Historie Grudniowe  Mazoczane Święta


"Historie grudniowe" by Miko-chan

 

 

"Mazoczane święta"

 

Doszedłem ostatnio o wniosku, że nasza poczta działa nadzwyczaj sprawnie. Przekonałem się o tym, gdy któregoś dnia pod drzwiami znalazłem ozdobną kopertę.

Sz. P. Xellos

Kapłan i Generał Lorda Mazoku Zellas Metallium

Wolf Pack Island

 

W jaki sposób zdołali to dostarczyć nie mam zielonego pojęcia, istotne jednak było to, że wewnątrz znalazłem bladoróżową karteczkę ze złotymi literami, która zawierała ni mniej, ni więcej tylko zaproszenie na święta do Seiluun. Normalnie spadłbym z krzesła, gdybym siedział. Ludzie mają dziwne tradycje i jeszcze dziwniejsze pomysły, a już w szczególności ta księżniczka z lekkim odchyłem. Zapraszać Mazoku na święta to pomysł tyle niecodzienny, co szalony. Stąd tym bardziej nie zamierzałem go odrzucić. Ostatecznie to może być niezwykle interesujące doświadczenie.

Szybko spaliłem karteczkę, gdyż nieznośnie śmierdziała fiołkami i była tak przesłodzona, że aż mnie zęby rozbolały. Potem zacząłem rozmyślać nad jak najowocniejszym wykorzystaniem tego czasu.

Na dzień przed tą jakże ważną uroczystości, odwiedziłem moją mocodawczynię w celu wzięcia kilku dni wolnego. Gdy usłyszała o co proszę spojrzała na mnie nader podejrzliwie.

- Co ty knujesz? - Rzuciła bez ogródek.

- Ja? - Spytałem robiąc niewinną minkę. - Jakżebym śmiał cokolwiek knuć. Jak możesz mnie posądzać o coś takiego, pani?

- Nie ściemniaj mi tu, Xellos. - Stwierdziła nalewając sobie koniaku z kryształowej karafki. - Mów co planujesz, bo uschnę z ciekawości.

- Nie mogę do tego dopuścić. - Odparłem uśmiechając się przekornie. - Ludzie, z którymi podróżowałem rok temu, zapałali do mnie taką sympatią, że zaprosili mnie do siebie na święta.

Zellas omal nie udławiła się trunkiem.

- Co takiego? - Z trudem wykrztusiła.

- To co słyszałaś, pani. Wiesz przecież, że ja nigdy nie kłamię.

- Istotnie. - Moja pani wciąż była w lekkim szoku, ale powoli wracała do normy. - Jak tego słucham, to dochodzę do wniosku, że stworzyłam cię zbyt miłym. Żeby ludzie pałali sympatią do Mazoku, świat schodzi na psy.

- Wybacz, ale to ty kazałaś mi sprzymierzyć się z tymi ludźmi.

- Ech. - Zellas dla wzmocnienia nalała sobie jeszcze jeden kieliszek koniaku. - I dlaczego stworzyłam cię takim przemądrzałym?

- Bo nie tolerujesz głupich podwładnych.

- Racja. No, dobrze. Wiesz, że mam do ciebie słabość i niczego nie mogę ci odmówić. Idź, zabaw się, a potem opowiesz mi co ciekawsze wydarzenia.

- Oczywiście. W takim razie do zobaczenia. - Odparłem lekko kiwając głową, po czym zniknąłem.

 

Pojawiłem się w pałacu zgodnie ze swoim zwyczajem, czyli w chwili, gdy nikt się tego absolutnie nie spodziewał. Efekt był lepszy niż zakładałem. Amelia omal nie upadła na podłogę, gdy zmaterializowałem się tuż przy niej. Powiedziałem, że nie wylądowała na podłodze i to prawda, gdyż między nią, a podłożem znalazł się Gourry. Byłem nawet na tyle uprzejmy, że złapałem drabinę, która niechybnie dopełniłaby ich losu. Chyba rzeczywiście łagodnieje na starość.

- Witam przyjaciele. - Odezwałem się beztrosko. - Widzę, że robota wre.

Mówiąc to spojrzałem na wielką choinkę stojącą w rogu salonu. Wyglądała, jak przenośna wyprzedasz dóbr wszelakich, ale postanowiłem zachować tą uwagę dla siebie.

- Dzień dobry, panie Xellosie. - Odparła zbolałym głosem księżniczka, masując ręką pewną niecenzuralną część ciała. - Obawialiśmy się czy wiadomość do pana dotrze.

- Widać nie doceniasz naszej poczty, Amelio.

Co prawda dotąd ja także jej nie doceniałem, ale ponoć uczymy się przez całe życie.

Zwabiona najwyraźniej hałasem, po chwili przyszła również Lina, a za nią wiecznie chmurny Zelgadis. Czarodziejka emanowała takim entuzjazmem, że aż zakręciło mi się w głowie, ale jeden rzut oka na chimerę poprawił moje samopoczucie.

- Widzę, że nie tylko Lina cieszy się na mój widok. - Rzuciłem uśmiechając się od ucha do ucha.

Zel udał, że właśnie coś padło mu na słuch i bezczelnie zlekceważył moją uwagę, jaka szkoda.

Zająwszy strategiczne miejsce na jakiejś antycznej komodzie z rozbawieniem obserwowałem, jak wszyscy wspólnymi siłami próbują skończyć ubieranie choinki. Oczywiście przy takiej choleryczce, jak Lina efekt mógł być tylko jeden. W pewnej chwili sam musiałem ratować się ucieczką, w przeciwnym razie podzieliłbym los tego zabytkowego mebla, który niestety właśnie przestał przedstawiać jakąkolwiek wartość czy to artystyczną, historyczny, czy choćby materialną.

Dopiero przerażone błagania Amelii zakończyły to widowisko. Najwyraźniej księżniczka nie chciała, by jej pałac podzieli los królestwa Xoana. A właśnie, co do królestwa Xoana, to na horyzoncie w tym samym momencie pojawiła się panna, czy raczej teraz pani Martina, dolewając swoją obecnością jedynie oliwy do ognia.

Wszystko to trwał jeszcze trochę i choć obyło się bez ofiar w ludziach czy Mazoku, to salon wyglądał, jak pobojowisko. Widząc to wszystko Amelia wpadła w prawdziwą furię, w jednej chwili ustawiła całe towarzystwo i zagoniła do sprzątania. Dziwnym trafem w moich rękach także znalazła się jakaś szczotka, którą miałem zamiatać resztki stłuczonych bombek. Dobrze, że mnie Zellas nie widziała.

Na szczęście nie musiałem zbyt długo zabawiać się w gosposię, gdyż po niedługim czasie pojawił się książę Phil i przypomniał Amelii, że jest następczynią tronu i ma dziesiątki służby na utrzymaniu. Tak też mogliśmy zostawić sprzątanie innym, a ponadto w sąsiednim saloniku poczęstowano nas różnymi ciastami i wyborną herbatką. Co jak co, ale w Seiluun mają najlepszą herbatkę, oczywiście prócz lodów, które są jeszcze lepsze. Chyba jednak Zellas ma rację twierdzą, że mam słabość do łakoci.

Można by powiedzieć, iż zapadła niemal sielska atmosfera, gdyby nie ciągłe wrzaski Liny, która to nie przestawała drzeć kotów z Martiną. Moją uwagę zwróciło jednak zupełnie coś innego. Nim jeszcze ktokolwiek się o tym dowiedział, ja już wyczułem, że do pokoju zbliża się jedyna istota, która w pełni nadaje sens mojej mazoczanej egzystencji. Z wejściem typowym dla smoków, do salonu wparowała Filia.

Widząc byłą kapłankę Lina zakopała wojenny topór i popędziła przywitać się z przyjaciółką. To samo chwilę potem zrobiła również Amelia. Filia uściskała obie dziewczyny, przywitała Gourrego i Zela, a następnie poznała się z Martiną (wątpię by jej ta znajomość wyszła na dobre). Mnie natomiast ominęła szerokim łukiem, jakbym był co najmniej zgniłym jajkiem, albo chorował na trąd. Nie miałem jednak zamiaru pozostawić tego w takim stanie.

- Miło cię widzieć w dobrym zdrowiu, droga Filio. - Stwierdziłem uśmiechając się najsympatyczniej, jak to tylko było możliwe.

Reakcja smoczycy była więcej niż przewidywalna.

- Nie mów do mnie "droga" i nie udawaj, że interesuje cię moje zdrowie! - Warknęła. - I nie uśmiechaj się jak kretyn, a najlepiej w ogóle nie odzywaj się do mnie!

- Wybacz kochanie, ale masz ode mnie za duże wymagania, zgubiłem się w połowie.

Niby niewinne zdanko, a podziałało na nią piorunująco. Filia zrobiła się cała czerwona i w pasji zwróciła się do przyjaciół.

- Amelio, jak mogłaś go zaprosić?! Przecież to oszust i wichrzyciel, zepsuje całą uroczystość!

Księżniczka próbowała znaleźć jakąś rozsądną odpowiedź, ale niezbyt jej to wychodziło. Postanowiłem ruszyć jej z pomocą.

- Widocznie zadecydował o tym mój nieodparty urok.

- Nie pytałam ciebie o zdanie! - Gdyby spojrzenie mogło zabijać, pewnie leżałbym już martwy.

- Daj spokój, Filio. - Wtrąciła się Lina, kładąc rękę na ramieniu smoczycy. - Nie ma sensu tak się denerwować od samego początku. Xellos jest Mazoku, ale doskonale wiesz, że są gorsi od niego.

Przez chwilę zastanawiałem się czy mam to odebrać, jako komplement czy może, jako obrazę. Tymczasem kapłanka bezsilnie opadła na fotel i westchnęła ciężko.

- Wszyscy przeciwko mnie. - Stwierdziła z rezygnacją.

Uwielbiam Filię.

Reszta wieczoru minęła względnie spokojnie, o ile w tej gromadce takie pojęcie, jak spokój w ogóle istnieje. Nie żeby mi to przeszkadzało, zdolność do burzenia wszelkiego ładu to jednak z nielicznych cech, którą bardzo cenię w ludziach, szczególnie tych pokroju Liny Inverse. W końcu jednak wszyscy rozeszli się do swoich komnat, a ja miałem kilka godzin na nieśpieszne zwiedzenie zamku.

W czasie mojej wycieczki nie omieszkałem oczywiście podręczyć jeszcze pewnego smoka, ale mokry ręcznik, którym zarobiłem przez głowę, dał mi jasno do zrozumienia, że najwyższy czas kończyć te zabawy. Odwiedziwszy kilka interesujących zakamarków seiluuńskiego pałacu, dotarłem w końcu do biblioteki, gdzie zamierzałem spędzić resztę godzin nocnych. W czasie przeglądania tych zabytkowych manuskryptów znalazłem wiele ciekawych zapisków i natknąłem się także na wzmiankę o metamorfozach chimer. Przez chwilę rozważałem nawet podzielenie się tą wiedzą z naszym chimerowatym przyjacielem. Jednak to była bardzo krótka chwila. Ostatecznie nie można nikogo rozpieszczać.

Siedząc tak sobie w bibliotece i czytając fragmenty z wojennych kronik, niespodziewanie w moim umyśle pojawiła się jakaś niepokojąca myśl. W pierwszej chwili chciałem ją zlekceważyć, ale ona nie dawała za wygraną i w końcu wypłynęła na wierzch z pełną mocą. Wtedy to dotarło do mnie o czym zapomniałem. Z pewną dezaprobatą dla własnej ignorancji, teleportowałem się z powrotem na Wolf Pack Island w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby spełniać rolę prezentów. Przekopanie się przez magazyny twierdzy zajęło mi kilka godzin, a potem i tak musiałem skoczyć jeszcze do miasta, by dokupić brakujące przedmioty. Ostatecznie jednak efekt był… no cóż… bardziej niż zadowalający.

W pałacu byłem z powrotem około południa, a tam wrzały ostatnie przygotowania. Nikt nawet nie zauważył, gdy podrzuciłem swoje paczuszki pod choinkę i może lepiej, bo gotowi posądzać mnie o złe intencje. Ich przewrażliwienie na tym punkcie jest niemal abstrakcyjne.

Amelia, wraz z Zelem i Martiną wieszali, jakieś długie łańcuchy pod sufitem, a Lina z Gourrym pilnowali przygotowań wigilijnego stołu. Prawdziwy cud będzie jeśli cokolwiek zostanie na tym stole przed zachodem słońca, ale to jedynie moje osobiste zdanie. Mój wzrok tymczasem zatrzymał się na Filii, która wieszała w różnych dziwnych miejscach, jakieś świąteczne stroiki.

- Może ci pomóc, złotko? - Spytałem niewinnie pojawiając się tuż obok niej.

Widziałem, jak w pierwszej chwili wzdrygnęła się, a ręką zrobiła taki ruch, jakby chciała odprawić egzorcyzmy. O dziwo jednak nie wyjęła swojego narzędzia zbrodni, nawet nie zaczęła wrzeszczeć, tylko bez słowa wcisnęła mi do rąk pudło z ozdobami. Byłem w szoku.

Szczerze mówiąc nie to chciałem osiągnąć, ale cóż, słowo się rzekło. Przez bite pół godziny stałem z tym kartonowym pudłem w dłoniach i nawijałem o jakiś głupotach. Nie było zresztą istotne co mówię, bo Filia i tak nie zamierzała odpowiadać, ale zabawne było patrzenie, jak z każdym moim słowem topnieją jej pokłady cierpliwości.

W końcu, gdzieś przy dwudziestej ozdóbce nie wytrzymała.

- Jesteś gorszy niż katarynka! Ile możesz gadać bez przerwy?

- Posiadając odpowiedni zapas herbaty, dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. - Odparłem uśmiechając się rozbrajająco.

- Wielkie nieba! Obiecałam sobie, że przynajmniej dzisiaj nie uniosę się gniewem i nie dam się sprowokować do kłótni, ale ty… ty… nie. - Jej zacięty wyraz twarz niespodziewanie złagodniał i przybrał rysy obojętności. - Dziękuję ci za pomoc, Xellosie, dalej poradzę sobie sama.

Mówiąc to zabrała mi karton i zadzierając dumnie głowę, poszła w drugą stronę sali. Co za determinacja. Byłem pod wrażeniem, choć nie osiągnąłem zamierzonego celu.

W końcu wszystko było gotowe. Dziwnym zbiegiem okoliczności Lina nie zdołała ani zjeść całego jedzenia przed kolacją, ani wysadzić wszystkiego w powietrze. Najwyraźniej w niej również święta zwiększały poziom samodyscypliny. Nieprawdopodobne.

Kiedy Amelia wreszcie dopatrzyła się pierwszej gwiazdy wszyscy z radością zaczęli składać sobie życzenia. Może pominę ten fragment uroczystości, bo od nadmiaru zdrowia i szczęścia kierowanych pod moim adresem zrobiło mi się jakoś nie za dobrze. Dziwnym zbiegiem okoliczności właśnie wtedy bardzo wylewna zrobiła się Filia. A to mały, podstępny smok.

Ostatecznie zdołałem jednak jakoś wytrzymać tą falę optymizmu i ku radości pewnych specyficznych osobników, zasiedliśmy do kolacji. Powiedzmy sobie szczerze, dla niektórych jedzenie to po prostu jedzenie, bez względu na okoliczności, więc nie ma się co dziwić, że Linie i Gourremu dopisywał apetyt. A było do prawdy z czego wybierać: karp, kapusta, pierogi, smażone grzybki, makiełki, kasza jaglana, nawet kutia. A to zaledwie część z wielu wymyślnych potraw. Potem na deser podali różnorodne ciasta i kompot ze śliwek. Choć nie potrzebuję jedzenia do przeżycia, to muszę przyznać, że kosztowanie wszystkiego po kolej stanowiło całkiem zajmujące zajęcie.

W końcu, gdy stół został opróżniony niemal do czysta, a Lina z ledwością mogła się ruszać, przeszliśmy do najciekawszej części tego wieczoru. Amelia niczym mała dziewczynka (w sumie to ona jest małą dziewczynką), z niecierpliwością czekała na rozdanie tej sterty prezentów, jaka leżała pod choinką. Widząc jej entuzjazm inni również nie chcieli czekać, wobec czego księżniczka zaczęła brać po kolej paczki i rozdawać je adresatom. Moje zdumienie nie znało granic, gdy także mnie podała jakiś prezent. Obejrzałem go z każdej strony, po czym otworzyłem jednym ruchem. Wewnątrz był jakiś niewielki flakonik z czerwoną cieczą, która emanowała mroczną energią. Amulet z krwi Shabranigdo. Doskonały prezent dla każdego Mazoku i tylko jedna osoba była na tyle szalona, by coś takiego ofiarować. Od razu odnotowałem również, że święta znacznie zmniejszają jej skąpstwo. Chwilę później dostałem kolejne dwie paczki, co do których także nie miałem wątpliwości od kogo pochodzą. Jest tylko jedna osoba, która pod choinkę rozdaje amulety Zoanelgustara i również, tylko jedna ofiarowująca książki pod tytułem "15 sposobów na szerzenie sprawiedliwość". Rzuciłem okiem na autora: Amelia Will Tesla Seiluun, Seiluuńska Oficyna Wydawnicza. I wszystko jasne.

- Amelio, wieź tą po lewo, zieloną. - Krzyknąłem do księżniczki.

Dziewczyna z zaciekawieniem spojrzała na wskazaną przeze mnie paczkę z jej imieniem na wierzchu. Można powiedzieć, że odpłaciłem jej pięknym za nadobne, gdyż wewnątrz kryła się książka pt."Odkryj swoje drugie, mroczne ja".

Chwilę później dostałem, jakiś niechlujne zapakowany w szary papier prezent. Wewnątrz znajdowały się nożyczki i … zestaw wałków do włosów?!?!?!?!?! Czyżby komuś nie podobała się moja fryzura? Rozejrzałem się po sali i od razu dostrzegłem, że Zel ma jakąś dziwną minę. A ja posądzałem go o brak poczucia humoru. Mam nadzieję, iż posiada jego dużo większe pokłady, gdyż jeszcze nie wie, co dla niego przygotowałem.

Tymczasem Lina ze zwykłą sobie zachłannością otwierała prezenty. Jeden za drugim oglądała bardzo uważnie i pewnie od razu obliczała jego rynkową wartość. W końcu doszła do niewielkiej czerwonej paczuszki. To była druga z książek, którą kupiłem dziś rano w mieście. Czarodziejka była w lekkim szoku, gdy zobaczyła tytuł.

"Przyczyny anoreksji i walka z jej skutkami".

Po chwili konsternacji, Lina zaczęła się śmiać, jak wariatka, co przyciągnęło spojrzenia innych. Moment później już wszyscy wiedzieli, co jest powodem takiej nieopanowanej radości i patrzyli na mnie jakoś dziwnie. Ja oczywiście udawałem, że nie mam pojęcia o co im chodzi.

Z rozbawieniem obserwowałem również, jak Gourry łamie sobie resztki swojego móżdżku na ofiarowanym przeze mnie zestawie małego chemika. Szczytem moich marzeń byłoby, gdyby wysadził coś w powietrze, ale jak to mówią nie można mieć wszystkiego.

Potem otrzymałem jeszcze niewielką torebkę, w której środku znalazłem paczkę herbaty.

- Mogłaś się postarać o coś bardziej oryginalnego, Fi. Czyżby zabrakło ci inwencji?

Smoczyca nie zaszczyciła mnie nawet spojrzeniem, ale widziałem, jak się w niej gotuje.

Niespodziewanie tuż obok mnie pojawił się Zelgadis i stanął nade mną niczym kat nad dobrą duszą (przynajmniej tak się mówi). W ręku trzymał swój prezent, a jego mina mówiła, że zacytuję: "mam ochotę roztrzaskać go na twoim fioletowym łbie".

- Coś nie tak? - Spytałem całkiem niewinnie.

- Skądże znowu. - Odparł przez zęby, a potem niespodziewanie uśmiechnął się ironicznie. - Wesołych Świąt, Xell.

Tego dnia zmieniłem zdanie o panu chimerowatym. Byłem przekonany, że będzie chciał mnie zabić za ten krem ujędrniająco-nawilżający do skóry wrażliwej, a tu proszę. On naprawdę ma poczucie humoru, tylko się z tym cwaniak kryje. Swoją drogą z pewnością moje morderstwo planuje teraz Zellas, gdyż to właśnie jej ten krem podwędziłem.

W między czasie mój prezent otrzymała również Filia. W granatowo złotej torbie były DWIE paczki herbaty.

- A mnie zarzucałeś brak oryginalności, też coś! - Rzuciła patrzą na mnie bojowo.

- Przeczytaj zastosowanie. - Odparłem wprost.

Dosłownie chwilę później Filia zrobiła się cała czerwona, a w jej dłoni pojawiła się maczuga.

- Ty wstrętny, obleśny, zboczony, bezwstydny potworze! Jak śmiesz w ogóle dawać takie aluzje! Nienawidzę cię!

Ja aby uniknąć uszczerbku na zdrowiu umknąłem na astral, a smoczyca wybiegła z sali. Widziałem tylko, jak Lina podnosi nieszczęsne herbatki i czyta.

- Co ją tak wzburzyło, ta jest na uspokojenie, a ta … - Linę zatkało. - … na zwiększenie popędu seksualnego.

Widząc minę czarodziejki omal nie skręciło mnie ze śmiechu. Teraz byłem pewien, że przybycie na te święta to był doskonały pomysł.

Jakiś czas później, gdy wszystkie prezenty były rozpakowane, a ja z powrotem znalazłem się w płaszczyźnie materialnej, Amelii zebrało się na śpiewanie. Skutek był taki, że wszyscy szybciej niż planowali udali się do swoich komnat. Dowiedziałem się jednocześnie, iż dla mnie także przygotowano pokój, nie wiem szczerze mówiąc po co, ale trzeba przyznać, że umieją tu zadbać o gości. Szybko jednak doceniłem zalety mojej kwatery, gdyż miała ona przestronny balkonik sąsiadujący z takim samym przylegającym do pokoju Filii. Ta stała właśnie na świeżym powietrzu opierając się o balustradę. W ręku trzymała kubek z herbatą i najwyraźniej próbowała się uspokoić. Daremny trud.

- Którą herbatkę pijesz? - Spytałem przekornie pojawiając się na balustradzie obok niej.

Smoczyca aż odskoczyła na mój widok. Szybko jednak się opamiętała i przybrała groźną minę.

- Nie twój interes.

- Jak możesz tak mówić, herbaty to moja specjalność.

- A myślałam, że są nią tajemnice. - Odparła wykrzywiając usta w nieco złośliwym uśmiechu.

- To również.

Filia oparła się z powrotem o balustradę, ale w maksymalnym oddaleniu ode mnie.

- Dlaczego mam wrażenie, że czego bym nie powiedziała, to ty i tak sobie nie pójdziesz?

- Bo wiesz, że jestem wstrętnym Mazoku, który uwielbia dręczyć takie smoki jak ty. - Odpowiedziałem uśmiechając się rozbrajająco.

Ciężko westchnęła i spojrzała w herbatę.

- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie, którą herbatkę pijesz? - Dodałem po chwili ciszy.

- Nie wzięłabym do ust niczego co pochodzi od ciebie. L-sama raczy widzieć czym to nafaszerowałeś.

- No, wiesz, Fi. Taki brak zaufania.

Filia zaczęła się śmiać.

- Musiałabym być niespełna rozumu, żeby obdarzyć cię zaufaniem.

Zamyśliłem się nad prawdziwością jej słów.

- W sumie masz rację. Jestem tak podstępny, że nawet sam sobie nie ufam.

Smoczyca chciała coś jeszcze powiedzieć, ale w tej właśnie chwili na balustradzie pojawił się niewielki prezencik w dwukolorowym pudełku z czerwoną wstążeczką. Rodem zupełnie, jak z Królika Bugsa. Do niego przyczepiona była karteczka "dla Xellosa". Podniosłem to cudo nader podejrzliwie, gdyż już domyślałem się kto może być jego nadawcą. Obejrzałem dokładnie, potrząsnąłem i przyłożyłem ucho, by sprawdzić czy nic w środku nie tyka. W końcu postanowiłem otworzyć, mając jednocześnie nadzieję, że Zellas nie przedawkowała z oglądaniem Looney Tunes.

O dziwo po otwarciu nic nie wybuchło, co już samo w sobie było zaskakujące. Wewnątrz znajdowała się mała ozdobna szkatułka. Gdy wyjąłem ją, reszta opakowania znikła. Podniosłem wieczko i zobaczyłem, że wewnątrz śpi niewielki, szary gargulec.

- Co to jest? - Spytała Filia, która przezwyciężając swoją niechęć zajrzała mi przez ramię.

Nie wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła.

- Zaraz się przekonamy. - Mówiąc to szturchnąłem palcem małego stworka.

Ten otworzył oczy, jak dwie szpilki, podniósł się ociężale i przeciągnął. Potem rozejrzał się nieco nieprzytomnie i założywszy przednie łapki za plecy, zaczął śpiewać kołysząc się do taktu.

- We wish you the merry Christmas, we wish you the merry Christmas, we wish you the merry Christmas and the happy New Year. - A potem dodał. - Wiadomość ulegnie samo zagładzie zaraz po odsłuchaniu.

Słysząc to bez namysłu cisnąłem szkatułką w powietrze, a ta eksplodowała kilka metrów od nas. Chwilę potem spojrzałem na Filię, która zdawała się być w lekkim szoku.

- No, cóż, moja pani miewa niecodzienne pomysły. - Powiedziałem łapiąc się ręką z tyłu głowy.

Smoczyca spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem.

- Idę spać, mój smoczy móżdżek jest za mały, żeby zrozumieć zachowania Mazoku.

- Nie powinnaś się tym przejmować. Nas po prostu nie można zrozumieć, w końcu jesteśmy istotami chaosu.

Filia nic nie odpowiedziała, wzięła kubek i skierowała się do swojego pokoju.

- Fi.

Zatrzymała się w progu i spojrzała na mnie podejrzliwie.

- Wesołych Świąt. - Rzuciłem uśmiechając się tak nieszczerze, jak tylko potrafiłem.

- I dużo szczęścia w Nowym Roku. - Odparła odwzajemniając się równie wrednym uśmiechem, po czym znikła za drzwiami.

Pozostałem sam na pustym balkonie, gdzie nie było już nic ciekawego.

Spędzenie świąt z tą grupką było wyśmienitym pomysłem. Są to jedni z nielicznych ludzi, z których mogę do woli kpić, a oni nie potraktują mnie, żadnym egzorcyzmem, La Tiltem, czy innym paskudztwem. To w dużej mierze świadczy o ich rozsądku, gdyż skutki takiego zachowania mogłyby być opłakane, w końcu jestem Mazoku, a tych nie trzeba zachęcać do walki. Mniejsza jednak o to, oni są po prostu bardzo zabawni i za to ich lubię.

A ponad wszystko cieszy mnie fakt, że pozostały jeszcze dwa dni tych świąt, więc czeka mnie nadal wiele rozrywek.

 

Stojąc na pustym balkonie spojrzałem w gwieździste niebo i nagle dostrzegłem coś dziwnego. Gdzieś w górze na saniach ciągniętych przez renifery leciał jakiś gość w czerwonym wdzianku.

- Ho, ho, ho! Wesołych Świąt! - Krzyknął machając do mnie ręką.

- No to już lekkie przegięcie. - Mruknąłem do siebie, po czym opuściłem balkon.

 

 

Koniec.

 

Wiem, to nie było zbyt mądre. Tak czy inaczej mam nadzieję, że nie zniechęciliście się w połowie. Przynajmniej raz nie wyszedł mi z tego romans X/F, a to pewien powód do dumy. Tak czy inaczej, pozdrawiam.

 

Miko-chan

<Miko-chan1@wp.pl>

lub

<Miko_chan1@op.pl>

 

24.11.2006r.

1

1



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Historie Grudniowe  Opowieść Wigilijna
Historie Grudniowe  Rozmyślania
Historia ludzkości zwiedzenie a Święta Bożego Narodzenia 2
Historia ludzkości zwiedzenie a Święta Bożego Narodzenia
1 Piotra 4 w 3,4 PRAWDA O GRUDNIOWYCH ŚWIĘTACH
Święta narodowe związane z historią
Biblia swieta historia dla naszych dzieci
Biblia swieta historia dla naszych dzieci
Jean Vanier każda osoba jest historią świętą(1)
Historia książki 4
Krótka historia szatana
Historia Papieru
modul I historia strategii2002
02 Boża radość Ne MSZA ŚWIĘTAid 3583 ppt
Historia turystyki na Swiecie i w Polsce cz 4
Historia elektroniki
Historia książki

więcej podobnych podstron