MAŁY GŁUPEK


MAŁY GŁUPEK

Żył w naszej wsi sierota imieniem Pańka. Wychowywał się na folwarku, gdzie robił, co mu kazano, i jadał przy stole dla służby razem z dziewką od krów i jej dziećmi. Za zadanie miał „być wszystkim pod ręką", co praktycznie oznaczało, że wszyscy na folwarku mogli zrzucać na niego swoje obowiązki. W rezultacie pracował więc bez wytchnienia. Jak sobie go dzisiaj przypominam, kiedy my we dworze dopiero co wstaliśmy i biegliśmy czym prędzej do pieca, bo nasze zimy są bardzo srogie, Pańka nisko pochylony ciągnął już wielkie sanie załadowane wiązkami siana i słomy albo z koszami sieczki czy innej karmy dla bydła i ptactwa.

Kiedy myśmy wstawali, on zdążył się już naharować i z rzadka tylko można było zobaczyć, jak w swej pasterskiej budce przez krótką chwilę je ułomki chleba, popijając wodą z drewnianego dzbanuszka.

Kiedy się go spytało: - Pańka, czemu żujesz ten stary suchy chleb?

- A co, może mam go jeść z zupą rybną? Popatrz no, piję do niego czystą wodę - odpowiadał żartując.

- Powinieneś poprosić o coś jeszcze: kapustę, ogórki albo kartofle.

Tu Pańka pokręcił głową:

- Tak czy siak jestem już syty: chwała Tobie, Panie! - i zapiąwszy pas wychodził na podwórze, żeby zaraz coś dźwigać. Nigdy mu nie brakowało pracy, bo wszyscy wymagali od niego pomocy. Czyścił więc konie i bydło, karmił je, pędził owce do wodopoju, wieczorami wyplatał jeszcze łapcie dla siebie i innych... Zwykle kładł się później od wszystkich, a wstawał jeszcze przed świtem i zawsze był nędznie ubrany. Nikt nie liczył się z jego siłami, a raczej wszyscy go osądzali:

- Nic mu nie zaszkodzi, to mały głupek!

- Pod jakim względem głupek?

- Pod każdym.

- Na przykład?

- Idealny przykład: dziewka od krów wszystkie kartofle i ogórki oddaje swoim dzieciom, a on ani nie poprosi, żeby mu z trochę zostawiły, ani się na nie nie skarży, prawdziwy głupek!

My, dzieci, nie rozumiałyśmy z tego zbyt wiele i mimo że nigdy nie słyszeliśmy Pańki mówiącego coś głupiego, a wręcz przeciwnie, doświadczałyśmy od niego samych przyjemności, kiedy robił nam do zabawy młyny wodne i miseczki z kory brzozowej, to i tak powtarzałyśmy wszystkim w domu, że Pańka to mały głupek. Nikt się temu nie sprzeciwiał. Wkrótce doszło też do takich zajść, że nikt już nie miał żadnych wątpliwości.

Nasi rodzice zatrudniali bardzo surowego, właściwie za surowego ekonoma, który namiętnie lubił karać ludzi za każde przewinienie. Miał zwyczaj jeździć bryczką po włościach, żeby się rozejrzeć, czy wszystko jest w porządku. Kiedy zauważył, że coś nie gra, zatrzymywał się, przywoływał winnego i rozkazywał:

- Biegnij no mi zaraz do wójta i powiedz mu w moim imieniu, że ma ci wymierzyć dwadzieścia pięć batów. Jeśli spróbujesz się wymigać, jeszcze dziś wieczorem każę ci w mojej obecności wymierzyć dwa razy tyle.

Nikt nie odważył się nigdy prosić go o miłosierdzie, bo nie tylko że nie mógł tego ścierpieć, ale jeszcze zaostrzał karę. I tak pewnego razu latem jedzie sobie ekonom jak zwykle bryczką i widzi, że źrebięta wpuściły się w młode zboże i się pasą, co depczą kopytami i wygrzebują rośliny z ziemi z korzeniami. Podniósł na ten widok wielki krzyk. Źrebiąt miał pilnować wtedy Pietia, syn owej dziewki od krów, Ariny, która wszystkie ziemniaki oddawała swoim dzieciom, nie pamiętając o Pańce. Pietia miał wtedy dwanaście lat, był mniejszy i delikatniejszy niż Pańka, dlatego drażniono się z nim przezywając go "trusia". Krótko mówiąc był chłopcem rozpieszczonym, słabym w pracy i bardzo bojącym się kary. Wczesnym rankiem zapędził źrebięta w dolinę i zziąbł trochę, więc usiadł naciągnąwszy kitel na głowę, a kiedy już się rozgrzał, ogarnęła go senność. Zasnął więc, a źrebaki tymczasem weszły w zboże. Kiedy ekonom to zobaczył, zdzielił go batem mówiąc:

- Pańka tymczasem popilnuje twoich koni, a ty leć do gminy i powiedz pomocnikowi wójta, żeby ci dał dwadzieścia batów. Jeśli przed moim powrotem nie wykonasz tego rozkazu, każę ci potem wlepić dwa razy tyle.

Powiedziawszy to odjechał, a Pietia rozpoczął rozpaczliwie szlochać. Drżał na całym ciele. Nigdy jeszcze nie dostał batów i w swoim strachu pobiegł do Pańki:

- Paniuszka, kochany bracie, strasznie się boję, powiedz mi, co mam teraz zrobić?

Pańka pogłaskał go po głowie:

- Ja też się tak bałem. Co zrobić, Chrystusa też biczowali!

Na to Pietia gorzko się rozpłakał:

- Boję się iść i boję się nie iść. Chyba się utopię!

Pańka ciągle próbował go pocieszyć, ale w końcu powiedział:

- Posłuchaj, zostań ty i uważaj na moje bydło. Ja natomiast szybko pobiegnę i postaram się to załatwić. Może Bóg będzie łaskawy. I popatrz no, jaki z ciebie tchórz.

- Paniuszka, ale jak możesz to za mnie załatwić?

- Już ja coś wymyślę, postaram się.

I Pańka szybko pobiegł na folwark. Po godzinie wrócił.

- Nie martw się już, Pietia - powiedział. - Wszystko załatwione. Nie musisz już tam iść, nie dostaniesz batów. Pietia pomyślał:

- Wszystko jedno jak, muszę mu uwierzyć - i nie poszedł. Wieczorem ekonom zapytał wójtowego pomocnika: - Czy pojawił się tu pastuch po baty?

- Tak jest, wasza miłość, pojawił się.

- Dostał baty? ! - Tak jest, dostał.

- A porządne?

- Porządne, postaraliśmy się. Sprawa ucichła, ale wkrótce wyszło na jaw, że wprawdzie wybatożono pastuszka, ale nie tego co trzeba, mianowicie Pańkę, a nie Pietię. Na folwarku zaczęły się plotki i wszyscy się śmiali z Pańki, Pietii już jednak nie ukarano.

- Ach, co tam - mówiono - kiedy ten głupek uwolnił go już: od kary, byłoby niesprawiedliwie karać dwóch za tę samą winę.

I co, czy Pańka faktycznie nie był głupi? Postępował tak cały czas.

Kilka lat później wybuchła na Krymie wojna i zaczęła się rekrutacja parobków do armii. Cała wioska rozbrzmiała lamentem i krzykiem, bo przecież nikt nie chce cierpieć na wojnie. Zwłaszcza matki martwiły się o swoich synów, każdej przecież szkoda posyłać syna na wojnę. Pańka tymczasem osiągnął odpowiedni wiek, przyszedł więc na dwór i przedstawił swoją prośbę:

- Proszę mnie wysłać do miasta, do żołnierzy.

- Dlaczegóż to, zastanów się jeszcze!

- Nie, nie mam czasu na zastanawianie się.

- Jak to nie masz czasu?

- Czy nie słyszycie, panie, płaczu wokoło? Mnie zaś kocha tylko Pan Bóg. Nikt nie będzie za mną płakał, tak więc chcę iść na wojnę.

- Próbowo mu to wyperswadować:

- Pomyśl tylko, jaki jesteś niezdarny. Na wojnie wszyscy będą się z ciebie śmiać.

On jednak odpowiadał:

- Tym weselej będzie; lepiej się śmiać niż kłócić. Jeżeli wszyscy będą weseli, to może się też pojednają.

Pomimo wszystkich uwag i argumentów upierał się przy swoim.

- Nie - mówił - tak będzie przyjemniej.

Wobec tego pozwolono mu ma tę "przyjemność" i oddano do miasta między rekrutów. Kiedy zaś ludzie, którzy go odwozili, powrócili do domu, pytano się ich z ciekawością:

- I co, zostawiliście tam naszego głupka? Widzieliście go jeszcze później?

- Oczywiście - odpowiedzieli - widzieliśmy.

- Na pewno śmieją się z niego, ma przecież taki ciężki rozum.

- Tak, na początku strasznie go wyśmiewali, ale potem przestali. Za dwa ruble, które dostał za zgłoszenie się na ochotnika, kupił na bazarze całą górę pasztecików, grochu i kaszy gryczanej i rozdzielił pomiędzy wszystkich rekrutów, no i zapomniał zostawić coś dla siebie. Kiedy to zauważyli, pokręcili głowami i zaczęli odłamywać mu połówki swoich pasztecików. On się wtedy zawstydził i powiedział:

- Bracia, co robicie? Ja nie miałem takiego zamiaru. Jedzcie! Rekruci poklepali go przyjaźnie po plecach:

- Ale z ciebie fajny chłop!

Następnego dnia Pańka wstał wcześniej niż inni i wysprzątał całe koszary, wyczyścił też buty starszych chłopaków. Zaczęli go wtedy wychwalać i zapytali nas:

- Czy on u was we wsi nie ma przypadkiem opinii głupka?

Myśmy odpowiedzieli:

- Głupek, nie... on jest tak po prostu od urodzenia taki... naiwny.

I tak Pańka zaczął swoją głupotą służyć innym i spędził, całą wojnę sprzątając wykopy i kwatery. Po zwolnieniu z wojska, przyzwyczajony do życia pasterza, najął się u Tatarów na pastucha koni. Wiele lat spędził na stepie, pasąc konie w okolicach ubogich w wodę, gdzie koczował wtedy chan Dżangar; najbogatszy człowiek w tym kraju. Chan Dżangar, kiedy przyjeżdżał do Sury kupować konie, udawał bardzo skromnego człowieka, na stepie jednak robił, co chciał i kiedy chciał; karał śmiercią i udzielał łaski, komu chciał. Robił w tej dziczy, co tylko dusza zapragnie i nie można go było ujarzmić. Ale przecież nie był na stepie jedynym samowładcą, żyło tam więcej ludzi, a każdy z nich sam sobie był panem. Między nimi był też bardzo zuchwały złodziej Chabib Uliah, który zaczął kraść Dżangarowi najlepsze konie. Chan długo nie mógł go złapać, ale kiedyś doszło do walki między grupami Tatarów i przy okazji wreszcie zraniono i schwytano Chabib Uliaha. Chan w tym czasie musiał niezwłocznie jechać do miasta i nie mógł się zająć osądzeniem Chabiba i ukarać go tak, by odstraszyć innych złodziei. Żeby nie spóźnić się na jarmark w Penzie i nie pokazywać się z Chabibem w okolicy. Prosił Pańkę aby pilnował go i strzegł go jak własnej duszy.

Po odjeździe Chana, zrobiło się Pańce żal Chabiba, przypomniał sobie, że Chrystus już cierpiał za wszystkich. Podszedł do niego i powiedział: Pragnę cię uwolnić, bo nie mogę znieść, jak dręczy się innych ludzi. Zdejmę twoje pęta, posadzę cię na konia, a ty uciekaj, jedź tam, gdzie masz nadzieję się uratować. Gdybyś jednak znowu zaczął czynić zło, to wiedz, że oszukujesz nie mnie, ale samego Boga.

Powiedziawszy to ukucnął, rozkuł kajdany, posadził Chabiba na konia i pożegnał go:

- Jedź w pokoju!

Sam zaś został na miejscu, czekając na chana tak długo, że nędzny strumyk wysechł w upale, a i w bukłaku też prawie nic nie zostało. Wtedy wreszcie nadjechał Chan ze swoją świtą. Rozejrzał się i zapytał:

- A gdzie jest Chabib Uliah? - Wypuściłem go.

- Co? Wypuściłeś? Co ty mi tu opowiadasz?!

- Powiadam, że postąpiłem dokładnie według twojego rozkazu i mojej woli. Poleciłeś mi strzec go jak własnej duszy A ja strzegę mojej duszy w ten sposób, że daję jej wolność cierpienia za drugiego. Chciałeś przecież zamęczyć Chabib na śmierć. Nie mogę znieść tortur innych - więc weź mnie i zamęcz na jego miejsce. A dusza moja będzie szczęśliwa i wolna od wszelkiego strachu, bo nie boję się ani ciebie, ani kogokolwiek innego.

Począł tedy Chan rozglądać się na wszystkie strony, poprawił turban i odezwał się do świty:

- Podejdźcie bliżej, chcę wam oznajmić moją opinię. Tatarzy stłoczyli się wokół Chana, który cicho do nich powiedział:

- Pańki, jak się okazuje, nie możemy ukarać, gdyż w jego duszy był chyba sam anioł.

- Tak - odpowiedzieli zgodnie Tatarzy przyciszonymi głosami - nie możemy mu nic zrobić. Przez całe lata nie rozumieliśmy Boga, a teraz w jednej chwili wszystko stało się jasne: to chyba jest święty.

(Mikołaj Leskow)



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
[Papermodels@emule] [Maly Modelarz 1960 11] Russian PO 2
wklej obr.jest mały z jewej str.+ tekst, ⊱✿ WALENTYNKI ⊱✿
Maly Ksiaze w ujęciu filozoficznym, kl. I-III
Mały książę
Maly Modelarz 1976 08] Auto F1 & GT(GT Only)
[Papermodels@emule] [Maly Modelarz 2000 09] Sailing Ship Elblanska
Mały artysta
5 mały
Mały i średni przedsiębiorca w polskim ustawodawstwie
ROCZNY PLAN PRACY WYCHOWAWCZO mały artysta
Mały badacz. Kształtowanie umiejętności mierzenia, Praca, Pomoce, matematyka-scenariusze
maly kwiatek
DLACZEGO MAŁY RÓG TO PAPIESTWO (DAN 7 i 8)
Maly Modelarz 1971 08 Hawker Hurricane

więcej podobnych podstron