Wolverton趘e 艁owy na w臋偶e morskie


DAVE WOLVERTON 艁OWY NA W臉呕E MORSKIE

Przedmowa

W roku 2866 grupa genetyk贸w-paleontolog贸w kr膮偶膮c wok贸艂 du偶ego ksi臋偶yca zwanego Anee, oddalonego o tysi膮c dziewi臋膰set pi臋膰dziesi膮t lat 艣wietlnych od Ziemi, zapocz膮tkowa艂a zakrojone na wielk膮 skal臋 przedsi臋wzi臋cie. Zamierzali stworzy膰 najwi臋ksze w galaktyce ziemskie zoo, odtwarzaj膮c wiele zwierz膮t i gatunk贸w ro艣lin, kt贸re ju偶 dawno wymar艂y na ich ojczystej planecie.

Ci terraformatorzy podzielili powierzchni臋 Anee na trzy wielkie kontynenty.

Na ka偶dym z nich mia艂y znale藕膰 schronienie ro艣liny i zwierz臋ta konkretnej ery: kredy, miocenu i pliocenu. Zgromadzili pr贸bki genetyczne z wielu miejsc: uwi臋zione w bursztynie owady 偶ywi膮ce si臋 krwi膮 dostarczy艂y im tkanek niezb臋dnych do sklonowania wi臋kszych zwierz膮t ziemskich, takich jak dinozaury i prehistoryczne wilki. Bursztyn dostarczy艂 te偶 zarodnik贸w i pr贸bek ro艣lin, kt贸re pomog艂y odtworzy膰 pradawn膮 flor臋. Paleontolodzy pobrali pr贸bki tkanek z zamarzni臋tych w lodach Syberii mamut贸w; znale藕li r贸wnie偶 szpik w ko艣ci biodrowej Neandertalczyka, kt贸ry utopi艂 si臋 w bagnie przed trzydziestoma o艣mioma tysi膮cami lat. Pr贸bki krwi zakrzep艂ej na kamiennym toporze dostarczy艂y gen贸w niezb臋dnych do odtworzenia Homo rex - gigantycznych ma艂polu-d贸w-ludo偶erc贸w. Kiedy naukowcom brakowa艂o pr贸bek, rekonstruowali staro偶ytne ro艣liny i zwierz臋ta proteina po proteinie, gen po genie, opieraj膮c si臋 na barwnych wzorcach sporz膮dzonych na podstawie skamienia艂ego DNA; przerzucali w ten spos贸b pomost mi臋dzy ostatnim znanym przodkiem i poprzednikiem danego gatunku.

Paleontolodzy umie艣cili stworzenia pochodz膮ce z tej samej ery na odr臋bnym kontynencie. Dla utrwalenia tego podzia艂u stworzyli

ekozapory; stanowi艂y je gigantyczne w臋偶e morskie, kt贸re patrolowa艂y oceany, po偶eraj膮c ka偶de zwierz臋 usi艂uj膮ce przep艂yn膮膰 z jednego kontynentu na drugi. Pos艂uguj膮c si臋 in偶ynieri膮 genetyczn膮 umie艣cili w przestworzach smoki. Mia艂y one polowa膰 na szybuj膮ce wysoko pterodaktyle, kt贸re zap臋dza艂y si臋 daleko nad morskie obszary.

Naukowcy ci przez dwie艣cie dwana艣cie lat pracowali w stacji kosmicznej kr膮偶膮cej nad Anee do dnia, w kt贸rym kosmici z Erydanu wys艂ali swoje Czerwone Sondy Galaktyczne z zadaniem zniszczenia ka偶dego ziemskiego gwiazdolotu. Zmusili w ten spos贸b paleontolog贸w podr贸偶uj膮cych dot膮d swobodnie w艣r贸d gwiazd do wyl膮dowania na stworzonej przez nich dzikiej planecie. Niekt贸rzy uczeni zaprzyja藕nili si臋 z Neandertalczykami i zawarli z nimi sojusz, co u艂atwi艂o im 偶ycie na wygnaniu. Inni paleontolodzy masowo uprowadzali Neandertalczyk贸w do niewoli. Zamierzali u偶y膰 ich do budowy broni, kt贸ra zniszczy sondy Erydanian. Nazywano ich W艂adcami Niewolnik贸w. Nie zdo艂ali jednak uciec z Anee, cho膰 przez wiele lat ponawiali bezskuteczne pr贸by. Wreszcie, podobnie jak lew w klatce, kt贸ry przestaje w ko艅cu my艣le膰 o ucieczce i stara si臋 w niej urz膮dzi膰 jak najwygodniej, po up艂ywie d艂ugiego czasu kolejne pokolenie W艂adc贸w Niewolnik贸w odwr贸ci艂o wzrok od gwiazd i zacz臋艂o szuka膰 dla siebie miejsca w 艣wiecie, kt贸ry ich wi臋zi艂. Zwr贸cili w贸wczas ca艂膮 swoj膮 pot臋g臋 militarn膮 zar贸wno przeciw dzikim Neandertalczykom, jak i innym ludziom - swym rywalom. Po ich podbiciu Pa艅stwo W艂adc贸w Niewolnik贸w rozci膮ga艂o si臋 od morza do morza, a ich okrutni potomkowie pogr膮偶yli si臋 w barbarzy艅stwie i ulegli dekadencji.

W miar臋 jak wymierali najstarsi z podr贸偶uj膮cych niegdy艣 w艣r贸d gwiazd ludzi, przymusowi osadnicy niemal zupe艂nie zapomnieli o technice umo偶liwiaj膮cej tego rodzaju loty. Nieliczni pozostali przy 偶yciu paleontolodzy podj臋li ostatni膮 pr贸b臋 utrzymania r贸wnowagi ekologicznej na Anee i powo艂ali do 偶ycia ras臋 Stw贸rc贸w, istot rozumnych, podobnych do robak贸w, kt贸re mia艂y syntetyzowa膰 DNA zgodnie z planami zgromadzonymi w ich krystalicznych m贸zgach. W nast臋pnych latach, kiedy na Anee nasta艂 jej ciemny okres dziej贸w, Stw贸rcy kontynuowali dzie艂o uczonych, odtwarzaj膮c wymar艂e formy 偶ycia.

Pokolenia ludzi 偶y艂y w dostatku, rozmna偶a艂y si臋, wojowa艂y i umiera艂y. W stworzonej przez przodk贸w nowej ojczy藕nie cz臋艣膰 ludzko艣ci zyska艂a drugie dzieci艅stwo, a偶 pewnej nocy...

Rozdzia艂 1 WIATR ZST臉PUJ膭CY

Kto艣 potrz膮sn膮艂 lekko Tullem i obudzi艂 go, daj膮c mu znak, 偶e teraz on powinien obj膮膰 wart臋.

- Tchima-zho, sepala-pi fe, ko艅cz臋 z zadowoleniem i znajd臋 rado艣膰 w nadchodz膮cym 艣nie - powiedzia艂 nosowym g艂osem Ayuvah w mi臋kkim, d藕wi臋cznym j臋zyku Neandertalczyk贸w czyli Pwi, jak sami siebie nazywali.

Tuli spojrza艂 w twarz m艂odego Neandertalczyka i zamruga艂, by lepiej widzie膰 w mroku. Thor ju偶 wzeszed艂. I cho膰 ksi臋偶yc ten znajdowa艂 si臋 dopiero w pierwszej kwadrze, Tuli dobrze widzia艂 Ayuvaha. Noc by艂a ciep艂a, a powietrze wok贸艂 obozu przesyca艂a s艂odka wo艅 miodu. Ropuchy drzewne gwizda艂y w ciemno艣ciach poza obozowiskiem, a na przeciwleg艂ym kra艅cu r贸wniny dwa samce hydrozaur贸w o niebieskich grzebieniach g艂o艣no rycz膮c walczy艂y o samic臋. Zajmowa艂y si臋 tym ju偶 od trzech dni w po艂o偶onej ni偶ej dolinie. Tuli cieszy艂 si臋 wi臋c, 偶e zbi贸r miodu dobiega艂 ko艅ca. Nieco wcze艣niej bowiem te dono艣ne ryki zwabi艂y do doliny tyranozaura i cho膰 Ayuvah zabi艂 go w艂贸czni膮, inne zapewne p贸jd膮 艣ladem zwiadowcy. Najwy偶szy ju偶 czas opu艣ci膰 terytoria dinozaur贸w, wr贸ci膰 na statek i odp艂yn膮膰 do ojczystego Smilodon Bay.

Tuli zdj膮艂 szat臋 i przeci膮gn膮艂 si臋. Ayuvah poda艂 mu lunet臋 i r贸g bojowy, a potem poszed艂 posili膰 si臋 przy ognisku, cho膰 nie mia艂 apetytu.

- Adja, boj臋 si臋 - powiedzia艂 spokojnie Ayuvah, zjad艂szy nieco duszonego mi臋sa. Poniewa偶 jednak nie okre艣li艂, jak bardzo si臋 boi, oznacza艂o to, 偶e l臋ka si臋 czego艣 bli偶ej nieokre艣lonego. Siedmiu innych Pwi spa艂o spokojnie w obozie, lecz 偶aden nie chrapa艂. Pozosta艂e ogniska zgas艂y.

- Czego si臋 boisz? - spyta艂 go cicho Tuli.

- Dzisiejszej nocy zauwa偶y艂em o偶ywiony ruch w tamtej dolinie. Samice hydrozaur贸w maj膮 ruj臋. Widzia艂em te偶 dwa karnozaury wychodz膮ce z bagien, a wiele mniejszych dinozaur贸w kr臋ci si臋 po okolicy. Dostrzeg艂em te偶 co艣 niepokoj膮cego, cho膰 nie mam co do tego pewno艣ci - doda艂 w zamy艣leniu Ayuvah. - Wydaje mi si臋, i偶 zobaczy艂em blask latami w pobli偶u du偶ej wyspy na rzece. Ale widzia艂em to z daleka, a po minucie 艣wiat艂o zgas艂o. Mo偶e to by艂 tylko b艂臋dny ognik?

- Z艂odzieje jaj? - spyta艂 Tuli. Jedynie ludzie albo Neandertalczycy mogli rozpali膰 tu ognisko, a tylko nieliczni mieli odwag臋 wyprawi膰 si臋 do tej cz臋艣ci 艣wiata. Wprawdzie wielu m艂odych Pwi od czasu do czasu przep艂ywa艂o ocean, by kra艣膰 jaja dinozaur贸w w Krainie Gor膮ca, ale wyprawiali si臋 tylko na wiosn臋. Na kontynencie zwanym Kalia 偶eglarze dobrze p艂acili Neandertalczykom za jaja wielkich jaszczur贸w, a potem sprzedawali je w odleg艂ych portach ciekawskim, kt贸rzy mieli do艣膰 cierpliwo艣ci, by zaczeka膰, jakie potwory wyl臋gn膮 si臋 ze zdobyczy. Teraz jednak偶e, gdy zbli偶a si臋 jesie艅, wi臋kszo艣膰 Pwi trzyma si臋 z daleka od ziem dinozaur贸w i pracuje przy zbiorach. Tylko Scandal zwany Smakoszem, kt贸ry uwielbia mi贸d ze sk贸rzanego drzewa, p艂aci im dostatecznie dobrze, by mieli ochot臋 wyprawi膰 si臋 w tej porze roku do Krainy Gor膮ca.

- My艣l臋, 偶e to nie byli z艂odzieje jaj - ci膮gn膮艂 Ayuvah. - Oni nigdy nie prowadz膮 poszukiwa艅 po ciemku. Nie mog臋 zrozumie膰, jak kto艣 m贸g艂by w臋drowa膰 w nocy na ziemi dinozaur贸w.

- 艁owcy niewolnik贸w? - Tuli skrzywi艂 si臋 wypowiadaj膮c te s艂owa.

- Mo偶liwe - odpar艂 Ayuvah. - Zesz艂ej wiosny dwudziestu Pwi z Oczu Wellena wyruszy艂o po jaja i 偶aden nie wr贸ci艂. Mogli ich schwyta膰 艂apacze z Kraalu.

- Nigdy nie s艂ysza艂em, 偶eby ci dranie przybywali do Krainy Gor膮ca - zaoponowa艂 Tuli, cho膰 nie by艂 tego zbyt pewny. Przecie偶 niewielka grupa z艂odziei jaj by艂aby 艂atw膮 zdobycz膮. W ostatnich kilku latach napady 艂owc贸w niewolnik贸w coraz bardziej dawa艂y si臋 Neandertalczykom we znaki. Niekt贸rzy m贸wili nawet, i偶 najwy偶szy ju偶 czas, by uciec z dzikich ost臋p贸w Kalii i uda膰 si臋 do Krainy Gor膮ca, i 偶e 艂apacze nigdy nie odwa偶膮 si臋 ruszy膰 ich 艣ladem.

Tuli w艂o偶y艂 sw贸j ekwipunek bojowy, gdy偶 s艂owa Ayuvaha zaniepokoi艂y go nie na 偶arty. Narzuci艂 na nagie cia艂o kurtk臋 ze sk贸ry igu-andona i wsadzi艂 do futera艂u u pasa sw贸j kutow, podw贸jny top贸r. Potem chwyci艂 drewnian膮 tarcz臋 i w艂贸czni臋, zawiesi艂 na szyi r贸g i ruszy艂 na posterunek.

Pe艂ni艂 wart臋 w konarach usch艂ego sk贸rzanego drzewa na szczycie pag贸rka. Widzia艂 st膮d dobrze ca艂膮 r贸wnin臋 w dole. Porasta艂a j膮 sk膮pa ro艣linno艣膰, ale licz膮ce dwie艣cie triceratops贸w stado - ka偶dy d艂ugi na trzyna艣cie metr贸w - ogryza艂o krzaki na ciemnym stepie. Rz膮d wzg贸rz na wschodzie znaczy艂 granic臋 las贸w, a na odleg艂ym o trzy kilometry wzniesieniu niewielkie ognisko pali艂o si臋 w dziupli sk贸rzanego drzewa. Tuli wyj膮艂 lunet臋 z futera艂u i przyjrza艂 si臋 temu drzewu. Przy spr贸chnia艂ym pniu obozowali Denni i Tchar, czternastoletni Neandertalczycy, podkurzaj膮c pszczo艂y. Jasnow艂osy Denni podsyca艂 ogie艅, podczas gdy Tchar smacznie spa艂.

Dobry ch艂opiec z tego Denniego i taki pracowity. Musz臋 pochwali膰 go rano, pomy艣la艂 Tuli. Iguandony skuba艂y li艣cie drzew otaczaj膮cych obozowisko m艂odych Pwi, wielkie i szare w 艣wietle ksi臋偶yca. To dobrze, doda艂 w my艣li Tuli. Ch艂opcy b臋d膮 bezpieczni tak d艂ugo, jak igu-andony zostan膮 w pobli偶u. Przeni贸s艂 wzrok na zach贸d w stron臋 sporej wyspy na rzece. Rzeczywi艣cie, porastaj膮ce j膮 g臋ste krzaki porusza艂y si臋 bez przerwy. Tuli zbada艂 wzrokiem ten zak膮tek. Je偶eli kto艣 - cz艂owiek lub Pwi - przy艣wiecaj膮cy sobie latarni膮 zszed艂 nad rzek臋, a potem obszed艂 to zakole, m贸g艂 zauwa偶y膰 ognisko p艂on膮ce w dziupli sk贸rzanego drzewa. A je艣li by艂 to 艂owca niewolnik贸w, na pewno by zgasi艂 wtedy latarni臋 i przekrada艂 si臋 w mroku wzd艂u偶 zaro艣li.

Gdyby czterdziestu m臋偶czyzn przedziera艂o si臋 przez rosn膮ce nad rzek膮 krzaki w ksi臋偶ycowej po艣wiacie, czy wyp艂oszyliby z nich dinozaury na otwart膮 przestrze艅, zastanawia艂 si臋 wartownik. Nie potrafi艂 na to odpowiedzie膰. R贸wnie dobrze tuzin dinozaur贸w m贸g艂 wystraszy膰 my艣liwych. A gdyby to nocni przybysze narobili ha艂asu, sta艂oby si臋 odwrotnie. Tuli obr贸ci艂 si臋 dooko艂a starannie badaj膮c wzrokiem r贸wnin臋. W blasku ksi臋偶yca, maj膮c teleskop, czu艂 si臋 wzgl臋dnie bezpiecznie. Tuzin ma艂ych owiraptor贸w wybieg艂o z zaro艣li w pobli偶u wzg贸rz, kieruj膮c si臋 na otwart膮 przestrze艅. To, co je wyp艂oszy艂o, okr膮偶a艂o teraz Tchara i Denniego. Tuli sykn膮艂 przez z臋by i dotkn膮艂 rogu bojowego.

Tchar i Denni s膮 m艂odzi i je艣li wpadn膮 w tarapaty, mog膮 nie mie膰 do艣膰 przytomno艣ci umys艂u, by z nich wybrn膮膰. Tuli nie zdecydowa艂 si臋 jednak na gr臋 na rogu, gdy偶 zdradzi艂by w ten spos贸b swoj膮 obecno艣膰. Czy powinienem ich ostrzec przed czym艣, co mo偶e okaza膰 si臋 ca艂kowicie niegro藕ne, zapyta艂 si臋 w duchu. Przecie偶 dos艂ownie wszystko potrafi艂o przestraszy膰 owiraptory.

W le偶膮cym poni偶ej jeziorku 偶aby przesta艂y nagle 艣wista膰, gdy偶 kto艣 wszed艂 do wody. Tuli wzdrygn膮艂 si臋 i spojrza艂 w d贸艂. Fava, m艂odsza siostra Ayuvaha, sta艂a w blasku ksi臋偶yca. By艂a to pi臋kna dziewczyna o rudoblond w艂osach. Zielone oczy Favy, p艂ytko osadzone pod wydatnymi 艂ukami brwiowymi - co by艂o rzadko艣ci膮 w艣r贸d Neandertalczyk贸w -upodabnia艂y j膮 do ludzi. Mia艂a du偶e piersi i ozdabia艂a go艂e nogi kolorowymi wst膮偶kami na znak, 偶e jest niezam臋偶na. Ka偶dy, kto z ni膮 si臋 zetkn膮艂, odnosi艂 wra偶enie, 偶e tej s艂odkiej istocie 艣wiat wydaje si臋 niezwykle tajemniczy. Zapewne dlatego zawsze m贸wi艂a z naciskiem, moduluj膮c g艂os, jakby w ten spos贸b chcia艂a podkre艣li膰, jak dziwne jest wszystko, co j膮 otacza. Fava zdj臋艂a tunik臋, wesz艂a do wody i po艂o偶y艂a si臋 na plecach, pozwalaj膮c wst膮偶kom unosi膰 si臋 swobodnie na g艂adkiej tafli.

Tuli przez chwil臋 przygl膮da艂 si臋 piersiom dziewczyny unosz膮cym si臋 i opadaj膮cym na powierzchni wody w rytm oddechu.

- Faro - szepn膮艂 w ko艅cu do m艂odej Neandertalki - co robisz?

- K膮pi臋 si臋 - odpowiedzia艂a, wyra藕nie zaskoczona jego pytaniem. Tuli zdziwi艂 si臋. Musia艂a przecie偶 wiedzie膰, 偶e b臋dzie pe艂ni艂 wart臋 na g贸rze. Co wi臋cej, powinna by艂a go zobaczy膰.

- Hmmm - westchn臋艂a z zadowoleniem Fava, rozbryzguj膮c wod臋. - Ju偶 od trzech dni gotowa艂am w dole mi贸d. Ca艂a moja odzie偶 sta艂a si臋 lepka od soku i pachnie jak kwiaty sk贸rzanego drzewa. Nawet m贸j pot nabra艂 woni miodu. Tellu - wym贸wi艂a imi臋 Tulla najlepiej, jak jej na to pozwala艂y odmienne od ludzkich struny g艂osowe -nawet do艂ek mi臋dzy moimi piersiami pachnie miodem.

Tuli poczerwienia艂 i odwr贸ci艂 wzrok. Od dawna tak z nim 偶artowa艂a. Ugania艂a si臋 za nim ju偶 od siedmiu lat, odk膮d przesta艂 by膰 dzieckiem. Nie by艂 jednak pewny, czy Fava naprawd臋 pragnie go zdoby膰. Dla Neandertalczyk贸w wszystkie przedmioty, wszyscy ludzie i wszystkie miejsca posiada艂y kwea, 艂adunek emocjonalny wynikaj膮cy z dawnych powi膮za艅, a Fava bardzo poci膮ga艂a Tulla. Zawsze uwa偶a艂 j膮 za m艂odsz膮 siostr臋 i kwea, kt贸re do niej czu艂, te偶 mia艂o siostrzan膮 natur臋. By艂o to kwea razem sp臋dzonych dobrych chwil. My艣la艂 o niej tylko jak o male艅kiej dziewczynce, kt贸r膮 niegdy艣 by艂a, o kim艣, kogo powinien strzec. W ostatnich czasach jednak to kwea zacz臋艂o si臋 zmienia膰. Fava cz臋艣ciej si臋 z nim teraz droczy艂a i czu艂, 偶e narasta w nim po偶膮danie, 偶e pragnie si臋 z ni膮 kocha膰. Nie zaproponowa艂 jej wszak偶e tego w obawie, 偶e zniszczy przyja藕艅, kt贸ra ich 艂膮czy. A zreszt膮, czy Fava zechcia艂aby miesza艅ca za m臋偶a, zastanowi艂 si臋 w duchu. Niewiele kobiet pragn臋艂o po艣lubi膰 kogo艣, kto w po艂owie jest cz艂owiekiem i w po艂owie Neandertalczykiem. Fava na pewno mo偶e znale藕膰 kogo艣 lepszego. Nie, ona tylko stara si臋 wprawi膰 mnie w zak艂opotanie, pomy艣la艂.

Tuli odetchn膮艂 g艂臋boko i zmusi艂 si臋 do obserwowania stepu. Nie m贸g艂 si臋 jednak skoncentrowa膰 i od czasu do czasu zerka艂 na Fav臋 p艂ywaj膮c膮 w jeziorku, widzia艂 fale omywaj膮ce jej piersi w blasku ksi臋偶yca. Pluska艂a si臋 tak przez p贸艂 godziny. Potem wysz艂a z wody i wytar艂a si臋 do sucha. Tuli wysi艂kiem woli odwr贸ci艂 od niej wzrok. Kilka ma艂ych dinozaur贸w zgromadzi艂o si臋 w dolinie, by po偶re膰 tyranozaura, kt贸rego Ayuvah zabi艂 poprzedniego dnia.

Fava ubra艂a si臋, wdrapa艂a na drzewo i stan臋艂a obok Tulla. By艂a wysoka jak na Neandertalk臋, a przecie偶 m艂ody mieszaniec spogl膮da艂 na ni膮 z g贸ry.

- Rozczeszesz mi w艂osy, Tullu? - spyta艂a niewinnie, stoj膮c na dw贸ch ga艂臋ziach, nader chwiejnej podporze.

- Jestem na warcie - odpar艂 kr贸tko.

- Przecie偶 inni 艣pi膮! - zaoponowa艂a.

Tuli wzi膮艂 od niej ko艣ciany grzebie艅. Fava odwr贸ci艂a si臋 do m艂odzie艅ca plecami. Rozczesywa艂 powoli jej d艂ugie, mokre w艂osy.

- Z przyjemno艣ci膮 wr贸ci艂bym do domu - powiedzia艂.

- Czemu? - spyta艂a zdziwiona. - My艣la艂am, 偶e cieszy ci臋 ta wyprawa. Sam m贸wi艂e艣, 偶e nudzi ci臋 praca przy zbiorze owoc贸w i siana.

- Boj臋 si臋 - odrzek艂 i opowiedzia艂 jej o dostrze偶onym przez Ayu-vaha blasku latarni.

- 殴le by si臋 sta艂o, gdyby przybyli tu 艂owcy niewolnik贸w - zaniepokoi艂a si臋 dziewczyna. - To miejsce jest na to za pi臋kne.

Sta艂a patrz膮c na zalan膮 blaskiem ksi臋偶yca r贸wnin臋. Tuli sko艅czy艂 czesanie, zwi膮za艂 jej w艂osy w ko艅ski ogon i poklepa艂 japo ramieniu. 艢wit wstanie dopiero za godzin臋: jaki艣 quetzalkoatus - ten lataj膮cy jaszczur, ze skrzyd艂ami o rozpi臋to艣ci pi臋tnastu metr贸w - szybowa艂 w g贸rze w poszukiwaniu padliny. Potem zni偶y艂 lot i zacz膮艂 kr膮偶y膰 nad martwym tyranozaurem w dolinie.

- Zmy艂am z siebie zapach miodu? - spyta艂a rzeczowo Fava, zn贸w graj膮c rol臋 m艂odszej siostry.

Tuli pow膮cha艂 jej w艂osy. Pachnia艂y czysto艣ci膮! Wod膮 z g贸rskiego potoku.

- My艣l臋, 偶e tak, przyjaci贸艂ko - odpowiedzia艂. Fava odwr贸ci艂a si臋 i podnios艂a na niego wzrok. Tuli nie wiedzia艂, co maluje si臋 na jej twarzy: gniew, po偶膮danie, mo偶e kpina?

- Jeste艣 pewny, przyjacielu? - spyta艂a i odchyli艂a do ty艂u g艂ow臋. M艂odzieniec wci膮gn膮艂 w nozdrza s艂odk膮 wo艅 jej szyi. Pachnia艂a jak mi贸d ze sk贸rzanego drzewa i od tego zapachu zakr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie.

Tuli podni贸s艂 niepewnie wzrok. Zdawa艂 sobie bowiem spraw臋, 偶e je艣li powie prawd臋, Fava ponownie si臋 wyk膮pie.

Nagle zapomnia艂 o zak艂opotaniu; na dalekim wzg贸rzu dostrzeg艂 blask pochodni ko艂ysz膮cej si臋 w ciemno艣ciach. Wyci膮gn膮艂 znowu lunet臋 i skierowa艂 j膮 na znajome miodne drzewo. Na przeciwleg艂ym kra艅cu r贸wniny, o trzy kilometry dalej, Denni zapali艂 pochodni臋 od ogniska p艂on膮cego w wydr膮偶onym pniu. Pocz膮tkowo Tuli nie widzia艂 nic wi臋cej, dopiero po chwili zauwa偶y艂 kilkunastu odzianych w czer艅 m臋偶czyzn uzbrojonych w miecze.

- Co si臋 dzieje? - zapyta艂a Fava.

- 艁owcy niewolnik贸w - odrzek艂 Tuli. - My艣l臋, 偶e to piraci z Ba-shevgo - w ka偶dym razie nosz膮 czarne odzienie. Denni stara si臋 ich powstrzyma膰.

- Ilu ich jest? - spyta艂a Fava, zdumiona jak ma艂a dziewczynka. Tuli policzy艂 szybko.

- Widz臋 dziesi臋ciu lub dwunastu - odrzek艂.

- Denni nie pokona tylu wrog贸w! Wymachuje pochodni膮 tylko po to, by nas ostrzec! - zawo艂a艂a dziewczyna. Zerwa艂a r贸g bojowy z szyi Tulla tak szybko i gwa艂townie, 偶e rzemie艅 p臋k艂.

- Nie! - zaprotestowa艂 Tuli. - Zdradzisz tylko tym draniom, 偶e tu jeste艣my!

Fava, nie zwa偶aj膮c na jego uwag臋, zad臋艂a w r贸g. Ten niski d藕wi臋k zla艂 si臋 z wrzaskami walcz膮cych o samic臋 hydrozaur贸w. Dreszcz zgrozy wstrz膮sn膮艂 Tullem. Widzia艂 przez lunet臋, jak 艂owcy niewolnik贸w po kolei zwr贸cili twarze w stron臋, z kt贸rej dobieg艂o do nich granie rogu.

- Teraz Denni i Tchar wiedz膮, 偶e nadchodzi pomoc - dziecinny g艂os Favy nabra艂 twardego i zdecydowanego tonu - a piraci, 偶e b臋d膮 musieli walczy膰 z odsiecz膮!

Tuli i Fava jednocze艣nie zeskoczyli z drzewa i pobiegli do obozowiska. Ayuvah i pozostali Neandertalczycy ju偶 nak艂adali ekwipunek bojowy.

- 艁owcy niewolnik贸w schwytali Denniego i Tchara - rzuci艂a Fava.

- Ilu ich jest? - spyta艂 Ayuvah, wk艂adaj膮c sk贸rzany he艂m nabijany spi偶owymi gwo藕dziami.

- Widzia艂em tylko dziesi臋ciu lub dwunastu - stwierdzi艂 Tuli. -Ale mog艂o ich by膰 wi臋cej.

Ayuvah zawaha艂 si臋 i spojrza艂 na towarzyszy. Tuli zatrzyma艂 si臋 i zrobi艂 to samo. Mieli po dwadzie艣cia i dziewi臋tna艣cie lat, byli wi臋c najstarsi w grupie. Pozostali s膮 tylko ch艂opcami, kt贸rzy nie przekroczyli jeszcze pi臋tnastego roku 偶ycia. A mimo to wszyscy z poblad艂ymi twarzami przypinali nagolenice i wyci膮gali tarcze z pokrowc贸w. B臋d膮 musieli bi膰 si臋 z doros艂ymi, zaprawionymi w walce m臋偶czyznami. Mo偶liwe, 偶e wpadn膮 w pu艂apk臋. Kilku patrzy艂o na Tulla i Ayu-vaha szeroko otwartymi, przera偶onymi oczami.

Lepiej straci膰 dw贸ch czy jedenastu, zastanawia艂 siew duchu Tuli. Ayuvah to najlepszy wojownik i my艣liwy w Smilodon Bay i je艣li wybierze potyczk臋, ch艂opcy p贸jd膮 za jego przyk艂adem. Je偶eli dojdzie jednak do walki wr臋cz, m艂odzi Neandertalczycy na pewno przegraj膮. Nie mamy innego wyboru, musimy walczy膰, nawet gdyby艣my wszyscy mieli si臋 dosta膰 do niewoli, zdecydowa艂 w my艣li.

Po godzinie Ayuvah z towarzyszami przebyli wilgotny od rosy step i dotarli do lasu. Wypatrywali na r贸wninie 艂owc贸w niewolnik贸w, ale 偶adnego nie zauwa偶yli. A przecie偶 Tuli m贸g艂by przysi膮c, 偶e wrogowie dostrzegli ich z daleka na p艂askim terenie. Teraz na pewno ju偶 wiedz膮, i偶 b臋d膮 walczy膰 z dziewi臋cioma Neandertalczykami. Czy jednak zdaj膮 sobie spraw臋, 偶e sze艣ciu przeciwnik贸w to m艂odzi ch艂opcy i 偶e w grupie zbieraczy miodu jest kobieta? Wprawdzie Fava przyby艂a tu wy艂膮cznie po to, 偶eby pom贸c w destylacji miodu, lecz nios艂a teraz tarcz臋 i w艂贸czni臋 jak wojownik.

Wsta艂 pogodny ranek. S艂o艅ce jasno 艣wieci艂o. Podchodz膮c do miodnego drzewa, przy kt贸rym tak niedawno obozowali ich towarzysze, Neandertalczycy ustawili si臋 w odst臋pach, na kszta艂t wachlarza. Przed nimi, 偶ywi膮c si臋 po drodze, pe艂z艂o pi臋膰 srebrzysto-br膮zowych iguan-don贸w. Kiedy zbli偶yli si臋 do upatrzonego drzewa, Ayuvah zatrzyma艂 ich podniesieniem r臋ki. Wci膮gn膮艂 w nozdrza powietrze, w臋sz膮c.

- Wydaje mi si臋, 偶e 艂owcy niewolnik贸w odeszli - szepn膮艂 i ruszy艂 dalej ukradkiem.

- Denni! Tchar! - kto艣 zawo艂a艂 po chwili na ca艂e gard艂o.

Znale藕li obu ch艂opc贸w przywi膮zanych do drzewa. Byli nadzy i nawet si臋 nie poruszyli na widok towarzyszy. Z odleg艂o艣ci oko艂o czterech metr贸w Tuli widzia艂 dobrze tylko Tchara. R臋ka ch艂opca le偶a艂a bezw艂adnie na ziemi. Wrogowie pobili Tchara do nieprzytomno艣ci, a potem rozr膮bali pie艅. Rozw艣cieczone pszczo艂y tak pok膮sa艂y m艂odzika, 偶e jego twarz spuch艂a od uk膮sze艅. Okr膮偶ywszy drzewo, Tuli zobaczy艂 Denniego, i w tej samej chwili po偶a艂owa艂, 偶e poszed艂 dalej. 艁owcy niewolnik贸w rozci臋li ch艂opcu brzuch, wsadzili tam rozwidlony patyk, okr臋cili wok贸艂 niego wn臋trzno艣ci, a potem wyci膮gali je powoli, centymetr za centymetrem, i w ko艅cu zawiesili na krzakach jak groteskowe ozdoby. Denni le偶a艂 w ka艂u偶y krwi, co znaczy艂o, 偶e jeszcze 偶y艂, gdy go torturowali. Ayuvah odci膮艂 zw艂oki Denniego, odci膮gn膮艂 je od drzewa i zrzuci艂 martwe pszczo艂y z cia艂a Tchara.

O dziwo, na twarzy przyw贸dcy grupy nie malowa艂 si臋 gniew, a tylko wielki smutek.

- Nie 偶yj膮 - powiedzia艂 cicho Ayuvah. Jego towarzysze w obawie przed zasadzk膮 czujnie obserwowali zaro艣la. Najm艂odszy ch艂opiec rozp艂aka艂 si臋 ze strachu. Inny dosta艂 czkawki.

Ayuvah zbada艂 obozowisko, szukaj膮c 艣lad贸w. 艁owcy niewolnik贸w nosili ci臋偶kie buty, a nie mi臋kkie mokasyny jak Pwi: bez trudu zatem dostrzeg艂 odciski ich st贸p.

- By艂o ich tylko dziesi臋ciu - oceni艂 Ayuvah po kilku chwilach. -Wiedzieli, 偶e je艣li wezm膮 je艅c贸w, b臋dziemy ich 艣cigali, a nie chcieli z nami walczy膰. Uznali, 偶e jest nas za du偶o.

- I tak powinni艣my zapolowa膰 na nich jak na wilki! - sykn臋艂a Fava. Tuli ledwie si臋 powstrzyma艂, by nie ruszy膰 tropem morderc贸w.

Ayuvah przyjrza艂 si臋 twarzom ch艂opc贸w. Tuli u艣wiadomi艂 sobie, i偶 przeciwnicy nie b臋d膮 bra膰 je艅c贸w. Jego m艂odociani towarzysze zgin膮 w starciu z do艣wiadczonymi wojownikami. Ayuvah rzek艂 tylko:

- Tcho-oh-fenna-ai. Bardzo mi przykro, 偶e nie mo偶emy nic zrobi膰.

Neandertalczycy zanie艣li cia艂a Denniego i Tchara nad rzek臋 i po kr贸tkiej ceremonii pogrzebowej oddali je falom. Ch艂opcy gorzko p艂akali. 艢mier膰 tych dw贸ch znaczy艂a, 偶e tego lata stracili pi臋ciu wsp贸艂-plemie艅c贸w. 艁owcy niewolnik贸w schwytali pozosta艂膮 tr贸jk臋 w nocy, podczas pracy w polu, dlatego tamta strata wydawa艂a si臋 im mniej straszna. Tak, to lato by艂o naprawd臋 ci臋偶kie.

Po pogrzebie wr贸cili do obozu, zachowuj膮c wszystkie 艣rodki ostro偶no艣ci, zapakowali mi贸d i przygotowali si臋 do powrotu. Nie mog膮 tu pozosta膰, gdy w pobli偶u kr臋c膮 si臋 艂apacze z Kraalu. Na samym ko艅cu spalili swoj膮 niewielk膮 drewnian膮 fortec臋 zbudowan膮 na szczycie wzg贸rza. Przez wiele lat s艂u偶y艂a ona neandertalskim zbieraczom jaj. Teraz jednak, gdy 艂apacze dowiedzieli si臋 ojej istnieniu, m艂odzi Pwi nigdy do niej nie wr贸c膮. Nie pozwoli im na to kwea, poczucie utraty. Tulla ogarn膮艂 smutek. W przesz艂o艣ci Kraina Gor膮ca zawsze wydawa艂a mu si臋 ziemi膮 wolno艣ci. Odt膮d jednak pami臋膰 o niej b臋dzie ocienia膰 kwea 艣mierci.

Tuli nie w膮tpi艂, 偶e niekt贸rzy z 艂apaczy byli Neandertalczykami, poddanymi, kt贸rzy tak d艂ugo 偶yli pod jarzmem W艂adc贸w Niewolnik贸w, i偶 bez zastrze偶e艅 wykonywali zlecon膮 im brudn膮 robot臋. Poniewa偶 Pwi maj膮 lepszy w臋ch ni偶 ludzie, m艂ody mieszaniec ba艂 si臋 te偶, 偶e ci zaprza艅cy zdo艂aj膮 wytropi膰 ich w nocy. Dlatego w臋drowali dniem i noc膮, d藕wigaj膮c mi贸d i przez ca艂y czas wypatruj膮c wrog贸w. Znalaz艂szy si臋 w pobli偶u morza, weszli na niewielki pag贸rek i spojrzeli w d贸艂 na sw贸j ma艂y 偶aglowiec przycumowany do brzegu rzeki o brudnych, br膮zowawych nurtach. Poro艣ni臋te mi臋kkim, szarym puszkiem male艅kie pteranodony o 艂opatkowatych ogonach polowa艂y na gigantyczne niebieskie wa偶ki.

Ayuvah przystan膮艂. Niewielki wir powietrzny smagn膮艂 traw臋, uderzy艂 w przyw贸dc臋 poszukiwaczy miodu i niemal natychmiast si臋 rozwia艂. Ayuvah sta艂 d艂ugo w milczeniu, obserwuj膮c rzek臋.

- My艣l臋, 偶e pteranodony nie lata艂yby tak beztrosko, gdyby 艂owcy niewolnik贸w kryli si臋 w przybrze偶nych zaro艣lach - przerwa艂a milczenie Fava.

- Nie o to chodzi - odrzek艂 Ayuvah. - Czuj臋 dziwny ch艂贸d... taki niesamowity... - urwa艂, po czym m贸wi艂 dalej. - Czuj臋 si臋 tak, jakby m贸j ojciec by艂 tutaj, jakby przyby艂, by wezwa膰 nas do powrotu. -Zamkn膮艂 oczy, odetchn膮艂 powoli i podj膮艂: - Tak, on chce, 偶eby艣my wr贸cili do domu.

- Sk膮d wiesz? Czy wst膮pi艂 na 艢cie偶k臋 Duch贸w? - spyta艂 Tuli. Ojciec Ayuvaha mia艂 wielkie wp艂ywy w艣r贸d Pwi. W m艂odo艣ci by艂 szamanem, doradc膮 i przyw贸dc膮 swego ludu. Jednak偶e ka偶dy Obcuj膮cy z Duchami m贸g艂 u偶y膰 swoich czarodziejskich mocy do zbadania przysz艂o艣ci tylko wtedy, gdy stan膮艂 u wr贸t 艣mierci. Niewielu obdarzonych takimi zdolno艣ciami Pwi odwa偶y艂o si臋 na to.

- Tak - oznajmi艂 Ayuvah. - W domu 藕le si臋 dzieje. - Podni贸s艂 wy偶ej g艂ow臋, jakby nas艂uchiwa艂. - Ma to co艣 wsp贸lnego z w臋偶ami, zdychaj膮cymi w臋偶ami morskimi.

Tuli usiad艂 i zamy艣li艂 si臋 nad s艂owami przyjaciela. Przez jakie艣 tysi膮c lat w臋偶e te chroni艂y jego ojczyst膮 ziemi臋 przed dinozaurami, kt贸re przep艂ywa艂y ocean oddzielaj膮cy j膮 od Krainy Gor膮ca. Tworzy艂y 偶ywy mur obronny. Jednak偶e w ostatnich kilku latach by艂o coraz mniej zar贸wno doros艂ych, jak i 艣wie偶o wyklutych z jaj osobnik贸w. Ostatniego lata nie wyl膮g艂 si臋 ani jeden w膮偶-obro艅ca. Wszyscy chcieli wierzy膰, 偶e to tylko przej艣ciowe zjawisko, 偶e z czasem sytuacja si臋 poprawi. Wie艣ci z ojczyzny wskazywa艂y jednak, 偶e Chaa zosta艂 wreszcie zmuszony do wst膮pienia na 艣cie偶ki przysz艂o艣ci, 偶e musia艂 u偶y膰 swoich mocy do znalezienia rozwi膮zania tego problemu.

Ayuvah waha艂 si臋 chwil臋 d艂u偶ej od Tulla.

- Tak, jestem tego pewny - rzek艂 w ko艅cu. - Chaa chce, 偶eby艣my wr贸cili do domu.

Cztery dni p贸藕niej m艂odzie艅cy wp艂yn臋li do drugiego, w膮skiego fiordu, kieruj膮c si臋 do portu w Smilodon Bay. Dwa statki sta艂y ju偶 tam na kotwicach. Mniejsza od nich jednostka zbieraczy miodu przep艂yn臋艂a obok, kieruj膮c si臋 prosto do nabrze偶a. Na ich powitanie wysz艂o wiele neandertalskich kobiet i dzieci. Ayuvah opowiedzia艂 im o 艣mierci Denniego i Tchara. M艂odsi ch艂opcy zanie艣li t臋 smutn膮 wie艣膰 rodzinom zamordowanych, gdy偶 by艂o to ich obowi膮zkiem jako przyjaci贸艂. Jaka艣 staruszka powiedzia艂a, 偶e Chaa nadal kroczy 艢cie偶k膮 Duch贸w. Fava pobieg艂a do domu, by zobaczy膰 si臋 z ojcem. Tuli i Ayu-vah wy艂adowali tymczasem beczki z miodem. Ka偶dy zani贸s艂 dwie bary艂ki Scandalowi.

By艂o p贸藕ne popo艂udnie i ciep艂y, zst臋puj膮cy wiatr wia艂 z g贸r, gwi偶d偶膮c w ga艂臋ziach sekwoi. Siedz膮cy dot膮d na g贸ruj膮cej nad miastem wysokiej skale ptak-tyran wzlecia艂 w powietrze i ko艂owa艂 w stron臋 jednego z drzew. Zatrzepota艂 kilkakrotnie skrzyd艂ami o sztywnych pi贸rach, uczepi艂 si臋 szponami g贸rnych ga艂臋zi sekwoi i osiad艂 na tej chwiejnej grz臋dzie. Tuli obserwowa艂 ptaka przez chwil臋, jego ostre z臋by, czerwon膮 niby krew w臋偶ow膮 g艂ow臋 z zatrutym rogiem i oczy o inteligentnym wyrazie i zimnym spojrzeniu. Ptak-tyran nie by艂 gro藕ny dla Pwi. Gwiezdni 呕eglarze zaprogramowali go genetycznie do polowania na inn膮 zdobycz. A mimo to m艂ody Neandertalczyk zadr偶a艂 na widok tego spokrewnionego ze smokami stwora.

Tuli i Ayuvah zanie艣li beczu艂ki z miodem do zajazdu "Pod Ta艅cz膮cym Ksi臋偶ycem". Tuli, mijaj膮c praptaka, przyjrza艂 mu si臋 uwa偶nie i ruchem g艂owy odrzuci艂 do ty艂u si臋gaj膮ce ramion w艂osy, by wiatr ch艂odzi艂 mu szyj臋.

Ober偶a "Pod Ta艅cz膮cym Ksi臋偶ycem" mie艣ci艂a si臋 w drugim, jednopi臋trowym budynku z szarego kamienia i drewna cedrowego. Osiem r臋cznie rze藕bionych d臋bowych kolumn podtrzymywa艂o balkon, na kt贸rym, p贸藕nym wieczorem, p贸艂nagie niewiasty b臋d膮 zaprasza艂y przechodni贸w do swoich pokoi. Pn膮ce r贸偶e o grubych 艂odygach oplata艂y kolumny. Dwa pawie przechadza艂y si臋 przed zajazdem. Roztoczywszy ogony, wydawa艂y przenikliwe okrzyki i czujnie przygl膮da艂y si臋 nie艣lubnym dzieciom prostytutek biegaj膮cym po ulicach.

Theron Scandal, cz艂owiek b臋d膮cy w艂a艣cicielem ober偶y, pow艂贸cz膮c nogami wyszed艂 na podw贸rze. Strumyki potu 偶艂obi艂y 艣cie偶ki na jego obsypanych m膮k膮 ramionach, poniewa偶 jeszcze przed chwil膮 pracowa艂 w gor膮cej kuchni. Przesun膮艂 wzrokiem po ulicy, podrapa艂 si臋 po g艂owie i dopiero wtedy zauwa偶y艂 Tulla i Ayuvaha.

- Pod藕wigniecie si臋, ch艂opaki! - machn膮艂 niecierpliwie r臋k膮. -Postawcie beczki w 艣rodku! - Ayuvah i Tuli po艣pieszyli do rozgrzanej, dusznej izby i postawili beczu艂ki na kontuarze.

Scandal zaprowadzi艂 ich do najbli偶szego sto艂u, rozkaza艂 przynie艣膰 talerze i kufle.

- Tylko cztery beczki? - spyta艂. - Zamawia艂em sze艣膰.

- Zebrali艣my tylko pi臋膰 - powiedzia艂 przepraszaj膮cym tonem Ayu-vah. - Jedna zosta艂a na statku. Mieli艣my k艂opoty: 艂owcy niewolnik贸w.

- Hm - mrukn膮艂 zaaferowany Scandal. Zdawa艂o si臋, jakby zwr贸ci艂 si臋 w g艂膮b swoich my艣li i nie zapyta艂, jakie by艂y to k艂opoty. -W takim razie najwy偶szy czas, ch艂opcy, 偶ebym si臋 z wami rozliczy艂 -o艣wiadczy艂. -Najpierw jednak posied藕cie ze mn膮 chwil臋. -W ogromnej izbie panowa艂 niezno艣ny upa艂, gdy偶 gor膮co buchaj膮ce od ognisk, nad kt贸rymi gotowa艂y si臋 potrawy, 艂膮czy艂o si臋 z ci臋偶kim, dusznym powietrzem pe艂ni lata. Wielkie zielone muchy wlatywa艂y i wylatywa艂y przez otwarte drzwi zajazdu, po艂yskuj膮c jak szmaragdy, gdy trafi艂 je kt贸ry艣 ze s艂onecznych promieni. Na stole sta艂a miska z orzechami laskowymi. Scandal wzi膮艂 kilka orzech贸w i roz艂upa艂 je w grubych palcach. S艂ysz膮c trzask p臋kaj膮cych skorup dwie szare wiewi贸rki wymkn臋艂y si臋 z kuchni, wdrapa艂y na kolana ober偶ysty i w臋sz膮c wysun臋艂y nosy ponad sto艂em. Scandal po艂o偶y艂 orzechy na blacie i g艂aska艂 wiewi贸rki po 艂ebkach, gdy kruszy艂y pocz臋stunek w z臋bach.

Chudy jak tyka m艂odzik przyni贸s艂 kufle z ciemnym, ciep艂ym piwem, talerze z og贸rkami obsypanymi bia艂ym serem o ostrym zapachu i s艂odkimi kie艂baskami, kt贸re owini臋to w li艣cie winnej latoro艣li, doprawiaj膮c curry i any偶kiem. Tuli i Ayuvah poci膮gn臋li 艂yk piwa. Ober偶ysta mierzy艂 ich wzrokiem: dwudziestoletni Ayuvah by艂 silnym Neandertalczykiem, jednym z najlepszych my艣liwych i przewodnik贸w na wybrze偶u. Tuli, m艂odszy od niego o rok, mia艂 szerok膮, okr膮g艂膮, wysuni臋t膮 do przodu twarz i ciemnorude w艂osy Neandertalczyka oraz cienkie brwi, kt贸rych ka偶dy w艂osek odcina艂 si臋 wyra藕nie nad osadzonymi g艂臋boko 偶贸艂tozielonymi oczami. Jego ramiona by艂y szerokie i muskularne. Kr贸tko m贸wi膮c, wygl膮da艂 jak typowy Pwi, lecz pod jego sk膮p膮 br贸dk膮 kry艂 si臋 niewielki podbr贸dek -jedyna oznaka domieszki cz艂owieczej krwi.

Tak, Tuli pod wieloma wzgl臋dami przewy偶sza wi臋kszo艣膰 Tcho-Pwi, pomy艣la艂 Scandal. Wida膰 to w jego oczach, doda艂 w my艣li.

I rzeczywi艣cie, chocia偶 m艂odzieniec mia艂 silne, niezgrabne r臋ce Neandertalczyka, stara艂 si臋 trzyma膰 widelec jak cz艂owiek, mi臋dzy kciukiem i palcem wskazuj膮cym.

Grzeczno艣膰 nakazywa艂a rozmawia膰 o interesach dopiero po kolacji i Scandal przez chwil臋 tylko obserwowa艂 go艣ci.

- Nie gap si臋 na mnie - powiedzia艂 Tuli po angielsku g艂臋bokim, nosowym g艂osem. - Nie mog臋 je艣膰, kiedy tak mi si臋 przygl膮dasz.

W takim razie koniec z uprzejmo艣ci膮. Zapowiedzia艂 sobie w duchu ober偶ysta i rzek艂 g艂o艣no:

- Na niebieskie 艂yse pa艂y Gwiezdnych 呕eglarzy, w takim razie przejd臋 do sedna sprawy! - Waln膮艂 pi臋艣ci膮 w st贸艂 jak 偶eglarz zamawiaj膮cy obiad. - Chc臋, 偶eby艣cie w przysz艂ym tygodniu udali si臋 ze mn膮 nad Rzek臋 Siedmiu Potwor贸w. Z艂apiemy kilka w臋偶y morskich! -Wiewi贸rki zeskoczy艂y z kolan cz艂owieka i pomkn臋艂y do kuchni, skrzecz膮c ostrzegawczo. Scandal trzyma艂 w klatce du偶ego ptaka z Krainy Gor膮ca. Stw贸r ten mia艂 gro藕nie wygl膮daj膮ce z臋by i wisia艂 g艂ow膮 w d贸艂, uczepiony 偶elaznych pr臋t贸w szponami. Odwr贸ci艂 g艂ow臋 i sykn膮艂 na siedz膮cych przy stole m臋偶czyzn.

Tuli potrz膮sn膮艂 gwa艂townie g艂ow膮, ale nic nie odpar艂, bo mia艂 pe艂ne usta.

- Valis, wi臋cej jad艂a! - Ober偶ysta zmarszczy艂 brwi. - Upiecz nad ogniskiem ca艂膮 艣wini臋, je艣li musisz! - Potem zn贸w odwr贸ci艂 si臋 do Tulla i Ayuvaha. -Zrozumcie, potrzebuj臋 was! Na pewno ju偶 s艂yszeli艣cie, 偶e byli艣my na l臋gowiskach w臋偶y morskich i przekonali艣my si臋, 偶e w naszych wodach nie pozosta艂 ani jeden. S艂yszeli艣cie, 偶e w ostatnich trzech latach wyl臋gi by艂y mniej liczne ni偶 zwykle. Ja jednak wiem, 偶e w ostatnim roku wiele w臋偶y wyklu艂o si臋 nad Rzek膮 Siedmiu Potwor贸w. My艣l臋 wi臋c, 偶e mo偶e z艂apiemy tam przynajmniej kilka! Przecie偶 w Kraalu W艂adcy Niewolnik贸w uwa偶aj膮 m艂ode w臋偶e morskie za przysmaki i sprowadzaj膮 je z daleka na swoje uczty. Mam wi臋c pewien pomys艂: zakradnijmy si臋 do Kraalu, z艂apmy ze sto w臋偶y i wrzu膰my je do morza, by na nowo zamieszka艂y w naszych wodach. Post膮pimy z nimi tak, jak Reba-mon zwany Silnym, kt贸ry co kilka lat zarybia swoje stawy szczupakami! Obaj Neandertalczycy spojrzeli na ober偶yst臋 jak na szale艅ca.

- Ej偶e, przecie偶 to dobry pomys艂! - m贸wi艂 dalej Scandal. - Po z艂ych po艂owach ryb w ostatnich kilku latach, kiedy coraz wi臋cej mieszka艅c贸w opuszcza nasze miasto, to jedyna szansa unikni臋cia powa偶nych k艂opot贸w. Mo偶e m贸j plan nie jest najlepszy, ale kilku tutejszych kupc贸w uwa偶a, 偶e warto spr贸bowa膰 i gotowi s膮 sfinansowa膰 t臋 ekspedycj臋. Ja sam ofiarowa艂em moj膮 sze艣膰dziesi臋ciolitrow膮 beczk臋 na zbiornik do przewozu w臋偶y, a cie艣le z Bia艂ej Ska艂y sprzedali nam w贸z i mastodonta na t臋 wypraw臋. No wi臋c jak? Pop艂yniecie z nami?

- Do Kraalu?! - spyta艂 z niedowierzaniem Ayuvah. - Zwariowa艂e艣! Nie i koniec!

Scandal u艣miechn膮艂 si臋 i podni贸s艂 r臋k臋, jakby protest Ayuvaha by艂 ciosem, kt贸ry chcia艂 odbi膰.

- Eskortowanie tego przekl臋tego wozu przez sze艣膰set kilometr贸w, przedzieranie si臋 przez g贸ry roj膮ce si臋 od tygrys贸w szablastoz臋bnych, wilk贸w, 艂owc贸w niewolnik贸w i olbrzymich Ludzi-Mastodon-t贸w - tylko po to, 偶eby z艂apa膰 kilka w臋偶y morskich - nie wydaje si臋 wam zabawne, ale pomy艣lcie, jaka to b臋dzie wspania艂a przygoda -powiedzia艂 ober偶ysta tonem, kt贸rego zawsze u偶ywa艂 przy ubijaniu interes贸w. - Wyruszy ze mn膮 garstka ludzi, moich kumpli, kt贸rzy 艣wietnie znaj膮 si臋 na 偶artach, ale udajemy si臋 na dzikie pustkowia, gdzie naszymi jedynymi towarzyszami b臋d膮 komary. Potrzebuj臋 was i jeszcze kilkunastu Pwi o silnych grzbietach, 偶eby zbudowali dla mnie drog臋. - Tuli nadal kr臋ci艂 g艂ow膮, a Scandal nie przerwa艂 potoku s艂贸w, maj膮c nadziej臋, 偶e w ko艅cu u偶yje argumentu, kt贸ry przekona jego rozm贸wc贸w. - Ty, Ayuvahu, mo偶esz by膰 naszym przewodnikiem. A Tuli b臋dzie kierowa艂 gromad膮 buduj膮c膮 drog臋! 呕aden z was nie kiwnie nawet palcem! B臋dziecie tylko wydawali rozkazy Pwi. Mo偶ecie je艣膰 tak, jak tutaj - moje najlepsze dania! Trzy razy dziennie! Wystarczy, 偶e przekonacie kilku Neandertalczyk贸w, by nam towarzyszyli - pocz膮tkowo my艣la艂em, 偶e potrzeba b臋dzie czterdziestu, potem trzydziestu, ale zadowol臋 si臋 tuzinem, dwunastu wystarczy!

- 呕aden Pwi nie pop艂ynie do Kraalu! - wypali艂 Ayuvah.

- Pos艂uchajcie - nie ust臋powa艂 ober偶ysta. - Nasi ziomkowie wzi臋li mnie na j臋zyki. Ju偶 teraz nazywaj膮 ca艂膮 spraw臋 "wspania艂膮 wpadk膮 Scandala". Wiedzcie, 偶e kiedy przedstawi艂em m贸j plan mieszka艅com miasta i poprosi艂em o ochotnik贸w, wszyscy uciekli ze swoich sto艂k贸w tak szybko, 偶e pozostawili na nich 艂ajno. Jeszcze nawet nie zaprz臋gli艣my do wozu naszego mastodonta, a ju偶 wszystko si臋 rozpada! A kiedy b臋d臋 le偶a艂 w grobie, 偶r膮c ziemi臋 i karmi膮c sob膮 robaki, nie chc臋 cierpie膰 na wieczn膮 bezsenno艣膰 wiedz膮c, 偶e krajanie wci膮偶 si臋 ze mnie 艣miej膮. Je艣li nie zrobicie tego dla mnie, zr贸bcie to dla naszego miasta. Wbijcie sobie do waszych t臋pych 艂b贸w, 偶e bez ryb nie b臋dziecie mieli pieni臋dzy - a bez w臋偶y, kt贸re zap臋dz膮 ryby z morza do zatoki, nic nie z艂owicie! Po katastrofalnej wio艣nie nasze miasto czeka zag艂ada! Nie musicie sika膰 pod wiatr, by si臋 przekona膰, z kt贸rej strony wieje.

- Nie wiemy, czy rzeczywi艣cie nie wyl膮g艂 si臋 ani jeden w膮偶! - zaprotestowa艂 Ayuvah. - Mog艂y w tym roku pop艂yn膮膰 dalej na po艂udnie.

- Przez dwie艣cie lat p艂ywa艂y z pr膮dami na p贸艂noc! - odrzek艂 z westchnieniem Scandal. W ubieg艂ym tygodniu wielokrotnie powtarza艂 ten argument, a jednak nikt nie chcia艂 uwierzy膰, 偶e zagra偶a, im to straszne niebezpiecze艅stwo. - M贸wi臋 wam, 偶e nie ma ani jednego m艂odego w臋偶a na terenach l臋gowych na Wyspach Siennych. Ani jednego! Pop艂yn膮艂em tam w ubieg艂ym tygodniu i zobaczy艂em to na w艂asne oczy: nie ma tam nie tylko m艂odych w臋偶y, ale te偶 i starszych, kt贸re zazwyczaj patroluj膮 ocean pomi臋dzy naszym kontynentem a Krain膮 Gor膮ca. Szlaki morskie s膮 otwarte.

- Tak, s艂ysza艂em o tym - powiedzia艂 Tuli. - Tym razem jednak przesadzi艂e艣. Nawet je艣li sprowadzisz tutaj kilka 偶ywych w臋偶y, na co nam si臋 przydadz膮? Mo偶esz wypu艣ci膰 nawet ze sto do zatoki i zaczeka膰, a偶 osi膮gn膮 d艂ugo艣膰 dwudziestu pi臋ciu metr贸w w zimie, ale i tak nie wiemy, czemu zdychaj膮 doros艂e osobniki. A je艣li m艂ode r贸wnie偶 zdechn膮? Nie. Powiniene艣 zaczeka膰, a偶 Chaa wr贸ci ze 艢cie偶ki Duch贸w, zanim wyruszysz na tamto pustkowie.

Znowu ten przekl臋ty szaman Pwi, pomy艣la艂 Scandal i powiedzia艂 g艂o艣no: - Pos艂uchajcie zdrowego rozs膮dku! Chaa zacz膮艂 po艣ci膰 dziesi臋膰 dni temu, a my mamy zaledwie dziesi臋膰 tygodni na dotarcie do Rzeki Siedmiu Potwor贸w, by zd膮偶y膰 na czas wyl臋gu. Nie mo偶emy na niego czeka膰. A co si臋 tyczy w臋偶y, jestem pewien, 偶e to tylko lokalny problem. Rozmawia艂em przecie偶 z tuzinem kapitan贸w i wszyscy oni tej wiosny widzieli w臋偶e morskie w Porcie Po艂udniowym! Przypomnijcie sobie, 偶e mieli艣my cztery ciep艂e lata pod rz膮d, a z ka偶dym ciep艂ym latem dinozaury w Krainie Gor膮ca staj膮 si臋 coraz bardziej aktywne. Sami wiecie r贸wnie dobrze jak ja, 偶e w膮偶 morski nie zawsze wychodzi ca艂o z walki z wielkim jaszczurem. Mo偶liwe, 偶e nagle wzros艂a liczebno艣膰 偶aglic, kt贸re zacz臋艂y zjada膰 jaja w臋偶y. To by wyja艣nia艂o, dlaczego wyl臋g艂o si臋 ich tak ma艂o. Powiadam wam jednak, 偶e w tym roku, tu, na wschodzie, w臋偶e wygin臋艂y!

- Nie masz na to dowod贸w - sprzeciwi艂 si臋 Ayuvah. - Wielkie w臋偶owe matki mog膮 sk艂ada膰 jaja gdzie indziej!

- To tylko neandertalska gadanina, kt贸rej prawdziwi m臋偶czy藕ni nie powinni bra膰 na serio - powiedzia艂 z u艣miechem Scandal. - Obaj wiemy, 偶e 艣wiatem rz膮dz膮 inne prawa. W臋偶e morskie sk艂ada艂y jaja na Wyspach Siennych od setek lat.

Siedz膮cy przy innym stole muskularny kupiec o mocnym g艂osie zacz膮艂 kl膮膰 po pijanemu. Obecni odwr贸cili si臋 w t臋 stron臋. Ober偶ysta zmarszczy艂 brwi, niezadowolony, 偶e ten pijacki wybryk rozproszy艂 uwag臋 m艂odych Pwi. Yalis, jego s艂uga, przyni贸s艂 kilka innych da艅: pasztety, ro偶ki z konfiturami i czarne jagody ze 艣mietank膮.

- Naprawd臋 chcesz, 偶ebym upiek艂 艣wini臋? - spyta艂 z niedowierzaniem swego chlebodawc臋.

- Nie - westchn膮艂 Scandal. - Tak naprawd臋 chc臋, aby艣 wr贸ci艂 do kuchni i zmy艂 naczynia. - S艂u偶膮cy odszed艂.

- Musz臋 zostawi膰 wszystko pod opiek膮 tego idioty - ober偶ysta pokiwa艂 g艂ow膮. -A on spali zajazd podczas mojej nieobecno艣ci. Spr贸bujcie czarnych jag贸d! - doda艂 z westchnieniem, podsuwaj膮c talerze Tullowi i Ayuvahowi. - Przyni贸s艂 mi je dzi艣 wieczorem pewien pustelnik 偶yj膮cy na G贸rze-Palcu. Sam je wyhodowa艂. S膮 pikantne, powiedzia艂bym, 偶e prawie cierpkie, a mimo to niezwykle s艂odkie.

Tuli i Ayuvah nabrali z talerzy nieco jag贸d i spr贸bowali.

- Ach! - powiedzia艂 z entuzjazmem Tuli. - Smakuj膮 tak, jak czarne jagody mog膮 smakowa膰 tylko we 艣nie!

- Nigdy nie zgadniecie, w jaki spos贸b 贸w pustelnik hoduje takie smaczne jagody! - o艣wiadczy艂 Scandal. - Nigdy by艣cie si臋 tego nie domy艣lili! - Tuli wzi膮艂 jeszcze kilka jag贸d i zacz膮艂 偶u膰 z zadowoleniem. - To zale偶y od ziemi - podj膮艂 ober偶ysta. - Pustelnik dodaje do niej kozie 艂ajno! To ono w艂a艣nie nadaje jagodom wyborny smak, kt贸ry tak podziwiacie. One wyros艂y na prawie czystym kozim 艂ajnie!

Tuli odstawi艂 talerz z jagodami.

- Taak, jeste艣 tym, co jesz - wycedzi艂. Potem u艣miechn膮艂 si臋, odchyli艂 do ty艂u w krze艣le i spojrza艂 na ober偶yst臋. - Wi臋c chcesz, 偶eby艣my wyruszyli z tob膮 na Wielkie Pustkowie, pomogli ci ci膮gn膮膰 w贸z przez sze艣膰set kilometr贸w w g贸rzystym terenie, jednocze艣nie walcz膮c z 艂owcami niewolnik贸w i z wilkami? Wszystko w nadziei, 偶e zdo艂amy z艂apa膰 kilka 艣wie偶o wyl臋g艂ych w臋偶y, wsadzi膰 do twojej beczki po piwie i w jaki艣 spos贸b utrzyma膰 przy 偶yciu tak d艂ugo, by艣my mogli wypu艣ci膰 je w naszej zatoce?

Scandal skin膮艂 g艂ow膮.

Tuli szarpn膮艂 brod臋 i bransoleta z czerwononiebieskich muszli na jego przegubie zachrz臋艣ci艂a cicho.

- Wygl膮da mi to na neandertalska gadanin臋, kt贸rej prawdziwi m臋偶czy藕ni nie powinni bra膰 na serio. Obaj wiemy, 偶e 艣wiatem rz膮dz膮 inne prawa - powt贸rzy艂 drwi膮co i doda艂 stanowczym tonem: - 呕aden Pwi nie pop艂ynie z tob膮 nad Rzek臋 Siedmiu Potwor贸w. Scandal kiwn膮艂 g艂ow膮 z ponur膮 min膮 i wbi艂 wzrok w st贸艂. - Wiem - powiedzia艂. - Ale widz臋 w twoich oczach, Tullu, to wymowne spojrzenie. By艂e艣 jeszcze dzieckiem, gdy moja nie偶yj膮ca ju偶 偶ona okre艣li艂a je kiedy艣 w paru s艂owach. Powiedzia艂a, 偶e "w twoich oczach p艂onie ogie艅 rewolucji, 偶e s膮 one bli藕niaczymi p艂omieniami w艣ciek艂o艣ci i idealizmu". Gdyby艣 m贸g艂 kierowa膰 si臋 idealizmem w s艂usznej sprawie! - Odwr贸ci艂 wzrok i ci膮gn膮艂: - Nie mog臋 ci臋 pot臋pia膰. M贸j plan wydaje si臋 szalony. Ale na wi臋cej mnie nie sta膰. Nie jestem Obcuj膮cym z Duchami. Nie mog臋 przewidzie膰 przysz艂o艣ci nawet w najmniejszym stopniu. Wiem tylko, 偶e je偶eli teraz niczego nie zrobimy, wpadniemy w powa偶ne k艂opoty. Nawet je艣li gdzie艣 daleko s膮 w臋偶e morskie, nie prze偶yjemy nast臋pnego roku bez po艂ow贸w ryb. Mieszka艅cy zaczn膮 opuszcza膰 nasze miasto. A kiedy odejdzie zbyt wielu m臋偶czyzn, nie b臋dziesz musia艂 si臋 martwi膰 艂owcami niewolnik贸w w dalekim Kraalu. Oni tu przyp艂yn膮.

Tuli chwyci艂 ober偶yst臋 za rami臋 i potrz膮sn膮艂 nim mocno, zaskakuj膮c go ca艂kowicie.

- M臋偶czy藕ni nie opuszcz膮 naszego miasta, a 艂owcy niewolnik贸w nigdy tu nie przyp艂yn膮! - powiedzia艂 z naciskiem.

Scandal przygl膮da艂 mu si臋 przez chwil臋. S艂owo niewolnik przestraszy艂o Tulla, sprawi艂o, 偶e zacz膮艂 si臋 broni膰.

- Ale偶 tak, opuszcz膮 je, kiedy ich rodziny zg艂odniej膮, chocia偶by po to, by zapolowa膰 w g贸rach. Wyjd藕 st膮d i rozejrzyj si臋 woko艂o -ju偶 odchodz膮. A co do 艂apaczy niewolnik贸w, oni ju偶 s膮 w艣r贸d nas. Co roku kto艣 znika w porze, gdy morze jest 偶eglowne - jedna lub dwie osoby - ale to za ma艂o, 偶eby wzbudzi膰 podejrzenia pozosta艂ych.

- Masz kie艂bie we 艂bie! - odpar艂 zapalczywie Tuli. - Niekt贸rzy kupcy, p艂ywaj膮cy po tych wodach, maj膮 d艂ugie r臋ce. To oni mog膮 porywa膰 jedn膮 lub dwie osoby w roku - ale ty chcia艂by艣 oskar偶a膰 o to przyjaci贸艂?!

- Scandal nie chcia艂 ci臋 obrazi膰. - Ayuvah dotkn膮艂 nadgarstka Tul-la, po czym odwr贸ci艂 si臋 do ober偶ysty i wyja艣ni艂: - 艁owcy niewolnik贸w napadli na nas podczas tej wyprawy. Zabili Denniego i Tchara.

Scandal st臋kn膮艂 i usiad艂 wygodniej na krze艣le.

- Nie mia艂em o tym poj臋cia - powiedzia艂 przepraszaj膮cym tonem. - A ja m贸wi艂em o 艂apaczach, jakby to by艂 tylko kiepski 偶art! Pi臋膰 beczu艂ek miodu za dw贸ch m艂odych ludzi! Wysoka to cena! -Siedzia艂 jaki艣 czas patrz膮c nie widz膮cymi oczami. - Poczekajcie tu chwil臋, ch艂opcy, przynios臋 wasz膮 zap艂at臋 za ostatni膮 ekspedycj臋 -zako艅czy艂 mi臋kko.

Znikn膮艂 w swoim biurze, a gdy ze艅 wyszed艂, szybko obieg艂 spojrzeniem izb臋, upewniaj膮c si臋, 偶e wszyscy klienci maj膮 jad艂o i napitek na sto艂ach. Zatrzyma艂 si臋 przy jakim艣 znudzonym 偶eglarzu, opowiedzia艂 mu spro艣n膮 historyjk臋 i mrugn膮艂 znacz膮co na prostytutk臋, by usiad艂a go艣ciowi na kolanach. Po powrocie do stolika, gdzie czekali na niego m艂odzi Neandertalczycy, potrz膮sn膮艂 sakiewk膮 z pieni臋dzmi tak mocno, 偶e a偶 zadzwoni艂y, i poda艂 j膮 Tullowi.

- Trzy stalowe or艂y za dzie艅, tak jak obieca艂em - powiedzia艂. -Dorzuci艂em kilka dla rodzin Denniego i Tchara. Chyba jestem w porz膮dku, prawda?

- Tak - Tuli skin膮艂 g艂ow膮.

- Przygotowa艂em dla was pokwitowania - doda艂 ober偶ysta. -Umie艣膰cie swoje znaki tutaj, w dole. - Tuli marszcz膮c brwi spojrza艂 na zapisan膮 kartk臋 papieru, wzi膮艂 pi贸ro i z艂o偶y艂 sw贸j podpis. Ayu-vah, zauwa偶ywszy zak艂opotanie przyjaciela, chwyci艂 go za rami臋, lecz Tuli nie zaproponowa艂, 偶e przeczyta mu zawarto艣膰 kwitu.

- Nie chc臋 was ponagla膰 - podj膮艂 zn贸w Scandal. - Powiem wam tylko moje ostatnie s艂owo: mo偶ecie szuka膰 zaj臋cia jutro i pojutrze. Jestem pewny, 偶e znajdziecie do艣膰 pracy przy zbiorach. Je艣li jednak przyjdziecie do mnie, nie b臋dziecie musieli jej szuka膰. Otrzymacie po trzy or艂y za ka偶dy dzie艅. Wiecie ju偶, 偶e b臋dzie to niebezpieczna wyprawa. Je偶eli zdo艂acie nam贸wi膰 na ni膮 wi臋cej Pwi, pami臋tajcie, i偶 mog膮 w niej uczestniczy膰 tylko doro艣li m臋偶czy藕ni.

- Powiem ci moje ostatnie s艂owo - odrzek艂 na to Ayuvah w swoim ojczystym j臋zyku. - M贸j dziadek zna艂 pewnego nieszcz臋snego Pwi, Ayanaviego zwanego M膮drym. Kiedy Ayanavi by艂 m艂ody i szcz臋艣liwy, 艂owcy niewolnik贸w pojmali go i zawie藕li do Kraalu. Pr贸bowa艂 uciec, zmusili go wi臋c do pracy w kopalni i przykuli 艂a艅cuchem do 艣ciany. Przez trzy lata tylko s艂odkie wspomnienia o 偶onie i dzieciach utrzymywa艂y go przy 偶yciu. A偶 pewnego dnia uwolni艂 si臋 z kajdan odcinaj膮c sobie r臋k臋 ostrym kamieniem. Po tych ci臋偶kich prze偶yciach, kt贸re na zawsze odebra艂y mu rado艣膰 偶ycia, znalaz艂 drog臋 powrotn膮 do domu. Kiedy jednak tam dotar艂, ku swemu przera偶eniu przekona艂 si臋, 偶e pi臋膰 dni wcze艣niej 艂apacze uprowadzili do niewoli jego 偶on臋 i dzieci. Pami臋taj, Scandalu, 偶e cho膰 tobie ta historia mo偶e wyda膰 si臋 tylko ironi膮 losu, takie s膮 opowie艣ci wszystkich uciekinier贸w z tej przekl臋tej krainy. Rz膮dzi ni膮 Adjonai, b贸g strachu. Poddaje on 艣cis艂ej kontroli 偶ycie tych, kt贸rzy raz si臋 tam znale藕li. M贸wisz niefrasobliwie o wyprawie do Kraalu, bo nie wierzysz w Adjonaia, ale on istnieje naprawd臋. Je艣li tam wyruszysz, Adjonai b臋dzie tob膮 w艂ada艂 do ko艅ca twoich dni. A teraz, cho膰 tylko wym贸wi艂em imi臋 boga strachu, wyczuwam dotkni臋cie jego r臋ki. M贸wi臋 ci jak przyjacielowi: zrezygnuj z tego szale艅czego pomys艂u.

Ober偶ysta spojrza艂 na Ayuvaha. Twarz Neandertalczyka poblad艂a ze strachu, co wydawa艂o si臋 dziwne u tak silnego m艂odzie艅ca. Scandal wiedzia艂 jednak, 偶e dla Pwi Kraal jest miejscem niezmiernie z艂ej kwea. W艂adcy Niewolnik贸w przez osiemset lat zwozili wsp贸艂plemie艅c贸w Ayuvaha do tej pe艂nej przera偶aj膮cych niebezpiecze艅stw krainy. Ober偶ysta zrozumia艂, 偶e nie sk艂oni m艂odego Pwi do tej podr贸偶y za trzy or艂y dziennie. Musia艂by zawlec go tam w 艂a艅cuchach. Tuli i Ayu-vah nie byli tch贸rzami, po prostu nie chcieli wyruszy膰 do Kraalu.

Nagle wszystkim zgromadzonym w izbie wyda艂o si臋, 偶e smagn膮艂 ich lodowaty powiew. W艂osy ober偶ysty stan臋艂y d臋ba. Zaskoczony, zd膮偶y艂 tylko pomy艣le膰, i偶 tak silny wiatr powinien by艂 str膮ci膰 talerze ze sto艂u. Kiedy jednak Scandal rozejrza艂 si臋 woko艂o, przekona艂 si臋, 偶e pi贸ra z naszyjnika Ayuvaha nawet nie drgn臋艂y. Niepewnie wyci膮gn膮艂 przed siebie r臋k臋. Dotkn膮艂 niewidzialnej, zimnej, twardej jak drewno 艣ciany. W powietrzu obok Tulla pojawi艂a si臋 艣wietlista sylwetka m臋偶czyzny. Scandal otworzy艂 usta ze zdumienia.

- Obcuj膮cy z Duchami!-wykrztusi艂. Tuli spojrza艂 w lewo i ujrza艂 zielon膮 posta膰.

- Chaa, wracaj do swego cia艂a! Szybko! - powiedzia艂 Scandal do przybysza. - Nie by艂o ci臋 wiele dni! Na Boga, Pwi zl臋kli si臋 nie na 偶arty!

Zielonkawa chmura wyci膮gn臋艂a mack臋 i dotkn臋艂a ni膮 Tulla. M艂odzieniec z艂apa艂 si臋 za brzuch, otwieraj膮c szerzej oczy z przera偶enia. Mglista posta膰 znikn臋艂a jak zdmuchni臋ta.

- Czuj臋 go w 艣rodku - rzek艂 ze zdumieniem Tuli, trzymaj膮c si臋 za brzuch.

- Za kilka minut dowie si臋 o tobie wi臋cej ni偶 ty sam kiedykolwiek wiedzia艂e艣 - powiedzia艂 ober偶ysta, przygl膮daj膮c si臋 m艂odzie艅cowi. -Pozna chwil臋 twojej 艣mierci, dowie si臋, jak do tego dojdzie, czy kiedykolwiek si臋 o偶enisz; b臋dzie wiedzia艂 dos艂ownie wszystko - zako艅czy艂 Scandal. W jego g艂osie zabrzmia艂y jednocze艣nie strach i zdziwienie. Neandertalscy szamani nigdy nie chcieli bada膰 przysz艂o艣ci ludzi. Nie s艂ysza艂 te偶, by jaki艣 Obcuj膮cy z Duchami zechcia艂 pozna膰 przysz艂o艣膰 kogo艣 takiego jak Tuli. Neandertalczycy okre艣lali miesza艅c贸w s艂owem Tcho-Pwi, nie-cz艂owiek, nie nale偶膮cy do rodziny. Nie by艂o to obra藕liwe s艂owo, tylko trafne okre艣lenie: p贸艂krwi Neandertalczycy nie nale偶eli ani do ludzi, ani do Pwi. R贸偶nice biologiczne mi臋dzy potomkami cz艂owieczych Gwiezdnych 呕eglarzy a Neandertalczykami by艂y za du偶e, nikt nie przekroczy ich w jednym pokoleniu, a dzieci zrodzone z takich zwi膮zk贸w rzadko prze偶ywa艂y.

Tuli wci膮偶 trzyma艂 si臋 za brzuch.

- To 藕le! Bardzo 藕le! - zaniepokoi艂 si臋 Ayuvah. - Je艣li m贸j ojciec zdecydowa艂 si臋 pozna膰 przysz艂o艣膰 nie-cz艂owieka, nie widzia艂 dobrej przysz艂o艣ci dla Pwi.

Scandal zastanawia艂 si臋 chwil臋. Nigdy nie nam贸wi臋 ich na wypraw臋 do Kraalu, pomy艣la艂. Mam jednak nik艂膮 szans臋: Chaa m贸g艂by ich tam pos艂a膰. Dla niego pojechaliby na tygrysie szablastoz臋bnym do samego piek艂a.

Tuli i Ayuvah podeszli do drzwi, w kt贸rych roi艂o si臋 od po艂yskuj膮cych w s艂o艅cu much. Tuli wyjrza艂 na zewn膮trz. W g艂臋bi ulicy stara Ca-ree Tech sta艂a na podw贸rku, gotuj膮c myd艂o w kamiennym kotle. Oczy mia艂a zaczerwienione od dymu. Wiatr ni贸s艂 zapach t艂uszczu i 艂ugu.

- Nadal czuj臋 go w sobie - powiedzia艂 Tuli do Ayuvaha. - Przesuwa si臋 z miejsca na miejsce, jakby moje cia艂o sk艂ada艂o si臋 z wielu pomieszcze艅. Jest taki zimny! O, w艂a艣nie otworzy艂 drzwi do mojego prawego p艂uca!

- My艣l臋, 偶e ustanawia wi臋藕 z tob膮 - zachichota艂 Ayuvah. - Nie mo偶e wej艣膰 na 艣cie偶k臋 twojej przysz艂o艣ci, p贸ki nie stanie si臋 tob膮.

- Idzie do g贸ry, w stron臋 mojej g艂owy! -j臋kn膮艂 Tuli i zachwia艂 si臋 na nogach, gdy lodowate zimno dotkn臋艂o jego neuron贸w.

- Stara si臋 pozna膰 ciebie dog艂臋bnie - wyja艣ni艂 Ayuvah. - Nie zrobi艂by tego dla cz艂owieka. Ludzie za bardzo r贸偶ni膮 si臋 od nas.

- No, nareszcie wychodzi! - w g艂osie Tulla zabrzmia艂a ulga.

- Nie, nadal jest w tobie, nadal jest z tob膮 po艂膮czony - zaprzeczy艂 syn szamana. - Wci膮偶 go wyczuwasz jako lekki ch艂贸d. Idzie teraz 艣cie偶k膮 twojej przysz艂o艣ci.

- Jak d艂ugo to potrwa?

- To zale偶y - t艂umaczy艂 Ayuvah. - Twoja przysz艂o艣膰 mo偶e by膰 albo kr贸tka, albo d艂uga. Niewykluczone, 偶e twoja 艣cie偶ka rozga艂臋zia si臋 wiele tysi臋cy razy. Chaa zbada wszystkie warianty twojej przysz艂o艣ci, obejrzy ca艂y tw贸j potencja艂. Mo偶liwe, 偶e pozostanie z tob膮 przez ca艂膮 noc.

Tuli ostro偶nie si臋gn膮艂 my艣l膮. Wyczu艂 ch艂贸d w tylnej cz臋艣ci m贸zgu. Wyobrazi艂 sobie, 偶e b臋dzie nosi艂 Chaa przez ca艂y dzie艅 i zastanowi艂 si臋, czy si臋 do tego przyzwyczai.

Spojrza艂 na miasto. Wszystkie budynki zbudowane by艂y z du偶ych kamieni i szarych desek, wyblak艂ych od s艂o艅ca i py艂u wodnego. Fundamenty dom贸w zapad艂y si臋 z biegiem lat, a 艣ciany wyko艣lawi艂y. Tuli zna艂 ka偶dy kamie艅 i desk臋, ka偶dego mieszka艅ca tej osady. Beremon Smit, rybak mieszkaj膮cy po przeciwnej stronie ulicy, pomacha艂 na po偶egnanie 偶onie i czw贸rce dzieci i ruszy艂 na po艂udnie, do kopalni w Bia艂ych Ska艂ach. Jeszcze jeden odchodzi, pomy艣la艂 m艂odzieniec. O jednego obro艅c臋 mniej, tak jak powiedzia艂 Scandal.

Chmura nagle przes艂oni艂a s艂o艅ce. Caree Tech wytar艂a r臋k膮 pot z czo艂a i podnios艂a wzrok. Za plecami Tulla, w ober偶y, jaki艣 pijany go艣膰 zacz膮艂 wrzeszcze膰:

- Ty mutancie! Spior臋 ci dup臋! Gdzie m贸j n贸偶?! Spior臋 ci dup臋!

- Tutaj, panie! Uspok贸j si臋! - zawo艂a艂 Scandal, ale pijak odpar艂: -Nie wiem, co w tym miejscu jest gorsze: jad艂o, trunki czy kompania! - Zamierza艂 obrazi膰 wszystkich obecnych, ale przede wszystkim samego ober偶yst臋. Scandal chwyci艂 butelk臋, rozbi艂 j膮 o kontuar i wrzasn膮艂:

- W porz膮dku! Jest m贸j! Jest m贸j!

Tuli nawet si臋 nie odwr贸ci艂. Za dobrze zna艂 ober偶yst臋 i ca艂e swoje miasto. Oczami wyobra藕ni ujrza艂, jak Scandal, ros艂y, barczysty jak nied藕wied藕 m臋偶czyzna, mi艂y niczym oswojona 艣winka i czasem jak ona niezno艣ny, wymachuj膮c butelk膮 gro藕bami zmusza pijanego klienta do uleg艂o艣ci. Scandal to urodzony cz艂owiek interesu i gdy dochodzi do b贸jki, bije si臋 jak taki potrafi. Uderza przeciwnika z rzadka, wymierza celne ciosy, jakby trzepa艂 chodnik, staraj膮c si臋 ograniczy膰 obra偶enia cielesne do minimum - nie op艂aca si臋 przecie偶 zabija膰 klient贸w.

M艂odzieniec u艣miechn膮艂 si臋 w duchu. W zaje藕dzie "Pod Ta艅cz膮cym Ksi臋偶ycem" zjad艂 wiele smacznych da艅 i zgromadzone podczas tych posi艂k贸w uczucia, kwea, uderzy艂y mu teraz do g艂owy jak dobry trunek. Wci膮偶 jednak czu艂 w sobie obecno艣膰 Chaa. Obcuj膮cy z Duchami bada moj膮 przysz艂o艣膰, pomy艣la艂. Dowie si臋 o mnie wszystkiego. Zdumienie i l臋k towarzysz膮ce tej my艣li nie pasowa艂y do kwea zadowolenia.

Bola艂a go kostka i kulej膮c ruszy艂 do domu, na drug膮 stron臋 rzeki, do neandertalskiej osady. Ayuvah wyczu艂, 偶e przyjaciel pragnie spokoju i nic nie powiedzia艂. Silny podmuch rozwia艂 mu w艂osy. Po zachodzie s艂o艅ca zst臋puj膮cy wiatr 艂膮czy艂 si臋 z termalnym, wiej膮cym z g贸r. Smilodon Bay przycupn臋艂o na wschodnim wybrze偶u Wielkiego Pustkowia, dzikiej, niego艣cinnej i tak g贸rzystej krainy, 偶e kraalscy W艂adcy Niewolnik贸w nigdy jej nie podbili. W takie noce jak ta Tuli czu艂 si臋 jednak偶e ma艂y i bezsilny, jakby to panowie Kraalu zsy艂ali te nocne wichury, kt贸re mog艂y zdmuchn膮膰 go do morza. Na p贸艂noc od zajazdu rozci膮ga艂a si臋 dzielnica, w kt贸rej si臋 wychowa艂. Kwea tej cz臋艣ci miasta by艂o bardzo z艂e i m艂odzieniec nigdy tam nie chodzi艂. Wyczuwa艂 bowiem g贸ruj膮cy nad nim olbrzymi cie艅. Przyjaciele min臋li winiarni臋. W alejce tu偶 za winiarni膮 Tuli pie艣ci艂 si臋 kiedy艣 z cz艂owiecz膮 dziewczyn膮, Wisteri膮 Troutmaster. Zawsze, gdy przechodzi艂 obok tego miejsca, zalewa艂a go kwea gor膮cego po偶膮dania. Ka偶dy dom i ulica mia艂y swoje kwea. Tuli, id膮c przez miasteczko, czu艂 si臋 jak 艣lepy paj膮k jaskiniowy sp臋dzaj膮cy ca艂e 偶ycie przykuty do jednej paj臋czyny, kt贸ra jest jego ca艂ym 艣wiatem.

Psy burmistrza Goodsticka zaszczeka艂y g艂o艣no. Przed frontowymi drzwiami domu burmistrza w ma艂ej klatce siedzia艂a jego ulubiona driada. By艂a ma艂膮 dziewczynk膮 o srebrzystych w艂osach i bia艂ej jak kora osiki sk贸rze usianej czarnymi i szarymi plamami. Naturalne barwy driady zlewa艂y si臋 z otoczeniem. Ta dziwaczna, dzika istota nigdy si臋 nie odzywa艂a. Trzech ch艂opc贸w sta艂o przed klatk膮, szturchaj膮c kijami le艣n膮 pann臋. By艂 w艣r贸d nich Ma艂y Chaa, m艂odszy brat Ayuvaha.

- Precz st膮d! - zawo艂a艂 Ayuvah, podbieg艂, z艂apa艂 brata za ramiona i mocno nim potrz膮sn膮艂. - Dotknij driad臋, a ona ci臋 zniszczy! - ostrzeg艂.

- Mog臋 j膮 st艂uc na kwa艣ne jab艂ko! - roze艣mia艂 si臋 Ma艂y Chaa i pobieg艂 do lasu z towarzyszami.

- A ona mo偶e ukra艣膰 ci dusz臋 - odpar艂 Ayuvah, i pokiwa艂 g艂ow膮 z politowaniem nad ignorancj膮 swego brata.

M艂odzie艅cy doszli do przerzuconego przez zatok臋 drewnianego mostu. S艂o艅ce o艣wietla艂o oba brzegi zatoki. Stalowoszare fale cofa艂y si臋 z szumem. By艂 odp艂yw. Za kilka godzin poziom wody obni偶y si臋 o pi臋tna艣cie metr贸w. Korzystaj膮c z tego, grupka neandertalskich kobiet urz膮dzi艂a pranie na ska艂ach. Jagodowe krzewy porasta艂y g臋sto brzeg rzeki Smilodon. Suszy艂a si臋 na nich uprana odzie偶. Spl膮tane ga艂臋zie kr臋powa艂y praczkom ruchy. Niewiasty przywi膮za艂y wi臋c do krzak贸w kilka k贸z, by je obgryz艂y. Po neandertalskiej stronie rzeki krzywe cha艂upy zbudowane z naniesionego przez morze drzewa i spaczonych desek, ze sk贸rzanymi zas艂onami zamiast drzwi, wydawa艂y si臋 karykaturami pi臋knych dom贸w wzniesionych w dzielnicy zamieszkanej przez ludzi.

- Przyjacielu, widzia艂em, 偶e zmarszczy艂e艣 brwi, kiedy Scandal da艂 nam pokwitowania - odezwa艂 si臋 Ayuvah. - Co艣 ci臋 niepokoi. Co znacz膮 s艂owa, kt贸re na nich napisa艂?

Tuli wyci膮gn膮艂 swoje pokwitowanie.

- Scandal pisze, 偶e zap艂aci艂 nam za us艂ugi. Nazwa艂 nas s艂ugusami. - B臋d膮c miesza艅cem m贸g艂 wym贸wi膰 to cz艂owiecze okre艣lenie. Wypowiedzia艂 je nosowym g艂osem - "s艂uguusy".

- Co to s艂owo znaczy? - spyta艂 Ayuvah.

- Znaczy, 偶e jeste艣my najn臋dzniejszymi z n臋dznych - odrzek艂 ponuro Tuli. - Jeste艣my jak byd艂o w por贸wnaniu z lud藕mi.

Tuli zacisn膮艂 i rozwar艂 pi臋艣ci. Mia艂 silne palce o w臋藕lastych stawach. Takie r臋ce zosta艂y stworzone do rzucania w艂贸czni, zdzierania sk贸r z upolowanych zwierz膮t lub do kopania w ziemi. I cho膰 by艂 Neandertalczykiem tylko w po艂owie, mia艂 kciuki przekrzywione tak bardzo, 偶e gdyby opar艂 d艂onie na stole, jego palce i kciuk le偶a艂yby zupe艂nie p艂asko. Dlatego w艂a艣nie z trudem trzyma艂 r贸偶ne przedmioty mi臋dzy kciukiem i palcem wskazuj膮cym i nie m贸g艂 dotkn膮膰 kciukiem najmniejszego palca. By艂 wi臋c r贸wnie niezr臋czny jak wszyscy Pwi, w odr贸偶nieniu od mniejszych, drobniejszych ludzi o zwinnych palcach. Chcia艂 porozmawia膰 na osobno艣ci z Ayuvahem, powiedzie膰 mu co艣, czego nie chcia艂 rzec w obecno艣ci innych. Zreszt膮. Chaa i tak wie ju偶 o wszystkim, pomy艣la艂 ponuro.

- Pami臋tasz, 偶e w ostatnim roku poszed艂em do pracy u Devona, 偶e chcia艂em si臋 uczy膰 medycyny? - spyta艂 Tuli.

- Shez, tak - odpar艂 Ayuvah.

- Miesi膮cami czyta艂em jego ksi臋gi, a kiedy Tchema rozci臋艂a sobie nog臋, Devon kaza艂 mi zszy膰 ran臋. Gdy jednak Thema zorientowa艂a si臋, 偶e to ja mam si臋 ni膮 zaj膮膰, zawo艂a艂a:

- Nie! Chc臋 zr臋cznych r膮k cz艂owieka! Lepiej, by rozszarpa艂 mnie wilk, ni偶 偶eby艣 ty mia艂 mnie zszywa膰!

- Zrobi艂by艣 to jak najlepiej - powiedzia艂 Ayuvah.

- Ale jej to nie wystarczy艂o! - roze艣mia艂 si臋 Tuli. - P贸藕niej De-von rozmawia艂 ze mn膮 na ten temat i mia艂 ca艂kowit膮 racj臋. 呕adna kobieta nie chcia艂aby, 偶ebym wsadza艂 w ni膮 moje wielkie 艂apy, by przewr贸ci膰 dziecko w jej 艂onie. Devon mia艂 nadziej臋, 偶e eksperyment si臋 uda, 偶e moi wsp贸艂plemie艅cy Pwi mnie zaakceptuj膮. Musia艂em mu wi臋c przypomnie膰, 偶e jestem Tcho-Pwi, nie-cz艂owiek. - Kwea tego wspomnienia by艂o silne i bolesne.

Ayuvah obserwowa艂 twarz Tulla.

- Ten papier nic nie znaczy. Nadaje si臋 tylko na podpa艂k臋. - Wyj膮艂 pokwitowania z r膮k Tulla, przedar艂 je i wrzuci艂 do rzeki Smilo-don. - Jutro znajdziemy zaj臋cie przy zbiorze jab艂ek na G贸rze-Palcu albo przy wyr臋bie drzew. Mo偶emy pracowa膰 jako robotnicy rolni albo drwale. Nie b臋dziemy ju偶 niczyimi s艂ugami.

- Ty nic nie rozumiesz! - Tuli roze艣mia艂 si臋 gorzko. - W Benbow ludzie ponownie uruchomili hut臋 szk艂a - powiedzia艂 maj膮c na my艣li s艂ynne benbowia艅skie szk艂o, stop w臋gla i cezu, twardsze od diamentu. - Robi膮 wiert艂a tak mocne, 偶e mo偶na nimi oczy艣ci膰 spr贸chnia艂e z臋by, a w Wel-len's Eyes pewien cz艂owiek usi艂uje zbudowa膰 maszyn臋, za pomoc膮 kt贸rej zamierza rozmawia膰 z lud藕mi z innych gwiazd. W Porcie Po艂udniowym buduj膮 statki nap臋dzane par膮 wodn膮. Kiedy艣 ludzie zbuduj膮 dla siebie prawdziwe pa艂ace na innych planetach, a my nadal b臋dziemy mieszkali w chatach z gliny i chrustu i uprawiali ich pola.

W dole, na brzegu, gdzie pra艂y Neandertalki, kt贸ra艣 krzykn臋艂a g艂o艣no. Pozosta艂e a偶 j臋kn臋艂y ze zdumienia. Tuli opu艣ci艂 szybko wzrok i zobaczy艂 du偶y, szary kszta艂t, d艂ugi na trzyna艣cie i szeroki na dwadzie艣cia metr贸w, kt贸ry zanurzy艂 si臋 w wodzie blisko brzegu. Pocz膮tkowo my艣la艂, 偶e to w膮偶 morski, ale jedna z kobiet Pwi zawo艂a艂a:

- To jaszczur! Po偶ar艂 koz臋!

Wszystkie praczki zacz臋艂y krzycze膰 wniebog艂osy, 偶e w zatoce jest dinozaur, kt贸ry przyp艂yn膮艂 z Krainy Gor膮ca.

Ogromna bestia tkwi艂a chwil臋 w miejscu, a potem odwr贸ci艂a si臋, przep艂yn臋艂a pod mostem i skierowa艂a si臋 w d贸艂 rzeki. Tuli i Ayuvah pobiegli ulic膮 przez dzielnic臋 ludzi do punktu obserwacyjnego przy zaje藕dzie, staraj膮c si臋 nie straci膰 dinozaura z oczu. Zaalarmowani mieszka艅cy miasta biegali i krzyczeli, wskazuj膮c na majacz膮cy w wodzie kszta艂t, gdy偶 nigdy dot膮d 偶aden dinozaur nie zdo艂a艂 przep艂yn膮膰 oceanu. Przyjaciele dotarli do celu, rozp臋dzaj膮c po drodze pawie, kt贸re uwa偶a艂y, 偶e ulica do nich nale偶y. Wreszcie, zdyszani, zatrzymali si臋 i patrzyli. Zatok臋 Smilodon obejmowa艂y jak ramiona dwie odnogi g贸rskie. Rozszerza艂a si臋 nieoczekiwanie tu偶 za zajazdem, zamieniaj膮c si臋 z w膮skiego uj艣cia g贸rskiej rzeki w dwukilometrowy szlak morski. Jaszczur przep艂yn膮艂 obok dw贸ch statk贸w zakotwiczonych w porcie, a potem da艂 nurka.

Wysokie fale l艣ni艂y w promieniach s艂o艅ca jak pozielenia艂a ze staro艣ci mied藕. Tuli bezskutecznie wpatrywa艂 si臋 w wod臋 przez jakie艣 pi臋膰 minut. Potem dinozaur wyp艂yn膮艂 na powierzchni臋 i unosi艂 si臋 na falach. Roz艂o偶ywszy szeroko przednie p艂etwy, wyci膮gn膮wszy sp艂aszczon膮 szyj臋, d艂ug膮 jak 艂贸dka, grza艂 si臋 w s艂o艅cu. Zgromadzi艂a si臋 wok贸艂 niego wielka 艂awica ryb. Jaszczur usiad艂 na dnie, przechyli艂 na bok 艂eb i czeka艂, a偶 ryby zbli偶膮 si臋 do jego p艂etw. P贸藕niej niedba艂ym ruchem zanurzy艂 艂eb i wyci膮gn膮艂 z wody srebrzyst膮 zdobycz. Na pr贸偶no szamota艂a si臋 w jego z臋bach. Siedz膮c tak w wodzie, dinozaur wygl膮da艂 jak gigantyczny zielony 偶贸艂w morski.

- Niech mnie diabli! - powiedzia艂 jaki艣 cz艂owiek stoj膮cy obok Tulla. - To plezjozaur!

Tuli wiedzia艂, 偶e plezjozaur nigdy nie powinien by艂 tu dotrze膰, 偶e w臋偶e morskie powinny go po偶re膰, gdy przep艂ywa艂 ocean. Czeka艂 wi臋c w napi臋ciu, spodziewaj膮c si臋, 偶e lada chwila woda w zatoce zakot艂uje si臋 i z pluskiem wynurzy si臋 z niej ko艣cisty szary 艂eb oraz oblepione ma艂偶ami cia艂o stra偶nika oceanu, kt贸ry pochwyci jaszczura ostrymi jak sztylety z臋bami i wci膮gnie w g艂臋biny. Wszyscy 偶eglarze z miasteczka m贸wili, 偶e na widok atakuj膮cego w臋偶a morskiego serce zamiera na godzin臋, a dech zapiera na tydzie艅. Nikt, kto tego nie ogl膮da艂 na w艂asne oczy, nie zna prawdziwego znaczenia s艂贸w "l臋k" i "majestat".

A jednak plezjozaur grza艂 si臋 w s艂o艅cu i nigdzie nie by艂o wida膰 ani jednego w臋偶a.

- Co zrobimy? - zawo艂a艂 kto艣 w tyle. Tuli spojrza艂 przez rami臋 w stron臋 dzielnicy neandertalskiej i ujrza艂 kilkunastu m艂odych Pwi uzbrojonych we w艂贸cznie. Pokrzykuj膮c i 艣miej膮c si臋, zbli偶ali si臋 do brzegu, by zabi膰 jaszczura.

- Chyba nie by艂 smaczny, dlatego w臋偶e go nie zjad艂y! - rzek艂 jaki艣 m艂ody ch艂opak. - Prze艂kn臋艂y jeden k臋s i wyplu艂y reszt臋!

- Nie mo偶na pozwoli膰 im wyp艂yn膮膰 w tej 艂贸dce! - rzuci艂 Ayuvah. -To nie 艂owy na l膮dzie!

Tuli przyzna艂 mu racj臋, ale m艂odzie艅cy weszli ju偶 do 艂odzi, chc膮c okaza膰 wszystkim swoj膮 odwag臋.

Ptak-tyran wylecia艂 z sekwojowego lasu na wybrze偶u, wzni贸s艂 si臋 nad wod膮 i okr膮偶y艂 plezjozaura. Program genetyczny praptaka nakazywa艂 mu zabi膰 jaszczura, nie m贸g艂 on jednak zni偶y膰 lotu tak, by zada膰 cios zatrutym rogiem.

Wtem kt贸ry艣 ze statk贸w wystrzeli艂 z obu dzia艂. Zaskoczony ptak-tyran opad艂 w d贸艂, a potem odlecia艂. Plezjozaur znajdowa艂 si臋 w odleg艂o艣ci stu metr贸w od statku. Trafiony kul膮 w szyj臋, da艂 nurka. Czerwona od krwi woda trysn臋艂a na powierzchni臋. Obecni g艂o艣nymi wiwatami pogratulowali 偶eglarzowi, kt贸ry zabi艂 jaszczura.

M艂odzi Neandertalczycy wyp艂yn臋li w swojej 艂odzi na 艣rodek zatoki i uwa偶nie obserwowali wod臋 z w艂贸czniami w d艂oniach, ale nie znale藕li plezjozaura.

Tuli wr贸ci艂 do domu na godzin臋 przed zachodem s艂o艅ca. Mieszka艂 w ma艂ej kamiennej chacie, kt贸r膮 zbudowa艂 na wysuni臋tej w morze skale,w odleg艂o艣ci p贸艂tora kilometra od dzielnicy neandertalskiej. By艂o to spokojne miejsce, w pobli偶u nikt nie mieszka艂, nie bieg艂a te偶 偶adna droga. Cisz臋 przerywa艂 tylko szmer strumyka p艂yn膮cego niedaleko drzwi. Z jednej strony, tu偶 przy 艣cianie domu, ros艂a wistaria, a w powietrzu unosi艂y si臋 wonie ostatnich letnich kwiat贸w.

M艂odzieniec kupi艂 na targu kilka 艣liwek i ma艂y melon. W艂o偶y艂 je do glinianego dzbanka, umoczy艂 r臋cznik w strumyku i okr臋ci艂 nim szyjk臋 naczynia, 偶eby owoce nie zepsu艂y si臋 do wieczora.

Co pewien czas spogl膮da艂 na morze, wypatruj膮c plezjozaura lub w臋偶a morskiego. Zst臋puj膮cy wiatr wia艂 tak silnie, jakby chcia艂 porwa膰 Tulla. W艂oski zje偶y艂y si臋 na karku miesza艅ca. Przez tysi膮c lat ogromne w臋偶e morskie tworzy艂y ekozapor臋, 偶ywy mur chroni膮cy ludzi i Pwi przed potworami z Krainy Gor膮ca. A dzisiaj plezjozaur przep艂yn膮艂 ocean. Wa艂 ochronny p臋ka艂, kruszy艂 si臋, cho膰 tylko nieliczni zdawali sobie z tego spraw臋. Tuli zrozumia艂, 偶e jego 艣wiat nigdy ju偶 nie b臋dzie taki sam jak przedtem.

Zaniepokojony dzisiejszymi wypadkami, czu艂 potrzeb臋 podzielenia si臋 z kim艣 swymi spostrze偶eniami. Wkr贸tce musz臋 zobaczy膰 si臋 z Pwi, pomy艣la艂. Fava na pewno obawia si臋 o swego ojca, kt贸ry jeszcze nie wr贸ci艂 ze 艢cie偶ek Duch贸w. Trzeba te偶 op艂aka膰 Denniego i Tchara. Na razie jednak...

Zdj膮艂 bransolety i naszyjnik z kolorowych muszli, 艣ci膮gn膮艂 d艂ug膮 bawe艂nian膮 przepask臋 biodrow膮 i nagi stan膮艂 twarz膮 do wiatru. Obr贸ci艂 si臋 powoli, by zachodz膮ce s艂o艅ce o艣wietli艂o ka偶d膮 pi臋d藕 jego cia艂a. Powr贸ci艂 my艣l膮 do Kraalu i poczu艂 si臋gaj膮cy z zachodu cie艅 Adjonai, boga strachu. Na pewno to Adjonai przys艂a艂 tu plezjozaura, 偶eby przerazi膰 Pwi, powiedzia艂 sobie w duchu i zachichota艂, gdy偶 by艂a to dziwna my艣l jak na p贸艂krwi Neandertalczyka. Przywo艂a艂 z pami臋ci strach, kt贸ry ogarn膮艂 go na widok jaszczura. W Krainie Gor膮ca widzia艂 szare, dwudziestometrowe krokodyle o szcz臋kach d艂u偶szych ni偶 cia艂o ros艂ego m臋偶czyzny, 偶aglice wygrzewaj膮ce si臋 na p艂yciznach wczesnym rankiem, ogromne, licz膮ce tysi膮ce osobnik贸w stada dziobak贸w na brzegach jezior, rozdeptuj膮ce wszystko na swojej drodze. Plezjozaur nie by艂 gro藕ny, ale nigdy nie powinien tu dop艂yn膮膰. Mo偶na uzna膰 go za pierwszego, ale nie ostatniego z nieproszonych go艣ci. Tuli przypomnia艂 sobie, 偶e ledwie tydzie艅 temu Ayuvah zabi艂 tyranozaura: wbi艂 w niego w艂贸czni臋, a potem, napieraj膮c ca艂ym cia艂em, rozp艂ata艂 brzuch drapie偶nika. M艂odzieniec wyobrazi艂 sobie, 偶e b臋dzie musia艂 walczy膰 w艂贸czni膮 z takimi bestiami tutaj, w Smilodon Bay, i wstrz膮sn膮艂 nim dreszcz zgrozy.

Rozdzia艂 2 STALOWE NICI

Wysoko na niebie dwa rogate smoki kierowa艂y si臋 ku otwartemu morzu. Zapuszcza艂y si臋 na du偶e odleg艂o艣ci i mog艂y szybowa膰 z wiatrem przez wiele godzin, poluj膮c na wi臋ksze jaszczury, kt贸re usi艂owa艂y przelecie膰 ocean dziel膮cy kontynenty.

Neandertalczycy maj膮 lepszy s艂uch ni偶 ludzie i Tuli z oddali us艂ysza艂 dziewcz臋cy g艂os wo艂aj膮cy go po imieniu. Ubra艂 si臋 wi臋c pospiesznie i ruszy艂 艣cie偶k膮 w stron臋 polnej drogi, by zobaczy膰, kto go wzywa. O blisko kilometr od neandertalskiej osady bieg艂a Fava z ka偶dym krokiem wzbijaj膮c ob艂oczki kurzu.

- Tullu! - zawo艂a艂a. - Ojciec wr贸ci艂 ze 艢cie偶ki Duch贸w! Wzywa ci臋! Dzieje si臋 co艣 z艂ego!Tuli ostro偶nie pr贸bowa艂 wyczu膰 w swoim umy艣le znajomy ch艂贸d, lecz bez rezultatu. Zda艂 sobie spraw臋, 偶e szaman opu艣ci艂 go w ostatnich kilku minutach, ale on nic o tym nie wiedzia艂. Wybieg艂 na spotkanie Favy, a potem razem ruszyli do domu Chaa. Domostwo szamana zbudowane by艂o z czerwonego kamienia, wydobytego z pobliskiego wzg贸rza; w lecie sk贸ry jeleni zas艂ania艂y otw贸r stanowi膮cy wej艣cie. Tuli wpad艂 do 艣rodka, a potem zatrzyma艂 si臋 czekaj膮c, a偶 jego oczy przywykn膮 do p贸艂mroku. Zna艂 ka偶dy sprz臋t w tym domu.

Fava poprowadzi艂a go w g艂膮b ciemnego, podobnego do tunelu korytarza, jakby by艂 tu zupe艂nie obcy, dotykaj膮c go delikatnie i lekko, prawie pieszcz膮c, wedle zwyczaju Pwi.

Chaa le偶a艂 na pod艂odze w tylnym pomieszczeniu. Mia艂 na sobie tylko czarn膮 przepask臋 biodrow膮 i jasnoszar膮 koszul臋 w stokrotki i lilie. Nogi szamana stercza艂y jak d艂ugie, br膮zowe patyki, a jego 偶ona Zhopila w艂a艣nie karmi艂a go 艂y偶eczk膮. W pokoju by艂o ch艂odno i wilgotno, ale cia艂o Chaa l艣ni艂o od potu. Mia艂 kr贸tko obci臋te jasne w艂osy; jego g艂臋boko osadzone 偶贸艂te oczy po艂yskiwa艂y pod wydatnymi 艂ukami brwiowymi. Tuli na widok szamana natychmiast zorientowa艂 si臋, 偶e co艣 jest nie w porz膮dku. Pwi nazywaj膮 siebie U艣miechni臋tym Ludem, gdy偶 z natury niemal zawsze s膮 szcz臋艣liwi, ale tym razem Chaa si臋 nie u艣miecha艂. B贸l i przera偶enie pog艂臋bi艂y ka偶d膮 bruzd臋 na jego twarzy.

- Zostawcie nas, prosz臋. Zostawcie nas - wyszepta艂 szaman zwracaj膮c si臋 do kobiet. - Wyjd藕cie na dw贸r, odejd藕cie jak najdalej. -Kobiety popatrzy艂y po sobie. Pwi zwykle nie maj膮 przed sob膮 tajemnic. - Prosz臋 - doda艂 b艂agalnym tonem Chaa. Neandertalki wybieg艂y z domu, na s艂o艅ce.

Tuli usiad艂 ze skrzy偶owanymi nogami na pod艂odze, a szaman spogl膮da艂 na niego b艂yszcz膮cymi oczami. Chaa by艂 m艂ody jak na Obcuj膮cego - z - Duchami, niedawno sko艅czy艂 trzydzie艣ci pi臋膰 lat, ale pos艂ugiwanie si臋 magi膮 bardzo go postarzy艂o. Mia艂 mi艂e usposobienie i by艂 dobrym ojcem dla swoich siedmiorga dzieci.

Szaman pr贸bowa艂 si臋 u艣miechn膮膰, lecz tylko grymas b贸lu wykrzywi艂 jego twarz.

- Pom贸偶 mi usi膮艣膰 - poprosi艂. Tuli chwyci艂 go za 艂okcie i opar艂 o poduszk臋.

- Jeste艣 chory? - spyta艂 z niepokojem.

- Nie, tylko bardzo s艂aby - odrzek艂 przepraszaj膮cym tonem Chaa. - M贸j nauczyciel mawia艂, 偶e "pi臋ciodniowy post to pocz膮tek mocy". Dlatego g艂odz臋 si臋 przez pi臋膰 dni, zanim wst膮pi臋 na 艢cie偶k臋 Duch贸w, pij臋 te偶 bardzo ma艂o wody. U艂atwia mi to koncentracj臋 i zbli偶a mnie do 艣mierci tak bardzo, 偶e mog臋 opu艣ci膰 moje cia艂o i kroczy膰 艣cie偶kami przysz艂o艣ci. Z tego powodu wszyscy uwa偶aj膮, 偶e jestem kim艣 wa偶nym! - Wyrzuci艂 z siebie te s艂owa, jakby kry艂a si臋 w nich gorycz. - Jak sam widzisz, jestem nikim! Krocz臋 艣cie偶kami przysz艂o艣ci, lecz one rozga艂臋ziaj膮 si臋 co krok. Pr贸buj臋 przewodzi膰 Pwi, ale jak mam to robi膰, gdy wszystkie drogi skr臋caj膮 w z艂ym kierunku? M贸j mistrz cz臋sto powtarza艂: "Skoro raz staniesz na 艢cie偶ce Duch贸w, ju偶 nigdy nie wr贸cisz do domu. Twoje zmys艂y niezwykle si臋 wyostrzaj膮 i postrzegasz 艣wiat w inny spos贸b ni偶 dotychczas". Nigdy jego s艂owa nie by艂y tak prawdziwe, jak ostatniej nocy.

Pier艣 szamana unios艂a si臋 w oddechu. Chaa wypowiedzia艂 nast臋pnych kilka zda艅 bardzo powoli, a pot strumieniami la艂 si臋 z jego twarzy, jakby ten wysi艂ek sprawia艂 mu wielki b贸l:

- Za jedena艣cie dni Scandal zwany Smakoszem wyruszy na 艂owy. B臋dziesz mu towarzyszy艂. Je艣li ma mu si臋 powie艣膰, to ty musisz z艂apa膰 dla niego w臋偶e morskie. Ty jeden. Zabierz ze sob膮 Ayuvaha i Ma艂ego Chaa do pomocy przy budowie drogi.

Tuli patrzy艂 na niego d艂ug膮 chwil臋. Polowanie na w臋偶e nie wyda艂o mu si臋 czym艣 naprawd臋 wa偶nym. B臋dzie przypomina艂o 艂apanie kar-pik贸w do glinianego dzbanka, cho膰 m艂ode w臋偶e morskie s膮 d艂ugie na trzy metry i maj膮 z臋by jak ze stali. Zreszt膮 inni mogliby mu w tym pom贸c. Wiedzia艂, 偶e nigdy nie nale偶y sprzeciwia膰 si臋 poleceniom szaman贸w, cho膰 ich odpowiedzi, po cz臋艣ci zrozumia艂e, po cz臋艣ci metaforyczne, nikomu si臋 nie podobaj膮.

- Scandal wyrusza za tydzie艅 - przytakn膮艂 Tuli. - Nie by艂o ci臋 tu d艂u偶ej ni偶 przypuszczasz.

- Zamierza wyruszy膰 za tydzie艅. - Chaa machn膮艂 lekcewa偶膮co r臋k膮. - Nie odjedzie nawet za jedena艣cie dni.

- Jeste艣 pewien, 偶e powinni艣my wzi膮膰 udzia艂 w tej wyprawie? -zapyta艂 Tuli.

- Podr贸偶owa艂em nad oceanem i przekona艂em si臋, 偶e zar贸wno na wschodzie jak i na zachodzie nie ma ju偶 w臋偶y morskich. W g艂臋binach najwi臋ksze i najstarsze osobniki zabija jaka艣 choroba. Tylko na pomocy pozosta艂y jeszcze 偶ywe w臋偶e. Przenios艂em si臋 do nast臋pnego lata i ujrza艂em wielkie dinozaury przyp艂ywaj膮ce z Krainy Gor膮ca - d艂ugonogie biegaj膮ce jaszczury o p艂etwiastych jak u kaczki stopach i z臋bach takich jak te... - wskaza艂 na drewniany stolik pod przeciwleg艂膮 艣cian膮. Le偶a艂 tam ozdobny sztylet wyrze藕biony z z臋ba karnozaura, d艂ugi prawie na dwadzie艣cia centymetr贸w. Zwierz臋 to mia艂o 偶艂obkowane od wewn膮trz z臋by, co u艂atwia艂o mu rozszarpywanie zdobyczy na strz臋py. Chaa na wspomnienie tych potwor贸w otworzy艂 szerzej oczy, ale to nie one go przera偶a艂y, to nie strach przed nimi pog艂臋bi艂 bruzdy na jego twarzy. - Je艣li nie sprowadzicie tutaj w臋偶y morskich, ogromne jaszczury przep艂yn膮 przez w臋偶sze odnogi oceanu - m贸wi艂 dalej szaman. - Musicie koniecznie sprowadzi膰 tu odwiecznych stra偶nik贸w oceanu, nie tylko na ratunek naszemu miastu, lecz tak偶e dla uratowania wielu innych. Sami powinni艣cie si臋 tego nauczy膰. Gdybym powiedzia艂 wam, jak si臋 to robi, podj臋liby艣cie pr贸b臋 za wcze艣nie. Najwa偶niejsza jest synchronizacja wszystkich wysi艂k贸w. W przeciwnym wypadku zgin臋liby艣cie podczas pr贸by. Ale kiedy nadejdzie odpowiednia chwila, musisz dzia艂a膰 szybko, jak przysta艂o na m臋偶czyzn臋 z Plemienia Pwi.

Chaa wyprostowa艂 si臋, nachyli艂 do przodu i delikatnie, prawie pieszczotliwie dotkn膮艂 wed艂ug zwyczaju Neandertalczyk贸w piersi Tulla.

- Kiedy wszed艂em w twoje cia艂o, poczu艂em b贸l, odczyta艂em nadzieje twojego dzieci艅stwa. Wiem, jak bardzo pragn膮艂e艣 swojej 艣mierci i 艣mierci twoich rodzic贸w. To by艂 dla ciebie bardzo z艂y okres. Musz臋 ci jednak powiedzie膰, 偶e dzisiaj spe艂ni si臋 nadzieja, kt贸r膮 偶ywi艂e艣 w dzieci艅stwie: udasz si臋 do domu twoich rodzic贸w! Teraz! Przekonasz si臋, 偶e tw贸j ojciec i twoja matka nie 偶yj膮!

Zaskoczony Tuli wsta艂 i cofn膮艂 si臋 o krok, nie odrywaj膮c wzroku od szamana. Spodziewa艂 si臋, 偶e Chaa b臋dzie m贸wi艂 o niebezpiecze艅stwach gro偶膮cych wszystkim mieszka艅com miasta, a nie o zgonie cz艂onk贸w jego rodziny.

- To prawda! Zobacz sam! - ponagli艂 go Obcuj膮cy z Duchami.

Tuli wybieg艂 z chaty szamana i pop臋dzi艂 do domu swoich rodzic贸w w cz艂owieczej dzielnicy miasta, niedaleko zajazdu. Fava zauwa偶y艂a wyraz jego twarzy, gdy j膮 mija艂, i zawo艂a艂a, by si臋 zatrzyma艂, ale Tuli pobieg艂 dalej. Od dzieci艅stwa mia艂 okaleczon膮 kostk臋 i nie m贸g艂 biec szybko. Dziewczyna dogoni艂a go bez trudu. Zacz臋艂a wo艂a膰 w biegu:

- Tche. Pomocy! - Ton jej g艂osu 艣wiadczy艂, 偶e jest zdumiona jak zawsze.

Tullem targa艂y sprzeczne uczucia. Od najm艂odszych lat pragn膮艂, by jego rodzice umarli. Teraz, gdy Chaa powiedzia艂, 偶e zgin臋li w tajemniczy spos贸b, m艂ody mieszaniec nie wiedzia艂, czy powinien mie膰 nadziej臋, 偶e szaman si臋 nie myli, czy te偶 czu膰 si臋 winny, 偶e 偶yczy艂 im 艣mierci. Od dawna z nimi nie mieszka艂; kiedy sko艅czy艂 trzyna艣cie lat, zbudowa艂 sobie dom na skraju miasta. Niecz臋sto te偶 ich odwiedza艂, nawet wtedy, gdy trzy lata temu jego matka wyda艂a wreszcie na 艣wiat drugie dziecko. Tuli zrozumia艂, 偶e biegnie tylko po to, by si臋 dowiedzie膰, czyjego braciszek Wayan 偶yje. Chaa nie wyjawi艂, w jaki spos贸b zgin臋li rodzice Tulla, nie rzek艂 te偶, czy 艣mier膰 dosi臋g艂a r贸wnie偶 Wayana. M艂ody mieszaniec wyobrazi艂 sobie morderc贸w w domu swych rodzic贸w i cieszy艂o go, 偶e Fava wo艂a na pomoc Pwi. Przebieg艂 przez most nad rzek膮 Smilodon. Za nim biegli Pwi, ca艂ym t艂umem jak stado zwierz膮t, gdy偶 zawsze tak si臋 zachowywali w sytuacjach kryzysowych. Pomkn膮艂 w g贸r臋 ulic膮, przy kt贸rej stara Caree Tech gotowa艂a myd艂o przed domem, min膮艂 zajazd "Pod Ta艅cz膮cym Ksi臋偶ycem". Od tego miejsca droga wi艂a si臋 mi臋dzy dwoma stromymi pag贸rkami.

S艂o艅ce zachodzi艂o. Zamieszkana przez ludzi dzielnica pogr膮偶ona by艂a w mroku. Tuli poczu艂 b贸l w do艂ku. Chwia艂 si臋 na nogach ze zm臋czenia. Mia艂 wiele przykrych wspomnie艅 z czasu, gdy mieszka艂 mi臋dzy lud藕mi. Nie chcia艂 wi臋c wchodzi膰 do tej cz臋艣ci miasta, gdzie dawny b贸l i strach 艂膮czy艂y si臋 w siln膮 kwea, od kt贸rej bola艂 go brzuch. Pwi twierdzili, 偶e Adjonai rz膮dzi tylko w Kraalu, ale Tuli czu艂 dotkni臋cie r臋ki ciemnego boga nawet tutaj. Zazwyczaj unika艂 tej dzielnicy. Chodzi艂 tam tylko wtedy, gdy musia艂.

Dom jego rodzic贸w by艂 ju偶 blisko - czwarty w rz臋dzie siedmiu kamiennych budynk贸w. Tuli szed艂 ku niemu coraz wolniej. Serce w nim zamiera艂o, oddycha艂 nier贸wno. Ten dom kiedy艣 by艂 dla niego wi臋zieniem. Z ka偶dym krokiem w jego pami臋ci o偶ywa艂y wspomnienia 艂a艅cuch贸w i sznur贸w. Fronton domu by艂 niebezpiecznie pochylony do przodu. Niemal zas艂ania艂y go po艂amane pu艂apki na ryby, stosy wylenia艂ych futer, beczek z zepsut膮 sol膮, starego 偶elastwa i innych 艣mieci, kt贸re ojciec Tulla sprzedawa艂, by zarobi膰 na 偶ycie. Z domu dochodzi艂 krzyk przera偶enia Wayana, trzyletniego braciszka Tulla. Tuli skoczy艂 do drzwi, otworzy艂 je szarpni臋ciem, my艣l膮c tylko o powstrzymaniu morderc贸w.

W 艣rodku panowa艂 p贸艂mrok, przez obci膮gni臋te cienk膮 sk贸r膮 ramy okienne wpada艂o niewiele 艣wiat艂a. Rudy kot siedzia艂 na krokwi, machaj膮c ogonem. Neandertalska matka Tulla nachyla艂a si臋 nad sto艂em. Niebieska chustka os艂ania艂a jej twarde, rude w艂osy. Mia艂a szerok膮, mi臋sist膮 twarz bez wyrazu; jej g艂臋boko osadzone oczy by艂y puste jak u 艣miertelnie wyczerpanej porodem krowy. Nie u艣miecha艂a si臋 jak inne kobiety Pwi. Powoli nalewa艂a zup臋 z kot艂a do miski. Nie u偶ywa艂a chochli, tylko zwyczajnej 艂y偶ki. Minie kilka minut, zanim nape艂ni misk臋.

- Gdzie jest Wayan? - spyta艂 gor膮czkowo Tuli. Z ty艂u, ze sk艂adziku na drzewo, odpowiedzia艂 mu g艂o艣ny wrzask.

- Wayan? - spyta艂a matka nie przerywaj膮c zaj臋cia. - Jest w sk艂adziku, bawi si臋 z Jenksem.

Tullem wstrz膮sn膮艂 zimny dreszcz. Ona zawsze to robi, pomy艣la艂. W takich chwilach jak ta zawsze m贸wi o nim Jenks, zamiast tw贸j ojciec. M艂odzieniec przypomnia艂 sobie, jak ojciec "bawi艂 si臋" z nim w dzieci艅stwie - zakuwanie w kajdany, bicie, krew p艂yn膮c膮 z nosa. Ojciec przesta艂 si臋 nad nim pastwi膰 dopiero wtedy, gdy ch艂opiec podr贸s艂 i m贸g艂 uciec lub z nim walczy膰. Tuli nigdy mu tego nie zapomnia艂.

Wpad艂 do mrocznej szopy. Stosy szczap otacza艂y niewielk膮 pust膮 przestrze艅. Jenks, ojciec Tulla, ogromny jak beczka m臋偶czyzna, z grubymi niczym konary ramionami, siedzia艂 na pniaku 艣miej膮c si臋 do rozpuku. Przyciska艂 nog膮 do ziemi male艅kiego ch艂opca. Wayan krzycza艂, pr贸buj膮c si臋 uwolni膰. Du偶y czarny brytan sta艂 nad dzieckiem, zlizuj膮c zup臋 z jego twarzy. Wayan wrzasn膮艂, pr贸buj膮c odepchn膮膰 psa. Jenks rykn膮艂 艣miechem i zawo艂a艂:

- Chod藕 tu, piesku, zjedz obiadek! -1 wyla艂 reszt臋 zupy na syna. Zdezorientowane, g艂odne zwierz臋 zignorowa艂o wysi艂ki Wayana i dalej zlizywa艂o z niego zup臋.

Wayan podni贸s艂 oczy i krzykn膮艂:

- Tuli, ratuj mnie!

Tuli podbieg艂, chc膮c kopn膮膰 psa, ale ten zr臋cznie odskoczy艂 na bok. M艂odzieniec wyrwa艂 Wayana spod nogi ojca. Ch艂opczyk przytuli艂 si臋 do brata, wspi膮艂 si臋 wy偶ej po jego ramionach, a potem obj膮艂 go za szyj臋, 艣ciskaj膮c tak mocno, jak przera偶ona ma艂pka.

- Ej偶e, o co chodzi? - roze艣mia艂 si臋 Jenks. - Psujesz nam zabaw臋!

Tuli stan膮艂 jak wryty z zaskoczenia. Biegn膮c do domu rodzic贸w, oczami wyobra藕ni widzia艂 ojca martwego na pod艂odze. Jeszcze przed chwil膮 mia艂 wyrzuty sumienia, 偶e pragn膮艂 jego 艣mierci.

- Zostaw go! - sykn膮艂, czuj膮c jak wzbiera w nim zimna z艂o艣膰. Opanowa艂 si臋 z trudem. Wysi艂ek ten by艂 tak wielki, 偶e m艂odzieniec z trudem wykrztusi艂 nast臋pne zdanie: - Zostaw go!

- Bo co? - odpar艂 ze 艣miechem jego ojciec. - Bo b臋dziesz nade mn膮 p艂aka艂? A mo偶e wr贸cisz do siebie i b臋dziesz si臋 d膮sa艂 przez tydzie艅? Wielki 呕贸艂toz臋bny Bo偶e, chro艅 mnie przed tym mazgajem!

- Zostaw go w spokoju! - Tuli trz膮s艂 si臋 z w艣ciek艂o艣ci.

- My si臋 tylko tak bawili艣my! - rzuci艂 rozbawiony Jenks. - Ch艂opak troch臋 si臋 przestraszy艂 i to wszystko. Gdy doro艣nie, b臋dzie si臋 艣mia艂 z tego wspomnienia.

- On nigdy nie b臋dzie si臋 艣mia艂! - odpar艂 Tuli. - Ja te偶 nigdy si臋 nie 艣miej臋!

Twarz Jenksa skamienia艂a. W jego oczach b艂ysn臋艂a rozpacz. Gniewne s艂owa starszego syna zrani艂y starca. Jenks zawsze tak bardzo pragn膮艂 kontrolowa膰 swoje dzieci, zmusi膰 je do mi艂o艣ci.

- O czym ty m贸wisz, ch艂opcze? Jeste艣 na mnie z艂y? Przecie偶 nic mu nie zrobi艂em!

Wystarczy jeden dzie艅 i ten bydlak zapomni, co mu powiedzia艂em, pomy艣la艂 Tuli. Zawsze tak by艂o. Jenks zapomina o obelgach. Spojrza艂 na beczkowat膮 klatk臋 piersiow膮 i grube ramiona cz艂owieka, kt贸ry go sp艂odzi艂. Na puste oczy o okrutnym spojrzeniu. Jego ojciec to wcielenie brzydoty.

- Na Boga, ch艂opcze, gdyby wzrok m贸g艂 zabija膰, dawno bym le偶a艂 martwy! - rzuci艂 Jenks. - Ciesz臋 si臋, 偶e odziedziczy艂e艣 po mnie twardy kark. M贸w! Co takiego zrobi艂em?

- Co zrobi艂e艣?! - wrzasn膮艂 w odpowiedzi Tuli, 偶a艂uj膮c, 偶e nie zasta艂 ojca martwego. Chcia艂 go teraz zabi膰. Czy nie o to chodzi艂o staremu Chaa? 呕e zabije w艂asnych rodzic贸w? Odwr贸ci艂 si臋 i z ca艂ej si艂y waln膮艂 pi臋艣ci膮 w mur. Krew trysn臋艂a mu z palc贸w. Wayan krzykn膮艂 i ukry艂 twarzyczk臋 pod pach膮 brata. Przez chwil臋 Tullowi wydawa艂o si臋, 偶e wiruje wok贸艂 niego czerwona mg艂a. Chwyci艂 jakie艣 polano. Pragn膮艂 tylko jednego: uderzy膰 Jenksa. Powstrzyma艂 si臋 wysi艂kiem woli, a偶 zabola艂y go ramiona. Pogrozi艂 wi臋c tylko ojcu i wyrzuci艂 z siebie s艂owa, kt贸re mia艂y zabole膰 go bardziej ni偶 najmocniejszy cios:

- Chcesz wiedzie膰, co zrobi艂e艣?! Nawet niewolna kurwa nie przespa艂aby si臋 z takim potworem jak ty!

- Ty wyrodku! - wrzasn膮艂 Jenks cofaj膮c si臋 chwiejnym krokiem z zaskoczenia, jakby Tuli nigdy czego艣 takiego nie powiedzia艂. Mu-sku艂y olbrzyma napi臋艂y si臋, oczy za艣 zaszkli艂y. - Nie wa偶 si臋 tak do mnie m贸wi膰 w moim w艂asnym domu! Da艂em ci wszystko! Mam jeszcze do艣膰 si艂, 偶eby z艂oi膰 ci sk贸r臋!

- Tak jak 艂oisz sk贸r臋 Wayanowi? - spyta艂 Tuli.

Oskar偶enie to zdziwi艂o Jenksa. Na chwil臋 opu艣ci艂a go z艂o艣膰. -Przecie偶 ja go kocham! Naprawd臋 nigdy bym go nie skrzywdzi艂. To m贸j syn! Ja tylko si臋 bawi艂em. Oboje si臋 bawili艣my!

- Skrzywdzi艂e艣 go! I jeszcze skrzywdzisz! Po prostu nie chcia艂e艣 go zabi膰! On wcale si臋 nie bawi艂. Ty i ja, my te偶 nigdy si臋 nie bawili艣my! - wycedzi艂 przez z臋by Tuli.

Jenks rozejrza艂 si臋 woko艂o, najwyra藕niej nie wiedz膮c co pocz膮膰.

Mo偶e mi si臋 to uda艂o. Mo偶e w ko艅cu wbi艂em mu to w jego t臋py 艂eb. Mo偶e odt膮d b臋dzie lepiej traktowa艂 Wayana ni偶 kiedy艣 mnie, pomy艣la艂 Tuli. Wayan skuli艂 si臋 i wybuchn膮艂 g艂o艣nym p艂aczem. Powinienem odej艣膰, doda艂 w my艣li m艂odzieniec.

- Do widzenia! - powiedzia艂 g艂o艣no.

- Co? Co takiego?! - zawo艂a艂 Jenks. - Nie mo偶esz... jeszcze nie mo偶esz st膮d odej艣膰! Ty g贸wniarzu! Ty niewdzi臋czny g贸wniarzu! Co tu si臋 dziej e?

Twarz starszego m臋偶czyzny znowu poczerwienia艂a z w艣ciek艂o艣ci. Miota艂 przekle艅stwa, rozbryzguj膮c 艣lin臋 na wszystkie strony. Tuli nie wiedz膮c, czy mo偶e odwr贸ci膰 si臋 do ojca plecami, wycofa艂 si臋 ty艂em. Wayan wci膮偶 trzyma艂 go za szyj臋.

- Nie zamykaj przede mn膮 drzwi! -warkn膮艂 Jenks. Skierowa艂 si臋 w t臋 stron臋, rozrzucaj膮c kopniakami szczapy. Tuli z ca艂ej si艂y zatrzasn膮艂 drzwi do sk艂adziku i uciek艂 do pokoju. Jenks miota艂 obelgami na syna. Jego neandertalska 偶ona sta艂a przy stole, nalewaj膮c 艂y偶k膮 zup臋 do miski, jak gdyby nic si臋 nie sta艂o. Przez te wszystkie lata zawsze wtedy, kiedy Jenks bi艂 Tulla albo Wayana, matka obu ch艂opc贸w sta艂a nieruchomo jak pos膮g, oniemia艂a z przera偶enia. Tuli zrozumia艂, 偶e jego rodzice maj膮 pustk臋 w sercach, 偶e s膮 jak 偶ywe trupy. Zabi艂y ich gniew i nienawi艣膰.

Nawet nie po偶egna艂 si臋 z matk膮. Przesta艂 j膮 kocha膰 wiele lat temu. Wyszed艂 z domu. Us艂ysza艂, jak Jenks kopniakiem otworzy艂 tylne drzwi i przewr贸ci艂 st贸艂. Przed domem zgromadzili si臋 gapie Pwi.

Tuli ruszy艂 do swojej chaty. Wayan wci膮偶 艣ciska艂 go za szyj臋. M艂odzieniec zatrzyma艂 si臋 na rogu ulicy. Zda艂 sobie spraw臋, 偶e trz臋sie si臋 z w艣ciek艂o艣ci. Wayan j臋kn膮艂. Starszy brat podrzuci艂 go na biodrze, a potem odchyli艂 g艂ow臋 do ty艂u i zamkn膮艂 oczy. Krew skapn臋艂a mu z nosa. Jenks z艂ama艂 mu nos, kiedy Tuli mia艂 dziesi臋膰 lat i od tej pory krew zawsze p艂yn臋艂a ch艂opakowi z nosa, gdy wpad艂 w gniew. Zajazd "Pod Ta艅cz膮cym Ksi臋偶ycem" by艂 za rogiem. Kiedy Tuli tam si臋 znalaz艂, jak zawsze poczu艂 si臋 wolny i ucisk w jego piersi zel偶a艂.

- Nie p艂acz - szepn膮艂 do Wayana. - Ze mn膮 b臋dzie ci dobrze - roze艣mia艂 si臋, cho膰 bola艂o go serce. Przegna艂 gniew i ruszy艂 dalej ulic膮.

Caree Tech nadal miesza艂a myd艂o w kotle. Powtarza艂a 艣piewnie jak zakl臋cie:

"呕elazne nici przyszy艂y mnie do tego 艣wiata. 呕elazne nici przyszyty mnie do tego brzegu. 呕elazne nici przyszyty mnie do tego miasta. 呕elazne nici przyszyty mnie do tej ulicy. " By艂a to stara pie艣艅 niewolnik贸w. Tuli spojrza艂 na 艣piewaj膮c膮 staruszk臋 i podrzuci艂 brata w obj臋ciach, jakby Wayan by艂 ma艂ym dzieckiem, cho膰 mia艂 prawie trzy lata. Tuli te偶 czu艂, 偶e niewidzialne nici, mocne jak stal, 艂膮cz膮 go z tym miejscem: ponure, straszne wspomnienia o domu rodzinnym, s艂odkie uczucie spe艂nienia, kt贸re ogarn臋艂o go, gdy min膮艂 zajazd, poczucie swobody, kt贸re odezwa艂o si臋 w nim, kiedy zatrzyma艂 si臋 na tej ulicy, rado艣膰, kt贸rej zawsze doznawa艂 w obecno艣ci Ayuvaha. Ka偶de z tych uczu膰 to ni膰, z kt贸rej utkany zosta艂 kobierzec jego 偶ycia; ka偶de przykuwa艂o go do tego miejsca, okre艣la艂o jego osobowo艣膰, mimo 偶e stara艂 si臋 unika膰 takiego zaszufladkowania.

R膮czki Wayana lepi艂y si臋 od zupy, twarzyczk臋 mia艂 brudn膮. Tuli zani贸s艂 brata na brzeg ma艂ego strumyka wij膮cego si臋 mi臋dzy wzg贸rzami, zanurzy艂 w wodzie r膮bek przepaski biodrowej i umy艂 nim buzi臋 dziecka.

- Tuli, zabierzesz mnie stamt膮d? - spyta艂 Wayan.

Tuli przez chwil臋 zastanawia艂 si臋 nad tym. Przytuli艂 brata do piersi.

- Nie mog臋. Wyruszam na dalek膮 wypraw臋. To zbyt niebezpieczne dla dziecka.

- Nie zostan臋 tutaj! - krzykn膮艂 zrozpaczony malec. - Jenks zrobi mi krzywd臋!

- Tak, to prawda, ale w g贸rach mo偶e ci臋 spotka膰 co艣 znacznie gorszego - wyja艣ni艂 Tuli. - Mieszkaj膮 tam Ludzie-Mastodonty, kt贸rzy chcieliby ci臋 po偶re膰. Zreszt膮 Jenks mi臋knie na staro艣膰; mo偶e b臋dzie ci臋 traktowa艂 lepiej ni偶 kiedy艣 mnie. Wystrzegaj si臋 go, gdy wraca do domu ze swoim 偶elastwem, zw艂aszcza kiedy mia艂 z艂y dzie艅. Je偶eli udaje chojraka, uciekaj i schowaj si臋 daleko od domu. Zosta艅 tam a偶 do zmroku. Niech wy艂aduje z艂o艣膰 na psie. A je艣li z艂apie ci臋, gdy b臋dzie w z艂ym humorze, trzymaj si臋 z dala od jego n贸g, 偶eby ci臋 nie skopa艂. Po biciu b臋dzie chcia艂 ci臋 przeprosi膰. Za偶膮da, aby艣 go obj膮艂 na znak, 偶e mu przebaczy艂e艣. Je偶eli tego nie zrobisz, w艣cieknie si臋 i zbije ci臋 jeszcze mocniej. Dlatego szybko go obejmij! Rozumiesz?

- Tak - odrzek艂 Wayan.

- Dobry ch艂opiec - powiedzia艂 Tuli stawiaj膮c brata na ziemi. Wytar艂 mu twarzyczk臋 r膮bkiem przepaski biodrowej. - Dasz sobie rad臋. A teraz wracaj do domu. Jenks lituje si臋 nad sob膮 po moim odej艣ciu. B臋dzie chcia艂 da膰 ci co艣 艂adnego, 偶eby艣 go polubi艂. Je艣li jeste艣 m膮dry, pozwolisz mu na to. - Wsta艂, szykuj膮c si臋 do odej艣cia.

- Jestem m膮dry - odpowiedzia艂 Wayan. Tuli poklepa艂 go po g艂贸wce. Ch艂opczyk przytuli艂 si臋 do n贸g brata jakby dopiero uczy艂 si臋 chodzi膰. Wargi mu dr偶a艂y, a w szeroko otwartych oczach czai艂 si臋 strach. Bardzo ba艂 si臋 wraca膰 do domu.

Tuli zastanawia艂 si臋 chwil臋. Nie wiedzia艂, czy Wayan jest w stanie zrozumie膰, 偶e Jenks pragnie kontrolowa膰 swoich syn贸w, zmusi膰 ich, by go pokochali. Ten wyrodny ojciec posun膮艂 si臋 nawet tak daleko, 偶e da艂 im imiona, kt贸rych nie by艂 w stanie wypowiedzie膰 偶aden Neandertalczyk, na zawsze uniemo偶liwiaj膮c ich matce prawid艂ow膮 wymow臋 imion syn贸w. Jenks jest chory psychicznie, a w dodatku cechuje go przyrodzony egoizm. Jak jednak opisa膰 chorob臋 ich ojca tak ma艂emu dziecku?

- I jeszcze jedno - doda艂. - Nigdy nie m贸w, 偶e chcesz uciec, bo Jenks przykuje ci臋 艂a艅cuchem do 艂贸偶ka!

Wayan nie odpowiedzia艂, tylko podni贸s艂 na brata szeroko otwarte oczy. Malowa艂o si臋 w nich poczucie winy, jakby zrobi艂 co艣 z艂ego. Tuli podci膮gn膮艂 do g贸ry spodenki brata. Ch艂opiec mia艂 偶elazn膮 obr臋cz na prawej nodze. T臋 sam膮, kt贸r膮 Tuli nosi艂 w dzieci艅stwie. Gdyby Jenks by艂 w tej chwili w pobli偶u, starszy syn zabi艂by go bez wahania. Obr臋cz by艂a gruba i ci臋偶ka, ale przecie偶 wykuto j膮 tylko z 偶elaza. Tuli chwyci艂 j膮 obur膮cz. Rozw艣cieczony, szarpn膮艂 偶elazny kr膮偶ek tak mocno, 偶e p臋k艂y zawiasy. Jako dziecko latami pr贸bowa艂 go rozerwa膰, ale tylko posiniaczy艂 i porani艂 sobie nog臋.

Caree Tech nuci艂a w艂a艣nie ostatni wiersz swojej piosenki: "nici z 偶elaza przyszy艂y mnie do tego miasta". Tuli min膮艂 dzieci prostytutek bawi膮ce si臋 w berka przed zajazdem, przeszed艂 obok sklep贸w: tekstylnego i korzennego. "Nici z 偶elaza przyszy艂y mnie do tej ulicy" powt贸rzy艂 w my艣li m艂odzieniec. Wyobrazi艂 sobie, 偶e z ka偶dym krokiem zrywa nici 艂膮cz膮ce go z tym miejscem, z ojcem i z matk膮... Dotar艂 do domu rodzic贸w. T艂um ciekawskich Pwi wci膮偶 sta艂 przed drzwiami. Jenks wrzeszcza艂 w 艣rodku i ciska艂 meblami. Tuli otworzy艂 drzwi kopniakiem.

- Co ty tu jeszcze robisz?! - wrzasn膮艂 Jenks. Jego twarz poczerwienia艂a z gniewu, nozdrza rozd臋艂y si臋, a ca艂e cia艂o trz臋s艂o jak w febrze. Skoczy艂 do przodu. Kiedy znalaz艂 si臋 w zasi臋gu r臋ki Tulla, ten waln膮艂 go w g艂ow臋 p臋kni臋t膮 obr臋cz膮. Jenks upad艂. Krew pop艂yn臋艂a z rozci臋cia na jego skroni.

Tuli nie wiedzia艂, czyjego ojciec 偶yje. Nie obchodzi艂o go to.

"Nici z 偶elaza nie przyszy艂y mnie do tej rodziny" - powiedzia艂 cicho Tuli.

P贸艂przytomny starzec przewr贸ci艂 si臋 na brzuch i zacz膮艂 potrz膮sa膰 g艂ow膮, by odzyska膰 jasno艣膰 my艣li. Stru偶ka krwi pop艂yn臋艂a z nosa Tulla: wytar艂 j膮 r臋kawem. Potem rzuci艂 p臋kni臋t膮 偶elazn膮 obr臋cz na pod艂og臋 i spojrza艂 na swoj膮 matk臋, kt贸ra sta艂a w k膮cie, czekaj膮c, a偶 Jenksowi przejdzie z艂o艣膰.

- Odp艂ywam ze Scandalem zwanym Smakoszem - powiedzia艂 Tuli spokojnie do matki. - Wr贸c臋 za kilka tygodni. Ty i Jenks umarli艣cie dla mnie. Wyrzekam si臋 was. Ale je艣li po powrocie zn贸w zobacz臋 kajdany na nodze Wayana, dopilnuj臋, 偶eby艣cie oboje umarli r贸wnie偶 i dla 艣wiata.

- To m贸j syn. Nale偶y do mnie. Zrobi臋 z nim, co zechc臋 - wymamrota艂 Jenks.

Tuli odwr贸ci艂 si臋 na pi臋cie i wyszed艂 z izby, staraj膮c si臋 st膮pa膰 r贸wnym krokiem, by nikt nie zauwa偶y艂, 偶e kuleje. Znalaz艂 Wayana siedz膮cego nad strumykiem w tym samym miejscu, gdzie go zostawi艂.

Kiedy podszed艂 bli偶ej, brat chwyci艂 go za nog臋 i przytuli艂 si臋 do niej. Tuli delikatnym ruchem zmierzwi艂 w艂osy malca.

- Do widzenia - powiedzia艂 cicho.

- Kocham ci臋. Tylko ciebie - szepn膮艂 ch艂opczyk i pu艣ci艂 nog臋 starszego brata.

Jeste艣 tylko dzieckiem. Jak mo偶esz kogo艣 kocha膰, pomy艣la艂 Tuli. W g艂臋bi duszy czu艂, 偶e co艣 jest z nim nie w porz膮dku. Nie m贸g艂 odrzec Wayanowi, 偶e go kocha. Nie by艂 pewny, czy powiedzia艂by prawd臋. Gdyby naprawd臋 kocha艂 swego ma艂ego braciszka, czy偶 wcze艣niej nie zrobi艂by czego艣 dla niego? Na pewno by zamieszka艂 z rodzicami i z Wayanem. By艂by dla nich dobry, pomimo niezwykle silnego kwea, kt贸re odpycha艂o go od tej cz臋艣ci miasta. Nietrudno jest kocha膰, doda艂 w my艣li. Potrafi膮 to nawet g艂upiutkie dzieci. Czu艂, 偶e powinien odpowiedzie膰 Wayanowi, 偶e go kocha, 偶e odwzajemnia jego uczucia, ale nie potrafi艂.

Ostro偶nie uwolni艂 si臋 z obj臋膰 dziecka. Kilku Pwi obserwowa艂o go uwa偶nie. W t艂umie by艂 te偶 Chaa, stary szaman, podtrzymywany przez 偶on臋.

Obcuj膮cy z Duchami podszed艂 do Tulla, obj膮艂 go ramieniem i szepn膮艂 mu do ucha:

- Kiedy wszed艂em w twoje cia艂o, zda艂em sobie spraw臋, jaki jeste艣 samotny. Musisz odrzuci膰 samotno艣膰. To najwi臋kszy grzech: Nic nie jest tak puste, jak 偶ycie bez mi艂o艣ci. Nie mo偶esz d艂u偶ej by膰 nie-cz艂owiekiem pozbawionym rodziny. Czy chcesz wybra膰 sobie now膮 rodzin臋 spomi臋dzy Pwi? Sta膰 si臋 jednym z nich?

- To mo偶liwe? - zdumia艂 si臋 Tuli.

- Umo偶liwia to bardzo stary obrz臋d, kt贸rego nie dope艂niono za mojego 偶ycia.

Owej nocy stu sze艣膰dziesi臋ciu Pwi zgromadzi艂o si臋 na brzegach rzeki Smilodon, o p贸艂tora kilometra na zach贸d od miasta, 偶eby przyj膮膰 Tulla do swego plemienia. Freya, ma艂y ksi臋偶yc, zbli偶a艂a si臋 do pe艂ni i jej jasnoniebieska po艣wiata rozprasza艂a mrok. Wysoko na niebie samotna Czerwona Sonda - pozostawiony przez Erydanian staro偶ytny gwiazdolot bojowy, kt贸ry mia艂 dopilnowa膰, by mieszka艅cy Anee nigdy nie polecieli do gwiazd - kr膮偶y艂a po swojej orbicie. Przypomina艂a d艂ugie, czerwone cygaro, 艣wiec膮ce ja艣niej ni偶 kometa. Tuli wybra艂 Chaa na swojego ojca, a jego 偶on臋, Zhopil臋, na sw膮 matk臋. W ten spos贸b Ayuvah sta艂 si臋 jego bratem. Byli kochaj膮c膮 si臋 rodzin膮 i najlepszymi przyjaci贸艂mi Tulla, kt贸ry nie m贸g艂 dokona膰 lepszego wyboru. Od dziecka marzy艂, by nale偶e膰 do takiej w艂a艣nie rodziny. S艂owo Pwi oznacza jednocze艣nie rodzin膮 i osob臋. W poj臋ciu Neandertalczyk贸w b臋d膮c cz艂owiekiem rodziny, jest si臋 jednocze艣nie osob膮.

W blasku odbitych w wodzie ognisk ka偶da neandertalska matka przynios艂a sw贸j ulubiony kawa艂ek pi臋knie wyprawionej sk贸ry i opowiedzia艂a wszystkim, dlaczego tak bardzo lubi Tulla:

- Zamierza艂am uszy膰 z niej opo艅cz臋 dla mojego dziecka - powiedzia艂a jedna - garbowa艂am j膮 tak d艂ugo, a偶 sta艂a si臋 bardzo mi臋kka. -M贸j brat namalowa艂 na tej sk贸rze ptaka piya - oznajmi艂a druga - dlatego my艣l臋, 偶e jest naprawd臋 pi臋kna. - To sk贸ra z rogog艂owa, kt贸rego zabi艂 m贸j syn, zanim odszed艂 do Domu Popio艂贸w - rzek艂a trzecia, zalewaj膮c si臋 艂zami na to wspomnienie. By艂 to dawny b贸l i m膮偶 pociesza艂 nieszcz臋sn膮, gdy my艣la艂a o nie偶yj膮cym synu. Chaa obejrza艂 dary i stwierdzi艂, 偶e ka偶dy z nich zawiera jakie艣 kwea - wspomnienie si艂y, b贸lu i mi艂o艣ci - s膮 wi臋c u艣wi臋cone, jako podarunki od serca.

P贸藕niej Pwi zabrali si臋 do zszywania tych obdarzonych niezwyk艂ym 艂adunkiem uczu膰 sk贸r. 呕aby rechota艂y g艂o艣no, a zimny termalny wiatr pe艂z艂 艂o偶yskiem rzeki z dalekich g贸r. Kiedy wielki worek by艂 gotowy, Chaa stan膮艂 przed zgromadzonymi w blasku pochodni wsp贸艂plemie艅cami.

- Ka偶dy m臋偶czyzna i ka偶da niewiasta 偶yje w innym, w艂asnym 艣wiecie - rzek艂 uroczystym tonem. - Kwea maj膮 wp艂yw na postrzeganie ka偶dego z nich. Kwea kszta艂tuj膮 ich mi艂o艣ci i smutki, rado艣ci i l臋ki. Cz臋sto jeden Pwi nie mo偶e zrozumie膰 drugiego. Jest w艣r贸d nas Tuli Genet, m臋偶czyzna, kt贸ry by艂 Tcho-Pwi. Trudno go nam zrozumie膰, bo czasami my艣li jak cz艂owiek. A jednak twierdz臋, 偶e Tuli jest jednym z nas i 偶e dobrze zrobili艣my przyjmuj膮c go do naszego plemienia. M贸j ojciec uczy艂 mnie, 偶e w 艣wiecie wszystko jest ze sob膮 zwi膮zane: kiedy jaki艣 m臋偶czyzna sieje pszenic臋, to p贸藕niej piecze z niej chleb. 艁atwo mo偶na si臋 zorientowa膰, 偶e ten m臋偶czyzna nie prze偶y艂by bez chleba i 偶e chleb nie powsta艂by bez pracy tego m臋偶czyzny. Je艣li umiecie dostrzega膰 zwi膮zki, na pewno zrozumiecie, 偶e wspomniany przeze mnie m臋偶czyzna i chleb tworz膮 jedno艣膰 i s膮 cz臋艣ciami wi臋kszej ca艂o艣ci. Ale zar贸wno chleb jak i m臋偶czyzna nie mogliby istnie膰 bez pszenicy. A pszenica nie przetrwa艂aby bez deszczu, ocean贸w, s艂o艅ca, ziemi i 偶yj膮cych w ziemi robak贸w. I zar贸wno chleb jak i m臋偶czyzna, kt贸ry go zjada, zwi膮zani s膮 ze wszystkim, co istnieje. Wy wszyscy jeste艣cie deszczem, ziemi膮, blaskiem s艂o艅ca i oceanami. Ocean pulsuje w waszych 偶y艂ach, a kiedy wydychacie powietrze, dodajecie mocy wiatrowi, natomiast gdy pracujecie w upalny dzie艅 w polu, wasz pot deszczem spada na ziemi臋. Kiedy jeste艣cie pe艂ni rado艣ci, z waszych oczu tryskaj膮 promienie s艂o艅ca. Jeste艣cie nie tylko zwi膮zani z wszystkimi rzeczami - ci膮gn膮艂 Chaa - lecz tak偶e ze wszystkimi istotami rozumnymi. Od wielu lat znacie Tulla i ka偶de z was czuje do niego jakie艣 kwea. Tuli powinien sta膰 si臋 jednym z nas, nale偶e膰 do Pwi. Kto b臋dzie po艂o偶n膮? - zawo艂a艂 szaman.

W贸wczas wyst膮pi艂a stara Vi, kt贸ra przyj臋艂a na 艣wiat wiele dzieci. Chaa poda艂 jej obrz臋dowy sztylet z ostrzem wykonanym z z臋ba karnozaura. Tuli wsun膮艂 si臋 do 艣wie偶o uszytego wora. Pwi w艂o偶yli do 艣rodka wielkie kamienie, zaszyli worek, zawlekli go nad rzek臋 i wrzucili do wody. Ogromna sakwa zacz臋艂a ton膮膰. Tuli szamota艂 si臋, pr贸buj膮c j膮 rozerwa膰, zanim sko艅czy si臋 zapas powietrza. W torbie by艂o gor膮co, cuchn臋艂o s艂on膮 wod膮 i potem. M艂odzieniec zdo艂a艂 zsun膮膰 kamienie w stos obok swoich st贸p, w ten spos贸b, 偶e w g贸rze sakwy utworzy艂 si臋 b膮bel powietrza. Torba by艂a tak ogromna, i偶 nie m贸g艂 jej rozerwa膰 cho膰 z ca艂ej si艂y napiera艂 na boki. Zacz膮艂 wi臋c ci膮gn膮膰 za szwy w poszukiwaniu s艂abego punktu. Pracowa艂 gor膮czkowo przez kilka minut. Powietrze tymczasem powoli ucieka艂o z wora. W pewnej chwili zosta艂o go tak niewiele, 偶e skawa ju偶 nie mog艂a d艂u偶ej unosi膰 si臋 na wodzie. Opad艂a szybko na dno i reszta powietrza wyrwa艂a si臋 z niej z sykiem. Tuli wyt臋偶y艂 wszystkie si艂y i szarpn膮艂, 艂ami膮c paznokcie. Rozpaczliwie stara艂 si臋 zatrzyma膰 powietrze w p艂ucach.

Nagle wiele r膮k wyci膮gn臋艂o w贸r z wody. Tuli przesta艂 szarpa膰 boki sakwy: pr贸bowa艂 艂apa膰 ustami powietrze, kt贸re jednak nie przes膮cza艂o si臋 przez mokr膮 sk贸r臋. Stara Vi wbi艂a n贸偶 w torb臋 w pobli偶u twarzy m艂odzie艅ca. Tuli rzuci艂 si臋 do przodu, z wdzi臋czno艣ci膮 odetchn膮艂 g艂臋boko. Woda wyla艂a si臋 z wora, rozdzieraj膮c go. Uwolniony wi臋zie艅 wyczo艂ga艂 si臋 na piasek, ci臋偶ko dysz膮c.

Otoczyli go Pwi bior膮cy udzia艂 w obrz臋dzie, trzymaj膮c p艂on膮ce 偶agwie z ogniska.

- To ch艂opiec! - powiedzia艂a po艂o偶na z udanym zaskoczeniem. -Jaki du偶y! Najwi臋kszy, jakiego kiedykolwiek przyj臋艂am! - Widzowie roze艣miali si臋, wiwatuj膮c na cze艣膰 nowego cz艂onka plemienia.

- Nowy ch艂opiec przyszed艂 na 艣wiat w naszej rodzinie - powiedzia艂 Chaa cichym, dr偶膮cym g艂osem. Wszyscy umilkli, czekaj膮c w napi臋ciu, by us艂ysze膰 imi臋, kt贸re szaman nada swemu synowi. Imi臋 by艂o bardzo wa偶ne, by艂o wr贸偶b膮, przepowiadaj膮c膮, kim si臋 stanie noworodek. - Wst膮pi艂em na 艣cie偶ki jego przysz艂o艣ci - podj膮艂 Chaa. -I nazw臋 go Lashi Chamepar, 艢cie偶k膮 Z艂amanego Serca.

Nie by艂o to dobre imi臋, gdy偶 Neandertalczycy zazwyczaj przyjmowali nazwy ro艣lin lub zwierz膮t -jak Chaa, czarny kruk magii i najm膮drzejszy z ptak贸w, albo Fava, grusza, najbardziej szczodre z drzew. Imi臋 powinno opisywa膰 zalety osoby, kt贸ra je nosi, albo przymioty, kt贸re powinna w sobie rozwin膮膰. Tuli wbi艂 twarde spojrzenie w Chaa. Twarz Obcuj膮cego z Duchami nadal wykrzywia艂 grymas przera偶enia, cho膰 szaman pr贸bowa艂 si臋 u艣miechn膮膰, jak przysta艂o na Pwi. Wtedy m艂odzieniec zrozumia艂: imi臋, kt贸re otrzyma艂, opisywa艂o osob臋, kt贸r膮 on sam si臋 stanie, m臋偶czyzn膮 o z艂amanym sercu.

Zgromadzeni u艣cisn臋li Tulla, powitali jako swego wsp贸艂plemie艅ca: wszyscy m贸wili naraz. Fava obj臋艂a go mocno.

- Widzia艂am, jak patrzy艂e艣 na Isteri臋 - chcia艂a wym贸wi膰 to trudne imi臋 Wisteria najlepiej jak umia艂a - t臋 cz艂owiecz膮 dziewczyn臋. Teraz, gdy sta艂e艣 si臋 Pwi, b臋dziesz szuka艂 dziewcz膮t w艣r贸d swego plemienia.

Tuli poczerwienia艂. Wedle neandertalskich standard贸w by艂 nieprzyzwoicie stary jak na kawalera, podobnie jak Fava - na niezam臋偶n膮 pann臋. Dziewcz臋ta Pwi dwukrotnie z艂o偶y艂y swoje rzeczy na jego progu, a on je odtr膮ci艂. Jaki艣 starzec obj膮艂 go mocno.

- Mam dwie c贸rki i obie potrzebuj膮 m臋偶a - przypomnia艂 mu. -Mo偶e jedna 偶ona ci nie wystarczy?

A kiedy 艣ciska艂y go po kolei wszystkie panny w odpowiednim do zam膮偶p贸j艣cia wieku, tuli艂y si臋 do niego nami臋tnie. Wyczuwa艂 ka偶d膮 kr膮g艂o艣膰 ich m艂odych cia艂, kiedy wita艂y si臋 z nim w ten spos贸b.

Niekt贸rzy Pwi odeszli wcze艣niej, gdy偶 nadal op艂akiwali 艣mier膰 Denniego i Tchara. Inni jednak pozostali: 艣piewali, ta艅czyli i pili piwo z beczki. Wreszcie rozgrzane powietrze przesi膮k艂o kwa艣nym, charakterystycznym odorem piwa. Potem 艣wi臋tuj膮cy kr臋cili si臋 jak szaleni i podskakiwali tak d艂ugo, a偶 nie mogli usta膰 na nogach. Tuli poszed艂 spa膰 do domu swoich nowych rodzic贸w.

Przez jaki艣 czas siedzia艂 z ma艂膮 c贸reczk膮 Ayuvaha imieniem Sava i wykona艂 jej 偶agl贸wk臋 ze skorupy orzecha w艂oskiego. Aywah opowiedzia艂 swojej matce, 偶e widzia艂 na w艂asne oczy, jak Ma艂y Chaa dotkn膮艂 driady burmistrza. Zhopila wpad艂a we w艣ciek艂o艣膰.

- Trzymaj si臋 z dala od tego potwora! - krzykn臋艂a na m艂odszego syna z nieukrywanym przera偶eniem. - Bo inaczej porwie ci臋 kiedy艣 z domu i zaprowadzi do lasu, gdzie b臋dziesz jej kochankiem i niewolnikiem! - Kiedy si臋 uspokoi艂a, opowiedzia艂a ch艂opcu histori臋 Tchulpy i Driady z Boru Sosnowego:

- Dawno, dawno temu Gwiezdni 呕eglarze stworzyli wiele drzew i zwierz膮t - zar贸wno mamuty i sekwoje, jak i bestie z Krainy Gor膮ca, ale jeszcze nie uko艅czyli swego dzie艂a. 呕eby tego dokona膰, powo艂ali do 偶ycia siedmiu Stw贸rc贸w, straszliwych dla oka potwor贸w: Xicame mia艂 rz膮dzi膰 morskimi rybami, Mema i Va - ptakami, jaszczurkami, w臋偶ami, trzema gatunkami smok贸w i w臋偶ami morskimi. Dwafordotch otrzyma艂 w艂adz臋 nad owadami. Zheforsowi podporz膮dkowali w艂ochate istoty: Hukm贸w, Ludzi-Mastodont贸w i Pwi. The-vie powierzyli zwierzchnictwo nad pustyniami i r贸wninami, Fore-thorunowi - nad d偶unglami i drzewami. I ka偶dy ze Stw贸rc贸w zrodzi艂 nowe ro艣liny i zwierz臋ta, nape艂niaj膮c 艣wiat 偶yciem i jednocze艣nie 艣mierci膮.

Kiedy Forethorun by艂 jeszcze m艂ody, zdarzy艂o si臋, 偶e run臋艂a na niego g贸ra. Dlatego na jego miejsce sze艣ciu Stworzycieli powo艂a艂o do 偶ycia driady, powierzaj膮c im piecz臋 nad drzewami.

W tamtych czasach Tchulpa, m臋偶czyzna z plemienia Pwi, kt贸ry mia艂 pi臋kn膮 偶on臋 i sze艣cioro ukochanych dzieci, wybra艂 si臋 w Bia艂ym Miesi膮cu z koszykiem do lasu po szyszki sosnowe. Id膮c pos艂ysza艂 z oddali kobiecy 艣piew. Kiedy podkrad艂 si臋 bli偶ej, zobaczy艂 jak膮艣 niewiast臋 艣piewaj膮c膮 nad rzek膮. Kobieta ta mia艂a sk贸r臋 zielon膮 jak m艂ode ig艂y sosnowe i bardziej mi臋kk膮 od p艂atk贸w kwiatu. Porusza艂a si臋 z gracj膮 niczym 艂ania, a jej piersi ko艂ysa艂y si臋 jak peonie na wietrze. By艂a pi臋kniejsza od wszystkich niewiast, jakie Tchulpa widzia艂 w 偶yciu. G艂os nieznajomej brzmia艂 tak s艂odko, jakby s艂owik nauczy艂 j膮 swojej pie艣ni. 艢piewa艂a o mi艂o艣ci, dlatego Tchulpa pomy艣la艂, 偶e zapewne natkn膮艂 si臋 na bogini臋 Zhofw臋, kt贸ra posy艂a poca艂unki z wiatrem, by m艂odzi ludzie poznali mi艂o艣膰. Uzna艂, 偶e powinien si臋 ukry膰, nie chcia艂 bowiem patrze膰 na bogini臋.

B艂aga艂 nieznajom膮, 偶eby odesz艂a, zanim zabije go po偶膮danie, kt贸re w nim obudzi艂a, kocha艂 bowiem bardzo swoj膮 偶on臋. Zielonosk贸ra kobieta uda艂a, 偶e nie s艂yszy jego pr贸艣b i dotkn臋艂a jego ust swoimi. W owej chwili Tchulpa zrozumia艂, 偶e musi to by膰 bogini mi艂o艣ci, gdy偶 obudzi艂a si臋 w nim nieokie艂znana 偶膮dza. Pragn膮艂 tej pi臋kno艣ci tak bardzo, 偶e zapomnia艂 o wszystkich innych kobietach. Jego pi臋kna 偶ona wydala mu si臋 brzydka i kaleka w por贸wnaniu z t膮 bogini膮. I jak czasami wprowadza nas w b艂膮d pusta 艂uska tkwi膮ca na 藕d藕ble owsa i wydaje si臋 nam, 偶e znale藕li艣my ziarno, tak Tchulpa uzna艂, 偶e jego pi臋kna 偶ona jest jedynie cieniem kobiety i 偶e podst臋pem rozbudzi艂a w nim mi艂o艣膰. Nowa nami臋tno艣膰 przegna艂a z j ego pami臋ci wspomnienia o dzieciach i plemieniu. A kiedy spocz膮艂 na mi臋kkim mchu w g艂臋bi lasu, mia艂 wra偶enie, 偶e ko艂ysz膮 go fale po偶膮dania, i nie w膮tpi艂, i偶 obdarza swoj膮 mi艂o艣ci膮 sam膮 Zhofw臋.

Kiedy da艂 jej wszystko, co m贸g艂, zielonosk贸ra pi臋kno艣膰 odwr贸ci艂a si臋 do niego plecami. Zamieszka艂 wraz z ni膮 w jej domu z 偶ywych drzew, ale ona nie zwraca艂a ju偶 na niego uwagi. Za dnia zbiera艂a naw贸z i zakopywa艂a go u podn贸偶a drzew. Nie troszczy艂a si臋 o Tchulp臋 jak 偶ona. Wyszukiwa艂a w艣r贸d le艣nej 艣ci贸艂ki robaki i g膮sienice i zabija艂a je. Mia艂a ledwie do艣膰 czasu, by znale藕膰 dla siebie po偶ywienie. W nocy opowiada艂a mu o swojej pracy w艣r贸d drzew, o swej mi艂o艣ci do nich, nigdy jednak nie powiedzia艂a, 偶e kocha Tchulp臋. Je偶eli opu艣ci艂 izb臋 w poszukiwaniu chrustu, nie zwraca艂a na to uwagi i nadal m贸wi艂a o mi艂o艣ci do drzew.

Tchulpa wpad艂 w rozpacz i zrozumia艂 wreszcie, 偶e le艣na niewiasta wcale go nie kocha. Pomy艣la艂, 偶e zakocha艂 si臋 w stworzonym przez ziemi臋 demonie, kt贸ra mia艂a ukara膰 Pwi za to, i偶 藕le traktuj膮 drzewa. Przypomnia艂 sobie swoj膮 偶on臋 i zapragn膮艂 zn贸w j膮 zobaczy膰. Wystarczy艂o wszak偶e, 偶e nast臋pnego dnia spojrza艂 na driad臋 i znowu ogarnia艂o go kwea chwili, kiedy po raz pierwszy w niej si臋 zakocha艂. Odp臋dza艂 wi臋c wspomnienia i ponownie stawa艂 si臋 jej niewolnikiem, jakby zaku艂a go w niewidzialne 艂a艅cuchy, by nie m贸g艂 wr贸ci膰 do domu.

Mija艂y dni, miesi膮ce i lata. Po trzech latach driada urodzi艂a c贸rk臋 o sk贸rze zielonej jak ig艂y sosnowe. Tchulpa wpad艂 w gniew, gdy偶 nie kocha艂a si臋 z nim przez ten ca艂y czas. Najwyra藕niej wi臋c mia艂a dziecko z innym m臋偶czyzn膮.

Pewnego dnia driada opu艣ci艂a sw贸j 偶ywy dom i, bezgranicznie oddana drzewom, ca艂ymi nocami 艂owi艂a 膰my, kt贸re sk艂ada艂y na nich jaja. Kiedy Tchulpa znowu j膮 odnalaz艂, by艂 w艣ciek艂y, gdy偶 my艣la艂, 偶e posz艂a do innego m臋偶czyzny, kiedy on opiekowa艂 si臋 jej dzieckiem. W tamtych czasach Pwi nie wiedzieli, 偶e driady tylko raz w 偶yciu 艂膮cz膮 si臋 z jednym partnerem i 偶e rodz膮 jego dzieci dopiero po kilku latach. Nie mia艂 wi臋c poj臋cia, i偶 zielonosk贸ra dziewczynka jest jego c贸rk膮.

Wywl贸k艂 偶on臋 za w艂osy z domu i pr贸bowa艂 si臋 z ni膮 kocha膰, ale ona stawia艂a mu op贸r. Wrzasn膮艂 wi臋c na ca艂e gard艂o, rw膮c w艂osy z rozpaczy.

- Ja kocham tylko sosny! - powiedzia艂a wtedy driada. Tchulpa pomy艣la艂, 偶e musia艂a si臋 odda膰 jakiemu艣 le艣nemu duchowi, kt贸ry sp艂odzi艂 z ni膮 dziecko, i wpad艂 w sza艂. Dzia艂o si臋 to w Miesi膮cu Smoka i las by艂 wysuszony na wi贸r. Tchulpa chwyci艂 wi臋c 偶agiew z ogniska, wybieg艂 z domu i cisn膮艂 j膮 mi臋dzy drzewa.

Driada wybieg艂a z chaty z c贸rk膮 na r臋kach. Zobaczywszy szalej膮cy w艣r贸d drzew ogie艅, chwyci艂a n贸偶 i z wrzaskiem zrani艂a m臋偶a w rami臋. Grymas w艣ciek艂o艣ci wykrzywi艂 jej twarz.

W tym momencie Tchulpa spojrza艂 jej w oczy i zda艂 sobie spraw臋, 偶e kobieta, kt贸r膮 niegdy艣 kocha艂, zamieni艂a si臋 w rozw艣cieczon膮 besti臋. Czym pr臋dzej uciek艂 w las. Po jakim艣 czasie zauwa偶y艂, 偶e goni go wiele zielonosk贸rych niewiast o oczach 艂ani. Zrozumia艂, 偶e grozi mu 艣mier膰. Driady zadawa艂y mu rany d艂ugimi paznokciami, k膮sa艂y bole艣nie, zdo艂a艂 im jednak uciec. 艢ciga艂y go ich gniewne okrzyki, budz膮c echo w lesie. W ko艅cu dotar艂 do pasa d臋b贸w, gdzie opiekunki sosen musia艂y zaprzesta膰 pogoni.

Serce Tchulpy krwawi艂o z rozpaczy, gdy偶 przypomnia艂 sobie opuszczon膮 dla driady rodzin臋. Przez jaki艣 czas nie chcia艂 nic je艣膰,z nadziej膮, 偶e znajdzie pociech臋 w Domu Popio艂贸w w艣r贸d swoich przodk贸w. Zrozumia艂 jednak, 偶e nie mo偶e umrze膰, 偶e musi opowiedzie膰 o wszystkim 偶onie i dzieciom i b艂aga膰 o wybaczenie.

Kiedy dowl贸k艂 si臋 do swojej wioski, plecy i nogi mia艂 spuchni臋te i poranione. Zielona ropa p艂yn臋艂a z jego ran niczym sok z drzewa. By艂o z nim bardzo 藕le. Opowiedzia艂 Pwi swoj膮 histori臋, ale wszyscy uwa偶ali, i偶 bredzi w gor膮czce. Dlatego zaprowadzili Tchulp臋 do jego chaty, opatrzyli mu rany i obmyli go delikatnie. Uznali, 偶e mia艂 straszliwe przej艣cia. Ale tylko 偶ona Tchulpy, Azha ucieszy艂a si臋 z jego powrotu. My艣la艂a bowiem, 偶e spad艂 ze ska艂y i zgin膮艂. Tamtej nocy Azha troskliwie go piel臋gnowa艂a, szcz臋艣liwa, 偶e wr贸ci艂 do domu. U艂o偶y艂a m臋偶a przy ognisku i zasn臋艂a. Obudzi艂 j膮 krzyk Tchulpy. Sta艂a nad nim naga niewiasta o sk贸rze zielonej jak ig艂y sosnowe. Po chwili nieznajoma wybieg艂a z izby tak cicho, 偶e Azha uzna艂a, 偶e to wszystko tylko jej si臋 przy艣ni艂o. Podbieg艂szy do m臋偶a, zobaczy艂a, 偶e pluje krwi膮. W piersi Tchulpy tkwi艂 ko艂ek wyciosany z poczernia艂ej sosnowej ga艂臋zi. Nieszcz臋艣nik podni贸s艂 g艂ow臋.

- Pami臋tasz kwea tamtej nocy, gdy stali艣my si臋 m臋偶em i 偶on膮? -zapyta艂. - To kwea wr贸ci艂o teraz do mnie. Nic ju偶 nie czuj臋 do tamtej bestii. - Azha skin臋艂a g艂ow膮 i wzi臋艂a go za r臋k臋. Tchulpa przed 艣mierci膮 w艂asn膮 krwi膮 narysowa艂 na jej d艂oni dwa z艂膮czone ko艂a, symbol wiecznej mi艂o艣ci.

Tuli wys艂ucha艂 tej historii z pob艂a偶liwym u艣miechem. Przed wielu laty zda艂 sobie spraw臋, 偶e ludzie zawsze opowiadaj膮 o podbojach, o my艣liwych, kt贸rzy t臋pi膮 mamuty i wyrzynaj膮 si臋 wzajemnie w walce, w przeciwie艅stwie do Neandertalczyk贸w, kt贸rzy snuj膮 opowie艣ci o zgodzie i pojednaniu. M贸wi膮 oni o braciach, kochankach albo przyjacio艂ach, kt贸rzy posprzeczali si臋 w m艂odo艣ci, dodaj膮c, 偶e tylko prawdziwa, bezinteresowna mi艂o艣膰 lub wielkie po艣wi臋cenie mo偶e uleczy膰 z艂e kwea, kt贸re naros艂o przez lata. Takie historie wydawa艂y mu si臋 dziwaczne, jakby Pwi wierzyli, 偶e ka偶dy p艂ot mo偶na naprawi膰, 偶e mo偶na wymaza膰 z pami臋ci ca艂膮 nienawi艣膰 i gniew. Tuli za艣, kt贸ry dobrze pami臋ta艂 swoje stosunki z Jenksem, wiedzia艂, 偶e to nieprawda. A jednak opowie艣膰 o Tchulpie i driadzie ucieszy艂a go, gdy偶 jej akcja toczy艂a si臋 w odwrotnym kierunku ni偶 w pozosta艂ych legendach: my艣liwy znalaz艂 szcz臋艣cie dopiero wtedy, gdy si臋 odkocha艂 i ta okoliczno艣膰 wyda艂a si臋 Tullowi bardzo wa偶na. Tylko niem膮dre zako艅czenie o Tchulpie rysuj膮cym symbol wiecznej mi艂o艣ci na r臋ce 偶ony zabrzmia艂o fa艂szywie. Wyobrazi艂 wi臋c sobie bardziej odpowiedni koniec. Bohater tej opowie艣ci j臋kn膮艂:

- O cholera! -I umar艂.

Zhopila posz艂a spa膰 do swojej sypialni. Reszta rodziny u艂o偶y艂a si臋 do snu na pod艂odze w najwi臋kszej izbie i rozmawia艂a do p贸藕na w nocy. Ma艂y Chaa, cho膰 mia艂 tylko dwana艣cie lat, zamierza艂 towarzyszy膰 Tullowi w wyprawie nad Rzek臋 Siedmiu Potwor贸w i zasn膮艂 planuj膮c w my艣lach awanturnicze plany. Ayuvah po艂o偶y艂 si臋 obok swojej 偶ony i c贸rki. Fava, teraz nowa siostra Tulla, le偶a艂a na prawo od niego. Pi臋cioro jej ma艂ych braci i si贸str spa艂o z drugiej strony dziewczyny. W domu przebywa艂o tyle os贸b, 偶e w izbie by艂o bardzo ciep艂o.

Tuli, le偶膮c tak blisko Favy, nie m贸g艂 zasn膮膰. Dziewczyna mia艂a d艂ugie nogi, kt贸rych nie zas艂ania艂a kr贸tka letnia sukienka. Kiedy Fava przytuli艂a si臋 do niego, poczu艂 dotkni臋cie wst膮偶ek, oznaki panie艅stwa, spowijaj膮cych jej 艂ydki. Zrosi艂a w艂osy wod膮 waniliow膮, pachnia艂a czysto艣ci膮 i kobieco艣ci膮. Tuli nie wyczu艂 zapachu piwa w jej oddechu, mo偶e dlatego, 偶e sam wypi艂 sporo. Podni贸s艂 si臋 na 艂okciu i zakr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie. Mi艂o艣膰 nie powinna by膰 taka trudna, pomy艣la艂. Nawet g艂upiutkie dzieci potrafi膮 kocha膰. S艂ysz膮c przy艣pieszony oddech Favy, wiedzia艂, 偶e dziewczyna nadal nie 艣pi. Obj膮艂 j膮 wi臋c ramieniem, by zobaczy膰, jak na to zareaguje. Bransoleta z muszli na jego nadgarstku zagrzechota艂a w mroku. Fava 艣cisn臋艂a go za r臋k臋 i po艂o偶y艂a j膮 na swoim brzuchu, a potem narysowa艂a 贸semk臋 na grzbiecie jego d艂oni. Dwa na zawsze po艂膮czone ko艂a by艂y neander-talskim symbolem ma艂偶e艅stwa. Tuli nie wiedzia艂, czy powinien zostawi膰 r臋k臋 na brzuchu Favy i pozwoli膰 dziewczynie dzia艂a膰 dalej, czy te偶 cofn膮膰 po艣piesznie, odrzucaj膮c jej zaloty. W艣r贸d Pwi ma艂偶e艅stwo by艂o 艣wi臋to艣ci膮. M臋偶czyzna i kobieta pobierali si臋 na ca艂e 偶ycie. Kwea ma艂偶e艅stwa by艂o tak silne, 偶e kiedy jedno z ma艂偶onk贸w umar艂o, drugie, je艣li nie mieli dzieci, przestawa艂o je艣膰 i pi膰 i sz艂o za ukochan膮 lub ukochanym do grobu. Tylko okrutnik zach臋ca艂by ne-andertalsk膮 dziewczyn臋 do mi艂o艣ci, je艣li nie zamierza艂 odwzajemni膰 jej uczucia. Tuli cofn膮艂 wi臋c r臋k臋.

W贸wczas Fava ulokowa艂a si臋 za plecami Tulla, obejmuj膮c go drugimi, silnymi nogami. Zacz臋艂a delikatnie masowa膰 mu kark, nachylona tak nisko, 偶e jej w艂osy 艂askota艂y jego plecy. P贸藕niej przerwa艂a masa偶 i ch艂odnymi wargami musn臋艂a szyj臋 m艂odzie艅ca.

- Odwr贸膰 si臋 - szepn臋艂a. Zsun臋艂a si臋 z niego, pozwalaj膮c, by Tuli przewr贸ci艂 si臋 na plecy. Potem usiad艂a mu na brzuchu, masuj膮c jego pier艣 i ramiona. Obudzi艂a w nim tak wielkie po偶膮danie, 偶e zakr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie. Potem Fava nachyli艂a si臋 i szepn臋艂a mu do ucha:

- Ah Tell-zhoka-thrall! Ah Tell-zhoka-ta-pwi-randi! Tullu, podaruj mi mi艂o艣膰, kt贸ra mnie zniewoli! Tullu, obdarz mnie mi艂o艣ci膮, od kt贸rej oszalej臋!

Tuli 艣ci膮gn膮艂 j膮 na pod艂og臋, poca艂owa艂 i przez chwil臋 delikatnie g艂adzi艂 jej twarz. Nagle przerwa艂 i odepchn膮艂 Fav臋, nie chc膮c kontynuowa膰 pieszczot. Kiedy mia艂 dwana艣cie lat, po raz pierwszy us艂ysza艂 o mi艂o艣ci, ale w ni膮 nie uwierzy艂. Nie zna艂 tego uczucia, gdy偶 nikt nigdy go nie kocha艂. Uwa偶a艂, 偶e doro艣li tylko udaj膮, i偶 pa艂aj膮 mi艂o艣ci膮. A mo偶e jest to tylko z艂udzenie, kt贸rego nie chce wyzby膰 si臋 reszta 艣wiata? Jednak偶e owego lata rodzice Tulla przenie艣li si臋 do Smilodon Bay, gdzie ch艂opiec spotka艂 rodzin臋 Ayuvaha: ojca, kt贸ry cierpia艂 razem ze swymi dzie膰mi i p艂aka艂 z nimi, gdy co艣 je bola艂o; matk臋, kt贸ra nie tylko m贸wi艂a o mi艂o艣ci, lecz tak偶e okazywa艂a j膮 w ka偶dym najdrobniejszym nawet uczynku. Tuli po raz pierwszy w 偶yciu zrozumia艂, 偶e uczucie to naprawd臋 istnieje. I odt膮d jak s艂abowita le艣na ro艣lina, rosn膮ca w p贸艂mroku, szuka艂 w swoim sercu s艂o艅ca mi艂o艣ci, zdolno艣ci do kochania drugiej osoby.

Dotychczas zawsze zazdro艣ci艂 Ayuvahowi jego rodzic贸w. Teraz jednak Chaa by艂 jego ojcem, a Ayuvah -bratem. Dzisiaj po raz pierwszy jestem prawdziwym Pwi, pomy艣la艂. Jestem osob膮, cz艂onkiem rodziny. Na razie mi to wystarczy. Wiedzia艂, 偶e m贸g艂by poj膮膰 Fav臋 za 偶on臋, ale w tej chwili zadowala艂a go przynale偶no艣膰 do jej rodziny.

Chaa pozosta艂 do p贸藕na na uroczystej uczcie ko艅cz膮cej obrz臋d. Tuli obudzi艂 si臋 w nocy. Ogarn膮艂 go niepok贸j o przybranego ojca, gdy偶 ten nadal by艂 bardzo os艂abiony po w臋dr贸wce 艣cie偶kami przysz艂o艣ci. Wsta艂 zatem i ostro偶nie st膮paj膮c mi臋dzy 艣pi膮cymi krewniakami, wyszed艂 na dw贸r.

Powietrze by艂o nieruchome. Freya i Woden, dwa najmniejsze ksi臋偶yce, 艣wieci艂y niebieskim i bia艂ym 艣wiat艂em na nocnym niebie. Tuli za艣piewa艂 cicho star膮 neandertalsk膮 piosenk臋:

"S艂o艅ce zasz艂o, gwiazdy zn贸w l艣ni膮 na niebie, Noc czarami tka przepi臋kne sny. Ja wci膮偶 czekam, st臋skniony, na ciebie, A czy na mnie czekasz ty?

M臋drca wiedz膮 obdarzy, nieszcz臋艣nika - spokojem, Noc ka偶dego do piersi przygarnie.

Jest kochank膮 poety, przyjaci贸艂k膮 strapionych... Przy niej 偶aden nie zginie marnie. "

By艂a to pie艣艅 o nocy, u艂o偶ona dla samotnych m臋偶czyzn. Od strony domu dobieg艂 Tulla g艂os Chaa:

- Nie ma niczego r贸wnie pustego jak 偶ycie bez mi艂o艣ci. Powiniene艣 by膰 w 艣rodku i kocha膰 si臋 z Fav膮.

Tuli dostrzeg艂 go w ksi臋偶ycowej po艣wiacie. Stary szaman sta艂 z przechylon膮 na bok g艂ow膮. Twarz mia艂 wilgotn膮 od 艂ez. Kiedy m艂odzieniec podszed艂 bli偶ej, poczu艂 znajomy kwa艣ny zapach i zda艂 sobie spraw臋, 偶e Chaa upi艂 si臋 ciep艂ym piwem.

- O co chodzi? - spyta艂 Tuli.

- Je艣li bogowie istniej膮, nienawidz臋 ich z ca艂ego serca - odpar艂 gorzko szaman.

- Cicho, m贸w cicho - ostrzeg艂 go Tuli. - Mog膮 ci臋 us艂ysze膰!

- I tak wiedz膮, 偶e podobnie jak 艣lepcy wpadniemy do jamy, a mimo to nigdy nas nie ostrzegaj膮 - m贸wi艂 dalej Chaa.

- Po to w艂a艣nie mamy Obcuj膮cego z Duchami! Po to tu jeste艣 -odpar艂 Tuli. - Obawiasz si臋, 偶e ta wyprawa 藕le si臋 dla nas sko艅czy. Masz to wypisane na twarzy. Boisz si臋 o swoich syn贸w. Je偶eli nie chcesz, 偶eby Ayuvah i Ma艂y Chaa wyruszyli do Kraalu chwyta膰 w臋偶e morskie, powiedz tylko, a zostan膮. Je艣li jednak zgodzisz si臋, by tam wyruszyli, b臋d臋 ich broni艂 - nawet przed 艂owcami niewolnik贸w.

Szaman nie odpowiedzia艂. Tuli wzi膮艂 go za r臋k臋 i odprowadzi艂 do domu. A je艣li bogowie istniej膮, to ja jestem od nich gorszy, pomy艣la艂 Chaa. Nie tylko bowiem nie ostrzegam moich syn贸w przed jam膮, lecz wysy艂am ich na pewn膮 艣mier膰.

Rozdzia艂 3 WIELKIE 艢WI臉TO

Rankiem nast臋pnego dnia po adopcji Tulla przez Pwi, na rozkaz Scandala zburzono 艣cian臋 frontow膮 zajazdu i wytoczono na ulic臋 ogromn膮 beczk臋 na piwo o pojemno艣ci dwunastu tysi臋cy litr贸w. Beczka ta z trzema szpuntami na samym dole przez trzydzie艣ci lat podtrzymywa艂a 艣cian臋 ober偶y. S艂u偶y艂a jednak wy艂膮cznie jako dekoracja, gdy偶 Scandal nigdy nie warzy艂 w niej piwa, tylko kilka razy w roku przelewa艂 je do niej z mniejszych beczu艂ek.

Niemal ca艂e miasto zbieg艂o si臋, 偶eby zobaczy膰 to wydarzenie. M贸wiono bowiem, 偶e gigantyczna beczka do po艂owy wype艂niona jest piwem i 偶e ober偶ysta b臋dzie cz臋stowa艂 nim widz贸w za darmo. Kiedy jednak kilkunastu m臋偶czyzn przesun臋艂o kontuar, rozwali艂o 艣cian臋 i wytoczy艂o zbiornik na ulic臋, okaza艂o si臋, 偶e pozosta艂a w nim tylko 贸sma cz臋艣膰 zawarto艣ci, oko艂o tysi膮ca pi臋ciuset litr贸w, co ledwie starczy艂o dla pi臋ciuset os贸b, kt贸re zgromadzi艂y si臋 przed zajazdem.

Tragarze ustawili beczk臋 prosto. Tuli stan膮艂 na szczycie i wyr膮ba艂 dziur臋 w pokrywie. Beczka o 艣rednicy 3,7 metra mia艂a ponad trzy metry wysoko艣ci. Zbito j膮 z d臋bowych klepek grubych na dziesi臋膰 centymetr贸w i okuto 偶elaznymi obr臋czami. Kiedy pokrywa p臋k艂a, ca艂y plac nape艂ni艂 si臋 zapachem piwa.

- Wsad藕my tam kilka w臋偶y morskich, a b臋d膮 si臋 艣wietnie bawi-ty! - powiedzia艂 Scandal. - Za godzin臋 wyp艂yn膮 ty艂kami do przodu!

- W艂a艣nie! - potwierdzi艂 Tuli i zeskoczy艂 z beczki. Dwunastu m臋偶czyzn przewr贸ci艂o j膮 na bok. Gapie rzucili si臋 do otworu, by nabra膰 piwa w d艂onie.

Pomocnik Scandala imieniem Valis, zobaczywszy, co si臋 dzieje, zawo艂a艂:

- Sta膰! Sta膰!

- Och, niech si臋 napij膮! - powiedzia艂 Scandal tak g艂o艣no, by wszyscy mogli go us艂ysze膰. - I tak tego ju偶 nie sprzedam - pozwoli艂em przecie偶, 偶eby m贸j pies nasika艂 do beczki.

Wisteria Troutmaster wymkn臋艂a si臋 ze stoj膮cego na pobliskim wzg贸rzu domu, by zobaczy膰 uroczysto艣膰. Tuli utkwi艂 w niej spojrzenie, a ona uzna艂a, 偶e odpowiadaj膮c mu u艣miechem, nie zrobi nic z艂ego. Min臋艂o siedem lat od chwili, gdy rozmawia艂a z nim po raz ostatni. Siedem lat, odk膮d ojciec pos艂a艂 j膮 do szko艂y w South Bay. I cho膰 wr贸ci艂a do Smilodon Bay przed kilkoma tygodniami, nigdy nie odezwa艂a si臋 do m艂odego miesza艅ca.

- Jak ci tam by艂o? - spyta艂 Tuli. - Wiem, 偶e jeste艣 w mie艣cie od jakiego艣 czasu. Chcia艂em si臋 z tob膮 zobaczy膰, ale ca艂y ubieg艂y miesi膮c sp臋dzi艂em w Krainie Gor膮ca. Potem widzia艂em ci臋 par臋 razy, nigdy jednak nie mia艂em okazji z tob膮 porozmawia膰. Zmieni艂a艣 si臋 i wypi臋knia艂a艣.

- Nie jestem pi臋kniejsza, tylko wy偶sza, a mo偶e i silniejsza - zaprzeczy艂a.

- I bardziej gibka, ca艂kiem jak tancerka - odrzek艂 Tuli. Wisteria nie chcia艂a kontynuowa膰 tej rozmowy, wiedzia艂a bowiem, 偶e jej ojciec dowie si臋 o wszystkim. Przez ostatnie siedem lat Tuli wyr贸s艂 i sta艂 si臋 jeszcze bardziej muskularny. Kiedy by艂 ch艂opcem, widzia艂a w nim tylko zwierz臋, ch臋tnie przys艂uchuj膮ce si臋 dalekiej muzyce. Teraz nie odrywa艂 od niej spojrzenia. Zrozumia艂a, 偶e pozosta艂 zwierz臋ciem, kt贸re 偶y艂o na sw贸j spos贸b.

- Uczy艂am si臋 ta艅ca w szkole - wyja艣ni艂a.

- Tysi膮c pi臋膰set kilometr贸w to za daleko, by chodzi膰 do szko艂y -zauwa偶y艂 Tuli. - Czego si臋 tam nauczy艂a艣?

- W Szkole Handlowej prowadzonej przez pani膮 Devarre? - odpowiedzia艂a pytaniem. - Nauczy艂am si臋 strzela膰 z pistoletu, je艣膰 uroczyst膮 kolacj臋 w Kraalu, prowadzi膰 ksi臋g臋 g艂贸wn膮, pieprzy膰 si臋 z moimi konkurentami i mimo to zachowa膰 dziewictwo - kr贸tko m贸wi膮c nauczy艂am si臋 wszystkiego, co kobieta powinna wiedzie膰 o interesach. - U艣miechn臋艂a si臋 kokieteryjnie i zda艂a sobie spraw臋, 偶e udaje 艣wiatow膮 dam臋. - Przepraszam - doda艂a po艣piesznie.

- Za co przepraszasz? - spyta艂 Tuli.

- Ja... w艂a艣ciwie za nic.

- Du偶o zmieni艂o si臋 w mie艣cie przez ten czas? - pyta艂 dalej Tuli.

- Nie wiem. - Wisteria rozejrza艂a si臋 woko艂o. - Zawsze czu艂am si臋 tutaj taka ma艂a i bezsilna, niewidzialna, nic nie znacz膮ca, jak unoszony wiatrem li艣膰. Kiedy by艂am dzieckiem, wszystko mnie onie艣miela艂o. Teraz miasto wydaje mi si臋 znacznie mniejsze, a ludzie, kt贸rych si臋 ba艂am, jakby skurczyli si臋 i postarzeli. - Wiatr zdmuchn膮艂 jej w艂osy na twarz. Odsun臋艂a jedn膮 r臋k膮 d艂ugie, kasztanowe loki. By艂a z Tullem bardzo szczera, bardziej ni偶 sama tego chcia艂a. - Jeste艣 w okolicy jedyn膮 znan膮 mi osob膮, kt贸ra uros艂a.

- Zostaniesz tutaj? - zapyta艂 m艂odzieniec.

- A ty chcesz wr贸ci膰 do tego, co by艂o mi臋dzy nami przed moim wyjazdem? -Zrozumia艂a, 偶e ponownie stara si臋 m贸wi膰 jak 艣wiatowa dama. Cz臋sto wraca艂a my艣l膮 do tamtego popo艂udnia, kiedy pie艣cili si臋 wzajemnie, wspomina艂a ciep艂e, spocone r臋ce Tulla macaj膮ce jej piersi. Z powodu tej pr贸by uwiedzenia miesza艅ca Wisteria straci艂a szacunek do samej siebie i musia艂a rozsta膰 si臋 z rodzin膮. Jej ojciec dowiedzia艂 si臋, co zasz艂o, i nast臋pnego ranka pos艂a艂 j膮 do szko艂y. Mia艂 inne plany co do swojej c贸rki.

- Tak! - stwierdzi艂 Tuli tak gwa艂townie, 偶e dziewczyna roze艣mia艂a si臋 i cofn臋艂a o krok.

- My艣l臋, 偶e powinnam trzyma膰 si臋 od ciebie z dala - za偶artowa艂a. - Albo ojciec zn贸w wy艣le mnie do szko艂y na nast臋pne siedem lat.

Wisteria odesz艂a na bok, bior膮c Tulla za r臋k臋. By艂 pogodny, letni dzie艅. Na szczycie g贸ruj膮cego nad zajazdem pag贸rka ca艂a gromada gapi贸w siedzia艂a w cieniu sosen. Dziewczyna skierowa艂a si臋 w t臋 stron臋 w poszukiwaniu os艂ony przed pal膮cym s艂o艅cem. Tuli, kulej膮c, ruszy艂 za ni膮.

- Zrani艂e艣 si臋 zeskakuj膮c z tamtej beczki? - zapyta艂a. Zaraz jednak przypomnia艂a sobie, 偶e mieszaniec cz臋sto utyka艂 i 偶e by艂o to zwi膮zane z pogod膮. - Och, zapomnia艂am na 艣mier膰! - doda艂a pospiesznie.

Siedz膮ca dot膮d w cieniu najbli偶szej sosny chuda Neandertalka o pomarszczonej twarzy i siwiej膮cych rudych w艂osach wsta艂a, jakby chcia艂a wyj艣膰 na spotkanie Wisterii. Min臋艂a j膮 jednak i chwyci艂a Tulla za rami臋.

- Ostatniej nocy uderzy艂e艣 w艂asnego ojca! - matka Tulla wrzasn臋艂a w mowie Pwi, jakby informowa艂a go o czym艣, o czym nie chcia艂 pami臋ta膰. - Powiedzia艂e艣, 偶e jestem dla ciebie martwa! Wszystko s艂ysza艂am! My艣la艂am o twoich s艂owach przez ca艂膮 noc! Nie powiniene艣 by艂 tego m贸wi膰! Zabi艂e艣 mnie tymi s艂owami! Jak mo偶esz by膰 taki z艂y?! -Uwiesi艂a si臋 jego ramienia, zaciskaj膮c i rozlu藕niaj膮c palce, jak kot bawi膮cy si臋 z ukochan膮 osob膮. Staruszka trzyma艂a si臋 syna ze wszystkich si艂, dlatego odruchowo zrobi艂a krok do przodu, gdy Tuli spr贸bowa艂 si臋 uwolni膰. Ton jej g艂osu 艣wiadczy艂, 偶e naprawd臋 nie rozumie, 偶e nie ma najmniejszego poj臋cia, czemu Tullem targa w艣ciek艂o艣膰. A przecie偶 Wisteria dobrze pami臋ta艂a, 偶e Tuli w dzieci艅stwie wychodzi艂 co ranka z domu z pop臋kanymi wargami i zakrwawionym nosem. Przypomnia艂a te偶 sobie, i偶 Feron House si艂膮 艣ci膮gn膮艂 Jenksa z Tuila, gdy wyrodny ojciec pr贸bowa艂 utopi膰 syna w korycie z wod膮. Jenks gwa艂townie zaprzecza艂, 偶e zamierza艂 zabi膰 syna, ale mieszka艅cy miasta m贸wi艂i o tym wydarzeniu jeszcze przez wiele miesi臋cy. Na kostkach Tulla pozosta艂y bia艂e blizny po kajdanach. Wisteria zdziwi艂a si臋, jak stara Neandertalka mog艂a o tym wszystkim zapomnie膰.

- Jenks jest z艂y - powiedzia艂 Tuli. - Krzywdzi艂 mnie, kiedy by艂em ma艂y, a teraz krzywdzi Wayana.

Matka Tulla zagryz艂a wargi, spogl膮daj膮c na niego spod krzaczastych brwi. Nie mia艂a podbr贸dka i jej skurczona, zryta zmarszczkami twarz wygl膮da艂a jak zawi膮zane w w臋ze艂 prze艣cierad艂o. Tuli czeka艂, 偶e zaprzeczy jego oskar偶eniom, 偶e co艣 powie.

- Masz racj臋 - rzek艂a w ko艅cu. - Ale nie wiem, co mam robi膰. Kiedy by艂e艣 ma艂ym dzieckiem, chcia艂am ci臋 odda膰 mojej siostrze. Ale Jenks tak si臋 w艣ciek艂, 偶e my艣la艂am, i偶 mnie zbije i zatrzyma艂 ciebie.

- Kiedy pr贸bowa艂a艣 mnie odda膰? - zapyta艂 Tuli ze zdumieniem.

- Kiedy by艂e艣 taki ma艂y, 偶e mog艂am ci臋 nie艣膰 na r臋kach. A Jenks tak mnie wtedy przestraszy艂!

Ukry艂a twarz w d艂oniach i wybuchn臋艂a p艂aczem, ale by艂o to tylko kwea wspomnienia o prze偶ytym w贸wczas strachu. Tuli lekko dotkn膮艂 jej ramienia. Wisteria nie mog艂a zrozumie膰, dlaczego matka Tulla p艂acze nad sob膮: przecie偶 to nie ona, lecz jej syn by艂 tak strasznie bity. Okaza艂a si臋 s艂aba. Dziewczyna pomy艣la艂a, 偶e na jej miejscu post膮pi艂aby zupe艂nie inaczej.

- Ty nie jeste艣 dla mnie martwa - powiedzia艂 Tuli staruszce. -Tylko Jenks. Jenks jest dla mnie martwy.

Matka Tulla wytar艂a oczy i podnios艂a na niego wzrok. Potem odwr贸ci艂a si臋 i odesz艂a ulic膮 trz臋s膮c si臋 jak li艣膰 na wietrze.

- Jenks i ja jeste艣my jedno艣ci膮 - odpar艂a na odchodnym. - To m贸j m臋偶czyzna. Kocham go. Dlatego oboje b臋dziemy dla ciebie martwi.

Tuli zakl膮艂 bezg艂o艣nie.

Wisteria przenios艂a spojrzenie na zgromadzony na szczycie wzg贸rza t艂um. Zda艂a sobie spraw臋, 偶e nadal stoi obok Tulla i 偶e nie dojdzie mi臋dzy nimi do prywatnej rozmowy, bo wszyscy im si臋 przygl膮daj膮

Jej ojciec na pewno dowie si臋 o tym spotkaniu. Ludzie spogl膮dali na Tulla i jego matk臋 z rozbawieniem. Niekt贸rzy powtarzali tym, kt贸rzy nie rozumieli j臋zyka Pwi, tre艣膰 rozmowy starej Neandertalki z synem. Tak, przyszli na widowisko i, na wywalony j臋zor boga, nie zawiedli si臋, pomy艣la艂a dziewczyna.

- Phylomon! Phylomon, Gwiezdny 呕eglarz przyby艂 do naszego miasta! - zawo艂a艂 kto艣 u podn贸偶a pag贸rka. Kilka os贸b pokazywa艂o na po艂udnie. Wisteria przenios艂a wzrok na zakr臋t drogi obok mostu. Ze wzg贸rza nad zajazdem widzia艂a po drugiej stronie rzeki wyra藕nie dzielnic臋 magazyn贸w i osad臋 Pwi. Wprawdzie nie dostrzeg艂a niebie-skosk贸rego m臋偶czyzny, ale dzieci prostytutek, bawi膮ce si臋 dotychczas przed ober偶膮, bieg艂y ju偶 w stron臋 dzielnicy neandertalskiej.

Wszyscy mieszka艅cy Smilodon Bay s艂yszeli o Phylomonie, ostatnim 偶ywym dziecku Gwiezdnych 呕eglarzy, kt贸rzy dokonali terrafor-mowania Anee. Phylomon w臋drowa艂 po planecie przez ponad tysi膮c lat. O wiele wiek贸w prze偶y艂 swoich wsp贸艂czesnych. Utrzymywa艂 si臋 przy 偶yciu dzi臋ki zastosowaniu staro偶ytnej wiedzy i techniki. Wszyscy znali legend臋 o tym, 偶e dowodzi艂 atakiem, kt贸ry zdziesi膮tkowa艂 pirat贸w z Bashevgo; przypisywano mu autorstwo ka偶dego m膮drego powiedzenia.

Wisteria wpatrywa艂a si臋 w g艂膮b ulicy. Wysoki niebieskosk贸ry m臋偶czyzna wyszed艂 z cienia sosny na drewniany most. Cho膰 mia艂 prawie dwa metry wzrostu, by艂 smuk艂y jak brzoza - legendy g艂osi艂y, 偶e niegdy艣 wygl膮dali tak wszyscy m臋偶czy藕ni z rasy Gwiezdnych 呕eglarzy. Mia艂 g艂adk膮, m艂od膮 twarz dwudziestolatka. Ubrany by艂 w sk贸rzan膮 sp贸dniczk臋 do kolan; rzemienie krzy偶owa艂y si臋 na jego obna偶onej piersi: na jednym z rzemieni zawiesi艂 ko艂czan, na drugim d艂ugi, w膮ski miecz, noszony na plecach, na trzecim podr贸偶n膮 sakw臋. W prawej r臋ce ni贸s艂 艂uk z czarnego jak onyks rogu smoka. Szyj臋 Phylomona zdobi艂 naszyjnik z medalion贸w o barwie jasnego srebra, odlanych z nieznanego, 艣wiec膮cego metalu. Nie mia艂 w艂os贸w - ani na g艂owie, ani na piersi, ani na ramionach. Jego sk贸ra by艂a g艂adka jak u salamandry. I mia艂a jasnoniebiesk膮 barw臋 niczym letnie niebo.

Wisteria zacz臋艂a biec ku niemu, ale przybysz powstrzyma艂 witaj膮cych podniesieniem r臋ki. Mieszka艅cy Smilodon Bay zamarli. Phylomon zmierzy艂 spojrzeniem stegozaura, ulubie艅ca burmistrza. Wszyscy czekali, co si臋 stanie. Zwierz臋, kt贸re przedtem pas艂o si臋 na wzg贸rzach, zesz艂o w d贸艂 i w艂a艣nie przechodzi艂o pod sznurem z susz膮c膮 si臋 odzie偶膮. Ciemnozielona sukienka zaczepi艂a si臋 o grzebie艅 z kostnych p艂yt biegn膮cy wzd艂u偶 grzbietu jaszczura i powiewa艂a na wietrze jak flaga. Stegozaur przystan膮艂 i zacz膮艂 ociera膰 sw臋dz膮cy brzuch o ko艂o wozu. Jaki艣 b膮kojad zawis艂 nad jaszczurem, z艂y, 偶e tak szybko musia艂 opu艣ci膰 wygodne miejsce. Dinozaur liczy艂 sobie tylko trzy lata i nie by艂 ci臋偶szy od du偶ego byka. W贸z, o kt贸ry si臋 ociera艂, trzeszcza艂, jakby za chwil臋 mia艂 si臋 rozpa艣膰.

Burmistrz Goodstick mia艂 o艣miu braci i mieszka艅cy Smilodon Bay ju偶 dawno nauczyli si臋 odwraca膰 wzrok, gdy jego ulubiony potw贸r zniszczy艂 czyj艣 w贸z lub przypadkiem wbi艂 psa na ostro zako艅czony ogon jak na w艂贸czni臋.

- Kt贸rego艣 dnia to monstrum uro艣nie i rozdepcze dziecko! - mawia艂y wszystkie kobiety w s膮siedztwie. - A wtedy b臋dzie musia艂 go st膮d przep臋dzi膰! - Lecz jak dot膮d dzieciom udawa艂o si臋 ucieka膰 spod 艂ap potwora i nikt nie odwa偶y艂 si臋 za偶膮da膰, by burmistrz pozby艂 si臋 niebezpiecznej bestii.

Psy burmistrza zacz臋艂y szczeka膰; stegozaur przesta艂 si臋 ociera膰 o ko艂o. Wielu ludzi otworzy艂o okna i drzwi, by zobaczy膰 ostatniego Gwiezdnego 呕eglarza, gdy偶 niebieskosk贸ry m臋偶czyzna nie by艂 w tej cz臋艣ci 艣wiata od pi臋膰dziesi臋ciu lat. Ale, o dziwo, tylko nieliczni co艣 powiedzieli.

Phylomon przeszed艂 cicho przez most i ruszy艂 w stron臋 stegozau-ra. Jaszczur odwr贸ci艂 si臋 do niego bokiem, machaj膮c ostrzegawczo ogonem, i wci膮gn膮艂 g艂ow臋 pod kostne p艂yty. Przybysz si臋gn膮艂 do ko艂czana i na艂o偶y艂 strza艂臋 na ci臋ciw臋 haku. Przez chwil臋 bada艂 wzrokiem opancerzone monstrum. Wisteria nieraz s艂ysza艂a opowie艣ci my艣liwych o ich wyczynach w Krainie Gor膮ca. Wszyscy twierdzili, 偶e bardzo trudno jest zabi膰 stegozaura. 艁eb jaszczura chroni bowiem bardzo gruba p艂yta ciemieniowa, praktycznie uniemo偶liwiaj膮c trafienie w m贸zg wielko艣ci orzecha w艂oskiego. Niebieskosk贸ry m臋偶czyzna m贸g艂 ugodzi膰 tylko w m贸偶d偶ek stegozaura, rozro艣ni臋t膮 cz臋艣膰 rdzenia kr臋gowego kontroluj膮c膮 艣miertelnie niebezpieczny ogon. M贸偶d偶ek za艣 jest ukryty pod grub膮 sk贸r膮 i kostnymi p艂ytami. Tymczasem Phylomon kucn膮艂 i strzeli艂 prosto w gardziel jaszczura, przebijaj膮c t臋tnic臋 szyjn膮.

Stegozaur drgn膮艂 gwa艂townie, machn膮艂 ogonem w bok, uderzaj膮c w przednie ko艂o wozu. Ko艂o roztrzaska艂o si臋 i w贸z uderzy艂 o ziemi臋. Jaszczur wymachiwa艂 teraz ogonem na wszystkie strony. Przez moment wydawa艂o si臋, i偶 kolce na ogonie bestii uwi臋zn膮 w deskach wozu, ale te pop臋ka艂y z trzaskiem. Widzowie odnie艣li wra偶enie, 偶e ogon obdarzony jest w艂asnym 偶yciem. Wali艂 w w贸z raz za razem, jakby cieszy艂 si臋, 偶e ma na czym wy艂adowa膰 z艂o艣膰. Krew bucha艂a z gardzieli stegozaura. Zwierz臋 wierzga艂o jaki艣 czas, jakby usi艂owa艂o przegoni膰 艣mier膰, a potem zacz臋艂o si臋 tarza膰 po ziemi niczym aligator, nie przestaj膮c smaga膰 ogonem. Phylomon podszed艂 do wozu, wyci膮gn膮艂 zw贸j liny, zawi膮za艂 p臋tl臋, zarzuci艂 j膮 na ogon jaszczura i zacisn膮艂 mocno. Potw贸r szamota艂 si臋, nie zauwa偶aj膮c my艣liwego, kt贸ry przywi膮za艂 go do drzewa, by nie rozwali艂 jakiego艣 domu w przed艣miertnych konwulsjach.

Pwi nadbiegli gromadnie, powiadamiaj膮c wo艂aniem nowo przyby艂ych o 艣mierci ulubie艅ca burmistrza. Ludzie te偶 wyszli ze swoich dom贸w, chc膮c zobaczy膰 niezwyk艂ego cz艂owieka, kt贸ry pojawia艂 si臋 tak rzadko w Smilodon Bay. Neandertalczycy otoczyli Phylomona, a kilkoro 艣mielszych dzieci dotkn臋艂o go nawet r膮czkami. Niebieskosk贸ry m臋偶czyzna wyprostowa艂 si臋 i wtedy okaza艂o si臋, jaki jest wysoki. G贸rowa艂 nad t艂umem. Obecni porozumiewali si臋 krzykiem. Phylomon zapyta艂 o co艣 tak cicho, 偶e Wisteria niczego nie us艂ysza艂a. Kiedy zabija艂 stegozaura, sta艂a bez ruchu, teraz za艣 podbieg艂a do niego.

Nikt nie odpowiedzia艂 na pytanie przybysza, ale kilka os贸b zerkn臋艂o na dom burmistrza. Phylomon ci臋偶kim krokiem ruszy艂 w t臋 stron臋, wzbijaj膮c kopniakami ob艂oczki kurzu. Widzowie nadal rozmawiali g艂o艣no. Poprzez zgie艂k da艂 si臋 s艂ysze膰 ostrzegawczy krzyk Ca-ree Tech:

- Uwa偶aj, burmistrz ma o艣miu braci!

Phylomon przytakn膮艂. W ma艂ym mie艣cie m臋偶czyzna, kt贸ry ma tylu krewnych, z pewno艣ci膮 dzier偶y wielk膮 w艂adz臋. Ostatni potomek Gwiezdnych 呕eglarzy zbli偶y艂 si臋 do siedziby Goodsticka i zobaczy艂 uwi臋zion膮 w klatce driad臋. S艂o艅ce pra偶y艂o 偶ywym ogniem. Phylomon podszed艂 do klatki.

- Co tu robisz, Osikowa Niewiasto - zapyta艂 niezwykle 艂agodnie. M贸wi艂 przyt艂umionym g艂osem, jakby podczas samotniczego 偶ycia jego struny g艂osowe niemal zanik艂y. Wsun膮艂 r臋k臋 mi臋dzy kraty i pog艂aska艂 srebrzyste w艂osy wi臋藕niarki. Klatk臋 zbito z osikowych desek - z drzewa, kt贸rym driada mia艂a si臋 opiekowa膰. Program genetyczny nie pozwala艂 jej rozbi膰 klatki, a nawet z niej uciec. By艂a m艂oda, jej piersi dopiero zaczyna艂y si臋 rozwija膰 -ju偶 nied艂ugo ogarnie j膮 sza艂 rui. - Jeste艣 bardzo niebezpieczna dla mieszka艅c贸w tego miasta - powiedzia艂 do niej Phylomon. - Powinna艣 by膰 teraz w g贸rach ze swymi siostrami i piel臋gnowa膰 wasze drzewa.

Wtedy, po raz pierwszy od przybycia do Smilodon Bay, driada przerwa艂a milczenie. Mia艂a mi臋kki, 艣piewny g艂os, wibruj膮cy jak d藕wi臋ki fletu.

- Burmistrz trzyma mnie w klatce - powiedzia艂a. - Chce mnie sprzeda膰 W艂adcom Niewolnik贸w z Kraalu.

S艂ysz膮c ten niezwykle pi臋kny g艂os, kilka os贸b a偶 westchn臋艂o z zachwytu. Phylomon przechyli艂 g艂ow臋 na bok niczym rudzik przypatruj膮cy si臋 robakowi.

- Wi臋c to tak! - rzek艂 cicho. - Najpierw wasz burmistrz 艂amie prawo przywo偶膮c stegozaura do waszego miasta, a potem jeszcze zaczyna, sprzedawa膰 niewolnik贸w.

W tej w艂a艣nie chwili Goodstick stan膮艂 w drzwiach domu. By艂 to pot臋偶ny m臋偶czyzna, raczej muskularny ni偶 gruby.

- Nie jestem handlarzem niewolnik贸w - o艣wiadczy艂. W jego g艂osie zad藕wi臋cza艂a tylko nutka strachu, m贸wi艂 z tak wielk膮 powag膮, 偶e niebieskosk贸ry przybysz m贸g艂by mu jej pozazdro艣ci膰. - Ta driada znajduje si臋 pod moj膮 opiek膮. Co艣 jest nie tak?

- Chcesz powiedzie膰, 偶e jest w twojej klatce - Phylomon przez chwil臋 wpatrywa艂 si臋 w oczy burmistrza, potem wyci膮gn膮艂 miecz z pochwy i przeci膮艂 nim drewniane pr臋ty klatki tak 艂atwo, jakby by艂y z trzciny. Driada szarpn臋艂a pr臋ty, powi臋kszaj膮c otw贸r, i wype艂z艂a na zewn膮trz.

- Ale偶 panie! - Burmistrz udawa艂, 偶e czyn Phylomona nie wywar艂 na nim 偶adnego wra偶enia. - Przykro mi, je艣li ci臋 urazi艂em. Nie mia艂em z艂ych zamiar贸w. Tamtego jaszczura sam wyhodowa艂em z jaja. - Skinieniem g艂owy wskaza艂 na 艣cierwo stegozaura. - Pwi co roku przywo偶膮 jaja z Krainy Gor膮ca i nikt nie wie, jakie bestie si臋 z nich wyl臋gn膮. Przecie偶 ka偶dy ch艂opiec przynajmniej raz w 偶yciu mia艂 takie jajo! Zabawnie jest czeka膰, co si臋 z niego wykluje, ale ma艂e dinozaury zawsze zdychaj膮 w zimie! Tylko dzi臋ki niezwyk艂emu zbiegowi okoliczno艣ci tamten zwierzak prze偶y艂 kilka zim! A co si臋 tyczy driady, przecie偶 ona nie jest cz艂owiekiem! Nigdy nie sprzeda艂bym w niewol臋 ludzkiej istoty! Drogo mnie kosztowa艂a i karmi艂em j膮 przez ostatnie trzy miesi膮ce z nadziej膮, 偶e dostan臋 za ni膮 odpowiednio wysok膮 cen臋!

Phylomon wys艂ucha艂 s艂贸w burmistrza patrz膮c przed siebie, a potem zwr贸ci艂 na niego pytaj膮ce spojrzenie. Wisteria zerkn臋艂a na Go-odsticka, usi艂uj膮c sobie wyobrazi膰, jak widzi go Phylomon. Burmistrz by艂 wielkim, silnym m臋偶czyzn膮. Nie艂atwo b臋dzie go zastraszy膰. A zryta zmarszczkami, zastyg艂a jak maska twarz Goodsticka nie zdradza艂a jego uczu膰.

- Ch臋tnie kupi臋 od ciebie t臋 driad臋 - stwierdzi艂 spokojnie Phylomon. Wyj膮艂 zza pasa ma艂膮 sakiewk臋 i wysypa艂 na d艂o艅 jej zawarto艣膰. Diamenty, szafiry i per艂y zab艂ys艂y w s艂o艅cu. Widzowie a偶 j臋kn臋li z wra偶enia. - We藕 ten kamie艅, kt贸ry wyda ci si臋 odpowiedni.

Burmistrz skupi艂 ca艂膮 uwag臋 na drogich kamieniach. Pot wyst膮pi艂 mu na czo艂o. Najwidoczniej nie chcia艂 okaza膰 chciwo艣ci, kt贸ra jest matk膮 grzechu. Le艣na panna nie by艂a warta nawet du偶ego szafiru. Jednak偶e Goodstick wzi膮艂 diament. Diament 艣redniej wielko艣ci. Diament, za kt贸ry m贸g艂by kupi膰 statek!

Phylomon u艣miechn膮艂 si臋 do burmistrza, jakby zadowoli艂 go jego wyb贸r.

- Co to za miasto? - spyta艂.

- Smilodon Bay - odrzek艂 Goodstick, kt贸ry nagle si臋 przestraszy艂. Szybko w艂o偶y艂 diament do kieszeni.

- A gdyby艣 mia艂 wyruszy膰 jutro na wojn臋, ilu m臋偶czyzn m贸g艂by艣 zmobilizowa膰? - pyta艂 dalej Phylomon.

- Osiemdziesi臋ciu sze艣ciu 偶o艂nierzy - odpar艂 bez wahania burmistrz. - Wi臋cej, je艣li chcesz, starc贸w lub m艂odzie艅c贸w.

- W takim razie zgromad藕 stu wojownik贸w w porcie o zmierzchu. Niech si臋 uzbroj膮 - poleci艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Przem贸wi臋 do nich.

Wi臋kszo艣膰 mieszka艅c贸w miasta sta艂a w zasi臋gu s艂uchu, wi臋c dotar艂y do nich s艂owa Phylomona, a pozostali ju偶 nadchodzili. Wisteria uwa偶nie przygl膮da艂a si臋 burmistrzowi. Pani Devarre nauczy艂a swoje podopieczne czyta膰 my艣li konkurenta ze sposobu, w jaki trzyma艂 g艂ow臋, ze zmarszczek pojawiaj膮cych siew k膮cikach jego oczu, z brzmienia g艂osu. Goodstick wiedzia艂, 偶e piraci nie zagra偶aj膮 miastu i ba艂 si臋 zwo艂ywa膰 jego mieszka艅c贸w. L臋ka艂 si臋 te偶, i偶 Phylomon zamierza zwr贸ci膰 ich przeciwko niemu.

- Niech wi臋c tak b臋dzie! - zawo艂a艂 z udanym entuzjazmem.

- S艂ysza艂em du偶o dobrego o zaje藕dzie Scandala zwanego Smakoszem - oznajmi艂 Phylomon. - Czy to w waszym mie艣cie znajduje si臋 贸w zajazd? Czy kto艣 m贸g艂by powiedzie膰 Scandalowi, 偶e chcia艂bym wynaj膮膰 u niego pok贸j na t臋 noc?

- Sam mo偶esz mi to powiedzie膰! - tubalny g艂os ober偶ysty zag艂uszy艂 na chwil臋 gwar. Obecni roze艣miali si臋 nerwowo.

- S艂ysza艂em, 偶e masz w kt贸rym艣 ze swoich pokoi, niezwyk艂e 艂贸偶ko. Gwarantujesz bowiem, 偶e jest wolne od robactwa - doda艂 Phylomon cicho, patrz膮c na przepychaj膮cego si臋 przez t艂um Scandala. -Czy ten pok贸j jest wolny?

- No c贸偶, 艂贸偶ko tylko wtedy pozbawione jest paso偶yt贸w, gdy nie ma ich osoba, kt贸ra w nim sypia. Je艣li chcesz si臋 przespa膰 w tym w艂a艣nie 艂贸偶ku, b臋dziesz musia艂 podnie艣膰 przepask臋 biodrow膮 jak ka偶dy klient, 偶ebym m贸g艂 sprawdzi膰, czy nie masz pche艂! - zagrzmia艂 ober偶ysta, chc膮c si臋 wyra藕nie przypodoba膰 zgromadzonym.

Phylomon u艣miechn膮艂 si臋 i podni贸s艂 sp贸dniczk臋 ods艂aniaj膮c nogi. Scandal st臋kn膮艂 i nachyli艂 si臋, z przesadn膮 uwag膮 przygl膮daj膮c si臋 bezw艂osym ko艅czynom.

- O艣wiadczani wszem i wobec, 偶e ten m臋偶czyzna nie ma paso偶yt贸w! - o艣wiadczy艂 ze 艣miechem. -I dlatego wart jest mojego najlepszego pokoju - za darmo!

Kilka os贸b zgotowa艂o mu owacj臋. Po dokonanej prezentacji, t艂um zacz膮艂 si臋 rozchodzi膰.

- Prowad藕 mnie zatem do twojego zajazdu - rzek艂y Phylomon. Wzi膮艂 driad臋 za r臋k臋 i pom贸g艂 jej wsta膰. Razem udali si臋 do ober偶y.

Wisteria omiot艂a spojrzeniem t艂um, szukaj膮c swego ojca. Nie by艂a pewna, co znacz膮 s艂owa niebieskosk贸rego m臋偶czyzny i chcia艂a zapyta膰 ojca, ale nie by艂o go tutaj. Rzuci艂a si臋 biegiem do domu, du偶ego budynku znajduj膮cego si臋 w p贸艂nocnej dzielnicy miasta. Jej matka spokojnie przygotowywa艂a obiad w kuchni. Ojciec za艣 siedzia艂 w szerokim, wy艣cie艂anym krze艣le w swoim gabinecie, czytaj膮c "Przys艂owia", zbi贸r m膮drych sentencji, kt贸re w minionych wiekach podobno wypowiedzia艂 Phylomon. Beremon Troutmaster mia艂 przypr贸szone siwizn膮 w艂osy i b艂yszcz膮ce niebieskie oczy. By艂 uczonym znaj膮cym tajemnice matematyki i teorie fizyczne, kt贸re pozwoli艂y Gwiezdnym 呕eglarzom podr贸偶owa膰 we Wszech艣wiecie szybciej ni偶 艣wiat艂o. Dorobi艂 si臋 maj膮tku inwestuj膮c w transport morski na niebezpiecznych wodach. Inni ludzie obawiali si臋 go, by艂 bowiem rzadkim osobnikiem, Diktonem, jednym z nielicznych pozosta艂ych na Anee ludzi, kt贸ry za pomoc膮 in偶ynierii genetycznej mia艂 wprowadzon膮 dodatkow膮 par臋 chromosom贸w, najwi臋ksz膮 spu艣cizn臋 Gwiezdnych 呕eglarzy. Beremon Troutmaster potrafi艂 b艂yskawicznie rozwi膮za膰 niemal ka偶de zadanie matematyczne i od urodzenia zna艂 wszystkie s艂owa staro偶ytnego kupieckiego j臋zyka Gwiezdnych 呕eglarzy zwanego angielskim. Jako Dikton by艂 od urodzenia predysponowany do zajmowania wysokich pozycji i w pe艂ni wykorzystywa艂 wrodzone zdolno艣ci: z powodu bardzo silnego przyci膮gania gazowego giganta Thora, r贸偶nica mi臋dzy poziomami p艂yw贸w na powierzchni planety wynosi艂a ponad trzydzie艣ci metr贸w, a podczas sztorm贸w porywisty zst臋puj膮cy wiatr m贸g艂 przez jedn膮 noc oddali膰 statek od celu jego podr贸偶y i roztrzaska膰 go o skaliste wybrze偶e. Dzi臋ki znajomo艣ci matematyki Beremon umia艂 wyliczy膰 zmiany w poziomie p艂yw贸w i moment, w kt贸rym zerwie si臋 wichura, zmniejszaj膮c w ten spos贸b ryzyko dla swoich statk贸w. Dlatego w miar臋 up艂ywu czasu coraz bardziej powi臋ksza艂 swoj膮 flot臋, a偶 w wieku czterdziestu lat sta艂 si臋 najwi臋kszym armatorem i bankierem na ca艂ym Wielkim Pustkowiu.

- Ojcze, Phylomon Gwiezdny 呕eglarz jest w mie艣cie! - powiedzia艂a g艂o艣no Wisteria.

- Wiem. S艂ysza艂em krzyki - odpar艂 Beremon.

- Co on tu robi? - spyta艂a Wisteria.

- Phylomon cz臋sto w臋druje z kontynentu na kontynent, badaj膮c ro艣liny i zwierz臋ta, czyni膮c co w jego mocy, by utrzyma膰 r贸wnowag臋 w przyrodzie. Gdyby mia艂 taki kolor sk贸ry jak reszta ludzi, uznaliby艣my go za w艂贸cz臋g臋. Pozwoliliby艣my mu zosta膰 w mie艣cie dzie艅 lub dwa, pilnowaliby艣my naszych susz膮cych si臋 ubra艅 i ogrod贸w, 偶eby si臋 przekona膰, czy nie kradnie, a w ko艅cu burmistrz poszczu艂by go psami i wygoni艂.

- Nie to mia艂am na my艣li - oznajmi艂a Wisteria. - Chcia艂abym wiedzie膰, co robi teraz w naszym mie艣cie?

- Rzadko odwiedza miasta - odpar艂 Beremon. -M臋cz膮 go kr贸tko 偶yj膮cy ludzie, tacy jak my, gdy偶 nie jeste艣my w stanie dor贸wna膰 mu inteligencj膮. Ma umys艂 niezwykle b艂yskotliwy i 偶yje samotnie. A kiedy kto艣 taki jak Phylomon 偶yje w odosobnieniu, jego my艣li zaczynaj膮 w臋drowa膰 dziwacznymi, okr臋偶nymi drogami. Sk膮d mog臋 wiedzie膰, co mia艂 na my艣li? Mo偶e s艂ysza艂 o planowanej przez Scandala wyprawie? Ober偶ysta nie ukrywa艂 swoich zamiar贸w. A mo偶e jego wizyta to tylko przypadek? S艂ysza艂em od 偶eglarzy, 偶e ostatnie kilka lat sp臋dzi艂 w Kraalu. Dwa lata temu, wywo艂a艂 na po艂udnie od Benbow, du偶e poruszenie. Wygl膮da na to, 偶e zaskoczy艂 go ogromny zasi臋g niewolnictwa, kt贸re w ostatnich czasach sta艂o si臋 bardzo modne. Zacz膮艂 wymusza膰 przestrzegania niekt贸rych praw naszych przodk贸w. Je艣li masz troch臋 czasu, mo偶esz przekona膰 kilku twoich przyjaci贸艂, by zacz臋li r膮ba膰 drwa na swoje stosy pogrzebowe.

Wisteri臋 艣cisn臋艂o w do艂ku. Tego w艂a艣nie si臋 ba艂a: 偶e Phylomon przyb臋dzie, aby zabi膰 burmistrza i innych handlarzy niewolnik贸w. Z jeszcze wi臋kszym l臋kiem zada艂a ojcu nast臋pne pytanie:

- Zabije ci臋?

Beremon podni贸s艂 wzrok znad ksi膮偶ki. U艣miechn膮艂 si臋 lekko.

- Tak nisko mnie cenisz, male艅ka? - zapyta艂.

- Przepraszam - odpar艂a po艣piesznie Wisteria. A przecie偶 wiedzia艂a, 偶e jej ojciec by艂 zamieszany w handel niewolnikami. Kiedy by艂a dzieckiem, jej matka przez kilka miesi臋cy k艂贸ci艂a si臋 z s膮siadk膮 imieniem Javan Tech. Javan oskar偶y艂a Elyss臋, matk臋 Wisterii, o to, 偶e ukrad艂a jej kilka gwo藕dzi i mimo stara艅 Elyssy i Beremona, obgadywa艂a j膮przed s膮siadami. Wreszcie zdesperowany Beremon schwyta艂 Javan, zwi膮za艂 i wi臋zi艂 w piwnicy przez tydzie艅, zanim przekona艂 burmistrza, 偶eby zgodzi艂 si臋 wsadzi膰 j膮 na odp艂ywaj膮cy statek. Wi-steria sama karmi艂a i poi艂a wi臋藕niark臋.

- Przepraszasz? - powt贸rzy艂 Beremon. - Nie przepraszaj. Za m艂odu pope艂ni艂em jeden b艂膮d. W tamtych czasach porwanie tej suki Ja-van z miasta i sprzedanie jej do Kraalu wydawa艂o mi si臋 s艂usznym posuni臋ciem. Zabawnym pomys艂em. Nadal uwa偶am, 偶e to by艂o zabawne. Pami臋taj jednak, moje jab艂uszko, 偶e zdarzy艂o si臋 to tylko raz.

- Widzia艂am dzisiaj Tulla - rozmawiali艣my - wyzna艂a Wisteria. -Chcia艂am sama ci o tym powiedzie膰, zanim zrobi膮 to inni.

- Nie jestem zaskoczony, 偶e ci臋 odszuka艂. Pwi s膮 jak psy pod tym wzgl臋dem, zawsze w臋sz膮 przy 藕r贸dle rozkoszy. Oczywi艣cie nie b臋dziesz przebywa艂a w jego towarzystwie - ci膮gn膮艂 Beremon. - Jeste艣 c贸rk膮 Diktona i je艣li b臋dziesz mia艂a szcz臋艣cie, mo偶esz urodzi膰 nast臋pnego. Twoje cia艂o jest wielkim maj膮tkiem i powinna艣 wej艣膰 tylko do najlepszej rodziny. Niebawem zaaran偶uj臋 dla ciebie odpowiednie ma艂偶e艅stwo.

- Przykro mi - odrzek艂a Wisteria, wycofuj膮c si臋 z gabinetu przez otwarte drzwi. Sama nie wiedzia艂a, czy jest jej przykro dlatego, 偶e zobaczy艂a si臋 z Tullem, czy 偶e b臋dzie musia艂a po艣lubi膰 jakiego艣 nieznajomego m臋偶czyzn臋. Ta rozmowa z ojcem wydawa艂a si臋 jej nie do zniesienia. Przypomnia艂a sobie wielk膮 odraz臋, jaka odmalowa艂a si臋 na twarzy Beremona, gdy dowiedzia艂 si臋 o jej romansie z Tullem, poczucie winy, kt贸re dr臋czy艂o j膮, kiedy karmi艂a Javan Tech, g艂臋bok膮 mi艂o艣膰, jak膮 偶ywi艂a do ojca. Wszystko tak przemiesza艂o si臋 w jej umy艣le, 偶e w obecno艣ci Beremona nie mog艂a my艣le膰 logicznie.

- Przykro? - podchwyci艂 Beremon. - Poczucie winy nikomu nie wychodzi na zdrowie. Oczywi艣cie b臋dziesz si臋 trzyma艂a z daleka od Tulla?

Wisteria przypomnia艂a sobie nauki pobierane w Szkole Handlowej pani Devarre. Ojciec ofiarowywa艂 jej dobre ma艂偶e艅stwo i w艂adz臋. Tuli nigdy jej tego nie zapewni. Wyprostowa艂a si臋 zatem i skin臋艂a g艂ow膮.

- Oczywi艣cie, ojcze, b臋d臋 si臋 trzyma艂a z dala od Tulla. Przykro mi, 偶e si臋 z nim spotka艂am.

Zamkn臋艂a za sob膮 drzwi i sta艂a chwil臋 czekaj膮c, a偶 uspokoi si臋 jej serce bij膮ce jak m艂otem.

- O, tak - dobieg艂y j膮 s艂owa Beremona. - Wiem, 偶e zawsze b臋dziesz tego 偶a艂owa艂a.

Ponad stu gapi贸w zebra艂o si臋 w zaje藕dzie "Pod Ta艅cz膮cym Ksi臋偶ycem", chc膮c us艂ysze膰 o czynach niebieskosk贸rego przybysza. Phy-lomon tymczasem jad艂 spokojnie, z dzik膮 driad膮 u boku. Go艣ci dziwi艂 widok takiej pary siedz膮cej na d臋bowych sto艂kach w ober偶y. Scan-dal kr膮偶y艂 mi臋dzy jadalni膮 i kuchni膮, przynosz膮c dostojnemu go艣ciowi swe najlepsze dania: bu艂eczki z miodem, trufle, jagni臋ce 偶eberka w sosie 艣liwkowym, broku艂y z bia艂ym serem, pudding z ry偶em i konfiturami z czarnych jag贸d.

Wreszcie jeden z miejscowych nie wytrzyma艂:

- Co tu robisz? - spyta艂 Phylomona.

- Je pudding! - odpowiedzia艂 Scandal, nie chc膮c, 偶eby gapie zawracali g艂ow臋 j ego s艂awnemu go艣ciowi.

Phylomon podni贸s艂 oczy. Nawet siedz膮c si臋ga艂 wzrokiem ponad t艂um.

- Kilka tygodni temu by艂em w Wellen's Eyes i dowiedzia艂em si臋, 偶e nie wyl膮g艂 si臋 偶aden w膮偶 morski. Przyby艂em tu, by zbada膰 spraw臋 na miejscu - powiedzia艂 Gwiezdny 呕eglarz.

- Niestety, to prawda - podj膮艂 ober偶ysta. - I za rok nie b臋dzie lepiej. Na terenach l臋gowych na Wyspach Siennych nie ma ani jednego m艂odego w臋偶a. Zwerbowa艂em kilka os贸b do pomocy. Za tydzie艅 wyruszamy do Kraalu, by schwyta膰 kilka 艣wie偶o wyklutych w臋偶y morskich. Zamierzamy przywie藕膰 je tutaj i wypu艣ci膰 w zatoce.

- 呕ywe? - spyta艂 Phylomon.

- Martwe na nic by si臋 nie zda艂y - odpar艂 Scandal. - Wiem, 偶e mo偶na to zrobi膰. W m艂odo艣ci spotka艂em pewnego kuchmistrza z Gre-enstone. Mia艂 przepis na w臋偶a, m艂odego w臋偶a w miodzie z pieprzem i kasztanami. S膮 tacy co chwytaj膮 w臋偶e w Rzece Siedmiu Potwor贸w, przewo偶膮 je wozami do odleg艂ego o pi臋膰set kilometr贸w Greenstone, a dalej wysy艂aj膮 statkami do Kraalu.

- Tak - potwierdzi艂 Phylomon. - Wielu rybak贸w 艂owi tylko w臋偶e w Rzece Siedmiu Potwor贸w. - Utkwi艂 wzrok w blacie sto艂u i jego oczy zamgli艂y si臋, jakby przypomina艂 sobie tamte odleg艂e krainy.

- Zamierzam wraz z kilkoma ch艂opcami przej艣膰 przez g贸ry, nape艂ni膰 moj膮 beczk臋 w臋偶ami, skierowa膰 si臋 do Denai, kupi膰 jaki艣 ma艂y statek i pop艂yn膮膰 do Castle Rock - wyja艣ni艂 Scandal. - Nie odwa偶ymy si臋 uda膰 z takim 艂adunkiem do Cie艣nin Zerai, bo jest tam l臋gowisko w臋偶y, ale mo偶emy pos艂a膰 zdobycz l膮dem razem z nasz膮 艂odzi膮 do Bashevgo, a potem zn贸w spu艣ci膰 j膮 na wod臋. Trzyosobowa za艂oga zbuduje w Bashevgo bark臋 tak du偶膮, by pomie艣ci艂y si臋 w niej wszystkie w臋偶e, kt贸re w tym czasie zaczn膮 szybko rosn膮膰, a potem pop艂yniemy do domu.

- Brzmi to do艣膰 fantastycznie - powiedzia艂 z namys艂em Phylo-mon - ale w臋偶e morskie rzeczywi艣cie docieraj膮 do Greenstone. Jak my艣lisz, ile mo偶esz ich z艂apa膰?

- Je艣li dotrzemy na miejsce wcze艣niej, z艂apiemy ma艂e w臋偶e, najwy偶ej metrowe. W mojej beczce zmie艣ci si臋 ze sto. Kiedy jednak po dziesi臋ciu dniach dotrzemy do Basheygo, b臋d膮 mia艂y ju偶 oko艂o dw贸ch metr贸w, a zanim przeniesiemy je na statek i dop艂yniemy do domu, b臋d膮 mierzy艂y od pi臋ciu do siedmiu metr贸w.

- Sto w臋偶y to za ma艂o, by patrolowa膰 to wybrze偶e - zaoponowa艂 Phylomon. - Na wiosn臋 osi膮gn膮 d艂ugo艣膰 zaledwie dwudziestu pi臋ciu metr贸w. Wola艂bym, 偶eby艣 przywi贸z艂 co najmniej tysi膮c.

- Co takiego?! - zdumia艂 si臋 Scandal. - Mam zabra膰 dziesi臋膰 mastodont贸w i tyle偶 samo woz贸w?

- Obawiam si臋 jednak, 偶e nawet z jednym wozem nie dotrzesz do Kraalu nie zauwa偶ony - powiedzia艂 Phylomon. - Nie doceniasz Braci Mieczowych. - Milcza艂 chwil臋. Nikt z obecnych nie podj膮艂 tego tematu. Okrutni Bracia Mieczowi, Neandertalczycy wyci膮gni臋ci z najciemniejszych loch贸w Kraalu, byli do艣wiadczonymi wojownikami, daleko lepiej wy膰wiczonymi ni偶 handlarze niewolnik贸w z Basheygo. - Pilnuj膮 Wielkiego Pustkowia lepiej ni偶 ci si臋 zdaje - odezwa艂 si臋 zn贸w Gwiezdny 呕eglarz. - W ostatnich stu latach znacznie wzros艂a liczba zbieg艂ych niewolnik贸w, kt贸rzy tocz膮 nieustanne wojny w pobli偶u g贸rskiej twierdzy Braci Mieczowych. Trudno b臋dzie ich omin膮膰. Ale je艣li tu, na wschodzie, nie ma w臋偶y morskich, p贸jd臋 z wami - doda艂.

Scandal zaklaska艂 z rado艣ci.

- Przedtem jednak - oznajmi艂 Phylomon - mam tu inn膮 spraw臋 do za艂atwienia. W Benbow ju偶 wkr贸tce zostanie otwarty nowy college. Chc膮 wydawa膰 ksi膮偶ki i potrzebuj膮 prasy drukarskiej. S艂ysza艂em, 偶e macie tu jedn膮?

- Tak. Jest co艣 w tym rodzaju - odpowiedzia艂 kt贸ry艣 z kupc贸w. -Kilka lat temu jaki艣 przybysz z po艂udnia pr贸bowa艂 nam j膮 sprzeda膰. By艂 to zwariowany m艂okos, kt贸ry mia艂 niefortunne pomys艂y. T臋 pras臋 wykonano w Kraalu, nie mogliby艣my zatem otrzyma膰 do niej cz臋艣ci zamiennych. Tamten przybysz nie mia艂 pieni臋dzy, 偶eby zawie藕膰 j膮 gdzie indziej. Nikt nie kupi艂 tej maszyny, wrzuci艂 j膮 wi臋c do zatoki.

- Przekl臋ci g艂upcy! - Phylomon zerwa艂 si臋 na r贸wne nogi i patrzy艂 na nich, wstrz膮艣ni臋ty do g艂臋bi. Stoj膮cy najbli偶ej mieszka艅cy cofn臋li si臋 pospiesznie, by znale藕膰 si臋 poza zasi臋giem jego miecza. -Dlaczego przeszkadzacie mi na ka偶dym kroku?! Przecie偶 tutejsi nauczyciele powinni byli zrozumie膰, jak wa偶na jest prasa drukarska! Nie mogli艣cie po艣wi臋ci膰 na ni膮 nawet jednego 偶elaznego or艂a?! Jak mo偶ecie marzy膰 o powrocie do gwiazd, je艣li najbardziej skomplikowanym wytworem techniki, kt贸rym chcecie si臋 pos艂ugiwa膰, jest bro艅 palna?! B膮d藕cie przekl臋ci! Czy偶 nie ma w艣r贸d was nikogo, kto umie patrze膰 dalej ni偶 koniec w艂asnego nosa?!

M艂ody farmer z G贸ry-Palca wpad艂 do izby. Pot strumieniem la艂 si臋 z j ego twarzy. Wydawa艂o si臋, 偶e m艂odzian 贸w przebieg艂 ca艂e cztery kilometry, by tutaj dotrze膰. Jego rozgor膮czkowane niebieskie oczy by艂y szeroko roztwarte.

- Phylomonie, dobry panie! Uzdr贸w moj膮 c贸rk臋! Jest 艣miertelnie chora!

Gwiezdny 呕eglarz skierowa艂 wzrok na przybysza i pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- Jak m贸g艂bym uzdrowi膰 twoj膮 c贸rk臋? Nie jestem cudotw贸rc膮 -powiedzia艂 smutno.

- S艂ysza艂em, 偶e je艣li przykryjesz swoj膮 sk贸r膮 chor膮 osob臋, mo偶esz j膮 uzdrowi膰. B艂agam, ratuj moj膮 c贸rk臋! - M艂odzieniec przepchn膮艂 si臋 przez t艂um i pad艂 na kolana przed Phylomonem.

Ten pokiwa艂 g艂ow膮. - To dziecinne bajeczki, przyjacielu - powiedzia艂 pomagaj膮c mu wsta膰. - Moja niebieska sk贸ra to tylko co艣 w rodzaju ubrania. W dawnych czasach wszyscy Gwiezdni 呕eglarze tak si臋 ubierali, podobnie jak wy dzisiaj w sk贸ry, we艂n臋 i bawe艂n臋. To symbiont, zwierz臋 obdarzone w艂asnym rozumem i wol膮, kt贸re karmi si臋 moim potem, 偶eby prze偶y膰. W zamian za to chroni mnie i zapewnia mi d艂ugie 偶ycie.

- Mo偶e da艂by艣 go jej na jaki艣 czas -prosi艂 farmer. - Mo偶e on by j 膮 uzdrowi艂!

- Gdyby twoja c贸rka mia艂a tak膮 sk贸r臋 jak ja, te偶 by艂aby odporna na wszystkie choroby. - Phylomon pokr臋ci艂 g艂ow膮 i doda艂 ze smutkiem: - Niestety, nie mog臋 zdj膮膰 tej niebieskiej sk贸ry, tak samo jak ty swojej w艂asnej. Przykro mi, ale moje dotkni臋cie nie uzdrowi twojej c贸rki. Nie w艂adam mocami czarodziejskimi.

- Co mam robi膰?! - zapyta艂 farmer i wybuchn膮艂 p艂aczem.

- Mo偶e zdo艂am jej pom贸c. - Phylomon dotkn膮艂 lekko jego ramienia. - Znam si臋 nieco na medycynie. Zaczekaj troch臋. Przyjd臋 do twego domu jak najwcze艣niej i zrobi臋, co b臋d臋 m贸g艂. Teraz musz臋 przygotowa膰 si臋 do spotkania z tutejszymi wojownikami. - Gwiezdny 呕eglarz westchn膮艂 i zaprowadzi艂 driad臋 do swojego pokoju.

O zachodzie s艂o艅ca Pwi urz膮dzili zabaw臋 na cze艣膰 Phylomona, jakby by艂o to wielkie 艣wi臋to. Wielu pomalowa艂o si臋 na niebiesko i ta艅czy艂o na ulicach przy d藕wi臋kach flet贸w i b臋bn贸w. Przywi膮zali chor膮gwie do ka偶dego drzewa i przynie艣li do portu swoje najpi臋kniejsze lampy, by w ich blasku wys艂ucha膰 s艂贸w Gwiezdnego 呕eglarza. Kto艣 przytaszczy艂 beczu艂k臋 z piwem. Na 艣rodku ulicy rozpalili wielkie ognisko i upiekli na nim trzy 艣winie. Wszyscy 艣miali si臋 i 艣piewali. Wi臋kszo艣膰 obecnych zapomnia艂a, 偶e Phylomon poprosi艂, by m臋偶czy藕ni przyszli w rynsztunku bojowym. Tylko kilku Pwi przynios艂o swoje tarcze i maczugi.

Na Gwiezdnego 呕eglarza czeka艂o sze艣ciuset m臋偶czyzn i kobiet z rozwrzeszczanymi niemowl臋tami i ze zm臋czonymi, lecz rozentuzjazmowanymi dzie膰mi. Neandertalczycy 艣wi臋towali; zapachy piwa i pieczeni przesyca艂y powietrze. D藕wi臋ki muzyki i 艣miech by艂y tak zara藕liwe, 偶e niebawem weseli艂 si臋 ju偶 ca艂y t艂um. Nie brakowa艂o nikogo: do portu, odleg艂ego o p贸艂tora kilometra od miasta, przyniesiono nawet starego Byruma Samana, kt贸ry by艂 tak chory, 偶e przez ca艂e lato nie wstawa艂 z pos艂ania. Przy nabrze偶u cumowa艂y tylko dwa statki.

Woden, ma艂y bia艂y ksi臋偶yc podobny do 艣lepego oka, p艂yn膮艂 po niebie. W jego po艣wiacie jasnoniebieska sk贸ra Phylomona po艂yskiwa艂a matowo, gdy wchodzi艂 w t艂um. Driada zosta艂a w jego pokoju. Gwiezdny 呕eglarz ni贸s艂 sw贸j drugi, cienki miecz ukryty w pochwie. Wisteria czeka艂a w ci偶bie obok rodzic贸w. Tuli Genet podszed艂 i stan膮艂 za ni膮. Przez ca艂y czas wyczuwa艂a jego obecno艣膰, czeka艂a, jakby po siedmioletniej nieobecno艣ci chcia艂a zn贸w pa艣膰 mu w ramiona.

Phylomon wygl膮da艂 na zm臋czonego, a t艂um by艂 zdezorganizowany. M臋偶czy藕ni nie przyszli w rynsztunku bojowym i nie ustawili si臋 szeregiem, jak prawdziwi 偶o艂nierze. Od ostatniej musztry min臋艂o dwadzie艣cia lat, a ci, kt贸rzy pami臋tali, jak si臋 uzbroi膰, ze wstydem trzymali stare, pop臋kane tarcze i maczugi, kt贸rych nigdy nie u偶ywali w walce. Tylko dw贸ch mia艂o bro艅 paln膮 - staro艣wieckie karabiny jednostrza艂owe.

Phylomon zszed艂 na nabrze偶e, odwr贸ci艂 si臋 plecami do morza i przem贸wi艂:

- Mieszka艅cy Smilodon Bay - zacz膮艂 cicho, tak cicho, 偶e Wisteria wstrzyma艂a oddech, by go s艂ysze膰. - Poprosi艂em, 偶eby wasi m臋偶czy藕ni przybyli tu w rynsztunku bojowym, gdy偶 zagra偶aj膮 wam 艂owcy niewolnik贸w. Tutaj, w Smilodon Bay, 偶yjecie z daleka od Kraalu i mo偶e nie zdajecie sobie sprawy z pot臋gi waszych wrog贸w. Na ca艂ym Wielkim Pustkowiu jest was oko艂o sze艣膰dziesi臋ciu tysi臋cy, ale armie Siedmiu Wielmo偶贸w Kraalu maj膮 oko艂o sze艣ciu milion贸w m臋偶czyzn zdolnych do noszenia broni. Nie s膮 to wojownicy z przypadku, ale m臋偶czy藕ni, kt贸rzy 偶yj膮 z walki, kt贸rzy zabijaj膮 si臋 wzajemnie, by zarobi膰 na 偶ycie. W przesz艂o艣ci chroni艂a was przed nimi du偶a odleg艂o艣膰. Lecz Wielkie Pustkowie wci膮偶 si臋 kurczy. Z ka偶dym rokiem granice Kraalu coraz bardziej si臋 do was zbli偶aj膮 i ro艣nie pot臋ga W艂adc贸w Niewolnik贸w. Gdyby Siedmiu Wielmo偶贸w nie by艂o tak zaj臋tych walk膮 mi臋dzy sob膮, dawno by ju偶 was opanowali. Wkr贸tce - mo偶e za rok, mo偶e za dwadzie艣cia lat - przyb臋d膮 tu 艂owcy niewolnik贸w i podbij膮 was bez trudu. Znam ich od tak dawna, 偶e wiem, co si臋 stanie. Nie widz膮 oni 偶adnej r贸偶nicy mi臋dzy posiadaniem sad贸w a ludzi takich jak wy. - Wskaza艂 na dw贸ch cz艂owieczych ch艂opc贸w. - 艁owcy niewolnik贸w wykastruj膮 was na oczach waszych matek i b臋dziecie s艂u偶y膰 w ich domach. Kraaluchy uwa偶aj膮 kastrowanie ludzi za r贸wnie przyzwoite jak na przyk艂ad byka. - Skierowa艂 teraz palec na Wisteri臋 i dwie inne m艂ode kobiety. - Wy za艣 zostaniecie napi臋tnowane i zamienione w prostytutki. Was, Pwi, Kraaluchy zakuj膮 w kajdany i po艣l膮 do pracy w kopalniach i w polu, a was - pokaza艂 na kilka starych kobiet stoj膮cych obok chorego Byruma Samana - zadusz膮 bez 偶adnych skrupu艂贸w, jak zar偶n臋liby mleczn膮 krow臋, kt贸ra przesta艂a by膰 im u偶yteczna. Ca艂e 偶ycie sp臋dzi艂em na walce z 艂owcami niewolnik贸w, ale niekt贸rzy z was nic nie wiedz膮 o ich zbrodniach. Przed siedmiu laty, gdy by艂em w Kraalu, zebra艂em od napotkanych niewolnik贸w zeznania o okoliczno艣ciach ich porwania. - Jaka艣 kobieta krzykn臋艂a z niedowierzaniem. Inne zesztywnia艂y i rozejrza艂y si臋, badaj膮c wzrokiem wyraz twarzy s膮siad贸w. Jedni m臋偶czy藕ni mruczeli co艣 pod nosem, drudzy za艣 zacz臋li przest臋powa膰 z nogi na nog臋, omal nie zag艂uszaj膮c g艂osu m贸wcy. Dlatego Phylomon zawo艂a艂: -Tamci niewolnicy zostan膮 pomszczeni jeszcze tej nocy!

Podni贸s艂 trzy skrawki papieru. Pog艂adzi艂 艣rodkowy medalion naszyjnika, kt贸ry rozb艂ysn膮艂 jak 艣wietlik. Jaka艣 Neandertalka j臋kn臋艂a na widok tych czar贸w. Gwiezdny 呕eglarz zacz膮艂 czyta膰:

- "Sze艣膰 lat temu ja, Molliron Hart, zosta艂am wzi臋ta do niewoli w Smilodon Bay. Sz艂am spokojnie drog膮 po zmroku, kiedy Jassic i Denneli Goodstickowie schwytali mnie i zgwa艂cili. Potem zanie艣li mnie na statek handlowy i przys艂ali tutaj."

T艂um rykn膮艂 gniewnie. Denneli Goodstick pr贸bowa艂 ratowa膰 si臋 ucieczk膮. Jaka艣 cz艂owiecza niewiasta zast膮pi艂a mu drog臋. Waln膮艂 j膮 maczug膮 w g艂ow臋. Kilku m臋偶czyzn podbieg艂o do braci Goodstick贸w. Chwycili ich, rozbroili i zaci膮gn臋li, wrzeszcz膮cych i kopi膮cych, przed

Phylomona. Ranna kobieta, krwawi膮c obficie, siedzia艂a na ziemi w oszo艂omieniu. Kilkana艣cie os贸b stara艂o si臋 jej pom贸c.

- To oni to zrobili! - zawo艂a艂 kto艣 w t艂umie. Wisteria patrzy艂a otwartymi ze zdumienia ustami. Zacz臋艂o si臋, pomy艣la艂a. Nie zaskoczy艂a jej wiadomo艣膰, 偶e pojmani s膮 handlarzami niewolnik贸w. Jeszcze w dzieci艅stwie s艂ysza艂a, 偶e Jassica i Denneli to dwaj najgorsi mieszka艅cy Smilodon Bay.

Phylomon stan膮艂 przed Dennelim Goodstickiem, wysokim, chudym m臋偶czyzn膮 o wymizerowanej twarzy. Denneli patrzy艂 w ziemi臋 i trz膮s艂 si臋 jak w febrze.

- Masz co艣 do powiedzenia na swoja obron臋? - spyta艂 Gwiezdny 呕eglarz.

- Czy to ma jakie艣 znaczenie? - odpowiedzia艂 pytaniem wi臋zie艅. -Z艂apa艂e艣 nas. Jestem sko艅czony.

- To prawda - odpar艂 Phylomon. Odwr贸ci艂 si臋 do t艂umu i powiedzia艂 tak g艂o艣no, by wszyscy go s艂yszeli:

- Kiedy pierwsi Gwiezdni 呕eglarze spadli z nieba by艂o ich trzystu dwunastu, m臋偶czyzn i kobiet. Jeste艣cie ich potomkami. Przez ostatni tysi膮c lat wasza krew wymiesza艂a si臋 niezliczon膮 ilo艣膰 razy. Sp贸jrzcie na stoj膮cych obok was ludzi i cho膰 mo偶e ich nie znacie, macie tyle wsp贸lnych gen贸w, 偶e mogliby by膰 waszymi bra膰mi i siostrami z tej samej matki. Ja sam sp艂odzi艂em pi臋cioro dzieci w ostatnich o艣miuset latach. Wi臋kszo艣膰 z was nie zdo艂a艂oby odtworzy膰 swego drzewa genealogicznego bez stwierdzenia, 偶e jestem jednym z waszych przodk贸w. Kiedy wzajemnie sprzedajecie si臋 do niewoli, sprzedajecie wasze siostry i waszych braci! A ludzie, kt贸rych zabij臋 tej nocy, s膮 moimi w艂asnymi dzie膰mi! -Phylomon odwr贸ci艂 si臋 b艂yskawicznie i pchn膮艂 mieczem. Denneli cofn膮艂 si臋 o krok; w jego szyi pojawi艂a si臋 postrz臋piona rana; krew tryska艂a z niej jak z p臋kni臋tej rury. Zacz膮艂 krztusi膰 si臋 w艂asn膮 krwi膮.

Dzieci Denneliego krzykn臋艂y z przera偶enia, jego 偶ona zemdla艂a. Phylomon zwr贸ci艂 si臋 do t艂umu:

- Czy Molliron Hart ma braci lub siostry albo jakich艣 krewnych?

- Mnie! - zawo艂a艂a jaka艣 kobieta.

- W takim razie jutro rano p贸jdziesz do domostw tych m臋偶czyzn i obejmiesz je w posiadanie. Ich domy i wszystko, co jest w 艣rodku, nale偶膮 do ciebie. Rodziny handlarzy niewolnik贸w nie b臋d膮 czerpa艂y korzy艣ci z ich zbrodni.

Phylomon podszed艂 do Jassica, barczystego, silnego m臋偶czyzny z g臋st膮 brod膮. Kiedy zgwa艂ci艂 i sprzeda艂 do niewoli Molliron Hart musia艂 mie膰 oko艂o dwudziestu lat. Teraz omiata艂 t艂um przera偶onym wzrokiem, szukaj膮c drogi ucieczki; trzech mieszka艅c贸w miasta trzyma艂o go z ty艂u, a jeden za艂o偶y艂 mu p臋tl臋 na szyj臋. Jassic szamota艂 si臋 rozpaczliwie, piana wyst膮pi艂a mu na usta.

- Masz co艣 do powiedzenia na swoj膮 obron臋? - powt贸rzy艂 pytanie Phylomon.

Wargi Jassica zadr偶a艂y.

- Zaczekaj chwil臋! - wrzasn膮艂. -Nie mo偶esz mi tego zrobi膰! Zaczekaj! 艁apcie go, ch艂opcy!

Wisteria zbada艂a spojrzeniem t艂um. Chocia偶 kilku m臋偶czyzn przest膮pi艂o z nogi na nog臋, nikt nie przyszed艂 Jassicowi na ratunek. Zar贸wno jego 偶ona, jak i kochanka ukry艂y twarze w d艂oniach. Phylomon zajrza艂 Jassicowi w oczy, staraj膮c si臋 zorientowa膰, kogo wo艂a艂, a potem wbi艂 mu miecz w podbr贸dek, si臋gaj膮c a偶 do m贸zgu.

Phylomon zacz膮艂 czyta膰 drugi list.

- Ja, JavanTech...

Z gard艂a Wisterii mimo woli wydar艂 si臋 przera藕liwy okrzyk. Zdradzi艂a si臋! Jej ojciec r贸wnie偶 krzykn膮艂 i zamachn膮艂 si臋 no偶em. Stali na skraju t艂umu, Beremon m贸g艂 wi臋c wycofa膰 si臋 po艣piesznie w razie potrzeby. A jednak potkn膮艂 si臋, kiedy spr贸bowa艂 uciec. Tuli Genet odruchowo chwyci艂 Beremona za rami臋, by go podtrzyma膰. Potem jednak musia艂 zda膰 sobie spraw臋, 偶e z艂apa艂 handlarza niewolnik贸w, gdy偶 odwr贸ci艂 Beremona zamaszy艣cie, pchn膮艂 go z powrotem w t艂um i ruszy艂 za nim, nie wypuszczaj膮c z r膮k jego kaftana. N贸偶 wypad艂 z rozwartych r膮k wi臋藕nia. Elyssa, matka Wisterii, straci艂a przytomno艣膰 i c贸rka chwyci艂a j膮 w chwili, gdy pada艂a.

Kilku m艂odych m臋偶czyzn poci膮gn臋艂o Beremona do przodu. Oszo艂omiony Tuli wci膮偶 艣ciska艂 kaftan ojca Wisterii, zaskoczony tym, co zrobi艂.

- "Cztery lata temu w Smilodon Bay" - czyta艂 dalej Phylomon -"kiedy w nocy sz艂am na wzg贸rze, pochwyci艂 mnie Beremon Trout-master. Wraz z 偶on膮 Elyssa wi臋zi艂 mnie w piwnicy, a tydzie艅 p贸藕niej sprzeda艂 w niewol臋."

Kilka os贸b j臋kn臋艂o z zaskoczenia. Dwaj m臋偶czy藕ni wyci膮gn臋li Elyss臋 z obj臋膰 c贸rki i podnie艣li wzrok na Phylomona.

- Nie kobiet臋! - zawo艂a艂 kto艣, ale Gwiezdny 呕eglarz skin膮艂 g艂ow膮.

M艂odzie艅cy zmusili Beremona, by ukl膮k艂 w ka艂u偶y krwi zabitych zbrodniarzy. Tuli patrzy艂 na Wisteri臋 z przera偶eniem, blady jak 艣ciana. Dziewczyna zrozumia艂a, 偶e mieszaniec us艂ysza艂 jej krzyk. Wiedzia艂, 偶e i ona jest winna. Jedno jego s艂owo, a zostanie skazana na 艣mier膰.

Wyda艂o si臋 jej, 偶e kto艣 j膮 uderzy艂. Ka偶dy mi臋sie艅 w jej piersi jakby skurczy艂 si臋 z b贸lu. Oddycha艂a nier贸wno, z trudem. Ba艂a si臋 o swoich rodzic贸w i wini艂a siebie. Powinna by艂a si臋 domy艣le膰, 偶e Bere-mon natknie si臋 na Tulla.

Phylomon czeka艂 chwil臋, a偶 Elyssa odzyska艂a przytomno艣膰. Kilku m臋偶czyzn trzyma艂o j膮, cho膰 niemocno.

- Czy macie co艣 na swoj膮 obron臋? - spyta艂 niebieskosk贸ry s臋dzia. Beremon zacz膮艂 p艂aka膰 i kr臋ci膰 g艂ow膮. Potem jednak wyprostowa艂 si臋 i jakby odzyska艂 poczucie godno艣ci.

- Zrobi艂em to tylko raz. Moja 偶ona jest niewinna.

- B膮d藕 przekl臋ty! Oby B贸g ukara艂 was za to, co zrobili艣cie mojej c贸rce! - zawo艂a艂a jaka艣 kobieta do Beremona i Elyssy.

S艂ysz膮c to przekle艅stwo, ojciec Wisterii zesztywnia艂 i powiedzia艂 z gorycz膮:

- W艂a艣nie to zrobi艂!

- Pomog艂a艣 wzi膮膰 Javan Tech do niewoli? - Phylomon spojrza艂 w oczy Elyssy. - Wi臋zi艂a艣 j膮 w swoim domu?

Nie musia艂 czeka膰 na odpowied藕. Blada jak p艂贸tno twarz kobiety 艣wiadczy艂a o jej winie.

- Tak! - szepn臋艂a.

Phylomon przy艂o偶y艂 miecz do gard艂a Beremona i poprosi艂: - Pani, prosz臋, by艣 odwr贸ci艂a g艂ow臋.

Elyssa, trz臋s膮c si臋 ca艂a, pos艂ucha艂a i wybuchn臋艂a p艂aczem. Jej siwe w艂osy po艂yskiwa艂y w blasku pochodni. K膮tem oka obserwowa艂a miecz m艣ciciela.

- Prosz臋 - powt贸rzy艂 Phylomon. -1 tak jest mi ci臋偶ko. Nie chc臋, 偶eby艣 to widzia艂a.

Elyssa skin臋艂a lekko g艂ow膮, zadr偶a艂a i zamkn臋艂a oczy. Gwiezdny 呕eglarz szybkim ruchem odj膮艂 miecz od szyi Beremona i poder偶n膮艂 gard艂o Elyssie, niemal odcinaj膮c jej g艂ow臋. Widzowie j臋kn臋li na widok 艣mierci kobiety, cho膰 by艂a winna.

- Dzi臋kuj臋 - powiedzia艂 Beremon. Wisteria zrozumia艂a, 偶e podzi臋kowa艂 niebieskosk贸remu m臋偶czy藕nie za szybk膮 egzekucj臋 Elyssy. Zaraz potem Phylomon pchn膮艂 mieczem w prawe p艂uco skaza艅ca, a potem kopniakiem zrzuci艂 go do morza. Beremon przez chwil臋 unosi艂 si臋 na powierzchni. Zatoka by艂a g艂臋boka.

Wisteria krzykn臋艂a. Elyssa le偶a艂a martwa na plecach, tylko skrawek sk贸ry 艂膮czy艂 jej g艂ow臋 z tu艂owiem. Beremon macha艂 s艂abo r臋kami, ratuj膮c si臋 przed utoni臋ciem. Nogi ugi臋艂y si臋 pod dziewczyn膮, osun臋艂a si臋 na kolana. Us艂ysza艂a jeszcze kilka plu艣ni臋膰, jedno kaszlni臋cie.

- Bo偶e! -j臋kn臋艂a. -Bo偶e! On tonie! Ratujcie go!

Nikt jednak nie po艣pieszy艂 Beremonowi na ratunek. Wisteria chwiejnym krokiem ruszy艂a nad wod臋, ale kto艣 chwyci艂 j膮 z ty艂u silnymi ramionami i podni贸s艂 do g贸ry. Kopn臋艂a go w gole艅 i odwr贸ci艂a si臋 w jego obj臋ciach.

To by艂 burmistrz Goodstick.

- Nic nie m贸w! Nie wtr膮caj si臋! Nie tutaj! Nie teraz! P贸藕niej! -szepn膮艂 gor膮czkowo. Wisteria zrozumia艂a, co si臋 stanie, je艣li spr贸buje ratowa膰 ojca. Beremon nagle przesta艂 si臋 szamota膰 i znikn膮艂 pod powierzchni膮 wody. G艂o艣ny plusk ucich艂. Dziewczyna wstrzyma艂a oddech, czekaj膮c, a偶 jej ojciec wynurzy si臋, by zaczerpn膮膰 powietrza. S艂ysza艂a wszak偶e tylko szum fal li偶膮cych nabrze偶e. Woda w zatoce uspokoi艂a si臋 powoli. Elyssa le偶a艂a wpatruj膮c si臋 nie widz膮cymi oczami w ksi臋偶yc. Wisteria osun臋艂a si臋 na ziemi臋, 艂api膮c oddech, by nie krzykn膮膰 z b贸lu i przera偶enia.

Phylomon sko艅czy艂 czyta膰 ostatni list, wymieni艂 nast臋pne nazwiska - a by艂o ich pi臋膰. Zgin臋艂y jednak tylko trzy osoby: jeden z braci Goodstick贸w, pewna stara kobieta i chudy 偶eglarz, kt贸rego Jassic wzywa艂 na pomoc. Czwarty z艂oczy艅ca upad艂 i zabi艂 si臋 przed siedmioma laty, a ostami odp艂yn膮艂 dawno temu. Kiedy Gwiezdny 呕eglarz zako艅czy艂 s膮dy, cofn膮艂 si臋 o kilka krok贸w. Garbi艂 si臋, jakby by艂 wyczerpany do ostatnich granic.

- Nigdy nie jest to 艂atwe - powiedzia艂 cicho.

Pwi ju偶 dawno przestali ta艅czy膰 i 艣piewa膰. Phylomon ruszy艂 w stron臋 ober偶y. T艂um rozst臋powa艂 si臋, robi膮c mu przej艣cie. Matki tuli艂y do siebie dzieci, a wszyscy nie odrywali wzroku od niebieskosk贸rego cz艂owieka.

Wisteria czu艂a si臋 pusta w 艣rodku. By艂a zrozpaczona. Jeszcze jako dziecko ba艂a si臋, 偶e si臋 wyda, i偶 zanosi艂a jedzenie Javan Tech, 偶e jej rodzice zostan膮 ukarani. I tak te偶 si臋 sta艂o.

Siedmiu mieszka艅c贸w Smilodon Bay zgin臋艂o. Niekt贸rzy z obecnych p艂akali z rado艣ci na wie艣膰, 偶e ich zaginieni przyjaciele i cz艂onkowie rodziny jeszcze niedawno 偶yli. Inni za艣 szlochali gorzko, gdy偶 ich ojcowie i przyjaciele, m臋偶owie i bracia zostali zabici na ich oczach. Nikt jednak nie wyst膮pi艂 przeciw temu, co si臋 sta艂o. Nikt nie powiedzia艂, 偶e kara by艂a niesprawiedliwa. To najbardziej bola艂o Wisteri臋.

Sto metr贸w dalej Phylomon odwr贸ci艂 si臋 do t艂umu i po raz pierwszy w jego g艂osie zabrzmia艂a metaliczna nuta:

- Wiele z was, moje dzieci, doro艣nie boj膮c si臋 mnie i nienawidz膮c - boj膮c si臋, 偶e wr贸c臋. Nie pozwol臋 handlarzom niewolnik贸w zasn膮膰 spokojnie. A ten 艣wiat w艂a艣nie tego potrzebuje - strachu przed zdemaskowaniem, strachu przed sprawiedliwo艣ci膮.

Tamtej nocy Wisteria Troutmaster straci艂a sw贸j dom na rzecz rodziny Tech贸w. By艂o ich a偶 trzydziestu siedmiu. Przeszukali ca艂y budynek, wyci膮gaj膮c na dw贸r 艂贸偶ka i meble, klejnoty i pieni膮dze, 偶ywno艣膰 i ksi膮偶ki. Dziewczyna p艂aka艂a, nie mog膮c si臋 opanowa膰. W blasku latami starsza siostra Javan, Devina Tech, podesz艂a i wyci膮gn臋艂a r臋k臋 do Wisterii. Nieszcz臋sna my艣la艂a przez chwil臋, 偶e tamta chce j膮 pocieszy膰, lecz Devina jednym szarpni臋ciem zerwa艂a z jej szyi platynowy naszyjnik.

- Wezm臋 te偶 kolczyki - powiedzia艂a si臋gaj膮c do uszu Wisterii. Dziewczyna wyrwa艂a si臋 i uderzy艂a j膮 w nos. Grymas w艣ciek艂o艣ci wykrzywi艂 twarz starszej kobiety.

- To niewielka zap艂ata za moj膮 siostr臋! - warkn臋艂a. Wyci膮gn臋艂a znowu r臋k臋, jakby chcia艂a z艂apa膰 Wisteri臋 za w艂osy. Dziewczyna odtr膮ci艂a d艂o艅 Deviny. Potem zdj臋艂a kolczyki i poda艂a jej.

- We藕 je! - powiedzia艂a ironicznie. Teraz wreszcie otrzyma艂a艣 nale偶n膮 zap艂at臋 za swoj膮 siostr臋. Jestem pewna, 偶e ul偶y ci to w cierpieniu. Devina na moment zapanowa艂a nad sob膮, odzyska艂a cie艅 godno艣ci.

- Mo偶esz zatrzyma膰 ubranie, kt贸re masz na sobie - rzuci艂a takim tonem, jakby robi艂a Wisterii wielk膮 艂ask臋, a potem pospiesznie wr贸ci艂a do domu skaza艅c贸w. Kilku m艂odszych cz艂onk贸w rodziny Tech walczy艂o o 艂upy. Zachowywali si臋 gorzej ni偶 kundle podw贸rzowe. Wisteria, kt贸ra d艂ugo przebywa艂a z dala od rodzinnego miasta, nie poznawa艂a ziomk贸w. A przecie偶 swoim post臋powaniem zdradzili, kim naprawd臋 s膮. Przez wiele lat czu艂a si臋 wsp贸艂winna zbrodni pope艂nionej przez jej rodzic贸w wobec Javan, zmusza艂a si臋, by patrze膰 innym w oczy. Pomy艣la艂a, 偶e dzisiaj jej wyrzuty sumienia ucich艂y i ju偶 nigdy nie b臋d膮 j膮 dr臋czy膰.

Po godzinie babka Tech stan臋艂a na ulicy przed obrabowanym budynkiem.

- To m贸j dom! B臋d臋 mieszka艂a w najpi臋kniejszym domu na ca艂ym wybrze偶u! -zarechota艂a.

Wisteria b艂膮ka艂a si臋 po mie艣cie, p艂acz膮c cicho. Nie zjad艂a obiadu po przybyciu Phylomona, ze zmartwienia zapomnia艂a o kolacji. Jej 偶o艂膮dek kurczy艂 si臋 bole艣nie z g艂odu. W臋druj膮c pustymi ulicami dotar艂a na nabrze偶e i zobaczy艂a, 偶e 艣wi臋tuj膮cy Pwi pozostawili upieczone 艣winie na ro偶nach. Wiele lamp nadal si臋 pali艂o i w ich blasku dziewczyna dostrzeg艂a chor膮gwie zwisaj膮ce z drzew. D艂awi膮c si臋 prze艂kn臋艂a niewielki kawa艂ek spalonego mi臋sa i wypi艂a tylko jeden 艂yk piwa z beczki.

Nagle us艂ysza艂a trzask 艂amanej ga艂膮zki. Spojrza艂a w mrok i zobaczy艂a driad臋 burmistrza kradn膮c膮 ubrania susz膮ce si臋 na sznurze. Jej w艂osy i sk贸ra l艣ni艂y srebrzy艣cie w po艣wiacie ksi臋偶yc贸w. Driada nosi艂a u pasa d艂ugi n贸偶. Na widok Wisterii odesz艂a bez s艂owa, kieruj膮c si臋 ku lasom majacz膮cym za Smilodon Bay. Dziewczyna, jak le艣na panna zapragn臋艂a uciec z miasta. Zrobi艂a krok do przodu i co艣 chrupn臋艂o pod jej nog膮. Podnios艂a z ziemi fletni臋 Pana porzucon膮 przez jakiego艣 Pwi -by艂o to wszystko, co pozosta艂o po przerwanej zabawie.

Rozdzia艂 4 ZABAWNY POMYS艁

Tamtej nocy Phylomon wr贸ci艂 bardzo p贸藕no do zajazdu, wyczerpany po zabiegu wykonanym na c贸rce farmera, kt贸ra cierpia艂a na paso偶ytuj膮ce robaki. Otworzy艂 drzwi do swojego pokoju i zobaczy艂 Therona Scandala 艣pi膮cego na 艂贸偶ku. Z jedynej 艣wiecy pozosta艂 tylko ogarek. Phylomon obudzi艂 ober偶yst臋 kopniakiem.

- Och, och! - st臋kn膮艂 zaspany Scandal. - Ju偶 p贸藕no.

- Zgadza, si臋 - odpar艂 niebieskosk贸ry m臋偶czyzna. - S艂ysza艂em, 偶e w tym pokoju nie ma robactwa. Wyobra偶a艂em sobie, 偶e przynajmniej raz prze艣pi臋 si臋 samotnie w mi臋kkim 艂贸偶ku. Co mog臋 dla ciebie zrobi膰?

- Niepokoi mnie ta podr贸偶 do Kraalu - wyzna艂 ober偶ysta. - M贸wi艂em ci, 偶e b臋dzie nam towarzyszy膰 kilku ludzi. Obawiam si臋 jednak, 偶e to niemo偶liwe po tym, co zasz艂o dzisiejszej nocy.

- Zrezygnowali?-spyta艂Phylomon.

- Zabi艂e艣 ich - poprawi艂 go Scandal. - To byli Denneli i Coor-mon Goodstickowie oraz Amondi Rinn.

- Handlarze niewolnik贸w chcieli ci towarzyszy膰?! - zdumia艂 si臋 Phylomon. - Zastanawiasz si臋 chyba teraz, ile wart jest cz艂owieczy ober偶ysta na targu niewolnik贸w w Kraalu, prawda? Jestem pewien, 偶e sprzedaliby ci臋 za wysok膮 cen臋 jako s艂ug臋 domowego.

- Nie zrobiliby tego! - Scandal otworzy艂 szerzej oczy z niedowierzania.

- Takie mieli plany i zadali sobie wiele trudu, 偶eby zwabi膰 ci臋 w pu艂apk臋... - Gwiezdny 呕eglarz zamilk艂 i pochyli艂 g艂ow臋 w zamy艣leniu. Po chwili podj膮艂: - Przypuszczam, 偶e po kiepskich po艂owach niekt贸rzy mieszka艅cy Smilodon Bay przenie艣li si臋 gdzie indziej. Stracili艣cie wielu wojownik贸w?

- Tak - odrzek艂 ober偶ysta. - Odje偶d偶ali przez ca艂e lato, szukaj膮c pracy na po艂udniu. Niepokoi艂o mnie to: wprawdzie mamy trzy dzia艂a wycelowane na zatok臋, ale nie na wiele by si臋 zda艂y w razie ataku pirat贸w. Mogliby pop艂yn膮膰 statkiem w g贸r臋 Muscrat Creek podczas wysokiego przyp艂ywu i w godzin臋 przej艣膰 przez wzg贸rza. Sze艣膰dziesi臋ciu wojownik贸w wyrz膮dzi艂oby w nocy wiele szk贸d.

- Ci handlarze niewolnik贸w chcieli, 偶eby twoja wyprawa si臋 nie powiod艂a.

- To mo偶liwe - przytakn膮艂 Scandal. - Nigdy nie lubi艂em Denne-liego Goodsticka, uwierzy艂bym, gdybym si臋 dowiedzia艂, 偶e gwa艂ci niemowl臋ta. Ale nie innych. Nigdy nie powiedzia艂bym tego o Coormanie. Kiedy艣 by艂 rozbrykanym dzieciakiem, ale potem bardzo si臋 zmieni艂. Na pewno o niczym nie wiedzia艂.

Phylomon wyjrza艂 przez okno. Freya przy艂膮czy艂a si臋 do Wodana na nocnym niebie i zrobi艂o si臋 ja艣niej.

- Tej nocy zabi艂em trzech m臋偶czyzn o nazwisku Goodstick. Czy to byli bracia waszego burmistrza?

- Tak - potwierdzi艂 ober偶ysta.

- My艣l臋, 偶e wszyscy byli w to zamieszani - stwierdzi艂 Phylomon. - Jassic chcia艂, 偶eby jego "ch艂opcy" mnie zabili. Mo偶e to on by艂 prowodyrem. Og艂o艣 jednak, 偶e inni mog膮 wzi膮膰 udzia艂 w wyprawie nad Rzek臋 Siedmiu Potwor贸w. Mo偶e nasi wrogowie sami si臋 nam przedstawi膮. Zabij臋 ka偶dego nast臋pnego cz艂owieka-m臋偶czyzn臋, kt贸ry spr贸buje si臋 do nas przy艂膮czy膰. A co z Pwi, kt贸rzy mieli nam towarzyszy膰? Mo偶na im zaufa膰?

- Pwi nie chcieli tam wyruszy膰 - wyja艣ni艂 Scandal. - Mamy w mie艣cie Obcuj膮cego z Duchami. To on kaza艂 im to zrobi膰.

- Zna艂em wielu szaman贸w, kt贸rzy nie umieli przepowiedzie膰, co si臋 stanie za pi臋膰 dni. Czy ten jest dobry? - spyta艂 Phylomon. Zaraz potem zrozumia艂, 偶e sam mo偶e to sprawdzi膰, przeprosi艂 wi臋c ober偶yst臋 i opu艣ci艂 pok贸j. Wyszed艂szy na dw贸r, rozejrza艂 si臋 woko艂o. Je偶eli tutejszy Obcuj膮cy z Duchami naprawd臋 zobaczy艂 przysz艂o艣膰, to nie ma znaczenia, kt贸r膮 ulic膮 p贸jdzie on, Phylomon, gdy偶 szaman i tak b臋dzie tam na niego czeka艂. Gwiezdny 呕eglarz skierowa艂 si臋 w stron臋 wzg贸rza za karczm膮 i zacz膮艂 si臋 przedziera膰 przez krzaki na zboczu, gdzie sosny ukrywa艂y wszystko w swym cieniu. Na szczycie ros艂a du偶a samotna sekwoja. Kiedy Phylomon dotar艂 w to miejsce, z mroku dobieg艂 go g艂os jakiego艣 Neandertalczyka:

- Jestem tutaj - powiedzia艂 cicho Chaa. - Czeka艂em na ciebie. Dopiero wtedy niebieskosk贸ry m臋偶czyzna dostrzeg艂 szamana siedz膮cego w ksi臋偶ycowej po艣wiacie. Uk艂oni艂 mu si臋 z szacunkiem.

- Usi膮d藕 - rzek艂 Chaa. -Noc jest pi臋kna. Dobrze jest cieszy膰 si臋 ciemno艣ci膮, p贸ki jeszcze mo偶emy to robi膰.

Gwiezdny 呕eglarz usiad艂 u st贸p szamana i czeka艂. Wiedzia艂, 偶e Obcuj膮cy z Duchami powie mu tylko to, co zechce. Zbyt wiele razy widzia艂 Neandertalczyk贸w czystej krwi pos艂uguj膮cych si臋 swymi nadzwyczajnymi zdolno艣ciami psychicznymi, by w膮tpi膰 w mo偶liwo艣ci Chaa.

- Boisz si臋 wyruszy膰 na poszukiwanie w臋偶y morskich, by nie wpa艣膰 w r臋ce swoich wrog贸w - zacz膮艂 Chaa. - Powiem ci jedno: twoje obawy s膮 uzasadnione. Musisz wej艣膰 na 艣cie偶k臋 z艂amanego serca. Je偶eli we藕miesz udzia艂 w tej wyprawie, mo偶e ona zako艅czy膰 si臋 sukcesem. Ale bez wzgl臋du na to, czy wam si臋 powiedzie, czy nie, umrzesz za trzy lata z powodu twoich uczynk贸w. Nie b臋dziesz mia艂 lekkiej 艣mierci.

- Przypuszczam, 偶e gdyby艣my wypytali umar艂ych, 偶aden by nie powiedzia艂, 偶e mia艂 lekk膮 艣mier膰 - odpar艂 Phylomon. Chaa skin膮艂 g艂ow膮.

- Od dawna by艂e艣 obro艅c膮 Pwi...

- Nie tylko Pwi - stwierdzi艂 spokojnie Phylomon. - M贸j lud sam jest dla siebie wielkim zagro偶eniem. Zawsze szuka艂 艂atwej drogi do gwiazd, ale te drogi prowadz膮 tylko w d贸艂. Dawno temu, kiedy niekt贸rzy Gwiezdni 呕eglarze zaproponowali, 偶e zrobi膮 z Pwi niewolnik贸w, po to by zbudowali dla nich maszyny bojowe, odradzi艂em im to. A teraz W艂adcy Niewolnik贸w z Kraalu upadli tak nisko...

- 呕e nadesz艂a pora, kiedy ju偶 nie mo偶esz nas chroni膰 - doko艅czy艂 za niego Chaa. - Armie Kraalu licz膮 sze艣膰 milion贸w 偶o艂nierzy. Wszystkie twoje wysi艂ki p贸jd膮 na marne, nie zdo艂asz ich powstrzyma膰. Ale Tuli Genet mo偶e zniszczy膰 nieprzyjacielskie zast臋py.

Phylomon zaskoczony odetchn膮艂 g艂臋boko.

- Walcz臋 z W艂adcami Niewolnik贸w od o艣miuset lat i wci膮偶 nie mog臋 ich pokona膰. Ich wojownicy przewy偶szaj膮 stukrotnie naszych sw膮 liczebno艣ci膮. Nie m贸w p贸艂prawd. Powiedz wprost czy moja 艣mier膰 co艣 da.

Chaa zamy艣li艂 si臋.

- 艢cie偶ki przysz艂o艣ci rozga艂臋ziaj膮 si臋 wiele tysi臋cy razy w 偶yciu ka偶dego osobnika. Dlatego nie mo偶na obejrze膰 ca艂ej jego przysz艂o艣ci. Nawet najlepszy Obcuj膮cy z Duchami widzi tylko kilka najbli偶szych lat, a i wtedy mo偶e si臋 myli膰. Ja jednak nie musia艂em zaj艣膰 daleko w przysz艂o艣膰 Tulla. Powiem ci, 偶e za dwa lata Tuli b臋dzie w stanie ich zdepta膰. Armia Kraalu mo偶e zosta膰 pokonana. Ale tylko wtedy, gdy przedtem Tuli wyruszy schwyta膰 w臋偶e morskie.

- W takim razie ruszam razem z nim, bez wzgl臋du na cen臋! -stwierdzi艂 Phylomon.

- Uprzedzam ci臋 teraz, 偶e nadejdzie dzie艅, gdy po偶a艂ujesz tej decyzji - doda艂 Chaa. - Nie b贸j si臋 wyjawi膰 mu swoich tajemnic.

Dobrze po p贸艂nocy, oszo艂omiona i g艂odna, nie wiedz膮ca, co pocz膮膰, Wisteria znalaz艂a si臋 nad rzek膮. Podnios艂a oczy na drzwi domu burmistrza Garamona Goodsticka i z zaskoczeniem zauwa偶y艂a jaki艣 ruch. 艢wieca zamigota艂a w oknie frontowego pokoju, jaka艣 widmowa posta膰 zastuka艂a do drzwi, wesz艂a do 艣rodka, powiedzia艂a co艣 szybko, a potem oddali艂a si臋 po艣piesznie. Burmistrz wyszed艂 na dw贸r, odetchn膮艂 艣wie偶ym powietrzem i spojrza艂 na ksi臋偶yce. Thor w艂a艣nie wschodzi艂. Wisteria dobrze widzia艂a Garamona Goodsticka. Chwil臋 p贸藕niej burmistrz wr贸ci艂 do domu. By艂o za p贸藕no na jakiekolwiek spotkania. W g艂osie Goodsticka w chwili, gdy powstrzyma艂 j膮 od rzucenia si臋 na pomoc ojcu, Wisteria wyczu艂a pewien rodzaj spoufalenia, aluzj臋 do faktu, 偶e s膮 sprzymierze艅cami walcz膮cymi z tym samym wrogiem. Garamon pom贸g艂 jej ojcu w sprzedaniu Javan do niewoli. Siedzia艂 w tym wszystkim po uszy. Wisteria odruchowo podbieg艂a do drzwi i zaskroba艂a cichutko.

Burmistrz otworzy艂 je szarpni臋ciem.

- Znowu? Co tym razem? - szepn膮艂 ze z艂o艣ci膮. Jego broda i oddech pachnia艂y piwem. Mia艂 na sobie ciemn膮 bawe艂nian膮 szat臋.

Sta艂 chwil臋, przygl膮daj膮c si臋 dziewczynie. Nag艂e milczenie 艣wiadczy艂o, 偶e jej sienie spodziewa艂.

- Czego chcesz? - spyta艂 cicho, nie chc膮c budzi膰 偶ony i dzieci. Wisteria nie bardzo wiedzia艂a, co mu odpowiedzie膰.

- Zemsty! - szepn臋艂a w ko艅cu.

Goodstick d艂ugo mierzy艂 j膮 spojrzeniem. Obliza艂 wargi.

- S艂owo zemsta ma wiele znacze艅 - szepn膮艂.

- Chc臋 艣mierci niebieskosk贸rego! Chc臋 zobaczy膰 rodzin臋 Te-ch贸w - wszystkich - uwi臋zionych pod pok艂adem niewolniczego statku z Kraalu! Chc臋 si臋 艣mia膰 na ten widok! - odpowiedzia艂a zajadle.

- Tak, masz wi臋cej odwagi ni偶 tw贸j ojciec - zachichota艂 burmistrz. - Obawiam si臋 jednak, 偶e straci艂a艣 rodzinny maj膮tek. A mnie si臋 nie boisz? Nie masz niczego do zaoferowania? Nikogo, kto by si臋 tob膮 zaj膮艂? Gdybym by艂 handlarzem niewolnik贸w, powiedzia艂bym tak: ona nic nie znaczy w tym mie艣cie. Gdyby dosta艂a po g艂owie i pojecha艂a jak 艣winia w worku na statek, kogo by to obesz艂o?

Wisteria obserwowa艂a go w milczeniu. Nie mia艂a nic, czym mog艂aby mu zap艂aci膰. By艂a n臋dzark膮. A jednak... tydzie艅 wcze艣niej zauwa偶y艂a, 偶e Goodstick nie zdo艂a艂 ukry膰 b艂ysku po偶膮dania w oczach, gdy patrzy艂 na m艂ode praczki nad rzek膮. Jest jak pies, zawsze w臋szy u 藕r贸d艂a rozkoszy, pomy艣la艂a. Ledwie nad sob膮 panuje, jest tylko fiutem przyro艣ni臋tym do ludzkiego cia艂a. Czy偶 ojciec nie powiedzia艂 mi, 偶e moje cia艂o to skarb? Zdj臋艂a bluzk臋 i trzyma艂a j膮 w d艂oni, ods艂aniaj膮c bujne piersi.

- Chc臋 si臋 zem艣ci膰. Za jak膮 cen臋? - spyta艂a spokojnie. Burmistrz otworzy艂 usta i zwil偶y艂 wargi j臋zykiem. Wyszed艂 z domu, zamykaj膮c za sob膮 drzwi.

- T臋dy! - sykn膮艂, bior膮c dziewczyn臋 za r臋k臋. Zaprowadzi艂 j膮 na w膮sk膮 艣cie偶k臋 biegn膮c膮 za domem. Wok贸艂 by艂o cicho i ciemno, ale Garamon chwyci艂 bluzk臋 Wisterii i poda艂 jej, szepcz膮c gor膮czkowo:

- Ubierz si臋!

Dziewczyna nie zwa偶a艂a na to, 偶e kto艣 mo偶e j膮 z nim przy艂apa膰. 艢cie偶ka wi艂a si臋 przez kilkaset metr贸w, zawsze o par臋 metr贸w od najbli偶szego domostwa. Burmistrz zatrzyma艂 si臋 przed sklepem tekstylnym nale偶膮cym do jego rodziny, a potem zacz膮艂 po omacku szuka膰 klucza w krzakach rosn膮cych przy tylnym wej艣ciu. Kiedy oboje weszli do 艣rodka, rzuci艂 sztuk臋 bawe艂ny na pod艂og臋 tak, 偶e si臋 rozwin臋艂a. Przez moment sta艂 dysz膮c ci臋偶ko i przygl膮daj膮c si臋 Wisterii.

- Zdejmij ubranie - poleci艂.

- A zrobisz to? - zapyta艂a. - Zabijesz Phylomona? Sprzedasz Tech贸w do niewoli?

- Tak - odpar艂.

- A jakie mam gwarancje? - pyta艂a dalej.

- Moje s艂owo.

- Za jak膮 cen臋?

- B臋dziesz moj膮, kiedy ci臋 zapragn臋 - odpar艂 Garamon ochryp艂ym od 偶膮dzy g艂osem.

- Je艣li mi pomo偶esz, b臋d臋 twoj膮 przez rok - zapewni艂a Wisteria. Garamon przyjrza艂 si臋 jej uwa偶nie.

- Zgoda - rzek艂. - Ale chc臋 wzi膮膰 ci臋 teraz, by zobaczy膰, co zyskuj臋.

Dziewczyna zdj臋艂a sanda艂y, wysun臋艂a si臋 ze sp贸dnicy. Burmistrz nie odrywa艂 od niej wzroku. Kiedy rozebra艂a si臋 do naga, wci膮偶 si臋 w ni膮 wpatrywa艂, oddychaj膮c g艂臋boko i miarowo.

- Jeste艣 dziewic膮? - zapyta艂.

- Tak - odrzek艂a. - Nie mia艂y艣my wyboru w tej materii w szkole pani Devarre.

Garamon podszed艂 do tylnej 艣ciany, wyj膮艂 z szafki jak膮艣 butelk臋, odkorkowa艂 j膮 i poda艂 Wisterii.

- Napij si臋 tego. B臋dzie ci臋 bola艂o. Je艣li nie upijesz si臋 przedtem, b臋dziesz p贸藕niej 偶a艂owa艂a, 偶e tego nie zrobi艂a艣.

Dziewczyna post膮pi艂a do przodu i poci膮gn臋艂a z butelki. Whisky sparzy艂a jej gard艂o i sp艂yn臋艂a do 偶o艂膮dka, wywo艂uj膮c tam uczucie gor膮ca i zmniejszaj膮c g艂贸d. Szybko wypi艂a jeszcze kilka 艂yk贸w, podczas gdy Garamon zrzuca艂 z siebie d艂ug膮 szat臋. Stan膮艂 potem nagi w blasku ksi臋偶yc贸w obok okna, jasnosk贸ry grubas z ciemnymi plamami na piersi, pod pachami i w pachwinie, gdzie ros艂y k臋pki w艂os贸w. Wisteria obserwowa艂a go, kiedy wpatrywa艂 si臋 w sw贸j nabrzmia艂y penis.

Gdy wypi艂a p贸艂 butelki whisky, wyda艂o si臋 jej, 偶e pod艂oga nagle ucieka jej spod n贸g. Postawi艂a butelk臋 na stole. Garamon obj膮艂 j膮 ramionami i ca艂uj膮c ci膮gn膮艂 na rozes艂an膮 na pod艂odze tkanin臋. Kolana ugi臋艂y si臋 pod dziewczyn膮. Nie stawia艂a oporu. Kiedy spocz臋艂a na zaimprowizowanym pos艂aniu, m臋偶czyzna jednym haustem opr贸偶ni艂 butelk臋.

Wisteria wiedzia艂a, 偶e jej 偶ycie zale偶y od tego, jak si臋 spisze tej nocy. Nie jest uliczn膮 dziewk膮, przyzwyczajon膮 do sypiania z obcymi m臋偶czyznami, ale w tej chwili nie cofnie si臋 przed niczym. Pomimo b贸lu, parzy艂a si臋 z Geramonem jak kotka w okresie rui. Chcia艂a da膰 mu tyle rozkoszy, jak 偶adna inna kobieta. Podczas trzeciej rundy m臋偶czyzna spoci艂 si臋, jakby ca艂y dzie艅 d藕wiga艂 ci臋偶ary w porcie.

- Do diab艂a, nie jeste艣 najbardziej nami臋tn膮 kobiet膮, z jak膮 spa艂em, ale przysi臋gam na hemoroidy b贸stw, 偶e najbardziej energiczn膮 - wyst臋ka艂.

Zacz膮艂 m贸wi膰 przed 艣witem. Przez godzin臋 szepta艂 tylko gro藕by.

- Przysi臋gam, 偶e je艣li pi艣niesz cho膰by s艂owo o tym, co ci powiem tej nocy, je偶eli nawet wspomnisz o tym we 艣nie, wypatrosz臋 ci臋 jak ryb臋! - powtarza艂, uderzaj膮c j膮 pi臋艣ci膮 w brzuch na znak, 偶e nie 偶artuje. Z czasem sta艂 si臋 szczery.

- Powiadam ci, 偶e 艣mier膰 tych w臋偶y, to prawdziwy dar niebios! Och, jak d艂ugo czeka艂em na tak膮 okazj臋! Oskuba膰 to miasto do ko艣ci! Przecie偶 ty i ja my艣limy podobnie. -- Powoli wyjawi艂 Wisterii swoje plany i my艣li. - Mieszka艅cy tego miasta to t艂uste g臋si, gotowe do sprzedania. Wiesz, za ile mo偶na sprzeda膰 cz艂owieka w Denai? M艂ody s艂u偶膮cy domowy kosztuje do trzystu platynowych or艂贸w! Rozumiesz jednak, 偶e wszystko zale偶y od w臋偶y, od 艣mierci w臋偶y kiedy w mie艣cie jest setka wojownik贸w, 偶aden handlarz niewolnik贸w nie odwa偶y si臋 rzuci膰 kotwicy w zatoce. Je艣li jednak po艂owa tych m臋偶czyzn odejdzie do kopal艅 w Bia艂ych Ska艂ach, kilkunastu b臋dzie polowa艂o w g贸rach, by ich rodziny nie umar艂y z g艂odu, a ja op艂acam pozosta艂y tuzin... Wiesz, czego mi trzeba? Mieszka艅cy musz膮 wpa艣膰 w rozpacz. Straci膰 wszelk膮 nadziej臋. Kiedy poczuj膮 si臋 bezsilni, na pewno przekonam jeszcze tuzin m臋偶czyzn, by wyruszyli do Bia艂ych Ska艂. Pozostawi膮 tutaj 偶ony i dzieci, wmawiaj膮c sobie, 偶e to tylko do wiosny. Nie zabior膮 rodzin w g贸ry, gdzie w zimie 艣nieg jest g艂臋boki na dwa metry - powiedzia艂 Garamon i Wiste-ria zrozumia艂a, 偶e burmistrz ju偶 wprowadza ten plan w 偶ycie. Kiedy Scandal poszukiwa艂 ch臋tnych, kt贸rzy pomogliby mu sfinansowa膰 wypraw臋 nad Rzek臋 Siedmiu Potwor贸w, Garamon otwarcie wydrwi艂 ten pomys艂. Stara艂 si臋 te偶 zrobi膰 po艣miewisko z ober偶ysty, by nikt si臋 do niego nie przy艂膮czy艂. Co wi臋cej, dopiero kilka godzin temu Phylomon zabi艂 trzech cz艂owieczych m臋偶czyzn, kt贸rzy zamierzali wyruszy膰 ze Scandalem. - Tak, to byli moi ludzie - wyzna艂 Garamon. - Dobrzy ch艂opcy, zahartowani, a teraz nie 偶yj膮. M贸wi臋 ci, 偶e mog臋 sprzeda膰 Tech贸w do niewoli, ale potrzebuj臋 pomocy. Jeden z moich ch艂opc贸w pilnuje Phylomona. Razem ze Scandalem uk艂ada艂 plany tej wyprawy. Ten niebieski typ jest naprawd臋 bystry. Kiedy si臋 dowiedzia艂, 偶e zabi艂 wszystkich ludzi, kt贸rzy mieli towarzyszy膰 ober偶y艣cie, zw臋szy艂 podst臋p, ba, nawet spyta艂 Scandala, ile mo偶na dosta膰 w Kraalu za dobrego kucharza! Obieca艂, 偶e zabije ka偶dego cz艂owieczego m臋偶czyzn臋 z naszego miasta, kt贸ry b臋dzie chcia艂 wzi膮膰 udzia艂 w ekspedycji. Ale kobieta? Co zrobi艂by z kobiet膮? - Dziewczyna zrozumia艂a, 偶e burmistrz chce, by wyprawa si臋 nie uda艂a, zanim jeszcze si臋 do niej o to zwr贸ci艂. -I tu ty, moja napalona diabliczko, wejdziesz do gry.

- Ja... nie mog艂abym z nim walczy膰 - wyj膮ka艂a Wisteria.

- Oczywi艣cie, 偶e ni臋! -roze艣mia艂 si臋 Garamon.-Ale mo偶na przeszkodzi膰 mu w osi膮gni臋ciu celu na wiele sposob贸w: na przyk艂ad uszkodzi膰 o艣 ko艂a. Zaczeka膰 miesi膮c, a偶 zajd膮 daleko i otru膰 mastodonta. Do diab艂a, jest bardzo prawdopodobne, 偶e sami si臋 wyko艅cz膮.

- Ale co z Phylomonem? - pyta艂a dalej.

- Na Boga, widzia艂a艣, jak te drogie kamienie b艂yszcza艂y mu w d艂oni? - spyta艂 burmistrz. - Jak 艣wiat艂o, jak p艂ynne 艣wiat艂o. Zamierza opu艣ci膰 nasz膮 osad臋 z tak膮 ilo艣ci膮 drogich kamieni, 偶e m贸g艂by kupi膰 nas wszystkich dziesi臋膰 razy! My艣lisz, 偶e pozwol臋 mu tak odej艣膰? Zreszt膮 zabi艂 mojego brata i ukrad艂 mi niewolnic臋.

- Wykupi艂 j膮 - sprostowa艂a Wisteria.

- Wykupi艂 - zgodzi艂 si臋 z ni膮 Garamon. - Obawiam si臋 jednak, 偶e nie zap艂aci艂 nawet dziesi膮tej cz臋艣ci jej rzeczywistej warto艣ci. Nie zawracaj sobie g艂owy tym niebieskosk贸rym typem! Sko艅cz臋 z nim w ci膮gu dziesi臋ciu dni. Lepiej 艂am sobie g艂ow臋 tym, jak si臋 do nich przy艂膮czy膰!

- Phylomon prze偶y艂 oko艂o tysi膮ca lat. - Wisteria nadal mia艂a w膮tpliwo艣ci. - Chyba zdajesz sobie spraw臋, 偶e niejeden raz pr贸bowano go zabi膰?

- Nikt nie wpad艂 na taki pomys艂 jak ja! - uspokoi艂 j膮 Garamon.

Dziewczyna po艂o偶y艂a si臋 na plecach, napi艂a si臋 zn贸w whisky i ponagli艂a burmistrza, by pogr膮偶y艂 si臋 w niej po raz ostatni. Wiedzia艂a ju偶, czego Garamon od niej oczekuje - ale mia艂a te偶 艣wiadomo艣膰, 偶e Chaa kroczy艂 艣cie偶kami przysz艂o艣ci i zobaczy艂, i偶 wyprawa si臋 powiedzie. Czy mog艂a si臋 powie艣膰 wbrew niej? Neandertalski szaman powiedzia艂 te偶, 偶e 艣cie偶ki przysz艂o艣ci rozga艂臋ziaj膮 si臋 z ka偶dym naszym krokiem, kiedy dokonujemy, nawet pozornie b艂ahego, wyboru. Dlatego te偶 nawet najlepszy Obcuj膮cy z Duchami nie mo偶e przewidzie膰 wszystkich ewentualno艣ci. Czy Chaa widzia艂 moj膮 przysz艂o艣膰, zastanowi艂a si臋. Raczej nie. Pwi nigdy nie badaj 膮 przysz艂o艣ci ludzi. Ale je艣li nawet ten szaman zna moj膮 przysz艂o艣膰 lepiej ode mnie, w niczym nie zmieni to moich zamiar贸w, powiedzia艂a sobie.

S艂o艅ce sta艂o wysoko na niebie i rosa wyparowa艂a z trawy, gdy nast臋pnego ranka Tuli przyszed艂 z siedziby szamana do swojego starego domu. Po egzekucjach dokonanych poprzedniej nocy, w Smi-lodon Bay panowa艂 spok贸j. Ci mieszka艅cy miasta, kt贸rzy nikogo nie stracili, wyra藕nie wstydzili si臋, 偶e przeszkadzaj膮 偶a艂obnikom przechodz膮c obok ich domostw. Jako syn szamana Tuli musia艂 przenie艣膰 swoje rzeczy do domu ojca, ale doszed艂 do wniosku, 偶e mo偶e poczeka膰 z tym jeszcze kilka dni. Postanowi艂 jednak sp臋dzi膰 ten dzie艅 na wykonaniu nowej w艂贸czni, kt贸ra na pewno przyda mu si臋 podczas wyprawy do Kraalu. Mia艂 ju偶 ko艣膰 z p艂etwy grzbietowej dimetro-donta, z kt贸rej wystruga niemal metrowy grot. Tylko z tak膮 w艂贸czni膮 mo偶na podr贸偶owa膰 przez Wielkie Pustkowie, na kt贸rym roi si臋 od Ludzi -Mastodont贸w.

Tuli niezwykle ostro wyczuwa艂 panuj膮c膮 w mie艣cie g艂臋bok膮 cisz臋. Kiedy podszed艂 do drzwi swojego domu, jedynym d藕wi臋kiem, kt贸ry s艂ysza艂, by艂 szum fal uderzaj膮cych o ska艂y i 膰wierkanie jask贸艂ek skacz膮cych mi臋dzy krzakami laurowymi przy progu jego chaty. Dlatego kiedy tam si臋 znalaz艂, zaskoczy艂a go 贸semka wysypana m膮k膮 na trawie - niewielka 贸semka o d艂ugo艣ci metr dwadzie艣cia. Zazwyczaj, gdy jaka艣 kobieta namalowa艂a t臋 figur臋 na progu domostwa wybranego przez siebie m臋偶czyzny, umieszcza艂a w jednej po艂贸wce ca艂y sw贸j dobytek - 偶ywno艣膰, naczynia kuchenne, bro艅 - i sta艂a obok, czekaj膮c, czy ukochany przy艂膮czy si臋 do niej. Tutaj jednak w kr臋gu le偶a艂 tylko bukiecik dzikich stokrotek i nie by艂o 偶adnej niewiasty.

Tuli przykucn膮艂, 偶eby przyjrze膰 si臋 stokrotkom, zastanawiaj膮c si臋, co maj膮 oznacza膰. Na pewno po艂o偶y艂a je biedna kobieta, kt贸ra mog艂a ofiarowa膰 tylko siebie. Nawet najubo偶sza Pwi przynios艂aby jak膮艣 rzecz zawieraj膮c膮 kwea, co艣, do czego by艂a bardzo przywi膮zana. Zatem to nie Neandertalka nakre艣li艂a ten symbol. Tuli zna艂 tylko jedn膮 niewiast臋, kt贸ra pasowa艂a do tego opisu. Serce zabi艂o mu mocniej. Wsta艂, by jej poszuka膰, wszed艂 do domu i znalaz艂 Wisteri臋 艣pi膮c膮 na jego macie na pod艂odze.

Dziewczyna obudzi艂a si臋, s艂ysz膮c zgrzyt otwieranych drzwi. Oczy mia艂a zaczerwienione i podpuchni臋te, jakby przep艂aka艂a ca艂膮 noc. Jej w艂osy by艂y mokre od potu i rozczochrane, a bluzka nie dopi臋ta. Nic nie powiedzia艂a na powitanie, tylko wsta艂a z pod艂ogi, wysz艂a na zewn膮trz i wst膮pi艂a do kr臋gu. Czeka艂a. W艂osy Wisterii po艂yskiwa艂y w promieniach s艂o艅ca; stokrotki biela艂y u jej st贸p. Tuli nie chcia艂 wierzy膰 w艂asnym oczom.

- Jeste艣 tego pewna? - zapyta艂.

- Pewna? - powt贸rzy艂a Wisteria przyk艂adaj膮c d艂o艅 do czo艂a, jakby chcia艂a sprawdzi膰, czy ma gor膮czk臋. - Tak, jestem pewna. Tuli przygl膮da艂 si臋 jej uwa偶nie.

- Jestem zm臋czona. Jestem g艂odna. Jestem zrozpaczona - powiedzia艂a. - Boli mnie serce i jestem w艣ciek艂a. Wiesz, 偶e zawsze ci臋 lubi艂am -jeszcze w dzieci艅stwie - ale nie wiedzia艂am - czy tak b臋dzie dalej.

- Kiedy tw贸j ojciec wpad艂 na mnie ostatniej nocy - odezwa艂 si臋 Tuli - chwyci艂em go odruchowo, 偶eby nie upad艂. Nawet nie wiedzia艂em, kto to taki, ale zda艂em sobie spraw臋, 偶e ten kto艣 pr贸buje uciec. Odrzuci艂em go z powrotem w t艂um i jednocze艣nie przytrzyma艂em. Nie mia艂em poj臋cia, 偶e to on. Przysi臋gam, 偶e gdybym wiedzia艂, z kim mam do czynienia, pu艣ci艂bym go wolno.

Wisteria, dr偶膮c na ca艂ym ciele, wybuchn臋艂a p艂aczem.

- Wiem - szepn臋艂a.

- Wszyscy poszaleli艣my - ci膮gn膮艂 Tuli. - Po prostu stali艣my tam i patrzyli艣my, co si臋 dzieje. Nie mia艂em czasu na zastanowienie, na podj臋cie decyzji, czy to, co robili艣my, by艂o s艂uszne.

- Wiem - powt贸rzy艂a dziewczyna.

- A je艣li mnie po艣lubisz, b臋dziesz musia艂a z tym 偶y膰. Codziennie przez reszt臋 偶ycia b臋dziesz sobie przypomina艂a, 偶e to ja ci臋 zdradzi艂em - przestrzeg艂 j膮 m艂odzieniec.

- Nie zdradzi艂e艣 mnie - zaprzeczy艂a, ocieraj膮c r臋k膮 艂zy. - To by艂 przypadek.

- A je艣li mnie po艣lubisz, zostaniesz sama na d艂ugo. B臋d膮 to najtrudniejsze dni w twoim 偶yciu. Za tydzie艅 opuszczam miasto i wr贸c臋 dopiero w 艣rodku zimy. W niczym nie b臋d臋 m贸g艂 ci pom贸c.

Wisteria usiad艂a na trawie i zanios艂a si臋 p艂aczem. 艁kania wstrz膮sa艂y j ej cia艂em.

- Nie mog臋 zosta膰 sama! Nie mog臋 zosta膰 bez ciebie! - wyszlocha艂a po chwili. - Zabierz mnie ze sob膮! I tak nie mog臋 teraz zosta膰 w tym przekl臋tym mie艣cie! Sam jego widok sprawia mi b贸l! Wszystko przypomina mi to, co si臋 sta艂o ostatniej nocy!

Tuli obserwowa艂 j膮 przez chwil臋. Przedtem zawsze uwa偶a艂 ludzi za opanowanych, a mo偶e tylko w jaki艣 spos贸b chronionych przed negatywnymi uczuciami. Nigdy nie cierpieli tak bardzo z b贸lu jak Pwi. A teraz, widz膮c p艂acz膮c膮 w trawie Wisteri臋, m贸g艂 niemal sobie wyobrazi膰, 偶e ta cz艂owiecza dziewczyna jest w duszy Neandertalka, 偶e z艂e kwea ostatniej nocy wygna艂oby j膮 z jej rodzinnego miasta. Zrozumia艂 jeszcze co艣: 偶e pr贸buje jej wyperswadowa膰 ma艂偶e艅stwo ze sob膮, chocia偶 pragnie tego tak bardzo, 偶e nie mo偶e znie艣膰 my艣li ojej utracie.

- Nigdy dot膮d mnie nie kocha艂a艣 - powiedzia艂 tylko na g艂os. Podnios艂a na niego oczy.

- Zawsze by艂am do ciebie przywi膮zana. Kiedy byli艣my m艂odzi, gdy poca艂owa艂am ci臋 i pozwoli艂am ci pog艂adzi膰 moje piersi, naprawd臋 ci臋 lubi艂am. Kiedy ojciec odes艂a艂 mnie st膮d, wyobra偶a艂am sobie, jak wygl膮da艂oby nasze wsp贸lne 偶ycie. 艢ni艂am po nocach, 偶e kocham si臋 z tob膮. Lecz ostatniej nocy, kiedy tak bardzo chcia艂am, by kto艣 mnie pocieszy艂, zda艂am sobie spraw臋, 偶e pragn臋, aby艣 to by艂 w艂a艣nie ty. Tobie... mog臋 zaufa膰.

Tuli zamy艣li艂 si臋 g艂臋boko. Od wielu miesi臋cy podoba艂a mu si臋 Fava, prosta, silna dziewczyna. Oczarowa艂y go jej pachn膮ce wanili膮 w艂osy.

Jednak偶e od dziecka wyobra偶a艂 sobie wsp贸lne 偶ycie tylko z Wisteri膮, kt贸ra bardzo go poci膮ga艂a. Nagle zrozumia艂, dlaczego boi si臋 i nie mo偶e si臋 zdecydowa膰, czy wej艣膰 do drugiej po艂贸wki symbolu ma艂偶e艅stwa. Odetchn膮艂 g艂臋boko i omal si臋 nie zakrztusi艂, wypowiadaj膮c ostatnie zastrze偶enie, jedyny pow贸d, dla kt贸rego si臋 waha艂:

- Wisterio, boj臋 si臋 poj膮膰 ci臋 za 偶on臋. Ja... ja nie umiem kocha膰! W dzieci艅stwie nie wierzy艂em w mi艂o艣膰. Przez wiele lat by艂em jak martwy w 艣rodku, uwa偶a艂em, 偶e tylko ja jeden na ca艂ym 艣wiecie wiem, i偶 mi艂o艣膰 to k艂amstwo i oszustwo, a wszyscy inni wpadli w sid艂a wsp贸lnego marzenia. Znacznie p贸藕niej zrozumia艂em, 偶e mi艂o艣膰 istnieje, budzi si臋 w sercach innych, lecz nie w moim. Chc臋 ci臋 kocha膰. Co艣 do ciebie czuj臋, poci膮gasz mnie. Ale boj臋 si臋 tego!

Nie wiedzia艂, czy Wisteri膮 go zrozumia艂a. Podnios艂a na niego przekrwione, wilgotne oczy, cho膰 艂zy nie sp艂ywa艂y po jej policzkach. Poci膮gn臋艂a nosem i powiedzia艂a bardzo wyra藕nie:

- Mi艂o艣膰? Mi艂o艣膰 jest prosta. Poka偶臋 ci, jak si臋 kocha.

Tuli chwiejnym krokiem wszed艂 do drugiego kr臋gu. Mia艂 wra偶enie, 偶e wszystkie lata oczekiwania na mi艂o艣膰 zawali艂y si臋 w jego sercu i w umy艣le jak mury, kt贸rymi si臋 przed ni膮 otoczy艂. Nie zdawa艂 sobie nawet sprawy, 偶e jego nogi si臋 poruszaj膮, a偶 znalaz艂 si臋 naprzeciw dziewczyny.

Wisteri膮 wyci膮gn臋艂a przed siebie r臋ce i podnios艂a je do g贸ry, gestem 偶ebraczki. Chwycili si臋 za nadgarstki. Wypowiedzia艂a formu艂臋 przysi臋gi ma艂偶e艅skiej, cho膰 nie mia艂a przyjaci贸艂ki, kt贸ra by艂aby jej 艣wiadkiem.

- Szukam schronienia przed samotno艣ci膮. Przynosz臋 ci wszystko, co widzisz w tym kr臋gu. Ale przede wszystkim przynosz臋 moje serce.

- Ten dom jest pusty bez ciebie - odpar艂 dr偶膮cym g艂osem - tak jak ja jestem pusty bez ciebie. Ofiarowuj臋 ci schronienie, a偶 r臋ka w r臋k臋 odejdziemy, by zamieszka膰 w Domu 艢mierci. - P贸藕niej poca艂owa艂 j膮, d艂ugo, powoli, a nast臋pnie zani贸s艂 do swojego domu.

Zdawa艂 sobie spraw臋, i偶 nie powinien si臋 z ni膮 kocha膰. Wiedzia艂, 偶e nie spa艂a ca艂膮 noc, 偶e potrzebuje pocieszenia. A jednak nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰. Trawi艂a go 偶膮dza, Wisteri膮 za艣 wyra藕nie chcia艂a, by j膮 pie艣ci艂, pragn臋艂a mu si臋 odda膰. Rozebra艂 j膮 w kilka chwil. Kiedy przyci膮gn膮艂 do siebie dziewczyn臋, ta powiedzia艂a ochryp艂ym g艂osem:

- Nie wiesz, jak cz臋sto o tym marzy艂am. Naucz臋 ci臋 kocha膰 -chwyci艂a jego r臋k臋 i po艂o偶y艂a na swojej piersi. - Poka偶臋 ci jak.

By艂a to chwila wielkiej kwea, czas wielkiej mocy, kiedy spe艂nia艂o si臋 pragnienie ca艂ego 偶ycia Tulla, kt贸ry nareszcie m贸g艂 okaza膰 Wisterii, jak bardzo jest jej oddany. M艂odzieniec zda艂 sobie spraw臋, 偶e ca艂e jego dotychczasowe 偶ycie by艂o puste i pozbawione sensu, 偶e czeka艂 tylko na ten jeden jedyny moment, jak lampka oliwna na p艂omie艅. Kiedy 艣wie偶o po艣lubiona ma艂偶onka poca艂owa艂a go i pog艂aska艂a, ca艂膮 jego istot臋 ogarn膮艂 p艂omie艅 po偶膮dania, dopiero wtedy zacz膮艂 naprawd臋 偶y膰. Stara艂 si臋 obdarzy膰 Wisteri臋 jak najwi臋ksz膮 rozkosz膮, cho膰 by艂 niedo艣wiadczonym kochankiem. Pwi mawiali, 偶e kiedy zakochana para po raz pierwszy uprawia mi艂o艣膰, bogini Zhofwa nachyla si臋 nad nimi i obsypuj e ich poca艂unkami. W owej chwili ten akt z艂膮czenia dw贸ch istot w jedn膮 staje si臋 艣wi臋ty, thea, a je艣li jest to czyste uczucie, bogini wciela si臋 w kochank贸w na jaki艣 czas i kieruje ich cia艂ami.

Kiedy Tuli wnikn膮艂 w cia艂o Wisterii, powietrze nagle sta艂o si臋 czyste i o偶ywcze. Poczu艂 poca艂unek bogini na krzy偶u, niezwykle silny dreszcz rozkoszy przemkn膮艂 mu po grzbiecie i dotar艂 do pachwiny. Ju偶 nie by艂 niezdarnym kochankiem, gdy偶 wesz艂a w niego sama Zhofwa. Pogr膮偶y艂 si臋 g艂臋boko w ukochanej, staraj膮c si臋 obdarzy膰 j膮 rozkosz膮, do czego nak艂ania艂a go sama bogini. Mi艂o艣膰 okaza艂a si臋 tak wspania艂a jak w jego marzeniach; po raz pierwszy w 偶yciu pozna艂 to uczucie, zda艂 sobie spraw臋, 偶e mo偶e nie tylko bra膰, lecz tak偶e dawa膰.

Wieczorem, kiedy cienie wyd艂u偶y艂y si臋 na 艣cianie, Wisteri膮 le偶a艂a na Tullu, ca艂uj膮c go nami臋tnie. Nagle Tuli zacz膮艂 si臋 艣mia膰. Dziewczyna usiad艂a na nim okrakiem i nachyli艂a do przodu. Jej piersi zako艂ysa艂y si臋 niczym buk艂aki pe艂ne wina. Wygl膮da艂a tak kusz膮co, 偶e m艂odzie艅cowi zakr臋ci艂o si臋 w g艂owie. Spojrza艂 na jej mlecznobia艂e piersi, opalone ramiona, na mi艂膮, g艂adk膮 twarz. Dotychczas wydawa艂o mu si臋, 偶e ludzie maj膮 za d艂ugie ramiona i zbyt ma艂e r臋ce, dziwacznie uformowane czaszki i dono艣ne, zgrzytliwe g艂osy. Teraz za艣 ch艂on膮艂 偶on臋 wzrokiem, pragn膮c zapami臋ta膰 ka偶dy pieprzyk na jej ciele.

- Z czego si臋 艣miejesz? - zapyta艂a Wisteri膮.

- Tydzie艅 temu 艣wi臋cie wierzy艂em, 偶e pozostan臋 sam do ko艅ca 偶ycia, a teraz mam wszystko, czego zawsze pragn膮艂em: dom i rodzin臋 w艣r贸d Pwi i jedyn膮 kobiet臋, kt贸r膮 chcia艂em po艣lubi膰.

Wisteri膮 zajrza艂a Tullowi w oczy, g艂臋boko, badawczo, a potem zsun臋艂a si臋 z niego i po艂o偶y艂a obok na macie. M艂odzieniec zdumia艂 si臋 widz膮c, 偶e jej piersi sp艂aszczy艂y si臋 tak bardzo, i偶 upodobni艂a si臋 do m臋偶czyzny. U艣miechn臋艂a si臋 dwuznacznie.

- Wi臋c si臋 艣miej - powiedzia艂a. - Masz do tego pe艂ne prawo.

Po nocnych egzekucjach w Smilodon Bay zapanowa艂 pe艂en niech臋ci spok贸j. Rozpalono sze艣膰 stos贸w pogrzebowych, poniewa偶 nie odnaleziono cia艂a Beremona, a od贸r spalenizny d艂ugo wisia艂 nad miastem. I cho膰 cz臋sto widywano Phylomona w osadzie, nikt nie szuka艂 jego towarzystwa. Trzeciego dnia po przybyciu Gwiezdnego 呕eglarza do miasta dotar艂 mastodont przys艂any przez g贸rnik贸w z White Rock. By艂o to ogromne, niezdarne zwierz臋, mierz膮ce prawie pi臋膰 metr贸w w barkach, kt贸re ju偶 dawno przekroczy艂o siedemdziesi膮tk臋. Nosi艂o ma艂o obiecuj膮ce imi臋 艢limaka.

- Tak, to nie艂adne imi臋 - przyzna艂 Scandal - ale zapewniono mnie, 偶e ten mastodont jest wytrzymalszy ni偶 czaszka Neandertalczyka.

G贸rnik, kt贸ry przyprowadzi艂 zwierz臋 do miasta, kaza艂 mu ci膮gn膮膰 pie艅 sekwoi o 艣rednicy p贸艂tora metra i d艂ugo艣ci dziesi臋ciu metr贸w. Przekona艂 w ten spos贸b Phylomona, 偶e ta bestia mo偶e poci膮gn膮膰 w贸z z dwunastoma tonami wody i w臋偶ami morskimi po trudnym terenie. Gwiezdny 呕eglarz zauwa偶y艂 jednak s艂usznie, 偶e 偶yj膮cy dot膮d w lasach mastodont 藕le b臋dzie znosi艂 ch艂odny klimat i rozrzedzone powietrze G贸r Bia艂ych i na pewno zachoruje, je艣li b臋dzie si臋 go zbytnio forsowa膰. I cho膰 jest to pot臋偶ne, silne zwierz臋, nie mo偶e ci膮gn膮膰 wozu d艂u偶ej ni偶 cztery, pi臋膰 godzin dziennie.

Pomimo czekaj膮cych ich niewyg贸d, Tuli cieszy艂 si臋, 偶e opuszcza miasto. Napi臋ta, m臋cz膮ca atmosfera, kt贸ra zapanowa艂a w Smilodon Bay, walka z rodzicami, egzekucje, wszystko to sprawi艂o, 偶e dalszy tu pobyt stawa艂 si臋 nie do zniesienia. W tej chwili znajdowa艂 si臋 stanowczo za blisko domu swoich biologicznych rodzic贸w. Wyczuwa艂 go zza rogu, jakby emanowa艂 ode艅 b贸l. U艣miechn膮艂 si臋 jednak na my艣l, 偶e ju偶 nied艂ugo b臋dzie w臋drowa艂 przez Wielkie Pustkowie. Poczu艂 si臋 lepiej przede wszystkim dlatego, 偶e Wisteria b臋dzie mu towarzyszy艂a. Tego wieczoru Scandal spotka艂 si臋 z Phylomonem w wielkiej izbie.

- Nie chce mi si臋 wierzy膰, ale przez ostatnie dwa dni poprosi艂em wszystkich m臋偶czyzn w mie艣cie, by z nami wyruszyli i 偶aden si臋 nie zgodzi艂. Nie zyska艂e艣 tu przyjaci贸艂 - powiedzia艂 do go艣cia.

- Nie dziwi mnie to - odrzek艂 Phylomon. - Kaci rzadko miewaj膮 przyjaci贸艂.

Wiewi贸rki ober偶ysty skaka艂y ze sto艂u na st贸艂 w poszukiwaniu orzech贸w laskowych. Uwi臋ziony w klatce archeopteryks w艂a艣nie si臋 obudzi艂. Scandal nakroi艂 mi臋sa, nabi艂 je na czubek no偶a i pomacha艂 przed ptakiem. Archeopteryks zasycza艂 i zr臋cznie chwyci艂 mi臋so z臋bami.

- Mia艂em jednak nadziej臋, 偶e kto艣 si臋 zgodzi, mo偶e jeszcze kilku Pwi - ci膮gn膮艂 ober偶ysta. - Jedyna osoba, kt贸ra chce z nami wyruszy膰 to cz艂owiecza dziewczyna, Wisteria Troutmaster. Zabi艂e艣 jej rodzic贸w. Po艣lubi艂a Tulla Geneta, tego ogromnego Tcho-Pwi.

- Powiedzia艂em ci, 偶e zabij臋 ka偶dego cz艂owieka, kt贸ry spr贸buje si臋 do nas przy艂膮czy膰! - przypomnia艂 mu Gwiezdny 呕eglarz. - Dlaczego mia艂bym zrobi膰 dla niej wyj膮tek?

- S艂uchaj, no - odrzek艂 Scandal wymachuj膮c no偶em przed nosem Phylomona. - Je艣li tkniesz t臋 dziewczyn臋 cho膰by palcem, mieszka艅cy Smilodon Bay wbij膮 ci臋 na ro偶en i upiek膮 jako g艂贸wne danie na zabaw臋 ludow膮. Miasto wydaje si臋 spokojne, ale wszyscy s膮 oburzeni.

Phylomon uni贸s艂 lekko brwi.

- Ach, tak - powiedzia艂. - M贸w dalej. Bardzo rzadko spotykam osob臋, kt贸ra rozmawia ze mn膮 tak szczerze. Scandal odchyli艂 si臋 w krze艣le.

- Zabi艂e艣 ojca Wisterii, Beremona. By艂 Diktonem i mog臋 tylko powiedzie膰, 偶e nie mia艂 bliskich przyjaci贸艂. Ale musia艂e艣 pozna膰 t臋 Javan臋 Tech. To by艂a kr贸lowa wszystkich suk 艣wiata. Powiedzia艂by ci to nawet jej m膮偶, kt贸ry dot膮d j膮 op艂akuje. Wszyscy wiedz膮, 偶e Beremon nie mia艂 z艂ych sk艂onno艣ci, a co do Elyssy - no, c贸偶, nikt nigdy nie zabi艂 kobiety na naszym wybrze偶u, chyba 偶e dopu艣ci艂a si臋 morderstwa.

- Wi臋c to tak si臋 rzeczy maj膮? - Phylomon ponownie uni贸s艂 brwi.

- W艂a艣nie - potwierdzi艂 ober偶ysta. - Obawiam si臋, 偶e niekt贸rzy mieszka艅cy naszego miasta uwa偶aj膮, 偶e przyszed艂e艣 tu tylko po to, by wszystko zepsu膰.

- Zawsze 艂atwo jest wybaczy膰 zbrodniarzowi, je艣li skrzywdzi艂 kogo艣 innego - stwierdzi艂 Phylomon. - Okaza艂em im tyle samo lito艣ci, co oni swoim ofiarom. A wi臋c dobrze, przyprowad藕 tu Wisteri臋. Mo偶ecie j膮 os膮dzi膰 ty razem z Pwi, kt贸rzy b臋d膮 nam towarzyszy膰. Je偶eli pozostali cz艂onkowie ekspedycji b臋d膮 mieli inne zdanie ni偶 ja, dziewczyna mo偶e przy艂膮czy膰 si臋 do nas.

Kiedy Tuli i Wisteria przybyli do zajazdu, Phylomon przyjrza艂 si臋 im uwa偶nie. Tuli, jako mieszaniec, by艂 wi臋kszy i silniejszy od przeci臋tnego Pwi czy cz艂owieka. W jego oczach b艂yszcza艂 zimny gniew. On mnie nienawidzi, pomy艣la艂 Gwiezdny 呕eglarz. A wi臋c to ten m臋偶czyzna stanie na czele armii, kt贸ra zniszczy Kraal. Nie wygl膮da na genialnego stratega.

Popatrzy艂 na Wisteri臋. By艂a wysoka, silna, gibka -jak kobiety z rasy staro偶ytnych Gwiezdnych 呕eglarzy. Bardzo przypomina艂a swoj膮 matk臋. Tysi膮c lat temu uwa偶ano by j膮 za pi臋kno艣膰. Podobnie jak wi臋kszo艣膰 kr贸tko 偶yj膮cych os贸b, albo tymczasowych, jak nazywa艂 ich Phylomon, nie mia艂a do艣膰 czasu, by kontrolowa膰 swoje cia艂o. Miota艂y ni膮 sprzeczne uczucia - o gniewie 艣wiadczy艂y rozd臋te nozdrza, o strachu za艣 - przest臋powanie z nogi na nog臋 i zaci艣ni臋te r臋ce, kt贸re stara艂a si臋 ukry膰 w fa艂dach sp贸dnicy. 殴renice mia艂a zw臋偶one, a jej g艂owa lekko dr偶a艂a.

Phylomon zastanowi艂 si臋. Twoi wrogowie b臋d膮 mieli nad tob膮 w艂adz膮, powiedzia艂 mu Chaa. Zrozumia艂 teraz, 偶e ta dziewczyna sprawi mu k艂opot. Poczu艂, 偶e jego symbiont poruszy艂 si臋 niespokojnie. Czuj臋 tw贸j strach, szepn膮艂. Phylomon stara艂 si臋 uspokoi膰. Nie mamy czego si臋 obawia膰, stary przyjacielu, odpar艂 w my艣li.

Za Wisteri膮 Phylomon zobaczy艂 Ayuvaha i Ma艂ego Chaa. Zbada艂 ich wzrokiem. Budzi艂 w nich raczej przemieszany z l臋kiem szacunek ni偶 strach czy przera偶enie.

- Dowiedzia艂em si臋, 偶e chcesz wyruszy膰 z nami nad Rzek臋 Siedmiu Potwor贸w - Phylomon zwr贸ci艂 si臋 do Wisterii. - A ja ci nie ufam. Nie chc臋, 偶eby艣 by艂a z nami i zgodz臋 si臋 na to tylko wtedy, kiedy wszyscy ci m臋偶czy藕ni b臋d膮 g艂osowali jednomy艣lnie przeciwko mnie. Dlatego pytam ci臋 otwarcie: chcesz nam pom贸c czy przeszkadza膰 w naszych poszukiwaniach?

Wisteri膮 nie zastanawia艂a si臋 nad odpowiedzi膮.

- Ani jedno, ani drugie! - wypali艂a. - Nie obchodzi mnie to! To miasto nic dla mnie nie znaczy. Chc臋 si臋 tylko z niego wydosta膰!

- Wybra艂a艣 dziwne towarzystwo - odpar艂 Phylomon - kata twoich rodzic贸w i m臋偶czyzn臋, kt贸ry przeszkodzi艂 twemu ojcu w ucieczce. Wargi dziewczyny zadr偶a艂y lekko.

- Tuli nie jest winny. Ty - tak. Nie b臋d臋 k艂ama膰: mam nadziej臋 po偶y膰 dostatecznie d艂ugo, by zobaczy膰 twoj膮 艣mier膰. Mam nadziej臋, 偶e rzuc臋 psom twoj膮 w膮trob臋!

- Nie w膮tpi臋 w to. Przekonasz si臋 jednak, 偶e jestem bardziej wytrzyma艂y ni偶 chcia艂aby艣 wierzy膰! - Phylomon spojrza艂 jej prosto w o-czy. By艂o to stare przyzwyczajenie. Chcia艂 w ten spos贸b ostrzec j膮 przed atakami na swoje 偶ycie. - Nie zobaczysz mojej 艣mierci. Pochwalam jednak twoj膮 szczero艣膰.

- Nie potrzebuj臋 twoich komplement贸w! - warkn臋艂a Wisteri膮. Phylomon w zamy艣leniu opu艣ci艂 wzrok na pod艂og臋.

- Jestem wrogiem Kraalu i wszystkich, kt贸rzy mu s艂u偶膮. Nawet tych, kt贸rzy uwa偶aj膮 si臋 za porz膮dnych i dobrych. Pami臋tasz kobiet臋, kt贸r膮 tw贸j ojciec sprzeda艂 do niewoli, Javan Tech? Ja j膮 pami臋tam. Pracowa艂a jako sprz膮taczka w pa艂acu pana Thanafira w Green-stone. Nie by艂a stara, a mimo to zaskakuj膮co chuda: zrobili z niej popychad艂o, kt贸re 艣ciera艂o rozlane piwo i psie siki z pod艂ogi w sali jadalnej. Odci臋to jej lew膮 pier艣 jak wszystkim niewolnicom w Kraalu, kt贸re znudzi艂y si臋 swoim panom. M贸wi膮c kaszla艂a niemal bez przerwy, czasami plu艂a krwi膮. Twierdzi艂a, 偶e 艂ug, kt贸rego u偶ywa do mycia, prze偶ar艂 jej gard艂o. Opowiedzia艂a mi o swoim domu w Smi-lodon Bay. Wspomina艂a ojczyste miasto jak prawdziwy raj. Mawia艂a cz臋sto: "To takie pi臋kne miejsce z sekwojami, g贸rami i morzem". Powiedzia艂a mi tak: "Beremon traktowa艂 mnie dobrze. Nie bi艂 mnie dotkliwie, ani nic takiego. Nawet pozwoli艂, by jego c贸reczka przynosi艂a mi jedzenie i wod臋."

Wisteri膮 otworzy艂a szerzej oczy i cofn臋艂a si臋 o krok jakby w obawie, 偶e Phylomon wyci膮gnie miecz i zada jej 艣miertelny cios, ale niebieskosk贸ry m臋偶czyzna ci膮gn膮艂:

- Nie zabij臋 ci臋 za to, do czego zmusili ci臋 twoi rodzice. Javan powiedzia艂a, 偶e tw贸j ojciec by艂 najlepszym panem, jakiego mia艂a. Kocha艂a to miasto, z ca艂ego serca pragn臋艂a do niego wr贸ci膰. Ale nawet gdybym j膮 uwolni艂, by艂a zbyt chora, by prze偶y膰 powrotn膮 drog臋. Na pewno by umar艂a. - Phylomon obserwowa艂 Wisteri臋 przez chwil臋, po czym podj膮艂: - S艂ysza艂a艣 tylko plotki o z艂ych wyczynach W艂adc贸w Niewolnik贸w z Kraalu, ale ja widzia艂em z艂o, kt贸re wyrz膮dzili tamtej kobiecie. Nie zabi艂em twoich rodzic贸w tylko dlatego, 偶e sprzedali j膮 do niewoli, lecz tak偶e z powodu wielkich zbrodni, kt贸re potem pope艂niono wobec Javan.

Gwiezdny 呕eglarz zamilk艂. Przez chwil臋 nikt si臋 nie odezwa艂. P贸藕niej Phylomon zn贸w zacz膮艂 m贸wi膰:

- Twierdzisz, 偶e chcesz wydosta膰 si臋 z tego miasta, ale chyba uwa偶asz mnie za durnia! Nie szuka艂aby艣 towarzystwa kata twoich rodzic贸w!

- Mog臋 znie艣膰 twoje towarzystwo - odpar艂a dziewczyna. - Tak d艂ugo, jak pozostan臋 z m臋偶czyzn膮, kt贸rego kocham! Straci艂am wszystko, tylko on mi pozosta艂.

- Opowiadasz, panie, ciekaw膮 histori臋 - wtr膮ci艂 Scandal - my艣l臋 jednak, 偶e wprowadzono ci臋 w b艂膮d. To si臋 kupy nie trzyma.

- Co masz na my艣li? - spyta艂 Phylomon.

- No c贸偶, 艂atwiej jest wali膰 m艂otkiem o艣miornic臋 a偶 jej mi臋so zmi臋knie ni偶 uj膮膰 to w s艂owa, ale, jak ju偶 ci m贸wi艂em, tamta Javan Tech to by艂a prawdziwa wied藕ma z piek艂a rodem. My艣l臋, 偶e wykorzysta艂a twoje wsp贸艂czucie, 偶eby si臋 zem艣ci膰 za twym po艣rednictwem. A zemsta nie zawsze jest to偶sama ze sprawiedliwo艣ci膮. - Ober偶ysta pokiwa艂 g艂ow膮. - Javan uczepi艂a si臋 Elyssy jak pijawka. Elyssa nie mog艂a si臋 od niej uwolni膰. Siedzia艂em tu przez ca艂y dzie艅 my艣l膮c o Javan. Dowiedz si臋, 偶e Elyssa po偶yczy艂a od niej troch臋 gwo藕dzi -miedzianych gwo藕dzi, sprowadzanych z Damis - a kiedy zap艂aci艂a jej takimi samymi gwo藕dziami, Javan wpad艂a we w艣ciek艂o艣膰. Twierdzi艂a, 偶e worek z gwo藕dziami by艂 za lekki, a gwo藕dzie zbyt ma艂e i gorszej jako艣ci od tych, kt贸re po偶yczy艂a. 艁azi艂a po mie艣cie, opowiadaj膮c o tym wszystkim znajomym i nieznajomym, jakby chcia艂a ich przekona膰, 偶e powinni wsadzi膰 Beremona i Elyss臋 do 艂odzi i wygna膰 st膮d. No, tak. Elyssa pr贸bowa艂a zrewan偶owa膰 si臋 Javan. Zebra艂a kilku 艣wiadk贸w, ze mn膮 w艂膮cznie, i poszli艣my do domu tamtej sekutnicy. Elyssa przeprosi艂a j膮 m贸wi膮c: "Javan, przecie偶 zawsze ceni艂am nasz膮 przyja藕艅. Nigdy bym ci臋 nie oszuka艂a, ani celowo, ani przypadkiem. Tutaj jest dwadzie艣cia pi臋膰 kilogram贸w gwo藕dzi, wszystkie z damijskiej miedzi, w pi臋ciu r贸偶nych rodzajach. Przyjmij je wraz z moimi przeprosinami." Sam dobrze wiesz, panie, 偶e niekt贸rzy umy艣lnie podsycaj膮 w sobie gniew. Javan rzuci艂a gwo藕dzie pod nogi Elyssy i wrzasn臋艂a: "Wiem, co zamy艣lasz! Chcesz wszystko zwali膰 na mnie! Jeste艣 oszustk膮 i z艂odziejk膮 i wszyscy si臋 o tym dowiedz膮!"

- Uhuhu! - prychn膮艂 Phylomon. - Wygl膮da na to, 偶e wpl膮ta艂em si臋 w 艂adn膮 histori臋!

- Taak - powiedzia艂 Scandal w zamy艣leniu. - Widzisz, chodzi艂o o co艣 wi臋cej ni偶 tamte gwo藕dzie. Javan za m艂odu sama mia艂a ch臋tk臋 na Beremona. A kiedy Elyssa wysz艂a za niego, Javan d膮sa艂a si臋 jaki艣 czas, zanim si臋 w ko艅cu z tym pogodzi艂a. My艣l臋 jednak, 偶e nigdy nie wybaczy艂a tego Elyssie, zw艂aszcza kiedy Beremon zacz膮艂 si臋 bogaci膰. Javan zawsze uwa偶a艂a, 偶e Elyssa ukrad艂a jej Beremona.

Niebieskosk贸ry m臋偶czyzna podni贸s艂 wzrok na Wisteri臋. W jej oczach dostrzeg艂 dziwny blask, jakby dopiero teraz pozna艂a prawd臋. Widocznie nigdy nie s艂ysza艂a o tym mi艂osnym tr贸jk膮cie i wreszcie wszystko zrozumia艂a.

- W ka偶dym razie po tej k艂贸tni Javan ca艂ymi dniami chodzi艂a po ulicach, rozmawiaj膮c ze swymi przyjaci贸艂kami, plotkuj膮c, usi艂uj膮c zohydzi膰 Elyss臋 w oczach ziomk贸w. Przez wiele miesi臋cy rzadko widywa艂em Elyss臋 z suchymi oczami. My艣l臋, 偶e w ko艅cu oboje, Beremon i Elyssa, z desperacji porwali Javan, nie my艣l膮c o konsekwencjach.

- Nie oboje - to zrobi艂 m贸j ojciec! - zawo艂a艂a Wisteria. - Matka chcia艂a, 偶eby pu艣ci艂 Javan wolno, by艂a taka za偶enowana, ale ttata nie chcia艂 jej pos艂ucha膰 Phylomon zastanowi艂 si臋 chwil臋 i zda艂 sobie spraw臋, 偶e m贸g艂 niesprawiedliwie ukara膰 Elyss臋. Czy偶by Javan rzeczywi艣cie wprowadzi艂a go w b艂膮d, aby zem艣ci膰 si臋 na rywalce? Wydawa艂o mu si臋 to nieprawdopodobne, ale w rzeczywisto艣ci prawie jej nie zna艂. Wzi膮艂 jej 艣wiadectwo za dobr膮 monet臋. Czy Javan mog艂a sk艂ama膰 albo wyolbrzymi膰 prawd臋? Niewola zmienia ludzi, nape艂nia ich w艣ciek艂o艣ci膮 i z艂o艣ci膮.

- A m贸j ojciec nie sprzeda艂 nikogo wi臋cej! - doda艂a Wisteria. -Po prostu nie wiedzia艂, co zrobi膰 z Javan!

- I to usprawiedliwia jego post臋pek? - spyta艂 Phylomon.

- Mo偶e nie - wtr膮ci艂 Scandal. - Ale je艣li o mnie chodzi, to nie jestem pewny, czyjego wina usprawiedliwia tw贸j czyn. Przybywasz do miasta i wiesz, 偶e s膮 w nim handlarze niewolnik贸w. Mogli pope艂ni膰 t臋 zbrodni臋 dziesi臋膰, mo偶e dwadzie艣cia lat temu. Wydaje mi si臋, 偶e ludzie, kt贸rych ukara艂e艣, mogli si臋 zmieni膰, nie byli ju偶 tymi samymi osobami, kt贸re niegdy艣 dopu艣ci艂y si臋 tej zbrodni.

- Obserwowa艂em ludzi przez tysi膮c lat - odpar艂 cicho Phylomon. -Wi臋kszo艣膰 niewiele si臋 zmienia. I nie zawsze. Przypominam sobie pewnego m臋偶czyzn臋, kt贸rego kiedy艣 spotka艂em: w wieku pi臋tnastu lat z zazdro艣ci zamordowa艂 rywala podczas walki o kobiet臋 i jego wsp贸艂obywatele wybaczyli mu to z powodu m艂odo艣ci. Osiedli艂 si臋 w艣r贸d nich i wzbogaci艂 si臋 z biegiem czasu. Kiedy mia艂 siedemdziesi膮t dwa lata znalaz艂 swoj膮 偶on臋 w 艂贸偶ku z innym m臋偶czyzn膮. Zar膮ba艂 oboje siekier膮. Czyjego ziomkowie powinni byli wybaczy膰 mu t臋 drug膮 zbrodni臋 z powodu podesz艂ego wieku? Mo偶na si臋 zastanawia膰, czy rzeczywi艣cie kiedykolwiek si臋 zmieni艂? A mo偶e zabi艂 jedynie dwa razy w 偶yciu, poniewa偶 odpowiednie po艂膮czenie motywu i okazji pojawi艂o si臋 tylko dwukrotnie? Czy tw贸j ojciec, Wisterio, w podobnych okoliczno艣ciach sprzeda艂by w niewol臋 inn膮 kobiet臋? Czy w og贸le si臋 zmieni艂 przez te wszystkie lata?

- Ja... nie wiem - wyj膮ka艂a.

Phylomon spojrza艂 jej w oczy i uzna艂, 偶e wie. Tak, jej ojciec zrobi艂by to ponownie, pomy艣la艂. Na g艂os za艣 zapyta艂:

- Co o tym m贸wi艂?

- M贸wi艂, 偶e to zabawny pomys艂 - odpar艂a.

- Tw贸j ojciec mia艂 szczeg贸lne poczucie humoru - zachichota艂 Phylomon. - Nie jest mi przykro, 偶e go zabi艂em, moje dziecko, ale 偶a艂uj臋, 偶e sprawi艂em ci b贸l.

- Tak, mo偶e masz racj臋 - powiedzia艂 Scandal. - Mo偶e zna艂e艣 Beremona. Mia艂e艣 do艣膰 czasu, by dobrze pozna膰 ludzi. Pami臋tam jednak pewnego rze藕biarza - Blina Gateway. Mia艂 kiedy艣 ucznia, kt贸ry przygl膮da艂 si臋 modelce przez kilka godzin i przez ten czas nie dotkn膮艂 d艂utem kamienia. Blin spyta艂 go, co robi, a ucze艅 odpar艂, 偶e czuje, i偶 musi d艂u偶ej popatrze膰 na modelk臋, 偶eby wry膰 sobie w pami臋膰 jej wizerunek i dopiero wtedy zabierze si臋 do pracy. Blin odrzek艂 mu tak: "Niewa偶ne, jak d艂ugo patrzysz, wa偶ne jest to, co widzisz." Widzisz, 偶y艂e艣 dwadzie艣cia razy d艂u偶ej ni偶 ja, to prawda. Ale nie mieszka艂e艣 w moim mie艣cie, z moimi s膮siadami.

Phylomon roze艣mia艂 si臋 cicho, potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 i podni贸s艂 do g贸ry r臋ce.

- Ust臋puj臋 przed wi臋ksz膮 m膮dro艣ci膮 偶yciow膮. Obawiam si臋, 偶e moje w艂asne spostrze偶enia niewiele by znaczy艂y wobec autorytetu owego Blina. Nikt przecie偶 nie zaprzeczy, 偶e arty艣ci wszystko wiedz膮.

Scandal spochmurnia艂, gdy偶 rozgniewa艂 go lekcewa偶膮cy ton Phy-lomona.

- Pos艂uchaj mnie, panie. B臋d臋 szczery. My艣l臋, 偶e gdyby艣my urz膮dzili w mie艣cie referendum, wi臋kszo艣膰 mieszka艅c贸w g艂osowa艂aby za odrobin膮 lito艣ci dla tych, kt贸rych zabi艂e艣. Nigdy dot膮d nie s艂ysza艂e艣 o lito艣ci?

- Lito艣膰 to luksus, na kt贸ry mog膮 sobie pozwoli膰 tylko bogowie -odpar艂 cicho Phylomon. - Kiedy wybaczasz jakiemu艣 zbrodniarzowi i puszczasz go wolno, nara偶asz na niebezpiecze艅stwo ka偶dego m臋偶czyzn臋, kobiet臋 i dziecko i na zawsze odbierasz ofiarom zbrodni mo偶liwo艣膰 odzyskania spokoju ducha i wiary w ludzi. 呕aden cz艂owiek nie ma prawa wybaczy膰 powa偶nej zbrodni i nie ukara膰 za ni膮 sprawiedliwie zbrodniarza. Mo偶esz wybaczy膰 Beremonowi i Elys-sie, ale nie wy艣wiadczysz tym przys艂ugi nam wszystkim.

- Nie m贸wisz tylko o moich rodzicach. Chodzi ci o mnie. - Wi-steria prze艂kn臋艂a 艣lin臋. - Je艣li nie masz do mnie zaufania, to nie przy艂膮cz臋 si臋 do was. Zostan臋 tutaj. Ale chc臋 wam towarzyszy膰. Chc臋 by膰 z Tullem.

Phylomon spojrza艂 na dziewczyn臋. To rzeczowy argument, pomy艣la艂. Bardzo dobre posuni臋cie w danej chwili.

- Ona tylko boi si臋 kwea tego miasta - odezwa艂 si臋 Tuli. - Dlatego musi je opu艣ci膰. To czasami zdarza si臋 nawet ludziom.

- G艂osuj臋 za tym, 偶eby艣my wzi臋li dziewczyn臋 - powiedzia艂 Scandal, kiwn膮wszy jej g艂ow膮. Pwi r贸wnie偶 skin臋li g艂owami.

Phylomon przeni贸s艂 wzrok na Wisteri臋 i u艣miechn膮艂 si臋 do niej.

- W takim razie witam ci臋 w艣r贸d nas - rzek艂 spokojnie, a jego symbiont szepn膮艂: Wyczuwam tw贸j strach.

Rozdzia艂 5 STRACH PRZYSTOI TYLKO DZIECIOM

Phylomon udzieli艂 porady Scandalowi w sprawie przygotowa艅 do wyprawy i kaza艂 mu wykona膰 mocniejsz膮 o艣 do wozu. Zabra艂o to ober偶y艣cie cztery dodatkowe dni. W ten spos贸b spe艂ni艂a si臋 przepowiednia Chaa, 偶e ekspedycja wyruszy dopiero jedenastego dnia po powrocie szamana ze 艢cie偶ki Duch贸w. Driada burmistrza ju偶 nie wr贸ci艂a do miasta.

W贸z Scandala by艂 masywny, na tyle szeroki, by pomie艣ci膰 zar贸wno ogromn膮 beczk臋, jak i prowiant. Scandal naby艂 dzia艂ko, kt贸re Jenks chcia艂 sprzeda膰 na z艂om, i umie艣ci艂 je na platformie z przodu wozu, mimo 偶e znajdowa艂o si臋 za nisko, 偶eby mo偶na by艂o z niego strzela膰 ponad grzbietem mastodonta. Na Wielkim Pustkowiu kry艂o si臋 wiele niebezpiecze艅stw: kosmate nosoro偶ce, wilki, gigantyczni Ludzie-Mastodonty, wielkie rogate smoki. Wi臋ksza gromada podr贸偶nik贸w, ludzi i Pwi, na pewno wyp艂oszy艂aby drapie偶niki, a przestraszone zwierz臋ta rzadko bywaj膮 niebezpieczne, ale z dzia艂kiem ober偶ysta po prostu czu艂 si臋 bezpieczniej.

O wschodzie s艂o艅ca w dniu, w kt贸rym mieli opu艣ci膰 Smilodon Bay, Scandal wyszed艂 z ober偶y, by obejrze膰 w pe艂ni za艂adowany w贸z, i nie wierz膮c w艂asnym oczom stwierdzi艂, 偶e jego dzia艂ko gdzie艣 znikn臋艂o!

- Na sflacza艂e cycki! - wrzasn膮艂. - Oby zgnilizna stoczy艂a lewe j膮dro Gwiezdnego 呕eglarza! - Wgramoli艂 si臋 na w贸z i pomy艣la艂; dzia艂ko wa偶y艂o ponad osiemdziesi膮t kilogram贸w; przebada艂 wzrokiem ulice, szukaj膮c z艂odzieja, wyobra偶aj膮c sobie, 偶e kto艣 z trudem usi艂uje ci膮gn膮膰 ci臋偶k膮 bro艅. Lecz ulice by艂y puste. S艂ysza艂 tylko fale pluskaj膮ce o ska艂y poni偶ej zajazdu.

Phylomon wyszed艂 ze swego pokoju, w czarnej neandertalskiej przepasce biodrowej.

- Czy mnie s艂uch nie myli? Przeklina艂e艣 moje j膮dra? - zapyta艂 艂agodnie.

- Och, na Boga, przepraszam - odkrzykn膮艂 Scandal. - Ukradziono moje dzia艂ko!

Phylomon obejrza艂 w贸z od spodu.

- Z艂odziej naoliwi艂 sworznie, 偶eby nie skrzypia艂y. Nie musia艂 si臋 trudzi膰; by艂y 艣wie偶o za艂o偶one.

Gwiezdny 呕eglarz ruszy艂 ulic膮 w stron臋 dzielnicy neandertalskiej,

przygl膮daj膮c si臋 zakurzonej nawierzchni, a potem spokojnym krokiem skr臋ci艂 na pomoc. -

- Ni贸s艂 je t臋dy, a tutaj odpoczywa艂.

Scandal zeskoczy艂 z furgonu, podci膮gaj膮c spodnie. Rzeczywi艣cie, dostrzeg艂 okr膮g艂y 艣lad w miejscu, gdzie kto艣 opar艂 dzia艂ko o ziemi臋. Dziesi臋膰 metr贸w dalej znalaz艂 nast臋pny trop. Z艂odziej skr臋ci艂 za r贸g ulicy i 艣lady znikn臋艂y; nigdzie te偶 nie by艂o wida膰 dzia艂ka.

- Przeszukamy domy z tej strony miasta? - spyta艂 ober偶ysta. Phylomon zbada艂 wzrokiem teren.

- M臋偶czyzna, kt贸ry ukrad艂 twoje dzia艂ko, gdy dotar艂 w to miejsce, by艂 u kresu si艂. Kto艣 si臋 do niego przy艂膮czy艂. W膮tpi臋, 偶eby ukryli skradzion膮 bro艅 w mie艣cie.

- Ale... ale... jak b臋dziemy si臋 tam broni膰? - Scandal wskaza艂 w stron臋 g贸r.

- W waszym mie艣cie nie ma innego dzia艂ka, kt贸re mogliby艣my kupi膰, prawda?

- Tylko du偶e dzia艂a - odpar艂 ober偶ysta, pokazuj膮c skinieniem g艂owy wie偶yczki za zajazdem, gdzie dziesi臋ciocal贸wki strzeg艂y wej艣cia do portu.

- Rozejrz臋 si臋 po okolicy - powiedzia艂 Gwiezdny 呕eglarz i przez dwie nast臋pne godziny Scandal zdumiewa艂 si臋 widz膮c Phylomona zwanego M膮drym, Zdobywc臋 Bashevgo, Mistrza Le艣nika i Wielkiego Uczonego, kt贸ry traci艂 sw贸j cenny czas zagl膮daj膮c pod stosy pni, wsadzaj膮c nos do opuszczonych szop i wpatruj膮c si臋 w 艣lady na wszystkich 艣cie偶kach odchodz膮cych od ulicy.

Tuli w towarzystwie innych Pwi przyby艂 nieco p贸藕niej tego samego ranka. Ayuvah ni贸s艂 w艂贸czni臋 i tarcz臋 z pomalowanej sk贸ry tyranozaura naci膮gni臋tej na drewniany szkielet. Dosiada艂 olbrzymiego czarnego wo艂u. W艂o偶y艂 opask臋 na d艂ugie w艂osy, tak 偶e spada艂y mu a偶 na plecy, i zatkn膮艂 za ni膮 li艣膰 paproci. Ma艂y Chaa szed艂 obok wo艂u.

Towarzyszyli im krewni. Tuli stara艂 si臋 zwerbowa膰 innych Pwi, ale 偶aden nie odwa偶y艂 si臋 wyruszy膰 do Kraalu. A jednak m艂odemu miesza艅cowi wydawa艂o si臋, 偶e ich grupa jest dobrze dobrana. Ma艂y Chaa otrzyma艂 imi臋 czarodziejskiego kruka i jeszcze w dzieci艅stwie dawa艂 dowody, 偶e ma zdolno艣ci empatyczne. Cz臋sto nawi膮zywa艂 we 艣nie kontakt ze zwierz臋tami i wiedzia艂, co to znaczy by膰 偶ywi膮c膮 si臋 偶abami czapl膮 lub 偶yj膮cym w wiecznym strachu kr贸likiem. Dlatego m贸g艂 rozkaza膰 dzikiemu krukowi -je艣li go zobaczy艂 - by usiad艂 mu na ramieniu. Obdarzony tak wielkim darem empatii ch艂opiec powinien z czasem zosta膰 pot臋偶nym szamanem. Natomiast imi臋 Ayuvaha pochodzi艂o od wilka, zwierz臋cia s艂yn膮cego z okrucie艅stwa i si艂y oraz umiej臋tno艣ci 艂owieckich, poniewa偶 m艂odzieniec mia艂 wszystkie cechy swego imiennika. Z uczestnicz膮cych w wyprawie Pwi tylko Tuli nie mia艂 swojego Zwierz臋cego Przewodnika, co wzmaga艂o jego rozgoryczenie.

Wielu Neandertalczyk贸w przysz艂o, by przyjrze膰 si臋 odjazdowi ekspedycji. Byli w艣r贸d nich Etanai i Sava, 偶ona i c贸rka Ayuvaha oraz Chaa i Zhopila z pi膮tk膮 pozosta艂ych dzieci. Fava trzyma艂a w艂贸czni臋. Podesz艂a i obj臋艂a ramieniem Tulla.

- P贸jd臋 z tob膮 - powiedzia艂a patrz膮c mu w oczy. - Kocham ci臋 -cho膰 nie tak, jak powinnam teraz, gdy jestem twoj膮 siostr膮. Chc臋 przy艂膮czy膰 si臋 do waszej wyprawy, tak jak w Krainie Gor膮ca. Chc臋 by膰 z tob膮!

Tuli obejrza艂 si臋 na Wisteri臋 i zobaczy艂, 偶e 偶ona spochmurnia艂a.

- To nie wypada - odpar艂 zmieszany. - Jestem teraz 偶onaty.

- Wiem, ale jeste艣 teraz tak偶e moim bratem - odpar艂a Fava poci膮gaj膮c nosem. - Je艣li nie mog臋 ci臋 kocha膰 jak 偶ona, pragn臋 ci臋 mi艂owa膰 jako siostra i przyjaci贸艂ka.

- To by艂oby dla ciebie trudne do zniesienia - odrzek艂 Tuli.

- By艂oby dla mnie znacznie trudniej, gdybym tu zosta艂a, siedzia艂a przy ognisku i zamartwia艂a si臋 na 艣mier膰! - odpowiedzia艂a g艂o艣no Fava. Tuli spojrza艂 na dziewczyn臋 z zak艂opotaniem, nie wiedz膮c, co pocz膮膰.

Chaa podszed艂 i wzi膮艂 Fav臋 za rami臋.

- Kroczy艂em 艣cie偶kami twojej przysz艂o艣ci, ukochana c贸rko. Tuli na pewno by ci pozwoli艂 wzi膮膰 udzia艂 w wyprawie, ale ja tego nie zrobi臋. Musisz zosta膰!

O 艣wicie przyby艂 to miasta jaki艣 obcy, stary Pwi bez r膮k, z czarnym sk贸rzanym workiem na szyi. Kiedy Fava zamilk艂a, starzec kikutami r膮k zdj膮艂 worek i poda艂 go Ayuvahowi.

Ayuvah zajrza艂 do 艣rodka.

- Ko艣ci? - spyta艂.

- Ko艣ci palc贸w z moich rak - poprawi艂 go przybysz. - Kiedy uciek艂em z Kraalu, Bracia Mieczowi, kt贸rych wszyscy si臋 l臋kamy, 艣cigali mnie noc膮. Kucali na ziemi i w臋szyli jak wilki, a gdy mnie schwytali, odci臋li mi r臋ce i w艂o偶yli je do tego worka.

- Czemu mi to m贸wisz? - zapyta艂 z odraz膮 Ayuvah.

- 呕eby艣 by艂 ostro偶ny. Jeste艣 my艣liwym i umiesz zaciera膰 艣lady. Je艣li chcesz si臋 ukry膰 przed Bra膰mi Mieczowymi, nie mo偶esz zdradza膰 swojego zapachu.

Scandal zwr贸ci艂 si臋 do Phylomona.

- To prawda? - spyta艂.

- Tak - odpar艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Neandertalscy Bracia Mieczowi potrafi膮 biec szybciej od ludzi, dlatego cz臋sto pomagaj膮 chwyta膰 zbieg艂ych niewolnik贸w. Wiem te偶, 偶e 艣cigaj膮 ich za pomoc膮 wilk贸w.

Roz艂膮ka z rodzin膮 by艂a dla Pwi niemal tak bolesna jak pogrzeb. Stara Zhopila odczu艂a to najbardziej - opuszcza艂o j膮 od razu trzech syn贸w, a s艂owa obcego Neandertalczyka naprawd臋 j膮 przerazi艂y.

- Strze偶cie si臋 Braci Mieczowych! Strze偶cie si臋 Adjonai. B臋d臋 na was czeka艂a!

Chaa wzi膮艂 Tulla na stron臋.

- Kiedy nadejdzie odpowiednia chwila, chwytajcie w臋偶e morskie shev-mat-fwe-da, zanim s艂o艅ce pomy艣li, 偶e trzeba wsta膰. Musz臋 te偶 wyjawi膰 ci jeszcze co艣: strze偶cie si臋 szaman贸w Bractwa Mieczowego. Nie s膮 oni zwi膮zani z ziemi膮 i ze sob膮 wzajemnie, nie mog膮 zatem kroczy膰 艣cie偶kami przysz艂o艣ci i nie pomagaj膮 im Zwierz臋cy Przewodnicy. Dlatego nadu偶ywaj膮 swoich mocy. To oni s膮 r臋kami Adjonai! Strze偶cie si臋 ich, albo zmia偶d偶y was d艂o艅 Boga Strachu!

Phylomon i Ma艂y Chaa na艂o偶yli 艢limakowi chom膮to i szleje. Ma艂y Chaa poci膮gn膮艂 za prawy cios zwierz臋cia i podni贸s艂 nog臋. Masto-dont przykl臋kn膮艂 tak, by m艂ody Neandertalczyk m贸g艂 si臋 na niego wdrapa膰, a potem wsta艂. Ma艂y Chaa przykucn膮艂 na jego karku, po kilku chwilach wsadzi艂 szleje w ro偶ki chom膮ta i usiad艂 na nim. Nast臋pnie okrzykiem ponagli艂 starego mastodonta. Niebawem w贸z opu艣ci艂 miasto, wjecha艂 na drog臋 prowadz膮c膮 do G贸ry-Palca i jeszcze dalej, do Bramy Bog贸w. Scandal zaj膮艂 miejsce na przednim siedzeniu, Wisteria za艣 ulokowa艂a si臋 na kocach roz艂o偶onych u wylotu beczki. Tuli, Phylomon i Ayuvah szli z boku.

Pierwszy dzie艅 podr贸偶y by艂 zwyczajnym spacerem. Kr臋ta droga prowadzi艂a w g贸ry, wij膮c si臋 mi臋dzy sekwojami i jod艂owymi gajami.

W pobli偶u p艂yn臋艂a rzeka; sekwoje ocienia艂y jej leniwe nurty, przyjemny zapach nagrzanej s艂o艅cem wody nape艂nia艂 powietrze. Po przejechaniu pi臋tnastu kilometr贸w Phylomon chcia艂 si臋 zatrzyma膰 w Wysokiej Dolinie, ale zmuszono ich do kontynuowania w臋dr贸wki: jab艂ka w艂a艣nie dojrzewa艂y i farmerzy z trudem przeganiali 艂osie z sad贸w. Brakowa艂o tylko mastodonta, kt贸ry by poodrywa艂 ga艂臋zie z drzew.

Kiedy staro偶ytni paleontolodzy przekszta艂cili Anee w ziemiopodobn膮 planet臋, stworzyli azyle - ogrodzone rejony, gdzie flora i fauna rozwija艂y si臋 w chronionym 艣rodowisku. Ka偶dy taki obszar otacza艂 mur o wysoko艣ci dwunastu metr贸w i szeroki na sze艣膰. Bardzo cz臋sto powierzchnia azylu wynosi艂a dwa i p贸艂 tysi膮ca kilometr贸w kwadratowych. Zapora tego rodzaju odgradza艂a Smilodon Bay od reszty kontynentu, a wej艣cie na Wielkie Pustkowie nazywano Bram膮 Bog贸w.

Kiedy podr贸偶nicy p贸藕nym popo艂udniem rozbili ob贸z Phylomon zapyta艂:

- Kto bierze pierwsz膮 wart臋?

Pozostali m臋偶czy藕ni spojrzeli po sobie ze zdumieniem.

- Jeste艣my o dwana艣cie kilometr贸w od Bramy Bog贸w - rzek艂 Scandal. - B臋dziemy si臋 martwi膰 dopiero wtedy, gdy przez ni膮 przejdziemy.

Phylomon popatrzy艂 ch艂odno na ober偶yst臋, ale nic nie powiedzia艂.

Roz艂o偶yli si臋 obozem pod jab艂oni膮 na skraju 艂膮ki poro艣ni臋tej wyk膮 i pachn膮cym groszkiem. Rzeka p艂yn臋艂a leniwie w odleg艂o艣ci zaledwie stu metr贸w. Mastodont tarza艂 si臋 w ka艂u偶ach dobr膮 godzin臋, a potem rzuci艂 si臋 艂apczywie na wyk臋, jakby stara艂 si臋 oczy艣ci膰 z niej 艂膮k臋.

Phylomon podszed艂 do wozu, wyj膮艂 z niego bro艅 膰wiczebn膮 -drewniane miecze, maczugi o g艂贸wkach z sukna, drewniane tarcze i w艂贸cznie - razem p贸艂 tuzina.

- Panowie - zwr贸ci艂 si臋 do m臋偶czyzn -je艣li udajemy si臋 do Kraalu, musimy min膮膰 po drodze siedzib臋 Bractwa Mieczowego. Wiem, 偶e na pewno 膰wiczyli艣cie troch臋 w Smilodon Bay, ale 偶aden z was nie jest tak zaprawiony do walki jak oni - przynajmniej na razie. Niech ka偶dy we藕mie sw贸j ulubiony or臋偶. Zobaczymy, na co was sta膰.

- To nie dla mnie! - wyprosi艂 si臋 Scandal. - Nie nadaj臋 si臋 do tego. Dajcie mi tylko rondel i top贸r rze藕niczy, a dam sobie rad臋! -Phylomon spojrza艂 na grubasa i chrz膮kn膮艂 pogardliwie. Walczy艂 z pozosta艂ymi, przeganiaj膮c ich z miejsca na miejsce. Ma艂y Chaa wybra艂 drewniany bu艂at, bro艅 w tym stopniu lekk膮, 偶e bez trudu m贸g艂 si臋 ni膮 pos艂ugiwa膰. Zaskoczy艂 Phylomona zadaj膮c mu bu艂atem celne pchni臋cia. Raz nawet przebi艂 si臋 przez gard臋 Gwiezdnego 呕eglarza, zginaj膮膰 nadgarstek tak, 偶e zakrzywiony drewniany brzeszczot obr贸ci艂 si臋 i drasn膮艂 prawe rami臋 oponenta. Nie by艂 szybki, silny czy pe艂en gracji, ale okaza艂 si臋 rozs膮dnym, dobrze si臋 zapowiadaj膮cym ch艂opcem. Ayuvah si臋gn膮艂 po d艂ug膮 w艂贸czni臋 i ta艅czy艂 wok贸艂 Phylomona, trzymaj膮c si臋 poza jego zasi臋giem, pr贸buj膮c uderzy膰 przy ka偶dej nadarzaj膮cej si臋 okazji. Gwiezdny 呕eglarz walczy艂 d艂ugim mieczem, paruj膮c ciosy. Ayuvah nie m贸g艂 si臋 przedosta膰 przez jego gard臋.

- Jeste艣 szybki i bystry -pochwali艂 go ze 艣miechem Phylomon -ale nigdy nie uczy艂 ci臋 prawdziwy mistrz.

- Widzia艂em, jak zabi艂 w艂贸czni膮 tyranozaura - wtr膮ci艂 Tuli. Phylomon znieruchomia艂 na moment z zaskoczenia.

- Czy to prawda? - spyta艂.

- Zada艂em tyranozaurowi mamuci cios, kt贸rego nauczy艂 mnie m贸j ojciec - Ayuvah skin膮艂 g艂ow膮.

- To wszystko wyja艣nia - powiedzia艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Jeste艣 za bardzo przyzwyczajony do walki z wielkimi zwierz臋tami. Starasz si臋 w艂o偶y膰 ca艂膮 si艂臋 ramienia w ciosy i to ci臋 spowalnia. Nie musisz zabija膰 w ten spos贸b cz艂owieka. Wystarczy, 偶e spr贸bujesz mnie przedziurawi膰. Musisz by膰 szybki i zwinny. Powiniene艣 te偶 wyd艂u偶y膰 skoki; stara膰 si臋 wprowadzi膰 przeciwnika w b艂膮d, udaj膮c, 偶e skaczesz w innym kierunku ni偶 naprawd臋. Kiedy chcesz pchn膮膰 mnie w艂贸czni膮 w g艂ow臋, celuj nisko, jakby艣 zamierza艂 zada膰 cios w nog臋, potem za艣 szybko skieruj grot w stron臋 mojej twarzy. Walcz膮c w dotychczasowym stylu jeste艣 zmuszony koncentrowa膰 si臋 wy艂膮cznie na ataku, a to mo偶e by膰 niebezpieczne. Kiedy do tego zmierzasz, musisz si臋 upewni膰, 偶e bez wzgl臋du na kontry twojego oponenta nadal mo偶esz zada膰 mu cios. W ci膮gu kilku tygodni zrobi臋 z ciebie gro藕nego wojownika.

Tuli pojedynkowa艂 si臋 z Gwiezdnym 呕eglarzem jako trzeci. Wybra艂 podw贸jny top贸r zwany kutowem. Podoba艂 mu si臋 ci臋偶ar tej rzadko u偶ywanej podczas ataku broni oraz to, 偶e d艂ugi trzonek topora umo偶liwia艂 wymierzenie g艂臋bokiego ci臋cia. W Smilodon Bay nikt nie m贸g艂 go pokona膰 podczas pozorowanej walki. Tuli przekona艂 si臋 jednak, obserwuj膮c pojedynek Ma艂ego Chaa i Ayuvaha z niebieskosk贸rym m臋偶czyzn膮, 偶e ich dotychczasowe umiej臋tno艣ci nie na wiele im si臋 przyda艂y. Phylomon wzi膮艂 teraz drewnian膮 tarcz臋 i szeroki miecz -klasyczne uzbrojenie kraalskich wojownik贸w. Tuli rzuci艂 si臋 na przeciwnika i zamachn膮艂 toporem, a Phylomon os艂oni艂 g艂ow臋 tarcz膮 i odparowa艂 uderzenie. Tuli wymierzy艂 cios z prawej, wypr贸bowuj膮c zr臋czno艣膰 ramienia oponenta, ten za艣 odbi艂 top贸r mieczem. W贸wczas m艂ody Tcho-Pwi zasypa艂 Gwiezdnego 呕eglarza gradem uderze艅, kt贸re zadawa艂 ze wszystkich stron i pod ka偶dym mo偶liwym k膮tem w poszukiwaniu jego s艂abego punktu, lecz na pr贸偶no. Nie trafi艂 go ani razu. Phylomon ta艅czy艂 w miejscu, czyni膮c uniki i odbijaj膮c ciosy, ale nigdy nie przeszed艂 do kontrataku. Tuli czeka艂, 偶e przeciwnik to zrobi, ale nadaremnie. Zda艂 sobie jednak spraw臋, 偶e obawia si臋 tej ewentualno艣ci, stara艂 si臋 zatem zachowa膰 odpowiedni dystans do Gwiezdnego 呕eglarza. Chcia艂 by膰 szybki i zwinny jak Ayuvah, cho膰 nie dor贸wnywa艂 mu si艂膮. Po trzech minutach wpad艂 w z艂o艣膰 i zamachn膮艂 si臋 z ca艂ej si艂y.

Phylomon pr贸bowa艂 odbi膰 cios tarcz膮. Lecz drewniana os艂ona p臋k艂a na dwoje i top贸r uderzy艂 go w rami臋, powalaj膮c na ziemi臋.

- Na Boga, nic ci si臋 nie sta艂o? - krzykn膮艂 Scandal. Niebieskosk贸ry m臋偶czyzna siedzia艂 na ziemi, lekko zszokowany. Podni贸s艂 wzrok na Tulla.

- Powiniene艣 zawsze zadawa膰 ciosy z ca艂ej si艂y. To by艂o druzgoc膮ce uderzenie. My艣l臋, 偶e znale藕li艣my tw贸j styl walki. - Popatrzy艂 na pozosta艂ych Pwi. - Od dzisiaj b臋dziemy 膰wiczyli dwa razy dziennie. Minie dwana艣cie tygodni, zanim dotrzemy do Kraalu.

Tamtego wieczoru Tuli, pomagaj膮c rozpali膰 ognisko, my艣la艂 o Wi-sterii, o jej g艂adkiej sk贸rze, kt贸r膮 pie艣ci艂 rankiem i o gor膮cych ustach, kiedy nagle z odleg艂ych tylko o sto metr贸w zaro艣li z g艂o艣nym rykiem wyskoczy艂 w powietrze wielki rogaty smok. Tuli podni贸s艂 oczy, zauwa偶y艂, 偶e niebieskie skrzyd艂a bestii maj膮 ponad dwana艣cie metr贸w rozpi臋to艣ci, cofn膮艂 si臋 instynktownie, upad艂 na siedzenie i krzykn膮艂 na ca艂e gard艂o.

Skrzyd艂a smoka z szumem bi艂y powietrze. Zwierz臋 wyci膮gn臋艂o poza kr贸tki ogon, d艂ugie, podobne do strusich nogi. Wymachiwa艂o te偶 cienkimi, pazurzastymi przednimi ko艅czynami. I chocia偶 bestia przelecia艂a nad cz艂onkami ekspedycji na wysoko艣ci trzydziestu paru metr贸w, uderzy艂 w nich gwa艂towny podmuch. Smok wznosi艂 si臋 coraz wy偶ej. Tuli obserwowa艂 go, nie wiedz膮c, czy cieszy膰 si臋 z tego faktu, czy te偶 martwi膰. Skrzydlate monstrum ruszy艂o w stron臋 pterodaktyla o barwie miedzi, kt贸ry unoszony termalnymi pr膮dami szybowa艂 w powietrzu w stron臋 g贸r. Pterodaktyl t臋po patrzy艂 na zbli偶aj膮cego si臋 drapie偶nika. Musia艂 od 艣witu przelecie膰 pi臋膰set kilometr贸w z P贸艂wyspu Dervin, pomy艣la艂 Tuli. Jest zbyt zm臋czony, 偶eby ucieka膰.

Smok zaatakowa艂 pterodaktyla z g贸ry, zadaj膮c cios zatrutym rogiem wyrastaj膮cym na ko艅cu nosa. Ofiara nie pr贸bowa艂a ucieka膰. Smok pochwyci艂 skrzyd艂a pterodaktyla male艅kimi przednimi ko艅czynami. My艣liwy i zdobycz pomkn臋li ku ziemi. W le艣nym poszyciu wiewi贸rki zacz臋艂y wydawa膰 ostrzegawcze okrzyki. Smok rykn膮艂 triumfalnie i zabra艂 si臋 do jedzenia.

Scandal spojrza艂 ponad zaro艣lami na miejsce, w kt贸rym ukry艂 si臋 drapie偶nik.

- Na Boga, mieli艣my szcz臋艣cie! - powiedzia艂. - Ten smok w艂a艣nie nas 艣ciga艂!

- Ja wezm臋 wart臋 - o艣wiadczy艂 Phylomon. - Musimy zachowa膰 czujno艣膰 jeszcze przed dotarciem do Bramy Bog贸w.

Tamtej nocy, gdy siedzieli przy ognisku jedz膮c ostro przyprawione pieczone mi臋so, Phylomon rzek艂:

- Zna艂em kiedy艣 innego cz艂owieka, kt贸ry nazywa艂 si臋 Scandal.

- Naprawd臋? - spyta艂 ober偶ysta. - To rzadkie nazwisko.

- Tak. Tamten by艂 samotnikiem 偶yj膮cym na bagnach w Beckley. Nazywa艂 si臋 Jessoth Scandal.

- To by艂 m贸j pradziadek! - wykrzykn膮艂 ze zdumieniem kuchmistrz. - M贸j tata zawsze wspomina艂 go z czu艂o艣ci膮. Mam nawet kilka jego przepis贸w kulinarnych.

- Tak te偶 my艣la艂em - odpar艂 Phylomon. - By艂 podobnym do ciebie smakoszem. Mia艂 s艂abo艣膰 do gad贸w. Hodowa艂 w jamie aligatory. Przed zabiciem karmi艂 je przez miesi膮c tylko mi臋sem skunks贸w. Twierdzi艂, 偶e to zapewnia lepszy smak.

- Naprawd臋?! - zapyta艂 Scandal. Otworzy艂 szerzej oczy ze zdumienia, co by艂o niezwykle trudne ze wzgl臋du na fa艂dy t艂uszczu, kt贸re niemal je zas艂ania艂y.

Phylomon pu艣ci艂 oko do Tulla, wsta艂 i poszed艂 na 艂膮k臋 z talerzem w d艂oni. S艂o艅ce ju偶 zasz艂o, cienie wyd艂u偶y艂y si臋, ale by艂o jeszcze na tyle jasno, by w臋drowcy widzieli otoczenie. 艢wierszcze zacz臋艂y gra膰 odwieczn膮 monotonn膮 melodi臋. Zapach rozgrzanej ziemi przesyca艂 powietrze. Pierwsze gwiazdy w艂a艣nie "rozpala艂y ogniska obozowe", jak mawiali Pwi, a blada Freya p艂yn臋艂a nad drzewami. Phylomon dotkn膮艂 jednego z medalion贸w na szyi, a potem pog艂adzi艂 go delikatnie. Medalion za艣wieci艂 jak latarnia. Gwiezdny 呕eglarz, podni贸s艂 go i po-stuka艂 we艅 palcem. Nast膮pi艂y trzy jaskrawe b艂yski. P贸藕niej Phylomon 艣cisn膮艂 wisior w d艂oniach, kt贸re zap艂on臋艂y purpur膮 tak, 偶e wida膰 by艂o ka偶d膮 kostk臋 palc贸w. Tuli podszed艂 do Gwiezdnego 呕eglarza.

- Co to takiego? - spyta艂, skinieniem g艂owy wskazuj膮c na naszyjnik.

- Fotokonwertor. Cz臋艣膰 dawnego systemu o艣wietleniowego - odpar艂 Phylomon, nie wiedz膮c, ile mo偶e powiedzie膰. Po sze艣膰dziesi臋ciu latach nauki Tuli m贸g艂by opanowa膰 sformu艂owan膮 przez Hegleda teori臋 pr膮du plazmatycznego, jego wp艂ywu na zmienno艣膰 ruchu wirowego i lotu, a dopiero potem by艂by w stanie zrozumie膰 zasad臋 dzia艂ania fotokonwertora. Niewykluczone, i偶 zdo艂a艂by te偶 poj膮膰 g艂臋bsze znaczenie tej teorii m贸wi膮cej, 偶e cz艂owiek sam musi sta膰 si臋 艣wiat艂em, by podr贸偶owa膰 z szybko艣ci膮 艣wiat艂a; 偶e musi sta膰 si臋 tachionem, aby podr贸偶owa膰 z szybko艣ci膮 tachionu. Nigdy jednak nie stworzy艂by urz膮dzenia wykorzystuj膮cego te poj臋cia, nawet za tysi膮c lat.

- W powietrzu wok贸艂 nas jest mn贸stwo cz膮steczek, kt贸re przemykaj膮 przez nie z ogromn膮 szybko艣ci膮, jak male艅kie kamyki. Kiedy kryszta艂 jest 艣ci艣ni臋ty, cz膮steczki te przechodz膮 przez stref臋, gdzie ich obroty i szybko艣膰 zmieniaj膮 si臋, a wtedy emituj膮 艣wiat艂o. Podczas naszej wyprawy b臋d臋 u偶ywa艂 tego 艣wiat艂a do przywo艂ania Stw贸rc贸w. Ich obowi膮zkiem jest opieka nad ro艣linami i zwierz臋tami tego 艣wiata. Je偶eli zdo艂amy si臋 z nimi skontaktowa膰 i ostrzec ich, 偶e eko-zapora ju偶 nie istnieje, b臋d膮 mogli wyda膰 na 艣wiat nowe w臋偶e morskie i uzupe艂ni膰 ich liczb臋. - Phylomon patrzy艂 chwil臋 na Tulla, chc膮c si臋 zorientowa膰, czy m艂odzieniec zrozumia艂 jego s艂owa. Wielu Pwi uwa偶a艂o Stw贸rc贸w za legendarne, mityczne zwierz臋ta. - Mo偶e w po艂膮czeniu z w臋偶ami, kt贸re schwytamy, wystarczy to do odbudowania ekozapory.

- My艣lisz, 偶e jaki艣 Stw贸rca zobaczy艂 twoje sygna艂y? 呕e przyjdzie tu teraz?

- Nie wiem - odpar艂 Phylomon. - Nad tym azylem czuwa Pasterz Pierwszy. Nie widzia艂em go od wielu lat, ale kiedy艣 cz臋sto ze sob膮 rozmawiali艣my. On stwarza ptaki - t臋pe istoty o du偶ych oczach i ma艂ych m贸zgach - kt贸re maj膮 mu meldowa膰 o tym, co si臋 dzieje z ro艣linami i zwierz臋tami na podleg艂ym mu obszarze. Kiedy ptaki wracaj膮 do niego po wykonaniu zadania, Pasterz Pierwszy poch艂ania je i odczytuje wspomnienia zapisane w ich DNA. W ten spos贸b dowiaduje si臋 o wszystkim, co si臋 dzieje na 艣wiecie. Je艣li b臋d臋 b艂yska艂 moim medalionem dostatecznie cz臋sto, zauwa偶y to kt贸ry艣 z jego ptak贸w i Pasterz Pierwszy dowie si臋, i偶 chc臋 si臋 z nim skontaktowa膰.

- Przyb臋dzie wtedy do ciebie? - spyta艂 Tuli.

- Sam Stw贸rca? Nie. Stw贸rcy maj膮 posta膰 olbrzymich robak贸w. S膮 tylko m贸zgami i 偶o艂膮dkami, do kt贸rych do艂膮czone zosta艂y wszech-macice. Ukrywaj膮 si臋 przed drapie偶nikami w du偶ych podziemnych pieczarach daleko na p贸艂nocy. Pasterz Pierwszy mo偶e jednak wys艂a膰 do nas swego s艂ug臋, istot臋 z ustami i m贸zgiem, na przyk艂ad skrzydlat膮 kobiet臋 albo potwora, kt贸rego nikt z nas nigdy nie widzia艂 na oczy. I ta istota zaniesie Stw贸rcom moje pos艂anie. - 艢wiat艂o w r臋ku Phylo-mona zgas艂o powoli.

- Czy to prawda z tym pradziadkiem Scandala? - pyta艂 dalej Tuli.

- Nie - odpar艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Scandal przeklina艂 tego ranka moje j膮dra, uzna艂em zatem, 偶e musz臋 przytrze膰 mu nosa. Zna艂em pewnego Jessotha Scandala i chyba pami臋tam, gdzie mieszka艂. By艂o to jednak sto lat temu i moje wspomnienia o nim tak si臋 przemiesza艂y z innymi zachowanymi w pami臋ci obrazami, 偶e w praktyce przesta艂y istnie膰.

- Przeklina艂 tylko twoje lewe j膮dro - wyja艣ni艂 Tuli. - Tutejsi mieszka艅cy przeklinaj膮 tylko lewe.

- Jeste艣cie bardzo odwa偶ni i szczerzy we wszystkim, co do mnie m贸wicie - u艣miechn膮艂 si臋 Phylomon. - Podoba mi si臋 to. Ludzie i Pwi mieszkaj膮cy bli偶ej Kraalu s膮 bardziej... nieprzejrzy艣ci. Ich twarze s膮 zamkni臋te, kamienne. Ukrywaj膮 swoje prawdziwe uczucia.

- Zgadza si臋 - przytakn膮艂 Tuli. - 呕eglarze mawiaj膮: Je艣li chcesz us艂ysze膰 prawd臋 od Kraalucha, nie jest to zbyt trudne pod warunkiem, 偶e przypiekasz mu ty艂ek pochodni膮. - Phylomon wybuchn膮艂 艣miechem. Tuli podni贸s艂 oczy na niebieskosk贸rego m臋偶czyzn臋. - Ja sam zawsze inaczej sobie ciebie wyobra偶a艂em - ci膮gn膮艂. - My艣la艂em o tobie jako o starym czarowniku pracuj膮cym nad magicznymi urz膮dzeniami. Jeste艣 bardziej ludzki ni偶 przypuszcza艂em.

Gwiezdny 呕eglarz roze艣mia艂 si臋 z ca艂ego serca. Jego 艣miech odbi艂 si臋 echem na 艂膮ce. Na jej skraju, w odleg艂o艣ci stu metr贸w, pojawi艂a si臋 driada burmistrza. By艂a niska, mia艂a niemal ch艂opi臋c膮 figur臋, nosi艂a zielon膮, koloru szmaragdowego sukienk臋. W r臋ku trzyma艂a d艂ugi n贸偶. Obserwowa艂a ob贸z przez chwil臋; kiedy zauwa偶y艂a, 偶e nikt na ni膮 nie patrzy podbieg艂a do Phylomona. Koniki polne ucieka艂y spod jej n贸g.

- Tchavs? Pokarm? - spyta艂a po neandertalsku. Jej zielone oczy by艂y szeroko otwarte ze strachu, b艂yszcza艂y z g艂odu. Phylomon patrz膮c na jej twarz zda艂 sobie spraw臋, 偶e kiedy艣 ta le艣na panna wyro艣nie na prawdziw膮 pi臋kno艣膰. Przypomina艂a mu Sait臋, driad臋, kt贸r膮 kocha艂 w m艂odo艣ci. Spotka艂 Sait臋 w g贸rach akurat wtedy, gdy przechodzi艂a Por臋 Oddania. Nie m贸g艂 si臋 oprze膰 dzia艂aj膮cemu jak afrodyzjak zapachowi jej cia艂a w okresie rui. By艂a bardzo zmys艂owa i Phylomon nie umia艂 sobie wyobrazi膰, 偶e Saita kiedy艣 wygl膮da艂a jak to dziecko: ma艂a, o ch艂opi臋cych kszta艂tach. Poda艂 nowo przyby艂ej sw贸j talerz.

- Nie karm jej! P贸jdzie za nami! - ostrzeg艂 Tuli.

- P贸jd臋 z wami tylko do G贸r Bia艂ych, gdzie, mam nadziej臋 znale藕膰 osikowe lasy. Mog臋 zap艂aci膰 za po偶ywienie! - powiedzia艂a le艣na panna g艂osem d藕wi臋cznym jak melodia kryszta艂owych dzwoneczk贸w. Phylomon wyt臋偶y艂 s艂uch, by zrozumie膰 jej s艂owa.

- Jak si臋 nazywasz, moje dziecko? - spyta艂.

- Tirilee.

- A jak nam zap艂acisz za jedzenie?

- Dwaj m臋偶czy藕ni id膮 waszym 艣ladem z miasta - powiedzia艂a driada. - Okr膮偶yli was i wyprzedzili. Maj膮 dzia艂ko du偶e i ci臋偶kie. Musz膮 je nie艣膰 we dw贸ch. Bardzo si臋 starali, 偶eby艣cie ich nie zauwa偶yli. M贸wili, 偶e p贸藕niej spotkaj膮 si臋 z innymi.

Phylomon pochyli艂 g艂ow臋 w zamy艣leniu.

- Nie wygl膮da na to, 偶e chc膮 nam zwr贸ci膰 nasz膮 w艂asno艣膰 - zauwa偶y艂 z przek膮sem.

Tirilee u艣miechn臋艂a si臋 do niego. Plamista, srebrzysta sk贸ra driady sprawia艂a, 偶e jej twarzyczka wydawa艂a si臋 poci膮g艂a. Dziki b艂ysk w oczach zdumiewa艂 u kogo艣 tak m艂odego.

- My艣lisz, 偶e nas zaatakuj膮? - zapyta艂 Tuli.

- Jestem tego pewny - odpar艂 Phylomon. - Jeszcze nie oczy艣ci艂em waszego miasta z handlarzy niewolnik贸w. Karz膮c 艣mierci膮 kilku, 艣ci膮gn膮艂em na siebie gniew pozosta艂ych. A pokazuj膮c im warte maj膮tek kamienie szlachetne, obudzi艂em ich chciwo艣膰. Na pewno nie zaatakuj膮 nas tak blisko Smilodon Bay. Kto艣 m贸g艂by zbyt 艂atwo zauwa偶y膰 ich 艣lady. - Zaczekaj 膮 kilka dni, a偶 wejdziemy na Wielkie Pustkowie, za Bram臋 Bog贸w, doda艂 w my艣li.

- Powiedz mi - zwr贸ci艂 si臋 do driady. - Znasz tych m臋偶czyzn?

- To bracia burmistrza - odpar艂a Tirilee. - G艂upi i d艂ugow艂osy.

- Oni nie s膮 handlarzami niewolnik贸w! - powiedzia艂 zaskoczony Tuli. -Ona ma na my艣li Hardy'ego. To m贸j przyjaciel -kretyn. A jego brat Saffrey...

- Chce pope艂ni膰 morderstwo - zako艅czy艂 za niego Phylomon. -Wygl膮da na to, 偶e ci bracia s膮 bardzo ze sob膮 z偶yci: je艣li uczynisz jednego swoim wrogiem, wszyscy staj膮 si臋 twoimi wrogami.

Tuli skin膮艂 g艂ow膮.

- Nazywasz Hardy'ego swoim przyjacielem - m贸wi艂 dalej Gwiezdny 呕eglarz - a przecie偶 pragn膮c pom艣ci膰 swoich braci zamierza on zabi膰 zar贸wno ciebie, jak i twoj膮 偶on臋. Gdzie艣 daleko st膮d wyceluj膮 w nas ukradzione dzia艂ko. Nie mog膮 zabi膰 mnie, pozostawiaj膮c 艣wiadk贸w tej zbrodni. Na twoim miejscu w przysz艂o艣ci lepiej dobiera艂bym sobie przyjaci贸艂.

Dotarli do Bramy Bog贸w nast臋pnego dnia w po艂udnie. Czarny mur sk艂ada艂 si臋 z u艂o偶onych jedna na drugiej warstw stopionego 偶u偶lu o grubo艣ci trzech centymetr贸w ka偶da. Brama by艂a zwyczajna, niczym nie ozdobiona, w samym 艣rodku wysoka na dziewi臋膰 metr贸w. Potomkowie Gwiezdnych 呕eglarzy i Neandertalczycy wydeptali ziemi臋 przechodz膮c przez te wrota, a Ludzie-Mastodonty, mi臋so偶erne ma艂poludy, kt贸re niegdy艣 zamieszkiwa艂y Ziemi臋, w wielu miejscach od艂upali 偶u偶el, by sporz膮dzi膰 z niego prymitywne narz臋dzia.

Kiedy podr贸偶ni przechodzili przez Bram臋 Bog贸w, Scandal odetchn膮艂 g艂臋boko i zesztywnia艂 ze strachu. Wsiad艂 na w贸z, zacz膮艂 pi膰 wino i 艣piewa膰 spro艣n膮 piosenk臋 znan膮 z tego, 偶e nikt nie wiedzia艂, ile ma zwrotek:

"Siedzia艂em d艂ugo w pudle, Mog艂em zosta膰 dozorc膮, Wola艂em by膰 偶eglarzem, Bo wci膮偶 mnie dziwki korca. Pozna艂em kiedy艣 Den臋, Co 艣wietn膮 kurw膮 by艂a, Lubi艂a chodzi膰 nago, Wi臋c ciuchy wyrzuci艂a...

- Milcz, g艂upcze! - sykn膮艂 Phylomon i po艣pieszy艂 do przodu, by zbada膰 wzrokiem trakt za bram膮.

Nikt si臋 nie odezwa艂 przez reszt臋 dnia. Wypatrywali niebezpiecze艅stw i dostrzegali ich oznaki dos艂ownie wsz臋dzie: dwana艣cie metr贸w za Bram膮 Bog贸w znale藕li 艣wie偶y 艣lad Cz艂owieka-Mastodonta, odcisk stopy d艂ugi na pi臋膰dziesi膮t trzy i szeroki na trzydzie艣ci centymetr贸w. Ros艂y tu wysokie i roz艂o偶yste sekwoje, kt贸rych pnie na wysoko艣ci pi臋ciu metr贸w pokryte by艂y krzy偶uj膮cymi si臋 smolistymi szramami, wskazuj膮cymi miejsca, gdzie tygrysy szablastoz臋bne ostrzy艂y sobie pazury. W odwiecznym p贸艂mroku pod koronami sekwoi ro艣liny osi膮ga艂y gigantyczne rozmiary: paprocie mia艂y prawie dwa metry, za艣 z dzikich malin, w wyniku selekcji, przetrwa艂y tylko te o li艣ciach wielkich jak talerze. Butwiej膮ce liany wspina艂y si臋 na wysoko艣膰 ponad pi臋tnastu metr贸w pr贸buj膮c dotrze膰 do s艂abego 艣wiat艂a s艂onecznego przenikaj膮cego przez zielony baldachim.

Podr贸偶ni przez wiele godzin szli dawn膮 trapersk膮 艣cie偶k膮 w g贸ry, zanim na opadaj膮cym 艂agodnie zboczu znale藕li w ko艅cu polan臋, gdzie ros艂a trawa tak g臋sta, 偶e mastodont na pewno m贸g艂 zaspokoi膰 g艂贸d i nie b臋dzie szuka艂 po偶ywienia w drodze. P艂ytkie jeziorko, zm膮cone przez dziki, po艂yskiwa艂o w pobliskim zag艂臋bieniu terenu. M臋偶czy藕ni ustawili w贸z na skraju lasu. Scandal i Tuli zacz臋li wy艂adowywa膰 potrzebne rzeczy, a Ayuvah i jego brat zdj臋li uprz膮偶 z mastodonta i oczy艣cili spory obszar wok贸艂 obozu.

Phylomon wyj膮艂 z ty艂u wozu sw贸j wielki 艂uk ze smoczego rogu i za艂o偶y艂 ci臋ciw臋, pomagaj膮c sobie kolanem. Z ko艂czana wydoby艂 dwa prostok膮tne kawa艂ki sk贸ry, kt贸re przymocowa艂 do ko艅c贸w 艂uku, by ci臋ciwa nie zaczepia艂a si臋 o krzaki.

- P贸jd臋 zapolowa膰 na dzika - powiedzia艂 cicho, wskazuj膮c skinieniem g艂owy na brzeg jeziorka, gdzie krzy偶owa艂y si臋 liczne tropy.

- Chcesz, bym ci towarzyszy艂? - zapyta艂 Tuli, kt贸ry wiedzia艂, czego naprawd臋 szuka Gwiezdny 呕eglarz. - Dobrze w艂adam w艂贸czni膮.

- Nie - odpar艂 Phylomon, cho膰 wdzi臋czny by艂 m艂odemu Tcho-Pwi za t臋 propozycj臋. - Sam sobie poradz臋. Robi艂em to dostatecznie cz臋sto.

- Nadal mamy du偶o mi臋sa! - oznajmi艂 Scandal. - Nie chc臋 膰wiartowa膰 dzika przez ca艂膮 noc! - zaprotestowa艂.

- My艣l臋, 偶e nawet ty nie znasz przepisu, kt贸ry pozwoli艂by ci przygotowa膰 z tego gatunku 艣wini zno艣ne danie - powiedzia艂 ober偶y艣cie Phylomon. Zag艂臋bi艂 si臋 w g膮szcz pn膮czy i skradaj膮c si臋 bezg艂o艣nie ruszy艂 w stron臋 szczytu, w g艂膮b boru, gdzie "dziki" mia艂y spa膰 a偶 do wieczora.

- Masz racj臋, nie chc臋 si臋 babra膰 z dzikami - wyzna艂 Scandal - ale na lewe j膮dro niebieskosk贸rego..., to znaczy, chcia艂em powiedzie膰, 偶e je艣li jakiego艣 zabijesz, przynajmniej przynie艣 mi jego sk贸r臋.

Phylomon spokojnie pi膮艂 si臋 w g贸r臋. Przez ca艂y dzie艅 trzyma艂 si臋 starego traperskiego szlaku. Uwa偶a艂, 偶e znajdzie z boku 艣cie偶ki tropy jednego z ch艂opc贸w Goodsticka. Od czasu do czasu g艂臋bok膮 cisz臋 przerywa艂o jedynie stukanie dzi臋cio艂a w jakie艣 drzewo i brz臋czenie pszcz贸艂. Gdzie艣 daleko rozleg艂o si臋 echem w艣r贸d wzg贸rz gniewne warkni臋cie kt贸rego艣 z kot贸w szablastych.

W odleg艂o艣ci stu metr贸w od polany w lesie by艂o tak ciemno, 偶e z powodu braku 艣wiat艂a s艂onecznego znikn臋艂o nawet poszycie. Dziury i bruzdy znaczy艂y miejsca, gdzie dziki szuka艂y grzyb贸w. Phylomon znalaz艂 艣lady jakiego艣 du偶ego kota, wi臋ksze od swojej rozwartej d艂oni, a na rosn膮cej ni偶ej ga艂臋zi k臋pk臋 偶贸艂tobia艂ej sier艣ci tygrysa szablasto-z臋bnego. W艂osie by艂o suche i stare, a s膮dz膮c po ko艣ciach rozk艂adaj膮cych si臋 pod warstw膮 igie艂 sekwojowych, tygrys szablastoz臋bny zabi艂 wiosn膮 tego roku w tym miejscu m艂odego 艂osia.

Gwiezdny 呕eglarz poszed艂 艣cie偶k膮 na pomoc, szukaj膮c ludzkich 艣lad贸w. Wkr贸tce znalaz艂 je bez trudu w grubej warstwie ziemi. Grunt by艂 mi臋kki, us艂any butwiej膮cymi li艣膰mi. Wprawdzie id膮c t臋dy bezszelestnie mo偶na by艂o ukry膰 swoj膮 obecno艣膰, ale nie tropy. Nas艂ani zb贸je przygl膮dali si臋, gdzie w臋drowcy rozbili ob贸z, a potem si臋 oddalili. Posun臋li si臋 a偶 do tego, 偶e oznaczyli sw贸j szlak skrawkami jaskrawo偶贸艂tej tkaniny, by m贸c widzie膰 go w blasku pochodni. Gramolili si臋 przez zwalone sekwoje, brodzili w g臋stych paprociach. Phylomon szed艂 ich 艣ladem. O p贸艂tora kilometra od obozu swojej ekspedycji znalaz艂 niewielki pag贸rek, z kt贸rego m贸g艂 obserwowa膰 trop prowadz膮cy do doliny w kszta艂cie misy. Skuli艂 si臋 przy poczernia艂ej k艂odzie i ustawi艂 na niej ma艂e wypuk艂e lusterko, 偶eby widzie膰, co si臋 dzieje za jego plecami.

Strach, czuj臋 tw贸j strach, powiedzia艂 do niego symbiont. Mi臋艣nie Phylomona zacz臋艂y drga膰 jak dra偶nione pr膮dem elektrycznym. Gwiezdny 呕eglarz cz臋sto m贸wi艂, 偶e jego sk贸ra to 偶ywa istota, nigdy jednak nie wspomina艂, jak bardzo jest inteligentna, ani nie zdradzi艂, jakie ma moce.

- Gireaux, m贸j stary przyjacielu - szepn膮艂 Phylomon. - Mamy pot臋偶nych nieprzyjaci贸艂.

- Zabi膰? Mam ich zabi膰? - spyta艂 symbiont.

- Razem b臋dziemy z nimi walczy膰 - odpar艂 cz艂owiek. - Otocz mnie swoj膮 zbroj膮 i przygotuj si臋 do ataku. Zaczerpnij ode mnie energii. Musisz mie膰 du偶o si艂 do tej walki.

Zakr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie, gdy symbiont zacz膮艂 si臋 posila膰. Serce Phylomona zabi艂o jak m艂otem. Czu艂, 偶e niezwyk艂a istota wysysa z niego si艂y witalne. Jego sk贸ra ciemnia艂a coraz bardziej. Symbiont zwi臋ksza艂 swoj膮 powierzchni臋, czerpi膮c dodatkow膮 energi臋 z atmosfery. By艂 na to odpowiedni dzie艅 - wiatr gna艂 chmury burzowe po niebie. Sk贸ra Gwiezdnego 呕eglarza zacisn臋艂a si臋, jakby w艂o偶y艂 niewidzialny kombinezon, a jego b臋benki uszne przystosowa艂y si臋 do wychwytywania najcichszych nawet d藕wi臋k贸w.

Phylomon usiad艂 i przywo艂a艂 wspomnienie o kobiecie, kt贸r膮 kocha艂 w m艂odo艣ci, jednej z owych nieszcz臋snych kr贸tko 偶yj膮cych istot. W owym czasie przyjmowa艂 lekarstwa polepszaj膮ce pami臋膰, dlatego pami臋ta艂 ka偶d膮 chwil臋 z tego okresu swego 偶ycia. Przypomnia艂 sobie wycieczk臋 z 偶on膮 do tego lasu. Sta艂o si臋 to wkr贸tce po udanym ataku na pirat贸w z Bashevgo. Dokonali tego Neandertalczycy pod jego dow贸dztwem. By艂y to szcz臋艣liwe dni, gdy偶 wierzy艂 wtedy, 偶e na zawsze unieszkodliwi艂 handlarzy niewolnik贸w. Te drzewa by艂y w贸wczas m艂ode, mia艂y w臋偶sze pnie. Kocha艂 si臋 z 偶on膮 na pos艂aniu z paproci, a potem oboje patrzyli na wschodz膮cego Thora. Zielone chmury burzowe przep艂ywa艂y przez br膮zow膮 tarcz臋 ksi臋偶yca, rozci膮gni臋te jak per艂y naszyjnika, a kiedy b艂臋kitna Freya r贸wnie偶 wzesz艂a i przegoni艂a Thora, oba miesi膮ce 艣wieci艂y spoza wst臋gi chmur, nadaj膮c niebu barw臋 opalu.

Phylomon us艂ysza艂 kroki rozb贸jnik贸w ze Smilodon Bay na d艂ugo, zanim ich zobaczy艂. Wys艂ali zwiadowc臋, a ten wypatrzy艂 Gwiezdnego 呕eglarza i powiadomi艂 kamrat贸w. Wr贸ci艂 po godzinie, st臋kaj膮c i oblewaj膮c si臋 potem, gdy偶 d藕wiga艂 skradzione dzia艂ko. Ukradkiem okr膮偶y艂 Phylomona, potem ostro偶nie podpe艂zn膮艂 bli偶ej, ustawi艂 ci臋偶k膮 bro艅 w paprociach i starannie wycelowa艂. Niebieskosk贸ry m臋偶czyzna obserwowa艂 zwiadowc臋 za pomoc膮 lusterka, udaj膮c, 偶e patrzy w dolin臋. Zb贸j pozosta艂 w ukryciu.

Dzia艂ko by艂o odlane z 偶eliwa i mia艂o luf膮 d艂ugo艣ci dziewi臋膰dziesi臋ciu centymetr贸w. Piraci u偶ywali takich dzia艂ek na swoich statkach: 艂adowano w nie pojedyncze naboje z pociskiem czterocalowym. By艂a to niepor臋czna bro艅; strzelano z niej na wprost do nieprzyjacielskiej jednostki. Phylomon zastanowi艂 si臋, co ma zrobi膰. Je偶eli zaatakuje zwiadowc臋, na pewno go zabije, ale w pobli偶u s膮 przecie偶 pozostali zb贸je. Obawia艂 si臋, 偶e zdo艂aj膮 uciec. Nie wierzy艂, 偶e zwiadowca spr贸buje zastrzeli膰 go w tej w艂a艣nie chwili. Tak, lepiej zaczeka膰, a偶 wszyscy wrogowie zgromadz膮 si臋 w jednym miejscu.

Chocia偶 Gwiezdny 呕eglarz wyczuwa艂 obecno艣膰 swego symbiontu i porozumiewa艂 si臋 z nim bez trudu, nie m贸g艂 mu wyja艣ni膰, kim s膮 ich przeciwnicy, ani wyt艂umaczy膰, jak dzia艂a skradziona przez nich bro艅. Pozwoli艂 wi臋c, by dreszcz strachu wstrz膮sn膮艂 jego cia艂em. A wtedy sk贸ra zacisn臋艂a si臋 wok贸艂 niego niczym stalowe obr臋cze.

Pi臋ciu m臋偶czyzn sz艂o 艣cie偶k膮 z g艂臋bi lasu; ta dywersja mia艂a maskowa膰 prawdziwe niebezpiecze艅stwo; zwiadowc臋 z dzia艂kiem. Phylomon obserwowa艂 ich ukradkiem. Na艂o偶y艂 strza艂臋 na ci臋ciw臋, jakby wybra艂 ju偶 cel i odszed艂 na bok na jakie艣 trzy metry. Wyobrazi艂 sobie, 偶e ukryty strzelec po艣piesznie przesuwa dzia艂ko. Potem odwr贸ci艂 si臋 b艂yskawicznie i strzeli艂 z 艂uku.

Strza艂a wbi艂a si臋 w kolano strzelca, kt贸ry spojrza艂 w g贸r臋 ze strachem. Szarpn膮艂 luf臋 dzia艂ka, celuj膮c w przypuszczaln膮 kryj贸wk臋 Phylomona, i spu艣ci艂 kurek. Z lufy buchn膮艂 dym. Wprawdzie Gwiezdny 呕eglarz uchyli艂 si臋, ale kula uderzy艂a go w 偶ebra. Run膮艂 na plecy, obr贸ci艂 si臋 i znieruchomia艂.

- Do niego, ch艂opcy! - zawo艂a艂 strzelec. - Zosta艂 trafiony!

Phylomon z艂apa艂 si臋 za bok. By艂 wilgotny od krwi. Straci艂 czucie i, o艣lepiony b贸lem, nic nie widzia艂. Zakaszla艂, poczu艂 smak krwi w ustach i prze艂kn膮艂 j膮. Us艂ysza艂 kroki napastnik贸w biegn膮cych w ciemno艣ciach. Oderwa艂 d艂ugi, nier贸wny strz臋p cia艂a z rany. Nigdy nie odni贸s艂 tak powa偶nych obra偶e艅. 呕ebra mia艂 pop臋kane i strzaskane. Sym-biont znieczuli艂 ran臋. 呕ebra Phylomona zatrzeszcza艂y, gdy Gireaux ustawi艂 je na poprzednie miejsce. Po chwili Gwiezdnego 呕eglarza przeszy艂 pal膮cy b贸l regeneruj膮cych si臋 mi臋艣ni. Z trudem wyci膮gn膮艂 n贸偶 przywi膮zany do prawej nogi. G艂o艣ny j臋k wyrwa艂 mu si臋 z piersi.

- Strach, wyczuwam tw贸j strach - powiedzia艂 symbiont. Niebieskosk贸ry m臋偶czyzna us艂ysza艂 kroki zwiadowcy, kt贸ry kulej膮c skrada艂 si臋 ku niemu. Pozostali rozb贸jnicy otoczyli go kr臋giem.

- Dosta艂! - powiedzia艂 kt贸ry艣. - Sp贸jrzcie na t臋 ran臋! Ona si臋 zasklepia! Szybko, strzel zn贸w do niego!

- Strach, wyczuwam tw贸j strach - powt贸rzy艂 Gireaux.

Zwiadowca otworzy艂 zamek dzia艂ka i st臋kn膮艂 wyci膮gaj膮c z komory nabojowej gor膮c膮 艂usk臋. Inny przeciwnik podbieg艂 do Phylomona i waln膮艂 go toporem w kark. Bro艅 odskoczy艂a z g艂uchym odg艂osem.

- Nie mog臋 go rozr膮ba膰! - zakl膮艂 topornik.

- Czego si臋 obawiasz? - spyta艂 symbiont.

- Zabij ich! -poleci艂 Phylomon. Rozleg艂 si臋 trzask. W powietrzu rozszed艂 si臋 bia艂y dym i zapach ozonu, kiedy Gireaux zapracowa艂 na swoje utrzymanie.

Po kolacji Scandal poszed艂 z Ayuvahem na je偶yny. Zeszli w d贸艂 zbocza. W obozie pozosta艂 tylko Ma艂y Chaa, pilnuj膮c mastodonta. M艂odszy syn szamana przywo艂a艂 dzikiego kruka do r臋ki i zacz膮艂 go karmi膰, przemawiaj膮c do niego cicho. Mastodont pas艂 si臋 spokojnie. Tuli nie oddala艂 si臋 od wozu. Wpatrywa艂 si臋 w las, nas艂uchuj膮c, czy nie rozlegn膮 si臋 gniewne okrzyki s贸jek i trzask ga艂膮zek. Wyci膮gn膮艂 sw贸j ekwipunek bojowy: sk贸rzan膮 przepask臋 na g艂ow臋, tarcz臋 ze sk贸ry iguandona pomalowan膮 w zielono-br膮zowe pasy, sk贸rzane obcis艂e spodnie i bransolety ochronne na nadgarstki oraz podw贸jny top贸r. Przez d艂ugi czas obserwowa艂 Ayuvaha i Scandala zbieraj膮cych je偶yny nad jeziorkiem. Rudow艂osy Neandertalczyk by艂 pierwszym znanym mu my艣liwym poluj膮cym, jak niekt贸rzy Bracia Mieczowi, za pomoc膮 w臋chu. Zastanawia艂 si臋, czy powinien by艂 powiedzie膰 Ayu-yahowi o planach Phylomona. Ale kto m贸g艂 wiedzie膰, co znajdzie w lesie Gwiezdny 呕eglarz? Mo偶e wcale nie spotka handlarzy niewolnik贸w, A je艣li nawet tam b臋d膮, czy mog膮 zrobi膰 co艣 z艂ego uczestnikom wyprawy? Ten kretyn Hardy Goodstick?

Wisteria zauwa偶y艂a, 偶e Tuli spogl膮da na sw贸j top贸r i zapyta艂a:

- Co艣 jest nie tak?

- Wszystko w porz膮dku - odpar艂 Tuli bior膮c j膮 za r臋k臋. Zastanawia艂 si臋 chwil臋. Wiele razy pracowa艂 dla Hardy'ego. Hardy nigdy go nie skrzywdzi. Upu艣ci艂 wi臋c na ziemi臋 ekwipunek bojowy, a potem zaprowadzi艂 偶on臋 w g贸r臋 zbocza, z dala od obozu. Znale藕li miejsce, w kt贸rym mogli si臋 po艂o偶y膰 na bia艂ym jak popi贸艂 poletku owsa, spalonym przez upalne s艂o艅ce. Tuli obj膮艂 Wisteri臋 tak delikatnie, jakby by艂a bukietem r贸偶, kt贸rego nie chcia艂 zgnie艣膰. Widzia艂 jak Chaa i Zho-pila odnosz膮 si臋 do siebie. Nie tylko okazywali sobie czu艂o艣膰, lecz znajdowali te偶 mn贸stwo, cz臋sto wymy艣lnych, okazji, by oddawa膰 sobie przys艂ugi: Chaa polowa艂 w zimie w g贸rach na kaczki mergan-serskie i robi艂 poduszki z ich pierza, by Zhopila mog艂a siedzie膰 na czym艣 mi臋kkim, gdy me艂艂a pszenic臋 na kolacj臋. Zhopila za艣 sia艂a mi臋t臋, kt贸r膮 potem suszy艂a i przynosi艂a do domu, 偶eby s艂odko pachnia艂. Tuli patrzy艂 na Wisteri臋 i zastanawia艂 si臋, jak da膰 jej do zrozumienia, 偶e pragnie takiej w艂a艣nie mi艂o艣ci. Pr贸bowa艂 to zrobi膰 przez, ostatnie dwa dni. Widzia艂, jak Ayuvah oczyszcza pos艂anie Ma艂ego Chaa z kamieni i szyszek, jak dolewa wody do dzbanka brata. Tuli poszed艂 za jego przyk艂adem z nadziej膮, 偶e na艣laduj膮c go poprzez mn贸stwo takich drobnych uczynk贸w nauczy si臋 kocha膰. A jednak wyczuwa艂 co艣 dziwnego w wi臋zi 艂膮cz膮cej go z Wisteria. Traktowa艂a go ch艂odno. Dotkni臋cie jej palc贸w, gdy mierzwi艂a w艂oski na jego karku, nape艂nia艂o mu l臋d藕wia p艂ynnym ogniem. Wo艅 jej oddechu podoba艂a mu si臋 bardziej ni偶 zapach n膮jwykwintniejszych potraw na bankiecie wydawanym przez Scandala. Kiedy k艂ad艂 d艂o艅 na jej biodrze i nie wiadomo po raz kt贸ry powtarza艂 sobie, 偶e Wisteria jest jego 偶on膮, przepe艂nia艂a go rado艣膰. Wyczuwa艂 jednak, 偶e cz艂owiecza niewiasta nie podziela jego uczu膰 i przera偶a艂o go to niezmiernie. Obawia艂 si臋 bowiem, i偶 j膮 utraci, gdy偶 nie umie kocha膰.

Ca艂owa艂 j膮 powoli, przesuwaj膮c r臋k臋 po jej bluzie, a偶 natrafi艂a na pier艣. Wisteria odepchn臋艂a go.

- Przykro mi - powiedzia艂a. - Nie mam nastroju do mi艂o艣ci.

- To mnie powinno by膰 przykro - odpar艂 Tuli. - 殴le wybra艂em por臋. Nie powinienem my艣le膰 o tobie dzi艣 wieczorem. Spotkali艣my wczoraj driad臋 burmistrza. Powiedzia艂a, 偶e ludzie z miasta id膮 naszym tropem i 偶e maj膮 dzia艂ko Scandala. Phylomon poszed艂 zapolowa膰 na nich. Mo偶liwe jednak, 偶e to oni b臋d膮 na nas polowa膰. Powinienem by艂 uprzedzi膰 pozosta艂ych.

- Kochaj si臋 ze mn膮 teraz, ale szybko - u艣miechn臋艂a si臋 do niego Wisteria. Poci膮gn臋艂a go na ziemi臋, ca艂uj膮c nami臋tnie, gor膮co. S艂o艅ce zachodzi艂o. Tuli us艂ysza艂 szczekliwe okrzyki wiewi贸rek i usiad艂. Wiewi贸rki poszczekiwa艂y na zach贸d od polany. Wisteria znowu 艣ci膮gn臋艂a go w d贸艂 i poca艂owa艂a.

- Te ostatnie dni by艂y najlepsze w moim 偶yciu - doda艂a. - Nigdy nie czu艂am takiego spokoju i rado艣ci jak w twoich ramionach.

Tuli spojrza艂 w jej br膮zowe oczy. Mia艂a rozszerzone 藕renice, a jej wargi i policzki poczerwienia艂y od jego poca艂unk贸w. Czu艂 na szyi ciep艂o jej oddechu. Poca艂owa艂 j膮 lekko. Nagle g艂o艣ny huk rozleg艂 si臋 echem po lesie na wsch贸d od polany, kilkakrotnie odbijaj膮c si臋 od wzg贸rz.

- To dzia艂ko! - zawo艂a艂 Tuli. Zerwa艂 si臋 jak oparzony i zbieg艂 ze wzg贸rza do obozu. Ma艂y Chaa sta艂 na wozie, wpatruj膮c si臋 w las. Tuli na艂o偶y艂 przepask臋 ochronn膮 na czo艂o, chwyci艂 tarcze i wyci膮gn膮艂 top贸r z pokrowca.

- S艂ysza艂em czyj艣 krzyk! - zawo艂a艂 Ma艂y Chaa, a potem zeskoczy艂 na ziemi臋. Tuli sta艂, nie wiedz膮c co robi膰. Ma艂y Chaa grzeba艂 w艣r贸d broni. Wybra艂 d艂ug膮, w膮sk膮 w艂贸czni臋. W dole nad jeziorkiem Scandal i Ayuvah ostro偶nie przedzierali si臋 przez g臋ste paprocie, kieruj膮c si臋 na skraj lasu. Tuli us艂ysza艂, jak kto艣 wrzasn膮艂 g艂o艣no:

- Nie!

Okrzyk ten nie dobieg艂 jednak z lasu, lecz z niewielkiego pag贸rka po drugiej stronie doliny. Tuli zrozumia艂, 偶e jest to tylko z艂udzenie s艂uchowe, g艂os odbijaj膮cy si臋 echem od wzg贸rz. Mimo to Scandal i Ayuvah skierowali si臋 w stron臋 pozornego 藕r贸d艂a okrzyku.

M艂ody Tcho-Pwi z wahaniem zrobi艂 kilka krok贸w w las i powiedzia艂 do Ma艂ego Chaa:

- Zosta艅 przy wozie.

Wisteria podbieg艂a i stan臋艂a za m臋偶em. Tuli wpatrzy艂 si臋 w g臋stniej膮ce cienie sekwoi. S艂ysza艂 wyra藕nie ostrzegawcze wo艂ania s贸jek i wiewi贸rek. Chcia艂 pobiec do przodu, ale zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e je艣li wrogowie zastawili pu艂apk臋, na pewno znajduje si臋 ona naprzeciwko niego. Zbada艂 wzrokiem cienie za drzewami, dostrajaj膮c zmys艂y do otoczenia.

- Och, nie! - zawo艂a艂 z ty艂u Ma艂y Chaa. Tuli us艂ysza艂 odg艂os uderzenia, a potem cichy chrz臋st cia艂a osuwaj膮cego si臋 na traw臋. Odwr贸ci艂 si臋 my艣l膮c, 偶e kto艣 zaszed艂 go od ty艂u i zobaczy艂 przed sob膮 w p贸艂mroku olbrzymiego m臋偶czyzn臋 o niskim czole, masywnych szcz臋kach i jasnobr膮zowym ciele poro艣ni臋tym kr贸tk膮 sier艣ci膮. P臋pek bestii znajdowa艂 si臋 na poziomie jego oczu; widzia艂 podnosz膮c膮 si臋 i opadaj膮c膮 w oddechu pier艣 giganta.

Porazi艂o go kwea, przera偶enie wi臋ksze ni偶 inne zapami臋tane uczucia. Patrzy艂 na stoj膮c膮 przed nim istot臋 i mia艂 wra偶enie, 偶e 艣lizga si臋 i pada, jakby wspina艂 si臋 na wzg贸rze i ziemia nagle rozst膮pi艂a si臋 pod nim. Jego serce zabi艂o mocniej. Ogarn膮艂 go paniczny strach. Nogi ugi臋艂y si臋 pod nim i niesko艅czenie d艂ugo, jak mu si臋 zdawa艂o, pada艂 na mi臋kki grunt. Nie m贸g艂 oddycha膰, nie odwa偶y艂 si臋 wci膮gn膮膰 powietrza do p艂uc. Dusi艂 go zapach starego potu i padliny. Olbrzymi stw贸r by艂 wysoki prawie na trzy metry, szeroki w ramionach na metr dwadzie艣cia. Bestia sta艂a pochylona do przodu; jej d艂ugie r臋ce prawie dotyka艂y ziemi. Podnios艂a Ma艂ego Chaa i jednym uderzeniem pi臋艣ci niemal rozerwa艂a mu brzuch.

- Ludzie-Mastodonty! - krzykn臋艂a Wisteria i rzuci艂a si臋 do ucieczki. D藕wi臋k jej g艂osu zaskoczy艂 potwora, kt贸ry odwr贸ci艂 si臋 ku niej z rykiem. Szczerz膮c 偶贸艂te k艂y, potrz膮sa艂 trupem Ma艂ego Chaa, trzymanym w jednej 艂apie.

A Tuli nie m贸g艂 ruszy膰 si臋 z miejsca. W wyobra藕ni zn贸w sta艂 si臋 dzieckiem, kul膮cym si臋 w sypialni. To Jenks sta艂 przed nim zamiast Cz艂owieka-Mastodonta i potrz膮sa艂 艂a艅cuchami, a nie trupem Ma艂ego Chaa. Tuli us艂ysza艂 z oddali p艂acz przera偶onego dziecka podobny do syku wody gotuj膮cej si臋 w czajniku. Wiedzia艂, 偶e ma przed sob膮 ma艂poluda, nie za艣 swego ojca, 偶e powinien zada膰 cios toporem albo ucieka膰. Jednak偶e zala艂y go fale mdl膮cego strachu, powali艂y na ziemi臋. Gdzie艣 w pobli偶u wci膮偶 p艂aka艂o jakie艣 dziecko. Cz艂owiek-Ma-stodont odwr贸ci艂 si臋, spojrza艂 na Tulla, niedba艂ym ruchem rozszarpa艂 cia艂o Ma艂ego Chaa na dwoje, wbi艂 z臋by w w膮trob臋, oderwa艂 k臋s i zacz膮艂 偶u膰, jakby sprawdza艂, czy jest smaczna.

Tuli nagle zauwa偶y艂 innych Ludzi-Mastodont贸w. W milczeniu przekradali si臋 przez polan臋; nachylali si臋 cz臋sto, podpieraj膮c palcami. By艂o ich o艣miu. Jeden wdrapa艂 si臋 na w贸z i zacz膮艂 wyrzuca膰 prowiant, rozbijaj膮c pi臋艣ci膮 beczu艂ki z pszenic膮. Tuli obj膮艂 si臋 ramionami i skuli艂 w trawie. Chcia艂 si臋 ukry膰, ale by艂 zbyt przera偶ony, 偶eby si臋 poruszy膰. Obok niego nadal kwili艂o niewidoczne dziecko.

Cz艂owiek-Mastodont, kt贸ry zjad艂 Ma艂ego Chaa, ostro偶nie przyjrza艂 si臋 Tullowi. Potem wyci膮gn膮艂 olbrzymi palec, d艂ugi i szeroki jak szcz臋ka m艂odego miesza艅ca, i uderzy艂 go lekko w pier艣, przewracaj膮c na ziemi臋. Tuli mia艂 wra偶enie, 偶e spada powoli w g艂臋bok膮 wod臋, kt贸ra mia偶d偶y mu p艂uca, uniemo偶liwiaj膮c oddychanie, gdzie powietrze wa偶y wiele atmosfer, 偶e zanurza siew 艣wiecie nast臋puj膮cych po sobie pasm 艣wiat艂a i mroku.

Obudzi艂 go p艂acz dziecka, zarazem odleg艂y i niebezpiecznie bliski. Phylomon sta艂 nad nim w ciemno艣ciach, machaj膮c medalionem, kt贸ry b艂yszcza艂 tak jasno, jakby si臋 pali艂.

- No, no, uspok贸j si臋 - powiedzia艂 cicho Gwiezdny 呕eglarz, bior膮c Tulla za rami臋. Strach przystoi tylko dzieciom.

Pier艣 Tulla unosi艂a si臋 i opada艂a konwulsyjnie, jakby mia艂 atak kaszlu. Zrozumia艂, 偶e 偶adne dziecko obok niego nie p艂acze, 偶e kwilenie wydobywa si臋 z jego w艂asnych ust. Zacz膮艂 krzycze膰. Jego ko艅czyny drga艂y spazmatycznie.

Phylomon podtrzymywa艂 go przez chwil臋.

- Spotka艂e艣 wi臋c ju偶 kiedy艣 Ludzi-Mastodont贸w - stwierdzi艂. -W艂ada tob膮 kwea dawnego strachu.

- Nie! Nie! - zaprzeczy艂 Tuli. - To m贸j ojciec! M贸j ojciec.

- Taak. - Niebieskosk贸ry m臋偶czyzna przyjrza艂 mu si臋 badawczo. - Ile mia艂e艣 lat, gdy opu艣ci艂e艣 sw贸j dom?

M艂odzieniec zatrz膮s艂 si臋, jakby mu by艂o zimno i zastanowi艂 si臋. Nie pami臋ta艂, zbiera艂o mu si臋 na torsje. A jednak skupi艂 my艣li na pytaniu Phylomona.

- Trzyna艣cie - rzek艂 w ko艅cu.

- A ile teraz masz? Osiemna艣cie? Dwadzie艣cia? - liczy艂 g艂o艣no Gwiezdny 呕eglarz. - Gdyby艣 by艂 cz艂owiekiem, powiedzia艂bym, 偶e przyjdziesz do siebie za jakie艣 dziesi臋膰 lat. Obserwuj膮c ludzi przekona艂em si臋, 偶e ka偶dy rok sp臋dzony pod opiek膮 rodzic贸w odpowiada rokowi powrotu do samodzielno艣ci.

Tuli s艂ucha艂 s艂贸w Phylomona i ka偶de wydawa艂o mu si臋 zrozumia艂e, a jednak nie powi膮zane logicznie z pozosta艂ymi. Wpatrzy艂 si臋 w mrok poza niebieskosk贸rym m臋偶czyzn膮. Scandal p艂aka艂, u jego st贸p le偶a艂o d艂ugie rami臋 Ma艂ego Chaa. Strz臋py cia艂a nadal przywiera艂y do ko艣ci.

- Gdzie jest Wisteria? - spyta艂 m艂odzieniec.

- My艣l臋, 偶e gdzie艣 w艣r贸d wzg贸rz. Nadal ucieka - powiedzia艂 Phylomon. - Ayuvah w臋chem szuka jej 艣lad贸w. Wr贸c膮 za kilka godzin.

Scandal podni贸s艂 rami臋 zabitego Pwi i w艂o偶y艂 je do worka, nie przestaj膮c p艂aka膰.

- Musimy zbudowa膰 stos pogrzebowy, a potem wr贸ci膰 do miasta i powiedzie膰 Chaa, 偶e jego syn nie 偶yje - wyszlocha艂 ober偶ysta.

- Chaa wszed艂 na 艢cie偶k臋 Duch贸w i pozna艂 przysz艂o艣膰 tej wyprawy. Wie ju偶 o wszystkim - powiedzia艂 Tuli bez zastanowienia. I w tej samej chwili zrozumia艂 wag臋 swoich s艂贸w. Szaman wiedzia艂, 偶e to si臋 stanie, 偶e jego m艂odszy syn zginie. To dlatego grymas 偶alu wykrzywia艂 jego twarz.

- Masz szcz臋艣cie, 偶e jeszcze 偶yjesz - skomentowa艂 Phylomon. -Ludzie-Mastodonty na pewno by ci臋 po偶arli, ale kiedy zobaczyli 艢limaka, zaj臋li si臋 smaczniejsz膮 zdobycz膮. - Gwiezdny 呕eglarz wyprostowa艂 si臋 i j臋kn膮艂, jakby co艣 go zabola艂o.

- Co ci si臋 sta艂o? - spyta艂 Tuli.

- Kilka siniak贸w - odrzek艂 Phylomon macaj膮c swoje 偶ebra. - Nic mi nie b臋dzie.

- Oni zabrali naszego mastodonta! - wtr膮ci艂 Scandal. - Po prostu pognali 艢limaka do lasu. Zabrali nasz膮 beczk臋! A to pech! Potrzebowali艣my jej tak, jak jaszczurka cycek!

Tuli siedzia艂, nie chc膮c wierzy膰 w to, co si臋 sta艂o. Jeden z towarzyszy zgin膮艂. Wisteria b艂膮ka si臋 w艣r贸d wzg贸rz, stracili mastodonta i wielk膮 beczk臋.

- Co zrobimy? - spyta艂 bezradnie.

- Zaczekamy, a偶 Ayuvah wr贸ci z Wisteria-odrzek艂 spokojnie Phylomon. - W razie potrzeby mo偶emy doj艣膰 pieszo do Denai bez beczki i mastodonta i kupi膰 ich odpowiedniki. Obawiam si臋 jednak takiego planu, bo zbyt wiele rzeczy mo偶e si臋 nie uda膰. Mo偶liwe, 偶e Scandal b臋dzie musia艂 sp臋dzi膰 w tym mie艣cie kilka tygodni, a wszyscy wiedz膮, 偶e Kra-aluchy strasznie ciekawi s膮 obcych. Je偶eli nie zdo艂a udowodni膰, 偶e jest wys艂annikiem jednego z wielmo偶贸w z pot臋偶nego rodu, mo偶e wszystko popsu膰. Nie, my艣l臋, 偶e powinni艣my spr贸bowa膰 odzyska膰 naszego mastodonta i beczk臋. Najpierw jednak spalmy cia艂a waszych ziomk贸w. -Pocz膮tkowo Tuli uzna艂, 偶e Gwiezdny 呕eglarz ma na my艣li Ma艂ego Chaa, ale potem zrozumia艂, i偶 m贸wi o kim艣 innym.

Po godzinie trzej m臋偶czy藕ni potykaj膮c si臋 szli przez ciemny las przy艣wiecaj膮c sobie latarni膮. Dotarli do cia艂 cz艂owieczych m臋偶czyzn u艂o偶onych rz臋dem, jak ryby na przystani. Dzia艂ko le偶a艂o na ziemi obok nich. - Poznajecie ich? - spyta艂 Phylomon.

Jen Brewer, jeden z pracownik贸w Scandala, zosta艂 trafiony strza艂膮 w serce. Caral Dye, emerytowany 偶eglarz, i Denzel Sweetwater, nauczyciel, zgin臋li od miecza. Saffrey i Hardy Goodstick spoczywali tu偶 obok; ich sk贸ra pociemnia艂a miejscami i cuchn臋艂a dymem, jakby porazi艂 ich piorun. Zaledwie przed tygodniem Tuli widzia艂 Har-dy'ego wrzucaj膮cego pszczele gniazdo do szopy w dzielnicy portowej, a Jen Brewer wyszed艂 stamt膮d kulej膮c tak szybko, 偶e zostawi艂 spodnie obok toalety. Tuli popatrzy艂 na g臋st膮 brod臋 Hardy'ego, na jego nie widz膮ce oczy i usta otwarte z przera偶enia w momencie, gdy brat burmistrza zrozumia艂, 偶e nadesz艂a jego ostatnia chwila. Po raz pierwszy zobaczy艂 go bez wiecznego u艣miechu na twarzy.

Zbudowali stos pogrzebowy z p艂at贸w kory, kt贸ra odpad艂a z usychaj膮cych sekwoi. Blady z przera偶enia Scandal pracowa艂 jak automat. Tuli nie m贸g艂 odegna膰 powracaj膮cej uporczywie my艣li: Cz艂o-wiek-Mastodont po偶ar艂 Ma艂ego Chaa zamiast mnie. Szaman wiedzia艂 o tym, zobaczy艂 to podczas W臋dr贸wki z Duchami. Pos艂u偶y艂 si臋 synem niczym pionkiem w jakiej艣 wi臋kszej grze. Tuli oniemia艂 z wra偶enia, gdy to zrozumia艂. Przypomnia艂 sobie s艂owa Chaa: "Tylko ty sam musisz schwyta膰 w臋偶e! Ty sam!" Zrozumia艂, 偶e szaman powiedzia艂 mu to, czego si臋 dowiedzia艂 w transie. Przysz艂o艣膰, kt贸r膮 zobaczy艂, tak go przerazi艂a, 偶e po艣wi臋ci艂 w艂asnego syna, by zapobiec wi臋kszym tragediom. W jaki艣 spos贸b a偶 do tej chwili cel wyprawy niewiele obchodzi艂 Tulla, by艂a dla niego tylko rozrywk膮.

Kiedy tak pracowali, Scandal znalaz艂 w plecaku Hardy'ego tylko tuzin naboi do dzia艂ka i daremnie szuka艂 pozosta艂ych. Phylomon za艣 nie przestawa艂 gdera膰.

- Powinienem by艂 nauczy膰 was wszystkich strzelania z 艂uku. W tych stronach jeszcze nie mo偶emy liczy膰 na kupno prochu strzelniczego. Wilki zacz臋艂y wy膰 w g艂臋bi lasu.

- Niestety, zrani艂em tylko jednego z napastnik贸w, trafi艂em go strza艂膮 w biodro - powiedzia艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Mo偶e wilki go dopad艂y. Pozostawi艂 krwawy 艣lad - doda艂 bezbarwnym g艂osem.

Tuli potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 i spr贸bowa艂 wzruszeniem ramion przegna膰 zm臋czenie i smutek. Phylomon zamilkn膮艂. W milczeniu zako艅czyli przygotowania do pogrzebu, podpalili stos i patrzyli, jak j臋zyki ognia li偶膮 zw艂oki. Kiedy stos si臋 dopali艂, zanie艣li dzia艂ko do obozu i przy艣rubowali je do furgonu.

Ayuvah wr贸ci艂, nios膮c Wisteri臋. Po艂o偶y艂 j膮 na wozie, owini臋t膮 kocem. Tuli przez jaki艣 czas trzyma艂 偶on臋 w obj臋ciach.

- Masz szcz臋艣cie, 偶e ona jest cz艂owiekiem - szepn膮艂 Ayuvah. -Kiedy si臋 troch臋 uspokoi艂a, zatrzyma艂a si臋 i nie ruszy艂a si臋 z tego miejsca. Gdyby by艂a Neandertalk膮, nadal by bieg艂a, zdj臋ta przera偶eniem.

Kwea w obozie pe艂ne by艂o strachu i smutku. Tuli stara艂 si臋 pom贸c towarzyszom w za艂adowaniu wozu, ale ogarn臋艂a go tak wielka rozpacz, 偶e porusza艂 si臋 powoli jak mucha w smole. Scandal wk艂ada艂 do worka znalezione cz臋艣ci cia艂a Ma艂ego Chaa. P贸藕niej Ayuvah rzuci艂 si臋 na ziemi臋 i p艂aka艂 niemal przez godzin臋.

Phylomon wzi膮艂 na stron臋 Tulla i Ayuvaha i poszed艂 z nimi do lasu.

- Sparali偶owa艂o ci臋 na widok Ludzi-Mastodont贸w - powiedzia艂 w drodze do Tulla. - Czy m贸g艂by艣 ocali膰 tamtego ch艂opca, gdyby艣 odzyska艂 w艂adz臋 w cz艂onkach?

- Nie-odrzek艂 m艂odzieniec.-On ju偶 nie 偶y艂.

- Dobrze. W takim razie nie b臋dzie ci臋 prze艣ladowa膰 kwea winy -os膮dzi艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Rano musimy odnale藕膰 po 艣ladach naszego mastodonta i odszuka膰 beczk臋. Mo偶emy tylko mie膰 nadziej臋, 偶e nie ponie艣li uszczerbku. Chc臋, 偶eby艣 odci膮gn膮艂 Ayuvaha od obozu. Kwea tego miejsca b臋dzie dla niego zbyt silne.

- Dzi臋kuj臋 ci! - odpar艂 zaskoczony Tuli. Uwa偶a艂 bowiem Phylo-mona za niezdolnego do wsp贸艂czucia. Gwiezdny 呕eglarz ukara艂 przecie偶 艣mierci膮 wielu ludzi tak 艂atwo, 偶e m艂odemu Tcho-Pwi wyda艂o si臋 dziwne, i偶 mo偶e on wy艣wiadczy膰 komu艣 nawet drobn膮 przy s艂ug臋.

- Wiem, co o mnie my艣lisz - powiedzia艂 Phylomon. - Masz to wypisane na twarzy. Wierz mi, lubi臋 ci臋. Rozumiem kwea, cho膰 nie jestem do ciebie podobny. Kiedy by艂em m艂ody, ludzie mieli zwyczaj przyjmowa膰 seritactates, lekarstwa, dla wzmocnienia pami臋ci. M贸wi臋 - wzmocnienia - cho膰 nie jest to dok艂adne okre艣lenie. W tamtych czasach mieli艣my doskona艂膮 pami臋膰 i prosta kuracja mog艂a wzmocni膰 j膮 na setki lat. Wtedy to pope艂ni艂em b艂膮d 偶eni膮c ci臋 z kobiet膮 bardzo podobn膮 do Wisterii, smuk艂膮, o br膮zowych oczach i w艂osach mi臋kkich jak jedwab. Nie do偶y艂a sze艣膰dziesi膮tki. Po艣lubi艂em j膮, bo by艂em m艂ody i zakochany. My艣la艂em, 偶e je艣li nawet umrze ze staro艣ci, gdy ja zachowam m艂odo艣膰, znajd臋 pociech臋 we wspomnieniach o tamtej mi艂o艣ci. Przypominam sobie dok艂adnie ka偶d膮 chwil臋, ka偶dy dzie艅, kt贸ry z ni膮 sp臋dzi艂em. Pami臋tam, jak dr偶a艂y jej usta w dniu 艣mierci jej matki; smak kartofla, kt贸ry spali艂a, gdy byli艣my ma艂偶e艅stwem od trzech lat i siedmiu dni. Mog臋 powt贸rzy膰 s艂owo w s艂owo przepis na pieczonego kr贸lika, kt贸ry mi poda艂a, gdy od naszego 艣lubu up艂yn臋艂o dwadzie艣cia dwa lata i sze艣膰dziesi膮t sze艣膰 dni. Dwudziestego sz贸stego dnia Miesi膮ca Plon贸w w roku 3511 z Botany przyp艂yn膮艂 statek z p艂贸tnem i pomara艅czami. Przypominam sobie jej pachn膮cy pomara艅czami oddech, kiedy mnie poca艂owa艂a nast臋pnego ranka. Po urodzeniu naszej pierwszej c贸rki moja 偶ona dosta艂a 偶ylaka na prawym goleniu. Sto lat p贸藕niej, obozuj膮c nad rzek膮 zwan膮 Rybim Rajem, z zaskoczeniem zobaczy艂em dok艂adnie taki sam uk艂ad 偶y艂ek na klonowym li艣ciu. Pami臋tam te偶 bij膮cy od niej od贸r 艣mierci, gdy poca艂owa艂em japo raz ostatni na stosie pogrzebowym. Zachowa艂em w pami臋ci purpurowy odblask ognia na jej twarzy, kiedy rzucili艣my pochodnie na stos. Pami臋tam j膮, jak wygl膮da艂a za m艂odu, obrazy przemykaj膮 mi w pami臋ci i widz臋, jak na jej twarzy pojawi艂y si臋 zmarszczki, jak posiwia艂y jej w艂osy, jak mi臋艣nie zmi臋k艂y i zanik艂y, a plecy zgi臋艂y si臋 w pa艂膮k. Na moich oczach traci艂a urod臋 i rozpada艂a si臋 w proch. I od tej jednej do drugiej chwili nie zmieniona pozostaje tylko moja mi艂o艣膰 do niej i przera偶aj膮ca pustka, kt贸ra zago艣ci艂a w moim sercu po 艣mierci 偶ony. To najbardziej podobne do kwea, uczucie do jakiego zdolny jest cz艂owiek.

- My艣l膮, 偶e jest to tak samo tragiczne jak utrata brata - powiedzia艂 Ayuvah.

- Och, straci艂em te偶 i brata - odpar艂 Phylomon. - Sto pi臋膰dziesi膮t lat temu. Czas nas rozdzieli艂 i rzadko si臋 widywali艣my. Pewnego dnia zda艂em sobie spraw臋, 偶e nie widzia艂em brata, ani nic o nim nie s艂ysza艂em od lat. Szuka艂em go przez sze艣膰 lat, nigdy nie maj膮c pewno艣ci, 偶e 偶yje. Przypuszczam, 偶e zabili go 艂owcy niewolnik贸w. Mia艂 czerwon膮 sk贸r臋, bardzo podobn膮 do mojej. Jego symbiont臋 nazywano pyroderm膮, gdy偶 pozwala艂 mu pali膰 przedmioty wysi艂kiem woli. Mam nadziej臋, 偶e kt贸rego艣 dnia znajd臋 jego sk贸r臋. Pewnie spoczywa jak zrzucona sk贸ra w臋偶a, na po艂y zagrzebana pod kamieniem w lesie. Wiedzcie bowiem, 偶e cho膰 up艂yn臋艂o tyle czasu jego symbiont nie zgnije. Tak, ja straci艂em braci, rodzic贸w, dzieci, kochanki... W艣r贸d Erydanian, kt贸rych gwiazdoloty bojowe kr膮偶膮 wok贸艂 naszego 艣wiata, m贸wi si臋, 偶e wszyscy jeste艣my milionem istot, kt贸re pragn膮 sta膰 si臋 jedno艣ci膮. Zdarza si臋 to jednak tylko wtedy, gdy bliscy jeste艣my prze偶ywania tego samego, czystego uczucia. M贸wi si臋, 偶e istnieje tylko jedna nienawi艣膰, jedna rado艣膰 i tylko jedna ekstaza. I kiedy prze偶ywamy to uczucie w ca艂ej jego g艂臋bi, stajemy si臋 jedn膮 istot膮. Je艣li ty i twoja ukochana prze偶ywacie doskona艂膮 ekstaz臋, w umys艂ach Erydanian przestajecie by膰 dwiema osobami, stajecie si臋 jedno艣ci膮. My, ludzie, nie jeste艣my Erydanianami, kt贸rzy my艣l膮 jednym wsp贸lnym umys艂em. Ja jednak jestem podobny do ciebie Tullu i do ciebie Ayuvahu, poniewa偶 ja tak偶e mam uczucia. Nigdy jednak nie prze偶yj臋 ich tak g艂臋boko jak wy. - Phylomon sta艂 chwil臋 w zamy艣leniu, po czym m贸wi艂 dalej: - W m贸zgu jest cz臋艣膰 zwana pod-wzg贸rzem, o艣rodek emocji. Pwi, u kt贸rych podwzg贸rze jest znacznie wi臋ksze ni偶 u ludzi, maj膮 tak bogate 偶ycie wewn臋trzne, 偶e ja -i mo偶e nawet ty, Tullu Genecie - nie potrafimy sobie tego wyobrazi膰. Kiedy Pwi poluje w pobli偶u jakiej艣 ska艂y i przestraszy si臋 grzechotnika, ten incydent budzi w nim tak wielki niepok贸j, 偶e b臋dzie si臋 ba艂 do ko艅ca 偶ycia. Odt膮d wspomnienie o tej skale, grzechotniku i przera偶eniu, jakie go wtedy ogarn臋艂o, pozostanie nieroz艂膮cznie powi膮zane w j ego umy艣le. Dlatego zawsze b臋dzie unika艂 tej ska艂y w obawie, 偶e w pobli偶u mo偶e czai膰 si臋 ten sam w膮偶. Ten sam m臋偶czyzna z pustym 偶o艂膮dkiem mo偶e znale藕膰 obsypan膮 orzechami leszczyn臋 i zaspokoi膰 g艂贸d. Samo drzewo i zadowolenie z nape艂nienia 偶o艂膮dka tak go upoi, 偶e b臋dzie o tym my艣la艂 przez kilka godzin. P贸藕niej nie b臋dzie m贸g艂 min膮膰 tego miejsca bez przypomnienia sobie tamtego przyjemnego uczucia. Ten prosty, niezwykle warto艣ciowy mechanizm pozwoli艂 Neandertalczykom przetrwa膰 na Ziemi przez wiele tysi臋cy lat.

Tuli roze艣mia艂 si臋 ironicznie, zastanawiaj膮c si臋, czy Ayuvah rozumie angielski w tym stopniu, by 艣ledzi膰 przebieg tej rozmowy.

- Powiedzia艂e艣 to tak, jakby kwea by艂o wielkim b艂ogos艂awie艅stwem dla Pwi.

- Dla Pwi tak, ale nie dla ciebie. Oni czuj膮 g艂臋biej od ciebie, lecz troch臋 inaczej. S膮 bowiem w pewnym stopniu chronieni przed katastrofalnymi skutkami przera偶enia, kt贸re ciebie ogarnia, Tullu Genecie. Ich m贸zgi wytwarzaj膮 endorfin臋 zmniejszaj膮c膮 najgorsz膮 panik臋. Neandertalczycy nie bez powodu nazywaj膮 siebie "u艣miechni臋tym ludem". M贸zgi Pwi unicestwiaj 膮 trucizny, kt贸re powstaj膮 w ich cia艂ach. Ze sposobu, w jaki zareagowa艂e艣 na pojawienie si臋 Cz艂o-wieka-Mastodonta, podejrzewam, 偶e neandertalskie endorfiny wytworzone przez tw贸j m贸zg niezbyt pasuj膮do jego cz艂owieczych chemoreceptor贸w. Nic ci臋 nie chroni przed jakim艣 szkodliwym kwea. To cz臋sta przypad艂o艣膰 w艣r贸d Tcho-Pwi. Miesza艅cy tacy jak ty rzadko 偶yj膮 d艂ugo.

Tuli tylko raz spotka艂 innego Tcho-Pwi, ma艂膮, s艂abowit膮 i chor膮 dziewczynk臋; dziewczynk臋 o zamglonych oczach, kt贸ra nie umia艂a m贸wi膰.

- Co chcesz przez to powiedzie膰? - spyta艂 z dr偶eniem serca, gdy偶 ju偶 zna艂 odpowied藕.

- B臋d膮c p贸艂 cz艂owiekiem i p贸艂 Pwi, jeste艣 uzale偶niony zar贸wno od obiektywnych, jak i od czysto emocjonalnych wspomnie艅. Niewielu miesza艅c贸w umie si臋 dostosowa膰 do takiej sytuacji. Ulegaj膮 strachowi i rozpaczy. Tw贸j ojciec "obdarzy艂 ci臋" kwea, kt贸re poczu艂e艣 tej nocy. Jest ono bardzo silne i niebezpieczne. Ale dobrze sobie z nim radzisz. My艣l臋 jednak, 偶e zdruzgocze ci臋 nie strach, lecz mi艂o艣膰 - Phylomon wypowiedzia艂 te ostatnie s艂owa tak oboj臋tnie, jakby by艂y zwyk艂ym spostrze偶eniem. - Mam jednak szczer膮 nadziej臋, 偶e czeka ci臋 lepszy los - doda艂.

Tuli patrzy艂 w milczeniu na niebieskosk贸rego m臋偶czyzn臋, tak wysokiego, 偶e wygl膮da艂 na zdeformowanego, podobnego do kosmity. Nic dziwnego, 偶e kto艣 taki my艣la艂 odmiennie od innych. A przecie偶, co wyda艂o si臋 m艂odzie艅cowi zaskakuj膮ce, czu艂 wewn臋trzne pokrewie艅stwo z Phylomonem.

O 艣wicie Gwiezdny 呕eglarz przyprowadzi艂 Tulla i Ayuvaha z powrotem do obozu i podczas kr贸tkiej ceremonii spalili to, co pozosta艂o z Ma艂ego Chaa. Przylecia艂o stado kruk贸w i kr膮偶y艂o nad unosz膮cym si臋 ku niebu s艂upem dymu. Tuli czu艂, 偶e uwolniony z okow贸w cia艂a Ma艂y Chaa przywo艂a艂 te ptaki, by 艣wiadczy艂y o obecno艣ci jego duszy na pogrzebie.

Wisteria sp臋dzi艂a ten ranek w tyle wozu, owini臋ta w koc, opatruj膮c zadrapania i si艅ce. W nocy nikt nie m贸g艂 zobaczy膰, ile prowiantu uleg艂o zniszczeniu, teraz jednak okaza艂o si臋, 偶e niemal ka偶da beczka i ka偶dy worek zosta艂 rozbity lub rozdarty. Wi臋kszo艣膰 zapas贸w nie nadawa艂a si臋 do spo偶ycia. Tuli pom贸g艂 towarzyszom w sprz膮taniu. W wysokiej trawie w odleg艂o艣ci oko艂o trzydziestu metr贸w od wozu znalaz艂 sakiewk臋 pe艂n膮 platynowych or艂贸w; by艂o ich przynajmniej tysi膮c.

- Sk膮d si臋 to wzi臋艂o? - zapyta艂.

- Ja je przywioz艂em - odpar艂 szybko Scandal.

- Taki maj膮tek nie na wiele tu ci si臋 przyda - stwierdzi艂 Phylomon.

- Udajemy si臋 do Denai - powiedzia艂 po chwili wahania ober偶ysta. - Tamtejsze zajazdy s艂yn膮 z dobrej kuchni.

- S艂ysza艂em, 偶e s艂yn膮 tylko z tamtejszych dziwek - zauwa偶y艂 Phylomon. - Kraalscy w艂a艣ciciele niewolnik贸w hodowali swoje prostytutki dla ich urody, tak jak inni ludzie byd艂o. Przez ponad czterdzie艣ci pokole艅 ani jedna denaiska "panienka" nie zosta艂a sprzedana poza miasto.

- Tak - potwierdzi艂 Scandal czerwieni膮c si臋 po same uszy. - No c贸偶, powiedzmy, 偶e karczmarz musi wiedzie膰 jak podawa膰 go艣ciom r贸偶ne dania.

Tuli spojrza艂 na pieni膮dze i a偶 j臋kn膮艂 zaskoczony. Scandal zapo偶yczy艂 si臋 na t臋 wypraw臋, a przecie偶 w znalezionej sakiewce by艂o do艣膰 pieni臋dzy na kupno trzech statk贸w. Ta suma wystarczy艂aby mu na wygodne 偶ycie a偶 do 艣mierci. Zapewne zamierza艂 sp臋dzi膰 w Denai tylko jedn膮 lub dwie noce, ale wyda艂by dorobek ca艂ego 偶ycia na dziwki!

- Poszukajmy naszej beczki i mastodonta - powiedzia艂 g艂o艣no Tuli. - Mo偶e 艢limak uciek艂 ma艂poludom i potrzebuje kogo艣, kto wska偶e mu drog臋 powrotn膮 do obozu.

- My艣l臋, 偶e b臋dzie to rozs膮dne posuni臋cie - Phylomon skin膮艂 g艂ow膮.

- Co takiego?! - oburzy艂 si臋 Scandal. - Chcecie zostawi膰 mnie tutaj z Wisteria?

- Ale偶 sk膮d, nawet mi to do g艂owy nie przysz艂o! - odpar艂 Gwiezdny 呕eglarz. - To Tuli powinien zosta膰 ze swoj膮 偶on膮.

- Ale... ale - zacz膮艂 Scandal.

Tuli spojrza艂 na ob贸z, na rozrzucony na ziemi prowiant. Mimo woli przypomnia艂 sobie uporczywe kwea emanuj膮ce od Cz艂owieka-Mastodonta, swoj膮 w艂asn膮 s艂abo艣膰 i bezsilno艣膰.

- Musz臋 p贸j艣膰 z wami na spotkanie z Lud藕mi-Mastodontami -powiedzia艂 stanowczym tonem.

Wkr贸tce po 艣niadaniu Tuli i Ayuvah zeszli nad jeziorko, by przygotowa膰 si臋 do polowania. Neandertalczyk wrzuci艂 do wody trzy kamyki i obserwowa艂 uwa偶nie zmarszczki rozchodz膮ce si臋 po g艂adkiej tafli. Potem usiad艂 na brzegu i zamkn膮艂 oczy. Tuli zrobi艂 to samo.

- Przegnaj wrogie my艣li, pozostaw tylko 偶yczliwe nastawienie wobec Ludzi-Mastodont贸w - poradzi艂 mu Ayuvah. - Niech ten spok贸j emanuje od ciebie. Je偶eli zdobycz wyczuje twoj膮 偶膮dz臋 krwi, ukryje si臋 przed tob膮. Nie trzeba te偶 by膰 wybrednym. Wiele razy wyrusza艂em na kuropatwy, a znajdowa艂em w krzakach srebrnego lisa. Duchy Zwierz膮t oddaj膮 si臋 my艣liwym wedle w艂asnej woli, dlatego nie powinni艣my wybrzydza膰. Dzisiaj szukamy 艢limaka, ale mo偶e podda si臋 nam inny mastodont. Wszystko zale偶y od tego, co postanowi膮 Duchy Zwierz膮t.

Ayuvah siedzia艂 z zamkni臋tymi oczami. Tuli zamy艣li艂 si臋 g艂臋boko. Jego przyjaciel jest taki silny. Wiedzia艂, 偶e Ayuvah op艂akuje w duszy Ma艂ego Chaa, a przecie偶 niczym nie daje tego po sobie pozna膰. Siedzieli w ten spos贸b prawie p贸艂 godziny. Tuli wpatrywa艂 si臋 w wod臋, staraj膮c si臋 wyciszy膰 my艣li. Ogromna zielona wa偶ka, kt贸rej skrzyd艂a mia艂y rozpi臋to艣膰 sze艣膰dziesi臋ciu centymetr贸w, zawis艂a nad jeziorkiem. M艂ody Tcho-Pwi, zaskoczony furkotem, podni贸s艂 wzrok i zobaczy艂 po drugiej stronie jeziorka, na skraju lasu, wielkiego szarego wilka, kt贸ry obserwowa艂 ich obu, dysz膮c ci臋偶ko, z wywieszonym j臋zykiem. Wilk ziewn膮艂.

Ayuvah otworzy艂 oczy i spojrza艂 na wilka.

- M贸j Zwierz臋cy Przewodnik jest ze mn膮 - rzek艂. - Czas i艣膰.

Tuli z powrotem przeni贸s艂 wzrok na wilka. Zwierz臋 cofn臋艂o si臋 mi臋dzy drzewa i znikn臋艂o.

Chwil臋 p贸藕niej obaj m艂odzie艅cy rozpocz臋li poszukiwania. Ludzie-Mastodonty musieli dotkliwie pobi膰 艢limaka, poniewa偶 pozostawia艂 za sob膮 poszarpane paprocie i zakrwawione ga艂臋zie. Mastodont przeora艂 g艂臋boko nogami wilgotny czarnoziem, to biegn膮c na o艣lep, to szar偶uj膮c na wrog贸w. W hordzie by艂o czternastu ma艂polud贸w. Z jakiego艣 nieznanego powodu Ludzie-Mastodonty zabrali te偶 olbrzymi膮 beczk臋 Scandala. Jeden toczy艂 j膮 z ty艂u, zacieraj膮c 艣lady.

- Poganiaj膮 go - powiedzia艂 w pewnej chwili Phylomon w j臋zyku Pwi, ruchem g艂owy wskazuj膮c na pomocny zach贸d. - Bez wzgl臋du na to, w kt贸r膮 stron臋 pr贸buje uciec, zawracaj膮 go na p贸艂noc.

- Dok膮d go zabieraj膮? - spyta艂 Tuli.

- Ludzie-Mastodonty nie s膮 do艣膰 inteligentni, by sporz膮dzi膰 w艂贸cznie, dlatego wal膮 zwierz臋 maczugami, 偶eby si臋 wykrwawi艂o z licznych ran. Zap臋dz膮 艢limaka do swojego obozowiska i tam go zjedz膮 - wyja艣ni艂 Ayuvah, opieraj膮c si臋 na w艂贸czni. Potem za艣 przykl膮k艂, dotykaj膮c r臋k膮 tropu ma艂poluda. - Nawet je艣li si臋 uwolni b臋dzie bardzo cierpia艂. Oszaleje z b贸lu jak byk, kt贸ry przed kilku laty rozwali艂 dom Shezzaha.

- Mo偶e nas zw臋szy i przypomni sobie, 偶e jeste艣my jego przyjaci贸艂mi - powiedzia艂 Tuli.

- Na twoim miejscu nie 艂udzi艂bym si臋 nadziej膮 - odpar艂 Phylomon. - 艢limak jest ranny. Nawet je艣li go z艂apiemy, nie b臋dzie w stanie ci膮gn膮膰 wozu przez kilka tygodni. - I doda艂 po chwili milczenia: - Jak daleko musimy i艣膰, 偶eby kupi膰 innego mastodonta?

- Scandal kupi艂 艢limaka od g贸rnika z White Rock - wyja艣ni艂 Tuli - ale by艂 to jedyny mastodont w ca艂ej osadzie. Drwale w Wel-len's Eyes maj膮 kilka. To jest najbli偶ej - trzysta kilometr贸w st膮d.

Phylomon nic nie powiedzia艂. Trzysta kilometr贸w na po艂udnie; taka podr贸偶 mog艂a potrwa膰 miesi膮c. A oni nie mogli straci膰 tyle czasu.

W milczeniu szli tropem Ludzi-Mastodont贸w. By艂 tak dobrze widoczny, 偶e nie musieli patrze膰 na ziemi臋, obserwowali tylko drzewa i krzewy. Ma艂poludy b臋d膮 odpoczywa膰 ca艂膮 gromad膮, mo偶e zasn膮 w paprociach lub w cieniu przewr贸conej sekwoi. Niewykluczone, 偶e kilku zaspanych m艂okos贸w b臋dzie czuwa膰, gotowych ostrzec wyciem wsp贸艂plemie艅c贸w, gdyby zw臋szyli szablastego kota.

Mi臋艣nie brzucha Tulla kurczy艂y si臋 ze strachu, utrudnia艂y oddychanie. Nie m贸g艂 zapomnie膰 pi偶mowego zapachu sier艣ci wrog贸w ani bij膮cego od nich smrodu gnij膮cego mi臋sa. W przeciwie艅stwie do wi臋kszo艣ci drapie偶nik贸w, Ludzie-Mastodonty nie byli wybredni, a fetor zakrzep艂ej krwi i rozk艂adaj膮cego si臋 t艂uszczu bucha艂 od nich z du偶ej odleg艂o艣ci. W dziwny spos贸b fascynowa艂o to Tulla. Kiedy po raz pierwszy zobaczy艂 Cz艂owieka-Mastodonta przestraszy艂 si臋 go, poniewa偶 przypomina艂 mu Jenksa. Ale, jak powiedzia艂 Phylomon, po kilku godzinach m贸zg m艂odego Tcho-Pwi dokona艂 cudu: Tuli zda艂 sobie spraw臋, 偶e tak naprawd臋 nie boi si臋 ojca, lecz tamtej krwio偶erczej bestii.

W po艂udnie znale藕li beczk臋 Scandala le偶膮c膮 na zboczu wzg贸rza w wysokich paprociach. Podeszli do niej powoli, w obawie, 偶e natrafili na obozowisko Ludzi-Mastodont贸w. Tuli podkrad艂 si臋 bli偶ej. W艂osy zje偶y艂y mu si臋 ze strachu i dosta艂 g臋siej sk贸rki.

Okr膮偶yli beczk臋, ale przekonali si臋, 偶e jest pusta. Znale藕li w niej tylko k臋pk臋 br膮zowej sier艣ci.

Wczesnym popo艂udniem weszli do p艂ytkiej doliny zaro艣ni臋tej dzik膮 winoro艣l膮. Li艣cie winoro艣li by艂y sztywne, jak nawoskowane, suche i martwe po upalnym lecie. Nie mo偶na by艂o bezszelestnie przedrze膰 si臋 przez t臋 g臋stwin臋. Na pomocnym kra艅cu doliny wznosi艂 si臋 stromy pag贸rek: sekwoje wspina艂y si臋 a偶 na jego szczyt i tam w艂a艣nie ko艅czy艂 si臋 las. Krwawe 艣lady 艢limaka prowadzi艂y prosto do tego odleg艂ego o kilkaset metr贸w wzniesienia.

- Je艣li 艢limak prze偶y艂 upadek, b臋dzie mia艂 po艂amane nogi - zauwa偶y艂 Phylomon. - My艣l臋, 偶e z drugiej strony tego wzg贸rza znajdziemy ma艂polud贸w po偶eraj膮cych jego cia艂o.

Poleciwszy towarzyszom zosta膰 w tyle, Gwiezdny 呕eglarz podkrad艂 si臋 samotnie do stromego wzniesienia, poruszaj膮c si臋 tak powoli, 偶e pn膮cza nie szele艣ci艂y, ale zsuwa艂y si臋 po jego go艂ych nogach. Dotar艂 na szczyt, a nast臋pnie podpe艂zn膮艂 na skraj zbocza. Patrzy艂 w d贸艂 przez jakie艣 pi臋膰 minut, po czym r贸wnie wolno wr贸ci艂 do towarzyszy.

Tullowi wyda艂o si臋, 偶e niebo pociemnia艂o, a powietrze zg臋stnia艂o. Pr贸bowa艂 przegna膰 dawne obawy, przypominaj膮c sobie, 偶e prze偶y艂 atak Ludzi-Mastodont贸w, ale mu si臋 to nie uda艂o. Zasch艂o mu w ustach. Mia艂 wra偶enie, 偶e j臋zyk mu spuch艂.

- 艢limak nie 偶yje - powiedzia艂 Phylomon. - Chod藕my st膮d. Ayuvah westchn膮艂 z ulg膮.

- Nie 偶yje? - spyta艂 z niedowierzaniem Tuli. - Jeste艣 tego pewny?

- Ludzie-Mastodonty ogo艂ocili z mi臋sa wi臋ksz膮 cz臋艣膰 jego cia艂a - wyja艣ni艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Jest ich tam ca艂a gromada, trzydziestu lub czterdziestu.

- Co powinni艣my zrobi膰? - pyta艂 dalej Tuli.

- Zrobi膰? - Phylomon uni贸s艂 bezw艂ose brwi. - Oczywi艣cie odej艣膰 st膮d!

Gwiezdny 呕eglarz odwr贸ci艂 si臋, 偶eby odej艣膰; Ayuvah poszed艂 za nim. Tuli sta艂 chwil臋, oszo艂omiony. Phylomon mia艂 jednak racj臋. Tak zwani Ludzie-Mastodonty byli w rzeczywisto艣ci t臋pymi zwierz臋tami, niezdolnymi rozpozna膰 wsp贸lnego pochodzenia, przynale偶no艣ci do rodzaju ludzkiego. Kiedy zabili i zjedli Ma艂ego Chaa, nie widzieli w nim innej istoty rozumnej, tylko zwierz臋. Zjedli go w taki sam spos贸b, jak Tuli m贸g艂by zje艣膰 艣wini臋 lub kuropatw臋. A jednak m艂odzieniec pragn膮艂 ich ukara膰, chcia艂 zbiec wraz z Phylomonem i Ayuvahem ze wzg贸rza, napa艣膰 na Ludzi-Mastodont贸w i wyr偶n膮膰 ich w pie艅, nawet dzieci. Zdawa艂 sobie wszak偶e spraw臋, 偶e ten pomys艂 graniczy z szale艅stwem. Nic nie zyskaj膮 atakuj膮c. Ajednak mam co艣 do zyskania, pomy艣la艂 Tuli. I zrozumia艂, 偶e ma racj臋. Kwea rz膮dzi艂y Pwi w subtelny spos贸b. Je偶eli dwaj m臋偶czy藕ni bardzo si臋 na siebie pogniewali, m贸wili wtedy: Kwea nie pozwoli nam 偶y膰 w pokoju. Je艣li ich plemi臋 mia艂o szcz臋艣cie, mog艂o zako艅czy膰 wa艣艅 pojednaniem, sprawi膰, 偶e kwea przyja藕ni na zawsze wch艂onie kwea gniewu. Tuli zrozumia艂, 偶e je偶eli nie zabije teraz Ludzi-Mastodont贸w, do ko艅ca 偶ycia b臋dzie nim kierowa膰 kwea strachu i na zawsze pozostanie jego niewolnikiem.

Patrzy艂 jak Phylomon spokojnie odprowadza Ayuvaha do obozu. Ayuvah odwr贸ci艂 si臋, pot臋偶ne mi臋艣nie jego karku napi臋艂y si臋, gdy spojrza艂 przez rami臋 na Tulla.

- Musisz ich zabi膰? - spyta艂.

Tullowi zasch艂o w ustach: tak, chcia艂 zabi膰 morderc贸w Ma艂ego Chaa, ale powiedzia艂 tylko:

- Musz臋 na nich popatrze膰.

Nogi ugina艂y si臋 pod nim; pr贸bowa艂 sta膰 prosto, pohamowa膰 dr偶enie.

Phylomon zatrzyma艂 si臋 i odwr贸ci艂.

- Bracie, p贸jd臋 z tob膮 - zaproponowa艂 Ayuvah.

- Nie - sprzeciwi艂 si臋 Tuli. - Ju偶 raz widzia艂em 艣mier膰 przyjaciela. Nie chc臋 patrze膰, jak ginie drugi.

- Z艂e kwea i mnie ogarn臋艂o - odrzek艂 na to Ayuvah. -I chocia偶 si臋 nie boj臋 Ludzi-Mastodont贸w, musz臋 p贸j艣膰 z tob膮.

Tuli mrukn膮艂 twierdz膮co i zwa偶y艂 w r臋ku w艂贸czni臋. Potem rozwi膮za艂 pas i wysika艂 si臋 na krzak. Krew t臋tni艂a mu w uszach. Pomy艣la艂 o budz膮cym md艂o艣ci g艂o艣nym pla艣ni臋ciu, z jakim Cz艂owiek-Ma-stodont uderzy艂 Ma艂ego Chaa, przypomnia艂 sobie g艂uchy odg艂os spadaj膮cego na ziemi臋 cia艂a przyjaciela.

- Id藕cie i popatrzcie szybko na nich, p贸ki jest jeszcze jasno -powiedzia艂 Phylomon. - Je艣li was zw臋sz膮, kierujcie si臋 na otwart膮 przestrze艅, gdzie o艣lepi ich blask s艂o艅ca. Zawsze id藕cie tak, by wiatr wia艂 od nich. Je偶eli kt贸ry艣 rzuci si臋 na was i podniesie ramiona, oznacza to ceremonialny atak. Wycofajcie si臋 wtedy powoli. Je偶eli natomiast zaatakuje z pochylonymi nisko ramionami, zamierza was zabi膰. Ja sam wr贸c臋 i potocz臋 beczk臋 z powrotem do obozu.

Kiedy Phylomon znikn膮艂 w艣r贸d sekwoi, Tuli i Ayuvah okr膮偶yli pag贸rek, kieruj膮c si臋 do lasu, gdzie by艂o tak ciemno, 偶e nie ros艂a tam nawet dzika winoro艣l. Po obej艣ciu wzg贸rza natkn臋li si臋 na 艂agodnie opadaj膮cy teren. Przy ziemi li艣cie by艂y bardzo g臋ste, poniewa偶 w tym rejonie dziki nie chcia艂y je艣膰 kwa艣nych winogron. Wy偶ej 艂osie i jelenie objad艂y jednak klony i olchy z wi臋kszych li艣ci. Patrz膮c w d贸艂 zbocza Tuli dostrzeg艂 cia艂o 艢limaka. Zia艂o w nim kilkana艣cie wielkich ran. Zab贸jcy rozpruli mu brzuch, zjedli w膮trob臋 i 偶o艂膮dek i wyci膮gn臋li jelita na odleg艂o艣膰 kilkunastu metr贸w. Tu偶 za zabitym zwierz臋ciem zobaczy艂 Ludzi-Mastodont贸w: le偶eli wyci膮gni臋ci na trawie w cieniu drzew. Te wielkie, podobne do ma艂p istoty, mia艂y ow艂osienie tylko na ramionach i piersi; d艂ugie, skundlone grzywy os艂ania艂y ich g艂owy. Dwa podrostki nie spa艂y. Ciemno偶贸艂ta, dziecinna sier艣膰 samicy by艂a tak rzadka, 偶e m艂oda ma艂poludka przypomina艂a pod tym wzgl臋dem cz艂owieka. Siedzia艂a, obmacuj膮c praw膮 pier艣, uk膮szon膮 przez kleszcza lub pch艂臋. Potem znieruchomia艂a i odchyli艂a do ty艂u g艂ow臋, 偶eby wci膮gn膮膰 powietrze w szerokie nozdrza.

Drugi podrostek, niski samiec, kt贸rego sier艣膰 zmieni艂a kolor na ciemnobr膮zowy, w艂a艣ciwy doros艂ym osobnikom, 艂ama艂 ga艂臋zie i wpycha艂 je mi臋dzy z臋by, przedzieraj膮c si臋 przez listowie. W pewnej chwili st臋kn膮艂 cicho, jakby wyzywa艂 do walki starsze samce. Mia艂 bardziej spiczast膮 g艂ow膮 ni偶 inne ma艂poludy i g艂臋biej osadzone oczy. Ayuvah nadepn膮艂 na jak膮艣 ga艂膮zk臋. Us艂yszawszy cichy trzask, m艂ody samiec odwr贸ci艂 si臋 w t臋 stron臋. Przyjacio艂om wyda艂o si臋 na moment, 偶e przeszywa ich spojrzeniem. Lecz Cz艂owiek-Mastodont niczego nie zauwa偶y艂.

Tuli przez kilka minut obserwowa艂 le偶膮ce na ziemi doros艂e osobniki, badaj膮c wzrokiem ich twarze, staraj膮c si臋 odnale藕膰 samca, kt贸ry po偶ar艂 Ma艂ego Chaa. 艢cisn臋艂o go w gardle na to wspomnienie. Krew t臋tni艂a mu w uszach, gdy zastanawia艂 si臋, w jaki spos贸b prze-kra艣膰 si臋 mi臋dzy 艣pi膮ce stwory i wbi膰 w艂贸czni臋 w serce mordercy. Nie znalaz艂 go jednak.

Kiedy tylko oko艂o dwustu metr贸w dzieli艂o m艂odzie艅c贸w od u艣pionych Ludzi-Mastodont贸w, Tuli ruchem r臋ki kaza艂 Ayuyahowi zaczeka膰. Potem pope艂z艂 do przodu. Wysuwa艂 przed siebie rdzawozielon膮 tarcz臋 nie dlatego, by os艂oni艂a go przed ciosem ma艂poluda, ale 偶eby lepiej si臋 zamaskowa膰. Czo艂ga艂 si臋, zmiataj膮c przezornie z drogi ga艂膮zki i usch艂e li艣cie. Serce wali艂o mu jak m艂ot. Nie m贸g艂 uwierzy膰, 偶e Ludzie-Mastodonty go nie widz膮, 偶e nie czuj膮 woni jego potu, kt贸rym obla艂 si臋 ze strachu. Nie czu艂 jednak kwea przera偶enia, budz膮cego straszne wspomnienia, kt贸re wynurzaj膮 si臋 z g艂臋bin pami臋ci. Bardziej panowa艂 teraz nad strachem, ale, paradoksalnie, by艂 to strach jakby bardziej przemy艣lany. M艂ody Tcho-Pwi wiedzia艂 bowiem, 偶e 艣wiadomie robi co艣 bardzo g艂upiego.

Kiedy Tuli znalaz艂 si臋 w odleg艂o艣ci stu pi臋膰dziesi臋ciu metr贸w od obozu Ludzi-Mastodont贸w, m艂ody samiec nagle wsta艂 i zamrucza艂 wyzwanie do walki, unosz膮c wysoko ramiona. Kilka starszych osobnik贸w obudzi艂o si臋 i podnios艂o g艂owy. M艂ody Tcho-Pwi by艂 teraz tak blisko, 偶e czu艂 wyra藕nie ich zapach: mieszanin臋 potu, zakrzep艂ej krwi, gnij膮cego mi臋sa. Cia艂o 艢limaka le偶a艂o w odleg艂o艣ci pi臋膰dziesi臋ciu metr贸w. Roi艂y si臋 nad nim brz臋cz膮ce muchy i szerszenie. Ludzie-Mastodonty a偶 spuchli z prze偶arcia. Jaka艣 stara samica wsta艂a, podnios艂a zakrwawiony od艂amek skalny i utkwi艂a wzrok w zdobyczy. Tuli nie zauwa偶y艂, sk膮d wzi臋艂a kamie艅, dlatego przyjrza艂 si臋 uwa偶niej 艣pi膮cej hordzie. Zorientowa艂 si臋 wtedy, 偶e ka偶dy ma艂polud ma pod r臋k膮 poplamiony krwi膮 ostry kamie艅 lub zaostrzony kij i 偶e wi臋kszo艣膰 艣ciska te prymitywne narz臋dzia nawet we 艣nie. Ma艂e dziecko zaskomla艂o w ramionach matki, kt贸ra ostro偶nie posadzi艂a je na swej wielkiej d艂oni. Nagle z cienia osiki wychyn膮艂 barczysty samiec z j膮drami wielko艣ci ma艂ych melon贸w. G艂臋bokie bruzdy bieg艂y od jego nosa do k膮cik贸w ust, nadaj膮c mu wygl膮d zagniewanego. Nie mia艂 tak szerokich nozdrzy jak pozosta艂e samce, a jego nos by艂 kr贸tki i zadarty.

Po siwych w艂osach na piersi Tuli rozpozna艂 w nim besti臋, kt贸ra po偶ar艂a Ma艂ego Chaa. Najwidoczniej by艂 to przyw贸dca hordy. Samiec ruszy艂 powoli do przodu, podpieraj膮c si臋 palcami r膮k, potem spojrza艂 na m艂odzika i podni贸s艂 ramiona. M艂ody samiec szczekn膮艂 i uciek艂 w zaro艣la. Zerwa艂 ga艂膮藕 osiki i zacz膮艂 wali膰 ni膮 w ziemi臋. W贸dz podszed艂 do m艂odej samicy. Ta pog艂adzi艂a go po d艂ugiej grzywie, lecz starzec tylko po艂o偶y艂 r臋k臋 na jej brzuchu, jakby m贸wi艂:

- Poczekaj troch臋, a偶 si臋 ca艂kiem rozbudz臋.

Tuli przypomnia艂 sobie s艂owo, kt贸rego kiedy艣 nauczy艂 go Scan-dal - brzmia艂o ono pedofil - i u艣miechn膮艂 si臋 w duchu.

Czterech Ludzi-Mastodont贸w by艂o ju偶 na nogach. Przed wieczorem obudz膮 si臋 pozostali. Maj膮c tak ogromn膮 zdobycz do zjedzenia, nie b臋d膮 tego dnia polowa膰. Obudz膮 si臋 jednak z przyzwyczajenia.

Tuli mocniej chwyci艂 w艂贸czni臋, drug膮 r臋k膮 podni贸s艂 tarcz臋 i wsta艂. M艂ody samiec warkn膮艂 ostrzegawczo. Wszystkie ma艂poludy zerwa艂y si臋 z ziemi. M艂oda samica stoczy艂a si臋 z pnia, opar艂a palce o ziemi臋 i oddali艂a si臋 niezdarnie, bo instynkt kaza艂 jej ucieka膰. Przyw贸dca hordy przetoczy艂 si臋 po tej samej k艂odzie i podni贸s艂 na ca艂膮 swoj膮 wysoko艣膰, wymachuj膮c ramionami w ceremonialnej pozie. Wszystkie samice znikn臋艂y w krzakach, a dwunastu samc贸w ustawi艂o si臋 zawodzem. Starsze osobniki, 艣ciskaj膮ce w r臋kach du偶e, zakrwawione od艂amki 艂upku, podnios艂y je gro藕nie. M艂odsze za艣 szczeka艂y i wrzeszcza艂y, ko艂ysz膮c si臋 na boki i wal膮c kamieniami w ziemi臋.

Tuli zrozumia艂, 偶e je艣li stary samiec zaatakuje, pozosta艂e p贸jd膮 za jego przyk艂adem. Wi臋kszo艣膰 mia艂a ponad dwa i p贸艂 metra wzrostu; wiedzia艂, 偶e na pewno ich nie pokona. Czuj膮c ucisk w do艂ku, staraj膮c si臋 g艂臋boko oddycha膰, ruszy艂 do przodu, bardzo powoli i ostro偶nie. Z ka偶dym jego krokiem wielkie ma艂poludy, pow艂贸cz膮c nogami, r贸wnie偶 zbli偶a艂y si臋 do niego, tworz膮c za swoim przyw贸dc膮 偶ywy mur. Kiedy Tuli znalaz艂 si臋 w odleg艂o艣ci dziesi臋ciu metr贸w od najwi臋kszego samca, ten wyprostowa艂 si臋 - a mia艂 oko艂o trzech metr贸w wzrostu - i podni贸s艂 ramiona nad g艂ow膮. Ten ruch sprawi艂, 偶e kwea strachu spad艂a na m艂odego Tcho-Pwi jak dusz膮cy koc: Tuli poczu艂 si臋 zn贸w dzieckiem i sta艂 przed swoim ojcem. Jenks trzyma艂 kajdany, w kt贸re chcia艂 go zaku膰. Niezwykle silne kwea emanuj膮ce od ma艂poluda, kt贸re budzi艂o w Tullu przera偶enie i rozpacz, otoczy艂o go niczym czarna mg艂a. Pociemnia艂o mu w oczach, jakby olbrzymia d艂o艅 zas艂oni艂a s艂o艅ce. Wypu艣ci艂 powietrze z p艂uc w jednym g艂o艣nym, nie ko艅cz膮cym si臋 j臋ku. Utkwi艂 oczy w starym samcu, zaskomla艂, po czym zn贸w opu艣ci艂 wzrok. Sta艂 w cieniu Cz艂owieka-Mastodonta, czuj膮c, 偶e nogi si臋 pod nim uginaj膮.

Przera偶aj膮ce kwea rozlewa艂o si臋 falami po jego m贸zgu. Tuli zrozumia艂, 偶e oszaleje, je艣li pozostanie d艂u偶ej w obecno艣ci krwio偶erczej bestii. Kiedy obserwowa艂 rozpo艣cieraj膮cy si臋 na ziemi cie艅 Cz艂owieka-Mastodonta, nap贸r kwea nieco zel偶a艂. Przypomnia艂 sobie star膮 neandertalsk膮 piosenk臋:

"Mlecze podczas burzy, mlecze podczas burzy. Dziki wiatr, ciep艂y wiatr, Zrywa bia艂y puch. Mlecze podczas burzy."

Rytm tej piosenki dopasowa艂 si臋 do fal strachu parali偶uj膮cych jego umys艂.

Tuli podni贸s艂 w艂贸czni臋, zas艂oni艂 tarcz膮 g艂ow臋, przybieraj膮c symboliczn膮 postaw臋 gotowego do walki wojownika. A potem spojrza艂 przyw贸dcy hordy prosto w oczy.

W tej samej chwili pot臋偶ne kwea strachu podnios艂o si臋 w m贸zgu m艂odzie艅ca jak wielki czarny mur. B贸g Adjonai, w艂adca strachu, stan膮艂 za plecami Cz艂owieka-Mastodonta, a niebo poczernia艂o. Pwi m贸wili, 偶e Adjonai rz膮dzi Kraalem, ale Tuli wyczu艂 teraz obecno艣膰 ciemnego boga. Roze艣mia艂 si臋 jak szaleniec, kt贸rego nie obchodzi ju偶, czy zginie. Ma艂polud obserwowa艂 przeciwnika, ko艂ysz膮c si臋 z boku na bok. Chrz膮ka艂 ze z艂o艣ci i oszo艂omienia, bo ten ma艂y, zuchwa艂y zwierzak zdawa艂 si臋 wyzywa膰 go do walki o przyw贸dztwo hordy. Po chwili opu艣ci艂 ramiona i podpar艂 si臋 palcami, jakby Tuli by艂 nierozs膮dnym m艂okosem z jego plemienia, kt贸ry rzuci艂 mu wyzwanie tylko z czystej ignorancji. Stary samiec zako艂ysa艂 si臋 z boku na bok, a potem wrzasn膮艂 ostrzegawczo tak g艂o艣no, 偶e a偶 zadr偶a艂y klonowe li艣cie.

Uciekaj, szepn膮艂 jaki艣 g艂os w m贸zgu Tulla, uciekaj do 艣wiat艂a dziennego. Lecz m艂odzieniec, nie ruszaj膮c si臋 z miejsca, roze艣mia艂 si臋 na ca艂e gard艂o. Oczy Cz艂owieka-Mastodonta by艂y m臋tne jak u Hardy'ego Goodsticka, mia艂 oczy kretyna. Stary samiec rzuci艂 si臋 na Tulla, pchn膮艂 go lekko w pier艣 i powali艂 na ziemi臋. M艂ody Tcho-Pwi, nie odrywaj膮c oczu od rozw艣cieczonej bestii, pozwoli艂, by ciemne kwea bez przeszk贸d przep艂ywa艂o przez jego cia艂o. Przez pe艂ne pi臋膰 minut na ca艂y g艂os przeklina艂 boga Adjonai, a偶 w艂adca strachu odwr贸ci艂 twarz. Cz艂owiek-Mastodont jaki艣 czas sta艂 nad Tullem, a potem zacz膮艂 chodzi膰 tam i z powrotem, najwyra藕niej nie wiedz膮c, co zrobi膰. Niebo wok贸艂 starego samca nagle poja艣nia艂o. Ma艂polud jakby zmniejszy艂 si臋 i skurczy艂. Sta艂 si臋 dla Tulla tym, czym naprawd臋 by艂: zdezorientowanym zwierz臋ciem, kt贸re nie po偶ar艂o go tylko dlatego, 偶e ju偶 wcze艣niej zaspokoi艂o g艂贸d. M艂ody mieszaniec poczu艂, 偶e obezw艂adniaj膮cy go dot膮d strach opada.

Cz艂owiek-Mastodont, wsparty na palcach, nachyli艂 si臋 nad Tullem i obw膮cha艂 jego twarz jak zaciekawiony pies.

Tuli nie wypuszcza艂 w艂贸czni z r臋ki. M贸g艂 d藕gn膮膰 ni膮 wielk膮 besti臋, nawet 艣miertelnie j膮 zrani膰. Patrz膮c jednak w t臋pe oczy ma艂poluda zrozumia艂, 偶e to ju偶 nie ma 偶adnego znaczenia. Tak, powiedzia艂 Phylomonowi prawd臋: przyszed艂 tu tylko po to, 偶eby popatrze膰 na zab贸jc贸w Ma艂ego Chaa.

Warkn膮艂 na przyw贸dc臋 hordy, kt贸ry odskoczy艂 do ty艂u. Pozosta艂e samce zacz臋艂y wrzeszcze膰 i chrz膮ka膰, a jeden nawet rzuci艂 zakrwawionym kamieniem. Tuli uchyli艂 si臋 i przykl膮k艂, podnosz膮c nad g艂ow膮 w艂贸czni臋 i tarcz臋. Wszyscy Ludzie-Mastodonty rozejrzeli si臋 czujnie dooko艂a, a potem cofn臋li o krok. Tuli wiedzia艂, 偶e sprowokuje ma艂poludy do ataku, je艣li odwr贸ci si臋 do nich plecami. Dlatego opu艣ci艂 ramiona i wycofywa艂 si臋 powoli, a偶 znalaz艂 si臋 obok Ayuvaha.

Chcia艂 cofa膰 si臋 dalej, ale Ayuvah zatrzyma艂 go i wskaza艂 palcem na starego samca.

- Czy to on zabi艂 Ma艂ego Chaa? - spyta艂. Tuli skin膮艂 g艂ow膮.

Ayuvah podni贸s艂 tarcz臋 i w艂贸czni臋 nad g艂ow膮 w symbolicznej postawie rzucaj膮cego wyzwanie wojownika i ruszy艂 w stron臋 hordy Ludzi-Mastodont贸w. Stary przyw贸dca, pozbawiony pewno艣ci, podni贸s艂 ramiona i zarycza艂.

Kiedy Neandertalczyk znalaz艂 si臋 w odleg艂o艣ci trzech metr贸w od ma艂poluda, rzuci艂 si臋 na niego i uderzaj膮c z boku zrani艂 go w艂贸czni膮 w brzuch. Samiec wrzasn膮艂 i odwr贸ci艂 si臋 b艂yskawicznie, zadaj膮c cios zakrwawionym kamieniem. Ayuvah uchyli艂 si臋 zr臋cznie, wbi艂 w艂贸czni臋 w kark potwora, po czym zaraz j膮 wyci膮gn膮艂. Cz艂owiek-Mastodont podskoczy艂 do g贸ry, chc膮c przygnie艣膰 wroga swoim ci臋偶arem. M艂ody Pwi rzuci艂 w艂贸czni臋 w pier艣 bestii, odskoczy艂 w lewo i wyci膮gn膮艂 kutow.

Cz艂owiek-Mastodont run膮艂 na brzuch. Ayuvah zamachn膮艂 si臋 toporem, rozbijaj膮c przeciwnikowi czaszk臋. Stary samiec znieruchomia艂. Tylko jego nogi jeszcze drga艂y. Ca艂a horda rykn臋艂a gro藕nie, tupi膮c nogami, 艂ami膮c ga艂臋zie, wyrywaj膮c traw臋 z ziemi. Ayuvah podni贸s艂 ramiona nad g艂ow膮, rzucaj膮c wyzwanie pozosta艂ym samcom. Lecz 偶aden z nich nie post膮pi艂 do przodu.

Neandertalczyk wycofa艂 si臋 powoli, odwr贸ci艂 si臋 do Tulla i wielkimi krokami ruszy艂 w stron臋 obozu. Szli w blasku s艂o艅ca, po spl膮tanych ciasno pn膮czach, kt贸re rwa艂y si臋 z trzaskiem jak papier.

Rozdzia艂 6 NAD膭SANE POS膭GI

Po odej艣ciu m艣cicieli, Wisteria i Scandal nerwowo porz膮dkowali obozowisko, wydobywaj膮c prowiant z rozbitych beczek i dzban贸w. Wisteria niepokoi艂a si臋 przez ca艂y dzie艅, 偶e trzej m臋偶czy藕ni zgin膮 i 偶e b臋dzie musia艂a wraca膰 do domu ze Scandalem. Wyobra偶a艂a sobie, co by si臋 z nimi sta艂o, gdyby zaatakowali ich Ludzie-Ma-stodonty lub gdyby jaki艣 kot szablasty postanowi艂 zanie艣膰 j膮 swoim m艂odym na przek膮sk臋.

Kiedy wi臋c Phylomon i jego towarzysze wr贸cili p贸藕nym popo艂udniem, tocz膮c przed sob膮 wielk膮 beczk臋, Wisteria poczu艂a ogromn膮 ulg臋. Scandal nie pyta艂, co si臋 sta艂o z mastodontem. Dziewczyna pomy艣la艂a, 偶e m艣ciciele nie wspomnieli o losie zwierz臋cia, aby nie urazi膰 jej uczu膰. Zamiast tego Tuli poca艂owa艂 j膮 czule. P贸藕niej m臋偶czy藕ni za艂adowali beczk臋 na w贸z, przesun臋li ob贸z o kilkaset metr贸w i w ponurym nastroju zjedli kolacj臋 z艂o偶on膮 z prowiantu, kt贸ry m贸g艂 si臋 zepsu膰 po rozbiciu opakowa艅. Roz艂o偶yli nowe obozowisko w g艂臋bi lasu przy bli藕niaczych sekwojach, kt贸re zdawa艂y si臋 wyrasta膰 z jednego pnia. W oddali wy艂y wilki.

- Zastanawiam si臋 nad tym, co si臋 sta艂o, i doszed艂em do wniosku, 偶e nie mam szcz臋艣cia - powiedzia艂 Scandal podczas kolacji. -Od samego pocz膮tku by艂 to szalony pomys艂. Mo偶emy dotrze膰 do rzeki bez mastodonta ci膮gn膮cego w贸z, ale gdy si臋 tam znajdziemy, utkniemy na dobre. Pi臋膰dziesi臋ciu m臋偶czyzn nie uci膮gnie tego wozu z chwil膮, gdy nape艂nimy beczk臋 wod膮. Phylomon pokiwa艂 g艂ow膮 w zamy艣leniu.

- Kiedy przejdziemy przez g贸ry, mo偶e znajdziemy jakiego艣 farmera i kupimy od niego wo艂u lub inne zwierz臋 poci膮gowe. Nie wiem. Min臋艂o prawie sto lat, odk膮d odwiedzi艂em t臋 cz臋艣膰 艣wiata.

- Sto lat nic nie zmieni艂o na Mamucim Szlaku. To nadal jest Wielkie Pustkowie! - oznajmi艂 Scandal. - Na tych r贸wninach 偶yje tylko paru dzikich Neandertalczyk贸w, na tyle prymitywnych, 偶e nawet nie pr贸buj膮 udomowi膰 tamtejszego byd艂a w sytuacji, kiedy zakradaj膮ce si臋 do ich obozu wilki po偶eraj膮 im dzieci, gdy przez ca艂y czas musz膮 walczy膰 z kotami szablastoz臋bnymi, kt贸re porywaj膮 ich 偶ywy inwentarz.

Phylomon patrzy艂 na niego przez chwil臋, unosz膮c brwi.

- Sam wiesz, 偶e nie masz racji - powiedzia艂. - Pi臋膰dziesi臋ciu m臋偶czyzn mog艂oby ci膮gn膮膰 nasz w贸z. Tak d艂ugo jak beczka jest pusta, sami mo偶emy go dopcha膰 do Denai, a potem kupi膰 tam niewolnik贸w, kt贸rzy zaci膮gn膮 go z Denai do Bashevgo. Je偶eli nie zdo艂amy naby膰 mastodonta, na pewno uda si臋 nam kupi膰 kilku Neandertalczyk贸w.

Scandal wcale nie by艂 zadowolony z takiej perspektywy, a Ayu-vah nawet nie chcia艂 s艂ucha膰 o wyprawie po niewolnik贸w. Przecie偶 zabrali w贸z przede wszystkim dlatego, 偶e chcieli omin膮膰 Denai. Phylomon twierdzi艂 jednak, 偶e w mie艣cie, w kt贸rym kwitnie handel niewolnikami, nie b臋d膮 zbytnio rzuca膰 si臋 w oczy. Tuli nie wzi膮艂 udzia艂u w dyskusji. Usiad艂 spokojnie z Wisteria na wozie, trzymaj膮c j膮 za r臋k臋. Nadal mia艂 na sobie ekwipunek bojowy.

Nie wie, co mi powiedzie膰, pomy艣la艂a Wisteria. Jest niczym dziecko nie maj膮ce poj臋cia, jak sprawi膰 mi przyjemno艣膰. Wilk zawy艂 smutno na pobliskim wzg贸rzu. Wisteria u艣miechn臋艂a si臋 do Tulla, czuj膮c, 偶e twardniej膮 jej sutki. Ta reakcja j膮 bardzo zaskoczy艂a, cho膰 minionej nocy Tuli obudzi艂 w niej podniecenie seksualne. Czemu nie mia艂abym si臋 z nim kocha膰, zastanowi艂a si臋 w duchu. Przecie偶 jest moim m臋偶em. W g艂臋bi serca wiedzia艂a jednak, 偶e to k艂amstwo. Wysz艂a za niego tylko dlatego, by przy艂膮czy膰 si臋 do ekspedycji. Nigdy jednak nawet przez chwil臋 nie wierzy艂a, 偶e zacznie darzy膰 go uczuciem.

Tak, chcia艂a go mie膰 w swym 艂o偶u dzisiejszej nocy. My艣l, 偶e b臋dzie tak co noc, bez ko艅ca, nape艂nia艂a j膮 g艂臋bok膮 t臋sknot膮 i sprowadzi艂a lekki u艣miech na jej usta. Nie powinnam u艣miecha膰 si臋 tak kr贸tko po zamordowaniu mojego ojca, skarci艂a si臋 w duchu. Kraby jeszcze nie zacz臋艂y objada膰 jego ko艣ci. Odepchn臋艂a r臋k臋 Tulla.

Wisteria zesz艂a z wozu. Tuli spojrza艂 na ni膮 zmieszany. Zaci膮gn臋艂a go do odosobnionego miejsca, z dala od obozu. Usiad艂a, opieraj膮c si臋 plecami o drzewo. Poci膮gn臋艂a m臋偶a w d贸艂, 偶eby m贸g艂 si臋 do niej przytuli膰, a potem wymasowa艂a mu barki, nuc膮c cicho.

- Znale藕li艣cie 艢limaka? - zapyta艂a.

- Zabili go Ludz艂e-Mastodonty - odpar艂.

- Widzieli艣cie ich? Co si臋 sta艂o?

- W艂a艣nie go po偶erali. Ayuvah i ja poszli艣my do ich obozu. Znalaz艂em starego samca, kt贸ry zabi艂 Ma艂ego Chaa. Popatrzy艂em tylko na niego.

Wisteria obserwowa艂a Tulla, zastanawiaj膮c si臋, o czym my艣li. Rozczesa艂a palcami jego d艂ugie, rude w艂osy. By艂y bardzo cienkie i mi臋kkie. Twarz mia艂 szerok膮 i wysuni臋t膮 do przodu jak Neandertalczyk. Jego czaszka w przeciwie艅stwie do ludzkiej, bardziej kwadratowej, by艂a okr膮g艂a, a sk贸ra napi臋ta na niej niemal tak mocno, jak na b臋bnie. Nikt nie pomyli艂by Tulla z cz艂owiekiem. Wisteria zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e jej m膮偶 my艣li i postrzega 艣wiat w spos贸b, kt贸rego ona nigdy nie zdo艂a sobie wyobrazi膰.

- Nie wiem, jak zapyta膰, ale co pomy艣la艂e艣, kiedy na niego spojrza艂e艣? - odezwa艂a si臋 po chwili.

- Nigdy nie pytaj Pwi, co my艣li. - Tuli u艣miechn膮艂 si臋 lekko. -Zapytaj go, co czuje. Czasami, kiedy czuj臋 si臋 nieszcz臋艣liwy, najwa偶niejsze pytanie, jakie mog艂aby艣 mi wtedy zada膰 brzmi: jak czuje si臋 dzisiaj niebo? W taki w艂a艣nie spos贸b rozmawia si臋 z Pwi.

- Dobrze wi臋c, co poczu艂e艣, kiedy zobaczy艂e艣 tamtego Cz艂owie-ka-Mastodonta?

- Poczu艂em obecno艣膰 Adjonai, boga, kt贸rego wszyscy si臋 boimy. Nie by艂 jednak wtedy tak mocny, jak minionej nocy. Kiedy po raz pierwszy spotkali艣my Ludzi-Mastodont贸w, przypomnia艂em sobie, jak traktowa艂 mnie m贸j ojciec, i zrobi艂o mi si臋 s艂abo ze strachu. A gdy dzisiaj spojrza艂em na zab贸jc臋 Ma艂ego Chaa, zobaczy艂em tylko wielk膮 besti臋. Czego艣 brakowa艂o. Czasami kwea budzi si臋 tylko w sprzyjaj膮cych okoliczno艣ciach. Na przyk艂ad moja matka lubi pracowa膰 w ogrodzie, ale tylko rankiem, kiedy 艣piewaj膮 skowronki. Nie cieszy jej kwea tej pracy po po艂udniu albo rano, gdy skowronki milcz膮. My艣l臋, 偶e ze mn膮 by艂o tak samo. Kiedy dzisiaj zobaczy艂em Cz艂owieka-Mastodon-ta, kt贸ry zabi艂 i po偶ar艂 mojego przybranego brata, kwea tego spotkania by艂o bardziej zno艣ne. Mo偶e zabrak艂o w nim czego艣 wa偶nego?

- Przykro mi, 偶e ci臋 o to zapyta艂am.

- Wszystko w porz膮dku - odpar艂 Tuli. - Dobrze, 偶e go dzisiaj zobaczy艂em. Je偶eli dotrzemy do Kraalu, Adjonai te偶 tam b臋dzie.

Wisteria postanowi艂a zmieni膰 temat rozmowy. Obj臋艂a mocniej m臋偶a i przycisn臋艂a piersi do jego plec贸w.

- A co czujesz, kiedy ci臋 obejmuj臋?

- Mam wra偶enie, 偶e obejmuje mnie morze.

Wisteria d艂ugo rozmy艣la艂a, staraj膮c si臋 zrozumie膰 to uczucie.

- Kiedy艣, gdy by艂em ma艂y, wyp艂yn膮艂em rano 艂贸dk膮 na zatok臋, by 艂owi膰 ryby w艂贸czni膮 - przerwa艂 milczenie Tuli. - Przyp艂yw by艂 wysoki, woda g艂adka jak szk艂o. Upolowa艂em du偶膮 ryb臋. Potem nast膮pi艂 odp艂yw i zatoka zamieni艂a si臋 w staw. Po艂o偶y艂em si臋 wi臋c, 偶eby odpocz膮膰. Zerwa艂 si臋 lekki wiatr, s艂o艅ce przygrzewa艂o, a 艂贸dka ko艂ysa艂a si臋 na falach. By艂o naprawd臋 przyjemnie. Wyobrazi艂em sobie, 偶e morze jest bogini膮, kt贸ra mnie pie艣ci. - U艣miechn膮艂 si臋 do Wisterii przez rami臋. - Wyobrazi艂em sobie, 偶e ta bogini nosi twoje imi臋. Zawsze ci臋 kocha艂em.

Te s艂owa jednocze艣nie spodoba艂y si臋 Wisterii i zbi艂y ja z tropu. Spodoba艂y, poniewa偶 czu艂a si臋 jak ma艂a dziewczynka bawi膮ca si臋 w dom. Przecie偶 tylko udawa艂a, 偶e kocha tego m臋偶czyzn臋. A jednocze艣nie sama ta zabawa sprawia艂a jej tak g艂臋bokie zadowolenie, 偶e nie by艂a pewna, czy chce j膮 zako艅czy膰. Czy偶bym zaczyna艂a go kocha膰, zapyta艂a si臋 w duchu. Ta my艣l wstrz膮sn臋艂a ni膮 do g艂臋bi.

Tuli odwr贸ci艂 si臋, 偶eby ja poca艂owa膰. Ch贸r wilk贸w za艣piewa艂 dzik膮 pie艣艅, jakby otaczaj膮ce ich stado, by艂o coraz bli偶ej. Poniewa偶 pozostali cz艂onkowie ekspedycji nadal dyskutowali przy ognisku, Wisteria po艂o偶y艂a r臋k臋 Tulla na swojej piersi, gdy si臋 ca艂owali.

Siedz膮cy przy ognisku m臋偶czy藕ni zacz臋li sprzecza膰 si臋 g艂o艣no i Wisteria podnios艂a na nich oczy.

Phylomon wyci膮gn膮艂 z torby papierow膮 map臋.

- Jeste艣my jakie艣 sze艣膰dziesi膮t kilometr贸w na pomoc od Botany - powiedzia艂. - By艂o to pi臋kne miasto, kiedy po raz ostatni je odwiedzi艂em. Powinni mie膰 tam zwierz臋ta poci膮gowe do sprzedania.

- Phi! - prychn膮艂 Scandal. - Od trzydziestu lat nikt tam nie mieszka. Przynajmniej nie s艂ysza艂em o kim艣 takim.

- Mieszka tam kilku Pwi - wtr膮ci艂 Ayuvah. - To traperzy poluj膮cy na ptaki.

Ayuvah przez chwil臋 przygl膮da艂 si臋 mapie. Na pomocy widnia艂y rysunki dw贸ch pos膮g贸w o pos臋pnych twarzach.

- Czekajcie - powiedzia艂 nagle. - Za dziesi臋膰 dni sko艅czy si臋 Miesi膮c Smoka. Zamieszkuj膮cy t臋 dolin臋 Pwi urz膮dz膮 uroczyste spotkanie przy Nad膮sanych Bo偶kach. To tylko sze艣膰dziesi膮t kilometr贸w w bok od naszej trasy.

Scandal obserwowa艂 palec Ayuvaha przesuwaj膮cy si臋 po mapie.

- Na Boga, on ma racj臋! - przytakn膮艂. - Ka偶dej jesieni Fremon Hume i jego ch艂opcy przywo偶膮 do Smilodon Bay 艂adunek ko艣ci s艂oniowej, a kupuj膮 j膮 podczas tego spotkania Neandertalczyk贸w. Zajmuje si臋 tym trzech lub czterech ludzi, a wszyscy oni maj膮 wozy i wo艂y. Mo偶e kupimy kilka wo艂贸w. Do diab艂a, mo偶e nawet kupimy sobie mastodonta!

- Nawet je艣li tego nie zrobimy, spotkamy niemal wszystkich Neandertalczyk贸w i ludzi 偶yj膮cych w promieniu trzystu kilometr贸w -zgodzi艂 si臋 z nim Phylomon. - Kto艣 na pewno b臋dzie wiedzia艂, gdzie mo偶na kupi膰 zwierz臋ta poci膮gowe. Nie mo偶emy zostawi膰 tu wozu bez stra偶y, bo nied藕wiedzie z偶ar艂yby nam prowiant przed naszym powrotem. Zreszt膮, straciliby艣my za du偶o czasu. My艣lisz, 偶e mogliby艣my zepchn膮膰 nasz w贸z na nizin臋? To jakie艣 sto dwadzie艣cia kilometr贸w. Nie przyjdzie nam to 艂atwo.

- Tak - odrzek艂 Scandal. - To dobry pomys艂. Naprawd臋 艣wietny. Siedzieli potem w milczeniu, patrz膮c na map臋, ka偶dy zatopiony we w艂asnych my艣lach.

Wisteria odwr贸ci艂a od nich uwag臋 i poca艂owa艂a nami臋tnie Tulla, kt贸ry odpowiedzia艂 jej r贸wnie gor膮cym poca艂unkiem. Oczy mia艂 zamkni臋te. Ca艂owa艂a m臋偶a z u艣miechem, czekaj膮c na jego reakcj臋. Tuli zdawa艂 si臋 ca艂owa膰 j膮 ca艂膮 dusz膮, pie艣ci膰 ka偶dym mi臋艣niem cia艂a. Si臋gn臋艂a mu pod koszul臋 i pog艂adzi艂a jego ow艂osion膮 pier艣. Wydawa艂 si臋 taki silny, budzi艂 zaufanie. Dobrze jej z nim by艂o. A przecie偶 wiedzia艂a, 偶e zdradzi go bez wahania, je艣li ekspedycja b臋dzie bliska osi膮gni臋cia celu. Zastanowi艂a si臋, jak tego dokona. Czy zdo艂a zdradzi膰 Tulla tak, 偶eby si臋 nigdy o tym nie dowiedzia艂? No, je艣li Phylomon odkryje zdrad臋 Wisterii, na pewno j膮 ukarze. Tuli przesun膮艂 r臋k臋 na jej udo. Wilk zawy艂 w pobli偶u, zawt贸rowa艂y mu inne. Wisteria zadr偶a艂a ze strachu.

P艂omienie trzaska艂y i rozlewa艂y wok贸艂 blask, kt贸ry si臋ga艂 a偶 do najbli偶szych drzew. Poza tym kr臋giem 艣wiat艂a w lesie panowa艂 g臋sty mrok. Nagle Wisteria poczu艂a zapach sera, delikatnego, 偶贸艂tego sera, kt贸ry jej ojciec kupowa艂 czasami od farmer贸w mieszkaj膮cych daleko na po艂udniu. Zdziwi艂o j膮, i偶 sk贸ra Tulla wydziela tak膮 s艂odko-kwa艣n膮 wo艅. Nagle zda艂a sobie spraw臋, 偶e zapach staje si臋 coraz mocniejszy. To bardzo dziwne, pomy艣la艂a.

Jaka艣 ga艂膮zka trzasn臋艂a obok Wisterii. Tuli zerwa艂 si臋 na r贸wne nogi, wyci膮gaj膮c zza pasa podw贸jny top贸r. Wymachuj膮c nim nad g艂ow膮, wyda艂 okrzyk bojowy. Scandal skoczy艂 po swoj膮 bro艅, ale Phylomon krzykn膮艂:

- Sta膰!

Z mroku wy艂oni艂y si臋 cztery gigantyczne niewiasty, ka偶da naga, wysoka na dwa i p贸艂 metra, z w艂osami o barwie ciemnego cynamonu i sk贸r膮 czerwon膮 jak kora sekwoi. Wisteria j臋kn臋艂a, gdy偶 wyda艂o si臋 jej, 偶e nieznajome zmaterializowa艂y si臋 jak duchy. Tylko dziwaczny zapach zdradzi艂 ich obecno艣膰. Ka偶da z nowo przyby艂ych by艂a pi臋kna i kszta艂tna, o szerokich biodrach i stromych piersiach. Ich nago艣膰 tak bardzo za偶enowa艂a Wisteri臋, 偶e zapragn臋艂a okry膰 kocami nieznajome kobiety. Z trudem si臋 powstrzyma艂a.

Jedna z urodziwych olbrzymek nios艂a na ramieniu w膮skie, bia艂e brzemi臋. Post膮pi艂a do przodu i rzuci艂a do st贸p Wisterii driad臋 burmistrza, jak worek z ziarnem. P贸藕niej poruszy艂a palcami w powietrzu, na艣laduj膮c spadaj膮ce li艣cie. Wisteria rozpozna艂a znane z legend symbole - hukmijski j臋zyk znak贸w - nigdy jednak nie spotka艂a kogo艣, kto umia艂by porozumiewa膰 siew ten spos贸b. Czerwonosk贸ra kobieta trzykrotnie powt贸rzy艂a ten sam znak, a potem wykona艂a ostry ruch, jakby co艣 r膮ba艂a lub odcina艂a.

- Dajcie jej troch臋 wody! - zawo艂a艂 Phylomon i podbieg艂 do driady Tirilee. Pomacha艂 palcami w j臋zyku znak贸w, a potem mrugn膮艂 oczami.

Czerwonosk贸ra olbrzymka podnios艂a r臋k臋 i opu艣ci艂a palce, przek艂adaj膮c s艂owa swego j臋zyka na kre艣lone w powietrzu symbole. Na ko艅cu tego bezg艂o艣nie wypowiedzianego zdania powt贸rzy艂a ostry ruch, a potem w milczeniu wycofa艂a si臋 do mrocznego lasu.

Wisteria przynios艂a reszt臋 wody pitnej. Tuli za艣 niech臋tnie wyszuka艂 na wozie kawa艂ek materia艂u i podar艂 go na d艂ugie pasy. Phylomon i Wisteria zmyli brud i krew z cia艂a driady. Bia艂a sk贸ra Tirilee, zwykle pokryta ciemnymi plamami, poczernia艂a od si艅c贸w i drobnych ranek. Z jej ubrania zosta艂y tylko strz臋py. Le艣na panna patrzy艂a na Phylomona, ale zdawa艂a si臋 nie wiedzie膰, gdzie si臋 znajduje.

- Schwyta艂y j膮 sekwojowe driady, gdy sz艂a naszym 艣ladem - wyja艣ni艂 Gwiezdny 呕eglarz. -Pobi艂y j膮 dotkliwie. Potem jednak dosz艂y do wniosku, 偶e w臋druje z nami, wi臋c przynios艂y j膮 tutaj. Powiedzia艂em im, 偶e by艂a naszym zwiadowc膮. O艣wiadczy艂y, 偶e natychmiast musimy j膮 zabra膰 z ich lasu. A je艣li pozwolimy jej posadzi膰 cho膰 jedn膮 osik臋, zabij膮 nas wszystkich.

- Dobry Bo偶e! - wykrzykn膮艂 Scandal. Odszed艂 od ogniska i rzuci艂 okiem poza 艣wietlny kr膮g. Wisteria, opatruj膮c Tirilee, nadal czu艂a silny zapach sera.

- Czujecie to? - zawo艂a艂 ober偶ysta. - Wo艅 sera z Froghollow, 偶贸艂tego i s艂odkiego. Mo偶na by pomy艣le膰, 偶e fermentuje w ich piersiach. - Wisteria szybko zerkn臋艂a za siebie. Mrok przes艂ania艂 dzik膮 koniczyn臋 rosn膮c膮 na 艣ci贸艂ce le艣nej. Nigdzie nie by艂o wida膰 sekwojowych driad.

Ayuvah podszed艂 do Scandala.

- Powinni艣my si臋 przespa膰 - powiedzia艂.

- Jak mog臋 spa膰, kiedy w pobli偶u s膮 tamte 艣liczne stworzenia? -Ober偶ysta roze艣mia艂 si臋 weso艂o i zawo艂a艂 w stron臋 drzew: - Przy ognisku jest cieplej, moje panie! - Ale 偶adna z czerwonosk贸rych niewiast nie wr贸ci艂a do ich obozu. No c贸偶, p贸jd臋 po wod臋 - zako艅czy艂 Scandal z westchnieniem. Chwyci艂 wiadro i znikn膮艂 w lesie.

Phylomon bardzo delikatnie dotkn膮艂 ka偶dej kostki w ramionach i nogach driady, a potem musn膮艂 jej 偶ebra, szukaj膮c z艂ama艅.

- Ma kilka p臋kni臋tych 偶eber, ale wy偶yje. Pom贸偶 nam przenie艣膰 j膮 na w贸z - zwr贸ci艂 si臋 do Ayuvaha. - Po艂o偶ymy jaw beczce. Ayuvah przest膮pi艂 z nogi na nog臋, kopn膮艂 szyszk臋.

- Tcho - odpowiedzia艂 kr贸tko. - Nie.

Wisteria podnios艂a wzrok na swego m臋偶a, kt贸ry tak偶e wbi艂 oczy w ziemi臋. Zaszokowa艂a j膮 j ego nieczu艂o艣膰.

- 呕aden z Pwi nie mo偶e jej dotkn膮膰 - wyja艣ni艂 Tuli. - Wystarczy, 偶e dotknie driady, a ona go zniszczy. To wy, ludzie, j膮 umyli艣cie i wy zaniesiecie j膮 na w贸z - skoro musicie to zrobi膰. W tej sprawie zgadzam si臋 ze zdaniem Ayuvaha.

Wisteria widzia艂a, jak neandertalscy m臋偶czy藕ni, zbli偶aj膮c si臋 do domu burmistrza w Smilodon Bay, przechodzili na drug膮 stron臋 ulicy. 呕aden Pwi nie odwa偶y艂by si臋 dotkn膮膰 driady z obawy, 偶e zabije go jego w艂asne po偶膮danie.

Phylomon spojrza艂 na Tulla, przygl膮da艂 mu si臋 przez chwil臋. Scandal potkn膮艂 si臋 o niewidoczn膮 w ciemno艣ciach k艂od臋, zakl膮艂 i zanurzy艂 wiadro w strumieniu.

- Wi臋c co chcieliby艣cie z ni膮 zrobi膰? Pozostawi膰 j膮, by zgin臋艂a? - spyta艂 Phylomon.

- W艂a艣nie! - potwierdzi艂 Ayuvah. - Nie wpu艣ciliby艣my jeszcze jednego ludo偶ercy do naszego obozu! Nie powinni艣my pozwoli膰, 偶eby si臋 nawet do nas zbli偶y艂a!

Tuli milcza艂.

- To nie jej wina, 偶e jest driad膮- zaoponowa艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Jej Pora Oddania mo偶e nadej艣膰 dopiero za kilka miesi臋cy. Jej 偶膮dza nie mo偶e wam teraz zaszkodzi膰.

- Nie wiesz tego - rzuci艂 Tuli.

Phylomon patrzy艂 w ziemi臋, zastanawiaj膮c si臋, czy warto podj膮膰 to ryzyko.

- To tylko dziecko - zabra艂a g艂os Wisteria. - Ja si臋 ni膮 zajm臋. -Zdj臋艂a z siebie okrycie z nied藕wiedziej sk贸ry i narzuci艂a je na le艣n膮 pann臋. Driada wydawa艂a si臋 ma艂a i s艂aba. Ot, zwyk艂a dziewczynka, kt贸rej piersi jeszcze si臋 nie rozwin臋艂y. Wisteri臋 zdumia艂a odwaga driady, kt贸ra zasz艂a tak daleko, sama, na dzikim pustkowiu, bez niczyjej ochrony.

Scandal wr贸ci艂 znad strumienia, wyj膮艂 z wozu garnek, nape艂ni艂 go wod膮 i zawiesi艂 nad ogniem.

- Nie ma obawy, 偶eby艣my mieli j膮 zostawi膰. Kiedy by艂em uczniem, m贸j mistrz powiedzia艂 mi, 偶ebym nigdy niczego nie wyrzuca艂, ani nikogo nie odtr膮ca艂. Nigdy nie wiadomo, co mo偶na zyska膰 w zamian. Zawsze mia艂 ko艂o siebie kilkoro dzieci, kt贸re dokarmia艂 resztkami ze sto艂u - jak m贸wi艂. - Kiedy jaka艣 dziewczyna prosi ci臋 o resztki ze sto艂u, dajesz je jej i 偶膮dasz, 偶eby co艣 dla ciebie zrobi艂a, na przyk艂ad umy艂a sto艂y. Gdy podro艣nie, ka偶esz jej pracowa膰 jako prostytutka, a kiedy jej uroda przeminie, wraca do kuchni. Gdy i na to jest ju偶 za s艂aba, ka偶esz jej zamiata膰 lub zlecasz jej inne lekkie prace. W rezultacie b臋dzie dla ciebie pracowa艂a przez ca艂e 偶ycie, a co w ni膮 zainwestowa艂e艣? Resztki ze sto艂u!

Scandal i Phylomon przygotowali pos艂anie w ogromnej beczce z ty艂u wozu, a potem zanie艣li tam driad臋. Wisteria siedzia艂a przy niej do p贸藕na w nocy.

Kiedy nadesz艂a pora spoczynku, Wisteria po艂o偶y艂a si臋 obok Tulla. By艂 ju偶 owini臋ty nied藕wiedzi膮 sk贸r膮. Kiedy si臋 pod ni膮 wsun臋艂a, przekona艂a si臋, 偶e m膮偶 jest nagi. Wzi膮艂 j膮 w ramiona i poca艂owa艂 tak gor膮co, jakby zamierza艂 kontynuowa膰 przerwan膮 gr臋 mi艂osn膮. Poca艂owa艂a go raz, ale oczami wyobra藕ni zobaczy艂a ma艂膮 driad臋, zakrwawion膮, le偶膮c膮 na ziemi us艂anej ig艂ami sekwoi oraz Tulla i Ayuvaha odchodz膮cych oboj臋tnie, pozostawiaj膮cych j膮 na pewn膮 艣mier膰.

- Zostawiliby艣cie j膮? To znaczy, naprawd臋 by艣cie j膮 zostawili, gdyby mnie tu nie by艂o? - spyta艂a. Tuli zawaha艂 si臋.

- Nie. Zabra艂bym j膮 do jakiej艣 cz艂owieczej osady. Odda艂bym j膮 komu艣 innemu.

Bez wahania odes艂a艂by le艣n膮 pann臋 z powrotem w niewol臋, pomy艣la艂a Wisteria. Ukara艂by j膮 za to, 偶e o艣mieli艂a si臋 uciec. D艂ugo patrzy艂a na m臋偶a, na jego rozd臋te nozdrza, na jasn膮 sk贸r臋 opi臋t膮 na okr膮g艂ej czaszce. On nawet m贸wi z neandertalskim akcentem, wypowiada nosowo samog艂oski, przesy艂aj膮c je przez rozszerzone zatoki policzkowe, przypomnia艂a sobie. Nie jest cz艂owiekiem. Ludzkie my艣li nie przep艂ywaj膮 przez jego umys艂. Zawstydzi艂a si臋, 偶e kilka godzin wcze艣niej chcia艂a si臋 z nim kocha膰. Jest taki niezdarny i g艂upi; gdyby nie stan膮艂 obok niej tamtej nocy, mo偶e jej ojciec zdo艂a艂by uciec. W dodatku jest r贸wnie niezdarny w mi艂o艣ci. Dlaczego nie zrozumia艂, 偶e ona, Wisteria, nie mo偶e go kocha膰 z powodu okazanej przez niego oboj臋tno艣ci na los ma艂ej dziewczynki? Odepchn臋艂a Tul-la i odwr贸ci艂a si臋 do niego plecami.

Tuli obj膮艂 ramieniem jej barki, ale 偶adne z nich nic nie powiedzia艂o ani szybko nie zasn臋艂o.

Nast臋pnego dnia w臋drowcy ruszyli w dalsz膮 drog臋, pchaj膮c ci臋偶ki w贸z przez pi臋tna艣cie kilometr贸w po grz膮skim gruncie przez las pe艂en tej samej woni, kt贸ra otacza艂a czerwonosk贸re olbrzymki. The-ron Scandal dogl膮da艂 Tirilee.

Wszyscy cz艂onkowie ekspedycji, 艂膮cznie z Wisteria, pchali furgon, st臋kaj膮c i wyt臋偶aj膮c si艂y, by wtoczy膰 go na wzg贸rza, przetoczy膰 przez le偶膮ce na ziemi ga艂臋zie; dw贸ch m臋偶czyzn sz艂o z ty艂u, jeden z przodu, a jeszcze jeden prowadzi艂 zwiad. Zatrzymywali si臋 na odpoczynek co p贸艂tora kilometra. Scandal ociera艂 wtedy pot z czo艂a, nabiera艂 wody z beczu艂ki i najpierw podawa艂 kubek Tirilee, a dopiero potem sam pi艂. Gdy pozostali m臋偶czy藕ni, wyczerpani, rzucali si臋 na ziemi臋, ober偶ysta stawa艂 obok driady, przemawiaj膮c do niej cicho. Wisteri臋 dziwi艂a jego uprzejmo艣膰.

Tirilee jednak nie odzywa艂a si臋 s艂owem, nawet nie dzi臋kowa艂a Scan-dalowi. Nie j臋cza艂a te偶 z b贸lu, gdy w贸z podskakiwa艂 na ga艂臋ziach. Ober偶ysta wraca艂 wi臋c do pracy, nie us艂yszawszy jej g艂osu. Pomaga艂 pcha膰 furgon, pokazuj膮c, 偶e pod ka艂dunem piwosza ma silne mi臋艣nie. P贸藕niej, gdy pozostali w臋drowcy le偶eli na ziemi jak zabici, ugotowa艂 kolacj臋. Kiedy Wisteria posz艂a nakarmi膰 driad臋, Scandal nalega艂, 偶e sam to zrobi. W wolnym czasie poszed艂 do lasu na poszukiwanie zi贸艂 leczniczych. Wzi膮艂 wi臋c na siebie dodatkowe obowi膮zki, co by艂o niesprawiedliwe. Wisteria powiedzia艂a mu to bez ogr贸dek.

- To nic - odpowiedzia艂 spokojnie. - To m贸j obowi膮zek jako kuchmistrza.

- Nie rozumiem - odpar艂a.

- To proste - odrzek艂. - My, kucharze, nisko upadli艣my. W czasach Gwiezdnych 呕eglarzy, kiedy ludzie 偶yli po tysi膮c lat, kucharze byli kim艣! Kandydat na kuchmistrza zaczyna艂 jako zwyk艂y ucze艅 i przez pierwszych sto lat uczy艂 si臋 tylko sztuki zaspokajania zachcianek podniebienia. Gwiezdni 呕eglarze wiedzieli, 偶e ka偶dy cz艂owiek ma inny smak, dlatego kuchmistrze wymy艣lili testy pozwalaj膮ce ustali膰, jak r贸偶ni ludzie reaguj膮 na t臋 sam膮 potraw臋, a potem przygotowywali je tak, by zadowoli膰 ka偶dego klienta. Na bankiecie ka偶dy jad艂 to samo, ale ka偶de danie by艂o nieco inne, by zadowoli膰 jego gust. I nie chodzi艂o tylko o smak. Liczy艂 si臋 kolor, struktura i wygl膮d potrawy, wszystko by艂o przygotowane dla tej jednej jedynej osoby. Wtedy nie zostawa艂o si臋 艂atwo kuchmistrzem. Ka偶dy ucze艅 zajmowa艂 si臋 tym przez sto lat, a potem musia艂 zda膰 egzaminy przed specjaln膮 komisj膮. P贸藕niej przechodzi艂 na ca艂kiem nowy stopie艅 sztuki kulinarnej: dietetyczny, gdy uczy艂 si臋 subtelnie dostosowywa膰 diet臋 do wymaga艅 klient贸w; nast臋pnie na medyczny...

- To by艂a kuchnia holistyczna - wtr膮ci艂 Phylomon.

- W艂a艣nie, po uko艅czeniu nauki zostawa艂 kuchmistrzem holistycznym - przytakn膮艂 Scandal. - Pr贸buj臋 pozna膰 wszystkie trzy stopnie sztuki kulinarnej: estetyczny, dietetyczny i medyczny. Je艣li Czerwone Sondy zostan膮 kiedy艣 zniszczone i wr贸cimy do przestrzeni kosmicznej, chc臋 by膰 kuchmistrzem holistycznym. Pozna膰 tajemnice moich poprzednik贸w.

Przez ca艂y ten dzie艅 towarzyszy艂 im zapach sera. Wisteria dwukrotnie widzia艂a sekwojowe driady- smuk艂e pomimo wysokiego wzrostu, z ciemnymi jak czekolada brodawkami piersiowymi. Omiot艂a spojrzeniem Tirilee, tak膮 chud膮, dziecinn膮 i niewinn膮.

Scandal karmi艂 driad臋, kt贸ra, cho膰 nadal posiniaczona i pobita, odzyska艂a nieco si艂. Przemawia艂 do niej uspokajaj膮co, podaj膮c 艂y偶eczk膮 po偶ywn膮 zup臋 mi臋sn膮. Wisteria s艂ucha艂a tego, co m贸wi艂. Zdawa艂 si臋 nie przejmowa膰, 偶e wszyscy mog膮 go s艂ysze膰.

- Ile masz lat? Trzyna艣cie, czterna艣cie? - spyta艂. - Ju偶 wkr贸tce prze偶yjesz Por臋 Oddania, prawda? Rozumiem to - oddanie. Po艣wi臋ci艂em ca艂e 偶ycie na przygotowywanie potraw dla innych, miel膮c moje w艂asne ziarno, piek膮c w艂asny chleb, zbieraj膮c i susz膮c w艂asne zio艂a, destyluj膮c aromaty z mi臋ty, any偶ku i wanilii. Rozumiesz mnie? Umiesz m贸wi膰 po angielsku?

Tirilee nic nie odpowiedzia艂a, tylko popatrzy艂a na niego ciemnozielonymi oczami. Scandal podgrza艂 troch臋 wody, umoczy艂 w niej szmat臋, i zmy艂 kurz z twarzyczki driady. Potem na moment przy艂o偶y艂 szmat臋 do purpurowego siniaka pod jej brod膮.

- Jeste艣 osikow膮 driad膮, prawda? - podj膮艂. - Mamy ze sob膮 co艣 wsp贸lnego - stwierdzi艂 z g艂臋bokim przekonaniem, a p贸藕niej zacz膮艂 m贸wi膰 艣piewnie, ochryp艂ym g艂osem: - Zawsze kocha艂em osiki, najpi臋kniejsze z drzew, o korze tak bia艂ej jak mleko z piersi mojej matki. - Pu艣ci艂 szmat臋, pog艂aska艂 blade rami臋 driady, jakby to by艂a kora osiki i ci膮gn膮艂: - Kiedy by艂em m艂ody, mieszka艂em w przepi臋knych g贸rach i wspina艂em si臋 po ich zrytych szczelinami zboczach w poszukiwaniu bia艂ych las贸w osikowych. W臋drowa艂em po tych wspania艂ych lasach, szukaj膮c g艂臋bokich, wilgotnych od rosy grot, w kt贸rych mog艂em znale藕膰 rozkosz, po艂o偶y膰 si臋 wygodnie. - Driada zmarszczy艂a brwi i cofn臋艂a rami臋. Scandal, nie zwa偶aj膮c na to, pomaca艂 jej srebrzyste w艂osy. - Le艣ny czarnoziem i dzikie kwiaty pachnia艂y tak pi臋knie i mi艂o jak zakochana kobieta. Stawa艂em na szczytach moich ukochanych g贸r, patrz膮c na wij膮ce si臋 w dole rzeki i na zielone doliny, upojony ch臋ci膮 偶ycia, i wyobra偶a艂em sobie, 偶e stoj臋 na piersi 艣wiata. W tamtych niezapomnianych chwilach rado艣膰 偶ycia, ekstaza, w jak膮 popada艂em wdychaj膮c czyste powietrze las贸w osikowych, przenika艂y mnie do szpiku ko艣ci, przep臋dza艂y nieczyste pragnienia z mojego umys艂u, a偶 dr偶a艂em z zachwytu... - Scandal m贸wi艂 omalijskim wierszem. By艂a to pozosta艂o艣膰 z czas贸w, gdy wszyscy ludzie mieli w m贸zgach wszczepione genetycznie s艂owniki, kiedy poeci uk艂adali wiersze improwizuj膮c i przemawiali wy艂膮cznie symbolami. Od czasu do czasu 偶eglarze nadal 艣piewali w barach takie pie艣ni.

Driada odepchn臋艂a r臋k臋 Scandala. Ober偶ysta odetchn膮艂 g艂臋boko i spojrza艂 jej prosto w oczy. - Czasami spa艂em w tamtych g贸rach za dnia, le偶a艂em w trawie, s艂uchaj膮c rytmicznych uderze艅 mojego serca. O zmroku rozpo艣ciera艂em namiot na ziemi, stawia艂em m贸j maszt...

Tirilee uderzy艂a go w twarz.

- My艣l臋, 偶e powiniene艣 zabra膰 sw贸j maszt w krzaki i w艂a艣nie jemu opowiedzie膰 o twoich nieczystych pragnieniach - powiedzia艂a g艂osem melodyjnym jak d藕wi臋ki fletu.

- Wi臋c jednak m贸wisz po angielsku! -powiedzia艂 rado艣nie Scandal. - A przez ca艂y d艂ugi dzie艅 udawa艂a艣 niem膮 i ani razu mi nie odpowiedzia艂a艣. Tak, jeste艣 okrutna i twarda!

- Nie taka twarda jak ty! - odwarkn臋艂a Tirilee.

- Je艣li stwardnia艂em, to tylko przez ciebie! - odgryz艂 si臋 Scandal.

- Nie przeze mnie! - paln臋艂a driada. - Mo偶e dlatego, 偶e traktujesz sw贸j siusiak jak narz膮dzie.

- Ej偶e, piersi jeszcze ci nie wyros艂y, a m贸wisz jak ulicznica! -

powiedzia艂 ober偶ysta, u艣miechaj膮c si臋 z zachwytem.

- To oczywiste! Nauczy艂am si臋 po艂owy angielskich s艂贸w przys艂uchuj膮c si臋, jak twoje dziwki wo艂aj膮 do 偶eglarzy z balkonu! - odparowa艂a driada. Ale nawet Wisteria zorientowa艂a si臋, 偶e Tirilee k艂amie. M贸wi艂a po angielsku zbyt dobrze, by uczy膰 si臋 go zaledwie przez kilka miesi臋cy.

- Ach, to na pewno by艂y Candy i Dandy - wtr膮ci艂 Scandal. - To nie s膮 dziwki! To s膮... boginie!

- Je艣li one s膮 boginiami, w takim razie wiem, co ty czcisz! - rzuci艂a driada.

- Za miesi膮c, kiedy dotrzemy do tamtych g贸r i zobaczymy tamte osiki l艣ni膮ce biel膮 na wzg贸rzach, ka偶da pi臋d藕 twego cia艂a zap艂onie ch臋ci膮 na ma艂e jebanko w blasku gwiazd! Na Boga, zap艂acisz mi za to, 偶e drwi艂a艣 z mojego jednoro偶ca. B臋dziesz moj膮 bogini膮, a ja b臋d臋 oddawa艂 ci cze艣膰 na pos艂aniu z li艣ci osiki.

- A je艣li rzeczywi艣cie b臋dziesz jedynym m臋偶czyzn膮 w okolicy, ty n臋dzna kreaturo, ty beczko 艂oju, to zadowol臋 si臋 wiewi贸rk膮!

- Och, b臋d臋 w okolicy, przyjd臋 do ciebie! - odpar艂 ober偶ysta. Twarz le艣nej panny pociemnia艂a z w艣ciek艂o艣ci.

- W takim razie wezw臋 ci臋, kiedy nadejdzie moja Pora Oddania. A gdy b臋dziesz j臋cza艂 z rozkoszy od jednego mojego poca艂unku, bezbronny jak jask贸艂cze jajo w mojej d艂oni, wtedy no偶em uwolni臋 ci臋 od brzemienia m臋sko艣ci. - W g艂osie dziewczynki zabrzmia艂a taka zawzi臋to艣膰, 偶e Wisteria nie zlekcewa偶y艂a tej gro藕by. Zastanowi艂a si臋, czy driada mog艂aby sta膰 si臋 jej potencjaln膮 sojuszniczk膮. Mo偶e nienawidzi wszystkich m臋偶czyzn tak bardzo, jak ona, Wisteria, m臋偶czyzn ze Smilodon Bay? Czy pomo偶e mi zniszczy膰 t臋 ekspedycj臋? zapyta艂a si臋 w duchu.

- Czemu jeste艣 taka w艣ciek艂a? - spyta艂 Scandal. - Przecie偶 m臋偶czy藕ni m贸wili ju偶 do ciebie o po偶膮daniu?

- Och, tak, wasz bezcenny Garamon - nigdy mnie nie nakarmi艂 bez m贸wienia o tym. I zamierza艂 sprzeda膰 mnie po mojej Porze Oddania, zapewniaj膮c, 偶e jestem dziewic膮. Ale by艂 uczciwszy od ciebie, bo nie m贸wi艂 o mi艂o艣ci!

- Ja nic nie m贸wi艂em o mi艂o艣ci! - zaprzeczy艂 ober偶ysta. - M贸wi艂em tylko o po偶膮daniu, czystym i zdrowym!

- M贸wi艂e艣 o oddaniu, a oddanie jest czystsze od mi艂o艣ci!

- Ach, to! - Scandal podrapa艂 si臋 po g艂owie. - Nie mo偶esz pot臋pia膰 m臋偶czyzny za to, 偶e pr贸buje pozyska膰 czyje艣 wzgl臋dy.

- Mog臋 - o艣wiadczy艂a z moc膮 driada. - Chc臋 oddania od m臋偶czyzny, kt贸remu si臋 oddam.

- Bezgranicznie, trwaj膮ce ca艂e 偶ycie oddanie w zamian za jedn膮 noc rozkoszy? To wysoka cena. Cena, kt贸r膮 tylko Pwi m贸g艂by zap艂aci膰, kto艣 uwi臋ziony na ca艂膮 wieczno艣膰 przez kwea tamtej chwili. A gdyby艣 za偶膮da艂a takiej ceny, by艂aby艣 z艂odziejk膮, czy偶 nie tak? Przecie偶 zaraz potem sama oddasz si臋 bez reszty swoim drzewom - ci膮gn膮艂 ober偶ysta. - To le偶y w twojej naturze.

- Mog臋 walczy膰 ze swoj膮 natur膮 - odpar艂a s艂abym g艂osem Tiri-lee, jakby ta rozmowa bardzo j 膮 zm臋czy艂a. Potem odwr贸ci艂a si臋 i naci膮gn臋艂a koc na bia艂膮 szyj臋.

Wisteria d艂ugo my艣la艂a o tym, co us艂ysza艂a. W ostatnich dniach nosi艂a w sercu czu艂o艣膰 dla Tulla, kt贸ry budzi艂 w niej ciep艂e uczucia. Bawi艂a si臋 wi臋c w dom, traktuj膮c m艂odego miesza艅ca, jakby rzeczywi艣cie by艂 jej ma艂偶onkiem. Pope艂ni艂abym jednak wielki b艂膮d wierz膮c, 偶e naprawd臋 jestem w nim zakochana, pomy艣la艂a. Ja te偶 musz臋 walczy膰 ze swoj膮 natur膮. Musz臋 pami臋ta膰 o mojej nienawi艣ci, podsyca膰 j膮.

Podr贸偶 przez g贸ry, gdy dzie艅 za dniem pchali ci臋偶ki w贸z, by艂a jednocze艣nie trudniejsza, ale kr贸tsza ni偶 przypuszczali. Biedny stary 艢limak zawi贸z艂 ich w najwy偶sze partie g贸r ju偶 drugiego dnia ich w臋dr贸wki po wyje藕dzie ze Smilodon Bay. Wprawdzie widzieli st膮d z艂ocisty p艂askowy偶 zwany Mamucim Szlakiem, ale ta kusz膮ca kraina nadal znajdowa艂a si臋 daleko od boru sekwojowego. Po tygodniu wszyscy mieli obola艂e mi臋艣nie, naci膮gni臋te 艣ci臋gna n贸g i pokryte p臋cherzami stopy.

Co rano i co wiecz贸r Phylomon uczy艂 m臋偶czyzn pos艂ugiwa膰 si臋 r贸偶norodn膮 broni膮. W miar臋 jak musku艂y Tulla twardnia艂y, niebie-skosk贸ry m臋偶czyzna z czasem zaprzesta艂 z nim 膰wicze艅.

- Masz bardzo silne ramiona - powiedzia艂 mu Phylomon. - Nie dor贸wna ci 偶aden cz艂owiek. Z toporem bojowym w r臋ku odbijasz moje najlepsze parady i jeste艣 tak szybki, 偶e, jak s膮dz臋, zadasz pierwszy cios wi臋kszo艣ci przeciwnik贸w. Je艣li nadal b臋dziesz 膰wiczy艂 r贸wnie pilnie jak dotychczas, to przypuszczam, 偶e w ci膮gu kilku tygodni osi膮gniesz bieg艂o艣膰, r贸wn膮 najsilniejszym Neandertalczykom i tylko oni b臋d膮 mogli odparowa膰 twoje ciosy.

Od tej pory jedynie Ayuvah odwa偶y艂 si臋 trenowa膰 z Tullem. Byli

r贸wnymi przeciwnikami. Walcz膮c w艂贸czni膮, atakowali w sobie tylko w艂a艣ciwym stylu, Ayuvah m贸g艂 utrzyma膰 si臋 na nogach i w por臋

uchyli膰 si臋 przed ciosem Tulla. By艂 typem partnera, kt贸rego Tuli najbardziej potrzebowa艂 do w艂a艣ciwego treningu.

Niestety, pewnego dnia Ayuvah nast膮pi艂 na stary grot w艂贸czni i rana na jego nodze uleg艂a zaka偶eniu, tak 偶e musia艂 siedzie膰 na wozie. Phylomon zaprowadzi艂 ich do znanych tylko jemu gor膮cych 藕r贸de艂 gdzie Ayuvah siedz膮c na bia艂ym, wapiennym brzegu moczy艂 stopy w g艂臋bokim, zielonym jeziorku.

Tirilee pozosta艂a na wozie przez pierwsze dwa dni, p贸藕niej sz艂a obok. Przekraczanie strumyk贸w, w p艂ytkich miejscach, gdy furgon nurza艂 si臋 w mule, by艂o najtrudniejsz膮 cz臋艣ci膮 podr贸偶y. Po d艂ugim, wyczerpuj膮cym dniu m臋偶czy藕ni padali na ziemi臋 i cz臋sto spali wiele godzin, zanim wstali na kolacj臋. Wisteria tylko raz przygotowa艂a dla nich wieczorny posi艂ek, a p贸藕niej ust膮pi艂a naleganiom Scandala, kt贸ry przej膮艂 od niej ten obowi膮zek. Mimo ci臋偶kiej pracy ober偶ysta wcale nie schud艂. Pozosta艂, jak przedtem, grubasem.

Pewnego wieczoru Wisteria pomog艂a mu umy膰 i ubra膰 Tirilee. Stwierdzi艂a, 偶e driada wygl膮da zarazem dziwnie i pi臋knie, ze swymi d艂ugimi srebrzystymi w艂osami i ciemnozielonymi oczami. Wypra艂a sukienk臋 Tirilee, na艂o偶y艂a na ni膮 swoj膮 w艂asn膮, a potem postanowi艂a uczesa膰 jej w艂osy. Kiedy jednak wzi臋艂a do r臋ki szczotk臋, zda艂a sobie spraw臋, 偶e Tirilee tego nie potrzebuje. W艂osy driady by艂y niezwykle czyste i g艂adkie i ani jeden si臋 nie zmierzwi艂. Bardzo to zdziwi艂o Wisteri臋, bo nie widzia艂a, 偶eby Tirilee kiedykolwiek rozczesywa艂a sobie w艂osy.

- Kiedy ostatni raz si臋 czesa艂a艣? - spyta艂a Wisteria.

- Nigdy si臋 nie czesa艂am - odpar艂a driada.

- Nigdy? - zdumia艂a si臋 Wisteria.

- My, driady, r贸偶nimy si臋 od ludzi - wyja艣ni艂a Tirilee.

Wisteria rozczesa艂a palcami w艂osy le艣nej panny i pog艂adzi艂a japo policzku. Driada przechyli艂a g艂贸wk臋, zach臋caj膮c Wisteri臋 do kontynuowania pieszczoty i 偶ona Tulla roze艣mia艂a si臋 z rozbawieniem. Twarzyczka Tirilee by艂a g艂adka, bez najmniejszej skazy. Kiedy jednak Wisteria dotkn臋艂a jej ramion, wyczu艂a napi臋te, niewiarygodnie silne mi臋艣nie.

- Tullu, chod藕 tutaj! - zawo艂a艂a.

Tuli w艂a艣nie naprawia艂 swoje mokasyny. Podszed艂 z wolna i sta艂, patrz膮c z g贸ry na driad臋. Wisteria szybko uj臋艂a jego d艂o艅.

- Dotknij tego - powiedzia艂a zbli偶aj膮c r臋k臋 m臋偶a do w艂os贸w le艣nej panny.

Cofn膮艂 j膮 szybko.

- Nie b贸j si臋! - roze艣mia艂a si臋 Wisteria. -Ona nie gryzie! -Znowu wzi臋艂a r臋k臋 Tulla i przesun臋艂a j膮 po w艂osach driady. - Poczuj, jakie s膮 mi臋kkie. Co wi臋cej, ona nigdy nie musi ich czesa膰. Poczuj to - doda艂a muskaj膮c jego palcami policzek Tirilee. - Dotkn膮艂e艣 kiedy艣 czego艣 tak mi臋kkiego?

Tuli po艂o偶y艂 d艂o艅 na policzku driady i spojrza艂 na ni膮. Tirilee wyci膮gn臋艂a ku niemu r膮czki, uj臋艂a obur膮cz jego wielk膮 艂ap臋 i przytuli艂a j膮 do policzka, g艂adz膮c lekko. Potem z oboj臋tnym wyrazem twarzy poca艂owa艂a grzbiet d艂oni m艂odego Tcho-Pwi.

- Au! - wykrzykn膮艂 Tuli, wyrywaj膮c r臋k臋.

- Co si臋 sta艂o? - zapyta艂a szybko Wisteria.

- Sparzy艂a mnie! - odpar艂, podnosz膮c d艂o艅. Nie by艂o na niej najmniejszego 艣ladu oparzenia.

Dziesi膮tego dnia podr贸偶y w臋drowcy dotarli do ma艂ej doliny zag艂臋bionej mi臋dzy falistymi wzg贸rzami. Bory sekwojowe zrzed艂y, coraz cz臋艣ciej pojawia艂y si臋 w nich znacznie ni偶sze jod艂y, ale czer-wonosk贸re kobiety ukrywaj膮c siew cieniu nadal pod膮偶a艂y za ekspedycj膮. Kilka razy dziennie Tuli, wchodz膮c za najbli偶sze drzewo, natychmiast czu艂 unosz膮cy si臋 w powietrzu zapach sera.

Tego popo艂udnia przebyli w br贸d p艂ytk膮 rzek臋 o przezroczystej wodzie, roj膮cej si臋 od langust. Wiatr przyni贸s艂 do nich s艂odk膮 wo艅 sawanny. Kilkaset metr贸w dalej las sekwojowy ko艅czy艂 si臋 nagle, jakby gigantyczny palec nakre艣li艂 lini臋 w ziemi, zabraniaj膮c drzewom dalej si臋 rozprzestrzenia膰. Pojawi艂a si臋 z艂ocista sawanna. Tuli z towarzyszami dopchn臋li w贸z do granicy boru i jak myszy wypatruj膮ce soko艂a przyjrzeli si臋 czystemu, letniemu niebu. Na horyzoncie ko艂owa艂y dwa smoki o wielkich rogach.

- Wreszcie wyszli艣my z lasu - odezwa艂 si臋 Ayuvah. Scandal pokiwa艂 g艂ow膮, obserwuj膮c z ponur膮 min膮 smoki.

- W dziesi臋膰 dni przebyli艣my tylko oko艂o stu kilometr贸w - mrukn膮艂. - Musimy bardziej si臋 stara膰.

- Uda to si臋 nam teraz, gdy jeste艣my na otwartej przestrzeni -odpar艂 Phylomon.

Za nimi trzasn臋艂a z艂amana ga艂膮zka. Kiedy w臋drowcy odwr贸cili si臋, ujrzeli czterdzie艣ci nagich kobiet o czerwonej sk贸rze blokuj膮cych im drog臋 powrotn膮 do lasu. Rzucili na nie okiem, wypchn臋li w贸z na sawann臋 i rozbili ob贸z. Ayuvah mia艂 gor膮czk臋 i odczuwa艂 silny b贸l stopy. Phylomon zagotowa艂 wi臋c wod臋 i po艂o偶y艂 rannemu ok艂ad z li艣ci i cukru. Tuli nie spa艂 tej nocy i patrz膮c jak przyjacielowi puchnie noga, t艂umi艂 w sobie gniew; traci艂 bowiem przewodnika i najlepszego wojownika z powodu czego艣 tak b艂ahego jak le偶膮cy w ziemi zardzewia艂y grot w艂贸czni.

Tuli pilnowa艂, by woda nie przestawa艂a wrze膰 i raz po raz przewija艂 stop臋 Ayuvaha r臋cznikiem, robi膮c mu gor膮ce ok艂ady. Ca艂y dzie艅 forsownego marszu da艂 si臋 we znaki jego okaleczonej kostce; kula艂 wi臋c teraz mocno. Mia艂 j膮 owini臋t膮 po raz pierwszy od wielu lat. Pozostali w臋drowcy spali. W mroku nad r贸wnin膮 zahuka艂a sowa.

- My艣lisz, 偶e naprawd臋 zdo艂asz dotrze膰 do Denai? - Tuli spyta艂 powa偶nie Ayuvaha. - A mo偶e powinni艣my ci臋 zostawi膰 przy Nad膮-sanych Bo偶kach?

- Poku艣tykamy razem, je艣li b臋dziemy musieli! - roze艣mia艂 si臋 Ayuvah.

- Co jeszcze mog臋 dla ciebie zrobi膰 dzisiejszej nocy? - spyta艂 Tuli.

- Zrobi艂e艣 wszystko, co w twojej mocy - uspokoi艂 go przyjaciel. -Nie poprosz臋 ci臋 o nic wi臋cej. Id藕 spa膰 ze sw贸j 膮 偶on膮.

Tuli omi贸t艂 wzrokiem otoczenie. Wisteria spa艂a pod wielk膮, nied藕wiedzi膮 sk贸r膮, kt贸ra chroni艂a j膮 przed komarami.

- Ja naprawd臋 nie wiem, czy ona chce, 偶ebym z ni膮 spa艂 - powiedzia艂 z wahaniem. - Czasami zachowuje si臋 tak, jakby chcia艂a, ale potem mnie odpycha. Ja... obserwowa艂em ciebie i Ma艂ego Chaa, jak tulili艣cie si臋 do siebie, jak wyrzuca艂e艣 kamienie spod jego pos艂ania.

- To oczywiste - odpar艂 Ayuvah. - Jak偶e mia艂bym tego nie robi膰 dla kogo艣, kogo kocha艂em?

Tuli dostrzeg艂 b贸l na jego twarzy, gdy偶 Ayuvah nadal op艂akiwa艂 brata.

- Pr贸bowa艂em ci臋 na艣ladowa膰 - doda艂. - Nie wiem jednak, jak okaza膰 mi艂o艣膰 kobiecie. Staram si臋 tego nauczy膰, ale ona nie pragnie mojej mi艂o艣ci.

- Daj jej troch臋 czasu - poradzi艂 Ayuvah. Zmarszczy艂 jednak brwi, jakby zaniepokoi艂y go s艂owa przyjaciela. -Nawet rysia mo偶na oswoi膰 czu艂o艣ci膮 - doda艂. - Wisteria wie, 偶e j膮 kochasz. B膮d藕 cierpliwy.

Nast臋pnego ranka skr臋cili na pomoc. P艂askowy偶 zwany Mamucim Szlakiem by艂 poro艣ni臋t膮 bujn膮 traw膮 r贸wnin膮 licz膮c膮 prawie tysi膮c kilometr贸w z pomocy na po艂udnie. Latem roi艂o si臋 tu od stad bizon贸w, dzik贸w, 艂osi oraz ma艂ych, ciemnobr膮zowych konik贸w o trzech palcach zamiast kopyt i pasiastych jak u zebr zadach. Nad rzekami w wierzbowych zagajnikach 偶erowa艂y obok ogromnych kapibar leniwce wielko艣ci nied藕wiedzia. W zimie przybywa艂y z pomocy mamuty i w艂ochate nosoro偶ce. I zawsze, przez ca艂y rok, by艂y tu wielkie koty: p艂owe r贸wninne tygrysy szablastoz臋bne sz艂y za mamucimi stadami, a wspania艂e lwy le偶a艂y pod rosn膮cymi z rzadka drzewami obserwuj膮c bizony. Ogromna liczba mamut贸w i dzik贸w oraz cz臋ste po偶ary sprawia艂y, 偶e wi臋kszo艣膰 drzew nigdy nie zdo艂a艂a si臋 na dobre zakorzeni膰 i Mamuci Szlak pozosta艂 sawann膮. W臋drowcy dokonali ogromnego wysi艂ku, przebywaj膮c ponad trzydzie艣ci kilometr贸w dziennie. Dlatego drugiej nocy po opuszczeniu boru sekwojowego, osiemdziesi膮tego pierwszego dnia Miesi膮ca Smoka, dotarli do miejsca spotka艅 kupc贸w przy Nad膮sanych Bo偶kach. O zmroku zatrzymali w贸z nad ma艂ym jeziorkiem. Kilkana艣cie wielkich ognisk pali艂o si臋 mi臋dzy namiotami z jeleniej sk贸ry i okr膮g艂ymi ziemiankami, 艣l膮c dym ku niebu, wskazuj膮cy z daleka kupcom, miejsce spotkania. Zgromadzi艂o si臋 tu ju偶 dwustu Neandertalczyk贸w, kt贸rzy wbili w ziemi臋 wok贸艂 ognisk wielkie ro偶ny, by upiec p艂aty mi臋sa z upolowanych nied藕wiedzi i leniwc贸w. W powietrzu unosi艂 si臋 od贸r gnij膮cego mi臋sa i sw膮d dymu.

- Nie upadajcie na duchu - powiedzia艂 do towarzyszy Phylomon, przygl膮daj膮c si臋 wozom, wok贸艂 kt贸rych pas艂o si臋 oswojone byd艂o. -Je偶eli nie kupimy wo艂贸w, mo偶e dowiemy si臋, gdzie mo偶emy naby膰 mastodonta.

Kto艣 zawo艂a艂: - Phylomon! Phylomon od Gwiezdnych 呕eglarzy jest w艣r贸d nas! -I niemal ca艂y t艂um pobieg艂 w t臋 stron臋, by zobaczy膰 niezwyk艂ego przybysza. Serce zamar艂o w Tullu, gdy u艣wiadomi艂 sobie, 偶e taki sam okrzyk zabrzmia艂 w Smilodon Bay trzy tygodnie temu. Prowadzi艂 Wisteri臋 przez t艂um. Kr膮偶yli mi臋dzy wy艂o偶onymi towarami, w艣r贸d zapach贸w jedzenia nap艂ywaj膮cych od strony ognisk. Min臋艂a ich jaka艣 kobieta, kt贸ra reklamuj膮c sw贸j towar zawiesi艂a na ramieniu ze sto bransolet z elektronu, stopu z艂ota i srebra, i z czystego srebra. Wi臋kszo艣膰 Pwi przynios艂a przeznaczone na sprzeda偶 wyroby na w艂asnych plecach: pi臋knie rze藕bione miski z jadeitu, miedziane garnki oraz smocze rogi, z kt贸rych wyrabiano wspania艂e 艂uki. Przybyli te偶 i cz艂owieczy kupcy; wielki brodaty m臋偶czyzna z pomocy przywi贸z艂 ca艂y w贸z mamucich cios贸w. Inny wybra艂 艂atwiejsz膮 drog臋 z Benbow, 偶eby dostarczy膰 tamtejsze cenne wyroby szklane. Wozy tych kupc贸w ci膮gn臋艂y oswojone bizony, najpospolitsze zwierz臋ta poci膮gowe w tym zak膮tku Wielkiego Pustkowia. Lecz cho膰 towary le偶膮ce na sk贸rach na trawie wystawiono wsz臋dzie, nikt ich jeszcze nie kupowa艂. By艂oby niegrzecznie zaj膮膰 si臋 ubijaniem interes贸w, zanim wszyscy si臋 nie posil膮 i nie odpoczn膮.

Wisteria i Tuli spacerowali mi臋dzy przeznaczonymi na sprzeda偶 wyrobami. Nagle m艂ody Tcho-Pwi zaniepokoi艂 si臋 nie na 偶arty: w艣r贸d pi臋knych kolczyk贸w dostrzeg艂 bowiem fajki z jadeitu, w kt贸rych Okan-jarowie - Wolne Plemi臋, jak sami siebie nazywali -palili opium i haszysz. Okanjarowie byli poddanymi zbieg艂ymi z Kraalu. Kilka pokole艅 ich przodk贸w prze偶y艂o w niewoli i to spowodowa艂o stopniowe zmiany w ich usposobieniu; stali si臋 bardziej brutalni ni偶 wolni Pwi. M贸wiono, 偶e wielu z nich by艂o sprzymierze艅cami Wielmo偶贸w-Pirat贸w i 偶e handlowali niewolnikami. Jaki艣 Neandertalczyk z podmalowanymi czarn膮 farb膮 oczami wy艂o偶y艂 obok fajek spory zapas narkotyk贸w: suszone grzyby i nasiona oraz p臋ki suszonych li艣ci. Tuli min膮艂 go powoli, udaj膮c z uprzejmo艣ci zainteresowanie. Zacisn膮艂 jednak r臋k臋 na ramieniu Wisterii i poprowadzi艂 j 膮 dalej, kieruj膮c siew stron臋 s艂ynnych bo偶k贸w znajduj膮cych siew samym 艣rodku obozowiska. By艂y to dwa kamienne pos膮gi, o wysoko艣ci sze艣ciu metr贸w, przedstawiaj膮ce zas臋pione w gniewie neandertalskie twarze.

Min臋li odzianego w kaftan z lwiej sk贸ry barczystego Neandertalczyka o g臋stej, z艂ocistej brodzie. Na g艂owie mia艂 sk贸rzany he艂m, a kutow po艂o偶y艂 w zasi臋gu r臋ki, jakby w ka偶dej chwili mia艂 ruszy膰 do walki. Neandertalczyk kl臋cza艂, uk艂adaj膮c na jeleniej sk贸rze 艂y偶eczki z cios贸w mamuta. Wisteria przystan臋艂a, by je obejrze膰. Kupiec si臋gn膮艂 po top贸r i podni贸s艂 wzrok. Jego twarz z wymalowanymi czarnymi kr臋gami wok贸艂 oczu, wygl膮da艂a jak trupia czaszka.

- Ile chcesz za t臋 kobiet臋? - zapyta艂.

Tuli wiedzia艂, 偶e post膮pi艂by niegrzecznie obra偶aj膮c kupca. Aten mia艂 wyzywaj膮cy, szale艅czy b艂ysk w oczach. Mimo to splun膮艂 mu pod nogi.

- Pwi nie sprzedaj膮 swoich kobiet! -rzuci艂 gniewnie i poszed艂 dalej.

- Ostro偶nie - szepn臋艂a Wisteria. - To Okanjara.

- To okanjarski wojownik - poprawi艂 j膮 Tuli tak g艂o艣no, by m臋偶czyzna go us艂ysza艂. - B臋kart jakiego艣 pirata. Prawdopodobnie sam jest handlarzem niewolnik贸w. Ale to nie daje mu prawa do obra偶ania nas. Zabij臋 go, je艣li zn贸w to zrobi.

- Wybaczcie mi, je艣li was obrazi艂em - powiedzia艂 wojownik g艂o艣no za ich plecami. - Nie znam zwyczaj贸w Pwi!

Wisteria i Tuli dotarli wreszcie do Nad膮sanych Bo偶k贸w wykutych z czarnego kamienia. Tuli opar艂 si臋 plecami o wygi臋t膮 ku do艂owi warg臋 g艂owy-pos膮gu i westchn膮艂.

Scandal podszed艂 do nich po艣piesznie.

- Widzieli艣cie te ciosy mamuta? - zapyta艂 cicho. - Jaki艣 kupiec przywi贸z艂 je z pomocy pod eskort膮 pi臋膰dziesi臋ciu okanjarskich wojownik贸w. Wywo艂ali niema艂e poruszenie. To nie s膮 ciosy dzikich mamut贸w, tylko oswojonych. Wszystkie maj膮 namalowane totemy Hukm贸w!

- Hukm贸w! - powt贸rzy艂a Wisteria. Kosmaci Hukmowie byli gro藕nymi wojownikami, niemal dor贸wnuj膮cymi wielko艣ci膮 Ludziom-

Mastodontom, lecz znacznie przewy偶szali ich inteligencj膮. Hukmo-wie nigdy nie zabijali swoich 艣wi臋tych mamut贸w. Zabicie mamuta nale偶膮cego do jakiego艣 Hukma by艂o takim samym szale艅stwem, jak u艣miercenie jego dzieci - wypowiedzeniem wojny.

- Tylko bardzo niebezpieczni albo bardzo ghipi osobnicy zabiliby takie mamuty - powiedzia艂 Tuli. - W艂a艣nie nazwa艂em jednego z Okanjar贸w b臋kartem handlarza niewolnik贸w. Poprosi艂 o wybaczenie, 偶e mnie obrazi艂.

- Tak - wtr膮ci艂 spokojnie Scandal. - Powinni艣cie zobaczy膰, jakie poruszenie wywo艂uje Tirilee. Ka偶dy z tych b臋kart贸w got贸w jest zap艂aci膰 swoim lewym j膮drem za sp臋dzenie nocy z driad膮. Gdyby nie by艂o z ni膮 Phylomona, nie wiem, jak by艣my ich powstrzymali. Teraz jednak spokojni kupcy maj膮 nad nimi przewag臋 liczebn膮. Nie rozpoczn膮 zatem 偶adnej draki. Ale 艣pijcie czujnie. Ayuvah twierdzi, 偶e to miejsce ma z艂e kwea. R臋ka Adjonai si臋ga a偶 tutaj. Nawet ja wyczuwam to kwea.

Tamtej nocy Phylomon dokona艂 kolejnej egzekucji. Wszyscy przybyli na jarmark kupcy i ewentualni klienci zasiedli do wsp贸lnej kolacji. By艂a to prawdziwa uczta, gdzie wszyscy szczodrze dzielili si臋 swymi zapasami. Biesiadnicy siedzieli na k艂odach wok贸艂 kilku olbrzymich ognisk, 艣miej膮c si臋 i opowiadaj膮c dowcipy. Tirilee ulokowa艂a si臋 obok Phylomona, uwiesiwszy si臋 jego ramienia, gdy偶 w pobli偶u zgromadzi艂o si臋 wielu Okanjar贸w, kt贸rzy obrzucali j膮 po偶膮dliwymi spojrzeniami. Stary handlarz szk艂a z Benbow, niewinnie wygl膮daj膮cy grubas z pozosta艂ym na 艂ysinie meszkiem, klepn膮艂 Phylomona po plecach i przedstawi艂 mu si臋 z u艣miechem. Gwiezdny 呕eglarz zapyta艂 go, czy mieszka艂 kiedy艣 w osadzie zwanej Zag艂odzon膮 Kobiet膮.

Handlarz wyprostowa艂 si臋 z zaskoczenia.

- Tak, ale sk膮d ty o tym wiesz? - spyta艂.

- Mam pewien list... - odpar艂 Phylomon. Wyj膮艂 z sakwy podarty kawa艂ek papieru i przeczyta艂:

- Ja, Deman Haymaker, zosta艂em wzi臋ty do niewoli dwa lata temu...

Grubas wyci膮gn膮艂 n贸偶 z buta i chcia艂 wsta膰. Gwiezdny 呕eglarz z ca艂ej si艂y waln膮艂 go 艂okciem w prze艂yk. Handlarz stan膮艂 prosto, a potem run膮艂 do ty艂u na k艂od臋, na kt贸rej przedtem siedzia艂. Kopi膮c nogami, dusz膮c si臋, zacz膮艂 wymiotowa膰.

- Ca艂y dobytek tego cz艂owieka zostaje skonfiskowany za jego zbrodnie. Odje偶d偶aj膮c st膮d, zabierzemy jego wo艂u - o艣wiadczy艂 Phylomon. - Mo偶ecie podzieli膰 mi臋dzy siebie jego wyroby szklane, je艣li chcecie.

Wisteria i Tuli siedzieli w niewielkiej odleg艂o艣ci od Phylomona. Dziewczyna wsta艂a, trzymaj膮c si臋 za 偶o艂膮dek.

- B膮d藕 przekl臋ty! - wrzasn臋艂a do Gwiezdnego 呕eglarza. - B膮d藕 przekl臋ty! Czy robisz tak wsz臋dzie, dok膮d zaw臋drujesz?!

- By膰 mo偶e - odpar艂 niebieskosk贸ry m臋偶czyzna, patrz膮c na ni膮 spokojnie.

- Bo je艣li tak, nie znios臋 tego! - wypali艂a Wisteria. - Przysi臋gam, 偶e zabij臋 ci臋 podczas snu!

- Na nic ci si臋 to nie zda - odpar艂 Phylomon. - Inni ju偶 pr贸bowali, a gdzie s膮 teraz?

- Musz臋 wydosta膰 si臋 st膮d! -krzykn臋艂a Wisteria i chwiejnym krokiem odesz艂a w mrok. Zszokowany nieco Tuli ruszy艂 za ni膮. Zna艂 Phylomona zaledwie trzy tygodnie, a zd膮偶y艂 on ju偶 zabi膰 tyle os贸b.

- S艂ysza艂e艣, co on zrobi艂? - zapyta艂a Wisteria, kiedy opu艣cili ob贸z. Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, trzymaj膮c si臋 za 偶o艂膮dek, jakby zbiera艂o si臋 jej na torsje.

- Co masz na my艣li? - W pierwszej chwili Tuli nie zrozumia艂, o co jej chodzi, ale potem przypomnia艂 sobie d藕wi臋ki, kt贸re dusz膮c si臋, wydawa艂 w wodzie, ojciec Wisterii. Takie same odg艂osy dopiero co wyrwa艂y si臋 z gard艂a handlarza szk艂em. - Rozumiem kwea tego wydarzenia - doda艂 cicho.

Stali przy jednym z licznych woz贸w. Thor wyp艂yn膮艂 na niebo, by艂 w drugiej kwadrze. Gazowy olbrzym rzuca艂 czerwonawy blask na mgie艂k臋 zasnuwaj膮c膮 r贸wnin臋. Tuli widzia艂 ma艂e, pustynne szakale kr膮偶膮ce wok贸艂 obozu, niestety poza zasi臋giem w艂贸czni; czeka艂y a偶 wszyscy obecni w obozie ludzie i Pwi zasn膮. 艢wietliki migota艂y w powietrzu. Zerwa艂 si臋 ciep艂y zst臋puj膮cy wiatr i pogna艂 chmury nad g贸rami. Wygl膮da艂o na to, 偶e noc b臋dzie ciemna. Kilka os贸b zgromadzi艂o si臋 wok贸艂 innego wozu. 艢ci膮gn臋li z niego plandek臋 i zacz臋li go przeszukiwa膰. Tuli zda艂 sobie spraw臋, 偶e jest to w贸z handlarza niewolnik贸w i 偶e tamci przyszli, by jak najszybciej podzieli膰 mi臋dzy siebie jego towary.

- Bo偶e, nie pozwol膮 mu najpierw umrze膰?! - powiedzia艂a ze wstr臋tem Wisteria i odesz艂a dumnym krokiem.

Tuli chcia艂 p贸j艣膰 za 偶on膮, ale ta ostatnio okazywa艂a mu ch艂贸d, prawie si臋 do niego nie odzywa艂a, unika艂a jego dotkni臋cia. Zrozumia艂, 偶e teraz te偶 chce by膰 sama. Stoj膮c obok gapi贸w przeszukuj膮cych w贸z skaza艅ca m艂odzieniec zauwa偶y艂 nagle zakrzywiony miecz z jasnozielonego benbowskiego szk艂a, kt贸ry wydawa艂 si臋 czarny w czerwonawej po艣wiacie Thora. Nawet druga strona klingi by艂a ostra i pofalowana. Nigdy nie widzia艂 tak pi臋knej, a zarazem gro藕nej broni; m贸g艂by sobie na ni膮 pozwoli膰 tylko najbogatszy z Wielmo偶贸w-Pirat贸w. Tuli podni贸s艂 miecz i zwa偶y艂 go w d艂oni. Kryszta艂owy brzeszczot by艂 ci臋偶ki jak kutow, ale znacznie lepiej wywa偶ony. Kilkakrotnie machn膮艂 na pr贸b臋 mieczem i niezwyk艂y or臋偶 spodoba艂 mu si臋 jeszcze bardziej. Okaza艂 si臋 dostatecznie ci臋偶ki, 偶eby odbi膰 parad臋, a jednocze艣nie tak lekki, 偶e mo偶na by艂o zadawa膰 nim szybkie ciosy. Tuli wyobrazi艂 sobie, 偶e b臋dzie m贸g艂 walczy膰 tym mieczem przez ca艂y dzie艅 i nigdy si臋 nie zm臋czy. Wiedzia艂, 偶e je艣li we藕mie go sobie, narazi si臋 na gniew Wisterii. Jednak偶e ch臋膰 posiadania tej pi臋knej broni przewa偶y艂a. Chwyci艂 wi臋c pochw臋, wsadzi艂 do niej miecz i zani贸s艂 go do furgonu Scandala.

Nast臋pnie wr贸ci艂 do kr臋gu ognisk. Jaka艣 Neandertalka rozmawia艂a z Phylomonem, gestykuluj膮c gwa艂townie. Tuli zorientowa艂 si臋, 偶e m贸wi ona z okanjarskim akcentem.

- Szybko! Chod藕 szybko! Dziecko nie wychodzi tak, jak powinno! Naciskam na jej brzuch, ale dziecko nie chce wyj艣膰! Phylomon popatrzy艂 na Tulla.

- M贸wi艂e艣, 偶e kilka lat temu uczy艂e艣 si臋 u jakiego艣 lekarza. Pomaga艂e艣 mu kiedy艣 przy porodzie?

- Trzy razy - odpar艂 Tuli.

- W takim razie podniesiemy t臋 liczb臋 do czterech - rzuci艂 Gwiezdny 呕eglarz.

- Nie mam takich r膮k, jak potrzeba.

- Chod藕, mimo wszystko - o艣wiadczy艂 Phylomon.

Znale藕li rodz膮c膮 Okanjark臋 w namiocie obok ma艂ego ogniska, z dala od reszty grupy. Mia艂a mo偶e ze czterna艣cie lat. Ocieka艂a potem, bo nosi艂a kaftan i sp贸dnic臋 z koziej sk贸ry. Jej ma艂偶onek by艂 m艂ody i przystojny, nie starszy od Tulla. Trzy inne dziewczyny t艂oczy艂y si臋 wok贸艂 po艂o偶nicy, pozostawiaj膮c ma艂o miejsca dla Tulla i Phylomona.

- Co艣cie za jedne, dziewcz臋ta? - spyta艂 Tuli.

- Jeste艣my jej siostrami-偶onami - odpowiedzia艂a kt贸ra艣. Na my艣l, 偶e cztery dziewczyny po艣lubi艂y jednego m臋偶czyzn臋, Tullowi zrobi艂o si臋 niedobrze. Ale zdarza艂o si臋 to na Wielkim Pustkowiu. Pozbawiony skrupu艂贸w m臋偶czyzna m贸g艂 tak rozkocha膰 w sobie neandertalsk膮 kobiet臋, 偶e kwea sp臋dzonych z nim chwil przewa偶a艂o w niej nad przyzwoito艣ci膮 i stawa艂a si臋 jedn膮 z jego 偶on. Cz艂owieczy traperzy cz臋sto tak robili.

Phylomon umy艂 r臋ce w niemal wrz膮cej wodzie, Tuli zrobi艂 to samo. Sprawdzi艂, czy szyjka maciczna po艂o偶nicy odpowiednio si臋 rozszerza; zobaczy艂, 偶e p艂ynie z niej strumyk krwi, poczu艂 s艂ony zapach. Wody ju偶 odesz艂y.

- Jest ju偶 w po艂owie drogi - powiedzia艂. - Jak cz臋sto mia艂a skurcze?

- Zacz臋艂y si臋 dwa dni temu - odpar艂 jej m膮偶. - Ale dziecko nie chcia艂o si臋 urodzi膰, zdecydowa艂o si臋 dopiero dzisiejszej nocy.

- Powinni艣my wydoby膰 je szybko - doda艂 Phylomon. - Co zrobi艂by tw贸j lekarz? - spyta艂 Tulla.

- Kaza艂by masowa膰 jej brodawki piersiowe, 偶eby zacz臋艂a wydziela膰 progesteron, kt贸ry pobudzi skurcze. Mo偶e poleci艂by jej usi膮艣膰, 偶eby wywrze膰 nacisk na szyjk臋 maciczn膮.

- Zgadzam si臋 z tym - stwierdzi艂 Phylomon. Pomogli dziewczynie wsta膰, zdj臋li z niej kaftan i kazali m臋偶owi g艂adzi膰 jej brodawki piersiowe. By艂y ma艂e i r贸偶owe, gdy偶 rodz膮ca nigdy jeszcze nie karmi艂a dziecka.

Tuli, za偶enowany tym widokiem, wyszed艂 z namiotu i usiad艂 przy ognisku wraz z kilkunastoma Okanjarami. Rozmawiali o b艂ahostkach: o rzeczach, kt贸re chcieli kupi膰, o nie ko艅cz膮cym si臋 艂ataniu but贸w. Barczysty, czterdziestopi臋cioletni Okanjara zapyta艂 Tulla:

- Co z ni膮?

- Jeszcze przez kilka godzin nie b臋dzie mia艂a silnych skurcz贸w.

- W takim razie w 艣rodku nocy obudz膮 nas g艂o艣ne wrzaski - powiedzia艂 m臋偶czyzna, klepi膮c Tulla po ramieniu. - Zawsze przypomina mi to moje dzieci艅stwo w Bashevgo, wiesz? Spa艂em nad wi臋zieniem dla niewolnik贸w. Gdyby tylko kto艣 jeszcze strzeli艂 z bata!

Nagle b艂yskawica rozdar艂a chmury na horyzoncie i rozmowny Okanjara roze艣mia艂 si臋 nerwowo.

- Tak, Adjonai strzela batem! Jestem Tchulpa, przyw贸dca tej karawany. - Wyci膮gn膮艂 r臋k臋, by u艣cisn膮膰 nadgarstek Tulla.

M艂ody mieszaniec poczu艂 si臋 dziwnie. Nigdy dot膮d nie dotkn膮艂 poddanego, wolnego lub niewolnika.

- W poprzednich latach nasze karawany pod膮偶a艂y jeszcze dalej na wsch贸d i na zach贸d - m贸wi艂 dalej Tchulpa. - Mam nadziej臋, 偶e kiedy艣 b臋d臋 m贸g艂 swobodnie w臋drowa膰 w艣r贸d Pwi, da膰 im do zrozumienia, 偶e nie jeste艣my ich wrogami. - Tuli spojrza艂 na siedz膮cych kr臋giem wojownik贸w o pomalowanych czarn膮 farb膮 oczach, wargach i nosach, tak 偶e ich twarze przypomina艂y trupie czaszki. Nie wygl膮dali na przyjaci贸艂. - Obawiam si臋 jednak, 偶e przyprowadzili艣my za du偶o m臋偶czyzn. Niepokoi to twoich wsp贸艂plemie艅c贸w. W przysz艂ym roku nasza karawana b臋dzie mniej liczna. Teraz mieli艣my nadwy偶k臋 towar贸w do sprzedania - doda艂 przyw贸dca karawany.

- Pwi boj膮 si臋 was, poniewa偶 pochodzicie z Kraalu. Tutaj, na Wielkim Pustkowiu, Pwi m贸wi膮, 偶e Adjonai, b贸g strachu, rz膮dzi Kraalem. Powiadaj膮 te偶, 偶e wielu poddanych pracuje dla W艂adc贸w Niewolnik贸w. Kr膮偶膮 r贸wnie偶 pog艂oski, 偶e niekt贸rzy poddani jedz膮 mi臋so Pwi - wyja艣ni艂 Tuli.

Tchulpa zmarszczy艂 brwi.

- M贸wisz szczerze. Tak, Adjonai rzeczywi艣cie rz膮dzi w Kraalu. A kt贸rego艣 dnia wyci膮gnie d艂o艅 i podporz膮dkuje sobie Wielkie Pustkowie. Wiem, 偶e poddani jedli mi臋so Pwi w gettach Bashevgo, poniewa偶 byli g艂odni i nie mieli nic do jedzenia. Cz艂owieczy W艂adcy Niewolnik贸w nie pozostawili im wyboru. Dlatego niekt贸rzy z nas, tak jak moje plemi臋, uciekli z Kraalu. Codziennie jeden Okanjara ginie, 偶eby Wielkie Pustkowie pozosta艂o wolne! Wiedz, m臋偶u z plemienia Pwi, 偶e Okanjarowie s膮 twoimi przyjaci贸艂mi!

Tuli spojrza艂 wielkiemu Neandertalczykowi prosto w oczy, 偶贸艂te jak u kota, i dojrza艂 w nich szczero艣膰.

- W takim razie dzisiejszej nocy nie b臋d臋 spa艂 z mieczem pod r臋k膮 - powiedzia艂. Wojownicy roze艣miali si臋 g艂o艣no. - Musz臋 ci臋 jednak o co艣 zapyta膰: nigdy nie s艂ysza艂em o Okanjarach przebywaj膮cych tak daleko na wschodzie. M贸wi艂e艣, 偶e twoi wsp贸艂plemie艅cy umieraj膮, by Wielkie Pustkowie pozosta艂o wolne. A ja s艂ysza艂em, 偶e walczycie z armiami Kraalu. Czy nie powinni艣cie przebywa膰 po drugiej stronie G贸r Smoczych?

Olbrzym zas臋pi艂 si臋.

- W przesz艂o艣ci walczyli艣my na najdalszym kra艅cu G贸r Smoczych, ale Kraal ma wiele armii. Na wiosn臋 b臋dziemy si臋 z nimi zmaga膰 w艂a艣nie tutaj.

Tuli zblad艂.

- Twoje s艂owa nape艂ni艂y mnie strachem - rzek艂 cicho. - Musia艂e艣 si臋 pomyli膰. Wojska Kraalu znajduj膮 si臋 ponad tysi膮c kilometr贸w st膮d.

Tchulpa potrz膮sn膮艂 kud艂at膮 g艂ow膮.

- Ogromne armie przechodz膮 przez G贸ry Bia艂e, 偶o艂nierze z armatami i karabinami. W艂o偶yli pancerze na swoje mastodonty, szykuj膮c je do walki. Tresuj膮 te偶 wilki do boju. A ci wojownicy, Bracia Mieczowi, maj膮 czarownik贸w...

Piorun zn贸w uderzy艂 w oddali. Ma艂a dziewczynka, chyba trzyletnia, wysz艂a z namiotu, p艂acz膮c.

- Z艂e sny kr膮偶膮 woko艂o! Z艂e sny kr膮偶膮 woko艂o! -powtarza艂a. Oczy mia艂a szeroko otwarte z przera偶enia. Z jakiego艣 powodu podesz艂a do Tulla, szukaj膮c u niego pociechy. Posadzi艂 j膮 wi臋c na kolanach i powiedzia艂, 偶e z艂e sny zaraz sobie p贸jd膮. Po chwili przysz艂a matka dziewczynki, usiad艂a obok m艂odego Tcho-Pwi i wzi臋艂a j膮 od niego.

- To nie z艂e sny kr膮偶膮 woko艂o, tylko Okanjarowie i Pwi - wyja艣ni艂a. Dziewczynka rozejrza艂a si臋 z przera偶eniem, a poniewa偶 poza rzucanym przez ognisko 艣wiat艂em panowa艂y g艂臋bokie ciemno艣ci, nie chcia艂a w to uwierzy膰. 呕eby pocieszy膰 c贸rk臋, matka pokaza艂a na dwa wielkie Nad膮sane Bo偶ki i zapyta艂a:

- Chcesz wiedzie膰, sk膮d si臋 wzi臋艂y te kamienie?

Dziewczynka skin臋艂a g艂ow膮 i matka opowiedzia艂a jej histori臋, kt贸rej Tuli nigdy nie s艂ysza艂, opowie艣膰 o Ananoi i Zmiennokszta艂tnej Niewie艣cie.

- Dawno, dawno temu pewna Zmiennokszta艂tna Niewiasta by艂a wdow膮 i przyw贸dczyni膮 swego plemienia. Wszyscy jej wsp贸艂plemie艅cy uwa偶ali, 偶e jest m膮dra, a poniewa偶 rzeczywi艣cie tak by艂o, dodawa艂o to jej urody. Mia艂a ona jednak z艂ego syna Xetxetch臋, kt贸ry u偶ywa艂 odziedziczonych po matce zdolno艣ci do wprowadzania zwierz膮t w b艂膮d i bez trudu zabija艂 je wbrew ich woli. Xetxetcha uwa偶a艂 si臋 za wielkiego zapa艣nika, gdy偶 m贸g艂 uprawia膰 zapasy w ka偶dej postaci: jako nied藕wied藕 jaskiniowy, leniwiec czy 艂o艣.

W tamtych czasach 偶y艂 sobie olbrzymi mamut imieniem Vozha, pod krokami kt贸rego dr偶a艂y g贸ry. Sekwoje ros艂y w ziemi zgromadzonej na jego grzbiecie, a przecie偶 by艂y kr贸tsze od jego niezwykle d艂ugich w艂os贸w. Nawet pch艂y mieszkaj膮ce w jego sier艣ci osi膮ga艂y rozmiary wilk贸w. Tylko morze okaza艂o si臋 dostatecznie du偶e, by Vozha m贸g艂 si臋 w nim k膮pa膰 jak w sadzawce, a kiedy rozbryzgiwa艂 wod臋 tr膮b膮, deszcz pada艂 na drugim ko艅cu 艣wiata.

Ka偶dej jesieni, w porze god贸w, kiedy mamuty szala艂y z 偶膮dzy, ich oczy stawa艂y si臋 szkliste i czerwienia艂y. G贸ry dr偶a艂y, gdy samce stacza艂y pojedynki, uderzaj膮c si臋 g艂owami, a ich tr膮bienie dochodzi艂o a偶 na koniec 艣wiata. 呕aden jednak nie m贸g艂 pokona膰 Vozhy, kt贸ry podnosi艂 tr膮b膮 po dw贸ch lub trzech swoich rywali jednocze艣nie. Potem przerzuca艂 ich za siebie i tylko on jeden parzy艂 si臋 z m艂odymi mamucicami.

Pewnego dnia inne samce przysz艂y do Zmiennokszta艂tnej Niewiasty i poprosi艂y j膮 o rad臋, m贸wi膮c:

- Zhofwa pos艂a艂a nam na wietrze swoje poca艂unki. Dlatego kochamy pi臋kne mamucice, ale nigdy nie mo偶emy parzy膰 si臋 z nimi. Jak mogliby艣my pokona膰 tego potwora?

Zmiennokszta艂tna Niewiasta usiad艂a i zamy艣li艂a si臋 g艂臋boko, gdy偶 by艂 to trudny problem. Powiedzia艂a wi臋c mamutom, 偶eby zaczeka艂y miesi膮c na jej odpowied藕.

Kiedy jednak jej syn Xetxetcha us艂ysza艂 to pytanie, pomy艣la艂 sobie: - Aha, wreszcie znalaz艂em godnego siebie przeciwnika w zapasach. - Natychmiast zamieni艂 si臋 w gigantycznego mamuta i pow臋drowa艂 na p贸艂noc.

Tymczasem do Ananoi, wielkiego bohatera, kt贸ry zniszczy艂 Ba-shevgo i umie艣ci艂 Czerwone Sondy na niebie, 偶eby Wielmo偶e-Piraci nie mogli uciec z tego 艣wiata, r贸wnie偶 przysz艂o kilka mamut贸w i poskar偶y艂o si臋:

- Vozha wzi膮艂 sobie na kochanki wszystkie s艂odkie mamucice i cho膰 pot臋偶ny z niego zapa艣nik, post臋puje bardzo 藕le.

Ananoi postanowi艂 zatem porozmawia膰 z tym potworem. Wszyscy wiedzieli, 偶e Ananoi by艂 najpot臋偶niejszym z Okanjar贸w. Nie chcia艂 strachem zmusi膰 olbrzymiego mamuta do uleg艂o艣ci, ale zdawa艂 sobie jednak spraw臋, 偶e b臋dzie potrzebowa艂 broni. Wzi膮艂 wi臋c witk臋 leszczynow膮 jako w艂贸czni臋 i wyrze藕bi艂 grot z kwiatu lilii. Tak uzbrojony, wyruszy艂 na pomoc.

Nie zaszed艂 daleko, gdy spotka艂 ogromnego mamuta, wi臋kszego ni偶 okoliczne g贸ry. Na grzbiecie tego mamuta nie ros艂y sekwoje, ale pod ka偶dym innym wzgl臋dem wygl膮da艂 on tak jak Yozha. W tej te偶 chwili olbrzymi膮 tr膮b膮 przerzuca艂 za siebie kilka innych mamut贸w, co by艂o tak偶e wyzwaniem dla wszystkich pozosta艂ych.

Ananoi zobaczy艂 mamuta i krzykn膮艂:

- Vozha, wie艣ci o twoich strasznych czynach dotar艂y wsz臋dzie. Boj膮 si臋 ciebie wszystkie zwierz臋ce plemiona. M贸wi si臋 nawet, 偶e Adjonai, b贸g strachu, dr偶y na d藕wi臋k twego imienia. Nikt nie kwestionuje twojej wielko艣ci, czemu wi臋c traktujesz wszystkich tak okrutnie?

Ale m贸wi膮c to, Ananoi post膮pi艂 niem膮drze. Gdyby lepiej przyjrza艂 si臋 ogromnemu zwierz臋ciu, na pewno by zauwa偶y艂, 偶e nie jest to Vozha, tylko Zmiennokszta艂tny Xetxetcha, bo chocia偶 mia艂 on posta膰 mamuta, nie by艂 nim dostatecznie d艂ugo, 偶eby sekwoje wyros艂y mu na grzbiecie. Mo偶liwe jednak, 偶e Ananoi zobaczy艂 niezwykle d艂ug膮 sier艣膰 na grzbiecie Xetxetchy i pomy艣la艂, 偶e s膮 to sekwoje.

Xetxetcha, widz膮c, 偶e oszuka艂 wielkiego okanjarskiego wojownika Ananoi, pomy艣la艂: - Ten m臋偶czyzna to 偶ywa legenda. S艂ynie on z si艂y i inteligencji. Na pewno stoczymy wspania艂y pojedynek. Powiedzia艂 wi臋c do niego: - Jak ci si臋 zdaje, kim ty jeste艣, chudzielcu, 偶eby m贸wi膰 do mnie w taki spos贸b?! Staniesz do walki?

- Musz臋 ci臋 ostrzec, 偶e mam w艂贸czni臋! - zawo艂a艂 Ananoi. I pogrozi艂 olbrzymowi swoj膮 broni膮 z leszczyny i p艂atk贸w lilii.

Xetxetcha tylko wybuchn膮艂 艣miechem. Podni贸s艂 tr膮b膮 g贸r臋 i zamierza艂 zrzuci膰 j膮 na Ananoi. Ten jednak cisn膮艂 swoj膮 w艂贸czni臋 z tak膮 si艂膮, 偶e zapali艂a si臋 i zamieni艂a w komet臋. W dodatku rzuci艂 j膮 tak celnie, i偶 wypali艂a dziur臋 w sercu Xetxetchy. Zmiennokszta艂tny pad艂 martwy na ziemi臋 i odzyska艂 swoj膮 naturaln膮 posta膰.

Kiedy Ananoi zobaczy艂, 偶e przez przypadek zabi艂 nie zwierz臋, lecz m艂odego wsp贸艂plemie艅ca, posmutnia艂, gdy偶 nie chcia艂 mie膰 wrog贸w. Wzi膮艂 zatem martwego ch艂opca na r臋ce i zani贸s艂 go do Nad膮sanych Bo偶k贸w, gdzie siadywa艂a na tronie jego matka, Zmiennokszta艂tna Niewiasta. W owym czasie Bo偶ki nie by艂y nad膮sane.

Ananoi po艂o偶y艂 Xetxetcha u st贸p Zmiennokszta艂tnej Niewiasty, a gdy podni贸s艂 na ni膮 oczy, zobaczy艂, 偶e jest stokro膰 pi臋kniejsza ni偶 m贸wiono. Kiedy zobaczy艂a ona swego martwego syna, posmutnia艂a i widok ten przeszy艂 b贸lem serce Ananoi. Bardzo cicho opowiedzia艂 przyw贸dczyni plemienia, jak. zabi艂 jej syna i poprosi艂 j膮 o wybaczenie.

Jednak偶e Zmiennokszta艂tna Niewiasta wpad艂a w wielk膮 z艂o艣膰.

- Zabra艂e艣 mi ju偶 syna, a teraz chcesz, 偶ebym ci wybaczy艂a?! Nie us艂yszysz ode mnie s艂贸w przebaczenia, zap艂acisz mi krwi膮 za jego 艣mier膰! - krzykn臋艂a, zamieni艂a si臋 w kota szablastego i skoczy艂a na Ananoi.

Lecz Ananoi nie chcia艂 umiera膰. Nie zamierza艂 te偶 uczyni膰 niczego z艂ego matce zabitego ch艂opca. Uderzy艂 j膮 wi臋c lekko i odrzuci艂 na bok. Zmiennokszta艂tna Niewiasta natychmiast przybra艂a posta膰 samicy smoka, skoczy艂a w powietrze i zrani艂a wroga swymi strasznymi pazurami.

Ananoi musia艂 wi臋c si臋 ratowa膰 ucieczk膮. Mkn膮艂 tak szybko, 偶e smoczyca nie mog艂a go dogoni膰. Nie z艂apa艂a go, cho膰 bi艂a skrzyd艂ami ze wszystkich si艂. Ananoi bieg艂 tak d艂ugo, a偶 dotar艂 nad morze i nie mia艂 ju偶 dok膮d ucieka膰. Zmiennokszta艂tna Niewiasta by艂a coraz bli偶ej, odci臋艂a mu drog臋 odwrotu. Ananoi pomy艣la艂 jednak: Widzia艂em ju偶 jak Zmiennokszta艂tni dokonuj膮 swoich sztuczek. Ja te偶 to potrafi臋! Skoczy艂 wi臋c do oceanu i w mgnieniu oka zamieni艂 si臋 w 偶贸艂wia morskiego.

Pod powierzchni膮 oceanu s膮 g贸ry, doliny i miasta, w kt贸rych mieszkaj膮 duchy w贸d, ale zrozpaczony Ananoi p艂yn膮艂 coraz g艂臋biej i g艂臋biej, a偶 znalaz艂 si臋 na samym dnie. Tymczasem Zmiennokszta艂tna Niewiasta szuka艂a go wsz臋dzie. Widzia艂a, jak wskoczy艂 do wody, ale nie mia艂a poj臋cia, 偶e przybra艂 posta膰 偶贸艂wia. Nie zdawa艂a sobie te偶 sprawy, i偶 pozna艂 jej sztuczki. Po d艂ugich poszukiwaniach dosz艂a do wniosku, 偶e jaka艣 pi臋kna wodnica wci膮gn臋艂a Ananoi w g艂臋bin臋 i utopi艂a, 偶eby zosta艂 jej m臋偶em.

Ananoi bardzo d艂ugo pozosta艂 na dnie oceanu, p艂acz膮c ze smutku i rozpaczy. Bola艂o go serce, gdy偶 zabi艂 ch艂opca, i nie m贸g艂 poj膮膰 za 偶on臋 jego pi臋knej matki. Cz臋sto my艣la艂 o odwiedzeniu urodziwej niewiasty, wiedzia艂 jednak, 偶e widok jej smutnej twarzy z艂amie mu serce. Dlatego nie rusza艂 si臋 z dna oceanu i d艂ugo zastanawia艂 si臋, co zrobi膰. Unoszony pr膮dami morskimi, opada艂 coraz g艂臋biej i g艂臋biej.

Po roku dudnienie b臋bn贸w wyrwa艂o go z zamy艣lenia. Zda艂 sobie spraw臋, 偶e s艂yszy je od d艂u偶szego czasu, ale uwa偶a艂 dot膮d, 偶e to tylko bicie jego serca. Teraz jednak, wyt臋偶ywszy s艂uch, zrozumia艂, 偶e s膮 to b臋bny. Us艂ysza艂 te偶 cich膮, j臋kliw膮 pie艣艅 przera偶aj膮cych g艂os贸w podobnych do d藕wi臋k贸w flet贸w i fletni Pana. Przy艂o偶y艂 ucho do mu艂u na dnie oceanu i zar贸wno warkot b臋bn贸w, jak i 艣piew sta艂y si臋 wy-ra藕niejsze. U艣wiadomi艂 sobie w贸wczas, 偶e s艂yszy pie艣艅 robak贸w gnie偶d偶膮cych si臋 w duszach z艂ych Okanjara, kt贸re ta艅cz膮 wok贸艂 Serca Z艂a w samym 艣rodku 艣wiata.

Rozpoznawszy g艂os Xetxetchy w ch贸rze pot臋pionych dusz, Ananoi ostatecznie porzuci艂 ponure my艣li. Natychmiast zamieni艂 si臋 w kreta i zacz膮艂 ry膰 jam臋 w dnie oceanu. Nie musia艂 d艂ugo kopa膰, by dotrze膰 do jaskini, w kt贸rej mieszka Serce Z艂a. Niebawem przebi艂 tunel przez jej sklepienie.

Serce Z艂a le偶a艂o na dnie pieczary, czarne i pulsuj膮ce. Unosi艂y si臋 ze艅 podobne do dymu ohydne emanacje, zatruwaj膮ce 艣wiat. Ka偶de uderzenie tego serca d藕wi臋cza艂o w pieczarze jak 艂oskot b臋bna. 殴li ludzie, kt贸rych dusze po 艣mierci zamieni艂y si臋 w robaki, pe艂zali bez ko艅ca po wielkim kr臋gu, op艂akuj膮c w pie艣ni swoje z艂e czyny. Dozorcy niewolnik贸w bez przerwy strzelali batami, przeganiaj膮c robaki po ostrych ska艂ach i pot艂uczonym szkle. Kiedy Ananoi to zobaczy艂, przyszed艂 mu do g艂owy pewien pomys艂. Przez wiele godzin obserwowa艂 dusze-robaki ta艅cz膮ce w m臋ce. Wi艂y si臋 pod nim jeden za drugim, a偶 wreszcie us艂ysza艂 pie艣艅 Xetxetchy i zobaczy艂, w kt贸rego robaka zamieni艂 si臋 syn jego ukochanej.

Ananoi zeskoczy艂 wtedy do jaskini, nadal w postaci kreta, chwyci艂 robaka-dusz臋 w z臋by, a potem pobieg艂 swoim tunelem, zanim dozorcy pot臋pie艅c贸w zdo艂ali rzuci膰 si臋 w pogo艅. Pi膮艂 si臋 wci膮偶 wy偶ej i wy偶ej, ku 艣wiat艂u dziennemu. Dotar艂 wreszcie do ogrodu Zmien-nokszta艂tnej Niewiasty. By艂a letnia noc i wszystkie trzy ksi臋偶yce w pe艂ni wisia艂y na horyzoncie.

Ananoi przybra艂 ponownie swoj膮 w艂asn膮 posta膰 pi臋knego m臋偶czyzny, po艂o偶y艂 robaka-dusz臋 na ziemi i pozwoli艂 mu 艣piewa膰 i Xet-xetcha zanuci艂 pie艣艅 o swoich m臋czarniach w jaskini z艂a: "Jestem tylko owocem, Kt贸rego zjedz膮 Kruki Nieszcz臋艣cia. Wisz膮 nade mn膮, Szydercz膮 gromad膮, Kracz膮 zjadliwie, Dr臋cz膮, 艣cigaj膮.

Uciekaj膮c, nie zostawiam 艣lad贸w, W twardym gruncie tej krainy. Pod czarnymi cieniami Za艣wiat贸w, Gdzie widzi tylko serce. I nigdzie nie znajduj臋 Pociechy."

Zmiennokszta艂tna Niewiasta us艂ysza艂a t臋 偶a艂osn膮 pie艣艅 i wysz艂a do ogrodu. Od 艣mierci syna i ona nie mog艂a znale藕膰 pociechy i zaciekawi艂o j膮, kto to 艣piewa o jej cierpieniach.

W zalanym ksi臋偶ycow膮 po艣wiat膮 ogrodzie ujrza艂a urodziwego m臋偶czyzn臋, nie wiedz膮c, 偶e to Ananoi. Lecz robak-dusza wymieni艂 w pie艣ni wszystkie swoje z艂e uczynki, za kt贸re zosta艂 tak surowo ukarany. I po nich to Zmiennokszta艂tna Niewiasta rozpozna艂a swojego syna. Xetxetcha 艣piewa艂 o rado艣ci, jak膮 sprawia艂o mu m臋czenie zwierz膮t i odbieranie im 偶ycia. 艢piewa艂 o swojej pysze i 偶膮dzy krwi. Na ko艅cu za艣piewa艂 o swej 艣mierci z r膮k Ananoi, kt贸rego pr贸bowa艂 zamordowa膰. Matka p艂aka艂a, s艂uchaj膮c o zbrodniach pope艂nionych przez syna. A potem, sko艅czywszy pie艣艅, robak-dusza wpe艂z艂 pod ziemi臋 w poszukiwaniu Serca Z艂a, kt贸re mia艂o go dr臋czy膰 przez ca艂膮 wieczno艣膰, bo sam skaza艂 si臋 na taki los. Kiedy Kamienne Bo偶ki us艂ysza艂y 艣piew Xetxetchy o nieszcz臋艣ciu, jakie na niego 艣ci膮gn臋艂y jego w艂asne zbrodnicze czyny, spos臋pnia艂y.

Ananoi i Zmiennokszta艂tn膮 Niewiast臋 ogarn膮艂 smutek. Stali d艂ugo w blasku ksi臋偶yc贸w, patrz膮c na siebie.

- Zabi艂em twojego syna - powiedzia艂 Ananoi - ale odda艂em ci to, co mog艂em. Najpierw cia艂o, a potem dusz臋. Czy mo偶esz mi wybaczy膰? Zmiennokszta艂tna Niewiasta gorzko p艂aka艂a. Wiatr zerwa艂 si臋 na chwil臋, kiedy bogini Zhorwa ukl臋k艂a i pos艂a艂a tej parze swoje poca艂unki.

- Wybaczam ci - powiedzia艂a do Ananoi Zmiennokszta艂tna Niewiasta. Pokochali si臋 z wzajemno艣ci膮! zostali m臋偶em i 偶on膮.

Tuli przys艂uchiwa艂 si臋 tej historii z rozbawieniem: w legendach Pwi Ananoi zawsze by艂 nazywany neandertalskim bohaterem, a nie poddanym czy Okanjar膮. Poddani my艣leli, 偶e Czerwone Sondy zosta艂y przys艂ane po to, by schwyta艂y w pu艂apk臋 W艂adc贸w Niewolnik贸w. Tuli za艣 wiedzia艂, i偶 s膮 to bezza艂ogowe statki kosmiczne, kt贸re uwi臋zi艂y ich wszystkich na powierzchni Anee. U艣miechn膮艂 si臋 na my艣l, 偶e Okanjarowie wierz膮, i偶 to Ananoi, a nie Phylomon niemal zniszczy艂 Basheygo. Najbardziej jednak zaskoczy艂 go fakt, 偶e Okanjarowie snuj膮 opowie艣ci o winie i pokucie, prawdziwie neandertalskie legendy, cho膰 plemi臋 to tylko w niewielkim stopniu przypomina Pwi. Wstrz膮sn膮艂 nim dreszcz strachu, gdy zda艂 sobie spraw臋, 偶e je艣li Tchul-pa ma racj臋, to za rok mo偶e walczy膰 z kraalskimi 偶o艂nierzami u boku tych niesamowitych wojownik贸w o twarzach podobnych do trupich czaszek. Nagle poczu艂, 偶e si臋 ich nie boi. S艂ysza艂 przecie偶, jak 艣miali si臋 i 偶artowali. Przestali by膰 dla niego niepoj臋ci i gro藕ni.

Zerwa艂a si臋 burza i zacz膮艂 pada膰 deszcz. Tuli wr贸ci艂 do namiotu. Dwie godziny p贸藕niej po艂o偶nica dosta艂a silnych skurcz贸w. Dziecko by艂o u艂o偶one poprzecznie, okr臋cone wielokrotnie p臋powin膮. Phylomon rozkaza艂 Tullowi wepchn膮膰 je z powrotem do macicy, a potem odwr贸ci膰 tak, by wynurzy艂o si臋 g艂ow膮 naprz贸d. Tuli nienawidzi艂 tego zabiegu. Jego w艂asne r臋ce wydawa艂y mu si臋 takie wielkie i niezr臋czne, gdy zanurzy艂 je w 艂onie male艅kiej kobiety, kt贸ra krzykn臋艂a z b贸lu.

- Ty si臋 ni膮 zajmij! - zwr贸ci艂 si臋 do Phylomona. - Jest za ma艂a dla mnie. To wszystko przez te moje przekl臋te r臋ce, te niezdarne 艂apska!

- Masz racj臋 - odpar艂 Gwiezdny 呕eglarz, staraj膮c si臋 go pocieszy膰. - Ta dziewczyna jest za ma艂a, by rodzi膰 lekko. Ale twoje r臋ce wcale nie s膮 za du偶e. Bola艂oby j膮 r贸wnie偶 i wtedy, gdyby zrobi艂 to kto艣 inny. Ja sam nie spisa艂bym si臋 lepiej od ciebie.

- Ty si臋 ni膮 zajmij! - powt贸rzy艂 ze wstr臋tem Tuli.

- Dobrze sobie radzisz. Nie chc臋 tam wsadza膰 jeszcze jednej pary r膮k, by nie zwi臋kszy膰 ryzyka zaka偶enia. Pracuj dalej.

Tuli wr贸ci艂 do pracy. P臋powina by艂a okr臋cona wok贸艂 bark贸w i ramion dziecka. Nie kr膮偶y艂a w niej krew. M艂ody Tcho-Pwi wiedzia艂, 偶e musi szybko wydoby膰 niemowl臋, je艣li ma ono prze偶y膰. Dziecko przysz艂o wreszcie na 艣wiat przed wschodem s艂o艅ca. Oko burzy przesz艂o nad obozowiskiem; rozpada艂 si臋 deszcz i nad namiotem grzmia艂o bez przerwy. G艂贸wka dziecka by艂a sina, pokryta podobn膮 do bia艂ego sera ciemieniuch膮. Niemowl臋 pr贸bowa艂o krzycze膰, ale matka przesta艂a prze膰, gdy wynurzy艂o si臋 z niej w po艂owie. Tuli chwyci艂 dziecko, wo艂aj膮c do po艂o偶nicy, by dalej par艂a. Jednak偶e skurcze na razie usta艂y. Poci膮gn膮艂 wi臋c delikatnie.

Poniewa偶 m艂oda Okanjarka nigdy jeszcze nie rodzi艂a, jej kana艂 rodny nie by艂 dostatecznie szeroki, 偶eby niemowl臋 z okr臋con膮 wok贸艂 ramion p臋powin膮 mog艂o wydosta膰 si臋 na zewn膮trz. Phylomon, zdesperowany, krzykn膮艂 wreszcie:

- Przyj!

Tuli zrozumia艂, 偶e je艣li niemowl臋 ma prze偶y膰 powinno si臋 urodzi膰 w艂a艣nie teraz. Poci膮gn膮艂 je delikatnie, lecz mocno, wlok膮c matk臋 na odleg艂o艣膰 metra. Us艂ysza艂 trzask, jakby co艣 si臋 z艂ama艂o i dziecko znalaz艂o si臋 w jego r臋kach. By艂o ca艂e purpurowe, oddycha艂o bardzo p艂ytko. Tuli podni贸s艂 je za n贸偶ki i oczy艣ci艂 mu gard艂o. Niemowl臋 odetchn臋艂o g艂臋biej i krzykn臋艂o. Jego z艂amane prawe rami臋 zwisa艂o pod dziwnym k膮tem.

Kiedy Tuli zobaczy艂, 偶e dziecko b臋dzie 偶y膰, obejrza艂 jego rami臋. Okaza艂o si臋, 偶e by艂o z艂amane w czterech miejscach, tak 偶e wydawa艂o si臋, i偶 noworodek ma cztery stawy. Zorientowawszy si臋, jak bardzo okaleczy艂 nowo narodzone dziecko, Tuli zakl膮艂 g艂o艣no i oczy zasz艂y mu 艂zami.

- Wszystko b臋dzie dobrze. Nastawimy mu rami臋 - pocieszy艂 go Phylomon. Przygotowa艂 banda偶 i unieruchomi艂 z艂aman膮 ko艅czyn臋 niemowl臋cia. Tuli prawie nic nie widzia艂 przez 艂zy. Jedna z kobiet pomog艂a mu wyj艣膰 z namiotu. By艂 ju偶 ranek. Tchulpa i jego ludzie siedzieli przy ognisku. Wodza wzruszy艂o, 偶e Tuli p艂acze z powodu ma艂ego Okanjary. Podzi臋kowa艂 mu wi臋c, poklepuj膮c go po plecach. Wojownicy otoczyli ich i poszli w 艣lady swego przyw贸dcy.

Phylomon opu艣ci艂 namiot chwil臋 p贸藕niej.

- Nikt nie m贸g艂by lepiej si臋 spisa膰 - szepn膮艂 Tullowi do ucha. -Ja sam nie zrobi艂bym tego lepiej. Gdyby nie ty, dziecko na pewno by umar艂o. Ale b臋dzie 偶y膰. I jego matka tak偶e.

- Mo偶e ten ch艂opiec powinien by艂 umrze膰 - odrzek艂 ponuro Tuli. -殴le jest mie膰 r臋ce Neandertalczyka, w dodatku przy tak wielu z艂amaniach ten Okanjar膮 mo偶e p贸藕niej zachorowa膰 na artretyzm. Mo偶liwe, 偶e b臋dzie w艂ada艂 tylko jedn膮 r臋k膮.

- Za wiele od siebie wymagasz - powiedzia艂 Phylomon. - Rami臋 ch艂opca na pewno si臋 zro艣nie. A nawet je艣li nie, m臋偶czyzna z jedn膮 mocn膮 r臋k膮 i siln膮 wol膮 mo偶e chwyci膰 艣wiat za gard艂o.

- Mo偶e gdyby mia艂 ludzk膮 r臋k臋! - prychn膮艂 ironicznie Tuli. Phylomon z艂apa艂 go za brod臋, przyci膮gn膮艂 do siebie jego g艂ow臋, spojrza艂 mu w oczy i rzek艂, cedz膮c s艂owa:

- Tullu Genecie, rozmawia艂em z Chaa. Powiedzia艂 mi, 偶e ty -zjedna tylko r臋k膮 i siln膮 wol膮- mo偶esz chwyci膰 艣wiat za gard艂o! Wi臋c chwy膰 go, do licha!

Tuli sp臋dzi艂 reszt臋 dnia w oszo艂omieniu. Nigdy dot膮d nie spotka艂 kogo艣, kto w niego wierzy艂. Uwa偶a艂, 偶e wiara Phylomona to wytw贸r jego chorego umys艂u. Nie m贸g艂 si臋 zdecydowa膰, czy przekaza膰 Gwiezdnemu 呕eglarzowi i reszcie towarzyszy s艂owa Tchulpy o armiach Kraalu. Przerazi艂y go te wiadomo艣ci i nie chcia艂 obdarzy膰 innych tak z艂ym kwea. Zreszt膮 wkr贸tce udadz膮 si臋 w dalsz膮 drog臋 do G贸r Bia艂ych. Tam na pewno dowiedz膮 si臋 z pierwszej r臋ki o tym, 偶e armie Kraalu maj膮 podbi膰 Wielkie Pustkowie. Ruszy艂 na poszukiwanie Wisterii. Zasta艂 j膮 robi膮c膮 zakupy wraz z Tirilee. Obie wygl膮da艂y na tak zaaferowane, 偶e nie chcia艂 im przeszkadza膰 i z Ayuvahem zaj膮艂 si臋 przebudow膮 wozu. Pracowali przez ca艂y dzie艅.

Furgon Scandala zbudowano tak, by ci膮gn膮艂 go mastodont, a nie para wo艂贸w. Musieli wi臋c zabra膰 z wozu zabitego handlarza szk艂em podw贸jny orczyk i umocowa膰 go przy swoim poje藕dzie. By艂a to 艂atwa praca, wymagaj膮ca tylko si艂y i cierpliwo艣ci. W pewnej chwili Tuli przerwa艂 robot臋 i wpatrzy艂 si臋 w swoje r臋ce.

- Co ci si臋 sta艂o? Skaleczy艂e艣 si臋? - spyta艂 Ayuvah.

- Nie wygl膮daj膮 jak r臋ce lekarza, prawda? - powiedzia艂 Tuli. -Nigdy nie przeprowadzi艂em operacji chirurgicznej. - Jego r臋ce by艂y du偶e i niezgrabne, jak 艂apy nied藕wiedzia.

- To po prostu r臋ce - odrzek艂 Ayuvah. - M贸wi臋 prawd臋: tak, wola艂bym raczej, 偶eby rozcina艂 mnie cz艂owiek swymi zr臋cznymi, ma艂ymi d艂o艅mi. Ale ty jeste艣 r贸wnie bystry jak cz艂owiek. S膮 rzeczy, kt贸re mo偶esz zrobi膰. Na przyk艂ad z艂o偶y膰 z艂amane ramiona. M贸g艂by艣 te偶 przygotowywa膰 lekarstwa.

- Doktor Debon powiedzia艂, 偶e Neandertalczycy s膮 urodzonymi w艂贸cznikami: nasze ramiona obracaj膮 si臋 w barkach lepiej ni偶 ludzkie, a poniewa偶 s膮 od nich silniejsze, rzucamy dalej. A nasze r臋ce s膮 du偶e i mocne, bo zosta艂y stworzone do podnoszenia ci臋偶ar贸w, na przyk艂ad ci臋偶kich w艂贸czni.

- Ludzie nie mog膮 rzuca膰 w艂贸czniami, to pewne - u艣miechn膮艂 si臋 Ayuvah. - A Fava bez trudu st艂uk艂aby na kwa艣ne jab艂ko najsilniejszego cz艂owieczego m臋偶czyzn臋 w naszym mie艣cie. Kt贸rego艣 dnia zapanujemy nad nimi.

- To oni zawsze b臋d膮 panowa膰 nad nami - zaoponowa艂 Tuli. -Potrafi膮 robi膰 niewielkie, skomplikowane przedmioty, w czym nie mo偶emy im dor贸wna膰, a niemal wszyscy sprzedaliby艣my nasze dusze za wykonane przez nich b艂yskotki. Ich lekarze i in偶ynierowie zawsze b臋d膮 nad nami g贸rowali. Dobrze jest jednak pracowa膰 tymi wielkimi r臋kami, by przymocowa膰 orczyk do osi.

Ayuvah zmarszczy艂 czo艂o.

- Wiem, Tullu, 偶e jeste艣 przekonany, i偶, my, Neandertalczycy, sprzedamy si臋 ludziom i to ci臋 niepokoi. Ale m贸j ojciec jest Obcuj膮cym z Duchami. Twierdzi, 偶e kt贸rego艣 dnia staniemy si臋 nauczycielami ludzi. Obalimy W艂adc贸w Niewolnik贸w, Bashevgo popadnie w ruin臋 i b贸g strachu zginie w Kraalu. W贸wczas ludzie nie b臋d膮 patrze膰 na nas z g贸ry, ale z szacunkiem.

- Pwi nigdy nie zaatakuj膮 Kraalu! - prychn膮艂 Tuli, nachylaj膮c si臋, by obejrze膰 rozmiary otwor贸w pod 艣ruby na orczyku. Ayuvah spoliczkowa艂 go.

- Nie drwij ze s艂贸w mojego ojca! - krzykn膮艂, a potem cofn膮艂 si臋 z konsternacj膮. - Przebacz mi! Przebacz mi m贸j gniew!

Tuli z zaskoczeniem podni贸s艂 na niego oczy. Ayuvah nigdy nikogo nie uderzy艂. Tuli by艂 raczej zaskoczony ni偶 rozgniewany.

- Wybacz mi m贸j d艂ugi j臋zyk! - powiedzia艂.

Do wieczora ziemia wysch艂a po ulewie. Zacz膮艂 wia膰 zimny wiatr, zwiastun zimy. Do obozu przyby艂o jeszcze pi臋膰dziesi膮t os贸b, i jak to si臋 zdarza, gdy nie ma nic do roboty, urz膮dzono zabaw臋. Wielu Pwi upi艂o si臋 winem ze s艂odkich kartofli, Okanjarowie za艣 ugotowali ogromny kocio艂 zupy mi臋snej z domieszk膮 grzyb贸w halucynogennych, opium, wydestylowanego z g艂膮bu dzikiej kapusty, truj膮cych nasion dzikich og贸rk贸w oraz innych narkotyk贸w. Wczesnym popo艂udniem zacz臋li si臋 raczy膰 ow膮 potraw膮.

Phylomon obejrza艂 zawarto艣膰 kot艂a i o艣wiadczy艂:

- Ka偶dy, kto si臋 tego naje, nie odzyska zdrowych zmys艂贸w przez miesi膮c.

Jednak偶e wielu Pwi posz艂o spr贸bowa膰 tego specja艂u do okanjar-skiego obozowiska.

Tuli zasn膮艂 po po艂udniu i obudzi艂 si臋 dopiero o p贸艂nocy. Wiste-ria le偶a艂a obok niego, ale kiedy j膮 obj膮艂, odepchn臋艂a go szorstko.

Us艂ysza艂 艣piewy w obozie Okanjar贸w i poszed艂 zobaczy膰, co si臋 tam dzieje.

Okanjarowie grali na fletniach Pana i bili w b臋bny. Ich kobiety i dzieci przyj臋艂y tak du偶膮 dawk臋 narkotyku, 偶e siedzia艂y w ot臋pieniu, patrz膮c w p艂omienie. Wi臋kszo艣膰 m臋偶czyzn nadal jad艂a mi臋sn膮 zup臋 i wraca艂a po trzeci膮, i czwart膮 dok艂adk臋. Wojownicy w艂o偶yli na g艂owy czapy z kolc贸w je偶ozwierza, ta艅czyli przy ogniskach i 艣piewali, wpatruj膮c si臋 w grzbiety swych d艂oni, potrz膮saj膮c nimi, zahipnotyzowani w艂asnymi bia艂ymi nadgarstkami, po艂yskuj膮cymi w ksi臋偶ycowej po艣wiacie. Tchulpa czuwa艂 nad nimi jak kr贸l.

- Tullu, m贸j przyjacielu! - zawo艂a艂. - Chod藕 zabawi膰 si臋 z nami! - Zaofiarowa艂 mu buk艂ak pe艂en p艂ynu z kot艂a. Tuli poci膮gn膮艂 艂yczek, by nie urazi膰 Tchulpy, a potem, gdy nikt na niego nie patrzy艂, wyplu艂 wszystko.

- Dzi艣 i jutro b臋dziemy handlowa膰 - oznajmi艂 Tchulpa - ale pojutrze musimy wyprawi膰 si臋 na 艂owy. Nasi wojownicy poluj膮 teraz we 艣nie. B臋d膮 艣ni膰 o duchach mamut贸w i znajd膮 miejsce, gdzie mamuty poddadz膮 si臋 naszym w艂贸czniom. Powiniene艣 wyruszy膰 z nami.

Tuli u艣miechn膮艂 si臋 s艂ysz膮c t臋 propozycj臋.

- Wy, Okanjarowie, nie jeste艣cie tacy 藕li jak mi m贸wiono. Prawie mog臋 sobie wyobrazi膰, 偶e jestem jednym z was. Ale ja ju偶 wkr贸tce b臋d臋 musia艂 zapolowa膰 na inn膮 zwierzyn臋.

- S艂ysza艂em o waszym polowaniu na w臋偶e morskie - odpar艂 Tchulpa. - B臋d膮 to dziwne 艂owy.

Okanjarscy wojownicy ta艅czyli przy ognisku, wiruj膮c jak szaleni i 艣piewaj膮c:

"Jestem smuk艂ym my艣liwym, Biegn臋 samotnie w ksi臋偶ycowym blasku. Cho膰 konik polny 艣piewa o 艣mierci, Ziemia to m贸j b臋ben, A moje nogi wybijaj膮 T臋tno 偶ycia.

Jestem zr臋cznym my艣liwym, Kt贸ry bez l臋ku biegnie o p贸艂nocy. Wiatr szele艣ci w trawie, Lis szczeka w oddali, Moje bij膮ce serce

Nie mierzy czasu 偶ycia. Jestem 偶ywio艂em, co nie mo偶e Dogna膰 艂owcy w blasku ksi臋偶yca.

Pot ze mnie sp艂ywa, Poj膮c s艂one morza. Biegn臋 tak szybko, 呕e budz臋 wiatr. 呕ar mojej duszy, Rozp艂omieni 艣wit."

- Je偶eli zamierzacie polowa膰 na mamuty, czemu 艣piewacie o 艣mierci? - zapyta艂 Tuli.

- Wszystkie mamuty nale偶膮 teraz do Hukm贸w - wyja艣ni艂 smutno Tchulpa. - Polowa膰 na mamuty, znaczy ryzykowa膰 偶yciem. Ale za ciosy mamut贸w dobrze nam p艂ac膮.

- Je偶eli dobrze wyprorokowa艂e艣, mo偶e za rok b臋dziemy tu razem polowali na kraalskich wojownik贸w - powiedzia艂 Tuli.

Wargi Tchulpy wykrzywi艂 ponury u艣miech. - Bardziej prawdopodobne, 偶e to oni b臋d膮 na nas polowali! - doda艂 i roze艣mia艂 si臋 zbyt g艂o艣no.

Jaki艣 Neandertalczyk zaci膮gn膮艂 do obozu ma艂ego ch艂opca, trzymaj膮c go za rami臋. Szepn膮艂 co艣 do niego i malec wskaza艂 na Tchul-p臋. Pwi rzuci艂 wi臋藕nia do st贸p wodza Okanjar贸w.

- Ten ch艂opiec m贸wi, 偶e jeste艣 jego ojcem. Ufam, 偶e nie jest takim samym k艂amc膮 jak z艂odziejem?

- Z艂odziejem? - spyta艂 zaskoczony Tchulpa i popatrzy艂 na ch艂opca. - Czy on powiedzia艂 prawd臋? - spyta艂. Malec nie odwa偶y艂 si臋 odpowiedzie膰.

Pwi wyci膮gn膮艂 srebrn膮 miseczk臋 z wyrytym na niej smokiem.

- Ukrad艂 to, my艣l膮c, 偶e 艣pi臋. Przy艂apa艂em go na gor膮cym uczynku!

- Czy to prawda, Ixashe? M贸w bez l臋ku - odezwa艂 si臋 cicho Tchulpa. W jego g艂osie zabrzmia艂a gro藕na nuta. Ch艂opiec zadr偶a艂. Zas艂oni艂 twarz r臋kami. Musia艂 jednak odpowiedzie膰 wodzowi swego plemienia.

- Tak.

Tchulp臋 najwyra藕niej zasmuci艂a ta odpowied藕.

- Jest na tyle du偶y, 偶ebym s膮dzi艂 go jak doros艂ego m臋偶czyzn臋. -Wyci膮gn膮艂 sztylet zza pasa i poda艂 go skar偶膮cemu Pwi. - Poder偶nij mu gard艂o, je艣li chcesz - powiedzia艂 - albo, je艣li jeste艣 lito艣ciwy, zatrzymaj go sobie. Zr贸b z nim, co zechcesz.

Pwi wzi膮艂 n贸偶 i spojrza艂 na ch艂opca. Wygl膮da艂 na bardzo zasmuconego.

- Tcho - rzek艂, nie chc膮c zabi膰 dziecka. - To nie by艂o nic wielkiego. -I upu艣ci艂 n贸偶.

Tchulpa spiorunowa艂 wzrokiem malca, a potem spojrza艂 na Pwi.

- W Kraalu miska jest wi臋cej warta ni偶 偶ycie poddanego - przypomnia艂 oskar偶ycielowi. - Dzi臋kuj臋 ci za 偶ycie mojego syna. Ukarz臋 go surowo.

Pwi popatrzy艂 na dziecko, jakby 偶a艂owa艂, 偶e je oskar偶y艂, a potem odszed艂. Kiedy si臋 oddali艂, Tchulpa wsta艂, podni贸s艂 n贸偶, powoli podszed艂 do syna i waln膮艂 go w brzuch. Dziecko zgi臋艂o si臋 we dwoje.

- Nigdy nie przyznawaj si臋 do winy! - sykn膮艂. - Nawet gdyby 贸w Pwi mia艂 stu 艣wiadk贸w, powiniene艣 by艂 powiedzie膰, 偶e tylko ogl膮da艂e艣 jego misk臋! - Chwyci艂 n贸偶 r臋koje艣ci膮 do g贸ry i uderzy艂 ni膮 ch艂opca w skro艅. Kiedy malec osun膮艂 si臋 na ziemi臋, Tchulpa kopn膮艂 go jeszcze kilkana艣cie razy. - W Kraalu tamten m臋偶czyzna rozdepta艂by ci臋 bez wahania, jakby twoje 偶ycie znaczy艂o mniej ni偶 艂ajno! Jutro poczo艂gasz si臋 do niego i podzi臋kujesz mu!

Tuli nie chcia艂 wierzy膰 w艂asnym uszom. Jeszcze tak niedawno uwa偶a艂, 偶e m贸g艂by zosta膰 Okanjar膮. Teraz jednak zda艂 sobie spraw臋, jak wiele ich dzieli. Nigdy nie widzia艂, 偶eby jaki艣 Pwi tak pobi艂 swoje dziecko. 呕aden Pwi nie zaproponowa艂by obcemu, aby poder偶n膮艂 gard艂o jego synowi. I to w obecno艣ci ojca! Kwea strasznych wspomnie艅 zniszczy艂oby tamtego m臋偶czyzn臋. W dodatku Tchulpa uczy艂 swego syna, 偶e mo偶e kra艣膰 tak d艂ugo, jak nie zostanie schwytany.

- Przyjacielu, nie zrozumia艂e艣, o co chodzi艂o tamtemu Pwi - zwr贸ci艂 si臋 do wodza Okanjar贸w. - On chcia艂, 偶eby艣 oduczy艂 swego syna kra艣膰!

Tchulpa podni贸s艂 brwi w zaskoczeniu.

- Mo偶e kt贸rego艣 dnia to dziecko b臋dzie musia艂o ukra艣膰, 偶eby prze偶y膰! A je艣li musi kra艣膰, powinno robi膰 to dobrze!

Tuli spojrza艂 Tchulpie w oczy i zrozumia艂, 偶e ten Okanjar膮 jest mu ca艂kowicie obcy i 偶e wcale nie chce pozna膰 jego umys艂u, albowiem przys艂owie Pwi m贸wi: 偶eby zrozumie膰 inn膮 osob臋, musisz si臋 do niej upodobni膰. - M艂ody mieszaniec nigdy nie mieszka艂 w Kraalu, nie m贸g艂 wi臋c wyobrazi膰 sobie ojca karz膮cego syna za to, 偶e nie potrafi kra艣膰. Wszystkie zas艂yszane opowie艣ci o poddanych walcz膮cych jako najemnicy W艂adc贸w Niewolnik贸w, o poddanych ludo偶ercach, o poddanych uwa偶aj膮cych znoszenie straszliwego b贸lu za oznak臋 si艂y - pasowa艂y do takiego ob艂udnika jak Tchulpa.

- Rozumiem - odrzek艂 lakonicznie Tuli. Potem wsta艂, ziewn膮艂, jakby by艂 zm臋czony i wr贸ci艂 do swojego obozu.

Kiedy Thor zatoczy艂 si臋 za wzg贸rza i ob贸z nape艂ni艂y poszczekiwania szakali szukaj膮cych ukradkiem resztek wczorajszej uczty przy ogniskach, Tulla obudzi艂 przera藕liwy krzyk:

- Hukmowie! Hukmowie na nas napadli! M艂odzieniec wysun膮艂 si臋 z ramion Wisterii i szepn膮艂:

- Zaczekaj, zobacz臋, co si臋 dzieje! - Kiedy jednak zrzuci艂 z siebie nied藕wiedzie sk贸ry, w blasku gasn膮cych ognisk dostrzeg艂, 偶e wiele tuzin贸w mastodont贸w okr膮偶a obozowisko. Na ich grzbietach siedzia艂y olbrzymie postacie. Na oczach Tulla ci ogromni, w艂ochaci m臋偶czy藕ni w ca艂kowitym milczeniu wtargn臋li do obozu. Wsz臋dzie Pwi z krzykiem i p艂aczem pr贸bowali ratowa膰 si臋 ucieczk膮. Z ciemno艣ci dobiega艂y go budz膮ce md艂o艣ci odg艂osy g艂uchych uderze艅 maczug uderzaj膮cych w cia艂a nieszcz臋艣nik贸w.

Phylomon sta艂 obok jakiego艣 ogniska; blask p艂omieni igra艂 na jego niebieskiej sk贸rze. Gwiezdny 呕eglarz wymachiwa艂 r臋kami w j臋zyku znak贸w, kt贸rym porozumiewali si臋 Hukmowie. Olbrzymi kosmaty Hukm, najwyra藕niej w贸dz, kt贸ry nosi艂 na ramionach liczne srebrne bransolety, siedz膮c na grzbiecie mamuta, odpowiada艂 mu spokojnie, powolnymi ruchami.

- St贸jcie! St贸jcie! - krzycza艂 Phylomon do Pwi, staraj膮c si臋 zatrzyma膰 ich w obozie, gdy偶 uciekaj膮c nara偶ali si臋 na 艣mier膰. Wskaza艂 palcem na obozowisko Okanjar贸w. W贸dz Hukm贸w wyci膮gn膮艂 r臋k臋 w tym kierunku.

Na niebie 艣wieci艂y ju偶 tylko dwa mniejsze ksi臋偶yce i Tuli niewiele widzia艂 w ich po艣wiacie. Dostrzeg艂 jednak 偶ywy mur przetaczaj膮cy si臋 przez ob贸z, gdy olbrzymie wierzchowce Hukm贸w depta艂y namioty. Ostry zapach mokrej, mamuciej sier艣ci miesza艂 si臋 ze sw膮dem dymu. Ciche okrzyki wyrwa艂y si臋 z piersi kilku kobiet. Tuli przypomnia艂 sobie, 偶e wszyscy Okanjarowie znajduj膮 si臋 pod wp艂ywem narkotyk贸w, 偶e s膮 bezbronni. Odg艂osy rytmicznych uderze艅 maczug mia偶d偶膮cych g艂owy napadni臋tych jak melony zag艂usza艂y ich rozpaczliwe krzyki.

- Odejd藕cie teraz! - zawo艂a艂 Phylomon do Pwi. - Id藕cie spokojnie! Nie r贸bcie 偶adnych szybkich ruch贸w.

Tuli narzuci艂 na siebie kaftan. Kilku ogromnych Hukm贸w, z kt贸rych ka偶dy by艂 wysoki na dwa i p贸艂 metra, przebieg艂o przez neandertalski ob贸z, przyjrza艂o si臋 Tullowi i jego towarzyszom. Patrzyli na nich z g贸ry, jak doro艣li na dzieci. Wie艣膰 g艂osi艂a, 偶e Hukmowie widz膮 w ciemno艣ci. M艂odzieniec zrozumia艂, 偶e wypatruj膮 na ich twarzach ciemnych kr臋g贸w wok贸艂 oczu charakterystycznych dla okanjarskich wojownik贸w. Poczu艂 ciep艂y, metaliczny od贸r krwi, gdy Hukmowie ich min臋li.

Wisteria zwin臋艂a si臋 w k艂臋bek na ziemi, zas艂aniaj膮c g艂ow臋 r臋kami. Tuli owin膮艂 j膮 kocem. Scandal i Ayuvah szybko wrzucili naw贸z swoje pos艂ania. Tuli zani贸s艂 tam Wisteri臋 i w艂o偶y艂 j膮 do wielkiej beczki. Nagle zl膮k艂 si臋 o driad臋, zastanawiaj膮c si臋, gdzie mo偶e teraz by膰. Lecz Tirilee ju偶 ukry艂a si臋 w ciemnym wn臋trzu beczki.

- Gdzie s膮 wo艂y? - wysapa艂 Scandal. - Musimy dosta膰 tamte wo艂y!

- Rozbieg艂y si臋! - odkrzykn膮艂 Phylomon. Nagle stan膮艂 obok Tul-la i wrzuci艂 swoje pos艂anie do wozu. - Zostawmy je teraz! P贸藕niej po nie wr贸cimy!

M臋偶czy藕ni zacz臋li pcha膰 w贸z jak najszybciej. Jaka艣 kobieta Pwi przebieg艂a przed nimi w ciemno艣ciach. Ogromna ciemna posta膰 wybieg艂a jej na spotkanie. Rozleg艂 si臋 艣wist mkn膮cej w powietrzu maczugi i kobieta skr臋ci艂a w bok.

- Ruszajcie si臋! - zawo艂a艂 Phylomon. - Ruszajcie si臋! -I tak uciekali przez ponad godzin臋.

O wschodzie s艂o艅ca zatrzymali si臋 nad jakim艣 ma艂ym jeziorem. By艂 ch艂odny ranek. Tuli wyt臋偶y艂 s艂uch. Wyda艂o mu si臋, 偶e poza nieustannymi pokrzykiwaniami szarych wiewi贸rek i skrzeczeniem srok, s艂yszy z daleka przed艣miertne okrzyki Okanjar贸w, a z ka偶dym obrotem k贸艂 wozu g艂uche uderzenia maczug trafiaj膮cych w cia艂a.

Roz艂o偶yli koce na ziemi. Phylomon, kt贸ry sta艂, utkwiwszy wzrok ponad jeziorkiem, zmarszczy艂 brwi.

- Czy jeste艣my tch贸rzami, 偶e tak uciekamy? - spyta艂 Ayuvah.

- I tak by艣my ich nie uratowali - powiedzia艂 w ko艅cu z westchnieniem Gwiezdny 呕eglarz. - M贸g艂bym zabi膰 kilku Hukm贸w, ale wtedy nie zdo艂a艂bym was ocali膰. Okanjarowie post膮pili jak sko艅czeni g艂upcy zabijaj膮c mamuty ze 艣wi臋tych stad Hukm贸w.

- Ale pozostawi膰 ich... to prawie morderstwo.

- Nie morderstwo. Instynkt samozachowawczy - wtr膮ci艂 Scandal. -Jak ucieczka za kontuar podczas b贸jki w barze. Nie przejmuj si臋 tym. Pozw贸l, by umys艂 kierowa艂 umys艂em, a cia艂o - cia艂em. Uciekli艣my, poniewa偶 si臋 przestraszyli艣my, a mieli艣my prawo ba膰 si臋 Hukm贸w. Chcia艂bym tylko, 偶eby艣my znale藕li te przekl臋te wo艂y. Poszukamy ich?

- Jeszcze nie - odpar艂 Phylomon.

- Mamy wi臋ksze szans臋 znalezienia ich, je艣li wr贸cimy teraz - nie ust臋powa艂 Scandal.

- Hukmowie jeszcze nie wykonali swego zadania - wyja艣ni艂 Gwiezdny 呕eglarz.

Je偶eli Hukmowie zat艂uk膮 maczugami tylko Okanjar贸w, nie powinno to potrwa膰 d艂ugo, pomy艣la艂 Tuli.

Scandal nie przygotowa艂 艣niadania, gdy偶 nikt nie mia艂 apetytu. Zamiast tego zaparzy艂 herbaty. Za jak膮艣 godzin臋 us艂yszeli g艂o艣ne wrzaski - nie na p贸艂 wyimaginowane krzyki, kt贸re Tuli zdawa艂 si臋 s艂ysze膰 przez ca艂y ranek - ale okrzyki b贸lu tak g艂o艣ne, 偶e wiewi贸rki zamilk艂y, a ptaki przesta艂y 艣piewa膰 w promieniu trzech kilometr贸w.

Kobiety szybko z艂o偶y艂y koce i wrzuci艂y garnki do wozu.

- Co to takiego? - spyta艂a Wisteria podnosz膮c miecz z benbow-

skiego szk艂a.

- Wzi膮艂em to z furgonu handlarza szk艂em - odpar艂 cicho Tuli.

- Czuj臋 si臋 brudna - powiedzia艂a Wisteria. Razem z Tirilee posz艂y umy膰 si臋 w jeziorku.

Zosta艂y nad wod膮 przez niemal ca艂y ranek, m臋偶czy藕ni za艣 siedzieli, zatopieni w my艣lach. Tuli zazdro艣ci艂 kobietom -- zag艂usza艂y pluskiem wody przera偶aj膮ce wrzaski dochodz膮ce z oddali. W po艂udnie krzyki usta艂y. Po dziesi臋ciu minutach Tuli i Ayuvah wspi臋li si臋 na wielki, roz艂o偶ysty d膮b i popatrzyli na po艂udnie, w stron臋 Nad膮sanych Bo偶k贸w. Sze艣膰dziesi膮t mamut贸w d艂ugim szeregiem opu艣ci艂o ob贸z Okanjar贸w, kieruj膮c si臋 na pomocny zach贸d. Dym snu艂 si臋 wok贸艂 kamiennych pos膮g贸w. Tuli nie dostrzeg艂 jednak ani jednego stoj膮cego namiotu.

- Odchodz膮! - zawo艂a艂 do towarzyszy.

- W takim razie zabierzmy kobiety i zobaczmy, czy znajdziemy nasze wo艂y - zaproponowa艂 Scandal.

Tuli nagle u艣wiadomi艂 sobie, 偶e Wisterii i Tirilee nie ma ju偶 od dawna -mo偶e od dw贸ch godzin. Ayuvah i Scandal zrozumieli to w tej samej chwili. Spojrzeli po sobie i z krzykiem pobiegli w stron臋 zbiornika wodnego. Tuli przypomnia艂 sobie okanjarskiego wojownika, kt贸ry chcia艂 kupi膰 obie niewiasty, cho膰by na jedn膮 noc.

Dotarli nad jeziorko. Poranny wiatr zwia艂 algi na jedn膮 stron臋. W ko偶uchu unosz膮cych si臋 na wodzie ro艣lin dostrzegli kr臋te dr贸偶ki. Uformowa艂y je, p艂ywaj膮c, Wisteria i driada. Po kilku chwilach znale藕li ich odzie偶 wdeptan膮 w mu艂 ci臋偶kimi stopami. Phylomon ukl膮k艂 i przyjrza艂 si臋 wyra藕nym, krzy偶uj膮cym si臋 wzorom pozostawionym przez mokasyny z kory sagowca.

- To Okanjarowie - rzek艂.

Rozdzia艂 7 W臉DR脫WKA ROBAKA

M臋偶czy藕ni biegiem wr贸cili do wozu, wyj臋li bro艅 i ekwipunek bojowy. Bez trudu odnale藕li trop porywaczy. Po ostatnich deszczach ziemia nasi膮k艂a wod膮 i 艣lady by艂y g艂臋bokie. Prowadzi艂y z powrotem do Nad膮sanych Bo偶k贸w.

W odleg艂o艣ci kilkuset metr贸w od okanjarskiego obozu Phylomon na艂o偶y艂 strza艂臋 na ci臋ciw膮 haku. Zacz臋li si臋 podkrada膰. Niebawem pe艂zli na brzuchach przez wysok膮 traw臋.

Tr贸jka Okanjar贸w kr臋ci艂a si臋 wok贸艂 napr臋dce ustawionego namiotu: jaka艣 kobieta, m艂ody wojownik i Tchulpa. Twarze mieli pomalowane tak, 偶e wygl膮da艂y jak trupie czaszki. Tuli us艂ysza艂 p艂acz niemowl臋cia. Doro艣li Okanjarowie patrzyli w ziemi臋. Tchulpa kopniakiem odwr贸ci艂 do g贸ry jakie艣 skorupy. Je偶eli to oni porwali Wi-steri臋 i Tirilee, nie sprawiali wra偶enia winnych. Nie wystawili bowiem stra偶y. Kr膮偶yli po zniszczonym obozowisku, zbieraj膮c porozrzucane rzeczy. A przecie偶 艣lady prowadzi艂y w艂a艣nie tutaj.

Wsz臋dzie le偶a艂y rozbite na miazg臋 maczugami zw艂oki m臋偶czyzn, kobiet i dzieci. Ko艣ci wystawa艂y ze zmia偶d偶onych cia艂. Hukmowie niszczyli wszystko na swojej drodze: rozbijali naczynia i bro艅, rozdzierali namioty, zabili nawet wo艂y, kt贸rych cz艂onkowie ekspedycji tak bardzo potrzebowali. O dziwo, w贸z handlarza ko艣ci膮 mamuci膮 zosta艂 tylko przewr贸cony. Kiedy jednak Tuli podszed艂 bli偶ej, zobaczy艂 m臋偶czyzn膮 przygwo偶d偶onego do dna furgonu - by艂 to zapewne w艂a艣ciciel. Nieszcz臋艣nika obdarto ze sk贸ry, na jego ciele pozosta艂 jedynie bia艂y t艂uszcz i r贸偶owe mi臋so. Mo偶na by艂o ukry膰 si臋 tylko za jedynym ocala艂ym wozem i za Nad膮sanymi Bo偶kami.

Gdyby偶 mo偶na by艂o zajrze膰 do tego namiotu i zobaczy膰, czy branki s膮 pod stra偶膮, pomy艣la艂 Tuli. W miar臋 jak podkradali si臋 coraz bli偶ej, nie mogli si臋 d艂u偶ej ukrywa膰 w zdeptanej przez mamuty trawie. Tuli nas艂uchiwa艂 przez chwil臋 i us艂ysza艂 krzyk dziecka. Towarzysze podeszli do niego.

Okanjarowie rozmawiali cicho, ale wiatr wia艂 od nich i nie s艂ycha膰 by艂o, co m贸wi膮. Kobieta wesz艂a do namiotu i wynios艂a z niego niemowl臋, kt贸re krzycza艂o znacznie g艂o艣niej ni偶 przed chwil膮. By艂o to dziecko, kt贸re przyj膮艂 Tuli, owini臋te w ten sam czerwony koc, z przywi膮zanym do cia艂a prawym ramieniem. Tchulpa podni贸s艂 niemowl臋 do g贸ry, jakby chcia艂 je wszystkim pokaza膰, potem po艂o偶y艂 na trawie i nast膮pi艂 mu na g艂ow臋. Dziecko nagle zamilk艂o.

Tuli u艣wiadomi艂 sobie, 偶e z krzykiem biegnie do przodu. Wyci膮gn膮艂 miecz z benbowskiego szk艂a i zakr臋ci艂 nim nad g艂ow膮.

Tchulpa podni贸s艂 oczy i wyci膮gn膮艂 sw贸j kutow. Tuli dopad艂 go i zamachn膮艂 si臋 mieczem. W贸dz Okanjar贸w pope艂ni艂 b艂膮d pr贸buj膮c odbi膰 cios. Po codziennych wielogodzinnych 膰wiczeniach w minionych tygodniach m艂ody Tcho-Pwi nauczy艂 si臋, jak wykorzysta膰 ca艂膮 swoj膮 si艂臋 w uderzenie mieczem, by przebi膰 si臋 przez parad臋. Miecz Tulla rozr膮ba艂 drzewce topora Okanjary, wbi艂 si臋 w jego rami臋 i zatrzyma艂 w p艂ucach, rozrywaj膮c je na kawa艂ki. Tchulpa otworzy艂 szerzej oczy z zaskoczenia.

- Dlaczego? - krzykn膮艂 Tuli, ale Neandertalczyk upad艂 na ziemi臋 martwy.

Phylomon i Ayuvah dogonili Tulla. M艂ody okanjarski wojownik trzyma艂 w艂贸czni臋 w pogotowiu. Phylomon wytr膮ci艂 mu j膮 z r臋ki.

- Nie mieli艣my czym karmi膰 tego dziecka. Umar艂oby powoln膮 艣mierci膮 - wyja艣ni艂a Okanjarka.

M艂ody wojownik u艣miechn膮艂 si臋 g艂upio do Tulla.

- Czekali艣my, a偶 zaczniecie nas obserwowa膰. Chcieli艣my, 偶eby艣cie dobrze przypatrzyli si臋 waszemu dzie艂u. Je艣li przyszli艣cie po wasze kobiety, sami zobaczcie, co z nich zosta艂o - s膮 tam. - Wskaza艂 na namiot.

Przez otwarte wej艣cie do namiotu Tuli dostrzeg艂 Wisteri臋 i Tirilee le偶膮ce nago na ziemi. 艁azi艂y po nich muchy. Branki patrzy艂y szklistymi oczami. Tirilee j臋kn臋艂a i muchy wzbi艂y si臋 w powietrze, a po chwili zn贸w osiad艂y na jej brzuchu. Tuli znowu przeni贸s艂 wzrok na pomalowan膮 twarz Okanjary, nic nie rozumiej膮c.

- Wszyscy m贸wi膮, 偶e jeste艣 wielkim m臋偶em. - M艂ody wojownik zwr贸ci艂 si臋 do Phylomona. - Mieli艣my nadziej臋, 偶e kt贸rego艣 dnia obalisz W艂adc贸w Niewolnik贸w. Mog艂e艣 nas uratowa膰. Ale nasi bliscy zgin臋li przez twoje tch贸rzostwo! - M贸wi艂 tak, jakby pr贸bowa艂 przekona膰 g艂upca. - My te偶 poszukamy Domu Popio艂贸w. Nawet je艣li pozostaniemy przy 偶yciu, na zawsze stracimy spok贸j. W ka偶dym razie 偶ycz臋 ci - Okanjara zrobi艂 taki gest, jakby podawa艂 co艣 Gwiezdnemu 呕eglarzowi - oby艣 i ty nigdy nie zazna艂 spokoju!

- Znaczysz mniej ni偶 艂ajno na moich mokasynach - powiedzia艂 Scandal 艂amanym neandertalskim. Waln膮艂 wojownika w brzuch. Okanjara zgi膮艂 si臋 w p贸艂.

- Zostaw go! - Phylomon z艂apa艂 ober偶yst臋 za rami臋. - Je艣li chce umrze膰, niech umiera powoli, z w艂asnej r臋ki. - Nawet Okanjarowie uwa偶ali samob贸jstwo po stracie wsp贸艂ma艂偶onka za szlachetny uczynek. Zazwyczaj wdowcy i wdowy g艂odzili si臋 na 艣mier膰. Phylomon utkwi艂 wzrok w m艂odym Okanjarze. - Nazywasz nas tch贸rzami, poniewa偶 uciekli艣my. Ale i ty uciek艂e艣. Jestem pewien, 偶e w mroku szybko star艂e艣 farb臋 z twarzy.

Wojownik spochmurnia艂. Phylomon zosta艂 na zewn膮trz na stra偶y, gdy jego towarzysze weszli do namiotu po branki. Obie by艂y nieprzytomne, mia艂y jednak otwarte oczy. Obok sta艂 kocio艂 z narkotykiem, z kt贸rego przedtem jedli Okanjarowie.

- Nafaszerowali je do nieprzytomno艣ci. -Scandal obejrza艂 obie kobiety. - Musimy oczy艣ci膰 je z trucizny. - Przewr贸ci艂 Tirilee na bok, wsadzi艂 jej palec do gard艂a. Zwr贸ci艂a kawa艂ki grzyba, male艅kie bia艂e nasiona og贸rka i jakie艣 偶贸艂tawe li艣cie. Kiedy sko艅czy艂a wymiotowa膰, ober偶ysta zrobi艂 to samo z Wisteri膮. Ayuvah wybieg艂 z namiotu, szukaj膮c koc贸w. Znalaz艂 kilka zakrwawionych p艂acht; tylko tyle pozosta艂o z s膮siedniego obozowiska. Owin臋li nimi Wisteri臋 i Tirilee i wr贸cili do swojego obozu, pozostawiaj膮c ocala艂ych Okanjar贸w przy Nad膮sanych Bo偶kach.

Po powrocie Phylomon poczu艂 si臋 tak zm臋czony, jakby d藕wiga艂 wielkie brzemi臋. Bardzo chcia艂 zdoby膰 wo艂y, kt贸re poci膮gn臋艂yby ich w贸z. Przed atakiem Hukm贸w w obozowisku przy Nad膮sanych Bo偶kach by艂o przynajmniej z tuzin wo艂贸w; zgin臋艂y wszystkie.

- Nadal jeste艣my o tysi膮c sto kilometr贸w od Rzeki Siedmiu Potwor贸w. Kieruj膮c si臋 na pomoc do Nad膮sanych Bo偶k贸w stracili艣my cztery dni, pomy艣la艂. Nie wiedzia艂, gdzie m贸g艂by kupi膰 jakie艣 inne zwierz臋ta poci膮gowe - chyba tylko u Hukm贸w, gigantycznych ma艂polud贸w dosiadaj膮cych oswojonych mamut贸w. Tak, to mo偶liwe, je艣li ma si臋 do艣膰 odwagi. Ale czy reszta zechce mi towarzyszy膰?

Spojrza艂 na Tulla: twarz m艂odego Tcho-Pwi by艂a blada i 艣ci膮gni臋ta ze zm臋czenia. Ch艂opak niepokoi艂 si臋 o swoja 偶on臋. Pole bitwy wok贸艂 Nad膮sanych Bo偶k贸w, z obdartym ze sk贸ry handlarzem ko艣ci mamuciej i ze zmia偶d偶onymi cia艂ami dzieci nale偶a艂o do najkrwawszych, jakie Phylomon widzia艂 w swym d艂ugim 偶yciu. Przerazi艂oby ka偶dego Pwi. W po艂膮czeniu z szokiem, jakim by艂o dla Tulla zamordowanie dziecka na jego oczach i z faktem, 偶e ch艂opak w艂a艣nie po raz pierwszy kogo艣 zabi艂... Przez umys艂 Phylomona przemkn臋艂o wspomnienie o pierwszym m臋偶czy藕nie, kt贸rego pozbawi艂 偶ycia jakie艣 sze艣膰set czterdzie艣ci lat temu. By艂 to stra偶nik pilnuj膮cy posiad艂o艣ci pot臋偶nego W艂a艣ciciela Niewolnik贸w. Wtedy wszystko wygl膮da艂o ca艂kiem inaczej, by艂a to otwarta wojna i obie walcz膮ce strony ponosi艂y ci臋偶kie straty. Zreszt膮 Phylomon zabi艂 tamtego m臋偶czyzn臋 w nocy, ciosem no偶a w plecy.

Gwiezdny 呕eglarz przeni贸s艂 spojrzenie na Ayuvaha. Istnieje granica, kt贸rej nie przekroczy 偶aden Pwi. Kwea tego miejsca i tak jest okropne. Gdyby on, Phylomon, by艂 sam, spr贸bowa艂by ukra艣膰 mamuta. Nie m贸g艂 jednak nam贸wi膰 do kradzie偶y Neandertalczyka, a potem za偶膮da膰, by jecha艂 na skradzionym zwierz臋ciu na oczach Hukm贸w.

By艂a jednak jeszcze jedna szansa.

Scandal zani贸s艂 kobiety do wozu i raz po raz wlewa艂 im do ust wino, wywo艂uj膮c u nich torsje.

Phylomon uda艂, 偶e bada nieprzytomne niewiasty.

- Ci Okanjarowie nie s膮 zbyt inteligentni - zauwa偶y艂. - Ich "zupa" nie b臋dzie dzia艂a艂a d艂ugo, na pewno nie na cz艂owieka. Najgorsze s膮 nasiona dzikiego og贸rka. Mo偶e minie tydzie艅, zanim kobiety je wydal膮. Scandal usun膮艂 jednak z ich 偶o艂膮dk贸w wi臋ksz膮 cz臋艣膰 "potrawy". Zreszt膮 nie zd膮偶y艂y jej strawi膰. Nie mia艂y na to do艣膰 czasu. Za艂o偶臋 si臋, 偶e odzyskaj膮 przytomno艣膰 jutro rano.

Tuli ukl膮k艂 i ostro偶nie uj膮艂 ramiona Wisterii, wypatruj膮c na jej twarzy oznak poprawy stanu zdrowia.

- Tak - doda艂 Scandal patrz膮c na Tulla. - To mo偶liwe. Wi臋kszo艣膰 tego 艣wi艅stwa przestanie dzia艂a膰 jutro rano. Chcia艂bym jednak wiedzie膰, jakie li艣cie tam wrzucili!

- To 艂agodny narkotyk, 艣rodek przeciwb贸lowy - sk艂ama艂 Phylomon. -To dlatego obie patrz膮 nie mrugaj膮c oczami. Szybko przestaje dzia艂a膰. Ayuvah obj膮艂 ramieniem barki Tulla.

- Nic im nie grozi, braciszku. Rano b臋d膮 si臋 dobrze czu艂y.

- Powinni艣my owin膮膰 je ciep艂o i zawie藕膰 do Benbow, je艣li nie z powrotem do Smilodon Bay - powiedzia艂 spokojnie Scandal, szukaj膮膰 wzrokiem potwierdzenia u Phylomona. - Mo偶emy uzupe艂ni膰 brakuj膮cy ekwipunek. Stracimy na to miesi膮c, ale je艣li si臋 po艣pieszymy...

- Je艣li si臋 po艣pieszymy, sp贸藕nimy si臋 na wyl臋g w臋偶y w Rzece Siedmiu Potwor贸w i wszyscy zamarzniemy na 艣mier膰 pr贸buj膮c si臋 przedosta膰 przez G贸ry Smocze - odpar艂 Phylomon. Mia艂 nadziej臋, 偶e zdo艂aj膮 unikn膮膰 tej niebezpiecznej wspinaczki. - Je偶eli jednak si臋 przy艂o偶ymy i popchniemy ten w贸z, do zachodu s艂o艅ca przemierzymy pi臋tna艣cie kilometr贸w. Mo偶e uda si臋 nam przej艣膰 przez g贸ry, zanim spadn膮 艣niegi.

- Tylko po kiego czorta?! - spyta艂 ober偶ysta. - R贸wnie dobrze mo偶emy zostawi膰 ten cholerny w贸z tutaj i wyekwipowa膰 si臋 na nowo w Kraalu!

- Zamierzasz wi臋c nie艣膰 prowiant, podczas gdy my poniesiemy kobiety? Potrzebujemy wozu chocia偶by tylko po to, by je przewie藕膰.

- Po co zawraca膰 sobie tym g艂ow臋? - rzuci艂 Scandal. - Wracajmy do domu.

- Idziemy na wsch贸d, do Sanctum - rzek艂 z naciskiem Phylomon. -Je艣li si臋 po艣pieszymy, z艂apiemy Hukm贸w podczas migracji na po艂udnie, w艂a艣nie do Sanctum. Mo偶e dadz膮 nam jakiego艣 mamuta.

- Akurat! We czw贸rk臋 mamy pcha膰 ten furgon przez G贸ry Smocze?! Prawie pi臋膰set kilometr贸w? Ju偶 jeste艣my sp贸藕nieni o cztery dni, a Sanctum le偶y o dalsze sto pi臋膰dziesi膮t kilometr贸w od naszej trasy. Bez zwierz膮t poci膮gowych, b臋dziemy mieli jeszcze wi臋ksze op贸藕nienie! Sp贸藕nimy si臋 na wyl臋g w臋偶y o dwa tygodnie!

- Kobiety na pewno poczuj膮 si臋 lepiej, zanim dotrzemy do G贸r Smoczych - odpar艂 Phylomon. - Wtedy b臋dzie nas sze艣cioro. B臋dziemy mieli mniej prowiantu; mo偶emy te偶 odrzuci膰 boczne deski, 偶eby w贸z by艂 l偶ejszy. Je偶eli b臋dziemy pcha膰 go szybko i przez ca艂y dzie艅, nadrobimy stracony czas. Nie sp贸藕nimy si臋 na wyl臋g w臋偶y. Nie mo偶emy si臋 sp贸藕ni膰!

- A niech ci臋 wszyscy diabli, ty pieprzony uparciuchu! - zawo艂a艂 Scandal. - My艣lisz, 偶e Hukmowie tak po prostu dadz膮 nam mamuta?! Po tym, co dzisiaj zobaczyli艣my? Akurat! A mo偶e jeszcze ofiaruj膮 nam swoje c贸rki do 艂贸偶ka, skoro ju偶 s膮 tacy 偶yczliwi? Ty wariacie! Od pocz膮tku prze艣laduje nas pech. Mam tego dosy膰! Wracam do domu! Brzuch mnie boli z t臋sknoty za porz膮dnym posi艂kiem. Nie mia艂em te偶 kobiety tak d艂ugo, 偶e nawet ty zaczynasz mi si臋 podoba膰! Tullu, Ayuvahu, wyno艣my si臋 st膮d!

Phylomon uderzy艂 Scandala w usta tak mocno, 偶e a偶 z臋by mu zadzwoni艂y. Ober偶ysta upad艂, ale zaraz zerwa艂 si臋 na r贸wne nogi. Phylomon b艂yskawicznie wyci膮gn膮艂 sw贸j d艂ugi n贸偶. Scandal patrzy艂 na nieb艂eskosk贸rego m臋偶czyzn臋 z niedowierzaniem. Do tej pory Gwiezdny 呕eglarz w艂a艣nie jemu pozostawia艂 kierowanie ekspedycj膮. Teraz jednak potrzebowali kogo艣 z prawdziwym hartem ducha.

- Po艂贸偶cie kobiety na wozie - poleci艂 Phylomon. - Do zachodu s艂o艅ca musimy przeby膰 pi臋tna艣cie kilometr贸w. B臋dziecie pchali ten w贸z! A je艣li spr贸bujecie ucieka膰, wypatrosz臋 was w艂asnor臋cznie!

O zachodzie s艂o艅ca Phylomon obliczy艂, 偶e pokonali ponad dwadzie艣cia cztery kilometry. Nie powiedzia艂 wszak偶e o tym towarzyszom, tylko jeszcze bardziej ich pogania艂. Zreszt膮 przez wi臋kszo艣膰 czasu czu艂 si臋 tak, jakby sam popycha艂 furgon. Zawsze jednak, gdy to sprawdza艂, pozostali m臋偶czy藕ni krzywili si臋 z wysi艂ku. Do wieczora Wisteria i Tirilee odzyska艂y cz臋艣ciowo kontrol臋 nad swoimi odruchami i reagowa艂y g艂o艣nym krzykiem na przera偶aj膮ce halucynacje. Wieczorem Phylomon kolejny raz pr贸bowa艂 skontaktowa膰 si臋 ze Stw贸rcami; sta艂 na samotnym wzg贸rzu za obozem i zdesperowany b艂yska艂 medalionem przez wiele godzin.

Tuli podszed艂 do Gwiezdnego 呕eglarza.

- Dwa dni temu w obozie Okanjar贸w rozmawia艂em z Tchulp膮. Powiedzia艂 mi, 偶e armie Kraalu wkroczy艂y na Wielkie Pustkowie. By艂 przekonany, 偶e za rok b臋dziemy walczy膰 z nimi w艂a艣nie tutaj. Musimy zachowa膰 ostro偶no艣膰.

Phylomon zgrzytn膮艂 z臋bami i jeszcze raz nada艂 w mrok sygna艂 艣wietlny.

- Nie zawracaj sobie tym g艂owy. Z艂e wie艣ci o Kraalu zawsze s艂yszy si臋 w tych stronach - uspokoi艂 Tulla.

- Ale Tchulp膮 m贸wi艂, 偶e jego pobratymcy uciekaj膮 z Kraalu. Twierdzi艂, 偶e walczyli z ich armiami przez wiele lat - zaoponowa艂 m艂odzieniec.

- Nie zawracaj sobie tym g艂owy - powt贸rzy艂 Gwiezdny 呕eglarz. -B臋dziemy ostro偶ni.

Tuli odwr贸ci艂 si臋, jakby zamierza艂 odej艣膰. Phylomon przytrzyma艂 go za 艂okie膰.

- Powiedzia艂e艣 o tym reszcie?

- Nie - odpar艂 Tuli.

- Nic im nie m贸w. Tylko niepotrzebnie by艣 ich przestraszy艂. B臋dziecie jednak d艂u偶ej i cz臋艣ciej uczy膰 si臋 偶o艂nierskiego rzemios艂a.

Tamtej nocy Phylomon jeszcze usilniej trenowa艂 swoich towarzyszy. Nie zadowala艂y go ju偶 b艂yskawiczne ataki Tulla i finty Ayuvaha.

- Obu wam sztywniej膮 mi臋艣nie od tej har贸wki. Musicie naby膰 wi臋kszej zr臋czno艣ci w pos艂ugiwaniu si臋 broni膮. Tullu, kiedy zadajesz ci臋cie mieczem, bystry przeciwnik nadal m贸g艂by odbi膰 tw贸j atak. Zamiast uderza膰 z przodu, powiniene艣 trenowa膰 ciosy z bok贸w. Nie wystarczy mie膰 si艂臋, trzeba jeszcze j膮 kontrolowa膰. - Zmusza艂 obu m艂odzie艅c贸w do wyczerpuj膮cych 膰wicze艅, ka偶膮c im robi膰 skr臋ty i uniki, ucz膮c ich najr贸偶niejszych technik ataku i obrony. Ayuvah poskar偶y艂 si臋, 偶e Phylomon pr贸buje wt艂oczy膰 im do g艂owy za du偶o wiedzy w zbyt kr贸tkim czasie.

- Bzdura! - odparowa艂 Phylomon. - Je偶eli zapami臋tasz cho膰by dziesi膮t膮 cz臋艣膰 tego, czego was ucz臋, dobrze si臋 spiszesz.

Po treningu Ayuvah i Tuli wr贸cili do nieprzytomnych kobiet, przemawiali do nich cicho, pr贸bowali je karmi膰. Tym razem Ayuvah okaza艂 wsp贸艂czucie nawet driadzie. Ale kobiety nie chcia艂y ani jad艂a, ani pociechy. Krzycza艂y ogl膮daj膮c w koszmarach krew, robaki, odci臋te g艂owy. Phylomon zrozumia艂, 偶e Okanjarowie, zmusiwszy branki do wypicia narkotyku, wlekli je przez ob贸z, pokazuj膮c im wszelkie potworno艣ci. D艂ugo po p贸艂nocy obie zasn臋艂y, kwil膮c z przera偶enia.

Nast臋pnego ranka Phylomon przejrza艂 prowiant: zmiesza艂 fasol臋 z ry偶em, owies z pszenic膮, wyrzuci艂 wszystko, co uzna艂 za niepotrzebne. Scandal krzykn膮艂 z przera偶enia na widok tego marnotrawstwa. Nalega艂, by Gwiezdny 呕eglarz pozwoli艂 mu zatrzyma膰 cenne przyprawy. Ten dzie艅 by艂 ci臋偶szy od poprzedniego. Dotarli bowiem do rozleg艂ej, kamienistej r贸wniny, gdzie wi艂y si臋 i 艂膮czy艂y p艂ytkie rzeki i strumienie. Bez przerwy wyci膮gali w贸z z do艂贸w lub przepychali go przez b艂otniste potoki. G臋ste roje komar贸w nie odst臋powa艂y spoconych m臋偶czyzn, a nieprzytomne kobiety krzycza艂y wniebog艂osy, dr臋czone strasznymi koszmarami.

Po po艂udniu dotarli do niewielkiej osady dzikich Pwi. Plemi臋 to sk艂ada艂o si臋 z pi臋tnastu os贸b 偶yj膮cych w ziemiankach jak ich przodkowie na odleg艂ej Ziemi. Pwi zl臋kli si臋 driady i nie pozwolili w臋drowcom rozbi膰 obozu w pobli偶u swych siedzib. W 艣rodku nocy T艂rilee z krzykiem zeskoczy艂a z wozu. Czterej m臋偶czy藕ni dopiero po godzinie dogonili driad臋 i zaprowadzili j膮 z powrotem do obozowiska. Rano wyj臋li i wyrzucili boczne deski wozu wraz z orczykiem trzymanym dot膮d na wypadek, gdyby uda艂o im si臋 kupi膰 wo艂y.

Dwukrotnie musieli si臋 zatrzymywa膰, by strza艂ami z dzia艂ka odstraszy膰 smoki, kt贸re kr膮偶y艂y nad nimi z ciekawo艣ci. Tuli czu艂 si臋 bardzo nieszcz臋艣liwy. Ca艂y wolny czas po艣wi臋ca艂 na opiek臋 nad 偶on膮. Obie kobiety nic nie jad艂y od trzech dni. Towarzysze zdo艂ali wla膰 im do ust tylko kilka 艂yk贸w wody i piwa. Trawi艂a je gor膮czka, cho膰 niezbyt wysoka. Wreszcie Scandal mrukn膮艂 z niezadowoleniem:

- Nie wierz臋, 偶e w takim stanie prze偶yj膮 jeszcze dwa dni.

Nast臋pnej nocy, kiedy Wisteria i Tirilee mamrota艂y bez 艂adu i sk艂adu, b艂agaj膮c o uwolnienie z krwi, kt贸ra je zalewa艂a, Phylomon, le偶膮c na pos艂aniu, jednocze艣nie zerka艂 na w贸z i obserwowa艂 Tulla. Scandal i Ayuvah po kolei strzegli nieszcz臋艣liwych niewiast. Tak bardzo obawiali si臋, 偶e Tirilee zn贸w ucieknie, 偶e stali si臋 zar贸wno piel臋gniarzami, jak i dozorcami. Tuli za艣 pracowa艂 przez ca艂y dzie艅 i czuwa艂 w nocy. Chud艂 coraz bardziej. W艂osy mia艂 rozczochrane, kamienn膮 twarz, patrzy艂 nie widz膮cym spojrzeniem.

Je偶eli Wisteria umrze, Tuli p贸jdzie za ni膮 do Domu Popio艂贸w, pomy艣la艂 Gwiezdny 呕eglarz. Wida膰 by艂o, 偶e 艣wiat m艂odzie艅ca obraca si臋 wok贸艂 niej. Kocha艂 j膮 nad 偶ycie.

Phylomon d艂ugo 艂ama艂 sobie g艂ow臋 owej nocy, zastanawiaj膮c si臋, czym Okanjarowie podtruli branki. Nigdy nie pozna艂 wszystkich ro艣linnych 艣rodk贸w halucynogennych. Gdyby bada艂 je w m艂odo艣ci, kiedy przyjmowa艂 艣rodki wzmacniaj膮ce pami臋膰, na zawsze zapami臋ta艂by te informacje. Nie wiedzia艂 jednak, jakie mieszanki zio艂owe podzia艂a艂yby jako antidotum na dane kobietom narkotyki, nie zna艂 te偶 wszystkich sk艂adnik贸w okanjarskiej "zupy mi臋snej". W ka偶dym razie organizmy Wisterii i Tirilee nie wydala艂y narkotyk贸w, kt贸re nie rozk艂ada艂y si臋 te偶 na nieszkodliwe sk艂adniki. Wisteria przez ca艂膮 noc wo艂a艂a swojego nie偶yj膮cego ojca. Phylomon przypomnia艂 sobie przekle艅stwo, kt贸re rzuci艂 na niego m艂ody Okanjara: "Oby艣 ju偶 nigdy nie zazna艂 spokoju!"

Pi膮tego dnia od opuszczenia Nad膮sanych Bo偶k贸w dotarli do podg贸rza, kieruj膮c si臋 w stron臋 Prze艂臋czy Z艂amanego Serca w G贸rach Smoczych. Mimo 偶e wci膮偶 pi臋li si臋 pod g贸r臋, podr贸偶 wydawa艂a im si臋 艂atwiejsza, gdy偶 nie musieli co chwila wyci膮ga膰 wozu z bagna. Drzewa w dolinie pozosta艂y zielone, ale klony i olchy na wzg贸rzach przybra艂y ju偶 czerwon膮 i br膮zow膮 barw臋, a zielone sosnowe szyszki po艂yskiwa艂y z艂otem.

Tamtego wieczoru skierowali si臋 w stron臋 pod艂u偶nego wzg贸rza poro艣ni臋tego po偶贸艂k艂ymi zaro艣lami. 艢lady z臋b贸w jeleni i saren na krzakach by艂y niemal r贸wnie widoczne jak 艂ajno tygrysa szablasto-z臋bnego i Phylomon obserwowa艂 okoliczne wzniesienia z zainteresowaniem. Na godzin臋 przed zachodem s艂o艅ca kilkana艣cie p艂owych drapie偶nik贸w zacz臋艂o 艣ciga膰 ekspedycj臋. Niemal ryj膮c ogromnymi k艂ami ziemi臋, przemyka艂y z jednej kryj贸wki do drugiej, czekaj膮c na dogodn膮 okazj臋 do ataku. Kiedy w臋drowcy rozbili ob贸z, a Gwiezdny 呕eglarz zorientowa艂 si臋, 偶e olbrzymie koty mog膮 ich zaatakowa膰 w ka偶dej chwili, nadlecia艂 smok o ogromnym rogu. Smok obejrza艂 w贸z, zatoczy艂 kr膮g w powietrzu i opad艂 na ziemi臋 poza rz臋dem olch, bij膮c wielkimi skrzyd艂ami w zaro艣la. Jaki艣 tygrys rykn膮艂 ze strachu. Zaraz potem wszystkie rzuci艂y si臋 do ucieczki.

Ayuvah popatrzy艂 pytaj膮co na towarzyszy. Jednym strza艂em z dzia艂ka m贸g艂 odstraszy膰 smoka, ale w ten spos贸b 艣ci膮gn膮艂by tylko na powr贸t tygrysy. M臋偶czy藕ni wyci膮gn臋li bro艅 i ustawili si臋 przed wozem.

Smok powoli przedziera艂 si臋 przez zaro艣la, 艂ami膮c ga艂臋zie.

- Bo偶e, ale偶 z niego niezdara! - roze艣mia艂 si臋 Scandal. - Za艂o偶臋 si臋, 偶e niecz臋sto jada kolacj臋!

Jaka艣 ga艂膮藕 z艂ama艂a si臋 z trzaskiem, potem dobieg艂 ich odg艂os potkni臋cia, a nast臋pnie zn贸w pos艂yszeli ciche st膮pni臋cia. Phylomon dostrzeg艂 przelotnie smoka za ko艣lawym d臋bem, w odleg艂o艣ci oko艂o czterdziestu metr贸w; szykuj膮c si臋 do skoku, smok z艂ama艂 rogiem kilka ga艂膮zek. Gwiezdny 呕eglarz podbieg艂 do dzia艂ka i strzeli艂 raz w krzaki. Smok jednak nie wzlecia艂 w g贸r臋. Tuli zakr臋ci艂 mieczem m艂ynka nad g艂ow膮 i krzykn膮艂 na ca艂e gard艂o, Scandal schowa艂 si臋 pod wozem, Ayuvah znieruchomia艂 z otwartymi ze zdumienia ustami. A Phylomon po艣piesznie za艂adowa艂 dzia艂ko.

Znowu trzasn臋艂a jaka艣 ga艂膮zka, rozleg艂 si臋 chichot i z zaro艣li wysz艂a stara Neandertalka.

- O zhetma! - zawo艂a艂 Ayuvah. - Ona jest Zmiennokszta艂tna!

Kobieta sz艂a niezdarnie, podpieraj膮c si臋 kijem. Nosi艂a tradycyjny str贸j starszych wiekiem Pwi; czarna opo艅cza z kapturem wskazywa艂a, 偶e jest wdow膮. Poku艣tyka艂a w kierunku Ayuvaha, zajrza艂a mu w twarz i rykn臋艂a jak smok, a potem wybuchn臋艂a 艣miechem.

- Wierzysz w Zmiennokszta艂tnych? - zapyta艂a ironicznie. - 艢mia艂abym si臋 z tego na ca艂e gard艂o, ale w moim wieku z臋by by mi powypada艂y. - Spojrza艂a na w贸z. - Nigdy nie widzia艂am tylu durni贸w w jednym miejscu. Zachowujecie si臋 jak g艂upiutkie dziewcz臋ta. - Podesz艂a do furgonu i zajrza艂a do wielkiej beczki. - Tak, rzeczywi艣cie macie ze sob膮 takie.

- Matko, co tu porabiasz? - odezwa艂 si臋 z szacunkiem Phylomon w j臋zyku Pwi. - Czy gdzie艣 w pobli偶u jest jaka艣 wioska?

- O tak, jest. Ale l膮dem to daleko. Sz艂am wiele dni, by tu dotrze膰. Ale gdyby艣 by艂 Zmiennokszta艂tnym i umia艂 fruwa膰, nie lecia艂by艣 d艂ugo!

- Co robisz sama na tym pustkowiu? - zapyta艂 Tuli.

- Pewien Obcuj膮cy z Duchami poprosi艂 mnie, 偶ebym przysz艂a pocieszy膰 te g艂upiutkie niewiasty.

- To m贸j ojciec! -krzykn膮艂 Ayuvah. -Powiedzia艂 ci, jak si臋 nazywa?

- Pojawi艂 si臋 we 艣nie, dosiada艂 kruka - odpar艂a staruszka.

- Chaa tsulet ia-zhet! - zawo艂a艂 rado艣nie Ayuvah. - M贸j ojciec ma na imi臋 Kruk!

- W takim razie musisz by膰 jego synem Ayuvahem - odpowiedzia艂a Neandertalka. - 艢mier膰 Ma艂ego Chaa bardzo zasmuci艂a twojego ojca. Powiedzia艂, 偶e Sawa p艂acze z t臋sknoty za tatusiem. Kwea mi艂o艣ci Etanai do ciebie jest r贸wnie wielkie jak przedtem.

Tuli post膮pi艂 krok, wymieni艂 swoje imi臋 i zapyta艂:

- Czy Obcuj膮cy z Duchami mia艂 dla mnie jakie艣 wie艣ci? Kobieta zamruga艂a oczami.

- Nie - odpar艂a kr贸tko.

Scandal wyczo艂ga艂 si臋 spod wozu, nadal wypatruj膮c smoka. Phylomon przyjrza艂 si臋 staruszce. Mia艂a znacznie g艂臋biej osadzone oczy ni偶 Tuli czy Ayuvah. Sk贸ra jej twarzy ciasno opina艂a czaszk臋, tak 偶e zmarszczki utworzy艂y si臋 tylko wok贸艂 ust. Ach, tak, ona jest Neandertalka czystej krwi, nie ma ludzkiej domieszki, pomy艣la艂 Gwiezdny 呕eglarz. Zachowywa艂a si臋 z tak wielk膮 godno艣ci膮 i dum膮, jakie widzia艂 jedynie u Wielmo偶贸w-Pirat贸w z Bashevgo, W艂adc贸w Niewolnik贸w z Kraalu i u Dweas贸w - najwi臋kszych neandertalskich czarownik贸w.

Staruszka wgramoli艂a si臋 na w贸z, zerkn臋艂a na nieprzytomne kobiety, przyjrza艂a si臋 ich twarzom.

- Tak, one zosta艂y uwi臋zione w snach - stwierdzi艂a. Po艂o偶y艂a r臋k臋 na sercu Tirilee, odwr贸ci艂a si臋 i u艣miechn臋艂a do obserwuj膮cych j膮 uwa偶nie m臋偶czyzn. - Ty we藕miesz jej sen!

Nagle silny podmuch wiatru smagn膮艂 Phylomona, kt贸ry zachwia艂 si臋 na nogach. Z powrotem znalaz艂 si臋 w obozowisku wok贸艂 Nad膮sanych Bo偶k贸w, wpatrywa艂 si臋 w kamienne oblicze z wyd臋tymi wargami. Przygniata艂 go obdarty ze sk贸ry zakrwawiony trup; widzia艂 wyra藕nie ods艂oni臋te pasma t艂uszczu i mi臋艣ni. Zw艂oki by艂y wilgotne i lepkie, jakby oprawcy niedawno je okaleczyli. Pozbawione powiek, ciemnobr膮zowe oczy patrzy艂y w niebo. Phylomon przez chwil臋 czu艂 na sobie ci臋偶ar trupa mia偶d偶膮cego jego piersi, w nozdrza uderzy艂 go zapach surowego mi臋sa, s艂odkawa wo艅 krwi. Lepki penis poruszy艂 si臋 mi臋dzy jego nogami, poszukuj膮c otworu.

- Nie! - krzykn膮艂. I sen znikn膮艂, pozostawiaj膮c mdl膮cy strach. Zobaczy艂, 偶e siedzi na ziemi. Tuli le偶a艂 na trawie, stulaj膮c nogi, jakby broni艂 swego dziewictwa. Ayuvah pe艂z艂 na o艣lep. Scandal siedz膮c trzyma艂 si臋 za brzuch.

- To by艂 z艂y sen. Jedna osoba nie znios艂aby takiego koszmaru -wyja艣ni艂a stara Neandertalka. - Opu艣ci艂 j膮 ju偶, poniewa偶 wy wszyscy macie teraz w sobie jego cz膮stk膮. Czasem b贸l jest tak wielki, 偶e mo偶na go u艣mierzy膰 tylko wtedy, gdy si臋 nim z kim艣 podzieli.

Phylomon trzykrotnie spotka艂 Dweas贸w. Przypomnia艂 sobie poznanego za m艂odu Pwi, kt贸ry wysi艂kiem woli m贸g艂 sprawi膰, by woda pop艂yn臋艂a w g贸r臋 zbocza albo wytrysn臋艂a z ziemi. Gwiezdny 呕eglarz by艂 przekonany, 偶e ka偶da osoba, zar贸wno cz艂owiek, jak i Pwi, postrzegaj膮 i rozumiej膮 rzeczywisto艣膰 nieco inaczej i 偶e czasami taka wizja mo偶e wywrze膰 wp艂yw na pozosta艂ych. Cz臋sto zadawa艂 sobie pytanie: czy Obcuj膮cy z Duchami rzeczywi艣cie widz膮 przysz艂o艣膰? A mo偶e po prostu tylko dziel膮 wizje przysz艂o艣ci ze swoim otoczeniem do chwili, a偶 stan膮 si臋 one rzeczywisto艣ci膮?

Staruszka przenios艂a teraz wzrok na Wisteri臋 i dotkn臋艂a jej lekko.

- A ta... -I Phylomon znalaz艂 si臋 w wodzie, brodzi艂 w oleistej czarnej cieczy, rozpaczliwie pr贸buj膮c z艂apa膰 oddech ran膮 ziej膮c膮 w jego gardle. Rozejrza艂 si臋 woko艂o w poszukiwaniu kogo艣, kto m贸g艂by mu pom贸c, ale zobaczy艂 tylko zmia偶d偶one maczugami neandertalskie dzieci. Ich szkliste oczy wyziera艂y z rozbitych twarzyczek. By艂a noc i blask pochodni pada艂 na t艂um mieszka艅c贸w Smi-lodon Bay; stoj膮cy na wybrze偶u gapie u艣miechali si臋 i patrzyli z za艂o偶onymi r臋kami. Chcia艂, 偶eby za to zap艂acili, zap艂acili za swoje okrucie艅stwo, ale w g艂臋bi serca wiedzia艂, 偶e umrze, 偶e jest za s艂aby, by si臋 zem艣ci膰, nie mia艂 na to czasu, gdy偶 woda dostawa艂a si臋 do rany na jego gardle i to w艂a艣nie wydawa艂o mu si臋 najsmutniejsze ze wszystkiego. Potem sen znikn膮艂. Phylomon usiad艂 i odetchn膮艂 z ulg膮 i wdzi臋czno艣ci膮.

- Zasn膮 teraz spokojnie - powiedzia艂a stara Pwi. Jakby dla potwierdzenia jej s艂贸w obie niewiasty przesta艂y j臋cze膰, oddycha艂y miarowo, jak w g艂臋bokim 艣nie. - Rano nic nie b臋d膮 pami臋ta艂y, gdy偶 umys艂 nie mo偶e zachowa膰 w pami臋ci tak potwornych sn贸w - zako艅czy艂a i poku艣tyka艂a w d贸艂 zbocza, w mrok.

- Zaczekaj! - krzykn膮艂 Scandal. - Nie chcesz przespa膰 tej nocy z nami, w bezpiecznym miejscu? Staruszka popatrzy艂a w g贸r臋 zbocza.

- Nigdy nie jest bezpiecznie spa膰 obok mnie - odpar艂a smutno i znikn臋艂a w ciemno艣ciach.

Phylomon zeskoczy艂 z wozu i wszed艂 w zaro艣la, 偶eby zatrzyma膰 star膮 Neandertalk臋, da膰 jej co艣 do zjedzenia, ale nie znalaz艂 jej tam. A kiedy spojrza艂 na ziemi臋, nie dostrzeg艂 偶adnych 艣lad贸w i zrozumia艂, 偶e staruszka przysz艂a do nich tylko we 艣nie.

Tirilee obudzi艂a si臋. Le偶a艂a w tyle wozu. Zobaczy艂a obok siebie Tulla, kt贸ry delikatnie czesa艂 w艂osy Wisterii. Czu艂a si臋 s艂aba i mdli艂o j膮. Nieco dalej ujrza艂a kubek herbaty, kilka suchar贸w i s艂oik miodu. Driada j臋kn臋艂a.

Tuli odwr贸ci艂 si臋 do niej. By艂 znacznie wi臋kszy od Tirilee, mia艂 olbrzymi膮 klatk臋 piersiow膮.

- Mog臋 si臋 napi膰 herbaty? - spyta艂a. Mog艂aby sama po ni膮 si臋gn膮膰, ale tak d艂ugo trzymano j膮 w niewoli, 偶e przywyk艂a prosi膰 o jedzenie. Bra艂a je dopiero wtedy, gdy jej na to pozwolono.

Tuli podni贸s艂 kubek. Podtrzyma艂 g艂ow臋 Tirilee, pom贸g艂 jej si臋 napi膰.

- Ta herbata by艂a dla Wisterii - wyja艣ni艂. - Ale ona jeszcze si臋 nie obudzi艂a.

- Dzi臋kuj臋 ci - odrzek艂a driada w mowie Pwi. - Gdzie jeste艣my? Co si臋 sta艂o?

- Pojmali was Okanjarowie. Nafaszerowali was narkotykami -wyja艣ni艂 Tuli.

Tirilee poczu艂a lekkie md艂o艣ci. Pami臋ta艂a tylko twarz jakiego艣 m臋偶czyzny w ciemnym namiocie.

- Masz tu troch臋 - powiedzia艂 Tuli podaj膮c jej suchar. Pozwoli艂a mu si臋 karmi膰, patrz膮c na niego szeroko otwartymi oczami. Spojrza艂a na nogi m艂odego Tcho-Pwi, na szerokie blizny wok贸艂 jego kostek. Rzuca艂y si臋 w oczy.

- Trzymano ci臋 w kajdanach - zauwa偶y艂a. - Mnie niestety te偶.

Kiedy Tirilee mia艂a pi臋膰 lat, 偶y艂a w osikowym gaju, w pokrytym muraw膮 domku z pni. Jej matka Levarran by艂a niewolnic膮 tych drzew, piel臋gnowa艂a j e dniem i noc膮. Pewnego zimowego dnia, kiedy Levarran posz艂a zapolowa膰 na kr贸lika, zjawi艂 si臋 Greman Dern. By艂 to pot臋偶ny, niechlujny traper o obwis艂ych policzkach i tygodniowym zaro艣cie. Tirilee nie odezwa艂a si臋 do niego, gdy偶 matka zabroni艂a jej rozmawia膰 z lud藕mi. Jednak偶e Greman spyta艂 o Levarran cichym g艂osem, w j臋zyku Pwi.

Po powrocie Levarran, Greman powita艂 j 膮 takimi s艂owami:

- Zawsze zastanawia艂em si臋, co si臋 sta艂o po tamtej nocy. Wyliczy艂em, 偶e zd膮偶y艂a艣 ju偶 urodzi膰 jedno m艂ode lub dwa.

- To jest twoja c贸rka - powiedzia艂a Levarran, przywo艂uj膮c Tirilee gestem.

- Domy艣li艂em si臋 tego - odpar艂 Greman.

- Jak d艂ugo zostaniesz? - zapyta艂a driada zachrypni臋tym z 偶膮dzy g艂osem. Zastanowi艂o to Tirilee, gdy偶 matka cz臋sto powtarza艂a, 偶e nie kocha艂a Gremana, ale brzmienie jej g艂osu zdradza艂o co艣 w rodzaju mi艂o艣ci, t臋sknot臋 za jego obecno艣ci膮.

- Polowa艂em na srebrne lisy i norki nad po艂udniowym rozwidleniem rzeki - odpar艂 Greman wzruszaj膮c ramionami. - Niewiele ich tam si臋 uchowa艂o. Pomy艣la艂em, 偶e m贸g艂bym u ciebie przezimowa膰. Odpowiada ci to?

- Zima nie jest d艂uga - powiedzia艂a Levarran.

- Mog臋 zosta膰 d艂u偶ej, je艣li tego naprawd臋 chcesz - rzuci艂 Greman. Tirilee przez ca艂e swoje 偶ycie, odk膮d mog艂a si臋gn膮膰 pami臋ci膮, spa艂a w ramionach matki. Tamtej nocy jednak cz艂owieczy m臋偶czyzna zaj膮艂 jej miejsce. Odpe艂z艂a wi臋c w ciemny k膮t izby, podczas gdy Greman j臋cza艂 i poci艂 si臋, uprawiaj膮c mi艂o艣膰 z Levarran. Zosta艂 tydzie艅, a偶 wyczerpa艂y si臋 zapasy 偶ywno艣ci i przesz艂a wielka burza 艣nie偶na. Tirilee wysz艂a z chaty, by si臋 wysiusia膰. W g贸rach by艂o zimno i bia艂o; 艣nieg k艂u艂 j膮 w stopy. Nagle us艂ysza艂a krzyk matki:

- Tirilee!

Brzmia艂o w nim prawdziwe przera偶enie. Tirilee pobieg艂a do chaty. Podnios艂a klap臋 i natkn臋艂a si臋 na wychodz膮cego Gremana. Zanim jej oczy przyzwyczai艂y si臋 do ciemno艣ci, m臋偶czyzna chwyci艂 j膮 i wywl贸k艂 na zewn膮trz.

Tirilee zawo艂a艂a matk臋, ale nie us艂ysza艂a odpowiedzi. Greman przerzuci艂 dziewczynk臋 przez rami臋 i trzymaj膮c j膮 za nogi, ruszy艂 w d贸艂 zbocza. Tirilee wci膮偶 wzywa艂a matk臋. M臋偶czyzna ni贸s艂 j膮 prawie godzin臋 i przez ca艂y czas ma艂a driada szamota艂a si臋 i kopa艂a, pr贸buj膮c si臋 uwolni膰. Wreszcie traper zatrzyma艂 si臋 i posadzi艂 Tirilee na ziemi, przytrzymuj膮c j膮 wielkimi r臋kami.

- Przesta艅 mnie kopa膰, ty pieprzona le艣na dziewko, bo tak ci dogodz臋, 偶e d艂ugo mnie popami臋tasz! - wrzasn膮艂.

Tirilee nie mia艂a poj臋cia, o czym m贸wi艂. A jednak s艂owa Gremana naprawd臋 j膮 przestraszy艂y, cho膰 nie tak bardzo, jak jego zbryzga-na krwi膮 twarz.

- Mama - powiedzia艂a cicho.

- Nie masz ju偶 matki - odpar艂 Greman. -I lepiej przesta艅 mnie kopa膰, bo wrzuc臋 ci臋 do do艂u na przyn臋t臋 dla nied藕wiedzia. Rozumiesz? - Tirilee nie odpowiedzia艂a. - Dobra dziewczynka - pochwali艂 j膮 ironicznie. - Teraz ja si臋 tob膮 zajm臋. Warta jeste艣 kup臋 forsy.

I od tamtego dnia trzymano j膮 w takiej lub innej klatce, a偶 Phylo-mon zwr贸ci艂 jej wolno艣膰.

Paln臋艂a g艂upstwo wspominaj膮c Tullowi o tym, 偶e trzymano j膮 w niewoli. Przecie偶 wiedzia艂 o tym. Tak naprawd臋 chcia艂a mu powiedzie膰, 偶e... 偶e poczu艂a si臋 dziwnie, kiedy jej dotkn膮艂. A gdy musn臋艂a ustami jego rami臋, zapiek艂y, jakby si臋 sparzy艂a. Tak naprawd臋 pragn臋艂a mu powiedzie膰, 偶e chcia艂aby zn贸w to zrobi膰. Nigdy dot膮d tak si臋 nie czu艂a.

Tuli usiad艂 obok Tirilee i karmi艂 j膮 pokruszonymi sucharami. Kiedy sko艅czy艂a jeden suchar, poliza艂a palec m艂odego Tcho-Pwi i wyda艂o si臋 jej, 偶e sparzy艂a sobie j臋zyk. Tuli j臋kn膮艂, otwieraj膮c szerzej oczy. Wyszarpn膮艂 jej r臋k臋, ale nie odszed艂. Patrzy艂 na driad臋 jak os艂upia艂y, dysz膮c ci臋偶ko.

Tirilee zrozumia艂a, 偶e Tuli nie mo偶e si臋 ruszy膰 z miejsca, 偶e jest jak zagnany w pu艂apk臋 kr贸lik, zbyt przera偶ony, by ucieka膰. A mo偶e po偶膮da jej? Wzi臋艂a go za r臋k臋, trzyma艂a j膮 chwil臋, potem za艣 poca艂owa艂a czule. Zn贸w mia艂a wra偶enie, 偶e si臋 poparzy艂a, cho膰 nie by艂o to bolesne, tylko przyjemne. Tuli znowu usiad艂 i pozwoli艂 jej to zrobi膰. Potem otworzy艂 jeszcze szerzej oczy i wyra藕nie si臋 przestraszy艂.

- Ty, ty sama nie wiesz, co robisz! - szepn膮艂 ochryple i wreszcie wysun膮艂 r臋k臋 z d艂oni driady.

Tirilee zadr偶a艂a, gdy cofn膮艂 d艂o艅.

- Ja... ja chcia艂am tylko poca艂owa膰 ci臋 w r臋k臋- wyj膮ka艂a. -Chcia艂am tylko ci臋 dotkn膮膰.

Tuli cofn膮艂 si臋 gwa艂townie od jej pos艂ania, rozlewaj膮c reszt膮 herbaty na brzeg beczki. Wisteria nadal spa艂a g艂臋bokim snem. Tirilee le偶a艂a d艂ugo, my艣l膮c o swojej matce. Levarran pope艂ni艂a b艂膮d bior膮c sobie cz艂owieczego kochanka podczas swojej Pory Oddania. Ludzie s膮 tacy zimni i chciwi. Neandertalski kochanek by艂by lepszy, gdy偶 nadal by j膮 kocha艂. Kiedy ogarnie mnie sza艂 mi艂osny, wezm臋 sobie m臋偶czyzn臋 Pwi. Zastanawia艂a si臋, czy nie wzi膮膰 Tulla na kochanka, ale zar贸wno Wisteria, jak i Tuli byli dla niej tacy dobrzy. Tuli bardzo kocha艂 swoj膮 偶on臋 i Tirilee nie chcia艂a odebra膰 mu tej mi艂o艣ci. Nie, powiedzia艂a sobie, nie wezm臋 Tulla. Znajd臋 innego kochanka. Kogo艣 takiego jak on.

Stoj膮c na wozie, Tuli m贸g艂 spogl膮da膰 na br膮zow膮, p艂ask膮 wy偶yn臋 zwan膮 Mamucim Szlakiem. Bizony d艂ugim szeregiem w臋drowa艂y na po艂udnie, a nieco bli偶ej jaki艣 smok kr膮偶y艂 nad dolin膮. Na ten widok przeszy艂 go zimny dreszcz. Wspomnienia z Mamuciego Szlaku zawiera艂y tak z艂e kwea, 偶e wystarczy艂o, i偶 spojrza艂 na niebo lub w stron臋 g贸r, by dozna膰 wielkiej ulgi.

Omal nie wybuchn膮艂 艣miechem na my艣l, 偶e m贸g艂 zwr贸ci膰 twarz w stron臋 Kraalu i poczu膰 si臋 lepiej. Zastanawia艂 si臋 nad tym, co zasz艂o mi臋dzy nim a Tirilee. Pieszczota driady wyprowadzi艂a go z r贸wnowagi. Siedzia艂 wtedy obok 偶ony i pozwoli艂 tamtej istocie poca艂owa膰 si臋 w r臋k臋. Dotkni臋cie jej warg rozpali艂o w nim tak gwa艂town膮 偶膮dz臋, 偶e tylko wielkim wysi艂kiem woli zmusi艂 si臋 do odej艣cia. Powiedzia艂 sobie, i偶 to nie mo偶e si臋 powt贸rzy膰.

Ayuvah pomaga艂 towarzyszom przy zwijaniu obozu. Podni贸s艂 wzrok na Tulla.

- Jak si臋 czuje niebo? - spyta艂.

- Kwea nieba jest dobre-odpar艂 Tuli.

- Ja te偶 tak je odbieram. Podepchniemy ten w贸z nieco bli偶ej nieba. Kwea nieba b臋dzie wtedy jeszcze lepsze - dorzuci艂 Ayuvah.

Pchali furgon a偶 do wczesnego popo艂udnia, id膮c wy偶艂obionymi przez deszcze drogami w kr臋tych dolinach. Po kilku kilometrach zatrzymali si臋 nad niewielkim zbiornikiem wodnym. Na wzg贸rzu przed nimi wznosi艂a si臋 w niebo wie偶a z jasnozielonego benbowskiego szk艂a, a raczej kr臋te schody, wysokie na ponad tysi膮c pi臋膰set metr贸w. W臋drowali w t臋 stron臋 od wielu dni, ale 偶aden nie dostrzeg艂 szklanych schod贸w, gdy偶 by艂y zbyt w膮skie. Kiedy Phylomon wskaza艂 je towarzyszom, wszyscy zatrzymali si臋, patrz膮c ze zdumieniem.

- O rany, to Schody Szale艅ca! - powiedzia艂 zachwycony Scan-dal. - Tak, s艂ysza艂em, 偶e s膮 gdzie艣 w tej okolicy.

- Tak je teraz nazywaj膮?-spyta艂 Phylomon.

- W艂a艣nie - przytakn膮艂 Ayuvah - bo tylko szaleniec na nie by si臋 wspina艂.

- Dawno temu zbudowa艂 je pewien artysta, kt贸rego zna艂em, niejaki Huron Tech - wyja艣ni艂 Gwiezdny 呕eglarz. - To by艂 niezwyk艂y cz艂owiek. Nazwa艂 je Wie偶膮 Robak贸w.

- Nigdy jej nie sko艅czy艂 - doda艂 Scandal. - S艂ysza艂em, 偶e na szczycie niczego nie ma.

- Och, sko艅czy艂 j膮 - rzuci艂 Phylomon. - Na szczycie tej wie偶y jest co艣, cho膰 nie ka偶dy mo偶e to dostrzec. Wedle zamys艂u artysty stworzone przeze艅 szklane schody prowadzi艂y donik膮d, nie s艂u偶y艂y te偶 do przechowywania czegokolwiek. To tylko dzie艂o sztuki.

- Straci艂 na nie cholernie du偶o benbowskiego szk艂a, je艣li spytacie mnie o zdanie - prychn膮艂 ober偶ysta. - Kto艣 wpadnie na pomys艂, aby kiedy艣 je poci膮膰, wywie藕膰 i zrobi膰 ze艅 co艣 po偶ytecznego.

Phylomon przeni贸s艂 spojrzenie na Pwi, kt贸rzy patrzyli na szklan膮 wie偶臋 ze zdumieniem.

- Musimy zosta膰 tu dzie艅 lub dwa, a偶 kobiety wyzdrowiej膮 na tyle, by pomog艂y nam pcha膰 w贸z przez G贸ry Smocze - oznajmi艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Jutro o wschodzie s艂o艅ca wejdziemy na Wie偶臋 Robak贸w.

- Nie zaci膮gniesz mnie tam! - zastrzeg艂 si臋 Scandal.

- Nie odwa偶y艂bym si臋 wci膮ga膰 ci臋 po tych wszystkich stopniach! - odparowa艂 Phylomon. - Mo偶esz tu zosta膰 i pilnowa膰 kobiet. Wystarczy, 偶e p贸jd膮 ci dwaj m艂odzi m臋偶czy藕ni. Najpierw jednak musz臋 oczy艣ci膰 podn贸偶e wie偶y z zaro艣li.

Tego popo艂udnia Phylomon podpali艂 krzaki na wzg贸rzu. Wieczorny wiatr szybko przeni贸s艂 p艂omienie i dym w g贸r臋 zbocza. Ogie艅 strawi艂 wkr贸tce g臋ste zaro艣la okalaj膮ce wie偶臋, ods艂aniaj膮c tysi膮ce stercz膮cych z ziemi metalowych wie偶yczek i p艂ytek. Jedne mia艂y kilka metr贸w wysoko艣ci, drugie za艣 zaledwie kilkana艣cie centymetr贸w. Niebieskosk贸ry m臋偶czyzna sp臋dzi艂 reszt臋 dnia wyr膮buj膮c i pal膮c martwe drzewa.

Wieczorem Wisteria i Tirilee wsta艂y i zjad艂y kolacj臋. Siedzia艂y potem obok siebie. Wisteria czesa艂a w艂osy driady. 艢mia艂y si臋 jak g艂upiutkie dziewczynki. 呕adna nie pami臋ta艂a tego, co si臋 wydarzy艂o w obozowisku przy Nad膮sanych Bo偶kach. Najwyra藕niej nie przejmowa艂y si臋 t膮 luk膮 w pami臋ci.

Kiedy Phylomon obudzi艂 m臋偶czyzn przed 艣witem, popi贸艂 na zboczu wzg贸rza zmieni艂 kolor na jasnoszary, prawie bia艂y, tak 偶e id膮c w p贸艂mroku mieli wra偶enie, 偶e st膮paj膮 po 艣niegu. 呕eby dotrze膰 do wie偶y, musieli przej艣膰 przez labirynt niewielkich kotlinek, min膮膰 ska艂y o dziwacznych kszta艂tach. Metalowe i szklane od艂amki stercza艂y z ziemi pod najr贸偶niejszymi k膮tami. A gdy dotarli do podstawy Wie偶y Robak贸w, otoczonego pag贸rkami krateru w kszta艂cie litery U, okaza艂o si臋, 偶e ca艂y ten teren roi si臋 od powykrzywianych od艂amk贸w metalu i szk艂a niczym las powsta艂y w wyobra藕ni kosmity.

- Musimy rozpocz膮膰 wspinaczk臋 o 艣wicie, 偶eby doj艣膰 na szczyt wie偶y w po艂udnie - powiedzia艂 Phylomon. Nie zabrali ze sob膮 prowiantu, tylko niewielkie manierki z wod膮.

Szkielet wie偶y by艂 g艂adkim szklanym s艂upem, okr臋conym wij膮cymi si臋 spiralnie schodami. Z obu stron schod贸w wyrasta艂y ozdobne por臋cze. Na por臋czach wyryto wizerunki wielu lud贸w: Pwi w staro偶ytnych czepcach, wysokich, szczup艂ych, Gwiezdnych 呕eglarzy, Hukm贸w o szerokich kosmatych piersiach i twarzach jak z wygarbowanej sk贸ry; zwyczajnych ludzi w strojach kupc贸w, handlarzy niewolnik贸w, robotnik贸w. M臋偶czy藕ni i kobiety w r贸偶nym wieku, m艂odzi i starzy, biegn膮c, pe艂zn膮c, kulej膮c wspinali si臋 na wie偶臋. Phylo-mon zdrapa艂 brud z najni偶szego stopnia, ods艂aniaj膮c ozdobny napis: -W臋dr贸wka Robaka.

Niebieskosk贸ry m臋偶czyzna czeka艂, a偶 promienie s艂oneczne padn膮 na dolny stopie艅. Po raz pierwszy tej jesieni Tuli widzia艂 sw贸j oddech w zimnym powietrzu. Ob艂ok duszy, jak nazywali to Pwi.

Kiedy s艂o艅ce o艣wietli艂o najni偶szy stopie艅 wzd艂u偶 ca艂ej jego d艂ugo艣ci, tak 偶e rozjarzy艂 si臋 zielonym i czerwonym blaskiem, w臋drowcy zacz臋li pi膮膰 si臋 do g贸ry. Phylomon wysforowa艂 si臋 na czo艂o i zach臋ca艂 towarzyszy do p贸j艣cia jego 艣ladem. Przez pierwsze kilka minut Tuli tak usilnie stara艂 si臋 dogoni膰 Gwiezdnego 呕eglarza, 偶e nie zwraca艂 uwagi na otoczenie. Potem jednak spojrza艂 w d贸艂 i a偶 j臋kn膮艂 z zaskoczenia: promienie s艂oneczne igra艂y na wystaj膮cych z ziemi skrawkach metalu, ska艂ach i pag贸rkach o dziwacznych kszta艂tach. Padaj膮ce ze wschodu 艣wiat艂o rzuca艂o cienie na szary popi贸艂. Cienie te ukszta艂towa艂y si臋 w nagich kochank贸w. Kobieta le偶a艂a na m臋偶czy藕nie, obejmuj膮c go nog膮.

Tuli uzna艂 to za oryginaln膮 sztuczk臋. Phylomon nie przestawa艂 ich ponagla膰. W miar臋 jak s艂o艅ce wstawa艂o nad g贸rami, cienie porusza艂y si臋 przybieraj膮c stopniowo nowe kszta艂ty. Kochankowie znikn臋li. Potem, biegn膮c dalej po schodach, m艂ody Tcho-Pwi zda艂 sobie spraw臋, 偶e zobaczy艂 tylko cz膮stk臋 wi臋kszej ca艂o艣ci; kochankowie zamienili si臋 w tygrysa szablastoz臋bnego 艣cigaj膮cego dziecko przez przera偶aj膮cy las rozp艂ywaj膮cych si臋 drzew jak z nocnego koszmaru. I tak si臋 zmienia艂o nieustannie.

Tuli mkn膮艂 za Phylomonem i Ayuvahem i na ka偶dym zakr臋cie schod贸w dostrzega艂 ci膮g艂膮 gr臋 艣wiate艂 i cieni, tworz膮c膮 wci膮偶 nowe obrazy. Pocz膮tkowo, wyobra偶enia o niewielkich rozmiarach ros艂y, dlatego Tuli spogl膮da艂 poza granice wcze艣niejszego obrazu, by dostrzec nast臋pn膮 kompozycj臋. Niekt贸re obrazy nak艂ada艂y si臋 na siebie: m臋偶czyzna sprzedaj膮cy kobiet臋 na targu niewolnik贸w w Kraalu nagle okaza艂 si臋 tym samym m臋偶czyzn膮, kt贸ry narysowa艂 na jej r臋ku 贸semk臋 na znak, 偶e bierze j膮 za 偶on臋. Czy Wisteria jest moj膮 niewolnic膮, zastanowi艂 si臋 Tuli. Je艣li tak, to by艂a to radosna niewola, gdy偶 zar贸wno m臋偶czyzna jak i kobieta u艣miechali si臋 promiennie. Rz膮d kamieni z rzucaj膮cymi cienie dziwacznymi wg艂臋bieniami w g贸rnych partiach wygl膮da艂 jak bawi膮ce si臋 dzieci, a dwa nast臋pne rz臋dy przypomina艂y par臋 wo艂贸w ci膮gn膮cych w贸z; je偶eli za艣 patrzy艂o si臋 na te niesamowite g艂azy poprzez drzewa - zamienia艂y si臋 w wojownik贸w o pobielonych twarzach, a jako ca艂o艣膰 uk艂ada艂y si臋 w posta膰 偶ebraka z talerzem w wyci膮gni臋tej r臋ce, prosz膮cego o jad艂o. P贸藕niej nagle obraz ten sta艂 si臋 widoczny od g贸ry i w艣r贸d otaczaj膮cych go jak rama kamieni Tuli zobaczy艂 dzieci, rodzic贸w i dziadk贸w stoj膮cych ko艂em i trzymaj膮cych si臋 za r臋ce. Czy moje dzieci b臋d膮 moimi wrogami, moimi s艂ugami? Czy b臋d膮 偶ebrakami, kt贸rych nie znosz臋? A mo偶e wyrosn膮 na m贸j obraz i podobie艅stwo, w nie ko艅cz膮cym si臋 kr臋gu pokole艅, pyta艂 si臋 w duchu. Lecz cienie nadal si臋 zmniejsza艂y i zmienia艂y, tworz膮c nowe kompozycje.

W贸wczas Tuli zorientowa艂 si臋, 偶e ca艂y ten kalejdoskop 艣wiate艂 i cieni dotyczy zwi膮zk贸w i zale偶no艣ci, postrzegania 艣wiata. W ka偶dej chwili owe cienie stawa艂y si臋 dla m艂odego Tcho-Pwi czym艣 innym, a przecie偶 Phylomon i Ayuvah mogli w tym samym czasie widzie膰 odmienne obrazy ni偶 on. Mo偶liwe, 偶e z powodu ograniczono艣ci jego w艂asnego umys艂u i wyobra藕ni, dostrzega艂 tylko specyficzne wzory. A mo偶e Huron Tech chcia艂 pokaza膰, 偶e wszystkie zale偶no艣ci s膮 po prostu postrzeganiem, 偶e ci, kt贸rzy w nich uczestnicz膮, nigdy ich w pe艂ni nie zrozumiej膮? 呕e nasza wizja jakiego艣 zwi膮zku sprawia, 偶e staje si臋 on taki, a nie inny? Gdybym przebieg艂 t臋 sam膮 drog臋 za dwadzie艣cia lat, czy dostrzeg艂bym te same obrazy, rozmy艣la艂 Tuli.

Zasch艂o mu w gardle. Obliza艂 wargi nie przestaj膮c biec. Bola艂y go nogi i kr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie. Zda艂 sobie spraw臋, 偶e ta艅czy jaki艣 nieznany taniec - dwa stopnie, zwrot w prawo, dwa stopnie, zwrot w prawo, i znowu dwa stopnie, zwrot w prawo. Odg艂os jego krok贸w w po艂膮czeniu z krokami towarzyszy tworzy艂 skomplikowan膮 melodi臋. Szk艂o d藕wi臋cza艂o cicho i Tuli niemal m贸g艂 s艂ysze膰 w my艣li nieznan膮 pie艣艅 bez s艂贸w.

A偶 wreszcie dotarli do podestu. Phylomon poleci艂 im si臋 zatrzyma膰 i wypi膰 nieco wody.

- Huron by艂 dziwnym cz艂owiekiem - rzek艂 zadyszany. - Za jego 偶ycia Pwi widzieli 偶ycie jako schody, prost膮 drog臋 mi臋dzy nieistnieniem a wszechistnieniem, kiedy rozrastamy si臋 tak bardzo, 偶e nape艂niamy ca艂y wszech艣wiat. Nazwali t臋 drog臋 Lashi Chamepar, Drog膮 Z艂amanego Serca. Natomiast wi臋kszo艣膰 Gwiezdnych 呕eglarzy postrzega艂a 偶ycie tylko jako kr膮g - podr贸偶 od narodzin do grobu; mistycy z ich grona zapewniali, 偶e po 艣mierci powraca si臋 zn贸w do 偶ycia, powtarzaj膮c irytuj膮c膮, bezcelow膮 w臋dr贸wk臋. Ale Hurona z艂o艣ci艂y obie perspektywy. Widzia艂 bowiem 偶ycie jako wspinaczk臋 po nie ko艅cz膮cych si臋 spiralnych schodach. Wierzy艂, 偶e z ka偶dym krokiem w g贸r臋 widzimy wi臋ksz膮 przestrze艅 na horyzoncie, a z ka偶dym zako艅czeniem kr臋gu poszerzamy nasz膮 wiedz臋, i widzimy 艣wiat w nowy spos贸b, lepiej rozumiemy r贸偶norodno艣膰 i z艂o偶ono艣膰 偶ycia. Po zbudowaniu Wie偶y Robak贸w Huron powiedzia艂 mi, 偶e gdyby艣my tylko mieli oczy zdolne wszystko to dostrzec, na ka偶dym zakr臋cie otrzymaliby艣my inn膮 wizj臋 艣wiata widzianego w dole. By艂 szale艅cem op臋tanym pragnieniem przedstawienia swoich pogl膮d贸w. Mawia艂, 偶e wszyscy jeste艣my rozpieszczeni, 偶e my, Gwiezdni 呕eglarze, urodzili艣my si臋 wierz膮c, i偶 zas艂ugujemy na szcz臋艣cie od chwili przyj艣cia na 艣wiat, 偶e jest to prawo ca艂ej ludzko艣ci wynikaj膮ce z samego faktu jej istnienia. Szydzi艂 z takich niem膮drych pogl膮d贸w g艂osz膮c, 偶e szcz臋艣cie jest nagrod膮 dla tych, kt贸rzy ucz膮 si臋, jak nale偶y 偶y膰. - Phylomon zamilk艂 i obserwowa艂 Tulla przez d艂ug膮 chwil臋. M艂odzieniec zastanowi艂 si臋, jakie my艣li chce mu przekaza膰 niebieskosk贸ry w臋drowiec. - Szcz臋艣cie jest nagrod膮 dla tych, kt贸rzy ucz膮 si臋, jak nale偶y 偶y膰 - powt贸rzy艂 Gwiezdny 呕eglarz w zamy艣leniu, lecz na jego twarzy malowa艂 si臋 smutek. Tuli zastanowi艂 si臋, czy Phylomon jest szcz臋艣liwy.

Powiedziawszy to wszystko, Gwiezdny 呕eglarz pobieg艂 dalej. Tuli ruszy艂 jego 艣ladem, ocieka艂 jednak potem i ba艂 si臋, 偶e si臋 po艣lizgnie. Pi膮艂 si臋 coraz wy偶ej. Nie widz膮c ju偶 w dole 偶adnych obraz贸w, zacz膮艂 si臋 przys艂uchiwa膰 melodii d藕wi臋cz膮cej w jego m贸zgu. Zm臋czy艂o go patrzenie w d贸艂, spojrza艂 wi臋c na wzg贸rza. I ogarn臋艂o go wielkie zdumienie, gdy偶 ni偶sze pag贸rki - kt贸rych nie zdo艂a艂by wyrze藕bi膰 偶aden cz艂owiek, nawet gdyby kopa艂 w nich przez ca艂e 偶ycie - przybra艂y posta膰 ta艅cz膮cych zwierz膮t. W miar臋 jak w臋drowcy wspinali si臋 coraz wy偶ej, zwierz臋ta zamienia艂y si臋 powoli w d艂ugi szereg ludzi pl膮saj膮cych w korowodzie w poprzek wzg贸rz. Po godzinie Tuli zorientowa艂 si臋, 偶e kompozycje te przekszta艂ci艂y si臋 w rosn膮ce postacie m臋偶czyzny i kobiety, kt贸re wype艂ni艂y 艣wiat i ca艂y wszech艣wiat.

Kiedy dotarli do drugiego podestu, Phylomon zawo艂a艂:

- Mo偶emy odpocz膮膰, ale nie starajcie si臋 odpr臋偶y膰! Nie zaprzesta艅cie wysi艂ku. Inaczej mi臋艣nie wara zdr臋twiej膮.

Napili si臋 jeszcze wody. Phylomon wsta艂 i przeci膮gn膮艂 si臋, patrz膮c na s艂o艅ce.

- Musimy znale藕膰 si臋 na szczycie w po艂udnie - o艣wiadczy艂. Kiedy uzna艂, 偶e nadesz艂a odpowiednia chwila, zacz膮艂 si臋 wspina膰 w g贸r臋 szklanej drabiny. Tuli opu艣ci艂 wzrok i zauwa偶y艂, 偶e s艂o艅ce sta艂o ju偶 tak wysoko, i偶 cienie znikn臋艂y, pozosta艂o tylko kilka ciemnych plam. Promienie s艂oneczne zniweczy艂y iluzje.

Wspinaczka na szczyt wie偶y by艂a jeszcze bardziej wyczerpuj膮ca ni偶 dwa poprzednie jej etapy. Ostatni odcinek schod贸w okaza艂 si臋 d艂u偶szy i zmusza艂 do szybszego wchodzenia. Tuli przesta艂 ju偶 liczy膰 stopnie i zacz膮艂 si臋 przyzwyczaja膰 do tej wspinaczki: dwa kroki w g贸r臋, skr臋t w prawo, dwa kroki w g贸r臋, skr臋t w prawo. Kr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie. 呕eby z tym walczy膰, odchyli艂 g艂ow臋 do ty艂u i spojrza艂 prosto przed siebie na stopy id膮cych przed nim towarzyszy. Wspinali si臋 po spiralnych schodach potykaj膮c si臋, 艣lizgaj膮c na g艂adkich szklanych stopniach.

艢wiat w dole stawa艂 si臋 tak ma艂y, 偶e cienie drzew wygl膮da艂y jak muchy na stole. Pot sp艂ywa艂 Tullowi z czo艂a, spod pach, do mokasyn贸w. Jego stopy tak si臋 艣lizga艂y, 偶e ju偶 przesta艂 ufa膰 w pewno艣膰 swoich krok贸w. G艂owa ko艂ysa艂a mu si臋 na boki, w prz贸d i w ty艂, nogi jakby obluzowa艂y si臋 w stawach. Nie zale偶a艂o mu ju偶 na niczym. Obok niego p艂yn臋艂y chmury. Znajdowali si臋 tak wysoko, 偶e nie wydawa艂y si臋 one p艂askie. By艂y wspania艂e i wygl膮da艂y jak pod艂u偶ne kryszta艂y kwarcu p艂ywaj膮ce po niebie. Przez jaki艣 czas w臋drowcy przemierzali cudown膮 krain臋 chmur, z kt贸rych woda kondensowa艂a si臋 na stopniach. Potem znale藕li si臋 ponad bia艂o-szarym k艂臋bowiskiem. St膮pali cicho, Tuli s艂ysza艂 tylko t臋tno pulsuj膮ce mu w skroniach. Zapragn膮艂 wej艣膰 mi臋dzy chmury i zaczeka膰, a偶 mg艂a skropli si臋 na jego j臋zyku. Wystarczy艂by mu cho膰by jeden 艂yczek. Powietrze ozi臋bi艂o si臋 i l贸d cienk膮 warstw膮 pokry艂 stopnie.

Tuli nie zobaczy艂 ju偶 偶adnych obraz贸w, znikn臋艂y. W dole g贸ry przystrojone barwami jesieni roz艂o偶y艂y si臋 na ziemi jak utkany przez neandertalskie kobiety czerwono-偶贸艂ty kobierzec z mamuciej sier艣ci. Opalizuj膮ce ob艂oki przep艂ywa艂y poni偶ej. Wiatr gna艂 je tak szybko, 偶e m艂odzie艅cowi wydawa艂o si臋, i偶 to piana p艂ynie w g贸rskim potoku. Znajdowali si臋 teraz nad przybrze偶nymi g贸rami. Tuli widzia艂 niebieskawe zamglenie nad morzem, chmurki przemykaj膮ce jak kawa艂ki mg艂y. Gdzie艣 tam, w dole, by艂o Smilodon Bay. Po tylu dniach w臋dr贸wki nie uszli daleko, przebyli zaledwie dwie艣cie kilometr贸w. Przez poro艣ni臋ty zesch艂膮 traw膮 Mamuci Szlak w臋drowa艂y, widoczne z g贸ry jako ciemniejsze plamy, stada gigantycznych leniwc贸w i dzikich wo艂贸w. Ka偶de z tych zwierz膮t bez przerwy wypatrywa艂o drapie偶nik贸w, wiod膮c niewiele znacz膮cy 偶ywot.

Nie ma tu ju偶 iluzji, tylko prawdziwy 艣wiat, pomy艣la艂 Tuli. Odrywam si臋 od niego. Oddalam. Te schody to tylko cienka ni膰 艂膮cz膮ca mnie ze 艣wiatem, jak jedwabna nitka snuta przez g膮sienic臋 艂膮czy j膮 z drzewem. Wszystkie istoty w do艂e tkwi膮 w pu艂apce iluzji. A przecie偶 ca艂e 偶ycie sprowadza si臋 do jednego - do wspinaczki w g贸r臋.

M艂ody Tcho-Pwi pomy艣la艂 nagle, 偶e zrozumia艂 prawdziwe znaczenie W臋dr贸wki Robaka: wszystkie cienie na ziemi, odmienne wizje rodziny, zwi膮zku kobiety i m臋偶czyzny, r贸偶ne pogl膮dy na 偶ycie i pi臋kno wcale nie prowadzi艂y do coraz to bardziej skomplikowanych zale偶no艣ci, nad kt贸rymi powinni wiecznie si臋 zastanawia膰 m臋drcy. Wszystkie by艂y zwyk艂ymi iluzjami, nad kt贸rymi nale偶a艂o zapanowa膰.

Wyda艂o mu si臋, 偶e jego mokre od potu stopy po艣lizgn臋艂y si臋 na g艂adkich stopniach; 艣wiat zawirowa艂 szybciej ni偶 powinien. Tuli poczu艂 si臋 zm臋czony i wyczerpany. Nagle zachwia艂 si臋 i wpad艂 na kryszta艂ow膮 por臋cz. Dotarli na szczyt wie偶y; na por臋czy widnia艂o tylko jedno s艂owo - 艣mier膰.

Tuli cofn膮艂 si臋 chwiejnym krokiem, spojrza艂 na napis i jeszcze bardziej zakr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie. Przytrzyma艂 si臋 na moment por臋czy, a poniewa偶 od wielu godzin pokonywa艂 stopnie biegiem, czu艂 si臋 tak, jakby nadal to czyni艂. Wszystko w nim pragn臋艂o pi膮膰 si臋 jeszcze wy偶ej. Pod nim smagane wiatrem szklane schody b艂yszcza艂y w s艂o艅cu jak sopel lodu zwisaj膮cy z dachu. A mimo to m艂odzieniec czu艂, 偶e nadal w臋druje do g贸ry. Podni贸s艂 wzrok, wypatruj膮c celu tej podr贸偶y i zobaczy艂 nad sob膮 s艂o艅ce.

Jestem tylko g膮sienic膮 po艂膮czon膮 z tym 艣wiatem jedwabn膮 nitk膮. Mog臋 si臋 uwolni膰, pomy艣la艂 Tuli.

Nagle co艣 w nim p臋k艂o i poczu艂, 偶e jedwabna ni膰 opad艂a. Po raz pierwszy w 偶yciu spojrza艂 prosto w s艂o艅ce: wygl膮da艂o jak ogromny, pi臋kny, srebmo-fioletowy kwiat, kt贸rego p艂atkami by艂y ruchliwe ogniste j臋zyki. Jednak偶e tym razem 艣wiat艂o s艂o艅ca ani go nie o艣lepi艂o, ani nie przyprawi艂o o b贸l oczu. Uwolni艂 si臋 ze swego cia艂a, od jego s艂abo艣ci i ogranicze艅. Mia艂 wra偶enie, 偶e z wysoko艣ci ska艂y nad zajazdem "Pod Ta艅cz膮cym Ksi臋偶ycem" obserwuje fale igraj膮ce na powierzchni morza. S艂oneczny kwiat by艂 tak pi臋kny, 偶e wywiera艂 hipnotyczny wp艂yw na Tulla, kt贸ry zapragn膮艂 wzlecie膰 do niego. Zacz膮艂 si臋 wi臋c unosi膰, wiruj膮c, ku s艂o艅cu, odlatuj膮c, porzucaj膮c 艣wiat.

- Nie! - krzykn膮艂 Ayuvah. Jego okrzyk wstrz膮sn膮艂 Tullem, targn膮艂 nim jak silny wiatr. M艂ody Tcho-Pwi zobaczy艂 ten d藕wi臋k jako po艂yskliw膮 z艂ocist膮 fal臋, kt贸ra przep艂yn臋艂a obok niego, i zaskoczony opu艣ci艂 oczy.

Phylomon i Ayuvah znajdowali si臋 na szczycie kryszta艂owych schod贸w znacznie ni偶ej od niego; przytrzymywali jego cia艂o. Widzia艂 ich ciemnoniebieskie aury zatroskania; Tuli le偶a艂 z przekrzywionymi r臋kami i nogami; musku艂y drga艂y w jego karku. Phylomon bada艂 wzrokiem cia艂o.

- Nie 偶yje - powiedzia艂. Co dziwne, Tulla nie zaniepokoi艂a w艂asna 艣mier膰.

- Nie odchod藕! - krzykn膮艂 Ayuvah do martwego cia艂a. - Pomy艣l o tym, czego nie dokona艂e艣! Pomy艣l o kwea twojej mi艂o艣ci do Wiste-rii! Nie mo偶esz jej opu艣ci膰!

A kiedy Tuli pomy艣la艂 o Wisterii, ogarn臋艂o go kwea mi艂o艣ci do cz艂owieczej dziewczyny. Poczu艂 si臋 tak, jakby zn贸w le偶a艂 z 偶on膮 w 艂o偶u w swoim domu, a bogini Zhofwa przys艂a艂a mu poca艂unki przez otwarte okno. Tak, s艂o艅ce to pi臋kny kwiat, ale zawsze b臋dzie w臋drowa艂o po niebie. Znowu spojrza艂 w d贸艂. Sama ziemia wygl膮da艂a jak fascynuj膮cy kobierzec: dusze ludzi, zwierz膮t i ro艣lin 艣wieci艂y na niej niczym fajerwerki tysi膮cami odcieni purpury, z艂ota i czerni. Smoki unosi艂y si臋 pod nim w powietrzu. Zrozumia艂, 偶e wiedz膮, kim si臋 sta艂. U podn贸偶a szklanych schod贸w le偶a艂a na wozie Wisteria, pogr膮偶ona w g艂臋bokim 艣nie. Tuli widzia艂 j膮 tak wyra藕nie, jakby znajdowa艂a si臋 tu偶 obok. Dusza Wisterii by艂a r贸偶owa i czarna - dominowa艂y w niej mi艂o艣膰 i mrok - zapragn膮艂 jej dotkn膮膰, uleczy膰 j膮, obj膮膰 ramionami i zas艂oni膰 z艂膮 ciemno艣膰.

Rzuci艂 si臋 w d贸艂 w stron臋 swego umieraj膮cego cia艂a niczym krab-pustelnik, kt贸ry na chwil臋 opu艣ci艂 muszl臋.

Przez chwil臋 czu艂 si臋 dziwnie, jakby oddzielony od cia艂a; jego serce uderza艂o jak m艂otem. Stara艂 si臋 prze艂kn膮膰 艣lin臋, 艣niadanie jak kamie艅 ci膮偶y艂o mu w 偶o艂膮dku, usi艂owa艂 poruszy膰 palcem. W jego ciele by艂o tyle po艂膮cze艅, kt贸re musia艂 ponownie uruchomi膰, tak wiele musku艂贸w, kt贸re musia艂 poruszy膰. Najtrudniej by艂o oddycha膰, mia艂 wra偶enie, 偶e 偶elazne obr臋cze 艣ciskaj膮 jego pier艣. Uni贸s艂 powieki z takim wysi艂kiem, jakby otworzy艂 wielkie wrota.

Phylomon nachyli艂 si臋 nad nim, marszcz膮c brwi. Zaraz potem cofn膮艂 si臋 gwa艂townie.

- Jeste艣 Obcuj膮cym z Duchami! - krzykn膮艂 Ayuvah, zwracaj膮c ku sobie twarz Tulla. Oczy m艂odzie艅ca zamgli艂y si臋 na chwil臋, co艣 w nim p臋k艂o i wreszcie ogarn膮艂 go spok贸j: by艂 u siebie. - Dok膮d poszed艂e艣? Uda艂e艣 si臋 w przysz艂o艣膰?

- Ja... polecia艂em ku s艂o艅cu - wyszepta艂 Tuli. - Us艂ysza艂em jednak twoje wo艂anie. Dlatego wr贸ci艂em.

Phylomon spochmurnia艂 jeszcze bardziej, potar艂 r臋k膮 czo艂o.

- Mo偶esz wsta膰? - zapyta艂.

- Nie - odrzek艂 Tuli z g艂臋bokim przekonaniem.

Phylomon westchn膮艂. Najwidoczniej towarzysze nie mogli znie艣膰 Tulla na d贸艂. Phylomon poci膮gn膮艂 艂yczek wody z manierki, a reszt膮 powoli napoi艂 wyczerpanego m艂odzie艅ca.

- Nie musimy tak bardzo si臋 艣pieszy膰 w d贸艂 - o艣wiadczy艂 Gwiezdny 呕eglarz. - To znacznie 艂atwiejsze ni偶 wspinaczka. Posiedzimy i zaczekamy. Powiesz nam, kiedy b臋dziesz gotowy. To znaczy, gdy w og贸le b臋dziesz m贸g艂 chodzi膰.

Tuli le偶a艂 nieruchomo prawie godzin臋. Spoczywaj膮c na szczycie schod贸w czu艂, jak ponownie 艂膮czy si臋 ze swoim cia艂em. Bez 偶adnego powodu brakowa艂o mu tchu, pot la艂 si臋 z niego strumieniami. Nic go jednak nie bola艂o, nie by艂o to 偶adne doznanie fizyczne. Wszystko, czego dotkn膮艂, wydawa艂o mu si臋 niewyra藕ne, nierzeczywiste.

Przypomnia艂 sobie Chaa po powrocie ze 艢cie偶ki Duch贸w. Szaman le偶a艂 w贸wczas tak samo jak on, Tuli, nieruchomy, nieobecny. M艂odzieniec zrozumia艂 teraz, dlaczego tak by艂o. Po godzinie w pe艂ni odzyska艂 czucie w r臋kach i w nogach. Na szczycie wie偶y by艂o zimno. Tuli wsta艂.

- Chod藕my st膮d - odezwa艂 si臋. Ruszyli w d贸艂.

Pocz膮tkowo szli powoli. Phylomon podtrzymywa艂 Tulla, 偶eby nie upad艂. Ale po jakim艣 czasie Tcho-Pwi wyrwa艂 si臋 z u艣cisku Phylo-mona i schodzi艂 ju偶 samodzielnie.

- Po艣pieszmy si臋 - powiedzia艂 Gwiezdny 呕eglarz widz膮c, 偶e Tuli odzyska艂 si艂y. - Nie chcemy pozosta膰, aby zaskoczy艂y nas tu ciemno艣ci.

Biegli wi臋c co si艂 w nogach.

Daleko w dole pod kryszta艂ow膮 wie偶膮, cienie wyd艂u偶y艂y si臋, otaczaj膮c ich ciasnym kr臋giem. Chmury przep艂ywa艂y obok nich. Wiruj膮c zbli偶ali si臋 do ziemi, na wypoczynek zatrzymali si臋 tylko jeden raz. Kiedy byli ju偶 blisko, cienie na wzg贸rzach u艂o偶y艂y si臋 w nowe wzory. Podw贸jny obraz m臋偶czyzny i kobiety, m臋偶czyzny sprzedaj膮cego j膮 do niewoli, rysuj膮cego 贸semk臋 na jej d艂oni. Ajednak dokona艂a si臋 w nich pewna zmiana, Tuli zauwa偶y艂 j膮 dopiero po chwili. Ani m臋偶czyzna, ani kobieta ju偶 si臋 nie u艣miechali. 呕ona patrzy艂a na m臋偶a ze z艂o艣ci膮, ten za艣, widz膮c to, mierzy艂 j膮 ponurym wzrokiem. To samo sta艂o si臋 z pozosta艂ymi postaciami, ka偶da by艂a zniekszta艂cona, pe艂na b贸lu, bezsilna. Tuli zrozumia艂, 偶e droga w d贸艂 jest znacznie 艂atwiejsza, 偶e ten kierunek wywiera wp艂yw na postrzeganie 偶ycia. U艣wiadomi艂 sobie to wszystko, patrz膮c na zmieniaj膮ce si臋 kszta艂ty cieni b臋d膮ce tylko iluzjami.

I chocia偶 艂atwiej by艂o schodzi膰 z wie偶y ni偶 si臋 na ni膮 wspina膰, m艂odzieniec wkr贸tce obla艂 si臋 obfitym potem. Kr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie; pr贸bowa艂 si臋 skoncentrowa膰 na nie ko艅cz膮cych si臋 zakr臋tach. Pomkn膮艂 wi臋c w d贸艂; mijaj膮c zwierz臋ta i 偶ebrak贸w, z艂odziei i handlowc贸w, dotar艂 do krateru, w kt贸rym m臋偶czyzna i kobieta parzyli si臋 jak zwierz臋ta. Na grzbiecie d艂oni kobiety wypisane by艂o s艂owo 艣mier膰. S艂o艅ce nagle zasz艂o. Biegli teraz w mroku, w czarnej otch艂ani bez widocznego dna.

Tuli dotar艂 do ostatniego stopnia, a poniewa偶 bieg艂 ci膮gle w d贸艂, nogi ugi臋艂y si臋 pod nim i run膮艂 na us艂an膮 popio艂em ziemi臋. D艂ugo tam le偶a艂, ci臋偶ko dysz膮c, zbyt oszo艂omiony, 偶eby si臋 poruszy膰. Poczu艂, 偶e tonie, 偶e spada bez ko艅ca w mrok.

Tamtej nocy, rozmasowuj膮c zm臋czone nogi, Phylomon czu艂 dziwny niepok贸j. Obserwowa艂 Tulla i Ayuvaha trenuj膮cych walk臋 na miecze i w艂贸cznie, si艂臋 ich cios贸w, kt贸re wymierzali z niezwyk艂膮 energi膮. Przygn臋bi艂o go to. Obaj coraz lepiej pos艂ugiwali si臋 broni膮. Po kilku latach 膰wicze艅 ka偶dy z nich m贸g艂by walczy膰 na najlepszych arenach Kraalu. Gdyby ci ch艂opcy kiedykolwiek dostali si臋 do niewoli, to staczanie walk na arenach nie by艂oby dla nich takim z艂ym losem, pomy艣la艂. Przy odrobinie szcz臋艣cia po偶yliby tak d艂ugo, by sami zosta膰 trenerami.

Takie my艣li zepsu艂y mu humor. Ca艂y ten dzie艅 up艂yn膮艂 nie tak, jak powinien. Jeste艣 g艂upim starcem, powiedzia艂 sobie Gwiezdny 呕eglarz. Wprawdzie Tuli zdumia艂 si臋 tym, co zobaczy艂, ale Phylomon oczekiwa艂 od niego czego艣 wi臋cej, chcia艂 udzieli膰 mu poucze艅, przekaza膰 jakie艣 wskaz贸wki. Jaki偶 g艂upiec z tego Tcho-Pwi! Czy偶 nie zauwa偶y艂, 偶e jego r贸wie艣nicy b臋d膮 kr贸lami, kupcami, wielkimi nauczycielami, wynalazcami i artystami? 呕e jest jednym z nich? Je偶eli Chaa si臋 nie pomyli艂, Tulla czeka wielka przysz艂o艣膰, ale jak dot膮d widzi on tylko kl臋sk臋 i niemoc.

Wisteria obudzi艂a si臋 w porze kolacji. Tuli nakarmi艂 j膮, g艂adz膮c jej w艂osy. Powiedzia艂 wtedy jedno zdanie o wyprawie na szklan膮 wie偶臋, zdanie, kt贸re doda艂o otuchy Phylomonowi:

- Nie ta wie偶a, lecz wspinaczka na ni膮 jest dzie艂em sztuki.

Gwiezdny 呕eglarz nie by艂 jednak pewny, czy ch艂opak w艂a艣ciwie poj膮艂 znaczenie tych s艂贸w. Zreszt膮, czy m贸g艂? Mia艂 przecie偶 tylko dziewi臋tna艣cie lat. Phylomon by艂 o tysi膮c lat od niego starszy, wycierpia艂 tak wiele, 偶e zastanawia艂 si臋, czy Tuli jest w stanie zrozumie膰, i偶 w obliczu b贸lu i rozpaczy najwi臋ksz膮 sztuk膮 jest nauczy膰 si臋 偶y膰 i czu膰 si臋 szcz臋艣liwym. Jako ostatni z Gwiezdnych 呕eglarzy musia艂 przecie偶 troszczy膰 si臋 o ca艂y 艣wiat, utrzymywa膰 jego delikatn膮 r贸wnowag臋.

Najgorsze, 偶e ch艂opak jest cholernym Obcuj膮cym z Duchami, pomy艣la艂 Phylomon. Nie wzi膮艂em pod uwag臋 takiej mo偶liwo艣ci. Przecie偶 zdolno艣ci parapsychiczne, jakie mieli staro偶ytni Dweasowie, zawsze wyst臋powa艂y tylko w艣r贸d Neandertalczyk贸w czystej krwi. Jednak偶e przez ostatnie sze艣膰set lat Phylomon obserwowa艂 do艣膰 cz臋sto mieszanie si臋 ras zamieszkuj膮cych Anee, ludzi i Pwi. Tak wielu ludzi 艣wi臋cie przekonanych, 偶e ich krew jest czysta, mia艂o neandertal-skich przodk贸w. Powstawa艂 nowy gatunek. Nieludzie i nie Pwi. Zaledwie sze艣膰dziesi膮t lat temu Gwiezdny 呕eglarz zetkn膮艂 si臋 z Dikto-nem-Pwi, kt贸ry mia艂 dwa dodatkowe chromosomy zapewniaj膮ce wrodzon膮 znajomo艣膰 j臋zyka angielskiego. Ta cecha od pokole艅 by艂a oznak膮 czysto ludzkiego dziedzictwa. A teraz towarzyszy mu Tcho-Pwi, kt贸ry jest Obcuj膮cy z Duchami.

Czy ch艂opca przemieni艂yby nauki jakiego艣 cholernego neander-talskiego szamana? Czy odrzuci艂by on zdominowan膮 przez technik臋 przysz艂o艣膰? Phylomon zamy艣li艂 si臋. Je偶eli uda艂oby si臋 wykszta艂ci膰 Tulla na Obcuj膮cego z Duchami, ten m艂ody Tcho-Pwi m贸g艂by zosta膰 wielkim wodzeni. Jaki偶 cz艂owieczy genera艂 zdo艂a艂by pokona膰 neandertalskiego szamana na polu bitwy? Czy to w艂a艣nie przepowiedzia艂 Chaa? A je艣li Tuli zbytnio si臋 rozmi艂uje w swoich niezwyk艂ych talentach, czy poczuje si臋 zagro偶ony przez technik臋? Czy j膮 odrzuci? Gwiezdny 呕eglarz szanowa艂 zdolno艣ci parapsychiczne Pwi, ale czy mo偶na je by艂o por贸wna膰 z technik膮? Tak, Obcuj膮cy z Duchami mo偶e zobaczy膰 przysz艂o艣膰, ale to technika j膮 stworzy. Szamani s膮 w stanie przenosi膰 swoj膮 艣wiadomo艣膰 na wielkie odleg艂o艣ci, nawet na inne planety. Lecz to technika przewiezie ich dzieci do tych miejsc. To, co uwa偶aj膮 za w艂adz臋 i si艂臋, w istocie jest tylko pu艂apk膮. 呕aden Obcuj膮cy z Duchami nie m贸g艂 sprawi膰, by jego rasa lepiej zrozumia艂a wszech艣wiat, nie potrafi艂 leczy膰 chorych ani przed艂u偶a膰 偶ycia. Dokonali tego tylko Gwiezdni 呕eglarze. Gdyby偶 w jaki艣 spos贸b uda艂o si臋 pokaza膰 Tullowi t臋 r贸偶nic臋!

Powoli, tak powoli jak p艂atki lilii rozchylaj膮 si臋 rankiem na powitanie wschodz膮cego s艂o艅ca, Phylomon zrozumia艂, 偶e jest to mo偶liwe. W mie艣cie zwanym Sanctum ukry艂 przecie偶 kiedy艣 Falhalloran, staro偶ytny pojazd Gwiezdnych 呕eglarzy, najpot臋偶niejszy artefakt na Anee. Falhalloran mo偶e przekaza膰 Tullowi wiedz臋 dawnych pan贸w wszech艣wiata. Czy pokazanie m艂odemu Tcho-Pwi pot臋gi artefaktu oka偶e si臋 niebezpieczne? Zbyt wielka w艂adza mog艂a przecie偶 wpa艣膰 w niepowo艂ane r臋ce. Jednak偶e Chaa powiedzia艂: "Bez obawy mo偶esz ods艂oni膰 przed nim swoje tajemnice". Phylomon zastanawia艂 si臋, bior膮c pod uwag臋 ryzyko. Rozpoczynaj膮c t臋 podr贸偶 wybra艂 艣mier膰. Mo偶e jest ju偶 za p贸藕no, 偶eby zawr贸ci膰. Ach, po raz ostatni zobaczy膰 Falhalloran! Skurcze mi臋艣ni sprawi艂y, 偶e potomek Gwiezdnych 呕eglarzy poczu艂 si臋 stary. Tak, doda艂 w my艣li, ju偶 najwy偶szy czas przekaza膰 innym t臋 tajemnic臋.

Rozdzia艂 8 艢WI臉TO SMOKA

Nast臋pnego ranka rozpocz臋li trudn膮 w臋dr贸wk臋 przez G贸ry Smocze, popychaj膮c i podnosz膮c sw贸j w贸z. Obci膮偶ony ogromn膮 beczk膮 furgon raz po raz traci艂 na zboczach r贸wnowag臋 i niebezpiecznie si臋 przechyla艂. Wisteria i Tirilee musia艂y i艣膰 pieszo, ale by艂y za s艂abe, by pom贸c m臋偶czyznom. Tamtej nocy ziemia zamarz艂a i kryszta艂y lodu pozosta艂y w niej a偶 do po艂udnia. Pchanie wozu przez naje偶one ska艂ami wzg贸rza by艂o m臋cz膮ce, niebezpieczne i monotonne. Drugiego dnia rano Tirilee przyby艂o si艂 i pomaga艂a ju偶 pcha膰 w贸z, ale Wisteria mia艂a torsje, gdy偶 jej 偶o艂膮dek usi艂owa艂 pozby膰 si臋 resztek trucizny. Czu艂a si臋 藕le przez wi臋ksz膮 cz臋艣膰 dnia, wi臋c Phylomon poleci艂 jej obserwowa膰 otoczenie.

Znajdowali si臋 w smoczej krainie, na nagich g贸rskich zboczach. Smoki rzadko atakowa艂y ludzi i Pwi, poniewa偶 pami臋膰 genetyczna m贸wi艂a im, 偶e te ma艂e stworzenia s膮 naturaln膮 cz臋艣ci膮 krajobrazu; wpada艂y jednak we w艣ciek艂o艣膰 na widok wszystkiego, co uzna艂y za "obce". Cztery dwunogie istoty, uczepione wozu jak macki, obudzi艂y ciekawo艣膰 smok贸w. Na drugi dzie艅 wspinaczki przez G贸ry Smocze, para czerwonych ptak贸w-tyran贸w poderwa艂a si臋 ze ska艂y i okr膮偶y艂a w贸z. Towarzyszy艂y odt膮d w臋drowcom, siadaj膮c na pobliskich g艂azach, czy obserwuj膮c ich z drzew. Phylomon niepokoi艂 si臋, 偶e mog膮 zaatakowa膰 ich w nocy. Na godzin臋 przed zmrokiem zatrzyma艂 w贸z, za艂adowa艂 dzia艂ko i kaza艂 towarzyszom macha膰 szmatami, 偶eby zwabi膰 smoki. Potem zestrzeli艂 oba praptaki.

Kiedy Wisteria zacz臋艂a pcha膰 w贸z wraz z towarzyszami, stara艂a si臋 zapomnie膰 o tym, co robi. Bola艂y j膮 mi臋艣nie, wyt臋偶a艂a wszystkie si艂y pomagaj膮c wepchn膮膰 furgon na skaliste zbocze lub wyhamowa膰 go na nast臋pnej pochy艂o艣ci. Cz臋sto p艂aka艂a ze z艂o艣ci, gdy jedno z k贸艂 grz臋z艂o w jamie. Nadmierny wysi艂ek bardzo j膮 wyczerpywa艂. W ci膮gu dnia Phylomon dwukrotnie zarz膮dza艂 post贸j na trening. Nalega艂, 偶eby Wisteria 膰wiczy艂a na r贸wni z m臋偶czyznami, cho膰 uczy艂 j膮 tylko walki na no偶e. Mi臋艣nie jej brzucha stwardnia艂y jak kamie艅 od ci臋偶kiej pracy. Wprawdzie nic nie zapami臋ta艂a z wydarze艅 w obozowisku przy Nad膮sanych Bo偶kach, ale wydawa艂o si臋 jej, 偶e od czasu do czasu wyczuwa smak okanjarskich narkotyk贸w w nap艂ywaj膮cej do ust 偶贸艂ci. Zastanawia艂a si臋, czy kiedykolwiek odzyska zdrowie.

Ponad lini膮 drzew 艣wiat zdawa艂 si臋 rozpada膰 na najprostsze cz臋艣ci sk艂adowe: b艂臋kitne, czyste niebo, matowozielona trawa, ska艂y upstrzone 偶贸艂tymi, pomara艅czowymi i oliwkowymi plamami porost贸w, przezroczysta woda. Opr贸cz tego wszystkiego istnia艂 tylko ich w贸z, kt贸ry trzeba by艂o pcha膰. Kiedy tak harowali ca艂ymi dniami, b贸l i gniew wrz膮cy dot膮d w sercu Wisterii zacz臋艂y s艂abn膮膰.

Pewnej nocy Tuli roz艂o偶y艂 dla niej pos艂anie z nied藕wiedzich sk贸r i przez godzin臋 masowa艂 jej obola艂e ramiona i 艂ydki. Rozkoszowa艂a si臋 jego dotykiem. Potem odwr贸ci艂a si臋 i przytuli艂a do jego ciep艂ego cia艂a.

- Zimno ci? - spyta艂.

- Tak - odpar艂a.

Tuli szybko podszed艂 do ogniska, wyj膮艂 z niego du偶e, ciep艂e kamienie, owin膮艂 je w jeleni膮 sk贸r臋, by rozgrza膰 偶on臋. Wisteria obj臋艂a go mocno i zastanowi艂a si臋, czy zechcia艂by si臋 z ni膮 kocha膰. Pragn臋艂a go poca艂owa膰, podzi臋kowa膰 mu za jego dobro膰, ale uprawianie mi艂o艣ci w tej chwili wyda艂o si臋 jej zbyt wyczerpuj膮ce.

Tuli spojrza艂 jej w twarz. By艂 tak pe艂en mi艂o艣ci do niej, tak bardzo zdumiony i zal臋kniony. Jak ktokolwiek mo偶e darzy膰 mnie tak wielkim uczuciem, zapyta艂a si臋 w duchu Wisteria. U艣miechn臋艂a si臋 do m臋偶a. Jeste艣 dobry, Tullu, powiedzia艂a do niego w my艣li. Jeste艣 tak czu艂y i oddany jak cz艂owieczy m臋偶czyzna. Ale to mi nie wystarcza. Wiem, 偶e powinnam ci si臋 odda膰 tak, jak ty mi si臋 oddajesz. Na Boga, nie rozumiesz, 偶e mi nie wystarczasz? Na wargach Tulla zaigra艂 lekki u艣miech. Pog艂adzi艂 pier艣 偶ony i W艂steri臋 nagle ogarn臋艂y md艂o艣ci.

- Nie kochajmy si臋 - powiedzia艂a szybko. - Jeszcze nie. Zbyt 藕le si臋 czuj臋.

- Mo偶esz pcha膰 w贸z w g贸rach przez ca艂y dzie艅 - Tuli zmarszczy艂 brwi - i jednocze艣nie by膰 zbyt chora na mi艂o艣膰?

- Tak - odrzek艂a, zaskoczona jego 艂atwowierno艣ci膮.

Tuli spochmurnia艂, obrzuci艂 偶on臋 d艂ugim, zaciekawionym spojrzeniem, jakby chcia艂 sprawdzi膰, czy wyraz jej twarzy zdradzi, 偶e k艂amie. Rozlu藕ni艂 obj臋cia. Wisteri臋 chwyci艂y jeszcze wi臋ksze md艂o艣ci. Czy to poczucie winy? Czuj臋 si臋 winna, poniewa偶 nie kocham kogo艣, kto darzy mnie tak wielk膮 mi艂o艣ci膮, pyta艂a siebie. Wiedzia艂a, 偶e chodzi o co艣 wi臋cej. Nosi艂a w sercu czu艂o艣膰 dla m臋偶a. Pragn臋艂a jego zainteresowania. Nie mog艂a jednak zmusi膰 si臋 do mi艂o艣ci. Mo偶e dlatego, 偶e pami臋ta艂a o burmistrzu Goodsticku, kt贸ry czeka w Smilodon Bay, a偶 Wisteria zdradzi w臋drowc贸w. Udaj膮c, 偶e kocha Tulla, dopu艣ci艂aby si臋 wobec niego gorszej zdrady ni偶 gdyby tylko pokrzy偶owa艂a jego plany. Ale i to nie by艂a ca艂a prawda. Czasami, gdy kocha艂a si臋 z nim, przenika艂 j膮 dreszcz podniecenia. Zupe艂nie jak wtedy, kiedy uprawia艂a mi艂o艣膰 z Garamonem Goodstickiem wiedz膮c, 偶e od tego zale偶y jej 偶ycie.

Dlatego pewnej nocy, gdy ju偶 ponad tydzie艅 przedzierali si臋 przez G贸ry Smocze, po艂o偶y艂a si臋 obok Tulla na nied藕wiedziej sk贸rze. Przykry艂 j膮 sk贸rami i przytuli艂 do siebie. Zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e m膮偶 spr贸buje j膮 uwie艣膰. 艢wiadomo艣膰, 偶e Tuli nie zrezygnuje, cho膰 ona nie b臋dzie mog艂a mu si臋 odwzajemni膰, tak j膮 rozgniewa艂a, 偶e uderzy艂a go w szcz臋k臋, a potem podrapa艂a mu pier艣.

M艂odzieniec zwr贸cony by艂 w stron臋 ognia - zawsze si臋 tak uk艂ada艂, by Wisteria mog艂a spa膰 plecami do ogniska. Kiedy go uderzy艂a, Tuli otworzy艂 usta z zaskoczenia, a potem, na u艂amek sekundy, w jego oczach zab艂ysn膮艂 gniew. Gniew i w艣ciek艂o艣膰...

- Chcesz mnie uderzy膰? - zapyta艂a Wisteria, ale Tuli nie odpowiedzia艂. - Widz臋 to w twoich oczach, chcia艂e艣 mnie uderzy膰! - Gro藕ny b艂ysk w oczach m臋偶a tak j膮 podnieci艂, 偶e poczu艂a, i偶 mo偶e si臋 z nim kocha膰. Roze艣mia艂a si臋, chwyci艂a penis Tulla. Potem poca艂owa艂a pier艣 m臋偶a, a nast臋pnie uderzy艂a tak mocno, a偶 trysn臋艂a krew. Spodziewa艂a si臋, 偶e odda cios, podrapie j膮, chwyci za gard艂o albo pobije. Unios艂a sp贸dnic臋 i parzy艂a si臋 z nim zajadle, bez zahamowa艅. On jednak pr贸bowa艂 okaza膰 jej czu艂o艣膰, obejmowa艂 j膮 i tuli艂, psuj膮c ca艂y nastr贸j. Rozz艂o艣ci艂 Wisteri臋 tak bardzo, 偶e rzuca艂a si臋 na niego raz po raz, chc膮c go zmusi膰, by zrozumia艂 jej w艣ciek艂o艣膰. Ci膮gn臋艂a Tulla za w艂osy, a kiedy pog艂adzi艂 jej piersi, pokaza艂a mu, jak powinien je szczypa膰, czego naprawd臋 pragn臋艂a, lecz on nie chcia艂 tego zrobi膰.

Atakowa艂a go tak na pr贸偶no przez godzin臋, bi艂a i gryz艂a. Nigdy dot膮d, uprawiaj膮c mi艂o艣膰, nie czu艂a si臋 taka sfrustrowana. Usi艂owa艂a sobie wyobrazi膰, 偶e Tuli jest burmistrzem Goodstickiem, pijanym, przyk艂adaj膮cym jej n贸偶 do szyi, gro偶膮cym, 偶e j膮 zabije, je艣li nie zgodzi si臋 odby膰 z nim stosunku, ale wyobra藕nia nie wystarczy艂a. Wisteria nie osi膮gn臋艂a szczytowania. Na chwil臋 przesta艂a ociera膰 si臋 o m臋偶a, a kiedy by艂a ju偶 gotowa zrezygnowa膰, wyt臋偶y艂a s艂uch. Co robi膮 pozostali w臋drowcy?

呕aden z nich nie chrapa艂 ani g艂o艣no nie oddycha艂. Za to wszyscy przys艂uchiwali si臋, jak Wisteria uprawia mi艂o艣膰 z Tullem. 艢wiadomo艣膰, 偶e wprawi艂a ich w tak wielkie za偶enowanie, rozbawi艂a j膮. Roze艣mia艂a si臋 wi臋c g艂o艣no i w tej samej chwili prze偶y艂a orgazm. Wyda艂o si臋 jej, 偶e unosi si臋 w powietrzu na fali rozkoszy.

Nast臋pnego ranka, kiedy si臋 obudzi艂a, poczu艂a si臋 tak dobrze, jak nigdy dot膮d. Obozowali w g艂臋bokiej dolinie. Wisteria wsta艂a, gdy mg艂a wisia艂a nisko nad ziemi膮, a s艂o艅ce pe艂z艂o powoli po niebie. Wszyscy inni le偶eli jeszcze na pos艂aniach. Tirilee tuli艂a si臋 do Phylomona. Tuli spa艂 smacznie po nocnych zmaganiach. Ayuvah za艣 przyturla艂 si臋 tak blisko ogniska, 偶e gdyby przysun膮艂 si臋 jeszcze o kilka centymetr贸w, zatli艂yby si臋 futra, w kt贸re by艂 zawini臋ty. Scandal le偶a艂 na brzuchu, przykryty sk贸rami. Nie by艂o wida膰, czy 艣pi. Tak, to mo偶liwe, ale Wisteria zobaczy艂a, 偶e uchyli艂 powiek臋. Chcia艂a si臋 wyk膮pa膰, rozebra艂a si臋 wi臋c, wyobra偶aj膮c sobie, i偶 Scandal j膮 podgl膮da. U艣miechn臋艂a si臋 na t臋 my艣l, potem przerzuci艂a odzie偶 przez rami臋 i ukradkiem zesz艂a w d贸艂 do strumienia, maj膮c nadziej臋, 偶e nikogo nie obudzi艂a.

Woda by艂a czysta i zimna jak l贸d. Dlatego na pocz膮tku Wisteria my艂a si臋 ostro偶nie, przykucn膮wszy na brzegu, ochlapuj膮c piersi i ramiona. Kiedy przywyk艂a do zimna, po艂o偶y艂a si臋 w wodzie i zamkn臋艂a oczy. Czu艂a si臋 naprawd臋 dobrze. Pragn臋艂a wybaczy膰 Tullowi jego s艂abo艣膰, jego czu艂e obj臋cia. Do diab艂a, pomy艣la艂a, jestem gotowa nawet wybaczy膰 Phylomonowi 艣mier膰 moich rodzic贸w. Wyobrazi艂a sobie, 偶e m贸wi Tullowi, i偶 go naprawd臋 kocha. Oczami duszy ujrza艂a, jak udowadnia wszystkim, 偶e to prawda, wyznaj膮c, i偶 spiskowa艂a przeciw nim z burmistrzem Goodstickiem, 偶e zamierza艂a sabotowa膰 ekspedycj臋. Potem podzi臋kuje Phylomonowi za to, 偶e zabi艂 jej rodzic贸w i zabra艂 j膮 na wypraw臋, podczas kt贸rej pozna艂a prawdziw膮 mi艂o艣膰. Przyrzeknie te偶, 偶e im pomo偶e, cho膰by mia艂a przyp艂aci膰 to 偶yciem. Roze艣mia艂a si臋 na t臋 my艣l i odchyli艂a g艂ow臋 do ty艂u, 偶eby zamoczy膰 w艂osy.

- Z jakich figlarnych marze艅 si臋 艣miejesz? - spyta艂 cicho Scandal.

T艂usty kucharz sta艂 nad strumykiem z przewieszonym przez rami臋 zielonym, p艂贸ciennym r臋cznikiem, obserwuj膮c dziewczyn臋. Wisteria po艂o偶y艂a r臋k臋 na piersi, pr贸buj膮c si臋 zas艂oni膰. Zrozumia艂a, 偶e Scandal nie spa艂, gdy si臋 rozbiera艂a, 偶e naprawd臋 j膮 podgl膮da艂.

- Co tu robisz?

- Podziwiam twoje cia艂o - u艣miechn膮艂 si臋 ober偶ysta. - Czuj臋 si臋 blisko... no... natury.

- Lepiej st膮d odejd藕! - sykn臋艂a.

- Nie martw si臋, wszyscy jeszcze 艣pi膮- odrzek艂 Scandal.

Wisteria roze艣mia艂a si臋 z zak艂opotaniem. Przez chwil臋 nie rozumia艂a, dlaczego to robi. Potem jednak zda艂a sobie spraw臋, 偶e 艣mieje si臋 z ulg膮 na wie艣膰, 偶e pozostali w臋drowcy nadal 艣pi膮.

- Wiesz, co - ober偶ysta wskaza艂 na ni膮 palcem - my艣l臋, 偶e dowiedzia艂em si臋 czego艣 o tobie.

- To znaczy czego? - spyta艂a dziewczyna, zastanawiaj膮c si臋, czy powinna usi膮艣膰 i lepiej zas艂oni膰 si臋 r臋kami. Lecz ten m臋偶czyzna widzia艂 ju偶 j膮 ca艂膮, wi臋c po co mia艂aby to robi膰?

- Zda艂em sobie spraw臋, 偶e ty, Wisterio, jeste艣 niebezpieczn膮 dam膮. Cudzo艂o偶nic膮.

- Nigdy nie cudzo艂o偶y艂am. Kocham mojego m臋偶a! -odpar艂a, broni膮c si臋 przed tym zarzutem.

- To oczywiste. Jestem pewny, 偶e kochasz go ca艂ym sercem. Ale on nie mo偶e ci臋 zadowoli膰 - odpar艂 Scandal i doda艂, jakby chcia艂 zmieni膰 temat: - Czy wiedzia艂a艣, 偶e Neandertalka ma szerszy kana艂 rodny ni偶 cz艂owiecza kobieta?

- Nie - odpowiedzia艂a Wisteria z namys艂em.

- Taak, to prawda! Potrzebuje tego, by urodzi膰 dziecko. A niemowl臋ta Pwi maj膮 takie du偶e czaszki, jak opancerzone. Mo偶na by wi臋c pomy艣le膰, 偶e neandertalski m臋偶czyzna ma wi臋kszy penis, by darzy膰 rozkosz膮 swoj膮 kobiet臋. To jednak dziwne, 偶e cz艂owieczy m臋偶czy藕ni maj膮 wi臋ksze cz艂onki, prawda? Pwi maj膮 wi臋ksze r臋ce, wi臋ksze g艂owy, wi臋ksze m贸zgi, wi臋cej musku艂贸w. Jednak偶e pod tym jednym wzgl臋dem nie mog膮 r贸wna膰 si臋 z lud藕mi. To okrutny figiel natury i jestem pewien, 偶e niejedna neandertalska kobieta bardzo tego 偶a艂uje. M臋偶czy藕ni Pwi s膮 mniejsi od swych cz艂owieczych odpowiednik贸w tam, gdzie liczy si臋 to najbardziej. Kobiety, kt贸re wypr贸bowa艂y partner贸w z obu ras, wol膮 cz艂owieczych kochank贸w. Nie uwa偶asz, 偶e to naprawd臋 interesuj膮ce?

- Nie... tak, to znaczy nie - odpar艂a zmieszana Wisteria. Scandal powiedzia艂, 偶e jest cudzo艂o偶nic膮. Wr贸ci艂a zatem my艣l膮 do minionej nocy, kiedy wyobra偶a艂a sobie, i偶 uprawia mi艂o艣膰 z burmistrzem Smi-lodon Bay. Czy偶 nie pope艂ni艂a ju偶 cudzo艂贸stwa w swoim sercu? Wydawa艂o si臋, 偶e seks z Garamonem Goodstickiem sprawi艂 jej wi臋cej przyjemno艣ci. Czy r贸偶nica polega艂a na rozmiarach penisa?

- Tak, chcesz powiedzie膰, tak - o艣wiadczy艂 ober偶ysta, puszczaj膮c do niej oko. - Pozw贸l co艣 sobie powiedzie膰. W m艂odo艣ci op艂yn膮艂em ca艂y 艣wiat w poszukiwaniu przepis贸w kulinarnych. Uczy艂em si臋 pilnie zawodu, by zosta膰 prawdziwym kuchmistrzem. Ale we wszystkich portach skosztowa艂em czego艣 wi臋cej ni偶 miejscowych potraw. S艂ysza艂em, 偶e w pewnych miejscach nadal nazywaj膮 mnie "mistrzem sztuki mi艂osnej". I nauczy艂em si臋 w 偶yciu jednego: s膮 tacy, kt贸rzy potrafi膮 uprawia膰 mi艂o艣膰 i tacy, kt贸rzy tego nie umiej膮. Ty b臋dziesz zalicza艂a si臋 do tych pierwszych. Zrozum, 偶e oboje nale偶ymy do wielkiego, tajemnego stowarzyszenia kochank贸w. Nie wyr贸偶nia nas kolor w艂os贸w ani oczu. Nie potrzebujemy hase艂 rozpoznawczych - nie musimy nawet m贸wi膰 tym samym j臋zykiem - ale wsz臋dzie, dok膮dkolwiek si臋 udamy, rozpoznajemy si臋 na pierwszy rzut oka. Wiem, kim ty jeste艣: widz臋 to w twoich oczach. Kiedy przemawiam do ciebie spro艣nie, wyczuwam twoje podniecenie, jak sztorm nadci膮gaj膮cy znad morza. Czuj臋 zapach twojej 偶膮dzy, jakby by艂a s艂odk膮 woni膮 偶贸艂tych r贸偶, kt贸ra wla艂a si臋 przez otwarte okno. Czy mog臋 teraz ci臋 wytrze膰? - dorzuci艂. W艂steria spojrza艂a na szczyt wzg贸rza, gdzie roz艂o偶yli si臋 obozem. Przez nisk膮 zas艂on臋 z krzak贸w wikliny dostrzeg艂a Phylomona kieruj膮cego si臋 w stron臋 strumienia.

- Nie - odrzek艂a, zerkaj膮c szybko w d贸艂 i w g贸r臋 potoku w poszukiwaniu jakiej艣 kryj贸wki. Nie zauwa偶y艂a jednak 偶adnej w pobli偶u. - Rzu膰 mi r臋cznik - Phylomon nadchodzi!

Scandal obejrza艂 si臋 r贸wnie pr臋dko i pos艂ucha艂 jej pro艣by. Wiste-ria wsta艂a i okr臋ci艂a si臋 po艣piesznie r臋cznikiem w chwili, gdy Gwiezdny 呕eglarz wyszed艂 na otwart膮 przestrze艅.

- Ja... prosz臋 ci臋 o wybaczenie, Wisterio - wyj膮ka艂 ober偶ysta. -Ja... ci臋 nie zauwa偶y艂em!

Phylomon zatrzyma艂 si臋 w p贸艂 kroku i skromnie odwr贸ci艂 g艂ow臋.

- Gdybym wiedzia艂a, 偶e wszyscy si臋 tu zbiegniecie tak szybko, wyk膮pa艂abym si臋 w innym miejscu, gdzie mia艂abym troch臋 prywatno艣ci! - warkn臋艂a Wisteria.

- Wybacz nam. Nie chcieli艣my ci przeszkadza膰 - odrzek艂 Scandal, cofaj膮c si臋 w stron臋 obozu. Phylomon spojrza艂 na niego pytaj膮co, ale nawet Wisteria zauwa偶y艂a, 偶e ober偶ysta naprawd臋 rumieni si臋 z za偶enowania. Obaj m臋偶czy藕ni po艣piesznie wr贸cili na szczyt wzg贸rza. Phylomon niczym nie okaza艂, i偶 zamierza wypyta膰 Scandala.

Wisteria wytar艂a si臋 do sucha, na艂o偶y艂a ubranie. Mia艂a zawroty g艂owy. Nie by艂a pewna tego, co czuje. Ulg臋, 偶e Scandal odszed艂? Pragnienie, by j膮 uwi贸d艂? Mi艂o艣膰 do m臋偶a? 呕al, 偶e nie kocha go tak, jak na to zas艂uguje? Wstyd, 偶e krew szybciej pop艂yn臋艂a jej w 偶y艂ach na wspomnienie seksu z Garamonem? Wszystko to zmieszane razem i co艣 ponadto.

Kiedy wr贸ci艂a do obozu, Tuli ju偶 wsta艂. Obj膮艂 j膮 i otuli艂 futrem.

- Prosi艂e艣, 偶ebym nauczy艂a ci臋 kocha膰! - sykn臋艂a przez z臋by. -Lepiej zacznij uczy膰 si臋 tego zaraz!

Zdziwiony Tuli cofn膮艂 si臋 o krok. Wisteria, widz膮c jego zmieszanie, zachichota艂a i poca艂owa艂a go nami臋tnie.

Tamtego dnia, kiedy pchali furgon przez jaka艣 prze艂臋cz, Wisteria z rado艣ci膮 powita艂a wyczerpuj膮cy wysi艂ek fizyczny i zapomnienie, kt贸re jej przynosi艂. Teren sta艂 si臋 nier贸wny, pchali zatem w贸z wszyscy razem. Kiedy uwi膮z艂 na zboczu pchali go i ci膮gn臋li ze wszystkich si艂; Scandal i Phylomon zawsze znajdowali w sobie ukryte rezerwy energii, uwalniali w贸z i popychali. Wisteria cieszy艂a si臋, wy艂adowuj膮c frustracj臋 na tej nieszcz臋snej drewnianej skrzyni. Co wi臋cej, podoba艂o si臋 jej, 偶e jest cz臋艣ci膮 zespo艂u, kt贸ry powsta艂 tylko po to, 偶eby pcha膰 i ci膮gn膮膰 furgon sam膮 si艂膮 woli. Przynajmniej przez kilka godzin dziennie czu艂a si臋 czysta jak niebo, woda i nieskalane g贸ry, kt贸re j膮 otacza艂y.

Nast臋pnej nocy obozowali w pobli偶u najwy偶szych szczyt贸w G贸r Smoczych. Niebo o zachodzie s艂o艅ca by艂o bezchmurne i Tuli widzia艂 z oddali lasy sosnowe oraz po艂o偶on膮 za g贸rami r贸wnin臋. Si臋gn膮艂 okiem jak najdalej. Gdzie艣 tam, w dole, le偶y Sanctum. Jeszcze sto sze艣膰dziesi膮t kilometr贸w. A stamt膮d sze艣膰set pi臋膰dziesi膮t kilometr贸w przez G贸ry Bia艂e do Kraalu i Rzeki Siedmiu Potwor贸w. Przebyli ju偶 prawie po艂ow臋 drogi do Kraalu; na pewno 偶aden mieszkaniec Smilo-don Bay nigdy nie zapu艣ci艂 si臋 tak daleko na Wielkie Pustkowie. Tuli spojrza艂 w d贸艂 i zorientowa艂 si臋, 偶e szuka wzrokiem kraalskich armii, o kt贸rych m贸wi艂 Tchulpa, Braci Mieczowych z ich psami bojowymi i opancerzonymi mastodontami.

Na ziemi le偶a艂a niewielka p艂achta brudnego 艣niegu. Wisteria i Tirilee podesz艂y z garnkiem na skraj zbocza, 偶eby zeskroba膰 nieco czystszego 艣niegu i zagotowa膰 z niego wod臋 do picia.

Scandal usi艂owa艂 rozpali膰 ognisko, Phylomon za艣 usiad艂 na czarnym g艂azie obok niego, zdj膮艂 naszyjnik i zacz膮艂 go g艂adzi膰. Medaliony rozjarzy艂y si臋, wysy艂aj膮c sygna艂 do Stw贸rc贸w. Tuli zda艂 sobie spraw臋, 偶e mog艂y te偶 powiadomi膰 ka偶dego, kto w danej chwili znajdowa艂 si臋 w po艂o偶onych ni偶ej dolinach.

M艂ody Tcho-Pwi zacz膮艂 przyszywa膰 nowe podeszwy do sk贸rzanych mokasyn贸w, kt贸re podar艂y si臋 w drodze; szczeg贸lnie niebezpieczne by艂y ostre kamienie. Po tym, co si臋 przytrafi艂o Ayuvahowi, Tuli u艣wiadomi艂 sobie, 偶e je艣li ma kiedykolwiek zako艅czy膰 t臋 w臋dr贸wk臋, powinien bardzo dba膰 o swoje stopy. Ayuvah podszed艂 do niego.

- Bracie - odezwa艂 si臋 Tuli, spogl膮daj膮c na 艣wietlne b艂yski tryskaj膮ce z naszyjnika Phylomona.

- Jak si臋 czuje dzisiaj niebo? - spyta艂 Ayuvah.

- Jest smutne - odrzek艂 Tuli. - S艂o艅ce coraz s艂abiej grzeje i mo偶na wyczu膰 zbli偶aj膮c膮 si臋 zim臋.

- Jeste艣 zaniepokojony - stwierdzi艂 Ayuvah. - Niepokoisz si臋 od dawna.

Tuli westchn膮艂. Tak, niepokoi艂o go wiele spraw, nie chcia艂 jednak m贸wi膰 o strachu, jaki budzi艂 w nim Kraal.

- Nie wiem, co jest nie w porz膮dku. Mam na my艣li moj膮 偶on臋 -wyzna艂.

- To cz艂owiecza niewiasta - odpar艂 sucho Ayuvah. - Powiniene艣 by艂 o偶eni膰 si臋 z Fav膮.

Tuli popatrzy艂 na przybranego brata i zada艂 sobie pytanie, czy nie ma on racji. Fava zawsze by艂a tak膮 s艂odk膮 dziewczyn膮 i zawsze j膮 rozumia艂. - Kiedy jestem dobry dla mojej 偶ony, ona wpada w gniew. Kiedy uprawiamy mi艂o艣膰 chce, 偶ebym sprawi艂 jej b贸l - powiedzia艂 powoli. - Ja... ja nawet nie wiem, czy ona w og贸le mnie kocha?

Ayuvah obj膮艂 ramieniem barki Tulla.

- Kwea nie zapewni ci jej mi艂o艣ci. Kt贸偶 mo偶e zrozumie膰 cz艂owieka? Czy ona kiedykolwiek powiedzia艂a, 偶e ci臋 kocha?

- Wyzna艂a mi mi艂o艣膰 - rzek艂 na to Tuli. - Kiedy si臋 pobrali艣my, poprosi艂em j膮, 偶eby nauczy艂a mnie kocha膰. Czuj臋 si臋 jak ostatni g艂upiec, poniewa偶... chcia艂em sprawi膰 jej przyjemno艣膰. Teraz jednak trzyma si臋 ode mnie z daleka... zachowuje si臋 dziwnie. Gdy j膮 obejmuj臋, opiera si臋 o mnie, jakby szuka艂a pociechy, a potem odpycha moje r臋ce. Kiedy si臋 kochamy, chce, 偶ebym j膮 gryz艂 i drapa艂. Ostatniej nocy zapyta艂a, czy chcia艂em j膮 uderzy膰. W jej wzroku malowa艂a si臋 nadzieja, jakby naprawd臋 pragn臋艂a, abym j膮 dr臋czy艂.

- Mo偶e to ty powiniene艣 nauczy膰 j膮 mi艂o艣ci -odpar艂 z naciskiem Ayuvah.

Tuli nie m贸g艂 wyja艣ni膰, czemu te s艂owa sprawi艂y, 偶e poczu艂 pustk臋 w sercu.

- Ona nie chce takiej mi艂o艣ci jak moja - szepn膮艂. Ayuvah milcza艂 d艂ugo, a potem zacz膮艂 cicho p艂aka膰.

- Czemu p艂aczesz? - zapyta艂 Tuli.

- Poniewa偶 boj臋 si臋 o ciebie - odpar艂 Ayuvah. - Obawiam si臋, 偶e utracisz swoj膮 偶on臋. Ona nie jest podobna do niewiast Pwi. Mo偶e nie zechce z tob膮 pozosta膰. Nie wiem, jak ci pom贸c.

Tuli nigdy sobie nie wyobra偶a艂, i偶 Wisteria mog艂aby go opu艣ci膰. 呕adna Neandertalka tak by nie post膮pi艂a. Wiedzia艂 jednak, 偶e ludzie cz臋sto porzucali swoich wsp贸艂ma艂偶onk贸w.

Scandal, kt贸ry od d艂u偶szego czasu usi艂owa艂 rozpali膰 ogie艅, podni贸s艂 oczy.

- Jeszcze nigdy nie s艂ysza艂em takiej g艂upiej gadaniny jak wasza! -powiedzia艂 z za偶enowaniem. - Powinni艣my wytopi膰 smalec z was obu. Pos艂uchaj, Tullu, to 偶e dziewczyna chce, aby艣 troch臋 j膮 pogryz艂 i pokopa艂 w 艂贸偶ku, wcale nie znaczy, i偶 ci臋 nie kocha! Mo偶esz zagra膰 w t臋 sam膮 gr臋, zainteresowa膰 j膮, zapewni膰 jej rozrywk臋!

S艂owa ober偶ysty urazi艂y Tulla.

- Uprawianie mi艂o艣ci to nie rozrywka!

- No, tak, widz臋 teraz, 偶e b臋dzie z ciebie stary nudziarz. Tak, w twoim 艂贸偶ku b臋dzie du偶o 艣miechu. Problem w tym, 偶e kobiety b臋d膮 艣mia膰 si臋 z ciebie, a nie z tob膮.

- 呕yj臋 tylko dla niej. Nie chc臋 si臋 z ni膮 kocha膰 dla zabawy.

- No, jasne, jestem pewien, 偶e nie chcesz, ale czy pomy艣la艂e艣 o tym, czego ona pragnie? Seks jest jak mi臋so kr贸lika - niesmaczny i bez zapachu i nie na wiele si臋 zdaje. Chyba wiesz, 偶e je艣li b臋dziesz jad艂 tylko kr贸licze mi臋so, umrzesz w ci膮gu miesi膮ca? Z g艂odu. Nie ma ono ani do艣膰 t艂uszczu, ani dobrego smaku, by kogokolwiek utrzyma膰 przy 偶yciu. Dlatego je艣li chcesz zje艣膰 kr贸lika, powiniene艣 usma偶y膰 go bez panierowania, poda膰 z cebul膮, winem i mas艂em, wydoby膰 z niego smak, odpowiednio doprawi膰 i doda膰 nieco t艂uszczu. Tak samo jest z seksem. Je偶eli 艣pisz z jak膮艣 kobiet膮 i nie dostarczasz jej 偶adnych silniejszych wra偶e艅, zanudzisz j膮 na 艣mier膰 w ci膮gu kilku miesi臋cy. Powiniene艣 od czasu do czasu zapewni膰 jej rozkoszny dreszczyk! Skoro ju偶 powiedzia艂a ci, czego chce, to bij j膮, na Boga! Powie艣 j膮 g艂ow膮 do do艂u nad ogniskiem, je艣li tego w艂a艣nie pragnie!

Tuli wzrokiem poszuka艂 pomocy u Phylomona, ale ten tylko wzruszy艂 ramionami.

- Ona szuka niebezpiecze艅stwa dla rozrywki - powiedzia艂 niebieskosk贸ry m臋偶czyzna. - Tak jak my wszyscy. Wy, Neandertalczycy, szukacie jaj dinozaur贸w w Krainie Gor膮ca, ale za艂o偶臋 si臋, 偶e najwy偶ej cenicie sobie jaja kamozaura. Zwi膮zane z nimi ryzyko, wyzwanie, nadaje im wi臋ksz膮 warto艣膰.

- W艂a艣nie! - przytakn膮艂 Scandal. - 呕ycie niewiele jest warte bez takiego dreszczyku.

- Przecie偶 nikt nie chcia艂by nara偶a膰 ukochanej osoby na niebezpiecze艅stwo! -zaoponowa艂 Tuli.

- Wszyscy dziwnie si臋 zachowujemy - rzek艂 na to Phylomon. -Obserwowa艂em Scandala i zobaczy艂em, 偶e w przeci膮gu jednej tylko nocy obrazi艂 z tuzin klient贸w, nara偶aj膮c swoje interesy. Wie, 偶e dobrze ich karmi i dostarcza im do艣wiadczonych dziwek. Mo偶e poddaje pr贸bie swoich klient贸w, chce si臋 przekona膰, czy puszcz膮 p艂azem obraz臋, gdy偶 ceni膮 sobie jego st贸艂. Zna艂em te偶 osoby, kt贸re wype艂nia艂y sobie 偶ycie mi艂ostkami, przez co popada艂y w k艂opoty finansowe. Zna艂em uczonych wyg艂aszaj膮cych tak idiotyczne teorie, 偶e nara偶ali swoje stanowisko w艣r贸d intelektualist贸w. Nawet ty, Tullu Gene-cie, szukasz niebezpiecze艅stwa. Widzia艂em, jak chcia艂e艣 odnale藕膰 Ludzi-Mastodont贸w. Szuka艂e艣 Adjonai, boga strachu.

- Wi臋c co mi chcesz przez to powiedzie膰? Phylomon z roztargnieniem postuka艂 w medalion. 艢wietlne b艂yski przemkn臋艂y po zboczu.

- Wisteria wie, 偶e j膮 kochasz, ale obawia si臋 te偶, 偶e ci臋 utraci i ten strach budzi w niej dreszcz rozkoszy.

- Co zatem mam zrobi膰? Je偶eli pozwol臋 jej my艣le膰, 偶e moja mi艂o艣膰 jest taka s艂aba, b臋d臋 k艂ama艂.

- Dla niej w tej chwili mi艂o艣膰 mo偶e by膰 zwyk艂膮 rozrywk膮 - odpar艂 Phylomon. - Je艣li chcesz j膮 zatrzyma膰, dostarcz jej rozrywki. Ayuvah prychn膮艂, zwracaj膮c na siebie uwag臋 pozosta艂ych m臋偶czyzn.

- Wy, ludzie, kt贸rzy tak nisko cenicie mi艂o艣膰, budzicie we mnie obrzydzenie.

Scandal wybuchn膮艂 艣miechem, Phylomon za艣 wypu艣ci艂 z r臋ki naszyjnik.

- We藕cie bro艅. Czas potrenowa膰. My艣l臋, 偶e dzi艣 w nocy powinni艣cie si臋 nauczy膰 walczy膰 w ciemno艣ci, w sytuacji, kiedy jeste艣cie wyczerpani do ostatecznych granic.

Nagle z nieba zlecia艂 ogromny ptak i usiad艂 na skale przed Gwiezdnym 呕eglarzem, przypatruj膮c mu si臋 偶贸艂tymi oczami.

Tuli nigdy nie widzia艂 takiego ptaka. By艂 szary i prawie tak du偶y jak kondor. Phylomon przem贸wi艂 do niego g艂o艣no:

- Potrzebujemy twojej pomocy. W臋偶e morskie odp艂yn臋艂y od wybrze偶a Smilodon Bay, a jaszczury przep艂yn臋艂y przez ocean z P贸艂wyspu Dervin. Nie wiemy, dok膮d uda艂y si臋 w臋偶e. Musisz natychmiast zape艂ni膰 innymi w臋偶ami ten rejon. W臋drujemy nad Rzek臋 Siedmiu Potwor贸w, by z艂apa膰 pewn膮 liczb臋 m艂odych osobnik贸w w nadziei, 偶e zn贸w b臋d膮 strzeg艂y tego wybrze偶a. Potrzebujemy jednak pomocy.

- P贸藕niej Gwiezdny 呕eglarz podni贸s艂 ramiona do g贸ry, przep臋dzaj膮c ptaka.

- Przynajmniej Stw贸rcy dowiedz膮 si臋 o naszym k艂opotliwym po艂o偶eniu - powiedzia艂 z u艣miechem.

- Odpowiedz膮 nam? - spyta艂 Ayuvah.

- Kto wie? - odpar艂 pytaniem na jego pytanie Phylomon. - Umys艂y Stw贸rc贸w nie s膮 podobne do naszych. Siedz膮 oni w swoich jaskiniach i opiekuj膮 si臋 stworzonymi przez siebie istotami. Mo偶e odpowied藕 nie wyda im si臋 tak wa偶na. Na pewno 偶aden z nich do nas nie przyb臋dzie, mog膮 jednak wys艂a膰 pos艂a艅ca, kt贸ry potrafi m贸wi膰, domagaj膮c si臋 wi臋cej informacji. W ka偶dym razie zajm膮 si臋 tym problemem. Zale偶y im przede wszystkim na utrzymaniu r贸wnowagi na Anee. Nie pozwol膮, 偶eby ekozapory zawiod艂y w najbli偶szych miesi膮cach.

- Mo偶emy wi臋c wr贸ci膰 do domu? - zapyta艂 Scandal.

- Nie. Stw贸rcy potrafi膮 odtworzy膰 struktur臋 genetyczn膮 ka偶dego stworzenia 偶yj膮cego na tej planecie, ale nie szybciej ni偶 sta艂oby si臋 to w wyniku normalnego procesu. Gdyby Stw贸rca, kt贸ry wys艂a艂 tego ptaka, natychmiast zacz膮艂 p艂odzi膰 w臋偶e morskie i tak wyl臋g艂yby si臋 one z jaj dopiero w przysz艂ym roku.

- To nie do艣膰 szybko - wtr膮ci艂 Tuli. - Chaa powiedzia艂, 偶e karnozaury b臋d膮 tutaj na wiosn臋.

- W ka偶dym razie Stw贸rcy b臋d膮 mogli zlokalizowa膰 wy艂om w ekozaporze - pocieszy艂 ich Gwiezdny 呕eglarz. - Je偶eli zdo艂amy powstrzyma膰 rozprzestrzenianie si臋 karnozaur贸w, smoki z czasem poradz膮 sobie z nimi. Nie wiadomo jednak, ile os贸b mo偶e zgin膮膰, zanim si臋 to stanie. Musimy kontynuowa膰 w臋dr贸wk臋. Panowie, we藕cie miecze i zaczynajmy 膰wiczenia.

Tydzie艅 p贸藕niej, pi臋膰dziesi膮t kilometr贸w od Sanctum, przepchn臋li furgon przez pe艂ne komar贸w bagna i dotarli na rozleg艂膮 艂膮k臋. Scandal krzykn膮艂 ostrzegawczo. Na przeciwleg艂ym kra艅cu trawiastej r贸wniny, w cieniu k臋py 艣wierk贸w, pas艂o si臋 stado mamut贸w pilnowane przez czterech Hukm贸w, kt贸rzy w艂a艣nie linieli, zrzucaj膮c br膮zowe letnie futro i zamieniaj膮c je na zimowe, bia艂e jak 艣nieg.

W臋drowcy pchali teraz w贸z tak energicznie, 偶e wkr贸tce zacz臋li biec. Hukmowie zauwa偶yli ich i przeszli powoli mi臋dzy drzewami, a potem wynurzyli si臋 z cienia nios膮c maczugi bojowe. Wygl膮dali na niewielk膮 rodzin臋: du偶a niewiasta, j ej m膮偶 i dw贸ch ch艂opc贸w. Lecz nawet owi ch艂opcy byli wy偶si od Phylomona. Ka偶dy Hukm nosi艂 przewieszony przez rami臋 bandolier, pas lub bransolety z kory, w uszach za艣 i nosach ozdoby z kolorowych muszelek i agat贸w. W przeciwie艅stwie do ludzi i Pwi, kt贸rzy nosz膮 ubrania dla zachowania skromno艣ci, Hukmowie odziewali si臋 wy艂膮cznie dla ozdoby.

- Czekajcie! - zawo艂a艂 Phylomon chc膮c powstrzyma膰 towarzyszy. - Oni si臋 nas boj膮. To, 偶e chcemy po偶yczy膰 od nich mamuta, nie znaczy, i偶 to zrobi膮. Prowadz膮 wojn臋 z Kraalem od o艣miuset lat. Nie podobamy im si臋 bardziej ni偶 nasi kraalscy wsp贸艂plemie艅cy. Pozw贸lcie, 偶e to ja do nich przem贸wi臋.

Grupa zatrzyma艂a si臋, a Gwiezdny 呕eglarz pomacha艂 r臋kami w powietrzu na znak, 偶e chce porozmawia膰. Ogromna kobieta, kt贸ra przewodzi艂a grupie Hukm贸w, ruchem r臋ki wezwa艂a go do siebie. Stali tak niemal p贸艂 godziny. Phylomon przemawia艂 w mowie znak贸w, Hukmijka odpowiada艂a mu w ten sam spos贸b, od czasu do czasu st臋kaj膮c lub szczekaj膮c dla podkre艣lenia tego, co m贸wi艂a. Wreszcie Phylomon wr贸ci艂.

- Zgodzili si臋 potargowa膰 z nami przy kolacji. Hukmowie nie u偶ywaj膮 ognia, nie b臋dziemy wi臋c mogli niczego ugotowa膰. Nie r贸bcie 偶adnych agresywnych gest贸w. Zostawcie bro艅. Nie u艣miechajcie si臋 ani nie pokazujcie z臋b贸w. Nie rozmawiajcie, nawet mi臋dzy sob膮. Ja b臋d臋 uk艂ada艂 si臋 z nimi o cen臋.

Hukmowie chwycili dwie k艂ody i po艂o偶yli je obok siebie. Czworo ma艂polud贸w usiad艂o na jednej k艂odzie, a ludzie i Pwi na drugiej. Wielka niewiasta, wysoka na trzy metry, maj膮ca metr dwadzie艣cia w ramionach, podesz艂a i obw膮cha艂a ka偶dego z przybysz贸w. Obci臋艂a z przodu w艂osy, 偶eby nie zas艂ania艂y jej oczu. Nosi艂a jedynie czerwony bandolier z kory cedrowej. Kiedy zbli偶y艂a si臋 do Tulla, m艂odzieniec zauwa偶y艂 przy jej bandolierze sakiewk臋 wype艂nion膮 suszonymi listkami. Spojrza艂 w ciemnobr膮zowe oczy Hukmijki i te偶 j膮 obw膮cha艂. Pachnia艂a traw膮 i mamuci膮 sk贸r膮, podobnie jak dzikie zwierz臋. Dotkn臋艂a piersi Tulla bardzo delikatnie, jednym palcem. Gdy podesz艂a do Wisterii, unios艂a jedn膮 pier艣 dziewczyny, a potem wskaza艂a na swoj膮 niezbyt du偶膮 pier艣, jakby chcia艂a powiedzie膰: - Ja te偶 jestem kobiet膮. Patrzy艂a na m臋偶czyzn oboj臋tnie. Dopiero na Wisteri臋 spojrza艂a z szacunkiem, jak na r贸wn膮 sobie istot臋.

Hukmijka ruszy艂a dalej. Przyjrzawszy si臋 Tirilee, nie zauwa偶y艂a niewielkich piersi driady. Wskaza艂a gestem na Phylomona, potem na Wisteri臋, opu艣ci艂a r臋k臋 i poruszy艂a palcami.

- B臋dzie si臋 uk艂ada艂a o zap艂at臋 za mamuta tylko z tob膮 - wyja艣ni艂 Phylomon. - Poniewa偶 jeste艣 kobiet膮, zrozumiesz, jak bardzo kocha swoje mamucie dzieci. Chce, 偶ebym t艂umaczy艂 dla ciebie jej s艂owa.

- Aleja nie wiem, co powiedzie膰 tym zwierzakom! - zaprotestowa艂a Wisteria.

- Jedyn膮 rzecz膮, kt贸rej za偶膮daj膮, b臋d膮 przyprawy Scandala - odpar艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Zap艂acimy nimi.

- W porz膮dku - zgodzi艂a si臋 Wisteria.

Zacz臋li targi. Scandal przyni贸s艂 z wozu swoje przyprawy. W por贸wnaniu z ogromnym mamutem drewniane skrzyneczki z czarn膮 herbat膮, wanili膮, cynamonem, imbirem, sza艂wi膮, kardamonem, any偶kiem, suszon膮 sk贸rk膮 pomara艅czow膮 wydawa艂y si臋 偶a艂o艣nie ma艂e. Kiedy jednak ober偶ysta roz艂o偶y艂 je na ziemi, Hukmowie dos艂ownie oszaleli z zachwytu. Dotykali opakowa艅, rozpoznaj膮c ich ogromn膮 warto艣膰; obu ch艂opcom a偶 pociek艂a 艣linka. Hukmowie szybko wysun臋li nast臋puj膮c膮 propozycj臋: wezm膮 wszystkie przyprawy w zamian za wypo偶yczenie mamuta pod warunkiem, 偶e ch艂opcy b臋d膮 eskortowali ekspedycj臋 przez ca艂膮 drog臋. Wisteria i Phylomon d艂ugo omawiali t臋 ofert臋. Hukmowie byli dzicy i niebezpieczni, nie rozumieli te偶 cz艂owieczych obyczaj贸w. Wida膰 by艂o jednak, i偶 nie wypo偶ycz膮 mamuta bez eskorty.

- Bogowie! Nie wszystkie! Te przyprawy warte s膮 maj膮tek w stalowych or艂ach! - mrukn膮艂 pod nosem Scandal. I m贸wi艂 prawd臋. Wiele z tych przypraw przewieziono morzem przez ponad trzy tysi膮ce kilometr贸w i mo偶na je by艂o naby膰 tylko za bardzo wysok膮 cen臋.

Wisteria wysun臋艂a kontrpropozycj臋: jedna czwarta przypraw w zamian za wypo偶yczenie mamuta. Targowali si臋 wi臋c dalej. Hukmowie podeszli i obw膮chali ka偶d膮 skrzyneczk臋 z przyprawami i herbat膮, rozkoszuj膮c si臋 egzotycznymi aromatami, odrzucili jedne, drugie za艣 u艂o偶yli w stosiki. Czas p艂yn膮艂. Hukmowie odczuwaj膮c g艂贸d zmuszeni byli si臋gn膮膰 do swoich sakiewek po suszone owoce. Scandal przyni贸s艂 z wozu suszone jab艂ka, gruszki i kiszone og贸rki dla swoich towarzyszy. Obie strony, zm臋czone wielogodzinn膮 dyskusj膮, dosz艂y wreszcie do porozumienia. W臋drowcy mieli odda膰 za mamuta prawie trzy czwarte ze swoich przypraw lecz Scandal zatrzyma艂 niekt贸re najbardziej kosztowne zio艂a.

Po sko艅czonym targu Tuli przeci膮gn膮艂 si臋 i usiad艂 ze skrzy偶owanymi nogami. Siedzia艂 tak przez chwil臋, po czym zerkn膮艂 przez rami臋 na jednego z m艂odych Hukm贸w. Ch艂opiec dysza艂 ci臋偶ko i zdawa艂 si臋 patrze膰 na m艂odego Tcho-Pwi ze z艂o艣ci膮. Tuli wpatrywa艂 si臋 w Hukma przez chwil臋, po czym zerkn膮艂 na Wisteri臋 i na pozosta艂ych w臋drowc贸w. Tak, m艂odzik rzeczywi艣cie piorunowa艂 go wzrokiem. Tuli wyprostowa艂 nogi, a wtedy m艂ody Hukm wsta艂 i rykn膮艂.

Tuli, nic nie rozumiej膮c, u艣miechn膮艂 si臋 do kosmatego stwora, kt贸ry natychmiast go zaatakowa艂. Tcho-Pwi przypomnia艂 sobie wtedy, 偶e nie powinien si臋 u艣miecha膰 w obecno艣ci Hukm贸w. Zerwa艂 si臋 na r贸wne nogi. Hukm zamachn膮艂 si臋 na niego. Tuli odskoczy艂. Cios dosi臋gn膮艂 go w pier艣 i odrzuci艂 na jakie艣 sze艣膰 metr贸w. Tcho-Pwi nadal stara艂 si臋 zorientowa膰, czy mo偶e si臋 poruszy膰, gdy ma艂polud wskoczy艂 na niego. Prawie trzysta kilogram贸w 偶ywej wagi z impetem uderzy艂o w jego klatk臋 piersiow膮 i brzuch. Us艂ysza艂, jak p臋kaj膮 mu 偶ebra, dostrzeg艂 matk臋 m艂odego Hukma, kt贸ra usi艂owa艂a 艣ci膮gn膮膰 syna z ofiary. -I to po tylu wysi艂kach, kiedy tak bardzo stara艂em si臋 oszcz臋dza膰 moje stopy - przemkn臋艂o mu przez my艣l. - Jak teraz b臋d臋 pcha艂 w贸z maj膮c po艂amane 偶ebra? Chocia偶 Hukmijka zacmoka艂a, ca艂a scena rozegra艂a si臋 w absolutnej ciszy.

Tulla obudzi艂 zgrzyt k贸艂. W贸z podskoczy艂; ten ruch wybi艂 mu powietrze z p艂uc. Podni贸s艂 oczy i natychmiast zorientowa艂 si臋, 偶e le偶y na pos艂aniu w ogromnej d臋bowej beczce, w kt贸rej przedtem spoczywa艂y nafaszerowane narkotykami Wisteria i Tirilee. Driada siedzia艂a obok niego, trzymaj膮c go za r臋k臋, a Wisteria spa艂a z drugiej strony. Tuli natychmiast wyrwa艂 d艂o艅 z u艣cisku Tirilee, kt贸ra tylko wpatrywa艂a si臋 w niego jak zahipnotyzowana.

- Wody - wychrypia艂.

- Tuli si臋 obudzi艂! - zawo艂a艂a driada gramol膮c si臋 z beczki. - Przynios臋 ci troch臋 wody - powiedzia艂a. W贸z wci膮偶 jecha艂. Wisteria poruszy艂a si臋 i wspar艂a na 艂okciu.

- Nic ci nie jest, kochanie?-spyta艂a.

- Ci艣nie mnie w piersi - odpar艂.

- Phylomon owin膮艂 j膮 mocno. Masz co najmniej sze艣膰 z艂amanych 偶eber - wyja艣ni艂a Wisteria. - B臋dziesz musia艂 le偶e膰. Tirilee wr贸ci艂a z manierk膮.

- Masz - powiedzia艂a i wla艂a nieco wody do ust Tulla.

- Co si臋 sta艂o? - spyta艂 niespokojnie.

- Wyci膮gn膮艂e艣 pi臋t臋 w stron臋 tamtego Hukma! - odpar艂a driada. -To jedna z tysi膮ca rzeczy, kt贸rych nie robi si臋 przy Hukmach!

- Phylomonowi jest bardzo przykro - powiedzia艂a Wisteria. -Przeprasza艂 kilkana艣cie razy. M贸wi艂, 偶e powinien by艂 nas uprzedzi膰, zanim spotkali艣my si臋 z Hukmami. Oni prawie nie mog膮 m贸wi膰, dlatego machaj膮 ogonami, poruszaj膮 palcami, wykonuj膮 r贸偶ne gesty. Wycelowanie stopy w Hukma znaczy mniej wi臋cej: "艣mierdzisz jak g贸wno". Tw贸j u艣miech jeszcze tylko pogorszy艂 spraw臋.

Tuli poczu艂 od贸r sier艣ci mamuta, us艂ysza艂 odg艂os jego ci臋偶kich krok贸w. Najwyra藕niej jednak Hukmowie zawarli umow臋 z jego towarzyszami.

- Postaram si臋 to zapami臋ta膰 - doda艂.

- Phylomon ostrzeg艂 Hukm贸w, 偶e nie powinni si臋 przejmowa膰 naszymi z艂ymi obyczajami - powiedzia艂a driada wysokim, d藕wi臋cznym g艂osikiem. - Musisz jednak zapami臋ta膰, 偶eby zawsze robi膰 kup臋 za obozem od zawietrznej strony, w odleg艂o艣ci przynajmniej dwustu metr贸w. Nie lubi膮 tego smrodu. I nie sikaj na krzaki, bo mo偶e Hukmowie zechc膮 zje艣膰 li艣cie. Wi臋kszo艣膰 zachowa艅, kt贸re uwa偶aj膮 za obra藕liwe, jest tak dziwna, 偶e i tak nigdy by艣 tego nie zrobi艂. Na przyk艂ad nigdy nie szczekaj jak lis za ich plecami. Mo偶esz jednak obrazi膰 ich przypadkiem. Na przyk艂ad nigdy nie wskazuj na Hukm贸w ma艂ym palcem, nie wrzeszcz na ich mamuty i nie kr臋膰 ty艂kiem kiedy stoisz. Nie powiniene艣 te偶 nosi膰 nic czerwonego, poniewa偶 jest to kolor wojny, i nigdy nie zabija膰 ptak贸w, kt贸re s膮 pos艂a艅cami nieba.

- I nie zaciskaj pi臋艣ci i nie trzymaj jej nad g艂ow膮 - dorzuci艂a Wisteria. - To powa偶na obraza, poniewa偶 Hukmowie pomy艣l膮, 偶e pr贸bujesz rzuci膰 na nich przekle艅stwo.

- I nie pluj w ich kierunku - wtr膮ci艂a Tirilee.

- A je艣li chcesz by膰 dla nich mi艂y, rzu膰 gar艣膰 li艣ci na wiatr o zachodzie s艂o艅ca, 偶eby nakarmi膰 dusze ich zmar艂ych - wylicza艂a Wisteria.

- Mo偶esz te偶 trzyma膰 rozwart膮 d艂o艅 o zachodzie s艂o艅ca je艣li nie masz li艣ci, kt贸re m贸g艂by艣 rzuci膰 - zako艅czy艂a Tirilee. Obie dziewczyny spojrza艂y na siebie. - Lepiej poprosimy Phylomona, 偶eby powt贸rzy艂 ca艂膮 list臋 od pocz膮tku. Wiem, 偶e wymieni艂 ze sto sytuacji.

- Co najmniej sto -powiedzia艂a Wisteria. - Scandal jest ci wdzi臋czny, bo ocali艂e艣 cz臋艣膰 jego przypraw. Hukmowie byli tak zak艂opotani tym incydentem, 偶e zgodzili si臋 na ni偶sz膮, dogodn膮 dla nas cen臋.

- A wi臋c mamy naszego mamuta - powiedzia艂 Tuli z zadowoleniem. Nie musi si臋 ju偶 martwi膰, 偶e towarzysze b臋d膮 pcha膰 w贸z bez niego.

- Mamy dwa - wyja艣ni艂a Tirilee. - Kr贸tki Ogon - to znaczy Hukm, kt贸ry pr贸bowa艂 ci臋 zabi膰, powozi teraz. Jego brat, Zrodzony-w-艢niegu, pojecha艂 przodem, by przetrze膰 dla nas drog臋. Jedziemy bardzo szybko. Jutro b臋dziemy w Sanctum.

Tuli odchyli艂 g艂ow臋 do ty艂u i u艣miechn膮) si臋 lekko. Sanctum. Sama nazwa wskazywa艂a, 偶e jest to ciekawe miejsce.

W艂a艣ciwie Phylomon nie 偶ywi艂 偶adnych uczu膰 dla Sanctum, poza nieokre艣lon膮 t臋sknot膮. Wprawdzie sp臋dzi艂 w nim dzieci艅stwo i doskonale pami臋ta艂 je z tamtych czas贸w, ale zosta艂o opuszczone tak dawno, 偶e sta艂o si臋 bladym cieniem swej dawnej 艣wietno艣ci. Po艂yskiwa艂o na r贸wninie jak drogi kamie艅, nawet z odleg艂o艣ci trzydziestu kilometr贸w. Wreszcie podr贸偶ni znale藕li si臋 o p贸艂 dnia drogi do miasta. Teraz coraz cz臋艣ciej napotykali stada mamut贸w. Czasami mijali jedynie kilka tych kosmatych olbrzym贸w o pomalowanych ciosach, kiedy indziej za艣 ca艂膮 setk臋. I zawsze Hukmowie stali w ich pobli偶u, w cieniu roz艂o偶ystych d臋b贸w. Trzymaj膮c pot臋偶ne maczugi, obserwowali dziwn膮 gromadk臋 sk艂adaj膮c膮 si臋 z ludzi, Pwi, driady i dw贸ch ich wsp贸艂plemie艅c贸w.

W臋drowcy zajechali do Sanctum o zachodzie s艂o艅ca. Z pi臋knego niegdy艣 miasta pozosta艂 jedynie szklany szkielet: jedena艣cie wie偶 z benbowskiego szk艂a, w kt贸rych odbija艂y si臋 niezliczone snopy s艂onecznego 艣wiat艂a. Trzy kilometry nad r贸wnin膮 szklane wie偶e rozkwita艂y szerokimi platformami, ka偶da w pewnej odleg艂o艣ci od nast臋pnych. Na tych w艂a艣nie platformach znajdowa艂y si臋 ruiny Sanctum. 艢ciany i drzwi dom贸w sp艂on臋艂y albo zgni艂y, ods艂aniaj膮c kikuty niewiarygodnie cienkich, pe艂nych wdzi臋ku wie偶yczek i wysokie na kilkadziesi膮t metr贸w 艂uki, cz臋sto jakby wylewaj膮ce si臋 z platformy, tak 偶e by艂o wida膰 gdzie niegdy艣 umiejscowione by艂y nad r贸wnin膮 apartamenty Gwiezdnych 呕eglarzy.

Phylomon przypomnia艂 sobie, 偶e jako sze艣cioletni ch艂opiec czu艂 si臋 bezpieczny w Sanctum: patrzy艂 wtedy przez okno na burz臋 szalej膮c膮 w dole. Kiedy rozpocz臋艂o si臋 to budz膮ce groz臋 widowisko i b艂yskawice j臋艂y rozdziera膰 powietrze, stado wilk贸w oddzieli艂o male艅kiego mamuta od jego pobratymc贸w i zagryz艂o go. Sta艂o si臋 to w贸wczas, gdy planetoloty nadal kursowa艂y pomi臋dzy Anee i Falhalloranem, orbitaln膮 stacj膮 kosmiczn膮. Phylomon bardzo chcia艂 wtedy zosta膰 pot臋偶nym Gwiezdnym 呕eglarzem. Usi艂owa艂 sobie wyobrazi膰, co to znaczy by膰 Hukmem lub Pwi, 偶yj膮cym na ziemi, podczas gwa艂townej burzy. Teraz u艣miechn膮艂 si臋 na to wspomnienie. Nawet po tylu latach sp臋dzonych w dziczy, na powierzchni planety, 艣mia艂 si臋 z naiwnego dziecka, jakim by艂 wtedy.

Kilkadziesi膮t tysi臋cy Hukm贸w zebra艂o si臋 w Sanctum, by rozpocz膮膰 doroczn膮 w臋dr贸wk臋 na po艂udnie. M艂odzi ch艂opcy wspinali si臋 na zrujnowan膮 wie偶臋, skakali po niej, zawieszaj膮c na opalizuj膮cych sztabach pasma kolorowych tkanin jak sztandary oraz sznury muszelek i malowanych drewnianych paciork贸w. Na widok zbli偶aj膮cej si臋 ekspedycji, zagrali na noszonych przez nich u pasa wolich rogach, ostrzegaj膮c swych wsp贸艂plemie艅c贸w.

Kiedy w贸z wjecha艂 do Sanctum, Hukmowie otoczyli go, obw膮chuj膮c i obszczekuj膮c ludzi i Pwi. Futro wielu ma艂polud贸w zmieni艂o kolor z br膮zowego na bia艂y. M臋偶czy藕ni wymachiwali gro藕nie maczugami, ale 偶aden nie o艣mieli艂 si臋 dotkn膮膰 Phylomona, kt贸rego wszyscy dobrze znali. Gapie oddalili si臋 na widok Tirilee, bo przestraszyli si臋 m艂odej driady. W贸z przejecha艂 przez rozst臋puj膮cy si臋 t艂um, mijaj膮c kramy, na kt贸rych Hukmowie handlowali owsem, trzcin膮 cukrow膮, suszonymi 艣liwkami, jab艂kami, cebul膮 i dyniami. Zaprowadzono ich do przyw贸dczyni plemienia, Niewiasty z 呕elaznego Drzewa, kt贸ra nosi艂a na szyi gigantyczny naszyjnik z tysi臋cy misternie rze藕bionych d臋bowych paciork贸w.

Phylomon ucieszy艂 si臋, 偶e zechcia艂a z nim porozmawia膰. Wiedzia艂 bowiem, i偶 tylko wtedy, gdy zechce ona roztoczy膰 opiek臋 nad jego towarzyszami, b臋d膮 bezpieczni w艣r贸d dzikich Hukm贸w.

Niewiasta z 呕elaznego Drzewa poleci艂a przynie艣膰 jad艂o dla przybysz贸w i przygotowa膰 dla nich pos艂ania z li艣ci. Te niezwyk艂e wzgl臋dy natychmiast zaniepokoi艂y Gwiezdnego 呕eglarza. Spotka艂 ju偶 bowiem przyw贸dczyni膮 Hukm贸w kilka razy i zawsze go tylko tolerowa艂a, nigdy nie by艂a dla niego 偶yczliwa. Zrozumia艂, 偶e czego艣 od niego chce. Prze偶y艂 ca艂y ten wiecz贸r jak we 艣nie. Patrzy艂 na szkielety wie偶 i widzia艂 platform臋 kosmodromu na tle nieba jak w czasach swojej m艂odo艣ci, a tak偶e rozjarzone miasto na r贸wninie. Niewiasta z 呕elaznego Drzewa zapyta艂a Phylomona, jakie ma plany. Przestrzega艂a go przed przycz贸艂kami Braci Mieczowych w G贸rach Bia艂ych i przed licznymi konnymi patrolami strzeg膮cymi ka偶dej prze艂臋czy. W g贸rach granicznych by艂o teraz wi臋cej Braci Mieczowych ni偶 kiedykolwiek dot膮d.

- Tej wiosny zgin臋艂o szesna艣cie tysi臋cy naszych wsp贸艂plemie艅c贸w, z Ludu-kt贸ry-偶ywi-si臋-owocami - powiedzia艂a mu w mowie znak贸w. - Kupcy z po艂udnia zabieraj膮 z Benbow szklane rury i sprzedaj膮je Braciom Mieczowym, kt贸rzy wyrabiaj膮 z nich 艣mierciono艣ne kije i zabijaj 膮 nas.

Phylomon szybko obliczy艂 straty poniesione przez Hukm贸w i zanotowa艂 w pami臋ci, 偶e b臋dzie musia艂 uda膰 si臋 do Benbow i sprawdzi膰, kto sprzedaje karabiny Kraaluchom. Tak wielkie straty w ci膮gu jednego tylko roku! Najwyra藕niej Hukmowie przegrywali d艂ugoletni膮 wojn臋 z Kraalem.

- Tak, Lud-kt贸ry-偶ywi-si臋-owocami zabija nas z du偶ej odleg艂o艣ci - ci膮gn臋艂a Niewiasta z 呕elaznego Drzewa - ale nie widz膮 w nocy, wi臋c my z kolei zabijamy ich w ciemno艣ciach. Przez d艂ugi czas mieli艣my nadziej臋, 偶e do nas wr贸cisz, gdy偶 nasze legendy m贸wi膮 o czasach, kiedy zniszczy艂e艣 twierdz臋 Wielmo偶贸w-Pirat贸w.

- To by艂o wiele lat temu - odrzek艂 Phylomon. - Nie napada艂em na ich wioski od czas贸w sprzed narodzin twojej babki. Jest ich teraz zbyt wielu.

- Je偶eli poprowadzisz nasz膮 armi臋, po艣lemy z tob膮 tej zimy pi臋膰dziesi膮t tysi臋cy wojownik贸w. Kiedy ocean zamarznie, przejdziemy po lodzie na wysp臋 Bashevgo i zabijemy Wielmo偶贸w-Pirat贸w podczas snu.

Gwiezdnego 呕eglarza oszo艂omi艂a jej niezwyk艂a pro艣ba.

- Wszyscy twoi wojownicy zgin膮 podczas takiego ataku. Polegn膮 w walkach na Bashevgo.

- Przysi臋gam na ko艣ci moich pramatek, 偶e je艣li nie zniszczymy Basheygo teraz, zginie ca艂y Lud-kt贸ry-偶ywi-si臋-owocami - odpar艂a Niewiasta z 呕elaznego Drzewa.

Phylomon zna艂 strategi臋 Hukm贸w. Walczyli tak, jak 偶yli, w臋druj膮c wielkimi gromadami po kontynencie. Nie mieli 偶adnych twierdz.

- Nawet je艣li jutro zniszczymy Bashevgo - zaoponowa艂 - w艂adcy Kraalu maj膮 wiele milion贸w poddanych na zachodzie. Przyb臋d膮 na t臋 wysp臋 i zape艂ni膮 j膮 lud藕mi tak z艂ymi, jak ci, kt贸rych zabijemy.

- Basheygo le偶y z tej strony G贸r Bia艂ych - odrzek艂a przyw贸dczyni Hukm贸w. - Je偶eli zdob臋dziemy Basheygo, zatrzymamy wschodnie tereny dla Hukm贸w i Pwi. Tak, w艂adcy Kraalu mog膮 wys艂a膰 swoich wojownik贸w, by zdobyli Basheygo, ale je艣li zamieszkaj膮 tam wolne plemiona z Wielkiego Pustkowia, b臋dziemy mieli buchaj膮ce ogniem armaty. Razem zniszczymy kraalskie armie.

Phylomon s艂ucha艂 ze zdziwieniem. Hukmowie nigdy dot膮d nie walczyli w sojuszu z lud藕mi i Pwi. Nienawidzili innych ras od tak dawna, 偶e w膮tpi艂, aby by艂o to mo偶liwe. A jednak Niewiasta z 呕elaznego Drzewa wysun臋艂a tak膮 propozycj臋. Przypomnia艂 sobie informacje zaczerpni臋te z podr臋cznik贸w historii. Rewolucja techniczno-przemys艂owa opiera艂a si臋 na dw贸ch filarach, wojnie i chciwo艣ci. Od wiek贸w pr贸bowa艂 zapocz膮tkowa膰 na Anee er臋 techniki, a teraz zaistnia艂a do tego doskona艂a sposobno艣膰. Mieszka艅cy Kraalu pos艂ugiwali si臋 technik膮 z chciwo艣ci; na Wielkim Pustkowiu technika r贸wnie偶 si臋 rozwin臋艂a, gdy偶 by艂a potrzebna do prowadzenia wojny.

- Je偶eli zdob臋dziecie wysp臋 Basheygo i pozostawicie na niej swoich wsp贸艂plemie艅c贸w, by jej bronili, b臋dziecie potrzebowali zapas贸w 偶ywno艣ci, gdy偶 zimy tam s膮 ci臋偶kie i d艂ugie - powiedzia艂. -B臋dziecie musieli nauczy膰 si臋 wielu rzeczy: pos艂ugiwa膰 si臋 narz臋dziami W艂adc贸w Niewolnik贸w, u偶ywania ich generator贸w czerpi膮cych moc z morza i s艂o艅ca, dbania o dzia艂a ogniste, kt贸re strzeg膮 wybrze偶a wyspy. B臋dziecie zmuszeni nauczy膰 si臋 p艂ywa膰 statkami. Czy Hukmowie s膮 do tego przygotowani?

- Lud-kt贸ry-偶ywi-si臋-owocami nie lubi p艂ywa膰 po wodzie -odpowiedzia艂a Niewiasta z 呕elaznego Drzewa. - Dostarczymy 偶ywno艣膰 naszym wojownikom, kiedy lody skuj膮 ocean.

- Ocean nie zamarza co roku. Musicie nauczy膰 si臋 p艂ywa膰 statkami, tak jak ludzie i Pwi.

- Nie lubimy wody - powt贸rzy艂a przyw贸dczyni Hukm贸w.

- Nie poprowadz臋 waszej armii, je偶eli nie nauczycie si臋 p艂ywa膰 statkami - o艣wiadczy艂 z moc膮 Gwiezdny 呕eglarz, zastanawiaj膮c si臋, ile czasu zajmie przygotowanie ataku. W tym roku by艂o ju偶 za p贸藕no. Najwcze艣niej zim膮 przysz艂ego roku, a najlepiej za dwa lata. Wpad艂 w pu艂apk臋, zanim zda艂 sobie z tego spraw臋. Sama my艣l, 偶e po czterystu latach zn贸w b臋dzie dowodzi艂 atakiem na Basheygo wyda艂a mu si臋 zdumiewaj膮ca. Przypomnia艂 sobie s艂owa Chaa: "Je偶eli wyruszysz w t臋 podr贸偶, zginiesz przed up艂ywem trzech lat". Je艣li wi臋c zaakceptuje propozycj臋 Hukmijki, spe艂ni proroctwo neandertalskiego szamana w wielkim stylu. Ale warto b臋dzie spr贸bowa膰.

- Nauczymy si臋 p艂ywa膰 statkami - powiedzia艂 Niewiasta z 呕elaznego Drzewa.

Hukmowie nie u偶ywali ognia. Tamtej nocy siedzieli wi臋c i obserwowali niebo. By艂o to 艢wi臋to Smoka, coroczne obchody pocz膮tku zimy. W g贸rach roi艂o si臋 od smok贸w. Ka偶dej nocy lata艂y wysoko w powietrzu, pos艂uszne pop臋dowi genetycznemu zaszczepionemu im dawno temu przez Gwiezdnych 呕eglarzy. W minionych wiekach takie loty by艂y zab贸jcze dla najstarszych osobnik贸w, gdy偶 ich os艂abione serca nie wytrzymywa艂y ogromnego wysi艂ku. Odk膮d jednak Ery-danianie wys艂ali na orbit臋 Anee swoje gwiazdoloty bojowe zwane Czerwonymi Sondami Galaktycznymi, wszystko si臋 zmieni艂o. Ery-da艅skie sondy atakowa艂y szybuj膮ce smoki i zestrzeliwa艂y je. P艂on膮c 偶ywcem, spada艂y w d贸艂. Niewiasta z 呕elaznego Drzewa po艂o偶y艂a si臋 na ziemi i patrzy艂a w niebo. Phylomon zrobi艂 to samo. By艂 to wystarczaj膮cy pow贸d do obchod贸w 艢wi臋ta Smoka - ognista 艣mier膰 lataj膮cych jaszczur贸w.

Jeden z dw贸ch eryda艅skich gwiazdolot贸w osi膮gn膮艂 zenit o zachodzie s艂o艅ca i 艣wieci艂 jak czerwona kometa. Kilka smok贸w o wielkich rogach zamacha艂o sk贸rzastymi skrzyd艂ami i wzlecia艂o do g贸ry w blasku ksi臋偶yc贸w. Smoki wznosi艂y si臋 coraz wy偶ej i wy偶ej przez wiele godzin. Phylomon obliczy艂, 偶e Czerwone Sondy uniemo偶liwia艂y loty na wysoko艣ci wi臋kszej ni偶 cztery i p贸艂 tysi膮ca metr贸w. Kiedy jaki艣 jaszczur dotrze do tego pu艂apu, zestrzeli go wi膮zka bia艂ego 艣wiat艂a. Ogarni臋te p艂omieniami zwierz臋 runie w d贸艂 jak spadaj膮ca gwiazda. Po kilku godzinach Gwiezdny 呕eglarz doliczy艂 si臋 zaledwie trzech str膮conych smok贸w.

- Kiedy by艂em m艂ody, spada艂o ich wi臋cej - powiedzia艂 towarzyszom.

- W艂a艣nie - przytakn膮艂 Scandal. - To fakt. M贸j dziadek powiedzia艂 mi to samo. Smoki ju偶 nie lataj膮 tak wysoko.

Phylomon le偶a艂 my艣l膮c: Je偶eli genetycznie uwarunkowana cecha okaza艂a si臋 zab贸jcza, istnia艂o wi臋ksze prawdopodobie艅stwo, 偶e nie zosta艂a przekazana dalej. Kt贸rego艣 dnia smoki nigdy nie wznios膮 si臋 ponad cztery i p贸艂 tysi膮ca metr贸w. Ich liczebno艣膰 wzro艣nie i b臋d膮 wyrz膮dza艂y du偶e szkody w艣r贸d wi臋kszych zwierz膮t. Anee ewoluowa艂a w kierunku, kt贸rego Gwiezdni 呕eglarze nie przewidzieli.

Phylomon przez ca艂y dzie艅 zastanawia艂 si臋, w jaki spos贸b pokaza膰 Tullowi pot臋g臋 Falhalloranu. Teraz zrozumia艂, jak ukaza膰 j膮 wszystkim: zabi膰 smoki.

O 艣wicie, kiedy Hukmowie jeszcze spali, Phylomon zaprowadzi艂 Ayuvaha w g贸ry, zabieraj膮c tylko dzienne racje 偶ywno艣ciowe. Tuli na pewno by nie zauwa偶y艂 ich odej艣cia, gdyby nie bol膮ce 偶ebra: b贸l budzi艂 go w r贸偶nych porach dnia i nocy. On, Scandal oraz Wisteria i Ti-rilee musieli pozosta膰 w obozie otoczonym przez dzikie ma艂poludy.

W nocy, kiedy Phylomon i Ayuvah powr贸cili, na twarzy m艂odego Pwi malowa艂o si臋 zdumienie. Scandal zapyta艂, gdzie byli, ale Phylomon odpowiedzia艂 wymijaj膮co, takim tonem, 偶e nikt nie odwa偶y艂 si臋 powt贸rzy膰 pytania. Kilka godzin p贸藕niej, kiedy wszyscy siedzieli przy ognisku jedz膮c kolacj臋, Ayuvah przyni贸s艂 unieruchomionemu na wozie Tullowi misk臋 z owocami.

- By艂em dzisiaj w Falhalloranie - powiedzia艂 przyjacielowi. - To Miasto Nowych Narodzin, gdzie ludzie stworzyli naszych przodk贸w. Rozmawia艂em z m臋偶em o ognistym ciele. Wszed艂em do jego klatki piersiowej i przekona艂em si臋, 偶e jest to wej艣cie do Falhalloranu. Usiad艂em na lataj膮cym krze艣le, kt贸re opu艣ci艂o si臋 w d贸艂, a snop 艣wiat艂a wypali艂 w mojej g艂owie nauki Gwiezdnych 呕eglarzy.

- Co to za bzdury? - spyta艂 z niedowierzaniem Tuli. Wiedzia艂, 偶e Falhalloran by艂 gwiazdolotem, statkiem o powierzchni wielu kilometr贸w kwadratowych unosz膮cym si臋 w przestrzeni. To w艂a艣nie tam

Gwiezdni 呕eglarze pracowali przez setki lat nad udoskonaleniem ro艣lin i zwierz膮t, kt贸re umie艣cili na Anee. A przecie偶 Ayuvah m贸wi艂 tak, jakby to miasto by艂o m臋偶czyzn膮 i jakby nadal pozosta艂o nietkni臋te.

- Eryda艅skie Czerwone Sondy Galaktyczne zniszczy艂y Falhalloran - przypomnia艂 Ayuvahowi Tuli. - Spad艂 z nieba jak trafiona strza艂膮 kaczka.

- Miasto nie zosta艂o zniszczone - wyja艣ni艂 Ayuvah. - Phylomon zakopa艂 je tu w pobli偶u. Ono nadal oddycha!

Tuli podrapa艂 si臋 w rzadk膮 br贸dk臋. Ayuvah m贸wi艂 tak, jakby lataj膮ce miasto by艂o 偶yw膮 istot膮, a nie budowl膮 lub statkiem kosmicznym.

- Co kaza艂 ci zrobi膰 ten ognisty m膮偶?

- To nie on mnie uczy艂. My艣l臋, 偶e jest on Zwierz臋cym Przewodnikiem Falhalloranu. To samo miasto obdarzone m贸zgiem przez Gwiezdnych 呕eglarzy przekaza艂o mi cz臋艣膰 ich wiedzy. M贸zg ten powiedzia艂 Phylomonowi i mnie, jak w艂膮czy膰 maszyny, 偶eby 艢wi臋to Smoka mia艂o taki przebieg jak przed wiekami. Ustawili艣my w lesie symbole mocy, 艣wiat艂a i d藕wi臋ku w odpowiedniej konfiguracji. Dzi艣 w nocy zobaczymy to 艣wi臋to takim, jakim chcieli je widzie膰 Gwiezdni 呕eglarze.

O zachodzie s艂o艅ca g臋sta mg艂a przes艂oni艂a Sanctum; nienaturalna mg艂a nap艂yn臋艂a z trzech kierunk贸w - z pomocy, pomocnego wschodu i po艂udniowego zachodu. Przemieszcza艂a si臋 szybciej ni偶 biegn膮cy co si艂 w nogach najbardziej chy偶y Hukm. Wprawdzie Phylomon przekaza艂 Niewie艣cie z 呕elaznego Drzewa wie艣膰 o maj膮cym si臋 odby膰 艢wi臋cie Smoka, ale wielu Hukm贸w uciek艂o przed niesamowit膮 mg艂膮, kt贸ra trzaska艂a i skwiercza艂a niczym t艂uszcz sma偶膮cy si臋 w rondlu. Unosi艂a si臋 tu偶 nad ziemi膮, nie wy偶ej ni偶 na metr dwadzie艣cia lub na p贸艂tora metra. Dlatego ci, kt贸rych dogoni艂a, nie widzieli ju偶 swoich n贸g i potykali si臋, pr贸buj膮c uciec. Hukmowie wyci膮gn臋li swoje wielkie rogi bojowe i zagrali na nich ostrzegawczy sygna艂. Ten niski d藕wi臋k przemkn膮艂 nad r贸wnin膮 i odbi艂 si臋 echem od wzg贸rz. Pas膮ce si臋 na 艂膮ce mamuty zatr膮bi艂y ze strachu. Trzy 艣ciany mg艂y p艂yn臋艂y, a偶 spotka艂y si臋 w Sanctum, przy wielkich 艣rodkowych kolumnach, kt贸re nadal podtrzymywa艂y szkielet miasta.

Z g艂臋bi ziemi zad藕wi臋cza艂a przejmuj膮ca muzyka. Mo偶e kto艣 gra艂 na fletni Pana, a mo偶e by艂 to 艣piew. Muzyka odezwa艂a si臋 ze wszystkich stron jednocze艣nie i cho膰 by艂a bardzo g艂o艣na, wydawa艂o si臋, 偶e dociera gdzie艣 z oddali. W g贸rach smoki zarycza艂y ostrzegawczo. Tuli us艂ysza艂 trzepot skrzyde艂, ale po chwili zda艂 sobie spraw臋, 偶e to muzyka je na艣laduje. Niezwyk艂a melodia otoczy艂a go, unios艂a i nie by艂 ju偶 pewny, czy d藕wi臋czy w jego g艂owie, czy dociera z zewn膮trz. Us艂ysza艂 jednak wyra藕nie 艣piew Tirilee: - Przyjd藕! Przyjd藕 do mnie!

Wyprostowa艂 si臋 i pomy艣la艂, 偶e mo偶e mu si臋. to tylko przy艣ni艂o. Do jego uszu ponownie dotar艂o owo przejmuj膮ce wo艂anie. Tym razem wszak偶e zda艂 sobie spraw臋, 偶e to 艣piewa nie Tirilee, lecz jaka艣 inna driada.

Nagle, jakby obudzony z g艂臋bokiego snu, w oddali stan膮艂 olbrzymi Neandertalczyk. Pocz膮tkowo jego cia艂o by艂o p贸艂prze藕roczyste jak chmura, potem jednak zg臋stnia艂o, nabra艂o barw, tak 偶e wydawa艂 si臋 r贸wnie 偶ywy jak ka偶dy Pwi. Mia艂 jednak ponad trzydzie艣ci metr贸w wzrostu i cho膰 znajdowa艂 si臋 o p贸艂tora kilometra od Tulla, ten widzia艂 go tak wyra藕nie, jakby sta艂 na odleg艂o艣膰 r臋ki. M艂ody neandertalski wojownik nosi艂 czarn膮 przepask臋 biodrow膮, by艂 przykuty 艂a艅cuchami do ziemi i szamocz膮c si臋, pr贸bowa艂 si臋 uwolni膰. Z oddali wzywa艂a go 艣piewem driada. Olbrzym kr臋ci艂 g艂ow膮 na wszystkie strony, szukaj膮c wzrokiem 艣piewaczki. Nagle, w pewnej odleg艂o艣ci od niego, z g艂臋bi ziemi wyr贸s艂 las sosnowy; drzewa wysokie na ponad trzysta metr贸w, a ka偶de z nich by艂o tak skr臋cone i ko艣lawe, 偶e m艂ody Pwi sta艂 bezsilny, uwi臋ziony w tej niesamowitej klatce.

Nagle pojawi艂a si臋 艣piewaj膮ca driada, wyskoczy艂a spod przes艂oni臋tego mg艂膮 gruntu, wzlecia艂a w powietrze na skrzyd艂ach 艣wiec膮cych niczym gwiazdy. Nosi艂a opalizuj膮c膮 sukni臋 koloru chmury i 艣piewa艂a melodyjn膮 mi艂osn膮 pie艣艅 bez s艂贸w. Przelecia艂a nad oniemia艂ymi Hukmami na 艣wietlistych skrzyd艂ach. Tuli nawet w naj艣mielszych marzeniach nigdy nie widzia艂 bielszej i pi臋kniejszej niewie艣ciej twarzy. Driada szybowa艂a coraz wy偶ej. Zawis艂a na chwil臋 w powietrzu. Smoki zarycza艂y w oddali. Tuli zastanowi艂 si臋, czy te ryki s膮 cz臋艣ci膮 muzyki, i powi贸d艂 wzrokiem po okolicznych dolinach. W blasku ksi臋偶yc贸w zobaczy艂 skrzydlate sylwetki nadlatuj膮ce z g贸r i okolicznych r贸wnin: wielkie rogate smoki, ptaki-tyrany a nawet niezwykle szybkie smoki nie wi臋ksze od srok. Tysi膮ce smok贸w nadlecia艂o z okolicznych g贸r i pog贸rza.

Tuli spojrza艂 na Scandala - t艂u艣cioch siedzia艂 przy stosie owoc贸w, w miejscu, gdzie zjad艂 kolacj臋, i nerwowo wk艂ada艂 jab艂ko do ust, obserwuj膮c widowisko w g贸rze. Ayuvah przewraca艂 z l臋kiem oczami, zdawa艂 si臋 postrzega膰 wszystkie sceny jednocze艣nie. Tirilee za艣 sta艂a jak pos膮g, patrz膮c ze z艂o艣ci膮 na niebo. Wisteria 艣cisn臋艂a r臋k臋 Tulla; jej d艂onie by艂y gor膮ce i spocone. Wi臋kszo艣膰 Hukm贸w patrzy艂a szerokootwartymi oczami w g贸r臋 jak zahipnotyzowana. Mieli tak smutne miny, jak czekaj膮ce na kar臋 psy, kt贸re co艣 przewini艂y.

艢wietlista driada 艣piewa艂a sw膮 pie艣艅 jeszcze przez godzin臋, w staro偶ytnej mowie Pwi. Tuli zrozumia艂 zaledwie kilka s艂贸w: - "wy艣mienite gruszki... ogr贸d... przyb膮d藕cie... z pustynnych miejsc". Na ka偶de zrozumia艂e s艂owo przypad艂 tuzin tych, kt贸rych sensu nie uchwyci艂. Us艂ysza艂 jednak dostatecznie du偶o: m艂odzieniec by艂 niewolnikiem mi艂o艣ci, kt贸r膮 darzy艂 martw膮 kobiet臋, i chcia艂 spocz膮膰 w Domu Popio艂贸w wraz ze swoj膮 ukochan膮, ale driada przywo艂a艂a go z powrotem do krainy 偶ywych, ofiarowuj膮c mu najs艂odsze dary, je艣li zechce sp臋dzi膰 z ni膮 偶ycie. Ta obietnica nie mia艂a si臋 jednak spe艂ni膰. Smoki nadlatywa艂y z dalekich krain i skrzydlata driada, okr膮偶aj膮c szkieletowe kolumny Sanctum, rzuca艂a przera偶one spojrzenia na zbli偶aj膮ce si臋 jaszczury. By艂y to prawdziwe smoki, s臋dziwe g贸rskie smoki i m艂ode smoki z ociekaj膮cymi krwi膮 szcz臋kami, kt贸re przed chwil膮 porzuci艂y zdobycz. Lecia艂y bardzo szybko, wi臋c driada, by umkn膮膰 przed nimi, musia艂a wznie艣膰 si臋 po spirali wy偶ej. Po godzinie 艣ciga艂y ju偶 skrzydlat膮 pi臋kno艣膰 ogromnym stadem, kt贸re przes艂oni艂o niebo jak chmura i rycza艂y z w艣ciek艂o艣ci, 偶e nie mog膮 jej dopa艣膰. Wreszcie driada uciek艂a, wo艂aj膮c na po偶egnanie do m艂odego wojownika, by przyj膮艂 jej dar i 偶y艂 wolny. Lecz m艂odzieniec zamiast tego pomodli艂 si臋 do Adjonai, boga strachu, i jego kajdany p臋k艂y z hukiem tak g艂o艣nym, jak uderzenie pioruna. Z plec贸w olbrzyma wyros艂y ciemne skrzyd艂a. Poszybowa艂 w g贸r臋. Pragn膮艂 zaatakowa膰 smoki, kt贸re przep臋dzi艂y skrzydlat膮 pann臋. Dopad艂 ostatniego jaszczura w stadzie, cisn膮艂 go w stron臋 miasta. Pod jego dotkni臋ciem bestia stan臋艂a w p艂omieniach i z rykiem run臋艂a na ziemi臋 o kilkaset metr贸w od obozu Tulla. Driada podlecia艂a do m艂odzie艅ca, szukaj膮c jego ochrony. Spotkali si臋 w niebie i lecieli coraz wy偶ej, jakby chcieli dotkn膮膰 ksi臋偶yc贸w.

Smoki pomkn臋艂y za nimi, chwyci艂y m艂odego Pwi za nogi, zadaj膮c ciosy rogami. J臋zyki ognia buchn臋艂y z ich pysk贸w, bestie zarycza艂y z b贸lu. M艂odzieniec krzykn膮艂, gdy jaszczury zacz臋艂y rozszarpywa膰 jego nogi. Krwawy deszcz spad艂 na zgromadzony w dole t艂um, a smr贸d pal膮cego si臋 metalu nape艂ni艂 powietrze.

Jedni Hukmowie rykn臋li, potrz膮saj膮c wielkimi maczugami, inni za艣 zawyli, zagwizdali, uderzaj膮c pi臋艣ciami w ziemi臋, najwidoczniej rozw艣cieczeni widowiskiem. Wielu przybieg艂o do Phylomona. W o-bozie zaroi艂o si臋 od ma艂polud贸w.

Skrzydlata driada krzykn臋艂a z przera偶enia. Rzuci艂a si臋 na pomoc ukochanemu.

Tuli nie pojmowa艂 wzburzenia Hukm贸w, krzykn膮艂 jednak do Phy-lomona:

- Przesta艅! Musisz powstrzyma膰 smoki! One go zabij膮!

- Ale偶 tak w艂a艣nie mia艂o by膰! - wrzasn膮艂 Gwiezdny 呕eglarz przekrzykuj膮c ryki ma艂polud贸w. - Swoj膮 艣mierci膮 okupi wolno艣膰 tej skrzydlatej damy.

Tuli wreszcie zrozumia艂, czemu Hukmowie tak si臋 rozz艂o艣cili.

- Oni oboje 偶yj膮! Prawda? - zawo艂a艂. - Pocz膮tkowo uwa偶a艂em ich za iluzje. Ale oni 偶yj膮! - Hukmowie znowu rykn臋li gniewnie. Tuli przepchn膮艂 si臋 do Phylomona w obawie przed atakiem ma艂polud贸w. Wyci膮gn膮艂 z pochwy miecz z benbowskiego szk艂a, by strzec Gwiezdnego 呕eglarza.

Phylomon odkrzykn膮艂, cho膰 wrzaski Hukm贸w i ryki smok贸w niemal zag艂uszy艂y jego s艂owa:

- Oczywi艣cie, 偶e s膮 偶ywi, ale nie z cia艂a i krwi! - Tuli spojrza艂 na niego z przera偶eniem. Phylomon, nadal krzycz膮c, pr贸bowa艂 wyja艣ni膰: - To istoty z rozpalonej plazmy, rozgrzanych gaz贸w. Gwiezdni 呕eglarze nazywali je piezoformami. Ten Pwi i pani jego serca nie s膮 rozumniejsi od kot贸w! Generatory ukryte pod miastem wytwarzaj膮 jamy grawitacyjne, wi臋c piezoformy mog膮 偶y膰 tutaj przez kilka godzin. A jednak my艣l膮! I czuj膮! - Jaki艣 ogromny smok wzni贸s艂 si臋 wy偶ej ni偶 inne. Z艂apa艂 z臋bami rami臋 skrzydlatej niewiasty, kt贸ra krzykn臋艂a z b贸lu i skr臋ci艂a w stron臋 miasta, pr贸buj膮c uciec prze艣ladowcom. Przez moment wszyscy Hukmowie gwizdali ze strachu. -Tak, oni 偶yj膮! - powt贸rzy艂 Phylomon.

- Oni nie mogli tego zrobi膰, stworzy膰 偶ywe istoty i patrze膰 jak gin膮 - dla ich rozrywki! - wrzasn膮艂 Tuli.

Phylomon spojrza艂 na m艂odego Tcho-Pwi.

- A jak ci si臋 zdaje, dlaczego Gwiezdni 呕eglarze was stworzyli? - zapyta艂 ciszej.

Tuli cofn膮艂 si臋 o krok, oszo艂omiony informacj膮, 偶e stworzono go dla rozrywki. Teraz wszystko zrozumia艂. W oczach niemal nie艣miertelnych Gwiezdnych 呕eglarzy jego 偶ycie by艂o tak kr贸tkie, jak mgnienie oka. Patrzyliby na niego z wy偶yn Sanctum niczym bogowie i 艣miali si臋 na widok jego cierpienia, kpili z jego dokona艅, oburzali jego g艂upot膮, obserwowali go tak d艂ugo, a偶 by im si臋 znudzi艂, po czym odwr贸ciliby si臋 bez s艂owa.

Oddali艂 si臋 jeszcze o kilka krok贸w od Phylomona i podni贸s艂 oczy: skrzydlata driada rzuci艂a si臋 na ratunek ukochanemu - nie, po to, by zgin膮膰 razem z nim. Zakochan膮 par臋 otacza艂o stado smok贸w. Szarpi膮c ich z臋bami i pazurami, gin臋艂y po偶eraj膮c p艂on膮c膮 plazm臋. Ukochana m艂odego Pwi nie by艂a inteligentniejsza od kota. Zna艂a jednak uczucia, cho膰by lito艣膰. Zgin臋艂a w szlachetnej sprawie.

- Szlachetne uczucia nie by艂y jej obce, tak jak Gwiezdnym 呕eglarzom! - zawo艂a艂 Tuli do Phylomona.

Ranni kochankowie zatrzepotali skrzyd艂ami i, cho膰 z trudem, wznie艣li si臋 jeszcze wy偶ej. Czerwona Sonda Galaktyczna natychmiast przemkn臋艂a nad horyzontem jak wielki pomara艅czowy meteor. Tuli nigdy nie widzia艂 eryda艅skiego gwiazdolotu z w艂膮czonymi silnikami, zna艂 go tylko jako spokojn膮, ma艂膮 komet臋. Sonda otworzy艂a ogie艅. S艂upy 艣wiat艂a b艂yskawicznie porazi艂y smoki, kt贸re run臋艂y w d贸艂 w postaci roz偶arzonego popio艂u.

M艂ody Pwi i jego skrzydlata ukochana wyrwali si臋 na wolno艣膰 i polecieli jeszcze wy偶ej, gdzie nie m贸g艂 ich do艣cign膮膰 偶aden smok, w rejony poza polami grawitacyjnymi Sanctum. Tam nagle rozd臋li si臋 i rozpadli. Ich plazmowe cia艂a rozmaza艂y si臋 po rozgwie偶d偶onym niebie jak farba na deszczu.

Smoki z rykiem macha艂y skrzyd艂ami w ksi臋偶ycowej po艣wiacie, staraj膮c si臋 dolecie膰 do tego, co pozosta艂o z pary kochank贸w. I ponios艂y 艣mier膰 w p艂omieniach.

Kiedy widowisko si臋 sko艅czy艂o, mimo 偶e smoki nadal rycza艂y, wzbija艂y si臋 w g贸r臋 i gin臋艂y, Niewiasta z 呕elaznego Drzewa podesz艂a do skupionych wok贸艂 Phylomona cz艂onk贸w ekspedycji. Narzuci艂a na ramiona p艂aszcz ze sk贸ry czarnego kota szablastego. Trudno by艂o okre艣li膰 wyraz jej oczu: malowa艂 si臋 w nich jednocze艣nie gniew i przera偶enie. By艂a zwierz臋ciem i Tuli nie wiedzia艂, co czu艂a. Zastanowi艂 si臋, czy ka偶e ich zabi膰. Lecz przyw贸dczyni Hukm贸w uk艂oni艂a si臋 Phylomonowi tak nisko, 偶e jej kr贸tki ogon zako艂ysa艂 si臋 w powietrzu. Kiedy opar艂a si臋 przed nim na r臋kach, reszta podw艂adnych posz艂a w jej 艣lady i dziesi臋膰 tysi臋cy ogon贸w zamerda艂o na r贸wninie. Tuli nie musia艂 rozumie膰 mowy ma艂polud贸w, by dostrzec w ich zachowaniu g艂臋boki szacunek.

- Wy, Gwiezdni 呕eglarze, jeste艣cie bogami - powiedzia艂a.

Nast臋pnego ranka Tulla obudzi艂y smakowite zapachy przenicznych plack贸w i wo艂owego mi臋sa. Scandal, Ayuvah i Tirilee siedzieli wok贸艂 wozu, jedz膮c 艣niadanie. Niemal wszyscy Hukmowie spali na ziemi jak wielkie lalki, z maczugami u boku. Nie podoba艂 im si臋 cz艂owieczy ob贸z z zapachem ognia i ludzi, ulokowali si臋 wi臋c w sporej odleg艂o艣ci od niego. Wi臋kszo艣膰 mia艂a wsta膰 dopiero p贸藕nym popo艂udniem. Kilkaset metr贸w dalej Phylomon siedzia艂 pod drzewem z przyw贸dczyni膮 Hukm贸w, rozmawiaj膮c w j臋zyku znak贸w.

Tuli podszed艂 do ogniska, przeci膮gn膮艂 si臋 i zacz膮艂 nak艂ada膰 sobie mi臋so na talerz.

- Co si臋 tam dzieje? - spyta艂, wskazuj膮c skinieniem g艂owy na Phylomona i Niewiast臋 z 呕elaznego Drzewa.

- My艣l臋, 偶e uk艂adaj膮 plany wojny - odpar艂 Scandal. - Niewiasta z 呕elaznego Drzewa chce zaatakowa膰 Bashevgo i domaga si臋, 偶eby Phylomon za ni膮 walczy艂.

- No, no - mrukn膮艂 Tuli. Im mniej si臋 o tym m贸wi艂o, tym lepiej. Je偶eli us艂yszy o tych planach niew艂a艣ciwa osoba, wkr贸tce dowiedz膮 si臋 o nich Wielmo偶e-Piraci z Bashevgo.

- Ayuvah w艂a艣nie opowiada艂 nam o ognistym m臋偶u, kt贸rego pokaza艂 mu Phylomon - ci膮gn膮艂 ober偶ysta. - M贸wi艂, 偶e w pobli偶u jest jaskinia pe艂na artefakt贸w z Falhalloranu.

Tuli poczu艂 si臋 dotkni臋ty. Nie podoba艂o mu si臋 s艂owo artefakty. Dzia艂a laserowe z Bashevgo by艂y artefaktami. Poduszkowce w艂adc贸w Kraalu by艂y artefaktami. Benbowskie szk艂o i sam Phylomon to tak偶e artefakty. S艂owem tym zawsze okre艣lano przedmioty mocy. Nie budzi艂o ono zaufania.

- My艣la艂em w艂a艣nie, 偶e 贸w ognisty m膮偶 m贸g艂by nam bardziej pom贸c ni偶 w膮偶 morski - m贸wi艂 dalej Scandal. - Ayuvah powiedzia艂, 偶e da艂 im jaki艣 przyrz膮d, kt贸ry ubieg艂ej nocy stworzy艂 tamte potwory. Je偶eli mo偶e on stworzy膰 z plazmy monstra zabijaj膮ce smoki, na pewno potrafi uczyni膰 co艣, co u艣mierci jaszczury przyp艂ywaj膮ce z Krainy Gor膮ca, prawda?

- Mo偶liwe - odrzek艂 Tuli. - Powinni艣my spyta膰 o to Phylomona.

- No, nie 艣piesz si臋 tak, przyjacielu - odchrz膮kn膮艂 Scandal. - Mo偶e powinni艣my spyta膰 Phylomona, a mo偶e i nie. Ayuvahu, czy zobaczy艂e艣 w tej jaskini cokolwiek co warte jest jakiej艣 niewielkiej sumki?

- Ja, no, nie wiem - odpar艂 Pwi. - Zobaczy艂em ognistego m臋偶a, a potem zjechali艣my w d贸艂 d艂ug膮 rur膮 na lataj膮cym krze艣le. P贸藕niej nape艂ni艂o mnie 艣wiat艂o i nauczy艂o, jak uk艂ada膰 symbole mocy.

- Zobaczy艂e艣 mo偶e jakie艣 przedmioty z benbowskiego szk艂a, albo takie 艣wiate艂ka, kt贸re Phylomon nosi na szyi? - Scandal pytaj膮c sprawia艂 wra偶enie lekko zaniepokojonego. - A mo偶e kostk臋 zamra偶aj膮c膮 albo kostk臋 mocy lub co艣 w tym rodzaju?

Tuli zrozumia艂 zak艂opotanie Scandala. Nikt nigdy nie s艂ysza艂 o lataj膮cych krzes艂ach albo o 艣wietle, kt贸re uczy. Ober偶ysta nie wiedzia艂,co o tym wszystkim s膮dzi膰. Pragn膮艂 znale藕膰 co艣 po偶ytecznego: szk艂o na bro艅 lub kostki zamra偶aj膮ce do swojego zajazdu.

- W jaskini by艂o wiele 艣wiate艂, ale nie takie jak te, kt贸rymi pos艂uguje si臋 Phylomon. Tamte 艣wieci艂y przez ca艂y czas.

- Sam mog臋 kupi膰 艣wietl贸wki z Denate! - warkn膮艂 Scandal. - Jak my艣lisz, czy ten ognisty m膮偶 obrazi艂by si臋, gdyby艣my si臋 rozejrzeli po jego jaskini, co?

- Nie wiem - odpar艂 Ayuvah ze strachem.

- A co by si臋 sta艂o, gdybym wyla艂 na tego ognistego m臋偶a kube艂 wody, jak my艣lisz? - pyta艂 dalej ober偶ysta. Ayuvah spochmurnia艂.

- My艣l臋, 偶e zabi艂by ciebie. Nie jest z ognia podobnego do tego w naszym ognisku. 艢wieci jak s艂o艅ce, ale nie wydziela ciep艂a ani dymu. Nie p艂onie jak drewno. Nie s膮dz臋, 偶eby艣 m贸g艂 go zabi膰. Phylomon nazwa艂 go Aspektem Falhalloranu. On sam jednak okre艣la艂 siebie jako miasto Falhalloran.

- Jak kto艣, nawet tak niezwyk艂y, mo偶e by膰 miastem? - Scandal podrapa艂 si臋 w brod臋. -Albo w艂ada膰 tak膮 moc膮? Tak, gdyby ten ognisty m膮偶 wyruszy艂 przeciwko Bashevgo lub Kraalowi z armi膮 olbrzym贸w, W艂adcy Niewolnik贸w posikaliby si臋 ze strachu. Jest co艣, o czym nam nie powiedzia艂e艣. Mo偶e sam nawet o tym nie wiesz. Czemu nie zaprowadzisz nas do tej pieczary?

Ayuvah potrz膮sn膮艂 przecz膮co g艂ow膮.

- Phylomon kaza艂 mi przyrzec, 偶e tego nie zrobi臋.

- Obiecuj臋, 偶e nigdy nikomu nie powiem, gdzie jest ta jaskinia, je偶eli poprawi ci to humor - o艣wiadczy艂 Scandal. -I na dow贸d moich dobrych intencji dam ci trzydzie艣ci srebrnych or艂贸w, je艣li mnie tam zaprowadzisz.

- Chcesz tylko j膮 ograbi膰 - odrzek艂 Pwi.

- Sk膮d偶e znowu, chc臋 tylko porozmawia膰 z tym ognistym m臋偶em. Obiecuj臋, 偶e nie wezm臋 niczego, czego sam nie zechce mi da膰. Zgoda? Ayuvah zastanawia艂 si臋 chwil臋.

- A dasz mi teraz te pieni膮dze?

- Ayuvahu! -krzykn膮艂 Tuli, oszo艂omiony zdrad膮 przyjaciela.

- Moja rodzina mo偶e prze偶y膰 rok za t臋 sum臋 - odparowa艂 Ayuvah. Scandal odpi膮艂 od pasa sakiewk臋 z pieni臋dzmi.

- Je偶eli 贸w ognisty m膮偶 da mikostk臋 zamra偶aj膮c膮 b臋dzie to tego warte.Obiecuj臋, 偶e nie po偶a艂ujesz, i偶 zaprowadzi艂e艣 mnie do jego jaskini.

- W takim razie id臋 z wami - o艣wiadczy艂 Tuli. - 呕eby si臋 upewni膰, i偶 niczego nie ukradniecie.

Scandal poczerwienia艂 ze z艂o艣ci i spiorunowa艂 wzrokiem m艂odego Tcho-Pwi.

- Nie jestem z艂odziejem! Jestem uczciwym handlowcem nawi膮zuj膮cym po偶yteczne kontakty w zwi膮zku z interesem, kt贸ry pragn臋 ubi膰!

Tuli zmiesza艂 si臋, s艂ysz膮c te s艂owa, nie m贸g艂 jednak odgadn膮膰 zamiar贸w ober偶ysty.

- Wiem - powiedzia艂 w ko艅cu - ale p贸jd臋 z wami na wypadek, gdyby ci臋 podkusi艂o i zechcia艂by艣 zosta膰 z艂odziejem.

Wtedy to Wisteria obudzi艂a si臋 i usiad艂a, owini臋ta w ciep艂e sk贸ry. Twarz mia艂a blad膮, ziemist膮. Nie chcia艂a zje艣膰 艣niadania. Tuli opowiedzia艂 jej o planach odszukania tajemniczej pieczary. Ona jednak poskar偶y艂a si臋, 偶e jest chora i o艣wiadczy艂a, i偶 nie chce z nimi i艣膰. Po godzinie Phylomon wr贸ci艂 ze spotkania z przyw贸dczyni膮 Hukm贸w i po艂o偶y艂 si臋 spa膰. Ayuvah, Tuli i Scandal ukradkiem opu艣cili ob贸z. Tirilee posz艂a za nimi.

Odleg艂o艣膰 od jaskini wynosi艂a tylko trzy kilometry. W tym czasie min臋li trzy smoki o st臋偶a艂ych po艣miertnie nogach i skrzyd艂ach, o tu艂owiach poparzonych ogniem Czerwonych Sond i pyskach spalonych plazm膮 z cia艂 olbrzym贸w, kt贸rzy walczyli z nimi w powietrzu. W dolinie nie by艂o tak wielu padlino偶erc贸w, by szybko usun膮膰 martwe cielska. Na jednym w艂a艣nie ucztowa艂a czarno-bia艂a sroka. Na widok w臋drowc贸w poderwa艂a si臋 do lotu, potem da艂a nurka w powietrzu, unios艂a si臋 w g贸r臋, znowu zanurkowa艂a i wzlecia艂a wy偶ej. Wycofuj膮c si臋 niespiesznie, powiewa艂a d艂ugim ogonem.

Wspi臋li si臋 na niskie wzg贸rze o pod艂u偶nym kszta艂cie i dotarli do stromej bia艂ej ska艂y tkwi膮cej w samym 艣rodku szczytu. U jej podn贸偶a ros艂y ko艣lawe, kar艂owate d臋by. Ayuvah wskaza艂 na nie, odsun膮艂 z oczu kosmyk rudych w艂os贸w i rzek艂:

- Jaskinia jest tam.

- Gdzie? - spyta艂 Scandal omiataj膮c wzrokiem podn贸偶e klifu. Ayuvah podszed艂 do ska艂y i wbi艂 w ni膮 spojrzenie.

- Falhalloranie, to ja, Ayuvah, wr贸ci艂em - powiedzia艂 podnosz膮c g艂os. Z g艂o艣nym szumem bia艂y g艂az rozpad艂 si臋 w proch, opadaj膮c niczym zas艂ona.

Scandal odskoczy艂 do ty艂u.

- Co do wszystkich diab艂贸w?! - wrzasn膮艂 rzucaj膮c si臋 do ucieczki.

- Wszyscy zginiemy - odpar艂 Ayuvah wycofuj膮c si臋 przezornie.

Tuli by艂 jednak zbyt zdumiony i zaskoczony, by ucieka膰. Ruszy艂

do przodu, zajrza艂 do jaskini. Ocieka艂a wilgoci膮. Na b艂otnistym dnie uformowa艂y si臋 stalagmity, na 艣cianach za艣 martwica wapienna. Na samym 艣rodku le偶a艂 szkielet je偶ozwierza. Nikt nie powinien 艂udzi膰 si臋 nadziej膮, 偶e Falhalloran b臋dzie czym艣 wi臋cej ni偶 ruin膮. Tuli wyobrazi艂 sobie miasto z drewna i kamienia, z butwiej膮cymi pod艂ogami dom贸w i pochy艂ymi 艣cianami. Tylko co艣 takiego mog艂o istnie膰 w tym miejscu. A przecie偶 widzia艂 wyra藕nie 艣lady Phylomona i Ayu-vaha, kt贸rzy weszli tu wczoraj.

- Nie id臋 dalej - oznajmi艂 ten ostatni. Nogi mu si臋 trz臋s艂y ze strachu. - Nie powinienem by艂 was tu przyprowadzi膰. Z艂ama艂em obietnic臋.

Tuli wszed艂 do pieczary, przyjrza艂 si臋 艣cianom. Tirilee ruszy艂a tu偶 za nim, podesz艂a i wzi臋艂a go za r臋k臋. Spojrza艂 na ni膮 z zaskoczeniem. Przera偶ona driada zadr偶a艂a i poci膮gn臋艂a nosem. A mimo to o艣wiadczy艂a m臋偶nie:

- Ja te偶 chc臋 to zobaczy膰!

Scandal po艣pieszy艂 jako trzeci. Tuli podszed艂 jeszcze bli偶ej. Pozosta艂a dw贸jka, jakby w milcz膮cym porozumieniu, post膮pi艂a dok艂adnie o krok dalej, 偶eby i艣膰 obok niego. Zobaczyli przed sob膮 tunel prowadz膮cy daleko w mrok. M艂ody Tcho-Pwi poczu艂 na twarzy ciep艂y powiew, jakby oddech kobiety.

- Czuj臋 czyj艣 oddech - odezwa艂a si臋 cicho Tirilee. - Tam jest co艣 偶ywego.

Tuli tym razem poczu艂 gor膮ce tchnienie czego艣 bardzo wielkiego. W艂oski na karku stan臋艂y mu d臋ba. Driada uwiesi艂a si臋 u jego ramienia.

- Ja 偶yj臋 - szepn膮艂 z g艂臋bi groty jaki艣 g艂os, odbijaj膮c si臋 echem od 艣cian. By艂 to pot臋偶ny, w艂adczy g艂os, ani kobiecy, ani m臋ski. - Podejd藕cie do mnie.

Tuli spojrza艂 na Tirilee. Driada wyszczerzy艂a z臋by w grymasie strachu.

- Kim jeste艣? - zapyta艂 niewidzialn膮 istot臋.

- Jestem Falhalloran, Miasto Nowych Narodzin - odszepn膮艂 g艂os.

- S艂uchajcie, no - wtr膮ci艂 Scandal. - To nie by艂 dobry pomys艂. Mo偶e powinni艣my ju偶 st膮d p贸j艣膰.

Tuli spojrza艂 na kucharza, kt贸ry trz膮s艂 si臋 z przera偶enia. Zrozumia艂, 偶e t艂u艣cioch rzeczywi艣cie chcia艂 ograbi膰 t臋 jaskini臋. Przyszed艂 tu tylko dlatego, 偶e s膮dzi艂, i偶 zdo艂a si臋 przemkn膮膰 ko艂o ognistego m臋偶a.

- Przybyli艣my tu do ciebie, Falhalloranie! - zawo艂a艂 g艂o艣no Tuli. -Poka偶 si臋!

Scandal otworzy艂 szeroko oczy i j臋kn膮艂 ze strachu. W oddali, w tyle jaskini rozleg艂 si臋 zgrzyt, jakby otwiera艂y si臋 wielkie, metalowe drzwi.

Nagle wilgotne 艣ciany i dno groty zacz臋艂y 艣wieci膰. Nie by艂 to jednak krzepi膮cy blask ognia, lecz przera偶aj膮ce, jaskrawe 艣wiat艂o. Poczuli gwa艂towny podmuch. Wielka kamienna kolumna przed nimi buchn臋艂a p艂omieniem. P艂omieniem, kt贸ry grza艂 jak s艂o艅ce, a potem przybra艂 posta膰 m臋偶czyzny o twarzy z roztopionego szk艂a i rozpalonym ciele. Przybysz dor贸wnywa艂 wzrostem Phylomonowi, by艂 r贸wnie szczup艂y, o takich samych wystaj膮cych ko艣ciach policzkowych. Ale w przeciwie艅stwie do Gwiezdnego 呕eglarza mia艂 w艂osy, bia艂e, przejrzyste, szklane nici. Odziany by艂 w lekk膮 tunik臋, rozchylon膮 na piersi, ods艂aniaj膮c膮 ramiona.

Tulla zala艂a fala gor膮ca. Poczu艂, 偶e co艣 p艂onie w jego piersi i opu艣ci艂 wzrok. Jego w艂asne cia艂o i cia艂a pozosta艂ych w臋drowc贸w r贸wnie偶 艣wieci艂y, cho膰 nie wygl膮da艂y na szklane. Zrozumia艂, 偶e w jaki艣 spos贸b zamieniono go w istot臋 podobn膮 do rozjarzonej zjawy.

- Jestem Aspektem Falhalloranu - odezwa艂 si臋 ognisty m膮偶. Kiedy poruszy艂 wargami, Tuli dostrzeg艂 co艣 w rodzaju skomplikowanych wi膮zade艂 zast臋puj膮cych delikatne mi臋艣nie ust. Najwidoczniej nie by艂a to istota z krwi i ko艣ci - i nie ze szk艂a - lecz z ca艂kiem innej substancji. Jej g艂os przenikn膮艂 Tulla, jakby zapisa艂 si臋 w jego umy艣le.

- Czego chcecie?

Scandal rzuci艂 tylko jedno spojrzenie na Falhalloran i zemdla艂.

Tuli wskaza艂 na le偶膮cego bezw艂adnie kuchmistrza.

- Chcieli艣my prosi膰 ci臋 o pomoc. Na p贸艂nocy, w Bashevgo i na zachodzie, w Kraalu, rz膮dz膮 W艂adcy Niewolnik贸w, kt贸rzy uwi臋zili czterdzie艣ci milion贸w Pwi. Wojowali艣my z nimi przez osiemset lat i to oni zwyci臋偶yli. W naszej w艂asnej krainie wymar艂y w臋偶e morskie, kt贸re przez tysi膮c lat tworzy艂y ekozapor臋. Chcemy, 偶eby艣 wys艂a艂 swoich olbrzym贸w do walki z karnozaurami, kt贸re przep艂yn膮 przez ocean. Pragniemy te偶, by艣 pom贸g艂 nam uwolni膰 naszych wsp贸艂-plemie艅c贸w.

- Jestem Falhalloran, Miasto Nowych Narodzin - odrzek艂 ognisty m膮偶. -Nie jestem or臋偶em. Ani ja, ani olbrzymy, kt贸re stworzy艂em ostatniej nocy, nie mog膮 si臋 oddali膰 od Sanctum.

- Przecie偶 jeste艣 najpot臋偶niejsz膮 istot膮 na tej planecie! -odparowa艂 Tuli. - Na pewno m贸g艂by艣 da膰 nam bro艅!

- M贸g艂bym nauczy膰 was, jak zbudowa膰 bro艅, kt贸ra zniszczy艂aby waszych wrog贸w i ca艂y ten 艣wiat - odpar艂a zjawa - ale z czasem wasi wrogowie wydarliby wam jej tajemnic臋. Wasza 艣mier膰 by艂aby straszniejsza ni偶 wasze obecne 偶ycie.

- Nie mo偶esz nic zrobi膰, by nam pom贸c? - nie ust臋powa艂 Tuli.

- Nie daj臋 or臋偶a - odrzek艂 ognisty m膮偶 i zacz膮艂 gasn膮膰, a偶 w ko艅cu zn贸w sta艂 si臋 tylko kamienn膮 kolumn膮.

Tuli spojrza艂 z konsternacj膮 na Tirilee, zastanawiaj膮c si臋, co pocz膮膰. Nachyli艂 si臋 nad Scandalem, chc膮c go wyci膮gn膮膰 z jaskini. Driada patrzy艂a na m艂odzie艅ca nieobecnym wzrokiem, jakby spa艂a. Uczepi艂a si臋 go jedn膮 r臋k膮. By艂a taka ma艂a, taka dziecinna, 偶e Tuli nagle zapragn膮艂 przytuli膰 j膮 do piersi. Poca艂owa艂a go, zarzuci艂a mu ramiona na szyj臋. Poczu艂, 偶e jej mi臋艣nie s膮 twarde niczym 偶elazne sztaby. Tirilee przyci膮gn臋艂a go do siebie, splot艂a ramiona na jego karku. Wstrz膮sn膮艂 nim gor膮cy dreszcz. Zda艂 sobie spraw臋, 偶e po偶膮da jej, znacznie silniej ni偶 kiedykolwiek po偶膮da艂 Wisterii. Tirilee ociera艂a si臋 o niego, przyciskaj膮c male艅kie piersi do jego olbrzymiej klatki piersiowej.

Nagle odepchn臋艂a Tulla, cofn臋艂a si臋 chwiejnym krokiem, a potem uciek艂a z jaskini. Tcho-Pwi zatrzyma艂 si臋, staraj膮c si臋 uspokoi膰. Wiedzia艂, 偶e wcale jej nie kocha, 偶e zupe艂nie mu na niej nie zale偶y. Ale zapach driady by艂 tak podniecaj膮cy, jak unoszona wiatrem wo艅 ka-pryfolium. Tuli nie opar艂 si臋 pokusie, wci膮gn膮艂 do p艂uc powietrze, by poczu膰 ten pi臋kny zapach. A wtedy zala艂y go fale po偶膮dania. Sta艂 samotny i bezsilny wobec ich pot臋gi.

- Bo偶e, je艣li istniejesz - wym贸wi艂 bezg艂o艣nie, nie chc膮c m膮ci膰 spokoju pieczary. - Kocham moj膮 偶on臋. Nie pozw贸l, by teraz nadesz艂a dla Tirilee Pora Oddania. - Ale na pr贸偶no si臋 modli艂. Przecie偶 driady niszczy艂y 偶ycie neandertalskich m臋偶czyzn od pokole艅. Tuli zrozumia艂 tak samo wyra藕nie, jak przedtem us艂ysza艂 g艂os Falhalloran, 偶e Tirilee go zniszczy.

Nachyli艂 si臋, by podnie艣膰 Scandala i znalaz艂 w b艂ocie spi偶ow膮 kul臋 z wyrytymi na niej zarysami kontynent贸w. Wzi膮艂 j膮 do r臋ki, zaci膮gn膮艂 ober偶yst臋 do wyj艣cia z jaskini. Scandal ockn膮艂 si臋, gdy pad艂y na niego promienie s艂o艅ca. Ayuvah nadal by艂 blady ze strachu. Patrzy艂 bezsilnie w zaro艣la, ku kt贸rym pobieg艂a Tirilee. P贸藕niej pom贸g艂 wyci膮gn膮膰 kucharza na otwart膮 przestrze艅, przygl膮daj膮c mu si臋 uwa偶nie, jakby chcia艂 odgadn膮膰, dlaczego zemdla艂.

- Co si臋 sta艂o? Czemu driada uciek艂a? - spyta艂 Ayuvah.

- Przestraszy艂a si臋 - odpar艂 Tuli nie chc膮c wyjawi膰 prawdy. Scandal potrz膮sn膮艂 g艂ow膮; zaskoczony podni贸s艂 na nich wzrok i zerkn膮艂 na grot臋.

- Czy to by艂 sen? - zapyta艂 cicho.

Tuli znowu popatrzy艂 na wej艣cie do pieczary. Kamienna zas艂ona w jaki艣 spos贸b wr贸ci艂a na dawne miejsce. Nikomu nigdy nawet si臋 nie przy艣ni膮 ukryte za ni膮 cuda.

- To nie by艂 sen - odpar艂 z gorycz膮 m艂odzieniec.

Przygn臋bieni, ruszyli z powrotem do obozu. Ayuvah odda艂 Scan-dalowi trzydzie艣ci srebrnych or艂贸w i nie chcia艂 zatrzyma膰 nawet ich cz臋艣ci. Phylomon nie spa艂 i w艂a艣nie szykowa艂 obiad.

Hukmowie t艂oczyli si臋 wok贸艂 obozu ekspedycji bez celu, handlowali na swoim placu targowym owocami, sk贸rami i tkaninami. Stali merdaj膮c ogonami, od czasu do czasu chrz膮kaj膮c dla podkre艣lenia tego, co m贸wili w j臋zyku znak贸w. Pomimo swego wzrostu i wagi zachowywali si臋 niezwykle spokojnie. Kr贸tki Ogon i Zrodzony-w-艢niegu podprowadzili mamuta do wozu i zaprz臋gli, ponaglaj膮c zwierz臋 chrz膮kni臋ciami i ruchami r膮k. Kr贸tki Ogon mia艂 ciemnorude futro; ogoli艂 g艂ow臋 z wyj膮tkiem dw贸ch pasemek w艂os贸w biegn膮cych od brwi do karku. Jego brat by艂 nieco ciemniejszy, lecz szybko zmienia艂 barw臋 z letniej na zimow膮, tak 偶e jego plecy i po艣ladki niemal ca艂kiem zbiela艂y.

- Mam nadziej臋, 偶e spodoba艂a si臋 wam wycieczka do Falhallora-nu - powita艂 ich Phylomon. - Przypuszczam, 偶e dostali艣cie to, po co tam poszli艣cie.

- Nie zobaczy艂em 偶adnego miasta - odpar艂 z niesmakiem Scandal.

- To prawda, ale zobaczy艂e艣 jego Aspekt, jego uciele艣nienie -wyja艣ni艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Pomaga艂em pogrzeba膰 je przed laty. By艂o to zim膮 i Aenthariowie - pierwsze neandertalskie plemi臋 schwytane przez W艂adc贸w Niewolnik贸w, od kt贸rego wywodz膮 si臋 dzisiejsi Poddani - w艂a艣nie 艣ci臋li g艂ow臋 kapitanowi Chu. Wielu p贸藕niejszych W艂adc贸w Niewolnik贸w by艂o wtedy technikami, kt贸rzy chcieli uciec z Anee. Obawiali艣my si臋, 偶e je艣li si臋 dowiedz膮, i偶 Falhalloran zosta艂 tylko uszkodzony, a nie zniszczony przez Czerwone Sondy Galaktyczne, spr贸buj膮 zamieni膰 go w pojazd bojowy. Zaatakowaliby ery-da艅skie gwiazdoloty lub przynajmniej spr贸bowali uciec z Anee, co zako艅czy艂oby si臋 zniszczeniem Falhalloranu. Dlatego ukryli艣my go. Przez tysi膮c lat nikomu nie powiedzia艂em o jego istnieniu. Teraz to ju偶 nie ma znaczenia. Falhalloran to miasto pokoju i tw贸rczej pracy. Nikt z 偶yj膮cych nie zamieni go w or臋偶.

- Wiesz - odezwa艂 si臋 Scandal - by艂a tam 艣ciana skalna, kt贸ra rozpad艂a si臋 w proch i spad艂a na ziemi臋, a po chwili, gdy byli艣my odwr贸ceni do niej plecami, zn贸w si臋 podnios艂a!

- Ta 艣ciana sk艂ada si臋 z milion贸w miniaturowych mechanizm贸w wielko艣ci py艂ku - wyja艣ni艂 Phylomon. - Ka偶dy mechanizm ma n贸偶ki jak paj膮k. Trzymaj膮 si臋 razem, tworz膮c 艣cian臋. Gdyby艣 przyjrza艂 im si臋 bli偶ej, kiedy 艣ciana si臋 podnosi, na pewno by艣 zauwa偶y艂 jak lokuj膮 si臋 na swoim miejscu.

- Poprosili艣my ognistego m臋偶a o pomoc - powiedzia艂 Tuli. - Poprosili艣my go o bro艅. Ale znalaz艂em tylko to. - Wyj膮艂 z kieszeni spi偶ow膮 kul臋.

- Phylomon d艂ug膮 chwil臋 przygl膮da艂 si臋 m艂odemu Tcho-Pwi, mierz膮c go wzrokiem.

- Falhalloran nie pu艣ci艂 ci臋 z pustymi r臋kami - rzek艂 w ko艅cu. -Poprosi艂em go, by da艂 ci to, co uzna za najlepsze. To kula pogody. Sp贸jrz... - Gwiezdny 呕eglarz ukl膮k艂 i podni贸s艂 z ziemi s艂omk臋. Na szczycie kuli znajdowa艂o si臋 wg艂臋bienie. Wsadzi艂 tam s艂omk臋 i popchn膮艂 j膮 mocno. Kula nagle podskoczy艂a i zacz臋艂a si臋 gwa艂townie powi臋ksza膰, a偶 osi膮gn臋艂a metr dwadzie艣cia 艣rednicy. Wisia艂a jak ksi臋偶yc, bia艂o-niebieska, z r贸偶owymi pr臋gami. Tuli widzia艂 granic臋 dnia i nocy, oceany Anee i chmury przep艂ywaj膮ce nad l膮dem.

- Jeste艣my tutaj - powiedzia艂 Phylomon, wskazuj膮c na ognisty punkcik na skraju kontynentu. - Jak widzisz, niebo nad nami jest czyste. W Krainie Gor膮ca w艂a艣nie wschodzi s艂o艅ce - pokaza艂 na wielkie k艂臋bowisko chmur - i nap艂ywaj膮 nad ni膮 burze.

P贸藕niej Gwiezdny 呕eglarz si臋gn膮艂 w g贸r臋, do 艣rodka miniaturowej planety, i iluzja znik艂a. Trzyma艂 w d艂oni spi偶ow膮 kul臋, dar Falhalloranu dla Tulla.

- Jest twoja - zwr贸ci艂 si臋 do m艂odego Tcho-Pwi.

- Ja... m贸g艂bym j膮 rozbi膰 - odpar艂 Tuli nie chc膮c dotyka膰 niezwyk艂ego przedmiotu. - Moje r臋ce s膮 zbyt niezr臋czne.

- We藕 j膮- nalega艂 Phylomon. - To twoja przysz艂o艣膰. Technika jest twoj膮 przysz艂o艣ci膮.

Blada Wisteria nadal siedzia艂a na k艂odzie. Wsta艂a w ko艅cu, potykaj膮c si臋 zrobi艂a kilka krok贸w i dosta艂a torsji.

Tuli wzi膮艂 dzbanek i nala艂 wody do kubka, by Wisteria mog艂a przep艂uka膰 sobie usta.

- Nadal masz md艂o艣ci? - spyta艂 j膮 Ayuvah, gdy偶 uskar偶a艂a si臋 na

nie od dw贸ch tygodni.

- Nie mam md艂o艣ci - odpar艂a. - Jestem w ci膮偶y.

Rozdzia艂 9 BRACIA MIECZOWI

Wisteria niemal przez ca艂e 偶ycie czu艂a si臋 tak nic nie znacz膮ca, jak unoszony wiatrem li艣膰. A teraz wszyscy nagle j膮 dostrzegli, sta艂a si臋 kim艣. Sam Phylomon podni贸s艂 j膮 i posadzi艂 w tyle wozu, Ayuvah poklepa艂 j膮 po plecach, a Tuli sta艂 u艣miechni臋ty od ucha do ucha, zbyt szcz臋艣liwy, by si臋 komukolwiek na co艣 przyda膰.

- Czuj臋 si臋 dobrze - powiedzia艂a. - To znaczy, czuj臋 si臋 艣wietnie.

- Dzieci rzadko przychodz膮 na 艣wiat na Wielkim Pustkowiu -odezwa艂 si臋 Phylomon. - Nie ma sensu nara偶a膰 ich przed urodzeniem. Zreszt膮, cz艂owieczej niewie艣cie trudno jest donosi膰 neander-talskie dziecko do ko艅ca ci膮偶y.

- On ma racj臋 - doda艂 Scandal. - Od tej chwili nie pchasz wozu, nie nosisz drew, jeste艣 nasz膮 pani膮, a my twoimi niewolnikami. Rozka偶 tylko, a ka偶dy z nas bez wahania oderwie sobie j膮dro.

Tak wi臋c opu艣cili Sanctum o zachodzie s艂o艅ca. Kr贸tki Ogon zmusi艂 swego mamuta do w臋dr贸wki dobrze po zmroku. Phylomona cieszy艂o to szybkie tempo. Wprawdzie mamuty nie by艂y tak silne jak masto-donty, ale lepiej od nich przystosowane do w臋dr贸wki w ch艂odzie i bardziej 偶wawe.

- Maj膮 te偶 gorsze usposobienie - o艣wiadczy艂 Scandal i by艂a to prawda. Mamut Zrodzonego-w-艢niegu cz臋sto szarpa艂 wozem, bo nie znosi艂 motyli. Bez przerwy skaka艂 za bielinkami kapustnikami, wsysa艂 je do tr膮by, a potem wypluwa艂 z tak膮 si艂膮, 偶e mia偶d偶y艂 ich w膮t艂e cia艂ka.

A jednak przyjemnie by艂o jecha膰 na wozie. Tuli siedzia艂 z Wisteria przez ca艂y dzie艅, trzymaj膮c j膮 w obj臋ciach.

- Zamiast robi膰 to, za co wam p艂ac臋, sapali艣cie i parzyli艣cie si臋 bez przerwy! - ruga艂 ich Scandal. - Nie zdziwi臋 si臋, je艣li urodzisz trojaczki! Ba, za kilka miesi臋cy b臋dziecie mieli ca艂y miot ma艂ych, w艂ochatych Neandertalczyk贸w kr臋c膮cych si臋 wok贸艂 was przez ca艂y

czas!

Ayuvah za艣, kt贸ry siedzia艂 w tyle furgonu, u艣miechn膮艂 si臋 do nich, a potem spojrza艂 w stron臋 Smilodon Bay, jakby mierzy艂 odleg艂o艣膰 dziel膮c膮 go od 偶ony. Jedynie Tirilee nie zarazi艂a si臋 og贸ln膮 rado艣ci膮 na wie艣膰 o spodziewanych narodzinach dziecka. Nad膮sana sz艂a obok wozu, wlok膮c si臋 nieco w tyle.

Scandal sp臋dzi艂 cz臋艣膰 tego popo艂udnia poluj膮c wraz z Phylomo-nem i po codziennym treningu uczci艂 radosn膮 nowin臋 buduj膮c gliniany piec i piek膮c w nim trzy kuropatwy podlane specjalnym sosem 艣liwkowym, kt贸ry zabra艂 w butelce ze Smilodon Bay. Na deser upiek艂 swoje s艂ynne ciasto z orzechami i s艂odkimi kartoflami. Wisteria nie mog艂a wyobrazi膰 sobie miejsca, gdzie milej sp臋dzi艂aby czas, zajadaj膮c si臋 takimi specja艂ami. Po uczcie, kiedy po艂o偶y艂a si臋 na trawie, rozkoszuj膮c si臋 zapachem ogniska, Tuli przyci膮gn膮艂 j 膮 do siebie i poca艂owa艂.

- Chod藕my w krzaki nad jeziorkiem, 偶eby si臋 kocha膰 - zaproponowa艂.

Zaskoczy艂 ja zupe艂nie. Od wielu dni nie pr贸bowa艂 uprawia膰 z ni膮 mi艂o艣ci, a 艣ci艣le rzecz bior膮c, odk膮d pobi艂 go Kr贸tki Ogon. 呕ebra mia艂 obanda偶owane, cz臋sto chwyta艂 si臋 za nie i oddycha艂 p艂ytko podczas treningu z Ayuvahem.

- Nie teraz - odpar艂a. - Po prostu nacieszmy si臋 widokiem ogniska.

Tuli uni贸s艂 si臋 na 艂okciu i uderzy艂 偶on臋 w twarz tak mocno, 偶e a偶 zakr臋ci艂o si臋 jej w g艂owie, a potem z艂apa艂 j膮 za w艂osy i szarpn膮艂. Nast臋pnie u艣miechn膮艂 si臋 do niej z g贸ry, poca艂owa艂 j膮 brutalnie, po czym chwyci艂 z臋bami jej policzek. Patrzy艂a na niego zaskoczona i zdumiona. By艂 ciep艂y, spocony, mia艂 du偶e, bia艂e z臋by.

- No, chod藕my nad jeziorko. Za dwa tygodnie b臋dziemy w Kra-alu. Tak jak g贸rskie smoki chc臋 wznie艣膰 si臋 na wy偶yny i stan膮膰 w p艂omieniach, zanim umr臋. - Pu艣ci艂 w艂osy Wisterii, pog艂aska艂 jej twarz, przesun膮艂 r臋k臋 ni偶ej, na piersi, a potem na uda. Jego dotkni臋cie podnieci艂o dziewczyn臋; mia艂a wra偶enie, 偶e ka偶da cz膮stka jej cia艂a p艂onie z po偶膮dania. Nawet sk贸ra mi臋dzy palcami jej n贸g zdawa艂a si臋 dr偶e膰. Zapyta艂a si臋 w duchu, kiedy ostatnio czu艂a, 偶e 偶yje pe艂ni膮 偶ycia. J臋kn臋艂a. Tuli wzi膮艂 j膮 na r臋ce i zani贸s艂 w zaro艣la.

- Zaczekaj, inni nas zobacz膮 - poprosi艂a. - B臋d膮 widzieli, co robimy.

- Wi臋c niech w艣ciekaj膮 si臋 z zazdro艣ci! - odrzek艂 Tuli. - Musz臋 ci臋 wzi膮膰.

Zani贸s艂 j膮 w miejsce, gdzie trawa nadal by艂a zielona. Kilka m艂odych kaczek krzy偶贸wek wylecia艂o z trzcin na przeciwleg艂ym kra艅cu jeziorka. Tuli rozebra艂 Wisteri膮 i kocha艂 si臋 z ni膮 jak oszala艂y, rozdrapuj膮c jej plecy paznokciami i gryz膮c j膮. Wybuchn臋艂a 艣miechem, a kiedy zmierzch ust膮pi艂 miejsca rozgwie偶d偶onej nocy, da艂 jej tyle rozkoszy, jak nigdy dot膮d. Wisterii wydawa艂o si臋, 偶e p艂onie od ognia, kt贸ry roznieci艂 w niej Tuli, jest wolna i szybuje jak smok. Po kilku godzinach, gdy le偶eli obok siebie nadzy, wyczerpani mi艂o艣ci膮, zapyta艂a:

- Wi臋c dotar艂e艣 na te wy偶yny? Stan膮艂e艣 w p艂omieniach, gdy mnie dotkn膮艂e艣?

Tuli milcza艂 chwil臋.

- Prawie, kochana, prawie - odpar艂. Kiedy na twarzy Wisterii odmalowa艂 si臋 zaw贸d, doda艂 z u艣miechem:

- Spr贸bujmy zn贸w.

Wisteri膮 roze艣mia艂a si臋, wdrapa艂a na Tulla i ca艂owa艂a go d艂ugo,

nami臋tnie. Mia艂a wra偶enie, 偶e znalaz艂a si臋 w bajkowym 艣wiecie i po

raz pierwszy w 偶yciu u艣wiadomi艂a sobie, i偶 jest naprawd臋 szcz臋艣liwa. Pami臋taj膮c o planach ojca, kt贸ry zamierza艂 wyda膰 j膮 za jakiego艣

handlowca z po艂udnia, zdziwi艂a si臋, 偶e dobrze si臋 czuje w tej chwili,

naga, kochaj膮c si臋 z Neandertalczykiem na Wielkim Pustkowiu. Potem wykapali si臋 w jeziorku w ksi臋偶ycowej po艣wiacie, po艂o偶yli na

pos艂aniu z nied藕wiedzich sk贸r i obserwowali smoki. Wiele ich lata艂o

wysoko tamtej nocy.

- Smoki szukaj膮 skrzydlatej driady i jej ukochanego - wyja艣ni艂 Phylomon. Wisteri膮 nie by艂a pewna, czy Gwiezdny 呕eglarz m贸wi do nich, czy te偶 us艂ysza艂a fragment jego rozmowy z kim艣 innym. - Smoki rozmawiaj膮 ze sob膮, opowiadaj膮c sobie o wczorajszym polowaniu. Przyjrzyjcie si臋, niebo b臋dzie tak wygl膮da艂o przez wiele miesi臋cy.

Po pewnym czasie Tirilee zapyta艂a melodyjnym g艂osikiem:

- Czy Falhalloran kiedy艣 znowu wzniesie si臋 w przestrze艅 kosmiczn膮?

- Nikt tego nie wie - odpar艂 Phylomon. - Czerwone Sondy to statki z silnikami energetycznymi, a ka偶da ilo艣膰 paliwa jest ograniczona. Niewiele jednak wiemy o ich tw贸rcach, Erydanianach. Uwa偶ali oni, 偶e my, ludzie, jeste艣my zbyt m艂od膮 ras膮, by mieszka膰 w艣r贸d gwiazd. Dlatego wys艂ali swoje sondy, 偶eby zmusi膰 nas do pozostania na planetach. Kiedy po raz pierwszy usi艂owali ograniczy膰 liczb臋 艣wiat贸w, na kt贸rych mieli艣my si臋 osiedli膰, za偶膮dali, aby艣my nie opuszczali ich przez pi臋膰 tysi臋cy lat. Tysi膮c lat min臋艂o od zako艅czenia wojny, kt贸r膮 przegrali艣my. Kiedy ich statki dostatecznie si臋 zestarzej膮, kieruj膮ce nimi p艂ynne m贸zgi zgin膮. Nie s膮dz臋 jednak, by sta艂o si臋 to w ci膮gu nast臋pnych czterech tysi臋cy lat. Je偶eli Falhalloran przetrwa do tego czasu, mo偶e zostanie naprawione.

- Nikt z nas tego nie zobaczy - wtr膮ci艂 smutno Scandal.

- Kto wie? - odpowiedzia艂 Phylomon. - Cuda zdarzaj膮 si臋 codziennie. Sp贸jrzcie chocia偶by na Tulla i Wisteri臋: u ludzi ju偶 przed przybyciem na Anee, wyst膮pi艂o wiele powa偶nych zmian genetycznych; mieli wzmocnion膮 pami臋膰, przed艂u偶one 偶ycie, zwi臋kszon膮 sprawno艣膰 fizyczn膮. Ka偶dy cz艂owiek by艂 Diktonem. W tamtych czasach ludzie i Pwi tak bardzo r贸偶nili si臋 genetycznie, 偶e zwi膮zek mi臋dzy Wisteri膮 i Tullem by艂by niemo偶liwy. Graniczy艂by z cudem.

- Wi臋c jak do tego dosz艂o? - spyta艂 Tuli.

- Stw贸rcy wydali na 艣wiat pierwsze driady - istoty nie b臋d膮ce ani lud藕mi, ani Pwi. Niekt贸re driady, tak jak tamte sekwojowe niewiasty, krzy偶uj膮 si臋 z cz艂onkami innych ras. Jednak偶e cz臋艣膰 driad zwabi艂a 艣piewem neandertalskich m臋偶czyzn, a gdy z tych zwi膮zk贸w narodzi艂y si臋 dzieci, ch艂opcy byli Neandertalczykami, dziewczynki za艣 driadami. Najwidoczniej geny driad z艂膮czone s膮 z p艂ci膮 i tylko dziewczynki dziedziczn膮 cechy matki.

- Driady nigdy nie rodz膮 ch艂opc贸w - o艣wiadczy艂a Tirilee.

- Podobno nie - zgodzi艂 si臋 z ni膮 Phylomon. - Lecz w lasach sosnowych na zachodnim wybrze偶u samotni traperzy cz臋sto znajduj膮 na progu swych dom贸w dzieci p艂ci m臋skiej. 艢wiadczy to o tym, 偶e niekt贸re driady jednak rodz膮 ch艂opc贸w. I, jak sama wiesz, mog膮 艂膮czy膰 si臋 zar贸wno z lud藕mi, jak i z Neandertalczykami. Zdarzy艂o si臋 wi臋c, 偶e pewna driada urodzi艂a ch艂opca, kt贸ry mia艂 w sobie dostatecznie du偶o cz艂owieczych i neandertalskich gen贸w, 偶eby jego potomstwo mog艂o krzy偶owa膰 si臋 z obiema grupami. W ten spos贸b nasze rasy wymiesza艂y si臋 w mniejszym lub wi臋kszym stopniu. Na Anee nie ma ju偶 ludzi czystej krwi. Ci, kt贸rzy s膮 tego bliscy, to Diktono-wie. Ale nawet w艣r贸d W艂adc贸w Niewolnik贸w, kt贸rzy tak bardzo starali si臋 zachowa膰 czysto艣膰 rasow膮, takie dzieci rodz膮 si臋 bardzo rzadko. M贸j m艂odszy brat powiedzia艂 mi kiedy艣, 偶e jest przekonany, i偶 Stw贸rcy wydali na 艣wiat driady w艂a艣nie w tym celu: by usun膮膰 z Anee ludzi obdarzonych pami臋ci膮, kt贸ra okre艣la nas jako cz艂onk贸w kultury Gwiezdnych 呕eglarzy. My艣l臋, 偶e pod pewnym wzgl臋dem nie by艂oby to takie z艂e. Jako rasa nigdy nie musieli艣my si臋 uczy膰 jak nale偶y my艣le膰, jak tworzy膰. Kiedy kto艣 zapragn膮艂 statku, mia艂 do dyspozycji plan nakre艣lony przez Diktona, oparty na jego pami臋ci genetycznej. W pewnym stopniu powinni艣my si臋 tego wstydzi膰. Plany te zawsze s膮 wierne, nigdy jednak nie ulepszamy niczego, co stworzono na starej Ziemi. Nasz spos贸b my艣lenia, nasza kultura, wszystko skostnia艂o. Prawd臋 m贸wi膮c chcia艂bym, 偶eby m贸j brat mia艂 racj臋, by Stw贸rcy usun臋li Gwiezdnych 呕eglarzy z Anee. Lecz cho膰 prawd膮 jest, i偶 driady zniszczy艂y czysto艣膰 naszej rasy, pozosta艂o te偶 niewielu Pwi, kt贸rzy s膮 Neandertalczykami czystej krwi. Staruszka, kt贸r膮 spotkali艣my w drodze przed kilkoma tygodniami, jest jedn膮 z ostatnich. Pa-rapsychiczne zdolno艣ci prawdziwych Neandertalczyk贸w by艂y czym艣 wyj膮tkowym, niezwyk艂ym.

- W takim razie ani ludzie, ani Neandertalczycy nie powinni 艂膮czy膰 si臋 w pary, poniewa偶 pierwsi trac膮 swoje dziedziczne wspomnienia, a drudzy swoje zdolno艣ci - powiedzia艂 Tuli.

- Nie jestem tego pewny - odrzek艂 Phylomon. - A mo偶e to i dobrze. Moi wsp贸艂plemie艅cy stali si臋 wy艂膮cznie intelektualistami: zimnymi, wyrachowanymi, pozbawionymi uczu膰. Kiedy Erydanianie wygnali nas na Anee, Gwiezdni 呕eglarze 艂atwo podbili ten 艣wiat. Mo偶e zbyt 艂atwo. Nikt nie rzuci艂 im intelektualnego wyzwania, a nie reagowali na wyzwania fizyczne. 艁atwiej im przysz艂o zniewolenie Pwi i prowadzenie plugawego 偶ycia w Bashevgo ni偶 zaj臋cie si臋 uczciw膮 prac膮. A co si臋 tyczy Pwi, ich skomplikowane uczucia, ca艂un kwea, przez kt贸ry postrzegali sw贸j 艣wiat, uniemo偶liwi艂 im trze藕we spojrzenie na rzeczywisto艣膰. Stracili zdolno艣膰 odci臋cia si臋 od swojej przesz艂o艣ci i w ten spos贸b nigdy nie uwolnili si臋 od dziecinnych strach贸w. My艣l臋, 偶e obie rasy potrzebuj膮 siebie wzajemnie. Widz臋 za艣 teraz, i偶 wy艂ania si臋 nowa rasa istot takich jak Tuli, kt贸re mog膮 my艣le膰 zar贸wno sercem, jak i umys艂em. Kiedy nasi przodkowie przybyli na t臋 planet臋, ich cia艂a by艂y tak zmienione, 偶e mogli podr贸偶owa膰 gwiazdolotami szybszymi od 艣wiat艂a. Lecz tamte chwalebne dni ju偶 przemin臋艂y. Tak, dwa tysi膮ce lat temu nasi przodkowie porozumiewali si臋 za pomoc膮 zwyk艂ych fal radiowych i fale te w臋druj膮 teraz do nas przez przestrze艅 kosmiczn膮. Za sto pi臋膰dziesi膮t lat dotr膮 do nas sygna艂y radiowe z Ziemi. Wierz臋, 偶e wasi prawnukowie zbuduj膮 odbiornik, kt贸ry je przechwyci i w ten spos贸b dowiedz膮 si臋, w jaki spos贸b ludzie po raz pierwszy weszli w er臋 atomu. Wasi potomkowie mog膮 przywr贸ci膰 t臋 er臋 dla wszystkich mieszka艅c贸w Anee.

- Po co mieliby艣my to robi膰? - spyta艂 Tuli. - Je偶eli Gwiezdni 呕eglarze stworzyli nas tylko jako ciekawostki, dla rozrywki, czy inni ludzie powitaliby nas z otwartymi ramionami?

Phylomon zawaha艂 si臋, a potem rzek艂:

- My艣l臋, 偶e tak. Tullu, nie wszyscy Gwiezdni 呕eglarze widzieli w Neandertalczykach wy艂膮cznie rozrywk臋. Kiedy Erydanianie wys艂ali swoje Czerwone Sondy Galaktyczne, tylko niewielu ludzi post臋powa艂o okrutnie i bezmy艣lnie z neandertalskimi niewolnikami. Wi臋kszo艣膰 z nas pot臋pia艂a t臋 praktyk臋, ale nie chcieli艣my niszczy膰 naszych bli藕nich. Przera偶a艂a nas sama my艣l o wojnie mi臋dzy lud藕mi. Ale nie przerazi艂a W艂adc贸w Niewolnik贸w. Przez pierwsze dwie艣cie lat mieszkali i rozmna偶ali si臋 na Bashevgo. Ignorowali艣my ich, a oni nas. Niekt贸rzy z nas posun臋li si臋 tak daleko, 偶e napadali na ich twierdze i uwalniali Neandertalczyk贸w z niewoli. Przez jaki艣 czas uwa偶ali艣my to za zabaw臋, kt贸ra w jaki艣 czas potem zamieni艂a si臋 w wojn臋. I to W艂adcy Niewolnik贸w zadali pierwszy cios. Nigdy si臋 po nim nie otrz膮sn臋li艣my. M贸wi臋 wam jednak z ca艂膮 powag膮, 偶e je艣li wr贸cicie mi臋dzy gwiazdy, spotkacie tam ludzi, kt贸rzy zobacz膮 w was braci.

Wysoko w niebie nad obozem skrzyd艂a jakiego艣 smoka zaiskrzy艂y si臋 w ksi臋偶ycowej po艣wiacie. Zni偶y艂 lot, potem opu艣ci艂 skrzyd艂a, spadaj膮c jak kamie艅. Pachn膮cy sosnami wiatr przyni贸s艂 wo艅 Tirilee. Wisteria pomy艣la艂a, 偶e m艂oda driada ma bardzo przyjemny zapach cia艂a, jak r贸偶any ogr贸d lub pole pszenicy. Wisteria wci膮gn臋艂a go g艂臋boko w p艂uca. Patrzy艂a, jak smok spad艂 za drzewami na pobliskim wzg贸rzu. Nagle jego przed艣miertny okrzyk przeszy艂 nocny mrok -ale dotar艂 z daleka i z wysoka, poniewa偶 smok wyda艂 go, gdy zosta艂 trafiony po raz pierwszy.

Siedz膮cy obok Wisterii Tuli odetchn膮艂 g艂臋boko, wci膮gaj膮c w nozdrza zapach Tirilee i wydawa艂o si臋, 偶e zdusi艂 szloch. Szepn膮艂 ledwie

dos艂yszalnie:

- Bo偶e, pozw贸l, bym przesta艂 p艂on膮膰.

Licz膮cy ponad sze艣膰set kilometr贸w odcinek drogi z Sanctum nad Rzek臋 Siedmiu Potwor贸w okaza艂 si臋 naj艂atwiejszy do przebycia. Mamut Kr贸tkiego Ogona ci膮gn膮艂 w贸z ekspedycji rano, p贸藕niej w臋drowcy jedli i 膰wiczyli, a wieczorem zaprz臋gano mamuta Zrodzone-go-w-艢niegu. Mamuty ch臋tnie pracowa艂y, gdy偶 w powietrzu czu膰 by艂o zbli偶aj膮c膮 si臋 zim臋 i w艂a艣nie nadszed艂 ich okres rui, wi臋c 艣pieszy艂o im si臋 do w臋dr贸wki na po艂udnie. Kr臋ci艂y cz臋sto g艂owami, rw膮c wielkimi ciosami traw臋, jakby oczyszcza艂y sobie drog臋 ze 艣niegu. G臋si i dzikie kaczki gromadzi艂y si臋 na zbiornikach wodnych i nawet na ni偶ej po艂o偶onych obszarach li艣cie zmieni艂y barw臋 z zielonej na 偶贸艂t膮 i br膮zow膮 i spada艂y z drzew nawet przy najl偶ejszym powiewie.

Phylomon dobrze zna艂 Wielkie Pustkowie i kiedy dotarli do niewielkiego pasma g贸r, poprowadzi艂 ekspedycj臋 szlakiem, kt贸ry wydawa艂 si臋 odpowiedni dla woz贸w. Ziemia jednak pop臋ka艂a wzd艂u偶 uskok贸w wulkanicznych i trudno by艂o si臋 przez te miejsca przedosta膰, tote偶 w臋drowcy nieraz musieli przeby膰 wiele kilometr贸w, zanim znale藕li jaki艣 objazd.

Przecieraj膮c drog臋, jeden z Hukm贸w zawsze sta艂 na g艂owie pierwszego mamuta, wypatruj膮c nieprzyjaci贸艂. Niekiedy, s艂ysz膮c turkot k贸艂, jaki艣 kr贸tkowzroczny w艂ochaty nosoro偶ec parska艂 i grzeba艂 ziemi臋 kopytami, albo bieg艂 za wozem przez sto lub wi臋cej metr贸w, staraj膮c si臋 zdecydowa膰 na atak. Je艣li jednak nie oddala艂 si臋 dostatecznie szybko, kto艣 strzela艂 z dzia艂ka na postrach. Przera偶one zwierz臋 sapi膮c zadziera艂o ogon i ucieka艂o.

Podr贸偶 by艂aby jeszcze 艂atwiejsza, gdyby nie armie Kraalu. W odleg艂o艣ci trzystu kilometr贸w od Sanctum w臋drowcy dotarli do ogrodu, kt贸ry Hukmowie uprawiali w lecie. Ki艣cie winogron nadal zwisa艂y z ga艂臋zi, dynie i cytryny zaczyna艂y gni膰, a li艣cie i krzaki butwie膰. Kilkunastu martwych Hukm贸w le偶a艂o na pobliskim wzg贸rzu; ich namioty by艂y poprzewracane.

Osiemdziesi膮t kilometr贸w dalej, zbli偶aj膮c si臋 wieczorem do niewielkiego wzniesienia, ujrzeli setki ognisk obozowych: Phylomon obliczy艂, 偶e jest to armia licz膮ca co najmniej pi臋膰 tysi臋cy Poddanych pod膮偶aj膮ca na po艂udnie, by napada膰 w zimie na Hukm贸w. Ukryli w贸z za dnia, a wieczorem kraalskie wojsko ruszy艂o w dalsz膮 drog臋.

Kiedy zbli偶ali si臋 do G贸r Bia艂ych, dnie by艂y deszczowe i zimne, gdy偶 zaw臋drowali ju偶 na wy偶ej po艂o偶one tereny. Tuli cz臋sto sprawdza艂 swoj膮 kul臋 pogodow膮, wypatruj膮c bezchmurnego nieba. Zima nadchodzi艂a wcze艣nie, nios膮c silne wichury i ulewne deszcze. Przez ca艂y tydzie艅 wszyscy podr贸偶ni jechali na wozie. Tak d艂ugo, dop贸ki Scandal nie pr贸bowa艂 usi膮艣膰 w swojej beczce, dla pozosta艂ych by艂o do艣膰 miejsca; rozpostarli te偶 brezentow膮 plandek臋, 偶eby os艂oni膰 prowiant i nieszcz臋snego ober偶yst臋 przed deszczem. Hukmom podoba艂 si臋 deszcz. Obaj zrzucili resztki wiosennego futra i po艂yskiwali biela, ch艂贸d i wilgo膰 zdawa艂y si臋 dodawa膰 im si艂. Pewnej nocy, gdy ekspedycja zbli偶a艂a si臋 do podn贸偶a G贸r Bia艂ych, pod koniec deszczowego dnia, kiedy mamuty wlok艂y si臋 w b艂ocie, Hukmowie zatrzymali si臋 nad spienion膮 rzek膮. Wisteria ponuro wyjrza艂a z beczki. Na jej oczach oba ma艂poludy skoczy艂y do lodowatej wody, pluskaj膮c si臋 niczym nied藕wiedzie poluj膮ce na 艂ososie.

Wisteria uzna艂a, 偶e podobaj膮 si臋 jej ci hukmijscy ch艂opcy. Cz臋sto zachowywali si臋 zimno i wynio艣le, sp臋dzali noce z dala od obozu, a przecie偶 kiedy pewnej nocy Scandal zostawi艂 swoje buty przy ognisku, pr贸buj膮c je wysuszy膰, rano okaza艂o si臋, 偶e kto艣 nala艂 do nich herbaty i postawi艂 na roz偶arzonych w臋glach, by si臋 ugotowa艂a. Kuchmistrz kr膮偶y艂 po obozie, siny z w艣ciek艂o艣ci, wrzeszcz膮c i oskar偶aj膮c wszystkich o t臋 zbrodni臋. Za艣 nast臋pnego ranka, mimo 偶e schowa艂 buty pod wozem, znowu znalaz艂 je w ognisku, lecz tym razem pe艂ne by艂y uryny. 呕aden cz艂owiek nie mia艂 tak du偶ego p臋cherza, wi臋c Scandal przekl膮艂 obu Hukm贸w. Ci jednak stali z oboj臋tnymi minami obok swoich mamut贸w do chwili, a偶 ober偶ysta u偶y艂 wszystkich gest贸w, przed kt贸rymi ostrzeg艂 go w swoim czasie Phylomon.

I chocia偶 pogoda by艂a paskudna, a podr贸偶 monotonna i nudna, Wisteria, jak nigdy dot膮d, czu艂a ciep艂o wok贸艂 serca. W nocy, gdy by艂o zimno, Tuli przynosi艂 kamienie z ogniska, by mog艂a si臋 skuli膰 przy nich, pra艂 jej ubranie i okazywa艂 niewiarygodn膮 czu艂o艣膰. A mimo to ka偶dej nocy kocha艂 si臋 z ni膮 jak dzikus, szepcz膮c jej gro藕by do uszu, traktuj膮c j膮 jak swawoln膮, lecz niedo艣wiadczon膮 prostytutk臋. Uwielbia艂a t臋 przemian臋 i ka偶da noc by艂a tak wspania艂a, jak pierwsza noc miodowego miesi膮ca. Kiedy艣, po kolejnych mi艂osnych zmaganiach, poczu艂a si臋 taka zadowolona, 偶e zapyta艂a:

- Co艣 si臋 zmieni艂o mi臋dzy nami. Czujesz to? Co艣 si臋 zmieni艂o.

- Poprosi艂em ci臋 kiedy艣, 偶eby艣 nauczy艂a mnie, jak mam ci臋 kocha膰, a teraz sam si臋 tego domy艣li艂em - odpar艂 ze 艣miechem Tuli.

Odpowied藕 by艂a prosta, prawie dziecinna. Wisteria westchn臋艂a z zadowoleniem.

- Naucz mnie, jak mam ci臋 kocha膰, Tullu - szepn臋艂a. - Naucz mnie, jak ci臋 kocha膰. - Wiedzia艂a jednak, 偶e te s艂owa s膮 k艂amstwem, gdy偶 czu艂a ju偶, jak mi艂o艣膰 do niego rozkwita w jej sercu. Pomy艣la艂a, 偶e kiedy艣 miota艂y ni膮 bezsilna z艂o艣膰 i w艣ciek艂o艣膰 na Phylomona. Przypomnia艂a sobie, i偶 zuchwale obieca艂a Garamonowi, 偶e przeszkodzi ekspedycji w osi膮gni臋ciu celu. Teraz sam ten pomys艂 wydawa艂 si臋 jej absurdalnie m艣ciwy i z艂y. Pragn臋艂a przecie偶, by wszystko dobrze si臋 sko艅czy艂o, potrzebowa艂a bezpiecznego miejsca dla swego dziecka. Czu艂a, wiedzia艂a, i偶 nigdy nie zdradzi ojca tego nie narodzonego jeszcze male艅stwa.

Dlatego dni up艂ywa艂y dla niej w szcz臋艣ciu. W sze艣膰 tygodni po opuszczeniu Sanctum zda艂a sobie jednak spraw臋, 偶e jej towarzysze s膮 w ponurym nastroju. Pewnego dnia chmury deszczowe unios艂y si臋 tak wysoko, 偶e w臋drowcy ujrzeli odleg艂e o sto trzydzie艣ci kilometr贸w G贸ry Bia艂e.

- Cholera! - mrukn膮艂 Phylomon. - Nadal jeste艣my sp贸藕nieni o dobry tydzie艅. G贸ry ju偶 pobiela艂y od 艣niegu, a od rzeki dzieli nas jeszcze ponad trzysta kilometr贸w.

- Czy to takie wa偶ne? - spyta艂a Wisteria. - To znaczy, przecie偶 dlatego nazywane s膮 G贸rami Bia艂ymi, prawda?

- Nie powinny by膰 tak bia艂e o tej porze roku - wyja艣ni艂 Gwiezdny 呕eglarz. - 艢nieg na pewno utrudni nam przepraw臋, a i tak sp臋dzili艣my za du偶o czasu na przebycie G贸r Smoczych. Ka偶de nast臋pne op贸藕nienie mo偶e nas wiele kosztowa膰. Je艣li jednak warstwa 艣niegu jest cienka, trzy s艂oneczne dni wystarcz膮, 偶eby si臋 roztopi艂.

Ale tamtej nocy spad艂 zimny deszcz. Wszyscy owin臋li si臋 w ciep艂e koce. Phylomon zwo艂a艂 narad膮.

- Droga przez G贸ry Bia艂e b臋dzie bardzo ci臋偶ka - powiedzia艂.

- Dlaczego? - spyta艂 Scandal. - Za艂o偶ymy p艂ozy do wozu i mamuty bez trudu przewioz膮 nas przez g贸ry, nieprawda?

- Tak - odpar艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Mia艂em jednak nadziej臋 przejecha膰 przez Krucz膮 Prze艂臋cz. Niewiasta z 呕elaznego Drzewa powiedzia艂a mi, 偶e to przej艣cie jest najs艂abiej strze偶one. Ta prze艂臋cz jest jednak w膮ska i po艂o偶ona wysoko w g贸rach. Przy obfitych opadach 艣niegu mo偶e zagrozi膰 nam lawina. W odleg艂o艣ci trzystu kilometr贸w s膮 jeszcze tylko dwie zdatne do przebycia prze艂臋cze.

- A jak s膮 strze偶one? - spyta艂 Scandal.

- Kilka dni temu na w艂asne oczy widzia艂e艣 niewielk膮 kraalsk膮 armi臋 - przypomnia艂 mu Phylomon.

- Boj臋 si臋 tej armii tak bardzo, jak kota szablastego - wtr膮ci艂 Ayu-vah. - Nigdy by艣my ich nie min臋li niepostrze偶enie.

- Obie prze艂臋cze b臋d膮 strze偶one - m贸wi艂 dalej Phylomon. - Mo偶e jednak teraz, gdy nadci膮ga wczesna zima, czujno艣膰 stra偶y os艂abnie.

- Co przez to rozumiesz? - pyta艂 dalej ober偶ysta.

- Podczas zimy Hukmow艂e przenosz膮 si臋 na po艂udnie, by tam 偶erowa膰. A wojska Kraalu wyruszaj膮 na po艂udnie do walki z nimi. Wydaje mi si臋, 偶e nie napotkamy liczniejszych oddzia艂贸w, a twierdz g贸rskich piklowa膰 b臋dzie minimalna liczba wojownik贸w. Jednak偶e nawet w zimie kr贸lowie Kraalu cz臋sto wysy艂aj膮 Braci Mieczowych na zwiady, by obserwowali ruchy Pwi i Okanjar贸w na Wielkim Pustkowiu. Ka偶dy napotkany samotny w臋drowiec oka偶e si臋 do艣wiadczonym 偶o艂nierzem, a Niewiasta z 呕elaznego Drzewa ostrzeg艂a mnie, 偶e s膮 oni uzbrojeni w karabiny. Wypatruj膮 zbieg艂ych niewolnik贸w, 偶eby 偶aden nie przedosta艂 si臋 przez g贸ry w zimie. Niewiasta z 呕elaznego Drzewa doda艂a te偶, 偶e z ich r膮k zgin臋艂o szesna艣cie tysi臋cy jej wsp贸艂ple-mie艅c贸w, dlatego na nich napad艂a. S膮 dobrze uzbrojeni i ruchliwi.

Wisteria s艂ysza艂a o Braciach Mieczowych - handlarzach niewolnik贸w, mordercach i rabusiach gorszych od pirat贸w grasuj膮cych na wschodzie. M贸wi艂o si臋, 偶e w Kraalu najwi臋kszych zbrodniarzy skazywano na walk臋 na arenach a偶 do 艣mierci, ale co kilka lat minister sprawiedliwo艣ci uwalnia艂 najlepszych gladiator贸w i wciela艂 ich do Bractwa Mieczowego. Braci Mieczowych tolerowano tylko dlatego, 偶e niewolnicy bali si臋 ich bardziej ni偶 艣mierci. Bardzo rzadko jakiemu艣 niewolnikowi udawa艂o si臋 wymkn膮膰 tym czujnym stra偶nikom i uciec z Kraalu.

- Wola艂bym raczej stawi膰 czo艂o lawinie ni偶 Bractwu Mieczowemu - stwierdzi艂 ponuro Ayuvah.

- Ja r贸wnie偶 - przyzna艂 Scandal. Phylomon westchn膮艂 g艂臋boko.

- Mamy kilka dni, zanim dotrzemy w pobli偶e kt贸rej艣 z tych prze艂臋czy - powiedzia艂. - Mo偶e dobra pogoda u艂atwi nam drog臋 i zdo艂amy przej艣膰 przez Krucz膮 Prze艂臋cz.

- Jakie mamy szans臋 przej艣cia przez ni膮 niezauwa偶eni przez Braci Mieczowych? - zapyta艂a Wisteria.

- Teraz, gdy zima si臋 zbli偶a, b臋d膮 mniej czujni - odrzek艂 powoli niebieskosk贸ry m臋偶czyzna. - Powiedzia艂bym, 偶e mamy du偶e szans臋. Wisteria, s艂ysz膮c ton g艂osu Gwiezdnego 呕eglarza, pomy艣la艂a, zaskoczona: - Wydaje si臋, 偶e kto艣 tak stary jak Phylomon powinien umie膰 k艂ama膰 bardziej przekonywaj膮co.

P贸藕niej zauwa偶y艂a wi臋cej oznak zdenerwowania u m臋偶czyzn. Ayuvah zjada艂 艣niadanie i zaraz potem wymiotowa艂. Kiedy zapyta艂a go, czy jest chory, odpar艂:

- Nie, tylko przestraszony. Siedzimy na tym wozie, kt贸ry ka偶de-go dnia wiezie nas coraz bli偶ej do Kraalu. Mo偶e gdybym musia艂 i艣膰 pieszo, nie my艣la艂bym o tym tak wiele.

Ayuvah by艂 odwa偶nym, do艣wiadczonym wojownikiem i Wisteria zdziwi艂a si臋, jak mo偶e tak bardzo obawia膰 si臋 miejsca, kt贸re zna tylko z legend. Wieczorami Tuli i Ayuvah pilnie doskonalili swe 偶o艂nierskie umiej臋tno艣ci - miecz przeciw w艂贸czni. Walczyli, wk艂adaj膮c w trening ca艂e serce i wszystkie si艂y, jakby ich 偶ycie zale偶a艂o od ka偶dego ciosu. W nocy, kiedy Wisteria patrzy艂a na posiniaczone od 膰wicze艅 cia艂o m臋偶a, my艣la艂a z niepokojem, 偶e mo偶e Tuli ma jednak racj臋. Mo偶liwe, i偶 jego 偶ycie b臋dzie zale偶a艂o od si艂y i zr臋czno艣ci w walce.

W miar臋 jak ekspedycja zbli偶a艂a si臋 do g贸r, Hukmowie coraz bardziej zwalniali tempo. W臋drowcy przebywali teraz mniej ni偶 dwana艣cie kilometr贸w dziennie. Otwarte r贸wniny ust膮pi艂y miejsca lasom d臋bowym o g臋stym podszyciu. Od czasu do czasu spotyka艂o si臋 w艣r贸d d臋b贸w samotn膮 sosn臋. Nie 偶y艂y w nich dzikie mamuty; tereny te zaj臋艂y wi臋c dziki i tygrysy szablastoz臋bne. Podr贸偶ni natrafili na wielk膮, wybrukowan膮 kamieniami drog臋, kt贸r膮 cz臋sto musia艂y przemierza膰 kraalskie armie, gdy偶 ziemia na poboczu by艂a zryta 艣ladami mastodont贸w bojowych.

Niebawem i Tuli zacz膮艂 odczuwa膰 strach. Przesta艂 kocha膰 si臋 z Wisteria; czasami jego ramiona dr偶a艂y z l臋ku. Kiedy艣 偶ona zapyta艂a go, o czym my艣li.

- Po prostu przypomnia艂em sobie pewn膮 histori臋 - powiedzia艂 jej. - Pewien Pwi imieniem Zhez zosta艂 wzi臋ty do niewoli i zes艂any do pracy w kopalni miedzi. By艂 m艂odym m臋偶czyzn膮, kt贸ry niedawno si臋 o偶eni艂, dlatego pragn膮c wr贸ci膰 do 偶ony zabi艂 nadzorc臋 i pr贸bowa艂 uciec. Zosta艂 schwytany i skazany na 艣mier膰 na arenie. Prze偶y艂 jednak ponad cztery lata, zdoby艂 wolno艣膰 i sta艂 si臋 Bratem Mieczowym. M贸wi si臋, 偶e by艂 jedynym Pwi, kt贸ry kiedykolwiek zosta艂 przyj臋ty do Bractwa. Wszyscy Pwi bowiem wiedz膮, jakie to wielkie z艂o, dlatego w przeciwie艅stwie do Poddanych wol膮 zgin膮膰 na arenie. Jednak偶e Zhez zosta艂 Bratem Mieczowym i co miesi膮c sk艂ada艂 艣wini臋 w ofierze Adjonai, bo wierzy艂, 偶e prze偶y艂 wszystkie walki na arenie tylko dlatego, i偶 modli艂 si臋 do tego ciemnego boga. Po kilku latach gromada handlarzy niewolnik贸w przechodzi艂a przez G贸ry Bia艂e. W艣r贸d pojmanych przez nich Pwi by艂a m艂oda, pi臋kna dziewczyna. Zhez zgwa艂ci艂 j膮, jak to mia艂 w zwyczaju. Kiedy dziewczyna le偶a艂a na ziemi, p艂acz膮c, Zhez wsta艂, ubra艂 si臋 i powiedzia艂:

- "Nie p艂acz, dziecko. Ja, Zhez, tak偶e zosta艂em kiedy艣 zabrany do Kraalu."

S艂ysz膮c to dziewczyna rzuci艂a si臋 na niego i oderwa艂a mu penis swymi d艂ugimi paznokciami. Zhez upad艂 na ziemi臋. Inni Bracia Mieczowi zacz臋li bi膰 dziewczyn臋 krzycz膮c:

- "Dlaczego to zrobi艂a艣? Przecie偶 da艂 ci ju偶 spok贸j. A teraz czeka ci臋 kara dziesi臋ciokrotnie gorsza ni偶 jego los!" A zanim j膮 zabili, dziewczyna zawo艂a艂a:

- "Zawsze mia艂am nadziej臋, 偶e zobacz臋 przed 艣mierci膮 m贸j ego ojca i tak si臋 w艂a艣nie sta艂o!"

Albowiem Zhez by艂 jej ojcem.

Wisteria popatrzy艂a na Tulla, na jego rudawe brwi, na g艂adkie policzki i g艂臋boko osadzone 偶贸艂te oczy. Z trudem zrozumia艂a, dlaczego opowiedzia艂 jej tak膮 histori臋, czemu ta legenda tak go poruszy艂a. Zdawa艂a sobie jednak spraw臋, i偶 mia艂o to zwi膮zek z kwea. Czy kwea strachu innych Pwi wywar艂o na niego tak wielki wp艂yw, zapyta艂a si臋 w my艣li.

- A jakie dzisiaj jest dla ciebie niebo? - spyta艂a, by zmieni膰 temat rozmowy.

- Wydaje mi si臋 gro藕ne. Ma z艂e kwea - odpar艂 Tuli.

- Ilu Pwi poza tob膮 zaw臋drowa艂o dobrowolnie do Kraalu? - pyta艂a dalej.

- Kilku - odpowiedzia艂 Tuli. - S艂ysza艂em o m臋偶czy藕nie, kt贸remu 艂owcy niewolnik贸w porwali 偶on臋. Uda艂 si臋 zatem do Kraalu, by j膮 odnale藕膰. Uzna艂, 偶e woli pracowa膰 obok niej w niewoli, ni偶 偶y膰 bez niej na wolno艣ci.

- S艂ysza艂am o takich wolnych s艂u偶膮cych - oznajmi艂a Wisteria. -Ale opr贸cz niego, jaki Pwi wybra艂 si臋 do Kraalu?

- Nie s艂ysza艂em o nikim innym - odpar艂 Tuli.

- A zatem przez tysi膮c lat nikt dobrowolnie nie przyby艂 do Kraalu? - zapyta艂a.

Tuli zastanawia艂 si臋 chwil臋.

- Tylko sko艅czony dure艅 by to zrobi艂 - rzek艂 w ko艅cu.

Trzy dni przed dotarciem do G贸r Bia艂ych przechodzili przez 艂膮k臋 w pobli偶u niewielkiego strumyka. Zrodzony-w-艢niegu zatrzyma艂 si臋, by przyjrze膰 si臋 艣wie偶ym 艣ladom. Phylomon zsiad艂 z wozu, odsun膮艂 na bok po偶贸艂k艂膮 ga艂膮zk臋 je偶yny i spojrza艂 na odciski mokasyn贸w w wilgotnej ziemi.

- To ludzkie tropy - powiedzia艂. - Widzicie, 偶e du偶y palec jest prosty, a nie zakrzywiony do wewn膮trz jak u Neandertalczyka.

- Zhe hemania thenza? Czemu ten cz艂owiek jest tutaj sam? - spyta艂 Ayuvah.

Scandal zbada艂 wzrokiem 艣lady i zmarszczy艂 brwi.

- Kimkolwiek jest, musi mie膰 dusz臋 czarn膮 jak ciemno艣ci piekielne, skoro si臋 tutaj kr臋ci. Powinni艣my si臋 przygotowa膰 na spotkanie z nim. Pada艂 drobny deszczyk i woda powoli wype艂nia艂a odcisk stopy.

- By艂 tutaj mniej ni偶 pi臋tna艣cie minut temu - os膮dzi艂 Phylomon. -Prawdopodobnie le偶a艂 pod os艂on膮 tej sosny - wskaza艂 na odleg艂e o kilka metr贸w drzewo.

- To niebezpieczne, 偶e nas zobaczy艂? - spyta艂 Scandal.

- Trudno powiedzie膰, co w艂a艣ciwie zobaczy艂 - odpar艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Dw贸ch Hukm贸w dosiadaj膮cych mamut贸w, kt贸re ci膮gn膮 w贸z z du偶膮 plandek膮, kieruj膮cy si臋 w stron臋 G贸r Bia艂ych. Wszystkie trzy mo偶liwe do przebycia prze艂臋cze znajduj膮 si臋 o dwa tygodnie drogi; b臋dzie podejrzewa艂, 偶e jedziemy do jednej z nich. Przypuszczam, 偶e to szpieg, kt贸ry obserwowa艂 w lecie ruchy Okanjar贸w na wsch贸d od tych stron, a teraz wraca do Kraalu. Zainteresuj膮 go wie艣ci o podr贸偶uj膮cych t臋dy Hukmach. - Phylomon przez chwil臋 przygl膮da艂 si臋 艣ladom. - My艣l臋 te偶, 偶e skieruje si臋 do stanicy po艂o偶onej przy Prze艂臋czy Z艂otej Rzeki. Bracia Mieczowi zakopi膮 si臋 tam na zim臋. Je艣li nie, to pod膮偶y do garnizonu przy Szarej G贸rze.

P贸藕niej niebieskosk贸ry m臋偶czyzna przez kilka minut rozmawia艂 z Hukmami w j臋zyku znak贸w, a nast臋pnie odwr贸ci艂 si臋 do towarzyszy.

- Zrodzony-w-艢niegu pobiegnie w stron臋 Szarej Rzeki. Ja zamierzam zbada膰 szlak prowadz膮cy do Z艂otej Rzeki. Je偶eli ten szpieg uda si臋 w kt贸rym艣 z tych kierunk贸w, powinni艣my znale藕膰 jego trop. B臋dzie jasno jeszcze przez kilka godzin.

- Co zrobisz, je艣li go znajdziesz? - spyta艂 Ayuvah.

- Zabij臋 go - odpar艂 sucho Phylomon.

Gwiezdny 呕eglarz napi膮艂 sw贸j 艂uk, a Zrodzony-w-艢niegu odwi膮za艂 z szyi mamuta trzymetrow膮 wypolerowan膮 maczug臋. P贸藕niej skierowa艂 zwierz臋 pod drzewa, gdzie mog艂o szuka膰 smacznych wodnych ro艣lin nad brzegiem strumyka. Kr贸tki Ogon mia艂 tak膮 min臋, jakby bardzo chcia艂 wyruszy膰 z nimi na zwiady. Zrodzony-w-艢niegu po偶egna艂 si臋 z bratem w mowie znak贸w, potem za艣 podszed艂 do strumyka i wysmarowa艂 mu艂em swoje bia艂e futro, 偶eby si臋 lepiej zamaskowa膰. P贸藕niej wyruszy艂 wraz z Phylomonem.

- Widzia艂em troch臋 grzyb贸w jadalnych w g贸rze szlaku - przypomnia艂 sobie Scandal. - Nazbieramy ich na kolacj臋?

- To dobrze brzmi - odpar艂a Wisteria. Ober偶ysta wzi膮艂 worek i zawr贸ci艂. Tirilee usiad艂a w beczce, a Kr贸tki Ogon wyprz膮g艂 swojego mamuta. Wisteria sta艂a z Tullem i Ayuvahem.

- Czujesz to? - zapyta艂 Tulla Ayuvah.

- Co? - nie zrozumia艂 Tcho-Pwi.

- Obecno艣膰 Adjonai. Wyczuwam go za tymi g贸rami, wiem, 偶e czeka. Deszcz pada艂 bez przerwy przez ostatnie dziesi臋膰 dni. Czarno widz臋 nasz膮 przysz艂o艣膰 i nie zobaczy艂em 偶adnych 艣lad贸w mojego Zwierz臋cego Przewodnika. Tutaj powinny by膰 wilki. Kiedy w g贸rach spad艂 艣nieg, jelenie na pewno zesz艂y w doliny, a wilki za nimi. Lecz nie ma tu mojego Zwierz臋cego Przewodnika. To z艂y znak. To dlatego, 偶e zbli偶amy si臋 do Kraalu. Wyczuwam Adjonai si臋gaj膮cego spoza g贸r. - Wisteria s艂ucha艂a w milczeniu, bo nie wiedzia艂a, co robi膰, kiedy Pwi m贸wili w ten spos贸b.

Tuli zamy艣li艂 si臋.

- Ja te偶 wyczuwam jego obecno艣膰 - rzek艂 po chwili. - Ale Phylomon na pewno by powiedzia艂, 偶e Adjonai nie istnieje, 偶e to tylko nasze dziecinne obawy przed Kraalem. 呕e kwea pozostawione w naszych umys艂ach przez tysi膮c opowie艣ci o z艂ych handlarzach niewolnik贸w po艂膮czy艂o si臋, tworz膮c iluzj臋 b贸stwa.

- A nasz ojciec poleci艂by nam ufa膰 swym uczuciom - zaoponowa艂 Ayuvah.

- W ka偶dym razie ja nie mam Zwierz臋cego Przewodnika, a jednak te偶 wyczuwam t臋 pustk臋 - podsumowa艂 Tuli.

- Si臋gnij my艣l膮 o Obcuj膮cy z Duchami - powiedzia艂 Ayuvah zamykaj膮c oczy i oddychaj膮 g艂臋boko. - Nie wyczuwasz jego obecno艣ci? Jak mo偶esz zaprzecza膰, 偶e Adjonai istnieje?

Tuli zamkn膮艂 oczy. Trwa艂 tak chwil臋. Krople deszczu spada艂y na jego podniesion膮 twarz. P贸藕niej jego nozdrza rozszerzy艂y si臋 nagle. Z ca艂ej si艂y popchn膮艂 Wisteri臋.

- Padnij! - krzykn膮艂, rzucaj膮c j膮 na ziemi臋, poci膮gaj膮c za sob膮 Ayuvaha.

Kr贸tki Ogon sta艂 o kilkana艣cie metr贸w od nich, wyprz臋gaj膮c swego mamuta. Wyprostowa艂 si臋 na chwil臋, a potem szczekn膮艂 i odwr贸ci艂 si臋 b艂yskawicznie. Na poro艣ni臋tym bia艂ym futrem barku Hukma pop艂yn臋艂a stru偶ka krwi. Kr贸tki Ogon uderzy艂 w ran臋, jakby uk膮si艂 go giez. Przewr贸ci艂 oczami ze strachu i run膮艂 na twarz. Z po艂udnia dobieg艂 ich huk wystrza艂u. Mamut wpad艂 w krzaki 艂 ukry艂 si臋 pod drzewami rosn膮cymi nad strumykiem. Kr臋ci艂 g艂ow膮 na wszystkie strony, wal膮c tr膮b膮 w zaro艣la i w臋sz膮c. Z oddali zatr膮bi艂 mamut Zrodzone-go-w-艢niegu.

Wisteria poszuka艂a wzrokiem strzelca w艣r贸d drzew na po艂udniu, ale nie dostrzeg艂a 偶adnego ruchu. Trawa by艂a tak wysoka, 偶e bez trudu mog艂aby si臋 w niej ukry膰, je艣li nie b臋dzie wysadza艂a g艂owy, staj膮c si臋 艂atwym celem. Ayuvah przeczo艂ga艂 si臋 na przeciwleg艂y kraniec wozu, a potem podskoczy艂 do dzia艂ka. Wisteria pope艂z艂a w stron臋 furgonu.

- Nie! - zawo艂a艂 Tuli. - Je艣li wystrzelisz, us艂ysz膮 huk z odleg艂o艣ci kilkunastu kilometr贸w. - Wisteria odwr贸ci艂a si臋 i spojrza艂a na m臋偶a. Zobaczy艂a, 偶e krzyczy do Ayuvaha. Podpe艂z艂a do wielkiego bia艂ego Hukma, staraj膮c si臋 go odci膮gn膮膰 w zaro艣la. Ranny ma艂polud odwr贸ci艂 si臋 i poczo艂ga艂 za ni膮.

- Widzisz go? - spyta艂 Tuli.

- Jest w wiklinie w odleg艂o艣ci dwustu metr贸w na po艂udnie - odpar艂 Ayuvah spod wozu. - W艂a艣nie podbieg艂 oko艂o metra, a potem si臋 schowa艂.

Wisteria rzuci艂a spojrzenie za siebie. Ayuvah czo艂ga艂 si臋 pod plandek膮. Tuli ukry艂 si臋 za ko艂em. Nigdzie nie wida膰 by艂o Tirilee.

- Wyjmij moj膮 bro艅. Rzu膰 do ty艂u - zwr贸ci艂 si臋 Tuli do Ayuvaha.

- Miecz na nic ci si臋 nie zda w starciu z broni膮 paln膮 - odparowa艂 Ayuvah.

- Jest lepszy od moich z臋b贸w - odpar艂 Tuli.

Wisteria dotar艂a do roz艂o偶ystego drzewa, usiad艂a opieraj膮c si臋 plecami o pie艅 i zerkn臋艂a w stron臋 wozu odleg艂ego o dwadzie艣cia metr贸w.

Ayuvah st臋kn膮艂 z wysi艂ku. Po chwili z furgonu spad艂a tarcza Tulla, a za ni膮 sk贸rzany pancerz i szklany miecz. Pocisk trafi艂 w bok wozu tu偶 nad g艂ow膮 Tulla, dok艂adnie tam, gdzie powinien znajdowa膰 si臋 Ayuvah. Wisteria nachyli艂a si臋, wstrzymuj膮c oddech. Ayu-vah zacz膮艂 kopa膰 w dno wozu.

- Co si臋 dzieje, Ayuvahu? - krzykn臋艂a z w艣ciek艂o艣ci膮 Wisteria.

- Pomocy! - zawo艂a艂 Pwi.

- Gdzie ci臋 trafi艂? - spyta艂 Tuli.

- Ja... nie wiem - powiedzia艂 s艂abym g艂osem Ayuvah. - Krew.

Grunt by艂 b艂otnisty i zimny. Tuli wczo艂ga艂 si臋 w sw贸j pancerz, zapi膮艂 go z boku, potem chwyci艂 bro艅 i pope艂z艂 w stron臋 偶ony. Wisteria wiedzia艂a, 偶e Ayuvah mo偶e wykrwawi膰 si臋 na 艣mier膰. Nie mog膮 jednak mu teraz pom贸c. Tuli podczo艂ga艂 si臋 do miejsca, w kt贸rym upad艂 Kr贸tki Ogon; zdziwi艂 si臋 na widok ka艂u偶y krwi. Le偶膮cy dot膮d obok Wisterii Hukm ruszy艂 na brzuchu ku strumykowi, gdzie sta艂 jego mamut. Tuli zbli偶y艂 si臋 do 偶ony, poklepa艂 jej stop臋. Wisteria wyczu艂a zapach krwi na trawie.

Krzaki zatrzeszcza艂y po drugiej stronie potoku. Kr贸tki Ogon chwiej膮c si臋 wszed艂 na cios swego mamuta, usi艂owa艂 wgramoli膰 si臋 na jego g艂ow臋. Zdenerwowane woni膮 krwi zwierz臋 przez kilka chwil kr臋ci艂o g艂ow膮. Potem ostro偶nie przesun臋艂o tr膮b膮 po m艂odym Hukmie, obw膮chuj膮c go. Nast臋pnie posadzi艂o sobie na karku rannego ch艂opaka. Kr贸tki Ogon odwi膮za艂 wielk膮 maczug臋 bojow膮 z szyi mamuta, z trudem opar艂 j膮 na zranionym ramieniu i skierowa艂 swego wierzchowca na po艂udnie.

Wisteria zrozumia艂a wtedy, co zamierza艂 zrobi膰 m艂ody Hukm. Tuli r贸wnie偶 musia艂 to poj膮膰, wsta艂 bowiem, schyli艂 si臋 nisko i min膮艂 biegiem 偶on臋, mkn膮c w stron臋 mamuta. Jednak偶e Kr贸tki Ogon waln膮艂 pi臋tami w szyj臋 wielkiej bestii, kt贸ra pop臋dzi艂a we wskazanym kierunku. Tuli pobieg艂 za nimi. Mamut, tupi膮c g艂o艣no, pomkn膮艂 w stron臋 drzew rosn膮cych nad strumykiem. By艂 to samob贸jczy atak. Kr贸tki Ogon nachyli艂 si臋 do przodu, jedn膮 r臋k膮 trzymaj膮c si臋 g艂owy mamuta.

A Tuli bieg艂 za nimi. Wisteria zrozumia艂a, 偶e snajper b臋dzie musia艂 strzeli膰. Nie wiedzia艂a jednak, czy kula powali mamuta. Zaczajony wr贸g b臋dzie zmuszony zaczeka膰, a偶 wielkie zwierz臋 zaatakuje go z bliska i dopiero wtedy wystrzeli膰 w nadziei, 偶e strza艂 z ma艂ej odleg艂o艣ci zabije mamuta. A je艣li kosmaty olbrzym upadnie, Tuli znajdzie si臋 tu偶 za nim. Napadnie wi臋c na strzelca, zanim ten zd膮偶y ponownie za艂adowa膰 bro艅.

Ca艂a tr贸jka pomkn臋艂a w stron臋 k臋py drzew, przeskakuj膮c przez zwalone pnie, przedzieraj膮c si臋 przez g臋ste paprocie. Wisteria us艂ysza艂a strza艂, a potem rozw艣cieczony mamut zatr膮bi艂 g艂o艣no i, mijaj膮c niewielk膮 olch臋, wyrwa艂 j膮 z korzeniami. Dziewczyna nie wiedzia艂a, czy Kr贸tki Ogon nadal kieruje mamutem, czy te偶 zwierz臋 atakuje z w艂asnej inicjatywy. W ka偶dym razie kiedy olbrzymia bestia znalaz艂a si臋 naprzeciwko snajpera, rzuci艂a si臋 na niego. Tuli pobieg艂 za mamutem, kryj膮c si臋 za nim tak, by strzelec go nie zauwa偶y艂.

Snajper wsta艂 i strzeli艂. Mamut zadr偶a艂, zatrzyma艂 si臋 w p贸艂 kroku, wyprostowa艂, nastawi艂 ma艂e uszy i zachwia艂 si臋 jak pijany. Najwyra藕niej otrzyma艂 艣mierteln膮 ran臋. Przechyli艂 si臋 w prawo, jego tylne nogi ugi臋艂y si臋 pod nim. Strzelec w艂a艣nie wk艂ada艂 nab贸j do komory nabojowej, kiedy zobaczy艂 atakuj膮cego Tulla.

M艂ody Tcho-Pwi krzykn膮艂 g艂o艣no; nieprzyjaciel za艂adowa艂 bro艅 i podni贸s艂 j膮. Wisteria wrzasn臋艂a na ca艂e gard艂o, machaj膮c ramionami, by odwr贸ci膰 uwag臋 strzelca. Zda艂a sobie bowiem spraw臋, 偶e Tuli zginie.

A potem bia艂a posta膰 wy艂oni艂a si臋 jakby spod ziemi za snajperem. Jego g艂owa odchyli艂a si臋 do ty艂u, na szyi pojawi艂a si臋 czerwona szrama. Karabin wystrzeli艂 w powietrze. Strzelec sta艂, chwiej膮c si臋 na nogach; jego p艂aszcz z szarej wydrowej sk贸ry powiewa艂 na wietrze. P贸藕niej m臋偶czyzna pad艂 na kolana. Wisteria dopiero po chwili zrozumia艂a, co si臋 sta艂o: za strzelcem pojawi艂a si臋 Tirilee, naga, wysmarowana b艂otem, z zakrwawionym no偶em w d艂oni. Jej sk贸ra, bia艂a i usiana ciemnymi plamami jak kora olchy, mia艂a kolor s艂omy spalonej jesiennym s艂o艅cem. Chroniona przez ten naturalny kamufla偶, pod-czo艂ga艂a si臋 w trawie do strzelca i poder偶n臋艂a mu gard艂o.

Wisteria poczu艂a ogromn膮 ulg臋. Pobieg艂a w stron臋 pola walki.

Tirilee sta艂a patrz膮c Tullowi w oczy. M艂odzieniec spojrza艂 na nagie ramiona driady, na jej male艅kie piersi z ciemnobr膮zowymi, prawie czarnymi brodawkami, na tr贸jk膮t srebrzystych w艂os贸w mi臋dzy jej nogami. W ostatnich kilku tygodniach Tirilee sta艂a si臋 prawie kobiet膮. Ta przemiana by艂a naprawd臋 niezwyk艂a. Wisteria widzia艂a, w jak膮 pi臋kno艣膰 przemienia si臋 driada, jak urodziw膮 b臋dzie mia艂a twarzyczk臋. Tirilee by艂a mokra od potu lub deszczu. Otar艂a pot z czo艂a, dotkn臋艂a palcem ust, a potem przy艂o偶y艂a go do warg Tulla. W tej chwili Wisteria dobieg艂a do nich i zatrzyma艂a si臋 jak wryta.

Tuli i Tirilee byli tak zaj臋ci sob膮, jakby Wisteria zn贸w zamieni艂a si臋 w dziecko, niewidzialn膮 dziewczynk臋 w domu swego ojca, li艣膰 unoszony na wietrze. 呕adne z nich jej nie dostrzega艂o.

- Zapami臋taj to - odezwa艂a si臋 smutno driada. G艂os mia艂a mi臋kki i melodyjny. - Zawdzi臋czasz mi 偶ycie.

- Dotknij driady, a ona ci臋 zniszczy, Wisteria przypomnia艂a sobie neandertalskie przys艂owie. Kroplisty pot wyst膮pi艂 na czo艂o Tulla, kt贸ry szarpn膮艂 si臋, jakby chcia艂 uciec. Sta艂 jednak jak przykuty.

- Wiem - odpar艂 cicho. - Zawdzi臋czam ci 偶ycie. W贸wczas Wisteria zrozumia艂a, 偶e driada pragnie odebra膰 jej m臋偶a. Tirilee upu艣ci艂a n贸偶, post膮pi艂a do przodu i poca艂owa艂a Tulla w u-sta. M艂odzieniec osun膮艂 si臋 na ziemi臋 jak uderzony toporem.

- Nie jestem okrutna - powiedzia艂a driada. - Nie chc臋 nikogo skrzywdzi膰. - Potem popatrzy艂a na Wisteri臋, kt贸ra zrozumia艂a, 偶e Tirilee m贸wi do nich obojga.

Tuli skr臋ci艂 si臋 u st贸p driady.

- Odejd藕 od niego! -krzykn臋艂a nagle oburzona Wisteria.-Odejd藕 albo ci臋 zabij臋!

Tirilee sta艂a patrz膮c na le偶膮cego Tulla. Wisteria nie wiedzia艂a, co pocz膮膰. Wrzasn臋艂a na driad臋, podbieg艂a i uderzy艂a jaz ca艂ej si艂y. Le艣na panna by艂a tak ma艂a, 偶e ten cios odrzuci艂 j膮 na odleg艂o艣膰 kilku metr贸w. Nast臋pnie Wisteria zawr贸ci艂a po karabin, poszuka艂a naboju w r臋ku martwego strzelca, znalaz艂a go. Nie wiedzia艂a jednak, jak za艂adowa膰 bro艅. Krzykn臋艂a wi臋c ze z艂o艣ci i podnios艂a wzrok. Driada znikn臋艂a.

- Wisterio, pom贸偶 mi! - zawo艂a艂 Tuli, nadal wij膮c si臋 w mokrej trawie. - Pom贸偶 mi!

呕ona podbieg艂a do niego. Tuli mia艂 otwarte oczy, ale patrzy艂 gdzie艣 poza ni膮.

- Nic nie widz臋! - krzykn膮艂 z przera偶eniem. Wisteria przypomnia艂a sobie, 偶e dzia艂aj膮cy jak afrodyzjak poca艂unek driady mo偶e o艣lepi膰 m臋偶czyzn臋.

Z oburzeniem odwr贸ci艂a wzrok od Tulla, przytuli艂a go i spojrza艂a na mamuta. Ogromne zwierz臋 le偶a艂o na boku, tr膮b臋 mia艂o przekrzywion膮, skr臋con膮 w nienaturalny spos贸b. Kula trafi艂a je mi臋dzy oczy; otw贸r by艂 wielki jak pi臋艣膰. Kr贸tki Ogon le偶a艂 obok swego wierzchowca, oddycha艂 p艂ytko i szybko. Pr贸bowa艂 pog艂adzi膰 wargi mamuta jak wtedy, gdy go karmi艂. Wisteria wsta艂a, poci膮gaj膮c za sob膮 Tulla, podesz艂a do wielkiego Hukma i zerkn臋艂a na jego bark. Stan ch艂opaka by艂 gro藕ny: wprawdzie rana na plecach wydawa艂a si臋 niewielka, ale od艂amki pocisku wyrwa艂y tuzin mniejszych otwor贸w z przodu, rozrywaj膮c prawe p艂uco. Kr贸tki Ogon zacharcza艂.

Wisteria poklepa艂a go po karku. Hukm odwr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 na ni膮, jakby by艂a dziwnym ptakiem, kt贸ry usiad艂 mu na ramieniu. Podni贸s艂 r臋k臋, a potem opu艣ci艂 j膮 powoli, poruszaj膮c palcami. Wisteria nie mia艂a poj臋cia, co powiedzia艂, ale obserwowa艂a jego r臋ce jak zahipnotyzowana. Kr贸tki Ogon znowu podni贸s艂 d艂onie, powtarzaj膮c przes艂anie. Nast臋pnie wygi膮艂 szyj臋 do ty艂u i wyda艂 偶a艂osny okrzyk, podobny do wycia wilka. Z lasu odpowiedzia艂 mu taki sam przeci膮g艂y j臋k Zrodzonego-w-艢niegu. Ranny zaczai plu膰 krwi膮 i zmar艂, zanim brat do niego dotar艂.

Wisteria zaprowadzi艂a Tulla z powrotem do wozu i sprawdzi艂a, co si臋 dzieje z Ayuvahem. Pwi le偶a艂 na wozie, krew p艂yn臋艂a z rany na jego twarzy i z ty艂u ramienia. Wisteria obejrza艂a obra偶enia; znalaz艂a kilka du偶ych drzazg w ramieniu Ayuvaha i jeszcze dwie na skroni. Przybrany brat Tulla nadal by艂 oszo艂omiony. Kula wybi艂a w wozie otw贸r o 艣rednicy kilku centymetr贸w; drzazgi rozlecia艂y si臋 na wszystkie strony i kilka z nich wbi艂o si臋 w cia艂o Ayuvaha.

- Mia艂e艣 du偶o szcz臋艣cia - powiedzia艂a do niego Wisteria. - Wi臋cej ni偶 Kr贸tki Ogon. - Po艂o偶y艂a kawa艂ek czystego p艂贸tna na jego czole. - Le偶 spokojnie, a偶 krew przestanie p艂yn膮膰 - doda艂a.

Tuli siedzia艂 w tyle wozu, mrugaj膮c oczami. Tirilee wr贸ci艂a, ubrana w swoj膮 zielon膮 sukienk臋, wyj臋艂a z wozu hubk臋 i zabra艂a si臋 do rozpalania ogniska. Tuli obserwowa艂 driad臋 przez chwil臋, po czym, czuj膮c si臋 winny, z powrotem spojrza艂 na 偶on臋.

- Lepiej st膮d odejd藕! - sykn臋艂a Wisteria.

Tirilee podnios艂a na ni膮 oczy, upu艣ci艂a drwa jakby by艂a bardzo zm臋czona. Patrzy艂a na Wisteri臋 przez minut臋, a potem osun臋艂a si臋 na mokr膮 traw臋 i wybuchn臋艂a p艂aczem.

- Przepraszam, przepraszam! - wyszlocha艂a. - Nie mog臋 tego powstrzyma膰. Nie wiem, czy mam do艣膰 si艂, 偶eby odej艣膰. Nie chc臋 was skrzywdzi膰. Nikogo. Czy 藕le robi臋 pragn膮c kogo艣 takiego jak on? Kogo艣, kto b臋dzie mnie kocha艂 tak, jak on kocha ciebie?

Wisteria by艂a tak wstrz膮艣ni臋ta, 偶e nie wiedzia艂a co powiedzie膰. Tirilee okaza艂a si臋 taka dziecinna! Ale naprawd臋 by艂a niebezpieczna. Na Boga, sk贸ra driady sta艂a si臋 tak przezroczysta, 偶e prawie wida膰 by艂o prze艣wituj膮c膮 przez ni膮 aur臋. A Tuli widzia艂 j膮 ju偶 nag膮! Jak Wisteria wyma偶e ten obraz z jego pami臋ci? Co m贸g艂by zrobi膰 m臋偶czyzna dla takiej kobiety jak Tirilee?

- Trzymaj si臋 ode mnie z daleka - powiedzia艂 w ko艅cu. Tuli obserwowa艂 driad臋 z t臋sknot膮 w oczach.

Phylomon i Scandal wr贸cili zachowuj膮c wszelkie 艣rodki ostro偶no艣ci. Gwiezdny 呕eglarz rozebra艂 zabitego snajpera i okaza艂o si臋, 偶e ten chudy, niski m臋偶czyzna mia艂 tylko jedno ucho. Zobaczywszy to Phylomon zrozumia艂, i偶 nieprzyjaciel nale偶a艂 do Bractwa Mieczowego. Ka偶dy bowiem nowy cz艂onek tego zbrodniczego stowarzyszenia odcina艂 sobie ucho i dawa艂 je swemu dow贸dcy na znak, 偶e zawsze b臋dzie s艂ucha艂 jego rozkaz贸w. Phylomon nie znalaz艂 jednak innych oznak identyfikuj膮cych zabitego jako Brata Mieczowego, 偶adnych tatua偶y wskazuj膮cych na rang臋, 偶adnych list贸w czy rozkaz贸w na pi艣mie.

Zrodzony-w-艢niegu przekrad艂 si臋 z powrotem do obozu nieco p贸藕niej. Tuli pokaza艂 mu, gdzie le偶y cia艂o Kr贸tkiego Ogona. Spodziewa艂 si臋, 偶e Hukm wybuchnie p艂aczem albo rzuci si臋 na ziemi臋. Ten jednak ostro偶nie podczo艂ga艂 si臋 do zabitego snajpera, rozwali艂 mu pi臋艣ci膮 klatk臋 piersiow膮, wyrwa艂 z niej p艂uca i zacz膮艂 je je艣膰. Wisteria krzykn臋艂a z przera偶enia i odwr贸ci艂a si臋 szybko. Kiedy Hukm sko艅czy艂 ohydny posi艂ek, zmia偶d偶y艂 maczug膮 zw艂oki, a potem na nie nasika艂.

- Nie przejmujcie si臋 tym. On tylko w ten spos贸b okazuje pogard臋 dla zab贸jcy brata - wyja艣ni艂 Phylomon.

Tuli i Phylomon zagotowali wod臋, usun臋li drzazgi z g艂owy i ramion Ayuyaha. Pozostali pomogli przygotowa膰 Kr贸tki Ogon do ostatniej podr贸偶y. Scandal wyj膮艂 ulubione przyprawy Hukm贸w i nape艂ni艂 nimi kilka woreczk贸w. Wie藕li na wozie dwumiesi臋czny prowiant dla towarzysz膮cych im poganiaczy mamut贸w: suszone gruszki i jab艂ka, dynie i lecznicze li艣cie, orzechy oraz dzikie s艂odkie ziemniaki. Na nalegania Phylomona wybrali najwi臋ksze hukmijskie przysmaki. Zro-dzony-w-艢niegu zaci膮gn膮艂 zw艂oki do ma艂ego drzewa, przywi膮za艂 je pionowo, a potem wt艂oczy艂 jedzenie do ust zmar艂ego. Z艂o偶yli dynie w jego ramionach, u艂o偶yli stosiki prowiantu u st贸p i oparli o nogi wielk膮 maczug臋. Zrodzony-w-艢niegu podszed艂 do zabitego mamuta Kr贸tkiego Ogona, spl贸t艂 cienki sznurek z jego sier艣ci, w艂o偶y艂 go do jednej r臋ki brata, a paprocie do drugiej. Sko艅czywszy przygotowania do pogrzebu, usiad艂 i patrzy艂 na cia艂o do chwili, a偶 zgas艂y ostatnie promienie s艂o艅ca.

Tamtej nocy w obozie panowa艂a ponura atmosfera. Po zachodzie s艂o艅ca Zrodzony-w-艢niegu rzuci艂 si臋 na traw臋, rycz膮c jak nied藕wied藕. Pozostali w臋drowcy siedzieli przy ognisku jedz膮c kolacj臋.

- By艂a艣 przy 艣mierci Kr贸tkiego Ogona? - zapyta艂 Phylomon Wisteri臋.

Wisteria skin臋艂a g艂ow膮.

- Czy co艣 powiedzia艂?

- Tak, w mowie znak贸w. Jedno zdanie.

- Hukmowie przywi膮zuj膮 wielk膮 wag臋 do ostatnich s艂贸w swoich zmar艂ych - powiedzia艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Wierz膮, 偶e odzwierciedlaj膮 one stan duszy zmar艂ego tu偶 przed 艣mierci膮. Zrodzony-w-艢niegu na pewno by si臋 ucieszy艂, gdyby pozna艂 ostatnie s艂owa brata.

- Obserwowa艂am jego palce, ale nie jestem pewna, czy dobrze wszystko zapami臋ta艂am - odpar艂a Wisteria. - Zrobi艂 to tak - podnios艂a r臋ce, wymachuj膮c powoli palcami, staraj膮c si臋 powt贸rzy膰 wszystkie ruchy, kt贸re wykona艂.

- Jeste艣 pewna, 偶e u偶y艂 tych w艂a艣nie znak贸w? - zapyta艂 Phylomon. Wisteria waha艂a si臋 chwil臋, namy艣laj膮c, a potem skin臋艂a g艂ow膮. Gwiezdny 呕eglarz roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no.

-, No, co on powiedzia艂? - spyta艂 z ciekawo艣ci膮 Scandal.

- Powiedzia艂: daj mi but, bo musz臋 si臋 wysika膰.

Tamtej nocy, jak dzia艂o si臋 to od tygodnia, spad艂 ulewny deszcz. Tuli, Ayuvah i Wisteria spali w beczce, a Scandal, Tirilee i Phylomon pod plandek膮. Przed udaniem si臋 na spoczynek Gwiezdny 呕eglarz omawia艂 ze Zrodzonym-w-艢niegu dalsze plany podr贸偶y. Nie m贸g艂 jednak zasn膮膰, rozmy艣laj膮c o tej rozmowie. Ba艂 si臋 zdradzi膰 towarzyszom swoje zamiary. Postanowi艂 bowiem przej艣膰 przez Prze艂臋cz Z艂otej Rzeki. To prawda, tamtejsza stanica mia艂a spory garnizon, ale Prze艂臋cz Z艂otej Rzeki by艂a najwi臋ksza ze wszystkich i tylko przez ni膮 mogli przej艣膰 mimo powa偶nego zagro偶enia lawinowego. Phylomon przypomnia艂 sobie lawin臋, kt贸r膮 widzia艂 tam w m艂odo艣ci; ogromn膮 艣cian臋 艣nie偶nego py艂u spadaj膮c膮 na grup臋 Pwi, kt贸r膮 eskortowa艂 wraz z bratem przed sze艣ciuset laty. Doskonale pami臋ta艂 czerwon膮 sk贸r臋 swego brata, gdy wyci膮ga艂 go spod 艣niegu, gdy偶 tylko on jeden ocala艂. Pyroderma, symbiont, jego brata, roztopi艂 wok贸艂 niego 艣nieg, tak 偶e cz艂owiek m贸g艂 si臋 porusza膰. Tylko to go uratowa艂o. Phylomon oczami wyobra藕ni zn贸w ujrza艂 tamt膮 lawin臋: ruch 艣niegu, upadek przypominaj膮cy tsunami, kt贸re kiedy艣 widzia艂 -dwudziestometrowe bia艂e fale uderzaj膮ce o klify w Smoke Reef. Oba te zjawiska charakteryzowa艂a taka sama furia, towarzyszy艂 im r贸wnie wielki huk.

Lecz Zrodzony-w-艢niegu chcia艂 przej艣膰 przez Prze艂臋cz Z艂otej Rzeki w艂a艣nie dlatego, 偶e by艂a dobrze strze偶ona.

- Zemszcz臋 si臋, zabijaj膮c dwudziestu wrog贸w - wida膰 by艂o jak jest zawzi臋ty. W jego g艂臋bokim g艂osie zabrzmia艂o echo tamtej lawiny. M艂ody Hukm by艂 teraz bia艂y jak l贸d w zimie.

Przez ca艂膮 trwaj膮c膮 kilkaset lat wojn臋 z w艂a艣cicielami niewolnik贸w Phylomon traci艂 grunt pod nogami. To prawda, pokona艂 ich w rozstrzygaj膮cych bitwach, ale z ka偶dym powrotem stwierdza艂, 偶e sp艂odzili dwakro膰 tyle wojownik贸w. M贸g艂 zabi膰 艂apaczy niewolnik贸w, ale nie zdo艂a艂 zniweczy膰 chciwo艣ci, kt贸ra zamienia艂a porz膮dnych ludzi w dr臋czycieli i sadyst贸w. Zrodzony-w-艢niegu pragn膮艂 zemsty, a Phylomon chcia艂..... .powstrzyma膰 to szale艅stwo.

Le偶a艂 niespokojnie, nie mog膮c zasn膮膰.

Wtem Scandal roze艣mia艂 si臋 cicho.

- Czy wszyscy czuj膮 wiosn臋 w powietrzu?

- O co ci chodzi? - spyta艂 Gwiezdny 呕eglarz.

- O wiosn臋. A kiedy to m艂odzi m臋偶czy藕ni my艣l膮 o mi艂o艣ci?

Phylomon zrozumia艂, o czym m贸wi ober偶ysta. Wydawa艂o mu si臋, 偶e nie mo偶e zasn膮膰 z powodu zdenerwowania. W rzeczywisto艣ci za艣 by艂 podniecony seksualnie.

- Wiatr przynosi afrodyzjaki, przyjaciele - ci膮gn膮艂 Scandal. -O ile si臋 nie myl臋, nasza ma艂a driada jest kwiatkiem, kt贸ry pragnie si臋 otworzy膰. Wydziela taki zapach, 偶e obudzi艂aby umar艂ych, a nie tylko ich podnieci艂a.

- Ja r贸wnie偶 to czuj臋 - doda艂 z beczki Ayuvah lekko zachrypni臋tym z 偶膮dzy g艂osem.

- Je艣li o mnie chodzi, jestem napalony - o艣wiadczy艂 Scandal. -Nie by艂em taki napalony, odk膮d sko艅czy艂em trzyna艣cie lat. Czy by艂em wyj膮tkiem, czy te偶 wi臋kszo艣膰 z was w tym wieku mia艂a erekcj臋 na okr膮g艂o przez sze艣膰 miesi臋cy? Ayuvah zachichota艂 na wozie.

- Ayuvah wie, o czym m贸wi臋 - ci膮gn膮艂 ober偶ysta. - No, przyznajcie si臋, ch艂opy.

- Za moich czas贸w byli艣my bardziej cywilizowani - o艣wiadczy艂 Phylomon. - Mieli艣my lekarstwa, kt贸re pozwala艂y nam lepiej nad sob膮 panowa膰.

- A ty, Tullu, nie udawaj, 偶e 艣pisz. Czy mia艂e艣 w tym wieku takie problemy? - nie ust臋powa艂 Scandal.

- Scandalu, musia艂e艣 by膰 chorowitym dzieckiem. To znaczy, je艣li twoje erekcje trwa艂y tylko po sze艣膰 miesi臋cy za ka偶dym razem...

- Tak, ja znalaz艂em dobry spos贸b na ul偶enie temu brzemieniu. - Scandal wybuchn膮艂 艣miechem, a potem westchn膮艂: - Ach, Denna Blackwater wiedzia艂a, jak uwodzi膰 m艂odych m臋偶czyzn... Na niebieskie... Gwiezdnego 呕eglarza, wiem, 偶e poci膮g, jaki czuj臋 do tej dziewczyny, to tylko chemia, ale jak za艣niemy, je艣li potrwa to d艂u偶ej?

- To mo偶e okaza膰 si臋 k艂opotliwe, ale nie na d艂ugo - odpar艂 Phylomon. - Tirilee nie b臋dzie mia艂a Pory Oddania do czasu, a偶 znajdzie las osikowy, kt贸ry b臋dzie mog艂a nazwa膰 swoim. Nie mo偶e jednak nic poradzi膰, je偶eli od czasu do czasu wydziela za wcze艣nie sw贸j e feromony, tak jak wy kiedy艣 nie umieli艣cie si臋 upora膰 z m艂odzie艅czymi erekcjami. Mia艂em nadziej臋, 偶e pomo偶emy Tirilee znale藕膰 nowy dom, zanim to si臋 zacznie, ale wygl膮da na to, 偶e jej obecno艣膰 przysporzy nam k艂opot贸w.

- Nie wiem, czy to wytrzymam - wyzna艂 Tuli. Phylomon uwa偶nie przys艂uchiwa艂 si臋 tonowi g艂osu Tcho-Pwi. Tak, Tuli by艂 g艂臋boko zaniepokojony.

- Jutro ka偶臋 umie艣ci膰 jej pos艂anie od zawietrznej strony - o艣wiadczy艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Wy, Pwi, macie powiedzenie: Dotknij driady, a ona ci臋 zniszczy. Jest w nim 藕d藕b艂o prawdy. B臋dzie to dla was trudniejsze ni偶 dla nas, ludzi. Trzymajcie si臋 od niej z daleka i nie pozw贸lcie jej si臋 dotkn膮膰. Afrodyzjaki, kt贸re wydziela, znajduj膮 si臋 w jej pocie. Nic nie mo偶e na to poradzi膰, ale uwa偶ajcie, by was nie dotkn臋艂a. Je偶eli podniecicie si臋 tak bardzo, 偶e stracicie nad sob膮 panowanie, mo偶liwe, i偶 oka偶e si臋, 偶e weszli艣cie w kontakt z potem driady na kocu lub siedz膮c na jej miejscu na wozie. Natychmiast wsta艅cie i umyjcie si臋 w strumieniu tak dok艂adnie, jakby przed chwil膮 opryska艂 was skunks. Nie owijajcie si臋 futrami, w kt贸rych si臋 grza艂a, i nie czeszcie szczotk膮, kt贸rej u偶ywa艂a. I, co najwa偶niejsze, nie po艂knijcie nawet kropelki jej 艣liny, gdy偶 katalizuje ona wydzielane przez driad臋 afrodyzjaki, czyni膮c je stokrotnie silniejszymi. Kiedy raz po艂kniecie jakakolwiek dawk臋 tych afrodyzjak贸w, mo偶liwe, 偶e nie b臋dziecie mogli si臋 jej oprze膰 - Phylomon wr贸ci艂 my艣l膮 do swojej w艂asnej driady, Saity, kt贸r膮 kocha艂 przed laty, i przypomnia艂 sobie ponure 偶膮dze, kt贸re w nim budzi艂a. Jej poca艂unki by艂y takie s艂odkie, takie zachwycaj膮ce. Obliza艂 wargi na to wspomnienie. Pozna艂 kiedy艣 chemika, kt贸ry powiedzia艂 mu, 偶e, jego zdaniem, poca艂unki driady dzia艂aj膮 jak narkotyk. Osobi艣cie jednak w膮tpi艂 w t臋 hipotez臋. Saita z czasem straci艂a nad nim w艂adz臋 i zdo艂a艂 j膮 opu艣ci膰 po kilku latach. Je偶eli poca艂unki le艣nych panien dzia艂a艂y jak narkotyk, ich wp艂yw s艂ab艂 wraz z up艂ywem czasu.

- A co je艣li poca艂uje kt贸rego艣 z nas? - w g艂osie Tulla zabrzmia艂o prawdziwe przera偶enie. Phylomon u艣miechn膮艂 si臋 lekko. M艂ody Tcho-Pwi wydawa艂 si臋 tak przestraszony, jak ka偶dy neandertalski nowo偶eniec na sam膮 my艣l o poca艂unku driady.

- Nie pozw贸lcie jej na to - przestrzeg艂 towarzyszy. - Mo偶e tego spr贸bowa膰, kierowana instynktem, ale nie dajcie jej si臋 poca艂owa膰. Tak d艂ugo, jak 艣lina driady nie znajdzie si臋 na waszych wargach, nic wam nie grozi. - Takie poca艂unki wywiera艂y bardzo silny wp艂yw na m臋偶czyzn i dzia艂a艂y przez kilka miesi臋cy. Ach, smak poca艂unku driady podczas jej Pory Oddania! 呕膮dza, kt贸r膮 budzi艂a, by艂a jednocze艣nie ekstaz膮 i m臋k膮, ale zazwyczaj pami臋ta艂o si臋 tylko o ekstazie. Jak si臋 czu艂em po o艣miu miesi膮cach pod w艂adz膮 Saity, zapyta艂 si臋 w my艣li Gwiezdny 呕eglarz. Naraz zastanowi艂 go niepok贸j Tulla.

- Ona chyba ci臋 nie poca艂owa艂a, prawda?

- Nie - odpar艂 m艂odzieniec z wahaniem. - Nie.

- To dobrze - powiedzia艂 Phylomon. Czy偶by Tuli sk艂ama艂, pomy艣la艂.

- Powinni艣my j膮 zabi膰! - szepn膮艂 Ayuvah. - Teraz, dzisiejszej nocy, zanim b臋dzie za p贸藕no!

- Bzdury pleciesz! - skarci艂 go Gwiezdny 呕eglarz. - Tirilee jest istot膮 rozumn膮, osob膮 tak膮 jak wy, i nic nie mo偶e poradzi膰 na to, co si臋 z ni膮 dzieje. Scandalu, je艣li jej Pora Oddania nadejdzie, gdy nadal b臋dzie przebywa艂a w naszym obozie, my艣l臋, 偶e to ty powiniene艣 si臋 ni膮 zaj膮膰.

- Ach, nasze my艣li pod膮偶aj膮 t膮 sam膮 drog膮 - westchn膮艂 ober偶ysta.

- Nie uk艂adajcie 偶adnych plan贸w za moimi plecami! - odezwa艂a si臋 nagle Tirilee. -Nie jestem krow膮, kt贸r膮 skojarzycie z wybranym przez was bykiem. Kiedy nadejdzie moja Pora Oddania, sama wybior臋 sobie partnera!

- Przepraszam. -Phylomon roze艣mia艂 si臋 z zak艂opotaniem. -Nie wiedzia艂em, 偶e nie 艣pisz.

- My艣lisz, 偶e rozumiesz driady, bo jedn膮 kiedy艣 po艣lubi艂e艣? - Tirilee zwr贸ci艂a si臋 do Phylomona. - Ale naprawd臋 nic o nas nie wiesz. Twierdzisz, 偶e m臋偶czy藕ni nas po偶膮daj膮, a my niszczymy ich za to. Nie wiesz, 偶e jeste艣my takie jak wy? Po偶膮damy m臋偶czyzn tak samo, jak oni nas. Wasz zapach jest dla mnie takim afrodyzjakiem, jak m贸j dla was. Wasze poca艂unki doprowadzaj膮 mnie do szale艅stwa, jak moje was. Musz臋 z tym walczy膰! Musz臋 walczy膰!

- Przykro mi - powiedzia艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Ale wiedzia艂em o tym.

- Czemu w takim razie nie powiesz im prawdy: 偶e mi艂o艣膰 niszczy nas tak samo, jak was. Powiedz im, 偶e je艣li driada odda si臋 jakiemu艣 m臋偶czy藕nie, wie, i偶 jej mi艂o艣膰 do niego umrze za trzy dni i 偶e zawsze b臋dzie mia艂a poczucie winy z powodu tego, co zrobi艂a. Moja matka... moja matka! - Tirilee urwa艂a i zacz臋艂a p艂aka膰. - Ja tylko pragn臋 m臋偶czyzny, kt贸ry b臋dzie mnie kocha艂 - wyszlocha艂a. - Pragn臋 kogo艣, kto jest dobry, z kim b臋d臋 mog艂a si臋 zestarze膰.

- Mylisz si臋 - podj膮艂 Phylomon. - Wcale nie pragniesz kogo艣, z kim chcia艂aby艣 si臋 zestarze膰. Mo偶esz wybra膰 sobie partnera, to pewne, ale ju偶 nast臋pnego dnia b臋dziesz chcia艂a porzuci膰 go na zawsze. Ca艂膮 swoj膮 mi艂o艣膰 zwr贸cisz ku drzewom. Mo偶liwe, 偶e przekonasz si臋, i偶 nasz zapach jest dla ciebie afrodyzjakiem, a poca艂unek m臋偶czyzny po艣le ci臋 do nieba, ale nie jeste艣 Neandertalk膮 zniewolon膮 przez kwea swoich wspomnie艅. Nie staniesz si臋 niewolnic膮 mi艂o艣ci.

- Ja... ja nie jestem podobna do Garamona - wyj膮ka艂a Tirilee. -Nikogo nie trzymam w klatkach. Nie chc臋 nikogo wi臋zi膰.

- Nie z w艂asnej woli - przyzna艂 Phylomon. -Nie z w艂asnej woli.

W臋drowcy przez cztery dni skradali si臋 do Prze艂臋czy Z艂otej ki, zacieraj膮c za sob膮 艣lady, kiedy by艂o to mo偶liwe. Dobrze obejrzeli prze艂臋cz. Wprawdzie nie zauwa偶yli 艣wie偶ych trop贸w na 艣niegu, ale 艣nie偶yce szala艂y tam tak cz臋sto, 偶e kto艣 m贸g艂 w臋drowa膰 przez to g贸rskie przej艣cie dwa dni wcze艣niej i nie pozostawi膰 偶adnych odcisk贸w st贸p.

Z艂ota Rzeka wi艂a si臋 przez prze艂臋cz. Bobry powali艂y wiele drzew i cz艂onkowie ekspedycji zrobili z dw贸ch du偶ych olch p艂ozy dla swego wozu. Jak tylko znale藕li si臋 na 艣niegu, natychmiast zdj臋li z furgonu ko艂a i zamocowali p艂ozy. Droga w g贸r臋 rzeki by艂a ci臋偶ka: w 偶aden spos贸b nie mogli zahamowa膰 wozu, gdy zje偶d偶a艂 ze zbocza, kiedy za艣 dotarli na szczyt kolejnego wzniesienia, cz臋sto musieli si臋 zatrzymywa膰 i przywi膮zywa膰 ten niezgrabny pojazd do najbli偶szego drzewa, a nast臋pnie powoli rozwija膰 lin臋, opuszczaj膮c go w d贸艂. Brakowa艂o po偶ywienia dla mamuta, kt贸ry wprawdzie jad艂 po drodze ig艂y sosnowe i suszone maliny, ale to mu nie wystarcza艂o. Spotykali jednak szczyty, z kt贸rych wiatr zwia艂 艣nieg, ods艂aniaj膮c po偶贸艂k艂膮 traw臋. Ka偶dego wieczoru, gdy w臋drowcy obozowali w dolinie przy wozie, Zrodzony-w-艢niegu zabiera艂 mamuta w g贸ry na takie w艂a艣nie pastwisko. Przebywali pi臋tna艣cie kilometr贸w dziennie.

Tirilee trzyma艂a si臋 z dala od m臋偶czyzn; Phylomon by艂 jej za to wdzi臋czny. Przesta艂a r贸wnie偶 wydziela膰 afrodyzjaki. Tylko Scandal szuka艂 jej towarzystwa. Podczas kolacji na samym dnie Prze艂臋czy Z艂otej Rzeki, powiedzia艂 tak:

- Wszyscy wiecie, 偶e po przybyciu do jakiego艣 miasta, natychmiast rzucaj膮 si臋 wam w oczy napisy wychwalaj膮ce us艂ugi 艣wiadczone przez r贸偶nych przedsi臋biorc贸w: Piekarnia Gadona piecze najlepszy chleb na 艣wiecie. Pi臋kne no偶e Yargasa. I tak dalej. Ale czy zwr贸cili艣cie uwag臋, 偶e nikt nie reklamuje swojej sprawno艣ci seksualnej? Wyobra藕cie sobie taki napis na swojej koszuli: Theron Scandal -Najlepszy kochanek na 艣wiecie. Mo偶ecie si臋 艣mia膰 z mojego pomys艂u, aleja wcale nie 偶artuj臋. Je艣li si臋 nad tym zastanowicie, zrozumiecie, 偶e s膮 osoby, kt贸re mog膮 tak twierdzi膰! Je偶eli o tym nie wiecie, mo偶ecie min膮膰 takiego m臋偶czyzn臋 lub kobiet臋 na ulicy i nigdy si臋 nie dowiedzie膰, co stracili艣cie! Wisterio, jak my艣lisz, czy mam racj臋?

- No c贸偶 - odpar艂a zaskoczona, 艂ykaj膮c wi臋kszy kawa艂ek mi臋sa. - My艣l臋, 偶e masz racj臋.

- Ach, kiedy by艂em m艂ody, podr贸偶owa艂em po wszystkich portach 艣wiata w poszukiwaniu nowych przepis贸w kulinarnych. Spr贸bowa艂em najlepszych potraw, win i kobiet. I wsz臋dzie, dok膮d si臋 uda艂em, znano mnie jako "mistrza sztuki mi艂osnej". Nie tylko bowiem pr贸bowa艂em wszystkiego najlepszego, co mog艂o mi zaofiarowa膰 ka偶de miasto, ale 艣wiadczy艂em te偶 najlepsze us艂ugi. Kiedy艣 w Debon Bay zobaczy艂em pewn膮 panienk臋. Biedactwo by艂o p艂askie jak deska, ale utkwi艂em w niej moje najbardziej zmys艂owe spojrzenie i wiecie, co si臋 sta艂o: jej piersi wyd臋艂y si臋 tak bardzo, 偶e mog艂aby znale藕膰 zaj臋cie jako mamka! Zeskoczy艂em wi臋c ze statku i zaprosi艂em j膮 do ta艅ca w艂a艣nie na przystani, bez muzyki. W odpowiedzi zemdla艂a w moich ramionach. Obj膮艂em j膮, zrobi艂em kilka krok贸w, musn膮艂em jej czo艂o wargami. A wtedy, na oczach setki 艣wiadk贸w, dziewcz臋 stan臋艂o w p艂omieniach i spali艂o si臋 na popi贸艂, bo moje poca艂unki tak j 膮 podnieci艂y.

- Tak, kiedy wiosn膮 tego roku by艂em w Debon Bay, s艂ysza艂em o twoich wyczynach - wtr膮ci艂 Phylomon.

- Och? A co us艂ysza艂e艣? - spyta艂 Scandal.

- W porcie nadal jest czarna plama w miejscu, w kt贸rym sp艂on臋艂a tamta panna. Ucieszy ci臋 te偶 wie艣膰, 偶e sze艣ciu m艂odych m臋偶czyzn i kobiet nosi twoje nazwisko, a jeszcze z tuzin jest 艂udz膮co do ciebie podobne.

- Tak, za m艂odu by艂em ognistym kochankiem - ci膮gn膮艂 ober偶ysta. - Zielona trawa jak suknie os艂ania艂a wzg贸rza, a ja by艂em piorunem, kt贸ry w nie uderza艂. Podczas suszy szala艂em nad wysch艂膮 traw膮 smaga艂em doliny, a偶 j臋cza艂y z b贸lu i rozkoszy. S艂yn膮艂em ze szczodro艣ci, dawa艂em z siebie wszystko. Tak膮 ju偶 mia艂em natur臋. Ziemia dr偶a艂a pod moim dotkni臋ciem i wzdraga艂a si臋 z mojej woli. Bez ko艅ca rozlewa艂em si臋 ulewnym deszczem, a t臋cze wykwita艂y w ka偶dej zielonej dolinie.

Tirilee wsta艂a i odesz艂a nios膮c talerz z kolacj膮. Na odchodnym obrzuci艂a Scandala gniewnym spojrzeniem.

- Rozszalej臋 si臋 jak sztorm nad tob膮, s艂odki kwiatuszku - mrukn膮艂 ober偶ysta wbijaj膮c w ni膮 wzrok - i t臋cza powstanie w twojej ciemnej dolinie.

Nast臋pnego dnia za zakr臋tem prze艂臋czy ujrzeli ogromny b贸r osikowy. Bia艂a kora drzew l艣ni艂a ponad 艣niegiem. Tirilee wyczu艂a ich zapach siedz膮c w wozie. Natychmiast zeskoczy艂a na ziemi臋, pobieg艂a na skraj lasu, przykucn臋艂a i obserwowa艂a uwa偶nie drzewa. Mia艂a na sobie swoj膮 zielon膮 sukienk臋, le偶a艂a wi臋c na 艣niegu jak wielki szmaragd. Za艣piewa艂a jedn膮 tylko melodyjn膮 fraz臋, a by艂 to raczej okrzyk rado艣ci ni偶 pie艣艅. Jednak偶e z g艂臋bi boru kto艣 odpowiedzia艂 jej tak膮 sam膮 pie艣ni膮.

Tirilee zwiesi艂a g艂ow臋, krzykn臋艂a z rozpaczy i spojrza艂a przez rami臋 na w贸z.

- Ten las nale偶y do innej driady - powiedzia艂a i ruszy艂a w stron臋 furgonu z przygn臋bion膮 min膮.

A jednak dokona艂a si臋 w niej pewna zmiana. Kiedy dotar艂a do wozu, pachnia艂a jak 艂膮ka dzikich kwiat贸w. Ten upajaj膮cy zapach uderzy艂 w Phylomona jak pi臋艣膰 olbrzyma. Tuli zawo艂a艂 o pomoc, a Zrodzony-w-艢niegu zeskoczy艂 z karku swojego mamuta, p艂ynnym ruchem podnosz膮c wielk膮 maczug臋 bojow膮.

Phylomon popatrzy艂 na Tulla, kt贸ry le偶a艂 na beczce obok Wiste-rii, obejmuj膮c ramionami kolana, za艣lepiony 偶膮dz膮. Ayuvah wycofa艂 si臋 na w贸z, ale ledwie nad sob膮 panowa艂. Scandal sta艂, oszo艂omiony woni膮 driady, dr偶膮c na ca艂ym ciele.

- Trzymaj si臋 od nas z daleka! - krzykn膮艂 Gwiezdny 呕eglarz. Tirilee cofn臋艂a si臋 z przera偶eniem i konsternacj膮.

- Ale偶 ze mn膮 jest wszystko w porz膮dku! Moja Pora Oddania nie nadesz艂a! - powiedzia艂a.

- Twoja Pora Oddania jest za blisko. Nadszed艂 czas, aby艣 nas opu艣ci艂a - powiedzia艂 Phylomon. - Wyszuka艂 na wozie nieco prowiantu, kilka koc贸w i d艂ugi n贸偶. - Chcesz karabin? - zapyta艂.

Tirilee pokr臋ci艂a g艂ow膮. Wisteria patrzy艂a na t臋 scen臋 w milczeniu. Z trudem mog艂a znie艣膰 my艣l o pozostawieniu tego dziecka w o艣nie偶onych g贸rach. Przytuli艂a si臋 jednak do Tulla, czuj膮c, 偶e nie 艣cierpi blisko艣ci driady.

Ruszyli dalej w膮wozem, patrz膮c na stoj膮c膮 w 艣niegu le艣n膮 pann臋.

- Nie mo偶ecie tak jej zostawi膰! - zawo艂a艂a Wisteria. - A je艣li znajd膮 j膮 Bracia Mieczowi?

- Ona ma racj臋! - odpar艂 Scandal. - Dajcie mi j膮, zanim wybuchn臋 w portki!

- Mo偶e przy艂膮czy si臋 do driady, kt贸ra opiekuje si臋 tym lasem -powiedzia艂 Phylomon. - A je艣li nawet znajdzie j膮 jaki艣 Brat Mieczowy, to wy艂膮cznie jego sprawa.

I cho膰 stara艂 si臋 w ten spos贸b pocieszy膰 Wisteri臋, ta jednak spos臋pnia艂a. W tyle Tirilee podnios艂a prowiant, koce i ruszy艂a za wozem.

Tamtej nocy obozowali w g艂臋bokiej dolinie, w艣r贸d sosen. Rozpalili ma艂e ognisko i wcze艣nie je zgasili. Wilki wy艂y, a ich g艂臋bokie g艂osy nios艂y si臋 echem w艣r贸d g贸r. Tuli d艂ugo siedzia艂 na warcie. B臋d膮c tak blisko Kraalu, nie m贸g艂 zasn膮膰. Zakrawa艂o na cud, 偶e do tej pory nie spotykali cz臋艣ciej Braci Mieczowych. Spad艂o nieco 艣niegu i wok贸艂 panowa艂a tak g艂臋boka cisza, 偶e m艂ody Tcho-Pwi s艂ysza艂 jak 艣nie偶ynki opadaj膮 na zamarzni臋ty 艣nieg. O pomocy obudzi艂 Scanda-la i przekaza艂 mu wart臋, a potem po艂o偶y艂 si臋 obok Wisterii.

Opar艂 r臋k臋 na jej brzuchu, by sprawdzi膰, czy dziecko ju偶 uros艂o. Nie wyczu艂 jednak nic poza mi臋kkim cia艂em 偶ony i u艣miechn膮艂 si臋 lekko. Wisteria poruszy艂a si臋 we 艣nie, chwyci艂a m臋偶a za r臋k臋 i przytuli艂a j膮 mocno do brzucha. Tuli zasn膮艂.

艢ni艂, 偶e jest dzieckiem, kt贸re w pi臋kny s艂oneczny dzie艅 le偶y na ziemi i patrzy na groszek; ur贸s艂 on tak niewiarygodnie wysoko, 偶e okr臋ci艂 si臋 wok贸艂 pnia drzewa hebanowego. Po pn膮czu wspina艂a si臋 czarna, kosmata g膮sienica, coraz wy偶ej i wy偶ej, ku s艂o艅cu. Kiedy g膮sienica dotar艂a do ko艅ca tych spiralnych schod贸w, zrzuci艂a pancerz, z kt贸rego wynurzy艂 si臋 przepi臋kny motyl z ogromnymi, czarno-purpurowymi, opalizuj膮cymi skrzyd艂ami i odlecia艂.

Dziwny sen tak zaskoczy艂 Tulla, 偶e m艂odzieniec si臋 obudzi艂. Mia艂 uczucie, 偶e przy艣ni艂 mu si臋 sen, kt贸ry natchn膮艂 Hurona Techa do zbudowania szklanej wie偶y. Zastanowi艂 si臋 czy tamten niezwyk艂y sen Hurona m贸g艂 zosta膰 przerwany w tym w艂a艣nie miejscu, by czeka膰 na doko艅czenie przez nast臋pn膮 艣pi膮c膮 tutaj osob臋. By艂a to przedziwna my艣l, jedna z tych, kt贸re przychodzi艂y Tullowi do g艂owy, kiedy chcia艂o mu si臋 spa膰. Je偶eli zasn臋 w ober偶y Scandala w 艂贸偶ku, w kt贸rym 艣ni艂o z tysi膮c os贸b, jakie sny tam odnajd臋, zastanowi艂 si臋 w duchu.

Us艂ysza艂 g艂o艣ne kopni臋cia. Potem powietrze rozdar艂 przera藕liwy okrzyk. Scandal zacz膮艂 g艂o艣no kl膮膰. Tuli zerwa艂 si臋 nagi, chwyci艂 w艂贸czni臋 i ruszy艂 w tamt膮 stron臋. Wisteria obudzi艂a si臋 z krzykiem, a Phylomon i Ayuvah rzucili si臋 po bro艅.

Scandal szamota艂 si臋 z kim艣 owini臋tym futrami, rzuci艂 tego kogo艣 na ziemi膮. Krew kapa艂a z ramienia ober偶ysty. Tuli pobieg艂 w tamt膮 stron臋; zobaczy艂, 偶e Scandal trzyma Tirilee i 偶e driada go kopie.

- Pomocy! - zawo艂a艂a le艣na panna. - On mnie gwa艂ci!

Tuli chwyci艂 Scandala za nog臋. Grubas kopn膮艂 go, staraj膮c si臋 utrzyma膰 na ciele driady. Ayuvah i Phylomon poci膮gn臋li ober偶yst臋 za rami臋. Scandal warkn膮艂:

- Uwa偶ajcie! Nie mog臋 jej pu艣ci膰! Zrani艂a mnie no偶em! Ober偶ysta przytrzyma艂 prawe rami臋 driady, a potem wycofa艂 si臋 wraz z Tullem, kt贸ry ci膮gn膮艂 go za r臋k臋.

- Co tu si臋 dzieje?! - wrzasn膮艂 Phylomon. Tirilee odpe艂z艂a o kilka metr贸w.

- Scandal usi艂owa艂 mnie zgwa艂ci膰! - powiedzia艂a oskar偶ycielskim tonem.

- Nie, ja... ja nie mog艂em wytrzyma膰 tego zapachu! - zaprotestowa艂 ober偶ysta. - Ona skrada艂a si臋 po obozie, krad艂a r贸偶ne rzeczy i... - 艢ciska艂 si臋 za rami臋. Wida膰 tam by艂o niewielkie dra艣ni臋cie.

- Dlatego usi艂owa艂e艣 j膮 zgwa艂ci膰 - zako艅czy艂 za niego Phylomon.

Tirilee wsta艂a. Emanowa艂 od niej zapach zbo偶a i dzikich kwiat贸w. By艂a wstrz膮艣ni臋ta, zap艂akana i patrzy艂a na m臋偶czyzn z przera偶eniem. Wisteria obj臋艂a driad臋 ramionami i odgarn臋艂a z jej twarzyczki srebrzyste w艂osy. Tirilee odepchn臋艂a j膮 z ca艂ej si艂y i pobieg艂a drog膮 w stron臋 Kraalu. Wisteria zawo艂a艂a:

- Zaczekaj! - ale driada si臋 nie zatrzyma艂a.

- Zostawmy j膮 - odezwa艂 si臋 Phylomon. - Musi poby膰 jaki艣 czas z dala od nas.

- Tam jest niebezpiecznie! - krzykn臋艂a Wisteria. - Jak mo偶esz tak m贸wi膰?!

- Tutaj te偶 jest niebezpiecznie - odpar艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Ona nosi ze sob膮 to niebezpiecze艅stwo. Jej Pora Oddania jest bardzo blisko.

Feromony driady wisia艂y w powietrzu, osiad艂y na wozie, na odzie偶y. Chocia偶 Tirilee nie wr贸ci艂a, Tullowi wydawa艂o si臋, 偶e wci膮偶 jest obecna. Obawia艂 si臋 jej powrotu. Ba艂 si臋 tego bardziej ni偶 艣wiadomo艣ci, 偶e dotarli prawie na szczyt Prze艂臋czy Z艂otej Rzeki, a kiedy go min膮, znajd膮 si臋 w Kraalu. Poszed艂 spa膰 po godzinie. 艢ni艂o mu si臋, 偶e Tirilee jest w Kraalu i dosiada Adjonai, jakby b贸g strachu by艂 jej wierzchowcem.

Rankiem odnale藕li trop Tirilee prowadz膮cy w g贸r臋 w膮wozu. Tuli zastanawia艂 si臋, czy driada wr贸ci. Powiedzia艂a przecie偶, 偶e po偶膮da m臋偶czyzn tak bardzo, jak oni jej. W po艂udnie Zrodzony-w-艢niegu przyszed艂 ze zwiadu i zaprz膮g艂 mamuta do wozu. Jechali przez bez-drzewn膮 dolin臋, a偶 wreszcie dotarli do ma艂ej kotlinki i zrozumieli, czemu Tirilee nie wr贸ci艂a: rozbili tam ob贸z dwaj m臋偶czy藕ni, cho膰 nie rozpalili ogniska. Wszystkie 艣lady wskazywa艂y, 偶e przebywali w tym miejscu co najmniej przez tydzie艅. Driada natkn臋艂a si臋 na nich. Jeden z nich powali艂 j膮 na ziemi臋. Po kr贸tkiej szamotaninie zdo艂a艂a poder偶n膮膰 im gard艂a.

Phylomon zbada艂 wzrokiem grunt w poszukiwaniu 艣lad贸w innych m臋偶czyzn, nieco d艂u偶ej zatrzyma艂 si臋 przy zw艂okach. Obaj zabici nie mieli prawego ucha, byli uzbrojeni w karabiny, a na ramionach mieli wytatuowan膮 czarn膮 zakapturzon膮 posta膰.

- To byli Bracia Mieczowi - os膮dzi艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Z Kompanii Czarnego Cyklopa.

- To jacy艣 stra偶nicy? A mo偶e 偶o艂nierze? - zapyta艂 Scandal.

- Kompania Czarnego Cyklopa jest w艂asno艣ci膮 ministra sprawiedliwo艣ci, Tantosa. Jej cz艂onkowie wymuszaj膮 przestrzeganie praw

Kraalu, zbieraj膮 podatki. Wygl膮da na to, 偶e zobaczyli Tirilee i chcieli j膮 z艂apa膰. Najprawdopodobniej ujrzeli jej srebrzyste w艂osy w blasku ksi臋偶yc贸w i zrozumieli, 偶e sta艂a si臋 kobiet膮. W膮tpi臋, czy zorientowali si臋, w jakie popadn膮 tarapaty.

- Jej poca艂unki o艣lepi艂yby ich - powiedzia艂 Tuli. Wyobrazi艂 sobie, jak bardzo jej po偶膮dali, umieraj膮c. Nie byli w stanie si臋 opiera膰.

- Mo偶liwe - skomentowa艂 Phylomon. - W ka偶dym razie ich zabi艂a i powinni艣my jej za to podzi臋kowa膰. Nie zdo艂aliby艣my niepostrze偶enie przej艣膰 z powrotem przez t臋 艂膮k臋.

艢lady Tirilee prowadzi艂y przez las. Phylomon da艂 jeden karabin Wisterii, pokaza艂 jej, jak si臋 go nabija i jak z niego celuje; drugi poda艂 Scandalowi. Szli jeszcze przez dwie godziny, a偶 wspi臋li si臋 na niewielki pag贸rek. Przedtem jednak Phylomon gestem poleci艂 im si臋 zatrzyma膰. Ca艂a grupa bardzo powoli wesz艂a na szczyt.

- Cicho teraz! - ostrzeg艂 towarzyszy. - Id藕cie cicho. Niewiasta z 呕elaznego Drzewa powiedzia艂a mi, 偶e Bracia Mieczowi maj膮 niewielk膮 warowni臋 po drugiej stronie prze艂臋czy. Musimy sprawdzi膰, czy zdo艂amy j膮 omin膮膰 w ciemno艣ci.

Przeszli na drug膮 stron臋 wzniesienia i stan臋li pod os艂on膮 k臋py sosen. W dole, w odleg艂ym o kilkaset metr贸w w膮skim parowie, zauwa偶yli twierdz臋 z szarych kamieni - wie偶yczk臋 z dzia艂em oraz sze艣膰 wie偶 zwie艅czonych blankami. Z ka偶dej wie偶y bucha艂 dym, gdy偶 za艂oga gotowa艂a wieczorny posi艂ek. Za warowni膮 ci膮gn臋艂a si臋 nie za艣nie偶ona, szeroka dolina, a jeszcze dalej, pasmo br膮zowych wzg贸rz.

Tirilee czeka艂a na nich na skraju zagajnika. Wysz艂a spomi臋dzy drzew, wskaza艂a na r贸wniny i powiedzia艂a:

- Witajcie w kr贸lestwie Kraalu, przyjaciele!

A偶 do tej chwili strach przed driad膮 zag艂usza艂 w sercu Tulla przera偶enie, kt贸re ogarnia艂o go na my艣l o przybyciu do Kraalu. Teraz m艂ody Tcho-Pwi spojrza艂 na r贸wnin臋 i zobaczy艂 to, czego najbardziej si臋 obawia艂: armi臋 licz膮c膮 co najmniej sto tysi臋cy 偶o艂nierzy, obozuj膮c膮 w czarnych namiotach. W obozie by艂o a偶 czarno od mastodont贸w bojowych. Na sam d藕wi臋k nazwy tej straszliwej krainy Tuli poczu艂, 偶e grunt usuwa mu si臋 spod n贸g, a mi臋艣nie brzucha kurcz膮 ze strachu. Sama ziemia zahucza艂a jak grzmot. Ayuvah krzykn膮艂 i wystrzeli艂 w powietrze z karabinu. Tuli odwr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 na przybranego brata z wyrzutem. Wszyscy wiedzieli przecie偶, 偶e odg艂os wystrza艂u na pewno zaalarmuje Braci Mieczowych. Ayuvah szeroko otwartymi z przera偶enia oczami wpatrywa艂 si臋 w twierdz臋 i w armi臋 na r贸wninie. Phylomon szamota艂 si臋 z nim, usi艂uj膮c mu wyrwa膰 karabin.

M贸j Bo偶e, pomy艣la艂 Tuli. To jest Kraal!

Krew g艂o艣no pulsowa艂a mu w skroniach. Zda艂 sobie spraw臋, 偶e jego nogi zawr贸ci艂y bez udzia艂u woli, jakby chcia艂y uciec do Smilo-don Bay, ale nie mia艂y si艂. Nie m贸g艂 nimi poruszy膰. To tylko kwea, powiedzia艂 sobie, staraj膮c si臋 zapanowa膰 nad strachem. Czu艂, 偶e krew krzepnie mu w 偶y艂ach. Przenikn膮艂 go ostry ch艂贸d.

- Adjonai! - zawo艂a艂 Ayuvah padaj膮c na ziemi臋 z przera偶enia.

Tuli powi贸d艂 wzrokiem za spojrzeniem Ayuvaha i na r贸wninie w dole; poza armi膮 z nie ko艅cz膮cymi si臋 rz臋dami namiot贸w, dostrzeg艂 ob艂oki kurzu. Olbrzymi m臋偶czyzna zacz膮艂 podnosi膰 si臋 z ziemi, jakby kto艣 nagle wyrwa艂 go ze snu; wsta艂, a potem przykucn膮艂. By艂 bardzo silny, mia艂 masywn膮 klatk臋 piersiow膮 i purpurow膮 sk贸r臋, a r臋ce podobne do szpon贸w myszo艂owa. Jego wielka, czarna przepaska biodrowa zwisa艂a niemal do ziemi, utkana z tuman贸w kurzu i strz臋p贸w nocy. Obrz臋k艂a, obwis艂a twarz budzi艂a wstr臋t. By艂o to oblicze m艂odego m臋偶czyzny, kt贸rego przedwcze艣nie postarza艂y jego w艂asne bezlitosne uczucia i nami臋tno艣ci. Oczy 艣wieci艂y obrzydliwym zielonkawym blaskiem, a choroby sp艂ywa艂y z jego st贸p niczym rzeki. W lewej r臋ce trzyma艂 obci膮gni臋t膮 sk贸r膮 w臋偶a drewnian膮 tarcz臋, od kt贸rej emanowa艂a rozpacz, a w prawej dzier偶y艂 migotliwy srebrzysty ku-tow z dwoma kamiennymi ostrzami rozsiewaj膮cymi przera偶enie. Na czole nosi艂 koron臋 z ognistych robak贸w, kt贸re wi艂y si臋 i skr臋ca艂y wysoko w powietrzu, jakby pr贸bowa艂y si臋 uwolni膰.

Tuli chcia艂 ucieka膰, wiedzia艂, 偶e jest to tylko kwea, 偶e jego w艂asne obawy stworzy艂y t臋 iluzj臋, ale przypomnia艂 sobie s艂owa Phylomona:

- Szukasz twarzy boga strachu! - A teraz sta艂 twarz膮 w twarz z tym bogiem i nie by艂 pewny, czy to rzeczywi艣cie jest iluzja Tuli wyda艂 okrzyk bojowy, po czym wyci膮gn膮艂 miecz z zawieszonej na plecach pochwy.

Adjonai zwr贸ci艂 oczy na m艂odego Tcho-Pwi. Tuli wytrzyma艂 to spojrzenie, czuj膮c, 偶e nogi mu dr偶膮 i uginaj膮 si臋 pod nim.

B贸g strachu popatrzy艂 pogardliwie na m艂odzie艅ca.

- Wielki kr膮g z艂a - powiedzia艂 g艂osem trzeszcz膮cym jak 艂ami膮ce si臋 ko艣ci.

Tuli poczu艂 si臋 jeszcze s艂abszy. Nie wiedzia艂, czy to on sam dr偶y, czy to ziemia trz臋sie si臋 pod nogami. Przygniot艂o go niewidzialne brzemi臋, dusi艂 si臋, nie m贸g艂 oddycha膰. Nagle zrozumia艂, 偶e Adjonai chce, by ukl膮k艂, 偶e pr贸buje go do tego zmusi膰. Walczy艂, 偶eby nie upa艣膰, a b贸g tylko patrzy艂 na jego wysi艂ki.

Wisteria z艂apa艂a Tulla za rami臋, krzycz膮c:

- Co si臋 dzieje? Co si臋 dzieje?

Od jej dotkni臋cia wr贸ci艂y mu si艂y. Mia艂 wra偶enie, 偶e przekaza艂a mu swoj膮 energi臋. Zamkn膮艂 oczy, rozkoszuj膮c si臋 blisko艣ci膮 偶ony. Przypomnia艂 sobie kwea ich nocy po艣lubnej i syci艂 si臋 nim jak w臋drowiec soczystym owocem na pustyni. Pozwoli艂, by Wisteria trzyma艂a go d艂ugo, a kiedy podni贸s艂 oczy, Adjonai znikn膮艂, zn贸w zamieni艂 si臋 w py艂.

Ayuvah kl臋cza艂 na 艣niegu i p艂aka艂. Scandal nachyli艂 si臋, by pom贸c mu wsta膰.

- Niech ci臋 diabli! - warkn膮艂. - Musia艂e艣 strzeli膰 z tego karabinu?! Tuli podszed艂 do Ayuvaha.

- Adjonaia tutaj nie ma - pocieszy艂 go. - Pomy艣l o Etanai, kt贸r膮 pozostawi艂e艣 w domu, o kwea waszej nocy po艣lubnej. Wtedy b贸g strachu odejdzie. Ty i ja jeste艣my jak dzieci, kt贸re widz膮 potwory w nocy tylko dlatego, 偶e si臋 ich boj膮.

Ayuvah przez chwil臋 trzyma艂 Tulla za nog臋.

- Nie - zaprzeczy艂. - To nie nasze obawy, lecz czary Braci Mieczowych przywo艂a艂y Adjonai. Poczu艂em jednak, 偶e nas opu艣ci艂.

Tuli spojrza艂 na ma艂膮 graniczn膮 fortec臋, na ci膮gn膮ce si臋 za ni膮 ponure doliny Kraalu usiane nie ko艅cz膮cymi si臋 rz臋dami namiot贸w. Przygl膮daj膮c si臋 zauwa偶y艂, 偶e mogliby omin膮膰 stutysi臋czn膮 armi臋, id膮c na skr贸ty lasami na pomoc. Gdzie艣 tam, w miastach, poza zasi臋giem wzroku, czterdzie艣ci milion贸w Pwi 偶y艂o w niewoli. Ile 艂ez b贸lu i rozpaczy tam wylali, zapyta艂 si臋 w duchu. Ile krwi zrosi艂o t臋 ziemi臋? Kwea ich cierpienia przesyca艂o powietrze, kt贸re by艂o nienaturalnie ciemne. Koszmarne sny niewolnik贸w ws膮czy艂y si臋 w ziemi臋, w cienkie korzonki ka偶dego 藕d藕b艂a trawy. Ta kraina wygl膮da艂a na przesi膮kni臋t膮 brudem, z艂em i zgnilizn膮. Tuli zawsze wyobra偶a艂 sobie, 偶e niebo nad Kraalem b臋dzie tak niebieskie, jak nad Smilodon Bay, trawa za艣 r贸wnie zielona. A jednak kwea tego miejsca budzi艂o obrzydzenie.

W dolinie pod nimi kilkunastu m臋偶czyzn i kobiet odzianych w grube futra wybieg艂o z bram twierdzy, obrzucaj膮c badawczymi spojrzeniami okoliczne zbocza. Siedmioro nios艂o karabiny. Dzi臋ki dziwnemu zjawisku akustycznemu Tuli us艂ysza艂 wyra藕nie, jak jeden z m臋偶czyzn powiedzia艂:

- M贸wi臋 wam, 偶e to by艂 strza艂 ostrzegawczy! Phylomon, Zrodzony-w-艢niegu i Wisteria skulili si臋 przy ziemi. Tuli ukl膮k艂 obok Ayuvaha i po艂o偶y艂 mu r臋k臋 na ramieniu.

- W domu 偶ona 艣ni o twoich pieszczotach. Obejmij j膮 teraz w marzeniach.

Ayuvah nadal le偶a艂 na ziemi, dysz膮c ci臋偶ko.

- Nie mog臋 i艣膰 dalej - wyj膮ka艂 po chwili. - Nogi nie chc膮 mnie zanie艣膰 do Kraalu.

- W takim razie ja ci臋 zanios臋 - o艣wiadczy艂 Tuli. Phylomon podni贸s艂 karabin Ayuvaha, na艂adowa艂 go, a potem wzi膮艂 p贸艂 gar艣ci zapasowych naboi.

- W tej chwili nikt nie idzie do Kraalu - powiedzia艂. - S艂o艅ce zajdzie za godzin臋 i mam nadziej臋, 偶e rozw艣cieczymy Braci Mieczowych tak bardzo, i偶 rusz膮 za nami.

Zrodzony-w-艢niegu spojrza艂 w dolin臋 i u艣miechn膮艂 si臋 z艂owrogo. Tuli nie spodziewa艂 si臋 takiego drapie偶nego u艣miechu u istoty b臋d膮cej wegetarianinem. Potem jednak przypomnia艂 sobie, 偶e Hukmowie szczerz膮 z臋by tylko w gniewie, kiedy szykuj膮 si臋 do ataku. Phylomon usiad艂 na 艣niegu, opar艂 艂okie膰 na kolanie i wycelowa艂 z karabinu. D艂ug膮 chwil臋 wstrzymywa艂 oddech, zanim poci膮gn膮艂 za spust.

Kiedy rozleg艂 si臋 huk wystrza艂u, jedna z kobiet w dole skr臋ci艂a si臋 i upad艂a. Phylomon ponownie na艂adowa艂 bro艅. M臋偶czy藕ni w dolinie rozbiegli si臋, szukaj膮c os艂ony. Ci, kt贸rzy byli uzbrojeni, zacz臋li strzela膰, pozornie na o艣lep, lecz jedna z ku艂 trafi艂a w ga艂膮藕 nad g艂ow膮 Tulla.

- Cholera! - zakl膮艂 Scandal. - Czemu zastrzeli艂e艣 t臋 kobiet臋?

- W Bractwie Mieczowym ka偶da kobieta ma kilku m臋偶贸w - odpar艂 Phylomon. - Je艣li dopisze nam szcz臋艣cie, mo偶emy po艂ow臋 z nich zamieni膰 we wdowc贸w.

Gwiezdny 呕eglarz zn贸w d艂ugo celowa艂, zanim strzeli艂 po raz drugi. Kula roztrzaska艂a g艂ow臋 jednemu z m臋偶czyzn, podnios艂a go i odrzuci艂a na kilka metr贸w. Scandal te偶 wycelowa艂 ze swojego karabinu, ale Phylomon gestem poleci艂 mu zaczeka膰.

- Wy przekl臋ci handlarze niewolnik贸w porwali艣cie moj膮 偶on臋 Fe-yav臋! -zawo艂a艂 w mowie Pwi. -Oddajci臋 mi j膮, 偶eby mog艂a wychowywa膰 nasze dzieci! Inaczej przysi臋gam, 偶e zginie was jeszcze wi臋cej!

Bracia Mieczowi w dole os艂upieli na my艣l, 偶e atakuje ich samotny Neandertalczyk.

- Jeste艣 Pwi czy Okanjara? - wrzasn膮艂 kt贸ry艣.

- Jestem Pwi! - odkrzykn膮艂 Phylomon. - Wr贸c臋 za dwa tygodnie! Przyprowad藕cie j膮, albo jeszcze wi臋cej was zginie! - Potem Gwiezdny 呕eglarz strzeli艂 po raz trzeci, zabi艂 nast臋pnego m臋偶czyzn臋, a nast臋pnie znieruchomia艂. Zacz膮艂 pada膰 g臋sty 艣nieg. Bracia Mieczowi ukrywali si臋 prawie przez godzin臋. Potem wycofali si臋 do twierdzy, ci膮gn膮c cia艂a zabitych. Kiedy znale藕li si臋 za bram膮, Phylomon odetchn膮艂 z ulg膮.

- Przyjd膮 po nas dzi艣 w nocy. Znam Braci Mieczowych i wiem, 偶e nie pozostawi膮 takiego wyzwania bez odpowiedzi. Stracili trzech towarzyszy i wiedz膮, 偶e ich dwaj zwiadowcy te偶 nie 偶yj膮. Wr贸c膮 w wi臋kszej liczbie, by zapolowa膰 na jednego szalonego Pwi. Ale to my na nich zapolujemy.

Skulony obok niego Hukm warkn膮艂 na znak zgody.

W臋drowcy wr贸cili do wozu. Zrodzony-w-艢niegu zaprz膮g艂 mamuta, kt贸ry zaci膮gn膮艂 furgon z powrotem do w膮wozu. Ich 艣lady bieg艂y niebezpiecznie blisko wysokiego urwiska, pokrytego g艂臋bokim, mokrym 艣niegiem. Kiedy min臋li t臋 stromizn臋, Phylomon poleci艂 odci膮gn膮膰 w贸z o kilkaset metr贸w i ukry膰 w kotlinie, a nast臋pnie za艂adowa艂 dzia艂ko. 艢nieg pada艂 wielkimi p艂atami, tworz膮c na ska艂ach zaspy podobne do kogucich ogon贸w. Wiatr zwiewa艂 je w d贸艂. Po trzech godzinach 艣nieg zasypa艂 wszelkie tropy.

Hukm wzi膮艂 swoj膮 wielk膮 maczug臋 bojow膮 i owin膮艂 j膮 sk贸r膮, 偶eby doda膰 mocy ciosom.

- Pami臋taj, 偶e masz zabija膰 tylko Braci Mieczowych - ostrzeg艂 go Phylomon w mowie znak贸w. - Zostaw w spokoju niewolnik贸w i wi臋藕ni贸w trzymanych w klatkach.

Zrodzony-w-艢niegu potrz膮sn膮艂 podniesion膮 pi臋艣ci膮, jakby na znak zgody, a potem odwr贸ci艂 si臋 i odszed艂. Jego poro艣ni臋te bia艂ym futrem cia艂o zla艂o si臋 ze 艣niegiem.

Czekali w w膮skim parowie. Sierp Thora wygl膮da艂 zza ciemnych chmur. 艢nieg wci膮偶 pada艂. Phylomon nie odrywa艂 wzroku od wej艣cia do jaru, ale nie zobaczy艂 nikogo z Bractwa Mieczowego. Wczesnym rankiem Hukm rykn膮艂 ostrzegawczo. Gwiezdny 呕eglarz wycelowa艂 dzia艂ko na skaln膮 艣cian臋 ponad ich kryj贸wk膮 i strzeli艂.

Lawiny 艣niegu i lodu run臋艂y z obu zboczy, 艂ami膮c drzewa jak cienkie ga艂膮zki, niszcz膮c wszystko po drodze. Bracia Mieczowi pr贸bowali ratowa膰 si臋 ucieczk膮. Phylomon dostrzeg艂 ich wtedy, odziane w biel postacie, uciekaj膮ce w blasku ksi臋偶yca. Lecz 艣nieg by艂 g艂臋boki i sypki, a nikt nie zdo艂a wyprzedzi膰 lawiny.

Kiedy lawina spad艂a, 艣nieg i kryszta艂ki lodu nadal wisia艂y w powietrzu, Hukm wybieg艂 ze swojej kryj贸wki, zabijaj膮c uwi臋zionych w 艣niegu Braci Mieczowych. Phylomon z towarzyszami po艣pieszy艂 mu na pomoc. Jednak偶e zanim dotarli na miejsce, Zrodzony-w-艢niegu ju偶 p臋dzi艂 do kraalskiej twierdzy granicznej.

Phylomon, Tuli i Ayuvah wykopali ze 艣niegu kilka karabin贸w nale偶膮cych przedtem do Braci Mieczowych. Wr贸cili potem do wozu, gdzie czeka艂y na nich Wisteria i Tirilee.

- O Bo偶e, co teraz zrobimy? - spyta艂 z niepokojem Scandal.

- Prze艣pimy si臋, a przynajmniej kilku z nas powinno si臋 przespa膰 - uspokoi艂 go Phylomon. - To by艂 d艂ugi dzie艅, a jutrzejszy b臋dzie jeszcze d艂u偶szy.

- Czy jednak nie powinni艣my pom贸c Zrodzonemu-w-艢niegu? -zapyta艂a Tirilee.

Phylomon zastanawia艂 si臋 chwil臋. Kiedy Hukm znajdzie si臋 w twierdzy, odszuka wartownik贸w i zabije ich bez lito艣ci. Potem we藕mie si臋 za kobiety i dzieci. Nie jest to widok dla oczu niewini膮tek ze Smilodon Bay, ale ta 艣mier膰 to konieczno艣膰. Je偶eli maj膮 przej艣膰 przez Prze艂臋cz Z艂otej Rzeki, kto艣 musi zabi膰 stra偶nik贸w.

- Zrodzony-w-艢niegu przysi膮g艂 pom艣ci膰 艣mier膰 brata zabijaj膮c dwudziestu Braci Mieczowych. Nie chce naszej pomocy - powiedzia艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Id藕cie spa膰. Ja obejm臋 pierwsz膮 wart臋.

Kiedy m艂ody Hukm wr贸ci艂 do obozu na godzin臋 przed wschodem s艂o艅ca, jego r臋ce i maczuga by艂y ciemne od krwi. W milczeniu zaprz膮g艂 mamuta do wozu i w臋drowcy ruszyli do Kraalu.

Podr贸偶 do twierdzy zdawa艂a si臋 trwa膰 wiele godzin. Kiedy si臋 do niej zbli偶yli, Wisteria spodziewa艂a si臋, 偶e z kt贸rej艣 z wie偶 padnie strza艂. Jednak偶e Zrodzony-w-艢niegu spokojnie przeprowadzi艂 swego mamuta przez bram臋 i wszed艂 do miasta. Z g贸ry twierdza wydawa艂a si臋 wi臋ksza, ale okaza艂o si臋, 偶e celowo zbudowano j膮 w ten spos贸b, gdy偶 mur frontowy niemal ca艂kowicie zas艂ania艂 prze艂臋cz.

Forteca opustosza艂a. Nikt nie wyjrza艂 przez okno. Psy nie szczeka艂y. W贸z skrzypia艂, gdy mamut kroczy艂 w膮skimi uliczkami. Wi臋zienie znajdowa艂o si臋 na dziedzi艅cu: by艂y to 偶elazne klatki z zamarzni臋tymi korytami na wod臋. Ulokowano je w taki spos贸b, 偶e dozorcy zawsze mogli je obserwowa膰. Wok贸艂 klatek tkwi艂y kr臋giem trzydzie艣ci dwie w艂贸cznie z wbitymi na nie cia艂ami Braci Mieczowych, ich 偶on i dzieci. Zrodzony-w-艢niegu przebi艂 w艂贸czni膮 gard艂o ka偶dej ofiary, tak 偶e ich g艂owy zwr贸cone by艂y ku ziemi.

- Spalimy to miasto przed odjazdem? - spyta艂 Scandal.

- Nie znam lepszego sposobu na zaalarmowanie armii obozuj膮cej na r贸wninie ni偶 podpalenie tej twierdzy - odpar艂 z przek膮sem Phylomon.

- Nie mo偶emy pozwoli膰, by zn贸w jej u偶yli! - zawo艂a艂 Tuli.

- Nawet gdyby艣my j膮 rozebrali kamie艅 po kamieniu, nie sta艂aby pusta d艂u偶ej ni偶 miesi膮c - powiedzia艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Nie. Lepiej j膮 zostawmy. Przeszukajmy domy. Mo偶e kto艣 ocala艂.

I tak te偶 zrobili. M臋偶czy藕ni szli razem, trzymaj膮c w艂贸cznie w pogotowiu, Wisteria tu偶 za nimi. W cuchn膮cej odchodami ciemnej jamie znale藕li czterech zag艂odzonych Poddanych, dw贸ch m臋偶czyzn i dwie kobiety. Byli to niewolnicy schwytani podczas pr贸by ucieczki. Wszystkich okrutnie torturowano i napi臋tnowano gor膮cym 偶elazem. Phylomon zwr贸ci艂 im wolno艣膰. Poddani padli mu do n贸g.

- Niech B贸g ci臋 b艂ogos艂awi! Niech B贸g ci臋 b艂ogos艂awi! - zawo艂ali.

- Prosz臋, we藕cie, co chcecie z tego miasta i uciekajcie jak najszybciej - powiedzia艂 im Gwiezdny 呕eglarz. - Nie wiemy, ile up艂ynie czasu, zanim przyb臋dzie tu wi臋cej Braci Mieczowych.

M臋偶czy藕ni podzi臋kowali i poszli szuka膰 broni w wie偶ach stra偶niczych.

Scandal okaza艂 si臋 nagle ch臋tny do "wojaczki". Biega艂 z izby do izby, wyprzedzaj膮c towarzyszy, podnosz膮c z艂ote bransolety, butelki z winem i wsuwaj膮c je za pazuch臋. Phylomon ze swej strony prowadzi艂 usilne poszukiwania i w jednym z pomieszcze艅 znalaz艂 to, czego szuka艂:

- Dokumenty podr贸偶ne! -powiedzia艂 podnosz膮c je triumfalnie. -呕aden dobry obywatel Kraalu nie zostanie z nimi zatrzymany na pustkowiu. - Wype艂ni艂 formularze na miejscu. - Gratuluj臋! - o艣wiadczy艂 podaj膮c je Tullowi, Ayuvahowi, Scandalowi i Wisterii. - Teraz wszyscy jeste艣cie wasalami pana Tantosa z Bashevgo, ministra sprawiedliwo艣ci! Oby艣cie dobrze mu s艂u偶yli.

Kiedy dotarli do gospody Scandal wysforowa艂 si臋 na czo艂o. Otworzy艂 drzwi na o艣cie偶 i wrzasn膮艂 zaskoczony.

Pomaga sprz膮taczka, z obci臋t膮 lew膮 piersi膮, zmywa艂a szmat膮 z pod艂ogi krew swoich zabitych pan贸w. Obok sta艂o wiadro z wod膮. Nuci艂a j臋kliwie monotonn膮 pie艣艅. Wydawa艂o si臋, 偶e nie zauwa偶y艂a Scandala i jego towarzyszy. Mia艂a ciemnobr膮zowe w艂osy i pomarszczon膮 twarz.

Serce Wisterii uderzy艂o mocniej, a potem zrobi艂o jej si臋 s艂abo.

- Jeste艣 Javan? Javan Tech? - spyta艂a, gdy偶 kobieta doskonale pasowa艂a do opisu Phylomona. - Tak mi przykro! - szepn臋艂a. - Tak mi przykro!

Kobieta powoli podnios艂a g艂ow臋. Wisteria zapyta艂a si臋 w duchu, czy kiedykolwiek b臋dzie mog艂a spojrze膰 jej w oczy po tym, co si臋 sta艂o przed dziesi臋ciu laty. Ale sprz膮taczka okaza艂a si臋 nieznajom膮 niewiast膮, kt贸rej dziewczyna nigdy nie spotka艂a.

- Jeste艣 wolna! - powiedzia艂 do niewolnicy Scandal. - Przyszli艣my ci臋 uwolni膰. Nic ci nie jest? - spyta艂 widz膮c, 偶e kobieta nie przerywa pracy i nadal 艣ciera krew z pod艂ogi, nuc膮c t臋 sam膮 pie艣艅, co poprzednio.

- Zostaw j膮 - powiedzia艂 Phylomon. - Ona postrada艂a zmys艂y.

- Zaczekaj! - wtr膮ci艂a Wisteria. - Zaczekaj! - powiedzia艂a i ukl臋k艂a obok staruszki. - Wiesz, jak si臋 nazywasz? - zapyta艂a.

- Ruva Brightman, to nazwisko lepsze od innych - odpar艂a 艣piewnie sprz膮taczka.

- Gdzie zosta艂a艣 porwana? - pyta艂a dalej Wisteria.

- W South Bay. South Bay. Daleko st膮d, w South Bay - za艣piewa艂a niewolnica.

- A kto ci臋 porwa艂?

- Feremon Scatman, pot臋偶ny wr贸g, z艂apie ci臋, je艣li b臋dzie m贸g艂! -艣piewa艂a dalej staruszka.

Wisteria rozejrza艂a si臋 w poszukiwaniu papieru i pi贸ra, ale znalaz艂a tylko papier. Ukl臋k艂a na brudnej pod艂odze, w艂asn膮 krwi膮 zapisa艂a oskar偶ycielskie s艂owa niewolnicy na kartce i poda艂a j膮 Phy-lomonowi.

- Je艣li znajdziesz tego drania, zabij go! - powiedzia艂a z zaci臋to艣ci膮.

Gwiezdny 呕eglarz obj膮艂 j膮 ramionami. Wisteria ukry艂a twarz w futrzanym kaftanie zab贸jcy swych rodzic贸w i wybuchn臋艂a p艂aczem.

Rozdzia艂 10 M膭呕 Z PLEMIENIA PWI

N

a po艂udniowym kra艅cu twierdzy strzeg膮cej Prze艂臋czy Z艂otej Rzeki sta艂y cztery pod艂u偶ne, kamienne budynki. B艂otnisty plac przed nimi wydepta艂y mastodonty i wo艂y. Spryska艂 go zimny deszcz. M艣ciciele przeszukali te zabudowania na samym ko艅cu i znale藕li w nich tysi膮ce du偶ych, glinianych garnk贸w wype艂nionych ziarnem. Stali d艂ugo, patrz膮c na nie.

- Zapasy 偶ywno艣ci dla armii Kraalu - powiedzia艂 Phylomon marszcz膮c brwi. - Wystarczy do wykarmienia dziesi臋ciu tysi臋cy 偶o艂nierzy przez ca艂e lato.

- Ale偶 w tej miniaturowej twierdzy nie by艂o nawet pi臋膰dziesi臋ciu Braci Mieczowych! - zawo艂a艂 zdumiony Scandal.

- To prowiant dla 偶o艂nierzy, kt贸rzy dopiero tu przyjd膮 - odpar艂 Ayuvah.

- Dla armii obozuj膮cej na r贸wninie! - Gwiezdny 呕eglarz obliza艂 wargi. -Musz膮 by膰 jakie艣 trzydzie艣ci kilometr贸w st膮d, prawda?

- Powiedzia艂bym dwadzie艣cia kilometr贸w - os膮dzi艂 Scandal.

- W takim razie, je艣li si臋 nie myl臋, wi臋kszo艣膰 dotrze tu dzi艣 po po艂udniu - o艣wiadczy艂 Phylomon.

Scandal otworzy艂 szeroko oczy. W臋drowcy jak jeden m膮偶 pop臋dzili do swojego wozu. Ayuvah zbieg艂 ze wzg贸rza, by obejrze膰 drog臋 prowadz膮c膮 do Kraalu, a Phylomon przem贸wi艂 do Zrodzonego- w-艢niegu w j臋zyku znak贸w. Hukm wskoczy艂 na grzbiet mamuta i ponagli艂 go. Sun臋li drog膮 przez dwie godziny, przebywaj膮c w tym czasie oko艂o dwunastu kilometr贸w. Kiedy dotarli do wzg贸rza, us艂yszeli z oddali g艂o艣ne tr膮bienie mastodont贸w.

Ayuvah nadbieg艂 wo艂aj膮c:

- Zbli偶a si臋 wielka armia! Serce zamiera we mnie z przera偶enia! Maj膮 mastodonty i wozy! I tak wielu wojownik贸w!

Zrodzony-w-艢niegu skierowa艂 mamuta do lasu i przez nast臋pne p贸艂 godziny wszyscy cz艂onkowie ekspedycji starali si臋 zasypa膰 jego wielkie 艣lady. Ukryli w贸z za niewielkim wzniesieniem, w zagajniku. Ryk mastodont贸w sta艂 si臋 g艂o艣niejszy. Mamut Zrodzonego-w-艢niegu zatr膮bi艂 przest臋puj膮c z nogi na nog臋 i w臋sz膮c. Hukm zeskoczy艂 na ziemi臋, popchn膮艂 kosmatego olbrzyma w bark. Ju偶 po chwili zwierz臋 pos艂usznie po艂o偶y艂o si臋 na boku, udaj膮c martwe.

Tuli i Ayuvah wyci膮gn臋li tarcze i ukryli si臋 za nimi, obserwuj膮c przemarsz armii Kraalu. Dowodzi艂 ni膮 jaki艣 genera艂, wysoki, chudy cz艂owieczy m臋偶czyzna odziany w czarny futrzany str贸j, w czarnym 偶elaznym he艂mie i z tarcz膮, na kt贸rej widnia艂a sylwetka czarnego cyklopa. Dosiada艂 rogatego smoka o sk贸rze ciemnej jak obsydian, zbyt du偶ego i starego, by m贸g艂 lata膰. Smok kulej膮c wl贸k艂 si臋 drog膮 w deszczu i w臋szy艂, wysuwaj膮c d艂ugi j臋zyk. Przed armi膮 kroczy艂o dwie艣cie mastodont贸w ci膮gn膮c sanie wy艂adowane prowiantem i namiotami. Poddani, neandertalscy niewolnicy, stali dw贸jkami na grzbiecie ka偶dego mastodonta, wybijaj膮c na wielkich b臋bnach rytm marszu. Wiele mastodont贸w mia艂o sk贸rzane pancerze naszywane spi偶owymi k贸艂kami i takie偶 he艂my. Nakryto je czerwonymi czaprakami. Ich ciosy by艂y nabijane 偶elaznymi gwo藕dziami. Za nimi szli Bracia Mieczowi - neandertalscy m臋偶czy藕ni w czarnych lakierowanych pancerzach i czerwonych p艂aszczach, pozbawieni jednego ucha, ze znakiem czarnego cyklopa na tarczach. Wszyscy byli uzbrojeni w karabiny i miecze. Tuli naliczy艂 ich siedem tysi臋cy.

- W takim tempie dotr膮 do tamtej twierdzy za trzy godziny - zauwa偶y艂 Ayuvah. - Kiedy zobacz膮, co zrobili艣my, zapoluj膮 na nas.

- Tak d艂ugo, jak nie zorientuj膮 si臋, w kt贸rym miejscu zeszli艣my z drogi, nic nam nie grozi. Na razie sami zadeptali nasz trop - mruk-naji Phylomon pe艂nym napi臋cia, zm臋czonym g艂osem. - Ayuvahu, zaprowad藕 naszych towarzyszy do lasu. Przejd藕cie sze艣膰 lub siedem kilometr贸w, upewniwszy si臋 przedtem, 偶e nie wida膰 was z prze艂臋czy i zaczekajcie. Ja zatr臋 nasze 艣lady.

- Musisz r贸wnie偶 usun膮膰 nasz zapach - doda艂 Ayuvah.

- Deszcz b臋dzie to musia艂 zrobi膰 za mnie - odpar艂 Gwiezdny 呕eglarz.

Ayuvah zaprowadzi艂 ich w g艂膮b lasu, omijaj膮c 艂膮ki, na kt贸rych zwierzyna wydepta艂a such膮 traw臋. Tamtej nocy spad艂 ulewny deszcz.

W臋drowali w ciemno艣ciach; Hukm szed艂 przodem. Nast臋pnego ranka Scandal pochwali艂 Phylomona za to, 偶e tak zr臋cznie zniszczy艂 艣lady. Ten jednak odpowiedzia艂 ponuro:

- Uciekli艣my na jeden dzie艅, ale nietrudno im b臋dzie odnale藕膰 nasz trop. Musimy jak najszybciej dotrze膰 do jakiej艣 ucz臋szczanej drogi, gdzie nasze 艣lady przemieszaj膮 si臋 z innymi.

Prowadzi艂 ich przez dwa dni, a偶 ujrzeli zryt膮 koleinami poln膮 drog臋, prowadz膮c膮 na pomoc. Stali, patrz膮c na zaro艣ni臋ty g臋st膮 traw膮 trakt, kt贸rym niedawno przejecha艂o wiele woz贸w.

- Jak ci si臋 zdaje, dok膮d ona wiedzie? - zapyta艂 Scandal.

- 艁膮czy Rzek膮 Siedmiu Potwor贸w z Greenstone - odpar艂 z u艣miechem Phylomon. - To t臋dy podr贸偶uj膮 kucharze poluj膮cy na w臋偶e morskie. Je偶eli si臋 nie myl臋, mamy do przebycia jeszcze tylko sto sze艣膰dziesi膮t kilometr贸w!

艢wie偶e koleiny wiod艂y z samego serca Kraalu. Niekt贸re wozy ci膮gn臋艂y wo艂y, inne za艣 mastodonty.

- Wygl膮da na to, 偶e rybacy s艂u偶膮cy kraalskim wielmo偶om niewiele nas wyprzedzili - zauwa偶y艂 Gwiezdny 呕eglarz. - To dobry znak! - doda艂.

Ruszyli wi臋c dalej w przebraniu. Wedle sfa艂szowanych dokument贸w Scandal by艂 kucharzem, kt贸ry wyruszy艂 zapolowa膰 na w臋偶e morskie dla pana Tantosa. Towarzyszy艂a mu niedawno po艣lubiona 偶ona Wisteria. Tuli i Ayuvah pop臋dzali mamuta jako zwykli niewolnicy. Phylomon, Tirilee i Zrodzony-w-艢niegu skierowali si臋 do lasu i szli za nimi w pewnej odleg艂o艣ci. Tego popo艂udnia czworo przebiera艅c贸w dwukrotnie zatrzyma艂y niewielkie oddzia艂ki 偶o艂nierzy, nie daj膮c im spokoju. Wszyscy 偶o艂nierze byli Neandertalczykami, Bra膰mi Mieczowymi w czarnych zbrojach, lecz tylko nieliczni mieli karabiny. Na widok dokument贸w podr贸偶nych Scandala, podpisanych przez samego ministra sprawiedliwo艣ci, milkli i oddalali si臋 spiesznie.

Cz艂onkowie ekspedycji przez tydzie艅 w臋drowali na p贸艂noc, do serca Kraalu, i codziennie spotykali coraz wi臋cej 偶o艂nierzy, jakby szukano ich coraz gorliwiej. Z czasem Tuli zauwa偶y艂, 偶e niebo Kraalu jest r贸wnie b艂臋kitne, a trawa zielona jak wsz臋dzie na Anee. Wydawa艂o si臋, 偶e natura ze wszystkich si艂 stara si臋 okaza膰 im sw膮 przychylno艣膰: przedtem bowiem bez przerwy pada艂 deszcz, a teraz s艂o艅ce 艣wieci艂o na bezchmurnym niebie. Tuli wypatrywa艂 kontroli przeprowadzanych przez Braci Mieczowych, bo cieszy艂 go strach, kt贸ry malowa艂 si臋 na ich twarzach, kiedy czytali dokumenty Scandala.

Zaw臋drowali w g贸r臋 Rzeki Siedmiu Potwor贸w do miejsca, gdzie nie dociera艂y w臋偶e morskie, i przejechali przez las osikowy. Tamtej nocy, kiedy Phylomon i jego towarzysze zakradli si臋 do obozu na kolacj臋, Tirilee popatrzy艂a t臋sknie na smuk艂e drzewa i podniecaj膮cy zapach jej cia艂a op艂yn膮艂 fal膮 w臋drowc贸w. Nast臋pnego ranka okaza艂o si臋, 偶e driada znikn臋艂a. Scandal sta艂, patrz膮c na drog臋 i westchn膮艂:

- Znalaz艂a swoje drzewa. Ju偶 jej nie zobaczymy.

Tego samego dnia wjechali do bezimiennego miasteczka, obozu g贸rnik贸w, gdzie Neandertalczycy o brudnych twarzach odprowadzili ich wzrokiem.

- My艣la艂em, 偶e Kraal ma wi臋cej mieszka艅c贸w - zauwa偶y艂 Ayuvah.

- Podczas ostatniego spisu okaza艂o si臋, i偶 jest ich czterdzie艣ci sze艣膰 milion贸w - odpar艂 Scandal. - Dwa miliony w samej stolicy, siedem na R贸wninie Cinnabar, pi臋膰 na wyspie Bashevgo. Ale Kra-aluchy to przede wszystkim rolnicy i g贸rnicy. Nie w艂贸cz膮 si臋 po bezdro偶ach jak Pwi. Nawet w Denai jest ich ponad sto tysi臋cy.

Ayuvah a偶 gwizdn膮艂 zaskoczony, gdy偶 na ca艂ym Wielkim Pustkowiu 偶y艂o znacznie mniej ludzi i Pwi ni偶 w Denai.

Rzeka Siedmiu Potwor贸w nie by艂a tak g艂臋boka, ani tak szeroka jak Rzeka Smilodon. Wi艂a si臋 mi臋dzy niskimi wzg贸rzami poro艣ni臋tymi d臋bami i olchami. Tuli mia艂 nadziej臋, 偶e szybko znajd膮 艣wie偶o wyl臋g艂e w臋偶e, czu艂 bowiem, 偶e czas nagli. W臋drowali jednak przez tydzie艅 w d贸艂 rzeki nadbrze偶n膮 drog膮, zanim spotkali pierwszych rybak贸w, sze艣ciu Poddanych wracaj膮cych do domu. Jechali d艂ugim, p艂askim wozem ci膮gni臋tym przez cztery pary wo艂贸w. Boki wozu mia艂y wysoko艣膰 zaledwie oko艂o sze艣膰dziesi臋ciu centymetr贸w i by艂y uszczelnione smo艂膮, 偶eby woda z niego nie wyciek艂a. Tuli domy艣li艂 si臋, 偶e w臋偶e s膮 trzymane w oddzielnych przegrodach.

Poddani przyjrzeli si臋 dziwacznemu furgonowi Scandala, zw艂aszcza za艣 olbrzymiej beczce umieszczonej z ty艂u. Tuli zrozumia艂 wtedy, jak chwiejn膮 r贸wnowag臋 mia艂a beczka ober偶ysty w por贸wnaniu z d艂ugim, w膮skim kraalskim wozem.

- Sp贸藕nili艣cie si臋 o par臋 tygodni, co? - spyta艂 jaki艣 Poddany. Tullowi nagle zasch艂o w ustach tak bardzo, 偶e nie m贸g艂 wykrztusi膰 nawet s艂owa. Zastanowi艂 si臋, czy w og贸le nie przybyli za p贸藕no.

- Nasz mamut umar艂 - wtr膮ci艂 Ayuvah - musieli艣my zawr贸ci膰.

- Du偶o w臋偶y schwytali艣cie? - spyta艂 Tuli. Poddani przyjrzeli mu si臋 bacznie.

- Dostatecznie du偶o - odpar艂 jeden z nich. - Je艣li si臋 po艣pieszycie, zd膮偶ycie na koniec wyl臋gu.

Tuli skin膮艂 g艂ow膮 i chcia艂 ruszy膰 dalej.

- Ciosy waszego mamuta wskazuj膮, 偶e nale偶y do jakiego艣 Huk-ma - zauwa偶y艂 nagle inny Poddany.

- M贸j pan kupi艂 tego mamuta w zesz艂ym roku od pewnego kupca, kt贸ry ukrad艂 go Hukmom na Wielkim Pustkowiu - sk艂ama艂 Ayuvah.

- Wasz pan to sko艅czony dure艅, je艣li posy艂a was z tym mamutem tak blisko G贸r Bia艂ych - powiedzia艂 ten sam Poddany. - Oby bogowie zes艂ali mu 艣mier膰 za m艂odu, 偶eby艣 zosta艂 sprzedany m膮drzejszemu panu.

- Tchezza fae. Oby tak si臋 sta艂o! - powiedzieli ch贸rem Tuli i Ayuvah.

Kiedy rybacy pojechali dalej, Tuli zatrzyma艂 na chwil臋 mamuta i obejrza艂 si臋 na Scandala.

-' O Bo偶e! Niech to wszyscy diabli! -j臋kn膮艂 ober偶ysta, chwytaj膮c si臋 za serce.

- Przybyli艣my za p贸藕no! - rzek艂 zrozpaczony Ayuvah.

- My艣la艂em, 偶e sp贸藕nili艣my si臋 tylko o tydzie艅 - m贸wi艂 dalej Scandal. -Wydawa艂o mi si臋, 偶e to nie b臋dzie mia艂o znaczenia!

- Wyl臋g rozpocz膮艂 si臋 wcze艣niej ni偶 przypuszczali艣my - os膮dzi艂 Tuli. - Gdyby艣my o tym wiedzieli, zrobiliby艣my wszystko, 偶eby zd膮偶y膰. - Spojrza艂 przez rami臋 na Scandala i Ayuvaha. Poblad艂a Wisteria siedzia艂a obok ober偶ysty. Ukry艂a twarz w d艂oniach i wy-buchn臋艂a p艂aczem.

- Nie zatrzymamy si臋 dzi艣 wieczorem. B臋dziemy jechali a偶 do 艣witu - o艣wiadczy艂 Tuli. Phylomon i Zrodzony-w-艢niegu b臋d膮 musieli nas dogoni膰. Mamut odpocznie, kiedy rozbijemy ob贸z. - Pozostali skin臋li g艂owami na znak zgody.

Tamtej nocy jechali przez g贸ry w ksi臋偶ycowej po艣wiacie. O 艣wicie min臋li pierwsze obozy rybackie. W ka偶dym obozie kilku Poddanych sta艂o na wysuni臋tej w nurty rzeki skale z d艂ugim kijem. Do kija przywi膮zana by艂a futrzana kula, cz臋sto z doszytymi kolorowymi szmatkami, kt贸re wygl膮da艂y jak nogi, i guzikami zamiast oczu. Rybacy zanurzali j膮 w wodzie, a potem szybko podrywali, 偶eby zwabi膰 w臋偶a.

Scandal poleci艂 zatrzyma膰 si臋 w podobnym miejscu. Na poro艣ni臋tym krzakami, szerokim cyplu le偶a艂o kilka du偶ych p艂askich g艂az贸w, by艂y tam te偶 g艂臋bokie zatoczki. Kiedy tylko w贸z si臋 zatrzyma艂, Tuli 艣ci膮艂 spore drzewko, wyj膮艂 z sakwy kawa艂ek sk贸ry oraz kolorow膮 szmat臋 i zacz膮艂 szy膰 przyn臋t臋. Pozostali w臋drowcy ustawili beczk臋 pionowo i nape艂nili j膮 wod膮.

Chaa powiedzia艂, 偶e tylko Tuli powinien 艂apa膰 w臋偶e. M艂odzieniec znalaz艂 wi臋c odpowiedni膮 ska艂臋, wsadzi艂 przyn臋t臋 do wody i zacz膮艂 rytmicznie podnosi膰 i opuszcza膰. Woda w zatoczce by艂a g艂臋boka, niebieska i przezroczysta jak szk艂o. Tuli widzia艂 dno - c臋tkowane g艂azy i ciemne po艂acie mchu. P艂ywa艂y tam du偶e ryby - nakrapiane 艂ososie oraz pr臋gowane okonie. Wiedzia艂, 偶e w臋偶e morskie cz臋sto trzymaj膮 si臋 blisko dna i zmieniaj膮 barw臋 na srebrn膮, czarn膮 lub 偶贸艂t膮, by si臋 do niego upodobni膰. Poluj膮 wsp贸lnie stadami licz膮cymi od kilku tuzin贸w do setek osobnik贸w by razem pogna膰 艂awice ryb w g贸r臋 rzeki, a potem po偶era膰 je bez po艣piechu. Woda roi艂a si臋 od ryb.

Przez godzin臋 Tuli nic nie z艂apa艂 i rozbola艂y go ramiona. W chwili, gdy got贸w by艂 ju偶 zrezygnowa膰, spostrzeg艂, 偶e przyn臋ta znika w olbrzymim pysku z ostrymi jak no偶e z臋bami. Zawo艂a艂 o pomoc, ale najpierw spr贸bowa艂 w艂asnymi si艂ami wydoby膰 w臋偶a z wody. Jednak偶e ogromne zwierz臋 stawia艂o tak wielki op贸r, 偶e o ma艂o nie wci膮gn臋艂o do rzeki samego rybaka.

Tuli pu艣ci艂 w臋dk臋 i wyskoczy艂 na brzeg. Wa偶 wype艂z艂 za nim. G艂owa zwierz臋cia mia艂a prawie metr szeroko艣ci, m贸g艂 wi臋c bez trudu po艂kn膮膰 m艂odego Tcho-Pwi. Na grzbiecie w臋偶a stercza艂y dwie pary kolc贸w. Kiedy Tuli 艣lizgaj膮c si臋, pocz膮艂 gramoli膰 si臋 wy偶ej, zwierz臋 przygl膮da艂o mu si臋 przez chwil臋 jaskrawoczerwonymi oczami, a potem cofn臋艂o si臋, chwyci艂o przyn臋t臋 i ponownie zanurzy艂o si臋 w rzece.

Scandal i Ayuvah, kt贸rzy przybiegli na wo艂anie Tulla, zatrzymali si臋, 偶eby popatrze膰 na potwora.

- Potrzebujemy mniejszych od niego-o艣wiadczy艂 Scandal. -Nie wi臋kszych ni偶 metr dwadzie艣cia.

Tuli sporz膮dzi艂 drug膮 przyn臋t臋 i daremnie pr贸bowa艂 co艣 z艂owi膰 przez reszt臋 popo艂udnia. Szybko te偶 zrozumia艂, dlaczego Poddani zawsze pracowali czw贸rkami: w臋偶e by艂y du偶e i wszystkie pr贸bowa艂y wci膮gn膮膰 go do wody. Jeden nawet usi艂owa艂 wpe艂zn膮膰 na kamie艅, na kt贸rym siedzia艂 Tuli, i z艂apa膰 go za nog臋, ca艂kowicie ignoruj膮c przyn臋t臋. M艂odzieniec tak si臋 tym przerazi艂, 偶e b艂yskawicznie wyskoczy艂 z paszczy w臋偶a. Ayuvah i Scandal koniecznie chcieli mu pom贸c, ale by艂o to niemo偶liwe: Chaa powiedzia艂 przecie偶 wyra藕nie, 偶e tylko Tuli mo偶e chwyta膰 w臋偶e morskie.

Do zmroku wyci膮gn膮艂 z wody tylko jednego, mierz膮cego ponad cztery metry, osobnika, kt贸ry tak si臋 rzuca艂, gro偶膮c ostrymi kolcami grzbietowymi, 偶e nikt nie odwa偶y艂 si臋 do niego zbli偶y膰. Zwierz臋 oderwa艂o przyn臋t臋, po艂kn臋艂o j膮, a potem, podpieraj膮c si臋 przednimi p艂etwami, zako艅czonymi ostrymi pazurkami, poczo艂ga艂o si臋 z powrotem do rzeki.

Tamtej nocy Phylomon i Zrodzony-w-艢niegu dotarli wreszcie do obozu.

- 艁owisz za g艂臋boko - powiedzieli. - Obserwowali艣my Poddanych w g贸rze rzeki. 艁owi膮 na p艂yciznach. Wysy艂aj膮 obserwatora na drzewo, 偶eby wypatrywa艂 ma艂ych w臋偶y. P贸藕niej informuje on rybaka, gdzie powinien zarzuci膰 przyn臋t臋. Znale藕li艣my dobre miejsce w dole rzeki.

- Ile w臋偶y schwytali dzisiaj tamci Poddani? - zapyta艂 Scandal.

- Tylko jednego, kt贸rego mogli zatrzyma膰 - przyzna艂 Phylomon.

- A ile wed艂ug ciebie powinni艣my zawie藕膰 do domu? Setk臋? -pyta艂 dalej ober偶ysta.

- Tak膮 mam nadziej臋 - odpar艂 Gwiezdny 呕eglarz. Tuli rozejrza艂 si臋 woko艂o. Wszyscy wygl膮dali na zm臋czonych i przygn臋bionych.

- Chaa poleci艂 nam tu przyby膰. Nie zrobi艂 tego bez wa偶nego powodu - powiedzia艂 Ayuvah.

- Ale z jak膮 dok艂adno艣ci膮 widzia艂 t臋 przysz艂o艣膰? - zastanawia艂a si臋 Wisteria. - Mo偶e nie zauwa偶y艂, 偶e nasz mastodont umrze i 偶e b臋dziemy musieli pcha膰 ten przekl臋ty w贸z przez G贸ry Smocze.

- A niech to licho! - zakl膮艂 Scandal. - Zrobili艣my to, o co prosi艂, i jeste艣my tutaj. Je偶eli powiedzia艂, 偶e mo偶emy z艂apa膰 kilka w臋偶y, to je znajdziemy. Kto wie, mo偶e te 艣wie偶o wyklute, niespe艂na metrowe osobniki w艂a艣nie w tej chwili p艂yn膮 w g贸r臋 rzeki. - Ale jego entuzjazm brzmia艂 fa艂szywie. Wszyscy wiedzieli, 偶e jest zrozpaczony i 偶e powiedzia艂 to tylko po to, by uspokoi膰 Tulla.

- To mo偶liwe - przyzna艂 Phylomon. - A mo偶e znajdziemy tylko same du偶e osobniki.

- Wiesz, 偶e to b臋dzie trudniejsze ni偶 ci si臋 zdaje - skomentowa艂 Scandal.

- Co twoim zdaniem powinni艣my zrobi膰? - zapyta艂 Tulla Phylomon.

- Ten ch艂opak nie wie wi臋cej od nas! - zaprotestowa艂 Scandal.

- Ale to jemu Obcuj膮cy z Duchami powierzy艂 kierownictwo ekspedycji - odpar艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Niech sam zdecyduje. Tuli zastanawia艂 si臋 chwil臋.

- Jutro udamy si臋 na p艂ycizny. Je艣li zobacz臋 w臋偶e, mo偶e uda mi si臋 z艂apa膰 kilka.

Nast臋pnego ranka przenie艣li ob贸z o trzy kilometry w d贸艂 rzeki i znale藕li kilka wielkich g艂az贸w wystaj膮cych z p艂ytkiej wody. Kto艣 ju偶 kiedy艣 艂owi艂 tu w臋偶e, gdy偶 w pobli偶u skupiska g艂az贸w znajdowa艂 si臋 kamienny kr膮g na tyle du偶y, 偶e mog艂o si臋 w nim pomie艣ci膰 kilka mniejszych osobnik贸w. Mi臋dzy kamieniami ogrodzenia przep艂ywa艂a 艣wie偶a woda, tak 偶e odgrywa艂o ono rol臋 sadzawki, w kt贸rej przechowuje si臋 przeznaczone na sprzeda偶 ryby. Nie u偶ywano go od lat i wiosenne fale powodziowe niemal zniszczy艂y po艂udniowy i p贸艂nocny odcinek zagrody. Tuli i Ayuvah przyd藕wigali z brzegu odpowiednio du偶e kamienie i odbudowali murek. P贸藕niej Tuli stan膮艂 na wybranych ska艂ach - tak wysokich, 偶e nawet wi臋ksze w臋偶e nie mog艂y si臋 na nie wspi膮膰. Po godzinie oczekiwania ich trud zosta艂 nagrodzony: Wisteria dostrzeg艂a p贸艂torametrowego w臋偶a p艂yn膮cego wzd艂u偶 brzegu w stron臋 ska艂. Tuli zarzuci艂 w臋dk臋 i zacz膮艂 ni膮 porusza膰.

W膮偶 sprawia艂 wra偶enie og艂upia艂ego. Zamiast chwyta膰 przyn臋t臋, zatrzyma艂 si臋 i po艂o偶y艂 na dnie. Potem przez pi臋膰 minut zmienia艂 kolor, 偶eby zla膰 si臋 z barw膮 otoczenia. Tuli przesun膮艂 si臋 na skraj g艂azu, coraz bardziej zbli偶aj膮c w臋dk臋 do paszczy w臋偶a, kt贸ry jednak tylko obserwowa艂 go wielkimi, czerwonymi oczami. Leniwie porusza艂 skrzelami, oddychaj膮c g艂臋boko. Kiedy by艂 got贸w do ataku, wci膮gn膮艂 skrzela, odepchn膮艂 si臋 od dna przednimi p艂etwami i chwyci艂 przyn臋t臋. Tuli zaczeka艂 chwil臋, a偶 zwierz臋 zaci艣nie szcz臋ki na futrzanej kuli, a potem wyci膮gn膮艂 je z wody. W膮偶 zacz膮艂 wymachiwa膰 ogonem na wszystkie strony i rozora艂 kolcami pier艣 Tulla. M艂odzieniec j臋kn膮艂 z b贸lu i omal nie wypu艣ci艂 w臋dki. Zdo艂a艂 jednak wrzuci膰 monstrum do skalnej zagrody. W膮偶 rozszarpywa艂 przyn臋t臋 nawet w wi臋zieniu, a kiedy oderwa艂a si臋 od linki, pu艣ci艂 j膮. Wszyscy rzucili si臋, by przyjrze膰 si臋 zdobyczy.

W膮偶 uderza艂 o kamienne ogrodzenie, drapa艂 je p艂etwami, raz po raz wali艂 w nie g艂ow膮. Kiedy si臋 zm臋czy艂, podskoczy艂, wysun膮艂 g艂ow臋 ponad murek i pr贸bowa艂 przedosta膰 si臋 na drug膮 stron臋. Tuli chwyci艂 w臋dk臋 i zepchn膮艂 zwierz臋 z powrotem do sadzawki. Ayuvah za艣 pomkn膮艂 na brzeg i przyni贸s艂 wi臋cej kamieni, 偶eby wzmocni膰 ogrodzenie.

Scandal tak si臋 ucieszy艂 z tego pierwszego sukcesu, 偶e wrzasn膮艂 na ca艂e gard艂o:

- Przebyli艣my cholerne p贸艂tora tysi膮ca kilometr贸w przez Wielkie Pustkowie i z艂apali艣my sobie w臋偶a! Musimy to uczci膰! - Rozpali艂 ognisko i zacz膮艂 szykowa膰 jakie艣 smako艂yki. Tuli i Wisteria ta艅czyli wok贸艂 obozu, a Ayuvah u艣miecha艂 si臋 g艂upio. M艂ody Tcho-Pwi uspokoi艂 si臋 po p贸艂 godzinie i wr贸ci艂 do roboty.

Nie wiod艂o im si臋 jednak przez reszt臋 tego dnia. Zobaczyli wiele w臋偶y p艂yn膮cych pod pr膮d, lecz na jednego zd膮偶aj膮cego w g贸r臋 rzeki, dwa p艂yn臋艂y w przeciwnym kierunku. 呕aden te偶 nie by艂 taki ma艂y, jak ten, kt贸rego z艂owili. Mimo to 艣wi臋towali przez ca艂膮 noc, a nast臋pnego ranka znowu udali si臋 nad rzek臋. Wr贸cili jednak z pustymi r臋kami. Tego te偶 dnia Phylomon i Zrodzony-w-Sniegu wyprawili si臋 na zwiady i po powrocie mieli du偶o do powiedzenia.

- Przeszli艣my oko艂o pi臋tnastu kilometr贸w - zameldowa艂 Phylomon. - Zamglone Wzg贸rza przecinaj膮 nam drog臋, kt贸ra w dodatku jest w z艂ym stanie: stroma i miejscami nier贸wna. Nie przejedziemy tamt臋dy naszym wozem: ma za szerok膮 doln膮 cz臋艣膰, w por贸wnaniu z miejscowymi, kt贸re s膮 znacznie w臋偶sze.

- A mo偶e natrafili艣cie na jaki艣 wygodniejszy szlak? - zapyta艂 Scandal.

- Znale藕li艣my kilka 艣cie偶ek, ale ludzie nie mog膮 tamt臋dy w臋drowa膰.

- Wydepta艂y je jelenie?

- Ludzie-Mastodonty - odpar艂 Phylomon. - Wzg贸rza zaro艣ni臋te s膮 krzakami. To dobre tereny dla dzik贸w i 艂osi.

- Znajd藕cie mi dobr膮 drog臋 do Denai - poprosi艂 Scandal.

- Zaczniemy poszukiwania jutro rano. Zajmie to nam co najmniej dwa lub trzy dni.

Ale Phylomon nie wr贸ci艂 ani po dw贸ch, ani po trzech dniach. Tuli za艣 nie z艂apa艂 innego w臋偶a. Scandal i Ayuvah codziennie urz膮dzali polowanie na dziki i jelenie i przekonali si臋, 偶e kraalscy rybacy ca艂kowicie wyt臋pili je w okolicy. 呕eby wykarmi膰 jedynego w臋偶a, zapolowali na wi臋kszego osobnika tego samego gatunku. Kiedy Scandal i Ayuvah wyci膮gn臋li zwierz臋 z wody, Tuli mieczem odr膮ba艂 mu g艂ow臋, po膰wiartowa艂 reszt臋 d艂ugiego cielska i nakarmi艂 nim wi臋藕nia. W膮偶 mia偶d偶y艂 ko艣ci w silnych szcz臋kach, po艂yka艂 ogromne k臋sy. Jedz膮c, rzuca艂 si臋 w p艂ytkiej wodzie sadzawki jak szalony.

Czwartego dnia zaniepokoi艂y ich dwa wydarzenia. Z Denai przyby艂 oddzia艂 licz膮cy prawie dwa tysi膮ce Braci Mieczowych z karabinami w d艂oniach. Zapytali cz艂onk贸w ekspedycji, czy widzieli jakiego艣 Hukma w okolicy, sprawdzili podrobione dokumenty Scandala. Podpis ministra sprawiedliwo艣ci nie wywar艂 na nich wi臋kszego wra偶enia, w dodatku dwukrotnie przeszukali w贸z ober偶ysty. Na szcz臋艣cie Scandal ukry艂 zrabowane z艂oto i karabiny w zaro艣lach. Bracia Mieczowi, cho膰 wydawali si臋 zaciekawieni, odeszli po godzinie. Tego samego dnia w臋drowcy zauwa偶yli w rzece tylko trzydzie艣ci dwa du偶e w臋偶e. Ryb by艂o coraz mniej i zawiedzione drapie偶niki wraca艂y na otwarte morze. A po po艂udniu min臋艂o ich siedem woz贸w rybak贸w wracaj膮cych z 艂ow贸w.

Tuli mia艂 ponur膮, pe艂n膮 determinacji min臋, cho膰 dr臋czy艂a go niepewno艣膰. Przez ca艂e popo艂udnie szed艂 brzegiem rzeki, rozpaczliwie poszukuj膮c wzrokiem m艂odych w臋偶y. Przecie偶 Chaa przewidywa艂, 偶e wyprawa si臋 powiedzie. Chaa przepowiedzia艂, 偶e Tuli z艂apie w臋偶e. Ale je艣li szaman widzia艂 go chwytaj膮cego tylko jednego w臋偶a? Jeden nie wystarczy. Tuli czego艣 nie dopatrzy艂, zreszt膮 jak zwykle. Przyjrza艂 si臋 swoim r臋kom, wielkim i mocnym, bardziej podobnym do nied藕wiedzich 艂ap ni偶 do zr臋cznych ludzkich d艂oni. Nigdy mu dobrze nie s艂u偶y艂y. Zawsze przegrywa艂, i tak si臋 sta艂o tym razem.

Tamtej nocy pi臋ciu obdartych Poddanych min臋艂o ob贸z ekspedycji na wozie ci膮gni臋tym przez mastodonta i zatrzyma艂o si臋 w pobli偶u. Ich ognisko obozowe prze艣witywa艂o w艣r贸d pozbawionych li艣ci drzew, odbijaj膮c si臋 w wodzie. Jeden z Poddanych gra艂 na fletni Pana, a pozostali 艣piewali, ciesz膮c si臋, 偶e wracaj膮 do domu.

Phylomon i Zrodzony-w-艢niegu wr贸cili do obozu.

- Znale藕li艣my lepsz膮 drog臋- powiedzia艂 Gwiezdny 呕eglarz- ale prowadzi ona z jednego miasteczka do drugiego. Jest skalista i miejscami do艣膰 w膮ska, a w dodatku nie biegnie brzegiem Rzeki Siedmiu Potwor贸w. Przez pierwsze trzy dni nie zdob臋dziemy 艣wie偶ej wody dla w臋偶y. To bardzo mnie martwi. Dotrzemy do Denai za sze艣膰 lub siedem dni.

- Na Boga, wi臋c gdyby艣my z艂apali jakie艣 w臋偶e, to b臋d膮 one musia艂y oddycha膰 powietrzem? - spyta艂 Scandal.

- Co chcesz przez to powiedzie膰? - zwr贸ci艂 si臋 do niego Phylomon. - Ile w臋偶y z艂apali艣cie?

- Tylko tego jednego - odpowiedzia艂a Wisteria. Gwiezdny 呕eglarz wbi艂 wzrok w Tulla.

- Co chcesz zrobi膰?

Tuli prze艂kn膮艂 艣lin臋 i spojrza艂 na majacz膮cy w oddali ob贸z Poddanych. Tak bardzo si臋 stara艂 i wszystko na nic.

- My艣l臋, 偶e ju偶 nie z艂apiemy ma艂ych w臋偶y - powiedzia艂 do towarzyszy.

Scandal powi贸d艂 wzrokiem za spojrzeniem Tulla.

- Taak, wiem, o czym my艣lisz: mo偶emy odebra膰 w臋偶e tamtym Poddanym.

- Nie dadz膮 nam rady: jest nas czterech i wszyscy mamy karabiny - przyzna艂 Phylomon. Jeden z Poddanych zacz膮艂 艣piewa膰 g艂o艣no.

- Nie! - zaprotestowa艂 Tuli. - Pozw贸lcie mi z nimi porozmawia膰!

Poszed艂 w zaro艣la, gdzie by艂y ukryte karabiny zrabowane martwym Braciom Mieczowym w Prze艂臋czy Z艂otej Rzeki. Wzi膮艂 pi臋膰, i wraz z workiem z amunicj膮 w艂o偶y艂 do du偶ej sakwy.

- Co ty wyrabiasz?! - zawo艂a艂 Scandal.

- Spr贸buj臋 ich przekona膰 - odpar艂 Tuli.

Poszed艂 do obozu kraalskich rybak贸w. Zrodzony-w-艢niegu i pozostali m臋偶czy藕ni ruszyli za nim. Podeszli do ogniska. Poddani cofn臋li si臋, patrz膮c ze strachem na Tulla, na ogromnego Hukma i na niebiesk膮 sk贸r臋 Phylomona. Jeden z nich podbieg艂 do stoj膮cego z boku wozu i wyj膮艂 z niego maczug臋.

- Potrzebuj臋 waszych w臋偶y - odezwa艂 si臋 Tuli. Poddani popatrzyli na niego jak na wariata.

- Nasz pan nas zbije! - powiedzia艂 najstarszy, oblizuj膮c wargi ze strachu. - Zbije nas jak psy, je艣li oddamy wam nasz膮 zdobycz! -dorzuci艂 j臋kliwym g艂osem, patrz膮c na Zrodzonego-w-艢niegu. Zrozumia艂, 偶e nie zdo艂a obroni膰 z艂owionych w臋偶y.

Tuli rzuci艂 na ziemi臋 sakw臋 z karabinami.

Stary niewolnik spojrza艂 na bro艅.

- Sk膮d je macie?

- Zabili艣my Braci Mieczowych na Prze艂臋czy Z艂otej Rzeki. 'Tamten przerazi艂 si臋 nie na 偶arty.

- Zostaniecie za to ukarani! Zabij膮 was! Chyba nie jeste艣cie tacy g艂upi, by 艂udzi膰 si臋 nadziej膮, 偶e zdo艂acie uciec?!

- We藕cie te karabiny i odejd藕cie - powiedzia艂 Tuli. - Ruszajcie w g贸ry, p贸ki 艣nieg nie zamarz艂 na nowo. A ty jak d艂ugo jeszcze chcesz by膰 Poddanym? - zapyta艂 starca.

Jeden z m艂odszych rybak贸w, Neandertalczyk o jasnych w艂osach i zaczerwienionej od s艂o艅ca twarzy, podszed艂 do Tulla i wybra艂 sobie karabin. Otworzy艂 magazynek, zobaczy艂, 偶e jest na艂adowany i na powr贸t go zamkn膮艂.

- Powiem ci - zwr贸ci艂 si臋 do Tulla -jak d艂ugo on b臋dzie Poddanym - a偶 do 艣mierci! - Odwr贸ci艂 si臋, przytkn膮艂 luf臋 do twarzy l臋kliwego towarzysza i poci膮gn膮艂 za spust. Kula przebi艂a czaszk臋 od spodu. Przez moment starzec patrzy艂 na obecnych nic nie rozumiej膮cym wzrokiem, jakby nagle zapomnia艂 ich imion. Dym buchn膮艂 z rany pod jego brod膮. Potem nogi si臋 pod nim ugi臋艂y i run膮艂 na twarz.

Trzej Poddani zachowuj膮cy si臋 dot膮d biernie popatrzyli na cia艂o towarzysza. Tulla zaskoczy艂 wyraz ich twarzy, gdy偶 wyra藕nie 偶a艂owali zabitego.

- Przynajmniej umar艂 szybko, a nas czeka gorszy los - powiedzia艂 jeden z tej tr贸jki. P贸藕niej wszyscy chwycili karabiny i zacz臋li wy艂adowywa膰 prowiant ze swojego wozu. Wida膰 byli przekonani, 偶e powinni uciec jak najpr臋dzej.

- Dzi臋kujemy wam za bro艅! - rzuci艂 przez rami臋 ogorza艂y Neandertalczyk. - Obawiam si臋 jednak, 偶e Bracia Mieczowi us艂yszeli m贸j strza艂, dlatego musimy szybko opu艣ci膰 to miejsce. - W ci膮gu minuty pomkn臋li w mrok, kieruj膮c si臋 do lasu. Tuli sta艂 oszo艂omiony i wstrz膮艣ni臋ty.

- Nie chcia艂em nikogo skrzywdzi膰! - szepn膮艂. - Chcia艂em zwr贸ci膰 im wolno艣膰.

Phylomon zaci膮gn膮艂 zw艂oki starca na brzeg i wrzuci艂 je do rzeki.

- Szybko! Bierzmy ich w臋偶e i wyno艣my si臋 st膮d! - rozkaza艂 cicho.

- Powinni艣my wzi膮膰 ich w贸z - odezwa艂 si臋 Scandal. Phylomon spojrza艂 na niski, w膮ski pojazd.

- Ma za s艂abe osie. Nie wytrzymaj膮 g贸rskich dr贸g.

Scandal zala艂 wod膮 ognisko. W ciemno艣ciach pchali zdobyczny w贸z do odleg艂ego o kilkaset metr贸w obozowiska. P贸藕niej Tuli wszed艂 na wierzch wozu z w臋dk膮 w d艂oni. Kiedy w臋偶e chwyta艂y przyn臋t臋, przerzuca艂 je do beczki Scandala. Wyci膮gn臋li razem osiemdziesi膮t cztery osobniki, jednego za drugim. P贸藕niej Scandal wybi艂 dziur臋 w wozie Poddanych i wypu艣ci艂 z niego wod臋. Opr贸偶niwszy zdobyczny pojazd, ukryli go w zaro艣lach. Potem, cho膰 by艂a p贸艂noc, zjedli skromne 艣niadanie i czekali na 艣wit.

A jednak w ko艅cu zasn臋li - wszyscy opr贸cz Tulla. M艂ody Tcho-Pwi zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e powinien by膰 szcz臋艣liwy, gdy偶 wreszcie mieli w臋偶e morskie, ale przez ca艂y czas widzia艂 twarz zabitego starca. Przypomnia艂 sobie ze wszystkimi szczeg贸艂ami jak pocisk eksplodowa艂 w jego g艂owie, kt贸ra zwis艂a nagle, niczym pusty worek. Niczego takiego nie pragn膮艂, wierzy艂 szczerze, 偶e zwraca tamtym Poddanym wolno艣膰. Tylko czy zbiegli niewolnicy kiedykolwiek zdo艂aj膮 opu艣ci膰 Kraal? W膮tpi艂 w to. Ci trzej stan膮 si臋 Okanjarami i sp臋dz膮 reszt臋 偶ycia obozuj膮c na granicach Kraalu, rywalizuj膮c mi臋dzy sob膮, napadaj膮c na Braci Mieczowych, kt贸rzy b臋d膮 bra膰 na nich odwet. W ko艅cu, cho膰 nazw膮 siebie Okanjarami, czyli Wolnymi, tak naprawd臋 nigdy nie b臋d膮 wolni. Zamieni膮 tylko j eden rodzaj niewoli na inny. Tamten starzec dobrze o tym wiedzia艂.

Le偶膮c pod wozem Tuli s艂ysza艂, jak w臋偶e morskie rozmawiaj膮 ze sob膮 g艂臋bokimi g艂osami, wydaj膮c przeci膮g艂e, ciche j臋ki. Wyt臋偶y艂 s艂uch. Phylomon powiedzia艂 kiedy艣, 偶e zwierz臋ta te s膮 r贸wnie bystre jak ludzie, 偶e porozumiewaj膮 si臋 pod wod膮 na wielkie odleg艂o艣ci. Przys艂uchiwa艂 si臋 wi臋c, usi艂uj膮c rozr贸偶ni膰 s艂owa nieznanego j臋zyka.

Kiedy tak rozmy艣la艂, us艂ysza艂 zgrzyt metalowej 艂y偶ki o metalow膮 misk臋. Przysz艂o mu do g艂owy, 偶e pewnie to Scandal wyjada resztki, ale zaraz potem zorientowa艂 si臋, 偶e ober偶ysta g艂o艣no chrapie. Wyjrza艂 wi臋c spod wozu i ujrza艂 Tirilee; w ksi臋偶ycowej po艣wiacie twarz driady i jej srebrzyste w艂osy nabra艂y pomara艅czowego odcienia. Le艣na panna skuli艂a si臋 przy ognisku i jad艂a, nie patrz膮c w stron臋 furgonu. Potem poruszy艂a patykiem 偶arz膮ce si臋 w臋gle i dorzuci艂a kilka drew. Tuli nie czu艂 jej zapachu. Emanuj膮ca przedtem od niej wo艅 o w艂a艣ciwo艣ciach afrodyzjaku gdzie艣 znikn臋艂a. M艂odzieniec spojrza艂 na driad臋 i zobaczy艂 w niej Tirileezhoai - Tirilee w艂adczyni臋 mi艂o艣ci, kt贸rej si臋 obawia艂. Driada sko艅czy艂a kolacj臋, a potem zajrza艂a do koszyka stoj膮cego pod drzewem, w pobli偶u ogniska. Wyj臋艂a z niego kawa艂ek chleba i butelk臋 wina. Zdumia艂o to Tulla. Prowiant pozostawiony na otwartej przestrzeni m贸g艂 tylko przyci膮gn膮膰 nied藕wiedzie. Scandal powinien o tym wiedzie膰. Potem jednak Tcho-Pwi przypomnia艂 sobie, 偶e to Phylomon siedzia艂 w tym miejscu przy kolacji. Gwiezdny 呕eglarz dokarmia艂 driad臋 podobnie jak na pocz膮tku podr贸偶y. Za tydzie艅 b臋dziemy w Denai. Je艣li wszystko dobrze p贸jdzie, za dwa tygodnie odp艂yniemy do domu powiedzia艂 sobie w duchu Tuli. Tirilee zawin臋艂a 偶ywno艣膰 w fa艂d臋 sukienki i ukradkiem odesz艂a do lasu. Za tydzie艅, pomy艣la艂 m艂odzieniec, pozb臋d臋 si臋 jej na zawsze.

Podr贸偶 przez Zamglone Wzg贸rza okaza艂a si臋 bardzo niebezpieczna. Wprawdzie wi臋kszo艣膰 tych wzniesie艅 mia艂a 艂agodne zbocza, ale ogromna beczka z w臋偶ami, cho膰 tylko cz臋艣ciowo wype艂niona wod膮, wa偶y艂a siedem ton. Mamut cz臋sto tr膮bi艂 ze z艂o艣ci, 偶e zmusza si臋 go do ci膮gni臋cia tak wielkiego ci臋偶aru. Kiedy jechali w g贸r臋 zbocza, Zrodzony-w-艢niegu pcha艂 w贸z z ty艂u, podczas gdy pozostali m臋偶czy藕ni toporami i kilofami oczyszczali drog臋 z krzak贸w. W tej sytuacji tylko Wisteria mog艂a kierowa膰 mamutem. Phylomon nauczy艂 j膮 jecha膰 na jego wielkim karku i powozi膰 nim na spos贸b Hukm贸w, ponaglaj膮c go g艂osem i kopniakami w ma艂e uszy i szyj臋, a zatrzymywa膰 poci膮gaj膮c za sier艣膰. W tamtej okolicy roi艂o si臋 od bielink贸w kapustnik贸w. Mamut, i tak ju偶 rozz艂oszczony ci臋偶kim brzemieniem, atakowa艂 bezbronne stworzenia, wsysa艂 je do tr膮by a potem wypluwa艂. Kontrolowanie tego g艂upiego olbrzyma by艂o bardzo trudne. Po ca艂odziennej je藕dzie Wisteri臋 bola艂y 艂ydki i uda; czu膰 by艂o j膮 te偶 potem i brudn膮 mamuci膮 sk贸r膮.

Cz艂onkowie ekspedycji pracowali ca艂y dzie艅 bez wytchnienia, w臋druj膮c stromymi g贸rskimi traktami najszybciej jak mogli. O zachodzie s艂o艅ca rozbili ob贸z na zaro艣ni臋tej krzakami polanie, us艂anej butwiej膮cymi ga艂臋ziami. By艂o to z艂e miejsce na obozowisko; nieca艂e dwie godziny wcze艣niej min臋li przyjemny strumyk, woleli jednak si臋 nie zatrzymywa膰. Wisteria wyczuwa艂a, 偶e ponagla ich wszystko, nawet samo powietrze. Wszyscy bardzo si臋 艣pieszyli. Ale ona, jad膮c przez ca艂y dzie艅 na mamucie, mia艂a do艣膰 czasu na rozmy艣lania. Za trzy tygodnie wr贸c膮 z w臋偶ami do Smilodon Bay. Za trzy tygodnie Ganmon dowie si臋, 偶e w niczym nie zaszkodzi艂a wyprawie, 偶e nie dopu艣ci艂a si臋 sabota偶u. Pi臋ciu braci burmistrza nie 偶y艂o, a ona, Wisteria, nie pom艣ci艂a ich w jego imieniu. Przypomnia艂a sobie, jak uprawia艂 z ni膮 mi艂o艣膰 na zapleczu swego sklepu tekstylnego. Grozi艂 jej wtedy 艣mierci膮, bi艂 j膮 w brzuch. To handlarz niewolnik贸w. Zabije j膮 za to, 偶e go zawiod艂a. Wiedzia艂a o tym. A jednak wszyscy - i ona sama - 艣pieszyli si臋 do domu.

Wisteria brzydko pachnia艂a. Przed dziesi臋cioma dniami ustali艂a si臋 pi臋kna pogoda i by艂o gor膮co jak w lecie. Za dnia jej pot miesza艂 si臋 z odorem utyt艂anej w b艂ocie mamuciej sier艣ci. Ten cholerny bydlak tak cuchn膮艂, 偶e Wisteria nie by艂a pewna, czy kiedykolwiek si臋 domyje. Przypomnia艂a sobie p艂ytki strumyk, kt贸ry min臋li, i pomy艣la艂a, jak przyjemnie by艂oby si臋 w nim wyk膮pa膰. Zrobi艂a pos艂anie z li艣ci, przykry艂a je nied藕wiedzi膮 sk贸r膮 i rzuci艂a si臋 na nie. Wyczu艂a zapach bij膮cy spod jej pach i spochmurnia艂a. Tuli po艂o偶y艂 si臋 obok niej. By艂a zaskoczona, 偶e wytrzymuje jej przykry zapach.

Le偶eli d艂ugo, wpatruj膮c si臋 w gwiazdy. Na niebie 艣wieci艂a tylko Freya, niebieska plamka tak odleg艂a, 偶e wydawa艂a si臋 niewiele wi臋ksza od gwiazdy. Czerwone Sondy Galaktyczne przesuwa艂y si臋 po niebosk艂onie jak komety. Wisteria nagle zda艂a sobie spraw臋, 偶e Tuli si臋 poci, jakby mia艂 gor膮czk臋.

- Czemu jeste艣 taki niespokojny? - zapyta艂a. - Ca艂e cia艂o masz napi臋te jak postronek.

- Oczyszczaj膮c dzisiaj drog臋 rozmawiali艣my o tym, co musimy zrobi膰. Scandal uda si臋 do Denai, 偶eby kupi膰 艂贸d藕, kt贸r膮 wr贸cimy do domu. Potem pop艂ynie ni膮 w g贸r臋 rzeki na spotkanie z Phylomonem, aby za艂adowa膰 w臋偶e. Phylomon nie mo偶e wyruszy膰 do Denai, gdy偶 jest banit膮. Ja za艣 nie chc臋, by Ayuvah towarzyszy艂 Scandalowi, bo za bardzo boi si臋 Kraaluch贸w. Phylomon twierdzi, 偶e b臋dzie to niebezpieczna wyprawa, poniewa偶 Kraaluchy odnosz膮 si臋 z podejrzliwo艣ci膮 do wszystkich obcych. Dlatego to ja udaj膮c Poddanego b臋d臋 musia艂 tam si臋 wybra膰.

- Przekonasz ich. Przecie偶 ju偶 widzia艂e艣 Poddanych.

- Tak, widzia艂em - mrukn膮艂 Tuli - ale Phylomon opowiedzia艂 mi o prawach, jakich oni musz膮 przestrzega膰. Nie mog膮 nosi膰 no偶y. Nie wolno im dotkn膮膰 cz艂owieka, chyba 偶e im si臋 to rozka偶e. Nie mog膮 patrze膰 ludziom w oczy. To wydaje si臋 艂atwe. Phylomon ostrzeg艂 mnie jednak, 偶e b臋d臋 musia艂 mija膰 targi niewolnik贸w i 偶e pod 偶adnym pozorem nie wolno mi si臋 wtr膮ci膰, bez wzgl臋du na to, co tam zobacz臋. Przez ca艂e 偶ycie ba艂em si臋 Kraalu. Teraz jednak zdaj臋 sobie spraw臋, 偶e naprawd臋 zobacz臋 Kraal dopiero wtedy, gdy ujrz臋 handel niewolnikami w Denai. Chcia艂bym ju偶 by膰 w domu. Wisteria roze艣mia艂a si臋 cicho.

- Ty boisz si臋 zosta膰, a ja wr贸ci膰.

- Co chcesz przez to powiedzie膰? - spyta艂 Tuli.

Wisteria nie chcia艂a wyjawi膰 mu swojej tajemnicy, ale byli tak daleko od obozu, 偶e nikt inny jej nie us艂yszy. 呕o艂膮dek skurczy艂 si臋 jej ze strachu. Zda艂a sobie jednak spraw臋, 偶e za d艂ugo 偶y艂a z tym k艂amstwem, 偶e je艣li teraz nie powie o wszystkim Tullowi, jej ma艂偶e艅stwo si臋 rozpadnie.

- Tullu, wydaje mi si臋, 偶e oszala艂am w nocy, kiedy Phylomon zabi艂 moich rodzic贸w. My艣la艂am, 偶e wszyscy w mie艣cie zwr贸cili si臋 przeciwko mnie. Znienawidzi艂am ich z ca艂ego serca. Teraz widz臋, 偶e oszala艂am z b贸lu. Phylomon zabi艂 moich rodzic贸w i nigdy mu do ko艅ca tego nie wybacz臋. Jednak偶e wszyscy tak si臋 bali Phylomona, i偶 nikt nie odwa偶y艂 si臋 go powstrzyma膰. Gdyby ktokolwiek inny zrobi艂 to, co on, rzuciliby艣my go nied藕wiedziom na po偶arcie. Ale nie Phylomona. Nie 偶yw膮 legend臋. Nie wielkiego wojownika, kt贸ry kiedy艣 zr贸wna艂 z ziemi膮 Bashevgo. Nie bohatera. Dlatego po egzekucji spotka艂am si臋 z Garamo艅em. Powiedzia艂am mu, 偶e chc臋 si臋 zem艣ci膰. Czu艂 to samo, co ja: by艂 w艣ciek艂y, gdy偶 straci艂 trzech braci. - Urwa艂a na chwil臋. Nie wiedzia艂a, co mo偶e wyzna膰 m臋偶owi. Na pewno nie powie mu, 偶e uprawia艂a mi艂o艣膰 z Garamo艅em. Czy powinna przedstawi膰 burmistrza jako cz艂owieka bezwzgl臋dnie z艂ego, jakim si臋 jej wtedy wydawa艂? Obliza艂a wargi. - Garamon przyrzek艂, 偶e pomo偶e mi si臋 zem艣ci膰 - podj臋艂a. -Wtajemniczy艂 mnie w swoje plany. Powiedzia艂, 偶e poniewa偶 w mie艣cie praktycznie nie ma pieni臋dzy, m臋偶czy藕ni b臋d膮 musieli podj膮膰 prac臋 gdzie indziej. A kiedy opuszcz膮 Smilodon Bay, wtedy on zorganizuje atak 艂owc贸w niewolnik贸w. O艣wiadczy艂, 偶e opr贸偶ni miasto i wy艣le do Kraalu wszystkie kobiety i dzieci.

Tuli odwr贸ci艂 g艂ow臋 i spojrza艂 na Wisteri臋. Nawet w bladych promieniach ksi臋偶yca dostrzeg艂a niedowierzanie na jego twarzy. Nie dlatego, 偶e plan Garamona by艂 niewykonalny, ale 偶e by艂 tak nikczemny. Nie mia艂a poj臋cia, co Tuli o niej teraz my艣li. Brn臋艂a wi臋c dalej: -Powiedzia艂, 偶e plan si臋 powiedzie tylko wtedy, je艣li pozbawimy pozosta艂ych mieszka艅c贸w miasta nawet cienia nadziei na lepsz膮 przysz艂o艣膰. Chcia艂, abym przy艂膮czy艂a si臋 do was i zrobi艂a wszystko, by wyprawa zako艅czy艂a si臋 fiaskiem. 呕eby wielkie ryby nie przyp艂yn臋艂y wiosn膮, a m臋偶czy藕ni musieli teraz, jeszcze w zimie, p贸j艣膰 do pracy w kopalniach White Rock.

Grymas b贸lu przemkn膮艂 przez twarz Tulla.

- O czym my艣lisz? - chcia艂a si臋 dowiedzie膰 Wisteria.

- Czy po艣lubi艂a艣 mnie tylko dlatego, 偶eby pokrzy偶owa膰 nasze plany? - spyta艂.

- Na pocz膮tku - Wisteria zawaha艂a si臋 - do chwili, gdy zrozumia艂am, 偶e ci臋 kocham. Ja... ja nosz臋 w 艂onie nasze dziecko. Teraz nie mog艂abym ci臋 zdradzi膰. Bo nawet ukrywanie prawdy by艂oby rodzajem zdrady.

Tuli d艂ugo nic nie m贸wi艂.

- Jeszcze nie m贸w nikomu o tym wszystkim - powiedzia艂 wreszcie z westchnieniem. - Gdyby Phylomon si臋 dowiedzia艂, zabi艂by Garamona na miejscu. My艣l臋, 偶e lepiej porozmawiam z Garamonem na osobno艣ci - dam mu szans臋 opuszczenia miasta. Nie mog臋 uwierzy膰, 偶e jest taki z艂y, jak m贸wisz. Niech ma przynajmniej szans臋 ucieczki.

Wisteria odwr贸ci艂a si臋 do Tulla i obj臋艂a go ramionami.

- Nie b贸j si臋 Denai. B臋d臋 z tob膮. Tull-zhoka-thrall, Tullu, kt贸rego mi艂o艣膰 zniewala. - Poca艂owa艂a m臋偶a, a on pog艂aska艂 j膮 po twarzy. - Kochaj si臋 ze mn膮! - za偶膮da艂a. Tuli u艣miechn膮艂 si臋 do niej, poci膮gn膮艂 j膮 za w艂osy. Nachyli艂a si臋 i poca艂owa艂a go. - Nie w ten spos贸b - o艣wiadczy艂a. - Spr贸bujmy tym razem twojego sposobu. Kochaj si臋 ze mn膮 czule.

Na niebie p艂yn臋艂a tylko Freya, a jej po艣wiata by艂a tak blada, jak 艣wiat艂o gwiazd. Przez ostatnie dwa tygodnie Tirilee bieg艂a niemal bez przerwy. Po oddzieleniu si臋 od wsp贸艂towarzyszy ekspedycji sz艂a samotnie nad Rzek臋 Siedmiu Potwor贸w. Posuwa艂a si臋 za ekspedycj膮 w ci膮gu dnia i noc膮; bez odpoczynku kontynuowa艂a w臋dr贸wki w r贸偶nych kierunkach, a przed 艣witem wraca艂a.

Gdy by艂a jeszcze dzieckiem matka ostrzeg艂a j膮, 偶e tak si臋 stanie. Najpierw pojawi艂y si臋 kr贸tkie, osza艂amiaj膮ce przeb艂yski lubie偶no艣ci, kt贸re uderza艂y do g艂owy jak mocne wino. P贸藕niej nadesz艂y wstrz膮saj膮ce do g艂臋bi nocne dreszcze, a nast臋pnie niepok贸j, zmuszaj膮cy do biegu. Bieg艂a wi臋c teraz w gwiezdnej po艣wiacie przez zaro艣la, wyprzedzaj膮c w臋drowc贸w. Wysforowa艂a si臋 daleko do przodu i po raz pierwszy uwierzy艂a, 偶e mo偶e wreszcie zdo艂a ich opu艣ci膰. Pi臋艂a si臋 po wzg贸rzach przez ca艂e popo艂udnie. Wyczu艂a jednak w powietrzu jak膮艣 niezwyk艂膮 wo艅, kt贸ra j膮 wzywa艂a; przypomina艂a zapach korzeni lub gor膮cego miodu.

Przeskoczy艂a przez krzak i jaki艣 ptak za膰wierka艂 pytaj膮co. Po chwili znowu znalaz艂a si臋 w艣r贸d sosen, biegn膮c wzd艂u偶 pag贸rka. Mkn臋艂a tak przez godzin臋, a偶 wiatr wiej膮cy od wzg贸rz ponownie przywia艂 do niej tamten niezwyk艂y zapach, tak pi臋kny, 偶e a偶 zakr臋ci艂o jej si臋 w g艂owie.

Jej matka Levarran uprzedzi艂a j膮 o niepokoju, ale nigdy nie wspomnia艂a o pragnieniu odnalezienia nieznanego aromatu. Tirilee by艂a przecie偶 taka ma艂a, gdy dosta艂a si臋 do niewoli. Nie w膮tpi艂a, 偶e Levarran powiedzia艂aby jej o wielu innych rzeczach, przygotowa艂a j膮 do tego, co mia艂o nast膮pi膰.

A teraz Tirilee bieg艂a w艣r贸d wzg贸rz, nareszcie wolna jak ptak. Znowu dotar艂 do niej upajaj膮cy zapach, pi臋kny i mocny. Skr臋ci艂a w prawo, przeskoczy艂a przez g臋ste paprocie i zacz臋艂a si臋 wspina膰. Dotar艂a do niewielkiej 艂膮ki, podnios艂a oczy i serce zabi艂o jej tak mocno, jakby chcia艂o wyskoczy膰 z piersi: by艂y tam! Wiedzia艂a, 偶e b臋d膮! Osiki o bia艂ych pniach srebrz膮ce si臋 w ksi臋偶ycowej po艣wiacie.

Tirilee pad艂a na ziemi臋 i z piersi wydar艂 jej si臋 okrzyk, przeci膮g艂y, niesamowity, melodyjny. Wiatr uni贸s艂 go jak skwar soko艂a.

Nas艂uchiwa艂a chwil臋, usi艂uj膮c oddycha膰 wolniej. Nie otrzyma艂a jednak odpowiedzi. 呕adna driada nie w艂ada艂a tym zagajnikiem. Tirilee krzykn臋艂a z rado艣ci, wbieg艂a na szczyt wzniesienia, wdychaj膮c mocn膮 wo艅 lasu osikowego, soczysty zapach butwiej膮cych li艣ci 艣ci贸艂ki, wo艅 soku p艂yn膮cego leniwie w pniach. Nigdy nie czu艂a tak wspania艂ego aromatu. Nagle nogi zaci膮偶y艂y jej jak odlane z o艂owiu i ostatnie kilka metr贸w przesz艂a chwiejnym krokiem. Ju偶 nie musia艂a biec. Odnalaz艂a sw贸j dom.

Nast臋pnego ranka po przebudzeniu W艂steria d艂ugo my艣la艂a o nocnej rozmowie z Tullem. W domu ojca zawsze traktowano j膮 jak dziecko. Ojciec wydawa艂 jej polecenia jak s艂u偶膮cej, sprawiaj膮c, 偶e czu艂a si臋 s艂aba, nieprzydatna, czasem wprawia艂 j膮 w zak艂opotanie. U艣wiadomi艂a sobie teraz, 偶e b臋d膮c Diktonem ukrywa艂 w m贸zgu staro偶ytn膮 wiedz臋, uwa偶aj膮c si臋 za lepszego od tych, kt贸rzy nie mieli wrodzonej znajomo艣ci j臋zyka angielskiego. Poniewa偶 czu艂 si臋 lepszy i silniejszy, traktowa艂 j膮 jak g艂upiutkie dziecko.

A przecie偶 tego ranka, po raz pierwszy od bardzo dawna, poczu艂a si臋 naprawd臋 silna. Opowiedziawszy Tullowi o uk艂adzie z Garamonem odnios艂a pewnego rodzaju zwyci臋stwo. Czu艂a si臋 mocna i czysta, nie mia艂a ju偶 prawie nic do ukrycia.

O wschodzie s艂o艅ca jej towarzysze wygl膮dali na zm臋czonych i wyczerpanych. Wisteria postanowi艂a, 偶e cho膰 jest w ci膮偶y, we藕mie na swoje barki cz臋艣膰 ich brzemienia. Rozpali艂a zatem ognisko, upiek艂a na 艣niadanie placki kukurydziane, podgrza艂a te偶 konserwowane kie艂baski przyprawione curry. Scandal wsta艂, owin膮艂 si臋 kocem i patrzy艂 ponuro na Wisteri臋, zbyt zm臋czony, by jej pomaga膰.

Kiedy jedli 艣niadanie, z beczki dobieg艂 okropny ha艂as: odg艂os 艂usek uderzaj膮cych i drapi膮cych o drewno, plusk wody, a potem przeci膮g艂y pisk, tym straszniejszy, 偶e bardzo dziwny. Kiedy kot艂owanina i plusk wody ucich艂y, Ayuvah wskoczy艂 na w贸z i podni贸s艂 wieko beczki.

- Nie jestem pewny... ale wygl膮da to tak, jakby w臋偶e walczy艂y ze sob膮... tak. W wodzie jest krew.

Phylomon poszed艂 w jego 艣lady i te偶 zajrza艂 do wielkiej beczki.

- W臋偶e morskie to zwierz臋ta stadne; nie bij膮 si臋 mi臋dzy sob膮, chyba tylko wtedy, gdy samice usi艂uj膮 zdoby膰 dla siebie ska艂臋, do kt贸rej przyczepi膮 swoje jaja. - D艂ugo wpatrywa艂 si臋 w beczk臋, a p贸藕niej rzek艂: - Jest tak, jak si臋 obawia艂em. Nie walczy艂y. Po prostu zjad艂y jednego ze swoich.

- Chcesz powiedzie膰, 偶e jeden nie 偶yje? - spyta艂 Scandal.

- Gorzej. Zjad艂y go - odpar艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Tego si臋 w艂a艣nie obawia艂em. M艂ode osobniki zazwyczaj zjadaj膮 codziennie tyle mi臋sa, ile same wa偶膮. Osiemdziesi膮t w臋偶y, z kt贸rych ka偶dy wa偶y dwadzie艣cia pi臋膰 kilo, potrzebuje dwie tony mi臋sa dziennie. Nie wiem, czy b臋dzie trzeba zdoby膰 a偶 tak膮 ilo艣膰, 偶eby tylko utrzyma膰 nasze zwierzaki przy 偶yciu, ale koniecznie musimy je nakarmi膰.

- Pozosta艂o nam pi臋膰dziesi膮t kilo suchego prowiantu - zauwa偶y艂 Scandal. - Mo偶emy da膰 im wszystko.

- To nie starczy na d艂ugo. Kto艣 b臋dzie musia艂 sp臋dzi膰 ten dzie艅 na polowaniu - powiedzia艂 Phylomon. Jaki艣 w膮偶 wychyn膮艂 z beczki i k艂apn膮艂 szcz臋kami tu偶 przed twarz膮 Gwiezdnego 呕eglarza, kt贸ry po艣piesznie umie艣ci艂 wieko na miejscu.

- Taak - odezwa艂 si臋 Scandal. - Ty si臋 nadajesz najlepiej. My艣l臋, 偶e poradzi艂by艣 sobie lepiej od nas wszystkich.

I Phylomon sp臋dzi艂 ten dzie艅 na polowaniu, podczas gdy pozostali cz艂onkowie ekspedycji w臋drowali przez wzg贸rza w stron臋 Denai. Wisterii wydawa艂o si臋, 偶e wspinali si臋 od rana do wieczora. Min臋li zamulone jeziorko, z kt贸rego wyp艂ywa艂 niewielki potok przedzieraj膮cy si臋 przez usch艂e trzciny. Na b艂otnistym brzegu pozosta艂y liczne 艣lady Ludzi-Mastodont贸w, wi臋c w臋drowcy odjechali po艣piesznie. Wiedz膮c, 偶e gro藕ne ma艂poludy kr臋c膮 si臋 w okolicy, Zrodzony-w-艢niegu trzyma艂 si臋 blisko Wisterii. Doda艂o jej to otuchy, cho膰 wiedzia艂a, 偶e Hukm tylko chroni swego mamuta.

O zachodzie s艂o艅ca Phylomon przyni贸s艂 dwa ma艂e dziki i m艂odego jelenia, kt贸ry w艂a艣nie traci艂 c臋tki. Gwiezdny 呕eglarz bezceremonialnie wrzuci艂 zdobycz do beczki. Przez kilka chwil w臋偶e rzuca艂y si臋 w wodzie, ociera艂y o 艣ciany, jedz膮c jak szalone, a potem si臋 uspokoi艂y.

- Woda zaczyna cuchn膮膰 - zauwa偶y艂 Phylomon zasuwaj膮c wieko, ale zostawiaj膮c niewielk膮 szpar臋, 偶eby w臋偶e mog艂y oddycha膰. -Sto kilogram贸w mi臋sa to chyba za ma艂o - doda艂.

- Widzia艂e艣 mo偶e tropy 艂osia? - spyta艂 Scandal.

- Nie tutaj. W pobli偶u jest za du偶o Ludzi-Mastodont贸w - odpar艂 Phylomon. - Lato sp臋dzaj膮 w wy偶szych partiach g贸r, a zim膮 schodz膮 ni偶ej. Nawet je艣li w艂a艣nie t臋dy teraz przechodz膮, nie zostan膮 tu d艂ugo. My艣l臋, 偶e rano wszyscy wyruszymy na polowanie. Widzia艂em 艣lady sporego stada dzik贸w. Z czterema karabinami szybko zdob臋dziemy du偶o mi臋sa.

Tamtej nocy Wisteria wzi臋艂a wiadro wody i posz艂a upra膰 swoje rzeczy z dala od obozu. Zdj臋艂a sukienk臋, w艂o偶y艂a j膮 do wiadra, wsypa艂a do niego troch臋 p艂atk贸w mydlanych i zacz臋艂a mi臋tosi膰 materia艂 palcami, by usun膮膰 zapach mamuta. Pra艂a zaledwie chwilk臋, kiedy kto艣 dotkn膮艂 jej ramienia.

- Wiedzia艂em, 偶e znajd臋 ci臋 nag膮 - odezwa艂 si臋 Scandal. - W jaki艣 spos贸b wci膮偶 starasz si臋 pokaza膰 mi swoje cia艂o. Od dawna wiem, 偶e nale偶ysz do tych, kt贸rzy umiej膮 kocha膰.

Wisteria popatrzy艂a na grubasa, kt贸ry u艣miecha艂 si臋 do niej przymilnie. Uczesa艂 brod臋, w艂o偶y艂 pi臋kn膮 zielon膮 koszul臋, jakby um贸wi艂 si臋 z ni膮 na randk臋.

- My艣la艂am, 偶e wola艂by艣 Tirilee? - rzuci艂a Wisteria, wyci膮gaj膮c mokr膮 sukienk臋 z wiadra, 偶eby si臋 zas艂oni膰.

- Oczywi艣cie, 偶e wola艂bym Tirilee, gdyby by艂a w pobli偶u! - roze艣mia艂 si臋 Scandal. - Kt贸偶 by jej nie pragn膮艂? Jestem przecie偶 mistrzem sztuki mi艂osnej. Wyobra藕 sobie, 偶e przez ca艂e 偶ycie starasz si臋 zadowoli膰 wszystkie zmys艂y. Zjadasz najsmaczniejsze potrawy! Pijesz najlepsze wina! Sypiasz z najpi臋kniejszymi kobietami! A przecie偶 niczego nie mo偶na por贸wna膰 z driad膮 podczas jej Pory Oddania. Oczywi艣cie, 偶e po偶膮dam tego s艂odkiego dziecka. Jest pierwszym daniem, ale ciebie chc臋 na zak膮sk臋. Potrzebuj臋 ci臋- Scandal 艣ci膮gn膮艂 sukienk臋 z piersi Wisterii i wbi艂 w nie spojrzenie.

- Wiem, czego potrzebujesz - Wisteria u艣miechn臋艂a si臋 do niego. - Wsta艂a i obj臋艂a go ramionami.

Ober偶ysta zachichota艂, przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie, pr贸buj膮c poca艂owa膰. W贸wczas dziewczyna z ca艂ej si艂y uderzy艂a go kolanem w pachwin臋. Grubas wyba艂uszy艂 oczy, z trudem 艂api膮c oddech. Potem upad艂 na ziemi臋 z j臋kiem.

- Nic ci nie b臋dzie - powiedzia艂a do niego Wisteria, wk艂adaj膮c sukienk臋. - Wyzdrowiejesz przed przybyciem do Denai wyczuli艂a si臋 na najl偶ejsze dotkni臋cie. Czu艂a ka偶de tchnienie wiatru. Rozebra艂a si臋 i stan臋艂a u wej艣cia do swego gniazda. By艂o p贸藕ne popo艂udnie, s艂o艅ce w艂a艣nie zachodzi艂o. Czerwone promienie l艣ni艂y na bia艂ej korze drzew i na sk贸rze driady jak p艂omienie. Czu艂a, jak wieczorny wiaterek muska jej nogi. Piersi Tirilee nabrzmia艂y, ci膮偶y艂y jej coraz bardziej. G艂aska艂a je, dziwi膮c si臋, jak bardzo uros艂y w ci膮gu zaledwie kilku tygodni. Jej usta p艂on臋艂y. Piersi r贸wnie偶. Wszystko w niej by艂o p艂omieniem. Zacz臋艂a uk艂ada膰 w my艣li pie艣艅 o pi臋knie p艂omienia.

Tirilee przespa艂a wi臋ksz膮 cz臋艣膰 tamtego pami臋tnego dnia i obudzi艂a si臋 g艂odna. Na wzg贸rzu pe艂no by艂o dzikich malin. Posila艂a si臋 nimi przez godzin臋, zagryzaj膮c g艂ogiem. Schwyta艂a dzikiego go艂臋bia, kt贸ry zapl膮ta艂 si臋 w krzakach i nie m贸g艂 odlecie膰. Po tym skromnym posi艂ku nagle poczu艂a si臋 bardzo zm臋czona i zasn臋艂a. Obudzi艂 j膮 skrzek rybo艂owa.

Nagle obla艂 j膮 zimny pot. W臋drowa艂a oszo艂omiona a偶 do zmroku. Kiedy osika ro艣nie, w ka偶dym miejscu, gdzie jej korze艅 si臋ga powierzchni ziemi, wyrasta nowy p臋d, dlatego lasy osikowe z czasem staj膮 si臋 bardzo g臋ste. Tirilee dotar艂a do najg臋stszego zak膮tka swojego zagajnika i po艂o偶y艂a si臋 na ziemi. Otar艂a kroplisty pot z czo艂a i pomaca艂a d艂onie: nawet one by艂y pokryte g臋stym, podobnym do 偶ywicy p艂ynem. Chwyci艂a najbli偶sze drzewko, rozsmarowa艂a 偶ywic臋 wzd艂u偶 jego ga艂臋zi i zgi臋艂a pie艅 w lewo, przytrzymuj膮c go mocno. Kiedy po chwili pu艣ci艂a drzewo, pozosta艂o w tej samej pozycji. Oczami wyobra藕ni m艂oda driada ujrza艂a splecione osikowe ga艂臋zie tworz膮ce 偶ywy mur. Rozmy艣laj膮c o tym, zn贸w zacz臋艂a 艣ciera膰 pot z czo艂a i przytrzymywa膰 ga艂臋zie, przeplataj膮c najmniejsze ga艂膮zki w taki spos贸b, by utworzy艂y kolist膮 zas艂on臋. Konary wi臋kszych drzew 艣ci膮ga艂a w d贸艂 jako dach.

Pomys艂 ten podnieci艂 driad臋 i kiedy tak pracowa艂a pot la艂 si臋 z niej strumieniami. W nocy zrobi艂a kilka przerw w pracy, 偶eby zbiec w d贸艂 zbocza do ma艂ego strumienia i napi膰 si臋 wody. Do 艣witu uplot艂a dla siebie dom z 偶ywych drzew. Na samym 艣rodku ciemnej izby zgarn臋艂a li艣cie na pos艂anie.

Siedz膮c na wielkim stosie li艣ci Tirilee zamkn臋艂a oczy, nuc膮c pod nosem. Przesta艂a si臋 poci膰 tak nagle, jak zacz臋艂a. Wiedzia艂a, co musi potem zrobi膰, cho膰 bardzo tego nie chcia艂a.

Siedzia艂a nieruchomo przez kilka godzin, walcz膮c z przemo偶nym pop臋dem. Wargi j膮 pali艂y, jak nasmarowane pieprzem. Jej sk贸ra

Wisteria obudzi艂a si臋 wcze艣nie rano i pos艂a艂a m臋偶czyzn na polowanie. Zrodzony-w-艢niegu sprowadzi艂 swego mamuta w d贸艂 do strumienia. Jako wegetarianin Hukm nie chcia艂 polowa膰. Wisteria nazbiera艂a drew na ognisko, wyj臋艂a garnki 艂 zacz臋艂a przygotowywa膰 艣niadanie, by podgrza膰 je szybko, kiedy my艣liwi wr贸c膮 do obozu.

Nieco p贸藕niej ze szczytu wzg贸rza dobieg艂 j膮 jaki艣 odg艂os w rodzaju kaszlni臋cia. Mog艂o to by膰 parskni臋cie jelenia, pomy艣la艂a, ale dziwny d藕wi臋k si臋 nie powt贸rzy艂, a jelenie zwykle parskaj膮 przez kilka minut. Nas艂uchuj膮c, wzi臋艂a do r臋ki karabin.

Us艂ysza艂a chrz臋st ci臋偶kich krok贸w w zaro艣lach. Odesz艂a od wozu tak, 偶e znalaz艂 si臋 pomi臋dzy ni膮 a nieznanym stworem. Zaro艣la by艂y g臋ste: sosny i jod艂y strzela艂y ku g贸rze, w dole ros艂y paprocie i mniejsze krzaki. Widzia艂a otoczenie w promieniu kilkunastu metr贸w. Nie odwa偶y艂a si臋 rzuci膰 do ucieczki, gdy偶 Ludzie-Mastodonty mogli otacza膰 j膮 ze wszystkich stron. Odczeka艂a pi臋tna艣cie minut i zacz臋艂a si臋 skrada膰 w stron臋 wydeptanej przez dziki 艣cie偶ki: potem us艂ysza艂a za sob膮 jakie艣 poruszenie.

Obejrzawszy si臋, zobaczy艂a ma艂poluda zbli偶aj膮cego si臋 chy艂kiem do wozu. Zatrzyma艂a si臋 w p贸艂 kroku, wiedz膮c, 偶e Ludzie-Mastodonty nie rozr贸偶niaj膮 barw i 偶e tylko ruch zwraca ich uwag臋.

Ten samiec by艂 wielki, wysoki na ponad dwa i p贸艂 metra; szed艂, podpieraj膮c si臋 palcami, i obw膮chiwa艂 furgon. Popatrzy艂 na przygotowane do 艣niadania rondle, zrzuci艂 je na ziemi臋, a potem ukl膮k艂 i pow膮cha艂 prowiant. St艂uk艂 dzbanek z w臋dzonk膮, podni贸s艂 mi臋so i zacz膮艂 je je艣膰.

Wisteria rozejrza艂a si臋 po polanie, ale nie odwa偶y艂a si臋 poruszy膰. W zaro艣lach mog艂o si臋 kry膰 nawet czterdziestu Ludzi mastodont贸w, a ona i tak nigdy by ich nie zauwa偶y艂a. Uzna艂a, 偶e bezpieczniej b臋dzie zaczeka膰. Gdyby jednak jaki艣 ma艂polud do niej si臋 zbli偶y艂, zawsze mo偶e do niego strzeli膰. Mo偶liwe, 偶e go nie zabije, ale ha艂as na pewno przestraszy napastnik贸w. B臋dzie mia艂a do艣膰 czasu, by si臋 schowa膰.

Cz艂owiek-Mastodont skradaj膮c si臋, okr膮偶a艂 w贸z. By艂 to wiekowy samiec z siw膮 grzyw膮; id膮c kula艂 lekko. Jest stary, pomy艣la艂a. A je艣li to zdetronizowany przyw贸dca hordy? Tak by艂oby najlepiej, bo wtedy przyszed艂by sam.

Ma艂polud spojrza艂 w jej stron臋, zatrzyma艂 si臋 nagle i patrzy艂 na Wisteri臋, nie ruszaj膮c si臋 z miejsca.

Dziewczyna znieruchomia艂a. Stary samiec wpatrywa艂 si臋 w ni膮 kilka minut, zastanawiaj膮c si臋, czy przyjrze膰 si臋 jej z bliska. Potem opar艂 si臋 na palcach r膮k i zacz膮艂 g艂o艣no w臋szy膰.

Nagle w tyle jeden z w臋偶y ostrym ogonem drasn膮艂 艣cian臋 beczki. Cz艂owiek-Mastodont podskoczy艂 w miejscu, zerkn膮艂 na wielki, drewniany zbiornik. P贸藕niej jednym susem znalaz艂 si臋 na wozie i pocz膮艂 z niego spycha膰 beczk臋. W臋偶e zacz臋艂y p艂ywa膰 coraz szybciej, kot艂uj膮c si臋 w wodzie.

Wisteria, nie ruszaj膮c si臋 z miejsca, przygl膮da艂a si臋 tej scenie przez kilka minut. Ma艂polud wali艂 pi臋艣ci膮 w beczk臋, pr贸buj膮c j膮 rozbi膰. Nagle, ca艂kiem przypadkowo, zrzuci艂 wieko. Wdrapa艂 si臋 na szczyt, zajrza艂 do 艣rodka i przez chwil臋 wpatrywa艂 si臋 w wod臋. W臋偶e szamota艂y si臋, dr膮c 艣ciany beczki ostrymi p艂etwami. Cz艂owiek-Mastodont wsun膮艂 r臋k臋 do 艣rodka i nagle wrzasn膮艂 z b贸lu. Jeden z w臋偶y wyskoczy艂 z wody, chwyci艂 w szcz臋ki g艂ow臋 ma艂poluda, a drugi wczepi艂 mu si臋 w rami臋. Cz艂owiek-Mastodont wpad艂 do olbrzymiego zbiornika. Przez d艂ugi czas z beczki dobiega艂y plusk wody i syki wyg艂odnia艂ych w臋偶y po偶eraj膮cych swoj膮 zdobycz.

My艣liwi wr贸cili do obozu godzin臋 p贸藕niej, z trzema du偶ymi dzikami. Przygotowali 艣niadanie, w sk艂ad kt贸rego wchodzi艂a 艣wie偶a wieprzowina.

Podczas posi艂ku Wisteria opowiedzia艂a im, co si臋 sta艂o.

- No, no! Siedemset pi臋膰dziesi膮t kilo mi臋sa, na jeden dzie艅! -powiedzia艂 z podziwem Scandal. - Wi臋c m贸wisz - zwr贸ci艂 si臋 do Phylomona - 偶e mo偶emy przejecha膰 przez wzg贸rza i dotrze膰 do rzeki dzi艣 w nocy?

Niebieskosk贸ry skin膮艂 g艂ow膮.

- W takim razie ruszamy do Denai. Kiedy znajdziemy si臋 nad rzek膮, z艂apiemy sobie park臋 du偶ych w臋偶y i b臋dziemy mieli zapas mi臋sa na dzie艅 lub dwa. Koniec z polowaniem! Koniec ze 艣mierdz膮c膮 wod膮 w beczce! Jeszcze tylko kilka dni ci臋偶kiej pracy.

Tuli wzdrygn膮艂 si臋 na my艣l o podr贸偶y do Denai. By艂 zaniepokojony. Phylomon przygl膮da艂 si臋 badawczo Tullowi i Wisterii. Odchyli艂 g艂ow臋 do ty艂u, tak 偶e s艂o艅ce przez jaki艣 czas o艣wietla艂o jego dziwaczn膮, bezw艂os膮 twarz.

- Wiesz, Tullu, ty naprawd臋 masz szcz臋艣cie - powiedzia艂 po chwili milczenia Gwiezdny 呕eglarz.

- Dlaczego? - zapyta艂 m艂odzieniec. W jego g艂osie zad藕wi臋cza艂 strach. Bardzo si臋 ba艂 podr贸偶y do Denai.

- Zdoby艂e艣 w臋偶e akurat wtedy, gdy ich potrzebowali艣my, a kiedy wydawa艂o si臋, 偶e pozdychaj膮 z g艂odu, Cz艂owiek-Mastodont sam wszed艂 do naszego obozu i nakarmi艂 je sob膮. Czy Pwi nie maj膮 takiego powiedzenia, 偶e je艣li m臋偶czyzna i kobieta sp艂odz膮 dziecko podczas nocy po艣lubnej, ich zwi膮zek jest b艂ogos艂awiony?

- Tak - potwierdzi艂 Ayuvah. - To dziecko jest zhozedan - zrodzone z trojga: matki, ojca i bogini mi艂o艣ci.

Tuli popatrzy艂 na Gwiezdnego 呕eglarza, z ciekawo艣ci膮.

- No, przypomnij sobie! - powiedzia艂 Phylomon. - Wisteria dosta艂a torsji w trzy tygodnie po waszej nocy po艣lubnej. Niewiele kobiet dostaje md艂o艣ci tak szybko. Wiele wskazuje na to, 偶e musia艂a zaj艣膰 w ci膮偶臋 ju偶 pierwszej nocy. A czy wiesz, jakie s膮 na to szans臋?

Tuli wzruszy艂 ramionami.

- Nik艂e - ci膮gn膮艂 Phylomon. - Przede wszystkim jej ojciec by艂 Diktonem, to znaczy praktycznie cz艂owiekiem czystej rasy, a ty jeste艣 Tcho-Pwi. W takim zwi膮zku kobieta mo偶e zaj艣膰 w ci膮偶臋 najwy偶ej dwa razy w czasie ca艂ego swego okresu p艂odnego. Prawdopodobie艅stwo, 偶e Wisteria pocznie w pierwszym tygodniu waszego ma艂偶e艅stwa jest jak sze艣膰set do jednego. A prawdopodobie艅stwo, 偶e stanie si臋 to podczas waszej pierwszej nocy jest jak cztery tysi膮ce do jednego. Nie nazwa艂bym tego cudem, ale cholernym szcz臋艣ciem. Cholernym szcz臋艣ciem!

Tuli u艣miechn膮艂 si臋 szeroko do 偶ony, obj膮艂 ramieniem jej barki i poca艂owa艂 j膮.

- Zhozedan! Tak powinni艣my nazwa膰 nasze dziecko - powiedzia艂 do niej. Potem spojrza艂 zn贸w na Phylomona. - Jak ono b臋dzie wygl膮da艂o?

- Bior膮c pod uwag臋 cz臋stotliwo艣膰, z jak膮 pozbywa艂a si臋 艣niadania, podejrzewam, 偶e jest to ch艂opiec - odpar艂 Gwiezdny 呕eglarz. -M臋skie hormony przenikaj膮ce do jej krwi sprawiaj膮, 偶e gorzej znosi ci膮偶臋. My艣l臋, 偶e zaskoczy艂oby ci臋 podobie艅stwo twojego syna do ciebie. B臋dzie mia艂 twoj膮 czaszk臋, twoje szerokie ramiona i twoje, cho膰 nieco mniejsze, r臋ce. Odziedziczy po tobie rudawy odcie艅 w艂os贸w, ale b臋d膮 one ciemniejsze od twoich.

- To znaczy, je艣li to ty jeste艣 jego ojcem! - roze艣mia艂 si臋 Scandal.

Wisterii przysz艂a nagle do g艂owy straszna my艣l: a je艣li Tuli nie jest ojcem jej dziecka? Przypomnia艂a sobie, jak le偶a艂a na pod艂odze, gdy pijany, cuchn膮cy Garamon zanurza艂 si臋 w niej raz po raz. Min臋艂o mniej ni偶 dwana艣cie godzin od tego wydarzenia, kiedy po艣lubi艂a Tulla. Nagle zacz臋艂a liczy膰 w my艣li... na pewno dosta艂a md艂o艣ci podczas przeprawy przez G贸ry Smocze - tydzie艅 lub dwa p贸藕niej ni偶 twierdzi艂 Phylomon. Zatrata zupa mi臋sna sprawi艂a, 偶e wymiotowa艂a wcze艣niej, przez wiele dni. Ale im d艂u偶ej si臋 zastanawia艂a, tym bardziej by艂a przekonana, 偶e mo偶e mia艂a torsje nie od tej potrawy. Przecie偶 driada szybko przysz艂a do siebie. A teraz przypomnia艂a sobie, 偶e dosta艂a nudno艣ci jeszcze wcze艣niej... by艂o jej zimno i mdli艂o j膮 w lesie sekwojowym, kiedy gigantyczne driady sz艂y za nimi. Poczu艂a si臋 藕le przy Nad膮sanych Bo偶kach, kiedy Phylomon zabi艂 handlarza szk艂em. Czy tamte dziwaczne dreszcze mog艂y by膰 oznak膮 ci膮偶y, zapyta艂a si臋 w duchu.

Przypomnia艂a sobie s艂owa matki, 偶e nigdy nie mia艂a md艂o艣ci przed pi膮tym tygodniem ci膮偶y. Wi臋c je艣li nawet Phylomon si臋 pomyli艂, jakie to mia艂o znaczenie? Ona sama na pewno wymiotowa艂a w czwartym tygodniu. Usi艂owa艂a sobie przypomnie膰, kiedy mia艂a ostatni膮 miesi膮czk臋, ale jej si臋 to nie uda艂o. Odnios艂a wra偶enie, 偶e dni przed 艣mierci膮 jej ojca przemin臋艂y bardzo dawno. By艂o to na dwa, czy na cztery tygodnie przed opuszczeniem Smilodon Bay? A co z niep艂odnymi dniami? 呕ycie w rodzinnym mie艣cie by艂o takie aseptyczne, jak w szpitalu. Nie musia艂a wtedy liczy膰 dni, by wiedzie膰, 偶e jest bezpieczna. Zawsze by艂a bezpieczna.

Stworzy艂a w wyobra藕ni obraz swego dziecka. Na pewno b臋dzie mia艂o jasn膮 sk贸r臋, prawie bia艂膮, jakby kto艣 wyssa艂 z niego krew. Z jego twarzyczki patrze膰 b臋d膮 czarne oczy Garamona. Odziedziczy jego czarne w艂osy, niemal kwadratow膮 ludzk膮 czaszk臋 i ochryp艂y g艂os. Jej syn b臋dzie patrzy艂 z g贸ry na Tulla, zwyk艂ego Neandertalczyka, i b臋dzie szalenie dumny, 偶e jest b臋kartem cz艂owieczego m臋偶czyzny, a nie synem Tcho-Pwi.

Przez reszt臋 poranka Wisteri膮 wstrz膮sa艂y zimne dreszcze. Nie s艂ysza艂a, o czym rozmawiaj膮 jej towarzysze. Kiedy Zrodzony-w-艢niegu wr贸ci艂 ze swoim mamutem po porannym posi艂ku i zaprz膮g艂 go do furgonu, Wisteri膮 pos艂usznie wdrapa艂a si臋 po ciosach kosmatego olbrzyma na jego kark. Jej mi臋艣nie kurczy艂y si臋 ze strachu, a sk贸ra cierp艂a. Zauwa偶y艂a, 偶e Scandal przygl膮da si臋 jej uwa偶nie. Co wyczyta艂 w jej twarzy? Czy偶by wiedzia艂 o wszystkim? Czy偶by odgad艂, 偶e nosi ona w 艂onie dziecko innego m臋偶czyzny? Czy to w艂a艣nie mia艂 na my艣li m贸wi膮c jej, 偶e jest cudzo艂o偶nic膮?

Przera偶ona, zapragn臋艂a uciec. Przez ca艂y ranek zastanawia艂a si臋, jakie wyj艣cie znale藕膰 z tego k艂opotliwego po艂o偶enia. Kiedy urodzi dziecko, wszyscy poznaj膮 prawd臋. Ale jak Tuli to przyjmie? Dosz艂a do wniosku, 偶e jej m膮偶 zachowa stoicki spok贸j. Pocieszy j膮, zapewni, 偶e to nie ma znaczenia, odegra rol臋 bohatera. W g艂臋bi serca b臋dzie jednak odczuwa膰 b贸l, zazdroszcz膮c prawdziwemu ojcu. Usi艂owa艂a sobie wyobrazi膰 jego gniew, ale wiedzia艂a, 偶e Tuli sienie rozgniewa. B臋dzie cierpia艂, jak wiemy pies, kt贸ry zosta艂 nies艂usznie zbity przez swego pana. Tak, b臋dzie znosi膰 to w milczeniu. Oczami wyobra藕ni ujrza艂a, jak ten b贸l os艂abi go i zniszczy, tak jak dom, kt贸ry mo偶e run膮膰, gdy przegnij e tylko jedna belka.

Po kilku godzinach Wisteri膮 by艂a p贸艂przytomna z 偶alu i zmartwienia. My艣la艂a o zabiciu tego dziecka, o sprowokowaniu upadku, 偶eby poroni膰, p贸ki embrion jest jeszcze ma艂y. Mo偶e wtedy Tuli nie rozpozna, 偶e to dziecko cz艂owieczego m臋偶czyzny. A w nast臋pnej chwili roze艣mia艂a si臋 g艂o艣no, przypomniawszy sobie, 偶e, zagniewana i cierpi膮ca, przysi臋g艂a zniszczy膰 swoje miasto i 偶e teraz, cho膰 pe艂na jest najlepszych ch臋ci, zniszczy Tulla. Utraci go. Utraci Tulla.

Pomy艣la艂a o Tirilee, o poca艂unku driady, od kt贸rego Tuli o艣lep艂 z 偶膮dzy, o tym jak w Smilodon Bay Fava patrzy艂a na Tulla z t臋sknot膮, pragn膮c z艂膮czy膰 swoj膮 w艂贸czni臋 z jego w艂贸czni膮. B臋dzie lepiej je艣li pozostawi臋 go im, a sama umr臋, pomy艣la艂a Wisteri膮. My艣l o 艣mierci przypomnia艂a jej Garamona, zasmuconego strat膮 braci. Wyobrazi艂a sobie, co jej zrobi. Wprawdzie Tuli obieca艂, 偶e j膮 obroni przed tym bydlakiem, ale czy oka偶e si臋 dostatecznie silny?

Kiedy pod膮偶ali powoli g贸rsk膮 drog膮, Wisteri膮 rozpocz臋艂a niebezpieczn膮 gr臋. Dotarli do stromej turni, i wtedy kieruj膮c mamutem, kaza艂a mu skr臋ca膰 to w jedn膮, to w drug膮 stron臋, by zbli偶y膰 si臋 do zbocza. Spojrza艂a w d贸艂, przepa艣膰 by艂a g艂臋boka przynajmniej na sze艣膰dziesi膮t metr贸w. Zastanowi艂a si臋, jak blisko musi podej艣膰 mamut, 偶eby ko艂a furgonu ze艣lizgn臋艂y si臋 z kraw臋dzi. Na my艣l o tym zakr臋ci艂o jej si臋 w g艂owie i zamkn臋艂a oczy.

Siedzia艂a wci膮偶 na karku mamuta. Nagle zorientowa艂a si臋, 偶e olbrzym si臋 zatrzyma艂. Stali na szczycie jakiego艣 wzniesienia, a w dole rozci膮ga艂a si臋 dolina zaro艣ni臋ta sosnami i g臋stymi krzakami g贸rskich malin. Phylomon, Ayuvah i Tuli gor膮czkowo starali si臋 usun膮膰 z drogi zwalone drzewo. Z ty艂u Zrodzony-w-艢niegu popycha艂 w贸z. Wisteria zrozumia艂a, 偶e kierowa艂a mamutem przez godzin臋 nawet o tym nie wiedz膮c. Popatrzy艂a z g贸ry na zlanych potem, wymachuj膮cych siekierami m臋偶czyzn.

Wszystko wydawa艂o si臋 jej takie dalekie, nierealne, jakby znajdowa艂a si臋 za grub膮, przezroczyst膮 艣cian膮.

Trakt by艂 w膮ski, a w贸z ju偶 przechylony pod k膮tem dziesi臋ciu stopni; beczka z cennym 艂adunkiem znajdowa艂a si臋 niebezpiecznie blisko przepa艣ci. Wisteria spojrza艂a na wzg贸rze i zauwa偶y艂a, 偶e je艣li skieruj e mamuta w lewo, ko艂a wpadn膮 w szczelin臋, mo偶e nawet w贸z si臋 przewr贸ci. A mo偶e nie. Mo偶e runie w d贸艂. Oczami wyobra藕ni zobaczy艂a mamuta, kt贸rego uprz膮偶 艣ci膮ga w d贸艂 zbocza, kozio艂kuj膮cego, mia偶d偶膮cego j膮 sam膮 i jej dziecko. Niewa偶ne, kt贸re z nich zginie. Cokolwiek si臋 zdarzy, b臋dzie lepsze ni偶 偶eby Tuli mia艂 pozna膰 prawd臋. Utraci go wtedy, a bez niego jej dalsze 偶ycie b臋dzie pozbawione sensu.

Nie wiedzia艂a, czy w贸z si臋 przewr贸ci, w istocie nawet w to nie wierzy艂a. Praw膮 stop膮 szturchn臋艂a mamuta w ucho tylko po to, 偶eby zobaczy膰, co si臋 stanie.

- Przykro mi - powiedzia艂a. - Przykro mi.

Olbrzymie kosmate zwierz臋 potrz膮sn臋艂o g艂ow膮, jakby chcia艂o przestrzec Wisteri臋 przed takim post臋powaniem, a potem ruszy艂o w lewo. Do 艣wiadomo艣ci Wisterii nie dotar艂o, 偶e jad膮cy za ni膮 furgon przewr贸ci艂 si臋 na bok, nie us艂ysza艂a te偶 przera藕liwego krzyku Zrodzonego-w-艢niegu.

Poczu艂a natomiast gwa艂towne szarpni臋cie, gdy p臋k艂a uprz膮偶 mamuta. Odwr贸ci艂a si臋, by zobaczy膰, co si臋 dzieje. W贸z run膮艂 w stron臋 ciemnego lasu w dolinie. Dostrzeg艂a przelotnie obok siebie jakby ciemny b艂ysk, gdy szleja, dr膮g przymocowany do orczyka, ze艣lizgn臋艂a si臋 z barku mamuta, uderzy艂a j膮 w nerki i unios艂a w powietrze.

- Ratunku! - krzykn臋艂a patrz膮c na przepa艣膰, kt贸ra si臋 pod ni膮 rozwar艂a.

Mamut zatr膮bi艂 i 艣lizgaj膮c si臋, run膮艂 w d贸艂 obok niej. Wisteria uderzy艂a z impetem w strome zbocze, odbi艂a si臋 od niego, wpad艂a na pozbawiony li艣ci krzak i wszystko wok贸艂 niej pociemnia艂o...

Kiedy si臋 obudzi艂a, by艂a pewna, 偶e mamut spad艂 na ni膮, a przynajmniej przygniot艂a j膮 jedna z jego n贸g. Niebo by艂o ciemne, zw艂aszcza z przodu, i co艣 ci臋偶kiego le偶a艂o na jej piersi. Us艂ysza艂a z oddali jakie艣 charczenie. Zda艂a sobie spraw臋, 偶e usta ma pe艂ne krwi i spr贸bowa艂a j膮 prze艂kn膮膰. Czu艂a szum w uszach, by艂 to d藕wi臋k podobny do trzepotu skrzyde艂ek kolibra, gdy zawi艣nie w powietrzu. Poczu艂a si臋 w jaki艣 spos贸b... od艂膮czona. Nic j膮 nie bola艂o, jej twarz lekko zdr臋twia艂a. Gdyby nie ci臋偶ar przygniataj膮cy jej pier艣, nie mia艂aby 偶adnych odczu膰.

Nagle rozbola艂 j膮 brzuch. Zbiera艂o si臋 jej na wymioty. Kto艣 stan膮艂 nad ni膮 i dotkn膮艂 jej twarzy, zajrza艂 w oczy. To by艂a gruba kobieta o k臋dzierzawych w艂osach. Kobieta, ale jej imienia nie mog艂a sobie przypomnie膰... nia艅ka, kt贸ra opiekowa艂a si臋 ni膮 w dzieci艅stwie. Ja naprawd臋 tego nie chc臋. Nie chc臋 umiera膰, chcia艂a jej powiedzie膰. Nia艅ka szturchn臋艂a Wisteri臋. Ostry b贸l przeszy艂 brzuch dziewczyny, jakby co艣 si臋 w nim rozdar艂o. B艂ysn臋艂a jej nadzieja.

- Ono nie 偶yje? - pr贸bowa艂a zapyta膰, ale z jej ust wydoby艂 si臋 tylko jaki艣 nieartyku艂owany d藕wi臋k.

- Co? - zapyta艂a nia艅ka.

Wisteria wyplu艂a krew z ust i u艣miechn臋艂a si臋 z ulg膮.

- B臋kart Garamona nie 偶yje? - zapyta艂a. - Ju偶 nie 偶yje?

- Tak - odpar艂a nia艅ka. - Nie 偶yje.

Wisteria roze艣mia艂a si臋 rado艣nie; szum w jej uszach przycich艂. Usi艂owa艂a utkwi膰 wzrok w nia艅ce, ale by艂o za ciemno i oczy rozbola艂y j膮 z wysi艂ku. Us艂ysza艂a, 偶e kto艣 krzyczy w oddali, ma艂e dziecko p艂acz膮ce po stracie lalki. R贸j motyli, podobnych do purpurowych i opalizuj膮cych zielonych iskierek, przelecia艂 obok jej g艂owy, gwi偶d偶膮c jak膮艣 melodi臋.

- Uspok贸j si臋 teraz, Wisterio - powiedzia艂a nia艅ka. - B贸l nie potrwa d艂ugo. Ju偶 nied艂ugo.

Poczu艂a ostry b贸l w boku, zapragn臋艂a uciec, poruszy艂a stopami, pr贸buj膮c si臋 oddali膰. A potem co艣 szarpn臋艂o ni膮 gwa艂townie, jakby przesun臋艂o j膮 w bok. B贸l usta艂. S艂aby zapach popio艂u przesyca艂 powietrze, motyle kr膮偶y艂y wok贸艂 Wisterii - czerwono-z艂ote, srebrzysto-granatowe, cynamonowe i l艣ni膮ce jak macica per艂owa. Przemkn臋艂y obok, jakby znajdowa艂y si臋 w sercu wiru powietrznego. Wisteria odwr贸ci艂a si臋, chc膮c zobaczy膰, dok膮d lec膮 i zapragn臋艂a odlecie膰 wraz z nimi w pustk臋.

Rozdzia艂 11 PUSTE NIEBO

Phylomon w艂a艣nie odr膮bywa艂 korzenie rododendronu, usi艂uj膮c oczy艣ci膰 trakt. Pot po艂yskiwa艂 na jego d艂ugich, niebieskich ramionach. Podni贸s艂 g艂ow臋 i zobaczy艂, 偶e Wisteria pogania mamuta do przodu. Mamrota艂a co艣 pod nosem i mia艂a dziwny wyraz twarzy, mieszanin臋 smutku i ciekawo艣ci. Odwr贸ci艂a si臋 i spojrza艂a na ko艂a wozu. Potem o艣 p臋k艂a i tylne lewe ko艂o wygi臋艂o si臋 niebezpiecznie.

Phylomon widzia艂 艣mier膰 tysi臋cy os贸b i w tej chwili, jak niemal w ka偶dym przypadku, 艣wiat jakby zwolni艂 biegu. Furgon run膮艂 w d贸艂 zbocza. Wielkie drewniane szleje 艂膮cz膮ce orczyk z ro偶kami chom膮ta na szyi mamuta p臋k艂y i jedna uderzy艂a Wisteri臋 w nerki tak silnie, 偶e dziewczyna przelecia艂a dziesi臋膰 metr贸w w powietrzu, a potem znikn臋艂a w dole. Pod wp艂ywem dziwnego impulsu Phylomon odprowadzi艂 j膮 wzrokiem my艣l膮c:

- Przynajmniej wiem, gdzie znale藕膰 cia艂o.

Tuli krzykn膮艂. Mamut, nadal z艂膮czony z wozem wielkim chom膮tem, zatr膮bi艂, po艣lizgn膮艂 si臋 i zsun膮艂 w 艣lad za Wisteria. W贸z, beczka i mamut przekozio艂kowa艂y w chmurze py艂u i piargu.

Tuli rzuci艂 si臋 do przodu, a kiedy uderzy艂 o zbocze, jego nogi nadal si臋 porusza艂y, cho膰 na moment zawis艂 w powietrzu. Phylomon pobieg艂 za nim. W zaro艣lach, tam gdzie run膮艂 uczepiony wozu mamut, zia艂a ogromna wyrwa. Zwierz臋 i pojazd le偶a艂y teraz nieruchomo w dole, zbryzgane krwi膮. Wielka beczka p臋k艂a. Jaki艣 w膮偶 wype艂z艂 spod szcz膮tk贸w i wbi艂 z臋by w tyln膮 nog臋 mamuta. Ten nawet nie drgn膮艂. Tuli zygzakiem bieg艂 w d贸艂, zagl膮daj膮c po drodze w zaro艣la. Zrodzony-w-艢niegu min膮艂 go w p臋dzie. Potem ogromny bia艂y Hukm zatrzyma艂 si臋 w p贸艂 kroku i w ot臋pieniu patrzy艂 na martwego mamuta.

Scandal sta艂 na szczycie wzg贸rza wo艂aj膮c Wisteri臋. Phylomon zbieg艂 ze zbocza, chwyci艂 Tulla za rami臋, krzycz膮c:

- T膮dy! Powinna le偶e膰 tutaj! - widz膮c jak spada 艂ukiem w d贸艂 wywnioskowa艂, 偶e powinna by艂a znale藕膰 si臋 na samym 艣rodku wyrwy, przez kt贸r膮 przetoczy艂 si臋 w贸z.

Ayuvah, uderzaj膮c w krzaki, szuka艂 Wisterii z lewej strony, ale Phylomon znalaz艂 plam膮 krwi z prawej, obok korzeni po艂amanego krzaka.

- To tutaj spad艂a! W贸z zepchn膮艂 j膮 w d贸艂!

Wstrz膮艣ni臋ty Tuli sta艂, patrz膮c na krew. Phylomon z艂apa艂 go za rami臋 i poci膮gn膮艂 w stron臋 martwego mamuta i rozbitego furgonu. M艂ody Tcho-Pwi zatrzyma艂 si臋 u podn贸偶a wzniesienia, potrz膮saj膮c g艂ow膮. Phylomon wgramoli艂 si臋 na mamuta. W贸z zamieni艂 si臋 w stos strzaskanych desek, zbyt niebezpiecznych, 偶eby na nie wej艣膰.

M艂ody w膮偶 morski le偶a艂 na ziemi obok mamuta, zmia偶d偶ony i zakrwawiony. Drugi chwyta艂 powietrze, rozchyliwszy szeroko skrzela; wyci膮gn膮艂 na boki ma艂e p艂etwy, rw膮c pazurami ziemi臋. O艣wietla艂o je upalne s艂o艅ce.

Phylomon stan膮艂 na grzbiecie mamuta, szukaj膮c wzrokiem Wisterii. Pod cielskiem martwego olbrzyma znajdowa艂a si臋 艣ciana ga艂臋zi i przygniecionych drzew, wi臋c nic nie zobaczy艂. Us艂ysza艂 kaszlni臋cie z lewej, pod szcz膮tkami wozu. Zdumia艂 si臋, 偶e dziewczyna prze偶y艂a tak straszny upadek.

- Tutaj! - krzykn膮艂 zeskakuj膮c z mamuta. St膮paj膮c ostro偶nie, skierowa艂 si臋 do tylnej cz臋艣ci strzaskanego wozu. Wyci膮gn膮艂 po艂amane deski ze spodu i wkr贸tce zobaczy艂 wystaj膮c膮 spod nich bia艂膮 r臋k臋, jakby chcia艂a schwyta膰 blask s艂o艅ca. Ayuvah zacz膮艂 odci膮ga膰 deski na bok. Scandal podszed艂 z ty艂u, aby odrzuca膰 te deski jeszcze dalej. Gwiezdny 呕eglarz obejrza艂 si臋 na Tulla. M艂ody Tcho-Pwi sta艂 w promieniach s艂o艅ca i patrzy艂, jak pracuj膮. Wydawa艂o si臋, 偶e przypatruj膮c si臋 temu, bardzo si臋 m臋czy. Ayuvah odsun膮艂 wreszcie ostatni膮 desk臋. Wisteria j臋kn臋艂a, gdy s艂o艅ce za艣wieci艂o jej prosto w oczy.

Spieniona krew p艂yn臋艂a jej z nosa; dziewczyna zakrztusi艂a si臋, a potem rozejrza艂a dooko艂a. Wyda艂a cichy, niezrozumia艂y d藕wi臋k. Scandal zapyta艂:

- Co?

U艣miechn臋艂a si臋 beztrosko niczym ma艂a dziewczynka i prze艂kn臋艂a krew wype艂niaj膮c膮 jej usta.

- B臋kart Garamona nie 偶yje, prawda? - zapyta艂a wyra藕nie, k艂ad膮c r臋k臋 na brzuchu. - Nie 偶yje?

- Tak - powiedzia艂 Phylomon. - Nie 偶yje.

Wisteria roze艣mia艂a si臋 weso艂o, jakby dozna艂a wielkiej ulgi. Phylomon zda艂 sobie spraw臋, 偶e nigdy nie widzia艂 takiego zadowolenia na jej twarzy. Jednak偶e ten 艣miech zamieni艂 si臋 w kaszel. Dziewczyna nachyli艂a si臋 do przodu. Strumie艅 krwi buchn膮艂 z jej ust i nosa, jakby kaszel co艣 w niej rozerwa艂 i krew wreszcie znalaz艂a uj艣cie.

Phylomon podtrzyma艂 j膮 za ramiona. Spojrza艂 na Tulla. Promienie s艂o艅ca padaj膮ce prosto na m艂odego Tcho-Pwi nada艂y jego rudym w艂osom barw臋 cynobru. Oddycha艂 p艂ytko, dr偶膮c na ca艂ym ciele. Ayu-vah odsun膮艂 reszt臋 desek na bok.

Scandal nape艂ni艂 wod膮 butelk臋 po winie i pr贸bowa艂 wla膰 troch臋 do gard艂a Wisterii. Phylomon pozwoli艂, by poci膮gn臋艂a 艂yczek, 偶eby usun膮膰 krew z jej ust. Tuli znalaz艂 jaki艣 koc i przykry艂 nim 偶on臋. Przez kilka minut m臋偶czy藕ni tylko patrzyli na Wisteri臋 w milczeniu.

- B臋dzie 偶y艂a? - spyta艂 Tuli. Phylomon podni贸s艂 na niego oczy.

- Nie jestem prorokiem. Wydaje si臋, 偶e w tej chwili oddycha zupe艂nie normalnie. Niech odpocznie troch臋. Za kilka godzin spr贸bujemy j膮 st膮d zabra膰.

Stali i obserwowali rann膮 przez p贸艂 godziny. P贸藕niej Scandal zacz膮艂 sprz膮ta膰. Zrodzony-w-Sniegu ju偶 przygotowywa艂 swego mamuta do ostatniej podr贸偶y do 艣wiata duch贸w, przynosz膮c mu pokarm. Scandal od艂o偶y艂 na bok cenne przyprawy, kt贸rymi obieca艂 zap艂aci膰 Hukmowi. Potem obj膮艂 go ramionami i tuli艂 jaki艣 czas.

Dwie godziny p贸藕niej Ayuvah i Scandal weszli na wzg贸rze i zacz臋li rozbija膰 ob贸z. Wisteria j臋kn臋艂a z b贸lu, kr臋c膮c g艂ow膮 na wszystkie strony. Tuli szepn膮艂 cicho do Phylomona:

- Je艣li ma umrze膰, wola艂bym, 偶eby sta艂o si臋 to szybko. Nie chc臋 patrze膰 na jej cierpienia.

Phylomon skin膮艂 g艂ow膮. Zrozumia艂, 偶e ch艂opak ju偶 zacz膮艂 op艂akiwa膰 偶on臋. Gdzie艣 w艣r贸d wzg贸rz zahuka艂 cicho puszczyk i lekki zst臋puj膮cy wiatr zaszele艣ci艂 w listowiu. Scandal rozpali艂 ognisko i zacz膮艂 szykowa膰 kolacj臋.

- Na co ona czeka? - spyta艂 Tuli.

Phylomon cichym g艂osem zacz膮艂 mu opowiada膰 o katastrofie statku, na kt贸rym p艂yn膮艂 przed trzystu laty. Fale wyrzuci艂y go na brzeg wraz z kilkunastoma kobietami, kt贸re le偶a艂y nieprzytomne tak jak Wisteria przez wiele godzin, a jednak wszystkie prze偶y艂y.

Wisteria odetchn臋艂a g艂臋biej, jakby zapar艂o jej dech w piersiach, i nagle j臋kn臋艂a:

- Tato? Tato? Motyle.

Phylomon nachyli艂 si臋 nad ni膮 i szepn膮艂:

- Wisterio, mo偶esz teraz p贸j艣膰 i z艂apa膰 te motyle. Ranna nagle przesta艂a oddycha膰, przesta艂a si臋 porusza膰, jakby po prostu wstrzyma艂a oddech. Phylomon delikatnie po艂o偶y艂 jej g艂ow臋 na ziemi.

- Nie 偶yje - powiedzia艂.

- Zaczekaj! - krzykn膮艂 Tuli. - Zaczekaj! Co艣 ty jej zrobi艂?!

- Osoby, kt贸re maj膮 poczucie winy, cz臋sto prosz膮 o pozwolenie przed 艣mierci膮 - wyja艣ni艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Da艂em jej pozwolenie.

Phylomon tysi膮ce razy widzia艂 Pwi op艂akuj膮cych swoich zmar艂ych. My艣la艂 wi臋c, 偶e wie, jaki to b臋dzie mia艂o przebieg. Teraz Tuli b臋dzie krzycza艂, zaprzecza艂 wszystkiemu, a potem po艂o偶y si臋 i umrze. Zawsze wydawa艂o mu si臋 to takie naturalne: Pwi kochali tak mocno, 偶e zwi膮zek z ukochan膮 osob膮 okre艣la艂 ich ca艂膮 egzystencj臋. A kiedy m膮偶 lub 偶ona umarli, ich wsp贸艂ma艂偶onek siedzia艂, odmawiaj膮c jedzenia i picia, a偶 艣mier膰 ich zn贸w po艂膮czy艂a.

Na szczycie wzg贸rza pierwszy zacz膮艂 p艂aka膰 Ayuvah, zas艂aniaj膮c oczy ramionami. Lecz Tuli tylko sta艂, zacisn膮wszy przed sob膮 r臋ce, mrugaj膮c oczami.

- Co trzeba z tym zrobi膰? - zapyta艂.

- Z czym? - nie zrozumia艂 Phylomon.

- Ze 艣mierci膮 - odpar艂 Tcho-Pwi. Podszed艂 do Wisterii, chwyci艂 j膮 za ramiona i zacz膮艂 podnosi膰 delikatnie. Potem jednak pu艣ci艂 cia艂o i cofn膮艂 r臋ce. Pokrywa艂a je zakrzep艂a, czarna krew. Phylomon zda艂 sobie spraw臋, 偶e kawa艂 drewna musia艂 przebi膰 plecy dziewczyny. Tuli podni贸s艂 zw艂oki do po艂owy i wtedy okaza艂o si臋, 偶e Wisteria nadzia艂a si臋 na z艂aman膮 desk臋. W jej lewym p艂ucu widnia艂a dziura szeroka na prawie trzy centymetry. Oczy zmar艂ej zbiela艂y.

Tuli wzi膮艂 j膮 na r臋ce, wyrwa艂 spod szcz膮tk贸w wozu i potykaj膮c si臋, zacz膮艂 nie艣膰 na g贸r臋. Scandal wybieg艂 mu naprzeciw, pr贸bowa艂 pom贸c, ale Tuli uchyli艂 si臋 tylko niezr臋cznie. Ober偶ysta podszed艂 do Phylomona.

- Jak mo偶emy mu pom贸c? - spyta艂 bezradnie.

Gwiezdny 呕eglarz, kt贸ry przez tysi膮c lat patrzy艂 na smutek i 偶al ludzi i Pwi, wiedzia艂, 偶e nic nie mog膮 zrobi膰. Nigdy nie usuniesz takiego b贸lu i w 偶aden spos贸b nie mo偶esz go zmniejszy膰, pomy艣la艂.

- Obejmij Tulla i pom贸偶 mu trzyma膰 cia艂o - powiedzia艂 w ko艅cu na g艂os.

Tuli i Scandal razem ruszyli w g贸r臋 zbocza, a Phylomon wr贸ci艂 do pracy. Z wozu nic nie pozosta艂o, z zapas贸w - jedynie resztki. Znalaz艂 siekier臋 z u艂amanym trzonkiem i zacz膮艂 r膮ba膰 deski na stos pogrzebowy.

Od czasu do czasu zerka艂 na Tulla. M艂ody Tcho-Pwi nie okazywa艂 b贸lu; tylko lekkie skurcze mi臋艣ni bark贸w zdradza艂y, 偶e cierpi. Usiad艂 na omsza艂ej skale, trzymaj膮c w obj臋ciach zmar艂膮 偶on膮, g艂adz膮c jej w艂osy i patrz膮c w twarz.

Phylomon pomy艣la艂 o Wisterii. Wygl膮da艂a na tak szcz臋艣liw膮 i spokojn膮, kiedy zapyta艂a, czy dziecko nie 偶yje. Dlaczego nie zabra艂a ze sob膮 w 艣mier膰 swego poczucia winy, 偶eby Tuli si臋 o niczym nie dowiedzia艂?

Ayuvah przyszed艂 do Phylomona, gdy ten por膮ba艂 po艂ow臋 desek.

- W naszej wiosce Pwi oddaj 膮 zmar艂ych morzu. Ogie艅 jest tylko dla ludzi. Pozwoli艂em ci spali膰 Ma艂ego Chaa, bo byli艣my tak daleko od oceanu - powiedzia艂. - Powinni艣my odda膰 j膮 rzece.

- W porz膮dku - odpar艂 Phylomon. - Zabierzemy ja nad rzek臋. I tak potrzebujemy wody, 偶eby rozbi膰 ob贸z.

Tamtego wieczoru Zrodzony-w-艢niegu ruszy艂 na po艂udnie; dla niego podr贸偶 ju偶 si臋 sko艅czy艂a. Scandal da艂 mu wszystkie swoje najlepsze przyprawy, co by艂o skromn膮 zap艂at膮 za 艣mier膰 brata i dw贸ch mamut贸w. Hukm odszed艂, nios膮c je w w臋ze艂ku.

Phylomon i Scandal dwukrotnie zeszli do rozbitego wozu, zabieraj膮c resztki prowiantu. Roz艂o偶yli si臋 obozem nad rzek膮. Tuli siedzia艂 na brzegu, obejmuj膮c cia艂o Wisterii a偶 do zachodu s艂o艅ca. Potem Ayuvah zapali艂 dwie pochodnie i wbi艂 je w ziemi臋 nad wod膮. Podczas kr贸tkiej ceremonii pogrzebowej na艂o偶yli zmar艂ej naszyjnik z kolorowych jesiennych li艣ci, skrzy偶owali jej r臋ce na piersi. Kiedy Ayuvah zamierza艂 wrzuci膰 cia艂o do rzeki, Tuli przywar艂 do niego.

- Pozw贸l mi j膮 potrzyma膰 jeszcze troch臋 - poprosi艂.

- Ju偶 zesztywnia艂a - odpar艂 Ayuvah. - Niebawem zacznie cuchn膮膰. Chyba nie chcesz zapami臋ta膰 jej tak膮. No, we藕... - Odci膮艂 no偶em pasmo w艂os贸w Wisterii i w艂o偶y艂 Tullowi do r膮k. Tuli podzi臋kowa艂 mu cicho. P贸藕niej Ayuvah zani贸s艂 zw艂oki na p艂ycizn臋, po艂o偶y艂 twarz膮 do g贸ry i zepchn膮艂 w nurty rzeki. Zawirowa艂y i znikn臋艂y w mroku.

Tuli siedzia艂 na trawie obejmuj膮c ramionami kolana. Trzyma艂 kosmyk w艂os贸w Wisterii, g艂adz膮c go delikatnie.

Scandal przygotowa艂 cienk膮 zup臋 i placek z miodem na kolacj臋. W臋drowcy usiedli przy niewielkim ognisku, by si臋 posili膰. Scandal zani贸s艂 Tullowi jego porcj臋, ale ten odes艂a艂 go machni臋ciem r臋ki.

Phylomon widzia艂 wielu Pwi, kt贸rzy poszli za ukochanymi zmar艂ymi do Domu Popio艂贸w. Zazwyczaj g艂odzili si臋 na 艣mier膰, ale czasami przy艣pieszali swoje odej艣cie. Gwiezdny 呕eglarz przypomnia艂 sobie starego szamana, kt贸ry podpali艂 sw贸j dom, i kobiet臋, kt贸ra zjad艂a grzyby zwane Anio艂em 艢mierci. Tuli tak 艂atwo m贸g艂by wej艣膰 do rzeki i ruszy膰 艣ladem cia艂a Wisterii do Denai, a偶 schwyta艂by go kt贸ry艣 z nielicznych pozosta艂ych w nurtach m艂odych w臋偶y.

- Jak my艣lisz, co z nim si臋 stanie? - spyta艂 Phylomona Ayuvah, skinieniem g艂owy wskazuj膮c na Tulla, kt贸ry siedzia艂 zaledwie w odleg艂o艣ci kilku metr贸w od nich.

- Nie wiem, co o tym s膮dzi膰 - odpar艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Gdyby by艂 cz艂owiekiem, powiedzia艂bym, 偶e nie cierpi tak bardzo. Wiem jednak, 偶e jest inaczej.

- Darzy艂 j膮 mi艂o艣ci膮, kt贸ra zniewala. - Ayuvah pokr臋ci艂 g艂ow膮. -Mo偶e zechce teraz umrze膰.

- Nie byli d艂ugo ma艂偶e艅stwem! - odparowa艂 Phylomon.

- Kocha艂 j膮 przez wiele lat, zanim si臋 pobrali - szepn膮艂 Ayuvah, a potem krzykn膮艂: -Nie powinien odej艣膰 do Domu Popio艂贸w dla jakiej艣 cz艂owieczej dziwki! Ona nosi艂a w brzuchu dziecko innego m臋偶czyzny! Zamiast tego powinien op艂akiwa膰 w臋偶e, kt贸re zabi艂a! Powinien op艂akiwa膰 tych, kt贸rzy przez to umr膮!

- No, no - wtr膮ci艂 Scandal. - Pohamuj swoj膮 gorycz, ch艂opcze. Ona nie by艂a dziwk膮. Robi艂em, co mog艂em, 偶eby si臋 z ni膮 przespa膰, ale si臋 nie zgodzi艂a.

Tuli spojrza艂 na nich przez rami臋, lecz potem zn贸w si臋 odwr贸ci艂 w stron臋 rzeki.

- Mam siostr臋, kt贸ra kocha go od lat! - zawo艂a艂 zn贸w Ayuvah. -Powinien odda膰 swoje 偶ycie Favie, a nie wyrzeka膰 si臋 go!

Scandal na艂o偶y艂 kopiasty talerz plack贸w na miodzie i zani贸s艂 go m艂odemu Tcho-Pwi. Ten jednak ponownie odes艂a艂 go ruchem r臋ki. Ober偶ysta wr贸ci艂 do ogniska.

- Nie chce nic je艣膰! - poskar偶y艂 si臋.

- Zaczekaj do rana - odpar艂 Ayuvah. - Wtedy si艂膮 wlejemy mu wod臋 do gard艂a.

Kiedy Phylomon by艂 m艂ody, spotka艂 kiedy艣 star膮 Pwi, kt贸ra prze偶y艂a trzech m臋偶贸w. Nowina ta tak go wtedy zaskoczy艂a, 偶e zapyta艂 staruszk臋 otwarcie, czemu nie posz艂a z kt贸rym艣 z nich do Domu Popio艂贸w. Na zawsze zapami臋ta艂 jej odpowied藕.

- "Nikt nie wybiera drogi do Domu Popio艂贸w" - odpar艂a. - "Kocha艂am szczerze ka偶dego z moich ma艂偶onk贸w i 偶al 艣ciska艂 mi 偶o艂膮dek. Nie chcia艂am je艣膰, kiedy umarli moi drodzy m臋偶owie, ale c贸rka zmusi艂a mnie do picia wody i po wielu, wielu dniach m贸j 偶o艂膮dek si臋 rozkurczy艂 i znowu mog艂am je艣膰. Zreszt膮 w mojej wiosce by艂o wielu porz膮dnych m臋偶czyzn, kt贸rzy przyszli do mnie i poprosili, 偶ebym ich po艣lubi艂a." - Phylomon domy艣li艂 si臋, w jaki spos贸b Ayuvah zamierza utrzyma膰 Tulla przy 偶yciu: obudzi w nim nienawi艣膰 do zmar艂ej, przyrzeknie mi艂o艣膰 偶ywej kobiety, zmusi do picia wody, a偶 偶al przeminie.

- Jeste艣 naprawd臋 m膮dry, Ayuvahu! - roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no. Ayuvah spojrza艂 na Gwiezdnego 呕eglarza i u艣miechn膮艂 si臋 s艂abo.

- Chyba jednak nie tak bardzo, jak si臋 zdaje.

- Twoja siostra naprawd臋 go kocha? - spyta艂 Phylomon w j臋zyku Pw艂.

- M贸wi艂a o tym wiele razy - przyzna艂 Ayuvah.

- A co to ma za zwi膮zek z tym wszystkim? - zapyta艂 Scandal. -Przegrali艣my! Nasze w臋偶e nie 偶yj膮, a w razie gdyby艣cie ostatnio nie zajrzeli do rzeki, wyl膮g si臋 sko艅czy艂. Nie znajdziemy ju偶 ani jednego w臋偶a, nie m贸wi膮c o wi臋kszej ich ilo艣ci. A ja wyda艂em na t臋 wypraw臋 tysi膮c srebrnych or艂贸w! Co za strata!

- Zaczekaj do nast臋pnego roku! - wtr膮ci艂 Tuli znad rzeki.

- Ani ty, ani nawet stu m臋偶czyzn nie zaci膮gn臋艂oby mnie z powrotem w tamte przekl臋te g贸ry! - odpar艂 Scandal. - Widzieli艣cie ogromn膮 armi臋 przechodz膮c膮 przez Prze艂臋cz Z艂otej Rzeki. I drug膮, z tej strony g贸r. Ka偶dy dure艅 wie, 偶e za rok o tej porze G贸ry Bia艂e b臋d膮 nale偶a艂y do Kraalu.

Phylomon skin膮艂 g艂ow膮.

- Tak, za rok o tej porze wszystkie tereny st膮d a偶 do G贸r Bia艂ych b臋d膮 nale偶a艂y do Kraalu - powt贸rzy艂.

- Nie mog臋 czeka膰 ca艂y rok - wtr膮ci艂 Ayuvah. - M贸j ojciec przepowiedzia艂, 偶e tego lata dinozaury przep艂yn膮 przez ocean z Krainy Gor膮ca. Musimy na艂apa膰 w臋偶y morskich podczas tej wyprawy!

Scandal usiad艂 i st臋kn膮艂.

- Mamy inn膮 alternatyw臋 - powiedzia艂 Gwiezdny 呕eglarz. -Wiem, gdzie s膮 w臋偶e, je艣li jeste艣cie do艣膰 odwa偶ni, by je z艂apa膰. Nazywacie siebie Z艂odziejami Jaj...

- To zupe艂nie co innego! - zawo艂a艂 Scandal. - Tak, mo偶emy okra艣膰 gniazdo dinozaura, ale ty m贸wisz o w臋偶ach! Nikt nie mo偶e podp艂yn膮膰 statkiem nawet na odleg艂o艣膰 trzydziestu kilometr贸w od teren贸w l臋gowych w臋偶y morskich! Przecie偶 wielkie w臋偶owe matki pilnie strzeg膮 swoich jaj!

- Wiemy jednak, gdzie tutaj, na pomocy wyl臋gaj膮 si臋 w臋偶e-m贸wi艂 dalej Phylomon. - W艣r贸d ska艂 w pobli偶u Bashevgo.

- Gdzie nie mo偶emy si臋 dosta膰 - doda艂 Scandal.

Ayuvah podni贸s艂 wzrok. W jego oczach malowa艂a si臋 rozpacz. Piraci z Basheygo cz臋sto napadali na Wielkie Pustkowie, porywaj膮c Pwi. Tak blisko cie艣nin mogliby sta膰 si臋 艂atw膮 zdobycz膮 dla 艂owc贸w niewolnik贸w, kt贸rzy na pewno by ich 艣cigali.

Scandal milcza艂 chwil臋.

- A je艣li ju偶 o to chodzi, to czemu nie? Pop艂y艅my do Cie艣nin Zerai. Je偶eli nie z艂api膮 nas w臋偶e, to handlarze niewolnik贸w... - St臋kn膮艂, pokiwa艂 g艂ow膮, a potem otar艂 pot z czo艂a. - Przyby艂em tutaj, by prze偶y膰 interesuj膮c膮 przygod臋, zobaczy膰 Kraal. Nie po to, 偶eby umrze膰. Albo do ko艅ca 偶ycia patrze膰 na 艣wiat z niewolniczych loch贸w w Bashevgo. Tu, w Kraalu, chroni膮 nas podrobione dokumenty. Piraci nawet na nie nie spojrz膮.

- W takim razie b臋dziemy musieli tak to przeprowadzi膰, 偶eby piraci nas nie zobaczyli - stwierdzi艂 Phylomon. Scandal spojrza艂 na niego ze z艂o艣ci膮.

- Tak, s艂ysza艂em, 偶e tamtejsze urwiska s膮 wysokie na dziesi膮tki metr贸w, tak 偶e nie ma gdzie zarzuci膰 kotwicy. A wielkie w臋偶owe matki nie s膮 艂askawe dla intruz贸w. Jeden stumetrowy w膮偶 wystarczy, by nas wyko艅czy膰. A ty m贸wisz o dziesi膮tkach... i setkach.

- Nie powiedzia艂em, 偶e to b臋dzie 艂atwe! - rzuci艂 Phylomon.

- Niech diabli porw膮 twoj膮 niebiesk膮 sk贸r臋, to niemo偶liwe! -odparowa艂 Scandal. - Powinni艣my wr贸ci膰 do naszego miasta. Nie obchodzi mnie, czym si臋 to sko艅czy: wszyscy mo偶emy przenie艣膰 si臋 w g艂膮b l膮du, zamieszka膰 w twierdzy, kiedy tamte przekl臋te jaszczury zaw艂adn膮 ca艂ym kontynentem. Nawet je艣li zginie kilka os贸b, zawsze to lepsze od tego szale艅czego planu...

Phylomon popatrzy艂 na Ayuvaha. Pwi siedzia艂 zgarbiony, patrz膮c w ogie艅.

- Widzia艂em ju偶 jaja w臋偶y morskich, daleko na po艂udniu, przed wielu laty - powiedzia艂 Gwiezdny 呕eglarz. - S膮 rudobr膮zowe jak piaskowiec i jest ich z tuzin w jednym miocie. By艂o to p贸藕n膮 wiosn膮, ka偶de jajo mia艂o 艣rednic臋 oko艂o pi臋tnastu centymetr贸w. W臋偶owe matki przymocowuj膮 jaja do ska艂 i mo偶na je czasem znale藕膰 podczas wyj膮tkowo niskiego odp艂ywu. W ka偶dym razie tak twierdzi艂y ma艂e dzieci, kt贸re pokaza艂y mi te jaja. Mogliby艣my 艂atwo kupi膰 statek w Denai, ukra艣膰 w贸z i ruszy膰 do Bashevgo, tak jak planowali艣my. Nawet je艣li znajdziemy dziesi臋膰 tuzin贸w jaj, b臋dzie to lepiej ni偶 nic. Co o tym my艣lisz? - zapyta艂 Ayuvaha.

- My艣l臋, 偶e ju偶 zbyt d艂ugo nie widzia艂em Savy i Etanai - odpar艂 Pwi. - Chc臋 wr贸ci膰 do domu. - Westchn膮艂 g艂臋boko i doda艂: - M贸wisz tak lekko o miejscu, kt贸rego wszyscy si臋 boimy - o Bashevgo. Jestem tu, w Kraalu i to ju偶 jest bardzo z艂e. Nie pop艂yn臋 na pirack膮 wysp臋, je艣li nie b臋d臋 musia艂.

- A co innego mo偶emy zrobi膰? - odpar艂 Phylomon.

- Ta wyprawa jest nieudana. My艣l臋, 偶e zawiedli艣my pok艂adane w nas nadzieje, chyba 偶e... - zawaha艂 si臋, zatopiony w my艣lach.

- 呕e co? - zapyta艂 Phylomon obserwuj膮c twarz Ayuvaha. Nagle wstrz膮sn膮艂 nim dreszcz strachu, poczu艂 dziwny niepok贸j. Rzadko miewa艂 takie doznania i ju偶 dawno przekona艂 si臋, 偶e nie powinien ich ignorowa膰. To przemawia艂 jego symbiont. Podni贸s艂 si臋 wi臋c i rozejrza艂 szybko wok贸艂, szukaj膮c wzrokiem gro偶膮cego im niebezpiecze艅stwa.

- Wejd臋 na 艢cie偶k臋 Duch贸w, cho膰 si臋 tego boj臋 - m贸wi艂 dalej Ayuvah. - Zajrz臋 w nasz膮 przysz艂o艣膰, zobacz臋, czy ta wyprawa mo偶e jeszcze si臋 uda膰.

Gwiezdny 呕eglarz, spojrza艂 na Pwi i zrozumia艂, 偶e to w艂a艣nie on jest 藕r贸d艂em zagro偶enia.

- Jeste艣 m艂ody. Nigdy dot膮d tego nie robi艂e艣.

- A jednak musz臋 tam si臋 wybra膰 - odpar艂 Ayuvah. - M贸j ojciec jest Obcuj膮cym z Duchami, a ja jestem jego najstarszym synem. Ten obowi膮zek spada na mnie.

- Je艣li ju偶 raz wejdziesz na 艢cie偶k臋 Duch贸w, mo偶esz ju偶 nigdy nie wr贸ci膰 do domu - powiedzia艂 Phylomon, cytuj膮c neandertalskie przys艂owie.

- Po opuszczeniu naszej wioski widzia艂em rozszarpane cia艂o mojego braciszka. A Tuli, brat, kt贸rego zawsze szanowa艂em, straci艂 偶on臋. Przyby艂em do kr贸lestwa Kraalu i ujrza艂em twarz boga strachu. Nawet je艣li wr贸ci艂bym teraz do mojej rodziny i osady, czy kiedykolwiek odnajd臋 m贸j prawdziwy dom?

Gwiezdny 呕eglarz popatrzy艂 na m艂odego Pwi i dostrzeg艂 jego twarde spojrzenie. Zaledwie kilka tygodni temu Ayuvah nie patrzy艂 tak na 艣wiat. Phylomon wiedzia艂, 偶e to, co neandertalscy szamani widzieli w czasie transu, przedwcze艣nie ich postarza艂o, czyni艂o m膮drymi nad wiek, a jednocze艣nie wyczerpywa艂o emocjonalnie. Kiedy jednak spojrza艂 w oczy Ayuvaha, zobaczy艂 Pwi, kt贸ry wiedzia艂, co to znaczy by膰 Obcuj膮cym z Duchami.

- W jaki spos贸b rozpoczniesz t臋 w臋dr贸wk臋? - zapyta艂 go cicho.

- Kraina Cieni ma wiele bram. Dla Obcuj膮cego z Duchami nie jest wa偶ne, kt贸r膮 艣cie偶k膮 p贸jdzie, wystarczy, 偶e zaprowadzi go ona do bramy 艣mierci. M贸j ojciec zawsze si臋 g艂odzi艂.

- S艂ysza艂em, 偶e to naj艂atwiejsza 艣cie偶ka - przyzna艂 Phylomon. -Ale zabiera to wiele dni.

- Wybior臋 bram臋 krwi - odpar艂 Ayuvah. - Najszybciej tam dotr臋.

I zanim Gwiezdny 呕eglarz zd膮偶y艂 przestrzec Ayuvaha, ten wyci膮gn膮艂 n贸偶 z pochwy u pasa i podci膮艂 sobie 偶y艂y na nadgarstkach. P贸藕niej podni贸s艂 je i patrzy艂, jak krew tryska z nich strumieniami.

- Brama krwi - powiedzia艂 Ayuvah, potem wsta艂 i zacz膮艂 kr膮偶y膰 wok贸艂 ogniska, ociekaj膮c krwi膮.

Phylomon burkn膮艂 co艣 z niesmakiem. Podszed艂 do Tulla, kt贸ry siedzia艂 obejmuj膮c kolana ramionami, wpatruj膮c si臋 w rzek臋 w blasku zatkni臋tych w ziemi臋 pochodni. W ostatnich trzech dniach rzeka wezbra艂a po ulewnych deszczach padaj膮cych gdzie艣 daleko, w g贸rnym biegu. Ciemna woda wirowa艂a szybko i niemal bezg艂o艣nie. Scandal zacz膮艂 nerwowo sprz膮ta膰 po kolacji. Gwiezdny 呕eglarz usiad艂, obserwowa艂 chwil臋 Tulla, a potem przeni贸s艂 spojrzenie na Ayuvaha. Powinienem obserwowa膰 ich obu tej nocy, pomy艣la艂. Dopilnowa膰, by Ayu-vah nie wykrwawi艂 si臋 na 艣mier膰, a Tuli nie wskoczy艂 do rzeki. Niebie-skosk贸ry m臋偶czyzna opar艂 si臋 wi臋c plecami o drzewo i patrzy艂.

Po kilku godzinach pochodnie nad rzek膮 wypali艂y si臋 doszcz臋tnie, a ognisko obozowe przygas艂o. Ayuvah kr膮偶y艂 nieustannie wok贸艂 obozu, a偶 wreszcie potkn膮艂 si臋 i upad艂 na ziemi臋.

Phylomon i Scandal przewi膮zali mu przeguby. Nie wiedzieli, czy rzeczywi艣cie wszed艂 na 艢cie偶k臋 Duch贸w. Wydawa艂o si臋, 偶e 艣pi, cho膰 na jego twarzy wida膰 by艂o wyczerpanie. W ko艅cu ober偶ysta poszed艂 spa膰.

Woden wzeszed艂 i 艣wieci艂 blado przez cienk膮 warstw臋 pierzastych chmur. Zerwa艂 si臋 silny wiatr, kt贸ry smaga艂 艣ciany w膮wozu. Kiedy Phylomon zm臋czy艂 si臋 patrzeniem w mrok, zamkn膮艂 oczy. Dopiero wtedy Tuli przerwa艂 milczenie.

- Zdradzi艂a mnie - powiedzia艂. - Nie wiem, co boli mnie bardziej: jej 艣mier膰 czyjej zdrada.

Phylomon wr贸ci艂 wspomnieniami do niedawnych wydarze艅, zastanawiaj膮c si臋, co m艂ody Tcho-Pwi mia艂 na my艣li m贸wi膮c o zdradzie Wisterii.

- Nie zdradzi艂a ci臋, kiedy by艂a twoj膮 偶on膮 - zaoponowa艂. - O偶eni艂e艣 si臋 z ni膮 na kilka dni przed opuszczeniem Smilodon Bay. A je艣li nosi艂a w 艂onie dziecko Garamona, musia艂a by膰 z nim... na jaki艣 czas przed po艣lubieniem ciebie.

- Wybaczy艂bym jej to - szepn膮艂 Tuli. - Musia艂a wiedzie膰, 偶e wybaczy艂bym jej to wszystko.

- Taak - mrukn膮艂 Gwiezdny 呕eglarz. - My艣l臋, 偶e o tym wiedzia艂a. Ale by艂a zawzi臋t膮 kobiet膮, nikomu nie wybacza艂a. Mo偶e nie mog艂a wybaczy膰 samej sobie? My艣l臋, 偶e ci臋 kocha艂a i 偶e wstydzi艂a si臋 swoich uczynk贸w. Twoje wybaczenie sprawi艂oby jej jeszcze wi臋kszy b贸l. Przykro mi, 偶e umar艂a. Cz臋sto, kiedy umiera jaka艣 stara, schorowana osoba lub chorowite dziecko, przyjaciele m贸wi膮 ci -lepiej, 偶e tak si臋 sta艂o - 偶e chorzy ju偶 nie cierpi膮. Pr贸buj膮 w ten spos贸b ukry膰 fakt, 偶e czasem 偶ycie karze nas za nie pope艂nione winy. W ka偶dym razie tobie nikt nie powie, 偶e lepiej, i偶 tak si臋 sta艂o.

- Najgorsze jest to, 偶e ju偶 nigdy jej nie dotkn臋 - powiedzia艂 Tuli. Przez chwil臋 g艂adzi艂 w milczeniu kosmyk w艂os贸w Wisterii. Potem m贸wi艂 dalej: - B贸l nap艂ywa falami, jak wtedy, gdy masz dziurawy z膮b; czekam a偶 ustanie, ale on nie ustaje i nie wiem, czy zdo艂am go pokona膰.

Phylomon spojrza艂 Tullowi w twarz. Dostrzeg艂 na niej tylko smutek, a przecie偶 w g艂osie m艂odzie艅ca brzmia艂a rozpacz.

- Mo偶e nie powiniene艣 walczy膰 z b贸lem. Mo偶e powiniene艣 pozwoli膰 mu dzia艂a膰 na sw贸j w艂asny spos贸b - poradzi艂.

- Chc臋 umrze膰... - szepn膮艂 Tuli. - Fazahn, b贸g 偶alu, pragnie mojej 艣mierci. Je艣li pozwol臋 mu dzia艂a膰... Phylomonie, ja nie kontroluj臋 swoich r膮k. - Podni贸s艂 je i zadrga艂y gwa艂townie. -Nie umiem wyrazi膰, co czuj臋 w tej chwili, ale boj臋 si臋 tego, co m贸g艂bym sobie zrobi膰. Zwi膮偶esz mi r臋ce? Zrobisz to dla mnie?

Gwiezdny 呕eglarz pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- Sam b臋dziesz musia艂 je powstrzyma膰.

Tuli nic wi臋cej nie powiedzia艂. Phylomon siedzia艂 i obserwowa艂 go przez d艂ugi czas. Dwa m艂ode szopy zaw臋drowa艂y do obozu, pow臋szy艂y i skierowa艂y si臋 prosto do prowiantu. Gwiezdny 呕eglarz poszed艂 przegoni膰 intruz贸w. Szopy pisn臋艂y, zaskrzecza艂y i odesz艂y niech臋tnie. Zd膮偶y艂y ju偶 wytoczy膰 z worka s艂oik z kie艂baskami. Phylomon w艂o偶y艂 s艂oik na dawne miejsce, a potem zerkn膮艂 w g贸r臋. Niebo poja艣nia艂o na wschodzie. Nied艂ugo b臋dzie 艣wita膰... Zastanowi艂 si臋 nad losem Tiri-lee, gdy偶 co noc wyk艂ada艂 dla niej jedzenie. Dzisiejszej nocy po raz pierwszy nie przysz艂a, by zaspokoi膰 g艂贸d. Mog艂o to oznacza膰, 偶e albo zgin臋艂a, albo nadesz艂a jej Pora Oddania. Wsta艂 i szybko opu艣ci艂 ob贸z.

Tuli trzyma艂 zaci艣ni臋te d艂onie na kolanach, nie odrywaj膮c wzroku od p艂yn膮cej wody. Gdzie艣 w dole rzeki trup Wisterii dryfowa艂 do morza, podskakuj膮c i wiruj膮c na wodzie. Kiedy po raz pierwszy kocha艂 si臋 z 偶on膮, wyczu艂 obecno艣膰 bogini Zhofwy, poczu艂, 偶e si臋 w niego wcieli艂a, rozpali艂a w nim nami臋tno艣膰. Otworzy艂a w ten spos贸b przed nim drog臋, kt贸ra dot膮d zawsze by艂a dla niego zamkni臋ta, pozwoli艂a mu w ko艅cu kogo艣 pokocha膰. Teraz jednak Tuli pragn膮艂 z ca艂ej duszy, 偶eby to si臋 nigdy nie sta艂o. Zacisn膮艂 jeszcze mocniej palce, przera偶ony 偶alem, kt贸ry ogarnia艂 jego dusz臋, kt贸ry popycha艂 go do samob贸jstwa. S艂ysza艂 kiedy艣 pie艣艅 pewnego 偶eglarza, dziwnego, garbatego m臋偶czyzny, kt贸ry g艂o艣no 艣piewa艂 pe艂nym b贸lu g艂osem: "Nie id藕 srebrnymi schodami, Bo d艂ugi, trudny to szlak, Pozosta艅 lepiej ze mn膮, a偶 Ciemno艣膰 da ci znak. Demon anielskie ma skrzyd艂a I kusi, cho膰 nie trzeba, Je偶eli umkniesz piek艂u, Unikaj pustego nieba."

"Kiedy po raz pierwszy wejdziesz na 艢cie偶k臋 Duch贸w, Ayuva-hu, nie mo偶esz wyruszy膰 tam sam. W Krainie Cieni czyha wiele niebezpiecze艅stw". Ayuvah cz臋sto s艂ysza艂 te s艂owa zar贸wno od swego nie 偶yj膮cego ju偶 dziadka, jak i od ojca, dlatego zdawa艂 sobie spraw臋, co mu mo偶e grozi膰. Przez wiele godzin wirowa艂 i unosi艂 si臋 nad wielkimi r贸wninami jak s艂omka w oku cyklonu, nie mog膮c si臋 zatrzyma膰. Pr贸bowa艂 uczepi膰 si臋 gruntu, wo艂aj膮c pomocy, przeklinaj膮c wszystkich bog贸w. Po raz pierwszy w 偶yciu czu艂 si臋 pusty w 艣rodku, wolny od uczu膰 i to bardzo go dziwi艂o. Dopiero kiedy odetchn膮艂 g艂臋boko i rozkaza艂 wirowi, by si臋 zatrzyma艂, co艣 si臋 zmieni艂o. Otworzy艂 oczy i zobaczy艂, 偶e le偶y na ziemi na plecach, z przechylon膮 na bok g艂ow膮. Cho膰 wok贸艂 panowa艂 mrok, wszystko, co go otacza艂o, emanowa艂o s艂ab膮 po艣wiat膮. Sosny, kt贸re widzia艂 nad sob膮, otacza艂y pierzaste aureole, gdy偶 z ka偶dej ig艂y tryska艂 promie艅 艣wiat艂a podobny do male艅kiego pomara艅czowego w艂osa. Ska艂a obok niego 艣wieci艂a mi臋kkim, r贸偶owym blaskiem jak wschodz膮ce s艂o艅ce. Ayuvah zobaczy艂 larwy w pniu sosny nad sob膮 i robaki ryj膮ce w ziemi obok siebie, ogniste stworzenia, kt贸rych blask przenika艂 warstw臋 gleby i kor臋 niczym pochodnia. Tylko niebo by艂o ciemne, wygl膮da艂o jak p艂aska p艂yta bez gwiazd, bez wiatru; w艂a艣nie rozja艣ni艂o si臋 na horyzoncie.

Pr贸bowa艂 si臋 podnie艣膰, wesprze膰 na 艂okciu, ale nie zdo艂a艂. Wydawa艂o mu si臋, 偶e r臋ce i nogi od艂膮czy艂y si臋 od jego cia艂a. Przekona艂 si臋, i偶 nie jest w stanie nawet zamruga膰 oczami, poruszy膰 szyj膮 czy palcem. Przez jaki艣 czas walczy艂 z t膮 niemoc膮, potem jednak przypomnia艂 sobie nauki swego ojca:

"W Krainie Cieni wszystko jest ze sob膮 zwi膮zane - ziemia i trawa, drzewa i niebo, 偶ycie i 艣mier膰, przesz艂o艣膰 i przysz艂o艣膰. W naszym 艣wiecie rzadko dostrzegamy, 偶e my i nasi s膮siedzi, nasz ogr贸d i nasz gr贸b, wszystko jest cz臋艣ci膮 znacznie wi臋kszej ca艂o艣ci. Ale w Krainie Cieni ka偶dy odkrywa t臋 odwieczn膮 prawd臋. Nie zdo艂asz si臋 tam poruszy膰, zanim nie poczujesz tej wi臋zi. Dopiero potem zostaniesz przyci膮gni臋ty tam, dok膮d chcesz si臋 uda膰 - do domu, czy do ukochanej osoby -albo do jakiej艣 chwili - na przyk艂ad orgazmu, z kt贸rego wzi膮艂 si臋 tw贸j pocz膮tek lub ostatnie uderzenie twego serca."

Takie w艂a艣nie by艂o sedno problemu. Przysz艂o艣膰 musia艂a przyci膮gn膮膰 Ayuvaha, nie m贸g艂 do niej sam p贸j艣膰. Odetchn膮艂 wi臋c g艂臋boko, otworzy艂 si臋 ca艂膮 swoj膮 istot膮, wysi艂kiem woli z艂膮czy艂 si臋 z niebem, z ziemi膮, z ognistymi robakami. Skoncentrowa艂 si臋 tak bardzo, 偶e dysza艂 ci臋偶ko i pot la艂 si臋 z niego strumieniami, ale nie szcz臋dzi艂 wysi艂ku. Popatrzy艂 na rosn膮c膮 ponad nim sosn臋 i zapragn膮艂 zwi膮za膰 si臋 z ni膮, prze偶y膰 wraz z ni膮 jedn膮 chwil臋 - nie chcia艂 jednak czu膰 robak贸w wgryzaj膮cych si臋 w serce drzewa. Wyobrazi艂 sobie, jakie to musi by膰 bolesne i wycofa艂 si臋 w ostatniej chwili.

Dotychczas nigdy mu si臋 to nie udawa艂o. Kiedy w dzieci艅stwie Chaa kaza艂 mu zamieni膰 si臋 w lataj膮c膮 wiewi贸rk臋, Ayuvah obawia艂 si臋 upadku, strachu 艣ciskaj膮cego serce, kt贸ry temu towarzyszy艂. Co wi臋cej, ba艂 si臋 zmian, kt贸re dostrzega艂 w starcach Obcuj膮cy z Duchami, smutku i zm臋czenia maluj膮cego si臋 na ich twarzach.

Ojciec cz臋sto mu powtarza艂:

- "Za艂贸偶my, 偶e jaki艣 m臋偶czyzna wyruszy w podr贸偶 i wpadnie do rzeki, a nieco p贸藕niej spotka kobiet臋 i zakocha si臋 w niej, nast臋pnego dnia za艣 natknie si臋 na tygrysa szablastoz臋bnego i stanie oko w oko ze 艣mierci膮. Czy bez niebezpiecznej podr贸偶y tamten m臋偶czyzna by艂by taki sam jak przedtem? Gdyby nie opu艣ci艂 swego domu, prawdopodobnie nie zmoczy艂by ubrania, mo偶e nigdy by si臋 nie zakocha艂 lub nie ujrza艂 tygrysa szablastoz臋bnego. Ale powiadam ci, 偶e w Krainie Cieni zobaczysz, i偶 ka偶dy, dobrowolnie lub nie, jest zwi膮zany ze wszystkimi wydarzeniami swego 偶ycia, z osobami, kt贸re spotka艂, z wypadkami, kt贸re mu si臋 przytrafi艂y, i to wszystko go definiuje. M臋偶czyzna, kt贸ry pokocha艂 jak膮艣 kobiet臋, bardzo si臋 r贸偶ni od tego,kt贸ry nie potrafi kocha膰. M臋偶czyzna, prze偶ywaj膮cy cierpienia, nie jest taki sam jak ten, kt贸ry 偶yje bez trosk. Szaman, w臋druj膮c kr臋tymi 艣cie偶kami tych wydarze艅, widzi przysz艂o艣膰; zabieraj膮c g艂os w odpowiedniej chwili mo偶e mie膰 wp艂yw na zmian臋 czyjej艣 przysz艂o艣ci. Czasami jest nawet w stanie zmieni膰 przysz艂o艣膰 ca艂ego 艣wiata."

Jednak偶e, by zwi膮za膰 si臋 z innymi, Chaa zagubi艂 si臋, przyj膮艂 z艂e kwea, ukryte cierpienia tych, kt贸rzy go otaczali.

Ayuvah skupi艂 uwag臋 na tych, kt贸rych kocha艂. Wyobrazi艂 sobie u艣miech w oczach ma艂ej Savy, przypomnia艂 sobie, 偶e kiedy艣 jego c贸reczka d艂ugo wpatrywa艂a si臋 jak zahipnotyzowana w mr贸wk臋 w臋druj膮c膮 po pod艂odze. Natychmiast gigantyczna ognista ni膰 pomkn臋艂a z jego p臋pka wysoko w powietrze i skierowa艂a si臋 w stron臋 Smi-lodon Bay. Ciep艂o ogarn臋艂o cia艂o Ayuvaha. Wyczu艂 Sav臋 艣pi膮c膮 w jej izdebce, nie niepokojon膮 przez z艂e sny. Zrozumia艂, 偶e zwi膮za艂 si臋 z c贸rk膮. P贸藕niej wyobrazi艂 sobie Etanai, swoj膮 偶on臋, i w my艣li wzi膮艂 jaw obj臋cia. Druga 艣wietlna ni膰 poszybowa艂a z jego p臋pka w przestrze艅 i Ayuvah znowu si臋 ucieszy艂. Wiedzia艂 bowiem, 偶e Etanai jest w domu i nuc膮c cicho rozpala rankiem ogie艅. I tak po kolei odszuka艂 ca艂膮 swoj膮 rodzin臋 - ojca, matk臋, braci i siostry - do momentu, kiedy si臋gn膮艂 do najm艂odszego brata, Fatcha. Wyczu艂 tylko pustk臋 i zrozumia艂, 偶e Fatch nie 偶yje.

艢wiec膮ce nici p臋k艂y i Ayuvah znowu le偶a艂 sam, nie mog膮c si臋 poruszy膰.

Wielki czarny kruk poszybowa艂 nad drzewami, zamacha艂 dwukrotnie skrzyd艂ami i usiad艂 na so艣nie otoczonej pierzast膮 aureol膮. Kruk by艂 czarny jak noc; male艅kie purpurowe 艣wietliki wirowa艂y wok贸艂 niego, przygasaj膮c od czasu do czasu.

- Nigdy nie b臋dziesz Obcuj膮cym z Duchami - odezwa艂 si臋 kruk -bo nie umiesz otworzy膰 si臋 na cierpienia innych. To dlatego, 偶e twoim Zwierz臋cym Przewodnikiem jest wilk. Mo偶esz zadawa膰 b贸l i 艣mier膰, ale nie chcesz przyj膮膰 ich dobrowolnie.

- Ojcze - pr贸bowa艂 odpowiedzie膰 Ayuvah, nie m贸g艂 jednak wykrztusi膰 s艂owa. Kruk przygl膮da艂 mu si臋 przez moment, potem za艣 zerkn膮艂 na sosn臋, pod kt贸r膮 le偶a艂 Ayuvah, na larwy 艣wiec膮ce pod kor膮. Zwr贸ci艂 g艂ow臋 w bok i szybkim ruchem chwyci艂 w dzi贸b larw臋, kt贸ra pe艂z艂a blisko powierzchni pnia i po艂kn膮艂 j膮.

- Dlaczego boisz si臋 b贸lu? - zapyta艂 kruk. - Jeste艣 z nim zwi膮zany, bez wzgl臋du na to, czy zdajesz sobie z tego spraw臋, czy nie. Gdyby艣 m贸g艂 otworzy膰 si臋 na cierpienie, zosta艂by艣 Obcuj膮cym z Duchami. M贸g艂by艣 odwiedzi膰 dzisiejszej nocy sw贸j dom i zobaczy膰, jak twoi bracia i siostry op艂akiwali ma艂ego Fatcha i dzielnych m臋偶czyzn, kt贸rzy wczoraj zgin臋li.

- Kto umar艂? Jak oni umarli? - usi艂owa艂 krzykn膮膰 Ayuvah, ale jego j臋zyk nawet nie drgn膮艂. Kruk zeskoczy艂 z ga艂臋zi, zamacha艂 skrzyd艂ami i usiad艂 mu na piersi. Zerkn膮艂 na niego jednym okiem, sta艂 dysz膮c ci臋偶ko z otwartym dziobem, w kt贸rym drga艂 purpurowy j臋zyk; ma艂e pi贸rka na szyi ptaka porusza艂y si臋 w rytm jego oddechu. Kiedy Ayuvah spojrza艂 w oko kruka, zamiast swojego odbicia ujrza艂 p艂yn膮ce w oceanie karnozaury -niewielkie, bo licz膮ce tylko sze艣膰dziesi膮t sztuk stado - kt贸re potem wygramoli艂y si臋 na brzeg w pobli偶u g臋stych las贸w na po艂udniu kontynentu. By艂a to ma艂a odmiana kamozaura. Jaszczury wysokie na metr osiemdziesi膮t, o d艂ugo艣ci ponad trzy i p贸艂 metra; mia艂y p艂etwiaste 艂apy i mog艂y zar贸wno p艂ywa膰, jak i biega膰 w mule. Ayu-vah widywa艂 je podczas wypraw po jaja dinozaur贸w; ukrywa艂y si臋 w zaro艣lach na brzegach jezior i rzek i w stadach licz膮cych od czterdziestu do stu osobnik贸w, napada艂y na dinozaury kaczodziobe 偶ywi膮ce si臋 ro艣linami wodnymi na p艂yciznach. Pwi nazywali te ma艂e karnozaury zjadaczami kaczek i obawiali si臋 ich bardziej ni偶 tyranozaura, kt贸ry wprawdzie by艂 ogromny, ale zawsze polowa艂 sam.

Ayuvah patrzy艂, jak zjadacze kaczek 偶eruj膮c w lasach, dotar艂y do jakiej艣 rzeki. Ruszy艂y w贸wczas jej brzegiem w poszukiwaniu zdobyczy. Musia艂y w臋drowa膰 wiele dni, bo by艂y w艣ciekle g艂odne. Wreszcie znalaz艂y si臋 przy uj艣ciu tej rzeki w Smilodon Bay. Natkn臋艂y si臋 na Fatcha i czw贸rk臋 innych dzieci zbieraj膮cych ostatnie s艂odkie je偶yny nad wod膮. Karnozaury po偶ar艂y dzieci, a potem zniszczy艂y p艂ot, 偶eby dobra膰 si臋 do stada 艣wi艅. Neandertalscy m臋偶czy藕ni nadbiegli z w艂贸czniami i podw贸jnymi toporami. Walczyli z jaszczurami; zanim karnozaury uciek艂y z powrotem w g贸r臋 rzeki kilku m臋偶czyzn i zjadaczy kaczek zgin臋艂o.

Ayuvah chcia艂 si臋 cofn膮膰, nie patrze膰 na t臋 scen臋, ale nie m贸g艂 si臋 poruszy膰 ani wysi艂kiem woli zamkn膮膰 oczu. Nie chcia艂 uwierzy膰, 偶e to by艂a prawda.

- Czy to ju偶 si臋 sta艂o? A mo偶e to tylko wizja przysz艂o艣ci? - chcia艂 spyta膰 i jakby w odpowiedzi na jego my艣li, kruk rzek艂:

- To ju偶 si臋 sta艂o.

P贸藕niej ko艂ysz膮cym si臋 krokiem podszed艂 do podbr贸dka Ayuvaha.

- A teraz przyjrzyj si臋 uwa偶nie mojemu oku, synu, gdy偶 posy艂am ci臋 na 艣mier膰 i chc臋, 偶eby艣 poszed艂 spokojnie, jak przystoi na wojownika. - G艂os kruka zadr偶a艂; ptak porusza艂 dziobem przez chwil臋, nic nie m贸wi膮c. Ta艅cz膮ce wok贸艂 niego purpurowe 艣wietliki zblad艂y, przybieraj膮c z艂oty kolor. - Udasz si臋 do Bashevgo z towarzyszami i tam b臋dziesz musia艂 umrze膰...

By艂 wiecz贸r. Phylomon nieoczekiwanie opu艣ci艂 ob贸z przed dwunastoma godzinami. 呕o艂膮dek Tulla skurczy艂 si臋 z b贸lu. Kiedy Scan-dal pr贸bowa艂 wla膰 mu wody do gard艂a, m艂odzieniec prze艂kn膮艂 tylko jeden ma艂y 艂yk, gdy偶 nawet picie sprawia艂o mu cierpienie. Ayuvah obudzi艂 si臋 tu偶 przed 艣witem, wykrzykuj膮c co艣 niezrozumia艂ego. Kiedy Scandal w ko艅cu wmusi艂 w niego kilka k臋s贸w, Ayuvah usiad艂, ale nie chcia艂 powiedzie膰, co zobaczy艂. Ulokowa艂 si臋 obok Tulla i owin膮艂 nadgarstki czystymi banda偶ami.

- Czy wszed艂e艣 na 艣cie偶ki przysz艂o艣ci? - zapyta艂 Tuli. Ayuvah zastanawia艂 si臋 chwil臋.

- Tcho - rzek艂. - Nigdy nie b臋d臋 w tym dobry. Tuli popatrzy艂 na przybranego brata. Wida膰 by艂o, 偶e Ayuvah cierpi. Tuli chcia艂 go pocieszy膰.

- Mo偶e kiedy艣 ci si臋 uda.

- Mo偶e - przytakn膮艂 Ayuvah.

Przed zachodem s艂o艅ca zerwa艂 si臋 ciep艂y wiaterek. Wia艂 z r贸wnin wzd艂u偶 koryta rzeki, w stron臋 morza. Tuli wyczu艂 zapach driady wcze艣niej, zanim j膮 zobaczy艂. Pachnia艂a jak siano i gardenia, zwyczajnie i zarazem podniecaj膮co. Jego penis nabrzmia艂 od tej woni. Tuli wsta艂 po raz pierwszy od kilkudziesi臋ciu godzin.

Niebieska g艂owa Phylomona zako艂ysa艂a si臋 mi臋dzy sosnami na brzegu rzeki. Kiedy Gwiezdny 呕eglarz podszed艂 bli偶ej, Tuli zobaczy艂 obok niego Tirilee. Driada przygl膮da艂a si臋 m艂odemu Tcho-Pwi z daleka. Sz艂a jak we 艣nie, z wdzi臋kiem, zdawa艂a si臋 p艂yn膮膰 nad ziemi膮. Nosi艂a szar膮 szat臋 Phylomona, rozpi臋t膮 z przodu; narzuci艂a j膮 na nagie cia艂o. Niebieskosk贸ry m臋偶czyzna jakby skurczy艂 si臋 ze zm臋czenia, czo艂o mia艂 zbru偶d偶one. Trzyma艂 lekko przegub Tirilee. Wida膰 by艂o, 偶e to dotkni臋cie budzi w Phylomonie 偶膮dz臋 i b贸l, gdy偶 i na niego dzia艂a艂 urok driady.

Gwiezdny 呕eglarz, podszed艂 do Tulla.

- We藕 go - powiedzia艂 do Tirilee.

Driada patrzy艂a na Tulla po偶膮dliwie, a jednocze艣nie jakby prosi艂a go o pozwolenie. Rozchylona szata ods艂ania艂a bia艂e piersi le艣nej panny i srebrzyste w艂osy w kszta艂cie litery V rosn膮ce mi臋dzy jej d艂ugimi, bia艂ymi nogami. Tuli nic nie powiedzia艂, nie da艂 driadzie 偶adnego znaku. Tirilee jednak otworzy艂a usta do 艣piewu, jakby m艂odzieniec wyrazi艂 zgod臋. Kiedy oddech driady musn膮艂 twarz Tulla, w艂osy stan臋艂y mu d臋ba na g艂owie i m贸g艂by przysi膮c, 偶e oparzy艂 go pal膮cy pustynny wiatr. Le艣na panna za艣wiergota艂a jak ptak; ka偶dy d藕wi臋k by艂 niewymownie pi臋kny, a jej g艂os lekko zachryp艂 z po偶膮dania. Zaskoczy艂o to Tulla, gdy偶 dot膮d driada 艣piewa艂a wysokim, czystym g艂osikiem, jak flet. Patrz膮c mu w oczy, za艣piewa艂a:

"P贸jd藕 ze mn膮, bo nie masz dok膮d i艣膰,

Cho膰 szukasz 艣wiat艂a, potrzeba ci ognia.

W mym wonnym 艂o偶u wci膮偶 wstaje s艂o艅ce,

Obejrzyj 艣wit w moim pi臋knym lesie ".

Zbli偶a艂a si臋 noc, ale powietrze wok贸艂 Tulla zdawa艂o si臋 艣wieci膰. M艂odzieniec zrozumia艂, 偶e emanuj膮ce od driady afrodyzjaki podzia艂a艂y na jego wzrok, gdy偶 wszystko wok贸艂 wydawa艂o si臋 wyra藕niejsze i ja艣niejsze. Jednak na moment pociemnia艂o mu przed oczami i zamiast Tirilee zobaczy艂 Wisteri臋 przywo艂uj膮c膮 go ruchem r臋ki. Zamruga艂 i ujrza艂 tylko driad臋. Chcia艂 j膮 prosi膰, by odesz艂a, gdy偶 nadal kocha艂 Wisteri臋, i ci膮gle jeszcze j膮 op艂akiwa艂, lecz oddech le艣nej panny jakby zwar艂 mu szcz臋ki, sprawi艂, 偶e j臋zyk spuch艂 w ustach. Nie mia艂 do艣膰 si艂, by si臋 odezwa膰. Phylomon opar艂 si臋 o drzewo. Tuli zobaczy艂, jak wiele wysi艂ku kosztowa艂o to niebieskosk贸rego w臋drowca, gdy偶 afrodyzjaki rozsiewane przez Tirilee by艂y bardzo mocne. Ayuvah patrzy艂 na Tulla z konsternacj膮. Grymas zawi艣ci wykrzywi艂 twarz Scandala, kt贸ry jednak sta艂 przy ognisku jak wro艣ni臋ty. Tirilee 艣piewa艂a dalej:

" We藕 moj膮 d艂o艅, zanim zzi臋bnie 艣wiat,

Cho膰 szukasz ciep艂a, potrzeba ci ognia.

Tw贸j b贸l ulecz臋 jednym poca艂unkiem,

Spal臋 na popi贸艂 偶arem moich obj臋膰. "

Driada wzruszeniem ramion zrzuci艂a z siebie szat臋 Phylomona. Tuli zobaczy艂, jak uros艂y piersi le艣nej panny, jak zaokr膮gli艂y si臋 jej biodra. Wydawa艂o si臋, 偶e w ostatnich kilku tygodniach sta艂a si臋 inn膮 istot膮. M艂odzieniec nigdy nie widzia艂 tak pi臋knej istoty. Tirilee nadal 艣piewa艂a, lecz emanuj膮ce od niej afrodyzjaki zm膮ci艂y Tullowi zmys艂y i nie rozr贸偶nia艂 ju偶 s艂贸w. Jej 偶膮dza jakby wry艂a si臋 w jego serce. Nigdy dot膮d nie spojrza艂 w zielone oczy driady, a teraz zobaczy艂, jak s膮 g艂臋bokie. Nigdy nie zauwa偶y艂, 偶e ka偶dy srebrzysty w艂osek na jej g艂owie porusza si臋 jak 偶ywy pod tchnieniem wiatru. Ma艂y, zgrabny nosek i piersi Tirilee by艂y doskonale pi臋kne. Gdyby Tuli by艂 rze藕biarzem, sp臋dzi艂by ca艂e 偶ycie pr贸buj膮c zamkn膮膰 w kamieniu ich nieziemsk膮 urod臋 i nie zdo艂a艂by tego uczyni膰.

Po偶膮danie, kt贸re budzi艂a w nim Wisteria, b贸l po jej utracie spad艂y z niego jak 艂achmany. Wyda艂o mu si臋, 偶e pozostawia je za sob膮. Tirilee 艣piewa艂a, ale Tuli by艂 tak zachwycony jej urod膮, 偶e niczego nie s艂ysza艂.

艁za p艂yn臋艂a po policzku driady trawionej nieugaszon膮 偶膮dz膮. Tuli dotkn膮艂 opalizuj膮cej kropli. Dotknij driady, a ona ci臋 zniszczy, pomy艣la艂. A przecie偶 przytkn膮艂 t臋 艂z臋 do swoich warg, czuj膮c jak je parzy. Wstrz膮sn膮艂 nim zimny dreszcz, kiedy bogini Zhofwa pos艂a艂a mu swoje poca艂unki.

Tirilee wzi臋艂a go za r臋k臋. Szed艂 za ni膮 wiedz膮c, 偶e takie w艂a艣nie jest jego przeznaczenie. Zrozumia艂, 偶e bez wzgl臋du na to, co dot膮d prze偶y艂, sk艂ada teraz driadzie najwi臋kszy dar, samego siebie, i 偶e nigdy w 偶yciu nie zazna wi臋kszej rado艣ci. Le艣na panna prowadzi艂a go mi臋dzy ciemnymi sosnami, w mrok, mi臋dzy wzg贸rza, w ksi臋偶ycow膮 po艣wiat臋. Nie czu艂 b贸lu ani zm臋czenia, mia艂 wra偶enie, 偶e, lekko oszo艂omiony, p艂ynie w powietrzu.

Przeszli przez 艂膮k臋 poro艣ni臋t膮 dzikim owsem, wybielonym blaskiem ksi臋偶yc贸w, z ka偶dym krokiem pozostawiaj膮c na trawie ciemne cienie, a偶 wreszcie Tuli dojrza艂 w oddali skupisko bia艂opiennych drzew, 艣wiec膮cych jak srebrzysty wodospad; ich suche li艣cie szemra艂y niczym strumyk.

Wtedy m艂ody Tcho-Pwi wzi膮艂 na r臋ce kruch膮 osikow膮 driad臋, poczu艂 dotkni臋cie jej g艂adkiej, ciep艂ej sk贸ry. Wyda艂o mu si臋, 偶e nagle o偶y艂, jakby na nowo si臋 narodzi艂 w tym momencie. Kiedy dotarli do zagajnika, Tuli poszed艂 kr臋t膮 艣cie偶k膮, a偶 znalaz艂 si臋 w jego sercu, przy domku driady. Tirilee pog艂adzi艂a jego pier艣 i ramiona.

M艂odzieniec zatrzyma艂 si臋, pragn膮c czu膰 na sobie zawsze tylko dotkni臋cia driady i ciep艂o jej cia艂a przytulonego do jego piersi.

- Potrzebujesz ognia - powiedzia艂a Tirilee, obj臋艂a go smuk艂ymi ramionami i mocno u艣cisn臋艂a. Jej stalowe musku艂y napi臋艂y si臋. Sk贸ra Tulla p艂on臋艂a w oczekiwaniu na jej dotkni臋cie.

- Zawsze b臋d臋 ci臋 kocha艂a. Nigdy ci臋 nie opuszcz臋 - szepn臋艂a driada. Wtar艂a pot ze swojego czo艂a w policzki Tulla; parzy艂 jak p艂omie艅. M艂odzieniec powstrzyma艂 si臋 na chwil臋, my艣l膮c o Wisterii, lecz le艣na panna poca艂owa艂a go w usta i o艣lep艂 z 偶膮dzy. Kiedy po raz pierwszy kocha艂 si臋 z Wisteria, czu艂, 偶e bogini mi艂o艣ci pos艂a艂a im swoje poca艂unki przez otwarte okno. Teraz jednak, gdy tuli艂 Tirilee, jego cia艂o drgn臋艂o gwa艂townie, kiedy wesz艂a we艅 bogini Zhofwa, by ju偶 nigdy go nie opu艣ci膰...

Tulla obudzi艂 sw膮d dymu. Przez kilka chwil le偶a艂 z zamkni臋tymi oczami, rozkoszuj膮c si臋 zapachem cia艂a Tirilee, unosz膮cym si臋 nadal w powietrzu. By艂o mu ciep艂o, by艂 wyczerpany mi艂o艣ci膮, a przecie偶 zda艂 sobie spraw臋, 偶e nadal po偶膮da driady, t臋skni za dotkni臋ciem jej d艂oni, za jeszcze jednym pal膮cym poca艂unkiem. Wyci膮gn膮艂 r臋k臋, by dotkn膮膰 Tirilee i zobaczy艂, 偶e odesz艂a. Opu艣ci艂 powieki, wyobra偶aj膮c sobie, 偶e pewnie gotuje 艣niadanie. U艣miechn膮艂 si臋 na my艣l, i偶 b臋dzie musia艂 zbudowa膰 dla nich dom, polowa膰 na 艂osie lub nied藕wiedzie jaskiniowe przed nadej艣ciem zimy. B臋dzie zamkni臋ty w chacie przez ca艂膮 zim臋 z Tirilee. Przez wszystkie przysz艂e zimy. Wprawdzie driady cz臋sto chwyta艂y w pu艂apk臋 nieostro偶nych Pwi, ale Tuli nie m贸g艂 sobie wyobrazi膰 bardziej przyjemnego wi臋zienia.

Usiad艂 i wyjrza艂 przez otw贸r wyj艣ciowy tego gniazda, by zobaczy膰, czy Tirilee jest naga. Ale driady tam nie by艂o, tylko... Scandal nachylony nad ma艂ym ogniskiem, gruby, wcale nie poci膮gaj膮cy i ca艂kowicie ubrany. Przepaska biodrowa Tulla le偶a艂a na li艣ciach obok niego. Wsta艂 i w艂o偶y艂 j膮.

Potem wyszed艂 z sza艂asu i przeci膮gn膮艂 si臋 w promieniach s艂o艅ca. Scandal w艂a艣nie rozpali艂 ognisko, a Ayuvah i Phylomon zbierali w pobli偶u chrust.

- Gdzie jest Tirilee?-spyta艂 Tuli.

- No, och, ona - powiedzia艂 w oszo艂omieniu Scandal - ona odesz艂a. Tuli tylko patrzy艂 na ober偶yst臋, otworzywszy usta z niedowierzaniem.

- On m贸wi prawd臋 - wtr膮ci艂 Phylomon. - Odesz艂a kilka godzin temu. Ju偶 nie wr贸ci.

- Nie rozumiem - szepn膮艂 Tuli. - Co艣cie jej zrobili?

- Nic nie zrobili艣my - odpar艂 Gwiezdny 呕eglarz. - To ona dokona艂a wyboru. Powiedzia艂a, 偶e sp臋dzi艂a wi臋kszo艣膰 偶ycia w klatce. Nie podoba艂o jej si臋 to. Dlatego dzisiaj nie chcia艂a nikogo wi臋zi膰.

- Ja... no, ja... - zacz膮艂 Tuli, potrz膮saj膮c g艂ow膮 na boki.

- Nadesz艂a jej Pora Oddania - wyja艣ni艂 Phylomon. - Zwr贸ci艂a swoj膮 mi艂o艣膰 ku drzewom. To, co si臋 sta艂o ostatniej nocy... teraz niemal nic dla niej nie znaczy. My艣l臋, 偶e pod koniec zapragn臋艂a ciebie samego, chcia艂a, 偶eby艣 z ni膮 zosta艂. Ale wtedy post膮pi艂aby okrutnie wobec ciebie, a Tirilee nigdy nie by艂a okrutna.

Tuli patrzy艂 na niebieskosk贸rego m臋偶czyzn臋 w os艂upieniu. Nie m贸g艂 zrozumie膰, 偶e sko艅czy艂o si臋 co艣 tak wspania艂ego, jak noc sp臋dzona z Tirilee.

- Kt贸r臋dy posz艂a? - wykrztusi艂. Zasch艂o mu w gardle.

- Nie znalaz艂by艣 jej, cho膰by艣 nie wiem jak si臋 stara艂. Wyruszy艂a na poszukiwanie innego lasu osikowego i tam zamieszka. Mo偶esz szuka膰 jej 艣lad贸w, ale b臋dzie si臋 ukrywa艂a przed tob膮. - Tuli rozejrza艂 si臋 wok贸艂 nerwowo, badaj膮c wzrokiem skraj lasu na przeciwleg艂ym kra艅cu 艂膮ki w dole, staraj膮c si臋 patrze膰 na wszystkie strony jednocze艣nie.

- Nie rozpaczaj z powodu jej odej艣cia - powiedzia艂 Phylomon. -Nie musisz. Ona nadal 偶yje, nosi w 艂onie twoje dzieci i od czasu do czasu b臋dzie wydawa膰 je na 艣wiat. Wspominaj j膮 z rado艣ci膮, ale nie marnuj 偶ycia na jej poszukiwanie.

- On ma racj臋, m贸j kochany bracie - odezwa艂 si臋 Ayuvah. - Ona przysz艂a, 偶eby ci臋 uwolni膰. Teraz mo偶esz p贸j艣膰 z nami.

- Dok膮d? - spyta艂 Tuli.

- Najpierw do Denai po 艂贸d藕 - odpar艂 Scandal. - A potem do Bashevgo. Uznali艣my, 偶e mo偶emy poszuka膰 jaj w臋偶y morskich w Cie艣ninach Zerai.

Tuli roze艣mia艂 si臋 z rezygnacj膮. 艁zy nap艂yn臋艂y mu do oczu. Czu艂 w sercu dotkliwy b贸l po stracie Wisterii i s艂abszy po utracie Tirilee, ale zapami臋ta艂 kwea minionej nocy, odd藕wi臋k s艂odszy ni偶 kiedykolwiek m贸g艂 sobie wyobrazi膰. Jaka艣 cz膮stka jego istoty zawsze b臋dzie kocha艂a driad臋, zawsze jej pragn臋艂a. Ale on sam jest teraz wolny.

Popatrzy艂 na swoje r臋ce. Ju偶 nie dr偶a艂y. Zacisn膮艂 pi臋艣膰.

- Wi臋c ruszajmy w drog臋 - rzuci艂, zanim zmieni臋 zamiar.

Rozdzia艂 12 NOCNE CZUWANIE

W臋drowcy za艂adowali sakwy i przygotowali si臋 do odej艣cia. Tuli lie wiedzia艂, dok膮d p贸j艣膰. Scandal uda si臋 do Denai, miasta znanego w艣r贸d Pwi jako "Brama Niewoli", gdy偶 piraci z Bashevgo sprzedawali je艅c贸w po艣rednikom w Denai, a ci wywozili ich na zawsze w g艂膮b Kraalu. Phylomon i Ayuvah zamierzali odby膰 d艂ug膮 podr贸偶 l膮dem na po艂udnie kontynentu, na drugi brzeg Cie艣nin Zerai. B臋d膮 musieli przemkn膮膰 si臋 skrajem Denai, by ukra艣膰 w贸z, ale wi臋kszo艣膰 czasu sp臋dz膮 w g贸rach.

- Ukradniemy w贸z z wo艂ami i spotkamy si臋 z wami za dziesi臋膰 dni na Castle Rock - powiedzia艂 Phylomon do Scandala. - Kiedy zobaczysz pierwsz膮 du偶膮 wysp臋 na pomocy, wiedz, 偶e tam zaczynaj膮 si臋 Cie艣niny Zerai. Castle Rock le偶y na po艂udniu. Zatoka jest p艂ytka, wi臋c przyb膮d藕, gdy przyp艂yw b臋dzie wysoki. Powiniene艣 dotrze膰 tam na tydzie艅 przed nami. Wykorzystaj ten czas na poszukiwania jaj wzd艂u偶 wybrze偶a przy niskim stanie wody. Te, kt贸re widzia艂em w South Bay by艂y rudobr膮zowe, mia艂y oko艂o pi臋tnastu centymetr贸w 艣rednicy. Powodzenia.

- Taak, taak - powiedzia艂 zmartwiony ober偶ysta. Wyj膮艂 butelk臋 wina z sakwy, po艂kn膮艂 kilka 艂yk贸w. - Nie wiem, czy poradz臋 sobie z 艂odzi膮 - doda艂. - B臋dziemy potrzebowali dziesi臋ciometrowej 偶agl贸wki, a jeden m臋偶czyzna przy 偶aglach...

- Ledwie sobie poradzi - zako艅czy艂 Phylomon. Sta艂 chwil臋, rozmy艣laj膮c.

- Nie mog臋 ci towarzyszy膰. Za d艂ugo wojowa艂em z Kraalem. A co do naszych Pwi, nie mo偶esz oczekiwa膰, 偶e p贸jd膮 z tob膮 do tego z艂ego miasta. Mo偶e gdyby Tuli mia艂 ze sob膮 Wisteri臋... Ale nie poprosz臋 ich, by tam poszli.

- A gdybym kupi艂 niewolnika?

- Sfa艂szowane dokumenty umo偶liwi膮 ci przybycie do Denai -powiedzia艂 Phylomon. - Obawiam si臋 jednak, 偶e konto bankowe pana Tantosa jest lepiej zabezpieczone. Kupi膰 niewolnik贸w mo偶e tylko reprezentant jednego z siedmiu wielkich rod贸w. Nie r贸b tego, to zbyt niebezpieczne. Nie powiniene艣 te偶 pr贸bowa膰 ukra艣膰 niewolnika. Oni bardziej boj膮 si臋 gniewu Braci Mieczowych ni偶 niewoli.

Scandal popatrzy艂 na Tulla i Ayuvaha i potrz膮sn膮艂 butelk膮 wina w ich kierunku.

- A co wy o tym my艣licie, ch艂opaki? O szansie zobaczenia Ba-shevgo u szczytu jego dekadencji? Jeszcze sto lat i na Wielkim Pustkowiu nie zostanie nikt, kogo mogliby wzi膮膰 do niewoli. Wtedy koniec z ich s艂ynnymi ober偶ami.

Tullowi zasch艂o w ustach. Phylomon nie potrzebowa艂 pomocnika, by ukra艣膰 w贸z na peryferiach Denai, ale Scandalowi kto艣 musi pom贸c w obs艂udze 艂odzi. Jest przecie偶 tylko starym, grubym, ober偶yst膮, s艂abym cz艂owiekiem.

- Id臋 z tob膮 - powiedzia艂 Tuli do Scandala, zwijaj膮c nied藕wiedzi膮 sk贸r臋 i wsadzaj膮c j膮 do sakwy.

- Nie boisz si臋? - zapyta艂 go Phylomon. - To miejsce ma bardzo z艂e kwea dla Pwi.

- Id臋, poniewa偶 si臋 boj臋 - wyja艣ni艂 Tuli.

- Powiedzia艂em ci ju偶, 偶e m臋偶czy藕ni zawsze szukaj膮 niebezpiecze艅stwa dla rozrywki - skomentowa艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Nawet ty szukasz twarzy boga strachu. Uczy艅 mi t臋 uprzejmo艣膰, kiedy go zobaczysz i napluj mu w oczy.

Ayuvah, przygn臋biony, siedzia艂 na k艂odzie. Tuli u艣cisn膮艂 go i rzek艂:

- Nic ci si臋 nie stanie.

Ayuvah podni贸s艂 wzrok. Zmru偶y艂 oczy; wiatr rozwiewa艂 jego rude w艂osy.

- Ci, kt贸rzy wejd膮 do Kraalu, staj膮 si臋 niewolnikami Adjonai. Odt膮d b贸g strachu b臋dzie nimi w艂ada艂 a偶 do ich 艣mierci. Nigdy nie wymkn膮 si臋 spod jego kontroli. Szcz臋艣cie ucieknie im jak czarodziejskie 艣liwy w sadzie Carzy, kt贸re zawsze wymykaj膮 si臋 z r膮k.

- Niekt贸rzy uciekaj膮. Widzia艂e艣 Okanjar贸w. Oni uciekli.

- Ale nie s膮 szcz臋艣liwi - odparowa艂 Ayuvah. - Nie widzisz, 偶e Adjonai wabi ci臋, bo pragnie twojej 艣mierci? Ja nie poszed艂bym do Denai za 偶adn膮 cen臋. Niech Scandal idzie sam! Sam te偶 mo偶e pop艂yn膮膰 do Castle Rock!

- A je艣li 偶agl贸wka rozbije si臋 na ska艂ach, kiedy rozszaleje si臋 zst臋puj膮cy wiatr? - odpar艂 Tuli. - Nie b臋dziemy mieli wtedy nikogo, kto m贸g艂by p贸j艣膰 do tego miasta i ukra艣膰 艂贸d藕. Scandal potrzebuje mojej si艂y.

- Twoje rozumowanie tylko pozornie jest logiczne - nie ust臋powa艂 Ayuvah. - Nie widzisz, jak krok po kroku spadaj膮 na nas kl臋ski podczas tej wyprawy? Ma艂y Chaa nie 偶yje, Wisteria nie 偶yje, a teraz ty idziesz do Denai. My艣lisz, 偶e wybierasz si臋 tam po to, by stawi膰 czo艂o swoim l臋kom, ale podszeptuje ci to Adjonai. Chce twojej 艣mierci.

- Tw贸j ojciec nie przys艂a艂by mnie tutaj, gdyby to by艂a prawda -powiedzia艂 Tuli.

- M贸j ojciec pos艂a艂 Ma艂ego Chaa na pewn膮 艣mier膰. Nie znasz jego plan贸w.

Tuli zastanawia艂 si臋 chwil臋.

- Jestem pewien, 偶e jego plany si臋 powiod膮, doprowadz膮 nasze dzie艂o do pomy艣lnego ko艅ca - powiedzia艂 wreszcie.

- Ale mo偶e niepomy艣lnego dla ciebie lub dla mnie - odpar艂 ponuro Ayuvah.

Tuli obj膮艂 go ramieniem.

- Wydaje mi si臋, 偶e je艣li skr臋c臋 za r贸g lub popatrz臋 w mrok, zobacz臋 tam Wisteri臋. Czuj膮, 偶e jej dusza jest w pobli偶u. To mi艂o艣膰 tak nas zmienia, 艂膮czy na zawsze. Nawet 艣mier膰 nie mo偶e nas rozdzieli膰. Za kilka tygodni b臋dziemy bezpieczni w Smilodon Bay. B臋dziesz siedzia艂 z Etanai i z Sav膮 i b臋dziesz szcz臋艣liwy. Nie b贸j si臋.

Bez ci臋偶kiego furgonu droga do Denai by艂a 艂atwa. Scandal ni贸s艂 swoj膮 butelk臋 z winem i popija艂 co jaki艣 czas. Szli brzegiem rzeki p艂yn膮cej od wzg贸rz; przed nimi rozpo艣ciera艂o si臋 miasto. Ze wszystkich stron otacza艂y je uprawne pola i sady niczym wielki zielony dywan si臋gaj膮cy a偶 na brzeg morza. Na wschodzie wznosi艂 si臋 ku niebu wysoki skalisty pag贸rek pomalowany jaskrawymi barwami jak budynek, a pod nim le偶a艂o Denai, po艂yskliwe, zakurzone zbiorowisko przytulonych do siebie drewnianych cha艂up, w艣r贸d kt贸rych tkwi艂y ba艣niowe zamki z zielonego benbowskiego szk艂a, strzeliste wie偶yczki oraz minarety. Mia艂o sto tysi臋cy mieszka艅c贸w. Nad miastem unosi艂a si臋 chmura drobnego, szarego py艂u i dymu, zas艂aniaj膮c wszystkie szczeg贸艂y, tak 偶e migota艂o jak zas艂oni臋ty gaz膮 kryszta艂.

Scandal machn膮艂 butelk膮 w stron臋 kolorowego wzg贸rza.

- Tak, te zamki wygl膮daj膮 艣licznie, ale to na Malowanej G贸rze mieszkaj膮 prawdziwi bogacze. Wielmo偶e-Piraci zamieszkuj膮 j膮 od o艣miuset lat. A tam - ober偶ysta pokaza艂 teraz na miejsce, gdzie g贸ry styka艂y si臋 z morzem, na po艂yskuj膮ce jak diament male艅kie 偶贸艂te 艣wiate艂ko - trzymaj膮 swoje dzia艂a laserowe.

Tuli wyt臋偶y艂 wzrok, staraj膮c si臋 dojrze膰 t臋 艣mierciono艣n膮 bro艅.

- St膮d niczego dobrze nie zobaczymy - o艣wiadczy艂 Scandal. Zeszli w d贸艂.

Mijaj膮c liczne farmy, Tuli i Scandal natkn臋li si臋 na kilkoro dzieci Poddanych bawi膮cych si臋 na niewielkim pag贸rku: zsuwa艂y si臋 na brzuchach po jego stromym zboczu. Dzieci 艣mia艂y si臋 i krzycza艂y tak samo, jak mali mieszka艅cy Smilodon Bay.

Kiedy uszli p贸艂tora kilometra, farmy znikn臋艂y. Mi臋dzy dwoma niskimi wzg贸rzami bieg艂 d艂ugi, czarny mur, taki sam jak ten, kt贸rym Gwiezdni 呕eglarze otoczyli Smilodon Bay. Na wzg贸rzach za murem obozowa艂a niewielka armia, oko艂o dw贸ch tysi臋cy 偶o艂nierzy. Bramy pilnowa艂o kilkunastu m艂odych neandertalskich wartownik贸w w czerwonych p艂aszczach i czarnych lakierowanych pancerzach ze srebrnymi okuciami. Ka偶dy nosi艂 z jednej strony pa艂asz, z drugiej za艣 bat. Na szyi po艂yskiwa艂 mu naszyjnik z bia艂ym dyskiem po艣rodku.

- Bracia Mieczowi - powiedzia艂 spokojnie Scandal.

Tuli spojrza艂 na tablic臋 nad bram膮. Zatrzyma艂 si臋 i przeczyta艂:

- Brama Represji.

- Dokumenty -jeden z Braci Mieczowych zwr贸ci艂 si臋 do Scan-dala, kt贸ry wyj膮艂 sfa艂szowane papiery.

- Pilnujecie dzi艣 wyj膮tkowo czujnie - zauwa偶y艂 ober偶ysta.

- Hukmowie napadli na ma艂膮 g贸rsk膮 twierdz臋, dlatego podwojono stra偶e - odpar艂 wartownik, zerkaj膮c na dokumenty. Dotkn膮艂 bia艂ego dysku na szyi.

- Dw贸ch przy Bramie Represji. Theron Scandal i jego niewolnik, s艂udzy pana Tantosa.

- Przybycie zarejestrowane - odpar艂 dysk. - Powitaj s艂ugi czcigodnego pana Tantosa i 偶ycz im udanego pobytu w Denai.

Weszli do miasta, mijaj膮c napr臋dce sklecone koszary, wype艂nione wojownikami z Bractwa Mieczowego. Min臋li szwalnie, w kt贸rych przez ca艂y dzie艅 pracowa艂y kobiety i dzieci, huty, gdzie m艂odzi m臋偶czy藕ni przetapiali rud臋 na stalowe sztaby, fabryki, w kt贸rych Poddani budowali ko艂a do woz贸w. Teren by艂 b艂otnisty, zdeptany przez tysi膮ce n贸g, a w powietrzu wisia艂 gryz膮cy dym.

Kiedy weszli do centrum tego ciemnego, ponurego miasta, Tuli zobaczy艂 wi臋cej Braci Mieczowych w czarnych pancerzach obserwuj膮cych niemal wszystko na ka偶dej ulicy, alei, pilnuj膮cych drzwi ka偶dej fabryki. Nikt nie o艣mieli艂 si臋 spojrze膰 na tych gro藕nych wojownik贸w. Poddani odwracali wzrok lub patrzyli obok nich, jakby Bracia Mieczowi nie istnieli.

Du偶e szare chmury nap艂yn臋艂y znad oceanu, zerwa艂 si臋 silny wiatr, a potem spad艂 ulewny deszcz. Tuli i Scandal biegli ulicami, zatrzymuj膮c si臋 to tu, to tam, w poszukiwaniu schronienia, a偶 wreszcie skr臋cili za jaki艣 r贸g i znale藕li si臋 na pe艂nej klatek ulicy.

Wiatr by艂 lodowaty, zacina艂 r贸wnie zimny deszcz, ale w tych klatkach wi臋ziono setki neandertalskich kobiet, po cztery w ka偶dej. Dwaj cz艂owieczy m臋偶czy藕ni w jaskrawych strojach spacerowali wzd艂u偶 klatek, szacuj膮c towar. Jeden nosi艂 bia艂膮 futrzan膮 kurtk臋 i 偶贸艂te obcis艂e spodnie; drugi za艣 d艂ugi surdut z purpurowej sk贸ry i czapk臋 przypominaj膮c膮 sow臋 spadaj膮c膮 na zdobycz. Scandal wskaza艂 na dziwacznie ubranych m臋偶czyzn i wybuchn膮艂 drwi膮cym 艣miechem, ale zaraz zamilk艂: czterech Braci Mieczowych otworzy艂o jak膮艣 klatk臋 i zdar艂o odzie偶 z m艂odej dziewczyny Pwi, blondynki, co by艂o rzadko艣ci膮. Mia艂a mo偶e czterna艣cie lat. Zawo艂a艂a o pomoc i pr贸bowa艂a os艂oni膰 si臋 r臋kami przed lodowatym deszczem, nie odwa偶y艂a si臋 jednak uderzy膰 Braci Mieczowych. Tuli chcia艂 rzuci膰 si臋 jej na pomoc, lecz Scandal z艂apa艂 go za kurtk臋.

- Chyba nie chcesz, 偶eby ci臋 zabili - powiedzia艂, odci膮gaj膮c m艂odego Tcho-Pwi. -I przesta艅 patrze膰 ze z艂o艣ci膮! Kto艣 to zobaczy i nie prze偶yjesz nawet jednego dnia w tym przekl臋tym mie艣cie.

- Ale ona zamarznie! - szepn膮艂 Tuli.

- Nie dzisiejszej nocy! - odpar艂 Scandal. - Jest czyj膮艣 w艂asno艣ci膮, a w dodatku 艂adna z niej dziewczyna. Nie chcia艂by艣, 偶eby krowa ci zamarz艂a. Nie pozwolisz niewolnicy zamarzn膮膰. Patrz!

Jeden z cz艂owieczych m臋偶czyzn wyci膮gn膮艂 nag膮 dziewczyn臋 z klatki, obraca艂 jaw ko艂o, podziwiaj膮c jej urod臋. Wsun膮艂 jej r臋k臋 mi臋dzy nogi. Niewolnica krzykn臋艂a.

- Tak, dzisiejszej nocy b臋dzie jej bardzo ciep艂o, m贸wi臋 ci - zauwa偶y艂 Scandal. - Zbyt cz臋sto widzia艂em to spojrzenie w oczach m臋偶czyzn... - Jaki艣 Brat Mieczowy podbieg艂 do stosu koc贸w le偶膮cych na 艣rodku ulicy i owin膮艂 nim dziewczyn臋. Cz艂owiek w sowim kapeluszu zacz膮艂 wylicza膰 monety do r膮k sprzedawcy.

Scandal patrzy艂 na handlarzy niewolnik贸w, na nag膮 dziewczyn臋. Wyj膮艂 butelk臋 z kieszeni kaftana, wypi艂 do dna i wyrzuci艂 j膮 na ulic臋.

- M贸wi臋 ci, Tullu, nigdy nie potrzebowa艂em dziwki tak jak teraz - powiedzia艂. - Ty tak cz臋sto gra艂e艣 rol臋 byka, 偶e pewnie nawet nie zauwa偶y艂e艣 moich cierpie艅.

- Mieli艣my ukra艣膰 艂贸d藕 dzi艣 w nocy - przypomnia艂 Scandalowi Tuli.

- B臋dzie na to do艣膰 czasu jutro. Phylomon nie dotrze do Castle Rock przed up艂ywem dziesi臋ciu dni, a my dop艂yniemy tam w dwa. Mam w kieszeni tysi膮c platynowych or艂贸w, a one m贸wi膮 mi, 偶e tej nocy wezm臋 prysznic, zjem porz膮dn膮 kolacj臋 i wezm臋 sobie par臋 kobiet do towarzystwa. Niekoniecznie w tej kolejno艣ci. Chod藕my!

- Dok膮d idziemy? - spyta艂 Tuli.

- Znale藕膰 ober偶臋, o kt贸rej kiedy艣 s艂ysza艂em. To du偶a ober偶a, mie艣ci si臋 w jednym ze szklanych zamk贸w.

Tuli zastanowi艂 si臋, czy nie powinien zmusi膰 Scandala do bardziej racjonalnego post臋powania, pok艂贸ci膰 si臋 z nim lub zaci膮gn膮膰 go do portu i wsadzi膰 do 艂odzi. Jednak偶e Bracia Mieczowi byli wsz臋dzie i m艂ody Tcho-Pwi nie odwa偶y艂 si臋 zapomnie膰, 偶e gra rol臋 niewolnika. Deszcz przesta艂 pada膰 po pi臋ciu minutach; ulice wygl膮da艂y jak wielkie bajora.

Wszystkie chaty pe艂ne by艂y Poddanych w szarych 艂achmanach. Wreszcie w jakim艣 rogu w臋drowcy zobaczyli w g艂臋bi ulicy wielk膮 p贸艂prze藕roczyst膮 konstrukcj臋.

- To w艂a艣nie tam! - wrzasn膮艂 Scandal i przy艣pieszy艂 kroku.

Tuli uwa偶a艂, 偶e budowla wygl膮da na zamek jakiego艣 W艂a艣ciciela Niewolnik贸w, ale kiedy podeszli bli偶ej, zobaczy艂, 偶e to rzeczywi艣cie jest ober偶a. I chocia偶 wia艂 zimny wiatr, kryszta艂owy budynek otacza艂y dwa wysokie mury z benbowskiego szk艂a, tworz膮c klatk臋, w kt贸rej uwi臋ziono zwierz臋ta z Krainy Gor膮ca: ma艂e pterandony wielko艣ci or艂a unosi艂y si臋 mi臋dzy wielkimi drzewiastymi paprociami; d艂ugi na kilkana艣cie metr贸w tyranozaur skrada艂 si臋 w d偶ungli. Z ziemi wyp艂ywa艂y gor膮ce 藕r贸d艂a o zielonkawej wodzie, ogrzewaj膮c to gigantyczne terrarium. Na zewn膮trz zamku cz艂owiek ubrany w kaftan z 偶贸艂to-czarnych motylich skrzyde艂 dzwoni艂 w dzwon i krzycza艂 g艂o艣no:

- Przyjd藕cie dzi艣 wieczorem zobaczy膰 walk臋 tyranozaura z dzikimi leniwcami olbrzymimi! To pojedynek dekady!

Scandal popatrzy艂 na tyranozaura i roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no.

- Na Boga, ch艂opcze, nie mo偶emy st膮d odej艣膰 przed wieczorem, to pewne! -1 weszli do szklanego zamku.

W samym 艣rodku ober偶y znajdowa艂 si臋 wielki dziedziniec, kt贸ry w艂a艣nie zmywa艂o kilkudziesi臋ciu Poddanych. By艂y tam sto艂y do gry w karty i w ko艣ci oraz du偶a arena wysypana zakrwawionym piaskiem.

Dw贸ch Poddanych kr膮偶y艂o po arenie na triceratopsach, 膰wicz膮c si臋 we w艂adaniu w艂贸czni膮. Nigdzie jednak nie by艂o wida膰 go艣ci.

Pod jedn膮 ze 艣cian woda z gor膮cych 藕r贸de艂 wpada艂a do wielkiego przezroczystego zbiornika, wysoko nad g艂ow膮 Tulla. Na szczycie zbiornika, na tle krajobrazu z gigantycznych paproci i nagich ska艂, znudzony pterandon muska艂 si臋 dziobem przed jaskini膮, w kt贸rej m贸g艂by si臋 ukry膰 dinozaur. Obok zbiornika z wod膮 sta艂 stolik. Scan-dal podszed艂 do Poddanego-skryby.

- S艂ysza艂em, 偶e hodujecie wasze dziwki dla ich urody - powiedzia艂. - A brzydkie dusicie w niemowl臋ctwie. Chc臋 jedn膮 z nich. Pisarz zmierzy艂 wzrokiem Scandala, jego zniszczone ubranie.

- Tutaj, w Kryszta艂owym Pa艂acu, mamy najpi臋kniejsze na 艣wiecie dziwki, przyjacielu, ale nie s膮dz臋, 偶eby艣 m贸g艂 sobie pozwoli膰 na kt贸r膮kolwiek.

- Ile to kosztuje? Gdzie ona jest?

- Tylko trzysta srebrnych or艂贸w za noc! - odpar艂 skryba. Scandal bez s艂owa postawi艂 na stole sakiewk臋 z pieni臋dzmi. -I jeszcze sto za pok贸j - doda艂 Poddany.

- 艢wietnie, poka偶 mi j膮! - rzuci艂 Scandal. Pisarz podejrzliwie podni贸s艂 sakiewk臋, zajrza艂 do 艣rodka. Potem uderzy艂 m艂otkiem w 艣cian臋 gigantycznego akwarium i jaka艣 kobieta wysz艂a z jaskini. Nosi艂a czarne bikini, gustownie ozdobione diamentowymi 膰wiekami, kruczoczarne w艂osy spada艂y jej do pasa. By艂a wysoka, mia艂a d艂ugie nogi, oraz niezwykle silne, stalowe mi臋艣nie, piersi za艣 bujne, ale nie przesadnie.

- Jak sam widzisz, przyjacielu, jej cia艂o zosta艂o wymodelowane w zgodzie z najlepsz膮 tradycj膮 - powiedzia艂 skryba. - Jest silna jak Pwi i mo偶e by膰 z艂a jak ry艣 lub przymilna jak kotka. Chcesz j膮?

Kobieta wskoczy艂a do zbiornika i z wdzi臋kiem podp艂yn臋艂a do sto艂u, nie wynurzaj膮c si臋 z wody. Uwolnione od si艂y ci臋偶ko艣ci piersi niewolnicy unios艂y si臋 prowokacyjnie; mokry stanik uwydatnia艂 brodawki. Kobieta przyj臋艂a pe艂n膮 gracji poz臋, dramatycznym gestem os艂aniaj膮c twarz r臋k膮, jakby si臋 ba艂a, 偶e zostanie odrzucona.

- Jest pi臋kna! - powiedzia艂 Scandal. - Jest taka pi臋kna! Warto by艂o odby膰 t臋 podr贸偶 tylko po to, 偶eby j膮 zobaczy膰. - Otworzy艂 szeroko oczy, kt贸re zal艣ni艂y 艂zami. - Kto o艣mieli si臋 dotkn膮膰 takiej bogini? Takiej 艣wi臋tej? Kto mo偶e j膮 mie膰?

- Mo偶esz j膮 mie膰 na t臋 noc - odpar艂 Poddany. - B臋dzie ci臋 sporo kosztowa艂a, ale warta jest tej ceny. Scandal pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- Nie, ty nic nie rozumiesz. Nikt nie powinien jej dotyka膰. Nikt nie powinien bruka膰 takiej istoty. - Podni贸s艂 sw贸j mieszek z pieni臋dzmi, spojrza艂 na niego i wyszed艂 z Tullem na b艂otnist膮 ulic臋. M艂odzieniec zastanowi艂 si臋, czy nadmiar wina nie zam膮ci艂 Scandalowi w g艂owie. Ober偶ysta wyci膮gn膮艂 z sakwy drug膮 butelk臋 i wys膮czy艂 od razu po艂ow臋.

Min臋艂a ich jaka艣 starsza kobieta w towarzystwie pi臋knej dziewczyny. Matka nosi艂a p艂aszcz z pawich pi贸r i kryszta艂owe kolczyki, o艣lepiaj膮ce w blasku s艂o艅ca. C贸rka mia艂a na sobie sukni臋 koloru macicy per艂owej. Niezwyk艂y materia艂 po艂yskiwa艂 i odbija艂 si臋 w ka艂u偶ach. Tuli nigdy nie widzia艂 takiego odcienia bieli, nawet na 艣nie偶nobia艂ej czapli.

- To dopiero gruba baba w szale zakup贸w! - gwizdn膮艂 Scandal. -Widzia艂e艣 kiedy艣 kogo艣 tak czystego? M贸g艂by艣 ugotowa膰 mnie do ko艣ci w wannie, a i tak nigdy nie by艂bym taki czysty.

Tuli skin膮艂 g艂ow膮. Te cz艂owiecze niewiasty sz艂y po b艂otnistej ulicy, nie brudz膮c sobie pantofli, co by艂o prawdziw膮 sztuk膮.

- Taak - powiedzia艂 ober偶ysta. - Wrzu膰 je do chlewa, a gn贸j nie b臋dzie si臋 ich trzyma膰. Tullu, my艣l臋, 偶e jestem 藕le ubrany. - Odwr贸ci艂 si臋 i zacz膮艂 i艣膰 za wystrojonymi kobietami. - Czy zauwa偶y艂e艣, jak grubi s膮 tutejsi ludzie? - zapyta艂 g艂o艣no. Tuli dot膮d nie zastanawia艂 si臋 nad tym, ale teraz zda艂 sobie spraw臋, 偶e opr贸cz pi臋knej prostytutki wszyscy ludzie, kt贸rych zobaczyli, byli pulchni. Starsza strojnisia odwr贸ci艂a si臋, popatrzy艂a na Scandala, kt贸ry u艣miechn膮艂 si臋 do niej z艂o艣liwie i uk艂oni艂 przesadnie nisko. Kobiety przy艣pieszy艂y kroku. Scandal ruszy艂 w 艣lad za nimi.

- Nie daj po sobie pozna膰, 偶e si臋 z nich 艣miejesz - ostrzeg艂 Tulla. - Poddany nie mo偶e 艣mia膰 si臋 z cz艂owieka. Je偶eli ci臋 na tym przy-艂api膮, przygwo偶d偶膮 ci臋 do pod艂ogi, wsadz膮 miechy w ty艂ek i pory b臋d膮 w niego d膮膰, a偶 si臋 zesrasz w odwrotn膮 stron臋. Wielu Poddanych straci艂o w ten spos贸b niejeden posi艂ek.

Bogato ubrane niewiasty ju偶 niemal bieg艂y. Dama w p艂aszczu z pawich pi贸r zerkn臋艂a przez rami臋 na Scandala.

- Madame, pani suknia jest za ciasna! - zawo艂a艂 z nadziej膮 w g艂osie ober偶ysta. - Mo偶e powinna pani obedrze膰 ze sk贸ry jeszcze jedn膮 kaczk臋!

Wtedy starsza kobieta odwr贸ci艂a si臋 do niego.

- Kim jeste艣, przyjacielu? - zapyta艂a, poprawiaj膮c w艂osy. Jej podbr贸dki dr偶a艂y ze zdenerwowania.

- Kuchmistrz Scandal, zwany Smakoszem, najlepszy w 艣wiecie holistyczny szef kuchni! - odpar艂 z niskim uk艂onem.

- Akurat! Scandal 呕ar艂ok to bardziej pasuje! - odci臋艂a si臋 grubaska, otulaj膮c si臋 cia艣niej pawim p艂aszczem. - Gdyby艣 by艂 moim niewolnikiem, kaza艂abym ci wyrwa膰 j臋zyk w ci膮gu minuty.

- Ach, rozumiem! Jeste艣 Diktonk膮 i u偶ywasz swego bogatego s艂ownictwa, 偶eby mnie zawstydzi膰! - paln膮艂 ober偶ysta. - Tak, odziedziczy艂a艣 po przodkach inteligencj膮, ale nie urod臋. Gdybym mia艂 twoj膮 podobizn臋 na r臋czniku w toalecie, nawet bym si臋 ni膮 nie podtar艂! -Oty艂a kobieta j臋kn臋艂a z oburzenia. - A co do twojej c贸rki, to lepiej ka偶 wykastrowa膰 s艂u偶膮cych i uwa偶aj, 偶eby tw贸j m膮偶 nie pozostawa艂 z ni膮 za d艂ugo sam na sam!

Obie damy j臋kn臋艂y ch贸rem i da艂y nurka w drzwi najbli偶szego sklepu, w kt贸rym sprzedawano kryszta艂owe i srebrne miseczki. Scandal u艣miechn膮艂 si臋 do nich z艂o艣liwie przez okno.

Kiedy uszli kawa艂ek, Tuli zapyta艂 spokojnie swego towarzysza:

- Czemu to zrobi艂e艣? Wida膰 by艂o, 偶e tamte kobiety s膮 bogate, tak bogate, 偶e mog膮 kupi膰 nas obu z tysi膮c razy. Lepiej wytrze藕wiej, zanim 艣ci膮gniesz na nas nieszcz臋艣cie.

- Nie jestem pijany - Scandal spojrza艂 z ukosa na Tulla. - Nie widzia艂e艣? To one s膮 naszymi wrogami. To matki, c贸rki i 偶ony Kra-aluch贸w. Przez ca艂e 偶ycie ba艂em si臋 Kraalu. A teraz przychodzimy do Denai i widzimy fabryk臋 za fabryk膮 pe艂n膮 Poddanych, widzimy tysi膮ce Braci Mieczowych i 偶aden z nich nie ma do艣膰 rozumu lub odwagi, 偶eby zabi膰 swoich pan贸w. A kiedy widzimy jakich艣 ludzi, to s膮 to grubasy wystrojone jak pawie, sowy i motyle. Na Boga, budz膮 we mnie obrzydzenie. Niech cho膰 raz oni mnie si臋 boj膮!

Scandal kupi艂 sobie nowe ubranie, czerwony, ozdobiony cekinami kaftan, czarne bryczesy i o艣lepiaj膮co bia艂膮 koszul臋. Wygl膮da艂 w nich jak ka偶dy miejscowy elegant, kt贸rego spotkali w Denai. Potem zawr贸cili do karczm w pobli偶u portu, kt贸re znacznie bardziej im odpowiada艂y ni偶 Kryszta艂owy Pa艂ac.

W cywilizowanych miastach w ka偶dym zaje藕dzie by艂 balkon, a je艣li prostytutki nosi艂y dostatecznie kr贸tkie sukienki, klienci mogli stan膮膰 na ulicy i zobaczy膰 po艂ow臋 tego, o co si臋 targowali. Je艣li za艣 wychyli艂y si臋 z balkonu, widzieli reszt臋.

- Kiedy szukasz dziwki, zaczekaj, a偶 si臋 wychyl膮 z balkonu -pouczy艂 Scandal Tulla. - Je艣li mo偶esz si臋 wdrapa膰 na pierwsze pi臋tro zaczepiwszy si臋 o rami膮czko takiej dziewczyny, znalaz艂e艣 odpowiedni towar.

Niebawem Scandal znalaz艂 prostytutk臋 z piersiami, kt贸re w pe艂ni spe艂nia艂y jego wymagania. By艂a to ogromna, piersiasta niewiasta. Scandal zawo艂a艂 do niej:

- No, nareszcie! Nareszcie widz臋 kobiet臋, kt贸ra przynosi zaszczyt poj臋ciu ssak!

Oty艂a niewiasta a偶 pisn臋艂a z zachwytu.

- Poka偶臋 ci to, co charakteryzuje ssaka! - odpar艂a, wyci膮gn臋艂a du偶膮 pier艣 i 艣cisn臋艂a j膮 tak mocno, 偶e pociek艂o z niej mleko.

Scandal wybuchn膮艂 艣miechem i przebieg艂 pod balkonem na艣laduj膮c chrz膮kanie prosi膮t i udaj膮c, 偶e pr贸buje z艂apa膰 mleko na j臋zyk.

Kilkunastu wracaj膮cych z pracy Poddanych zatrzyma艂o si臋 i patrzy艂o na Scandala z przera偶eniem.

- To najwstr臋tniejszy cz艂owiek, jakiego kiedykolwiek widzia艂em! - powiedzia艂 kt贸ry艣, pokazuj膮c mu j臋zyk. - Zachowuje si臋 jak dzikus z Wielkiego Pustkowia.

Tuli popatrzy艂 na nich, lekko poirytowany. Przynajmniej jeden Poddany odgad艂, sk膮d przybyli. Przem贸wi艂 wi臋c w obronie Scandala:

- To m贸j pan, najlepszy, najczcigodniejszy cz艂owiek, jakiego kiedykolwiek zna艂em! Mo偶ecie przeszuka膰 Kraal wzd艂u偶 i wszerz i nie znajdziecie 偶adnego m臋偶czyzny, kt贸ry m贸g艂by z nim si臋 r贸wna膰. Traktuje on ka偶d膮 dziewk臋, jakby pochodzi艂a z kr贸lewskiego rodu i cho膰 z tuzin chce mie膰 go za kochanka, odprawia je z kwitkiem! Przyjmuje ka偶dego Poddanego p艂ci m臋skiej na s艂u偶b臋 - nawet kretyna, kt贸ry mo偶e tylko obiera膰 kartofle w kuchni i si臋 艣lini膰 - w taki spos贸b, jakby byli jego synami. Gdyby prawo mu na to pozwoli艂o, wyzwoli艂by nas w jednej chwili! Co noc modl臋 si臋, 偶eby bogowie pozwolili mu prze偶y膰 jeszcze jedn膮 godzin臋, jeszcze jeden dzie艅. Odda艂bym za niego 偶ycie. Niestety, co kilka lat upija si臋 i post臋puje tak jak teraz. Prosz臋 was, przyjaciele, nie my艣lcie o nim 藕le. Wasze s艂owa s膮 niesprawiedliwe.

Robotnicy popatrzyli na Scandala z szacunkiem.

- Wybacz nam nasze niesprawiedliwe s艂owa - poprosi艂 jeden z nich. -Nie mieli艣my z艂ych zamiar贸w. Nigdy nie s艂yszeli艣my o tak dobrym panu.

W g贸rze na balkonie oty艂a prostytutka 艣mia艂a si臋 z zachwytem z b艂aze艅stw Scandala. Ober偶ysta pr贸bowa艂 si臋 wdrapa膰 do niej po kracie, ale ta p臋k艂a. Prostytutka pobieg艂a do swojego pokoju, chwyci艂a sk贸rzany bat i przerzuci艂a go przez balustrad臋. Scandal st臋ka艂 i poci艂 si臋 przez chwil臋, pr贸buj膮c si臋 podci膮gn膮膰, a potem wrzasn膮艂:

- Zaraz u ciebie b臋d臋, m贸j s艂odki ssaczku! - I ci臋偶kim krokiem wszed艂 do zajazdu. Zmru偶y艂 oczy, wpatruj膮c si臋 w p贸艂mrok. Budynek by艂 stary, wszelkie drewno w nim pociemnia艂o z wiekiem. Scandal krzykn膮艂 do karczmarza, by poda艂 sw贸j najlepszy trunek. Ten przyni贸s艂 go i przygl膮da艂 si臋, jak Scandal poci膮ga 艂yczek na pr贸b臋.

Ha艂a艣liwy go艣膰 usiad艂 i wypi艂 wi臋cej.

- Jaki wspania艂y smak! - zawo艂a艂. - Nigdy nie przypuszcza艂em, 偶e tak mo偶na udoskonali膰 sztuk臋 fermentowania psich sik贸w!

Karczmarz pokiwa艂 g艂ow膮 z niesmakiem i wr贸ci艂 do tylnej izby. M艂ody neandertalski ch艂opiec zakrad艂 si臋 do baru. Mia艂 dziewi臋膰 lub dziesi臋膰 lat, rude w艂osy i zmarszczone czo艂o, ubrany by艂 tylko w 艂achmany. Wyda艂 si臋 Tullowi znajomy. Mo偶e malec zosta艂 porwany do niewoli ze Smilodon Bay?

- Przyjaciel, zobaczy膰 ci臋 na dworze - powiedzia艂 ch艂opiec z wyra藕nym akcentem Pwi, unikaj膮c d艂ugich samog艂osek. - Przyjaciel kupi膰 dziewczynka-dziwka?

- Taak - wycedzi艂 Scandal, marszcz膮c brwi. - Chc臋 kupi膰 sobie dziwk臋.

- Za ta sama cena przyjaciel m贸c spa膰 ze mnie. Przyjaciel m贸c mie膰 mnie codziennie...

- To znaczy kupi膰 ci臋 od twojego pana? - spyta艂 Scandal. M艂ody Poddany skin膮艂 g艂ow膮.

- Nie, ja nie sypiam z ma艂ymi ch艂opcami.

- Prosi膰, spr贸bowa膰 mnie. Ja dobry niewolnik. Zrobi膰 przyjaciel szcz臋艣liwy! - Pog艂adzi艂 wewn臋trzn膮 stron臋 uda Scandala.

- Nie! - powiedzia艂 stanowczo kuchmistrz, potrz膮saj膮c g艂ow膮, a potem uderzeniem str膮ci艂 r臋k臋 malca. Ch艂opiec uczepi艂 si臋 kaftana Scandala.

- M贸j pan pobi膰 mnie mocno. Prosz臋 kupi膰 mnie.

- Nie! - powt贸rzy艂 Scandal, odpychaj膮c Poddanego. Dzieciak wybieg艂 z karczmy, ale za drzwiami jaki艣 Brat Mieczowy zast膮pi艂 mu drog臋 i chwyci艂 go za rami臋.

- Czy ten ch艂opak naprzykrza艂 ci si臋? - zapyta艂.

- Nie - odpar艂 Scandal.

- Widzia艂em, jak ci臋 dotkn膮艂 - powiedzia艂 stra偶nik. - Czy mu na to pozwoli艂e艣?

- Tak przypuszczam. - Zmieszany kucharz potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. -Chyba tak. S艂uchaj, to mi艂y dzieciak. Ma surowego pana, kt贸ry go bije. On tylko chcia艂, 偶ebym go kupi艂.

Brat Mieczowy spochmumia艂.

- Powiedzia艂 ci to?

- Tak - potwierdzi艂 Scandal.

- Poprosi艂 ci臋, 偶eby艣 go kupi艂, bo jego pan go bije?

- No... tak.

Stra偶nik chwyci艂 ch艂opca za ramiona i potrz膮sn膮艂 nim mocno.

- Zostanie za to ukarany! - powiedzia艂 g艂o艣no.

- Zaczekaj, chwileczk臋 - wtr膮ci艂 Scandal. Brat Mieczowy zatrzyma艂 si臋 w miejscu, jakby kucharz wyda艂 mu rozkaz. - On nie zrobi艂 nic z艂ego.

- Rzuca艂 oszczerstwa na swego pana. Dotkn膮艂 ci臋 - odpar艂 Poddany. - Musi za to ponie艣膰 kar臋.

- Co z nim zrobisz? - zapyta艂 Scandal.

- Jego pan ustali kar臋 za oszczerstwo.

- Chcesz, 偶eby kto艣, kto bije tego ch艂opca i zmusza go do czyn贸w nierz膮dnych, decydowa艂 o jego losie? Ile ten ch艂opiec jest wart?

- Niewiele. Dziesi臋膰 platynowych or艂贸w - odpar艂 stra偶nik.

- W takim razie powiedz jego panu, 偶e szukam pomywaczy. Zap艂ac臋 za tego ch艂opca podw贸jn膮 cen臋 - sto srebrnych or艂贸w. Got贸wk膮.

- Powiem mu - o艣wiadczy艂 Brat Mieczowy. Scandal skin膮艂 g艂ow膮. Stra偶nik, trzymaj膮c mocno ch艂opca, wywl贸k艂 go na ulic臋.

- Nie mo偶esz kupi膰 niewolnika! - szepn膮艂 Tuli. - Nigdy nie b臋dziesz m贸g艂 zarejestrowa膰 tej transakcji!

- Wiem - powiedzia艂 Scandal. - Ale tamten dra艅 raczej nie zbije ch艂opca, je艣li b臋dzie my艣la艂, 偶e chc臋 go kupi膰.

Kucharz zam贸wi艂 kolacj臋 i grub膮 prostytutk臋 do swojego pokoju, po czym wym贸wi艂 si臋 Tullowi na ca艂膮 noc.

Tuli wyszed艂 z karczmy. Ruszy艂 spacerem, grzej膮c si臋 w popo艂udniowym s艂o艅cu. Po godzinie znalaz艂 getto obok portu, gdzie niewiele warci Poddani - niedorozwini臋ci umys艂owo, szaleni lub kalecy, kt贸rzy jednak mogli 艣wiadczy膰 pewne us艂ugi - mieszkali w pozbawionych 艣cianek klatkach do przewo偶enia towar贸w. By艂o zimno. Tuli rozejrza艂 si臋 doko艂a i pomy艣la艂 o tym, 偶e wielu z nich zamarznie tej zimy. W臋drowa艂 przez t艂um g艂odnych dzieci z rozpacz膮 wypisan膮 na twarzach i zrozumia艂, 偶e Denai pod wieloma wzgl臋dami przypomina Smilodon Bay. Zobaczy艂 tu bogactwo, ogromne bogactwo i rozpacz tak wielk膮, jakich nigdy dot膮d nie widzia艂.

Zapad艂a noc 艂 spad艂 deszcz ze 艣niegiem. Bogaci ludzie zacz臋li cz臋艣ciej pojawia膰 si臋 na ulicach, jakby byli nocnymi stworzeniami, kt贸re dopiero teraz budzi艂y si臋 ze snu. Malowana G贸ra pociemnia艂a i sczernia艂a. Kiedy ludzie schodzili ze swoich dom贸w na wzg贸rzach, poprzedza艂y ich szeregi Poddanych z pochodniami. Kobiety l艣ni膮ce od drogich kamieni kroczy艂y mi臋dzy uzbrojonymi gwardzistami -urodziwymi wojownikami w 艣wie偶ych, czarnych mundurach, z dumnym b艂yskiem w oczach. Tuli oddali艂 si臋 od jasno o艣wietlonych zajazd贸w, gdzie gromadzili si臋 ludzie, i skierowa艂 do ciemniejszych zak膮tk贸w miasta. W samym 艣rodku neandertalskiego getta spotka艂 Poddanych, kt贸rzy uprawiali hazard na deszczu, usi艂uj膮c wrzuci膰 monety do butelki. Pierwszy, kt贸ry trafi艂, zabiera艂 wszystkie le偶膮ce na ziemi monety. Zastanowi艂o to Tulla, bo wiedzia艂, 偶e Poddani nie mog膮 posiada膰 偶adnej w艂asno艣ci. Okaza艂o si臋 jednak, i偶 mogli kupowa膰 "艂aski". Ka偶dy m臋偶czyzna maj膮cy dostatecznie du偶o pieni臋dzy m贸g艂 naby膰 kobiet臋, kt贸ra stawa艂a si臋 w艂asno艣ci膮 swego pana. By艂 to godny pot臋pienia spos贸b zdobywania kochanki, wychowywania w艂asnych dzieci na niewolnik贸w. W艣r贸d hazardzist贸w m艂ody Tcho-Pwi dostrzeg艂 najgorsze przejawy chciwo艣ci i biedy. Ca艂a ta cz臋艣膰 miasta cuchn臋艂a moczem i potem, roi艂a si臋 od chuligan贸w, dziwek, hazardzist贸w, rzezimieszk贸w i marzycieli.

Tuli godzinami b艂膮ka艂 si臋 po mie艣cie zdumiony tym, co widzia艂, gdy偶 Denai by艂o piek艂em, a on nigdzie nie zauwa偶y艂 kajdan czy 艂a艅cuch贸w. Na pewno nikt zdrowy na umy艣le nie wytrzyma艂by tutaj d艂u偶ej ni偶 dzie艅 - rozwa偶a艂 - chyba 偶e zosta艂by do tego zmuszony. Lecz w Denai nie by艂o ludzi z karabinami; jedni Poddani trzymali drugich w klatce.

Przysz艂o mu do g艂owy, 偶e powinien znale藕膰 jakie艣 miejsce na spoczynek. Nie mia艂 jednak poj臋cia, gdzie wolno Poddanym przebywa膰 w nocy. Na pewno dba艂 o to ich w艂a艣ciciel, ale Scandal zapomnia艂 o wynaj臋ciu pokoju dla Tulla.

Id膮c w ciemno艣ciach, po 艣niegu, m艂ody Tcho-Pwi zaszed艂 do dzielnicy kupc贸w i natkn膮艂 si臋 na sklep z zegarami. Widzia艂 w 偶yciu tylko dwa zegary. Zajrza艂 zatem w okna i utkwi艂 spojrzenie w ma艂ym, lecz pi臋knym zegarku z kryszta艂owym szkie艂kiem, kt贸re pozwala艂o dostrzec w 艣rodku mn贸stwo male艅kich trybik贸w i spr臋偶ynek. Tuli patrzy艂 na zegarek przez chwil臋. T臋 wspania艂膮 rzecz m贸g艂 wykona膰 tylko cz艂owiek swymi ma艂ymi, zr臋cznymi r臋kami o kciukach, zdolnych chwyta膰 niewielkie przedmioty.

Na wystawie umieszczono wspania艂e z艂ote zegareczki w kszta艂cie stokrotek z p艂atkami, kt贸re rozchyla艂y si臋, ods艂aniaj膮c tarcz臋. Zobaczy艂 te偶 drewniany zegar, kt贸ry mo偶na by艂o powiesi膰 na 艣cianie, z krzakami i drzewami wyrze藕bionymi z jednej sekwojowej belki. Na jego oczach dwa drzewa rozsun臋艂y si臋 powoli, z krzak贸w z rykiem wyskoczy艂 tygrys szablastoz臋bny, a kiedy tam wr贸ci艂, pojawi艂 si臋 mastodont, zatr膮bi艂 i te偶 znikn膮艂, po nim za艣 ptak-tyran, kt贸ry zeskoczy艂 z drzewa, machaj膮c skrzyd艂ami i kracz膮c. Tuli roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no. Samo wyrze藕bienie drzew i zwierz膮t zabra艂oby mu sze艣膰 miesi臋cy; zreszt膮 nie mia艂 zielonego poj臋cia, w jaki spos贸b rze藕by wydawa艂y d藕wi臋ki.

W tyle sklepu jaki艣 Poddany pracowa艂 przy blasku latarni. Pocz膮tkowo Tuli pomy艣la艂, 偶e tamten sprz膮ta. P贸藕niej jednak zobaczy艂 w jego r臋kach przyrz膮d sk艂adaj膮cy si臋 z dw贸ch zakrzywionych metalowych sztabek, po艂膮czonych w 艣rodku osi膮. Poddany u偶ywa艂 go do umieszczania miniaturowych k贸艂 z臋batych i spr臋偶ynek w obudowie zegara przymocowanej do sto艂u. Neandertalczyk pracuj膮cy przy produkcji zegar贸w!

Tuli wsta艂, obserwuj膮c przez chwil臋 zegarmistrza, i 艂zy pop艂yn臋艂y mu z oczu. D艂onie opar艂 na szybie wystawowej; podni贸s艂 je i popatrzy艂 na nie. M贸g艂bym tymi r臋kami wykona膰 zegar, pomy艣la艂. M贸g艂bym trzyma膰 ig艂臋 jak cz艂owiek i zeszy膰 ni膮 rami臋 lub koszul臋.

Bez namys艂u wszed艂 do sklepu. Poddany nie podni贸s艂 oczu. Tuli wzi膮艂 do r臋ki srebrny zegarek w kszta艂cie stokrotki. Z艂o偶ony, mia艂 wielko艣膰 paznokcia; w g贸rze przymocowano do niego ma艂y pier艣cie艅, 偶eby mo偶na go by艂o zawiesi膰 na 艂a艅cuszku. Tuli nacisn膮艂 guziczek i patrzy艂, jak z艂ote p艂atki rozchylaj膮 si臋, ods艂aniaj膮c tarcz臋. Podszed艂 do Poddanego, kt贸ry w艂a艣nie wk艂ada艂 kolejny trybik na miejsce.

Z pokoju za sklepem jaki艣 cz艂owiek rozsun膮艂 zas艂on臋. By艂 to wysoki, chudy m臋偶czyzna, kt贸ry od razu wyda艂 si臋 Tullowi podobny do Phylomona. Wygl膮da艂 jednak na wiekowego starca. Cz艂owiek popatrzy艂 na Tulla, a nast臋pnie rozejrza艂 si臋 po pomieszczeniu.

- Wszed艂e艣 tu sam? - zapyta艂. Neandertalski zegarmistrz z zaskoczeniem podni贸s艂 oczy na Tulla.

- Co robisz z tym zegarkiem? - pyta艂 dalej cz艂owiek, wyrywaj膮c mu go z r膮k.

- Ja... -zacz膮艂Tuli.

Cz艂owiek cofn膮艂 si臋, jakby m艂ody Tcho-Pwi by艂 w艣ciek艂ym psem i skierowa艂 si臋 do drzwi. Siedz膮cy za kontuarem Poddany szepn膮艂 cicho:

- Uciekaj! Uciekaj!

Ale Tuli by艂 zbyt wzburzony, 偶eby my艣le膰 logicznie.

Starzec z trudem otworzy艂 drzwi i krzykn膮艂:

- Stra偶! Stra偶! Na pomoc!

Tuli rzuci艂 si臋 do ucieczki. Odepchn膮艂 cz艂owieka od drzwi. Tamten cofn膮艂 si臋 chwiejnym krokiem i uderzy艂 w okno. M艂ody Tcho-Pwi wypad艂 na ulic臋.

Tam ju偶 czekali na niego Bracia Mieczowi. Us艂ysza艂 krzyki w ciemno艣ci, ale lodowaty deszcz zalewa艂 mu oczy i nic nie widzia艂 na ciemnych ulicach. Bieg艂 na o艣lep a偶 zobaczy艂 przed sob膮 czarn膮 sylwetk臋 m臋偶czyzny. Kiedy Brat Mieczowy si臋gn膮艂 po miecz, Tuli min膮艂 go, zanim tamten zd膮偶y艂 wyci膮gn膮膰 bro艅 z pochwy. Zaraz potem us艂ysza艂 jaki艣 trzask i co艣 uderzy艂o go w kostk臋. Upad艂 na twarz. B贸l przeszy艂 jego lew膮 nog臋. Usiad艂 i zobaczy艂 koniec bata okr臋cony wok贸艂 swoich n贸g. Pr贸bowa艂 go zsun膮膰, lecz w bacie tkwi艂o mn贸stwo miniaturowych haczyk贸w, kt贸re wbi艂y si臋 w cia艂o Tulla. Uda艂o mu si臋 z艂ama膰 kilka.

- Nie 艣ci膮gniesz go tak 艂atwo - odezwa艂 si臋 Brat Mieczowy. Wi臋zie艅 spojrza艂 mu w twarz. W blasku o艣wietlaj膮cej ulic臋 lampy elektrycznej zobaczy艂 zimne oczy stra偶nika. Na jego piersi po艂yskiwa艂a plakietka z mieczem i gwiazd膮. Otacza艂o ich sze艣ciu gwardzist贸w z obna偶onymi mieczami. M艂ody Tcho-Pwi nie odwa偶y艂 si臋 poruszy膰.

- Jak si臋 nazywasz? Kto jest twoim panem? - spyta艂 go kt贸ry艣.

- Nazywam si臋 Pu Tchixila - odpar艂 Tuli maj膮c nadziej臋, 偶e Scan-dal zapami臋ta艂 wymy艣lone nazwisko z podrobionych dokument贸w. -Moim panem jest Theron Scandal. On... jest teraz z dziwk膮.

- Gdzie?

- W karczmie na przystani. Nie znam jej nazwy, ale mog臋 was tam zaprowadzi膰.

Poddany z batem skin膮艂 g艂ow膮 na ni偶szego stopniem stra偶nika.

- Xitahu, powiadom Therona Scandala, 偶e schwytali艣my Pu Tchbci-l臋 w strefie zakazanej i 偶e uderzy艂 on cz艂owieka. Powiedz panu Scanda-lowi, 偶e rano mo偶e odebra膰 w porcie to, co pozosta艂o z jego niewolnika.

Xitah schowa艂 miecz i spacerkiem ruszy艂 w stron臋 zajazd贸w nad zatok膮. Tuli omal go nie poprosi艂, 偶eby si臋 po艣pieszy艂, wiedzia艂 jednak, i偶 na nic si臋 to nie zda: pozostali Bracia Mieczowi patrzyli na niego z niezdrow膮 ciekawo艣ci膮. Nieco dalej na ulicy jaki艣 stra偶nik pomaga艂 w艂a艣cicielowi sklepu otrzepa膰 kurz z koszuli.

- Masz szcz臋艣cie, 偶e nic mu nie zrobi艂e艣 - powiedzia艂 Brat Mieczowy z batem. - Wtargni臋cie do strefy zakazanej. Kradzie偶. Napa艣膰. Nic wi臋cej.

- Nic nie ukrad艂em - zaprzeczy艂 Tuli. - Wzi膮艂em tylko zegarek, 偶eby mu si臋 przyjrze膰.

- Nie mia艂e艣 nic do roboty w sklepie nale偶膮cym do cz艂owieka -odparowa艂 oficer. - Musia艂e艣 kra艣膰.

- Ja... wszed艂em tam dlatego, 偶e zobaczy艂em Poddanego robi膮cego zegarki. Zawsze chcia艂em w taki spos贸b pos艂ugiwa膰 si臋 moimi r臋kami... robi膰 ma艂e rzeczy, tak jak ludzie. Nie wiedzia艂em, 偶e to strefa zakazana.

Spojrzenie oficera z艂agodnia艂o.

- Tym wyznaniem uratowa艂e艣 swoje r臋ce. Nie zostaniesz oskar偶ony o kradzie偶. - Dotkn膮艂 bia艂ego dysku na szyi. - Poddany Pu

Tchixila zosta艂 aresztowany pod zarzutem wtargni臋cia do strefy zakazanej i napa艣ci na cz艂owieka.

- Dobrze - odpowiedzia艂 jaki艣 g艂os za po艣rednictwem dysku. -Za wtargni臋cie, dwadzie艣cia bat贸w. Za napad, czterdzie艣ci bat贸w i nocne czuwanie nad wod膮.

Tuli otworzy艂 szerzej oczy, bo mia艂 nadziej臋, 偶e zostanie zaprowadzony przed wy偶szego rang膮 oficera i 偶e b臋dzie m贸g艂 si臋 broni膰. Ale ju偶 wydano na niego wyrok.

Kto艣 w艂o偶y艂 mu p臋tl臋 na szyj臋. Tuli zacz膮艂 si臋 dusi膰 i chwyci艂 za sznur. Jaki艣 Brat Mieczowy kopn膮艂 go w 偶ebra. - M膮ciwoda! - powiedzia艂 g艂o艣no. - 艢ci膮gniesz k艂opoty na nas wszystkich! - Kto艣 inny kopn膮艂 Tulla z ty艂u, ciosy spad艂y na niego ze wszystkich stron. Pr贸bowa艂 zas艂oni膰 twarz r臋kami, ale m臋偶czyzna trzymaj膮cy sznur zacz膮艂 go ci膮gn膮膰 przez b艂otnist膮 ulic臋. Za ka偶dym razem, gdy m艂ody Tcho-Pwi pr贸bowa艂 zas艂oni膰 twarz albo zwolni膰 kroku, kto艣 go kopa艂, tak 偶e m贸g艂 tylko trzyma膰 napi臋ty sznur w jak najwi臋kszej odleg艂o艣ci od szyi, 偶eby si臋 nie udusi膰.

Kiedy znale藕li si臋 w porcie, Tuli widzia艂 coraz gorzej i by艂 wdzi臋czny losowi, 偶e dotar艂 tam 偶ywy. Wszystko go bola艂o; mia艂 tylko nadziej臋, 偶e ch艂osta nie potrwa d艂ugo. Ju偶 prawie nie czu艂 b贸lu. Baseny portowe w Denai w niczym nie przypomnia艂y swoich odpowiednik贸w w Smi-lodon Bay. Kilkana艣cie d藕wig贸w z blokami i wielokr膮偶kami wznosi艂o si臋 w g贸rze - s艂u偶y艂y do wci膮gania statk贸w do suchego doku. Rozjarzony fotokonwertor, umieszczony na frontowej 艣cianie du偶ej w臋dzarni ryb, o艣wietla艂 padaj膮cy deszcz. Tuli, usi艂uj膮c z艂apa膰 oddech, widzia艂 w jego blasku bia艂膮 ma藕 spadaj膮c膮 z nieba.

Jaki艣 stra偶nik przy艂o偶y艂 wi臋藕niowi w艂贸czni臋 do gard艂a i ukl膮k艂 nad nim, zas艂aniaj膮c sob膮 na chwil臋 艣wiat艂o i deszcz. Tuli us艂ysza艂 zgrzyt kajdan; natychmiast o偶y艂y w nim wspomnienia z dzieci艅stwa, ogarn膮艂 go parali偶uj膮cy strach. Inny Brat Mieczowy chwyci艂 go za kostk臋. Tuli, cho膰 nie widzia艂 oprawcy, kopn膮艂 go w twarz. Stra偶nicy otoczyli wtedy wi臋藕nia i zacz臋li obsypywa膰 go kopniakami tak szybko, 偶e nie zd膮偶y艂 zas艂oni膰 twarzy. Kopali w milczeniu. Przez moment dla Tulla istnia艂a tylko cisza, mrok i b贸l. Kajdany szcz臋kn臋艂y. M艂ody Tcho-Pwi poczu艂 na kostkach zimne obr臋cze. Potem nagle podniesiono go za nogi w powietrze, zdarto z niego ubranie i powieszono nagiego nad wod膮.

- Pu Tchixila - powiedzia艂 jaki艣 Brat Mieczowy. - Zosta艂e艣 skazany za wtargni臋cie do strefy zakazanej i za kradzie偶: nocne czuwanie i sze艣膰dziesi膮t bat贸w.

Zacz臋艂a si臋 ch艂osta. Tuli przez jaki艣 czas wierzy艂, 偶e sta艂 si臋 nieczu艂y na b贸l, ale pierwsze uderzenie bata przekona艂o go, 偶e si臋 myli艂. Krzykn膮艂, a jaki艣 m臋偶czyzna powiedzia艂 w pobli偶u:

- Milcz, prosz臋! Nie przywo艂uj w臋偶y morskich! Prosz臋!

Tuli zobaczy艂 w odleg艂o艣ci metra sylwetk臋 Neandertalczyka powieszonego za nogi nad wod膮. Obok, jak kokony z ga艂臋zi, zwisa艂o jeszcze dw贸ch skaza艅c贸w: ch艂opiec, kt贸ry pr贸bowa艂 sam sprzeda膰 si臋 Scandalowi, i kto艣 jeszcze - ale potem Tuli zobaczy艂, 偶e by艂 to bezg艂owy trup wykrwawiaj膮cy si臋 do zatoki.

Razy spada艂y szybko. Tuli czu艂, 偶e jego krew r贸wnie偶 sp艂ywa do wody. Nie krzycza艂, tylko wstrzymywa艂 oddech, patrz膮c w d贸艂. Wiatr gna艂 fale zwie艅czone bia艂膮 koronk膮 piany. Us艂ysza艂 pod sob膮 g艂osy w臋偶y morskich, g艂臋bokie j臋ki, kt贸re wydawa艂y szukaj膮c zdobyczy za pomoc膮 sonaru i w臋chem. Woda zakot艂owa艂a si臋 nagle. W bladym 艣wietle fotokonwertora Tuli dostrzeg艂 wielkie p艂etwy grzbietowe rozcinaj膮ce fale. Kiedy jego w艂asna ciep艂a krew zacz臋艂a kapa膰 do wody, wielki, dwudziestometrowy w膮偶 zatoczy艂 kr膮g, wzywaj膮c swoich pobratymc贸w, szukaj膮c 藕r贸d艂a tej krwi. Znalaz艂 je wkr贸tce. Ch艂osta wci膮偶 trwa艂a i zdawa艂a si臋 trwa膰 bez ko艅ca, cho膰 naprawd臋 min臋艂o tylko p贸艂 godziny. Przez ca艂y ten czas Tuli ani razu nie krzykn膮艂 z b贸lu, bo by艂 zbyt przera偶ony.

Po odliczeniu sze艣膰dziesi臋ciu bat贸w Bracia Mieczowi odeszli, z wyj膮tkiem dw贸ch. Ci stali z w艂贸czniami w d艂oniach, obserwuj膮c Tulla i innych skaza艅c贸w, przypuszczalnie po to, 偶eby przyjaciele ich nie uwolnili. Wi臋zie艅 m贸g艂 tylko patrze膰 w wod臋. Dwukrotnie zobaczy艂 grzbiety m艂odych w臋偶y unosz膮ce si臋 nad spienionymi falami. Przys艂uchiwa艂 si臋 ich przeci膮g艂ym wo艂aniom, modl膮c si臋, by go nie znalaz艂y.

W odpowiedzi na t臋 modlitw臋, wielki w膮偶 wynurzy艂 si臋 z rykiem z wody i oderwa艂 g艂ow臋 m臋偶czy藕nie wisz膮cemu obok Tulla. M艂odziutki Poddany, kt贸ry jeszcze 偶y艂, zgi膮艂 si臋 w p贸艂 i chwyci艂 kajdany, by znale藕膰 si臋 wy偶ej. Tuli zrobi艂 to samo. Woda zakot艂owa艂a si臋, bo kiedy jeden w膮偶 znalaz艂 zdobycz, natychmiast przy艂膮czy艂o si臋 do niego ca艂e stado. Morskie drapie偶niki skaka艂y na martwe cia艂a, rozszarpuj膮c je na strz臋py.

Tuli spojrza艂 na ch艂opca i zrozumia艂, czemu ten nie powiedzia艂

mu, jak unikn膮膰 艣mierci: bo wtedy sam by zdradzi艂 swoj膮 obecno艣膰.

Wisia艂 zgi臋ty, trzymaj膮c si臋 kajdan. Poniewa偶 Tuli widzia艂 ju偶 m艂odego Poddanego wcze艣niej, poczu艂, 偶e 艂膮czy ich dziwne pokrewie艅stwo. Razem czekali nad wod膮. Chcia艂 pocieszy膰 ch艂opca, da膰 mu

odrobin臋 nadziei, ale wiedzia艂, 偶e nie mo偶e si臋 odezwa膰. ,

Po jakim艣 czasie w臋偶e przesta艂y wyskakiwa膰 z wody. Tuli wiedzia艂, 偶e wcale nie zaspokoi艂y g艂odu i przypomnia艂 sobie w臋偶e w Rzece Siedmiu Potwor贸w, gdy szykowa艂y si臋 do ataku le偶膮c na dnie i obserwuj膮c w ciszy zdobycz. Ze wszystkich si艂 艣ciska艂 kajdany, ci臋偶ko dysz膮c. Zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e przyp艂aci 偶yciem nawet chwilowy odpoczynek. Kajdany by艂y przywi膮zane do liny, a trzy metry wy偶ej znajdowa艂o si臋 rami臋 d藕wigu, na kt贸rym zawieszono wi臋藕nia. M艂ody Tcho-Pwi zastanowi艂 si臋, czy zdo艂a艂by wspi膮膰 si臋 po linie i uczepi膰 s艂upa, ale stra偶nicy nie odrywali od niego oczu.

Lodowaty deszcz nie przestawa艂 pada膰 i po jakim艣 czasie zamieni艂 si臋 w 艣nieg. Trupy wisz膮ce obok Tulla zamarz艂y i krew z nich rzadziej kapa艂a do morza. M艂odzieniec pob艂ogos艂awi艂 w my艣li mro藕ne powietrze i 艣nieg za to, 偶e 艣ci臋艂y krew na jego plecach, zmniejszaj膮c b贸l ran, i jednocze艣nie przekl膮艂, poniewa偶 nie czu艂 st贸p.

Fale przep艂ywa艂y pod nim bez ko艅ca. W pewnej chwili Tuli poczu艂 nagle smak poca艂unk贸w Tirilee, pal膮cych i s艂odkich. Trawiony 偶膮dz膮, zapragn膮艂 kocha膰 si臋 z driad膮. Jego usta wykrzywi艂 bolesny u艣miech, bo zaiste by艂a to dziwna pora na takie my艣li. Znajdowa艂 si臋 w Zatoce Siedmiu Potwor贸w. Przypomnia艂 sobie, 偶e cia艂o Wisterii przyp艂yn臋艂o w to miejsce, 偶e mo偶e je zobaczy, jak przep艂ywa, unoszone falami. Zacisn膮艂 nogi, przypomnia艂 sobie, jak bardzo j膮 kocha艂 i zapragn膮艂 jej obecno艣ci.

Po prawie dw贸ch godzinach wisz膮cy obok Tulla ch艂opiec pu艣ci艂 kajdany i run膮艂 w d贸艂, ku wodzie. Wi臋zie艅 modli艂 si臋 do bog贸w, by oszcz臋dzili to dziecko. Nie widzia艂, czy malec zasn膮艂, czy os艂ab艂 z wyczerpania, a mo偶e tylko chcia艂 odpocz膮膰. Jednak偶e wisia艂 nad wod膮 zaledwie minut臋, zanim jaki艣 w膮偶 wyskoczy艂 i porwa艂 go. Tuli patrzy艂 na otwieraj膮ce si臋 szeroko wielkie szcz臋ki, na b艂yszcz膮ce w mroku bia艂e jak porcelana z臋by, na czerwone oczy.

Nagle zda艂 sobie spraw臋, 偶e ro艣nie w nim kwea przera偶enia. Czu艂, 偶e coraz bardziej boi si臋 w臋偶y i po艂膮czy艂 ten strach z l臋kiem przed kajdanami, obaw膮 przed falami, przera偶eniem przed Denai i Bra膰mi Mieczowymi. Ten strach by艂 zimny, obezw艂adnia艂. Taki strach parali偶uje nogi, uniemo偶liwiaj膮c ucieczk臋, a Tuli w艂a艣nie o niej marzy艂. Lecz ta my艣l przerazi艂a go, bo bardziej obawia艂 si臋 tego, co si臋 stanie, je艣li spr贸buje uciec, ni偶 pozostania.

Zda艂 sobie spraw臋, 偶e wreszcie odnalaz艂 ciemne kr贸lestwo Adjo-nai, boga strachu. Zrozumia艂, 偶e nocne czuwanie mia艂o obudzi膰 taki w艂a艣nie strach. Braci Mieczowych nie obchodzi艂o, czy Tuli prze偶yje, czy umrze. Je偶eli umrze, pos艂u偶y jako przyk艂ad dla innych. Je艣li ocaleje, tym lepiej, gdy偶 opowie o tej nocy tysi膮com Poddanych, kt贸rzy prze偶yj膮 j膮 w swojej wyobra藕ni i przejm膮 w ten spos贸b straszliwe kwea. Kiedy to sobie uzmys艂owi艂, wybuchn膮艂 艣miechem. Rzeczywi艣cie, tak jak mu m贸wiono, Adjonai jest w艂adc膮 tej krainy. W艂adcy Niewolnik贸w nie potrzebuj膮 karabin贸w, ani kajdan, by utrzyma膰 Poddanych w pos艂usze艅stwie. Wi臋zi ich sie膰 strachu, tak wielka i mocna, 偶e oplata ka偶dego, kto znalaz艂 si臋 w Kraalu. Bracia Mieczowi zabijaj膮 swoich wsp贸艂plemie艅c贸w ze strachu przed kar膮, kt贸ra ich dosi臋gnie, je艣li nie wype艂ni膮 na艂o偶onych na nich obowi膮zk贸w. A wysoko postawieni w hierarchii w艂adzy z艂odzieje i fanta艣ci pozwalali, by ten kr膮g strachu trwa艂 nadal - w obawie, 偶e popadn膮 w n臋dz臋, gdyby po艂o偶yli mu kres.

- Wielki kr膮g z艂a -jak nazwa艂 to Adjonai. Tuli wreszcie zrozumia艂 s艂owa boga strachu. Powoli ogarn臋艂a go w艣ciek艂o艣膰. Zawsze pot臋pia艂 ludzi za to, 偶e stali si臋 W艂a艣cicielami Niewolnik贸w. Teraz jednak widzia艂, 偶e Denai jest samowystarczalne. Nawet je艣li wszyscy ludzie w nim wymr膮, miasto pozostanie. A przecie偶 nie ma ono celu, pomy艣la艂. Gdyby wszyscy Poddani po prostu odeszli, nikt by ich nie zatrzyma艂. Pewnie, 偶e Bracia Mieczowi zabiliby kilku, ale nie zgin膮艂by nawet jeden na stu. To miasto i nar贸d swoje istnienie opiera艂y wy艂膮cznie na strachu.

艢cisn膮艂 mocniej kajdany i skoncentrowa艂 si臋 na przemianie strachu w nienawi艣膰. Pragnienie ataku zast膮pi艂o ch臋膰 ucieczki. Ta noc by艂a zimna, zimniejsza ni偶 jakakolwiek inna. Wisia艂 teraz nagi, a 艣nieg pada艂 na niego.

Ockn膮艂 si臋 nagle rankiem. Czepia艂 si臋 kajdan nawet we 艣nie. Jeden ze stra偶nik贸w szturchn膮艂 go drzewcem w艂贸czni. Tuli znowu zawis艂 nad wod膮. Pr贸bowa艂 ponownie chwyci膰 kajdany, ale Brat Mieczowy ze 艣miechem uderzy艂 go drzewcem w twarz.

- Masz krew na g臋bie - powiedzia艂. - No, zmyjmy j膮.

Podszed艂 do d藕wigu i spu艣ci艂 Tulla o kilkadziesi膮t centymetr贸w ni偶ej. Wi臋zie艅 jeszcze raz si臋gn膮艂 do kostek, ale nie mia艂 ju偶 si艂, by si臋 podci膮gn膮膰. Nas艂uchiwa艂. Krzyki mew w porcie nie zag艂uszy艂y j臋k贸w w臋偶y morskich w g艂臋binach.

Stra偶nik obserwowa艂 jego twarz. Tuli zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e Brat Mieczowy chce zobaczy膰 na niej strach. Zrozumia艂, 偶e je艣li krzyknie, je偶eli zacznie b艂aga膰, oprawca mo偶e przestanie si臋 nad nim zn臋ca膰. Ale samo to wo艂anie zwr贸ci uwag臋 drapie偶nik贸w. Serce wi臋藕nia zabi艂o mocniej. Stara艂 si臋 zachowa膰 spok贸j. Stra偶nik opu艣ci艂 go jeszcze ni偶ej, a偶 piana musn臋艂a palce Tulla.

Obraca艂 si臋 wolno na wietrze i co p贸艂 minuty widzia艂 trzech martwych Poddanych wisz膮cych na 艂a艅cuchach. Jego plecy i nogi ze-sztywnia艂y z zimna. Wiedzia艂, 偶e jest bliski 艣mierci.

Popatrzy艂 na cia艂o ch艂opca i ogarn膮艂 go wielki smutek. Ten dzieciak wydawa艂 si臋 znajomy. G艂owa Tulla zwis艂a bezw艂adnie. W szarej jak stal wodzie zobaczy艂 swoje w艂asne, pe艂ne w艣ciek艂o艣ci oczy. Zrozumia艂, gdzie widzia艂 tego ch艂opca. On r贸wnie偶 by艂 buntownikiem. Tuli zapyta艂 si臋 w duchu, ile razy patrzy艂 na swoje odbicie w strumieniu lub dzbanie z wod膮.

By艂 wczesny ranek. Krzyki 偶eruj膮cych mew przeszywa艂y powietrze. Nap艂yn臋艂a g臋sta mg艂a. O wschodzie s艂o艅ca oko艂o trzydziestu Poddanych zebra艂o si臋 przy dokach i patrzy艂o na wisz膮cego Tulla. Przysz艂o kilka kobiet, matek i 偶on zabitych skaza艅c贸w; z j臋kiem rwa艂y sobie w艂osy z g艂贸w. W mlecznobia艂ych k艂臋bach mg艂y Tuli nie widzia艂 ani otaczaj膮cych go zabudowa艅, ani 艂odzi w doku. Dostrzega艂 jedynie sylwetki 偶a艂obnik贸w i dw贸ch stra偶nik贸w powstrzymuj膮cych ich w艂贸czniami.

Z up艂ywem czasu mg艂a zg臋stnia艂a jeszcze bardziej. W godzin臋 po wschodzie s艂o艅ca Scandal zszed艂 po drewnianym molo, tupi膮c tak g艂o艣no, jakby mia艂 kopyta. Obok wlok艂o si臋 trzech Braci Mieczowych.

- B膮d藕cie przekl臋ci! Zap艂acicie mi za to! - wrzasn膮艂 Scandal. -Pos艂a艂em mojego ulubionego niewolnika, 偶eby kupi艂 mi zegarek, a wy艣cie omal go nie zabili. 呕膮dam odszkodowania!

Jeden ze stra偶nik贸w przesun膮艂 rami臋 d藕wigu i opu艣ci艂 Tulla na ziemi臋. M艂ody Tcho-Pwi rozpozna艂 w nim Brata Mieczowego, kt贸ry rozmawia艂 ze Scandalem. Nosi艂 plakietk臋 z jedn膮 srebrn膮 gwiazd膮 poni偶ej miecza. By艂 to sier偶ant, kt贸ry go pojma艂. Dwaj pozostali, to ci sami Poddani, kt贸rzy go wych艂ostali.

Stra偶nik otworzy艂 kajdany. Tuli kopniakiem odrzuci艂 je na bok. Brat Mieczowy spojrza艂 na bia艂e, brzydkie blizny na kostkach skaza艅ca.

- Mo偶na by pomy艣le膰, 偶e teraz powiniene艣 by膰 bardziej przyzwyczajony do kajdan - zauwa偶y艂.

Tuli usiad艂 i zacz膮艂 rozciera膰 przemarzni臋te stopy. Nie czu艂 ich, by艂y sine. Na pewno wkr贸tce obumr膮, pomy艣la艂. Nie kr膮偶y w nich krew. Odpadn膮, dostan臋 gangreny.

Scandal podszed艂 do Tulla, rzuci艂 okiem na jego plecy i rykn膮艂:

- Na Boga, oni ci臋 wych艂ostali, ch艂opcze! Och, m贸j ch艂opcze! -Nachyli艂 si臋 nisko i szepn膮艂: - Nie wstawaj. Udawaj, 偶e bardzo cierpisz. Czuj臋 nosem pieni膮dze. -I wrzasn膮艂 zn贸w g艂o艣no: - Och, m贸j ch艂opcze! On jest dla mnie jak syn! - a potem znowu zwr贸ci艂 si臋 do

Braci Mieczowych: - Jak mogli艣cie co艣 takiego zrobi膰?! Zap艂acicie mi za to! 呕膮dam odszkodowania!

Zimny dreszcz wstrz膮sn膮艂 Tullem. Zastanowi艂 si臋, czy kto艣 z obecnych mo偶e po偶yczy膰 mu koc. Je偶eli mam umrze膰 z tych ran, niech inni umr膮 razem ze mn膮, pomy艣la艂. Prze艣lizgn膮艂 si臋 spojrzeniem po stra偶nikach, zatrzyma艂 wzrok na tym, kt贸ry pr贸bowa艂 go zamordowa膰 przed godzin膮. Zachowuj膮c spok贸j, usi艂owa艂 wsta膰. Pom贸g艂 mu Brat Mieczowy, kt贸ry go rozku艂. Jak wszyscy stra偶nicy mia艂 miecz przypasany do prawego uda. Tuli uda艂, 偶e chwieje si臋 na nogach. Potem b艂yskawicznym ruchem wyrwa艂 z pochwy miecz Poddanego i z ca艂ej si艂y wbi艂 mu go w brzuch. Stra偶nik spojrza艂 na niego z zaskoczeniem. Tuli obr贸ci艂 miecz, pchn膮艂 nim w g贸r臋, rozcinaj膮c sk贸rzany pancerz i patrosz膮c przeciwnika jak ryb臋.

Zdarzy艂o si臋 to tak szybko, 偶e rozmawiaj膮cy ze Scandalem gwardzi艣ci niczego nie zauwa偶yli.

Tuli d藕gn膮艂 drugiego stra偶nika mieczem w nerki. Stoj膮cy obok Poddany cofn膮艂 si臋, wyci膮gn膮艂 pa艂asz i zamachn膮艂 si臋 nim jak toporem. Tuli uskoczy艂 w bok. Kiedy bro艅 stra偶nika uderzy艂a w nabrze偶e, m艂ody Tcho-Pwi pchn膮艂 Poddanego swoim mieczem w gard艂o, ponad kraw臋dzi膮 pancerza. Ranny chwyci艂 za ostrze, cofn膮艂 si臋, wyrywaj膮c go z r臋ki Tulla i upad艂.

- Uwa偶aj na niego! Oszala艂! - wrzasn膮艂 Scandal, wycofuj膮c si臋 pospiesznie. Kiedy sier偶ant si臋gn膮艂 po bia艂y dysk komunikatora, Scandal jednym ciosem wepchn膮艂 go do wody. Tuli obejrza艂 si臋. Oprawca, kt贸ry si臋 nad nim zn臋ca艂, jeszcze 偶y艂. Trzyma艂 w r臋ku w艂贸czni臋 i ostro偶nie zbli偶a艂 si臋 do wi臋藕nia.

Sier偶ant szamota艂 si臋 w wodzie; jego czerwony p艂aszcz unosi艂 si臋 na falach. Wyci膮gn膮艂 miecz, wyrzuci艂 go, 偶eby zmniejszy膰 sw贸j ci臋偶ar, zd膮偶y艂 jeszcze wychrypie膰 jakie艣 przekle艅stwo, a potem woda zakot艂owa艂a si臋 wok贸艂 niego. W膮偶 morski wychyn膮艂 z g艂臋biny z sier偶antem w pysku. Uni贸s艂 go na kilka metr贸w w powietrze, a potem zanurzy艂 si臋 z pluskiem.

- Ty jeste艣 nast臋pny - powiedzia艂 Tuli do stra偶nika z w艂贸czni膮. Obserwowa艂 go w taki sam spos贸b, jak Ayuvah podczas treningu. Gwardzista zaatakowa艂 kilkoma fintami.

- Odwa偶nie gadasz jak na kogo艣, kto nie m broni! - rzuci艂 pogardliwym tonem. Nie dor贸wnywa艂 szybko艣ci膮 Ayuvahowi, by艂 barczysty i niezdarny, cho膰 silny. Tuli uchyla艂 si臋 przed jego pchni臋ciami, zawsze poruszaj膮c si臋 nieco wolniej ni偶 m贸g艂 naprawd臋. Stra偶nik ba艂 si臋 go. Zobaczy艂 to w jego zielonych oczach. Cofn膮艂 si臋, udaj膮c, 偶e si臋 potkn膮艂 o trupa.

Brat Mieczowy rzuci艂 si臋 do przodu. Tuli odskoczy艂 w bok i odwr贸ci艂 si臋 b艂yskawicznie, chwytaj膮c za w艂贸czni臋 stra偶nika. Popatrzy艂 mu w oczy, dostrzeg艂 w nich strach. W tej samej chwili wyrwa艂 oprawcy w艂贸czni臋 i z krzykiem waln膮艂 drzewcem w jego pancerz. Drzewce roztrzaska艂o si臋. Poddany z j臋kiem run膮艂 do ty艂u, nabijaj膮c si臋 na w艂asn膮 bro艅. Tuli popatrzywszy na niego, zorientowa艂 si臋, 偶e stra偶nik nie umrze od tej rany. Podni贸s艂 wi臋c czyj艣 miecz, podszed艂 do Brata Mieczowego i 艣ci膮艂 mu g艂ow臋.

Tuli sta艂, dysz膮c ci臋偶ko. Spojrza艂 na Poddanych, kt贸rzy przyszli op艂akiwa膰 swoich zmar艂ych. Kulili si臋 z zimna. W ich oczach dostrzeg艂 tylko strach. Bali si臋 go. Bali si臋, 偶e zostan膮 ukarani za to, co on zrobi艂.

- Jeste艣cie n臋dznymi szakalami! - powiedzia艂 im. - Przez ca艂e 偶ycie trz臋艣li艣cie si臋 ze strachu. Wskazuj膮c gestem na zabitych Braci Mieczowych doda艂: - Popatrzcie, jak 艂atwo si臋 uwolni膰! Jestem samotnym Pwi i zabi艂em czterech stra偶nik贸w - a wszyscy oni byli silnymi Neandertalczykami- a nie s艂abymi lud藕mi. I jeszcze zabij臋 pewnego w艂a艣ciciela niewolnik贸w, zanim ten dzie艅 up艂ynie. W naszej ojczy藕nie wyruszamy po jaja dinozaur贸w do Krainy Gor膮ca i polujemy z w艂贸czniami na wielkie jaszczury. Nasi mali ch艂opcy bardziej godni s膮 miana m臋偶czyzn ni偶 wy. Nasi przodkowie 偶ywili si臋 mi臋sem mamut贸w i nosoro偶c贸w, kiedy ludzie jedli robactwo i szczury. Nasi przodkowie uprawiali swoje ogrody motykami z k艂贸w smi-lodonta i byli kr贸lami Ziemi. A kiedy艣 my sami, gdy pozb臋dziemy si臋 strachu przed lud藕mi, b臋dziemy kr贸lami Anee.

Zerkn膮艂 w stron臋 miasta. G臋sta mg艂a zas艂oni艂a cia艂a stra偶nik贸w. Za nim, na nabrze偶u, jeden z 偶a艂obnik贸w krzykn膮艂:

- Stra偶! Pomocy! Stra偶!

Tuli zadr偶a艂 w zimnym powietrzu. Nadal by艂 nagi. Spojrza艂 na wzywaj膮cego pomocy Poddanego, m艂odego m臋偶czyzn臋, kt贸ry m贸g艂by zosta膰 dobrym wojownikiem. Zdrajca pr贸bowa艂 uciec, ale z艂apa艂o go kilka kobiet. Chcia艂y, 偶eby Tuli go zabi艂. Zastanowi艂 si臋, czemu same tego nie zrobi艂y.

- Uwolnijcie si臋 same - powiedzia艂 im. Zerwa艂 pi臋kny czerwony p艂aszcz z trupa jakiego艣 Brata Mieczowego, owin膮艂 si臋 nim, spi膮艂 pod szyj膮, a potem w艂o偶y艂 swoj膮 przepask臋 biodrow膮, zapinaj膮c na srebrne klamerki.

- Szybko! - sykn膮艂 Scandal. - Ukradnijmy 艂贸d藕 i uciekajmy st膮d! Tuli podni贸s艂 pa艂asz, wytar艂 go o nog臋 innego zabitego stra偶nika.

- Po艣piesz si臋! - ponagli艂 go ober偶ysta. - Uciekaj!

Tuli wyprostowa艂 si臋. S艂o艅ce w艂a艣nie wschodzi艂o 艂 jaki艣 odleg艂y zamek z benbowskiego szk艂a zal艣ni艂 ponad mg艂膮, jakby wznosi艂 si臋 na chmurze.

- Znajd藕 艂贸d藕 i uciekaj! - powiedzia艂 do Scandala. - Ja zostaj臋 w Denai.

Scandal popatrzy艂 na m艂odego Tcho-Pwi, tak zdumiony i wstrz膮艣ni臋ty, jakby ten go spoliczkowa艂.

- Co si臋 tu dzieje, do wszystkich diab艂贸w?! - zapyta艂, cofaj膮c si臋 jednak przezornie. - Spotkamy si臋 przy Castle Rock za dziewi臋膰 dni -doda艂 i zbieg艂 na molo, szukaj膮c 艂odzi.

Tuli skierowa艂 si臋 do miasta. My艣li mu si臋 m膮ci艂y i mia艂 wra偶enie, 偶e obserwuje siebie samego z g贸ry. S艂ysza艂, jak pewien m臋偶czyzna opowiada艂 o podobnym uczuciu od艂膮czenia podczas b贸jki w barze. Wiedzia艂, 偶e mo偶e zgin膮膰 za to, co zrobi艂, ale wrza艂 gniewem i chcia艂 walczy膰. Spodziewa艂 si臋, 偶e zostanie zatrzymany, czeka艂 na bitw臋, nie zobaczy艂 jednak 偶adnego Brata Mieczowego. Wpad艂 do w臋dzarni ryb w tej samej chwili, kiedy kilkudziesi臋ciu stra偶nik贸w nadbieg艂o drog膮 prowadz膮c膮 do basen贸w portowych. Bracia Mieczowi zacz臋li wo艂a膰 co艣 do pozosta艂ych na nabrze偶u 艣wiadk贸w. Korzystaj膮c z zamieszania, Tuli wyszed艂 przez tylne drzwi w臋dzarni, przeszed艂 przez ulic臋 i zakrad艂 si臋 do ogromnego sk艂adu drewna. W ten spos贸b przemyka艂 si臋 przez miasto, a偶 dotar艂 do sklepu z zegarami. Sklep by艂 zamkni臋ty, cho膰 Tuli dostrzeg艂 przez okno tego samego Poddanego pracuj膮cego przy produkcji zegark贸w. Za jego krzes艂em zobaczy艂 drzwi do tylnej izby, gdzie pali艂 si臋 na kominku ogie艅. Sklepikarz siedzia艂 w fotelu, patrzy艂 w zamy艣leniu w p艂omienie, jedz膮c owoce z miski.

Tuli nie wiedzia艂, czy sklep b臋dzie dobrze zamkni臋ty. Pami臋ta艂, 偶e olbrzymie nied藕wiedzie jaskiniowe przybywa艂y czasami do Smi-lodon Bay na wiosn臋, 偶eby wyjada膰 resztki ze 艣mietnik贸w znajduj膮cych si臋 z ty艂u dom贸w. Dlatego mieszka艅cy przedmie艣膰 umacniali dodatkowo drzwi grubymi belkami, by zwierz臋ta nie wtargn臋艂y do 艣rodka. Tuli wyobrazi艂 sobie, 偶e drzwi do sklepu b臋d膮 r贸wnie solidnie zamkni臋te, dlatego wskoczy艂 przez okno, przewracaj膮c skrzynk臋 z zegarkami. Poddany pracuj膮cy przy stole spad艂 z krzes艂a, a sklepikarz wbieg艂 do pracowni, by zobaczy膰, co si臋 dzieje. Tuli chwyci艂 go za gard艂o. Starzec pr贸bowa艂 go odepchn膮膰, j臋cz膮c ze strachu. Lecz Tcho-Pwi trzyma艂 go bez trudu jedn膮 r臋k膮.

- Staniesz si臋 przyk艂adem dla W艂a艣cicieli Niewolnik贸w z Kraalu -powiedzia艂 i zaci膮gn膮艂 sklepikarza do witryny. Starzec szamota艂 si臋, pr贸buj膮c uczepi膰 si臋 szafki wystawowej, zrzucaj膮c na ziemi臋 miniaturowe zegarki. Poddany sta艂 w k膮cie, obserwuj膮c Tulla, kt贸ry nigdy jeszcze nie widzia艂 u nikogo takiego wyrazu oczu, a by艂 to rodzaj zachwytu. M艂odzieniec zaci膮gn膮艂 sklepikarza do rozbitego okna. D艂ugie, ostre od艂amki szk艂a stercza艂y ze wszystkich stron. Tcho-Pwi pchn膮艂 starca w okno tak, 偶e nadzia艂 si臋 on na te po艂yskliwe sztylety. Potem Tuli przeszed艂 na drug膮 stron臋 pokoju, podni贸s艂 miniaturowy srebrny zegarek otwieraj膮cy si臋 jak kwiat i sta艂, patrz膮c na niego. By艂 oszo艂omiony i szcz臋艣liwy, ale tak zm臋czony, 偶e chcia艂 si臋 po艂o偶y膰 i zasn膮膰.

- Bracie! - sykn膮艂 Poddany. - Ratuj si臋 ucieczk膮!

- Jeszcze nie sko艅czy艂em - odpar艂 Tuli.

- My艣lisz, 偶e zostaj膮c tutaj oka偶esz odwag臋 - szepn膮艂 niewolnik - wiedz jednak, i偶 tylko niepotrzebnie zginiesz. Nie jeste艣 Poddanym, tylko Pwi. Widz臋 to w twoich oczach. Wielu Poddanych ma odwag臋 po艣wi臋ci膰 偶ycie dla sprawy wolno艣ci, ale czy nie rozumiesz, bracie, 偶e oni nie potrzebuj膮 odwagi, tylko nadziei? Je偶eli zaatakuj膮 ciemi臋偶ycieli i zgin膮, czego dokonaj膮? Niczego! Je艣li jednak b臋d膮 wiedzieli, 偶e mog膮 zaatakowa膰 i uciec, wtedy b臋d膮 mieli nadziej臋!

Na ulicy samotny stra偶nik patrzy艂 w os艂upieniu na martwego sklepikarza w rozbitym oknie; po chwili podszed艂 ostro偶nie. Zobaczy艂 Tulla w oknie i uciek艂 krzycz膮c:

- Do mnie, Bracia Mieczowi! Do mnie!

- Odejd臋 st膮d, je艣li p贸jdziesz ze mn膮 - zaproponowa艂 Tuli.

W oczach Poddanego pojawi艂 si臋 dziwny b艂ysk. M臋偶czyzna skin膮艂 g艂ow膮. Pobieg艂 do tylnej izby, na艂adowa艂 sakw臋 prowiantem. Tuli tymczasem chwyci艂 skrzynk臋 z narz臋dziami zegarmistrza, w艂o偶y艂 do p艂贸ciennego woreczka kilkadziesi膮t zegark贸w. Zapyta艂 si臋 w duchu, czy kiedykolwiek nauczy si臋 pos艂ugiwa膰 tymi delikatnymi narz臋dziami.

Po chwili Poddany wepchn膮艂 Tulla do izby od podw贸rza.

- Mam ubranie i prowiant - powiedzia艂. Razem wybiegli tylnymi drzwiami i zacz臋li ucieka膰 jak膮艣 alej膮.

W powietrzu unosi艂 si臋 sw膮d dymu i cho膰 nadal by艂o mglisto, jaskrawoczerwony blask barwi艂 niebo.

- Doki p艂on膮! - szepn膮艂 ze zdumieniem niewolnik.

Tuli popatrzy艂 na niebo i wybuchn膮艂 艣miechem. Niech B贸g ci臋 b艂ogos艂awi, Scandalu, pomy艣la艂. Obaj Neandertalczycy dobr膮 godzin臋 przekradali si臋 po dachach przez getta Denai i jakie艣 magazyny. Poddany powiedzia艂 Tullowi, 偶e nazywa si臋 Nai, co w mowie Pwi znaczy艂o bystry. Okaza艂 si臋 godny swego imienia, bo uda艂o im si臋 uciec Braciom Mieczowym, kt贸rzy szukali ich po ca艂ym mie艣cie.

- Wybra艂e艣 nieodpowiedni膮 por臋 na wizyt臋 w Denai - wyja艣ni艂 Nai. - W zesz艂ym tygodniu przyby艂o dodatkowe dziesi臋膰 tysi臋cy stra偶nik贸w. Kraalscy wielmo偶e m贸wi膮 o wojnie z Bashevgo, a kilka tygodni temu Hukmowie zaatakowali nasz膮 twierdz臋.

- Czemu Kraal mia艂by wojowa膰 z Bashevgo? - spyta艂 Tuli.

- Wielmo偶e-Piraci nabyli od nas wiele towar贸w, zbo偶a i tkanin, ale ju偶 od roku nie sprzedaj膮 nam niewolnik贸w - wyja艣ni艂 Nai. -A zesz艂ego lata zacz臋li atakowa膰 kraalskie statki. Zupe艂nie powariowali. Nie mog膮 艂udzi膰 si臋 nadziej膮, 偶e pokonaj膮 w艂adc贸w Kraalu. W przysz艂ym roku w lecie Kraal wy艣le armie na Wielkie Pustkowie i zniszczy Hukm贸w, 偶eby te ziemie nie wpad艂y w r臋ce Wielmo偶贸w-Pirat贸w.

Tuli s艂ucha艂 tych nowin z zainteresowaniem. Na ulicach roi艂o si臋 od Braci Mieczowych w czarnych pancerzach i czerwonych p艂aszczach. Dym unosi艂 si臋 nad miastem z p艂on膮cych statk贸w w porcie. W miejscu, gdzie mg艂a by艂a jeszcze g臋sta, przy domu jakiego艣 cz艂owieka, zaatakowali napotkanego stra偶nika. Nai zat艂uk艂 na 艣mier膰 Brata Mieczowego i ukry艂 zw艂oki za grubym 偶ywop艂otem w ogrodzie. Martwy gwardzista nosi艂 dystynkcje kapitana - pi臋膰 gwiazdek nad mieczem.

- Ten typ nale偶a艂 do najbardziej zaufanych - wyja艣ni艂 Nai. - M贸g艂 swobodnie w臋drowa膰 po ca艂ym Kraalu, a nawet po Wielkim Pustkowiu. Je偶eli w艂o偶ysz jego ubranie, bez trudu opu艣cisz Denai. W ca艂ym mie艣cie jest mo偶e ze dwudziestu kapitan贸w jego rangi. Je艣li dopisze tobie szcz臋艣cie, ci, kt贸rych spotkasz, uznaj膮 ci臋 za jednego z nich.

- Nie uciekniesz ze mn膮? - zapyta艂 Tuli.

- Je艣li uciekniemy obaj, Bracia Mieczowi zabij膮 jakiego艣 niewinnego m臋偶czyzn臋, twierdz膮c, 偶e to ty. Moi wsp贸艂plemie艅cy strac膮 nadziej臋, bo przekonaj膮 si臋, 偶e nie mo偶na uciec przed Bractwem Mieczowym - wyja艣ni艂 Nai. - Musz臋 zosta膰 jako 艣wiadek. Powiem im, 偶e Poddany, kt贸ry zabi艂 cz艂owieka, wolny opu艣ci艂 miasto.

- Nie tylko jednego cz艂owieka - odpar艂 Tuli. - Zabi艂em te偶 czterech stra偶nik贸w.

Poddany zachichota艂 cicho. M艂ody Tcho-Pwi w艂o偶y艂 mundur kapitana, j臋kn膮艂, gdy sk贸rzany pancerz dotkn膮艂 jego poranionych plec贸w. Za nimi, z drugiej strony miasta, mg艂a unosi艂a si臋 powoli. Tuli zobaczy艂, 偶e p艂on膮 nie tylko doki, ale 偶e ogie艅 przerzuci艂 si臋 te偶 na magazyny. Niestety, poranny wiatr wia艂 z g贸r, w stron臋 morza. P艂omienie nie ogarn膮 miasta. Tuli zas艂oni艂 uszy w艂osami i u艣cisn膮艂 Nai.

- Kt贸rego艣 dnia wszyscy odejdziemy st膮d wolni - powiedzia艂 Nai, wpychaj膮c mu do r膮k sakw臋 z prowiantem.

- Odejdziemy - przytakn膮艂 Pwi. Pali艂a go tak gwa艂towna nienawi艣膰, 偶e doda艂: - Ale najpierw zniszczymy Kraal. - I roze艣mia艂 si臋 z w艂asnego zuchwalstwa.

Nie kryj膮c si臋, opu艣ci艂 Denai i ruszy艂 w stron臋 Wielkiego Pustkowia, mijaj膮c po drodze trzy stra偶nice - a ka偶da pe艂na by艂a Braci Mieczowych - oraz pi臋ciotysi臋czny oddzia艂 strzeg膮cy wschodniej bramy miasta. Je艣li nawet jaki艣 stra偶nik chcia艂 go o co艣 zapyta膰, nie odwa偶y艂 si臋 tego zrobi膰, gdy偶 przybysz przewy偶sza艂 wszystkich rang膮. Zreszt膮 chyba nikt nie widzia艂 Brata Mieczowego id膮cego ulicami Denai z tak wielk膮 nienawi艣ci膮 w oczach.

Rozdzia艂 13 ADJONAI

Na wszystkich mapach, jakie Tuli kiedykolwiek ogl膮da艂, Denai umieszczano na zachodnich zboczach G贸r Bia艂ych. A przecie偶 farmy ci膮gn臋艂y si臋 wzd艂u偶 drogi do Prze艂臋czy Denai przez ponad trzydzie艣ci kilometr贸w. Braci Mieczowych by艂o wida膰 coraz mniej, a偶 wreszcie Tuli nie spotka艂 ju偶 nikogo w czarnym pancerzu i czerwonym p艂aszczu stra偶y miejskiej. Miejscowi Poddani, gdy ich mija艂, z l臋kiem przygl膮dali si臋 Tullowi lub chowali za krzakami. Pod os艂on膮 nocy m艂ody Tcho-Pwi zatrzyma艂 si臋 w pa艂acyku pewnego wielmo偶y i zanim skierowa艂 si臋 na Wielkie Pustkowie ukrad艂 tygodniowe racje 偶ywno艣ciowe.

Kiedy pozostawi艂 za sob膮 wzg贸rza, znalaz艂 si臋 w okolicy poro艣ni臋tej tylko rzadk膮 traw膮 i zaro艣lami sagowca. Mro藕ne zst臋puj膮ce wiatry niemi艂osiernie smaga艂y to pustkowie dniem i noc膮. Uchowa艂o si臋 tutaj tylko kilka kojot贸w, gdy偶 armie Kraalu przemierza艂y te strony przez ca艂e lato.

Podczas marszu Tulla bola艂y stopy, zatrzymywa艂 si臋 zatem cz臋sto, by je masowa膰. Wprawdzie ju偶 pierwszego dnia w臋dr贸wki, odzyska艂y normaln膮 barw臋, ale wci膮偶 by艂y zimne. Dokucza艂 mu te偶 b贸l plec贸w i dzi臋kowa艂 w duchu losowi za sztywny sk贸rzany pancerz, gdy偶 tylko on umo偶liwia艂 mu zachowanie wyprostowanej postawy.

Wiedzia艂, 偶e Phylomon i Ayuvah czekaj膮 w Castle Rock. Zdawa艂 te偶 sobie spraw臋, i偶 mo偶e przej艣膰 najwy偶ej oko艂o dwudziestu kilometr贸w dziennie. Jednak偶e na drugi dzie艅 po opuszczeniu Denai plecy zacz臋艂y go pali膰 偶ywym ogniem. Zatrzyma艂 si臋 wi臋c nad strumykiem o lodowatej wodzie, wyk膮pa艂 si臋 i obmaca艂 opuchni臋cia powsta艂e w miejscach, gdzie bat rozci膮艂 sk贸r臋. By艂 zadowolony, 偶e nie mo偶e tego zobaczy膰.

Moczy艂 si臋 w potoku prawie przez godzin臋. Wstaj膮c, przypadkowo zerkn膮艂 na pobliskie wzg贸rze. K膮tem oka dostrzeg艂 rude w艂osy jakiego艣 Poddanego, kt贸ry szybko po艂o偶y艂 si臋 na ziemi. Tuli obserwowa艂 to miejsce przez pe艂ne dziesi臋膰 minut w nadziei, 偶e dostrze偶e jaki艣 ruch. Jednak偶e kraalski szpieg mia艂 na sobie szarozielon膮 szat臋, kt贸ra zlewa艂a si臋 z obumar艂ymi, szarymi sagowcami, dlatego zbieg艂y wi臋zie艅 niczego nie zobaczy艂.

Nast臋pnej nocy plecy ju偶 nie bola艂y go tak bardzo. Rano znalaz艂 koleiny wozu, jedyne, jakie zobaczy艂 po opuszczeniu okolic Denai. Zrozumia艂, 偶e je艣li p贸jdzie za nimi, dotrze w ko艅cu do Phylomona. Lecz w po艂udnie dosta艂 dreszczy, a potem wysokiej gor膮czki.

Kiedy szed艂, wydawa艂o mu si臋, 偶e s艂o艅ce na przemian wschodzi i zachodzi. By艂o mu bardzo zimno. W pewnej chwili zda艂 sobie spraw臋, 偶e patrzy na o艣nie偶one stoki G贸r Bia艂ych i czu艂, jakby ten 艣nieg pada艂 w je-go ciele. Na tle g贸r widzia艂 Adjonai, czarn膮 posta膰 majacz膮c膮 na granicy Kraalu. Tuli ruszy艂 w stron臋 g贸r, ale po jakim艣 czasie zrozumia艂, 偶e wraca do Denai. A wtedy jaki艣 g艂os odezwa艂 si臋 w jego umy艣le:

- W臋drujesz tylko po spirali. Chocia偶 zawracasz do Denai, widzisz wszystko znacznie wyra藕niej ni偶 dotychczas. Wst膮pi艂e艣 na wy偶szy poziom istnienia.

M艂ody Tcho-Pwi podni贸s艂 oczy, ujrza艂 nad r贸wninami z艂o艣liwie u艣miechni臋te, gnij膮ce oblicze Adjonai, poczu艂 strach emanuj膮cy od tego potwora, uczucie przera偶aj膮ce i zarazem podniecaj膮ce. Tylko dobry wzrok pozwala mi dojrze膰 t臋 besti臋, pomy艣la艂. Popatrzy艂 na wykrzywion膮 ga艂膮zk臋 sagowca i z odleg艂o艣ci kilkunastu metr贸w dostrzeg艂 paj臋cze jajeczka na jej czubku, zobaczy艂 ducha p艂on膮cego w krzaku. Zauwa偶y艂 te偶 niezliczon膮 ilo艣膰 zniekszta艂ce艅 i blizn na li艣ciach, na kt贸rych 偶erowa艂y jelenie i ptaki i zrozumia艂, w jaki spos贸b ple艣艅 i porosty przystosowuj膮 si臋 do 偶ycia na sagowcu. Trawa pachnia艂a 艣mierci膮 i zgnilizn膮. W g艂osach ptak贸w Tuli us艂ysza艂 偶a艂osne piski, takie, kt贸re przymieraj膮c g艂odem b臋d膮 wydawa艂y zim膮. Wsz臋dzie, w ka偶dej 偶ywej istocie, dostrzeg艂 zarodki rozk艂adu i mrok. W ziemi pod sob膮 ujrza艂 gnij膮ce szcz膮tki bohater贸w poleg艂ych w walce z Kraalem, zorientowa艂 si臋, 偶e ka偶dy z nich 偶y艂 i zgin膮艂 na pr贸偶no, gdy偶 Adjonai nadal sta艂 na granicach tej przekl臋tej krainy, a g贸ry wznosi艂y si臋 za nim jak gigantyczne kamienne ogrodzenie.

S艂o艅ce zachodzi艂o. Tuli dotar艂 do potoku, gdzie kr贸liki 偶erowa艂y tu偶 nad wod膮. Zerwa艂 si臋 gwa艂towny wiatr, dm膮c w艣ciekle na zach贸d, w stron臋 Denai. Porywa艂 li艣cie zerwane z ga艂臋zi, kruki i mewy. Nawet kr贸liki zacz臋艂y biec do Denai, ku 艣mierci i rozk艂adowi. M艂ody Tcho-

Pwi u艣wiadomi艂 sobie, 偶e widzi wszystko bardzo dok艂adnie, wyra藕niej ni偶 kiedykolwiek dot膮d. Wielki kr膮g z艂a. Zapl膮ta艂 si臋 w nim odgrywaj膮c swoj膮 ma艂膮 role.. Wszystko powraca艂o do Denai.

Zatrzyma艂 si臋 ogromnym wysi艂kiem woli, pozwalaj膮c, by wiatr dmucha艂 mu w plecy. S艂o艅ce zachodzi艂o, a cienie ro艣lin, drzew i g贸ry zdawa艂y si臋 zbli偶a膰 ku niemu. Nie, nie wszyscy zostali艣my uwi臋zieni w wielkim kr臋gu z艂a, pomy艣la艂 Tuli. Ten kr膮g to tylko cienie na ziemi. Ja w臋druj臋 po spirali. Zawr贸ci艂 z powrotem w stron臋 Smilo-don Bay i dozna艂 niesamowitego wra偶enia: przeszy艂 go lodowaty wiatr i przez chwil臋 by艂 pewny, 偶e poczu艂, jak lodowate d艂onie skr臋ci艂y jego g艂ow臋 z powrotem ku Denai i zacz臋艂y go popycha膰.

Zatrzyma艂 si臋, poczu艂 dziwne, ch艂odne dotkni臋cia na ciele. Co艣 w nim krzykn臋艂o z przera偶enia. Zna艂 te dotkni臋cia: czu艂 si臋 tak samo w Smilodon Bay, kiedy Chaa wszed艂 w jego cia艂o, by wkroczy膰 na 艣cie偶k臋 przysz艂o艣ci.

- W臋dr贸wka po spirali zaczyna si臋 w ciemno艣ciach - szepn膮艂 jaki艣 g艂os do Tulla, kt贸ry rozejrza艂 si臋 dooko艂a. Nikogo przy nim nie by艂o. - Wr贸膰 do Denai.

M艂odzieniec podni贸s艂 oczy na G贸ry Bia艂e. Posta膰 Adjonai unosi艂a si臋 nad Prze艂臋cz膮 Denai. Tuli poczu艂 mu艣ni臋cia mn贸stwa lodowatych palc贸w: dra偶ni艂y go, przyci膮gaj膮c do Denai. Zda艂 sobie wtedy spraw臋, 偶e Adjonai jest tylko zjaw膮 stworzon膮 przez kraalskich czarnoksi臋偶nik贸w.

- Wr贸膰 do mnie - szepn膮艂 Adjonai. - Dam ci w艂adz臋 i b臋dziesz moim ulubionym synem. - Podni贸s艂 sw贸j kutow strachu, tarcz臋 rozpaczy i ich kwea smagn臋艂y Tulla. A przecie偶 Adjonai trzyma艂 sw贸j straszny or臋偶 w taki spos贸b, jakby chcia艂 go podarowa膰. M艂odzieniec zrozumia艂, 偶e m贸g艂by w艂ada膰 t膮 broni膮. By艂a naprawd臋 pot臋偶na, a w jego r臋kach sta艂aby si臋 jeszcze pot臋偶niejsza.

Grymas w艣ciek艂o艣ci wykrzywi艂 twarz Tulla. Czy oni naprawd臋 my艣leli, 偶e do nich przystanie?

- Kiedy wr贸c臋, zniszcz臋 was! - rykn膮艂 i zawr贸ci艂 ku Smilodon Bay. Pozna艂 ju偶 swoich wrog贸w. Gdzie艣 jaki艣 m臋偶czyzna le偶y, bliski 艣mierci, staraj膮c si臋 zaci膮gn膮膰 mnie z powrotem do Kraalu, pomy艣la艂.

Lodowate palce waln臋艂y zbiega w plecy, pchn臋艂y go na ziemi臋. Podmuch wiatru sp艂aszczy艂 wok贸艂 niego zaro艣la wielkim kr臋giem.

- Nie mo偶esz uciec z Kraalu - szepn膮艂 jaki艣 g艂os. - Ja ci臋 widz臋. P贸jd臋 za tob膮.

Tuli po艣pieszy艂 w kierunku Castle Rock. Nie wiedzia艂, jak walczy膰 z kraalskimi szamanami, ale Chaa uczy艂 tej sztuki Ayuvaha. Na pewno Ayuvah poradzi sobie z nimi.

Zatrzyma艂 si臋 w po艂udnie, by si臋 posili膰. Poci艂 si臋, by艂 zm臋czony i chcia艂 umy膰 sobie plecy, gdy偶 bola艂y go bardzo. Cuchn膮艂 pod pancerzem; jego pot mia艂 nieprzyjemn膮 wo艅, czu膰 by艂o ropiej膮ce rany na jego plecach, dokucza艂y mu te偶 nadwer臋偶one kostki. Pragn膮艂 si臋 umy膰, ale wci膮偶 czu艂 na sobie czyj艣 wzrok. Odwr贸ci艂 si臋 i zada艂 sobie pytanie, czy obserwuj膮 go kraalscy czarnoksi臋偶nicy. Nic za sob膮 nie zobaczy艂, ale pustynia by艂a zbyt spokojna. Nie 艣piewa艂 偶aden ptak. Doktor Debon poleci艂 kiedy艣 pewnej kobiecie, 偶eby wystawi艂a obsypan膮 pryszczami twarz na s艂o艅ce, gdy偶 czasami oczyszcza ono ran臋 lepiej ni偶 woda. Poniewa偶 cuchn膮cy sk贸rzany pancerz na pewno nie zatrzyma ku艂 wystrzelonych przez Braci Mieczowych, Tuli odpi膮艂 rzemienie. 艢ci膮gn膮艂 te偶 czerwony p艂aszcz, w艂o偶y艂 wraz z pancerzem do sakwy z prowiantem i znowu zacz膮艂 biec, jeszcze szybciej ni偶 dotychczas. Po godzinie obejrza艂 si臋 i zobaczy艂 na wzg贸rzu dw贸ch goni膮cych go m臋偶czyzn. Odziani byli w szaty o barwie sagowca; dostrzeg艂 te偶, 偶e mieli rude w艂osy Neandertalczyk贸w. Jeden ni贸s艂 d艂ugi szklany pr臋t, kt贸ry zab艂ys艂 w s艂o艅cu.

Tuli by艂 bardzo os艂abiony, s艂abszy ni偶 kiedykolwiek powinien by膰 Pwi i wiedzia艂, 偶e nie prze艣cignie Braci Mieczowych. W my艣li zagra艂 w star膮, znan膮 z dzieci艅stwa gr臋, pytaj膮c:

- Zwierz臋cy Przewodniku, kt贸r臋dy mam p贸j艣膰, by znale藕膰 bezpieczn膮 kryj贸wk臋?

Roze艣mia艂 si臋 sam do siebie, bo przecie偶 nie mia艂 Zwierz臋cego Przewodnika. Bieg艂 wi臋c dalej po koleinach, pozwalaj膮c, by s艂o艅ce i s艂ony pot oczy艣ci艂y jego plecy.

Kiedy zerkn膮艂 za siebie dwie godziny p贸藕niej, Bracia Mieczowi zyskali tylko p贸艂tora kilometra. Tuli pobieg艂 szybciej, wyci膮gaj膮c nogi. By艂y zesztywnia艂e; raz nast膮pi艂 na kamie艅 i skr臋ci艂 sobie kostk臋. Nie by艂o to powa偶ne obra偶enie, ale kostka spuch艂a. Przekl膮艂 swego ojca za okaleczenie go w dzieci艅stwie. Tuli latami pr贸bowa艂 ukrywa膰, 偶e kuleje, ale teraz robi艂 to otwarcie, pragn膮c tylko wyd艂u偶y膰 krok, biec tak szybko, jak przysta艂o na Pwi.

Obejrza艂 si臋 o zachodzie s艂o艅ca i zobaczy艂, 偶e prze艣ladowcy s膮 ju偶 blisko. Owia艂 go zimny wiatr. Tuli zastanowi艂 si臋: Obcuj膮cy z Duchami m贸g艂 rzuca膰 czary tylko wtedy, gdy sta艂 u bramy 艣mierci. Zrozumia艂, 偶e 偶aden z prze艣ladowc贸w nie jest czarnoksi臋偶nikiem.

S艂o艅ce zasz艂o i ani jeden ksi臋偶yc nie wzeszed艂 przez nast臋pn膮 godzin臋. M艂ody Tcho-Pwi skr臋ci艂 na p贸艂noc, biegn膮c zygzakiem, przecinaj膮c raz po raz w艂asny trop niczym 艣cigany lis. Zatrzyma艂 si臋 nad jakim艣 strumykiem, by wymoczy膰 plecy. Pozosta艂 tam na noc, nie rozpalaj膮c ogniska. Budzi艂 si臋 kilkakrotnie, wstrz膮sany dreszczami. 艢ni艂o mu si臋, 偶e siedzi przy ognisku z Ayuvahem i z Chaa. By艂a te偶 w tym 艣nie Fava: usadowi艂a si臋 obok niego, obejmuj膮c go ramieniem.

- W Krainie Cieni nie ma wschodu ani zachodu, pomocy ani po艂udnia - powiedzia艂 Chaa. - Kierunek nie ma znaczenia, tak samo jak czas. Czarownik ustala zwi膮zek z miejscem, do kt贸rego chce dotrze膰 za pomoc膮 wyobra藕ni i to miejsce przyci膮ga go do siebie.

- Ale jak odnajdzie on przyjaciela w Krainie Cieni? - zapyta艂a Fava. - Pozwalaj膮c, by przyjaciel przyci膮gn膮艂 go do siebie?

- W taki w艂a艣nie spos贸b odnajduje si臋 zar贸wno przyjaci贸艂, jak i wrog贸w.

Tuli obudzi艂 si臋 zlany potem, zastanawiaj膮c si臋, czy rzeczywi艣cie us艂ysza艂 we 艣nie t臋 rozmow臋, czy te偶 mia艂 halucynacje. D艂ugo siedzia艂 w miejscu, walcz膮c z przemo偶n膮 ch臋ci膮 powrotu do Kraalu. Wyczuwa艂 obecno艣膰 kraalskiego czarnoksi臋偶nika jak lodowaty sztylet tkwi膮cy w piersi. Po艂o偶y艂 si臋, obejmuj膮c kolana ramionami, poc膮c si臋, staraj膮c si臋 opanowa膰 strach, kt贸ry popycha艂 go do ucieczki. Wreszcie w艂o偶y艂 pancerz, owin膮艂 si臋 ciasno czerwonym p艂aszczem i po jakim艣 czasie zasn膮艂.

Nast臋pnego ranka obudzi艂 go trzask ga艂膮zki, kt贸ra z艂ama艂a si臋 pod czyimi艣 stopami. Wyci膮gn膮艂 miecz z pochwy i przetoczy艂 si臋 pod najbli偶szy krzak. 呕a艂owa艂, 偶e nie mia艂 ose艂ki, o kt贸r膮 m贸g艂by wyostrzy膰 ten przekl臋ty brzeszczot. Thor, najwi臋kszy z ksi臋偶yc贸w Anee, rzuca艂 jaskra-wopomara艅czow膮 po艣wiat臋 na wzg贸rza, przy膰mion膮 tylko przez kilka chmur. Wia艂 lekki zst臋puj膮cy wiatr. Tuli wyczuwa艂 s艂on膮 wo艅 morza.

Obserwuj膮c zbocze nad sob膮, zauwa偶y艂 ciemn膮 posta膰 skradaj膮c膮 si臋 na czworakach jak zwierz臋 w jego stron臋. Us艂ysza艂, jak w臋szy. Jedynie Neandertalczyk mia艂 dostatecznie wyostrzony w臋ch, by polowa膰 w ten spos贸b. Serce Tulla zabi艂o jak oszala艂e, bo przypomnia艂 sobie opowie艣ci o Braciach Mieczowych, kt贸rzy w臋chem odnajdywali zbieg艂ych niewolnik贸w. Os艂abiony gor膮czk膮, ocieka艂 potem. Nie wiedzia艂, czy b臋dzie m贸g艂 walczy膰.

Prze艣ladowca by艂 teraz oddalony o jakie艣 sze艣膰 metr贸w od obozu Tulla; zatrzyma艂 si臋, wyprostowa艂 na ca艂膮 swoj膮 wysoko艣膰 i kr臋c膮c g艂ow膮 w臋szy艂 na boki.

M艂ody Teho-Pwi nie poruszy艂 si臋. M臋偶czyzna podni贸s艂 sztylet, machn膮艂 nim nad g艂ow膮 i przez pi臋膰 minut szed艂 cicho, palcami n贸g usuwaj膮c z drogi ga艂膮zki, nim postawi艂 na niej stop臋. Kiedy znalaz艂 si臋 tu偶 obok miejsca, w kt贸rym Tuli sp臋dzi艂 noc, przystan膮艂, trzymaj膮c sztylet w pogotowiu.

Zbieg skuli艂 si臋 w cieniu du偶ego krzaka, maj膮c nadziej臋, 偶e 艣cigaj膮cy go nie zauwa偶y. Przypomina艂o to niemal zabaw臋: my艣liwy minie go, czy te偶 nie.

Prze艣ladowca odwr贸ci艂 si臋 b艂yskawicznie i pchn膮艂 Tulla sztyletem w pier艣 - ale ostrze odbi艂o si臋 od pancerza. Korzystaj膮c z zaskoczenia, Tcho-Pwi rzuci艂 si臋 na niego z mieczem. My艣liwy uderzeniem sztyletu wytr膮ci艂 z r臋ki Tulla bro艅 i uderzy艂 go kolanem w g艂ow臋, przewracaj膮c na plecy. Znowu zamachn膮艂 si臋 sztyletem. M艂odzieniec chwyci艂 go za r臋k臋. W贸wczas przeciwnik skoczy艂 na niego i zacz臋li walczy膰 o sztylet. Tuli by艂 os艂abiony, mia艂 zawroty g艂owy. Nie wiedzia艂, jak zdo艂a wyrwa膰 sztylet prze艣ladowcy.

- Daj sobie spok贸j - mrukn膮艂 kto艣. Jaki艣 Poddany sta艂 w blasku ksi臋偶yca o kilka metr贸w od zbiega, celuj膮c w niego z karabinu.

Phylomon dotar艂 do Castle Rock dok艂adnie w sze艣膰 dni po opuszczeniu Denai. By艂a to spokojna podr贸偶. Ukrad艂 w贸z, dwie pary wo艂贸w oraz pewn膮 ilo艣膰 prowiantu, uwolni艂 kilku cz艂owieczych niewolnik贸w i zebra艂 ich o艣wiadczenia. Castle Rock by艂 tylko du偶膮, czarn膮 ska艂膮 wysuni臋t膮 w morze. Je偶eli zmru偶y艂o si臋 oczy, wpatruj膮c si臋 w ni膮 jaki艣 czas, mo偶na by艂o wyobrazi膰 sobie wie偶yczki w pobli偶u szczytu. Ska艂a ta strzeg艂a wej艣cia do Cie艣nin Zerai, a jednocze艣nie wej艣cia do ma艂ego fiordu, kt贸ry s艂u偶y艂 jako prowizoryczny port na tym niebezpiecznym wybrze偶u.

Gwiezdny 呕eglarz spotka艂 si臋 ze Scandalem. Grubas nie ukrad艂 byle jakiej 艂贸dki, ale pi臋kn膮, licz膮c膮 oko艂o sze艣膰 i p贸艂 metra 偶agl贸wk臋 z benbowskiego szk艂a, o ozdobionych srebrem masztach, kt贸re po艂yskiwa艂y z daleka. 呕agle mia艂a z bia艂ego jedwabiu. 艁贸d藕 ta dos艂ownie o艣lepia艂a w blasku s艂o艅ca. Scandal na艂o偶y艂 z艂ocisty kaftan z czerwonymi epoletami i jedwabnym pasem tej samej barwy. Z uczesanymi, wyperfumowanymi w艂osami wygl膮da艂 tak czysto, jakby sp臋dzi艂 w 艂a藕ni ca艂y tydzie艅.

- Nie powiniene艣 by艂 kra艣膰 tej 艂odzi - odezwa艂 si臋 Phylomon. -W艂a艣ciciel b臋dzie jej szuka艂.

- Nie by艂bym tego taki pewny - odpar艂 Scandal. - Podpali艂em statek w Denai i spali艂o si臋 p贸艂 miasta. Nie maj膮 czym mnie 艣ciga膰.

- A gdzie jest Tuli? - spyta艂 Gwiezdny 呕eglarz. Wtedy ober偶ysta opowiedzia艂 mu o wszystkim.

Phylomon spochmumia艂.

- Zabi艂 czterech stra偶nik贸w? - spyta艂 zatroskany. - A ty spali艂e艣 ich port? A ja uwolni艂em kilkunastu niewolnik贸w na przedmie艣ciach. Nic dziwnego, 偶e kraalscy wielmo偶e nie cierpi膮 nas, mieszka艅c贸w Wielkiego Pustkowia! Mam nadziej臋, 偶e Tuli te偶 wyniesie ca艂o sk贸r臋.

Tamtej nocy, kiedy Scandal my艂 naczynia nad wod膮, Ayuvah usiad艂 obok Phylomona i w milczeniu patrzy艂 na morze.

- Zhe adjena? Czego si臋 boisz? - zapyta艂 Gwiezdny 呕eglarz w mowie Pwi. - My艣lisz, 偶e Bracia Mieczowi schwytali Tulla?

- Nie wiem. My艣la艂em tylko o tych wszystkich, kt贸rych stracili艣my podczas tej wyprawy i o tym, kogo jeszcze mo偶emy straci膰.

- Chodzi ci o Ma艂ego Chaa? Wiem, 偶e bardzo kocha艂e艣 swego brata, ale jeste艣 niesw贸j od 艣mierci Wisterii - zauwa偶y艂 Phylomon. -Tak, by艂a 偶on膮 Tulla, czasami jednak dwaj m臋偶czy藕ni zakochuj膮 si臋 w tej samej kobiecie.

- W dziwce-kt贸ra-nic-mnie-nie-obchodzi艂a? - roze艣mia艂 si臋 Pwi. - Nie.

- Ale op艂akujesz jak膮艣 kobiet臋?

- Op艂akuj臋 moj膮 偶on臋! -odpar艂 Ayuvah. -Op艂akuj臋 moj膮 c贸rk臋! S艂ysz膮c to, Phylomon poczu艂 ciarki na plecach. Docenia艂 zdolno艣膰 widzenia przysz艂o艣ci wyst臋puj膮c膮 w艣r贸d Pwi.

- Po pr贸bie wej艣cia na 艢cie偶k臋 Duch贸w o艣wiadczy艂e艣, 偶e ci si臋 to nie uda艂o! Powiedzia艂e艣 wtedy prawd臋?

- Niestety, nie zdo艂a艂em wej艣膰 na 艣cie偶k臋 przysz艂o艣ci - odpar艂 Ayuvah. - Nigdy nie umia艂em dobrze tworzy膰 wi臋zi. Nie mam takich zdolno艣ci. Ale kiedy znalaz艂em si臋 na progu za艣wiat贸w, m贸j ojciec przyby艂 do mnie w postaci kruka. Pokaza艂 mi przysz艂o艣膰.

- Neandertalscy Obcuj膮cy z Duchami znani s膮 z tego, 偶e zawsze m贸wi膮 og贸lnikami. Jeste艣 pewny, i偶 zrozumia艂e艣 to, co ci pokaza艂? -zapyta艂 Phylomon.

- Pokaza艂 mi szereg szarych Poddanych z maczugami, stoj膮cych od horyzontu do horyzontu. Pokaza艂 mi stado kruk贸w, a ka偶dy trzyma艂 w dziobie zielonego robaka. Kruki przelecia艂y nad cierniowymi krzakami, wyrzucaj膮c w locie tych gro藕nych niszczycieli. Zielone robaki spad艂y jak deszcz i zjad艂y zaro艣la. Pokaza艂 mi burz臋 z piorunami i okrutne-narz臋dzie-kt贸re-zada-mi-艣mier膰. Wiem dok艂adnie, kiedy to si臋 stanie. To ju偶 wkr贸tce.

Phylomon zamy艣li艂 si臋 nad s艂owami Ayuvaha. Szereg Poddanych z maczugami m贸g艂 by膰 armi膮, a czarne kruki - neandertalskimi szamanami. Nie mia艂 natomiast poj臋cia, co oznacza艂y zielone robaki, mali niszczyciele.

- Pokaza艂 ci twoj膮 艣mier膰? - zapyta艂. O ile wiedzia艂, Obcuj膮cy z Duchami nigdy tego nie robili. By艂oby to zbyt okrutne.

- Tak - odpar艂 Ayuvah. - Chaa nauczy艂 mnie pewnych s艂贸w, kt贸re musz臋 wypowiedzie膰, zanim umr臋. Najwa偶niejsza jest synchronizacja. Tuli nie zdo艂a schwyta膰 w臋偶y beze mnie. Teraz jednak boj臋 si臋, bo mo偶e b臋d臋 musia艂 wr贸ci膰 do Kraalu, by go uwolni膰.

Dwaj Bracia Mieczowi stali w ksi臋偶ycowej po艣wiacie, przygl膮daj膮c si臋 Tullowi. Stra偶nik z karabinem, wyra藕nie zdenerwowany, oblizywa艂 wargi. Tuli patrzy艂 mu w oczy. By艂 to starszy, czterdzie-stoparoletni m臋偶czyzna. Napastnik ze sztyletem wsta艂; kaptur zsun膮艂 mu si臋 z g艂owy, ods艂aniaj膮c drugie, rude w艂osy. Ot臋pia艂y ze zm臋czenia zbieg zorientowa艂 si臋, 偶e jest to m艂oda, mo偶e pi臋tnastoletnia dziewczyna. Na jej twarzy malowa艂 si臋 gniew, spojrzenie jej oczu by艂o twarde. Dotkn臋艂a bia艂ego dysku na szyi i powiedzia艂a:

- Powiadom pana Tantosa, 偶e schwytali艣my Pu Tchixil臋. Czekamy na jego wyrok.

Starszy m臋偶czyzna wskaza艂 na ziemi臋 i powiedzia艂:

- Siadaj.

Tuli znalaz艂 dla siebie nie zaro艣ni臋te traw膮 miejsce.

Dziewczyna schowa艂a n贸偶.

- Szybko mnie znale藕li艣cie - odezwa艂 si臋 Tcho-Pwi.

- Adjonai rz膮dzi t膮 krain膮 - odpar艂 stary Neandertalczyk. - Jego palec wskaza艂 nam ciebie.

Tuli u艣miechn膮艂 si臋 ironicznie. Zrozumia艂 bowiem, 偶e to jaki艣 Obcuj膮cy z Duchami Kraaluch skierowa艂 ku niemu tych Braci Mieczowych, tak jak przedtem pr贸bowa艂 zmusi膰 go, by wr贸ci艂 do Kraalu.

- Adjonai to chytry b贸g - powiedzia艂 wymijaj膮co wi臋zie艅. - Zamierza艂em uda膰 si臋 na Wielkie Pustkowie. S艂ysza艂em, 偶e to przyjemne miejsce. Nie poszliby艣cie ze mn膮?

Starszy Poddany wybuchn膮艂 艣miechem.

- Nie posiedzia艂by艣 chwilk臋 spokojnie, zanim kto艣 obudzi pana Tantosa, by ten si臋 zastanowi艂, czy powinni艣my odes艂a膰 ci臋 do Kraalu 偶ywego czy umar艂ego?

Tuli popatrzy艂 w oczy m艂odej dziewczyny i wyczyta艂 w nich tylko okrucie艅stwo. Odpoczywa艂 chwil臋. Kr臋ci艂o mu siew g艂owie ze zm臋czenia i niewyspania. Tych dwoje nosi艂o niebiesko-purpurowe szaty, a na piersiach ma艂e plakietki ze znakiem czarnego cyklopa. Zda艂 sobie spraw臋, 偶e nale偶膮 do najlepszych 偶o艂nierzy pana Tantosa. Czy mog膮 by膰 lepsi od stra偶nik贸w miejskich? Uzna艂, 偶e nie chce czeka膰 na wiadomo艣膰, czy ich pan ska偶e go na 艣mier膰. Skupi艂 uwag臋 na starszym Poddanym, nabra艂 偶wiru w praw膮 d艂o艅, rzuci艂 mu w oczy i zaatakowa艂 kobiet臋. Wyrwa艂 Siostrze Mieczowej sztylet i przy艂o偶y艂 jej do gard艂a, zas艂aniaj膮c si臋 ni膮 niczym tarcz膮. Starszy gwardzista zakl膮艂 i sta艂 mrugaj膮c, by przejrze膰 na oczy. Nie strzeli艂. Pewnie s膮dzi艂, 偶e Tuli u偶yje dziewczyny jako zak艂adniczki. Ta jednak wyrwa艂a mu si臋 zwinnie. Tcho-Pwi skoczy艂 wtedy do przodu, podrzynaj膮c m臋偶czy藕nie gard艂o. Us艂ysza艂 szelest materia艂u, gdy Siostra Mieczowa rzuci艂a si臋 na niego z ty艂u. Z ca艂ej si艂y zada艂 nast臋pny cios.

Dziewczyna tymczasem podnios艂a z ziemi miecz Tulla. Zamachn臋艂a si臋 nim z boku w tej samej chwili, kiedy zbieg wbi艂 jej sztylet w pier艣. Run臋艂a na ziemi臋 martwa, ale ostrze miecza zdo艂a艂o rozci膮膰 pancerz Tulla rani膮c go lekko. M艂odzieniec sta艂 w blasku ksi臋偶yca, 艂api膮c oddech, a potem spojrza艂 na dw贸ch zabitych stra偶nik贸w.

Z bia艂ego dysku na szyi dziewczyny odezwa艂 si臋 jaki艣 g艂os:

- Pan Tantos 偶膮da, aby艣cie uwi臋zili Pu Tchixil臋 do chwili, gdy przyb臋d膮 po niego inni, kt贸rzy odprowadz膮 go do Denai. Nasz pan chce, 偶eby ten zbrodniarz czuwa艂 nad wod膮 noc w noc, a偶 wreszcie po偶r膮 go w臋偶e morskie.

Zimny podmuch popchn膮艂 Tulla, jakby si臋 z nim dra偶ni艂.

- Nie zdo艂asz uciec przede mn膮 - szepn膮艂 mu do ucha cichy g艂os. -Moi s艂udzy nadal id膮 za tob膮.

Tuli spojrza艂 w stron臋 Kraalu; w ksi臋偶ycowej po艣wiacie ujrza艂 ciemnego boga siedz膮cego na zboczu g贸ry. Adjonai patrzy艂 na niego ze z艂o艣ci膮. Emanuj膮ce od niego kwea strachu przeszy艂o pier艣 uciekiniera.

"W Krainie Cienia nie ma wschodu ani zachodu, pomocy czy po艂udnia. Kierunek nie ma sensu tak samo jak czas", powiedzia艂 mu we 艣nie Chaa. Tuli zrozumia艂, 偶e od chwili ucieczki w臋drowa艂 w z艂ym kierunku. Zawr贸ci艂 wi臋c do Denai, kieruj膮c si臋 ku majacz膮cym w oddali stopom boga strachu.

Tamtego dnia Tuli cz臋sto wyczuwa艂 obecno艣膰 nieznanego czarnoksi臋偶nika. Za ka偶dym razem, spogl膮daj膮c w stron臋 Denai, widzia艂 Adjonai przygl膮daj膮cego mu si臋 uwa偶nie. I za ka偶dym razem przera偶enie uderza艂o go niczym gigantyczna pi臋艣膰, podobnie jak to by艂o na Prze艂臋czy Z艂otej Rzeki. Wtedy jednak zatrzymywa艂 si臋 i zamyka艂 oczy. Wyobra偶aj膮c sobie Nad膮sane Bo偶ki lub Smilodon Bay, nawi膮zywa艂 w my艣li 艂膮czno艣膰 z nimi i lodowaty wiatr cich艂, a ciemny B贸g odwraca艂 twarz. Tuli u艣wiadomi艂 sobie, 偶e kraalski czarnoksi臋偶nik nie mo偶e odr贸偶ni膰 terenu, przez kt贸ry zbieg w臋druje w wyobra藕ni, od tego, kt贸ry przemierza w rzeczywisto艣ci. Wieczorem m艂ody Tcho Pwi min膮艂 jakie艣 wzg贸rze i zobaczy艂 na jego p贸艂nocnej stronie czterech Braci Mieczowych. Wypatrzyli go i 艣cigali. Pobieg艂 na po艂udnie, w przeciwn膮 stron臋. Zgubi艂 ich w nocy i szed艂 dalej, nie zatrzymuj膮c si臋 na odpoczynek. Bez wytchnienia w臋drowa艂 do st贸p Adjonai. Biegn膮c zamkn膮艂 oczy, my艣l膮c o Tirilee i o Wisterii i o swoich pi臋knych prze偶yciach w drodze do Kraalu.

Dotar艂 do obozowiska czarnoksi臋偶nika o p贸艂nocy. Znajdowa艂o si臋 ono u podn贸偶a g贸ry, na kt贸rej siedzia艂 ciemny b贸g. Tuli zastanowi艂 si臋, w jaki spos贸b Obcuj膮cy z Duchami utrzymuje t臋 iluzj臋, gdy偶 patrzy艂 teraz w czarn膮, gnij膮c膮 twarz w艂adcy strachu. Kutow Adjonai promieniowa艂 przera偶eniem, a tarcza - rozpacz膮. Ca艂a okolica sprawia艂a wra偶enie ohydnej i chorej. Zjawa nie widzia艂a jednak Tulla, patrzy艂a w dal.

M艂odzieniec zamkn膮艂 oczy i w my艣lach zobaczy艂 lasy sekwojo-we, wyobrazi艂 sobie, 偶e kocha si臋 z Wisteri膮na g贸rskiej 艂膮ce. W贸wczas Adjonai podni贸s艂 nagle g艂ow臋 i zwr贸ci艂 oczy na wsch贸d, w stron臋 Smilodon Bay.

Kilkunastu Braci Mieczowych obozowa艂o u podn贸偶a wzg贸rza; ich namioty by艂y ciemne. Tylko jeden by艂 inny: pali艂o si臋 w nim ognisko, wi臋c 艣wieci艂 jak latarnia. Tuli przypomnia艂 sobie, jak Zhopila otula艂a ciep艂o Chaa i zwil偶a艂a mu wargi, kiedy wyrusza艂 na 艢cie偶k臋 Duch贸w. Tuli nie widzia艂 wartownik贸w i zapyta艂 si臋 w duchu, czy mia艂 ich zast膮pi膰 obraz Adjonai. Zaczeka艂 a偶 do zachodu ksi臋偶yc贸w. Zmusi艂 si臋 do wspomnie艅 o Tirilee. My艣li o niej nadal budzi艂y w nim nami臋tno艣膰. Czasami, kiedy prze艂yka艂 艣lin臋, czu艂 smak jej poca艂unk贸w. Przypomnia艂 sobie czyste lasy osikowe, pos艂anie z li艣ci. A kiedy ogarn臋艂a go dzika 偶膮dza, podkrad艂 si臋 do o艣wietlonego namiotu. Znalaz艂 w nim ma艂ego ch艂opca 艣pi膮cego przy ognisku. Obok le偶a艂o cia艂o silnie zbudowanego m艂odego m臋偶czyzny z zakrzep艂膮 krwi膮 na przegubach. Ch艂opiec obudzi艂 si臋, spojrza艂 na intruza, nic nie rozumiej膮c. Tuli uderzy艂 go mocno.

Obcuj膮cy z Duchami wzdrygn膮艂 si臋 i uni贸s艂 powieki. Zacz膮艂 krzycze膰. Tuli wepchn膮艂 r臋k臋 w usta czarnoksi臋偶nika. Gwa艂towny podmuch uderzy艂 w namiot, rozdar艂 go. Tul! spojrza艂 w twarz Adjonai. B贸g krzykn膮艂:

- Nie! - Ziemia zakr臋ci艂a si臋 i zadr偶a艂a. Adjonai si臋gn膮艂 wielkim palcem w stron臋 Tulla, jakby chcia艂 go dotkn膮膰. Tcho-JPwi wbi艂 miecz w pier艣 szamana, skr臋ci艂 go, by przebi膰 oba p艂uca. Chcia艂 si臋 rzuci膰 do ucieczki w obawie, 偶e krzyk czarnoksi臋偶nika obudzi艂 Braci Mieczowych.

Adjonai zafalowa艂 na niebie, a potem znikn膮艂. Obraz, przy kt贸rym g贸ry wydawa艂y si臋 ma艂e, zgas艂. Tuli zobaczy艂, 偶e siedzi w namiocie czarnoksi臋偶nika i 偶e namiot wcale nie jest rozdarty. Wsta艂 i wyszed艂 na zewn膮trz, rozejrza艂 si臋 po obozie. Wsz臋dzie by艂o cicho i spokojnie, jakby tylko Tuli us艂ysza艂 krzyk kraalskiego szamana. M艂odzieniec splun膮艂 w stron臋 g贸ry, na kt贸rej kilka chwil temu siedzia艂 Adjonai, i skierowa艂 si臋 do Castle Rock.

Pow艂贸cz膮c nogami, Tuli dotar艂 na um贸wione miejsce w po艂udnie osiem dni p贸藕niej. Plecy mia艂 spuchni臋te i zaropia艂e, trawi艂a go gor膮czka. Ayuvah rozpali艂 ma艂e ognisko, zagotowa艂 wod臋, a nast臋pnie przemy艂 plecy Tulla. Do rana gor膮czka opad艂a. Pocz膮tkowo Phylo-mon nalega艂, 偶eby wszyscy odpocz臋li przynajmniej jeden dzie艅 w Castle Rock. Nie zgodzili si臋 jednak. Wyci膮gn臋li z wody swoj膮 偶agl贸wk臋, za艂adowali j膮 na w贸z i wyruszyli do Cie艣nin Zerai, gdy偶 偶egluga w zimie by艂a bardzo niebezpieczna.

Rankiem trzeciego dnia Tuli czu艂 si臋 znacznie lepiej, ale by艂 jeszcze bardzo zm臋czony. Ruszyli wzd艂u偶 postrz臋pionego, nier贸wnego wybrze偶a. M艂ody Tcho-Pwi siedzia艂 na wozie, owini臋ty kocem, a Phy-lomon powozi艂 wo艂ami.

Wed艂ug mapy Cie艣niny Zerai ci膮gn臋艂y si臋 na d艂ugo艣ci oko艂o stu pi臋膰dziesi臋ciu kilometr贸w, ale kiedy podr贸偶owa艂o si臋 l膮dem, okaza艂y si臋 znacznie d艂u偶sze, mia艂y ponad trzysta. Pogoda sprzyja艂a w臋drowcom: cz臋sto widzieli g贸ry po drugiej stronie Cie艣niny, a wiatr nie by艂 taki gwa艂towny, jak si臋 spodziewali. W dolinach cz臋sto trafiali na ma艂e zagajniki - ros艂y tam bia艂e d臋by, wiklina, klony i brzozy. Prawie dwadzie艣cia kilometr贸w za Castle Rock ujrzeli co艣, czego si臋 nie spodziewali: armi臋 Poddanych ustawion膮 szeregiem na r贸wninie od wybrze偶a a偶 do wzg贸rz odleg艂ych o siedem lub osiem kilometr贸w na po艂udnie. Poddani trzymali maczugi. W pewnej chwili wszyscy podnie艣li je do g贸ry i potrz膮sali nimi. Zdumieni podr贸偶ni zatrzymali si臋 o p贸艂tora kilometra od dziwnej armii.

- Na Boga, s膮 ich tysi膮ce! - zawo艂a艂 Scandal. - Czy nam przyja藕ni?

- Wystarczaj膮co - odpar艂 Phylomon i gwizdn膮艂 na wo艂y, by rusza艂y w dalsz膮 drog臋.

Podjechali do szeregu Poddanych. By艂o w nich co艣 dziwnego. Nie mieli rudych w艂os贸w i nie ruszali si臋 z miejsca. Kiedy w臋drowcy zbli偶yli si臋 jeszcze bardziej, przekonali si臋, 偶e s膮 to kuk艂y powoli unosz膮ce ramiona i wymachuj膮ce maczugami. Ka偶da z nich by艂a zielona jak li艣膰 laurowy. Wszyscy mieli neandertalskie rysy. Ayuvah podszed艂 do jednego straszyd艂a, kt贸re nagle j臋kn臋艂o, opuszczaj膮c powoli maczug臋.

- To s膮 Ludzie-Owoce - wyja艣ni艂 Phylomon. - Stw贸rcy p艂odz膮 ich czasem, tworz膮c z nich 偶ywy p艂ot. Czyni膮 to rzadko, tylko wtedy, gdy wprowadzaj膮 jaki艣 nowy gatunek na danym obszarze. Kiedy widzia艂em ich po raz ostatni? Chyba sze艣膰dziesi膮t lat temu? Tutaj, na pomocy, niemal wyt臋pili艣my rosomaki olbrzymie i wszyscy byli z tego powodu bardzo zadowoleni. Jednak偶e Stw贸rcy umie艣cili p艂ot z Ludzi-Owoc贸w i odbudowali populacj臋 rosomak贸w w bezpiecznym otoczeniu. 呕adne zwierz臋 - mamut, wilk czy kot - nie przedostanie si臋 przez takie ogrodzenie.

- Szereg szarych Poddanych z maczugami - powiedzia艂 Ayuvah i Phylomon spojrza艂 na niego, przypomniawszy sobie jego proroctwo. Jak oni si臋 poruszaj膮?

- Ro艣liny oddychaj膮 tak samo, jak my - wyja艣ni艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Ludzie-Owoce wydychaj膮 powietrze w male艅kie p臋cherzyki, kt贸re biegn膮 wzd艂u偶 ich ramion. Kiedy p臋cherzyki s膮 pe艂ne, sztywniej膮 i ramiona si臋 wyprostowuj膮. A gdy jest w nich za du偶o tlenu, otwiera si臋 zastawka i powietrze ucieka z garde艂 Ludzi-Owoc贸w. Wtedy j臋cz膮. Pow膮chajcie ich. Oni nawet pachn膮 jak Pwi, wcale nie jak ro艣liny. Ale ich nie dotykajcie. Wybuchaj膮.

Scandal pow膮cha艂 jednego stwora.

- Czy taki wybuch nie by艂by dostatecznie silny, 偶eby, powiedzmy, urwa膰 mi nos. A mo偶e jednak? - zapyta艂.

- Bior膮c pod uwag臋 rozmiary twojego kinola, odda艂by ci przys艂ug臋 - odpar艂 Phylomon.

- W takim razie, Tullu, po偶ycz mi sw贸j miecz! - krzykn膮艂 Scandal. Wzi膮艂 go i zamachn膮艂 si臋 nim niezdarnie. - A teraz gi艅cie, wstr臋tne Kraaluchy! - wrzasn膮艂. Rzuci艂 si臋 do przodu, rozci膮艂 rami臋 Cz艂o-wieka-Owocu. Wybuch艂o z tak g艂o艣nym hukiem, 偶e ober偶ysta a偶 podskoczy艂. Zielony 艣luz zbryzga艂 mu brzuch. Natychmiast wszyscy Ludzie-Owoce j臋kn臋li i siekn臋li ch贸rem. Grubas popatrzy艂 na swoj膮 poplamion膮 z艂ocist膮 koszul臋.

- Sracie na mnie, co? - roze艣mia艂 si臋, wbijaj膮c miecz w drug膮 kuk艂臋. Odwr贸ci艂 si臋 b艂yskawicznie i 艣ci膮艂 g艂ow臋 trzeciej. - Skosztuj mojej stali, Bracie Mieczowy! - zawo艂a艂. St臋kaj膮c, poc膮c si臋, bieg艂 wzd艂u偶 szeregu Ludzi-Owoc贸w, zabijaj膮c ich. Ka偶dy wybucha艂 gejzerem zielonego 艣luzu, plami膮c mu pi臋kny str贸j.

Sto metr贸w dalej Scandal zatrzyma艂 si臋 i spojrza艂 na kolejnego zielonego stwora.

- Tullu! Ayuvahu! Chod藕cie tutaj! -krzykn膮艂. Wezwani podeszli do niego. Wskaza艂 na cz艂owieka-ro艣lin臋, kt贸ry go zaintrygowa艂. Ayuvah j臋kn膮艂 zaskoczony.

- Czy on nie wygl膮da jak Ma艂y Chaa?

Podobie艅stwo by艂o niesamowite. Ta istota mia艂a takie same szerokie wargi, identyczne w膮skie czo艂o. Od kilku minut podnosi艂a powoli ramiona. Potem nagle je opu艣ci艂a i j臋kn臋艂a. Ayuvah osun膮艂 si臋 na kolana i wybuchn膮艂 p艂aczem. Tuli obj膮艂 go ramionami.

- Chcesz, 偶ebym go zabi艂? - spyta艂 Scandal.

- M贸j brat ju偶 raz zgin膮艂 - odpar艂 Ayuvah. - Pozw贸l mi popatrze膰 na jego twarz przez jaki艣 czas.

- Dobrze, zostawmy go wi臋c - odpar艂 Scandal, ocieraj膮c pot z czo艂a. - Zjedzmy kolacj臋.

Tuli i Ayuvah siedzieli godzin臋 i patrzyli jak Cz艂owiek-Owoc powoli podnosi maczug臋 i opuszcza j膮 z westchnieniem.

Tamtego popo艂udnia min臋li pozosta艂ych przy 偶yciu Ludzi-Owoc贸w i weszli w stref臋 aklimatyzacyjn膮 ustanowion膮 przez Stw贸rc贸w. Zwierzyny by艂o niewiele - kilka kr贸lik贸w, przepi贸rki, wiewi贸rki ziemne i jelenie. By艂 to najspokojniejszy teren, jaki napotkali podczas tej wyprawy.

Obserwowali ocean z urwistych brzeg贸w, wypatruj膮c w臋偶y morskich. Po kilku dniach znale藕li samic臋, kt贸ra wyp艂yn臋艂a na powierzchni臋 i rykn臋艂a tak g艂o艣no, 偶e s艂ycha膰 j膮 by艂o na par臋 kilometr贸w.

- Nic z tego nie rozumiem - powiedzia艂 w ko艅cu Phylomon. -W tych wodach powinny by膰 co najmniej setki, je艣li nie tysi膮ce w臋偶y.

- Mamy szcz臋艣cie, 偶e zobaczyli艣my jednego - wtr膮ci艂 Scandal. -Wi臋cej ni偶 w Smilodon Bay.

- A przecie偶 wyl膮g by艂 du偶y - rozmy艣la艂 g艂o艣no niebieskosk贸ry m臋偶czyzna. - Rzeka Siedmiu Potwor贸w roi艂a si臋 od m艂odych.

- W takim razie w臋偶owe matki umieraj膮 - doda艂 Tuli. - Chaa tak powiedzia艂. A mo偶e przybyli艣my za wcze艣nie? Mo偶e z艂o偶膮 jaja dopiero za kilka tygodni?

- Miejmy nadziej臋, 偶e tak w艂a艣nie jest - skomentowa艂 Gwiezdny 呕eglarz. Zamkn膮艂 oczy, przypominaj膮c sobie pewn膮 scen臋 z m艂odo艣ci: mia艂 wtedy dziewi臋膰dziesi膮t par臋 lat. Morze roi艂o si臋 od w臋偶y morskich. Niemal na ka偶dej wystaj膮cej z wody skale jaka艣 samica pilnowa艂a swego gniazda. Cz臋sto widzieli dwie lub trzy w臋偶owe matki walcz膮ce o prawo do sk艂adania jaj na tej samej rafie. Ojciec Phylomo-na powiedzia艂 wtedy, 偶e to temperatura wody sk艂ania w臋偶yce do sk艂adania jaj. Wedle kalendarza solarnego by艂o to 31 pa藕dziernika - albo pi臋膰dziesi膮tego drugiego dnia Miesi膮ca Zbior贸w, w kalendarzu Anee. Teraz by艂o znacznie p贸藕niej, a jesie艅 tego roku by艂a cieplejsza ni偶 zwykle. Dziwne, 偶e w臋偶owe matki sk艂adaj膮 jaja w tych samych miejscach. Nie by艂y do tego zaprogramowane genetycznie. Ojciec wyja艣ni艂 Phylomonowi, 偶e jest to wp艂yw innego programu: mia艂y one polowa膰 w stadzie. Dlatego kiedy nadszed艂 czas sk艂adania jaj, razem szuka艂y odpowiednich teren贸w. To nie przypadek, 偶e zawsze wybiera艂y te same l臋gowiska. W臋偶e, kt贸re s膮 niemal tak inteligentne jak ludzie, zapami臋tywa艂y najlepsze miejsca wyl臋gu. Potrzebowa艂y stromej p贸艂ki skalnej w p艂ytkiej wodzie, wzgl臋dnie terenu, na kt贸rym fale s膮 niewielkie, 偶eby worki z jajami nie odrywa艂y si臋 podczas odp艂ywu, oraz ch艂odu. Przy pot臋偶nych p艂ywach na Anee niewiele miejsc odpowiada艂o tym wszystkim wymaganiom. Gwiezdny 呕eglarz spojrza艂 na chmur臋, kt贸ra mieni艂a si臋 s艂abymi kolorami t臋czy. Dlaczego tymczasowi tak rzadko zauwa偶aj 膮 to zjawisko, zapyta艂 si臋 w my艣li.

Czwartego dnia obserwacji znale藕li jednego w臋偶a- stumetrow膮 w臋偶ow膮 matk臋, kt贸ra le偶a艂a martwa. Fale wyrzuci艂y jej ogon na brzeg, a g艂owa i reszta cia艂a unosi艂y si臋 na wodzie. Nie roz艂o偶y艂a si臋 jeszcze, dlatego Phylomon wdrapa艂 si臋 na ni膮. Licz膮c od p艂etw grzbietowych do piersiowych mia艂a ponad sze艣膰 metr贸w szeroko艣ci, dlatego id膮c po jej ciele Gwiezdny 呕eglarz mia艂 wra偶enie, 偶e kroczy spr臋偶yst膮 dr贸偶k膮, pachn膮c膮 olejem rybnym. Cztery 艣mierciono艣ne kolce na ogonie w臋-偶ycy mia艂y d艂ugo艣膰 cia艂a m臋偶czyzny. Na tylnych p艂etwach nie zauwa偶y艂 ani widocznych ran, ani 艣lad贸w choroby. Kiedy jednak dotar艂 do skrzeli, okaza艂o si臋, 偶e wygl膮daj膮 tak, jakby ta w臋偶owa matka przed 艣mierci膮 stoczy艂a ci臋偶k膮 walk臋. Grube 艂uski otaczaj膮ce nakrywki skrzeli, ka偶da szeroka jak talerz, zosta艂y wyhipione, jakby olbrzymie pazury przeora艂y ca艂膮 jej szcz臋k臋. Jedyne widoczne czerwone oko, znajduj膮ce si臋 tu偶 pod powierzchni膮 wody, mia艂o oderwan膮 siatk贸wk臋.

呕adna z tych ran nie by艂a jednak na tyle powa偶na, by mog艂a spowodowa膰 艣mier膰 zwierz臋cia. Phylomon zszed艂 na g艂ow臋 w臋偶ycy i pr贸bowa艂 zajrze膰 do pyska. Jednak偶e pot臋偶na g艂owa w臋偶owej matki zacz臋艂a si臋 zanurza膰 pod tym dodatkowym ci臋偶arem. Gwiezdny 呕eglarz musia艂 wi臋c si臋 cofn膮膰. Po powrocie na szyj臋 drapie偶nika, zauwa偶y艂 co艣 dziwnego: gdy doda艂 sw贸j ci臋偶ar do ci臋偶aru g艂owy, nakrywki otworzy艂y si臋 szerzej i u podstawy skrzeli dostrzeg艂 otoczone pier艣cieniami czerwone otwory. Wygl膮da艂y jak fa艂dy wok贸艂 dziury po kuli.

Phylomon tylko kilkakrotnie ogl膮da艂 cia艂o du偶ego w臋偶a morskiego i nie m贸g艂 sobie przypomnie膰, czy fa艂dy te s膮 we w艂a艣ciwym miejscu.

Mo偶e jest to jaki艣 otw贸r s艂u偶膮cy do usuwania dwutlenku w臋gla? A mo偶e tchawica prowadz膮ca do oddychaj膮cych powietrzem p艂uc? Na pewno w臋偶e, kt贸re trzymali w beczce, nie mog艂y pobiera膰 tlenu ze st臋ch艂ej wody, co by oznacza艂o, 偶e czerpa艂y go z powietrza. Obszed艂 jeszcze raz ca艂e cia艂o, nie wiedz膮c, od czego zgin臋艂o to zwierz臋.

W nast臋pnym tygodniu znale藕li jeszcze sze艣膰 w臋偶yc strzeg膮cych skalistej wysepki odleg艂ej tylko o trzy kilometry od brzegu. Rozbili ob贸z i obserwowali w臋偶owe matki. Phylomon nakre艣li艂 map臋 tej wyspy i za ka偶dym razem, gdy jaki艣 w膮偶 wynurza艂 si臋 z fal, robili na niej kropk臋.

Anee okr膮偶a艂a gazowego olbrzyma Thora raz na sto siedemdziesi膮t sze艣膰 dni. Perigeum z Thorem b臋dzie za dwadzie艣cia trzy dni. Kiedy Anee osi膮gnie perigeum, p艂ywy stan膮 si臋 jeszcze silniejsze. W normalny dzie艅 r贸偶nica poziomu wody mi臋dzy przyp艂ywem a odp艂ywem wynosi艂a oko艂o pi臋tnastu metr贸w, a podczas silnych p艂yw贸w wzrasta艂a do trzydziestu kilku. Phylomon uwa偶a艂, 偶e je艣li przybrze偶ne wody b臋d膮 dostatecznie p艂ytkie, uda im si臋 doj艣膰 pieszo na wysp臋 podczas niskiego odp艂ywu.

Po obserwacji sze艣ciu samic przez cztery dni, Tuli i Ayuvah poszli zapolowa膰 na przepi贸rki. Wr贸cili po godzinie.

- Phylomonie, chod藕 zobaczy膰 rzecz-kt贸ra-mnie-tak-oszo艂omi-艂a! - zawo艂a艂 Ayuvah w j臋zyku Pwi. - To niezwyk艂y lud. Ale ma艂y-niezwyk艂y. Nie ludzie, nie Pwi, nie Hukmowie, nie driady.

Phylomon popatrzy艂 na nich sceptycznie.

- Chcecie powiedzie膰, 偶e znale藕li艣cie pi膮ty rodzaj istot rozumnych? Inny gatunek?

- Tak! - odpar艂 Tuli. - Chod藕 i zobacz!

Gwiezdny 呕eglarz poszed艂 za nimi, pozostawiaj膮c Scandala na punkcie obserwacyjnym. Niebawem prawie biegli.

- Oczywi艣cie, to wszystko ma sens! - powiedzia艂. - Jeste艣my w zastrze偶onej strefie ekologicznej. Stw贸rcy nie wprowadzili 偶adnego nowego gatunku, odk膮d, wieleset lat temu sp艂odzili driady.

Kiedy jednak dotarli do miejsca, kt贸re Tuli specjalnie zaznaczy艂, Phylomon zobaczy艂 tylko 艣cierwo pad艂ego wilka.

- Tutaj jest! - zawo艂a艂 Ayuvah i podni贸s艂 wilka. Ukryta pod nim, wtulona w sier艣膰, kuli艂a si臋 male艅ka kobieta, o wysoko艣ci nieca艂ego metra. Patrzy艂a na Ayuvaha z przera偶eniem w oczach.

- Cofnijcie si臋-poleci艂 Phylomon. -Nie chcemy jej przestraszy膰. -D艂ugo przygl膮da艂 si臋 ma艂ej istocie. Nie mia艂a zaro艣ni臋tej twarzy ani szczeg贸lnie ow艂osionego cia艂a. Jej w艂osy by艂y koloru kasztanowego, a oczy niebieskie. Nie nosi艂a ubrania. Mia艂a niemal kwadratow膮 czaszk臋 jak Homo sapiens. Jej kciuk by艂 przekrzywiony w stosunku do d艂oni w typowy dla ludzi spos贸b. Nie mia艂a szcz膮tkowego ogona charakteryzuj膮cego Hukm贸w i Ludzi-Mastodont贸w. Jej piersi by艂y niewielkie, ledwie zaznaczone. Kr贸tko m贸wi膮c, wygl膮da艂a jak bardzo ma艂a, zag艂odzona, mo偶e dwunastoletnia dziewczynka.

- Nale偶y do Homo sapiens - o艣wiadczy艂 w ko艅cu Phylomon. -Pod ka偶dym wzgl臋dem jest cz艂owiekiem, przypomina Gwiezdnych 呕eglarzy przed zmianami genetycznymi. R贸偶ni j膮 tylko niski wzrost. Stw贸rcy cz臋sto tworz膮 miniatury gatunku, kt贸ry poddaj膮 pr贸bie. Pozwala im to na oszcz臋dno艣膰 miejsca i pokarmu dla swych podopiecznych. Przypominam sobie pierwsze mastodonty cesarskie - mia艂y tylko metr osiemdziesi膮t wysoko艣ci.

- Umiesz m贸wi膰? - zapyta艂 male艅k膮 kobiet臋. Ta wzdrygn臋艂a si臋 i pr贸bowa艂a si臋 schowa膰 pod cielskiem wilka.

- Polowali艣my w艂a艣nie tutaj na kr贸liki - odezwa艂 si臋 Ayuvah -i zobaczyli艣my jaki艣 ruch w tych zaro艣lach. Najpierw pomy艣la艂em -to kr贸lik, a potem, 偶e to wiatr rozwiewaj膮cy sier艣膰 tego wilka. Dopiero p贸藕niej zobaczy艂em t臋 istotk臋.

Phylomon dotkn膮艂 miniaturowej niewiasty. J臋kn臋艂a i zamkn臋艂a oczy. Jej sk贸ra by艂a zimna w dotyku; usta za艣 pop臋kane od wiatru i s艂o艅ca.

- Dobrze, 偶e j膮 znale藕li艣cie - rzek艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Umar艂aby z zimna.

- Nie mog艂aby prze偶y膰 zimy w takim stanie! - zawo艂a艂 Ayuvah. -Jest bardzo zimno!

- Ona o tym nie wie - wyja艣ni艂 Phylomon. - Kiedy Stw贸rcy wydali na 艣wiat pierwsze driady, po prostu wypu艣cili je do las贸w. By艂y takie same, jak ta male艅ka kobieta - dzikie, przera偶one, umiera艂y z g艂odu. Nie umia艂y sporz膮dzi膰 odzie偶y. Tuli艂y si臋 do siebie, by si臋 ogrza膰. Na wiosn臋 znajdowali艣my je zamarzni臋te w g贸rach. Driady prze偶y艂y tylko dlatego, 偶e Pwi wzi臋li je za 偶ony. Neandertalscy m臋偶czy藕ni troszczyli si臋 o driady, a driady o drzewa. Takie w艂a艣nie by艂y zamiary Stw贸rc贸w.

- Wi臋c kto zajmie si臋 t膮 male艅k膮 kobiet膮? - spyta艂 Ayuvah. -Mo偶e by膰 r贸wnie niebezpieczna jak driada.

- Ja si臋 ni膮 zajm臋 - powiedzia艂 Tuli podnosz膮c dziewczynk臋 i owijaj膮c j膮 kaftanem. Przytuli艂 znajd臋 do piersi, by j膮 rozgrza膰. Nie szamota艂a si臋, nie pr贸bowa艂a ucieka膰, ale le偶a艂a zwini臋ta w k艂臋bek jak embrion, z rozchylonymi ustami i przymkni臋tymi oczami.

- Wszyscy powinni艣my si臋 ni膮 zaj膮膰 - odpar艂 Phylomon. - Ale najpierw znajd藕my pozosta艂ych.

- Pozosta艂ych? - powt贸rzy艂 Tuli.

- Stw贸rcy wiedz膮, 偶e potrzeba przynajmniej kilkuset osobnik贸w ka偶dego gatunku, 偶eby m贸g艂 si臋 on rozmna偶a膰. Powinni艣my poszuka膰 jej wsp贸艂plemie艅c贸w w nadziei, 偶e mieli do艣膰 rozumu, by trzyma膰 si臋 razem.

Szukali przez ca艂e popo艂udnie i znale藕li wiele cia艂. Ko艣ci male艅kich ludzi by艂y porozrzucane wsz臋dzie. Po 艣ladach z臋b贸w Phylomon uzna艂, 偶e zostali po偶arci przez rysie.

- Rysie? Chyba 偶artujesz! - powiedzia艂 Tuli.

- Wcale nie. Wielu cz艂owieczych i neandertalskich m臋偶czyzn pada ofiar膮 tygrys贸w szablastoz臋bnych, a przecie偶 ry艣 dla tych istot jest tym, czym tygrys dla nas!

Kiedy wygl膮da艂o ju偶 na to, 偶e nie znajd膮 偶adnych ocala艂ych karze艂k贸w, przyszed艂 do nich Ayuvah.

- Phylomonie, jaki艣 szary ptak kr膮偶y w g贸rze!

I rzeczywi艣cie, p贸艂tora kilometra dalej kr膮偶y艂o stworzenie b臋d膮ce oczami kt贸rego艣 ze Stw贸rc贸w. Poszli za nim i przed wieczorem znale藕li jaskinie, a raczej borsucze nory wygrzebane w zboczu pag贸rka pod p艂yt膮 skaln膮. Wzd艂u偶 ca艂ego klifu male艅cy ludzie tulili si臋 do siebie, ogrzewaj膮c si臋 ciep艂em swoich cia艂, przykrywaj膮c si臋 suchymi li艣膰mi. W臋drowcy rozejrzeli si臋 woko艂o, ale nie zobaczyli niczego, co te istotki mog艂yby zje艣膰, opr贸cz 偶o艂臋dzi, kt贸rych i tak nie zdo艂a艂yby rozgry藕膰 swymi male艅kimi z膮bkami - 偶adnych owoc贸w, zbo偶a, ani warzyw. Tylko siebie. A s膮dz膮c po sporej ilo艣ci nadjedzonych cia艂 le偶膮cych w pobli偶u, nowo stworzone plemi臋 uciek艂o si臋 do kanibalizmu. Z niewielkiej k臋py d臋b贸w szary ptak obserwowa艂 przybysz贸w; jego du偶e oczy by艂y 偶贸艂te jak s艂oma.

Ayuvah pobieg艂 po pokarm dla malc贸w, a Phylomon i Tuli zacz臋li ustala膰 list臋 ich potrzeb. W pobli偶u by艂a woda - m臋tne jeziorko, na kt贸rym p艂ywa艂o kilka cia艂. Z sze艣膰dziesi臋ciu ludzik贸w, najstarszy, wedle Phylomona, nie mia艂 wi臋cej ni偶 czterna艣cie lat. Jedna trzecia dziewcz膮t najwyra藕niej by艂a w ci膮偶y, ale Gwiezdny 呕eglarz nie widzia艂 nigdzie dzieci poni偶ej dwunastego roku 偶ycia. Zawaha艂 si臋 przed wypowiedzeniem na g艂os opinii, 偶e male艅kie kobiety porzuca艂y, a nawet zjada艂y swoje potomstwo. Mia艂 nadziej臋, 偶e nie dopu艣ci艂y si臋 zbrodni dzieciob贸jstwa. Mo偶e dopiero niedawno zasz艂y w ci膮偶臋, pomy艣la艂, gdy偶 wszystko wskazywa艂o, 偶e 偶y艂y w tym miejscu najwy偶ej p贸艂 roku.

Podczas paru godzin Phylomon zaobserwowa艂 kilka pojedynk贸w, kiedy ch艂opcy ok艂adali si臋 kamieniami; przekona艂 si臋 w贸wczas, 偶e nowe istoty porozumiewa艂y si臋 tylko przy pomocy st臋kni臋膰 i gest贸w. Sze艣ciu starszych ch艂opc贸w w臋drowa艂o, gdzie chcia艂o, zabieraj膮c innym wszystko, co im wpad艂o w oko, a reszta ucieka艂a przed nimi. Opr贸cz tej bandy chuligan贸w nie dostrzeg艂 艣lad贸w jakichkolwiek wi臋zi spo艂ecznych.

Rozpalili ma艂e ognisko w za艂omie ska艂y, maj膮c nadziej臋, 偶e nie przestraszy ludzik贸w. Ku jego zaskoczeniu, wszyscy natychmiast podbiegli do ognia, wyci膮gaj膮c r臋ce, by si臋 ogrza膰.

- Widzieli ju偶 ogie艅 - zauwa偶y艂 Tuli.

- Podejrzewam, 偶e Stw贸rcy im go pokazali - stwierdzi艂 Phylo-rnon. - My艣l臋, 偶e do niedawna byli trzymani w jakich艣 zagrodach. Nie tylko nie znale藕li艣my w艣r贸d nich dzieci, ale, jak sami widzicie, te kobiety nie maj膮 rozst臋p贸w na brzuchach. Wydaje mi si臋, i偶 偶adna z nich nie rodzi艂a.

- Co z nimi zrobimy? - spyta艂 Tuli. - Jest ich tylu. Nie wykarmi-my ich naszymi zapasami.

- Mo偶emy nauczy膰 ich wyrabia膰 bro艅 i odzie偶, rozpala膰 ogie艅. Mo偶emy nauczy膰 ich polowa膰 na kr贸liki i przepi贸rki - odpar艂 Phylomon. - Ale to nie ma sensu. Nawet maj膮c 艂uki i strza艂y nie obroni膮 si臋 przed wilkami.

Przy ognisku wybuch艂a b贸jka. Sze艣ciu chuligan贸w przewr贸ci艂o na ziemi臋 jedn膮 z dziewcz膮t i zacz臋艂o j膮 gwa艂ci膰. Tuli z艂apa艂 dw贸ch ch艂opc贸w, waln膮艂 jednym o drugiego, a potem odrzuci艂 ich na odleg艂o艣膰 metra. Czterej pozostali spojrzeli na niego z otwartymi ustami i uciekli w krzaki.

- Tylko spr贸bujcie jeszcze raz, a zginiecie! - sykn膮艂 m艂ody Tcho-Pwi. Phylomon wybuchn膮艂 艣miechem.

- Nie widz臋 w tym nic 艣miesznego! - skrzywi艂 si臋 Tuli.

- By艂by z ciebie 艣wietny obro艅ca - powiedzia艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Brat Mieczowy tych ludzik贸w.

- Nie jestem Bratem Mieczowym! - obruszy艂 si臋 Tuli.

- Oczywi艣cie, 偶e nie. Dla nich by艂by艣 raczej kim艣 w rodzaju boga. Czy to nie dziwne: w przeci膮gu kilku miesi臋cy dowiedzieli si臋 wszystkiego o kanibalizmie, morderstwach, gwa艂tach i rabunku. Opanowali wszystkie ujemne cechy ka偶dej ludzkiej spo艂eczno艣ci.

- Gdyby wiedzieli, jak si臋 wy偶ywi膰, i zorientowali si臋, 偶e potrzebuj膮 si臋 wzajemnie po to, aby prze偶y膰, nie zachowywaliby si臋 tak skandalicznie - zauwa偶y艂 Tuli.

- W艂a艣nie - przytakn膮艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Ale co zrobisz, je艣li nadal b臋d膮 si臋 tak zachowywa膰, cho膰 nauczy艂e艣 ich innych, lepszych manier?

- Nie wiem - wyzna艂 Tuli.

- My艣l臋, 偶e wykopiesz du偶膮 jam臋 i wsadzisz ich tam jak do wi臋zienia. Mo偶esz ich torturowa膰, a偶 zm膮drzej膮. Albo mo偶esz okaleczy膰 ich w jaki艣 spos贸b - na przyk艂ad usun膮膰 im ko艅czyny. A w ko艅cu mo偶esz zabi膰 jednego lub dw贸ch.

Tuli zamy艣li艂 si臋 nad s艂owami Phylomona. Czy on sam m贸g艂by zabi膰 jednego z tych ma艂ych zb贸j贸w? Niedawno st艂uk艂 dw贸ch tak mocno, 偶e nadal le偶eli na ziemi, j臋cz膮c z b贸lu.

- Zawsze by艂em przekonany, 偶e prawdziwa moralno艣膰 mo偶e istnie膰 tylko wtedy, gdy zrozumiemy, 偶e wszyscy jeste艣my od siebie zale偶ni. Kiedy uznamy si臋 za cz臋艣膰 jakie艣 spo艂eczno艣ci. Wydaje mi si臋, 偶e brak moralno艣ci mo偶na przypisa膰 pewnemu rodzajowi g艂upoty, niezdolno艣ci do rozpoznania tej powszechnej wsp贸艂zale偶no艣ci -dzieli艂 si臋 swoimi my艣lami Gwiezdny 呕eglarz.

- Mo偶e masz racj臋 - powiedzia艂 Tuli. - Na Wielkim Pustkowiu nikt nie czuje si臋 bezpiecznie, chyba 偶e w otoczeniu pi臋膰dziesi臋ciu innych os贸b pilnuj膮cych jego plec贸w. Ale wystarczy uda膰 si臋 do De-nai, a wtedy oka偶e si臋, 偶e to za du偶o. Przestajemy by膰 sobie potrzebni.

- Rzeczywi艣cie - odpar艂 Phylomon. - W miastach nie potrzebujemy obrony przed 偶ywio艂ami, tylko przed innymi osobnikami. Zatracamy wi臋zi spo艂eczne, podobnie jak tamci 艂apacze niewolnik贸w w Smilodon Bay. Jedni sprzedaj膮 drugich, ale co dzi臋ki temu zyskuj膮? Z czasem Bracia Mieczowi podbij膮 Wielkie Pustkowie. Ju偶 mogliby to zrobi膰, gdyby kt贸ry艣 z kraalskich wielmo偶贸w uzna艂 takie przedsi臋wzi臋cie za warte zachodu i wydatk贸w.

Tuli usiad艂 i zamy艣li艂 si臋.

- W takim razie zabijasz handlarzy niewolnik贸w poniewa偶 s膮 g艂upi. Wysoka to cena g艂upoty. Phylomon roze艣mia艂 si臋 i rzek艂:

- Ujm臋 to w kilku s艂owach: je偶eli przyjrzysz si臋 handlarzom niewolnik贸w w twoim w艂asnym mie艣cie, zauwa偶ysz, 偶e zniszczy ich w艂asna g艂upota i bezwzgl臋dno艣膰. Ja tylko przy艣pieszam ich 艣mier膰. Wiem, 偶e to brzmi nieprzyjemnie. Brutalnie. Ale to jest sprawiedliwe.

Tuli zastanawia艂 si臋 chwil臋.

- Zak艂adasz, 偶e ludzie i Pwi nigdy sienie zmieniaj膮, 偶e kara 艣mierci jest zawsze s艂uszna, nawet wtedy, gdy od pope艂nienia zbrodni up艂yn臋艂y lata. My艣l臋, 偶e ojciec Wisterii zmieni艂 si臋 od tego czasu. Wiem, 偶e si臋 ze mn膮 nie zgodzisz, ale on naprawd臋 by艂 porz膮dny 艂 dobry.

- Mo偶e pod pewnymi wzgl臋dami; mo偶e nawet 偶a艂owa艂 swego czynu - przyzna艂 Phylomon. - Nigdy jeszcze nie spotka艂em zbrodniarza, kt贸ry nie mia艂by jakich艣 zalet w pewnym stopniu rekompensuj膮cych pope艂nion膮 przez niego zbrodni臋. Ju偶 dawno temu doszed艂em jednak do wniosku, 偶e je艣li kto艣 nastaje na 偶ycie drugiej osoby z chciwo艣ci lub 偶膮dzy, ani ja, ani nikt inny nie ma prawa mu tego wybaczy膰. Uwalniaj膮c go od odpowiedzialno艣ci, przy za艂o偶eniu, 偶e si臋 zmieni艂, tylko niepotrzebnie nara偶a innych. M贸wisz, 偶e ojciec Wisterii si臋 zmieni艂. S艂ysza艂e艣 jednak, 偶e 偶artowa艂 ze swego z艂ego uczynku. Powiem ci prawd臋: ludzie, kt贸rym zbrodnia sprawia przyjemno艣膰, nigdy si臋 nie zmieniaj膮. Wielu powie, 偶e jestem bezduszny, 偶e jestem nieludzki. Mo偶e rzeczywi艣cie utraci艂em istot臋 cz艂owiecze艅stwa. Ale jestem wam potrzebny. Ka偶de miasto powinno mie膰 kogo艣 takiego jak ja.

Przy ognisku trzy silniejsze kobiety chwyci艂y dziewczynk臋, kt贸rej piersi dopiero zaczyna艂y si臋 rozwija膰 i ugryz艂y j膮. Tuli dopiero po chwili zrozumia艂, 偶e s膮 g艂odne i 偶e pr贸buj膮 j膮 zje艣膰. Rozdzieli艂 je i odsun膮艂 doros艂e kobiety na bok. Podni贸s艂 dziewczynk臋. Patrzy艂a na niego, oszala艂a z przera偶enia. Stara艂 si臋 j膮 pocieszy膰, ale wierci艂a si臋, pr贸buj膮c uciec, wi臋c pozwoli艂 jej na to.

- Mo偶emy tylko mie膰 nadziej臋, 偶e Stw贸rcy zrozumiej膮 sw贸j b艂膮d. Przecie偶 powinni wiedzie膰, i偶 te istoty nigdy nie prze偶yj膮 bez pomocy i przyw贸dztwa.

- Mo偶e Stw贸rcy nie rozumiej膮 tej zasady - odpar艂 Phylomon. -Nie s膮 w pe艂ni istotami biologicznymi. Ich m贸zgi s膮 krystaliczne. Interesuj膮 si臋 tylko utrzymaniem zdatnych do 偶ycia populacji. Nie jestem pewny s艂uszno艣ci mego pomys艂u, 偶e spo艂ecze艅stwo jest czym艣 wi臋cej ni偶 jego cz艂onkowie. Wiem, 偶e nie rozumiej膮, i偶 spo艂ecze艅stwa same skazuj膮 si臋 na zag艂ad臋; mog膮 rozwija膰 si臋 w kierunku, kt贸ry prowadzi do zag艂ady zar贸wno spo艂ecze艅stwa jako ca艂o艣ci, jak i poszczeg贸lnych jego cz艂onk贸w. Nigdy nie zaprogramowali艣my tego typu informacji w m贸zgach Stw贸rc贸w. Istnieje tak wiele gatunk贸w i nie wiedzieli艣my, jakiego typu przewodnictwa b臋d膮 potrzebowa艂y, aby prze偶y膰. Zamiast tego pozwolili艣my dzia艂a膰 instynktowi. Z niekt贸rymi zwierz臋tami nie ma k艂opot贸w. Wystarczy, 偶e stegozaur wykluje si臋 z jaja i 艣wietnie sobie radzi. Ale widzieli艣cie zjadaczy kaczek? Musz膮 polowa膰 w stadach licz膮cych od czterdziestu do sze艣膰dziesi臋ciu osobnik贸w - a wymaga to 艣cis艂ej wsp贸艂pracy. Dlatego Stw贸rcy byli zmuszeni odtwarza膰 ich populacje czterdzie艣ci lub pi臋膰dziesi膮t razy, zanim eksperyment si臋 powi贸d艂.

- Stw贸rcy wykonali dobr膮 robot臋 - przyzna艂 Tuli. - Zjadacze kaczek s膮 najbardziej udanymi karnozaurami w ca艂ej Krainie Gor膮ca.

- Ale tylko dlatego, 偶e ich spo艂eczno艣膰 sta艂a si臋 czym艣 wi臋cej ni偶 jej cz艂onkowie - odpar艂 Phylomon. Popatrzy艂 z g贸ry na male艅kich ludzi. - To my stworzyli艣my Stw贸rc贸w, a przecie偶 na zawsze pozostali艣my dla nich tajemnic膮. Na tym 艣wiecie 偶yj膮 miliony ludzi. Wydawa艂oby si臋, 偶e Stw贸rcy nie zechc膮 zwi臋ksza膰 naszej liczebno艣ci. Podejrzewam, 偶e przeprowadzaj膮 teraz jakie艣 eksperymenty i stworzyli t臋 koloni臋 ludzkich miniaturek tylko po to, by nas lepiej pozna膰. Widzicie, 偶e oko Stw贸rcy stale nas obserwuje? - Skin膮艂 g艂ow膮 w stron臋 d臋bu, na kt贸rym siedzia艂 niewzruszenie szary ptak. - Ten ptak nie ma systemu pokarmowego, nie potrzebuje jedzenia. Wr贸ci do Stw贸rc贸w, zanim jego zapasy energii si臋 wyczerpi膮, a oni rozszyfruj膮 informacje zgromadzone w jego m贸zgu i otrzymaj膮 wiadomo艣膰, 偶e tu przebywamy, dowiedz膮 si臋, o czym teraz m贸wimy, co porabiali ci malcy w ostatnich kilku tygodniach. Zastanawiam si臋, czego Stw贸rcy chc膮 si臋 dowiedzie膰?

Od tego dnia jeden z m臋偶czyzn zawsze zostawa艂 w obozie, obserwuj膮c male艅kich ludzi. Ayuvah nauczy艂 ich wyrabia膰 w艂贸cznie i gotowa膰 nad ogniskiem, rozbija膰 偶o艂臋dzie kamieniami i wykopywa膰 korzenie. Phylomon zastrzeli艂 kilka rysi贸w; wygarbowali ich sk贸ry na ubrania dla ludzik贸w i zbudowali dla nich kamienn膮 chat臋. Ayu-vah zabiera艂 ich na polowania na kr贸liki i przepi贸rki. Znalaz艂 te偶 kilka zatoczek, gdzie woda by艂a p艂ytka i czysta. Uda艂o mu si臋 zabi膰 w艂贸czni膮 du偶ego szczupaka, kt贸rym nakarmi艂 swoich podopiecznych. Foki i morsy wspina艂y si臋 czasem na przybrze偶ne ska艂y. Tuli zabi艂 jednego morsa i przyni贸s艂 go do obozu, lecz kiedy ludziki go zjad艂y, dosta艂y md艂o艣ci od tranu, wi臋c ju偶 nie ponowi艂 pr贸by.

W nast臋pnym tygodniu znikn臋艂y dwa w臋偶e z sze艣ciu, kt贸re zauwa偶yli. Tuli zbada艂 pas wybrze偶a o d艂ugo艣ci sze艣膰dziesi臋ciu kilometr贸w. Szed艂 na wsch贸d, obserwuj膮c urwiska i skaliste wysepki w poszukiwaniu w臋偶owych matek. Znalaz艂 ich wi臋cej, niekt贸re nawet o sze艣膰 kilometr贸w od brzegu, ale 偶adna nie z艂o偶y艂a jaj w pobli偶u l膮du.

W臋偶yce cz臋sto wynurza艂y si臋 z wody, wyskakuj膮c na kilkana艣cie metr贸w w g贸r臋. Potrz膮sa艂y wtedy g艂owami, rycz膮c g艂o艣no; srebrzyste haski na ich brzuchach po艂yskiwa艂y w s艂o艅cu. Raz Tuli zobaczy艂, jak w艂a艣nie taka samica wyskoczy艂a z wody pod niewielkim k膮tem, a p艂yn臋艂a tak szybko, 偶e niemal ca艂e jej sze艣膰dziesi臋ciometrowe cia艂o znalaz艂o si臋 w powietrzu. I chocia偶 w pobli偶u by艂o niewiele w臋偶y, czasem wieczorem wynurza艂y si臋 jednocze艣nie po dwie w臋偶owe matki. Ich ryki s艂ycha膰 by艂o a偶 w g艂臋bi l膮du.

- Przez wiele lat obserwowa艂em wielkie samice w ich gniazdo-wiskach i nawet kiedy te wody roi艂y si臋 od w臋偶y, nie robi艂y one tyle ha艂asu - zauwa偶y艂 Phylomon. - Obawiam si臋, 偶e s膮 chore. Chore i oszala艂e z b贸lu. My艣l臋, 偶e wkr贸tce wszystkie zgin膮.

Pod koniec tygodnia Gwiezdny 呕eglarz pokaza艂 towarzyszom swoje mapy z zaznaczonymi miejscami, w kt贸rych zauwa偶yli w臋偶e morskie, wraz z datami, kiedy je zobaczyli. 艁膮cz膮c dane o skupiskach ska艂 podwodnych, kt贸re nanosi艂 na map臋 podczas niskich odp艂yw贸w, z informacjami o w臋偶owych matkach, bardzo dok艂adnie wskaza艂 miejsca, w kt贸rych powinni znale藕膰 z艂o偶one przez nie jaja. Nie byli jednak w stanie do nich dotrze膰. Nawet podczas najwi臋kszych odp艂yw贸w nie mogli doj艣膰 do wyspy, a Scandal tylko 偶artem wspomnia艂 o podr贸偶y 艂贸dk膮.

- Tak jak ja to widz臋 - powiedzia艂 - przyrz膮dzi艂em ogromnie du偶o ryb, 艣wi艅 i kurczak贸w w moim 偶yciu. Nie mo偶na 偶y膰 z czym艣 takim na sumieniu. Sprawiedliwo艣膰 wymaga, 偶ebym sam si臋 sta艂 czyim艣 posi艂kiem. Chcia艂bym tylko, 偶eby kto艣 wsadzi艂 mi do ty艂ka kilka kawa艂k贸w chleba i poda艂 mnie polanego sosem z brandy.

W rzeczywisto艣ci nikt nie m贸g艂 podj膮膰 takiego ryzyka. Ich 艂贸dka, zwyczajna 偶agl贸wka, by艂a na to za ma艂a, wi臋c wyci膮gn臋li j 膮 na l膮d.

Pewnego dnia o zachodzie s艂o艅ca Scandal i Phylomon wr贸cili z pla偶y do schroniska, kt贸re zbudowali dla ma艂ych ludzi i zasiedli do posi艂ku. Z偶yli si臋 ju偶 tak bardzo, 偶e rzadko ze sob膮 rozmawiali. Nagle siedz膮cy dot膮d na d臋bie szary ptak zerwa艂 si臋 i polecia艂 na p贸艂noc.

Zaniepokoi艂o to Phylomona. To cholerne ptaszysko kierowa艂o si臋 w stron臋 wyspy Bashevgo, siedziby Wielmo偶贸w-Pirat贸w.

Nast臋pnego ranka odp艂yw by艂 niezwykle niski. Z wody wynurzy艂y si臋 cztery skaliste wysepki. By艂a to dobra nowina i wszyscy z wyj膮tkiem Ayuvaha poszli je obejrze膰. Plamy ciemnoczerwonych wodorost贸w majaczy艂y w p艂ytkiej wodzie. Na tej podstawie Phylomon obliczy艂, gdzie znajduj膮 si臋 upatrzone ska艂y podwodne i droga, kt贸r膮 b臋d膮 mogli dotrze膰 na wysp臋. Szukali doj艣cia prawie przez godzin臋, zanim fale przyp艂ywu run臋艂y w stron臋 l膮du. P贸藕niej Tuli, Scandal i Phylomon zeszli z wysokiego brzegu w poszukiwaniu jaj w臋偶y morskich. Nagle Ayuvah wbieg艂 na szczyt urwiska. Trzyma艂 jedn膮 z male艅kich kobiet, wzywaj膮c pomocy.

Tuli pierwszy wdrapa艂 si臋 na g贸r臋. Do karku kobiety uczepiony by艂 bia艂y w膮偶. Nieszcz臋sna wymachiwa艂a ramionami, pr贸buj膮c wyrwa膰 si臋 Ayuvahowi. Przewraca艂a oczami i toczy艂a pian臋 z ust.

- Nadlecia艂 jaki艣 szary ptak! - zawo艂a艂 Ayuvah. - Usiad艂 na d臋bie obok chaty i wypluwa艂 w臋偶e na ziemi臋. Jeden z nich uczepi艂-si臋-strasznie karku tej-kobiety-kt贸rej-mi-偶al, a ona pad艂a jak martwa. Potem wsta艂a, wzi臋艂a w艂贸czni臋 i obawiam-si臋-偶e-przebi艂a kilku swoich wsp贸艂plemie艅c贸w. Czworo zmar艂o. Rozdepta艂em reszt臋 w臋偶y i wrzuci艂em je do ogniska. Szary ptak-kt贸rego-wszyscy-powinni艣my-si膮-ba膰 tylko siedzia艂 i patrzy艂, co si臋 dzieje. Zastrzeli艂em go i z rado艣ci膮 wrzuci艂em do ognia.

Phylomon podni贸s艂 male艅k膮 kobiet臋 i przyjrza艂 si臋 w臋偶owi na jej karku. Przypomina艂 raczej szarego w臋gorza. Gwiezdny 呕eglarz nie wiedzia艂, czy stw贸r ten mo偶e widzie膰, gdy偶 jego oczy wcale si臋 nie porusza艂y, by艂y jednolicie szare i pozbawione 藕renic. Pysk przypominaj膮cy kszta艂tem przyssawk臋 minoga przylgn膮艂 do podstawy czaszki ofiary.

Phylomon owin膮艂 r臋ce szmat膮, okr臋ci艂 ni膮 w臋偶a, a potem poci膮gn膮艂 delikatnie. Karliczka wrzasn臋艂a na ca艂e gard艂o. Kiedy Gwiezdny 呕eglarz poci膮gn膮艂 mocniej, min贸g rozwar艂 paszcz臋 - lecz jego d艂ugi, cienki jak ig艂a j臋zyk nadal tkwi艂 w karku nieszcz臋snej. Phylomon 艂agodnie pr贸bowa艂 wyci膮gn膮膰 go stamt膮d, ale male艅ka niewiasta dosta艂a konwulsji. Pu艣ci艂 wi臋c w臋偶a, kt贸ry zwin膮艂 si臋 i ponownie przywar艂 do jej szyi.

- Cholera! - zakl膮艂. - Nie mog膮 go oderwa膰! Wbi艂 n贸偶 w brzuch w臋偶a. Kobieta krzykn臋艂a i straci艂a przytomno艣膰. Phylomon popatrzy艂 na ni膮. Nie oddycha艂a.

- Zabi艂 j膮!-rzuci艂 Scandal.

- My艣l臋, 偶e to jaki艣 rodzaj paso偶yta - skomentowa艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Nie jestem pewien, czym on si臋 偶ywi. - Znowu poci膮gn膮艂 w臋偶a, ale jego ostry jak tarka j臋zyk nawet nie drgn膮艂. Dopiero po d艂u偶szym czasie Phylomon wydoby艂 go z czaszki ofiary, centymetr po centymetrze. Okaza艂o si臋, 偶e by艂a to chrz膮stka w kszta艂cie ig艂y, d艂uga na pi臋tna艣cie centymetr贸w z male艅kimi z膮bkami z bok贸w. Na ko艅cu j臋zyka Phylomon znalaz艂 grudk臋 szarych kom贸rek. Rozp艂ata艂 wi臋c brzuch dziwacznego stwora i zajrza艂 do 艣rodka. Podobnie jak ptaki b臋d膮ce oczami Stw贸rc贸w, w膮偶 pozbawiony by艂 jelit i 偶o艂膮dka, mia艂 jedynie p艂uca, arterie i brzuch pe艂en szarej substancji.

- Na Boga! Ten stw贸r wysysa艂 jej m贸zg! - powiedzia艂 wstrz膮艣ni臋ty Scandal.

- Nie - zaprzeczy艂 Phylomon. - To nie jest paso偶yt. Szara substancja, kt贸r膮 tu widzicie, nie zosta艂a strawiona. Zawsze tu by艂a. My艣l臋, 偶e ten min贸g po prostu wsadzi艂 j臋zyk w jej rdze艅 kr臋gowy, a stamt膮d dotar艂 do m贸zgu, sk膮d 艂atwo m贸g艂 j膮 kontrolowa膰.

- Co chcesz przez to powiedzie膰? - spyta艂 Ayuvah.

- Nie wiem, mo偶e patrzy艂 jej oczami, czu艂 jej r臋kami - odpar艂 Gwiezdny 呕eglarz. - My艣l臋 jednak, 偶e ten w膮偶, min贸g, czy jak go tam zwa膰, zmusi艂 j膮 do zamordowania jej braci i si贸str.

Phylomon podni贸s艂 oczy na Scandala. Usta t艂u艣ciocha drga艂y, patrzy艂 na miniaturowego minoga z przera偶eniem. P贸藕niej Gwiezdny 呕eglarz przeni贸s艂 wzrok na martw膮 kobiet臋. U podstawy jej czaszki zobaczy艂 male艅ki czerwony otw贸r otoczony fa艂d膮, jak 艣lad po kuli.

- Czemu Stw贸rcy mieliby zrobi膰 co艣 takiego? - spyta艂 Scandal.

- Najwyra藕niej eksperymentuj膮 - odpar艂 Phylomon. - S膮 w tym bardzo dobrzy. My艣l臋, 偶e szukaj膮 sposobu jak selektywnie zniszczy膰 populacj臋 ludzi na Anee. Ludziki, kt贸re tu znale藕li艣my, mia艂y by膰 tylko osobnikami do艣wiadczalnymi, pokaza膰, jak efektywnie mog膮 zabija膰 te w臋偶e.

- No, c贸偶, przynajmniej ja nie mam si臋 czym niepokoi膰 - odezwa艂 si臋 Tuli. Towarzysze spojrzeli na niego ponuro.

- Nie by艂bym tego taki pewny - powiedzia艂 Gwiezdny 呕eglarz. -Widzisz te otwory? Kilka dni temu znalaz艂em takie same u nasady skrzeli martwej w臋偶ycy. Cokolwiek zamierzaj膮 Stw贸rcy, zag艂ada w臋偶y jest cz臋艣ci膮 ich planu. Powinienem by艂 si臋 tego domy艣li膰. To dlatego nie odpowiedzieli na moje pro艣by o pomoc. Zostali skonstruowani w jednym celu, utrzymania r贸wnowagi ekologicznej na tym kontynencie, a przecie偶 widzieli艣cie Kraal: 偶yj膮 tam tylko Poddani i W艂a艣ciciele Niewolnik贸w. Nawet tutaj, na Wielkim Pustkowiu, prawie ju偶 nie ma dzikich mamut贸w, gdy偶 handlarze ko艣ci膮 mamuci膮 niemal je wyt臋pili. Na pewno Stw贸rcy nie mog膮 ignorowa膰 takiego naruszenia r贸wnowagi. Jestem przekonany, 偶e prze艂amanie ekozap贸r to tylko pierwszy etap. Zlikwiduj膮 ten kontynent, zabij膮 wszystkich ludzi i Pwi i zaczn膮 wszystko od pocz膮tku. - Phylomon zastanawia艂 si臋 chwil臋. Min臋艂o wiele lat od jego ostatniej wizyty na wyspach, gdzie przebywali Stw贸rcy. Wielkie robaki z wszechmacicami ukrywa艂y si臋 g艂臋boko pod ziemi膮 i stworzy艂y wiele zwierz膮t, kt贸re mia艂y ich chroni膰. - Zabij膮 nas wszystkich - doda艂 - chyba 偶e zdo艂am ich powstrzyma膰.

Rozdzia艂 14 POLOWANIE NA W臉呕E MORSKIE

艢wiat by艂 bia艂y - 艣nieg na ziemi, bia艂e chmury na niebie, bia艂a piana na falach. Na pi臋tna艣cie dni przed zimowym przesileniem dnia z noc膮 z p贸艂nocy nadci膮gn臋艂a wyj膮tkowo gwa艂towna burza 艣nie偶na. By艂a to r贸wnie偶 noc, kiedy Anee osi膮ga艂a perigeum z Tho-rem i p艂ywy mia艂y najni偶szy poziom w ostatnich sze艣ciu miesi膮cach. Scandal i Phylomon przycumowawszy 艂贸dk臋 do ska艂y obozowali na pla偶y.

Tuli i Ayuvah siedzieli w chacie, kt贸r膮 zbudowali dla male艅kich ludzi, piek膮c zabitego wo艂u. Jedna p贸艂tusza wisia艂a na d臋bie na zewn膮trz, a 艂opatka piek艂a si臋 na ro偶nie. Upieczenie tak du偶ego kawa艂ka b臋dzie trwa艂o ca艂膮 noc, poniewa偶 trzeba go regularnie obraca膰. By艂o to jednak przyjemne zadanie, gdy偶 smakowity zapach wype艂nia艂 izb臋. Teraz, kiedy 艣nieg pokry艂 ziemi臋, trudniej b臋dzie polowa膰. A mi臋so wo艂u wy偶ywi plemi臋 ma艂ych ludzi przez wiele dni.

W pobli偶u ska艂 w zatoce pozosta艂y cztery w臋偶yce. Jeszcze poprzedniego dnia w臋drowcy patrzyli bezradnie, jak jedna w臋偶owa matka raz po raz wyskakuje z wody, rycz膮c z b贸lu. Po kilku godzinach podp艂yn臋艂a na grzbiecie do brzegu, 偶ywa, ale ledwie dysza艂a. Phylomon wdrapa艂 si臋 na jej g艂ow臋, by obejrze膰 skrzela. W臋偶owa matka by艂a zakrwawiona i poraniona, jak jej poprzedniczki. W jej skrzelach Gwiezdny 呕eglarz znalaz艂 cztery du偶e, czerwone minogi pe艂ne jadu. Zwierz臋 rozdar艂o sobie skrzela usi艂uj膮c pozby膰 si臋 paso偶yt贸w, a potem powoli si臋 udusi艂o.

- To oszcz臋dny spos贸b zabijania - zauwa偶y艂 Phylomon. - Poniewa偶 w臋偶e morskie poluj膮 i rozmna偶aj膮 si臋 w stadach, nietrudno jest zakazi膰 ca艂膮 populacj臋. Za kilka miesi臋cy zgin膮 wszystkie. Mo偶e jaja si臋 na co艣 przydadz膮.

- Przydadz膮 - powiedzia艂 Ayuvah. - M贸j ojciec to zobaczy艂.

Kiedy Tuli, piek膮c mi臋so, rozmy艣la艂 o tym, nie ufa艂 tak bardzo s艂owom Chaa. Noc by艂a zimna i wiatr wia艂 przez szpary w kamiennych 艣cianach. Male艅cy ludzie marzli. Co gorsza, Ayuvah znalaz艂 艣lady samotnego Cz艂owieka-Mastodonta zaledwie o pi臋膰 kilometr贸w od ich obozu, a w dodatku wyg艂odnia艂y ry艣 kr臋ci艂 si臋 w pobli偶u przez dwie ostatnie noce. Dlatego syn szamana niepokoi艂 si臋 o bezpiecze艅stwo swoich podopiecznych. Tuli jednak by艂 przekonany, 偶e ludziki bardziej potrzebuj膮 ochrony przed zimnem ni偶 przed drapie偶nikami. Ayuvah nie zdo艂a艂 uszy膰 ciep艂ych ubra艅 dla wszystkich; mieli tylko kilka sk贸r. Kulili si臋 pod nimi w rogach izby. Tuli najpierw rozgrza艂 kamienie przy ognisku, a potem przytoczy艂 je blisko malc贸w, by ogrzali si臋 we 艣nie. Szczeg贸lnie troszczy艂 si臋 o now膮 matk臋. Jej c贸reczka by艂a tak ma艂a, 偶e 艂atwo mie艣ci艂a mu si臋 w d艂oni. Przedtem m艂ody Tcho-Pwi zgromadzi艂 wszystkie kobiety z zamiarem pokazania im narodzin dziecka, 偶eby wiedzia艂y, co si臋 z nimi dzieje, gdy same dostan膮 skurcz贸w. Jednak偶e wi臋kszo艣膰 odesz艂a jeszcze przed ko艅cem porodu. Nie interesowa艂y si臋 dzieckiem, mo偶e nawet nie wiedzia艂y, 偶e dziewczynka jest jedn膮 z nich.

Na zewn膮trz b艂yskawica rozdar艂a mrok i zagrzmia艂o. Ayuvah usiad艂, obliza艂 wargi i rozejrza艂 si臋 wok贸艂 nerwowo. Zajrza艂 do sakwy Tulla, wyj膮艂 spi偶ow膮 kul臋 pogody i dotkn膮艂 jej. Kiedy Anee zawis艂a przed nim w powietrzu, zbada艂 wzrokiem wielkie k艂臋bowisko chmur.

- Ta burza potrwa ca艂膮 noc i mo偶e ca艂y jutrzejszy dzie艅. Widzisz, jak wisi nad nami?

Patrzy艂, jak Tuli podtacza gor膮cy kamie艅 do jednej z grup ma艂ych ludzi.

- Dobrze to robisz - powiedzia艂 Ayuvah. - Pami臋tam, 偶e po opuszczeniu Smilodon Bay by艂e艣 zaskoczony, kiedy ogrza艂em kamieniem pos艂anie Ma艂ego Chaa. My艣la艂e艣, 偶e zrobi艂em to z mi艂o艣ci i chcia艂e艣 nauczy膰 si臋 kocha膰.

Tuli u艣miechn膮艂 si臋 na t臋 my艣l. Od tego czasu ogrza艂 wiele kamieni.

- Czy w ko艅cu nauczy艂e艣 si臋 kocha膰? - zapyta艂 Ayuvah.

- Kocha艂em Wisteri臋. Na sw贸j spos贸b kocha艂em r贸wnie偶 Tiri-lee - i nadal jej po偶膮dam. To dziwne, ale nie mog臋 my艣le膰 o niej nie czuj膮c smaku jej poca艂unk贸w. Kwea czasu, jaki z ni膮 sp臋dzi艂em, jest silne i cierpi臋, bo bardzo pragn臋 ofiarowa膰 komu艣 moj膮 mi艂o艣膰 -odpar艂 Tuli. - Ale mi艂o艣膰 do ka偶dej z nich przypomina艂a wspinaczk臋 spiralnymi schodami na Wie偶臋 Robak贸w. Ka偶d膮 kocha艂em inaczej i z 偶adn膮 nie zazna艂em spe艂nienia. Mo偶e tylko nauczy艂y mnie, czym nie jest mi艂o艣膰. Nie jest rozrywk膮. Nie pochodzi z trzewi.

- Mi艂o艣膰 to to, co teraz robisz? - roze艣mia艂 si臋 Ayuvah. Tuli odsun膮艂 kilku ludzik贸w, umie艣ci艂 mi臋dzy nimi rozgrzany kamie艅 i przysypa艂 go ziemi膮.

- Przecie偶 do tej pory zrobi艂em dla nich tak niewiele. Pr贸bowa艂em tylko nie dopu艣ci膰, 偶eby te g艂uptasy si臋 pozabija艂y i nauczy膰 ich siusia膰 na dworze. Nie jestem nawet pewny, czy ich lubi臋. My艣l臋, 偶e to nie jest mi艂o艣膰.

- Nie. Ty si臋 im po艣wi臋ci艂e艣 - powiedzia艂 Ayuvah. - Jeste艣 zm臋czony, ale nie 艣pisz przez wzgl膮d na nich. Po艣wi臋cenie to j膮dro mi艂o艣ci. Kiedy prze偶yjesz zaw贸d mi艂osny i cierpisz z tego powodu, nadal zdolny jeste艣 do po艣wi臋ce艅.

Tuli zastanawia艂 si臋 chwil臋.

- Chyba masz racj臋- odpar艂 uk艂adaj膮c inny kamie艅 przy ognisku. Wyci膮gn膮艂 swoje male艅kie zegarki oraz narz臋dzia ukradzione w Denai i zacz膮艂 rozbiera膰 na cz臋艣ci zegarek w kszta艂cie kwiatu, chc膮c zobaczy膰, jak umieszczone s膮 trybiki i spr臋偶ynki.

Na dworze znowu zab艂ys艂o, uderzy艂 piorun. Wiatr szarpn膮艂 pobliskimi d臋bami, wyj膮c w ich ga艂臋ziach.

- S艂yszysz d藕wi臋k-kt贸rego-si臋-boj臋? - odezwa艂 si臋 Ayuvah.

- Grzmot? Nigdy dot膮d si臋 go nie ba艂e艣.

- Boj臋 si臋 go - odpar艂 Ayuvah. - Zamierza艂em upolowa膰 jutro szczupaka w zatoce, ale fale zm膮c膮 wod臋. Nie b臋d臋 m贸g艂 go zobaczy膰.

- Mamy do艣膰 mi臋sa - odpar艂 Tuli, skinieniem g艂owy wskazuj膮c na 艂opatk臋. Kilka kropli t艂uszczu spad艂o do ognia. Tcho-Pwi wsta艂 i obr贸ci艂 mi臋so na ro偶nie.

- Wola艂bym ryb臋 - powiedzia艂 Ayuvah. - Ale nawet gdybym mia艂 zrobi膰 przyn臋t臋 ze szmatki, szczupak i tak by jej nie zobaczy艂. Woda b臋dzie za m臋tna. Ryby b臋d膮 zmuszone 偶erowa膰 w g艂臋binach, blisko dna.

Tuli spojrza艂 dziwnie na Ayuvaha. Wiele razy widzia艂, jak przyjaciel przebija ryby w艂贸czni膮, ale nigdy nie 艂owi艂 na w臋dk臋. R臋ce Neandertalczyk贸w by艂y zbyt niezdarne, nie mogli przywi膮za膰 do linki male艅kich haczyk贸w, kt贸rych u偶ywali ludzie. 呕aden Pwi nigdy by tego nie zrobi艂.

- Wszystko b臋dzie w porz膮dku - pocieszy艂 go Tuli.

- Wiem - u艣miechn膮艂 si臋 Ayuvah.

Tuli zamkn膮艂 oczy, a wtedy Ayuvah rzek艂:

- Kocham moj膮 rodzin臋. Chcia艂bym obj膮膰 ich dzisiejszej nocy. Jestem pewien, 偶e ma艂a Sava uros艂a od mojego odjazdu. Nie pozna ci臋, kiedy wr贸cisz do domu.

- Uhu -j臋kn膮艂 Tuli.

- Nie zasypiaj, m贸j bracie - powiedzia艂 Ayuvah. - Pos艂uchajmy grzmot贸w.

Tuli uni贸s艂 powieki. By艂o bardzo p贸藕no, p贸艂noc dawno min臋艂a.

- Jak czuje si臋 niebo dzisiejszej nocy? - spyta艂.

- Czuj臋, 偶e jest mu zimno-odrzek艂 Ayuvah. -S艂ysz臋wycie wilczego wiatru.

Gdzie艣 w oddali rozleg艂 si臋 grzmot i ich kamienna chata zadr偶a艂a.

- W takim razie powiniene艣 by膰 zadowolony, 偶e s艂yszysz g艂os twoich Zwierz臋cych Przewodnik贸w - odezwa艂 si臋 Tuli, chc膮c go pocieszy膰. - Chcia艂by艣 przyj艣膰 tu do mnie i spa膰 razem ze mn膮?

- Nie - odpar艂 Ayuvah. - Zostan臋 przy drzwiach, na wypadek gdyby tamten Cz艂owiek-Mastodont... - Ogie艅 trzasn膮艂 i Tuli spojrza艂 na Ayuvaha. Przyjaciel siedzia艂 z niezr臋cznie skrzy偶owanymi ramionami, jak gdyby czu艂 si臋 nieswojo. Ayuvah obliza艂 w膮skie usta i doda艂: - Zrobi艂em lalk臋 dla Savy, z trzciny, kt贸r膮 znalaz艂em nad zatok膮. Gdybym mia艂 papier, zawin膮艂bym j膮 tak, jak to robi膮 ludzie.

- Uhu - przytakn膮艂 Tuli, zamykaj膮c oczy.

- Owijanie prezentu przed艂u偶a rado艣膰, kt贸r膮 odczuwasz patrz膮c, jak dziecko go rozwija - m贸wi艂 dalej Ayuvah. - Mam te偶 prezent dla Etanai - niebieski materia艂, kt贸ry l艣ni jak 艣wiat艂o s艂o艅ca odbijaj膮ce si臋 od paj臋czej sieci. Znalaz艂em go obok jakiego艣 domu za Denai, suszy艂 si臋 na sznurku. Tullu, czuwaj ze mn膮!

- Uhu - mrukn膮艂 zaspany Tcho-Pwi. Silny powiew wdar艂 si臋 przez szpary mi臋dzy kamieniami i Tuli poczu艂 zapach zgnilizny - zje艂cza艂ego t艂uszczu i brudnych w艂os贸w. Serce zabi艂o mu m艂otem i krew zat臋tni艂a w skroniach. Przetoczy艂 si臋 w lewo, chwyci艂 miecz z pod艂ogi.

Ci臋偶kie drewniane drzwi za jego plecami roztrzaska艂y si臋, jak od wybuchu pocisku i run臋艂y na Ayuvaha. Jaki艣 Cz艂owiek-Mastodont sta艂 na zewn膮trz w ciemno艣ciach, za du偶y, by zmie艣ci艂 si臋 w otworze drzwiowym. Ma艂polud podpar艂 si臋 palcami, wsun膮艂 wielk膮 g艂ow臋 do 艣rodka, zerkn膮艂 na mi臋so piek膮ce si臋 na ro偶nie nad ogniskiem. Wci膮gn膮艂 powietrze, w臋sz膮c, a potem zobaczy艂 Tulla.

Tuli za艣 znowu poczu艂 si臋 dzieckiem. Ojciec wrzeszcza艂 na niego, potrz膮saj膮c zakrwawionymi kajdanami. Nie widzia艂 dok艂adnie rys贸w Jenksa, tylko ogromny cie艅 bestii, kt贸r膮 by艂 jego ojciec. Twarz Jenksa wykrzywi艂 grymas z艂o艣ci, nie mia艂a w sobie nic ludzkiego.

By艂 tylko besti膮, bezmy艣ln膮 i okrutn膮. M艂ody Tcho-Pwi skuli艂 si臋 w my艣li, tak jak kuli艂 si臋 w dzieci艅stwie. Pragn膮艂 sta膰 si臋 tak ma艂ym, 偶eby znikn膮膰 w szparach pod艂ogi, by nikt go nie zauwa偶y艂. Cichy j臋k wyrwa艂 si臋 z g艂臋bi jego piersi.

Kwea strachu by艂o silne, 艣ciska艂o jak 偶elazne obr臋cze. Sparali偶owa艂o Tulla. Umys艂 mia艂 jasny, a jednak nie m贸g艂 si臋 wyprostowa膰 i wsta膰. Tak by艂o, gdy na jego oczach zgin膮艂 Ma艂y Chaa. Przera偶a艂o go co艣 wi臋cej ni偶 stoj膮ca przed nim ogromna, kosmata bestia. Ten strach materializowa艂 si臋 tylko w nocy, to kwea budzi艂o si臋 tylko wtedy, gdy Tuli widzia艂 zwierz臋co艣膰 - ca艂kowity brak zrozumienia w艂asnego okrucie艅stwa w oczach prze艣ladowcy. Wiedzia艂, 偶e wiele lat temu Jenks patrzy艂 tak samo, gdy zakuwa艂 syna w kajdany. Teraz tamto kwea obezw艂adni艂o m艂odego Tcho-Pwi.

Cz艂owiek-Mastodont sapn膮艂 w臋sz膮c, zobaczy艂 Ayuvaha le偶膮cego pod drzwiami. Pochyli艂 si臋 do przodu, rozbijaj膮c fragment muru. Chwyci艂 Ayuvaha za rami臋, potrz膮sn膮艂 nim, podni贸s艂 go jak lalk臋 i rozbi艂 mu g艂ow臋 o rozrzucone na pod艂odze kamienie, rozbryzguj膮c m贸zg po ca艂ej izbie. Do Tulla dociera艂y g艂o艣ne okrzyki przera偶onych dziesi膮tk贸w dzieci.

- Przykuj臋 ci臋 do 艣ciany! -powiedzia艂 Cz艂owiek-Mastodont g艂osem Jenksa. - Nie uciekniesz!

Tuli s艂ysza艂 wyra藕nie te s艂owa. Nie by艂 tak 艣miertelnie przera偶ony nawet wtedy, gdy wisia艂 patrz膮c na zatok臋 Denai i w臋偶e morskie wyskakiwa艂y z wody, pr贸buj膮c go po偶re膰. Czu艂 si臋 tak tylko w nocy, kiedy zgin膮艂 Ma艂y Chaa. Zrozumia艂 teraz, 偶e Jenks powiedzia艂 prawd臋: on, Tuli Genet, rzeczywi艣cie by艂 niewolnikiem, gdy偶 strach przyku艂 go do tego miejsca.

Jaki艣 malec pr贸bowa艂 przebiec obok Cz艂owieka-Mastodonta; bestia chwyci艂a go, nadgryz艂a.

Tuli zobaczy艂 cie艅 innego biegn膮cego dziecka i zrozumia艂, 偶e male艅cy ludzie chc膮 uciec z chaty.

- Adjonai! - zawo艂a艂, bo nagle zauwa偶y艂, 偶e b贸g strachu przyszed艂 tu w przebraniu. Cz艂owiek-Mastodont st臋kn膮艂 i cofn膮艂 si臋 w mrok. Tuli poderwa艂 si臋 na r贸wne nogi, zatoczy艂 艂uk mieczem i rzuci艂 si臋 do przodu. Ma艂polud chwyci艂 go za rami臋 i rzuci艂 twarz膮 o 艣cian臋.

M艂odzieniec sta艂 przez u艂amek sekundy, og艂uszony. Potem poczu艂 na karku gigantyczne 艂apy.

Cz艂owiek-Mastodont zakr臋ci艂 Tullem w powietrzu, podni贸s艂 go do rozwartej paszczy. W p贸艂mroku zal艣ni艂y dziesi臋ciocentymetrowe k艂y. Potem ma艂polud nachyli艂 si臋, pr贸buj膮c przegry藕膰 ofierze gard艂o. Tuli zamachn膮艂 si臋 mieczem i z ca艂ej si艂y uderzy艂 w pysk potwora. Krew buchn臋艂a z g艂臋bokiej rany. Cz艂owiek-Mastodont rzuci艂 m艂odzie艅ca w przeciwleg艂y koniec izby, odwr贸ci艂 si臋, opar艂 na r臋kach i wypad艂 z chaty. Tuli pobieg艂 za nim. Znalaz艂 sw贸j zakrwawiony miecz w zaspie obok drzwi.

Ma艂polud skierowa艂 si臋 w stron臋 zaro艣li w dole zbocza, przebieg艂 kilkana艣cie metr贸w, a potem run膮艂 w 艣nieg. Pr贸bowa艂 si臋 odczo艂ga膰; wygl膮da艂 jak ranne dziecko usi艂uj膮ce wsun膮膰 si臋 do 艂贸偶ka ze 艣wie偶膮 po艣ciel膮. Tuli podbieg艂 i ci膮艂 go w nerki. Jaki艣 szary ptak siedzia艂 na d臋bie, przygl膮daj膮c si臋 scenie.

M艂ody Tcho-Pwi zatrzyma艂 si臋 i rozejrza艂 woko艂o, by oceni膰 rozmiary szk贸d. Drzwi i r贸g chaty run臋艂y. Nie mog艂y si臋 oprze膰 tak ogromnej bestii. Ma艂polud rozdepta艂 dwa ludziki. Kilku innych sta艂o oszo艂omionych ogromem napastnika. Niewiele pozosta艂o z Ayuvaha. G艂ow臋 mia艂 strzaskan膮, m贸zg rozbryzn膮艂 si臋 na ziemi. A czaszka nape艂ni艂a si臋 krwi膮. Zakrzep艂a krew przyciemni艂a rude w艂osy zabitego.

Tuli patrzy艂 wstrz膮艣ni臋ty, gdy偶 wszystko to trwa艂o zaledwie kilkadziesi膮t sekund. Potem zacz膮艂 z powrotem uk艂ada膰 kamienie, zabezpieczaj膮c chat臋 przed mrozem.

Fale 偶alu zalewa艂y go, gdy pracowa艂. Zdumia艂a go ich pot臋ga, gdy偶 偶al po Ayuvahu by艂 r贸wnie silny, jak b贸l po stracie Wisterii. Sko艅cz臋 naprawia膰 ten dom, a potem usi膮d臋, 偶eby umrze膰, pomy艣la艂. Nie przerywa艂 jednak pracy. "Kiedy prze偶yjesz zaw贸d mi艂osny i cierpisz, nadal zdolny jeste艣 do po艣wi臋ce艅", powiedzia艂 wtedy Ayuvah. Tuli bezmy艣lnie uk艂ada艂 od艂amki skalne, odbudowuj膮c 艣cian臋. To zadanie wydawa艂o si臋 takie zwyczajne, takie powszednie. By艂 s艂ug膮 d藕wigaj膮cym kamienie. Zn贸w sta艂 si臋 s艂ug膮, do niczego innego si臋 nie nadawa艂. Gdyby by艂 teraz w Smilodon Bay, 艂adowa艂by drwa dla jakiego艣 cz艂owieka. Zalepi艂 szczeliny 艣niegiem; zimne powietrze ju偶 nie wtargnie do chaty.

Wyczuwa艂 sw膮d spalenizny, zobaczy艂, 偶e trzeba obr贸ci膰 艂opatk臋. Robi膮c to, zda艂 sobie spraw臋, 偶e to zapach pieczeni zwabi艂 Cz艂owieka-Mastodonta do chaty. P贸藕niej Tuli w艂o偶y艂 drzwi na miejsce, aby zatka膰 otw贸r i odgrodzi膰 si臋 od nocnego mroku. Niekt贸rych ubytk贸w nigdy nie uda si臋 zape艂ni膰, pomy艣la艂. Pustki w 偶yciu, gdy traci si臋 krewnych.

Male艅cy ludzie stali na 艣rodku izby, nadzy, patrz膮c na szcz膮tki Ayuyaha. Niekt贸rzy p艂akali otwarcie i Tuli zrozumia艂, 偶e prze偶yli ogromny szok. Przez ostatnie dwa tygodnie Ayuvah karmi艂 ich, dzi臋ki niemu nie byli ju偶 g艂odni. A teraz ich b贸g nie 偶y艂. Tuli usiad艂 na ziemi obok cia艂a brata i uj膮艂 w d艂o艅 jego r臋k臋.

Siedz膮c tak przypomnia艂 sobie ostatni膮 rozmow臋 z Ayuvahem, o lalce, kt贸r膮 zmar艂y zrobi艂 dla Savy, o tym, 偶e chcia艂 owin膮膰 j膮 w papier. Ayuvah musia艂 odziedziczy膰 zdolno艣ci parapsychiczne po ojcu i dziadku, kt贸rzy byli szamanami, gdy偶 denerwowa艂 si臋 przed 艣mierci膮. Na pewno przeczuwa艂, 偶e wkr贸tce umrze, pomy艣la艂 Tuli. A mo偶e by艂o co艣 wi臋cej? Ayuvah nauczy艂 si臋 polowa膰 za pomoc膮 w臋chu. Smr贸d bij膮cy od ma艂poluda ostrzeg艂 Tulla. Czy偶 Ayuvah nie m贸g艂 zw臋szy膰 Cz艂owieka-Mastodonta? A mimo to nadal siedzia艂 przy drzwiach i pozwoli艂 si臋 zabi膰.

Na zewn膮trz b艂yskawice rozja艣nia艂y niebo, grzmia艂o raz po raz. Wiatr przeciska艂 si臋 przez dziury w 艣cianach, kt贸rych Tuli przedtem nie zauwa偶y艂. M艂ody Tcho-Pwi wsta艂 i zatka艂 je ziemi膮. Chcia艂, 偶eby w izbie by艂o ciep艂o. Ca艂膮 noc obraca艂 piecze艅, nie zwa偶aj膮c, 偶e ognisko przygas艂o. Wreszcie pomimo wichury wyj膮cej za drzwiami chata si臋 ogrza艂a.

Tuli siedzia艂 ze skrzy偶owanymi nogami, pogr膮偶ony w smutku. Nie my艣la艂 o niczym konkretnym; przypomina艂 sobie co艣 b艂ahego, na przyk艂ad pierwsz膮 wypraw臋 Ayuvaha po jaja dinozaur贸w. Po powrocie syn szamana da艂 jedno Etanai, maj膮c nadziej臋, 偶e tym darem zyska jej przychylno艣膰. Etanai za艣 zwabi艂a go do chaty swego ojca i kaza艂a mu si臋 rozebra膰. A potem wybieg艂a na dw贸r z krzykiem, trzymaj膮c w r臋ku ubranie Ayuvaha tak, by wszyscy to zobaczyli.

Wreszcie Tuli wyczu艂, 偶e powietrze ozi臋bia si臋 wraz z nadej艣ciem 艣witu, cho膰 ciemne chmury nadal przes艂ania艂y niebo. Wsta艂 i rozpali艂 na nowo ognisko, by ogrza膰 chat臋. Od艂o偶y艂 na bok upieczone mi臋so. Przypomnia艂 sobie, 偶e Ayuvah chcia艂 zje艣膰 szczupaka na 艣niadanie, ale doda艂, i偶 woda b臋dzie za m臋tna, aby mo偶na by艂o cokolwiek dostrzec. Pewnie b臋dzie zbyt ciemno, by 艂owi膰 ryby, gdy niebo jest zachmurzone, pomy艣la艂 Tcho-Pwi.

W贸wczas wsta艂. Przy tak m臋tnej wodzie, nie zobacz臋 ryb. Ryby b臋d膮 musia艂y 偶erowa膰 przy dnie. Tulla ogarn臋艂o dziwne uczucie, kt贸rego nawet Pwi nie umieliby okre艣li膰, przekonanie, 偶e nagle stan膮艂 twarz膮 w twarz ze swoim przeznaczeniem.

- "Ty musisz schwyta膰 w臋偶e. Tylko ty" - powiedzia艂 Chaa. -"Gdybym ci powiedzia艂 jak to zrobi膰, spr贸bowa艂by艣 uczyni膰 to za szybko. Najwa偶niejsza jest synchronizacja. Zgin膮艂by艣 pr贸buj膮c zbyt wcze艣nie. Ale kiedy nadejdzie odpowiednia chwila, musisz dzia艂a膰 szybko. Musisz post臋powa膰 jak M膮偶 z Plemienia Pwi." Ayuvah wiedzia艂, 偶e ta my艣l przyjdzie Tullowi do g艂owy w tym w艂a艣nie momencie. Wybra艂 艣mier膰, 偶eby do tego dosz艂o. M艂ody Tcho-Pwi odtworzy艂 w my艣li przebieg wypadk贸w. Ayuvah pr贸bowa艂 wej艣膰 na 艢cie偶k臋 Duch贸w nad Rzek膮 Siedmiu Potwor贸w. Na pewno sk艂ama艂 m贸wi膮c, 偶e mu si臋 to nie uda艂o. Wyrzek艂 si臋 偶ycia, 偶ebym ja m贸g艂 zrozumie膰 to, co najwa偶niejsze: w臋偶e 偶eruj膮 w g艂臋binie.

Tuli podszed艂 do swojej sakwy, w艂o偶y艂 buty ze sk贸ry wydry, czapk臋 z wilczego futra, na d艂ug膮, ciep艂膮 zimow膮 koszul臋 narzuci艂 czerwony jak krew p艂aszcz Brata Mieczowego. Wprawdzie by艂o zimno, ale nie ubra艂 si臋 cieplej, na wypadek gdyby 艂贸d藕 si臋 przewr贸ci艂a. Nie chcia艂 si臋 艣pieszy膰, wiedzia艂 jednak, 偶e musi wyp艂yn膮膰 przed wschodem s艂o艅ca. Odci膮艂 p艂at mi臋sa, zjad艂 kawa艂ek. Prawdziwy M膮偶 z Plemienia Pwi ma zaufanie do swojej zdobyczy, ufa, 偶e zwierz臋ta same mu si臋 oddadz膮. Ayuvah nigdy nie zabiera艂 prowiantu na polowanie, gdy偶 w贸wczas zwierzyna na pewno by trzyma艂a si臋 od niego z daleka.

Dlatego Tuli wzi膮艂 ze sob膮 tylko sakw臋 i lin臋. Potem wyszed艂 z chaty. G臋sta 艣nie偶yca nadal szala艂a nad morzem. Tuli nie pobieg艂 na pla偶臋, lecz skierowa艂 si臋 do zasypanego 艣niegiem namiotu Scandala. W zatoce pnie porwane z g贸r przez wezbrane rzeki uderza艂y o ska艂y z 艂oskotem, a ka偶da kolejna fala powtarza艂a ten ruch. Ziemia dr偶a艂a od rytmicznego huku.

Phylomon i Scandal nie us艂yszeli, jak pod stopami Tulla zaskrzypia艂 艣nieg, kiedy ich min膮艂 i odwi膮za艂 偶agl贸wk臋.

Woda by艂a lodowato zimna. Zbli偶a艂 si臋 przyp艂yw. Tuli stan膮艂 obok 艂odzi. 呕al za Ayuvahem 艣ciska艂 mu serce. Smuci艂 si臋, 偶e jego brat zgin膮艂, by dzi臋ki temu nasta艂a ta chwila. Op艂akiwa艂 Wisteri臋 i Ma艂ego Chaa. Trzy najbli偶sze mu osoby nie 偶y艂y. Czu艂, 偶e Chaa cierpi razem z 偶on膮 i dzie膰mi. Zapyta艂 si臋 w duchu, czy powinien zapolowa膰 na w臋偶e morskie. Wiedzia艂 przecie偶, 偶e tylko z艂y my艣liwy wyrusza na polowanie, gdy nie ma odpowiedniego nastroju. Czy robi艂 to z oddania dla plemienia, do kt贸rego go przyj臋to? A mo偶e chcia艂 tylko ukoi膰 swoje cierpienia? Nie mia艂 poj臋cia. Cierpia艂 i chcia艂 odnale藕膰 Dom Popio艂贸w.

Tuli sta艂 obok 艂odzi. Obserwuj膮c wod臋, dosta艂 zimnych dreszczy. Nic w niej nie widzia艂. M贸g艂 si臋 tam kry膰 wielki w膮偶, czekaj膮c, a偶 Tuli zepchnie szklan膮 艂upin臋 na fale, a on na pewno by go nie zauwa偶y艂. Tutejsze w臋偶owe matki da艂y 偶ycie 偶ar艂ocznym w臋偶om w Denai, pomy艣la艂.

Us艂ysza艂 z oddali ryk wynurzaj膮cej si臋 w臋偶ycy. U艣miechn膮艂 si臋 lekko. Jeden z tamtejszych w臋偶y m贸g艂by chwyci膰 moj膮 艂贸dk臋 w pysk i podnie艣膰 w g贸r臋 na dziesi臋膰 metr贸w, zanim by mnie zmia偶d偶y艂.

Przynajmniej ta samica jest ode mnie daleko, pocieszy艂 si臋. Wyj膮艂 srebrny maszt z 偶agl贸wki, wyni贸s艂 go daleko na brzeg, poza zasi臋g fal, a potem zepchn膮艂 j膮 na wod臋.

Tuli sta艂 w tyle 艂odzi, wios艂uj膮c jedynym wios艂em. K艂ody nadal uderza艂y o ska艂y. Sterowa艂 mi臋dzy nimi najspokojniej jak m贸g艂, chcia艂 bowiem upodobni膰 si臋 z daleka do unoszonego wod膮 pnia. Gdyby podni贸s艂 male艅ki 偶agiel, w臋偶e us艂ysza艂yby plusk wody o kad艂ub. Zwr贸ci艂 艂贸d藕 dziobem do fal i wios艂owa艂 powoli, cierpliwie, szukaj膮c drogi na pe艂ne morze. S艂o艅ce w艂a艣nie wschodzi艂o, ale chmury tak je zas艂ania艂y, 偶e Tuli nie widzia艂 wyra藕nie wyspy - celu tej wyprawy - tylko biel 艣niegu na jej skalistych wzg贸rzach.

Ogl膮da艂 map臋 Phylomona tak cz臋sto, 偶e wiedzia艂, gdzie powinien rozpocz膮膰 polowanie: na szczycie p臋kni臋tej ska艂y w kszta艂cie litery V. Tylko jedna w臋偶yca strzeg艂a tam swoich jaj. Skierowa艂 艂贸d藕 w t臋 stron臋.

Gwa艂towny wiatr wiej膮cy ze wschodu zni贸s艂 go z kursu, wybra艂 zatem drug膮 wysepk膮, mniej bezpieczn膮 ni偶 pierwsza, gdy偶 trzy w臋偶e odwiedza艂y g艂臋bok膮 zatok臋, w kt贸rej by艂a po艂o偶ona. To te偶 by艂o dobre miejsce na poszukiwanie jaj. I dobre miejsce, by da膰 si臋 zabi膰. B艂yskawica rozdar艂a niebo na horyzoncie, jakby zbli偶a艂a si臋 do Tulla.

Tuli wios艂owa艂 spokojnie, r贸wnomiernie. W pewnej chwili zorientowa艂 si臋, 偶e wiatr mo偶e r贸wnie偶 odepchn膮膰 go i od tej zatoki. Daremnie rozgl膮da艂 si臋 za odpowiednim miejscem, w kt贸rym m贸g艂by przybi膰 do brzegu, zobaczy艂 tylko liczne, strome ska艂y. Po p贸艂 godzinie niebo poja艣nia艂o, tak 偶e widzia艂 dobrze chmury i 艣nieg. I chocia偶 silny wiatr ciska艂 mu w oczy piek膮cy py艂 wodny, m艂odzieniec poczu艂 si臋 lepiej. Pozosta艂o mu tylko p贸艂tora kilometra do skalistej wyspy, by艂 wi臋c w po艂owie drogi. Tymczasem b艂yskawice zacz臋艂y coraz cz臋艣ciej rozb艂yskiwa膰 nad Tullem. Po艣pieszy艂 si臋 zatem, maj膮c nadziej臋, 偶e dotrze do zatoki, zanim jaki艣 w膮偶 zobaczy go w blasku niebieskiego ognia. Przys艂uchiwa艂 si臋, czy woda nie pluska o burty.

Obserwowa艂 zatok臋 w milczeniu, ws艂uchuj膮c si臋 w szum fal, kiedy us艂ysza艂 pod sob膮 dono艣ny ryk w臋偶a. Tuli prze艂kn膮艂 艣lin臋; zobaczy艂 zbli偶aj膮ce si臋 ogromne fale, odwr贸ci艂 wi臋c w t臋 stron臋 dzi贸b 艂odzi. W pewnej chwili znalaz艂 si臋 na szczycie fali, tkwi艂 tam przez moment, a potem w膮偶 zarycza艂 pod nim i zaatakowa艂 go.

艁贸dka pomkn臋艂a do przodu; Tuli run膮艂 do ty艂u, zd膮偶y艂 jednak uchwyci膰 si臋 burty. Potem 偶agl贸wka ze艣lizgn臋艂a si臋 do ty艂u, cofaj膮c si臋 wraz z fal膮. B艂yskawica rozb艂ys艂a w g贸rze i w膮偶 znowu rykn膮艂.

By艂a to olbrzymia samica, kt贸ra wynurzywszy si臋 z morza, przes艂oni艂a niebo. Kr臋ci艂a g艂ow膮 na boki, nie przestaj膮c rycze膰. Woda rozpryskiwa艂a si臋 jak deszcz, a fala, kt贸r膮 spowodowa艂a w臋偶yca, omal nie zatopi艂a 艂贸dki. Tuli przesta艂 wios艂owa膰, czekaj膮c na 艣mier膰.

Olbrzymi w膮偶 zanurzy艂 si臋 z pluskiem. M艂ody Tcho-Pwi sta艂, trzymaj膮c si臋 burt. Odwr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 za siebie; spr贸bowa艂 powoli skierowa膰 艂贸dk臋 w stron臋 l膮du sta艂ego, ale wyspa by艂a bli偶ej. Odwr贸ci艂 wi臋c szklan膮 艂upin臋 o sto osiemdziesi膮t stopni i wstrzyma艂 oddech. Zacisn膮艂, a nast臋pnie rozlu藕ni艂 zesztywnia艂e palce na mokrym wio艣le, by przywr贸ci膰 kr膮偶enie krwi. Patrzy艂 na zimn膮 par臋 buchaj膮c膮 mu z ust. Ob艂ok duszy, jak nazywali to Pwi. P贸ki j膮 widzi, poty 偶yje. Synchronizacja jest najwa偶niejsza, powiedzia艂 mu Chaa. Ale co powinienem teraz zrobi膰, pomy艣la艂 z rozpacz膮.

Tuli przygl膮da艂 si臋 wodzie, wypatruj膮c wielkiej w臋偶ycy. Przepe艂nia艂 go strach, kwea tamtej nocy w Denai. W jego wyobra藕ni plusk bia艂ej piany zamieni艂 si臋 w uderzaj膮ce o wod臋 brzuchy w臋偶贸w, gdy skaka艂y w g贸r臋. Jego pami臋膰 wyczarowa艂a duchy m臋偶czyzn wisz膮cych nad wod膮, wykrwawiaj膮cych si臋 na 艣mier膰. Synchronizacja jest najwa偶niejsza. W臋偶owa matka chybi艂a o p贸艂 sekundy. Gdyby Tuli znajdowa艂 si臋 na dnie fali, 艂贸dka wywr贸ci艂aby si臋 po ataku morskiego drapie偶nika. Ale ten tylko j膮 odepchn膮艂. Czy w艂a艣nie o tym my艣la艂 Chaa? Tuli za艣piewa艂 cicho.

" S艂o艅ce zasz艂o i gwiazdy l艣ni膮 ju偶 na niebie, I zn贸w noc a偶 do 艣witu tka czarowne sny. Przyjdzie do mnie, na pewno nie ominie i ciebie, Czekam na ni膮 tak samo jak ty. 艢pi膮cym spok贸j przyniesie, kamie艅 zrzuci im z serca: To kochanka poety, marzyciela i m臋drca. "

Oczami wyobra藕ni ujrza艂 siebie w chacie Chaa, Fav臋 siedz膮c膮 przy ognisku, gdy masowa艂a mu plecy. Wyobrazi艂 sobie dziczyzn臋 piek膮c膮 si臋 na ogniu, rum grzej膮cy si臋 w srebrnym kubku, gdy ta艅czy艂 na nim blask p艂omieni. To tylko za tydzie艅, pomy艣la艂 i znowu powios艂owa艂 ostro偶nie do zatoki.

Tamtego dnia dok艂adnie przeszuka艂 wszystkie przybrze偶ne ska艂y i skaliste wysepki. Mia艂 szuka膰 jaj, w臋偶owych jaj, przylepionych do ska艂, ale jak one wygl膮daj膮? Przypomnia艂 sobie sk贸rzaste jaja dinozaur贸w, kt贸re zbiera艂 w Krainie Gor膮ca. Phylomon powiedzia艂, 偶e jaja w臋偶y b臋d膮 du偶e, ka偶dy worek b臋dzie br膮zowy, z dziesi臋cioma lub dwudziestoma jajami w 艣rodku.

Podczas odp艂ywu poziom wody obni偶y艂 si臋 o dwadzie艣cia kilka metr贸w. Tuli przemyka艂 mi臋dzy 艣liskimi od wodorost贸w g艂azami, oblepionymi g臋sto mi臋czakami. Na ska艂ach roi艂o si臋 od pomara艅czowych morskich 艣limak贸w, zielonych i br膮zowych anemon贸w. Mewy lata艂y wzd艂u偶 brzegu, chwytaj膮c 艣limaki, mia偶d偶膮c w dziobach ukryte w muszelkach male艅kie kraby pustelniki. Tuli dostrzeg艂 miejsce, w kt贸rym bardzo dawno temu lawa zetkn臋艂a si臋 z wod膮 i zala艂a zatok臋, tworz膮c dwa podobne do palc贸w cyple. W przeciwie艅stwie do p艂ytkiej, o bazaltowym dnie zatoki, woda wok贸艂 przyl膮dk贸w by艂a g艂臋boka, zbyt g艂臋boka, by nawet najwi臋kszy odp艂yw ods艂oni艂 dno. M艂ody Tcho-Pwi szuka艂 najlepiej jak umia艂. Zajmowa艂 si臋 tym nieca艂膮 godzin臋, gdy wytropi艂y go wielkie w臋偶yce. Wynurzy艂y si臋 z wody przy wej艣ciu do zatoki, ko艂ysa艂y na falach z rozwartymi paszczami. Strumienie krwi tryska艂y z ich skrzeli. Skorupiaki przywar艂y do ich wystaj膮cych 艂uk贸w nad oczodo艂ami. W czerwonych oczach w臋偶owych matek b艂yszcza艂a w艣ciek艂o艣膰.

Kiedy fale zacz臋艂y zalewa膰 dno, Tuli musia艂 wyj艣膰 wy偶ej na brzeg. Po艂o偶y艂 si臋 dla ochrony przed wiatrem pod le偶膮c膮 na boku 艂贸dk膮. 艢nieg przesta艂 pada膰 i zrobi艂o si臋 bardzo zimno.

O zachodzie s艂o艅ca m艂odzieniec popatrzy艂 w stron臋 l膮du i zobaczy艂 tam ogromne ognisko. Zdziwi艂o go, dlaczego Phylomon spala tyle drewna, a potem zorientowa艂 si臋, 偶e jest to stos pogrzebowy Ayuvaha. Spogl膮da艂, jak czarny dym unosi si臋 niemal pionowo ku niebu. Sp臋dzi艂 t臋 noc pod pozbawion膮 masztu 偶agl贸wk膮, pr贸buj膮c ciep艂em w艂asnego cia艂a wysuszy膰 mokr膮 odzie偶. 呕o艂膮dek bola艂 go z g艂odu.

O wschodzie s艂o艅ca, gdy woda zn贸w odp艂yn臋艂a, gramoli艂 si臋 przez dwie godziny po ska艂ach. Ostre bia艂e muszle skorupiak贸w podar艂y mu mokasyny, wi臋c posuwa艂 si臋 dalej na czworakach, ale nie na wiele to si臋 zda艂o, bo niebawem jego stopy zacz臋艂y krwawi膰. Trafi艂 na du偶ego kraba ukrytego za g艂azem, wyrwa艂 mu nogi i schowa艂 za pazuch臋. Nie znalaz艂 jednak jaj w臋偶y morskich. Powinny by膰 ukryte przy wej艣ciu do zatoki, gdzie woda staje si臋 coraz g艂臋bsza, pomy艣la艂. Ale jak si臋 tam dosta膰?

W po艂udnie wdrapa艂 si臋 na skalisty cypel, rzuci艂 okiem na czarny bazalt u jego podn贸偶a i zjad艂 na surowo nogi kraba. Je偶eliby st膮d zeskoczy艂, wpad艂by niemal prosto w g艂臋bin臋. Zauwa偶y艂 te偶, 偶e cho膰 ca艂a zatoka by艂a p艂ytka i mia艂a piaszczyste dno, w okolicy cypla gin臋艂o ono w p贸艂mroku. Nawet dwa dni p贸藕niej lustro wody nie opad艂o jednak tak nisko, 偶eby Tuli m贸g艂 doj艣膰 pieszo do upatrzonego miejsca. Zerkn膮艂 w stron臋 l膮du sta艂ego i ujrza艂 Phylomona stoj膮cego na o艣nie偶onych ska艂ach. Szybko zdj膮艂 czerwony p艂aszcz, zakr臋ci艂 nim w powietrzu. Gwiezdny 呕eglarz pomacha艂 mu r臋k膮 w odpowiedzi i co艣 zawo艂a艂, ale Tuli nie dos艂ysza艂 s艂贸w.

Ponownie opu艣ci艂 wzrok i dostrzeg艂 w g艂臋bi ska艂y, kt贸rych przedtem nie zauwa偶y艂. Przez moment wydawa艂o mu si臋, 偶e unosz膮 si臋 one powoli, pod powierzchni膮 wody. Dopiero po chwili zorientowa艂 si臋, 偶e widzi ogromn膮 w臋偶yce, kt贸rej 艂uski poczernia艂y jak bazalt. W臋偶owa matka le偶a艂a zwini臋ta w k艂臋bek u podn贸偶a urwiska, wci艣ni臋ta mi臋dzy wielkie g艂azy jak w臋gorz. Ukryta pod wod膮, obserwowa艂a Tulla.

Wieczorem podczas odp艂ywu Tuli znowu zacz膮艂 szuka膰 jaj w臋偶y morskich i wr贸ci艂 z pustymi r臋kami. A przecie偶 Chaa obieca艂 mu, 偶e jego poszukiwania zako艅cz膮 si臋 sukcesem. Teraz za艣 by艂 zmarzni臋ty, g艂odny i niczego nie znalaz艂. Siedzia艂 tej nocy, wpatruj膮c si臋 w gwiazdy. Czego nie zrozumia艂em, pyta艂 si臋 w duchu, maj膮c nadziej臋, 偶e szaman mu odpowie.

Kilka godzin p贸藕niej, kiedy m艂ody Tcho-Pwi le偶a艂 dr偶膮c z zimna pod 艂贸dk膮, przy艣ni艂o mu si臋, 偶e gramoli si臋 mi臋dzy ska艂ami przes艂oni臋tymi kobiercem ciemnozielonych wodorost贸w, depcz膮c ma艂偶e, kt贸rych skorupki skr臋ca艂y mu si臋 pod nogami, a p臋kaj膮c, wyrzuca艂y w g贸r臋 zgromadzon膮 w swym wn臋trzu wod臋. 艢wita艂o. Nadp艂yn臋艂a g臋sta, poranna mg艂a, ograniczaj膮c pole widzenia Tulla do kilkudziesi臋ciu metr贸w. Jaka艣 w臋偶owa matka prze艣lizn臋艂a si臋 przez fale u wej艣cia do zatoki; nad wod膮 wystawa艂y tylko jej nozdrza i ogromne p艂etwy grzbietowe. Zatrzyma艂a si臋 przed Tul-lem. Mia艂a nos tak wielki, 偶e m艂ody Tcho-Pwi m贸g艂by z powodzeniem zmie艣ci膰 si臋 mi臋dzy jej nozdrzami. W臋偶yca by艂a czarnosre-brzysta, koloru bazaltu i poranka. Krew s膮czy艂a si臋 z jej skrzeli. Kiedy si臋 rozwar艂y Tuli zobaczy艂 ich wn臋trze, podobne do rozga艂臋zionego czerwonego koralu. Skrzela falowa艂y w wodzie, gdy olbrzymia samica stara艂a si臋 z艂apa膰 oddech. Patrzy艂a na Tulla czerwonymi jak krew oczami.

- Nie chc臋 ci zrobi膰 nic z艂ego - powiedzia艂 m艂ody Tcho-Pwi. -Przyby艂em tylko po jaja.

W臋偶yca przygl膮da艂a mu si臋 uwa偶nie du偶ymi, m膮drymi oczami.

- Nie mo偶esz d艂u偶ej strzec ich przede mn膮 - doda艂 m艂odzieniec. -Daj mi je, a ja b臋d臋 ich strzeg艂.

W臋偶owa matka otworzy艂a paszcz臋 i wygi臋艂a grzbiet w ten spos贸b, 偶e jej g艂owa wysun臋艂a si臋 z wody. Kr臋c膮c g艂ow膮, zarycza艂a tak g艂o艣no, 偶e Tuli omal nie og艂uch艂. I, o dziwo, zrozumia艂, co powiedzia艂a:

- Nie mo偶esz ich zabra膰!

Tuli obudzi艂 si臋. Sen wydawa艂 si臋 tak realny, 偶e m艂odzieniec usiad艂, nas艂uchuj膮c g艂osu w臋偶ycy. Dotar艂o jednak do niego tylko westchnienie zst臋puj膮cego wiatru w艣r贸d skalistych pag贸rk贸w na wyspie. Thor wzeszed艂; po jego wielkiej, pomara艅czowej tarczy przemyka艂y zielonkawe burze. Blask jednej z Czerwonych Sond r贸wnie偶 do艂膮czy艂 si臋 do jego po艣wiaty. M艂ody Tcho-Pwi wsta艂 i rozejrza艂 si臋 woko艂o. Wiatr zmiata艂 艣nieg z pobliskiego wzg贸rza. Promienie ksi臋偶yca, odbijaj膮c si臋 od 艣niegu, po艂yskiwa艂y jak miliony 艣wietlik贸w.

Tuli zszed艂 na brzeg i popatrzy艂 na wod臋. Tak, le偶a艂a tam na p艂yci藕nie jedna z wielkich w臋偶owych matek, rzucaj膮c si臋, bliska uduszenia. Rykn臋艂a, ale nie by艂 to ostrzegawczy, pe艂en w艣ciek艂o艣ci okrzyk, lecz przeci膮g艂a, 偶a艂osna skarga.

M艂odzieniec u艣wiadomi艂 sobie, 偶e to w艂a艣nie j 膮 us艂ysza艂 we 艣nie, 偶e to ona zainspirowa艂a jego sen. Zastanawiaj膮c si臋, jak post膮pi艂by w tym wypadku Ayuvah, Tuli pomy艣la艂:

- Na pewno by si臋 nie 艣pieszy艂. M膮偶 z Plemienia Pwi nie poluje na zdobycz, lecz czeka, a偶 zwierz臋 samo mu si臋 odda.

Nast臋pnego ranka odp艂yw zacz膮艂 si臋 przed 艣witem. Tuli wsta艂 wcze艣nie i poszed艂 na brzeg zatoki. My艣la艂, 偶e zastanie w臋偶yc臋 martw膮, ale nigdzie jej nie zobaczy艂. Przyp艂yw okaza艂 si臋 wi臋kszy ni偶 dotychczasowe. M艂odzieniec zrozumia艂, 偶e poziom wody ju偶 si臋 bardziej nie obni偶y. Min膮艂 czas silnych p艂yw贸w.

O wschodzie s艂o艅ca Tuli w臋drowa艂 w艣r贸d ska艂, kalecz膮c stopy. U艣wiadomi艂 sobie, 偶e straci艂 ostatni膮 szans臋 sukcesu. Przemierzy艂 ten pas wybrze偶a co najmniej dwadzie艣cia razy.

Z odleg艂o艣ci o艣miuset metr贸w widzia艂 Scandala i Phylomona brodz膮cych po drugiej stronie cie艣niny. Odp艂yw by艂 niski, wi臋c towarzysze przebyli po艂ow臋 odleg艂o艣ci do wyspy, ale zatrzyma艂y ich wody zatoki, kt贸ra na kilka godzin zamieni艂a si臋 w wielkie jezioro. Jaka艣 w臋偶yca wyskoczy艂a w powietrze. Nie rykn臋艂a jednak ostrzegawczo. Tuli zobaczy艂 strumienie krwi sp艂ywaj膮ce z jej bok贸w. I ta nied艂ugo po偶yje. W ci膮gu trzech ostatnich dni m艂ody Tcho-Pwi zjad艂 tylko jednego kraba. Mia艂 nadziej臋, 偶e znajdzie nast臋pnego. Niebawem zda艂 sobie spraw臋, i偶 bardziej szuka czego艣 do zjedzenia ni偶 jaj w臋偶y morskich. Usi艂owa艂 rozgry藕膰 pomara艅czowe 艣limaki, ale by艂y zanieczyszczone piaskiem i czarnym mu艂em. Oderwa艂 du偶ego ma艂偶a od ska艂y i pr贸bowa艂 rozewrze膰 jego niebieskoczarn膮 muszl臋. Kiedy to mu si臋 nie uda艂o, podszed艂 do p贸艂ki skalnej, gdzie wisia艂o p贸艂 tuzina purpurowych rozgwiazd i zielonych anemon贸w, i zacz膮艂 w ni膮 uderza膰 muszl膮.

Ku jego zdumieniu ska艂a ugi臋艂a si臋. Cofn膮艂 r臋k臋 i spojrza艂 na ni膮. Chocia偶 by艂a czarna jak bazalt, mia艂a nieco inn膮 struktur臋. Tuli dotkn膮艂 jej r臋k膮, popchn膮艂 i ponownie obni偶y艂a si臋 pod naciskiem. Podni贸s艂 zatem p艂at dziwacznej substancji i zobaczy艂, i偶 jest przymocowana do prawdziwej ska艂y jak g膮bka. Wyci膮gn膮艂 z pochwy d艂ugi n贸偶, rozci膮艂 sk贸rzast膮 powierzchni臋 i wydoby艂 z niej zlepione w lepk膮 mas臋 jaj a.

Ta galaretowata bry艂a mia艂a oko艂o trzech i p贸艂 metra d艂ugo艣ci, sze艣膰dziesi膮t centymetr贸w szeroko艣ci i trzydzie艣ci grubo艣ci. Kiedy m艂odzieniec lepiej jej si臋 przyjrza艂, zauwa偶y艂, 偶e zawiera setki jaj, ka偶de wielko艣ci cebuli, kt贸r膮 Ayuvah uprawia艂 w swoim ogrodzie. Porasta艂y j膮 wodorosty, by艂a obsypana rozgwiazdami, 艣limakami i a-nemonami, kt贸re wygl膮da艂y tak, jakby prze偶y艂y tu ca艂e 偶ycie. Tuli wyda艂 okrzyk triumfii i zacz膮艂 wyci膮ga膰 w臋偶owe jaja. Znalaz艂 na spodzie co艣 w rodzaju sznura, d艂ugie czarne pasmo, kt贸rym zlepiona masa by艂a przymocowana do ska艂y. Rozci膮艂 je, wyci膮gn膮艂 jaja na 艣wiat艂o s艂o艅ca. Czarna bry艂a by艂a ci臋偶ka, wa偶y艂a oko艂o trzystu pi臋膰dziesi臋ciu kilogram贸w. Tuli musia艂 wyt臋偶y膰 wszystkie si艂y, by ruszy膰 j膮 z miejsca.

Z ka偶dego jaja patrzy艂o na niego oko wielko艣ci dziecinnej pi膮stki. Widzia艂 pulsuj膮ce serca male艅kich w臋偶yk贸w. Krzykn膮艂 z rado艣ci, zerwa艂 z ramion p艂aszcz i pomacha艂 nim z daleka do Phylomona i Scandala. Byli jednak za daleko i mimo i偶 dawa艂 im znaki, nadal poruszali si臋 z trudno艣ci膮 po ska艂ach, kieruj膮c si臋 w stron臋 wybrze偶a.

Tuli chwyci艂 galaretowat膮 mas臋 i zacz膮艂 ci膮gn膮膰 j膮 do g贸ry, poc膮c si臋 z wysi艂ku. Musi ocali膰 sw贸j skarb, bo wkr贸tce zacznie si臋 przyp艂yw. W odleg艂o艣ci kilkudziesi臋ciu metr贸w od brzegu jedna z w臋偶yc wyskoczy艂a w powietrze. Ziemia zadr偶a艂a, gdy zwierz臋 run臋艂o w d贸艂 z wielkim pluskiem.

Tuli nie zwracaj膮c na nic uwagi, ci膮gn膮艂 zdobycz, gdy nagle nast膮pi艂 po raz drugi wybuch s艂upa wody. W臋偶yca wygramoli艂a si臋 na brzeg; najwyra藕niej chcia艂a 艣ciga膰 z艂odzieja jaj. Mia艂a oko艂o sze艣ciu i p贸艂 metra wysoko艣ci, jej p艂etwy by艂y tej samej wielko艣ci. Powoli czo艂ga艂a si臋 mi臋dzy g艂azami, jakby pr贸bowa艂a w臋chem odnale藕膰 drog臋, odpychaj膮c si臋 przednimi pazurzastymi p艂etwami. Jej twarde jak 偶elazo 艂uski zgrzyta艂y o kamienie. Tuli zacz膮艂 wlec galaretowat膮 mas臋 najszybciej jak m贸g艂. Wyt臋偶aj膮c wszystkie si艂y, zaci膮gn膮艂 j膮 do po艂owy zbocza. Potem odwr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 za siebie. Wielka w臋偶owa matka ugrz臋z艂a. Cho膰 by艂a bardzo silna, nie mog艂a przepchn膮膰 swego ogromnego cia艂a przez ska艂y. Le偶a艂a na ziemi z otwartymi szeroko skrzelami, dysz膮c ci臋偶ko. Tuli dotar艂 na szczyt urwiska, ustawi艂 艂贸dk臋 we w艂a艣ciwej pozycji i w艂o偶y艂 do niej swoje brzemi臋. Sta艂 艂api膮c oddech, z wysi艂ku kr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie. Otar艂 pot z twarzy. Spojrza艂 w d贸艂, by zobaczy膰, czy w臋偶yca podpe艂z艂a bli偶ej. Zobaczy艂, 偶e nie 偶yje.

Kiedy rozpocz膮艂 si臋 przyp艂yw, Tuli zaci膮gn膮艂 艂贸dk臋 na brzeg morza i zala艂 jaja s艂on膮 wod膮.

Tamtej nocy powietrze zn贸w si臋 ociepli艂o i nape艂ni艂o zapachem mokrego 艣niegu. Tcho-Pwi czuwa艂 przez ca艂膮 noc, pragn膮c jak najpr臋dzej wyp艂yn膮膰 na morze, ale daremnie wyczekiwa艂 dogodnej sposobno艣ci. W臋偶e morskie rzuca艂y si臋 w wodzie, rycz膮c z b贸lu i gniewu. W nocnej ciszy s艂ysza艂 ich gromkie g艂osy i 偶a艂owa艂, 偶e nie rozumie, co m贸wi膮.

Jak Ayuvah urz膮dzi艂by to polowanie, zapyta艂 si臋 w duchu. Przyjaciel opowiedzia艂 mu kiedy艣, jak jego ojciec przekona艂 pewnego nied藕wiedzia, 偶eby nie przychodzi艂 do ich domu, przemawiaj膮c do niego. Tuli zszed艂 wi臋c nad morze i wrzuci艂 do wody pi臋膰 kamyczk贸w, 偶ycz膮c w臋偶ycom spokoju.

- Przyby艂em po wasze jaja i znalaz艂em je - powiedzia艂 duchom w臋偶y. - Jestem m臋偶em z plemienia Pwi i nie chc臋 was skrzywdzi膰. -Sta艂, odprowadzaj膮c wzrokiem ka偶dy kamyk, obserwowa艂 zmarszczki na wodzie, i m贸wi艂 w my艣li s艂owa do w臋偶owych matek: Na wschodzie, w pobli偶u mojego domu, wszyscy wasi wsp贸艂plemie艅cy wygin臋li. Chc臋 zabra膰 tam wasze dzieci, da膰 im nowe 偶ycie z dala od bestii, kt贸re po偶eraj膮 wasze skrzela. One dorosn膮 i b臋d膮 silne. Wiem, 偶e s膮 rzeczy, jak mi艂o艣膰, kt贸rej nie mo偶na wzi膮膰, tylko da膰. Prosz臋, 偶eby艣cie odda艂y mi pod opiek臋 jaja zmar艂ej matki. - Tuli ws艂ucha艂 si臋 w g艂osy w臋偶yc i ponownie przekazywa艂 im w milczeniu swoj膮 pro艣b臋: Prosz臋, oddajcie mi je. Nie chc臋 was skrzywdzi膰. Wkr贸tce jednak gniew zago艣ci艂 w jego sercu, poniewa偶 nie m贸g艂 si臋 z nimi porozumie膰. - Je偶eli mi ich nie dacie dobrowolnie, b臋d臋 musia艂 je ukra艣膰. A je艣li spr贸bujecie je odebra膰, zabij臋 was, gdy uznam to za konieczne - doda艂.

Urwa艂, nas艂uchuj膮c. W morzu w臋偶e mrucza艂y co艣 do siebie. Ogarn膮艂 go taki spok贸j, jaki by艂 mo偶liwy w tej trudnej sytuacji. Mo偶e mnie nie pos艂uchaj膮, pomy艣la艂, ale przynajmniej zrobi艂em wszystko, co w mojej mocy.

P贸藕no w nocy, kiedy fale znowu si臋 cofn臋艂y, a Thor po偶eglowa艂 na zach贸d, Tuli zaci膮gn膮艂 po 艣niegu 艂贸dk臋 w g艂膮b l膮du poza zatok臋, i cicho spu艣ci艂 j膮 na wod臋. P贸藕niej lekko odepchn膮艂 szklan膮 艂upin臋 od brzegu i nie wios艂owa艂 przez godzin臋, tylko siedzia艂 spokojnie, pozwalaj膮c, by pr膮d ni贸s艂 go tam, dok膮d zechce.

Morze by艂o spokojne jak jezioro, nie muska艂 go nawet najl偶ejszy podmuch. Fale d艂ugo ko艂ysa艂y Tulla. Z wysi艂kiem unosi艂 powieki, staraj膮c si臋 nie zasn膮膰. R臋ce mu zmarz艂y w zimnym powietrzu. Czu艂 si臋 niedotykalny, jakby p艂yn膮艂 we 艣nie. Obudzi艂 si臋 nagle o wschodzie s艂o艅ca. Jak d艂ugo spa艂? Znajdowa艂 si臋 o jakie艣 sto dwadzie艣cia metr贸w od wyspy, dryfuj膮c na wsch贸d.

Wzi膮艂 jedyne wios艂o, wsta艂 i zacz膮艂 ostro偶nie wios艂owa膰. Wios艂o zgrzyta艂o cicho w dulce. Dlatego od czasu do czasu przestawa艂 wios艂owa膰, a 艂贸dka si艂膮 rozp臋du 艣lizga艂a si臋 po niewielkich falach. Bezimienny p贸艂wysep wrzyna艂 si臋 w morze, ocieniaj膮c wod臋. Dopiero kiedy Tuli przeby艂 trzy czwarte cie艣niny dziel膮cej go od kontynentu, pad艂y na niego promienie s艂o艅ca.

M艂ody Tcho-Pwi pr贸bowa艂 sobie wyobrazi膰, jak wygl膮da jego 艂贸d藕 spod wody - czarny przedmiot na powierzchni oceanu, o艣wietlony z ty艂u z艂otym blaskiem. Poczu艂 si臋 nieswojo i zobaczy艂, 偶e cienie rzucane przez p贸艂wysep znajduj膮 si臋 tylko w odleg艂o艣ci dwustu metr贸w. Uzna艂, 偶e tam b臋dzie bezpieczniej. Zanurzy艂 wios艂o w wodzie i pomkn膮艂 w stref臋 cienia. Nagle woda unios艂a si臋 pod 艂贸dk膮, kt贸ra zsun臋艂a si臋 do ty艂u, w momencie kiedy srebrzysta wie偶a wystrzeli艂a ku niebu w bryzgach wody. Tuli podni贸s艂 oczy i zobaczy艂, 偶e spada na niego olbrzymi wa偶. By艂 jednak tak zm臋czony i tak bardzo bola艂y go oczy, 偶e wcale si臋 tym nie przej膮艂. Zrozumia艂, 偶e w臋偶yca zmia偶d偶y jego 艂贸dk臋. Nie czu艂 偶alu, 偶e umrze. Odejd臋 teraz do Domu Popio艂贸w, pomy艣la艂. A jednak nie chcia艂 zrezygnowa膰 ze swojej misji. Chwyci艂 galaretowat膮 bry艂臋 z setkami w臋偶owych jaj, zamierzaj膮c pop艂yn膮膰 do brzegu.

W臋偶yca padaj膮c przewr贸ci艂a si臋 na bok, rozczapierzaj膮c pazury na p艂etwie piersiowej. M艂odzieniec zda艂 sobie spraw臋, 偶e zaraz zginie. Nagle jakie艣 艣wiat艂o pad艂o na niego od strony w臋偶owej matki. Tuli us艂ysza艂 g艂臋boki wewn臋trzny j臋k - taki sam jak te, kt贸re rozbrzmiewa艂y z beczki Scandala nad Rzek膮 Siedmiu Potwor贸w -i w ko艅cu zrozumia艂, co znacz膮 wypowiedziane w ten spos贸b s艂owa.

- Ty i ja jeste艣my murem - powiedzia艂a ciep艂o w臋偶yca. - Teraz sta艂e艣 si臋 jednym z nas.

- Tak - odpar艂 Tuli i poczu艂 nap艂ywaj膮c膮 od niej fal臋 ciep艂a, niemal pieszczot臋.

- Oboje chronimy ma艂e stworzenia 偶yj膮ce na tym 艣wiecie - m贸wi艂a dalej olbrzymia samica.

Tuli zastanowi艂 si臋 nad jej s艂owami, przypomnia艂 sobie, jak oszala艂 z gniewu, gdy znalaz艂 Wayana w kajdanach, jak zabi艂 Poddanego przy Nad膮sanych Bo偶kach, kiedy tamten roztrzaska艂 g艂贸wk臋 dziecka.

- Tak - odrzek艂 lakonicznie.

Wyczu艂 ciekawo艣膰 w臋偶ycy, zda艂 sobie spraw臋, 偶e chcia艂a w pe艂ni zrozumie膰, co ten niezwyk艂y Pwi zamierza zrobi膰 z jajami jej zmar艂ej siostry, a jednak o nic go nie zapyta艂a. Pozwoli艂a mu zachowa膰 prywatno艣膰.

- Nie boisz si臋 mnie - stwierdzi艂a lekkim tonem, jakby 偶artowa艂a.

- Nie - odpar艂 Tuli. A potem 艣wiat艂o zgas艂o i zobaczy艂, 偶e wielka w臋偶owa matka zn贸w spada w stron臋 艂odzi. W ostatniej chwili skr臋ci艂a w powietrzu. Padaj膮c, tak wzburzy艂a morze, 偶e omal nie wywr贸ci艂a szklanej 艂upiny. M艂odzieniec z ca艂ej si艂y uchwyci艂 si臋 burty i czeka艂. Woda szybko sp艂yn臋艂a, a 艂贸d藕 zacz臋艂a wirowa膰. Kiedy znieruchomia艂a, Tuli popatrzy艂 ze zdumieniem na fale. Nigdzie nie widzia艂 w臋偶ycy, a jednak s艂ysza艂 jej j臋ki, czu艂, 偶e go obserwuje. Nie, ona czuwa nade mn膮, pomy艣la艂 i ogarn膮艂 go wielki spok贸j. Tak w艂a艣nie by膰 powinno. Wyczuwa艂 jej obecno艣膰, jakby 艂膮czy艂a ich d艂uga p臋powina. Zrozumia艂 wreszcie, co Chaa mia艂 na my艣li m贸wi膮c o wi臋ziach. Olbrzymia w臋偶yca i Tuli byli jedno艣ci膮. Ona jest moj膮 Zwierz臋c膮 Przewodniczk膮, pomy艣la艂.

S艂ysza艂 o atrybutach wielu Zwierz臋cych Przewodnik贸w: o pracowito艣ci nied藕wiedzia, ponurej determinacji wilka, czujno艣ci soko艂a. Ka偶dy z nich mia艂 swoje kr贸lestwo, ka偶dy uczy艂 czego艣 innego. Ale jakie s膮 atrybuty wielkiej w臋偶owej matki? I czego mo偶e mnie nauczy膰 moja Przewodniczka, zapyta艂 si臋 w duchu.

Wsta艂 i zacz膮艂 wios艂owa膰 cicho, lecz szybko. Czu艂 si臋 bardzo dziwnie, opad艂 z si艂. Zastanawia艂 si臋, czy w臋偶yca mu si臋 tylko przywidzia艂a. Jego ubranie ocieka艂o jednak wod膮. Zreszt膮 wyczuwa艂 obecno艣膰 znajomej w臋偶owej matki prze艣lizguj膮cej si臋 nad dnem oceanu.

Kiedy Tuli dotar艂 na brzeg kontynentu, morsy i foki rozproszy艂y si臋, ust臋puj膮c 艂贸dce z drogi. Scandal i Phylomon wybiegli mu na spotkanie.

- Na boskie wrzody, ch艂opcze, my艣la艂em, 偶e koniec z tob膮! - powiedzia艂 Scandal.

Tuli u艣miechn膮艂 si臋 lekko.

- Mam jaja w臋偶y morskich - rzek艂 skromnie. Phylomon ju偶 by艂 w 艂贸dce i je ogl膮da艂.

- Masz ich chyba z tysi膮c, mo偶e dwa tysi膮ce. S艂ysza艂em, 偶e w臋偶yce sk艂adaj膮 ich wi臋cej, gdy liczba w臋偶y si臋 zmniejsza. Nigdy jednak nie przypuszcza艂em, 偶e zdob臋dziesz a偶 tyle. To wszystko, to jedna bry艂a zlepionych jaj w臋偶y morskich? - Phylomon dotkn膮艂 ukrytego w jaju ciemnego oka.

- Tak - potwierdzi艂 Tuli.

- My艣la艂em, 偶e b臋d膮 br膮zowe, ale wygl膮da na to, i偶 tak jak w臋偶e, przybieraj膮 kolor pobliskich ska艂. Wyci膮gnijmy 艂贸dk臋 na brzeg, w艂贸偶my na w贸z. Minie tydzie艅, zanim wydostaniemy si臋 poza cie艣niny, a im wi臋cej nam to zajmie czasu, tym bardziej realna stanie si臋 gro藕ba, 偶e te z takim trudem zdobyte jaja wyschn膮. Odje偶d偶amy za dwie godziny.

Tuli spojrza艂 na swoj膮 zdobycz.

- A ile czasu zabra艂aby podr贸偶 艂odzi膮?

- P贸艂 dnia - odpar艂 Phylomon.

- W takim razie pop艂yniemy - odpar艂 Tuli. Gwiezdny 呕eglarz popatrzy艂 na niego ze zdziwieniem. - To nie przypadek, 偶e tamta w臋偶yca mnie nie po偶ar艂a. W臋偶e morskie s膮 moimi Zwierz臋cymi Przewodnikami. Nie stan膮 nam na drodze.

- Wi臋c to dlatego Chaa ci臋 wys艂a艂! - zdumia艂 si臋 Phylomon. -Tylko ty mo偶esz z艂apa膰 w臋偶e! Od czasu Terrazina, Pogromcy Smok贸w, 偶aden Pwi nie wzi膮艂 sztucznie stworzonego zwierz臋cia na swego Zwierz臋cego Przewodnika!

- Nie zmusisz mnie, 偶ebym p艂yn膮艂 艂odzi膮 po tych roj膮cych si臋 od w臋偶y wodach! - zastrzeg艂 si臋 Scandal.

- Ja i tak si臋 st膮d nie rusz臋 - odpar艂 Phylomon. - Musz臋 przewie藕膰 moich ludzik贸w na po艂udnie, w bezpieczniejsze miejsce. S膮dz臋, 偶e zabierze mi to osiem tygodni. Potem mog臋 wr贸ci膰 do Smilodon Bay.

- Osiem tygodni! Zostaniemy tu przez ca艂膮 zim臋! -j臋kn膮艂 Scandal.

- Wybieraj - rzek艂 Phylomon. - Mo偶esz pop艂yn膮膰 z Tullem albo zosta膰 ze mn膮.

Scandal spojrza艂 na obu.

- Musz臋 pilnowa膰 swojego interesu! Nie mog臋 tu pierdzie膰 przez ca艂膮 zim臋! Lepiej chod藕 do obozu i przegry藕 co艣, zanim odp艂yniemy, Tullu - powiedzia艂 ober偶ysta, wdrapuj膮c si臋 na brzeg, sapi膮c i mrucz膮c co艣 pod nosem.

Tuli zaspokoi艂 g艂贸d sucharami i pieczenia, a potem uci膮艂 sobie kr贸tk膮 drzemk臋. Kiedy si臋 obudzi艂, Scandal ju偶 za艂adowa艂 艂贸dk臋. Poda艂

Tullowi ma艂e zawini膮tko okr臋cone kr贸licz膮 sk贸r膮. By艂y tam no偶e i naszyjniki Ayuvaha, lalka z trzciny oraz kawa艂ek jaskrawoniebieskiego jedwabiu ukradzionego ze sznura na przedmie艣ciach Denai.

- Oddaj to 偶onie Ayuvaha - upomnia艂 go Scandal.

- My艣la艂em, 偶e pop艂yniesz ze mn膮 - odezwa艂 si臋. Tuli. Scandal spojrza艂 ze strachem na ocean.

- Nie mog臋 - rzek艂. - Wkr贸tce wr贸c臋. Najp贸藕niej w 艣rodku zimy. W艂o偶y艂em twoj膮 zap艂at臋 do 艂odzi. Trzy stalowe or艂y za dzie艅 oraz niewielka dop艂ata.

Tuli roze艣mia艂 si臋. Nie my艣la艂 o zarobkach. U艣cisn膮艂 grubasa na po偶egnanie.

- Masz mn贸stwo jedzenia w 艂贸dce - doda艂 Scandal. - Phylomon uwa偶a, 偶e dop艂yniesz do domu w ci膮gu dziesi臋ciu dni. Tutejsze wiatry s膮 silne, wi臋c nie b臋dziesz mia艂 k艂opot贸w, ale mo偶e b臋dziesz musia艂 przeczeka膰 sztorm. Da艂em ci do艣膰 prowiantu na dwadzie艣cia nocy. Uwa偶aj na czarne 偶agle.

- Nic mi nie b臋dzie - odpar艂 Tuli. Zszed艂 do 艂odzi i znalaz艂 tam Phylomona mocz膮cego jaja w臋偶y w wodzie.

- Pami臋taj, 偶eby zawsze by艂y mokre - uprzedzi艂 go Gwiezdny 呕eglarz. - Przykrywaj je mokrym kocem za dnia i wk艂adaj do wody w nocy. Kiedy dop艂yniesz do Smilodon Bay, za艂aduj du偶y worek kamieniami, przywi膮偶 do niego jaja i wrzu膰 ca艂o艣膰 do g艂臋bokiej wody.

Tuli skin膮艂 g艂ow膮, u艣cisn膮艂 Phylomona.

- Wr贸cisz do Smilodon Bay?

- Wr贸c臋 wczesn膮 wiosn膮 - odpar艂 Gwiezdny 呕eglarz. - Pop艂yn臋 na p贸艂noc, poza Bashevgo, by zabi膰 Stw贸rc贸w. Przyda mi si臋 pomoc. Mo偶e znasz par臋 porz膮dnych, godnych zaufania os贸b?

Tuli przypomnia艂 sobie szare ptaki, przera偶aj膮ce pijawki w偶eraj膮ce si臋 w m贸zgi ofiar. Tamte bestie mog膮 czeka膰 na Phylomona, 偶eby go zabi膰 albo zgotowa膰 mu jeszcze gorszy los.

- Na wiosn臋? - spyta艂.

- Najdalej za dziesi臋膰, dwana艣cie tygodni.

- Znam par臋 porz膮dnych os贸b. - Tuli skin膮艂 g艂ow膮. Zepchn膮艂 艂贸dk臋 na morze, ustawi艂 偶agiel i pomacha艂 na po偶egnanie Phylomonowi i Scandalowi.

P艂yn膮c teraz ju偶 nie niepokoi艂 si臋 pluskiem wody o burty. Us艂ysza艂 g艂osy w臋偶yc, rozmawiaj膮cych w dole, wyczu艂 ich obecno艣膰 i poczu艂 si臋 lepiej. Wieczorem min膮艂 ostatnie ska艂y Cie艣nin Zerai, zobaczy艂 Bashevgo z zamkami z czarnego bazaltu, pirackie statki o czarnych 偶aglach w porcie i pi臋膰set legendarnych armat zwr贸conych ku morzu. Dostrzeg艂 z艂ocisty b艂ysk dzia艂 laserowych na wzg贸rzu. Tr贸j-masztowy szkuner wyp艂yn膮艂 za nim w po艣cig. Zbli偶a艂 si臋 szybko. Tuli szepn膮艂 ze strachem do swoich Zwierz臋cych Przewodniczek: Jeste艣my murem, wy i ja. Jeste艣my murem.

Samotna w臋偶yca wynurzy艂a si臋 z wody i p艂yn臋艂a obok jego 艂贸dki. Wida膰 by艂o tylko jej nos i p艂etwy grzbietowe. Kapitan pirackiego statku natychmiast zawr贸ci艂 do Bashevgo, omijaj膮c z daleka 偶agl贸wk臋. Pomara艅czowa tarcza Thora wytoczy艂a si臋 na niebo. Wia艂 pomy艣lny wiatr, Tuli p艂yn膮艂 wi臋c jeszcze przez jaki艣 czas w ksi臋偶ycowym blasku, a potem zarzuci艂 na noc kotwic臋 w jakiej艣 zatoczce, po艂o偶y艂 si臋 na dnie 艂odzi. Morze uko艂ysa艂o go do snu.

D艂ugo rozmy艣la艂 o domu. My艣la艂 o tym, jak Wisteria go zdradzi艂a i jak potem ostrzeg艂a przed burmistrzem. Garamon zawsze mia艂 silny charakter. Mieszka艅cy miasta m贸wili, 偶e jest pot臋偶ny i naprawd臋 bali si臋 Garamona i jego braci. Nie by艂 to wielki strach, wywiera艂 jednak pewien niedostrzegalny wp艂yw: na przyk艂ad sprawi艂, 偶e czuli si臋 zmuszeni tolerowa膰 w mie艣cie stegozaura nale偶膮cego do burmistrza. Tak, nawet 偶ycie w Smilodon Bay opiera艂o si臋 na delikatnych jak paj臋czyna strukturach strachu. Ta obserwacja zaskoczy艂a Tulla, gdy偶 nigdy dot膮d nie por贸wnywa艂 艂agodnych mieszka艅c贸w swego rodzinnego miasta z kraalskimi w艂a艣cicielami niewolnik贸w. My艣la艂 o tym, co zrobi po powrocie. Zastanawia艂 si臋, czy powinien stawi膰 czo艂o Garamonowi, opowiedzie膰 ziomkom o tym, co si臋 wydarzy艂o. Nie b臋dzie jednak mia艂 na to dowod贸w. Lepiej obserwowa膰 burmistrza potajemnie.

Tuli przypomnia艂 sobie, 偶e b臋dzie musia艂 odda膰 Etanai zawini膮tko z rzeczami Ayuvaha. Wyobrazi艂 sobie, 偶e podaje lalk臋 i materia艂 Savie i Etanai, dary od nie 偶yj膮cego ojca i m臋偶a. Po tym wszystkim, co go spotka艂o podczas wyprawy do Kraalu, ta czynno艣膰 b臋dzie chyba najtrudniejsza do zniesienia.

Trzyna艣cie dni p贸藕niej dotar艂 do Wid贸w Rock, nie zauwa偶ywszy innego czarnego 偶agla, tam skr臋ci艂 na zach贸d i pop艂yn膮艂 fiordami a偶 do Smilodon Bay, szerokim szlakiem wodnym, gdzie tu偶 nad wod膮 ros艂y sekwoje. Po mro藕nej zimie na pomocy powietrze wydawa艂o mu si臋 niezwykle ciep艂e jak na t臋 por臋 roku, a przyp艂ywy niskie. Przybi艂 do zalesionego brzegu w pobli偶u jakiego艣 osuwiska, przywi膮za艂 艂贸dk臋 do wystaj膮cych z wody korzeni przewr贸conej sekwoi. Potem rozwin膮艂 偶agiel, po艂o偶y艂 go na ziemi, nape艂ni艂 kamieniami i zwi膮za艂 tak, by utworzy艂 co艣 w rodzaju worka. Wszed艂 na pie艅 tej sekwoi, przywi膮za艂 do worka czarn膮 lin臋 wystaj膮c膮 z galaretowatej bry艂y zlepionych jaj i zepchn膮艂 wszystko do wody, a potem sam tam wskoczy艂. Trzymaj膮c si臋 worka zaczeka艂, a偶 ci臋偶kie g艂azy poci膮gn膮 go w g艂膮b. Zanurzywszy si臋 na trzyna艣cie metr贸w, nadal nie widzia艂 dna. Pu艣ci艂 wi臋c 偶agiel i patrzy艂, jak unosi jaja w臋偶y morskich w mroczne g艂臋biny. Podp艂yn膮艂 do swojej 艂贸dki i wykorzystuj膮c przyp艂yw, powios艂owa艂 do miasta.

Niebo by艂o szare, zachmurzone i pada艂 drobny deszcz. Tuli z zaskoczeniem stwierdzi艂, 偶e nikt nie wita go w porcie, cho膰 s艂upy dym贸w unosi艂y si臋 z komin贸w ku niebu: gospodynie przyrz膮dza艂y posi艂ek. Bior膮c pod uwag臋 kiepsk膮 pogod臋 i por臋 dnia - by艂 wczesny ranek - Tcho-Pwi uzna艂, 偶e wszyscy musz膮 by膰 w domach. Wy艂adowa艂 艂贸d藕, zwi膮za艂 zapasow膮 odzie偶 w jeden tobo艂ek razem z tarcz膮, pancerzem i mieczem z benbowskiego szk艂a. Spojrza艂 na zawini膮tko z rzeczami Ayuvaha.

Chwyci艂 oba pakunki, zarzuci艂 na ramiona. Postanowi艂 najpierw p贸j艣膰 do ober偶y "Pod ta艅cz膮cym ksi臋偶ycem", powiedzie膰 wszystkim, 偶e Scandal wr贸ci za kilka tygodni i zdoby膰 papier, by zawin膮膰 prezenty dla Savy i Etanai.

Szed艂 ulicami miasta, kt贸re pozornie wcale si臋 nie zmieni艂o - widzia艂 te same stare, kamienne budynki przechylone w r贸偶ne strony na rozpadaj膮cych si臋 fundamentach; pawie ucieka艂y mu z drogi, kiedy zbli偶a艂 si臋 do ober偶y. Ale co艣 by艂o nie tak.

Spojrza艂 w d贸艂 alei, gdzie po raz pierwszy jako ma艂y ch艂opiec dotkn膮艂 piersi Wisterii. Poczu艂 tylko smutek, a nie podniecenie m艂odo艣ci. Wszed艂 na wzg贸rze, kieruj膮c si臋 w stron臋 ponurej dzielnicy, z kt贸rej uciek艂 w dzieci艅stwie, gdzie kwea strachu je偶y艂o mu w艂oski na karku. Ale ten strach by艂 zat臋ch艂y jak stare piwo. Szed艂 przez Smilodon Bay i cho膰 nic si臋 tu nie zmieni艂o, nie by艂o tu ju偶 tak samo.

Kilkoro dzieci toczy艂o beczk臋 na ulicy. Zatrzyma艂y si臋, by przyjrze膰 si臋 Tullowi. By艂 pewny, 偶e podnios膮 krzyk, opowiedz膮 wszystkim o jego powrocie, ale 偶adne si臋 nie odezwa艂o. Wtedy Tuli zorientowa艂 si臋, 偶e nie patrz膮 na niego. Wpatrywa艂y si臋 tylko w jego czerwony jak krew p艂aszcz, kt贸ry zabra艂 zabitemu Bratu Mieczowemu.

Na szczycie wzg贸rza, przed gankiem ober偶y, sta艂a beczka z zeschni臋tym krzakiem r贸偶y. Ma艂y, odziany w 艂achmany niewolnik skuli艂 si臋 obok beczki. Tuli zdziwi艂 si臋, co ten Poddany tutaj robi, z dala od niewolniczych klatek Denai, od Okanjar贸w z Wielkiego Pustkowia. Kiedy jednak m艂odzieniec podszed艂 bli偶ej, ch艂opiec podni贸s艂 na niego oczy i zawo艂a艂:

- Tullu! Tullu!

Tuli spojrza艂 na dziecko i zda艂 sobie spraw臋, 偶e to jest Wayan, 偶e pomyli艂 swojego brata z niewolnikiem. Rzuci艂 baga偶e, podni贸s艂 Wayana do g贸ry. Brat obj膮艂 go za szyj臋. 呕elazne obr臋cze o ostrych kraw臋dziach wpi艂y si臋 w brzuch Tulla. M艂ody Tcho-Pwi dotkn膮艂 kajdan r臋kami, przypomnia艂 sobie cie艅 Cz艂owieka-Mastodonta. Jego dzieci艅stwo by艂o tak przera偶aj膮ce, 偶e teraz nie m贸g艂 znale藕膰 w zakamarkach pami臋ci nawet jednego przyjemnego wspomnienia. G艂ucha w艣ciek艂o艣膰 艣cisn臋艂a go za gard艂o, zap艂on臋艂a w piersi. No, nareszcie jestem w domu, pomy艣la艂. Przynajmniej to jedno pozosta艂o nie zmienione.

Zarz膮dca ober偶y wybieg艂 na ulic臋 i zawo艂a艂:

- Wr贸ci艂e艣! - Potem rozejrza艂 si臋 nerwowo i zapyta艂: - Czy Scandal jest z tob膮?

- Wr贸ci za osiem tygodni.

- Och, to dobrze! - odpar艂 zarz膮dca ocieraj膮c pot z czo艂a. - Tyle rzeczy musz臋 przygotowa膰 do jego powrotu! Mam mn贸stwo roboty! - Tuli zastanowi艂 si臋, w jaki spos贸b zarz膮dca nadrobi p贸艂roczne op贸藕nienie w osiem tygodni. Poda艂 mu zawini膮tko Ayuvaha.

Prostytutki i s艂u偶ebne wysz艂y na zewn膮trz.

- Z艂apali艣cie du偶o w臋偶y? - spyta艂a jaka艣 prostytutka.

- Ponad tysi膮c - odpar艂 cicho Tuli. - Jaja s膮 w zatoce. - Jaka艣 s艂u偶ebna zaklaska艂a w r臋ce i wszyscy zacz臋li g艂o艣no m贸wi膰. Tuli poklepa艂 zawini膮tko.

- Zawi艅 w papier lalk臋 i jedwab - powiedzia艂 do zarz膮dcy. - Wr贸c臋 za kilka minut.

Otworzy艂 sw贸j baga偶, wyj膮艂 szklany miecz. Przesun膮艂 palcami po czarnym pancerzu Brata Mieczowego, uzna艂 jednak, 偶e nie b臋dzie go potrzebowa艂. Podni贸s艂 drewnian膮 tarcz臋 pomalowan膮 w zielono-br膮zowe pasy.

- Popilnujecie tu Wayana przez chwil臋! - rozkaza艂. - Zatrzymajcie go w 艣rodku.

Kilka ulic dalej kto艣 zawo艂a艂, 偶e Tuli wr贸ci艂, a jeden z kucharzy Scandala doda艂, i偶 w臋偶e s膮 w zatoce. Mieszka艅cy Smilodon Bay wybiegli z dom贸w, by zobaczy膰, czy to prawda.

Tuli tymczasem skierowa艂 si臋 w stron臋 ponurej dzielnicy, do domu swego ojca.

Czu艂 si臋 jak ryba p艂yn膮ca w strumieniu, a mieszka艅cy miasta stanowili jakby wod臋. Zgromadzili si臋 wok贸艂 Tulla, zagadywali go, chcieli, 偶eby z nimi porozmawia艂, ale on mija艂 ich tylko bez s艂owa.

U podn贸偶a tak dobrze znajomego wzniesienia, za ober偶膮 zobaczy艂 dom Jenksa i jak zwykle nad tym miejscem pociemnia艂e niebo. Czu艂 emanuj膮ce stamt膮d z艂o, zimno i zgnilizn臋. Zawsze tam by艂y, jakby Adjonai mieszka艂 w cha艂upie Jenksa. Tak, powiedzia艂 sobie Tuli, nareszcie jestem w domu.

Jego matka otworzy艂a frontowe drzwi i wybieg艂a na ulic臋 wo艂aj膮c:

- Czy to prawda? Ju偶 wr贸ci艂e艣? - Ale Tuli spojrza艂 poza ni膮.

- Niech ci臋 diabli wezm膮, Jenksie Genecie! Wyjd藕 przed dom! Przyszed艂em ci臋 zabi膰, tak jak obieca艂em! - zawo艂a艂 g艂o艣no. Stara Neandertalka podnios艂a oczy na syna i krzykn臋艂a:

- Nie! Nie! Nie pope艂niaj tego z艂ego uczynku! To bardzo z艂y uczynek! -Podbieg艂a do Tulla, by go dotkn膮膰. Wydawa艂o si臋, 偶e chwytaj膮c syna za koszul臋, chce go zmusi膰 do pos艂usze艅stwa. Nagle zatrzyma艂a si臋 w p贸艂 kroku. Spojrza艂a Tullowi w oczy.

- Thea! - krzykn臋艂a, cofaj膮c si臋, rozejrza艂a si臋 wok贸艂 gor膮czkowo, jakby szukaj膮c ocalenia. Przebieg艂a obok syna, kieruj膮c si臋 na wzg贸rze. My艣li, 偶e jestem 艣wi臋ty i kieruj臋 si臋 tylko emocjami, uzmys艂owi艂 sobie Tuli.

A jednak czu艂, 偶e to prawda. Phylomon powiedzia艂 kiedy艣, 偶e Tcho-Pwi s膮 now膮 ras膮, kt贸ra mo偶e my艣le膰 zar贸wno sercem, jak i umys艂em, istotami, kt贸re staraj膮 si臋 znale藕膰 r贸wnowag臋 wewn臋trzn膮. Tuli zastanowi艂 si臋, czy w艂a艣nie tego nie osi膮gn膮艂. Zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e r臋ce mu si臋 trz臋s膮, a kolana dr偶膮. Na pewno by艂 w艣ciek艂y. Ale umys艂 mia艂 jasny, spokojny. Rozs膮dek nakazywa艂 mu zabi膰 Jenksa. Gwiezdny 呕eglarz na pewno zrozumie pobudki, kt贸re powodowa艂y Tullem.

T艂um gapi贸w zgromadzi艂 si臋 za nim; kto艣 przycisn膮艂 si臋 do jego plec贸w. Nie patrz膮c odepchn膮艂 go.

Jenks stan膮艂 w drzwiach i spojrza艂 w g贸r臋 zbocza, na Tulla.

- Wi臋c to ju偶 do tego dosz艂o, co?! - rzuci艂 drwi膮cym tonem. -Zawsze by艂o z ciebie takie g贸wno. Wiedzia艂em, 偶e kiedy艣 po mnie przyjdziesz. Pozw贸l mi si臋 uzbroi膰. - Odwr贸ci艂 si臋 i wszed艂 do 艣rodka. Tuli sta艂 i czeka艂. Z domu dobieg艂y odg艂osy uderze艅. M艂ody Tcho-Pwi wzi膮艂 si臋 w gar艣膰, do czego ju偶 dawno przywyk艂. Zastanawia艂 si臋, jak si臋 przebi膰 przez parady Jenksa.

- Nie mo偶esz mnie pokona膰! - wrzasn膮艂 Jenks. - Zawsze by艂e艣 tylko paso偶ytem, 偶y艂e艣 ze mnie! By艂e艣 tylko ma艂ym kleszczem wysysaj膮cym krew rodziny Genet贸w! - St臋kn膮艂 i wyszed艂 na ulic臋 nios膮c kr贸tk膮 w艂贸czni臋, tarcz臋, obcis艂e spodnie, bransolety ochraniaj膮ce nadgarstki oraz zakurzon膮, lakierowan膮 sk贸rzan膮 kurtk臋-pancerz, licz膮c膮 ze dwadzie艣cia lat.

Po艂o偶y艂 tarcz臋 wraz z w艂贸czni膮 na ziemi, naci膮gn膮艂 kurtk臋 przez g艂ow臋 i wsadzi艂 ramiona w r臋kawy. Kurtka by艂a o wiele za ma艂a. Zas艂ania艂a tylko wierzch jego ka艂duna, a przegni艂e rzemyki pod pachami od razu si臋 rozsun臋艂y. Tuli popatrzy艂 na Jenksa i wybuchn膮艂 drwi膮cym 艣miechem. Gruby starzec zaj膮艂 si臋 wi膮zaniami pancerza i przez pi臋膰 minut daremnie pr贸bowa艂 go wcisn膮膰 na brzuch. Pochyli艂 przy tym g艂ow臋, tak 偶e wida膰 by艂o jego 艂ysink臋 i siwe w艂osy. Tuli zdumia艂 si臋. Jak kiedykolwiek m贸g艂 si臋 obawia膰 tego 艣miesznego, starego durnia? Czemu ba艂 si臋 go tak bardzo, 偶e kwea tego strachu sparali偶owa艂o go na widok Cz艂owieka-Mastodonta? Nie litowa艂 si臋 jednak nad nim.

Jenks us艂ysza艂 艣miech Tulla i podni贸s艂 na niego oczy.

- Bo偶e, jak ja ci臋 nienawidz臋! - sykn膮艂. - Pomy艣le膰, 偶e kiedy艣 musia艂em przyku膰 ci臋 do 艂贸偶ka, 偶eby艣 nie uciek艂. - Usiad艂 i zacz膮艂 wci膮ga膰 sk贸rzane spodnie. Jego nogi wydawa艂y si臋 nienaturalnie cienkie w stosunku do tak wielkiego cia艂a. Spodnie jednak pasowa艂y.

I wtedy Tuli u艣wiadomi艂 sobie co艣 bardzo dziwnego. W Kraalu Poddani pozostawali w niewoli, bo przykuwa艂 ich do niej strach. Na pewno w dzieci艅stwie on sam ba艂 si臋 ojca, ale strach ten nie by艂 dostatecznie pot臋偶ny, by go sparali偶owa膰 jak tamtych. Nie, nigdy do tego nie dojdzie.

Z ty艂u us艂ysza艂 wo艂anie matki:

- Zaczekaj! Zaczekaj! Przepu艣膰cie mnie!

Ludzie j臋kn臋li, gdy zacz臋艂a si臋 przepycha膰. Podbieg艂a do starszego syna. Mia艂a 艂zy w oczach, a siwe pasma w jej w艂osach po艂yskiwa艂y w s艂o艅cu. W wyci膮gni臋tych r臋kach trzyma艂a Wayana. Popchn臋艂a ch艂opca prosto do Tulla. Wayan odruchowo chwyci艂 go za szyj臋, a Tuli by艂 zmuszony otoczy膰 ramionami nogi brata, 偶eby nie upad艂.

- We藕 go! - krzykn臋艂a do Tulla. - Zabierz go na zawsze! Powinnam by艂a odda膰 ci go ju偶 dawno temu, ale si臋 ba艂am! Jestem taka z艂a! Nie posy艂aj mnie do Domu Popio艂贸w!

Tuli spojrza艂 na chude, pomarszczone ramiona matki i po raz pierwszy zda艂 sobie spraw臋, jak bardzo kocha ona Jenksa. Nie obchodzi艂o jej, 偶e Jenks jest z艂y. Wysz艂a za niego za m膮偶 na d艂ugo przed urodzeniem dzieci, zwi膮za艂a si臋 z nim mi艂o艣ci膮, kt贸ra zniewala. Je偶eli Jenks umrze, ona p贸jdzie za nim do Domu Popio艂贸w. Kochaj膮c m臋偶a na pewno nie kierowa艂a si臋 rozs膮dkiem. Tuli u艣wiadomi艂 sobie jednak, 偶e w 偶yciu ka偶dego cz艂owieka i ka偶dego Pwi przychodzi taka chwila, kiedy uczucia, kt贸re si臋 w nas budz膮, przekszta艂caj膮 si臋 i krystalizuj膮: wpadamy w czyst膮 ekstaz臋, ogarnia nas niepohamowana w艣ciek艂o艣膰, poni偶aj膮cy strach ka偶e nam si臋 czo艂ga膰. Wtedy stajemy si臋 ich niewolnikami. I w tym momencie, bez wzgl臋du na to, czy uczucie to wydaje si臋 nam wznios艂e, czy niszczycielskie, tracimy zdrowy rozs膮dek. Tuli darzy艂 przecie偶 Wisteri臋 wielk膮 mi艂o艣ci膮, a teraz zrozumia艂, 偶e jego matka kocha Jenksa r贸wnie mocno. To nie mia艂o nic wsp贸lnego z rozs膮dkiem.

- Zabierz go! Zabierz to dziecko! - wo艂a艂a do Tulla. Jenks skoczy艂 na r贸wne nogi, upuszczaj膮c nagolenic臋 na ziemi臋 i zrzucaj膮c ochraniacz przegubu.

- Przesta艅! - wrzasn膮艂, ale 偶ona podbieg艂a do niego, rzuci艂a mu si臋 do n贸g.

- Zbij mnie! - krzycza艂a. - Zat艂ucz mnie na 艣mier膰, je艣li musisz! Zabij mnie! Ale zostaw w spokoju moje dzieci! - Przywar艂a do jego kolan, szlochaj膮c: - Zbij mnie! Zbij mnie!

Jenks kopn膮艂 偶on臋 ze z艂o艣ci膮, ale trzyma艂a si臋 go mocno. Ten cz艂owieczy m臋偶czyzna by艂 taki zimny, obcy. Tuli nigdy nie zrozumie kogo艣, kto chcia艂 posiada膰 swoje dzieci, tak jak nale偶膮ce do niego rzeczy. Zrozumia艂 jednak teraz swoj膮 matk臋, poj膮艂 jej wielk膮 mi艂o艣膰. Przez ca艂e 偶ycie nie 偶ywi艂 偶adnych uczu膰 do matki, by艂 zimny, pusty w 艣rodku, nie zna艂 mi艂o艣ci, poniewa偶 w g艂臋bi serca zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e go rozumia艂a, wiedzia艂a o jego cierpieniu. Tak, zdradzi艂a go przed laty, by艂a niegodna jego mi艂o艣ci. Ale teraz, oddaj膮c mu w ko艅cu Wayana, pr贸bowa艂a zwr贸ci膰 mu jego dzieci艅stwo, naprawi膰 dawny b艂膮d.

- B臋d臋 dla niego dobry - powiedzia艂 Tuli, patrz膮c twardo na Jenksa. Zani贸s艂 brata z powrotem do ober偶y "Pod ta艅cz膮cym ksi臋偶ycem". To by艂aby odpowiednia opowie艣膰 dla Pwi, pomy艣la艂. Mia艂 ochot臋 u艣miechn膮膰 si臋 do w艂asnych my艣li. Opowie艣膰 o bliskich krewnych, kt贸rych rozdzieli艂y z艂e uczynki, i o ich 艂zawym pojednaniu. Ale tym razem nie b臋dzie pojednania, nie b臋dzie szcz臋艣liwego zako艅czenia. Tuli zdoby艂 si臋 tylko na to, by po prostu odej艣膰 od Jenksa. Daruje temu bydlakowi 偶ycie i to wszystko, bytowa艂a go ta my艣l. Phylomon na pewno by nie pochwali艂 jego post臋powania, ale m艂ody Tcho-Pwi poczu艂, 偶e wznosi si臋 na nowe wy偶yny w swej 偶yciowej w臋dr贸wce po spirali. Wystarczy mu, 偶e jest murem chroni膮cym s艂abych i bezbronnych.

Tuli zabra艂 prezenty z ober偶y i zani贸s艂 wie艣膰 o 艣mierci Ma艂ego Chaa i Ayuvaha ich bliskim. Ma艂a Sava wzi臋艂a lalk臋 i pog艂adzi艂a j膮 delikatnie, jakby by艂 to dar jakiego艣 boga. Etanai natomiast nawet nie chcia艂a spojrze膰 na niebieski jedwab, gdy偶 wi膮za艂a go z wiadomo艣ci膮 o 艣mierci. Dla niej na zawsze b臋dzie mia艂 kwea 艣mierci Ayu-vaha. Dlatego w nocy, kiedy Wayan zasn膮艂, Tuli i Chaa ostro偶nie w艂o偶yli tkanin臋 do ognia.

P贸藕niej Tuli wyszed艂 na dw贸r. Noc by艂a naprawd臋 spokojna i tylko lekki wiatr wia艂 z g贸r w stron臋 morza; m艂odemu Tcho-Pwi wydawa艂 si臋 dziwny. Ciemno艣膰, kt贸r膮 zawsze wyczuwa艂 w Smilodon Bay, rozprasza艂a si臋 wraz z nim, jakby Adjonai wymyka艂 si臋 chy艂kiem, ci膮gn膮c za sob膮 swoje z艂e kwea. Pwi mawiaj膮, 偶e "dwie osoby nigdy nie 偶yj膮 na tym samym 艣wiecie". I Tuli poczu艂, 偶e dla niego Adjonai, b贸g strachu, umar艂.

Rano, kiedy wsta艂, odni贸s艂 wra偶enie, 偶e s艂o艅ce ja艣niej 艣wieci nad miastem i 偶e panuje w nim spok贸j. Sp臋dzi艂 ten dzie艅 na przygotowaniach do pogrzebu Ayuvaha i Ma艂ego Chaa. Poniewa偶 cia艂a obu braci pozosta艂y w Kraalu, 偶a艂obnicy sporz膮dzili ich podobizny wk艂adaj膮c na nie ich stare ubrania. Po kr贸tkiej ceremonii u艂o偶yli kuk艂y na tratwie i pozwolili im sp艂yn膮膰 na morze.

Tuli, jako brat Ayuvaha, zamieszka艂 w domu Chaa, dok膮d przeni贸s艂 wszystkie swoje rzeczy. Etanai zabra艂a Sav臋 do White Rock; postanowi艂a bowiem wr贸ci膰 do swoich rodzic贸w. Tuli zajrza艂 do sakiewki z zap艂at膮, kt贸r膮 da艂 mu Scandal, i znalaz艂 w niej trzysta srebrnych or艂贸w, dwudziestokrotnie wi臋cej ni偶 kiedykolwiek zarobi艂 w 偶yciu. Po艂ow臋 da艂 Etanai, zanim odesz艂a.

Po 艣mierci obu syn贸w szamana jego dom wydawa艂 si臋 prawie pusty. Pozosta艂y w nim tylko Fava i trzy ma艂e dziewczynki.

Kilka nocy p贸藕niej, kiedy Tuli le偶a艂 ko艂o Wayana na pod艂odze, us艂ysza艂 p艂acz Favy. Przykry艂 brata wilcz膮 sk贸r膮, zbli偶y艂 si臋 do dziewczyny i obj膮艂 j膮 ramieniem. Roz偶arzone w臋gle dogasaj膮cego ogniska rzuca艂y s艂abe 艣wiat艂o. Na dworze pada艂 deszcz.

Fava po艂o偶y艂a r臋k臋 Tulla na swoim sercu, 艣cisn臋艂a j膮 mocno. Czu艂 mi臋kkie dotkni臋cie piersi dziewczyny muskaj膮cych jego r臋k臋 z obu stron. Nie odwa偶y艂 si臋 jej cofn膮膰.

- Wiem, 偶e op艂akujesz swoich braci - powiedzia艂 cicho. - Przykro mi, 偶e nie mog臋 ukoi膰 twego b贸lu.

Fava, le偶膮ca ty艂em do niego odwr贸ci艂a si臋 i Tuli poczu艂 zapach wody waniliowej. Dziewczyna dotkn臋艂a wargami jego ust. M艂ody Tcho-Pwi, nienawyk艂y do czu艂o艣ci, drgn膮艂 i odsun膮艂 si臋 szybko.

Fava odchyli艂a twarz i przesun臋艂a jego d艂o艅 na swoje biodro.

Tuli nie wiedzia艂, czy powinien cofn膮膰 r臋k臋. Tamtej nocy 艣ni艂, 偶e jest wielkim murem otaczaj膮cym sad. G艂odne dzieci przychodzi艂y do sadu, by si臋 naje艣膰; pr贸bowa艂y wdrapa膰 si臋 na niego lub go obej艣膰, ale on nie chcia艂 wpu艣ci膰 ich do 艣rodka. Pragn膮艂 im co艣 da膰, by艂 jednak tylko murem, kt贸ry nigdy nie mia艂 niczego, co m贸g艂by komukolwiek podarowa膰. Po jakim艣 czasie grusza - najbardziej szczodre z drzew - wychyli艂a ga艂臋zie poza mur i upu艣ci艂a owoce na ziemi臋. Dzieci przysz艂y i zajada艂y si臋 gruszkami, brudz膮c buzie mi膮偶szem.

Nast臋pnego dnia Tuli wr贸ci艂 do miasta. Przez d艂ugi czas sta艂 obok domu burmistrza, patrz膮c na miejsce, w kt贸rym niegdy艣 wi臋ziona by艂a w klatce Tirilee. Opad艂y go wspomnienia, zapragn膮艂 zn贸w kocha膰 si臋 z driad膮. Zakr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie i os艂ab艂 z 偶膮dzy, jakby Tirilee pos艂a艂a mu z wiatrem swoje upojne poca艂unki.

Burmistrz Goodstick wreszcie wyszed艂 z domu.

- Czy mog臋 co艣 dla ciebie zrobi膰? - zapyta艂. Garamon ju偶 s艂ysza艂 opowie艣膰 o wyprawie, jej z艂agodzon膮 wersj臋, w kt贸rej 艣mier膰 Wisterii wygl膮da艂a na tragiczny wypadek.

- Nie... -powiedzia艂 Tuli, nie odrywaj膮c oczu od miejsca, w kt贸rym kiedy艣 burmistrz wi臋zi艂 driad臋. - Nie. Garamon poklepa艂 go po ramieniu.

- Zdaj臋 sobie spraw臋, 偶e powinienem z艂o偶y膰 ci gratulacje z powodu pomy艣lnego zako艅czenia wyprawy - rzek艂. - Ale jednocze艣nie bardzo ci wsp贸艂czuj臋. - By艂y to tylko frazesy, a mimo to m艂odzieniec, patrz膮c burmistrzowi w oczy, nie umia艂 powiedzie膰, czy drzemi膮 w nim jakie艣 uczucia - ma poczucie winy, odczuwa wdzi臋czno艣膰, zaw贸d.

- Dzi臋kuj臋 ci - odpar艂 Tuli. B臋d臋 ci臋 mia艂 na oku, doda艂 w my艣li.

W po艂udnie wr贸ci艂 do domu Chaa, 偶eby nakarmi膰 Wayana. Przekona艂 si臋, 偶e Fava i jej trzy siostry zaopiekowa艂y si臋 malcem. Fava przyrz膮dzi艂a suty obiad. Tuli usiad艂 obok Wayana, wyj膮艂 swoje zegarki i narz臋dzia i zacz膮艂 sk艂ada膰 male艅ki zegarek w kszta艂cie stokrotki, kt贸ry wcze艣niej rozebra艂 na cz臋艣ci. Popatrzy艂 na brata i wdzi臋czny by艂 Favie, 偶e czuwa nad nim. C贸偶 on, Tuli, wiedzia艂 o wychowaniu dziecka?

- Chcia艂by艣 co艣 zje艣膰? - spyta艂a go Fava.

Tuli skin膮艂 g艂ow膮, ale nic nie powiedzia艂. Czu艂 si臋 niezr臋cznie w jej obecno艣ci. Fava zwi膮za艂a swoje d艂ugie, rude w艂osy w ko艅ski ogon i w艂o偶y艂a kr贸tk膮 sukienk臋. Prawe udo ozdobi艂a bransolet膮 z niebieskich pi贸r s贸jki. By艂o za zimno na taki str贸j. Tuli wiedzia艂 jednak, 偶e bransoleta znaczy, i偶 jej w艂a艣cicielka nadal jest pann膮. Fava informowa艂a go o swoim panie艅stwie. Podesz艂a do garnka stoj膮cego na piecu 艂 wyj臋艂a kilka ro偶k贸w z konfiturami.

Mia艂a d艂ugie, opalone, muskularne nogi, piersi bujne i kr膮g艂e. Twarz odzwierciedla艂a jej silny charakter. Z Wisteri膮 mi艂o艣膰 by艂a dla Tulla tylko rozrywk膮. Z Tirilee nami臋tno艣ci膮, z perspektyw膮 widma niewoli. A jaka mi艂o艣膰 by艂aby z Fav膮, zastanawia艂 si臋. B臋dzie tylko dawaniem, pomy艣la艂. Fava jest silna, tak podobna do niego, 偶e wyobrazi艂 sobie, i偶 wyrastaj膮 razem, oplataj膮c si臋 jak bluszcz wok贸艂 tyczki. Widzia艂, jak z偶ywa艂y si臋 tak niekt贸re pary ma艂偶e艅skie - ich 偶ycie, pogl膮dy, pragnienia i obawy, tak si臋 przeplata艂y, i偶 nawet zewn臋trznie upodabniali si臋 do siebie. Tak w艂a艣nie b臋dzie z Tullem i Fav膮. W ko艅cu stan膮 si臋 jedn膮, tak samo my艣l膮c膮 i czuj膮c膮 istot膮. I zawsze na wsp贸lnej drodze 偶ycia towarzyszy膰 im b臋dzie ognista nami臋tno艣膰, noce, kiedy b臋d膮 si臋 kocha膰 d艂ugo, tylko dla zabawy, oraz dni i lata, gdy b臋d膮 si臋 sobie oddawa膰 bez wstydu i zahamowa艅.

Fava przynios艂a talerz z ro偶kami i kawa艂kiem sarniny i postawi艂a go na ziemi przed Tullem. M艂odzieniec patrzy艂 chwil臋 na talerz i stwierdzi艂, 偶e nie chce mu si臋 je艣膰.

- Nic ci nie jest? - zapyta艂a Fava. W jej g艂osie zabrzmia艂a histeryczna nuta. Dziewczyna ba艂a si臋, 偶e czym艣 go urazi艂a.

Tuli podni贸s艂 na ni膮 oczy. Zrozumia艂, 偶e w swojej 偶yciowej wspinaczce po Wie偶y Robaka w艂a艣nie mia艂 skr臋ci膰 za r贸g i odkry膰 mi艂o艣膰 tak g艂臋bok膮, jakiej dot膮d nie zna艂. Wsta艂, podni贸s艂 Wayana, wzi膮艂 Fav臋 za r臋k臋 i wyprowadzi艂 na zewn膮trz.

Na ziemi przed frontowymi drzwiami narysowa艂 du偶膮 贸semk臋, a potem, trzymaj膮c Wayana, wszed艂 do jednego z kr臋g贸w. Wiedzia艂, 偶e formalnie jest to nie w porz膮dku: Powinien by艂 przynie艣膰 swoje najcenniejsze rzeczy, kt贸re zawiera艂y dla niego wielkie kwea. Jednak偶e w owej chwili najbardziej ceni艂 w艂a艣nie Wayana. Podni贸s艂 do g贸ry d艂onie gestem 偶ebraka i rzek艂:

- Szukam schronienia przed samotno艣ci膮. Przynosz臋 to wszystko, co widzisz w tym kole. Przynosz臋 moje serce. Fava odskoczy艂a na ganek, otwieraj膮c szeroko usta.

- Nie! Nie mo偶esz mi tego zrobi膰! - krzykn臋艂a.

W pierwszej chwili Tuli pomy艣la艂, 偶e powiedzia艂a - nie, ale dziewczyna zas艂oni艂a usta r臋k膮 i 艂zy nap艂yn臋艂y jej do oczu. - Moje wesele nie mo偶e odby膰 si臋 dzisiaj! -j臋kn臋艂a. - Musz臋 si臋 przygotowa膰; przyprowadzi膰 moje przyjaci贸艂ki na 艣wiadk贸w, mie膰 czas na zastanowienie, co ja wnios臋 do drugiego kr臋gu - potrzebuj臋 mojego ulubionego kubka i pos膮偶ka nied藕wiedzia! I moich grzebieni! - Wszystkie te przedmioty mia艂y dla niej wielkie kwea, dlatego chcia艂a je umie艣ci膰 w swojej cz臋艣ci 贸semki.

Glosariusz

Zerkn臋艂a na drzwi chaty, p贸藕niej przenios艂a spojrzenie na Tulla, a nast臋pnie popatrzy艂a w stron臋 neandertalskiej osady, gdzie mieszka艂y jej przyjaci贸艂ki. Tuli zrozumia艂, 偶e Fava nie mo偶e si臋 zdecydowa膰, w kt贸r膮 stron臋 najpierw pobiec. Pragn臋艂a mie膰 tradycyjne wesele, cho膰 jemu nie bardzo si臋 u艣miecha艂a my艣l, 偶e wszyscy b臋d膮 si臋 im przygl膮da膰.

- Favo - powiedzia艂 Tuli, skinieniem g艂owy wskazuj膮c na dzielnic臋 neandertalsk膮. - Przyprowad藕 swoje przyjaci贸艂ki, 偶eby pomog艂y ci si臋 przygotowa膰. Ca艂e 偶ycie czeka艂em na mi艂o艣膰. Mog臋 jeszcze troch臋 poczeka膰.

ANEE - ubogi w minera艂y ksi臋偶yc o 艣rednicy osiemnastu tysi臋cy kilometr贸w, kt贸ry kr膮偶y wok贸艂 gazowego giganta zwanego Thorem, w pobli偶u gwiazdy I klasy, odleg艂ej od Ziemi o 1950 lat 艣wietlnych. W roku 2866 Sojusz Narod贸w rozpocz膮艂 terraformowanie Anee z zamiarem stworzenia tam ziemskiego zoo, miejsca, gdzie paleontolo-dzy-genetycy mieli zgromadzi膰 odtworzone okazy zwierz膮t z jury, miocenu i pliocenu. Ka偶dy z trzech kontynent贸w zawiera przedstawicieli jednej z tych epok.

CZERWONE SONDY GALAKTYCZNE - pilotowane przez sztuczne m贸zgi gwiazdoloty bojowe, wys艂ane przez Erydanian do patrolowania nieba nad Anee. Ich dzia艂a neutronowe niszcz膮 ka偶dy pojazd lub 偶yw膮 istot臋, kt贸ra wzniesie si臋 ponad cztery i p贸艂 tysi膮ca metr贸w w powietrze. Pocz膮tkowo wok贸艂 Anee kr膮偶y艂y cztery gwiazdoloty, ale dwa zosta艂y zniszczone przez Wielmo偶贸w-Pirat贸w.

DRIADY - powo艂ane do 偶ycia przez Stw贸rc贸w istoty, kt贸re mia艂y si臋 opiekowa膰 lasami plioce艅skimi po 艣mierci Stw贸rcy, zwanego Le艣nikiem Pierwszym (zgin膮艂 on podczas trz臋sienia ziemi). Driady, to d艂ugowieczne, cz艂ekokszta艂tne kobiety, obdarzone niezwyk艂ymi zdolno艣ciami. Zdolno艣ci, wzrost i kolor sk贸ry driady zale偶膮 od rodzaju lasu, kt贸rym si臋 opiekuje.

EKOZAPORY - sztucznie stworzone drapie偶niki. Niekt贸re zamieszkuj膮ce Anee zwierz臋ta posiadaj膮 zdolno艣ci do migracji przez oceany. Podr贸偶e takie mog艂o na przyk艂ad 艂atwo odbywa膰 wiele gatunk贸w dinozaur贸w ziemnowodnych. Pojawienie si臋 dinozaur贸w na obszarach zarezerwowanych dot膮d dla plioce艅skich tygrys贸w szablastoz臋bnych mog艂oby si臋 okaza膰 katastrofalne dla tych ostatnich. Tygrysy nie by艂yby bowiem w stanie konkurowa膰 z wi臋kszymi od siebie drapie偶nikami. Paleontolodzy-genetycy zdawali sobie spraw臋 z niebezpiecze艅stw, kt贸re mog艂y by膰 rezultatem takich transoceanicznych migracji. Dlatego te偶 wznie艣li r贸偶ne ekozapory, kt贸re mia艂y temu przeciwdzia艂a膰. Do ekozap贸r nale偶膮 偶yj膮ce w g艂臋binach oceanu w臋偶e morskie, patroluj膮ce drogi wodne oraz r贸偶ne gatunki smok贸w strzeg膮ce nieba. Zar贸wno w臋偶e morskie jak i smoki s膮 krwio偶erczymi drapie偶nikami, kt贸re nie maj膮 sobie r贸wnych w przyrodzie.

ERYDANIANIE - rasa kosmit贸w, kt贸rzy rozpocz臋li wojn臋 z lud藕mi w roku 3076. U偶ywaj膮c ma艂ych, nad艣wietlnych, bezza艂ogowych gwiazdolot贸w bojowych Erydanianie w ci膮gu czterech lat po艂o偶yli kres wszelkim lotom mi臋dzygwiezdnym.

GWIEZDNI 呕EGLARZE - paleontolod偶y-genetycy i ich za艂ogi, kt贸rzy pierwsi rozpocz臋li terraformowanie Anee. Do roku 2866 ludzie tak dalece przeobrazili si臋 genetycznie i fizycznie, 偶e pod pewnym wzgl臋dem przestali nale偶e膰 do gatunku Homo sapiens. Gwiezdni 呕eglarze mieli bezw艂ose, r贸偶nokolorowe cia艂a: ich barwa zale偶a艂a od rodzaju symbionty, kt贸rego wybrali na swoj膮 sk贸r臋; odznaczali si臋 pami臋ci膮 absolutn膮, pami臋tali wszystko, co kiedykolwiek zobaczyli i us艂yszeli; za pomoc膮 techniki mogli 偶y膰 tak d艂ugo, 偶e praktycznie osi膮gn臋li nie艣miertelno艣膰; w艂adali przekazywanym genetycznie "s艂ownikiem" zapewniaj膮cym ca艂ej ich rasie znajomo艣膰 j臋zyka angielskiego i matematyki. Kiedy Erydanianie zniszczyli kr膮偶膮c膮 wok贸艂 Anee stacj臋 kosmiczn膮 Gwiezdnych 呕eglarzy, ci ostatni utracili 艣rodki techniczne, kt贸re zapewni艂yby d艂ugie 偶ycie nast臋pnym pokoleniom. Potomkowie Gwiezdnych 呕eglarzy zachowali jednak pewne odziedziczone po nich cechy.

HUKMOWIE - Homo gigantis - wielcy, podobni do ma艂p ho-minidzi o d艂ugim, br膮zoworudym lub bia艂ym futrze. Byli jednym z kilku gatunk贸w gigantycznych hominid贸w 偶yj膮cych niegdy艣 na Ziemi. Pocz膮tkowo zamieszkiwali niewielki obszar w Azji P贸艂nocno-wschodniej: przetrwali zaledwie kilka tysi臋cy lat. Wykopaliska wskazuj膮, 偶e wymarli oko艂o 396 000 r. p.n.e. Do ich zag艂ady przyczyni艂y si臋 zmiany klimatyczne zachodz膮ce mi臋dzy epokami lodowcowymi. Mo偶liwe, 偶e dosz艂o do tego w rezultacie wyniszczaj膮cej wojny mi臋dzyplemiennej. Niedobitki zapewne zgin臋艂y z g艂odu. Kiedy Hukmo-wie zostali wypuszczeni na dzikie przestworza Anee, stworzyli wysoko zorganizowane, wegetaria艅skie spo艂eczno艣ci, kt贸re szybko udomowi艂y mamuty.

KOT SZABLASTY - Homotherium - 偶yj膮cy samotnie, pot臋偶ny kot o pasiastej, 偶贸艂to-br膮zowej sier艣ci. Poniewa偶 ma wyd艂u偶one przednie nogi, biegnie podskakuj膮c. Zamieszkuje g贸rzyste rejony Anee i poluje na du偶e zwierz臋ta, zeskakuj膮c z drzewa lub ska艂y. Zdarza si臋, 偶e samica kota szablastego zabija m艂odego mastodonta wa偶膮cego trzysta kilogram贸w, a potem wlecze go przez kilka kilometr贸w, 偶eby nakarmi膰 swoje m艂ode.

KWEA - rezonans emocjonalny. Cz臋sto s膮 to g艂臋bokie uczucia, kt贸re budz膮 wspomnienia minionych prze偶y膰. Neandertalczycy maj膮 specjalne terminy na okre艣lenie kilkuset rodzaj贸w kwea, opartych na typach i stopniach nat臋偶enia emocji, ale dla uproszczenia tekstu opuszczono je w t艂umaczeniu. Dla Neandertalczyka ka偶dy przedmiot, ka偶de prze偶ycie, wspomnienie ma sw贸j 艂adunek emocjonalny, swoje kwea. Na przyk艂ad zwyk艂y n贸偶 mo偶e by膰 uwa偶any za 艣wi臋ty lub bardzo cenny z powodu zwi膮zanego z nim kwea, podczas gdy komu艣 innemu ten sam przedmiot wyda si臋 zwyczajny i nic nie znacz膮cy.

LUDZIE-MASTODONTY - Homo rex - gatunek mi臋so偶ernych istot cz艂ekokszta艂tnych o niskiej inteligencji, wysokich na dwa i p贸艂 do trzech metr贸w, o wadze od dwustu pi臋膰dziesi臋ciu do trzystu kilogram贸w. Ludzie-Mastodonty zamieszkiwali g贸rzyste rejony Azji od 250 000 do 75 000 r. p.n.e. Na Ziemi prawdopodobnie nie wytrzymali wsp贸艂zawodnictwa z mniejszymi istotami cz艂ekokszta艂tnymi, ale na 偶yznej Anee szybko si臋 zadomowili.

MASTODONT Y - na Anee ka偶dy z jedenastu gatunk贸w tr膮bowc贸w; 偶yj膮 w zalesionych i stepowych obszarach we wszystkich strefach klimatycznych.

NEANDERTALCZYCY - Homo neandertalensis (zobacz te偶 Pwi, Okanjara i Poddani). Neandertalczycy to odr臋bny gatunek, podobny pod wzgl臋dem wzrostu i budowy do wsp贸艂czesnych ludzi. Przewa偶nie s膮 jednak wy偶si i silniejsi od ludzi, maj膮 nieco kr贸tsze ramiona i lepiej umi臋艣nione cia艂a. Kr臋gos艂up Neandertalczyka jest mniej wygi臋ty, dlatego r贸偶ni膮 si臋 od ludzi bardziej wyprostowan膮 postaw膮; ich du偶y palec u nogi jest zakrzywiony do 艣rodka, umo偶liwiaj膮c im szybszy bieg. Obj臋to艣膰 klatki piersiowej Neandertalczyka jest wi臋ksza ni偶 u cz艂owieka, a jego ramiona mog膮 wykonywa膰 obszerniejsze ruchy ni偶 cz艂owiek. Ich czaszki s膮 grubsze, biodra za艣 nieco szersze.

Neandertalczycy maj膮 rudoblond lub rude w艂osy, zielone, niebieskie lub 偶贸艂to-br膮zowe oczy. Wydatne wa艂y nadoczodo艂owe sprawiaj膮, 偶e ich oczy wydaj膮 si臋 g艂臋boko osadzone. Z臋by i szcz臋ki s膮 bardziej wystaj膮ce ni偶 u ludzi, cho膰 偶uchwy s膮 pozbawione podbr贸dk贸w.

R臋ce Neandertalczyka r贸偶ni膮 si臋 budow膮 od ludzkich. S膮 szersze i silniejsze ni偶 r臋ce cz艂owieka, z du偶ymi, szerokimi stawami palc贸w. U cz艂owieka kciuk jest ustawiony pod pewnym k膮tem w stosunku do pozosta艂ych palc贸w, tak 偶e czubek kciuka mo偶e dotkn膮膰 czubka ka偶dego palca. U Neandertalczyka kciuk nie jest jednak przekrzywiony. Dlatego Neandertalczycy s膮 znacznie mniej zr臋czni od ludzi.

R贸偶nice w budowie podniebienia, krtani i zatok nie pozwalaj膮 Neandertalczykom na wypowiadanie w ten sam spos贸b samog艂osek lub sp贸艂g艂osek, u偶ywanych przez ludzi. Dlatego skracaj膮 oni g艂oski i m贸wi膮 przez nos.

Powierzchnia kory m贸zgowej Neandertalczyka jest nieco wi臋ksza ni偶 u ludzi, a Neandertalczycy w pe艂ni dor贸wnuj膮 im inteligencj膮. Jednak偶e podwzg贸rze u Neandertalczyka, obszar m贸zgu odpowiedzialny za procesy emocjonalne, jest trzykrotnie wi臋kszy ni偶 u cz艂owieka. Dlatego Neandertalczycy maj膮 bardzo skomplikowane 偶ycie wewn臋trzne. Z powodu sposobu, w jaki m贸zg Neandertalczyka przetwarza informacje, ich wspomnienia cz臋sto zwieraj膮 bardzo silne zwi膮zki uczuciowe. A poniewa偶 Neandertalczycy prze偶ywaj膮 uczucia znacznie intensywniej ni偶 ludzie, odczuwaj膮 oni nieodpart膮 ch臋膰 ich wyra偶ania. Wprawdzie narzecza neandertalskie r贸偶ni膮 si臋 mi臋dzy sob膮, ale wszystkie maj膮 pewne wsp贸lne cechy. Ka偶dy rzeczownik lub czasownik mo偶e zosta膰 zmieniony przez r贸偶ne przyrostki dla wyra偶enia uczu膰 Neandertalczyka wobec jakiego艣 przedmiotu lub dzia艂ania.

Uk艂ad przyrostk贸w zawsze jest taki: rzeczownik lub czasownik + wska藕nik emocjonalny + osoba + wska藕nik stopnia emocji.

Na przyk艂ad zamiast powiedzie膰 "niebo jest szare", Neandertalczyk mo偶e wyrazi膰 swoje uczucia w nast臋puj膮cy spos贸b: szerzho-afava ah femma. Dos艂ownie zdanie to znaczy: "niebo-kt贸re-kocham zazwyczaj jest szare" i nale偶y je przet艂umaczy膰 jako "szare niebo-kt贸re-kocham-w pe艂ni". Pierwsze s艂owo w zdaniu, szerzhoafava, zosta艂o przet艂umaczone jak poni偶ej: wska藕nik podstawowy wska藕nik emocjonalny osoba wska藕nik stopnia emocji

szer (niebo) zho (mi艂o艣膰) a (ja) fava (w pe艂ni)

Wska藕nik stopnia emocji jest cz臋sto samym rzeczownikiem. Na przyk艂ad s艂owo "fava" znaczy "grusza". Na Anee r贸偶ne odmiany dzikich grusz owocuj 膮 p贸藕n膮 jesieni膮. Neandertalskie legendy cz臋sto to upi臋kszaj膮, opowiadaj膮c o g艂oduj膮cych na pustkowiu bohaterach, kt贸rych ratuj膮 grusze kwitn膮ce i owocuj膮ce w cudowny spos贸b w zimie, gdy drzewo "dostrzega" nadchodz膮cego bohatera. Z powodu przypisywanej gruszom szczodro艣ci, "fava" sta艂o si臋 jej synonimem. Kiedy u偶ywa si臋 tego s艂owa jako wska藕nika stopnia emocji, "fava" oznacza "daj臋 z ca艂ego serca."

OKANJAROWIE - dos艂ownie "Wolne Plemi臋". Wolnym nazywa si臋 ka偶dy Neandertalczyk, kt贸ry uciek艂 z niewoli. U偶ywa tego okre艣lenia nawet po wielu latach.

PHYLOMON - ostatni 偶yj膮cy cz艂owiek, kt贸ry nie urodzi艂 si臋 na Anee. Ostatni z Gwiezdnych 呕eglarzy. M臋偶czyzna, kt贸ry korzystaj膮c ze 艣rodk贸w technicznych Gwiezdnych 呕eglarzy, prze偶y艂 ponad tysi膮c lat.

PODDANY - tak nazywany jest ka偶dy Neandertalczyk trzymany w niewoli. Og贸lnie okre艣lenie to odnosi si臋 do Neandertalczyka, kt贸ry sp臋dzi艂 w niewoli wiele lat. Po kilkunastu pokoleniach Poddani wyrobili sobie sw贸j w艂asny kodeks moralny i stworzyli spo艂ecze艅stwo bardzo r贸偶ni膮ce si臋 od ustroju plemiennego Pwi. Og贸lnie rzecz bior膮c, Pwi uwa偶aj膮 Poddanych za brutalnych i nie zawsze godnych zaufania. Wiele legend opowiada o Poddanych praktykuj膮cych ludo偶erstwo. Niekt贸rzy za艣 podobno tak przyzwyczaili si臋 do niewoli, 偶e sami zajmuj膮 si臋 handlem niewolnikami. Poddani, kt贸rym udaje si臋 uciec z niewoli, nazywaj膮 siebie Okanjarami, Wolnymi.

PWI - nazwa jak膮 nadali sobie Neandertalczycy, kt贸rzy nigdy nie zostali zniewoleni przez Wielmo偶贸w-Pirat贸w. Pwi oznacza "rodzin臋". W epoce, gdy pierwsi ludzie zmuszeni zostali do osiedlenia si臋 na Anee, Neandertalczycy zajmowali wi臋kszo艣膰 wschodniej cz臋艣ci kontynentu, kt贸ry nazywali Kalia - "Ojczyzna". By艂o ich wtedy oko艂o dw贸ch milion贸w. Pwi tak bardzo r贸偶nili si臋 mi臋dzy sob膮 dialektami i zwyczajami, 偶e niewiele brakowa艂o, a podzieliliby si臋 na kilka du偶ych plemion. Kiedy jednak zostali zmuszeni do walki ze wsp贸lnym wrogiem, odzyskali poczucie to偶samo艣ci etnicznej i u偶ywali nazwy "rodzina".

SMOKI - ciep艂okrwiste, lataj膮ce drapie偶niki stworzone przez Gwiezdnych 呕eglarzy jako ekozapora. Ka偶dy kontynent ma kilka rodzaj贸w smok贸w r贸偶nej wielko艣ci - od olbrzymiego wielkorogiego smoka do malucha o rozmiarach soko艂a. Ka偶dy smok rodzi si臋 z genetycznie przekazywan膮 pami臋ci膮, kt贸ra sk艂ania go do niszczenia gatunku uznanego przeze艅 za obcy w jego 艣rodowisku.

STW脫RCY - rasa wysoko inteligentnych istot, b臋d膮cych po cz臋艣ci urz膮dzeniem technicznym, po cz臋艣ci organizmem biologicznym; przeznaczone przez paleontolog贸w-genetyk贸w do utrzymania r贸wnowagi w ekosystemach na Anee. Stw贸rcy s膮 偶ywymi syntetyzatorami DNA. Dla utrzymania kontroli nad populacjami zwierz臋cymi cz臋sto projektuj膮 i wydaj膮 na 艣wiat drapie偶niki i paso偶yty. S膮 艣ci艣le zaprogramowani do wykonywania swojej specyficznej funkcji. Po 艣mierci Stw贸rcy zwanego Le艣nikiem Pierwszym, jego towarzysze zaprojektowali i stworzyli driady, kt贸re mia艂y chroni膰 lasy.

TYGRYS SZABLASTOZ臉BNY - Smilodon fatalis - du偶y p艂owy kot o d艂ugich, pi艂kowanych k艂ach. Tygrysy szablastoz臋bne 偶yj膮 w stadach na sawannach i na nisko po艂o偶onych, wilgotnych terenach. Poniewa偶 maj膮 s艂aby wzrok i z臋by nie przystosowane do chwytania ma艂ej zdobyczy, poluj膮 przede wszystkim na du偶e zwierz臋ta stadne. Jedn膮 z ich ulubionych ofiar s膮 bizony, leniwce olbrzymie, bobry olbrzymie (ziemnowodne szczury wa偶膮ce do dwustu pi臋膰dziesi臋ciu kilogram贸w), mastodonty, podobne do hipopotam贸w toksodonty i kapibary olbrzymie. Na Ziemi tygrys szablastoz臋bny rozmno偶y艂 si臋 nadmiernie w roku 8000 p.n.e. co w po艂膮czeniu z zaburzeniami klimatu, spowodowa艂o zag艂ad臋 ponad stu innych gatunk贸w. Po zniszczeniu swojej bazy 偶ywieniowej, sam tygrys szablastoz臋bny wkr贸tce wygin膮艂.

W臉呕E MORSKIE - olbrzymie, podobne do w臋gorzy drapie偶niki stworzone przez Gwiezdnych 呕eglarzy w celu powstrzymania oceanicznych migracji zwierz膮t z jednego kontynentu na drugi. W臋偶e morskie zmieniaj膮 barw臋, by przystosowa膰 si臋 do otoczenia, mog膮 osi膮gn膮膰 d艂ugo艣膰 do stu dwudziestu metr贸w i atakuj 膮 zdobycz na dwa sposoby: gryz膮c j膮 lub dusz膮c. Podobne do cierni wyrostki na ich twardych 艂uskach mog膮 okaleczy膰 zdobycz, kiedy w膮偶 zamierza j膮 udusi膰. Po wykluciu si臋 z jaj na wiosn臋 m艂ode w臋偶e maj膮 mniej ni偶 metr d艂ugo艣ci. 呕ywi膮 si臋 rybami przez kilka pierwszych miesi臋cy i ogarni臋te 偶膮dz膮 po偶erania zap臋dzaj膮 wielkie 艂awice ryb w g贸r臋 rzek. Po sze艣ciu tygodniach osi膮gaj膮 d艂ugo艣膰 oko艂o pi臋ciu metr贸w i kieruj膮 si臋 na otwarte morze w poszukiwaniu wi臋kszej zdobyczy. Pod koniec pierwszego roku 偶ycia m艂ode osobniki cz臋sto maj膮 ponad trzydzie艣ci metr贸w.

WIELMO呕E-PIRACI - w艂a艣ciciele niewolnik贸w zamieszkuj膮cy wysp臋 Bashevgo. W wyniku przegranej wojny mi臋dzygwiezdnej mi臋dzy ludzko艣ci膮 a Erydanianami paleontolodzy-genetycy zostali uwi臋zieni na Anee; podzieli艂 ich w贸wczas zasadniczy sp贸r o to, jak ludzko艣膰 powinna traktowa膰 stworzone przez siebie istoty - zw艂aszcza Neandertalczyk贸w. Niekt贸rzy wierzyli, 偶e wykorzystuj膮c Neandertalczyk贸w jako robotnik贸w przymusowych, b臋d膮 mieli czas na zbudowanie pocisk贸w plazmowych, kt贸rymi chcieli zniszczy膰 erydania艅skie gwiazdoloty bojowe kr膮偶膮ce wok贸艂 Anee. Inni s艂usznie uznali te wysi艂ki za strat臋 czasu. Ci, kt贸rzy optowali za zniewoleniem Neandertalczyk贸w, utworzyli niezale偶n膮 koloni臋 na wyspie Bashevgo. Po dw贸ch wiekach usilnej pracy Wielmo偶e-Piraci zaatakowali Czerwone Sondy i niemal wszyscy, zar贸wno przyw贸dcy jak i zwykli mieszka艅cy kolonii, zostali przez nie zdziesi膮tkowani. Jednak偶e potomkowie Wielmo偶ow-Pirat贸w z Bashevgo przetrwali jako W艂a艣ciciele Niewolnik贸w zar贸wno na samej wyspie o tej nazwie, jak i w pa艅stwie Kraalu; 偶yj膮 z pracy niewolniczej nie tylko Neandertalczyk贸w, lecz tak偶e swoich cz艂owieczych kuzyn贸w.

WILKI - Canis dirus - masywnie zbudowane, ciemnoszare wilki powszechnie spotykane w erze plioce艅skiej, niezbyt inteligentne, ale uparte i z艂o艣liwe.

W艁A艢CICIELE NIEWOLNIK脫W - ludzie, kt贸rzy trzymaj膮 w niewoli

Neandertalczyk贸w i swych ludzkich wsp贸艂braci. Wkr贸tce po tym, jak Czerwone Sondy zmusi艂y Gwiezdnych 呕eglarzy do przymusowego pobytu na Anee, niekt贸rzy z paleontolog贸w zacz臋li chwyta膰 do niewoli Neandertalczyk贸w i wykorzystywa膰 ich jako g贸rnik贸w, robotnik贸w rolnych i s艂u偶b臋 domow膮. Ta cz臋艣膰 Gwiezdnych 呕eglarzy wierzy艂a, 偶e je艣li skoncentruj膮 si臋 na rozwoju broni do walki z Czerwonymi Sondami, po kilku wiekach zdo艂aj膮 uciec z Anee. Kiedy jednak te wysi艂ki zawiod艂y, wi臋kszo艣膰 ich poleg艂a w walce, a wraz z nimi zagin臋艂y 艣rodki techniczne, kt贸rymi dysponowali. Kilku zdegenerowanych potomk贸w Gwiezdnych 呕eglarzy da艂o pocz膮tek opartemu na niewolnictwie narodowi Kraalu. Nazwano ich W艂a艣cicielami Niewolnik贸w.

_



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dave Wolverton 艁owy Na We偶e Morskie
Dave Wolverton Lowy Na Weze Morskie
EW Pstr膮g na spos贸b morski
艢RODOWISKA SEDYMENTACJI KLASTYCZNEJ NA WYBRZE呕ACH MORSKICH, Sedymentologia
A.Adamkiewicz Utylizacja odpadow na statkach morskich, Ochrona 艢rodowiska studia, 4 rok (2009-2010),
艂owy na kangury(Tomek w krainie kang贸r贸w), Prace Domowe
Notatki na prawo morskie
Operacje przeciwdesantowe 1 AWP na wybrze偶u morskim
Resnick Mike 艁owy na Snarka
Manewry 鈥瀋zlowiek za burta鈥 na wspolczesnych statkach morskich
Manewry 鈥瀋zlowiek za burta鈥 na wspolczesnych statkach morskich (1)
Transport morski i 偶egluga 艣r贸dl膮dowa na 艣wiecie i w Polsce, Nauka, Geografia
ROZPORZADZENIE-BHP na morskich statkach, PRZEPISY I AKTY PRAWNE
Lista zakup贸w na morski, 呕eglarstwo, Kambuz

wi臋cej podobnych podstron