42 ZEZNANIE ŚWIADKA


ZEZNANIE ŚWIADKA

Suchy wiatr przygnał nagle niezwykłą falę upału. Zapewne skądś znad południowych pustyń, gdzie właśnie powstaje takie gorące powietrze. Niebo z nielicznymi chmurami było aż szare od tego upału, a słońce niczym ołowiem

prażyło stojące przed hotelem „Corso" tiry z przyczepami. Ogrodnik Lamos, który przybył z pobliskiego miasteczka, choć nie przewidział tego dnia takiej kanikuły,

ubrał się lekko. Włożył luźne, bawełniane spodnie w ciemnoniebieskim kolorze, wyszczuplającą, wciętą w pasie marynarkę w kratkę i do tego szeroki, czerwony krawat.

Schodząc na dół po hotelowych schodach, sięgnął po papierosa Muratti Ambasador, włożył go w usta, ale zapalić mógł dopiero w cieniu zaparkowanych tirów, które osłaniały też przed dusznym wiatrem. Brzegiem rzeki ruszył

w stronę, gdzie domyślał się centrum miasta. Aromat papierosowego dymu szybko się ulatniał i jeśli ktoś podążałby za Lamosem, czułby jedynie zapach taniego, hote-

lowego mydła.

Na moście dla pieszych przerzuconym nad rzeką, wzdłuż poręczy, stał tłum przedszkolaków. Trzymali się poręczy, wystawiali głowy przez kraty, rzucali kamykami i pluli na wyschniętą i popękaną skorupę mułu, który pozostał po powodziowej fali oraz na wygrzewające się w słońcu szczury. Gryzonie bowiem znacznie wcześniej wyczuły zbliżający się upał i tłumnie wyległy nad rzekę. Dzieciaki były pilnowane przez dwie przedszkolanki, z równym

zainteresowaniem gapiące się na szczury, które od czasu do czasu zrywały się do błyskawicznego sprintu, a potem znów zamierały w bezruchu, by dalej się wygrzewać. Lamos od jednej z wychowawczyń dowiedział się, gdzie też

w mieście znajduje się gmach sądu.

W sądzie, na drugim piętrze, Lamos aż do południa przechadzał się przed salą numer sto dwadzieścia cztery. Palił swoje muratti ambasadory, aż w pewnym momencie z umieszczonego nad drzwiami głośnika usłyszał, jak zawołano: „Lamos!".

Lamos wszedł na salę, sędzia przywołał go do siebie, więc podszedł całkiem blisko aż do barierki przed sędziowskim stołem.

— Lamos? — zapytał sędzia.

— Lamos — odpowiedział Lamos.

— Adalbert i Bela?

— Adalbert Lamos Bela — przedstawił się Lamos zgodnie z urzędowym porządkiem, wymieniając najpierw imię, potem nazwisko i wreszcie drugie imię, które z niewiadomych powodów dopisano w jego papierach na samym

końcu.

Po czym złożył przysięgę, że będzie mówił „prawdę, samą prawdę i tylko prawdę".

Przed Lamosem stało dwóch całkowicie jednakowych ludzi, na pewno bliźniaków jednojajowych. Pytanie brzmiało: którego z nich Lamos zna osobiście? Lamos

odpowiedział, że zna ich obu.

Na drugie pytanie natomiast, czy kiedykolwiek spotkał się z nimi jednocześnie, Lamos odpowiedział następująco: tylko osobno się z nimi spotykał, to z jednym, to z drugim, razem nigdy ich nie widział i w ogóle nie wiedział, że jest ich dwóch.

Na te słowa rozległ się w sali śmiech, bliźniacy spojrzeli po sobie, a sędzia powiedział co następuje:

— Dziękuję, świadek może odejść.

Lamos gładził dłonią spodnie, chciał jeszcze dodać jakieś krótkie wyjaśnienie do swojej zwięzłej odpowiedzi, ale sędzia już wskazał na wyjście. Kiedy mijał stolik sekretariatu, siedzący przy nim urzędnik zatrzymał go i poprosił o podpisanie zeznania.

Lamos przeczytał ostatnie pół zdania „nie wiedział, że jest ich dwóch", podpisał i zmierzał do wyjścia, kiedy ktoś z publiczności głośno powiedział: „Idiota". Lamos wprawdzie to usłyszał, ale nic go już nie obchodziło. Cieszył się, że jest po wszystkim.

Wyszedł na ulicę i ruszył w stronę hotelu, blisko mostu, gdzie rano spotkał przedszkolaków z dwiema opiekunkami. Na tarasie ogrodzonym bukszpanem, przy

kawie, piwie i napojach orzeźwiających odpoczywali ludzie. Lamos zamówił trzy gałki lodów — czekoladowe, waniliowe i pistacjowe — prosząc kelnera, aby podał je na trzech talerzykach, bo nie lubi, gdy mieszają się smaki. Po zjedzeniu lodów wrócił do hotelu. Schował piżamę do nylonowej torby, wsiadł do autobusu i pojechał na dworzec.

— No, Adalbert, aleś pan sprytny — poklepał go ktoś nagle po ramieniu, kiedy oczekiwał na peronie na swój pociąg. — Bardzo mądrze się pan zachował, powiedział pan dokładnie to, co należało powiedzieć.

Za Lamosem stał jeden z bliźniaków i uśmiechał się mu prosto w oczy.

— Jest pan racjonalistą.

Spłoszony Lamos pośpiesznie się rozejrzał. Szukał wzrokiem drugiego z bliźniaków, ale w pobliżu nie było nikogo podobnego. W tym momencie przez myśl musiało mu zapewne przemknąć coś takiego, że chyba czort jakiś w tym

miesza, bo czyż to możliwe, że z jednego człowieka może być dwóch albo że dwóch ludzi to jeden i ten sam człowiek. Twarz mu zesztywniała i powiedział:

— Nie chcę pana więcej widzieć!

Przełożył Tadeusz Olszański



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
psych zeznań swiadków
ZUS Rp 8 Zeznanie świadka w sprawie emerytalno rentowej
Psychologia zeznań świadków - rozdz 1 - streszczenie, psychologia sądowa
czynniki wplywajace na wiarygodnosc zeznan swiadkow
My z IPN u Prawdziwe powody ataku na IPN Wystawa IPN Mord w Jedwabnem zeznania świadków
Dowód z zeznań świadków
psych zeznań swiadków
Przeczytaj niepublikowane dotychczas zeznania świadków
Wiarygodność zeznań świadków naocznych
Problematyka pamięci w kontekście zeznań świadków
2012 09 12 Ćwiąkalski Zeznania świadka koronnego nie mogą być jedynym dowodem
PSYCHOLOGIA PAMIĘCI I UCZENIA ćw nr 4 Pamięć w kontekście zeznań świadków Polczyk [111 123]
R Kotecki Obraz przemocy w zeznaniach świadków procesów polsko krzyżackiech w XIV wieku Między ster

więcej podobnych podstron