MICHALKIEWICZ JAK SIĘ ROBI CUDA (2)


Jak się robi cuda? - artykuł Stanisława Michalkiewicza Wysłane niedziela, 11, stycznia 2004

Co to jest cud? Słownik języka polskiego nazywa cudem zdarzenie, które albo nie da się wytłumaczyć prawami natury, albo które przynajmniej stanowi zjawisko niezwykłe, wzbudzające z tego powodu podziw i zdumienie. W pierwszym znaczeniu cudów w ogóle się nie "robi", bo cud "robiony" nie jest już cudem, tylko oszustwem. Robić cuda można tylko w drugim rozumieniu tego słowa. Tak też pewnie rozumie to słowo pan red. Paweł Reszka, komentując w "Rzeczpospolitej" wybory prezydenckie w Gruzji pod tytułem "Życie po cudzie".
Cud gruziński miał polegać na tym, że prezydent Edward Szewardnadze, początkowo umiłowany, doprowadził państwo do niebywałej degrengolady i gospodarczego upadku. Na taki widok Gruzini "wyszli na ulice i powiedzieli: dość". Kiedy tylko prezydent Szewardnadze usłyszał, że już "dość", to taktownie ustąpił ze stanowiska i nie trzeba było używać ani haseł nacjonalistycznych, ani religijnych. Nie polała się krew ani nawet nie wylało się mleko, no i teraz przyjeżdżają do Gruzji rozmaici cudzoziemcy i pytają Gruzinów, jak się takie cuda robi.
Niestety pan red. Reszka ani słowem nie wspomina, jak Gruzini na to pytanie odpowiadają. Być może dlatego, że w domu wisielca nie bardzo wypada rozprawiać o sznurze. Na przykład u nas w Polsce mamy stanowisko premiera rządu zajmuje pan Leszek Miller, przewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Jeszcze dwa lata temu mógł on uważać się za polityka umiłowanego, przynajmniej przez ponad 40 procent głosujących. Podobnie, jak Edward Szewardnadze, pan premier Miller doprowadził Polskę do niebywałej degrengolady, co jest sztuką o tyle dużą, a nawet graniczy z cudem, że jego poprzednik na tym stanowisku, pan Jerzy Buzek zrobił w tym kierunku tak wiele, że wydawało się, iż trudno będzie go przelicytować. A jednak panu Leszkowi Millerowi się udało i to zaledwie w dwa lata. Od razu widać, że jest lepszy w te klocki od Edwarda Szewardnadze, który na zeszmacenie Gruzji potrzebował aż 10 lat. I podobnie jak Gruzini, sporo Polaków też wychodzi na ulice i nie tylko mówi: "dość", ale nawet wykrzykuje: "złodzieje, złodzieje!", ale mimo używania tych samych zaklęć, pan Leszek Miller wcale nie odchodzi. Czyżby te zaklęcia działały tylko w Gruzji, a w Polsce już nie, czy może oprócz wypowiedzenia zaklęcia, że "dość" i tak dalej, trzeba zrobić coś jeszcze?
Ponieważ pan red. Reszka taktownie nic o tym nie wspomina (bo jeszcze ktoś, nie daj Boże, skorzystałby ze wskazówki i zrobił cud), wypada nam spenetrować prawdę na własną rękę. Na początek wypada nam przypomnieć, że gruziński cudotwórca, pan Michał Saakaszwili, który po obaleniu Edwarda Szewardnadze dał się wybrać na jego następcę, najpierw robił u Szewardnadzego za ministra sprawiedliwości. Został nim gdzieś w październiku 2000 r. i zaraz zabrał się za reformowanie więziennictwa, zapraszając do pomocy najsłynniejszego na świecie filantropa, czyli p. Jerzego Sorosa. W ogóle bowiem musimy pamiętać, że pan Saakaszwili w okresie "pieriestrojki" wyjechał na studia za granicę; najpierw do Strasburga, a potem do Ameryki i nawet pracował w nowojorskiej firmie prawniczej Patterson, Belknap, Webb & Tyler. Niewielu obywateli sowieckich miało takie możliwości rozwoju, ale kulisy akurat tego cudu może wyjaśnić nieco okoliczność, że już dziadek naszego cudotwórcy pracował w KGB. Jeśli ktoś chce w przyszłości robić cuda, to takie koneksje bywają bardzo przydatne i od nich właśnie warto rozpoczynać karierę cudotwórcy, nie tylko zresztą w Gruzji. W Polsce też pomogły one wielu znanym ludziom i nadal pomagają, zwłaszcza w przypadku przewerbowania.
Teraz już trochę lepiej rozumiemy, że to nie tylko tacy sobie zwykli ludzie wyszli na ulice. Jeśli na ulice wychodzą tylko zwykli ludzie, to nie ma strachu, bo i tak wrócą wieczorem do domu, żeby obejrzeć, co też z tego pokażą w wieczornych wiadomościach. Ale jeśli na ulicę wychodzą tzw. "ludzie", to co innego. W takich razach siły porządkowe, które prezydent Szewardnadze przecież na ulicach porozstawiał, słuchają oczywiście rozkazów zwierzchności, ale też, a może nawet bardziej, głosu instynktu samozachowawczego, o ile, ma się rozumieć, nie mają zwierzchności podwójnej. Jak tam było, tak tam było, dość na tym, że siły porządkowe zachowały stoicki spokój. Dzięki temu jedna część ludu w czarnych, skórzanych marynarkach, wtargnęła z różami do parlamentu (rozpoznajemy się po różach), a druga część ludu w takich samych czarnych skórzanych marynarkach, wyprowadziła prezydenta Szewardnadze z sali. Nie stawiał, nieborak, żadnego oporu i nie wiedzieliśmy dlaczego, ale teraz już wiemy. Dostał mianowicie list od samego prezydenta Busha. Co mu prezydent Bush napisał, tego nie wiemy, ale mogło tam być ostrzeżenie, że "nie nada, Fiedia". Krótko mówiąc, Edward Szewardnadze zrozumiał, że przestał już być tzw. "naszym sukinsynem" i że "naszym sukinsynem" jest teraz pan Michał Saakaszwili. Prezydent Szewardnadze , jako były minister spraw zagranicznych Sowieckiego Sojuza rozumiał nawet i to, że jego odejście należy zainscenizować demokratycznie, tzn. z udziałem "ludu", który "zdobył" gmach parlamentu, Dlatego czekał cierpliwie, aż reprezentanci ludu w czarnych marynarkach rozbiją ze dwie butelki wody sodowej porwane ze stołu prezydialnego i dał się wyprowadzić bez stawiania oporu. Za to ma pewnie od prezydenta Busha gwarancję, że włos mu z głowy nie spadnie, chociaż nawet pan red. Reszka potwierdza, że w ciągu swoich rządów szalenie Gruzję zeszmacił. No tak, ale na koniec przecież się posłuchał i dlatego nie będzie teraz musiał chować się "jak szczur" co pani red. Justyna Pohanke w oburzeniem wytknęła straszliwemu Saddamowi Husejnowi.
No dobrze, ale dlaczego właściwie prezydent Bush zaprzątał sobie głowę tą Gruzją i fatygował się do prezydenta Szewardnadze z listem? Na tę zagadkę snop światła rzuca wizyta dwóch dżentelmenów w Tbilisi już w kilka dni po obaleniu prezydenta Szewardnadze przez zagniewany lud gruziński. Jednym z nich był rezydujący w Londynie gruziński milioner, a drugim - ach, co za spotkanie! Drugim był nasz dobry znajomy, pan Borys Abramowicz Bieriezowski, którego zimny KGB-ista Putin, któremu "faszyzm podnosi głowę", pogonił z Rosji, a nawet rozebrał z większości szmalcu. Nietrudno się domyślić, że pan Bieriezowski był po tym wszystkim nieutulony w żalu, a skądinąd wiemy, ze najsłynniejszy "filantrop" tak się rozgniewał bezczynnością niewdzięcznego prezydenta Busha w tej sprawie, że wyłożył aż 18 mln dolarów temu, kto mu go rozsmaruje na podłodze. ("Rachunek zapłacę, jeśli tylko z Busha przyślecie mi macę"). Czy Gruzja obtarłaby łzy panu Borysowi Abramowiczowi Bieriezowskiemu i przebłagała gniew "filantropa"? Tego niestety nie wiemy, ale przylot pana Bieriezowskiego do Tbilisi w towarzystwie Gruzina londyńskiego i dalszy rozwój wypadków pozwalają przypuszczać, że sprawy są na dobrej drodze i Gruzja, jako ofiara przebłagalna za rosyjskie straty została przez pana Bieriezowskiego przyjęta. Teraz pan Saakaszwili, szczęśliwie wybrany na prezydenta tego niepodległego państwa będzie mógł, a chyba nawet musiał, zająć się szczegółami. Co tu dużo gadać, wielkie cuda oglądaliśmy, więc jakże tu nie kochać demokracji? Gdyby tak z kolei pan Gusiński zechciał wziąć w arendę, dajmy na to, Polskę, to kto wie - może i na pana premiera Millera przyszłaby kryska?



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
poradnik jak sie robi dzieci
Jak się robi wyroby?ramicxzne?gła
JAK SIĘ ROBI ANALIZĘ DZIEŁA, Sztuka-MODA
Jak się robi herbatę, smieszne teksty
Jak sie robi dzieci
Jak się robi szablon
Jak to się robi poza Polską
Pozycjonowanie i optymalizacja stron WWW Jak to sie robi
oto jak to sie robi!! G
Jak to się robi buty
Jak to się robi w Niemczech - Podatek kościelny w działaniu, Katechistan - kraju Polan powstań z kol
oto jak to sie robi 3
Jak to się robi - skarpety tkane igłą, Słowianie - Wikingowie

więcej podobnych podstron