jak zdoby膰 przyjaci贸艂 i zjedna膰 sobie ludzi 趌e蕆nagie ILC5SEPA4XXEYO6IJYU4YWBYEMYODPEVH6D4SJA


0x01 graphic

PRZEDMOWA DO WYDANIA POPRAWIONEGO

Ksi膮偶ka Jak zdoby膰 przyjaci贸艂 i zjedna膰 sobie ludzi uka­za艂a si臋 w 1937 roku w niewielkim nak艂adzie 5 tysi臋cy egzemplarzy. A i tak zar贸wno Dale Camegie, jak i wy­dawnictwo/ Simon & Schuster, obawiali si臋, 偶e nak艂ad jest zbyt wysoki. Jakie偶 byfo ich zdziwienie, kiedy ksi膮偶ka rozesz艂a si臋 b艂yskawicznie i nawet intensyw­ne wysi艂ki drukami nie zdo艂a艂y zaspokoi膰 wd膮偶 wzrastaj膮cego popytu. Jak zdoby膰 przyjaci贸艂 i zjedna膰 sobie ludzi okaza艂a si臋 bestsellerem wszechczas贸w. Po­rusza艂a ludzi i wychodzi艂a naprzeciw ich oczekiwa­niom. Ci膮g艂a sprzeda偶 i wci膮偶 nowe wydania do­wodz膮, 偶e popularno艣膰 ta nie by艂a tylko przej艣ciow膮 mod膮 okresu po wielkim kryzysie. Niemal w p贸艂 wie­ku po ekonomicznym krachu ksi膮偶ka nie straci艂a na aktualno艣ci.

Dale Camegie zwyk艂 mawia膰, 偶e 艂atwiej zarobi膰 mi­lion dolar贸w ni偶 uku膰 nowe powiedzenie. Tytu艂 tej ksi膮偶ki sta艂 si臋 niemal przys艂owiem. Cytowano go, pa­rafrazowano i parodiowano w niezliczonych tekstach, od politycznej satyry do powie艣ci. Ksi膮偶ka za艣 zosta艂a przet艂umaczona niemal na wszystkie j臋zyki 艣wiata. Ko­lejne pokolenia odkrywa艂y j膮 na nowo i ka偶de odnajdo­wa艂o w niej swoje prawdy. Narzuca si臋 wi臋c pytanie: po co poprawia膰 ksi膮偶k臋, kt贸ra sprawdzi艂a si臋 ju偶 wielo­krotnie? Dlaczego igra膰 z sukcesem?

Przede wszystkim sam Dale Camegie przez ca艂e 偶ycie d膮偶y艂 do doskona艂o艣ci. Ksi膮偶ka ta mia艂a s艂u偶y膰


uczestnikom prowadzonych przez niego kurs贸w Ef-fective Speaking and Human Relations. I korzysta si臋 z niej do dzi艣.

A偶 do 艣mierci w 1955 roku Dale nieprzerwanie zmienia艂 i ulepsza艂 program tych kurs贸w, aby sprosta膰 zmieniaj膮cym si臋 potrzebom wd膮偶 rosn膮cej liczby s艂uchaczy. Jak nikt inny potrafi艂 wyczu膰, czego ocze­kuj膮 odbiorcy. Wci膮偶 ulepsza艂 metody nauczania. Sw贸j podr臋cznik Effective Speaking poprawia艂 kilka­krotnie. Gdyby dane mu by艂o 偶y膰 d艂u偶ej, z pewno艣ci膮 poprawi艂by i t臋 ksi膮偶k臋 tak, aby da膰 wyraz zmianom zapocz膮tkowanym w latach trzydziestych.

Wiele nazwisk wybitnych ludzi pojawiaj膮cych si臋 na tych kartach, dobrze znanych w czasach pierw­szego wydania, zabrzmi obco dla dzisiejszego czytel­nika.

Naszym zadaniem w tym poprawionym wydaniu jest uprzyst臋pnienie tre艣ci ksi膮偶ki wsp贸艂czesnemu czytelnikowi bez zafa艂szowania jej my艣li przewod­niej. Nie zmienili艣my nic, je艣li nie liczy膰 kilku wyja艣­nie艅 i uzupe艂nie艅 bardziej wsp贸艂czesnymi przyk艂a­dami. 呕ywy i 艣mia艂y styl Camegie'ego pozosta艂. Dale Camegie pisa艂 tak, jak m贸wi艂 — j臋zykiem bujnym, potoczystym i gaw臋dziarskim.

Wd膮偶 przemawia do nas r贸wnie silnie dzi臋ki swo­im ksi膮偶kom. Na ca艂ym 艣wiede 偶yj膮 tysi膮ce ludzi, kt贸­rzy uczestniczyli w kursach Camegie'ego. Kolejne tysi膮ce ucz膮 si臋 czytaj膮c t臋 ksi膮偶k臋, kt贸ra inspiruje ich w 偶ydu i pracy nad sob膮. Im wszystkim przeka­zujemy to wydanie poprawione tak, jak szlifuje si臋 diamenty.

Dorothy Camegie (偶ona Dale'a Camegie'ego), 1981


JAK I DLACZEGO NAPISA艁EM T臉 KSI膭呕K臉

W ci膮gu pierwszych trzydziestu pi臋du lat dwu­dziestego wieku wydawnictwa w Stanach Zjednoczo­nych wydrukowa艂y ponad dwie艣de tysi臋cy r贸偶nych ksi膮偶ek. Wi臋kszo艣膰 z nich by艂a strasznie nudna, a wie­le okaza艂o si臋 finansowym niepowodzeniem. Powie­dzia艂em: wiele? Prezes jednego z najwi臋kszych wy­dawnictw na 艣wiecie wyzna艂 mi kiedy艣, 偶e po 75 la­tach obecno艣ci na rynku jego firma nadal tr膮d na sied­miu z o艣miu opublikowanych ksi膮偶ek.

Dlaczego wi臋c by艂em na tyle zuchwa艂y, by porwa膰 si臋 na napisanie tej ksi膮偶ki? A teraz, kiedy ju偶 j膮 napi­sa艂em, dlaczego czytelnicy maj膮 sobie zadawa膰 trud czytania jej?

To bardzo dobre pytania, spr贸buj臋 wi臋c na nie od­powiedzie膰.

Od 1912 roku prowadz臋 w Nowym Jorku kursy za­wodowe dla ludzi interesu. Pocz膮tkowo by艂y to tylko kursy publicznego przemawiania, kt贸re mia艂y uczy膰 precyzyjnego my艣lenia i wyra偶ania si臋, skuteczno艣膰 i opanowania, zar贸wno w obliczu du偶ego audytorium, jak i podczas rozm贸w w interesach.

Powoli jednak, wraz z up艂ywem lat, zda艂em sobie spraw臋, 偶e r贸wnie niezb臋dna jak umiej臋tno艣膰 przema­wiania publicznego jest sztuka nawi膮zywania kon­takt贸w z lud藕mi, towarzyskich i s艂u偶bowych.

Stopniowo zacz膮艂em sobie te偶 u艣wiadamia膰, 偶e ja sam potrzebuj臋 posi膮艣膰 t臋 umiej臋tno艣膰 r贸wnie pilnie


jak moi uczniowie. Kiedy dzi艣 ogl膮dam si臋 wstecz, jes­tem przera偶ony w艂asn膮 obcesowo艣ci膮 i brakiem zro­zumienia. 呕a艂uj臋, 偶e ksi膮偶ka podobna do tej nie trafi艂a do moich r膮k dwadzie艣cia lat temu! Jakim dobrodziej­stwem by艂aby wtedy dla mnie!

Sztuka zjednywania sobie ludzi jest chyba najpo­wa偶niejszym problemem, jaki napotykamy, zw艂asz­cza w interesach. I to niezale偶nie od tego, czy zaj­mujesz si臋 domem, jeste艣 architektem czy te偶 in偶ynie­rem. Badania przeprowadzone kilka lat temu na zlece­nie Camegie Foundation for the Advancement and Teaching przynios艂y bardzo istotne i znacz膮ce wyniki, kt贸re p贸藕niej potwierdzi艂y badania Camegie Institute of Technology. Ot贸偶 nawet w zawodzie in偶yniera, tak wydawa艂oby si臋, specjalistycznym, sukces finansowy zaledwie w 15% wynika bezpo艣rednio z umiej臋tno艣ci fachowych; pozosta艂e 85% zale偶y od „in偶ynierii dusz" — osobowo艣ci i zdolno艣ci przyw贸dczych.

Przez lata prowadzi艂em kursy w Klubie In偶ynie­r贸w w Filadelfii oraz w nowojorskim oddziale Ame­ryka艅skiego Instytutu In偶ynier贸w Elektryk贸w. W su­mie moich wyk艂ad贸w wys艂ucha艂o pewnie ponad 15 tysi臋cy in偶ynier贸w. Przychodzili do mnie, poniewa偶 po latach obserwacji i do艣wiadcze艅 dochodzili wresz­cie do wniosku, 偶e najlepiej op艂acani in偶ynierowie to niekoniecznie d, kt贸rzy najwi臋cej umiej膮. I tak na przyk艂ad za zwyk艂e stawki mo偶na zatrudni膰 kogo艣, kto po prostu zna si臋 na in偶ynierii, ksi臋gowo艣ci, archi­tekturze lub czymkolwiek. Jednak ten, kto opr贸cz wie­dzy fachowej ma dodatkowo umiej臋tno艣膰 jasnego wyra偶ania my艣li, zdolno艣ci przyw贸dcze oraz potrafi wzbudza膰 w ludziach entuzjazm, kosztuje zawsze o wiele dro偶ej.

W szczytowym okresie swojej dzia艂alno艣ci John D. Rockefeller powiedzia艂: „Umiej臋tno艣膰 nawi膮zywania kontakt贸w z lud藕mi jest takim samym towarem, jak


kawa czy cukier. I za t臋 umiej臋tno艣膰 zap艂ac臋 wi臋cej ni偶 za ka偶d膮 inn膮 pod s艂o艅cem."

Czy nie nale偶a艂oby si臋 wi臋c spodziewa膰, 偶e ka偶da szko艂a w kraju powinna prowadzi膰 zaj臋cia rozwijaj膮ce t臋 najcenniejsz膮 na 艣wiecie zdolno艣膰? Ale je艣li cho膰 jed­na szko艂a oferuje na rozs膮dnym poziomie tego typu zaj臋cia, to jakim艣 cudem umkn臋艂a ona mojej uwagi. Do dzi艣 nie wiem o ani jednym takim przypadku.

University of Chicago i Zjednoczenie Szk贸艂 YMCA postanowi艂y sprawdzi膰, czego chc膮 uczy膰 si臋 doro艣li.

Badania trwa艂y dwa lata i kosztowa艂y 25 tysi臋cy do­lar贸w. Ostatni ich etap przeprowadzano w Meriden w Connecticut, kt贸re wybrano jako typowe amery­ka艅skie miasto. Ka偶demu doros艂emu w Meriden za­dano 156 pyta艅 typu: Jaki jest tw贸j zaw贸d? Czym si臋 zajmujesz? Jakie masz wykszta艂cenie? Jak sp臋dzasz wolny czas? Jakie s膮 twoje dochody? Jakie masz hob­by? Co chcia艂by艣 w 偶ydu osi膮gn膮膰? Jakie masz proble­my? Jakich przedmiot贸w chda艂by艣 si臋 uczy膰?, itd. Odpowiedzi dowiod艂y, 偶e na pierwszym miejscu w艣r贸d zainteresowa艅 badanych znajduje si臋 zdrowie, a zaraz potem inni ludzie. Jak ich zrozumie膰 i wsp贸艂­偶y膰 z nimi? Co uczyni膰, by nas polubili? Jak przekona膰 innych do w艂asnego sposobu my艣lenia?

Autorzy ankiety postanowili wi臋c przeprowadzi膰 taki kurs w Meriden. I chocia偶 starannie szukali, nie znale藕li 偶adnego odpowiedniego podr臋cznika. Zwr贸­cono si臋 wi臋c do jednego z najwi臋kszych autorytet贸w w dziedzinie kszta艂cenia doros艂ych z pytaniem, czy m贸g艂by poleci膰 tekst, kt贸ry odpowiada艂by potrzebom tej grupy. „Nie — odpowiedzia艂 — Wiem, o co im cho­dzi. Ale ksi膮偶ki, kt贸rej potrzebuj膮, jeszcze nie napi­sano."

Wiem z w艂asnego do艣wiadczenia, 偶e to prawda. Sam ca艂ymi latami szuka艂em podr臋cznika dotycz膮ce­go kontakt贸w z lud藕mi. Poniewa偶 nie znalaz艂em,


podj膮艂em si臋 napisania takiej ksi膮偶ki. I oto jest. Mam nadziej臋, 偶e wam si臋 spodoba.

Przygotowuj膮c t臋 ksi膮偶k臋 czyta艂em wszystkie do­st臋pne materia艂y — od artyku艂贸w w czasopismach i prasie codziennej poprzez ksi臋gi s膮d贸w rodzinnych a偶 po pisma staro偶ytnych filozof贸w i najnowsze opra­cowania psycholog贸w. Dodatkowo zatrudni艂em pro­fesjonalist臋, kt贸ry przez p贸艂tora roku szpera艂 po bibliotekach czytaj膮c wszystko to, czego mnie si臋 nie uda艂o: przekopywa艂 si臋 przez tomy podr臋cznik贸w psychologu, przesiadywa艂 nad setkami artyku艂贸w prasowych, przegl膮da艂 niezliczone biografie usi艂uj膮c dowiedzie膰 si臋, jak najwi臋ksi tego 艣wiata radzili sobie z lud藕mi. Ich biografie czytali艣my zreszt膮 wsp贸lnie. Poznawali艣my 偶ycie tych najpot臋偶niejszych, od Juliu­sza Cezara po Tomasza Edisona. Je艣li dobrze pami臋­tam, to przeczytali艣my ponad sto biografii samego tylko Teodora Roosevelta. Zdecydowani byli艣my nie szcz臋dzi膰 ani czasu, ani pieni臋dzy, aby odkry膰 wszyst­kie praktyczne pomys艂y, jakie kiedykolwiek wyko­rzystano do zjednania sobie przyjaci贸艂 i zdobycia autorytetu.

Rozmawia艂em osobi艣cie z dziesi膮tkami ludzi suk­cesu. Byli w艣r贸d nich 艣wiatowej s艂awy wynalazcy, jak Marcom i Edison, przyw贸dcy polityczni, jak Franklin D. Roosevelt czy James Farley, ludzie biznesu (Owen D. Young), gwiazdy kina tej s艂awy, co Ciark Gable czy Mary Pickford, i badacze pokroju Marana Johnsona. W rozmowach tych usi艂owa艂em odkry膰, jakimi techni­kami pos艂ugiwali si臋 w kontaktach z lud藕mi.

Ten gigantyczny materia艂 pos艂u偶y艂 mi do przygotowa­nia kr贸tkiego wyk艂adu, kt贸ry zatytu艂owa艂em Jak zdoby膰 przyjaciel i zjedna膰 sobie ludzi. Pocz膮tkowo kr贸tki — m贸j wyk艂ad rozr贸s艂 si臋 z czasem do p贸艂torej godziny. Przez lata wyg艂asza艂em go co semestr na kursach dla doros­艂ych w Camegie Institute w Nowym Jorku.


Po wyk艂adzie namawia艂em s艂uchaczy, aby wypr贸­bowali zawarte w nim wskaz贸wki w kontaktach pry­watnych i s艂u偶bowych, a nast臋pnie na zaj臋ciach podzieli si臋 zdobytymi w ten spos贸b do艣wiadczenia­mi i opowiedzieli o odniesionych sukcesach. By艂o to niezmiernie interesuj膮ce. Tych g艂odnych wiedzy ludzi fascynowa艂a mo偶liwo艣膰 czynnego uczestnictwa w tych pierwszych i jedynych warsztatach na temat sto­sunk贸w mi臋dzyludzkich.

Ksi膮偶ka ta nie zosta艂a napisana tak, jak zwykle pi­sze si臋 ksi膮偶ki. Ros艂a, jak ro艣nie dziecko. Rozwija艂a si臋 podczas warsztat贸w wzbogacana do艣wiadczeniem setek s艂uchaczy moich kurs贸w.

Wiele lat temu zacz臋li艣my od zestawu regu艂, kt贸re po wydrukowaniu mie艣ci艂y si臋 z 艂atwo艣ci膮 na jednej kartce. W nast臋pnym semestrze kartka by艂a ju偶 wi臋k­sza, potem wydrukowali艣my broszurk臋, a wreszcie seri臋 broszur, z kt贸rych ka偶da z up艂ywem czasu robi艂a si臋 coraz grubsza. Po pi臋tnastu latach do艣wiadcze艅 i bada艅 powsta艂a ta ksi膮偶ka.

Regu艂y, kt贸re w niej zawarli艣my, nie s膮 zwyk艂膮 teo­ri膮. One dzia艂aj膮 magicznie. Mo偶e si臋 to wyda膰 nie­wiarygodne, ale widzia艂em, jak stosowanie ich ca艂­kowicie odmieni艂o 偶ycie wielu ludzi.

Dla przyk艂adu: W jednym z kurs贸w uczestniczy艂 m臋偶czyzna zatrudniaj膮cy 314 pracownik贸w. Przez la­ta nie 偶a艂owa艂 on swoim pracownikom s艂贸w krytyki. Mi艂e uszom s艂owa pochwa艂y i zach臋ty nie go艣ci艂y na jego ustach nigdy. Po zapoznaniu si臋 z regu艂ami oma­wianymi w tej ksi膮偶ce pracodawca ten ca艂kowicie zmieni艂 swoj膮 filozofi臋 偶yciow膮. W jego firmie zapa­nowa艂y odt膮d zupe艂nie nowe porz膮dki: lojalno艣膰, entuzjazm i duch pracy grupowej. Trzystu czternastu wrog贸w przeistoczy艂o si臋 w trzystu czternastu przyja­ci贸艂. Oto co powiedzia艂 podczas zaj臋膰: „Kiedy przed­tem przechodzi艂em przez teren w艂asnego zak艂adu,


nikt si臋 ze mn膮 nie wita艂. Prawd臋 m贸wi膮c, pracownicy odwracali wzrok, kiedy nadchodzi艂em. Teraz jednak wszyscy s膮 moimi przyjaci贸艂mi, nawet portier."

Cz艂owiek ten zacz膮艂 osi膮ga膰 wi臋ksze zyski, mia艂 wi臋cej wolnego czasu i — co o wiele wa偶niejsze — sta艂 si臋 szcz臋艣liwszy zar贸wno w pracy, jak i w domu.

Dzi臋ki stosowaniu tych regu艂 znacznie zwi臋kszyli dochody niezliczeni handlowcy. Wielu zdoby艂o no­wych klient贸w, kt贸rych przedtem wielokrotnie od­wiedzali bez skutku. Dyrektorzy i kierownicy pod­nie艣li sw贸j autorytet i zarobki. Jeden z nich powie­dzia艂, 偶e dzi臋ki stosowaniu tych regu艂 znacznie pod­ni贸s艂 swoje dochody. Inny, jeden z wy偶szych urz臋­dnik贸w w Philadelphia Ga艣 Works Company, w wie­ku 65 lat zosta艂 ostro skrytykowany za porywczo艣膰 i nieumiej臋tno艣膰 kierowania lud藕mi. Grozi艂o mu prze­niesienie na ni偶sze stanowisko. Kurs nie tylko uchro­ni艂 go przed tym, ale przyni贸s艂 mu awans ze znaczn膮 podwy偶k膮 ga偶y.

Wielokrotnie wsp贸艂ma艂偶onkowie uczestnik贸w kur­su, towarzysz膮cy im podczas bankiet贸w na zako艅­czenie semestru, m贸wili mi, 偶e ich domy i rodziny sta艂y si臋 o wiele szcz臋艣liwsze, odk膮d ich partner zacz膮艂 chodzi膰 na kurs.

Ludzie s膮 cz臋sto zaskoczeni rezultatami, jakie osi膮­gaj膮. Zakrawa to na cud. Wiele razy zdarza艂o si臋, 偶e pe艂ni entuzjazmu dzwonili do mnie do domu w niedziel臋, poniewa偶 nie mogli wytrzyma膰 jeszcze 48 godzin, aby podzieli膰 si臋 informacj膮 o osi膮gni臋tych sukcesach podczas wtorkowych zaj臋膰.

Jeden ze s艂uchaczy dyskutowa艂 na ten temat wraz z innymi do p贸藕na w nocy. O trzeciej nad ranem jego rozm贸wcy rozeszli si臋 do dom贸w. On jednak czu艂 si臋 tak podekscytowany analizowaniem w艂asnych b艂臋­d贸w i do tego stopnia zainspirowany perspektyw膮 otwieraj膮cego si臋 przed nim nowego, bogatszego


偶ycia, 偶e nie m贸g艂 zasn膮膰. Nie spa艂 ani tamtej nocy, ani nast臋pnej.

Kim by艂? Naiwnym, kiepsko wykszta艂conym cz艂o­wiekiem, kt贸ry got贸w by艂 zachwyci膰 si臋 pierwsz膮 lepsz膮 teori膮? Nie, przeciwnie. By艂 wykszta艂conym i zblazowa­nym marszandem, cz艂owiekiem dobrze znanym w mie艣cie, w艂adaj膮cym biegle trzema j臋zykami, absol­wentem dw贸ch europejskich uniwersytet贸w.

Ju偶 w trakcie pisania tego rozdzia艂u otrzyma艂em list od niemieckiego arystokraty ze starej dobrej rodzi­ny, kt贸rego przodkowie od kilku pokole艅 s艂u偶yli w armii Hohenzollern贸w. W li艣cie napisanym na pok艂a­dzie transatlantyku opowiada艂 o zastosowaniu tych regu艂 z niemal nabo偶n膮 czci膮.

Jeszcze inny, bogaty nowojorczyk, absolwent Har-vardu, w艂a艣ciciel du偶ej fabryki dywan贸w, stwierdzi艂, 偶e podczas cztemastotygodniowego kursu dowie­dzia艂 si臋 wi臋cej o subtelnej sztuce kierowania lud藕mi ni偶 podczas czteroletnich studi贸w. Absurd? 艢miesz­ne? Niemo偶liwe? Oczywi艣cie, czytelnicy maj膮 prawo dowolnie podsumowa膰 to stwierdzenie. Ja tylko przy­taczam, bez komentarza, deklaracj臋 poczynion膮 przez konserwatywnego absolwenta Harvardu o ustalonej reputacji zawodowej, cz艂owieka sukcesu, podczas przem贸wienia wyg艂oszonego przed oko艂o sze艣膰dzie-si臋cioosobow膮 publiczno艣ci膮 w Yale Ciub w Nowym Jorku wieczorem w czwartek 23 lutego 1933 roku.

„W por贸wnaniu z tym, czym powinni艣my by膰 — po­wiedzia艂 kiedy艣 s艂ynny profesor William James z Har­vardu — w stosunku do naszych mo偶liwo艣ci jeste艣my jedynie na po艂y rozbudzeni. Czynimy u偶ytek jedynie z niewielkiej cz臋艣ci naszych psychicznych i fizycznych potencja艂贸w. M贸wi膮c inaczej, cz艂owiek 偶yje w ciasnych, wyznaczonych przez siebie samego granicach. A prze­cie偶 posiada najr贸偶niejsze mo偶liwo艣ci, kt贸rych nie wy­korzystuje na skutek z艂ych nawyk贸w."


Mo偶liwo艣ci, kt贸rych „nie wykorzystujemy na sku­tek z艂ych nawyk贸w". Jedynym celem tej ksi膮偶ki jest pom贸c czytelnikowi w odkryciu, rozwini臋ciu i wyko­rzystaniu z zyskiem tych drzemi膮cych w nas, ukry­tych si艂.

„Wykszta艂cenie — powiedzia艂 by艂y rektor Prince-ton University, dr John G. Hibben — to umiej臋tno艣膰 ra­dzenia sobie z codziennym 偶yciem."

Je艣li po przeczytaniu pierwszych trzech rozdzia­艂贸w tej ksi膮偶ki czytelnik nie poczuje si臋 cho膰 troch臋 le­piej przygotowany do radzenia sobie z codziennymi sytuacjami, uznam j膮 w tym konkretnym przypadku za ca艂kowite nieporozumienie. Poniewa偶, jak powie­dzia艂 Herbert Spencer, „najwi臋kszym celem edukacji jest nie wiedza, lecz czyn".

A to jest ksi膮偶ka czynu.

Dale Camegie, 1936


DZIEWI臉膯 RAD, JAK CZYTA膯 T臉 KSI膭呕K臉

1. Je艣li chcesz jak najwi臋cej skorzysta膰 z tej ksi膮偶ki, powiniene艣 dostosowa膰 si臋 do jednego niezb臋dnego wymogu, o wiele bardziej podstawowego i o wiele wa偶niejszego ni偶 jakakolwiek regu艂a czy technika post臋powania. Dop贸ki nie spe艂nisz tego podstawo­wego wymogu, niewiele wsk贸ra cho膰by tysi膮c regu艂 dotycz膮cych efektywnego uczenia si臋. Je艣li jednak posi膮dziesz ten dar, zdzia艂asz cuda bez konieczno艣ci czytania rad, jak z ksi膮偶ki tej korzysta膰.

C贸偶 wi臋c jest tym magicznym wymogiem? To pros­te: g艂臋boka, pobudzaj膮ca do dzia艂ania ch臋膰 nauczenia si臋 i niez艂omne postanowienie doskonalenia umiej臋t­no艣ci wsp贸艂偶ycia z lud藕mi. Jak mo偶na wykszta艂ci膰 w sobie takie postanowienie? Wystarczy ci膮gle pami臋­ta膰 o tym, jak wa偶ne jest to dla ciebie. Wyobra藕 sobie, 偶e po opanowaniu tej umiej臋tno艣ci b臋dziesz prowa­dzi膰 pe艂niejsze, bogatsze i przynosz膮ce ci wi臋cej satys­fakcji 偶ycie. Powtarzaj sobie nieprzerwanie: „Moja popularno艣膰, moje szcz臋艣cie i moje w艂asne poczucie warto艣ci zale偶膮 w niema艂ym stopniu od umiej臋tno艣ci porozumienia si臋 z lud藕mi."

2. Najpierw czytaj ka偶dy rozdzia艂 jak najszybciej, a-by m贸c ogarn膮膰 go w ca艂o艣ci. B臋dzie ci臋 pewnie kusi艂o, aby przej艣膰 do dalszego ci膮gu. Jednak nie r贸b tego, chyba 偶e czytasz ksi膮偶k臋 tylko dla przyjemno艣ci. Je艣li jednak robisz to, aby poprawi膰 swoje stosunki z inny-


mi lud藕mi, przeczytaj raz jeszcze uwa偶nie rozdzia艂. W dalszej perspektywie oznacza膰 to b臋dzie oszcz臋d­no艣膰 czasu i lepsze rezultaty.

3. Nie wahaj si臋 przerwa膰 czytania, aby przemy艣le膰 to, czego si臋 dowiedzia艂e艣. Zadawaj sobie cz臋sto pyta­nie, kiedy i jak mo偶esz wykorzysta膰 zawarte w ksi膮偶­ce rady.

4. Czytaj z o艂贸wkiem pod r臋k膮. Ilekro膰 natrafisz na sugesti臋, kt贸ra twoim zdaniem oka偶e ci si臋 przydatna, zakre艣l j膮, Je艣li uznasz, 偶e jest to z艂ota my艣l, podkre艣l ka偶de zdanie lub postaw obok jaki艣 znak. Ten spos贸b czytania jest o wiele bardziej interesuj膮cy i u艂atwia szybkie przyswojenie tekstu.

5. Zna艂em kiedy艣 kobiet臋, kt贸ra przez pi臋tna艣cie lat kierowa艂a biurem w du偶ym koncernie ubezpieczenio­wym. Raz na miesi膮c czyta艂a wszystkie zawarte w tym czasie przez firm臋 kontrakty ubezpieczeniowe. Mimo to jednak cz臋sto wraca艂a do tego samego kontraktu przez kilka miesi臋cy z rz臋du. Dlaczego? Poniewa偶 do艣wiad­czenie nauczy艂o j膮, 偶e tylko w ten spos贸b mo偶e dok艂a­dnie zapami臋ta膰 wszystkie prowizje firmy.

Ja sam po艣wi臋ci艂em dwa lata na napisanie ksi膮偶ki o tym, jak przemawia膰 do wielu s艂uchaczy. A jednak przekona艂em si臋, 偶e raz na jaki艣 czas musz臋 j膮 przegl膮­da膰, aby przypomnie膰 sobie, co napisa艂em w mojej w艂a­snej ksi膮偶ce. To zaskakuj膮ce, jak szybko zapominamy.

Je艣li wi臋c chcesz rzeczywi艣cie skorzysta膰 z tej ksi膮偶ki, nie wyobra偶aj sobie, 偶e wystarczy j膮 raz przekartkowa膰. Po uwa偶nym przeczytaniu powiniene艣 co miesi膮c po­艣wi臋ca膰 kilka godzin na powt贸rzenie. Trzymaj j膮 zawsze na biurku. Przegl膮daj cz臋sto. Ci膮gle pami臋taj o rozli­cznych mo偶liwo艣ciach ulepszenia samego siebie, kt贸re zawsze masz w rezerwie. Stosowanie tych zasad mo偶e sta膰 si臋 nawykiem jedynie dzi臋ki szczeremu i niez艂o­mnemu postanowieniu powtarzania ich i wprowadza­nia w 偶yde. Nie ma innego sposobu.


6. Bernard Shaw zauwa偶y艂 kiedy艣: „To 偶e kto艣 nas uczy, nie znaczy, 偶e si臋 nauczymy." Mia艂 racj臋. Uczenie si臋 jest procesem aktywnym. Uczymy si臋 dzia艂aj膮c. Je艣li naprawd臋 chcesz opanowa膰 regu艂y zawarte w tej ksi膮偶ce, staraj si臋 je stosowa膰. R贸b to, ilekro膰 nadarzy si臋 sposobno艣膰. Inaczej szybko o nich zapomnisz. Tyl­ko u偶ywana wiedza pozostaje w umy艣le.

Prawdopodobnie b臋dzie ci trudno post臋powa膰 zgodnie z tymi regu艂ami przez ca艂y czas. Wiem, bo chocia偶 sam pisa艂em t臋 ksi膮偶k臋, cz臋sto by艂o mi trudno stosowa膰 si臋 do tego, co w niej zalecam. I tak na przy­k艂ad, kiedy jeste艣 niezadowolony, o wiele 艂atwiej ci krytykowa膰 i pot臋pia膰 ni偶 zrozumie膰 punkt widzenia drugiej osoby. Znacznie pro艣ciej jest wynajdowa膰 b艂臋­dy ni偶 znale藕膰 s艂owa pochwa艂y. Bardziej naturalne jest m贸wienie o tym, czego ty chcesz, ni偶 o tym, czego chce tw贸j rozm贸wca. Itd., itd. Tak wi臋c czytaj膮c t臋 ksi膮偶k臋 pami臋taj, 偶e robisz to nie tylko dla zdobycia informacji. Podejmujesz pr贸b臋 wyrobienia sobie no­wych nawyk贸w. Tak, pr贸bujesz nowego sposobu 偶y­cia. A to wymaga czasu i codziennych 膰wicze艅.

Wracaj wi臋c cz臋sto do stronic tej ksi膮偶ki. Traktuj j膮 jak podr臋cznik stosunk贸w mi臋dzyludzkich. Ilekro膰 b臋­dziesz mia艂 jaki艣 problem — cho膰by k艂opoty z dziec­kiem, trudno艣ci z przekonaniem wsp贸艂ma艂偶onka do twojego punktu widzenia albo usatysfakcjonowaniem zdenerwowanego klienta — powstrzymaj sw膮 natural­n膮, impulsywn膮 reakcj臋. Zamiast tego zajrzyj do ksi膮偶ki i przeczytaj po raz kolejny zakre艣lone fragmenty, a na­st臋pnie spr贸buj zastosowa膰 nowo poznane sposoby i obserwuj, jak czyni膮 dla d臋bie cuda.

7. Zaproponuj wsp贸艂ma艂偶onkowi, dziecku lub koledze z pracy, 偶e dasz mu dziesi膮tk臋 lub dolara, ile­kro膰 z艂apie de na 艂amaniu kt贸rej艣 z zasad. Spraw, aby uczenie si臋 tych regu艂 sta艂o si臋 cz臋艣ci膮 twojego 偶yda, a jednocze艣nie zabaw膮.


8. Prezes jednego z wi臋kszych bank贸w na Wali Street opowiedzia艂 kiedy艣 na moich zaj臋ciach o bardzo skutecznym sposobie pracy nad sob膮. Pomimo nie­wielkiego wykszta艂cenia sta艂 si臋 on jednym z pot臋偶­niejszych finansist贸w Ameryki i wyzna艂, 偶e sukces sw贸j zawdzi臋cza艂 g艂贸wnie ci膮g艂emu stosowaniu tego sposobu. A oto, co robi (postaram si臋 przytoczy膰 jego s艂owa najdok艂adniej):

„Przez lata prowadzi艂em dziennik, w kt贸rym no­towa艂em wszystkie spotkania, jakie odby艂em danego dnia. Moja rodzina nigdy nie planowa艂a ze mn膮 wsp贸lnych sobotnich wieczor贸w, poniewa偶 ka偶dy z nich po艣wi臋ca艂em na pouczaj膮ce zaj臋cie: samoocen臋 i analiz臋. Po kolacji szed艂em do swego pokoju, otwie­ra艂em dziennik i analizowa艂em wszystkie spotkania i rozmowy z minionego tygodnia. Zadawa艂em sobie pytanie: Jakie b艂臋dy pope艂ni艂em? Co zrobi艂em dobrze i co mog臋 jeszcze zrobi膰, aby by膰 bardziej skutecz­nym? Jaka nauka wynika z mego do艣wiadczenia?

Niekiedy ten przegl膮d tygodnia doprowadza艂 mnie do rozpaczy. Cz臋sto te偶 by艂em zaskoczony w艂asnymi gafami. Oczywi艣cie, z up艂ywem lat gary zdarza艂y mi si臋 coraz rzadziej. Czasem po takiej sesji mia艂em ocho­t臋 poklepa膰 si臋 po ramieniu. Ten system samoanalizy i samokszta艂cenia kontynuowany rok po roku da艂 mi wi臋cej ni偶 jakiekolwiek inne poczynania. Pom贸g艂 mi w podejmowaniu decyzji i u艂atwi艂 mi bardziej, ni偶 potrafi臋 wyrazi膰, kontakty z lud藕mi. Nie m贸g艂bym chyba go przeceni膰."

Dlaczego nie mia艂by艣 stosowa膰 podobnego syste­mu, aby sprawdzi膰, jak d idzie stosowanie regu艂 zale­canych przez t臋 ksi膮偶k臋? Je艣li to zrobisz, zyskasz dwie rzeczy. Po pierwsze, zaanga偶ujesz si臋 we w艂asn膮 prac臋, co jest wr臋cz bezcenne i niezwykle stymuluj膮ce. Po drugie za艣, b臋dziesz mia艂 szans臋 przekona膰 si臋, jak wzrastaj膮 twoje umiej臋tno艣ci wsp贸艂偶ycia z lud藕mi.


9. Notuj w艂asne sukcesy w tej dziedzinie. B膮d藕 dok艂adny — podawaj nazwiska, daty i efekty. Prowa­dzenie tego typu notatek zach臋ci de do zwi臋kszenia wysi艂ku. I jak偶e fascynuj膮ca b臋dzie lektura tych nota­tek, kiedy wr贸cisz do nich za kilka lat!

Aby jak najwi臋cej skorzysta膰 z tej ksi膮偶ki:

a. Rozwi艅 w sobie g艂臋bok膮, pobudzaj膮c膮 do dzia­艂ania ch臋膰 poznania zasad rz膮dz膮cych stosunka­mi mi臋dzy lud藕mi.

b. Czytaj ka偶dy rozdzia艂 dwukrotnie, zanim przej­dziesz do nast臋pnego.

c. Przerywaj cz臋sto czytanie, aby przemy艣le膰, jak mo偶esz wykorzysta膰 ka偶d膮 z rad.

d. Podkre艣laj ka偶d膮 wa偶n膮 my艣l.

e. Przegl膮daj ksi膮偶k臋 raz w miesi膮cu.

f. Stosuj zawarte w niej regu艂y przy ka偶dej sposob­no艣ci. U偶ywaj jej jako podr臋cznika, kt贸ry po­mo偶e d rozwi膮za膰 codzienne problemy.

g. Spraw, aby uczenie si臋 tych regu艂 sta艂o si臋 cz臋艣d膮 twojego 偶yda, a jednocze艣nie zabaw膮: zaoferuj komu艣 z bliskich dziesi膮tk臋 lub dolara za ka偶de z艂apanie ci臋 na 艂amaniu tych regu艂.

h. Co tydzie艅 sprawdzaj, czy czynisz post臋py. Od­notuj b艂臋dy, sukcesy i postaraj si臋 wyci膮gn膮膰 ja­k膮艣 nauczk臋 na przysz艂o艣膰.

i. Prowad藕 notatki o tym, jak i kiedy stosowa艂e艣 te regu艂y


CZ臉艢膯 PIERWSZA

Podstawowe techniki kontakt贸w z lud藕mi


JE艢LI CHCESZ ZEBRA膯 MI脫D, NIE PRZEWRACAJ ULA"

Emocje zwi膮zane z najwi臋kszym w historii Nowego Jorku posagiem si臋gn臋艂y szczytu 7 maja 1931 roku. Po tygodniach poszukiwa艅 Crowley, rewolwerowiec znany jako „Pistolet-abstynent", zosta艂 osaczony przez policj臋 w mieszkaniu swojej przyjaci贸艂ki na West End Avenue.

Stu pi臋膰dziesi臋ciu policjant贸w i detektyw贸w przy­pu艣ci艂o atak na jego mieszcz膮c膮 si臋 na ostatnim pi臋t­rze kryj贸wk臋. Wykuli dziury w dachu i usi艂owali wykurzy膰 stamt膮d Crowleya, „postrach policjant贸w", przy pomocy gazu 艂zawi膮cego. Gniazda karabin贸w maszynowych by艂y ustawione na dachach s膮siednich budynk贸w. Dobrze ponad godzin臋 w jednej z najele­gantszych dzielnic mieszkaniowych Nowego Jorku rozbrzmiewa艂y serie wystrza艂贸w i kanonada z broni maszynowej. Crowley, ukryty za mi臋kkim fotelem, nie przestawa艂 strzela膰 do policjant贸w. Bitwie przy­gl膮da艂o si臋 dziesi臋膰 tysi臋cy podnieconych ludzi. Ni­gdy przedtem nie widziano czego艣 podobnego na ulicach Nowego Jorku.

Kiedy Crowley zosta艂 schwytany, komisarz E. P. Mu艂rooney o艣wiadczy艂, 偶e ten uzbrojony desperat jest najniebezpieczniejszym przest臋pc膮 w historii Nowe­go Jorku. „On zabija zupe艂nie bez powodu" — powie­dzia艂 komisarz.


A jak ocenia艂 siebie sam Pistolet? Kiedy policja pod os艂on膮 ognia przebija艂a sobie drog臋 do mieszkania, w kt贸rym si臋 zabarykadowa艂, napisa艂 list otwarty. Zamiast podpisu zostawi艂 purpurowe 艣lady krwi. Crowley pisa艂: „Bije we mnie serce znu偶one, ale delikat­ne — serce, kt贸re nie wyrz膮dzi艂oby nikomu 偶adnej krzywdy."

Nieco wcze艣niej siedzia艂 wraz z dziewczyn膮 w sa­mochodzie na bocznej drodze za Long Island. Nagle do samochodu podszed艂 policjant i spyta艂: „Czy m贸g艂­bym zobaczy膰 pa艅skie prawo jazdy?"

Crowley bez s艂owa wyci膮gn膮艂 rewolwer i wystrzeli艂 wszystkie kule z magazynku do policjanta. Kiedy ten upad艂. Pistolet wyskoczy艂 z samochodu, chwyd艂 jego re­wolwer i odda艂 jeszcze jeden strza艂 do le偶膮cego twarz膮 do ziemi policjanta. I ten w艂a艣nie morderca napisa艂, 偶e bije w nim „serce znu偶one, ale delikatne — serce, kt贸re nie wyrz膮dzi艂oby nikomu 偶adnej krzywdy".

Crowleya skazano na krzes艂o elektryczne. Czy wchodz膮c do celi 艣mierci w Sing Singu przyzna艂, 偶e spotyka go kara za zabijanie ludzi? Nie; oto co powie­dzia艂: „Spotyka mnie kara za to, 偶e si臋 broni艂em."

Tak wi臋c Crowley-Pistolet nie wini艂 si臋 absolutnie za nic.

Czy to niezwyk艂e w przypadku przest臋pc贸w? Je艣li tak s膮dzisz, to pos艂uchaj:

„Sp臋dzi艂em najlepsze lata mojego 偶yda dostarcza­j膮c ludziom r贸偶nych przyjemno艣d, pomagaj膮c im dobrze si臋 bawi膰, a wszystko, co w zamian dostaj臋, to obelgi i 偶yde 艣ciganego zwierz臋cia."

Tak m贸wi艂 o sobie Al Capone. Tak, ten najbardziej znany ameryka艅ski wr贸g publiczny, najbardziej z艂o­wieszczy gangster, jaki kiedykolwiek pojawi艂 si臋 w Chicago. Capone nie czu艂 si臋 winny. Uwa偶a艂 si臋 nawet za dobroczy艅c臋 — nie docenionego i nie rozu­mianego dobroczy艅c臋.


Podobnie s膮dzi艂 o sobie Dutch Schultz — ten, kt贸­ry zgin膮艂 od ku艂 gangu w Newark. Dutch Schultz, jeden z najbardziej znanych szczur贸w Nowego Jorku, powiedzia艂 w wywiadzie prasowym, 偶e jest dla spo艂e­cze艅stwa dobroczy艅c膮. I rzeczywi艣cie w to wierzy艂.

Korespondowa艂em na ten temat z Lewisem Lawe-sem, kt贸ry przez wiele lat by艂 stra偶nikiem w nies艂aw­nym nowojorskim wi臋zieniu Sing Sing. W jednym z list贸w Lawes napisa艂:

„Tylko kilku spo艣r贸d kryminalist贸w w Sing Singu uwa偶a艂o si臋 za zdeprawowanych. S膮 oni tak samo lud藕mi, jak pan czy ja. My艣l膮 wi臋c i t艂umacz膮 si臋. Za­wsze mog膮 wyja艣ni膰, dlaczego musieli rozpru膰 sejf al­bo nadsn膮膰 spust. Wi臋kszo艣膰 z nich usi艂uje za pomoc膮 logicznego lub bezsensownego rozumowania uspra­wiedliwi膰 swoje antyspo艂eczne zachowanie, cho膰by przed samym sob膮. Niez艂omnie i konsekwentnie u-trzymuj膮, 偶e wcale nie powinni zosta膰 uwi臋zieni."

Je艣li Al Capone, Crowley, Dutch Schultz, a tak偶e wszyscy d zdesperowani ludzie za murami wi臋zie艅 nie wini膮 si臋 za nic, to co my艣l膮 o sobie ludzie, z kt贸­rymi spotykamy si臋 ty i ja?

John Wanamaker, za艂o偶ydel sklep贸w, kt贸re nosz膮 jego imi臋, wyzna艂 kiedy艣: „Trzydzie艣ci lat temu na­uczy艂em si臋, 偶e g艂upot膮 jest zrz臋dzi膰. Mia艂em do艣膰 k艂opot贸w i bez gryzienia si臋 faktem, 偶e Bogu nie po­doba艂o si臋 r贸wno obdarzy膰 nas inteligencj膮."

Wanamaker doszed艂 do tego wcze艣nie, natomiast ja sam musia艂em b艂膮dzi膰 po tym 艣wiede przez jedn膮 trzeci膮 stulecia, zanim zacz臋艂o mi 艣wita膰 w g艂owie, 偶e w 99 przypadkach na sto ludzie nie dostrzegaj膮 swo­jej winy, nawet je艣li jest ona olbrzymia.

Krytykowanie jest bez sensu, poniewa偶 zmusza do obrony i zwykle powoduje, 偶e zaczynamy si臋 uspra­wiedliwia膰. Jest niebezpieczne, gdy偶 rani nasz膮 dum臋, poczude warto艣ci i budzi niech臋膰.


Ciesz膮cy si臋 艣wiatow膮 s艂aw膮 psycholog B. F. Skinner udowodni艂 eksperymentalnie, 偶e zwierz臋 nagradzane za dobre zachowanie nauczy si臋 o wiele wi臋cej i szyb­ciej oraz zachowa wyuczon膮 wiedz臋 na d艂u偶ej ni偶 zwierz臋 karane. P贸藕niejsze badania wykaza艂y, 偶e doty­czy to tak偶e ludzi. Krytykuj膮c innych nie zmieniamy ich, cz臋sto natomiast powodujemy trwa艂膮 uraz臋.

Inny wielki psycholog, Hans Seyle, powiedzia艂 kie­dy艣: „Akceptacji pragniemy tak bardzo, jak nienawi­dzimy pot臋pienia."

Uraza i niech臋膰 spowodowane krytyk膮 mog膮 tylko zdemoralizowa膰 pracownik贸w, cz艂onk贸w rodziny i przyjaci贸艂; nie zmieni膮 tego, co ju偶 si臋 sta艂o.

George B. Johnston z Enid w Ok艂ahomie jest inspe­ktorem bhp w pewnym przedsi臋biorstwie budowla­nym. Do jego obowi膮zk贸w nale偶y mi臋dzy innymi dopilnowanie, aby pracownicy nosili kaski na budowie. Kiedy艣 napotykaj膮c robotnika bez kasku sucho i oficjal­nie przypomina艂 mu o obowi膮zuj膮cym zarz膮dzeniu. Zyskiwa艂 tyle, 偶e robotnicy s艂uchali go z ponur膮 min膮 i zdejmowali kaski zaraz po jego odej艣ciu.

Postanowi艂 wi臋c zmieni膰 metod臋. Kiedy spotyka艂 robotnika bez kasku, pyta艂 przede wszystkim, dlacze­go go nie nosi. Potem dopiero przypomina艂 mu w przyjacielski spos贸b, 偶e kask chroni przed wypadka­mi podczas pracy. Dzi臋ki temu post臋powaniu cz臋艣ciej stosowano si臋 do zarz膮dzenia bez urazy i niepotrze­bnych emocji

Od 艣wiadectw pr贸偶nej krytyki a偶 roi si臋 na kartach historii. We藕my na przyk艂ad s艂ynn膮 sprzeczk臋 pomi臋­dzy Teodorem Rooseveltem a prezydentem Taftem, kt贸ra podzieli艂a Parti臋 Republika艅sk膮, wynios艂a Woodrowa Wilsona do Bia艂ego Domu, odcisn臋艂a swe pi臋tno na przebiegu pierwszej wojny 艣wiatowej i zmieni艂a bieg historii. Kiedy w 1908 roku Teodor Roo-sevelt ust臋powa艂 z Bia艂ego Domu, popiera艂 Tafta jako


swego nast臋pc臋. Potem Roosevelt wyjecha艂 do Afryki i zajmowa艂 si臋 polowaniem na lwy. Po powrocie wpad艂 w sza艂. Pot臋pi艂 konserwatyzm Tafta i pr贸bowa艂 zapewni膰 sobie nominacj臋 na trzeci膮 kadencj臋, stwo­rzy艂 w艂asn膮 Frakcj臋 艁osia i nieomal doprowadzi艂 do zniszczenia Starej Wielkiej Partii (Republika艅skiej — przyp. t艂um.). W nast臋pnych wyborach William Howard Taft i Partia Republika艅ska zwyci臋偶yli tylko w dw贸ch stanach — Vermont i Utah. By艂a to najwi臋­ksza kl臋ska, jak膮 kiedykolwiek ponios艂a ta partia.

Teodor Roosevelt wini艂 za to Tafta, ale czy ten ostat­ni czu艂 si臋 winny? Oczywi艣cie — nie. Ze 艂zami w o-czach wyzna艂: „Nie wiem, jak m贸g艂bym post膮pi膰 inaczej, ni偶 to zrobi艂em."

Kogo wi臋c wini膰. Tafta czy Rooseyelta? Szczerze m贸wi膮c nie wiem i wcale o to nie dbam. Chc臋 tylko pokaza膰, 偶e ca艂a krytyka Teodora Roosevelta nie prze­kona艂a Tafta, 偶e si臋 myli. Spowodowa艂a jedynie, 偶e zapragn膮艂 on usprawiedliwi膰 si臋, i zmusi艂a go do rejte­rady ze 艂zami w oczach: „Nie wiem, jak m贸g艂bym po­st膮pi膰 inaczej, ni偶 to zrobi艂em."

A we藕my afer臋 paliwow膮 Teapot Dome. Sprawi艂a, 偶e na pocz膮tku lat dwudziestych gazety a偶 grzmia艂y Wstrz膮sn臋艂a ca艂ym krajem! Nic podobnego nie zd rzy艂o wcze艣niej w ameryka艅skim 偶yciu publiczny] a przynajmniej nikt z 偶yj膮cych tego nie pami臋ta艂. A c podstawowe fakty. Robertowi B. Fallowi, ministr贸w -spraw wewn臋trznych w gabinecie Hardinga, powie­rzono przeprowadzenie leasingu rz膮dowych rezerw ropy w E艂k Hill i Teapot Dome, kt贸re przeznaczano dla marynarki wojennej. Czy sekretarz Fali og艂osi艂 przetarg? Nic podobnego! Podarowa艂 ten t艂usty kon­trakt swemu kumplowi, Edwardowi L. Doheny'emu. A ten udzieli艂 sekretarzowi Fallowi „po偶yczki", jak to nazwa艂, w wysoko艣ci stu tysi臋cy dolar贸w. Nast臋pnie sekretarz Fali nakaza艂 komandosom Stan贸w Zjedno-


czonych usun膮膰 konkurent贸w, kt贸rych szyby s膮siado­wa艂y z rezerwami w E艂k Hill i czerpa艂y z nich rop臋. Ci natomiast, wyrzuceeni ze swoich w艂asnych teren贸w pod gro藕b膮 bagnet贸w i karabin贸w, udali si臋 do s膮du odkrywaj膮c kulisy afery Teapot Dome. Zrobi艂 si臋 taki smr贸d, 偶e leg艂a w gruzach administracja Hardinga, lu­dziom w ca艂ym kraju zbiera艂o si臋 na wymioty. Partii Republika艅skiej grozi艂 zupe艂ny krach, a sam Albert B. Fali wyl膮dowa艂 za kratkami.

Pot臋piono go bezlito艣nie —jak niewielu polityk贸w w ca艂ej historii. Czy przyzna艂 si臋 do winy? Nigdy w 偶yciu! Wiele lat p贸藕niej Herbert Hoover powiedzia艂 w publicznym przem贸wieniu, 偶e 艣mier膰 prezydenta Hardinga spowodowa艂o za艂amanie psychiczne po zdradzie przyjaciela. S艂ysz膮c to pani Fali podobno poderwa艂a si臋 z krzes艂a, zacz臋艂a p艂aka膰 nad swoim lo­sem, wymachiwa膰 pi臋艣ciami i krzycze膰: „Co?! Har-ding zdradzony przez Falla? Nie! M贸j m膮偶 nigdy nikogo nie zdradzi艂. Ca艂y ten dom pe艂en z艂ota nie zdo­艂a艂by skusi膰 mojego m臋偶a! To on zosta艂 zdradzony, zaprowadzony na rze藕 i ukrzy偶owany!"

Mamy wi臋c ludzk膮 natur臋 w ca艂ej okaza艂o艣ci: wi­nowajcy oskar偶aj膮 wszystkich pr贸cz siebie. My jeste艣­my tacy sami. Kiedy podkusi nas jutro, 偶eby kogo艣 skrytykowa膰, przypomnijmy sobie Ala Capone'a, Crowleya i Alberta Falla. Trzeba sobie zda膰 spraw臋, 偶e krytyka, podobnie jak oswojone go艂臋bie, zawsze wra­ca do domu. Trzeba u艣wiadomi膰 sobie, 偶e ludzie, kt贸­rych skrytykujemy i pot臋pimy, najprawdopodobniej chc膮c si臋 wybieli膰 cho膰by przed sob膮 obwinia nas. Al­bo jak delikatni艣 Taft powiedz膮: „Nie wiem, jak m贸g艂­bym post膮pi膰 inaczej, ni偶 to zrobi艂em."

Rankiem 15 kwietnia 1865 roku umieraj膮cy Abra­ham Lincoln le偶a艂 w sypialni taniego pensjonatu do­k艂adnie naprzeciw Teatru Forda, gdzie strzela艂 do


niego John Wilkes Boom. Lincoln le偶a艂 po przek膮tnej zapadaj膮cego si臋 艂贸偶ka, kt贸re by艂o dla niego o wie­le za kr贸tkie. Na 艣cianie wisia艂a tania reprodukcja ob­razu Rosy Bonheur Ko艅ski targ, a lampa gazowa rzu­ca艂a doko艂a ponure, 偶贸艂tawe 艣wiat艂o.

Nad takim „艣miertelnym 艂o偶em" Lincolna sekretarz obrony Stanton stwiendzi艂: „Oto najdoskonalszy w艂adca ludzi, jakiego kiedykolwiek nosi艂a ziemia."

Jaki sekret dotycz膮cy kontakt贸w z lud藕mi posiad艂 Lincoln? Studiowa艂em jego 偶yciorys przez 10 lat, a 3 lata po艣wi臋ci艂em na pisanie i uzupe艂nianie ksi膮偶ki Lincoln the Unknown (Lincoln nieznany). Jestem prze­konany, 偶e przeprowadzi艂em najdok艂adniejsze bada­nia nad osobowo艣ci膮 i 偶ydem Lincolna, jakie tylko mo偶na by艂o przeprowadzi膰. Specjaln膮 uwag臋 po艣wi臋­ci艂em jego kontaktom z lud藕mi. Czy pozwala艂 sobie krytykowa膰 innych? O/ tak! Jako m艂odzieniec w Pi-geon Creek Valley w Indianie nie tylko krytykowa艂, a-le r贸wnie偶 pisywa艂 wyszydzaj膮ce ludzi wiersze i listy, kt贸re zostawia艂 na drogach tak, aby na pewno je zna­leziono. Niejeden z nich spowodowa艂 uraz臋, kt贸ra tli艂a si臋 przez ca艂e 偶ycie.

Nawet gdy rozpocz膮艂 praktyk臋 adwokack膮 w Springfieid w Illinois, otwarcie atakowa艂 swoich przeciwnik贸w w listach publikowanych na 艂amach gazet. Raz jednak przebra艂 miar臋.

Jesieni膮 1842 roku wyszydzi艂 pr贸偶nego i awantur­niczego polityka nazwiskiem James Shieids. Opubli­kowa艂 w miejscowej gazecie anonimowy paszkwil. Miasto rycza艂o wprost ze 艣miechu. Dra偶liwy i dumny Shieids wrza艂 z w艣ciek艂o艣ci. Dowiedzia艂 si臋, kto jest autorem listu, dosiad艂 konia, odszuka艂 Lincolna i wy­zwa艂 go na pojedynek. Lincoln nie chcia艂 si臋 bi膰. By艂 przeciwnikiem pojedynkowania si臋 w og贸le, jednak odmowa by艂aby plam膮 na honorze. Mia艂 prawo wy­boru broni. Ze wzgl臋du na swoje d艂ugie r臋ce wybra艂


pa艂asze i zacz膮艂 pobiera膰 lekcje szermierki u absol­wenta West Point. W wyznaczonym dniu spotka艂 si臋 z Shieidsem na piaszczystej 艂awie Missisipi gotowy do walki na 艣mier膰 i 偶ycie. Jednak w ostatniej chwili se­kundanci nie dopu艣cili do pojedynku.

By艂o to najtragiczniejsze wydarzenie w 偶yciu osobi­stym Lincolna. Okaza艂o si臋 bezcennym do艣wiad­czeniem w kontaktach z lud藕mi. Nigdy wi臋cej nikogo nie wyszydzi艂. Od tego te偶 czasu niemal przesta艂 kryty­kowa膰.

Podczas wojny domowej Lincoln stawia艂 ci膮gle in­nego genera艂a na czele armii Potomaku. Ka偶dy z nich po kolei — McCIellan, Pope, Bumside, Hooker i Mea-de — pope艂nia艂 straszliwe pomy艂ki, doprowadzaj膮c Lincolna do w艣ciek艂o艣ci. Po艂owa narodu gwa艂townie pot臋pia艂a niekompetentnych genera艂贸w, a Lincolno­wi „bez z艂o艣ci do 偶adnego i z wyrozumia艂o艣ci膮 dla wszystkich" udawa艂o si臋 zachowa膰 spok贸j. Z upodo­baniem powtarza艂: „Nie s膮d藕, by艣 nie by艂 s膮dzonym."

Kiedy jego 偶ona wraz z innymi ostro pot臋pia艂a lu­dzi Po艂udnia, Lincoln niezmiennie odpowiada艂: „Nie m贸w tak; w podobnych okoliczno艣ciach my byliby艣­my tacy sami."

A przecie偶 nie m贸g艂 narzeka膰 na brak okazji do krytykowania. We藕my tylko jeden przyk艂ad.

Bitwa o Gettysburg toczy艂a si臋 przez pierwsze trzy dni lipca 1863 roku. W nocy z 4 na 5 lipca, kiedy Lee zacz膮艂 wycofywa膰 si臋 na po艂udnie, z ci臋偶kich chmur lun膮艂 na ziemi臋 deszcz. Dotar艂szy wraz ze swoj膮 po­konan膮 armi膮 nad brzeg Potomaku, Lee ujrza艂 wez­bran膮, niemo偶liw膮 do przej艣cia rzek臋, a za sob膮 mi膮艂 zwyci臋sk膮 armi臋 偶o艂nierzy Unii. Lee nie mia艂 odwro­tu, wpad艂 w pu艂apk臋. Lincoln wiedzia艂 o tym. Oto Niebiosa zes艂a艂y wspania艂膮 okazj臋 pojmania armii Lee i natychmiastowego zako艅czenia wojny. Pe艂en opty­mizmu Lincoln rozkaza艂 genera艂owi Meade'owi na­


tychmiast zaatakowa膰 po艂udniowc贸w, bez zwo艂ywania rady wojennej. Rozkaz wys艂a艂 telegraficznie, a nieza­le偶nie pchn膮艂 do Meade'a specjalnego pos艂a艅ca z 偶膮­daniem natychmiastowego dzia艂ania.

A co zrobi艂 genera艂 Meade? Post膮pi艂 dok艂adnie wbrew rozkazom Lincolna. Zwo艂a艂 rad臋 .wojenn膮, tym samym 艂ami膮c jawnie polecenie. Odwleka艂 atak z dnia na dzie艅. Telegraficznie przekazywa艂 rozmaite wyja艣nienia, a偶 wreszcie odm贸wi艂 wykonania roz­kazu. W ko艅cu wody cofn臋艂y si臋 i Lee wraz z armi膮 przeprawi艂 si臋 przez Potomac.

Lincoln by艂 w艣ciek艂y.

— Co to ma znaczy膰? — wykrzykiwa艂 do swojego syna Roberta. — Wielki Bo偶e, co to ma znaczy膰? Mieli艣my ich jak na d艂oni. Wystarczy艂o tylko wyci膮g­n膮膰 r臋k臋 i byli nasi. A jednak nie mog艂em sprawi膰, by armia si臋 ruszy艂a. W tych warunkach chyba ka偶dy ge­nera艂 pokona艂by Lee. Gdybym m贸g艂 tam by膰, wy-ch艂osta艂bym Meade'a w艂asnymi r臋kami!

Gorzko rozczarowany Lincoln napisa艂 list do Mea­de^. A trzeba pami臋ta膰, 偶e w tym okresie Lincoln by艂 skrajnie pow艣ci膮gliwy w wyra偶aniu swych opinii na pi艣mie. List 贸w, pochodz膮cy z 1863 roku, by艂 szczy­tem nagany. A oto on:

M贸j Drogi Generale!

Nie s膮dz臋, aby zdawa艂 Pan sobie spraw臋 z o-gromu nieszcz臋艣cia, jaki spowodowa艂a ucieczka Lee. By艂 on w zasi臋gu naszej r臋ki, a schwytanie go, wobec naszych ostatnich sukces贸w, oznacza艂oby koniec wojny. Teraz jednak wojna b臋dzie si臋 ci膮g­n膮膰 w niesko艅czono艣膰. Je艣li nie by艂 Pan pewien skuteczno艣ci ataku na Lee w ubieg艂y poniedzia­艂ek, jak dokona Pan tego teraz, gdy udaj膮c si臋 na po艂udnie od rzeki we藕mie Pan ze sob膮 najwy偶ej dwie trzecie si艂, kt贸rymi dysponowa艂 Pan w贸w-


czas? By艂oby nierozs膮dnym oczekiwa膰, i wcale tego nie oczekuj臋, 偶e zdzia艂a Pan teraz wiele. Stra­ci艂 Pan 偶yciow膮 szans臋 i jest mi z tego powodu bardzo przykro.

Jak s膮dzisz, co zrobi艂 Meade po przeczytaniu tego listu? Ot贸偶 Meade nigdy nie otrzyma艂 tego listu. Lin­coln nigdy go nie wysia艂. List znaleziono w papierach ju偶 po jego 艣mierci.

Wydaje mi si臋 — i chyba jest to jedyne mo偶liwe wyja艣nienie — 偶e po napisaniu tego listu Lincoln wyj­rza艂 przez okno i powiedzia艂 sobie: „Chwileczk臋! Mo­偶e nie powinienem dzia艂a膰 pospiesznie. 艁atwo mi siedzie膰 w zaciszu Bia艂ego Domu i wydawa膰 Mea-de'owi rozkaz do ataku. Gdybym jednak by艂 pod Get-tysburgiem i widzia艂 tyle krwi co Meade w ci膮gu ubieg艂ego tygodnia, gdybym na w艂asne uszy us艂ysza艂 krzyki i j臋ki umieraj膮cych i rannych, mo偶e te偶 nie by艂­bym tak skory do ataku. Gdybym mia艂 temperament Meade'a, mo偶e post膮pi艂bym tak jak on. Tak czy owak, teraz to musztarda po obiedzie. Je艣li wy艣l臋 ten list, ul偶臋 tylko sobie i spowoduj臋, 偶e Meade zacznie szuka膰 usprawiedliwienia. To z kolei sprawi, 偶e zacznie mnie obwinia膰. Wywo艂a to jego sprzeciw, os艂abi jego przy­datno艣膰 jako dow贸dcy, a mo偶e nawet doprowadzi go do rezygnacji ze s艂u偶by w armii." Lincoln od艂o偶y艂 wi臋c list, gdy偶 wiedzia艂 z do艣wiadczenia, 偶e krytyka i wyrzuty niemal zawsze prowadz膮 donik膮d.

Teodor Roosevelt powiedzia艂, 偶e kiedy jako prezy­dent mia艂 do rozwi膮zania trudny problem, zwyk艂 sia­da膰 w fotelu i spogl膮daj膮c na du偶y portret Lincolna, kt贸ry wisia艂 nad jego biurkiem w Bia艂ym Domu, zada­wa膰 sobie pytanie: „Co zrobi艂by Lincoln na moim miejscu? Jak on rozwi膮za艂by ten problem?"

Kiedy w przysz艂o艣ci podkusi nas, aby kogo艣 upo­mnie膰, wyjmijmy z portfela pi臋ciodolarowy banknot,


popatrzmy na wizerunek Lincolna i zapytajmy: „Jak Lincoln poradzi艂by sobie z tym problemem?"

Mark Twain od czasu do czasu traci艂 panowanie nad sob膮 i pisa艂 listy, kt贸re papier ledwie wytrzymy­wa艂. Kiedy艣 na przyk艂ad napisa艂 do cz艂owieka, kt贸ry nadepn膮艂 mu na odcisk: „Jedyne, co ci pozostaje, to za艂atwi膰 pozwolenie na poch贸wek. Powiedz s艂owo, a dopilnuj臋, aby wystawiono je dla ciebie." Innym ra­zem w li艣cie do wydawcy skomentowa艂 prac臋 redak­tora, kt贸ry usi艂owa艂 poprawi膰 jego „ortografi臋 i interpunkcj臋", jak si臋 wyrazi艂. „Zostaw wszystko zgodnie z moim maszynopisem i dopilnuj, aby ten re­daktor zatrzyma艂 swoje sugestie w papkowatej masie w艂asnego spr贸chnia艂ego m贸zgu."

Pisanie tych zjadliwych list贸w poprawia艂o samopo­czucie Marka Twaina. Dawa艂 w ten spos贸b upust na­pi臋ciu, jednak nie wyrz膮dza艂 nikomu krzywdy, po­niewa偶 偶ona Twaina potajemnie wyjmowa艂a je z wysy­艂anej korespondencji. Nigdy nie dociera艂y do adresata.

Czy jest kto艣, kogo chcia艂by艣 zmieni膰, poinstruo­wa膰, ulepszy膰? Bardzo dobrze! 艢wietnie! Jestem za! Ale dlaczego nie zaczniesz od siebie? Z czysto egois­tycznego punktu widzenia jest to o wiele bardziej ko­rzystne ni偶 pr贸by ulepszania innych — i o wiele mniej niebezpieczne. „Nie narzekaj na 艣nieg na dachu two­jego s膮siada, kiedy twoje w艂asne schody nie s膮 czyste" — przestrzega艂 Konfucjusz.

Kiedy by艂em jeszcze m艂ody i ze wszystkich si艂 pr贸­bowa艂em wywrze膰 na ludziach wra偶enie, napisa艂em g艂upi list do Richarda Hardinga Davisa, w贸wczas znacz膮cej postaci w literackim krajobrazie Ameryki. Przygotowywa艂em artyku艂 o pisarzach i chcia艂em, a-by Davis opowiedzia艂 mi o swoich metodach pracy. Kilka tygodni wcze艣niej otrzyma艂em od kogo艣 innego list z dopiskiem na dole: „Nie czyta艂em po podykto­waniu." Zrobi艂o to na mnie wra偶enie. Pomy艣la艂em, 偶e


autor listu musi by膰 niezwykle zaj臋tym i bardzo wa偶­nym cz艂owiekiem. Ja sam nie by艂em ani troch臋 zaj臋ty, ale chc膮c zrobi膰 wra偶enie na Richardzie Hardingu Da-visie, zako艅czy艂em sw贸j list takim samym dopiskiem:

„Nie czyta艂em po podyktowaniu."

Nie zada艂 sobie trudu, by odpowiedzie膰 na m贸j list. Zwr贸ci艂 mi go po prostu z nast臋puj膮cym dopiskiem na dole: „Pa艅skie z艂e maniery przewy偶szaj膮 jedynie pa艅­skie z艂e maniery." To prawda, strzeli艂em okropn膮 gaf臋 i z pewno艣ci膮 zas艂u偶y艂em sobie na to upomnienie. Jednak, co ludzkie, poczu艂em si臋 obra偶ony. Dotkn臋艂o mnie to tak bardzo, 偶e kiedy w dziesi臋膰 lat p贸藕niej przeczyta艂em o 艣mierci Richarda Hardinga Davisa je­dyna my艣l, jaka przysz艂a mi do g艂owy, to — wstyd si臋 przyzna膰 — wspomnienie rany, kt贸r膮 mi zada艂.

Nawet zupe艂nie pewni, 偶e mamy racj臋, je艣li zechcemy obrazi膰 kogo艣 tak, 偶e b臋dzie o tym pami臋ta艂 przez dzie­si膮tki lat i nie wybaczy nam do 艣mierci — po prostu za­fundujmy mu odrobin臋 jadowitej krytyki.

W kontaktach z lud藕mi musimy pami臋ta膰, 偶e nie s膮 to istoty kieruj膮ce si臋 logik膮. Mamy do czynienia z is­totami powodowanymi emocjami, pe艂nymi uprze­dze艅 i dumy wynikaj膮cej z pr贸偶no艣ci.

Zjadliwa krytyka sprawi艂a, 偶e Thomas Hardy, jeden z najlepszych powie艣ciopisarzy, jacy kiedykolwiek pisali po angielsku, na zawsze zarzuci艂 pisanie prozy;

angielskiego poet臋 Thomasa Chattertona doprowa­dzi艂a do samob贸jstwa.

Benjamin Franklin, ca艂kowicie pozbawiony taktu w m艂odo艣ci, sta艂 si臋 takim dyplomat膮/ tak nauczy艂 si臋 obcowa膰 z lud藕mi, 偶e mianowano go ambasadorem we Francji. Sekret jego sukcesu? „Nie powiem 藕le o nikim, a b臋d臋 m贸wi艂 wszystko dobre, co wiem o ka偶­dym" — to by艂a jedna z jego zasad.

Krytykowa膰, pot臋pia膰 i narzeka膰 potrafi ka偶dy g艂upiec — i wi臋kszo艣膰 g艂upc贸w to robi. Al臋 aby zro­


zumie膰 i darowa膰, potrzeba charakteru i samokon­troli. „Wielki cz艂owiek pokazuje swoj膮 wielko艣膰 przez spos贸b, w jaki traktuje maluczkich" — powiedzia艂 Car艂yle.

S艂ynny pilot oblatywacz Bob Hoover, cz臋sto startu­j膮cy w pokazach powietrznych, wraca艂 kiedy艣 do domu w Los Angeles z pokazu w San Diego. Na wy­soko艣ci trzech tysi臋cy st贸p nagle przesta艂y pracowa膰 obydwa silniki. Magazyn „Flight Operations" opisuje ca艂e to zdarzenie. Dzi臋ki zr臋cznym manewrom Hoo-verowi uda艂o si臋 wyl膮dowa膰 i nikomu nic si臋 nie sta­艂o, ale maszyna uleg艂a ca艂kowitemu zniszczeniu.

Pierwsze, co zrobi艂 Hoover po l膮dowaniu awaryj­nym, to sprawdzenie paliwa. Tak jak podejrzewa艂, 艣mi­g艂owiec z czas贸w II wojny 艣wiatowej, kt贸rym leda艂, nap臋dzany by艂 paliwem odrzutowym, a nie benzyn膮.

Po powrocie na lotnisko za偶膮da艂 spotkania z me­chanikiem, kt贸ry szykowa艂 samolot do startu. Ten m艂ody cz艂owiek by艂 wr臋cz sparali偶owany strachem z powodu b艂臋du, kt贸ry pope艂ni艂. 艁zy nabieg艂y mu do oczu, kiedy zbli偶a艂 si臋 Hoover. Przez niego przecie偶 uleg艂 zniszczeniu bardzo drogi samolot, a o ma艂y w艂os nie spowodowa艂 艣mierci trojga ludzi.

Mo偶ecie sobie wyobrazi膰 z艂o艣膰 Hoovera. Nale偶a艂o si臋 spodziewa膰, 偶e dumny i dok艂adny pilot zrobi piekieln膮 awantur臋 za to niedopatrzenie. Jednak偶e Hoover nie zruga艂 mechanika. Nawet go nie pou­czy艂. Zamiast tego po艂o偶y艂 swoj膮 wielk膮 r臋k臋 na ra­mieniu m艂odego cz艂owieka i powiedzia艂: „Poniewa偶 jestem pewien, 偶e nigdy wi臋cej tego nie zrobisz, pro­sz臋, aby艣 jutro przygotowa艂 do startu mojego F-51."

Rodzic贸w cz臋sto kusi, aby strofowa膰 swoje dzieci. Spodziewacie si臋 te偶 pewnie, 偶e i tu b臋d臋 m贸wi艂 „Nie!". Jednak nie b臋d臋. Po prostu wam poradz臋:

zanim zaczniecie kogo艣 poucza膰, przeczytajcie kla­syczne ju偶 ameryka艅skie opowiadanie Ojciec zapomi-


na. Po raz pierwszy ukaza艂o si臋 jako tekst redakcyjny w „People's Home Joumal". Tu przedrukowane jest za pozwoleniem autora w skr贸conej wersji, kt贸ra uka­za艂a siew „Reader's Digest".

Ojciec zapomina to jeden z tych kr贸tkich kawa艂k贸w, kt贸re, naszkicowane w chwili prawdziwego natchnie­nia, uderzaj膮 w czule struny tak wielu czytelnik贸w, 偶e wiecznie si臋 do nich powraca. Jak pisze sam autor, W. Livingstone Lamed, od chwili pierwszej publikacji o-powiadanie zosta艂o przedrukowane „w setkach cza­sopism, pism specjalistycznych i gazet w ca艂ym kraju. T艂umaczono je te偶 cz臋sto na j臋zyki obce. Ja sam dawa­艂em zgod臋 tysi膮com ludzi, kt贸rzy chcieli wykorzysta膰 je w ko艣cio艂ach, szko艂ach i na odczytach. By艂o cytowa­ne w eterze w niezliczonych programach z r贸偶nych okazji. Wykorzystywa艂y je te偶 pisma szkolne i uniwer­syteckie. Czasem kr贸tki tekst wydaje si臋 dzia艂a膰 magicz­nie. Ten z pewno艣ci膮 dzia艂a艂."

OJCIEC ZAPOMINA W. Lwingston Larned

Pos艂uchaj, synu! M贸wi臋 do ciebie, kiedy 艣pisz, z jma艂膮 艂apk膮 skurczon膮 pod policzkiem i jasnymi lokami przyklejonymi do wilgotnego czo艂a. Przy­szed艂em do twojego pokoju z w艂asnej woli. Kilka minut temu, kiedy czyta艂em w bibliotece gazet臋, przetoczy艂a si臋 przeze mnie dusz膮ca fala wyrzu­t贸w sumienia. W poczuciu winy stoj臋 przy twym 艂贸偶ku.

Oto, co my艣la艂em, synu. By艂em dla ciebie ci臋偶a­rem. Zruga艂em de, kiedy szykowa艂e艣 si臋 do szko­艂y, poniewa偶 ledwie przetar艂e艣 twarz r臋cznikiem. Kaza艂em ci prosi膰 o pozwolenie, by艣 nie musia艂 czy艣ci膰 but贸w. Krzykn膮艂em ze z艂o艣ci膮, gdy u-pu艣d艂e艣 co艣 na pod艂og臋.


Przy 艣niadaniu te偶 wytkn膮艂em ci b艂膮d. Rozla艂e艣 co艣. Pospiesznie prze艂yka艂e艣 jedzenie. Zbyt grubo posmarowa艂e艣 chleb mas艂em. A potem, kiedy za­cz膮艂e艣 si臋 bawi膰, a ja szykowa艂em si臋 do wyj艣cia, odwr贸ci艂e艣 si臋 i krzykn膮艂e艣: „Do widzenia, tato!" Spojrza艂em na ciebie spod oka i w odpowiedzi powiedzia艂em jedynie: „Nie garb si臋!"

Wszystko zacz臋艂o si臋 od nowa p贸藕nym popo­艂udniem. Zobaczy艂em ci臋 ju偶 na drodze. Na kl臋cz­kach gra艂e艣 w kulki. Mia艂e艣 dziurawe skarpety. Upokorzy艂em ci臋 przy twoich kolegach, ka偶膮c ci maszerowa膰 przed sob膮 do domu. Skarpetki by艂y drogie — gdyby艣 sam musia艂 jf kupi膰, bardziej by艣 o nie dba艂! Wyobra藕 sobie synu, tak pomy艣la艂em.

Czy pami臋tasz, jak p贸藕niej, kiedy czyta艂em w bibliotece, wszed艂e艣 nie艣mia艂o, z wyrazem b贸lu w oczach? Kiedy spojrza艂em znad gazety, sta艂e艣 w drzwiach wahaj膮c si臋, czy wej艣膰. „Czego zn贸w chcesz?" — warkn膮艂em.

Nie odpowiedzia艂e艣, tylko przebieg艂e艣 przez pok贸j jak burza i zarzuci艂e艣 mi r臋ce na szyj臋, i poca艂owa艂e艣 mnie, i twoje ma艂e r膮czki zacisn臋艂y si臋 z uczuciem, kt贸re B贸g zaszczepi艂 w twoim ser­cu i kt贸rego nie zabije nawet moje zaniedbanie. A potem ju偶 ci臋 nie by艂o — twoje n贸偶ki tupa艂y na schodach.

Tak, synu, wkr贸tce potem gazeta wysun臋艂a mi si臋 z r膮k i chwyci艂 mnie okropny, chorobliwy strach. C贸偶 za na艂贸g mn膮 ow艂adn膮艂? Na艂贸g wy­najdywania b艂臋d贸w i dawania reprymend — tak jakbym zapomnia艂, 偶e jeste艣 tylko ch艂opcem. Ale nie dlatego, 偶e ci臋 nie kocham. To dlatego, 偶e zbyt wiele od d臋bie wymaga艂em. Ocenia艂em ci臋 na miar臋 moich w艂asnych lat.

A tyle by艂o w twoim zachowaniu prawdy, dob­ra i delikatno艣ci. Twoje serce jest tak wielkie jak


brzask nad wzg贸rzami. By艂o to wida膰, kiedy wbieg艂e艣, by spontanicznie poca艂owa膰 mnie na dobranoc. Nic wi臋cej nie liczy si臋 tej nocy, synu. Przyszed艂em pod os艂on膮 ciemno艣ci do twojej sypialni i kl臋cz臋 tu zawstydzony!

To kiepska pokuta. Wiem, 偶e nie zrozumia艂by艣 tego wszystkiego, gdybym m贸wi艂 do ciebie za dnia, kiedy nie 艣pisz. Ale jutro b臋d臋 prawdziwym tat膮! B臋d臋 twoim kumplem i b臋d臋 p艂aka膰, gdy ty p艂aczesz, i 艣mia膰 si臋, gdy ty si臋 艣miejesz. Ugryz臋 si臋 w j臋zyk, kiedy przyjd膮 s艂owa zniecierpliwie­nia. B臋d臋 wci膮偶 sobie powtarza艂 jak zakl臋cie: „On jest tylko ch艂opcem, ma艂ym ch艂opcem!"

Chcia艂em widzie膰 w tobie m臋偶czyzn臋. A jednak teraz, kiedy skulony 艣pisz na swym pos艂aniu, wi­dz臋, synu, 偶e jeste艣 wci膮偶 dzieckiem. Jeszcze wczoraj tuli艂a ci臋 matka, trzyma艂e艣 g艂ow臋 na jej ra­mieniu. 呕膮da艂em zbyt wiele, zbyt wiele.

Zamiast pot臋pia膰 ludzi spr贸bujmy ich zrozumie膰. Zastan贸wmy si臋, dlaczego robi膮 to, co robi膮. To o wie­le korzystniejsze i bardziej intryguj膮ce ni偶 krytykowa­nie. To rodzi sympati臋, toleranq臋 i uprzejmo艣膰. „Wiedzie膰 wszystko to wszystko wybaczy膰."

Jak powiedzia艂 drJohnson: „Sam B贸g, prosz臋 pana, nie ka偶e s膮dzi膰 cz艂owieka a偶 do ko艅ca jego dni."

Dlaczeg贸偶 wi臋c ty czy ja mieliby艣my go s膮dzi膰?

ZASADA PIERWSZA Nie krytykuj, nie pot臋piaj i nie pouczaj.


2

WIELKI SEKRET KONTAKT脫W Z LUD殴MI

Jest tylko jeden spos贸b pod s艂o艅cem, aby sprawi膰, by kto艣 co艣 zrobi艂. Czy kiedykolwiek zada艂e艣 sobie trud, 偶eby si臋 nad tym zastanowi膰? Tak, tylko jeden spos贸b. Trzeba sprawi膰, aby ten kto艣 chcia艂 to zrobi膰.

Pami臋taj: nie ma 偶adnego innego sposobu.

Oczywi艣cie mo偶esz sprawi膰, by kto艣 zechcia艂 odda膰 ci sw贸j zegarek, wciskaj膮c mu miedzy 偶ebra luf臋 pisto­letu. Tak d艂ugo, jak masz na nich oko, mo偶esz by膰 pewien, 偶e ludzie, kt贸rych zatrudniasz, pracuj膮 — pod gro藕b膮 zwolnienia. Mo偶esz zmusi膰 dziecko, by robi艂o to, czego chcesz, uciekaj膮c si臋 do pasa i pogr贸­偶ek. Jednak wszystkie te metody przynios膮 niepo偶膮­dane skutki.

Jedyny spos贸b, w jaki ja mog臋 sprawi膰, by艣 ty co艣 zrobi艂, to ofiarowanie ci tego, co chcesz otrzyma膰.

Czego wi臋c chcesz?

Zygmunt Freud powiedzia艂, 偶e wszystko, co robi­my, wynika albo z pobudek seksualnych, albo z ch臋ci bycia wielkim.

John Dewey, jeden z najwi臋kszych filozof贸w Ame­ryki, uj膮艂 to troch臋 inaczej. Ot贸偶 dr Dewey powiedzia艂, 偶e ukrytym motorem ludzkiej natury jest „ 偶膮dza bycia wa偶nym". Zapami臋taj te s艂owa: „偶膮dza bycia wa偶­nym". To wielkie s艂owa. Przeczytasz je jeszcze wiele razy w tej ksi膮偶ce.

Czego wi臋c chcesz? Niezbyt wiele, ale tej garstki, na kt贸rej ci zale偶y, b臋dziesz po偶膮da膰 z nieprawdopodob-


na konsekwencj膮. Oto rzeczy, kt贸rych chce wi臋kszo艣膰 ludzi:

1. Zdrowie i utrzymanie 偶ycia

2. Jedzenie

3. Sen

4. Pieni膮dze i to, co mo偶na za nie kupi膰

5. Zbawienie

6. Zadowolenie seksualne

7. Powodzenie w艂asnych dzieci

8. Poczucie wa偶no艣ci

Wszystkie z tych potrzeb s膮 zwykle zaspokajane — wszystkie pr贸cz ostatniej. Jedno pragnienie, niemal tak silne i niepokonane jak potrzeba jedzenia i snu, bardzo rzadko zostaje spe艂nione. Freud nazwa艂 je „ch臋ci膮 bycia wielkim", Dewey za艣 „偶膮dz膮 bycia wa偶nym".

Lincoln rozpocz膮艂 kiedy艣 list s艂owami: „Ka偶dy lubi, gdy prawi膰 mu komplementy." William James powie­dzia艂: „Najg艂臋biej zakorzenione w naturze ludzkiej jest po偶膮danie, by by膰 docenianym." Zauwa偶my, 偶e nie m贸wi艂 o „ch臋ci", „t臋sknocie" lub „pragnieniu". U偶y艂 s艂owa „po偶膮danie".

Oto jest ten niszcz膮cy i niepowstrzymany ludzki g艂贸d; ci nieliczni, kt贸rzy 贸w g艂贸d zaspokoj膮, b臋d膮 mie膰 wszystkich ludzi w r臋ku, a po 艣mierci „op艂aki­wa膰 ich b臋dzie i 偶a艂owa膰 nawet grabarz".

呕膮dza poczucia wa偶no艣d jest jedn膮 z g艂贸wnych cech odr贸偶niaj膮cych nas od zwierz膮t. Aby nie by膰 go艂os艂ownym, podam przyk艂ad. Kiedy by艂em ch艂opa­kiem, jeszcze na farmie w Missouri, m贸j ojciec hodo­wa艂 wieprze rasy Duroc-Jersey i szlachetny gatunek bia艂o umaszczonego byd艂<i. Wozili艣my nasze wieprze i byd艂o po targach i wystawach zwierz膮t na ca艂ym 艢rodkowym Zachodzie. Zdobywali艣my najwi臋cej " punkt贸w i pierwsze nagrody. Ojciec przypina艂 b艂臋kit­


ne kokardy na kawa艂ku bia艂ego materia艂u i ilekro膰 przychodzili do nas znajomi, wyjmowa艂 materia艂. Trzyma艂 jedn膮 r臋k膮 za jeden koniec, a drug膮 za drugi i chwali艂 si臋 zdobytymi kokardami.

Wieprze nie dba艂y o to, czy zdoby艂y jak膮艣 kokard臋, czy nie. Ale ojciec tak. Nagrody dawa艂y mu poczude wa偶­no艣d.

Gdyby nasi przodkowie nie przejawiali 偶膮dzy po­czucia wa偶no艣d, nie by艂oby naszej cywilizacji. Bez tej 偶膮dzy niewiele r贸偶niliby艣my si臋 od zwierz膮t.

W艂a艣nie ta 偶膮dza sprawi艂a, 偶e pewien niewykszta艂­cony i biedny ekspedient w sklepie spo偶ywczym za­cz膮艂 czyta膰 ksi膮偶ki prawnicze. Kupowa艂 je za 50 cen­t贸w i czyta艂 na zapleczu sklepu. Pewnie s艂yszeli艣de o tym sprzedawcy. Nazywa艂 si臋 Abe Lincoln.

Ta 偶膮dza poczuda wa偶no艣ci sk艂oni艂a Dickensa do napisania jego nie艣miertelnych powie艣ci. Ta sama 偶膮­dza zainspirowa艂a sir Christophera Wrena do stwo­rzenia prawdziwych poemat贸w architektonicznych. To ona sprawi艂a, 偶e Rockefeller zgromadzi艂 miliony, kt贸rych nigdy nie zdo艂a艂 wyda膰. Dok艂adnie z tej samej przyczyny najbogatsza rodzina w twoim mie艣de po­stawi艂a dom o wiele za du偶y jak na swoje potrzeby.

呕膮dza ta sprawia, 偶e chcesz nosi膰 najmodniejsze ubrania, je藕dzi膰 najnowszymi samochodami i popisy­wa膰 si臋 b艂yskotliwo艣d膮 twoich dzieci.

Ta w艂a艣nie 偶膮dza przyci膮ga wielu m艂odych ch艂op­c贸w i wiele dziewcz膮t do gang贸w i spycha ich na dro­g臋 przest臋pstwa. Wed艂ug E. P. Mu艂rooneya, niegdy艣 komisarza policji w Nowym Jorku, przed臋tny m艂ody kryminalista natychmiast po znalezieniu si臋 w aresz-de prosi o dostarczenie mu gazet, kt贸re uczyni艂y go bohaterem dnia. Niezbyt przyjemna perspektywa od­siadywania wyroku wydaje mu si臋 bardzo odleg艂a, dop贸ki mo偶e ogl膮da膰 swoj膮 podobizn臋 obok gwiazd sportu, kina i telewizji oraz polityk贸w.


Je艣li powiesz, kiedy czujesz si臋 wa偶ny, powiem ci, kim jeste艣. To w艂a艣nie okre艣la tw贸j charakter. I tak na przyk艂ad John D. Rockefeller zaspokoi艂 potrzeb臋 by da wa偶nym daj膮c pieni膮dze na budow臋 szpitala w Peki­nie w Chinach. Znalaz艂y w nim opiek臋 miliony bieda­k贸w, kt贸rych on sam nigdy nie widzia艂 na oczy. Z drugiej za艣 strony, Diiiinger czu艂 si臋 wa偶ny b臋d膮c bandyt膮 i zab贸jc膮. Kiedy 艣cigali go agenci FBI, wpad艂 do pewnego domu na farmie w Minnesocie i krzyk­n膮艂: „Jestem Diiiinger!" By艂 dumny z faktu, 偶e jest wro­giem publicznym numer jeden. „Nazywam si臋 Diiiinger, ale nie zrobi臋 wam nic z艂ego."

Tak, r贸偶nica mi臋dzy Rockefellerem i Diiiingerem polega艂a tylko na sposobie zaspokajania przez ich 偶膮dzy poczucia wa偶no艣ci.

Historia roi si臋 od wspania艂ych przyk艂ad贸w wiel­kich ludzi walcz膮cych o poczucie wa偶no艣ci. Nawet Jerzy Waszyngton pragn膮艂, aby go nazywano „Jego Wysoko艣膰 Prezydent Stan贸w Zjednoczonych". Ko­lumb pretendowa艂 do tytu艂u „Admira艂 Oceanu i Wi­cekr贸l Indii". Katarzyna Wielka odmawia艂a otwie­rania list贸w adresowanych inaczej ni偶 „Jej Cesarska Wysoko艣膰". Kiedy艣 w Bia艂ym Domu 偶ona prezydenta Lincolna rzuci艂a si臋 jak tygryska na pani膮 Grant krzycz膮c: „Jak 艣miesz siada膰 w mojej obecno艣ci, zanim ci臋 o to poprosz臋!"

Nasi milionerzy pomagali finansowa膰 ekspedycj臋 admira艂a Byrda na Antarktyd臋 w 1928 roku dlate­go, 偶e tamtejsze 艂a艅cuchy g贸rskie mia艂y by膰 nazwane ich imionami. Victor Hugo stwierdzi艂, 偶e na noszenie jego imienia zas艂uguje tylko Pary偶. Nawet Szekspir, najpot臋偶niejszy z pot臋偶nych, chcia艂 doda膰 blasku swojemu nazwisku, zdobywaj膮c dla swojej rodziny tytu艂 szlachecki.

Zdarza si臋, i偶 dla zdobycia sympatii i zainteresowania innych ludzie okaleczaj膮 si臋, w ten spos贸b zyskuj膮c po­


czucie wa偶no艣ci. We藕my na przyk艂ad pani膮 McKinIey. Czu艂a si臋 wa偶na, kiedy jej m膮偶, prezydent Stan贸w Zjednoczonych, zaniedbywa艂 wa偶ne obowi膮zki pa艅­stwowe i czuwa艂 godzinami przy jej 艂贸偶ku, obejmuj膮c i tul膮c j膮 do snu. Karmi艂a tocz膮c膮 j膮 偶膮dz臋 zwracania na siebie uwagi, kiedy nalega艂a, 偶eby m膮偶 towarzy­szy艂 jej u dentysty. Kiedy艣 zrobi艂a piekieln膮 awantur臋, gdy zostawi艂 j膮 tam sam膮, aby uda膰 si臋 na spotkanie z Johnem Hayem, sekretarzem stanu.

Pisarka Mary Roberts Rinehart opowiedzia艂a mi kiedy艣 o zdolnej, m艂odej i przebojowej kobiecie, kt贸ra sta艂a si臋 inwalidk膮, aby zyska膰 poczucie wa偶no艣ci. „ Pewnego dnia — opowiada艂a pani Rinehart — kobie­ta ta musia艂a czemu艣 stawi膰 czo艂o, by艂y to chyba jej ko­lejne urodziny. Widzia艂a przed sob膮 tylko samotne lata i nie mia艂a poza tym czego oczekiwa膰. Po艂o偶y艂a si臋 wi臋c do 艂贸偶ka i przez dziesi臋膰 lat pozwala艂a, aby jej stara matka kursowa艂a w g贸r臋 i w d贸艂 po schodach, nosz膮c tace i piel臋gnuj膮c j膮. Wreszcie pewnego dnia zm臋czona matka po艂o偶y艂a si臋 i wi臋cej nie wsta艂a. Przez kilka tygodni inwalidka oddawa艂a si臋 rozpaczy, po czym wsta艂a, ubra艂a si臋 i zacz臋艂a normalne 偶ycie."

Niekt贸rzy sugeruj膮 nawet, 偶e ludzie wariuj膮, aby w nierzeczywistym 艣wiecie szale艅stwa odnale藕膰 po­czucie w艂asnej wa偶no艣ci, kt贸rego nie zaznali w 艣wie­cie rzeczywistym. W Stanach Zjednoczonych jest wi臋cej cierpi膮cych na choroby psychiczne ni偶 wszyst­kich innych pacjent贸w razem wzi臋tych.

Jaka jest przyczyna tego szale艅stwa?

Nikt nie potrafi udzieli膰 pewnej odpowiedzi na to pytanie. Wiemy na przyk艂ad, 偶e niekt贸re choroby, ta­kie jak syfilis, niszcz膮 kom贸rki m贸zgu i w ten spos贸b powoduj膮 choroby psychiczne. W istocie oko艂o po艂o­wy chor贸b psychicznych spowodowane jest takimi fizycznymi przyczynami, jak uszkodzenia mecha­niczne m贸zgu, alkohol czy toksyny. Jednak druga po-


艂owa — i to w艂a艣nie jest zaskakuj膮ce — dotyczy ludzi, kt贸rzy nie maj膮 偶adnych organicznych uszkodze艅 m贸zgu. Sekcje zw艂ok wykazuj膮/ 偶e ich kom贸rki m贸z­gowe ogl膮dane pod najsilniejszymi mikroskopami wygl膮daj膮 r贸wnie zdrowo, jak twoje czy moje.

Dlaczego ci ludzie wariuj膮?

Zada艂em to pytanie naczelnemu lekarzowi jednego z naszych najwi臋kszych szpitali psychiatrycznych. Lekarz ten, kt贸ry otrzyma艂 najwy偶sze i najbardziej ce­nione wyr贸偶nienia i nagrody za swoj膮 wiedz臋 w dzie­dzinie psychiatrii, odpowiedzia艂 mi szczerze, 偶e nie wie. Nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie. Powie­dzia艂 mi jednak, 偶e wszyscy psychicznie chorzy odnaj­duj膮 w szale艅stwie poczucie wa偶no艣ci, kt贸rego nie byli w stanie zaspokoi膰 w 艣wiecie rzeczywistym. Potem us艂ysza艂em nast臋puj膮c膮 histori臋:

„Mam pacjentk臋, kt贸rej ma艂偶e艅stwo okaza艂o si臋 tra­gedi膮. Chcia艂a mi艂o艣ci, satysfakcji z seksu, dzieci i presti偶u spo艂ecznego, jednak 偶ycie rozwia艂o wszel­kie jej marzenia. M膮偶 jej nie kocha艂. Odm贸wi艂 nawet wsp贸lnych posi艂k贸w i zmusza艂 j膮, by podawa艂a mu je­dzenie do jego pokoju. Nie mia艂a dzied, nie zyska艂a te偶 偶adnej pozycji spo艂ecznej. Zwariowa艂a i w 艣wiecie swojej szalonej wyobra藕ni rozwiod艂a si臋 z m臋偶em i powr贸ci艂a do panie艅skiego nazwiska. Teraz wierzy, 偶e po艣lubi艂a m臋偶czyzn臋 z angielskiej rodziny arysto­kratycznej i nalega, aby nazywa膰 j膮 lady Smith.

A je艣li idzie o dzied, to co noc wyobra偶a sobie, 偶e rodzi dziecko. Ilekro膰 jestem u niej z wizyt膮, m贸wi:

"Doktorze, dzisiejszej nocy urodzi艂am dziecko."

呕yde rzuci艂o jej marzenia niczym morze wrak na ska艂y. Ale na s艂onecznych, fantazyjnych wyspach sza­le艅stwa jej okr臋t wszed艂 do portu pod pe艂nymi 偶agla­mi, a na wantach wiatr gra艂 hymn zwyd臋stwa."

Tragedia? Sam nie wiem. Na zako艅czenie 贸w lekarz powiedzia艂: „Gdybym m贸g艂 przywr贸ci膰 jej poczytal­


no艣膰 jednym ruchem r臋ki, nie zrobi艂bym tego. Teraz jest szcz臋艣liwsza."

Je艣li s膮 ludzie, kt贸rzy tak pragn膮 poczucia wa偶no­艣ci, 偶e dla jego zdobyda trac膮 zmys艂y, wyobra藕 sobie, jakiego cudu mo偶emy dokona膰, i ty, i ja, licz膮c si臋 z tym aspektem ich umys艂u.

Charles Schwab by艂 jednym z pierwszych amery­ka艅skich biznesmen贸w. Zarabia艂 milion dolar贸w rocznie (a nie by艂o wtedy podatku dochodowego i ju偶 osoba otrzymuj膮ca 50 dolar贸w tygodniowo uwa偶ana by艂a za bogacza). W 1921 roku, kiedy mia艂 zaledwie 38 lat, Andrew Camegie uczyni艂 go pierwszym preze­sem nowo utworzonego przedsi臋biorstwa United States Steel Company. (P贸藕niej Schwab przej膮艂 znaj­duj膮c膮 si臋 w tarapatach Bethlem Steel Company i zrobi艂 z niej jedn膮 z najbardziej dochodowych firm w Ameryce.)

Dlaczego Andrew Camegie p艂aci艂 Charlesowi Schwabowi milion dolar贸w rocznie, a wi臋c ponad 3 ty­si膮ce dziennie? Czy wiedzia艂 on o przemy艣le stalowym wi臋cej ni偶 inni? Nonsens! Charles Schwab sam mi wy­zna艂, 偶e zatrudnia sztab ludzi, kt贸rzy znaj膮 si臋 na pro­dukcji stali znacznie lepiej ni偶 on.

Schwab m贸wi, 偶e otrzymywa艂 tak膮 pensj臋 w zasa­dzie za umiej臋tno艣膰 wsp贸艂偶ycia z lud藕mi. Spyta艂em go, jak to osi膮ga. Oto jego sekret wyra偶ony jego w艂as­nymi s艂owami. Wyryte w br膮zie powinny one wisie膰 w ka偶dym domu i szkole, w ka偶dym sklepie i biurze w tym kraju. S艂贸w tych dzieci powinny uczy膰 si臋 na pami臋膰, zamiast traci膰 czas na zapami臋tywanie 艂ad艅-skich koniugadi albo 艣rednich rocznych opad贸w w Brazylii. S艂owa te na pewno zmieni膮 twoje i moje 偶y­cie, je艣li b臋dziemy 偶y膰 zgodnie z nimi.

„Uwa偶am, 偶e najcenniejsz膮 rzecz膮, jak膮 posiadam, jest umiej臋tno艣膰 rozbudzania w ludziach entuzjazmu — powiedzia艂 Schwab — a jedyny spos贸b, w jaki mo偶-


na nak艂oni膰 cz艂owieka do ujawnienia tego, co w nim najlepsze, to uznanie i zach臋ta. Nic tak nie niszczy ambicji w ludziach jak krytyka zwierzchnik贸w. Nigdy nie krytykuj臋 nikogo. Wierz臋 w dawanie ludziom bod藕c贸w do pracy. Ch臋tnie wi臋c chwal臋, a niech臋tnie szukam winnych. Je艣li co艣 mi si臋 podoba, aprobuj臋 to z ca艂膮 serdeczno艣ci膮 i nie szcz臋dz臋 pochwa艂."

To w艂a艣nie robi艂 Schwab. A co robi膮 zazwyczaj lu­dzie? Dok艂adnie odwrotnie. Je艣li co艣 im si臋 nie podo­ba, rugaj膮 podw艂adnych. Je艣li za艣 co艣 doceni膮, nigdy o tym nie m贸wi膮. To jak w tym starym kuplecie:

Raz 藕le zrobi艂em, krzyczeli wci膮偶 na nowo,

Zrobi艂em dobrze dwakro膰 — nie pad艂o ni s艂owo.

„Mam wielu znajomych, spotka艂em w 偶yciu wielu wielkich i s艂awnych ludzi — powiedzia艂 Schwab — a nie znam nikogo, nawet w艣r贸d tych najwi臋kszych, kto nie pracowa艂by lepiej i nie wk艂ada艂 w prac臋 wi臋cej wysi艂ku, je艣li jest to doceniane; nigdy jednak nie zro­bi艂by tego na skutek krytyki."

I to w艂a艣nie — jego zdaniem — by艂o jedn膮 z przyczyn nieprawdopodobnego sukcesu Andrew Camegie'ego. Camegie docenia艂 swoich wsp贸艂pracownik贸w i s艂u偶bo­wo, i prywatnie.

Camegie 偶yczy艂 sobie, aby s艂owa uznania dla wsp贸艂pracownik贸w znalaz艂y si臋 nawet na jego p艂ycie nagrobnej. Sam napisa艂 kr贸tkie epitafium, kt贸re brzmi: „Tu spoczywa ten, kt贸ry wiedzia艂, jak zgroma­dzi膰 wok贸艂 siebie zdolniejszych ni偶 on sam."

Szczera pochwa艂a by艂a te偶 jednym z sekret贸w pierw­szego sukcesu Johna D. Rockefellera w kontaktach z lud藕mi. I tak na przyk艂ad, kiedy jeden z jego partne­r贸w, Edward T. Bedford, straci艂 milion dolar贸w 藕le in­westuj膮c w Afryce Po艂udniowej, John D. mia艂 wszel­kie powody do krytyki. Wiedzia艂 jednak, 偶e Bedford robi艂, co m贸g艂, a krach by艂 cz臋艣ciowo skutkiem przy­padku. Znalaz艂 wi臋c co艣, co zas艂ugiwa艂o na pochwa艂臋:


pogratulowa艂 Bedfordowi, 偶e zaoszcz臋dzi艂 on 60 % z zainwestowanych pieni臋dzy. „To wspania艂e osi膮g­ni臋cie. Nam w firmie rzadko si臋 to udaje" — powie­dzia艂 Rockefeller.

Mam w swoich notatkach histori臋, o kt贸rej wiem, 偶e nigdy si臋 nie wydarzy艂a. Ale przytocz臋 j膮, ponie­wa偶 jest dobrym przyk艂adem.

Ot贸偶 historyjka ta g艂osi, 偶e pewna wie艣niaczka pod koniec ci臋偶kiego dnia pracy ustawi艂a przed m臋偶em i synami olbrzymi膮 kop臋 siana. Gdy zacz臋li dopyty­wa膰 si臋, czy przypadkiem nie zwariowa艂a, odpar艂a: „A sk膮d mia艂am wiedzie膰, 偶e to zauwa偶ycie? Gotuj臋 dla was ju偶 od dwudziestu lat i przez ca艂y ten czas nie powiedzieli艣cie nawet, 偶e nie jecie siana."

Kilka lat temu przeprowadzono wywiady z 偶ona­mi, kt贸re opu艣ci艂y m臋偶贸w. Jak s膮dzisz, co by艂o g艂贸wn膮 przyczyn膮 ich odej艣cia? Brak uznania 艂 za艂o偶y艂bym si臋, 偶e podobne badania w艣r贸d m臋偶czyzn, kt贸rzy o-deszli od 偶on, przynios艂yby te same wyniki. Cz臋sto jeste艣my tak pewni lojalno艣ci swoich wsp贸艂ma艂偶on­k贸w, 偶e nie przychodzi nam do g艂owy powiedzie膰 im, jak bardzo ich cenimy.

Kiedy艣 na kursie pewien s艂uchacz powt贸rzy艂 mi pro艣­b臋, z jak膮 zwr贸ci艂a si臋 do niego 偶ona. Wraz z grup膮 przy­jaci贸艂 by艂a ona zaanga偶owana w ko艣cielnym ruchu samodoskonalenia. Chcia艂a wi臋c, aby m膮偶 wymieni艂 sze艣膰 rzeczy, dzi臋ki kt贸rym uzna艂by j膮 za lepsz膮 偶on臋.

„By艂em zaskoczony t膮 pro艣b膮 — powiedzia艂. — Szczerze m贸wi膮c, z 艂atwo艣ci膮 wyliczy艂bym sze艣膰 rze­czy, kt贸re chcia艂bym w niej zmieni膰. M贸j Bo偶e, ona te偶 mog艂aby poda膰 tysi膮ce rzeczy, kt贸re chcia艂aby zmieni膰 we mnie! A jednak nie zrobi艂em tego. Obieca艂em jej od­powiedzie膰 nast臋pnego dnia — po zastanowieniu.

Tego ranka wsta艂em bardzo wcze艣nie, zadzwoni­艂em do kwiaciarni i kaza艂em przys艂a膰 mojej 偶onie sze艣膰 czerwonych r贸偶 z bilecikiem tej tre艣ci: 芦Nie po-


trafi臋 znale藕膰 sze艣ciu rzeczy, kt贸re chcia艂bym w tobie zmieni膰. Kocham ci臋 tak膮, jaka jeste艣.禄

I kto rzuci艂 mi si臋 na szyj臋, kiedy tego wieczoru wr贸­ci艂em do domu? Oczywi艣cie, moja 偶ona. Prawie p艂a­ka艂a. Nie musz臋 chyba m贸wi膰, jak bardzo by艂em zadowolony, 偶e jej nie skrytykowa艂em.

W niedziel臋 w ko艣ciele, gdy 偶ona opowiedzia艂a o re­zultatach wykonanego zadania, podesz艂o do mnie kilka kobiet, z kt贸rymi pracowa艂a w grupie. Wszystkie m贸wi­艂y, 偶e post膮pi艂em bardzo rozs膮dnie. Wtedy w艂a艣nie zda­艂em sobie spraw臋 z pot臋gi uznania i pochwa艂y."

Jeden z najlepszych producent贸w w historii Broad-wayu, Horenz Ziegfeid, ws艂awi艂 si臋 umiej臋tno艣ci膮 uka-zania w glorii ameryka艅skiej dziewczyny. Kilka­krotnie z niepozornych stworze艅, na kt贸rych nikt nie zatrzymywa艂 wzroku, czyni艂 na scenie cudowne uoso­bienie tajemnicy i zmys艂owo艣ci. Znaj膮c moc pewno艣ci siebie, kt贸r膮 daje uznanie, kurtuazj膮 sprawia艂, 偶e ko­biety te czu艂y si臋 pi臋kne. By艂 praktyczny: dziewcz臋tom z ch贸ru podni贸s艂 pensj臋 z 30 do 175 dolar贸w. By艂 te偶 szarmancki: po premierze wysy艂a艂 telegramy gratula­cyjne do wszystkich gwiazd spektaklu, a ka偶d膮 dziew­czyn臋 z ch贸ru obsypywa艂 r贸偶ami.

Kiedy艣 dla kaprysu przez sze艣膰 dni nic nie jad艂em. Nie by艂o to trudne. Sz贸stego dnia odczuwa艂em mniej­szy g艂贸d ni偶 pod koniec drugiego. Znam ludzi, a mo偶e znasz ich i ty, kt贸rzy ka偶膮c rodzinie lub pracownikom przez sze艣膰 dni nic nie je艣膰, czuliby si臋 jak przest臋pcy. Jednak d sami ludzie skazuj膮 rodzin臋 i pracownik贸w na 偶ycie bez s艂owa uznania przez sze艣膰 dni, sze艣膰 ty­godni, a czasem i sze艣膰dziesi膮t lat. A przecie偶 uznania potrzebuj膮 oni tak samo jak jedzenia!

Jeden z najwi臋kszych aktor贸w swoich czas贸w, Al­fred Lunt, graj膮c g艂贸wn膮 rol臋 w Zje藕dzie w Wiedniu po­wiedzia艂: „Niczego nie potrzebuj臋 tak bardzo jak zaspokojenia mojej ambicji."


Troszczymy si臋 o cia艂a naszych dzieci, przyjaci贸艂 i pracownik贸w, ale czy obchodzi nas ich ambicja? Da­jemy im wo艂owin臋 i ziemniaki, by dostarczy膰 im ener­gii, ale nie dbamy o to, by obdarzy膰 ich wyrazami uprzejmo艣ci i uznania, kt贸re pozostan膮 w ich pami臋ci przez ca艂e lata jak muzyka gwiazd.

W jednej ze swoich audycji radiowych zatytu艂owa­nych Ci膮g dalszy Pau艂 Harvey udowodni艂, 偶e szczere wyrazy uznania mog膮 ca艂kowicie zmieni膰 偶ycie cz艂o­wieka. Pewna nauczycielka z Detroit, m贸wi艂, poprosi­艂a Stevie'ego Morrisa, aby pom贸g艂 jej z艂apa膰 mysz, kt贸­ra biega艂a sobie po klasie. Doceni艂a tym samym fakt, 偶e natura wyposa偶y艂a Stevie'ego w to, czego nie mia艂 偶aden z uczni贸w tej klasy, a mianowicie w par臋 nie­prawdopodobnie czu艂ych uszu, kt贸re by艂y rekompen­sat膮 za niesprawno艣膰 jego 艣lepych oczu. Po raz pierwszy kto艣 doceni艂 doskona艂y s艂uch Stevie'ego. W wiele lat po tym wydarzeniu m贸wi on, 偶e ten akt uznania by艂 dla niego pocz膮tkiem nowego 偶yda. Od tego czasu zacz膮艂 rozwija膰 ten dar i pod pseudonimem Stevie Wonder sta艂 si臋 jednym z najwi臋kszych piosen­karzy i kompozytor贸w lat siedemdziesi膮tych.*

Niekt贸rzy z czytelnik贸w my艣l膮 pewnie: „Baju, ba-ju! Lizusostwo i pochlebstwa! Ju偶 tego pr贸bowa艂em. Nie dzia艂a, przynajmniej nie na inteligentnych."

Oczywi艣de, pochlebstwo rzadko dzia艂a na ludzi rozs膮dnych. Jest p艂ytkie, samolubne i nieszczere. Dla­tego zwykle zawodzi. Ale pewni ludzie s膮 tak sprag­nieni uznania, 偶e prze艂kn膮, cokolwiek im si臋 powie, tak jak g艂odny zje nawet traw臋 lub robactwo.

Nawet kr贸lowa Wiktoria bra艂a si臋 czasem na po­chlebstwa. Premier Benjamin Disraeli wyzna艂, 偶e g艂贸wnie w ten spos贸b radzi艂 sobie z kr贸low膮 — schle­bia艂 jej „do granic bezczelno艣d". Ale Disraeli by艂 jed-


nym z najlepiej wychowanych, najzr臋czniejszych i najsprytniejszych polityk贸w, jacy kiedykolwiek rz膮­dzili rozleg艂ym Imperium Brytyjskim. By艂 geniuszem. To, co sprawdza艂o si臋 w jego wykonaniu, niekoniecz­nie uda si臋 mnie czy tobie. Na d艂u偶sz膮 met臋 pochleb­stwo wyrz膮dza wi臋cej z艂ego ni偶 dobrego. Jest fa艂­szywe i podobnie jak fa艂szywy pieni膮dz musi kiedy艣 narobi膰 k艂opotu przekazane komu艣 innemu.

R贸偶nica mi臋dzy pochwa艂膮 a pochlebstwem? To proste. Jedno jest szczere, a drugie nie. Jedno dobywa si臋 z serca, a drugie z ust. Pierwsze nie jest samolubne, a drugie tak. Jedno jest powszechnie uznane, a drugie zgodnie pot臋pione.

W pa艂acu Chapultepec w Meksyku widzia艂em po­piersie meksyka艅skiego bohatera, genera艂a Alvaro Obregona. Widniej膮 s艂owa na nim, 艣wiadcz膮ce o jego wielkiej m膮dro艣ci: „Nie b贸j si臋 wroga, kt贸ry ci臋 ataku­je. Obawiaj si臋 przyjaci贸艂, kt贸rzy d schlebiaj膮."

Nie! Nie! Nie! Nie namawiam do pochlebstwa! Da­leki jestem od tego. M贸wi臋 o nowym sposobie 偶yda. Powt贸rz臋: M贸wi臋 o nowym sposobie 偶yda.

Kr贸l Jerzy V mia艂 na 艣danach swojego gabinetu w pa艂acu Buckingham wyryte sze艣膰 maksym. Jedna z nich g艂osi艂a: „Naucz mnie nie ofiarowa膰 i nie przyjmowa膰 ta­nich pochwa艂." Tym w艂a艣nie jest pochlebstwo: tani膮 pochwa艂膮. Czyta艂em kiedy艣 definicj臋, kt贸r膮 mo偶e warto tu powt贸rzy膰: „Pochlebstwo to m贸wienie drugiemu dok艂adnie tego, co sam o sobie s膮dzi."

„W dowolnym j臋zyku nie powiesz niczego ponad to, kim jeste艣" — powiedzia艂 Raiph Waldo Emerson.

Gdyby chodzi艂o tylko o pochlebstwa, ka偶dy m贸g艂­by je prawi膰 i wszyscy byliby ekspertami w dziedzinie kontakt贸w z lud藕mi.

Kiedy nie mamy specjalnych zmartwie艅, zwykle o-ko艂o 95 % naszych my艣li po艣wi臋camy sobie. Je艣li wi臋c przestaniemy my艣le膰 o sobie, a zajmiemy si臋 wyszuki­


waniem dobrych cech drugiej osoby, nie b臋dziemy musieli udeka膰 si臋 do pochlebstwa — chwytu tak ta­niego i fa艂szywego, 偶e mo偶na go dostrzec, zanim jesz­cze wyjdzie z ust.

Uznanie i pochwa艂a najrzadziej znajduj膮 wyraz w naszym codziennym 偶yciu. Tak si臋 jako艣 dzieje, 偶e zapominamy doceni膰 syna lub c贸rk臋, kiedy przynosz膮 do domu dobre stopnie. Zapominamy pochwali膰 na­sze dzieci, kiedy po raz pierwszy uda im si臋 upiec cia­sto lub zbudowa膰 domek dla ptak贸w. A nic nie zadowala dzieci bardziej ni偶 zainteresowanie i uzna­nie ze strony rodzic贸w.

Kiedy nast臋pnym razem w restauracji zasmakuje ci filet rybny, szepnij na ten temat s艂贸wko szefowi kuch­ni. A gdy zm臋czony sprzedawca b臋dzie wyj膮tkowo uprzejmy, oka偶, 偶e to zauwa偶y艂e艣.

Ka偶dy kaznodzieja, wyk艂adowca i m贸wca wie, jak odbiera odwag臋 oboj臋tno艣膰 s艂uchaczy. Je艣li maj膮 z tym k艂opot profesjonali艣ci, tym bardziej dotyczy to pra­cownik贸w biur, sklep贸w i fabryk, a tak偶e naszych ro­dzin i przyjaci贸艂. W naszych kontaktach nie wolno nam zapomina膰, 偶e wszyscy jeste艣my lud藕mi i prag­niemy uznania. To 艣rodek p艂atniczy, kt贸ry zawsze jest mile widziany.

Spr贸buj zostawia膰 艣lad ma艂ych iskierek wdzi臋cz­no艣ci na swojej drodze. B臋dziesz zdziwiony, jak roz­pal膮 si臋 wielkim ogniem przyja藕ni podczas twej ko­lejnej wizyty.

Pamela Dunham z New Fairfieid w Connecticut w zakresie obowi膮zk贸w mia艂a mi臋dzy innymi nadzo­rowanie wo藕nego, kt贸ry bardzo kiepsko pracowa艂. In­ni pracownicy kpili z niego i specjalnie za艣miecali korytarze, aby wykaza膰, 偶e 藕le pracuje. Przybra艂o to takie rozmiary, 偶e powodowa艂o op贸藕nienia w pracy.

Pam bezskutecznie pr贸bowa艂a r贸偶nych sposob贸w motywowania wo藕nego. Zauwa偶y艂a jednak, 偶e od


czasu do czasu zdarza艂o mu si臋 sprz膮ta膰 naprawd臋 dobrze. Postanowi艂a kiedy艣 pochwali膰 go za to w o-becno艣d innych. Z dnia na dzie艅 pracowa艂 coraz lepiej i wkr贸tce nie dawa艂 powod贸w do narzekania. Cieszy si臋 teraz uznaniem innych. Szczera pochwa艂a zdzia艂a­艂a to, czego nie mog艂y wsk贸ra膰 napomnienia i kpina.

Rani膮c ludzi nie tylko ich nie zmieniamy, ale nie potrafimy te偶 cofn膮膰 raz zadanych dos贸w. Pewne sta­re powiedzenie umie艣ci艂em na lustrze tak, 偶e codzien­nie musz臋 je widzie膰:

Tylko raz przejd臋 t膮 drog膮. Dlatego je艣li mog臋 zro­bi膰 co艣 dobrego lub okaza膰 uprzejmo艣膰, musz臋 to zrobi膰 teraz. Nie mog臋 tego odk艂ada膰 lub zanied­ba膰, bo nigdy ju偶 nie przejd臋 t膮 sam膮 drog膮.

Emerson powiedzia艂: „Ka偶dy cz艂owiek, kt贸rego spotykam, jest ode mnie w pewien spos贸b lepszy. Tak postrzegam ludzi."

Je艣li m贸g艂 tak my艣le膰 Emerson, czyja i ty nie powin­ni艣my tysi膮c razy bardziej stara膰 si臋 tak patrze膰 na lu­dzi? Przesta艅 my艣le膰 o w艂asnych dokonaniach i w艂asnych 偶yczeniach. Spr贸buj dostrzec zalety dru­giego cz艂owieka. Potem zapomnij o pochlebstwach:

szczerze i uczciwie dawaj wyraz uznaniu. „Aprobuj z serdeczno艣ci膮 i nie szcz臋d藕 pochwa艂", a ludzie za­czn膮 kocha膰 twoje s艂owa, chroni膰 je jak skarb przez ca­艂e 偶yde i powtarza膰 je latami, gdy ty dawno ju偶 o nich zapomnisz.

ZASADA DRUGA Szczerze i uczdwie wyra偶aj uznanie.


3

„TEN, KTO POTRAFI TO ZROBI膯, MA ZA SOB膭 CA艁Y 艢WIAT. TEN, KTO NIE POTRAFI, W臉DRUJE SAMOTNIE."

Latem w Maine cz臋sto chodzi艂em na ryby. Osobi艣cie bardzo lubi臋 truskawki ze 艣mietan膮. Odkry艂em jed­nak, 偶e z jakich艣 dziwnych powod贸w ryby wol膮 roba­ki. Kiedy wi臋c szed艂em na ryby, nie my艣la艂em o tym, czego chc臋 ja. My艣la艂em o tym, czego potrzebuj膮 one. Nie nadziewa艂em na haczyk truskawek w 艣mietanie. Zamiast tego umieszcza艂em przed rybim pyskiem ro­baka lub konika polnego i pyta艂em: „Czy偶 nie o to w艂a艣nie ci chodzi?"

Dlaczego nie kierowa膰 si臋 tym samym zdrowym rozs膮dkiem, kiedy „艂owimy" ludzi?

W艂a艣nie to robi艂 Lioyd George, premier Wielkiej Brytanii w czasie I wojny 艣wiatowej. Kiedy kto艣 pyta艂 go, jak uda艂o mu si臋 pozosta膰 na stanowisku, cho膰 wszyscy inni przyw贸dcy okresu wojennego (Wilson, Orlando i Clemenceau) dawno popadli w zapomnie­nie, odpowiada艂, 偶e gdyby mia艂 wskaza膰 jedn膮 przy­czyn臋, wymieni艂by umiej臋tno艣膰 u偶ywania w艂a艣dwej przyn臋ty dla danej ryby.

Dlaczego mamy m贸wi膰 o tym, czego sami chcemy? To dziecinne. I bez sensu. Oczywi艣de, 偶e interesuje ci臋 to, czego chcesz. Interesuje ci臋 to wiecznie. Ale innych nie interesuje to zupe艂nie! Niczym si臋 od ciebie nie r贸偶­nimy: interesuje nas to, czego chcemy my!


Jest jeden spos贸b, kt贸ry pozwoli d zdoby膰 wp艂yw na ludzi. Wystarczy m贸wi膰 o tym, czego oni chc膮/ i pokaza膰 im, jak mog膮 to osi膮gn膮膰.

Pami臋taj o tym jutro, kiedy b臋dziesz pr贸bowa艂 na­k艂oni膰 kogo艣, by co艣 zrobi艂. Je艣li na przyk艂ad nie chcesz, aby twoje dzieci pali艂y, nie wyg艂aszaj im kaza艅 i nie m贸w o tym, czego chcesz ty. Wyt艂umacz im, 偶e papierosy mog膮 wykluczy膰 je z dru偶yny koszyk贸wki albo uniemo偶liwi膰 wygranie na setk臋 w sprincie.

Warto o tym pami臋ta膰 bez wzgl臋du na to, czy masz do czynienia z dzie膰mi, szympansami, czy cielakami. Kiedy艣 Raiph Waldo Emerson pr贸bowa艂 wraz z sy­nem wprowadzi膰 ciel臋 do obory. Pope艂niali jednak ten pospolity b艂膮d my艣lenia tylko o swoich potrzebach:

Emerson pcha艂, a jego syn ci膮gn膮艂 ciel臋. Ale cielak robi艂 dok艂adnie to, co oni. Te偶 my艣la艂 tylko o tym, czego chce, zapar艂 si臋 wi臋c na sztywnych nogach i odm贸wi艂 zej艣cia z pastwiska. Ich zmaganiom przygl膮da艂a si臋 irlandzka gosposia. Nie potrafi艂a ona, jak Emerson, pisa膰 esej贸w i wierszy. Ale przynajmniej w tym przy­padku mia艂a wi臋cej zdrowego rozs膮dku ni偶 Emerson. Mogliby艣my powiedzie膰, ciel臋cego rozs膮dku. Pomy艣­la艂a bowiem o tym, czego chce cielak, i wsadzi艂a mu do pyska palec. Zwierz臋 zacz臋艂o ssa膰, a ona spokojnie doprowadzi艂a je do obory.

Cokolwiek zrobi艂e艣 od dnia swoich narodzin, zro­bi艂e艣, poniewa偶 chcia艂e艣. Pytasz o dzie艅, w kt贸rym przes艂a艂e艣 spor膮 dotacj臋 dla Czerwonego Krzy偶a? To te偶 nie jest wyj膮tek. Przeznaczy艂e艣 pieni膮dze na Czerwony Krzy偶, poniewa偶 chda艂e艣 poda膰 komu艣 pomocn膮 d艂o艅, chcia艂e艣 dokona膰 pi臋knego, altrui-stycznego, 艣wi臋tego czynu. „Cokolwiek uczynili艣cie jednemu spo艣r贸d tych braci moich najmniejszych, mnie艣cie uczynili."

Gdyby艣 bardziej pragn膮艂 pieni臋dzy ni偶 tego szla­chetnego uczucia, nigdy nie przes艂a艂by艣 tej dotacji.


Oczywi艣cie mog艂e艣 te偶 podarowa膰 te pieni膮dze, po­niewa偶 wstyd ci by艂o odmawia膰 albo poprosi艂 ci臋 o to tw贸j klient. Jedno jest pewne. Da艂e艣 pieni膮dze, bo chcia艂e艣 czego艣.

W swojej wspania艂ej ksi膮偶ce Influencing Human Be-hai艅or (Wp艂yw na ludzkie zachowanie) Harry A. Overstreet napisa艂: „Dzia艂anie bierze pocz膮tek w tym, czego silnie po偶膮damy... i najlepsza rada, jak膮 mo偶na da膰 przysz艂ym agitatorom, czy to w biznesie, w domu, w szkole, czy w polityce, jest nast臋puj膮ca: najpierw wzbud藕 w drugich szczere pragnienie. Ten, kto potrafi to zrobi膰, ma za sob膮 ca艂y 艣wiat. Ten, kto nie potrafi, w臋druje samotnie."

Andrew Camegie, biedny szkocki ch艂opak, kt贸ry zacz膮艂 od zarabiania dw贸ch cent贸w za godzin臋, a sko艅czy艂 na rozdaniu 365 milion贸w dolar贸w, wcze艣­nie nauczy艂 si臋, 偶e jedyny spos贸b, by zdoby膰 wp艂yw na ludzi, to m贸wi膰 o rzeczach, kt贸rych oni chc膮. Do szko艂y chodzi艂 tylko przez cztery lata. Mimo to wie­dzia艂, jak radzi膰 sobie z lud藕mi.

Podam przyk艂ad. Jego siostra cioteczna zamartwia­艂a si臋 swoimi dwoma synami. Studiowali w Yale i byli tak zaj臋ci w艂asnymi sprawami, 偶e zaniedbywali kore­spondencj臋 z domem i nie wzrusza艂y ich b艂agalne listy matki.

Andrew Camegie za艂o偶y艂 si臋 o 100 dolar贸w, 偶e o-trzyma od nich odpowied藕 na sw贸j list, nawet je艣li o to nie poprosi. Kto艣 powiedzia艂, 偶e to niemo偶liwe. Napi­sa艂 wi臋c d艂ugi list wspominaj膮c w nim, 偶e ka偶demu z siostrze艅c贸w przesy艂a po 5 dolar贸w. Jednak wspo­mnianych pieni臋dzy nie do艂膮czy艂 do listu.

Odpowiedzi przysz艂y szybko. Dzi臋kowali „drogie­mu wujowi Andrew" za uprzejmy list. Reszty mo偶ecie si臋 domy艣le膰.

Inny przyk艂ad perswazji pochodzi od Stan膮 Nova-ka z Cleveland w Ohio, kt贸ry uczestniczy艂 w jednym


z moich kurs贸w. Kiedy艣 po powrocie z pracy do domu Stan zasta艂 swojego najm艂odszego syna luna w salo­nie/ tupi膮cego w pod艂og臋 i wrzeszcz膮cego. Nast臋­pnego dnia mia艂 zacz膮膰 chodzi膰 do przedszkola i gwa艂townie przeciw temu protestowa艂. Normalnie Stan odes艂a艂by dziecko do pokoju i nakaza艂 mu i艣膰 do przedszkola. Dzieciak nie mia艂by wyboru. Jednak tego wieczoru Stan zda艂 sobie spraw臋, 偶e w ten spos贸b "lun nie rozpocz膮艂by przedszkolnej edukacji w najlep­szym stanie ducha. Usiad艂 wi臋c i zacz膮艂 si臋 zastana­wia膰: „Gdybym by艂 Tlmem, co sk艂oni艂oby mnie do p贸j艣da do przedszkola?" Wraz z 偶on膮 Stan sporz膮dzi艂 list臋 ciekawych rzeczy, kt贸re Tim b臋dzie robi艂 w przedszkolu: malowanie, 艣piewanie piosenek, pozna­wanie nowych przyjaci贸艂. Dopiero wtedy przyst膮pili do dzia艂ania. „Wszyscy zacz臋li艣my malowa膰 palcem po stole kuchennym — moja 偶ona, m贸j starszy syn Bob i ja. Bawili艣my si臋 wspaniale. Wkr贸tce Tim zacz膮艂 nas podgl膮da膰 i wreszcie zapragn膮艂 si臋 do nas przy艂膮­czy膰. 芦0 nie — m贸wili艣my — najpierw musisz i艣膰 do przedszkola i nauczy膰 si臋 malowa膰.禄 Z ca艂ym entu­zjazmem, na jaki by艂o mnie sta膰, wymieni艂em punkty z naszej listy i w przyst臋pny spos贸b powiedzia艂em Timowi, jak fajnie b臋dzie w przedszkolu. Nast臋pnego ranka s膮dzi艂em, 偶e wsta艂em pierwszy. Kiedy zszed艂em na d贸艂, zasta艂em luna smacznie 艣pi膮cego w fotelu. Gdy spyta艂em, co tu robi, odpar艂, 偶e nie chce si臋 sp贸藕ni膰 do przedszkola. Entuzjazm ca艂ej rodziny wzbudzi艂 w Timie szczer膮 ch臋膰, kt贸rej nie potrafi艂yby wzbudzi膰 偶adne nakazy czy gro藕by."

By膰 mo偶e jutro b臋dziesz musia艂 przekona膰 kogo艣 do zrobienia czego艣. Zanim do tego przyst膮pisz, zadaj sobie pytanie: „Jak mog臋 sprawi膰, by ten kto艣 chda艂 to zrobi膰?"

To pytanie nie pozwala na przypadkowe dzia艂anie i pust膮 gadk臋 o tym, czego chcemy my.


Kiedy艣 wynaj膮艂em na dwadzie艣cia wieczor贸w ol­brzymi膮 sal臋 w jednym z nowojorskich hoteli, aby przeprowadzi膰 tam se艅臋 wyk艂ad贸w. Na pocz膮tku se­mestru otrzyma艂em nagle wiadomo艣膰, 偶e musz臋 za wynajem zap艂aci膰 niemal trzy razy wi臋cej ni偶 uzgod­ni艂em wcze艣niej. Wiadomo艣膰 ta dotar艂a do mnie ju偶 po tym, jak wydrukowa艂em i rozes艂a艂em zaproszenia i rozwiesi艂em og艂oszenia.

Oczywi艣cie, nie chcia艂em p艂aci膰 wi臋cej, ale jaki by艂 sens m贸wienia ludziom z hotelu o tym, czego chcia­艂em lub nie? Ich obchodzi艂o tylko to, czego sami chcie­li. W kilka dni p贸藕niej wybra艂em si臋 wi臋c z wizyt膮 do dyrektora hotelu.

— By艂em troch臋 zaskoczony, kiedy dosta艂em pa艅ski list — powiedzia艂em — ale wcale pana nie winie. Gdy­bym by艂 na pana miejscu, napisa艂bym pewnie dok艂a­dnie taki sam list. Jako dyrektor hotelu musi pan my艣le膰 o zyskach. Je艣li pan tego nie zrobi, zostanie pan zwolniony. I s艂usznie. We藕my wi臋c kartk臋 papieru i zr贸bmy rejestr zysk贸w i strat, wynikaj膮cych z pod­wy偶ki op艂aty za sal臋.

Wzi膮艂em kartk臋 papieru listowego, narysowa艂em przez 艣rodek pionow膮 kresk臋. Po jednej stronie napi­sa艂em „Zyski", a po drugiej „Straty". W kolumnie zy­ski napisa艂em „wolna sala".

— Zyska pan to, 偶e sala balowa b臋dzie wolna, co pozwoli panu wynaj膮膰 j膮 na zabaw臋 lub zjazd. To wielka korzy艣膰, bo za takie imprezy p艂aci si臋 o wiele wi臋cej ni偶 za seri臋 wyk艂ad贸w. Je艣li zajm臋 pa艅sk膮 sal臋 balow膮 przez dwadzie艣cia wieczor贸w w sezonie, z pewno艣ci膮 straci pan zyskowny interes — powie­dzia艂em. — Przyjrzyjmy si臋 teraz stratom. Po pierw­sze, podwy偶szaj膮c op艂at臋, obni偶y j膮 pan, a w zasadzie w og贸le nie otrzyma, poniewa偶 nie mog臋 zap艂aci膰 kwoty, o kt贸r膮 pan prosi. B臋d臋 zmuszony odby膰 swoje wyk艂ady w innym miejscu. Jest te偶 kolejna strata. Wy-


k艂ady te przyci膮gaj膮 do pa艅skiego hotelu t艂umy wy­kszta艂conych, kulturalnych ludzi. To dla pana wspa­nia艂a reklama. Tak naprawd臋, nawet gdyby wyda艂 pan 5 tysi臋cy dolar贸w na reklam臋, nie potrafi艂by pan przyci膮gn膮膰 do hotelu tylu ludzi, co moje wyk艂ady. A to dla biznesu warte bardzo wiele, prawda?

M贸wi膮c to umie艣ci艂em w kolumnie „straty" odpo­wiednie dwa s艂owa i wr臋czy艂em kartk臋 dyrektorowi hotelu.

— Chcia艂bym, aby pan dok艂adnie rozwa偶y艂 w艂asne zyski i straty, i da艂 mi zna膰 o ostatecznej decyzji.

Nast臋pnego dnia otrzyma艂em list informuj膮cy mnie, 偶e op艂ata zostanie podniesiona tylko o 50%, a nie, jak chcia艂 wcze艣niej, o trzysta.

Zauwa偶, 偶e uzyska艂em t臋 redukcj臋 nie wspomina­j膮c nawet s艂owem o tym, czego ja chc臋. Przez ca艂y czas m贸wi艂em o tym, czego chce m贸j rozm贸wca i dzi臋ki czemu mo偶e to osi膮gn膮膰.

Wyobra藕my sobie, 偶e wpad艂bym jak burza do jego biura i wrzasn膮艂: „Co to ma znaczy膰? Podni贸s艂 mi pan czynsz o 300%! A wie pan przecie偶, 偶e bilety s膮 ju偶 sprzedane i og艂oszenia rozwieszone! 300%! Bzdura! Absurd! Nie zap艂ac臋 t臋go!"

Co by si臋 wtedy sta艂o? Rozgorza艂aby k艂贸tnia, oby­dwaj gotowaliby艣my si臋 ze z艂o艣ci — a wiecie, jak zwy­kle ko艅cz膮 si臋 k艂贸tnie. Nawet gdybym przekona艂 go, 偶e nie ma racji, duma nie pozwoli艂aby mu ust膮pi膰 i wycofa膰 si臋 z podwy偶ki.

Oto jedna z najlepszych rad, jakiej kiedykolwiek udzielono na temat trudnej sztuki kontakt贸w z lud藕­mi. „Je艣li jest w og贸le jaki艣 sekret sukcesu — powie­dzia艂 Henry Ford — le偶y on w umiej臋tno艣ci przyj臋cia punktu widzenia innych i patrzeniu na rzeczy zar贸w­no z pozycji rozm贸wcy, jak i w艂asnej."

To bardzo dobra rada i chc臋 j膮 powt贸rzy膰: Je艣li jest w og贸le jaki艣 sekret sukcesu, le偶y on w umiej臋tno艣ci przyj臋­


cia punktu widzenia innych i patrzeniu na rzeczy zar贸wno z pozycji rozm贸wcy, jak i w艂asnej.

To tak oczywiste, 偶e ka偶dy powinien dostrzec s艂u­szno艣膰 tego stwierdzenia na pierwszy rzut oka. A jed­nak 90% ludzi ignoruje t臋 rad臋 w 90% przypadk贸w.

Przyk艂ad? Przeczytaj jutro listy, kt贸re pojawi膮 si臋 na twoim biurku, a przekonasz si臋, 偶e wi臋kszo艣膰 z nich 艂amie to podstawowe prawo zdrowego rozs膮dku. We藕my na przyk艂ad list napisany przez szefa wy­dzia艂u radiowego pewnej agencji reklamowej, posia­daj膮cej oddzia艂y rozsiane po ca艂ym kontynencie p贸艂nocnoameryka艅skim. (W nawiasach poda艂em mo­je w艂asne reakcje na ka偶dy akapit.)

Pan John Blank, Blankville, Indiana Drogi Panie Blank!

Nasza firma pragnie utrzyma膰 swoj膮 pozycj臋 czo艂o­wej agencji reklamowej na rynku radiowym.

(Kogo, na Boga, obchodzi, czego chce twoja firma? Mam swoje w艂asne problemy. Bank zamyka hipotek臋 na m贸j dom, mszyc臋 zjadaj膮 mi malwy, wczoraj na gie艂dzie ponios艂em strat臋. Dzi艣 rano uciek艂 mi poci膮g pi臋tna艣cie po 贸smej, nie zaproszono mnie na wczoraj­sze przyj臋cie u Jonesa, lekarz m贸wi mi, 偶e mam wyso­kie ci艣nienie, nerwic臋 i 艂upie偶. I co si臋 dziej臋? Przychodz臋 dzi艣 rano do biura, z艂y jak osa, przegl膮­dam poczt臋 i widz臋, 偶e jaki艣 cwaniaczek z Nowego Jorku truje mi, czego chce jego firma. O, gdyby tylko wiedzia艂, jakie uczucia wywo艂uje jego Ust, wycofa艂by si臋 z reklamy i zacz膮艂 produkowa膰 farb臋 okr臋tow膮.)

Zyski, jakie odnosi nasze przedsi臋biorstwo w ca艂ym kraju, stanowi膮 solidn膮 gwarancj臋 dla naszej sieci. W艂a艣nie podpisali艣my nowe umowy dotycz膮ce obec-


m艣ci w eterze, co plasuje nas po艣r贸d najlepszych agen­cji reklamowych.

(Jeste艣 du偶y, bogaty i na samej g贸rze, tak? I co z te­go? Obchodzi mnie to tyle co zesz艂oroczny 艣nieg, na­wet je艣li twoja firma jest tak wielka jak Genera艂 Motors, Genera艂 Electric i generalicja armii Stan贸w Zjednoczonych razem wzi臋te. Gdyby艣 mia艂 cho膰 w po艂owie taki m贸zg jak koliber, wiedzia艂by艣, 偶e mnie obchodzi tylko moja w艂asna wielko艣膰/ a nie twoja. Ca艂a ta gadka o w艂asnej wielko艣ci i nieprawdopodo­bnym sukcesie powoduje jedynie, 偶e czuj臋 si臋 ma艂y.)

Pragniemy promowa膰 nasze reklamy tuz po wiado­mo艣ciach radiowych.

(Pragniecie, pragniecie! Dupki! Nie obchodzi mnie, czego pragniesz ty, tak jak nie obchodz膮 mnie pragnie­nia prezydenta Stan贸w Zjednoczonych. Zapami臋taj raz na zawsze, 偶e mnie obchodz膮 moje w艂asne prag­nienia — a ty jak dot膮d nie powiedzia艂e艣 o nich ani s艂o­wa w swoim g艂upi li艣cie.)

Dlatego tez prosimy, aby zechcia艂 Pan umie艣ci膰 nasz膮 firm臋 na swojej li艣cie preferencyjnej agencji reklamo­wych. Wykorzystamy ka偶dy szczeg贸艂 odpowiednio planuj膮c czas antenowy.

(Lista preferencyjna! Ale jeste艣 bezczelny. Najpierw swoj膮 gadk膮 sprawiasz, 偶e czuj臋 si臋 malutki, a teraz chcesz, abym ci臋 umie艣ci艂 na li艣cie preferencyjnej. I na­wet nie m贸wisz „prosz臋"!)

Szybka odpowied藕 na nasz list informuj膮ca nas o pa艅skich najnowszych poczynaniach b臋dzie obop贸l­nie korzystna.


(Ty idioto! Wysy艂asz mi tani kawa艂ek papieru, kt贸ry jednocze艣nie otrzymuj膮 tysi膮ce innych w ca艂ym kraju, i masz czelno艣膰 prosi膰 mnie, kiedy gryz臋 si臋 hipotek膮, malwami i ci艣nieniem, 偶ebym podyktowa艂 list do d臋­bie swojej sekretarce. I jeszcze ka偶esz mi to zrobi膰 szybko! A co to znaczy? Czy nie wiesz, 偶e jestem co najmniej tak samo zaj臋ty jak ty? A przynajmniej s膮dz臋, 偶e jestem. A skoro ju偶 o tym mowa, to kto da艂 d prawo mi rozkazywa膰? Hrabia si臋 znalaz艂! M贸wisz, 偶e to b臋­dzie obop贸lnie korzystne. Nareszde dostrzeg艂e艣 m贸j punkt widzenia. Ale nie wspominasz, jak ja mam na tym skorzysta膰.)

z wyrazami szacunku JohnDoe, kierownik wydzia艂u

P.S. Z pewno艣ci膮 zainteresuje Pana za艂膮czony wyci­nek prasowy z „Blankuille Journal" i by膰 mo偶e zechce Pan nada膰 go w Pa艅skiej stacji.

(Nareszcie! W postscriptum wspominasz co艣, co mo偶e mi pom贸c w moich problemach. Czemu nie za­cz膮艂e艣 swojego listu od wyja艣nienia, dlaczego w艂a艣ci­wie do mnie piszesz? Facet od reklamy, kt贸ry pisze mi takiego gniot膮 jak list otrzymany od ciebie, musi mie膰 co艣 nie tak ze zwie艅czeniem rdzenia kr臋gowego! Nie potrzebujesz informacji o moich poczynaniach. Trze­ba ci kwarty jodyny prosto do tarczycy!)

Widzieli艣cie sami! Je艣li ludzie, kt贸rzy zajmuj膮 si臋 reklam膮 i uwa偶aj膮 si臋 za specjalist贸w od namawiania do kupna r贸偶nych rzeczy, pisz膮 takie listy, to czego mamy si臋 spodziewa膰 po rze藕niku, piekarzu czy me­chaniku samochodowym?

A oto inny list, napisany przez szefa du偶ej firmy przewozowej do Edwarda Vermylena, jednego z u-czestnik贸w mojego kursu. Jak s膮dzisz, jaki skutek m贸g艂 odnie艣膰 ten list? Przeczytaj go, a zdradz臋 d to.


Pan Edward Vermylen,

A. Zerega's Sons, Inc.

28 Front St.,Brooklyn, N.Y. -11201

Szanowny Panie!

Prze艂adunki na naszej bocznicy kolejowej s膮 o-p贸藕nione, poniewa偶 znaczny procent ca艂ego to­waru dociera do nas p贸藕no po po艂udniu. Ta sytuacja prowadzi do gromadzenia si臋 pracy, zmusza nasz personel do nadgodzin, op贸藕nia transport i w niekt贸rych przypadkach tak偶e fracht. 10 listopada otrzymali艣my od Waszej firmy znaczn膮 ilo艣膰 element贸w 510, kt贸re dotar艂y do nas o 16.20.

Prosimy o wsp贸艂prac臋 w unikaniu niepo偶膮da­nych efekt贸w p贸藕nej dostawy przesy艂ek. Chcia艂­bym prosi膰 o spowodowanie, by ci臋偶ar贸wki Pa艅skiej firmy z towarami w ilo艣ci takiej, jak wy­偶ej wspomniana, dociera艂y do nas wcze艣niej lub, je艣li to mo偶liwe, by cz臋艣膰 transportu dostarczana by艂a przed po艂udniem.

Ci臋偶ar贸wki z Waszymi towarami by艂yby roz艂a­dowywane w贸wczas szybciej, a same towary od­prawiane w dniu otrzymania, co niew膮tpliwie by艂oby korzystne dla Pa艅skiej firmy.

Z wyrazami szacunku

J. B., dyrektor

Po przeczytaniu tego listu pan Vermylen, kierow­nik dzia艂u sprzeda偶y w A. Zerega's Sons, Inc., przes艂a艂 go do mnie z nast臋puj膮cym komentarzem:

List ten mia艂 skutek dok艂adnie odwrotny od za­mierzonego. Zaczyna si臋 on od opisania proble­m贸w terminalu, kt贸re nas zupe艂nie nie obchodz膮. Potem prosi si臋 nas o wsp贸艂prac臋 zupe艂nie nie za­


stanawiaj膮c si臋, czy dla nas b臋dzie to k艂opotliwe, czy nie. Wreszcie w ostatnim akapicie wspomina si臋, 偶e je艣li b臋dziemy wsp贸艂pracowa膰, przyczyni­my si臋 do podniesienia sprawno艣ci roz艂adunku Waszych ci臋偶ar贸wek i zagwarantujemy wysy艂k臋 towaru w dniu dostarczenia.

Innymi s艂owy, to co jedynie nas interesuje, led­wie wspomniane jest na ko艅cu, a ca艂o艣膰 listu bu­dzi wrogo艣膰 raczej ni偶 wol臋 wsp贸艂pracy.

Zobaczmy, czy mo偶na przepisa膰 i ulepszy膰 ten list. Nie tra膰my czasu na pisanie o w艂asnych problemach. Zgodnie z rad膮 Henry'ego Forda spr贸bujmy „przyj膮膰 punkt widzenia innych i patrze膰 na rzeczy zar贸wno z pozycji rozm贸wcy, jak i w艂asnej".

Oto moja w艂asna wersja tego listu. Mo偶e nie jest doskona艂a, ale musisz przyzna膰, 偶e lepsza.

Pan Edward Vermylen

A. Zerega's Sons, Inc.

28 Front St. Brook艂yn, N.Y. 11201

Drogi Panie Vermylen!

Pa艅ska firma jest jednym z naszych najlepszych klient贸w od czternastu lat. Oczywiste jest, 偶e cie­szy nas bardzo ta wsp贸艂praca i chcieliby艣my ob­s艂ugiwa膰 Pa艅stwa w spos贸b, na jaki zas艂ugujecie, a wi臋c najszybciej jak tylko mo偶na. Jednak z przykro艣ci膮 stwierdzam, 偶e trudno to zrealizo­wa膰, kiedy wasze ci臋偶ar贸wki przywo偶膮 nam du偶e 艂adunki p贸藕nym popo艂udniem, jak mia艂o to miej­sce l O listopada. Wielu innych klient贸w przekazje nam transporty o tej porze, co powoduje zastoje. Oznacza to, 偶e wasze ci臋偶ar贸wki przetrzymywa­ne s膮 przy rampach, czego wynikiem mo偶e by膰 nawet op贸藕nienie frachtu.


To bardzo niedobrze, ale niestety nie da si臋 tego unikn膮膰. Gdyby wasze ci臋偶ar贸wki parkowa艂y przy rampach wcze艣niej, wasze dostawy by艂yby roz艂adowane natychmiast, frachtem mo偶na by zaj膮膰 si臋 od r臋ki, a nasi pracownicy wcze艣niej wracaj膮c do dom贸w mogliby degustowa膰 wspa­nia艂e makarony i kluski, kt贸re produkuje Pa艅ska firma.

Oczywi艣cie, je艣li nie ma innej mo偶liwo艣ci, z ra­do艣ci膮 zajmiemy si臋 przesy艂kami Pa艅skiej firmy bez wzgl臋du na por臋 dostarczenia ich do nas.

Poniewa偶 wiem, jak bardzo jest Pan zaj臋ty, nie 艣miem prosi膰 o k艂opotanie si臋 odpowiedzi膮 na ten Ust.

Z wyrazami szacunku

J. B., dyrektor.

Barbara Andersen, pracownica jednego z bank贸w w Nowym Jorku, ze wzgl臋du na z艂y stan zdrowia syna postanowi艂a przeprowadzi膰 si臋 do Phoenix w Arizo­nie. Stosuj膮c zasady, kt贸rych nauczy艂a si臋 na naszych kursach, wys艂a艂a do 12 bank贸w w Phoenix nast臋puj膮­cy Ust:

Szanowni Pa艅stwo!

S膮dz臋, 偶e tak szybko rozwijaj膮cy si臋 bank jak Wasz z pewno艣ci膮 zainteresuje moje dziesi臋ciolet­nie do艣wiadczenie.

Obs艂uguj膮c r贸偶ne operacje bankowe w Bankers Trust Company w Nowym Jorku zdoby艂am do­艣wiadczenie, kt贸re pozwoli艂o mi obj膮膰 moje obe­cne stanowisko dyrektora oddzia艂u. Przez lata pracy zdoby艂am umiej臋tno艣ci niezb臋dne we wszystkich etapach pracy bankowej, w艂膮cznie z prowadzeniem depozyt贸w, udzielaniem po偶y­czek, kredyt贸w i administracj膮.


Przenosz臋 si臋 do Phoenix w maju i jestem pew­na, 偶e mog臋 przyczyni膰 si臋 do rozwoju i wzrostu zysk贸w Waszego banku. B臋d臋 w Phoenix przez ca艂y tydzie艅 pocz膮wszy od 3 kwietnia i by艂abym wdzi臋czna za umo偶liwienie mi przekonania Pa艅stwa, 偶e mog艂abym dopom贸c Waszemu ban­kowi w osi膮gni臋ciu planowanych cel贸w. Z powa偶aniem

Barbara L. Andersen

Jak s膮dzicie, czy pani Andersen otrzyma艂a jak膮艣 od­powied藕 na ten Ust? Jedena艣cie z dwunastu bank贸w zaprosi艂o j膮 na rozmow臋 i w ko艅cu mog艂a wybiera膰 spo艣r贸d ofert kilku bank贸w. Dlaczego? Pani Andersen nie pisa艂a o tym, czego ona chce. W swoim li艣cie propo­nowa艂a tylko pomoc i skupi艂a si臋 na potrzebach adre­sata. Podkre艣li艂a jego, a nie w艂asne pragnienia.

Tysi膮ce zm臋czonych, 藕le zarabiaj膮cych i zniech臋co­nych akwizytor贸w zdziera dzi艣 zel贸wki na ulicach na­szych miast. Dlaczego? Poniewa偶 zawsze my艣l膮 tylko o tym, do czego sami d膮偶膮. Nie zdaj膮 sobie sprawy z faktu, 偶e ani ty, ani ja nie chcemy niczego kupowa膰. Gdyby艣my chdeU, po prostu poszUby艣my do sklepu. Jednak i ty, i ja jeste艣my zawsze zainteresowani roz­wi膮zaniem naszych problem贸w. I je艣li akwizytorzy wyka偶膮, 偶e ich towary lub us艂ugi pomog膮 nam je roz­wi膮za膰, nie b臋d膮 musieli nas namawia膰 do kupna. Sa­mi kupimy. A kUenci lubi膮 czu膰, 偶e sami kupuj膮 jaki艣 towar, a nie 偶e towar jest im sprzedawany.

Mimo to jednak wielu handlowc贸w przez ca艂e 偶yde sprzedaje towary nie pr贸buj膮c spojrze膰 na to z punktu widzenia klienta. Przez wiele lat mieszka艂em w Forest Hilis, prywatnym osiedlu w centrum Nowego Jorku. Kiedy艣 wpad艂em przypadkowo na po艣rednika hand­lu nieruchomo艣dami, kt贸ry dzia艂a艂 na tym terenie od wielu lat. Zna艂 Forest Hilis dobrze, wi臋c spyta艂em go


w biegu, czy wie, jakie zbrojenie ma m贸j pokryty sztu­kateri膮 dom: metalowe czy drewniane. Nie wiedzia艂 i poradzi艂 mi co艣, co i tak sam wiedzia艂em — 偶e mog臋 to sprawdzi膰 dzwoni膮c do administracji Forest Hilis. Nast臋pnego ranka otrzyma艂em od niego list. Czy przekaza艂 mi w nim potrzebn膮 informacj臋? M贸g艂 j膮 przecie偶 zdoby膰 przez telefon zaledwie w kilka se­kund. Ale nie. Raz jeszcze poinformowa艂 mnie, 偶e mo­g臋 zasi臋gn膮膰 informacji telefonicznie, i zaproponowa艂, abym powierzy艂 mu swoje ubezpieczenie.

Nie chcia艂 mi pom贸c. Chda艂 pom贸c tylko sobie.

J. Howard Lucas z Birmingham w Alabamie opo­wiada艂 kiedy艣, jak dw贸ch r贸偶nych handlowc贸w pora­dzi艂o sobie z t膮 sam膮 sytuacj膮:

„Kilka lat temu pracowa艂em w zarz膮dzie pewnej ma艂ej firmy. Tu偶 obok nas mia艂o siedzib臋 lokalne biuro pewnej firmy ubezpieczeniowej. Ich agenci mieli przydzielone obszary dzia艂ania. Nasza firma przypa­da艂a dw贸m. Jednego z nich b臋d臋 nazywa艂 Cari, a dru­giego John.

Pewnego ranka Cari wpad艂 do naszego biura i wspomnia艂 mimochodem, 偶e jego firma w艂a艣nie uru­chomi艂a now膮 form臋 ubezpieczenia dla ludzi na kie­rowniczych stanowiskach. S膮dzi艂, 偶e mo偶e nas to zainteresowa膰, i zaproponowa艂, 偶e wr贸ci, kiedy b臋­dzie mia艂 na ten temat pe艂ne informacje.

Tego samego dnia wracaj膮c z przerwy 艣niadanio­wej spotkali艣my na ulicy Johna. 芦Hej, Luk臋 — krzyk­n膮艂. — Poczekaj chwileczk臋. Mam dla was wspania艂e wiadomo艣ci." Podbieg艂 do nas i z podnieceniem za­cz膮艂 opowiada膰 o ubezpieczeniu dla os贸b na stano­wiskach kierowniczych, kt贸re jego firma w艂a艣nie tego dnia uruchomi艂a. (Chodzi艂o o t臋 sam膮 polis臋, o kt贸rej m贸wi艂 wcze艣niej Cari.) Chda艂, aby艣my mieli wysta­wione polisy jako jedni z pierwszych. Przekaza艂 nam kilka istotnych fakt贸w na temat zakresu polisy i za­


ko艅czy艂 s艂owami: 芦Polisa jest tak膮 nowo艣ci膮, 偶e jutro musz臋 poprosi膰 kogo艣 z centrali o dok艂adne wyja艣nie­nie jej zasad. Ale ju偶 teraz mo偶ecie podpisa膰 wnioski, to b臋d臋 mia艂 dla niego wi臋cej danych." Jego entuzjazm wywo艂a艂 w nas autentyczn膮 ch臋膰 posiadania tej polisy, cho膰 nie znali艣my szczeg贸艂贸w. Kiedy szczeg贸艂y by艂y znane, potwierdzi艂y interpretacj臋 Johna, i nie tylko sprzeda艂 nam ubezpieczenie, ale p贸藕niej podwoi艂 jego stawk臋.

Mogli艣my je r贸wnie dobrze kupi膰 od Carla, ale nie zrobi艂 nic, aby wywo艂a膰 w nas ch臋膰 jego posiadania."

艢wiat pe艂en jest ludzi, kt贸rzy goni膮 za w艂asnym zyskiem, wi臋c ci nieliczni, kt贸rzy chc膮 uprzejmie i po prostu obs艂u偶y膰 innych, maj膮 olbrzymi膮 przewag臋. S膮 bezkonkurencyjni. Owen D. Young, znany prawnik i jeden z najlepszych ameryka艅skich biznesmen贸w, powiedzia艂 kiedy艣: „Ludzie, kt贸rzy potrafi膮 postawi膰 si臋 w po艂o偶eniu innych i zrozumie膰, jak my艣l膮 inni, nie musz膮 si臋 martwi膰 o przysz艂o艣膰."

Je艣li z lektury tej ksi膮偶ki nauczysz si臋 tylko jednego — umiej臋tno艣d przyjmowania punktu widzenia in­nych ludzi i patrzenia na rzeczy ich oczami — je艣li wy­niesiesz z lektury tylko t臋 jedn膮 rzecz, mo偶e ona 艂atwo sta膰 si臋 kamieniem w臋gielnym pod budow臋 twojego nowego 偶yda.

Przyjmowanie punktu widzenia drugiego cz艂owie­ka i wzbudzanie w nim ch臋d do czego艣 nie powinno by膰 odbierane jako manipulowanie t膮 osob膮/ d膮偶enie, by zrobi艂a co艣 z po偶ytkiem dla ciebie, cho膰by na w艂a­sn膮 szkod臋. Ka偶da z negocjuj膮cych stron powinna zyska膰. W przypadku list贸w do pana Vermylena spe艂­nienie proponowanych warunk贸w przynosi艂o ko­rzy艣膰 zar贸wno nadawcy, jak i odbiorcy. List pani Andersen sprawi艂, 偶e bank zyska艂 cennego pracowni­ka, a ona odpowiedni膮 prac臋. R贸wnie偶 obie strony zyska艂y na transakcji opisanej przez pana Lucasa.


Kolejny przyk艂ad takiej sytuacji pochodzi od Mi-chaela E. Whiddena, przedstawiciela Shell Oil Com-pany w Warwick na Rhode Island. Mik臋 chda艂 zosta膰 sprzedawc膮 numer jeden w swoim okr臋gu, jednak pewna stacja obs艂ugi wstrzymywa艂a jego karier臋. Pro­wadzona by艂a przez starszego m臋偶czyzn臋, kt贸ry nie widzia艂 偶adnego interesu w uporz膮dkowaniu swojej stacji. By艂a ona w tak op艂akanym stanie, 偶e zyski spa­da艂y w zastraszaj膮cym tempie.

Cz艂owiek ten nie przejmowa艂 si臋 zupe艂nie pro艣ba­mi Mika, by podnie艣膰 poziom stacji. Po wielu rozmo­wach od serca, z kt贸rych 偶adna nie przynios艂a re­zultatu, Mik臋 zdecydowa艂 si臋 zaprosi膰 szefa stacji do jednego z najlepszych punkt贸w Shella w tym rejonie.

Wizyta uczyni艂a na nim takie wra偶enie, 偶e kiedy Mi­k臋 odwiedzi艂 go nast臋pnym razem, nie pozna艂 jego sta­cji; okaza艂o si臋, 偶e zanotowano tak偶e wzrost sprzeda偶y. Mik臋 sta艂 si臋 wreszcie numerem jeden w swoim rejo­nie. Dyskusje i przekonywania nie odnios艂y skutku, natomiast pokazanie staruszkowi nowoczesnej stacji pomog艂o Mike'owi osi膮gn膮膰 cel, poniewa偶 wzbudzi艂o w nim ch臋膰 dor贸wnania konkurentowi. Skorzystali na tym obydwaj — i Mik臋, i w艂a艣ciciel stacji.

Wi臋kszo艣膰 ludzi chodzi do szk贸艂, w kt贸rych ucz膮 si臋 czyta膰 Wergiliusza po 艂acinie i poznaj膮 tajemnice rachunku r贸偶niczkowego. Jednak nigdy nie dowiadu­j膮 si臋 tam, jak funkcjonuje ich w艂asny m贸zg. Kiedy艣 prowadzi艂em kurs przemawiania dla m艂odych absol­went贸w college'u, kt贸rzy zaczynali prac臋 w Carrier Corporation, wielkim przedsi臋biorstwie produkuj膮­cym urz膮dzenia klimatyzacyjne. Jeden z uczestnik贸w kursu namawia艂 koleg贸w, by w wolnych chwilach grali w koszyk贸wk臋. Oto co m贸wi艂 mniej wi臋cej:

„Chc臋 aby艣cie poszli ze mn膮 i pograli w koszyk贸wk臋. Lubi臋 gra膰 w koszyk贸wk臋, ale by艂em w sali gimnas­tycznej kilka razy i nigdy nie uda艂o mi si臋 zebra膰 ludzi.


Wczoraj wieczorem trzech z nas postanowi艂o porzu­ca膰 pi艂k臋 i podbi艂em sobie oko. Chcia艂bym, 偶eby艣my wszyscy dzi艣 wieczorem pograli w koszyk贸wk臋."

Czy m贸wi艂 o tym, czego chcieli? Nie chcesz prze­cie偶 chodzi膰 tam, gdzie nie przychodz膮 inni. Nie ob­chodzi de te偶 to, czego on chce. Nie chcesz te偶 dorobi膰 si臋 siniaka pod okiem.

Czy m贸g艂by pokaza膰 d, jak poprzez uprawianie sportu mo偶esz zdoby膰 rzeczy, kt贸rych chcesz? Oczy-wi艣de. Wi臋ksza sprawno艣膰, poprawienie apetytu, ja­艣niejszy umys艂, dobra zabawa.

Przypomnijmy sobie m膮dr膮 rad臋 profesora Over-streeta: Najpierw wzbud藕 w drugich szczer膮 ch臋膰. Ten, kto potrafi to zrobi膰, ma za sob膮 ca艂y 艣wiat. Ten, kto nie potrafi, w臋druje samotnie.

Jeden ze s艂uchaczy mojego kursu martwi艂 si臋 o swo­jego ma艂ego synka. Dziecko mia艂o niedowag臋 i nie chcia艂o je艣膰. Rodzice stosowali tradycyjne metody:

„Mama chce, 偶eby艣 to zjad艂", albo „Tata chce, 偶eby艣 wyr贸s艂 na wielkiego m臋偶czyzn臋."

Czy ch艂opak przejmowa艂 si臋 tymi pro艣bami? Mniej wi臋cej tak jak ty ziarnkiem piasku na pla偶y.

Nikt, kto ma cho膰 odrobin臋 zdrowego rozs膮dku, nie b臋dzie si臋 spodziewa艂, 偶e trzyletni ch艂opiec zrozumie punkt widzenia trzydziestoletniego ojca. A jednak oj­ciec dok艂adnie tego oczekiwa艂. Absurd! I m贸j s艂uchacz wreszde to dostrzeg艂. Zada艂 sobie pytanie: „Czego ten ch艂opiec chce?"

Odpowied藕 na to pytanie nie by艂a trudna. Jego syn mia艂 rowerek na trzech k贸艂kach, na kt贸rym uwielbia艂 je藕dzi膰 przed domem w Brook艂ynie. Kilka dom贸w da­lej mieszka艂 wi臋kszy ch艂opiec, byczek, kt贸ry zrzuca艂 malucha z rowerka i sam na nim je藕dzi艂.

Oczywi艣cie, ma艂y ch艂opiec przybiega艂 z p艂aczem do matki, kt贸ra musia艂a wyj艣膰, zdj膮膰 silniejszego ch艂opca z roweru i wsadzi膰 na艅 z powrotem syna.


Czego chcia艂 ma艂y ch艂opiec? Nie trzeba by艂o Sher-locka Holmesa, aby odpowiedzie膰 na to pytanie. Jego duma, ambicja i ch臋膰 bycia wa偶nym (a wi臋c wszystkie najsilniejsze uczucia) pcha艂y go do zemsty, kaza艂y mu zdzieli膰 wroga w nos. I kiedy ojdec wyja艣ni艂 ch艂opcu, 偶e je艣li b臋dzie jad艂 wszystko, co przygotuje mu matka, pewnego dnia pogoni kota silniejszemu ch艂opcu, gdy mu to wr臋cz obieca艂, sko艅czy艂y si臋 wszelkie problemy z jedzeniem. Ch艂opiec zjada艂 szpinak, kapust臋 kiszo­n膮, w臋dzone makrele — jad艂 s艂owem wszystko; w na­grod臋 mia艂 st艂uc silniejszego koleg臋, kt贸ry tak cz臋sto go poni偶a艂.

Po rozwi膮zaniu tego problemu rodzice stan臋li wo­bec kolejnego. Ch艂opiec moczy艂 si臋 w 艂贸偶ku.

Spa艂 razem z babci膮. Rankiem babcia budzi艂a si臋, dotyka艂a jego prze艣cierad艂a i m贸wi艂a: „Sp贸jrz, John-ny, co znowu zrobi艂e艣." Ch艂opiec zawsze odpowiada艂:

„To nie ja, to ty to zrobi艂a艣."

Krzyki, baty, zawstydzanie, straszenie i pouczanie, 偶e rodzicom si臋 to nie podoba, nie pomaga艂y. 艁贸偶ko by艂o mokre ka偶dego ranka. Rodzice zadali wi臋c sobie pytanie: „Jak mo偶emy sprawi膰, 偶eby Johnny przesta艂 moczy膰 si臋 w nocy?"

Czego chce?

Po pierwsze, chcia艂 nosi膰 pi偶am臋 jak tata, a nie ko­szul臋 nocn膮 jak babcia. Babcia mia艂a dosy膰 jego conoc-nych nalega艅, ch臋tnie wi臋c zgodzi艂a si臋 kupi膰 mu pi偶am臋, je艣li tylko si臋 poprawi. Po drugie, chcia艂 mie膰 w艂asne 艂贸偶ko. I w tym przypadku babcia nie protesto­wa艂a.

Matka zabra艂a ch艂opca do domu towarowego w Brook艂ynie i mrugn臋艂a do sprzedawczyni.

— To jest ma艂y d偶entleman, kt贸ry chda艂by zrobi膰 zakupy.

— Czym mog臋 s艂u偶y膰, m艂ody cz艂owieku? — to m贸­wi膮c sprzedawczyni sprawi艂a, 偶e poczu艂 si臋 wa偶ny.


Stan膮艂 na paluszkach i powiedzia艂:

— Chc臋 sobie kupi膰 艂贸偶ko.

Matka mrugn臋艂a zn贸w do sprzedawczyni, gdy o-gi膮da艂 to, kt贸re chcia艂a kupi膰, ta za艣 nam贸wi艂a ch艂opca do odpowiedniego zakupu.

艁贸偶ko dostarczono do domu nast臋pnego dnia. Kie­dy wieczorem wr贸ci艂 ojciec, malec podbieg艂 do niego krzycz膮c:

— Tato, tato, chod藕 na g贸r臋 i zobacz 艂贸偶ko, kt贸re so­bie kupi艂em!

Ogl膮daj膮c 艂贸偶ko ojdec zastosowa艂 si臋 do zasady Chariesa Schwaba: by艂 „serdeczny w aprobade i nie szcz臋dzi艂 pochwa艂".

— B臋dziesz moczy艂 to 艂贸偶ko, prawda? — spyta艂 wreszde.

— O, nie. Tego 艂贸偶ka nie b臋d臋 moczy艂 — powiedzia艂 ch艂opiec i dotrzyma艂 obietnicy. Sypia艂 teraz w pi偶amie jak prawdziwy m臋偶czyzna. Chda艂 wi臋c zachowywa膰 si臋 jak m臋偶czyzna. I tak te偶 zrobi艂.

Inny ojdec, K. T. Dutschmann, in偶ynier telekomu­nikacji i uczestnik jednego z moich kurs贸w, nie m贸g艂 sprawi膰, aby jego trzyletnia c贸rka jad艂a 艣niadanie. Zwyk艂e metody nie pomaga艂y — ani pro艣by, ani gro藕­by. Rodzice zadali wi臋c sobie pytanie: „Jak mo偶emy przekona膰 j膮 do jedzenia?"

Ma艂a dziewczynka uwielbia艂a na艣ladowa膰 matk臋 i bawi膰 si臋 w gospodyni臋. Pewnego ranka posadzili j膮 wi臋c na wysokim krze艣le i pozwolili samej przygoto­wa膰 艣niadanie, stosuj膮c prosty chwyt psychologiczny. Ojdec wszed艂 do kuchni, kiedy dziewczynka miesza艂a owsiank臋. „Sp贸jrz, tato, dzi艣 ja przygotowuj臋 owsian­k臋" — powiedzia艂a.

Zjad艂a dwie porcje bez namawiania i gr贸藕b, ponie­wa偶 sama tego chda艂a. Poczu艂a si臋 wa偶na i doros艂a. Przygotowanie owsianki by艂o dla niej sposobem sa­morealizacji.


William Winter powiedzia艂 kiedy艣, 偶e „samoreali­zacja jest dominuj膮c膮 potrzeb膮 natury ludzkiej". Dla­czego nie mieliby艣my zastosowa膰 psychologii w interesach? Kiedy wpadniemy na wspania艂y pomys艂, zamiast podkre艣la膰 na ka偶dym kroku, 偶e jest nasz, spr贸bujmy pozwoli膰 innym, by uznali go za w艂asny. B臋dzie im si臋 wtedy podoba艂 i by膰 mo偶e zjedz膮 kilka porcji.

Pami臋taj: „Najpierw wzbud藕 w drugich szczer膮 ch臋膰. Ten, kto potrafi to zrobi膰, ma za sob膮 ca艂y 艣wiat. Ten, kto nie potrafi, w臋druje samotnie."

ZASADA TRZECIA Wbud藕 w innych szczere ch臋ci.

CZ臉艢膯 DRUGA

Sze艣膰 sposob贸w, kt贸re sprawi膮, 偶e ludzie b臋d膮 ci臋 lubi膰


RADY W PIGU艁CE

PODSTAWOWE ZASADY W KONTAKTACH Z LUD殴MI

ZASADA PIERWSZA Nie krytykuj, nie pot臋piaj i nie pouczaj.

ZASADA DRUGA Szczerze i uczciwie wyra偶aj uznanie.

ZASADA TRZECIA Wzbud藕 w innych szczere ch臋ci.


l

ZR脫B TO, A B臉DZIESZ WSZ臉DZIE MI艁YM GO艢CIEM

Czy trzeba czyta膰 t臋 ksi膮偶k臋, aby zdoby膰 przyjaci贸艂? A dlaczego nie mia艂by艣 pozna膰 sposobu najlepsze­go zdobywcy przyjaci贸艂, jakiego kiedykolwiek zna艂 艣wiat? Kim jest? Mo偶esz spotka膰 go jutro na ulicy. Kiedy znajdziesz si臋 w odleg艂o艣ci dziesi臋ciu st贸p od niego, zacznie merda膰 ogonem. A je艣li zatrzymasz si臋, aby go pog艂aska膰, omal nie wyskoczy ze sk贸ry, 偶eby ci okaza膰, jak bardzo de lubi. I mo偶esz by膰 pewien, 偶e nic si臋 za tym uczuciem nie kryje: nie chce ci nic sprzeda膰 ani nie chce si臋 za d臋bie wyda膰.

Czy kiedykolwiek przysz艂o ci do g艂owy, 偶e pies jest jedynym zwierz臋dem, kt贸re nie musi zapracowa膰 na swoje utrzymanie? Kura znosi jajka, krowa daje mle­ko, a kanarek musi 艣piewa膰. Pies zarabia na 偶ycie da­j膮c ci tylko jedno: mi艂o艣膰.

Kiedy mia艂em pi臋膰 lat, ojdec kupi艂 mi za 15 cent贸w ma艂ego rudawego szczeniaka. By艂 on 艣wiat艂em i rado­艣ci膮 mojego dzied艅stwa. Ka偶dego popo艂udnia oko艂o czwartej siada艂 na podw贸rzu i wlepia艂 swoje cudowne oczy w 艣de偶k臋. Jak tylko us艂ysza艂 m贸j g艂os lub zobaczy艂 mnie d膮gn膮cego za sob膮 po piachu worek, rzuca艂 si臋 p臋dem pod g贸r臋, aby przywita膰 mnie skacz膮c z rado艣ci i szczekaj膮c w prawdziwym uniesieniu.

Tippy by艂 moim nieod艂膮cznym towarzyszem przez pi臋膰 lat. Potem przysz艂a tragiczna noc, kt贸rej nigdy nie zapomn臋. Zgin膮艂 od pioruna 10 st贸p ode mnie. 艢mier膰 Tippy7 ego by艂a tragedi膮 mojego dzieci艅stwa.


Ty nigdy nie czyta艂e艣 ksi膮偶ek o psychologii, Tippy. Nie musia艂e艣. Wiedzia艂e艣 dzi臋ki jakiemu艣 艣wi臋temu instynktowi, 偶e wi臋cej przyjaci贸艂 mo偶na zdoby膰 przez dwa miesi膮ce okazuj膮c ludziom szczere zaintereso­wanie ni偶 przez dwa lata pr贸buj膮c sprawi膰, by ludzie zainteresowali si臋 tob膮. Niech mi wolno b臋dzie to powt贸rzy膰: Mo偶na zdoby膰 wi臋cej przyjaci贸艂 w d膮gu dw贸ch miesi臋cy po prostu interesuj膮c si臋 innymi lud藕­mi ni偶 w ci膮gu dw贸ch lat pr贸buj膮c zainteresowa膰 in­nych ludzi sob膮.

A jednak r贸wnie cz臋sto jak ja spotykasz ludzi, kt贸­rzy id膮 przez 偶ycie usi艂uj膮c wszelkimi sposobami zwr贸ci膰 na siebie uwag臋.

Oczywi艣cie, to do niczego nie prowadzi. Ludzie nie interesuj膮 si臋 tob膮. Nie interesuj膮 si臋 te偶 mn膮. O ka偶dej porze dnia i nocy interesuj膮 si臋 wy艂膮cznie sob膮.

Przedsi臋biorstwo telefoniczne w Nowym Jorku przeprowadzi艂o dok艂adne badania odbytych rozm贸w, aby ustali膰, jakie s艂owo powtarza si臋 w nich najcz臋艣­ciej. 艁atwo zgadn膮膰: to zaimek osobowy: „ja", „ja", „ja". U偶yto go 3900 razy w 500 rozmowach telefonicz­nych. „Ja", „ja", „ja".

Kiedy ogl膮dasz fotografi臋 grupow膮, na kt贸rej jeste艣 i ty, kogo szukasz w pierwszej kolejno艣ci?

Je艣li pr贸bujemy tylko zaimponowa膰 ludziom i wzbudzi膰 ich zainteresowanie nasz膮 osob膮, nigdy nie zdob臋dziemy wielu szczerych przyjaci贸艂. Przyja藕ni nie zawiera si臋 na tej zasadzie.

Napoleon pr贸bowa艂 i podczas swego ostatniego spotkania z J贸zefin膮 powiedzia艂: „J贸zefino, mia艂em w 偶yciu tyle szcz臋艣cia, jak nikt inny na Ziemi. A jednak w tej chwili jeste艣 jedyn膮 osob膮 na 艣wiede, na kt贸rej mog臋 polega膰." Historycy za艣 w膮tpi膮, czy i w tym przypadku nie myli艂 si臋.

S艂ynny wiede艅ski psycholog Alfred Adier napisa艂 ksi膮偶k臋 pod tytu艂em Wiat Life Should Mean to You (Co


偶ycie powinno dla ciebie znaczy膰). Czytamy w niej:

„Jednostka, kt贸ra nie interesuje si臋 innymi lud藕mi, ma w 偶ydu najwi臋ksze k艂opoty i dostarcza najwi臋cej problem贸w innym ludziom. W艂a艣nie na te osoby spa­daj膮 wszystkie niepowodzenia."

Mo偶na przekopa膰 si臋 przez ca艂e tomy literatury psychologicznej i nie napotka膰 stwierdzenia bardziej istotnego dla mnie i dla ciebie. Stwierdzenie Adiera jest tak wa偶ne i tak pe艂ne tre艣d, 偶e powt贸rz臋 je ponow­

nie:

Jednostka, kt贸ra nie interesuje si臋 innymi lud藕mi, ma w 偶yciu najwi臋ksze k艂opoty i dostarcza najwi臋cej proble­m贸w innym ludziom. W艂a艣nie na te osoby spadaj膮 wszystkie niepowodzenia.

Kiedy艣 w University of New York ucz臋szcza艂em na kurs pisania opowiadaB-,Podczas kursu mieli艣my zaj臋da z redaktorem jednego -x najpoczytniejszych tygodnik贸w. Powiedzia艂 nam wtedy, 偶e spo艣r贸d tuzi­n贸w opowiada艅, kt贸re codziennie przewijaj膮 si臋 przez jego biurko, mo偶e po przeczytaniu kilku akapit贸w wybra膰 te, kt贸rych autor lubi ludzi. „Je艣li autor nie lu­bi ludzi, ludzie nie b臋d膮 lubi膰 jego opowiada艅" — po­wiedzia艂.

Ten do艣wiadczony redaktor dwukrotnie przerywa艂 sw贸j wyk艂ad, aby przeprosi膰 nas za prawienie mora­艂贸w. „Przemawiam do was jak wasz kaznodzieja. Ale pami臋tajcie, 偶e muside interesowa膰 si臋 innymi lud藕­mi, je艣li chcede odnie艣膰 sukces pisz膮c opowiadania."

Je艣li jest to prawda w odniesieniu do prozy, mo偶esz by膰 pewien, 偶e jest to r贸wnie偶 prawda w przypadku kontakt贸w z 偶ywymi lud藕mi.

Sp臋dzi艂em wiecz贸r w garderobie Howarda Thurs-tona, kiedy po raz ostatni pojawi艂 si臋 on na Broad-wayu. Thurston by艂 niekoronowanym kr贸lem ma-


gik贸w. Przez 40 lat podr贸偶owa艂 po ca艂ym kraju two­rz膮c iluzj臋, zadziwiaj膮c publiczno艣膰 i zapieraj膮c jej dech w piersiach. Za bilety na jego pokazy zap艂aci艂o ponad 60 milion贸w ludzi, co przynios艂o mu doch贸d w wysoko艣ci ponad 52 milion贸w dolar贸w.

Poprosi艂em pana Thurstona, aby zdradzi艂 mi sekret swojego sukcesu. Z pewno艣ci膮 nie zawdzi臋cza艂 go szkole, poniewa偶 jako ma艂y ch艂opak uciek艂 z domu i zosta艂 w艂贸cz臋g膮. Podr贸偶owa艂 „okazjami", sypia艂 w stogach siana i chodzi艂 od domu do domu, by zdo­by膰 po偶ywienie. Czyta膰 nauczy艂 si臋 patrz膮c z okien ci臋偶ar贸wek na drogowskazy.

Czy posiad艂 jak膮艣 niezwyk艂膮 wiedz臋 na temat ma­gii? Nie. Powiedzia艂 mi, 偶e napisano o niej setki ksi膮­偶ek i wielu ludzi zna艂o ten temat tak dobrze jak on. Jednak dwie rzeczy r贸偶ni艂y go od innych. Po pierwsze, potrafi艂 w 艣wietle reflektor贸w ujawni膰 swoj膮 osobo­wo艣膰. By艂 mistrzem. Zna艂 natur臋 ludzk膮. Wszystko, co robi艂 na scenie — gesty, intonacja, ka偶de uniesienie brwi — by艂o dok艂adnie wyre偶yserowane i wy膰wiczo­ne, a ruchy mia艂 opracowane co do sekundy. Jednak opr贸cz tego Thurston naprawd臋 interesowa艂 si臋 lud藕­mi. Powiedzia艂 mi, 偶e wielu magik贸w stoj膮c przed publiczno艣ci膮 my艣li w duchu: „Oto jest przede mn膮 banda idiot贸w, kupa wa艂贸w. Zrobi臋 ich wszystkich w konia." Thurston mia艂 zupe艂nie inne podej艣cie. Wyzna艂 mi, 偶e zawsze wychodz膮c na scen臋 powtarza艂 sobie: „Jestem wdzi臋czny tym ludziom, 偶e przyszli mnie zobaczy膰. Dzi臋ki nim mog臋 zarabia膰 na 偶ycie w ca艂kiem zno艣ny spos贸b. Dam im z siebie wszystko, na co mnie sta膰."

Powiedzia艂, 偶e nigdy nie stan膮艂 przed publiczno艣ci膮 nie powtarzaj膮c sobie wcze艣niej: „Kocham moj膮 pub­liczno艣膰. Kocham moj膮 publiczno艣膰." 艢mieszne? Ab­surdalne? Masz prawo s膮dzi膰, co chcesz. Ja tylko d to przekazuj臋, bez komentarza, jako recept臋 stoso­


wan膮 przez jednego z najs艂awniejszych magik贸w wszechczas贸w.

George Dyke z North Warren w Pensylwanii zmu­szony zosta艂 do przej艣cia na emerytur臋, poniewa偶 no­wo zbudowana autostrada przebiega艂a przez teren, na kt贸rym mia艂 zak艂ad us艂ugowy. Wkr贸tce bezczynno艣膰 sta艂a si臋 m臋cz膮ca, wype艂nia艂 wi臋c czas gr膮 na skrzyp­cach. Zacz膮艂 chodzi膰 po okolicy s艂uchaj膮c muzyki i rozmawia艂 z muzykami. Choda偶 sam nie by艂 wiel­kim skrzypkiem, zaprzyja藕ni艂 si臋 z wieloma z nich. Przyst臋powa艂 do r贸偶nych konkurs贸w i szybko zacz膮艂 by膰 znany fanom muzyki country na wschodzie Sta­n贸w Zjednoczonych jako Wujek George, mistrz smyczka z hrabstwa Kinzua. Kiedy pozna艂em Wuja George'a, mia艂 72 lata i nie 偶a艂owa艂 ani jednej z prze偶ytych chwil. Nieustannie interesuj膮c si臋 innymi lud藕mi zbudowa艂 sobie zupe艂nie nowe 偶yde w wieku, w kt贸rym wi臋kszo艣膰 uznaje swoje tw贸rcze lata za minione.

Taki sam by艂 te偶 jeden z sekret贸w niezwyk艂ej popu-lamo艣d Teodora Roosevelta. Kocha艂a go nawet s艂u偶­ba. Jego kamerdyner, James E. Amos, napisa艂 o nim ksi膮偶k臋 zatytu艂owan膮 Theodore Roosvelt, Hero to His Valet (Theodore Roosevelt, idea艂 w艂asnego kamerdy­nera). W艂a艣nie tam Amos relacjonuje nast臋puj膮ce wy­darzenie:

Kiedy艣 moja 偶ona zapyta艂a prezydenta, jak wygl膮da przepi贸rka, poniewa偶 nigdy jej nie wi­dzia艂a. Prezydent opisa艂 ptaka bardzo dok艂adnie. W jaki艣 czas p贸藕niej w naszym domku zadzwoni艂 telefon. (Amos mieszka艂 wraz z 偶on膮 w ma艂ym domku na terenie posiad艂o艣d Roosevelta w Oys-ter Bay.) 呕ona podnios艂a s艂uchawk臋; by艂 to sam pan Roosevelt. Dzwoni艂, 偶eby jej donie艣膰, 偶e przed jej oknami siedzi w艂a艣nie przepi贸rka, i je艣li zaraz


wyjrzy, mo偶e j膮 zobaczy膰. Takie w艂a艣nie drobiaz­gi by艂a dla niego bardzo charakterystyczne. Ile­kro膰 przechodzi艂 obok naszego domku, nawet je艣li nas nie widzia艂, wo艂a艂 „Hop, hop, Annie", albo „Hop, hop, James!" W ten spos贸b okazywa艂 nam swoj膮 przyja藕艅.

Jak pracownicy mogli nie lubi膰 takiego cz艂owieka? Jak ktokolwiek m贸g艂by go nie lubi膰?

Kiedy艣 Roosevelt zaszed艂 do Bia艂ego Domu pod nieobecno艣膰 prezydenta Tafta i jego 偶ony. Jego szczer膮 sympati臋 do ludzi wida膰 by艂o cho膰by w tym, 偶e pa­mi臋ta艂 imiona ca艂ej tamtejszej s艂u偶by, nie wy艂膮czaj膮c pomywaczek.

„Kiedy zobaczy艂 jedn膮 z kucharek, Alice—pisze Archie Burt — spyta艂 j膮, czy wci膮偶 robi chleb kuku­rydziany. Odpowiedzia艂a, 偶e tak, ale bardzo rzadko i tylko dla s艂u偶by, poniewa偶 nikt na g贸rze go nie je.

— Nie wiedz膮, co dobre — stwierdzi艂 Roosevelt. — I powiem o tym prezydentowi, kiedy go zobacz臋.

Alice przynios艂a mu kawa艂ek chleba na talerzu. Jad艂 go w drodze do biura i wita艂 napotkanych ogrodni­k贸w i robotnik贸w...

Zwraca艂 si臋 do wszystkich tak samo jak niegdy艣. Ike Hoover, kt贸ry przez czterdzie艣ci lat by艂 od藕wiernym w Bia艂ym Domu, powiedzia艂 ze 艂zami w oczach: 芦To jedyny szcz臋艣liwy dzie艅, jaki si臋 nam zdarzy艂 od nie­mal dw贸ch lat. Nikt z nas nie zamieni艂by go nawet na studolarowy banknot.禄"

Podobny szacunek dla, wydawa艂oby si臋, niewa­偶nych ludzi pom贸g艂 Edwardowi M. Sykesowi junio­rowi z Chatham w New Jersey odzyska膰 klienta. „Wiele lat temu po艣redniczy艂em w sprzeda偶y towa­r贸w firmy Johnson & Johnson na terenie Massachu-setts — opowiada艂 Edward. — Jednym z odbiorc贸w by艂 w艂a艣ciciel sklepu chemicznego w Hingham. Ile­


kro膰 si臋 tam pojawia艂em, zawsze najpierw rozma­wia艂em przez kilka minut z ch艂opcem podaj膮cym wo­d臋 sodow膮 i sprzedawc膮, a dopiero potem szed艂em na g贸r臋 zobaczy膰 si臋 z w艂a艣cicielem i przyj膮膰 zam贸­wienie. Pewnego dnia wszed艂em do niego, by us艂y­sze膰, 偶e trac臋 czas, poniewa偶 nie interesuje go ju偶 kupno towar贸w J&J. Doszed艂 do wniosku, 偶e firma koncentruje swoj膮 dzia艂alno艣膰 na sklepach spo偶yw­czych i du偶ych domach handlowych ze szkod膮 dla ma艂ych drogerii. Wyszed艂em stamt膮d jak zmyty i przez kilka godzin je藕dzi艂em po mie艣cie, aby to prze­my艣le膰. Wreszcie postanowi艂em wr贸ci膰 i przynajmniej spr贸bowa膰 wyja艣ni膰 w艂a艣cicielowi drogerii, jaka jest polityka firmy.

Wszed艂em do sklepu i jak zwykle porozmawia艂em z personelem. Na g贸rze w艂a艣ciciel sklepu przywita艂 mnie u艣miechem. A potem da艂 mi zam贸wienie dwu­krotnie wy偶sze ni偶 zwykle. Spojrza艂em na niego za­skoczony i spyta艂em, co wydarzy艂o si臋 przez te kilka godzin od czasu mojej poprzedniej wizyty. W odpo­wiedzi wskaza艂 na m艂odego cz艂owieka przy dystry­butorze wody sodowej i powiedzia艂, 偶e kiedy wy­szed艂em, ch艂opak przyszed艂 do niego i o艣wiadczy艂, 偶e jestem jednym z bardzo niewielu akwizytor贸w, kt贸rzy zadaj膮 sobie trud, by przywita膰 si臋 z nim i in­nymi lud藕mi w sklepie. Powiedzia艂 te偶, 偶e je艣li kt贸ry­kolwiek akwizytor zas艂uguje na robienie z nim interes贸w, to w艂a艣nie ja. W艂a艣ciciel sklepu zgodzi艂 si臋 z tym i pozosta艂 naszym lojalnym klientem. Nigdy nie zapomn臋, 偶e szczere zainteresowanie lud藕mi jest naj­wa偶niejsz膮 cech膮 dobrego akwizytora. Najwa偶niejsz膮 cech膮 ka偶dego z nas."

Przekona艂em si臋 na w艂asnej sk贸rze, 偶e mo偶na po­zyska膰 uwag臋, czas i wsp贸艂prac臋 nawet najbardziej zaj臋tych i niedost臋pnych ludzi, je艣li oka偶e si臋 im szczere zainteresowanie. A oto przyk艂ad.


Wiele lat temu prowadzi艂em zaj臋cia z pisania w Brook艂yn Institute of Arts and Sdences. Chdeli艣my zaprosi膰 na zaj臋cia tak znanych i zaj臋tych autor贸w, jak Kathleen Norris, Faunie Hurst, Id膮 Tarbell, Albert Pay-son Terhune i Rupert Hughes, aby podzielili si臋 z nami swoim bezcennym do艣wiadczeniem. W li艣cie do nich napisali艣my wi臋c, 偶e podziwiamy ich sztuk臋 i bardzo chcemy uzyska膰 ich rad臋 oraz dowiedzie膰 si臋 czego艣 o 藕r贸d艂ach ich sukcesu.

Ka偶dy z tych list贸w podpisany by艂 przez oko艂o 150 student贸w. Dopisali艣my te偶, 偶e zdajemy sobie spraw臋, i偶 tak zaj臋ci ludzie nie maj膮 czasu na przygotowanie wyk艂ad贸w. Do艂膮czyli艣my list臋 pyta艅, dotycz膮cych ich samych i ich metod pracy, na kt贸re chcieliby艣my u-zyska膰 odpowied藕. Podoba艂o im si臋 to. Zreszt膮, komu by si臋 nie podoba艂o? Opu艣cili wi臋c domy i udali si臋 w podr贸偶 do Brook艂ynu, aby ofiarowa膰 nam pomocn膮 d艂o艅.

Dok艂adnie t膮 sam膮 metod膮 przekona艂em Leslie'ego M. Shawa, ministra finans贸w w gabinecie Teodora Roosevelta, George'a W. Wickershama, prokuratora generalnego w gabinecie Tafta, Williama Jenningsa Bryana, Franklina D. Roosevelta i wielu, wielu s艂aw­nych ludzi, aby wyg艂osili wyk艂ady dla s艂uchaczy mo­ich kurs贸w publicznego przemawiania.

Wszyscy — robotnicy w fabryce, urz臋dnicy w biu­rach, a nawet kr贸lowie na swoich tronach — lubimy, gdy inni nas podziwiaj膮. We藕my na przyk艂ad cesarza niemieckiego. Pod koniec pierwszej wojny 艣wiatowej by艂 on prawdopodobnie najbardziej pogardzanym i znienawidzonym cz艂owiekiem na 艣wiecie. Nawet w艂asny nar贸d odwr贸ci艂 si臋 od niego, kiedy chc膮c ocali膰 g艂ow臋 uciek艂 do Holandii. Nienawi艣膰 do niego by艂a tak silna, 偶e miliony ludzi z przyjemno艣ci膮 rozerwa­艂oby go na strz臋py lub spali艂o na stosie. I nagle po艣r贸d tego ognia nienawi艣ci jeden ma艂y ch艂opiec wys艂a艂


Kajzerowi szczery i prosty list pe艂en podziwu i uprzej­mo艣ci. Ch艂opiec pisa艂, 偶e bez wzgl臋du na to, co my艣l膮 inni, on zawsze b臋dzie kocha艂 Wilhelma jako swojego cesarza. Cesarz bardzo si臋 tym wzruszy艂 i zaprosi艂 ch艂opca do siebie. Ch艂opiec przyjecha艂 razem z matk膮, cesarz szybko j膮 po艣lubi艂. Ten ma艂y ch艂opiec nie wy­czyta艂 w ksi膮偶kach, jak zdobywa膰 przyjaci贸艂 i zjed­nywa膰 sobie ludzi. Wiedzia艂 to instynktownie.

Je艣li chcemy zdoby膰 przyjaci贸艂, powinni艣my za­cz膮膰 od robienia r贸偶nych rzeczy dla innych ludzi. Rze­czy, kt贸re wymagaj膮 czasu, wysi艂ku, bezintere­sowno艣ci i uwagi. Kiedy ksi臋ciem Windsoru by艂 ksi膮­偶臋 Walii, odby艂 on podr贸偶 do Ameryki Po艂udniowej. Zanim jednak wyruszy艂, przez kilka miesi臋cy uczy艂 si臋 hiszpa艅skiego, aby m贸c wyg艂asza膰 przem贸wienia w j臋zyku zrozumia艂ym dla gospodarzy. Za to szczerze go tam pokochano.

Przez lata stara艂em si臋 dowiedzie膰, kiedy obchodz膮 urodziny moi znajomi. Jak? Chocia偶 nie mia艂em 偶ad­nego poj臋cia o astrologii, pyta艂em ich, czy wierz膮, 偶e data urodzin mo偶e mie膰 zwi膮zek z charakterem. Po­tem prosi艂em o podanie mi dnia i miesi膮ca urodzin. Je艣li odpowied藕 brzmia艂a na przyk艂ad 24 listopada, powtarza艂em to sobie kilka razy: „24 listopada. 24 lis­topada". Jak tylko znajomy znika艂, zapisywa艂em sobie jego nazwisko i t臋 dat臋, a p贸藕niej przepisywa艂em je do specjalnego notatnika. Na pocz膮tku ka偶dego roku przepisywa艂em to do kalendarza, tak 偶e p贸藕niej pa­mi臋ta艂em o nich bez trudno艣ci. Kiedy zbli偶a艂 si臋 dzie艅 czyich艣 urodzin, wysy艂a艂em list lub telegram. Jakie偶 wra偶enie to robi艂o! Cz臋sto by艂em jedynym, kt贸ry o tym pami臋ta艂.

Je艣li chcemy zdoby膰 przyjaci贸艂, powinni艣my wita膰 si臋 z lud藕mi z o偶ywieniem i entuzjazmem. Zachowuj si臋 w ten spos贸b r贸wnie偶 wtedy, gdy kto艣 do d臋bie dzwoni. Nie zapomnij wyrazi膰, jak si臋 deszysz, 偶e go


s艂yszysz. Wiele firm specjalnie szkoli telefonistki, aby potrafi艂y rozmawia膰 z klientami okazuj膮c im tonem g艂osu zainteresowanie i pe艂ne zaanga偶owanie. Roz­m贸wca b臋dzie przekonany, 偶e to firma zainteresowa­na jest jego osob膮. Pami臋tajmy o tym, kiedy jutro podniesiemy s艂uchawk臋.

Okazuj膮c ludziom szczere zainteresowanie nie tyl­ko pozyskasz przyjaci贸艂, lecz sprawisz, 偶e klienci b臋d膮 lojalni wobec twojej firmy. W jednej z publikacji (Eagle, 31 III 1978 r.) Narodowy Bank Ameryki P贸艂nocnej z Nowego Jorku zamie艣ci艂 list podpisany przez klient­k臋 nazwiskiem Madeline Rosedale:

„Chcia艂abym, aby艣cie wiedzieli, jak bardzo ceni臋 wasz personel. Wszyscy s膮 tak uprzejmi, tak mili i tak pomocni! To bardzo przyjemne, 偶e po oczekiwaniu w d艂ugiej kolejce urz臋dnik zawsze wita nas z niek艂a­man膮 uprzejmo艣ci膮.

W zesz艂ym roku moja matka le偶a艂a przez 5 miesi臋­cy w szpitalu. Ilekro膰 rozmawia艂am z kasjerk膮 Mari膮 Petrucello, pyta艂a mnie o stan zdrowia matki."

Czy ktokolwiek mo偶e w膮tpi膰, 偶e pani fe艣edale b臋­dzie nadal korzysta膰 z us艂ug tego banku?

Pracownik jednego z du偶ych nowojorskich ban­k贸w Charles R. Walters mia艂 sporz膮dzi膰 poufny raport na temat jednego z przedsi臋biorstw. By艂a tylko jedna osoba, kt贸ra mog艂a mu w tym pom贸c. Gdy ju偶 siedzia艂 w biurze prezesa przedsi臋biorstwa, sekretarka wesz艂a na chwil臋 m贸wi膮c, 偶e nie ma dzi艣 偶adnych znaczk贸w.

— Zbieram znaczki do kolekcji mojego dwunasto­letniego syna — wyja艣ni艂 prezes.

Pan Walters przyst膮pi艂 do pracy. Odpowiedzi pre­zesa by艂y niejasne, mgliste i nieprecyzyjne. Nie chcia艂 m贸wi膰 i wydawa艂o si臋, 偶e nic go do tego nie zmusi. Rozmowa by艂a wi臋c kr贸tka i bezowocna.

„Szczerze m贸wi膮c, nie wiedzia艂em, co robi膰 — po­wiedzia艂 pan Walters relacjonuj膮c to wydarzenie na


zaj臋ciach. — Nagle przypomnia艂em sobie: znaczki, dwunastoletni syn... Pomy艣la艂em te偶 sobie, 偶e wydzia艂 wsp贸艂pracy z zagranic膮 naszego banku odrywa艂 znaczki z list贸w nap艂ywaj膮cych do nas z wszystkich kontynent贸w...

Nast臋pnego dnia zn贸w odwiedzi艂em prezesa i wspomnia艂em, 偶e mam kilka znaczk贸w dla jego sy­na. Czy powita艂 mnie serdecznie? Oczywi艣cie. Nie u艣cisn膮艂by mi chyba r臋ki z wi臋kszym entuzjazmem, gdybym by艂 kongresmanem. Promienia艂 u艣miechem i dobr膮 wol膮 芦M贸j George na pewno oszaleje na wi­dok tego znaczka — m贸wi艂 co chwil臋, przegl膮daj膮c zbi贸r. — A ten, niech pan tylko spojrzy! To sk膮rb!禄

Sp臋dzili艣my p贸艂 godziny rozmawiaj膮c o znaczkach i ogl膮daj膮c zdj臋cia jego syna. Potem po艣wi臋ci艂 ponad godzin臋 na przekazanie mi wszystkich informacji, kt贸re by艂y mi potrzebne. Nie musia艂em go nawet o to prosi膰! Powiedzia艂 mi wszystko, co wie, a potem we­zwa艂 swoich pracownik贸w i zadawa艂 im dodatkowe pytania. Telefonowa艂 do niekt贸rych wsp贸lnik贸w. Za­rzuci艂 mnie wr臋cz faktami, cyframi, sprawozdaniami i korespondencj膮. M贸wi膮c j臋zykiem gazet, m贸g艂bym to od niego wynosi膰 wiadrami."

A oto kolejny przyk艂ad. C. M. Knaphle junior z Fila­delfii przez lata pr贸bowa艂 sprzeda膰 paliwo olbrzymiej sieci sk艂ad贸w. Ale firma ta wci膮偶 kupowa艂a paliwo od dystrybutora z innego miasta i Knaphle widzia艂 z o-kien swojego biura, jak przewozi je do sk艂ad贸w. Na jednym z wyk艂ad贸w pan Knaphle wyrzuci艂 z siebie ca艂膮 w艣ciek艂o艣膰 z tego powodu i nazwa艂 sie膰 sk艂ad贸w przekle艅stwem tego kraju.

Wci膮偶 jednak nie wiedzia艂, dlaczego nie chc膮 kupo­wa膰 od niego. Zaproponowa艂em mu wi臋c, aby zmieni艂 taktyk臋. I oto co si臋 wydarzy艂o. W ramach zaj臋膰 zaa­ran偶owali艣my debat臋, czy sie膰 sk艂ad贸w przynosi wi臋­cej z艂ego, czy dobrego.


Zgodnie z moj膮 rad膮 Knaphle mia艂 ich broni膰. Po­szed艂 wi臋c prosto do szefa sieci sk艂ad贸w, kt贸rych tak nienawidzi艂, i powiedzia艂: „Nie przyszed艂em, by sprzeda膰 paliwo. Przyszed艂em prosi膰 o przys艂ug臋. — Nast臋pnie powiedzia艂 o debacie i roli adwokata, jak膮 mia艂 w niej odegra膰. — Nie znalaz艂bym chyba cz艂o­wieka, kt贸ry m贸g艂by powiedzie膰 mi o firmie wi臋cej ni偶 pan. Chc臋 wygra膰 t臋 debat臋 i bardzo b臋d臋 wdzi臋cz­ny za ka偶d膮 pomoc, kt贸rej mo偶e mi pan udzieli膰."

Reszta historii pana Knaphle przedstawia si臋 nast臋­puj膮co:

Poprosi艂em tego cz艂owieka o po艣wi臋cenie mi dok艂adnie minuty. Pod tym warunkiem zgodzi艂 si臋 mnie przyj膮膰. Kiedy powiedzia艂em, o co cho­dzi, wskaza艂 mi krzes艂o i rozmawia艂 ze mn膮 do­k艂adnie przez godzin臋 i czterdzie艣ci siedem minut. Wezwa艂 urz臋dnika, kt贸ry napisa艂 ksi膮偶k臋 na temat sieci. Napisa艂 do Krajowego Zrzeszenia Sieci Sk艂ad贸w, by udost臋pnili mi kopi臋 protoko艂u ich ostatniego posiedzenia. Powiedzia艂, 偶e sie膰 sk艂ad贸w jest naprawd臋 po偶yteczna, 偶e jest dumny z tego, co robi dla tysi臋cy ludzi. Oczy b艂yszcza艂y mu, kiedy to m贸wi艂, i musz臋 przyzna膰, 偶e z moimi oczami dzia艂o si臋 to samo, gdy uzmys艂owi艂 mi fa­kty, o kt贸rych wcze艣niej nawet nie pomy艣la艂em.

Kiedy wychodzi艂em, odprowadzi艂 mnie do drzwi, po艂o偶y艂 r臋k臋 na ramieniu i 偶ycz膮c zwyci臋­stwa w debacie poprosi艂, abym wpad艂 przy okazji i opowiedzia艂 mu, jak mi posz艂o. Po偶egna艂 mnie m贸wi膮c: „I prosz臋 te偶 mnie odwiedzi膰 p贸藕n膮 wiosn膮. Chcia艂bym powierzy膰 panu zam贸wienie na paliwo."

By艂 to dla mnie niemal cud. Obieca艂, 偶e kupi ode mnie paliwo, cho膰 nawet mu tego nie proponowa­艂em. Przez dwie godziny osi膮gn膮艂em wi臋cej tylko


dzi臋ki szczeremu zainteresowaniu si臋 jego pro­blemami, ni偶 uda艂o mi si臋 zdzia艂a膰 w ci膮gu dzie­si臋ciu lat, w czasie kt贸rych pr贸bowa艂em zaintere­sowa膰 go sob膮 i swoim produktem.

Nie odkry艂 pan nowej prawdy, panie Knaphle. Ju偶 dawno temu, sto lat przed Chrystusem, s艂ynny rzym­ski poeta Publiusz Syrus zauwa偶y艂: „Interesujemy si臋 innymi, kiedy oni interesuj膮 si臋 nami."

Okazanie zainteresowania — jak ka偶da inna zasada kontakt贸w z lud藕mi — musi by膰 szczere. Musi op艂a­ca膰 si臋 nie tylko temu, kto zainteresowanie okazuje, ale i temu, kto jest jego obiektem. To dzia艂a w obie strony i obie na tym zyskuj膮.

Martin Ginsberg, kt贸ry uczestniczy艂 w naszym kur­sie na Long Island w Nowym Jorku, opowiedzia艂 kie­dy艣, jak okazane przez piel臋gniark臋 zainteresowanie wp艂yn臋艂o na jego 偶ycie:

„By艂 to Dzie艅 Dzi臋kczynienia. Mia艂em 10 lat. Le­偶a艂em na oddziale szpitala miejskiego i nast臋pnego dnia mia艂em przej艣膰 powa偶n膮 operacj臋 ortopedyczn膮. Wiedzia艂em, 偶e nie mog臋 liczy膰 na nic wi臋cej ni偶 mie­si膮ce odizolowania, rekonwalescencji i b贸lu. M贸j oj­ciec nie 偶y艂. Mieszka艂em z matk膮 w ma艂ym miesz­kanku i 偶yli艣my z zasi艂ku. Matka nie mog艂a mnie tego dnia odwiedzi膰.

Z ka偶d膮 godzin膮 ogarnia艂a mnie coraz wi臋ksza sa­motno艣膰, rozpacz i strach. Wiedzia艂em, 偶e matka jest w domu sama, 偶e martwi si臋 o mnie. Nie ma z ni膮 kto porozmawia膰, sama musi je艣膰 posi艂ki i nie ma pieni臋­dzy na 艣wi膮teczny obiad.

艁zy nap艂yn臋艂y mi do oczu, schowa艂em g艂ow臋 pod poduszk臋 i naci膮gn膮艂em na ni膮 koc. P艂aka艂em cicho, ale tak gorzko, 偶e dr偶a艂em na ca艂ym ciele.

Us艂ysza艂a m贸j p艂acz m艂oda piel臋gniarka i podesz艂a do mnie. Odkry艂a mnie i zacz臋艂a wyciera膰 艂zy z twa-


r偶y. Powiedzia艂a, 偶e czuje si臋 bardzo samotna sp臋dza­j膮c ten 艣wi膮teczny dzie艅 w pracy, z dala od rodziny. Spyta艂a, czy zechcia艂bym zje艣膰 z ni膮 obiad. Przynios艂a dwie tace pe艂ne jedzenia: plasterki indyka, t艂uczone ziemniaki i sos 偶urawinowy; na deser by艂y lody. Roz­mawia艂a ze mn膮 i pr贸bowa艂a rozwia膰 moje obawy. I chocia偶 jej dy偶ur dawno si臋 sko艅czy艂, zosta艂a ze mn膮 prawie do p贸艂nocy. Bawi艂a si臋 ze mn膮 i rozmawia艂a, dop贸ki nie usn膮艂em.

Od tego czasu przesz艂o wiele Dni Dzi臋kczynienia, ale 偶adnego z nich nie 艣wi臋towa艂em bez wspomnienia tamtego w艂a艣nie, pe艂nego samotno艣ci i strachu oraz ciep艂a i czu艂o艣ci, kt贸re ofiarowane przez nieznajom膮 pomog艂y mi jako艣 wytrzyma膰."

Je艣li chcesz, by lubili de inni, je艣li chcesz nawi膮za膰 naprawd臋 szczer膮 przyja藕艅/ je艣li chcesz pom贸c innym i jednocze艣nie sobie, miej zawsze w pami臋ci t臋 zasad臋:

ZASADA PIERWSZA Okazuj ludziom szczere zainteresowanie.


2

JAK ZROBI膯 DOBRE WRA呕ENIE

Na przyj臋ciu w Nowym Jorku pewna kobieta, kt贸ra odziedziczy艂a spory maj膮tek, chcia艂a wywrze膰 dobre wra偶enie na ka偶dym z go艣ci. Mia艂a na sobie spor膮 fortun臋 w postaci soboli, diament贸w i pere艂. Nie zro­bi艂a jednak zupe艂nie nic z twarz膮: go艣ci艂o na niej sa-molubstwo i gorycz. Nie zdawa艂a sobie sprawy z tego, co wie ka偶dy: to, co nosimy na twarzy, jest o wiele wa偶niejsze od ubra艅, kt贸re nosimy na grzbiecie.

Charles Schwab powiedzia艂 mi, 偶e jego u艣miech wart jest miliony dolar贸w. I pewnie wiedzia艂, co m贸­wi. Jego osobowo艣膰, urok i umiej臋tno艣膰 zjednywania sobie ludzi stanowi艂y 藕r贸d艂o niezwyk艂ego sukcesu. Jedn膮 z najcudowniejszych cech Schwaba by艂 jego zniewalaj膮cy u艣miech.

Czyny s膮 g艂o艣niejsze ni偶 s艂owa, a u艣miech m贸wi zawsze: „Lubi臋 de. Czynisz mnie szcz臋艣liwym. Ciesz臋 si臋, 偶e de widz臋."

W艂a艣nie dlatego psy maj膮 takie powodzenie. Tak bardzo desz膮 si臋 na nasz widok, 偶e niemal wyskakuj膮 ze sk贸ry. Naturalne jest wi臋c, 偶e one nas te偶 ciesz膮.

U艣miech dziecka dzia艂a dok艂adnie tak samo.

Czy kiedy艣 zdarzy艂o ci si臋 siedzie膰 przed gabinetem lekarskim i patrze膰 na pos臋pne twarze oczekuj膮cych? Doktor Stephen K. Sproul, weterynarz z Raytown w Missouri, opowiedzia艂 mi kiedy艣, jak wygl膮da typo­wy dzie艅 w jego poczekalni podczas szczepie艅 zwie­rz膮t. Nikt z nikim nie rozmawia i wszyscy my艣l膮 pewnie o dziesi膮tkach innych rzeczy, kt贸re mogliby robi膰 zamiast „traci膰 czas" w tej poczekalni. „By艂o tam


sze艣膰, mo偶e siedem os贸b, kiedy wesz艂a m艂oda kobie­ta z dziewi臋cioletnim dzieckiem i ma艂ym kotkiem. Usiad艂a obok starszego m臋偶czyzny co najmniej po­denerwowanego d艂ugim oczekiwaniem na wizyt臋. Dziecko spojrza艂o na niego i obdarzy艂o go szczerym u艣miechem ca艂膮 buzi膮, tak charakterystycznym dla dzieci. I co zrobi艂 ten m臋偶czyzna? Oczywi艣cie odp艂aci艂 dziecku u艣miechem i szybko nawi膮za艂 rozmow臋 z je­go matk膮. Wkr贸tce do rozmowy w艂膮czyli si臋 pozostali i prysn臋艂o ca艂e napi臋de, a nudne oczekiwanie zmieni­艂o si臋 w przyjemne spotkanie."

Nieszczery grymas? Nie, na to nikogo nie nabierzesz. Poznajemy taki u艣miech — sztuczny i wyuczony — i odrzucamy go. M贸wi臋 o prawdziwym u艣miechu, ser­decznym, kt贸ry p艂ynie gdzie艣 z g艂臋bi serca. U艣miechu, dzi臋ki kt贸remu dobrze si臋 sprzedamy.

Psycholog z University of Miclygan, profesor Ja-mes V. McConnell, tak wyrazi艂 si臋 o u艣miechu: „Lu­dzie, kt贸rzy si臋 艣miej膮, zwykle sprzedaj膮, ucz膮 si臋 i pracuj膮 efektywniej oraz wychowuj膮 szcz臋艣liwsze dzieci. W u艣miechu jest o wiele wi臋cej informacji ni偶 w ponurym grymasie. W艂a艣nie dlatego zach臋ta jest skuteczniejszym bod藕cem do nauki ni偶 kara."

Kierowniczka dzia艂u kadr du偶ego domu towaro­wego w Nowym Jorku powiedzia艂a mi, 偶e ch臋tniej zatrudni sprzedawc臋, kt贸ry nie sko艅czy艂 szko艂y pod­stawowej, ale ma mi艂y u艣miech, ni偶 doktora filozofii z ponur膮 twarz膮.

Si艂a u艣miechu jest olbrzymia, nawet je艣li nikt nie widzi, jak si臋 艣miejemy. Firmy telefoniczne w ca艂ych Stanach Zjednoczonych maj膮 program zwany „pot臋­g膮 telefonu", kt贸ry oferowany jest pracownikom u-偶ywaj膮cym telefonu jako narz臋dzia przy sprzeda偶y towar贸w i us艂ug. Podczas kursu s艂uchaczom m贸wi si臋, aby u艣miechali si臋 rozmawiaj膮c przez telefon. Ten „u艣miech" b臋dzie s艂ycha膰 w g艂osie m贸wi膮cego.


Kierownik dzia艂u komputerowego w jednym z przedsi臋biorstw w Cincinnati w Ohio, Robert Cryer, opowiedzia艂 nam na zaj臋ciach, jak uda艂o mu si臋 zna­le藕膰 pracownika na jedno z trudnych do obsadzenia stanowisk.

„Pilnie musia艂em zatrudni膰 kogo艣 po doktoracie z informatyki do pracy w moim dziale. Wreszcie znalaz艂em m艂odego cz艂owieka z idealnymi kwali­fikacjami, kt贸ry w艂a艣nie ko艅czy艂 studia doktorskie w Purdue University. Po kilku rozmowach telefonicz­nych dowiedzia艂em si臋, 偶e ma ju偶 kilka ofert, w tym od kilku wi臋kszych i bardziej znanych firm ni偶 moja. By艂em zachwycony, 偶e przyj膮艂 w艂a艣nie moj膮 pro­pozycj臋 pracy. Kiedy ju偶 zosta艂 zatrudniony, zapyta­艂em go, dlaczego wybra艂 nasz膮 ofert臋. Zamy艣li艂 si臋 przez chwil臋 i powiedzia艂: 芦Chyba dlatego, 偶e przed­stawiciele innych firm m贸wili bardzo ch艂odnym, urz臋dowym tonem, z kt贸rego wynika艂o, 偶e doko­nuj膮 po prostu kolejnej transakcji. Pa艅ski g艂os brzmia艂 tak, jakby cieszy艂 si臋 pan z tego, 偶e mnie s艂yszy, jak­by naprawd臋 chda艂 pan, 偶ebym sta艂 si臋 cz臋艣ci膮 tej firmy.禄 Zapewniam was, 偶e do dzisiaj podnosz臋 s艂uchawk臋 telefonu z u艣miechem na ustach" — za­ko艅czy艂 Cryer.

Prezes zarz膮du jednego z najwi臋kszych w Stanach Zjednoczonych przedsi臋biorstw przemys艂u gumo­wego zaobserwowa艂, 偶e ludzie rzadko odnosz膮 suk­ces w pracy, je艣li nie wykonuj膮 jej z przyjemno艣ci膮. Przemys艂owa drabina awansu nie potwierdza na og贸艂 sloganu, 偶e ci臋偶ka praca jest magicznym kluczem, kt贸ry otwiera wszystkie drzwi. „Znam ludzi, kt贸rzy odnie艣li sukces, poniewa偶 wykonywali swoje o-bowi膮zki dobrze si臋 przy tym bawi膮c. Widzia艂em te偶, jak p贸藕niej zabawa zamieni艂a si臋 w prac臋. Interesy zmarnia艂y, a oni sami stracili rado艣膰 z wykonywanej pracy, a偶 wreszcie przegrywali" — m贸wi艂.


Spotykaj膮c ludzi musisz si臋 autentycznie cieszy膰, je艣li chcesz, aby oni tak偶e cieszyli si臋 ze spotkania z tob膮.

Tysi膮ce razy na swoich kursach prosi艂em biznesme­n贸w, aby co godzin臋 u艣miechali si臋 do kogo艣 tylko przez tydzie艅, a nast臋pnie opowiedzieli podczas zaj臋膰, jakie przynios艂o to skutki. Czy w og贸le by艂y ja­kie艣 rezultaty? Zobaczmy. Oto list od Williama B. Steinhardta, brokera na gie艂dzie nowojorskiej. Jego przypadek nie jest odosobniony. Przeciwnie, jest typo­wy dla setek innych.

„Jestem 偶onaty od ponad osiemnastu lat i w d膮gu wszystkich tych lat rzadko u艣miecha艂em si臋 do 偶ony. Nie zdarza艂o mi si臋 zamieni膰 z ni膮 wi臋cej ni偶 kilka­na艣cie s艂贸w, zanim rano wyszed艂em do pracy. By艂em jednym z najwi臋kszych mruk贸w, jacy kiedykolwiek chodzili po Broadwayu.

Kiedy poprosi艂 mnie pan, abym powiedzia艂 co艣 o moich do艣wiadczeniach z u艣miechem, postanowi­艂em wypr贸bowa膰, jak to dzia艂a. Nast臋pnego ranka czesz膮c si臋 popatrzy艂em na smutn膮 g臋b臋 w lustrze i powiedzia艂em sobie: Bili, dzisiaj wywalisz ten kwa艣­ny wyraz ze swojego pyska. B臋dziesz si臋 u艣miecha艂 i to od zaraz. Kiedy zszed艂em na 艣niadanie, przywita­艂em moj膮 偶on臋 u艣miechem i s艂owami: 芦Dzie艅 doby, kochanie."

Uprzedza艂 pan, 偶e mo偶e by膰 zaskoczona. Ale wyra­zi艂 si臋 pan zbyt delikatnie. Ona po prostu zg艂upia艂a. Tak, by艂a w stanie kompletnego szoku! Powiedzia艂em jej, 偶e mam zamiar zawsze si臋 tak zachowywa膰, i przez ca艂y tydzie艅 dotrzyma艂em s艂owa.

Ca艂kiem zmieni艂o to moje 偶ycie. W d膮gu tych kilku dni w naszym domu zago艣ci艂o o wiele wi臋cej szcz臋艣-da ni偶 przez ca艂y ostatni rok.

Kiedy wchodz臋 do pracy, m贸wi臋 z u艣miechem:

芦Dzie艅 dobry禄, ch艂opcu w windzie. U艣miecham si臋 do


portiera na dole. U艣miecham si臋 do kasjerki w metrze, kiedy czekam na reszt臋. Na gie艂dzie u艣miecham si臋 do ludzi, kt贸rzy jeszcze do niedawna widzieli tylko napi臋de na mojej twarzy.

Szybko odkry艂em, 偶e ludzie odp艂acaj膮 mi u艣mie­chem za u艣miech. Nie traktuj臋 ju偶 oschle tych, kt贸rzy przychodz膮 do mnie w sprawie skarg i wniosk贸w. U艣miecham si臋 do nich, kiedy m贸wi膮, i przekona艂em si臋, 偶e 艂atwiej jest wtedy osi膮gn膮膰 kompromis. Od­kry艂em, 偶e u艣miech przynosi mi pieni膮dze — wiele dolar贸w ka偶dego dnia.

Dziel臋 biuro z innym brokerem. Jeden z jego ludzi to bardzo sympatyczny m艂ody facet. By艂em tak pod­niecony osi膮gni臋tymi rezultatami, 偶e postanowi艂em powiedzie膰 mu o mojej nowej filozofii kontakt贸w z lud藕mi. Wyzna艂 mi wtedy, 偶e kiedy po raz pierwszy wszed艂em do biura i okaza艂o si臋, 偶e b臋d臋 je dzieli艂 z jego firm膮, uzna艂 mnie za okropnego gbura. I dopie­ro niedawno zmieni艂 zdanie. Powiedzia艂, 偶e kiedy si臋 艣miej臋, wygl膮dam naprawd臋 jak cz艂owiek.

Ze swojego sposobu dzia艂ania wyeliminowa艂em te偶 krytykowanie. Zamiast pot臋pienia stosuj臋 teraz pochwa艂臋 i uznanie. Przesta艂em m贸wi膰 o tym, czego chc臋 ja sam. Pr贸buj臋 ca艂kowide przyj膮膰 punkt widze­nia drugiej osoby. Wszystko to zrewolucjonizowa艂o moje 偶ycie. Jestem zupe艂nie innym cz艂owiekiem. Jes­tem szcz臋艣liwszy i bogatszy. Bogatszy o nowe szcz臋­艣cie i nowych przyjad贸艂 — a to przede偶 jedyne dwie rzeczy, kt贸re naprawd臋 si臋 licz膮."

A co zrobi膰, je艣li nie masz ochoty si臋 u艣miecha膰? Dwie rzeczy. Po pierwsze, zmu艣 si臋 do 艣miechu. Kiedy jeste艣 sam, zmu艣 si臋 do gwizdania lub nu膰 piosenk臋. Zachowuj si臋 tak, jakby艣 ju偶 by艂 szcz臋艣liwy, a zoba­czysz, 偶e faktycznie b臋dziesz szcz臋艣liwy. Oto co pisze o tym filozof i psycholog William James: „Dzia艂anie wydaje si臋 i艣膰 za uczudem, ale w rzeczywisto艣d dzia-


艂ania i uczucia s膮 r贸wnoczesne. Reguluj膮c dzia艂anie, kt贸re znajduje si臋 pod bardziej bezpo艣redni膮 kontrol膮 woli, mo偶emy po艣rednio wp艂yn膮膰 na uczucia, kt贸re nie s膮 kierowane przez wol臋.

Tak wi臋c je艣li nic nas nie deszy, pewna i prosta re­cepta na odzyskanie rado艣ci 偶yda brzmi: wyprostuj si臋, dzia艂aj i m贸w, jakby艣 ju偶 by艂 zadowolony..."

Wszyscy na 艣wiede szukaj膮 szcz臋艣da, a jest jeden tylko spos贸b, aby je znale藕膰. Trzeba kontrolowa膰 swoje my艣li. Szcz臋艣cie nie przychodzi z zewn膮trz. Zale偶y od tego, co jest w nas samych.

To, kim jeste艣, gdzie jeste艣, czym si臋 zajmujesz i co w danej chwili robisz, nie czyni de szcz臋艣liwym lub nieszcz臋艣liwym. Wa偶ne jest to, co o tym wszystkim my艣lisz. Na przyk艂ad z dw贸ch ludzi znajduj膮cych si臋 dok艂adnie w tym samym miejscu i robi膮cych to samo, posiadaj膮cych tyle samo pieni臋dzy i taki sam presti偶, jeden mo偶e by膰 szcz臋艣liwy, a drugi nie. Dlaczego? Decyduje o tym ich psychika. Widzia艂em r贸wnie wiele szcz臋艣liwych twarzy w艣r贸d wie艣niak贸w pracuj膮cych za pomoc膮 prymitywnych narz臋dzi w potwornych upa艂ach tropiku, co w klimatyzowanych biurach Nowego Jorku, Chicago czy Los Angeles.

„Nie ma rzeczy z艂ych lub dobrych, to my艣l czyni je takimi" —powiedzia艂 Szekspir.

Abe Lincoln mawia艂: „Ludzie s膮 dok艂adnie tak szcz臋艣liwi, jak my艣l膮, 偶e s膮." Mia艂 racj臋. Na w艂asne oczy przekona艂em si臋 o tej prawdzie na schodach sta­cji na Long Island w Nowym Jorku. Przede mn膮 mniej wi臋cej 30 lub 40 kalekich ch艂opc贸w, wspieraj膮cych si臋 na laskach i kulach, pr贸bowa艂o sforsowa膰 schody. Jed­nego z nich trzeba by艂o nie艣膰. Zdumia艂 mnie ich 艣miech i rado艣膰. Podzieli艂em si臋 tym z jednym z ich opiekun贸w. „Istotnie. Kiedy ch艂opiec zrozumie, 偶e przez ca艂e 偶yde b臋dzie kalek膮, z pocz膮tku doznaje szoku. Jednak gdy ten minie, zwykle poddaje si臋 loso­


wi i stara si臋 by膰 r贸wnie szcz臋艣liwy jak inni ch艂opcy" — odpowiedzia艂 mi.

Mia艂em ochot臋 uchyli膰 kapelusz przed tymi dzie膰­mi. By艂a to dla mnie lekcja 偶yda i mam nadziej臋, 偶e nigdy jej nie zapomn臋.

Praca w zamkni臋tym gabinede gdzie艣 w biurze nie tylko budzi uczude samotno艣d, ale i odbiera mo偶li­wo艣膰 zaprzyja藕nienia si臋 z innymi pracownikami fir­my. Pani Maria Gonzalez z Guadalajary w Meksyku mia艂a tak膮 w艂a艣nie prac臋. Zazdro艣ci艂a tym, kt贸rzy pra­cowali z innymi, kiedy s艂ysza艂a ich 艣miech i weso艂e rozmowy. Przez kilka pierwszych tygodni dyskretnie odwraca艂a wzrok, gdy mija艂a ich na korytarzu.

Po kilku tygodniach powiedzia艂a sobie: „Mario, nie mo偶esz spodziewa膰 si臋, 偶e te kobiety przyjd膮 do d臋­bie. To ty musisz wyj艣膰 im naprzedw." Nast臋pnym razem wchodz膮c do bufetu u艣miechn臋艂a si臋 najja艣niej, jak tylko potrafi艂a, i pozdrowi艂a wszystkich przyjaz­nym: „Cze艣膰, jak led?"

Efekt by艂 natychmiastowy. Ludzie odpowiadali na u艣miech i pozdrowienie, korytarz wyda艂 si臋 ja艣niejszy, a praca o wiele przyjemniejsza. Nawi膮za艂a znajo­mo艣ci, z kt贸rych cz臋艣膰 przerodzi艂a si臋 w przyja藕艅. Jej praca i 偶yde przynosi艂y jej wi臋cej rado艣ci i szcz臋艣cia.

Przeczytaj uwa偶nie m膮dre rady eseisty i publicysty Elberta Hubbarda, ale pami臋taj, 偶e najdok艂adniejsza lek­tura w niczym d nie pomo偶e, je艣li ich nie zastosujesz.

Ilekro膰 wychodzisz na zewn膮trz miej radosn膮 min臋, no艣 g艂ow臋 wysoko, jakby艣 mia艂 na niej koro­n臋, i do samego dna nabieraj powietrze w p艂uca.

Upijaj si臋 s艂o艅cem, witaj znajomych u艣miechem i w ka偶dy u艣cisk d艂oni wk艂adaj ca艂膮 dusz臋. Nie obawiaj si臋, 偶e zostaniesz 藕le zrozumiany, i nie tra膰 ani minuty na my艣lenie o wrogach. Spr贸buj jasno nakre艣li膰 sobie w umy艣le cel, do kt贸rego


zmierzasz, a potem skieruj si臋 tam bez zbaczania z drogi. Nie przestawaj my艣le膰 o wielkich i wspa­nia艂ych rzeczach, kt贸re chcesz zrobi膰, a wraz z u-p艂ywem dni przekonasz si臋, 偶e pod艣wiadomie chwytasz wszystkie sposobno艣ci do spe艂nienia marze艅, tak jak koralowce wychwytuj膮 z przep艂y­waj膮cej fali wszystkie potrzebne im sk艂adniki. Wyobra藕 sobie zdolnego, uczciwego i po偶ytecz­nego cz艂owieka, kt贸rym chcesz by膰, a idea ta z godziny na godzin臋 przemieni ci臋 w takiego w艂a艣nie osobnika... My艣l jest najwa偶niejsza. U-trzymuj si臋 w tym my艣leniu — b膮d藕 odwa偶ny, uczciwy i miej dobry charakter. My艣le膰 to w艂a艣ci­wie tworzy膰. Osi膮gamy wszystko, czego praw­dziwie po偶膮damy, i ka偶da szczera modlitwa jest wys艂uchana. Stajemy si臋 tacy jak d, kt贸rych nosi­my w naszych sercach. Miej radosn膮 min臋 i no艣 dumnie koron臋 na swej g艂owie. Potrafimy z larwy zamieni膰 si臋 w motyla.

Staro偶ytni Chi艅czycy byli bardzo m膮drzy. Wiedzie­li, jak funkcjonuje 艣wiat. Jedno z ich przys艂贸w i ty, i ja powinni艣my mie膰 zawsze w pami臋ci: „Cz艂owiek, kt贸­ry si臋 nie u艣miecha, nie mo偶e otworzy膰 sklepu."

Tw贸j u艣miech jest pos艂a艅cem twojej dobrej woli. Tw贸j u艣miech rozja艣nia 偶ycie wszystkich, kt贸rzy go widz膮. Dla kogo艣, kto ogl膮da dziesi膮tki ponurych i zachmurzonych twarzy odwracaj膮cych wzrok, tw贸j u艣miech to promie艅 s艂o艅ca przebijaj膮cy si臋 przez chmury. Zw艂aszcza gdy ten kto艣 jest w艂a艣nie n臋kany przez szefa, klient贸w, nauczycieli, rodzic贸w lub dzie­ci, tw贸j u艣miech przypomni mu, 偶e nie wszystko jest beznadziejne, 偶e na 艣wiede jest jeszcze rado艣膰.

Kilka lat temu kierownictwo jednego z dom贸w to­warowych w Nowym Jorku, zdaj膮c sobie spraw臋 z presji, pod jak膮 znajduje si臋 personel w okresie bo偶o­


narodzeniowej gor膮czki zakup贸w, zamie艣ci艂 w swo­ich reklamach nast臋puj膮cy apel:

WARTO艢膯 U艢MIECHU W 艢WI臉TA BO呕EGO NARODZENIA

Nic nie kosztuje, ale wiele daje.

Wzbogaca tych, kt贸rzy go otrzymuj膮, nie zuba偶a­j膮c tych, kt贸rzy go daj膮.

Trwa tylko chwil臋, a pami臋ta si臋 go czasem przez ca艂e 偶ycie.

Nikt nie jest na tyle bogaty, by m贸g艂 bez niego 偶y膰, i nikt nie jest tak biedny, by nie m贸c sobie na艅 pozwoli膰.

Przynosi szcz臋艣de do domu, decyduje o powodze­niu w interesach i jest has艂em dla przyjaci贸艂.

Jest odpoczynkiem zm臋czonych, 艣wiat艂em znie­ch臋conych, s艂o艅cem smutnych i najlepszym, da­nym przez Natur臋, 艣rodkiem na k艂opoty.

Jednak nie mo偶na go kupi膰, wy偶ebra膰, po偶yczy膰 ani ukra艣膰, poniewa偶 dla nikogo nie stanowi 偶adnej warto艣d, dop贸ki si臋 go nie podaruje.

I je艣li oka偶e si臋, 偶e w gor膮czce przed艣wi膮tecznych zakup贸w nasi sprzedawcy b臋d膮 zbyt zm臋czeni, aby obdarzy膰 was u艣miechem, czy mo偶emy pro­si膰, aby艣cie podarowali im sw贸j?

Nikt bowiem nie potrzebuje 艣mia膰 si臋 tak bardzo jak ci, kt贸rym nie zosta艂o ju偶 nic do dania!

ZASADA DRUGA U艣miechaj si臋.


3

JE艢LI TEGO NIE ZROBISZ, WP臉DZISZ SI臉 W K艁OPOTY

W 1898 roku w hrabstwie Rockland w stanie Nowy Jork wydarzy艂a si臋 tragedia. Zmar艂o dziecko i tego w艂a艣nie dnia mia艂 si臋 odby膰 pogrzeb. Jim Farley wy­szed艂 z domu do stajni, aby zaprz膮c konia. Ziemi臋 pokrywa艂 艣nieg, a powietrze by艂o ch艂odne i nieprzy­jemne. Ko艅 nie by艂 chodzony przez wiele dni i kiedy zosta艂 zabrany od koryta, szarpn膮艂 si臋 ostro, wierzgn膮艂 nogami do ty艂u i zabi艂 Jima Farleya. Tak wi臋c ma艂a wioska mia艂a dwa pogrzeby w jednym tygodniu.

Jim Farley zostawi艂 偶on臋 i trzech ch艂opc贸w oraz u-bezpieczenie na kilkaset dolar贸w.

Jego najstarszy syn Jim mia艂 wtedy 10 lat. Podj膮艂 prac臋 w cegielni. Przesiewa艂 piach i usypywa艂 go w kopce oraz ustawia艂 ceg艂y, by sch艂y na s艂o艅cu. Jim nie mia艂 szans na dobre wykszta艂cenie. Jednak dzi臋ki lojalno艣ci 艂atwo pozyskiwa艂 sobie ludzi. Zaj膮艂 si臋 wi臋c polityk膮 i z up艂ywem lat rozwin膮艂 nieprawdopodob­n膮 umiej臋tno艣膰 zapami臋tywania imion ludzi.

Nigdy nie by艂 nawet w budynku 偶adnego uniwer­sytetu. A jednak, zanim uko艅czy艂 46 lat, cztery uczel­nie uhonorowa艂y go tytu艂ami naukowymi; zosta艂 te偶 przedownicz膮cym Narodowego Komitetu Demokra­t贸w oraz ministrem 艂膮czno艣ci Stan贸w Zjednoczonych.

Kiedy艣 w rozmowie z Jimem Farleyem zapyta艂em go o sekret jego sukcesu.

— Ci臋偶ka praca — odpowiedzia艂.

— Nie wyg艂upiaj si臋 — odpar艂em.


Wtedy spyta艂 mnie, co moim zdaniem kryje si臋 za jego sukcesem.

— Z tego co wiem, pami臋tasz imiona i nazwiska ty­si膮ca ludzi — rzek艂em.

— Mylisz si臋. Potrafi艂em zapami臋ta膰 imiona i na­zwiska pi臋膰dziesi臋ciu tysi臋cy ludzi — us艂ysza艂em w odpowiedzi.

Postaraj si臋 to zrozumie膰. Ta w艂a艣nie umiej臋tno艣膰 pozwoli艂a panu Farleyowi wprowadzi膰 do Bia艂ego Domu Franklina D. Roosevelta, kiedy w 1932 roku kierowa艂 jego kampani膮 wyborcz膮.

Podr贸偶uj膮c po kraju jako akwizytor koncernu gip­su i wyrob贸w gipsowych oraz b臋cJic urz臋dnikiem municypalnym w Stony Point, Jim Farley wypra­cowa艂 sobie przez lata system zapami臋tywania imion. Pocz膮tkowo by艂 to bardzo prosty system. Ilekro膰 po­znawa艂 now膮 osob臋, zapami臋tywa艂 jej imi臋 oraz kilka podstawowych danych o rodzinie, interesach i pogl膮­dach politycznych. Z wszystkich tych danych tworzy艂 co艣 w rodzaju obrazu tej osoby i przy kolejnym spot­kaniu, nawet po roku, pyta艂 przy powitaniu o rodzin臋, a niekiedy tak偶e, czy nadal ma malwy w ogrodzie. Nic dziwnego, 偶e zjedna艂 sobie t艂umy ludzi.

Kilka miesi臋cy przed rozpocz臋ciem kampanii pre­zydenckiej Roosevelta Jim Farley pisa艂 setki list贸w dziennie do ludzi ze wszystkich zachodnich i po艂ud-niowo-zachodnich stan贸w kraju. Potem przez dzie­wi臋tna艣cie dni odwiedzi艂 dwadzie艣cia stan贸w, przeje偶d偶aj膮c 20 tysi臋cy mil. G艂贸wnie poci膮giem, cho膰 podr贸偶owa艂 te偶 powozem, samochodem i 艂odzi膮. Wpada艂 do miasta, spotyka艂 si臋 z lud藕mi na 艣niadaniu lub obiedzie i zawsze odbywa艂 „rozmow臋 od serca".

Po powrocie na wsch贸d otrzyma艂 z ka偶dego z od­wiedzanych miejsc list臋 os贸b, z kt贸rymi rozmawia艂, nades艂an膮 na jego pro艣b臋. Zawiera艂a ona w sumie ty­si膮ce nazwisk. A mimo to ka偶da z tych os贸b mia艂a o-


kazj臋 zosta膰 mile po艂echtana osobistym listem od Jima Farleya. Ka偶dy z nich rozpoczyna艂 si臋 od imienia adresata, a wszystkie podpisane by艂y „Jim".

Jim Farley wcze艣nie odkry艂, 偶e przeci臋tnego cz艂owieka w艂asne imi臋 i nazwisko interesuje bardziej ni偶 wszystkie pozosta艂e imiona i nazwiska na Ziemi razem wzi臋te. Zapami臋taj je wi臋c i u偶ywaj, a skom-plem臋ntujesz go w spos贸b subtelny i bardzo skutecz­ny. Je艣li jednak zapomnisz je lub przekr臋cisz, po­stawisz si臋 w bardzo nieprzyjemnej sytuacji. Podam przyk艂ad. Kiedy艣 organizowa艂em kurs publicznego przemawiania, kt贸ry mia艂 si臋 odby膰 w Pary偶u. Przy­gotowa艂em wi臋c listy do wszystkich Amerykan贸w mieszkaj膮cych w tym mie艣de. Francuskie maszynist­ki, kt贸re najwyra藕niej nie w艂ada艂y angielskim zbyt biegle, porobi艂y mas臋 b艂臋d贸w przy wype艂nianiu za艂膮­czonych formularzy. Od jednego z adresat贸w, dyrek­tora du偶ego banku ameryka艅skiego w Pary偶u, otrzyma艂em potem list pe艂en wyrzut贸w, 偶e jego na­zwisko zosta艂o b艂臋dnie napisane.

Czasem mamy k艂opoty z zapami臋taniem nazwis­ka, zw艂aszcza je艣li trudno si臋 je wymawia. W takiej sy­tuacji wielu ludzi nawet nie pr贸buje si臋 go nauczy膰;

w razie potrzeby nazywaj膮 jego posiadacza uprosz­czonym pseudonimem. Sid Levy mia艂 klienta o na­zwisku Nicodemus Papadoulos. Wi臋kszo艣膰 ludzi nazywa艂a go po prostu Nick. Ale nie Levy.

„Przed wizyt膮 powt贸rzy艂em sobie kilka razy jego imi臋 i nazwisko. Kiedy tam przyszed艂em, przywita艂em go pe艂nym brzmieniem nazwiska; by艂 zszokowany. Zaniem贸wi艂 na czas, kt贸ry wydawa艂 mi si臋 wieczno艣­ci膮. Wreszcie ze 艂zami w oczach powiedzia艂: 芦W ci膮gu pi臋tnastu lat, kt贸re sp臋dzi艂em w tym kraju, nikt nie zada艂 sobie trudu, aby zapami臋ta膰, jak si臋 nazywam.""

A co by艂o 藕r贸d艂em sukcesu Andrew Camegie'ego? Nazywano go Kr贸lem Stali, a przecie偶 on sam niewie­


le wiedzia艂 o produkcji tego metalu. Mia艂 setki pracu­j膮cych dla niego ludzi, kt贸rzy znali si臋 na tym zna­cznie lepiej ni偶 on sam.

Potrafi艂 jednak radzi膰 sobie z lud藕mi i to uczyni艂o go bogatym. Bardzo wcze艣nie ujawni艂 sw贸j talent or­ganizacyjny i geniusz przyw贸dczy. Przed uko艅cze­niem dziesi膮tego roku 偶yda odkry艂 te偶, jak zaska­kuj膮co du偶膮 wag臋 ludzie przywi膮zuj膮 do w艂asnych i-mion i nazwisk. Wykorzysta艂 ten fakt dla pozyskania sobie przyjaci贸艂. Jako ma艂y ch艂opiec, jeszcze w Szkocji, dosta艂 kr贸lic臋. Wkr贸tce mia艂 ca艂e stado kr贸lik贸w i nic, czym m贸g艂by je karmi膰. Wpad艂 jednak na wspania艂y pomys艂. Powiedzia艂 ch艂opcom i dziewcz臋tom z s膮­siedztwa, 偶e je艣li zerw膮 wystarczaj膮c膮 ilo艣膰 koniczyny i mlecza, nazwie ma艂e kr贸liki ich imionami.

Zadzia艂a艂o magicznie i Camegie nigdy o tym nie zapomnia艂.

Wiele lat p贸藕niej ta sama strategia w biznesie przy­nios艂a mu miliony. Kiedy艣 na przyk艂ad chda艂 sprzeda膰 szyny stalowe firmie kolejowej Pennsylvania Rail-road. Prezesem tej firmy by艂 J. Edgar Thomson. An­drew Camegie zbudowa艂 wielk膮 fabryk臋 stali w Pittsburghu i nazwa艂 j膮 imieniem Thomsona — Edgar Thomson Steel Works.

A oto zagadka. Sprawd藕my, czy potrafisz j膮 roz­wi膮za膰. Od kogo J. Edgar Thomson kupi艂 szyny sta­lowe, kiedy sko艅czy艂 mu si臋 zapas? Od Searsa? Od Roebucka? Nie, nie. 殴le. Spr贸buj jeszcze raz!

Kiedy Camegie i George Pullman walczyli o pierw­sze艅stwo w produkcji sypialnych wagon贸w kolejo­wych, Kr贸l Stali raz jeszcze przypomnia艂 sobie histori臋 z kr贸likami.

Central Transportation Company, nale偶膮ca do An­drew Camegie'ego konkurowa艂a z firm膮 Pullmana. Obydwaj chcieli uzyska膰 zam贸wienia na wagony sypialne od Union Pacific Rai艂road. Walka by艂a bezli-


tosna — obni偶ali ceny do granic absurdu. O jakimkol­wiek zysku nie by艂o mowy. I Camegie, i Pullman wybra­li si臋 do Nowego Jorku na spotkanie z zarz膮dem Union Padfic. Podczas spotkania w St. Nicholas Hotel Came­gie zapyta艂 bez zb臋dnych wst臋p贸w:

— Panie Pullman, czy przypadkiem obydwaj nie robimy z siebie idiot贸w?

—Co pan chce przez to powiedzie膰?—zdziwi艂 si臋 Pullman.

Camegie zaproponowa艂 po艂膮czenie interes贸w. W 偶arliwych s艂owach przedstawi艂 korzy艣ci p艂yn膮ce z pracy rami臋 w rami臋 raczej ni偶 przedw sobie. Pull­man s艂ucha艂 uwa偶nie, ale nie by艂 do ko艅ca przeko­nany.

— A jak nazwa艂by pan t臋 now膮 firm臋?

— Jak to jak? Naturalnie Pullman Pa艂ace Car Com-pany — odpar艂 Camegie natychmiast. Twarz Pullmana poja艣nia艂a.

— Zapraszam do mojego pokoju. Musimy o tym pom贸wi膰 — powiedzia艂. Ich rozmowa przesz艂a do historii przemys艂u.

Jednym z sekret贸w popularno艣ci Andrew Came­gie'ego by艂o zapami臋tywanie i szanowanie nazwisk przyjaci贸艂 i wsp贸艂pracownik贸w. Dumny by艂 z faktu, 偶e wielu robotnik贸w ze swoich fabryk zna艂 z imienia i nazwiska, i chlubi艂 si臋 tym, 偶e kiedy on sam kierowa艂 wszystkim, w 偶adnej z fabryk nie wybuch艂 strajk.

Benton Love, prezes Texas Commerce Bancshares twierdzi, 偶e im wi臋ksza jest firma, tym staje si臋 ch艂od­niejsza: „Jeden ze sposob贸w na ocieplenie stosunk贸w w przedsi臋biorstwie to zapami臋tanie imion i nazwisk ludzi. Pracownik na kierowniczym stanowisku, kt贸ry m贸wi mi, 偶e nie potrafi zapami臋ta膰 imion swoich podw艂adnych, przyznaje tym samym, 偶e nie wywi膮­zuje si臋 do ko艅ca ze swoich obowi膮zk贸w i dzia艂a w pr贸偶ni."


Karen Kirsch z Rancho Palos Verdes w Kalifornii, stewardesa TWA, zawsze stara艂a si臋 zapami臋ta膰 na­zwiska pasa偶er贸w w swojej kabinie i obs艂uguj膮c ich zwraca艂a si臋 do nich personalnie. Spotyka艂o si臋 to natu­ralnie z uznaniem pasa偶er贸w, wyra偶anym b膮d藕 jej osobi艣cie, b膮d藕 pracodawcy. Jeden z nich w li艣cie do TWA napisa艂: „Nie lata艂em Waszymi liniami przez jaki艣 czas, ale teraz b臋d臋 korzysta膰 tylko z nich. Od­nios艂em bowiem wra偶enie, 偶e zale偶y Warn na ludziach, kt贸rych przewozicie, a to dla mnie bardzo istotne."

Ludzie s膮 tak dumni ze swych nazwisk, 偶e za wszelk膮 cen臋 chc膮 je uwieczni膰. Nawet stary dobry P. T. Bamum, najlepszy showman swoich czas贸w, by艂 zawiedziony brakiem syn贸w, kt贸rzy zachowaliby je­go nazwisko. Zapisa艂 wi臋c swojemu wnukowi C. H. Seeleyowi 25 tysi臋cy dolar贸w, je艣li przyjmie nazwisko Bamum Seeley.

Przez wieki magnad i szlachta wspierali malarzy, muzyk贸w, rze藕biarzy i pisarzy, by ich dzie艂a dedyko­wane by艂y mecenasom.

Biblioteki i muzea najbogatsze kolekcje zawdzi臋-czj膮 ludziom, kt贸rzy nie mogli znie艣膰 my艣li, 偶e ich na­zwiska znikn膮 z ludzkiej pami臋d. New York Public Library ma kolekcje Astora i Lenoxa; Metropolitan Museum uwieczni艂o nazwiska Benjamina Altmanai J. P. Morgana. Niemal ka偶dy ko艣d贸艂 zdobi膮 cudowne witra偶e upami臋tniaj膮ce nazwiska fundator贸w. Na wielu budynkach uniwersyteckich wyryte s膮 nazwis­ka ofiarodawc贸w, kt贸rzy przeznaczyli na ten cel wiel­kie sumy.

Wi臋kszo艣膰 ludzi ma k艂opoty z zapami臋taniem i-mion i nazwisk. Wynika to z faktu, 偶e nie po艣wi臋caj膮 oni do艣膰 czasu i energii, aby skoncentrowa膰 si臋, kil­kakrotnie powt贸rzy膰 i utrwali膰 w pami臋ci nazwisko nowo poznanej osoby. Zwykle t艂umacz膮 si臋 nadmia­rem zaj臋膰.


Ale pewnie nie maj膮 wi臋cej obowi膮zk贸w ni偶 Frank-lin D. Roosevelt, kt贸ry stara艂 si臋 zapami臋ta膰 nawet imiona mechanik贸w samochodowych.

Chrysler skonstruowa艂 samoch贸d specjalnie dla pana Roosevelta/poniewa偶 jego sparali偶owane nogi nie pozwala艂y mu u偶ywa膰 samochodu seryjnego. Do Bia艂ego Domu dostarczy艂 go W. F. Chamberlain, kt贸re­mu towarzyszy艂 mechanik. Le偶y przede mn膮 list od pana Chamberlaina opisuj膮cy t臋 wizyt臋. „Wyja艣ni艂em prezydentowi Rooseveltowi — pisze pan Chamberla­in —jak obchodzi膰 si臋 z mn贸stwem specjalnych urz膮­dze艅 w samochodzie. Ale od niego te偶 wiele si臋 dowiedzia艂em o trudnej sztuce obcowania z lud藕mi.

Kiedy zajecha艂em do Bia艂ego Domu, prezydent by艂 bardzo uprzejmy i radosny. Zwracaj膮c si臋 do mnie u偶ywa艂 mego imienia i nazwiska i szybko pozby艂em si臋 skr臋powania. Szczeg贸lnie sympatyczne wra偶enie zrobi艂o na mnie jego 偶ywe zainteresowanie wszyst­kim, co mia艂em mu do powiedzenia. Samoch贸d skon­struowano tak, 偶e mo偶na go by艂o prowadzi膰 tylko r臋kami. W czasie demonstracji zebra艂 si臋 spory t艂um gapi贸w. Wtedy prezydent powiedzia艂 g艂o艣no: 芦Jest cu­downy. Wystarczy tylko nacisn膮膰 guzik i ju偶 jedzie. Prowadzi si臋 bez 偶adnego wysi艂ku. Nie wiem, jak to si臋 dzieje, i gdybym mia艂 czas, rozebra艂bym go, by to sprawdzi膰, i potem ponownie z艂o偶y艂.禄

Kiedy nadeszli podziwia膰 samoch贸d przyjaciele i wsp贸艂pracownicy Roosevelta, prezydent zwr贸ci艂 si臋 do mnie: 芦Panie Chamberlain, bardzo jestem zobo­wi膮zany za pa艅ski czas i wysi艂ek, w艂o偶ony w skon­struowanie tej maszyny. To by艂o olbrzymie zadanie!禄 Zachwyca艂 si臋 ch艂odnic膮, specjalnym lusterkiem wstecznym i zegarem. Dostrzeg艂 dodatkowy reflek­tor, pochwali艂 gatunek podsufitki i konstrukcj臋 fotela kierowcy oraz podzi臋kowa艂 za specjalne walizy w ba­ga偶niku, z kt贸rych ka偶da nosi艂a jego inicja艂y. Innymi


s艂owy, nie pomin膮艂 偶adnego szczeg贸艂u, kt贸ry wcze艣­niej dok艂adnie zaplanowa艂em. Pokaza艂 wszystkie swojej 偶onie, pannie Perkins, ministrowi pracy i w艂as­nej sekretarce. Nie pomin膮艂 w rozmowie starego por­tiera Bia艂ego Domu, zwracaj膮c si臋 do niego: 芦George, zechciej szczeg贸lnie dba膰 o te walizki."

Kiedy sko艅czy艂a si臋 lekcja jazdy, prezydent prze­prosi艂 mnie m贸wi膮c: 芦No, c贸偶, panie Chamberlain. Od p贸艂 godziny czeka na mnie Komitet Rezerw Federal­nych. Obawiam si臋, 偶e powinienem wraca膰 do pracy.禄

Zabra艂em ze sob膮 do Bia艂ego Domu mechanika, kt贸rego przedstawi艂em Rooseveltowi na samym po­cz膮tku. Do tej pory prezydent nie zamieni艂 z nim s艂o­wa, s艂ysza艂 wi臋c jego nazwisko tylko raz. Mechanik ten to bardzo nie艣mia艂y facet i przez ca艂y czas trzyma艂 si臋 na uboczu. A jednak prezydent, zanim nas opu艣ci艂, podszed艂 do niego, u艣cisn膮艂 mu d艂o艅 i podzi臋kowa艂 mu za przybycie do Waszyngtonu, zwracaj膮c si臋 do艅 pe艂nym imieniem i nazwiskiem! I nie by艂o w tym nic sztucznego czy wymuszonego. On naprawd臋 by艂 wdzi臋czny. To si臋 czu艂o.

W kilka dni potem otrzyma艂em zdj臋cie prezydenta z dedykacj膮 i kr贸tk膮 odr臋czn膮 notk膮, w kt贸rej raz jesz­cze podzi臋kowa艂 za okazan膮 pomoc. Do dzi艣 jest dla mnie tajemnic膮, kiedy znalaz艂 na to czas."

Franklin D. Roosevelt wiedzia艂, 偶e jednym z naj­prostszych i najbardziej oczywistych, a tak偶e najwa偶­niejszych sposob贸w na zjednanie sobie ludzi jest zapami臋tanie ich imion i nazwisk oraz okazanie im, jak bardzo s膮 wa偶ni. A ilu z nas to robi?

Ci膮gle poznajemy nowch ludzi. Zamieniamy z ni­mi kilka zda艅, a ich nazwiska umykaj膮 nam jeszcze przed ko艅cem rozmowy.

Jedn膮 z pierszych rzeczy, jakich uczy si臋 polityk, jest: „Zapami臋tanie nazwiska wyborcy przynosi ka­rier臋 m臋偶a stanu. Zapomnienie jego nazwiska przy-


nosi zapomnienie." Umiej臋tno艣膰 zapami臋tywania nazwisk jest r贸wnie wa偶na w biznesie i codziennych kontaktach z lud藕mi jak w polityce.

Cesarz Francji Napoleon III, bratanek wielkiego Napoleona, chwali艂 si臋, 偶e mimo nawa艂u monarszych obowi膮zk贸w potrafi艂 zapami臋ta膰 nazwisko ka偶dej spotkanej osoby.

Jak膮 stosowa艂 technik臋? To proste. Je艣li kto艣 przed­stawi艂 si臋 niewyra藕nie, m贸wi艂: „Bardzo przepraszam, nie us艂ysza艂em. Czy mo偶e pan powt贸rzy膰 nazwisko?" A je艣li nazwisko brzmia艂o dziwnie czy obco, zawsze pyta艂: „Jak si臋 to pisze?"

Podczas rozmowy wymawia艂 to nazwisko kilka­krotnie i stara艂 si臋 skojarzy膰 je z cechami charakteru, zachowaniem i wygl膮dem jego posiadacza.

Je艣li by艂 to kto艣 wa偶ny, Napoleon lu zadawa艂 sobie jeszcze wi臋kszy trud: gdy tylko zostawa艂 sam. Jego Cesarska Wysoko艣膰 zapisywa艂 nazwisko na kawa艂ku papieru, patrzy艂 na nie, koncentrowa艂 si臋 i utrwala艂 je w pami臋ci, po czym dar艂 kartk臋. W ten spos贸b zapa­mi臋tywa艂 zar贸wno jego brzmienie, jak i zapis.

Oczywi艣cie, wszystko to wymaga czasu, ale jak powiedzia艂 Emerson, „dobre maniery sk艂adaj膮 si臋 z drobnych po艣wi臋ce艅".

Pami臋tanie i pos艂ugiwanie si臋 w rozmowie imiona­mi i nazwiskami rozm贸wc贸w nie jest zalet膮 wy艂膮cznie kr贸l贸w i szef贸w wielkich korporacji przemys艂owych. Potrzebne jest nam wszystkim. Ken Nottingham, pra­cownik Genera艂 Motors z Indiany, zwykle jada艂 lunch w sto艂贸wce pracowniczej. Zauwa偶y艂, 偶e bufetowa zawsze jest naburmuszona.

„Robi艂a przez ca艂y czas kanapki i ja oznacza艂em dla niej jeszcze jedn膮 kanapk臋. Powiedzia艂em, co ma mi poda膰. Zwa偶y艂a szynk臋, doda艂a jeden li艣膰 sa艂aty i kilka frytek i wr臋czy艂a mi talerz. Nast臋pnego dnia wszystko by艂o tak samo. Ta sama kobieta i ta sama nachmurzo­


na twarz. By艂a tylko jedna r贸偶nica: zauwa偶y艂em pla­kietk臋 z jej imieniem. 芦Hello, Eunice禄 — powiedzia­艂em z u艣miechem przed zam贸wieniem. I co si臋 sta艂o? Zapomnia艂a o wadze. Na艂o偶y艂a kup臋 szynki, trzy li艣­cie sa艂aty, a frytki nak艂ada艂a tak d艂ugo, 偶e zacz臋艂y spa­da膰 z talerza."

Powinni艣my zdawa膰 sobie spraw臋 ze znaczenia imienia i nazwiska i zawsze pami臋ta膰, 偶e s膮 one 艣wi臋te i stanowi膮 wy艂膮czn膮 w艂asno艣膰 cz艂owieka, z kt贸rym rozmawiamy. Niczyj膮 inn膮! Nazwisko i imi臋 odr贸偶nia jednostk臋 od innych, czyni j膮 jedyn膮 po艣r贸d wszyst­kich ludzi. Informacja, kt贸rej udzielamy, lub przed­stawiana przez nas pro艣ba nabiera specjalnej wagi, je艣li dodamy do niej nazwisko i imi臋 naszego roz­m贸wcy. Od kelnerki po prezesa — zapami臋tane naz­wisko uczyni cuda w naszych kontaktach z nimi.

ZASADA TRZECIA

Pami臋taj, 偶e w艂asne nazwisko to dla cz艂owieka najs艂odsze i najwa偶niejsze spo艣r贸d wszystkich s艂贸w 艣wiata.


4

JAK ZOSTA膯 DOBRYM ROZM脫WC膭

Jaki艣 czas temu by艂em na przyj臋ciu bryd偶owym. Nie gram w bryd偶a, lecz na szcz臋艣cie by艂a tam kobieta, kt贸ra r贸wnie偶 nie gra艂a. Kobieta ta odkry艂a, 偶e by艂em szefem Lowella Thomasa, zanim odszed艂 do pracy w radiu, i 偶e wiele podr贸偶uj膮c po Europie pomaga艂em mu w przygotowaniu ilustrowanych pogadanek po­dr贸偶niczych, kt贸re wtedy wyg艂asza艂.

— Och, panie Camegie, po prostu musi mi pan o-powiedzie膰 o wszystkich cudownych miejscach, kt贸­re pan odwiedzi艂, i rzeczach, kt贸re pan tam widzia艂.

Kiedy usiedli艣my na sofie, powiedzia艂a mimocho­dem, 偶e wraz z m臋偶em w艂a艣nie wr贸d艂a z podr贸偶y do Afryki.

— Afryka! Zawsze chcia艂em tam pojecha膰, ale nig­dy nie dotar艂em, je艣li nie liczy膰 24 godzin w Algierze. Czy zwiedza艂a pani? Tak? Szcz臋艣liwa! Zazdroszcz臋 pani. Prosz臋 mi o tym opowiedzie膰! — rzek艂em.

M贸wi艂a przez czterdzie艣ci pi臋膰 minut. Nie pyta艂a mnie ju偶, gdzie by艂em i co widzia艂em. Nie chcia艂a s艂u­cha膰 o moich podr贸偶ach. Szuka艂a tylko zainteresowa­nego s艂uchacza, przed kt贸rym mog艂aby pochwali膰 si臋 i opowiedzie膰, gdzie ona by艂a.

Czy r贸偶ni艂a si臋 od innych ludzi? Nie. Wielu ludzi post臋puje jak ona.

Na obiedzie wydanym kiedy艣 przez jednego z no­wojorskich wydawc贸w spotka艂em s艂awnego botani­


ka. Nigdy wcze艣niej nie rozmawia艂em z cz艂owiekiem tego fachu i rozmowa by艂a fascynuj膮ca. Siedzia艂em na brzegu swojego krzes艂a i s艂ucha艂em, jak opowiada o egzotycznych ro艣linach, eksperymentach prowa­dz膮cych do rozwijania nowych form 偶yda ro艣linnego i ro艣linach doniczkowych (powiedzia艂 mi wiele deka-wych rzeczy nawet o zwyk艂ym ziemniaku). Mia艂em wtedy wiele ro艣lin doniczkowych i by艂 na tyle uprzej­my, 偶e poradzi艂 mi, jak unikn膮膰 niekt贸rych zwi膮za­nych z nimi k艂opot贸w.

Na tym przyjedu by艂o mn贸stwo innych go艣d, ale z艂ama艂em wszystkie zasady dobrego wychowania i zignorowa艂em ich. Przez ca艂y czas rozmawia艂em z botanikiem.

O pomocy po偶egna艂em si臋 ze wszystkimi i wy­szed艂em. Po moim wyj艣du botanik skierowa艂 do gos­podarza wiele mi艂ych s艂贸w pod moim adresem: 偶e jestem bardzo inteligentny i mn贸stwo jeszcze innych, a zako艅czy艂 stwierdzeniem, 偶e jestem „najwspanial­szym rozm贸wc膮".

„Wspania艂y rozm贸wca? Przecie偶 prawie si臋 nie od­zywa艂em? Nawet gdybym chda艂, nie m贸g艂bym ode­zwa膰 si臋 nie zmieniaj膮c tematu, poniewa偶 o botanice wiem tyle co o anatomii pingwin贸w. Robi艂em tylko jedno: s艂ucha艂em z uwag膮. I on to czu艂. I oczywi艣de sprawia艂o mu to przyjemno艣膰. Uwa偶ne s艂uchanie jest bowiem najwi臋kszym komplementem dla m贸wi膮­cego. Jack Woodford w ksi膮偶ce Strangers in Love (Zakochani nieznajomi) napisa艂, 偶e „tylko niewielu 艂udzi艂 odpornych jest na pochlebstwo ukryte w po­艣wi臋caniu im najwy偶szej uwagi". Ja w rozmowie z bo­tanikiem posun膮艂em si臋 dalej: s艂ucha艂em z „serdeczn膮 aprobat膮 i szczer膮 pochwa艂膮".

Powiedzia艂em mu, 偶e rozmowa sprawi艂a mi praw­dziw膮 przyjemno艣膰 i wiele si臋 dowiedzia艂em — i tak by艂o. Wyrazi艂em ubolewanie, i偶 nie posiadam jego


wiedzy — i naprawd臋 偶a艂uj臋. Powiedzia艂em, 偶e chcia艂bym razem z nim w艂贸czy膰 si臋 po polach — bo chcia艂bym. Powiedzia艂em, 偶e z przyjemno艣ci膮 zo­baczy艂bym si臋 z nim jeszcze raz — i zobaczy艂em si臋.

Tak wi臋c sprawi艂em, 偶e uzna艂 mnie za 艣wietnego rozm贸wc臋, cho膰 tak naprawd臋 by艂em jedynie 艣wiet­nym s艂uchaczem i tylko od czasu do czasu zach臋ca艂em go do m贸wienia.

Jaki jest sekret, tajemnica skutecznej rozmowy w in­teresach? By艂y rektor Harvardu Charles W. Eliot, stwierdzi艂: „Nie ma 偶adnej cudownej recepty na sku­teczn膮 rozmow臋 w interesach... Bardzo wa偶ne jest po艣wi臋cenie wy艂膮cznej uwagi rozm贸wcy. Nic nie schlebia nam bardziej ni偶 to."

Sam Eliot by艂 niedo艣cignionym mistrzem sztuki s艂uchania. Henry James, jeden z najwi臋kszych po-wie艣ciopisarzy ameryka艅skich, tak go wspomina:

„S艂uchanie w wykonaniu doktora Eliota nie by艂o po prostu pozostawaniem w milczeniu; by艂o aktywne. Siedzia艂 wyprostowany z r臋kami opartymi na udach. Nie wykonywa艂 偶adnych ruch贸w z wyj膮tkiem szyb­szego lub wolniejszego kr臋cenia m艂ynka kciukami. Patrzy艂 rozm贸wcy prosto w oczy i wydawa艂o si臋, 偶e s艂ucha nie tylko za pomoc膮 uszu, ale i oczu. S艂ucha艂 ca艂ym swoim umys艂em i z uwag膮 艣ledzi艂 wszystko to, co mia艂e艣 mu do powiedzenia... Po takim seansie ka偶­dy, kto z nim rozmawia艂, czul, 偶e powiedzia艂 wszyst­ko, co mia艂 do powiedzenia."

M贸wi samo za siebie, prawda? Nie musisz by膰 ab­solwentem Harvardu, aby to odkry膰. A jednak i ty, i ja dobrze znamy w艂a艣cicieli dom贸w towarowych, kt贸­rzy wynajmuj膮 kosztowne budynki, sprzedaj膮 towar po przyzwoitych cenach, szykuj膮 atrakcyjne wystawy, wydaj膮 tysi膮ce dolar贸w na reklam臋, a w ko艅cu za­trudniaj膮 sprzedawc贸w, kt贸rzy przerywaj膮 klientowi w p贸艂 zdania, denerwuj膮, i wszystko bierze w 艂eb.


Pewien dom towarowy w Chicago omal nie straci艂 sta艂ej klientki, kt贸ra co roku zostawia艂a tam kilka ty­si臋cy dolar贸w, poniewa偶 jeden ze sprzedawc贸w nie u-mia艂 s艂ucha膰. Pani Henrietta Douglas, jedna ze s艂uchaczek mojego kursu w Chicago, kupi艂a p艂aszcz na wyprzeda偶y. Kiedy przynios艂a go do domu, za­uwa偶y艂a dziur臋 w podszewce. Nast臋pnego dnia po­prosi艂a wi臋c sprzedawczyni臋, aby go wymieni艂a. Ta jednak nie chcia艂a nawet o tym s艂ysze膰.

— Kupi艂a to pani po okazyjnej cenie — powiedzia艂a i wskaza艂a na napis na 艣cianie. — Prosz臋 to sobie prze­czyta膰. Nie uwzgl臋dnia si臋 reklamacji — wrzeszcza艂a.

— Skoro pani kupi艂a, to musi pani go zatrzyma膰. Niech pani sama zszyje podszewk臋.

— Ale to towar uszkodzony — narzeka艂a pani Douglas.

— Bez r贸偶nicy — przerwa艂a ekspedientka. — Jak nie ma reklamacji, to nie ma.

Pani Douglas, poruszona do 偶ywego, w艂a艣nie mia艂a wyj艣膰 przysi臋gaj膮c sobie, 偶e nigdy wi臋cej nie wejdzie do tego sklepu, kiedy zauwa偶y艂a j膮 i przywita艂a w艂a艣­cicielka domu towarowego, kt贸ra pami臋ta艂a j膮 od wie­lu lat jako wspania艂膮 i hojn膮 klientk臋. Pani Douglas powiedzia艂a jej, co zasz艂o.

Ta uwa偶nie wys艂ucha艂a opowiadania, obejrza艂a p艂aszcz i rzek艂a:

— Przy wyprzeda偶y nie uwzgl臋dniamy reklamacji, poniewa偶 chcemy pozby膰 si臋 towaru pod koniec se­zonu. Ale nie dotyczy to towar贸w uszkodzonych. 0-czywi艣cie zszyjemy lub wymienimy podszewk臋, albo

— je艣li pani woli — zwr贸cimy pieni膮dze.

Jaka r贸偶nica w podej艣ciu! Gdyby ta kobieta nie po­jawi艂a si臋 w odpowiednim momencie, sklep utraci艂by na zawsze sta艂膮 i dobr膮 klientk臋.

W 偶yciu rodzinnym umiej臋tno艣膰 s艂uchania jest tak samo wa偶na jak w interesach. Pracuj膮ca w firmie


Croton-on-Hudson w Nowym Jorku Millie Esposito postanowi艂a s艂ucha膰 uwa偶nie, ilekro膰 dzieci chc膮 jej co艣 powiedzie膰. Pewnego wieczoru siedzia艂a w kuch­ni ze swoim synem Robertem. Po kr贸tkiej rozmowie na jaki艣 temat ch艂opiec powiedzia艂:

— Wiem, 偶e bardzo mnie kochasz, mamo.

— Oczywi艣cie, 偶e bardzo de kocham. Czy w膮tpi艂e艣 w to? — spyta艂a wzruszona pani Esposito.

— Nie, ale wiem, 偶e naprawd臋 mnie kochasz, bo jak chc臋 z tob膮 porozmawia膰, rzucasz wszystko i s艂uchasz mnie — us艂ysza艂a w odpowiedzi.

Nawet chorobliwi pieniacze cz臋sto mi臋kn膮 i daj膮 si臋 uspokoi膰, gdy maj膮 przed sob膮 cierpliwego i wsp贸艂czuj膮cego s艂uchacza, kt贸ry nie protestuje, kiedy w艂adczym g艂osem wyra偶aj膮 oburzenie i wypluwaj膮 z siebie jad.

Przedsi臋biorstwo telekomunikacyjne New York TelephoneCompany przed kilku laty odkry艂o po艣r贸d swych klient贸w pieniacza, kt贸ry jak nikt i nigdy skl膮艂 inkasenta. A kl膮艂 potwornie! Wpada艂 w sza艂. Grozi艂, 偶e powyrywa wszystkie kable telefoniczne. Odm贸wi艂 p艂acenia kwot, kt贸re wed艂ug niego by艂y naliczone b艂臋dnie. Pisa艂 listy do gazet i z艂o偶y艂 mn贸stwo skarg w urz臋dach. Wytoczy艂 te偶 firmie kilka proces贸w.

Wreszcie przedsi臋biorstwo wys艂a艂o na rozmow臋 z nim jednego ze swoich najlepszych ludzi, specjali­st臋 do trudnych spraw. Ten wys艂ucha艂 spokojnie wrzask贸w, pozwalaj膮c klientowi wyg艂osi膰 ca艂膮 tyra­d臋. S艂ucha艂 i przytakiwa艂 ze wsp贸艂czuciem i zrozu­mieniem.

Na moich zaj臋ciach tak relacjonowa艂 to wydarze­nie: „On wrzeszcza艂, a ja s艂ucha艂em spokojnie przez prawie trzy godziny. Poszed艂em do niego jeszcze raz i otrzyma艂em kolejn膮 porcj臋 wrzask贸w. W sumie od­wiedzi艂em go cztery razy. Pod koniec czwartego spo­tkania zgodzi艂em si臋 zosta膰 cz艂onkiem za艂o偶ycielem


organizacji, kt贸r膮 planowa艂 utworzy膰. Mia艂o to by膰 Stowarzyszenie Ochrony Abonent贸w Telefonicznych. O ile mi wiadomo, do dzi艣 jestem jedynym cz艂onkiem tej organizacji, je艣li nie liczy膰 tego klienta.

S艂ucha艂em ze zrozumieniem i zgadza艂em si臋 z ka偶­dym jego stwierdzeniem. 呕aden inkasent go tak nie potraktowa艂 i dlatego sta艂 si臋 niemal przyjazny. O sprawie, z kt贸r膮 do niego przyszed艂em, nie wspo­mnieli艣my podczas pierwszej, drugiej, a nawet trze­ciej wizyty. Ale za czwartym razem wyja艣ni艂em j膮 do ko艅ca. Zap艂aci艂 wszystkie rachunki i po raz pierwszy w historii swoich wojen z nasz膮 firm膮 zgodzi艂 si臋 wycofa膰 skarg臋, kt贸r膮 z艂o偶y艂 na nas w Komisji do Spraw Us艂ug."

Niew膮tpliwie 贸w pan uwa偶a艂 si臋 za wojownika s艂usznej sprawy, obro艅c臋 bezdusznie naruszanych praw obywatelskich. Jednak w rzeczywisto艣ci jego dzia艂ania wynika艂y z potrzeby poczucia wa偶no艣ci. Po­cz膮tkowo zaspokaja艂 j膮 awanturuj膮c si臋 i narzekaj膮c. Jego wyimaginowane krzywdy rozp艂yn臋艂y si臋, gdy pracownik firmy telekomunikacyjnej pozwoli艂 mu wy偶y膰 si臋 inaczej.

Pewnego ranka wiele lat temu w艣ciek艂y klient wpad艂 jak burza do biura Juliana F. Detmera, w艂a艣ci­ciela Detmer Woolen Company, kt贸ra mia艂a si臋 p贸藕­niej sta膰 jednym z najwi臋kszych dystrybutor贸w we艂ny i materia艂贸w krawieckich.

„Cz艂owiek ten by艂 nam winien niewielk膮 sum臋 pie­ni臋dzy — opowiada艂 pan Detmer. — Cho膰 zaprzecza艂 temu, wiedzieli艣my, 偶e nie ma racji. Po otrzymaniu kil­ku list贸w z naszego wydzia艂u finansowego w艣ciek艂 si臋, przyjecha艂 do Chicago i wpad艂 do mojego biura nie tylko, by poinformowa膰, 偶e nie ma zamiaru zapad膰 rachunku, ale r贸wnie偶 zadeklarowa膰, 偶e nigdy wi臋cej nie kupi niczego nawet za jednego dolara od firmy Detmer Woolen Company.


Cierpliwie wys艂ucha艂em wszystkiego, co mia艂 do powiedzenia. Kusi艂o mnie, 偶eby mu przerwa膰, ale wiedzia艂em, 偶e nic dobrego by z tego nie wynikn臋艂o. Pozwoli艂em mu wi臋c wygada膰 si臋. Kiedy troch臋 o-ch艂on膮艂, powiedzia艂em spokojnie:

— Dzi臋kuj臋, 偶e zada艂 pan sobie trud i przyjecha艂 do Chicago, aby mi to wszystko powiedzie膰. Wy艣wiad­czy艂 mi pan wielk膮 przys艂ug臋, bo skoro nasi ksi臋gowi wyprowadzili z r贸wnowagi pana, mog膮 r贸wnie dob­rze zdenerwowa膰 i innych klient贸w, a to nie by艂oby mi na r臋k臋. Prosz臋 mi wierzy膰, 偶e s艂ucha艂em pana znacz­nie ch臋tniej, ni偶 pan czyni艂 wyrzuty.

To by艂a ostatnia rzecz, jak膮 spodziewa艂 si臋 ode mnie us艂ysze膰. My艣l臋, 偶e by艂 okropnie zawiedziony, bo przyjecha艂 do Chicago, 偶eby mi troch臋 nawrzuca膰, a ja zamiast skaka膰 mu do gard艂a bardzo mu za to dzi臋­kuj臋. Zapewni艂em, 偶e anulujemy ten rachunek w na­szych ksi臋gach finansowych i zapomnimy o ca艂ej sprawie; wyt艂umaczy艂em, 偶e jeste艣my r贸wnie skrupu­latni jak on; jednak on ma tylko jeden rachunek na g艂owie, a nasi urz臋dnicy maj膮 ich tysi膮ce.

Powiedzia艂em mu, 偶e dok艂adnie rozumiem, co czu­je, i gdybym by艂 na jego miejscu, bez w膮tpienia po­st膮pi艂bym tak samo. A poniewa偶 nie zamierza艂 wi臋cej od nas kupowa膰, poradzi艂em mu kilku innych hur­townik贸w.

Zwykle kiedy przyje偶d偶a艂 do Chicago, jedli艣my ra­zem lunch. I tym razem poprosi艂em, aby mi towarzy­szy艂. Przysta艂 do艣膰 niech臋tnie, ale po powrocie do biura z艂o偶y艂 zam贸wienie wi臋ksze ni偶 kiedykolwiek. Wr贸ci艂 do domu ze znacznie lepszym samopoczu­ciem. Postanowi艂 widocznie by膰 z nami r贸wnie uczci­wy, bo kiedy przegl膮daj膮c faktury znalaz艂 b艂膮d na nasz膮 niekorzy艣膰, przys艂a艂 nam czek i przeprosi艂.

Kiedy w jaki艣 czas p贸藕niej 偶ona urodzi艂a mu dziec­ko, da艂 synowi na drugie imi臋 Detmer i pozosta艂


naszym przyjacielem i klientem a偶 do 艣mierci w dwadzie艣da trzy lata p贸藕niej."

Wiele lat temu biedny ch艂opiec wywodz膮cy si臋 z ro­dziny holenderskich imigrant贸w my艂 okna w piekarni, aby pom贸c rodzinie. Byli tak biedni, 偶e codziennie mu­sia艂 te偶 chodzi膰 po ulicach z koszykiem i zbiera膰 w臋­giel, kt贸ry spada艂 z furmanek do rynsztoka podczas roz艂adunku. Ch艂opiec ten nazywa艂 si臋 Edward Bok i uko艅czy艂 zaledwie sze艣膰 klas. A mimo to sta艂 si臋 jed­nym z najlepszych dziennikarzy ameryka艅skich. Jak to zrobi艂? To d艂uga historia, ale spr贸buj臋 pokr贸tce opo­wiedzie膰, jak zaczyna艂 karier臋. Stosowa艂 zasad臋 pre­zentowan膮 w tym rozdziale.

Przesta艂 chodzi膰 do szko艂y, kiedy mia艂 trzyna艣cie lat, by podj膮膰 prac臋 go艅ca w Western Union, ale ani na chwil臋 nie przesta艂 my艣le膰 o zdobyciu wykszta艂cenia. Zacz膮艂 uczy膰 si臋 sam. Chodzi艂 piechot膮 oszcz臋dzaj膮c na biletach i nie jada艂 obiad贸w, dop贸ki nie od艂o偶y艂 pieni臋dzy na zakup ameryka艅skiej encyklopedii bio­graficznej. Wymy艣li艂 wtedy rzecz niebywa艂膮. Czyta艂 biografie s艂ynnych ludzi, po czym pisa艂 do nich prosz膮c o dodatkowe informacje dotycz膮ce ich dzieci艅stwa. By艂 dobrym s艂uchaczem. Prosi艂 tych najbardziej zna­nych, aby opowiadali mu o sobie. Napisa艂 do genera艂a Jamesa A. Garfielda, kt贸ry stawa艂 wtedy do wybor贸w prezydenckich, z zapytaniem, czy to prawda, 偶e jako ch艂opiec by艂 wio艣larzem na kanale — Garfieid odpisa艂. W li艣cie do genera艂a Granta dopytywa艂 si臋 o jedn膮 z bitew; w odpowiedzi Grant naszkicowa艂 mu map臋 pola bitwy, a nast臋pnie zaprosi艂 czternastoletniego wtedy Boka na obiad i sp臋dzi艂 z nim ca艂y wiecz贸r.

Wkr贸tce nasz ma艂y goniec z Western Union kores­pondowa艂 z najs艂awniejszymi lud藕mi w kraju: Rai-phem W. Emersonem, Oliverem W. Holmesem, Long-fellowem, pani膮 Abrahamow膮 Lincoln, Louis膮 May Alcott, genera艂em Shermanem i Jeffersonem Davisem.


Nie tylko korespondowa艂 z nimi, ale podczas urlopu odwiedza艂 wielu z nich i by艂 w ich domach mile wi­dzianym go艣ciem. Do艣wiadczenie to okaza艂o si臋 dla niego bezcenne. Ci s艂awni ludzie rozpalili w nim wi­zj臋 i ambicj臋, kt贸re ukszta艂towa艂y ca艂e jego 偶ycie. A wszystko to, pozw贸lcie powt贸rzy膰, sta艂o si臋 wy艂膮cz­nie dzi臋ki zastosowaniu zasady, kt贸r膮 tu omawiamy.

Isaac F. Marcosson, dziennikarz, kt贸ry przeprowa­dza艂 wywiady z setkami najpopularniejszych i najbar­dziej podziwianych postaci, stwierdzi艂, 偶e wielu ludzi zra偶a do siebie innych, poniewa偶 nie potrafi uwa偶nie s艂ucha膰. „S膮 tak przej臋ci tym, co maj膮 za chwil臋 powie­dzie膰 sami, 偶e nie trzymaj膮 uszu 芦otwartych禄... Wiele wa偶nych osobisto艣ci m贸wi艂o mi, 偶e wol膮 dobrych s艂uchaczy od dobrych m贸wc贸w, ale umiej臋tno艣膰 s艂u­chanie wydaje si臋 rzadsza od wszystkich innych."

Za dobrymi s艂uchaczami t臋skni膮 nie tylko wa偶ne fi­gury. Zwykli ludzie te偶. Jak napisano kiedy艣 w „Rea-der's Digest": „Wielu ludzi wzywa lekarza, kiedy chce si臋 przed kim艣 wygada膰."

W najczarniejsz膮 godzin臋 wojny domowej Lincoln poprosi艂 przyjaciela ze Springfieid w Illinois, aby przyjecha艂 do Waszyngtonu. Napisa艂 mu, 偶e chce z nim om贸wi膰 kilka problem贸w. Kiedy ten zajecha艂 do Bia艂ego Domu, Lincoln godzinami dzieli艂 si臋 z nim w膮tpliwo艣ciami, czy wyda膰 rozporz膮dzenie wyzwa­laj膮ce niewolnik贸w. Om贸wi艂 wszystkie argumenty za i wszystkie przedw takiemu posuni臋ciu, a nast臋pnie odczyta艂 listy i artyku艂y prasowe, z kt贸rych cz臋艣膰 ata­kowa艂a go za to, 偶e jeszcze ich nie uwolni艂, a cz臋艣膰 za to, 偶e ma taki zamiar. Po kilku godzinach m贸wienia Lincoln u艣cisn膮艂 d艂o艅 swojego starego s膮siada, po偶eg­na艂 go i odes艂a艂 do domu, nie pytaj膮c nawet o jego opi­ni臋 w tej sprawie. Wszystko, co by艂o do powiedzenia na ten temat, powiedzia艂 sam. To rozja艣ni艂o mu umys艂. „Mia艂em wra偶enie, 偶e ul偶y艂o mu" — powiedzia艂 stary


s膮siad. Lincoln nie potrzebowa艂 rady. Trzeba mu by艂o jedynie uwa偶nego i 偶yczliwego s艂uchacza, z kt贸rym m贸g艂by podzieli膰 si臋 swoim ci臋偶arem. Tego w艂a艣nie chcemy, gdy mamy jaki艣 problem. Cz臋sto potrzebuje tylko tego zdenerwowany klient albo niezadowolony pracownik, albo w艣ciek艂y przyjaciel.

W naszych czasach w najwi臋kszym stopniu po­siad艂 umiej臋tno艣膰 s艂uchania Zygmunt Freud. Oto jak opisa艂 to kto艣, kto zna艂 go osobi艣cie. „Uderzy艂o mnie to tak bardzo, 偶e nigdy go nie zapomn臋. Mia艂 ce­chy, kt贸rych u nikogo przedtem nie dostrzeg艂em. Nig­dy nie widzia艂em tak skupionej uwagi. Nie mia艂o to nic wsp贸lnego z opisywanym cz臋sto 芦ostrym spojrze­niem penetruj膮cym dusz臋禄. Jego oczy by艂y 艂agodne i spokojne. M贸wi艂 niskim uprzejmym g艂osem. Nie­wiele gestykulowa艂. Ale uwaga, jak膮 mi po艣wi臋ci艂, spos贸b, w jaki ch艂on膮艂 ka偶de moje s艂owo, nawet je艣­li powiedzia艂em co艣 藕le, by艂 niezwyk艂y. Nie masz po­j臋cia, co to za uczucie by膰 im/s艂uchanym w taki wta艣nie spos贸b."

Je艣li chcesz sprawi膰, aby ludzie unikali ci臋, 艣miali si臋 z ciebie za twoimi plecami, a nawet gardzili tob膮, oto jest recepta: Nigdy nie s艂uchaj nikogo d艂u偶ej ni偶 tylko chwil臋. M贸w ca艂y czas o sobie. Je艣li przyjdzie ci co艣 do g艂owy i chcesz o tym powiedzie膰, nigdy nie czekaj, a偶 kto艣 drugi przestanie m贸wi膰. Wal natych­miast i przerwij rozm贸wcy w p贸艂 s艂owa.

Czy znasz takich ludzi? Ja, niestety, wielu. A najbar­dziej zaskakuj膮cy jest fakt, 偶e cz臋艣膰 z nich to grube ryby.

Nudziarze. Nic wi臋cej. Nudziarze zatruci swoim w艂asnym ego i pijani poczuciem swojej w艂asnej wa偶­no艣ci.

Ludzie, kt贸rzy m贸wi膮 tylko o sobie, my艣l膮 te偶 tylko o sobie. A „ludzie, kt贸rzy my艣l膮 tylko o sobie, s膮 bez­nadziejnie niewykszta艂ceni. S膮 niewykszta艂ceni bez wzgl臋du na to, jak d艂ugo chodzili do szk贸艂" — powie-


dzia艂 kiedy艣 dr Nicholas Murray Butler, wieloletni rektor Columbia University.

Je艣li wi臋c chcesz by膰 dobrym rozm贸wc膮, b膮d藕 u-wa偶nym s艂uchaczem. Interesuj si臋 innymi, a wydasz si臋 im interesuj膮cy. Zadawaj takie pytania, na kt贸re rozm贸wca odpowie z przyjemno艣ci膮. Zach臋caj roz­m贸wc臋 do m贸wienia o nim samym i o jego dokona­niach.

Pami臋taj, 偶e ludzie, z kt贸rymi rozmawiasz, stokro膰 bardziej przej臋ci s膮 sob膮 i swoimi problemami ni偶 tob膮 i sprawami, kt贸re de trapi膮. B贸l z臋ba znaczy dla ka偶­dego wi臋cej ni偶 g艂贸d, kt贸ry w Chinach zabija miliony ludzi. Problem, kt贸ry musimy rozwi膮za膰 interesuje nas bardziej ni偶 czterdzie艣ci trz臋sie艅 ziemi w Afryce. Pami臋taj o tym, kiedy nast臋pnym razem rozpoczniesz konwersacj臋.

ZASADA CZWARTA B膮d藕 dobrym s艂uchaczem. Zach臋caj rozm贸wc臋, aby m贸wi艂 o sobie samym.


5

JAK ZAINTERESOWA膯 LUDZI

Ka偶dy, kto kiedykolwiek rozmawia艂 z Teodorem Roo-seveltem, zaskoczony by艂 r贸偶norodno艣ci膮 i rozleg艂o艣­ci膮 jego wiedzy. Roosevelt potrafi艂 rozmawia膰 ze wszystkimi, czy by艂 to kowboj, polityk, czy dyploma­ta. Jak to osi膮ga艂? Odpowied藕 jest prosta. Ilekro膰 spodziewa艂 si臋 go艣cia, w noc poprzedzaj膮c膮 odwie­dziny studiowa艂 temat, o kt贸rym wiedzia艂, 偶e stano­wi punkt jego zainteresowa艅.

Roosevelt wiedzia艂, tak jak wiedz膮 wszyscy przy­w贸dcy, 偶e najprostsza droga do serca cz艂owieka pro­wadzi poprzez m贸wienie o rzeczach, kt贸re s膮 dla niego wa偶ne.

Eseista i profesor literatury w Yale University Lyon Pheips nauczy艂 si臋 tego bardzo wcze艣nie. W eseju pod tytu艂em Human Natur臋 (Natura ludzka) napisa艂:

„Jako o艣miolatek sp臋dza艂em kiedy艣 weekend u mojej ciotki Libby Linsley w jej domu w Stradfordzie. Wie­czorem odwiedzi艂 j膮 m臋偶czyzna w 艣rednim wieku, kt贸ry po uprzejmej wymianie zda艅 z moj膮 ciotk膮 po­艣wi臋ci艂 ca艂膮 swoj膮 uwag臋 mnie. Wtedy interesowa艂em si臋 bardzo 艂odziami i rozmowa o nich z tym cz艂owie­kiem wydawa艂a mi si臋 pasjonuj膮ca. Kiedy wyszed艂, wyra偶a艂em si臋 o nim z entuzjazmem. Co za cz艂owiek! Ciotka poinformowa艂a mnie, 偶e jest prawnikiem z No­wego Jorku i tak naprawd臋 nie obchodz膮 go 艂odzie;

w og贸le si臋 nimi nie interesuje.

— Dlaczego wi臋c przez ca艂y czas rozmawia艂 ze mn膮 o 艂odziach?


— Bo jest d偶entelmenem. Zauwa偶y艂, 偶e ty interesu­jesz si臋 艂odziami, i rozmawia艂 z tob膮 o tym, co mog艂o sprawi膰 d przyjemno艣膰. Dostosowa艂 si臋 do d臋bie."

William Lyon Pheips doda艂 na zako艅czenie: „Nig­dy nie zapomn臋 tej uwagi ciotki."

Mam przed sob膮 list od dzia艂acza ruchu skautows-kiego, Edwarda L. Chalifa:

„Pewnego dnia potrzebowa艂em pomocy: w Euro­pie mia艂o si臋 odby膰 du偶e spotkanie skaut贸w i chcia­艂em nak艂oni膰 prezesa jednej z du偶ych firm przemy­s艂owych, aby pokry艂 koszty zwi膮zane z zawiezieniem tam moich ch艂opc贸w.

Na szcz臋艣de tu偶 przed wizyt膮 u niego us艂ysza艂em, 偶e wypisa艂 kiedy艣 czek na milion dolar贸w i po zreali­zowaniu kaza艂 oprawi膰 go w ramki i powiesi膰 na 艣cianie swojego gabinetu.

Natychmiast po wej艣ciu do gabinetu poprosi艂em, aby pozwoli艂 mi zobaczy膰 ten czek. Czek na milion do­lar贸w! Powiedzia艂em mu, 偶e nigdy nie widzia艂em cze­go艣 podobnego i nigdy nawet nie s艂ysza艂em, aby kto艣 poza nim taki czek wystawi艂, a chda艂bym powiedzie膰 moim ch艂opcom, 偶e na w艂asne oczy widzia艂em czek na milion. Z przyjemno艣ci膮 pokaza艂 mi go. Po obejrzeniu zapyta艂em, jak dosz艂o do wypisania tego czeku."

Zwr贸膰 uwag臋, 偶e pan Chalif nie zacz膮艂 od m贸wie­nia o skautach czy zje藕dzie w Europie ani te偶 o tym, z czym przyszed艂. M贸wi艂 ca艂y czas o tym, co intereso­wa艂o jego rozm贸wc臋. I oto jaki by艂 skutek:

„Wreszcie m贸j rozm贸wca spyta艂, co mnie do niego sprowadza? Wi臋c mu powiedzia艂em.

Ku mojemu zaskoczeniu natychmmiast dosta艂em nie tylko to, o co prosi艂em, ale o wiele wi臋cej. Prosi艂em o dotowanie jednego ch艂opca, a dosta艂em pieni膮dze dla pi臋ciu oraz dla mnie jako opiekuna. Da艂 mi list kre­dytowy na tysi膮c dolar贸w i zaproponowa艂, aby艣my zostali w Europie przez siedem tygodni. Da艂 mi te偶 lis­


ty polecaj膮ce do prezes贸w europejskich oddzia艂贸w swojego przedsi臋biorstwa, w ten spos贸b zapewniaj膮c mi ich pomoc. On sam spotka艂 si臋 z nami w Pary偶u i oprowadzi艂 nas po mie艣de.

Od tego czasu kilkakrotnie zatrudnia艂 ch艂opc贸w, kt贸rych rodzice byli w potrzebie, i nadal aktywnie u-czestniczy w 偶ydu naszej grupy.

Wiem jednak, 偶e gdybym nie wiedzia艂, co go intere­suje, gdybym na pocz膮tku go tym nie rozgrza艂, moje zadanie by艂oby setki razy trudniejsze."

Czy mo偶na zastosowa膰 t臋 technik臋 r贸wnie偶 w inte­resach? Zobaczmy. Henry G. Duvemoy chda艂 zosta膰 dostawc膮 chleba do jednego z hoteli w Nowym Jorku. Odwiedza艂 dyrektora hotelu co tydzie艅. Chodzi艂 na te same przyj臋da, na kt贸rych bywa艂 tamten. Mieszka艂 nawet przez jaki艣 czas w hotelu, pr贸buj膮c za艂atwi膰 so­bie kontrakt. I wszystko na nic.

„Wreszde zacz膮艂em studiowa膰 sposoby zjednywa­nia sobie ludzi i zmieni艂em taktyk臋. Postanowi艂em do­wiedzie膰 si臋, co interesuje tego cz艂owieka, co wzbudza w nim entuzjazm.

Us艂ysza艂em, 偶e nale偶y do stowarzyszenia dyrekto­r贸w hoteli Hotel Greeters of America. Nie tylko nale­偶a艂, ale dzi臋ki olbrzymiemu zaaga偶owaniu zosta艂 przewodnicz膮cym tej organizacji oraz prezesem jej zarz膮du. Uczestniczy艂 w zjazdach Hotel Greeters bez wzgl臋du na to, gdzie si臋 odbywa艂y.

Kiedy wi臋c spotka艂em go nast臋pnym razem, zacz膮­艂em od pytania o Hotel Greeters. Okaza艂o si臋, 偶e trafi­艂em. I to jak! G艂osem dr偶膮cym z emocji opowiada艂 mi o tym przez p贸艂 godzny. Przekona艂em si臋, 偶e organiza­cja ta to nie tylko hobby: by艂a jego pasj膮. Zaraz te偶 芦sprzeda艂禄 mi jej cz艂onkostwo.

Przez ca艂y ten czas ani s艂owem nie powiedzia艂em ani s艂owa na temat pieczywa. Jednak w kilka dni p贸藕­niej steward z jego hotelu zatelefonowa艂 do mnie


i poprosi艂, abym zjawi艂 si臋 z pr贸bkami i ofert膮 cenow膮.

— Nie wiem, co zrobi艂e艣 ze starym, ale z pewno艣ci膮 odda艂by za ciebie dusz臋 — przywita艂 mnie steward.

I pomy艣le膰 tylko, 偶e przez cztery lata szturmowa­艂em faceta jak twierdz臋 nie do zdobycia, i pewnie na­dal atakowa艂bym go bez skutku, gdybym nie zada艂 sobie trudu wyw膮chania, czym si臋 interesuje i o czym z przyjemno艣ci膮 rozmawia."

Edward E. Harriman z Hagerstown w Maryland postanowi艂 po uko艅czeniu s艂u偶by wojskowej za­mieszka膰 w przepi臋knej dolinie Cumberland. Nieste­ty, w owych czasach nie by艂o w tym rejonie zbyt wiele pracy. Szybko zorientowa艂 si臋, 偶e wi臋kszo艣膰 tamtej­szych przedsi臋biorstw nale偶y lub znajduje si臋 pod kontrol膮 niezwyk艂ego i niezale偶nego biznesmena, R. J. Funkhousera. Droga, jak膮 przeby艂 ten ostami od skraj­nej n臋dzy na szczyt s艂awy, fascynowa艂a pana Han-i-mana. Jednak nikomu z poszukuj膮cych pracy nie uda艂o si臋 do niego dotrze膰. By艂 dla nich ca艂kowicie nie­dost臋pny. Oto co zrobi艂 pan Harriman:

„Rozmawia艂em z wieloma lud藕mi i dowiedzia艂em si臋, 偶e jest niezwykle dumny ze swej drogi do pieni臋­dzy i w艂adzy. A poniewa偶 przed lud藕mi takimi jak ja chroni艂a go oddana, twarda jak g艂az sekretarka, naj­pierw musia艂em pozna膰 jej zainteresowania i pra­gnienia. By艂a satelit膮 pana Funkhousera od mniej wi臋cej pi臋tnastu lat. Kiedy powiedzia艂em jej, 偶e mam dla niego propozycj臋, kt贸ra mo偶e prze艂o偶y膰 si臋 na fi­nansowy i polityczny sukces, zacz臋艂a mnie s艂ucha膰 u-wa偶nie. Rozmawia艂em z ni膮 te偶 o jej udziale w suk­cesie Funkhousera. Po tej rozmowie um贸wi艂a mnie na

spotkanie z szefem.

Wszed艂em do jego olbrzymiego i imponuj膮cego ga­binetu zdecydowany nie prosi膰 go o prac臋. Siedzi膮c za wielkim rze藕bionym biurkiem hukn膮艂 na mnie:

— O co chodzi, m艂ody cz艂owieku?


— Wierz臋, 偶e potrafi臋 robi膰 dla pana pieni膮dze — odpowiedzia艂em.

Natychmiast wsta艂 zza biurka i poprosi艂, abym u-siad艂 w jednym z mi臋kkich foteli. Przedstawi艂em mu pomys艂y i w艂asne kwalifikacje, kt贸re pozwala艂y je zre­alizowa膰. Powiedzia艂em te偶, jak wed艂ug mnie mog膮 one przyczyni膰 si臋 do jego osobistego sukcesu i roz­kwitu jego interes贸w.

R. J. — jak go od tamtej pory nazywam — zatrudni艂 mnie natychmiast i od ponad dwudziestu lat pro­speruj臋 w jego firmie, co obydwu nam wychodzi na dobre."

Rozmawianie z lud藕mi w kategoriach tego, co in­teresuje raczej ich ni偶 nas, op艂aca si臋 obu stronom. Niedo艣cigniony w kontaktach z pracownikami Ho-ward Z. Herzig zawsze stosowa艂 t臋 zasad臋. Kiedy zapytano go, czy przynios艂o mu to zyski, odpar艂, 偶e zyskiwa艂 nie tylko podczas ka偶dej rozmowy z pracownikami. Jego 偶ycie stawa艂o si臋 pe艂niejsze dzi臋ki ka偶dej rozmowie, z kimkolwiek.

ZASADA PI膭TA M贸w o tym, co interesuje twojego rozm贸wc臋.


6

CO ZROBI膯, ABY LUDZIE OD RAZU CI臉 POLUBILI

Czeka艂em w kolejce do okienka z listami poleconymi na poczcie przy rogu 33 ulicy i 8 alei w Nowym Jorku. Zauwa偶y艂em, 偶e urz臋dnik w okienku jest bardzo znudzony: wa偶y koperty, wyjmuje znaczki, wydaje reszt臋, wypisuje pokwitowania — monotonna praca przez ca艂e lata. Pomy艣la艂em wi臋c: „Spr贸buj臋 sprawi膰, by ten urz臋dnik mnie polubi艂. Oczywi艣cie, aby to osi膮gn膮膰, musz臋 powiedzie膰 mu co艣 mi艂ego o nim, a nie o mnie. Co takiego mog臋 w nim naprawd臋 podziwia膰?" Czasem trudno odpowiedzie膰 na takie pytanie, zw艂aszcza gdy idzie o nieznajomych. W tym konkretnym przypadku odpowied藕 okaza艂a si臋 pro­sta. Natychmiast zauwa偶y艂em co艣, co wzbudzi艂o m贸j bezgraniczny podziw.

— 呕a艂uj臋, 偶e nie mam takich w艂os贸w jak pan — powiedzia艂em, gdy wa偶y艂 kopert臋.

Spojrza艂 na mnie zdumiony, ale jego twarz rozja艣ni艂

u艣miech.

— Kiedy艣 by艂y 艂adniejsze — zauwa偶y艂 skromnie. Zapewni艂em go, 偶e nawet je艣li utraci艂y cz臋艣膰 swojego blasku, dalej s膮 wspania艂e. Wida膰 by艂o, 偶e jest mu przyjemnie. Przez chwil臋 prowadzili艣my sym­patyczn膮 rozmow臋; gdy odchodzi艂em, powiedzia艂:

— Moje w艂osy podobaj膮 si臋 wielu ludziom. Za艂o偶臋 si臋, 偶e cz艂owiek ten wychodzi艂 wtedy z pracy jak na skrzyd艂ach. Za艂o偶臋 si臋, 偶e jak tylko dotar艂 do domu, powiedzia艂 o tym swojej 偶onie. Za艂o偶臋 si臋, 偶e


stan膮艂 przed lustrem i powiedzia艂: „Tak, mam wspania艂e w艂osy."

Kiedy艣 opowiedzia艂em t臋 historyjk臋 publicznie. Natychmiast jaki艣 m臋偶czyzna zada艂 mi pytanie: „A czego pan od niego potrzebowa艂?"

Czego potrzebowa艂em od niego!" Co chcia艂em od niego dosta膰!!!

Je艣li jeste艣 tek przera偶aj膮co pusty, 偶e nie mo偶esz pos艂a膰 komu艣 jednego promyka szcz臋艣cia i odrobiny szczerego uznania nie oczekuj膮c niczego w zamian, je艣li twoje serce nie jest wi臋ksze od kwa艣nego, dzi­kiego jab艂ka/ to spotka ci臋 ze wszech miar zas艂u偶one niepowodzenie.

Ale偶 tak, chcia艂em co艣 dosta膰 od tego faceta! Co艣 bezcennego! I dosta艂em. Poczucie, 偶e zrobi艂em dla niego co艣, za co on nie musia艂 mi si臋 odwdzi臋cza膰. A jest to uczucie, kt贸re 艣wieci jasno w naszej pami臋ci jeszcze bardzo d艂ugo!

Jest jedno niezmiernie wa偶ne prawo ludzkiego zachowania. Je艣li post臋pujemy zgodnie z nim, nie powinni艣my nigdy mie膰 k艂opot贸w. Przestrzeganie tego prawa przyniesie nam liczne grono przyjaci贸艂 i szcz臋艣cie. A ka偶dy przypadek z艂amania go postawi nas przed k艂opotami ci膮gn膮cymi si臋 w niesko艅­czono艣膰. Prawo to m贸wi: Zawsze sprawiaj, by inny cz艂owiek czu艂 si臋 wa偶ny. Jak ju偶 pisa艂em, John Dewey powiedzia艂, 偶e 偶膮dza byda wa偶nym jest najg艂臋bsz膮 potrzeb膮 natury ludzkiej. A William James po­wiedzia艂: „Najsilniejsz膮 potrzeb膮 ludzkiej natury jest po偶膮danie uznania." Pisa艂em ju偶, 偶e ta w艂a艣nie cecha r贸偶ni nas od zwierz膮t. I ona w艂a艣nie doprowadzi艂a do powstania naszej cywilizacji.

Filozofowie od tysi臋cy lat spekuluj膮 na temat regu艂 rz膮dz膮cych stosunkami mi臋dzy lud藕mi i z ca艂ej tej debaty wynika jedna tylko nauka. Nie jest nowa. Przeciwnie, jest stara jak 艣wiat. Zara rastra m贸wi艂 o niej


swoim zwolennikom w Persji ju偶 dwa i p贸艂 tysi膮ca lat temu. Dwadzie艣cia cztery wieki temu naucza艂 w Chinach zasady „szu" Konfucjusz. Tw贸rca taoizmu Lao-Tse uczy艂 jej swoich uczni贸w w Dolinie Ha艅. Pi臋膰set lat przed Chrystusem Budda m贸wi艂 o niej na brzegach 艣wi臋tego Gangesu. 艢wi臋te ksi臋gi hinduizmu wspomina艂y o niej tysi膮c lat wcze艣niej. Dziewi臋tna艣cie wiek贸w temu Jezus m贸wi艂 o niej po艣r贸d skalistych pag贸rk贸w Judei. W艂a艣nie Jezus wyrazi艂 j膮 jednym zdaniem, kt贸re jest prawdopodobnie najwa偶niejsz膮 zasad膮 na 艣wiecie: czy艅 innym tak, jakby艣 chcia艂, by czynili tobie.

Chcesz akceptacji tych wszystkich, z kt贸rymi si臋 kontaktujesz. Chcesz uznania dla twojej prawdziwej warto艣ci. T臋sknisz za poczuciem, 偶e jeste艣 naprawd臋 wa偶ny w swoim ma艂ym 艣wiecie. Nie chcesz s艂ysze膰 tanich komplement贸w, ale pragniesz przecie偶 wyraz贸w szczerego uznania. Chcesz, aby twoi przyjaciele i wsp贸艂pracownicy — jak okre艣li艂 Charles Schwab — „aprobowali de z ca艂膮 serdeczno艣ci膮 i nie szcz臋dzili pochwa艂". Ka偶dy z nas tego chce.

Stosujmy wi臋c Z艂ot膮 Regu艂臋 i czy艅my innym tylko to, co chcieliby艣my, aby oni nam czynili.

Jak? Kiedy? Dlaczego? Odpowied藕 brzmi: Zawsze i wsz臋dzie.

David G. Smith z Eau Claire w Wisconsin opowiada艂 na jednym z kurs贸w, jak poradzi艂 sobie z pewn膮 delikatn膮 sytuacj膮, gdy prowadzi艂 stoisko z napojami podczas koncertu na cele dobroczynne.

„Tamtego wieczoru po przyj艣ciu do parku zasta艂em przy stoisku z napojami dwie starsze panie. Obydwie by艂y bardzo z艂e, gdy偶 najwidoczniej ka偶da z nich s膮dzi艂a, 偶e b臋dzie tu sama. Kiedy tak sta艂em za­stanawiaj膮c si臋, co zrobi膰, zjawi艂a si臋 jedna z cz艂onki艅 komitetu organizacyjnego. Wr臋czy艂a mi puszk臋 na pieni膮dze, podzi臋kowa艂a za podj臋cie si臋 zadania i


przedstawi艂a mi obydwie panie. Ros臋 i Jane, jako moje pomocnice, po czym odesz艂a.

Zapanowa艂a napi臋ta atmosfera. Wiedz膮c, 偶e puszka na pieni膮dze by艂a swego rodzaju symbolem w艂adzy, wr臋czy艂em j膮 Ros臋 z wyja艣nieniem, 偶e nie bardzo umiem zaj膮膰 si臋 sprawami finansowymi i b臋d臋 czu艂 si臋 bezpieczniej, je艣li zrobi to ona. Nast臋pnie zasugerowa艂em Jane, aby nauczy艂a dwie nastolatki, kt贸re przydzielone by艂y do stoiska, jak pos艂ugiwa膰 si臋 saturatorem, i poprosi艂em, aby przej臋艂a odpowie­dzialno艣膰 za t臋 cz臋艣膰 zadania. Wiecz贸r by艂 wspania艂y. Ros臋 liczy艂a pieni膮dze, Jane nadzorowa艂a nastolatki, a ja mog艂em zachwyca膰 si臋 koncertem."

Ze stosowaniem filozofii doceniania innych nie musisz czeka膰, a偶 zostaniesz ambasadorem Francji albo przewodnicz膮cym komitetu organizacyjnego jakiej艣 uroczysto艣ci. Mo偶e ona czyni膰 dla d臋bie cuda na co dzie艅.

Je艣li na przyk艂ad kelnerka przynosi d t艂uczone ziemniaki, gdy zam贸wi艂e艣 frytki, powiedz po prostu:

„Przepraszam, 偶e sprawiam pani k艂opot, ale wo­la艂bym frytki." Najprawdopodobniej powie ci, 偶e to 偶aden k艂opot i z przyjemno艣d膮 wymieni danie, po­niewa偶 okaza艂e艣 jej szacunek.

Ma艂e zdanka, takie jak „przepraszam, 偶e spra­wiam k艂opot", „czy zechda艂by pan...", „czy mog臋 prosi膰...", „czy mia艂by pan co艣 przeciw..." i wreszde „dzi臋kuj臋", a wi臋c te drobne uprzejmo艣ci naoliwiaj膮 tryby monotonnej maszyny codziennego 偶ycia. I przy okazji stanowi膮 znak rozpoznawczy dobrze wychowanych.

We藕my inny przyk艂ad. Powie艣d Halla Caine'a by艂y bestsellerami na pocz膮tku tego wieku. Czyta艂y je miliony ludzi, niezliczone miliony. Caine by艂 synem kowala. Uko艅czy艂 tylko osiem klas, a jednak w dniu 艣mierci by艂 najbogatszym literatem swoich czas贸w.


A oto jego historia: Hali Caine kocha艂 sonety i bal­lady. Po艂yka艂 wi臋c poezj臋 Dantego Gabriela Roset-tiego. Napisa艂 nawet rozprawk臋 wychwalaj膮c膮 o-si膮grd臋da artystyczne Rosettiego — a jej kopi臋 wy­s艂a艂 samemu poecie. Rosetti by艂 zachwycony. I pewnie powiedzia艂 sobie: „Je艣li ten m艂ody cz艂owiek ma tak pochlebn膮 opini臋 o mojej tw贸rczo艣ci, musi by膰 bardzo b艂yskotliwy." Rosetti zaprosi艂 wi臋c syna kowala do Londynu i zaproponowa艂 mu posad臋 se­kretarza. To by艂 punkt zwrotny w 偶yciu Halla Caine'a. Na nowym stanowisku spotyka艂 wszystkich arty­st贸w swoich czas贸w i za ich rad膮 i zach臋t膮 rozpocz膮艂 karier臋 literack膮, kt贸ra wynios艂a jego imi臋 pod niebiosa.

Jego dom, Greeba Castle na Wyspie Ma艅, sta艂 si臋 mekk膮 turyst贸w z najodleglejszych zak膮tk贸w 艣wiata. Po 艣mierci zostawi艂 maj膮tek wielomiliono­wej warto艣ci. A przecie偶 kto wie, czy nie umar艂by w biedzie i zapomnieniu, gdyby nie napisa艂 eseju wyra偶aj膮cego podziw dla pewnego s艂awnego cz艂o­wieka.

Taka jest si艂a, zdumiewaj膮ca si艂a szczerego, p艂yn膮cego prosto z serca uznania.

Rosetti uwa偶a艂 si臋 za wa偶n膮 person臋. I nic dziwnego. Niemal ka偶dy uwa偶a si臋 za kogo艣 wa偶nego, bardzo wa偶nego.

呕yde wielu ludzi mog艂oby si臋 pewnie zmieni膰, gdyby tylko kto艣 sprawi艂, 偶eby poczuli si臋 wa偶ni. Ronald J. Rowland, jeden z wyk艂adowc贸w na naszych kursach w Kalifornii, jest nauczycielem plastyki i rob贸t r臋cznych. Oto co napisa艂 w li艣cie do mnie o jed­nym ze swoich uczni贸w:

Chris by艂 bardzo cichym, nie艣mia艂ym ch艂opcem pozbawionym wiary w siebie. By艂 jednym z tych uczni贸w, kt贸rym zwykle nie po艣wi臋ca si臋


do艣膰 uwagi. Ucz臋 te偶 w klasach zaawan­sowanych, kt贸re s膮 pewnym przywilejem: trzeba zas艂u偶y膰 sobie na uczestnictwo w nich.

W 艣rod臋 Chris pracowa艂 pilnie w swojej 艂awce. Naprawd臋 czu艂em, 偶e gdzie艣 g艂臋boko w nim u-kryty jest ogie艅. Zapyta艂em go wi臋c, czy chce ucz臋szcza膰 na zaj臋cia w klasie zaawansowanej. Jak偶e 偶a艂uj臋, 偶e nie potrafi臋 opisa膰 wyrazu jego twarzy i walki, jak膮 stoczy艂 z sob膮 ten nie艣mia艂y czternastolatek, aby powstrzyma膰 艂zy.

—Kto, ja? Czy jestem wystarczaj膮co dobry, panie Rowland?

— Tak, Chris, w pe艂ni na to zas艂ugujesz. Musia艂em przerwa膰 rozmow臋 w tym miejscu, poniewa偶 mnie r贸wnie偶 zacz臋艂y nap艂ywa膰 do oczu 艂zy. Kiedy Chris wychodzi艂 tego dnia z klasy, wydawa艂 si臋 co najmniej o dwa cale wy偶szy. Patrzy艂 na mnie roziskrzonymi niebieskimi o-czami i twardym g艂osem powiedzia艂: „Dzi臋kuj臋, panie Rowland."

Chris nauczy艂 mnie czego艣, czego nigdy nie zapomn臋. Nauczy艂 mnie, jak g艂臋boka jest nasza 偶膮dza poczuda wa偶no艣ci. Aby lepiej pami臋ta膰 o tej zasadzie, wykona艂em napis: JESTE艢 WA呕NY, kt贸ry powiesi艂em w klasie tak, aby wszyscy mogli go widzie膰. Napis ten przypomina艂 mi te偶, 偶e ka偶dy z uczni贸w jest tak samo wa偶ny.

Taka jest naga prawda: niemal wszyscy ludzie, kt贸rych spotykasz, czuj膮 si臋 od d臋bie w pewien spos贸b lepsi, i prosta droga do ich serca prowadzi poprzez delikatne pokazanie im, 偶e dostrzegasz, jak s膮 wa偶ni, i szczerze to uznajesz.

Pami臋taj, co powiedzia艂 Emerson: „Ka偶dy cz艂o­wiek, kt贸rego spotykam, jest ode mnie w pewien spos贸b lepszy. Tak widz臋 ludzi."


A najsmutniejsze jest w tym wszystkim to, 偶e cz臋sto ci, kt贸rzy maj膮 najmniej powod贸w do chwalenia si臋 osi膮gni臋ciami podbijaj膮 swoje ego wrzaw膮 wok贸艂 swojej osoby i pych膮, od kt贸rej naprawd臋 zbiera si臋 na wymioty. A ju偶 Szekspir pisa艂: „... cz艂owiek, dumny cz艂owiek,/ odziany w kus膮 i cienk膮 w艂adz臋/... pod niebem sztuczki takie wyprawia,/ 偶e anio艂owie p艂acz膮."

Opowiem teraz, jak ludzie interesu ucz臋szczaj膮cy na moje kursy stosowali t臋 zasad臋 z pe艂nym powo­dzeniem. We藕my przypadek pewnego prawnika z Connecticut (ze wzgl臋du na rodzin臋 nie podam jego nazwiska).

Wkr贸tce po zapisaniu si臋 na kurs pan R. wraz z 偶on膮 pojecha艂 samochodem odwiedzi膰 jej rodzin臋 na Long Island. Zostawi艂a go rozmawiaj膮cego ze swoj膮 star膮 ciotk膮, a sama pobieg艂a zobaczy膰 si臋 z m艂odszymi krewnymi. Poniewa偶 nied艂ugo mia艂 wyg艂osi膰 podczas zaj臋膰 referat o w艂asnych do­艣wiadczeniach ze stosowaniem zasady doceniania drugich, postanowi艂 sprawdzi膰 j膮 w rozmowie z t膮 starsz膮 dam膮. Rozejrza艂 si臋 wi臋c po domu w po­szukiwaniu rzeczy, kt贸rymi m贸g艂by si臋 szczerze zachwyci膰.

—Ten dom zbudowany by艂 oko艂o 1890 roku, czy tak? — zapyta艂.

—Tak — odpowiedzia艂a. — Zbudowano go dok艂adnie w tym roku.

— Przypomina mi ten, w kt贸rym si臋 urodzi艂em. Jest wspania艂y. Dobrze zaprojektowany, przestronny. Teraz ju偶 nie buduje si臋 takich dom贸w.

— To prawda — zgodzi艂a si臋 starsza pani. — Dzi­siejsza m艂odzie偶 nie dba o pi臋kne domy. Maj膮 ma艂e mieszkanka, c贸偶 wi臋c dziwnego, 偶e szw臋daj膮 si臋 w swoich automobilach. To dom marze艅 — w jej g艂o­sie zabrzmia艂a nutka wspomnie艅. — Zbudowany by艂


z mi艂o艣ci. Razem z m臋偶em marzyli艣muy o nim przez cztery lata, zanim mogli艣my go zbudowa膰. Nie za­trudnili艣my architekta. Wszystko planowali艣my sami.

Oprowadzi艂a pana R. po domu, a on wyra偶a艂 po­dziw dla wspania艂ych skarb贸w, kt贸re w nim groma­dzi艂a i pie艣ci艂a przez ca艂e 偶ycie: koronkowych szali, starego angielskiego serwisu do herbaty, porcelany z Wedgwood, francuskich 艂贸偶ek i foteli, w艂oskiego malarstwa i jedwabnych draperii, kt贸re wisia艂y kiedy艣 we francuskim pa艂acu.

Pokazawszy mu dom starsza dama zaprowadzi艂a pana R. do gara偶u. Na drewnianych klocach sta艂 tam wspaniale utrzymany Packard.

— M膮偶 kupi艂 mi ten samoch贸d na kr贸tko, zanim od nas odszed艂 — powiedzia艂a mi臋kko. — Nie je藕dzi艂am nim od czasu jego 艣mierci. Potrafisz doceni膰 pi臋kne rzeczy, wi臋c pragn臋 d go podarowa膰.

— Ale偶, ciociu, ciocia mnie zawstydza. Doceniam szczodro艣膰 cioci, ale obawiam si臋, 偶e nie mog臋 przyj膮膰 takiego prezentu. Nie jeste艣my przecie偶 nawet blisko spokrewnieni. Mam nowy samoch贸d, a cioda ma bli偶szych krewnych, kt贸rzy zapewne chdeliby mie膰 tego Packarda.

— Krewnych! — wykrzykn臋艂a. — Tak, mam krew­nych, kt贸rzy tylko czekaj膮 na moj膮 艣mier膰, aby m贸c zabra膰 ten samoch贸d. Ale nigdy go nie dostan膮.

— Je艣li doda nie chce im go da膰, mo偶na go przede偶 z 艂atwo艣ci膮 sprzeda膰 — powiedzia艂.

— Sprzeda膰? — powt贸rzy艂a ze zgroz膮. — Czy s膮­dzisz, 偶e mog艂abym sprzeda膰 ten samoch贸d? Mia艂a­bym znie艣膰 my艣l, 偶e kto艣 obcy nim je藕dzi? Samochodem, kt贸ry dosta艂am od mojego m臋偶a? Na­wet by mi to do g艂owy nie przysz艂o! Podaruj臋 ten sa­moch贸d tobie. Potrafisz doceni膰 pi臋kne rzeczy.

Pr贸bowa艂 jeszcze si臋 broni膰, ale nie m贸g艂 odm贸wi膰 nie rani膮c jej uczu膰.


Ta stara kobieta, samotna w du偶ym domu po艣r贸d swoich szali, francuskich antyk贸w i wspomnie艅, 艂ak­n臋艂a odrobiny uznania. Kiedy艣 by艂a m艂oda, pi臋kna i po偶膮dana. Zbudowa艂a pe艂en mi艂o艣ci dom i po ca艂ej Europie zbiera艂a rzeczy, kt贸re mia艂y go upi臋kszy膰. Teraz odizolowana od 艣wiata z powodu wieku prag­n臋艂a ludzkiego dep艂a, odrobiny szczerego uznania — i nikt jej tego nie dawa艂. Kiedy wi臋c je znalaz艂a, jak 藕r贸d艂o na pustym, nie mog艂aby chyba wyrazi膰 wdzi臋czno艣ci niczym innym jak podarowaniem uko­chanego Packarda.

We藕my inny przypadek. Donald M. McMahon, je­den z dyrektor贸w firmy architektonicznej Lewis and Valentine w Rye w stanie Nowy Jork, opisa艂 nast臋pu­j膮ce wydarzenie:

„Wkr贸tce po pana wyk艂adzie projektowa艂em kraj­obraz w maj膮tku pewnego znanego prawnika. W艂a艣­ciciel zjawi艂 si臋, aby udzieli膰 mi kilku instrukcji: gdzie chcia艂by posadzi膰 du偶o rododendron贸w, a gdzie aza­lii.

— Panie s臋dzio — powiedzia艂em — ma pan wspa­nia艂e psy. Pewnie co roku zdobywa pan wiele nagr贸d w Madison Square Garden.

Skutek, jaki wywar艂o tych kilka s艂贸w, by艂 zaskaku­j膮cy.

— Tak — odpowiedzia艂 s臋dzia — moje psy rzeczy­wi艣cie daj膮 mi du偶o rado艣ci. Czy chcia艂by pan zoba­czy膰 ca艂膮 hodowl臋?

Niemal godzin臋 sp臋dzili艣my na ogl膮daniu jego psiarni i nagr贸d, kt贸re zdoby艂y psy. Pokaza艂 mi nawet ich rodowody i wyja艣ni艂, jaka krew przyczyni艂a si臋 do takiej urody i inteligencji zwierz膮t. Wreszcie zwr贸ci艂 si臋 do mnie z pytaniem:

— Czy ma pan ma艂e dzieci?

— Tak, mam syna — odpowiedzia艂em.

— A czy nie chcia艂by on szczeniaka?


— Skaka艂by z rado艣d.

— Je艣li tak, to dam mu jednego — rzek艂 s臋dzia. Zacz膮艂 t艂umaczy膰 mi, jak karmi膰 szczeniaka. Po chwili za艣 stwierdzi艂:

— I tak nie zapami臋ta pan wszystkiego. Lepiej panu to zapisz臋.

Wszed艂 do domu i spisa艂 na maszynie wszystkie ra­dy i zalecenia. Ofiarowa艂 szczeniaka wartego kilkaset dolar贸w oraz ponad godzin臋 swojego cennego czasu tylko dlatego, 偶e wyrazi艂em szczery podziw dla jego osi膮gni臋膰 hodowlanych."

George Eastman (firma Kodak) wynalaz艂 przezro­czyst膮 klisz臋, dzi臋ki kt贸rej mo偶liwe by艂o powstanie fil­mu. Zbi艂 dzi臋ki temu milionow膮 fortun臋 i sta艂 si臋 jednym z najs艂awniejszych biznesmen贸w na 艣wiecie. Mimo tych sukces贸w pragn膮艂, tak jak ja i ty, ma艂ych dowod贸w uznania.

Kiedy Eastman budowa艂 szko艂臋 muzyczn膮 swojego imienia oraz sal臋 koncertow膮 Ki艂boum Hali w Ro-chester, prezes Superior Seating Company z Nowego Jorku, James Adamson, postanowi艂 zdoby膰 zam贸wie­nie na dostaw臋 krzese艂 i foteli do tych nowych budyn­k贸w. Poprzez architekta pan Adamson um贸wi艂 si臋 na spotkanie z panem Eastmanem w Rochester.

Przybywszy tam us艂ysza艂 od architekta: „Wiem, 偶e chcesz zdoby膰 to zam贸wienie, ale powiem d od razu, 偶e nie kupi od d臋bie nawet nogi od krzes艂a, je艣li zabie­rzesz wi臋cej ni偶 pi臋膰 minut jego czasu. Pan Eastman bardzo surowo przestrzega swojego rozk艂adu dnia. Jest bardzo zaj臋ty, wi臋c powiedz kr贸tko, o co ci cho­dzi, i wyjd藕."

Adamson spodziewa艂 si臋 czego艣 takiego. Kiedy wprowadzono go do gabinetu, pan Eastman siedzia艂 za biurkiem pochylony nad stert膮 dokument贸w. Pod­ni贸s艂 g艂ow臋, zdj膮艂 okulary i podchodz膮c do niego odezwa艂 si臋: „Dzie艅 dobry. W czym mog臋 pom贸c?"


Architekt dokona艂 prezentacji i pan Adamson za­cz膮艂:

— Kiedy czekali艣my na pana, panie Eastman, po­dziwia艂em pa艅skie biuro. Sam chcia艂bym pracowa膰 w takim gabinecie. Pracuj臋 w firmie produkuj膮cej meble, a mimo to nigdy w 偶ydu nie widzia艂em jeszcze tak dobrze urz膮dzonych pomieszcze艅.

— Przypomina mi pan o czym艣, o czym niemal za­pomnia艂em — us艂ysza艂 w odpowiedzi. — Prawda, to pi臋kny gabinet. Kiedy zosta艂 urz膮dzony, sprawia艂 mi wiele rado艣ci. Ale kiedy zacz膮艂em tu pracowa膰, spad艂o na mnie tyle r贸偶nych obowi膮zk贸w, 偶e czasem nie wi­dz臋 swojego biura ca艂ymi tygodniami.

Adamson rozgl膮da艂 si臋 po gabinecie.

— To d膮b angielski, prawda? Ma troch臋 inn膮 faktu­r臋 ni偶 w艂oski.

— Tak. Importowany d膮b angielski. Wybra艂 go dla mnie znajomy, kt贸ry zna si臋 na drewnie — odpowie­dzia艂 Eastman i zacz膮艂 rozwodzi膰 si臋 na temat propor­cji, kolorystyki, r臋cznego zdobienia i innych szcze­g贸艂贸w, kt贸re sam zaplanowa艂, nadzoruj膮c ich wyko­nanie.

Zatrzymali si臋 d艂u偶ej przy oknie i George Eastman wskaza艂 ufundowane przez siebie instytucje, kt贸re mia艂y s艂u偶y膰 ludziom: uniwersytet, szpital miejski, szpital homeopatyczny, szpital dla dzieci i dom po­mocy spo艂ecznej. Pan Adamson szczerze i serdecznie pogratulowa艂 mu osi膮gni臋膰. Wtedy Eastman otworzy艂 szklan膮 gablot臋 i wyj膮艂 z niej pierwszy aparat fotogra­ficzny, jaki w swoim 偶ydu posiada艂 — wynalazek, kt贸ry kupi艂 od pewnego Anglika.

Adamson zadawa艂 mu szczeg贸艂owe pytania na te­mat k艂opot贸w, z jakimi si臋 spotka艂 w pocz膮tkach swo­jej kariery. Pan Eastman m贸wi艂 z uczuciem o biedzie, jak膮 derpial w dzieci艅stwie. Opowiada艂, jak jego o-wdowia艂a matka prowadzi艂a dom nodegowy, a on


sam pracowa艂 jako urz臋dnik w firmie ubezpieczenio­wej. Gro藕ba skrajnej n臋dzy wisia艂a nad nim dniem i noc膮. Dlatego postanowi艂 zarobi膰 tyle pieni臋dzy, by jego matka nie musia艂a ju偶 nigdy pracowa膰. Pan Adamson rzuca艂 od czasu do czasu pytania i s艂ucha艂 z olbrzymim zainteresowaniem opowie艣d o pierw­szych eksperymentach z suchymi p艂ytami fotograficz­nymi. Eastman opowiada艂, jak sp臋dza艂 w pracy ca艂e dnie, a cz臋sto i noce, przeprowadzaj膮c eksperymenty. Pozwala艂 sobie tylko na kr贸tk膮 drzemk臋 czekaj膮c, a偶 zaczn膮 dzia艂a膰 dodane odczynniki. Czasem pracowa艂 przez 72 godziny bez przerwy.

James Adamson zosta艂 wprowadzony go gabinetu pana Eastmana kwadrans po dziesi膮tej i ostrzegano go, aby nie zaj膮艂 mu wi臋cej ni偶 pi臋膰 minut. Tymczasem min臋艂a jedna godzina, potem nast臋pna, a oni wd膮偶 rozmawiali.

Wreszde George Eastman zwr贸ci艂 si臋 do Adamsona s艂owami:

— Kiedy ostatnim razem by艂em w Japonii, kupi艂em krzes艂a, kt贸re po powrocie postawi艂em na werandzie. Pod wp艂ywem s艂o艅ca zesz艂a z nich farba. Kupi艂em wi臋c farb臋 i sam pomalowa艂em je na nowo. Gdyby zechcia艂 pan zobaczy膰, jak idzie mi renowacja mebli, zapraszam na lunch u mnie w domu. Poka偶臋 panu.

Po lunchu pan Eastman pokaza艂 Adamsonowi japo艅­skie krzes艂a. Ich warto艣膰 nie przekracza艂a kilku dolar贸w, jednak George Eastman, wtedy ju偶 multimilioner, by艂 z nich dumny, poniewa偶 sam je odmalowa艂.

Zam贸wienie na krzes艂a i fotele do obydwu budyn­k贸w warte by艂o 90 tysi臋cy dolar贸w. Jak s膮dzisz, kto je otrzyma艂: James Adamson czy jego konkurend?

Od dnia, w kt贸rym zdarzy艂a si臋 ta historia, a偶 do 艣mierci Eastmana obydwaj panowie byli bliskimi przyjad贸艂mi.


Ciaude Marais, w艂a艣cidel restauracji w Rouen we Francji, dzi臋ki tej zasadzie uratowa艂 si臋 przed utrat膮 jednej ze swoich najlepszych pracownic. Zatrudnia艂 j膮 od 5 lat i by艂a wa偶nym ogniwem mi臋dzy nim samym i reszt膮 dwudziestojednoosobowego personelu. Do­zna艂 szoku, kiedy otrzyma艂 od niej list polecony infor­muj膮cy go o rezygnacji z pracy.

Oto jak opisa艂 to Marais: „By艂em bardzo zaskoczo­ny, a nawet wi臋cej, bardzo rozczarowany, poniewa偶 mia艂em wra偶enie, 偶e by艂em w stosunku do niej szcze­ry i otwarty. Poniewa偶 traktowa艂em j膮 jak przyjaciela, a nie tylko pracownika, by艂em jej zbyt pewny i mo偶e nawet wymaga艂em od niej wi臋cej ni偶 od innych.

Oczywi艣cie, nie mog艂em przyj膮膰 tej rezygnacji bez wyja艣nienia. Odwo艂a艂em j膮 wi臋c na bok i powiedzia­艂em: „Paulette, musisz zrozumie膰, 偶e nie mog臋 przyj膮膰 twojej rezygnacji. Znaczysz bardzo wiele dla mnie i dla firmy. Powodzenie restauracji wymaga nie tylko mojej, lecz i twojej pracy." Powt贸rzy艂em to potem w o-becno艣ci ca艂ego personelu, a nast臋pnie wys艂ucha艂a tego moja rodzina, kiedy zaprosi艂em j膮 do domu.

Paulette wycofa艂a wym贸wienie i dzi艣 mog臋 pole­ga膰 na niej jak nigdy przedtem. Cz臋sto podsycam to wyra偶aj膮c uznanie dla jej poczyna艅 i osi膮gni臋膰. Poka­zuj臋 jej, jak wa偶na jest dla mnie i dla prawid艂owego funkcjonowania restauracji."

„M贸w ludziom o nich samych. M贸w o nich sa­mych, a b臋d膮 de s艂ucha膰 godzinami" — powiedzia艂 Disraeli, jeden z najprzebieglejszych ludzi, jacy kiedy­kolwiek rz膮dzili Imperium Brytyjskim.

ZASADA SZ脫STA

Spraw, aby tw贸j rozm贸wca poczu艂 si臋 wa偶ny — i zr贸b to szczerze.


RADY W PIGU艁CE

SZE艢膯 SPOSOB脫W, ABY SPRAWI膯, BY LUDZIE CI臉 LUBILI

ZASADA PIERWSZA Okazuj ludziom szczere zainteresowanie.

ZASADA DRUGA U艣miechaj si臋.

ZASADA TRZECIA

Pami臋taj, 偶e w艂asne nazwisko to dla cz艂owieka najs艂odsze i najwa偶niejsze spo艣r贸d wszystkich s艂贸w 艣wiata

ZASADA CZWARTA B膮d藕 dobrym s艂uchaczem. Zach臋caj rozm贸wc臋, aby m贸wi艂 o sobie samym.

ZASADA PI膭TA M贸w o tym, co interesuje twojego rozm贸wc臋.

ZASADA SZ脫STA

Spraw, aby tw贸j rozm贸wca poczu艂 si臋 wa偶ny — i zr贸b to szczerze.


CZ臉艢膯 TRZECIA

Jak przekona膰 innych do twojego sposobu my艣lenia


l

NIE MO呕NA WYGRA膯 K艁脫TNI

Kr贸tko po zako艅czeniu I wojny 艣wiatowej pewnej nocy w Londynie nauczy艂em si臋 bezcennej rzeczy. Pra­cowa艂em w贸wczas jako zarz膮dca sir Rossa Smitha. Podczas wojny sir Ross by艂 australijskim asem w Pale­stynie. Wkr贸tce po og艂oszeniu pokoju zadziwi艂 ca艂y 艣wiat przelatuj膮c nad jego po艂ow膮 w 30 dni. Nikt przedtem nie dokona艂 takiego wyczynu. To by艂a ol­brzymia sensacja. Rz膮d australijski przyzna艂 mu 15 ty­si臋cy dolar贸w nagrody, kr贸l Anglii nada艂 mu szlachectwo i przez jaki艣 czas by艂 cz艂owiekiem z pierw­szych stron gazet. Pewnego wieczoru by艂em na bankie­cie wydanym ma cze艣膰 sir Rossa. Cz艂owiek siedz膮cy podczas kolacji tu偶 obok mnie opowiedzia艂 mi zabaw­n膮 historyjk臋, kt贸ra opiera艂a si臋 na pewnym cytacie.

Rozm贸wca wspomnia艂, 偶e jest to cytat z Bibii. By艂 w b艂臋dzie. Wiedzia艂em o tym. Wiedzia艂em na pewno. Nie by艂o co do tego najmniejszej w膮tpliwo艣ci. Tak wi臋c, aby podnie艣膰 swoje poczucie wa偶no艣ci i okaza膰 swoj膮 wy偶szo艣膰, postanowi艂em stworzy膰 spontanicz­ny i nie chciany jednoosobowy komitet, kt贸ry mia艂 wyprowadzi膰 go z b艂臋du. On jednak zacz膮艂 si臋 broni膰. Co? Z Szekspira? Niemo偶liwe! Bzdura! To cytat z Biblii. On to wie na pewno.

脫w gaw臋dziarz siedzia艂 po mojej prawej stronie, z lewej za艣 mia艂em starego przyjaciela Franka Gam-monda, kt贸ry lata ca艂e po艣wi臋ci艂 na studiowanie Szekspira. Tak wi臋c wraz z rozm贸wc膮 zgodzi艂em si臋, 偶e sp贸r rozstrzygnie pan Gammond. Ten wys艂ucha艂 nas, po czym kopn膮艂 mnie pod sto艂em i powiedzia艂:


„Nie masz racji. Dale. Ten pan ma s艂uszno艣膰. Cytat po­chodzi z Biblii."

Wracaj膮c z nim do domu powiedzia艂em Gammon-dowi:

— Frank, przecie偶 wiesz, 偶e to by艂o z Szekspira.

— Oczywi艣cie — odpowiedzia艂 — Hamlet, akt 5, scena 2. Ale byli艣my na przyj臋ciu, drogi Dale. Po co udowadnia膰 jednemu z go艣ci, 偶e si臋 myli? Czy to spra­wi, 偶e de polubi? Czy nie lepiej pozwoli膰 mu zacho­wa膰 twarz? Nie pyta艂 ci臋 o zdanie. Wcale go ono nie interesowa艂o. Po c贸偶 wi臋c si臋 z nim spiera膰? Unikaj zawsze stawiania sprawy na ostrzu no偶a.

Powiedzia艂 mi co艣, czego nigdy nie zapomn臋. Prze­cie偶 postawi艂em w niezr臋cznej sytuacji nie tylko rozm贸wc臋, z kt贸rym si臋 k艂贸ci艂em, ale r贸wnie偶 swo­jego przyjaciela. O ile偶 lepiej by艂oby, gdybym nie zacz膮艂 udowadnia膰 swojej racji.

By艂a to bardzo potrzebna nauczka, poniewa偶 zwykle nie dawa艂em si臋 pokona膰 w dyspude. W m艂o­do艣ci k艂贸ci艂em si臋 z bratem o ka偶d膮 rzecz pod s艂o艅­cem. Studiowa艂em logik臋 i argumentacj臋, a nast臋pnie odda艂em si臋 niesko艅czonym sporom. Wszystko kaza­艂em sobie udowadnia膰 i got贸w by艂em polemizowa膰 nawet z faktem, 偶e urodzi艂em si臋 w Missouri. P贸藕niej wyk艂ada艂em sztuk臋 prowadzenia debat i argumento­wania w Nowym Jorku. Wstyd si臋 przyzna膰 — chcia­艂em nawet napisa膰 na ten temat ksi膮偶k臋. Od tamtego wieczoru te偶 obserwowa艂em i uczestniczy艂em w nie­zliczonych sporach i dyskusjach. Ze wszystkich tych obserwacji p艂ynie wniosek, 偶e jest tylko jeden spos贸b, w jaki mo偶emy zwyd臋偶y膰 w k艂贸tni, a mianowide trzeba jej unika膰. Unika膰 jak grzechotnika i trz臋sienia

ziemi.

W dziewi臋du przypadkach na dziesi臋膰 sp贸r ko艅­czy si臋 tym, 偶e ka偶da ze stron przekonana jest bardziej ni偶 kiedykolwiek o w艂asnej racji.


K艂贸tnia jest zawsze twoj膮 przegran膮. Dlaczego? Poniewa偶 je艣li przegrasz, to przegra艂e艣, a je艣li wy­grasz, to i tak przegra艂e艣. Przypu艣膰my, 偶e zatriumfu­jesz nad innym cz艂owiekiem, obracaj膮c w gruzy wszystkie jego argumenty. Udowodnisz mu, 偶e jest non compos mentis. l co wtedy? Ty poczujesz si臋 艣wie­tnie. A tw贸j rozm贸wca? Poka偶esz mu jego ni偶szo艣膰, zranisz jego dum臋 i spowodujesz, 偶e obrazi si臋 za twoje zwyd臋stwo. Poza tym —

Kto poleg艂 w k艂贸tni wbrew swej woli, Opinii swojej nie odstoi.

Wiele lat temu w jednym z moich kurs贸w ucze­stniczy艂 Patrick J. 0'Haire. Nie by艂 zbyt wykszta艂cony i uwielbia艂 pysk贸wki. Niegdy艣 by艂 szoferem, a przy­szed艂 do mnie, poniewa偶 bezskutecznie usi艂owa艂 sprzedawa膰 d臋偶ar贸wki. Kilka pyta艅 wystarczy艂o, by ujawni膰, 偶e nieustannie pyskowa艂 i wchodzi艂 w kon­flikty z lud藕mi, z kt贸rymi chda艂 robi膰 interesy. Je艣li klient powiedzia艂 co艣 nie tak o jego d臋偶ar贸wkach, Patrick reagowa艂 jak byk na czerwon膮 p艂acht臋 i ska­ka艂 mu do gard艂a. Zwyd臋偶a艂 wtedy w wielu sporach. Powiedzia艂 mi p贸藕niej, 偶e cz臋sto po powrocie do biura zdarza艂o mu si臋 m贸wi膰: „No, powiedzia艂em temu fa-cedkowi co nieco!" Oczywi艣cie, co nieco mu powie­dzia艂, ale te偶 nie sprzeda艂 mu d臋偶ar贸wki.

Nie mog艂em zaczyna膰 od nauczenia Patricka jak rozmawia膰. Natychmiast musia艂em spowodowa膰, a-by powstrzymywa艂 si臋 od m贸wienia i wdawania w s艂owne utarczki.

Pan 0'Haire zosta艂 jednym z akwizytor贸w White Motor Company w Nowym Jorku. Jak to zrobi艂? Oto jego w艂asne s艂owa: „Teraz gdy wchodz臋 do biura mo­jego klienta, a on m贸wi mi: 芦Co? Ci臋偶ar贸wka White Motor? One s膮 do niczego! Nie wzi膮艂bym jej nawet za


darmo. Kupi臋 ci臋偶ar贸wk臋 firmy Whose-It!禄, odpo­wiadam: 芦Tak, Whose-It to dobra ci臋偶ar贸wka i nigdy nie b臋dzie pan 偶a艂owa艂, je艣li j膮 kupi. Robi je dobra firma i sprzedaj膮 wspaniali ludzie.禄

To odbiera ludziom mow臋. Nie ma ju偶 miejsca na sp贸r. Je艣li bowiem kto艣 m贸wi, 偶e Whose-It to najlep­sza ci臋偶ar贸wka, a ja mu przytakuj臋, to musi si臋 za­mkn膮膰. Nie mo偶e powtarza膰 przez ca艂y czas, 偶e oni s膮 najlepsi, je艣li si臋 z nim zgadzam. A wtedy mo偶emy zmieni膰 temat i zamiast o Whose-It porozmawia膰 o zaletach moich ci臋偶ar贸wek.

Swego czasu po us艂yszeniu takiej uwagi czerwie­nia艂em na twarzy i zaczyna艂em k艂贸ci膰 si臋 wyliczaj膮c wszystkie wady Whose-It. I im d艂u偶ej atakowa艂em kon­kurencj臋, tym bardziej klient jej broni艂, a broni膮c uzbraja艂 si臋 w argumenty, 偶e rzeczywi艣cie s膮 lepsi.

Kiedy teraz oceniam swoje zachowanie, zastana­wiam si臋, jak w og贸le uda艂o mi si臋 sprzeda膰 cokol­wiek. Straci艂em ca艂e lata na pysk贸wki i spory. Teraz trzymam j臋zyk za z臋bami. I to si臋 op艂aca."

Stary m膮dry Ben Franklin mawia艂:

Je艣li wdajesz si臋 w spory, dyskusje i k艂贸tnie, mo偶esz czasem osi膮gn膮膰 zwyci臋stwo. Ale b臋dzie to zwyci臋stwo pr贸偶ne, poniewa偶 nigdy nie po­zyskasz dobrej woli swojego oponenta.

Zastan贸w si臋 wi臋c nad tym, co wola艂by艣 uzyska膰:

teatralne zwyci臋stwo w akademickiej dyskusji czy przychylno艣膰 rozm贸wcy? Rzadko da si臋 osi膮gn膮膰 i jedno, i drugie.

Bosto艅ska gazeta „Transcript" zamie艣ci艂a kiedy艣 nast臋puj膮c膮, kiepsk膮 zreszt膮 rymowank臋:

Tu spoczywa na wieki cz艂owiek ten niebogi, Co zgin膮艂, dowodz膮c s艂uszno艣ci swej drogi;


Mia艂 艣mierteln膮 racj臋, kiedy po niej p臋dzi艂, A teraz jest martwy, jak niegdy艣 by艂 w b艂臋dzie.

Mo偶esz mie膰 stuprocentow膮 racj臋, ale wszystkie twoje wysi艂ki, by nak艂oni膰 rozm贸wc臋 do zmiany jego zdania, b臋d膮 tak bezowocne, jakby艣 jej nie mia艂.

Konsultant do spraw podatku dochodowego Fre-derick S. Parsons ca艂膮 godzin臋 dyskutowa艂 z pewnym rz膮dowym inspektorem skarbowym. Chodzi艂o o 9 ty­si臋cy dolar贸w. Pan Parsons twierdzi艂, 偶e te pieni膮dze stanowi膮 wieczysty d艂ug i w rzeczywisto艣ci nie da si臋 ich 艣ci膮gn膮膰. „Co takiego? Wieczysty d艂ug? O nie, to musi by膰 wp艂acone" — krzycza艂 inspektor.

„Facet by艂 zimny, arogancki i uparty — opowiada艂 pan Parsons na jednym z kurs贸w. — Nie przemawia­艂y do niego ani fakty, ani logiczna argumentacja. Im d艂u偶ej si臋 k艂贸ci艂, tym bardziej stawa艂 si臋 uparty, posta­nowi艂em wi臋c zaprzesta膰 dyskusji, zmieni膰 temat i wyrazi膰 mu za co艣 uznanie.

Powiedzia艂em wi臋c: 芦S膮dz臋, 偶e to bardzo drobna sprawa w por贸wnaniu z tymi naprawd臋 wa偶nymi i trudnymi decyzjami, jakich wymaga od pana pa艅ska praca. Sam uczy艂em si臋 przecie偶 przepis贸w podat­kowych, ale ja czerpa艂em wiedz臋 z podr臋cznik贸w. Pa艅ska wiedza bierze si臋 z do艣wiadczenia. Czasem 偶a艂uj臋, 偶e nie mam pracy takiej jak pa艅ska. Wiele by mi to da艂o.禄 I nie m贸wi艂em ot, tak sobie. Naprawd臋 tak my艣la艂em.

I co si臋 sta艂o? Inspektor wyprostowa艂 si臋 w fotelu, rozpar艂 wygodnie i przez d艂u偶szy czas m贸wi艂 o swojej pracy i sprytnych przest臋pstwach podatkowych, kt贸re uda艂o mu si臋 wykry膰. Jego g艂os stopniowo sta­wa艂 si臋 przyjacielski, a偶 wreszcie zacz膮艂 opowiada膰 o swoich dzieciach. Wychodz膮c powiedzia艂 mi, 偶e rozwa偶y moj膮 spraw臋 jeszcze raz i powiadomi mnie o decyzji za kilka dni.


Zaszed艂 do mojego biura trzy dni p贸藕niej i poin­formowa艂, 偶e zdecydowa艂 si臋 wype艂ni膰 formularz po­datkowy dok艂adnie tak, jak mu go przygotowa艂em."

Inspektor ten przejawia艂 jedn膮 z najpowszechniej­szych ludzkich s艂abo艣d. Po偶膮da艂 poczucia wa偶no艣d. Dop贸ki pan Parsons si臋 z nim spiera艂, zaspokaja艂 t臋 potrzeb臋, potwierdzaj膮c krzykiem sw贸j autorytet. Gdy tylko jego 偶膮dza poczucia wa偶no艣d zosta艂a za­spokojona inaczej i m贸g艂 pochwali膰 si臋 swoimi osi膮-gni臋dami, sta艂 si臋 wyrozumia艂y i uprzejmy.

Budda powiedzia艂: „Nienawi艣d nigdy nie poko­nasz nienawi艣d膮, lecz mi艂o艣ci膮." A nieporozumienia nigdy nie wyja艣ni si臋 w sporze, lecz tylko dzi臋ki takto­wi, dyplomacji, za艂agodzeniu i szczerej ch臋d zrozu­mienia punktu widzenia drugich.

Kiedy艣 Lincoln da艂 reprymend臋 m艂odemu ofice­rowi armii za wdawanie si臋 w ostre spory z koleg膮. „呕aden cz艂owiek, kt贸ry pragnie da膰 z siebie jak naj­wi臋cej, nie ma czasu na wdawanie si臋 w spory. A ju偶 na pewno nie mo偶e sobie pozwoli膰 na ich konsekwen­cje — zdenerwowanie i utrat臋 panowania nad sob膮. Ust臋puj w przypadku wielkich spor贸w, w kt贸rych mo偶esz ro艣ci膰 co najwy偶ej r贸wne prawa do posiada­nia racji. Ust臋puj te偶 i w przypadku tych najmniej­szych, cho膰by w oczywisty spos贸b s艂uszno艣膰 by艂a po twojej stronie. Lepiej zej艣膰 z drogi psu ni偶 zosta膰 prze­ze艅 pogryzionym walcz膮c o prawo przej艣da tamt臋dy. Nawet zabide psa nie zmieni bowiem faktu, 偶e zosta艂e艣 pok膮sany."

W artykule To;' owo* wyczyta艂em kilka rad, co zro­bi膰, aby r贸偶nica zda艅 nie przerodzi艂a si臋 w k艂贸tni臋:

Rado艣nie witaj r贸偶nic臋 zda艅. Pami臋taj stare powie­dzenie: „Je艣li dwaj partnerzy zawsze si臋 zgadzaj膮,


jest o jednego za du偶o." Je艣li jest jaki艣 aspekt spra­wy, o kt贸rym wcze艣niej nie my艣la艂e艣, dobrze si臋 zastan贸w, kiedy zwr贸cisz na to uwag臋. By膰 mo偶e ta w艂a艣nie r贸偶nica zda艅 stanowi dla ciebie okazj臋 do poprawienia si臋, zanim pope艂nisz jaki艣 powa偶­niejszy b艂膮d.

Nie reaguj instynktownie. Nasz膮 pierwsz膮 natural­n膮 reakcj膮 w przypadku zaistnienia r贸偶nicy po­gl膮d贸w jest ch臋膰 obrony w艂asnego zdania. B膮d藕 uwa偶ny. Zachowaj spok贸j i kontroluj swoj膮 pier­wsz膮 reakcj臋. Mo偶e ona by膰 najgorsza, a nie naj­lepsza z mo偶liwych.

Pohamuj sw贸j temperament. Pami臋taj, 偶e klas臋 cz艂o­wieka mo偶na mierzy膰 tym, co wyprowadza go z r贸wnowagi.

Najpierw s艂uchaj. Daj oponentowi szans臋 wygada­nia si臋. Pozw贸l mu sko艅czy膰. Nie przerywaj i nie protestuj. To tylko wznosi bariery. Pr贸buj budo­wa膰 mosty porozumienia. Nie stawiaj kolejnych przeszk贸d na drodze do niego.

Szukaj punkt贸w wsp贸lnych. Kiedy ju偶 wys艂uchasz oponenta, skup si臋 na tych zagadnieniach, w kt贸­rych si臋 z nim zgadzasz.

B膮d藕 uczciwy. Spr贸buj znale藕膰 punkty, w kt贸rych mo偶esz przyzna膰 si臋 do b艂臋du, i zr贸b to. Pomo偶e d to rozbroi膰 rozm贸wc臋 i zmniejszy膰 jego zadetrze-wienie.

Obiecaj oponentowi, ze przemy艣lisz jego pogl膮d i do-ktadnie go przeanalizujesz. I faktycznie to zr贸b. Tw贸j rozm贸wca mo偶e przecie偶 mie膰 racj臋. Jest o wiele


艂atwiej zgodzi膰 si臋 na ponowne przemy艣lenie ar­gument贸w rozm贸wcy ni偶 gwa艂townie prze膰 do przodu i doprowadzi膰 do sytuacji, w kt贸rej b臋­dziesz musia艂 us艂ysze膰: „Pr贸bowa艂em przecie偶 ci to powiedzie膰, ale nie s艂ucha艂e艣."

Szczerze podzi臋kuj oponentowi za rozmow臋. Kto po­艣wi臋ca sw贸j czas na wdawanie si臋 w dyskusje z tob膮, interesuje si臋 tym samym co ty. My艣l wi臋c o nim jak o kim艣, kto naprawd臋 chce ci pom贸c, a by膰 mo偶e uda ci si臋 zmieni膰 przeciwnika w przyjaciela.

Daj sobie i oponentowi czas na dok艂adne przemy艣lenie sprawy. Zaproponuj odbycie kolejnego spotkania p贸藕niej lub nast臋pnego dnia, aby艣cie mieli szans臋 zastanowi膰 si臋 nad absolutnie wszystkimi fakta­mi. A przygotowuj膮c si臋 do tego spotkania, zadaj sobie kilka trudnych pyta艅:

Czy m贸j m贸wca mia艂 ca艂kowit膮 racj臋? Tylko cz臋艣dowo? Czy w jego sposobie argumentacji jest racja? Czy moja reakcja rozwi膮偶e problem, czy po prostu przyniesie frustracj臋? Czy moja reakcja odepchnie ode mnie rozm贸wc臋, czy te偶 nas zbli偶y? Czy pomo偶e mi to powi臋kszy膰 uznanie, jakim ciesz臋 si臋 u ludzi? Wygram, czy przegram? I jak膮 cen臋 b臋d臋 musia艂 zap艂aci膰 za zwyci臋stwo? Czy nieporozumienie rozwinie si臋, je艣li nie b臋d臋 nic m贸wi艂? Czy ta trudna sytuacja stanowi dla mnie szans臋?

S艂ynny tenor Jan Peerce po niemal 50 latach ma艂偶e艅stwa powiedzia艂: „Wraz z 偶on膮 dawno temu zawarli艣my uk艂ad i dotrzymujemy go bez wzgl臋du na to, jak bardzo si臋 wzajemnie zdenerwujemy. Kiedy


jedno krzyczy, drugie powinno s艂ucha膰 — poniewa偶 je艣li krzyczy dwoje na raz, nie mo偶e by膰 mowy o jakimkolwiek porozumieniu. Jest wtedy tylko ha艂as."

ZASADA PIERWSZA Jedyny spos贸b, aby zwyci臋偶y膰 w k艂贸tni, to unika膰 jej.


2 JAK NAROBI膯 SOBIE WROG脫W

Kiedy Teodor Roosevelt mieszka艂 w Bia艂ym Domu, poczyni艂 wyznanie, 偶e gdyby mia艂 racj臋 w 75% przy­padk贸w, niczego wi臋cej nie m贸g艂by oczekiwa膰.

Je艣li to by艂o wszystko, na co m贸g艂 liczy膰 jeden z najt臋偶szych umys艂贸w XX wieku, to na co mo偶emy li­czy膰 ja lub ty?

Gdyby艣 by艂 pewien swojej racji tylko w 55% przy­padk贸w, m贸g艂by艣 i艣膰 prosto na Wali Street i zarabia膰 tam milion dolar贸w dziennie! A je艣li nie mo偶esz by膰 pewien, 偶e masz racj臋 nawet w 55% przypadk贸w, dlaczego mia艂by艣 m贸wi膰 innym, 偶e si臋 myl膮?

Mo偶esz zasugerowa膰 komu艣, 偶e jest w b艂臋dzie tonem g艂osu lub wyrazem twarzy r贸wnie dobrze jak za pomoc膮 st贸w. A je艣li powiesz komu艣, 偶e si臋 myli, czy s膮dzisz, 偶e zgodzi si臋 z tob膮? Nigdy! Poniewa偶 wymierzasz mu w ten spos贸b silny dos; kwestionu­jesz jego inteligencj臋, s膮dy i przekonania, burzysz du­m臋 i szacunek, jaki dla siebie 偶ywi. A to musi spowodowa膰 ch臋膰 odwetu. Nigdy jednak nie nak艂oni go do zmiany zdania. Nie pomo偶e ci nawet logika Pla­tona czy Kanta, poniewa偶 zrani艂e艣 jego uczucia.

Nigdy nie zaczynaj rozmowy od stwierdzenia:

„Mam zamiar udowodni膰 ci to i to." To bardzo z艂y wst臋p. R贸wnie dobrze m贸g艂by艣 powiedzie膰: „Jestem od ciebie bystrzejszy. I powiem d kilka rzeczy, aby艣 wreszde zmieni艂 zdanie."

To wyzwanie. Budzi sprzeciw i powoduje, 偶e roz­m贸wca chce stoczy膰 z tob膮 bitw臋 do upad艂ego, zanim wyjawisz mu swoje stanowisko.


Trudno sprawi膰, nawet w najbardziej sprzyjaj膮cych okoliczno艣dach, by kto艣 zmieni艂 zdanie. Dlaczego wi臋c utwierdza膰 go w mylnym przekonaniu? Dlacze­go szkodzi膰 samemu sobie?

Je艣li masz istotnie zamiar co艣 udowodni膰, nie po­zw贸l, aby rozm贸wca o tym wiedzia艂. Zr贸b to delika­tnie i sprytnie, tak aby nikt nie zorientowa艂 si臋, 偶e to robisz. Zwi臋藕le wyrazi艂 t臋 my艣l Aleksander Pope:

Ludzi uczy膰 potrzeba tak, by nie wiedzieli;

O nowych rzeczach m贸wi膰, 偶e tylko zapomnieli.

Ponad trzysta lat temu Galileusz powiedzia艂:

Nie mo偶esz nauczy膰 cz艂owieka niczego. Mo偶esz mu tylko pom贸c odnale藕膰 to w sobie.

Sokrates wiele razy powtarza艂 swoim uczniom w Atenach:

Wiem, 偶e nic nie wiem.

C贸偶, nie mog臋 spodziewa膰 si臋, 偶e jestem m膮drzej­szy od Sokratesa, tak wi臋c przesta艂em m贸wi膰 lu­dziom, 偶e nie maj膮 racji. I przekona艂em si臋, 偶e to pop艂aca.

Je艣li kto艣 twierdzi co艣, o czym s膮dzisz, 偶e jest niepra­wdziwe, a nawet je艣li wiesz to na pewno, czy nie lepiej powiedzie膰 po prostu: „Wiesz, wydaje mi si臋 co艣 wr臋cz przedwnego, ale mog臋 si臋 myli膰. Bo myl臋 si臋 cz臋sto. Je艣li nie mam racji, to popraw mnie, prosz臋."

S艂owa takie dzia艂aj膮 jak zakl臋de: „Mog臋 si臋 myli膰. I cz臋sto tak jest. Ot贸偶 wydaje mi si臋..."

Nikt na ziemi ani w niebie nie b臋dzie mia艂 nic prze-dwko twojemu stwierdzeniu: „Mog臋 si臋 myli膰. Wyda­je mi si臋, 偶e..."


Jeden ze s艂uchaczy naszych kurs贸w, dealer Dodge'a w Billings w Montanie Harold Reinke, zastosowa艂 t臋 technik臋 w kontaktach z klientami. Rynek samocho­dowy powoduje liczne napi臋cia, spotyka艂 si臋 wi臋c cz臋sto z ostrymi i nerwowymi reakcjami klient贸w. Niekiedy sam w takich sytuacjach denerwowa艂 si臋 i oponowa艂, co podnosi艂o nastroje do temperatury wrzenia, powodowa艂o utrat臋 klient贸w i w og贸le by艂o nieprzyjemne.

Na zaj臋ciach powiedzia艂: „Kiedy zorientowa艂em si臋, 偶e ta droga prowadzi donik膮d, wypr贸bowa艂em now膮 taktyk臋. Zacz膮艂em m贸wi膰 ludziom mniej wi臋cej co艣 takiego: 芦Nasi dealerzy pope艂nili ju偶 tak wiele b艂臋d贸w, 偶e cz臋sto a偶 mi wstyd. Mo偶e wi臋c pomylili艣­my si臋 r贸wnie偶 w pa艅skim przypadku. Prosz臋 powie­dzie膰 mi, o co chodzi.禄

Taki wst臋p kompletnie rozbraja rozm贸wc臋. M贸­wi膮c o sprawie roz艂adowuje napi臋cie, po czym staje si臋 zwykle rozs膮dniejszy, kiedy przychodzi do roz­wi膮zania problemu. Kilku klient贸w podzi臋kowa艂o mi nawet za takie podej艣cie, a dw贸ch z nich nak艂oni艂o znajomych, aby kupili u mnie samochody. Przy dzi­siejszej konkurencji wszyscy potrzebujemy wi臋cej ta­kich klient贸w i wierz臋, 偶e okazywanie szacunku dla ich pogl膮d贸w oraz dyplomatyczne traktowanie po­zwol膮 pokona膰 konkurent贸w."

Nigdy nie 艣ci膮gniesz na siebie k艂opot贸w przyznaj膮c si臋, 偶e mo偶esz nie mie膰 racji. A zapobiegnie to k艂贸tni i zainspiruje rozm贸wc臋, aby traktowa艂 de tak samo fair i tak samo otwarcie, jak ty traktujesz jego. Sprawi to, 偶e r贸wnie偶 i on mo偶e zechcie膰 przyzna膰, 偶e nie ma racji.

A co si臋 dzieje, je艣li wiesz na pewno, 偶e kto艣 nie ma racji, i m贸wisz mu o tym? Zobaczmy. M艂ody prawnik z Nowego Jorku, pan S., bra艂 kiedy艣 udzia艂 w wa偶nej sprawie tocz膮cej si臋 przed S膮dem Najwy偶szym Sta­n贸w Zjednoczonych. Sz艂o o znaczn膮 sum臋 pieni臋dzy


i istotn膮 decyzj臋 prawn膮. W czasie procesu jeden z s臋dzi贸w S膮du Najwy偶szego zwr贸ci艂 si臋 do niego w nast臋puj膮cych s艂owach:

— Status ogranicze艅 w prawie marynarki wojennej wynosi sze艣膰 lat, czy nie tak?

Pan S. oniemia艂, popatrzy艂 chwil臋 na s臋dziego i od­par艂 ostro:

— Wysoki S膮dzie, nie ma 偶adnych prawnych ogra­nicze艅 w tej kwestii.

„Na sali zapad艂a cisza i temperatura w pomieszcze­niu zdawa艂a si臋 spa艣膰 do zera — relacjonowa艂 potem pan S. — Racj臋 mia艂em ja, a s臋dzia si臋 myli艂. I po­wiedzia艂em mu o tym, jednak czy to nastawi艂o go do mnie przychylnie? Nie. Wd膮偶 jestem przekonany, 偶e prawo by艂o wtedy po mojej stronie. Ale nie uda艂o mi si臋 nikogo do tego przekona膰. A wiem, 偶e moje prze­m贸wienie by艂o wtedy lepsze ni偶 kiedykolwiek. Strze­li艂em okropn膮 gaf臋, m贸wi膮c uczonemu i s艂awnemu cz艂owiekowi, 偶e nie ma racji."

Jedynie niewielu ludzi dzia艂a logicznie. Wi臋kszo艣膰 z nas posiada r贸偶ne uprzedzenia albo preferencje. Wi臋kszo艣膰 z nas za艣lepia duma, podejrzliwo艣膰, oba­wa, strach i zazdro艣膰. Przecie偶 gros z nas za nic nie chce zmieni膰 opinii na temat religii, w艂asnej fryzury, komunizmu czy ulubionej gwiazdy filmowej. Je艣li wi臋c masz sk艂onno艣ci, by m贸wi膰 ludziom, 偶e nie maj膮 racji, czytaj, prosz臋, nast臋pny akapit co rano przed 艣niadaniem. Pochodzi ze wspania艂ej ksi膮偶ki Jamesa Harveya Robinsona The Mini in the Making (Umys艂 w dzia艂aniu).

Czasem zmieniamy zdanie sami z siebie bez 偶adnego nacisku. Jednak je艣li kto艣 m贸wi nam, 偶e nie mamy racji, powoduje, 偶e nasze serca staj膮 si臋 twarde. Jeste艣my nieprawdopodobnie wr臋cz niedbali w kszta艂towaniu naszych przekona艅, ale


w momencie, kiedy ktokolwiek chce nam je za­bra膰, natychmiast wype艂nia nas niez艂omna wiara w ich s艂uszno艣膰. Oczywi艣cie, to nie przekonania s膮 nam tak drogie, lecz nasza duma w艂asna, kt贸ra jest przez to zagro偶ona... Ma艂y zaimek „m贸j" jest s艂owem najwa偶niejszym dla ka偶dego cz艂owieka i w艂a艣ciwe zrozumienie tego faktu stanowi klucz do m膮dro艣ci. Ma t臋 sam膮 si艂臋 bez wzgl臋du na to, czy jest to „m贸j" obiad, „m贸j" pies, „m贸j" dom, „m贸j" ojciec, „m贸j" kraj czy „m贸j" B贸g. Odrzuca­my z uraz膮 nie tylko zarzuty, 偶e nasz zegarek 藕le chodzi albo nasz samoch贸d jest kiepski, ale r贸w­nie偶 mo偶liwo艣膰, 偶e nasze wyobra偶enia o kana艂ach na Marsie, sposobie wymowy s艂owa Epiktet, war­to艣ci medycznej salicyny czy panowaniu Sargona Pierwszego mog膮 zosta膰 podwa偶one. Lubimy wierzy膰 we wszystko to, co przyj臋li艣my raz za prawd臋, i podwa偶enie kt贸regokolwiek z naszych przekona艅 powoduje, 偶e za wszelk膮 cen臋 szuka膰 b臋dziemy wyt艂umaczenia, dlaczego je 偶ywimy. W艂a艣nie dlatego nasze tak zwane rozumowanie sprowadza si臋 do wynajdowania argument贸w, kt贸re pozwol膮 nam wierzy膰 dalej w to, w co ju偶 wierzymy.

Wybitny psycholog. Car! Rogers, w swojej ksi膮偶ce On Becominga Person (O stawaniu si臋 Osob膮) napisa艂:

Przekona艂em si臋, jak niezwykle cenna jest dla mnie sytuacja, kiedy mog臋 sobie pozwoli膰 na zrozumienie drugiej osoby. Dziwny mo偶e si臋 wy­dawa膰 spos贸b, w jaki sformu艂owa艂em t臋 my艣l. Czy trzeba pozwala膰 sobie na zrozumienie in­nych? Czy to konieczne? My艣l臋, 偶e tak. Nasz膮 pierwsz膮 reakcj膮 na wi臋kszo艣膰 stwierdze艅 (kt贸­re s艂yszymy od innych) jest ocena lub os膮d raczej


ni偶 pr贸ba zrozumienia, o co idzie. Kiedy kto艣 wy­ra偶a jakie艣 uczucie, postaw臋 czy przekonanie, ma­my tendencj臋 do niemal natychmiastowego stwierdzienia: „to prawda", albo:„to g艂upota", „to nienormalne", „to nielogiczne", „to niew艂a艣ciwe" lub „to niemi艂e". Bardzo rzadko pozwalamy so­bie na dok艂adne zrozumienie, co dane stwierdzenie oznacza dla drugiej osoby.

Wynaj膮艂em kiedy艣 dekoratora wn臋trz, aby wyko­na艂 mi w domu draperie. Kiedy przyszed艂 rachunek, by艂em przera偶ony.

W kilka dni p贸藕niej wpad艂a do mnie znajoma i zobaczy艂a draperie. Kiedy wspomnia艂em, ile koszto­wa艂y, wykrzykn臋艂a z nutk膮 triumfu w g艂osie: „Co takiego? To okropne. Z pewno艣ci膮 dopisa艂 d do ra­chunku numer but贸w i ko艂nierzyka!"

Prawda? Tak, powiedzia艂a prawd臋, ale niewielu lu­dzi lubi s艂ysze膰 prawd臋 o swoich s膮dach. B臋d膮c tylko cz艂owiekiem zacz膮艂em si臋 broni膰. Wskaza艂em na fakt, 偶e nie ma ceny na najlepsze, a nigdy nie dostanie si臋 czego艣 naprawd臋 dobrego za psie pieni膮dze itd., itd.

Nast臋pnego dnia odwiedzi艂a mnie inna znajoma. Zachwyca艂a si臋 draperiami i wyrazi艂a 偶al, 偶e nie mo偶e sobie pozwoli膰 na podobn膮 dekoracj臋 w艂asnego do­mu. Moja reakcja by艂a zupe艂nie odmienna. „Prawd臋 m贸wi膮c, dla mnie te偶 s膮 za drogie. Zap艂aci艂em zbyt du偶o i 偶a艂uj臋 teraz, 偶e je zam贸wi艂em."

Je艣li si臋 mylimy, mo偶emy to przyzna膰 sami przed sob膮. A je艣li post臋puj膮 z nami delikatnie i taktownie, przyznamy si臋 do tego przed innymi, a nawet b臋dzie­my dumni z naszej szczero艣ci i otwarto艣ci. Ale nie wtedy, gdy kto艣 pr贸buje wepchn膮膰 nam nasze nie­strawne s艂owa z powrotem do gard艂a.


Najs艂awniejszy wydawca ameryka艅ski z czas贸w wojny domowej Horace Greeley stanowczo nie zga­dza艂 si臋 z polityk膮 Lincolna. S膮dzi艂, 偶e potrafi prze­kona膰 Lincolna do swoich pogl膮d贸w poprzez kam­pani臋 szyderstw, kpin i wymy艣lari. Prowadzi艂 t臋 gorz­k膮 kampani臋 miesi膮c po miesi膮cu i rok po roku. Nawet w dniu, kiedy Booth zastrzeli艂 prezydenta, opubli­kowa艂 brutalny, niesmaczny i sarkastyczny atak na osob臋 Lincolna.

Ale czy ca艂a ta 偶贸艂膰 spowodowa艂a, 偶e Lincoln zgodzi艂 si臋 z Greeleyem? Oczywi艣cie, nie. Kpina i obra偶anie nigdy tego nie dokonaj膮.

Je艣li chcesz wspania艂ej rady, jak kontaktowa膰 si臋 z lud藕mi, kierowa膰 sob膮 samym i ulepsza膰 swoj膮 o-sobowo艣膰, przeczytaj autobiografi臋 Benjamina Frank-lina. To jedna z najbardziej fascynuj膮cych biografii, jakie kiedykolwiek napisano — klasyka literatury ameryka艅skiej. Ben Franklin opowiada, jak zwalczy艂 w sobie okropny na艂贸g wdawania si臋 w spory i k艂贸t­nie, by zmieni膰 si臋 w jednego z najzdolniejszych, najuprzejmiejszych ludzi, jednego z najwi臋kszych dyplomat贸w w historii Ameryki.

Pewnego dnia, kiedy by艂 jeszcze wojowniczym m艂o­dzie艅cem, zaprzyja藕niony Kwakier wzi膮艂 go na stron臋 i powiedzia艂 mu kilka gorzkich prawd. Mniej wi臋cej tak:

Ben, jeste艣 niemo偶liwy. Twoje opinie zawieraj膮 klapsa dla ka偶dego, kto my艣li inaczej ni偶 ty. Sta艂y si臋 tak obra藕liwe, 偶e nikt ju偶 si臋 z nimi nie liczy. Twoi znajomi przekonali si臋, 偶e lepiej si臋 bawi膮, gdy ci臋 z nimi nie ma. Jeste艣 tak m膮dry, 偶e nikt nie mo偶e ci ju偶 niczego powiedzie膰. I nikt nawet nie b臋dzie pr贸bowa膰, bo wszelkie wysi艂ki przynios膮 jedynie niesmak, b臋d膮c syzyfow膮 prac膮. Tak wi臋c nigdy pewnie nie dowiesz si臋 niczego ponad to, co ju偶 wiesz, a to przecie偶 bardzo ma艂o.


Jedn膮 z rzeczy, za kt贸re podziwiam Bena Franklina jest spos贸b, w jaki przyj膮艂 t臋 wym贸wk臋. By艂 wystar­czaj膮co wielkim i m膮drym cz艂owiekiem, aby zda膰 so­bie spraw臋 z jej s艂uszno艣ci; aby wyczu膰, 偶e on sam zmierza ku upadkowi. Dokona艂 wi臋c natychmiasto­wego „w ty艂 zwrot". Zacz膮艂 zmienia膰 sw贸j obra藕liwy spos贸b bycia.

„Postanowi艂em solennie pozostawi膰 wszelkie wy­razy nagany innym, a wszelkie wyrazy uznania sobie samemu. Zakaza艂em nawet sobie u偶ywania takich s艂贸w, kt贸re wyra偶aj膮 utart膮 opini臋, jak „z pewno艣ci膮", „niew膮tpliwie" itd., a zamiast nich stosowa艂em „wy­daje mi si臋", „wyobra偶am sobie", „chyba" i „w obec­nej chwili mo偶na by s膮dzi膰". Je艣li ktokolwiek po­wiedzia艂 co艣, co uznawa艂em za b艂膮d, odbiera艂em sobie przyjemno艣膰 natychmiastowego zaprzeczenia mu i wykazania absurdalno艣ci jego opinii. Odpowiadaj膮c mu zaczyna艂em od stwierdzenia, 偶e w pewnych oko­liczno艣ciach i warunkach jego opinia by艂aby s艂uszna, ale w tym przypadku dostrzegam pewne r贸偶nice itd. Szybko zauwa偶y艂em efekty takiej zmiany post臋po­wania. Rozmowy, w kt贸re si臋 wdawa艂em, mia艂y przy­jemny przebieg. Skromny spos贸b, w jaki przed­stawia艂em swoje opinie, zapewnia艂 im 艂atwiejsze przyj臋cie i mniejszy op贸r; czeka艂o mnie mniejsze upo­korzenie, kiedy okazywa艂o si臋, 偶e nie mam racji. 艁a­twiej te偶 przychodzi艂o mi wp艂yn膮膰 na innych, aby zarzucili swoje opinie i przeszli na moj膮 stron臋, je艣li zdarza艂o si臋, 偶e mia艂em racj臋.

Ten spos贸b byda, kt贸ry pocz膮tkowo wprowa­dza艂em z pogwa艂ceniem mych naturalnych sk艂on­no艣ci, sta艂 si臋 z czasem dla mnie tak 艂atwy i naturalny, 偶e chyba wci膮gu ostatnich 50 lat nikt nie us艂ysza艂, jak wypowiadam autorytatywne stwierdzenia. I te­mu w艂a艣nie zwyczajowi (zaraz po prawo艣ci charak­teru) zawdzi臋czam, jak s膮dz臋, tak wielki pos艂uch


po艣r贸d wsp贸艂obywateli, kiedy proponowa艂em utwo­rzenie nowych instytucji albo reform臋 starych, i tak wiele wp艂yw贸w w organach publicznych, kt贸rych by­艂em cz艂onkiem. By艂em z艂ym m贸wc膮, niezbyt elok-wentnym, kt贸ry z wielkim trudem dobiera艂 s艂owa i daleki by艂 od j臋zykowej poprawno艣ci, a mimo to pot­rafi艂em wyra偶a膰 swe opinie."

A jak metody Bena Franklina dzia艂aj膮 w interesach? Katherine A. Alired z Kings Mountain w Karolinie P贸艂nocnej jest naczelnym in偶ynierem w fabryce w艂贸­kienniczej. Na jednym z kurs贸w opowiedzia艂a, jak radzi艂a sobie z pewnym dra偶liwym problemem przed i po szkoleniu.

„Do moich obowi膮zk贸w nale偶y mi臋dzy innymi ustalanie i utrzymywanie systemu bod藕c贸w i stan­dard贸w dla naszych pracownik贸w tak, aby produku­j膮c wi臋cej zarabiali wi臋cej pieni臋dzy. System ten dzia艂a艂 dobrze w sytuacji, kiedy produkowali艣my je­dynie dwa lub trzy gatunki tkanin, jednak ostatnio zmiany w zapleczu i systemie produkcji pozwoli艂y na zwi臋kszenie asortymentu do ponad 12 gatunk贸w. Istniej膮cy system nie stanowi艂 ju偶 bod藕ca, poniewa偶 nie przynosi艂 p艂acy odpowiedniej do w艂o偶onego wy­si艂ku. Opracowa艂am wi臋c nowy system, kt贸ry pozwa­la艂 na op艂acanie w zale偶no艣膰 od rodzaju produ­kowanego w danym czasie materia艂u. Z gotowym planem w r臋ku wybra艂am si臋 na posiedzenie zarz膮du i postanowi艂am przekona膰 jego cz艂onk贸w, 偶e jest on w艂a艣ciwy. Szczeg贸艂owo wyja艣ni艂am im wi臋c, jak bar­dzo dotychczas si臋 mylili, jak niesprawiedliwie trak­towali pracownik贸w i jakie gotowe rozwi膮zania pro­ponuj臋. Najdelikatniej m贸wi膮c, ponios艂am straszliw膮 pora偶k臋. Tak bardzo zaj臋艂am si臋 obron膮 swojego pla­nu, 偶e nie da艂am im czasu ani okazji do przyznania si臋, 偶e mieli problemy ze starym systemem. Wszystko wzi臋艂o w 艂eb.


Po kilku zaj臋ciach na tym kursie zda艂am sobie spra­w臋, gdzie pope艂ni艂am b艂臋dy. Zwo艂a艂am kolejne zebra­nie i tym razem zapyta艂am, jaka by艂a wed艂ug nich przyczyna k艂opot贸w. Przedyskutowali艣my wszystko punkt po punkde i poprosi艂am ich o opini臋, w jakim kierunku dalej zmierza膰. Dzi臋ki kilku delikatnym su­gestiom we w艂a艣ciwych miejscach pozwoli艂am im 芦sa-modzielnie禄 doj艣膰 do moich w艂asnych rozwi膮za艅. Pod koniec spotkania, kiedy wreszcie przedstawi艂am sw贸j system, zaakceptowali go entuzjastycznie.

Jestem przekonana, 偶e nie osi膮gnie si臋 nic dobregOA a mo偶na tylko wyrz膮dzi膰 wiele szk贸d m贸wi膮c komu艣j wprost, 偶e nie ma racji. Jedyna satysfakcja to odarcie rozm贸wcy z poczucia godno艣ci; z siebie czynimy w贸wczas nie chcianego rozm贸wc臋."

A oto i drugi przyk艂ad — pami臋taj, 偶e podawane przeze mnie przyk艂ady s膮 typowe dla tysi臋cy podo­bnych przypadk贸w. R. V. Crowley by艂 handlowcem w jednym z przedsi臋biorstw przetw贸rstwa drewna w Nowym Jorku. Wielokrotnie m贸wi艂 skorym do zwady inspektorom kontroli drewna r贸偶nych firm, 偶e nie ma­j膮 racji. I zdarza艂o mu si臋 te偶 zwyci臋偶y膰 w sporze. Ale nie przynosi艂o to niczego dobrego. Inspektorzy ko艅-1-roli s膮 jak s臋dziowie baseballu. Kiedy raz podejm膮 de­cyzj臋, nigdy jej nie zmieniaj膮.

Pan Crowley przekona艂 si臋, 偶e spory, kt贸re wygry­wa艂, przynios艂y jego firmie tysi膮ce dolar贸w strat. Dzi臋­ki kursowi postanowi艂 wi臋c zmieni膰 taktyk臋 i nie wdawa膰 si臋 wi臋cej w 偶adne spory. Z jakim skutkiem? Oto historia, kt贸r膮 opowiedzia艂 podczas zaj臋膰:

„Pewnego ranka w moim biurze zadzwoni艂 telefon. Rozgor膮czkowany cz艂owiek poinformowa艂 mnie, 偶e transport drewna, kt贸ry w艂a艣nie dostarczyli艣my do jednej z jego fabryk, jest w ca艂o艣ci niezadowalaj膮cy. Wstrzyma艂 roz艂adunek i prosi艂 mnie, 偶eby艣my natych­miast zabrali drewno z jego terenu. Po roz艂adowaniu


mniej wi臋cej jednej czwartej transportu jego inspekto­rzy kontroli stwierdzili, 偶e 55% drewna nie trzyma ja­ko艣ci. W tych warunkach odmawia przyj臋cia towaru.

Natychmiast wyruszy艂em do fabryki i po drodze rozmy艣la艂em, jak poradzi膰 sobie z tym problemem. Normalnie w takiej sytuacji cytowa艂bym normy dla drewna i podpiera艂 si臋 w艂asn膮 wiedz膮 i do艣wiadcze­niem inspektora kontroli oraz pr贸bowa艂 przekona膰 rozm贸wc臋, 偶e drewno w zasadzie trzyma jako艣膰, a tylko on 藕le interpretuje normy. Jednak postanowi­艂em zastosowa膰 zasady poznane podczas tego kursu.

Kiedy przyjecha艂em do fabryki, zasta艂em zaopa­trzeniowca i inspektora w bojowych nastrojach. Oby­dwaj nastawieni by艂i na k艂贸tni臋 i walk臋. Podeszli艣my do ci臋偶ar贸wki z drewnem, kt贸ra by艂a roz艂adowywa­na, abym m贸g艂 si臋 przekona膰, jak si臋 rzeczy maj膮. Po­prosi艂em inspektora, aby od艂o偶y艂 odrzuty, a dobre kawa艂ki pouk艂ada艂 na jeden stos.

Chwila obserwacji wystarczy艂a, aby zacz臋艂o do mnie dochodzi膰, 偶e ocenia zbyt ostro i 藕le interpretuje przepisy. By艂a to sosna, a wiedzia艂em, 偶e jest on do­skona艂ym znawc膮 twardego drewna, natomiast nie ma do艣wiadczenia z jasn膮 sosn膮. Tak si臋 za艣 sk艂ada, 偶e drewno sosnowe to z kolei moja mocna strona. Czy jednak zg艂osi艂em jakiekolwiek zastrze偶enia do spo­sobu, w jaki ocenia艂 drewno? Absolutnie 偶adnych. Przygl膮da艂em si臋 spokojnie i stopniowo zacz膮艂em zadawa膰 pytania, dlaczego poszczeg贸lne kawa艂ki go nie zadowalaj膮. Ani razu nie da艂em mu do zrozumie­nia, 偶e si臋 myli. Ca艂y czas podkre艣la艂em, ze pytam tyl­ko po to, aby p贸藕niej przekaza膰 jego zastrze偶enia swojej firmie i by艣my w nast臋pnych dostawach mogli da膰 im to, czego chc膮.

Zadaj膮c pytania w spos贸b przyjazny i w duchu wsp贸艂pracy oraz ci膮gle powtarzaj膮c, 偶e s艂usznie od­k艂ada deski nie odpowiadaj膮ce standardom, uda艂o mi


si臋 troch臋 go udobrucha膰 i napi臋cie mi臋dzy nami zacz臋艂o powoli spada膰, a偶 wreszcie znikn臋艂o. Ostro­偶na uwaga rzucona przeze mnie przy jakiej艣 okazji pozwoli艂a mi wzbudzi膰 w nim w膮tpliwo艣ci, czy rze­czywi艣cie zakwestionowane drewno nie odpowiada normom; zacz膮艂 przypuszcza膰, 偶e to ich potrzeby wy­magaj膮 dro偶szego drewna o wy偶szej jako艣ci. By艂em jednak bardzo ostro偶ny, aby nie odni贸s艂 wra偶enia, 偶e to moje zdanie.

Stopniowo zmienia艂 nastawienie. Wreszcie przy­zna艂, 偶e nie ma do艣wiadczenia z jasn膮 sosn膮 i zacz膮艂 wypytywa膰 mnie o ka偶d膮 desk臋 zdj臋t膮 z ci臋偶ar贸wki. Wyja艣nia艂em wi臋c, dlaczego poszczeg贸lne sztuki od­powiada艂y zam贸wieniu, jednak wci膮偶 powtarza艂em, 偶e oczywi艣cie nie musi bra膰 drewna, kt贸re si臋 im nie przyda. Wreszcie doszli艣my do punktu, w kt贸rym czu艂 si臋 winny, ilekro膰 k艂ad艂 jak膮艣 sztuk臋 na stos z od­rzutami. To on sam doszed艂 do wniosku, 偶e win臋 za ca­艂膮 sytuacj臋 ponosi ich firma, poniewa偶 nie zam贸wili drewna o wystarczaj膮co wysokiej klasie, by odpo­wiada艂o ich potrzebom.

Skutek by艂 taki, 偶e po moim wyje藕dzie obejrza艂 raz jeszcze ca艂y transport, przyj膮艂 niemal wszystko i otrzymali艣my pe艂n膮 zap艂at臋. Tylko w tym przypadku odrobina taktu i powstrzymanie si臋 od m贸wienia roz­m贸wcy, 偶e nie ma racji, przynios艂a mojej firmie spore pieni膮dze. A uzyskanej woli wsp贸艂pracy nie mo偶na przeliczy膰 na pieni膮dze."

Marcina Luthera Kinga zapytano kiedy艣, jak b臋d膮c pacyfist膮 mo偶e podziwia膰 genera艂a lotnictwa Daniela Jamesa, powszechnie nazywanego „Chappiem", w tamtych czasach najwy偶szego rang膮 czarnego o-ficera w armii. Dr King odpowiedzia艂: „Os膮dzam ludzi wed艂ug ich zasad, nie wed艂ug moich."

Genera艂 Robert E. Lee wyrazi艂 si臋 kiedy艣 w roz­mowie z prezydentem Konfederacji Jeffersonem Da-


visem w jak najlepszych s艂owach o jednym z jego ofi­cer贸w. Obecny przy tym inny oficer by艂 zaskoczony.

— Generale, czy wie pan, 偶e oficer, o kt贸rym tak dobrze pan si臋 wyra偶a, jest jednym z najbardziej za­ciek艂ych pana wrog贸w, kt贸ry nie przepu艣ci 偶adnej okazji, aby powiedzie膰 co艣 z艂o艣liwego pod pa艅skim adresem? — spyta艂.

— Tak, wiem, ale prezydent pyta艂 o moje zdanie na temat tego oficera, a nie o jego zdanie na m贸j temat — odpowiedzia艂 genera艂 Lee.

Nie odkrywam w tym rozdziale niczego nowego. Dwa tysi膮ce lat temu Jezus naucza艂, by zgadza膰 si臋 ze swoimi przeciwnikami. Za艣 2200 lat przed narodze­niem Chrystusa kr贸l Egiptu udzieli艂 synowi bardzo m膮drej rady, kt贸ra okazuje si臋 przydatna i w naszych czasach: „Zachowuj si臋 dyplomatycznie. To pomo偶e d osi膮gn膮膰 ka偶dy cel."

Innymi s艂owy, nie spieraj si臋 ani z klientem, ani ze wsp贸艂ma艂偶onkiem, ani z wrogiem. Nie m贸w im, 偶e nie maj膮 radi, nie sprawiaj, aby si臋 naje偶yli. Stosuj cho膰 odrobin臋 dyplomacji.

ZASADA DRUGA Oka偶 szacunek dla pogl膮d贸w rozm贸wcy. Nigdy nie m贸w mu: „Nie masz racji."


- 3

JE艢LI NIE MASZ RACJI — PRZYZNAJ TO

O minut臋 drogi od mojego domu znajdowa艂a si臋 dosy膰 spora po艂a膰 dzikiego lasu, w kt贸rym wiosn膮 kipia艂y biel膮 krzewy je偶yn, wiewi贸rki gnie偶d偶膮ce si臋 tam wychowywa艂y m艂ode i wznosi艂y si臋 wysoko nie koszone trawy. Ten odludny i nie zniszczony przez cz艂owieka kawa艂ek zieleni nazywano Parkiem Le艣­nym. I rzeczywi艣de, by艂 to las, niewiele pewnie r贸­偶ni膮cy si臋 od puszcz, kt贸re kiedy艣 zasta艂 w Ameryce Kolumb. Cz臋sto chodzi艂em do parku razem z Rexem, swoim ma艂ym buldogiem. By艂 to przyjacielski i zu­pe艂nie niegro藕ny psiak. Poniewa偶 niecz臋sto spotyka­li艣my kogokolwiek podczas spacer贸w, nie prowa­dza艂em go na smyczy ani nie nak艂ada艂em mu kaga艅ca.

Kiedy艣 jednak trafili艣my podczas spaceru na poli­cjanta z patrolu konnego, kt贸ry wyra藕nie szuka艂 oka­zji do pokazania swojej w艂adzy.

— Co pan sobie wyobra偶a? Dlaczego puszcza pan psa bez smyczy i kaga艅ca? Nie wie pan, 偶e to nie­zgodne z przepisami? — nakrzycza艂 na mnie.

— Tak, wiem, 偶e to niezgodne z przepisami. Ale my艣l臋, 偶e nie wyrz膮dzi tu nikomu 偶adnej krzywdy — odpowiedzia艂em spokojnie.

— My艣li pan! My艣li pan! A przepisy maj膮 dok艂ad­nie gdzie艣, co pan my艣li. Pies mo偶e zabi膰 wiewi贸rk臋 albo ugry藕膰 dziecko. Tym razem panu podaruj臋, ale je艣li jeszcze raz z艂api臋 tu tego psa bez smyczy i kaga艅­ca, b臋dzie si臋 pan musia艂 t艂umaczy膰 na posterunku.


Potulnie obieca艂em stosowa膰 si臋 do zalece艅 i za­stosowa艂em si臋 — kilka razy. Rex nie lubi艂 jednak ka­ga艅ca i ja te偶 nie, postanowili艣my spr贸bowa膰. Wszys­tko by艂o cudownie, ale do czasu. Pewnego popo艂ud­nia biega艂em z Rexem po szczycie wzg贸rza i nagle z przera偶eniem zauwa偶y艂em prawo siedz膮ce w ca艂ym majestacie na gniadym koniu. Rex by艂 przede mn膮 i p臋dzi艂 wprost na nich.

Wiedzia艂em, 偶e za to zap艂ac臋. Wiedzia艂em. Nie czeka艂em wi臋c, a偶 policjant zacznie m贸wi膰. Dobie­g艂em do niego i powiedzia艂em:

—Panie w艂adzo, z艂apa艂 mnie pan na gor膮cym uczynku. Jestem winny i nie mam nic na swoje uspra­wiedliwienie. W zesz艂ym tygodniu ostrzega艂 mnie pan, 偶e je艣li raz jeszcze pojawi臋 si臋 tu z psem bez ka­ga艅ca i smyczy, zostan臋 ukarany.

—No, c贸偶 — odezwa艂 si臋 艂agodnie policjant. — Wiem, 偶e to wielka pokusa pu艣ci膰 psa, 偶eby sobie pobiega艂, kiedy doko艂a nie ma nikogo.

— Ale to niezgodne z przepisami — odpar艂em.

— Ale taki ma艂y pies nie zrobi nikomu krzywdy.

— A wiewi贸rki? Mo偶e zabi膰 jedn膮 z nich — wpa­d艂em mu w s艂owo.

— My艣l臋, 偶e bierze pan to zbyt powa偶nie. Powiem wi臋c panu, co zrobi膰. Niech pan puszcza go tam, gdzie ja nie b臋d臋 go widzia艂, i obydwaj o wszystkim zapomnimy — zako艅czy艂 rozmow臋.

Jak ka偶dy cz艂owiek ten policjant po偶膮da艂 poczucia wa偶no艣ci. Kiedy wi臋c zacz膮艂em si臋 pot臋pia膰, by艂 tylko jeden spos贸b, w jaki m贸g艂 podbudowa膰 swoj膮 dum臋:

wspania艂omy艣lno艣膰 i okazanie 艂aski.

Wyobra藕my sobie jednak, 偶e pr贸bowa艂bym si臋 broni膰. Czy kiedykolwiek pr贸bowa艂e艣 k艂贸d膰 si臋 z policjantem?

A tak, zamiast kruszy膰 kopie, przyzna艂em mu racj臋, a obwini艂em siebie. Przyzna艂em to szybko, otwarcie i


entuzjastycznie. Sprawa sko艅czy艂a si臋 dobrze: ja wzi膮­艂em jego stron臋, a on moj膮. Sam lord Chesterfieid nie by艂by pewnie bardziej wspania艂omy艣lny ni偶 ten kon­ny policjant. A jeszcze tydzie艅 wcze艣niej straszy艂 mnie

s膮dem.

Kiedy wiemy, 偶e zas艂u偶yli艣my na reprymend臋, czy nie jest o wiele lepiej uprzedzi膰 cios i samemu przy­zna膰 si臋 do winy? Czy nie jest o wiele 艂atwiej znie艣膰 sa­mokrytyk臋 ni偶 wys艂ucha膰 pot臋pienia z ust innych?

Powiedz sam o sobie wszystkie uw艂aczaj膮ce rzeczy, kt贸re spodziewasz si臋 us艂ysze膰 od rozm贸wcy, i zr贸b to, zanim on b臋dzie mia艂 okazj臋 je wypowiedzie膰. Szans臋 s膮 jak sto do jednego, 偶e oka偶e si臋 wspania艂o­my艣lny, wybaczy d b艂臋dy, kt贸re z w艂asnej woli po­mniejszy. Dok艂adnie tak zrobi艂 konny policjant w sprawie Rexa.

Komercyjny artysta Ferdinand E. Warren stosowa艂 t臋 technik臋 dla pozyskania dobrej woli dra偶liwych i kapry艣nych nabywc贸w. „Podczas rysowania dla po­trzeb reklamowych i wydawniczych wa偶na jest pre­cyzja — zacz膮艂 swoj膮 wypowied藕 pan Warren. — Niekt贸rzy wymagaj膮, aby ich zlecenia wykonywane by艂y szybko, a wtedy 艂atwo o pomy艂k臋. Znam pew­nego dyrektora wydawnictwa, kt贸ry lubowa艂 si臋 w wytykaniu drobnych b艂臋d贸w. Cz臋sto wychodzi艂em z jego biura zdegustowany nie jego krytyk膮, lecz spo­sobem atakowania mnie. Ostatnio r贸wnie偶 wykony­wa艂em pewn膮 szybk膮 prac臋 i zn贸w zadzwoni艂 do mnie z pro艣b膮, abym natychmiast zjawi艂 si臋 u niego. Powiedzia艂, 偶e co艣 jest nie tak. Kiedy tam zaszed艂em, by艂o tak, jak si臋 spodziewa艂em — i przerazi艂o mnie to. Wygl膮da艂 gro藕nie i wyra藕nie rozkoszowa艂 si臋 kolejn膮 okazj膮 do krytyki. Rozgor膮czkowany 偶膮da艂 wyja艣­nie艅, dlaczego zrobi艂em tak i tak. Mia艂em wi臋c okazj臋 do zastosowania samokrytyki, o kt贸rej dowiedzia艂em si臋 na wyk艂adach.


— Panie Iksi艅ski, je艣li to, co pan powiedzia艂, jest prawd膮, pope艂ni艂em b艂膮d i niczym nie da si臋 tego u-sprawiedliwi膰. Pracuj臋 dla pana ju偶 wystarczaj膮co d艂ugo, aby pozna膰 pa艅skie wymagania. Wstyd mi za to.

Natychmiast zacz膮艂 mnie broni膰:

— Tak, ma pan racj臋, ale mimo wszystko to nie jest powa偶ny b艂膮d. To tylko...

— Ka偶dy b艂膮d mo偶e by膰 kosztowny, a na pewno wszystkie s膮 denerwuj膮ce — przerwa艂em mu.

Usi艂owa艂 wej艣膰 mi w s艂owo, ale mu nie pozwoli艂em. To by艂 m贸j wielki dzie艅. Po raz pierwszy w 偶ydu krytykowa艂em samego siebie — i bardzo mi si臋 to podoba艂o.

— Powinienem by膰 bardziej uwa偶ny — ci膮gn膮艂em. — Daje禄mi pan du偶o zlece艅 i zas艂uguje pan na jak najlepsz膮 prac臋. Zrobi臋 wi臋c ten rysunek od nowa.

— Nie, nie! Nawet mi nie przysz艂o na my艣l robienie panu takiego k艂opotu — zaprotestowa艂. Pochwali艂 moj膮 prac臋, zapewni艂, 偶e chce tylko drobnej zmiany i 偶e ten drobny b艂膮d nie b臋dzie kosztowa艂 firmy ani centa. Wreszcie stwierdzi艂, 偶e jest to tylko drobiazg, nie wart nawet, by o nim m贸wi膰.

Moja ofensywna samokrytyka zmieni艂a jego bojo­we nastawienie. Zabra艂 mnie na lunch i zanim si臋 roz­stali艣my, wr臋czy艂 mi czek i kolejne zlecenie.

Odwaga przyznania si臋 do w艂asnych b艂臋d贸w przy­nosi wiele satysfakdi. Nie tylko pozbawia poczuda winy, ale cz臋sto pozwala rozwi膮za膰 problem spowo­dowany tymi b艂臋dami.

Bruce Harvey z Albuquerque w Nowym Meksyku pope艂ni艂 b艂膮d, zatwierdzaj膮c wyp艂at臋 pe艂nej pensji jed­nego z pracownik贸w, kt贸ry przebywa艂 na zwolnieniu lekarskim. Kiedy odkry艂 pomy艂k臋, wezwa艂 tego pra­cownika, wyja艣ni艂 mu ca艂膮 spraw臋 i poinformowa艂 go, 偶e aby naprawi膰 ten b艂膮d, b臋dzie musia艂 pomniejszy膰


mu kolejne pobory o ca艂膮 kwot臋 nadp艂aty. Pracownik stwierdzi艂, 偶e przez to wpad艂by w powa偶ne k艂opoty fi­nansowe, i poprosi艂, aby sp艂at臋 roz艂o偶y膰 na kilka rat. Harvey wyja艣ni艂, 偶e musi na to otrzyma膰 zgod臋 swo­ich prze艂o偶onych. „A to na pewno doprowadzi艂oby szefa do wybuchu w艣ciek艂o艣d — opowiada艂 pan Har­vey. — Pr贸buj膮c podj膮膰 decyzj臋, jak rozwi膮za膰 t臋 sytu­acj臋, zda艂em sobie spraw臋, 偶e ca艂y ten ba艂agan powsta艂 z mojej winy i 偶e b臋d臋 musia艂 przyzna膰 to w rozmowie z szefem.

Poszed艂em do jego gabinetu, przyzna艂em, 偶e pope艂­ni艂em b艂膮d i przedstawi艂em mu wszystkie fakty. Wrzasn膮艂 wtedy, 偶e to wina kadr. Powt贸rzy艂em, 偶e to moja wina. Raz jeszcze podni贸s艂 g艂os, narzekaj膮c na nieuwag臋 pracownik贸w ksi臋gowo艣d. I tym razem powt贸rzy艂em, 偶e to moja wina. Zacz膮艂 z kolei wini膰 dw贸ch innych ludzi w biurze i zn贸w wyprowadzi艂em go z b艂臋du. Wreszde spojrza艂 na mnie i powiedzia艂:

芦W porz膮dku, to pa艅ska wina. Spr贸bujmy teraz co艣 z tym zrobi膰.禄 Spraw臋 oczywi艣cie da艂o si臋 za艂atwi膰 tak, aby nikt na tym nie ucierpia艂. Czu艂em si臋 wspania­le, poniewa偶 potrafi艂em poradzi膰 sobie z trudn膮 sytu­acj膮 i mia艂em odwag臋 nie udeka膰 si臋 do 偶adnych usprawiedliwie艅. Od tego czasu m贸j szef 偶ywi dla mnie wi臋kszy szacunek ni偶 przedtem."

Ka偶dy g艂upiec potrafi podj膮膰 pr贸b臋 obrony swoich w艂asnych b艂臋d贸w — i wi臋kszo艣膰 g艂upc贸w to robi. Ale przyznanie si臋 do nich daje poczude wy偶szo艣d i szla­chetno艣膰, poczucie, 偶e jest si臋 lepszym. Jedn膮 z naj­pi臋kniejszych opowie艣d, jakie historia zapisa艂a o generale Robercie E. Lee, dotyczy tego, jak wini艂 on siebie i tylko siebie za niepowodzenie szar偶y Picketta pod Gettysburgiem.

Szar偶a Picketta by艂a niew膮tpliwie najwspanial­szym i najbardziej malowniczym atakiem, jaki zna 艣wiat zachodni. Sam genera艂 George E. Pickett by艂


postaci膮 bardzo barwn膮. Nosi艂 d艂ugie w艂osy; jego kasztanowate loki si臋ga艂y ramion i — podobnie jak Napoleon w kampanii w艂oskiej — niemal codziennie na polu bitwy pisa艂 listy mi艂osne. Oddani mu 偶o艂nie­rze okrzykiem wyrazili uznanie, kiedy tamtego tra­gicznego lipcowego popo艂udnia dziarsko rzud艂 si臋 w kierunku okop贸w Unii z czapk膮 przekr臋con膮 na bakier. Krzykn臋li i rzudli si臋 za nim — rami臋 przy ra­mieniu, szar偶a przy szar偶y, z powiewaj膮cymi sztanda­rami i bagnetami po艂yskuj膮cymi w s艂o艅cu. To by艂 dopiero widok! Wspania艂y. Pokrzepiaj膮cy. Pomruk podziwu przeszed艂 w艣r贸d 偶o艂nierzy Unii, kiedy to zobaczyli.

Oddzia艂y Picketta sz艂y naprz贸d lekkim truchtem przez sad i 艂any kukurydzy, przez 艂膮k臋 i w膮w贸z. Przez ca艂y czas dzia艂a wroga czyni艂y spustoszenie w ich szeregach. Ale oni napierali, gniewni i niepokonani.

Nagle zza 艣ciany skalnej wynurzy艂a si臋 piechota Unii, kt贸ra zasypa艂a salwami nacieraj膮ce oddzia艂y Picketta. Wzg贸rze zap艂on臋艂o ogniem, zamieni艂o si臋 w rze藕ni臋, szalej膮cy wulkan. W d膮gu kilku minut opr贸cz jednego polegli wszyscy brygadierzy Picketta i cztery pi膮te jego pi臋dotysi臋cznej dywizji.

Genera艂 Lewis A. Armistead, kt贸ry dowodzi艂 osta­tni膮 grup膮, rzuci艂 si臋 do przodu, przeskoczy艂 ska艂y i machaj膮c kapeluszem umieszczonym na czubku swojej szabli krzykn膮艂: „Dajcie im stali, ch艂opcy!"

I dali. Przeskoczyli przez ska艂y i z bagnetami rzudli si臋 na wroga. P臋ka艂y czaszki mia偶d偶one kolbami ka­rabin贸w. Wkr贸tce sztandary bojowe Po艂udnia za艂o-pota艂y na Cemetery Ridge.

Prawda, by艂y tam kr贸tko, ale ta kr贸tka chwila sta­nowi艂a wielkie zwyci臋stwo Konfederacji.

Mimo to jednak heroiczna i wspania艂a szar偶a Picketta by艂a pocz膮tkiem ko艅ca. Lee przegra艂. Nie m贸g艂 pokona膰 P贸艂nocy. I dobrze o tym wiedzia艂.


By艂 tak zasmucony i zszokowany, 偶e z艂o偶y艂 re­zygnacj臋 i poprosi艂 prezydenta Konfederacji, Jeffer-sona Davisa, aby mianowa艂 na jego miejsce „m艂odszego i zdolniejszego cz艂owieka". Gdyby Lee chcia艂 wini膰 za niepowodzenie szar偶y Picketta kogo艣 innego, znalaz艂by setki wym贸wek. Zawiedli go do­w贸dcy dywizji. Kawaleria nie przyby艂a na czas, aby wesprze膰 atak piechoty. Albo jeszcze co艣 innego.

Ale Lee by艂 na to zbyt dumny. Kiedy pobite, za­krwawione oddzia艂y Picketta przebija艂y si臋 z powro­tem do linii Konfederat贸w, Robert E. Lee pop臋dzi艂 konia i sam wyjecha艂 im na spotkanie. Przywita艂 ich s艂owami pot臋pienia dla samego siebie, wznios艂ymi s艂owami: „To wszystko moja wina! Ja, tylko ja prze­gra艂em t臋 bitw臋."

Tylko kilku genera艂贸w w ca艂ej historii mia艂o odwa­g臋, aby uczyni膰 takie wyznanie.

Michael Cheung, kt贸ry prowadzi zaj臋cia na na­szym kursie w Hongkongu, opowiada艂 kiedy艣, jak kultura chi艅ska traktuje pewne problemy i jak cza­sem korzy艣ci p艂yn膮ce z zastosowania pewnych regu艂 okazuj膮 si臋 bardziej pomocne ni偶 trzymanie si臋 trady­cji. Na jednym z kurs贸w mia艂 starszego m臋偶czyzn臋, ojca, kt贸ry przez wiele lat nie kontaktowa艂 si臋 ze swo­im synem. Ojdec ten by艂 kiedy艣 narkomanem, ale wyzwoli艂 si臋 ju偶 z uzale偶nienia od opium. Chi艅ska tradycja stanowi, 偶e starszy nie mo偶e uczyni膰 pierw­szego kroku do zgody. Cz艂owiek ten by艂 wi臋c przeko­nany, 偶e to jego syn powinien podj膮膰 inicjatyw臋 i zaproponowa膰 pogodzenie si臋. Na jednych z pierw­szych zaj臋膰 powiedzia艂 on, 偶e nigdy jeszcze nie wi­dzia艂 swoich wnuk贸w. Powiedzia艂 te偶, 偶e bardzo pragnie zn贸w by膰 razem z synem. Inni uczestnicy tego kursu, sami Chi艅czycy, doskonale rozumieli konflikt mi臋dzy uczudami i wielowiekow膮 tradycj膮. M艂odzi powinni mie膰 szacunek dla starszych i ojdec by艂


przekonany, 偶e s艂usznie czyni nie ulegaj膮c uczu­ciom i czekaj膮c, a偶 jego syn przyjdzie do niego.

Pod koniec kursu stary Chi艅czyk zn贸w zabra艂 g艂os na zaj臋ciach. „Przemy艣la艂em m贸j problem. Dale Car-negie m贸wi: 芦Je艣li nie masz racji, przyznaj to szybko i bardzo wyra藕nie.禄 Jest ju偶 za p贸藕no, bym m贸g艂 to zrobi膰 szybko. Ale mog臋 jeszcze zrobi膰 to wyra藕nie. Skrzywdzi艂em mojego syna. Mia艂 racj臋, 偶e nie chcia艂 mnie widzie膰 i wyrzud艂 mnie ze swojego 偶yda. Mo偶e strac臋 twarz prosz膮c m艂odszego o wybaczenie, ale by艂 to m贸j b艂膮d i mam obowi膮zek si臋 do tego przyzna膰." Wszyscy s艂uchacze przyj臋li to entuzjastycznie i po­parli go. Na nast臋pnych zaj臋dach opowiedzia艂, jak poprosi艂 syna o wybaczenie i uzyska艂 je, jak nawi膮za­艂y si臋 zupe艂nie nowe kontakty mi臋dzy nim a synem, synow膮 i wnukami, kt贸re wreszde zobaczy艂.

Elbert Hubbard by艂 jednym z najbardziej orygi­nalnych autor贸w, jacy kiedykolwiek poruszyli ten kraj. Jego k膮艣liwe uwagi cz臋sto wywo艂ywa艂y wiel­kie oburzenie. A jednak dzi臋ki rzadkiej umiej臋tno­艣ci kontaktowania si臋 z lud藕mi Hubbard potrafi艂 uczyni膰 z wielu swoich wrog贸w przyjad贸艂.

Je艣li na przyk艂ad jaki艣 oburzony czytelnik pisa艂 mu, 偶e nie zgadza si臋 z jego opini膮 zawart膮 w takim to a takim artykule, i ko艅czy艂 stwierdzeniem, 偶e jego autor jest taki to a taki, Elbert Hubbard zwykle od­powiada艂 mniej wi臋cej tak:

Prosz臋 rozwa偶y膰 r贸wnie偶 i fakt, 偶e sam nie ca艂­kiem si臋 z tym zgadzam. Nie wszystko, co napisa­艂em wczoraj, przemawia do mnie z tak膮 sam膮 si艂膮. Ciesz臋 si臋, 偶e mog艂em dowiedzie膰 si臋, co Pan o tym s膮dzi. Je艣li kiedy艣 b臋dzie pan w pobli偶u, musi nas Pan odwiedzi膰 i wtedy wyja艣nimy sobie t臋 spraw臋 raz na zawsze. Przesy艂aj膮c szczere wy­razy uznania pozostaj臋 z powa偶aniem...


Co odpowiedzia艂by艣 cz艂owiekowi, kt贸ry tak by ci臋 potraktowa艂?

Kiedy mamy racj臋, pr贸bujmy delikatnie i taktownie nak艂ania膰 ludzi do przyj臋da naszego punktu widze­nia. Lecz kiedy racji nie mamy — a, je艣li zechcemy by膰 ze sob膮 szczerzy, zdarza si臋 nam to zaskakuj膮co cz臋­sto— przyznajmy si臋 do b艂臋d贸w szybko i bardzo wy­ra藕nie. Takie post臋powanie przyniesie zaskakuj膮ce rezultaty, ale nie tylko. Wierz lub nie, ale w tej sytuacji to o wiele bardziej przyjemne ni偶 pr贸ba obrony same­go siebie.

Pami臋taj zawsze o starym powiedzeniu: „Walcz膮c nigdy nie zdob臋dziesz du偶o, ale ust臋puj膮c zyskasz wi臋cej, ni偶 si臋 spodziewasz".

ZASADA TRZECIA Je艣li nie masz racji, przyznaj to szybko i bardzo wyra藕nie.


4

KROPLA MIODU

Kiedy masz kiepski humor i ul偶ysz sobie powiedzeniem komu trzeba kilku s艂贸w, dobrze d to zrobi. A inni? Czy te偶 b臋dzie im przyjemnie? Czy tw贸j wojowniczy ton i wrogo艣膰 pomog膮 im przyzna膰 ci racj臋?

Woodrow Wilson powiedzia艂 kiedy艣: „Je艣li doj­dziesz do mnie z zaci艣ni臋tymi pi臋艣ciami, to mog臋 ci o-bieca膰, 偶e moje zadsn膮 si臋 dwa razy szybdej ni偶 twoje. Je艣li jednak dojdziesz i powiesz: 芦Usi膮d藕my i poroz­mawiajmy, a je艣li si臋 r贸偶nimy, spr贸bujmy zrozumie膰, dlaczego i co w艂a艣dwie nas r贸偶ni禄, to w przyjemnej at­mosferze odkryjemy, 偶e tak naprawd臋 r贸偶nimy si臋 tyl­ko w kilku kwestiach, a bardzo wiele nas 艂膮czy, i je艣li tylko b臋dziemy mie膰 derpliwo艣膰 i wol臋 pojednania, to z pewno艣ci膮 dojdziemy do porozumienia."

Nikt chyba nie doceni艂 prawdy zawartej w s艂owach Woodrowa Wilsona bardziej ni偶 John D. Rockefeller junior. Jeszcze w 1915 roku pogardza艂o nim ca艂e Ko­lorado. Przez dwa straszne lata stanem tym wstrz膮sa艂 jeden z najkrwawszych strajk贸w w historii przemys艂u ameryka艅skiego. Rozw艣cieczeni g贸rnicy 偶膮dali od Colorado Fuel and Iron Company podwy偶ki p艂ac. Firma ta kontrolowana by艂a przez Rockefellera. Ni­szczono fabryki, wzywano policj臋. Strzelano do straj­kuj膮cych. La艂a si臋 krew.

W艂a艣nie w takim czasie, kiedy powietrze a偶 d臋偶kie by艂o od nienawi艣膰, Rockefeller postanowi艂 przekona膰 robotnik贸w do swojego sposobu my艣lenia. I zrobi艂 to. Jak? Oto ta historia. Przez kilka tygodni pozyskiwa艂 przyjad贸艂, a nast臋pnie zwr贸d艂 si臋 do przedstawideli


strajkuj膮cych. Jego przem贸wienie jest po protu dzie­艂em sztuki. Przynios艂o ono zaskakuj膮ce efekty. Uspo­koi艂o fal臋 nienawi艣d. Zdoby艂o mu olbrzymi膮 grup臋 zwolennik贸w. Odni贸s艂 si臋 w nim do strajkuj膮cych w tak przyjadelski spos贸b, 偶e robotnicy wr贸cili do pracy nie wspominaj膮c o podwy偶ce, o kt贸r膮 walczyli tak gwa艂townie.

Poni偶ej znajdziesz pocz膮tek tego przem贸wienia. Zauwa偶, jak bije z niego przyjazne nastawienie. Pa­mi臋taj, 偶e Rockefeller przemawia艂 do ludzi, kt贸rzy je­szcze kilka dni wcze艣niej powiesiliby go z rado艣d膮. Mimo to m贸wi艂, jakby mia艂 przed sob膮 grup臋 misjona­rzy

„To wielki dzie艅 w moim 偶ydu — zacz膮艂 Rockefel­ler. — Dzi艣 po raz pierwszy mam szcz臋艣de spotka膰 si臋 z przedstawidelami pracownik贸w tej wspania艂ej firmy, jej urz臋dnikami i kierownikami. I mog臋 was zapewni膰, 偶e dumny jestem stoj膮c tu przed wami i 偶e spotkanie to zapami臋tam do ko艅ca swoich dni. Gdyby odbywa艂o si臋 ono dwa tygodnie temu, sta艂bym tu jako obcy cz艂owiek i rozpozna艂bym tylko kilka twarzy. Ale w zesz艂ym tygodniu mia艂em okazj臋 odwiedzi膰 wszys­tkie kolonie na po艂udniowym wyrobisku i porozma­wia膰 osobi艣de z ka偶dym cz艂owiekiem, chyba z wy­j膮tkiem tych, kt贸rych akurat nie by艂o. Mia艂em okazj臋 odwiedzi膰 wasze domy, spotka膰 wasze 偶ony i dzied. Spotykamy si臋 wi臋c nie jak obcy sobie ludzie, ale jak przyjadele, a w艂a艣nie atmosfera wzajemnej przyja藕ni pozwala mi z rado艣d膮 przyst膮pi膰 do om贸wienia z wa­mi naszych wsp贸lnych interes贸w.

Poniewa偶 jest to spotkanie dyrekcji firmy z przed­stawicielami pracownik贸w, jestem tu tylko dzi臋ki wa­szej uprzejmo艣d, bo nie dane mi by艂o zosta膰 ani jednym, ani drugim. A mimo to, panowie, czuj臋 si臋 z wami zwi膮zany, poniewa偶 w pewnym sensie re­prezentuj臋 i akcjonariuszy, i dyrektor贸w."


Czy偶 nie jest to wspania艂y pokaz, jak zamienia膰 wrog贸w w przyjaci贸艂?

Za艂贸偶my, 偶e Rockefeller przyj膮艂 inn膮 taktyk臋. Za­艂贸偶my, 偶e k艂贸d艂 si臋 z robotnikami i rzuca艂 im w twarz mia偶d偶膮ce fakty. Za艂贸偶my, 偶e tonem g艂osu i aluzjami powiedzia艂 im, 偶e nie maj膮 racji. Za艂贸偶my, 偶e stosuj膮c zasady logiki udowodni艂 im to. Co sta艂oby si臋 wtedy? Wywo艂a艂by jeszcze wi臋kszy gniew, jeszcze wi臋ksz膮 nienawi艣膰 i jeszcze wi臋ksz膮 rewolt臋.

Je艣li czyje艣 serce przepe艂nione jest gorycz膮 i preten­sjami do ciebie, nie przekonasz go do twojego sposobu my艣lenia nawet przy pomocy ca艂ej logiki chrze艣cija艅­skiego 艣wiata. Despotyczni rodzice, wynio艣li szefowie i gderliwe 偶ony powinni zda膰 sobie spraw臋 z faktu, 偶e ludzie niech臋tnie zmieniaj膮 zdanie. Mo偶na ich zmusi膰, aby si臋 z nami zgodzili. Ale mo偶na tez ich do tego prze­kona膰, delikatnie i po przyjacielsku, bardzo delikatnie i z wielk膮 przyja藕ni膮.

Sto lat temu Lincoln wyrazi艂 to nast臋puj膮co:

To stare i m膮dre powiedzenie, 偶e „kropla miodu przywabi wi臋cej pszcz贸艂 ni偶 beczka dziegciu". Tak samo jest z lud藕mi. Je艣li chcesz przekona膰 cz艂o­wieka do twojej sprawy, niech najpierw uwierzy, 偶e jeste艣 jego przyjacielem. To w艂a艣nie jest kropla miodu, kt贸ra zwabi jego serce, a ono, m贸w co chcesz, jest najprostsz膮 drog膮 do jego rozumu.

Ludzie biznesu dawno ju偶 nauczyli si臋, 偶e op艂aca si臋 by膰 przyjacielskim w stosunku do strajkuj膮cych. Kiedy dwa i p贸艂 tysi膮ca pracownik贸w w jednej z fab­ryk White Motor Company zastrajkowa艂o 偶膮daj膮c wy偶szych p艂ac i zgody na utworzenie zwi膮zk贸w za­wodowych, Robert F. Black, w贸wczas prezes firmy,


nie strad艂 panowania nad sob膮, nie pot臋pia艂, nie straszy艂 i nie powo艂ywa艂 si臋 na tyrani臋 i komunizm. Odwrotnie, chwali艂 strajkuj膮cych. Zamie艣ci艂 we wszystkich gazetach w Cleveland og艂oszenia, w kt贸­rych dzi臋kowa艂 strajkuj膮cym za „pokojowy spos贸b, w jaki od艂o偶yli swoje narz臋dzia pracy". Poniewa偶 ro­botnicy byli bezczynni, kupi艂 im kilka tuzin贸w kij贸w i r臋kawic baseballowych i zach臋ca艂, 偶eby grali w base­ball na wolnych placach fabrycznych. Dla tych, kt贸rzy woleli kr臋gle, zainstalowa艂 kr臋gielni臋.

To przyjadelskie zachowanie pana Blacka spra­wi艂o, 偶e strajkuj膮cy odwzajemnili jego nastawienie. Robotnicy po偶yczyli miot艂y, szufle oraz w贸zki na 艣miede i zacz臋li sprz膮ta膰 teren fabryki. Zbierali 艣mie-de, niedopa艂ki papieros贸w i cygar. Czy mo偶esz to so­bie wyobrazi膰? Strajkuj膮cy robotnicy oczyszczaj膮 teren fabryki walcz膮c jednocze艣nie o wy偶sze zarobki i zwi膮zki zawodowe! Co艣 takiego nie zdarzy艂o nigdy przedtem w d艂ugiej i burzliwej historii przemys艂u a-meryka艅skiego. Strajk ten zako艅czy艂 si臋 kompromi­sem; osi膮gni臋to go w d膮gu tygodnia bez 偶adnych animozji.

Daniel Webster, kt贸ry wygl膮da艂 jak B贸g i m贸wi艂 jak Jehowa, by艂 jednym z najlepszych adwokat贸w. Swoje najpowa偶niejsze argumenty wprowadza艂 w niezwy­kle subtelnych sformu艂owaniach. „艁awa przysi臋g艂ych zdecyduje, czy...", „By膰 mo偶e warto si臋 b臋dzie nad tym zastanowi膰...", „Oto kilka fakt贸w, kt贸rych, wie­rz臋, nie stradde z oka..." albo „Z wasz膮 wiedz膮 o ludzkiej naturze z pewno艣d膮 dostrze偶ede znaczenie tych fakt贸w." 呕adnego ataku. 呕adnej presji. 呕adnego zmuszania, by przyj臋li jego s膮d za w艂asny. Metod膮 Webstera by艂o spokojne, przyjazne i 艂agodne podej艣-de. To w艂a艣nie ono sprawi艂o, 偶e sta艂 si臋 s艂awny.

Mo偶esz nigdy nie mie膰 okazji do st艂umienia straj­ku albo przemawiania do 艂awy przysi臋g艂ych, ale mo-


偶esz przede偶 chcie膰 uzyska膰 zmniejszenie czynszu. Czy przyjazne podej艣cie mo偶e d wtedy pom贸c? Zo­baczmy.

In偶ynier O. L. Straub chcia艂 uzyska膰 zmniejszenie czynszu. Wiedzia艂, 偶e w艂a艣ddel domu jest w gor膮cej wodzie k膮pany. „Napisa艂em do niego, 偶e opuszcz臋 mieszkanie/ jak tylko wyga艣nie umowa. Tak napraw­d臋 nie chda艂em si臋 wynosi膰. Chda艂em tam zosta膰, gdyby tylko czynsz by艂 ni偶szy. Ale sytuacja wydawa艂a si臋 beznadziejna. Pr贸bowali ju偶 inni lokatorzy — na pr贸偶no. Wszyscy m贸wili mi, 偶e z w艂a艣ddelem bardzo d臋偶ko si臋 rozmawia. Jednak postanowi艂em wypr贸bo­wa膰 na nim to wszystko, czego dowiedzia艂em si臋 na kursie, i przekona膰 si臋, jak zadzia艂a.

Przyszed艂 razem z sekretark膮 zobaczy膰 si臋 ze mn膮 zaraz po otrzymaniu mego listu. Powita艂em go przy­ja藕nie. Ocieka艂em po prostu dobr膮 wol膮 i entuzjaz­mem. Nie zacz膮艂em rozmowy od stwierdzenia, 偶e czynsz jest za wysoki. Wierzde mi, by艂em 芦serdeczny w aprobade i nie szcz臋dzi艂em uznania". Pochwali艂em go za dba艂o艣膰 o stan budynku i powiedzia艂em, 偶e bardzo chcia艂bym mieszka膰 tu przez kolejny rok, ale nie mog臋 sobie na to pozwoli膰 z powodu wysoko艣ci czynszu.

Z pewno艣ci膮 偶aden najemca nigdy go tak nie przyj膮艂. Zupe艂nie nie wiedzia艂/ co z tym fantem robi膰.

Zacz膮艂 opowiada膰 mi o swoich problemach. Kto艣 napisa艂 do niego czterna艣cie list贸w, z kt贸rych cz臋艣膰 by艂a obel偶ywa. Kto艣 inny grozi艂, 偶e zerwie umow臋, je艣li on nie sprawi, by facet mieszkaj膮cy pi臋tro wy偶ej przesta艂 chrapa膰. 芦Jaka偶 to ulga spotka膰 klienta takie­go jak pan.禄 Wreszde z w艂asnej woli zaproponowa艂, 偶e obni偶y mi czynsz. Nadal by艂o to dla mnie zbyt wie­le, wi臋c wymieni艂em kwot臋, na kt贸r膮 mnie sta膰, a on zgodzi艂 si臋 bez s艂owa. Wychodz膮c spyta艂, czy nie przy­da艂by mi si臋 remont.


Gdybym pr贸bowa艂 uzyska膰 zmniejszenie czynszu przy pomocy metod, kt贸re stosowali inni lokatorzy, jestem pewien, 偶e spotka艂aby mnie odmowa tak jak ich. Zwyd臋偶y艂o przyjazne podej艣cie, zrozumienie i pochwa艂a.

Dean Woodcock z Pittsburgha w Pensylwanii jest szefem oddzia艂u w lokalnym przedsi臋biorstwie ener­getycznym. Jego pracownicy zostali wezwani do usu­ni臋cia awarii, kt贸ra nast膮pi艂a na jednym ze s艂up贸w elektrycznych. Tego typu prace wykonywane by艂y przedtem przez inny dzia艂 i dopiero od niedawna na­le偶a艂y do grupy Woodcocka. Choda偶 jego ludzie zo­stali przeszkoleni, po raz pierwszy wezwano ich do takiej pracy. Ka偶dy w firmie chda艂 wiedze膰, czy sobie z tym poradz膮, i widzie膰, jak to b臋d膮 robi膰. Pan Wood­cock, kilku podleg艂ych mu dyrektor贸w i inni cz艂on­kowie personelu poszli wi臋c na miejsce naprawy. By艂o tam ju偶 wiele innych samochod贸w i d臋偶ar贸wek. Spora grupka przygl膮da艂a si臋 dw贸m ludziom na szczycie s艂upa.

Woodcock zauwa偶y艂 cz艂owieka z aparatem foto­graficznym, kt贸ry wysiada艂 z samochodu zaparkowa­nego u szczytu ulicy. Po chwili zacz膮艂 robi膰 zdj臋da. Ludzie pracuj膮cy w us艂ugach s膮 uczuleni na punkde opinii publicznej. Woodcock zda艂 sobie spraw臋, jak wygl膮da ca艂a ta scena dla kogo艣 z zewn膮trz: dziesi膮tki ludzi przyby艂ych, by wykona膰 rzecz, kt贸r膮 mo偶e zro­bi膰 dw贸ch. Podszed艂 wi臋c do fotografa.

— Widz臋, 偶e interesuje si臋 pan nasz膮 prac膮.

— Tak, a ju偶 moja matka zainteresuje si臋 na pewno. To dopiero otworzy jej oczy. Posiada akcje pa艅skiej firmy. Mo偶e wreszcie dojdzie do wniosku, 偶e niem膮­drze zainwestowa艂a. Tyle razy jej m贸wi艂em, 偶e w tego typu firmach traci si臋 mn贸stwo czasu i energii. Teraz mam dow贸d. A gazetom te偶 mog膮 si臋 spodoba膰 te zdj臋cia.


— Rzeczywi艣cie, wygl膮da to do艣膰 dziwnie. Zgoda. My艣la艂bym tak samo na pa艅skim miejscu. Ale jest to sytuacja wyj膮tkowa...

I Dean Woodcock wyja艣ni艂 mu, 偶e jest to pierwsze tego typu wezwanie i 偶e ka偶dy w firmie chcia艂 to zo­baczy膰. Zapewni艂 m臋偶czyzn臋, 偶e w normalnych wa­runkach by艂oby tu tylko dw贸ch ludzi. Fotograf od艂o偶y艂 aparat, u艣cisn膮艂 Woodcockowi d艂o艅 i podzi臋­kowa艂 za po艣wi臋cenie mu czasu i wyja艣nienie sytuacji.

Przyjazna postawa Deana Woodcocka zaoszcz臋­dzi艂a jego firmie niepotrzebnych wyja艣nie艅 i z艂ej prasy

Inny s艂uchacz naszego kursu, Gerald H. Winn z Littfeton w New Hampshire opowiedzia艂 nam, jak przyjazne podej艣de pozwoli艂o mu uzyska膰 satysfak­cjonuj膮ce rozwi膮zanie problemu.

„Wczesn膮 wiosn膮, zanim jeszcze ziemia otrz膮sn臋艂a si臋 z zimowego mrozu, zdarzy艂a si臋 wielka burza, niezwyk艂a o tej porze roku. Woda, kt贸ra normalnie powinna sp艂yn膮膰 do studzienek i kana艂贸w burzowych wzd艂u偶 drogi, skierowa艂a si臋 na plac, na kt贸rym do­piero co postawi艂em nowy dom.

Nie maj膮c uj艣da woda zebra艂a si臋 wok贸艂 funda­ment贸w domu. Wcisn臋艂a si臋 pod strop piwniczny, rozsadzi艂a go i piwnica wype艂ni艂a si臋 wod膮. Zniszczy­艂o to piec centralnego ogrzewania i gor膮cej wody. Koszt naprawy szk贸d przekracza艂 2 tysi膮ce dolar贸w. Nie by艂em ubezpieczony na wypadek tego typu.

Szybko jednak odkry艂em, 偶e w艂a艣ciciel terenu nie wykopa艂 obok domu kana艂贸w burzowych, kt贸re mo­g艂yby zapobiec zniszczeniom. Um贸wi艂em si臋 z nim na spotkanie. Po drodze do odleg艂ego o 25 mil biura do­k艂adnie przemy艣la艂em sobie t臋 sytuacj臋 i kieruj膮c si臋 zasadami poznanymi na kursie zdecydowa艂em, 偶e okazywanie gniewu do niczego sensownego nie do­prowadzi. Kiedy przyby艂em na miejsce, spokojnie za­


cz膮艂em rozmow臋 od pytania na temat wakacji, kt贸re sp臋dzi艂 w Indiach. Nast臋pnie, kiedy wyczu艂em w艂a艣­ciwy moment, wspomnia艂em o „ma艂ym" problemie, z kt贸rym do niego przychodz臋. Szybko zgodzi艂 si臋 po­m贸c w jego rozwi膮zaniu.

W kilka dni p贸藕niej zadzwoni艂 do mnie i powie­dzia艂, 偶e pokryje koszty naprawy i wybuduje kana艂 burzowy w pobli偶u budynku, aby zapobiec podo­bnym szkodom w przysz艂o艣ci.

Chocia偶 by艂a to wina w艂a艣ciciela terenu, gdybym nie zacz膮艂 w przyjazny spos贸b, mia艂bym zapewne olbrzymie k艂opoty z przekonaniem go, by w ca艂o艣ci zap艂aci艂 za napraw臋."

Wiele lat temu, kiedy jako ch艂opak biega艂em boso do szko艂y w p贸艂nocno-zachodniej cz臋艣ci Missouri, czyta艂em bajk臋 o s艂o艅cu i wietrze. K艂贸cili si臋 ze sob膮 o to, kto jest silniejszy. Wiatr powiedzia艂: „Widzisz te­go starego cz艂owieka w p艂aszczu? Za艂o偶臋 si臋, 偶e potra­fi臋 zedrze膰 z niego ten p艂aszcz szybciej ni偶 ty."

S艂o艅ce schowa艂o si臋 wi臋c za chmurami, a wiatr zacz膮艂 wia膰 mocniej i mocniej, a偶 wreszcie przybra艂 si艂臋 huraganu. Jednak im mocniej wia艂, tym bardziej starzec otula艂 si臋 p艂aszczem.

Wreszcie wiatr zrezygnowa艂 i ucich艂. Wtedy s艂o艅ce wysz艂o zza chmur i u艣miechn臋艂o si臋 przyja藕nie do cz艂owieka. Natychmiast otar艂 czo艂o i zdj膮艂 p艂aszcz. S艂o艅ce udowodni艂o wiatrowi, 偶e delikatno艣膰 i przy­jazne podej艣cie s膮 zawsze silniejsze ni偶 furia i si艂a.

Skuteczno艣膰 delikatnego, przyjaznego podej艣cia udowadnia艂o dzie艅 po dniu 偶ycie ludzi, kt贸rzy na na­szych kursach nauczyli si臋, 偶e kropla miodu zwabi wi臋cej pszcz贸艂 ni偶 beczka dziegdu. F. Gale Connor z Lutherville w Maryland przekona艂 si臋 o tym, kiedy po raz trzed musia艂 zaprowadzi膰 sw贸j czteromiesi臋czny samoch贸d do serwisu. Oto co nam opowiedzia艂: „By艂o oczywiste, 偶e argumenty lub k艂贸tnie z szefem serwisu


nie doprowadz膮 do 偶adnego satysfakcjonuj膮cego rozwi膮zania mojego problemu.

Poszed艂em wi臋c do salonu i poprosi艂em o rozmow臋 z w艂a艣ddelem firmy, panem White'em. Po kr贸tkiej chwili zosta艂em wprowadzony do jego biura. Przed­stawi艂em si臋 i wyja艣ni艂em, 偶e kupi艂em u niego sa­moch贸d ze wzgl臋du na rekomendacje przyjaci贸艂, kt贸rzy uczynili to wcze艣niej. Powiedziano mi, 偶e oferuje konkurencyjne ceny i wyj膮tkowo dobry ser­wis. S艂ysz膮c to u艣miecha艂 si臋 z satysfakcj膮. Nast臋pnie wyja艣ni艂em, jaki mam problem z serwisem. 芦Po-my艣la艂em, 偶e b臋dzie pan chcia艂 wiedzie膰 o sytuacji, kt贸ra mo偶e zaszkodzi膰 pa艅skiej dobrej reputacji禄 — doda艂em. Podzi臋kowa艂 mi za zwr贸cenie mu uwagi na t臋 spraw臋 i zapewni艂, 偶e b臋dzie ona za艂atwiona. Nie tylko osobi艣cie zaanga偶owa艂 si臋 w moje k艂opoty, ale po偶yczy艂 mi te偶 samoch贸d na czas, kiedy m贸j by艂 w reperacji."

Ezop by艂 Grekiem, kt贸ry 600 lat przed Chrystusem tworzy艂 na dworze Krezusa nie艣miertelne bajki. A jed­nak prawdy o ludzkiej naturze, kt贸rych naucza艂, s膮 r贸wnie prawdziwe w Bostonie czy Birmingham dzisiaj, co dwadzie艣cia sze艣膰 wiek贸w temu w Ate­nach. S艂o艅ce potrafi szybciej sprawi膰, 偶e zdejmiesz p艂aszcz, ni偶 wiatr. A uprzejmo艣膰, przyjazne podej艣cie i wyrazy uznania mog膮 sk艂oni膰 ludzi do zmiany zdania szybciej ni偶 wszystkie burze i wiatry 艣wiata.

Pami臋taj, co powiedzia艂 Lincoln: „Kropla miodu przywabi wi臋cej pszcz贸艂 ni偶 beczka dziegciu."

ZASADA CZWARTA Zacznij od okazania przyja藕ni.


5

SEKRET SOKRATESA

Rozmawiaj膮c z lud藕mi nie przyst臋puj od razu do kwestii, w kt贸rej si臋 r贸偶nicie. Zacznij od podkre艣lenia — i r贸b to ca艂y czas — spraw, w kt贸rych si臋 zgadzade. Je艣li to tylko mo偶liwe, d膮gle podkre艣laj, 偶e obydwaj zmierzacie w tym samym kierunku, za艣 r贸偶nica mi臋­dzy wami dotyczy tylko metody, a nie celu.

Od samego pocz膮tku staraj si臋, aby rozm贸wca po­wtarza艂 s艂owo „tak", w miar臋 mo偶liwo艣ci powstrzy­muj膮c go od m贸wienia „nie".

Wed艂ug profesora Overstreeta* jest to jedna z naj­trudniejszych do pokonania przeszk贸d. Kiedy powiek dzia艂e艣 „nie", ca艂a twoja duma wymaga, aby艣 si臋 tego,. konsekwentnie trzyma艂. Nawet je艣li p贸藕niej dojdziesz do wniosku, 偶e twoje „nie" by艂o nies艂uszne, b臋dziesz nadal chroni艂 swoj膮 cenn膮 dum臋. Raz co艣 powie­dziawszy, za wszelk膮 cen臋 usi艂ujesz si臋 tego trzyma膰. Dlatego w艂a艣nie jest tak wa偶ne, aby zacz膮膰 od po­twierdzania.

Zr臋czny m贸wca uzyskuje na pocz膮tku rozmowy wiele odpowiedzi „tak". To powoduje, 偶e my艣lenie rozm贸wcy ukierunkowuje si臋 na potwierdzanie. Naj­drobniejsze odchylenie od tego wymaga wiele wy­si艂ku, aby m贸c je naprostowa膰. To jak ruch kuli bilardowej: bardzo trudno zmieni膰 kierunek nadany jej uderzeniem.

Schematy psychologiczne s膮 w tym wypadku ca艂­kiem oczywiste. Je艣li kto艣 m贸wi „nie" i rzeczywi艣de


tak s膮dzi, robi wiele ponad wypowiedzenie trzylitero­wego s艂owa. Ca艂y jego organizm — gruczo艂y, nerwy i mi臋艣nie — 艂膮czy si臋 w odrzuceniu czego艣. Innymi s艂owy ca艂y organizm stwarza barier臋 dla akceptacji. Je艣li jednak kto艣 m贸wi „tak", organizm przyjmuje ot­wart膮 i sk艂onn膮 do akceptacji postaw臋. Im wi臋cej razy us艂yszymy „tak" na pocz膮tku rozmowy, tym bardziej prawdopodobne jest, 偶e zdob臋dziemy czyj膮艣 akcepta­cj臋 dla naszej w艂a艣ciwej propozycji.

Je艣li ucze艅, 偶ona czy m膮偶, klient czy dziecko powie d na pocz膮tku „nie", trzeba b臋dzie rozumu i cierpli­wo艣ci anio艂a, aby zmieni膰 t臋 negatywn膮, odrzucaj膮c膮 postaw臋 w pozytywny stosunek do nas.

Stosowanie techniki przytakiwania pozwoli艂o Ja-mesowi Ebersonowi, kt贸ry pracowa艂 jako kasjer w Greenwich Savings Bank w Nowym Jorku, przy-spo偶y膰 w艂asnej firmie klienta, kt贸ry inaczej by膰 mo偶e poszed艂by gdzie indziej.

„Cz艂owiek ten chda艂 otworzy膰 rachunek, wi臋c da­艂em mu, jak zwykle w takich przypadkach, formularz do wype艂nienia. Na niekt贸re z zawartych w nim py­ta艅 odpowiedzia艂 ch臋tnie, jednak na inne odm贸wi艂 odpowiedzi.

Zanim zacz膮艂em uczy膰 si臋 o kontaktach z lud藕mi, powiedzia艂bym mu po prostu, 偶e je艣li odmawia udzie­lenia bankowi tych informacji, nie za艂o偶ymy mu ra­chunku. Wstyd mi teraz, 偶e ponosz臋 win臋 za takie traktowanie klienta w przesz艂o艣d. Oczywi艣de, po­stawienie takiego ultimatum poprawi艂oby mi humor. Pokaza艂bym, kto tu rz膮dzi, i udowodni艂, 偶e nie wolno 艂ama膰 przepis贸w bankowych. Ale taka postawa z pewno艣ci膮 nie da艂aby poczuda wa偶no艣d temu cz艂o­wiekowi, kt贸ry przyszed艂, aby powierzy膰 nam swoje pieni膮dze. Nie by艂oby to zbyt serdeczne powitanie.

Tamtego ranka postanowi艂em skorzysta膰 ze zdro­wego rozs膮dku — postanowi艂em m贸wi膰 nie o tym,


czego chce bank, lecz o tym, czego chce klient. A po­nad wszystko postanowi艂em wydoby膰 z niego kilka razy „tak" od razu, na samym pocz膮tku. Zgodzi艂em si臋 wi臋c z nim. Powiedzia艂em, 偶e informacje, kt贸rych nie chce nam da膰, mnie te偶 nie wydaj膮 si臋 konieczne.

— Jednak wyobra藕my sobie, 偶e w tym banku zosta­j膮 pieni膮dze po pa艅skiej 艣mierci. Czy nie chdalby pan, aby bank przekaza艂 je najbli偶szej rodzinie, kt贸ra zgo­dnie z przepisami ma do nich prawo? — spyta艂em.

— Oczywi艣de, 偶e tak — odpowiedzia艂.

— Czy nie s膮dzi wi臋c pan, 偶e to dobry pomys艂, by poda膰 nam imiona i nazwiska pa艅skich najbli偶szych krewnych tak, aby艣my mogli wykona膰 pa艅sk膮 wol臋 bez op贸藕nienia i bez pomy艂ki?

— Naturalnie — przytakn膮艂 znowu.

M艂ody cz艂owiek zmi臋k艂 i zacz膮艂 zmienia膰 nastawie­nie, kiedy zrozumia艂, 偶e nie prosimy o te informacje dla w艂asnego, lecz dla jego dobra. Zanim wyszed艂 z banku, nie tylko przekaza艂 mi kompletne informacje o sobie, lecz r贸wnie偶 otworzy艂 rachunek powierniczy, wskazuj膮c jako beneficjanta swoj膮 matk臋 i bez waha­nia odpowiadaj膮c na wszystkie pytania jej dotycz膮ce.

Przekona艂em si臋, 偶e wydobywaj膮c z niego na po­cz膮tku kilka odpowiedzi twierdz膮cych sprawi艂em, 偶e zapomnia艂 o zastrze偶eniach i z przyjemno艣d膮 zrobi艂 wszystko to, o co prosi艂em."

Joseph AUison, akwizytor Westinghouse Electric Company, opowiedzia艂 nam nast臋puj膮ce zdarzenie:

„Na terenie mojego dzia艂ania by艂 cz艂owiek, z kt贸rym firma bardzo chda艂a wej艣膰 w interesy. M贸j poprzednik sk艂ada艂 mu wizyty przez 10 lat, a jednak nie zdo艂a艂 na­m贸wi膰 go do kupowania od nas. Po przej臋du tego te­renu bywa艂em tam regularnie w d膮gu 3 lat i te偶 bez skutku. Nie otrzyma艂em zam贸wienia. Wreszde po trzynastu latach sprzedali艣my mu kilka silnik贸w. Umowa przewidywa艂a, 偶e je艣li b臋d膮 w porz膮dku, za-


m贸wi od nas dalsze kilkaset. Takiego obrotu sprawy si臋 spodziewa艂em.

W porz膮dku? Wiedzia艂em, 偶e b臋d膮 bez zarzutu. Kiedy wi臋c poszed艂em do niego po trzech tygodniach, by艂em w jak najlepszym nastroju.

Naczelny in偶ynier powita艂 mnie nast臋puj膮cym o-艣wiadczeniem:

— Niestety, AUison, nie mog臋 od d臋bie kupi膰 kolej­nych silnik贸w.

— Dlaczego? — spyta艂em zdziwiony. — Dlaczego?

— Poniewa偶 twoje silniki za bardzo si臋 rozgrze­waj膮. Nie mo偶na ich dotkn膮膰 d艂oni膮.

Wiedzia艂em, 偶e moje argumenty na nic si臋 nie zda­dz膮. Zbyt d艂ugo pr贸bowa艂em ju偶 tej taktyki. Pomy艣la­艂em wi臋c o wydobyciu od niego kilku „tak".

— C贸偶, panie Smith. Zgadzam si臋 z panem w stu procentach. Je艣li te silniki robi膮 si臋 zbyt gor膮ce, nie powinien pan kupowa膰 kolejnych. Musi pan mie膰 silniki, kt贸re nie b臋d膮 rozgrzewa膰 si臋 powy偶ej ustalo­nej normy. Czy mam racj臋? — spyta艂em.

Zgodzi艂 si臋 ze mn膮 i uzyska艂em pierwsze „tak".

— Normy Krajowego Stowarzyszenia Producen­t贸w Wyrob贸w Elektrycznych m贸wi膮, 偶e w艂a艣ciwie skonstruowany silnik mo偶e mie膰 temperatur臋 o 72 stopnie Fahrenheita wy偶sz膮 od temperatury pomie­szczenia, w kt贸rym pracuje. Czy tak?

— Tak, zgadza si臋. Ale wasze silniki s膮 znacznie bar­dziej gor膮ce — odpowiedzia艂.

Nie polemizowa艂em z nim. Zapyta艂em po prostu:

— Jaka jest temperatura w pomieszczeniach?

— Och, oko艂o 75 stopni Fahrenheita.

— No, w艂a艣nie. Je艣li temperatura pomieszcze艅 fab­rycznych wynosi 75 stopni, po dodaniu do niej 72 stopni mamy razem 147 stopni Fahrenheita. Czy nie poparzy艂by pan r臋ki, gdyby pan j膮 wsadzi艂 pod stru­mie艅 wody o temperaturze 147 stopni Fahrenheita?


Raz jeszcze musia艂 powiedzie膰 „tak".

— To mo偶e lepiej by艂oby nie dotyka膰 silnik贸w? Czy偶 nie tak? — spyta艂em.

—Chyba masz racj臋— odpowiedzia艂.

Rozmawiali艣my jeszcze chwil臋. Potem wezwa艂 se­kretark臋 i podyktowa艂 jej zam贸wienie na nast臋pny miesi膮c warte mniej wi臋cej 35 tysi臋cy dolar贸w.

Trzeba by艂o lat pracy i zmarnowania wielu tysi臋cy dolar贸w z powodu nie zawartych kontrakt贸w, 偶ebym si臋 wreszcie nauczy艂, 偶e sp贸r z klientem nie pop艂aca. O wiele skuteczniejsz膮 metod膮 jest wydobycie od roz­m贸wcy odpowiedzi „tak".

Eddie Sn贸w, kt贸ry sponsoruje nasze kursy w Oak-land w Kalifornii, opowiedzia艂 mi kiedy艣, jak zosta艂 sta艂ym klientem pewnego sklepu, poniewa偶 w艂a艣ci­ciel kilka razy zmusi艂 go do przytakni臋cia. Eddie inte­resowa艂 si臋 艂ucznictwem i wydawa艂 du偶e pieni膮dze na zakup sprz臋tu i akcesori贸w w miejscowym sklepie my艣liwskim. By艂 u niego w odwiedzinach brat i chcia艂 wypo偶yczy膰 艂uk w tym w艂a艣nie sklepie. Sprzedawca poinformowa艂 go, 偶e nie wypo偶yczaj膮 sprz臋tu, wi臋c Eddie zadzwoni艂 do innego sklepu.

„Telefon odebra艂 bardzo uprzejmy pan. Jego od­powied藕 na moj膮 pro艣b臋 by艂a zupe艂nie inna ni偶 ta, jak膮 us艂ysza艂em w pierwszym sklepie. Powiedzia艂, 偶e bardzo mu przykro, ale nie wypo偶yczaj膮 艂uk贸w, po­niewa偶 nie mog膮 sobie ju偶 na to pozwoli膰. Zapyta艂 mnie potem, czy kiedy艣 wypo偶ycza艂em ju偶 sprz臋t. Odpowiedzia艂em: 芦Tak, kilka lat temu.禄 Przypomnia艂 mi, 偶e zap艂aci艂em wtedy jakie艣 25-30 dolar贸w. Raz jeszcze musia艂em potwierdzi膰. Zapyta艂 potem, czy lu­bi臋 oszcz臋dza膰 pieni膮dze na zakupach. Oczywi艣cie odpowiedzia艂em „tak". Zacz膮艂 mi wyja艣nia膰, 偶e 艂uk razem z niezb臋dnym wyposa偶eniem kosztuje u nich 34 dolary i 95 cent贸w. Tak wi臋c kompletny zestaw m贸g艂bym kupi膰 tylko o 4 dolary i 95 cent贸w dro偶ej


ni偶 wynosi cena za wypo偶yczenie. Wyja艣ni艂, 偶e w艂a艣­nie dlatego przestali je wypo偶ycza膰. Czy by艂o to we­d艂ug mnie rozs膮dne? Moja kolejna odpowied藕 „tak" doprowadzi艂a do tego, 偶e kupi艂em kompletny zestaw, a kiedy go odbiera艂em, jeszcze kilka innych rzeczy, i zosta艂em sta艂ym klientem tego sklepu."

Sokrates, 偶膮d艂o Aten, by艂 jednym z najwi臋kszych filozof贸w, jakich zna 艣wiat. Zrobi艂 co艣, co poza nim potrafi艂a jedynie garstka ludzi w ca艂ej historii: ca艂ko­wicie zmieni艂 kierunek ludzkiego my艣lenia. W dwa­dzie艣cia cztery wieki po jego 艣mierci uznawany jest za jednego z najm膮drzejszych filozof贸w, jacy kiedykol­wiek wywarli wp艂yw na ten awanturniczy 艣wiat.

Jak膮 mia艂 metod臋? Czy m贸wi艂 ludziom, 偶e si臋 myl膮? O nie, nie Sokrates! By艂 na to za sprytny. Zadawa艂 py­tania, na kt贸re jego rozm贸wca musia艂 odpowiedzie膰 twierdz膮co. I zdobywa艂 odpowiedzi twierdz膮ce jedn膮 za drug膮, a偶 mia艂 za sob膮 ca艂膮 g贸r臋 przytakni臋膰. Za­dawa艂 pytania tak d艂ugo, dop贸ki jego przeciwnik, nie zdaj膮c sobie z tego sprawy, nie doszed艂 do konkluzji, przeciwko kt贸rej gwa艂townie protestowa艂by jeszcze kilka minut wcze艣niej.

Kiedy nast臋pnym razem podkusi ci臋, aby powie­dzie膰 komu艣, 偶e si臋 myli, przypomnij sobie starego Sokratesa i zacznij zadawa膰 pytania — pytania, kt贸re przynios膮 d odpowiedzi „tak".

Kultura chi艅ska studiuje natur臋 ludzk膮 od 5 tysi臋cy lat. Chi艅czycy s膮 wi臋c bardzo przebiegli. Ten, kto kro­czy powli, zajdzie daleko — zwykli mawia膰.

ZASADA PI膭TA Jak najpr臋dzej wydob膮d藕 z rozm贸wcy liczne „tak".


6

WENTYL BEZPIECZE艃STWA. JAK PORADZI膯 SOBIE ZE SKARGAMI

Wi臋kszo艣膰 ludzi niemal przez ca艂y czas m贸wi膮c pr贸buje przekona膰 innych do swojego sposobu my艣le­nia. Pozw贸l rozm贸wcy wygada膰 si臋. Wie o sobie i swoich problemach wi臋cej ni偶 ty. Zadawaj mu wi臋c pytania. I pozw贸l powiedzie膰 sobie kilka rzeczy.

Kiedy nie zgadzasz si臋 z rozm贸wc膮, kusi ci臋, aby mu przerwa膰. Ale nie r贸b tego. To niebezpieczne. Nie b臋dzie zwraca艂 na d臋bie uwagi dop贸ty, dop贸ki w艂as­ne my艣li domagaj膮 si臋 wyra偶enia. S艂uchaj wi臋c cier­pliwie i z otwart膮 g艂ow膮. R贸b to szczerze i z prze­konaniem. Zach臋膰 rozm贸wc臋, aby do ko艅ca wy艂o偶y艂 swoje pomys艂y.

Czy taka polityka pop艂aca w interesach? Zobacz­my. Oto historia handlowca, kt贸ry zosta艂 zmuszony zastosowa膰 j膮.

Jeden z najwi臋kszych w Stanach Zjednoczonych producent贸w samochod贸w negocjowa艂 kontrakt na roczn膮 dostaw臋 materia艂u na podsufitki. Trzy powa偶ne przedsi臋biorstwa dostarczy艂y pr贸bek materia艂u. Sze­fowie firmy samochodowej obejrzeli je dok艂adnie, po czym do ka偶dej z fabryk wys艂ano list informuj膮cy, 偶e tego i tego dnia przedstawiacie ka偶dego dostawcy b臋d膮 mieli szans臋 na przedstawienie ostatecznej oferty.

G.B.R., przedstawidel jednej z tych fabryk, przyje­cha艂 do miasta z ci臋偶kim zapaleniem krtani. „Kiedy przysz艂a moja kolej na stawienie si臋 przed dyrekcj膮


fabryki samochod贸w, niemal zupe艂nie straci艂em g艂os — opowiada艂 na zaj臋ciach. Ledwie mog艂em szepta膰. Wprowadzono mnie do pokoju i znalaz艂em si臋 twarz膮 w twarz z in偶ynierem, kt贸ry nadzorowa艂 prace tapi-cerskie, dyrektorem dzia艂u sprzeda偶y i prezesem przedsi臋biorstwa. Stan膮艂em tam i chcia艂em z ca艂ych si艂 co艣 powiedzie膰, ale potrafi艂em wydoby膰 z siebie jedy­nie piskliwe skrzypienie. Siedzieli przy stole, napisa­艂em wi臋c na kawa艂ku papieru: 芦Panowie, straci艂em glos. Nie b臋d臋 m贸g艂 m贸wi膰.禄

„B臋d臋 m贸wi艂 za pana — powiedzia艂 prezes i zacz膮艂 m贸wi膰. Pokaza艂 moje pr贸bki i wymieni艂 ich zalety. Wywi膮za艂a si臋 偶ywa dyskusja na temat jako艣ci mate­ria艂贸w. A prezes, poniewa偶 m贸wi艂 w moim imieniu, zaj膮艂 stanowisko, kt贸re ja zaj膮艂bym podczas tej roz­mowy. M贸j udzia艂 ogranicza艂 si臋 jedynie do kiwania g艂ow膮 i rzucania u艣miech贸w.

W rezultacie tej niezwyk艂ej konferencji wr臋czono mi kontrakt na ponad p贸艂 miliona jard贸w tkaniny podsufitkowej, kt贸ry opiewa艂 na milion sze艣膰set ty­si臋cy dolar贸w. Najwi臋ksze zam贸wienie, jakie kiedy­kolwiek otrzyma艂em.

Wiem, 偶e straci艂bym ten kontrakt, gdybym nie stra-d艂 g艂osu, poniewa偶 mia艂em niew艂a艣ciw膮 koncepcj臋 przeprowadzenia tej rozmowy. Przez przypadek od­kry艂em, jak bardzo si臋 op艂aca pozwoli膰 m贸wi膰 in­nym."

S艂uchanie tego, co maj膮 do powiedzenia inni, pomaga nie tylko w interesach, ale i w 偶yciu rodzin­nym. Stosunki Barbary Wilson z c贸rk膮 Laurie pogar­sza艂y si臋 gwa艂townie. Laurie, kt贸ra by艂a spokojnym i zgodnym dzieckiem, wyros艂a na niech臋tn膮 do wsp贸艂­pracy i niekiedy opryskliw膮 nastolatk臋. Pani Wilson poucza艂a j膮, straszy艂a i kara艂a, ale wszystko na nic.

„Pewnego dnia po prostu da艂am spok贸j. Laurie nie pos艂ucha艂a mnie i wysz艂a z domu w odwiedziny do


kole偶anki, zanim wykona艂a, co do niej nale偶y. Kiedy wr贸ci艂a, ju偶 chcia艂am krzykn膮膰 na ni膮 po raz nie wiem kt贸ry, ale nie mia艂am na to si艂y. Po prostu spojrza艂am na ni膮 i spyta艂am: 芦Dlaczego, Laurie, dlaczego?"

Laurie widzia艂a, w jakim jestem stanie i spokojnym g艂osem spyta艂a: 芦Czy naprawd臋 chcesz wiedzie膰 dlaczego?禄 Skin臋艂am g艂ow膮 i Laurie zacz臋艂a m贸wi膰. Najpierw z wahaniem, a potem wyrzucaj膮c z siebie potok s艂贸w. Nigdy jej nie s艂ucha艂am. Zawsze m贸wi艂am jej, 偶e ma zrobi膰 to albo tamto. Kiedy chcia艂a podzieli膰 si臋 ze mn膮 swoimi my艣lami, odczuciami albo pomys­艂ami, przerywa艂am jej kolejnym poleceniem. Zacz臋­艂am zdawa膰 sobie spraw臋, 偶e potrzebowa艂a mie膰 we mnie nie nadzorc臋, ale spowiednika, kt贸remu mo偶e powierzy膰 wszystkie problemy wieku dorastania. A ja ci膮gle m贸wi艂am, kiedy powinnam by艂a s艂ucha膰.

Od tego czasu pozwalam jej powiedzie膰 wszystko, co chce mi powiedzie膰. M贸wi wi臋c, co le偶y jej na sercu, i nasze kontakty niepomiernie si臋 polepszy艂y. Zn贸w jest zgodna i gotowa do pomocy."

Na stronie finansowej jednej z nowojorskich gazet pojawi艂o si臋 kiedy艣 olbrzymie og艂oszenie. Poszuki­wano osoby z rzadkimi umiej臋tno艣ciami i do艣wiad­czonej. Charles T. Cubellis odpowiedzia艂 na nie wy­sy艂aj膮c list pod wskazany adres. W kilka dni p贸藕niej otrzyma艂 list zapraszaj膮cy go na rozmow臋 kwalifika­cyjn膮. Zanim na ni膮 poszed艂, sp臋dzi艂 wiele godzin na Wali Street usi艂uj膮c dowiedzie膰 si臋 mo偶liwie najwi臋cej o za艂o偶ycielu firmy. Pozwoli艂o mu to napomkn膮膰 pod­czas rozmowy: „By艂bym dumny mog膮c pracowa膰 dla przedsi臋biorstwa z tak膮 tradycj膮 jak pa艅skie. O ile wiem, zacz膮艂 pan 28 lat temu w jednym tylko pokoju i z jedn膮 sekretark膮. Czy to prawda?"

Niemal ka偶dy cz艂owiek sukcesu lubi wspomina膰 swoje pocz膮tki. Ten nie by艂 wyj膮tkiem. Przez d艂ugi czas opowiada艂 o tym, jak zacz膮艂 od 450 dolar贸w go-


t贸wk膮 i w艂asnego pomys艂u. Opowiada艂, jak walczy艂 z tymi, kt贸rzy chcieli go zniech臋ci膰 i o艣mieszy膰, jak pracowa艂 po 12-16 godzin na dob臋 i jak wreszcie po­kona艂 wszelkie przeciwno艣ci i teraz najwa偶niejsi lu­dzie z Wali Street przychodz膮 do niego po rady i opinie. By艂 dumny ze swoich osi膮gni臋膰. Mia艂 podsta­wy do dumny i czu艂 si臋 wspaniale opowiadaj膮c o tym wszystkim. Potem kr贸tko zapyta艂 pana CubeUisa o jego dotychczasowe do艣wiadczenie, a nast臋pnie we­zwa艂 jednego ze swoich zast臋pc贸w i powiedzia艂:

„My艣l臋, 偶e to jest cz艂owiek, kt贸rego szukamy."

Pan Cubellis zada艂 sobie trud, aby dowiedzie膰 si臋 o osi膮gni臋ciach swojego przysz艂ego pracodawcy. 0-kaza艂 zainteresowanie drug膮 osob膮 i jej problemami. Zach臋ci艂 rozm贸wc臋 do m贸wienia przez ca艂y czas — i zosta艂 dobrze odebrany.

Roy G. Bradley z Sacramento w Kalifornu znalaz艂 si臋 w dok艂adnie odwrotnej sytuacji. Kandydat do dzia艂u handlowego jego firmy umiej臋tnie przeprowa­dzi艂 rozmow臋 i zdoby艂 posad臋. Oto jak nam o tym opo­wiada艂:

„Jako ma艂a firma brokerska nie mogli艣my zaofero­wa膰 偶adnych dodatkowych udogodnie艅, jak ubezpie­czenie czy wypoczynek. Ka偶dy nasz przedstawidel jest niezale偶nym agentem. Nie wprowadzamy ich na­wet na rynek, poniewa偶 nie mo偶emy zamieszcza膰 im og艂osze艅 prasowych jak nasi pot臋偶niejsi konkurenci.

Richard Pryor mia艂 do艣wiadczenie, kt贸rego po­trzebowali艣my na tym w艂a艣nie stanowisku. Najpierw rozmawia艂 z nim m贸j asystent, kt贸ry przedstawi艂 mu wszystkie negatywne strony tej pracy. Kiedy wchodzi艂 do mojego gabinetu, wydawa艂 si臋 troch臋 zniech臋cony. Wspomnia艂em wi臋c o wielkiej zalede pracy w mojej firmie, o korzy艣ciach p艂yn膮cych z sa­modzielno艣ci przy zawieraniu kontrakt贸w, co spro­wadza si臋 do bycia swoim w艂asnym pracodawc膮.


Kiedy rozmawiali艣my o tych korzy艣ciach wyrzuci艂 z siebie wszystkie negatywne my艣li, jakie przysz艂y mu do g艂owy po rozmowie z moim asystentem. Kilka razy wydawa艂o si臋, 偶e rozwa偶aj膮c ka偶d膮 z wad firmy m贸wi raczej do siebie. Gdy rozmowa dobieg艂a ko艅ca, czu艂em, 偶e sam siebie przekona艂. Tak, sam si臋 prze­kona艂, 偶e chce pracowa膰 w mojej firmie.

Poniewa偶 by艂em dobrym s艂uchaczem i pozwoli艂em Dickowi m贸wi膰 przez ca艂y czas, m贸g艂 on rozwa偶y膰 dok艂adnie wszystkie za i przeciw i podj膮膰 decyzj臋, kt贸ra by艂a dla niego wyzwaniem. Zatrudnili艣my go i zosta艂 wspania艂ym przedstawicielem naszej firmy.

Nawet przyjaciele wol膮 opowiada膰 nam o swoich osi膮gni臋ciach ni偶 s艂ucha膰, jak przechwalamy si臋 w艂as­nymi.

Filozof francuski La Rochefoucauld powiedzia艂:

„Je艣li chcesz mie膰 wrog贸w, b膮d藕 lepszy od swoich przyjaci贸艂. Lecz je艣li chcesz mie膰 przyjaci贸艂, pozw贸l, aby przyjaciele byli lepsi od ciebie."

Dlaczego tak jest? Poniewa偶 lepsi od nas przyjacie­le czuj膮 si臋 wa偶ni. Kiedy jednak lepsi jeste艣my my, przynajmniej niekt贸rzy z nich czuj膮 si臋 gorsi i s膮 za­zdro艣ni.

Zdecydowanie najbardziej lubianym doradc膮 w Midtown Personnel Agency w Nowym Jorku by艂a Henrietta G. Jednak nie zawsze. W ci膮gu pierwszych kilku miesi臋cy pracy w agencji Henrietta nie mia艂a przyjaci贸艂 w艣r贸d koleg贸w z pracy. Dlaczego? Po­niewa偶 codziennie przechwala艂a si臋 osi膮gni臋ciami w pracy: dobrymi kontraktami, nowymi rachunkami i praktycznie wszystkim, co zrobi艂a.

„By艂am dobra i by艂am z tego dumna. Jednak kole­dzy, zamiast dzieli膰 ze mn膮 rado艣膰 z powodu moich triumf贸w, wydawali si臋 niech臋tni. Naprawd臋 chcia­艂am si臋 z nimi zaprzyja藕ni膰. Po wys艂uchaniu kilku z rad przekazywanych na tym kursie zacz臋艂am mniej


fabryki samochod贸w, niemal zupe艂nie straci艂em g艂os — opowiada艂 na zaj臋ciach. Ledwie mog艂em szepta膰. Wprowadzono mnie do pokoju i znalaz艂em si臋 twarz膮 w twarz z in偶ynierem, kt贸ry nadzorowa艂 prace tapi-cerskie, dyrektorem dzia艂u sprzeda偶y i prezesem przedsi臋biorstwa. Stan膮艂em tam i chcia艂em z ca艂ych si艂 co艣 powiedzie膰, ale potrafi艂em wydoby膰 z siebie jedy­nie piskliwe skrzypienie. Siedzieli przy stole, napisa­艂em wi臋c na kawa艂ku papieru: 芦Panowie, straci艂em g艂os. Nie b臋d臋 m贸g艂 m贸wi膰.禄

„B臋d臋 m贸wi艂 za pana — powiedzia艂 prezes i zacz膮艂 m贸wi膰. Pokaza艂 moje pr贸bki i wymieni艂 ich zalety. Wywi膮za艂a si臋 偶ywa dyskusja na temat jako艣ci mate­ria艂贸w. A prezes, poniewa偶 m贸wi艂 w moim imieniu, zaj膮艂 stanowisko, kt贸re ja zaj膮艂bym podczas tej roz­mowy. M贸j udzia艂 ogranicza艂 si臋 jedynie do kiwania g艂ow膮 i rzucania u艣miech贸w.

W rezultacie tej niezwyk艂ej konferencji wr臋czono mi kontrakt na ponad p贸艂 miliona jard贸w tkaniny podsufitkowej, kt贸ry opiewa艂 na milion sze艣膰set ty­si臋cy dolar贸w. Najwi臋ksze zam贸wienie, jakie kiedy­kolwiek otrzyma艂em.

Wiem, 偶e straci艂bym ten kontrakt, gdybym nie stra­ci艂 g艂osu, poniewa偶 mia艂em niew艂a艣ciw膮 koncepcj臋 przeprowadzenia tej rozmowy. Przez przypadek od­kry艂em, jak bardzo si臋 op艂aca pozwoli膰 m贸wi膰 in­nym."

S艂uchanie tego, co maj膮 do powiedzenia inni, pomaga nie tylko w interesach, ale i w 偶yciu rodzin­nym. Stosunki Barbary Wilson z c贸rk膮 Laurie pogar­sza艂y si臋 gwa艂townie. Laurie, kt贸ra by艂a spokojnym i zgodnym dzieckiem, wyros艂a na niech臋tn膮 do wsp贸艂­pracy i niekiedy opryskliw膮 nastolatk臋. Pani Wilson poucza艂a j膮, straszy艂a i kara艂a, ale wszystko na nic.

„Pewnego dnia po prostu da艂am spok贸j. Laurie nie pos艂ucha艂a mnie i wysz艂a z domu w odwiedziny do


kole偶anki, zanim wykona艂a, co do niej nale偶y. Kiedy wr贸ci艂a, ju偶 chcia艂am krzykn膮膰 na ni膮 po raz nie wiem kt贸ry, ale nie mia艂am na to si艂y. Po prostu spojrza艂am na ni膮 i spyta艂am: "Dlaczego, Laurie, dlaczego?禄

Laurie widzia艂a, w jakim jestem stanie i spokojnym g艂osem spyta艂a: 芦Czy naprawd臋 chcesz wiedzie膰 dlaczego?" Skin臋艂am g艂ow膮 i Laurie zacz臋艂a m贸wi膰. Najpierw z wahaniem, a potem wyrzucaj膮c z siebie potok s艂贸w. Nigdy jej nie s艂ucha艂am. Zawsze m贸wi艂am jej, 偶e ma zrobi膰 to albo tamto. Kiedy chcia艂a podzieli膰 si臋 ze mn膮 swoimi my艣lami, odczuciami albo pomys­艂ami, przerywa艂am jej kolejnym poleceniem. Zacz臋­艂am zdawa膰 sobie spraw臋, 偶e potrzebowa艂a mie膰 we mnie nie nadzorc臋, ale spowiednika, kt贸remu mo偶e powierzy膰 wszystkie problemy wieku dorastania. A ja ci膮gle m贸wi艂am, kiedy powinnam by艂a s艂ucha膰.

Od tego czasu pozwalam jej powiedzie膰 wszystko, co chce mi powiedzie膰. M贸wi wi臋c, co le偶y jej na sercu, i nasze kontakty niepomiernie si臋 polepszy艂y. Zn贸w jest zgodna i gotowa do pomocy."

Na stronie finansowej jednej z nowojorskich gazet pojawi艂o si臋 kiedy艣 olbrzymie og艂oszenie. Poszuki­wano osoby z rzadkimi umiej臋tno艣ciami i do艣wiad­czonej. Charles T. Cubellis odpowiedzia艂 na nie wy­sy艂aj膮c list pod wskazany adres. W kilka dni p贸藕niej otrzyma艂 list zapraszaj膮cy go na rozmow臋 kwalifika­cyjn膮. Zanim na ni膮 poszed艂, sp臋dzi艂 wiele godzin na Wali Street usi艂uj膮c dowiedzie膰 si臋 mo偶liwie najwi臋cej o za艂o偶ycielu firmy. Pozwoli艂o mu to napomkn膮膰 pod­czas rozmowy: „By艂bym dumny mog膮c pracowa膰 dla przedsi臋biorstwa z tak膮 tradycj膮 jak pa艅skie. O ile wiem, zacz膮艂 pan 28 lat temu w jednym tylko pokoju i z jedn膮 sekretark膮. Czy to prawda?"

Niemal ka偶dy cz艂owiek sukcesu lubi wspomina膰 swoje pocz膮tki. Ten nie by艂 wyj膮tkiem. Przez d艂ugi czas opowiada艂 o tym, jak zacz膮艂 od 450 dolar贸w go-


t贸wk膮 i w艂asnego pomys艂u. Opowiada艂, jak walczy艂 z tymi, kt贸rzy chdeli go zniech臋ci膰 i o艣mieszy膰, jak pracowa艂 po 12-16 godzin na dob臋 i jak wreszcie po­kona艂 wszelkie przeciwno艣ci i teraz najwa偶niejsi lu­dzie z Wali Street przychodz膮 do niego po rady i opinie. By艂 dumny ze swoich osi膮gni臋膰. Mia艂 podsta­wy do dumny i czu艂 si臋 wspaniale opowiadaj膮c o tym wszystkim. Potem kr贸tko zapyta艂 pana Cubellisa o jego dotychczasowe do艣wiadczenie, a nast臋pnie we­zwa艂 jednego ze swoich zast臋pc贸w i powiedzia艂:

„My艣l臋, 偶e to jest cz艂owiek, kt贸rego szukamy."

Pan Cubellis zada艂 sobie trud, aby dowiedzie膰 si臋 o osi膮gni臋ciach swojego przysz艂ego pracodawcy. 0-kaza艂 zainteresowanie drug膮 osob膮 i jej problemami. Zach臋ci艂 rozm贸wc臋 do m贸wienia przez ca艂y czas — i zosta艂 dobrze odebrany.

Roy G. Bradley z Sacramento w Kalifornii znalaz艂 si臋 w dok艂adnie odwrotnej sytuacji. Kandydat do dzia艂u handlowego jego firmy umiej臋tnie przeprowa­dzi艂 rozmow臋 i zdoby艂 posad臋. Oto jak nam o tym opo­wiada艂:

„Jako ma艂a firma brokerska nie mogli艣my zaofero­wa膰 偶adnych dodatkowych udogodnie艅, jak ubezpie­czenie czy wypoczynek. Ka偶dy nasz przedstawiciel jest niezale偶nym agentem. Nie wprowadzamy ich na­wet na rynek, poniewa偶 nie mo偶emy zamieszcza膰 im og艂osze艅 prasowych jak nasi pot臋偶niejsi konkurenci.

Richard Pryor mia艂 do艣wiadczenie, kt贸rego po­trzebowali艣my na tym w艂a艣nie stanowisku. Najpierw rozmawia艂 z nim m贸j asystent, kt贸ry przedstawi艂 mu wszystkie negatywne strony tej pracy. Kiedy wchodzi艂 do mojego gabinetu, wydawa艂 si臋 troch臋 zniech臋cony. Wspomnia艂em wi臋c o wielkiej zalede pracy w mojej firmie, o korzy艣ciach p艂yn膮cych z sa­modzielno艣ci przy zawieraniu kontrakt贸w, co spro­wadza si臋 do byda swoim w艂asnym pracodawc膮.


Kiedy rozmawiali艣my o tych korzy艣dach wyrzuci艂 z siebie wszystkie negatywne my艣li, jakie przysz艂y mu do g艂owy po rozmowie z moim asystentem. Kilka razy wydawa艂o si臋, 偶e rozwa偶aj膮c ka偶d膮 z wad firmy m贸wi raczej do siebie. Gdy rozmowa dobieg艂a ko艅ca, czu艂em, 偶e sam siebie przekona艂. Tak, sam si臋 prze­kona艂, 偶e chce pracowa膰 w mojej firmie.

Poniewa偶 by艂em dobrym s艂uchaczem i pozwoli艂em Dickowi m贸wi膰 przez ca艂y czas, m贸g艂 on rozwa偶y膰 dok艂adnie wszystkie za i przedw i podj膮膰 decyzj臋, kt贸ra by艂a dla niego wyzwaniem. Zatrudnili艣my go i zosta艂 wspania艂ym przedstawidelem naszej firmy.

Nawet przyjaciele wol膮 opowiada膰 nam o swoich osi膮gni臋ciach ni偶 s艂ucha膰, jak przechwalamy si臋 w艂as­nymi.

Filozof francuski La Rochefoucauld powiedzia艂:

„Je艣li chcesz mie膰 wrog贸w, b膮d藕 lepszy od swoich przyjaci贸艂. Lecz je艣li chcesz mie膰 przyjaci贸艂, pozw贸l, aby przyjaciele byli lepsi od ciebie."

Dlaczego tak jest? Poniewa偶 lepsi od nas przyjacie­le czuj膮 si臋 wa偶ni. Kiedy jednak lepsi jeste艣my my, przynajmniej niekt贸rzy z nich czuj膮 si臋 gorsi i s膮 za­zdro艣ni.

Zdecydowanie najbardziej lubianym doradc膮 w Midtown Personnel Agency w Nowym Jorku by艂a Henrietta G. Jednak nie zawsze. W ci膮gu pierwszych kilku miesi臋cy pracy w agencji Henrietta nie mia艂a przyjad贸艂 w艣r贸d koleg贸w z pracy. Dlaczego? Po­niewa偶 codziennie przechwala艂a si臋 osi膮gni臋ciami w pracy: dobrymi kontraktami, nowymi rachunkami i praktycznie wszystkim, co zrobi艂a.

„By艂am dobra i by艂am z tego dumna. Jednak kole­dzy, zamiast dzieli膰 ze mn膮 rado艣膰 z powodu moich triumf贸w, wydawali si臋 niech臋tni. Naprawd臋 chcia­艂am si臋 z nimi zaprzyja藕ni膰. Po wys艂uchaniu kilku z rad przekazywanych na tym kursie zacz臋艂am mniej


m贸wi膰 o sobie, a bardziej s艂ucha膰 wsp贸艂pracowni­k贸w. Te偶 mieli si臋 czym pochwali膰 i bardziej podnie­ca艂o ich m贸wienie o w艂asnych osi膮gni臋ciach ni偶 s艂uchanie moich przechwa艂ek. Teraz, kiedy mamy chwil臋 na rozmow臋, prosz臋, aby dzielili si臋 ze mn膮 swoimi rado艣ciami, a o swoich sukcesach wspomi­nam tylko w贸wczas, je艣li o nie spytaj膮."

ZASADA SZ脫STA Pozw贸l rozm贸wcy si臋 wygada膰.


7

JAK ZAPEWNI膯 SOBIE WSP脫艁PRAC臉 INNYCH

Czy nie wierzysz bardziej w pomys艂y, na kt贸re sam wpadniesz, ni偶 w te, kt贸re podadz膮 ci na talerzu? Je艣li tak, czy przypadkiem wpychanie w艂asnych pomys­艂贸w na si艂臋 innym ludziom nie jest z艂膮 technik膮? Czy nie jest m膮drzej poddawa膰 sugestie i pozwoli膰 roz­m贸wcy, aby sam doszed艂 do tego wniosku?

S艂uchacz jednego z moich kurs贸w Adolph Seltz, szef dzia艂u sprzeda偶y w salonie samochodowym w Filadelfii, niespodziewanie znalaz艂 si臋 w sytuacji, w kt贸rej musia艂 zaszczepi膰 entuzjazm zdezorganizo­wanej i zniech臋conej grupie sprzedawc贸w samocho­d贸w. Zwo艂a艂 zebranie i poprosi艂 ludzi, aby dok艂adnie powiedzieli mu, czego od niego chc膮. Kiedy m贸wili, zapisywa艂 ich 偶膮dania na tablicy. Potem rzek艂:

„Dam wam wszystko to, czego ode mnie oczeku­jecie. Ale chc臋, 偶eby艣cie mi powiedzieli, czego mam prawo oczekiwa膰 od was." Odpowiedzi p艂yn臋艂y szy­bko: lojalno艣ci, uczciwo艣膰, inicjatywy, optymizmu, pracy grupowej, o艣miogodzinnego dnia entuzjas­tycznej pracy. Spotkanie przynios艂o rezultat w postad nowego zapa艂u do pracy i by艂o dla uczestnik贸w in­spiruj膮ce. Jeden z handlowc贸w sam zaproponowa艂, 偶e b臋dzie pracowa艂 16 godzin dziennie. Pan Seltz po­wiedzia艂 mi, 偶e wzrost sprzeda偶y by艂 wr臋cz niepraw­dopodobny.

„Ludzie d zawarli ze mn膮 co艣 w rodzaju moralnej umowy. Tak d艂ugo, jak ja dotrzymywa艂em danego im


s艂owa, czuli si臋 zobowi膮zani dotrzymywa膰 swego. Rozmowa z nimi o ich potrzebach i oczekiwaniach by­艂a strza艂em w dziesi膮tk臋. Tego w艂a艣nie by艂o im trzeba."

Nikt nie lubi czu膰, 偶e co艣 mu si臋 sprzedaje albo na­kazuje. Znacznie przyjemniej czu膰, 偶e kupujemy sami i robimy co艣 z w艂asnej woli. Lubimy, jak si臋 nas pyta o nasze ch臋ci, 偶yczenia lub my艣li.

We藕my przyk艂ad Eugene'a Wessona. Straci艂 nie­zliczone kontrakty warte tysi膮ce dolar贸w, zanim poj膮艂 t臋 prawd臋. Pan Wesson handlowa艂 szkicami. By艂 akwi-zytorem studia plastycznego, kt贸re tworzy艂o wzory dla dyktator贸w mody i przemys艂u tekstylnego. Pan Wesson sk艂ada艂 wizyty handlowe jednemu z najwi臋­kszych dyktator贸w mody w Nowym Jorku przez trzy lata. „Nigdy nie odmawia艂 mi rozmowy, ale te偶 nigdy niczego nie kupowa艂. Przegl膮da艂 zawsze moje szkice bardzo uwa偶nie i m贸wi艂: 芦Nie, Wesson, nie dogadamy si臋 dzisiaj.禄"

Po kolejnej nieudanej wizycie Wesson doszed艂 do wniosku, 偶e kr臋ci si臋 w k贸艂ko i postanowi艂 po艣wi臋ci膰 jeden wiecz贸r w tygodniu na studiowanie kontakt贸w mi臋dzyludzkich, 偶eby dzi臋ki temu opracowa膰 nowe strategie i nabra膰 si臋 entuzjazmu.

Postanowi艂 potem wypr贸bowa膰 to nowe podej艣cie do ludzi. Z kilkoma szkicami pod pach膮 ruszy艂 do gabinetu klienta. „Chcia艂bym, aby odda艂 mi pan przy­s艂ug臋, je艣li mog臋 o to prosi膰. Mam tu kilka nie sko艅­czonych projekt贸w. Czy zechcia艂by pan mi powie­dzie膰, jak powinni艣my je wyko艅czy膰, aby odpowiada­艂y pa艅skim potrzebom?"

Przez chwil臋 klient patrzy艂 na rysunki bez s艂owa. Wreszcie powiedzia艂: „Niech pan zostawi je u mnie na kilka dni, a potem przyjdzie tu raz jeszcze."

Wesson wr贸ci艂 po trzech dniach, wys艂ucha艂 sugestii klienta, odebra艂 rysunki i zabra艂 je z powrotem do studia, aby tam wyko艅czono je zgodnie z jego 偶y­


czeniami. Skutek? Kupi艂 wszystkie. Zamawia艂 potem jeszcze u Wessona wielokrotnie i za ka偶dym razem by艂y to projekty wykonane wed艂ug jego pomys艂u. „Zda艂em sobie wtedy spraw臋, dlaczego tyle razy przedtem nie uda艂o mi si臋 nic mu sprzeda膰. Nama­wia艂em go do kupienia tego, co powinno mu si臋 po­doba膰 wed艂ug mnie. Nast臋pnie zmieni艂em technik臋. Namawia艂em, by przekaza艂 mi swoje pomys艂y. Mia艂 wtedy poczucie, 偶e wsp贸艂tworzy projekt. I rzeczy­wi艣cie tak by艂o. Nie musia艂em mu ju偶 sprzedawa膰. Sam kupowa艂."

Zasugerowanie rozm贸wcy, 偶e sam wpad艂 na dany pomys艂, sprawdza si臋 nie tylko w polityce czy biz­nesie. Sprawdza si臋 te偶 w domu. Pau艂 M. Davis z Tulsy w Ok艂ahomie opowiedzia艂 podczas zaj臋膰 nast臋puj膮c膮 histori臋:

„Razem z rodzin膮 byli艣my na jednej z najwspa­nialszych wycieczek naszego 偶ycia. Od dawna marzy­艂em, aby odwiedzi膰 historyczne miejsca, jak pole bitwy pod Gettysburgiem, Gmach Niepodleg艂o艣ci w Filadelfii oraz stolic臋 naszego kraju. Valley Forge w Jamestown i odbudowane osiedle kolonist贸w w Williamsburgu znajdowa艂y si臋 bardzo wysoko na mojej li艣cie.

W marcu moja 偶ona Nancy wspomnia艂a, 偶e ma kilka pomys艂贸w na wakacje. Proponowa艂a wycieczk臋 po zachodnich stanach i zwiedzenie wszystkich inte­resuj膮cych miejsc w Newadzie, Kalifornii, Nowym Meksyku i Arizonie. Od wielu lat chcia艂a wybra膰 si臋 na t臋 wycieczk臋. Jednak oczywi艣cie nie mogli艣my po­jecha膰 i tu, i tu.

Nasza c贸rka Ann臋 w艂a艣nie sko艅czy艂a kurs historii Stan贸w Zjednoczonych w szkole 艣redniej, podczas kt贸rego bardzo zainteresowa艂a si臋 wydarzeniami, kt贸re wp艂yn臋艂y na rozw贸j naszego kraju. Spyta艂em j膮, czy w czasie wakacji chcia艂aby odwiedzi膰 miejsca,


o kt贸rych uczy艂a si臋 w szkole. Powiedzia艂a, 偶e z przy­jemno艣ci膮.

Owa dni p贸藕niej usiedli艣my wszyscy do obiadu. Nancy powiedzia艂a, 偶e b臋dzie wspaniale, je艣li wszys­cy pojedziemy na wakacje na wsch贸d — b臋dzie to bar­dzo pouczaj膮ce dla Ann臋 i wielka przygoda dla nas wszystkich."

T臋 sam膮 strategi臋 zastosowa艂 producent aparatury rentgenowskiej, sprzedaj膮c sw贸j sprz臋t jednemu z najwi臋kszych szpitali w Brook艂ynie. Szpital ten by艂 w rozbudowie i mia艂 by膰 powi臋kszony o jeden z naj­nowocze艣niejszych oddzia艂贸w radiologicznych w Ameryce. Dr L., kt贸ry kierowa艂 radiologi膮, nie m贸g艂 si臋 op臋dzi膰 od handlowc贸w, z kt贸rych ka偶dy pia艂 z zachwytu nad zaletami sprz臋tu w艂asnej firmy.

Jednak jeden producent okaza艂 si臋 sprytniejszy od innych. O sposobach zjednywania sobie ludzi wiedzia艂 bardzo wiele. Napisa艂 list, kt贸ry brzmia艂 mniej wi臋cej tak:

Nasza fabryka w艂a艣nie uruchomi艂a now膮 lini臋 produkcyjn膮 aparat贸w rentgenowskich. Pierw­sza partia sprz臋tu ju偶 dotar艂a do naszego biura. Nie jest to sprz臋t doskona艂y. Wiemy o tym i chce­my go ulepszy膰. Byliby艣my wi臋c g艂臋boko zo­bowi膮zani, gdyby znalaz艂 Pan czas na obejrze­nie aparat贸w i przekaza艂 nam swoje uwagi dotycz膮ce ich usprawnienia; tak aby by艂y przy-datniejsze w pa艅skim zawodzie. Wiedz膮c jak bardzo jest Pan zaj臋ty, z przyjemno艣ci膮 wy艣l臋 po Pana samoch贸d o dowolnej wyznaczonej przez Pana porze.

„List ten bardzo mnie zaskoczy艂 — powiedzia艂 dr L. podczas jednego z kurs贸w. — By艂o to jednak dla mnie tyle偶 zaskoczenie, co komplement. Nigdy wcze艣niej


偶aden producent nie prosi艂 mnie o rad臋. Sprawi艂o to, 偶e poczu艂em si臋 wa偶ny. By艂em wtedy bardzo zaj臋ty, odwo艂a艂em jednak um贸wiony obiad, aby obejrze膰 ten sprz臋t. Im d艂u偶ej mu si臋 przygl膮da艂em, tym bardziej mi si臋 podoba艂.

Nikt nie pr贸bowa艂 mi tego sprzeda膰. Czu艂em, 偶e pomys艂 kupna tego w艂a艣nie sprz臋tu by艂 m贸j. Sam wska­za艂em wszystkie jego zalety i poleci艂em go kupi膰".

Raiph Waldo Emerson w eseju Self-Reliance napi­sa艂: „W ka偶dej genialnej pracy odkrywamy nasze w艂asne zarzucone my艣li; wracaj膮 do nas w pewnym odstr臋czaj膮cym dostoje艅stwie."

Kiedy w Bia艂ym Domu urz臋dowa艂 Woodrow Wil-son, pu艂kownik Edward M. House zdoby艂 sobie nie­prawdopodobne wp艂ywy zar贸wno w sprawach krajowych, jak i zagranicznych. Wilson polega艂 na radach i opiniach pu艂kownika House'a bardziej ni偶 na zdaniu cz艂onk贸w w艂asnego gabinetu.

W jaki spos贸b pu艂kownik House zyska艂 taki wp艂yw na prezydenta? Na szcz臋艣cie znamy odpowied藕 na to pytanie. Udzieli艂 jej sam House w rozmowie z Arthu-rem D. Howdenem Smithem, kt贸ry z kolei przytoczy艂 j膮 w artykule opublikowanym w „The Saturday Eve-ningPost".

„Kiedy pozna艂em prezydenta, zorientowa艂em si臋, 偶e najlepszym sposobem przekonania go do jakiego艣 pomys艂u by艂o rzucenie od niechcenia, tak aby si臋 nim zainteresowa艂 — wtedy zaczyna艂 my艣le膰 o nim na w艂asny rachunek. Po raz pierwszy wysz艂o mi to przy­padkowo. Odwiedza艂em go w Bia艂ym Domu i rozma­wia艂em z nim o polityce; nie wydawa艂 si臋 podziela膰 moich pogl膮d贸w. A jednak w kilka dni p贸藕niej przy obiedzie ze zdziwieniem us艂ysza艂em, jak prezentuje moje sugestie jako swoje w艂asne zdanie."

Czy House przerwa艂 mu i powiedzia艂: „To nie jest tw贸j pomys艂. Ja to wymy艣li艂em"? O nie, nie House. By艂


na to zbyt sprytny. Nie dba艂 o uznanie. Chodzi艂o mu o efekty. Tak wi臋c pozwoli艂 Wilsonowi s膮dzi膰, 偶e by艂 to jego pomys艂. Zrobi艂 nawet co艣 wi臋cej. Publicznie wyrazi艂 Wilsonowi swoje uznanie.

Pami臋tajmy, 偶e ka偶dy, z kim si臋 kontaktujemy, jest tak samo cz艂owiekiem jak Woodrow Wilson. Stosujmy wi臋c technik臋 pu艂kownika House'a.

Pewien cz艂owiek ze wspania艂ej kanadyjskiej pro­wincji Nowy Brunszwik zastosowa艂 t臋 technik臋 wobec mnie — i uda艂o mu si臋. Planowa艂em wtedy wybra膰 si臋 do Nowego Brunszwiku na ryby i pop艂ywa膰 kaja­kiem. Napisa艂em wi臋c do biura podr贸偶y z pro艣b膮 o informacje. Najwyra藕niej moje nazwisko i adres zna­laz艂y si臋 na ich li艣cie adresowej, bo zosta艂em zasypany dziesi膮tkami list贸w, broszur i wycink贸w prasowych od w艂a艣cicieli kemping贸w i biur turystycznych. By­艂em przera偶ony — nie wiedzia艂em, co wybra膰. Wresz­cie jeden z w艂a艣cicieli kempingu zrobi艂 bardzo sprytn膮 rzecz. Przes艂a艂 mi nazwiska i telefony kilku ludzi z Nowego Jorku, kt贸rzy byli wcze艣niej u niego, i zach臋ci艂 mnie, abym do nich zadzwoni艂 i wypyta艂, co ma do zaoferowania.

Ku swojemu zaskoczeniu odkry艂em, 偶e znam jed­nego z ludzi na tej li艣de. Zadzwoni艂em do niego, spyta艂em o wra偶enia i nast臋pnie telegraficznie po­wiadomi艂em kemping o dacie swojego przyjazdu.

Inni pr贸bowali jedynie sprzeda膰 mi swoje us艂ugi;

tylko ten jeden zadba艂, abym wyrobi艂 sobie w艂asn膮 opini臋 o jego ofercie.

Dwadzie艣cia pi臋膰 wiek贸w temu chi艅ski m臋drzec Lao-tse powiedzia艂 co艣, z czego Czytelnik tej ksi膮偶ki mo偶e skorzysta膰 dzisiaj:

„Przyczyn膮, dla kt贸rej rzeki i morza otrzymuj膮 ho艂d tysi臋cy strumieni g贸rskich, jest fakt, 偶e trzymaj膮 si臋 ni偶ej od nich. I dzi臋ki temu mog膮 rz膮dzi膰 wszystki­mi g贸rskimi strumieniami. Podobnie m臋drzec, kt贸ry


chce by膰 ponad lud藕mi, ustawia si臋 ni偶ej od nich, a chc膮c by膰 przed nimi, ustawia si臋 z ty艂u. I tak oto, cho膰 miejsce jego nad lud藕mi, oni nie czuj膮 jego ci臋偶a­ru, a cho膰 miejsce jego przed nimi, nie odbieraj膮 tego jako rany"

ZASADA SI脫DMA Daj rozm贸wcy my艣le膰, 偶e twoja idea wysz艂a od niego.


8

MAGICZNA FORMU艁A

Pami臋taj, 偶e nawet wtedy, gdy inni ca艂kowicie myl膮 si臋, wcale o tym nie wiedz膮. Nie pot臋piaj ich za to. Pot臋pi膰 potrafi艂by ka偶dy g艂upi. Spr贸buj ich zro­zumie膰. Tylko ludzie m膮drzy i tolerancyjni — ludzie wyj膮tkowi — pr贸bowali to robi膰.

Jest jaki艣 pow贸d, dla kt贸rego ludzie my艣l膮 tak, jak my艣l膮, i robi膮 to, co robi膮. Postaraj si臋 odkry膰 ten po­w贸d, a b臋dziesz mia艂 klucz do ich poczyna艅, a mo偶e nawet osobowo艣ci. Spr贸buj uczciwie postawi膰 si臋 na miejscu twojego rozm贸wcy.

Je艣li odpowiesz sobie na pytanie: „Jak czu艂bym si臋 i co robi艂bym na jego miejscu?", zaoszcz臋dzisz sobie czasu i zdenerwowania. „Je艣li poznasz przyczyn臋, mniejsza jest szansa na to, 偶e nie zrozumiesz skutku." A ponadto znacznie zwi臋kszysz swoj膮 umiej臋tno艣膰 wsp贸艂偶ycia z lud藕mi.

W swojej ksi膮偶ce How to Tum People Into Gold (Jak zamienia膰 ludzi w z艂oto) Kenneth M. Goode pisze:

„Zatrzymaj si臋 na chwil臋. Zatrzymaj si臋, aby por贸wna膰 olbrzymi膮 wag臋, jak膮 przyk艂adasz do w艂asnych spraw, z ledwie widoczn膮 dba艂o艣ci膮, z jak膮 podchodzisz do wszystkiego, co d臋bie nie dotyczy. Zdasz sobie wtedy spraw臋 z faktu, 偶e wszyscy inni ludzie na 艣wiecie czuj膮 podobnie. Wtedy razem z Lincolnem i Rooseveltem staniesz mi臋dzy tymi, kt贸rzy opanowali podstawy sztuki wsp贸艂偶ycia z lud藕mi: zrozumieli, 偶e sukces w tej dziedzinie zale偶y od pe艂nego zrozumienia odmienne­go punktu widzenia innego cz艂owieka."


Sam Douglas z Hempstead w stanie Nowy Jork lubi艂 m贸wi膰 swej 偶onie, 偶e chocia偶 dwa razy w tygod­niu po艣wi臋ca du偶o czasu na piel臋gnacj臋 trawnika, wygl膮da on niewiele lepiej ni偶 przed czterema laty, gdy si臋 tam wprowadzili. Oczywi艣cie, denerwowa艂y j膮 te uwagi i ilekro膰 je czyni艂, spok贸j popo艂udnia le偶a艂 w gruzach.

Po uko艅czeniu naszego kursu pan Douglas zda艂 so­bie spraw臋, jak wielkim g艂upcem by艂 przez te wszyst­kie lata. Nie pomy艣la艂, 偶e 偶ona lubi艂a t臋 prac臋 i z pewno艣ci膮 doceni艂aby komplement na ten temat.

Pewnego popo艂udnia 偶ona powiedzia艂a, 偶e chce powyrywa膰 troch臋 chwast贸w, i zaproponowa艂a mu, aby jej towarzyszy艂. Pocz膮tkowo wymiga艂 si臋, ale po chwili zastanowienia przy艂膮czy艂 si臋 do niej. Wida膰 by艂o, 偶e jest zadowolona. Na ci臋偶kiej pracy i mi艂ej pogaw臋dce sp臋dzili godzin臋.

Odt膮d cz臋sto pomaga艂 偶onie w ogr贸dku i cz臋sto prawi艂 jej komplementy: jak pi臋knie wygl膮da trawnik i jakich cud贸w udaje jej si臋 dokona膰 w ogr贸dku, w kt贸rym ziemia jest jak g艂az. Rezultat? Szcz臋艣cie obojga, dzi臋ki temu, 偶e przyj膮艂 jej punkt widzenia — nawet w tak b艂ahej sprawie jak chwasty.

W swojej ksi膮偶ce Getting Through to People (Jak do­trze膰 do ludzi) dr Gerald S. Nirenberg napisa艂: „Wola wsp贸艂pracy jest osi膮gana w rozmowie; musisz poka­za膰, 偶e my艣li i uczucia rozm贸wcy s膮 dla ciebie tak wa偶ne jak twoje w艂asne. Rozpocz臋cie rozmowy od nakre艣lenia jej celu, podporz膮dkowanie tego, co m贸­wisz, temu, co chcia艂by艣 us艂ysze膰 b臋d膮c na miejscu rozm贸wcy, i zaakceptowanie jego lub jej punktu widzenia zach臋ci rozm贸wc臋 do otwartego przyj臋cia twoich s艂贸w."*


Zawsze lubi艂em spacerowa膰 i je藕dzi膰 konno w parku ko艂o mojego domu. Jak Druidowie w staro偶yt­nej Galii niemal z czci膮 podchodz臋 do d臋bu, by艂em wi臋c szczerze zmartwiony widz膮c, jak rok po roku m艂ode drzewa i krzewy gin膮 od niepotrzebnych p艂o­mieni. Po偶ar贸w nie powodowali nieuwa偶ni palacze papieros贸w. Niemal wszystkie by艂y win膮 m艂odych ludzi, kt贸rzy chodzili do parku, by na 艂onie natury upiec gdzie艣 pod drzewem kie艂baski. Czasem ogie艅 szerzy艂 si臋 tak gwa艂townie, 偶e do walki z nim trzeba by艂o wzywa膰 stra偶ak贸w.

Na skraju parku nie by艂o 偶adnego znaku, kt贸ry m贸wi艂by, 偶e ktokolwiek rozpali w nim ognisko, b臋­dzie ukarany. Napis taki umieszczony by艂 gdzie in­dziej, w ma艂o ucz臋szczanej cz臋艣ci parku, i niewielu z tych rozrabiak贸w mia艂o okazj臋 go widzie膰. Parku pilnowa艂 konny policjant, ale nie podchodzi艂 on do swoich obowi膮zk贸w zbyt powa偶nie i ogie艅 trawi艂 park ka偶dego sezonu. Pewnego razu pop臋dzi艂em do policjanta, 偶eby mu powiedzie膰, 偶e ogie艅 gwa艂townie si臋 rozprzestrzenia i powinien zawiadomi膰 stra偶 po偶arn膮. Ten odpowiedzia艂 mi nonszalancko, 偶e to nie jego sprawa, poniewa偶 nie jest to jego rewir! By­艂em zrozpaczony. Ustanowi艂em jednoosobowy komi­tet do spraw ochrony mienia publicznego i interwe­niowa艂em podczas w艂asnych przeja偶d偶ek. Obawiam si臋, 偶e pocz膮tkowo nie pr贸bowa艂em nawet dostrzec punktu widzenia innych ludzi. Ilekro膰 widzia艂em o-gie艅 tl膮cy si臋 gdzie艣 pod drzewem, by艂em tak nie­szcz臋艣liwy i tak bardzo chcia艂em zrobi膰 dobrze, 偶e robi艂em wszystko nie tak. Doje偶d偶a艂em do ch艂opc贸w, ostrzega艂em ich, 偶e mog膮 trafi膰 do wi臋zienia za pod­palenie parku, i w艂adczym g艂osem nakazywa艂em zgaszenie ogniska lub grozi艂em aresztem. Po prostu u-zewn臋trznia艂em swoje uczucia, nie my艣l膮c nawet o ich punkcie widzenia.


Rezultat? Podporz膮dkowywali si臋 — niech臋tnie i z ponur膮 min膮. A kiedy znika艂em za wzg贸rzem, prawdopodobnie rozpalali ognisko na nowo i teraz naprawd臋 chdeli spali膰 ca艂y park.

Z up艂ywem lat zdobywa艂em coraz wi臋ksz膮 wiedz臋 o wsp贸艂偶yciu z lud藕mi. Nauczy艂em si臋 post臋powa膰 taktownie i by艂em bardziej sk艂onny patrze膰 na rze­czy z punktu widzenia innych. Zamiast wydawa膰 roz­kazy, gdy napotka艂em p艂on膮ce ognisko, m贸wi艂em mniej wi臋cej tak:

„Dobrze si臋 bawide, ch艂opcy? Co ugotujecie na obiad?... Ja te偶 uwielbia艂em pali膰 ogniska, kiedy by艂em ch艂opcem. I dalej bardzo to lubi臋. Ale tutaj, w parku, to bardzo niebezpieczne. Wiem, ch艂opaki, 偶e nie chcecie wyrz膮dzi膰 偶adnej szkody, ale inni ch艂opcy nie s膮 tak ostro偶ni. Przychodz膮 tutaj i widz膮, 偶e wy roz­palili艣cie ognisko. Robi膮 wi臋c swoje i nie gasz膮 go, zanim wr贸c膮 do domu. Ogie艅 ogarnia suche li艣cie i dochodzi do drzew. Nie b臋dziemy tu mieli 偶adnych drzew, je艣li nie b臋dziemy ostro偶niejsi. Mogliby was wsadzi膰 do wi臋zienia za rozpalenie tego ogniska. Ale ja nie chc臋 psu膰 wam zabawy. Chc臋, aby艣cie sp臋dzali tu czas mi艂o i przyjemnie. Ale czy mogliby艣cie zgrabi膰 li艣cie doko艂a ogniska? A potem, nim st膮d p贸jdziecie, zasypcie palenisko dok艂adnie piachem. Zrobicie to? A nast臋pnym razem, kiedy b臋dziecie si臋 chdeli za­bawi膰, czy mogliby艣de pali膰 swoje ognisko po drugiej stronie wzg贸rza, na piachu? Tam nie b臋dzie ono niebezpieczne... Bardzo wam dzi臋kuj臋, ch艂opcy. Baw-de si臋 dobrze."

O ile偶 skuteczniejsza by艂a taka przemowa! Sprawia艂a, 偶e ch艂opcy chdeli mi pom贸c. Nie by艂o mi臋­dzy nami niech臋d ani urazy. Pozwala艂o im to zacho­wa膰 twarz. Czuli si臋 lepiej, i to dzi臋ki temu, 偶e roz­grywa艂em ca艂膮 sytuacj臋 patrz膮c na spraw臋 z ich perspektywy.


Uwzgl臋dnianie punktu widzenia innych mo偶e z艂a­godzi膰 napi臋cie w przypadku powa偶nych pro­blem贸w osobistych. Elizabeth Novak z Nowej Po­艂udniowej Walii w Australii sze艣膰 tygodni zalega艂a z op艂atami za samoch贸d. „W pi膮tek odebra艂am niemi艂y telefon od cz艂owieka, kt贸ry prowadzi艂 m贸j rachunek. Powiedzia艂, 偶e je艣li najp贸藕niej w poniedzia艂ek rano nie stawi臋 si臋 ze 122 dolarami, mog臋 spodziewa膰 si臋 ze strony firmy dalszych dzia艂a艅. Nie mia艂am mo偶liwo­艣ci zdobycia tych pieni臋dzy w ci膮gu weekendu, kiedy wi臋c w poniedzia艂ek rano ponownie zadzwoni艂, spo­dziewa艂am si臋 najgorszego. Nie wpad艂am jednak w panik臋; spr贸bowa艂am spojrze膰 na sytuacj臋 z jego punktu widzenia. Szczerze przeprosi艂am za fatygo­wanie go i zasugerowa艂am, 偶e na pewno jestem naj­bardziej k艂opotliw膮 klientk膮, poniewa偶 nie po raz pierwszy sp贸藕niam si臋 z op艂at膮. Ton jego g艂osu zmie­ni艂 si臋 natychmiast i zapewni艂 mnie, 偶e daleko mi do bycia naprawd臋 k艂opotliw膮 klientk膮. Potem poda艂 mi kilka przyk艂ad贸w bardziej niesubordynowanych klient贸w, kt贸rzy go ok艂amuj膮 i pr贸buj膮 unika膰. Nie m贸wi艂am nic. S艂ucha艂am i pozwoli艂am mu wyrzuci膰 z siebie ca艂膮 z艂o艣膰. Potem, bez 偶adnej sugestii z mojej strony, powiedzia艂, 偶e to w艂a艣ciwie nie ma znaczenia, czy wp艂ac臋 wszystkie pieni膮dze od razu. B臋dzie w po­rz膮dku, je艣li wp艂ac臋 mu 20 dolar贸w do ko艅ca mie­si膮ca, a reszt臋 dop艂ac臋, jak tylko b臋d臋 mog艂a."

Tak wi臋c jutro, zanim poprosisz kogo艣, aby zgasi艂 ognisko, kupi艂 tw贸j produkt albo przeznaczy艂 jak膮艣 kwot臋 na cele charytatywne, spr贸buj zatrzyma膰 si臋 na chwil臋, zamkn膮膰 oczy i przemy艣le膰 ca艂膮 sytuacj臋 z jego punktu widzenia. Zadaj sobie pytanie: „Dlaczego on lub ona mieliby chcie膰 to zrobi膰?" Prawda, to zabierze d troch臋 czasu, ale pozwoli unikn膮膰 narobienia sobie wrog贸w i przyniesie lepsze rezultaty — bez napi臋膰 i zdzierania sobie zel贸wek.


„Pr臋dzej chodzi艂bym po ulicy przez dwie godziny przed biurem mojego klienta, ni偶 wszed艂 na rozmow臋 z nim bez koncepcji, co chc臋 powiedzie膰 i co — zgo­dnie z moj膮 wiedz膮 na temat jego zainteresowa艅 i potrzeb — m贸j rozm贸wca mo偶e mi na to odpowie­dzie膰" — powiedzia艂 Dean Donham ze szko艂y bizne­su w Harvardzie.

Pozw贸lcie, 偶e powt贸rz臋:

Pr臋dzej chodzi艂bym po ulicy przez dwie godziny przed biurem mojego klienta, ni偶 wszed艂 na rozmow臋 z nim bez koncepcji, co chc臋 powiedzie膰 i co — zgodnie z moj膮 wiedz膮 na temat jego zainteresowa艅 i potrzeb—m贸jrozm贸wca mo­偶e mi na to odpowiedzie膰.

Je艣li lektura tej ksi膮偶ki sprawi cho膰by tyle, 偶e b臋­dziesz si臋 zawsze stara艂 rozpatrywa膰 sprawy z pun­ktu widzenia drugiej osoby, patrze膰 na rzeczy za­r贸wno jej, jak i swoimi oczami, je艣li nauczysz si臋 tylko tej jednej rzeczy, szybko przekonasz si臋, 偶e stanie si臋 ona punktem zwrotnym twojej kariery.

ZASADA 脫SMA Szczerze pr贸buj przyjmowa膰 punkt widzenia twojego rozm贸wcy.


9

KA呕DY TEGO CHCE

Czy chcia艂by艣 pozna膰 magiczn膮 formu艂臋, kt贸ra roz­strzygnie spory, wyeliminuje z艂o艣膰, spowoduje do­br膮 wol臋 i sprawi, 偶e rozm贸wca b臋dzie de s艂ucha艂 uwa偶nie?

Chcia艂by艣? Dobrze. Oto ona: „Nie winie de ani na jot臋 za to, co czujesz. Gdybym by艂 tob膮, bez w膮tpienia czu艂bym to samo."

Takie stwierdzenie zmi臋kczy nawet najbardziej swarliwego rozm贸wc臋 pod s艂o艅cem! A mo偶esz to po­wiedzie膰 i by膰 stuprocentowo szczery, poniewa偶 gdy­by艣 by艂 na miejscu tej drugiej osoby, z pewno艣ci膮 my艣­la艂by艣 tak jak ona. We藕my na przyk艂ad Ala Capone'a. Wyobra藕 sobie, 偶e 偶y艂by艣 w tym 艣rodowisku co on i mia艂 podobne do艣wiadczenia. By艂by艣 dok艂adnie taki jak on i dok艂adnie tam, gdzie on. Poniewa偶 w艂a艣nie to, i tylko to, sprawi艂o, 偶e by艂 tym, kim by艂. Jedyna przy­czyna, dla kt贸rej nie jeste艣 grzechotnikiem, to ta, 偶e nie by艂a grzechotnikiem ani twoja matka, ani tw贸j ojciec.

To, kim jeste艣, naprawd臋 w niewielkim stopniu zale偶y od ciebie. I pami臋taj, 偶e r贸wnie偶 ludzie, kt贸rzy zjawiaj膮 si臋 u ciebie zdenerwowani, nierozs膮dni i zajadli, w niewielkim stopniu zas艂uguj膮 na pot臋pie­nie. Wsp贸艂czuj im. U偶al si臋 nad nimi. Powiedz sobie:

„No, to zaczynam, w imi臋 bo偶e."

Trzy czwarte ludzi, kt贸rych kiedykolwiek w 偶ydu spotykasz, pragnie ponad wszystko wsp贸艂czucia i zrozumienia.

Prowadzi艂em kiedy艣 audycj臋 radiow膮 o autorce Littie Women, Louisie May Alcott. Oczywi艣de wie­


dzia艂em, 偶e mieszka艂a i pisa艂a swoje nie艣miertelne ksi膮偶ki w Concord w Massachusetts. Ale nie my艣l膮c, co m贸wi臋, opowiada艂em o odwiedzinach jej starego domu w Concord w New Hampshire. No, trudno! Powiedzia艂em to dwa razy. Zasypano mnie listami i telegramami, k膮艣liwymi uwagami, kt贸re wirowa艂y wok贸艂 mojej bezbronnej g艂owy jak r贸j komar贸w. Wielu ludzi by艂o na mnie oburzonych. Pewna kolonialna dama, kt贸ra wychowa艂a si臋 w Concord w Massachu­setts, a potem mieszka艂a w Filadelfii, wyla艂a na mnie ca艂y sw贸j jad. Nie mog艂aby chyba by膰 bardziej z艂o艣­liwa, gdybym oskar偶y艂 pani膮 Alcott o to, 偶e jest ka­nibalem z Nowej Gwinei. Powiedzia艂em sobie: „Dzi臋­ki Bogu, ta baba nie jest moj膮 偶on膮!" Mia艂em ochot臋 napisa膰 do niej, 偶e owszem, ja pope艂ni艂em b艂膮d w ge­ografii, ale ona pope艂ni艂a o wiele wi臋kszy b艂膮d w zasa­dach dobrego wychowania. To mia艂o by膰 pierwsze zdanie. Potem dopiero zakasa艂bym r臋kawy i powie­dzia艂 jej, co naprawd臋 my艣l臋. Ale nie zrobi艂em tego. 0-panowa艂em si臋. Zda艂em sobie spraw臋, 偶e tak po­st膮pi艂by ka偶dy napalony idiota i 偶e wi臋kszo艣膰 idiot贸w rzeczywi艣de tak robi.

Chda艂em by膰 ponad idiot贸w. Postanowi艂em spr贸­bowa膰 zmieni膰 jej wrogo艣膰 w przyjazne nastawienie. By艂o to wyzwanie, rodzaj hazardu. „W ko艅cu, gdy­bym by艂 ni膮, czu艂bym dok艂adnie to samo co ona." Po­stanowi艂em wi臋c wykaza膰 zrozumienie dla jej punktu widzenia. Podczas najbli偶szego pobytu w Filadelfii zadzwoni艂em do niej. Rozmowa przebiega艂a mniej wi臋cej tak:

JA: Pani taka i taka. Kilka tygodni temu napisa艂a pani do mnie Ust. Chda艂bym pani za ten list podzi臋kowa膰.

ONA: (zjadliwie uprzejmym tonem) Z kim mam przy­jemno艣膰 rozmawia膰?


JA: Nie zna mnie pani. Nazywam si臋 Dale Came-gie. Kilka tygodni temu s艂ucha艂a pani w radiu mojej audycji o Louisie May Alcott. W trakcie tej audycji pope艂ni艂em niewybaczaln膮 gaf臋 m贸­wi膮c, 偶e mieszka艂a ona w Concord w New Hampshire. To by艂 g艂upi b艂膮d i chc臋 teraz za niego przeprosi膰. To bardzo mi艂o z pani strony, 偶e po艣wi臋ci艂a pani sw贸j cenny czas, aby napisa膰 do mnie.

ONA: Przykro mi, panie Camegie, 偶e napisa艂am do pana w tak ostry spos贸b. Pana b艂膮d wyprowa­dzi艂 mnie z r贸wnowagi. Musz臋 pana za to przeprosi膰.

JA: O, nie! To nie pani powinna przeprasza膰. Ja musz臋 to zrobi膰. Nawet dziecko wiedzia艂oby, 偶e to, co powiedzia艂em, jest nieprawd膮. Prze­prasza艂em na antenie w kolejn膮 niedziel臋, a te­raz chc臋 pani膮 przeprosi膰 osobi艣cie.

ONA: Urodzi艂am si臋 w Concord w Massachusetts. Moja rodzina by艂a tam bardzo znana przez dwa wieki i jestem bardzo dumna z mojego rodzin­nego stanu. Bardzo mnie zdenerwowa艂o, kiedy us艂ysza艂am, 偶e panna Alcott mieszka艂a w New Hampshire.

JA: Zapewniam pani膮, 偶e nie jest pani nawet w jednej dziesi膮tej tak tym przej臋ta jak ja. M贸j b艂膮d nie zrani艂 Massachusetts, ale zrani艂 mnie. Tak rzadko ludzie o pani kulturze i pozycji spo艂ecznej po艣wi臋caj膮 sw贸j cenny czas na pisa­nie list贸w do radia. I mam nadziej臋, 偶e kiedy znowu pope艂ni臋 jaki艣 b艂膮d w swojej audycji, pani do mnie napisze.

ONA: Wie pan co? Naprawd臋 podoba mi si臋 spos贸b, w jaki przyj膮艂 pan moj膮 krytyk臋. Musi pan by膰 bardzo mi艂ym cz艂owiekiem. Chcia艂abym pana pozna膰.


Tak wi臋c, poniewa偶 przeprosi艂em i okaza艂em zro­zumienie dla jej punktu widzenia, ona te偶 zacz臋艂a przeprasza膰 i okazywa膰 zrozumienie dla mojego pun­ktu widzenia. Mia艂em satysfakcj臋, 偶e potrafi艂em nie ulec emocjom, satysfakcj臋 p艂yn膮c膮 z odp艂acenia u-przejmo艣d膮 za obraz臋. Mia艂em wi臋cej przyjemno艣ci w zmuszeniu jej do polubienia mnie, ni偶 mog艂oby mi przynie艣膰 poradzenie jej, 偶e najlepiej zrobi topi膮c si臋 w gnoj贸wce.

Ka偶dy, kto urz臋duje w Bia艂ym Domu, codziennie staje wobec ostrych konflikt贸w z lud藕mi. Prezydent Taft nie by艂 tu wyj膮tkiem i na podstawie w艂asnego do艣wiadczenia nauczy艂 si臋, 偶e zrozumienie posiada chemiczn膮 w艂a艣ciwo艣膰 neutralizowania kwas贸w wy­dzielanych, gdy targaj膮 nami gwa艂towne uczucia. W swojej ksi膮偶ce Ethics m Sernice Taft podaje do艣膰 zabawny przyk艂ad, jak uda艂o mu si臋 st艂umi膰 w艣ciek­艂o艣膰 rozczarowanej, ambitnej matki.

„Pewna niewiasta z Waszyngtonu, kt贸rej m膮偶 mia艂 polityczne koneksje, przez 6 tygodni albo nawet d艂u偶ej przychodzi艂a do mnie i molestowa艂a, abym mianowa艂 jej syna na pewne stanowisko. Zapewni艂a sobie poparcie licznych senator贸w i kongresman贸w i przychodzi艂a razem z nimi, aby przekona膰 si臋, 偶e argumentuj膮 z wystarczaj膮cym naciskiem. Stanowis­ko to wymaga艂o odpowiednich kwalifikacji, wi臋c kieruj膮c si臋 rekomendacj膮 dyrektora biura mianowa­艂em na nie kogo艣 innego. Otrzyma艂em wtedy list od owej matki, w kt贸rym m贸wi艂a mi, 偶e jestem najokrop­niejszym niewdzi臋cznikiem pod s艂o艅cem, poniewa偶 nie chcia艂em uczyni膰 z niej szcz臋艣liwej kobiety; a prze­cie偶 mog艂em to zrobi膰 jednym poci膮gni臋ciem pi贸ra. Wyrzuca艂a mi te偶, 偶e ona ci臋偶ko pracowa艂a reprezen­tuj膮c sw贸j stan w parlamencie i zapewni艂a poparcie wszystkich dla ustawy administracyjnej, na kt贸rej


szczeg贸lnie mi zale偶a艂o. A ja tak oto odwdzi臋czy艂em si臋 jej.

Kiedy otrzymujesz taki list, od razu zaczynasz my­艣le膰, 偶e musisz ostro zareagowa膰 na impertynencje pisz膮cego! Potem siadasz do pisania odpowiedzi. Je艣li jednak jeste艣 m膮dry, chowasz list z ripost膮 do szufla­dy i zamykasz j膮 na klucz. Wyjmij go po up艂ywie dw贸ch dni — taka korespondencja zawsze przebiega z op贸藕nieniem — a偶 pewno艣ci膮 go nie wy艣lesz. Tak te偶 zrobi艂em. Potem siad艂em do napisania kolejnego listu do niej, najgrzeczniejszego, na jaki tylko by艂o mnie sta膰, w kt贸rym wyja艣nia艂em, 偶e rozumiem jej rozczarowanie, jednak obsadzenie tego stanowiska nie zale偶a艂o wy艂膮cznie ode mnie i musia艂em liczy膰 si臋 z opini膮 dyrektora biura. Wyrazi艂em nadziej臋, 偶e jej syn wkr贸tce osi膮gnie to, o czym dla niego marzy艂a, i na swoim obecnym stanowisku. To uspokoi艂o j膮 i na­wet napisa艂a do mnie list z przeprosinami.

Nominacja, kt贸rej dokona艂em, nie zosta艂a jednak od razu zatwierdzona i po jakim艣 czasie otrzyma艂em list, kt贸ry pochodzi艂 podobno od jej m臋偶a, cho膰 napisany zosta艂 tym samym charakterem pisma co dwa po­przednie. Z listu tego dowiadywa艂em si臋, 偶e nerwowe za艂amanie, kt贸re spowodowane by艂o jej rozczarowa­niem w tej sprawie, zwali艂o j膮 z n贸g i spowodowa艂o bardzo powa偶ny przypadek raka 偶o艂膮dka. Czy nie zechcia艂bym przywr贸ci膰 jej zdrowia, wycofuj膮c pier­wsze nazwisko i zast臋puj膮c je nazwiskiem jej syna? Musia艂em napisa膰 kolejny list, tym razem do m臋偶a, wyra偶aj膮cy nadziej臋, 偶e diagnoza oka偶e si臋 pomy艂k膮. 艁膮czy艂em si臋 z nim w smutku spowodowanym po­wa偶n膮 chorob膮 偶ony, jednak nie mog艂em, niestety, wycofa膰 z艂o偶onej kandydatury.

Cz艂owiek, kt贸rego desygowa艂em na to stanowisko, uzyska艂 nominaq臋 dwa dni po tym, jak otrzyma艂em ten list. Wydawali艣my przyj臋cie w Bia艂ym Domu i


pierwsi ludzie, kt贸rzy powitali moj膮 偶on臋 i mnie, to owa dama i jej m膮偶 — ona jeszcze niedawno m articu-lo mortis."

Jay Mangum by艂 przedstawicielem firmy konser­wuj膮cej windy i schody ruchome w Tulsie w Ok艂aho-mie, kt贸ra mia艂a kontrakt na konserwacj臋 w jednym z najlepszych tamtejszych hoteli. Dyrektor hotelu nie zgadza艂 si臋 na zamkni臋cie schod贸w ruchomych na czas d艂u偶szy ni偶 dwie godziny, poniewa偶 nie chcia艂 nara偶a膰 go艣ci hotelowych na niewygody. Naprawa, kt贸rej trzeba by艂o dokona膰, mia艂a zaj膮膰 co najmniej osiem godzin; jego firma postanowi艂a wi臋c wydele­gowa膰 specjalnie wyszkolonego mechanika gotowe­go do napraw w porach dogodnych dla hotelu.

Kiedy panu Mangumowi uda艂o si臋 zdoby膰 mecha­nika o odpowiednich kwalifikacjach, zatelefonowa艂 do dyrektora hotelu i nie wyk艂贸caj膮c si臋 o czas ko­nieczny do naprawy powiedzia艂:

„S艂uchaj, Rick, wiem, 偶e masz w hotelu du偶y ruch i wola艂by艣 nie wy艂膮cza膰 schod贸w na d艂ugo. Rozu­miem to i zrobimy wszystko, co si臋 da, 偶eby si臋 do tego dostosowa膰. Jednak z naszej ekspertyzy wynika, 偶e je艣li nie dokonamy teraz niezb臋dnego remontu, scho­dy mog膮 ulec jeszcze powa偶niejszemu zniszczeniu, a w贸wczas i remont b臋dzie trwa艂 znacznie d艂u偶ej. Na pewno nie chcia艂by艣 nara偶a膰 swoich go艣d na nie­wygody przez kilkana艣cie dni."

Dyrektor hotelu musia艂 si臋 zgodzi膰, 偶e zamkni臋cie schod贸w na osiem godzin jest lepsze od unierucho­mienia ich na kilkana艣cie dni. Okazuj膮c zrozumienie dla dyrektora i jego troski o wygod臋 mieszka艅c贸w hotelu, pan Mangum przekona艂 go do swojego po­mys艂u bez 偶adnych zadra偶nie艅.

Joyce Norris, nauczycielka gry na pianinie z St. Lo-uis w Missouri, opowiedzia艂a nam, jak poradzi艂a sobie


z cz臋stym w je} zawodzie problemem. Babette mia艂a bardzo d艂ugie paznokcie. To utrudnia wyrobienie sobie w艂a艣ciwych nawyk贸w podczas gry na pianinie.

„Wiedzia艂am, 偶e d艂ugie paznokde nie pomog膮 jej w spe艂nieniu marzenia o dobrej grze. Przed pierwsz膮 lekcj膮 nie wspomnia艂am o tym ani s艂owem. Nie chcia­艂am jej zniech臋ca膰. Wiedzia艂am, 偶e nie zrezygnuje z paznokci, z kt贸rych by艂a tak dumna i kt贸re piel臋gno­wa艂a tak starannie.

Po pierwszej lekcji, kiedy wyczu艂am, 偶e nadesz艂a odpowiednia chwila, powiedzia艂am: 芦Babette, masz bardzo pi臋kne d艂onie i wspaniale paznokcie. Je艣li chcesz gra膰 na pianinie stosownie do swoich zdol­no艣ci i tak jak by艣 chcia艂a, o wiele szybciej i 艂atwiej ci to p贸jdzie po obci臋ciu paznokci. Pomy艣l o tym, dob-rze?禄 Zrobi艂a min臋, kt贸ra nie wr贸偶y艂a nic dobrego. Rozmawia艂am te偶 o tym z jej matk膮 i zn贸w wspo­mnia艂am, jak pi臋kne s膮 jej paznokde. I zn贸w negaty­wna reakq'a. By艂o jasne, 偶e wspaniale wypiel臋gno­wane paznokde Babette s膮 przedmiotem dumy obu pa艅.

W nast臋pnym tygodniu Babette, ku mojemu zdzi­wieniu, mia艂a obd臋te paznokde. Pochwali艂am j膮 i pogratulowa艂am tego po艣wi臋cenia. Pogratulowa艂am r贸wnie偶 matce za nak艂onienie Babette do obci臋cia pa­znokci. Oto co us艂ysza艂am w odpowiedzi: 芦Nie mia­艂am z tym nic wsp贸lnego. Babette zdecydowa艂a sama. Po raz pierwszy komu艣 uda艂o si臋 j膮 nak艂oni膰 do obci臋-da paznokci.禄"

Czy pani Norris straszy艂a Babette? Czy zaprotes­towa艂a przeciw uczeniu kogo艣 z tak d艂ugimi paznok­ciami? Nie, nic podobnego. Powiedzia艂a Babette, 偶e ma bardzo pi臋kne paznokde i 偶e obd臋de ich b臋dzie po艣wi臋ceniem. „Rozumiem de i wiem, 偶e nie b臋dzie to dla d臋bie 艂atwe, ale op艂ad si臋, poniewa偶 szybdej poczynisz post臋py."


Soi Hurok by艂 z pewno艣d膮 impresario numer jeden w Ameryce. Przez prawie p贸艂 wieku pracowa艂 z artys­tami tej klasy, co Szalapin, Isadora Duncan czy Paw艂o-wa. Pan Hurok powiedzia艂 mi kiedy艣, 偶e jedn膮 z pierwszych rzeczy, jakich nauczy艂y go kontakty z pe艂nymi temperamentu gwiazdami, by艂a koniecz­no艣膰 zrozumienia ich. Zrozumienia i raz jeszcze zro­zumienia dla ich wielko艣d.

Przez trzy lata by艂 impresario Fiodora Szalapina, jednego z najpot臋偶niejszych bas贸w w Metropolitan. A jednak Szalapin d膮gle przysparza艂 k艂opot贸w. „To bv艂 cholerny facet, cholerny" — powiedzia艂 o nim pan Hurok.

Kiedy艣 Szalapin zadzwoni艂 do pana Huroka oko艂o po艂udnia w dniu koncertu m贸wi膮c: „Soi, czuj臋 si臋 okropnie. Mam gard艂o czerwone jak surowy hambur­ger. Nie mog臋 dzi艣 wieczorem 艣piewa膰." Czy pan Hurok si臋 z nim spiera艂? O, nie. Wiedzia艂, 偶e nikt nie poradzi艂by sobie z nim w ten spos贸b. Bieg艂 wi臋c na­tychmiast do hotelu Szalapina ociekaj膮cy wr臋cz wsp贸艂czuciem i zrozumieniem. „Jaka szkoda, jaka szkoda, m贸j biedaku! — rozpacza艂. — Oczywi艣de, 偶e nie mo偶esz 艣piewa膰. Zaraz odwo艂am wyst臋p. B臋dzie ci臋 to co prawda kosztowa艂o kilka tysi臋cy dolar贸w, ale c贸偶 to znaczy wobec utraty reputacji!"

Wtedy Szalapin westchn膮艂 i powiedzia艂: „Mo偶e le­piej b臋dzie, jak wpadniesz do mnie jeszcze raz. Przyjd藕 oko艂o pi膮tej i zobaczymy, jak si臋 b臋d臋 czu艂."

O pi膮tej pe艂en wsp贸艂czucia i zrozumienia pan Hu­rok zn贸w p臋dzi艂 do hotelu. Nalega艂, aby odwo艂a膰 kon­cert, a Szalapin zn贸w westchn膮艂 i powiedzia艂: „C贸偶, przyjd藕 do mnie jeszcze raz p贸藕niej. Mo偶e poczuj臋 si臋 lepiej."

O si贸dmej trzydzie艣ci wielki bas zgodzi艂 si臋 wyst膮­pi膰 pod warunkiem, 偶e przedtem pan Hurok wyjdzie na scen臋 i og艂osi, 偶e Szalapin jest bardzo przezi臋biony


i w niedyspozycji. Pan Hurok zgodzi艂 si臋. Oczywi艣cie, k艂ania艂, ale wiedzia艂, 偶e to jedyny spos贸b, aby wiel­kiego tenora wci膮gn膮膰 na deski Metropolitan Opera.

Dr Arthur I. Gates w swojej wspania艂ej ksi膮偶ce E-ducational Psychology (Psychologia edukacyjna) napi­sa艂: „Ca艂y rodzaj ludzki po偶膮da wsp贸艂czucia i zrozumienia. Dziecko ch臋tnie pokazuje swoje st艂ucze­nia albo nawet samo kaleczy si臋 delikatnie lub nabija sobie guza, aby wywo艂a膰 wsp贸艂czucie. Z tego samego powodu doro艣li pokazuj膮 swoje siniaki, opowiadaj膮 o wypadkach, jakim ulegli, i o swoich chorobach, zw艂aszcza o szczeg贸艂ach operacji chirurgicznych. Rozpami臋tywanie rzeczywistych i wymy艣lonych nieszcz臋艣膰 jest, do pewnego stopnia, powszechnie stosowane."

Je艣li wi臋c chcesz przekona膰 innych do twojego spo­sobu my艣lenia, skorzystaj z powy偶szych rad.

ZASADA DZIEWI膭TA Oka偶 zrozumienie i wsp贸艂czuj z my艣lami i pragnieniami rozm贸wcy.


10 KA呕DY TO LUBI

Wychowa艂em si臋 w Missouri, na skraju teren贸w Jes-se'a Jamesa, wi臋c kiedy艣 odwiedzi艂em jego farm臋 w Keamey. Mieszka艂 tam wtedy syn Jamesa.

Jego 偶ona opowiada艂a mi histori臋 o tym, jak Jesse grabi艂 poci膮gi i rabowa艂 banki, a nast臋pnie rozdawa艂 pieni膮dze s膮siadom, aby mogli sp艂aci膰 swoje hipoteki.

Jesse James uwa偶a艂 si臋 pewnie w g艂臋bi serca za ide­alist臋, tak jak Dutch Schultz, Pistolet Crowley, Al Capone i wielu innych „ojc贸w chrzestnych" z lat p贸藕­niejszych. Faktem jest, 偶e wszyscy ludzie, kt贸rych spotykasz, maj膮 du偶e mniemanie o sobie i lubi膮 uzna­wa膰 si臋 za 艣wietnych i w 偶adnym wypadku zaro­zumia艂ych.

J. Pierpont Morgan zauwa偶y艂, 偶e ludzie maj膮 zwy­kle dwa powody, dla kt贸rych co艣 robi膮: jeden praw­dziwy i jeden, kt贸ry dobrze brzmi.

Tw贸j rozm贸wca i tak zna ten prawdziwy pow贸d, nie musisz mu o nim przypomina膰. Jednak ka偶dy z nas jest w g艂臋bi serca idealist膮 i lubi my艣le膰, 偶 kieruje si臋 intencjami, kt贸re dobrze brzmi膮. Je艣li wi臋c chcesz zmieni膰 ludzi, bierz za dobr膮 monet臋 te szlachetne motywacje.

Czy ma to szans臋 sprawdzi膰 si臋 w interesach? We藕­my przyk艂ad Hamiltona J. Farrella z firmy Farrell-Mit-chel Company w Glenolden w Pensylwanii. Ot贸偶 pan Farrell mia艂 lokator贸w, kt贸rzy zagrozili, 偶e si臋 wynio­s膮. Umowa obowi膮zywa艂a jeszcze przez cztery mie­si膮ce, ale mimo to zdecydowani byli zwolni膰 lokal natychmiast, bez wzgl臋du na konsekwencje.


„Ludzie ci mieszkali w domu ca艂膮 zim臋 — najdro偶­sz膮 por臋 roku. I wiedzia艂em, 偶e trudno mi b臋dzie ponownie wynaj膮膰 mieszkanie przed jesieni膮. Wi­dzia艂em ju偶, jak zyski z czynszu szlag trafi艂 i wierzcie mi, 偶e si臋 w艣ciek艂em.

Normalnie wpad艂bym do takiego lokatora i pora­dzi艂 mu, 偶eby raz jeszcze dok艂adnie przeczyta艂 umo­w臋. Uzmys艂owi艂bym mu, 偶e je艣li si臋 wyprowadzi, zmieni proporcje p艂aconego przez lokator贸w czynszu i b臋d臋 mia艂 prawo 艣ci膮gn膮膰 z niego te pieni膮dze, co niew膮tpliwie uczyni臋.

Jednak zamiast jak furiat zrobi膰 mu awantur臋, po­stanowi艂em wypr贸bowa膰 inn膮 taktyk臋. Powiedzia艂em wi臋c: 芦Panie Doe, wys艂ucha艂em pana dok艂adnie i wci膮偶 nie wierz臋, 偶e chce pan si臋 wyprowadzi膰. Lata pracy w tym fachu pozwoli艂y mi pozna膰 ludzk膮 na­tur臋. Znam si臋 na ludziach i od pocz膮tku wiedzia艂em, 偶e jest pan cz艂owiekiem, kt贸ry dotrzymuje s艂owa. Je­stem tego tak pewien, 偶e m贸g艂bym za艂o偶y膰 si臋 o to z ka偶dym.

Oto co proponuj臋. Prosz臋 od艂o偶y膰 decyzj臋 na kilka dni i przemy艣le膰 wszystko raz jeszcze. Je艣li przyjdzie pan do mnie przed pierwszym, kiedy ma pan p艂aci膰 czynsz, i powie mi, 偶e nadal chce si臋 wynie艣膰, daj臋 panu s艂owo, 偶e potraktuj臋 wtedy pa艅sk膮 decyzj臋 jako ostateczn膮. Pan b臋dzie mia艂 prawo odej艣膰, a ja przy­znam sam przed sob膮, 偶e 藕le pana oceni艂em. Jednak mimo wszystko wierz臋, 偶e liczy si臋 dla pana pa艅skie s艂owo i nasz kontrakt pozostanie w mocy do ko艅ca. W ko艅cu to, czy jeste艣my lud藕mi, czy ma艂pami, zale偶y jedynie od nas samych.禄

I co, przyszed艂 koniec miesi膮ca i pan Doe pojawi艂 si臋 osobi艣cie, by op艂aci膰 czynsz. Przedyskutowa艂 wszystko z 偶on膮 i podj臋li decyzj臋, 偶e jedynym dla nich mo偶liwym rozwi膮zaniem jest dotrzyma膰 podpisanej umowy."


Kiedy zmar艂y ju偶 lord Northciiffe ujrza艂 w jednej z gazet swoje zdj臋cie, kt贸rego nie chcia艂 opublikowa膰, napisa艂 do wydawcy Ust. Czy jednak napisa艂 w nim „Prosz臋 nie publikowa膰 wi臋cej tego zdj臋cia, bo mi si臋 to nie podoba?" Nie, odwo艂a艂 si臋 do jego szlachetno艣ci. Wspomnia艂 o szacunku i mi艂o艣ci, jakie wszyscy ma­my dla macierzy艅stwa: „Prosz臋 wi臋cej nie publiko­wa膰 tego zdj臋cia. Mojej matce bardzo si臋 ono nie po­doba"—napisa艂.

R贸wnie偶 John D. Rockefeller junior odwo艂a艂 si臋 do szlachetnych motyw贸w, kiedy chcia艂 powstrzyma膰 reporter贸w od ci膮g艂ego fotografowania jego dzieci. Nie m贸wi艂: „Nie chc臋, 偶eby艣cie publikowali te zdj臋­cia." Nie, odwo艂a艂 si臋 do tkwi膮cej g艂臋boko w ka偶dym z nas zasady niekrzywdzenia dzieci. Oto co powie­dzia艂: „Sami wiecie, panowie, jak to jest. Te偶 macie dzieci, przynajmniej niekt贸rzy z was. I wiecie, 偶e zbytnia popularno艣膰 nie wychodzi im na dobre".

Kiedy Cyrus H. K. Curtis jako biedny ch艂opak z Maine zaczyna艂 swoj膮 wspania艂膮 karier臋, kt贸ra mia艂a mu przynie艣膰 miliony dolar贸w (by艂 w艂a艣cicielem „The Saturday Evening Post" i „Ladies' Home Joumal"), nie m贸g艂 p艂aci膰 swoim autorom tyle, co inne gazety. Nie m贸g艂 da膰 wysokiego honorarium najlepszym au­torom, wi臋c odwo艂ywa艂 si臋 do ich szlachetnych uczu膰. Nak艂oni艂 nawet Louis臋 May Alcott, nie艣mierteln膮 autork臋 Littie Women, by pisa艂a dla niego b臋d膮c u szczytu s艂awy. Dokona艂 tego oferuj膮c czek na sto dolar贸w, ale nie jej, tylko wskazanej przez ni膮 insty­tucji charytatywnej.

Sceptycy mogliby powiedzie膰: „No, dobrze, ale to wszystko Northciiffe, Rockefeller i sentymentalna pisarka. Chcia艂bym zobaczy膰, jak posz艂oby d z twar­dzielami, z kt贸rymi ja musz臋 robi膰 interesy."

To cz臋艣ciowo racja. Nie ma regu艂, kt贸re sprawdzaj膮 si臋 w ka偶dym przypadku i wobec ka偶dego cz艂owieka.


Je艣li jeste艣 zadowolony z wynik贸w, jakie dotychczas osi膮gn膮艂e艣, to po co masz zmienia膰 post臋powanie? Lecz je艣li nie jeste艣, to co ci szkodzi spr贸bowa膰?

Tak czy owak, s膮dz臋, 偶e z przyjemno艣ci膮 przeczy­tasz t臋 prawdziw膮 histori臋, kt贸r膮 opowiedzia艂 m贸j by艂y ucze艅 James L. Thomas:

Kilku klient贸w pewnej firmy samochodowej od­m贸wi艂o zap艂acenia za przegl膮d swoich aut. 呕aden z nich nie kwestionowa艂 ca艂ego rachunku, ale ka偶dy wytkn膮艂 jak膮艣 niew艂a艣ciw膮 pozycj臋. W ka偶dym przy­padku klient podpisa艂 odbi贸r samochodu potwier­dzaj膮c tym samym, 偶e us艂uga zosta艂a wykonana. To w艂a艣nie podkre艣lali przedstawiacie firmy i to by艂 ich pierwszy b艂膮d.

Oto jak post臋powali przedstawiacie firmy, aby otrzyma膰 pieni膮dze za us艂ug臋. Czy s膮dzisz, 偶e im si臋 uda艂o?

1. Odwiedzali ka偶dego klienta i stwierdzali na wst臋pie, 偶e przyszli odebra膰 nale偶ne im pieni膮dze za nie uregulowany od dawna rachunek.

2. Podkre艣lali, 偶e racja jest po stronie firmy bez 偶adnych zastrze偶e艅, co implikowa艂o, 偶e klient si臋 myli.

3. Dawali do zrozumienia, 偶e oni wiedz膮 o samochodach znacznie wi臋cej ni偶 on. O co wi臋c mu chodzi?

4. Rezultat: awantura.

Czy ta metoda pogodzi艂a ich z klientem i spowodo­wa艂a uiszczenie op艂aty? Sam mo偶esz sobie odpowie­dzie膰 na to pytanie.

Szef dzia艂u kredytowego zamierza艂 odwo艂a膰 si臋 do s膮du. Na szcz臋艣cie spraw膮 zainteresowa艂 si臋 prezes firmy. Zbada艂 wszystko bardzo dok艂adnie i przekona艂 si臋, 偶e klienci d dotychczas p艂acili rachunki bez za­


strze偶e艅. Co艣 wi臋c musia艂o by膰 nie tak w sposobie in­kasowania nale偶no艣ci. Wezwa艂 Jamesa L. Thomasa i poledl mu zainkasowa膰 te kwoty „nie do odebra­nia" . Pan Thomas opowiedzia艂 nam o tym. „Oto moje kolejne posuni臋cia:

1. W ka偶dym przypadku moja wizyta u klienta mia艂a na celu zainkasowanie zaleg艂ej nale偶no艣ci, co do kt贸rej by艂em przekonany, 偶e jest dobrze naliczona. Jednak nie wspomnia艂em o tym ani s艂owem. Wyja艣ni­艂em, 偶e przyszed艂em, aby dowiedzie膰 si臋, co z艂ego zrobi艂a lub te偶 czego nie dope艂ni艂a moja firma.

2. Wyra藕nie zaznaczy艂em, 偶e dop贸ki nie us艂ysz臋 opinii klienta, nie mog臋 sam zaj膮膰 stanowiska. Pod­kre艣li艂em, 偶e nie twierdz臋, i偶 firma jest nieomylna.

3. Powiedzia艂em, 偶e interesuje mnie tylko jego sa­moch贸d, a on wie o tym samochodzie wi臋cej ni偶 kto­kolwiek inny na 艣wiecie, 偶e to w艂a艣nie on jest tu najwi臋kszym autorytetem.

4. Pozwoli艂em klientowi m贸wi膰 i s艂ucha艂em go z ca艂ym zrozumieniem i uwag膮, na jakie by艂o mnie sta膰;

tego w艂a艣nie ode mnie oczekiwa艂.

5. Wreszcie kiedy klient odzyskiwa艂 zdrowy roz­s膮dek, odwo艂ywa艂em si臋 do jego poczucia uczciwo艣ci. Odwo艂ywa艂em si臋 do szlachetniejszych motyw贸w. M贸wi艂em: Zapewniam pana, 偶e r贸wnie偶 ja jestem przekonany, 偶e spraw臋 t臋 za艂atwiono niew艂a艣ciwie. Jeden z naszych przedstawicieli zdenerwowa艂 pana i 藕le pana potraktowa艂. To nie powinno si臋 by艂o zda­rzy膰. Przykro mi z tego powodu i przepraszam jako przedstawiciel firmy. Kiedy siedzia艂em tu i s艂ucha艂em pa艅skiej wersji wydarze艅, nie mog艂em wprost wyj艣膰 z podziwu dla pa艅skiej uczciwo艣ci i cierpliwo艣ci. I te­raz, w艂a艣nie dlatego, 偶e jest pan tak otwarty i uczciwy, chcia艂bym prosi膰 o przys艂ug臋. Jestem przekonany, 偶e zrobi pan to lepiej ni偶 ktokolwiek inny, bo wie pan to lepiej. Oto rachunek. Wiem, 偶e mog臋 spokojnie prosi膰


o jego skorygowanie, tak jakbym prosi艂 prezesa mojej firmy. Zostawiam decyzj臋 panu: b臋dzie tak, jak pan powie.

Czy sprawdzi艂 rachunek? Oczywi艣cie, i da艂o mu to niez艂膮 satysfakcj臋. Rachunki opiewa艂y na 150 do 400 dolar贸w. Czy klienci skorzystali z mo偶liwo艣ci zmniej­szenia kwoty? Jeden z nich tak. Odm贸wi艂 zap艂acenia cho膰by centa z kwestionowanej kwoty. Ale pi臋du po­zosta艂ych uregulowa艂o rachunki w ca艂o艣ci!

Jednak najwa偶niejszy rezultat mia艂 si臋 dopiero ujawni膰: w d膮gu dw贸ch lat ka偶dy z tych pan贸w kupi艂 u nas nowy samoch贸d!

Do艣wiadczenie nauczy艂o mnie, 偶e je艣li nie mo偶na zebra膰 na temat klienta 偶adnych informacji, nale偶y dzia艂a膰 w oparciu o jedn膮 jedyn膮 zasad臋: trzeba przy­j膮膰, 偶e klient jest szczery, uczciwy i prawdom贸wny i 偶e zap艂aci natychmiast ka偶dy rachunek, je艣li tylko zosta­nie przekonany, 偶e nikt nie chce go oszuka膰. M贸wi膮c ja艣niej, ludzie s膮 uczciwi i chc膮 wywi膮zywa膰 si臋 ze swoich zobowi膮za艅. Jest stosunkowo niewiele wyj膮t­k贸w od tej regu艂y i jestem przekonany, 偶e nawet d, kt贸rzy chdeliby nas zrobi膰 w konia, w wi臋kszo艣d przypadk贸w zareaguj膮 uczdwie, je艣li damy im do zrozumienia, 偶e uwa偶amy ich za ludzi szczerych, po­rz膮dnych i uczdwych."

ZASADA DZIESI膭TA Odwo艂aj si臋 do szlachetno艣膰 rozm贸wcy.


11

CO SPRAWDZA SI臉 W KINIE I TELEWIZJI, PRZYDAJE SI臉 I W呕YCIU

Wiele lat temu „Evening BuUetin" z Filadelfii zagro­偶ony by艂 wyj膮tkowo niebezpieczn膮 kampani膮. Roz­puszczano z艂o艣liwe pog艂oski. Chc膮cym zamie艣d膰 tam reklamy m贸wiono, 偶e gazeta nie jest ju偶 atrakcyjna dla czytelnik贸w, poniewa偶 publikuje niemal wy艂膮cznie reklamy. Konieczne by艂o natychmiastowe dzia艂anie. Trzeba by艂o zd艂awi膰 plotki.

Ale jak?

Oto co zrobiono.

Wydawcy „BuUetin" wybrali z jednego numeru wszystkie teksty, bez wzgl臋du na ich rodzaj, i wydali w formie ksi膮偶kowej. Ksi膮偶ka nosi艂a tytu艂 Jeden dzie艅. Uczy艂a 307 stron — tyle co przed臋tna ksi膮偶ka. A prze-de偶 „Bulletin" przygotowa艂 i opublikowa艂 te teksty w ci膮gu jednego dnia i sprzeda艂 nie po kilka dolar贸w, ale po kilka cent贸w za egzemplarz.

Wydanie ksi膮偶ki udowodni艂o, 偶e „BuUetin" zawie­ra wiele interesuj膮cych tekst贸w. Przekazuje fakty le­piej, dok艂adniej i w bardziej przekonuj膮cy spos贸b, ni偶 mog艂yby to uczyni膰 ca艂e kolumny cyfr.

呕yjemy w czasach, kiedy nie wystarczy po prostu powiedzie膰 prawdy. Trzeba t臋 prawd臋 uczyni膰 偶yw膮, interesuj膮c膮, teatraln膮. Przez ca艂y czas musisz odgry­wa膰 rol臋 w teatrze jednego aktora, musisz robi膰 sw贸j wielki show. Robi膮 to w kinie. Robi膮 to w telewizji. Ty


te偶 b臋dziesz musia艂 to robi膰, je艣li chcesz, by zwr贸cono na d臋bie uwag臋.

Dekoratorzy okien wystawowych znaj臋 pot臋g臋 tea-tralizacji. Kiedy艣 producenci nowej trutki na szczury udost臋pnili swoim akwizytorom okno wystawowe, na kt贸rym umie艣cili dwa 偶ywe szczury. W tygodniu, w kt贸rym demonstrowano szczury, sprzeda偶 skoczy­艂a pi臋ciokrotnie w g贸r臋.

Telewizyjne reklamy pe艂ne s膮 scenek prezentuj膮­cych codzienne zastosowanie produktu. Po艣wi臋膰 jeden wiecz贸r na siedzenie przed telewizorem i anali­z臋 tego, co tw贸rcy reklam pokazuj膮 w ka偶dej z nich. Zauwa偶ysz natychmiast, 偶e jedno lekarstwo na nad-kwasot臋 zmienia kolor pr贸bki kwasu, podczas gdy nie robi tego lek konkurent贸w; 偶e jeden gatunek myd艂a zostawia sk贸r臋 g艂adk膮 i czyst膮, a inny szar膮 i brzydk膮. Przekonasz si臋, 偶e samoch贸d lekko wchodzi w seri臋 ostrych zakr臋t贸w widz膮c to, a nie przyjmuj膮c na wia­r臋. Szcz臋艣liwe twarze podkre艣l膮 zadowolenie z wielu produkt贸w. Wszystkie reklamy zachwalaj膮 zalety produktu — i rzeczywi艣cie zdolne s膮 nam贸wi膰 ludzi do kupowania prezentowanych towar贸w.

Ty mo偶esz podobnie zademonstrowa膰 swoje po­mys艂y. To bardzo 艂atwe w interesach i w ka偶dej zreszt膮 dziedzinie 偶yda. Jim Yeamans, kt贸ry sprzedaje pro­dukty firmy NCR z Richmond w Wirginii, opowie­dzia艂 mi, jak dokona艂 pewnej sprzeda偶y w ten w艂a艣nie spos贸b.

„W zesz艂ym tygodniu zaszed艂em do sklepu spo­偶ywczego w s膮siedztwie i stwierdzi艂em, 偶e kasy w tym sklepie s膮 nienowoczesne. Doszed艂em do w艂a艣-ddela. „Tr膮d pan mn贸stwo pieni臋dzy za ka偶dym ra­zem, gdy klient przechodzi obok pa艅skiej kasy" — powiedzia艂em i rzud艂em na pod艂og臋 gar艣膰 drobnych. Natychmiast przyd膮gn膮艂em jego uwag臋. Ju偶 same s艂owa zainteresowa艂yby go na pewno, ale d藕wi臋k


upadaj膮cych na pod艂og臋 monet po prostu go oszo艂o­mi艂. Bez trudu uzyska艂em od niego zam贸wienie na ka­sy, kt贸re mia艂y zast膮pi膰 ca艂y jego stary sprz臋t."

Sprawdza si臋 to te偶 w 偶ydu rodzinnym. Kiedy w dawnych czasach wielbiciel o艣wiadcza艂 si臋 swojej wybrance, czy m贸wi艂 jej po prostu, 偶e j膮 kocha? Nie! Pada艂 przed ni膮 na kolana. A to mia艂o podkre艣la膰 si艂臋 uczucia wyra偶on膮 w s艂owach. Nie o艣wiadczamy si臋 ju偶 na kl臋czkach. Ale wielu m臋偶czyzn nadal stara si臋 stworzy膰 romantyczn膮 atmosfer臋, zanim padnie to „sakramentalne" pytanie.

Zorganizowanie ma艂ego przedstawienia sprawdza si臋 r贸wnie偶 w stosunkach z dzie膰mi. Joe B. Fant junior z Birmingham w Alabamie mia艂 k艂opoty z przy­zwyczajeniem pi臋doletniego syna i trzyletniej c贸rki do sprz膮tania zabawek. Joey by艂 maszynist膮, wpad艂 wi臋c na pomys艂 zabawy w poci膮g. Wagon Janet by艂 tu偶 za nim. Wieczorem 艂adowa艂a ona do niego swoje zabawki i wskakiwa艂a do 艣rodka, podczas gdy jej brat prowadzi艂 pod膮g doko艂a pokoju. W ten spos贸b pok贸j by艂 posprz膮tany — bez kaza艅, k艂贸tni czy gr贸藕b.

Mary Catherine Wolf z Mishawaka w Indianie mia艂a problemy w pracy i postanowi艂a, 偶e porozma­wia o nich ze swoim szefem. Mia艂a um贸wion膮 rozmo­w臋 na poniedzia艂ek rano, ale us艂ysza艂a, 偶e jest bardzo zaj臋ty i powinna prze艂o偶y膰 spotkanie na jaki艣 inny dzie艅. Sekretarka stwierdzi艂a, 偶e b臋dzie bardzo trud­no, ale spr贸buje co艣 za艂atwi膰.

Oto jak opisa艂a to pani Wolf:

„Nie dosta艂am od niej 偶adnej odpowiedzi przez ca­艂y tydzie艅. Ilekro膰 j膮 pyta艂am, podawa艂a nowy po­w贸d, dla kt贸rego szef nie m贸g艂 si臋 ze mn膮 zobaczy膰. Przyszed艂 pi膮tek i zn贸w nie us艂ysza艂am niczego kon­kretnego. Koniecznie musia艂am porozmawia膰 z nim o swoich k艂opotach przed sobot膮, wi臋c zada艂am sobie


pytanie, jak mog臋 go do tego nak艂oni膰.

I oto co zrobi艂am. Napisa艂am do niego oficjalne pis­mo. Napisa艂am, 偶e 艣wietnie rozumiem, jak bardzo jest zaj臋ty, ale chc臋 rozmawia膰 z nim o czym艣 wa偶nym. Do艂膮czy艂am kartk臋 papieru zaadresowan膮 na moje nazwisko i kopert臋. Poprosi艂am, aby zechcia艂 uzupe艂­ni膰 niemal ju偶 gotowy list i przes艂a膰 go do mnie. Na za艂膮czonej kartce napisa艂am:

Pani Wolf, b臋d臋 m贸g艂 zobaczy膰 si臋 z pani膮 dnia ... o godzinie... Po艣wi臋c臋 pani ...minut mojego czasu.

Przekaza艂am mu ten list o 11, a o 14 posz艂am spraw­dzi膰, czy w mojej skrzynce jest odpowied藕. By艂a. Wy­pe艂ni艂 do艂膮czony przeze mnie list: m贸g艂 mi po艣wi臋ci膰 10 minut tego samego popo艂udnia. Spotka艂am si臋 z nim i rozmawiali艣my ponad godzin臋, zanim uda艂o si臋 rozwi膮za膰 moje problemy.

Gdybym nie zrobi艂a tego przedstawienia i nie po­kaza艂a mu, 偶e naprawd臋 bardzo chc臋 si臋 z nim zoba­czy膰, nadal czeka艂abym na wyznaczenie spotkania."

James B. Boynton musia艂 przedstawi膰 d艂ugi raport rynkowy. Jego firma w艂a艣nie zako艅czy艂a 偶mudne ba­dania rynku zbytu na 艣mietan臋. Natychmiast potrzeb-neby艂y dane na temat konkurencji. Przysz艂y klient by艂 jednym najlepiej reklamuj膮cych si臋 producent贸w.

Pierwsza pr贸ba sko艅czy艂a si臋 niepowodzeniem, za­nim jeszcze j膮 podj膮艂.

„Kiedy tam wszed艂em, natychmiast sprowadzono rozmow臋 do bezowocnej dyskusji na temat stosowa­nych metod badania. On m贸wi艂 swoje, a ja swoje. Jego zdaniem nie mia艂em racji, ja za艣 pr贸bowa艂em mu udo­wodni膰, 偶e j膮 mam.

Wreszcie osi膮gn膮艂em satysfakcj臋 i udowodni艂em to, ale m贸j czas si臋 wyczerpa艂, rozmowa dobieg艂a ko艅ca i nie przynios艂a 偶adnych efekt贸w.


Po raz drugi nie zawraca艂em sobie g艂owy kolumna­mi cyfr. Postanowi艂em zorganizowa膰 ma艂e przedsta­wienie.

Kiedy wszed艂em do gabinetu, rozmawia艂 przez te­lefon. Jak tylko sko艅czy艂 rozmow臋, otworzy艂em wa­lizk臋 i wypakowa艂em z niej na jego biurko trzydzie艣ci dwa s艂oiki 艣mietany — dobrze mu znane produkty wszystkich jego konkurent贸w.

Na ka偶dym s艂oiku umie艣ci艂em naklejk臋 z wypi­sanymi w punktach rezultatami bada艅 rynkowych. Punkt贸w by艂o niewiele, ale obejmowa艂y wszystko.

I co si臋 sta艂o?

Nie by艂o ju偶 spor贸w. By艂o to co艣 nowego, co艣 inne­go. Wzi膮艂 pierwszy s艂oik i przeczyta艂 naklejk臋. Potem to samo z nast臋pnymi. Nawi膮za艂a si臋 przyjazna roz­mowa. Zadawa艂 dodatkowe pytania i by艂 wyra藕nie bardzo zainteresowany. Pocz膮tkowo da艂 mi na pre­zentacj臋 tylko dziesi臋膰 minut. Minuty mija艂y: dziesi臋膰, dwadzie艣cia, czterdzie艣ci. Przesz艂a godzina, a my wd膮偶 rozmawiali艣my.

Prezentowa艂em dok艂adnie te same cyfry, co po­przednio. Jednak tym razem zamieni艂em si臋 w show-mana: zrobi艂em przedstawienie. I to z jakim skutkiem!"

ZASADA JEDENASTA Udaramatyzuj swoje pomys艂y.


12 GDY WSZYSTKO ZAWIOD艁O...

Charlesowi Schwabowi podlega艂 dyrektor dzia艂u, kt贸­rego pracownicy nie wyrabiali normy.

—Jak to jest, 偶e tak zdolny dyrektor jak ty nie potra­fi wydoby膰 z pracownik贸w tyle, ile powinni robi膰 — spyta艂 go kiedy艣 Schwab.

— Nie wiem. Schlebia艂em im i zach臋ca艂em. B艂aga­艂em i zaklina艂em. Kl膮艂em i grozi艂em zwolnieniem z pracy. Ale wszystko na nic. Nic nie pomaga — us艂y­sza艂 w odpowiedzi.

Rozmowa mia艂a miejsce pod koniec dnia, tu偶 przed przyj艣ciem do pracy nocnej zmiany. Schwab poprosi艂 dyrektora o kawa艂ek kredy, a nast臋pnie zwr贸ci艂 si臋 do pierwszego z brzegu cz艂owieka i spyta艂:

— Ile piec贸w wyprodukowali艣cie dzisiaj?

—Sze艣膰.

Bez s艂owa Schwab napisa艂 kred膮 na pod艂odze du偶膮 sz贸stk臋 i wyszed艂.

Kiedy przysz艂a nocna zmiana, pracownicy zauwa­偶yli sz贸stk臋 i spytali, co oznacza.

— By艂 tutaj naczelny. Spyta艂 nas, ile piec贸w zrobili艣­my, i powiedzieli艣my, 偶e sze艣膰. Wtedy zapisa艂 to na pod艂odze.

Nast臋pego ranka Schwab przyszed艂 do zak艂adu i o-bok sz贸stki narysowa艂 wielk膮 si贸demk臋.

Kiedy przyszli do pracy robotnicy z dziennej zmia­ny, zauwa偶yli now膮 cyfr臋. „Nocna zmiana by艂a lepsza od nas, zrobili siedem" — pomy艣leli pewnie. No to co, trzeba im do艂o偶y膰. Z entuzjazmem zabrali si臋 do pracy i kiedy wieczorem wychodzili z zak艂adu, namazali na


pod艂odze wielk膮, ko艣law膮 dziesi膮tk臋. Tak wi臋c sytua­cja zacz臋艂a si臋 poprawia膰.

Wkr贸tce dzia艂 ten pracowa艂 lepiej ni偶 jakikolwiek inny w fabryce.

Przyczyna?

Pozw贸lmy powiedzie膰 o niej samemu Charlesowi Schwabowi: „Spos贸b na to, aby wszystko by艂o zrobio­ne, to stymulowanie wsp贸艂zawodnictwa. I nie mam tu na my艣li nieczystej walki o pieni膮dze, ale prawdziw膮 ch臋膰 bycia lepszym od innych."

Ch臋膰 bycia lepszym od innych! Wyzwanie! Rzuce­nie r臋kawicy! Niezawodny spos贸b na wyzwolenie w ludziach ducha.

Bez wyzwania Teodor Roosevelt nigdy nie zosta艂by prezydentem Stan贸w Zjednoczonych. Po powrocie z Kuby kandydowa艂 na gubernatora stanu Nowy Jork. Opozycja odkry艂a, 偶e nie jest on ju偶 zgodnie z prawem rezydentem tego stanu, i przera偶ony Roosevelt chcia艂 si臋 wycofa膰. I wtedy Thomas Collier Platt, w贸wczas senator ze stanu Nowy Jork, rzuci艂 wyzwanie. Zwra­caj膮c si臋 nagle do Teodora Roosevelta krzykn膮艂 wiel­kim g艂osem: „Czy bohater spod San Juan Hill ma zamiar stch贸rzy膰?"

Roosevelt zosta艂 na polu walki, a reszt臋 znamy z historii. Wyzwanie nie tylko zmieni艂o jego 偶yde, ale mia艂o te偶 olbrzymi wp艂yw na 偶ycie ca艂ego narodu.

„Wszyscy ludzie si臋 boj膮, ale odwa偶ni nie my艣l膮 o strachu i id膮 naprz贸d, czasem po 艣mier膰, ale zawsze po zwyci臋stwo" — brzmia艂o motto stra偶y kr贸lewskiej w staro偶ytnej Grecji. C贸偶 mo偶e by膰 wi臋kszym wyzwa­niem ni偶 okazja do pokonania strachu?

Wykorzysta艂 to Al Smith, kiedy by艂 gubernatorem Nowego Jorku. Sing Sing, w tym czasie najsurowsze wi臋zienie, nie mia艂o naczelnika. Przez mury wi臋zien­ne przedostawa艂y si臋 wie艣ci o skandalach i straszne pog艂oski. Smith potrzebowa艂 mocnego cz艂owieka,


kt贸ry potrafi艂by zrobi膰 porz膮dek w Sing Singu, 偶elaz­nego cz艂owieka. Ale kogo? Pos艂a艂 do New Hampton po Lewisa E. Lawesa.

— Mo偶e obj膮艂by艣 kierownictwo Sing Singu? — spyta艂 niewinnie, kiedy stan膮艂 przed nim Lawes. — Potrzeba tam do艣wiadczonego cz艂owieka.

Lawes by艂 oszo艂omiony. Zna艂 niebezpiecze艅stwa zwi膮zane z tym zadaniem. By艂o to stanowisko kluczo­we, zale偶a艂o od kapry艣nej polityki. Dyrektorzy od­chodzili stamt膮d cz臋sto. Jeden urz臋dowa艂 tylko trzy tygodnie. Oto kariera sta艂a przed nim otworem. Czy warto ryzykowa膰?

Smith, kt贸ry widzia艂 jego wahanie, usiad艂 wygod­niej w swoim krze艣le i z u艣miechem powiedzia艂: — M艂ody cz艂owieku, nie winie pana za to, 偶e si臋 pan boi. To trudna sprawa. Tylko naprawd臋 wielki cz艂owiek wejdzie tam i zostanie.

Smith rzuci艂 wyzwanie! Lawesowi spodoba艂 si臋 pomys艂 podj臋cia pracy, kt贸ra wymaga艂a kogo艣 „wiel­kiego".

A wi臋c poszed艂 tam. I zosta艂. By艂 najs艂awniejszym dyrektorem wi臋zienia. Jego ksi膮偶ka 20 000 years in Sing Sing sprzeda艂a si臋 w setkach tysi臋cy egzempla­rzy. Jego audycje radiowe i opowiadania o 偶ydu wi臋­ziennym zainspirowa艂y dziesi膮tki film贸w. Jego „ucz艂owieczanie" wi臋藕ni贸w zdzia艂a艂o cuda i zrefor­mowa艂o wi臋ziennictwo.

Za艂o偶yciel s艂ynnej Firestone Tire and Rubber Com-pany, Harvey S. Firestone, powiedzia艂: „Nigdy nie wierzy艂em, 偶e p艂aca i tylko sama p艂aca potrafi przyci膮gn膮膰 i utrzyma膰 naprawd臋 dobrych ludzi. Ale wydaje mi si臋, 偶e mo偶e to sprawi膰 ch臋膰 sprawdzenia si臋 w dzia艂aniu."

Potwierdzi艂 to wielki behawiorysta Frederic Herz-berg. Bada艂 dok艂adnie postawy tysi臋cy pracownik贸w:

od robotnik贸w po dyrektor贸w najwi臋kszych fabryk.


Jak s膮dzisz, kt贸ry z czynnik贸w okaza艂 si臋 najbardziej motywuj膮cy do pracy? Pieni膮dze? Warunki pracy? Zaplecze socjalne? 呕aden z nich. By艂a nim sama praca. Je艣li praca by艂a fascynuj膮ca i interesuj膮ca, pracownik chcia艂 j膮 wykonywa膰 i d膮偶y艂 do osi膮gania dobrych wynik贸w.

To w艂a艣nie kocha ka偶dy cz艂owiek sukcesu: hazard. Szans臋 na pokazanie w艂asnego ja. Szans臋 na udowod­nienie swojej w艂asnej warto艣ci, szans臋 na wsp贸艂za­wodnictwo i na wygran膮. To w艂a艣nie sk艂ania nas do udzia艂u we wszystkich konkursach: ch臋膰 zdobycia przewagi nad innymi, pragnienie poczucia wa偶no艣d.

ZASADA DWUNASTA Rzu膰 cz艂owiekowi wyzwanie.


RADY W PIGU艁CE

ZASADA PIERWSZA Jedyny spos贸b, aby zwyci臋偶y膰 w k艂贸tni, to unika膰 jej.

ZASADA DRUGA Oka偶 szacunek dla pogl膮d贸w rozm贸wcy. Nigdy nie m贸w mu: „Nie masz racji."

ZASADA TRZECIA Je艣li nie masz racji, przyznaj to szybko i bardzo wyra藕nie.

ZASADA CZWARTA Zacznij od okazania przyja藕ni.

ZASADA PI膭TA Jak najpr臋dzej wydob膮d藕 z rozm贸wcy liczne „tak"

ZASADA SZ脫STA Pozw贸l rozm贸wcy wygada膰 si臋.

ZASADA SI脫DMA Daj rozm贸wcy my艣le膰, 偶e twoja idea wysz艂a od niego.

ZASADA 脫SMA Szczerze pr贸buj przyjmowa膰 punkt widzenia twojego rozm贸wcy.

ZASADA DZIEWI膭TA Oka偶 zrozumienie i wsp贸艂czuj z my艣lami i pragnieniami rozm贸wcy.

ZASADA DZIESI膭TA Odwo艂aj si臋 do szlachetno艣ci rozm贸wcy.

ZASADA JEDENASTA Udramatyzuj swoje pomys艂y.

ZASADA DWUNASTA Rzu膰 cz艂owiekowi wyzwanie.


CZ臉艢膯 CZWARTA

B膮d藕 przyw贸dc膮:

jak zmienia膰 ludzi nie zra偶aj膮c ich i nie zniech臋caj膮c


JE艢LI JU呕 MUSISZ WYTKN膭膯 KOMU艢 B艁膭D...

M贸j przyjaciel w okresie prezydentury Calvina Coo-lidge'a by艂 go艣ciem Bia艂ego Domu podczas weeken­du. Po drodze do prywatnego gabinetu prezydenta s艂ysza艂, jak Coolidge m贸wi艂 do jednej z sekretarek:

„Bardzo 艂adnie wygl膮da pani w tej sukience i w og贸le jest pani bardzo atrakcyjn膮 m艂od膮 kobiet膮."

To chyba najbardziej wylewny komplement, jaki Milcz膮cy Cal kiedykolwiek zafundowa艂 sekretarce. By艂o to tak niezwyk艂e i nieoczekiwane, 偶e zmieszana sekretarka zaczerwieni艂a si臋. Wtedy Coolidge powie­dzia艂: „Prosz臋 si臋 rozlu藕ni膰. Powiedzia艂em to po pro­stu, 偶eby lepiej si臋 pani poczu艂a. A na przysz艂o艣膰 prosz臋 troch臋 bardziej uwa偶a膰 na znaki przestan­kowe."

Jego taktyka by艂a mo偶e zbyt oczywista, ale psycho­logicznie bez zarzutu. Zawsze 艂atwiej jest wys艂ucha膰 rzeczy nieprzyjemnych po us艂yszeniu pochwa艂y.

Fryzjer mydli d twarz, zanim przyst膮pi do golenia. Dok艂adnie to zrobi艂 McKinIey, kiedy w 1896 roku u-biega艂 si臋 o prezydentur臋. Jeden z bardziej w tamtych czasach wp艂ywowych republikan贸w napisa艂 przem贸­wienie na potrzeby kampanii wyborczej i by艂 przeko­nany, 偶e jest ono o niebo lepsze od mowy Cicerona, Patricka Henr/ego i Daniela Webstera razem wzi臋­tych. Z wielk膮 rado艣ci膮 facet 贸w odczyta艂 to przem贸­wienie McKinIeyowi. Przem贸wienie mia艂o swoje dobre strony, ale po prostu nie mog艂o zosta膰 wyg艂o-


szone. Wznieci艂oby burz臋 protest贸w. McKinIey nie chcia艂 zrani膰 tego cz艂owieka. Nie wolno mu by艂o zabi­ja膰 w nim entuzjazmu, a jednocze艣nie musia艂 powie­dzie膰 „nie". Zwr贸膰 uwag臋, jak sprytnie to zrobi艂.

„Przyjacielu, to wspania艂e przem贸wienie, bardzo dobre przem贸wienie. Nikt nie m贸g艂by przygotowa膰 lepszego. Jest wiele okazji, podczas kt贸rych by艂oby najw艂a艣ciwsze, ale czy na pewno jest najlepsze na t臋 w艂a艣nie okazj臋? Oczywi艣cie z pa艅skiego punktu wi­dzenia jest ono dobre i powa偶ne, ale ja musz臋 ocenia膰 jego skutki z punktu widzenia partii. Prosz臋 teraz i艣膰 do domu i napisa膰 przem贸wienie zgodnie z punk­tami, kt贸re za chwil臋 panu podyktuj臋."

Co te偶 uczyni艂. McKinIey pom贸g艂 mu potem wyg艂a­dzi膰 i zadiustowa膰 nowe przem贸wienie i sta艂 si臋 on jednym z najlepszych m贸wc贸w podczas ca艂ej kam­panii.

A oto i jeden z dw贸ch najs艂awniejszych list贸w Abrahama Lincolna. (Najs艂awniejszy, adresowany do pani Bixby, wyra偶a艂 b贸l z powodu 艣mierci jej pi臋­ciu syn贸w, kt贸rzy zgin臋li podczas jednej z bitew.) Lincoln napisa艂 go pewnie w pi臋膰 minut, a mimo to na aukcji w 1926 roku sprzedano go za 12 tysi臋cy do­lar贸w, co przewy偶sza艂o kwot臋, kt贸r膮 Lincoln by艂 w stanie zaoszcz臋dzi膰 przez p贸艂 wieku ci臋偶kiej pracy. List datowany by艂 26 kwietnia 1863 roku, a wi臋c w najczarniejszej godzinie wojny domowej, i adreso­wany do genera艂a Josepha Hookera. Przez 18 miesi臋­cy genera艂owie Lincolna wiedli wojska od jednej kl臋ski do drugiej. Nic, tylko bezowocna, g艂upia ludzka rze藕nia. Nar贸d by艂 przera偶ony. Tysi膮ce 偶o艂nierzy zdezerterowa艂o, a republika艅scy cz艂onkowie senatu zbuntowali si臋 i chcieli usun膮膰 Lincolna z Bia艂ego Domu. „Jeste艣my teraz na skraju przepa艣ci. Wydaje mi si臋, 偶e Wszechmog膮cy jest przedwko nam. Z trudem dostrzegam nik艂y promyczek nadziei" — po­


wiedzia艂 wtedy Lincoln. Tak w艂a艣nie czarny by艂 okres smutku i chaosu, w kt贸rym powsta艂 ten Ust. Zamiesz­czam ten list, poniewa偶 dobrze ilustruje, jak Lincoln usi艂owa艂 zmieni膰 charakter wrzaskliwego genera艂a w sytuacji, kiedy los ca艂ego narodu m贸g艂 od tego genera­艂a zale偶e膰.

To chyba najostrzejszy list, jaki Abe Lincoln napisa艂, odk膮d zosta艂 prezydentem. A jednak zauwa偶, 偶e chwali艂 genera艂a Hookera, zanim wspomnia艂 o jego niewybaczalnych b艂臋dach.

Tak, by艂y to niewybaczalne b艂臋dy, ale Lincoln ich tak nie nazwa艂. By艂 bardziej konserwatywny, bardziej dyplomatyczny. Napisa艂: „S膮 rzeczy, co do kt贸rych nie jestem z pana ca艂kowicie zadowolony". Co za takt! I dyplomacja!

Oto list, z kt贸rym zwr贸ci艂 si臋 do genera艂a Hookera:

Umie艣ci艂em Pana na czele armii Potomaku. Oczywi艣cie, zrobi艂em to opieraj膮c si臋 na powo­dach, kt贸re wydaj膮 mi si臋 wystarczaj膮ce. Mimo to jednak s膮dz臋, 偶e najlepiej b臋dzie, je艣li powiado­mi臋 te偶 Pana, i偶 s膮 rzeczy, co do kt贸rych nie jestem z Pana ca艂kowicie zadowolony.

Wierz臋, 偶e jest Pan zdolnym 偶o艂nierzem, z czego naturalnie jestem zadowolony. Wierz臋 te偶, 偶e nie miesza Pan do swojego zawodu polityki, co bar­dzo dobrze. Ma Pan wiar臋 w siebie, a to zaleta wa偶na, je艣li nie niezb臋dna.

Jest Pan ambitny, co w rozs膮dnych granicach przynosi wi臋cej dobrego ni偶 z艂ego. Jednak kiedy armia znajdowa艂a si臋 pod rozkazami genera艂a Bumside'a, zbytnio zawierzy艂 Pan w艂asnej ambi­cji i stawa艂 mu Pan na zawadzie, jak tylko Pan m贸g艂. Robi艂 Pan tym wielk膮 krzywd臋 zar贸wno krajowi, jak i godnemu szacunku oraz zas艂u偶one­mu bratu-oficerowi.


S艂ysza艂em od kogo艣, komu ufam, i偶 niedawno m贸wi艂 Pan, 偶e zar贸wno armia, jak i rz膮d potrzebu­j膮 dyktatora. Oczywi艣cie nie dlatego, a mimo to powierzy艂em Panu komend臋.

Tylko d genera艂owie, kt贸rzy odnosz膮 sukces, ustanawiaj膮 si臋 dyktatorami. Teraz prosz臋 Pana w艂a艣nie o militarny sukces i wtedy zaryzykuj臋 dyktatur臋.

Rz膮d b臋dzie wspiera艂 Pana do granic swoich mo偶liwo艣ci, co nie oznacza ani mniej, ani wi臋cej, ni偶 uczyni艂 dla poprzednich i uczyni dla kolej­nych dow贸dc贸w. Boj臋 si臋 bardzo, 偶e duch, kt贸re­mu dopom贸g艂 Pan szerzy膰 si臋 w armii, duch krytykowania dow贸dcy i ograniczenia zaufania do艅, obr贸ci si臋 teraz przeciwko Panu. B臋d臋 poma­ga艂 Panu, w miar臋 moich mo偶liwo艣ci, st艂amsi膰 to.

Nawet Napoleon — gdyby o偶y艂 — nie potra­fi艂by zrobi膰 nic dobrego z armi膮, w kt贸rej panuje taki duch, wi臋c niech Pan si臋 strze偶e brawury. Niech Pan si臋 strze偶e brawury, ale z ca艂膮 energi膮 i czujno艣ci膮 idzie naprz贸d i przynosi nam zwy­ci臋stwa.

Nie jeste艣 Coolidge'em, McKinIeyem czy Lincol­nem. Chcesz wi臋c wiedzie膰, czy dzia艂anie takie spraw­dzi si臋 w twoim codziennym 偶ydu i w interesach. Czy b臋dzie skuteczne? Zobaczmy. We藕my przyk艂ad W. P. Gawa zWark Company w Filadelfii.

Wark Company zobowi膮za艂a si臋 w kontrakcie, 偶e przed up艂ywem pewnego terminu postawi i wyko艅­czy du偶y budynek biurowy w Filadelfii. Wszystko sz艂o dobrze, budynek by艂 prawie sko艅czony, kiedy je­den z poddostawc贸w, kt贸ry mia艂 wykona膰 elementy ozdobne z br膮zu do elewacji budynku, o艣wiadczy艂, 偶e nie mo偶e dostarczy膰 zam贸wionego produktu zgodnie z umow膮. Wiadomo, co to oznacza艂o. Wstrzymanie


prac nad budynkiem, d臋偶kie kary umowne, olbrzy­mie straty! Wszystko przez jednego cz艂owieka.

Zacz臋艂y si臋 telefony mi臋dzymiastowe, spory, gor膮­ce dyskusje i przekonywania. Wszystko na pr贸偶no! Wtedy wys艂any zosta艂 do Nowego Jorku pan Gaw. Mia艂 podj膮膰 dzia艂anie w jaskini br膮zowego lwa.

— Czy wie pan, 偶e jestpan jedyn膮 osob膮wBrook艂y-nie o takim nazwisku? — spyta艂 pan Gaw prezesa fir­my br膮zowniczej, skoro tylko obydwaj panowie zostali sobie przedstawieni. Prezes by艂 zaskoczony.

— Nie, nie wiedzia艂em o tym.

— W艂a艣nie. Kiedy dzi艣 rano wysiad艂em z pod膮gu, si臋gn膮艂em po ksi膮偶k臋 telefoniczn膮, aby zdoby膰 pana adres. Jest pan jedyn膮 osob膮 o takim nazwisku w ksi膮偶ce telefonicznej Brook艂ynu — powt贸rzy艂 pan Gaw.

— Nie wiedzia艂em o tym — rzek艂 ponownie prezes. Zaintrygowany sprawdzi艂 to w ksi膮偶ce telefonicznej. — Tak, to rzadkie nazwisko. Moja rodzina przyjecha艂a z Holandii i osiedli艂a si臋 w Nowym Jorku prawie 200 lat temu — powiedzia艂 z dum膮. Przez kilka minut m贸­wi艂 o swoich przodkach. Kiedy sko艅czy艂, pan Gaw po­r贸wna艂 jego fabryk臋 z innymi i pochwali艂 j膮.

— By艂em w wielu fabrykach br膮zu, lecz pa艅ska jest jedn膮 z najczystszych, jakie widzia艂em.

— Po艣wi臋ci艂em ca艂e 偶yde tej fabryce i jestem z niej dumny. Czy chcia艂by pan zwiedzi膰 zak艂ad? — spyta艂.

Podczas tej wydeczki pan Gaw prawi艂 komple­menty na temat technologu produkcji i uzasadnia艂, dlaczego wydaje mu si臋 lepsza od technologu stoso­wanych przez konkurent贸w. Zauwa偶y艂 kilka nie­zwyk艂ych maszyn i jego gospodarz powiedzia艂 mu, 偶e jest ich wynalazc膮. Przez d艂u偶szy czas pokazywa艂 Ga-wowi, jak pracuj膮 i jak s膮 wydajne. Nast臋pnie nalega艂 na wsp贸lne zjedzenie lunchu. Zauwa偶, 偶e dotychczas nie pad艂o ani s艂owo na temat celu wizyty.


— Przejd藕my teraz do interes贸w. Wiem, oczywi­艣cie, dlaczego pan tu przyjecha艂 — powiedzia艂 prezes po lunchu. — Nie spodziewa艂em si臋, 偶e nasze spotka­nie b臋dzie mia艂o tak przyjemny przebieg. Mo偶e pan wraca膰 do Filadelfii z moj膮 obietnic膮, 偶e pa艅skie mate­ria艂y b臋d膮 wykonane i dostarczone na czas, nawet je艣li b臋d臋 musia艂 op贸藕ni膰 inne zam贸wienia.

Pan Gaw dosta艂 to, czego chcia艂, nie prosz膮c o to na­wet s艂owem. Materia艂y przyby艂y na czas i budynek u-ko艅czono w dniu przewidzianym umow膮.

Czy sta艂oby si臋 to, gdyby pan Gaw u偶ywa艂 zwyk艂ej w takich razach metody „m艂otka i dynamitu"?

Dorothy Wrublewski, dyrektor oddzia艂u Federal Credit Union w Fort Monmouth w New Jersey, opo­wiedzia艂a podczas jednego z kurs贸w, jak uda艂o jej si臋 dopom贸c pewnej pracownicy.

„Niedawno zatrudnili艣my m艂od膮 kobiet臋 jako kas­jerk臋. 艢wietnie radzi艂a sobie z klientami. By艂a dok艂a­dna i sprawna przy poszczeg贸lnych transakcjach. Problemy zaczyna艂y si臋 pod koniec dnia, kiedy przy­chodzi艂o do rozliczania kasy.

Szef kasjer贸w przyszed艂 do mnie i stanowczo za偶膮­da艂, abym zwolni艂a t臋 kobiet臋: 芦Tak wolno rozlicza ka­s臋, 偶e wstrzymuje wszystkich innych. Wielokrotnie pokazywa艂em jej, jak to robi膰, ale nie potrafi si臋 tego nauczy膰. Musi odej艣膰.禄

Nast臋pnego dnia obserwowa艂am, jak szybko i do­k艂adnie kobieta ta wykonuje poszczeg贸lne operacje i jak mi艂o traktuje naszych klient贸w.

Nie trzeba by艂o du偶o czasu, aby odkry膰, sk膮d bior膮 si臋 jej k艂opoty przy rozliczaniu kasy. Po zamkni臋ciu biura posz艂am z ni膮 porozmawia膰. By艂a wyra藕nie zde­nerwowana i za艂amana. Pochwali艂am j膮 za jej przyjaz­ny i otwarty stosunek do klient贸w oraz za dok艂adn膮 i szybk膮 prac臋. Potem zaproponowa艂am, 偶eby艣my prze膰wiczy艂y procedur臋 zwi膮zan膮 z rozliczaniem


kasy. Kiedy zda艂a sobie spraw臋 z faktu, 偶e mam do niej zaufanie, z 艂atwo艣ci膮 zastosowa艂a si臋 do moich in­strukcji i wkr贸tce opanowa艂a r贸wnie偶 i t臋 umiej臋tno艣膰. Od tego czasu nie mamy z ni膮 偶adnych problem贸w."

Zaczynanie od pochwa艂y por贸wna膰 mo偶na do pra­cy dentysty, kt贸ry na wst臋pie daje zastrzyk z nowoka-iny. Potem i tak przychodz膮 wszystkie nieprzyjemne zabiegi, ale nowokaina 艂agodzi b贸l. Ka偶dy przyw贸dca powinien o tym wiedzie膰.

ZASADA PIERWSZA Zacznij od szczerej pochwa艂y i uznania.


2

JAK KRYTYKUJ膭C NIE ZOSTA膯 ZNIENAWIDZONYM

Kiedy艣 Charies Schwab przechodzi艂 przez jedn膮 ze stalowni i zauwa偶y艂 kilku pracownik贸w pal膮cych pa­pierosy. Tu偶 nad ich g艂ow膮 widnia艂 napis „Palenie za­bronione". Czy Schwab wskaza艂 na napis i krzykn膮艂:

„Nie umiecie czyta膰7" Nie, na pewno nie Schwab! Do­szed艂 do m臋偶czyzn, wr臋czy艂 ka偶demu po papierosie i powiedzia艂: „ Bardzo b臋d臋 wdzi臋czny, ch艂opcy, je艣li te papierosy wypalicie na zewn膮trz." Wiedzieli dobrze, 偶e Schwab zauwa偶y艂, i偶 z艂amali przepisy. I podziwiali go, poniewa偶 nie wspomnia艂 o tym ani s艂owem, da艂 im ma艂y prezent i sprawi艂, 偶e poczuli si臋 wa偶ni. I jak tu nie kocha膰 takiego cz艂owieka?

John Wanamaker stosowa艂 t臋 sam膮 technik臋. Mia艂 zwyczaj codziennego obchodzenia swojego wielkiego sklepu w Filadelfii. Kiedy艣 zauwa偶y艂 klientk臋 czekaj膮­c膮 przy ladzie. Nikt nie zwraca艂 na ni膮 uwagi. Sprze­dawcy stali razem w gromadzie, zagadani i roze­艣miani. Wanamaker nie powiedzia艂 ani s艂owa. Wsun膮艂 si臋 za lad臋, sam obs艂u偶y艂 klientk臋 i poleci艂 sprzedaw­com zapakowa膰 zakupiony przez ni膮 towar.

Polityk贸w cz臋sto oskar偶a si臋 o to, 偶e s膮 niedost臋pni dla swoich wyborc贸w. Cz臋sto jest to wina ich nad-opieku艅czych wsp贸艂pracownik贸w, kt贸rzy nie chc膮 przeci膮偶a膰 szef贸w nadmiarem odwiedzaj膮cych.

Cari Langford, kt贸ry od wielu lat jest burmistrzem Orlando na Florydzie, siedziby Walt Disney Worki, cz臋sto napomina艂 personel, aby pozwala艂 ludziom go


odwiedza膰. Podkre艣la艂, 偶e prowadzi polityk臋 otwar­tych drzwi, a mimo to przychodz膮cy do niego miesz­ka艅cy cz臋sto byli zatrzymywani przez sekretarki i urz臋dnik贸w. Wreszcie burmistrz znalaz艂 rozwi膮zanie. Kaza艂 usun膮膰 drzwi w swoim gabinecie! Pracownicy zrozumieli dobrze, co chce im przez to powiedzie膰. Od dnia symbolicznego usuni臋cia drzwi prowadzi艂 naprawd臋 otwart膮 polityk臋.

Zamiana pewnego trzyliterowego s艂owa mo偶e od­znacza膰 sukces, gdy nie chcesz obrazi膰 i zniech臋ci膰 ludzi usi艂uj膮c ich zmieni膰.

Wielu ludzi zaczyna krytyk臋 od szczerej pochwa艂y, po kt贸rej nast臋puje s艂owo „ale" i krytyka. Na przyk艂ad usi艂uj膮c zmieni膰 stosunek dzieci do nauki mo偶emy powiedzie膰: „Jeste艣my z ciebie dumni, Johnnie. W tym semestrze twoje oceny s膮 lepsze. Ale gdyby艣 po­pracowa艂 nad algebr膮, mia艂by艣 lepsze wyniki."

W tym przypadku Johnnie m贸g艂 czu膰 si臋 zach臋ca­ny do pracy a偶 do momentu, w kt贸rym us艂ysza艂 s艂owo „ale". Wtedy mia艂 prawo zw膮tpi膰 w szczero艣膰 po­chwa艂y. Dla niego pochwa艂a by艂a po prostu wprowa­dzeniem do krytycznej uwagi o pora偶ce z algebry, W ten spos贸b podwa偶amy nasz膮 wiarygodno艣膰 i prawdopodobnie nie osi膮gniemy zamierzonego celu.

Mo偶na temu zapobiec zamieniaj膮c „ale" na „i". „Je­ste艣my z d臋bie naprawd臋 dumni, Johnnie. W tym se­mestrze twoje oceny s膮 lepsze. I je艣li popracujesz w przysz艂ym semestrze, twoje stopnie z algebry b臋d膮 tak dobre jak wszystkie inne."

Teraz Johnnie przyjmie pochwa艂臋, poniewa偶 nie nast膮pi po niej 偶adna uwaga o niepowodzeniu. Po­艣rednio zwracamy uwag臋 na to, co chcemy zmieni膰, i mamy szans臋, 偶e spr贸buje spe艂ni膰 nasze oczekiwania.

Po艣rednie zwracanie uwagi na czyje艣 b艂臋dy potrafi zdzia艂a膰 cuda w kontaktach z lud藕mi wra偶liwymi, kt贸rzy bardzo z艂e znosz膮 bezpo艣redni膮 krytyk臋. Mar-


ge Jacob z Woonsocket na Rhode Island opowiedzia艂a kiedy艣 na zaj臋ciach, jak uda艂o si臋 jej przekona膰 nie­chlujnych robotnik贸w budowlanych, kt贸rzy stawiali dobud贸wk臋 do jej domu, 偶eby sprz膮tali po sobie.

Po kilku dniach ich pracy pani Jacob wr贸ci艂a do do­mu i zasta艂a podw贸rko za艣miecone 艣cinkami drewna. Nie chcia艂a k艂贸ci膰 si臋 z robotnikami, poniewa偶 wyko­nali wspania艂膮 robot臋. Tak wi臋c zanim wyszli, zebra艂a przy pomocy dzieci walaj膮ce si臋 kawa艂ki desek i u艂o­偶y艂a stosik w jednym rogu. Nast臋pnego ranka powie­dzia艂a do majstra: „Jestem naprawd臋 zadowolona ze stanu, w jakim panowie zostawiacie podw贸rko. Jest czyste i nie razi s膮siad贸w." Od tego dnia robotnicy co­dziennie po pracy zbierali wszystkie odpadki i sk艂a­dali je w jednym miejscu. Zostawiali trawnik czysty mimo ca艂ego dnia pracy.

Jednym z g艂贸wnych 藕r贸de艂 nieporozumie艅 mi臋dzy rezerwistami i 偶o艂nierzami s艂u偶by czynnej jest fryzu­ra. Rezerwi艣ci uwa偶aj膮 si臋 za cywili (kt贸rymi s膮 przez wi臋kszo艣膰 czasu) i nie chc膮 krotko 艣cina膰 w艂os贸w.

Starszy sier偶am-rezerwy Harley Kaiser z 542 USAR School postanowi艂 rozwi膮za膰 ten problem, pracuj膮c z grup膮 podoficer贸w. Poniewa偶 by艂 sier偶antem starej daty, mo偶na by si臋 spodziewa膰, 偶e stanie przed fron­tem rezerwist贸w i zacznie na nich wrzeszcze膰. Wybra艂 jednak powiedzenie im tego nie wprost.

„Panowie, jeste艣cie dow贸dcami. I najskuteczniej b臋dziecie dzia艂a膰, kiedy sami dade przyk艂ad — zacz膮艂. — Wiecie, co regulaminy wojskowe m贸wi膮 na temat fryzury. Ja obetn臋 w艂osy dzisiaj, choda偶 s膮 o wiele kr贸tsze ni偶 w艂osy niekt贸rych z was. Przyjrzyjde si臋 sobie w lusterkach. Je艣li dojdziecie do wniosku, 偶e mogliby艣de obd膮膰 w艂osy, dostaniecie dzisiaj czas wolny na wizyt臋 u fryzjera.

Rezultat by艂 do przewidzenia. Kilkunastu 偶o艂nie­rzy naprawd臋 spojrza艂o w lustra, posz艂o tego popo­


艂udnia do fryzjera i zafundowa艂o sobie regulaminowe fryzury. Sier偶ant Kaiser powiedzia艂 potem, 偶e ju偶 na­st臋pnego ranka mo偶na by艂o stwierdzi膰, kt贸ry z nich b臋dzie dobrym dow贸dc膮.

8 marca 1887 roku zmar艂 znany krasom贸wca Henry Ward Beecher. Kolejnej niedzieli Lymana Abbotta poproszono, by zaj膮艂 miejsce na m贸wnic膮 zwolnione przez Beechera. Chc膮c wypa艣膰 jak najlepiej, Abbott pisa艂, przepisywa艂 i wyg艂adza艂 swoje kazanie ze sta­ranno艣ci膮 godn膮 Flauberta. Potem przeczyta艂 je 偶onie. By艂o kiepskie, jak wi臋kszo艣膰 przem贸wie艅 czytanych z kartki. Gdyby nie zna艂a 偶yda, 偶ona mog艂aby wtedy powiedzie膰: „Lyman, to jest okropne. Nie mo偶esz tego wyg艂osi膰. U艣pisz wszystkich s艂uchaczy. To brzmi jak has艂o z encyklopedii. Sta膰 ci臋 na co艣 lepszego po latach przemawiania do ludzi. Dlaczego, na Boga, nie po­wiesz czego艣 jak cz艂owiek? Dlaczego nie jeste艣 natu­ralny? Je艣li to odczytasz, okryjesz si臋 ha艅b膮."

Mog艂aby to powiedzie膰. I mo偶esz si臋 domy艣le膰, co sta艂oby si臋, gdyby naprawd臋 to powiedzia艂a. Ona te偶 dobrze to wiedzia艂a. Powiedzia艂a wi臋c tylko, 偶e tekst ten by艂by wspania艂ym artyku艂em dla „North Ameri-can Review". Innymi s艂owy, pochwali艂a go i po艣red­nio zasugerowa艂a, 偶e nie nadaje si臋 na przem贸wienie. Lyman Abbott zrozumia艂, o co chodzi, porwa艂 tak starannie przygotowany tekst i wyg艂osi艂 kazanie nie maj膮c przed sob膮 nawet notatek.

To najbardziej skuteczny spos贸b korygowania b艂臋­d贸w innych ludzi.

ZASADA DRUGA Wytykaj innym b艂臋dy tylko po艣rednio.


3

NAJPIERW POWIEDZ O W艁ASNYCH B艁臉DACH

Moja siostrzenica, Josephine Camegie, przyjecha艂a do Nowego Jorku, aby podj膮膰 prac臋 sekretarki w moim biurze. Mia艂a wtedy 19 lat; trzy lata wcze艣niej sko艅­czy艂a szko艂臋 艣redni膮, a jej do艣wiadczenie w interesach r贸wna艂o si臋 niemal zeru. Zosta艂a najlepsz膮 sekretark膮 pod s艂o艅cem dlatego, 偶e od pocz膮tku stara艂a si臋 by膰 coraz lepsza.

Kiedy pewnego dnia zacz膮艂em j膮 krytykowa膰, po­my艣la艂em sobie: „Hola, hola, panie Camegie. Jeste艣 dwa razy starszy od Josephine. Masz dziesi臋膰 tysi臋cy razy wi臋ksze do艣wiadczenie w interesach. Jak mo偶esz spodziewa膰 si臋, 偶e podzieli tw贸j punkt widzenia, uzna twoje os膮dy i wyka偶e twoj膮 inicjatyw臋, nawet je艣li je­ste艣 tak mierny, jak jeste艣. Chwileczk臋! Co ty robi艂e艣 b臋d膮c w jej wieku? Pami臋tasz swoje g艂upie b艂臋dy i gafy? Pami臋tasz, jak zrobi艂e艣 kiedy艣 to... i tamto...?"

Po uczciwym i bezstronnym przemy艣leniu sprawy doszed艂em do wniosku, 偶e na og贸艂 zachowanie Jose­phine by艂o lepsze od mojego w艂asnego w jej wieku. Cho膰 mi mog艂o by膰 przykro, dla Josephine by艂 to kom­plement.

Kiedy wi臋c potem chcia艂em zwr贸d膰 uwag臋 Jose­phine, zaczyna艂em tak: „Zrobi艂a艣 b艂膮d, ale B贸g widzi, 偶e nie jest gorszy od widu b艂臋d贸w, kt贸re sam pope艂ni­艂em. Nie urodzi艂a艣 si臋 z monopolem na w艂a艣ciwe opi­nie, to przychodzi z do艣wiadczeniem. Ale i tak jeste艣 lepsza ni偶 w twoim wieku by艂em ja. Ja sam winien jes­


tem tylu g艂upich i bezsensownych rzeczy, 偶e nie mam prawa krytykowa膰 ciebie czy kogokolwiek innego. Nie s膮dzisz jednak, 偶e by艂oby o wiele lepiej, gdyby艣 zrobi艂a tak i tak?"

Nie jest tak trudno wys艂ucha膰 wyliczanki w艂asnych b艂臋d贸w, kiedy kto艣, kto nas krytykuje, zaczyna od przy­znania si臋, 偶e on sam te偶 daleki jest od nieomylno艣ci.

E. G. Dii艂istone, in偶ynier z Brandon w kanadyjskiej prowincji Manitoba, mia艂 problemy ze swoj膮 now膮 sekretark膮. Listy, kt贸re jej dyktowa艂, wraca艂y na jego biurko do podpisu z dwoma lub trzema b艂臋dami na stronie. Oto jak sam o tym opowiada艂:

„Podobnie jak wielu in偶ynier贸w nie jestem spe­cjalnie znany ze wspania艂ej znajomo艣ci pisanego i m贸wionego angielskiego. Przez lata korzysta艂em z ma艂ego s艂ownika ortograficznego, ilekro膰 mia艂em k艂o­poty z pisowni膮. Kiedy sta艂o si臋 jasne, 偶e zwyk艂e wy­tykanie b艂臋d贸w nie pomo偶e mojej sekretarce i nie zmusi jej do uwa偶nego sczytania tekst贸w po napisa­niu ich na maszynie oraz cz臋stszego zagl膮dania do s艂ownika, postanowi艂em spr贸bowa膰 czego艣 innego. Kiedy trafi艂 do mnie kolejny list z b艂臋dami, przysia­d艂em si臋 do niej i powiedzia艂em:

— To s艂owo nie wygl膮da mi najlepiej. Ale nie wiem. To jedno ze s艂贸w, z kt贸rymi mam zawsze k艂opoty. Dla­tego sprawd藕my lepiej pisowni臋 w s艂owniku. — Ot­worzy艂em s艂ownik na odpowiedniej stronie. — O, tu jest. Bardzo zwracam uwag臋 na pisowni臋, poniewa偶 niekt贸rzy oceniaj膮 ludzi po ich listach i g艂upie b艂臋dy mog膮 sprawi膰, 偶e nie uznaj膮 nas za profesjonalist贸w.

Nie wiem, czy zacz臋艂a stosowa膰 ten system, czy nie, ale od czasu tej rozmowy robi艂a o wiele mniej b艂臋­d贸w."

Uk艂adny ksi膮偶臋 Bemhard von Biiiow na w艂asnej sk贸rze do艣wiadczy艂, 偶e takie post臋powanie jest ko­nieczne jeszcze w 1909 roku. Von Biiiow by艂 wtedy


kanclerzem Niemiec, a na tronie zasiada艂 Wilhelm H — pyszny, wynios艂y i arogancki w艂adca, ostatni z Kaj-zer贸w. Stworzy艂 armi臋, o kt贸rej mawia艂, 偶e mog艂aby walczy膰 nawet z tygrysami.

Sta艂a si臋 wtedy zaskakuj膮ca rzecz. Kajzer wypowie­dzia艂 kilka niewiarygodnych wr臋cz opinii, kt贸re wstrz膮sn臋艂y ca艂膮 Europ膮 i odbi艂y si臋 echem na ca艂ym 艣wiede. Sytuacja by艂a tym gorsza, 偶e cesarz czyni艂 takie o艣wiadczenia publicznie, kiedy by艂 z wizyt膮 w Anglii, i dawa艂 kr贸lewskie przyzwolenie na wydru­kowanie ich w „Dai艂y Telegraph". Zadeklarowa艂 na przyk艂ad, 偶e jest jedynym Niemcem, kt贸ry 偶ywi przy­jazne uczucia wobec Anglik贸w, 偶e tworzy flot臋, kt贸ra zlikwiduje zagro偶enie ze strony Japo艅czyk贸w, 偶e on sam osobi艣cie ocali艂 Angli臋 przed Rosjanami i Francu­zami oraz 偶e to dzi臋ki jego osobistym planom lord Ro-berts pokona艂 but贸w w Afryce Po艂udniowej. Itd., itd. Tak niesamowite wyznania nie wysz艂y w d膮gu ostat­nich stu lat z ust 偶adnego europejskiego monarchy w czasach pokoju. Europa zatrz臋s艂a si臋 z oburzenia. W Anglii wrza艂o, a niemieccy m臋偶owie stanu byli za艂a­mani. Wobec wywo艂anej awantury cesarz wpad艂 w panik臋 i zasugerowa艂, aby kanclerz, ksi膮偶臋 von Blilow, wzi膮艂 win臋 na siebie. Tak, chda艂, aby von Bulow og艂osi艂 publicznie, 偶e odpowiedzialno艣膰 za to wszystko spada na niego, 偶e to on doradzi艂 monarsze takie w艂a艣nie s艂owa.

— Ale偶, wasza wysoko艣膰, wydaje mi si臋 wysoce nieprawdopodobne, aby ktokolwiek w Niemczech albo w Anglii m贸g艂 uzna膰 mnie za zdolnego do pod-powiedzenia waszej wysoko艣d takich s艂贸w — zapro­testowa艂 von Blilow.

Skoro tylko wypowiedzia艂 te s艂owa, von Blilow zda艂 sobie spraw臋, 偶e pope艂ni艂 b艂膮d. Cesarz szala艂.

— Uwa偶asz mnie za os艂a zdolnego do pope艂niania gaf, kt贸rych ty sam nigdy by艣 nie pope艂ni艂 — wrzeszcza艂.


Von Blilow wiedzia艂, 偶e zanim pot臋pi艂, powinien by艂 pochwali膰. Poniewa偶 jednak by艂o ju偶 za p贸藕no, zrobi艂 jedyn膮 rzecz, jak膮 mo偶na by艂o zrobi膰. Pochwali艂 no skrytykowaniu. I to zdzia艂a艂o euda.

— Daleki jestem od sugerowania czego艣 takiego — odpar艂 z szacunkiem. — Wasza wysoko艣膰 przewy偶sza mnie pod ka偶dym wzgl臋dem. Nie tylko, gdy idzie o wiedz臋 marynistyczn膮 i wojskow膮, ale tak偶e w za-Icresie nauk 艣cis艂ych. Cz臋sto z podziwem s艂ucha艂em, jak wasza wysoko艣膰 wyja艣nia zasad臋 dzia艂ania baro­metru, telegrafu czy promieni rentgenowskich. Wstyd przyzna膰, ale jestem wielkim ignorantem. Nie mam poj臋cia o chemii czy fizyce i nie potrafi臋 wyja艣ni膰 nawet najprostszych zjawisk natury. Ale za to posia­dam wiedz臋 historyczn膮 i pewne cechy przydatne w polityce, zw艂aszcza w dyplomacji.

Cesarz rozpromieni艂 si臋. Von Bulow go pochwali艂! Wywy偶szy艂 jego, a sam si臋 poni偶y艂. Cesarz by艂 sk艂on­ny wybaczy膰 mu wszystko.

— Czy nie m贸wi艂em ci wiele razy, 偶e uzupe艂niamy si臋 wzajemnie? — zakrzykn膮艂. — Powinni艣my trzy­ma膰 si臋 razem. I b臋dziemy si臋 trzyma膰!

U艣cisn膮艂 r臋k臋 von Biiiowa. Nie raz, wiele razy. By艂 tego dnia tak entuzjastycznie do niego nastawiony, 偶e z zaci艣ni臋tymi pi臋艣dami powtarza艂 kilkakrotnie: „Je艣li kto艣 powie mi co艣 z艂ego na ksi臋da von Biiiowa, zdziel臋 go wno艣."

Von Bulow ocali艂 wi臋c g艂ow臋. Jednak nawet tak sprytny dyplomata jak on pope艂ni艂 jeden b艂膮d: powi­nien by艂 zacz膮膰 od m贸wienia o w艂asnych s艂abo艣ciach i wy偶szo艣d Wilhelma, a nie od sugerowania, 偶e cesarz jest niespe艂na rozumu i potrzebuje opiekuna.

Je艣li kilka zda艅 o w艂asnej ni藕szo艣d potrafi zmieni膰 gniew i obraz臋 wynios艂ego i aroganckiego cesarza w szczer膮 przyja藕艅, to wyobra藕 sobie, jak wiele po­chwa艂a i pokora mog膮 zdzia艂a膰 dla d臋bie i dla mnie


w naszych codziennych kontaktach z lud藕mi. Odpo­wiednio stosowane b臋d膮 czyni膰 cuda.

Przyznanie si臋 do w艂asnych b艂臋d贸w, nawet je艣li nie zosta艂y one naprawione, pomo偶e przekona膰 innych do zmiany zachowania. Dobry przyk艂ad tego poda艂 Ciarence Zerhusen z Tunonium w Maryland. Odkry艂 on, 偶e jego pi臋tnastoletni syn podpala papierosy.

„Oczywi艣cie nie chcia艂em, aby David pali艂. Ale i ja, i jego matka palimy, wi臋c dawali艣my mu z艂y przyk艂ad. Opowiedzia艂em Dave'owi, jak sam mniej wi臋cej w je­go wieku zaczyna艂em pali膰 i jak nikotyna zaw艂adn臋艂a mn膮 do tego stopnia, 偶e teraz nie potrafi臋 przesta膰 pa­li膰. Przypomnia艂em mu, jak denerwowa艂 go m贸j ka­szel i jak jeszcze kilka lat temu sam chcia艂, 偶ebym rzuci艂 palenie.

Nie nalega艂em, by przesta艂 pali膰, nie grozi艂em i nie ostrzega艂em przed niebezpiecze艅stwami. Pokaza艂em tylko, 偶e ca艂kowicie zale偶臋 od papieros贸w, i uzmys艂o­wi艂em mu, co to oznacza.

Pomy艣la艂 przez chwil臋 i zdecydowa艂, 偶e nie b臋dzie pali艂 a偶 do sko艅czenia szko艂y. Min臋艂y lata, a David nie zacz膮艂 pali膰 i nie przejawia do tego najmniejszej ch臋ci.

Od tej rozmowy sam podj膮艂em decyzj臋 o rzuceniu palenia. I z pomoc膮 rodziny uda艂o mi si臋."

Dobry przyw贸dca zawsze stosuje si臋 do poni偶szej zasady.

ZASADA TRZECIA Zanim skrytykujesz innych, przyznaj si臋 do w艂asnych b艂臋d贸w.


4

NIKT NIE LUBI WYKONYWA膯 ROZKAZ脫W

Mia艂em kiedy艣 przyjemno艣膰 zawarcia znajomo艣ci z pani膮 Id膮 Tarbell, seniork膮 biograf贸w ameryka艅­skich. Kiedy powiedzia艂em jej, 偶e pisz臋 t臋 ksi膮偶k臋, zacz臋li艣my dyskutowa膰 wiecznie 偶ywy problem zjednywania-sobie ludzi.

Powiedzia艂a mi wtedy, 偶e podczas pracy nad bio­grafi膮 Owena D. Younga rozmawia艂a z m臋偶czyzn膮, kt贸ry przez trzy lata pracowa艂 z nim w jednym poko­ju. Stwierdzi艂, 偶e w d膮gu tych trzech lat nigdy nie s艂y­sza艂, by Owen D. Young wydawa艂 jakiekolwiek polecenie w formie rozkazu. Zawsze sugerowa艂, pro­si艂, nigdy nie kaza艂. Na przyk艂ad nigdy nie m贸wi艂:

„Zr贸b to czy to" albo „Nie r贸b tego czy tego". M贸wi艂 natomiast: „Chyba powiniene艣 rozwa偶y膰..." albo „Czy s膮dzisz, 偶e to si臋 sprawdzi?" Kiedy podyktowa艂 list, cz臋sto pyta艂 „Co o tym s膮dzisz?", a kiedy przegl膮­da艂 list napisany przez kt贸rego艣 z pracownik贸w, m贸wi艂: „Mo偶e by艂oby lepiej, gdyby艣my sformu艂owali to tak..." Zawsze pozostawia艂 ludziom sposobno艣膰, aby zrobili co艣 sami. Nigdy nie nakazywa艂 nic swoim pracownikom. Pozwala艂 im dzia艂a膰, pozwala艂 uczy膰 si臋 na w艂asnych b艂臋dach.

Tego typu post臋powanie u艂atwia ludziom napra­wianie b艂臋d贸w. Takie podej艣cie pozwala im zachowa膰 twarz i daje im poczucie wa偶no艣ci. Zamiast do buntu — zach臋ca do wsp贸艂pracy.

Niech臋膰 wywo艂ana wydawaniem rozkaz贸w mo偶e trwa膰 bardzo d艂ugo, nawet je艣li polecenie ma na celu


popraw臋 widocznie z艂ej sytuacji. Da艅 Santarelli, nau­czyciel w szkole zawodowej w Wyoming w Pensyl­wanii, opowiedzia艂 podczas jednego z kurs贸w, jak pewien ucze艅 zablokowa艂 wej艣de do warsztatu szkol­nego niew艂a艣ciwie parkuj膮c samoch贸d. Jeden z peda­gog贸w wpad艂 jak burza do klasy i wrzasn膮艂: „Czyj samoch贸d blokuje wjazd?" Kiedy ucze艅 贸w przyzna艂 si臋, 偶e samoch贸d jest jego, krzykn膮艂: „Zabierz ten sa­moch贸d, i to natychmiast, albo sam owin臋 go 艂a艅­cuchem i zabior臋 st膮d."

Oczywi艣cie, wina by艂a po stronie ucznia. Samo­ch贸d nie powinien sta膰 tam, gdzie sta艂. Ale od tego dnia nie tylko ten w艂a艣nie ucze艅 nie znosi艂 tego nau­czyciela, lecz i pozostali robili wszystko, aby go wy­prowadzi膰 z r贸wnowagi i obrzydzi膰 mu prac臋.

Czy m贸g艂 za艂atwi膰 to inaczej? Gdyby przyjaznym glosem spyta艂: „Czyj samoch贸d blokuje wjazd?", a nast臋pnie zapyta艂, czy nie mo偶na by go przestawi膰 gdzie indziej, ucze艅 zrobi艂by to i ani on, ani koledzy z klasy nie 偶ywiliby niech臋ci do nauczyciela i nie od­czuwaliby urazy.

Pytanie nie tylko czyni polecenie bardziej straw­nym, ale te偶 cz臋sto tw贸rczo stymuluje tych, do kt贸­rych si臋 zwracamy. Ludzie ch臋tniej wype艂niaj膮 pole­cenie, je艣li maj膮 udzia艂 w podj臋ciu decyzji o jego wy­daniu.

Kiedy 艂an Macdonald, dyrektor ma艂ej fabryki w Jo-hannesburgu, specjalizuj膮cej si臋 w produkcji cz臋艣d do

aszyn precyzyjnych, przyjmowa艂 pewne du偶e zlece-

mas

nie, przekonany by艂, 偶e nie b臋dzie w stanie dotrzyma膰 obiecanego terminu dostawy. Plan pracy w fabryce i kr贸tki czas na wykonanie zam贸wienia sprawia艂y, 偶e jego realizacja wydawa艂a si臋 niemo偶liwa.

Zamiast namawia膰 ludzi, by przyspieszyli produ­kcj臋 i wzi臋li si臋 za nowe zam贸wienie, zwo艂a艂 wszyst­kich pracownik贸w i wyja艣ni艂 im sytuacj臋, m贸wi膮c o


korzy艣ciach p艂yn膮cych z tego zam贸wienia dla nich samych i fabryki, gdyby uda艂o si臋 dotrzyma膰 terminu. Potem zacz膮艂 zadawa膰 pytania:

„Czy jest spos贸b, aby艣my mogli przyj膮膰 to zam贸­wienie?

Czy kto艣 mo偶e poda膰 jak膮艣 now膮 form臋 organizacji pracy, kt贸ra pozwoli艂aby na przyj臋cie zam贸wienia i wykonanie go w terminie?

Czy wystarcz膮 do tego zmiany w czasie i organiza­cji pracy?"

Pracownicy podrzucali r贸偶ne pomys艂y i nalegali, aby przyj膮艂 zam贸wienie. Przewa偶a艂a postawa: „damy rad臋"; zam贸wienie zosta艂o przyj臋te i zrealizowane na czas.

Skutecznie dzia艂aj膮cy przyw贸dca nie mo偶e by膰 nazbyt kategoryczny.

ZASADA CZWARTA Zadawaj pytania zamiast wydawa膰 rozkazy.


5

POZW脫L ROZM脫WCY ZACHOWA膯 TWARZ

Wiele lat temu zarz膮d Genera艂 Electric Company stan膮艂 wobec delikatnego zadania usuni臋cia Charlesa Steinmetza ze stanowiska dyrektora jednego z dzia艂贸w. Steinmetz, geniusz pierwszej wody, gdy chodzi艂o o elektryk臋, zupe艂nie nie sprawdza艂 si臋 ja­ko dyrektor dzia艂u kalkulacji. A jednak firmie zale偶a­艂o, aby go nie urazi膰. By艂 niezb臋dny — i bardzo dra偶liwy. Nadali mu wi臋c kolejny tytu艂: in偶ynier kon­sultant Genera艂 Electric Company. Nadal wykonywa艂 dotychczasow膮 prac臋, ale pozwoli艂o to komu艣 innemu przej膮膰 dzia艂 kalkulacji.

Steinmetz by艂 szcz臋艣liwy.

Szcz臋艣liwe by艂o te偶 kierownictwo GE. Uda艂o im si臋 przesun膮膰 najbardziej dra偶liwego i bardzo potrzebne­go pracownika, nie wywo艂uj膮c przy tym burzy. Po­zwolili mu zachowa膰 twarz.

Pozwoli膰 zachowa膰 twarz! Jak wa偶ne, jak bardzo to wa偶ne! I jak niewielu z nas kiedykolwiek si臋 nad tym zastanawia! D膮偶膮c do w艂asnych cel贸w depczemy u-czucia innych, wynajdujemy ich b艂臋dy, grozimy i kry­tykujemy zar贸wno pracownik贸w, jak i w艂asne dzieci w obecno艣ci innych, i nie zastanawiamy si臋 nawet, jak bardzo ranimy tym ich dum臋. A przecie偶 wystarczy chwila namys艂u, uwa偶nego namys艂u, aby za pomoc膮 m膮drego s艂owa i wykazuj膮c zrozumienie potrzeb in­nych ludzi zlikwidowa膰 napi臋cie i uczyni膰 w艂asne wypowiedzi mniej k膮艣liwymi.


Pami臋tajmy o tym, kiedy nast臋pnym razem stanie­my wobec konieczno艣ci zwolnienia pracownika lub udzielenia mu reprymendy.

„Zwolnienie pracownika nie jest wcale zabawne. A bycie zwolnionym jeszcze mniej — napisa艂 kiedy艣 w li艣cie do mnie Marshall A. Granger, licencjonowany ksi臋gowy kontroluj膮cy finanse publiczne. — Nasza praca jest przewa偶nie sezonowa i wielu naszych ludzi musi odej艣膰, kiedy minie gor膮czka podatkowa.

M贸wi si臋 w naszym fachu, 偶e nikt nie lubi wyma­chiwa膰 siekier膮. Przyj膮艂 si臋 zwyczaj szybkiego za艂at­wiania takich spraw. Zawsze robi si臋 to tak: 芦Prosz臋 usi膮艣膰, panie taki to a taki. Sezon si臋 sko艅czy艂 i nie po­trafimy chyba znale藕膰 dla pana stosownych zada艅. Zdaje pan sobie przecie偶 spraw臋, 偶e zatrudniony by艂 tylko na ten ci臋偶ki okres, wi臋c...禄 itd., itd.

Takie post臋powanie sprawia, 偶e ludzie czuj膮 si臋 za­wiedzeni i wyrzuceni. Wi臋kszo艣膰 z nich pracuje w tym fachu przez ca艂e 偶ycie i nie 偶ywi specjalnej sym­patii dla firmy, kt贸ra ich po prostu wylewa.

Ostatnio postanowi艂em, 偶e nasi pracownicy sezo­nowi b臋d膮 informowani o tym z wi臋kszym taktem. Wzywam ka偶dego dopiero wtedy, gdy przemy艣l臋 przebieg jego lub jej pracy zim膮. I oto co m贸wi臋:

„Panie Smith. Odwali艂 pan dla nas kawa艂 dobrej roboty (je艣li to prawda). Kiedy wys艂ali艣my pana do Newark, otrzyma艂 pan trudne zadanie. By艂 pan tam sam, ale poradzi艂 pan sobie wspaniale, i chc臋, aby pan wiedzia艂, 偶e firma jest z pana dumna. Znamy pana prac臋 i wierzymy, 偶e ma pan przed sob膮 wspania艂膮 przysz艂o艣膰. Chc臋, 偶eby pan o tym pami臋ta艂."

Skutek? Ludzie odchodz膮 i z przyjemno艣ci膮 my艣l膮 o zwolnieniu z pracy. Nie czuj膮 si臋 wyrzuceni. Wie­dz膮, 偶e gdyby艣my mogli ich zatrudni膰, zatrzymali­by艣my ich. A kiedy potrzebujemy ich znowu, przy­chodz膮 do nas z sympatii dla firmy.


Na jednym z kurs贸w dw贸ch s艂uchaczy rozmawia艂o na temat negatywnych skutk贸w wynikaj膮cych z wy­tykania komu艣 b艂臋d贸w oraz pozytywnych efekt贸w dzia艂a艅, kt贸re pozwalaj膮 innym zachowa膰 twarz.

Fred Ciark z Harrisburga w Pensylwanii opowie­dzia艂 o przypadku, kt贸ry mia艂 miejsce w jego firmie:

„Podczas narady produkcyjnej wiceprezes firmy za­dawa艂 bardzo ostre pytania jednemu z naszych kon­troler贸w produkcji dotycz膮ce jego pracy. Ton jego g艂osu by艂 agresywny i wyra藕nie mia艂 na celu wykaza­nie b艂臋d贸w pope艂nianych przez kontrolera. Nie chc膮c znale藕膰 si臋 w k艂opotliwej sytuacji w obecno艣ci kole­g贸w, kontroler udziela艂 wymijaj膮cych odpowiedzi. Spowodowa艂o to, 偶e wiceprezes straci艂 panowanie nad sob膮, zwymy艣la艂 go i zarzuci艂 mu k艂amstwo.

Jakakolwiek wi臋藕 emocjonalna, je艣li w og贸le i-stnia艂a wcze艣niej, zerwa艂a si臋 w jednej chwili. Od tam­tej pory kontroler ten, w og贸le dobry pracownik, sta艂 si臋 dla firmy bezu偶yteczny. W kilka miesi臋cy p贸藕niej odszed艂 od nas i zasili艂 szeregi konkurencji, gdzie, jak mi wiadomo, pracuje bez zarzutu."

Anna Mazzone opowiedzia艂a o podobnym zdarze­niu w swojej pracy. Jednak jaka偶 by艂a r贸偶nica w podej­艣ciu do cz艂owieka i efektach! Pani Mazzone, spe­cjalistka do spraw marketingu w firmie produkuj膮cej opakowania 偶ywno艣ci, otrzyma艂a swoje pierwsze po­wa偶ne zadanie: test rynkowy nowego produktu. Oto co opowiedzia艂a: „Kiedy przysz艂y wyniki testu, by艂am zdruzgotana. Pope艂ni艂am powa偶ny b艂膮d w planowa­niu i ca艂y test trzeba by艂o powt贸rzy膰. Co gorsza, nie by艂o czasu na uprzedzenie o tym szefa przed spotka­niem, na kt贸rym mia艂am przedstawi膰 wyniki testu.

Kiedy poproszono mnie o wyg艂oszenie raportu, trz臋s艂am si臋 ze strachu. Zrobi艂am wszystko, co tylko mog艂am, 偶eby si臋 nie za艂ama膰. Postanowi艂am, 偶e nie rozp艂acz臋 si臋 i nie dam wszystkim tym facetom okazji


do uwag na temat kobiet, kt贸re nie potrafi膮 poradzi膰 sobie z zarz膮dzaniem, poniewa偶 podchodz膮 do tego emocjonalnie. Kr贸tko om贸wi艂am wyniki i stwierdzi­艂am, 偶e z powodu b艂臋du b臋d臋 musia艂a powt贸rzy膰 test przed nast臋pnym spotkaniem. Usiad艂am. Spodziewa­艂am si臋, 偶e szef wybuchnie.

On natomiast podzi臋kowa艂 mi za w艂o偶on膮 w to prac臋 i doda艂, 偶e cz臋sto zdarzaj膮 si臋 b艂臋dy, zw艂aszcza je艣li kto艣 zajmuje si臋 zupe艂nie nowym problemem. Wyrazi艂 te偶 przekonanie, 偶e powt贸rne badania b臋d膮 dok艂adne i przydadz膮 si臋 firmie. W obecno艣ci moich koleg贸w zapewni艂, 偶e wierzy we mnie i wie, 偶e bardzo si臋 staram, przyczyn膮 za艣 niepowodzenia by艂 m贸j brak do艣wiadczenia, a nie brak umiej臋tno艣ci.

Wysz艂am z narady z podniesion膮 g艂ow膮 i mocnym postanowieniem, 偶e nigdy wi臋cej nie zawiod臋 szefa."

Nawet je艣li maj膮c racj臋 udowodnimy to rozm贸wcy, zabijamy w nim tylko poczucie w艂asnej warto艣ci powoduj膮c, 偶e traci twarz. Legendarny francuski pionier lotnictwa i pisarz Antoine de Saint-Exupery napisa艂: „Nie mam prawa robi膰 ani m贸wi膰 czegokol­wiek, co pomniejsza cz艂owieka w jego w艂asnych o-czach. Liczy si臋 nie to, co ja my艣l臋 o nim, lecz to, co on my艣li o sobie samym. Uw艂aczanie godno艣ci cz艂owieka jest przest臋pstwem."

Prawdziwy przyw贸dca musi o tym pami臋ta膰.

ZASADA PL膭TA Pozw贸l ludziom zachowa膰 twarz.


6

JAK POPCHN膭膯 LUDZI DO SUKCESU

Pete Barlow by艂 moim starym przyjacielem. Wymy艣li艂 numer z kucykami i psami i sp臋dza艂 偶ycie podr贸偶uj膮c z cyrkami i wodewilami po ca艂ym kraju. Uwielbia艂em ogl膮da膰, jak Pete tresuje swoje psy. Zauwa偶y艂em, 偶e w chwili kiedy pies robi艂 cho膰by najmniejsze post臋py, Pete klepa艂 go i chwali艂, dawa艂 mu mi臋so i robi艂 z tego wielkie „halo".

To nic nowego. Treserzy zwierz膮t stosuj膮 t臋 sam膮 metod臋 od wiek贸w.

Zastanawia艂em si臋 wiele razy, dlaczego pr贸buj膮c zmienia膰 ludzi nie stosujemy tej samej zdroworozs膮d­kowej zasady. Dlaczego nie u偶ywamy mi臋sa zamiast bata? Dlaczego nie stosujemy nagrody zamiast pot臋­pienia? A powinni艣my chwali膰 nawet najmniejsze post臋py. To inspiruje ludzi do zmian na lepsze.

- W swojej ksi膮偶ce J Ain't Much, Baby — But I'm Ali I Got (Ja to nie du偶o, kochanie — to wszystko, co mam) psycholog Jess Lair zauwa偶a: „Pochwa艂a jest jak s艂o艅­ce, kt贸re rozgrzewa ludzk膮 dusz臋; nie mo偶emy kwit­n膮膰 i rosn膮膰 bez niej. A mimo to, cho膰 wielu z nas jest zbyt ch臋tnych, by stosowa膰 wobec innych zimny wiatr krytyki, niech臋tnie dajemy ludziom doko艂a s艂o­neczne ciep艂o pochwa艂y."*

Kiedy spogl膮dam wstecz, widz臋, jak cz臋sto kilka s艂贸w pochwa艂y zupe艂nie zmieni艂o ca艂膮 moj膮 przy­sz艂o艣膰. To samo mo偶esz powiedzie膰 i o swoim 偶yciu,


prawda? Historia pe艂na jest uderzaj膮cych przyk艂ad贸w dziwnej magii pochwa艂y.

Wiele lat temu dziesi臋cioletni ch艂opiec pracowa艂 w fabryce w Neapolu. Chcia艂 by膰 艣piewakiem, ale pierwszy nauczyciel go zniech臋ci艂: „Nie masz g艂osu. Skrzypisz jak wiatr poruszaj膮cy okiennice."

Ale jego matka, biedna ch艂opka, obj臋艂a go mocno, pochwali艂a i powiedzia艂a, 偶e potrafi 艣piewa膰 i 偶e ona ju偶 dostrzeg艂a popraw臋. Chodzi艂a boso, aby m贸c op艂a­ca膰 lekcje muzyki syna. Pochwa艂a i zach臋ta matki zmieni艂a ca艂e 偶ycie ch艂opca. By艂 to Enrico Caruso, naj­s艂awniejszy 艣piewak operowy 艣wiata.

W pocz膮tkach dziewi臋tnastego wieku pewien m艂o­dy cz艂owiek mieszkaj膮cy w Londynie chcia艂 zosta膰 pisarzem. Jednak wszystko jakby si臋 sprzysi臋g艂o prze­ciw niemu. Nie dane mu by艂o chodzi膰 do szko艂y d艂u偶ej ni偶 cztery lata. Ojciec siedzia艂 w wi臋zieniu za d艂ugi i m艂odzieniec cz臋sto bywa艂 g艂odny. Wreszcie dosta艂 prac臋: nalepianie etykiet na butelki z czernid艂em w pe艂nym szczur贸w sk艂adzie. Sypia艂 w zniszczonym pokoju na poddaszu razem z dw贸jk膮 innych ch艂op­c贸w — no偶ownik贸w z londy艅skich slums贸w. Mia艂 tak ma艂o wiary we w艂asne umiej臋tno艣ci, 偶e pierwszy sw贸j tekst wysy艂a艂 do wydawcy w 艣rodku nocy, aby nie nara偶a膰 si臋 na kpiny. Odrzucano mu kolejne o-powiadania. Wreszcie przyszed艂 wielki dzie艅 i jedno z jego opowiada艅 przyj臋to. Prawda, nie dosta艂 za nie ani szylinga, ale jeden z wydawc贸w go pochwali艂. Jeden z wydawc贸w wyrazi艂 mu uznanie. By艂 tak wzruszony, 偶e tego dnia ze 艂zami w oczach d艂ugo cho­dzi艂 ulicami Londynu.

Pochwa艂a i uznanie, kt贸rego wyrazem by艂o wydru­kowanie opowiadania, zmieni艂y ca艂e jego 偶ycie. Gdy­by nie to, m贸g艂by je sp臋dzi膰 w zaszczurzonych fabrykach. By膰 mo偶e s艂ysza艂e艣 o tym ch艂opcu. Na­zywa艂 si臋 Karol Dickens.


Inny ch艂opiec z Londynu zarabia艂 na 偶ycie jako sprzedawca. Musia艂 wstawa膰 o pi膮tej, zamiata膰 sklep i pracowa膰 jak niewolnik przez czterna艣cie godzin na dob臋. To by艂a niewdzi臋czna praca i nienawidzi艂 jej. Po dw贸ch latach mia艂 do艣膰 takiego 偶yda. Pewnego ranka wsta艂 wi臋c i nie czekaj膮c na 艣niadanie przeby艂 piechot膮 pi臋tna艣cie mil, aby zobaczy膰 si臋 z matk膮/ kt贸ra pra­cowa艂a jako gospodyni.

By艂 w艣ciek艂y. B艂aga艂 j膮 ze 艂zami w oczach. Przysi臋­ga艂, 偶e zabije si臋, je艣li b臋dzie musia艂 wr贸d膰 do sklepu. Napisa艂 patetyczny list do dyrektora swojej szko艂y. Pisa艂, 偶e ma z艂amane serce, 偶e nie chce ju偶 偶y膰. Stary dyrektor okaza艂 mu odrobin臋 uznania — powiedzia艂, 偶e jest on naprawd臋 inteligentny, 偶e nie urodzi艂 si臋 do pracy fizycznej i zaoferowa艂 mu posad臋 nauczyciela w swojej szkole.

Ta pochwa艂a zmieni艂a 偶ycie ch艂opca i trwale wp艂y­n臋艂a na histori臋 literatury angielskiej. Ch艂opiec zacz膮艂 pisa膰 i napisa艂 mn贸stwo najlepiej sprzedaj膮cych si臋 ksi膮偶ek. Zarobi艂 ponad milion dolar贸w. O nim te偶 pewnie s艂ysza艂e艣, nazywa艂 si臋 H. G. Wells.

Nagroda zamiast krytyki jest podstawow膮 koncep­cj膮 teorii B. F. Skinnera. Ten wielki wsp贸艂czesny psy­cholog udowodni艂 eksperymentalnie, 偶e je艣li ograni­czamy krytyk臋 i stosujemy pochwa艂臋 ujawniaj膮 si臋 pozytywne reakcje, kt贸re s膮 nast臋pnie rozwijane, z艂e za艣 ulegn膮 atrofii, poniewa偶 nikt nie przywi膮zuje do nich wagi.

John Ringelspaugh z Rocky Mount w Karolinie P贸艂nocnej zastosowa艂 t臋 technik臋 w wychowaniu swoich dzieci. Z pocz膮tku wydawa艂o mu si臋, podo­bnie jak wielu innym rodzicom, 偶e podstawowa for­ma komunikacji z dzie膰mi to krzyk. Skutkiem tego, r贸wnie偶 podobnie jak w wielu rodzinach, dzieci sta­wa艂y si臋 gorsze raczej ni偶 lepsze, podobnie zreszt膮 i ro­dzice. Nie potrafili rozwi膮za膰 tego problemu.


Pan Ringelspaugh postanowi艂 zastosowa膰 kilka zasad, kt贸rych nauczy艂 si臋 podczas naszego kursu. Pr贸bowa艂 w ten spos贸b rozwi膮za膰 sw贸j problem. Oto co nam opowiedzia艂:

„Zdecydowali艣my si臋 stosowa膰 pochwa艂臋 zamiast ci膮g艂ego gderania. Nie by艂o to 艂atwe, poniewa偶 za­uwa偶ali艣my g艂贸wnie b艂臋dy. Naprawd臋 ci臋偶ko by艂o znale藕膰 rzeczy, za kt贸re mogli艣my pochwali膰 dzieci. Co艣 jednak znale藕li艣my i w ci膮gu dnia lub dw贸ch niekt贸re naprawd臋 denerwuj膮ce zachowania wyeli­minowali艣my. Potem zacz臋艂a male膰 liczba przewi­nie艅. Udzielane im przez nas pochwa艂y przynosi艂y efekty. Dzieci nie tylko odchodzi艂y od z艂ych nawyk贸w, ale nabra艂y nowych — bardzo po偶膮danych. 呕adne z nas nie mog艂o w to uwierzy膰. Oczywi艣cie, nie trwa艂o to wiecznie. Ale osi膮gni臋ta w ten spos贸b r贸wnowaga by艂a o wiele lepsza. Nie by艂o potrzeby krzycze膰. Dzie­ci robi艂y o wiele wi臋cej rzeczy dobrych ni偶 z艂ych." A wszystko to w rezultacie chwalenia najdrobniej­szych nawet pozytywnych zachowa艅, a nie ci膮g艂ego pouczania i stosowania nagany.

Sprawdza si臋 to r贸wnie偶 w pracy. Keith Roper z Woodland Hilis w Kalifornii zastosowa艂 t臋 zasad臋 do rozwi膮zania pewnego problemu w swojej firmie.

Otrzyma艂 w艂a艣nie z drukami pewne materia艂y. By艂y wyj膮tkowo wysokiej jako艣ci. Drukarz, nowo zatrudniony pracownik, mia艂 jednak k艂opoty z za­adaptowaniem si臋. Jego prze艂o偶ony odbiera艂 to jako z艂膮 wol臋 i bardzo by艂 z jego zachowania niezadowo­lony. Drukarz powa偶nie rozwa偶a艂 mo偶liwo艣膰 odej艣cia z pracy.

Kiedy pan Roper dowiedzia艂 si臋 o tym, postanowi艂 osobi艣cie odby膰 rozmow臋 z m艂odym cz艂owiekiem. Powiedzia艂 mu, jak bardzo zadowolony jest z jego pracy, i podkre艣li艂 fakt, 偶e od dawna nie widzia艂 tak dobrze z艂o偶onego tekstu. Bardzo szczeg贸艂owo oceni艂


tekst i m贸wi艂 o znaczeniu wysi艂ku m艂odzie艅ca dla renomy firmy.

Jak s膮dzisz, czy wp艂yn臋艂o to na postaw臋 tego m艂odego drukarza? W ci膮gu kilku dni nast膮pi艂a ca艂­kowita zmiana. Opowiada艂 swoim wsp贸艂pracowni­kom o rozmowie z szefem i deszy艂 si臋, 偶e kto艣 potrafi艂 doceni膰 jego dobr膮 prac臋. Od tego dnia by艂 lojalnym i oddanym pracownikiem.

To, co zrobi艂 pan Koper, nie by艂o pochlebstwem. Nie poszed艂 do m艂odego cz艂owieka ze s艂owami: „Jeste艣 dobry." Wykaza艂, 偶e istotnie dostrzega wysok膮 jako艣膰 jego pracy na konkretnym przyk艂adzie, a nie og贸lni­kowo. Dlatego w艂a艣nie jego pochwa艂a by艂a tak cenna dla chwalonego. Ka偶dy z nas lubi otrzymywa膰 po­chwa艂y, ale musz膮 to by膰 szczere pochwa艂y za kon­kretne posuni臋cia, a nie czcza gadanina, by sprawi膰 rozm贸wcy przyjemno艣膰.

Pami臋taj, 偶e wszyscy po偶膮damy uznania i wdzi臋cz­no艣ci i gotowi jeste艣my na wszystko, aby to osi膮gn膮膰. Nikt jednak nie oczekuje nieszczero艣ci. Nikt nie lubi pochlebstw.

Powt贸rz臋: Zasady przedstawione w tej ksi膮偶ce b臋­d膮 dzia艂a膰 tylko wtedy, gdy ich stosowanie wyp艂ynie prosto z serca. Nie zach臋cam do marnych trik贸w. Przekonuj臋 do nowego sposobu 偶ycia.

A propos zmieniania ludzi. Je艣li ty i ja zainspiruje­my ludzi, z kt贸rymi utrzymujemy kontakty, do wydo­bycia ukrytych w nich skarb贸w, dokonamy czego艣 znacznie wi臋kszego od zmiany ich post臋powania. Mo偶emy ich ca艂kowicie przekszta艂ci膰.

Przesada? Pos艂uchaj wi臋c tych m膮drych s艂贸w Wil-liama Jamesa, jednego z najwybitniejszych psycholo­g贸w i filozof贸w, jakich wyda艂a Ameryka:

„W stosunku do tego, czym powinni艣my by膰, w stosunku do naszych mo偶liwo艣ci, jeste艣my


jedynie na po艂y rozbudzeni. Czynimy u偶ytek tyl­ko z niewielkiej cz臋艣ci naszego psychicznego i fizycznego potencja艂u. M贸wi膮c dok艂adniej, cz艂o­wiek 偶yje w ciasnych, wyznaczonych przez siebie granicach. A przede偶 posiada najr贸偶niejsze mo偶liwo艣ci, kt贸rych nie wykorzystuje na skutek z艂ych nawyk贸w.

Dok艂adnie tak! Ty, kt贸ry czytasz te s艂owa, masz r贸偶­ne mo偶liwo艣ci, kt贸rych nie wykorzystujesz na skutek z艂ych nawyk贸w. Jedn膮 z nich jest na pewno magiczna umiej臋tno艣膰 chwalenia ludzi i inspirowania ich, aby odkryli drzemi膮ce w nich mo偶liwo艣d.

Krytyka podcina nam skrzyd艂a. Nasze mo偶liwo艣d rozkwitaj膮 na skutek zach臋ty. O tym nie wolno zapomnie膰 dobremu przyw贸dcy.

ZASADA SZ脫STA Pochwal najmniejsze nawet osi膮gni臋cie. Pochwal ka偶dy post臋p. B膮d藕 „serdeczny w aprobade i nie sk膮p pochwa艂".


7 DAJ PSU W艁A艢CIWE IMI臉

Co robisz, kiedy kto艣, kto zawsze by艂 dobrym pracow­nikiem, zaczyna nagle psu膰 robot臋? Mo偶esz tak膮 oso­b臋 zwolni膰, ale to nie rozwi膮偶e problemu. Mo偶esz te偶 j膮 zruga膰, ale to zwykle pog艂臋bia tylko niech臋膰. Henry Henke, szef serwisu w du偶ej firmie sprzedaj膮cej ci臋偶a­r贸wki w Lowell w Indianie, zatrudnia艂 mechanika, kt贸rego praca sta艂a si臋 mniej ni偶 zadowalaj膮ca. Za­miast wyrzuci膰 go albo straszy膰 wyrzuceniem, pan Henke wezwa艂 go do siebie i odby艂 z nim szczer膮, ser­deczn膮 rozmow臋.

„Bili, jeste艣 艣wietnym mechanikiem — powiedzia艂. — Pracujesz tu od 艂adnych kilku lat. Usatysfakcjono­wa艂e艣 wielu klient贸w, kt贸rym naprawi艂e艣 samochody. Otrzymali艣my wiele komplement贸w na temat dobrej roboty, kt贸r膮 wykona艂e艣. A jednak od pewnego czasu reperacja zabiera ci wi臋cej godzin, a efekty pracy s膮 poni偶ej twoich mo偶liwo艣ci. Poniewa偶 by艂e艣 tak wspa­nia艂ym mechanikiem, wiesz chyba, 偶e nie uszcz臋艣li­wia mnie ta sytuacja. Mo偶e razem mogliby艣my jako艣 rozwi膮za膰 ten problem."

Bili odpowiedzia艂, 偶e nie zdawa艂 sobie z tego spra­wy. Nie wiedzia艂, 偶e opuszcza si臋 w wykonywaniu swoich obowi膮zk贸w i zapewni艂 szefa, 偶e praca, kt贸r膮 wykonuje, nie przerasta jego mo偶liwo艣ci i spr贸buje wykonywa膰 j膮 lepiej.

Czy dotrzyma艂 s艂owa? Mo偶esz by膰 pewien, 偶e tak. Zn贸w sta艂 si臋 szybkim i dok艂adnym mechanikiem. Po us艂yszeniu opinii pana Henke, c贸偶 m贸g艂by zrobi膰, jak nie wykonywa膰 prac臋 tak dobrze, jak kiedy艣?


Samuel Vauclain, by艂y prezes Baldwin Locomotive Works, powiedzia艂 kiedy艣: „Ka偶dym cz艂owiekiem mo偶na pokierowa膰, je艣li ma si臋 jego szacunek i je艣li poka偶e mu si臋, 偶e i jego szanuje si臋 za tak膮 czy inn膮 umiej臋tno艣膰."

Kr贸tko m贸wi膮c, je艣li chcesz wp艂yn膮膰 na co艣 w po­st臋powaniu danej osoby, zachowuj si臋 tak, jakby ju偶 posiada艂 po偶膮dan膮 cech臋. Szekspir powiedzia艂:

„Przyjmij, 偶e masz cnot臋, je艣li ci jej brak." G艂o艣ne stwierdzenie, 偶e inni ludzie posiadaj膮 cnoty, kt贸re chcesz w nich rozwin膮膰, mo偶e si臋 okaza膰 bardzo sku­teczne. Wystaw im dobr膮 opini臋, na kt贸r膮 mogliby zapracowa膰, a uczyni膮 olbrzymi wysi艂ek, aby ci臋 nie zawie艣膰.

W swojej ksi膮偶ce Souvenirs, My Life with Maeterlinck (Upominki. Moje 偶ycie z Maeterlinckiem) Georgette Leblanc opisa艂a zaskakuj膮c膮 przemian臋 skromnego belgijskiego Kopciuszka.

„Posi艂ki przynosi艂a mi s艂u偶膮ca z s膮siedniego hotelu. M贸wiono na ni膮 Marysia-pomywaczka, poniewa偶 zaczyna艂a jako pomocnica przy zmywaniu naczy艅. By艂a potworem, zezowatym potworem na krzywych nogach, s艂abym na ciele i duchu.

Pewnego dnia, kiedy trzyma艂a w r臋ku talerz ze spaghetti, powiedzia艂am jej znienacka: 芦Marie, nie wiesz nawet, jakie skarby kryj膮 si臋 w tobie.禄

Przyzwyczajona do powstrzymywania uczu膰, Ma艅e odczeka艂a chwil臋 nie 艣miej膮c ryzykowa膰 naj­mniejszego gestu w obawie katastrofy. Potem po艂o偶y­艂a talerz na stole, westchn臋艂a i powiedzia艂a dowcipnie:

芦Madame, nigdy bym w to nie uwierzy艂am Nie w膮tpi­艂a, nie zadawa艂a pyta艅, po prostu posz艂a z powrotem do kuchni i powt贸rzy艂a to, co powiedzia艂am, a si艂a wiary jest tak ogromna, 偶e nikt si臋 z niej nie 艣mia艂. Od tego dnia obdarzano j膮 pewn膮 uwag膮. Jednak naj­dziwniejsza ze wszystkich zmiana nast膮pi艂a w samej


Marie. Wierz膮c, 偶e jest tabernakulum niewidzialnych cud贸w, zacz臋艂a dba膰 o twarz i cia艂o tak starannie, 偶e jej wyg艂odnia艂a m艂odo艣膰 zdawa艂a si臋 rozkwita膰 i ukry­wa膰 jej zwyczajno艣膰.

Owa miesi膮ce p贸藕niej poinformowa艂a mnie o pla­nowanym 艣lubie z bratankiem szefa kuchni. 芦B臋d臋 dam膮禄 — powiedzia艂a i podzi臋kowa艂a mi. Jedno ma艂e zdanie zmieni艂o ca艂e jej 偶yde."

Georgette Leblanc wystawi艂a Marysi-pomywaczce opini臋, kt贸rej dziewczyna musia艂a sprosta膰. I ta opinia j膮 odmieni艂a.

Bili Parker, akwizytor firmy produkuj膮cej 偶ywno艣膰 w Daytona Beach na Florydzie, by艂 bardzo podekscy­towany nowo wprowadzonym gatunkiem produ­kt贸w i bardzo niezadowolony, kiedy dyrektor jedne­go z supermarket贸w odm贸wi艂 przyj臋cia tego towaru. Bili gryz艂 si臋 t膮 odmow膮, a偶 wreszcie zdecydowa艂 si臋 wr贸ci膰 tam i jeszcze raz spr贸bowa膰.

„Jack, kiedy wyszed艂em st膮d dzi艣 rano, zda艂em so­bie spraw臋, 偶e nie opowiedzia艂em d wszystkiego o naszych nowych produktach, i b臋d臋 wdzi臋czny za troch臋 twojego czasu, abym m贸g艂 to uczyni膰 teraz. Szanuj臋 de za to, 偶e zawsze chcesz mnie wys艂ucha膰 i jeste艣 na tyle wielkim cz艂owiekiem, 偶e potrafisz zmienia膰 zdanie, je艣li kto艣 de przekona."

Czy Jack m贸g艂 mu odm贸wi膰 kolejnej rozmowy? Na pewno nie po us艂yszeniu takiej opinii; musia艂 jej prze-de偶 sprosta膰.

Pewnego ranka dr Martin Fitzhugh, dentysta z Dublina w Irlandii, zaskoczony us艂ysza艂 od jednej z pacjentek, i偶 metalowy uchwyt na kubek do p艂uka­nia ust nie jest zbyt czysty. Co prawda kubki by艂y jednorazowego u偶ytku, ale brudny metalowy uchwyt nie robi艂 dobrego wra偶enia.

Kiedy pacjentka wysz艂a, dr Fitzhugh uda艂 si臋 do swego biura, aby napisa膰 list do Bridgit, kt贸ra


sprz膮ta艂a jego gabinet dwa razy w tygodniu. Oto co napisa艂:

Droga Bridgit!

Rzadko de widuj臋. Pomy艣la艂em wi臋c, 偶e po­艣wi臋c臋 kilka minut, aby napisa膰 do ciebie i po­dzi臋kowa膰 za wspania艂膮 prac臋, jak膮 dla mnie wykonujesz. A pomy艣la艂em o tym, poniewa偶 wiem, 偶e dwie godziny dwa razy w tygodniu to bardzo niewiele czasu. Dlatego te偶 nie kr臋puj si臋, je艣li od czasu do czasu uznasz, 偶e potrzebne ci dodatkowe p贸艂 godziny na takie rzeczy jak pole­rowanie uchwyt贸w metalowych i temu podobne. Oczywi艣cie zap艂ac臋 za dodatkowy czas pracy.

„Nast臋pnego dnia, kiedy wszed艂em do biura, moje biurko b艂yszcza艂o jak lustro. Podobnie krzes艂o; omal si臋 z niego nie ze艣lizn膮艂em. Kiedy wszed艂em do ga­binetu, w kt贸rym przyjmowa艂em pacjent贸w, zoba­czy艂em najlepiej pod s艂o艅cem wypolerowany i b艂y­szcz膮cy chromowany uchwyt na kubki. Wystawi艂em swojej sprz膮taczce dobr膮 opini臋, kt贸rej musia艂a spro­sta膰 i z powodu tego drobnego gestu pracowa艂a lepiej ni偶 kiedykolwiek przedtem. A ile dodatkowego czasu na to po艣wi臋ci艂a? Zgadli艣cie; nie korzysta艂a z mo偶li­wo艣ci nadgodzin" — opowiada艂 doktor Fitzhugh.

Stare powiedzenie m贸wi: „Daj psu z艂e imi臋, a od razu mo偶esz go powiesi膰." Daj mu wi臋c dobre imi臋, a zobaczysz, co si臋 stanie!

Kiedy pani Ruth Hopkins, nauczydelka z Brook艂y-nu w Nowym Jorku po raz pierwszy zobaczy艂a swoj膮 klas臋 w komplede, rado艣膰 i podniecenie z powodu rozpocz臋cia nowego semestru przy膰mi艂 niepok贸j. W tym roku mia艂a bowiem w swojej klasie Tommy'e-go T., najgorszego w szkole ucznia. Jego nauczyciel z poprzedniego semestru d膮gle na niego narzeka艂.


Skar偶y艂 si臋 dyrektorowi szko艂y, kolegom i ka偶demu, kto tylko chcia艂 go s艂ucha膰. By艂 nie tylko niegrzeczny;

wp艂ywa艂 na dyscyplin臋 ca艂ej klasy. Ci膮gle bi艂 si臋 z in­nymi ch艂opcami i wy艣miewa艂 si臋 z dziewczynek. Im by艂 starszy, tym zdawa艂 si臋 gorszy. Za to by艂 zdolny i szybko opanowywa艂 materia艂.

Pani Hopkins zdecydowa艂a si臋 natychmiast stawi膰 czo艂o problemowi Tommy'ego. Kiedy wita艂a swoich nowych uczni贸w, ka偶demu z nich powiedzia艂a kilka ciep艂ych s艂贸w. „Ros臋, masz bardzo 艂adn膮 sukienk臋";

„Alicia, s艂ysza艂am, 偶e 艂adnie rysujesz"itd. Kiedy do­sz艂a do Tomm/ego, spojrza艂a mu prosto w oczy:

„Tommy, jeste艣 urodzonym przyw贸dc膮. Licz臋 wi臋c, 偶e pomo偶esz mi sprawi膰, aby ta klasa by艂a najlepsz膮 kla­s膮 w ca艂ej szkole." Wzmocni艂a efekt, chwal膮c Tom-my'ego w ci膮gu kilku pierwszych dni za wszystko, co zrobi艂, i podkre艣laj膮c, jak dobrym jest uczniem. Z tak膮 reputacj膮, kt贸rej musia艂 sprosta膰, nawet dziewi臋ciola-tek nie m贸g艂 zawie艣膰. I nie zawi贸d艂.

Je艣li chcesz lepiej wype艂ni膰 trudne zadanie wp艂y­wania na postawy i zachowania ludzi, stosuj t臋 me­tod臋 i ty.

ZASADA SI脫DMA Wystaw ludziom dobr膮 opini臋, kt贸rej b臋d膮 musieli sprosta膰.


8

JAK SPRAWI膯, ABY LUDZIE UWIERZYLI WE W艁ASNE SI艁Y

Jeden z moich przyjaci贸艂, kawaler zbli偶aj膮cy si臋 do czterdziestki, zar臋czy艂 si臋 i narzeczona nam贸wi艂a go na lekq'e ta艅ca. Lepiej p贸藕no ni偶 wcale. „M贸j Bo偶e, naprawd臋 potrzebowa艂em lekcji ta艅ca, bo ta艅czy艂em dok艂adnie tak jak wtedy, gdy zaczyna艂em 20 lat temu. Nauczycielka, do kt贸rej najpierw poszed艂em, pewnie powiedzia艂a mi prawd臋. Stwierdzi艂a, 偶e wszystko ro­bi臋 藕le. Musia艂bym po prostu zapomnie膰 wszystko, co umiem, i zacz膮膰 jeszcze raz od pocz膮tku. Ale to odeb­ra艂o mi ch臋膰 do nauki. Nie da艂a mi bod藕ca do dalszych lekcji, wi臋c zrezygnowa艂em z niej — opowiada艂 mi p贸藕niej; — Mo偶liwe, 偶e kolejna nauczycielka k艂ama艂a, ale tym mnie kupi艂a. Powiedzia艂a szarmancko, 偶e ta艅­cz臋 mo偶e troch臋 staro艣wiecko, ale podstawy mam dobre i nie b臋d臋 mia艂 偶adnych trudno艣ci z nauczeniem si臋 nowych krok贸w.

Ta nowa nauczycielka zrobi艂a wi臋c co艣 zupe艂nie od­wrotnego. Chwali艂a to, co robi艂em dobrze, i lekcewa­偶y艂a moje b艂臋dy. 芦Ma pan naturalne poczucie rytmu. Naprawd臋 jest pan urodzonym tancerzem禄 — zapew­nia艂a mnie. Zdrowy rozs膮dek podpowiada mi, 偶e zawsze by艂em i b臋d臋 kiepskim tancerzem. A mimo to, gdzie艣 w g艂臋bi serca, lubi臋 czasem pomy艣le膰, 偶e mo偶e m贸wi艂a prawd臋. Wiem przecie偶, 偶e p艂aci艂em jej za lek­cje, a wi臋c r贸wnie偶 i za to, co podczas nich m贸wi艂a. Ale czy musz臋 o tym pami臋ta膰?

Tak czy owak, ta艅cz臋 lepiej, ni偶 ta艅czy艂bym, gdyby mi nie powiedzia艂a, 偶e mam naturalne wyczucie ryt-


mu. To mnie zach臋ci艂o. To da艂o mi nadziej臋. To sprawi­艂o, 偶e postanowi艂em si臋 podci膮gn膮膰."

Powiedz dziecku, ma艂偶onkowi albo pracowniko­wi, 偶e jest g艂upi, t臋py i nie potrafi czego艣 robi膰, a na pewno nie zach臋dsz go do lepszego dzia艂ania. Ale spr贸buj odwrotnej metody — zastosuj umiarkowan膮 zach臋t臋, spraw, aby rzecz wydawa艂a si臋 艂atwa do zro­bienia, daj do zrozumienia, 偶e wierzysz w jego umie­j臋tno艣ci, oka偶 wiar臋 w jego naturalne zdolno艣ci, smyka艂k臋 do robienia czego艣 — a b臋dzie 膰wiczy膰, a偶 zmierzch zajrzy do okna.

Lowell Thomas, prawdziwy artysta w kontaktach z lud藕mi, stosowa艂 t臋 technik臋. Dawa艂 d pewno艣膰, in­spirowa艂 do dzia艂ania. Sp臋dzi艂em kiedy艣 weekend z nim i jego 偶on膮. W sobot臋 wieczorem poproszono mnie, abym zasiad艂 do sto艂u bryd偶owego na przyja-delsk膮 partyjk臋 przy kominku. Bryd偶? O, nie. Nie! Nie! Beze mnie! Nie mam o tym poj臋cia. Ta gra za­wsze by艂a dla mnie czarn膮 magi膮. Nie! To niemo偶liwe!

„Ale偶, Dale, to nie jest 偶adna magia! Bryd偶 to nic innego jak dobra pami臋膰 i ocena sytuacji. Sam pisa艂e艣 przecie偶 artyku艂y o 膰wiczeniu pami臋d. Poradzisz sobie, zobaczysz! To dla d臋bie pestka" —powiedzia艂 Lowell.

Zanim si臋 zorientowa艂em, siedzia艂em ju偶 przy stoli­ku bryd偶owym. Tylko dlatego, 偶e powiedziano mi, i偶 mam do tego smyka艂k臋 i jest to ca艂kiem 艂atwe.

Bryd偶 przypomina mi o E艂ym Cu艂bertsonie, kt贸re­go ksi膮偶ki o tej grze przet艂umaczono na dziesi膮tki j臋­zyk贸w i sprzedano ich ponad milion. On w艂a艣nie powiedzia艂 mi, 偶e nigdy nie zosta艂by zawodowcem, gdyby pewna m艂oda kobieta nie zapewni艂a go, 偶e ma do bryd偶a naturalny talent.

Kiedy przyby艂 do Ameryki w 1922 roku, stara艂 si臋 o prac臋 nauczyciela filozofii i socjologu, ale mu nie wysz艂o. Potem pr贸bowa艂 sprzedawa膰 w臋giel, ale


sko艅czy艂o si臋 to fiaskiem. Jeszcze p贸藕niej zaj膮艂 si臋 handlem kaw膮, ale i tym razem by艂a klapa.

Grywa艂 w bryd偶a, ale w贸wczas nie przysz艂o mu nawet do g艂owy, 偶e mo偶e tego uczy膰. Nie tylko by艂 kiepskim graczem, lecz by艂 te偶 bardzo uparty. Tak szczeg贸艂owo analizowa艂 ka偶d膮 sko艅czon膮 parti臋, 偶e nikt nie chcia艂 z nim gra膰.

Potem spotka艂 pi臋kn膮 nauczycielk臋 bryd偶a, Jose-phine Diiion, zakocha艂 si臋 w niej i poj膮艂 j膮 za 偶on臋. Zauwa偶y艂a, jak dok艂adnie analizuje on swoje karty, i przekona艂a go, 偶e jest potencjalnym geniuszem kardanego sto艂u. Cu艂bertson powiedzia艂 mi, 偶e to w艂a艣nie sk艂oni艂o go, aby potraktowa膰 gr臋 w bryd偶a zawodowo.

C艂arence M. Jones, jeden z wyk艂adowc贸w naszego kursu w Cindnnati w Ohio, opowiada艂, jak zach臋ta i wiara, 偶e b艂臋dy mo偶na naprawi膰, ca艂kowicie zmieni­艂y 偶yde jego syna.

„W 1970 roku m贸j syn David, kt贸ry mia艂 wtedy 15 lat, zamieszka艂 ze mn膮 w Cindnnati. Nie mia艂 艂atwego 偶yda. W 1958 roku jako dziecko uczestniczy艂 w wypadku samochodowym i na czole pozosta艂a mu straszna blizna. W 1960 roku rozwiod艂em si臋 z jego matk膮 i razem przenie艣li si臋 do Dallas w Teksasie. Do pi臋tnastego roku 偶yda uczy艂 si臋 g艂贸wnie w specjal­nych klasach dla dzieci z problemami w nauce w o-kr臋gu szkolnym w Dallas. Mo偶liwe, 偶e z powodu blizny w艂adze szkolne stwierdzi艂y, 偶e ma uszkodzony m贸zg i nie mo偶e funkcjonowa膰 normalnie. Mia艂 dwa lata op贸藕nienia w nauce w stosunku do r贸wie艣nik贸w, chodzi艂 wi臋c dopiero do si贸dmej klasy. I b臋d膮c w si贸d­mej klasie zna艂 tylko tabliczk臋 mno偶enia, potrafi艂 do­dawa膰 na palcach i ledwie czyta艂.

Jedno w tym wszystkim napawa艂o optymizmem. Uwielbia艂 bawi膰 si臋 odbiornikami radiowymi i telewi­zyjnymi. Chdal w przysz艂o艣ci zosta膰 mechanikiem


telewizyjnym. Zach臋ca艂em go do tego i powtarza艂em, 偶e potrzebna mu do tego matematyka. Postanowi艂em pom贸c mu w opanowaniu tego przedmiotu. Kupi艂em zestaw kart do gry, kt贸re uczy艂y mno偶enia, dzielenia, dodawania i odejmowania. Gra polega艂a na odrzuca­niu kart na kupk臋 po poprawnej odpowiedzi. Pod­powiada艂em mu poprawn膮 odpowied藕, je艣li nie wiedzia艂, i wk艂adali艣my tak膮 kart臋 z powrotem do talii. Powtarzali艣my tak d艂ugo, a偶 wszystkie karty zo­sta艂y od艂o偶one. Za ka偶dym razem, kiedy odpowie­dzia艂 poprawnie, robi艂em z tego wielk膮 spraw臋, zw艂aszcza je艣li poprzednio nie wiedzia艂. Ka偶dego wieczoru grali艣my ze stoperem. Obieca艂em mu, 偶e je艣li potrafi sko艅czy膰 gr臋 w 8 minut bezb艂臋dnie, b臋dzie m贸g艂 zaj膮膰 si臋 czym艣 innym. Ale wydawa艂o si臋 to dla Davida nie do osi膮gni臋cia. Pierwszy raz test zaj膮艂 mu 52 minuty, potem 48, 45, 44, wreszcie 41 i 40 minut. 艢wi臋towali艣my ka偶dy lepszy wynik. Wo艂a艂em 偶on臋, obydwoje 艣ciskali艣my go i wszyscy razem odstawia­li艣my taniec rado艣ci. Pod koniec miesi膮ca bezb艂臋dnie radzi艂 sobie ze wszystkimi kartami w czasie kr贸tszym ni偶 8 minut. A je艣li post臋py by艂y ma艂e, sam chcia艂 robi膰 wszystko jeszcze raz. Odkry艂, 偶e nauka mo偶e by膰 przyjemna i weso艂a.

Oczywi艣cie, podskoczy艂y w g贸r臋 jego oceny z al­gebry. O ile 艂atwiejsza jest algebra, je艣li zna si臋 tablicz­k臋 mno偶enia. By艂 bardzo zaskoczony, kiedy po raz pierwszy przyni贸s艂 do domu czw贸rk臋 z matematyki. To nie zdarzy艂o si臋 nigdy przedtem. W niewiarygod­nym wr臋cz tempie nast膮pi艂y inne zmiany. Znacznie lepiej czyta艂 i okaza艂o si臋, 偶e ma naturalne zdolno艣ci do rysunku. Podczas kolejnego roku szkolnego na­uczyciel matematyki poled艂 mu przygotowanie ga­zetki. David postanowi艂 opracowa膰 skomplikowan膮 seri臋 modeli demonstruj膮cych dzia艂anie d藕wigni. A to wymaga艂o nie tylko umiej臋tno艣ci rysunku i wykona­


nia modeli, ale r贸wnie偶 znajomo艣ci matematyki. Jego modele zaj臋艂y pierwsze miejsce w konkursie szkol­nym, zakwalifikowa艂y si臋 do konkursu mi臋kkiego i otrzyma艂y trzeci膮 nagrod臋 w ca艂ym Cindnnati.

I to pomog艂o. Dzieciak, kt贸ry straci艂 dwie klasy, kt贸remu m贸wiono, 偶e ma 芦uszkodzony m贸zg禄, kt贸-rego koledzy z klasy nazywali Frankensteinem i dokuczali mu, 偶e m贸zg wyciek艂 mu na pewno przez dziur臋 w g艂owie, odkrywa nagle, 偶e naprawd臋 co艣 potrafi. Skutek? Od ostatniego semestru w 贸smej klasie przez ca艂膮 szko艂臋 艣redni膮 nigdy nie otrzyma艂 艣wiadectwa bez wyr贸偶nienia. W szkole 艣redniej wy­brano go do stowarzyszenia najzdolniejszych ucz­ni贸w w kraju. Kiedy odkry艂, 偶e nauka mo偶e by膰 przyjemna, zmieni艂o si臋 ca艂e jego 偶ycie.

Je艣li chcesz innym pom贸c w osi膮gni臋ciu sukcesu, pami臋taj o tej regule.

ZASADA 脫SMA Zach臋caj innych do poprawy. Spraw, aby uwierzyli, 偶e mog膮 si臋 zmieni膰.


9

JAK SPRAWI膯, ABY LUDZIE ROBILI TO, CO CHCESZ, Z PRZYJEMNO艢CI膭

W 1915 roku Ameryk臋 ogarn臋艂o przera偶enie. Przez ponad rok narody Europy wyrzyna艂y si臋 wzajemnie na skal臋, o kt贸rej autorom wszystkich krwawych kro­nik ludzko艣ci nawet si臋 nie 艣ni艂o. Czy pok贸j by艂 osi膮­galny? Nikt nie wiedzia艂. Jednak Woodrow Wilson postanowi艂 spr贸bowa膰. Zdecydowa艂 pos艂a膰 osobiste­go przedstawiciela, emisariusza pokoju, na rozmowy z europejskimi bogami wojny.

Sekretarz stanu William Jennings Bryan, obro艅ca pokoju, bardzo chcia艂 podj膮膰 si臋 tej misji. Widzia艂 w niej szans臋 dokonania czego艣 wielkiego dla ludz­ko艣ci i okryda swojego imienia nie艣mierteln膮 s艂aw膮. Jednak Wilson wybra艂 kogo艣 innego, swojego bliskie­go przyjaciela i doradc臋 pu艂kownika Edwarda M. House'a. W艂a艣nie House mia艂 za zadanie przekaza膰 Bryanowi t臋 z艂膮 dla niego wiadomo艣膰, nie obra偶aj膮c go.

„Bryan by艂 wyra藕nie zawiedziony, kiedy us艂ysza艂, 偶e to ja mam jecha膰 do Europy jako emisariusz pokoju. Po­wiedzia艂, 偶e planowa艂 zrobi膰 to sam — pisze pu艂kownik House w swoim pami臋tniku. — Odpar艂em, i偶 prezydent uzna艂 za niem膮dre wysy艂anie tam oficjalnej osobisto艣膰, a jego wyjazd tam zwr贸ci艂by powszechn膮 uwag臋 i lu­dzie zacz臋liby si臋 zastanawia膰, dlaczego pojecha艂..."

Czy dostrzegasz intencj臋? House praktycznie po­wiedzia艂 Bryanowi, 偶e jest zbyt wa偶n膮 osobisto艣ci膮 do tego zadania — i Bryan by艂 usatysfakcjonowany.


Sprytny pu艂kownik House, kt贸ry z niejednego pie­ca chleb jad艂, zastosowa艂 si臋 do jednej z najwa偶niej­szych zasad w kontaktach z lud藕mi: Zawsze sprawiaj, aby inni byli szcz臋艣liwi, 偶e robi膮 to, co im sugerujesz.

Woodrow Wilson stosowa艂 t臋 polityk臋 nawet w贸w­czas, gdy zaprasza艂 Williama Gibbsa McAdoo do udzia艂u w pracach swojego gabinetu. By艂 to najwi臋­kszy zaszczyt, jaki m贸g艂 oferowa膰, a mimo to Wilson wystosowa艂 zaproszenie w taki spos贸b, aby McAdoo poczu艂 si臋 podw贸jnie wa偶ny. Oto ta historia opo­wiedziana jego s艂owami : „[Wilson] powiedzia艂, 偶e formuje sw贸j gabinet i by艂by wielce zadowolony, gdy­bym zaj膮艂 w nim miejsce sekretarza skarbu. On po­trafi艂 wspaniale przekazywa膰 swoje propozycje. Mia艂em wra偶enie, 偶e je艣li przyjm臋 ten wielki zaszczyt, wy艣wiadcz臋 mu wielk膮 艂ask臋."

Niestety, Wilson nie zawsze dzia艂a艂 tak taktownie. Gdyby nie to, historia mog艂aby potoczy膰 si臋 inaczej. Dla przyk艂adu: Wilson nie uszcz臋艣liwi艂 senatu i Partii Republika艅skiej przy艂膮czaj膮c Stany Zjednoczone do Ligi Narod贸w. Nie zabra艂 ze sob膮 na konferencj臋 po­kojow膮 tak wybitnych polityk贸w republika艅skich jak Elihu Root, Charles Evans Hughes czy Henry Cabot Lodge. Zamiast nich wzi膮艂 nikomu nie znanych ludzi ze swojej w艂asnej partii. Zrobi艂 republikanom afront i nie da艂 im odczu膰, 偶e Liga Narod贸w by艂a pomys艂em tak ich, jak i jego, nie pozwoli艂 im mie膰 w tym swojego udzia艂u. Na skutek tak strasznego pogwa艂cenia zasad kontakt贸w z lud藕mi zniszczy艂 swoj膮 w艂asn膮 karier臋 i zdrowie, skr贸ci艂 swoje 偶yde, spowodowa艂, 偶e Ame­ryka sta艂a na uboczu Ligi Narod贸w, i zmieni艂 histori臋 艣wiata.

M臋偶owie stanu i dyplomaci nie s膮 jedynymi lud藕­mi, kt贸rzy powinni stosowa膰 t臋 technik臋. Nie tylko oni musz膮 sprawia膰, aby ludzie z zadowoleniem robili rzeczy, kt贸re im si臋 sugeruje. Dale O. Ferrier z Fort


Wayne w Indianie opowiada艂, jak zach臋ci艂 jedno ze swoich dzieci do wykonywania obowi膮zk贸w domo­wych.

„Jednym z obowi膮zk贸w Jeffa by艂o zbieranie gru­szek, kt贸re spad艂y z drzewa, po to, aby kto艣, kto b臋dzie kosi艂 traw臋, nie musia艂 przerywa膰 pracy i traci膰 na to czasu. Nie lubi艂 tego robi膰 i cz臋sto wymigiwa艂 si臋 od tej pracy albo by艂 tak niedok艂adny, 偶e przy koszeniu trze­ba by艂o jednak przerywa膰 prac臋 i zbiera膰 nawet po kilkana艣cie gruszek, kt贸rych nie zauwa偶y艂. Wybra艂em rozmow臋 zamiast konfrontacji: 芦Ubij臋 z tob膮 interes, Jeff. Za ka偶dy koszyk uzbieranych przez ciebie gru­szek zap艂ac臋 ci dolara. Ale jak ju偶 sko艅czysz, za ka偶d膮 gruszk臋, kt贸r膮 znajd臋 jeszcze pod drzewem, zabior臋 ci dolara. Co o tym my艣lisz?禄 Oczywi艣cie, nie tylko zbiera艂 dok艂adnie wszystkie gruszki, ale te偶 musia艂em mie膰 go na oku, 偶eby nie dope艂nia艂 koszyka gruszkami zerwanymi z drzewa."

Zna艂em cz艂owieka, kt贸ry musia艂 cz臋sto odrzuca膰 zaproszenia do wyg艂aszania przem贸wie艅, pochodz膮­ce od przyjaci贸艂 i ludzi, wobec kt贸rych mia艂 pewne zobowi膮zania. A jednak czyni艂 to tak sprytnie, 偶e roz­m贸wca by艂 w ko艅cu zadowolony z jego odmowy. Jak to robi艂? Nie podkre艣la艂, 偶e jest zbyt zaj臋ty czy co艣 w tym stylu. Nie. Wyra偶a艂 zadowolenie z propozycji oraz smutek, 偶e nie mo偶e jej przyj膮膰, i proponowa艂 innego m贸wc臋. Innymi s艂owy, nie zostawia艂 rozm贸w­cy czasu na to, by czu艂 si臋 nieszcz臋艣liwy z powodu od­mowy. Natychmiast kaza艂 mu my艣le膰 o kim艣, kto mo偶e przyj膮膰 jego ofert臋.

Gunter Schmidt, jeden ze s艂uchaczy naszego kursu w Niemczech, opowiada艂 o pracownicy podleg艂ego mu sklepu spo偶ywczego, kt贸ra zaniedbywa艂a obo­wi膮zek umieszczania kartek z cen膮 na p贸艂kach, gdzie wystawione by艂y towary. Powodowa艂o to nieporo­zumienia i skargi klient贸w. Przypominanie, upo­


mnienia i wszelkie konfrontacyjne metody nie przy­nios艂y niczego dobrego. W ko艅cu pan Schmidt we­zwa艂 j膮 do swojego pokoju i powiedzia艂, 偶e od dzi艣 mianuje j膮 specjalistk膮 do spraw informowania o cenach towar贸w i do jej obowi膮zk贸w b臋dzie nale偶a­艂o dopilnowanie, aby towary w ca艂ym sklepie by艂y w艂a艣ciwie oznaczone. Te nowe obowi膮zki i nowy tytu艂 ca艂kowicie zmieni艂y jej dotychczasow膮 postaw臋 i od tego czasu wywi膮zywa艂a si臋 z obowi膮zk贸w w spos贸b zadowalaj膮cy.

Dziecinne? By膰 mo偶e. Ale dok艂adnie to samo powiedziano Napoleonowi, kiedy stworzy艂 Legi臋 Honorow膮 i przyzna艂 15 tysi臋cy krzy偶y swoim 偶o艂nie­rzom, a 18 genera艂贸w mianowa艂 Marsza艂kami Francji, przekszta艂caj膮c podleg艂e im oddzia艂y w „wielkie ar­mie". Napoleona krytykowano za dawanie „zaba­wek" zaprawionym w bojach twardym weteranom, on za艣 spokojnie odpowiedzia艂: „Lud藕mi rz膮dz膮 zabawki."

Ta technika dawania tytu艂贸w i w艂adzy sprawdzi艂a si臋 Napoleonowi. Sprawdzi si臋 r贸wnie偶 tobie. Jedna z moich znajomych, 偶ona Ernesta Genta ze Scarsdale w stanie Nowy Jork, mia艂a k艂opoty z ch艂opcami, kt贸­rzy niszczyli jej trawnik. Pr贸bowa艂a poucza膰, pr贸­bowa艂a straszy膰. Nie dzia艂a艂o nic. Wtedy nada艂a najgorszemu rozrabiace tytu艂 i da艂a mu w艂adz臋. Uczy­ni艂a go swoim „detektywem" i powierzy艂a obowi膮zek aresztowania wszystkich, kt贸rzy deptali jej trawnik. I to rozwi膮za艂o problem. Jej „detektyw" rozpali艂 na podw贸rku za domem wielkie ognisko, rozgrza艂 do czerwono艣ci stalowy pr臋t i postraszy艂 ch艂opc贸w, 偶e napi臋tnuje nim ka偶dego, kto tylko spr贸buje wej艣膰 na trawnik.

Przyw贸dca, kt贸ry chce mie膰 pos艂uch, powinien pa­mi臋ta膰 nast臋puj膮ce zasady, niezb臋dne dla dokonania zmian w postawach i zachowaniu ludzi:


1. B膮d藕 szczery. Nie obiecuj czego艣, czego nie mo偶esz spe艂ni膰. Zapomnij o w艂asnych korzy艣­ciach i skup si臋 na korzy艣ciach p艂yn膮cych z tego dla rozm贸wcy.

2. Dok艂adnie przemy艣l, co chcesz, aby rozm贸w­ca zrobi艂.

3. Oka偶 empati臋. Zadaj sobie pytanie, czego rozm贸wca naprawd臋 chce.

4. Zastan贸w si臋 nad korzy艣ciami, kt贸re roz­m贸wca odniesie z wykonania tego, co chcesz.

5. Dopasuj te korzy艣ci do potrzeb rozm贸wcy.

6. Nadaj pro艣bie tak膮 form臋, aby rozm贸wca wyra藕nie zauwa偶y艂 osobiste korzy艣ci p艂yn膮ce dla niego z wykonania danej rzeczy. Zawsze mo偶emy wyda膰 suche polecenie: „John, przychodz膮 jutro klienci i trzeba wyczy艣ci膰 magazyn. Zamie膰 tam pod艂og臋, u艂贸偶 towar na p贸艂kach w r贸wne stosy i wypoleruj lad臋." Mo偶emy te偶 jednak wyrazi膰 dok艂adnie to samo, demonstruj膮c Johnowi ko-rzy艣d, jakie osi膮gnie z wykonania tej pracy:

„John, jest praca, kt贸r膮 trzeba wykona膰. Je艣li zrobisz to teraz, nie b臋dziemy musieli przejmowa膰 si臋 tym p贸藕niej. Przyprowadzam jutro kilku klient贸w, kt贸rym chc臋 pokaza膰 nasze zaplecze. Chcia艂bym zaprowadzi膰 ich do magazynu. Gdyby艣 m贸g艂 tam pozamiata膰, pouk艂ada膰 towary na p贸艂kach w r贸wne stosy i wypolerowa膰 lad臋, sprawiliby艣my na nich lepsze wra偶enie, a ty mia艂by艣 sw贸j udzia艂 w uzyskaniu przez nasz膮 firm臋 dobrej opinii.

Czy John b臋dzie szcz臋艣liwy z powodu wykonania twojego polecenia? Mo偶e i nie bardzo, ale zdecydo­wanie wykona je ch臋tniej, je艣li poka偶esz p艂yn膮ce z niego korzy艣ci. Za艂贸偶my, 偶e wiesz, 偶e John dumny jest ze sposobu, w jaki zajmuje si臋 magazynem, i chce


mie膰 sw贸j wk艂ad w tworzenie obrazu firmy. Jest bar­dziej prawdopodobne, 偶e b臋dzie wtedy chcia艂 wsp贸艂­pracowa膰. Uzmys艂owisz mu r贸wnie偶, 偶e praca ta i tak musi w ko艅cu by膰 wykonana i, je艣li zrobi to teraz, nie b臋dzie musia艂 martwi膰 si臋 tym p贸藕niej.

By艂oby naiwno艣ci膮 wierzy膰, 偶e stosuj膮c takie podej­艣cie zawsze spotkasz si臋 z przychylno艣ci膮 innych. Jed­nak do艣wiadczenie wielu os贸b 艣wiadczy, 偶e masz wi臋ksz膮 szans臋 na zmian臋 postawy ludzi w ten spo­s贸b, ni偶 gdyby艣 zasad tych nie przestrzega艂. I je艣li nawet skuteczno艣膰 twojego dzia艂ania wzro艣nie tylko o 10%, staniesz si臋 o 10% efektywniejszy jako mene­d偶er, a to ju偶 tw贸j wielki zysk.

Bardziej prawdopodobne jest, 偶e ludzie zrobi膮 w贸wczas to, co chcesz.

ZASADA DZIEWI膭TA

Spraw, aby rozm贸wca z przyjemno艣ci膮 zrobi艂 to, czego od niego oczekujesz.


RADY W PIGU艁CE

B膭D殴 PRZYW脫DC膭

Kierowanie lud藕mi cz臋sto wymaga od prrzyw贸dcy aby wp艂ywa艂 na zmian臋 ich postaw i zachowania. Oto jak mo偶na tego dokona膰:

ZASAD膭 PIERWSZ膭 Zacznij od szczerej pochwa艂y i uznania.

ZASAD膭 DRUG膭 Zwracaj uwag臋 na b艂臋dy innych po艣rednio.

ZASAD膭 TRZECI膭 Zanim skrytykujesz innych, przyznaj si臋 do w艂asnych b艂臋d贸w.

ZASAD膭 CZWART膭 Zadawaj pytania zamiast wydawa膰 rozkazy.

ZASAD膭 PI膭T膭 Pozw贸l ludziom zachowa膰 twarz.

ZASAD膭 SZ脫ST膭 Pochwal najmniejsze nawet osi膮gni臋cia. Pochwal ka偶dy post臋p. B膮d藕 „serdeczny w aprobacie i nie sk膮p pochwa艂"

ZASAD膭 SI脫DM膭 Wystaw ludziom dobr膮 opini臋, kt贸rej b臋d膮 musieli sprosta膰.

ZASAD膭 脫SM膭 Zach臋caj innych do poprawy. Spraw, aby uwierzyli, 偶e mog膮 si臋 zmieni膰.

ZASAD膭 DZIEWI膭T膭

Spraw, aby rozm贸wca z przyjemno艣ci膮 zrobi艂 to, czego od niego oczekujesz.


NA SKR脫TY DO S艁AWY

[...] By艂 ch艂odny, styczniowy wiecz贸r 1935 roku, ale pogoda nie mog艂a ich powstrzyma膰. Dwa i p贸艂 tysi膮ca ludzi k艂臋bi艂o si臋 w wielkiej sali balowej Hotelu Penn-sylvania w Nowym Jorku. Wszystkie krzes艂a by艂y za­j臋te ju偶 o wp贸艂 do 贸smej. O 贸smej wci膮偶 nap艂ywa艂 t艂um. [...] Setki ludzi, zm臋czonych ca艂odzienn膮 go­nitw膮, sta艂o tego wieczoru przez p贸艂torej godziny, 偶e­by tylko to zobaczy膰. 膭 w艂a艣nie, co?

Pokaz mody? Fina艂 wy艣cig贸w kolarskich czy te偶 mo偶e wyst臋p Ciarka Gable'a?

Nie. Ludzi tych przyci膮gn臋艂o og艂oszenie w „New York Su艅":

NAUCZ SI臉 SKUTECZNIE PRZEMAWIA膯 PRZYGOTUJ SI臉 DO KIEROWANIA INNYMI

Stare numery? Tak, ale wierz lub nie, w najbardziej wybrednym mie艣cie 艣wiata, w okresie g艂臋bokiej de­presji ekonomicznej, kt贸ra pozbawi艂a pracy 20% lud­no艣ci, w odpowiedzi na to og艂oszenie dwa i p贸艂 tysi膮ca ludzi wysz艂o z dom贸w i w po艣piechu uda艂o si臋 do hotelu.

Ludzie ci, wywodz膮cy si臋 z wy偶szych warstw biz­nesu — dyrektorzy, pracodawcy, profesjonali艣ci — przybyli tam na inauguracj臋 ultranowoczesnego i ul-trapraktycznego kursu „Skutecznego przemawiania i wywierania wp艂ywu na innych w prowadzeniu inte­res贸w", zorganizowany przez Dale Camegie Institute of Effective Speaking and Human Relations. [...]

Ten sam kurs odbywa艂 si臋 rokrocznie w Nowym Jorku przy wype艂nionych salach przez poprzednie 25 lat. Przez te lata Dale Camegie wyszkoli艂 ponad 15 ty­si臋cy ludzi biznesu. Nawet najwi臋ksze i najbardziej


sceptycznie nastawione oraz konserwatywne przed­si臋biorstwa, jak Westinghouse Electric Company, McGraw-Hill Publishing Company, Brook艂yn Union Ga艣 Company, Brook艂yn Chamber of Commerce, American Institute of Electrical Engineers i New York Telephone Company, przeprowadzi艂y to szkolenie w swoich w艂asnych budynkach dla dobra swoich pracownik贸w i dyrekcji.

Fakt, 偶e wszyscy d ludzie przychodz膮 tu w 10 albo i 20 lat po uko艅czeniu szko艂y podstawowej, 艣redniej lub wy偶szej, stanowi wyrazisty komentarz do brak贸w w naszym systemie edukacyjnym.

Czego doro艣li naprawd臋 chc膮 si臋 uczy膰? To bardzo wa偶ne pytanie.[...] Badania wykaza艂y, 偶e doro艣li przede wszystkim zainteresowani s膮 zdrowiem. Ju偶 na drugim miejscu znajduje si臋 umiej臋tno艣膰 wsp贸艂偶y­cia z lud藕mi — chc膮 opanowa膰 techniki pozwalaj膮ce na zjednanie sobie ludzi i mo偶liwo艣膰 wp艂ywu na nich. Nie chc膮 zosta膰 oratorami i nie chc膮 s艂ucha膰 uczonych wyk艂ad贸w z psychologii. Chc膮 rad, kt贸re natychmiast mo偶na zastosowa膰 w interesach, w stosunkach z in­nymi w pracy i w domu.[...]

Szybko stwierdzono, 偶e nikt dotychczas nie napisa艂 ksi膮偶ki, kt贸ra w praktyczny spos贸b pomaga艂aby lu­dziom rozwi膮zywa膰 codzienne problemy.

艁adny pasztet! Przez setki lat pisano uczone tomy o grece, 艂acinie i wy偶szej matematyce — na czym przeci臋tnemu doros艂emu cz艂owiekowi zale偶y tyle, co na przesz艂orocznym 艣niegu. Ale nie napisano nic o tym, co ludzie pragn膮 wiedzie膰, czego po偶膮daj膮 z wielk膮 pasj膮! Nic!

To wyja艣nia obecno艣膰 dw贸ch i p贸艂 tysi膮ca ludzi t艂ocz膮cych si臋 w wielkiej sali balowej Hotelu Pennsylvania w odpowiedzi na jedno og艂oszenie prasowe. Tu bowiem mogli znale藕膰 to, czego szukali od dawna. [...]


Kilka lat twardego i pe艂nego potkni臋膰 偶ycia zawo­dowego wystarczy艂o, aby [...] odkryli, 偶e je艣li chce si臋 nosi膰 kapita艅sk膮 czapk臋 i prowadzi膰 okr臋t biznesu, o-sobowo艣膰 i umiej臋tno艣膰 trafiania do innych s膮 o wiele wa偶niejsze ni偶 znajomo艣膰 艂aci艅skich s艂贸wek i dyplom z Harvardu.

Og艂oszenie w „New York Su艅" obiecywa艂o, 偶e spot­kanie b臋dzie bardzo interesuj膮ce. I by艂o.

Osiemnastu ludzi, kt贸rzy uko艅czyli kurs, ustawio­no przed mikrofonem, a pi臋tnastu z nich dano do­k艂adnie 75 sekund na opowiedzenie swojej historii. Tylko 75 sekund, a potem m艂otek uderza艂 jak na licyta­cji i prowadz膮cy spotkanie krzycza艂: „Czas min膮艂. Nast臋pny m贸wca!" Przedstawienie toczy艂o si臋 na na­szych oczach w tempie, w jakim stado bizon贸w p臋dzi przez preri臋. Widzowie stali p贸艂torej godziny, aby je o-bejrze膰 do ko艅ca.

Status m贸wc贸w dawa艂 przekr贸j ca艂ego spo艂ecze艅­stwa: kilku akwizytor贸w, dyrektor sieci sklep贸w, pie­karz, prezes sp贸艂ki handlowej, dw贸ch bankier贸w, agent ubezpieczeniowy, ksi臋gowy, dentysta, archi­tekt, w艂a艣dciel sklepu chemicznego, kt贸ry przyjecha艂 na kurs do Nowego Jorku z Indianapolis, i prawnik, kt贸ry przyby艂 a偶 z Hawany, aby wyg艂osi膰 tylko trzy-minutow膮, ale bardzo wa偶n膮 mow臋.

Pierwszy m贸wca nosi艂 celtyckie nazwisko: Patrick J. 0'Haire. Urodzony w Irlandii, chodzi艂 do szko艂y tyl­ko przez cztery lata. Potem przy偶eglowa艂 do Ameryki i tu pracowa艂 najpierw jako mechanik, a potem jako szofer.

Mia艂 40 lat i rodzin臋 na utrzymaniu. Potrzebowa艂 pieni臋dzy, wi臋c pr贸bowa艂 si艂 w handlu ci臋偶ar贸wkami. Cierpia艂 na kompleks ni偶szo艣d tak wielki, 偶e — jak sam wyzna艂 — z偶era艂o mu to dusz臋: kilka razy musia艂 chodzi膰 w t臋 i z powrotem przed biurem klienta, zanim zebra艂 si臋 na odwag臋, aby zapuka膰 do jego


drzwi. By艂 tak zniech臋cony, 偶e my艣la艂 ju偶 o powrocie do pracy fizycznej w warsztacie samochodowym. Pewnego dnia jednak otrzyma艂 zaproszenie do u-dzia艂u w spotkaniu organizacyjnym kursu Dale'a Camegie'ego.

Nie chcia艂 tam i艣膰. Ba艂 si臋, 偶e spotka ludzi wykszta艂­conych, do kt贸rych nie b臋dzie pasowa艂.L..]

Trz膮s艂 si臋 ze strachu, kiedy po raz pierwszy mia艂 przemawia膰. Ale wraz z up艂ywem tygodni strach u-st臋powa艂 i wkr贸tce przekona艂 si臋, 偶e uwielbia prze­mawia膰 — im wi臋ksza publiczno艣膰, tym lepiej. Znikn臋艂a te偶 obawa przed rozmow膮 z nie znanymi lud藕mi i prze艂o偶onymi. Przedstawia艂 im swoje po­mys艂y i w nied艂ugim czasie zosta艂 awansowany do pracy w dziale sprzeda偶y. Sta艂 si臋 cenionym i lubia­nym pracownikiem swojej firmy. Tego wieczoru w Hotelu Pennsylvania, Partick 0'Haire stan膮艂 przed zgromadzon膮 publiczno艣ci膮 i dowcipnie, g艂adko opowiada艂 histori臋 swoich sukces贸w. Przez widowni臋 raz za razem przetacza艂a si臋 fala 艣miechu. Niewielu zawodowych m贸wc贸w mog艂oby dor贸wna膰 mu w elokwencji.

Jako nast臋pny przemawia艂 siwow艂osy bankier Godfrey Meyer, ojciec dwana艣ciorga dzieci. Kiedy po raz pierwszy mia艂 wyg艂osi膰 mow臋 na kursie, dos艂ow­nie oniemia艂 ze strachu. Rozum odm贸wi艂 mu pos艂u­sze艅stwa. Jego historia dowodzi, 偶e umiej臋tno艣膰 m贸­wienia prowadzi do sukcesu i kariery zawodowej.

Pracowa艂 na Wali Street i przez 25 lat mieszka艂 w Clifton w New Jersey. Przez ca艂y ten czas nie bra艂 u-dzia艂u w 偶yciu publicznym i pozna艂 najwy偶ej 500 lu­dzi. Wkr贸tce po tym, jak zapisa艂 si臋 na kurs Dale'a Camegie'ego, otrzyma艂 rachunek podatkowy i w艣ciek艂 si臋, poniewa偶 uzna艂 op艂aty za 藕le naliczone. Normalnie siedzia艂by w domu i gryz艂 si臋 albo wy艂ado­wa艂 w艣ciek艂o艣膰 gderaj膮c na s膮siad贸w. Tym razem jed­


nak na艂o偶y艂 kapelusz i wy艂adowa艂 z艂o艣膰 przemawia­j膮c na zebraniu obywateli miasta.

W rezultacie tej pe艂nej oburzenia przemowy miesz­ka艅cy Clifton przekonali go, aby kandydowa艂 w wy­borach do rady miejskiej. Ca艂ymi tygodniami chodzi艂 z zebrania na zebranie pi臋tnuj膮c rozrzutno艣膰 w艂adz miejskich i ich ekstrawagancj臋.

By艂o 96 kandydat贸w. Kiedy policzono g艂osy, okaza­艂o si臋, 偶e Godfrey Meyer zdystansowa艂 wszystkich. Tak wi臋c niemal z dnia na dzie艅 sta艂 si臋 osob膮 publicz­n膮 w czterdziestotysi臋cznym mie艣cie. Pozna艂 80 razy wi臋cej ludzi w ci膮gu kilku tygodni ni偶 przez ca艂e do­tychczasowe 25 lat. A pensja radnego oznacza艂a, 偶e pieni膮dze zainwestowane w kurs Camegie^ego zwr贸­ci艂y si臋 tysi膮ckrotnie.

Trzeci m贸wca, prezes og贸lnokrajowego zrzeszenia producent贸w 偶ywno艣ci, nie potrafi艂 niegdy艣 wyrazi膰 swoich my艣li na zebraniu rady dyrektor贸w. Gdy tylko nauczy艂 si臋 m贸wi膰 bez przygotowania, szybko wy­brano go prezesem stowarzyszenia. Pe艂ni膮c t臋 funkcj臋 podr贸偶owa艂 i wyg艂asza艂 mowy w ca艂ych Stanach Zjednoczonych. Fragmenty jego przem贸wie艅 przeka­zywane by艂y telegraficznie przez Associated Press i drukowane w czasopismach ca艂ego kraju.

W ci膮gu dw贸ch lat zdo艂a艂 zapewni膰 stowarzysze­niu i produktom firmy wi臋cej rozg艂osu za darmo, ni偶 poprzednio uzyskiwa艂 za 膰wier膰 miliona dolar贸w wy­dawanych na reklam臋.[...]

Umiej臋tno艣膰 przemawiania to droga do s艂awy na skr贸ty. Stawia jej posiadacza w 艣wietle reflektor贸w i wynosi ponad t艂um. Ten, kto potrafi m贸wi膰, zyskuje zwykle uznanie niewsp贸艂miernie du偶e wobec tego, co w rzeczywisto艣ci sob膮 reprezentuje.

Przez kraj przetoczy艂 si臋 ruch na rzecz kszta艂cenia doros艂ych, a g艂贸wn膮 si艂膮 tego ruchu jest Dale Camegie — cz艂owiek, kt贸ry w swoim 偶yciu wys艂ucha艂 i oceni艂


wi臋cej przem贸wie艅 ni偶 ktokolwiek na Ziemi. Karyka­tura Ripleya Belieye-It-or-Not (Wierz w to lub nie) podaje, 偶e oceni艂 on 150 tysi臋cy przem贸wie艅. Je艣li ta liczba nie robi na tobie wra偶enia, to pami臋taj, 偶e o-znacza ona niemal jedno przem贸wienie dziennie od czasu, kiedy Kolumb odkry艂 Ameryk臋. Albo inaczej. Gdyby wszyscy d ludzie, kt贸rych wys艂ucha艂, mieli m贸wi膰 tylko przez trzy minuty i pojawiali si臋 przed nim jeden po drugim, wys艂uchanie ich przem贸wie艅 zaj臋艂oby 10 miesi臋cy.

Kariera samego Dale'a Camegie'ego, pe艂na kon­trast贸w, jest jaskrawym przyk艂adem tego, co mo偶e o-si膮gn膮膰 cz艂owiek bez reszty op臋tany oryginalnym pomys艂em i pe艂en entuzjazmu.

Urodzony na farmie w Missouri, le偶膮cej 10 mil od tor贸w kolejowych, nie widzia艂 偶adnego miasta a偶 do dwunastego roku 偶yda. A jednak zanim uko艅czy艂 46 lat, pozna艂 najodleglejsze zak膮tki Ziemi — od Hong­kongu po Hammerfest. Raz nawet by艂 bli偶ej Bieguna P贸艂nocnego ni偶 admira艂 Byrd za艂o偶y艂 stacj臋 przed Bie­gunem Po艂udniowym.

Ten ch艂opak z Missouri, kt贸ry kiedy艣 zbiera艂 trus­kawki i jadalne mi臋czaki dostaj膮c 5 cent贸w za godzi­n臋, sta艂 si臋 wysoko op艂acanym nauczydelem dyrek­tor贸w wielkich korporacji, kt贸rym przekazywa艂 sztu­k臋 wyra偶ania w艂asnych my艣li.

By艂y kowboj, kt贸ry kiedy艣 pasa艂 krowy, znakowa艂 ciel臋ta i biega艂 po polach Dakoty P贸艂nocnej, trafi艂 do Londynu, aby tam wyg艂asza膰 przem贸wienia w obec­no艣ci rodziny kr贸lewskiej. Facet, kt贸ry poni贸s艂 sro­motn膮 pora偶k臋 po raz pierwszy pr贸buj膮c przemawia膰 do innych, sta艂 si臋 p贸藕niej tak偶e moim nauczycielem. Wiele moich osobistych sukces贸w zawdzi臋czam kur­sowi Dale'a Camegie'ego.

M艂ody Camegie musia艂 walczy膰 o zdobyde wy­kszta艂cenia. Pech prze艣ladowa艂 star膮 farm臋 w Missou­


ri [...] i zniech臋cona rodzina kupi艂a posiad艂o艣膰 tu偶 obok State Teachers' College w Warrensburgu. Pok贸j z wy偶ywieniem w mie艣de mo偶na by艂o dosta膰 za dola­ra dziennie, ale m艂ody Camegie nie m贸g艂 sobie na to pozwoli膰. Mieszka艂 wi臋c na farmie i codziennie po­konywa艂 3 mile konno. W domu doi艂 krowy, r膮ba艂 drzewo, karmi艂 艣winie, a deklinacji lad艅skich uczy艂 si臋 przy 艣wietle lampki olejowej tak d艂ugo, a偶 oczy za­czyna艂y mu si臋 klei膰 i zasypia艂.

Nawet k艂ad膮c si臋 spa膰 o p贸艂nocy nastawia艂 budzik na trzeci膮. Jego ojdec hodowa艂 艣winie rasy Duroc-Jer-sey. Podczas przejmuj膮co zimnych nocy k艂adli prosia­ki do koszyka stoj膮cego za piecem w kuchni. Prosi臋ta domaga艂y si臋 gor膮cego posi艂ku o trzedej nad ranem. Kiedy budzik przestawa艂 dzwoni膰. Dale wyczo艂giwa艂 si臋 spod koca, wynosi艂 koszyk z prosi臋tami do chlewa, czeka艂, a偶 matka je nakarmi, i z powrotem odnosi艂 na miejsce.

W State Teachers' College by艂o 600 uczni贸w. Dale nale偶a艂 do niewielkiej grupy tych, kt贸rzy mieszkali za miastem. Wstydzi艂 si臋 biedy.[...] Wstydzi艂 si臋 swojego p艂aszcza, kt贸ry by艂 zbyt opi臋ty, i za kr贸tkich spodni. Coraz bardziej popadaj膮c w kompleks ni偶szo艣ci za­cz膮艂 rozgl膮da膰 si臋 za drog膮, kt贸ra na skr贸ty doprowa­dzi艂aby go do s艂awy i uznania. Szybko zauwa偶y艂, 偶e po艣r贸d uczni贸w kolegium nauczydelskiego by艂y gru­py, kt贸re deszy艂y si臋 wysokim presti偶em i mia艂y wp艂yw na pozosta艂ych: cz艂onkowie dru偶yny futbolo­wej i koszyk贸wki oraz d, kt贸rzy wygrywali w kon­kursach krasom贸wczych.

Postanowi艂 wygra膰 jeden z takich konkurs贸w, po­niewa偶 nie mia艂 warunk贸w do uprawiania sportu. 膯wiczy艂 w siodle, galopuj膮c do college'u i wracaj膮c do domu. 膯wiczy艂 podczas dojenia kr贸w, a potem wcho­dzi艂 na st贸g siana w stodole i pe艂n膮 metafor mow臋 gestykuluj膮c wyg艂asza艂 do wystraszonych go艂臋bi.


Jednak mimo tak pilnych 膰wicze艅 spotyka艂a go kl臋ska po kl臋sce. Mia艂 wtedy 18 lat. By艂 wra偶liwy i dumny. Tak go to zniech臋ci艂o i za艂ama艂o, 偶e my艣la艂 na­wet o samob贸jstwie. I nagle wygra艂. Nie tylko jeden konkurs. Zacz膮艂 wygrywa膰 ka偶dy konkurs kraso­m贸wczy w college'u. mni uczniowie prosili, aby nau­czy艂 ich przemawia膰 — i oni r贸wnie偶 wygrywali.

Po uko艅czeniu szko艂y zacz膮艂 sprzedawa膰 kores­pondencyjne kursy farmerom na piaszczystych wzg贸­rzach zachodniej Nebraski i wschodniego Wyoming. Mimo ca艂ego entuzjazmu i niespo偶ytej energii nie od­nosi艂 sukcesu. Zniech臋ci艂o go to tak bardzo, 偶e pewne­go dnia w samo po艂udnie wr贸ci艂 do pokoju Hotelu AUiance w Nebrasce, rzuci艂 si臋 na 艂贸偶ko i zacz膮艂 p艂a­ka膰. Chcia艂 wr贸ci膰 do lat sp臋dzonych w college'u, chcia艂 wycofa膰 si臋 z pola bitwy codziennego 偶yda. Ale nie m贸g艂. Postanowi艂 wi臋c pojecha膰 do Omaha i zdo­by膰 inn膮 prac臋. Nie mia艂 pieni臋dzy na bilet kolejowy, wi臋c podr贸偶owa艂 poci膮giem towarowym w zamian za to, 偶e karmi艂 i poi艂 dzikie konie w dw贸ch wago­nach. Po wyl膮dowaniu w Omaha dosta艂 prac臋 jako sprzedawca bekonu, s艂oniny i myd艂a w Armour and Company. Jego teren rozci膮ga艂 si臋 od Badlands po kra­in臋 kr贸w i Indian, zachodni膮 cz臋艣膰 Dakoty Po艂udnio­wej. Przemierza艂 ten teren poci膮gami towarowymi, powozami i konno. Sypia艂 w pod艂ych hotelach, w kt贸­rych zamiast 艣cian pok贸j od pokoju oddziela艂y kawa艂­ki materia艂u. Czyta艂 ksi膮偶ki o akwizycji, uje偶d偶a艂 mustangi, gra艂 w pokera z Indianami i uczy艂 si臋, jak zarabia膰 pieni膮dze. [...]

Cz臋sto pokonywa艂 setki mil dziennie poci膮giem towarowym. Kiedy poci膮g zatrzymywa艂 si臋 na wy艂a­dunek towaru, bieg艂 do miasta, rozmawia艂 z dwoma lub trzema kupcami, przyjmowa艂 od nich zam贸wienia i na d藕wi臋k gwizdka parowozu p臋dzi艂 z powrotem, by wskoczy膰 do tocz膮cego si臋 ju偶 sk艂adu.


W ci膮gu 2 lat od obj臋cia tego najgorszego teryto­rium, kt贸re na li艣cie obszar贸w firmy zajmowa艂o 25 miejsce, wyprowadzi艂 je na pierwsze miejsce, chocia偶 nie przebiega艂a przez nie 偶adna z 29 szos przecina­j膮cych Omaha. Armour and Company zaproponowa­艂a mu awans. Odm贸wi艂 jednak, zwolni艂 si臋 z pracy i pojecha艂 do Nowego Jorku. Rozpocz膮艂 studia w Ame­ryka艅skiej Akademii Sztuk Dramatycznych, a nast臋p­nie obje偶d偶a艂 kraj jako doktor w sztuce Hartleya Pooly ofthedrcus.

Nigdy nie sta艂by si臋 kolejnym Boomem czy Barry-more'em. Szybko to dostrzeg艂. Wr贸ci艂 wi臋c do pracy sprzedawcy, tym razem jako akwizytor ci臋偶ar贸wek w Packard Motor Car Company. [...]

Skrajnie nieszcz臋艣liwy codziennie rano zmusza艂 si臋 do pracy. T臋skni艂 za nauk膮 i pisaniem ksi膮偶ek, o czym marzy艂 jeszcze w college'u. Zrezygnowa艂 wi臋c z pracy. Postanowi艂 pisa膰 opowiadania i nowelki, a na 偶ycie zarabia膰 jako nauczyciel w szkole wieczorowej.

Czego uczy艂? Kiedy patrzy艂 wstecz na swoje lata mauki szkolnej, widzia艂 wyra藕nie, 偶e umiej臋tno艣膰 przemawiania do du偶ej publiczno艣ci da艂a mu wi臋cej pewno艣d, odwagi, r贸wnowagi i u艂atwi艂a kontakty z lud藕mi w interesach bardziej ni偶 wszystkie inne przedmioty szkolne. Namawia艂 wi臋c szko艂y YMCA w Nowym Jorku, aby pozwolono mu poprowadzi膰 kurs przemawiania publicznego.

Co? Zamierza uczyni膰 orator贸w z biznesmen贸w? Bzdura. Ludzie z YMCA wiedzieli lepiej. Pr贸bowali ju偶 urz膮dza膰 takie kursy i wszystkie ko艅czy艂y si臋 fias­kiem. Kiedy wi臋c odm贸wili p艂acenia mu pensji w wy­soko艣ci 2 dolar贸w za wiecz贸r, zgodzi艂 si臋 pracowa膰 na zlecenie i bra膰 procent od zysku netto z tych kurs贸w, je艣li oczywi艣cie b臋dzie jaki艣 zysk. I w d膮gu trzech lat p艂acili mu 30 dolar贸w za wiecz贸r zamiast 偶膮danych dw贸ch.


Kurs rozrasta艂 si臋. Dowiadywa艂y si臋 o nim inne szko艂y w mie艣cie, potem inne miasta-Wkr贸tce Dale Carnegie sta艂 si臋 s艂awnym nauczycielem w Nowym Jorku, Filadelfii, Baltimore, a nast臋pnie Londynie i Pa­ry偶u. Wszystkie ksi膮偶ki na ten temat okaza艂y si臋 zbyt akademickie i niepraktyczne dla ludzi biznesu, kt贸rzy ci膮gn臋li t艂umnie na jego kursy. Dlatego napisa艂 swoj膮 pierwsz膮 ksi膮偶k臋 zatytu艂owan膮 Public Speaking and In-fluencing Men in Business (Przemawianie publiczne i zjednywanie sobie ludzi w biznesie). Sta艂a si臋 pod­r臋cznikiem oficjalnie zalecanym przez wszystkie szko艂y YMCA, a tak偶e American Bankers' Assodation i National Credit Men's Assodation.

Dale Camegie twierdzi艂, 偶e ka偶dy potrafi m贸wi膰, kiedy si臋 w艣cieknie. Mawia艂, 偶e je艣li walniesz w szcz臋­k臋 i powalisz na ziemi臋 najwi臋kszego ignoranta w mie艣cie, to wstaj膮c b臋dzie on m贸wi艂 z elokwencj膮, 偶arem i emfaz膮, kt贸re mog膮 stan膮膰 w szranki z prze­m贸wieniami s艂awnego na ca艂ym 艣wiecie krasom贸wcy Williama Jenningsa Bryana u szczytu s艂awy. Twier­dzi艂, 偶e niemal ka偶dy cz艂owiek potrafi przemawia膰 publicznie, je艣li tylko wierzy we w艂asne si艂y i jest prze­konany do pomys艂u, kt贸ry siedzi mu w g艂owie.

Aby nabra膰 wiary w siebie, musisz po prostu zrobi膰 to, czego si臋 obawiasz i pozostawi膰 za sob膮 sukces. Zmusza艂 wi臋c swoich uczni贸w do m贸wienia na ka偶­dych zaj臋ciach. Ci膮g艂e 膰wiczenie w klasie przynosi艂o wiar臋 w siebie, odwag臋 i entuzjazm, kt贸re potem sta­wa艂y si臋 codziennym nawykiem.

Dale Camegie powiedzia艂by, 偶e nie zarabia艂 w ten spos贸b na 偶ycie. To by艂o przy okazji. Jego praca pole­ga艂a g艂贸wnie na pokazaniu ludziom, jak przezwyci臋­偶y膰 w艂asne obawy, jak zdoby膰 pewno艣膰 siebie.

Zacz膮艂 od kursu publicznego przemawiania. Ucz­niowie okazali si臋 biznesmenami. Wielu z nich nie sie­dzia艂o w 艂awce od ponad 30 lat. Wi臋kszo艣膰 op艂aca艂a


kurs ratami. Chcieli efekt贸w, i to szybkich. Pomys艂贸w, kt贸re mogliby zastosowa膰 ju偶 nast臋pnego dnia w roz­mowach z klientami i przemawiaj膮c do ludzi.

Zmuszony zosta艂 wi臋c do nauki praktycznej i nagi­nania programu nauczania do ich potrzeb. Opracowa艂 dzi臋ki temu system szkolenia, kt贸ry jest unikaln膮, jedyn膮 w swoim rodzaju kombinacj膮 kursu nauki przemawiania publicznego, handlu, kontakt贸w z lud藕mi i psychologii stosowanej. [...]

Kiedy ko艅czy艂y si臋 zaj臋cia, absolwenci tworzyli kluby i nadal spotykali si臋 w grupach co tydzie艅 przez ca艂e lata. Pewna dziewi臋tnastoosobowa grupa z Fila­delfii spotyka艂a si臋 dwa razy w miesi膮cu ka偶dej zimy przez 17 lat. [...] Jeden z m臋偶czyzn raz w tygodniu doje偶d偶a艂 w tym celu z Chicago do Nowego Jorku.

Profesor William James z Harvardu zwyk艂 mawia膰, 偶e przeci臋tny cz艂owiek rozwija zaledwie 10% mo偶­liwo艣ci swojego umys艂u. Pomagaj膮c ludziom rozwija膰 ich ukryte mo偶liwo艣ci. Dale Camegie zosta艂 tw贸rc膮 jednego z najwi臋kszych ruch贸w w kszta艂ceniu do­ros艂ych.

Lowell Thomas, 1936



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dale Carnage Jak zdoby膰 przyjaci贸艂 i zjedna膰 sobie ludzi
Carnegie Dale Jak zdobyc przyjacol i zjednac sobie ludzi
Dale?rnegie Jak zdoby膰 przyjaci贸艂 i zjedna膰 sobie ludzi
Dale Carnage Jak zdoby膰 przyjaci贸艂 i zjedna膰 sobie ludzi
Carnegie Dale Jak zdobyc przyjacol i zjednac sobie ludzi
Jak zdoby膰 przyjaci贸艂 i zjedna膰 sobie ludzi Dale Carnegie
Jak zdoby膰 przyjaci贸艂 i zjedna膰 sobie ludzi Carnegie Dale
Carnegie Dale Jak zdoby膰 przyjaci贸艂 i zjedna膰 sobie ludzi
Jak zdoby膰 przyjaci贸艂 i zjedna膰 sobie ludzi Carnegie Dale

wi臋cej podobnych podstron