? I zbi贸r opowiada艅? Skin臋艂a g艂ow膮.

- Pr贸buj臋 opisa膰 偶ycie robotnik贸w. Bohaterami wi臋kszo艣ci opowiada艅 s膮 dziewcz臋ta z fabryki i inne osoby znad rzeki Aker.

Z niedowierzaniem potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

- Teraz mi pani naprawd臋 zaimponowa艂a. Czy ksi膮偶ka zostanie wydana pod pani prawdziwym nazwiskiem?

- Owszem, ale nie wiem kiedy.

- A nazwisko pani by艂o...?

- Elise Ringstad.

- Zapami臋tam sobie. Kupi臋 t臋 ksi膮偶k臋 natychmiast, kiedy j膮 zobacz臋 w ksi臋garni. U艣miechn臋艂a si臋, nie wiedz膮c, co powiedzie膰. Czu艂a si臋 do艣膰 niezr臋cznie.

- Dzi臋kuj臋, to mi艂o z pana strony. Do widzenia, panie Knudsen. Mam nadziej臋, 偶e nie ma pan 偶alu, 偶e... ech... powiedzia艂am to, co powiedzia艂am.

- W 偶adnym wypadku. Wprost przeciwnie, bardzo si臋 ciesz臋, 偶e pani przysz艂a. Mam nadziej臋, 偶e si臋 jeszcze zobaczymy. - U艣miechn膮艂 si臋 ciep艂o.

Wychodz膮c zauwa偶y艂a, 偶e nie nosi obr膮czki. Ogarn臋艂o j膮 nieprzyjemne uczucie, 偶e jego zainteresowanie i serdeczno艣膰 dotyczy艂y bardziej jej ni偶 Pedera.

13

Kiedy w sobotni wiecz贸r sz艂a w d贸艂 Maridalsveien, by艂o pochmurno i ch艂odno. Nie do ko艅ca wiedzia艂a, jak ma i艣膰, by dotrze膰 na Frognerveien, ale pomy艣la艂a, 偶e p贸jdzie Gjetemyrsveien a偶 do Wzg贸rza 艢wi臋toja艅skiego, a stamt膮d dojdzie na Majorstuen. Najwy偶ej spyta kogo艣 o drog臋. By艂oby szybciej, gdyby posz艂a obok szpitala Ullev氓l, ale ta droga by艂a zazwyczaj opustosza艂a, nie lubi艂a tamt臋dy chodzi膰 po zmroku.

Podobno mo偶na by艂o pojecha膰 tramwajem na Majorstuen, ale nie wiedzia艂a, gdzie s膮 przystanki na tej linii ani ile to kosztowa艂o. Wstydzi艂a si臋 tego, 偶e jest tak s艂abo zorientowana w Kristianii, ale do tej pory jedynymi miejscami, gdzie musia艂a doj艣膰, by艂y targ rybny, plac Stortorvet, ulica Karla Johana, a tak偶e pogotowie i sklep Ubiory dla Biednych Dzieci, kt贸ry mie艣ci艂 si臋 przy M酶llergaten. Sklepy na Maridalsveien i Sandakerveien, ko艣ci贸艂, posterunek policji, po艂o偶na i doktor, blacharz i sprzedawca opa艂u K酶lamann, to by艂 ca艂y jej 艣wiat do czasu, kiedy pozna艂a Emanuela.

Dlaczego by艂a tak g艂upia i przyj臋艂a zaproszenie? Wcze艣niej posz艂a do sklepu na Arendalsgaten, by zatelefonowa膰 do Eilerta Iversena, poniewa偶 nagle nabra艂a w膮tpliwo艣ci i chcia艂a si臋 jako艣 wym贸wi膰. M臋偶czyzna by艂 jednak tak mi艂y i przekonuj膮cy, 偶e w ko艅cu zgodzi艂a si臋 przyj艣膰. Teraz nie by艂o ju偶 wyj艣cia.

呕a艂owa艂a, 偶e nie za艂o偶y艂a niebieskiej sukienki po Signe i eleganckiego, nowego kapelusza, jednak to nie by艂 odpowiedni str贸j w czasie 偶a艂oby. Czarny kapelusz by艂 na ni膮 troch臋 za du偶y, ale peleryna by艂a niezwykle elegancka, haftowana per艂ami i ozdobiona przy szyi plisami. Suknia by艂a obcis艂a w pasie i podkre艣la艂a jej smuk艂膮 tali臋. Nie tak smuk艂膮, jak talia kr贸lowej, ale tak szczup艂y nie by艂 chyba nikt inny. Chodzi艂y s艂uchy, 偶e niekt贸re kobiety usuwa艂y sobie operacyjnie ostatnie 偶ebra, by mie膰 w臋偶sz膮 tali臋, nie mog艂a jednak uwierzy膰, 偶e kr贸lowa Maud zrobi艂aby co艣 podobnego.

呕eby tylko Kristian nie musia艂 zbyt d艂ugo zosta膰 w pracy! Nie lubi艂a, kiedy Peder i Evert sami zostawali po zmroku i pilnowali najm艂odszych dzieci. Peder ba艂 si臋 ciemno艣ci i 艂atwo m贸g艂 wystraszy膰 Everta. Powiedzia艂a im, 偶e mog膮 pobiec po pani膮 Jonsen, je偶eli co艣 si臋 stanie, ale kiedy by艂o ciemno, nie mieli odwagi wyj艣膰 z domu.

Im bardziej zbli偶a艂a si臋 do centrum miasta, tym wi臋cej ludzi wida膰 by艂o na ulicach. Niekt贸rzy wygl膮dali, jakby tylko wyszli na spacer. Nadszed艂 gor膮co wyczekiwany koniec tygodnia, wi臋kszo艣膰 mieszka艅c贸w stolicy mia艂a przed sob膮 d艂ugi i wype艂niony odpoczynkiem dzie艅 wolny od pracy. Gdzie indziej widzia艂a kobiety pucuj膮ce okna papierem gazetowym. Przed nadej艣ciem spokojnego, 艣wi膮tecznego dnia nale偶a艂o sko艅czy膰 wszystkie domowe roboty, a w sobot臋 wi臋kszo艣膰 ko艅czy艂a prac臋 wcze艣niej. Dzieci bawi艂y si臋 na 艣wie偶ym powietrzu, dw贸ch staruszk贸w sta艂o razem pogr膮偶onych w rozmowie i gorliwie palili swe fajki, a dw贸ch ch艂opc贸w na posy艂ki nadchodzi艂o w艂a艣nie z innej strony, pogwizduj膮c i ci膮gn膮c za sob膮 w贸zki. Z kt贸rej艣 bramy us艂ysza艂a, jak weso艂y pie艣niarz, 艣piewa: Ko艂ysz si臋, ko艂ysz si臋, ko艂ysz si臋, jak ptak na ga艂臋zi. Us艂ysza艂a, jak kto艣 klaszcze w d艂onie. Wszyscy lubili s艂ucha膰, jak 艣piewa, mia艂 przyjemny g艂os, a jego melodie by艂y weso艂e.

Przesz艂a ulic臋 Ullev氓lsveien i zbli偶a艂a si臋 do Pilestredet, kiedy zauwa偶y艂a, 偶e ma dziur臋 na pi臋cie w po艅czosze. Przy ka偶dym kroku czu艂a, jak trzewik coraz bardziej ociera si臋 o jej stop臋, a偶 w ko艅cu bola艂o j膮 tak bardzo, 偶e zacz臋艂a kule膰. Zatrzyma艂a si臋, ukradkiem rozejrza艂a si臋 dooko艂a, aby si臋 upewni膰, czy nikt jej nie widzi, rozsznurowa艂a trzewik i obejrza艂a, jak 藕le to wygl膮da. Po艅czoch臋 mia艂a przesi膮kni臋t膮 krwi膮. Wyj臋艂a chusteczk臋 i owin臋艂a ni膮 pi臋t臋, po czym ponownie na艂o偶y艂a trzewik. Nie przesz艂a jednak nawet kilku metr贸w, bo chusteczka ze艣lizgn臋艂a si臋 z pi臋ty i sprawia艂a jeszcze wi臋kszy b贸l. Ponownie si臋 zatrzyma艂a, tym razem nawet si臋 nie rozejrza艂a, czy kto艣 j膮 widzi. Zdj臋艂a trzewik i wyci膮gn臋艂a chusteczk臋. Czu艂a, jakby sz艂a od kilku dni. By艂a to z pewno艣ci膮 najbardziej pogmatwana trasa, jak膮 mog艂a wybra膰, tylko dlatego, 偶e nie orientowa艂a si臋 w mie艣cie zbyt dobrze i wybiera艂a ulice, kt贸re zna艂a ju偶 wcze艣niej. Teraz na pewno si臋 sp贸藕ni, a to nie wypada, kiedy si臋 idzie do ludzi z tej sfery.

Przez moment zastanawia艂a si臋, czy nie zawr贸ci膰 i nie p贸j艣膰 z powrotem do domu. Mog艂aby napisa膰 list do Eilerta Iversena, wyja艣ni膰, 偶e nagle poczu艂a si臋 s艂abo i nie mia艂a okazji zatelefonowa膰. Zachowa艂a si臋 jak idiotka, przyjmuj膮c jego zaproszenie. Nic j膮 nie 艂膮czy艂o z lud藕mi z Frognerveien, zw艂aszcza je艣li byli to pisarze. Kristian mia艂 racj臋, nie mo偶e nazywa膰 si臋 pisark膮 tylko dlatego, 偶e opublikowano jej jedn膮 ksi膮偶k臋. On na pewno zaprosi艂 j膮 z ciekawo艣ci. Pewnie chcieli j膮 wypyta膰, jak wygl膮da 偶ycie w艣r贸d robotnik贸w, aby mie膰 ciekawy materia艂 do w艂asnej tw贸rczo艣ci.

Zauwa偶y艂a, 偶e w jej kierunku zbli偶a si臋 elegancki pan w cylindrze. Szed艂 wolnym krokiem, srebrny uchwyt na jego lasce by艂 wypolerowany do po艂ysku, a on sam wygl膮da艂, jakby pomimo z艂ej pogody cieszy艂 si臋 wieczornym powietrzem. Zacz臋艂a mu si臋 przypatrywa膰 i po chwili nabra艂a pewno艣ci, 偶e by艂 to pan Wang-Olafsen. Nie by艂o w tym nic dziwnego, on przecie偶 mieszka艂 w okolicy. Elise mia艂a jednak nadziej臋, 偶e uda jej si臋 go nie spotka膰. Nie chcia艂a mu m贸wi膰 dlaczego tu jest, a nie mog艂a przecie偶 sk艂ama膰.

On jej nie zauwa偶y艂. By膰 mo偶e uda jej si臋 przemkn膮膰 niezauwa偶on膮. Gdy j膮 widzia艂 ostatnim razem, mia艂a na sobie sukienk臋 od Signe, teraz za艣 by艂a ubrana w przed艂u偶on膮 peleryn臋 od te艣ciowej, wyszywan膮 per艂ami. On nigdy pewnie nie skojarzy jej z takim ubiorem.

On nagle przystan膮艂.

- Pani Ringstad? Co za niespodzianka! Dziwne, 偶e j膮 rozpozna艂.

- Dobry wiecz贸r, panie Wang-Olafsen. Pospiesznie ruszy艂 w jej kierunku.

- Moje kondolencje, pani Ringstad. Z przykro艣ci膮 dowiedzia艂em si臋 o 艣mierci pani m臋偶a, chocia偶 zrozumia艂em, 偶e pewnie chodzi艂o o co艣 powa偶nego, skoro pani te艣膰 wys艂a艂 pani wiadomo艣膰. Skin臋艂a g艂ow膮.

- Na szcz臋艣cie zd膮偶yli艣my na czas i uda艂o nam si臋 z nim po偶egna膰. Zmar艂 tego samego dnia.

- A teraz zosta艂a pani sama z dzie膰mi i odpowiedzialno艣ci膮 za ich utrzymanie. Spu艣ci艂a wzrok.

- Jako艣 sobie poradz臋.

- W to nie w膮tpi臋. Czy wybiera si臋 pani do teatru?

- Nie, zosta艂am zaproszona do pewnego pisarza, zale偶a艂o mu, bym pozna艂a inne osoby zajmuj膮ce si臋 pisarstwem, i uda艂o mu si臋 w ko艅cu mnie nam贸wi膰, ale w艂a艣nie w tej chwili my艣la艂am o tym, 偶eby zawr贸ci膰 do domu.

Spojrza艂 na ni膮 zatroskany.

- 殴le si臋 pani poczu艂a? U艣miechn臋艂a si臋 zmieszana.

- Nie, ale zrobi艂y mi si臋 odciski na pi臋cie. Nie m贸g艂 powstrzyma膰 艣miechu.

- Chyba nie ma pani zamiaru pisa膰 pi臋t膮? U艣miechn臋艂a si臋.

- Oczywi艣cie, 偶e nie, ale nie dam rady doj艣膰 do Frognerveien, rana pogarsza si臋 z ka偶dym krokiem.

- W takim razie jest tylko jedno wyj艣cie, pani Ringstad - powiedzia艂, oferuj膮c jej swe rami臋. - Prosz臋 p贸j艣膰 ze mn膮 do domu. Moja s艂u偶膮ca na艂o偶y pani banda偶 na stop臋 i znajdzie now膮 po艅czoch臋. Zak艂adam, 偶e zrobi艂a si臋 w niej dziura, skoro ma pani ran臋 na stopie. Potem zam贸wi臋 pani doro偶k臋.

Pr贸bowa艂a oponowa膰, wstydz膮c si臋 zar贸wno po艅czochy, jak i tego, 偶e ma przyj膮膰 od niego pomoc, ale on nie akceptowa艂 偶adnych sprzeciw贸w z jej strony.

- To oczywiste, 偶e musi pani uda膰 si臋 do tego pisarza - powiedzia艂 stanowczym tonem, kiedy zacz臋li i艣膰. - Potrzebuje pani zaj膮膰 my艣li czym艣 innym, a poznanie koleg贸w po fachu pomo偶e pani pom贸c. To musi by膰 straszna udr臋ka, nieustannie wymy艣la膰 co艣 nowego, prawda? To mo偶e nie jest zbyt trudne dla pisarzy podr贸偶uj膮cych do Egiptu czy innych egzotycznych miejsc, w poszukiwaniu natchnienia, ale pani przecie偶 ca艂y czas siedzi w domu w tym samym miejscu. Sk膮d czerpie pani inspiracj臋? Roze艣mia艂a si臋.

- Nie wiem. Od Pedera i pozosta艂ych dzieci, od robotnic, kt贸re pozna艂am w prz臋dzalni, od s膮siad贸w i od starych plotkar. Oraz z mojego w艂asnego 偶ycia - doda艂a szybko.

- Domy艣lam si臋, 偶e jest to bogate 藕r贸d艂o inspiracji. Nic na to nie odpowiedzia艂a, poza tym bola艂a j膮 rana na stopie.

Dopiero gdy weszli na g贸r臋, na pi臋tro i gospodyni otworzy艂a im drzwi, przypomnia艂a sobie zapa艂 Pedera, aby raz jeszcze pocz臋stowa膰 go nale艣nikami. - Peder przypomnia艂 mi o obietnicy danej panu podczas pana ostatniej wizyty, panie Wang-Olafsen. Tym razem usma偶臋 wi臋cej nale艣nik贸w.

Roze艣mia艂 si臋 zadowolony.

- Mo偶e si臋 um贸wimy na konkretny dzie艅?

- Ch臋tnie. Kristian po szkole pracuje jako pomocnik wo藕nicy i ca艂膮 tr贸jka ma du偶o nauki, ale my艣l臋, 偶e mo偶emy si臋 um贸wi膰 na nast臋pn膮 sobot臋, je偶eli to panu pasuje.

- Na pewno. W takim razie jeste艣my um贸wieni, ju偶 si臋 ciesz臋 na t臋 wizyt臋. Dosta艂a par臋 nowych, ca艂ych po艅czoch od gospodyni, misk臋, aby mog艂a przemy膰 ran臋, czysty r臋cznik i banda偶. Od pana Wang-Olafsena dowiedzia艂a si臋, 偶e jest za kwadrans si贸dma. Nie wiedzia艂a, ile zajmie podr贸偶 doro偶k膮, ale zgadywa艂a, 偶e musi si臋 pospieszy膰.

W tym samym czasie pan Wang-Olafsen pos艂a艂 ch艂opca z kamienicy po doro偶k臋 i gdy sko艅czy艂a, wo藕nica ju偶 na ni膮 czeka艂.

- Nie wiem, jak mam panu dzi臋kowa膰.

- A ja wiem. Przygotowuj膮c g贸r臋 nale艣nik贸w z jagodami. Roze艣mia艂a si臋, dygn臋艂a na po偶egnanie i zbieg艂a po schodach.

Gdy doro偶ka zatrzyma艂a si臋 przed eleganck膮 kamienic膮 na Frognerveien, spostrzeg艂a dw贸ch m艂odych m臋偶czyzn wysiadaj膮cych z innej doro偶ki i spiesz膮cych w stron臋 wej艣cia. Wygl膮dali na sp贸藕nionych, wi臋c ona pewnie te偶 nie zd膮偶y艂a na czas.

Ze zdenerwowania zasch艂o jej w gardle. Wo藕nica pom贸g艂 jej wysi膮艣膰. Pan Wang-Olafsen zap艂aci艂 mu z g贸ry.

Nazwisko Eilerta Iversena widnia艂o na du偶ej, mosi臋偶nej tabliczce na drzwiach wej艣ciowych na pierwszym pi臋trze. Przypomnia艂a sobie, 偶e by艂 kawalerem i najwyra藕niej mia艂 ca艂e mieszkanie dla siebie. Nie by艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e pochodzi艂 z zamo偶nej rodziny, niemo偶liwe, 偶eby tyle zarabia艂 jako pisarz. Z tego co jej by艂o wiadomo, nawet ci najwi臋ksi i najbardziej znani nie zarabiali zbyt wiele.

Drzwi otworzy艂a jej pokoj贸wka w bia艂ym, wykrochmalonym fartuchu i czepku na g艂owie. W tym samym momencie pojawi艂 si臋 przy wej艣ciu pan Iversen.

- Pani Ringstad! Tak bardzo si臋 ciesz臋, 偶e mog艂a pani przyby膰!

- Przepraszam za sp贸藕nienie.

- Nic si臋 nie sta艂o. U mnie w domu wszyscy przychodz膮, kiedy im pasuje, w zaproszeniu poda艂em godzin臋 si贸dm膮 g艂贸wnie z powodu kolacji, ale co najmniej dwie czy trzy osoby przyb臋d膮 p贸藕niej.

Wygl膮da na to, 偶e go艣ci b臋dzie wielu, pomy艣la艂a sobie i poczu艂a, jak 偶o艂膮dek jej si臋 艣ciska ze zdenerwowania.

Wprowadzono j膮 do pi臋knego salonu z pianinem, szafkami na ksi膮偶ki z oszklonymi drzwiami, pluszowymi meblami, szezlongiem i wysokim barkiem ozdobionym rze藕bieniami. O艣wietlenie by艂o elektryczne, a pod艂og臋 pokrywa艂 gruby dywan. Podw贸jne drzwi prowadzi艂y do jadalni ze sto艂em i krzes艂ami zdobionymi w motywy zwierz臋ce. St贸艂 by艂 nakryty bia艂ym obrusem z adamaszku. Sta艂y na nim srebrne 艣wieczniki, porcelanowa zastawa, kieliszki i bia艂e, krochmalone serwetki. Niemo偶liwe, 偶eby to by艂 dom m艂odego, nie偶onatego m臋偶czyzny! By膰 mo偶e jego ojciec nosi艂 to samo imi臋 i zostawi艂 mu mieszkanie na jeden wiecz贸r?

Przywita艂a si臋 u艣ciskiem d艂oni z pozosta艂ymi go艣膰mi. Opr贸cz niej by艂y tylko dwie m艂ode kobiety, pozostali go艣cie to byli m臋偶czy藕ni. Niekt贸rzy byli ubrani zwyczajnie, w ciemne garnitury, koszule ze sztywnym ko艂nierzykiem, kamizelki ozdobione z艂otym 艂a艅cuszkiem od zegarka, ale kilku z nich mia艂o na sobie letnie garnitury z jasnego lnu. Wszyscy trzymali w d艂oni kieliszki. Przypatrywali si臋 jej z zainteresowaniem, mo偶e nawet ze zbytnim zainteresowaniem, pomy艣la艂a. Jeden z nich powiedzia艂, 偶e Eilert Iversen powiedzia艂 im wcze艣niej o niej i 偶e cieszy艂 si臋 na spotkanie jednej z niewielu pisarek w mie艣cie. Poczu艂a si臋 zmieszana tym komentarzem.

Jej r贸wnie偶 podano co艣 do picia. Wszyscy wznie艣li toast a Elise natychmiast poczu艂a, 偶e zawarto艣膰 kieliszka zapiek艂a j膮 w gardle. B臋dzie musia艂a by膰 ostro偶na.

Niemal od razu usiedli do sto艂u. Jedzenie podawa艂y dwie s艂u偶膮ce. Eilert Iversen powiedzia艂 wcze艣niej, 偶e to nie b臋dzie przyj臋cie, ale jak inaczej mo偶na by艂o to nazwa膰? Podano zup臋, piecze艅 z ziemniakami oraz wiele r贸偶nych warzyw, jako dodatki do pieczeni. Przed ka偶dym talerzem le偶a艂a r贸wnie偶 艂y偶eczka deserowa. Elise zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, czy pisarze jadali tak na co dzie艅.

Jeden z go艣ci m贸wi艂 o tym, 偶e w przysz艂ym roku maj膮 otworzy膰 kolej do Bergen. Wtedy zwykli ludzie b臋d膮 mogli na Wielkanoc jecha膰 opala膰 si臋 do sanatori贸w w Finse czy Ustaoset. Jego ojciec by艂 w艂a艣cicielem sklepu i ju偶 teraz dobrze si臋 sprzedawa艂y okulary przeciws艂oneczne oraz co艣, co nazywa艂 kremem od s艂o艅ca.

Poza tym rozmowa wok贸艂 sto艂u dotyczy艂a g艂贸wnie muzyki, a zw艂aszcza piosenek operetkowych. Jeden z go艣ci opowiedzia艂, 偶e Pie艣艅 o Vilji z Weso艂ej Wd贸wki chodzi po mu g艂owie ju偶 od dw贸ch lat i je偶eli wkr贸tce kto艣 go od niej nie wyzwoli, to on zwariuje. Wszyscy si臋 roze艣miali.

Wci膮偶 wznoszono r贸偶ne toasty i z czasem nastr贸j sta艂 si臋 do艣膰 o偶ywiony. Kt贸ry艣 z go艣ci zacz膮艂 艣piewa膰 piosenk臋 o weso艂ej melodii:

A kiedy Moj偶esz uderzy艂 w kamie艅

Wtedy trysn臋艂a z niego woda

I wszyscy razem za艣piewali

Heja ho, heja ho, heja ho

Po chwili do艂膮czyli si臋 inni go艣cie i zacz臋li razem 艣piewa膰 refren.

Elise mia艂a coraz wi臋ksze w膮tpliwo艣ci, czy powinna tu by膰. My艣la艂a, 偶e b臋dzie tu rozmawia膰 o literaturze, ale p贸ki co nie pad艂o jeszcze ani jedno s艂owo na temat ksi膮偶ek czy pisarstwa. Wiecz贸r stawa艂 si臋 coraz bardziej upojny, a ludzie byli coraz bardziej rozbawieni. Czu艂a si臋 obco, nie potrafi艂a 艣mia膰 si臋 z tych samych rzeczy, co inni, nie zna艂a piosenek i nie podoba艂o jej si臋, 偶e uczestniczy w tym weso艂ym spotkaniu, cho膰 tak niedawno zosta艂a wdow膮.

Jej s膮siad przy stole odwr贸ci艂 si臋 do niej.

- S艂ysza艂em, 偶e pochodzi pani z ubogiej rodziny, pani Ringstad, a mimo to uda艂o si臋 pani wyda膰 zbi贸r opowiada艅. To imponuj膮ce.

U艣miechn臋艂a si臋.

- Owszem, komu艣, kto pracuje w fabryce, trudniej znale藕膰 czas na pisanie ni偶 kobiecie niepracuj膮cej zawodowo.

- Nie chodzi艂o mi o brak czasu, ale o to, 偶e wi臋kszo艣膰 robotnik贸w ma ni偶sze wykszta艂cenie, jak mi si臋 zdaje, nie wi臋cej ni偶 szko艂臋 ludow膮.

- Zgadza si臋. Sama sko艅czy艂am zaledwie szko艂臋 ludow膮. Popatrzy艂 na ni膮 zdziwiony: - By艂a pani na tyle dobra z norweskiego i nauczy艂a si臋 pani tyle o literaturze, 偶e mo偶e pani pisa膰 ksi膮偶ki?

- Pisz臋 tylko o tym, o czym mam poj臋cie, proste historie o prostych ludziach. Nie mam czasu czyta膰, co uwa偶am za sw贸j problem. Poza tym w moim domu rodzinnym nie mieli艣my ksi膮偶ek. Jedyne, co czyta艂am, to ksi膮偶ki ze szko艂y. Moja nauczycielka by艂a pe艂na zrozumienia, wiedzia艂a, 偶e interesuj臋 si臋 literatur膮, i po偶ycza艂a mi ksi膮偶ki.

- Czyli jednak w艂ada pani j臋zykiem norweskim r贸wnie biegle w pi艣mie?

- Tak mi si臋 wydaje. Wydawnictwo w ka偶dym razie nie mia艂o do tej pory 偶adnych zastrze偶e艅.

- To naprawd臋 imponuj膮ce, pani Ringstad. - Zni偶y艂 g艂os: - W艂a艣nie przeczyta艂em ostatni膮, zakazan膮 ksi膮偶k臋 Hansa J忙gera, Z bohemy w Kristianii, s艂ysza艂a pani o niej?

Potrz膮sn臋艂a przecz膮co g艂ow膮.

- Nie, ale z ch臋ci膮 us艂ysz臋, o czym opowiada. Jej rozm贸wca ci膮gn膮艂 dalej: - Powie艣膰 opowiada o cz艂onku miejskiej bohemy, kt贸ry nigdzie nie ma swych korzeni, nazywa si臋 Jarmann. W艂a艣ciwie mia艂 on zamiar zosta膰 ksi臋dzem i przyby艂 do Kristianii studiowa膰. Jego nieszcz臋艣cie polega艂o na tym, 偶e targa艂a nim nienasycona 偶膮dza, kt贸rej, rzecz jasna, nie m贸g艂 zaspokoi膰 w 艣rodowisku, do kt贸rego nale偶a艂. Dlatego pewnego razu wybra艂 si臋 do Viki. Gdy tam dotar艂, przystan膮艂 i zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, spogl膮daj膮c w stron臋 ciemnej ulicy Bakkegaten, gdzie 艣wieci艂o si臋 jedynie w Zamku Napoleona. Jego spojrzenie pow臋drowa艂o dalej w stron臋 Skolegaten o艣wietlonej na ko艅cu pojedyncz膮 gazow膮 latarni膮, nie 艣mia艂 jednak si臋 tam zbli偶y膰. Zamiast tego uda艂 si臋 w stron臋 dworca Vestbanen, okr膮偶y艂 kilka przecznic i zawr贸ci艂! - m贸wi膮c to jej s膮siad roze艣mia艂 si臋, rozbawiony.

Elise s艂uchaj膮c go, czu艂a, jak ogarnia j膮 nieprzyjemne uczucie. Czy jej towarzysz przy stole mia艂 zamiar opowiedzie膰 jej r贸wnie偶, co si臋 sta艂o, kiedy ten Jarmann wszed艂 do burdelu? Najwyra藕niej nie czu艂 si臋 skr臋powany, rozmawiaj膮c na tak nieprzyzwoity temat, ale w艂a艣nie z tego s艂yn臋li cz艂onkowie bohemy. Ona r贸wnie偶 nie powinna by膰 zmieszana, ona kt贸ra odwiedzi艂a Othilie na Lakkegata, i wiedzia艂a, jakie 偶ycie mia艂a Oline. To, co powodowa艂o w niej nieprzyjemne uczucie, to fakt, 偶e siedzia艂a tu razem z obcymi, m艂odymi m臋偶czyznami nale偶膮cymi do mieszcza艅stwa. Przeszy艂 j膮 nieprzyjemny dreszcz.

Jej rozm贸wca kontynuowa艂 sw膮 opowie艣膰.

- Kiedy dotar艂 na plac przed wej艣ciem do Viki po raz trzeci, Jarmann wzi膮艂 si臋 w gar艣膰. L臋kliwie przemkn膮艂 si臋 na w膮sk膮 ulic臋 Skolegaten i szed艂 od okna do okna. W bramie na ulicy Mellomgaten sta艂a gruba, zapijaczona dziwka i 艂ypa艂a na ulic臋. Wejd藕 do 艣rodka, s艂odziutki!, kusi艂a go. Jarmann tak si臋 przerazi艂, 偶e biegiem rzuci艂 si臋 z powrotem. Jednak nast臋pnego dnia znowu si臋 tam uda艂 i tym razem posz艂o lepiej. W bramie pod numerem jeden sta艂a dziewczyna w bia艂ej, nocnej koszulce i kr贸tkiej, czerwonej sp贸dnicy i wygl膮da艂a na ulic臋. Czy mog臋 wej艣膰 z pani膮 do 艣rodka?, wyszepta艂, nie patrz膮c na ni膮.

Jej towarzysz znowu g艂o艣no si臋 za艣mia艂 i opr贸偶ni艂 kieliszek.

- Ta scena jest niesamowicie dobrze opisana. Nie mo偶na nie wsp贸艂czu膰 nie艣mia艂emu, zal臋knionemu Jarmannowi, kt贸ry urodzi艂 si臋 z tak niewyczerpanym pragnieniem kobiet, ale kt贸ry nie mo偶e go zaspokoi膰 z nikim innym, jak tylko z brudnymi dziwkami.

Elise drgn臋艂a na te s艂owa. Do tej pory pr贸bowa艂a wczu膰 si臋 jedynie w sytuacj臋 prostytutek, nigdy si臋 nie zastanawia艂a nad tym, 偶e ich klienci te偶 mog膮 mie膰 jakie艣 problemy.

- Jak si臋 ko艅czy jego historia?

- Coraz cz臋艣ciej chodzi do Viki, podczas gdy jego szacunek do samego siebie powoli si臋 kruszy. Na koniec postanawia odebra膰 sobie 偶ycie, ale zanim to zrobi, chce sp臋dzi膰 ostatni膮 noc z jedn膮 z dziewczyn. Opisuj膮c jego ostatni膮 w臋dr贸wk臋, J忙gerowi udaje si臋, moim zdaniem, w mistrzowski spos贸b odmalowa膰 偶ywy obraz tej okolicy. Z rewolwerem i dwudziestoma pi臋cioma nabojami w torbie w臋druje ulicami, od jednego burdelu do innego, ale wszystkie dziewczyny s膮 zaj臋te. On si臋 jednak nie poddaje, tylko cierpliwie idzie dalej, od jednego miejsca do drugiego. Na koniec udaje mu si臋 wej艣膰 do Anny.

Elise poczu艂a ciarki przechodz膮ce jej po plecach.

- Odbiera sobie w ko艅cu 偶ycie? Jej rozm贸wca skin膮艂 g艂ow膮.

- Nast臋pnego ranka idzie na dworzec Vestbanen i do Piperviksbukten, gdzie wielu nieszcz臋艣liwc贸w sko艅czy艂o swe 偶ycie. Powierzchnia morza, w mglistym powietrzu poranka, jest jak tafla lustra. Od strony Akershus wida膰 cztery, pi臋膰 statk贸w z 偶aglami roz艂o偶onymi do suszenia, a na dole, przy kei, ko艂ysze si臋 kilka szkuner贸w, gdzie ludzie zajmuj膮 si臋 wy艂adunkiem. Praca weso艂o posuwa si臋 do przodu, ludzie wydaj膮 si臋 zadowoleni, co udziela si臋 Jarmannowi, bo o by nie? W臋druje sobie dalej w stron臋 Tyvholmen i tam dope艂nia swego dzie艂a.

Elise przesz艂y ciarki. W wyobra藕ni widzia艂a t膮 scen臋. Co jednak mog艂o by膰 powodem tak drastycznej decyzji?

Jej towarzysz spojrza艂 na ni膮 z ukosa, a na jego ustach b艂膮ka艂 si臋 weso艂y u艣mieszek.

- O tym mo偶e pani pisa膰, pani Ringstad, o zaburzonym po偶膮daniu m艂odego m臋偶czyzny. Poczu艂a, 偶e si臋 czerwieni.

- Wydaje mi si臋, 偶e taki temat bardziej odpowiada m艂odemu m臋偶czy藕nie, ja sama pisa艂am o m艂odych dziewczynach, kt贸re zostaj膮 prostytutkami wbrew swej woli.

- Ma pani na my艣li co艣 podobnego do Albertyny Christiana Krogha?

- Nie czyta艂am tego. W moich opowiadaniach wzoruj臋 si臋 na 偶ywych postaciach. Spojrza艂 na ni膮, nagle na nowo zainteresowany.

- Chce pani powiedzie膰, 偶e spotka艂a pani jedn膮 z takich prostytutek?

- Wiele z nich. Jedna z prz膮dek, kt贸r膮 zna艂am, rzuci艂a si臋 z mostu Beierbrua, poniewa偶 straci艂a prac臋 w fabryce i nie mog艂a znie艣膰 my艣li o tym, 偶e b臋dzie musia艂a zarabia膰 na ulicy. Prostytucja by艂aby jej jedynym sposobem na przetrwanie, mia艂a dw贸jk臋 ma艂ych dzieci.

M臋偶czyzna zamilk艂.

Dostrzeg艂a, 偶e jej s艂owa zrobi艂y na nim wra偶enie. Nagle dotar艂o do niej, 偶e on ca艂膮 sw膮 wiedz臋 czerpa艂 z ksi膮偶ek. W rzeczywisto艣ci nigdy nie spotka艂 prostytutki, chyba 偶e podczas wypraw razem z kolegami, kiedy 艣miej膮c si臋, zaciekawieni w艂贸czyli si臋 po ulicach Viki, aby ujrze膰 zarys postaci grzesznej kobiety w bramie. Ci beztroscy, m艂odzi pisarze, kt贸rzy siedzieli wok贸艂 sto艂u, marz膮c o pisaniu ksi膮偶ek o siedliskach grzechu w Vice czy Vaterland, siadywali z pewno艣ci膮 na rogu Grandhj酶rnet i obserwowali przechodz膮ce, m艂ode damy w nadziei, 偶e znajd膮 jak膮艣 z tej samej klasy spo艂ecznej, r贸wnie wyzwolon膮 i ch臋tn膮 na mi艂o艣膰, jak oni. Dla nich Albertyna by艂a jedynie postaci膮 z powie艣ci. Prawdopodobnie byliby g艂臋boko wstrz膮艣ni臋ci, gdyby nagle, kt贸rego艣 dnia, stan臋li twarz膮 w twarz z kobiet膮, kt贸ra prze偶y艂a to samo i mog艂a opowiedzie膰 im, jak to jest, kiedy jest si臋 zmuszonym sprzedawa膰 w艂asne cia艂o, aby prze偶y膰.

Ogarn臋艂o j膮 dziwne uczucie, niemal偶e poczucie triumfu. Tym zepsutym synalkom swoich tatusi贸w brakowa艂o jednej, bardzo istotnej rzeczy, aby m贸c pisa膰 powie艣ci o biedzie i niesprawiedliwo艣ci, a mianowicie do艣wiadczenia. Mo偶e to by艂o powodem, dla kt贸rego Eilert Iversen zaprosi艂 j膮 dzi艣 wiecz贸r? Czy on zrozumia艂, 偶e ona ma to co艣, czego im brakuje, i mia艂 nadziej臋, 偶e b臋dzie mog艂a ich tego nauczy膰? Jednak do艣wiadczenie 偶yciowe nie jest czym艣, czego mo偶na nauczy膰 innych. Nikomu nie da si臋 wyja艣ni膰, jak to jest, kiedy si臋 marznie tak bardzo, 偶e nie mo偶na zasn膮膰 noc膮, lub jest si臋 tak g艂odnym, 偶e kiszki si臋 skr臋caj膮. Trzeba to prze偶y膰 samemu.

- Mo偶e mog艂aby mnie pani zabra膰 ze sob膮 kt贸rego艣 razu, abym m贸g艂 porozmawia膰 z jedn膮 z tych dziewczyn - zapyta艂 ostro偶nie jej rozm贸wca. Zaczerwieni艂 si臋 w tym momencie, co j膮 zaskoczy艂o. Musia艂a si臋 postara膰, aby ukry膰 u艣miech.

- Zale偶y od tego, w jaki spos贸b chce pan tego u偶y膰.

- Chcia艂bym oczywi艣cie o tym napisa膰.

- W takim razie mo偶e mog艂abym to zrobi膰. Pod jednym warunkiem.

- Jakim?

- 呕e obieca pan opisa膰 to w spos贸b, kt贸ry sprawi, 偶e ludzie b臋d膮 im wsp贸艂czu膰 i b臋d膮 chcieli zrobi膰 co艣, by odmieni膰 ich los.

Zamacha艂 na s艂u偶膮c膮.

- M贸j kieliszek jest pusty!

- Poza tym - doda艂a powoli - b臋dzie pan musia艂 wczu膰 si臋 w sytuacj臋 prostytutek, aby je zrozumie膰. Tak samo, jak powinien pan wczu膰 si臋 w sytuacj臋 pokoj贸wek i gospody艅, aby m贸c zrozumie膰, jak im jest w 偶yciu.

Oczekiwa艂a, 偶e poczuje si臋 ura偶ony, ale on zamiast tego zacz膮艂 si臋 艣mia膰.

- Ma pani ostry j臋zyk, pani Ringstad, zaczynam rozumie膰, w jaki spos贸b uda艂o si臋 pani zaj艣膰 tak daleko.

- Cz艂owiek, kt贸ry nie urodzi艂 si臋 w bogatej rodzinie, musi to jako艣 nadrobi膰 - odpowiedzia艂a, u艣miechaj膮c si臋 lekko.

14

Nast臋pnego ranka Elise obudzi艂a si臋 oci臋偶a艂a. G艂ow臋 mia艂a jak z o艂owiu, nie mog艂a sobie przypomnie膰, kt贸ry to dzie艅 tygodnia. Zdziwi艂a si臋, kiedy us艂ysza艂a odg艂osy dochodz膮ce z kuchni.

Poprzedniego wieczoru zrobi艂o si臋 p贸藕no, nim Eilertowi Iversenowi uda艂o si臋 w ko艅cu za艂atwi膰 dla niej doro偶k臋. Nie pozwoli艂 jej wraca膰 do domu piechot膮, a 偶aden z d偶entelmen贸w nie przejawia艂 ochoty, by j膮 odprowadzi膰. Gospodarz przekona艂 j膮, 偶e nie chodzi si臋 piechot膮 po Kristianii w sobotni wiecz贸r, zw艂aszcza do wschodnich dzielnic, bo wa艂臋sa si臋 tam wielu z艂odziei i biedak贸w. Eilert Iversen nalega艂 r贸wnie偶, 偶e zap艂aci za doro偶k臋. Elise poczu艂a ulg臋, przyjmuj膮c jego ofert臋, odciski nie goj膮 si臋 tak szybko.

Teraz s艂ysza艂a g艂osy ch艂opc贸w, Hugo i Jensine. Nie zachowywali si臋 tak g艂o艣no, jak zazwyczaj, by膰 mo偶e robi膮 jej niespodziank臋 i przygotowuj膮 艣niadanie.

U艣miechn臋艂a si臋 wzruszona. Nie by艂o na 艣wiecie lepszych ch艂opc贸w od Kristiana, Everta i Pedera. Gdy wr贸ci艂a do domu wczoraj wieczorem, ca艂a pi膮tka ju偶 spa艂a, kuchnia by艂a sprz膮tni臋ta, a Jensine i Hugo le偶eli umyci i przebrani w 艂贸偶kach.

Ziewn臋艂a i poczu艂a jak ci膮偶y jej g艂owa i ca艂e cia艂o. Nie mia艂aby nic przeciwko temu, 偶eby jeszcze troch臋 pole偶e膰 w 艂贸偶ku i poleniuchowa膰.

Przypomnia艂 jej si臋 wczorajszy wiecz贸r. Wszyscy byli bardzo mili i w najmniejszym stopniu nie czu艂a si臋 tam 藕le. Go艣cie Eilerta Iversena przejawiali jedynie 偶ywe zainteresowanie jej dzieci艅stwem sp臋dzonym po艣r贸d robotnik贸w, prac膮 w prz臋dzalni i 艣rodowiskiem robotniczym og贸lnie.

Czasami nawet niekt贸rzy z nich sprawiali wra偶enie, jakby jej zazdro艣cili. Rozmawiali o G艂odzie Hamsuna i kto艣 wspomnia艂, 偶e na taki temat 艂atwiej jest pisa膰 osobie, kt贸ra sama do艣wiadczy艂a g艂odu, ni偶 komu艣, kto ka偶dego dnia mo偶e naje艣膰 si臋 do syta.

Niemal nie mog艂a powstrzyma膰 u艣miechu, s艂ysz膮c te s艂owa. To pokazywa艂o, jak niewiele rozumieli. Powinni podj膮膰 si臋 pracy w fabryce i wynaj膮膰 sobie 艂贸偶ko u rodziny robotniczej, wtedy mo偶e by poj臋li troch臋 wi臋cej. Powinni w艂a艣ciwie pisa膰 o czym艣 zupe艂nie innym, o w艂asnej frustracji z powodu tego, 偶e przyjmuj膮 pieni膮dze od bogatych tatusi贸w, cho膰 w rzeczywisto艣ci marz膮 o tym, by by膰 ubogim artyst膮 i zaczyna膰 od zera. Sprawiali wra偶enie, jakby bali si臋, 偶e beztroskie dzieci艅stwo mo偶e by膰 przeszkod膮 na drodze ku wielkiemu pisarstwu, ale to przecie偶 nie by艂a prawda. Amalie Skram pochodzi艂a z dostatniego i dobrego domu, tak samo jak wielu innych znanych pisarzy.

呕e te偶 obieca艂a swemu s膮siadowi przy stole, 偶e zabierze go ze sob膮 do jednej z prostytutek! C贸偶 za g艂upi pomys艂! Oline nie pracowa艂a ju偶 na ulicy po znalezieniu pracy w restauracji na dworcu 脴stbanen, a Matylda nie 偶y艂a. Mog艂a oczywi艣cie spr贸bowa膰 odszuka膰 Othilie, ale nie podoba艂o si臋 jej, 偶e mia艂aby j膮 wykorzysta膰 w ten spos贸b. By艂oby inaczej, gdyby dziewczyna dosta艂a co艣 w zamian, i to nawet nie pieni膮dze, ale wsparcie, dzi臋ki kt贸remu mog艂aby pom贸c innym nieszcz臋艣liwym osobom, 偶yj膮cym w podobnych warunkach. Wida膰 by艂o, 偶e Othilie przejmowa艂a si臋 sytuacj膮 swych si贸str i chcia艂a je jako艣 wesprze膰. Je艣li wi臋c na przyk艂ad pisarz pochodz膮cy z wy偶szych sfer wzi膮艂by je w obron臋 w artykule prasowym i da艂 w nim wyraz swemu oburzeniu podw贸jn膮 moralno艣ci膮 i niesprawiedliwo艣ci膮 panuj膮cymi w spo艂ecze艅stwie, Othilie czu艂aby z pewno艣ci膮, 偶e s艂usznie post膮pi艂a, opowiadaj膮c mu o swym 偶yciu.

Mo偶e Johan do艣wiadcza艂 czego艣 podobnego, jak ona sama wczoraj wieczorem? By艂 zapraszany razem ze studentami z lepszych dom贸w czy uwa偶a艂 jest od nich inny? Odczuwa艂 na w艂asnej sk贸rze ich ciekawo艣膰 i zazdro艣膰 z powodu tego, 偶e do艣wiadczy艂 czego艣, czego oni nigdy nie mogli prze偶y膰?

Jej cia艂o na nowo ogarn臋艂o niecierpliwe wyczekiwanie. Johan napisa艂, 偶e jesieni膮 przyjedzie do Norwegii. Przecie偶 to mo偶e by膰 w ka偶dej chwili. Poczu艂a, jak na t臋 my艣l, jej serce zaczyna szybciej bi膰.

Jej list na pewno ju偶 dotar艂 na miejsce. Napisa艂a w nim wszystko otwarcie i szczerze, nie ukrywa艂a niczego, co k艂臋bi艂o si臋 w jej g艂owie po 艣mierci Emanuela. Opowiedzia艂a o k艂贸tni Kristiana z Emanuelem o wyrzutach sumienia, jakie potem odczuwa艂 Kristian i jej w艂asnym po czuciu winy, jak r贸wnie偶 jej zdziwieniu reakcj膮 Kristiana. Ci臋偶ko jej by艂o wyrazi膰 wszystkie przeciwstawne uczucia, kt贸re ni膮 ostatnio targa艂y, ale nie mia艂a problemu z opisaniem swojej rado艣ci, kiedy w ko艅cu przy szed艂 jego list oraz tego, jak bardzo za nim t臋skni艂a. Dopiero kiedy na pisa艂a to wszystko, u艣wiadomi艂a sobie, jak bardzo stara艂a si臋 odsun膮膰 od siebie t臋sknot臋 i niepok贸j, kiedy nie mia艂a od niego 偶adnych wiadomo艣ci.

Us艂ysza艂a kroki na schodach, zamkn臋艂a oczy i uda艂a, 偶e 艣pi.

- Elise? - szepn膮艂 Peder i przemkn膮艂 si臋 ukradkiem w stron臋 艂贸偶ka. - 艢niadanie jest gotowe, wszystko zrobili艣my! Posadzili艣my Hugo na nocniku i zmienili艣my pieluch臋 Jensine. Dostaniesz na 艣niadanie po艂ow臋 jajka! Pani Jonsen da艂a nam trzy, wi臋c wypada dok艂adnie po po艂owie na osob臋. Kristian je ugotowa艂 i w艂a艣nie s膮 gotowe.

Podnios艂a si臋 powoli.

- Mamy na 艣niadanie gotowane jajka? I wy wszystko przygotowali艣cie, kiedy ja spa艂am? Peder przytakn膮艂 z szerokim u艣miechem na twarzy.

- Tak to jest, kiedy si臋 cz艂owiek w艂贸czy w sobot臋 w nocy. Roze艣mia艂a si臋.

- Jeste艣cie anio艂ami! Czy m贸wi艂am wam ju偶, 偶e jeste艣cie najlepszymi ch艂opcami na 艣wiecie?

- Tak, ale nic nie szkodzi, je偶eli powiesz to jeszcze raz. Wsta艂a z 艂贸偶ka, odwr贸ci艂a si臋 do niego plecami i 艣ci膮gn臋艂a przez g艂ow臋 koszul臋 nocn膮, po czym b艂yskawicznie si臋 ubra艂a.

- Nie myjesz si臋 najpierw?

- Wczoraj k膮pa艂am si臋 w balii, poza tym nie powinnam was d艂u偶ej przetrzymywa膰 bez 艣niadania. Dlaczego pani Jonsen przysz艂a z jajkami?

- Zauwa偶y艂a wczoraj, 偶e posz艂a艣 sobie gdzie艣 na miasto w sobot臋 wieczorem i chcia艂a si臋 dowiedzie膰, dlaczego nas nie wzi臋艂a艣 ze sob膮 na przyj臋cie. Napomkn臋艂a te偶 co艣 o tym, 偶e obecnie nosi si臋 偶a艂ob臋 kr贸cej, ni偶 to kiedy艣 bywa艂o.

- Tak my艣la艂am. I u偶y艂a jajek jako wym贸wki, 偶eby zbada膰 spraw臋. Co jej odpowiedzieli艣cie?

- Powiedzia艂em, 偶e b臋dziesz patrze膰 w jakie艣 ksi膮偶ki i pomaga膰 jakiemu艣 wielkiemu pisarzowi w pisaniu, powiedzia艂em te偶, 偶e trzeba ci inflacji.

- Chcesz chyba powiedzie膰 inspiracji?

- Bez r贸偶nicy, nie?

- Co ona wtedy powiedzia艂a?

- 呕e nie powinna艣 chodzi膰 do innych m臋偶czyzn, kiedy jeste艣 w 偶a艂obie, 偶e z tego mog膮 by膰 plotki.

- Kt贸re ona rozsieje - wymamrota艂a pod nosem Elise, a g艂o艣no stwierdzi艂a: - Biegnij do ch艂opc贸w i powiedz, 偶e ju偶 id臋.

Rozpogodzi艂o si臋 i by艂 to jeden z tych pi臋knych dni pod koniec sierpnia, kiedy lato nie chce do ko艅ca ust膮pi膰, ale w powietrzu czu膰 ju偶 delikatn膮 zapowied藕 zbli偶aj膮cej si臋 jesieni.

Pu艣ci艂a ch艂opc贸w na dw贸r, a oni zaraz pobiegli na 艂膮k臋 pogra膰 w pi艂k臋. Hugo i Jensine da艂a wiaderko i 艂opatk臋, 偶eby mogli bawi膰 si臋 w piasku w ogrodzie, a sama zasiad艂a pod jab艂oni膮, 偶eby pisa膰. Wczorajsze prze偶ycia da艂y jej du偶o do my艣lenia. Teraz mia艂a ju偶 pewno艣膰, 偶e jej kolejna powie艣膰 b臋dzie opowiada膰 o relacji dw贸ch ca艂kiem r贸偶nych 艣rodowisk. Jedna z dw贸ch g艂贸wnych postaci ksi膮偶ki - m臋偶czyzna, b臋dzie robi艂 takie same uwagi i zadawa艂 te same pytania, co jej wczorajszy towarzysz przy obiedzie. Mo偶e po prostu opisze podobne spotkanie, pozwoli m臋偶czyznom i kobietom dyskutowa膰 ze sob膮 i w ten spos贸b na艣wietli spraw臋 z obu stron?

Wyj臋艂a to, co napisa艂a, kiedy by艂a w Ringstad. Wszystko wy艣mienicie pasowa艂o. Henrik Teis, jedna z g艂贸wnych postaci, by艂 bogatym cz艂owiekiem interesu, a g艂贸wna bohaterka, Inger Bruun, pracowa艂a pomagaj膮c swej matce, przekupce na targu Stortorvet. Teraz Elise stwierdzi艂a jednak, 偶e zbytnio si臋 pospieszy艂a. Powinna by艂a d艂u偶ej zatrzyma膰 si臋 przy ich pierwszym spotkaniu, rozkwitaj膮cym po偶膮daniu, kt贸re przerodzi艂o si臋 w burzliw膮 mi艂o艣膰. Powinna te偶 du偶o wi臋cej napisa膰 o wycieczce do ogrod贸w Tivoli i ich pierwszym ta艅cu, nie wspominaj膮c ju偶 o pierwszym spotkaniu z jego rodzicami. By艂a zbyt gorliwa i niecierpliwa, nie uchwyci艂a niezb臋dnych szczeg贸艂贸w, przez co jej opowie艣膰 nie by艂a wystarczaj膮co 偶ywa.

Pierwsze zdania pisa艂a bez zastanowienia, czu艂a jakby mog艂a pisa膰 ca艂y dzie艅 bez przerwy. Wyobra偶a艂a sobie t臋 m艂od膮 dziewczyn臋, stoj膮c膮 przy straganie z warzywami na targu Stortorvet, kt贸ra czeka na klient贸w, 艣ledzi wzrokiem c贸rki bogatych kupc贸w, podziwia ich suknie i marzy o lepszym 偶yciu. Gdy przed jej oczami nagle pojawia si臋 Henrik Tei kt贸ry chce kupi膰 kilka jab艂ek, ona czuje si臋 zak艂opotana i zmieszana On jest uciele艣nieniem jej marze艅, ma szlachetnie wyciosane, wyraziste rysy twarzy, 偶yczliwe spojrzenie ciemnych oczu, atletyczn膮 budow臋 i pewno艣膰 siebie, kt贸rej m贸g艂 nabra膰 jedynie dzi臋ki wychowaniu w dostatnim domu. Jej matka rozmawia z jedn膮 z innych przekupek kawa艂ek dalej, wi臋c ona jest sama z nieznajomym. Ku jej zaskoczeniu on nie odchodzi od razu po zap艂aceniu za jab艂ka, lecz na chwil臋 zostaje przy jej straganie, aby z ni膮 porozmawia膰.

Zaskrzypia艂y zawiasy furtki. Ch艂opcy chyba tak szybko nie wr贸cili by do domu? 呕eby tylko nikt nie przyszed艂 teraz z wizyt膮!

A mo偶e to by艂a Hilda, kt贸ra wr贸ci艂a z wakacji w angielskim kurorcie? Elise podnios艂a wzrok znad kartki papieru. W tym samym momencie zza rogu wy艂oni艂a si臋 znana jej posta膰. Ciotka Ulrikke...!

Elise wsta艂a z miejsca i u艣miechni臋ta wysz艂a jej na spotkanie.

- Ciotka Ulrikke? Co za niespodzianka!

- Mam nadziej臋, 偶e nie przeszkadzam.

- Oczywi艣cie, 偶e nie. Wspomnia艂a艣, 偶e nasz ochot臋 wpa艣膰 z wizyt膮 kt贸rego艣 dnia, i mia艂am nadziej臋, 偶e m贸wisz powa偶nie. Ch艂opcy b臋d膮 wniebowzi臋ci. W tej chwili s膮 na 艂膮ce i graj膮 w pi艂k臋.

- Dobrze im to zrobi. - Obejrza艂a si臋 za siebie. - Wo藕nica przyniesie m贸j baga偶, musi tylko rozwi膮za膰 sznurki przytrzymuj膮ce walizki.

Rozleg艂o si臋 skrzypienie na 艣cie偶ce z gruzu i po chwili pojawi艂 si臋 wo藕nica z olbrzymimi dwoma kuframi.

Elise pr贸bowa艂a ukry膰 przera偶enie. Wygl膮da艂o, jakby ciotka Ulrikke mia艂a zamiar zamieszka膰 tu na sta艂e, w ka偶dym razie ubra艅 powinno jej wystarczy膰 na ca艂y rok!

- Nie rusza艂am 艂贸偶ka Emanuela na wypadek, gdyby艣 przyjecha艂a. Nasze meble stoj膮 na strychu u rodziny Carlsen.

Ciotka Ulrikke rozejrza艂a si臋 dooko艂a.

- Czy masz tylko po艂ow臋 domu?

- To jest dom dwurodzinny. Mamy salon i kuchni臋 na parterze i sypialnie na stryszku, z kt贸rych jedna nie jest wi臋ksza od schowka na szczotki, tam 艣pi Kristian. Peder i Evert 艣pi膮 w drugiej, a Hugo i Jensine 艣pi膮 ze mn膮 w podw贸jnym 艂贸偶ku. Mamy ma艂o miejsca, ale jest nam tu dobrze. Nie uwa偶asz, 偶e ogr贸dek jest uroczy?

Ciotka Ulrikke jeszcze raz rozejrza艂a si臋 dooko艂a, ale nic nie powiedzia艂a.

Elise rozumia艂a jej reakcj臋. W por贸wnaniu z ogrodem w Ringstad nie mo偶na tego by艂o w 偶adnym razie nazwa膰 ogrodem. Jedna jab艂o艅, jeden krzak porzeczek, ma艂a grz膮dka warzyw, kamienny st贸艂 i 艂awa. Co ona powie, kiedy zobaczy salon, w kt贸rym 艂贸偶ko zajmuje wi臋kszo艣膰 miejsca i gdzie oni znajd膮 miejsce na jej baga偶? Powinna by艂a j膮 przygotowa膰 na to, maj膮 ciasno.

- Je艣li uwa偶asz, 偶e u nas panuj膮 zbyt skromne warunki, mo偶e wola艂aby艣 zamieszka膰 w pensjonacie? - spyta艂a ostro偶nie. Ciotka Ulrikke powiedzia艂a kiedy艣, 偶e nie ma w艂asnych 艣rodk贸w na utrzymanie, ale jak w takim razie mog艂a sobie pozwoli膰 na tyle ubra艅?

- Skoro Emanuel si臋 tu pomie艣ci艂, pomieszcz臋 si臋 i ja - odpowiedzia艂a oschle. - My艣lisz, 偶e jestem od niego wi臋ksza? - doda艂a z cieniem u艣miechu na ustach.

Elise u艣miechn臋艂a si臋, potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 i wzi臋艂a jeden kufer, aby zanie艣膰 go na schody. By艂 tak ci臋偶ki, 偶e ledwo da艂a rad臋 podnie艣膰 go z ziemi.

Teraz nie uda mi si臋 pewnie nic napisa膰 przez kilka dni, pomy艣la艂a zrezygnowana, albo nawet przez kilka tygodni! A da艂am Benedictowi Guldbergowi do zrozumienia, 偶e natychmiast wezm臋 si臋 do roboty.

Ciotka Ulrikke sz艂a za ni膮, ale nie wydawa艂o si臋, by chcia艂a pom贸c jej nie艣膰 kufer. Ona z pewno艣ci膮 nie podnios艂a niczego ci臋偶kiego w ca艂ym swoim 偶yciu. Damy tego nie robi膮.

Stan臋艂y w kuchni.

- Tutaj spo偶ywamy posi艂ki, tylko w 艣wi臋ta i Nowy Rok jadamy w salonie. Ciotka Ulrikke skin臋艂a g艂ow膮 bez s艂owa. Elise stwierdzi艂a, 偶e najrozs膮dniej b臋dzie, je偶eli przejd膮 do salonu. By膰 mo偶e ciotka Ulrikke od razu zdecyduje si臋 przenie艣膰 do pensjonatu, tak by艂oby najlepiej dla nich wszystkich.

Elise postawi艂a kufer na pod艂odze i odwr贸ci艂a si臋 do niej.

- To jest w艂a艣nie nasz salon. Tutaj spa艂 Emanuel, kiedy nie dawa艂 ju偶 rady wchodzi膰 po schodach na stryszek Ciotka Ulrikke podesz艂a do sto艂u pod oknem.

- Czy to tutaj piszesz, kiedy nie siedzisz w ogrodzie?

- Owszem, bardzo lubi臋 patrze膰 na drzewa i krzaki. St膮d mog臋 obserwowa膰 wszystkie pory roku, od pierwszych p膮czk贸w pojawiaj膮cych si臋 na wiosn臋, a偶 do kolorowych li艣ci spadaj膮cych na ziemi臋 w pa藕dzierniku i nagich ga艂臋zi, kt贸re zim膮 s膮 jak rozcapierzone, czarne d艂onie, wyci膮gni臋te ku niebu.

Ciotka Ulrikke pomaca艂a materac.

- Nie najgorszy.

- Jeste艣 g艂odna, ciotko Ulrikke? Mog臋 ci zrobi膰 ma艂膮 przek膮sk臋, kiedy b臋dziesz si臋 wypakowywa膰. Musz臋 tylko najpierw przynie艣膰 drugi kufer.

- Dzi臋kuj臋, to mi艂o z twojej strony. Owszem, z ch臋ci膮 zjem lekki posi艂ek razem z tob膮. Nie pogardzi艂abym jajkami z boczkiem. Przed wyjazdem niewiele zjad艂am.

- Musz臋 tylko pobiec do pani Jonsen, po偶yczy膰 par臋 jajek, zjedli艣my ostatnie na 艣niadanie.

- W takim razie odpoczn臋 sobie teraz troch臋, podr贸偶 poci膮giem by艂a straszna. Ca艂膮 drog臋 kaszla艂am z powodu g臋stego dymu. Ludzie nigdy nie powinni byli zacz膮膰 przemieszcza膰 si臋 w ten spos贸b. Ostatnio s艂ysza艂am nawet, 偶e niekt贸rzy marz膮 o tym, 偶eby zamieni膰 nas w ptaki! S艂ysza艂a艣 kiedy艣 co艣 podobnego? W ostatnim numerze Pani domu napisali, 偶e stoimy u wr贸t kr贸lestwa! Podb贸j powietrznego kr贸lestwa, prosz臋 ciebie. My艣l臋, 偶e ludzie powariowali. Czego nam szuka膰 w g贸rze na niebie? Hugo powiedzia艂, 偶e to odwieczne marzenie ludzko艣ci, aby wznie艣膰 si臋 w powietrze za pomoc膮 skrzyde艂, a teraz to marzenie zdaje si臋 spe艂nia膰. Mnie si臋 wydaje, 偶e poci膮g jest ju偶 wystarczaj膮cym problemem.

Elise nigdy wcze艣niej nie s艂ysza艂a tale d艂ugiej wypowiedzi ciotki Ulrikke i wzi臋艂a to za dobry znak By膰 mo偶e dosz艂a ju偶 do siebie po szoku, jakim by艂o ujrzenie domu Emanuela. Prawdopodobnie s膮dzi艂a wcze艣niej, 偶e zobaczy co艣 zupe艂nie innego. Pan i pani Ringstad pewnie nie chcieli jej powiedzie膰 zbyt wiele. Mo偶e tylko wspomnieli, 偶e mieszkali w osobnym domu, nie za blisko 艣mierdz膮cej rzeki.

- Ch艂opcy ca艂kiem wariuj膮, kiedy jest mowa o tym Orville'u Wright. Twierdz膮, 偶e on k艂adzie si臋 na brzuchu w aeroplanie, kiedy lata, a teraz podobno planuje utrzyma膰 si臋 w powietrzu przez wiele minut, by膰 mo偶e nawet przez p贸艂 godziny!

Na ciotce wyra藕nie nie robi艂o to wra偶enia i rozz艂oszczona potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- I czemu mia艂oby to s艂u偶y膰? Zostali艣my stworzeni z dwiema nogami. S膮dz臋, 偶e te automobile te偶 s膮 szkaradne, strasznie ha艂asuj膮 i 艣mierdz膮, a poza tym stanowi膮 niebezpiecze艅stwo dla wszystkich, kt贸rzy poruszaj膮 si臋 po drogach.

Elise u艣miechn臋艂a si臋.

- P贸jd臋 po drug膮 walizk臋. Na szcz臋艣cie Hugo i Jensine byli tak zaj臋ci zabaw膮, 偶e nie zauwa偶yli przybycia ciotki i nie pr贸bowali te偶 p贸j艣膰 za ni膮 do 艣rodka. Mog艂oby to spowodowa膰 wiele zamieszania, a ciotka Ulrikke nie znosi ha艂asu.

Drugi kufer by艂 jeszcze ci臋偶szy od poprzedniego, Elise ledwo da艂a rad臋 wnie艣膰 go po schodach. Co na Boga ona ze sob膮 wzi臋艂a?

Ciotka Ulrikke siedzia艂a przy stole pod oknem. Zdj臋艂a z siebie p艂aszcz, ale nadal mia艂a na g艂owie kapelusz.

- Rozumiem, co masz na my艣li, Elise. My艣l臋, 偶e b臋d臋 siedzie膰 tutaj, 偶eby pisa膰 listy i czyta膰 ksi膮偶ki, kiedy b臋dzie zbyt zimno, 偶eby wyj艣膰 na zewn膮trz.

Elise obrzuci艂a j膮 przera偶onym spojrzeniem. Gdzie w takim razie ma siedzie膰 ona sama? W kuchni zawsze le偶a艂o na stole pe艂no porozrzucanych rzeczy, a na stryszku nie mia艂a 偶adnego sto艂u.

Me ma si臋 co martwi膰 na zapas, powiedzia艂a w duchu. Ciotka Ulrikke na pewno d艂ugo tu nie pob臋dzie, kiedy zobaczy, jaki w tym domu panuje rozgardiasz.

- Pobiegn臋 w takim razie do pani Jonsen, mojej s膮siadki. Hugo i Jensine bawi膮 si臋 w piasku, mo偶esz przypilnowa膰, 偶eby nie wyszli za furtk臋?

- Id藕, nic si臋 nie martw, dziecko, b臋d臋 tu siedzie膰 i pilnowa膰 ich przez okno. Pani Jonsen w艂a艣nie wr贸ci艂a do domu z ko艣cio艂a i przygotowywa艂a sobie kaw臋.

- Bardzo dzi臋kuj臋 za jajka, pani Jonsen. Pani Jonsen odwr贸ci艂a si臋 w jej stron臋 i przybra艂a surowy wyraz twarzy.

- Powinna艣 na siebie uwa偶a膰, Elise. Najpierw ten subiekt, potem pracownik biura, a teraz taki, co to pisze niechrze艣cija艅skie s艂owa w ksi膮偶kach.

- Dobrze pani wie, 偶e to nieprawda.

- Ale jak s膮dzisz, co ludzie pomy艣l膮, kiedy dowiedz膮 si臋, 偶e wychodzisz sama w sobotni wiecz贸r i nie wracasz do domu przed p贸艂noc膮? A zw艂oki twojego m臋偶a nie zd膮偶y艂y jeszcze nawet wystygn膮膰 w ziemi?

- Sk膮d pani wie, o kt贸rej wr贸ci艂am do domu? Pani Jonsen zaczerwieni艂a si臋, a Elise nie mog艂a powstrzyma膰 艣miechu.

- Teraz si臋 wyda艂o. Nie k艂ad艂a si臋 pani spa膰, 偶eby zobaczy膰, o kt贸rej wr贸c臋 do domu?

- W 偶adnym razie. Przypadkiem wyjrza艂am za okno i wtedy zobaczy艂am ci臋 w 艣wietle latarni, jak w艣lizgujesz si臋 przez furtk臋.

- No c贸偶, niech i tak b臋dzie. Mam go艣cia, przyjecha艂a do nas w odwiedziny elegancka ciotka Emanuela. B臋dzie u nas mieszka膰 jaki艣 czas i ma ze sob膮 dwa kufry pe艂ne ubra艅. Poprosi艂a mnie w艂a艣nie o jajka i boczek na drugie 艣niadanie, a pani bywa moim anio艂em zbawicielem.

- Ale m贸j Bo偶e, jak ty sobie poradzisz, Elise? Ona b臋dzie u was spa膰? Elise przytakn臋艂a.

- W 艂贸偶ku Emanuela. Powiedzia艂a nam wcze艣niej, 偶e z ch臋ci膮 nas odwiedzi, i dlatego w艂a艣nie nie usun臋艂am 艂贸偶ka z salonu i nie przynios艂am z powrotem naszych mebli.

- Mam ci pom贸c si臋 jej pozby膰? Mog臋 uda膰, 偶e zapad艂am na suchoty.

- Niech pani nie 偶artuje sobie w ten spos贸b! Nie, dam sobie rad臋. Ona zawsze by艂a dla nas mi艂a i dobrze jest m贸c si臋 jej odwdzi臋czy膰. Pytanie brzmi, czy ma pani troch臋 jedzenia, kt贸re mog艂abym po偶yczy膰?

Pani Jonsen podesz艂a do szafki i otworzy艂a j膮.

- Mam jedno jajko i plasterek boczku, kt贸re mia艂am zje艣膰 na obiad, ale mog臋 zamiast tego zrobi膰 sobie owsiank臋.

- Jest pani nieoceniona. Je偶eli nie dam rady odwdzi臋czy膰 si臋 pani w tym 偶yciu, na pewno zrobi臋 to w nast臋pnym.

Pani Jonsen roze艣mia艂a si臋 w odpowiedzi.

- Zale偶y, czy wyl膮dujemy w tym samym miejscu, Elise. Elise wzi臋艂a jajko i plasterek boczku i ruszy艂a w stron臋 drzwi.

- Je偶eli ma pani ochot臋 przyj艣膰 j膮 odwiedzi膰, jestem pewna, 偶e sprawi jej pani tym przyjemno艣膰.

Pani Jonsen popatrzy艂a na ni膮 przera偶ona.

- Elegancka ciotka z Ringstad? To nie uchodzi.

- Ale偶 oczywi艣cie, 偶e uchodzi. Ona lubi Pedera, wi臋c na pewno polubi i pani膮.

- Co chcesz przez to powiedzie膰, Elise? Co ja mam wsp贸lnego z Pederem?

- M贸wicie otwarcie, co my艣licie, a ciotka Ulrikke jest podobna. Kiedy wr贸ci艂a od pani Jonsen zobaczy艂a Hugo i Jensine, kt贸rzy darli si臋 w niebog艂osy w piaskownicy. Hugo rzuci艂 w Jensine piachem, kt贸ry dosta艂 si臋 jej do oczu, a ona zacz臋艂a je trze膰, co tylko pogorszy艂o spraw臋. Hugo zez艂o艣ci艂 si臋 na ni膮, poniewa偶 zniszczy艂a zamek, kt贸ry wcze艣niej zrobi艂 dla niego Peder.

Elise pr贸bowa艂a bez powodzenia ich uspokoi膰, a kiedy nic to nie da艂o, z ci臋偶kim westchnieniem zabra艂a ich oboje do 艣rodka. 艢ci膮gn臋艂a z nich brudne ubrania, przemy艂a oczy Jensine i da艂a im po s艂odkim sucharze. Nast臋pnie napali艂a pod kuchni膮 i postawi艂a na niej patelni臋, aby usma偶y膰 boczek dla ciotki Ulrikke.

Gdy w ko艅cu wesz艂a do salonu, zasta艂a ciotk臋 Ulrikke le偶膮c膮 na 艂贸偶ku i smacznie pochrapuj膮c膮.

Obudzi艂 j膮 Hugo, kt贸ry wyda艂 z siebie okrzyk rado艣ci i nieporadnie ruszy艂 w jej kierunku.

Hugo docz艂apa艂 do niej i usi艂owa艂 wdrapa膰 si臋 na 艂贸偶ko.

- Ciotka Uljikke! - krzycza艂 uradowany.

- Strze偶 mnie Panie Bo偶e! C贸偶 to za widowisko!

- Nie da艂o si臋 ich d艂u偶ej zatrzyma膰 na dworze. Jensine mia艂a piach w oczach, a Hugo by艂 zez艂oszczony, bo ona zburzy艂a jego zamek. Napali艂am pod kuchni膮 i zrobi臋 ci teraz jedzenie.

Nakry艂a do sto艂u w kuchni, Hugo i Jensine te偶 musieli zje艣膰 swoje przedpo艂udniowe jedzenie. Elise zastanawia艂a si臋, co przygotowa膰 na obiad. W艂a艣ciwie mia艂a zamiar zrobi膰 ziemniaki ze 艣ledziami, ale chyba nie mo偶na tego poda膰 ciotce Ulrikke?

Kiedy posadzi艂a dzieci przy stole, zauwa偶y艂a, 偶e Jensine napina si臋 i robi si臋 ca艂a czerwona na twarzy. Po chwili jej obawy i przewidywania si臋 sprawdzi艂y. Kuchni臋 wype艂ni艂 niezno艣ny smr贸d.

- Co tu, na Boga, tak 艣mierdzi? - spyta艂a niezorientowana ciotka Ulrikke. Elise nastawi艂a wod臋.

- Musz臋 tylko zmieni膰 pieluch臋 Jensine.

- Chyba nie masz zamiaru zrobi膰 tego tutaj, gdzie si臋 je?

- Nie, mog臋 to zrobi膰 w salonie.

- W salonie? W mojej sypialni, chcesz powiedzie膰? - powiedzia艂a ciotka wzburzonym tonem.

- Wywietrz臋 potem. W tym samym momencie z zewn膮trz dobieg艂y ich podniesione g艂osy i tupot biegn膮cych st贸p. Chwil臋 potem do kuchni wbiegli ch艂opcy. - Jest co艣 do jedzenia? Peder stan膮艂 w miejscu jak wryty. - Ciotka Ulrikke? - powiedzia艂 uszcz臋艣liwiony i zaskoczony. - Przyjecha艂a艣 nas odwiedzi膰?

- Ciotka Ulrikke zostanie u nas kilka dni - powiedzia艂a Elise. - Kristian, czy m贸g艂by艣 doko艅czy膰 sma偶enie boczku i jajka dla ciotki Ulrikke i dopilnowa膰 kawy, kiedy ja b臋d臋 przewija膰 Jensine? Evert, nalej, prosz臋, mleka do kubka Hugo i przygotuj mu kanapk臋 z serem, a ty, Peder, mo偶esz zabawia膰 rozmow膮 ciotk臋 Ulrikke.

Nast臋pnie nala艂a gor膮cej wody do miski, wzi臋艂a czyst膮 pieluch臋 ze sznura na bielizn臋 i zaprowadzi艂a Jensine do salonu.

Ciotka Ulrikke d艂ugo tego nie wytrzyma, pociesza艂a sam膮 siebie, podczas gdy jej spojrzenie t臋sknie pow臋drowa艂o w stron臋 jej miejsca do pisania przy stole pod oknem.

15

Ciotka Ulrikke jako艣 to wytrzyma艂a i nic nie wskazywa艂o, by planowa艂a od nich wkr贸tce wyjecha膰. Nie min臋艂o nawet kilka dni, a ona ju偶 przej臋艂a dowodzenie. Wszyscy musieli podporz膮dkowa膰 si臋 jej rozkazom i poleceniom. Elise pomy艣la艂a, 偶e ciotka by艂a jak genera艂 dowodz膮cy armi膮.

Kufry zosta艂y wypakowane, a ich zawarto艣ci膮 rzeczywi艣cie okaza艂y si臋 jedynie ubrania. Wieszaki z sukniami, sp贸dnicami, bluzkami, pelerynami i p艂aszczami ciotki Ulrikke wisia艂y teraz wsz臋dzie. Na 艣cianach w salonie, w kuchni, w male艅kim, nigdy nieu偶ywanym korytarzu za drzwiami wej艣ciowymi oraz w sypialni. Elise mia艂a uczucie, 偶e tonie w garderobie starszej pani.

Ch艂opcy dostali za zadanie co wiecz贸r wyczy艣ci膰 jej sznurowane trzewiki, musieli te偶 uroczy艣cie k艂ania膰 si臋 na po偶egnanie przed wyj艣ciem do szko艂y. 呕adne z dzieci nie mog艂o rozmawia膰 przy stole podczas posi艂k贸w. Sta艂o si臋 jasne, 偶e celem ciotki by艂o surowe wychowanie! Jednak gdy ciotka zacz臋艂a poprawia膰 ch艂opc贸w, kiedy m贸wili gwar膮, Elise si臋 sprzeciwi艂a.

- Wszyscy ich koledzy w szkole tak m贸wi膮, ciotko Ulrikke. Je偶eli zaczn膮 u偶ywa膰 innego j臋zyka, pozosta艂e dzieci b臋d膮 si臋 z nich 艣mia膰.

- Ale ty tak nie m贸wisz!

- Masz racj臋, matka nak艂oni艂a mnie i Hild臋, aby艣my 艂adnie si臋 wys艂awia艂y, ale ja wiele razy tego 偶a艂owa艂am, bo przez to czu艂y艣my si臋 inne. Dra偶niono nas i traktowano jak zarozumialc贸w, jakby艣my uwa偶a艂y si臋 za lepsze od innych. Gdy ch艂opcy dorosn膮, mo偶e naucz膮 si臋 wys艂awia膰 inaczej i b臋d膮 potrafili dostosowa膰 sw贸j spos贸b m贸wienia do ludzi i sytuacji. To b臋dzie zale偶e膰 ca艂kowicie od tego, jaki b臋d膮 mieli zaw贸d. Je艣li b臋d膮 pracowa膰 w fabryce, jak wi臋kszo艣膰 ludzi znad rzeki, najlepiej b臋dzie, je偶eli b臋d膮 m贸wi膰, jak wszyscy inni ludzie tutaj. Ciotka Ulrikke prychn臋艂a w odpowiedzi.

- Kristian i Evert nie b臋d膮 pracowa膰 w fabryce, nie widzisz, jacy s膮 zdolni? Z tak膮 g艂ow膮 mog膮 i艣膰 na studia, a wtedy musz膮 umie膰 wys艂awia膰 si臋, jak inni studenci.

Elise westchn臋艂a.

- Musia艂abym najpierw napisa膰 wiele ksi膮偶ek. Jak inaczej b臋d膮 mogli sobie pozwoli膰 na dalsz膮 edukacj臋?

Ciotka Ulrikke nic nie odpowiedzia艂a.

Zadziwiaj膮cy by艂 fakt, 偶e dzieci jej s艂ucha艂y i posi艂ki up艂ywa艂y teraz w du偶o spokojniejszej atmosferze. Jedyn膮 osob膮, kt贸ra mia艂a trudno艣ci z trzymaniem j臋zyka za z臋bami, by艂 oczywi艣cie Peder.

- Dlaczego to 藕le, 偶e rozmawiamy przy jedzeniu, ciotko Ulrikke? Chcesz przecie偶, 偶ebym ci opowiada艂, jak by艂o w szkole, ale jak mam to zrobi膰, kiedy po obiedzie musz臋 odrabia膰 prac臋 domow膮?

- Nie sp臋dzasz przecie偶 ca艂ego popo艂udnia na nauce, Pederze. Mo偶esz ze mn膮 chwil臋 posiedzie膰 ka偶dego wieczoru i opowiedzie膰, co si臋 wydarzy艂o w szkole.

- Wtedy nie b臋d臋 ju偶 nic pami臋ta膰. Ku zdziwieniu Elise min臋艂o kilka dni, zanim pojawi艂a si臋 pani Jonsen. Najwyra藕niej czu艂a szacunek do eleganckiej ciotki Emanuela i wzdraga艂a si臋 przed jej poznaniem, chocia偶 z pewno艣ci膮 by艂a r贸wnie偶 bardzo ciekawa.

Pewnego przedpo艂udnia przysz艂a w ko艅cu z wizyt膮. Ciotka Ulrikke siedzia艂a pod oknem w salonie i pisa艂a list do przyjaci贸艂ki w Niemczech, a Elise siedzia艂a w kuchni i pisa艂a o Inger Bruun i Henriku Teis. Hugo i Jensine w tym samym czasie spokojnie bawili si臋 w swym k膮cie i gaworzyli. Na zewn膮trz m偶y艂o i by艂o ch艂odno.

Jeszcze zanim pani Jonsen przekroczy艂a pr贸g, Elise domy艣li艂a si臋, 偶e to ona. Pozna艂a j膮 po odg艂osie jej krok贸w.

- Witam, pani Jonsen, zaczyna艂am si臋 zastanawia膰, gdzie pani znikn臋艂a.

- Ciiicho - pani Jonsen po艂o偶y艂a palec na ustach. - Ona tu jest? - spyta艂a szeptem.

- Jest w salonie i pisze listy.

- A ty musisz siedzie膰 w kuchni? - pani Jonsen przybra艂a surowy wyraz twarzy. Elise u艣miechn臋艂a si臋 w odpowiedzi.

- My艣li pani, 偶e powinno by膰 odwrotnie?

- Jeste艣 u siebie.

- Dosta艂a pani jajka i to, co od pani wcze艣niej po偶yczy艂am?

- Tak, oczywi艣cie. Kristian zawsze robi to, o co si臋 go prosi. Pani Jonsen podesz艂a kilka krok贸w bli偶ej i doda艂a szeptem: - Czy to prawda, 偶e nie wolno im rozmawia膰 przy stole?

- Nie s膮dzi pani, 偶e ostatnio zrobi艂o si臋 tu ciszej i spokojniej? Pani Jonsen skin臋艂a g艂ow膮.

- To nie jest normalne. Dzieci musz膮 sobie troch臋 poha艂asowa膰, tak ju偶 s膮 stworzone. Elise u艣miechn臋艂a si臋 w duchu. Nie tak dawno temu pani Jonsen narzeka艂a na ha艂as w domu. Kobieta podesz艂a jeszcze bli偶ej.

- Nie mo偶esz czego艣 z tym zrobi膰, Elise? Chcesz pozwoli膰 jej wszystkimi komenderowa膰? Wczoraj przyszed艂 do mnie Peder, ba艂 si臋 i艣膰 do domu. Chcia艂 si臋 wygada膰, buzia mu si臋 nie zamyka艂a. Ju偶 nie by艂 taki pewny, czy kocha swoj膮 cioci臋, tak mi powiedzia艂.

- Co w takim razie powinnam pani zdaniem zrobi膰? - spyta艂a Elise r贸wnie偶 szeptem. - Ona p艂aci za jedzenie, zawsze by艂a dla mnie dobra, a od 艣mierci Emanuela jest jej ci臋偶ko. Nie uk艂ada jej si臋 najlepiej z matk膮 Emanuela i czuje si臋 samotna. By艂am pewna, 偶e d艂ugo tu nie wytrzyma, ale mimo ha艂asu i braku miejsca, wygl膮da na to, 偶e bardziej jej odpowiada to ni偶 samotno艣膰.

Pani Jonsen zamy艣li艂a si臋, po czym jej twarz rozja艣ni艂a si臋 pod wp艂ywem nag艂ej my艣li.

- Mo偶e ona mog艂aby skorzysta膰 z mojego salonu? Wiesz przecie偶, 偶e ja zawsze przesiaduj臋 w kuchni, salon jest tylko dla ozdoby.

Elise nie chcia艂a by膰 niewdzi臋czna, ale wyda艂o jej si臋 ma艂o prawdopodobne, 偶eby ciotka Ulrikke chcia艂a przenie艣膰 si臋 do pani Jonsen.

- Zobaczymy, pani Jonsen. Nie mam ochoty jej wyp臋dza膰, jako艣 si臋 to na pewno wszystko u艂o偶y.

Wsta艂a z miejsca, zapuka艂a do drzwi salonu i wsun臋艂a g艂ow臋 do 艣rodka. - Ciotko Ulrikke? Moja s膮siadka, pani Jonsen, bardzo chcia艂aby ci臋 pozna膰.

Ciotka Ulrikke odwr贸ci艂a si臋 i spojrza艂a na ni膮 zdziwiona.

- Ona wie, kim ja jestem? Pani Jonsen us艂ysza艂a jej s艂owa i nie mog艂a si臋 pohamowa膰.

- Peder opowiedzia艂 mi o pani, powiedzia艂, 偶e jest pani najmilsz膮 osob膮 w maj膮tku, zaraz po panu Ringstad.

Ciotka Ulrikke podnios艂a si臋 z wysi艂kiem z krzes艂a i podesz艂a do nich.

- Tak powiedzia艂? - Na jej twarzy pojawi艂 si臋 艂agodny wyraz, kt贸rego Elise nigdy wcze艣niej nie zauwa偶y艂a.

Ciotka Ulrikke wyci膮gn臋艂a r臋k臋 do pani Jonsen i przedstawi艂a si臋.

- A wi臋c to pani jest t膮 dobr膮 s膮siadk膮 Elise i jej anio艂em opieku艅czym? Pani Jonsen roze艣mia艂a si臋 w odpowiedzi.

- I bardzo si臋 z tego ciesz臋. Ona, biedactwo, potrzebuje pomocy, z tyloma dzie膰mi. Powinna by膰 tu z ni膮 jej matka, ale z pani Hvalstad nie ma wielkiego po偶ytku. Czasami ja musz臋 jej zast臋powa膰 matk臋, w ka偶dym razie gdy przyjmuje wizyty kawaler贸w lub sama wychodzi na miasto w sobotni wiecz贸r i nie wraca do domu przed dwunast膮 w nocy.

Ciotka Ulrikke obrzuci艂a Elise pytaj膮cym spojrzeniem. Elise spr贸bowa艂a si臋 roze艣mia膰.

- Pani Jonsen podejrzliwie patrzy na wszystkich, kt贸rzy zbli偶aj膮 si臋 do Hammergaten. Jednym razem by艂 to subiekt Emanuela, kt贸ry przyszed艂 po zap艂at臋 za towary, innym razem by艂 to kto艣 z biura w prz臋dzalnia, a w sobotni wiecz贸r zaproszono mnie na spotkanie z innymi pisarzami u przyjaciela majstra z fabryki.

Pani Jonsen mrugn臋艂a porozumiewawczo do ciotki Ulrikke.

- Ona jest taka 艂adna, pani rozumie, panno Ringstad, nic dziwnego, 偶e staram si臋 mie膰 j膮 na oku. A poza tym ona jest w 偶a艂obie.

- Czy to nie pora na kaw臋, Elise? Mo偶e pani Jonsen ma ochot臋 napi膰 si臋 z nami? Poprosi艂am Everta, aby kupi艂 dla mnie wczoraj kilka ciastek, s膮 w szafce.

Elise uprz膮tn臋艂a ze sto艂u rzeczy do pisania. By艂a przekonana, 偶e b臋dzie musia艂a zacz膮膰 pracowa膰 noc膮. Od 艣niadania nie napisa艂a wi臋cej ni偶 kilka stron.

Nie zd膮偶y艂y nawet usi膮艣膰 do sto艂u, kiedy rozleg艂o si臋 pukanie do drzwi. Elise drgn臋艂a wystraszona na widok pani Lien. Co ma jej odpowiedzie膰? Obieca艂a jej wcze艣niej, 偶e spyta redaktora w wydawnictwie o prawdziwe nazwisko Eliasa Aasa i 偶e dowie si臋 o nazwiska tych nieszcz臋艣nik贸w opisanych w ksi膮偶ce Podci臋te skrzyd艂a. Pani Lien powiedzia艂a, 偶e z ch臋ci膮 by im pomog艂a.

- Pani Lien, jak to mi艂o, 偶e nas pani odwiedza! Prosz臋 wej艣膰 do 艣rodka. W艂a艣nie przyjecha艂a do nas w odwiedziny ciotka mego m臋偶a, panna Ulrikke Ringstad. Jest te偶 moja s膮siadka pani Jonsen.

- Przepraszam, nie wiedzia艂am, 偶e ma pani go艣ci, przyjd臋 innym razem.

- Przy stole jest jeszcze wolne miejsce - powiedzia艂a g艂o艣no pani Jonsen. - Panna Ringstad jest osamotniona i brak jej towarzystwa, dobrze jej zrobi spotkanie innych ludzi, nieprawda偶?

Ku zdziwieniu Elise, ciotka Ulrikke nie wydawa艂a si臋 oburzona wypowiedzi膮 pani Jonsen. Przeciwnie, u艣miechn臋艂a si臋 tylko i skin臋艂a g艂ow膮.

- To jest zupe艂nie jak zebranie k贸艂ka misjonarskiego - powiedzia艂a pogodnym tonem pani Jonsen, rozgl膮daj膮c si臋 wok贸艂 siebie z u艣miechem.

Elise pospiesznie wyj臋艂a jeszcze jeden kubek, a pani Lien usiad艂a na kraw臋dzi jednego ze sto艂k贸w. Wydawa艂a si臋 nieco zmieszana.

Ciotka Ulrikke przygl膮da艂a jej si臋 uwa偶nie.

- Czy pani r贸wnie偶 jest jedn膮 z lito艣ciwych samarytanek Elise? Pani Lien potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Jestem matk膮 subiekta pana Ringstad. M贸j syn zmar艂... - g艂os jej si臋 za艂ama艂 i spu艣ci艂a wzrok.

- Przepraszam, pani Lien. To musia艂o by膰 dla pani straszne prze偶ycie, r贸wnie straszne, co dla Elise 艣mier膰 jej m臋偶a. On pewnie nie by艂 od niego wiele starszy? To takie smutne, kiedy m艂odzi pierwsi odchodz膮 z tego 艣wiata, nie tak powinno by膰.

Pani Lien, nic nie rozumiej膮c, przenosi艂a wzrok z ciotki Ulrikke na Elise. Elise pospieszy艂a z wyja艣nieniem.

- M贸j m膮偶 zmar艂 niedawno. Pani Lien wyda艂a si臋 przera偶ona.

- Ach, nie wiedzia艂am o tym. Moje kondolencje, pani Ringstad, gdybym o tym wiedzia艂a, nie nachodzi艂abym dzisiaj pani. - Pani Lien popatrzy艂a na Elise. - Pani z pewno艣ci膮 pami臋ta, o co pani膮 poprosi艂am, tylko o tym chcia艂am z pani膮 porozmawia膰.

Elise skin臋艂a g艂ow膮. Zastanawia艂a si臋 wcze艣niej, co ma jej odpowiedzie膰. Skoro pani Lien naprawd臋 chcia艂a pom贸c, b艂臋dem by艂oby nie przyj膮膰 jej oferty. Elise mo偶e uda膰, 偶e uda艂o jej si臋 porozmawia膰 z autorem i poda膰 jej kilka nazwisk - Zaj臋艂am si臋 t膮 spraw膮, pani Lien, wydawnictwo skontaktowa艂o si臋 z nim w moim imieniu i mam zapisanych kilka nazwisk - Bardzo dzi臋kuj臋, jestem pani bardzo wdzi臋czna za pomoc. - Odwr贸ci艂a si臋 w stron臋 ciotki Ulrikke i wyja艣ni艂a:

- Bardzo bym chcia艂a pom贸c kilku biednym i nieszcz臋艣liwym osobom, kt贸re mieszkaj膮 tu w okolicy, i pani Ringstad by艂a taka mi艂a, by zdoby膰 dla mnie kilka nazwisk.

Elise przez moment wstrzyma艂a oddech w obawie, 偶e pani Jonsen zacznie m贸wi膰 o Podci臋tych skrzyd艂ach, na szcz臋艣cie jednak tak si臋 nie sta艂o.

- Mam wra偶enie, 偶e tutejsi ludzie s膮 wyj膮tkowo dobrzy dla siebie nawzajem - powiedzia艂a ciotka Ulrikke. Wydawa艂a si臋 tym zdziwiona, jakby nie tego si臋 spodziewa艂a.

Pani Jonsen wtr膮ci艂a swe zdanie: - Oczywi艣cie, 偶e sobie pomagamy. Jak by inaczej mog艂o by膰? To nasza najwi臋ksza rado艣膰. Ludzie po drugiej stronie rzeki mog膮 chodzi膰 na koncerty i do teatru, je艣膰 dobre jedzenie i pi膰 dobre alkohole, ale my, kt贸rzy nie mamy pieni臋dzy, musimy sp臋dza膰 pozosta艂y czas, pomagaj膮c innym. Wtedy jest nam dobrze razem.

Ciotka Ulrikke patrzy艂a na pani膮 Lien.

- Na co zmar艂 pani syn?

Pani Lien poczerwienia艂a i pos艂a艂a Elise b艂agalne spojrzenie. Elise przysz艂a jej na ratunek: - To by艂 wypadek. To nie najlepszy pomys艂, aby teraz o tym rozmawia膰, to zbyt bolesne dla pani Lien. - Poda艂a dalej tac臋 z ciastkami. - Bardzo prosz臋 si臋 cz臋stowa膰, to ciastka od ciotki Ulrikke.

Elise zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, czy Ludvig Lien zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e Paul Georg Schwencke prowadzi艂 nielegaln膮 sprzeda偶 alkoholu. Nie by艂o to jednak co艣, czym chcia艂aby martwi膰 jego matk臋. Wyj臋艂a papier i o艂贸wek i spisa艂a imiona i nazwiska dziewczynek Mathilde, dzieci Oline i dw贸ch wd贸w w prz臋dzalni, kt贸re, z tego co wiedzia艂a, maj膮 du偶o dzieci i z trudno艣ci膮 wi膮偶膮 koniec z ko艅cem. Pomimo 偶e Oline znalaz艂a inn膮 prac臋, by艂a matk膮 czw贸rki dzieci i naprawd臋 potrzebowa艂a dodatkowej pomocy. Elise postanowi艂a, 偶e dowie si臋, kto najbardziej potrzebuje wsparcia.

Po wyj艣ciu pani Lien i pani Jonsen, ciotka Ulrikke zwr贸ci艂a si臋 do Elise.

- S艂ysza艂a艣, co powiedzia艂a pani Jonsen, 偶egnaj膮c si臋?

- Nie, co powiedzia艂a?

- Spyta艂a, czy nie mia艂abym ochoty wynaj膮膰 jej salonu. Elise uda艂a, 偶e s艂yszy o tym pomy艣le po raz pierwszy i spojrza艂a na ni膮, jakby nic nie rozumia艂a.

- Dlaczego mia艂aby艣 zamieszka膰 u niej?

- Te偶 si臋 nad tym zastanawia艂am. Pomy艣la艂am, 偶e mo偶e narzeka艂a艣, 偶e zajmuj臋 zbyt wiele miejsca.

- Moja droga ciotko Ulrikke, jest nam bardzo mi艂o go艣ci膰 ci臋 u nas w domu.

- Ale ja zabra艂am ci miejsce do pracy.

- Tym si臋 nie martw, r贸wnie dobrze pisze mi si臋 w kuchni.

Ciotka Ulrikke nic nie odpowiedzia艂a, ale Elise dostrzeg艂a, 偶e kobieta si臋 zamy艣li艂a. W sobot臋 mia艂 przyj艣膰 z wizyt膮 pan Wang-Olafsen. W g艂臋bi ducha mia艂a nadziej臋, 偶e ciotka Ulrikke wyjedzie do tego czasu, cho膰 nic na to nie wskazywa艂o. B臋dzie, jak b臋dzie, pomy艣la艂a z lekkim westchnieniem. Pan Wang-Olafsen by艂 wyrozumia艂y, z pewno艣ci膮 nie b臋dzie mia艂 nic przeciwko towarzystwu ciotki. Je偶eli pogoda nie dopisze i nie b臋d膮 mogli zasi膮艣膰 do sto艂u w ogr贸dku, w kuchni mo偶e by膰 do艣膰 t艂oczno.

Pederowi musia艂a przyj艣膰 do g艂owy ta sama my艣l, bo wieczorem, kiedy zm贸wi艂a z nim pacierz i poca艂owa艂a go na dobranoc, wyszepta艂: - Jak my艣lisz, jak to b臋dzie, kiedy przyjdzie pan d偶entelmen? Czy on te偶 nie b臋dzie m贸g艂 rozmawia膰 przy jedzeniu nale艣nik贸w?

Elise u艣miechn臋艂a si臋.

- To tylko was, dzieci, ciotka pr贸buje wychowa膰. Raczej nie odwa偶y si臋 powiedzie膰 nic panu Wang-Olafsenowi, kt贸ry jest adwokatem i m臋偶czyzn膮 wzbudzaj膮cym szacunek u innych.

Peder u艣miechn膮艂 si臋 z ulg膮.

- Mo偶e to jemu uda si臋 j膮 wychowa膰, tak 偶eby nie miesza艂a si臋 w sprawy innych ludzi. Elise musia艂a po艂o偶y膰 d艂o艅 na usta, aby ukry膰 u艣miech. W sobot臋 ch艂opcy ca艂膮 drog臋 ze szko艂y do domu przebyli biegiem. Wo藕nica pozwoli艂 Kristianowi wzi膮膰 wolne i zamiast tego pracowa膰 w niedziel臋. Elise zdziwi艂a si臋, 偶e jemu r贸wnie偶 tak bardzo zale偶a艂o na spotkaniu pana Wang-Olafsena. Wcze艣niej wydawa艂o jej si臋, 偶e tylko Peder si臋 z tego cieszy艂.

Przygotowa艂a wielk膮 porcj臋 ciasta nale艣nikowego. Wszystkie placki by艂y ju偶 usma偶one, kiedy us艂ysza艂a skrzypni臋cie furtki.

- S艂ysz臋, 偶e ju偶 idzie. Ch艂opcy, biegnijcie na dw贸r go przywita膰! Ciotka Ulrikke wesz艂a do kuchni.

- Strasznie du偶o zachodu z powodu tego m臋偶czyzny Elise u艣miechn臋艂a si臋 w odpowiedzi.

- S艂ysza艂a艣, jak go poznali艣my?

- Owszem, my艣l臋, 偶e Peder opowiedzia艂 mi o tym co najmniej pi臋膰 razy. O szczeniaku, kociaku i ca艂ej reszcie. Nie mog臋 zrozumie膰, czym si臋 tu chwali膰. Ja r贸wnie dobrze mog艂am wzi膮膰 dla niego kociaka. Przed moim wyjazdem w艂a艣nie mieli艣my m艂ode na gospodarstwie. - Wydawa艂a si臋 nad膮sana, jakby by艂a zazdrosna o tego d偶entelmena.

- Musisz poczeka膰, a偶 go poznasz. Zrozumiesz wtedy, dlaczego tak bardzo go lubimy. On jest z zupe艂nie innego 艣rodowiska, dorasta艂 w zamo偶nym domu i zanim nas pozna艂, nie mia艂 偶adnej styczno艣ci z lud藕mi znad rzeki, a mimo to traktuje nas jak swoich starych przyjaci贸艂 lub cz艂onk贸w rodziny. Zesz艂ej soboty, kiedy mia艂am i艣膰 na Frognerveien, zrobi艂y mi si臋 odciski na pi臋cie i po jakim艣 czasie nie mog艂am ju偶 dalej i艣膰. Mia艂am dziur臋 w po艅czosze, krwawi艂a mi stopa. Zdecydowa艂am si臋 wi臋c wr贸ci膰 do domu, ale w tym samym momencie zupe艂nie przypadkiem spotka艂am go na ulicy. Wzi膮艂 mnie ze sob膮 do domu, poprosi艂 swoj膮 gospodyni臋, aby znalaz艂a dla mnie banda偶 i nowe po艅czochy, a potem zap艂aci艂 za doro偶k臋, kt贸ra zawioz艂a mnie na Frognerveien. Ilu pan贸w z wy偶szej sfery zrobi艂oby co艣 takiego?

Ciotka Ulrikke s艂ucha艂a wyra藕nie zdziwiona.

- Jeste艣 pewna, 偶e mo偶na mu poda膰 nale艣niki?

- To on sam o nie poprosi艂. Pom贸g艂 mi uporz膮dkowa膰 r贸偶ne praktyczne sprawy przy likwidacji sklepu po Emanuelu i powiedzia艂am wtedy, 偶e nie wiem, jak mu dzi臋kowa膰. Tego samego dnia mieli艣my na obiad nale艣niki z jagodami i on wyzna艂, 偶e ma na nie wielk膮 ochot臋. Powiedzia艂, 偶e nie jad艂 nale艣nik贸w od dzieci艅stwa i Pederowi zrobi艂o si臋 go strasznie 偶al - doda艂a ze 艣miechem. - Po tym, jak mi pom贸g艂 zesz艂ej soboty, uzgodnili艣my, 偶e przyjdzie do nas dzisiaj i za偶yczy艂 sobie w艂a艣nie nale艣niki!

Zamilk艂a nagle, gdy us艂ysza艂a g艂osy i kroki na zewn膮trz.

- W艂a艣nie idzie. Pan Wang-Olafsen by艂 r贸wnie weso艂y i bezpo艣redni, co zawsze. Zdziwi艂 si臋 s艂ysz膮c, kim jest ciotka Ulrikke, ale wyra藕nie nie mia艂 nic przeciwko temu, aby pozna膰 wi臋cej os贸b.

- Wi臋c pani jest ciotk膮 Emanuela Ringstad? To niespodzianka.

- Co chce pan przez to powiedzie膰, panie Wang-Olafsen? - spyta艂a ciotka Ulrikke ostrym tonem.

Pan Wang-Olafsen u艣miechn膮艂 si臋.

- Chcia艂em tylko powiedzie膰, 偶e nie spodziewa艂em si臋 zasta膰 tu kogo艣 z rodziny Ringstad. Elise zrozumia艂a, co mia艂 na my艣li i pospiesznie wtr膮ci艂a, 偶eby wszyscy zajmowali miejsce, zanim nale艣niki wystygn膮.

Do sto艂u zasiad艂o osiem os贸b i by艂o im dosy膰 ciasno, ale kiedy Elise zobaczy艂a ich twarze pe艂ne oczekiwania, wpatrzone w g贸r臋 nale艣nik贸w, poczu艂a ogromn膮 rado艣膰. Pozwoli艂a sobie doda膰 do ciasta nale艣nikowego a偶 trzy jajka i wyj臋艂a du偶y s艂oik d偶emu jagodowego. To b臋dzie kr贸lewski posi艂ek!

Hugo i Jensine w milczeniu patrzyli na wszystkich siedz膮cych dooko艂a i wyra藕nie byli pod wra偶eniem powagi chwili. Peder zerkn膮艂 na ciotk臋 Ulrikke.

- Ciotko Ulrikke? Czy mo偶na teraz co艣 powiedzie膰? Wiesz przecie偶, 偶e nie mo偶emy wychowywa膰 pana d偶entelmena i 偶e to niesprawiedliwe, 偶e on mo偶e m贸wi膰 przy stole, a my nie. Poza tym Elise powiedzia艂a, 偶e nie o艣mielisz si臋 zwr贸ci膰 uwagi takiemu wa偶nemu panu, jak on, 偶e on jest osob膮 wzbuj膮... - urwa艂 i odwr贸ci艂 si臋 do Elise. - Jak ty to powiedzia艂a艣, Elise?

Elise nigdy nie s膮dzi艂a, 偶e do偶yje chwili, w kt贸rej zobaczy ciotk臋 Ulrikke zmieszan膮. Na jej bladych policzkach pojawi艂y si臋 rumie艅ce. Nie wiedzia艂a, gdzie podzia膰 oczy. Z jej ust dobieg艂 dziwaczny, nieznany 艣mieszek - Oczywi艣cie, 偶e mo偶esz si臋 odzywa膰, Pederze, ale jestem pewna, 偶e pan Wang-Olafsen zgodzi si臋 ze mn膮, 偶e dzieci nie powinny rozmawia膰 przy jedzeniu.

- A jak to jest z doros艂ymi?

- Jest r贸偶nica, rozumiesz, mi臋dzy doros艂ymi i dzie膰mi. W eleganckich domach, gdzie uczy si臋 dzieci dobrych manier, dzieci zwracaj膮 si臋 do swych rodzic贸w na pan, pani, a w niekt贸rych miejscach musz膮 sta膰 w obecno艣ci rodzic贸w.

Peder wygl膮da艂 na zmartwionego.

- Biedne dzieci! Znasz kogo艣, komu jest tak 藕le, ciotko Ulrikke?

- Mnie nie wolno by艂o rozmawia膰 przy stole.

- Dlatego, 偶e opowiada艂a艣 brzydkie historie? Pan Wang-Olafsen wybuchn膮艂 艣miechem, a Elise musia艂a bardzo si臋 postara膰, 偶eby nie p贸j艣膰 w jego 艣lady.

Ciotka Ulrikke jeszcze bardziej poczerwienia艂a.

- Oczywi艣cie, 偶e nie dlatego! - Spojrza艂a na Pedera karc膮co i doda艂a: - Na co艣 takiego by艣my sobie nigdy nie pozwolili.

- To pewnie nie s艂ysza艂a艣 zbyt wielu brzydkich historii. Je艣li chcesz, mog臋 opowiedzie膰 ci kilka szeptem po obiedzie, ale nie mo偶esz ich powt贸rzy膰 mamie Emanuela, bo wtedy pewnie ca艂kiem by zwariowa艂a.

Elise spojrza艂a na niego surowo.

- Wystarczy ju偶, Pederze! Poka偶 teraz panu Wang-Olafsenowi, czego ci臋 ciotka Ulrikke nauczy艂a przez ten tydzie艅.

- A mog臋 wzi膮膰 jeszcze jeden nale艣nik, zanim zaczn臋 demonstrowa膰? Po obiedzie nieco si臋 przeja艣ni艂o i ch艂opcy spytali, czy mog膮 pobiec na 艂膮k臋, pogra膰 w pi艂k臋.

Elise za艂o偶y艂a kurtki Hugo i Jensine i pu艣ci艂a ich na dw贸r, 偶eby pobawili si臋 w ogr贸dku.

Wyjrza艂a na zewn膮trz przez drzwi kuchenne i powiedzia艂a: - Na dworze zrobi艂o si臋 ciep艂o i ca艂kiem 艂adnie, mo偶e napijemy si臋 kawy przy kamiennym stole? Nied艂ugo b臋dzie na to za zimno.

Nastawi艂a kaw臋 i wyj臋艂a kubki, a pan Wang-Olafsen wzi膮艂 ciotk臋 Ulrikke pod rami臋 i pom贸g艂 jej zej艣膰 po schodach. Elise wyjrza艂a przez okno i zobaczy艂a ich, jak id膮 pod rami臋 w kierunku sto艂u, 艣miej膮c si臋 i gaw臋dz膮c, jak starzy znajomi.

Pani Jonsen najwyra藕niej dostrzeg艂a ich z okna i zaciekawi艂a si臋, bo nie min臋艂a d艂u偶sza chwila, a ju偶 sta艂a w drzwiach.

- Elise, nie mia艂aby艣 po偶yczy膰 kilku ziaren kawy?

- Mo偶e si臋 pani napi膰 kawy razem z nami, pani Jonsen. Gdyby nie by艂o tak ciasno przy stole kuchennym, zaprosi艂abym pani膮 wcze艣niej na nale艣niki z jagodami. Je艣li ma pani ochot臋, zosta艂 jeszcze jeden nale艣nik.

- Zosta艂 jeszcze jeden? - Jej wyg艂odnia艂e spojrzenie pow臋drowa艂o w stron臋 grubego, t艂ustego nale艣nika, le偶膮cego na tacy. - Mimo 偶e Peder by艂 w domu?

- Zrobi艂am wielk膮 porcj臋. Pani Jonsen podesz艂a bli偶ej, zamkn臋艂a za sob膮 drzwi i wyszepta艂a: - Kto to jest, ten m臋偶czyzna? Krewny panny Ringstad?

- Nie, to jego w艂a艣nie Peder nazywa d偶entelmenem. To ojciec przyjaciela Emanuela.

- Oni siedz膮 i chichocz膮 razem, jak para go艂膮bk贸w. Elise nie mog艂a powstrzyma膰 艣miechu.

- Dobrze, 偶e ciotka Ulrikke tego nie s艂yszy! Prosz臋 zje艣膰 nale艣nika i mo偶e pomog艂aby mi pani potem wynie艣膰 dzbanuszek z mlekiem, cukiernic臋 i tac臋 z ciastem? Dzisiaj naprawd臋 sobie pofolgujemy, skoro mamy takich eleganckich go艣ci.

To by艂 mi艂y, sobotni wiecz贸r. Elise nigdy wcze艣nie nie widzia艂a ciotki Ulrikke tak weso艂ej i o偶ywionej, a pan Wang-Olafsen zdawa艂 si臋 dobrze bawi膰 w jej towarzystwie. Pani Jonsen czu艂a si臋 mo偶e troch臋 poza nawiasem, ale za to pomog艂a po艂o偶y膰 najm艂odsze dzieci do 艂贸偶ka.

Po wyj艣ciu pana Wang-Olafsena i pani Jonsen, Elise poczu艂a si臋 zm臋czona. Wszystkie dzieci by艂y ju偶 w 艂贸偶kach. Ciotka Ulrikke r贸wnie偶 zacz臋艂a szykowa膰 si臋 do odpoczynku. Mimo to Elise postanowi艂a zapali膰 lamp臋 wisz膮c膮 nad sto艂em kuchennym i troch臋 popisa膰. By艂a ciekawa, jak potocz膮 si臋 losy dziewczyny z targu Inger i pana Henrika Teisa. To by艂o dziwne uczucie, prawie zapomnia艂a, 偶e to ona sama ich wymy艣li艂a. Stali si臋 dla niej jak 偶ywi ludzie i by艂a r贸wnie ciekawa ich dalszych los贸w, co osoba z zewn膮trz, a przynajmniej tak膮 mia艂a nadziej臋.

W艂a艣nie wyj臋艂a swoje papiery, kiedy do kuchni wkroczy艂a ciotka w papilotach na w艂osach, odziana w bia艂膮, d艂ug膮 do ziemi, nocn膮 koszul臋 i dziergany czepek. Odchrz膮kn臋艂a.

- Skoro ten pan jest taki samotny, mo偶e mogliby艣my kt贸rego艣 dnia zaprosi膰 go na porz膮dny obiad?

- Co masz na my艣li, m贸wi膮c porz膮dny obiad?

- M贸wi臋, rzecz jasna, o pieczeni, ziemniakach, warzywach i kremowym deserze.

- To nie b臋dzie tanie.

- Ja zap艂ac臋. Elise spojrza艂a na ni膮 zdziwiona. Nie rozumia艂a jej. W Ringstad ciotka powiedzia艂a, 偶e nie ma w艂asnych 艣rodk贸w, ale tutaj nieustannie wyci膮ga艂a portmonetk臋 i chcia艂a kupowa膰 dla nich to i owo.

- Je艣li m贸wisz powa偶nie, to jestem pewna, 偶e ogromnie si臋 ucieszy z zaproszenia. Wydawa艂 si臋 bardzo weso艂y, kiedy z tob膮 rozmawia艂, my艣l臋, 偶e ci臋 bardzo polubi艂.

Ciotka Ulrikke si臋 zaczerwieni艂a.

- A ja my艣l臋, 偶e to niezwykle poci膮gaj膮cy d偶entelmen. Elise mia艂a nadziej臋, 偶e ciotka p贸jdzie teraz do siebie, a ona b臋dzie pisa膰 dalej.

- Elise... - Ciotka stan臋艂a tu偶 obok niej. - Nie powiedzia艂am ci jeszcze, jaki jest cel mojej wizyty.

Elise spojrza艂a na ni膮 zaskoczona.

- Nie taki, 偶eby si臋 z nami zobaczy膰?

- Ale偶 tak, oczywi艣cie, ale nie tylko. Chc臋 z tob膮 porozmawia膰 o czym艣 powa偶nym. Elise od艂o偶y艂a o艂贸wek. Niedawno dowiedzia艂a si臋, 偶e wydawnictwo nie wys艂a艂o jej jeszcze maszyny do pisania, kt贸r膮 obieca艂 jej Benedict Guldberg. W sumie jej si臋 nie spieszy艂o. 艁atwiej jest przenosi膰 z miejsca na miejsce o艂贸wek ni偶 wielk膮 i ci臋偶k膮 maszyn臋.

Elise poczu艂a, jak pod wp艂ywem niepokoju przechodzi j膮 dreszcz. Co takiego chcia艂a jej wyzna膰, z czym zwleka艂a ca艂y tydzie艅?

Ciotka Ulrikke usiad艂a na jednym z kuchennych sto艂k贸w.

- Ba艂am ci si臋 to powiedzie膰, ale nie mog臋 st膮d odjecha膰, nie ostrzegaj膮c ci臋.

- Ostrzegaj膮c? Ciotka Ulrikke przytakn臋艂a.

- Hugo jest chory. Obawiam si臋, 偶e mo偶e z nim by膰 藕le. 艢mier膰 Emanuela by艂a dla niego strasznym ciosem. Nic dziwnego, teraz zosta艂a mu jedynie ta wredna kobieta, a w艂a艣ciwie dwie.

- Chcesz powiedzie膰, 偶e m贸j te艣膰 jest powa偶nie chory? Ciotka skin臋艂a g艂ow膮.

- Nie jestem pewna, wydaje si臋, jakby straci艂 ch臋膰 偶ycia. Nie chcia艂, 偶ebym ci臋 straszy艂a, ale odnios艂am wra偶enie, 偶e bardzo si臋 boi o przysz艂o艣膰 twoj膮 i dzieci. Chcia艂by porozmawia膰 o tym ze swoim adwokatem, ale to jest niemo偶liwe, bo on nie ma si艂y wyjecha膰 z gospodarstwo. Marie by si臋 wtedy w to wmiesza艂a, a on nie zni贸s艂by takiej presji.

- O czym on chce rozmawia膰 ze swoim adwokatem?

- Wydaje mi si臋, 偶e chce spisa膰 testament. Nie znam si臋 za bardzo na tych rzeczach, wiem tylko, 偶e wola艂by raczej widzie膰 Hugo ni偶 Sebastiana jako gospodarza w Ringstad. Innym mo偶e si臋 to wyda膰 niezrozumia艂e, ale ty i ja wiemy dlaczego. My艣l臋, 偶e powinna艣 porozmawia膰 z adwokatem, aby mie膰 pewno艣膰, 偶e tw贸j syn zostanie potraktowany sprawiedliwie. Je艣li nadejdzie ten dzie艅, 偶e Marie zostanie sama na 艣wiecie, zrobi wszystko, co w jej mocy, aby Signe i jej b臋kart dostali wszystko.

- Czy adwokat m贸g艂by temu zapobiec?

- Nie wiem. Jak ju偶 powiedzia艂am, nie znam si臋 za bardzo na tych sprawach. Wydaje mi si臋 jedynie, 偶e powinna艣 zbada膰, czy jest co艣, co mo偶esz zrobi膰. Chodzi o spory maj膮tek, a Emanuel postanowi艂 kiedy艣, 偶e Hugo b臋dzie zapisany w ksi臋gach ko艣cielnych jako jego syn i da艂 mu nawet imi臋 po swym ojcu.

- Dzi臋kuj臋, 偶e mi o tym powiedzia艂a艣, ciotko Ulrikke. Napisz臋 list do te艣cia, 偶eby mu powiedzie膰, jak bardzo mi przykro, 偶e zapad艂 na zdrowiu. Nie ma to nic wsp贸lnego ze spadkiem, ja go kocham, on zawsze by艂 dla mnie dobry.

- Nie b膮d藕 g艂upia, Elise. Masz do czynienia z prawdziwymi wied藕mami. Po trupach by przesz艂y, aby wyszarpa膰 sobie jak najwi臋cej ziemskich d贸br i z艂ota. Nie wolno ci przymyka膰 oczu na ich gr臋, mimo 偶e wola艂aby艣 nie by膰 w to wmieszana. Chodzi o twoje dzieci. Jeste艣 za nie odpowiedzialna, pami臋taj o tym, nawet je偶eli nie interesuj膮 ci臋 pieni膮dze. Elise skin臋艂a g艂ow膮 i zagryz艂a wargi.

- Nienawidz臋 bi膰 si臋 o co艣, co czuj臋, 偶e mi si臋 nie nale偶y.

- Nie tobie, a twoim dzieciom.

- Wygl膮da na to, 偶e pieni膮dze dostarczaj膮 wi臋cej zmartwie艅 bogatym ni偶 tym, kt贸rzy ich nie maj膮.

- Mo偶liwe, 偶e masz racj臋. Pewnie maj膮 z ich powodu wi臋cej siwych w艂os贸w na g艂owie, ale przynajmniej nie musz膮 walczy膰 o prze偶ycie. A ty: pewnie nie chcia艂aby艣, aby twoje dzieci tego do艣wiadczy艂y. Ty, kt贸ra sama musia艂a艣 walczy膰, aby zapewni膰 przetrwanie i sobie samej, i twoim braciom.

Elise powoli potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Owszem, mam nadziej臋, 偶e nie b臋d膮 musieli tego do艣wiadczy膰. Mog臋 kiedy艣 porozmawia膰 z panem Wang-Olafsenem, ale jako艣 mi si臋 nie spieszy z tym, 偶eby si臋 dowiedzia艂, jak膮 matk臋 mia艂 Emanuel.

- Wydaje mi si臋, 偶e poj膮艂 to ju偶 dawno temu. Jego syn by艂 przecie偶 wiosn膮 w Ringstad. Elise spojrza艂a na ni膮 zdziwiona.

- My艣lisz, 偶e zrozumia艂, jak ci臋偶kie 偶ycie mia艂 Emanuel?

- Z pewno艣ci膮. Wiem, 偶e tak jest. To wtedy pojawi艂a si臋, ca艂kiem niespodziewanie, Signe. Wydaje mi si臋, 偶e on by艂 wstrz膮艣ni臋ty tym, jak serdecznie Marie przyj臋艂a kochank臋 Emanuela.

Ciotka wsta艂a z miejsca i ruszy艂a w stron臋 drzwi do salonu.

- Jestem zm臋czona i musz臋 si臋 po艂o偶y膰. Pomy艣l o tym, Elise. Wiesz, jakie jest moje zdanie na ten temat.

16

Dzie艅 p贸藕niej zacz膮艂 pada膰 deszcz. Pogoda nie zmienia艂a si臋 przez trzy dni. W kuchni wisia艂y sznury mokrych ubra艅. Ch艂opcy przychodzili ze szko艂y ca艂kowicie przemoczeni, a Elise, Jensine i Hugo byli r贸wnie zmokni臋ci, kiedy wracali do domu z zakup贸w. W domu pachnia艂o mokr膮 we艂n膮. Kiedy siedzieli przy stole kuchennym, kapa艂o im na g艂owy. Mieli wra偶enie, 偶e ton膮 pod nawa艂em mokrych ubra艅. Ponadto na dworze by艂o coraz ch艂odniej, a zmrok zapada艂 wcze艣niej.

Ciotka Ulrikke 藕le si臋 czu艂a, Elise to widzia艂a. Czwartego dnia jej przypuszczenia si臋 potwierdzi艂y.

- My艣l臋, 偶e powinnam wybra膰 si臋 na jaki艣 czas do domu, zobaczy膰, jak si臋 ma Hugo - powiedzia艂a przepraszaj膮cym tonem, jakby mia艂a poczucie winy, 偶e ich zostawia.

- Mog臋 przecie偶 wr贸ci膰, kiedy pogoda si臋 troch臋 poprawi. Zostawi臋 moje letnie suknie w domu, 偶eby nie by艂o tu tylu ubra艅.

- To dobry pomys艂, ciotko Ulrikke. 呕eby tylko nie przyjecha艂a, kiedy Johan tu b臋dzie, pomy艣la艂a Elise r贸wnocze艣nie. By艂o ma艂o prawdopodobne, 偶e Johan b臋dzie m贸g艂 d艂ugo zosta膰 w Kristianii. Jeszcze nie sko艅czy艂 pracy w Pary偶u. Jak znajdzie okazj臋, 偶eby si臋 z nim spotka膰, je艣li ciotka Ulrikke b臋dzie strzeg艂a ka偶dego jej kroku?

- Napisz臋 i powiem wam, kiedy b臋d臋 mog艂a przyjecha膰 - ci膮gn臋艂a. - My艣l臋 wi臋c, 偶e najlepiej b臋dzie, je艣li zaczekamy z zaproszeniem pana Wang-Olafsena do mojego powrotu.

- Dobrze, pewnie wygl膮da艂oby to troch臋 dziwnie, gdyby艣my zaprosili go tu偶 po jego poprzedniej wizycie.

- W mi臋dzyczasie mo偶esz spr贸bowa膰 przedyskutowa膰 z nim to, o czym rozmawia艂y艣my w sobot臋 wiecz贸r.

Elise skin臋艂a g艂ow膮.

- A ja spr贸buj臋 porozmawia膰 z Hugo w cztery oczy. Je偶eli to b臋dzie mo偶liwe - doda艂a z gorzk膮 min膮.

Ch艂opcy byli zaskoczeni, kiedy us艂yszeli, 偶e wyje偶d偶a. Elise obawia艂a si臋, 偶e dadz膮 po sobie pozna膰, 偶e odczuwaj膮 ulg臋, ale kamie艅 spad艂 jej z serca, kiedy Peder mocno u艣cisn膮艂 ciotk臋 Ulrikke i powiedzia艂: - B臋dzie mi ciebie brakowa膰, ciotko Ulrikke, nawet jak jeste艣 zez艂oszczona.

- Zez艂oszczona? Ja si臋 nigdy na nikogo nie z艂oszcz臋.

- Tylko wtedy, kiedy gadam przy stole, ale to nic nie szkodzi. Wiem, dlaczego si臋 taka zrobi艂a艣. Gdyby艣 mia艂a z kim wej艣膰 pod ko艂dr臋 w nocy, pewnie nie wygl膮da艂aby艣 tak surowo.

Szkoda, 偶e jeste艣 taka stara, inaczej mog艂aby艣 wyj艣膰 za m膮偶 za pana d偶entelmena. - Zastanowi艂 si臋 przez chwil臋 i doda艂: - Czy mo偶na mie膰 dzieci, kiedy jest si臋 takim starym, jak ty?

- Ale偶 Peder, co ty te偶 opowiadasz? - Ciotka Ulrikke patrzy艂a na niego z nagan膮, a na jej twarz wyp艂yn膮艂 rumieniec. - Ty chyba nie masz poj臋cia o takich rzeczach, za ma艂y jeste艣!

- Ja wiem wszystko, Pingelen widzia艂 swoj膮 siostr臋 w 艂贸偶ku razem z ch艂opakiem i opowiedzia艂 dok艂adnie, co robili. Je偶eli nie wiesz, mog臋 ci to wyja艣ni膰.

Ciotka Ulrikke by艂a najwyra藕niej zbulwersowana jego s艂owami. Spojrza艂a na Elise i spyta艂a: - S艂yszysz, co on opowiada, Elise?

- Owszem, s艂ysz臋, ciotko Ulrikke. Tak ju偶 jest w艣r贸d ludzi znad rzeki. Zbli偶enia doros艂ych odbywaj膮 si臋 w pokoju pe艂nym dzieci. Doro艣li nie maj膮 zbyt wielu okazji, by by膰 sami. M贸wi si臋, 偶e wielu ludzi wysy艂a dzieciaki do szko艂y niedzielnej w Armii Zbawienia, aby mie膰 dla siebie cho膰 par臋 godzin, nie mo偶esz jednak por贸wnywa膰 warunk贸w tutaj i w domu, gdzie ma艂偶onkowie maj膮 w艂asn膮 sypialni臋. Poza tym dzieci ucz膮 si臋 te偶 od siebie nawzajem.

- Mo偶na jednak chyba wyt艂umaczy膰 im, 偶e jest to co艣 tylko dla doros艂ych i dzieciom nie wolno m贸wi膰 o czym艣 takim!

Pederowi zrobi艂o si臋 przykro. - Wi臋cej ju偶 o tym nie wspomn臋. Mog臋 udawa膰, 偶e o wszystkim zapomnia艂em, ale wtedy sk艂ami臋, bo pami臋tam wszystko, co powiedzia艂 Pingelen, zw艂aszcza kiedy opowiada艂 o...

- Peder, b膮d藕 cicho! - G艂os Elise rozszed艂 si臋 echem po pokoju. - Ciotka Ulrikke ma racj臋, dzieci nie powinny rozmawia膰 o takich rzeczach.

R贸wnocze艣nie pomy艣la艂a sobie, 偶e nie mo偶e zapomnie膰 uj膮膰 tego w swojej powie艣ci.

艁adnie si臋 po偶egnali z ciotk膮 Ulrikke i pomogli jej wsi膮艣膰 do doro偶ki. Wo藕nica pom贸g艂 jej wynie艣膰 ci臋偶kie walizy i przywi膮za艂 je z ty艂u.

Ca艂a sz贸stka sta艂a przy furtce, machaj膮c na po偶egnanie. Najgorszy deszcz zel偶a艂, ale nadal m偶y艂o.

- Ona jest taka dobra - powiedzia艂 Peder, dusz膮c w sobie p艂acz. - I ona jest jedyn膮 osob膮, kt贸r膮 troch臋 obchodzimy.

Elise spojrza艂a na niego.

- Jak mo偶esz m贸wi膰 co艣 takiego? Panu Ringstad na nas zale偶y i pani Jonsen, Hildzie i majstrowi, mamie i Asbj酶rnowi, Johanowi, Annie i Torkildowi.

- Ja my艣l臋, 偶e mama niespecjalnie si臋 nami przejmuje, tak samo majster, cho膰 Johan tak, jemu na nas zale偶y, mimo 偶e znalaz艂 sobie dziewczyn臋 w Pary偶u.

Elise nic nie odpowiedzia艂a. Kristian spojrza艂 na ni膮 z ukosa.

- Tobie te偶 si臋 tak wydaje, Elise?

- Co mi si臋 wydaje? - Dobrze zrozumia艂a, o co pyta艂, ale nie chcia艂a da膰 si臋 sprowokowa膰 do powiedzenia czego艣, czego potem b臋dzie 偶a艂owa膰.

- 呕e Johanowi na nas zale偶y.

- Tak, jestem tego pewna. On by艂 dla mnie jak brat, od kiedy byli艣my dzie膰mi, i kocha nas wszystkich.

- Czy on teraz te偶 jest dla ciebie jak brat? Spojrza艂a na niego.

- Dlaczego o to pytasz, Kristianie? Zaczerwieni艂 si臋 i odwr贸ci艂 wzrok. Mo偶e w tajemnicy przeczyta艂 list od Johana? Wyra藕nie by艂o wida膰, 偶e sta艂 si臋 czujny.

Weszli z powrotem do domu, kt贸ry nagle wyda艂 im si臋 pusty i jaki艣 inny bez ciotki Ulrikke. Ubrania, kt贸re wcze艣niej by艂y rozwieszone po ca艂ym domu, teraz znikn臋艂y, 艂贸偶ko w salonie by艂o pos艂ane i nakryte narzutk膮 i tylko w powietrzu unosi艂 si臋 jeszcze zapach lawendy.

- Ja ju偶 za ni膮 t臋skni臋 - powiedzia艂 nie艣mia艂o Peder. - Mimo 偶e nami rz膮dzi艂a i 偶膮da艂a wyczyszczonych but贸w ka偶dego dnia, to zawsze by艂a w humorze, albo pogodnym jak s艂oneczny letni dzie艅, albo gradowym jak burza.

- Ja wol臋 ludzi, kt贸rzy nie uwa偶aj膮 si臋 za nieomylnych - powoli powiedzia艂 Evert. Tej niedzieli Elise postanowi艂a w ko艅cu wybra膰 si臋 do Kjels氓s. Dziwne, 偶e nie otrzyma艂a 偶adnej wiadomo艣ci od matki i Asbj酶rna po 艣mierci Emanuela. Wys艂ali co prawda telegram z kondolencjami do pana i pani Ringstad, ale przyszed艂 on dopiero dzie艅 po pogrzebie, kiedy Elise i dzieci wyje偶d偶ali do domu. Prawdopodobnie byli na wsi i wcze艣niej nie wiedzieli, co si臋 zdarzy艂o. Dziwne jednak, 偶e p贸藕niej r贸wnie偶 nie wys艂ali 偶adnej wiadomo艣ci. Mia艂a nadziej臋, 偶e nie sta艂o si臋 nic z艂ego.

Mieli zamiar odwiedzi膰 matk臋 i Asbj酶rna tej niedzieli, kiedy wybrali si臋 na jagody do lasu Grefsenskogen, ale zabrak艂o im wtedy czasu. W g艂臋bi ducha ba艂a si臋 w贸wczas, 偶e zastanie dom pusty i ch艂opcy zrozumiej膮, 偶e matka z Ann膮 Sofi膮 by艂y na wakacjach na wsi. Nie zdziwi艂oby jej, gdyby stali si臋 zazdro艣ni i zacz臋li si臋 zastanawia膰, dlaczego matka nigdy nigdzie ich nie zabiera艂a.

Nie widzia艂a matki od 艣lubu Hildy i nie zdo艂a艂a nawet z ni膮 od tamtej pory porozmawia膰. By膰 mo偶e matka nadal si臋 wstydzi艂a z powodu jej przemowy. Jej te偶 by艂o wstyd, kiedy tylko sobie przypomina艂a, jak bardzo niezr臋cznie si臋 wtedy poczu艂a. Zez艂o艣ci艂o j膮 to. Dlaczego mieliby czu膰 si臋 mniej warci tylko dlatego, 偶e wyro艣li w艣r贸d robotnik贸w znad rzeki? Elise wola艂aby, 偶eby matka by艂a z niej dumna, ale tak nie by艂o.

Ponownie ogarn膮艂 j膮 niepok贸j. By膰 mo偶e co艣 si臋 sta艂o.

Matki nie porzucaj膮 swoich dzieci, nawet wtedy, gdy zakochuj膮 si臋 w nowym m臋偶czy藕nie. Ani matka, ani Asbj酶rn nie odwiedzili jej, odk膮d owdowia艂a. Mogli przynajmniej wys艂a膰 telegram i wyja艣ni膰, dlaczego nie mog膮 si臋 z ni膮 zobaczy膰.

Pogoda na szcz臋艣cie si臋 poprawi艂a. By艂o ch艂odno, musia艂a ciep艂o ubra膰 najm艂odsze dzieci. Ch艂opcy cieszyli si臋, 偶e mog膮 sp臋dzi膰 ten dzie艅 troch臋 inaczej i obiecali jej pom贸c pcha膰 w贸zek pod g贸r臋 na najbardziej stromych wzniesieniach. Na pocz膮tku jednak pobiegli przodem.

Hugo dzielnie drepta艂 obok niej. Postanowi艂a opowiedzie膰 mu bajk臋, 偶eby nie zacz膮艂 marudzi膰. Pastorowa, co by艂o bardzo mi艂e z jej strony, przynios艂a jej jaki艣 czas temu ksi膮偶k臋 ze szwedzkimi bajkami ludowymi, ilustrowanymi przez Kittelsena i Werenskiolda. Ju偶 od czas贸w szko艂y Elise fascynowa艂y ich ilustracje.

- Opowiem ci bajk臋 o kogucie i czubatej kurze - rozpocz臋艂a sw膮 opowie艣膰. Hugo s艂ucha艂 uwa偶nie, uwielbia艂, kiedy opowiada艂a mu bajki.

- Czubata kura to kura, kt贸ra na g艂owie ma czub z pi贸r - wyja艣ni艂a. - I ta kura w艂a艣nie uwa偶a艂a si臋 za du偶o pi臋kniejsz膮 od innych, starych kur z rozwichrzonymi pi贸rami. Pewnego dnia, kiedy drepta艂y sobie po g贸rze 艣mieci, poczu艂a ch臋膰, 偶eby wej艣膰 na p艂ot i zakrzykn膮膰: Na-na-na-na-na p艂ot! Kogut wyci膮gn膮艂 szyj臋, potrz膮sn膮艂 grzebieniem i pi贸rami i odpowiedzia艂: Ko-ko-ko-ko-komu by si臋 chcia艂o!

Hugo g艂o艣no si臋 roze艣mia艂.

Elise u艣miechn臋艂a si臋 i ci膮gn臋艂a dalej: - Ale kura si臋 tym nie przej臋艂a i dumnie podrepta艂a dalej, a偶 wysz艂a poza podw贸rze. Wtedy pojawi艂 si臋 nagle wielki, niebezpieczny ptak, jastrz膮b, kt贸ry zacz膮艂 zatacza膰 wok贸艂 niej kr臋gi w powietrzu, a偶 w ko艅cu run膮艂 z nieba prosto na ni膮.

Hugo spojrza艂 na ni膮 przera偶onym wzrokiem, ale nic nie powiedzia艂.

- Ale kogut zauwa偶y艂 jastrz臋bia wcze艣niej i pia艂 jak szalony, aby przywo艂a膰 pomoc. Nadbiegli ludzie i przep艂oszyli jastrz臋bia, kt贸ry musia艂 wypu艣ci膰 kur臋 i zadowoli膰 si臋 czubem z najpi臋kniejszych pi贸r, kt贸ry jej wyrwa艂. Od tego dnia kura przesta艂a uwa偶a膰 si臋 za lepsz膮 od innych i zbyt wa偶n膮, aby drepta膰 po g贸rze 艣mieci razem z innymi starymi, potarganymi kurami - zako艅czy艂a.

Przez chwil臋 pomy艣la艂a, 偶e mo偶e Hugo jest zbyt ma艂y, aby zrozumie膰 t臋 opowie艣膰, ale po wyrazie jego twarzy zorientowa艂a si臋, 偶e poj膮艂 mora艂 bajki. By艂 dojrza艂y jak na sw贸j wiek i zdawa艂 si臋 r贸wnie bystry, jak Kristian. Odwr贸ci艂 si臋 do niej z szerokim u艣miechem na twarzy i stwierdzi艂: - Kura by艂a g艂upia!

Elise u艣miechn臋艂a si臋.

- Owszem, nie nale偶y wywy偶sza膰 si臋 nad innych.

W tym samym momencie, kiedy to powiedzia艂a, ugryz艂a si臋 w j臋zyk. Ona sama nie powinna wynosi膰 si臋 nad innych tylko dlatego, 偶e pisze ksi膮偶ki.

Ch艂opcy czekali na nich, kiedy doszli do Grefsen. Tam posadzi艂a Hugo razem z Jensine do w贸zka. Ca艂a tr贸jka popycha艂a w贸zek pod g贸r臋 w kierunku wilii Almsg氓rd.

Zbli偶aj膮c si臋 do domu, zauwa偶y艂a, jak wzmaga si臋 w niej niepok贸j. Nie da艂a po sobie pozna膰, jak bardzo si臋 martwi. Ch艂opcy zignorowali fakt, 偶e matka nie pokaza艂a si臋 u nich po 艣mierci Emanuela. Byli przyzwyczajeni, 偶e nie przychodzi艂a do nich zbyt cz臋sto. W艂a艣ciwie nie liczyli na ni膮 w 偶adnej sytuacji. Ta my艣l sprawia艂a jej b贸l, ale taka by艂a prawda.

呕eby tylko matka wiedzia艂a, ile traci! Dwie c贸rki, dw贸ch syn贸w i dwoje fantastycznych wnucz膮t. Wszyscy bardzo j膮 kochali, z ch臋ci膮 dzieliliby z ni膮 troski i rado艣ci swego 偶ycia.

Nie mo偶na nic wcisn膮膰 w zaci艣ni臋t膮 d艂o艅, jak kto艣 kiedy艣 powiedzia艂. Matka nie chcia艂a otworzy膰 swej d艂oni.

Wok贸艂 panowa艂a martwa cisza. Nikt ju偶 nie przesiadywa艂 w ogrodzie, by艂o na to zbyt ch艂odno, nie wygl膮da艂o te偶, aby ktokolwiek pracowa艂 na zewn膮trz. Gdzie wszyscy byli? Co robili?

Anne Sofie powinna by膰 na dworze i bawi膰 si臋 z innymi dzie膰mi. Mo偶e byli w ko艣ciele? S艂ysza艂a dzwony mniej wi臋cej w po艂owie drogi, a to by oznacza艂o, 偶e nied艂ugo wr贸c膮.

Zerkn臋艂a w d贸艂 i w g贸r臋 ulicy. Mo偶e matka i Asbj酶rn wkr贸tce nadejd膮? B臋d膮 si臋 jak zwykle 艣mia膰 i trzyma膰 pod r臋k臋? Mo偶e zapomnieli, 偶e Emanuel zmar艂? Albo mo偶e s膮dzili, 偶e Elise si臋 tym zbytnio nie przej臋艂a, mo偶e uwa偶ali, 偶e jego 艣mier膰 by艂a lepsza ni偶 d艂ugoletnie kalectwo?

Ciotka Ulrikke te偶 si臋 zdziwi艂a, 偶e matka Elise si臋 nie odzywa艂a. Elise pr贸bowa艂a j膮 t艂umaczy膰, ale ka偶dy wiedzia艂 swoje. Przecie偶 Asbj酶rn m贸g艂 wpa艣膰 z wizyt膮, chocia偶by po to, aby przekaza膰 dla nich pozdrowienia.

Evert odwr贸ci艂 si臋 do niej.

- Chyba nie ma nikogo w domu.

- Chyba nie, dom wydaje si臋 pusty i cichy.

- Mo偶e matka jest chora.

- Mo偶liwe, ale je偶eli by艂oby to co艣 powa偶nego, poinformowaliby nas o tym wcze艣niej. Peder wydawa艂 si臋 nieco zagubiony, ale po chwili jego twarz poja艣nia艂a.

- W takim razie mo偶emy p贸j艣膰 na bor贸wki i zrobi膰 krem trolli po powrocie do domu! Evert popatrzy艂 na niego zadziwiony.

- Co to jest krem trolli? Elise odpowiedzia艂a zamiast Pedera.

- To bia艂ka jajek ubite z cukrem i wymieszane razem ze 艣wie偶ymi bor贸wkami. Nie jedli艣my tego od wielu lat, potrzeba do niego du偶o cukru i bia艂ek.

Kristianowi najwyra藕niej si臋 nie podoba艂o, 偶e Peder od razu zacz膮艂 uk艂ada膰 inne plany.

- Nie chce mi si臋 zbiera膰 bor贸wek, wola艂bym ju偶 raczej si膮艣膰 i czeka膰, mo偶e s膮 w ko艣ciele. Elise skin臋艂a g艂ow膮.

- Te偶 mi si臋 tak wydaje.

- Albo s膮 na wakacjach. - W g艂osie Everta nie by艂o s艂ycha膰 cienia oskar偶enia, ale to te偶 nie o jego matk臋 chodzi艂o.

Elise zerkn臋艂a na okna i dostrzeg艂a, 偶e co艣 si臋 poruszy艂o za firank膮.

- Chyba jednak s膮 w domu, widz臋 kogo艣 w oknie. Pospiesznie ruszyli na drug膮 stron臋 domu i zapukali do drzwi. Anne Sofie zbieg艂a ze schod贸w, 偶eby im otworzy膰. U艣miecha艂a si臋 nie艣mia艂o.

- Witaj, Anne Sofie! Ju偶 si臋 obawiali艣my, 偶e nikogo nie ma w domu, tak tu cicho. Anne Sofie spowa偶nia艂a.

- Mama jest chora.

- Znowu? Musi le偶e膰 w 艂贸偶ku? Anne Sofie skin臋艂a g艂ow膮.

- Nie wstaje od czasu wesela Hildy.

- Tak d艂ugo? Moja droga, nie wiedzia艂am o tym. Tata jest w domu?

- Nie, poszed艂 do ko艣cio艂a.

- Wi臋c ty zosta艂a艣 w domu sama i dogl膮dasz mamy. Mo偶e nie ma sensu, 偶eby艣my wszyscy r贸wnocze艣nie wchodzili na g贸r臋?

- Chyba nie. Mog臋 si臋 w tym czasie zaj膮膰 Hugo i Jensine w ogrodzie, pobiegn臋 tylko na g贸r臋 po kurtk臋.

Elise zwr贸ci艂a si臋 do ch艂opc贸w.

- Musimy teraz zachowywa膰 si臋 spokojnie i rozmawia膰 cicho, mama nie zniesie ha艂asu.

- Zostan臋 tutaj razem z Anne Sofie - powiedzia艂 szybko Peder.

- Ja te偶 - doda艂 Evert. Jak tylko Anne Sofie zesz艂a znowu na d贸艂, Elise z Kristianem wemkn臋li si臋 po schodach na g贸r臋.

Matka le偶a艂a w 艂贸偶ku z zamkni臋tymi oczami i r臋kami z艂o偶onymi na ko艂drze. Wygl膮da艂a blado, oczy mia艂a zapadni臋te i zdawa艂a si臋 jeszcze chudsza ni偶 wcze艣niej.

- Mamo? - powiedzia艂a Elise tak ostro偶nie, jak tylko potrafi艂a. Matka uchyli艂a powieki. Najpierw wygl膮da艂a na zdezorientowan膮, ale po chwili na jej wargach pojawi艂 si臋 lekki u艣miech.

- Elise? Kristian? Elise usiad艂a na kraw臋dzi 艂贸偶ka i wzi臋艂a do r臋ki jej d艂o艅, kt贸ra by艂a zimna i lepka od potu.

- Ju偶 tak dawno nie mieli艣my od was 偶adnych wie艣ci, 偶e zacz臋艂am si臋 martwi膰. Peder i Evert s膮 na dole w ogrodzie i pomagaj膮 Anne Sofie pilnowa膰 najm艂odszych dzieci.

Matka obliza艂a wargi.

- Tak mi przykro z powodu Emanuela.

- Wiem. Pod koniec wszystko sta艂o si臋 tak szybko. Emanuel przys艂a艂 telegram, 偶e chce przyjecha膰 do domu i kontynuowa膰 sw贸j interes, ale jego nieobecno艣膰 przeci膮ga艂a si臋 i to wystarczy艂o. Nagle kt贸rego艣 dnia otrzyma艂am telegram od pana Ringstad, 偶ebym przyjecha艂a. Emanuel zmar艂 tego samego dnia, kiedy przyjechali艣my, zd膮偶yli艣my si臋 jednak z nim po偶egna膰.

- Jak sobie radzisz sama?

- Jak na razie wszystko si臋 uk艂ada. Dobrze mi zap艂acili za moj膮 ostatni膮 ksi膮偶k臋, a ch艂opcy potrafi膮 pom贸c mi w domu. Gdy potrzebuj臋, 偶eby kto艣 zaj膮艂 si臋 Hugo i Jensine, mog臋 poprosi膰 pani膮 Jonsen.

- Jak sobie Peder radzi w szkole?

- Nie najlepiej, ale porozmawia艂am z jego nowym nauczycielem i on wykaza艂 sporo zrozumienia.

- C贸偶 to da... - Matka zamkn臋艂a oczy i ci臋偶ko westchn臋艂a. Widocznie martwi艂a si臋 o Pedera bardziej, ni偶 chcia艂a to przyzna膰.

- On na pewno sobie poradzi, mamo. Braki w czytaniu i pisaniu nadrabia wygadaniem. - Spr贸bowa艂a si臋 roze艣mia膰, ale matka nawet si臋 nie u艣miechn臋艂a.

- Nigdzie si臋 nie dojdzie w 偶yciu bez wykszta艂cenia - powiedzia艂a tak cichym g艂osem, 偶e Elise ledwo to us艂ysza艂a.

Matka ponownie otworzy艂a oczy i wyci膮gn臋艂a r臋k臋 do Kristiana.

- Jak ci si臋 powodzi, Kristianie? Ty sobie pewnie 艣wietnie radzisz w szkole! Skin膮艂 g艂ow膮 i niezdarnie wzi膮艂 j膮 za r臋k臋.

- Polepszy ci si臋 nied艂ugo? Na jej ustach pojawi艂 si臋 melancholijny u艣miech.

- Miejmy nadziej臋. Elise dostrzeg艂a, 偶e ona sama nie wierzy we w艂asne s艂owa. Co jej by艂o? Czy to by艂 nawr贸t suchot?

- Kaszlesz?

- Tylko troch臋. Ciesz臋 si臋, 偶e przysz艂a艣, Elise, tak bardzo chcia艂am z tob膮 porozmawia膰. - Jej spojrzenie pow臋drowa艂o w stron臋 Kristiana. - Mo偶esz tu zosta膰, Kristian, dobrze, je艣li ty te偶 to us艂yszysz.

Elise poczu艂a, jak robi jej si臋 ci臋偶ko na sercu. Czy偶by matka mia艂a zamiar zwierzy膰 im si臋, 偶e nie zosta艂o jej ju偶 wiele czasu?

- Nie rozmawia艂am z tob膮 od czasu 艣lubu Hildy - zacz臋艂a s艂abym g艂osem i ci膮gn臋艂a z wysi艂kiem. - Dopiero gdy wr贸ci艂am do domu, zacz臋艂am my艣le膰 o tym, czego dokona艂a艣. Jestem z ciebie dumna, Elise.

Elise nie mog艂a uwierzy膰 w to, co s艂yszy.

- My艣la艂am, 偶e si臋 wstydzisz. Matka lekko potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Nie. Zrobi艂o mi si臋 przykro, kiedy zrozumia艂am stosunek innych do ciebie, wr臋cz nie mog艂am powstrzyma膰 艂ez.

Zamilk艂a, zbieraj膮c si艂y.

- Ty jednak by艂a艣 bardzo odwa偶na, odwa偶niejsza, ni偶 mi si臋 wcze艣niej wydawa艂o, Asbj酶rn te偶 tak powiedzia艂.

Elise poczu艂a, jak wzbiera w niej duma.

- Naprawd臋 tak my艣lisz? Matka skin臋艂a potakuj膮co g艂ow膮.

- Nigdy bym si臋 nie odwa偶y艂a post膮pi膰 tak jak ty. Dobrze im wszystkim to zrobi艂o, tym ludziom, kt贸rzy tak bardzo si臋 wywy偶szaj膮, mam szczer膮 nadziej臋, 偶e Hildzie nie b臋dzie zbyt ci臋偶ko.

Zamkn臋艂a ponownie oczy i wydawa艂a si臋 bardzo zm臋czona.

- My艣l臋, 偶e powinnam si臋 zdrzemn膮膰 chwil臋, Elise. Pozdr贸w Pedera i Everta ode mnie - wymamrota艂a z zamkni臋tymi oczami.

Elise pokaza艂a Kristianowi znak, 偶eby wyszli z pokoju. Zeszli po schodach. Peder i Evert byli tak poch艂oni臋ci popisywaniem si臋 przed Anne Sofie, 偶e zapomnieli o celu ich odwiedzin.

- Matka teraz 艣pi - wyja艣ni艂a. - Wr贸cimy innym razem. Peder i Evert nawet jej nie us艂yszeli.

- Czy nie mo偶emy z Evertem zosta膰 tu troch臋? Sami wr贸cimy do domu - wykrzykn膮艂 gorliwie Peder.

- Traficie z powrotem?

- Nie jeste艣my ju偶 dzie膰mi.

- Ale nie wolno wam wchodzi膰 do 艣rodka i budzi膰 mamy.

- Nie b臋dziemy jej budzi膰, b臋dziemy bawi膰 si臋 razem z Anne Sofie.

- Niech si臋 bawi膮 - powiedzia艂 Kristian doros艂ym tonem. - Wtedy Peder zapomni, po co tu przyszed艂.

Elise skin臋艂a g艂ow膮.

- Biedna mama, 藕le wygl膮da. Kristian nic nie powiedzia艂.

- Chyba nie masz do niej 偶alu, Kristianie? Potrz膮sn膮艂 przecz膮co g艂ow膮.

- Ludzie nie mog膮 nic poradzi膰 na to, 偶e s膮 chorzy.

- Masz racj臋, ale ja my艣la艂am raczej o tym wszystkim, co by艂o wcze艣niej.

- Ja r贸wnie偶.

17

Dzie艅 p贸藕niej przysz艂a w odwiedziny Hilda razem z Isakiem, a tak偶e opiekunk膮. Zostawi艂a opiekunk臋 w kuchni, 偶eby pilnowa艂a tr贸jki najm艂odszych dzieci, a sama wzi臋艂a ze sob膮 Elise do salonu.

Jej spojrzenie prze艣lizgn臋艂o si臋 po staj膮cym tam 艂贸偶ku.

- Nie sprz膮tn臋艂a艣 jeszcze 艂贸偶ka po Emanuelu?

- Odwiedzi艂a nas ciotka Ulrikke i mieszka艂a tu przez tydzie艅. Hilda przewr贸ci艂a oczami. - Wi臋c pozwoli艂a艣, aby ciotka Emanuela przej臋艂a jego 艂贸偶ko i tw贸j w艂asny salon, kiedy ty sama by艂a艣 zmuszona siedzie膰 w kuchni i pisa膰, kiedy pl膮cze si臋 wok贸艂 ciebie pi膮tka ha艂a艣liwych dzieciak贸w?

- A co twoim zdaniem powinnam by艂a zrobi膰?

- Mog艂a艣 powiedzie膰, zreszt膮 zgodnie z prawd膮, 偶e nic nie jeste艣 winna rodzinie Ringstad i 偶e mo偶e pojecha膰 z powrotem do gospodarstwa i 偶erowa膰 na rodzicach Emanuela zamiast na tobie!

- Ona na mnie nie 偶erowa艂a, p艂aci艂a za siebie, a nawet wi臋cej ni偶 by艂o trzeba. Nigdy wcze艣niej nie 偶yli艣my tak dobrze, jak podczas tego tygodnia. Ale co s艂ycha膰 u ciebie? - doda艂a pospiesznie. - Opowiadaj!

Hilda niespodziewanie zarzuci艂a jej ramiona na szyj臋.

- Tak mi przykro z powodu tego, co si臋 sta艂o. Mimo 偶e gniewa艂am si臋 na Emanuela i wola艂abym widzie膰 ciebie razem z Johanem, to by艂 on ojcem Jensine, a ty nieustannie go broni艂a艣. Musia艂a艣 kocha膰 go bardziej, ni偶 mi si臋 wcze艣niej wydawa艂o.

Elise nic nie odpowiedzia艂a, czu艂a si臋 teraz jak hipokrytka.

- Najpierw ty mi wszystko opowiedz. Jak si臋 czu艂a艣, widz膮c go w tak z艂ym stanie, i jak zareagowali ch艂opcy? 呕a艂owa艂 tego, co zrobi艂?

Elise kr贸tko opowiedzia艂a o telegramie, o podr贸偶y do Ringstad, spotkaniu z Emanuelem i o tym, jak i ona, i Kristian poprosili o wybaczenie.

- To wy przepraszali艣cie jego? Wydawa艂o mi si臋, 偶e mia艂o by膰 odwrotnie. Elise potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Emanuel przeprosi艂 mnie ju偶 wcze艣niej, tym razem to ja i Kristian mieli艣my nieczyste sumienie. Poprzednio by艂am zagniewana i powiedzia艂am wiele rzeczy, kt贸rych potem 偶a艂owa艂am. Kristianowi by艂o natomiast przykro, poniewa偶 odm贸wi艂 przeproszenia nas, kiedy spr贸bowa艂 uciec z domu. Mo偶na oczywi艣cie dyskutowa膰 o tym, po czyjej stronie by艂a racja, ale Kristian nie powinien by艂 by膰 tak przekorny, a ja nigdy nie powinnam by艂a stan膮膰 po stronie ch艂opc贸w. Emanuel czu艂 z pewno艣ci膮, 偶e nikt go nie popiera. On by艂 przyzwyczajony, 偶e dzieci wychowuje si臋 du偶o bardziej surowo, robi艂 tylko to, co sam uwa偶a艂 za s艂uszne.

Hilda wzruszy艂a ramionami.

- Nie musimy o tym wi臋cej rozmawia膰. Emanuel nie 偶yje i nie odgrywa teraz wi臋kszej roli, kto mia艂 racj臋, a kto jej nie mia艂. Jak sobie teraz poradzisz, Elise? Emanuel mimo wszystko przynosi艂 do domu kilka koron, a ty nie masz teraz innego 藕r贸d艂a dochodu, jak tylko twoje pisanie. Czy tw贸j te艣膰 ci pom贸g艂?

- Dosta艂am od niego dwie艣cie koron, kiedy zabra艂 ze sob膮 Emanuela do domu, a innego razu przys艂a艂 poczt膮 sto koron. Emanuel powiedzia艂 mu, 偶e niezwykle du偶o zarobi艂am na ostatniej ksi膮偶ce, a ja nie mia艂am na tyle tupetu, 偶eby powiedzie膰 mu, 偶e to by艂a przesada. To zabrzmia艂oby jak 偶ebranie, a to jest ostatnia rzecz, jak膮 jestem gotowa zrobi膰. Poza tym on nie ma zbyt wiele do powiedzenia, to pani Ringstad decyduje o wszystkim w maj膮tku.

- Dlaczego Emanuel powiedzia艂 mu, 偶e zarobi艂a艣 niezwykle du偶o?

- Mo偶e by艂 z tego dumny albo mo偶e chcia艂 zag艂uszy膰 wyrzuty sumienia, kt贸re odczuwa艂 jego ojciec, nie wiem.

- My艣la艂am, 偶e twoja te艣ciowa jest teraz do ciebie przychylniej nastawiona.

- Przez jaki艣 czas, owszem, tak by艂o. Podczas 艣wi膮t czu艂am, 偶e w ko艅cu mnie zaakceptowa艂a. Nie podoba艂o jej si臋, co prawda, 偶e tak d艂ugo mnie nie by艂o tego dnia, kiedy pojecha艂am do ciebie, ale poza tym by艂o nam razem mi艂o.

- A teraz? Widz臋 po tobie, 偶e co艣 jest na rzeczy, mo偶esz r贸wnie dobrze od razu to powiedzie膰.

- Signe tam by艂a, znowu s膮 przyjaci贸艂kami. Hilda znowu przewr贸ci艂a oczami.

- A wi臋c twoja kochana te艣ciowa z otwartymi ramionami przyj臋艂a kochank臋 swego syna? Poniewa偶 ta chciwa zdzira nale偶y do pot臋偶nego rodu posiadaczy ziemskich, a to mo偶e doprowadzi膰 do zwi臋kszenia warto艣ci Ringstad?

Elise poczu艂a si臋 niezr臋cznie. Spos贸b, w jaki uj臋艂a to Hilda, przypomnia艂 jej o wszystkich nieprzyjemnych rzeczach, kt贸re wola艂a zapomnie膰, a w ka偶dym razie odsun膮膰 od siebie na jaki艣 czas.

- Jak rozumiem, to Sebastian jest teraz dziedzicem gospodarstwa, a ty nie chcia艂a艣 oponowa膰, poniewa偶 wsp贸艂czu艂a艣 swemu biednemu te艣ciowi. Jeste艣 zbyt dobra, Elise! I co z tego masz?

Hilda popatrzy艂a na ni膮 surowo.

- Nikt ci za to nie podzi臋kuje. Kto艣, kto nigdy nie ma odwagi zaprotestowa膰 i pozwala innym wodzi膰 si臋 za nos, nie zyskuje sobie szacunku u ludzi. To wa偶ne, aby by膰 dobrym cz艂owiekiem i ja wiem, 偶e jeste艣 pokojowo nastawion膮 osob膮, kt贸ra unika konflikt贸w, ale czasami trzeba walczy膰. Pomy艣l, jak to jest urz膮dzone w przyrodzie, tam walka o przetrwanie jest centraln膮 zasad膮. Ten, kto si臋 poddaje, jest przegrany. Matka ptasz膮t troszczy si臋 o po偶ywienie dla swych dzieci i pr贸buje je uchroni膰 przed drapie偶nikami. Znale藕li艣my wiosn膮 piskl臋 wrony w trawie pod domkiem majstra. Piskl臋ta wron ucz膮 si臋 fruwa膰 przez par臋 dni i przez ten czas rodzice musz膮 zapewnia膰 im jedzenie i odp臋dza膰 wszelkie niebezpiecze艅stwa. Matka i ojciec siedzieli ka偶de na swej ga艂臋zi na drzewie i pilnowali pisklaka, ka偶d膮 sekund臋 dnia. Za ka偶dym razem, kiedy si臋 zbli偶a艂am, jedno z nich, albo oboje, zlatywa艂o w d贸艂 w moj膮 stron臋 tak, 偶e niemal si臋 ich ba艂am. Rozumiesz, co chc臋 powiedzie膰? Jeste艣 odpowiedzialna za swoje dzieci, to od ciebie zale偶y, czy Hugo dostanie to, co mu si臋 prawnie nale偶y. Pomy艣l, co b臋dzie, je偶eli co艣 si臋 stanie panu Ringstad? Wtedy twoja te艣ciowa zrobi wszystko, co w jej mocy, aby odebra膰 Hugo to, co jest jego, poniewa偶 zamiast niego woli Sebastiana. Masz zamiar bez sprzeciwu to zaakceptowa膰? Elise 偶achn臋艂a si臋.

- Nie zaczynaj chocia偶 ty!

- A wi臋c nie ja pierwsza to m贸wi臋?

- Ciotka Ulrikke m贸wi艂a to samo.

- Sama widzisz. Co masz zamiar z tym zrobi膰?

- Porozmawiam z panem Wang-Olafsenem, on jest adwokatem. Hilda unios艂a brwi.

- M贸j Bo偶e! Najwyra藕niej pomyli艂am si臋 co do ciebie. Przepraszam. Elise u艣miechn臋艂a si臋 w odpowiedzi.

- Czy mo偶esz teraz opowiedzie膰, jak ci by艂o w Bournemouth? Hilda zacz臋艂a opowiada膰 o przyp艂ywach i odp艂ywach, o bia艂ych, t艂ustych kobietach, kt贸re pluska艂y si臋 w艣r贸d fal prawie bez ubra艅, o przystojnych, dobrze zbudowanych m艂odych m臋偶czyznach w strojach k膮pielowych, kt贸re, kiedy by艂y mokre, wi臋cej ods艂ania艂y, ni偶 zas艂ania艂y, o dzieciach, kt贸re piej膮c z rado艣ci, tapla艂y si臋 w wodzie, o eleganckich hotelach, gdzie na werandzie podawano szampana, i o pi臋knych zachodach s艂o艅ca.

Elise s艂ucha艂a i my艣lami odp艂ywa艂a daleko st膮d.

- A ty i majster te偶 si臋 razem dobrze bawili艣cie?

- Bardzo dobrze. Nikt nic o nas nie wiedzia艂, traktowano mnie dok艂adnie tak samo, jak jego. Zapoznali艣my si臋 nawet z du艅sk膮 par膮 w wieku Paulsena, on by艂 dyrektorem i, z tego co wywnioskowa艂am, dobrze sobie radzi艂, i oni rozmawiali ze mn膮, jakbym by艂a z tego samego 艣rodowiska, co oni. Chcia艂abym, aby艣my wyprowadzili si臋 z Kristianii i zamieszkali gdzie艣, gdzie nikt nas nie zna. Wtedy nie pope艂ni艂abym tego samego g艂upiego b艂臋du, zdradzaj膮c moje pochodzenie, tylko udawa艂abym, 偶e te偶 pochodz臋 z mieszcza艅stwa. Elise spojrza艂a na ni膮 zdziwiona.

- My艣la艂am, 偶e jeste艣 raczej dumna z tego, 偶e powiedzia艂a艣 o swoim pochodzeniu i da艂a艣 ludziom do zrozumienia, 偶e nie jeste艣my mniej warci z tego powodu.

- Zmieni艂am zdanie. Po tym nieszcz臋snym przyj臋ciu u przyjaci贸艂 Paulsena ju偶 tak nie my艣l臋. Najch臋tniej zapomnia艂abym, jak nam by艂o w czynsz贸wce Andersena. Czy jest to pow贸d do dumy, 偶e ojciec codziennie si臋 upija艂 i przyprowadza艂 dziwki ze sob膮 do domu? 呕e matka po dwana艣cie godzin sta艂a przy maszynie w powietrzu tak g臋stym, 偶e mo偶na je by艂o kroi膰 no偶em, a偶 w ko艅cu nabawi艂a si臋 suchot? - Wzi臋艂a g艂臋boki oddech, po czym ci膮gn臋艂a dalej. - 呕e moi mali bracia musieli pracowa膰 po szkole, aby do艂o偶y膰 kilka 酶re do jedzenia? I 偶e zarz膮dca domu zagrozi艂, 偶e nas wyrzuci na ulic臋, kiedy raz nie uda艂o nam si臋 zap艂aci膰 w por臋 czynszu?

Elise wpatrywa艂a si臋 w Hild臋.

- Jak kiedykolwiek mo偶e by膰 lepiej, je偶eli nikt nie jest sk艂onny o to walczy膰? Ci, kt贸rzy nadal stoj膮 przy maszynach, nie maj膮 si艂 na walk臋. W艂a艣nie tacy ludzie jak ty i ja mog膮 co艣 zmieni膰. Ja mog臋 to uczyni膰 poprzez pisanie o tym, a ty opowiadaj膮c o swym pochodzeniu twoim nowym znajomym.

Hilda potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- B臋dzie to zadaniem nast臋pnego pokolenia. Sama widzia艂a艣, jak niewiele to da艂o, 偶e wszyscy m臋偶czy藕ni dostali prawo do g艂osowania, niezale偶nie od tego, czy maj膮 prac臋, czy 偶yj膮 z zapomogi. Nic si臋 nie poprawi艂o. Czy robotnicy maj膮 teraz wi臋cej do powiedzenia? Wszystko jest, jak by艂o, czy mamy Parti臋 Pracy, czy nie.

- Wygl膮da na to, 偶e si臋 podda艂a艣 i uwa偶asz, 偶e niesprawiedliwo艣膰 nadal b臋dzie panowa膰, niezale偶nie od tego, co robimy.

- Bo tak b臋dzie. Ci, kt贸rzy maj膮 w艂adz臋 i pieni膮dze, tak 艂atwo ich nie oddadz膮. Ka偶dy jest kowalem w艂asnego losu. Niekt贸rzy dadz膮 rad臋 wspi膮膰 si臋 wy偶ej ni偶 inni. Elise pokr臋ci艂a g艂ow膮.

- Nie zgadzam si臋 z tob膮 pod tym wzgl臋dem. Jak d艂ugo ci po drugiej stronie rzeki nie wiedz膮, w jakich warunkach 偶yj膮 robotnicy, nie mo偶emy oczekiwa膰, 偶e zrobi膮 cokolwiek, aby to zmieni膰. Ja w ka偶dym razie spr贸buj臋 opisa膰 losy pojedynczych ludzi, dopiero wtedy bowiem inny cz艂owiek mo偶e wczu膰 si臋 w sytuacj臋 swego bli藕niego. S艂ysza艂a艣, 偶e dosta艂am zaproszenie do domu pana Eilerta Iversena, kt贸ry siedzia艂 obok mnie przy stole podczas twojego wesela?

Hilda wytrzeszczy艂a oczy ze zdziwienia.

- Nie, nie wiedzia艂am o tym. Posz艂a艣?

- Tak, ale ba艂am si臋. Ba艂am si臋, 偶e prze偶yj臋 to samo, co ty na przyj臋ciu u przyjaci贸艂 majstra, ale oni na szcz臋艣cie byli zupe艂nie inni. Owszem, byli z tego samego 艣rodowiska, ale s膮 m艂odzi, idealistycznie nastawieni do 偶ycia i szczerze zainteresowani losem robotnik贸w. Problem polega jedynie na tym, 偶e nie potrafi膮 wczu膰 si臋 w ich po艂o偶enie, bo za ma艂o wiedz膮.

- A ty spr贸bowa艂a艣 im wi臋cej powiedzie膰 na ten temat.

- Owszem, w ka偶dym razie troch臋 wi臋cej. Jeden z nich spyta艂 mnie, czy mog艂abym zabra膰 go ze sob膮 do kt贸rej艣 z prostytutek na Lakkegata lub Vaterland, aby sam m贸g艂 us艂ysze膰 z ich ust, jak wygl膮da ich 偶ycie. Mam zamiar spyta膰 Othilie, czy nie ma nic przeciwko temu.

- Jasne, 偶e ona nie b臋dzie chcia艂a wzi膮膰 udzia艂u w czym艣 podobnym. Pozwoli膰, aby m艂ody, ciekawski m臋偶czyzna mia艂 tego rodzaju wgl膮d w jej 偶ycie. Czy ty by艣 to zrobi艂a?

- Othilie jest inna od pozosta艂ych dziewcz膮t. Ona wi臋cej my艣li. Przypomnij sobie, jak bardzo si臋 troszczy艂a o t臋 dziewczyn臋, kt贸ra dopiero zaczyna艂a! Gdyby mi o niej nie opowiedzia艂a, biedactwo zarabia艂aby teraz na ulicy, zamiast pracowa膰 jako prz膮dka w prz臋dzalni. Wydaje mi si臋, 偶e Othilie si臋 zgodzi, je偶eli b臋dzie to mia艂o na celu pomoc innym i je艣li b臋dzie pewna, 偶e nie zostanie to wykorzystane przeciwko niej.

Hilda wzruszy艂a ramionami.

- A ty i Anna nadal nie macie 偶adnych wie艣ci od Johana? - spyta艂a, niespodziewanie zmieniaj膮c temat.

Elise u艣miechn臋艂a si臋 w odpowiedzi.

- Ale偶 tak, dosta艂am list!

- Naprawd臋? - Hilda wydawa艂a si臋 szczerze zdziwiona. - Nie my艣la艂abym, 偶e to si臋 stanie, nie teraz, po tak d艂ugim czasie. I ten list pewnie ci臋 nie rozczarowa艂?

Elise potrz膮sn臋艂a przecz膮co g艂ow膮.

- Nied艂ugo przyjedzie do Norwegii, 偶eby spotka膰 si臋 z ojcem.

- I ze swoj膮 ukochan膮, jak zak艂adam. Och, Elise, tak bardzo si臋 ciesz臋! Zas艂u偶y艂a艣 na to. Dlaczego, na Boga, nie pisa艂 wcze艣niej? Elise wyja艣ni艂a, co si臋 wydarzy艂o.

Hilda wpatrywa艂a si臋 w ni膮, ze zdziwienia najwyra藕niej nie mog膮c znale藕膰 s艂owa.

- To ta dziewczyna zabra艂a i jego listy, i te, kt贸re by艂y od was? Nie s艂ysza艂am w 偶yciu niczego podobnego!

- Johan by艂 tak w艣ciek艂y, 偶e ba艂 si臋, 偶e nie b臋dzie w stanie nad sob膮 zapanowa膰. Jeden z koleg贸w zdo艂a艂 go jednak uspokoi膰.

- A teraz mi臋dzy wami jest ju偶 sielanka? Pewnie odpowiedzia艂a艣 na jego list i nie ukrywa艂a艣, 偶e twoje uczucia do niego si臋 nie zmieni艂y?

Elise przytakn臋艂a.

- Powiedzia艂am mu o 艣mierci Emanuela.

- A wi臋c teraz nie ma 偶adnych przeszk贸d, aby艣cie w ko艅cu mogli by膰 razem.

- Najpierw mam rok 偶a艂oby.

- Zewn臋trznie, owszem, ale to, 偶e ubierasz si臋 na czarno, nie oznacza, 偶e musisz zadowala膰 si臋 jedynie trzymaniem go za r臋k臋?

- Hildo, daj spok贸j! Jeste艣 straszna!

- Szczera, chcesz chyba powiedzie膰. Nie udawaj, 偶e jeste艣 lepsza, ni偶 naprawd臋 jeste艣. Widz臋 po twoich oczach, o czym naprawd臋 marzysz.

Elise nie mog艂a powstrzyma膰 si臋 od 艣miechu, ale po chwili spowa偶nia艂a.

- Kristian jest ostatnio jaki艣 dziwny. Mam nieprzyjemne przeczucie, 偶e podst臋pem przeczyta艂 list od Johana. Mimo 偶e tak bardzo gniewa艂 si臋 na Emanuela, wydaje si臋, 偶e nie podoba mu si臋, 偶e mog臋 kocha膰 innego.

- On, kt贸ry wcze艣niej wr臋cz ub贸stwia艂 Johana?

- Wydaje mi si臋, 偶e to niekoniecznie ma cokolwiek wsp贸lnego z Johanem, ale 偶e jego zdaniem post臋puj臋 niemoralnie lub co艣 w tym stylu.

- S艂ysza艂am, 偶e dzieci maj膮 silne poczucie sprawiedliwo艣ci. Mo偶e troch臋 zaczekasz, zanim powiesz mu, 偶e Johan przyje偶d偶a do Norwegii i 偶e nadal kochasz go r贸wnie mocno, jak kiedy byli艣cie zar臋czeni. Bo tak w艂a艣nie jest, prawda?

Elise przytakn臋艂a.

- Tak, to prawda.

18

呕a艂owa艂a teraz, 偶e si臋 zgodzi艂a. Ulica Lakkegata by艂a daleko st膮d, co b臋dzie, je偶eli nie znajdzie Othilie?

Dosta艂a kartk臋 od kolegi Eilerta Iversena, kt贸ry nazywa艂 si臋 Asle Diriks i mieszka艂 na ulicy Oscarsgate. Jego adres wiele jej o nim powiedzia艂. Asle Diriks, wyra藕nie zniecierpliwionym tonem, przypomnia艂 jej o ich wcze艣niejszej umowie. Zapyta艂, czy mogliby razem wybra膰 si臋 na spacer w sobot臋 po po艂udniu?

Odpowiedzia艂a pisz膮c, 偶e to zale偶y, czy dziewczyna, o kt贸r膮 chodzi艂o, jest sk艂onna si臋 z nim spotka膰, o czym niezw艂ocznie go poinformuje.

Obok niej przejecha艂a z turkotem doro偶ka. Elise pomy艣la艂a, 偶e nie ma czasu na zajmowanie si臋 tym, poza tym ba艂a si臋 r贸wnie偶, 偶e sw膮 pro艣b膮 zrani Othilie. By膰 mo偶e ca艂a wizyta odniesie skutek odwrotny do zamierzonego.

Ostatnio napisa艂a wiele stron swej powie艣ci. Wczoraj rano pos艂aniec przyni贸s艂 maszyn臋 do pisania, prawie nie mog艂a uwierzy膰, 偶e rzeczywi艣cie mo偶e j膮 po偶yczy膰 i trzyma膰 tak d艂ugo, jak b臋dzie chcia艂a. To by艂a pi臋kna maszyna typu Liliput, na takiej samej pracowa艂a w biurze u Graaha. Niewiele os贸b tak膮 mia艂o.

Ch艂opcy oniemieli z podziwu, kiedy po powrocie ze szko艂y zobaczyli ten cud. Wszyscy dostali pozwolenie, 偶eby spr贸bowa膰 napisa膰 swoje imi臋. Kristiana i Everta zaciekawi艂 jej mechanizm i badali j膮 od g贸ry, z boku i z do艂u, analizowali klawisze oraz spos贸b, w jaki litery stawa艂y si臋 widoczne dzi臋ki kolorowej ta艣mie. Pederowi z podekscytowania zal艣ni艂y oczy na my艣l, 偶e teraz nie musi ju偶 uczy膰 si臋 艂adnie pisa膰, zamiast tego mo偶e przecie偶 po偶yczy膰 jej maszyn臋!

Gdy tak drepta艂a w d贸艂 ulicy Sandakerveien, jej my艣li zacz臋艂y kr膮偶y膰 wok贸艂 akcji jej powie艣ci. W艂a艣nie dosz艂a do momentu, kiedy g艂贸wna bohaterka, Inger Bruun, zostaje zaproszona do domu rodzic贸w Henrika Teisa. Zosta艂a tam przyj臋ta mniej wi臋cej tak, jak ona sama przez rodzic贸w Emanuela, kiedy przyjecha艂a do Ringstad po raz drugi i oni zrozumieli, 偶e by艂o to ze strony ich syna co艣 wi臋cej ni偶 tylko dobroczynno艣膰. Jej palce fruwa艂y po klawiszach, nie potrzebowa艂a nawet si臋 zastanawia膰. Potem poczu艂a ulg臋, 偶e mog艂a wyrzuci膰 z siebie te uczucia i przela膰 je na papier.

W zamy艣leniu potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. By膰 mo偶e tak to w艂a艣nie dzia艂a艂o: pisz膮c o swych w艂asnych, nieprzyjemnych do艣wiadczeniach, mog艂a pozby膰 si臋 trucizny ze swego wn臋trza.

Zacz臋艂o zmierzcha膰. Hugo i Jensine byli pod opiek膮 ch艂opc贸w, kt贸rzy przez reszt臋 wieczoru mieli odrabia膰 lekcje. Nie powiedzia艂a im, dok膮d si臋 wybiera. By艂a zmuszona sk艂ama膰 i powiedzie膰, 偶e idzie na spotkanie z jedn膮 z dawnych kole偶anek z prz臋dzalni. Kristian wydawa艂 si臋 podejrzliwy, ale nic nie powiedzia艂. Czy on s膮dzi艂, 偶e idzie na spotkanie z m臋偶czyzn膮?

Za ka偶dym razem, kiedy przechodzi艂a obok czynsz贸wki Anderseng氓rden, nie mog艂a si臋 powstrzyma膰, 偶eby nie zerkn膮膰 na okna. Teraz zar贸wno w ich, jak i w mieszkaniu Thoresen贸w mieszkali obcy, ale poza tym nic si臋 nie zmieni艂o. Niewa偶ne, jak mizernie si臋 im tam 偶y艂o, na my艣l o tym domu czu艂a t臋sknot臋 zabarwion膮 nostalgi膮.

Troch臋 dalej na ulicy zobaczy艂a dzieci wychodz膮ce z 艁a藕ni Publicznej w Sagene. Na ten widok poczu艂a wyrzuty sumienia. Powinna posy艂a膰 tam ch艂opc贸w od czasu do czasu, powoli stawali si臋 zbyt duzi na bali臋 w kuchni, wszystko jednak kosztowa艂o i do tej pory uwa偶a艂a, 偶e si臋 bez tego obejdzie.

Ko艂o m艂yna Glada hucza艂 wodospad, a woda z grzmotem sp艂ywa艂a w kierunku mostu Beierbrua. Elise pomy艣la艂a, 偶e z ch臋ci膮 ponownie odwiedzi艂aby Ann臋, nie mia艂a jednak czasu. Ka偶dego wieczoru odmawiaj膮c modlitw臋, prosi艂a, aby Annie dane by艂o zachowa膰 dziecko i aby por贸d przebieg艂 pomy艣lnie. W duchu mia艂a g艂臋bok膮 nadziej臋, 偶e Annie, kt贸ra tak uwielbia dzieci, dane b臋dzie do艣wiadczy膰 macierzy艅stwa.

Przechodz膮c obok bramy szko艂y Sagene, celowo odwr贸ci艂a twarz ku rzece, nie mia艂a bowiem ochoty spotka膰 nowego nauczyciela Pedera. Nie zd膮偶y艂a jednak nawet doko艅czy膰 tej my艣li, kiedy us艂ysza艂a za sob膮 kroki i jaki艣 g艂os zakrzykn膮艂: - Pani Ringstad?

Odwr贸ci艂a si臋. Tak, to by艂 on. 呕e te偶 musia艂 wyj艣膰 ze szko艂y w艂a艣nie teraz! Powinna by艂a p贸j艣膰 inn膮 drog膮, ale teraz by艂o ju偶 za p贸藕no.

U艣miecha艂 si臋.

- Tak my艣la艂em, 偶e pani sylwetka wydaje mi si臋 jaka艣 znajoma, ale nie by艂em pewien, 偶e to pani. Wybiera si臋 pani do centrum?

Skin臋艂a g艂ow膮.

- Nie do samego centrum.

- W takim razie mo偶emy p贸j艣膰 razem. Ja wynajmuj臋 pok贸j na ulicy 脴stgaardsgate. Jak si臋 ma Peder? Chyba ju偶 wi臋cej nie p艂aka艂 po przyj艣ciu ze szko艂y?

Elise potrz膮sn臋艂a przecz膮co g艂ow膮.

- Na szcz臋艣cie nie, teraz m贸wi si臋 o panu bardzo przychylnie.

- Mi艂o to s艂ysze膰. Wiem, 偶e niekt贸rzy starsi nauczyciele praktykuj膮 dyscyplin臋 z u偶yciem trzciny do bicia i temu podobnych, ja sam jednak uwa偶am, 偶e wystarczy kilka uderze艅 linijk膮 po palcach. To sprawia b贸l, co dzia艂a odstraszaj膮co.

Elise nic nie odpowiedzia艂a. Wydawa艂o jej si臋, 偶e powinno si臋 umie膰 utrzyma膰 dyscyplin臋 bez uciekania si臋 do bicia, ona sama rzadko kiedy musia艂a da膰 ch艂opcom klapsa.

- Czy pani ca艂e 偶ycie mieszka艂a w tej okolicy, pani Ringstad?

- Owszem, dorasta艂am w Anderseng氓rden. To niedaleko, boczna ulica od Sandakerveien, po prawej stronie, w g贸r臋 od szko艂y. - Za艣mia艂a si臋, s艂ysz膮c, jak niezdarnie to wyja艣ni艂a, on teraz pewnie pomy艣la艂, 偶e jest g艂upia.

- Id膮c od do艂u ulicy, rzecz jasna.

- My艣la艂em, 偶e mieszkali艣cie w tym ma艂ym czerwonym domku przy mo艣cie Beierbrua?

- Przeprowadzili艣my si臋 do mieszkania majstra dopiero po moim 艣lubie.

- Czy ten domek to mieszkanie majstra?

- Wcze艣niej mieszka艂 tam majster z m艂yna Stampem酶llen, kt贸ry w艂a艣nie tam by艂 po艂o偶ony.

- Bawi mnie, gdy s艂ysz臋, jak Peder nazywa to domem majsra. Elise u艣miechn臋艂a si臋.

- Dok艂adnie tak, jak kiedy m贸wi parlament. Obydwoje si臋 roze艣mieli.

- Pewnie zna tu pani wiele os贸b, skoro dorasta艂a pani w okolicy.

- Znam wi臋kszo艣膰 os贸b, plotkary r贸wnie偶. W艂a艣nie jedna z nich nadchodzi w nasz膮 stron臋, ryzykuje pan teraz, 偶e b臋d膮 o panu kr膮偶y膰 nieprzyjemne opowie艣ci, panie Knudsen.

- Dobry wiecz贸r, pani Evertsen - przywita艂a swoj膮 dawn膮 s膮siadk臋.

- Ile偶 to czasu min臋艂o, od kiedy widzia艂y艣my si臋 ostatni raz.

- Witaj, Elise. Moje kondolencje z powodu Emanuela, to bardzo przykre, 偶e odszed艂 tak wcze艣nie - m贸wi膮c to, zerkn臋艂a surowo w stron臋 nauczyciela.

- To jest nowy nauczyciel Pedera, pan Knudsen - wyja艣ni艂a Elise. - Spotka艂am go w艂a艣nie przypadkiem przed bram膮 szko艂y.

- Co nowego s艂ycha膰 w kamienicy Anderseng氓rden? - doda艂a pospiesznie, aby nie musie膰 dalej rozmawia膰 o 艣mierci Emanuela.

- Czy pojawili si臋 jacy艣 mili lokatorzy w mieszkaniu pani Thoresen? Pani Evertsen potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 z surow膮 min膮. - Nic ju偶 nie jest tak, jak dawniej. Dzieciaki ha艂asuj膮, baba si臋 drze, a facet wtacza si臋 na g贸r臋 po schodach p贸藕no w nocy, ha艂asuj膮c pustymi flaszkami, kt贸re ma w kieszeni. Pami臋tam te czasy, kiedy ty i twoja matka, i Anna i pani Thoresen tam mieszka艂y艣cie. Wtedy nigdy nie dzia艂o si臋 nic z艂ego. Pi艂y艣my razem kaw臋 i 艣mia艂y艣my si臋, i razem gada艂y艣my, a je艣li zapomnia艂am kupi膰 syrop lub odrobin臋 mleka do kawy, po偶ycza艂am od twojej matki lub pani Thoresen. A teraz Aslaug le偶y w ziemi, twojej matki za艣 nie widzia艂am ju偶 ca艂e wieki.

- Ona zapad艂a ostatnio na zdrowiu. Gdy odwiedzali艣my j膮 ostatnim razem, nie mia艂a nawet si艂y przywita膰 si臋 z Pederem, Evertem i najm艂odszymi dzie膰mi, jedynie ja i Kristian mogli艣my do niej wej艣膰.

- Tale to ju偶 si臋 ci膮gnie od paru 艂adnych lat, moim zdaniem to suchoty j膮 wyko艅czy艂y. Albo tw贸j ojciec, kiedy zacz膮艂 pi膰.

Elise nie mia艂a ochoty dalej jej s艂ucha膰.

- Mam co艣 do za艂atwienia, z czym musz臋 zd膮偶y膰 przed zmrokiem, prosz臋 pozdrowi膰 ode mnie pani膮 Albertsen, je偶eli j膮 pani spotka - powiedzia艂a, po czym odwr贸ci艂a si臋 i ruszy艂a przed siebie.

Jak tylko odeszli kawa艂ek dalej, pan Knudsen powiedzia艂: - Wydawa艂a si臋 taka mi艂a i serdeczna.

- Taka te偶 jest, gdyby tylko potrafi艂a nie wtr膮ca膰 swego nosa w cudze sprawy. Roze艣mia艂 si臋 w odpowiedzi.

- O mnie to ona raczej zbytnio nie poplotkuje, nie zada艂a mi nawet jednego pytania. Elise nie mia艂a ochoty t艂umaczy膰 mu, co pani Evertsen prawdopodobnie przeka偶e dalej swoim znajomym. Wystarczy艂o, 偶e zobaczy艂a wdow臋 Ringstad w towarzystwie jednego z nauczycieli.

- Przykro mi s艂ysze膰, 偶e pani matka jest chora - ci膮gn膮艂 dalej. - To si臋 raczej rzadko zdarza, 偶e ludzie prze偶ywaj膮 gru藕lic臋.

Przytakn臋艂a.

- Jej pewnie te偶 by si臋 nie uda艂o, gdyby nie to, 偶e mog艂a pojecha膰 do sanatorium. Nie wiem te偶, czy to, na co cierpia艂a, to by艂y prawdziwe suchoty, czy tylko co艣, co przypomina艂o t臋 chorob臋. Czy to si臋 nie nazywa przypadkiem zapaleniem op艂ucnej?

Knudsen wyda艂 si臋 zaciekawiony.

- Pobyt w sanatorium pewnie nie nale偶a艂 do tanich?

- Raczej nie, nas samych nigdy nie by艂oby na to sta膰, ale mieli艣my szcz臋艣cie, 偶e majster w prz臋dzalni zechcia艂 zap艂aci膰 za jej pobyt.

W tym momencie wyda艂 si臋 jeszcze bardziej zaintrygowany, wi臋c poczu艂a si臋 w obowi膮zku wyja艣ni膰: - Moja siostra wysz艂a za niego latem.

- Chce pani powiedzie膰, 偶e co艣 mi臋dzy nimi by艂o ju偶 wtedy?

- Owszem. Niech臋tnie o tym wspominali艣my, ale teraz nie odgrywa ju偶 to wi臋kszej roli.

- W takim razie ona musi by膰 r贸wnie pi臋kna, jak pani, skoro uda艂o jej si臋 z艂owi膰 samego majstra.

Elise poczu艂a, 偶e si臋 czerwieni.

- Jakie偶 to dziwne, 偶e los dw贸ch si贸str uk艂ada si臋 prawie identycznie. Pani r贸wnie偶 uda艂o si臋 wyj艣膰 za m臋偶czyzn臋, kt贸ry pochodzi艂 z wy偶szej grupy spo艂ecznej, prawda?

Nie wiedzia艂a, co ma odpowiedzie膰. W jego ustach zabrzmia艂o to, jakby i ona, i Hilda wysili艂y si臋, aby z艂apa膰 dobrze sytuowanego m臋偶czyzn臋.

- Pani matka jest pewnie z was dumna. Z tego co s艂ysza艂em, niewielu osobom udaje si臋 wspi膮膰 po drabinie spo艂ecznej, zw艂aszcza je艣li pani ojciec... - urwa艂 w po艂owie zdania.

- Je艣li nasz ojciec by艂 n臋dznym pijaczyn膮, chce pan powiedzie膰?

- Tak, co艣 w tym stylu. To raczej nie pomaga w 偶yciu. Rozumiem jednak, 偶e jest pani utalentowana, inaczej nie da艂aby pani rady pisa膰 ksi膮偶ek, kt贸re przyjmuj膮 w wydawnictwie. Jak pozna艂a pani m臋偶a?

Najwyra藕niej chcia艂 si臋 rozezna膰 w sporej liczbie spraw dotycz膮cych jej przesz艂o艣ci.

- W kaplicy prowadzonej przez Armi臋 Zbawienia - powiedzia艂a. - Maj膮 siedzib臋 na Pilestredet, przychodz膮 tam bezrobotni, bezdomni i alkoholicy. Armia nikomu nie odmawia.

- Bogatym dziedzicom gospodarstw te偶 nie?

- To on by艂 w Armii, ja posz艂am tam prosi膰 o pomoc. Doszli na ulic臋 脴stergaardsgate. Zatrzyma艂a si臋.

- Dzi臋kuj臋 za towarzystwo, panie Knudsen.

- Ja r贸wnie偶 dzi臋kuj臋. Zaczyna robi膰 si臋 ciemno, nie chce pani, 偶ebym towarzyszy艂 pani a偶 do celu wyprawy?

Z u艣miechem potrz膮sn臋艂a przecz膮co g艂ow膮.

- Dzi臋kuj臋, ale nie b臋dzie to konieczne, znam okolic臋.

- Ale czy w tej cz臋艣ci miasta nie ma pewnych w膮tpliwej reputacji indywidu贸w, kt贸rzy ujawniaj膮 si臋 po zmroku?

- Nie boj臋 si臋. Nawyk艂am do chodzenia po艣r贸d pijak贸w i zawadiak贸w. Zawaha艂 si臋. Wyra藕nie by艂o wida膰, 偶e chcia艂by jej dalej towarzyszy膰, ale nie wiedzia艂, jak ma j膮 przekona膰.

- Do widzenia, panie Knudsen. Mi艂o by艂o pana lepiej pozna膰. Ciesz臋 si臋, 偶e Peder ma teraz wyrozumia艂ego i cierpliwego nauczyciela, potrzebowa艂 tego.

U艣miechn膮艂 si臋, wyra藕nie pochlebi艂y mu jej s艂owa.

- B臋d臋 na niego uwa偶a艂. Nie musi si臋 pani obawia膰, 偶e kto艣 go skrzywdzi. Je艣li ktokolwiek b臋dzie go 藕le traktowa膰, natychmiast wkrocz臋 do akcji.

- Mi艂o mi to s艂ysze膰. Musz臋 przyzna膰, 偶e cz臋sto si臋 martwi艂am, w艂a艣nie takie dziecko jak on, 艂atwo mo偶e sta膰 si臋 ofiar膮 zawi艣ci trudnych w wychowaniu dzieci. Pewnego razu, gdy wr贸ci艂am do domu z prz臋dzalni, ujrza艂am grup臋 wyrostk贸w, kt贸rzy gro藕bami zmuszali ma艂ego ch艂opca, aby podszed艂 bli偶ej wodospadu. To by艂 Peder.

Knudsen wygl膮da艂 na przera偶onego.

- Czy to prawda? Pani pewnie zg艂osi艂a to w szkole?

- Nauczyciel mi nie uwierzy艂, jego zdaniem by艂y to tylko niewinne ch艂opi臋ce psoty. Pozwoli艂am Pederowi zosta膰 w domu nast臋pnego dnia. Potem dowiedzia艂am si臋, 偶e tymi ch艂opcami powodowa艂a zazdro艣膰, nie mogli znie艣膰 tego, 偶e dostali艣my pomoc od Armii Zbawienia i 偶e matka mog艂a pojecha膰 do sanatorium, podczas gdy inni chorzy na suchoty nie mieli tej mo偶liwo艣ci. Ale teraz musz臋 ju偶 i艣膰 dalej, nied艂ugo b臋dzie ciemno. Do widzenia, panie Knudsen.

Nie czekaj膮c na odpowied藕, pospiesznie ruszy艂a dalej, nie ogl膮daj膮c si臋 za siebie. Przez d艂u偶sz膮 chwil臋 mia艂a wra偶enie, 偶e on nadal tam sta艂 i 艣ledzi艂 j膮 wzrokiem, nie obejrza艂a si臋 jednak za siebie.

19

Ulice by艂o opustosza艂e i pogr膮偶one w ciszy. Robotnicy wr贸cili ju偶 z fabryk do dom贸w po sko艅czonym dniu pracy i teraz pewnie zasiadali do kolacji. Gdzieniegdzie zapalono parafinowe lampy. 呕ony pra艂y teraz ubrania dzieci臋ce i odzie偶 robotnicz膮, szorowa艂y pod艂ogi i zmienia艂y pieluchy najm艂odszym dzieciom. Z niekt贸rych otwartych okien kuchennych wydobywa艂 si臋 zapach sma偶onego 艣ledzia, jakie艣 dzieci krzycza艂y i piszcza艂y w bramach. Dostrzeg艂a kilkoro z nich bawi膮cych si臋 na kub艂ach ze 艣mieciami i przypomnia艂o jej si臋 jej w艂asne dzieci艅stwo.

W ko艅cu dosz艂a na Lakkegata, gdzie by艂o gwarniej ni偶 gdziekolwiek indziej i mia艂o to swoje wyja艣nienie. W艂a艣nie wtedy, gdy zapada艂 wiecz贸r, w bramach i w mrocznych, n臋dznych izbach zaczyna艂a si臋 o偶ywiona dzia艂alno艣膰. Wiele dziewcz膮t ju偶 ustawi艂o si臋 przy ulicy, ubrane w kr贸tkie sp贸dnice, bluzki z poka藕nym dekoltem i z kusz膮cym u艣miechem na ustach. Z up艂ywem wieczoru ich u艣miech zesztywnieje na ich twarzach, a spojrzenie stanie si臋 bez wyrazu. Te, kt贸rym nie uda si臋 nikogo zaczepi膰, stan膮 si臋 nachalne, zaczn膮 pi膰 dla dodania sobie odwagi i spr贸buj膮 usidli膰 pierwszego m臋偶czyzn臋, kt贸ry si臋 nawinie, niezale偶nie od tego, kim b臋dzie.

Pot臋偶nie zbudowana dziewczyna z szerokimi biodrami i wielkim biustem przykrytym r贸偶ow膮 bluzk膮 sta艂a w kr臋gu 艣wiat艂a, kt贸re dawa艂a lampa stoj膮ca w prawie pustym pokoju. Jej w艂osy opada艂y w spl膮tanych ko艂tunach na ramiona i wygl膮da艂y, jakby nigdy wcze艣niej nie mia艂y kontaktu ze szczotk膮 czy grzebieniem. Dziewczyna usi艂owa艂a zwabi膰 grup臋 m艂odych ch艂opc贸w stoj膮cych kawa艂ek dalej, kt贸rzy najwyra藕niej rzucali monet膮, aby zdecydowa膰, czy maj膮 to zrobi膰, czy nie.

- Chod藕cie do mnie, ch艂opcy! - krzykn臋艂a g艂o艣no. - Wszyscy razem, jeden po drugim, dostaniecie zni偶k臋.

Elise poczu艂a ogarniaj膮ce j膮 md艂o艣ci.

呕a艂owa艂a, 偶e nie wysz艂a z domu troch臋 wcze艣niej, teraz, w zapadaj膮cym zmroku, trudniej jej by艂o odnale藕膰 drog臋. Mia艂a w zasi臋gu wzroku tylko jedn膮 gazow膮 latarni臋, kt贸ra na dodatek by艂a do艣膰 daleko.

P贸艂 pijani m臋偶czy藕ni rzucali za ni膮 oble艣ne uwagi. Nie na艂o偶y艂a dzi艣 haftowanej per艂ami peleryny pani Ringstad, aby si臋 zbytnio nie wyr贸偶nia膰, nie chcia艂a jednak r贸wnie偶, by brano j膮 za prostytutk臋.

To musi by膰 tutaj, w tej ciemnej bramie po drugiej stronie ulicy! Przesz艂a ukosem na drug膮 stron臋 ulicy i pr贸bowa艂a nie rozgl膮da膰 si臋 na boki. My艣la艂a, 偶e nie b臋dzie zwraca膰 na siebie uwagi, je艣li b臋dzie sprawia膰 wra偶enie osoby znaj膮cej okolic臋.

Teraz, i owszem, wiedzia艂a ju偶, gdzie by艂a. Cz臋艣膰 balustrady przy schodach na pi臋tro by艂a rozwalona. Szybkim krokiem wesz艂a na g贸r臋, modl膮c si臋 w duszy, aby Othilie nie by艂a w艂a艣nie z klientem i zapuka艂a do drzwi.

Rozleg艂o si臋 zdziwione Prosz臋 wej艣膰, jakby rzadko zdarza艂o si臋, 偶e kto艣 puka艂 do drzwi przed wkroczeniem do 艣rodka. Othilie sta艂a przed ma艂ym lusterkiem wisz膮cym na 艣cianie i nak艂ada艂a na twarz makija偶. Prawdopodobnie w艂a艣nie mia艂a zacz膮膰 prac臋.

W pierwszej chwili spojrza艂a na ni膮 zdziwiona, ale zaraz pozna艂a j膮 i u艣miechn臋艂a si臋 na powitanie.

- Jezusie艅ku, ty tutaj przysz艂a艣?

- Chc臋 ci臋 o co艣 poprosi膰.

- Nie mam za du偶o czasu, musz臋 i艣膰 do roboty.

- Wiem o tym, ale dostaniesz ode mnie zap艂at臋, tyle samo, ile dosta艂aby艣 od klienta. Othilie spojrza艂a na ni膮 zdziwiona, po czym przypomnia艂a sobie pewnie, 偶e ma wobec niej d艂ug wdzi臋czno艣ci i u艣miechn臋艂a si臋 szeroko, ods艂aniaj膮c zgni艂e resztki z臋b贸w.

- Swoj膮 drog膮 chcia艂am ci podzi臋kowa膰 za pomoc, uratowa艂a艣 偶ycie tej dziewczynie, ona nigdy nie da艂aby rady robi膰 tego samego, co ja.

- Moja siostra opowiedzia艂a mi, 偶e ona dosta艂a prac臋 jako prz膮dka w prz臋dzalni, z czego bardzo si臋 ucieszy艂am. Przychodz臋 teraz do ciebie, by spyta膰, czy mog艂aby艣 opowiedzie膰 pewnemu m艂odemu pisarzowi, jak to jest utrzymywa膰 si臋 z pracy na ulicy.

S艂ysz膮c te s艂owa, Othilie zacz臋艂a mie膰 si臋 na baczno艣ci.

- Dlaczego mia艂abym to zrobi膰?

- Aby pom贸c innym dziewczynom, kt贸re r贸wnie偶 nie znios艂yby takiej pracy.

- Jak ma niby w tym pom贸c rozmowa z pisarzem?

- Jego, a tak偶e innych, kt贸rzy zajmuj膮 si臋 pisaniem, obchodzi niesprawiedliwo艣膰 panuj膮ca w spo艂ecze艅stwie oraz wszechobecna tam podw贸jna moralno艣膰. Was poddaje si臋 badaniom lekarskim, lecz nie dla waszego dobra, ale w trosce o zdrowie klient贸w. W艂adze naszego pa艅stwa wiedz膮, 偶e nie macie wyboru, jako 偶e nie uda艂o wam si臋 znale藕膰 innej pracy, wi臋c aby nie umrze膰 z g艂odu, jeste艣cie zmuszone wyj艣膰 na ulic臋. R贸wnocze艣nie jednak wasza dzia艂alno艣膰 spotyka si臋 z pot臋pieniem, krytyk膮 i obrzydzeniem. Tak nie powinno by膰.

Othilie zachichota艂a.

- I tobie si臋 wydaje, 偶e to co艣 nowego? Elise potrz膮sn臋艂a przecz膮co g艂ow膮.

- Nie, ale to nie oznacza, 偶e nadal ma tak by膰. Kto艣 musi co艣 zrobi膰, aby wam pom贸c, i to powinien by膰 kto艣, kogo ludzie us艂ysz膮. Artyku艂 w gazecie napisany przez m艂odego pisarza pochodz膮cego z mieszcza艅stwa, najlepiej ze znanym nazwiskiem, zwr贸ci powszechn膮 uwag臋. Je艣li ten pisarz opisze los dziewczyn z ulicy w spos贸b, kt贸ry sprawi, 偶e czytelnik b臋dzie odczuwa艂 wsp贸艂czucie, zamiast pogardy, jest nadzieja, 偶e z czasem co艣 zacznie si臋 dzia膰.

- Dlaczego prosisz o to w艂a艣nie mnie?

- Poniewa偶 jeste艣 jedn膮 z niewielu dziewczyn ulicznych, kt贸re znam. Mog艂abym r贸wnie偶 spyta膰 Oline, kt贸ra, nim straci艂a prac臋, by艂a zatrudniona w Prz臋dzalni Graaha, ale ona mia艂a szcz臋艣cie i znalaz艂a zamiast tego prac臋 w restauracji.

- Czy to wszystko jest twoim pomys艂em? Elise zaprzeczy艂a ruchem g艂owy.

- Nie, to ten pisarz spyta艂, czy nie znam kogo艣, z kim on m贸g艂by porozmawia膰. Obieca艂am mu, 偶e si臋 wypytam, powiedzia艂am jednak, 偶e zrobi臋 to pod warunkiem, 偶e stanie ca艂kowicie po twojej stronie i nie napisze ani jednego s艂owa, kt贸re mog艂oby zosta膰 zrozumiane, jako wyraz pot臋pienia.

- Dlaczego ty to w takim razie robisz? Dobrze pami臋tam twojego ojca, on nas zabiera艂 do swojego mieszkania i dawa艂 nam kaw臋 i gorza艂臋.

- W takim razie pami臋tasz te偶 pewnie, jak bardzo si臋 w艣cieka艂am. Matka le偶a艂a wtedy w sypialni, przykuta do 艂贸偶ka przez suchoty, i musia艂a wys艂uchiwa膰 przez cienk膮 艣cian臋 tego przedstawienia, ona rozumia艂a przecie偶, co si臋 dzia艂o.

Othilie przytakn臋艂a.

- Zapomnia艂am o tym. Napotka艂am w moim 偶yciu tak wiele rozgniewanych kobiet, ale pami臋tam, 偶e ty przysz艂a艣 tutaj i opr贸偶ni艂a艣 ca艂膮 skarbonk臋 pe艂n膮 monet na moje r臋ce.

Elise wsadzi艂a r臋k臋 do kieszeni i wyci膮gn臋艂a dwie korony.

- Tym razem dostaniesz troch臋 wi臋cej, ale pami臋taj: robi臋 to, 偶eby wam pom贸c, a nie dlatego, 偶e mam z tego jak膮艣 korzy艣膰 czy z ch臋ci zemsty.

- Jaki on jest, ten facet? Przystojny? Elise poczu艂a, jak ogarnia j膮 irytacja.

- On nie przychodzi tutaj, 偶eby i艣膰 z tob膮 do 艂贸偶ka, przychodzi, 偶eby zada膰 ci kilka pyta艅 i zapisa膰 twoje odpowiedzi.

- Dostan臋 dwie korony tylko za to, 偶e opowiem, jak to jest?

- Mo偶e wi臋cej, je艣li zdo艂asz by膰 szczera i powiedzie膰, jak bardzo si臋 wstydzi艂a艣 za pierwszym razem. Poniewa偶 tak w艂a艣nie by艂o, prawda?

- My艣la艂am wtedy, 偶e umr臋, ten facet to by艂 sadysta. I by艂 olbrzymi, nie tylko z wygl膮du, je艣li rozumiesz, co mam na my艣li. Nigdy wcze艣niej tego nie robi艂am i krzycza艂am, jak zarzynane prosi臋, a wtedy on tylko zacz膮艂 si臋 艣mia膰 i chcia艂 zrobi膰 to jeszcze raz.

Elise poczu艂a, jak robi jej si臋 niedobrze. To samo mog艂o by膰 losem i jej, i Hildy, gdyby nie to, 偶e dosta艂y prac臋 w prz臋dzalni. To samo ryzykuje Jensine, kiedy doro艣nie, je艣li nie znajdzie kogo艣, kto j膮 b臋dzie utrzymywa膰, je偶eli nie uda jej si臋 dosta膰 pracy i nie nast膮pi膮 do tego czasu 偶adne zmiany w spo艂ecze艅stwie.

- W takim razie powiem mu, 偶e zgadzasz si臋 z nim porozmawia膰, tak? Tego wieczoru, a mo偶e nawet i nast臋pnego, nie b臋dziesz musia艂a przynajmniej stroi膰 si臋 dla tych n臋dzarzy na ulicy.

Othilie przytakn臋艂a, po czym ruszy艂a w stron臋 drzwi.

- Teraz musz臋 si臋 ju偶 pospieszy膰, zanim inne dziewczyny wszystkich zgarn膮. Wystarczy艂a ta kr贸tka chwila, kiedy by艂a w 艣rodku u Othilie, aby na ulicy zrobi艂o si臋 gwarno. Kilkoro m臋偶czyzn i kobiet sta艂o tu偶 obok wyj艣cia, byli pijani i rozmawiali ze sob膮 podniesionymi g艂osami. M贸wili w bardzo szczeg贸lny spos贸b, szybko, gburowato, u偶ywaj膮c wulgarnych wyra偶e艅 i nie maj膮c wzgl臋du na innych, zwr贸ci艂o to jej uwag臋 ju偶 wcze艣niej. Jeden z nich obr贸ci艂 si臋 za ni膮, gwi偶d偶膮c, inny spr贸bowa艂 zagrodzi膰 jej drog臋: - Cze艣膰, moja pi臋kna, dok膮d tak si臋 spieszysz? Nie chcesz 艂yka na rozgrzanie? - po czym wyci膮gn膮艂 w jej stron臋 flaszk臋. Gdy w ko艅cu uda艂o jej si臋 wymkn膮膰, jaki艣 inny podszed艂 do niej na chwiejnych nogach i chwyci艂 j膮 za rami臋.

Wybe艂kota艂: - Ile chcesz?

Ul偶y艂o jej, kiedy w ko艅cu uda艂o jej si臋 wydosta膰 z tej dzielnicy i mog艂a szybkim krokiem ruszy膰 w stron臋 domu. Mo偶e powinna by艂a jednak skorzysta膰 z oferty nauczyciela Knudsena i pozwoli膰 mu towarzyszy膰 sobie w tej wycieczce, pomy艣la艂a. Jemu r贸wnie偶 nie zaszkodzi艂oby, gdyby zobaczy艂, co si臋 dzieje w tym mie艣cie.

Jak zareaguje m艂ody pan Asle Diriks, kiedy tu przyjdzie? On z pewno艣ci膮 nie ma poj臋cia, na co si臋 porywa. Zupe艂nie inaczej jest czyta膰 o tym w gazecie, a czym innym jest zobaczy膰 to na w艂asne oczy Zszokuje go na pewno 艣mierdz膮ca klatka schodowa, brud w pokoju Othilie i na ulicy. By膰 mo偶e jego idealizm i ch臋膰 pomocy zamieni膮 si臋 wtedy w obrzydzenie. 艁atwo jest s膮dzi膰, 偶e tacy ludzie sami powinni co艣 zrobi膰, aby poprawi膰 sw贸j los. Pieni膮dze, kt贸re marnowali na gorza艂臋, mog艂y zosta膰 zamiast tego wydane na jedzenie i ubrania, tak w艂a艣nie pomy艣la艂aby wi臋kszo艣膰 ludzi.

Ona sama wiedzia艂a, 偶e to nie jest takie proste. Gdy trucizna raz dostanie si臋 do ich cia艂, nie mo偶na si臋 jej pozby膰.

- Przyszed艂 do ciebie list, Elise, od Johana! - wyrzuci艂 z siebie Peder, jak tylko przekroczy艂a pr贸g drzwi kuchennych.

Peder rzuci艂 si臋 biegiem do rz臋du talerzy wisz膮cych na 艣cianie i przyni贸s艂 cienk膮, b艂臋kitn膮 kopert臋.

Elise zauwa偶y艂a, 偶e Kristian jej si臋 przygl膮da艂, wi臋c zamiast natychmiast rozerwa膰 kopert臋, spr贸bowa艂a st艂umi膰 sw贸j zapa艂.

- Ciekawe, jak mu si臋 powodzi, ale pewnie najpierw woleliby艣cie dosta膰 kolacj臋?

Gdy sko艅czyli je艣膰 i uprz膮tn臋li ze sto艂u w kuchni, posz艂a do salonu przeczyta膰 list w spokoju.

Najpierw poczu艂a rozczarowanie. Zobaczy艂a, 偶e list jest kr贸tki, du偶o kr贸tszy od poprzedniego, ale wkr贸tce jej serce zacz臋艂o bi膰 szybciej z rado艣ci.

Kochana Elise!

Bardzo dzi臋kuj臋 za tw贸j list. Szkoda, 偶e mnie nie widzia艂a艣, kiedy wr贸ci艂em wyko艅czony do domu i odkry艂em kopert臋 le偶膮c膮 na komodzie. Tak bardzo si臋 ucieszy艂em, 偶e zrobi艂o mi si臋 s艂abo. Przeczytawszy go, poczu艂em chaos sprzecznych uczu膰. Emanuel nie 偶yje, a ty zosta艂a艣 wdow膮, powinienem z艂o偶y膰 ci kondolencje. My艣la艂em r贸wnie偶 o jego 偶yciu, kt贸re moim zdaniem by艂o pe艂ne tragizmu, pomimo mo偶liwo艣ci, kt贸re mia艂. Ale jestem tylko cz艂owiekiem i po kr贸tkiej chwili w moim sercu g贸r臋 wzi臋艂a rado艣膰. Czu艂em, 偶e musz臋 zbiec ze schod贸w i wybiec na ulic臋, aby da膰 upust uczuciom, kt贸re rozsadza艂y moje wn臋trze. Zm臋czenie ust膮pi艂o ca艂kowicie, by艂em taki szcz臋艣liwy, 偶e nie wiedzia艂em, co mam ze sob膮 zrobi膰. Zam贸wi艂em ju偶 miejsce na brygu Fanny, kt贸ry odchodzi z Le Havre dwudziestego trzeciego. Czas podr贸偶y do Kristianii zale偶y od pogody, ale nie powinna zaj膮膰 wiele dni. Zacz膮艂em liczy膰 dziel膮ce nas godziny. Ju偶 nied艂ugo powt贸rnie ci臋 zobacz臋, wydaje mi si臋 to teraz niepoj臋te. Kocham ci臋, Elise, teraz i na wieki.

Tw贸j Johan

Podnios艂a g艂ow臋 i wyjrza艂a przez okno na migocz膮ca w powietrzu gazow膮 latarni臋, stoj膮c膮 tu偶 za furtk膮. Serce jej wali艂o jak oszala艂e, a pier艣 rozsadza艂o poczucie szcz臋艣cia. Johan przyje偶d偶a do Norwegii! Ju偶 nied艂ugo. Mo偶e ju偶 teraz zacz膮膰 liczy膰 godziny, zupe艂nie, jak on.

Podnios艂a list do warg i go poca艂owa艂a.

- Ja te偶 ci臋 kocham, Johanie - wyszepta艂a.

20

Johan szed艂 szybkim krokiem z workiem przerzuconym przez rami臋 w stron臋 norweskiego 偶aglowca. Na rufie widnia艂 napis Fanny wybity z艂otymi literami odbijaj膮cymi si臋 od ciemnego drzewa kad艂uba, a na szczycie stengi powiewa艂a ma艂a flaga z takim samym napisem. By艂 to bryg o r贸wnym pok艂adzie, jedynie w 艣rodkowej cz臋艣ci deku znajdowa艂a si臋 nadbud贸wka dla pasa偶er贸w. Nie wiedzia艂 wiele o 偶aglowcach, ale w ostatnich dniach troch臋 o nich poczyta艂. S酶ren z wielkim entuzjazmem opowiada艂 o swych pe艂nych przyg贸d podr贸偶ach do dalekich kraj贸w razem ze swoimi rodzicami i o 偶yciu na pok艂adzie.

Johannes zazdro艣ci艂 Johanowi jego wyjazdu do domu, a Michelle by艂a zadziwiaj膮co milcz膮ca. Gdy na ni膮 spogl膮da艂, widzia艂, 偶e by艂a markotna, co pot臋gowa艂o odczucie, kt贸rego ostatnio nabra艂. Za ka偶dym razem, kiedy uczy艂a go francuskiego, zauwa偶a艂, 偶e co艣 by艂o na rzeczy, co艣, co nie dotyczy艂o jego, ale jej, co艣, czego nie powinno by艂o by膰. Teraz nie mia艂 ju偶 w膮tpliwo艣ci. Michelle by艂a w nim zakochana i cierpia艂a, poniewa偶 on wybiera艂 si臋 do Norwegii do swej ukochanej. Wsp贸艂czu艂 jej, ale co m贸g艂 zrobi膰? Gdy wr贸ci do Francji, b臋dzie musia艂 znale藕膰 wym贸wk臋, aby zako艅czy膰 lekcje francuskiego.

Odepchn膮艂 od siebie t臋 my艣l. Teraz jedzie do domu do Norwegii, do Elise! Tym razem nic im nie przeszkodzi. Obydwoje byli wolni i mimo 偶e ona mia艂a przed sob膮 rok 偶a艂oby, nic nie mog艂o stan膮膰 mi臋dzy nimi. Czekali ju偶 wystarczaj膮co d艂ugo, w ko艅cu b臋d膮 mogli by膰 razem, tak jak by艂o im to pisane.

Wdrapa艂 si臋 na g贸r臋 po sznurowej drabince i rozejrza艂 dooko艂a. Co za pi臋kny statek!

Podszed艂 do niego jeden z oficer贸w, zaproponowa艂, 偶e we藕mie jego baga偶, i zaprowadzi艂 go do kabiny. - Jeste艣my gotowi do podniesienia kotwicy, sir - powiedzia艂 oficer, kt贸ry traktowa艂 go jak bardzo wa偶n膮 osob臋, najwyra藕niej by艂 przyzwyczajony do angielskich pasa偶er贸w, skoro tytu艂owa艂 go sir.

- Musimy z艂apa膰 wiatr od l膮du i we w艂a艣ciwym czasie wyp艂yn膮膰.

Oficer zerkn膮艂 w g贸r臋 na 偶agle, kt贸re zacz臋艂y wype艂nia膰 si臋 wiatrem. W tym samym momencie Johan zorientowa艂 si臋, 偶e statek by艂 w ruchu.

Nie rozgl膮da艂 si臋 zbyt d艂ugo po kabinie, zrozumia艂 jednak, 偶e by艂 jednym z niewielu pasa偶er贸w na pok艂adzie, inne koje wydawa艂y si臋 puste. Teraz chcia艂 ju偶 tylko wyj艣膰 na pok艂ad i obserwowa膰 wszystko, co si臋 tam dzia艂o. Dziwna wyda艂a mu si臋 my艣l, 偶e jego w艂asny ojciec do艣wiadczy艂 takiego 偶ycia, rok po roku, a on sam tak niewiele o tym wiedzia艂. Ojciec troch臋 opowiada艂, kiedy zdarza艂o mu si臋 by膰 w domu, ale to by艂o tak dawno temu. Johan by艂 za ma艂y, aby wszystko zrozumie膰. Chcia艂 teraz wypyta膰 za艂og臋, nauczy膰 si臋, czym r贸偶ni膮 si臋 poszczeg贸lne 偶agle, i dowiedzie膰 si臋 wszystkiego o fokmaszcie i grotmaszcie, o olinowaniu i o kliwerbomie, czy jak tam si臋 to nazywa艂o.

Przez ostatnie dni w Pary偶u panowa艂 upa艂. Wcze艣niej my艣la艂, 偶e gor膮ce letnie dni by艂y ju偶 za nimi, ale tu si臋 pomyli艂. Rozkoszowa艂 si臋 teraz 艣wie偶膮 bryz膮 na twarzy.

呕eglowali przez kilka godzin, kiedy Johan zauwa偶y艂, 偶e powietrze sta艂o si臋 ci臋偶sze, olbrzymie fale sprawia艂y, 偶e statek ko艂ysa艂 si臋 na boki. W tym samym momencie min膮艂 go jeden z oficer贸w, zerkaj膮c na niebo. - B臋dzie sztorm.

Johan u艣miechn膮艂 si臋 w odpowiedzi.

Oficer przystan膮艂 i powiedzia艂: - M贸wi臋 powa偶nie, ca艂a za艂oga dosta艂a rozkaz p贸j艣cia na pok艂ad, aby zabezpiecza膰 偶agle, wszystkie bulaje s膮 zamkni臋te i zakryte, robimy to tylko, kiedy spodziewamy si臋 z艂ej pogody.

- To jest przecie偶 du偶y statek. Johan dostrzeg艂 pob艂a偶liwy u艣miech oficera i zrozumia艂, 偶e powiedzia艂 co艣 g艂upiego.

- Najlepiej b臋dzie, je艣li p贸jdzie pan do swojej kabiny. Johan spojrza艂 na niebo i nie m贸g艂 poj膮膰, 偶e burza mog艂aby nadej艣膰 tak szybko. Mimo to zrobi艂, jak poradzi艂 mu oficer.

Po艂o偶y艂 si臋 na koi i pomy艣la艂, 偶e przyda mu si臋 ma艂a drzemka, wtedy b臋dzie wypocz臋ty, kiedy przyjedzie do Norwegii do Elise.

Wok贸艂 niego rozlega艂o si臋 skrzypienie i trzeszczenie drewna. Poniewa偶 bulaj by艂 zamkni臋ty, w 艣rodku panowa艂a zupe艂na ciemno艣膰. To by艂o dla niego dziwne i zupe艂nie nowe uczucie. Le偶a艂 w ciemno艣ci, czuj膮c, jak statek wznosi si臋 i przechyla na bok S艂ysza艂 wszystkie odg艂osy, kt贸re wydawa艂 kad艂ub okr臋tu, 偶agle, wanty. W 艣rodku by艂o gor膮co i duszno, 偶a艂owa艂, 偶e poszed艂 do kabiny, ba艂 si臋 jednak wyj艣膰 na zewn膮trz, skoro 偶yczeniem za艂ogi by艂o, aby pasa偶erowie nie znajdowali si臋 teraz na pok艂adzie.

Co jaki艣 czas okr臋t przechyla艂 si臋 na bok tak gwa艂townie, 偶e prawie spada艂 z koi. Po pewnym czasie zauwa偶y艂, 偶e zmieni艂y si臋 ruchy statku oraz otaczaj膮ce go odg艂osy. Kapitan pewnie ustawi艂 go pod wiatr, teraz statek nie chyli艂 si臋 na bok, lecz jego dzi贸b ostro wznosi艂 si臋 i opada艂, morze musia艂o by膰 bardzo wzburzone.

Gor膮co panuj膮ce w kabinie sta艂o si臋 nie do zniesienia. Nie m贸g艂 ju偶 d艂u偶ej wytrzyma膰, zszed艂 z koi i zataczaj膮c si臋 dotar艂 do drzwi. Kiedy je otworzy艂, poczu艂 uderzenie wiatru tak silne, 偶e z trudem utrzyma艂 r贸wnowag臋 i ledwo zdo艂a艂 zamkn膮膰 za sob膮 drzwi. Przez kr贸tk膮 chwil臋 sta艂 na zewn膮trz, wpatruj膮c si臋 we wzburzone morze. Fale by艂y przera偶aj膮co olbrzymie. S艂ysza艂 wcze艣niej, 偶e marynarze opisywali fale wysokie, jak g贸ry i te, kt贸re mia艂 przed sob膮, by艂y co najmniej r贸wnie wielkie. Od prawej strony dziobu nadchodzi艂a w ich kierunku fala, przypominaj膮ca wielki, wodny, g贸rski grzbiet. Statek uni贸s艂 dzi贸b na fali i powoli zacz膮艂 si臋 po niej wspina膰, osi膮gaj膮c niemal pionow膮 pozycj臋, kiedy w ko艅cu dotar艂 na sam grzbiet. Tam uderzy艂 w niego gwa艂towny wiatr, kt贸ry rzuci艂 si臋 na nich ze zdwojon膮 si艂膮.

Johan trzyma艂 si臋 ze wszystkich si艂, aby nie porwa艂 go sztorm i wiatr nie poni贸s艂 gdzie艣 daleko. Pierwszy raz od opuszczenia portu w Le Havre poczu艂 si臋 nagle przera偶ony. Wydawa艂o mu si臋, 偶e tak du偶y okr臋t poradzi sobie w ka偶dych warunkach pogodowych, teraz jednak nie mia艂 ju偶 tej pewno艣ci. Statek przechyla艂 si臋 coraz bardziej na bok, rufa wznosi艂a si臋 coraz wy偶ej, a statek ci膮gn臋艂o coraz bardziej w d贸艂, pok艂ad znajdowa艂 si臋 ju偶 prawie w pionowej pozycji.

Nagle wy艂oni艂a si臋 ko艂o niego jaka艣 ciemna posta膰, jakby wyczarowana. Johan nie m贸g艂 poj膮膰, jak kto艣 dawa艂 rad臋 porusza膰 si臋 na tym wietrze nie zostaj膮c zdmuchni臋tym przez wiatr. M臋偶czyzna wyci膮gn膮艂 r臋k臋 z roz艂o偶onymi palcami i usi艂owa艂 co艣 do niego krzycze膰, jego g艂os jednak nie zdo艂a艂 przedrze膰 si臋 przez huk sztormu. Wtedy m臋偶czyzna pochyli艂 si臋 bli偶ej i krzykn膮艂 mu prosto do ucha:

- Dziesi臋膰 st贸p wody pod pok艂adem! Nie mamy szans! Wtedy Johan dostrzeg艂, 偶e m臋偶czyzna trzyma w d艂oni lin臋 i pomimo jego ca艂kowicie przemoczonych ubra艅 i tego, 偶e trudno by艂o cokolwiek zobaczy膰 przez krople wody w powietrzu, Johan odni贸s艂 wra偶enie, 偶e nie nale偶a艂 on do za艂ogi. M臋偶czyzna znowu spr贸bowa艂 co艣 powiedzie膰 i przy艂o偶y艂 wargi do jego ucha.

- Nadbud贸wka trzeszczy w szwach, wkr贸tce zostanie zmyta z pok艂adu! Przywi膮偶emy si臋 lin膮 do masztu!

Wtedy Johana dobieg艂y nowe odg艂osy, g艂o艣niejsze i ostrzejsze, a pok艂ad zatrz膮s艂 si臋 pod jego stopami.

M臋偶czyzna ponownie spr贸bowa艂 co艣 do niego krzykn膮膰. - Id藕 w kierunku steru i dalej do g艂贸wnego masztu! Czekaj na m贸j sygna艂! - Poda艂 mu do r臋ki jeden koniec liny, poczeka艂 na sprzyjaj膮cy moment, po czym ruszy艂 z miejsca do nocnej budki, w kt贸rej sta艂 kompas.

Johan poczu艂, jak gard艂o 艣ciska mu strach. Przywi膮za膰 si臋 do masztu! To brzmia艂o jak czyste szale艅stwo.

Obwi膮za艂 lin臋 wok贸艂 swego nadgarstka kilka razy, aby mu jej nie wyrwa艂o z d艂oni, tu偶 potem doszed艂 do niego sygna艂 i ruszy艂 z miejsca poprzez wznosz膮cy si臋 ku g贸rze pok艂ad.

Wtedy zobaczy艂, 偶e wielu marynarzy zd膮偶y艂o si臋 ju偶 przywi膮za膰 do steru. Chwil臋 po tym, kiedy sam mocno si臋 go chwyci艂, nadesz艂a nowa, gigantyczna fala i zmy艂a pok艂ad statku, kt贸ry pochyla艂 si臋 coraz mocniej i mocniej na bok, a偶 w ko艅cu powoli zacz膮艂 si臋 ponownie prostowa膰. Wtedy poczu艂 szarpni臋cie liny wok贸艂 nadgarstka i zrozumia艂, 偶e ma pr贸bowa膰 p贸j艣膰 dalej w stron臋 g艂贸wnego masztu.

Po jakim艣 czasie dotar艂 do celu. By艂o tam ju偶 czterech m臋偶czyzn, ledwo zdo艂a艂 dostrzec nieznajomego i mocno przywi膮za艂 si臋 do masztu. Statek ponownie gwa艂townie pochyli艂 si臋 na bok i po nied艂ugiej chwili pojawi艂a si臋 nowa, olbrzymia fala, kt贸ra przetoczy艂a si臋 przez pok艂ad i zmiot艂a ze sob膮 nadbud贸wk臋 i po艂ow臋 burty. Johan dostrzeg艂 cz臋艣ci statku wpadaj膮ce do morza i ze strachem pomy艣la艂, 偶e sam m贸g艂by znajdowa膰 si臋 teraz w nadbud贸wce i zosta膰 zmieciony do morza.

W tym samym momencie dostrzeg艂, 偶e okr臋t le偶a艂 w poprzek kierunku wiatru, a nie dziobem do wiatru, jak poprzednio. Statek gwa艂townie ko艂ysa艂 si臋 na falach, kt贸re teraz uderza艂y w niego na ca艂ej d艂ugo艣ci burty, zdawa艂o si臋, jakby jeszcze mocniej uchwyci艂y go w swe w艂adanie.

- To si臋 nie uda! - us艂ysza艂 krzyk nieznajomego. - Nie mamy szans, statek zostanie rozbity na strz臋py!

Nie by艂o wida膰, aby ktokolwiek zareagowa艂 na jego s艂owa. Twarze wok贸艂 by艂y zesztywnia艂e, jakby oni ju偶 pogodzili si臋 ze swym losem.

Johan poczu艂, jak ogarnia go w艣ciek艂o艣膰. On nie mo偶e teraz umrze膰! On jedzie przecie偶 do Norwegii, do Elise! Mocno zacisn膮艂 powieki i zacz膮艂 si臋 gorliwie modli膰 o prze偶ycie.

Elise siedzia艂a przy stole w salonie i usi艂owa艂a pisa膰, ale wyra藕nie jej nie sz艂o. Wygl膮da艂a przez okno na hucz膮c膮 burz臋 i nas艂uchiwa艂a wiatru wyj膮cego za rogiem domu. Nigdy wcze艣niej nie widzia艂a tak gwa艂townej ulewy i tak silnego wiatru!

Kristiania by艂a po艂o偶ona w zacisznym miejscu mi臋dzy g贸rami, rzadko kiedy do艣wiadczali tu naprawd臋 z艂ej pogody. S艂ysza艂a, 偶e ludzie na zachodzie kraju m贸wili, 偶e mieszka艅cy stolicy nie wiedzieli, co oznacza prawdziwa burza.

W Svœrta pisali o straszliwych sztormach w Angielskim Kanale, na Morzu P贸艂nocnym i w cie艣ninie Skagerak. Wczoraj wpad艂a z wizyt膮 Hilda i opowiada艂a, 偶e w porcie sta艂y okr臋ty z po艂amanymi masztami, kt贸re ledwo unikn臋艂y rozbicia si臋 o brzeg. Chodzi艂y s艂uchy, 偶e wielu innym okr臋tom si臋 to nie uda艂o. Marynarze na pok艂adzie sponiewieranych statk贸w m贸wili, 偶e nigdy wcze艣niej nie widzieli takiego sztormu w cie艣ninie Skagerak.

Min臋艂y ju偶 trzy dni, od kiedy Johan mia艂 opu艣ci膰 Pary偶, wi臋c okr臋t, kt贸rym p艂yn膮艂, znajdowa艂 si臋 pewnie w samym 艣rodku tego straszliwego sztormu. Je艣li nadal udawa艂o mu si臋 utrzyma膰 na powierzchni...

Poczu艂a, jak co艣 艣ciska j膮 w gardle, zupe艂nie jakby na t臋 my艣l usta艂o bicie jej serca.

Wyda艂a z siebie urwany szloch, z艂o偶y艂a d艂onie i mocno zacisn臋艂a powieki. Dobry Bo偶e w niebiosach, modl臋 si臋 do Ciebie. B艂agam, pozw贸l Johanowi prze偶y膰!

Unia mi臋dzy Szwecj膮 i Norwegi膮 zosta艂a rozwi膮zana w 1905 roku.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 12 Bli藕ni
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 32 Jesie艅
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei& Zemsta
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei1 Grzesznicy w letni膮 noc
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 19 U Twego Boku
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 18 Kupiec
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 05 Zazdro艣膰
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 06 Stra偶 Graniczna
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 10 Dziewczyna Na Mo艣cie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 33 Cienie Z Przeszlo艣ci
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 16 Zakazane Spotkania
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 01 Z艂ota Broszka
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 34 Chmury Na Horyzoncie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 21 Pisarka
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 03 Ludzkie Gadanie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 14 Zjednoczenie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 07 Chude Lata
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 08 Nowe 呕ycie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 31 Grzesznicy W Letni膮 Noc

wi臋cej podobnych podstron