Macomber辀bie 辳zczowe poca艂unki


0x01 graphic


0x01 graphic


DEBBIE MACOMBER

Deszczowe pocaunki

0x01 graphic

Harlequin

Toronto Nowy Jork Londyn

Amsterdam Ateny Budapeszt Hamburg

Madryt Mediolan Pary Sydney

Sztokholm Tokio Warszawa


Tytu艂 orygina艂u: Rainy Day Kisses

Pierwsze wydanie: Harlequin Romance, 1990

Prze艂o偶y艂a: Elbieta Zychowicz

漏 1990 by Debbie Macomber

漏 for the Polish edition by Arlekin - Wydawnictwo Harlequin

Enterprises sp. z o.o., Warszawa 1992

Wszystkie prawa zastrze偶one, 艂膮cznie z prawem reprodukcji cz臋艣ci lub ca艂o艣ci dzie艂a w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zosta艂o opublikowane w porozumieniu z Har­lequin Enterprises B.V.

Wszystkie postacie w tej ksi膮偶ce s膮 fikcyjne. Jakiekolwiek podobie艅stwo do os贸b rzeczywistych - 偶ywych czy umar艂ych - jest ca艂kowicie przypadkowe.

Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Romance s膮 zastrze偶one.

Sk艂ad i 艂amanie: PRINT, Warszawa Printed in Germany by ELSNERDRUCK

ISBN 83-7070-038-1


ROZDZIA艁 PIERWSZY

Susan Simmons by艂a w艣ciek艂a na swoj膮 siostr臋. To przez ni膮 weekend na Western Avenue zapowiada艂 si臋 koszmarnie..Emily, wsp贸艂czesna wersja bogini domo­wego ogniska, poprosi艂a j膮, by zaopiekowa艂a si臋 dziewi臋ciomiesi臋czn膮 Michelle.

Najwyra藕niej siostra by艂a zmuszona prosi膰 j膮 o pomoc. Wszyscy znali stosunek Susan do dzieci - nie konkretnie do Michelle, lecz do maluch贸w w og贸le. Nie by艂a ani troch臋 typem macierzy艅skim. Jej mocn膮 stron臋 stanowi艂y stopa procentowa, negoc­jacje, motywacja pracownik贸w. Na pewno nie pokarm dla niemowl膮t, z膮bkowanie czy pieluchy.

Doprawdy zadziwiaj膮ce, 偶e ci sami rodzice sp艂odzili dwie tak niepodobne do siebie istoty. Susan pomy艣la艂a, 偶e ich przypadek wprawi艂by w zak艂opotanie nawet ekspert贸w w dziedzinie genetyki. Emily w艂asnor臋cznie piek艂a bu艂eczki z m膮ki owsianej, prenumerowa艂a Organic Gardening i nawet zim膮 suszy艂a pranie na sznurze.

Susan natomiast trudno by艂o nazwa膰 domatork膮, nie mia艂a te偶 zamiaru rozwija膰 w sobie tej cechy. By艂a zbyt poch艂oni臋ta karier膮 zawodow膮. Obecnie zajmowa艂a stanowisko asystentki wiceprezesa firmy

5


6

DESZCZOWE POCA艁UNKI


H & J Lima, najwi臋kszego producenta artyku艂贸w sportowych w kraju. Odpowiada艂a za sprawy ma­rketingu i w艂a艣ciwie nie istnia艂o w jej 偶yciu nic poza prac膮.

Jej akcje sz艂y w g贸r臋, a nazwisko wymieniano w czasopismach handlowych jako przedsi臋biorczej kobiety sukcesu. Jednak偶e dla Emily nie mia艂o to 偶adnego znaczenia, ona potrzebowa艂a po prostu opiekunki do dziecka.

- Wiesz, 偶e nie poprosi艂abym ci臋 o to, gdybym nie
znalaz艂a si臋 w sytuacji bez wyj艣cia - b艂aga艂a.

Susan czu艂a, 偶e mi臋knie. B膮d藕 co b膮d藕 Emily by艂a jej m艂odsz膮 siostr膮.

- Powinna艣 znale藕膰 kogo艣 z lepszymi kwalifikacjami.
Po chwili wahania Emily wyzna艂a p艂aczliwym

g艂osem:

DESZCZOWE POCA艁UNKI 7

zaopiekowania si臋 Michelle. Powiedzia艂, 偶e musimy znale藕膰 troch臋 czasu dla siebie, w przeciwnym razie nasze ma艂偶e艅stwo umrze. Dla Susan zabrzmia艂o to wystarczaj膮co drastycznie.

Z ca艂ej tej opowie艣ci jedno s艂owo zapad艂o w umys艂 Susan i kompletnie j膮 przerazi艂o: „weekend"!

- Zdawa艂o mi si臋, 偶e wspomina艂a艣 o jednej nocy?
- j臋kn臋艂a.

Emily jeszcze raz poci膮gn臋艂a nosem. Pewnie dla wi臋kszego efektu, pomy艣la艂a niech臋tnie Susan.

Susan przyzna艂a jej w duchu racj臋.

- Znajd臋 spos贸b, by ci si臋 zrewan偶owa膰.

Susan odgarn臋艂a w艂osy z twarzy i zamkn臋艂a oczy. Rewan偶 ze strony siostry polega艂 zwykle na pieczeniu


8

DESZCZOWE POCA艁UNKI


艣wie偶utkich placuszk贸w z cukini wkr贸tce po uwadze Suzan, 偶e powinna uwa偶a膰 na lini臋.

- Susan, prosz臋 ci臋!

Wreszcie dziewczyna nie wytrzyma艂a presji i ust膮pi艂a.

- Dobrze. Przywie藕cie do mnie Michelle.
Mog艂aby przysi膮c, 偶e gdzie艣 z oddali dobieg艂 j膮

odg艂os zatrzaskuj膮cej si臋 pu艂apki.

Zanim Emily i Robert opu艣cili mieszkanie Susan, pozostawiaj膮c jej sw膮 c贸reczk臋, naszpikowali m艂oda kobiet臋 tak膮 ilo艣ci膮 rozmaitych instrukcji, 偶e g艂owa jej p臋ka艂a w szwach. Wycisn膮wszy soczysty poca艂unek na r贸偶owym policzku Michelle, Emily poda艂a ma艂膮 niech臋tnej siostrze.

Dopiero wtedy rozpocz膮艂 si臋 prawdziwy koszmar.

Susan by艂a straszliwie spi臋ta. Nawet jako nastolatka niewiele mia艂a do czynienia z dzie膰mi. Nie dlatego, by ich nie lubi艂a, to raczej one za ni膮 nie przepada艂y.

Trzymaj膮c krzycz膮ce niemowl臋 na biodrze, Susan kr膮偶y艂a po pokoju, usi艂uj膮c uporz膮dkowa膰 w my艣li wskaz贸wki, kt贸rych udzieli艂a jej siostra. Wiedzia艂a, co robi膰 w przypadku wysypki od pieluch, kolki i r贸偶nych innych przypad艂o艣ci, natomiast Emily nie powiedzia艂a jej, co robi膰, je艣li dziecko p艂acze.

- C艣艣艣 - grucha艂a, delikatnie ko艂ysz膮c siostrzenic臋
na biodrze. P艂uc m贸g艂by jej pozazdro艣ci膰 nawet Tarzan.

Po pierwszych pi臋ciu minutach jej opanowanie leg艂o w gruzach. Znalaz艂a si臋 w prawdziwych opa艂ach. Umowa dzier偶awna, kt贸r膮 podpisa艂a, zawiera艂a klau­zul臋: „偶adnych dzieci".

- Halo, Michelle, pami臋tasz mnie? - spyta艂a,
pr贸buj膮c na wszelkie znane sobie sposoby uspokoi膰
ma艂膮. O Bo偶e, czy dziecko nie musi oddycha膰? - Jestem
twoj膮 cioci膮 Susan, asystentk膮 wiceprezesa powa偶nej
firmy.

Nie zrobi艂o to wra偶enia na Michelle. Przestaj膮c wrzeszcze膰 wy艂膮cznie po to, by nabra膰 powietrza, ma艂a


DESZCZOWE POCA艁UNKI 9

wzmocni艂a si艂臋 g艂osu, patrz膮c na drzwi, jak gdyby oczekiwa艂a, 偶e stanie si臋 cud i w drzwiach pojawi si臋 mama, zaalarmowana jej nieustannym krzykiem.

- Wierz mi, kochanie, gdybym zna艂a sztuczk臋
magiczn膮, kt贸ra sprowadzi艂aby tu z powrotem twoj膮
mam臋, zrobi艂abym j膮 bez chwili wahania.

Dziesi臋膰 minut. Emily odjecha艂a ca艂e dziesi臋膰 minut temu. Susan ca艂kiem serio rozwa偶a艂a mo偶liwo艣膰 zatele­fonowania do Children Protective Services i poinformo­wania ich, 偶e kto艣 podrzuci艂 jej dziecko na wycieraczce.

- Mamusia nied艂ugo wr贸ci - uspokaja艂a ma艂膮.
Min臋艂o jeszcze kilka koszmarnych minut, kt贸re

zda艂y si臋 trwa膰 ca艂膮 wieczno艣膰. Zrozpaczona Susan postanowi艂a co艣 dziecku za艣piewa膰. Nie zna艂a 偶adnych modnych obecnie przeboj贸w, uzna艂a wi臋c, 偶e najlepiej zrobi 艣piewaj膮c star膮 piosenk臋 艣wi膮teczn膮 Jingle Bells, cho膰 w po艂owie wrze艣nia brzmia艂a ona raczej g艂upio.

- Michelle - b艂aga艂a, gotowa stan膮膰 nawet na
g艂owie, gdyby mia艂o to uciszy膰 jej siostrzenic臋 - twoja
mamusia wr贸ci, obiecuj臋 ci!

Michelle za nic nie chcia艂a jej uwierzy膰.

- Co by艣 powiedzia艂a, gdybym kupi艂a na twoje
nazwisko obligacje pa艅stwowe? Wolne od podatku,
Michelle! Takiej propozycji nie powinna艣 przegapi膰.
Tylko przesta艅 p艂aka膰. Och, prosz臋, przesta艅!

Ma艂a nie przejawi艂a zainteresowania ofert膮.

- Dobrze - wykrzykn臋艂a ca艂kiem ju偶 zdesperowana
Susan. - Zapisz臋 ci moje akcje IBM. To moje ostatnie
s艂owo, decyduj si臋 wi臋c szybko, p贸ki jestem hojna.

W odpowiedzi Michelle schwyci艂a ko艂nierzyk Susan t艂u艣ciutkim r膮czkami i ukry艂a mokr膮 buzi臋 w nie­skazitelnie czystej bia艂ej jedwabnej bluzce.

- Twardy z ciebie orzech do zgryzienia, Michelle
Margaret Davidson - mrukn臋艂a Susan, delikatnie
klepi膮c dziecko po plecach. - 艁akniesz krwi, prawda?
Nic innego ci臋 nie zadowoli.


10

DESZCZOWE POCA艁UNKI


W p贸艂 godziny po wyj艣ciu Emily, Susan sama by艂a bliska 艂ez. Zn贸w zacz臋艂a 艣piewa膰 jak膮艣 star膮 piosenk臋 艣wi膮teczn膮. Nagle rozleg艂o si臋 g艂o艣ne pukanie do drzwi.

Susan zgarbi艂a si臋 i zakr臋ci艂a w k贸艂ko niczym z艂odziej z艂apany na gor膮cym uczynku. By艂a pewna, 偶e to administrator domu. Niew膮tpliwie lokatorzy po­skar偶yli si臋 na ni膮 i przyszed艂 sprawdzi膰, co si臋 dzieje.

Westchn膮wszy ze znu偶eniem, zda艂a sobie spraw臋, 偶e jest zdana wy艂膮cznie na jego 艂ask臋 i nie艂ask臋. Wyprostowa艂a si臋 i podesz艂a do drzwi.

Nie by艂 to jednak administrator. W drzwiach sta艂 jej nowy s膮siad w czapce do baseballa i sp艂owia艂ej sportowej bluzie. Wygl膮da艂 na absolutnie zdegus­towanego.

DESZCZOWE POCA艁UNKI 11

- My艣l臋, 偶e powinnam da膰 jej butelk臋. - Susan
spojrza艂a na torby z niezb臋dnym dla malucha wypo­
sa偶eniem i drobne mebelki pozostawione w jej
mieszkaniu przez Roberta i Emily. Po ich liczbie
mo偶na by s膮dzi膰, 偶e dziecko ma ju偶 tu pozosta膰 na
zawsze. - Musi gdzie艣 by膰 w tym ba艂aganie.

- Spr贸buj臋 j膮 znale藕膰, a pani niech uspokoi dziecko.
Susan omal nie wybuchn臋艂a g艂o艣nym 艣miechem.

Gdyby potrafi艂a to zrobi膰, s膮siad w og贸le nie mu­sia艂by do niej przychodzi膰. Pomy艣la艂a, 偶e chyba pr臋dzej uda艂oby si臋 jej nam贸wi膰 agent贸w CIA do przekazania jej supertajnych dokument贸w, ni偶 uspo­koi膰 jedno rozhisteryzowane dziewi臋ciomiesi臋czne niemowl臋.

Nie czekaj膮c na zaproszenie, s膮siad wszed艂 do salonu. Podni贸s艂 jedn膮 z trzech wypakowanych do granic mo偶liwo艣ci toreb i zacz膮艂 w niej grzeba膰. Wyci膮gn膮艂 stert臋 艣wie偶o upranych pieluch i popatrzy艂 niepewnie na Susan.

Susan pozostawi艂a t臋 wypowied藕 bez komentarza. Po chwili spostrzeg艂a, 偶e m臋偶czyzna znalaz艂 plastykow膮 butelk臋. Zdj膮艂 kapturek ochronny i poda艂 Susan, kt贸ra zawaha艂a si臋.

Mia艂 racj臋. Gdy Susan w艂o偶y艂a smoczek do ust siostrzenicy, Michelle natychmiast chwyci艂a butelk臋 obiema r膮czkami i zacz臋艂a 艂apczywie ssa膰.

Po raz pierwszy od chwili wyj艣cia matki, Michelle przesta艂a p艂aka膰. Zapanowa艂a b艂oga cisza. Napi臋cie


12 DESZCZOWE POCA艁UNKI

wreszcie opad艂o z Susan, odetchn臋艂a g艂臋boko, roz­lu藕niaj膮c si臋 ca艂kowicie.

- Mo偶e pani z ni膮 usi膮dzie?

Susan pos艂ucha艂a rady i wyci膮gn臋艂a si臋 na kanapie, trzymaj膮c dziecko ostro偶nie w ramionach.

DESZCZOWE POCA艁UNKI

13


Susan. - Chyba 艂atwo si臋 zorientowa膰, 偶e nie jestem typem macierzy艅skim.

- Podeprzyj jej lepiej plecki - powiedzia艂, patrz膮c
na Michelle.

Susan pr贸bowa艂a post膮pi膰 zgodnie z jego rad膮, ale by艂o jej niewygodnie trzyma膰 siostrzenic臋, butelk臋 i ca艂膮 reszt臋.

Wcale sobie dobrze nie radzi艂a i wiedzia艂a o tym, nie oczekiwa艂a jednak niczego lepszego.

Susan wzi臋艂a Michelle na r臋ce i posz艂a za nim.

Michelle chlipn臋艂a, ko艅cz膮c butelk臋. Susan szybko wyj臋艂a smoczek z jej ust. Dziecko mia艂o oczy zamkni臋te. Male艅ki cud, pomy艣la艂a m艂oda kobieta. Pewnie bardzo


14

DESZCZOWE POCA艁UNKI


si臋 zm臋czy艂o. Sama te偶 odczuwa艂a ogromne znu偶enie. By艂 pi膮tek, par臋 minut po si贸dmej, weekend dopiero si臋 zaczyna艂.

Odstawiwszy pust膮 butelk臋 na blat kuchenny, Susan niezr臋cznie podnios艂a Michelle rami臋 i delikatnie poklepywa艂a j膮 po plecach, p贸ki dziecku si臋 nie odbi艂o.

Nate za艣mia艂 si臋 cicho, a gdy Susan spojrza艂a na niego, odkry艂a, 偶e przygl膮da jej si臋 z ciep艂ym u艣miechem.

- Jeszcze troch臋, a nabierzesz du偶ej wprawy.

Wzburzona, spu艣ci艂a wzrok. Nie lubi艂a, gdy m臋偶­czy藕ni patrzyli na ni膮 w ten spos贸b, oceniaj膮c wielko艣膰 jej nosa czy zarys brwi. Wi臋kszo艣膰 m臋偶czyzn uwa偶a, 偶e posiadaj膮 rzadki dar intuicji i potrafi膮 okre艣li膰 charakter kobiety na podstawie jej wygl膮du. Niestety, wed艂ug utartych kanon贸w, Susan trudno by艂o nazwa膰 pi臋kno艣ci膮. Mia艂a g艂臋boko osadzone ciemne oczy i wydatne ko艣ci policzkowe. Nos, 艂膮cz膮cy si臋 w prostej linii z czo艂em, oraz pe艂ne usta nadawa艂y jej wygl膮d greckiej rze藕by. Nie jestem 艂adna, pomy艣la艂a, najwy偶ej interesuj膮ca.

Nagle Michelle poruszy艂a si臋 i gaworz膮c weso艂o, si臋gn臋艂a pulchn膮 r膮czk膮 do ciemnych w艂os贸w Susan.

Jakim艣 cudem zdo艂a艂a wyci膮gn膮膰 szpilki z jej koka i d艂ugie pasma w艂os贸w sp艂yn臋艂y swobodnie na ramiona dziewczyny. Jedn膮 z rzeczy, do kt贸rych Susan przy­k艂ada艂a ogromn膮 wag臋, by艂 jej wygl膮d. Pomy艣la艂a, 偶e musi sprawia膰 do艣膰 dziwne wra偶enie w kostiumie za dwie艣cie dolar贸w, bia艂ej poplamionej bluzce, z w艂osami opadaj膮cymi na ramiona.

DESZCZOWE POCA艁UNKI 15

d臋 m贸wi膮c, Susane prawie zawsze pracowa艂a po godzinach, cz臋sto te偶 zabiera艂a co艣 do roboty do domu. By艂a niezwykle oddana, zaanga偶owana i pracowita. Natomiast jej s膮siad nie wygl膮da艂 na cz艂owieka obda­rzonego powy偶szymi cechami. Podejrzewa艂a, 偶e Na-te'owi Townsendowi wszystko przychodzi w 偶yciu zbyt 艂atwo. Nigdy nie widzia艂a go bez baseballowej czapki i nieod艂膮cznej bluzy. Zastanawia艂a si臋, czy w og贸le ma garnitur. Zreszt膮 nawet gdyby go mia艂, zapewne nie wygl膮da艂by w nim dobrze. Nate Townsend by艂 facetem, do kt贸rego pasowa艂a odzie偶 sportowa, swetry.

Sprawia艂 wra偶enie cz艂owieka sympatycznego, przy­jacielskiego, towarzyskiego, ale wyra藕nie pozbawionego ambicji. Nie istnia艂o chyba nic, czego pragn膮艂by na tyle mocno, by do tego d膮偶y膰.

Nate wzruszy艂 oboj臋tnie ramionami.

- Wyra藕nie brakowa艂o ci wiary we w艂asne si艂y,
chcia艂em ci臋 wi臋c podnie艣膰 na duchu.

Susan popatrzy艂a na艅 ze z艂o艣ci膮, ura偶ona jego podej艣ciem. A wi臋c taki jest ten-mi艂y-s膮siad-zza-艣ciany!

Spojrzenie Nate'a wyra偶a艂o pow膮tpiewanie co do jej inteligencji i Susan zn贸w zmarszczy艂a brwi.


16

DESZCZOWE POCA艁UNKI


Otworzy艂a drzwi zbyt mocnym szarpni臋ciem i odrzuci艂a w艂osy przez rami臋 z wdzi臋kiem, kt贸rego mog艂aby jej pozazdro艣ci膰 paryska modelka.

W chwil臋 p贸藕niej zza 艣ciany dobieg艂y j膮 d藕wi臋ki muzyki. To Nate s艂ucha艂 w艂oskiej opery. Przynajmniej podejrzewa艂a, 偶e to w艂oska opera, co by艂o fatalnym zbiegiem okoliczno艣ci, natychmiast bowiem zacz臋艂a my艣le膰 o spaghetti i o tym, jak jest strasznie g艂odna.

- Dobra, Michelle - powiedzia艂a, u艣miechaj膮c si臋
do ma艂ej - teraz musimy nakarmi膰 twoj膮 cioci臋.

- Uda艂o jej si臋 bez wi臋kszych trudno艣ci rozstawi膰
wysokie krzese艂ko z blatem i posadzi膰 w nim siost­
rzenic臋, po czym zaj臋艂a si臋 sprawdzaniem zawarto艣ci
zamra偶arki.

Michelle najwyra藕niej zaakceptowa艂a sytuacj臋, czemu da艂a wyraz, uderzaj膮c r膮czkami o blat.

- S艂ysza艂a艣, co on powiedzia艂? - Susan wci膮偶 jeszcze
kipia艂a gniewem - W pewnym sensie mia艂 racj臋, ale
nie musia艂 si臋 tak wywy偶sza膰

Michelle ponownie wyrazi艂a aprobat臋 dla s艂贸w ciotki. Grube mury t艂umi艂y radosne d藕wi臋ki muzyki, Susan uchyli艂a wi臋c rozsuwane drzwi prowadz膮ce na balkon, oddzielony od balkonu s膮siada betonowym przepierzeniem. Zapewnia艂o ono co prawda odosob­nienie, teraz jednak nie pozwala艂o przenikn膮膰 g艂osom zespolonym w triumfalnej pie艣ni

Susan rozsun臋艂a ca艂kiem drzwi i wysz艂a na balkon. Wiecz贸r by艂 ch艂odny, lecz przyjemny. Zachodz膮ce s艂o艅ce rzuca艂o z艂ociste cienie na malownicze wybrze偶e.

- Michelle - powiedzia艂a cicho, wr贸ciwszy do kuchni

- on gotuje co艣, co pachnie jak lasagna lub spaghetti.

- Zacz臋艂o jej burcze膰 w brzuchu, otworzy艂a wi臋c


DESZCZOWE POCA艁UNKI

17


ponownie zamra偶ark臋 i wyj臋艂a z niej meksyka艅sk膮 potraw臋, z kt贸rej poprzednio zrezygnowa艂a. I tym razem nie wygl膮da艂a ona zach臋caj膮co.

Do kuchni nap艂yn膮艂 smakowity aromat czosnku. Susan odwr贸ci艂a sw贸j klasyczny grecki nos w kierunku otwartych drzwi balkonu niczym marionetka szarpni臋ta za sznurek i kilkakrotnie wci膮gn臋艂a powietrze.

- To bez w膮tpienia co艣 w艂oskiego, pachnie wr臋cz
bosko.

Michelle zn贸w poklepa艂a r膮czkami o blat.

- Obsma偶any chleb z czosnkiem - oznajmi艂a Susan
i odwr贸ci艂a si臋 do siostrzenicy, na kt贸rej nie zrobi艂o
to chyba szczeg贸lnego wra偶enia. C贸偶, ona by艂a
najedzona.

Wbrew swym ch臋ciom, Susan w艂o偶y艂a zamro偶one danie do kuchenki mikrofalowej i ustawi艂a wy艂膮cznik czasowy. Nagle us艂ysza艂a dzwonek do drzwi i zje偶y艂a si臋 ca艂a, patrz膮c na Michelle, jak gdyby dziewi臋cio­miesi臋czne niemowl臋 mog艂o podpowiedzie膰, kogo tym razem licho niesie.

By艂 to znowu Nate z talerzem spaghetti i kieliszkiem czerwonego wina.

- Czy ju偶 zrobi艂a艣 sobie co艣 do jedzenia? - spyta艂.
Po raz pierwszy w 偶yciu Susan nie mog艂a oderwa膰

oczu od ogromnego talerza, kopiasto wy艂adowanego paruj膮cym makaronem, grubo polanym czerwonym sosem. Wygl膮da艂o to bardzo apetycznie. Wszystko posypane by艂o parmezanem, a na brzegu talerza le偶a艂a, pachn膮ca czosnkiem, pot臋偶na kromka bu艂ki paryskiej.

18

DESZCZOWE POCA艁UNKI


Poda艂 jej spaghetti

- Pycha! - wykrzykn臋艂a po pierwszym k臋sie.
Nate wyj膮艂 z kieszonki koszuli sk贸rk臋 od chleba

i da艂 j膮 Michelle.

- To dla ciebie, malutka.

Gdy Michelle 偶u艂a z zadowoleniem sk贸rk臋, Nate wyci膮gn膮艂 krzes艂o i usiad艂 naprzeciwko Susan, kt贸ra by艂a zbyt poch艂oni臋ta delektowaniem si臋 kolacj膮, by cokolwiek zauwa偶y膰, dop贸ki Nate nie zmru偶y艂 oczu.

Z jego miny wywnioskowa艂a, 偶e nie jest to nic przyjemnego.

Susan wyprostowa艂a si臋 i powoli po艂o偶y艂a widelec obok talerza.

- Kto艣 chyba musi - powiedzia艂 Nate zduszonym
g艂osem - zmieni膰 pieluszk臋 Michelle.


ROZDZIA艁 DRUGI

Trzymaj膮c na biodrze 艣wie偶o umyt膮 i przewini臋t膮 Michelle, Susan wyskoczy艂a z 艂azienki do w膮skiego korytarzyka, 艂api膮c spazmatycznie oddech.

- Dobrze si臋 czujesz? - spyta艂 Nate.

Skin臋艂a g艂ow膮 i opar艂a si臋 bezw艂adnie o 艣cian臋, czuj膮c lekki zawr贸t g艂owy. Zaczerpn臋艂a kilkakrotnie 艣wie偶ego powietrza, wreszcie wyprostowa艂a si臋 i spr贸­bowa艂a u艣miechn膮膰.

Nate roze艣mia艂 si臋 serdecznie, nie wp艂yn臋艂o to jednak na popraw臋 humoru dziewczyny.,

- Po tym, czego w艂a艣nie do艣wiadczy艂am, nie jestem
w stanie zrozumie膰, czemu ludzie nadal si臋 rozmna偶aj膮.

- Wyj臋艂a z szafki du偶y pojemnik ze 艣rodkiem dezyn­
fekcyjnym i wsun膮wszy r臋k臋 do 艂azienki, szczodrze go
rozpyli艂a.

- Susan nie przywyk艂a, by zale偶e膰 od innych, jej
podzi臋kowanie by艂o wi臋c raczej wymuszone.

Posz艂a za m臋偶czyzn膮 do salonu, po艂o偶y艂a Michelle na brzuszku w przygotowanym 艂贸偶eczku i przykry艂a j膮 ko艂derk膮 r臋cznej roboty. Dziecko nie zaprotestowa艂o, uk艂adaj膮c si臋 wygodnie.Nate skierowa艂 si臋 ku drzwiom.

19


20

DESZCZOWE POCA艁UNKI


U艣miechn膮艂 si臋 do niej i wyszed艂, a Susan sta艂a jeszcze przez par臋 minut, zatopiona w my艣lach o nim. Uczucia mia艂a zdecydowanie mieszane.

Zacz臋艂a sortowa膰 rzeczy pozostawione przez siostr臋, ustawiaj膮c s艂oiki z pokarmem dla dziecka na kredensie i wk艂adaj膮c butelki do lod贸wki.

Sko艅czywszy prace w kuchni, posz艂a do 艂azienki zanurzy艂a si臋 w ciep艂ej wodzie, pozostawiaj膮c drzwi uchylone na wypadek, gdyby Michelle si臋 obudzi艂a. Po k膮pieli poczu艂a si臋 po niej znacznie lepiej.

Wr贸ci艂a na palcach do salonu i zabra艂a ze艅 teczk臋 i gruby plik dokument贸w. Przystan臋艂a na moment, spogl膮daj膮c na 艣pi膮c膮 siostrzenic臋 i delikatnie po­g艂adzi艂a j膮 po pleckach. Ma艂a dziewczynka wygl膮da艂a we 艣nie jak anio艂ek.

Nagle serce Susan przepe艂ni艂a t臋sknota, kt贸rej nawet nie potrafi艂a nazwa膰. Bardzo kocha艂a siostrzenic臋, ale chodzi艂o o co艣 wi臋cej. Czas sp臋dzony sam na sam z Michelle wyzwoli艂 w niej od dawna skrywane pragnienie, nad kt贸rym dot膮d nie ma艂a czasu si臋 zastanawia膰.

Stawiaj膮c na karier臋 zawodow膮, Susan zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e rezygnuje z tej cz臋艣ci samej siebie, kt贸ra pragnie mie膰 m臋偶a i dzieci. Nic nie przemawia艂o za tym, by wyrzek艂a si臋 za艂o偶enia rodziny, ale wiedzia艂a,


DESZCZOWE POCA艁UNKI 21

na co j膮 sta膰. Od czasu studi贸w by艂o oczywiste, 偶e prowadzenie domu nie jest jej mocn膮 stron膮. Zw艂aszcza gdy por贸wnywa艂a siebie z Emily, kt贸ra musia艂a si臋 chyba urodzi膰 ze sciereczk膮 do kurzu w jednej r臋ce i ksi膮偶k膮 kucharsk膮 w drugiej.

Susan nigdy nie 偶a艂owa艂a swej decyzji, ale znajdowa艂a si臋 w lepszej sytuacji od innych. Mia艂a siostr臋, kt贸ra zamierza艂a dostarczy膰 jej ca艂膮 mas臋 siostrzenic oraz siostrze艅c贸w i w zupe艂no艣ci j膮 to zadowala艂o.

Oddali艂a si臋 cichutko od 艂贸偶eczka i usiad艂szy na materacu, zacz臋艂a zg艂臋bia膰 szczeg贸艂y proponowanego przez wydzia艂 programu marketingu. Pe艂na prezentacja nast膮pi w poniedzia艂ek rano, do tego czasu chcia艂a si臋 z nim dok艂adnie zapozna膰 i przygotowa膰 do dyskusji.

Gdy sko艅czy艂a czyta膰 sprawozdanie, przesz艂a zn贸w na palcach do swego biurka, stoj膮cego w odleg艂ym k膮cie salonu, i w艂o偶y艂a papiery do teczki.

Jeszcze raz zatrzyma艂a si臋 przy 艂贸偶eczku siostrzenicy. Czuj膮c si臋 nieco pewniej, wr贸ci艂a do sypialni przekona­na, 偶e opiekowanie si臋 dzie膰mi ma swoje dobre strony.

Zmieni艂a zdanie o wp贸艂 do drugiej w nocy, gdy 偶a艂osne kwilenie wyrwa艂o j膮 z g艂臋bokiego snu. Nie wiedz膮c, od jak dawna to trwa, Susan omal nie spad艂a z 艂贸偶ka, spiesz膮c do male艅stwa.

- Michelle - zawo艂a艂a, id膮c po omacku z wyci膮g­
ni臋tymi przed siebie r臋kami. - Id臋, id臋. Nie ma
powodu do paniki!

Zapalenie 艣wiat艂a tylko pogorszy艂o spraw臋. Mru偶膮c oczy i id膮c na o艣lep w stron臋 艂贸偶eczka, Susan potkn臋艂a si臋 o stolik i krzykn臋艂a g艂o艣no.

Michelle sta艂a, trzymaj膮c si臋 por臋czy 艂贸偶ka, z min膮 tak nieszcz臋艣liw膮, jakby nie mia艂a ani jednej przyjaznej duszy na 艣wiecie.

- Co si臋 sta艂o, kochanie? - spyta艂a czule Susan,
bior膮c j膮 na r臋ce.


22

DESZCZOWE POCA艁UNKI


Michelle mia艂a po prostu mokro, ale biedulka musia艂a si臋 przestraszy膰 gdy obudzi艂a si臋 w obcym mieszkaniu. Susan nie mog艂a mie膰 do niej o to pretensji.

- W porz膮dku, zajmiemy si臋 po raz wt贸ry tym
pieluchowym interesem.

Po艂o偶y艂a na blacie w 艂azience gruby r臋cznik, a na nim dziewczynk臋. Gdy by艂a mniej wi臋cej w po艂owie zmiany pieluch, zadzwoni艂 telefon. Nie mog艂a zostawi膰 dziecka, a trudno by艂oby zanie艣膰 je w tym stanie do kuchni. Ktokolwiek dzwoni艂 o tej porze nocy, m贸g艂 zostawi膰 wiadomo艣膰 automatycznej sekretarce.

Po chwili telefon umilk艂,. natomiast rozleg艂o si臋 g艂o艣ne pukanie do drzwi frontowych. D藕wigaj膮c 艣wie偶o przewini臋t膮 i wypudrowan膮 Michelle, Susan zerkn臋艂a przez dziurk臋 od klucza i dostrzeg艂a za drzwiami Nate'a ze skwaszon膮 min膮.

- Nate - powiedzia艂a zdumiona, otwieraj膮c drzwi.
Nie mia艂a zielonego poj臋cia, czego mo偶e od niej
chcie膰 o tej porze.

By艂 boso, mia艂 na sobie czerwony szlafrok w szkock膮 krat臋. Potargane w艂osy 艣wiadcz膮ce o tym, 偶e musia艂 zerwa膰 si臋 z 艂贸偶ka, przypomnia艂y Susan, 偶e sama musi wygl膮da膰 podobnie.

- Czy z Michelle wszystko w porz膮dku? - warkn膮艂,
mimo i偶 mia艂 przed sob膮 niew膮tpliwy dow贸d, 偶e tak
w艂a艣nie jest. Nie czekaj膮c na odpowied藕, doda艂
oskar偶ycielskim tonem: - Nie podnosi艂a艣 s艂uchawki.

d艂o艅, co by艂o do艣膰 trudne, poniewa偶 trzyma艂a w ra­mionach dziecko.

DESZCZOWE POCA艁UNKI

23


- Nie jestem pewna, mo偶e si臋 przerazi艂a, obudziwszy
si臋 w obcym mieszkaniu.

- Nasz widok przerazi艂 j膮 pewnie jeszcze bardziej.
Susan wcale nie mia艂a ochoty przejrze膰 si臋 w lustrze.

Potargane, spl膮tane w艂osy opada艂y jej na ramiona l艣ni膮c膮 fal膮. Tak si臋 艣pieszy艂a do Michelle, 偶e nie w艂o偶y艂a pantofli ani szlafroka.

Ma艂a, najwyra藕niej szcz臋艣liwa, 偶e sta艂a si臋 o艣rodkiem zainteresowania, wyci膮gn臋艂a r膮czki do Nate'a. Susan poczu艂a si臋 ura偶ona niesta艂o艣ci膮 dziecka. Przecie偶 to ona przewija艂a je i karmi艂a, a nie Nate.

Cokolwiek to by艂o, Michelle przytuli艂a si臋 do m臋偶czyzny niczym do odzyskanego niespodziewanie przyjaciela. Susan skorzysta艂a z okazji, by p贸j艣膰 po szlafrok przewieszony przez oparcie 艂贸偶ka. Gdy wr贸ci艂a do salonu, zasta艂a Nata siedz膮cego na kanapie z nogami opartymi o stolik.

24

DESZCZOWE POCA艁UNKI


Powiedzia艂 to z czaruj膮cym u艣miechem, neutralizu­j膮cym odrobin臋 z艂o艣liwo艣ci ukrytej w tym stwierdzeniu.

- Nie musisz chyba chodzi膰 codziennie w kostiumie?
Spr贸buj czasem w艂o偶y膰 sukienk臋 - plisowan膮, ozdo­
bion膮 koronk膮, z guziczkami.

Ju偶 mia艂a na ko艅cu j臋zyka ostr膮 odpowied藕, stwierdzi艂a jednak, 偶e nic to nie da. Arogancja, jak膮 zaprezentowa艂, by艂a do艣膰 typowa dla przystojnych m臋偶czyzn.

- Nie masz zamiaru si臋 ze mn膮 spiera膰?

- Nie - odpar艂a, kr臋c膮c przecz膮co g艂ow膮.
Milcza艂 przez chwil臋, mru偶膮c oczy, po czym zn贸w

u艣miechn膮艂 si臋 do niej ujmuj膮co.

Zmarszczy艂 brwi, nie rozumiej膮c, o co jej chodzi. Susan poczu艂a si臋 w obowi膮zku wyt艂umaczy膰 mu.

- Dam ci kilka przyk艂ad贸w. Ot贸偶, je艣li m贸j kolega
biurowy p艂ci m臋skiej ma ba艂agan na biurku, wszyscy
wyci膮gaj膮 z tego wniosek, 偶e jest okropnie zapraco-


DESZCZOWE POCA艁UNKI 25

wany. Je艣li dotyczy to mnie, uwa偶aj膮 to za objaw dezorganizacji.

Nate wyprostowa艂 si臋 i chcia艂 chyba co艣 jej na to odpowiedzie膰, ale Susan by艂a tak rozgor膮czkowana tematem, 偶e nie da艂a mu doj艣膰 do s艂owa.

- Je艣li m臋偶czyzna w moim biurze 偶eni si臋, jest to
korzystne, poniewa偶 si臋 ustatkuje i stanie wydajniej­
szym pracownikiem. Je艣li natomiast wychodzi za m膮偶
kobieta, kierownictwo uwa偶a to za pocz膮tek ko艅ca,
zak艂ada bowiem, 偶e natychmiast zechce mie膰 dziecko
i odejdzie. Awans dostaje w ostatniej kolejno艣ci,
niezale偶nie od kwalifikacji. Gdy m臋偶czyzna odchodzi
na lepsz膮 posad臋, wszyscy mu gratuluj膮, wykorzystuje
bowiem mo偶liwo艣膰 zrobienia kariery, ale gdy dotyczy
to kobiety, wzruszaj膮 ramionami, m贸wi膮c, 偶e na
kobietach nie mo偶na polega膰.

Gdy sko艅czy艂a, Nate nie odzywa艂 si臋 przez chwil臋.

Michelle zainteresowa艂a si臋 st贸pkami swoich 艣piosz­k贸w i bawi艂a si臋 nimi, zupe艂nie zafascynowana. Nigdy dot膮d Susan nie widzia艂a kogo艣 tak przytomnego o tej skandalicznej porze.

26

DESZCZOWE POCA艁UNKI


dzia艂am. To, co dzieje si臋 w biurze, nie ma nic do tego, 偶e jeste艣my s膮siadami.

- przyja藕艅?

- Przyja藕艅 - roze艣mia艂a si臋 mimo zm臋czenia Susan.
Michelle zafika艂a rado艣nie n贸偶kami, gaworz膮c

g艂o艣no.

Susan wsta艂a i przygasi艂a lamp臋, po czym przykry艂a dziecko ko艂derk膮. Sama te偶 poczu艂a ch艂贸d, okry艂a si臋 wi臋c we艂nianym sza艂em, kt贸ry Emily zrobi艂a dla niej na drutach na gwiazdk臋 w ubieg艂ym roku.

Przy膰mione 艣wiat艂o stwarza艂o intymn膮 atmosfer臋 i nagle Susan zaproponowa艂a nie艣mia艂o:

- powiedzia艂 zdecydowanie zbyt szybko.

Ku jej zdziwieniu Nate mia艂 g艂os melodyjny i koj膮cy. A ju偶 zupe艂nie j膮 zaskoczy艂o, 偶e zna艂 mn贸stwo piosenek odpowiednich dla dzieci. Nie tyle dzieci臋cych, ile 艂atwo wpadaj膮cych w ucho, z rodzaju tych, kt贸rych przez lata s艂ucha艂a w radio. Poczu艂a, jak oczy jej si臋 zamykaj膮, walczy艂a ze snem. G艂os m臋偶czyzny przeszed艂 niemal w szept, brzmi膮cy ciep艂o i pieszczotliwie. Zbyt pieszczotliwie. I swojsko, jak gdyby nale偶eli do siebie we tr贸jk臋, co by艂o 艣mieszne, spotka艂a bowiem Nate'a kilka godzin temu. By艂 jej s膮siadem i nic poza tym. Nie mieli nawet czasu, by si臋 dobrze pozna膰, a Michelle jest jej siostrzenic膮, nie c贸rk膮.

Ale marzenie trwa艂o, niezale偶nie od tego jak bardzo chcia艂a je odp臋dzi膰. Nie mog艂a przesta膰 my艣le膰, jak dobrze by艂oby dzieli膰 偶ycie z m臋偶em i dzie膰mi. Oczy


DESZCZOWE POCA艁UNKI 27

jej si臋 jednak zamyka艂y, cho膰 usi艂owa艂a nie da膰 opa艣膰 powiekom na d艂u偶ej ni偶 par臋 chwil.

Susan obudzi艂 b贸l w karku. Chcia艂a poprawi膰 poduszk臋, ale zorientowa艂a si臋, 偶e jej nie ma. Zamiast w 艂贸偶ku spa艂a skulona w fotelu. Niech臋tnie, powoli otworzy艂a oczy i spostrzeg艂a, 偶e Nate 艣pi na kanapie, z odrzucon膮 do ty艂u g艂ow膮, chrapi膮c g艂o艣no. Michelle spa艂a s艂odko w jego ramionach.

Min臋艂a dobra chwila, zanim przysz艂a ca艂kiem do siebie. Gdy zda艂a sobie spraw臋, 偶e s艂o艅ce zagl膮da do pokoju przez du偶e okna, zamkn臋艂a ponownie oczy. By艂 ju偶 ranek. Ranek! Nate sp臋dzi艂 noc w jej mieszkaniu!

Wzburzona, usiad艂a prosto w fotelu i odp臋dzaj膮c resztki snu, zacz臋艂a si臋 zastanawia膰. Pomys艂, by obudzi膰 Nate'a, nie nale偶a艂 chyba do najlepszych. Z pewno艣ci膮 poczuje si臋 r贸wnie g艂upio jak ona, gdy zorientuje si臋, 偶e przespa艂 p贸艂 nocy w jej salonie. W dodatku szal, kt贸rym by艂a przykryta, okr臋ci艂 si臋 jakim艣 cudem wok贸艂 jej bioder i n贸g. Mrucz膮c co艣 pod nosem, Susan zacz臋艂a go szarpa膰, chc膮c si臋 uwolni膰.

Jej szamotanina wyrwa艂a Nate'a ze s艂odkiej drzemki. Poruszy艂 si臋, spojrza艂 w jej kierunku i zamar艂. Zamruga艂 kilkakrotnie oczyma i utkwi艂 w niej wzrok, jak gdyby by艂 pewien, 偶e rozp艂ynie si臋 w powietrzu, je艣li b臋dzie patrzy艂 na ni膮 odpowiednio d艂ugo.

Susan, kt贸rej uda艂o si臋 wsta膰, robi艂a wszystko, by wygl膮da膰 godnie, by艂o to jednak raczej niemo偶liwe, poniewa偶 wci膮偶 p臋ta艂 j膮 szal.

28 DESZCZOWE POCA艁UNKI

cisz臋. Uwolni艂a si臋 wreszcie od szala i trzyma艂a go przed brzuchem niczym tarcz臋.

- Ja r贸wnie偶 - mrukn膮艂 Nate.

Michelle obudzi艂a si臋 i pr贸bowa艂a usi膮艣膰. Rozejrza艂a si臋 i wyra藕nie nie spodoba艂o jej si臋 to, co zasta艂a. Zacz臋艂a jej dr偶e膰 dolna warga.

- Michelle, wszystko w porz膮dku - powiedzia艂a
szybko Susan, pr贸buj膮c uprzedzi膰 przera藕liwy krzyk.

- Zosta艂a艣 na weekend z cioci膮, pami臋tasz?

- My艣l臋, 偶e ma mokro - podsun膮艂 Nate, gdy
Michelle zacz臋艂a cicho kwili膰. Zakl膮艂 pod nosem
i szybko podni贸s艂 ma艂膮 ze swych kolan. - Nawet
jestem pewien. We藕 j膮 ode mnie.

Susan si臋gn臋艂a r贸wnocze艣nie po dziecko i po such膮 pieluch臋, nie na wiele si臋 to jednak zda艂o. Michelle postanowi艂a u艣wiadomi膰 im, 偶e nie znosi 偶adnych zmian w swoim rozk艂adzie, jak r贸wnie偶 nie lubi budzi膰 si臋 rano w ramionach obcego cz艂owieka. Sw膮 dezaprobat臋 wyrazi艂a g艂o艣nym histerycznym krzykiem.

- Przynajmniej tak 偶yczy艂a sobie Emily.

- Podgrzej jej mleko, je艣li chcesz.

Zrobi艂a b艂膮d, podnosz膮c g艂os. Michelle wyra藕nie nie mia艂a rankiem lepszego humoru ni偶 jej ciotka. Fika艂a ze z艂o艣ci膮 t艂ustymi n贸偶kami tak szybko, 偶e zmiana pieluszki sta艂a si臋 czynno艣ci膮 prawie niewy-


DESZCZOWE POCA艁UNKI 29

kona艂n膮. Susan by艂a coraz bardziej zdenerwowana. Wreszcie opadaj膮ce na ramiona w艂osy przyci膮gn臋艂y uwag臋 dziewczynki. Z艂apa艂a za lok, przestaj膮c krzycze膰 na wystarczaj膮co d艂ug膮 chwil臋, by zaczerpn膮膰 haust powietrza.

- Czy chcesz, 偶ebym odebra艂? - us艂ysza艂a wo艂anie Nate'a.

- Co odebra艂?

Nie by艂o to wida膰 nic wa偶nego, nie odpowiedzia艂 jej bowiem. Jednak偶e po chwili stan膮艂 w drzwiach 艂azienki.

S艂owo to odbi艂o si臋 echem w jej g艂owie.

- Finezja, z jak膮 przemyci艂a to genialne wyja艣nienie,
zadziwi艂a nawet j膮 sam膮. Co gorsza, by艂a gotowa
wygada膰 si臋, 偶e Nate sp臋dzi艂 u niej noc, powstrzyma艂a
si臋 jednak w ostatniej chwili.

30 DESZCZOWE POCA艁UNKI

Straciwszy cierpliwo艣膰, Nate wzi膮艂 butelk臋 i wr贸ci艂 z Michelle do salonu. Susan przygl膮da艂a si臋 przez otwarte drzwi, jak w艂膮cza telewizor i sadowi si臋 wygodnie, jakby by艂 tu zadomowiony od lat. Ogl膮daj膮c jaki艣 program, wsun膮艂 smoczek do niecierpliwych ust dziecka.

Emily papla艂a dalej, opowiadaj膮c jej, jak roman­tycznie sp臋dzi艂a pierwsz膮 noc w San Francisco. Susan


DESZCZOWE POCA艁UNKI 31

s艂ucha艂a jednym uchem. Wpatrywa艂a si臋 w Nate'a, kt贸ry potargany, wymi臋ty i bardzo zadowolony, siedzia艂 w jej salonie, trzymaj膮c w ramionach niemowl臋.

Widok ten zrobi艂 niezwyk艂e wra偶enie na Susan. Chodzi艂a na spotkania z r贸偶nymi m臋偶czyznami - dobrodusznymi, bogatymi, skomplikowanymi. Ale obecne uczucie, poci膮g, jaki odczuwa艂a, by艂y dla niej kompletnym zaskoczeniem. Po latach, mimo randek, Susan zawsze pieczo艂owicie strzeg艂a swego serca. Nie by艂o to zreszt膮 trudne, poniewa偶 nigdy nie spotka艂a kogo艣, kto by jej si臋 naprawd臋 podoba艂. A ten potargany, skwaszony facet, kt贸ry siedzia艂 w salonie, karmi膮c jej siostrzenic臋, poci膮ga艂 j膮 bardziej ni偶 ktokolwiek do tej pory. Nie mia艂o to najmniejszego sensu. Nie mog艂o rozwin膮膰 si臋 mi臋dzy nimi 偶adne g艂臋bsze uczucie - byli tak bardzo r贸偶ni, jak galaretka i beton. Powa偶ny zwi膮zek by艂 ostatni膮 rzecz膮, jakiej by pragn臋艂a.

Gdy wreszcie mog艂a odwiesi膰 s艂uchawk臋, przesz艂a do salonu, czuj膮c si臋 wyczerpana. Odgarn臋艂a spl膮tane w艂osy z twarzy, zastanawiaj膮c si臋, czy powinna zabra膰 Michelle z obj臋膰 Nate'a, by m贸g艂 wr贸ci膰 do swego mieszkania. Bez w膮tpienia jej siostrzenica zn贸w zaprotestuje.

ROZDZIA艁 TRZECI

Susan osun臋艂a si臋 na poduszk臋 z rozpaczliwym westchnieniem.

- Zadzwoni臋 lepiej do Emily. - Za艂o偶y艂a , 偶e jej
siostra nie s艂ysza艂a nic o strajku.

Wr贸ci艂a po kilku minutach.

Los jednak zrz膮dzi艂 inaczej.

W niedzielny poranek Susan mia艂a podkr膮偶one oczy. By艂a wyczerpana fizycznie oraz psychicznie i od nowa przekonana, 偶e macierzy艅stwo jest zdecydowanie nie dla niej. Przesz艂a ci臋偶k膮 pr贸b臋 przez te dwie noce i stwierdzi艂a, 偶e t臋sknota za m臋偶em i dzie膰mi nachodzi j膮 tylko w贸wczas, gdy Michelle 艣pi lub je.

Nate przyszed艂 ko艂o dziewi膮tej, przynosz膮c dary - 艣wie偶o upieczone cynamonowe obarzanki, jeszcze

32


DESZCZOWE POCA艁UNKI 33

ciep艂e, prosto z piekarnika. Sta艂 w drzwiach, wysoki i smuk艂y, z u艣miechem, zdolnym zawojowa膰 nawet najbardziej zapracowan膮 i oddan膮 firmie kobiet臋 interesu. Jeszcze raz Susan zadziwi艂a w艂asna reakcja na jego widok. Serce podesz艂o jej do gard艂a, natych­miast zacz臋艂a 偶a艂owa膰, 偶e nie mia艂a czasu, by w艂o偶y膰 na siebie co艣 elegantszego od wyp艂owia艂ego szlafroka.

- I co? - spyta艂 Nate, gdy sko艅czy艂a rozmow臋.
Kryj膮c twarz w d艂oniach, opar艂a si臋 bezsilnie

o 艣cian臋.

- Tak - odrzek艂a, z trudem panuj膮c nad g艂osem.
- Samoloty Puget Air znalaz艂y si臋 na ziemi o czasie,
podanym w wiadomo艣ciach, natomiast Unie, w kt贸rych


34

DESZCZOWE POCA艁UNKI


Robert i Emily zarezerwowali bilety, s膮 tak przepe艂­nione, 偶e najwcze艣niej mog膮 przylecie膰 jutro rano.

Utkwi艂a w nim gniewne spojrzenie. Nie ma sensu oczekiwa膰, 偶e Nate zrozumie co艣 tak wa偶nego jak prezentacja sprzeda偶y. Wygl膮da艂o na to, 偶e nie pracowa艂, nie musia艂 troszczy膰 si臋 o sw膮 karier臋. Dlatego prawdopodobnie nie by艂 w stanie zrozumie膰, 偶e kobieta na kierowniczym stanowisku musi dok艂ada膰 wielu stara艅, by udowodni膰, ile jest warta.

Nate podni贸s艂 g艂ow臋 i potar艂 leniwie d艂oni膮 szcz臋k臋.

DESZCZOWE POCA艁UNKI 35

- Trafi艂a艣 w sedno. No wi臋c - spyta艂 - co zamierzasz
zrobi膰?

Susan nie by艂a pewna. Zamkn臋艂a oczy, by si臋 skoncentrowa膰. Narzu膰 sobie dyscyplin臋, nakaza艂a sobie. Zachowaj spok贸j, to najwa偶niejsze ze wszy­stkiego.

- Odwo艂am moje spotkania wcze艣nie rano i p贸jd臋
na prezentacj臋 - postanowi艂a rozs膮dnie.

- A co z Michelle? Wynajmiesz do niej opiekunk臋?
Opiekunka wynaj臋ta przez opiekunk臋. Pomys艂 jak

z powie艣ci, mo偶e nawet do wprowadzenia w 偶ycie, niestety Susan nie zna艂a nikogo, kto si臋 tym zajmuje. W tym momencie podj臋艂a decyzj臋. Zabierze Michelle ze sob膮.

Tak jak przewidywa艂a, jej przyjazd do H&J Lima wywo艂a艂 sensacj臋. Dok艂adnie o dziesi膮tej rano w po­niedzia艂ek wysiad艂a z windy. W jednej r臋ce 艣ciska艂a czarn膮, sk贸rzan膮 teczk臋, drug膮 przytrzymywa艂a na biodrze Michelle. Z podniesion膮 wysoko g艂ow膮 przemaszerowa艂a po d臋bowym parkiecie, mijaj膮c d艂ugie szeregi pokoik贸w bez drzwi oraz p贸艂ek zape艂nionych grubymi segregatorami. Niekt贸rzy pracownicy wstali od biurek, by si臋 jej przyjrze膰. Przez ca艂膮 drog臋 towarzyszy艂y jej przyciszone szepty.

Susan zauwa偶y艂a, 偶e jej sekretarka - co przynosi艂o jej chlub臋 - nie mrugn臋艂a nawet okiem. By艂a 艣wietnie wyszkolona - na podstawie jej zachowania mo偶na by wywnioskowa膰, 偶e Susan regularnie zjawia si臋 w pracy z dziewi臋ciomiesi臋cznym niemowl臋ciem na r臋kach.

Postawiwszy torb臋 z pieluchami na pod艂odze, Susan usiad艂a przy ogromnym orzechowym biurku. Michelle,


36

DESZCZOWE POCA艁UNKI


kt贸rej na razie dopisywa艂 humor, siedzia艂a jej na kolanach, rozgl膮daj膮c si臋 rado艣nie po kr贸lestwie ciotki.

Tak jak przewidywa艂a, spotkanie z wydzia艂em marketingu by艂o istn膮 katastrof膮. Prezentacja trwa艂a dwadzie艣cia minut, a w tym kr贸tkim czasie Michelle zd膮偶y艂a rozebra膰 wieczne pi贸ro Susan, poodpina膰 guziki u jej bluzki i rozpu艣ci膰 w艂osy, misternie splecione we francuski warkocz. Klaska艂a w d艂onie, wydaj膮c g艂o艣ne okrzyki. Pod koniec spotkania Susan musia艂a da膰 nura pod w艂asne biurko, by wyci膮gn膮膰 stamt膮d siostrzenic臋, raczkuj膮c膮 beztrosko pomi臋dzy nogami siedz膮cych.

Gdy Susan wreszcie dotar艂a do domu, czu艂a si臋, jak


DESZCZOWE POCA艁UNKI 37

gdyby wraca艂a z pola walki. W taki dzie艅 mia艂a straszliw膮 ochot臋 na jaki艣 czekoladowy, bardzo s艂odki smako艂yk. Na ca艂ym 艣wiecie nie znalaz艂aby si臋 jednak odpowiednia ilo艣膰 s艂odko艣ci, by pom贸c jej przetrwa膰 jeszcze jeden taki ranek.

Ku zdziwieniu Susan, Nate czeka艂 na ni膮 na pode艣cie obok windy. Pos艂a艂a mu jedno spojrzenie, czyni膮c usilne starania, by nie wybuchn膮膰 p艂aczem.

Susan j臋kn臋艂a, zas艂aniaj膮c d艂oni膮 prz贸d bluzki. M贸g艂 jej oszcz臋dzi膰 tego komentarza.

- Hej, dziecino - powiedzia艂, zabieraj膮c ma艂膮
z ramion Susan. - Twojej cioci potrzebna jest chyba
chwila wytchnienia.

Odwr贸ciwszy si臋, Susan zapi臋艂a bluzk臋 i wyj臋艂a z torebki klucze. Jej zawsze schludne, nieskazitelne mieszkanie wygl膮da艂o, jakby przeszed艂 przez nie huragan. Kocyki i zabawki by艂y porozrzucane po ca艂ym salonie. Chc膮c by膰 bli偶ej Michelle, Susan spa艂a na kanapie. Le偶a艂a tam wci膮偶 jeszcze poduszka i koce wraz z niebieskim 偶akietem od kostiumu, kt贸ry musia艂a zdj膮膰, bowiem Michelle ubrudzi艂a ca艂y r臋kaw musem 艣liwkowym.

- Usi膮d藕 - powiedzia艂 艂agodnie. - Zrobi臋 ci kaw臋.
Susan pos艂ucha艂a go, zbyt wdzi臋czna, by si臋 spiera膰.


38

DESZCZOWE POCA艁UNKI


Nate stan膮艂 jak wmurowany w progu kuchni.

- W ten przykry spos贸b dowiedzia艂am si臋, 偶e Michelle
nie cierpi 艣liwek.

Wygl膮d kuchni odzwierciedla艂 poranne zmagania Susan. Przygotowania do wyj艣cia z Michelle do biura zaj臋艂y jej prawie trzy godziny.

- Wiesz, czego mi trzeba? Podw贸jnego martini

- powiedzia艂a do Nate'a, kt贸ry przyni贸s艂 dwie
fili偶anki kawy.

Chichocz膮c pod nosem, Nate poda艂 jej paruj膮c膮 fili偶ank臋. Michelle siedzia艂a na pod艂odze, bawi膮c si臋 z zadowoleniem zabawkami, kt贸re porozrzuca艂a rano ze z艂o艣ci膮.

Ku zdumieniu Susan, Nate usiad艂 obok niej i otoczy艂 j膮 ramieniem. Zesztywnia艂a, ale je艣li nawet to zauwa偶y艂, nie da艂 nic po sobie pozna膰.

Susan czu艂a, jak ro艣nie w niej napi臋cie. Samo wspomnienie porannego zebrania wystarczy艂o, by podskoczy艂o jej ci艣nienie, gdy jednak przeanalizowa艂a swoje odczucia, zda艂a sobie spraw臋, 偶e przyczyn膮 jej stanu jest blisko艣膰 Nate'a. Nie dlatego, by mia艂a co艣 przeciwko temu, 偶e j膮 obejmowa艂 - raczej wr臋cz przeciwnie. Przez te trzy dni sp臋dzili ze sob膮 du偶o czasu i na przek贸r wszystkim swoim wcze艣niejszym teoriom na temat s膮siada, zacz臋艂o jej si臋 podoba膰 jego niefrasobliwe podej艣cie do 偶ycia. Poniewa偶 jednak by艂o ono diametralnie r贸偶ne od jej w艂asnego, fakt, 偶e Nate tak bardzo j膮 poci膮ga艂, stanowi艂 rodzaj szoku.

- Czy chcesz porozmawia膰 o pracy?
Powoli wypu艣ci艂a powietrze z p艂uc.


DESZCZOWE POCA艁UNKI 39

- Nie, my艣l臋, 偶e by艂oby lepiej, gdyby wszyscy
zainteresowani zapomnieli o dzisiejszym spotkaniu.
Mia艂e艣 racj臋, powinnam by艂a je od艂o偶y膰.

Z艂apawszy si臋 stolika, by stan膮膰 na n贸偶kach, Michelle posuwa艂a si臋 wzd艂u偶 jego kraw臋dzi, p贸ki nie dotar艂a do wyci膮gni臋tych n贸g Nate'a. Zaskoczy艂a ich oboje, wyci膮gaj膮c do niego r膮czk臋 i obdarzaj膮c u艣miechem, kt贸ry stopi艂by nawet l贸d.

Susanna otworzy艂a je, wpuszczaj膮c Emily, kt贸ra jednym susem znalaz艂a si臋 obok ma艂ej.

- C贸re艅ko! - zawo艂a艂a. - Tak bardzo za tob膮
t臋skni艂am!

Tu偶 za Emily wszed艂 Robert z bardzo zadowolon膮 min膮. Weekend wyra藕nie pos艂u偶y艂 obojgu. Niewa偶ne, 偶e omal nie doprowadzi艂 do za艂amania psychicznego Susan i nie zburzy艂 jej kariery zawodowej.

- Ty jeste艣 Nate, prawda? - spyta艂a Emily, siadaj膮c
obok niego na kanapie. - Moja siostra zbyt ma艂o mi
o tobie opowiedzia艂a.

40

DESZCZOWE POCA艁UNKI


si臋 po pokoju. Nigdy nie widzia艂 schludnego mieszkania swej szwagierki w stanie takiego rozgardiaszu.

Utkwi艂 wzrok w Susan, a jego spojrzenie spowodo­wa艂o, 偶e wstrz膮sn膮艂 ni膮 dreszcz. Po raz pierwszy zda艂a sobie spraw臋, jak bardzo pragnie, by ten m臋偶czyzna j膮 poca艂owa艂.

Nagle Emily zauwa偶y艂a, co si臋 dzieje.

- Tak, my艣l臋, 偶e masz racj臋, Robercie - w jej g艂osie
zabrzmia艂o wyra藕ne rozbawienie. - Spakuj臋 rzeczy
Michelle.

Gdy Susan wreszcie oderwa艂a wzrok od Nate'a, policzki mia艂a zar贸偶owione ze zmieszania.

Nate pom贸g艂 w zdemontowaniu 艂贸偶eczka oraz wysokiego krzese艂ka i nie min臋艂o dziesi臋膰 minut, gdy mieszkanie Susan nale偶a艂o z powrotem do niej. Sta艂a po艣rodku salonu, delektuj膮c si臋 cisz膮.

Susan us艂ysza艂a to powiedzonko po raz pierwszy od czas贸w dzieci艅stwa. Nie uwa偶a艂a go za szczeg贸lnie zabawne, ale u艣miechn臋艂a si臋, poniewa偶 on si臋 u艣mie­cha艂.

Susan wola艂aby przypisa膰 艂zy, kt贸re pop艂yn臋艂y jej


DESZCZOWE POCA艁UNKI

41


z oczu, jego badawczemu wzrokowi, ale wiedzia艂a, 偶e ich przyczyna jest inna. Obj膮wszy si臋 r臋kami w pasie, podesz艂a do okna wychodz膮cego na Elliott Bay. Bia艂o-zielone statki sun臋艂y z wolna po ciemnoszmarag-dowej wodzie.

W nadziei, 偶e Nate nic nie zauwa偶y艂, otar艂a 艂zy i odetchn臋艂a g艂臋boko, by si臋 uspokoi膰.

- Nie mog臋 uwierzy膰, 偶e p艂acz臋. Kocham t臋 malutk膮...
w艂a艣nie zaczyna艂y艣my si臋 rozumie膰... a jednocze艣nie...
o Bo偶e, jestem zadowolona, 偶e Emily ju偶 wr贸ci艂a.

- Chwil臋 wcze艣niej Susan zda艂a sobie spraw臋, jak
bardzo brakuje jej m臋偶a i rodziny.

Nate przesun膮艂 d艂o艅mi po jej ramionach w najczul­szej pieszczocie.

Nie odzywa艂 si臋 od d艂u偶szego czasu, Susan by艂a wi臋c przekonana, 偶e robi z siebie kompletn膮 idiotk臋. Nate mia艂 racj臋. Rozp艂ywanie si臋 we 艂zach zupe艂nie do niej nie pasuje. Ten nieoczekiwany wybuch uczu膰 by艂 z pewno艣ci膮 rezultatem porannych przej艣膰 w biurze albo prawie nie przespanej nocy, a troch臋 tego, co przyzna艂a sama przed sob膮, 偶e pozna艂a Nate'a.

Nate odwr贸ci艂 j膮 ku sobie bez s艂owa i podni贸s艂szy jej brod臋 palcem, spojrza艂 g艂臋boko w oczy. Jego spojrzenie by艂o tak czu艂e, tak pe艂ne troski, 偶e zn贸w zacz臋艂a si膮ka膰 nosem.

Gdy wargi Nate'a dotkn臋艂y jej warg, Susan wyda艂a d艂ugie, ledwie dos艂yszalne westchnienie. Zastanawia艂a


42

DESZCZOWE POCA艁UNKI


si臋 wcze艣niej, co by by艂o. gdyby Nate j膮 poca艂owa艂. Teraz wiedzia艂a. Jego poca艂unek by艂 czu艂y i pe艂en ciep艂a. Pe艂en s艂odyczy i niesko艅czenie delikatny, cho膰 elektryzuj膮cy.

Chyba uzna艂, 偶e jedna pr贸bka to za ma艂o, gdy偶 poca艂owa艂 j膮 jeszcze raz, i tym razem to on westchn膮艂. Nast臋pnie pu艣ci艂 dziewczyn臋 i cofn膮艂 si臋 o krok.

Zaskoczona jego nag艂ym odruchem, Susan zachwia艂a si臋 lekko. Nate podtrzyma艂 j膮. Widocznie oprzytomnia艂 w tej samej chwili, co ona.

- Dobrze si臋 czujesz? - spyta艂, marszcz膮c brwi.
Zamruga艂a kilkakrotnie powiekami, pr贸buj膮c jako艣

ukry膰, 偶e tak nie jest. Wszystko dzia艂o si臋 zbyt szybko. Serce galopowa艂o jej niczym ko艅, kt贸ry poni贸s艂. Nigdy w 偶yciu nie poci膮ga艂 jej do tego stopnia 偶aden m臋偶czyzna.

- Oczywi艣cie, 偶e tak - odpar艂a zuchowato. - A ty?
Nie odpowiada艂 przez d艂ug膮 chwil臋. W艂o偶y艂 r臋ce

do kieszeni i odsun膮艂 si臋 od niej. Wygl膮da艂 na zirytowanego.

- Nate? - szepn臋艂a.

Rzuci艂 jej gniewne spojrzenie. Potar艂szy d艂oni膮 czo艂o, przekr臋ci艂 nieod艂膮czn膮 czapk臋 baseballow膮 daszkiem do ty艂u.

- My艣l臋, 偶e powinni艣my sp贸bowa膰 jeszcze raz.
Susan zorientowa艂a si臋, o co mu chodzi, dopiero

gdy zn贸w j膮 przytuli艂. Jego pierwsze poca艂unki by艂y delikatne, ten natomiast mia艂 zaw艂adn膮膰 jej zmys艂ami. Usta Nate'a lgn臋艂y do jej warg, p贸ki kolana si臋 pod ni膮 nie ugi臋艂y. Chc膮c utrzyma膰 r贸wnowag臋, schwyci艂a go za ramiona i cho膰 najpierw usi艂owa艂a walczy膰 z ogarniaj膮cym j膮 podnieceniem, po chwili podda艂a mu si臋 bez reszty.

Nate j臋kn膮艂 i przytuli艂 j膮 mocniej, zanurzaj膮c d艂o艅 w jej w艂osach. B艂膮dzi艂 wargami po twarzy i ustach Susan, jak gdyby gra艂 na skomplikowanym instrumen-


DESZCZOWE POCA艁UNKI

43


cie muzycznym. W ko艅cu z艂apa艂 g艂臋boki oddech i ukry艂 twarz w 艂agodnym zag艂臋bieniu jej szyi.

- To by艂o przyjemne...

Nate nie odzywa艂 si臋 przez d艂ug膮 chwil臋, bole艣nie d艂ug膮 chwil臋. Nast臋pnie, spojrza艂 gniewnie, odwr贸ci艂 si臋 na pi臋cie i wyszed艂 z mieszkania.

Dr偶膮c na ca艂ym ciele, Susan patrzy艂a, jak wychodzi. Jego poca艂unek poruszy艂 w niej u艣pion膮 od dawna strun臋 i obawia艂a si臋, 偶e ta muzyka na zawsze ju偶 naznaczy艂a jej dusz臋. Nie mog艂a jednak pozwoli膰, by si臋 o tym dowiedzia艂. Nie mieli 偶adnych wsp贸lnych cech ani upodoba艅. Byli niedobrani.

Teraz, siedz膮c w pluszowym fotelu klubowym z Andrew Adamsem, Susan 偶a艂owa艂a, 偶e zgodzi艂a si臋 na spotkanie z nim po godzinach pracy. Od momentu gdy wesz艂a do nastrojowo o艣wietlonej salki by艂o oczywiste, 偶e chodzi艂o mu po g艂owie co艣 wi臋cej ni偶 interesy. Mimo i偶 Adams by艂 艂ysawy i t臋gi, m贸g艂by si臋 nawet podoba膰, gdyby nie uwa偶a艂 si臋 za wsp贸艂czesnego Adonisa.

- Chcia艂bym pokaza膰 pani kilka danych liczbowych

- powiedzia艂 Adams, trzymaj膮c w obu d艂oniach
n贸偶k臋 kieliszka wype艂nionego martini i przygl膮daj膮c
si臋 Susan z nie ukrywanym zachwytem. - Niestety,
zostawi艂em je w domu. Mo偶e sko艅czymy t臋 rozmow臋
u mnie?

- Obawiam si臋, 偶e mam zbyt ma艂o czasu - stwier-


44

DESZCZOWE POCA艁UNKI


dzi艂a. Dochodzi艂a ju偶 si贸dma, Susan sp臋dzi艂a z nim niemal godzin臋.

- Mieszkam dwa kroki st膮d - nalega艂.

Jego spojrzenie m贸wi艂o zdecydowanie za wiele i dziewczyna czu艂a si臋 coraz bardziej zm臋czona.

My艣la艂a wy艂膮cznie o tym, by wr贸ci膰 do domu i porozmawia膰 z Nate'em. Przez ca艂y dzie艅 my艣la艂a o nim i pragn臋艂a go zobaczy膰. Po ich ostatnim spotkaniu by艂a ogromnie zdenerwowana i zastanawia艂a si臋, jaka b臋dzie teraz reakcja ich obojga. Nate wyszed艂 tak nagle i od tamtej pory nie zamieni艂a z nim s艂owa.

- John Hammer i ja jeste艣my dobrymi przyjaci贸艂mi

Nie zada艂 sobie nawet trudu, by zawoalowa膰 gro藕b臋. Susan podlega艂a bezpo艣rednio Johnowi Hammerowi, do kt贸rego nale偶a艂o ostatnie s艂owo przy zatwierdzaniu wiceprezesa. Poza Susan jeszcze dwie inne osoby mia艂y szanse uzyskania tego stanowiska. A dziewczynie bardzo na nim zale偶a艂o. Gdyby jej si臋 to uda艂o, osi膮gn臋艂aby cel, jaki sobie za艂o偶y艂a pi臋膰 lat temu, a w dodatku dokona艂aby pewnego prze艂omu - by艂aby pierwsz膮 w historii H&J Lima kobiet膮 pe艂ni膮c膮 tak odpowiedzialn膮 funkcj臋.

- Je艣li tak si臋 pan przyja藕ni z Johnem Hammerem

- odrzek艂a, wykazuj膮c maksimum opanowania - pro­
ponuj臋, by przedstawi艂 pan te dane liczbowe jemu
bezpo艣rednio, poniewa偶 i tak b臋dzie musia艂 je przejrze膰.

- To nie jest dobre rozwi膮zanie - sprzeciwi艂 si臋
ostro. - Je艣li p贸jdzie pani ze mn膮, wszystko zajmie
nam zaledwie par臋 minut, no, powiedzmy, najwy偶ej
p贸艂 godziny.

Natychmiastow膮 reakcj膮 Susan na podobne pro­pozycje by艂 zwykle wybuch gniewu i obraza, poha­mowa艂a si臋 jednak.

- Je艣li pa艅skie mieszkanie jest rzeczywi艣cie tak


DESZCZOWE POCA艁UNKI

45


blisko, prosz臋 p贸j艣膰 po te dokumenty, ja zaczekam tutaj.

W艂a艣nie w chwili gdy m贸wi艂a te s艂owa, jaka艣 para przesz艂a obok ma艂ego stolika, przy kt贸rym siedzia艂a wraz z Adamsem. Susan nie zwr贸ci艂a uwagi na m臋偶czyzn臋 w szarym flanelowym garniturze, lecz na towarzysz膮c膮 mu sza艂ow膮 blondynk臋. Odprowadzi艂a j膮 wzrokiem, podziwiaj膮c gracj臋 jej ruch贸w.

Susan zapar艂o oddech w piersi, wstrzymywa艂a go tak d艂ugo, p贸ki b贸l nie przypomnia艂 jej, 偶e najwy偶szy czas zaczerpn膮膰 powietrza. Si臋gn臋艂a po kieliszek z winem i z trudem upi艂a 艂yk.

Spojrzenie Nate'a przesun臋艂o si臋 z Susan na jej towarzysza, wargi zw臋zi艂y si臋, a oczy, kt贸re wczoraj mia艂y tak ciep艂y i czu艂y wyraz, by艂y jak dwa od艂amki lodu.

Susan nie mia艂a powodu do rado艣ci. Nate um贸wi艂 si臋 na randk臋 z kr贸low膮 pi臋kno艣ci, tymczasem ona siedzia艂a przy stoliku z Kaczorem Donaldem.


ROZDZIA艁 CZWARTY

Susan dawa艂a upust swej w艣ciek艂o艣ci, chodz膮c w t臋 i z powrotem po grubym dywanie w salonie. M臋偶czy­藕ni! Komu s膮 potrzebni?

Nie jej. Absolutnie nie jej! Nate Townsend mo偶e sobie zabra膰 swoje deszczowe poca艂unki i wepchn膮膰 je do baseballowej czapki. Na spotkanie z sza艂ow膮 blondynk膮 jednak jej nie za艂o偶y艂. O nie, dla innych kobiet ubiera艂 si臋 niczym model z Gentleman's Quar­terly. Co prawda Susan musia艂a przyzna膰 przed sob膮, 偶e woli go w znoszonych swetrach lub wyp艂owia艂ych bluzach sportowych.

Nie min臋艂o pi臋膰 minut od jej przyj艣cia do domu, gdy us艂ysza艂a dzwonek do drzwi. Zerkn膮wszy przez dziurk臋 od klucza, stwierdzi艂a, 偶e intruzem jest Nate. Cofn臋艂a si臋, nie wiedz膮c, co robi膰. By艂 ostatni膮 osob膮, kt贸r膮 mia艂a ochot臋 zobaczy膰. Zrobi艂 z niej idiotk臋... No, to niezupe艂nie prawda. Sprawi艂 tylko, 偶e czu艂a si臋 jak idiotka.

Przekr臋ci艂a zamek i otworzywszy szeroko drzwi, wpatrzy艂a si臋 w m臋偶czyzn臋 z ca艂膮 nagromadzon膮 w艣ciek艂o艣ci膮.

Nate obrzuci艂 j膮 takim samym spojrzeniem.

- Kto to by艂 ten facet? - spyta艂 ze spokojem, kt贸ry
m贸g艂 doprowadzi膰 do sza艂u.

Omal mu nie odpowiedzia艂a, 偶e to nie jego interes, powstrzyma艂a si臋 jednak, nie chc膮c by膰 niegrzeczna.

46


DESZCZOWE POCA艁UNKI 47

Oboje nie odzywali si臋 przez d艂ug膮 chwil臋.

Nate cofn膮艂 si臋 o krok, a Susan za艣 zatrzasn臋艂a za nim drzwi z precyzj膮 mechanizmu zegarowego.

- Sylvia Potter - powt贸rzy艂a wysokim, przepe艂­
nionym pogard膮 g艂osem. - C贸偶, Sylvio Potter, mo偶esz
sobie i艣膰 do niego!

Przez co najmniej pi臋tna艣cie minut nie mog艂a przezwyci臋偶y膰 tkwi膮cej w niej jak cier艅 urazy, jednak偶e po wys艂uchaniu wiadomo艣ci wieczornych i przeczytaniu poczty, kt贸ra do niej nadesz艂a, uspokoi艂a si臋 ca艂kowicie.

Gdy si臋 g艂臋biej nad tym zastanowi膰, nie mia艂a przecie偶 powodu do takiej w艣ciek艂o艣ci. Nate Townsend nic dla niej nie znaczy艂.

W porz膮dku, poca艂owa艂 j膮 kilka razy i z pewno艣ci膮 przebieg艂a mi臋dzy nimi iskra, ale to wszystko. Poci膮g fizyczny to za ma艂o, by budowa膰 na nim zwi膮zek na ca艂e 偶ycie. Nawet je艣li Nate Townsend. ma zamiar spotyka膰 si臋 ze wszystkimi zmys艂owymi blondynkami od Seattle a偶 po Nowy Jork, nie powinno to mie膰 dla niej najmniejszego znaczenia.

Ale mia艂o. I ten fakt rozw艣ciecza艂 Susan bardziej ni偶 cokolwiek innego. Wcale nie chcia艂a, by zale偶a艂o jej na Nacie. Zamierza艂a zrobi膰 karier臋 zawodow膮 i zaplanowa艂a ju偶 kolejne jej stopnie. By艂a przed­si臋biorcza, zdecydowana, mia艂a pozytywne nastawienie. Ale nie mia艂a Nate'a.

Postanowiwszy nie my艣le膰 wi臋cej o s膮siedzie, Susan otworzy艂a zamra偶ark臋, by przygotowa膰 sobie co艣 na kolacj臋. Znalaz艂a tam jedynie 偶a艂osne resztki starego pasztetu z kury. Wyj臋艂a go z tekturowego pude艂ka


48

DESZCZOWE POCA艁UNKI


i rzuciwszy na艅 jedno spojrzenie, cisn臋艂a szybko do 艣mieci.

K膮tem oka zauwa偶y艂a jaki艣 ruch na balkonie. Odwr贸ciwszy si臋, spostrzeg艂a l艣ni膮cego kota syjams­kiego, spaceruj膮cego leniwie po balustradzie.

Cho膰 na zewn膮trz Susan wydawa艂a si臋 zupe艂nie spokojna, serce podesz艂o jej do gard艂a. Mieszkanie znajdowa艂o si臋 na 贸smym pi臋trze. Jeden fa艂szywy krok i kot b臋dzie ju偶 tylko wspomnieniem. Podesz艂a ostro偶nie do szklanych drzwi, rozsun臋艂a je powoli i zawo艂a艂a cichutko:

- Tutaj, kici, kici, kici.

Kot przyj膮艂 jej zaproszenie i zeskoczy艂 z balustrady. Z wyprostowanym, wycelowanym w niebo ogonem wszed艂 do mieszkania i skierowa艂 si臋 wprost do wiadra ze 艣mieciami.

- Za艂o偶臋 si臋, 偶e jeste艣 g艂odny, prawda? - spyta艂a
艂agodnie. Wyci膮gn臋艂a z wiadra kurzy pasztet i umie艣ci艂a
w kuchence mikrofalowej. Gdy sta艂a, czekaj膮c, a偶 si臋
rozmrozi i podgrzeje, kot kr膮偶y艂 wok贸艂 niej, ocieraj膮c
si臋 o nogi i mrucz膮c g艂o艣no. Mia艂 przepi臋kne niebieskie
oczy i ciemnobr膮zowe plamy na futrze.

Sko艅czy艂a w艂a艣nie kroi膰 pasztet na drobne kawa艂e­czki i uk艂ada膰 go na talerzyku, gdy zn贸w zad藕wi臋cza艂 dzwonek u drzwi.

DESZCZOWE POCA艁UNKI

49


zielonego poj臋cia, w kt贸rym rozdziale czy paragrafie znajduje si臋 to zastrze偶enie, ale chcia艂a sprawi膰 wra偶enie, 偶e si臋 艣wietnie orientuje.

Nate pochyli艂 si臋, bior膮c na r臋ce ulubie艅ca siostry i pos艂a艂 mu gro藕ne spojrzenie.

Zanim zd膮偶y艂a si臋 zastanowi膰, czy m膮drze post臋puje, znalaz艂a si臋 przed drzwiami Nate'a i zacz臋艂a w nie wali膰. Gdy je otworzy艂, spojrza艂a na niego zmieszana.

50 DESZCZOWE POCA艁UNKI

- Moim bratem? - podsun臋艂a, zastanawiaj膮c si臋,
czy jej uwierzy.

Nate pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- Poniewa偶 odwo艂a艂am poranne spotkanie, zapropo­
nowa艂, by艣my si臋 wybrali dzi艣 wieczorem na drinka
dla przedyskutowania spraw s艂u偶bowych. Brzmia艂o
to do艣膰 niewinnie, powinnam jednak by艂a zdawa膰
sobie spraw臋, 偶e pope艂niam b艂膮d. Adams ma opini臋
odpychaj膮cego faceta.

K膮ciki warg Nate'a unios艂y si臋 w sympatycznym u艣miechu.

- Onie艣mieli艂a mnie. Jest taka 艣liczna.

- Tak jak ty.

Ten cz艂owiek musia艂 zbyt d艂ugo przebywa膰 na s艂o艅cu, pomy艣la艂a Susan. W por贸wnaniu z Sylvi膮, kt贸ra by艂a wysoka, mia艂a pi臋kne blond w艂osy i wypuk­艂o艣ci we wszystkich odpowiednich miejscach, Susan czu艂a si臋 mniej wi臋cej tak 艂adna jak zawodowy zapa艣nik.

DESZCZOWE POCA艁UNKI 51

- Umiesz gotowa膰?

Jego zdumienie - a raczej szok - by艂o co najmniej niepochlebne.

My艣li 艣miga艂y w jej zamroczonej g艂owie z pr臋­dko艣ci膮 艣wiat艂a. Nate zaprosi艂 si臋 do niej na kolacj臋 - a ona mia艂a j膮 w艂asnor臋cznie upitrasi膰! Dobry Bo偶e, jak mog艂a tak bez zaj膮knienia sk艂ama膰, 偶e umie gotowa膰? Ka偶da jej pr贸ba przygotowania posi艂ku ko艅czy艂a si臋 kl臋sk膮. Jej specjalno艣ci膮 by艂y grzanki. Gor膮czkowo zastanawia艂a si臋 nad sposo­bami ich podania. Z mas艂em? Z miodem? Z d偶emem? Lista nie mia艂a ko艅ca.

Nim zda艂a sobie spraw臋 z tego, co robi, skin臋艂a g艂ow膮.

- 艢wietnie. Wystarczy ci godzina na przygotowanie
wszystkiego?

I zn贸w kiwn臋艂a twierdz膮co g艂ow膮 niczym zdalnie sterowany robot.

- Zatem do zobaczenia za godzin臋. - Nate pochyli艂
g艂ow臋 i musn膮艂 lekko ustami jej wargi.

Po艂o偶ywszy d艂o艅 na jej plecach, odprowadzi艂 j膮 za drzwi. Przez d艂ug膮 chwil臋 sta艂a na klatce schodowej, zastanawiaj膮c si臋, jak ma wybrn膮膰 z tej sytuacji. Po


52 DESZCZOWE POCA艁UNKI

namy艣le dosz艂a do wniosku, 偶e ma jedno jedyne wyj艣cie. Western Avenue Deli.

Dok艂adnie w godzin臋 p贸藕niej by艂a gotowa. Przy­prawiona sa艂ata sta艂a po艣rodku sto艂u w kryszta艂owej misie, kt贸r膮 Susan dosta艂a od ciotki Gerty z okazji uko艅czenia college'u. Kocha艂a ciotk臋 z ca艂ego serca, uwa偶a艂a jednak, 偶e biedula musia艂a pomyli膰 j膮 z Emily. To ona zas艂ugiwa艂a na wykwintn膮 mis臋. Susan u偶y艂a jej po raz pierwszy w 偶yciu i gdy tak jej si臋 przygl膮da艂a, dosz艂a do wniosku, 偶e s艂u偶y chyba do podawania ponczu. Mo偶e Nate si臋 nie zorientuje. W rondlu dusi艂 si臋 na wolnym ogniu boeuf stroganow.

Zad藕wi臋cza艂 dzwonek. Susan odetchn臋艂a g艂臋boko, a nast臋pnie pomacha艂a szybko r臋kami nad paruj膮c膮 potraw膮, by jej aromat rozszed艂 si臋 bardziej po mieszkaniu.

- Cze艣膰 - powiedzia艂 Nate, opieraj膮c si臋 o framug臋
drzwi. W r臋ku trzyma艂 butelk臋 wina.

Ma tak b艂臋kitne oczy, pomy艣la艂a, jak tafla krysz­ta艂owo czystego jeziora.

Aby stworzy膰 pozory, 偶e ca艂a kolacja jest dzie艂em jej r膮k, Susan wrzuci艂a do zlewozmywaka par臋 garnk贸w oraz patelni i ustawi艂a na blacie kuchennym zestaw przypraw. Wyj臋艂a te偶 kilka ksi膮偶ek. Wprawdzie 偶adna z nich nie mia艂a nic wsp贸lnego z przepisami kulinar­nymi, ale wygl膮da艂y imponuj膮co.

- Mam nadziej臋, 偶e lubisz strogonowa? - spyta艂a
weso艂o.


DESZCZOWE POCA艁UNKI 53

- To jedno z moich ulubionych da艅.

Susan prze艂kn臋艂a z trudem 艣lin臋 i skin臋艂a g艂ow膮. Nie lubi艂a k艂ama膰, ale te偶 jej duma rzadko znajdowa艂a si臋 w takich opa艂ach, jak tego wieczora.

Na艂o偶y艂a potraw臋 na talerze, tymczasem Nate odkorkowa艂 wprawnie butelk臋 i nala艂 wina do kielisz­k贸w. Usiedli przy stole naprzeciwko siebie.

Spr贸bowawszy polanych mas艂em klusek i g臋stego, mocno przyprawionego sosu, Nate mlasn膮艂 j臋zykiem.

- Po prostu pycha!

Susan siedzia艂a z wlepionymi w st贸艂 oczyma.

Susan ogarn臋艂o przera偶enie.

Wybiegi nie by艂y w艂a艣ciwe naturze Susan. Gdyby Nate nie zacz膮艂 zadawa膰 trudnych pyta艅, mo偶e uda艂oby si臋 jej jako艣 przez to przebrn膮膰. Ale zorientowa艂a si臋, 偶e on wie i nie ma sensu ci膮gn膮膰 tego dalej.

- Nate - powiedzia艂a, zmuszaj膮c si臋, by prze艂kn膮膰
艂yk wina. - Ja... w艂a艣ciwie nie ugotowa艂am sama
tego dania.

- Western Avenue Deli?
Potakn臋艂a z nieszcz臋艣liw膮 min膮.


54 DESZCZOWE POCA艁UNKI

Ugryz艂 k臋s rogalika i spyta艂:

Nate u艣miechn膮艂 si臋 szeroko, jak gdyby ten obrazek bardzo go rozbawi艂.

DESZCZOWE POCA艁UNKI 55

Nate pom贸g艂 jej posprz膮ta膰 ze sto艂u. Susan zmywa艂a naczynia i ustawia艂a je na suszarce, a Nate rozpali艂 w kominku. Potem usadowi艂 si臋 na pod艂odze, czekaj膮c na ni膮.

Susan zamruga艂a powiekami, nie bardzo rozumiej膮c, o co mu chodzi.

- Od chwili, gdy si臋 spotkali艣my, umierasz z cieka­
wo艣ci, kim jestem i co robi臋. Po prostu daj臋 ci szans臋
jej zaspokojenia.

Susan poci膮gn臋艂a 艂yk wina. Skoro tak 艂atwo j膮 przejrza艂, to nie ma dla niej miejsca w 艣wiecie interes贸w. Owszem, pytania cisn臋艂y jej si臋 na usta i tylko szuka艂a pretekstu, by przemyci膰 je subtelnie w rozmowie.

- Ale najpierw - doda艂 - pozw贸l mi zrobi膰 to.
Zanim zorientowa艂a si臋, co si臋 dzieje, Nate przewr贸ci艂

j膮 na dywan i zacz膮艂 ca艂owa膰. Ca艂owa艂 nami臋tnie, doprowadzaj膮c jej zmys艂y do szale艅stwa. Zaskoczy艂 j膮 ca艂kowicie i nim zdo艂a艂a podj膮膰 jakiekolwiek dzia艂ania obronne, ogarn臋艂a j膮 fala podniecenia przyprawiaj膮cego o zawr贸t g艂owy.

Gdy odsun膮艂 si臋 na chwil臋, Susan utkwi艂a w nim wzrok, zadyszana i zdumiona w艂asn膮 reakcj膮. Zanim zd膮偶y艂a co艣 powiedzie膰, Nate rozpu艣ci艂 jej w艂osy, po czym zanurzy艂 w nich palce.

- Marzy艂em o tym przez ca艂膮 noc - wyszepta艂.
Wci膮偶 nie mog艂a wym贸wi膰 s艂owa. Nate ca艂owa艂 j膮

i tuli艂, a jej kr臋ci艂o si臋 w g艂owie i by艂a straszliwie zmieszana.


56 DESZCZOWE POCA艁UNKI

- Tak, c贸偶... - uda艂o jej si臋 wymamrota膰. - Ja...
zapomnia艂am, o czym rozmawiali艣my.

Nate przyci膮gn膮艂 j膮 do piersi, obejmuj膮c mocno i k膮saj膮c lekko z臋bami jej szyj臋, jakby by艂a rozkosznym deserem. Przerwa艂 na chwil臋, by odpowiedzie膰 na pytanie.

Rozkoszne dreszcze w臋drowa艂y w g贸r臋 i w d贸艂 kr臋gos艂upa Susan. Z臋by Nate'a odnalaz艂y p艂atek jej ucha. Ugryz艂 go lekko.

Usta Nate'a w臋drowa艂y po 艂agodnym 艂uku jej szyi ku ramieniu. Zamkn臋艂a oczy, walcz膮c z k艂臋bi膮cymi si臋 w niej uczuciami. Pragn臋艂a jednocze艣nie i podda膰 si臋 dreszczowi, kt贸ry wywo艂ywa艂 jego dotyk, i za wszelk膮 cen臋 dowiedzie膰 si臋 wszystkiego o tym niekonwencjonalnym m臋偶czy藕nie.

Nate zn贸w zmieni艂 pozycj臋. Najpierw poca艂owa艂 j膮 d艂ugo i czule, potem za艣 obsypa艂 jej twarz delikatnymi poca艂unkami, kt贸re pada艂y niczym lekkie krople deszczu na jej oczy, nos, policzki i wargi.

- Czy jest jeszcze co艣, o czym chcesz wiedzie膰?
Nie mog膮c si臋 zdoby膰 na nic poza przecz膮cym

ruchem g艂owy, Susan westchn臋艂a i niech臋tnie zabra艂a r臋ce z jego szyi.

- Dola膰 ci wina? - spyta艂.

DESZCZOWE POCA艁UNKI

57


Susan trudno by艂o skoncentrowa膰 uwag臋 na czym­kolwiek poza blisko艣ci膮 Nate'a, oczekiwaniu, 偶e w ka偶dej chwili mo偶e pochyli膰 si臋 i poca艂owa膰 j膮.

Susan milcza艂a przez chwil臋. Szuka艂a w my艣lach czego艣, czym mog艂aby mu zaimponowa膰. Pracowa艂a ci臋偶ko, wspinaj膮c si臋 na coraz wy偶sze szczeble w kor­poracji, punkt po punkcie realizuj膮c dalekosi臋偶ne cele.

58

DESZCZOWE POCA艁UNKI


- I?

Susan powoli wypu艣ci艂a powietrze.

Gdy sko艅czy艂a m贸wi膰, Nate milcza艂 przez chwil臋. Dorzuci艂 polano od ognia i, cho膰 nie prosi艂a o to, nape艂ni艂 zn贸w winem jej kieliszek.

Oczy Nate'a zw臋zi艂y si臋.

DESZCZOWE POCA艁UNKI

59


wi臋c daruj to sobie. Szkoda zachodu! Emily k艂贸ci si臋 ze mn膮 o to, odk膮d uko艅czy艂am studia. Nate wygl膮da艂 na autentycznie zaintrygowanego.

Susan by艂a absolutnie przekonana, 偶e nic nie rozumie.

- Czy gdybym by艂a m臋偶czyzn膮, wszyscy namawiali­
by mnie do ma艂偶e艅stwa?

Nate roze艣mia艂 si臋 i obrzuci艂 j膮 taksuj膮cym wzro­kiem.

- Wierz mi, Susan, z pewno艣ci膮 nikt nie wzi膮艂by
ci臋 za m臋偶czyzn臋.

Odwzajemni艂a u艣miech i spu艣ci艂a oczy.

Nate skin膮艂 g艂ow膮 i obj膮艂 j膮, zatapiaj膮c spojrzenie w jej oczach.

- To by艂 jedyny raz w moim 偶yciu, gdy trzymaj膮c
jedn膮 kobiet臋 w ramionach, pragn膮艂em drugiej.


ROZDZIA艁 PI膭TY

- Postanowi艂am si臋 wi臋cej z nim nie widywa膰

- oznajmi艂a Susan.

- Przepraszam, czy pani co艣 do mnie m贸wi艂a?

- Panna Brooks przystan臋艂a z tac膮, patrz膮c na sw膮
szefow膮.

Mocno zmieszana, Susan uda艂a, 偶e jest bardzo zaj臋ta. Sekretarka postawi艂a kaw臋 na jej biurku.

Eleanor Brooks wysz艂a cicho z pokoju, rzuciwszy jednak przedtem szefowej surowe spojrzenie, kt贸re m贸wi艂o, i偶 wcale jej nie wierzy.

Gdy tylko drzwi zamkn臋艂y si臋 za sekretark膮, Susan przycisn臋艂a palcami czo艂o i powoli wci膮gn臋艂a powietrze. Dobry Bo偶e, Nate Townsend spowodowa艂 taki zam臋t w jej g艂owie, 偶e m贸wi艂a do 艣cian.

Tamtego wieczora Nate wyszed艂 z jej mieszkania dopiero przed jedenast膮. Ca艂owa艂 j膮, doprowadzaj膮c niemal do utraty zmys艂贸w. Min臋艂y trzy dni, a Susan wci膮偶 czu艂a jego wargi na swoich. W salonie unosi艂 si臋 jeszcze zapach jego p艂ynu po goleniu. Za ka偶dym razem, gdy tam wchodzi艂a, mia艂a wra偶enie, 偶e Nate ci膮gle tam jest.

Ten facet nie m贸g艂 nawet utrzyma膰 pracy. Och, pracowa艂, owszem, ale przesta艂 i by艂o oczywiste, 偶e absolutnie si臋 nie spieszy, by zn贸w si臋 zatrudni膰.

60


DESZCZOWE POCA艁UNKI 61

Obejmowa艂 j膮, ca艂owa艂 i cierpliwie wys艂uchiwa艂 jej zwierze艅. Ale jej marzenia nie by艂y jego marzeniami. Nie mia艂 偶adnych ambicji ani potrzeby doskonalenia samego siebie.

Mimo to Susan kompletnie straci艂a dla niego g艂ow臋.

Przez ca艂e lata s膮dzi艂a, 偶e jest ca艂kowicie uodpor­niona na mi艂o艣膰. By艂a na to zbyt rozs膮dna, zbyt praktyczna, zbyt nastawiona na zrobienie kariery. A ju偶 nigdy by nie przypuszcza艂a, 偶e mo偶e si臋 zakocha膰 w kim艣 takim jak Nate.

U艣wiadomiwszy sobie, co si臋 sta艂o, Susan zrobi艂a jedyn膮 rzecz, kt贸ra jej pozosta艂a - ukry艂a si臋. Przez trzy dni uda艂o jej si臋 unika膰 Nate'a. Kilkakrotnie zostawi艂 dla niej wiadomo艣ci automatycznej sekretarce. Ka偶d膮 z nich zignorowa艂a. Gdyby si臋 na niego natkn臋艂a, mia艂a doskona艂膮 wym贸wk臋. Pracuje. W dodatku by艂a to prawda - wi臋kszo艣膰 czasu sp臋dza艂a zaszyta w biurze. Wychodzi艂a z domu wczesnym rankiem, wraca艂a p贸藕­nym wieczorem. Godziny nadliczbowe s艂u偶y艂y dw贸m celom: mia艂y pokaza膰 pracodawcy, jak bardzo jest oddana i trzyma艂y j膮 z dala od Nate'a.

Zabrz臋cza艂 sekretarski telefon, wyrywaj膮c j膮 z zamy艣­lenia. Przycisn臋艂a guzik.

Susan zacisn臋艂a powieki, w gardle nagle jej zasch艂o.

K艂amstwo nie by艂o w stylu Susan i jej sekretarka dobrze o tym wiedzia艂a. Panna Brooks spyta艂a po chwili wahania:

- Czy to ten m臋偶czyzna, z kt贸rym postanowi艂a si臋
pani wi臋cej nie widywa膰?


62

DESZCZOWE POCA艁UNKI


Oko艂o jedenastej poczu艂a si臋 zn贸w normalnie. Zbiera艂a w艂a艣nie notatki na spotkanie z komisj膮 finansow膮, gdy sekretarka wesz艂a do jej pokoju.

- Pan Townsend zostawi艂 wiadomo艣膰.
Sekretarka zna艂a j膮 zbyt dobrze i zdawa艂a si臋

czyta膰 w jej my艣lach.

- Prosz臋 po艂o偶y膰 j膮 na biurku.

Mniej wi臋cej w po艂owie zdania Susan zacz臋艂a 偶a艂owa膰, 偶e nie posz艂a za rad膮 sekretarki. P艂on臋­艂a z niecierpliwo艣ci. Marzy艂a, by zebranie wresz­cie si臋 sko艅czy艂o i by mog艂a pop臋dzi膰 do biurka i przeczyta膰 wiadomo艣膰 od Nate'a. Cyfry przelaty­wa艂y jej przez g艂ow臋 - te wa偶ne, maj膮ce znaczenie dla wynik贸w strategii marketingowej, kt贸r膮 zapla nowa艂a wraz z pracownikami swego wydzia艂u. A jednak jej my艣li wci膮偶 w臋drowa艂y ku osobie Nate'a.

By艂o to do niej zupe艂nie niepodobne! Gdy zebranie


DESZCZOWE POCA艁UNKI

63


wreszcie si臋 sko艅czy艂o, by艂a na siebie w艣ciek艂a. Ruszy艂a energicznie w stron臋 gabinetu.

- Panno Brooks - powiedzia艂a, wpadaj膮c do
sekretariatu. - Czy mog艂aby pani...

Nagle stan臋艂a jak wryta. Ostatni膮 osob膮, kt贸r膮 spodziewa艂a si臋 tu zobaczy膰, by艂 Nate. Siedzia艂 na brzegu biurka jej sekretarki, w bluzie z nadrukiem „Mariners", sp艂owia艂ych d偶insach i baseballowej czapecz­ce. Podrzuca艂 pi艂eczk臋 i zr臋cznie 艂apa艂 j膮 r臋kawic膮.

Eleanor Brooks by艂a zaniepokojona i zarazem zupe艂nie wniebowzi臋ta. Bez w膮tpienia Nate wypr贸­bowa艂 sw贸j niema艂y m臋ski wdzi臋k na siwow艂osej starszej damie.

Nate wyci膮gn膮艂 praw膮 r臋k臋, by pokaza膰 jej basebal­low膮 r臋kawic臋 i pi艂eczk臋 - na wypadek, gdyby nie zauwa偶y艂a ich wcze艣niej.

- Gra dru偶yna Mariners. Dosta艂em dwa najlepsze
miejsca dla nas obojga.

Susan czu艂a, jak 艣ciska jej si臋 偶o艂膮dek. Tylko Nate m贸g艂 przypuszcza膰, 偶e wysz艂aby z biura w ci膮gu dnia, by si臋 zabawi膰. Nie do艣膰, 偶e zaw艂adn膮艂 ca艂kiem jej my艣lami, co wcale jej si臋 nie podoba艂o, to w dodatku proponowa艂 jej opuszczenie pracy. Doprawdy, tego ju偶 za wiele!

64 DESZCZOWE POCA艁UNKI

M贸wi艂 o tym tak niedbale, jak gdyby obowi膮zek i praca nie mia艂y najmniejszego znaczenia. To 艣wia­dczy艂o niezbicie, 偶e nie uwa偶a艂 ci臋偶kiej pracy za nagrod臋.

Szukaj膮c odpowiedzi na to pytanie, podszed艂 do biurka sekretarki. Zajrza艂 do jej terminarza.

- Pan Franklin odwo艂a艂 spotkanie o trzeciej - przy­
pomnia艂a panna Brooks. - A pani nie jad艂a lunchu
z powodu zebrania w sprawach finans贸w.

Susan utkwi艂a w niej gniewne spojrzenie, zastana­wiaj膮c si臋, co te偶 takiego Nate zrobi艂 lub powiedzia艂, 偶e lojalna sekretarka, ledwie go poznawszy, sta艂a si臋 wobec niej zdrajczyni膮.

Susan nie zamierza艂a sta膰 d艂u偶ej i spiera膰 si臋 z nim. Pomaszerowa艂a do gabinetu spr臋偶ystym krokiem, kt贸rym zachwyci艂by si臋 sam genera艂 Patton i usiad艂a przy biurku.

Ku jej zmartwieniu, Nate i panna Brooks poszli za ni膮. Uda艂o jej si臋 zapanowa膰 nad nerwami i nie wyrzuci膰 ich z pokoju.

- Susan - namawia艂 j膮 czule Nate - naprawd臋
powinna艣 troch臋 si臋 oderwa膰 od spraw biurowych.
Jutro poczujesz si臋 m艂odsza i pe艂na 艣wie偶ych si艂. Je艣li
nadal b臋dziesz sp臋dza膰 tyle czasu w pracy, co ostatnio,
zaczniesz traci膰 do niej dystans. Wolne popo艂udnie
z pewno艣ci膮 艣wietnie ci zrobi.

Sekretarka ju偶 chcia艂a wtr膮ci膰 swoje trzy grosze, ale Susan osadzi艂a j膮 jednym ostrym spojrzeniem.


DESZCZOWE POCA艁UNKI

65


Mia艂a ju偶 na ko艅cu j臋zyka ci臋t膮 odpowied藕 dla Nate'a, ale przeszkodzi艂o jej czyje艣 wej艣cie do gabi­netu.

- Susan, w艂a艣nie przyjrza艂em si臋 tym cyfrom i...

- John Hammer przerwa艂 w p贸艂 zdania, widz膮c, 偶e
dziewczyna nie jest sama.

Gdyby w pobli偶u znajdowa艂o si臋 otwarte okno, Susan najch臋tniej wyskoczy艂aby przez nie. Dyrektor u艣miechn膮艂 si臋 sympatycznie, cho膰 by艂 nieco za­k艂opotany, 偶e przerwa艂 rozmow臋. Wyra藕nie czeka艂, a偶 Susan przedstawi sobie obu m臋偶czyzn.

- Johnie, to Nate Townsend... m贸j s膮siad.
Zawsze dobrze wychowany, John podszed艂 do Nate'a

z wyci膮gni臋t膮 d艂oni膮. Je艣li nawet zdziwi艂 go nieco widok m臋偶czyzny w d偶insach i bluzie w gabinecie Susan, to nie okaza艂 tego po sobie.

- Nate Townsend - powt贸rzy艂, 艣ciskaj膮c mu d艂o艅.

- Bardzo mi przyjemnie, naprawd臋 bardzo mi przy­
jemnie.

- Mnie r贸wnie偶 - zrewan偶owa艂 si臋 Nate. - Przy­
szed艂em po Susan. Idziemy po po艂udniu na mecz
baseballa. Graj膮 Mariners.

John zdj膮艂 w zamy艣leniu okulary, kt贸re zjecha艂y mu na czubek nosa..

- Zamilk艂a, widz膮c 偶e nikt nie zwraca uwagi na jej
protesty.

66

DESZCZOWE POCA艁UNKI


jak gdyby propozycja wysz艂a od niego. U艣miecha艂 si臋 do Nate'a, jak do przyjaciela od zamierzch艂ych czas贸w. Nate spojrza艂 na zegarek.

- Musimy p臋dzi膰, je艣li nie chcemy si臋 sp贸藕ni膰.
Susan si臋gn臋艂a z oci膮ganiem po torebk臋. Robi艂a

wszystko, co w jej mocy, by unika膰 Nate'a, a tu mia艂a sp臋dzi膰 z nim ca艂e popo艂udnie. Po drodze do windy nie zamienili nawet s艂owa, ale gdy znale藕li si臋 w 艣rodku, Susan podj臋艂a jeszcze jedn膮 pr贸b臋:

Jego zapewnienie wcale jej nie u艂agodzi艂o. B贸g jedyny wie, co pomy艣la艂 sobie John Hammer - cho膰 musia艂a przyzna膰, 偶e reakcja szefa zbi艂a j膮 z tropu. John sam pracowa艂 bardzo du偶o i by艂 oddany firmie tak jak ona. Dziwne, 偶e tak ochoczo popar艂 pomys艂 Nate'a. Poza tym sprawia艂 wra偶enie, jak gdyby zna艂 jej s膮siada lub s艂ysza艂 o nim. Rzadko wita艂 si臋 z kim艣 tak entuzjastycznie.

Nate zaprowadzi艂 j膮 na miejsca po stronie gos-


DESZCZOWE POCA艁UNKI 67

podarzy. Susan nigdy nie by艂a na meczu baseballa, tote偶 nie potrafi艂a oceni膰, na ile s膮 dobre.

Ledwie zd膮偶y艂a usi膮艣膰, gdy Nate zerwa艂 si臋 na r贸wne nogi, podnosz膮c r臋k臋. Susan zgarbi艂a si臋 na twardej 艂awce. W chwil臋 p贸藕niej obok jej ucha przelecia艂a ze 艣wistem torebka z orzeszkami ziemnymi.

Susan nie mia艂a zamiaru siedzie膰 w艣r贸d fruwaj膮cego wok贸艂 jedzenia.

- Wynosz臋 si臋 st膮d. Je艣li masz ochot臋 na gr臋
w pi艂k臋, mo偶e spr贸bujesz na boisku.

Nate zn贸w si臋 serdecznie roze艣mia艂.

Cho膰 zalewa艂a j膮 w艣ciek艂o艣膰, nie uda艂o jej si臋 wym贸wi膰 ju偶 ani s艂owa. Zanim zorientowa艂a si臋 co do jego zamiar贸w, Nate uj膮艂 j膮 za ramiona, przyci膮gn膮艂 do siebie i poca艂owa艂.

Czuj膮c ogarniaj膮c膮 j膮 s艂abo艣膰, odchyli艂a si臋 na oparcie siedzenia i zamkn臋艂a oczy.

Nast臋pn膮 rzecz膮, kt贸r膮 zarejestrowa艂a, by艂 ogromny hot dog, kt贸rego Nate wsun膮艂 do jej bezw艂adnych r膮k.

- Kaza艂em napakowa膰 do 艣rodka wszystkiego, co
tylko mieli.

Rzuciwszy okiem na wy艂adowan膮 bu艂k臋, stwierdzi艂a, 偶e „wszystko" zawiera pikle, musztard臋, keczup, cebulki, kiszon膮 kapust臋 i jeszcze par臋 sk艂adnik贸w, co do kt贸rych nie mia艂a pewno艣ci.


68

DESZCZOWE POCA艁UNKI


- No, bierz si臋 za jedzenie, zanim zn贸w b臋d臋
zmuszony ci臋 poca艂owa膰.

To ostrze偶enie stanowi艂o bodziec, jakiego po­trzebowa艂a. Poca艂owa艂 j膮 przed kilkoma minutami, a wci膮偶 jeszcze by艂a tak zamroczona, 偶e z trudem mog艂a pozbiera膰 my艣li. Szybko podnios艂a hot doga do ust, przygotowana na najgorsze. Ku jej zdziwieniu wcale nie by艂 taki z艂y. Prawd臋 m贸wi膮c by艂 wr臋cz smaczny. Spa艂aszowa艂a go b艂yskawicznie i si臋gn臋艂a po orzeszki, wci膮偶 jeszcze ciep艂e.

Od innego sprzedawcy Nate kupi艂 dla nich obojga zimne napoje.

Gdy Susan dojada艂a orzeszki, ko艅czy艂a si臋 w艂a艣nie pierwsza zmiana. Nate wzi膮艂 j膮 za r臋k臋.

- Lepiej si臋 czujesz?

Spojrza艂 jej przyja藕nie w oczy. Za ka偶dym razem, gdy ich spojrzenia si臋 spotyka艂y, Susan czu艂a si臋, jak gdyby wci膮ga艂 j膮 wir. Pr贸bowa艂a oprze膰 si臋 sile przyci膮gania, ale by艂o to ponad jej si艂y.

U艣miechn膮艂 si臋 jak zwykle czaruj膮co i przeprosi艂 j膮 na chwil臋. Zaintrygowana patrzy艂a, jak kieruje si臋 w stron臋 punktu sprzeda偶y i po chwili wraca z bluz膮 z nadrukiem "Mariners" i baseballow膮 czapeczk膮.

Zdj膮wszy 偶akiet, Susan wci膮gn臋艂a bluz臋 przez g艂ow臋, Nate za艣 w艂o偶y艂 jej czapk臋.

- Teraz - powiedzia艂 z zadowoleniem - wygl膮dasz
jak cz艂onek zespo艂u gospodarzy.


DESZCZOWE POCA艁UNKI 69

Usiedli oboje z powrotem, daj膮c si臋 porwa膰 grze. Mariners przegrywali jednym punktem pod koniec pi膮tej zmiany.

Susan nie zna艂a si臋 na baseballu, ale zachowanie t艂umu kibicuj膮cego dru偶ynie gospodarzy by艂o najlepsz膮 wskaz贸wk膮.

- Unikasz mnie - powiedzia艂 Nate mniej wi臋cej
w po艂owie sz贸stej zmiany. - Dlaczego?

Nie mog艂a mu przecie偶 powiedzie膰 prawdy, ale k艂amstwo te偶 jej nie odpowiada艂o. Udaj膮c, 偶e jest ca艂kiem poch艂oni臋ta tym, co si臋 dzieje na boisku, wzruszy艂a ramionami, maj膮c nadziej臋, 偶e Nate uzna to wyja艣nienie za wystarczaj膮ce.

- Susan?

Powinna by艂a wiedzie膰, 偶e nie da jej spokoju.

Susan, spu艣ciwszy wzrok, kopn臋艂a czubkiem pan­tofelka 艣mieci le偶膮ce na betonowej nawierzchni.

70

DESZCZOWE POCA艁UNKI


Roze艣mia艂 si臋 szeroko, a偶 wok贸艂 oczu wyst膮pi艂y mu kurze 艂apki, co spowodowa艂o, 偶e wygl膮da艂 zarazem frywolnie i anielsko.

Radosne okrzyki t艂umu powiedzia艂y jej, 偶e co艣 wa偶nego musia艂o wydarzy膰 si臋 na boisku. To gracz zespo艂u Mariners zdoby艂 punkt. Susan, zadowolona, 偶e pomog艂o jej to odwr贸ci膰 uwag臋 od Nate'a, zaklaska艂a, cho膰 trzeba przyzna膰, 偶e jej entuzjazm by艂 znacznie mniejszy od entuzjazmu innych widz贸w.

Jednak偶e pod koniec dziewi膮tej zmiany reagowa艂a ju偶 ca艂kiem innaczej. Wraz z innymi kibicami dopin­gowa艂a g艂o艣no zawodnik贸w. Gracz rzucaj膮cy pi艂k臋 zrobi艂 to bardzo szybko i Susan, nie b臋d膮c w stanie jej 艣ledzi膰, zamkn臋艂a oczy. Otworzy艂a je, s艂ysz膮c stuk drewnianej pa艂ki o pi艂eczk臋. Zerwa艂a si臋, obserwuj膮c jej lot. T艂um oszala艂, Susan za艣 podskoczywszy rado艣nie, zarzuci艂a Nate'owi ramiona na szyj臋.


DESZCZOWE POCA艁UNKI 71

Nate by艂 r贸wnie podniecony jak ona, gdy tylko stopy Susan dotkn臋艂y z powrotem ziemi, w艂o偶y艂 dwa palce do ust i zagwizda艂 przera藕liwie.

艢miej膮c si臋 i podskakuj膮c z rado艣ci, Susan zrobi艂a z obu d艂oni zaimprowizowan膮 tub臋 i g艂o艣nym krzykiem wyrazi艂a aprobat臋. W tej samej chwili zauwa偶y艂a, 偶e Nate jej si臋 przygl膮da. Oczy mia艂 okr膮g艂e ze zdumienia, jak gdyby nie m贸g艂 uwierzy膰, 偶e subtelna i kulturalna Susan Simmons pozwoli艂a sobie na taki entuzjazm.

Jego badawczy wzrok zmiesza艂 j膮 i b艂yskawicznie ostudzi艂. Usiad艂a z powrotem, sk艂adaj膮c skromnie r臋ce i krzy偶uj膮c nogi, speszona teraz w艂asn膮 niepoha­mowan膮 reakcj膮 na co艣 tak bezsensownego, jak baseball. Gdy odwa偶y艂a si臋 wreszcie spojrze膰 na Nate'a, przekona艂a si臋, 偶e nie spuszcza z niej wzroku.

By艂a pewna, 偶e raczej zblamowa艂a si臋 w jego oczach swoim nieopanowanym zachowaniem. Czu艂a si臋 upokorzona.

72

DESZCZOWE POCA艁UNKI


Emily wesz艂a do kuchni z c贸reczk膮 na r臋ku. Susan nastawi艂a kaw臋 i usiad艂a na krze艣le naprze­ciwko siostry. Michelle wymachiwa艂a rado艣nie r膮­czkami i mimo wczesnej pory Susan zarazi艂 jej entuzjastyczny stosunek do 偶ycia. U艣miechn臋艂a si臋 i wyci膮gn臋艂a do niej ramiona. Spotka艂o j膮 mi艂e zaskoczenie, bowiem Michelle bez chwili wahania pow臋drowa艂a w jej obj臋cia.

Emily zachichota艂a.

Emily pokr臋ci艂a g艂ow膮, a偶 zako艂ysa艂 si臋 jej d艂ugi warkocz.

- Wiesz, 偶e nie cierpi臋 tych rzeczy. J臋zyk staje mi
ko艂kiem w ustach i nie mog臋 wykrztusi膰 s艂owa.
Mog艂aby艣 zadzwoni膰 do mnie od czasu do czasu.

W ci膮gu ostatnich paru tygodni Susan wielokrotnie


DESZCZOWE POCA艁UNKI

73


mia艂a ochot臋 to zrobi膰, rezygnowa艂a jednak w obawie, 偶e siostra zasypie j膮 gradem pyta艅 na temat Nate'a.

Zamilk艂a, by z艂apa膰 oddech, co Susan wykorzysta艂a natychmiast, by przerwa膰 ten potok s艂贸w.

- Kawy?

Emily zamruga艂a oczyma, po czym skin臋艂a g艂ow膮.

Michelle zacz臋艂a si臋 kr臋ci膰, Susan opu艣ci艂a j膮 wi臋c na pod艂og臋, by mog艂a sobie raczkowa膰.

74

DESZCZOWE POCA艁UNKI


przyczyn, o kt贸rych nie masz nawet poj臋cia. Wylicz臋 kilka, by zaspokoi膰 twoj膮 ciekawo艣膰. Najwa偶niejsz膮 z nich jest moja kariera zawodowa, gdy tymczasem on nie pracuje, a poza tym...

Gdy wzrok Susan spocz膮艂 na Michelle, zapomnia艂a ca艂kiem o Nacie. Ze zdumieniem zda艂a sobie spraw臋, jak bardzo za ni膮 t臋skni艂a. Wsta艂a i wyj臋艂a z kredensu dwie fili偶anki.

- Czy to kawa bezkofeinowa? - spyta艂a Emily.
- Nie.

ROZDZIA艁 SZ脫STY

Ranek by艂 pi臋kny, s艂oneczny i Susan, nie mog膮c si臋 oprze膰, rozsun臋艂a drzwi balkonowe, wpuszczaj膮c do mieszkania s艂onawy powiew od Elliott Bay. Michelle, siedz膮c na pod艂odze w kuchni z rondelkiem i drewnian膮 艂y偶k膮 w obu r膮czkach, demonstrowa艂a beztrosko swoje talenty muzyczne, b臋bni膮c z entuzjazmem.

Gdy zadzwoni艂 telefon, Susan by艂a pewna, 偶e to Nate.

75


76 DESZCZOWE POCA艁UNKI

Od艂o偶ywszy s艂uchawk臋, Susan zda艂a sobie spraw臋, jak skruszy艂 si臋 ostatnio jej op贸r, je艣li idzie o Nate'a. Od czasu meczu baseballa przesta艂a go unika膰. Po prostu nie mia艂a serca tego robi膰, cho膰 w g艂臋bi duszy wiedzia艂a, 偶e jakikolwiek inny uk艂ad poza przyja藕ni膮 nie wchodzi w gr臋. Jednak mimo obaw od tamtego popo艂udnia czu艂a si臋 wci膮偶 radosna i podniecona. Przebywanie z Nate'em zwraca艂o jej t臋 cz臋艣膰 m艂odo艣ci, kt贸ra jako艣 umkn臋艂a. Widywa艂a si臋 z nim z przyjem­no艣ci膮, cho膰 zawsze gdy byli razem, mitygowa艂a sam膮 siebie, 偶e nie mo偶e to trwa膰 wiecznie. Nate Townsend by艂 jak nieoczekiwany promyk s艂o艅ca w pochmurny dzie艅, wkr贸tce jednak zn贸w zacznie pada膰 deszcz. Susan nie mia艂a zamiaru si臋 oszukiwa膰, 偶e mi臋dzy nimi mog艂oby zaistnie膰 co艣 trwa艂ego.

Gdy przyszed艂 Nate, rado艣膰 jego i Michelle by艂a ogromna. Podni贸s艂 ma艂膮 wysoko do g贸ry, ona za艣 wyrazi艂a swe zadowolenie g艂o艣nym piskiem.

- Gdzie Emily? - spyta艂.

- Robi zakupy. B臋dzie tu za jak膮艣 godzink臋.
Nios膮c na r臋ku wniebowzi臋t膮 Michelle, Nate wszed艂

do kuchni, gdzie Susan uk艂ada艂a na talerzu ciasteczka i nalewa艂a kaw臋.

- Uros艂a przez ten czas, prawda?

Nate obj膮艂 j膮 wolnym ramieniem i u艣miechn膮艂 si臋 do niej. Spojrzenie jego jasnob艂臋kitnych oczu do­prowadza艂o dziewczyn臋 do szale艅stwa.

- Masz rozpuszczone w艂osy - wyszepta艂, pieszcz膮c
wzrokiem jej uniesion膮 twarz.

Skin臋艂a g艂ow膮, nie wiedz膮c, co na to powiedzie膰,


DESZCZOWE POCA艁UNKI 77

cho膰 dziesi膮tki wiarygodnych wym贸wek cisn臋艂y jej si臋 na usta. 呕adna z nich jednak nie by艂a prawdziwa.

- To dla mnie?

Zn贸w ledwie dostrzegalnie skin臋艂a g艂ow膮.

- Dzi臋kuj臋 - powiedzia艂 cicho, z twarz膮 tak
blisko jej twarzy, 偶e s艂owa by艂y niczym czu艂y po­
ca艂unek.

Ledwie zdaj膮c sobie spraw臋 z tego, co robi, Susan przylgn臋艂a do niego ca艂ym cia艂em. Gdy j膮 poca艂owa艂, rozp艂yn臋艂a si臋 z rozkoszy w jego ramionach.

Michelle uwa偶a艂a, 偶e to bardzo zabawne mie膰 tak blisko dwoje doros艂ych. Wplot艂a palce we w艂osy ciotki i szarpa艂a tak d艂ugo, a偶 Susan by艂a zmuszona odsun膮膰 si臋 od Nate'a.

Nate delikatnie wyswobodzi艂 r膮czk臋 ma艂ej z w艂os贸w Susan i poca艂owa艂 dziewczyn臋 jeszcze raz.

- Hmm - mrukn膮艂, podnosz膮c g艂ow臋. - Smakujesz
lepiej od wszystkich s艂odyczy, jakich kiedykolwiek
pr贸bowa艂em.

Onie艣mielona i nagle zawstydzona Susan zaj臋艂a si臋 rozstawianiem talerzyk贸w na stole.

- Czy masz jakie艣 plany na dzisiejszy dzie艅? - spyta艂,
sadowi膮c si臋 na krze艣le z rado艣nie gaworz膮c膮 Michelle
na kolanach.

Dziewczynka by艂a na razie bardzo zadowolona, Susan wiedzia艂a jednak z do艣wiadczenia, 偶e wkr贸tce znudzi si臋 i zapragnie powr贸ci膰 na pod艂og臋.

78

DESZCZOWE POCA艁UNKI


ostatni raz na sobie. - Nie wiem tylko, czy b臋d膮 jeszcze na mnie dobre.

Susan s膮dzi艂a, 偶e si臋 przes艂ysza艂a. Nate uwielbia艂 tego rodzaju niespodzianki. Najpierw mecz baseballa w 艣rodku dnia, a teraz latawce?

Gdy Susan szpera艂a w szafie w poszukiwaniu d偶ins贸w, wr贸ci艂a Emily, by zabra膰 Michelle. Nate wpu艣ci艂 j膮 do mieszkania. Poniewa偶 drzwi do sypialni by艂y otwarte, Susan s艂ysza艂a ca艂膮 rozmow臋. Wstrzyma艂a oddech, po trosze dlatego, 偶e przyby艂o jej nieco w biodrach od chwili, gdy mia艂a na sobie d偶insy po raz ostatni, a po trosze dlatego, 偶e nigdy nie wiedzia艂a, z czym mo偶e wyskoczy膰 jej siostra.

By艂oby bardzo w stylu Emily zacz膮膰 wychwala膰 zalety Susan jako potencjalnej 偶ony. Na t臋 my艣l mr贸z przeszed艂 jej po ko艣ciach.

- Nate - us艂ysza艂a s艂owa siostry - to bardzo mi艂o


DESZCZOWE POCA艁UNKI

79


z twojej strony, 偶e zaj膮艂e艣 si臋 Michelle. - Emily by艂a wyra藕nie podniecona, o czym 艣wiadczy艂 jej o oktaw臋 wy偶szy ni偶 zwykle g艂os.

- Nie ma sprawy. Susan zaraz przyjdzie, mierzy
w艂a艣nie d偶insy. Wybieramy si臋 do Gas Works Park
puszcza膰 latawca.

Nast膮pi艂a chwila ciszy.

Emily gapi艂a si臋 na siostr臋 z otwartymi ustami, ca艂kiem zbita z tropu, nast臋pnie przenios艂a wzrok na Nate'a, potem zn贸w na Susan.

Susan u艣wiadomi艂a sobie, 偶e musi wygl膮da膰 inaczej ni偶 zwykle w d偶insach i z rozpuszczonymi w艂osami, ale z pewno艣ci膮 nie usprawiedliwia艂o to reakcji Emily.

Oczy Emily omal nie wyskoczy艂y z orbit. Prze艂kn臋艂a g艂o艣no 艣lin臋 i pokiwa艂a g艂ow膮.

- Dzi臋kuj臋 bardzo, nie omieszkam skorzysta膰.

Niebo jest tak b艂臋kitne jak oczy Nate'a, my艣la艂a Susan, siedz膮c z brod膮 opart膮 na kolanach na bujnej, zielonej trawie w parku. Latawiec trzepota艂 na wietrze, on za艣 gramoli艂 si臋 z jednego wzg贸rza na drugie, pozwalaj膮c, by rze艣ka bryza unosi艂a wielobarwn膮


8G DESZCZOWE POCA艁UNKI

konstrukcj臋 w r贸偶ne strony. Ko艅czy艂 si臋 ju偶 wrzesie艅 i Susan nie s膮dzi艂a, by zdarzy艂o si臋 jeszcze wiele takich przepi臋knych dni babiego lata.

Zamkn臋艂a oczy i rozkoszowa艂a si臋 s艂o艅cem. Jej my艣li 艣ciga艂y si臋 z latawcami, od kt贸rych by艂o a偶 g臋sto w t艂umnie odwiedzanym parku. Odchyli艂a g艂ow臋 do ty艂u i wybuchn臋艂a radosnym 艣miechem, bez 偶adnego powodu, po prostu ciesz膮c si臋, 偶e 偶yje.

- Odda艂em dzieciakowi, kt贸ry nie mia艂 偶adnego.
Susan u艣miechn臋艂a si臋. To bardzo podobne do

Nate'a. Sp臋dzi艂 wiele godzin, projektuj膮c i buduj膮c latawiec, a teraz odda艂 go bez chwili namys艂u.

- Prawd臋 m贸wi膮c b艂aga艂em tego ch艂opaka na
kolanach, 偶eby go wzi膮艂 ode mnie, zanim padn臋
z wyczerpania. Nie daj sobie wm贸wi膰, 偶e by艂o inaczej.
Puszczanie latawc贸w to ci臋偶ka praca.

Praca by艂a tematem, kt贸rego Susan wola艂a nie porusza膰 w rozmowach z Nate'em. Od pocz膮tku by艂 z ni膮 absolutnie szczery. Szczery i uczciwy. Da艂aby sobie g艂ow臋 uci膮膰, 偶e gdyby zacz臋艂a go wypytywa膰 na temat jego pracy czy te偶 jej braku, powiedzia艂by prawd臋.

Susan wychodzi艂a z za艂o偶enia, 偶e to, czego o nim nie wie, nie mo偶e jej zepsu膰 humoru. Nate wyra藕nie by艂 cz艂owiekiem zamo偶nym, nie trapi艂y go raczej k艂opoty finansowe. Ale Susan martwi艂o jego podej艣cie do 偶ycia. Traktowa艂 je jak jedn膮 wielk膮 przygod臋. Ni st膮d, ni zow膮d zmienia艂 zainteresowania, najwa偶niejsza by艂a dla niego chwila obecna.

- Czemu si臋 boczysz? - spyta艂. Przesun膮艂 piesz­
czotliwie d艂oni膮 po jej szyi i uj膮wszy pod brod臋,
przyci膮gn膮艂 jej twarz ku swojej. - Chyba dobrze si臋
bawisz?


DESZCZOWE POCA艁UNKI 81

Skin臋艂a g艂ow膮, nie b臋d膮c w stanie zaprzeczy膰 czemu艣 tak oczywistemu.

Susan u艣miechn臋艂a si臋 po chwili wahania. Po­stanowi艂a nie psu膰 atmosfery tego cudownego popo艂ud­nia swoimi w膮tpliwo艣ciami.

- Poca艂uj mnie, Susan - szepn膮艂. Spowa偶nia艂 nagle,
zatapiaj膮c spojrzenie w jej oczach.

Zabrak艂o jej tchu. Rozejrza艂a si臋 szybko dooko艂a, rejestruj膮c, 偶e w parku jest mn贸stwo ludzi.

Nie pozwalaj膮c mu sko艅czy膰, pochyli艂a si臋 i delikat­nie musn臋艂a wargami jego usta. Nawet to lekkie dotkni臋cie spowodowa艂o 偶ywsze kr膮偶enie krwi w jej 偶y艂ach. Magiczne w艂a艣ciwo艣ci tego m臋偶czyzny powinny by膰 butelkowane i sprzedawane za ci臋偶kie pieni膮dze. Susan wiedzia艂a, 偶e by艂aby pierwsza w kolejce.

Jego oczy zn贸w si臋 u艣miecha艂y i Susan gotowa by艂a przysi膮c, 偶e mog艂aby uton膮膰 w jego spojrzeniu. Odetchn膮艂 g艂臋boko i zerwa艂 si臋 na r贸wne nogi z godn膮 pozazdroszczenia spr臋偶ysto艣ci膮.

- Jestem okropnie g艂odny - oznajmi艂, wyci膮gaj膮c
do niej r臋k臋 i podnosz膮c j膮. - Ale mam nadziej臋, i偶


82

DESZCZOWE POCA艁UNKI


zdajesz sobie spraw臋 - szepn膮艂 jej do ucha, obejmuj膮c mocno w talii - 偶e nie chodzi mi o jedzenie. Szalej臋 za tob膮, Susan Simmons. Trzeba co艣 wreszcie z tym zrobi膰.

Emily otworzy艂a piekarnik i wyj臋艂a z niego blaszk臋.


DESZCZOWE POCA艁UNKI

83


Emily odwr贸ci艂a si臋 ze skruszon膮 min膮 i Susan domy艣li艂a si臋, 偶e jej siostra zrobi艂a wszystko, by sp臋dzi膰 z ni膮 troch臋 czasu sam na sam. Bez w膮tpienia zamierza艂a wycisn膮膰 z niej jak najwi臋cej informacji o Nacie. Nie znaczy to, 偶e Susan mia艂a wiele do powiedzenia.

- Jak sp臋dzili艣cie dzie艅 w parku?

Susan usiad艂a na sto艂ku i przygotowa艂a si臋 duchowo do krzy偶owego ognia pyta艅.

S艂owo „lubisz" by艂o niedom贸wieniem roku. Na przek贸r ka偶dej uncji zdrowego rozs膮dku, Susan by艂a coraz bardziej zakochana w swym s膮siedzie. Wcale tego nie chcia艂a, po prostu nie mog艂a nic na t贸 poradzi膰.

- Owszem, lubi臋 go - odpowiedzia艂a po chwili
milczenia.

Emily zdawa艂a si臋 by膰 po prostu zachwycona jej wyznaniem.

Emily u艣miechn臋艂a si臋 chytrze.

- Po prostu zbieram my艣li. To ty zawsze by艂a艣
dobra w ocenie fakt贸w. Ja mia艂am z tym mn贸stwo
k艂opot贸w.


84 DESZCZOWE POCA艁UNKI

By膰 mo偶e Susan nie wiedzia艂a o tym, p贸ki nie pozna艂a swego s膮siada.

- Emily - powiedzia艂a, czuj膮c, jak 偶o艂膮dek 艣ciska
jej si臋 ze zdenerwowania. - Musz臋 ci臋 zapyta膰 o co艣...
wa偶nego. Sk膮d wiedzia艂a艣, 偶e kochasz Roberta? Co ci
podpowiedzia艂o, 偶e jeste艣cie dla siebie stworzeni?
- Zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e praktycznie odkrywa
karty, ale dosy膰 ju偶 mia艂a gry s艂贸w.

Siostra u艣miechn臋艂a si臋 艂agodnie i przez chwil臋 bawi艂a si臋 k艂臋bkiem w艂贸czki.

- Podejrzewam, 偶e nie spodoba ci si臋 moja od­
powied藕 - wyszepta艂a wreszcie, marszcz膮c brwi. - To
sta艂o si臋 wtedy, gdy Robert poca艂owa艂 mnie po raz
pierwszy.

Susan omal nie spad艂a z taboretu, przypominaj膮c sobie sw贸j pierwszy poca艂unek z Nate'em.

DESZCZOWE POCA艁UNKI

85


nami臋tny poca艂unek. Gdy czu艂am jego wargi na swoich, nie mog艂am my艣le膰, nie mog艂am oddycha膰, nie mog艂am si臋 nawet poruszy膰. Gdy wreszcie oderwali艣my si臋 od siebie, dr偶a艂am jak li艣膰 osiki, ba艂am si臋 nawet, 偶e co艣 jest ze mn膮 nie w porz膮dku.

Susan przesun臋艂a d艂oni膮 po twarzy.

- Mia艂a艣 racj臋. Nie podoba mi si臋 twoja odpowied藕.
Emily przerwa艂a na chwil臋 szyde艂kowanie i przyjrza艂a

jej si臋 badawczo.

- Nie spodziewa艂a艣 si臋, 偶e si臋 kiedy艣 zakochasz, tak?
Susan pokr臋ci艂a wolno g艂ow膮. W dodatku nie

mog艂o jej si臋 to przydarzy膰 w gorszym czasie. W przysz艂ym tygodniu rozstrzygn膮 si臋 zapewne sprawy awansu i wszystkie jej plany 偶yciowe wezm膮 w 艂eb, je艣li zaanga偶uje si臋 uczuciowo. Nie wiedzia艂a tylko, czy druga strona te偶 tego pragnie. Czu艂a si臋 okropnie zagubiona, przera偶ona tym, co dzieje si臋 w jej dotychczas tak prostym i uporz膮dkowanym 偶yciu.

86

DESZCZOWE POCA艁UNKI


Wiedzia艂a, 偶e ona nie jest gotowa i na my艣l o tym wszystkim wpada艂a w straszliwe zdenerwowanie.

- Nie wiem... nie my艣la艂am o ma艂偶e艅stwie - odpar艂a.

- Nie rozmawiali艣my na ten temat. - Prawd臋 m贸wi膮c,
nie planowali nawet regularnych spotka艅.

Od chwili gdy po raz pierwszy zobaczy艂a swego szwagra, Susan by艂a pewna, 偶e rzuci艂 zaledwie jedno spojrzenie na jej siostr臋, po czym pad艂 na kolana, prosz膮c j膮 o r臋k臋. Zawsze by艂o dla niej oczywiste, 偶e pasowali do siebie jak dwie po艂贸wki tego samego jab艂ka, znacznie bardziej oczywiste ni偶 to, czy Nate jest dla niej odpowiednim m臋偶czyzn膮.

- Nie wiem, Emily - powiedzia艂a nerwowo. - Mam
kompletny m臋tlik w g艂owie. Co mnie tak poci膮ga
w tym facecie? Nie ma w tym odrobiny sensu! Czy
wiesz, co robili艣my wczoraj po po艂udniu, po powrocie
z parku? - Nie czekaj膮c na odpowied藕, m贸wi艂a dalej:

- Nate przyni贸s艂 gry komputerowe i grali艣my przez
ca艂y wiecz贸r. Trudno mi w to uwierzy膰 nawet w tej
chwili. Przecie偶 to czysta strata czasu!


DESZCZOWE POCA艁UNKI

87


- Dobrze si臋 bawi艂a艣?

Susan wola艂aby unikn膮膰 tego pytania. 艢mia艂a si臋 tak, 偶e a偶 j膮 bola艂y mi臋艣nie brzucha. Rywalizowali ze sob膮, kto uzyska lepszy wynik i stosowali r贸偶ne niezbyt uczciwe metody, by sabotowa膰 si臋 nawzajem.

Nate odkry艂 niezwykle wra偶liwe miejsce za jej uchem i zaczyna艂 je ca艂owa膰 w chwili, gdy mia艂a go przegoni膰 w punktacji. Sprawiedliwo艣ci sta艂o si臋 jednak zado艣膰, bowiem Susan wkr贸tce odp艂aci艂a mu pi臋knym za nadobne, co doprowadzi艂o skutecznie do przerwania gry. Po chwili zapomnieli o niej, zaj膮wszy si臋 od­krywaniem siebie.

Susan kiwn臋艂a g艂ow膮, nie chc膮c wdawa膰 si臋 w szcze­g贸艂y, jak to Nate faktycznie porwa艂 j膮 si艂膮.

Dla Emily nie by艂o, ale w przypadku Susan to ca艂kiem inna historia. Najgorsze 偶e wcale nie mia艂a pewno艣ci, czy chce przekona膰 Nate'a. Tak czy owak, przyda jej si臋 to na przysz艂o艣膰, a Emily by艂a w tych sprawach o wiele m膮drzejsza. Wys艂ucha, co siostra ma do powiedzenia, a zdecyduje si臋 p贸藕niej.

- Pami臋tasz stare przys艂owie, 偶e droga do serca
m臋偶czyzny prowadzi przez 偶o艂膮dek? Jest bardzo
prawdziwe. M臋偶czyznom jedzenie kojarzy si臋 z wygod膮
i mi艂o艣ci膮 - to og贸lnie znany fakt.


88

DESZCZOWE POCA艁UNKI


Teraz, gdy przesz艂y do rozwa偶ania problemu ma艂偶e艅stwa, Susan mia艂a mieszane uczucia.

- Nie... nie wiem, czy Nate nadaje si臋 na m臋偶a

- powiedzia艂a cicho. - Prawd臋 m贸wi膮c, nie mam te偶
pewno艣ci co do siebie.

Emily wzruszy艂a ramionami, lekcewa偶膮c jej w膮tp­liwo艣ci.

- Jakim uczuciem?


DESZCZOWE POCA艁UNKI

89


- Zami艂owaniem do 偶ycia domowego. Pragn膮 tego
i potrzebuj膮, ale walcz膮 z tym.

Susan zamy艣li艂a si臋 nad s艂owami siostry.

Susan nie mog艂a uwierzy膰, 偶e porusza ten temat z siostr膮. W porz膮dku, bawili si臋 z Nate'em 艣wietnie. Wiele os贸b sp臋dza ze sob膮 mi艂o czas. Ch臋tnie przyznawa艂a te偶, 偶e czuj膮 do siebie poci膮g fizyczny. Ale czy to pow贸d, by biec do najbli偶szego o艂tarza?

Przez ostatnich kilka minut usi艂owa艂a rozs膮dnie przedstawi膰 sytuacj臋 siostrze, ale nim zd膮偶y艂a si臋 po艂apa膰, Emily nak艂oni艂a j膮 do rozmowy o ma艂偶e艅stwie i wypieku domowych ciasteczek. W tym tempie zmusi j膮 do wzi臋cia 艣lubu i zaj艣cia w ci膮偶臋 jeszcze w tym tygodniu.

Nate obj膮艂 j膮 ciasno ramionami, przyciskaj膮c do kuchennego bufetu.

- T臋skni艂em za tob膮.

Prze艂kn臋艂a z trudem 艣lin臋 i szepn臋艂a, chwytaj膮c oddech:

- Ja te偶 za tob膮 t臋skni艂am.

Wpl贸t艂 palce w jej w艂osy, odgarniaj膮c je z twarzy.

90 DESZCZOWE POCA艁UNKI

- M贸wienie sprawia艂o jej trudno艣膰, kolana mia艂a mi臋kkie jak z waty, silne postanowienie diabli wzi臋li. Po rozmowie z Emily Susan zdecydowa艂a, 偶e chwilowo och艂odzi nieco relacje z Nate'em. Wszystko dzia艂o si臋 zbyt szybko.

Gdy zacz膮艂 delikatnie ca艂owa膰 pachn膮ce zag艂臋bienie w jej szyi, mog艂a ju偶 tylko walczy膰 o utrzymanie pozycji pionowej. Opar艂szy r臋ce o jego klatk臋 piersiow膮, spr贸bowa艂a go odepchn膮膰 i uwolni膰 si臋 z obj臋膰. Ale gdy jego wargi pow臋drowa艂y w g贸r臋, zostawiaj膮c na jej szyi wilgotny 艣lad poca艂unk贸w, zaniecha艂a oporu. Powoli sun膮艂 ustami po policzku, wzd艂u偶 szcz臋ki, przed艂u偶aj膮c oczekiwanie na nieuniknion膮 chwil臋, a偶 Susan ledwie mog艂a si臋 utrzyma膰 na nogach.

Gdy wreszcie dotar艂 do ust, obojgu wyrwa艂o si臋 z piersi g艂臋bokie westchnienie, wzbiera艂a w nich gwa艂townie fala po偶膮dania. Ca艂owa艂 j膮 zach艂annie, po czym przygryz艂 z臋bami jej doln膮 warg臋, wywo艂uj膮c now膮 fal臋 przejmuj膮cych dozna艅.

Gdy Nate wyszed艂 od niej, Susan dygota艂a wci膮偶 jak w gor膮czce. Nim rozszyfrowa艂a w艂asne intencje, znalaz艂a si臋 w kuchni. Przez d艂u偶sz膮 chwil臋 wpatrywa艂a si臋 w telefon. Zmobilizowa艂a ca艂膮 odwag臋, by za­dzwoni膰 do Emily. Odetchn臋艂a g艂臋boko, by si臋 uspokoi膰 i wykr臋ci艂a numer siostry.

- Emily - powiedzia艂a, gdy siostra podnios艂a s艂uchawk臋 - czy masz mo偶e przepis na czekoladowe ciasteczka?


ROZDZIA艁 SI脫DMY

Przepis na ciasteczka czekoladowe spoczywa艂 ukryty w kuchennej szufladzie. Impuls, by je upiec, min膮艂 tak szybko, jak si臋 pojawi艂, zast膮pi艂a go z powrotem zdolno艣膰 ch艂odnego rozumowania.

W poniedzia艂ek rano, siedz膮c w biurze, Susan u艣wiadomi艂a sobie, 偶e znalaz艂a si臋 na kraw臋dzi szale艅stwa. Stanowisko wiceprezesa znajdowa艂o si臋 niemal w zasi臋gu jej r臋ki, pracowa艂a na ten awans zbyt d艂ugo i ci臋偶ko, by pozwoli膰, 偶eby przeszed艂 jej obok nosa tylko dlatego, 偶e kolana si臋 pod ni膮 ugina艂y, gdy ca艂owa艂 j膮 Nate Townsend. Dopuszczenie nawet w my艣lach czego艣 wi臋cej ni偶 tylko przyja藕ni by艂o... jak amputowanie ca艂ej r臋ki z powodu zadry za paznokciem.

- Rozmowa do pani na pierwszej linii - zaanon­
sowa艂a panna Brooks. Umilk艂a, po czym doda艂a po
chwili: - To chyba ten sympatyczny m艂ody cz艂owiek,
kt贸ry wpad艂 tu w zesz艂ym tygodniu.

Nate. Susan zdecydowanym ruchem podnios艂a s艂uchawk臋.

91


92

DESZCZOWE POCA艁UNKI


DESZCZOWE POCA艁UNKI 93

- Mo偶e - powiedzia艂 w zamy艣leniu. - Zanim jednak
od艂o偶ysz s艂uchawk臋, chcia艂bym wiedzie膰, kiedy si臋
zobaczymy.

Susan pochyli艂a si臋 i zajrza艂a do kalendarza.

- Co powiesz na lunch w czwartek?

- Dobrze, zobaczymy si臋 w czwartek w po艂udnie.
Przez d艂u偶szy czas po od艂o偶eniu s艂uchawki Susan

trzyma艂a na niej r臋k臋. Szalony pomys艂 sp臋dzenia popo艂udnia z Nate'em na pla偶y wyda艂 jej si臋 niezwykle zach臋caj膮cy. Strach pomy艣le膰, jaki wp艂yw mia艂 ten cz艂owiek na jej my艣li. Stawia艂 jej karier臋 zawodow膮 pod znakiem zapytania.

W godzin臋 p贸藕niej panna Brooks zapuka艂a lekko do drzwi jej gabinetu z ogromnym bukietem czer­wonych r贸偶 w r臋ku.

- Przys艂ano je przed chwil膮.

Susan przeczyta艂a li艣cik dopiero po wyj艣ciu panny Brooks z pokoju. R贸偶e przys艂a艂 Nate z przeprosinami, 偶e przeszkodzi艂 w porannej pracy. Przyzna艂 jej racj臋, 偶e to nie czas na rozrywk臋. Podpisa艂: „Z wyrazami mi艂o艣ci, Nate." Zamkn膮wszy oczy, Susan przycisn臋艂a li艣cik do piersi i usi艂owa艂a uspokoi膰 wzburzone uczucia. Gdyby przesta艂 by膰 taki cudowny, wszystko sta艂oby si臋 艂atwiejsze.

Tak si臋 z艂o偶y艂o, 偶e sko艅czy艂a prac臋 tego wieczora wcze艣niej, ni偶 planowa艂a i wr贸ci艂a do domu tu偶 po si贸dmej. Mieszkanie by艂o ciemne i puste, ale przecie偶 wygl膮da艂o tak zawsze i nie mog艂a zrozumie膰, dlaczego tym razem mia艂o to dla niej takie znaczenie. A mia艂o!


94

DESZCZOWE POCA艁UNKI


Dopiero gdy stan臋艂a przed drzwiami Nate'a i zapu­ka艂a do nich, u艣wiadomi艂a sobie, jak impulsywnie si臋 zachowuje, odk膮d go pozna艂a. Ze wszystkich si艂 stara艂a si臋 go unika膰, a jednocze艣nie nic z tego nie wychodzi艂o.

U艣miechni臋ty, opar艂 si臋 o framug臋 drzwi, krzy偶uj膮c ramiona na szerokiej piersi.

- Je艣li idzie o 艣cis艂o艣膰, to ja jestem winien ci
przeprosiny. Nie powinienem by艂 dzwoni膰 rano.
Zachowa艂em si臋 egoistycznie i bezmy艣lnie. Mia艂a艣
wa偶n膮 prac臋, poza tym to dla ciebie dni pe艂ne napi臋cia.
M贸wi艂a艣 mi chyba, 偶e sprawa awansu zadecyduje si臋
w ci膮gu tygodnia lub dw贸ch.

Susan skin臋艂a twierdz膮co g艂ow膮.

DESZCZOWE POCA艁UNKI 95

- Pragn臋, 偶eby spe艂ni艂y si臋 twoje marzenia i by艣
osi膮gn臋艂a wszystko, co sobie zaplanowa艂a艣, ale na tej
drodze czeka na ciebie wiele pu艂apek, na kt贸re musisz
uwa偶a膰.

Teraz ona zmarszczy艂a brwi. Nie by艂a pewna, czy rozumie, co Nate ma na my艣li.

- Chodzi mi wy艂膮cznie o to, by sprawa wice-
prezesury nie przys艂oni艂a ci tego, kim jeste艣. A co
jeszcze wa偶niejsze - policz koszty. - Z tymi s艂owy
post膮pi艂 krok do przodu, spojrza艂 jej gniewnie w oczy
i poca艂owa艂 lekko w usta, po czym cofn膮艂 si臋 niech臋tnie.

Susan waha艂a si臋 zaledwie przez sekund臋, nast臋pnie rzuci艂a mu si臋 w ramiona, jak gdyby to by艂o po prostu jej miejsce na ziemi. Nawet teraz nie mia艂a pewno艣ci, czy zrozumia艂a, o czym Nate m贸wi艂, ale bez w膮tpienia w jego g艂osie brzmia艂a niek艂amana czu艂o艣膰. P贸藕niej, w domu, gdy wr贸ci艂a jasno艣膰 my艣li i przesta艂 dzia艂a膰 czar jego dotyku, zastanawia艂a si臋 nad samymi s艂owami.

Nate, prosi艂 j膮 by nie zapomnia艂a, kim jest. A kim ona jest?. Nasuwa艂y si臋 r贸偶ne odpowiedzi. Jest Susan Simmons, przysz艂ym wiceprezesem do spraw mar­ketingu najwi臋kszej w kraju firmy produkuj膮cej artyku艂y sportowe. Jest c贸rk膮, siostr膮, ciotk膮... I nagle sp艂yn臋艂o na ni膮 objawienie. Jest kobiet膮. O to w艂a艣nie chodzi艂o Nate'owi. To usi艂owa艂a powiedzie膰 jej w niedziel臋 Emily. Od czasu, gdy postawi艂a sobie 偶yciowe cele, po艣wi臋ci艂a si臋 ca艂kowicie karierze zawo­dowej, zapominaj膮c o swej kobieco艣ci. Teraz nadszed艂 czas, by dopu艣ci膰 do g艂osu t臋 cz臋艣膰 jej natury.

Nast臋pnego wieczora po pracy Susan, pochylona nad kuchennym bufetem, szarpa艂a si臋 z ci臋偶kim mikserem, usi艂uj膮c wydoby膰 go z solidnego tek­turowego pud艂a. Obliczy艂a, 偶e wed艂ug przepisu Emily


96

DESZCZOWE POCA艁UNKI


powinno wyj艣膰 jej trzy tuziny ciasteczek. Po wizycie w sklepie spo偶ywczym, nast臋pnie w sklepie gos­podarstwa domowego, gdzie kupi艂a mikser, specjaln膮 foli臋 do pieczenia i r贸偶ne miarki, jedno ciasteczko b臋dzie j膮 kosztowa艂o cztery dolary siedemdziesi膮t dwa centy.

Cholerna cena. Postawi艂a sobie za punkt honoru, by udowodni膰 co艣 wa偶nego - cho膰 nie by艂a ca艂kiem pewna, co! Nie uwierzy艂a w teori臋 siostry, 偶e ciasteczka kojarz膮 si臋 m臋偶czyznom z ciep艂em ogniska domowego i mi艂o艣ci膮, niemniej postanowi艂a spr贸bowa膰. Mo偶e chcia艂a udowodni膰 co艣 sobie samej. Wiedzia艂a jedynie, 偶e odczuwa nieprzepart膮 potrzeb臋, by upiec czekola­dowe ciasteczka.

Emily bardzo ch臋tnie s艂u偶y艂a jej przepisem, a teraz Susan zastanawia艂a si臋, czy pieczenie ciasteczek jest bardzo trudne.

Nie bardzo, skonstatowa艂a w dwadzie艣cia minut p贸藕niej, gdy roz艂o偶y艂a ju偶 wszystkie potrzebne produkty na blacie kuchennym. U偶y艂a starej bluzki w charakterze fartuszka, zawi膮zuj膮c r臋kawy z ty艂u w talii. Emily zawsze tak robi艂a, musi to wi臋c by膰 wa偶ne.

Automatyczny mikser idealnie ubija艂 mas艂o z cuk­rem. Susan, nadzwyczaj z siebie dumna, rozbi艂a jajka o brzeg misy ze zr臋czno艣ci膮, kt贸rej m贸g艂by jej pozazdro艣ci膰 francuski mistrz kuchni.

- Cholera! - wykrzykn臋艂a, gdy po艂贸wka skorupki wpad艂a pomi臋dzy obracaj膮ce si臋 no偶yki. Patrzy艂a bezradnie, jak krusz膮 j膮 na tysi膮c mikroskopijnych drobinek. Wzruszywszy ramionami, pomy艣la艂a, 偶e dodatkowe proteiny - a mo偶e wapno? - nikomu nie zaszkodz膮.

Wsun臋艂a now膮 b艂yszcz膮c膮 foli臋 z ciastkami do uprzednio nagrzanego piekarnika, zamkn臋艂a drzwiczki i nastawi艂a wy艂膮cznik czasowy na dwana艣cie minut.

Oblizawszy palec, musia艂a przyzna膰, 偶e ciasto jest


DESZCZOWE POCA艁UNKI

97


ca艂kiem smaczne. Przynajmniej tak dobre, jak u Emily, a mo偶e nawet ciutk臋 lepsze.

Ogromnie dumna, 偶e wszystko posz艂o jej jak z p艂atka, nala艂a sobie kawy i usiad艂a przy stole z wieczorn膮 gazet膮.

Po kilku minutach poczu艂a zapach dymu. Od艂o偶y艂a gazet臋, podejrzliwie poci膮gaj膮c nosem. Niemo偶liwe, 偶eby to by艂y jej ciasteczka - piek艂y si臋 nie d艂u偶ej ni偶 pi臋膰 minut. 呕eby jednak mie膰 ca艂kiem spokojne sumienie, wzi臋艂a z bufetu sciereczk臋 i otworzy艂a drzwiczki piekarnika.

Buchn臋艂y na ni膮 k艂臋by dymu i p艂omienie. J臋kn臋艂a z przera偶enia i rzuciwszy sciereczk臋, zacz臋艂a krzycze膰 na ca艂y g艂os:

- Po偶ar, po偶ar!

W艂膮czy艂 si臋 alarm przeciwpo偶arowy i mog艂aby przysi膮c, 偶e nie s艂ysza艂a w swoim 偶yciu bardziej przera藕liwego d藕wi臋ku. Rzuci艂a si臋 jak szalona do drzwi i otworzy艂a je, by da膰 uj艣cie dymowi. Nast臋pnie podbieg艂a do sto艂u, chwyci艂a fili偶ank臋 z kaw膮 i chlus­n臋艂a ni膮 do 艣rodka piekarnika. Kaszl膮c okropnie, zatrzasn臋艂a drzwiczki.

Po kilku minutach Nate trzyma艂 j膮 w ramionach. Dwa sczernia艂e arkusze folii ze zw臋glonymi ciastecz­kami le偶a艂y w zlewie.

- Nic ci si臋 nie sta艂o?

Uda艂o jej si臋 pokr臋ci膰 przecz膮co g艂ow膮.

98 DESZCZOWE POCA艁UNKI

Odgarn膮艂 delikatnie w艂osy z jej twarzy i odetchn膮艂 g艂臋boko z ulg膮.

Jej wyznanie musia艂o wstrz膮sn膮膰 Natem, wsta艂 bowiem i wyszed艂 z pokoju. Ukrywszy twarz w d艂o­niach, Susan pr贸bowa艂a jako艣 si臋 pozbiera膰. Po chwili Nate wr贸ci艂 z pude艂kiem chusteczek jednorazowych.

Podni贸s艂 j膮 bez wysi艂ku i posadzi艂 sobie na kolanach.

- Dobra, a teraz wyja艣nij mi wszystko.

Wytar艂a twarz chusteczk膮, czuj膮c si臋 g艂upio z po­wodu swej reakcji. I co z tego, 偶e spali艂a par臋 arkuszy folii wraz z czekoladowymi ciasteczkami.


DESZCZOWE POCA艁UNKI

99


- To ona da艂a mi przepis. Moja siostra chyba wierzy,
偶e kobieta mo偶e zmusi膰 m臋偶czyzn臋, by zaprzeda艂 jej
serce i dusz臋, je艣li potrafi piec czekoladowe ciasteczka.

- A ty pragniesz mego serca i duszy?

- Oczywi艣cie, 偶e nie! Nie b膮d藕 艣mieszny.
Zawaha艂 si臋 przez moment i zdawa艂 si臋 rozwa偶a膰

jej s艂owa.

- Czy by艂oby to dla ciebie zaskoczeniem, gdybym
wyzna艂, 偶e ja pragn臋 twego serca i duszy?

Susan ledwie go s艂ucha艂a. Nie by艂a w nastroju do takich rozm贸w. Udowodni艂a w艂a艣nie, jak beznadziejnie spisuje si臋 w kuchni. Braki w tej dziedzinie nigdy dot膮d specjalnie jej nie martwi艂y. Teraz uczyni艂a autentyczny wysi艂ek i wszystko spali艂o na panewce.

- Co艣 musia艂o si臋 popl膮ta膰 w moich genach

- mrukn臋艂a w zadumie. - Z pewno艣ci膮. Nie umiem
gotowa膰, nie umiem szy膰, nie potrafi臋 odr贸偶ni膰 drutu
do rob贸tek r臋cznych od szyde艂ka. Obce mi s膮 rzeczy,
kt贸re... normalni ludzie kojarz膮 z p艂ci膮 偶e艅sk膮.

- Susan! - Zrobi艂 niezadowolon膮 min臋. - Czy
s艂ysza艂a艣, o co ci臋 pyta艂em?


100

DESZCZOWE POCA艁UNKI


Pokr臋ci艂a przecz膮co g艂ow膮. Rozumia艂a wszystko doskonale. Niekt贸re kobiety to maj膮, a inne nie. Niestety nale偶a艂a do tej drugiej kategorii.

Zabrzmia艂o to tak, jak gdyby te s艂owa wyja艣nia艂y wszystko. Susan powoli otworzy艂a oczy i zaczerpn臋艂a powietrza, pr贸buj膮c uspokoi膰 oddech.

Zanurzy艂 palce w jej w艂osach i zn贸w j膮 poca艂owa艂. D艂onie Susan pow臋drowa艂y ku szyi Nate'a, przesun臋艂y si臋 po ramionach i wzd艂u偶 r膮k. Jej dotyk sprawi艂 mu wyra藕n膮 przyjemno艣膰, zamrucza艂 co艣 bowiem cicho i jeszcze mocniej wpi艂 si臋 w jej wargi.

DESZCZOWE POCA艁UNKI 101

Zamruga艂a powiekami, nie rozumiej膮c, o co mu chodzi.

Pokr臋ci艂a z trudem g艂ow膮.

- John Hammer pragnie pani膮 natychmiast widzie膰

- poinformowa艂a panna Brooks Susan, gdy wesz艂a do
biura w czwartek rano.

Serce podesz艂o dziewczynie do gard艂a. Na ten dzie艅 czeka艂a pi臋膰 d艂ugich lat.

Susan osun臋艂a si臋 na mi臋kkie siedzenie fotela. Opar艂a 艂okcie na biurku i ukry艂a twarz w d艂oniach, pr贸buj膮c uporz膮dkowa膰 popl膮tane my艣li.

- W porze wygodnej dla mnie - powt贸rzy艂a szeptem.

- Nie dosta艂am awansu. Wiedzia艂am, 偶e tak b臋dzie.

- Susan - powiedzia艂a surowo sekretarka, zwracaj膮c
si臋 do niej po imieniu, co si臋 mgdy przedtem nie
zdarzy艂o. - My艣l臋, 偶e wyci膮gasz pochopne wnioski.

Susan spojrza艂a na ni膮, zirytowana jej niedomy艣l-no艣ci膮.


102

DESZCZOWE POCA艁UNKI


Susan wsta艂a i wyprostowa艂a si臋. Ze zdenerwowania mia艂a straszliwe kurcze 偶o艂膮dka, nie mog艂a opanowa膰 dr偶enia r膮k.

- Po艂am nogi, dziecko - u艣miechn臋艂a si臋 panna
Brooks i unios艂a kciuk do g贸ry.

John Hammer wsta艂, gdy j膮 zaanonsowano. Susan wesz艂a do gabinetu i natychmiast zauwa偶y艂a, 偶e jej dwaj rywale nie zostali wezwani. Prezes u艣miechn膮艂 si臋 偶yczliwie i wskaza艂 krzes艂o. Susan przycupn臋艂a na brze偶ku, staraj膮c si臋 nie pokaza膰 po sobie, jak bardzo jest zdenerwowana.

Susan powoli przenios艂a wzrok z telefonu na sekretark臋. Potem za艣mia艂a si臋 cicho. Nie mog艂a si臋 powstrzyma膰, chichota艂a jak szalona, zas艂oni艂a wi臋c usta obiema r臋kami. Gdy by艂a ju偶 w stanie m贸wi膰, otar艂a 艂zy, sp艂ywaj膮ce po policzkach.

Susan pomy艣la艂a, 偶e gdy John Hammer zada艂 jej to


DESZCZOWE POCA艁UNKI

103


pytanie, musia艂a wygl膮da膰 tak jak panna Brooks w tej chwili.

Telefon w jego mieszkaniu nie odpowiada艂, od艂o偶y艂a wi臋c s艂uchawk臋, bardzo zawiedziona. Odczuwa艂a nieprzepart膮 potrzeb臋 porozmawiania z nim, pr贸bo­wa艂a wi臋c co p贸艂 godziny, a偶 wreszcie pomy艣la艂a, 偶e za chwil臋 zwariuje.

Pogr膮偶y艂a si臋 w pracy, kt贸r膮 przerwa艂a jej w po艂udnie sekretarka, m贸wi膮c, 偶e przysz艂a osoba, z kt贸r膮 by艂a um贸wiona na lunch.

- Niech wejdzie tutaj - mrukn臋艂a zirytowana.
Ku jej zdumieniu, do gabinetu wszed艂 Nate i klapn膮艂

w fotelu naprzeciwko biurka.

ROZDZIA艁 脫SMY

- Nate - Susan obesz艂a biurko i stan臋艂a przed nim.
- John Hammer wezwa艂 mnie rano do siebie. - Z pod­
niecenia brakowa艂o jej tchu. - Dosta艂am awans. Masz
przed sob膮 wiceprezesa firmy H&J Lima.

Przez chwil臋 Nate si臋 nie odzywa艂. Potem spyta艂 powoli, z namys艂em, jak gdyby nie by艂 pewien, czy s艂uch go nie myli:

Susan entuzjastycznie pokiwa艂a g艂ow膮 z tak膮 gwa艂towno艣ci膮, 偶e omal nie zwichn臋艂a sobie szyi.

Odrzucaj膮c g艂ow臋 do ty艂u, Nate wyda艂 okrzyk, od kt贸rego strop znalaz艂 si臋 w niebezpiecze艅stwie. Na­st臋pnie opasa艂 j膮 ramionami w talii, podni贸s艂 i zacz膮艂 z ni膮 wirowa膰, pokrzykuj膮c rado艣nie.

Susan nigdy w 偶yciu nie odczuwa艂a g艂臋bszej rado艣ci. Awans wydawa艂 jej si臋 nierealny, p贸ki nie podzieli艂a si臋 wiadomo艣ci膮 z Nate'em. To on by艂 pierwsz膮 osob膮, kt贸rej pragn臋艂a o tym powiedzie膰. Sta艂 si臋 o艣rodkiem jej 偶ycia i nadszed艂 czas, by si臋 przyzna膰, 偶e si臋 w nim zakocha艂a.

Nie posiadaj膮c si臋 ze szcz臋艣cia, u艣miechn臋艂a si臋 do niego i impulsywnie zanurzy艂a palce w jego w艂osach. Poca艂owa艂a go dr偶膮cymi wargami, a potem spojrza艂a mu z u艣miechem w oczy. Przenios艂a spojrzenie na jego zmys艂owe usta, pochyli艂a si臋 i przywar艂a do jego warg w nami臋tnym poca艂unku.

104


DESZCZOWE POCA艁UNKI

105


- Susan - powiedzia艂 zd艂awionym g艂osem Nate
- co ty ze mn膮 wyrabiasz!

Dygoc膮c z podniecenia, rozchyli艂a usta. Chcia艂a, by j膮 ca艂owa艂 tak, jak ostatnio, by zabrak艂o jej tchu. By艂 to najszcz臋艣liwszy moment w jej 偶yciu, a poczucie szcz臋艣cia tylko cz臋艣ciowo wi膮za艂o si臋 z awansem. Najwa偶niejszy okaza艂 si臋 Nate i mi艂o艣膰, kt贸r膮 do niego czu艂a.

Kto艣 zakas艂a艂 nerwowo za ich plecami. Nate przesta艂 j膮 ca艂owa膰 i spojrza艂 ze zniecierpliwieniem w stron臋 drzwi.

Susan pos艂a艂a mu karc膮ce spojrzenie.

Eleanor Brooks skin臋艂a g艂ow膮, ale oczy jej si臋 艣mia艂y, gdy popatrzy艂a na Nate'a.

Sekretarka zamkn臋艂a za sob膮 drzwi i w tej samej chwili Nate pochwyci艂 Susan w ramiona.

106

DESZCZOWE POCA艁UNKI


- Ja przypominam sobie co艣 zupe艂nie innego

- nachmurzy艂 si臋 Nate.

Susan roze艣mia艂a si臋 i u艣cisn臋艂a go mocno, przepe艂­niona coraz wi臋ksz膮 mi艂o艣ci膮.

Susan poczu艂a, 偶e si臋 czerwieni.

- Musz臋 ci u艣wiadomi膰, gdyby艣 si臋 jeszcze tego nie
domy艣li艂a, 偶e szalej臋 za tob膮, dziewczyno.

Poszli do Il Bistro, jednej z najlepszych restauracji w mie艣cie. Nastr贸j by艂 uroczysty i Nate, odgrywaj膮c rol臋 d偶entelmena w ka偶dym calu, nie chcia艂 pozwoli膰, by zajrza艂a do karty, nalegaj膮c, 偶e sam co艣 dla niej wybierze.

- Nate - powiedzia艂a cicho, gdy kelner odszed艂 od
stolika - chc臋 zap艂aci膰 za ten lunch. To sprawa
s艂u偶bowa.

Nate uni贸s艂 brwi.

DESZCZOWE POCA艁UNKI

107


pow贸d, dla kt贸rego zaprosi艂am ci臋 na lunch. - Ju偶 wcze艣niej mu wyja艣ni艂a, 偶e z chwil膮 otrzymania awansu jej 偶ycie ulegnie zmianie. Nowe obowi膮zki b臋d膮 wymaga艂y wi臋kszego zaanga偶owania i mog膮 dras­tycznie rozlu藕ni膰 jej stosunki z Nate'm. A ona chcia艂aby, 偶eby by艂y bli偶sze. I s膮dzi, 偶e znalaz艂a na to spos贸b.

- Spos贸b? - powt贸rzy艂 Nate.

Rozmow臋 przerwa艂 im kelner, kt贸ry przyni贸s艂 butelk臋 drogiego francuskiego wina. Odkorkowa艂 j膮 i nala艂 odrobin臋 Nate'owi do spr贸bowania. Gdy Nate skin膮艂 g艂ow膮 na znak aprobaty, nape艂ni艂 im kieliszki i oddali艂 si臋 dyskretnie.

- No wi臋c, o czym m贸wi艂a艣?

Susan si臋gn臋艂a przez st贸艂 i wzi臋艂a go za r臋k臋.

- Zawsze by艂e艣 wobec mnie szczery i uczciwy.
Chc臋, 偶eby艣 wiedzia艂, 偶e bardzo to w tobie ceni臋. Gdy
ci臋 kiedy艣 zapyta艂am o prac臋, przyzna艂e艣 si臋, 偶e owszem,
pracowa艂e艣, a potem przesta艂e艣. - Czeka艂a, a偶 powie
jej co艣 wi臋cej, on jednak milcza艂. - Wida膰, 偶e nie
brakuje ci pieni臋dzy, ale przecie偶 poza nimi istnieje
co艣 nie mniej wa偶nego.

Nate pu艣ci艂 jej d艂o艅 i zacz膮艂 obraca膰 w palcach kieliszek z winem.

Spojrza艂 jej w oczy, unosz膮c pytaj膮co brwi.

108 DESZCZOWE POCA艁UNKI

w艂a艣nie mia艂am na my艣li. - Serce niemal przesta艂o jej bi膰 na my艣l, 偶e mog艂aby go nie widzie膰 przez tyle czasu. Przyzwyczai艂a si臋, 偶e jest tu偶 obok, 偶e dzieli z nim wolne chwile. Nie do艣膰, 偶e si臋 w nim zakocha艂a, to jeszcze w b艂yskawicznym tempie sta艂 si臋 jej najlepszym przyjacielem.

DESZCZOWE POCA艁UNKI

109


Susan rozejrza艂a si臋 ze zmieszaniem dooko艂a i spos­trzeg艂a, 偶e niekt贸rzy ludzie przerwali jedzenie i przy­gl膮daj膮 im si臋.

Nate spowa偶nia艂 i nie odzywa艂 si臋 przez d艂ug膮 chwil臋.

Spojrza艂 tak powa偶nie, jak nigdy dot膮d, zupe艂nie inaczej ni偶 w chwilach, gdy chcia艂 j膮 poca艂owa膰. Wyra藕nie b艂膮dzi艂 gdzie艣 my艣lami.

Podczas posi艂ku rzadko si臋 odzywa艂, co zreszt膮 jej nie dziwi艂o. Rozwa偶a艂 ofert臋, a w艂a艣nie na tym jej zale偶a艂o. Mia艂a nadziej臋, 偶e podejmie w艂a艣ciw膮 decyzj臋. Kocha艂a go tak bardzo, 偶e pragn臋艂a upodobni膰 jego 艣wiat do swojego.

Mimo protest贸w Nate'a, Susan zap艂aci艂a za lunch. Odprowadzi艂 j膮 do biura i przystan膮艂 na chodniku, 偶egnaj膮c si臋. Susan poca艂owa艂a go w policzek i raz jeszcze poprosi艂a, by przemy艣la艂 jej propozycj臋.

110

DESZCZOWE POCA艁UNKI


- Jaka艣 Emily - nie poda艂a nazwiska. Powiedzia艂a, 偶e zadzwoni p贸藕niej.

Susan postawi艂aby na szali nawet sw贸j awans, 偶e siostra nie zadzwoni艂a po to, by rozmawia膰 o cukiniach. By艂 to wy艂膮cznie pretekst i teraz musia艂a zagra膰 w zgaduj-zgadul臋. Przebieg艂a w my艣li r贸偶ne ewen­tualno艣ci i wstrzeli艂a si臋 bezb艂臋dnie.

DESZCZOWE POCA艁UNKI 111

nas na kolacj臋 i nie bardzo wypada nam zabra膰 ze sob膮 dziecko. Czy m贸wi艂am ci, 偶e Robert otrzyma艂 powa偶ny awans?

Susan zastanawia艂a si臋 przez chwil臋, czy nie powie­dzie膰 siostrze o wielkiej nowinie, ale nie chcia艂a zak艂贸ca膰 ich rado艣ci z powodu awansu szwagra. Powie im za dwa tygodnie, gdy podrzuc膮 Michelle.

- Bardzo ch臋tnie zajm臋 si臋 Michelle - powt贸rzy艂a
Susan i, zaznaczaj膮c dat臋 w kalendarzu, u艣wiadomi艂a
sobie, 偶e to prawda. Mo偶e by膰 do niczego w kuchni, ale
z siostrzenic膮 idzie jej ca艂kiem nie藕le. Mo偶e jeszcze
przyjdzie czas, gdy zastanowi si臋 powa偶nie nad mo偶li­
wo艣ci膮 zafundowania sobie dziecka, a mo偶e dwojga
dzieci - oczywi艣cie nie teraz, lecz kiedy艣 w przysz艂o艣ci.
- Dobrze. Czekam na was siedemnastego.

Susan wr贸ci艂a wieczorem do domu pod dobr膮 dat膮. Zebranie ze wsp贸艂pracownikami mia艂o szalenie sympatyczny przebieg. Po pi膮tej obie asystenki zaprosi艂y j膮 na drinka, by obla膰 awans. Niespodzie­wanie wpad艂o jeszcze kilka os贸b z wydzia艂u i koniecznie chcia艂o jej postawi膰 drinka. Oko艂o si贸dmej by艂a ju偶 mocno zarumieniona i podniecona.

Prawdopodobnie porz膮dna kolacja zniwelowa艂aby skutki alkoholu, ale Susan chcia艂a jak najszybciej wr贸ci膰 do domu.

Min臋艂o niespe艂na p贸艂 godziny, gdy zadzwoni艂 telefon. Pi艂a w艂a艣nie herbat臋, przebrana ju偶 w p艂aszcz k膮pielowy.

- Susan, m贸wi Nate. Czy mog臋 wpa艣膰 na chwil臋?

- Daj mi pi臋膰 minut na przebranie si臋.
Otworzy艂a mu drzwi, ubrana w lu藕ne spodnie

i sweter.


112

DESZCZOWE POCA艁UNKI


- Cze艣膰 - powita艂a go weso艂o, 艣wiadoma, 偶e jej
usta wykrzywiaj膮 si臋 w nienaturalnym grymasie.

Nate ledwie na ni膮 spojrza艂. Wszed艂 nachmurzony, z r臋kami w kieszeniach. Nie usiad艂, lecz zacz膮艂 przemierza膰 pok贸j niczym 偶o艂nierz sprawuj膮cy wart臋.

Usiad艂a na brzegu kanapy, obserwuj膮c go uwa偶nie. By艂a pe艂na animuszu i radosna po ca艂ym pe艂nym wydarze艅 dniu. Bawi艂o j膮 wyra藕ne poruszenie Nate'a.

- S膮dz臋, 偶e przyszed艂e艣 porozmawia膰 o mojej
ofercie? - spyta艂a, zdziwiona, 偶e tak panuje nad
g艂osem.

Milcza艂 przez chwil臋, przeczesuj膮c palcami g臋ste w艂osy.

Susan nie s艂ucha艂a. Mia艂a mu do powiedzenia co艣 znacznie wa偶niejszego.

Pogrozi艂a mu palcem, kr臋c膮c g艂ow膮.

Nate zmru偶y艂 podejrzliwie oczy.

DESZCZOWE POCA艁UNKI 113

Skutki alkoholu cz臋艣ciowo min臋艂y, ale odczuwa艂a nieprzepart膮 potrzeb臋 powiedzenia Nate'owi, jak bardzo jej na nim zale偶y. Ju偶 zbyt d艂ugo omijali ten temat.

Wysz艂a na balkon i wystawi艂a rozgor膮czkowan膮 twarz na podmuch wiatru. Z艂o偶ywszy d艂onie wok贸艂 ust, krzykn臋艂a g艂o艣no:

- Kocham Nate'a Townsenda! - Zadowolona,
odwr贸ci艂a si臋 do niego przodem i roz艂o偶y艂a r臋ce
najszerzej jak mog艂a. - Widzisz - oznajmi艂am to
ca艂emu 艣wiatu.

Podszed艂 do niej i wzi膮艂 j膮 w ramiona, zamyka­j膮c oczy. Susan oczekiwa艂a po nim wi臋kszej wylew­no艣ci.

- Nie wydajesz si臋 zbyt szcz臋艣liwy z tego powodu

- rzuci艂a prowokuj膮co.

Nie odpowiedzia艂. Wzi膮wszy j膮 za ramiona, pokie­rowa艂 do kuchni, po czym zaj膮艂 si臋 parzeniem kawy.

- wykrzykn臋艂a, pochylaj膮c si臋 ku niemu i pstrykaj膮c
palcami. - Rozlu藕nij si臋 troch臋.

114

DESZCZOWE POCA艁UNKI


Westchn臋艂a i zamkn膮wszy oczy, wyprostowa艂a ramiona.

- To najbardziej romantyczna rzecz, jak膮 mi
kiedykolwiek powiedzia艂e艣.

Nate przesun膮艂 d艂oni膮 po twarzy i pochyli艂 si臋 nad blatem kuchennym.

Przymkn膮wszy jedno oko, usi艂owa艂a przypomnie膰 sobie dat臋, kt贸r膮 wspomnia艂a jej siostra.

Nate by艂 wyra藕nie zaniepokojony, ale od chwili gdy wszed艂 do jej domu, nie okazywa艂 zadowolenia z niczego.

Kawa zaparzy艂a si臋 i Nate nala艂 pe艂n膮 fili偶ank臋, po czym poda艂 j膮 Susan, wci膮偶 nachmurzony.

- Och, Nate, co si臋 z tob膮 dzieje? Odk膮d tylko
przyszed艂e艣 zachowujesz si臋 zupe艂nie inaczej ni偶 zwykle.


DESZCZOWE POCA艁UNKI 115

Powinni艣my dawno si臋 ju偶 ca艂owa膰, a ty po prostu mnie ignorujesz!

- Wypij kaw臋.

Sta艂 nad ni膮, p贸ki nie podnios艂a fili偶anki do ust. Upiwszy 艂yk, skrzywi艂a si臋, poniewa偶 kawa by艂a straszliwie gor膮ca.

- No, pij do dna, male艅ka.

Susan pos艂usznie wykona艂a polecenie. S膮cz膮c kaw臋, obserwowa艂a przez ca艂y czas Nate'a, kt贸ry kr膮偶y艂 bezustannie po kuchni, jak gdyby nie m贸g艂 usta膰 w miejscu. By艂 czym艣 wyra藕nie zdenerwowany i bardzo chcia艂aby wiedzie膰, czym.

- Zrobione! - oznajmi艂a, odstawiaj膮c fili偶ank臋,
zadowolona z siebie. - Nate - spyta艂a, coraz bardziej
zaniepokojona - czy ty mnie kochasz?

Przystan膮艂 i spojrza艂 jej powa偶nie w oczy.

Jej mi艂o艣膰 do niego ros艂a w post臋pie geometrycznym.

116 DESZCZOWE POCA艁UNKI

szcz臋ka omal jej nie wyskoczy艂a z zawias贸w. - My艣l臋, 偶e powinnam si臋 po艂o偶y膰, prawda?

Rano obudzi艂 j膮 gniewny terkot budzika. Na­tychmiast zda艂a sobie spraw臋 za 艣widruj膮cego b贸lu w skroniach. Z trudem usiad艂a na 艂贸偶ku, j臋cz膮c z b贸lu.

Dowlok艂a si臋 jako艣 do kuchni i spostrzeg艂a stoj膮cy na bufecie flakonik z aspiryn膮. Przypomnia艂a sobie, 偶e Nate prosi艂 by za偶y艂a j膮 zaraz po obudzeniu.

- Niech B贸g b艂ogos艂awi tego faceta - powiedzia艂a
g艂o艣no i skrzywi艂a si臋 na d藕wi臋k w艂asnego g艂osu.

W biurze funkcjonowa艂a tylko na p贸艂 pary. Eleanor Brooks nie wygl膮da艂a lepiej od niej. Wymieni艂y porozumiewawcze spojrzenia i u艣miechn臋艂y si臋 do siebie.

Susanna rzuci艂a okiem na Business Monthly sprzed sze艣ciu lat. By艂o to czasopismo o tematyce handlowej, bardzo cenione w kr臋gach przemys艂owych.

ROZDZIA艁 DZIEWI膭TY

Susan poczeka艂a, a偶 panna Brooks wyjdzie z pokoju, po czym otworzy艂a pismo. Ca艂y artyku艂 by艂 po艣wi臋cony Nate'owi. Zdj臋cie przedstawia艂o go znacznie m艂odszego na tle sklepu firmowego Rainy Day Cookies, najbar­dziej znanej firmy cukierniczej w ca艂ym kraju.

Susan uwielbia艂a ciasteczka Rainy Day Cookies. Produkowano je w r贸偶nych odmianach, ale czekola­dowe by艂y wprost fantastyczne.

Gdy przeczyta艂a dwa dalsze akapity, my艣la艂a, 偶e za chwil臋 zwymiotuje. Przerwa艂a czytanie i zamkn臋艂a oczy, walcz膮c z ogarniaj膮cymi j膮 md艂o艣ciami. Przycis­kaj膮c r臋k膮 偶o艂膮dek, zmusi艂a si臋, by wr贸ci膰 do artyku艂u. Jej ot臋pia艂y umys艂 magazynowa艂 szczeg贸艂y fantas­tycznego sukcesu Nate'a.

Zacz膮艂 karier臋 w matczynej kuchni, studiuj膮c jeszcze w college'u. Jego specjalno艣ci膮 by艂y ciasteczka czeko­ladowe, kt贸re sta艂y si臋 tak popularne, 偶e ani si臋 obejrza艂, jak wpad艂 w diabelski m艂yn, kt贸ry wywin­dowa艂 go na sam szczyt w 艣wiecie przemys艂u. W wieku dwudziestu o艣miu lat Nate Townsend by艂 multi-milionerem.

Przypomnia艂a sobie, 偶e jakie艣 sze艣膰 miesi臋cy temu czyta艂a w tym samym periodyku, 偶e firma zosta艂a w艂a艣nie sprzedana za nie ujawnion膮 sum臋. Kwota, na jak膮 j膮 szacowano, spowodowa艂a u Susan zawr贸t g艂owy.

Opar艂szy 艂okcie na biurku, wzi臋艂a par臋 g艂臋bokich oddech贸w, by si臋 uspokoi膰. Zrobi艂a z siebie kompletn膮 idiotk臋 wobec Nate'a, a co gorsza, on jej na to

117


118

DESZCZOWE POCA艁UNKI


pozwoli艂. To upokorzenie b臋dzie pami臋ta膰 chyba do ko艅ca 偶ycia.

Pomy艣le膰, 偶e piek艂a ciastka dla kr贸la czekoladowych ciasteczek i omal nie spali艂a ca艂ej kuchni! Ale to poni偶enie by艂o niczym w por贸wnaniu z wczorajsz膮 rozmow膮, kiedy to tru艂a mu o przedsi臋biorczo艣ci, ambicji, 偶yciowych celach, zanim - Bo偶e drogi, to ju偶 zupe艂nie nie do zniesienia! - zaproponowa艂a mu prac臋. Jak偶e si臋 musia艂 艣mia膰 w duchu.

Eleanor Brooks przynios艂a poczt臋 i po艂o偶y艂a j膮 na rogu biurka. Susan spojrza艂a na ni膮 i zrozumia艂a, 偶e nie da rady wytrzyma膰 w biurze przez ca艂y dzie艅.

Susan wiedzia艂a, 偶e jej asystentka prze偶y艂a co艣 w rodzaju szoku. Przez wszystkie lata pracy w H&J Lima nie opu艣ci艂a ani jednego dnia.

Wchodz膮c do mieszkania poczu艂a si臋, jakby znalaz艂a si臋 w schronie. W tej chwili by艂a bezpieczna, od­grodzona od 艣wiata zewn臋trznego. W ko艅cu b臋dzie musia艂a do艅 wr贸ci膰 i stawi膰 mu czo艂o, ale na razie mia艂a spok贸j.

Zarzuci艂a na ramiona w艂贸czkowy szal zrobiony przez siostr臋 i wpatrzy艂a si臋 niewidz膮cym wzrokiem w przestrze艅.

Ale偶 by艂a g艂upia! Zb艂a藕ni艂a si臋 kompletnie! Za-


DESZCZOWE POCA艁UNKI

119


mkn膮wszy oczy, odchyli艂a g艂ow臋 na oparcie kanapy i kilkakrotnie g艂臋boko odetchn臋艂a. Chcia艂a zrzuci膰 z siebie gniew i uraz臋, by nie przekszta艂ci艂y si臋 w gorycz. Nie pozwoli艂a sobie na rozwa偶ania typu „co by by艂o gdyby". Spr贸bowa艂a podej艣膰 do sprawy bardziej pozytywnie. Nast臋pnym razem b臋dzie umia艂a strzec swego serca.

W godzin臋 p贸藕niej obudzi艂a si臋 zdumiona tym, 偶e zasn臋艂a. Otuli艂a si臋 kocem i zacz臋艂a analizowa膰 sytuacj臋.

Sprawy nie mia艂y si臋 wcale tak 藕le. Osi膮gn臋艂a sw贸j najwa偶niejszy cel - zosta艂a wiceprezesem do spraw marketingu - pierwsz膮 kobiet膮 na tak eksponowanym stanowisku w ca艂ej d艂ugiej histori firmy. By艂a zado­wolona z 偶ycia. Je艣li niekiedy odczuwa艂a t臋sknot臋 za w艂asn膮 rodzin膮, to przecie偶 mia艂a Emily. T艂umi膮c westchnienie, Susan powiedzia艂a sobie, 偶e nie brakuje jej niczego. Cieszy艂a si臋 szacunkiem, mia艂a dobr膮 prac臋, by艂a zdrowa. 呕ycie jest pi臋kne.

G艂owa j膮 bola艂a, 偶o艂膮dek te偶 dawa艂 si臋 we znaki, ale ko艂o po艂udnia zrobi艂a sobie ros贸艂 z torebki i zmusi艂a si臋, by cho膰 troch臋 zje艣膰. Wk艂ada艂a w艂a艣nie talerz do zlewu, gdy zadzwoni艂 telefon. Jedynie panna Brooks wiedzia艂a, 偶e Susan jest w domu i mia艂a dzwoni膰 tylko w bardzo wa偶nych sprawach.

120

DESZCZOWE POCA艁UNKI


na lekki ton. - Czy nie powiedzia艂am przypadkiem czego艣 k艂opotliwego dla mnie lub dla ciebie?

- Nie pami臋tasz? - Roze艣mia艂 si臋 cicho.
Oczywi艣cie 偶e pami臋ta艂a, ale wola艂aby raczej, by j膮

torturowano, ni偶 mia艂aby si臋 do tego przyzna膰.

- wymamrota艂a. - Na twoim miejscu zapomnia艂abym
o wszystkim, co ci powiedzia艂am.

- Susan, Susan, Susan - powiedzia艂 czule Nate.

- Mo偶e zrobimy ten krok od razu?

- My艣l臋... 偶e powinni艣my porozmawia膰 o tym
p贸藕niej... naprawd臋... poniewa偶 nie by艂am wtedy sob膮.

- 艁zy zebra艂y si臋 w k膮cikach jej oczu i sp艂yn臋艂y po
policzkach. W艣ciek艂a na siebie za ten wybuch uczu膰,
otar艂a je wierzchem d艂oni.

Jedynym sposobem, by przetrwa膰 jako艣 t臋 sobot臋,


DESZCZOWE POCA艁UNKI

121


by艂a praca. Wst膮pi艂a do biura, by przejrze膰 korespon­dencj臋, kt贸r膮 zostawi艂a jej na biurku panna Brooks. Wiadomo艣膰 o jej awansie mia艂a by膰 opublikowna w niedzielnym wydaniu Seattle Times, ale musia艂 nast膮pi膰 jaki艣 przeciek, prawdopodobnie ze strony szefa, znalaz艂a bowiem w korespondencji zaproszenie na lunch z okazji konferencji miejscowych handlow­c贸w, kt贸rzy osi膮gn臋li znacz膮cy sukces. Konferencja mia艂a si臋 odby膰 siedemnastego, czyli ju偶 za dwa tygodnie, Susan sp臋dzi艂a wi臋c sporo czasu, pisz膮c na maszynie notatki do wyst膮pienia.

W niedzielny poranek Susan obudzi艂a si臋 oci臋偶a艂a i bez humoru. Natychmiast uzmys艂owi艂a sobie, jakie jest 藕r贸d艂o jej z艂ego samopoczucia. Po po艂udniu stanie oko w oko z Nate'em. Przez ostatnie dwa dni planowa艂a dok艂adnie, co powie i jak si臋 zachowa.

Nate przyszed艂 o wp贸艂 do pi膮tej. Otworzy艂a mu drzwi, ubrana w granatowe spodnie i kremowy w艂贸czkowy sweter. W艂osy mia艂a upi臋te.

- Susan! - Wzrok mia艂 wyg艂odnia艂y. Przest膮pi艂
pr贸g i pochwyci艂 j膮 w ramiona.

Nim si臋 po艂apa艂a, 偶e chce j膮 poca艂owa膰, by艂o ju偶 za p贸藕no na ukrycie reakcji. Przytuli艂 j膮 mocno do siebie i nami臋tnie wpi艂 wargi w jej usta. Susan zapomnia艂a o swych pretensjach i odwzajemni艂a mu gor膮cy poca艂unek.

Nate wsun膮艂 palce w jej w艂osy i wyci膮gn膮艂 wszystkie szpilki, nie przestaj膮c jej ca艂owa膰.

- Dwa dni nigdy mi si臋 tak nie d艂u偶y艂y - powiedzia艂,
chwytaj膮c z臋bami jej doln膮 warg臋, jakby by艂a naj-
smakowitszym k膮skiem.

Staraj膮c si臋 odzyska膰 zimn膮 krew, uwolni艂a si臋 z jego obj臋膰:

Odsun臋艂a si臋, ale zn贸w j膮 pochwyci艂 i przygarn膮艂


122

DESZCZOWE POCA艁UNKI


w ciep艂y azyl swych ramion. Spl贸t艂 r臋ce na jej plecach i spojrza艂 czule w oczy. Sz贸sty zmys艂 podpowiedzia艂 mu, 偶e co艣 jest nie tak.

Zawaha艂 si臋 i przez d艂ug膮 chwil臋 Susan w膮tpi艂a, czy si臋 w og贸le odezwie.

Zmru偶y艂 oczy.

- Jeste艣 na mnie z艂a.

Westchn臋艂a. Wiele zale偶a艂o od tego, w jaki spos贸b mu to powie. Mimo i偶 膰wiczy艂a sw膮 przemow臋 wielo­krotnie podczas weekendu, by艂o to znacznie trudniejsze, ani偶eli mog艂a przypuszcza膰. Jednak偶e powzi臋艂a silne postanowienie, 偶e zachowa spok贸j i oboj臋tno艣膰.

DESZCZOWE POCA艁UNKI

123


K膮ciki warg unios艂y mu si臋 leciutko. Wida膰 by艂o, 偶e usi艂uje powstrzyma膰 艣miech.

124

DESZCZOWE POCA艁UNKI


- Wygl膮da ca艂kiem 藕le - powt贸rzy艂a z kr贸tkim
histerycznym 艣miechem. - Istnieje jedyny spos贸b
po艂o偶enia temu kresu.

Nate nie przestawa艂 kr膮偶y膰 po mieszkaniu.

- Rozumiem, 偶e ze wsp贸lnej kolacji nici?
Skin臋艂a g艂ow膮, zaciskaj膮c z臋by a偶 do b贸lu.

Gdy Nate wreszcie j膮 pu艣ci艂, cofn臋艂a si臋 i omal nie upad艂a. Oddychaj膮c z trudem, opar艂a si臋 o framug臋, piersi jej falowa艂y.


DESZCZOWE POCA艁UNKI 125

Zadowolony z siebie Nate u艣miechn膮艂 si臋, co doprowadzi艂o j膮 do w艣ciek艂o艣ci.

- Przyznaj, Susan - wyszepta艂, przesuwaj膮c palcem
po jej obojczyku - 偶e jeste艣my dla siebie stworzeni.

- Nie... nie mam zamiaru niczego przyznawa膰.
Zrobi艂 smutn膮 min臋. Bez w膮tpienia by艂a obliczona

na wywo艂anie jej wsp贸艂czucia, ale nic z tego. Susan nie da si臋 omami膰 po raz drugi.

- Zadzwonisz do mnie?

- Tak. - Jak rak 艣wi艣nie, a ryba za艣piewa, co
powinno nast膮pi膰 mniej wi臋cej w czasie, gdy rz膮d
osi膮gnie r贸wnowag臋 bud偶etu. Mo偶e w dwutysi臋cznym
roku.

Od dw贸ch dni 偶ycie Susan powr贸ci艂o do normalnego trybu. Wychodzi艂a do pracy wcze艣nie, wraca艂a p贸藕no, robi膮c wszystko, co w jej mocy, by unika膰 Nate'a, cho膰 by艂a pewna, 偶e b臋dzie czeka艂 cierpliwie na jaki艣 znak od niej. Poza tym on te偶 mia艂 swoj膮 dum臋 - liczy艂a na to.

Gdy wr贸ci艂a w 艣rod臋 do domu, zasta艂a wetkni臋t膮 w drzwi karteczk臋. Serce zacz臋艂o wali膰 jej jak m艂otem.

Zwleka艂a z otworzeniem jej, dop贸ki nie w艂o偶y艂a kolacji do kuchenki mikrofalowej. Gdy si臋 wreszcie zdecydowa艂a, zobaczy艂a tylko cztery s艂owa: „Zadzwo艅 do mnie. Prosz臋."

Wybuchn臋艂a histerycznym 艣miechem. Ha! Nate Townsend mo偶e wpa艣膰 do kadzi z p艂ynn膮 czekolad膮, nim doczeka si臋 jej telefonu. Bardziej ni偶 pewne, 偶e powiedzia艂by lub zrobi艂 co艣, co przypomnia艂oby jej, jak膮 by艂a idiotk膮!

Gdy zadzwoni艂 telefon, wci膮偶 mia艂a ambiwalentne uczucia. Odskoczy艂a do ty艂u i popatrzy艂a na艅 nieufnie.

. - Och, cze艣膰, Emily.


126 DESZCZOWE POCA艁UNKI

- C贸偶, bycie multimilionerem bardzo go absorbuje.
Emily zamilk艂a na d艂u偶sz膮 chwil臋, chwytaj膮c oddech.

DESZCZOWE POCA艁UNKI

127


- Mam wyst膮pienie na konferencji siedemnastego, ale
wszystko si臋 ko艅czy przed wp贸艂 do sz贸stej, wi臋c
mo偶esz na mnie liczy膰, je艣li idzie o Michelle.

Od艂o偶ywszy s艂uchawk臋, spojrza艂a jeszcze raz na kr贸tki li艣cik od Nate'a. W艂a艣ciwie powinna wyrzuci膰 go do 艣mieci. Zmi臋艂a karteczk臋 w kulk臋 i wrzuci艂a do pojemnika, czuj膮c niewielk膮, cholernie niewielk膮, satysfakcj臋.

Co z oczu, to i z serca - jak m贸wi stare przys艂owie

- tyle 偶e tym razem nie chcia艂o to jako艣 zadzia艂a膰.
Telefon przyci膮ga艂 jej uwag臋 jak magnes.

Kolacja by艂a gotowa, ale gdy spojrza艂a na nieape-tyczn膮 potraw臋, postanowi艂a j膮 wyrzuci膰 i p贸j艣膰 do Western Avenue Deli na kurczaka w curry. By艂oby to dobre z dw贸ch wzgl臋d贸w. Po pierwsze, przesta艂by j膮 kusi膰 telefon, a po drugie zjad艂aby wreszcie co艣 przyzwoitego.


128

DESZCZOWE POCA艁UNKI


Podj膮wszy w ko艅cu decyzj臋, przesz艂a ju偶 do salonu, gdy us艂ysza艂a dzwonek do drzwi. J臋kn臋艂a, wiedz膮c doskonale, zanim jeszcze otworzy艂a drzwi, 偶e to z pewno艣ci膮 Nate.

Rzuci艂 jej spojrzenie m贸wi膮ce, 偶e zn贸w wracaj膮 do starych dziej贸w, po czym zacz膮艂 chodzi膰 po pokoju.

- Poniewa偶 chcia艂em wyrzuci膰 Rainy Day Cookies
z moich my艣li. Po艣wi臋ci艂em si臋 pracy bez reszty.

- Przystan膮艂 i popatrzy艂 na ni膮 badawczo. - Zauwa­
偶y艂em u ciebie podobne nastawienie. Ca艂e twoje 偶ycie
jest uzale偶nione od jakiej艣 firmy produkuj膮cej artyku艂y
sportowe.

- Nie j a k i e j 艣, lecz najwi臋kszej w ca艂ym kraju

- odpar艂a oburzona.

- Wybacz, Susan, ale naprawd臋 nie robi to na
mnie wra偶enia. A co z twoim 偶yciem? Ma polega膰
wy艂膮cznie na wspinaniu si臋 po szczeblach korporacji?
Pozw贸l sobie powiedzie膰, 偶e gdy znajdziesz si臋 ju偶 na


DESZCZOWE POCA艁UNKI

129


g贸rze, widok stamt膮d wcale nie jest taki wspania艂y. Nie b臋dziesz umia艂a ceni膰 prostych rzeczy w 偶yciu. Tak si臋 sta艂o ze mn膮.

- Czy sugerujesz, 偶ebym rzuci艂a to wszystko i zacz臋艂a
w膮cha膰 kwiatki? C贸偶, Nathanielu Townsend, mam
dla ciebie nowin臋. Ot贸偶 podoba mi si臋 moje 偶ycie
takie, jakie jest. Obra偶asz mnie, s膮dz膮c, 偶e mo偶esz
w nie ingerowa膰, wtr膮ca膰 si臋 do mojej kariery
i wmawia膰 mi, 偶e wkroczy艂am na drog臋 wiod膮c膮 ku
samounicestwieniu, powiem ci wi臋c od razu... - umilk艂a
na chwil臋, by zaczerpn膮膰 tchu - ...偶e twoje s艂owa nic
dla mnie nie znacz膮.

Nate zagryz艂 wargi.

W pokoju zrobi艂o si臋 tak cicho, 偶e przez chwil臋 Susan by艂a przekonana, i偶 Nate przesta艂 oddycha膰.


130

DESZCZOWE POCA艁UNKI


- Gdy znikn臋 z twojego 偶ycia - powt贸rzy艂 wolno.

- Rozumiem. A wi臋c podj臋艂a艣 ju偶 decyzj臋.

- Tak - odrzek艂a, podnosz膮c wysoko g艂ow臋. - By艂o
sympatycznie, ale je艣li musz臋 wybiera膰 pomi臋dzy tob膮
a funkcj膮 wiceprezesa, decyzja nie jest raczej trudna.
Jestem pewna, 偶e spotkasz inn膮 m艂od膮 kobiet臋, kt贸ra
b臋dzie potrzebowa艂a obrony przed sam膮 sob膮. Jak
widz臋, nasze kontakty by艂y z twojej strony czym艣
w rodzaju akcji ratunkowej. Teraz, skoro ju偶 wiesz,
jak si臋 kruszy ciasteczko - kalambur jest zamierzony

- mo偶e zechcesz uprzejmie pozostawi膰 mnie mojemu
偶a艂osnemu losowi.

- Spr贸buj臋 by膰 szcz臋艣liwa - powiedzia艂a z kpin膮
w g艂osie.

Przez d艂u偶sz膮 chwil臋 Nate si臋 nie odzywa艂.

Zmru偶y艂 b艂臋kitne oczy i prze艣widrowa艂 j膮 wzrokiem.

ROZDZIA艁 DZIESI膭TY

Posz艂a wraz ze swym szefem za m艂odym m臋偶czyzn膮, kt贸ry zaprowadzi艂 ich na podium. Siedzia艂o tam ju偶 kilka os贸b. Susan pozna艂a burmistrza i kilku radnych, a tak偶e dw贸ch znanych biznesmen贸w.

Miejsce Susan znajdowa艂o si臋 po prawej stronie podium. John mia艂 siedzie膰 obok niej. U艣cisn膮wszy d艂o艅 koordynatorowi konferencji, pozdrowi艂a innych i usiad艂a.

Pomy艣la艂a, 偶e nie uda jej si臋 prze艂kn膮膰 ani k臋­sa, siedz膮c tak na widoku. Spogl膮daj膮c na morze nieznajomych twarzy, usi艂owa艂a zachowa膰 spo­k贸j i zebra膰 my艣li. By艂a przecie偶 jedn膮 z os贸b, kt贸­re mia艂y dzi艣 wyst膮pi膰 i przygotowa艂a si臋 do tego starannie.

Po jej prawej stronie powsta艂o lekkie zamiesznie, ale podium przes艂ania艂o jej widok.

- Cze艣膰, 艣licznotko. Nikt mnie nie uprzedzi艂, 偶e
r贸wnie偶 tu b臋dziesz.

Nate. Susan omal nie po艂kn臋艂a w ca艂o艣ci sporego kawa艂ka 艂ososia. Utkwi艂 jej w prze艂yku i by艂a bliska ud艂awienia.

131


132

DESZCZOWE POCA艁UNKI


Obr贸ciwszy si臋 w krze艣le, znalaz艂a si臋 z nim oko w oko.

- Widz臋, 偶e teraz ty zacz臋艂a艣 mi depta膰 po pi臋tach.
Susan zignorowa艂a komentarz Nate'a i zaj臋艂a si臋

艂ososiem, maj膮c nadziej臋, 偶e rzuca si臋 w oczy, i偶 bardziej ni偶 obaj m臋偶czy藕ni interesuje j膮 smaczne jedzenie.

- T臋skni艂a艣 za mn膮?

Min臋艂o dziesi臋膰 dni, odk膮d widzia艂a Nate'a po raz ostatni. Unikanie go nastr臋cza艂o wiele trudno艣ci. Gdy wr贸ci艂a do domu pierwszego dnia po zerwaniu, zza 艣ciany dobiega艂y d藕wi臋ki w艂oskiej opery, a przez uchylone okno wdziera艂 si臋 pikantny zapach domowego sosu do spaghetti. W nosie a偶 j膮 kr臋ci艂o od aromatu dusz膮cych si臋 pomidor贸w z dodatkiem zi贸艂 i ostrego czosnku.

Podczas weekendu Susan mog艂aby przysi膮c, 偶e Nate wypr贸bowa艂 wszystkie mo偶liwe przepisy z ksi膮偶ki kucharskiej, a ka偶dy nast臋pny bardziej kusz膮cy od poprzedniego. Susan nigdy nie jad艂a tylu posi艂k贸w w restauracjach, co w ubieg艂ym tygodniu.

Gdy Nate zda艂 sobie spraw臋, 偶e nie uda mu si臋 tak 艂atwo jej przekupi膰 za pomoc膮 dobrego jedzenia, wina i 艣piewu - w tym wypadku arii operowych - zastosowa艂 inn膮 taktyk臋.

Wr贸ciwszy z pracy do domu, zasta艂a przed drzwiami samotn膮 p膮sow膮 r贸偶臋. Nie by艂o przy niej 偶adnej karteczki, po prostu nieskazitelnie pi臋kny kwiat. Podnios艂a j膮 i wbrew rozs膮dkowi zabra艂a do domu, rozkoszuj膮c si臋 subtelnym zapachem. Jedyn膮 osob膮, kt贸ra mog艂a j膮 tam zostawi膰, by艂 Nate. Zreflek­towawszy si臋, wysz艂a z mieszkania i po艂o偶y艂a r贸偶臋 na


DESZCZOWE POCA艁UNKI 133

dawnym miejscu. W pi臋膰 minut p贸藕niej otworzy艂a drzwi i z konsternacj膮 odkry艂a, 偶e kwiat wci膮偶 tam le偶y i wygl膮da na opuszczony i smutny.

Postanowiwszy da膰 Nate'owi jasno do zrozumienia, co zrobi ze wszystkimi prezentami, po艂o偶y艂a r贸偶臋 pod jego drzwiami.

Nie by艂o mu jednak 艂atwo przem贸wi膰 do rozs膮dku. Nast臋pnego wieczora miejsce r贸偶y zaj臋艂o niedu偶e pude艂ko luksusowych czekoladek. Tym razem Susan nie wesz艂a z nimi do domu, lecz zanios艂a wprost pod drzwi Nate'a.

Na moment serce przesta艂o jej bi膰. Rzuci艂a mu w艣ciek艂e spojrzenie i powr贸ci艂a do jedzenia. Zjad艂a wszystko do ostatniego k臋sa, boj膮c si臋, 偶e inaczej Nate m贸g艂by pomy艣le膰, i偶 jest chora z mi艂o艣ci do niego.

Szef pochyli艂 ku niej g艂ow臋 i powiedzia艂 z zadowo­lon膮 min膮:

W porz膮dku, by艂a sk艂onna zgodzi膰 si臋, 偶e dokucza艂a jej troch臋 samotno艣膰, ale nale偶a艂o si臋 tego spodziewa膰. Przez kilka tygodni Nate wype艂nia艂 ka偶d膮 woln膮 chwil臋 takimi g艂upstwami, jak mecze baseballa czy puszczanie latawc贸w. Ale zanim go spotka艂a, 偶y艂o jej si臋 艣wietnie, a teraz wraca艂a po prostu do dawnego


134

DESZCZOWE POCA艁UNKI


spokojnego trybu 偶ycia. Jej 艣wiat by艂 cudowny. Pe艂ny. Nie potrzebowa艂a Nate'a, by uczyni艂 z niej stuprocen­tow膮 kobiet臋. Zadawa艂 sobie mn贸stwo trudu, by j膮 zmusi膰 do przyznania si臋, 偶e bez niego jest nieszcz臋艣­liwa. Nie mia艂a zamiaru da膰 mu tej satysfakcji.

- Ja za tob膮 t臋skni臋. - Spojrza艂 na ni膮 wymownie.

- Powinna艣 przynajmniej ust膮pi膰 na tyle, by przyzna膰,
偶e jeste艣 r贸wnie samotna i nieszcz臋艣liwa jak ja.

- Ale偶 nie jestem! - odpar艂a s艂odko, w cicho艣ci
ducha zdaj膮c sobie spraw臋, 偶e to wierutne k艂amstwo.

- Mam fantastyczn膮 prac臋, przede mn膮 obiecuj膮ca
kariera. O czym wi臋cej mog艂abym marzy膰?

- Dzieci?
Pokr臋ci艂a g艂ow膮.

- Michelle i ja 艣wietnie si臋 ze sob膮 bawimy, a kiedy
zm臋czymy si臋 sob膮 nawzajem, matka zabiera j膮 do
domu. Uwa偶am, 偶e to idealny spos贸b cieszenia si臋
dzieckiem.

Pierwszy m贸wca wszed艂 na podium, przyci膮gaj膮c uwag臋 Susan. Po mniej wi臋cej pi臋ciu minutach Susan poczu艂a, 偶e kto艣 popuka艂 j膮 w rami臋. Rzuci艂a spojrzenie na Nate'a, kt贸ry trzyma艂 w g贸rze bia艂膮 p艂贸cienn膮 serwetk臋 z napisem: „A co z m臋偶em?".

St艂umiwszy j臋k, Susan modli艂a si臋, by nikt inny nie zauwa偶y艂 napisu, a zw艂aszcza jej szef. Wywr贸ci艂a oczy i pokr臋ci艂a stanowczo g艂ow膮. W艂a艣nie wtedy zauwa偶y艂a, 偶e wszyscy spogl膮daj膮 w jej stron臋 i bij膮 brawo, jak gdyby czekaj膮c na co艣. Zamruga艂a powiekami, nie rozumiej膮c, o co chodzi, wreszcie zda艂a sobie spraw臋, 偶e w艂a艣nie j膮 zapowiedziano i zebrani czekaj膮 na jej wyst膮pienie.

Wsta艂a gwa艂townie, szuraj膮c krzes艂em i zaj臋艂a miejsce na podium, nie o艣mielaj膮c si臋 spojrze膰 na Nate'a. Ten facet m贸g艂 doprowadzi膰 cz艂owieka do szewskiej pasji. Inna kobieta wyla艂aby ca艂膮 zawarto艣膰 szklanki z wod膮 na jego zadowolon膮 g臋b臋! Opanowa艂a si臋, odetchn臋艂a


DESZCZOWE POCA艁UNKI 135

g艂臋boko i popatrzy艂a na swe audytorium. Natychmiast u艣wiadomi艂a sobie, 偶e pope艂ni艂a b艂膮d. Na sali by艂o mn贸stwo os贸b, czu艂a wlepione w siebie oczy.

Rozplanowa艂a bardzo starannie swe wyst膮pienie i nauczy艂a si臋 go na pami臋膰. Na wszelki wypadek przynios艂a za sob膮 maszynopis. Zaznaczy艂a trzy kluczowe zagadnienia i mia艂a zamiar zilustrowa膰 je barwnymi anegdotami. Nagle poczu艂a, 偶e ma kom­pletn膮 pustk臋 w g艂owie. Zebra艂a ca艂膮 odwag臋, by nie wzi膮膰 n贸g za pas.

- Poka偶 im, Susan! - szepn膮艂 Nate, u艣miechaj膮c si臋.

Patrzy艂 na ni膮 z tak膮 zach臋t膮 i wiar膮, 偶e parali偶 powoli zacz膮艂 ust臋powa膰. Cho膰 zna艂a na pami臋膰 wyst膮pienie, si臋gn臋艂a po notatki. W chwili gdy przeczyta艂a pierwsze zdanie, wiedzia艂a, 偶e wszystko b臋dzie dobrze.

Mimo wcze艣niejszych wysi艂k贸w Nate'a, by podkopa膰 jej pewno艣膰 siebie i r贸wnowag臋 ducha, odczuwa艂a du偶膮 satysfakcj臋 z powodu 艣wietnego przyj臋cia jej przem贸wienia przez s艂uchaczy, Wiele os贸b kiwa艂o potakuj膮co g艂owami w newralgicznych punktach wyst膮pienia i Susan wiedzia艂a, 偶e trafi艂a do nich.

Wracaj膮c na miejsce, pochwyci艂a spojrzenie Nate'a. U艣miecha艂 si臋 bij膮c brawo, a b艂ysk w jego oczach niew膮tpliwie 艣wiadczy艂 o szacunku i podziwie. To ciep艂e, czu艂e spojrzenie sprawi艂o, 偶e serce omal nie wyskoczy艂o jej z piersi. A jednak rozw艣cieczy艂 j膮 swymi nonsensownymi pytaniami, rozproszy艂 jej uwag臋, dokuczy艂, wykpi艂, a potem napisa艂 te g艂upstwa na serwetce. Gdy jednak sko艅czy艂a m贸wi膰, pierwsz膮 osob膮, na kt贸r膮 spojrza艂a, 艣wiadomie czy te偶 nie, by艂 Nate.

Ten cz艂owiek prowadzi j膮 prost膮 drog膮 do domu wariat贸w!

Nate'a zapowiedziano jako nast臋pnego. Gdy wszed艂 na podium, pomy艣la艂a, jak te偶 podzia艂a艂oby na niego,


136 DESZCZOWE POCA艁UNKI

gdyby teraz ona napisa艂a co艣 na serwetce i pokaza艂a mu podczas wyg艂aszania przez niego przem贸wienia. Prawie natychmiast ogarn膮艂 j膮 wstyd z powodu tej dziecinady.

Z uroczyst膮 min膮 - a mo偶e tak si臋 tylko jej wydawa艂o - Nate wyj膮艂 notatki z wewn臋trznej kieszeni marynarki. Ledwie zdo艂a艂a powstrzyma膰 si臋 od 艣miechu, widz膮c, 偶e to, co mia艂 do powiedzenia, wypunktowa艂 po艣piesznie na odwrocie wizyt贸wki. A wi臋c tak „powa偶nie" potraktowa艂 swe dzisiejsze wyst膮pienie! Wygl膮da艂o na to, 偶e naskroba艂 te par臋 s艂贸w w czasie, gdy ona sta艂a na podium.

Pomy艣la艂a gniewnie, 偶e pokaza艂 si臋 jej ze z艂ej strony, ale w chwili gdy otworzy艂 usta, zawojowa艂 natychmiast wszystkich s艂uchaczy. Rzadko zdarza艂o jej si臋 s艂ucha膰 bardziej dynamicznego m贸wcy. Jego silny g艂os dociera艂 do najdalszych zak膮tk贸w ogromnej sali i cho膰 Nate korzysta艂 z mikrofonu, Susan by艂a pewna, 偶e jest on absolutnie zb臋dny.

Nate m贸wi艂 o pocz膮tkach swej dzia艂alno艣ci, o tym, jak zmar艂 jego ojciec w tym samym roku, kiedy on wybiera艂 si臋 do college'u i zabrak艂o 艣rodk贸w na jego kszta艂cenie. By艂 to najgorszy okres w jego 偶yciu i jednocze艣nie punkt zwrotny, od kt贸rego wystartowa艂 do sukcesu. Pomy艣la艂 sobie, 偶e ciasteczka czekoladowe jego matki zawsze wszystkim ogromnie smakowa艂y. Z powodu przedwczesnej 艣mierci ojca podj臋艂a prac臋 w miejscowej fabryce, i Nate, szukaj膮c sposobu na op艂acenie studi贸w od jesieni, wzi膮艂 si臋 za pieczenie ciasteczek i sprzedawanie ich turystom po pi臋膰dziesi膮t cent贸w za sztuk臋.

Mniej wi臋cej w po艂owie lata zarobi艂 z nawi膮zk膮 na op艂acenie pierwszego roku nauki. Wkr贸tce kilka sklep贸w spo偶ywczych skontaktowa艂o si臋 z nim, pragn膮c w艂膮czy膰 ciasteczka do swego asortymentu towar贸w. Po nich zg艂osi艂y si臋 restauracje i hotele. Ma艂y zak艂ad


DESZCZOWE POCA艁UNKI

137


cukierniczy chcia艂 odkupi膰 od niego receptur臋 na ciasteczka czekoladowe oraz orzechowe.

Nate rozpocz膮艂 studia, uczestnicz膮c we wszystkich mo偶liwych programach z dziedziny biznesu. Pod koniec nast臋pnego lata otworzy艂 w艂asny interes, kt贸ry pro­sperowa艂 艣wietnie mimo pope艂nianych przez Nate'a b艂臋d贸w. Zanim sko艅czy艂 studia, by艂 ju偶 milionerem. Trzeba mu odda膰 sprawiedliwo艣膰, 偶e nie uleg艂 pokusie przerwania studi贸w. Wysz艂o mu to na korzy艣膰 i by艂 zadowolony ze swej decyzji, cho膰 wszyscy wok贸艂 powtarzali mu bez przerwy, 偶e jego w艂asne do艣wiad­czenie nauczy艂o go wi臋cej ni偶 wi臋kszo艣膰 autor贸w podr臋cznik贸w. Nate jednak nie zgadza艂 si臋 z t膮 opini膮.

Susan by艂a oczarowana. Przypuszcza艂a, 偶e Nate powie s艂uchaczom to, co wbija艂 jej do g艂owy od chwili, gdy si臋 spotkali - 偶e d膮偶enie do sukcesu, owszem, jest wa偶ne i dobre, ale pod warunkiem, 偶e cz艂owiek nie zapomina przy tym, kim i czym jest. Podejrzewa艂a, 偶e t臋 filozofi臋 zarezerwowa艂 jedynie dla niej.

Wr贸ci艂 na miejsce, odprowadzany gor膮cymi bra­wami. W pierwszym odruchu spojrza艂 na Susan, kt贸ra u艣miechn臋艂a si臋 艂agodnie, poruszona jak reszta audytorium jego osobistymi do艣wiadczeniami. Ani razu nie pochwali艂 si臋 ani nie przypisa艂 sobie zas艂ug fenomenalnego sukcesu Rainy Day Cookies. Susan wola艂aby ju偶, 偶eby jego wyst膮pienie by艂o nu偶膮cym zawi艂ym sprawozdaniem ze wspania艂ej kariery, jak膮 zrobi艂. Wcale nie chcia艂a czu膰 tak wielkiego podziwu dla niego.

Lunch zako艅czy艂 si臋 w kilka minut p贸藕niej. Zbieraj膮c rzeczy, chcia艂a wymkn膮膰 si臋 niepostrze偶enie. Powinna by艂a jednak przewidzie膰, 偶e Nate do tego nie dopu艣ci. Kilka os贸b przepchn臋艂o si臋 do niego, by zamieni膰 z nim par臋 s艂贸w, on jednak przeprosi艂 i podszed艂 do niej.

- Susan, chcia艂bym z tob膮 pom贸wi膰.


138

DESZCZOWE POCA艁UNKI


Spojrza艂a wymownie na zegarek, potem na swego szefa.

Jego s艂owa, tak nieoczekiwane, wypowiedziane tak spokojnym tonem, by艂y niczym cios w splot s艂oneczny. Susan poczu艂a, jak 艂zy zbieraj膮 si臋 w k膮cikach jej oczu i, mrugaj膮c, usi艂owa艂a je powstrzyma膰.

Oderwa艂 niech臋tnie wzrok od Susan i popatrzy艂 na ni膮.

Susan nie mog艂a powstrzyma膰 si臋 od my艣li, 偶e 艣miech niekt贸rych kobiet przypomina pianie za­rzynanego koguta. Chcia艂a zapyta膰 Nate'a, co to za aukcja, ale kto艣 zada艂 mu w艂a艣nie jakie艣 pytanie przez ca艂膮 sal臋.

DESZCZOWE POCA艁UNKI 139

Czy tego w艂a艣nie pragn臋艂a? Nate udowodni艂, 偶e nie jest godny zaufania, ma straszliwie denerwuj膮cy zwyczaj trzymania pewnych rzeczy w tajemnicy. Teraz, gdy nie zamierza艂 si臋 wi臋cej z ni膮 widywa膰, nie mia艂a 偶adnego powodu do narzeka艅.

Za par臋 godzin Emily i Robert podrzuc膮 jej Michelle przed p贸j艣ciem na kolacj臋 z szefem jej szwagra. Przypomnia艂a sobie, 偶e podczas odwiedzin siostrzenicy nie ma czasu na przejmowanie si臋 Nate'em czy kimkolwiek innym.

Gdy przyjecha艂a Emily z rodzin膮, zasta艂a sw膮 siostr臋 w r贸偶owym humorze.

Na Emily wyra藕nie zrobi艂o to wra偶enie, Susan nie by艂a jednak pewna, czy to z jej powodu, czy Nate'a.

- Ale ja nie o tym czyta艂am - m贸wi艂a dalej Emily,


140 DESZCZOWE POCA艁UNKI

艣ci膮gaj膮c kurtk臋 z serdelkowatych r膮czek Michelle. - Nate bierze udzia艂 w aukcji.

- Ta-ta! - wykrzykn臋艂a Michelle, gdy tylko mia艂a
r膮czki wolne.

Robert popatrzy艂 na ni膮 z dum膮.

- Nauczy艂a si臋 wreszcie! To pierwsze i jedyne s艂owo,
jakie zna! Ta-ta kocha swoj膮 malutk膮, bardzo kocha.

Dla Susan by艂o rzecz膮 tak niezwyk艂膮 s艂ysze膰 Roberta przemawiaj膮cego dziecinnym j臋zykiem, 偶e nie zro­zumia艂a, o czym m贸wi jej siostra.

艢wiat艂o 偶ar贸wki, kt贸re rozb艂ys艂o w g艂owie Susan wystarczy艂oby do rozja艣nienia wieczornego nieba.

- Przypadkiem nie w aukcji kawaler贸w?- spy­
ta艂a ochryp艂ym szeptem. Nic dziwnego, 偶e kobieta,
kt贸ra zaczepi艂a Nate'a na lunchu, by艂a taka bezczelna!
Zamierza艂a z艂o偶y膰 na niego ofert臋 na licytacji.

Powoli, nie bardzo wiedz膮c, co robi, Susan osun臋艂a si臋 na kanap臋 obok siostry.

Jej siostra mia艂a denerwuj膮cy zwyczaj zawierania ca艂ej swej opinii w jednym okrzyku: „Susan!".

- Kochanie - powiedzia艂 Robert, zerkaj膮c na
zegarek - po艣pieszmy si臋, je艣li nie chcemy si臋 sp贸藕­
ni膰. Wola艂bym, 偶eby m贸j szef nie musia艂 na nas cze­
ka膰.

Spojrzenie Emily zapowiada艂o d艂u偶sz膮 pogaw臋dk臋 po powrocie z kolacji. Susan zosta艂o przynajmniej


DESZCZOWE POCA艁UNKI

141


kilka godzin rezerwy na przygotowanie si臋 na krzy偶owy ogie艅 pyta艅.

Gdy tylko Emily i Robert wyszli, Michelle zacz臋艂a cicho kwili膰. Susan spojrza艂a na ni膮 i poczu艂a, 偶e zamiast serca ma o艂owiany ci臋偶arek. Kogo pr贸bowa艂a oszuka膰? Sam膮 siebie? Odk膮d zerwa艂a z Natem, by艂a nieszcz臋艣liwa i samotna.

A wi臋c niepoprawny Nate Townsend zrobi艂 zn贸w to samo - nie zada艂 sobie trudu, by wspomnie膰 o aukcji. Oczywi艣cie zgodzi艂 si臋 wzi膮膰 w niej udzia艂 wiele tygodni temu, ale jej o tym nie poinformowa艂. Och, jasne, przysi臋ga艂 jej dozgonn膮 mi艂o艣膰, ale by艂 sk艂onny pozwoli膰, by kupi艂a go jaka艣 obca kobieta. Szybko si臋 nauczy艂a, 偶e m臋偶czyznom nie wolno ufa膰.

Im d艂u偶ej my艣la艂a o tym wieczorze, tym wi臋ksza j膮 ogarnia艂a w艣ciek艂o艣膰. Gdy spyta艂a Nate'a, czy wpadnie, kiedy b臋dzie u niej Michelle, odrzek艂 oboj臋tnie, 偶e „ma inne plany" tego wieczora. Pewnie 偶e mia艂! Sprzedawanie swego cia艂a osobie oferuj膮cej najwy偶sz膮 stawk臋, a wszystko w imi臋 dobroczynno艣ci!

- Powiedzia艂am mu, 偶e nie chc臋 go wi臋cej widzie膰

Ramiona Michelle podrygiwa艂y - Susan nie by艂a pewna, czy dziecko p艂acze, czy te偶 powstrzymuje si臋 od p艂aczu.

- Ma idiotyczny zwyczaj ukrywania przede mn膮


142

DESZCZOWE POCA艁UNKI


pewnych rzeczy. Ot贸偶, o艣wiadczam ci, 偶e ca艂kiem wyrzuci艂am tego m臋偶czyzn臋 z moich my艣li. Ka偶da kobieta, kt贸ra go zechce dzi艣 wieczorem, mo偶e go mie膰, poniewa偶 ja nie jestem zainteresowana! Michelle przytuli艂a twarz do szyi Susan.

- Wiem, jak si臋 czujesz, dziecino - powiedzia艂a,
przechadzaj膮c si臋 po dywanie przed ogromnym oknem,
zza kt贸rego dobiega艂y odg艂osy roz艣wietlonego miasta.

- Jakby艣 straci艂a najlepszego przyjaciela, prawda?

- Ale dowiedzia艂am si臋 w przykry spos贸b, kim jest
naprawd臋 - nie zrozum mnie 藕le, nie chodzi o nic
druzgoc膮cego. Po prostu pozwoli艂, bym zrobi艂a z siebie
idiotk臋.

Michelle przygl膮da艂a si臋 ciotce, najwyra藕niej ocza­rowana jej przemow膮. Susan m贸wi艂a wi臋c dalej, by zaj膮膰 czym艣 dziecko.

- M臋偶czy藕ni nie s膮 tacy, za jakich chc膮 uchodzi膰.
Zapami臋taj to sobie na ca艂e 偶ycie.

Michelle w spos贸b oczywisty popar艂a ciotk臋, gawo­rz膮c rado艣nie.

- Ja, na przyk艂ad, nie potrzebuj臋 m臋偶czyzny. Jestem
ca艂kiem szcz臋艣liwa prowadz膮c niezale偶ne 偶ycie. Mam


DESZCZOWE POCA艁UNKI

143


prac臋, naprawd臋 dobr膮 prac臋, i paru bliskich przyjaci贸艂, przewa偶nie z grona ludzi, z kt贸rymi pracuj臋, no i oczywi艣cie twoj膮 mam臋. - Michelle podnios艂a r膮czk臋 i otar艂a 艂z臋 tocz膮c膮 si臋 po policzku Susan.

- Wiem, o czym my艣lisz - doda艂a Susan, cho膰
wiedzia艂a, 偶e to bezsens t艂umaczy膰 dziecku podobne
sprawy. - Skoro jestem taka szcz臋艣liwa, to czemu
p艂acz臋? Nie mam poj臋cia. Ca艂y problem w tym, 偶e nie
mog臋 przesta膰 go kocha膰 i to komplikuje wszystko.

- Mog艂abym zastrzeli膰 tego faceta!
Zafascynowana w艂osami ciotki, Michelle si臋gn臋艂a

r膮czk膮 i wyci膮gn臋艂a z nich szpilki.

144

DESZCZOWE POCA艁UNKI


wci膮偶 my艣l臋, jak dobrze by艂oby wr贸ci膰 do domu i zobaczy膰 Nate'a.... Chyba straci艂am ca艂膮 ch臋膰 do pracy. Na konferencji m贸wi艂am tym wszystkim ludziom o zdecydowaniu, dyscyplinie i przedsi臋biorczo艣ci, a wszystko to wydawa艂o mi si臋 nierealne. Potem... potem wracaj膮c spacerem do domu, spotka艂am dawn膮 kole偶ank臋 z college'u. Jest m臋偶atk膮 i ma c贸reczk臋 troch臋 starsz膮 od ciebie. Wygl膮da艂a na tak膮 szcz臋艣liw膮. Powiedzia艂am jej o moim awansie. Ucieszy艂a si臋 bardzo, ale ja wci膮偶 czuj臋 w 艣rodku ogromn膮 pustk臋.

Michelle pomacha艂a r膮czkami, najwyra藕niej chc膮c si臋 dowiedzie膰, jaki to szalony pomys艂 za艣wita艂 w g艂owie jej ciotki. To niemo偶liwe. Absurdalne. Ale w ko艅cu tyle ju偶 razy zrobi艂a z siebie idiotk臋 wobec Nate'a, 偶e jeszcze jeden nie mia艂 ju偶 znaczenia.

W kilka minut ubra艂a Michelle z powrotem w kom­binezon. Mog艂aby przysi膮c, 偶e to niezno艣ne stworzenie mia艂o wi臋cej odn贸偶y od krocionoga.

Sprawdziwszy stan swego konta, pochwyci艂a ksi膮­偶eczk臋 czekow膮 i pobieg艂a do podziemnego gara偶u z Michelle na r臋kach. Z posiadanych oszcz臋dno艣ci mia艂a zap艂aci膰 rachunek za nowy samoch贸d, ale wykupienie Nate'a by艂o wa偶niejsze.

Parking przed teatrem, w kt贸rym odbywa艂a si臋


DESZCZOWE POCA艁UNKI

145


aukcja, by艂 zat艂oczony do granic mo偶liwo艣ci i Susan zaj臋艂o ogromnie du偶o czasu znalezienie wolnego miejsca. Nast臋pnie nie chciano jej wpu艣ci膰 na sal臋, poniewa偶 ani ona, ani Michelle nie mia艂y wykupionego biletu. Poza tym portier poinformowa艂 j膮, 偶e zam臋偶ne kobiety nie mog膮 bra膰 udzia艂u w aukcji.

- Ch臋tnie wykupi臋 bilet wst臋pu, a to jest moja
siostrzenica. Albo pan mnie wpu艣ci, albo... albo ja...
nie wiem, co zrobi臋. To sprawa 偶ycia i 艣mierci!

Podczas gdy portier konferowa艂 z szefem, Susan zajrza艂a do 艣rodka przez wahad艂owe drzwi. Zobaczy艂a, jak niekt贸re kobiety podnosz膮 r臋ce i zrywaj膮 si臋 entuzjastycznie z miejsc, by pokaza膰 swe numery. Ekipa telewizyjna rejestrowa艂a ca艂e wydarzenie.

Wr贸ci艂 portier z informacj膮, 偶e wszystkie bilety zosta艂y wyprzedane.

Susan mia艂a ju偶 zamiar wda膰 si臋 z nim w dyskusj臋, gdy us艂ysza艂a, 偶e mistrz ceremonii wywo艂uje nazwisko Nate'a. Po sali przebieg艂 szmer podnieconych g艂os贸w.

Susan podj臋艂a desperack膮 decyzj臋. Zamiast grzecznie zawr贸ci膰 ku wyj艣ciu, rzuci艂a si臋 ku drzwiom, otworzy艂a je i pobieg艂a w膮skim przej艣ciem.

Zaskoczony mistrz ceremonii umilk艂, a wszystkie g艂owy zwr贸ci艂y si臋 w stron臋 Susan, kt贸ra przyciskaj膮c obronnym gestem dziecko do piersi, przeby艂a ju偶 po艂ow臋 drogi, gdy wreszcie dopad艂 j膮 portier. Rzuci艂a przera偶one, b艂agalne spojrzenie Nate'owi, kt贸ry, os艂aniaj膮c oczy przed 艣wiat艂ami reflektor贸w, patrzy艂 na ni膮.

Michelle gaworzy艂a rado艣nie. Najwyra藕niej zabawa w kotka i myszk臋 przypad艂a jej do gustu. Wyci膮gn臋艂a pulchn膮 r膮czk臋 w stron臋 Nate'a.

- Ta-ta! Ta-ta! - wykrzykn臋艂a na ca艂y g艂os.


ROZDZIA艁 JEDENASTY

Na sali pe艂nej kobiet zawrza艂o. 呕adne wysi艂ki Susan nie by艂y w stanie powstrzyma膰 Michelle od pokazy­wania Nate'a palcem i nazywania go tat膮. Ale Nate 艂atwo poradzi艂 sobie z ca艂ym zamieszaniem. Podszed艂 do mistrza ceremonii, w kt贸rym Susan rozpozna艂a Cliffa Dolittle'a, miejscow膮 osobisto艣膰 telewizyjn膮, i szepn膮艂 mu co艣 do ucha.

Jej o艣wiadczenie powita艂a zn贸w wrzawa kobiecych g艂os贸w, kt贸ra przewali艂a si臋 przez ca艂膮 sal臋 niczym pot臋偶na fala, rozbijaj膮ca si臋 o brzeg. Sze艣膰 tysi臋cy by艂a to suma, kt贸r膮 Susan mia艂a na koncie, a reszt臋 stanowi艂y drobne w torebce.

W tej chwili zda艂a sobie spraw臋, 偶e ca艂y incydent filmowany jest przez telewizj臋.

- Otrzyma艂em ofert臋 w wysoko艣ci sze艣ciu tysi臋cy
dziesi臋ciu dolar贸w i dwunastu cent贸w - og艂osi艂 nieco
zszokowany Cliff Dolittle - Po raz pierwszy, po raz
drugi... - zawiesi艂 g艂os, przebiegaj膮c wzrokiem po
wype艂nionej sali - ...sprzedany pani, kt贸ra nie wykupi艂a
biletu wst臋pu. Tej z dzieckiem na r臋ku.

Portier pu艣ci艂 rami臋 Susan i niech臋tnie wskaza艂, gdzie ma zap艂aci膰. Wszyscy gapili si臋 na ni膮 i co艣 szeptali.

146


DESZCZOWE POCA艁UNKI

147


M臋偶czyzna z kamer膮 na ramieniu bieg艂 w jej stron臋. Michelle, zachwycona og贸lnym zainteresowaniem, pokaza艂a palcem na kamer臋 i zawo艂a艂a jeszcze raz: „ta-ta", tym razem do os贸b, kt贸re ogl膮da艂y ca艂膮 t臋 hec臋 w domu.

- Pi臋tna艣cie dolar贸w kosztuje bilet wst臋pu.
Trzymaj膮c Michelle na biodrze, usi艂owa艂a rozsun膮膰

zamek b艂yskawiczny torebki i wyj膮膰 ksi膮偶eczk臋 czekow膮.

148

DESZCZOWE POCA艁UNKI


wzrokiem. - A czy mog艂abym wiedzie膰, co otrzymam za moje ci臋偶ko zarobione pieni膮dze?

Portier wygl膮da艂 na bardzo zadowolonego, 偶e si臋 jej wreszcie pozbywa.

Nate otworzy艂 szeroko oczy.


DESZCZOWE POCA艁UNKI

149


Po raz pierwszy, odk膮d go pozna艂a, Nate Townsend zaniem贸wi艂.

G艂os Nate'a brzmia艂 zupe艂nie inaczej ni偶 zwykle i Susan przyjrza艂a mu si臋 bacznie, w obawie, czy nie prze偶y艂 zbyt wielkiego wstrz膮su. Bo ona prze偶y艂a!

- W porz膮dku, mo偶emy zaplanowa膰 nasz膮 rodzin臋
od razu - zgodzi艂a si臋. - Ale zanim powr贸cimy
do rozm贸w o dzieciach, chc臋 ci臋 spyta膰 o co艣
wa偶nego. Czy jeste艣 sk艂onny zmienia膰 zabrudzone
pieluchy?

K膮ciki ust unios艂y mu si臋 w u艣miechu, po czym kilkakrotnie skin膮艂 g艂ow膮.

150

DESZCZOWE POCA艁UNKI


- Machn臋艂a z rezygnacj膮 r臋k膮. - Guzik z p臋telk膮! Nie
mam ju偶 przecie偶 ani grosza.

Nate u艣miechn膮艂 si臋 szeroko.

- To ja ci dzi臋kuj臋.

Poca艂owa艂 j膮 czule i nami臋tnie, sprawiaj膮c, 偶e serce omal jej nie wyskoczy艂o z piersi.

Otworzy艂a szeroko ciemne oczy i spojrza艂a na niego.

- Ale ja sobie tego wtedy nie u艣wiadamia艂am.
Przecie偶 ledwie si臋 wtedy znali艣my.

Poca艂owa艂 j膮 w czubek nosa.

- Niemal od pierwszej chwili, gdy ci臋 pozna艂em,
by艂em pewien, 偶e moje 偶ycie straci dla mnie sens, je艣li
nie b臋dziesz go ze mn膮 dzieli膰.

Te romantyczne s艂owa wzruszy艂y j膮 bardzo. Otar艂a 艂z臋 sp艂ywaj膮c膮 z k膮cika oka.

- Lepiej... lepiej zabior臋 Michelle do domu - po­
wiedzia艂a, poci膮gaj膮c nosem.

Nate otar艂 kciukiem 艂zy z jej policzka, zanim j膮 poca艂owa艂.

- B臋d臋 niebawem - obieca艂.

Rzeczywi艣cie. Susan zd膮偶y艂a zaledwie wej艣膰 z Michel­le do domu i u艂o偶y膰 j膮 do snu, gdy rozleg艂o si臋 delikatne pukanie do drzwi.

Przebieg艂a na palcach po dywanie i otworzy艂a je. Przy艂o偶y艂a palec do ust.

- Kupi艂em chi艅szczyzn臋.


DESZCZOWE POCA艁UNKI 151

- 艢wietnie.

Poci膮gn臋艂a go do kuchni, pokazuj膮c mu po drodze Michelle, 艣pi膮c膮 s艂odko w rogu kanapy. Wzi臋艂a drug膮 poduszk臋 i u艂o偶y艂a j膮 tak, by zabezpieczy膰 dziecko przed ewentualnym upadkiem.

- B臋dziesz dobr膮 matk膮 - szepn膮艂, ca艂uj膮c j膮 w czo艂o.
Nate postawi艂 du偶膮 bia艂膮 torb臋 na stole i wyj膮艂

z niej pi臋膰 obwi膮zanych sznurkiem pude艂ek.

Susan na艂o偶y艂a sobie pe艂ny talerz i usiad艂a obok Nate'a, opieraj膮c stopy na siedzeniu drugiego krzes艂a. Jedzenie by艂o wyborne i po pierwszych paru k臋sach postanowi艂a, 偶e skoro Nate mo偶e je艣膰 pa艂eczkami, ona r贸wnie偶 powinna spr贸bowa膰.

Nate roze艣mia艂 si臋, obserwuj膮c jej niezdarne pr贸by, po czym poca艂owa艂 j膮 w k膮cik ust.

Zaciekawiona, si臋gn臋艂a po pude艂ko i otworzy艂a je. Utkwi艂a spojrzenie w Nacie.

Susan wpatrywa艂a si臋 nadal w puzderko, jak gdyby czeka艂a, 偶e samo wyskoczy z opakowania i otworzy si臋, ujawniaj膮c zawarto艣膰.

- Mog艂aby艣 je otworzy膰 i sprawdzi膰, co tam jest.
W milczeniu zrobi艂a to, o co j膮 prosi艂. Wyj臋艂a

puzderko i podnios艂a wieczko. A偶 j臋kn臋艂a na widok brylantu ogromnej wielko艣ci.


152

DESZCZOWE POCA艁UNKI


- Kupi艂em go w czasie pobytu w San Francisco
- powiedzia艂 Nate tak oboj臋tnym tonem, jak gdyby
rozmawiali o pogodzie.

Samotny brylant przyci膮ga艂 jej wzrok jak magnes.

Wydawa艂 si臋 bardziej zainteresowany wo艂owin膮 z imbirem i kluskami ni偶 rozmow膮 na temat czego艣 tak zwyczajnego, jak pier艣cionek zar臋czynowy.

M贸wi艂 o tym, jak gdyby chodzi艂o o kupno samo­chodu, nie za艣 o wy艂o偶enie milion贸w dolar贸w.

- Ale cokolwiek si臋 stanie, Seattle zawsze b臋dzie
naszym domem.

Susan pokiwa艂a g艂ow膮, cho膰 nie bardzo wiedzia艂a, dlaczego.

Nate odsun膮艂 talerz i wyj膮艂 puzderko z jej bezwol­nych r膮k.

- My艣l臋, 偶e powinienem w艂o偶y膰 ci go na palec.
Susan zn贸w pos艂usznie skin臋艂a g艂ow膮. Jedzenie

ci膮偶y艂o jej w 偶o艂膮dku niczym o艂owiana kulka. Z przy­zwyczajenia wyci膮gn臋艂a praw膮 r臋k臋. U艣miechn膮wszy si臋, uj膮艂 jej lew膮 d艂o艅.

- Musia艂em wybra膰 wielko艣膰 na oko - powiedzia艂,
delikatnie wyjmuj膮c pier艣cionek z puzderka. - Kaza艂em


DESZCZOWE POCA艁UNKI

153


jubilerowi zrobi膰 pi膮tk臋, masz takie szczup艂e palce.

- Pier艣cionek da艂 si臋 bez trudu wsun膮膰 na palec,
pasowa艂 idealnie.

Susan nie mog艂a oderwa膰 wzroku od klejnotu. Nigdy nie marzy艂a nawet o czym艣 tak przepi臋knym.

- Nie odwa偶臋 si臋 przechodzi膰 w nim obok wody

- szepn臋艂a.

Nate poca艂owa艂 z czu艂o艣ci膮 jej dr偶膮ce wargi.

- Chcia艂em ci臋 poprosi膰 o r臋k臋 tego wieczora, gdy
wr贸ci艂em z podr贸偶y. Mieli艣my zje艣膰 razem kolacj臋,
pami臋tasz?

Jak mog艂aby o tym zapomnie膰? To by艂o wkr贸tce po przeczytaniu przez ni膮 artyku艂u o Nacie w Business Monthly. W dniu, kiedy zawali艂 si臋 jej ca艂y 艣wiat.

154

DESZCZOWE POCA艁UNKI


zabezpieczenia emerytalnego, opieki zdrowotnej i urlo­pu macierzy艅skiego.

Skin臋艂a g艂ow膮, patrz膮c mu w oczy.

- Robi艂em tak, gdy by艂em dzieckiem. To oznacza, 偶e
m贸wi臋 bardzo powa偶nie.

Zamiast odpowiedzi zbli偶y艂a twarz do jego twarzy na odleg艂o艣膰 centymetra i, tak jak j膮 kiedy艣 sam nauczy艂, obrysowa艂a koniuszkiem j臋zyka jego wargi.

- Susan, na mi艂o艣膰 bosk膮...

Cokolwiek mia艂 na my艣li, nie zd膮偶y艂 tego powiedzie膰, przeszkodzi艂 mu bowiem dzwonek do drzwi. Susan podnios艂a g艂ow臋. Min臋艂a chwila, zanim uporz膮dkowa艂a popl膮tane my艣li i u艣wiadomi艂a sobie, 偶e to Emily i Robert wst膮pili po Michelle, wracaj膮c z kolacji z szefem.

Chcia艂a si臋 zsun膮膰 z kolan Nate'a, on jednak zaprotestowa艂 niezadowolonym pomrukiem i mocniej j膮 do siebie przytuli艂.


DESZCZOWE POCA艁UNKI

155


- To Emily i Robert.
Nate pu艣ci艂 j膮 niech臋tnie.

Gdy Susan otworzy艂a drzwi, Emily wpad艂a do salonu jak wystrzelona z katapulty, stan臋艂a po艣rodku i rozejrza艂a si臋 dooko艂a. Za ni膮 wszed艂 Robert, r贸wnie w艣ciek艂y. Susan nigdy nie widzia艂a go w takim stanie.

- Co si臋 sta艂o? - spyta艂a z bij膮cym sercem.
- Nas o to pytasz?

Emily podbieg艂a do m臋偶a, opieraj膮c d艂onie na jego szerokiej piersi.

- Kochanie, uspok贸j si臋. Nie ma powodu do takich
nerw贸w.

Susan by艂a kompletnie zbita z tropu. Nigdy nie s艂ysza艂a, by szwagier tak podnosi艂 g艂os.

156 DESZCZOWE POCA艁UNKI

- powiedzia艂a Susan, zapraszaj膮c wszystkich do kuchni.

- To z ca艂膮 pewno艣ci膮 jakie艣 nieporozumienie.
Usi膮d藕cie, zaparz臋 troch臋 bezkofeinowej kawy i poroz­
mawiamy rozs膮dnie.

Robert usiad艂 przy stole, podpieraj膮c g艂ow臋 r臋kami.

- Zacznij od tego, jak przeszli艣my do sali koktajlowej.

- Dobrze, tam si臋 to w艂a艣nie sta艂o, prawda?
Susan popatrzy艂a na Nate'a, ciekawa, czy podobnie

jak ona nie mo偶e si臋 w tym wszystkim po艂apa膰. Ani Emily, ani Robert nie powiedzieli jeszcze do tej pory nic sensownego.

- I co dalej? - ponagli艂a siostr臋, zniecierpliwiona.

- doda艂a Emily.

- O Bo偶e! - Susan osun臋艂a si臋 na krzes艂o, marz膮c,
by skry膰 si臋 w jakiej艣 mysiej dziurce i obudzi膰 si臋 za
dziesi臋膰 lat.


DESZCZOWE POCA艁UNKI 157

- Przyjrzyj si臋... Nate ma na sobie garnitur bardzo
podobny do twojego. Ten sam odcie艅 br膮zu. Z daleka
Michelle wzi臋艂a ci臋 za niego.

- powiedzia艂 Nate spokojnie. - Nie potrzebujesz si臋
o to martwi膰.

158

DESZCZOWE POCA艁UNKI


Susan i Nate u艣miechn臋li si臋 do siebie i pokiwali jak na komend臋 g艂owami.

Susan poczu艂a, 偶e si臋 rumieni, ale zale偶a艂o jej na tym, by p贸j艣膰 jak najszybciej do o艂tarza w r贸wnym stopniu, jak jemu.

U艣miech Nate'a przypomina艂 pogodny letni dzie艅. Susan przymkn臋艂a oczy, rozkoszuj膮c si臋 ciep艂em, bij膮cym od m臋偶czyzny, kt贸ry nauczy艂 j膮 mi艂o艣ci, rado艣ci 偶ycia i deszczowych poca艂unk贸w.

0x01 graphic



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
018 Macomber?bbie ?szczowe pocalunki
Debbie Macomber Deszczowe poca艂unki
Macomber Debbie Deszczowe poca艂unki
Macomber Debbie Deszczowe poca艂unki
Macomber Debbie Deszczowe poca艂unki(1)
Macomber Debbie Deszczowe pocalunki
0018 Macomber Debbie Deszczowe poca艂unki
Macomber Debbie Deszczowe poca艂unki
Poca艂unki
Chadda Sarwat Poca艂unek anio艂a ciemno艣ci 01 Poca艂unek Anio艂a Ciemno艣ci
auctasinistra Poca艂unek HP SS
Debbie Macomber 呕ona z og艂oszenia
Macomber Debbie Jedna noc
Poca艂unek nr 4
Cesare Lombroso Psychologia poca艂unku (1922)
Pierwszy poca艂unek, Fan Fiction, Dir en Gray
Poca艂unek Murzyna, Przepisy
POCA艁UJ MNIE M脫J KOCHANY, teksty piosenek
Spillane Mickey 艢miertelny poca艂unek

wi臋cej podobnych podstron