cz1


Kinga Wiśniewska-Roszkowska

starość jako zadanie

Instytut Wydawniczy Pax Warszawa 1989


Wstęp

Zastanawiając się nad tym, czym jest starość, jakie są jej kryteria i definicje, nietrudno zauważyć", że sprawy te w wysokim stopniu zależą od uczuciowego ustosunkowa­nia się danego społeczeństwa — czy, ogólnie, danej cywir lizacji — do tego okresu życia ludzkiego. Istotne jest py­tanie: czy dla przeciętnego człowieka starość jest atrak­cyjna i pożądana ze względu na takie czy inne przysługu­jące jej przywileje', czy Jeż przeciwnie, myśl o starości na­pawa lękiem i odrażą? Rodowód tych dwóch skrajnych postaw jest pradawny — sięga zamierzchłych czasów i pry­mitywnych form życia społecznego[W różnych epokach i obszarach kulturowych można wyśledzić dwa biegunowo przeciwne poglądy na starość. Według pierwszego z nich ludzie starzy są ciężarem społecznym — prowadzi to nie­kiedy do sankcjonowanego obyczajem pozbywania się ich nawet w sposób okrutny, np. przez wywożenie do lasu i pozostawianie na śmierć głodową czy na pożarcie przez zwierzęta. Tego typu praktyki można napotkać nie tylko w społeczeństwach pierwotnych i barbarzyńskich, np. w starożytnym przedchrześcijańskim Rzymie istniało niepi­sane prawo zwane sexagenarios de ponte, według którego obywatel rzymski mógł pozbyć się ciężaru utrzymania nie­dołężnego ojca strącając go z mostu do Tybru.

Drugi pogląd to uznanie cennych walorów: doświadcze­nia i mądrości życiowej, którymi dysponują starzy ludzie właśnie z racji ich długiego życia. Uznanie to sprawia, że człowiek stary staje się w pewnym sensie „osobą świętą", otoczoną szacunkiem i sprawującą rolę kierowniczą i do-radcząy A tam, gdzie występuje kult zmarłych przodków i wiara w ich pozagrobową pomoc, tam i na człowieka sta­rego, który już niedługo z nimi się połączy, spada jakby odblask ich chwały, umacniając jego pozycję i autorytet w rodzinie i społeczeństwie.


Można zauważyć, że w różnych cywilizacjach i okre­sach historycznych jeden lub drugi z tych kierunków brał górę, kształtując poglądy na starość i sposób traktowania ludzi starych. W Azji i Afryce przeważał szacunek, nawet kult dla starości. W Europie duży wpływ wywarło chrześ­cijaństwo zgodnie z przykazaniem „Czcij ojca twego i mat­kę twoją". Również w niedołężnej starości ojciec pozosta­wał ojcem i matka - matką. A miłość bliźniego obowiązy­wała wobec każdego i przez całe życie, tym bardziej wobec potrzebujących opieki. Ale w okresach, gdy religijność upadała, słabły i zanikały również uczucia i opinie przez nią inspirowane.

Odkładając na później dokładniejsza analizę tej sytua­cji, można ogólnie powiedzieć, że w| dzisiejszym „euro­pejskim" świecie — zwłaszcza w krajach Zachodu — sta­rość nie jest ceniona ani otoczona szacunkiem, a przecięt­ny obywatel na ogół bronił się jak może przed zaliczeniem go do kategorii starców^. Nawet słowa „starość" i „sta­rzec" są w publikacjach wykreślane jako źle brzmiące, pesymistyczne, niemiłe — zastępuje się je łagodniejszymi terminami, np. „ludzie starsi", „trzeci wiek" itp. Jak pod­kreśliłam wyżej, ta „obrona przed starością" ma wyraźny wpływ nawet na kryteria i definicje.

Byłam niedawno na odczycie, którego tematem były socjologiczne i psychologiczne wyznaczniki starości. Pre­legent stwierdził, że póki człowiek jest sprawny, aktyw­ny, wykazuje incjatywę i nie potrzebuje opieki, nie moż­na mówić o starości — to jest jeszcze wiek średni, pełen życia. Starość to wycofywanie się, fizyczna i psychiczna degradacja, bezczynność, potrzeba opieki i pomocy.

Prelegent ten reprezentował więc bardzo negatywny pogląd na starość, która w tej koncepcji utożsamiona zo­stała z chorobą i niedołęstwem. Zabrakło tu miejsca na starość zdrową, sprawną i aktywną. Można jednak ten pesymizm w-znacznej mierze usprawiedliwić, wskazując na fakt, żejwszvstkie gerontologiczne określenia dotyczą­ce starzenia siei starości opierają się na zjawisku postę­pującej degradacji, kurczenia się i wycofywania./

1W takim właśnie sensie mówimy o starzeniu się biologi­cznym (pogarszanie się sprawności narządów i całego-

(wycofywanie się z kon-

taRtów, osamotnienie) i ekonomicznym (pogorszenie sy­tuacji materialnej po przejściu na emeryturę). Zauważmy*! jednak, że postępująca degradacja na tych wszystkich po­lach, choć jest zjawiskiem pospolitym, nie jestjpu regułą, ani nieubłaganą koniecznością. W ogromnej mierze zależy ona bowiem od postępowania samego człowieka--^ ,od jego stanu zdrowia, wy kształcenia, światopoglądu, stosun­ku do ludzi i do pracy — słowem od wielu czynników, któ­re możemy kształtować własną wolą i wysil Idem ^Starość ty emerytura mają też swoje wcale niebłahe pozytywne stro^ ny, a upływ życia przynosi nam nfe tytko degradacje, lecz i fozwój, rozszerzenie się horyzontów i możiiwościjJ w zna­cznej mierze od nas zależy, który z tych dwócfr nurtów przeważy i będzie modelował naszą starość.

Życie dzielimy ogólnie na trzy okresy. Tzw. wiek pierwszy to okres rozwoju i kształcenia; wiek drugi to dojrzałość, praca zawodowa, założenie rodziny i wycho­wanie dzieci; wreszcie tzw. trzeci wiek to okres emerytal­ny utożsamiany powszechnie ze starością. Każdy z tych okresów ma swoje plusy i minusy, co w odpowiednich roz­działach omówimy dokładniej, ma to bowiem duże zna-czenje dla tematyki niniejszej pracy.

jzeba zdać sobie sprawę z faktu, że starość, którą irzeż^wamy w warunkach naszej europejskiej cywiliza­cji, nie jest starością zdrową, fizjologiczną, lecz jest ona z reguły patologiczna — przedwczesna i połączona z liczny­mi przewlekłymi chorobami. Nie wiemy dokładnie, jak ^ długo mogłoby trwać życie ludzkie i jak ono powinno wy­glądać w warunkach zupełnego zdrowia i fizjologicznej starości. |Ale pewne wnioski co do tego wyciągnąć może­my z danych, których niemało^dgslarcza nam dzisiejsza

nieźle już rozwinięta gerontoldgm? różne gatunki ssaków żyją przędę?

_:_.*,- :..^ ;-;_. ._, _-rr^fih..,_ np wjadOmO, ŻC

e 6-7 razy dłużej niż

trwa okres ich pełnego osobniczego rozwoju. Jeśli więc zwierzę osiąga pełną dojrzałość w ciągu np. 2 lat, to prze­ciętna długość życia w danym gatunku wynosi ok. 12-14 lat. Wiadomo też, że im większy rozwój mózgu i tzw. in­deks cefalizacji (czyli stosunek wagi mózgu do wagi cia­ła), tym dłuższe życie gatunku, co jest zrozumiałe, gdyż


większy rozwój mózgu stwarza lepsze możliwości obrony i zdobywania pożywienia. W świetle tych biologicznych faktów przeciętna długość życia gatunku Homo sapiens powinna wynosić 120-130 lat, a może i więcej. Obecnie wynosi ona ok. 70 lat (68-69 dla mężczyzn i 74-76 dla ko­biet); pamiętajmy jednak, że poziom ten został osiągnięty dopiero w połowie XX wieku na skutek znacznego roz­woju medycyny (opanowanie chorób zakaźnych, antybio­tyki, rozwój chirurgii) i poprawy warunków życia, a przez cale tysiąclecia utrzymywał się na poziomie 25-30 lat. Oczywiście zawsze pewna liczba ludzi dożywała starości, nawet późnej, ale przeciętna długość życia była niska, co powodowane było głównie przez znaczną śmiertelność dzieci, masowe epidemie i inne klęski. Dopiero na prze­łomie XIX i XX wieku średnia ta podniosła się do ok. 40 lat, by w wieku XX już bardzo szybko iść w górę. Trzeba jednak pamiętać, że przeciętna (średnia) długość życia obliczona jest według liczby osobników urodzonych, obrazuje więc szansę dla noworodka. Dla ludzi, którzy już osiągnęli pewien wiek, średnia ta kształtuje się ina­czej, gdyż występuje tu tzw. dalsza średnia długość życia, która dodana do lat już przeżytych wyraźnie przekracza średnią ogólną. I tak np. ludzie, którzy osiągnęli 60 lat ży­cia, mają przed sobą średnie pneżyde nie 7 lat dla męż­czyzn i 14 dla kobiet (jak wynikałoby ze średniej ogól-

LJccz odpowiednio 16119 lat.

Tzcba tel pamiętać, te starzenie się nie przebiega jecP

fowo we wszystkich społeczeństwach na świecie. Moż-i na tu zauważyć bardzo dute różnice zależnie od rasy, kli­matu, trybu życia i odżywiania. Niektóre kraje i okollcg? wydają się uprzywilejowane jeśli chodzi o zdrowie i dłu­gość życia mieszkańców — tą to „ośrodki długowiecznoś­ci". Są jednak i takie kraje, w których sprawy te wygląda­ją wręcz odwrotnie. Tak np. u Elkimoiów starzenie się i rozwój miażdżycy postępuje tak szybko, że stosunkowo niewielu z nich dożywa pięćdziesiątki, która uważana jest tam za posuniętą starość. Przeciętna długość życia nie się­ga u nich 30 lit. Również Środkowoafrykańscy Murzyni starzeją się, znacznie szybciej niż Europejczycy.

Można wioc mówić o starzeniu sięfajfefencjalnym (róż-

8

nym w różnych obszarach świata), a także o starzeniu się wzorcowym, czyli typowym dla danego obszaru, warun­ków klimatycznych i rasy ludzkiej. W zależności od tego różnie układa się wzorzec starzenia się, czyli związek, jaki zachodzi między wiekiem kalendarzowym (liczbą przeżytych lat) a tzw. wiekiem biologiczym (stopniem istotnego zestarzenia się)^Dla obszaru „europejskiego" i rasy białej wzorzec ten wygląda w ten sposób, że za okres starzenia się uważam^jwiek kalendarzowy między 40. a 70. rokiem życia, ą^asfarość —Lwjęk_pp^siedemdziesiąt­ce. Trzeba zresztą odTSziT podkreślić, że podziały Wieku kalendarzowego w późniejszych okresach życia bywają u różnych autorów nieco odmienne od podanego wyżej przeciętnego wzorca. Niektórzy za starość uważają już okres po sześćdziesiątce, zaliczając do długowiecznych lu­dzi po 80. czy 90. roku życia. Według klasyfikacji Świato­wej Organizacji Zdrowia starość dzieli się na trzy pod-okresy: 1) od 60. do 75. roku życia — wiek podeszły, 2) od 75. do 90. roku życia —^starczy i 3) po 90. roku życia — sędziwy (długowiecznośjSVj

Wiek biologiczny „posuwa się" w miarę zmniejszania
się ogólnej sprawności i żywotności organizmu w drugiej
połowie życia. £To! biologiczne starzenie się postępuje naj
ogół równoleglez postępem wieku kalendarzowego, jed­
nak w poszczególnych przypadkach mogą zachodzić zna^
czne nawet odchylenia od tego prawa, i to właśnie w
okresie starzenia się i starości. W tym samym wieku ka­
lendarzowym poszczególne osoby mogą się bardzo różnić
Stopniem istotnego zestarzenia się.
j

Wiek biologiczny oceniamy za pomocą wskaźników, które mogą być różnego typu, np. biochemiczne, biologi-Ctne, antropologiczne itp., badania takie wymagają jed­nak specjalnych metod i pracowni. W praktyce posługu­jemy się wskaźnikami medycznymi; są to po prostu wyni­ki bardzo dokładnych i wszechstronnych badań lekar-•kłoh, które pozwalają ocenić stan i czynności wszystkich ••(ważniejszych dla życia narządów. Trzeba jednak pa-Mlftić. że oceniamy w ten sposób również stan zdrowia.

I

Choroby przewlekle mają bardzo ujemny wpływ na wiek bMoflkzny, przyspieszają starzenie się, i jeśli uda się


nam je wyleczyć, organizm ..odmładza się" w sensie popra­wy itanu i funkcji narządów oraz szans na dłuższe życie.

Znaczne zwięks/cnic przeciętnej długości życia, które nastąpiło w XX wieku, oznacza, że ogromna większość ludzi dozywu dziś starości, a więc problemy tego okresu tycia nabierają dużej wagi. Stąd też szybki rozwój gcron-lologll i geriatrii.

._£Jeronto|ogia jest nauką o starości i o wszystkich zwią­zanych z nią zagadnieniach i zjawiskach^-Wchodź ą tu w |tt probtemy z zakresu biologii, medycyny, psychologii, socjologii, demografii i inne — gerontologia jest więc nituką o zakresie bardzo szerokim, interdyscyplinarnym, stanowiąc teren działania specjalistów z różnych dziedzin. Geriatria jest.medycyną starości, analogicznie jak pedia­tria medycyną wieku dziecięcego — toteż geriatrą może być tylko lekarz. Termin „gerontologia kliniczna", uży­wany na Zachodzie Europy, nie jest synonimem geriatrii, gdyż klinika zajmuje się tylko chorobami i nie obejmuje profilaktyki geriatrycznej, która stanowi ważny dział me­dycyny starości.

| ^rzy główne przyczyny leżą u podłoża rozwoju geriatrii jako specjalności lekarskiej: 1) powodowany wydłuże­niem życia znaczny wzrost liczby ludzi starych, 2) specyfi­czny charakter fizjologii, patologii i terapii w wieku star­czym, 3) konieczność wypracowania i realizacji zasad pro­filaktyki geriatrycznej; chodzi tu o zapobieganie choro­bom i niedołęstwu starczemu, które w miarę wzrostu licz­by ludzi starych mogą stać się wprost klęską społeczną. Zresztą nie tylko aspekt społeczny wchodzi tu w grę. Każ­dy chce żyć długo, ale w zdrowiu i w sprawności, toteż profilaktyka geriatryczna ma ogromne znaczenie właśnie ze względu na samopoczucie, zadowolenie z życia i pozy­cję w społeczeństwie starego człowieka, którego los zale­ty przede wszystkim od jego stanu zdrowia i ogólnej wy­dolności, zwłaszcza umysłowej.

Celem rozwoju profilaktyki geriatrycznej jest zdrowa długowieczność, starość sprawna, aktywna, twórcza i UOBÓ^łwa, w pełni godna przeżycia*

To prawda, ze w zestawieniu z życiowymi realiami cel to bardzo jeszcze odległy, niemal utopijny, trzeba go jed-

10

nak postawić i dobrze mu się przyjrzeć, aby zacząć powoli dojiiego się zbliżać.

C Wzrost odsetka ludzi starych nazywamy starzeniem się społeczeństwa. Zależy on nie tylko od wydłużenia życi$, ale i od ograniczenia urodzin, przez co maleje odsetek dzieci i młodzieży — tę drugą przyczynę demografowie uważają nawet za bardziej istotną. Zjawisko starzenia się społeczeństwa ma różne aspekty — pozytywną stroną jest wydłużenie życia, jednak pod warunkiem, że starość bę­dzie zdrowa i sprawna. Z drugiej strony znaczny wzrost odsetka starych emerytów obciąża ekonomicznie warstwę ludności pracującej. Obciążeniejo jest tym większe, im więcej jest starców niedołężnych. J)

Warstwą nieproduktywną ~5ą również dzieci, ale zmniejszenie przyrostu naturalnego nie wchodzi w grę, gdyż groziłoby biologicznym wymieraniem narodu. Musi być zapewniona przynajmniej zastępowalność pokoleń (reprodukcja prosta), co wymaga średniej dzietności 2,5 — 2,7 na jedno płodne małżeństwo. Niewielkie wahania tej liczby zależą od ilości ludzi bezdzietnych oraz od śmiertelności dzieci w danym społeczeństwie. Praktycznie biorąc, postulować należy średnio troje dzieci na małżeń­stwo. W Polsce mamy obecnie — wg danych R. Topor-kiewicza — średnią ok. 1,7, co jest niewystarczające.

Według Rosseta za próg demograficznej starości trzeba uważać 12% ludzi w wieku 60 lat i więcej (w stosunku do całej ludności). Gdy odsetek ten zbliża się do 12, mówi­my o przedpolu starości demograficznej, gdy przekracza 12, społeczeństwo jest już stare. Rozróżnia się trzy typy struktury ludności, biorąc pod uwagę pokolenie dzieci, rodziców i dziadków (Sundbarg — według Rosseta): Typ I — progresywny: dzieci 40%, rodziców 50%, dziadków 10% — społeczeństwo młode o silnej dyna­mice rozwoju.

Typ II — stacjonarny: dzieci 30%, rodziców 50%, dziadków 20% — społeczeństwo nie rośnie, lecz i nie maleje.

Typ III — regresywny: dzieci 20%, rodziców 50%, dziadków 30% — społeczeństwo starzeje się i kurczy, powoli wymiera.

11


Polska przekroczyła próg demograficznej starości w 1968 roku, a w dziesięcioleciu 1970-80 tempo wzrostu od­setka ludzi starych w porównaniu z okresem przedwojen­nym zwiększyło się pięciokrotnie. Według Rosseta w • 1970 roku starsi mężczyźni (powyżej 60 lat) stanowili 11% ogółu ludności męskiej w Polsce, a starsze kobiety 14,8% ludności żeńskiej. W roku 2000 odpowiednie licz­by wynosić będą 15,7 i 19,9%, czyli co szósty mężczyzna i co piąta kobieta będą ludźmi starymi.

W ciągu najbliższych 50 lat w Polsce najszybciej wzra­stać będzie grupa ludności w wieku 85 lat i powyżej. W porównaniu z rokiem 1970 wzrośnie ona w 2000 roku po­nad dwukrotnie, a w 2030 prawie trzykrotnie. Grupa w wieku 75-84 lat wzrośnie w 2000 roku dwukrotnie, a w 2030 prawie czterokrotnie.

Zauważmy, że wydłużenie życia i starzenie się społeczeń­stwa to zjawiska, które w znacznej mierze maskują pro­ces jego biologicznego wymierania. Jeśli obecnie zalud­nienie Polski osiąga 38 milionów, a do 2000 roku ma przy­być parę milionów, to konieczna tu jot analiza struktury ludności co do wieku. Ludzie, którzy dziś przechodzą na emeryturę, w 2000 roku jeszcze mogą, żyć i podtrzymywać wysoki stan zaludnienia, a za ich żyda mogą rodzić się nie tylko wnuki, ale i prawnuki, co nawet przy niewielkiej roz­rodczości da przyrost ogólnej liczby ludności. Wkrótce jednak odejdzie pokolenie pradziadków, a potem i dziad­ków, i jeśli młode pokolenia okala tię wtedy za mało licz­ne, może nastąpić katastrofalny spadek ogólnej liczby ludności.

Dwie sprawy są tu wiec bardzo istotne: 1) usilne stara­nie o prawidłową rozrodczość, 2) wdrażanie w życie zasad profilaktyki geriatrycznej, która zapewni starszemu po­koleniu większą żywotność", energię i zdolność do skute­cznego i pożytecznego działania na tych wszystkich po­lach, na których ludzie starzy mogą i powinni działać dla społecznego dobra.

Rozdział l Biologiczne i medyczne aspekty starości

Chcąc zrozumieć biologiczny mechanizm naszego sta­rzenia się, musimy sięgnąć do okresu płodowego, do najwcześniejszych faz rozwoju ludzkiego organizmu. A to dlatego, że właśnie w tym rozwoju i jego prawach tkwi ta­jemnica naszej starości. Doskonalenie i usprawnianie się ustroju w okresie płodowym i dziecięcym jest przyczyną nieubłaganej po latach jego degradacji i śmierci. Brzmi to jak paradoks, a jednak tak właśnie jest. Prawdę tę krótko i trafnie ujęli ewolucjoniści (przyrodnicy z „ewolucyjnej szkoły" Weismanna) w powiedzeniu, że „starzenie się i śmierć są ceną, jaką płacimy za swój wysoki ewolucyjny rozwój".

Na niskich szczeblach ewulucji istot żywych spotykamy ustroje, które w sprzyjających warunkach otoczenia — np. w hodowli — mogą być „nieśmiertelne", tj. nie wyka­zują objawów fizjologicznego starzenia się. Warunkiem tego jest wysoka zdolność regeneracji, czyli odnowy tkan­kowej, cechująca wszystkie tkanki i narządy danego orga­nizmu. Komórki są tu słabo zróżnicowane i zachowują dużą zdolność do podziału. Jeśli niektóre wyrodnieją i obumierają, inne szybko się dzielą wyrównując braki. Ze-itarzale komórki, czy całe części ciała, są odrzucane — jak to np. bywa u tasiemca czy stułbi — i przez szybką re­generację odrastają nowe. W ten sposób co pewien czas cale ciało się odmładza. Jeśli weźmiemy pod uwagę np. Jednokomórkowce — pierwotniaki — zauważymy, że tu W fasadzie nie ma nawet żadnego obumierania, żadnych martwych resztek, a więc „trupa". Każdy taki ustrój co pfWien czas dzieli się, a podział jest czynnikiem odmla-dMJacym: dwie potomne komórki są już biologicznie


13


młodsze niż macierzysta, I choć poszczególny ustrój trwa krótko, nie umiera on, lecz przechodzi w nowe osobniki.

Jest oczywiste, że wszystkie te jedno- czy wielokomór­kowe prymitywne istoty często giną, stając się żerem dla innych. Ale fizjologicznego starzenia się i śmierci u nich nie obserwujemy.

Nieuchronne starzenie się wyżej rozwiniętych ustrojów wypływa z dwóch podstawowych biologicznych praw: 1) żadna komórka nie jest nieśmiertelna — musi ona albo podzielić się, albo po pewnym okresie funkcjonowania zwyrodnieć i obumrzeć, 2) w miarę różnicowania się i przystosowywania do coraz bardziej złożonych funkcji w ustrojach bardziej rozwiniętych komórki stopniowo tracą zdolność do podziału (mitozy). Komórki, w których zdol­ność ta została już zablokowana, nazywamy „postmitoty-cznymi" — ostatecznym ich losem jest zestarzenie się i śmierć. A im wyżej rozwinięty ustrój, im bardziej wyspe­cjalizowane jego narządy, tym więcej w nich tych postmi-totycznych komórek. Jak długo mogą one żyć, to zależy od ich rodzaju i funkcji oraz od warunków wewnętrznego i zewnętrznego środowiska ustroju. Nawet jednak w naj­korzystniejszych warunkach w komórce, która już nie może się podzielić, nagromadzają się z biegiem czasu róż­nego rodzaju błędy i uszkodzenia, doprowadzające wre­szcie do starczego zwyrodnienia i śmierci. A odmładzają­cy mechanizm podziału już nie występuje.

Najcenniejsza i najważniejsza dla naszego życia, a zara­zem naj bardziej wyspecj alizowana tkanka nerwowa (mózg, rdzeń kręgowy, zwoje nerwowe) już we wczesnym dzieciństwie przechodzi całkowicie w stadium postmitoty-czne. To samo dotyczy mięśni szkieletowych, jak również mięśnia sercowego. A jeśli mózg i serce nie mogą się od­mładzać przez podział komórek (czyli regenerację we-wnątrztkankową), los ich jest przesądzony. W ciągu życia w narządach tych komórki obumierają, ale żadna nowa już nie powstanie — ogólna liczba komórek ulega więc na starość zmniejszeniu, a starcze zwyrodnienie tych narzą­dów decyduje o nieuchronnej konieczności śmierci całego ustroju nawet w najkorzystniejszych, najbardziej fizjolo­gicznych warunkach.

W innych ważnych dla życia narządach, jak wątroba, nerki, trzustka, zachowuje się jeszcze pewna zdolność do regeneracji przez podział komórek — zdolność ta jednak na starość wyraźnie słabnie, coraz więcej komórek prze­chodzi w stadium postmitotyczne. Są również w naszym ustroju tkanki tzw. kambialne, w których komórki doj­rzałe są wydalane, a nowe stale produkowane z warstwy rozrodczej (kambium). Tkanki te (np. czerwony szpik kostny czy nabłonek kanalików jądrowych), w których komórki stale żywo się dzielą, prawie wcale nie ulegają procesowi starzenia.

Jednym z głównych objawów starzenia się jest postępu­jący ubytek wody w ustroju. Zjawisko to najsilniej zazna­cza się w życiu płodowym. Ludzki zarodek zawiera w swoim ciele 95-97% wody, noworodek 74-75%, człowiek dorosły ok. 65%, a stary 55-60%. Również utrata zdolno­ści do podziału komórek najintensywniej zachodzi w okresie zarodkowym i płodowym. Łatwo to sobie uzmy­słowić porównując szybkość wzrostu ciała w różnych okresach życia płodowego i w dzieciństwie. Od samego początku życia w ustroju trwa zarówno proces mnożenia się komórek, jak i proces ich obumierania. Ale w okresie płodowym ten pierwszy kolosalnie przeważa nad drugim, na skutek czego ciało szybko rośnie. W miarę rozwoju narządów i różnicowania się komórek coraz więcej ich przechodzi w stadium postmitotyczne, spada liczba po­działów i maleje szybkość wzrostu ciała. Wreszcie ok. 18-20 roku życia wzrost ustaje, co oznacza, że ustala się pew­na równowaga między tendencją obumierania i mnożenia komórek. W okresie starzenia się coraz więcej komórek obumiera i coraz mniej ich odtwarza się przez podział, co •topniowo doprowadza do stanu zwanego uwiądem star­czym

Biorąc pod uwagę wyżej opisane biologiczne fakty .. niektórzy gerontolodzy twierdzą, że starzejemy się naj-•ybcicj właśnie w życiu płodowym i dzieciństwie. Istot-flM wtedy najintensywniej zachodzą te zmiany, które po staną się przyczyną starczego zwyrodnienia. Ale wfcmy, że w tym wczesnym okresie życia są one zarów-knnicczne, jak pożyteczne — prowadzą do wyksztal-



14

15


cenią się właściwych form i funkcji ciała ludzkiego. W praktyce za starzenie się uważamy okres, gdy te procesy rozwojowe postępując — już w bardzo zwolnionym tem­pie — stale naprzód, stają się szkodliwe i doprowadzają wreszcie do starczego zwyrodnienia i śmierci.

W stanie uwiądu starczego dochodzi do znacznego za­niku czynnych komórek narządów: ich obumieranie zna­cznie przeważa nad wytwarzaniem komórek nowych. Po­wstające luki wypełnia częściowo tkanka łączna. Cały na­rząd zmniejsza się i jak gdyby marszczy, stąd nazwa „star­cza marskość". Ponieważ analogiczne zmiany występują w układzie kostno-stawowym, całe ciało zmniejsza się, jakby drobnieje, traci na wzroście i wadze. Oczywiście może to być maskowane przez otyłość, która dla starego ustroju jest dodatkowym czynnikiem obciążającym. U startów chudych „uwiąd" jest wyraźnie widoczny.

Do fizjologicznie koniecznego procesu starzenia dołą­czają się skutki działających na nas przez długie lata różno­rodnych szkodliwości życiowych. Przyspieszają one starze­nie się i stają się przyczyną wielu przewlekłych chorób, w które obfituje „trzeci wiek". Z tą patologiczną komponen-tą naszego starzenia się możemy i powinniśmy walczyć sto­sując w życiu zasady geriatrycznej profilaktyki.

Olbrzymie znaczenie dla obrazu naszej starości ma miażdżyca, przewlekła zwyrodnieniowa choroba tętnic, polegająca na odkładaniu się złogów, głównie cholestero­lu i wapnia, w wewnętrznej wyściółce tętnic. Choroba ta zaczyna się już w dzieciństwie, stopniowo postępując w sposób utajony i powodując wyraźne objawy chorobowe dopiero w drugiej połowie życia. Najgroźniejsze powikła­nia miażdżycowe to udary mózgu, zawały serca, zgorzel stóp prowadząca nieraz do amputacji oraz otępienie mia­żdżycowe powodujące w starości stany skrajnego niedołę­stwa. Te groźne choroby występują zresztą tylko u nie­których ludzi, u wszystkich jednak miażdżyca przyspiesza ogólne starzenie się przez znaczne pogorszenie ukrwienia ważnych dla życia narządów. Jako przyczyna zgonów w starszym wieku miażdżyca ma dużo większe znaczenie, niż to można odczytać ze statystyk. Często bowiem powo­duje ona niewydolność narządów najbardziej nią dotknię-

tych i jeśli np. przy głównym jej umiejscowieniu w sercu powstaje niewydolność krążenia, w trzustce — cukrzyca, w nerkach — mocznica, to przy takich zgonach statystyki milczą o miażdżycy, choć ona jest główną przyczyną.

W krajach rozwiniętych miażdżyca występuje, prakty­cznie biorąc, u 100% populacji w drugiej połowie życia, choć nie u wszystkich manifestuje się przez chorobowe objawy. Przyczyny i mechanizm powstawania miażdżycy nie są jeszcze w pełni wyjaśnione, ale, jak wynika z bar­dzo już licznych badań i statystyk, częstość występowania i nasilenie zmian miażdżycowych są wyraźnie wprost pro­porcjonalne do poziomu spożycia zwłaszcza w zakresie tłuszczów zwierzęcych (masło, śmietana, słonina, tłuste mięsa) oraz cukru i słodyczy. W ubogich warstwach lud­ności, a także w krajach często głodujących wskaźniki ro­zwoju miażdżycy są kilkakrotnie niższe niż w krajach za­możnych, gdzie spożycie jest wysokokaloryczne, a począ­tków miażdżycy szukać trzeba już u małych dzieci, które często są zmuszane do jedzenia, tuczone i przekarmiane ftlodyczami.

Na obszarach tzw. europejskiej cywilizacji miażdżyca jest dziś głównym wrogiem człowieka, decydując w prak­tyce o długości jego życia. Jeśli ta przeciętna długość otiagnęła dziś, dzięki postępom medycyny, ok. 70 lat, było to możliwe dlatego, że na tyle, średnio biorąc, po­zwala rozwój i długość trwania choroby miażdżycowej, na którą medycyna jak dotychczas nie wywarła żadnego Ograniczającego wpływu. Tak zwana możliwa do osiąg­nięcia długość życia w krajach rozwiniętych nie zwiększy­ła się wcale, a stan zdrowia ludzi starych nie uległ popra­wie, gdyż o tych sprawach decyduje głównie miażdżyca. Obliczono, że gdyby udało się skutecznie zwalczyć i wy­eliminować raka, przeciętna długość życia zwiększyłaby rit zaledwie o dwa lata. Wydatniejszy postęp ku zdrowej długowieczności może być osiągnięty przede wszystkim " ~cinku walki z miażdżycą.

c", cukrzyca i nadciśnienie tętnicze to choroby lo spotykane w wieku starszym. W ich powstawa

rolę odgrywa również przekarmienie, czyli spq Mdmierne w stosunku do istotnych potrzeb orga


16


Toteż choroby te często łączą się ze sobą nawzajem, a także z nasiloną miażdżycą, tworząc jakby widoczne prze­jawy pewnego stanu, który można by nazwać zespołem przekarmienia. Zespół ten nie zawsze zresztą manifestuje się przez nadwagę, może jednak powodować u ludzi star­szych cały szereg chorób, które nasilają się z wiekiem i których pochodzenie jest niejasne. Mają one jedną wspól­ną cechę: nasilenie ich wybitnie zmniejsza się w okresach znacznie obniżonego spożycia (wojny, okresy głodu) i na­rasta w miarę powrotu do „normalnej" konsumpcji, zwła­szcza mięsa, tłuszczów i słodyczy. Doskonałe efekty dają w tych chorobach również głodówki lecznicze, które ^czyszczają i odmładzają ustrój.

Duże znaczenie wśród ludności w okresie starzenia się ma-problem wczesnego inwalidztwa, czyli przejścia na rentę chorobową przed osiągnięciem wieku emerytalne­go. Najczęstszymi przyczynami są choroby serca i płuc, choroby układu narządów ruchu (gośćcowe) oraz nowo­twory. W dalszych dekadach życia stan zdrowia ludności pogarsza się coraz bardziej, w czym ogromną rolę odgry­wa miażdżyca i wiążące się z nią choroby układu krąże­nia, nasilające się zmiany reumatyczne, przewlekłe cho­roby płuc, otyłość, cukrzyca, choroby nerek, woreczka żółciowego i trzustki, a także zmiany psychiczne (postę­pujące otępienie umysłowe) oraz wiele innych chorób. Ta „przewlekła wielochorobowość" jest istotną cechą star­czej patologii. )Ma ona oczywiście niemały wpływ na ogól­ną sprawność i wydolność organizmu już osłabionego przez sam proces starzenia się.(Pewne światło rzucają na to zagadnienie badania Piotrowskiego, według których w 1966 roku było w Polsce ok. 250 000 osób po 65. roku ży­cia niezdolnych z powodu niedołęstwa do poruszania się poza domem. Stanowiło to ok. 10% całej ludności w tym wieku. Wśród nich było ok. 100 000 osób niezdolnych na­wet do chodzenia („przykutych do łóżka") i pielęgnowa­nych w domach przez rodziny (autor nie objął badaniami starców w zakładach). Jak ciężkie jest brzemię takiego niedołęstwa dla chorego i rodziny, uwydatniają bliższe dane: autor podkreśla, że tylko 20% „przykutych do łóż­ka" starców miało w mieszkaniu wszystkie urządzenia sa-

nitarne, 60% nie miało wodociągu, a 10% nawet elektry-

Cj^ajczęstsze przyczyny skrajnego niedołęstwa w wieku starczym to: 1) stany po udarze mózgu z porażeniem po­łowiczym, 2) zespół miażdżycowego rozsianego rozmię-kania mózgu, 3) ciężki przewlekły gościec stawowy, 4) parkinsonizm, czyli wzmożone napięcie mięśni, drżenie rąk i nóg, znaczne utrudnienie ruchów, 5) niewydolność krążeniowo-oddechowa, 6) stany po złamaniach, zwłasz­cza szyjki kości udowej .

Ludzie starzy, którzy nie popadają w niedołęstwo i zdol­ni są do samodzielnego życia, również często cierpią na różnorodne przewlekłe sprawy chorobowe. Same zmiany •tarcze nasilające się w różnych narządach mogą powodo­wać dokuczliwe objawy. Najczęstsze dolegliwości trzecie­go wieku to bóle reumatyczne, bóle i zawroty głowy, za­parcia stolca, bezsenność, duszność wysiłkowa, trudności w chodzeniu, osłabienie pamięci, trudności w oddawaniu moczu (u mężczyzn), bóle serca, znaczne osłabienie wzroku i słuchu, dolegliwości żołądkowo-jelitowe i inne.

A jak wygląda koniec życia? Według statystyk geronto-togicznych tylko ok. 11% ludzi starych umiera szybko (a (ylko 9% szybko i bez cierpień), natomiast aż 79% umie­ra po dłuższym (przeciętnie rok i 8 miesięcy) okresie cięż-kJch chorób, niedołęstwa i znacznych kiopotów- dla oto-ttenia. Trzeba też podkreślić, że jak świadczą dane ana-lomopatologiczne (z sekcji zwłok), zawsze — nawet w nijłiarszym, dobiegającym setki wieku — przyczyną zgo­nu jest określona choroba, która może być za życia przez tokarzy wcale nie wykryta, gdyż choroby ludzi starych •ą*to przebiegają nietypowo i bywają zamaskowane prtez różnorodne nakładające się na siebie sprawy choro­bowe. Oczywiście, człowieka stuletniego zabije już taka dttroba, która dla młodego byłaby błahostką. Główną Jtdnak rolę jako przyczyny zgonów odgrywają w starości Aoroby przewlekłe. W każdym razie trzeba zaznaczyć, ftl pojecie starości i śmierci fizjologicznej w kręgu naszej •Wopejskiej cywilizacji raczej nie znajduje swego odpo­wiednika w wyniku badań pośmiertnych.

Kobiety żyją przeciętnie o 7-8 lat dłużej niż mężczyźni.



18

19


i

Są one płcią biologicznie silniejszą, co wiąże się zapewne z ich ważną rolą w procesie rozrodu. W czasie ciąży na­rządy wewnętrzne kobiety muszą pracować „za dwoje", poród to niemały wysiłek, a karmienie piersią i pielęgna­cja dziecka to też duże wydatki ustrojowej energii. Nic więc dziwnego, że kobieta została biologicznie „lepiej wy­posażona", miażdżyca rozwija się u niej wolniej, a ogólna odporność jest większa niż u mężczyzn. Toteż w starości kobiety wykazują na ogół większą żywotność i sprawność.

U obu płci złowrogą rolę w kształtowaniu obrazu staro­ści odgrywają nałogi. Alkohol jest typowym narkoty­kiem, który przy nałogowym nadużywaniu ciężko uszka­dza komórki miąższowe, głównie centralnego układu ner­wowego (psychozy alkoholowe), serca (niewydolność krążenia) i wątroby (marskość). Te przede wszystkim sprawy stają się przyczyną życiowej niewydolności i krót­szego życia alkoholików. Trzeba też zaznaczyć, że w Pols­ce w ciągu ostatnich 30 lat nastąpił ponad 4-krotny wzrost rocznego spożycia alkoholu (licząc w litrach spirytusu na głowę obywatela).

Jeśli chodzi o palenie, to w zastraszający sposób zaczę­ło się ono rozszerzać już po I, a zwłaszcza po II wojnie światowej. Np. w USA między rokiem 1910 a 1960 śred­nia roczna liczba papierosów na głowę ludności wzrosła 28-krotnie. Podobnie w krajach europejskich. Masowo zaczęły palić kobiety i młodzież — nawet dzieci. Wysoce szkodliwy wpływ palenia idzie w trzech głównych kierun­kach, powodując: 1) zwężenie tętnic i nasilenie rozwoju miażdżycy, a więc pogorszenie ukrwienia narządów i zna­czne przyspieszenie ogólnego starzenia się ustroju, 2) znacznie zwiększoną skłonność do raka, zwłaszcza płuc, 3) rozedmę płuc i przewlekły nieżyt oskrzeli. W porówna­niu z niepalącymi zawał serca występuje u palaczy ok. 7 razy częściej, a rak płuc ok. 15-30 razy częściej.

Ogromny rozwój przemysłu farmaceutycznego przy­czynił się do powstania nowego rodzaju uzależnień -. tzw. lekomanii, a więc nałogowego przyjmowania nad­miernych dawek pewnych leków, co ma zwłaszcza zna-;, czenie w wieku starszym, gdy różne przewlekłe dolegli-i wości bywają bardzo dokuczliwe. Leki takie, początkowo j

skuteczne, pobierane w coraz większych dawkach samo­wolnie i bez lekarskiej kontroli, powodują przewlekłe za­trucie ustroju i nowe związane z tym dolegliwości. A wszelkie zatrucia u starców są dużo groźniejsze niż u mło­dych.

Stan zdrowia i sprawności ludzi w trzecim wieku daje więc niemało powodów do tego, by ten okres życia trak­tować jako brzemię narastające z biegiem lat. A im bar-d/icj starość tak jest traktowana, tak właśnie odczuwana i przedstawiana, tyra bardziej traci uznanie i znaczenie, tym częściej budzi niechęć i odrazę, co najwyżej mobili­zując społeczne współczucie. W dawnych wiekach, gdy medycyna stała nisko i nie umiała tak skutecznie ratować ludzi, słabsi i przewlekle chorzy umierali najczęściej już w wieku średnim lub w dzieciństwie, nie dożywając staro-<ci. Wieku późnego dożywali raczej ludzie genetycznie „wyselekcjonowani", silniejsi, bardziej odporni. I choć było ich znacznie mniej, ich starość była zdrowsza, spra­wniejsza fizycznie i umysłowo, toteż cieszyła się więk-uzym autorytetem i szacunkiem u otoczenia.

Obecny imponujący rozwój medycyny idzie głównie w kierunku ratowania życia w ostrych chorobach i powikła­niach. Metody tego ratowania (np. postępowanie we wilrząsie, w ostrych zapaleniach, metody reanimacji) bu­dzi największe zainteresowanie lekarzy, którzy bardzo lubią odgrywać rolę cudotwórców usuwających cierpienie l groźbę śmierci. Słusznie, gdyż jest to istotne zadanie tatedycyny. Ale równie istotnym jej zadaniem jest walka z chorobami przewlekłymi, zapobieganie im, zapewnienie ludziom prawdziwego, trwałego zdrowia. Niestety, ten Odcinek mocno jest zaniedbany, leży odłogiem. I to nie dUtego, że medycyna w tym zakresie niewiele wie czy Wnie. Owszem, wie już sporo, ale jej głos pozostaje gło-•am „wołającego na puszczy". Bo tu potrzebna jest zdro­wotna asceza, indywidualny i społeczny wysiłek, nieustę­pliwa i trudna walka z mocno zakorzenionymi a bardzo •kod l i wy m i obyczajami. A tego właśnie wysiłku nie wi-t*Ć. Ogromny jest postęp chirurgu, przez szczepienia •Walczono choroby zakaźne, coraz lepsze są szansę w le-łu zawału serca czy raka, ale przewlekłe choroby



20

21


zwyrodnieniowe panoszą się bezkarnie, a zawałów serca i raków jest coraz więcej.

Dzisiejsza medycyna skutecznie już umie ratować ludzi przewlekle chorych w różnych ostrych powikłaniach. Nie pozwala się im umrzeć, nie usuwa się jednak ich przewle­kłych, zasadniczych chorób, które z biegiem lat bardzo się nasilają. Ludzie ci dożywają więc starości, ale jest to starość wysoce patologiczna, często niedołężna, wymaga­jąca opieki. Niedołęstwo starcze staje się zjawiskiem co­raz częstszym i coraz bardziej przygniatającym, przez co i sama starość dewaluuje się, traci szacunek i autorytet bu­dząc u młodych raczej lęk, niechęć i odrazę.

Ale czy tak być musi? Czy starość istotnie musi być tak często odczuwana jako gniotące, trudne do udźwignięcia i odrażające brzemię?

Podkreśliłam wyżej, że w naszych „europejskich" wa­runkach nie znamy właściwie starości fizjologicznej, w pełni zdrowej. Ale wiemy już — przynajmniej w dużym przybliżeniu — jak ona powinna wyglądać. Znane są już gerontologom z rzadka rozsiane po świecie, niewielkie „wyspy zdrowia", których mieszkańcy odznaczają się wielką odpornością i biologiczną siłą, dożywając starości często bardzo zbliżonej do fizjologicznej. Takie „ośrodki długowieczności" wykryto i opisano w różnych okolicach Związku Radzieckiego (zwłaszcza w republikach gruzińs­kiej, ormiańskiej i azerbejdżańskiej), w Himalajach (kraj Hunza zwany Szczęśliwą Doliną), w Andach (dolina Vil-cabamba w Ekwadorze) oraz na Półwyspie Bałkańskim.

Przyglądając się opisanym przez gerontologów warun­kom życia i odżywiania w tych tak odległych od siebie okolicach, widzimy, że są one bardzo do siebie podobne i w wysokim stopniu zgodne z postulatami nowoczesnej profilaktyki geriatrycznej. Są to na ogół ośrodki wysoko­górskie (ok. 2000 m nad poziomem morza), co zmusza lu­dzi, również starszych, do codziennych wysiłków związa­nych z chodzeniem po górach. Dużej pracy fizycznej wy­maga też uprawa gleby, która jest z natury kamienista i mało urodzajna, co nie pozwala na przekarmianie ludzi. Pożywienie jest raczej skąpe i chude, głównie mleczno--jarskie (pieczywo i zupy z całego ziarna, mleko owcze

luh kozie, ser, owoce, warzywa). Ze względów oszczęd­nościowych nie tuczy się tu zwierząt na rzeź, nie wyrabia sit; i nie używa białej mąki i cukru. Duże oddalenie od miast i centrów przemysłowych powoduje, że powietrze jest idealnie czyste, nie stosuje się też żadnych zatruwają­cych środowisko chemicznych czynników. Nierzadko, /wlaszcza na wiosnę, zdarzają się okresy głodu, w czasie których jedyne skąpe pożywienie stanowią jarzyny.

Te nieliczne wyspy zdrowej długowieczności stanowią bardzo interesujący obiekt badań dla gerontologów, któ-r/y opisują nie tylko zadziwiające zdrowie cielesne tych ludzi, ale również ich zdrowie psychiczne i moralne. Mimo że są biedni, że żyją w prymitywnych warunkach, /c muszą ciężko pracować, a nierzadko głodować — są pogodni, zadowoleni, cieszą się życiem i światem, lubią jiry, zabawy, tańce, a dla przybyszów z obcych krajów są niezwykle gościnni i serdeczni. Rządy sprawuje zwykle rada starszych i to tylko na zasadzie autorytetu moralne­go. Nie ma policji ani więzień, nie są one potrzebne, gdyż nic zdarzają się żadne wykroczenia.

W bardzo interesującej książce pt. Hunza naród, który nie zna choroby Ralf Bircher (syn sławnego lekarza vwajcarskiego Bircher-Bennera) opisuje życie i obyczaje Hunzów, małego narodu żyjącego w wysokogórskiej doli­nie w Himalajach indyjskich, niedaleko granicy Chin i /wiązku Radzieckiego. Autor podkreśla, że mieszkańcy (ego niewielkiego, trudno dostępnego kraju przedstawia­li) przykład niezwykłego i nigdzie nie spotykanego zdro­wiu oraz fizycznej odporności i wytrzymałości. Oceniając powierzchownie. Europejczyk mógłby uważać ich za na­ród prymitywny i pozbawiony kultury, gdyż stoją oni poza domeną techniki, przemysłu i nauk abstrakcyjnych. Ale nieuprzedzony badacz spotyka u nich formy socjalne, kulturę współżycia oraz szlachetność i delikatność uczuć, jttkich prawie nie widuje się w krajach zachodnioeuro­pejskich. Bircher zaznacza, że dla lekarza naukowca kraj len przedstawia bardzo ciekawe pole do badań i refleksji.

Również i inni autorzy podkreślają pogodę ducha, goś­cinność i głęboko zakorzenioną moralność mieszkańców Ulu c h „ośrodków". Można przypuszczać, że właśnie to



22

23


ich doskonale zdrowie tak korzystnie wpływa na psychi­kę, stając się źródlem pogodnego, optymistycznego na­stroju, radości życia i życzliwości dla ludzi.

Rodziny są tam wielopokoleniowe i często wielodziet­ne, a ludzie starzy otoczeni są ogromnym szacunkiem. Mamy tu obraz starości zdrowej i sprawnej tak umysło­wo, jak fizycznie, bardzo zbliżonej do fizjologicznej. Starcy, którzy przekroczyli setkę, jeszcze pracują na po­lach i w ogrodach i odbywają dalekie górskie wędrówki. A jak wygląda śmierć? Nie jest ona jakąś straszną, pełną cierpień katastrofą, lecz jakby łagodnym zaśnięciem, ci­chym „dopaleniem się świecy". Często występuje nagle we śnie, albo po krótkim, najwyżej kilkudniowym okresie wygasania życia. Pojęcie „starczego niedołęstwa" jest tu praktycznie nieznane, gdyż do końca długiego życia star­cy ci zachowują taką sprawność, że nie potrzebują pomo­cy ani opieki.

Taki obraz późnej starości może wydać się fantastyczną bajką, niemożliwą do zrealizowania w życiu. Trzeba jed­nak pamiętać, w jakim środowisku żyją ci ludzie i jak bar­dzo różny od naszego jest ich tryb życia i sposób odżywia­nia. Jest oczywiste, że nie możemy przenieść do nas warun­ków, jakie istnieją w tych „ośrodkach". Nie możemy wy­rzec się naszej cywilizacji, naszego postępu, techniki i przemysłu. Możemy jednak i powinniśmy dołożyć wszel­kich starań, by w naszym życiu zarówno indywidualnym, jak zbiorowym realizować postulaty geriatrycznej profi­laktyki. Ale tymi sprawami zajmiemy się już w innym miejscu.

Rozdziałll Psychologiczne aspekty starości

Jak podkreśliłam wyżej ,jmózg jest narządem, w którym lic/ba czynnych komórek nerwowych zmniejsza się stop­niowo już od dzieciństwa. Proces ten postępuje początko­wo powoli, nasilając się na starość. I bez przesady można powiedzieć, że od jego nasilenia, od wielkości tego ko­mórkowego „deficytu" zależy los człowieka starego, gdyż w wysokim stopniu los ten zależy od jego sprawności umysłowej.

Nawet bardzo cieleśnie upośledzony, niezdolny do cho-il/.cnia i „przykuty do łóżka" człowiek stary może przeby­wać w domu z rodziną, jeśli można mu jakoś zorganizo­wać życie na okres tych godzin, które domownicy spędza­ją w pracy i w szkole. Przy dobrej woli i przy pewnym mi­nimum wysiłku ze strony chorego często daje się to urzą­dzić. Konieczna jest jednak wystarczająca sprawność umysłowa. Największym nieszczęściem starości i najcięż­szym jej kalectwem jest głębokie otępienie umysłowe, klorc wymaga stałego już nadzoru i najczęściej doprowa­dza do umieszczenia takiego starca w domu pomocy spo­łecznej.

Otępienie nie jest jakimś nieuchronnym losem człowie­ka starego — jest ono po prostu jedną z chorób starości i dotyka przede wszystkim tych, którzy swego mózgu nigdy •bytnio nie wysilali i nie ćwiczyli. Praca narządu rozszerza JMO naczynia, polepsza ukrwienie, usprawnia i przeciw-tflMla procesom jego starzenia się — tojx>dstawowe bio­logiczne prawo, które dotyczy i mózgu. Toteż często moż-M obserwować, że intelektualiści, którzy po przejściu na MMryturę nie zaprzestają swej pracy i twórczości, zacho­wują sprawność umysłową do końca długiego życia.


25


Wiedział o tym już dwa tysiące lat temu Cyceron, który w swym traktacie o starości pisał: „Zachowane zostają starcom władze umysłowe, byleby tylko w pracy nad nau­kami nie ustawali".

Ale i u pracowników umysłowych złowrogą rolę w tym względzie może odegrać nałóg palenia, które zwężając tęt­nice mózgu i przyspieszając w nich rozwój miażdżycy po­garsza ukrwienie tego narządu i sprzyja postępującemu otępieniu.

, Otępienie umysłowe spotykamy nie tylko w starości,

ale i we wcześniejszych okresach życia. Może ono być

sprawą wrodzoną (niedorozwój umysłowy, oligofrenia)

-lub nabytą w późniejszym życiu. W wieku średnim bywa

ono skutkiem alkoholizmu lub niekiedy kiły układu ner-

, wowego (tzw. porażenie postępowe), w starości ogromną

rolę przyczynową odgrywa w tym miażdżyca.

Otępienie występujące w starości cechuje się ogólnym znacznym obniżeniem inteligencji z postępującym zani­kiem pamięci, orientacji i krytycyzmu.

Zanik pamięci polega na zaniku zdolności spostrzega­nia i zapamiętywania. Dotknięty nim człowiek nie pamię­ta, co działo się przed chwilą, przed godziną czy w ogóle w ostatnich dniach, za to może dobrze przechowywać w pamięci to, co przeżywał lub czego się nauczył w młodości. Stopniowo jednak, w miarę pogłębiania się otępienia, co­raz większe połacie życia stają się dla niego „białą pla­mą". U takich ludzi nieraz występuje skłonność do po­krywania luk w pamięci przez zmyślenia (konfabulacje), toteż różnym wspomnieniom i opowiadaniom tych osób nie zawsze można wierzyć.

Stary człowiek z daleko posuniętym zanikiem pamięci zachowuje się podobnie jak ktoś, kto znalazł się w obcym kraju z niewielką znajomością jego języka. Podobne ma trudności w porozumiewaniu i męczy się nie mogąc zna­leźć odpowiednich wyrazów na określenie tego, co chce powiedzieć. Po prostu zapomniał on częściowo ojczyste­go języka, którym na co dzień się posługiwał. Nie potrafi też powtórzyć treści przeczytanej książki czy obejrzanego filmu. W codziennym życiu ten zanik pamięci może pro­wadzić do ciężkich katastrof domowych, np. gdy starsza

osoba postawi wodę na gazie i wychodzi z kuchni zapomi­nając o tym. Może się to skończyć pożarem lub zatru­ciem. Albo np. osoba taka może odkręcić wodę w łazien­ce chcąc przygotować kąpiel i za chwilę może o tym zapo­mnieć, a jeśli słuch nie dopisuje i nie słychać szumiącej wody, łatwo może nastąpić zalanie mieszkania.

Starsze osoby z dużym zanikiem pamięci nie powinny same wychodzić na dalsze spacery, gdyż mogą zapomnieć swojego adresu i błąkać się na ulicy. Jeśli więc wychodzą same, muszą mieć przy sobie dowód osobisty lub kartkę z nazwiskiem, adresem i numerem telefonu.

Zanik orientacji dotyczy rozeznania w czasie i w miejscu. Taki starszy człowiek może nie znać daty danego dnia, nie umieć powiedzieć, gdzie się znajduje, itp. Czasem jednak hrak orientacji w otoczeniu i nierozpoznawanie bliskich osób mogą być skutkiem nie otępienia, lecz osłabienia wzroku i słuchu — trzeba więc te sprawy rozróżniać.

Zanik krytycyzmu — mniej lub więcej posunięty — manifestuje się jako brak rozsądku i niezdolność do kry­tycznej, inteligentnej i prawidłowej oceny sytuacji. Po­woduje to przy różnych okazjach rozmaite, często rażące i fatalne w skutkach, błędy w postępowaniu, co u otocze­nia wywołuje zniecierpliwienie, gniew, politowanie lub kpiny.

Trzeba pamiętać, że wyraźne otępienie czyni starego człowieka niezdolnym do działań prawnych, gdyż nie ro­zumie on treści i znaczenia zawieranych aktów prawnych. Toteż akty takie (np. małżeństwo, testament) można unieważnić po udowodnieniu, że starszy człowiek zawie­rając je był w stanie otępienia. Osobę taką można ubez­własnowolnić, wymaga to jednak orzeczenia sądowego po zbadaniu chorego przez psychiatrę i psychologa.

Ogólnie biorąc, można wśród otępiałych starców wyróż­nić dwa typy czy obrazy kliniczne, które określamy jako: 1) otępienie starcze i 2) otępienie miażdżycowe.

Przy otępieniu starczym utrata komórek mózgowych jest znaczna, ale dokonuje się ona równomiernie bez og­nisk martwicy, nie ma tu więc porażeń kończyn i większe-10 niedołęstwa fizycznego. To są właśnie ci starzy ludzie, którzy przy zachowanej sprawności cielesnej i niewydol-



26

27


ności umysłowej najwięcej mogą sprawiać kłopotów ro­dzinie przez powodowanie różnych przykrych wypad­ków.

Przy otępieniu miażdżycowym duży ubytek komórek mózgu jest następstwem tworzenia się w korze mózgu drobnych rozsianych ognisk martwicy, które zmieniają się w jamki wypełnione płynem. Stąd nazwa „rozsiane miażdżycowe rozmiękanie mózgu". Ogniska te powstają wskutek zatykania drobnych letniczek przez złogi miaż­dżycowe. Powoduje to ogromne zmiany chorobowe zaró­wno w psychice (otępienie), jak i w zakresie cielesnym (różnorodne porażenia). Sprawa narasta nieraz przez długie lata, zaczynając się koło sześćdziesiątki. Pierwsze objawy to bóle i zawroty głowy, trudności w skupieniu się, zapamiętywaniu itp. Chorzy w tym stadium zachowu­jąc jeszcze krytycyzm i rozsądek, są zaniepokojeni tymi objawami i często szukają pomocy lekarskiej. Jeśli jed­nak pomocy tej brak lub jest ona nieskuteczna, sprawa chorobowa posuwa się, z okresami poprawy i pogorszeń, i po latach doprowadza do ciężkiego niedołęstwa. W pe­wnych wypadkach niedołęstwo takie u człowieka starego może rozwinąć się bardzo szybko, nawet w ciągu kilku tygodni po jakimś ciężkim wstrząsie psychicznym, np. po utracie najbliższej osoby.

W miażdżycowym rozsianym rozmiękaniu mózgu otę­pienie umysłowe łączy się z objawami cielesnymi, które mogą występować w różnych kombinacjach i polegają głównie na niedowładach i porażeniach. Najważniejsze z _ objawów to: 1) starczy chód porażenny — niepewny, drobnymi kroczkami, z poszukiwaniem oparcia, częstym przewracaniem się, 2) utrudnienie mowy (bełkot), a nie­kiedy i połykania, 3) drżenie rąk i nóg (parkinsonizm miażdżycowy), 4) zanieczyszczanie się na skutek niedo­władu mięśni odbytu i cewki moczowej, 5) nierzadko wy­stępujący objaw „przymusowego płaczu" — przy każdym usiłowaniu rozmowy niezależnie od jej tematu.

Przy posuniętym niedołęstwie tego typu chory nie może już chodzić, a nawet usiąść, trzeba go karmić, nie poznaje najbliższych osób i w dużym stopniu traci kon­takt z otoczeniem. W stanie takiej wegetacji może żyć ty-

godnie, miesiące lub nawet lata. Nierzadko dołączają się fAAnc inne choroby, jak zaburzenia krążenia, różne stany łupalne, niewydolność nerek, odleżyny, a kres życiu kła-dric często zapalenie pluć, zwane schyłkowym, które może przebiegać bez gorączki i kaszlu, gdyż krańcowo wyc/crpany ustrój jest do takich reakcji niezdolny.

Otępiali starcy na ogół zachowują się spokojnie, często jednak wykazują różne dziwactwa i anormalności, które mogą rozwijać się w kierunku wyraźnej już psychozy, wy-ku/ujac cechy zbliżone do schizofrenii czy innej choroby umysłowej. Te starcze psychozy, zwane miażdżycowymi lub inwolucyjnymi, wymagają już umieszczenia chorego w szpitalu psychiatrycznym.

Przedstawiłam wyżej w bardzo pobieżnym skrócie naj­cichsze stany umysłowego otępienia. Trzeba jednak pa­miętać, że te odchylenia umysłowe rozwijają się na ogół bardzo stopniowo i powoli przez długie lata i w początko­wych stadiach mogą manifestować się tylko przez pewne dziwactwa lub przez nasilenie czy „usztywnienie" pew­nych cech charakteru, którymi dany człowiek odznaczał »ic przez całe życie. Poza tymi odchyleniami, które mło­dzi nazywają „zdziwaczeniem", starszy człowiek może za­chowywać się i kontaktować z ludźmi całkiem normalnie. Wśród tych dziwactw starczych, u których podłoża często już leżą zaburzenia krytycyzmu i pamięci, można wyróż­nić kilka głównych typów.

  1. Nieufni i podejrzliwi. Boją się oni każdej zmiany,
    co zresztą znajduje uzasadnienie w obniżonej zdolności
    ich ustroju do przystosowania. Często też lękają się bie­
    dy, a zwłaszcza wyzysku czy okradzenia. Nieraz mają
    zwyczaj chować pieniądze czy biżuterię w różnych zaka­
    markach, po czym zapominając o tym oskarżają nawet
    najbliższych o kradzież. Podejrzliwość taka, nasilając się
    patologicznie, może przejść w obsesję prześladowczą,
    graniczącą już z psychozą.

  2. „Zbieracze". Są to ludzie, którzy za młodu byli osz­
    czędni i przewidujący, a na starość w miarę osłabienia
    krytycyzmu stają się skąpi i chciwi, w sposób bezrozumny
    gromadząc różne bezwartościowe przedmioty. Mieszkanie
    zmienia się w śmietnik, w którym nieraz giną i zostają za-



28

29


pomniane prawdziwe walory (pieniądze, dokumenty, ko­sztowności).

  1. Hipochondrycy. Myślą oni wciąż o swych dolegliwo­
    ściach, wyolbrzymiając je z chorobliwą przesadą i upatru­
    jąc w nich objawów śmiertelnej choroby. Chętnie o tych
    sprawach mówią, zalewając otoczenie swymi skargami.
    Takie ponure depresyjne nastroje i przewidywania mogą
    nawet prowadzić do tendencji samobójczych.

  2. „Euforycy". Są oni jakby przeciwieństwem tych za­
    lęknionych i ponurych. Cechuj e ich nastrój „wzmożonego
    samopoczucia", lubią zabawy i żarty, a jeśli krytycyzm
    już szwankuje, wesołość taka może przebrać miarę i robić
    przykre wrażenie. Nieraz też przechwalają się oni swymi
    urojonymi możliwościami i ukrywają swe dolegliwości, co
    może mieć złe skutki, gdyż utrudnia wykrycie jakiejś groź­
    nej choroby. „Ucieczka w udawanie" występuje zwłasz­
    cza u tych, którzy przez całe życie bardzo dbali o wraże­
    nie, jakie wywołują u otoczenia. Takie osoby często świa­
    domie lub nieświadomie starają się pokrywać swe omyłki
    i przejawy niedołęstwa „dobrą miną", eleganckimi ma­
    nierami i opowiadaniem o swoich „sukcesach".

  3. Żyjący przeszłością. Są to ludzie, którym w starości
    świat wydaje się ciemny, trudny i smutny, chętnie więc
    uciekają w przeszłość, opromienioną w ich wyobraźni
    blaskiem sukcesów i szczęścia. Wszystko według nich
    było wtedy dużo lepsze, piękne i wspaniałe. Szeroko więc
    o tym opowiadają, robiąc niemały użytek z fantazji i zmy­
    ślenia.

A jak wygląda w pełni normalne, a więc prawidłowe, wzorcowe starzenie się psychiki? Pamiętajmy, że z wie­kiem następuje nieuchronny ubytek komórek mózgo­wych, jak również częściowy zanik włókien nerwowych, które łączą te komórki zarówno między sobą, jak i z od­dalonymi narządami. Musi to się odbić ujemnie na ogól-, nej wydolności mózgu, ale stopień tego pogorszenia bywa — jak już zaznaczałam — różny i u znacznej większości osób jest to w życiu codziennym prawie lub zupełnie nie­dostrzegalne. Występuje pewne osłabienie pamięci, spo-

ie reakcji psychicznych, czasem zawężenie i osła­bienie zainteresowań, zmienność nastrojów, niekiedy pe­wne ..dziwactwa". Według angielskiej statystyki (Mon-roc) w wieku 60-65 lat już tylko ok. 50% mężczyzn i ok. 4ł)% kobiet można zaliczyć do grupy normalnych umysło­wo, u reszty stwierdza się mniej lub więcej wyraźne odchylenia. Statystyka ta jednak wydaje się zbyt pesymi­styczna, zalicza bowiem do „odchyleń" również takie /miany. które w normalnym życiu wcale nie przeszkadza-jg. Zauważmy, że np. zmiany nastroju występujące po sześćdziesiątce mogą być skutkiem nie samego starzenia sit;, lecz przykrego poczucia, że się weszło już w okres tej ..obmierzłej starości", że się traci znaczenie i autorytet, /e wkrótce przyjdzie emerytura, odrzucenie „na złom" ilp. Dla tak nastawionego człowieka stresem będzie samo ukończenie 60 lat. Bardzo przygnębiającym czynnikiem zwłaszcza dla kobiet bywa też związane ze starością po­gorszenie się wyglądu zewnętrznego i utrata cielesnej atrakcyjności. To również może działać depresyjnie. Niektórzy martwią się zanikiem swej wydolności seksual­nej. Wielkim i brzemiennym w skutki wstrząsem jest też np. utrata najbliższej osoby — częściej będzie to dla ko­biety śmierć męża, gdyż umieralność mężczyzn w tym wieku zwiększa się. Źródłem zmartwień może też być utrata zdrowia, różne choroby nasilające się w tym okre­sie życia, pogorszenie się sytuacji materialnej po przejściu na emeryturę i inne sprawy. Bardzo szkodliwy wpływ mogą mieć też powszechnie głoszone negatywne opinie na temat starzenia się i starości. Takie pesymistyczne po­glądy nie tylko przygnębiają, ale i działają duchowo obezwładniająco. Toteż można śmiało powiedzieć, że nie sam proces cielesnego starzenia jest w tym wieku źródłem pogorszenia się nastroju, ubytku energii i „wycofywania nic.". Wielką rolę odgrywają również czynniki zewnętrz­ne, a także choroby, których przy pewnych staraniach i prawidłowym trybie życia można byłoby uniknąć.

Wracając do samego starzenia się mózgu, trzeba pod­kreślić, że choć w ciągu życia komórki jego obumierają, a nowe się. nie tworzą, to jednak mózg posiada zawsze pe­wien zapas komórek nieczynnych, gdyż nie wszystkie są


30


wykorzystywane. Te nieczynne komórki można pobudzić do działania przez wytrwałe ćwiczenia. Tym się np. tłu­maczy, że nawet starzec po udarze mózgu może swą pora­żoną rękę i nogę w znacznym stopniu usprawnić przez sy­stematyczne rehabilitacyjne wysiłki. Czynność komórek obumarłych przejmują wtedy — przynajmniej częściowo — inne, zapasowe komórki. Toteż człowiek, który nie wierząc pesymistycznym przysłowiom i prognozom pilnie co dzień ćwiczy swe mięśnie, serce i mózg, „buduje" so­bie wspaniałą starość, która nioże być dla niego najszczę­śliwszym okresem życia.

Ale czy dużo jest ludzi, którzy to rozumieją i wcielają w życie?

Przy normalnym przeciętnym starzeniu się mózgu — u ludzi, którzy tej profilaktyki nie stosują — pewne pogor­szenie i spowolnienie funkcji umysłowych w starości jest skutecznie wyrównywane przez nabyte w ciągu długiego życia doświadczenie i wprawę, co pozwala wystarczająco dobrze „dawać sobie radę" w pracy i w codziennym życiu. Ale trzeci wiek to długi okres, może on trwać ponad 30 lat i oczywiste jest, że nieco inny będzie psychiczny wzo­rzec człowieka dopiero wkraczającego w starość, a inny takiego, który ma ponad 90 lat, choć jest jeszcze fizycznie i psychicznie zdrowy. W tym późnym wieku zrozumiałe jest już pewne osłabienie pamięci i orientacji, mogą też występować zmiany w zakresie nastrojów i uczuć. Ogólna uczuciowość i reaktywność słabnie. Stary człowiek nie przejawia tak gwałtownie swych uczuć jak młody, nie czerwieni się, nie blednie — nazywamy to „sztywnością wegetatywną", ale złe wiadomości, choć tak „sztywno" przyjmowane, są dla jego zdrowia i życia bez porównania groźniejsze niż u młodego.

W późniejszej starości słabnie na ogół kierowniczy wpływ kory mózgowej, która jest „siedliskiem" władz du­chowych (świadomości, inteligencji, rozumu, woli). O-środek ten analizuje i kieruje, nakazuje i hamuje, t to za­równo w zakresie czynności świadomych, jak i funkcji przebiegających poza zakresem świadomości.: Przy pew­nym osłabieniu kory mózgowej w starości — również w przypadkach, gdy do otępienia nie dochodzi — występuje

tendencja do uzewnętrzniania się postaw i zachowań, kto; te /a młodu były sprawniej kontrolowane, maskowane l modyfikowane. Toteż cechy charakteru i jego wady zao-sirzają się i usztywniają, bardziej wychodzą na jaw. Zasa­dnicza postawa życiowa nie zmienia się, lecz staje się bar-il/iej sztywna i rażąca.

Często spotykaną cechą ludzi starszych jest niechęć do wszelkich nowości i do zmian w życiu osobistym, choćby 10 były zmiany na lepsze, obiecujące poprawę warunków /ycia.fTen konserwatyzm starości tłumaczy się zmniejsze­niem zdolności do przystosowania, które zawsze wymaga / początku pewnego wydatku energii i wytrzymałości. A 10 dla biologicznie już słabszego starego człowieka jest /nacznie trudniejsze niż dla młodego i może nawet nad-s/arpnąć jego ustrojową równowagę. Starsi ludzie nieraz wyczuwają tę swoją słabość mniej lub więcej świadomie, ;t „trzymając się" przeszłości, nieraz bardzo negatywnie oceniają różne nowe obyczaje i zmiany zachodzące w świecie.

Oczywiście nie wszystko, co nowe, jest dobre i pożyte-i-/ne, ale ustosunkowanie się do tych nowości powinno być oparte na bezstronnej analizie ich przyczyn i skutków i na ocenie ich zgodności z porządkiem moralnym, nie zaś n.i z góry powziętych uprzedzeniach i bezkrytycznym przywiązaniu do przeszłości.

Jeśli chodzi o inteligencję człowieka starego, to na ten lemat nie ma zgodności wśród psychologów. I tak np. D.B. Bromley w pracy Psychologia starzenia się określa inteligencję jako zdolność do tworzenia i skutecznego sto­sowania systemów poznawczych i twierdzi, że rozwój jej kończy się między 15. a 25. rokiem życia, choć wiedzę i doświadczenie zdobywamy dużo dłużej, poszerzając przez to nasze możliwości. W późniejszych jednak deka­dach życia inteligencja degraduje się.

Inne stanowisko zajmuje P.R. Skawran, który w pracy Inteligencja człowieka starego powołuje się na wiele ba-ikm w tym zakresie. Autor ten uważa, że inteligencja w starszym wieku nie zmniejsza się, lecz zmienia, jest inna, i nie należy do jej badania i oceny używać testów stoso­wanych u ludzi młodych. W ciągu długiego życia stary



32

33


człowiek nabiera doświadczenia, ostrożnośd i rozwagi, uczy się sztuki obcowania z ludźmi i załatwiania spraw, patrzy też na świat szerzej i głębiej, i Z drugiej zaś strony świadomość niedalekiej śmierci sprawia, że doczesne za­biegi i starania w pewnym stopniu tracą dla niego znacze­nie, wydają się muło ważne, natomiast zjawia się pytanie o sens życia. Wzrasta zainteresowanie religią, porząd­kiem moralnym i kwestiami filozoficznymi. Obniżenie wydzielania hormonów, zwłaszcza płciowych, tzw. zaci­sze hormonalne, powoduje, że psychika i zachowanie się starca są bardziej spokojne, beznamiętne, chłodne, a oce­na sytuacji bardzo trzeźwa i trafna. Starzec jest mniej re­aktywny, szybki i bystry, lecz w życiu codziennym i w pra­cy skutecznie może to kompensować doświadczeniem i Wprawą. Przypominam, że dotyczy to starych ludzi wol­nych od otępienia.

Do tematyki tej jeszcze powrócę. Tu muszę podkreślić, że cechy, zalety i możliwości ludzi w starszym wieku kształtują się indywidualnie, bardzo różnie w zależności od wielu czynników tak „wewnętrznych", jak „zewnętrz­nych". Można powiedzieć, że na starość naszą „zarabia­my" w ciągu całego życia, nosimy ją w sobie i formujemy już od poczęcia.

Rozdział III

Stosunek do własnej starości Trzeci wiek a osobowość i postawa życiowa

Francuska powieściopisarka Simone de Beauvoir opo­wiada w swej autobiografii, że pewnego dnia patrząc w lustro spostrzegła, iż jest stara. Wpadła w rozpacz. A pr/ccież była to kobieta, przed którą świat stał otworem

- miała wszelkie możliwości działania, sławę, pieniądze, lalcnt. Ale te ogromne walory nie dały jej pociechy w i-hwili duchowego załamania. Owszem, wykorzystała pó-/niej swój talent, by napisać książkę o starości. W książce t f j, pełnej pesymizmu i buntu, odmalowała ponury obraz sytuacji ludzi starych w społeczeństwach Zachodu. Nie są oni prześladowani vr sensie dosłownym, nie cierpią nędzy i głodu, ale jakże często dotkliwie odczuwają głód ducho­wy, brak uczucia i życzliwości, są wyśmiewani i poniżani. Nic wynosi się ich do lasu na zagładę, ale izoluje w spe­cjalnych, nieraz luksusowo urządzonych zakładach czy „miasteczkach starców", gdzie czują się „wyrzuceni za burtę". Nie są szanowani, kochani ani szczęśliwi.

W interesującej pracy Psychologia zachowania się ko-hiet w wieku starszym Jadwiga Różycka podała wyniki obserwacji 63 kobiet w wieku 60-70 lat analizując ich za­chowanie się, tryb życia i wypowiedzi na temat starości i własnego starzenia się.

Autorka rozróżniła wśród badanych kobiet trzy typy /uchowania się: 1) ,,młode", 2) „stare" i 3) „pośrednie". Przy „młodym" kobieta dokłada wszelkich starań, by ukrywać i maskować swój wiek, być „młodą", aktywną, modną i elegancką. Nie rezygnuje z niczego, przesiaduje po kawiarniach, chodzi na przyjęcia, dansingi, do teatru i kina, chwytając wszystko, co modne i popularne. Zawsze


35


też jest elegancko ubrana i uczesana. Lubi opowiadać o swej aktywności, planach na przyszłość i wciąż czegoś się uczy. Swoje dolegliwości ukrywa lub tłumaczy chorobą, a nie wiekiem.

Oto jedna z wypowiedzi typu „młodego":

Dopóki człowiek jest jako tako zdrowy i ma siłę się poruszać, na pew­no nie jest stary, bo starość to brak zainteresowania życiem. Ja mam je­szcze silę i chęć brać z życia wszystko co się da. Ja mam po prostu pasję życia. Życie jest cudowne i będę tak żyć, jak żyję, dopóki tylko pozwoli mi zdrowie, nawet gdybym miata ponad sto lat życia. Może wtedy po­czuję się stara, na razie jestem młoda i nie zmienię swego sposobu życia, choćby nie wiem co kto o mnie mówił. Zresztą każdy mądry zgodzi się, że starość to nie liczba lat przeżytych, ale „oklapnięcie" psychiczne, to siedzenie bezmyślne cały dzień przy oknie...

Zachowanie się „stare" według klasyfikacji Różyckiej cechuje się przygnębieniem i głębokim pesymizmem. Ko­biety tej grupy nie wykazują żadnej inicjatywy ani aktyw­ności poza automatycznym spełnianiem swych koniecz­nych domowych czynności. Są zgaszone i ponure, apatycz­ne i zaniedbane. Nie chcą rozrywek, kina, teatru — „to do­bre dla młodych", nie czytają, nie interesują się żadnymi problemami natury ogólnej czy społecznej. W czasie wol­nym potrafią godzinami siedzieć w oknie i patrzeć na ulicę. Swoje dolegliwości tłumaczą starzeniem się i uważają za nieuleczalne, toteż nawet nie chcą chodzić do lekarza. Zdaniem tych kobiet świat jest dla młodych, starym pozo­staje już tylko beznadziejne i ponure czekanie na śmierć.

Przy zachowaniu się „pośrednim" kobiety w pewnych dziedzinach wykazują zainteresowanie i aktywność, w in­nych pozostają bierne. Uważają, że w ich wieku pewne rzeczy wypada robić, a innych „nie wypada". Rozwijają jednak pewną działalność hobbistyczną, rodzinną czy społeczną, toteż ogólny obraz ich życia bywa różny zależ­nie od światopoglądu, -wykształcenia i innych czynników.

Zachowanie się „stare" łączyło się raczej z niską stopą życiową, a „młode" — z pewną zamożnością, bo przecież na stosunki towarzyskie, kawiarnie, stroje, fryzjera czy kosmetyczkę trzeba pieniędzy. Zapewne jednak nie same pieniądze odgrywały tu rolę, ale i stan zdrowia, tempera­ment, z dawna wdrożone poglądy i opinie otoczenia itp.

Jedno jest istotne i ważne: wszystkie kobiety niezależnie od swej psychicznej postawy uważały starość za coś złe-m>, odrażającego, okropnego. Tylko że przy zachowaniu „młodym" energicznie się przed tą okropnością broniły, przy „starym" pogrążały się w niej z beznadziejnym fata-!i/mem i apatią, a przy „pośrednim" godziły się z nią, sta-t;ijąc się ratować jakieś „resztki". Żadna starości nie po-i'hwaliła, żadna nie widziała w niej nic dobrego, pozytyw­nego. Boleśnie odczuwały zwłaszcza pogorszenie się wy­glądu zewnętrznego. Oto kilka wypowiedzi:

Starość to okropny wygląd, tak okropny, że aż wstyd pokazać się lu-il/iom w pełnym słońcu. Te zmarszczki, obwisła skóra, te plamy na rę-k;u,-ri i twarzy...

Starość to pustka, nuda, zrzędzenie, to żylaki, to choroby, to niewy­dolność w każdym przedsięwzięciu, to męczenie siebie i innych.

Starość to coś najokropniejszego pod każdym względem. Powinno się umierać jakoś w pełni sit, aby nie zostawiać po sobie wspomnienia cze-K»ś, co trudno nazwać człowiekiem.

Starości nie można porównywać z młodością. Starość trzeba porów­nywać z niebytem, to jest jakby przejście z istnienia w niebyt.

W zakończeniu swej książki Różycka pisze:

Właściwie aby kobiety (a przypuszczalnie i mężczyźni) mogły wejść w okres starości bez niepotrzebnego strachu i niepotrzebnych efektywnych wyładowań, trzeba prowadzić akcję uświadamiającą o obiektywnych ce-chach późnego okresu życia, nie wtedy jednak, gdy się już jest w tym luźnym okresie, ale znacznie wcześniej. Może już nawet w okresie dzie­ciństwa, kiedy zaczynają się tworzyć pierwsze zręby schematów starości. Niileżałoby wtedy nie dopuścić do wytworzenia bardzo złych szkodli­wych schematów, które tak utrudniają życie.

Ale jak nie dopuścić? O czym uświadamiać? „Obiektyw­ne cechy" wyglądają tak właśnie, jak to przedstawiają owe kobiety przejęte wstrętem do starości. Te zmarszcz­ki, obwisła skóra, plamy, niewydolność, choroby, męcze­nie siebie i innych. Jakie to częste, jakie rzeczywiste, praw­d/i we. Ale przecież patrząc na starość trzeba umieć doj-r/cć i inne rzeczy, inne aspekty tej sprawy. Różycka wcale



36

37


nie uwzględniła religijności lub jej braku u badanych ko­biet — zresztą pewne ich wypowiedzi świadczą o tym bra­ku, można się przecież spodziewać, że wiara w życie po­zagrobowe złagodziłaby lęk przed śmiercią i odrazę do

starości.

' Religijność sprawia, że w życiu, w starości i śmierci do­strzegamy głęboki sens. Życie jest okresem próby i zasłu­gi, okresem duchowego rozwoju, starość to wykańczanie i udoskonalanie tego życiowego dzieła, a śmierć to przejś­cie do lepszego świata, gdzie nasze cierpienia i zasługi będą hojnie wynagrodzone.

Właśnie do religijności apelują dwaj autorzy popular­nych prac o starości: Jacques Ledercą w książce Radość zmierzchu i Alfons Deeken w pracy Gdy przychodzi sta­rość. Przedstawiając problemy starości w świetle wiary, autorzy ci wyrażają poglądy i wnioski wręcz przeciwne pesymistycznym i ponurym wypowiedziom kobiet ankie­towanych przez Różycką, Jeśli mamy za sobą życie do­bre, kierowane miłością do Boga i ludzi, to starość jest pięknym okresem czekania na wspaniałą nagrodę i wiecz­ne szczęście. A jeśli życie było złe, to tym bardziej starość jest błogosławieństwem, bo daje jeszcze możliwość po­prawy, pokuty i zadośćuczynienia.

Starość a religia — to ogromnie ważne zagadnienie, bar­dzo istotne również dla naszych rozważań; poświęcimy mu więc osobny rozdział.

Ważnym elementem jest też zdrowotna asceza, a więc codzienne wysiłki dla zachowania zdrowia, co owocuje długim życiem i szczęśliwą starością. Tę dbałość o zdro­wie nakazuje również religia, według której ciało ludzkie jest własnością Boga, wypożyczoną nam na okres ziems­kiego życia, byśmy przez nie mogli realizować królestwo Boże również tu na ziemi. Toteż dbałość o ciało, o jego sprawność i zdrowie, jest obowiązkiem moralnym, naka­zem Boga, a wypełniając ten nakaz otrzymujemy w darze zdrową starość, która ma również sobie właściwe, a bar­dzo ważne zadania do wypełnienia.

Religijność i moralność, zdrowie i sprawność oraz po-. żyteczna i dająca głęboką satysfakcję działalność to pod­stawy szczęścia w starości. Niestety nieczęsto spotykamy

38

siarsżych ludzi, u kttrych te elementy tak harmonijnie się ł.|f/a. Przyglądając ię konkretnej otaczającej nas rzeczy-uisiości widzimy, żt wśród ludzi w trzecim wieku spoty­kamy bardzo różne ypy psychiczne i rodzaje osobowości, to jest, jak już wyśj podkreśliłam, skutkiem działania uiclu różnorodnych czynników/Najogólniej wyróżnić tu mo/na dwa typy os<bowości i postaw: 1) typ pozytywny

przystosowany, 2 negatywny — nie przystosowany.

Amerykańska balaczka Suzanne Reichard rozróżnia pic.ć postaw ludzi staych w stosunku do świata, do siebie i do własnej starości

  1. Postawa, którąautorka nazywa „konstruktywną", to
    ulitśnie starość dobu, przystosowana, pozytywnie nasta­
    wiona do życia i do udzi. Człowiek starszy jest pogodny,
    /.idowolony, na ogółzdrowy, lubi towarzystwo i rozrywki,
    acszy się życiem, ali jest pogodzony i ze śmiercią, która
    ł',o nie przeraża. Jesteż przyjazny, życzliwy i pomocny dla
    ludzi, w miarę możlwości jest też aktywny jako działacz
    na tym czy innym pou. Odznacza się wysokim poziomem
    moralnym, często tei głęboką religijnością.

  2. Postawa „zależia", reprezentowana przez ludzi sta-
    lydi fizycznie i słabyih duchowo, biernych, uległych, któ-
    i/y potrzebują oparda w drugich — liczą na ludzką po­
    moc i sympatię, a jeśli jej nie otrzymują, czują się nie-
    s/.częśliwi, gdyż brakim podpory w dźwiganiu brzemienia
    s i a rości.

  3. Postawa „obrmna" — typ starców „opancerzo­
    nych". Nie nawiązuj; oni kontaktów, są chłodni, sztywni,
    pr/esadnie opanowali, separują się od ludzi, nie dopusz-
    r/ając ich do swego pychicznego wnętrza, nie ujawniając
    swych uczuć i myśli Starość oceniają negatywnie, ale
    odrzucając ludzką pcmoc usiłują jak najdłużej zachować
    samodzielność i aktyvność.

  4. Postawa „wrogoici do otoczenia", czyli starcy „gniew­
    ni", Są oni podejrzlivi, agresywni, nie ufają ludziom i nie
    dicą być od nich zabżni. Swoje niepowodzenia i błędy
    przypisują warunkonżycia i otoczeniu, od którego często
    i/olują się w postawi negatywnej, wrogiej. Starość, sła­
    bość i zależność buczą w nich odrazę, toteż kurczowo
    tr/ymają się pracy i aktywności.

39


5) Postawa „wrogości do siebie". Oznacza ona pesymi­styczny, negatywny stosunek do własnego życia. Są to lu­dzie skłonni do smutku, depresji, fatalizmu, bez zaintere­sowań i aktywności. Czują się samotni i niepotrzebni. Starość jest dla nich dodatkowym jarzmem, a śmierć traktują jak wyzwolenie z nieszczęśliwej egzystencji.

Jak widzimy, na pięć wymienionych postaw aż cztery są negatywne, a tylko jedna prawidłowa, pozytywna. Nic w tym dziwnego. Zdrowie jest jedno, a chorób wiele. Zre­sztą postawy te mogą występować w różnych zespołach „mieszanych", ale podstawowe elementy zwykle można wyraźnie dostrzec.

RozdziałW Pochwała starości

/„auważmy, że wśród omówionych w poprzednim roz-d/i;ile psychicznych postaw wobec starości nie ma takiej, która by akcentowała zalety tego okresu życia. Nawołuje mc do współczucia, litości i pomocy dla ludzi starych, 1'hwali się ich, jeśli pogodnie znoszą brzemię swego wieku i nie są dla nikogo ciężarem, lub zachęca sie^ich do cier­pliwości, a nawet do radości z powodu zbliżającej się śmierci, która będzie spotkaniem z Bogiem. Sama starość jest tu wszędzie jakimś „ciemnym tunelem", okresem |>r/ykrym i ciężkim.

Taka też jest powszechna opinia. Gdyby modną dziś metodą ulicznego „ankietowania" zadać przeciętnemu obywatelowi pytanie: Jakie są wartości i zalety starości — /apewne byłby zaskoczony. Starość? Jakie ona może mieć zalety? Im młodszy byłby ów obywatel, tym bar-il/.iej uważałby takie pytanie po prostu za kpiny. Przecież ilość* spojrzeć na starych. Jak oni wyglądają, jak żyją... A nłyszy się od nich same skargi i narzekania.

Gdybyśmy jednak zadali następne pytanie: Który okres /ycia jest najszczęśliwszy? — wcale nie wiadomo, czy każdy młody człowiek głosowałby bez namysłu za młodo-<dą. Może wymieniłby raczej beztroskie dzieciństwo lub /asobną, ustabilizowaną dojrzałość, cieszącą się szczęśli­wym życiem rodzinnym — gdyby takie właśnie przykłady przyszły mu na myśl. Młodość? Często jest ona chwalona przez ludzi, którzy już dawno się z nią rozstali. Ale czy naprawdę zawsze jest taka szczęśliwa?

Spróbujmy przyjrzeć się tym różnym okresom życia, odkładając na bok sady potoczne i różowe okulary.


41


Spójrzmy na niemowlę i małe dziecko — jak ono cięż­ko, nieustannie pracuje nad poznawaniem świata wszyst­kimi zmysłami i jak wciąż jest hamowane i karcone, wciąż rozbija się. o zapory, które stawiają mu dorośli. Ile razy krzyczy, płacze, protestuje — na próżno. Podobnie jak bezsilny, otępiały starzec, nie umie wyrażać swych myśli i pragnień, jest niedołężne, bezradne. Niełatwe jest wejś­cie w świat i przystosowanie się do jego twardych praw.

A późniejsze dzieciństwo? Lata szkolne? Okres pokwi-tania? Ile tu ciężkich problemów, lęków, buntów, kon­fliktów i różnych młodocianych tragedii, które z perspek­tywy czasu mogą się wydawać błahe, lecz jak okrutnie przygniatają, gdy się je przeżywa. Kłótnie i awantury między rodzicami, ciężki przymus szkolnej nauki, uciążli­wa zależność finansowa, niemożność realizowania swych wybujałych pragnień. Wiele jest różnorodnych proble­mów i zmartwień, które zatruwają życie nastolatkom.

A czy okres młodzieńczy jest naprawdę zawsze tak szczęśliwy? Ileż udręk, stresów i frustracji niosą ze sobą egzaminy, walka o wstęp na takie czy inne studia. A roz­budzenie w sferze erotycznej — czy mało powoduje róż­nych rozczarowań i tragedii? Wreszcie małżeństwo, dy­plom, start zawodowy. Nowe, już dojrzałe, samodzielne i odpowiedzialne życie — i nowe troski i kłopoty, obowiąz­ki i wysiłki. Trzeba zdobyć mieszkanie, urządzić je, wy­chować dzieci, zapewnić im wykształcenie i życiowy start. Trzeba też starać się o pozycję w pracy zawodowej, wal­czyć, zdobywać, awansować, jeśli już nie z własnej ambi­cji, to po prostu dlatego, by nie odstawać, nie uchodzić za

niedołęgę.

Przez dziesiątki lat dźwiga się jarzmo nieustannych wy­siłków, trosk i szarpaniny. Im wyżej udało się wspiąć po< drabinie awansu, tym cięższe to jarzmo, tym większe wy-j magania i stresy. W takim życiu nie ma też siły ani czasu] na jakąś profilaktykę, na wysiłki dla zachowania zdrowia, j Przeciwnie: papierosy, czarna kawa, mocna herbata to! nieodstępne „środki pomocnicze". A że następstwem jest bezsenność, więc i tabletki nasenne. Rano ociężałość, uczucie zatrucia — więc znowu kawa, mocna herbata i tak dalej. Szuka się też odprężenia, pociechy i „wzmóc-

nicnia" w obfitym jedzeniu, co sprawia, że waga ciała pod­nosi się coraz wyżej... Zawał serca, rak, nadciśnienie i przedwczesne zestarzenie to takie częste dziś sprawy. A gdy leszcze dojdą dolegliwości przekwitania... Nic dziwnego, że u tej sytuacji tak często pojawia się mniej lub więcej utajo­na tęsknota za emeryturą, za zrzuceniem tego jarzma...

Ogromna liczba ludzi przechodzących po pięćdziesiątce na rentę chorobową czy na wczesną emeryturę świadczy dobitnie o tym, że tęsknota do tzw. zasłużonego wypoczy­nku jest większa niż lęk przed starością, z którą przecież powszechnie utożsamia się okres emerytury. I tu wyłania się pierwsza, choć bynajmniej nie najważniejsza, zaleta starości. Jest to, a przynajmniej powinien być, okres spo­koju i swobody, coś w rodzaju oazy, do której dochodząc możemy odetchnąć, zrzucić z siebie ciężkie bagaże i odpo­cząwszy pomyśleć o zupełnie nowym urządzeniu życia.

Wiele osób boi się emerytury nie tylko dlatego, że ko­chają one swą pracę i nią „żyją" — bo przecież ukochaną pracę można kontynuować i na emeryturze —* lecz głównie dlatego, że pozbawia ich ona kierowniczego stanowiska, władzy, znaczenia i prestiżu.. Ale i tacy ludzie powinni uprzytomnić sobie, jak stresujące i niebezpieczne dla zdro­wia bywają wysokie stanowiska ze swą równie wysoką od­powiedzialnością. Zawał serca został nawet nazwany „cho­robą dyrektorów". Wiadomo też, że proces starzenia się postępuje i że od pewnego wieku nie można już ciągnąć pracy i obowiązków w takim wymiarze, jaki był odpowied­ni dla wieku średniego. Zresztą ostatnio wydane ustawy idą w kierunku znacznego zmniejszenia stresu związanego z przejściem na emeryturę, większej elastyczności granic tego wieku i znacznie większej możliwości dorabiania bez zawieszenia emerytury.

Swoboda i czas wolny, który można wypełnić według swego upodobania, to duża zaleta starości, duże źródło satysfakcji w tym okresie życia, Drugim takim źródłem jest satysfakcja z wykonanej w ciągu życia pracy, a zatem ze swego dotychczasowego życiowego dzieła. Z wyników tych kilkudziesięciu lat codziennego trudu.

Nie zawsze ten trud owocuje wybitnymi dziełami, nie zawsze jest cennym dorobkiem wynalazcy, pisarza, profe-



42

43


sora czy budowniczego. Ale zawsze — również jeśli to jest praca robotnika w fabryce, rzemieślnika przy warsztacie czy chłopa na roli — jest trudem ogromnie pożytecznym, koniecznym dla wspólnego społecznego dobra. I czło­wiek, który tę pracę uczciwie przez kilkadziesiąt lat wypeł­niał, ma prawo być z tego dumny przechodząc na emery­turę. A-do tego dochodzą przecież plony życia rodzinnego — dzieci, które jako nowi obywatele i pracownicy są cen­nym darem dla społeczeństwa. Kobieta, która nie pracu­jąc zawodowo urodziła kilkoro dzieci i wychowała je na uczciwych, pracowitych ludzi, powinna rozumieć ogrom­ną wartość swego życiowego dzieła i cieszyć się nim w swej starości. Nawet najbardziej skromne i szare życie, jeśli było pracowite, uczciwe i ofiarne, owocuje w starości szczęściem i- satysfakcją z dokonanego dzieła. Pod tym względem starość można porównać do jesieni bogatej w plony. Wiosna daje piękne kwiaty, lecz to tylko nadzieja, która może skończyć się. zawodem. Lato może przynieść różne katastrofy, upalne susze czy gwałtowne niszczące burze — trzeba dużo trudów dla ochrony plonów. I do­piero jesień pozwala z tyeh plonów korzystać i cieszyć się dojrzałymi już owocami, które są tym piękniejsze, im więcej wysiłku i starań włożyło się w ich hodowanie.

Piękne i mądre życie nie wymaga wyższego wykształce­nia, szerokich horyzontów i wielkich czynów, ale wymaga zasad moralnych, dobrej woli i uczciwej pracy. Nawet najskromniejszy człowiek może i powinien się na to zdo­być, a wtedy starość jego będzie bogata w dobre plony — szacunek ludzi i zadowolenie z życia.

Bardzo cennym i ważnym owocem długich przeżytych lat jest doświadczenie i mądrość życiowa — największe skarby i zalety starości. Doświadczenie to dotyczy zarów­no pracy zawodowej, w której z wiekiem dochodzi się do pewnego mistrzostwa, jak i różnych spraw i sytuacji ży* ciowych.

I nie tylko samo doświadczenie jest tu ważne. Nawet to, co wydaje się nam upośledzeniem starości, może być korzystne. Polscy psychiatrzy Bilikiewicz i Leszczyński podkreślają, że np. przekwitanie i zanik czynności płcio­wych zapewniają starym ludziom większy spokój i ochro-

44

nę zdplności twórczych nie mąconych przez namiętności. Osłabienie inicjatywy i obniżenie produktywności umo­żliwiają bardziej krytyczne opracowanie dotychczaso­wych osiągnięć i zabezpieczają przed nierozważnymi po­rywami. Upośledzenie wrażliwości zmysłów i obniżenie się aktywności umysłowej może stać się źródłem rozwagi i ostrożności w rozumowaniu, a pewne stępienie uczuć i chłodny krytycyzm mogą być korzystniejsze niż mło­dzieńczy entuzjazm, często niefortunnie kierowany. Au­torzy podkreślają, że nauka i kultura więcej zawdzięcza starcom niż młodzieńcom — czynna i twórcza starość po­winna więc być głównym celem gerontologii.

Wspaniałym hymnem pochwalnym na cześć trzeciego wieku jest traktat Cycerona o starości (Katon o starości Cato Maior de senectute). Napisany dwa tysiące lat temu, jest on i dziś doskonałą lekturą dla wszystkich narzekają­cych na swój wiek starszych ludzi. Dlatego pozwolę sobie nieco szerzej przedstawić tu główne myśli autora.

Najskuteczniejszą bronią przeciw starości — pisze Cyceron — są zain­teresowania umysłowe i wyrabianie w sobie zalet charakteru. Jeśli o nie stale zabiegać będziemy, to po długim i dobrze wypełnionym życiu cu­downe ujrzymy owoce. I nie tylko dlatego, że zdobywamy dla siebie rze­czy trwałe, które nas do Łorica życia nie opuszczą [...], ale i dlatego, że świadomość pięknie przepędzonego życia i pamięć wielu dobrych czy­nów jest wielką dla czloweka radością,

Autor rozprawia się dalej z czterema głównymi zarzu­tami wysuwanymi zwykle pod adresem starości, a więc z tym, że: 1) oddala ona od życia czynnego, 2) upośledza siły fizyczne, 3) pozbawia przyjemności zmysłowych, 4) bliska jest śmierci. A oto kontrargumenty autora:

Starość nie oddala od tych spraw, które wymagają sił duchowych — przeciwnie, właśnie w tych sprawach jest najbardziej potrzebna. Rzeczy prawdziwie wielkich i waż­nych nie dokonuje się siłą fizyczną; wymagają one rozwa­gi, mądrości i dojrzałej decyzji, a właśnie starość ma te : zalety — wzrastają one z wiekiem. Starzec nie może bro­nić ojczyzny włócznią czy mieczem, ale może jej służyć rozwagą, rozumem, mądrą radą. Dlatego najwyższą radę


45


nazwano senatem od senex, czyli starzec, a w Sparcie naj­wyżsi urzędnicy byli i nazywali się starcami (gćrontoi). Historia poucza, że młodzi doszedłszy do wtadzy zwykle doprowadzali państwa do upadku, a starzy musieli je dźwigać i odbudowywać.

Co do drugiego zarzutu (utraty sił) Cyceron uważa, że należy podejmować się tego, co naszych sił nie przerasta. Pamięć słabnie, gdy się jej nie ćwiczy, gdy zaniedbuje się nauki i zainteresowania. A zresztą osłabienie przypisywa­ne starości często ma swe źródło w rozwiązłej i nieopano­wanej młodości. Cnotliwy i rozumny starzec zawsze ma dość sil, by uczyć młodzież i przygotowywać ją do przy­szłych obowiązków. Trudno sobie wyobrazić bardziej wzniosłe zajęcie. A zarówno prawa, jak i zwyczaje zwal­niają wiek starszy od tych zajęć, przy których siły fizyczne są konieczne.

Należy, drodzy moi, nie dać się starości — pisze autor — i jej wady skrzętnie wyrównywać, [...] używać w miarę ćwiczeń, jeść i pić tylko tyle, by wzmocnić siły, a nie osłabiać ich nadmiarem jedzenia, a o wiele bardziej dbać jeszcze trzeba o władze umysłowe i duchowe. One bo­wiem są w starości podobne do lampy, która gaśnie, jeśli do niej nie do­lejesz oliwy.

Odpowiadając na trzeci zarzut — że rozkosze zmysło­we są już niedostępne — Cyceron pisze:

A zatem wspaniały dar przynosi nam starość ze sobą, gdyż odbiera nam to, co bywa przyczyną najgorszych występków młodości. [...] Na­tura nie dała człowiekowi nic bardziej niebezpiecznego i zgubnego nad zmysłowość, której chciwe żądze w sposób bezmyślny i niepowściągli­wy szukają zaspokojenia. Stąd zdrady ojczyzny, przewroty polityczne, tajemne knowania z wrogami, zgwałcenia kobiet, cudzołóstwa i wszel­kie czyny haniebne — nie ma w ogóle żadnej zbrodni, do której pogeł-nienia nie pobudziłaby żądza rozkoszy. Rozum jest najwspanialszym darem udzielonym człowiekowi, a zmysłowość jest największym i naj­gorszym wrogiem tego boskiego daru. W królestwie rozkoszy nie ma w ogóle miejsca na cnotę, [...] rozkosz zmysłowa, jeśli jest zbyt długa i żywa, może zgasić cale światło rozumu. A jeśli w młodości rozum czę-1 sto nie może uchronić nas przed popadaniem w zgubne namiętności i rozkosze, tym większą wdzięczność winniśmy starości za to, że nie znajdujemy już przyjemności w tym, w czym jej znajdować nie powin­niśmy.

Autor podkreśla jednak, że różne umiarkowane i zgod­ne z rozsądkiem przyjemności nie są ani niedostępne w wieku starszym, ani też godne potępienia. Zwłaszcza zaś chwali uroki i przyjemności życia wiejskiego i pracy w. ogrodzie.

Czwarty zarzut — że starość jest bliska śmierci — Cy­ceron uważa za nielogiczny, wyrażając politowanie dla starca, który w ciągu długiego życia nie wyzbył się lęku przed śmiercią. Bo przecież jeśli śmierć całkiem gasi życie duszy, to jest ona sprawą obojętną. A jeśli wprowadza duszę do życia wiecznego, to jest nawet godna pożądania. Czego więc się lękać, jeśli po śmierci albo nie możemy być nieszczęśliwi, albo będziemy szczęśliwi? Zresztą mło­dzi też umierają, i gdy młody liczy na długie życie, nie wiadomo, czy je otrzyma, poczas gdy starzec ma je już za sobą. Śmierć młodego jest też gorsza, bo to gwałt zadany naturze, a śmierć starca to zupełna dojrzałość — proces naturalny, podobnie jak naturalne jest, że owoc gdy doj­rzeje, sam spada z drzewa.

... I ta dojrzałość — pisie autor — tyle ma dla mnie uroku, że w miarę jak zbliżam się do śmierci, zdaje mi się, jakbym po długiej żegludze ląd widział i na koniec dobijał do portu. [..,] Owo zaś naturalne poczucie, że już dość żyliśmy, powstaje wtedy, kiedy nasze upodobania i skłonno­ści zaspokoją się kolejno wyczerpią.

Cyceron wierzył w życie pozagrobowe i przytoczył w

swym traktacie kilka argumentów za jego istnieniem.

Gdyby zaś jakieś bóstwa — pisał — chciało mi tę łaskę wyświadczyć, bym stał się na nowo dzieckiem i kwilił w kołysce, stanowczo nie zgo­dziłbym się na to. Nie chcę, będąc już u mety, wracać znów do startu. [...] Bo czyż życie ma tak wiele przyjemności? Czy nie jest ono raczej pasmem trudów? A z życii odchodzi się jak z gospody — nie jak z włas­nego domu. [...] Natura udzieliła nam tu miejsca na krótki pobyt, nie na stale mieszkanie.

W traktacie Cycerona starość przedstawiona jest jako wspaniały okres życia. Cechuje ją dojrzałość, mądrość i wielka użyteczność dla społeczeństwa. Prawdziwie rozum­ny i cnotliwy człowiek jest w starości zdrowy, sprawny i



46

47


szczęśliwy, jest nauczycielem młodzieży i pełni w róż­nych dziedzinach życia ważną rolę kierowniczą i dorad­czą.

Jeśli czyjaś starość jest zła, chora, niedołężna i nie­szczęśliwa, Cyceron skłonny jest upatrywać przyczynę takiego stanu w samym tym człowieku, w jego nieprawi* dłowym bezrozumnym życiu, w nieopanowanej, rozwią­złej młodości. Autor wykazuje tu dobra znajomość za­sad geriatrycznej profilaktyki. Nic w tym zresztą dziwne­go, gdyż starożytna medycyna dysponowała w tej dzie­dzinie sporym zasobem wiadomości opartych na bystrej i trzeźwej obserwacji życia. Lekarze ówcześni opisywali choroby ludzi starych i wiedzieli już, że zdrową i szczęśli­wą starość zapewniają nie jakieś czarodziejskie leki i ,;eliksiry młodości", lecz właśnie prawidłowy tryb życia, umiarkowane odżywianie, ćwiczenia fizyczne i umysło­we i kontynuowanie twórczej działalności nawet w bar­dzo późnym wieku.

Rekapitulując można stwierdzić, że główne zalety i wartości starości to: 1) dojrzałość duchowa, życiowa mąd­rość i doświadczenie, 2) satysfakcja z osiągnięć zawodo­wych i rodzinnych, 3) wolny czas, który można zużytko­wać według własnego upodobania, wypełniając go pracą dającą'satysfakcję, a zarazem pożyteczną dla innych.

Podstawowym jednak warunkiem jest zdrowie — jeśli
nie idealne, to przynajmniej na tyle dobre, by z tych wy­
żej wymienionych źródeł można było czerpać zadowole­
nie. Ciężkie choroby i dolegliwości w znacznej mierze
uniemożliwiają to, czyniąc starość ponurą i nieszczęśli­
wą. A ponieważ tak powszechnie zaniedbujemy profi­
laktykę, powszechnie też narzekamy na starość i boimy'j
się jej. ii

Rozdział V

Młodość i starość

we współczesnym świecie

Tzw. konflikt pokoleń

Istnieje powiedzenie, że kulturę społeczeństwa moż­na ocenić według jego stosunku do ludzi starych. Byłoby jednak trudno jednoznacznie wyrokować, czy w stwier­dzeniu tym chodzi o współczucie i pomoc, czy też o szacu­nek dla starości. A są to przecież dwie postawy różne,

W przypadku pierwszej z nich starość jest traktowana jak niezawinione i nieuniknione nieszczęście, które spot­ka każdego z nas. „On sam też kiedyś będzie stary" — mówimy z oburzeniem o młodzieńcu, który brutalnie po­traktował starca. Tu kultura wobec ludzi starych rozumia­na jest jako litość i pomoc.

W przypadku drugiej postawy, gdyby chodziło o szacu­nek, powiedzielibyśmy o takim młodzieńcu: „Jak on śmiał! To niewybaczalne!" Jego brutalne zachowanie się odczulibyśmy jako profanację, jako obrazę starego czło­wieka, który z racji swego wieku zasługuje na rodzaj czci, jak według przykazania Bożego ojciec i matka zasługują na cześć z samej racji swego rodzicielstwa.

Te dwie postawy mają różne rodowody i znamionują dwa różne rodzaje kultury przejawiające się w stosunku do ludzi starych. We wstępie do mniejszej pracy podkre­ślałam, że w cywilizacjach, jakie występują w dzisiejszym świecie, ustosunkowanie się do starości, jej znaczenie i, ;ola w społeczeństwie bywają różne, zależne głównie od ogólnie przyjętej hierarchii wartości. Tam, gdzie wysoko stawia się rozum i doświadczenie, starość jest ceniona i szanowana. Tam zaś, gdzie wielką wagę przywiązuje się do cielesnych rozkoszy i użycia, największą wartość mieć


49


będzie piękność, zdrowie, sita witalna, słowem — mło­dość jako najbardziej zdolna do tych rozkoszy. Starość w tak nastawionym społeczeństwie będzie u ludzi przecięt­nych wzbudzać odrazę, a u szlachetnych współczucie. Nie będzie miała uznania ani autorytetu.

W rodzimych cywilizacjach azjatyckich i afrykańskich wyraźnie przeważa szacunek dla starości, natomiast w krajach należących do tzw. cywilizacji europejskiej obser­wujemy wyraźny kult młodości.

Ks. Alfons Deeken, autor książki Gdy przychodzi sta­rość, podkreśla, że w Japonii, gdzie przebywał przez kil­ka lat, uderzył go głęboki szacunek dla .tradycji i ludzi starszych. W kraju tym, choć już sto lat temu przejął on europejską naukę i technikę i wciąż przenikają do niego zachodnie wzory, nadal utrzymuje się odwieczna tradycja nakazująca oddawanie czci osobom starszym. Wiąże się to również z kultem zmarłych. Często w domach japońs­kich spotyka się specjalne kapliczki, przy których oddaje się cześć przodkom rodziny.

Podobne stosunki panowały od wieków w Chinach. Z racji swego doświadczenia i mądrości osoby starsze miały tam prawo do szacunku, do wysokich godności i przywile­jów. Pięćdziesiąta rocznica urodzin była ważną datą — oznaczała wejście w okres życia spokojny i szczęśliwy, w uprzywilejowany czas nagrody. Toteż często ludzie poda­wali się za starszych, niż byli. Podkreślić czyjąś szacowną starość to bardzo uprzejmy chiński komplement. Rów­nież i w innych azjatyckich społeczeństwach osoba starsza jest „święta", a uchybienie tej zasadzie naraża młodego człowieka na bardzo poważne moralne kary. Młodzi zdo­bywają wykształcenie, dyplomy i stanowiska, ale starzy też cieszą się szacunkiem i prestiżem z racji swego wieku i doświadczenia. Władzę polityczną, administracyjną czy rodzinną sprawują w tych krajach zwykle ludzie starzy; obok króla czy cesarza rada starców jest ważnym czynni­kiem rządzącym.

W atmosferze takiego kultu dla starości młody czło­wiek nie śmie nawet odezwać się przy starszych, a cóż do­piero pozwalać sobie na brutalne odpowiedzi, rozhukane zachowanie się czy bigbitowe hałasy. Jeśli jest wykształ-

conym specjalistą >v jakiejś dziedzinie, to jest pytany o zdanie i wysłuchiwmy z należytym szacunkiem. Już małe dzieci cjiowane są v takim porządku. Dlatego są spokoj­ne, subordynoware i ciche, czym bardzo się różnią od dzieci europejskich

Kilka lat temu ni międzynarodowym zjeździe geronto-logicznym słyszahm wypowiedzi przedstawicieli mu­rzyńskich krajów Afryki, którzy referowali sprawę stosun­ku do starości w ch krajach. Stary człowiek miał tam nie tylko władzę i przywileje, ale był w rodzinie osobą „świętą" do tego stopnia, że dla młodego członka rodziny zaszczytem było pielęgnowanie starca w chorobie czy nie­dołęstwie. Niestet/, wtargnięcie „białej cywilizacji" na czarny ląd zniszczyło tę rodzimą kulturę i hierarchię war­tości, rozpowszechniając kult użycia, luksusu i bogactwa na wzór europejski. W dążeniu do tych nowych „wartoś­ci" młodzi uciekają teraz do miast szukając łatwego za­robku; nie znajdując go, powiększają gromady włóczę­gów, popadają w alkoholizm i narkomanię. A pozbawieni opieki starcy żebrz$ na ulicach.

Moralna rola kobiety w cywilizacji muzułmańskiej wzrastała z wie­kiem — pisała wykształcona muzułmanka Assia Diebar z Algieru. — Knhieta w miarę jak się starzała, zdobywała większy szacunek i władzę, lut lv nie obawiała się starości. Co najbardziej zdziwiło mnie we Francji, lo lc,k przed starzeniem się, lęk przed czasem. Wasza koncepcja kobiety jest bardzo okrutna, coraz mniej ja. szanujecie w miarę, jak staje się mniej godna pożądania,

Okrutna koncepcja kobiety? W Europie? A przecież to hlum odmówił kobiecie duszy, zamknął ją w haremie, ka-yjil zasłaniać twarz, przeznaczył tylko do rodzenia dzieci. Tak! To wszystko prawda. Ale prawdą jest i to, że w tym domowym zamkniętym świecie młoda kobieta ściśle pod-dinia była rządom swej teściowej i dopiero z wiekiem, •iły sama się zestarzała, dochodziła do znaczenia, godno-ici i władzy. Starszy wiek był tu przedmiotem szacunku, a flic kobiece wdzięki.

A we Francji?

Odpowiadając na ankietowe pytanie „czy boisz się sta-fiiici?" młode francuskie dziewczęta wyrażały pogląd, że


50


życie kończy się właściwie na czterdziestce — potem „ko­biety nie mają już prawa do niczego". „50 lat? — myślę, że nie dożyję." „Mam nadzieję, że umrę, zanim się zesta­rzeję." „

Wolały śmierć niż tę „obrzydłą, odrażającą starość", która odbiera kobietom „wszelkie prawa". Ale prawa do czego? Otóż to. Starość niewątpliwie odbiera seksualny popęd i urok, odbiera kobiece powaby, a w oczach tych dziewcząt jedynym istotnym prawem i wartością było pra­wo do seksu i do zdobywania różnych materialnych war­tości poprzez seks i seksualną atrakcyjność. Wychowane zostały w kulcie gwiazd filmowych, w uwielbieniu dla młodości i urody, przez którą osiągnąć można karierę, sławę, świetne małżeństwo, bogactwo, luksus i użycie.

Sport, piosenkarstwo, film to magnesy, które przycią­gają dziś tłumy, obiecując sławę i bogactwo. Ale tylko dla młodych, pięknych, zdrowych, dysponujących dużą „siłą przebicia". Wszędzie tu tryumfuje i wysoką rangę otrzymuje ciało i jego możliwości. Również szybki postęp nauki i techniki służy przede wszystkim cielesnym wygo­dom i uprzyjemnianiu życia. No i celom politycznym, które z duchowością niewiele mają wspólnego.

Nic dziwnego, że przy tej apoteozie ciała i urody na piedestał wyniesiono młodość, starość zaś ogromnie się zdewaluowaia.

A przecież nie zawsze tak było. I u nas w Europie jesz­cze sto lat temu starszy człowiek był w pewnym sensie „osobą świętą". W wielopokoleniowej i wielodzietnej ro­dzinie ówczesnej dzieci wychowywane były w karności i szacunku dla dziadków, których autorytet był często na­wet wyższy od autorytetu rodziców.

Zauważmy jednak, że dużą rolę odgrywała w tym tra­dycja oparta na religii. To przecież religia akcentuje war­tości duchowe i duchowy, ponadczasowy sens życia. Sta­wia na pierwszym miejscu Boga i Jego prawa, nakazuje miłość bliźniego, opiekę nad słabszym, a także szacunek dla doświadczenia i mądrości ludzi starych. Nawołuje do pracy nad sobą, do panowania ducha nad ciałem, a więc do ascezy w różnych dziedzinach życia. I trzeba mocno podkreślić, że właśnie te ideały służą zdrowiu i szczęściu

człowieka. Tylko pod rozumnym panowaniem ducha, w zgodzie z prawem moralnym, ciało może kwitnąć i pro­sperować.

Niestety ten ideał prymatu wartości duchowych i pano­wania nad cielesnymi pożądaniami znajduje dziś zrozu­mienie tylko w wąskich kręgach ludzi głęboko religijnych. W miarę jak „biała cywilizacja" odchodziła od Boga i odrzucała Jego prawa, odrzucała również zasadę ascezy, emancypując ciało i upatrując wysoką wartość w jego po­żądaniach i przyjemnościach. Rezultaty nie dały na siebie długo czekać — widzimy je wyraźnie. To rewolucja sek­sualna, pornografia, wulgarny komercyjny erotyzm fil­mów i powieści. Ogromna fala rozwodów i przerywania ciąży. Wynikiem odrzucenia religii jest też utrata poczu­cia sensu życia i ucieczka w rozwiązłość lub narkomanię.

A zarazem powszechna opinia, że młodość jest naj­wspanialszym, jedynie pięknym okresem życia i że do młodych świat należy, bardzo ujemnie rzutuje na wzajem­ny stosunek starszego i młodego pokolenia. Starzy czę­sto zazdroszczą młodym i zamiast zwrócić baczną uwagę na zalety, możliwości i obowiązki starszego wieku, ucie­kają w udawanie czepiając się jakichś resztek czy pozo­rów młodości. Albo też pogrążają się w gorzkim, pełnym zawiści pesymizmie i w ponurej rezygnacji. Zalęknieni, onieśmieleni, upokorzeni swym wiekiem i „odrzuceniem na złom", nawet jeśli widzą złe postępowanie młodzieży, nie zabierają głosu, nie starają się napominać czy prze­strzegać. Są głęboko przekonani, że ich głos i tak się nie liczy, że są całkiem bezsilni i nic nie mogą poradzić. Bywa, że usiłują wkraść się w łaski tych młodych, schle­biając im i tolerując lub nawet chwaląc ich niewłaściwe postępowanie jako „nowoczesne" i zgodne z „postępem".

Z kolei młodzi odnoszą się do starszych często nie tylko niechętnie i wzgardliwie, ale nawet wrogo i bezlitośnie. Pouczającym przykładem są tu wyniki pracy Heleny Izde-bskiej, która zebrała wypowiedzi 200 studentów w wieku 19-22 lat na temat zarówno ich rodziny macierzystej, jak i tej, którą chcieliby sami założyć. O przyszłej -własnej ro­dzinie mieli oni wyobrażenia bardzo piękne z silnym ak­centem na wierność, zwartość i trwałość rodziny. Nato-



52

53


miast bardzo negatywny i lekceważący był na ogół ich stosunek do rodziny, z której wyszli, do własnych rodzi­ców i dziadków, zwłaszcza jeśli ci rodzice i dziadkowie nie mieli wyższego wykształcenia. Podkreślano, że więź rodzinna może istnieć tylko tarn, gdzie nie ma różnic inte­lektualnych. Według tych młodych o wartości człowieka decyduje wykształcenie.

Różnice światopoglądowe wśród ankietowanych nie wpływały na ich stosunek do rodziców i dziadków. Wszyscy kategorycznie stwierdzali, że nie chcą w przyszłości miesz­kać z rodzicami. W stosunku do dziadków wykazywali nie­chęć, brak życzliwości, brak szacunku i poczucia odpowie­dzialności. Wyrażali pogląd, że ludźmi starymi powinno zaj­mować się państwo — nie powinni oni być młodym „kulą u nogi", najlepszym rozwiązaniem są domy starców.

Zdaniem Izdebskiej wyników tej ankiety nie można uo­gólniać, stanowią one jednak groźny sygnał ostrzegaw­czy, który zmusza do zastanowienia się nad pewnym dość rozpowszechnionym modelem wychowania. Autorka uważa, że winę ponoszą tu rodzice, którzy niczego nie wymagają od swych dzieci, tylko „uczenia się" (fetyszyza-cja wykształcenia), i pragną, by dzieci te wyrosły na ludzi twardych, walczących o swe sprawy z całą bezwzględnoś­cią. Rodzice tacy nieraz twierdzą, że dobroć, uczynność, delikatność i wrażliwość czynią z człowieka „życiową ofia­rę", starają się więc wykorzenić te cechy u swych dzieci. W rezultacie wyrastają one na egoistów, którym się wszy­stko „należy" i którzy widzą tylko własne potrzeby i prag­nienia, dążąc do ich realizacji choćby „po trupach". Dla takich młodych rodzice to „niewolnicy", którzy muszą da­wać, póki mogą. O żadnej wdzięczności nie ma mowy i gdy ci starzy już dawać nie mogą, niech się wynoszą do domu starców, a najlepiej na cmentarz.

Tu zresztą owocuje nie tylko zasada „twardości", ale i hedonistyczne dążenie do wysokiej stopy życiowej, do wszelkich wygód i luksusu przy braku ofiarności i zrozu­mienia dla prawdziwych wartości. Niejedna kobieta prze­rywa dziś ciążę mówiąc: „Nie chcę więcej dzieci, bo i mnie się coś od życia należy, ale temu jednemu zapewnię wysoki poziom". I zapewnia mu wysoki poziom... egoiz-

mu. A sobie samej na starość — samotność, opuszczenie i w razie choroby zakład opiekuńczy.

Dużą'naiwność wykazali też respondenci Izdebskiej, tak idealnie wyobrażając sobie przyszłe własne rodziny. Egoizm, brak poczucia odpowiedzialności, brak dobroci i wdzięczności w stosunku do najbliższych osób, a także zupełne ignorowanie prawa Bożego, które nakazuje czcić ojca i matkę — to cechy, które prędzej czy później unie-szczęśliwią każde małżeństwo.

Niechęć i brak zrozumienia między młodym i starszym pokoleniem, czyli tzw. konflikt pokoleń, to sprawa dawna jak świat. Już w starożytnych egipskich papirusach znaj­dowano skargi ludzi starych na złe prowadzenie się mło­dzieży i na pogorszenie się czasów i obyczajów. Ci starzy po prostu zapomnieli, jacy byli sami za młodu i jak gor­szyli się tym ich dziadkowie. Starzy zwykle są skłonni do­patrywać się u młodych „zepsucia", a młodzi zarzucają starym „zacofanie". Jest to problem odwieczny i nie­śmiertelny, wynikający z różnicy psychiki i temperamentu i z innego spojrzenia na świat. A ta różnica zawsze będzie zachodzić między młodymi i starymi — z pokolenia na po­kolenie. Ktoś mądry powiedział: „Nie martw się, że syn nie słucha twych nauk, on je dobrze zapamięta i kiedyś to samo — słowo w słowo — powtórzy swemu synowi".

Jak ustosunkować się do konfliktu pokoleń? Czy musi się on zaznaczać i czy dobrze jest, gdy go nie ma?

Nie ma go tam, gdzie jedna ze stron tak dominuje nad drugą, że ta druga musi po prostu milczeć, nie śmie nawet wyrazić swego zdania. Np. w społeczeństwach, gdzie bezwzględnie panują starzy, młodzi nie mają nic do po­wiedzenia, nie mogą narzucać swych żądań ani stylu ży­cia, muszą się całkowicie podporządkować. W rodzinach władza seniorów może iść tak daleko, że decydują oni na­wet o małżeństwach swych dzieci i wnuków.

Natomiast tam, gdzie na piedestale stawia się młodość, ona decyduje o stylu życia, modzie, obyczajach i hierar­chii wartości, a starzy, otoczeni niechęcią i upokorzeni swym wiekiem, odsunięci są na bok i pozbawieni wpływu.



54

55


Czy są to sytuacje prawidłowe? Czy konflikt pokoleń ma być rozwiązywany przez bezwzględną dominację jed­nej strony i „zduszenie" drugiej? Bynajmniej. Wydaje się, że właściwą drogą jest wzajemne zrozumienie i szacu­nek przy obopólnym uznaniu pewnych nadrzędnych war­tości, którym człowiek powinien się podporządkować i służyć zarówno w młodym, jak w starszym wieku.

Na skutek wydłużenia życia spotykamy dziś nierzadko rodziny cztero-, a nawet pięciopokoleniowe. Można wy­różnić pokolenia: 1) dzieci, 2) młodzieży (dorastającej lub dorosłej), 3) rodziców, 4) dziadków — jeszcze pracu­jących lub już emerytów i 5) pradziadków. Dopóki dzieci są małe, rolę młodzieży odgrywają ich rodzice, a dziad­kowie są w tym okresie ludźmi w wieku średnim, często na dobrych stanowiskach; pokolenie „stare" to będą pra­dziadkowie. W miarę jak dzieci stają się młodzieżą, sytu­acja ta odpowiednio się zmienia.

Do pokolenia dzieci zaliczyć trzeba również tych potom­ków, którzy się jeszcze nie urodzili, lecz już żyją w łonach matek. Od liczebności i prawa do życia tego pokolenia w ogromnej mierze zależy przyszłość i pomyślny rozwój na­rodu. Niestety przedstawiciele tego najmłodszego poko­lenia nader często przez samą swą obecność popadają w ostry „konflikt" z rodzicami, którzy im tego prawa do ży­cia i do urodzenia odmawiają.

Mówiąc o konflikcie pokoleń w sensie ogólnie przyję­tym, trzeba podkreślić, że chodzi tu o pokolenia młodzie­ży, rodziców i dziadków emerytów jeszcze sprawnych i prowadzących normalne życie. W dzisiejszym naszym świecie konflikt bardziej zaznacza się między rodzicami a ich dorastającymi dziećmi (młodzieżą) niż między mło­dzieżą a dziadkami-emerytami. Ci ostatni po prostu się, nie liczą i mogą tylko jeszcze pomagać pieniędzmi, o ile je mają, lub pewnymi usługami, jeżeli są do nich zdolni i_ chcą je wykonywać. Ich miłość do wnuków jest bardzo tolerancyjna, milcząca i unika poruszania przykrych spraw, jakiegoś napominania, przestrzegania czy piętno­wania. Aby tylko nie tracić kontaktu, jeszcze się na coś zdać, móc służyć. Młodzi przyjmują łaskawie te świad­czenia i pomoc, nie zniosą jednak żadnego wtrącania się

do ich życia, żadnych rad czy upomnień, okazując daleko idącą niechęć, niekiedy wręcz odrazę i pogardę, do tej „zacofanej i stęchłej" tradycyjnej moralności, jaką nieraz chcieliby im narzucić ludzie starsi. Spotykając tę niechęć i kamienną obojętność dziadkowie szybko rezygnują — przestają się „wychylać". Nie chcą narażać się na ode­pchnięcie — może nawet niegrzeczne i obraźliwe. Toteż stosunek dziadkowie — wnuki ustala się najczęściej na po­ziomie milczącej obojętności lub jednostronnego świadcze­nia, głównie w zakresie opieki nad małymi dziećmi.

Nie tak łatwo rezygnują rodzice, którzy są młodsi i ener­giczniejsi niż dziadkowie, no i przede wszystkim odpowie­dzialni za wychowanie tego młodego pokolenia. W nich też bezpośrednio uderzają skutki zbaczania ich dzieci na takie czy inne manowce. Czy to będzie interwencja milicji z po­wodu jakiegoś chuligańskiego wybryku syna, który wpadł w złe towarzystwo, czy sprawa sądowa, np. za kradzież sa­mochodu, czy też np, tragiczna sytuacja małoletniej córki, która zaszła w ciążę z nieznanym „kolegą" — każda taka sprawa stanowi dla rodziców ciężkie przeżycie, które może się skończyć nawet poważną chorobą.

Przewidując możliwość tego rodzaju nieszczęść rodzice niepokoją się, przestrzegają, stawiają ostre zakazy, wyra­żają niezadowolenie i gniew z powodu takich czy innych nieodpowiednich „przyjaźni" swych dzieci. I tak się rodzi konflikt, niekiedy głęboki.

Oczywiście nie można tego uogólniać. Niemało jest ro­dzin, w których wzajemne stosunki rodziców i dzieci układają się dobrze, na zasadzie obustronnego przywią­zania i zaufania. Jest tak zwłaszcza wtedy, gdy rodzice umieli wobec swych dzieci zająć właściwą postawę wycho­wawczą, wdrażając im już od najwcześniejszego dziecińs­twa zasady moralnego porządku. Niezwykle ważne jest stworzenie w domu atmosfery spokoju, zgody, wzajem­nej miłości i przyjaźni między wszystkimi członkami ro­dziny. W takim domu dzieci od zarania życia uczą się mi­łości, przyjaźni i życzliwości dla ludzi, mają też pełne zau­fanie i szacunek dla starszych. W atmosferze wzajemnego zrozumienia i życzliwości brak po prostu materiału na ja­kiś konflikt pokoleń. Rodzi się on tam, gdzie tego zaufa-



56

57


nią i przyjaźni nie ma, gdzie brak spokoju, atmosfera jest napięta i nerwowa, często wybuchają kłótnie i awantury, przy których padają słowa złe, brutalne i raniące. Jest to trucizna duchowa dla dzieci, które w takich warunkach wykolejają się psychicznie, robią się „złe i niemożliwe" — często uciekają z domu szukając więzi uczuciowej cza­sem w bardzo nieodpowiednich środowiskach.

Ogólnie można powiedzieć, że miłość i zgoda między rodzicami są dzieciom po prostu potrzebne do życia jak powietrze.

W niniejszej pracy interesuje nas nie pokolenie rodzi­ców, lecz dziadków, ludzi starszych. Podkreślałam wyżej, że ich niekorzystna sytuacja w dzisiejszym społeczeństwie w znacznej mierze wynika z dość powszechnego odejścia od religii, od ideałów duchowych i moralnych, przy zbyt­nim akcentowaniu wartości cielesnych, co prowadzi do kultu młodości i degradacji starości. Ale trzeba pamiętać, że ci dzisiejsi 60-70-letni dziadkowie to ludzie, którzy za­równo w niedalekiej przeszłości, jak i dziś jeszcze tworzy­li i tworzą tę rzeczywistość, którą obserwujemy. Bo prze­cież to oni zajmowali i często nadal zajmują najwyższe stanowiska i do nich należały i należą decyzje. Przywód­cami politycznymi są z reguły ludzie starzy, czemu się nikt nie dziwi, bo funkcje te wymagają nie tylko wysokich kwalifikacji, ale i wielkiego doświadczenia, którego się nabiera tylko z wiekiem. To doświadczenie i dorobek, a więc staż pracy, potrzebne są zresztą przy każdym awan­sie — nie tylko dyplomy tu decydują. Toteż wszędzie, w ośrodkach decyzjotwórczych i na wysokich kierowniczych stanowiskach, w administracji i zakładach pracy, widzimy ludzi wcale nie młodych. To samo — przynajmniej w zna­cznej mierze — dotyczy nauklisztuki, kultury i obyczajo­wości. Młodzi kręcą się tu w dolnych rejonach, ale istotne wpływy i możliwości należą do starszych. Piszą oni i two­rzą dla młodzieży — owszem, nieraz schlebiają jej, mani­pulują jej uczuciami, dążeniami i postępowaniem, ale sami zbliżają się lub wyraźnie już należą do wieku trzecię-govCzy np. autorzy tak rozchwytywanych przez młodzież poradników seksualnych to są ludzie młodzi?

Trudno więc mówić, że ci starsi „odstają od świata" i

nie nadążają za „postępem", skoro to właśnie oni ten świat kształtują i ten postęp tworzą i oni są za to odpo­wiedzialni. Ta uwielbiana młodzież jest dopiero zapowie­dzią, przyszłością, 'dopiero w tej przyszłości musi się wy­kazać. Na razie korzysta ze swobody i przywilejów, które — zauważmy to — dali jej starsi. Ci starsi, którzy we wła­snym życiu najczęściej już dawno odeszli od religii i od re­ligijnie wyznaczanych kryteriów i zasad. Stworzyli więc i nadal tworzą obyczajowość na własną miarę, wdrażając młodzieży hedonistyczne i konsumpcyjne „ideały". A że w późniejszej starości sami na tym źle wychodzą, że tak często skarżą się na brak wdzięczności, szacunku i opieki, to naturalna kolej rzeczy. Zbierają to, co sami zasiali.

Trzeba jednak zastrzec, że oskarżenia tego nie można rozciągać na całe starsze pokolenie, które w swej ogrom­nej większości jest dość ściśle związane z religią. Nawet jeśli wielu z tych ludzi w swym wieku średnim więzy te bardzo rozluźniło i jeśli sami nie potrafili uchronić swych dzieci przed zejściem na błędne drogi, to przecież na sta­rość często do religii wracają, a niezgodny z jej nakazami styl życia młodzieży wywołuje w nich niechęć czy nawet oburzenie, choć rzadko tylko ośmielają się głośno dać temu wyraz. Te momenty natury religijnej niemałą od­grywają rolę w dzisiejszym konflikcie pokoleń w naszym kraju.

Bardzo istotna i potrzebna jest więc analiza tych pro­blemów i odpowiedź na pytanie: jak powinny układać się wzajemne stosunki starszego i młodego pokolenia? Co lu­dzie starzy mogą i powinni dawać młodzieży? Chodzi przecież o to, by tak nasilony dziś \konflikt pokoleń prze­mienić we wzajemną życzliwość i harmonijną współpracę.


58


Rozdział VI Starość jako zadanie

Przyjrzyjmy się bliżej tym dwom okresom życia, o któ­rych mowa, oceniając bezstronnie ich wady i zalety, ich najważniejsze, najczęściej spotykane cechy.

Ogólnie można powiedzieć, że ludzie młodzi reprezen­tują zdrowie, siłę, urodę, inicjatywę, a przy tym wzmożo­ne popędy i pożądania. Umysł ich jest lotny, a uczucia żywe. Myśl sięga daleko, lecz nie głęboko — jest chciwa świata i zjawisk, ale raczej ślizga się po powierzchni, nie zatrzymując się dla ich analizy, nie sięgając do ich we­wnętrznej treści. Łatwo ulatuje w krainę marzeń i fanta­zji, bujnych pomysłów i wyobrażeń. Biologiczna młodość i żywotność ustroju oraz obfite wydzielanie hormonów, zwłaszcza płciowych, są źródłem nie tylko siły i energii, ale i wzmożonego samopoczucia i wielkiej pewności sie­bie, a także namiętnych pragnień i gwałtownych pory­wów, choćby „z motyką na słońce";

Niestety, przy braku doświadczenia, ostrożności i roz­wagi te młodzieńcze „wzloty nad poziomy" nieraz kończą się taką czy inną katastrofą, rozbiciem, tragedią i cierpie­niem nie tylko dla samego młodego człowieka, lecz i dla jego rodziny. Bujne cielesne pragnienia, pęd do nowości, do uroków i rozkoszy życia nierzadko prowadzą do mija­nia się z prawem, do odejścia od religii i zasad moralnych. W postępowaniu młodego nieraz widać bezkrytyczną pew­ność siebie i poczucie własnej siły, która przy braku wycho­wania i zasad nieraz ujawnia się przez wulgarne zachowa­nie i chuligańskie wybryki.

Słowem, w młodości „mocną stroną" jest ciało i uwarun­kowane hormonalnym naporem pragnienia i dążenia. Sła­bą stronę stanowi rozumowa refleksja, rozwaga i ostroż­ność.

U człowieka starego słabą stroną jest ciało, które staje się coraz mniej sprawne, coraz brzydsze, coraz więcej sprawia kłopotów, przykrości i dolegliwości. Natomiast przy tym spadku sil i możliwości cielesnych wzrastają i pogłębiają się siły duchowe, odbywa się stopniowy proces duchowego dojrzewania. Składają się na to różne przy­czyny i elementy: zdobyte przez długie lata doświadcze­nia, wiedza, życiowa mądrość, sztuka obcowania z lu­dźmi, ostrożność, rozwaga. W swym długim życiu stary człowiek miał możność obserwować dużo ludzi i zdarzeń, wiele ludzkich decyzji i ich następstw, może więc wycią­gać odpowiednie pouczające wnioski. Może sięgać reflek­sją w głąb tych zdarzeń rozważając ich przyczyny i skutki. Ten skarb doświadczenia posiada każdy stary człowiek, nawet najprostszy, a wykształcenie i zainteresowanie światem dorzuca do tego jeszcze wiedzę czerpaną w ciągu długich lat z książek i innych „środków przekazu". Nie wszystko oczywiście zachowuje się w pamięci, ale wszyst­ko to żłobi swe ślady, ćwiczy umysł, formuje spojrzenie na świat, które od czasów młodości bardzo się zmienia. Przypominając sobie siebie samego i różne swe postępki sprzed trzydziestu czy czterdziestu lat starszy człowiek nieraz myśli z politowaniem: „Jakże byłem wtedy głupi, jak mało wiedziałem i rozumiałem1'.

A teraz w swej starości rozumie. Przede wszystkim ro­zumie i widzi, jak niewiele znaczą ludzkie, tak namiętne nieraz i tak wielkim kosztem realizowane, ziemskie prag­nienia i dążenia, gdy podstawowym prawem tego świata, jego nieubłaganą koniecznością jest odejście. Od kariery, stanowiska, władzy, prestiżu i znaczenia, od wygody i luksusu, a wreszcie od najbardziej naWet kochanych osób. Widząc już bliskość tego ostatecznego odejścia sta­ry człowiek zaczyna pojmować coraz lepiej, jak ważna jest nadrzędna zasada, która nadaje sens życiu i pozwala nim prawidłowo kierować. Jak ważny jest porządek mo­ralny, który wskazuje właściwą drogę i zapobiega zbłąka­niu, za które tak drogo się piąci. To zbliża go do religii, tym bardziej, że na skutek biologicznego starzenia się i znacznego spadku produkcji hormonów cichną namiętno­ści i pokusy, które w młodości nieraz od religii oddalały.



60

61


W tym właśnie Cyceron upatrywał wielką zaletę starości, że odbiera nam ona te gwałtowne namiętności i pożąda­nia, które u ludzi młodych bywają przyczyną najgorszych

występków.

Cechujące starość „zacisze hormonalne" ma niewątpli­wie dużo korzystnych stron. Wygaszając namiętności, po­zwala trafniej i rozsądniej oceniać życiowe sytuacje, po­woduje większą ostrożność, rozwagę, nieufność w stosun­ku do różnych nowości. Stary człowiek czuje się słabszy i mniej zdolny do przystosowania, boi się więc zmian, zwłaszcza dalej idących. Lubi też myślą wracać do przesz­łości, rozważać ją, czerpiąc z niej przykłady. Stąd rodzi się konserwatyzm starszych ludzi, który, jeśli pozostaje w granicach rozsądku, jest cenną zaletą, stoi bowiem na straży narodowej i rodzinnej tradycji, przekazując jej wartości młodemu pokoleniu.

Z drugiej jednak strony to „zacisze hormonalne" ma ujem­ny wpływ na ciało, które przy postępującym niedoborze hormonów staje się coraz słabsze, mniej żywotne, traci wi­gor, jędrność, elastyczność, młody wygląd i urodę.

Ogólnie można więc powiedzieć, że przy pewnej postę­pującej cielesnej degradacji starość charakteryzuje się na­rastaniem pozytywnych wartości duchowych. Te zalety to: doświadczenie, trzeźwość oceny, refleksy j ność, znajo­mość świata i ludzi oraz zrozumienie^ dla prawa i porząd- -ku moralnego, wiążące się często ze zbliżeniem do religii, j Zestawiając teraz ze sobą cechy i zalety młodości oraz starości widzimy wyraźnie, że uzupełniają się one nawza­jem. Starość posiada właśnie to, czego brakuje młodości, i na odwrót. Jest to bardzo ważne stwierdzenie, prowa­dzące do wniosku^ że stare i młode pokolenie potrzebne są zarówno sobie nawzajem, jak i światu, który potrzebu­je zarówno siły i energii ludzi młodych, jak doświadczę-,-nią i rozwagi ludzi starszych. Młodzi potrzebują od sta­rych mądrych rad i rozważnego kierownictwa, starzy od młodych pomocy i opieki. Żadne z tych pokoleń nie jest „lepsze" ani „gorsze" — każde reprezentuje sobie właści­we cechy i zalety, które się nawzajem uzupełniają. Toteż równowaga i harmonijna współpraca\obu tych pokoleń konieczna jest dla społecznego dobra.

Każde naruszenie tej równowagi przez zbytnie uprzy­wilejowanie jednej ze stron ze szkodą dla drugiej rodzi złe skutki. Niedobrze jest, gdy młodzi cierpią zduszeni bezwzględną i bezapelacyjną władzą starych, i niedobrze jest, gdy starzy nie mają nic do powiedzenia i nie umieją, powstrzymać młodych od fatalnego w skutkach schodze­nia na różne błędne drogi.

A przecież to ludzie starzy — obecni dziadkowie — od­powiedzialni są za wychowanie tego młodego pokolenia. Oni to kiedyś jako rodzice nadawali kierunek swym dzie­ciom, wszczepiając im taką czy inną hierarchię wartości, takie czy inne dążenia i cele. I dziś, zarówno w małym kręgu, w rodzinie, jak na publicznych stanowiskach czy też w twórczości, którą uprawiają, ci starsi mają możli­wość i obowiązek nadal wpływać wychowawczo, dostrze­gać zło, wskazywać je, ostrzegać przed nim. To oni po­winni udzielać dobrych rad, tłumaczyć, pouczać, zachę­cać do dobrego. Jest to obowiązek ludzi starych, bo prze­cież po ich stronie jest życiowe doświadczenie, rozum, trzeźwa i prawidłowa ocena sytuacji. To oni mają te atu­ty, a przynajmniej powinni je mieć. Jak więc je wyzysku­ją? Co tej młodzieży dają?

Rozglądając się po dzisiejszym świecie nietrudno odpo­wiedzieć na to pytanie. Wyraźnie widać brak równowagi między namiętnościami, energią i temperamentem mło­dości a regulującym i. hamującym, rozważnym wpływem starszego pokolenia. Tego regulującego, wychowawczego wpływu jest stanowczo za mało, a energia młodych zbyt często wyładowuje się w bardzo negatywnych, nie prze­myślanych i często głęboko szkodliwych poczynaniach. Rezultatem tego zwichnięcia „równowagi sil" między młodym a starym pokoleniem są takie ujemne zjawiska jak: rewolucja seksualna, buntownicze i niszczycielskie chuligaństwo, narkomania, terroryzm, zanik szacunku dla tradycji, fałszywe pojęcie postępu itp.

Starzy ludzie obserwując to, często"gorszą się i oburza­ją, narzekają, potępiają młodzież lub też zrzucają winę na różne czynniki i okoliczności. Nie przychodzi im jed­nak na myśl, że to tu właśnie widać bardzo ważne a za­niedbane pole działania dla starszego pokolenia, które



62

63


może i powinno pracować nad zawróceniem dzisiejszego świata i naszej cywilizacji z błędnej drogi.

Rozważając te sprawy widzimy wyraźnie, że starość nie może być traktowana jako ciężar, jako bezsensowne i tru­dne do dźwigania brzemię. Starość ma swe dolegliwości i kłopoty, ale jest ona zarazem równoznaczna z bardzo waż­nym zadaniem i w tym duchu powinna być rozumiana i przeżyta. Podjęcie tego zadania jest moralnym obowiąz­kiem, który dotyczy starszych ludzi dlatego, że właśnie oni mają konieczne do tego warunki.

Dziś ludzie starzy tych obowiązków nie spełniają, co pociąga za sobą bardzo złe skutki, gdyż ulega zwichnięciu równowaga społeczna, przy której młodość wnosi bujną siłę, energię i inicjatywę, a starość — konieczny czynnik doświadpzenia i rozumu, rozsądnego hamowania i kiero-, wania. (W naszym współczesnym świecie ludzie starzy zaj­mują i będą zajmowali coraz więcej miejsca; byłoby tragi­czne zarówno dla nich samych, dla ich rodzin, jak i dla społeczeństw, w których żyją, gdyby mieli odgrywać tylko rolę bezproduktywnego ciężaru wymagającego pomocy i

opieki.

Rolą i powołaniem ludzi starych we współczesnym świecie jest kierować i wychowywać, strzec moralnego porządku i wdrażać go młodym, pilnując, by nie schodzili na manowce. Istnieje dziś ogromna potrzeba takiego-działania przy wyzyskaniu tych wartości, które reprezen-v tuje starość i które może ona z siebie dać zarówno w ro­dzinie, jak i na szerszym społecznym terenie.

Rozpatrywana od strony ciała, starość istotnie często jest mniej lub więcej dokuczliwym brzemieniem. Ale jest ona zarazem bardzo ważnym duchowym i moralnym za­daniem. A im głębiej będzie pojęte to zadanie, im bar­dziej sumiennie i ofiarnie będzie ono realizowane, ty nr lżejsze będzie brzemię związanych ze starością kłopotów i dolegliwości.

Zapewne niejeden czytelnik sceptycznie odniesie się do powyższych rozważań i wniosków, wysuwając zarzut, że są one nierealne, gdyż ludzie starzy nie mają ani sił, ani

64

autorytetu potrzebnych do takiej działalności. Tu jednak trzeba zauważyć, że wielu jest ludzi starych, którzy nie tyl­ko pracują na różnych polach, ale i dokonują nieraz rzeczy wielkich, imponujących. Ludzkość bardzo wiele zawdzię­cza różnym wspaniałym starcom. Niektórzy ludzie często dopiero w starości realizują największe dzieła swego życia, choć odpowiednie idee ożywiały ich od młodości. Często dopiero starszy wiek przynosi im znaczenie, prestiż i stano­wisko, które pozwala te marzenia urzeczywistnić. Przykła­dem może tu być papież Jan XXIII, generał de Gaulle i wielu innych. Churchill np. był w chwili wybuchu wojny w 1939 roku już człowiekiem starym, odsuniętym od władzy i znaczenia. Ale gdy sytuacja stała się poważna, został znów postawiony na czele rządu i wtedy uratował Anglię ze śmiertelnego zagrożenia. Po wojnie Adenauer już jako starzec wyciągał swój kraj z ciężkiego zniszczenia. Historia powszechna dostarcza wielu przykładów, które potwier­dzają tezę Cycerona, że. właśnie starcy mają największe szansę ratowania ojczyzny swą mądrością i doświadcze­niem.

W dziedzinie nauki czy sztuki działalność człowieka sta­rego często jest po prostu kontynuacją od młodości prowa­dzonej pracy, której ludzie ci nie przerywają do końca dłu­giego życia, tworząc nieraz właśnie w starości dzieła wybit­ne. Wiele takich przykładów cytuje w swym dziele Cyce-ron, podkreślając, że „zachowane zostają starcom władze umysłowe, byleby tylko w pracy nad naukami nie ustawa­li". Autor ten między innymi przytacza ciekawą historię z życia Sofoklesa. Ów sławny grecki dramaturg w starości wciąż z zapałem poświęcał się pracy literackiej i przez to zaniedbywał swój majątek. Z tego powodu jego synowie złożyli skargę w sądzie twierdząc, że ojciec jest już „zdzie­cinniały" i trzeba mu ten majątek odebrać. Wtedy Sofo-kles zjawił się w sądzie ze swą najnowszą sztuką teatralną, którą pokazał sędziom na dowód, że otępiały nie jest. Sę­dziowie przyznali mu rację i oddalili skargę.

Dodajmy, że Sofokles żył 90 lat i jeszcze w ostatnim roku życia napisał Edypa.

Podobnie i Platon podkreślał intelektualne wartości i dążenia ludzi starych. W dialogu Rzeczpospolita wprowa-

65


dza on postać starca Kefalosa, który w rozmowie z Sokra­tesem mówi, że na starość w miarę zamierania przyjem­ności cielesnych wzrasta zamiłowanie do poważnych ogól­noludzkich problemów i dyskusji.

W książce Wiek i aktywność życiowa angielska autorka Irenę Gore zestawia 123 nazwiska znanych i zasłużonych ludzi starych, dzieląc ich według zawodów i rodzaju dzia­łalności. Wszyscy ci ludzie do końca życia byli czynni i twórczy. Wszyscy przekroczyli 80 lat — 42 spośród nich przekroczyło 90 lat życia, a 4 — nawet setkę. Autorka za­znacza, że jej lista nie.obejmuje wszystkich zawodów i ro­dzajów działalności, przedstawia też zaledwie niewielką część znanych aktywnych starców, których można by zna­leźć, co oczywiście wymagałoby dużego wkładu pracy.

Starcy ci umierali w późnym wieku, do końca tworząc rzeczy wspaniałe, niekiedy najlepsze ze wszystkich swo­ich dzieł. Np. Platon umarł w wieku 87 lat, pisząc dialog Prawa. Dowódca spartański Agesilaos prowadził osobiś­cie walki w polu mając 80 lat. Tycjan zmarł na dżumę ma­jąc 96 lat — w tym wieku malował Piętą. Michał Anioł zmarł w wieku 89 lat, a mając 82 lata pracował nad kon­strukcją bazyliki Św. Piotra w Rzymie (kopuła — 1547). Verdi w wieku 80 lat skomponował komedię liryczną Fal-staff. Sławny rosyjski fizjolog Pawłów zmarł w wieku 87 lat na zapalenie płuc — był wtedy u szczytu swej kariery. ,

Tomasz Mann, Goethe, Tołstoj, Wiktor Hugo, Ryszard . Strauss, Igor Strawiński i wielu innych artystów, pisarzy, naukowców pracowało do końca swego, długiego życia, tworząc dzieła wybitne. Nawet kalectwo w tym nie prze­szkadzało. Np. August Renoir, w wieku ok. 70 lat, będąc częściowo sparaliżowany, mógł malować tylko gdy przy- y wiązano mu pędzał do ręki, i w ten sposób tworzył cenne dzieła. Claude Monet już mając 60 lat, cierpiał na wczesną zaćmę, ale jeszcze w wieku 80 lat malował obrazy.

Jak podaje Irenę Gore, słynny trener piłkarski Amos Stagg po przymusowym przejściu na emeryturę w wieku 70 lat kontynuował swą działalność osiągając tak wielkie sukcesy, że w 1943 roku, gdy miał już 81 lat, został uzna­ny za najlepszego trenera. Pozostał nadal aktywny i zmarł mając 103 lata.

Bywa i tak, że dopiero w starości, po przejściu na eme­ryturę, rozwija się jakiś twórczy talent, który dotychczas nie mógł się ujawnić, przygnieciony ciężarem obowiąz­ków zawodowych i rodzinnych. Nieraz spotykamy w ga­zetach doniesienia o artystach czy pisarzach, którzy za­częli tworzyć i uzyskali sławę dopiero w starości. Tak lip. malarka ludowa Grandma Moses dopiero mając 78 lat za­jęła się malarstwem i malowała aż do śmierci, a żyła 101 lat. Zdarza się też, że ludzie na starość zmieniają kieru­nek swych zainteresowań, zaczynają nowe studia i osiąga­ją sukcesy w swej nowej działalności. Przykładem może być angielski matematyk Whitehead, który po sześćdzie­siątce zajął się filozofią i uzyskał w tej dziedzinie tak zna­czne wyniki, że stał się sławny.


66


Rozdział VII

Problem autorytetu i stosunku do młodzieży Błędne postawy i poglądy

Przedstawione w poprzednim rozdziale przykłady świadczą, że ludziom starym nie brak sil i energii do dzia­łalności. A w każdym razie że nie sama starość, nie sam posunięty wiek kalendarzowy tę energię im odbiera. Trzeba pamiętać, że właśnie aktywność chroni siły i zwiększa je, a leniwe wypoczywanie, oszczędzanie się i bezczynność w starości bardzo sprzyjają niedołężnieniu. Mógłby ktoś powiedzieć, że przytoczone przykłady doty­czą ludzi wybitnych, uzdolnionych, którzy już od młodoś­ci wyrabiali sobie autorytet i uznanie. Owszem, ich talen­ty pozwalały im na dokonywanie dzieł wybitnych i zdoby­wanie sławy, ale przecież każdy zwykły, skromny czło­wiek ma również pole do działania w swej rodzinie, w gronie znajomych i przyjaciół, a także na terenie pracy, którą się zajmuje. Wszędzie tam może działać zgodnie ze swym powołaniem.

Ale stary człowiek może również odrzucić swoje natu­ralne powołanie i sprzeniewierzać mu się w różny sposób.

Przyjrzyjmy się bliżej tym „mechanizmom odmowy".

Pierwszy z nich to choroby. Jak już wielokrotnie pod­kreślałam, starość często po prostu utożsamia się z cjhoro-bą> słabością, niedołęstwem. Prawda, że starzenie się po­lega na powolnym, stopniowym ubytku wydolności i spraw­ności, w znacznym stopniu jednak proces ten można zwal­niać i powstrzymywać przez odpowiedni tryb życia. Z drugiej zaś strony bardzo często dolegliwości i osłabienie odczuwane w tym wieku są skutkiem nie starości, lecz choroby, która rozwija się i nasila przez dziesiątki lat i w starości staje się bardzo dokuczliwa. W geriatrii dobrze

68

znany jest fatalny zwyczaj przypisywania różnych obja­wów chorobowych samej starości, przez co ludzie tacy nie chcą odwiedzać lekarza i nie znają istotnej przyczyny swych dolegliwości. (A przewlekłe choroby nader często są sprawą zawinioną, następstwem wieloletniego niepra­widłowego trybu życia i odżywiania się oraz nałogów. Choćby samo palenie — ileż ono powoduje przypadków zawału serca, raka, nasilonej rozedmy płuc, niewydolnoś­ci krążenia, wczesnej miażdżycy... I w rezultacie jakże ciężkim brzemieniem inwalidztwa kładzie się ono na star­szym wieku ludzi oddanych temu nałogowi.

Ostatecznie jednak nie wszyscy starzy ludzie są chorzy, i to na tyle, aby uniemożliwiało to im wszelką działal­ność. Wśród tych, którzy odchodzą na emeryturę, ogrom­na większość ma jeszcze przed sobą długie lata, które mogą i powinny być wypełnione pożyteczną i owocną działalnością. Może ona być oczywiście bardzo różnego rodzaju, chodzi jednak o to, by starszy człowiek zastano­wił się nad tym, co jest, ogólnie biorąc, z racji samego1 wieku jego życiowym zadaniem i obowiązkiem w stosun­ku do ludzi młodych. I by ten obowiązek w różnych sytu­acjach starał się wypełniać.

W każdym też wypadku należy dążyć do poprawy stanu zdrowia i ogólnego wzmocnienia przez gruntowną rewita­lizację, o czym będzie jeszcze niżej mowa.

Następny z kolei „mechanizm odmowy" to pesymizm, niewiara w możliwość wywierania jakiegokolwiek wpły­wu na sprawy tego świata, a zwłaszcza na młodzież. „Gdybym był jakimś sławnym sportowcem, gwiazdorem filmowym czy innym bigbitowym idolem, to może by mnie słuchali, może nawet na rękach nosili — powie taki starszy pan — ale stary, nic nie znaczący emeryt? To non­sens spodziewać się, że ktokolwiek z tych młodych mnie posłucha, że w ogóle zwróci uwagę na to, co ja mówię. W najlepszym razie mnie wyszydzą, dobrze jeśli nie zwymy­ślają, a mogą nawet pobić. Z jakiej racji mam się nara­żać... To i tak nic nie da...".

Wielu starszych ludzi tak właśnie odnosi się do mło­dych, których zachowanie nie podoba im się. Nawet jeśli chodzi o własne dorastające czy już dorosłe wnuki, a cóż


69


dopiero gdy należałoby pouczyć młodych ludzi w miejscu pracy czy na ulicy. To nie tylko sam pesymizm, to rów­nież gorzkie poczucie izolacji, własnego wyobcowania z tego nowoczesnego świata, w którym starsi nie mają nic do powiedzenia. To już nie konflikt pokoleń — to ich roz­bicie, odseparowanie. Taka postawa pesymizmu i niewia­ry we własne siły i możliwości paraliżuje psychicznie star­szego człowieka.

Czynnikiem obezwładniającym jest również przesadny konserwatyzm, trzymanie się przeszłości i dopatrywanie się w niej wszelkich zalet, przy negatywnym, potępiają­cym odnoszeniu się do wszystkiego, co nowe. A przecież świat się zmienia na skutek postępu nauki i techniki, roz­woju myśli ludzkiej i rozwoju cywilizacji. Nie wszystkie zmiany są prawdziwie postępowe, korzystne i godne u-znania, ale — jak już podkreślałam wyżej —wszelkie no­wości należy oceniać w sposób rozumny i obiektywny, biorąc pod uwagę przede wszystkim ich zgodność z po­rządkiem moralnym. Postawa „generalnego potępiania" jest szkodliwa dla starszego człowieka, wyobcowuje go, pozbawia autorytetu i możliwości wywierania wpływu.

Równie porażająca jest postawa egoizmu, wpatrzenia tylko we własną osobę, własne dolegliwości, niepowodze­nia i krzywdy, które się wyolbrzymia i wciąż omawia, nie widząc nic poza tym. Taki ponury, zgorzkniały stary czło­wiek, pełen pretensji do otoczenia, żywi wrogie uczucia do świata i nie ma zamiaru go „naprawiać". Na młodzież patrzy z pogardą, często wręcz z nienawiścią, nieraz pod­szytą uczuciem zazdrości. Tym, co go paraliżuje, jest ego­izm i brak miłości.

Ale nie będzie spełniał swego zadania również i ten starszy człowiek, który bezkrytycznie uwielbia młodzież, a nienawidzi swego wieku i starości jako takiej. Gorąco pragnie „odmładzać się", naśladuje młodych w ich ubio­rze, zachowaniu, słownictwie i stylu życia, schlebia im i usiłuje .być „jednym z nich". Ta nierzadko spotykana sy­tuacja jest wielkim nieporozumieniem i błędem. Owszem, starszy człowiek powinien odmładzać się biolo­gicznie, pomnażać swe siły i energię przez właściwy tryb życia, profilaktykę i rewitalizację. Ale to zupełnie co in-

nego niż politowania godne udawanie młodego, które zresztą nikogo nie wprowadzi w błąd.

Starszy człowiek powinien znać i cenić wartość i god­ność swego wieku i poświadczać je swym zachowaniem. Dla młodych powinien on być mistrzem, którego się słu­cha i szanuje, a nie „kumplem", którego się klepie po ple­cach.

Wymieniłam kilka błędnych postaw ludzi starszych, za­pewne można by ich wymieniać więcej. Te niekorzystne, obezwładniające sytuacje psychologiczne są niestety czę­ste w starości i należy im przeciwdziałać, aby wyzwolić nasz „trzeci wiek" od fatalnych wpływów, których źró­dłem jest panujące w dzisiejszym świecie uwielbienie dla młodości i dla cielesnych walorów. Zauważmy, że takie wyzwolenie jest podstawowym warunkiem nie tylko dzia­łalności, ale, i szczęścia oraz zadowolenia z życia w trze­cim wieku., Jeśli stary człowiek czuje się wyobcowany i odsunięty poza nurt życia, jeśli nikt go nie słucha, nie okazuje mu uznania f szacunku, jeśli czuje się on onie­śmielony, upokorzony i niepotrzebny, to nie tylko nie jest szczęśliwy, ale wprost nie dostrzega sensu w swoim życiu-Tym bardziej jeśli zdrowie nie dopisuje i nikt nie daje na­dziei na poprawę, a przyszłość rysuje się w coraz ciem­niejszych barwach. W takich warunkach tylko religia na­daje głęboki sens życiu, ale ilu jest ludzi na tyle religij­nych, by taką postawę przyjąć?

Wyobcowanie, pesymizm i depresja nieraz prowadzą do samobójstwa, które wśród starzejących się i starych lu­dzi zdarza się wyraźnie częściej niż wśród młodych, zwła­szcza w krajach, gdzie wpływy religii są słabe. Ńp. w An­glii samobójstwa wśród mężczyzn po 60 roku życia są pię­ciokrotnie częstsze niż wśród mężczyzn poniżej 40 lat. Po­dobnie w USA szczyt liczby samobójstw przypada na lata po siedemdziesiątce. Trzeba tu dodać, że u ludzi star­szych samobójstwa są prawie zawsze skuteczne, zwłasz­cza przy zatruciach, gdyż osłabiony organizm łatwo ulega i ratunek jest bezowocny. Już nawet w okresie przekwita-nia, gdy kończy się młodość, słabnie atrakcyjność cieles­na i możliwości seksualne, samobójstwa są 2-3 razy częst­sze niż u ludzi młodszych.



70

71


Gdyby w naszej cywilizacji wartości intelektualne były
wyżej cenione niż seksualne, z pewnością starość miałaby
inną rangę i nie sprawiałaby tyle cierpień, co obecnie.
Ale kiedy najwyżej ceni się młodość i możliwości cieles­
ne, wtedy do oceny starości stosuje się niewłaściwe kryte­
ria, zaczerpnięte z młodego okresu życia, który jest uzna­
ny za najwartościowszy. Jak podkreślałam wyżej, niektó­
rzy psychologowie uważają, że inteligencja u człowieka
starego nie jest „mniejsza" czy „gorsza" niż u młodego,
ale jest inna i nie powinna być oceniana za pomocą testów
stosowanych do ludzi młodych. Podobnie jest i z innymi
sprawami. Jeśli np. za najcenniejszą życiową wartość u-
znamy karierę zawodową i wysokie stanowisko, to przy
takiej hierarchii wartości okres emerytalny będzie uważa­
ny za upadek na jakieś okropne „dno". Tymczasem dla
wielu ludzi może to być właśnie wspaniały okres swobody
po uwolnieniu się z kieratu pracy zawodowej. ,

A czy powierzchowność człowieka starego musi być od­rażająca? Jest ona inna niż u młodego, ale również po­wierzchowność młodzieńca jest inna niż u małego dziecka i trudno byłoby oceniać, która jest „ładniejsza". Po pro­stu każdy okres życia ma swoją urodę i swoją brzydotę — nie sam wygląd skóry jest tu decydujący. Istotna dla uro­dy i dla wrażenia, jakie się czyni, jest harmonia cielesna i duchowa oraz zdrowie. Harmonijna budowa ciała, regu­larne rysy, zgrabna postać, czystość i estetyką w ubraniu, pogodne spojrzenie, miły, życzliwy uśmiech... te elemen­ty decydują — odgrywa tu rolę i duch, i ciało. Według tych kryteriów w każdym wieku możemy być brzydcy lub ładni. W każdym wieku szpecą nas choroby, które właś­nie w starości nawarstwiają się jako owoc długoletniego działania różnych szkodliwości. I w każdym wieku, rów­nież i młodym, szpeci nas nieprzyjemny, ponury, zły wy­raz twarzy, świadczący o wadach charakteru i o braku ży­czliwości dla ludzi.

W trzecim wieku nie urządza się już konkursów pięk­ności, np. dla osób w 6., 7. czy 8. dekadzie życia. A szko­da: byłoby to pewnie niemałym bodźcem do zadbania o urodę i pr/ckonałoby ludzi, zwłaszcza kobiety, że i w stars/ym wieku można mówić o piękności — tyle tylko, że

trzeba na nią „zapracować" przez codzienną gimnastykę, racjonalną dietę, wystrzeganie się szkodliwych nałogów, aktywność fizyczną i umysłową itp.

Gdybyśmy zanalizowali, co najbardziej razi nas w po­wierzchowności ludzi starych, łatwo doszlibyśmy do wniosku, że źródłem negatywnych cech nie jest sam wiek, lecz właśnie skutki długoletniego zaniedbania, np. oty­łość, zła postawa, pewne zniedoleżnienie w ruchach itp.

Ogólnie można powiedzieć, że strona zewnętrzna to w wielkiej mierze efekt naszych własnych starań. Nie chodzi tu o stwarzanie pozorów i udawanie młodości, lecz o za­chowanie lub przywrócenie istotnej żywotności, sprawno­ści i zdrowia. A w miarę poprawy zdrowia polepsza się też ukrwienie mózgu i poprawia się nastrój psychiczny, zja­wia się zadowolenie z życia, przyjaźń i życzliwość dla lu­dzi oraz dążność do pożytecznej aktywności.

Podkreśliłam wyżej, że ważnym zadaniem ludzi star­szych jest przekazywanie swego doświadczenia młodym, pouczanie, kierowanie i wychowywanie. Może to doty­czyć spraw ściśle zawodowych, przede wszystkim jednak ważne to będzie w sprawach życiowych, w których młodzi ludzie często niestety popełniają błędy. Jak jednak spra­wić, by zechcieli słuchać, by brali pod uwagę rady star­szych? Bardzo często tych starych, np. w rodzinie, wprost unikają, kryjąc się ze swoimi sprawami i decyzjami, by nikt się do nich „nie wtrącał". Młodzi ludzie chcą przez to podkreślić swą własną niezależność i dojrzałość. Niestety, wcale nierzadko te decyzje są właśnie niedojrzałe, a ich długofalowe złe skutki przygniatają potem całą rodzinę.

Ale jak rozmawiać z młodymi? Jak ich przekonywać? Wydaje się, że aby rozmowa była skuteczna, starszy czło­wiek musi w niej uwzględnić i zrealizować trzy podstawo­we warunki.

Po pierwsze, musi on traktować swego młodego rozmów­cę z odpowiednim szacunkiem, tak, by nie ranić i nie po­niżać jego godności osobistej. Niedopuszczalne są więc jakieś „wymyślania", pogróżki, epitety, obelgi, ton gniew­ny i kłótliwy. Nawet małe dziecko ma poczucie swej go­dności i „obraża się" reagując krzykiem, odpychaniem itp. na jakieś zbyt obcesowe podejście do niego. A cóż



72

73


dopiero dorastający czy już dorosły młodzieniec, który wyrósł w atmosferze niechęci wobec starości, jej lekcewa­żenia, i jest przekonany, że świat należy do młodych-Tym bardziej negatywnie, a nawet agresywnie będzie on reagował na zbyt ostry ton czy epitety. Z drugiej zaś stro­ny niedopuszczalne jest jakieś „mizdrzenie się" do mło­dego, schlebianie mu, wkradanie. się w jego „laski" itp. Stary człowiek musi więc umieć'nadać odpowiedni, spo­kojny, rzeczowy i uprzejmy ton rozmowie, zachowując i chroniąc godność zarówno własną, jak i swego „przeciw­nika".

Po wtóre, jeśli chce przekonać o swojej racji, musi być dostatecznie kompetentny, musi operować odpowiednimi argumentami. Nie wystarczy powoływać się na swój wiek. Młodzi ludzie im bardziej są naiwni i niedojrzali umysło­wo, tym łatwiej posądzają starych o zacofanie i głupotę. Owszem, można i należy przytaczać przykłady z własnej długoletniej obserwacji. „Wiele już widziałem takich spraw i sytuacji i wiem, jak się kończyły" — to argument właściwy starości i trudny do odparcia. Młody człowiek może na to odpowiedzieć, że „świat idzie naprzód, czasy się zmieniają i moralność też się zmieniła, więc trzeba iść z postępem". Takie nieprzemyślane argumenty słyszy się dziś nie tylko od młodych, ale niestety czasem i od star­szych. A przecież wystarczy chwila refleksji, .by uświado­mić sobie, że moralność zmieniać się nie może, gdyż nie zmienia się ani natura, ani psychika człowieka — zmie­niają się tylkołwarunki życia zależne od postępu techniki. Do tematu tego jeszcze wrócimy; tu poruszam tę kwestię tylko po to, aby wykazać, że starszy człowiek chcąc bro­nić porządku moralnego i działać wychowawczo, musi swe argumenty i twierdzenia nie tylko przemyśleć, ale i „przestudiować", a więc czytać, dokształcać się — sło­wem, musi być na poziomie w zakresie tematyki, w której chce zabierać głos i pouczać młodych. Dotyczy to zarów­no spraw fachowych, naukowych, jak i tzw. życiowych.

Trzeci wreszcie warunek, chyba najważniejszy, to pra­widłowa intencja działania, a więc służba takiej czy innej dobrej sprawie, nie zaś jakiejś własnej korzyści, ambicji czy satysfakcji. Jeśli przewodnikiem będzie miłość, a więc

dążenie do dobra i świadczenie dobra, dużo łatwiej doj­dzie do porozumienia, gdyż służba „nadrzędnej sprawie" obowiązuje obie strony i obie do tego dobra dążą, różniąc się tylko w metodach działania. Dobro to może być bar­dzo różnego rodzaju, ale czystość intencji w dążeniu do niego, odrzucenie własnych, prywatnych, egoistycznych motywów i korzyści zawsze budzi szacunek i skłania do zgody.

Właściwy ton w rozmowie, kompetencja i altruistyczna zasada bezinteresownej życzliwości dla osoby rozmówcy czy służby dla nadrzędnej idei — to ważne warunki, które staremu człowiekowi mogą zapewnić autorytet, uznanie i skuteczność w działaniu.


74


Rozdział VIII Rewitalizacja i profilaktyka

Zasadniczym czynnikiem, który warunkuje możliwość działania i w znacznej mierze decyduje o roli starego czło­wieka w rodzinie i społeczeństwie, jest stan zdrowia. Sta­rzec psychicznie i fizycznie niedołężny i wymagający sta­łej opieki jest dla rodziny wielkim kłopotem i ciężarem, natomiast stary człowiek zdrowy i zdolny do pewnej dzia­łalności może być cenną pomocą. Między tymi biegunami jest wiele stanów pośrednich, gdy stary człowiek nie jest w pełni zdrowy i sprawny, w pewnych dziedzinach wyma­ga pomocy, w innych jednak sam może ją świadczyć. Zu­pełnie niedołężnych starców jest zaledwie kilka procent, znaczną większość stanowią ci, którzy nawet pomimo ta­kich czy innych przewlekłych dolegliwości mogą i powinni podejmować pewną działalność dostosowaną do ich mo­żliwości i sił. A powinni ją podejmować nie tylko dlatego, że to moralny obowiązek, ale również dlatego, że aktyw­ność i prawidłowo ustawiona praca są w starszym wieku, znakomitym środkiem przeciw zniedołężnieniu.

W każdym też wieku — nawet bardzo późnym — moż­na i należy starać się o poprawę zdrowia i zwiększenie sił żywotnych. Takie biologiczne odmłodzenie z poprawą funkcji narządów, zwiększeniem energii i żywotności na­zywamy rewitalizacją. Osiąga się to przez odpowiednio ukierunkowaną, wielostronną, kompleksową kurację, która musi trwać co najmniej kilka miesięcy, a im starszy wiek, tym łagodniej i ostrożniej musi być przeprowadzana i tym dłużej trwać.

Główne elementy lecznicze w rewitalizacji to: 1) prawid­łowe żywienie i normalizacja wagi, a więc dietoterapia,

  1. kinezyterapia (leczenie ruchem) —ćwiczenia fizyczne,

  2. psychoterapia, działania na psychikę i poprzez nią na
    ustrój — ćwiczenia umysłowe.

Tzw. leki rewitalizujące (witaminy, geriocaina i in.) mają znaczenie tylko pomocnicze. W ok. 40-60% przypad­ków powodują one pewną poprawę samopoczucia i wtedy łatwiej o wdrożenie ćwiczeń gimnastycznych i zmian w die­cie, gdyż do tego potrzeba pewnej siły woli i wytrwałości, na co osłabiony, starszy człowiek często nie może się zdo­być. Natomiast nie można wiązać z takimi lekami żadnej nadziei na jakieś „odmłodzenie" i trwałą poprawę stanu zdrowia. Istotne „leki odmładzające" to prawidłowe ży­wienie, ruch, ćwiczenia fizyczne i umysłowe, świeże powie­trze, dobry sen i pogodny, optymistyczny nastrój.

Po ukończeniu okresu kuracji utrwalamy jej wyniki przez wdrożenie leczniczych elementów w mniej szero­kim wymiarze już na stałe w codzienny tryb życia, co na­zywamy profilaktyką. Jeśli tego uczciwie będziemy prze­strzegać, nie tylko uzyskane wyniki utrwalą się, ale stan zdrowia ulegać będzie stałej, powolnej poprawie.

Czym więc różni się kuracja rewitalizująca od samej profilaktyki?

Nie ma istotnej różnicy, gdyż stosujemy te same czyn­niki lecznicze, starając się wpływać, na ustrój korzystnie z różnych stron. Jednakże przy kuracji, którą przeprowa­dzamy, sprawy te powinny znaleźć się na pierwszym miej­scu — wymaga to skupienia całej uwagi i siły duchowej na zadaniu odzyskania czy poprawy zdrowia. Można po­dejmować wtedy tylko lekkie, nieobowiązkowe i nieter­minowe zajęcia, które nie zmęczą i nie zdenerwują. Oczywiście nie oznacza to bezczynności, gdyż wiele ener­gii trzeba poświęcić na planowanie ćwiczenia. Słowem, kuracja wymaga wyłączenia się z normalnego nurtu życia na przeciąg pewnego czasu, nie można zwłaszcza podej­mować podczas jej przeprowadzania jakichś ważnych de­cyzji, męczących terminowych prac itp. Chodzi o to, by zapewnić sobie psychiczne odprężenie i relaks, podpo­rządkowując wszystko zaplanowanej kuracji.

Najlepszym na nią okresem jest pierwsze pół roku po przejściu na emeryturę. Często ludzie planują sobie na



76

77


ten okres różne prace, na które dotychczas nie mogli się zdobyć — jakieś zaległe sprawy, pomoc dla rodziny, re­mont mieszkania itp. Ale najważniejszy jest remont włas­nego organizmu, który zwykle w tym wieku bardzo jest zaniedbany. Emerytura to przejście do nowego życia, które może trwać trzydzieści lat i więcej. Okres ten niesie ze sobą nowe i bardzo ważne zadania, do których wypeł­nienia potrzebne jest jednak zdrowie.

Kurację rewitalizującą zaczynamy od wizyty u lekarza i od dokładnego przebadania, które pozwoli ocenić stan i funkcję wszystkich najważniejszych dla życia narządów i ogólny stan organizmu, pozwoli więc ocenić tzw. wiek biologiczny. Mogą się przy tym wyłonić jakieś „słabe punkty", na które trzeba będzie zwrócić szczególną uwa­gę według zaleceń lekarza. Jeśli badanie nie wykazuje ża­dnych poważniejszych chorób, a odczuwane dolegliwości są wynikiem przedwczesnego starzenia się, miażdżycy, reu­matyzmu itp., to w porozumieniu z lekarzem planujemy i wprowadzamy w życie główne elementy kuracji. Trzeba to realizować stopniowo w ciągu kilku tygodni. W star­szym wieku żadnych zmian w trybie życia nie wolno wprowadzać nagle, organizm musi się do nich wdrażać i stopniowo przyzwyczajać.

Ważną sprawą jest tzw. sanacja jamy ustnej, usunięcie zębów spróchniałych i zakażonych, które zatruwają ustrój, oraz założenie odpowiednich protez. Złe żucie jest przyczyną różnych przewlekłych dolegliwości prze-,, wodu pokarmowego, a owoce i surówki, konieczne w die­cie leczniczej, wymagają dobrego gryzienia.

Omówimy teraz pokrótce najważniejsze elementy re­witalizacji. Zacznijmy od diety. We wszystkich „ośrod­kach długowieczności" żywienie jest podobne: niezbyt obfite (wśród długowiecznych nie ma otyłych), z przewa­gą warzyw i owoców, głównie surowych, pieczywa razo­wego, potraw z całego ziarna, oraz mleka i jego przetwo­rów. Mięso jada się tam rzadko i jest ono chude, soli uży­wa się bardzo mało, a białej maki, cukru i słodyczy nie jada się wcale. W badaniach gerontologicznych stwier­dzono, że tego typu mleczno-jarska dieta ma wyraźnie korzystne działanie przeciwmiażdżycowe i skutecznie

przeciwdziała starzeniu się. Należy więc dbać o to, by w codziennym jadłospisie znalazło się 1/2 — 2/3 litra mleka (część jako słodkie, część jako kwaśne), nieco białego sera i twarogu, 1/2 — l kg surowych owoców i co dzień 2 surówki jarzynowe (zielona sałata, kapusta kiszona, tarta marchew itp.). Surowe owoce i warzywa mają olbrzymie znaczenie dla zdrowia jako źródło biokatalizatorów u-sprawniających przemianę materii (witaminy, sole mineral­ne, elementy śladowe). Pieczywo trzeba stosować ciem­ne lub razowe, ważną rolę odgrywają w żywieniu grube kasze i zupy z rozgotowanego całego ziarna (krupniki) i warzyw. Mięso lub ryby tylko gotowane i chude 2-3 razy tygodniowo. Do kraszenia surowe oleje roślinne, które działają przeciwmiażdżycowo. Trzeba znacznie ograni­czyć masło, sól, cukier i białą mąkę. Zupełnie usunąć tłu­szcze rzeźne, wędliny, ryby wędzone i rosoły. Zamiat cu­kru częściej stosować miód. Ziemniaki gotować w łupi­nach, obierając po ugotowaniu. Jajka 2-3 na tydzień (sa­mego białka można jeść więcej).

Mięso można zupełnie odstawić przechodząc na wege­tarianizm (jarstwo), który w starszym wieku jest godny polecenia, ale nie u osób wyniszczonych, niedokrwistych itp. Wegetarianizm wymaga starannego doboru pokar­mów przy szerszym uwzględnieniu mleka, sera, mąki ra­zowej i grubszych kasz.

Trzeba sobie uprzytomnić, że tak powszechne pożąda­nie mięsa wcale nie jest związane z jego wartością odżyw­czą, lecz z jego walorami smakowymi. Zresztą i to — jak zresztą każde „upodobanie" w zakresie jedzenia — zależy głównie od przyzwyczajenia, stanowiąc rodzaj nawyku. Np. prawowierny Hindus — ścisły jarosz od urodzenia — ze wstrętem odwróci się od potrawy mięsnej, która w Eu­ropejczyku wzbudzi duże uznanie. Przy smażeniu, piecze­niu czy gotowaniu mięsa powstają „produkty przypieka­nia" lub „ciała wyciągowe", które drażnią zmysł smaku i powonienia, pobudzając apetyt. Działają one również pobudzająco na korę mózgu (podobnie jak kofeina), stąd wrażenie „siły" po pokarmach mięsnych. Wrażenie to, które nie rna nic wspólnego z istotną wartością odżywczą mięsa, oraz przyjemnie odczuwane bodźce smakowo-we.-



78

79


chowe są istotną przyczyną tak wielkiego powodzenia po­karmów mięsnych.

Oczywiście, mięso ma niemałą wartość odżywczą, na którą składają się: pełnowartościowe białko zwierzęce, pewne sole mineralne i witaminy z grupy B, ale tym war­tościowym składnikom odżywczym w pokarmach mięs­nych towarzyszą pewne czynniki szkodliwe, które muszą być stale zobojętniane. U ludzi starych wątroba i nerki nie spełniają już oczyszczającej funkcji tak sprawnie, jak za młodu. Można wyliczyć kilka ujemnych stron pokar­mów mięsnych: 1) w przemianie materii zakwaszają one ustrój, co musi być stale neutralizowane, 2) są obfitym źródłem związków purynowych, które osadzając się w tkankach, stają się przyczyną artretyzmu (dny) —związki te przy gotowaniu mięsa przechodzą w znacznej ilości do wody, 3) pobudzają w jelicie grubym procesy gnilne, któ­rych toksyczne produkty wchłaniają się do krwi, 4) z po­karmami mięsnymi wprowadza się do ustroju dużo soli kuchennej i tłuszczów zwierzęcych, co dla starszego ustroju jest szkodliwe, 5) mięso jest na ogół niełatwe do gryzienia i trawienia, a u starych ludzi obie te funkcje są upośledzone, często więc dochodzi do zaburzeń trawien­nych.

Trzeba też pamiętać, że przez długie wieki, a nawet ty­siąclecia, żywienie najciężej pracujących warstw ludności . opierało się nie na mięsie, lecz na zbożu — na pełnym ziar­nie zbożowym (chleb razowy, grube kasze). To było głów/ ne źródło siły i wydolności dla robotników wznoszących' egipskie piramidy, dla rzymskich legionistów i dla euro­pejskich chłopów. Mięso spożywano rzadko — jako lu­ksus, na co dzień raczyli się nim raczej tylko próżnujący

bogacze.

W ziarnie zbożowym cenne składniki: białko, tłuszcze, sole mineralne i witaminy, mieszczą się tuż pod skórką i przy wyrobie białej mąki zostają odrzucone. Aby były one zachowane, przemiał musi być na 97% — jest to więc bardzo ciemna, razowa mąka. W porównaniu z mąką pyt­lową (przemiał na 75%) ma ona 2—3 razy więcej wapnia i magnezu, 4 razy więcej fosforu, 7 razy więcej żelaza i ok. 100 razy więcej witaminy E. Przy wyrobie białej mąki

(przemiał na 41%) utrata białka, minerałów i witamin sięga 90% — zostaje tylko czysty węglowodan.

Olbrzymie znaczenie w diecie rewitalizującej mają ja­rzyny i owoce, przede wszystkim surowe. Owoce wciąż jeszcze są drogie i wciąż traktowane jako luksus, a nie jak produkt pierwszej potrzeby, którym powinny być.

Jest oczywiste, że profilaktyka geriatryczna wyklucza wszelkie szkodliwe nałogi, z których najbardziej rozpo­wszechnionym jest palenie — ten groźny wróg zdrowej starości. Niestety, ogólnie biorąc papierosy kalkulują się znacznie taniej niż owoce. A gdyby hasło: „zamiast pa­pierosa — jabłko" było szerzej realizowane, zyskalibyś­my wiele zdrowia, energii i radości życia, przybliżając się zarazem do ideału szczęśliwej starości.

Ważną sprawą jest redukcja nadwagi.) Podstawowym przykazaniem geriatrycznej profilaktyki jest: nie zwięk­szać w ciągu życia wagi ciała, która powinna pozostawać na idealnym młodzieńczym poziomie, a w starości powin­na nieco spadać w związku z procesem starczego uwiądu. Tak zwaną wagę należną można w przybliżeniu obli­czyć ze wzoru C = (W - 100) - '[(W - 150) x 0,25)], gdzie C oznacza prawidłowy ciężar ciała w kg, a W— licz­bę centymetrów wzrostu.

Nadwaga, a zwłaszcza otyłość jest bardzo szkodliwa dla zdrowia. Sprzyja rozwojowi miażdżycy, cukrzycy i nadciś­nienia, powoduje też często ciężkie zwyrodnienia stawów. Ludzie otyli są mniej sprawni, częściej zapadają na ciężkie choroby i ogólnie krócej żyją.

Chcąc schudnąć trzeba w diecie krańcowo zredukować cukier, słodycze, białą mąkę i tłuszcze zwierzęce (masło, słonina). Jeść dużo surówek i owoców, zwłaszcza niezbyt słodkich. Mleko i sery — chude. Nie dodawać tłuszczu do zup i gotowanych warzyw. Unikać tłustych sosów, a także wędlin i ryb wędzonych oraz innych pikantnych przekąsek i przypraw. Pobudzają one apetyt, a wędliny wnoszą przy tym do ustroju dużo soli.

Należy pamiętać, że nie wolno chudnąć szybciej niż w tempie 1/2 kg na tydzień. Trzeba więc również ważyć się przynajmiej raz na tydzień, aby móc prawidłowo regulo­wać dietę. Zwyczaj systematycznego ważenia się co kilka



80

81


dni należałoby praktykować już od dzieciństwa. Uznaje­my konieczność regularnej kąpieli, ale przecież powinniś­my dbać nie tylko o czystość skóry, lecz i o „wewnętrzną czystość" naszego ustroju, który zostaje fatalnie „zaśmie­cony" przez nadmiar tłuszczu i miażdżycowe złogi w tęt­nicach. Gdyby w naszych łazienkach oprócz wanien i pra­lek były też wagi i gdyby domownicy często z nich korzy­stali, na pewno nie byłoby u nas tyle otyłości i związanych z nią chorób.

W walce z nadwagą dużą pomocą mogą być okresowe krótkie głodówki — np. przez l dzień raz na tydzień i przez 2-3 dni raz na miesiąc. W czasie takiej głodówki nic się nie je, pijąc tylko wodę, lekką herbatę czy surowe soki owocowe. Po głodówce nie wolno się przejadać.

Przejdźmy do kinezyterapii, czyli ćwiczeń fizycznych, które w rewitalizacji mają ogromne znaczenie. Jeśli star­szy człowiek przez całe życie uprawiał pewne sporty, nie powinien porzucać ich również w trzecim wieku, zwłasz­cza po przejściu na emeryturę. Powinien jednak stosować częstsze wypoczynki i unikać okazji do złamań, które w starszym wieku łatwiej występują i trudniej się goją. Nig­dy też nie stawać do żadnych ambicjonalnych wyścigów, zwłaszcza z młodymi. W drugiej połowie życia uprawia się sporty i ćwiczenia dla przyjemności i zdrowia — nie dla popisywania się.

Podstawą kinezyterapii w wieku starszym jest codzien­na gimnastyka oraz spacery traktowane jako ćwiczenie./ Ćwiczenia gimnastyczne można uprawiać rano po wstaniu' z łóżka lub też o innej porze w ciągu dnia, ale nigdy bez­pośrednio po posiłku ani też po większym zmęczeniu czy zdenerwowaniu. Główne cele codziennej gimnastyki to: 1) wyrobienie giętkości ciała, 2) rozruszanie stawów, 3) pogłębienie oddychania i lepsze utlenianie ustroju, 4) ko­rzystny wpływ na narządy wewnętrzne.

Jest zasadą fizjologiczną, że wysiłek rozszerza naczynia pracującego narządu i polepsza jego ukrwienie, a na dro-dze odruchowej pobudza również inne narządy, popra­wiając ich stan i funkcje. Systematyczna gimnastyka u-sprawnia nie tylko mięśnie i stawy, ale również serce i płu­ca, żołądek, jelita, wątrobę, nerki i inne narządy. Hipoki-

nezja (niedobór ruchu) jest bardzo szkodliwa — zwłasz­cza w starości. Zwierzęta unieruchomione żyją ok. 7 razy krócej niż te, które w tych samych warunkach, w klat­kach, mogą ruszać się i biegać. Wykazano, że ludzie w wieku 70-80 lat, którzy przez całe życie uprawiali gimna­stykę i sporty, są tak sprawni fizycznie jak nie ćwiczący o 40 lat młodsi. U ludzi starszych prowadzone systematycz­nie przez dłuższy czas ćwiczenia mają wyraźny wpływ le­czniczy na wiele dolegliwości i przewlekłych chorób, wy­raźnie też usprawniają i odmładzają.

Przytoczę tu ciekawy eksperyment pewnego zachodnio­europejskiego przedsiębiorstwa, które miało swe biura na 31. piętrze wieżowca. Brało w nim udział ochotniczo 25 pracowników firmy — wszyscy w wieku ponad 25 lat. Przez trzy miesiące, idąc do pracy, wchodzili oni pieszo na 25. piętro, przy czym czas tej wspinaczki wliczano im do czasu pracy. Poza tym nie uprawiali żadnej gimnastyki ani sportu. Przez te trzy miesiące byli pod specjalna opie­ką lekarską, a po ukończeniu eksperymentu badanie stanu ich zdrowia wykazało bardzo wyraźną, znaczną poprawę.

Tego rodzaju przykładów można przytaczać wiele. Do­wodzą one, jak olbrzymie znaczenie dla zdrowia ma aktyw­ność fizyczna. A to samo dotyczy i pracy umysłowej, któ­ra ćwiczy mózg i utrzymuje go w dobrym stanie.

Starszy pan, który po przejściu na emeryturę powie: „Dosyć się napracowałem, teraz tylko wypoczywam, sie­dzę w fotelu, patrzę w telewizor" itp. — wyświadcza sam sobie najgorszą przysługę, zmierzając prostą drogą do zniedołężnienia. Niesłusznie też nazywa się emeryturę „zasłużonym wypoczynkiem" — jest to po prostu niepo­rozumienie. Wypoczynek ma sens tylko w połączeniu z pracą, z którą powinien się rytmicznie przeplatać. Nie jest on bowiem jakąś fazą bezczynności — ustrój usuwa wtedy produkty zmęczenia i nagromadza materiały do nowego okresu pracy. Natomiast stałe „wypoczywanie" jest po prostu bardzo szkodliwą hipokinezją — niedobo­rem ruchu i aktywności.

Przejdźmy do konkretów. Zaczynając codzienną gim­nastykę w wieku już starszym, trzeba stale uwzględniać trzy podstawowe, zasady, a mianowicie: 1) bardzo stop-



82

83


niowe i ostrożne dawkowanie ćwiczeń, 2) częste wypoczyn­ki, 3) świeże powietrze — dobre natlenianie w czasie ćwiczeń. Gimnastykę zaczynamy od ruchów prostych i ła­twych, powtarzanych parę razy — tak by możliwie poru­szyć wszystkie stawy. Stopniowo w ciągu tygodnia zwięk­szamy zakres ćwiczeń i ilość powtórzeń poszczególnych ruchów oraz czas trwania gimnastyki.

W ciągu dnia można przy różnych okazjach — np. sto­jąc w kolejce, siedząc w tramwaju — stosować przez kilka do kilkunastu minut niewidoczną dla otoczenia „gimna­stykę sekundową", która polega na krótkim, parosekun-dowym napinaniu różnych grup mięśni, np. stóp, łydek, ud, ramion, tułowia itp.

Do gimnastyki porannej korzystnie jest dołączać zabie­gi skórne pobudzające i hartujące. Będą to: 1) kąpiel po­wietrzna, 2) suche szczotkowanie skóry, 3) zabiegi hydro-terapeutyczne. Wszystkie te zabiegi trzeba wprowadzać stopniowo i systematycznie, poczynając od niewielkich powierzchni ciała i powoli zwiększając ich zakres.

Kąpiel powietrzna polega na zetknięciu skóry z chłod­nym powietrzem na przeciąg od kilku sekund do kilkuna­stu minut, np. przez otworzenie okna czy wyjście na bal­kon, ostrożnie i stopniowo odsłaniając coraz większe par­tie skóry. Gimnastykuje to włośniczki i usprawnia regula­cję cieplną, powodując zahartowanie i odporność na przeziębienia. Suche szczotkowanie skóry wykonujemy s również bardzo ostrożnie i stopniowo na coraz większych-;1 partiach ciała, zawsze ruchem jednorazowym w danym miejscu — od obwodu do środka ciała. Szczotka musi być nie za ostra i nie za miękka — idealnie czysta. Zabiegi hydroterapeutyczne to natarcie czy obmycie ciała wodą o temperaturze pokojowej i wytarcie suchym ręcznikiem. Chłodne bodźce stosować należy zawsze na rozgrzane, a nie na zziębnięte części ciała.

Po wyżej opisanych zabiegach człowiek powinien czuć się dobrze, wyraźnie orzeźwiony i jakby „naładowany" L energią na kilka godzin — świadczy to o korzystnym po­budzeniu systemu nerwowego i całego ustroju. Gdyby jed­nak nastąpiło pogorszenie samopoczucia, świadczyłoby to, że zabiegi wykonane zostały zbyt intensywnie, więc

należy je na jakiś czas przerwać i zacząć wprowadzać bar­dziej stopniowo i łagodnie.

Codzienne spacery to właściwie marsze energicznym krokiem w prawidłowej postawie, po ulicach, gdzie po­wietrze jest względnie czyste, a najlepiej w parku. Rów­nież i tu obowiązuje zasada stopniowego zwiększania wy­siłku.

Przejdźmy do trzeciego ważnego elementu rewitaliza­cji, jakim jest psychoterapia — oddziaływanie na psychi- ( kę i poprzez psychikę na układ nerwowy i na całe ciało. Z codziennej obserwacji wiemy, że pogodny nastrój i opty­mizm konserwują zdrowie i przedłużają biologiczną mło­dość. Natomiast pesymizm, przygnębienie i zmartwienie, głęboko drążące, ostre i przewlekłe stresy oraz negatyw­ne uczucia (strach, nienawiść, zazdrość) bardzo źle wpły­wają na stan ustroju, prowadząc do różnorodnych nerwic i chorób psychopochodnych, które mogą przejawiać się jako ogólne obniżenie odporności, jako grypy, anginy, zawały serca, wrzody żołądka,*a nawet raki różnych na­rządów. Stwierdzono doświadczalnie, że zwierzęta przez dłuższy czas stale czymś drażnione i denerwowane starze­ją się kilkakrotnie szybciej niż ich rówieśnicy żyjący w warunkach spokoju.

Nastrój psychiczny udziela się więc całemu ciału, ale i odwrotnie: mózg podlega wszelkim szkodliwościom płyną­cym „z głębi" ustroju. Przewlekłe choroby cielesne i róż­ne ukryte nieprawidłowe stany organizmu pogarszają funkcję mózgu, powodując przygnębienie, pesymizm i inne negatywne stany uczuciowe (nienawiść, złośliwość, agresywność).

Dla utrzymania sprawności umysłowej w starości nie­zwykle ważne są „ćwiczenia" mózgu przez różnorodną umysłową aktywność. Systematyczna praca umysłowa, zwłaszcza twórcza, spełnia tu bardzo korzystną rolę. Bar­dzo pożyteczne są też planowane ćwiczenia podejmowane -przez 15-30 minut dziennie i polegające na wysilaniu umysłu przy czynnościach takich jak: działania arytmety­czne na dużych liczbach, rozwiązywanie zadań czy krzy­żówek, pisanie wspomnień, jakieś gry wymagające pa­mięci i kombinacji, streszczanie obejrzanego filmu czy



84

85


przeczytanej powieści. Chodzi o ćwiczenie pamięci, o czynny wysiłek umysłowy, i to różnorodny, a więc o to, co można by nazwać „gimnastyką mózgu".

Dbać też trzeba o pogodny, optymistyczny nastrój, zmartwienia w miarę możliwości oddalać i neutralizować przez odpowiednią „politykę rozrywkową", która otrzy­mała nawet znamienną nazwę ludoterapii, czyli leczenia przez zabawy i rozrywki. Oczywiście powinny to być ro­zrywki naprawdę odprężające, powinny poprawiać hu-. mor i napawać optymizmem. Niestety bardzo wiele fil­mów, powieści i sztuk teatralnych ma wręcz odwrotne działanie na psychikę. Trzeba więc rozważnie wybierać lecznicze rozrywki.

Ważnym postulatem w psychoterapii jest zlikwidowa­nie różnorodnych konfliktów, nienawiści, wrogości, po­czucia krzywdy i pragnienia zemsty. Uczucia takie to pra­wdziwa trucizna, która poprzez psychikę i układ nerwowy uszkadza również ciało. Podejmując kurację rewitalizują-cą i chcąc, aby była ona początkiem nowego, lepszego ży­cia, starszy człowiek powinien w pewnym sensie „pożeg­nać się z przeszłością", a nastawić się na przyszłość. Ce­lem jest zdrowie, dobre samopoczucie i pożyteczna, waż­na dla rodziny i społeczeństwa działalność, a to ma bez porównania większą wartość niż jakiekolwiek stare, już przebrzmiałe krzywdy czy straty. Trzeba się więc uwolnić od tych spraw, zapomnieć o nich, pogodzić się z wrogami, zlikwidować przewlekłe konflikty, słowem — oczyścić su­mienie i odzyskać pogodę ducha.

Bardzo wskazanym zajęciem umysłowym jest lektura, a także słuchanie wykładów czy odczytów w zakresie tej tematyki, w której starszy człowiek nie czuje się dość pe­wny, a w której ma obowiązek skutecznie działać. Chodzi tu przede wszystkim o problematykę natury religijnej, moralnej, obyczajowej i społecznej, a także oczywiście zawodowej. Do spraw tych jeszcze powrócę.

Ważną zasadą zdrowotną w starszym wieku jest dba­łość o prawidłowe natlenianie ustroju, częste wietrzenie mieszkania i korzystanie ze świeżego powietrza. Wielkie znaczenie ma też prawidłowy wypoczynek i sen. Najko­rzystniejszy jest sen w godzinach przed północą, jednak

ogólna liczba godzin snu na dobę to sprawa indywidualna — każdy musi sam wypróbować i ustalić swoje optimum. W ciągu dnia bardzo korzystne są krótkie 10-15-minuto-we wypoczynki w pozycji leżącej z zupełnym rozluźnie­niem mięśni (tzw. relaks).


86


Rozdział IX

Nowe życie po sześćdziesiątce Praca i działalność człowieka starego

W poprzednim rozdziale podkreśliłam, że wkraczając w okres emerytalny trzeba zacząć od kilkumiesięcznej kura­cji rewitalizującej, która zresztą nie musi i nie powinna być okresem bezczynności. Przeciwnie, trzeba w tym cza­sie wykonywać różnorodne ćwiczenia fizyczne i umysłowe , oraz poszerzać swój zakres wiedzy i zainteresowań przez odpowiednią lekturę, słuchanie odczytów itp.

Również i spokojna praca zawodowa może być wyko­nywana w zmniejszonym wymiarze godzin. Różnorodne, odpowiednio dobrane zajęcia należą do programu kuracji rewitalizującej, jako tzw. ergoterapia (leczenie pracą, te­rapia zajęciowa), która ćwiczy zarówno umysł, jak układ narządów ruchu.

Nie wolno jednak w okresie takiej kuracji podejmować i załatwiać spraw i czynności, któr£'będą męczące, odpo­wiedzialne i stresujące, jak np:/jakaś ważna terminowa •, praca, remont mieszkania itp. W okresie przeznaczonym •* na rewitalizację związane z tą kuracją zabiegi i czynności muszą w rozkładzie dnia i obowiązków mieć pierwszeńst­wo.

Po ukończeniu kuracji sprawdzamy jej wyniki przez po­nowne przeprowadzenie badań, a korzystne efekty utrwa­lamy i pogłębiamy przez wprowadzenie leczniczych ele­mentów kuracji w dalszy codzienny tryb życia już na sta- . łe. Jeżeli uczciwie przez kilka miesięcy prowadzi się te le­cznicze czynności i zabiegi, wchodzą one w przyzwyczaję- ' nie, w korzystny „nałóg", i nie są już odczuwane jako coś uciążliwego — przeciwnie, czulibyśmy się źle, gdybyśmy ich nic wykonali. s Nowe życie, w które wchodzimy, powinno być w pełni

,-A

88

zdrowe, aktywne, twórcze i szczęśliwe. Trzeba walczyć z rozpowszechnioną^ przesadną i błędną opinią, że póki jest się sprawnym, jest się młodym, a starość zaczyna się wraz z niedołęstwem. Starość nie może być utożsamiana z cho­robami, cierpieniem i niedołęstwem. To długi okres ży-cia^ który ma swoje cechy swoiste i swoje własne zadania do wypełnienia, podobnie jak inne okresy życia, które też nie są wolne od chorób i trudności. Jeśli w trzecim wieku nagromadza się tych chorób dużo, to w ogromnej mierze nasza własna w tym wina, to efekt długoletniego lekcewa­żenia zdrowia i zasad profilaktyki. Iluż to młodych ludzi już niemal w dzieciństwie bezmyślnie wdraża się w nałóg palenia. A czy wielu jest takich, którzy interesują się pra­widłową zdrowotną dietą, czy wielu uprawia choćby krót­ką codzienną gimnastykę? Profilaktyka leży odłogiem, nic więc dziwnego, że starość tak często jest godna współ­czucia i potrzebuje pomocy Ale nie o takiej starości tu mowa, nie taką mamy sobie brać za wzór i cel.

Dużo się dziś mówi i pisze o „gilotynie" emerytalnej, o stresie związanym z przejściem na emeryturę, gdy czło­wiek z odejściem ód pełnej pracy zawodowej nagle wpa­da jakby w pustkę. Gerontolodzy postulują, by przejście to odbywało się bardziej stopniowo, bardziej zależnie od woli danego pracownika, od badań jego zdrowia itp. Trzeba jednak stwierdzić, że sam stosunek do emerytury u różnych ludzi może być bardzo różny. Maria Susułow-ska i współpracownicy przebadali tę sprawę u 90 kobiet i 90 mężczyzn, którzy przeszli na emeryturę albo niedaw­no, albo przed paru laty. Stwierdzili, że 50 kobiet i 37 męż­czyzn cieszyło się z emerytury, 16 kobiet i 20 mężczyzn przeżywało ją jako ciężki stres psychiczny, a reszta bada­nych wykazywała postawę „mieszaną" — pewne elemen­ty tej sytuacji podobały im się (swoboda, spokój), a pew­ne budziły niezadowolenie (poczucie utraty prestiżu, jak­by odrzucenia itp.).

Stosunek do emerytury i emerytalna działalność zależą w dużym stopniu od ustosunkowania się do pracy, którą się wykonywało. Są ludzie zakochani w swej pracy zawo­dowej — będą oni starali się również na emeryturze utrzymywać kontakt ze swym zakładem i podtrzymywać

89


tę działalność choćby w niewielkim wymiarze godzin. Możliwości dorabiania zostały ostatnio bardzo rozszerzo­ne bez zawieszenia emerytury. Tacy starzy, doświadczeni pracownicy powinni mieć w swym zakładzie pracy głos doradczy, który należy brać pod uwagę — oczywiście za­leżnie od funkcji, którą pełnili, oraz stopnia ich wiedzy i fachowego wykształcenia.

Inną, liczną dziś grupę stanowią ci pracownicy, którzy do emerytury tęsknią, ponieważ ich praca z takich czy in­nych powodów im nie odpowiada i chcieliby z nią się już rozstać, by zacząć inną zaplanowaną działalność. Do tej grupy należy bardzo wiele kobiet, które zawsze „żyły" bar­dziej domem niż pracą zawodową, a dobiegając pewnego wieku chcą już bez przeszkód zająć się swą rodziną i gos­podarstwem, pomóc w wychowaniu wnuków itp.

Trzecia wreszcie grupa to ludzie, którzy nigdy nie mieli żadnych specjalnych zainteresowań, ani domowych, ani zawodowych, społecznych czy hobbistycznych, a pracę uważali za jarzmo dźwigane dla zarobku. Przechodzą oni chętnie na emeryturę pozbywając się tego jarzma, ale jed­nocześnie wpadają w pustkę. Nawet nie lubiana praca ma zawsze tę korzystną stronę, że zmusza do fizycznego i umysłowego wysiłku. Może oczywiście jednocześnie w taki czy inny sposób działać szkodliwie, ale pozbywając się wraz z pracą szkodliwości, trzeba tę aktywność, do której praca zmusza, zastąpić przez inną. Bardzo szkodli-' wa jest postawa, przy której emeryt nie chce do niczego się zmuszać, uważa, że należy mu się stały „wypoczy­nek", przesiaduje po całych dniach w fotelu, biernie pa­trząc w telewizor lub przez okno na ulicę, aż wreszcie na­rastające niedołęstwo przykuwa go do łóżka.

Dużo się dziś robi „dla" starych ludzi, aby wypełnić im czas wolny i urozmaicić życie. Istnieją związki emerytów, domy dziennego pobytu i różne kluby „Złotej Jesieni". Organizuje się odczyty, imprezy kulturalne, wycieczki krajoznawcze, kółka zainteresowań itp. W większych miastach Polski istnieją „uniwersytety III wieku", które gromadzą emerytów pragnących poszerzyć swą wiedzę na wyższym poziomie. Nie są to prawdziwe uniwersytety — nielna tu egzaminów i nie otrzymuje się żadnych zawodo-

wych uprawnień. Są to tylko organizowane wykłady spe­cjalistów z bardzo różnych dziedzin; istnieją też w ich ra­mach sekcje hobbistyczne, np. teatralna, malarska, nauki języków obcych itp.

W Danii, gdzie geriatria stoi na bardzo wysokim pozio­mie, widziałam nawet „szkołę dla ludzi starych", organi­zowaną w miejscowości wypoczynkowej w formie paroty-godniowych wczasów. Wiedza tam wykładana była bar­dzo praktycznej natury, np. jak bezpiecznie chodzić po ulicach, jak czytać gazety, jak planować różne życiowe sprawy itp.

Wszystko to są cenne i chwalebne inicjatywy, mające na celu takie czy inne „przychodzenie z pomocą" ludziom starym. Wszystko to robi się „dla nich". Ale zwiedzając instytucje geriatryczne w wielu krajach Europy, nigdzie nie spotkałam takiej, która by pouczała, co i w jaki spo­sób ludzie starzy mogą i powinni robić dla społeczeństwa, dla swego narodu, swych rodzin. Dla młodego pokolenia. Jak mają pożytecznie wykorzystywać te walory i atuty, które tylko oni posiadają, gdyż tylko długie życie i bogate doświadczenie je daje. Do tych cennych wartości nikt nie apeluje, nikt ich nie dostrzega, tak jakby w ogóle nie ist­niały lub też wcale nie byly światu potrzebne.

Dostatecznie dużo pisałam już wyżej o tym, jak bardzo są one ważne i potrzebne, trzeba jednak, by sami starsi ludzie zrozumieli to, nabrali wiary w swe posłannictwo i otrząsnęli się z lękliwego onieśmielenia, w jakie popadli. Owszem — często, choć wcale nie zawsze, podejmują oni jakąś pracę zawodową, hobbistyczną, społeczną czy do-mowo-rodzinną, i w tych zakresach są pożyteczni, ale to bynajmniej nie wszystko, co mogliby i powinni z siebie dać. Można powiedzieć, że aktywność człowieka starego ma dwa główne aspekty — jakby dwa kierunki. Pierwszy to te różnorodne prace, które wymieniłam, a drugi to działanie wychowawcze, które ma na celu obronę i rozwi­janie pewnych nadrzędnych wartości: religijnych, moral­nych, patriotycznych itp. Stary człowiek wypełnia swe za­danie, gdy staje się wiernym i nieustępliwym stróżem tych wartości, wszczepiając je młodemu pokoleniu i wskazując mu przez to właściwą w życiu drogę. Działalność tę moż-



90

91


na uprawiać na szerszym, społecznym polu przez publika­cje, artykuły, książki, przez odczyty i pogadanki, np. w ramach duszpasterstwa parafialnego czy katechezy. Ale oczywiście nie każdy starszy człowiek ma odpowiednie ku temu zdolności i warunki. Natomiast każdy może i powi­nien działać w ten sposób na swym prywatnym choćby, -ciasnym „podwórku", w swej rodzinie, miejscu pracy i przy każdej okazji, gdzie styka się z młodym pokoleniem i ma możność zabrać głos, rozmawiać, argumentować i przekonywać.

Aby starszy człowiek mógł to swoje powołanie wypeł­nić, musi on mieć kontakt z młodzieżą. -K,ontakt ten jest najbardziej naturalny we własnej rodzinie, w relacji dziad­kowie — wnuki. Ale nawet zupełnie samotny starszy czło­wiek moż^ sobie stwarzać warunki kontaktu z dziećmi i młodzieżą lub wyzyskiwać okazje, które się nadarzają. Np. starsza emerytka, która przez kilka godzin dziennie odpłat­nie pilnuje dzieci pod nieobecność rodziców, może wy­wrzeć bardzo korzystny wpływ wychowawczy na te dzieci, o ile podejdzie do tego właśnie jak do „zadania".

Zamiast piorunować na wałęsających się bez opieki ma­łych ' „chuliganów", samotny starszy pan mógłby zaprosić ich do siebie, pokazać jakieś ciekawe książki, wciągnąć w rozmowy, stwarzając rodzaj interesującego „prywatnego klubu" dla wyrostków, którzy we własnych domach żad­nych duchowych i moralnych wartości nie otrzymują.

Można też zaprzyjaźnić się z jakąś wielodzietną rodziną z sąsiedztwa, świadcząc im taką czy inną pomoc i zapra­szając ich dzieci na „dyskusyjne herbatki".

Takich różnych możliwości jest sporo. Aby je jednak stwarzać i wyzyskiwać, trzeba przełamać barierę egoiz­mu, nieufności i niechęci — trzeba w tego rodzaju kon­taktach z dziećmi i młodzieżą dojrzeć bardzo ważną spo­łeczną działalność.

Nie jest też dobrze, gdy ludzie starzy są izolowani i sku­piani razem w różnych „domach spokojnej starości", do­mach rencistów, „miasteczkach starców" itp. Łatwo może się wtedy u nich rodzić poczucie kulturalnego „wyrzuce­nia & burtę", co budzi w nich żal i często źle wpływa na zdrowie. A ich, właściwe starości, duchowe i moralne wa-

lory w takiej sytuacji marnują się. W związku z tym pozwo­lę sobie przytoczyć urywek listu, który otrzymałam od jed­nej z czytelniczek (p. Wandy Rylskiej z Jeleniej Góry):

...Przerażało mnie zawsze zjawisko próżni uczuciowej w domach opieki dla sierot czy emerytów, której ci ostatni tak się boją i w której dzieci wzrastają ze skazami psychicznymi. Starzy chorują z tęsknoty za dziećmi, a wychowankowie domów sierot — z braku czułości starszych. Czyż nie nasuwa się wniosek, aby połączyć te dwie instytucje, aby np. w pokoju dwuosobowym nie mieszkali dwaj starcy, ale „dziadzio" z „wnu­czkiem", i aby przy stole również siedzieli oni przy sobie, ażeby mogła ogrzewać ich czułość tak potrzebna i dzieciom, i starym. Mowy nie było­by naturalnie o przymusie, a jedynie o możliwości takiej wspólnoty, j to według spontanicznego doboru.

Być może wspólne zamieszkanie byłoby zbyt męczące, ale godna uwagi jest myśl nawiązywania takich przyjaźni, które byłyby i możliwe, i bardzo pożyteczne, gdyby domy rencistów usytuowane były przy domach dziecka, co da­wałoby możliwość częstych spotkań, spacerów, rozmów itp.

Zastanówmy się z kolei nad tym, jakim warunkom po­winna odpowiadać praca człowieka starego. Przede wszyst­kim powinna być zgodna ze zdolnościami i duchowymi potrzebami człowieka, z jego zamiłowaniami. Już na do­bre kilka lat przed przejściem na emeryturę trzeba tę działalność zaplanować, a może ona być bardzo różnego rodzaju, a więc np.: kontynuacja — w mniejszym wymia­rze — pracy zawodowej, o ile ją się lubi, prowadzenie go­spodarstwa domowego, uprawa działki, roboty ręczne, prace artystyczne, korepetycje, pisanie książek, artyku­łów, spisywanie wspomnień, praca społeczna itp.

Drugi ważny warunek to użyteczność tej pracy :— po­winna orfa"w taki czy inny sposób być pożyteczna dla in­nych, przyjmowana z wdzięcznością i uznaniem, co staje się dodatkowym źródłem satysfakcji dla starszego czło­wieka, który ma wtedy poczucie swej użyteczności i celu w życiu. Każdej pracy, nawet najskromniejszej, można nadać ten głęboki, społeczny sens.

Np. starszy emeryt, który uprawia swą działkę, może z tego zrobić piękną działalność społeczna, jeśli będzie pra-



92

93



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
RI cz1
psychopatologia poznawcza cz1
010 Promocja cz1
rach zarz cz1
DIELEKTRYKI cz1 AIR
Podstawy automatyki cz1
zestawy glosnikowe cz1 MiT 10 2007
Lab kolokwium cz1 NetBIOS
EM cz1
Geosyntetyki rodzaje cz1
08 GIMP tworzenie grafiki na potrzeby WWW (cz1)
finanse publiczne II cz1
EDW Gluszek Spawarka cz1
Terroryzm cz1, Technik Ochrony Fizycznej Osób i Mienia, Terroryzm
Egzamin - propozycje pytan cz1, PKM Egzamin - teoria i zadania

więcej podobnych podstron