HG & SS 綵 CUKRU


Rozdzia艂 1

Kuchnia w Norze jak zwykle by艂a pe艂na ludzi. Pani Weasley krz膮ta艂a si臋 przy garnkach, jej m膮偶 czyta艂 Proroka Codziennego, a dzieci wraz z go艣膰mi jad艂y obiad. Profesor McGonagall dyskutowa艂a z Nimfador膮 Tonks na temat nowych zakl臋膰, kt贸re mia艂yby usprawni膰 transmutowanie ludzi w zwierz臋ta, Remus Lupin przys艂uchiwa艂 si臋 im. Natomiast Harry nie m贸g艂 si臋 powstrzymywa膰 od ci膮g艂ego spogl膮dania na stron臋 tytu艂ow膮 gazety, kt贸ra by艂a w d艂oniach Pana Weasleya. By艂o tam wielkie zdj臋cie przedstawiaj膮ce grub膮 kobiet臋, podobn膮 do ropuchy, kt贸ra u艣miecha艂a si臋 paskudnie. Jeszcze gorszy, je艣li to w og贸le by艂o mo偶liwe, by艂 nag艂贸wek: DOLORES UMBRIDGE NOWYM MINISTREM MAGII. Harry mia艂 wra偶enie, 偶e grzanki, kt贸re zjad艂 na 艣niadanie zamieniaj膮 si臋 w kamienie. Umbridge Ministrem?! Widocznie nie tylko on wyczuwa艂 w tym co艣 niew艂a艣ciwego, bo na wiecz贸r zapowiedziane zosta艂o spotkanie Zakonu Feniksa.

By艂y letnie wakacje i kilka dni wcze艣niej Harry Potter uko艅czy艂 siedemna艣cie lat co oznacza艂o, 偶e sta艂 si臋 pe艂noletni wed艂ug czarodziejskiego prawa. Musia艂 opu艣ci膰 dom wuja i ciotki, jednak nie t臋skni艂 za nimi, ani tym bardziej oni za nim. Tym bardziej by艂 zszokowany gdy w dzie艅 urodzin znalaz艂 w nogach swojego 艂贸偶ka prezent od nich- ma艂膮 ramk臋 z ich zdj臋ciem. Co dziwniejsze, w 艣rodku by艂 list. List od Dudleya. W pierwszym szoku jedyn膮 rzecz膮, o kt贸rej pomy艣la艂 Harry by艂o to, 偶e nie mia艂 poj臋cia, 偶e Dudley umie pisa膰. Dopiero przy drugim czytaniu dotar艂 do niego sens listu. Dudley pisa艂, 偶e chocia偶 nie dogadywali si臋 dobrze, co by艂o eufemizmem na skal臋 艣wiatow膮, b臋dzie za nim t臋skni艂 i ma nadziej臋, 偶e ten prezent nie pozwoli mu zapomnie膰 o rodzinie. Wbrew sobie postawi艂 ramk臋 obok 艂贸偶ka, chocia偶 sam nie wiedzia艂 dlaczego. Z r贸wnie weso艂ym skutkiem m贸g艂 tam ustawi膰 portret Snape'a. Mistrz Eliksir贸w by艂 ostatnim cz艂owiekiem, na kt贸rego chcia艂by patrze膰. Kiedy w czerwcu 艢miercio偶ercy dostali si臋 do Hogwartu, uciek艂 razem z nimi po drodze nokautuj膮c Dumbledora. Dyrektor p贸藕niej im wyt艂umaczy艂, 偶e robi艂 to zgodnie z rozkazem, ale Harry nie m贸g艂 zapomnie膰 wyrazu nienawi艣ci, jaki pojawi艂 si臋 na twarzy Snape'a, gdy rzuca艂 zakl臋cie. Tak, zdecydowanie lepiej by艂o patrze膰 na Dursley贸w. Poza ca艂kowicie nieoczekiwanym prezentem od rodziny dosta艂 r贸wnie偶 kilka innych rzeczy, ale tutaj nie by艂o zbyt wielkich niespodzianek. Pa艅stwo Weasleyowie podarowali mu zegarek, zgodnie z tradycj膮 rodzinn膮, i ci膮gle przepraszali, 偶e nie jest nowy, chocia偶 Harry'ego tak uradowa艂 ich podarunek, 偶e przez kilka minut musia艂 walczy膰 ze sob膮, by si臋 nie rozp艂aka膰. Fred i George przes艂ali mu chyba po艂ow臋 asortymentu z „Magicznych Dowcip贸w Weasley贸w”, a Bill razem z Fleur dodali do tego skrzyni臋, kt贸ra by艂a ca艂a pomara艅czowo-czerwona z wielk膮, z艂otaw膮 b艂yskawic膮 na wieku. Hermiona, jak nale偶a艂o si臋 spodziewa膰, da艂a mu ksi膮偶k臋, ale po raz pierwszy mia艂 ochot臋 j膮 za to u艣ciska膰. „Poradnik do walki z Czarn膮 Magi膮 dla pocz膮tkuj膮cych Auror贸w” by艂 czym艣, czego pragn膮艂, a wstydzi艂 si臋 wej艣膰 do ksi臋garni i kupi膰. Musia艂a zauwa偶y膰 jego t臋skne spojrzenia. Ginny i Charlie wr臋czyli mu kilka egzemplarzy smoczych 艂usek, kt贸re bardzo dobrze dzia艂a艂y na b贸le g艂owy. Hagrid przys艂a艂 tort w艂asnej produkcji, kt贸ry na szcz臋艣cie zosta艂 wr臋czony ghulowi ze strychu i zatka艂 go na kilka dni oraz w艂osy z ogona jednoro偶ca, kt贸re trzyma艂y silniej ni偶 niejeden 艂a艅cuch. Remus i Tonks, kt贸rzy zamierzali si臋 pobra膰, dali mu wspania艂膮 peleryn臋, kt贸ra, jak m贸wi艂a Tonks, sama si臋 sk艂ada艂a i prasowa艂a. Mile zdziwi艂a go dodatkowa przesy艂ka z Hogwartu- kadra profesorska 偶yczy艂a mu pomy艣lnych wiatr贸w i na dow贸d sympatii otrzyma艂 dosy膰 spory gobelin przedstawiaj膮cy god艂o Gryffindoru- lwa. Podobny prezent otrzyma艂 kilka miesi臋cy wcze艣niej Ron i z tego co si臋 orientowa艂, to ka偶dy ucze艅 w dzie艅 swoich siedemnastych urodzin dostawa艂 list od nauczycieli wraz z gobelinem odpowiedniego domu. Jedynym zmartwieniem Harry'ego by艂o to, 偶e nie mia艂 go gdzie zawiesi膰. Grimmauld Place 12 nie by艂o ju偶 tajn膮 kwater膮 Zakonu, bo w chwili, gdy aportowali si臋 tam razem z Dumbledorem w lipcu dopadli ich 艢miercio偶ercy. W zwi膮zku z tym obecnie przebywali w Norze.

Pan Weasley od艂o偶y艂 gazet臋 i ci臋偶ko westchn膮艂, po czym zwr贸ci艂 si臋 do profesor McGonagall.

- Minerwo, czy wiedzieli艣cie co艣 na ten temat? Wczoraj, kiedy wychodzi艂em z biura, Scrimgeour wci膮偶 by艂 Ministrem.

- Niestety, dla nas te偶 by艂o to szokiem- profesor posmarowa艂a sobie grzank臋 mas艂em i doda艂a d偶emu- Przy 艣niadaniu dostali艣my poczt膮 gazet臋 i chyba pierwszy raz w swoim 偶yciu widzia艂am Albusa tak w艣ciek艂ego. Pomona omal nie zesz艂a na zawa艂 i Poppy musia艂a jej poda膰 waleriany na uspokojenie. Najgorsze jest to, 偶e nikt nie wie co si臋 sta艂o z Scrimgeourem. Kingsley mia艂 si臋 odezwa膰, ale wci膮偶 milczy.

- Co zamierza Dumbledore?

- Nie wiem. Od razu zaj膮艂 si臋 powiadamianiem cz艂onk贸w Zakonu o spotkaniu, poprosi艂 Kingsleya, 偶eby poszed艂 do Ministerstwa i czego艣 si臋 dowiedzia艂. Potem odby艂 kr贸tk膮 rozmow臋 z Severusem, po kt贸rej ten znikn膮艂. Mia艂 si臋 dowiedzie膰, czy to sprawka Sami-Wiecie-Kogo, ale te偶 milczy. Robi si臋 bardzo nieciekawie.

Przy ostatnim s艂owie skrzywi艂a si臋 i doda艂a nieco cukru- d偶em by艂 za kwa艣ny. Harry omal nie podskoczy艂. Po raz pierwszy m贸wiono o sprawach Zakonu w ich towarzystwie. Zauwa偶y艂, 偶e bli藕niacy, Ron, Ginny i Hermiona te偶 chciwie 艂api膮 ka偶de s艂owo. I tak mieli si臋 nied艂ugo wszystkiego dowiedzie膰.

Dos艂ownie trzy dni wcze艣niej na kolacji pojawi艂 si臋 Dumbledore i spokojnie jedz膮c kaczk臋 powiedzia艂:

- Molly, chcia艂bym, by Harry, Hermiona i twoje najm艂odsze dzieci przyst膮pi艂y do Zakonu, je艣li taka jest ich wola.

Nie by艂 to najsubtelniejszy spos贸b przekazania tej szokuj膮cej informacji, poniewa偶 pani Weasley opu艣ci艂a r贸偶d偶k臋 powoduj膮c, 偶e no偶e zacz臋艂y wirowa膰 po kuchni, Harry omal si臋 ud艂awi艂 sokiem z dyni, Hermiona pisn臋艂a i z艂apa艂a j膮 czkawka, Ginny zakrztusi艂a si臋 ziemniakiem, bli藕niacy stukn臋li si臋 g艂owami si臋gaj膮c po s贸l, a Ron wyla艂 sobie zup臋 na kolana. Dumbledore z chichotem odczeka艂, a偶 wszyscy si臋 uspokoj膮. No, prawie wszyscy. Pani Weasley wygl膮da艂a, jakby kto艣 j膮 mocno uk艂u艂.

- Albusie! To s膮 jeszcze dzieci!

- Nieprawda!- oburzyli si臋 unisono Fred i George.

- Milczcie!

- Nie, Molly, oni maj膮 racj臋. S膮 ju偶 pe艂noletni, tak samo Harry, Ronald i Hermiona. Ginewra za mniej ni偶 rok osi膮gnie pe艂noletnio艣膰. Wiesz dobrze, jaka jest sytuacja. Nie tylko ich potrzebujemy, ale ich w艂asne bezpiecze艅stwo zale偶y od informacji. Informacji, kt贸re musz膮 pozna膰.

- Nie zgadzam si臋! Mam ju偶 po艂ow臋 rodziny w Zakonie, nie zmuszaj do tego tych dzieci!

- Nikogo nie zmuszam- powiedzia艂 powa偶nie, patrz膮c na ka偶de z nich zza okular贸w-po艂贸wek- Je艣li kt贸re艣 z nich si臋 nie zgodzi, wtedy mo偶e czu膰 si臋 zwolnione z obowi膮zku. Nie b臋dzie 偶adnych komentarzy, 偶adnego wy艣miewania. Stawk膮 jest wasze 偶ycie, wi臋c dobrze to przemy艣lcie.

Zapad艂a cisza, w czasie kt贸rej s艂ycha膰 by艂o jedynie histeryczne, ci臋偶kie oddechy pani Weasley. Harry postanowi艂 odezwa膰 si臋 pierwszy.

- Ju偶 w zesz艂ym roku du偶o na ten temat my艣la艂em, panie profesorze- g艂os tylko lekko mu si臋 trz膮s艂- Nawet gdybym nie chcia艂, to jestem cz臋艣ci膮 tego wszystkiego. Chc臋 do艂膮czy膰 do Zakonu.

- Harry!- zap艂aka艂a pani Weasley.

- Ja tak偶e- Ron powa偶nie patrzy艂 na swoje zaci艣ni臋te pi臋艣ci- Kto艣 musi si臋 tym zaj膮膰, prawda?

- My te偶- powiedzieli bli藕niacy.

- Do艂膮czymy, bo…

- Tak trzeba.

Pani Weasley opad艂a na krzes艂o i zanios艂a si臋 g艂o艣nym szlochem, jednak to s艂owa Ginny j膮 dobi艂y.

- Je艣li mam zgin膮膰, zgin臋 w walce.

- Oszaleli艣cie?!- podskoczy艂a i ze 艂zami w oczach potrz膮sa艂a najpierw Fredem, potem Ronem, w ko艅cu przycisn臋艂a do siebie Ginny- Nie r贸bcie mi tego! Nie musicie tego robi膰! Zostawcie to wszystko nam!- wszyscy Weasleyowie patrzyli w st贸艂, 偶adne z nich nie uczyni艂o nawet ruchu. Harry czu艂 si臋 tak, jakby to on wbija艂 sztylety w serce pani Weasley. To wszystko jego wina- Hermiono! Chocia偶 ty wyka偶 si臋 rozs膮dkiem! Co na to twoi rodzice?!

- Moi rodzice zrozumiej膮- g艂os Hermiony drga艂- Dyrektorze, czy mog艂abym w jaki艣 spos贸b zapewni膰 im bezpiecze艅stwo? Oni nie maj膮 jak si臋 broni膰.

- Oczywi艣cie.

- W takim razie ja r贸wnie偶 chc臋 przyst膮pi膰 do Zakonu.

Dla mamy Rona by艂o to za wiele- zemdla艂a. Bli藕niacy, z minami winowajc贸w, u艂o偶yli j膮 na sofie i docucili.

- Wybacz, Molly…

Dumbledore by艂 naprawd臋 smutny.

- Albusie, chocia偶 obiecaj mi, 偶e przynajmniej na razie nie dostan膮 偶adnej misji!

- Mamo!- pad艂o z czterech garde艂.

- Obiecuj臋. W takim razie, drogie panie i drodzy panowie- wsta艂 i uk艂oni艂 si臋- Zobaczymy si臋 na najbli偶szym spotkaniu. Dobranoc.

Teraz, siedz膮c w ciep艂ej kuchni, Harry m贸g艂 zrozumie膰 postaw臋 pani Weasley. On by艂 sam, Hermiona tak偶e, ale ca艂a rodzina Rona by艂a w tej chwili w Zakonie. Nawet Fleur, kt贸ra w tej chwili kr臋ci艂a si臋 po Norze i ozdabia艂a sypialni臋 swoj膮 i Billa, postanowi艂a do艂膮czy膰.

- Ni mog臋 zostawici Bill w takij chwili. Ja te偶 b臋d臋 waliczy膰.

Jej narzeczony pr贸bowa艂 j膮 przekona膰, 偶eby tego nie robi艂a, ale okaza艂o si臋, 偶e trafi艂 na wyj膮tkowo upart膮 osob臋. W ko艅cu podda艂 si臋, ale wida膰 by艂o, 偶e nie jest z tego powodu zachwycony. Remus rzuca艂 mu zaniepokojone spojrzenia. Podczas czerwcowej pe艂ni ksi臋偶yca Bill le偶a艂 wci膮偶 w malignie, wi臋c nie by艂o wiadomo, jak zareaguje na t膮, kt贸ra si臋 zbli偶a艂a. Lupin ju偶 pi艂 sw贸j eliksir, by by膰 obecnym na spotkaniu Zakonu i nikogo nie zaatakowa膰, ale tak naprawd臋 to Bill stanowi艂 zagro偶enie. Harry wzdrygn膮艂 si臋 na wspomnienie Greybacka, jego 偶贸艂tych oczu, d艂ugich pazur贸w… Odepchn膮艂 od siebie talerz, czuj膮c, 偶e nic wi臋cej nie prze艂knie i obserwowa艂 podw贸rze, po kt贸rym beztrosko spacerowa艂y sobie kurczaki. Za kilka godzin Nora b臋dzie wype艂niona po brzegi lud藕mi, kt贸rzy w ka偶dej chwili mog膮 zgin膮膰. Przyjrza艂 si臋 roze艣mianej Ginny, po偶eraj膮cemu udko Ronowi, Hermionie patrz膮cej na ch艂opaka z lekkim obrzydzeniem, bli藕niakom stukaj膮cym si臋 pucharkami, Tonks tul膮cej si臋 do Remusa i ca艂ej reszcie. Ludzie, kt贸rych kocha艂, lubi艂 i podziwia艂 w nast臋pnej sekundzie mogli by膰 martwi. I to wszystko z powodu jednej g艂upiej przepowiedni i jednego chorego na umy艣le czarnoksi臋偶nika. Paranoja.

Mia艂 w艂a艣nie zatopi膰 si臋 w czarnych my艣lach, gdy us艂ysza艂 dwa pykni臋cia i na podw贸rzu pojawi艂a si臋 Luna z Nevillem. Dziewczyna potrafi艂a od ka偶dego odegna膰 ponure my艣li- mia艂a na sobie tiar臋 wielko艣ci g艂owy, kt贸ra wygl膮da艂a jak skrzy偶owanie dyni z cukini膮. Roze艣mia艂 si臋 i wyszed艂 ich przywita膰.

- Mi艂o was widzie膰! Luna, co ty masz na g艂owie?

- To nowa moda, nie wiesz? Podobno czarownice z Kualalumpy i stowarzyszenia Burakowego Cukraka uznaj膮 to za dobry afrodyzjak, kt贸ry w dodatku leczy Hokumulusa.

Spojrza艂 zdziwiony na Nevilla, kt贸ry jedynie wzruszy艂 ramionami i poda艂 mu d艂o艅. Nie ur贸s艂 wiele od czasu, gdy ostatnio si臋 widzieli, ale zdecydowanie wyszczupla艂.

- Babcia mnie m臋czy kapust膮. Mam jej tak dosy膰, 偶e prawie nic nie jem.

- Pani Weasley pewnie postara si臋, 偶eby艣 to nadrobi艂.

- Pewnie tak.

- Co w艂a艣ciwie tu robicie?- spyta艂, kiedy ruszyli do wej艣cia. W 艣rodku Luna wzbudzi艂a powszechne zainteresowanie i w艂a艣nie doprowadzi艂a profesor McGonagall do 艂ez ze 艣miechu.

- Dumbledore przyszed艂 do mnie w zesz艂ym tygodniu i spyta艂, czy chc臋 do艂膮czy膰 do Zakonu- powiedzia艂 ch艂opak ponuro- Babcia by艂a wniebowzi臋ta. Gdyby by艂a cho膰 troch臋 m艂odsza pewnie sama by przyst膮pi艂a. U Luny by艂 wczoraj rano.

- Nie chcia艂e艣 do艂膮czy膰?

Neville spojrza艂 mu prosto w oczy i lekko si臋 u艣miechn膮艂.

- Nie na wiele si臋 wam przydam, ale jak m贸g艂bym was zostawi膰? Mo偶e nie wskakuj臋 w to z wielkim „Hurra!”, ale chc臋.

Po jakim艣 czasie okaza艂o si臋, 偶e nie tylko oni dostali tak膮 propozycj臋 od Dumbledora. Ernie McMillan, Hanna Abbot, Cho Chang, Lavender Brown, siostry Patil i kilku znajomych z Hogwartu, g艂贸wnie tegorocznych si贸dmoklasist贸w. Szalonooki Moody, kt贸ry pojawi艂 si臋 jako jeden z pierwszych, powi臋kszy艂 kuchni臋 Weasley贸w do rozmiar贸w niemal偶e Wielkiej Sali. Ka偶dy m贸g艂 wygodnie usi膮艣膰, kilka gnom贸w zosta艂o transmutowanych w fili偶anki, gdy tych zabrak艂o, ale ka偶dy mia艂 co wypi膰. Ko艂o dwudziestej pojawi艂 si臋 tak偶e Dumbledore. Kiedy wszed艂, od razu ucich艂y wszelkie 艣miechy. Zacz臋艂o by膰 powa偶nie.

Rozdzia艂 2

Dumbledore usiad艂 tak, by wszyscy mogli go widzie膰. Podzi臋kowa艂 za herbat臋 i uwa偶nie przyjrza艂 si臋 zar贸wno starszym cz艂onkom Zakonu, jak i tym nowym. Po chwili westchn膮艂.

- Kingsley i Severus si臋 sp贸藕niaj膮.

- Spokojnie, na pewno dotr膮- profesor Sprout by艂a lekko blada.

- Oni nigdy si臋 nie sp贸藕niaj膮, ale widocznie zawsze musi by膰 ten pierwszy raz. Zaczniemy wi臋c od wst臋pu, mo偶e zd膮偶膮 na dalsz膮 cz臋艣膰- spowa偶nia艂 i pochyli艂 si臋 do przodu- Mamy, po raz pierwszy od powstania Zakonu Feniksa, tak wielu nowych cz艂onk贸w. Wszyscy jeste艣cie m艂odzi, wi臋kszo艣膰 z was nie sko艅czy艂a jeszcze szko艂y, a mimo to wiecie, co od was zale偶y. Ka偶demu z was opowiada艂em ju偶 histori臋 Zakonu, wi臋c nie b臋d臋 si臋 powtarza艂. Nas, starych cz艂onk贸w, nie pozosta艂o zbyt wielu, dlatego potrzebujemy 艣wie偶ej krwi- Harry zauwa偶y艂, 偶e Hermiona prze艂yka nerwowo 艣lin臋. Ten zwrot nie brzmia艂 najlepiej- Zgadzaj膮c si臋 na przyst膮pienie do Zakonu wiedzieli艣cie, 偶e mo偶ecie zgin膮膰. Tym bardziej jestem wam wdzi臋czny, 偶e jednak si臋 zgodzili艣cie. Szybko wam powiem, kto czym si臋 zajmuje, 偶eby艣cie wiedzieli do kogo zwraca膰 si臋 w jakiej sprawie. Ja jestem G艂ow膮 Zakonu i do mnie zg艂aszacie absolutnie wszystko, bez wzgl臋du na to, czy skontaktowali艣cie si臋 z innym cz艂onkiem. Musz臋 wiedzie膰 wszystko, by nie pope艂ni膰 nigdzie b艂臋du. Ka偶dy b艂膮d kosztuje czyje艣 偶ycie. Profesor McGonagall jest nasz膮 skrzynk膮 kontaktow膮, z ni膮 nale偶y si臋 kontaktowa膰, gdy ja jestem nieosi膮galny. Ona r贸wnie偶 przekazuje informacje pomi臋dzy cz艂onkami Zakonu w spos贸b ca艂kowicie bezpieczny. Alastor zajmuje si臋 stron膮 zbrojn膮. Zbiera niebezpieczne przedmioty i zajmuje si臋 nimi, ale tak偶e b臋dzie wam udziela艂 porad i lekcji z zakresu samoobrony i ataku. Musicie wiedzie膰, jak atakowa膰 bez u偶ywania Zakl臋膰 Niewybaczalnych, by powstrzyma膰, a nawet zabi膰- wi臋kszo艣膰 obecnych wci膮gn臋艂a przy tych s艂owach powietrze- Tak. Zabi膰. Czasem nie ma innego sposobu. Mundungus kontaktuje si臋 z przemytnikami i czarnym rynkiem. Gdy trafia na niego co艣 niebezpiecznego, stara si臋 to zdoby膰. Do niego zwracacie si臋 w sprawach zwi膮zanych w艂a艣nie z takimi rzeczami, je艣li us艂yszycie cokolwiek na temat jakiej艣 broni. Profesor Flitwick zajmuje si臋 sprawami Hogwartu, gdy mnie nie ma. Sprawuje r贸wnie偶 piecz臋 nad uczniami, wi臋c je艣li uwa偶acie, 偶e komu艣 grozi niebezpiecze艅stwo, a mnie nie ma, zwracacie si臋 do niego. Profesor Sprout razem z profesorem Slughornem zajmuj膮 si臋 truciznami i truj膮cymi ro艣linami, kt贸re mog膮 si臋 znale藕膰 w okolicach zamku, czy te偶 innego miejsca. Panie Longbottom- Neville podskoczy艂, obla艂 si臋 herbat膮 i zaczerwieni艂 po koniuszki uszu- S艂ysza艂em, 偶e jeste艣 wyj膮tkowo utalentowany w kierunku Zielarstwa. Chcia艂bym, by艣 pom贸g艂 profesor Sprout.

- By艂by艣 mi du偶膮 pomoc膮, Neville- doda艂a korpulentna czarownica- Mam taki nawa艂 pracy, 偶e nie daj臋 sobie z tym rady.

- O-O-Oczywi艣cie.

- Dobrze, kto nast臋pny? Kingsley jest naszym cz艂owiekiem w Ministerstwie razem z Arturem. Oni nas艂uchuj膮, wynajduj膮 i zbieraj膮 wszelkie informacje, kt贸re mog膮 by膰 dla nas przydatne. Profesor Snape jest naszym… hmmm, nie lubi臋 tego s艂owa… naszym szpiegiem w obozie 艢miercio偶erc贸w- Hanna Abbot i Ernie McMillan podskoczyli i wydali zgodne: „CO?!”- Wiele lat temu by艂 艢miercio偶erc膮, ale jeszcze przed upadkiem Voldemorta przeszed艂 na nasz膮 stron臋. Wykonuje najtrudniejsz膮 i najniebezpieczniejsz膮 prac臋 z nas wszystkich, wi臋c nie nale偶y mu zawraca膰 g艂owy, dop贸ki nie us艂yszycie 偶adnych pog艂osek o nowych 艢miercio偶ercach. Jednak i w takim przypadku lepiej zg艂osi膰 si臋 do mnie- zerkn膮艂 na Harry'ego, jakby go upominaj膮c- Profesor Hooch zajmuje si臋 transportem pomi臋dzy Hogwartem a Nor膮 i niekt贸rymi domami cz艂onk贸w Zakonu. Gdy trzeba b臋dzie si臋 gdzie艣 szybko przemie艣ci膰, nale偶y uda膰 si臋 do niej. Hagrid i profesor Maxime s膮 naszym 艂膮cznikiem z olbrzymami, tak samo jak Remus jest z wilko艂akami. Przypuszczam, 偶e w tym temacie nie b臋dziecie mieli 偶adnych plotek czy nowo艣ci, wi臋c zostawcie ich w spokoju. Tonks i reszta auror贸w s膮 wsparciem. Aby uzyska膰 ich pomoc nale偶y si臋 zg艂osi膰 do mnie, do profesor McGonagall, do Alastora lub do Severusa. 呕aden inny cz艂onek Zakonu nie jest w stanie ich wezwa膰. Reszta ma zadania ca艂kowicie niezwi膮zane z tym, czego mo偶ecie si臋 dowiedzie膰. Jakie艣 pytania?

Harry czu艂 si臋 oszo艂omiony. Tyle informacji na raz, 偶e sam nie wiedzia艂 od czego zacz膮膰. Bez zdziwienia zauwa偶y艂 wy膰wiczon膮 r臋k臋 Hermiony.

- Profesorze, czy my tak偶e otrzymamy jakie艣 konkretne zadania, tak jak Neville?

Dumbledore przygl膮da艂 si臋 jej przez chwil臋, jakby j膮 ocenia艂, po czym skin膮艂 g艂ow膮.

- Tak. Ka偶de z was ma ju偶 okre艣lon膮 艣cie偶k臋. Niekt贸rym z was mo偶e si臋 nie spodoba膰 to, o co was prosz臋, ale mam nadziej臋, 偶e zrozumiecie. Harry- ch艂opak podskoczy艂- chcia艂bym, by艣 zn贸w wr贸ci艂 na lekcje Oklumencji. Tym razem jest to wa偶niejsze ni偶 kiedykolwiek wcze艣niej. To jest twoje jedyne zadanie i mam nadziej臋, 偶e bez wzgl臋du na to, jak bardzo nie lubicie si臋 z Severusem dasz rad臋.

Harry skrzywi艂 si臋, ale po chwili dotar艂o do niego, 偶e b臋d膮c w Zakonie i maj膮c sta艂e po艂膮czenie umys艂owe z Voldemortem nara偶a innych. Niech臋tnie potakn膮艂.

- Postaram si臋 najlepiej, jak potrafi臋.

- To dobrze. Fred i George do was mam pytanie dotycz膮ce waszych dodatkowych prac.

- Ma pan na my艣li proszek peruwia艅ski i tego typu rzeczy?

- Tak. Po pierwsze, czy jeste艣cie w stanie tych rzeczy wyrobi膰 nieco wi臋cej?

- Jak najbardziej.

- Po drugie chc臋 by艣cie zwracali uwag臋 na to, kto co kupuje i zdawali mi raporty. Pro艣cie o imiona i nazwiska, wpisujcie co te osoby kupuj膮 i jak cz臋sto. To do艣膰 wa偶ne. Chcia艂bym r贸wnie偶 p贸藕niej z wami porozmawia膰 na temat niekt贸rych artyku艂贸w, kt贸rych lepiej nie sprzedawa膰 nikomu poza Zakonem.

- Nie ma…

- …problemu.

- Panna Granger- Hermiona zblad艂a, ale unios艂a g艂ow臋- Do pani mam wyj膮tkow膮 pro艣b臋. Tak, pro艣b臋. To ty podejmiesz decyzj臋. W ci膮gu sze艣ciu lat pokaza艂a艣 swoje zdolno艣ci w niemal偶e ka偶dej dziedzinie nauki i jest wiele spraw, kt贸re chcia艂bym ci powierzy膰. Jednak jedna z nich jest ponad nimi wszystkimi. S艂ysza艂em, 偶e jeste艣 wybitn膮 uczennic膮 w eliksirach?

Wi臋kszo艣ci obecnych pospada艂y w d贸艂 szcz臋ki. Hermiona wyduka艂a:

- Eee… S艂ucham?

- Wybitn膮 uczennic膮 w eliksirach. A to przynajmniej wywnioskowa艂em pomi臋dzy wierszami narzeka艅 Severusa.

- Nie wydaje mi si臋 偶eby to by艂y bezpodstawne narzekania, profesorze.

- A jednak. Zadanie jest bardzo… delikatnej natury i nawet ciesz臋 si臋, 偶e w tej chwili nie ma z nami Severusa, bo on jest osob膮, kt贸ra nie powinna o tym wiedzie膰.

Harry poczu艂 przyp艂yw strachu o Hermion臋. Ron, pani Weasley i Ginny chyba te偶, bo patrzyli na ni膮 z rozszerzonymi oczami, bladzi i spoceni. Hermiona by艂a lekko zielona, ale g艂os jej nawet nie dr偶a艂.

- Je艣li w ten spos贸b b臋d臋 w stanie pom贸c.

- B臋dziesz. Potrzebuj臋 kogo艣 kto… hmmm… b臋dzie w stanie w艂ama膰 si臋 do prywatnych zapas贸w Mistrza Eliksir贸w i popracowa膰 nad eliksirem 艂agodz膮cym lub lecz膮cym uboczne efekty kl膮twy Cruciatus.

Harry rzuci艂 szybkie spojrzenie na Nevilla, kt贸ry ca艂y zamieni艂 si臋 w s艂uch. Gdyby da艂o si臋 uleczy膰 jego rodzic贸w…

- Czy profesor Snape nie mo偶e sam si臋 tym zaj膮膰? Zna si臋 na eliksirach daleko lepiej ni偶 ja.

- Ale nie ma innowacyjnego podej艣cia do pewnych spraw i b臋dzie si臋 wzdraga艂 przed u偶yciem niekt贸rych sk艂adnik贸w. W dodatku sam boryka si臋 z… pewnymi skutkami ubocznymi.

- A dlaczego mia艂abym si臋 w艂amywa膰? Nie s膮dz臋, by m贸g艂 si臋 sprzeciwi膰 pa艅skiej pro艣bie o udost臋pnienie magazynu.

- Nie, nie sprzeciwi艂by si臋. Jednak wtedy pochowa艂by co ciekawsze egzemplarze po k膮tach. Z tego co wiem ju偶 raz si臋 tam w艂ama艂a艣.

Hermiona zaczerwieni艂a si臋, Harry i Ron prawie parskn臋li. Prawie.

- Owszem, ale to by艂o w drugiej klasie i podczas zaj臋膰. Nie s膮dzi pan chyba, 偶e co lekcj臋 b臋d臋 si臋 tam w艂amywa膰?

- Oczywi艣cie, 偶e nie. Tak samo, jak Neville b臋dzie pomaga艂 Pomonie w Zielarstwie, tak samo ty zostaniesz uczennic膮 profesora Snape'a. W ten spos贸b b臋dziesz cz臋艣ciej w okolicach magazynu i, je艣li si臋 postarasz, b臋dziesz w stanie podejrze膰 jego notatki dotycz膮ce tego偶 eliksiru.

Harry'emu co艣 nie pasowa艂o i dopiero po chwili wiedzia艂 co.

- Zaraz, zaraz. Przecie偶 Snap… profesor Snape nie uczy Eliksir贸w, tylko Obrony?

- Horacy uzna艂, 偶e…

- Nie umiem si臋 po艂apa膰 w tym co on tam narozrabia艂 w pracowni- burkn膮艂 艢limak- Wszystko poprzestawiane, inaczej pouk艂adane! W dodatku zmieni艂 plan zaj臋膰 i sk艂adniki niekt贸rych eliksir贸w! Nie nadaj臋 si臋 do tego!

- Wi臋c, jak chcia艂em powiedzie膰, Horacy uzna艂, 偶e woli uczy膰 Numerologii, bo profesor Vector przechodzi na emerytur臋. Po zaj臋ciach b臋dziesz pomaga艂a profesorowi Snape'owi przy r贸偶nych eliksirach dla Zakonu. Ostatnio drastycznie spad艂y nam ilo艣ci Veritaserum i kilku innych r贸wnie… pomocnych. Severus, cho膰 za nic si臋 do tego nie przyzna, nie daje sobie rady z tempem, kt贸re mu narzucam. Potrzebuje pomocy.

Hermiona skrzywi艂a si臋, nabra艂a powietrza i wypu艣ci艂a je, jakby chcia艂a si臋 uspokoi膰.

- Dobrze- powiedzia艂a w ko艅cu- Je艣li w ten spos贸b mog臋 pom贸c. Tylko jako艣 nie widz臋, 偶eby on si臋 na to zgodzi艂.

- Zgodzi si臋, zgodzi- machn膮艂 lekko r臋k膮 Dumbledore i kontynuowa艂- Ronaldzie, chcia艂bym by艣 ty, razem z Hann膮- dziewczyna rozejrza艂a si臋, jakby niepewna czy to o niej mowa- sprawdza艂 co jaki艣 czas 艢lizgon贸w. Nie znosz臋 szpiegostwa, zw艂aszcza w szkole, ale wi臋kszo艣膰 uczni贸w Slytherinu ma rodzic贸w 艢miercio偶erc贸w i niekt贸rzy mog膮, tak jak pan Malfoy, pod膮偶a膰 za wskaz贸wkami. Mam nadziej臋, 偶e rozumiecie o co mi chodzi?

Ron skin膮艂 g艂ow膮 i nie艣mia艂o u艣miechn膮艂 si臋 do Hanny, kt贸ra niepewnie pomacha艂a r臋k膮.

- Ginewro, twoje zadanie b臋dzie do艣膰… nietypowe- Ginny unios艂a hardo g艂ow臋- Dziewcz臋ta. Masz zosta膰 osob膮 towarzysk膮 i stworzy膰 w艂asn膮 siatk臋, z kt贸rej b臋dziesz zbiera膰 informacje. Ka偶dy dom, ka偶dy rok, masz by膰 wsz臋dzie i wszystko s艂ysze膰. Dasz rad臋?

- Oczywi艣cie, 偶e tak.

- Ernie, to samo odnosi si臋 do ciebie, ale ty inwigilujesz ch艂opc贸w- ch艂opak skin膮艂 g艂ow膮- Reszta… pan Lee, panna Johnson, panna Bell, pan McLaggen, pan Thomas, panna Lovegood, panna Brown, panny Patil i pan Smith… Z wami b臋d臋 musia艂 porozmawia膰 na osobno艣ci. Wasze zadania b臋d膮 spokojniejsze i mniejszej wagi ni偶 te, kt贸re dot膮d wymieni艂em, jednak nie chcia艂bym by艣cie z tego powodu podchodzili do nich niepowa偶nie.

Jordan Lee, Katie Bell i Angelina Johnson oburzeni zacz臋li wykrzykiwa膰, 偶e oni zawsze bior膮 si臋 za wszystko powa偶nie, a Dumbledore jedynie si臋 u艣miechn膮艂. Profesor Flitwick poci膮gn膮艂 dyrektora za r臋kaw.

- Ministerstwo, Albusie. Po co nas dzi艣 zwo艂a艂e艣?

Rozdzia艂 3

- Ech…- u艣miech od razu znikn膮艂- W艂a艣ciwie to czeka艂em na dok艂adniejsze informacje od Kingsleya i Severusa, ale 偶aden z nich si臋 ze mn膮 nie skontaktowa艂. Jednak i bez nich nie wygl膮da to weso艂o. Dolores Umbridge dzi艣 rano zosta艂a Ministrem Magii, jak pewnie wszyscy ju偶 wiecie. Prorok rozp艂ywa si臋 nad now膮 Minister, ale prawda jest taka, 偶e Dolores zosta艂a zastraszona i wykonuje jedynie polecenia.

Hermiona rzuci艂a im spojrzenie m贸wi膮ce „a nie m贸wi艂am?”. Od rana twierdzi艂a, 偶e Umbridge nie jest na tyle z艂a, by sama z siebie zaj膮膰 to stanowisko.

- Sk膮d to wiesz?- Lupin robi艂 si臋 coraz bardziej blady- Uch… Przepraszam was na chwil臋.

Wyszed艂 z kuchni do pokoju, sk膮d dobieg艂y ich krzyki i st臋kania, kt贸re po chwili zmieni艂y si臋 w piski. Kilka minut p贸藕niej do sali wszed艂 wielki wilk i u艂o偶y艂 si臋 ko艂o st贸p Tonks, kt贸ra zacz臋艂a g艂adzi膰 jego futro.

- Dolores od d艂u偶szego czasu wygl膮da艂a na wystraszon膮. Kiedy艣, przypadkiem rzecz jasna, pods艂ucha艂em jak Rokwood grozi艂 jej rodzicom. Musicie wiedzie膰, 偶e rodzice profesor Umbridge od d艂u偶szego czasu le偶膮 w domu i niewiele potrafi膮 zrobi膰 sami. Mimo to bardzo ich kocha i, niestety, wszyscy o tym wiedz膮. Wyszed艂em wi臋c z za艂o偶enia, 偶e zosta艂a Ministrem wbrew swojej woli. To jednak s膮 jedynie moje podejrzenia. Drugim wariantem jest, 偶e…

Ale ju偶 si臋 nie dowiedzieli, jaki mia艂 by膰 drugi wariant, bo nagle rozp臋ta艂o si臋 piek艂o. Bill, bez ostrze偶enia, rzuci艂 si臋 na siedz膮cego obok Charliego i wbi艂 si臋 w niego paznokciami. Jego ga艂ki oczne szala艂y, z ust toczy艂a si臋 piana. Fleur chcia艂a doskoczy膰 do niego, ale Szalonooki z艂apa艂 j膮 w pasie. Remus-wilk rzuci艂 si臋 na ch艂opaka i uderzy艂 go grzbietem, by po chwili zosta膰 w niego ugryzionym. Zawy艂 przeci膮gle, a w ciszy jaka zapad艂a us艂yszeli kilka pykni臋膰 i ochryp艂y krzyk Kingsleya:

- Niech mi kto艣 pomo偶e!!!

Harry z艂apa艂 Ginny i Hermion臋, po czym ustawi艂 je obie za swoimi plecami i wyci膮gn膮艂 r贸偶d偶k臋. W chaosie, jaki by艂 dooko艂a ci臋偶ko by艂o cokolwiek zauwa偶y膰. Profesor McGonagall okr臋ci艂a Billa niewidzialnymi sznurami, a偶 pad艂 i nie by艂 w stanie nikomu zrobi膰 krzywdy, a pani Pomfrey wla艂a mu si艂膮 jaki艣 eliksir, kt贸ry spowodowa艂, 偶e od razu zasn膮艂. W mi臋dzyczasie pan Weasley pom贸g艂 wej艣膰 do 艣rodka Kingsleyowi, kt贸ry krwawi艂 z ramienia i mia艂 podbite oko, a tu偶 za nimi Dumbledore i Hagrid nie艣li co艣 d艂ugiego i czarnego, z czego kapa艂a krew. Dopiero gdy to co艣 w pewnym momencie zakaszla艂o i wyla艂o z siebie strumie艅 krwi, Harry zrozumia艂, 偶e by艂 to Snape. Po艂o偶yli go na szybko wyczarowanej sofie i teraz wyra藕nie by艂o wida膰 znany d艂ugi, haczykowaty nos. Jednak tylko po tym i t艂ustych, czarnych w艂osach pozna艂 cz艂owieka, kt贸rego nienawidzi艂. Jego szaty by艂y bardziej szkar艂atne ni偶 czarne, twarz by艂a ca艂a w ranach i we krwi, jedna brew przeci臋ta, szrama na policzku i wci膮偶 kaszla艂 krwi膮. Us艂ysza艂 jaki艣 pisk i obr贸ci艂 si臋- Ginny i Hermiona wzajemnie si臋 podtrzymywa艂y, ci臋偶ko by艂o powiedzie膰, kt贸ra podtrzymywa艂a kt贸r膮, bo wygl膮da艂y tak samo 藕le. Tymczasem pani Pomfrey rzuci艂a si臋 w stron臋 Mistrza Eliksir贸w i macha艂a nad nim szybko r贸偶d偶k膮, podobnie Dumbledore, a w tym czasie Kingsley opowiada艂.

- To by艂 m贸j b艂膮d! M贸j! Najpierw poszed艂em, zgodnie z poleceniem Umbridge, do loch贸w, gdzie znalaz艂em mn贸stwo mugolak贸w, kt贸rzy byli zmarzni臋ci i pobici. Potem wpad艂em do jej biura i zacz膮艂em wykrzykiwa膰, 偶e co ona sobie my艣li i jak tak mo偶e i w tym momencie pojawi艂 si臋 Sami-Wiecie-Kto i pr贸bowa艂 mnie przekabaci膰 na swoj膮 stron臋. Chcia艂em go przekl膮膰, ale bez problemu odbi艂 zakl臋cie, po czym kaza艂 Snape'owi ze mn膮 walczy膰! My艣la艂em, 偶e ten b臋dzie si臋 wstrzymywa艂, ale jak mi pos艂a艂 Avad臋 Kedavr臋, to wpad艂em w panik臋. Zacz膮艂em ucieka膰, a on mnie goni艂. On mnie tak urz膮dzi艂- wskaza艂 na rami臋 i oko- Kiedy przenie艣li艣my si臋 w tutejsze okolice, to Sami-Wiecie-Kto przeni贸s艂 si臋 za nami. Wy艣mia艂 mnie i powiedzia艂, 偶e nie tak si臋 rzuca kl膮twy. Po czym przekl膮艂 go, sam nie wiem czym, ale takiego 艣wi艅stwa jeszcze nie widzia艂em. Snape pad艂 na ziemi臋 i zacz膮艂 si臋 wi膰, pluj膮c krwi膮, a Sami-Wiecie-Kto mrukn膮艂, 偶e przesadzi艂 i zwr贸ci艂 si臋 do mnie, do mnie!, 偶ebym lepiej go zabra艂 do Dumbledora, 偶eby ten si臋 nim musia艂 zaj膮膰! Potem si臋 艣mia艂, a z nim ta wied藕ma, Bellatrix, a ja powiedzia艂em, niech mnie bogowie za to pokaraj膮, jak przez moj膮 g艂upot臋 umrze! Powiedzia艂em, 偶e zdrajcy zas艂uguj膮 na piesk膮 艣mier膰, a Sami-Wiecie-Kto paskudnie si臋 za艣mia艂 i przeni贸s艂 go tu偶 przed to podw贸rko, wi臋c ja za nimi. To wtedy usyszeli艣cie pykni臋cie. On nie m贸g艂 tu wej艣膰 i od razu si臋 aportowa艂, a ja zacz膮艂em krzycze膰. Merlinie… Co z nim?!

Harry nie m贸g艂 oderwa膰 wzroku od bladej twarzy cz艂owieka, kt贸rego sam ch臋tnie by zabi艂 dwa tygodnie temu. A on teraz le偶a艂 tu, bliski 艣mierci. Sam nie wiedzia艂 co czuje- ulg臋, z艂o艣膰, smutek, panik臋? Nie umia艂 si臋 w tym po艂apa膰. Dopiero po kilku minutach pani Pomfrey wyprostowa艂a si臋 i ruszy艂a do swojej torby.

- Prze偶yje, prze偶yje. Nie mazgaj si臋, Kingsley, tylko daj mi to oko. Ale ci spuch艂o. Posmaruj tym- wcisn臋艂a mu jaki艣 s艂oiczek, a sama wr贸ci艂a z kilkoma innymi przed sof臋- Nie mam poj臋cia co to by艂o, ale powinno zosta膰 zakazane. Gorsze nawet ni偶 ta jego cholerna Sectusempra. Na ni膮 przynajmniej jest jakie艣 zakl臋cie odwracaj膮ce. Alastor, wiesz co to?

Szalonooki podszed艂 i machn膮艂 kilka razy r贸偶d偶k膮.

- Nigdy czego艣 takiego nie widzia艂em. Z zewn膮trz niewiele obra偶e艅, ale okropnie napaskudzi艂o wewn膮trz. To tak jakby Sectusempr臋 kto艣 zastosowa艂 na wn臋trzno艣ci.

Harry poczu艂, 偶e jest mu zdecydowanie niedobrze. Chcia艂 usi膮艣膰, ale poczu艂 na sobie czyje艣 d艂onie. Dumbledore sta艂 obok nich, wyj膮tkowo powa偶ny.

- Musicie wyj艣膰 st膮d na jaki艣 czas- pogoni艂 ich do wyj艣cia. W 艣rodku zosta艂 jedynie on, pani Pomfrey, Szalonooki i Kingsley.

Rozdzia艂 4

Ginny przytuli艂a si臋 do Harry'ego, a Ron lekko obejmowa艂 Hermion臋. Obie dziewczyny by艂y roztrz臋sione i nie tylko one. Reszta dziewcz膮t trz臋s艂a si臋 i nawet Luna nie rzuca艂a dowcip贸w. Hagrid stan膮艂 obok nich i tak mocno klepn膮艂 Harry'ego w plecy, 偶e ten prawie upad艂 na nos.

- O, wybacz Harry. Nie martwcie si臋! Nie by艂o takiego, kt贸rego pani Pomfrey by nie z艂o偶y艂a do kupy! Harry, jeste艣 pewny, 偶e chcesz by膰 w Zakonie? Ja ni mam nic przeciwko, ale boje si臋 o ciebie. O was.

- Nie, Hagridzie. Podj膮艂em decyzj臋. Wiesz mo偶e co si臋 sta艂o z Billem?

- Przypuszczam, 偶e to pe艂nia- wskaza艂 palcem na okr膮g wisz膮cy na niebie- Horacy twierdzi, 偶e b臋dzie musia艂 przeszuka膰 r贸偶ne ksi膮偶ki i porozmawia膰 z tym tam- machn膮艂 d艂o艅mi wielko艣ci ko艂pak贸w od ci臋偶ar贸wki w kierunku Nory- Podobno mo偶na jako艣 przerobi膰 ten eliksir co Remus go bierze, 偶eby Bill by艂 niegro藕ny.

- Akonit mo偶na zast膮pi膰 znacznie s艂abszym zawilcem- wymamrota艂a Hermiona- Musia艂abym sprawdzi膰 w kilku ksi膮偶kach. W Wywarze Tojadowym, kt贸ry przyjmuje Remus, podstawowym sk艂adnikiem jest w艂a艣nie akonit, czyli tojad. Jest na tyle silny, by utrzyma膰 wilko艂aka przy jego ludzkiej 艣wiadomo艣ci. Zamieniaj膮c akonit zawilcem mo偶na nieco obni偶y膰 stopie艅 ryzyka, bo Wywarem Tojadowym Bill by si臋 zatru艂.

Po chwili przerwa艂a i niepewnie podnios艂a g艂ow臋. Po艂owa obecnych patrzy艂a na ni膮 szeroko rozwartymi oczami. Slughorn podszed艂 do niej i przyjrza艂 jej si臋 z bliska.

- Faktycznie masz do tego dryg, moja droga- u艣miechn膮艂 si臋- Nie pomy艣la艂em o zawilcu. Jutro wezm臋 si臋 do pracy, Molly- zwr贸ci艂 si臋 do pani Weasley- Jak dobrze p贸jdzie, to podczas nast臋pnej pe艂ni tw贸j syn nie b臋dzie musia艂 si臋 niczym martwi膰.

Harry i Ron patrzyli na Hermion臋 dziwnym wzrokiem.

- No co?- spyta艂a si臋 w niezr臋cznej ciszy.

- Ty zdecydowanie za wiele czytasz- powiedzia艂 lekko Ron, co spowodowa艂o kilka 艣miech贸w. Dziewczyna obr贸ci艂a g艂ow臋, lekko obra偶ona.

- Wiesz, Ron, gdyby艣 chocia偶 raz zerkn膮艂 do podr臋cznika Eliksir贸w z w艂asnej woli to te偶 by艣 to wiedzia艂.

- Nie mia艂em na to ochoty. Snape skutecznie wybi艂 mi z g艂owy eliksiry.

- Nie trzeba lubi膰 nauczyciela, 偶eby interesowa膰 si臋 przedmiotem.

- Tak? A co by艂o z Trelawney?

Lavender i Parvati za艣mia艂y si臋 g艂o艣no. Wszyscy dobrze pami臋tali, jak Hermiona wysz艂a z lekcji Wr贸偶biarstwa kopniakiem otwieraj膮c klap臋 w pod艂odze i rzucaj膮c przedmiot.

- Wr贸偶biarstwo to jedna wielka g艂upota i dobrze o tym wiecie. To nie mia艂o nic wsp贸lnego z tym, 偶e profesor Trelawney by艂a… eee… no…

- Nietypowa?- podsun臋艂a profesor McGonagall z przek膮sem. Sama nie znosi艂a Trelawney i, tak samo jak Hermiona, uwa偶a艂a wr贸偶enie za wierutn膮 bzdur臋. Jednak Harry raz by艂 艣wiadkiem przepowiedni wyg艂oszonej przez t膮 konkretn膮 wr贸偶biark臋. W dodatku to ona wyg艂osi艂a t膮 g艂upi膮 przepowiedni臋, wed艂ug kt贸rej „偶aden nie mo偶e 偶y膰, gdy drugi prze偶yje”. Oczywi艣cie jego przyjaciele wiedzieli o tym, ale to nie zmieni艂o sceptycznego podej艣cia Hermiony do tej dziedziny magii. Harry rozejrza艂 si臋 i gdy uzna艂, 偶e nikt tego nie zauwa偶y, rzuci艂 Muffliato.

- Harry, co ty wyrabiasz?- Hermiona oburzy艂a si臋. Wci膮偶 nie by艂a przekonana do zakl臋膰 Ksi臋cia P贸艂krwi, pomimo tego, 偶e wiedzia艂a, 偶e tym Ksi臋ciem jest Snape.

- Jak my艣licie, co si臋 sta艂o z Malfoyem?

To pytanie chodzi艂o mu po g艂owie od kilku dni. Najwidoczniej nie tego si臋 spodziewali, bo Ron omal nie wywr贸ci艂 si臋, a Ginny pisn臋艂a.

- Nie wiem, stary- jego przyjaciel podrapa艂 si臋 po d艂ugim nosie- My艣lisz, 偶e jest zak艂adnikiem? Albo przy艂膮czy艂 si臋 do Sam-Wiesz-Kogo?

- Raczej to pierwsze- mrukn臋艂a Hermiona- Mia艂 zabi膰 Dumbledora, tak? Nie wykona艂 zadania, w dodatku stch贸rzy艂. Nie s膮dz臋, 偶eby Sam-Wiesz-Kto okaza艂 mu 艂ask臋.

- Pewnie trzyma go gdzie艣 pod kluczem, 偶eby szanta偶owa膰 jego rodzic贸w- Ginny na sam膮 my艣l o tym wzdrygn臋艂a si臋- Malfoyowie nie s膮 ostatnio najlepszymi z najlepszych, no nie?

- A mnie si臋 wydaje, 偶e m贸g艂 si臋 do nich przy艂膮czy膰.

- Bo ty, Harry, masz obsesj臋 na punkcie z艂ych ludzi- warkn臋艂a Hermiona- I nie przyjmujesz do wiadomo艣ci, 偶e mog艂oby by膰 inaczej. Przez ca艂y rok by艂e艣 r贸wnie pewny, 偶e Snape jest tym z艂ym i nawet kiedy Dumbledore wyt艂umaczy艂 ci, 偶e dzia艂a艂 zgodnie z rozkazami, ty wci膮偶 uwa偶asz, 偶e wiesz lepiej! We藕 si臋 w gar艣膰, Harry i doro艣nij! Ty, tak偶e Ron, wi臋c nie 艣miej si臋 z niego.

- Dlaczego ty zawsze za nim stoisz murem?- Ron odsun膮艂 si臋 od niej nieco i spojrza艂 podejrzanie- Czy偶by艣 si臋 w nim podkochiwa艂a?

- Ron, jeste艣 chory na umy艣le- prychn臋艂a Ginny, a Hermiona skin臋艂a g艂ow膮.

- Nie b膮d藕 艣mieszny. Ufam mu, bo Dumbledore mu ufa. I powt贸rz臋 si臋 po raz tysi臋czny- je艣li nie ufamy Dumbledorowi, to komu innemu mo偶emy zaufa膰? Teraz, kiedy jeste艣my w Zakonie, odpowiadamy nie tylko za siebie samych, ale te偶 za innych. Niech to do was w ko艅cu dotrze, 偶e nie mo偶ecie szafowa膰 wyrokami kto jest jaki.

Harry zacisn膮艂 pi臋艣ci i skrzywi艂 si臋.

- Wi臋c uwa偶asz, 偶e ka偶demu mamy ufa膰?!

- Nie, Harry. Nie ka偶demu. Zaufaj nam, zaufaj Dumbledorowi. To wystarczy.

Rozdzia艂 5

Zanim zd膮偶y艂 odpowiedzie膰 otworzy艂y si臋 drzwi od kuchni i wyszed艂 przez nie nieco zm臋czony Dumbledore.

- Przepraszam, Molly, 偶e wyrzuci艂em was z waszej kuchni, ale musieli艣my dok艂adnie zbada膰 Severusa. Mo偶ecie ju偶 wej艣膰 i doko艅czymy spotkanie. Mamy kilka nowych informacji.

Powoli zacz臋li wchodzi膰. Harry, Ron i Hermiona weszli jako jedni z ostatnich. Od razu spojrzeli w kierunku Snape'a- siedzia艂 ju偶 przytomny, ale by艂 tak blady, 偶e wydawa艂o si臋, 偶e bardziej jest duchem ni偶 cz艂owiekiem. Pi艂 w艂a艣nie co艣, co wygl膮da艂o na eliksir pieprzowy, a przynajmniej taki mia艂o skutek- m臋偶czy藕nie posz艂a para z uszu. Usadowili si臋 i Dumbledore powsta艂.

- Kingsley powiedzia艂 nam, 偶e w lochach Ministerstwa przetrzymywani s膮 czarodzieje z mugolskich rodzin. Umbridge stwierdzi艂a, 偶e mugole nie maj膮 prawa uczy膰 si臋 magii. Poza tym nie wie co si臋 sta艂o z Rufusem. Jeszcze wczoraj rozmawiali na temat planowanego dzisiaj spotkania w sprawie dementor贸w, a dzi艣 nie pojawi艂 si臋 w Ministerstwie. Kingsley uda艂 si臋 do domu Scrimgeoura i nie znalaz艂 go w 艣rodku. Co dziwniejsze- nie by艂o najmniejszego 艣ladu walki. Wszystko wskazuje na to, 偶e zosta艂 porwany w drodze mi臋dzy domem a Ministerstwem. Severusie?

Snape wsta艂, a jego poci臋te, wci膮偶 zakrwawione szaty nadawa艂y mu jeszcze wi臋kszej blado艣ci.

- Dostali艣my rozkaz porwania Ministra i przyprowadzenia go przed oblicze Czarnego Pana- jego g艂os by艂 tak s艂aby, 偶e ledwo go s艂yszeli. Wida膰 by艂o, 偶e poruszanie si臋 sprawia mu b贸l, ale nawet si臋 nie zaj膮kn膮艂- Ja, Nott i Crabbe musieli艣my go obezw艂adni膰 w okolicach wej艣cia do ministerstwa. Wcze艣niej mia艂 obstaw臋. Nott nieco zbyt mocno wczu艂 si臋 w swoj膮 rol臋 i Minister odni贸s艂 wiele obra偶e艅. Zbyt wiele. Zgin膮艂 na miejscu.

Dumbledore schowa艂 twarz w d艂oniach, profesor McGonagall zacisn臋艂a usta i otar艂a oczy. Starsi Weasleyowie zakl臋li paskudnie, a ich matka nawet nie zwr贸ci艂a im uwagi.

- Nie mog艂e艣 go uratowa膰?

- Molly, gdybym to zrobi艂, to m贸g艂by przekaza膰 Czarnemu Panu wiele cennych informacji- wysycza艂 zza zaci艣ni臋tych z臋b贸w- Powinna艣 si臋 cieszy膰, 偶e poczekali艣my, a偶 jego obstawa sobie posz艂a, bo Persival w niej by艂.

Pani Weasley opad艂a na krzes艂o i prawie si臋 rozp艂aka艂a. Dumbledore spojrza艂 ostro w kierunku Snape'a, a ten jedynie si臋 skrzywi艂 i kontynuowa艂.

- W ka偶dym razie Czarny Pan nie by艂 zadowolony z efekt贸w. Mianowa艂 Umbridge Ministrem. Nasza kochana Dolores powinna lepiej dba膰 o swoich rodzic贸w. Od dzi艣 zawsze przynajmniej dw贸ch 艢miercio偶erc贸w b臋dzie znajdowa艂o si臋 przy nich, by zapewni膰 sobie jej ca艂kowit膮 uleg艂o艣膰. Co do mugoli w lochach, to nic im nie b臋dzie. Kilku z nich oberwa艂o za wychylanie si臋, ale p贸ki b臋d膮 spokojni nic im nie grozi. Czarny Pan chce ich mie膰 pod r臋k膮, by m贸c ich 偶yciem szanta偶owa膰 Dumbledora.

- Mamy szans臋 ich stamt膮d wydosta膰?- Charlie masowa艂 sobie zadrapane ramiona.

- Nie. Lochy s膮 zbyt dobrze strze偶one. Sam Czarny Pan cz臋sto tam si臋 pojawia. Ostatnio podbudowuje sobie swoje ego strasz膮c sam膮 swoj膮 obecno艣ci膮. Pora偶ka dwa lata temu w Ministerstwie wci膮偶 go boli. Zamierza uderzy膰 na szko艂臋.

- Kiedy?

- Jeszcze sam nie wie. Na razie planuje nas艂a膰 dementor贸w na poci膮g do Hogwartu.

Kilka os贸b krzykn臋艂o, zacz臋艂o rzuca膰 inwektywami, ale Dumbledore uci膮艂 to podniesieniem r臋ki.

- Skoro wiemy o tym, to b臋dziemy w stanie zapobiec temu, wi臋c przesta艅cie si臋 martwi膰. Czy ma jakie艣 inne plany?

- Raczej nie. Chwilowo p艂awi si臋 w sukcesie zdobycia Ministerstwa. Arturze, odradzam tobie i twoim synom pojawianie si臋 w pracy. Od teraz jeste艣cie na Li艣cie.

- Na jakiej znowu li艣cie?- pan Weasley spojrza艂 niepewnie na Charliego i Billa, kt贸ry wci膮偶 spa艂.

- Lista. S膮 na niej nazwiska czarodziej贸w, za kt贸rych jest wyznaczona nagroda. Kingsley r贸wnie偶 si臋 na niej pojawi艂. Tonks, Lupin, McGonagall, Flitwick, Sprout, Dumbledore, Potter, Granger, wszyscy Weasleyowie, pr贸cz Persivala. Lista zawiera ponad sto nazwisk, ale za te osoby jest najwy偶sza nagroda.

- Niby jaka nagroda? Kto by艂by taki g艂upi?

- Molly, nagroda jak膮 proponuje Czarny Pan skusi ka偶dego. Jest to obietnica, Wieczysta Przysi臋ga, 偶e nie tknie rodziny takiej osoby, ani tego nie zleci.

Zapad艂a cisza. Harry wyobrazi艂 sobie, 偶e m贸g艂by uratowa膰 Weasley贸w, Hermion臋… Tak, to by艂a wyj膮tkowo kusz膮ca propozycja.

- Dobrze, ale plany, Severusie. Jakie ma plany?

- 呕adnych, przecie偶 m贸wi臋!- rykn膮艂, po czym z艂apa艂 go atak kaszlu. Obr贸ci艂 si臋 do nich plecami i przez chwil臋 nic nie m贸wi艂. Gdy ponownie si臋 do nich zwr贸ci艂 wygl膮da艂 jak sama 艣mier膰- Chwilowo nie ma 偶adnych plan贸w. Dementorzy napadaj膮cy na poci膮g to by艂 pomys艂 Belli, ale spodoba艂 mu si臋.

- Czyli mamy w tej chwili po prostu czeka膰?!- Szalonooki wsta艂 i podszed艂 do Snape'a, po czym d藕gn膮艂 go s臋katym palcem w pier艣- A ty niby za co zosta艂e艣 tak urz膮dzony?! Mo偶e po prostu nam czego艣 nie m贸wisz?!

Snape skrzywi艂 si臋 i zrobi艂 krok w ty艂.

- By艂oby mi mi艂o, gdyby艣 mnie nie tyka艂 Moody. Nie czuj臋 si臋 dzisiaj najlepiej. Co do tego- wskaza艂 na swoje szaty- To by艂a kara za 艣mier膰 Ministra. Mia艂em dopilnowa膰 Notta i Crabba, ale niezbyt mi to wysz艂o.

- Wi臋c dlaczego pana nie zabi艂?

Wszyscy spojrzeli na Harry'ego, kt贸remu to pytanie wymkn臋艂o si臋 zanim pomy艣la艂.

- Bo wie dobrze, 偶e jestem niezast膮piony, Potter- sykn膮艂- Nie znajdzie nikogo innego, kto wkradnie si臋 w 艂aski Dumbledora i b臋dzie tak blisko niego. On nie jest g艂upi. Lekkomy艣lny, ale nie g艂upi. Co mi przypomina, 偶e nie 膰wiczy艂e艣 Oklumencji.

- CO?

- A to, 偶e dzisiaj Czarny Pan powiadomi艂 nas, 偶e odb臋dzie si臋 spotkanie Zakonu. Znalaz艂 to w twojej g艂owie, Potter. Gdyby nie to, 偶e nie mo偶e tu wej艣膰, to ju偶 mieliby艣cie na karku wszystkich 艢miercio偶erc贸w.

Harry podskoczy艂, ale wzrok Dumbledora go powstrzyma艂 od wykrzyczenia wszystkiego, co mia艂 do powiedzenia.

- Zanim przybyli艣cie nakaza艂em Harry'emu wznowi膰 lekcje Oklumencji. Nie obchodzi mnie, jak bardzo si臋 nie znosicie. Masz go tego nauczy膰, czy to jasne?

- Tak- wida膰 by艂o, 偶e ta odpowied藕 nie sprawia mu przyjemno艣ci. Usiad艂 na wolnym krze艣le i opar艂 si臋 o nie, przymykaj膮c oczy- To nie wszystko.

- Ha! A nie m贸wi艂em?!- Szalonooki niemal 艣wieci艂 z ponurej satysfakcji.

- Nie ciesz si臋, Moody- warkn膮艂 Snape- Bo to nic przyjemnego. Czarny Pan zbiera now膮 armi臋.

- To akurat nic nowego.

- MILCZ, Potter!- zn贸w zakaszla艂 kilka razy i kiedy odejmowa艂 r臋k臋 od ust, Harry zauwa偶y艂, 偶e jest zakrwawiona, a jego g艂os by艂 wyj膮tkowo ochryp艂y- Ta armia jest inna. Nie tylko wys艂a艂 pos艂贸w do olbrzym贸w, zreszt膮 po raz kolejny, ale te偶 dosta艂 dzi艣 rano informacj臋 od przyw贸dcy wilko艂ak贸w, 偶e zgadzaj膮 si臋 na przy艂膮czenie do niego. Wiedzia艂e艣 o tym, Lupin?

Zwr贸ci艂 si臋 do wilka, kt贸ry jedynie zwiesi艂 g艂ow臋 i przecz膮co ni膮 pokr臋ci艂.

- Wilko艂aki i olbrzymy?- McGonagall si臋 skrzywi艂a- To niezbyt dobrze.

- To nie koniec. Odkry艂, 偶e istnieje pewien rodzaj ludzi, kt贸rymi mo偶na si臋 pos艂u偶y膰- pani Weasley wci膮gn臋艂a mocno powietrze, bo Snape spojrza艂 na nieprzytomnego Billa- Ludzie pok膮sani przez wilko艂aki, gdy ci byli w ludzkiej postaci. Ma ich ju偶 ponad dwustu.

- Bogowie…- Dumbledore z艂apa艂 si臋 za usta, a Harry omal nie zwymiotowa艂. To by艂o chore, to by艂o chore- Co on zamierza z nimi zrobi膰?

- Napu艣ci膰 na normalnych ludzi, a co innego? Kiedy nie ma pe艂ni tacy ludzie zachowuj膮 si臋 normalnie. Nie odczuwaj膮 偶adnych efekt贸w tak, jak zwyk艂e wilko艂aki. Fazy ksi臋偶yca s膮 im ca艂kowicie oboj臋tne. Jedynie pe艂nia wyzwala u nich krwio偶ercze zap臋dy. Mniemam, 偶e Bill zaatakowa艂 was dzisiaj?

- Rzuci艂 si臋 na Charliego- powiedzia艂a s艂abo pani Weasley- Czy jest… czy jest na to jakie艣 lekarstwo?

- Powinno by膰- skin膮艂 g艂ow膮- Zamierzam nieco zmieni膰 Wywar Tojadowy. Akonit zast膮pi臋 zawilcem, do tego trzeba b臋dzie zmieni膰 kolejno艣膰 dodawania sk艂adnik贸w i takie tam. Horacy, mam nadziej臋, 偶e mi w tym pomo偶esz?

Profesor Slughorn lekko si臋 u艣miechn膮艂.

- Oczywi艣cie. Ju偶 jakie艣 p贸艂 godzinki temu obmy艣li艂em ca艂膮 receptur臋.

- Niczego innego bym si臋 po tobie nie spodziewa艂- mrukn膮艂 Snape- W ka偶dym razie Bill nie powinien wychodzi膰 z Nory. Greyback pami臋ta ka偶dego, kogo pok膮sa艂 i Czarny Pan zamierza wy艂apa膰 wszystkich.

Weasleyowie skin臋li g艂ow膮, a Fleur przytuli艂a mocniej Billa.

Rozdzia艂 6

Dumbledore wyprostowa艂 si臋 i pog艂adzi艂 palcami brod臋.

- Czy opr贸cz Billa s膮 jeszcze ludzie, kt贸rych Voldemort nie mo偶e znale藕膰?

- Kilku uczni贸w. Greyback wspomina艂 o pannie Brown- skierowa艂 swoje czarne oczy na Lavender, kt贸ra mimowolnie schowa艂a si臋 za Parvati- Ale widz臋, 偶e nie ma 偶adnych napad贸w w艣ciek艂o艣ci poza zwyk艂ymi, wi臋c chyba mo偶na j膮 wykluczy膰. Jest dw贸ch, czy trzech 艢lizgon贸w, ale ich zbadam osobi艣cie. Pan… Creevey, je艣li si臋 nie myl臋, powinien r贸wnie偶 zosta膰 sprawdzony, Minerwo. I to proponuj臋 jeszcze dzisiaj. Z tego co wiem jest z rodziny mugoli, wi臋c nie maj膮 jak si臋 broni膰.

- Albusie- zerkn臋艂a na dyrektora Profesor McGonagall.

- Oczywi艣cie, id藕- kobieta niemal wybieg艂a i po chwili pykni臋cie donios艂o o jej aportacji- Czy z ponurych wiadomo艣ci, to wszystko?- kiedy Snape zagapi艂 si臋 w pod艂og臋, Dumbledore zblad艂- Severusie, czy to wszystko?

- Fekete si臋 ze mn膮 skontaktowa艂. Przy艂膮cza si臋 do Czarnego Pana- wyszepta艂 Snape, a Harry nie zrozumia艂 dlaczego Slughorn i Dumbledore zbledli, Hermiona podskoczy艂a, a pani Weasley z艂apa艂a si臋 za g艂ow臋, podczas gdy reszta zacisn臋艂a pi臋艣ci.

- Kto to jest Fekete?- za偶膮da艂 odpowiedzi. Snape spojrza艂 na niego nienawistnie, ale odpowiedzia艂a Hermiona.

- W臋gierski Mistrz Eliksir贸w, wynalazca wielu paskudnych, NAPRAWD臉 paskudnych eliksir贸w. W dodatku odkry艂, jak mo偶na ka偶dy eliksir zneutralizowa膰. I nie chodzi o odtrutk臋, ale o ca艂kowite odbarwienie i pozbawienie smaku oraz zapachu. Ka偶d膮 mikstur臋 potrafi doprowadzi膰 do konsystencji, wygl膮du i zapachu wody. Dlatego nazywaj膮 go „Cicha 艢mier膰”.

- Podczas pierwszej wojny zabi艂 wielu ludzi, ale nigdy oficjalnie nie przy艂膮czy艂 si臋 do Sami-Wiecie-Kogo- zap艂aka艂a pani Weasley- Je艣li on zapowiedzia艂, 偶e si臋 przy艂膮cza, to b臋d臋 si臋 ba艂a wzi膮膰 nawet wod臋 ze studni.

- Wiesz gdzie przebywa?- zapyta艂 s艂abo Dumbledore.

- Nie. Wiem tylko tyle, 偶e jest dobrze strze偶ony. I zaopatruje w eliksiry ka偶dego 艢miercio偶erc臋 na 艣wiecie.

- B臋dziemy potrzebowali mn贸stwa odtrutek i tester贸w.

- Dla ka偶dego cz艂onka Zakonu przynajmniej po jednej odtrutce na ka偶d膮 trucizn臋 z opisem, jak rozpozna膰 zatrucie. Testery nie s膮 problemem, ale nie rozpoznaj膮 wszystkich trucizn.

Harry 艣ledzi艂 wzrokiem obu m臋偶czyzn. To wszystko z chwili na chwil臋 robi艂o si臋 coraz gorsze.

- Zaraz, czy pan pr贸buje nam powiedzie膰, 偶e mo偶emy wypi膰 sobie sok z dyni i nagle zej艣膰?

- Nie, Potter. Dop贸ki b臋dziesz s艂ucha艂 co si臋 do ciebie m贸wi, to nie.

- Ale przecie偶…

- Potter, czy do ciebie nie dociera, 偶e to nie czas na durne pytania?! Ka偶de z was dostanie instrukcje, jak si臋 zachowywa膰, by si臋 nie otru膰 i je艣li nie uznasz, 偶e jeste艣 ponad to, to nic ci si臋 nie stanie!

- Kiedy te instrukcje…

- Harry, uspok贸j si臋. P贸藕niej ci wszystko wyt艂umacz臋- mrukn臋艂a Hermiona widz膮c, 偶e Snape zaraz sam go otruje. Harry nie rozumia艂 tego- czego艣 nie wie, to pyta, a oni go jeszcze za to karc膮. No, dobra, nie s艂ucha艂 zbyt cz臋sto na lekcjach, ale chyba mo偶na mu wyt艂umaczy膰, prawda?

- Musz臋 si臋 przez chwil臋 zastanowi膰- powiedzia艂 Dumbledore i wsta艂- Wracam za kilka minut.

Wyszed艂 na podw贸rze i mogli obserwowa膰 go, jak stoi i patrzy w ksi臋偶yc. Harry zwr贸ci艂 si臋 do Hermiony.

- O co w艂a艣ciwie chodzi z tym facetem?

- Harry, wyobra藕 sobie, 偶e masz Eliksir Wywewn臋trzania. Ten, kt贸ry wywraca cz艂owieka na lew膮 stron臋- skrzywi艂a si臋- A teraz sobie wyobra藕, 偶e s膮 mikstury znacznie gorsze i bole艣niejsze od tej. I nie mo偶na ich rozr贸偶ni膰 od wody, soku czy herbaty. Maj膮 ten sam zapach, t膮 sam膮 konsystencj臋- Harry mia艂 wra偶enie, 偶e jego 偶o艂膮dek w艂a艣nie si臋 wywraca na lew膮 stron臋- Rozumiesz teraz? Mo偶na otru膰 tysi膮ce ludzi bez problemu. Nie s膮dz臋, 偶eby grozi艂o nam to w Hogwarcie, je艣li b臋dziemy pi膰 tylko to, co jest podawane w szkolnej kuchni. Ka偶dy nap贸j, ka偶dy sok b臋dzie najpierw sprawdzany na obecno艣膰 wszystkich znanych trucizn. Problem w tym, 偶e Fekete jest do艣膰… p艂odnym Mistrzem Eliksir贸w, a ka偶dy nast臋pny eliksir jest paskudniejszy od poprzedniego.

- No 艣wietnie- wtr膮ci艂 Ron- Ale jak niby mamy wy艂apa膰 wszystkie te miksturki? Przecie偶 nie b臋d臋 chodzi艂 z milionami buteleczek przy sobie, kiedy b臋d臋 szed艂 pod prysznic.

- S膮 pewne… sposoby- powiedzia艂a Hermiona marszcz膮c czo艂o- Musia艂abym sprawdzi膰 w kilku ksi膮偶kach, ale jest chyba mo偶liwo艣膰 zaczarowania p艂yn膮cej wody tak, by oddziela艂a wszystko co nie jest tylko wod膮. To jednak jest do艣膰 skomplikowany proces magiczny i…

- Pani za du偶o my艣li- odezwa艂 si臋 obok nich weso艂y g艂os Slughorna- S膮 prostsze sposoby. Wystarczy kratka magiczna. Do tego kilka prostych zakl臋膰 i wystarczy.

- Ale, profesorze, je艣li nie znamy wi臋kszo艣ci tych mikstur, to jak mamy si臋 przed nimi broni膰?

- Zostaw to mnie i Severusowi, dziecko drogie. Nie m臋cz tym swojej g艂贸wki.

Za艣mia艂 si臋 tubalnie i poszed艂 porozmawia膰 z Hagridem na temat jadu akromantuli. Hermiona patrzy艂a za nim nachmurzona, a Harry zauwa偶y艂, 偶e r贸wnie ponure spojrzenie rzuca Slughornowi Snape.

- Ej, Hermiona- szepn膮艂 do niej- Nie naburmuszaj si臋 tak, bo sama zmienisz si臋 w nietoperza.

Dziewczyna podskoczy艂a i prychn臋艂a.

- Bo on za lekko podchodzi do tej sprawy.

- A ty za powa偶nie.

- Bo to powa偶na sprawa, Harry. 艢miertelnie powa偶na.

Rozdzia艂 7

Dumbledore wr贸ci艂 po niemal dwudziestu minutach. W tym czasie Harry zd膮偶y艂 dowiedzie膰 si臋 wszystkiego na temat Fekete, zosta膰 obsztorcowanym przez Snape'a za olewanie Oklumencji i um贸wi膰 si臋 na herbat臋 z Lun膮. Dyrektor usiad艂 ci臋偶ko na krze艣le, a jego usta by艂y zaci艣ni臋te w w膮sk膮 lini臋.

- Nie mamy wiele szcz臋艣cia. 艢mier膰 Scrimgeoura, wilko艂aki, p贸艂-wilko艂aki, Fekete… Na pewno w ci膮gu wakacji spotkamy si臋 jeszcze kilka razy. Mam nadziej臋,聽 Molly, 偶e b臋dziemy mogli si臋 tutaj pojawia膰?

- Oczywi艣cie, 偶e tak- skin臋艂a g艂ow膮 lekko zar贸偶owiona pani Weasley. W czasie „przerwy” wypi艂a kilka kieliszk贸w Ognistej Whisky.

- Severusie, czy dasz rad臋 do jutra, no, najp贸藕niej do pojutrza zrobi膰 odtrutki i testery?

- Nie- skrzywi艂 si臋 Snape- To za du偶o pracy. Mamy obecnie w Zakonie ponad pi臋膰dziesi膮t os贸b. To oznacza oko艂o czterysta odtrutek i mniej wi臋cej tyle samo tester贸w. Daj mi tydzie艅.

- To za p贸藕no… Porozmawiamy po spotkaniu. Bill niech na razie zostaje w Norze. Zbyt niebezpieczne jest wypuszczanie go poza dom. Za miesi膮c 艣lub, tak?

- Tak, ale mo偶na go prze艂o偶y膰.

- Nie, nie trzeba. Powstrzymaj si臋 jednak z pieczeniem i gotowaniem dop贸ki nie dostaniesz tester贸w. Arturze, musz臋 prosi膰 ciebie i Charliego, 偶eby艣cie nie szli do pracy. Ministerstwo jest teraz niebezpiecznym miejscem. Po spotkaniu chcia艂bym z wami porozmawia膰. Jest kilka spraw, przy kt贸rych potrzebuj臋 pomocy. Remusie- wilk zamacha艂 ogonem i nastawi艂 uszy- chc臋, 偶eby艣 jak najszybciej uda艂 si臋 do wilko艂ak贸w i spr贸bowa艂 chocia偶 kilku przekona膰 do naszej sprawy. Musisz bardzo uwa偶a膰, bo teraz jeste艣 na Li艣cie. Hagridzie to samo tyczy si臋 olbrzym贸w. Gdy tylko przyb臋d臋 do zamku skontaktuj臋 si臋 z madame Maxime. Tonks, chcia艂bym 偶eby艣 zakrad艂a si臋 do ministerstwa. Nie wiem, przebierz si臋 za kogo tam uwa偶asz. Musimy wiedzie膰, co piszczy w trawie. Kingsley, postaraj si臋 dowiedzie膰 jak wygl膮da kwestia rodzic贸w Dolores. Mo偶e jednak jest spos贸b na uratowanie ich. Musimy r贸wnie偶 pomy艣le膰 o uwolnieniu tych ludzi z loch贸w ministerstwa. Severusie, dowiedz si臋 czego艣 wi臋cej na ten temat. Prosz臋 uczni贸w, kt贸rzy nie maj膮 swojego przydzia艂u o pozostanie. B臋d臋 z wami rozmawia艂 w cztery oczy. Najpierw jednak chcia艂bym porozmawia膰 z Harrym, Hermion膮, Ronaldem i Severusem na osobno艣ci. Mo偶ecie si臋 rozej艣膰.

Snape drgn膮艂, gdy us艂ysza艂 swoje imi臋 zaraz po ich i spojrza艂 na nich ponuro. Widocznie naprawa jego wn臋trzno艣ci nie podzia艂a艂a koj膮co na piekielny charakter. Harry'emu Snape cz臋sto przypomina艂 odbezpieczony granat, kt贸ry trzyma si臋 w r臋ce. Je艣li si臋 za mocno nim potrz膮艣nie, to wybuchnie i urwie ci g艂ow臋. Poczekali, a偶 wi臋kszo艣膰 cz艂onk贸w Zakonu rozejdzie si臋 do dom贸w i usiedli w jednym z k膮t贸w. Dumbledore rzuci艂 zakl臋cie rozpraszaj膮ce i mogli swobodnie porozmawia膰. C贸偶, tak po prawdzie z nich wszystkich jedynie Dumbledore czu艂 si臋 swobodnie.

- Oklumencja, Harry. Severus zgodzi艂 si臋 ci臋 ponownie naucza膰 i mam nadziej臋, 偶e tym razem uda wam si臋 doj艣膰 do porozumienia. Je艣li nie, to i tak masz si臋 tego nauczy膰. I tym razem nie jest to dobra rada, a rozkaz. Voldemort wie, 偶e mo偶e z twojej g艂owy wyci膮ga膰 r贸偶ne informacje- spojrza艂 uwa偶nie na Hermion臋 i Rona- Chcia艂bym r贸wnie偶, by twoi przyjaciele tak偶e si臋 tego nauczyli.

- Dumbledore, to za wiele- warkn膮艂 Snape- Jeden p贸艂g艂贸wek wystarczy. Nie potrzeba mi dodatkowo drugiego durnia i panny Wiem-To-Wszystko.

Hermiona zacisn臋艂a z臋by, a Ron pi臋艣ci. Dumbledore machn膮艂 r臋k膮.

- Niewiele mnie to obchodzi Severusie. Masz ich tego nauczy膰. Rozumiem twoje obiekcje, ale nie mo偶emy sobie teraz pozwoli膰 na prywatne anse.

Snape niech臋tnie skin膮艂 g艂ow膮, ale Harry widzia艂, 偶e w膮tpliwa cierpliwo艣膰 Mistrza Eliksir贸w jest na wyczerpaniu.

- Je艣li to wszystko, to chcia艂bym uda膰 si臋 do zamku. Mam sporo roboty.

- Nie jeste艣 jeszcze w stanie pracowa膰 na najwy偶szych obrotach. Dopiero co wygl膮da艂e艣 jak wypatroszona ryba.

- To ty narzuci艂e艣 mi tempo dw贸ch dni. Musz臋 si臋 za to zabra膰 ju偶 teraz, 偶eby wyrobi膰 si臋 w terminie.

- To nie wszystko, Severusie. Od dzisiaj nie pracujesz sam. Przydzielam ci asystenta.

Harry poczu艂, 偶e Hermiona spina si臋. Nic dziwnego, bo Snape wsta艂 i obrzuci艂 dyrektora wyj膮tkowo morderczym spojrzeniem.

- Pracuj臋 sam i dobrze o tym wiesz- warkn膮艂. Na jego czo艂o wyst膮pi艂a pulsuj膮ca 偶y艂ka.

- Owszem, ale nie robisz tyle, ile chcia艂bym. Zapasy eliksir贸w spadaj膮 w zastraszaj膮cym tempie. A teraz kiedy wiemy, 偶e Fekete jest po ich stronie b臋dziemy ich potrzebowa膰 jeszcze wi臋cej. Nie zrobisz tego sam. Nie w… obecnym stanie.

Snape'a szlag trafi艂. Napi膮艂 si臋 i rykn膮艂:

- Dot膮d dawa艂em sobie rad臋, wi臋c…!!!

W tym momencie a偶 zgi膮艂 si臋 wp贸艂 i zacz膮艂 kaszle膰. Harry spojrza艂 w kierunku reszty- zakl臋cie rozpraszaj膮ce dzia艂a艂o dobrze, nawet nie patrzyli w ich stron臋. Tymczasem Snape usiad艂 na krze艣le i transmutowa艂 szpilk臋 w bia艂膮 chusteczk臋, kt贸ra po chwili zrobi艂a si臋 szkar艂atna.

- Nie dasz sobie rady, Severusie- powiedzia艂 mi臋kko Dumbledore- Jeste艣 za s艂aby.

- Nie potrzebuj臋 niczyjej pomocy, niczyjej 艂aski- warkn膮艂 Snape- Dot膮d dawa艂em sobie rad臋, wi臋c i teraz dam. A niby kogo chcia艂e艣 mi przydzieli膰 do pomocy? Pottera?

Za艣mia艂 si臋 paskudnie i zn贸w kilka razy zakaszla艂. Harry zacz膮艂 si臋 denerwowa膰. Mo偶e nie by艂 najlepszy w eliksirach, ale takie jawne wyszydzanie by艂o ciosem poni偶ej pasa! Jednak Dumbledore nie przej膮艂 si臋 tym i wci膮偶 si臋 u艣miecha艂.

- Nie, nie Harry'ego. S膮dz臋, 偶e panna Granger b臋dzie na tyle kompetentna.

Snape rzuci艂 mordercze spojrzenie Hermionie, kt贸ra zgarbi艂a si臋, ale nie odwr贸ci艂a g艂owy.

- Nie potrzebuj臋 niczyjej pomocy, Dumbledore. A na pewno nie od dziewuchy, kt贸rej wydaje si臋, 偶e wszystko wie najlepiej. Je艣li ju偶 chcesz da膰 mi kogo艣 do pomocy, to pozw贸l Horacemu.

- Nie, Horacy nie zamierza wtr膮ca膰 si臋 w twoje metody warzenia eliksir贸w. Ponownie wracasz na stanowisko Mistrza Eliksir贸w, a on zajmie si臋 Obron膮 przed Czarn膮 Magi膮. Nie chc臋 s艂ucha膰 偶adnych narzeka艅!- powiedzia艂 twardo, gdy Snape ju偶 otwiera艂 usta- Zosta艂o postanowione. Hermiona b臋dzie ci pomaga膰 codziennie przy eliksirach pocz膮wszy od dzisiaj. Mam nadziej臋, 偶e nie jeste艣 zbyt zm臋czona, by si臋 tym zaj膮膰?

Ostatnie pytanie zwr贸cone by艂o do Hermiony. Zblad艂a lekko, ale pokr臋ci艂a g艂ow膮.

- Nie. Mog臋 zacz膮膰 nawet teraz.

- Dobrze. Wyruszycie natychmiast do zamku i- tutaj spojrza艂 powa偶nie na Snape'a- obarczysz j膮 tak膮 sam膮 prac膮, jak膮 sam b臋dziesz wykonywa艂. B臋d臋 wiedzia艂, je艣li b臋dziesz robi艂 wi臋cej. B膮d藕 rozs膮dny, nie uparty.

Snape burkn膮艂 pod nosem co艣 zdecydowanie niecenzuralnego, po czym wsta艂 i przytrzyma艂 si臋 oparcia krzes艂a.

- Na co czekasz, Granger? Na zaproszenie?- sykn膮艂- Le膰 po szaty robocze, r臋kawice, ksi膮偶ki i co tam jeszcze potrzebujesz. Za pi臋膰 minut aportujemy si臋 do zamku- Hermiona pobieg艂a na g贸r臋, a on obr贸ci艂 si臋 plecami do dyrektora- Nie podoba mi si臋 to, Dumbledore. Wiesz dobrze, 偶e z tymi eliksirami to nie zabawa.

- Och, nie narzekaj. Wiem dobrze, 偶e uwa偶asz j膮 za najzdolniejsz膮 uczennic臋, jak膮 kiedykolwiek mia艂e艣. I Horacy twierdzi tak samo. Wiesz, 偶e to ona podsun臋艂a mu pomys艂 z zawilcem? B臋dzie ci pomoc膮, nie zawad膮.

- Ka偶dy cz艂owiek w mojej pracowni b臋dzie zawad膮- warkn膮艂- I wcale nie uwa偶am, 偶e jest najzdolniejsz膮 uczennic膮. Wyku膰 formu艂ki potrafi ka偶dy g艂upek- tu zerkn膮艂 na Rona i Harry'ego, po czym u艣miechn膮艂 si臋 wrednie- No, nie ka偶dy. S膮 przypadki beznadziejne. Potter, Weasley chc臋 was widzie膰 w ka偶dy poniedzia艂ek o godzinie osiemnastej w moim gabinecie. Zaczynacie za trzy dni.

Gdy tylko pojawi艂a si臋 Hermiona i szybko po偶egna艂a si臋 z pani膮 Weasley wyszli na podw贸rko i po chwili dwa pykni臋cia u艣wiadomi艂y im, 偶e Hermiona ma sp臋dzi膰 dwa wyj膮tkowo ci臋偶kie dni w towarzystwie najbardziej z艂o艣liwego cz艂owieka, jakiego znali. Dumbledore wydawa艂 si臋 tym nie przejmowa膰 i spokojnie pog艂adzi艂 swoj膮 brod臋.

- Profesorze… czy to bezpieczne zostawia膰 Hermion臋 sam膮 ze Sn… z profesorem Snape'em?

- Oczywi艣cie, 偶e tak. Nic jej nie grozi, Ronaldzie.

- Nie o to chodzi, ona sama potrafi o siebie zadba膰. Chodzi mi o to, 偶e profesor Snape ma do艣膰… wybuchowy charakter. Czy pod tym wzgl臋dem Hermiona b臋dzie bezpieczna?

- Do Severusa trzeba si臋 przyzwyczai膰- u艣miechn膮艂 si臋 dyrektor i na tym zako艅czy艂 dyskusj臋.

Rozdzia艂 8

Po chwili ju偶 rozmawia艂 z Lavender, kt贸ra nieco zblad艂a, gdy usiad艂a przy stole. Ginny w艂a艣nie klepa艂a j膮 po plecach.

- Co si臋 sta艂o?- spyta艂 Harry siadaj膮c obok.

- Dosta艂am pewne zadanie- Lavender przygryz艂a usta- Nie jest ono specjalnie przyjemne, ale dam rad臋.

- Mo偶emy ci jako艣 pom贸c?

- Je艣li naprawd臋 chcecie, to b艂agam, nie komentujcie tego, co b臋d臋 robi艂a podczas roku szkolnego- zaczerwieni艂a si臋 i rzuci艂a przepraszaj膮ce spojrzenie Ronowi. Skin臋li g艂ow膮. Dumbledore akurat sko艅czy艂 rozmawia膰 z bli藕niaczkami Patil, gdy w kuchni pojawi艂 si臋 patronus kota i przem贸wi艂 g艂osem profesor McGonagall:

- Creevey jest ju偶 bezpieczny. Wpad艂am akurat w momencie, gdy dopiero zaczyna艂 wariowa膰. Musia艂am go zabra膰 stamt膮d si艂膮, bo pojawili si臋 艢miercio偶ercy. Jeste艣my teraz w Hogwarcie. Potrzebuj臋 Poppy.

Pani Pomfrey od razu wskoczy艂a do kominka i powiedzia艂a: „Hogwart”. Harry zerkn膮艂 na Rona i wskaza艂 g艂ow膮 ich pok贸j. Weszli do 艣rodka, rzucili Muffliato i zacz臋li m贸wi膰 jeden przez drugiego. W pewnym momencie przestali.

- Ty pierwszy- mrukn膮艂 Ron.

- Oklumencja! Znowu! Wiem, 偶e to wa偶ne, ale nie dam rady.

- Ty, jak ty. Biedna Hermiona. Codziennie b臋dzie musia艂a sp臋dzi膰 sporo czasu ze Snape'em. Co do Billa… My艣lisz, 偶e uda im si臋 wynale藕膰 ten eliksir?

- Mam nadziej臋. Naprawd臋 si臋 wystraszy艂em, jak si臋 rzuci艂 na Charliego. Wi臋c… b臋dziesz szpiegowa艂 艢lizgon贸w? Macie ju偶 jaki艣 pomys艂 z Hann膮?

- Chwilowo nie, ale wpadnie tutaj pojutrze i obgadamy to. Nie b臋dzie to 艂atwe, bo w膮tpi臋, by 艢lizgoni dali si臋 tak 艂atwo zinwigilowa膰.

- Mo偶e zrobicie to samo co w drugiej klasie?

- Ale 偶adne z nas nie jest dobre w eliksirach, a nie chc臋 zawraca膰 Hermionie g艂owy.

- W艂a艣nie… Idzie co艣 mi臋dzy wami, czy nie?

Ron klapn膮艂 na swoje 艂贸偶ko i ci臋偶ko westchn膮艂.

- No w艂a艣nie chyba nie. Kilka razy j膮 poca艂owa艂em, nawet zaszli艣my troszk臋 dalej, ale… Kurcz臋, ona jest jak sopel lodu! Nic na ni膮 nie dzia艂a. Absolutnie nic! A kiedy zaczyna ze mn膮 gada膰, to mam wra偶enie, jakbym by艂 z innego 艣wiata. Z kolei kiedy ja zaczynam m贸wi膰 o Quidditchu, to ona rzuca standardow膮 gadk臋: „Quidditch to nie jest najwa偶niejsza rzecz na 艣wiecie, Rooon”- na艣ladowa艂 Hermion臋 i ca艂kiem nie藕le mu to wysz艂o- Mia艂e艣 przyk艂ad naszej rozmowy dzisiaj z tym Wywarem Tojadowym. Czasami 艂api臋 si臋 na my艣li, 偶e ona chyba jest dla mnie za m膮dra.

- C贸偶, to 偶adna nowo艣膰- parskn膮艂 Harry, ale w zamian otrzyma艂 jedynie gro藕ne spojrzenie- S艂uchaj, czasami… po prostu nie wychodzi. Sp贸jrz na mnie i Ginny. Wydawa艂o mi si臋, 偶e jestem w niej zakochany, ona niby to samo czu艂a do mnie, ale kiedy w ko艅cu si臋 zeszli艣my okaza艂o si臋, 偶e to nie to. Dbam o ni膮, ale jak o siostr臋. Mo偶e ty czujesz to samo w stosunku do Hermiony?

- Czy ja wiem…- Ron podrapa艂 si臋 po nosie- Po prostu jej nie mo偶na zadowoli膰.

- Nie zauwa偶y艂em by Hermiona mia艂a jakie艣 wyj膮tkowo du偶e wymagania wobec ch艂opak贸w. We藕my takiego McLaggena…

- On by艂 pomy艂k膮, sama to powiedzia艂a. Wspomina艂a nawet Kruma i stwierdzi艂a, 偶e wydawa艂 jej si臋 wtedy taki doros艂y i dojrza艂y, inny ni偶 reszta. Z czasem jednak, podczas tej ich cholernej korespondencji, dosz艂a do wniosku, 偶e nie maj膮 zbyt wielu wsp贸lnych temat贸w. Nie wiem czego ona wymaga, naprawd臋.

- Wiesz co?- u艣miechn膮艂 si臋- Spr贸buj z ni膮 ponownie we wrze艣niu. Po miesi膮cu sp臋dzonym w towarzystwie Snape'a b臋dziesz dla niej istnym b艂ogos艂awie艅stwem.

Rozdzia艂 9

Hermiona aportowa艂a si臋 tu偶 przed bram膮 Hogwartu i odetchn臋艂a. Ostatnim razem aportowa艂a si臋 kilka miesi臋cy wcze艣niej i nie by艂a pewna, czy wci膮偶 to umie. Ale podobno nie zapomina si臋 tego tak samo, jak jazdy na rowerze. Zerkn臋艂a na zamek i u艣miechn臋艂a si臋- tutaj czu艂a si臋 jak, co w domu. Widzia艂a baszt臋, w kt贸rej by艂a jej sypialnia i od razu poczu艂a si臋 dobrze. Na tyle, 偶e zapomnia艂a, 偶e nie jest sama.

- D艂ugo b臋dziesz tak sta膰?- warkn膮艂 Snape, stoj膮cy przy bramie szkolnej- Nie mam czasu na twoje fanaberie.

- Przepraszam, profesorze.

艢mign臋艂a ko艂o niego przez bram臋 i poczeka艂a, a偶 j膮 za sob膮 zamknie. Ruszy艂 przed siebie d艂ugimi, szybkimi krokami i ledwo mog艂a za nim nad膮偶y膰. Wydawa艂oby si臋, 偶e z dopiero co posklejanymi wn臋trzno艣ciami powinien i艣膰 wolniej ni偶 zazwyczaj, jednak p臋dzi艂 przed siebie ze sta艂膮 pr臋dko艣ci膮. Bez oci膮gania si臋 wesz艂a do holu szkolnego i przystan臋艂a, niepewna co teraz.

- Zanie艣 baga偶 do swojego pokoju- mrukn膮艂 Snape- Jak tylko to zrobisz, to przebierz si臋 w swoje szaty robocze, we藕 r臋kawice i przyjd藕 do sali Eliksir贸w. Byle szybko!

Pok贸j wsp贸lny Gryffindoru by艂 przyjemnie znajomy, jednak nie mog艂a si臋 oci膮ga膰. Wbieg艂a do sypialni i rzuci艂a swoje rzeczy na 艂贸偶ko. Pok贸j jej, Parvati i Lavender by艂 ma艂y. Mie艣ci艂 trzy 艂o偶a z baldachimami, trzy biurka z lustrami (ch艂opcy tego nie mieli, widocznie Za艂o偶yciele uznali, 偶e nie potrzebuj膮) i trzy szafy. Nie bawi艂a si臋 w porz膮dek, tylko wypakowa艂a swoje szaty i zacz臋艂a si臋 szybko przebiera膰. Wiele z sob膮 nie mia艂a- pid偶ama, trzy pary szat roboczych, r臋kawice ochronne, bielizna na zmian臋, myd艂o, szampon, szczoteczka do z臋b贸w i pasta, r臋cznik oraz kilka opas艂ych tom贸w dotycz膮cych Eliksir贸w. Pami臋ta艂a, 偶e jest tu g艂贸wnie po to, by przeprowadzi膰 badania nad eliksirem lecz膮cym skutki Crucio. Wzdrygn臋艂a si臋 wspominaj膮c ten nieziemski b贸l. Musia艂a go znosi膰 jedynie przez kilka minut, ale wydawa艂o si臋 to trwa膰 godziny. Zwi膮za艂a swoje bujne w艂osy gumk膮 i szybko rzuci艂a okiem na lustro, czy 偶adne pasma si臋 nigdzie nie zapodzia艂y. Ju偶 kilka razy zepsu艂a eliksir tylko dlatego, 偶e zbuntowany kosmyk wpad艂 do kocio艂ka. Zdziwi艂a si臋 widz膮c swoj膮 twarz- od ponad trzech miesi臋cy nie zagl膮da艂a do lustra. Jej oczy wydawa艂y si臋 by膰 jeszcze wi臋ksze, cienie pod oczami wyd艂u偶y艂y si臋. By艂a blada i wygl膮da艂a na zm臋czon膮.

- To pewnie z braku snu- westchn臋艂a, po czym zacz臋艂a biec w stron臋 loch贸w. Od ponad miesi膮ca nie mog艂a dobrze spa膰. Ba艂a si臋 o rodzic贸w, o Harry'ego, Rona, Ginny, Weasley贸w, Lupina, Tonks, Dumbledora, profesor McGonagall… Tylu ludzi, kt贸rych obawia艂a si臋 straci膰. Wpad艂a do sali od eliksir贸w i us艂ysza艂a jakie艣 j臋kni臋cie. Zdziwiona zajrza艂a do 艣rodka i obla艂a si臋 rumie艅cem- uderzy艂a drzwiami profesora Snape'a. Siedzia艂 w艂a艣nie na ziemi i pociera艂 czo艂o.

- Wej艣cie smoka, Granger- warkn膮艂 podnosz膮c si臋. Zauwa偶y艂a, 偶e nieco si臋 krzywi i zala艂o j膮 poczucie winy- Zamierzasz sta膰 w drzwiach przez reszt臋 nocy? Bo je艣li tak, to wracaj do Nory.

- Nie. Jestem tu, by panu pom贸c.

- Wiesz, jak si臋 warzy Veritaserum?

- Wiem.

- W takim razie zrobisz trzy kocio艂ki.

- Przecie偶 eliksir musi warzy膰 si臋 miesi膮c…

Zacz膮艂 sieka膰 偶uki i zakl膮艂 cicho pod nosem.

- Wida膰 nie wiesz jednak wszystkiego- powiedzia艂 z przek膮sem- Zamiast muszek siatkoskrzyd艂ych dodaj sproszkowane jajka muszek. Dzi臋ki temu oszcz臋dzasz na czasie i robisz eliksir w ci膮gu pi臋ciu godzin. Kiedy dodasz jajka, to zostaw eliksir na najni偶szym poziomie wrzenia i zajmij si臋 Wielosokowym. Wierz臋, 偶e wiesz jak go zrobi膰. Zamiast sk贸rki boomslanga wrzu膰 pokrojone w kosteczk臋 owoce boomslanga. Zreszt膮, zanim to dodasz daj mi zna膰, to dalej ci臋 poinstruuj臋.

- Trzy kocio艂ki?

- Tak.

Praca okaza艂a si臋 ci臋偶sza, ni偶 s膮dzi艂a. Woda w trzech kocio艂kach zacz臋艂a parowa膰 i robi艂o jej si臋 na przemian gor膮co i zimno. Kroi艂a pieczo艂owicie owoce berberysu, obrywa艂a malutkie ciernie g艂ogu dwuszyjkowego, lekko dr偶膮c膮 r臋k膮 odmierza艂a krople jadu akromantuli, przypominaj膮c sobie opowie艣ci Rona o Aragogu i wrzuci艂a odpowiedni膮 ilo艣膰 sproszkowanych jajek.

- Profesorze, wrzuci艂am jajka.

Obr贸ci艂 si臋 od swoich kocio艂k贸w i podszed艂 do niej. Rzuci艂 okiem i widocznie by艂o dobrze, bo nie skomentowa艂.

- Zamieszaj cztery razy zgodnie z ruchem wskaz贸wek i raz w drug膮 stron臋. Zr贸b tak pi臋膰 razy w odst臋pach trzyminutowych, po czym rzu膰 zakl臋cie podane w tej ksi膮偶ce.

Machn膮艂 r贸偶d偶k膮 i jeden z opas艂ych tom贸w wylecia艂 z jego gabinetu i u艂o偶y艂 si臋 na stoliku obok niej, na odpowiedniej stronie. Zamiesza艂a pierwszy raz i rzuci艂a okiem na zakl臋cie, nastawiaj膮c odpowiedni czas na zegarku. Zakl臋cie by艂o do艣膰 skomplikowane, ale nie trudniejsze ni偶 te, kt贸re trzeba by艂o wypowiada膰 nad Eliksirem Wielosokowym. Prze膰wiczy艂a ruch nadgarstka i r贸偶d偶ka wy艣lizgn臋艂a si臋 z jej spoconych palc贸w. Wyrwa艂o jej si臋 wyj膮tkowo paskudne przekle艅stwo i z艂apa艂a si臋 za usta. Snape lekko si臋 obr贸ci艂 i obdarzy艂 j膮 morderczym spojrzeniem.

- Po pierwsze, zwa偶aj na sw贸j j臋zyk, Granger, bo b臋d臋 takie zachowanie odnotowywa艂 i z nadej艣ciem semestru odejm臋 wszystkie zebrane punkty Gryffindorowi. Po drugie, na stronie trzeciej masz zakl臋cie na sucho艣膰 palc贸w. Powinno si臋 przyda膰. I nie machaj r贸偶d偶k膮, jak jaka艣 idiotka na Zakl臋ciach.

Zacisn臋艂a szcz臋ki, ale nic nie powiedzia艂a. Nikt nie obiecywa艂, 偶e b臋dzie 艂atwo. Zamiesza艂a drugi raz i przerzuci艂a na stron臋 trzeci膮, zaznaczaj膮c wcze艣niej zakl臋cie potrzebne do Veritaserum. Z suchymi palcami 艂atwiej jej by艂o je rzuci膰, kiedy nadesz艂a pora. Jednak co艣 jej nie pasowa艂o.

- Profesorze, je艣li dodamy jajek, to czy eliksir nie b臋dzie s艂abszy?

Westchn膮艂 g艂o艣no, daj膮c jej do zrozumienia, 偶e zosta艂a mu chyba zes艂ana jako kara za wszystkie grzechy, ale niech臋tnie odpowiedzia艂.

- B臋dzie silniejszy. Dojrza艂e muszki maj膮 mniej… soku. A jajka maj膮 go pe艂no. Sproszkowane zachowuj膮 swoje w艂a艣ciwo艣ci. To powoduje, 偶e eliksir 艂atwiej wp艂ywa na umys艂.

- Ale wci膮偶 nie penetruje umys艂贸w o silnej barierze?

- Chyba jednak przeceni艂em twoje zdolno艣ci- powiedzia艂 jadowicie- Powinna艣 wiedzie膰, 偶e odpowiednio strze偶one umys艂y opieraj膮 si臋 wszelkim miksturom i zakl臋ciom. We藕 si臋 za Eliksir Wielosokowy, nie mamy czasu na pogaduszki.

- Nie mieli艣my robi膰 odtrutek i tester贸w?

- A my艣lisz, 偶e co ja robi臋? Czapeczki dla skrzat贸w domowych na drutach?

Zignorowa艂a przytyk do jej W.E.S.Z.

- Mieli艣my mie膰 tak膮 sam膮 prac臋, profesorze. Pan wzi膮艂 na siebie wi臋cej.

- Nie wi臋cej, tylko o wy偶szym stopniu trudno艣ci. Kiedy sko艅czysz Wielosokowy zaczniesz robi膰 testery, wi臋c nie marud藕. Odtrutki zostaw mnie. A teraz do roboty!

Machn膮艂 r臋kawem i dopiero teraz zauwa偶y艂a, 偶e si臋 jeszcze nie przebra艂.

- Dlaczego nie zmieni艂 pan szat? Te s膮 poci臋te i zakrwawione- powiedzia艂a niepewnym tonem.

- Od kiedy jeste艣 moj膮 matk膮, Granger?! W mojej sali b臋d臋 chodzi艂 tak ubrany, jak mi si臋 podoba! A ty we藕 pochyl ten sw贸j kud艂aty, pusty 艂eb nad eliksirami, kt贸rymi masz si臋 zaj膮膰!

Po ostatnim wrzasku z艂apa艂 go atak kaszlu, ale wola艂a nawet nie proponowa膰 pomocy, bo sama sko艅czy艂aby w skrzydle szpitalnym. Zaj臋艂a si臋 Eliksirem Wielosokowym i u艣miechn臋艂a si臋 na wspomnienie drugiego roku, gdy warzy艂a go nielegalnie w toalecie dla dziewcz膮t. P贸藕niej, gdy go wypi艂a, zmieni艂a si臋 kota i do dzi艣 bra艂 j膮 艣miech na wspomnienie weso艂ego uczucia, jakim by艂o posiadanie ogona i w膮s贸w. Pokroi艂a w idealne kosteczki owoce boomslanga. Ciekawe, czy Snape wie, 偶e to ona ukrad艂a mu t膮 sk贸rk臋 z magazynu? Kiedy sko艅czy艂a obr贸ci艂a si臋 i wci膮偶 rozweselona odezwa艂a si臋.

- Owoc boomslanga, panie profesorze.

- I z czego tak si臋 cieszysz?- warkn膮艂 staj膮c obok niej. Rzuci艂 jej ponure spojrzenie, ale ona nie mog艂a opanowa膰 g艂upiego u艣miechu. By艂o jej zbyt weso艂o- Wrzucasz po kolei, nie wi臋cej ni偶 jedno na raz. Kiedy si臋 zanurzy, mo偶esz doda膰 nast臋pne. Teraz cz臋艣膰 ci臋偶sza. Dot膮d muszek siatkoskrzyd艂ych dodawa艂o si臋 na samym ko艅cu. Jednak przez zmian臋 sk贸rki na owoce wrzucasz muszki zaraz po owocach i dopiero wtedy mieszasz i rzucasz zakl臋cie.

- Jest jaka艣 zmiana w mieszaniu lub zakl臋ciu?

- Nie. Kiedy to sko艅czysz, zga艣 p艂omie艅 i doko艅cz Veritaserum.

- Jak?

- Traktuj je, jakby dopiero co sta艂o przez miesi膮c. Znasz zakl臋cia ko艅cowe, czy po偶yczy膰 ci ksi膮偶k臋?- przy ostatnim zdaniu u艣miechn膮艂 si臋 z艂o艣liwie.

- Dzi臋kuj臋, profesorze, to wyj膮tkowo mi艂o z pana strony, ale znam.

Nie mog艂a si臋 powstrzyma膰 i dopiero po chwili zda艂a sobie spraw臋, 偶e w艂a艣ciwie odpyskowa艂a.

- Pierwsze pi臋膰 punkt贸w od Gryffindoru- machn膮艂 r贸偶d偶k膮 i jego pi贸ro na biurku zanotowa艂o to- Niech si臋 pani nie kr臋puje. Nie ma dla mnie wi臋kszej przyjemno艣ci, ni偶 odbieranie punkt贸w Gryffindorowi.

Chcia艂a odpowiedzie膰, 偶e nie ma osoby, kt贸ra by tego nie wiedzia艂a, ale ugryz艂a si臋 w j臋zyk. Nie ma sensu mu podpada膰. Sko艅czy艂a oba eliksiry i przela艂a je do odpowiednich s艂oiczk贸w, podpisuj膮c etykietki.

Rozdzia艂 10

- Gotowe, panie profesorze. Co teraz?

- Evanesco- rzuci艂 i jej blat zrobi艂 si臋 czysty- Testery s膮 do艣膰 proste do wykonania, lecz 偶mudne.

Wszed艂 do magazynu i wr贸ci艂 z jakim艣 koszem, kt贸ry postawi艂 na blacie.

- Co to?

- Potrzebujesz tego do tester贸w. Wiesz jak si臋 je wykonuje?

- Nie.

- Coraz bardziej mi si臋 to podoba- kolejny paskudny u艣miech wykrzywi艂 jego usta- W tym koszu s膮 wszystkie trucizny, jakie zna 艣wiat. Musisz obchodzi膰 si臋 z nimi wyj膮tkowo uwa偶nie. Poka偶臋 ci na jednym przyk艂adzie co b臋dziesz robi膰 z reszt膮.

Wzi膮艂 pierwsz膮 buteleczk臋, pisa艂o na niej Eliksir Smoczej 艁apy. Nie brzmia艂o to strasznie, ale kiedy Snape wla艂 mikstur臋 do kocio艂ka, ta zacz臋艂a wydziela膰 niezno艣ne ciep艂o i od贸r, od kt贸rego zapiek艂y j膮 oczy.

- To Smocza 艁apa. Do艣膰 paskudna sprawa. Jedna kropla i cz艂owiek umiera godzinami, maj膮c wra偶enie, 偶e pali si臋 od 艣rodka. Stawiasz obok drugi kocio艂ek, ten b臋dzie w sam raz- przywo艂a艂 najwi臋kszy kocio艂ek, jaki w 偶yciu widzia艂a. Kocio艂 by艂oby lepszym okre艣leniem- Zakl臋cie jest 艂atwe. Oriri purgatum. Zauwa偶y艂a艣 ruch, jaki wykonuje r贸偶d偶ka? Jak widzisz, nad eliksirem zbiera si臋 srebrna pow艂oczka. To jest w艂a艣nie esencja wywaru. Przenosisz j膮 zwyk艂膮 lewitacj膮 i wrzucasz do drugiego kocio艂ka. Teraz jednak najci臋偶sza cz臋艣膰 zadania. Musisz z powrotem wla膰 mikstur臋 do fiolki.

- Jak? Chochla si臋 spali.

- Zakl臋ciem, g艂upia dziewczyno- warkn膮艂- Antelatum- Mikstura oderwa艂a si臋 od dna i zawirowa艂a w powietrzu. Snape wci膮偶 trzyma艂 fiolk臋 w palcach. Machn膮艂 r贸偶d偶k膮 i skierowa艂 rdzaw膮 ciecz prosto do szklanego pojemniczka- Musisz bardzo uwa偶a膰. Potrzebne jest do tego pe艂ne skupienie. Masz tu zaledwie 10 mililitr贸w, ale wypali艂oby ci to tunel w d艂oni.

- Tu naprawd臋 s膮 wszystkie mikstury? 艁膮cznie ze wszystkimi, kt贸re wymy艣li艂 Fekete?

- Masz problemy ze s艂uchem? Skoro powiedzia艂em wszystkie, to oznacza, 偶e wszystkie- ruszy艂 w stron臋 swojego stanowiska, wci膮偶 marudz膮c- Przy okazji, nie zadawaj mi przy ka偶dej fiolce pyta艅 o to, co si臋 dzieje po jej za偶yciu. Musz臋 si臋 skupi膰 na swojej pracy.

W jednym mia艂 racj臋- by艂a to 偶mudna praca. Wla膰 mikstur臋, rzuci膰 zakl臋cie, przenie艣膰 esencj臋 do kocio艂ka, wla膰 mikstur臋 ponownie do fiolki. Wi臋kszo艣ci nazw nie rozumia艂a- Bibulus Canaliae, Discoere, Extraho, Hic haec hoc. Ale przy dw贸ch nie mog艂a si臋 powstrzyma膰 od pyta艅.

- Panie profesorze…

- Czego?!

- Dlaczego tutaj pisze Voluptas? Przecie偶 to po 艂acinie „rozkosz”, prawda?

- To naprawd臋 okrutny eliksir- parskn膮艂 Snape, ale Hermiona mog艂aby przysi膮c, 偶e by艂 rozbawiony- To w艂a艣nie jeden z wynalazk贸w Fekete. Uzna艂, 偶e wzmo偶ona rozkosz mo偶e doprowadzi膰 do szale艅stwa, a nawet 艣mierci.

- H臋?- zaczerwieni艂a si臋, ale wci膮偶 nie rozumia艂a- Jak to?

- Granger, nie zamierzam ci udziela膰 informacji na tego typu tematy- sykn膮艂- Je艣li tak bardzo ci臋 to interesuje zwr贸膰 si臋 do pani Pomfrey.

- Nie jestem pewna czy dobrze my艣l臋. Nerwy cz艂owieka przewodz膮 ka偶dy impuls do m贸zgu. Lekkie ich dra偶nienie powoduje przyjemno艣膰, wi臋c je艣li to lekkie dra偶nienie b臋dzie zbyt intensywne, to powoduje b贸l? Czy tak?

- Mniej wi臋cej- burkn膮艂, obracaj膮c si臋 do niej plecami i wiedzia艂a, 偶e to koniec dyskusji.

. Za drugim razem przeczyta艂a etykietk臋 kilkakrotnie, nim dotar艂o do niej to, co widzi.

- Co tutaj robi Potter?!

Snape drgn膮艂, po czym obr贸ci艂 si臋 z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.

- To akurat m贸j wynalazek, z kt贸rego nie jestem dumny.

- To znaczy?

- Pewnie wiesz od Pottera, 偶e ja i jego ojciec nie darzyli艣my si臋 mi艂o艣ci膮- skin臋艂a g艂ow膮- Ten eliksir wymy艣li艂em jeszcze w szkole, a z nazwy mo偶esz wywnioskowa膰 dla kogo by艂 przeznaczony.

- Co… co si臋 dzia艂o z osob膮, kt贸ra go za偶y艂a?

- Nie musia艂a jej za偶ywa膰. Wystarczy艂o upu艣ci膰 kropl臋 na ubranie, na w艂osy, na cokolwiek. To jest jak grzyb. Rozprzestrzenia si臋 z zastraszaj膮c膮 pr臋dko艣ci膮 po偶eraj膮c cia艂o cz艂owieka. Wyj膮tkowo 偶r膮cy kwas, wi臋c lepiej z tym uwa偶aj.

Musia艂a chwil臋 odczeka膰, nim przela艂a go do kocio艂ka. Nie mog艂y dr偶e膰 jej r臋ce. Wiedzia艂a, 偶e Snape by艂 kiedy艣 艢miercio偶erc膮, ale jako艣 nie trafia艂o do niej to, 偶e robi艂 te wszystkie okropno艣ci, co inni. Mia艂a jednak przed sob膮 namacalny (oczywi艣cie nie w sensie dos艂ownym) dow贸d na to, 偶e by艂 z艂y. Bardzo z艂y. Przela艂a esencj臋 do kocio艂ka i z sercem w gardle rzuci艂a zakl臋cie. Odetchn臋艂a dopiero kiedy zakorkowa艂a i zapiecz臋towa艂a fiolk臋. Zdecydowanie wola艂a nie wiedzie膰, jakie 艣wi艅stwo znajduje si臋 w jej r臋kach.

Rozdzia艂 11

Jej d艂onie wielokrotnie uratowa艂y Smocze R臋kawice, ale b臋dzie musia艂a kupi膰 now膮 par臋. Jedne eliksiry atakowa艂y j膮, inne wybucha艂y w najmniej oczekiwanych momentach. Jeden raz Snape musia艂 j膮 ratowa膰 podaj膮c odtrutk臋, bo w艂a艣nie jedna z eksploduj膮cych mikstur o wdzi臋cznej nazwie Zielona Rado艣膰 niemal w ca艂o艣ci wyla艂a si臋 na jej stop臋. Zrzuci艂a szybko buta, patrz膮c jak po偶eraj膮 go zielone ogniki i dopiero po chwili ogromny b贸l u艣wiadomi艂 jej, 偶e jedna kropla zosta艂a na jej stopie. P艂omie艅 zacz膮艂 si臋 rozszerza膰, a b贸l by艂 niemal r贸wny temu, kt贸ry odczuwa艂a podczas Crucio rzuconego przez Bellatrix w zesz艂ym roku w Hogwarcie. Nie wiedz膮c o tym zacz臋艂a krzycze膰 i dopiero po jakim艣 czasie odczu艂a ulg臋. Otworzy艂a oczy i pierwszym co ujrza艂a, by艂a blada twarz Mistrza Eliksir贸w. Snape w艂a艣nie wyla艂 na jej stop臋 odtrutk臋 i teraz macha艂 nad ni膮 r贸偶d偶k膮 powoduj膮c, 偶e nask贸rek powoli wraca艂. Kiedy sko艅czy艂 i pom贸g艂 jej usi膮艣膰 na krze艣le otworzy艂a usta, 偶eby mu podzi臋kowa膰, jednak nie zd膮偶y艂a.

- TY IDIOTKO!!! CZY JA CI NIE M脫WI艁EM, 呕EBY艢 UWA呕A艁A?!- rykn膮艂 tak, 偶e nie tylko ona si臋 zatrz臋s艂a, ale nawet fiolki tu偶 za ni膮. Dar艂 si臋 tak z kilka minut, co oznacza艂o, 偶e jego organizm ma si臋 znacznie lepiej i obrzuca艂 j膮 takimi inwektywami, 偶e nawet bracia Weasleyowie by si臋 zarumienili. Wyrzuca艂 jej lekkomy艣lno艣膰, pustog艂owie, wodog艂owie i wszelkie g艂owie jakie przysz艂o mu na my艣l. Kiedy przeszed艂 do stanu jej umys艂u zgi膮艂 si臋 w paroksyzmie b贸lu, ale kaszla艂 ju偶 bez krwi. Odetchn臋艂a z ulgi- zar贸wno dlatego, 偶e to oznacza艂o, 偶e przestanie si臋 drze膰, jak i dlatego, 偶e przynajmniej nie krwawi艂.

- Przez chwil臋 sied藕 tutaj i staraj si臋 niczego nie zepsu膰- zachrypia艂, po czym spojrza艂 do koszyka- Jeszcze jaka艣 godzina pracy nad tym ci zosta艂a. Sko艅czysz przelewa膰, rzucisz odpowiedni膮 formu艂臋 i p贸jdziesz spa膰.

- Po co?

- A po co ludzie 艣pi膮? W艂a艣nie po to, 偶eby nie pope艂nia膰 takich krety艅skich b艂臋d贸w!

- A pan p贸jdzie spa膰?

- Nie. Mam zbyt wiele pracy.

- Wi臋c ja r贸wnie偶 nie p贸jd臋- powiedzia艂a lekko i gdy tylko nabra艂 powietrza doda艂a szybko- Profesor Dumbledore powiedzia艂 wyra藕nie, 偶e mamy mie膰 tak膮 sam膮 prac臋. A pan wyra藕nie zamierza robi膰 co艣 podczas, gdy ja b臋d臋 odpoczywa膰. Nie zgadzam si臋. Albo pan r贸wnie偶 si臋 po艂o偶y, co by艂oby dobre dla pana organizmu, albo da mi pan kilka odtrutek, nad kt贸rymi b臋d臋 pracowa膰.

- Chcia艂bym zobaczy膰, jak to m贸wisz Dumbledorowi- sarkn膮艂.

- Nie ma sprawy, p贸jdzie pan ze mn膮, czy mam go tutaj przyprowadzi膰?- wsta艂a niepewnie i ruszy艂a do drzwi. G艂o艣ne fukni臋cie j膮 zatrzyma艂o.

- Czterdzie艣ci punkt贸w od Gryffindoru!

- A niech b臋dzie i sto, ale profesor Dumbledore o tym us艂yszy. Wi臋c jak robimy, profesorze?

Snape zacisn膮艂 usta tak mocno, 偶e prawie nie by艂o ich wida膰.

- Jak sobie chcesz. Trzy godziny snu, nie mniej, nie wi臋cej. Potem wybierzesz si臋 do Nory.

- Dlaczego?!

- W takim razie zamierzasz paradowa膰 w jednym bucie i z偶artej do po艂owy nogawce?- u艣miechn膮艂 si臋 paskudnie, a w niej zagotowa艂o si臋. Mia艂a go serdecznie dosy膰!

- Skoro pan paraduje w poszarpanej i zakrwawionej szacie, to nie mog臋 si臋 wyr贸偶nia膰 nienagannym ubiorem.

- M贸wi艂em ci, 偶eby艣 nie robi艂a mi za matk臋, Granger!!!

- A od kiedy pan robi za mojego ojca?!

- Mog臋 sobie chodzi膰 po mojej sali jak mi si臋 podoba!!!

- Nie jeste艣my w czasie lekcji i r贸wnie偶 mog臋 sobie chodzi膰, jak mi si臋 podoba!

- Szacunek, Granger!!! Wyno艣 si臋 st膮d!

- Nie. A je艣li wyrzuci mnie pan st膮d, to p贸jd臋 prosto do dyrektora- nigdy nie s膮dzi艂a, 偶e zatkanie Snape'a daje tak膮 satysfakcj臋. U艣miechn臋艂a si臋 szeroko i wr贸ci艂a do kosza z fiolkami. Niestety, przeliczy艂a si臋.

- Granger, guzik mnie obchodzi co zrobisz. Je艣li po drzemce wr贸cisz mi tutaj w takim stanie, to mo偶esz by膰 pewna, 偶e nie uda ci si臋 przest膮pi膰 progu tej sali- jego g艂os by艂 nieprzyjemnie spokojny i zdecydowanie mia艂 z艂o艣liwe brzmienie- Po drugie, albo b臋dziesz zwraca艂a si臋 do mnie poprawnie, albo przestan臋 bawi膰 si臋 w punkty Gryffindoru i zaczn臋 wymy艣la膰 szlabany dla twoich przyjaci贸艂, Granger. Dwoje Weasley贸w i Potter. Niew膮tpliwie b臋d膮 ci wdzi臋czni za to. Po trzecie przestaniesz mi grozi膰 Dumbledorem, bo to si臋 mo偶e sko艅czy膰 藕le jedynie dla ciebie. Rozumiemy si臋, Granger?!

Drgn臋艂a i obr贸ci艂a si臋. Patrzy艂聽 na ni膮 morderczym wzrokiem, kt贸rego nie mog艂a znie艣膰.

- Tak, panie profesorze.

- 艢wietnie. Wracaj do pracy.

Powinna wiedzie膰, 偶e z nim nie p贸jdzie tak 艂atwo. Westchn臋艂a i wzi臋艂a fiolk臋 z Eliksirem Nocnej Mary. Zawirowa艂 granatowo na dnie kocio艂ka i zapachnia艂 jej lawend膮. Na wszelki wypadek odsun臋艂a si臋 nieco i dopiero wtedy rzuci艂a zakl臋cie. Dwa ostanie eliksiry okaza艂y si臋 najtrudniejsze. Albo by艂a to kwestia zm臋czenia organizmu, albo trafi艂a na wyj膮tkowo paskudne mikstury. Pierwszy nie chcia艂 odda膰 esencji, a drugi pr贸bowa艂 j膮 zaatakowa膰 i uformowa艂 si臋 w d艂o艅. Zakorkowa艂a ostatni膮 fiolk臋 i odwr贸ci艂a si臋 do Snape'a.

- Gotowe, profesorze.

Skin膮艂 g艂ow膮, ale nie przestawa艂 miesza膰 w swoich kocio艂kach. Opar艂a si臋 o blat sto艂u i zapatrzy艂a na to, jak pracuje. By艂 perfekcjonist膮. Ka偶dy ruch musia艂 by膰 wykonany poprawnie, ka偶dy sk艂adnik obrany, poci臋ty, odmierzony co do milimetra. Musia艂a przyzna膰, 偶e by艂a pod wra偶eniem. Wiedzia艂a, 偶e w艂a艣nie zacz臋艂a prac臋 z jednym z najlepszych Mistrz贸w Eliksir贸w na 艣wiecie, ale mimo to nie mog艂a oprze膰 si臋 wra偶eniu, 偶e to co dla niej by艂oby wyj膮tkowo trudne, on robi艂 jakby od niechcenia. Powodowa艂o to, 偶e poczu艂a ch臋膰 nauki, by by膰 r贸wnie dobr膮, je艣li nie lepsz膮. Musi si臋 uzbroi膰 w cierpliwo艣膰 i to w ca艂e jej pok艂ady. Snape w艂a艣nie zamiesza艂 po raz ostatni odtrutki, po czym zmniejszy艂 ogie艅 pod kocio艂kami i podszed艂 do niej. Zajrza艂 do kot艂a, kt贸ry do po艂owy by艂 wype艂niony srebrn膮 mazi膮. Kilka razy machn膮艂 r贸偶d偶k膮, a ona niemal zgrzytn臋艂a z臋bami- m贸g艂by nie u偶ywa膰 zakl臋膰 niewerbalnych.

- To na pewno wszystkie?

- Na pewno.

- W takim razie pozosta艂o rzuci膰 zakl臋cie. Proces tworzenia tester贸w jest prosty. Kiedy mamy wszystkie esencje musimy po艂膮czy膰 je w jedno i odwr贸ci膰 bieguny. Pierwszy proces trwa cztery godziny, akurat tyle, ile zajmie ci drzemka i wyprawa do Nory. Przy okazji uda ci si臋 za艂apa膰 na 艣niadanie u Molly- zerkn膮艂 na zegarek- Jest prawie pi膮ta rano. R贸wno o dziewi膮tej chc臋 ci臋 tutaj widzie膰. Rzu膰 zakl臋cie, kt贸re znajdziesz na stronie osiemset siedemnastej.

Machn膮艂 r贸偶d偶k膮 i kolejny wielki tom niemal zbi艂 j膮 z n贸g. Mia艂a wra偶enie, 偶e s艂yszy z艂o艣liwy chichot, ale nie da艂a po sobie pozna膰, 偶e j膮 to zdenerwowa艂o. Zakl臋cie nie by艂o skomplikowane. Eliksir zacz膮艂 wirowa膰 i bulgota膰. Snape rzuci艂 okiem i skin膮艂 g艂ow膮, po czym wr贸ci艂 do swoich kocio艂k贸w. Stan臋艂a tu偶 przed nim.

- Nie p贸jd臋, dop贸ki nie zabezpieczy pan eliksir贸w i te偶 nie p贸jdzie.

W odpowiedzi dosta艂a wkurzone spojrzenie, ale czeka艂a nast臋pne kilka minut, w kt贸rych doko艅czy艂 mikstury i przela艂 je do s艂oiczk贸w. Wyczy艣ci艂 stanowisko pracy i machni臋ciem r贸偶d偶ki otworzy艂 drzwi.

- Wynocha- warkn膮艂.

Rozdzia艂 12

Ledwo dowlok艂a si臋 do wie偶y. Wci膮偶 w szatach pad艂a na 艂贸偶ko, nastawi艂a budzik i od razu zasn臋艂a. Widocznie by艂a zbyt zm臋czona, 偶eby 艣ni膰. Jednak kiedy o 贸smej zabrz臋cza艂 dzwonek wsta艂a bez problem贸w i zmieni艂a szat臋 wierzchni膮, na now膮. Umy艂a szybko z臋by, przeczesa艂a w艂osy i pobieg艂a w kierunku gabinetu profesor Hooch. Zapuka艂a i wesz艂a. Profesor obr贸ci艂a si臋 od okna i u艣miechn臋艂a.

- Nora?

- Tak. I za jakie艣 czterdzie艣ci minut wr贸ci艂abym.

- Nie ma problemu. M贸j kominek, kominki dyrektora, Minerwy, Filiusa, Severusa i Poppy s膮 po艂膮czone z Nor膮 w spos贸b ca艂kowicie bezpieczny. Wskakuj.

- Dzi臋kuj臋.

Wesz艂a w p艂omienie, powiedzia艂a: „Nora” i po chwili wyskakiwa艂a z kominka pa艅stwa Weasley贸w. Pani Weasley na jej widok niemal upu艣ci艂a n贸偶.

- Hermiono, co ci si臋 sta艂o?! Czemu jeste艣 bez buta i masz po艂ow臋 prawej nogawki?!

- Ma艂y wypadek przy pracy. Musz臋 si臋 przebra膰. Jest mo偶e jakie艣 艣niadanie?

- Oczywi艣cie, siadaj. Harry i Ron powinni zaraz zej艣膰.

- A Fred, George, Bill, Charlie?

- Bli藕niacy wr贸cili na Pok膮tn膮, Bill i Charlie s膮… poza domem.

Zrozumia艂a, 偶e „poza domem” oznacza艂o jak膮艣 misj臋 zlecon膮 przez Dumbledora. Na艂o偶y艂a sobie d偶emu pilnuj膮c zegarka. Chwil臋 p贸藕niej pojawili si臋 jej przyjaciele. Pomacha艂a im i u艣miechn臋艂a si臋.

- 艁a艂, wygl膮dasz okropnie.

- Dzi臋ki, Ron. Te偶 mi艂o ci臋 widzie膰 z samego rana.

Harry przyjrza艂 jej si臋 uwa偶nie.

- Snape ci臋 nie m臋czy?

- Tylko troch臋. Jeste艣my zbyt zaj臋ci, 偶eby wymienia膰 si臋 w膮tpliwymi uprzejmo艣ciami.

- A co ci si臋 sta艂o w nog臋?

- Wyobra藕 sobie, 偶e odkry艂am, 偶e niekt贸re trucizny wybuchaj膮- parskn臋艂a i wzi臋艂a 艂yk herbaty. Harry si臋gn膮艂 po grzank臋 i mas艂o- Ale og贸lnie nie jest 藕le. Du偶o si臋 nauczy艂am. Spa艂am jedynie trzy godziny, ale na wi臋cej nie mog艂am sobie pozwoli膰. O dziewi膮tej musz臋 z powrotem by膰 w sali i doko艅czy膰 testery.

- Wyrobicie si臋 do jutra?- pani Weasley postawi艂a przed ni膮 paszteciki.

- Ci臋偶ko powiedzie膰. Snape zajmuje si臋 odtrutkami, wi臋c nie wiem jak mu idzie. Testery na pewno b臋d膮 gotowe, je艣li tylko niczego nie popsuj臋.

- Ci臋偶ka praca?- Ron sparzy艂 sobie palce o pasztecika i w艂a艣nie na nie dmucha艂- Wygl膮dasz, jakby艣 z miesi膮c nie jad艂a i nie spa艂a.

- Nie jest 艂atwo. Ale jest to raczej stresuj膮ce, ni偶 ci臋偶kie. Musz臋 uwa偶a膰, 偶eby przypadkiem nie wyla膰 sobie niczego na stop臋 czy r臋k臋. A niekt贸re mikstury s膮 wyj膮tkowo paskudne- skrzywi艂a si臋, bo przed oczami pojawi艂a si臋 jej fiolka z napisem Potter. Doko艅czy艂a herbat臋 i zerkn臋艂a na zegarek. Mia艂a jeszcze p贸艂 godziny- Dobra, id臋 si臋 przebra膰. Za chwilk臋 wracam.

Wpad艂a do pokoju i omal nie zbi艂a z n贸g Ginny.

- Wybacz- podskoczy艂a do szafy i wyj臋艂a z niej d偶insy, a z szafki pod 艂贸偶kiem adidasy. Nie mia艂a nic innego. Po namy艣le zmieni艂a podkoszulek.

- Spa艂a艣?

- Trzy godziny.

- Snape ci臋 nie m臋czy?

- Czemu wszyscy pytaj膮 o to samo?- wydusi艂a spod zak艂adanej koszulki- Nie m臋czy mnie bardziej, ni偶 zwykle. Ch艂opcy powiedz膮 ci reszt臋, bo musz臋 lecie膰.

- Nie posiedzisz nawet troch臋?

Ginny sta艂a w pid偶amie i patrzy艂a na ni膮 smutno. Hermiona szybko j膮 przytuli艂a.

- Wybacz, ale je艣li nie chcesz, by m贸j skalp zawis艂 w lochach, to musisz mnie pu艣ci膰. Jutro, je艣li uda nam si臋 wyrobi膰 w terminie, posiedz臋 d艂u偶ej.

Wr贸ci艂a do kuchni i sprawdzi艂a czas. 脫sma czterdzie艣ci.

- Jeszcze pi臋膰 minut z wami posiedz臋 i musz臋 znika膰- usiad艂a na krze艣le i opar艂a si臋- Plecy mnie bol膮 od tego stania.

- Mam ma艣膰 na to- powiedzia艂a mama Rona- Jak nast臋pnym razem przyjdziesz, to ci j膮 wmasuj臋.

- Dzi臋kuj臋, pani Weasley. Harry, 膰wiczysz Oklumencj臋, prawda? Przed snem pozbywasz si臋 uczu膰?

Ch艂opak pokr臋ci艂 si臋 na krze艣le wyra藕nie unikaj膮c jej wzroku.

- Hermiono, to nie takie proste- wyduka艂 w ko艅cu- Staram si臋, ale to zbyt trudne.

- A ty, Ron?

- Te偶 si臋 staram- mrukn膮艂- Tylko niezbyt wiem, jak to zrobi膰. Poczekam do poniedzia艂ku. Mo偶e Snape jako艣 mi to wyt艂umaczy. Kurcz臋, dlaczego z nikim innym nie mo偶emy mie膰 tych lekcji?

- Nie wiem, ale te偶 wola艂abym mie膰 je z Dumbledorem czy kim艣 innym, kto ma wi臋cej cierpliwo艣ci.

- Kto j膮 w og贸le ma- zauwa偶y艂 Harry, czym doprowadzi艂 ich do 艣miechu. Chc膮c, nie chc膮c wsta艂a.

- Dobra, musz臋 i艣膰- u艣ciska艂a ka偶dego z nich- Dzi臋kuj臋, pani Weasley za 艣niadanie.

- Jak b臋dziesz chcia艂a, to si臋 poka偶. Zawsze b臋d臋 trzyma艂a co艣 ciep艂ego pod r臋k膮.

- Dzi臋kuj臋. Do zobaczenia- u艣miechn臋艂a si臋 i rzuci艂a proszkiem Fiuu- Hogwart!

Ostatnim co widzia艂a by艂y szerokie u艣miechy Rona i Harry'ego. Pani Weasley macha艂a jej na po偶egnanie. Wysz艂a z kominka pani Hooch i otrzepa艂a szat臋 z popio艂u.

- Od razu lepiej wygl膮dasz, kiedy masz dwa buty- u艣miechn臋艂a si臋 czarownica. By艂a wysoka, szczup艂a i mia艂a w sobie co艣 z soko艂a. Mo偶liwe, 偶e by艂y to 偶贸艂te oczy, albo kszta艂t nosa- Molly da艂a ci 艣niadanie, czy chcia艂aby艣 si臋 pocz臋stowa膰?

Wskaza艂a r臋k膮 na biurko, na kt贸rym sta艂y grzanki.

- Dzi臋kuj臋, pani profesor, ale ju偶 jad艂am. Musz臋 i艣膰 do loch贸w.

- A, tak, tak. Jak znajdziesz chwilk臋 to wpadnij do mnie na herbatk臋. W wakacje jest mi tak nudno- westchn臋艂a. Hermiona ruszy艂a czym pr臋dzej po schodach w d贸艂. Na trzy minuty przed dziewi膮t膮 otworzy艂a drzwi od sali Eliksir贸w. Tym razem robi艂a to spokojnie- nie chcia艂a wpada膰 jak po ogie艅. Snape'a jeszcze nie by艂o. Rozejrza艂a si臋 szybko i podesz艂a do jego biurka, na kt贸rym by艂o mn贸stwo papier贸w. Stare Proroki, jakie艣 listy i gdy zauwa偶y艂a kilka kartek zapisanym ciasnym pismem Mistrza Eliksir贸w us艂ysza艂a zbli偶aj膮ce si臋 kroki. Odskoczy艂a od biurka i opar艂a si臋 o 艂awk臋, przy kt贸rej pracowa艂a. Dos艂ownie sekund臋 p贸藕niej drzwi otworzy艂y si臋 z rozmachem i Snape bez s艂owa wszed艂 do 艣rodka, zatrzaskuj膮c je za sob膮. Wyj膮艂 r贸偶d偶k臋 i podszed艂 do kot艂a.

- Cz臋艣膰 dalsza- powiedzia艂, jakby kontynuowa艂 wyk艂ad- Odwracanie biegun贸w. Co to s膮 bieguny?

- Kierunek sk艂adnik贸w wskazuj膮cy na przeznaczenie danego eliksiru. Bieguny s膮 dwa- negatywny i pozytywny. Negatywny to trucizny, pozytywny to inne eliksiry.

- Idealna formu艂ka z Najsilniejszych Eliksir贸w, czyli ksi膮偶ki, kt贸rej nie powinna艣 nawet tkn膮膰 ko艅cem miot艂y. Mog臋 wiedzie膰 sk膮d j膮 mia艂a艣?

Zaczerwieni艂a si臋 z powodu w艂asnej g艂upoty. Nie mog艂a mu powiedzie膰, 偶e w drugiej klasie wypo偶yczy艂a t膮 ksi膮偶k臋, wi臋c milcza艂a.

- Mniejsza z tym. I tak si臋 tego dowiem- sykn膮艂 przez zaci艣ni臋te z臋by- U偶yj tej swojej m贸zgownicy i powiedz mi do czego nam odwr贸cenie biegun贸w.

- Nie s膮dz臋, by艣my w pe艂ni odwracali te bieguny- powiedzia艂a powoli- Raczej znajdziemy 艣rodek, miejsce neutralne. Testery maj膮 jedynie wykry膰 obecno艣膰 eliksir贸w nie wp艂ywaj膮c na kogo艣, kto by je wypi艂.

Snape'a widocznie nie zadowoli艂a jej g艂adka odpowied藕, bo nachmurzy艂 si臋.

- Samo zakl臋cie jest proste, ale do utrzymania go jest potrzebne absolutne skupienie. Czy b臋dziesz potrafi艂a skupia膰 si臋 tylko i wy艂膮cznie na wypowiadaniu inkantacji przez trzy godziny?

- Trzy godziny?!

- Rozumiem, 偶e mam sam to zrobi膰- mrukn膮艂 i zacz膮艂 podwija膰 r臋kawy szat, wi臋c szybko zaprotestowa艂a.

- Nie, nie. Dam rad臋. Po prostu nieco mnie to zdziwi艂o.

- Niewiele eliksir贸w wymaga tak d艂ugiego czasu skupienia. Ostrzegam, 偶e b臋dziesz po tym wyko艅czona- patrzy艂 na ni膮 tak, jakby ocenia艂 czy si臋 nadaje. Po chwili skin膮艂 g艂ow膮- Zakl臋cie sk艂ada si臋 z jednego zdania. Mo偶na ja wypowiada膰 na g艂os, ale znacznie 艂atwiej jest u偶ywa膰 go jako niewerbalnego.

- Mam je powtarza膰 w my艣li przez trzy godziny? I wykonywa膰 za ka偶dym razem odpowiedni ruch r贸偶d偶k膮?

- Tak. Ruch wygl膮da w ten spos贸b.

Wykona艂 dwa powolne ko艂a nadgarstkami, d藕gn膮艂 r贸偶d偶k膮 niczym szpad膮, po czym uni贸s艂 ko艅c贸wk臋 do pionu. Powt贸rzy艂a ruch i 膰wiczy艂a go tak d艂ugo, a偶 wydawa艂 si臋 jej naturalny.

- Jak brzmi zakl臋cie?

- Quod cibus est aliis, aliis est atrum venenum.

- To brzmi znajomo… Co dla jednych jest potraw膮, dla innych jest czarn膮 trucizn膮? Lukrecjusz?- parskn臋艂a i u艣miechn臋艂a si臋- Ca艂kiem ciekawy wyb贸r zakl臋cia jak na co艣 takiego.

- Ironia, nieprawda偶?- przez chwil臋 mia艂a wra偶enie, 偶e si臋 u艣miechn膮艂, ale gdy zerkn臋艂a drugi raz mia艂 sw贸j zwyk艂y, skrzywiony wyraz twarzy- B臋dziesz to powtarza艂a w umy艣le jednocze艣nie wykonuj膮c ruchy, kt贸re ci pokaza艂em. Twoje… my艣li b臋d膮 musia艂by biec dwutorowo.

- To znaczy?

Przywo艂a艂 drugi, r贸wnie wielki kocio艂, do pierwszego dola艂 jakiego艣 specyfiku, a偶 eliksir si臋gn膮艂 brzegu kocio艂ka.

- Potrzebujemy tego naprawd臋 du偶o, wi臋c zrobimy tego dwa kocio艂ki. To- potrz膮sn膮艂 buteleczk膮- Eliksir Powi臋kszania. Zwi臋kszy艂em obj臋to艣ciowo esencje. Po艂ow臋 wrzuc臋 do drugiego kot艂a.

- A to nie wp艂ywa jako艣 na ich jako艣膰?

- Nic a nic. Kiedy b臋dziesz rzuca艂a to zakl臋cie esencje b臋d膮 zmienia艂y kolory i obj臋to艣膰. Teraz ju偶 rozumiesz o co chodzi艂o mi z dwutorowo艣ci膮?

- Tak. Dam rad臋.

Skin膮艂 g艂ow膮, przeni贸s艂 po艂ow臋 esencji do drugiego kocio艂ka i obr贸ci艂 si臋 do niej.

- Na te trzy godziny b臋d臋 musia艂 pozbawi膰 ci臋 s艂uchu.

- 呕e jak?!- cofn臋艂a si臋 o kilka krok贸w, a on si臋 wyra藕nie zdenerwowa艂.

- Nie b膮d藕 g艂upsza, ni偶 jeste艣, Granger. Musz臋 wykonywa膰 swoj膮 prac臋, a te odtrutki, kt贸re na dzisiaj zostawi艂em cz臋sto wydaj膮 r贸偶ne d藕wi臋ki, kt贸re b臋d膮 ci臋 rozprasza膰. A ty potrzebujesz PE艁NEGO skupienia.

- To sk膮d b臋d臋 wiedzia艂a kiedy min膮 trzy godziny?

- Po艂o偶臋 ci d艂o艅 na ramieniu i przywr贸c臋 s艂uch. Zaczynamy- skierowa艂 r贸偶d偶k臋 w jej stron臋 i chwil臋 p贸藕niej poczu艂a si臋 tak, jakby kto艣 zatka艂 jej uszy kawa艂kiem ligniny.聽Stara艂a si臋 nie wpa艣膰 w panik臋.

Rozdzia艂 13

Zamkn臋艂a oczy, odetchn臋艂a kilka razy i wykona艂a ruch r贸偶d偶k膮 ca艂膮 swoj膮 my艣l skupiaj膮c na powtarzaniu: Quod cibus est aliis, aliis est atrum venenum, Quod cibus est aliis, aliis est atrum venenum, Quod cibus est aliis, aliis est atrum venenum…

Mi臋艣nie spi臋艂y si臋, jedynie nadgarstek powoli si臋 porusza艂 w spos贸b jakby machinalny. Wszystkim by艂y dla niej te s艂owa, nic innego si臋 nie liczy艂o. Jednocze艣nie zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e s膮 dwa kocio艂ki i w ich kierunku wysy艂a艂a te my艣li. Nie wiedzia艂a ile tam stoi, ile czasu min臋艂o, ale nic j膮 to nie obchodzi艂o. Powtarzanie jednego zakl臋cia w pe艂ni j膮 poch艂on臋艂o. Po raz pierwszy od dawna czu艂a si臋 tak spokojna. W tych s艂owach by艂a moc, by艂y wszystkim. Kiedy poczu艂a u艣cisk na ramieniu zrobi艂o jej si臋 smutno, 偶e musi przerwa膰. Po chwili wr贸ci艂 jej s艂uch.

- Uda艂o si臋?

- Uda艂o- mrukn膮艂 Snape i machn膮艂 r贸偶d偶k膮 w kierunku kot艂贸w. Spojrza艂a i czu艂a, 偶e opada jej szcz臋ka. Z kot艂贸w niemal si臋 przelewa艂a wodnista ciecz o lekkim r贸偶owawym zabarwieniu.

- W takim razie przelej臋 je do… no w艂a艣nie, do czego?

Machn膮艂 kolejny raz i z magazynu wylecia艂a du偶a ilo艣膰 ma艂ych s艂oiczk贸w z dzi贸bkiem.

- Dziwne, pierwszy raz co艣 takiego widz臋- z艂apa艂a jedn膮 w locie i przyjrza艂a si臋.

- To s膮 skraplacze. Bardziej por臋czne ni偶 pipety. Podliczy艂em ilu mamy cz艂onk贸w Zakonu i cz艂onk贸w ich rodzin. Czterysta dwadzie艣cia dwie osoby. Ka偶de z nich dostanie jeden taki skraplacz do r臋ki. Je艣li nie b臋d膮 szale膰, to starczy im na p贸艂 roku. Po kropli na dowoln膮 ilo艣膰 wody.

- Czyli pani Weasley, na przyk艂ad, b臋dzie mog艂a jedn膮 kropl膮 sprawdzi膰 wod臋 w studni?

- Czy偶by tw贸j s艂uch nie w pe艂ni wr贸ci艂?- warkn膮艂- A teraz usi膮d藕 na chwil臋, bo jeszcze co艣 sknocisz.

- Czuj臋 si臋 dobrze, panie profesorze.

- Tak?- uni贸s艂 brwi- A zr贸b krok do przodu.

Pr贸bowa艂a podnie艣膰 stop臋, ale sko艅czy艂o si臋 to wyl膮dowaniem na ziemi. Uderzy艂a bole艣nie kolanami o kamie艅, kt贸rym wy艂o偶ona by艂a posadzka i jej nos bole艣nie zetkn膮艂 si臋 z ziemi膮. Kiedy opar艂a si臋 na r臋kach czu艂a, jak dr偶膮.

- I co? Wci膮偶 czujesz si臋 dobrze, Granger?- zabrzmia艂 nad ni膮 ociekaj膮cy jadem g艂os.

- Skoro wiedzia艂 pan, 偶e tak to si臋 sko艅czy, to dlaczego mnie pan nie z艂apa艂?

By艂a z艂a, wyj膮tkowo z艂a, ale powstrzyma艂a si臋 od dodania kilku ciekawszych zda艅, kt贸re cisn臋艂y si臋 jej na usta.

- Nic by to nie da艂o. Powinna艣 wiedzie膰, 偶e w pewnych kwestiach mam racj臋. A teraz podnie艣 si臋 i usi膮d藕 na krze艣le.

Pi臋膰 razy pr贸bowa艂a wsta膰 i nie mog艂a- jej r臋ce dr偶a艂y jak w febrze, a kolana by艂y z waty. W ko艅cu podda艂a si臋 i po艂o偶y艂a na ziemi. By艂o jej nieco zimno, ale za to odczuwa艂a b艂ogie rozlu藕nienie i g艂臋bok膮 satysfakcj臋. Nie wierzy艂a, 偶e uda jej si臋 uko艅czy膰 testery. Dotychczas skupia艂a si臋 najwy偶ej p贸艂 godziny i nie s膮dzi艂a, 偶e tak 艂atwo jej p贸jdzie. Ba艂a si臋, 偶e co艣 popsuje i b臋dzie musia艂a zaczyna膰 od nowa. Co艣 zaszele艣ci艂o ko艂o jej prawego ucha, wi臋c uchyli艂a oczy i prawie wrzasn臋艂a ze strachu. Snape pochyla艂 si臋 nad ni膮 z w艣ciek艂o艣ci膮 wymalowan膮 na twarzy.

- Czy偶by co艣 posz艂o nie tak, Granger? Jeste艣 s艂absza, ni偶 s膮dzi艂em. Wydawa艂o mi si臋, 偶e Gryfoni nigdy si臋 nie poddaj膮.

- Bo tak jest. Ja jednak postanowi艂am sobie odpocz膮膰 w ten spos贸b. Sufit jest ca艂kiem przyjemny. Przerwa艂 mi pan podziwianie.

- Na m贸j gust, to ucina艂a艣 sobie drzemk臋.

- Jak s膮dz臋, ma pan wa偶niejsze rzeczy do robienia, ni偶 nabijanie si臋 ze mnie.

- Dziesi臋膰 punkt贸w od Gryffindoru, Granger. I je艣li si臋 nie podniesiesz pan Potter zarobi szlaban na pierwszy mecz Quidditcha.

Zacisn臋艂a z臋by i pr贸bowa艂a si臋 podnie艣膰, ale wci膮偶 by艂a zbyt s艂aba.

- Zamiast sta膰 i si臋 u艣miecha膰- mrukn臋艂a- m贸g艂by mi pan pom贸c.

- Trzeba by艂o od tego zacz膮膰, Granger- z艂apa艂 j膮 za 艂okie膰 i podni贸s艂 do pionu, po czym podprowadzi艂 do krzes艂a i dopilnowa艂, 偶eby usiad艂a- Jednak za pierwsz膮 cz臋艣膰 zdania pan Potter zarobi艂 w艂a艣nie szlaban z Filchem w pierwsz膮 sobot臋 wrze艣nia.

- Nie mo偶e pan!

- Powt贸rz to jeszcze raz, a dowiesz si臋 ile jeszcze mog臋 zrobi膰- warkn膮艂. Po chwili poda艂 jej kubek z paruj膮c膮 zawarto艣ci膮- Eliksir Pieprzowy. Powinien zadzia艂a膰 w pi臋膰 minut. Nie mamy czasu na zbijanie b膮k贸w.

Po艂kn臋艂a nap贸j jednym haustem, co by艂o b艂臋dem, bo zapiek艂o j膮 w prze艂yku i zacz臋艂a kaszle膰. Przesz艂o jej dopiero po jakim艣 czasie. Z艂apa艂a powietrze i poczeka艂a, a偶 poczuje powracaj膮ce si艂y.

- Czy zmiana Wywaru Tojadowego pomo偶e Billowi, panie profesorze?- wyrwa艂o si臋 jej pytanie, a plecy Snape'a wyprostowa艂y si臋.

- Tak, Granger, pomo偶e. Zamknij si臋 teraz, bo jak sobie wylej臋 ten eliksir na d艂o艅, to mo偶esz by膰 pewna, 偶e wyl膮dujesz w skrzydle szpitalnym przede mn膮.

Odpowiedzia艂aby, gdyby nie chcia艂a dok艂ada膰 Harry'emu lub Ronowi szlabanu. B臋dzie musia艂a poinformowa膰 przyjaciela o tym, 偶e przez jej niewyparzony j臋zyk b臋dzie mia艂 zaj臋t膮 ju偶 pierwsz膮 sobot臋. Westchn臋艂a ci臋偶ko i na pr贸b臋 wsta艂a. Nogi lekko dr偶a艂y, ale stwierdzi艂a, 偶e da rad臋.

- Ile testera do ka偶dego skraplacza?

- Po dzi贸bek.

- Chochl膮 czy zakl臋ciem?

Machn膮艂 r贸偶d偶k膮 i dziwna chochelka omal nie uderzy艂a jej w czo艂o.

- To jest idealna g艂臋boko艣膰- powiedzia艂, kroj膮c traszk臋- Ta chochelka ma lejek, wi臋c staraj si臋 nie uroni膰 ani kropli.

Zacisn臋艂a mocno z臋by i nabra艂a powoli eliksiru. By艂 bardzo wodnisty i przelewa艂 si臋 bez problemu. Wpad艂a na pewien pomys艂.

- Ma pan mo偶e drug膮 tak膮 chochl臋?

Tym razem nie uda艂o jej si臋 z艂apa膰, wi臋c oberwa艂a czo艂o i dos艂ysza艂a z艂o艣liwy chichot.

- Bardzo 艣mieszne, panie profesorze- warkn臋艂a. Jak nale偶a艂o si臋 spodziewa膰 Gryffindor ucierpia艂 na tym kolejne pi臋膰 punkt贸w. Zaczarowa艂a chochelk臋 i skraplacze tak, by dzia艂o si臋 z nimi dok艂adnie to, co z tymi, kt贸re trzyma艂a w r臋ce. Fiolki unosi艂y si臋 synchronicznie, chochle tak samo si臋 zanurza艂y i przelewa艂y eliksir. Dzi臋ki temu sko艅czy艂a dwa razy szybciej, a i tak zaj臋艂o to ponad cztery godziny.

- Panie profesorze, zosta艂o jeszcze troch臋 tester贸w, a sko艅czy艂y si臋 skraplacze.

- Ju偶?

Nie mog艂a powstrzyma膰 u艣miechu, na zdziwienie, kt贸re pojawi艂o si臋 w jego g艂osie. Podszed艂 i spojrza艂 niepewnie na skraplacze, po czym zajrza艂 do kot艂贸w.

- Przeka偶臋 to skrzatom domowym w Hogwarcie.

- To wspaniale!- wykrzykn臋艂a Hermiona- Przynajmniej si臋 nie potruj膮!

Zacz臋艂a z rado艣ci kiwa膰 si臋 na pi臋tach i ostatkiem si艂 powstrzyma艂a si臋 od radosnego pogwizdywania. Snape patrzy艂 na ni膮, jakby postrada艂a rozum, a jej si臋 co艣 przypomnia艂o.

- Jak Hogwart zostanie pod tym wzgl臋dem strze偶ony? Profesor Slughorn wspomina艂 co艣 o kratce magicznej, ale nie s膮dz臋, 偶eby by艂 to dobry pomys艂.

- Horacy ma wiele pomys艂贸w, ale 偶aden z nich nie jest do艣膰 dobry- mrukn膮艂 Snape i poda艂 jej jeden skraplacz- Ten jest tw贸j. No艣 go zawsze przy sobie i zanim co艣 wypijesz dodaj do tego jedn膮 kropl臋. Je艣li b臋dzie zatrute, wtedy zacznie 艣wieci膰 szmaragdowo. Je艣li nap贸j b臋dzie czysty, wtedy nic si臋 nie stanie.

- Jak widoczne jest to 艣wiecenie?

- Do艣膰 widoczne, 偶eby艣 nawet spoza swoich kud艂贸w to zobaczy艂a.

Zignorowa艂 jej ponure spojrzenie i poda艂 jej pergamin.

- To lista wszystkich cz艂onk贸w Zakonu i ich rodzin. Opisz ka偶d膮 fiolk臋 imionami i nazwiskami. Nast臋pnie udasz si臋 z tym do Nory, wyt艂umaczysz Molly jak si臋 tym pos艂ugiwa膰 i poprosisz j膮, 偶eby rozda艂a to adresatom.

- Jak mam si臋 z tym zabra膰?

- Wymy艣l co艣.

Wypisywanie nazwisk zaj臋艂o jej dwie godziny, po kt贸rych rozbola艂y j膮 palce. W magazynie znalaz艂a pusty kosz i w艂o偶y艂a do niego wszystkie fiolki. Nie ba艂a si臋, 偶e si臋 pot艂uk膮, bo ju偶 wcze艣niej zauwa偶y艂a, 偶e jest rzucone na nie zakl臋cie niet艂ucz膮ce. Zmniejszy艂a kosz do wielko艣ci kostki domino. Ruszy艂a do drzwi i gdy dotyka艂a klamki Snape odezwa艂 si臋 do niej cicho.

- Zjedz u Molly kolacj臋, Granger. Nie chc臋, 偶eby艣 pad艂a z powodu anemii.

- Nie jestem taka delikatna, profesorze.

Obr贸ci艂 si臋 do niej i dopiero teraz zwr贸ci艂a uwag臋 na to, 偶e mia艂 na sobie now膮 szat臋.

- Nie k艂贸膰 si臋 ze mn膮 w tak b艂ahych sprawach, Granger!- krzykn膮艂 i uderzy艂 d艂oni膮 w biurko. Zasch艂o jej w ustach. W艣ciek艂y Snape to nie by艂o ani mi艂e, ani rzadkie zjawisko, ale potrafi艂 wywo艂a膰 strach. Machn膮艂 r贸偶d偶k膮 i w chwili gdy otworzy艂y si臋 drzwi poczu艂a, jak silny podmuch wiatru wyrzuca j膮 na korytarz. Gdy obr贸ci艂a si臋, by powiedzie膰 mu to, co mia艂a na my艣li drzwi z hukiem si臋 zatrzasn臋艂y. Po chwili namys艂u dosz艂a do wniosku, 偶e na jej korzy艣膰- straci艂aby nast臋pne punkty. Ruszy艂a nabuzowana w kierunku gabinetu profesor Hooch, gdy natkn臋艂a si臋 na profesora Flitwicka.

- Och, panna Granger, dobry wiecz贸r- u艣miechn膮艂 si臋 szeroko na widok jej w艣ciek艂ej miny- Jak rozumiem Severus daje si臋 pani we znaki?

- Ma艂o powiedziane- westchn臋艂a, po czym powi臋kszy艂a koszyk i wygrzeba艂a fiolk臋 z nazwiskiem ma艂ego czarodzieja- Tester dla pana, panie profesorze. Oraz dla pana rodzic贸w i rodze艅stwa- wyci膮gn臋艂a pi臋膰 nast臋pnych.

- Och, ju偶 gotowe?- pisn膮艂 i podskoczy艂 z uciechy- To wspaniale, to wspaniale. W艂a艣nie id臋 do Minerwy i Albusa. Masz mo偶e r贸wnie偶 dla nich?

Znalaz艂a nast臋pne, doda艂a do tego fiolk臋 przeznaczon膮 dla Aberfortha Dumbledora. Od razu wyci膮gn臋艂a te przeznaczone dla profesor Hooch i jej rodzic贸w. Czarownica ucieszy艂a si臋.

- Szybko wam to posz艂o, moja droga- u艣miechn臋艂a si臋 energicznie- Molly ma dzi艣 na kolacj臋 paszteciki i mi臋so z indyka. Boi si臋 podawa膰 cokolwiek innego, bo wydaje jej si臋, 偶e ca艂a woda jest zatruta. Id藕 do niej szybko, bo si臋 kobieta wyko艅czy nerwowo.

W Norze by艂o pe艂no cz艂onk贸w Zakonu i Hermiona wychodz膮c z kominka omal nie wpad艂a na Billa.

- Hermiono- u艣miechn膮艂 si臋- Wygl膮dasz okropnie.

- Czy takie powitania s膮 u was rodzinne?- za艣mia艂a si臋. Lubi艂a najstarszego Weasleya. Jako jedyny ze swoich braci najpierw my艣la艂, a dopiero potem dzia艂a艂.

- Pewnie tak. Ale naprawd臋 wygl膮dasz nieciekawie.

- C贸偶, od wczoraj praktycznie zamieszka艂am w pracowni Eliksir贸w. A wierz mi, 偶e nie jest to najbardziej s艂oneczne miejsce w zamku.

- Domy艣lam si臋- rozejrza艂 si臋 i z艂apa艂 j膮 za rami臋, po czym wyszepta艂- Czy ten ca艂y Wywar Tojadowy z zawilcem, o kt贸rym gada Horacy b臋dzie w stanie mi pom贸c?

- Tak. Pyta艂am dzi艣 Snape'a o to i powiedzia艂, 偶e zadzia艂a.

Mocno j膮 przytuli艂 i pog艂aska艂 po g艂owie.

- Dzi臋kuj臋, dzi臋kuj臋- wyszepta艂 偶arliwie- Nawet nie wiesz, jak okropnie si臋 poczu艂em, gdy si臋 dzisiaj obudzi艂em. Parszywie, naprawd臋 parszywie. I… wiem, 偶e ten zawilec to tw贸j pomys艂. Dzi臋kuj臋, mam u ciebie d艂ug.

- Daj spok贸j, Bill- zaczerwieni艂a si臋- Jeszcze Fleur mnie przeklnie.

Zachichota艂.

- Nie by艂oby to takie dziwne.

- Jeste艣 gorszy od Rona- parskn臋艂a po czym podesz艂a do sto艂u i u艣miechn臋艂a si臋 do wszystkich- 艢wi臋ty Miko艂aj w lipcu! Mam testery.

Jak nale偶a艂o si臋 spodziewa膰 wybuch rado艣ci wstrz膮sn膮艂 kuchni膮 pani Weasley.

- Spokojnie, po kolei- powi臋kszy艂a kosz i po kolei wyjmowa艂a fiolki- Jedn膮 kropl臋 dodajecie do napoju, kt贸ry zamierzacie wypi膰 i je艣li zacznie 艣wieci膰 szmaragdowo to oznacza, 偶e jest zatruty. To tester na wszystkie znane w naszym 艣wiecie trucizny. Tak, Ron, na wszystkie. Nie potrzeba wi臋cej ni偶 jednej kropli, Hanno. Tak, na pewno. Lavender. Remus. Tonks. Pan Weasley. Szalonooki. Ron. Harry…

Rozda艂a prawie setk臋 i dopiero wtedy podesz艂a do pani Weasley i poda艂a jej powi臋kszony skraplacz. Snape nie musia艂 wiedzie膰 o tym, 偶e dla pani Weasley zrobi艂a wi臋kszy i dola艂a wi臋cej mikstury.

- Niech pani trzyma to w sekrecie przed Snape'em- wyszepta艂a- Wiem, 偶e b臋dzie go pani u偶ywa膰 przynajmniej osiem razy dziennie, wi臋c potrzebny pani wi臋kszy. I naprawd臋 jedna kropla wystarczy.

- Dzi臋kuj臋- przytuli艂a j膮 i schowa艂a swoj膮 fiolk臋 do fartucha- Usi膮d藕 i zjedz co艣. Pewnie 艣niadanie by艂o ostatnim posi艂kiem?

- Tak. Nie mia艂am czasu na nic innego ni偶 testery.

- Zrozumia艂e. A co z odtrutkami?

- Nie wiem. Snape si臋 nimi zajmuje. Prosi艂, 偶eby przekaza艂a pani te, kt贸re zosta艂y odpowiednim osobom- wyj臋艂a pergamin z kieszeni- Tu jest lista, kt贸r膮 nale偶y zniszczy膰 gdy tylko zostanie oddana ostatnia fiolka. I oczywi艣cie do tego momentu nie wolno jej ani na chwil臋 spu艣ci膰 z oka. Skre艣li艂am nazwiska os贸b, kt贸rych fiolki zosta艂y ju偶 oddane.

- Nie ma problemu. A teraz zjedz co艣.

Usiad艂a i dopiero wtedy poczu艂a jaka by艂a zm臋czona. Opar艂a si臋 o Harry'ego i, nie wiedz膮c kiedy, przysn臋艂a.

Rozdzia艂 14

Nagle poczu艂a, 偶e kto艣 ni膮 szarpie. Otworzy艂a niech臋tnie oczy.

- Ron, nie targaj mn膮.

- Od godziny 艣pisz. Chyba musisz wraca膰 do zamku, co?

Podskoczy艂a i rozejrza艂a si臋 nieprzytomnie. Cz艂onkowie Zakonu u艣miechali si臋 do niej wyrozumiale.

- Dopiero teraz mnie obudzi艂e艣?! Och… Ju偶 jestem martwa!

- Hermiono, zjedz co艣!

- Pani Weasley, nie zd膮偶臋. Niech mi pani zapakuje- z艂apa艂a pakunek, zmniejszy艂a go i wbieg艂a do kominka rzucaj膮c: „Hogwart!”.

- Gdzie si臋 tak spieszysz?- pani Hooch popija艂a herbat臋 i czyta艂a jak膮艣 ksi膮偶k臋.

- Zasiedzia艂am si臋 i Snape mnie zabije.

Pani Hooch zachichota艂a i co艣 powiedzia艂a, ale Hermiona ju偶 nie wiedzia艂a co. P臋dzi艂a w kierunku loch贸w i powoli otworzy艂a drzwi. Snape obr贸ci艂 si臋 do niej i spojrza艂 z paskudnym u艣miechem.

- Dobrze si臋 spa艂o?

- Ja… przepraszam. Nawet nie wiedz膮c kiedy… Nie chcia艂am.

- Zd膮偶y艂a艣 co艣 zje艣膰?

- Nie, ale wzi臋艂am z sob膮.

- To zjedz.

Hermiona powi臋kszy艂a paczk臋, w kt贸rej by艂o dwana艣cie pasztecik贸w i niemal po艂owa indyka.

- Panie profesorze…

- CZEGO, GRANGER?! Jestem zaj臋ty!

- Tego jest za wiele dla jednej osoby. Niech pan te偶 zje.

Obr贸ci艂 si臋 i zamierza艂 pewnie rzuci膰 jakim艣 wrednym tekstem, ale wyra藕nie us艂ysza艂a burczenie w jego brzuchu, gdy spojrza艂 na paszteciki. Stara艂a si臋 utrzyma膰 powag臋. Obr贸ci艂 si臋 do kocio艂k贸w, zmniejszy艂 ogie艅, oczy艣ci艂 d艂onie i dopiero wtedy podszed艂 do stolika.

- Herbaty?

- S艂ucham?

- Czy chcesz herbaty, Granger?!- warkn膮艂- Dlaczego ja zawsze musz臋 si臋 powtarza膰?!

- Dzi臋kuj臋.

Wzruszy艂 ramionami i machn膮艂 r贸偶d偶k膮 w kierunku biurka. Po chwili pojawi艂y si臋 tam dwie fili偶anki, kt贸re lewitowa艂 na stolik. Usiad艂 na blacie i si臋gn膮艂 po pasztecika. Hermiona w tym czasie u偶y艂a swojego skraplacza i westchn臋艂a z ulg膮, gdy herbata pozosta艂a tak膮, jak膮 by艂a.

- Nie musisz marnowa膰 tego w Hogwarcie- burkn膮艂 Snape, gdy prze艂kn膮艂 k臋s- Skrzaty domowe dosta艂y ju偶 reszt臋 eliksiru i przed podaniem jakiegokolwiek napoju sprawdzaj膮 go.

- Ale to oznacza dla nich wi臋cej pracy.

- I co z tego? One to lubi膮.

- Jasne. I dlatego trzeba dodawa膰 im obowi膮zk贸w.

- Szacunek, Granger- warkn膮艂 i omal nie zad艂awi艂 si臋 indykiem. Musia艂a spojrze膰 w bok, bo jej u艣miech na pewno mija艂 si臋 z szacunkiem. Odkaszln膮艂 i dopiero wtedy m贸wi艂 dalej- Nie rozumiem sk膮d wzi臋艂o si臋 to durne przekonanie w twojej g艂owie, 偶e one s膮 niewolone. I sk膮d wyskoczy艂a ta wesz.

- Nie wesz, tylko W.E.S.Z! Co wszyscy z t膮 wsz膮?!

- Sama narzuca si臋 na my艣l. Trzeba by艂o wymy艣li膰 inn膮 nazw臋. Widocznie nie jeste艣 na tyle bystra.

- Nie zamierzam z panem na ten temat dyskutowa膰- mrukn臋艂a, a Snape parskn膮艂.

- I dobrze.

Jedli w ciszy. Hermiona rzuca艂a Snape'owi nieprzyjemne spojrzenia 偶ycz膮c mu z ca艂ego serca, 偶eby si臋 ud艂awi艂. W.E.S.Z by艂o jej tworem i nadziej膮, 偶e durni i zacofani czarodzieje jak ten, co w艂a艣nie z偶era艂 贸smego pasztecika, zrozumieli, 偶e skrzaty domowe potrzebuj膮 wolno艣ci. Musz膮 zrozumie膰, 偶e maj膮 wyb贸r i zamiast podda艅stwa, mo偶e by膰 zatrudnienie. To nie do pomy艣lenia, 偶e pracowa艂y do p贸藕nej staro艣ci i czarodzieje zabijali je, kiedy nie by艂y w stanie s艂u偶y膰. Przypomnia艂y jej si臋 g艂owy skrzat贸w wisz膮ce na Grimmauld Place 12 i ze z艂o艣ci 藕le wbi艂a widelec w indyka i w efekcie t艂uszcz prysn膮艂 jej prosto w oko.

- Au膰!- zacz臋艂a wyciera膰 oko, kt贸re jej 艂zawi艂o i zdziwi艂a si臋, gdy us艂ysza艂a jaki艣 dziwny odg艂os. Spojrza艂a podejrzliwie na Snape'a i z oburzeniem odkry艂a, 偶e dos艂ownie dusi si臋 ze 艣miechu- No wie pan co! Ja prawie o艣lep艂am, a pan si臋 ze mnie 艣mieje!

- Nie b膮d藕 taka dramatyczna, Granger- warkn膮艂 ju偶 normalnym tonem, ale u艣miech wci膮偶 czai艂 mu si臋 w k膮cikach cienkich warg- Poza tym faktycznie nie powinienem si臋 艣mia膰- spojrza艂a zszokowana, by po chwili zacisn膮膰 z臋by- Gryfoni s艂yn膮 ze swojej 艣lepoty. Prawdziwa, czy mentalna… co za r贸偶nica?

Zeskoczy艂 ze sto艂u i energicznie podszed艂 do swojego stanowiska.

- Gdy sko艅czysz je艣膰 we藕miesz si臋 za Amortencj臋.

- Amortencj臋?!

- Nie znosz臋 si臋 powtarza膰, Granger!!!- krzykn膮艂- Tak, Amortencj臋!

- Ale po co Zakonowi Amortencja?!

- Jak to m贸wi mugolskie powiedzenie: 艂atwiej 艂apa膰 muchy na mi贸d, ni偶 na ocet.

- Ale… to okropne!

- Oczywi艣cie, 偶e tak. 呕adna ze stron nie gra do ko艅ca fair.

- To… wstr臋tne, panie profesorze. Niech pan sobie wyobrazi, 偶e musi pan by膰 przywi膮zany do osoby, kt贸rej pan nie znosi i udawa膰 mi艂o艣膰. Albo jeszcze gorzej! Obudzi膰 si臋 po d艂ugim czasie w obj臋ciach wroga!

Wzdrygn臋艂a si臋 i skrzywi艂a.

- C贸偶, do ciebie nale偶y jedynie uwarzenie tego eliksiru- sykn膮艂- Nie powinno ci臋 interesowa膰 jego przeznaczenie.

- Tak jest, panie profesorze- mrukn臋艂a w艣ciek艂a. Posz艂a do magazynu i zacz臋艂a zbiera膰 odpowiednie sk艂adniki jednocze艣nie przygl膮daj膮c si臋 temu, co by艂o na p贸艂kach. Nie mia艂a czasu, by zastanowi膰 si臋 nad eliksirem 艂agodz膮cym b膮d藕 lecz膮cym skutki kl膮twy Cruciatus. Kiedy Snape sko艅czy te odtrutki na pewno b臋dzie mia艂a wi臋cej czasu dla siebie. Zaraz, co艣 jej nie pasowa艂o. Nie znalaz艂a kilku ingrediencji, kt贸re potrzebowa艂a. Wynios艂a to, co mia艂a i po艂o偶y艂a na stole.

- Profesorze, nie mog臋 znale藕膰 sproszkowanego rogu jednoro偶ca i skrzyde艂 wr贸偶ek.

- Oczywi艣cie, 偶e nie mo偶esz, bo s膮 pod kluczem- sarkn膮艂, ale po chwili westchn膮艂- Jednak sp臋dzisz tutaj ca艂y rok, wi臋c 偶eby艣 mi nie zawraca艂a co chwil臋 g艂owy dam ci has艂o.

- Jak ono brzmi?

Rzuci艂 Muffliato.

- O takich rzeczach, g艂upia dziewucho m贸wi si臋 przy odpowiednich zabezpieczeniach- warkn膮艂- Has艂o to Kocham Pottera.

Hermiona otworzy艂a szeroko usta i czu艂a, 偶e jej oczy robi膮 si臋 z chwili na chwil臋 coraz wi臋ksze. Snape ze swoim zwyk艂ym, z艂o艣liwym u艣mieszkiem obserwowa艂 jej reakcj臋.

- Wygl膮dasz, jak mugolskie wyobra偶enie o kosmitach, Granger. Nie dos艂ysza艂a艣 i znowu mam si臋 powtarza膰?

- Dlaczego co艣 tak… eee… niespodziewanego?

- W艂a艣nie dlatego, 偶e jest niespodziewane. Kilku uczni贸w pr贸bowa艂o dosta膰 si臋 do co ciekawszych zbior贸w i pr贸bowali odgadn膮膰 moje has艂o. Jak mo偶esz si臋 domy艣li膰, nie uda艂o im si臋.

- Nie dziwi臋 si臋. Dobra, akurat co艣 takiego przejdzie mi przez gard艂o- obr贸ci艂a si臋 i posz艂a do magazynu, 艣wi臋cie przekonana, 偶e si臋 z niej nabija i niech臋tnie powiedzia艂a- Kocham Pottera.

Ku jej zdziwieniu w 艣cianie pojawi艂y si臋 drzwiczki i otworzy艂y si臋. Znalaz艂a wszystko, co potrzebowa艂a. Ciekawe, ile takich ukrytych skrytek ma w magazynie. Wzi臋艂a si臋 do pracy i musia艂a przyzna膰, 偶e to jeden z przyjemniejszych eliksir贸w, jakie dot膮d robi艂a. 呕adnego robactwa, 偶adnych szczur贸w czy 偶ab, tylko p艂atki kwiat贸w i same delikatne rzeczy. Zacz臋艂a cicho pod艣piewywa膰 i kiwa膰 si臋 na pi臋tach u艣miechaj膮c si臋. Zamiesza艂a wod臋 z 藕r贸d艂a wodnik贸w wraz z roztartymi p艂atkami r贸偶. Pow膮cha艂a i zachichota艂a- poczu艂a znajom膮 wo艅 pergaminu. Im bli偶ej ko艅ca, tym bardziej by艂a radosna. To by艂y najweselsze pi臋膰 godzin jej 偶ycia. Mieszaj膮c ostatnie sze艣膰 razy nie ograniczy艂a si臋 do cichego pod艣piewywania wszelkich melodii, jakie przysz艂y jej do g艂owy, tylko g艂o艣no 艣piewa艂a „Fell in love with an Alien”, po czym po ka偶dym refrenie wpada艂a w niekontrolowany chichot. Pergamin, 艣wie偶o skoszona trawa i szampon, kt贸rego u偶ywa艂 Ron- wyra藕nie to wyczuwa艂a. Za艣mia艂a si臋 g艂o艣no w po艂owie zwrotki na wspomnienie jego poca艂unk贸w i pieszczot. Nie rozumia艂a dlaczego czu艂a te zapachy, skoro osoba, z kt贸r膮 by艂y zwi膮zane nie wywo艂ywa艂a w niej 偶adnego podniecenia. Rzuci艂a Finito i聽 rado艣ci膮 obserwowa艂a, jak Amortencja przybiera w艣ciekle r贸偶owy kolor, kt贸ry wzbudzi艂by zachwyt Umbridge, kt贸ra kocha艂a wszelkie odcienie r贸偶u. Pochyli艂a si臋 nad kocio艂kiem i wdycha艂a znane zapachy, wci膮偶 chichocz膮c. Potem cofn臋艂a si臋 nieco i przywo艂a艂a s艂oik, do kt贸rego przela艂a wci膮偶 gor膮c膮 mikstur臋. Amortencji nie wolno by艂o podawa膰 na zimno, wtedy traci艂a swoj膮 moc. Rzuci艂a zakl臋cie podtrzymuj膮ce temperatur臋 i rado艣nie okr臋ci艂a si臋 wok贸艂 w艂asnej osi. Rzuci艂a Evanesco, kt贸re wyczy艣ci艂o jej kocio艂ek i st贸艂, po czym odes艂a艂a pozosta艂e p艂atki r贸偶. Dopiero kiedy to zrobi艂a dotar艂o do niej, 偶e od pi臋ciu godzin zachowuje si臋 zdecydowanie niepowa偶nie, a nie jest w tym pomieszczeniu sama. Niepewna, co ujrzy, powoli si臋 obejrza艂a. Snape sta艂 oparty o blat biurka i z艂o艣liwy u艣mieszek pe艂ga艂 mu po ustach.

- Zastanawia艂em si臋 ile czasu ci zajmie przypomnienie sobie, 偶e tutaj jestem- parskn膮艂- To by艂 najciekawszy spos贸b warzenia Amortencji, jaki kiedykolwiek widzia艂em.

- Przepraszam. Nieco mnie… ponios艂a euforia.

- Nie w膮tpi臋.

- Przeszkadza艂am panu w pracy?- skrzywi艂a si臋 i oczekiwa艂a krzyk贸w, ale otrzyma艂a spokojn膮 odpowied藕.

- Nie. Dwie godziny po tym jak zacz臋艂a艣, ja sko艅czy艂em.

- To dobrz… Zaraz! Czyli od trzech godzin robi艂am z siebie idiotk臋?!

- Tak w艂a艣ciwie od pi臋ciu, chocia偶 ostatnia godzina by艂a najweselsza- parskn膮艂 艣miechem, a ona wci膮偶 mia艂a zbyt dobry humor by sobie go psu膰.

- Mi艂o mi, 偶e dostarczy艂am panu rozrywki- u艣miechn臋艂a si臋 weso艂o.

- C贸偶 takiego czu艂a艣, 偶e tak ci臋 to rozbawi艂o, Granger?

- Nie mog臋 powiedzie膰. To tajemnica- pokr臋ci艂a g艂ow膮, a po chwili przekrzywi艂a j膮- A pan? Co pan czuje?

- Wiecznie te pytania- mrukn膮艂, ale spojrza艂 na ni膮 powa偶nie- Nic. Dla mnie Amortencja nie ma zapachu od ponad dwudziestu lat.

- H臋? To w og贸le mo偶liwe?

- A dlaczego nie?

- Przecie偶… Amortencja dla ka偶dego pachnie tym, co wydaje mu si臋 najatrakcyjniejsze. Decyduje o tym nasz zmys艂 w臋chu i m贸zg. To nie jest zale偶ne od 艣wiadomo艣ci. Wi臋c nawet je艣li kto艣 zak艂ada, 偶e 偶aden zapach nie wzbudza w nim… rado艣ci, to i tak ten eliksir powinien mu czym艣 pachnie膰. Mo偶e ma pan problem z w臋chem?

- Dzi臋kuj臋, ale m贸j nos ma si臋 dobrze- Snape u艣miechn膮艂 si臋 paskudnie- Masz za du偶膮 g艂ow臋, Granger. Niekt贸rych rzeczy nie da si臋 naukowo wyja艣ni膰. Przyjmij, 偶e Amortencja nie ma dla mnie zapachu.

- Albo pan k艂amie- spojrza艂a na niego uwa偶nie i dopiero po chwili skin臋艂a g艂ow膮- Nie. Wierz臋 panu. Widocznie magia nie jest tak logiczna, jak mi si臋 zdawa艂o.

- Tu nie chodzi o magi臋, panno Granger. Po prostu s膮 ludzie, kt贸rzy nie maj膮 ulubionego zapachu. Moody tak偶e do nich nale偶y.

- Bo on prawie nie ma nosa- b膮kn臋艂a- No, dobrze. Zak艂adaj膮c, 偶e tak jest to jaka mo偶e by膰 tego podstawa?

- Brak uczu膰?

- Haha, bardzo 艣mieszne, profesorze- podpar艂a brod臋 d艂oni膮 i przygl膮da艂a mu si臋 uwa偶nie. Po chwili podesz艂a bli偶ej, machn臋艂a r贸偶d偶k膮 tu偶 pod jego nosem. Podskoczy艂 i z艂apa艂 si臋 za niego.

- Co to, do diab艂a, ma by膰?! 艢mierdzi!

U艣miechn臋艂a si臋.

- Sprawdza艂am, czy zapachy maj膮 dla pana jakie艣 znaczenie. Skoro rozpoznaje pan smr贸d od normalnego zapachu, to nie jest to brak uczu膰, ani kwestia nosa.

- Pi臋膰 punkt贸w! Co to by艂o?- masowa艂 sobie nos, co by艂o ca艂kowicie zrozumia艂e. Powstrzymuj膮c si臋 od chichotu powiedzia艂a:

- B膮ki trolla.

- Powinienem odj膮膰 pi臋膰dziesi膮t- warkn膮艂- Sko艅czy艂a艣 z eksperymentami?

- Nie, je艣li pan profesor pozwoli chcia艂abym spr贸bowa膰 jeszcze jednej rzeczy.

Spojrza艂 na ni膮 jadowicie, ale te偶 z lekkim zainteresowaniem.

- 呕adnych trollowych zapach贸w?

- 呕adnych, ale b臋d臋 potrzebowa艂a pa艅ski w艂os.

- Voodoo nie jest dobrym pomys艂em.

Za艣mia艂a si臋 g艂o艣no.

- Nie zamierzam bawi膰 si臋 w voodoo. Mog臋?

Wyrwa艂 sobie jeden w艂os i jej poda艂.

Rozdzia艂 15

Zapali艂a ogie艅 pod kocio艂kiem i wesz艂a do magazynu. Kilka dni wcze艣niej w ten spos贸b pokaza艂a Ginny, 偶e osob膮, kt贸r膮 ta kocha nie jest Harry. By艂 to jej wynalazek. Ca艂kowicie bezu偶yteczny w przypadku Zakonu, ale sprawia艂 jej du偶o rado艣ci. Wrzuci艂a odpowiednie sk艂adniki do kocio艂ka, zamiesza艂a, wrzuci艂a w艂os Snape'a i rzuci艂a zakl臋cie. Eliksir bulgota艂 i kr臋ci艂 si臋.

- Co to ma by膰, Granger?!

- Eliksir, kt贸ry wymy艣li艂am.

- To akurat wiem- warkn膮艂- Gdybym nie wiedzia艂, 偶e nie jeste艣 na tyle g艂upia, by produkowa膰 co艣 niesprawdzonego, to ju偶 by艣 by艂a na korytarzu. Pytam si臋 co to ma by膰?!

- Dwa tygodnie temu Ginny i Harry rozstali si臋…

- Nie interesuj膮 mnie sprawy sercowe Pottera- warkn膮艂 robi膮c coraz bardziej nachmurzon膮 min臋. Hermiona wrzuci艂a kilka nasion trawy.

- Chc臋 zrobi膰 wprowadzenie. Ginny mia艂a wyrzuty sumienia, nie by艂a pewna czy dobrze robi. Nie mia艂am jak uwarzy膰 Amortencji, 偶eby po zapachu pokaza膰 jej, 偶e to na pewno nie Harry'ego poczuje. Wi臋c pomy艣la艂am o czym艣 innym. Eliksir, kt贸ry pachnie. Pachnie tak, jak to co interesuje, b膮d藕 b臋dzie mog艂o zainteresowa膰 dan膮 osob臋. Jednak czego艣 mi brakowa艂o. Odczuwa艂am to samo co przy Amortencji, jednak Ginny nie czu艂a nic. A przynajmniej tak twierdzi艂a. Wi臋c dorzuci艂am jej w艂os. Efekty by艂y… ciekawe- za艣mia艂a si臋 cicho- Ginny omal nie zemdla艂a z wra偶enia, gdy poczu艂a jak膮艣 wod臋 kolo艅sk膮. Powiedzia艂a, 偶e nie zna tego zapachu, ale wyj膮tkowo j膮 poci膮ga. Wychodzi na to, 偶e m贸j eliksir…

- Pokazuje, co chce poczu膰 nos?- parskn膮艂 Snape, ale po chwili jego g艂os zrobi艂 si臋 powa偶ny- Jednak jak na pierwszy samodzielny eliksir posz艂o ci do艣膰 dobrze, Granger. Przynajmniej niczego nie wysadzi艂a艣 w powietrze. Jak d艂ugo musi si臋 to warzy膰?

- Jeszcze kilka minut. Jak odtrutki? Trzeba b臋dzie je rozla膰 do s艂oiczk贸w. Sporo ich b臋dzie…

- Niekoniecznie. Dzi臋ki Fekete wpad艂em na pewien pomys艂- Snape u艣miechn膮艂 si臋 paskudnie- Wszystkie odtrutki po艂膮czy艂em w jedn膮. Doszed艂em do wniosku, 偶e gdyby Potter i Weasley poszli razem na herbat臋 i kt贸ry艣 z nich zacz膮艂by mie膰 objawy wskazuj膮ce na zatrucie, drugi nie umia艂by wybra膰 odtrutki.

- To… To wspaniale!- Hermiona nawet sobie nie wyobra偶a艂a, jak skomplikowany musia艂 by膰 proces tworzenia jednej tak z艂o偶onej odtrutki- Kiedy b臋dzie gotowy?

- Pi臋膰 punkt贸w od Gryffindoru za to, 偶e po raz kolejny musz臋 si臋 powtarza膰!- krzykn膮艂 Snape, a ona cofn臋艂a si臋 o krok- M贸wi艂em przecie偶, 偶e sko艅czy艂em trzy godziny temu! Widocznie wtedy jeszcze mia艂a艣 kanarki w g艂owie!

Hermiona skrzywi艂a si臋, ale nic nie powiedzia艂a. Stali tak w milczeniu, dop贸ki eliksir nie przesta艂 bulgota膰 i jego kolor nie zmieni艂 si臋 w g艂臋boki b艂臋kit.

- Dziwne… Przy Ginny by艂 jasnozielony- pochyli艂a si臋 i machn臋艂a r臋k膮, by pierwsza para si臋 rozesz艂a- Dopiero dalsze opary maj膮 ten konkretny zapach.

Cofn臋艂a si臋 nieco i czeka艂a w napi臋ciu. Snape drgn膮艂 i poci膮gn膮艂 nosem.

- I jak? Czuje pan co艣?

- A ty nie?

- Nie. Dop贸ki nie wrzuci艂am pa艅skiego w艂osa odczuwa艂am to, co przy Amortencji. Teraz jednak ten wywar nie ma dla mnie 偶adnego zapachu. Tak samo by艂o z Ginny. Wi臋c… czuje pan co艣?

Snape, o bogowie… Snape si臋 zarumieni艂! Odwr贸ci艂 g艂ow臋 i mrukn膮艂:

- Czuj臋, czuj臋.

- Jest to zapach przyjemny? Co pan czuje? Rozpoznaje pan ten zapach? Wzbudza w panu jakie艣 uczucia, czy raczej nie?

- Po co tyle pyta艅?!

- Musz臋 wiedzie膰, jak dzia艂a m贸j eliksir- zacz臋艂a si臋 t艂umaczy膰- Nie wiem dlaczego zmieni艂 kolor i chc臋 wiedzie膰, czy efekty by艂y takie same, jak przy Ginny.

- Jest to zapach przyjemny. Nie powiem co czuj臋, ale nie rozpoznaj臋 tego. Wzbudza… hmmm…- na chwil臋 zamilk艂, po czym pochyli艂 g艂ow臋, a ona nie widzia艂a jego twarzy, bo zakry艂a j膮 kurtyna w艂os贸w- Wzbudza rado艣膰, spok贸j i po偶膮danie.

Zrobi艂o jej si臋 niedobrze na my艣l o Snape'ie i po偶膮daniu, ale odnotowa艂a to w pami臋ci. Wyczy艣ci艂a kocio艂ek i pe艂na zadowolenia odes艂a艂a pozosta艂e sk艂adniki do magazynu.

- Co teraz? Kolejne eliksiry?- zapyta艂a i drgn臋艂a, gdy zn贸w us艂ysza艂a zrz臋dliwy ton. Wszystko wraca艂o do normy. A przynajmniej tak s膮dzi艂a, dop贸ki nie dotar艂o do niej znaczenie jego s艂贸w.

- Skre艣lam szlaban Pottera i wszystkie karne punkty. Od teraz zaczynasz od nowa, Granger, wi臋c si臋 postaraj.

- Co?!

- CZY MUSISZ ZACZYNA膯 OD TEGO?! Pi臋膰 punkt贸w karnych!- rykn膮艂.

- Przepraszam, po prostu nie spodziewa艂am si臋 tego.

- Dziwne by by艂o, gdyby艣 si臋 spodziewa艂a- burkn膮艂- Co do twojego pytania to na dzi艣 koniec. Wybior臋 si臋 do Nory i rozdam odtrutki, a ty id藕 spa膰.

- A mog臋 i艣膰 z panem?

- Po choler臋?! Jest prawie druga w nocy!

- Naprawd臋?- ze zdumienia otworzy艂a usta- By艂am pewna… Och, straci艂am poczucie czasu. Tutaj nie wida膰 czy jest dzie艅, czy noc.

- A widzia艂a艣 kiedy艣 lochy z oknami?

- Nie- postanowi艂a ignorowa膰 sarkazm- Czym r贸偶ni膮 si臋 te skraplacze od tych z testerami?

- Te z testerami s膮 przezroczyste. Te s膮 z kolorowego szk艂a- na jej pytaj膮ce spojrzenie odpowiedzia艂 niech臋tnie- Nie uda艂o mi si臋 po po艂膮czeniu odtrutek zmieni膰 kolory wywaru, wi臋c jest ciemnozielony. Zbyt rzuca艂by si臋 w oczy przy przezroczystym szkle. St膮d b艂臋kitne fiolki.

- Dlaczego b艂臋kitne?

- Bo innych nie by艂o na sk艂adzie- warkn膮艂, po czym poda艂 jej jedn膮- Twoja. Korzystaj z niej tylko wtedy, gdy tw贸j organizm po zjedzeniu lub wypiciu czego艣 zacznie dziwnie reagowa膰.

- Je艣li b臋dzie… fa艂szywy alarm, to czy po wypiciu odtrutki co艣 mi si臋 stanie?

- Nie powinno, ale nie wykluczam wymiot贸w, zawrot贸w g艂owy i tego typu dolegliwo艣ci. Przy zatruciu jedna kropla wystarczy. To do艣膰 silne odtrutki.

Skin臋艂a g艂ow膮 i patrzy艂a, jak wk艂ada fiolki do tego samego kosza, kt贸ry ona u偶y艂a. Machn膮艂 r臋k膮 i wys艂a艂 Patronusa. Przez chwil臋 wpatrywa艂a si臋 w niego niepewna.

- Czy to… 艂ania?

Snape drgn膮艂, po czym sarkn膮艂.

- A czego si臋 spodziewa艂a艣?

- Czy ja wiem? Nietoperza?- wyrwa艂o jej si臋 zanim zd膮偶y艂a si臋 ugry藕膰 w j臋zyk. Snape jedynie parskn膮艂 i zmniejszy艂 kosz do wielko艣ci g艂贸wki od szpilki i wzi膮艂 do d艂oni.

- Wys艂a艂em Patronusa do Molly, 偶eby j膮 obudzi膰. Je艣li wolisz spa膰 w Norze, to chod藕 ze mn膮.

Skin臋艂a g艂ow膮 i stara艂a si臋 dotrzymywa膰 mu kroku. O tej porze w lochach by艂o wyj膮tkowo ciemno. Kiedy weszli do jego gabinetu i Snape zapali艂 ogie艅 na kominku zerkn膮艂 na ni膮.

- Jutro w po艂udnie chc臋 ci臋 widzie膰.

- Tak p贸藕no?

- Musisz si臋 porz膮dnie wyspa膰, ja zreszt膮 te偶. Proponuj臋 r贸wnie偶 udanie si臋 na Pok膮tn膮 i zaopatrzenie si臋 w nowe r臋kawice, spodnie i buty- poda艂 jej jaki艣 pier艣cie艅- Id藕 z tym do Apteki. Dadz膮 ci obuwie i spodnie odpowiednie do tego typu pracy. Pewnie jeszcze nie raz oblejesz si臋 czym艣, a nie ma sensu kupowa膰 mugolskich ubra艅, kt贸re rozpuszczaj膮 si臋 艂atwiej ni偶 s贸l we wrz膮tku.

- Dzi臋kuj臋.

Wzruszy艂 ramionami i wskaza艂 jej r臋k膮, 偶e ma i艣膰 pierwsza. Mia艂a wra偶enie, 偶e kiedy ju偶 znika艂a Snape u艣miechn膮艂 si臋. Tak naprawd臋 si臋 u艣miechn膮艂.

Rozdzia艂 16

Harry nie m贸g艂 spa膰. G艂owa wci膮偶 go bola艂a, a Voldemort tej nocy by艂 wyj膮tkowo zadowolony, co nigdy nie wr贸偶y艂o niczego dobrego. Zszed艂 do kuchni, nala艂 sobie wrz膮tku i dosypa艂 herbat臋. Kiedy si臋 zaparzy艂a wrzuci艂 jedn膮 kropl臋 testera i odetchn膮艂, gdy nic si臋 nie sta艂o. Pani Weasley co godzin臋 chodzi艂a sprawdza膰 wod臋 w studni, ale na wszelki wypadek wola艂 sprawdzi膰. Hermiona odwali艂a naprawd臋 niez艂膮 robot臋. Szkoda tylko, 偶e wygl膮da艂a na kompletnie nieprzytomn膮. Podczas kolacji, kilka sekund po tym jak si臋 o niego opar艂a, zasn臋艂a, co wzbudzi艂o lekkie 艣miechy, ale wszyscy byli pod wra偶eniem. Tonks przynios艂a koc i okry艂a nim dziewczyn臋, a pani Weasley dorabia艂a paszteciki. Godzin臋 po tym jak zasn臋艂a, w Norze pojawi艂 si臋 w艣ciek艂y Snape i atmosfera od razu zrobi艂a si臋 inna. Wyszed艂 z kominka wygl膮daj膮c, jak w艣ciek艂y pies spuszczony ze smyczy.

- Gdzie podzia艂a si臋 Granger?!- obrzuci艂 kuchni臋 w艣ciek艂ym spojrzeniem i gdy jego wzrok pad艂 na 艣pi膮c膮 Hermion臋 wydawa艂o si臋, 偶e usz艂o z niego ca艂e powietrze. Pani Weasley wkroczy艂a na scen臋.

- Usiad艂a i od razu zasn臋艂a, Severusie. To jeszcze dziecko. Jest wyko艅czona.

- Oczywi艣cie, 偶e tak. Nikt nie obiecywa艂, 偶e b臋dzie lekko- warkn膮艂. Remus podni贸s艂 si臋 i widocznie zamierza艂 co艣 powiedzie膰, ale Snape nie mia艂 ochoty go s艂ucha膰. Machni臋ciem r贸偶d偶ki zakneblowa艂 go, a Tonks krzykn臋艂a z oburzenia- Nie mam na to ochoty, Lupin. Obud藕cie j膮 za dwie godziny i powiedzcie, 偶e spa艂a jedynie godzin臋.

- Co?

- A to, Potter, 偶e je艣li powiecie jej, 偶e spa艂a trzy godziny, b臋d臋 musia艂 wymy艣li膰 jaki艣 spos贸b na ukaranie jej, a na to nie mam w tej chwili czasu- sykn膮艂, po czym bez s艂owa wszed艂 do kominka i warkn膮艂: „Hogwart!”. Kiedy znikn膮艂 od razu pu艣ci艂o zakl臋cie knebluj膮ce Remusa.

- No jak on tak m贸g艂!- krzykn臋艂a Tonks.

- Dobrze wiedzia艂, co chcia艂em powiedzie膰- u艣miechn膮艂 si臋 jej narzeczony- Gdybym powiedzia艂 to, co zamierza艂em, to musia艂by zaci膮gn膮膰 Hermion臋 do zamku w tej chwili by pokaza膰, 偶e nie zamierza mnie s艂ucha膰.

Harry siedzia艂 popija艂 teraz herbat臋 i zastanawia艂 si臋, czy to mo偶liwe, 偶e Snape w jaki艣 spos贸b dba o Hermion臋? Pozwoli艂 jej wyspa膰 si臋 i odpu艣ci艂 kar臋. Mo偶e wiedzia艂, 偶e jest kompletnie wyko艅czona? Przez kilka ostatnich nocy spa艂a r贸wnie ma艂o, co Harry. Ginny powiedzia艂a mu, 偶e za ka偶dym razem gdy budzi si臋 w nocy widzi Hermion臋, kt贸ra siedzi w oknie i patrzy zaniepokojona w niebo. Ron stwierdzi艂, 偶e ich przyjaci贸艂ka boi si臋. O swoj膮 rodzin臋, o przyjaci贸艂. Ona zawsze najpierw my艣la艂a o innych, a dopiero potem o sobie. Ron ca艂e popo艂udnie przesiedzia艂 z Hann膮 na najbli偶szym wzg贸rzu i gdy wr贸ci艂 powiedzia艂, 偶e maj膮 kilka pomys艂贸w.

- Mam nadziej臋, 偶e od czasu do czasu po偶yczysz nam pelerynk臋, Harry- m贸wi艂 rozentuzjazmowany- Poza tym Hanna ma kuzynk臋 w Slytherinie i z tego co m贸wi, ta dziewczyna nie jest zbyt zadowolona z bycia 艢lizgonk膮. Lubi te偶 plotkowa膰, co jest dla nas plusem. Zamierzamy si臋 dowiedzie膰, jak brzmi ich has艂o i raz na jaki艣 czas wchodzi膰, w艂a艣nie w pelerynce i pods艂uchiwa膰. Na razie nie wymy艣lili艣my nic lepszego, ale to si臋 jeszcze zobaczy.

By艂 to do艣膰 kiepski plan, ale Harry wola艂 si臋 nie wtr膮ca膰, bo jemu samemu Oklumencja nienajlepiej wychodzi艂a. Pr贸bowa艂 pozby膰 si臋 wszelkich uczu膰 przed snem, ale by艂o w nim zbyt wiele tego wszystkiego. Strach, b贸l, z艂o艣膰, troska, przyja藕艅 i mi艂o艣膰. Wyrzuca艂 jedno, ale jego miejsce zaraz zajmowa艂o nast臋pne. G艂owa zn贸w go rozbola艂a, ale wiedzia艂, 偶e Voldemort si臋 cieszy. Nie by艂 pewien czy chce wiedzie膰 dlaczego. Nagle przez kuchni臋 przebieg艂 Patronus- smuk艂a 艂ania i wbieg艂 na pi臋tro. Zimny dreszcz przebieg艂 mu po kr臋gos艂upie. Kto? Czy komu艣 co艣 si臋 sta艂o? Kilka minut p贸藕niej na d贸艂 zesz艂a pani Weasley w szlafroku. Na jego widok u艣miechn臋艂a si臋.

- Harry, kochaneczku, dlaczego nie 艣pisz?- wstawi艂a wod臋 w czajniku.

- G艂owa mnie boli.

Westchn臋艂a.

- Mnie czasami te偶. Nic nie mo偶na na to poradzi膰. Pr贸bowa艂e艣 smoczych 艂usek?

- Tak, ale tylko troch臋 pomog艂y. Pani Weasley… czyj to by艂 Patronus? Komu艣 co艣 si臋 sta艂o? Czy to Dumbledore? Hermiona?

- Spokojnie, Harry- u艣miechn臋艂a si臋- To by艂 Patronus Severusa. Zaraz tu b臋dzie z odtrutkami.

- Ju偶? Szybko mu posz艂o- Harry pami臋ta艂, 偶e Snape chcia艂 tygodnia na wykonanie tego wszystkiego.

- Ma Hermion臋 do pomocy. A sam wiesz najlepiej, jaka jest zdolna- westchn臋艂a ci臋偶ko- Szkoda, 偶e nie wysz艂o jej z Ronem. Chcia艂abym j膮 mie膰 za c贸rk臋. Tak samo jak ciebie za syna.

- Przykro mi, pani Weasley.

- Och, daj spok贸j to nie twoja wina- w tym momencie w kominku zap艂on膮艂 ogie艅, a p艂omienie zabarwi艂y si臋 na zielono i wysz艂a z nich Hermiona.

- Harry- u艣miechn臋艂a si臋 szeroko, ale wida膰 by艂o po niej zm臋czenie. Chwilk臋 p贸藕niej omal nie zaliczy艂a gleby, bo Snape dos艂ownie na ni膮 wpad艂. Utrzyma艂 r贸wnowag臋 i warkn膮艂:

- Uwa偶aj co robisz, Granger.

- Przepraszam, panie profesorze- wymamrota艂a robi膮c min臋 do Harry'ego, kt贸ry prawie zakrztusi艂 si臋 herbat膮, bo jednocze艣nie pr贸bowa艂 pi膰 i 艣mia膰 si臋.

W tym czasie Snape powi臋kszy艂 kosz i wyj膮艂 z niego dwie fiolki. Jedn膮 poda艂 Harry'emu, a drug膮 pani Weasley.

- Ta sama pro艣ba co z testerami, Molly. Masz jeszcze t臋 list臋?

- Tak. Wszystkie testery rozdane.

- To odznacz nazwiska i zacznij znowu. Mnie, pann臋 Granger, pana Pottera i siebie mo偶esz ju偶 skre艣li膰.

- Dobrze. Zaraz tym si臋 zajm臋. Ale… to tylko jedna butelka?

- Odtrutka na wszystko. Jedna kropla i powinno przej艣膰. Je艣li we藕mie si臋 bez powodu to murowane zawroty g艂owy lub wymioty lub inne tego typu przyjemno艣ci.

- Mia艂o by膰 kilka odtrutek.

- Ale doszed艂em do wniosku, 偶e je艣li Potter z Ronaldem p贸jd膮 na herbat臋 i jeden z nich si臋 zatruje to drugi nie b臋dzie umia艂 poda膰 mu odpowiedniego antidotum na czas- powiedzia艂 Snape, z lubo艣ci膮 przed艂u偶aj膮c ociekaj膮ce jadem s艂owa. Pani Weasley rzuci艂a mu ostre spojrzenie, ale by艂a zbyt wdzi臋czna za odtrutki, by si臋 denerwowa膰.

- Wstawi艂am wod臋. Napijesz si臋 herbaty?

- Niestety nie. Musz臋 si臋 po艂o偶y膰. W przeciwie艅stwie co do niekt贸rych- tu zerkn膮艂 ponuro na Hermion臋, kt贸ra zaczerwieni艂a si臋- nie uci膮艂em sobie drzemki.

- To by艂a tylko godzina, profesorze!

- Co nie zmienia faktu, 偶e musia艂em sam sobie da膰 rad臋 przez ten czas, a podobno mieli艣my si臋 dzieli膰 prac膮 po po艂owie- sarkn膮艂 doprowadzaj膮c dziewczyn臋 do w艣ciek艂o艣ci. Harry przezornie zatka艂 jej usta r臋k膮, przez co Snape nie m贸g艂 zrozumie膰 s艂贸w, kt贸re pad艂y. Mimo to u艣miechn膮艂 si臋 paskudnie- Pi臋膰 punkt贸w, Granger.

- Panie profesorze- zacz膮艂 Harry- To by艂 pa艅ski Patronus? 艁ania?

- Spodziewa艂e艣 si臋 nietoperza?

- C贸偶… tak.

Snape parskn膮艂, po czym wszed艂 do kominka.

- Dobranoc, Molly, Granger, Potter. Hogwart.

Gdy tylko znikn膮艂 Hermiona odrzuci艂a r臋k臋 Harry'ego.

- Po co to zrobi艂e艣?!

- Chcesz podpa艣膰?

- I tak zabra艂by te pi臋膰 punkt贸w, a przynajmniej mia艂abym t膮 satysfakcj臋, 偶e zrozumia艂, co powiedzia艂am!

- O co chodzi z tymi punktami?

- Za ka偶dym razem gdy zachowam si臋 nie tak zapisuje to sobie i na pocz膮tku semestru zabierze wszystkie te punkty Gryffindorowi- mrukn臋艂a i przyj臋艂a herbat臋- Dzi臋kuj臋, pani Weasley. Poza tym kiedy przestan膮 mnie obchodzi膰 punkty, to zacznie zadawa膰 wam szlabany.

- CO?! Jak w takim razie mo偶esz mu pyskowa膰?!

- Harry, przesta艅! Sam nigdy nie by艂e艣 lepszy! Spr贸buj by膰 zamkni臋tym w czterech 艣cianach ze Snape'em i nie pyskowa膰! Staram si臋 i wiele razy si臋 powstrzymuj臋 od powiedzenia tego, co mam na my艣li.

- Jest strasznie upierdliwy?

- Raczej nie odbiega od normy. Czasem tylko jest gorszy, ni偶 zwykle. Z jednej strony to rozumiem, bo te eliksiry powoduj膮 nerwowo艣膰, zm臋czenie wcale nie pomaga, a z drugiej nie mog臋 tego odpu艣ci膰.

Harry za艣mia艂 si臋.

- Kto by pomy艣la艂, 偶e ty b臋dziesz pyskowa膰 nauczycielowi.

Hermiona zrobi艂a jedynie skwaszon膮 min臋 i zwr贸ci艂a si臋 do kobiety stoj膮cej przy zlewie.

- Pani Weasley, czy jest mo偶e co艣 do jedzenia?

- Oczywi艣cie. Paszteciki i indyk nie starczy艂y?

- Snape z偶ar艂 dziesi臋膰 pasztecik贸w, a indyk zem艣ci艂 si臋 na mnie za d藕ganie widelcem i prysn膮艂 mi t艂uszczem w oko, wi臋c ju偶 go nie rusza艂am.

Pani Weasley za艣mia艂a si臋 i da艂a Hermionie kanapki z peklowan膮 wo艂owin膮, kt贸re ta poch艂on臋艂a w tempie ekspresowym. Dopi艂a herbat臋 i zacz臋艂a ziewa膰 i pociera膰 oczy. Harry pukn膮艂 j膮 w rami臋.

- Chod藕, odprowadz臋 ci臋 do pokoju. Musisz by膰 zm臋czona.

- Harry, kt贸ra jest godzina?- spojrza艂a niepewnie na zegarek- Snape mi powiedzia艂, 偶e jest ko艂o drugiej. A m贸j zegarek i ten na 艣cianie wyra藕nie wskazuj膮 pi膮t膮.

Ch艂opak rzuci艂 niepewnym wzrokiem na pani膮 Weasley, kt贸ra si臋 lekko u艣miechn臋艂a.

- Nie wiem, jak tw贸j zegarek, ale m贸j jest 藕le nastawiony. Mia艂am go naprawi膰.

Dziewczyna skin臋艂a g艂ow膮 i powoli zacz臋艂a zasypia膰. Harry upewni艂 si臋, 偶e Ginny si臋 ni膮 zajmie i wr贸ci艂 do kuchni. Wzi膮艂 kubek w d艂onie i trzeci 艂yk go rozgrza艂. Dopiero teraz zda艂 sobie spraw臋, 偶e Hermiona by艂a skostnia艂a z zimna. Lochy nigdy nie by艂y najsympatyczniejszym miejscem na ziemi.

Rozdzia艂 17

Spa艂 zaledwie dwie godziny. Obudzi艂 go huk, kt贸ry wyra藕nie dobiega艂 z kuchni. Razem z Ronem zerwali si臋 z 艂贸偶ek i zbiegli na d贸艂, trzymaj膮c r贸偶d偶ki w pogotowiu. Westchn臋li z ulgi, gdy okaza艂o si臋, 偶e to Hagrid zbyt energicznie usiad艂 na sofie i ta si臋 z艂ama艂a w p贸艂.

- Wybacz, Arturze. Harry, Ron nie przejmujcie si臋 i wracajcie do 艂贸偶ek.

- Kt贸ra godzina?- Ron ziewn膮艂.

- 脫sma- pan Weasley podrapa艂 si臋 po 艂ysinie- Hagrid w艂a艣nie przyszed艂 z nowymi informacjami od Dumbledora. Wczoraj w nocy ca艂a Pok膮tna i Gringott zosta艂y zaj臋te przez Sami-Wiecie-Kogo.

Harry zakl膮艂. To dlatego Voldemort by艂 taki szcz臋艣liwy. Mia艂 w r臋kach ca艂e z艂oto czarodziejskiego 艣wiata i wi臋kszo艣膰 ich sklep贸w.

- Co z Fredem i Georgem?

- S膮 w tej chwili w Hogwarcie- pan Weasley nieco posmutnia艂- Ledwo-ledwo uda艂o im si臋 uciec 艢miercio偶ercom. Pani Pomfrey si臋 nimi zajmuje.

- Ale nic powa偶nego im si臋 nie sta艂o?- Ron zblad艂 i r臋ka zacisn臋艂a mu si臋 na r贸偶d偶ce.

- Nie. Fred nieco og艂uch艂, ale s艂uch ma mu wr贸ci膰. George troch臋 si臋 rozszczepi艂 przy aportacji, ale uda艂o si臋 odtworzy膰 mu sk贸r臋 na ramieniu. Molly jest teraz z nimi.

- Jak im si臋 uda艂o uciec?- Ginny odezwa艂a si臋 zza ich plec贸w. Obok niej sta艂a wci膮偶 zaspana Hermiona.

- Zostali ostrze偶eni. W艂a艣nie dlatego jest tutaj Hagrid.

Weszli do kuchni i usiedli na krzes艂ach.

- Nigdy nie zgadnicie co za psubrat im pom贸g艂!- ciep艂e, czarne jak 偶uki oczy Hagrida u艣miechn臋艂y si臋 razem z jego ustami- M艂ody Malfoy!

- CO?!- ca艂a czw贸rka poderwa艂a si臋 i zacz臋li krzycze膰 jedno przez drugie.

- Spodziwa艂em si臋 takiej reakcji. Dumbledore mnie tu przys艂a艂, 偶ebym wam wyt艂umaczy艂. Draco przyst臋puje do Zakonu.

To by艂a tak szokuj膮ca informacja, 偶e usiedli i nie mogli wym贸wi膰 ani s艂owa. Harry odezwa艂 si臋 pierwszy.

- Dlaczego?

- To ju偶 sam wam powi. Ja powim wam tylko tyle, co mi kaza艂 Dumbledore. Malfoy od teraz jest z nami, macie go traktowa膰 jak ka偶dego innego cz艂onka. On… z艂o偶y艂 Wieczyst膮 Przysi臋g臋. 呕e b臋dzie s艂u偶y艂 Zakonowi, 偶e nie sprzeciwi si臋 woli Dumbledora i 偶e nigdy nie zdradzi. By艂em przy tym, a Gwarantem by艂 Moody. Wcze艣niej podali Malfoyowi Veritaserum. M贸wi艂 prawd臋.

- Mog艂o by膰 s艂abe. Wiadomo, 偶e Snape zawsze kr臋ci艂 dla Malfoya- powiedzia艂 zdezorientowany Harry.

- Nie- powiedzia艂a z moc膮 Hermiona- Bo jedyne Veritaserum, kt贸re jest na sk艂adzie Zakonu ja robi艂am. Jest wyj膮tkowo silne, a Malfoy nie w艂ada Oklumencj膮.

Harry'emu zamkn臋艂o to usta. Nie m贸g艂 uwierzy膰 w to, 偶e jego trzeci najwi臋kszy wr贸g, zaraz po Voldemorcie i Snape'ie jest po ich stronie. Jednak Hermiona mia艂a racj臋- powinien zaufa膰 Dumbledorowi.

- Trudno. Kiedy tu b臋dzie?

Ron spojrza艂 na niego, jakby mu odbi艂o.

- Zwariowa艂e艣, Harry?! To jest Malfoy. MALFOY!

- S艂ysza艂em, ale skoro Dumbledore mu ufa, to ja tak偶e powinienem.

- Dok艂adnie- powiedzia艂y ch贸rem dziewczyny i u艣miechn臋艂y si臋 do siebie.

- Powinien tu by膰 za chwile- Hagrid podrapa艂 si臋 po g艂owie- Ja jednak b臋d臋 musia艂 i艣膰. Mam co nieco do roboty.

Kiedy tylko sko艅czy艂 to m贸wi膰 z kominka wyszed艂 wysoki, szczup艂y ch艂opiec o szczup艂ej twarzy, b艂臋kitnych oczach i srebrno-blond w艂osach. Mia艂 na sobie jasne spodnie i jasn膮 koszul臋. Tu偶 za nim pojawi艂 si臋 Snape, kt贸ry wydawa艂 si臋 by膰 kontrastem Malfoya- ca艂y na czarno.

- O偶e偶, Snape- mrukn膮艂 Hagrid- A ty co tu robisz?

- Mam dopilnowa膰, 偶eby si臋 nie pozabijali. Dyrektor chce ci臋 widzie膰, Hagridzie.

- A, tak, tak- olbrzym podni贸s艂 si臋 i pomacha艂 r臋k膮- No to cze艣膰, dzieciaki. Dajcie mu szans臋.

Klepn膮艂 Malfoya w 艂opatk臋, a偶 ten polecia艂 do przodu i gdyby nie Snape, to na pewno by upad艂. Podni贸s艂 si臋 i sta艂 nieporuszenie patrz膮c w bok. Pan Weasley wsta艂 i podszed艂 do niego, by poda膰 mu r臋k臋.

- Witaj w moim domu, Draco- ch艂opak spojrza艂 zdziwiony na rudow艂osego czarodzieja- Uratowa艂e艣 偶ycie moim synom. Jestem twoim d艂u偶nikiem.

- To… To by艂o nic, naprawd臋- ale u艣cisn膮艂 d艂o艅 pana Weasleya. Snape opar艂 si臋 o kominek i wyj膮艂 r贸偶d偶k臋. Harry wiedzia艂, 偶e to na wszelki wypadek.

- Usi膮d藕- tata Rona wskaza艂 wolne krzes艂o, tu偶 obok siebie. Ch艂opak skin膮艂 g艂ow膮 i usiad艂- Mnie to niepotrzebne, ale s膮dz臋, 偶e Ron, Harry, Ginny i Hermiona chcieliby dowiedzie膰 si臋 czego艣 wi臋cej na temat twojego… nawr贸cenia. Je艣li chcesz, to wyjd臋.

- Nie trzeba- szepn膮艂 Malfoy i podni贸s艂 g艂ow臋 patrz膮c Harry'emu prosto w oczy- Przez p贸艂torej roku by艂em 艢miercio偶erc膮. Robi艂em wiele z艂ych rzeczy, 艂膮cznie z pr贸bami zab贸jstwa Dumbledora i prze艣ladowaniami. Wczoraj… wczoraj moi rodzice kazali mi si臋 ratowa膰. Ojciec powiedzia艂 mi, 偶e mam wybra膰 inn膮 drog臋, ni偶 ta, kt贸r膮 on pod膮偶a. Nie zgodzi艂em si臋. Ale kiedy wyl膮dowali艣my na Pok膮tnej i wiedzia艂em, 偶e Weasleyowie mieszkaj膮 na niej, a s膮 na Li艣cie… Nie mog艂em. Nie mog艂em dopu艣ci膰 do tego, by ich zabito czy torturowano. To by艂o dla mnie za wiele. Wpad艂em do ich sypialni i kaza艂em si臋 aportowa膰. M贸wi艂em, 偶e ca艂a ulica roi si臋 od 艢miercio偶erc贸w. Wtedy jeden z nich… Fred, lub George wychyli艂 si臋 z okna i oberwa艂 og艂uszaczem. Aportowali si臋 przed Hogwart, ja razem z nimi. Niestety jeden z nich nie mia艂 sk贸ry na jednej z r膮k. Rozszczepi艂 si臋, na szcz臋艣cie nie za bardzo. Potem przyszed艂 Dumbledore i… spyta艂 si臋 jakie s膮 moje zamiary. Powiedzia艂em, 偶e nie chc臋 by膰 ju偶 艢miercio偶erc膮, 偶e chc臋 odkupi膰 swoje winy. Kilkana艣cie minut p贸藕niej w obecno艣ci Szalonookiego, Hagrida i profesora Snape'a z艂o偶y艂em Wieczyst膮 Przysi臋g臋. Wcze艣niej podali mi Veritaserum. To by艂o… okropne. Musia艂em odpowiada膰 zgodnie z prawd膮, nie by艂o jak sk艂ama膰, czy si臋 nie odezwa膰. Jednak je艣li chcecie, to mog臋 go przyj膮膰 jeszcze raz.

- By艂oby to niezdrowe dla twojego organizmu- mrukn臋艂a Hermiona- Pomi臋dzy kolejnym podawaniem Veritaserum powinno si臋 odczeka膰 dwa dni, inaczej mo偶na doprowadzi膰 do trwa艂ych uraz贸w w m贸zgu. Ja wierz臋 ci bez tego.

- Zwariowa艂a艣, Hermiono?!- Ron podskoczy艂 i zacz膮艂 wymachiwa膰 r臋k膮 wskazuj膮c na Malfoya- To jest zdrajca, ZDRAJCA! Jeste艣 zbyt naiwna! Kilka g艂adkich s艂贸wek, jaka艣 miksturka, przy kt贸rej pewnie macza艂 艂apy Snape i nagle Malfoy zmienia si臋 w 艣wi臋tego?! Och, daj spok贸j! Mog艂a艣 si臋 pomyli膰 przy robieniu mikstury!

Hermiona zaczerwieni艂a si臋.

- Ja si臋 nie myl臋! A ty zrozum w ko艅cu, 偶e ani Malfoy ani Snape nie s膮 藕li! Owszem, pope艂niali b艂臋dy, ale na bog贸w, ka偶dy zas艂uguje na drug膮 szans臋! A Malfoy w艂a艣nie powiedzia艂 co艣, co musia艂o go wiele kosztowa膰! Zrozum, 偶e 藕le oceniasz ludzi!

- Jeste艣 nienormalna! Harry, Ginny?!

- Wybacz, Ron- powiedzia艂a cicho Ginny- Ja mu wierz臋. I zgadzam si臋 z Hermion膮. 殴le oceniasz ludzi.

- Odbi艂o wam, czy co?! Harry! No we藕 ty jeden b膮d藕 rozs膮dny!

Harry przygl膮da艂 si臋 Malfoyowi. Kiedy Hermiona m贸wi艂a o drugiej szansie i tym, 偶e wiele musia艂o go to kosztowa膰 ch艂opak zagryz艂 z臋by i pochyli艂 g艂ow臋. By艂o mu wstyd. Wstyd, 偶e kto艣 si臋 nad nim lituje i go broni. Harry spojrza艂 na pana Weasleya, kt贸ry czerwieni艂 si臋 ze wstydu za swojego syna i promienia艂, s艂ysz膮c odpowied藕 c贸rki. Widzia艂 Hermion臋, kt贸ra nigdy nie myli艂a si臋 w sprawach nauki i zawsze by艂a gotowa ka偶demu wszystko wybaczy膰. W ko艅cu spojrza艂 na Snape'a, kt贸ry sta艂 z wyci膮gni臋t膮 przed siebie r贸偶d偶k膮, got贸w ka偶dej chwili zareagowa膰, a na jego spojrzenie skin膮艂 g艂ow膮. Malfoy m贸wi艂 prawd臋.

- Wierz臋 mu- powiedzia艂 cicho. Malfoy podskoczy艂 i spojrza艂 na niego z niedowierzaniem, tak samo zreszt膮 Ron. Dziewczyny u艣miechn臋艂y si臋, a pan Weasley poklepa艂 go po plecach.

- Jeste艣cie chorzy. Chorzy na umy艣le- warkn膮艂 Ron i si臋gn膮艂 w kierunku r贸偶d偶ki. W jednej chwili by艂 przywi膮zany do krzes艂a, a jego r贸偶d偶ka by艂a w d艂oni Snape'a.

- Niech si臋 pan uspokoi, panie Weasley, albo porozmawiamy w inny spos贸b- Snape u艣miecha艂 si臋 z艂o艣liwie.

- Hermiona i Ginny maj膮 racj臋, Ron. Ja te偶 藕le oceni艂em Malfoya. Jednak teraz mu ufam.

- Powierzysz mu swoje 偶ycie?!

- Tak, s膮dz臋, 偶e tak- wsta艂 i wyci膮gn膮艂 r臋k臋 do Malfoya. Ten r贸wnie偶 wsta艂, lekko si臋 uk艂oni艂 i u艣cisn膮艂 d艂o艅 Harry'ego.

- B臋dzie mi mi艂o z tob膮 wsp贸艂pracowa膰, Potter- powiedzia艂, lekko si臋 u艣miechaj膮c. Hermiona by艂a znacznie mniej formalna i u艣ciska艂a 艢lizgona.

- 呕eby nie by艂o, Malfoy- powiedzia艂a- To na kredyt.

Parskn膮艂 i wzruszy艂 ramionami.

- Jak uwa偶asz, Granger. Postaram si臋 to odpracowa膰.

Ginny posz艂a za przyk艂adem przyjaci贸艂ki. Jednak kiedy pu艣ci艂a Malfoya wygl膮da艂a, jakby piorun w ni膮 trzasn膮艂.

- Nie… Wszystko, tylko nie to. Wszyscy, tylko nie on! Powiedz mi, 偶e to s膮 jakie艣 perfumy, czy co艣.

Ch艂opak patrzy艂 na ni膮 zdezorientowany i pow膮cha艂 si臋.

- Nie mam poj臋cia o co ci chodzi, Weasley. Nie pachn臋 jako艣 inaczej, ni偶 zwykle.

Hermiona i Snape w tym samym momencie parskn臋li, a Ginny mrukn臋艂a.

- Na kredyt, Malfoy. I musisz si臋 naprawd臋 postara膰.

Harry mia艂 wra偶enie, 偶e Snape zaraz si臋 udusi z powstrzymywanego 艣miechu, a Hermiona jawnie chichota艂a. Pos艂a艂 jej pytaj膮ce spojrzenie, ale jedynie wskaza艂a na okolice serca i zrozumia艂, 偶e Ginny przepad艂a. Trudno, nie ona jedyna jest na 艣wiecie.

- Dobra, koniec tych czu艂o艣ci- Ron prychn膮艂- Nie wiem co musia艂by艣 zrobi膰, 偶ebym ci zaufa艂, Fretko.

- Jako艣 to prze偶yj臋- Malfoy machn膮艂 r臋k膮 i wr贸ci艂 do swojego zwyk艂ego sposobu bycia- Wiem, 偶e to troch臋 nie na temat, ale gdzie mia艂bym spa膰? Nie uda艂o mi si臋 zmru偶y膰 oka od dw贸ch dni.

- S膮dz臋, 偶e Fred i George przyjm膮 ci臋 do swojego pokoju- pan Weasley podni贸s艂 si臋 i poklepa艂 ch艂opaka po plecach- Chod藕my. Poka偶臋 ci gdzie co jest.

Wyszli, a w kuchni zapad艂a cisza. Snape odezwa艂 si臋 pierwszy.

- B臋dzie pan spokojny, panie Weasley? Czy woli pan posiedzie膰 jeszcze troch臋 zwi膮zany?

- B臋d臋 spokojny.

Po chwili masowa艂 ramiona, a r贸偶d偶ka le偶a艂a przed nim. Snape tymczasem zapali艂 ponownie ogie艅 w kominku i obr贸ci艂 si臋.

- Granger, o dwunastej.

- Nie mam jak p贸j艣膰 na Pok膮tn膮, profesorze.

- Fakt. Oddaj- wyci膮gn膮艂 r臋k臋, a Hermiona zmiesza艂a si臋.

- Przecie偶 nie mam tego przy sobie- Harry dopiero teraz zwr贸ci艂 uwag臋 na to, 偶e obie dziewczyny s膮 w pid偶amach. Widocznie i je obudzi艂 Hagrid.

- No to na co czekasz?! Id藕 po to!

Ruszy艂a przed siebie mrucz膮c co艣 pod nosem, zapewne jakie艣 inwektywy. Snape warkn膮艂:

- Nie mam ca艂ego dnia, Granger. Albo za minut臋 b臋dziesz z powrotem, albo Weasley zarobi szlaban.

Chc膮c, nie chc膮c pobieg艂a. Ron najwidoczniej szykowa艂 si臋 do k艂贸tni, ale Harry uderzy艂 go w rami臋.

- Co?

- Zamknij si臋. Hermiona b臋dzie mia艂a k艂opoty, jak ty si臋 odezwiesz.

- C贸偶 za b艂yskotliwa dedukcja, Potter- w tym momencie dudnienie na schodach oznajmi艂o przybycie Hermiony- Proponuj臋 nieco zrzuci膰, Granger. Inaczej schody Weasley贸w na tym ucierpi膮.

- O dwunastej?- wycedzi艂a zza zaci艣ni臋tych z臋b贸w.

- Nie. W obecnych okoliczno艣ciach, masz si臋 pojawi膰 za godzin臋- spojrza艂 na szop臋 jej w艂os贸w- No, za dwie. Wol臋 nie mie膰 twoich k艂ak贸w w ka偶dym eliksirze.

Zgrzytn臋艂a z臋bami tak g艂o艣no, 偶e zag艂uszy艂o to jego znikni臋cie.

- Stary, cholerny, durny, oble艣ny nietoperzu!- wydar艂a si臋 Hermiona w kierunku pustego kominka- A偶eby ci臋 szlag trafi艂, ty dupku!!!

Obr贸ci艂a si臋 i w艣ciek艂a wzi臋艂a zimn膮 grzank臋 i na ich os艂upia艂y wzrok warkn臋艂a:

- Czego?!

- No, no…- wymrucza艂 Ron- Nie wiedzia艂em, 偶e tak 艂atwo ci臋 doprowadzi膰 do takiego stanu.

- Jakiego?! Jakby艣 zacz膮艂 mnie obra偶a膰 z samego rana, po ca艂ych dw贸ch dniach obra偶ania i darcia si臋 na mnie, to te偶 by艣 to us艂ysza艂! I dla twojej wiadomo艣ci z tym darciem si臋 poczeka艂am, a偶 znikn膮艂, bo inaczej nie wyrobi艂by艣 si臋 ze szlabanami!

Zagryz艂a ze z艂o艣ci膮 grzank臋 i dopiero po chwili si臋 uspokoi艂a. W tym czasie Ron wsiad艂 na Harry'ego i Ginny.

- Harry, dlaczego zaufa艂e艣 Malfoyowi?

- Ty go nie widzia艂e艣 i nie s艂ysza艂e艣, Ron. Na wie偶y Astronomicznej w czerwcu. W toalecie, gdy p艂aka艂 przed J臋cz膮c膮 Mart膮. W dodatku je艣li by艂a to mikstura Hermiony, to nie mam innego wyboru jak wierzy膰 Dumbledorowi. Musia艂 mie膰 pow贸d, by mu zaufa膰.

- Harry, to jest MALFOY.

- Tak si臋 sk艂ada, 偶e dok艂adnie wiem kim on jest. Jednak nie mog臋 spowodowa膰 by moje w艂asne urazy powodowa艂y problemy ze wsp贸艂prac膮. Sp贸jrz na Hermion臋. Je艣li ona jest w stanie znosi膰 Snape'a, to ja b臋d臋 w stanie znosi膰 Malfoya.

- Dzi臋ki, Harry- dziewczyna u艣miechn臋艂a si臋, po czym ziewn臋艂a i wstawi艂a wod臋 na herbat臋.

- Dobra, a co z tob膮 Ginny?- Ron spojrza艂 na siostr臋, kt贸ra wci膮偶 by艂a lekko nieprzytomna- Jego ojciec podes艂a艂 ci ten dziennik z Sama-Wiesz-Kim w 艣rodku!

- W艂a艣nie. Jego ojciec. Nie on.

- A dlaczego patrzy艂a艣 na niego, jakby spad艂 z nieba?

- Bo wysz艂a pewna… sprawa. Nie musisz o niej wiedzie膰. Hermiono, zalej mi herbat臋 i przyjd藕 do pokoju.

Wsta艂a i wysz艂a. Harry spojrza艂 na swoj膮 przyjaci贸艂k臋, jak ta chichocze nad herbatami. Doda艂a dwie krople, po jednej do kubka i odetchn臋艂a, gdy nic si臋 nie zmieni艂o. Ron zast膮pi艂 jej drog臋.

- Chwila. Chcia艂bym porozmawia膰 z tob膮 troch臋 p贸藕niej.

- P贸藕niej to ja b臋d臋 w lochach- skrzywi艂a si臋 przy ostatnim s艂owie.

- No to jak wr贸cisz.

- Dobra. Ale nie wiem, o kt贸rej b臋d臋 z powrotem.

- Niewa偶ne. Przyjd藕 i mnie obud藕.

- Jak sobie chcesz.

Wymin臋艂a go i posz艂a na g贸r臋. Harry spojrza艂 na przyjaciela.

- Co kombinujesz?

- Powiedzia艂e艣, 偶e mam spr贸bowa膰 ponownie, gdy sp臋dzi nieco czasu ze Snape'em. Wi臋c w艂a艣nie to chc臋 zrobi膰.

- Eee… To chyba troch臋 za wcze艣nie.

- Nie s膮dz臋. Dawno nie widzia艂em jej tak wkurzonej. Ju偶 musi mie膰 go dosy膰.

Rozdzia艂 18

Hermiona otworzy艂a drzwi 艂okciem i zamkn臋艂a stop膮. Ginny le偶a艂a na 艂贸偶ku i wpatrywa艂a si臋 t臋po w sufit.

- Powiedz mi dlaczego. Dlaczego musisz by膰 taka genialna? Dlaczego musia艂a艣 wymy艣li膰 ten eliksir? I dlaczego spo艣r贸d miliona czarodziej贸w w Wielkiej Brytanii to musia艂 by膰 Draco Malfoy?!

Odstawi艂a herbaty na szafk臋 nocn膮 i rzuci艂a Muffliato.

- Nie wiem. Ja tam nic specjalnego od niego nie poczu艂am. Naprawd臋 tak fajnie pachnie?

- Och… Prosz臋 ci臋. My艣lenie o tym zmys艂owym zapachu i 艂膮czenie go z osob膮 Malfoya jest obrzydliwe.

- Nie przesadzaj. Malfoy nie jest taki z艂y.

- Ron mnie zabije. Moja rodzina mnie wydziedziczy!

- Tw贸j ojciec omal go dzisiaj nie wy艣ciska艂, a jestem pewna, 偶e zrobi to twoja matka, gdy tylko dorwie go w swoje r臋ce. Uratowa艂 偶ycie bli藕niakom.

- No niby tak, ale… Naprawd臋 wierzysz w to, 偶e si臋 nawr贸ci艂? Ja tak powiedzia艂am, bo jako艣 tak czuj臋.

- Wierz臋. Veritaserum by艂o naprawd臋 mocne- u艣miechn臋艂a si臋- Nawet Snape go nie skrytykowa艂, wi臋c musia艂o by膰 idealne. Poza tym Hagrid nie sk艂ama艂by nam o Wieczystej Przysi臋dze. Dumbledore sprytnie u艂o偶y艂 tekst przysi臋gi. Malfoy musi pracowa膰 dla Zakonu. Zbyt mocno boi si臋 艣mierci i b贸lu by j膮 z艂ama膰.

Ginny przewr贸ci艂a si臋 na brzuch i przyjrza艂a si臋 swojej przyjaci贸艂ce, kt贸ra usadowi艂a si臋 na pod艂odze.

- Ale tak serio, my艣lisz, 偶e mo偶e co艣 z tego wyj艣膰?

- Czy ja ci wygl膮dam na Trelawney?- mrukn臋艂a, po czym zajrza艂a do swojego kubka i zrobi艂a min臋, kt贸ra upodobni艂a j膮 do Rona patrz膮cego na paj膮ka- Ginewro widz臋, 偶e… ooooch, tak… straszna przysz艂o艣膰 na ciebie czeka! Wystrzegaj si臋 rudow艂osego m臋偶czyzny… I blondw艂osego! I czarnow艂osego! W og贸le wystrzegaj si臋 m臋偶czyzn!

Ginny parskn臋艂a.

- Jeste艣 nienormalna. Siedzenie w lochach ze Snape'em nie dzia艂a dobrze na tw贸j charakter.

- Ha! Nie do ko艅ca! Wyobra藕 sobie, 偶e wczoraj… to znaczy dzi艣, bo to by艂o z samego rana… nie tylko anulowa艂 mi wszystkie karne punkty i szlaban Harry'ego, ale nawet mnie pochwali艂!

Rudow艂osa dziewczyna skoczy艂a na r贸wne nogi.

- 呕artujesz!

- Nie! I to w dodatku za to, 偶e pokaza艂am mu ten eliksir, kt贸ry ty tak przeklinasz. Jednak jak na pierwszy samodzielny eliksir posz艂o ci do艣膰 dobrze, Granger- zacz臋艂a m贸wi膰 zrz臋dliwym tonem- Przynajmniej niczego nie wysadzi艂a艣 w powietrze. Wi臋c, jak mo偶esz sobie wyobrazi膰 by艂a to wyj膮tkowa pochwa艂a. Jedyna, jak膮 us艂ysza艂am przez sze艣膰 lat.

- I zapewne us艂ysza艂a艣 to jako jedyna osoba z ca艂ego Hogwartu przez wszystkie lata jego nauczania. Nie licz膮c Malfoya- przy ostatnim zdaniu lekko si臋 rozmarzy艂a.

- To jest niesmaczne- parskn臋艂a Hermiona, ale po chwili si臋 rozlu藕ni艂a- Spr贸buj na pocz膮tku po prostu z nim porozmawia膰. O czymkolwiek. Quidditch powinien by膰 w miar臋 neutralnym tematem. Potem dawaj mu powody do tego, by to on si臋 do ciebie garn膮艂. Malfoy jest przyzwyczajony do tego, 偶e wszystko dostaje mu si臋 艂atwo. Je艣li b臋dzie musia艂 si臋 o ciebie postara膰, to bardziej b臋dzie ci臋 docenia艂.

- Gdyby nie to, 偶e twoje rady w sprawie Harry'ego pomog艂y, to kaza艂abym ci i艣膰 do diab艂a. Aha, nie wiem czy wiesz, ale Ron nie zamierza odpu艣ci膰.

Westchn臋艂a ci臋偶ko. Ta sprawa nieco j膮 m臋czy艂a.

- Wiem. Ginny robi艂am wszystko, 偶eby go zniech臋ci膰. Dobrze o tym wiesz. Chcia艂am, 偶eby rozpad艂o si臋 naturalnie, bez problem贸w. Jednak Ron jest taki uparty i to w dodatku nie w tych sprawach, co trzeba!

- Mo偶e rzadziej wracaj do Nory? Hanna si臋 tutaj do艣膰 cz臋sto pojawia- ostatnie zdanie powiedzia艂a TYM tonem.

- M贸wisz? To by艂oby ca艂kiem dobre wyj艣cie. Ale wtedy ja mam do wyboru sp臋dza膰 wi臋cej czasu ze Snape'em albo z Ronem. Nie podoba mi si臋 to. Trudno, najwy偶ej zaczn臋 pracowa膰 nad tym eliksirem z Cruciatusem.

- Ruszy艂a艣 cho膰 troch臋?

- Nie. Nie mia艂am na to czasu, ale mam wra偶enie, 偶e na biurku Snape'a jest sporo ciekawych papier贸w. Raz prawie si臋 do nich dorwa艂am, ale wszed艂 do sali.

- A ksi膮偶ki?

- Nie mia艂am kiedy. Mo偶e uda mi si臋 dzisiaj, albo jutro do nich zajrze膰.

Hermiona wzi臋艂a szczotk臋 i zacz臋艂a, z trudem, rozczesywa膰 sobie w艂osy. Ginny tymczasem splata艂a swoje w dwa warkocze.

- Nie wiem, jak mia艂abym si臋 zaprzyja藕ni膰 z dziewczynami z r贸偶nych dom贸w. Niby w tej siatce mam Hann臋, Lun臋, obie Patil i kuzynk臋 Hanny u 艢lizgon贸w, ale… Nie jestem zbyt towarzyska. Mam swoje k贸艂ko znajomych i to mi wystarcza.

- Mnie pytasz o zdanie?- za艣mia艂a si臋 Hermiona- Ja cz臋艣ciej siedz臋 w ksi膮偶kach, ni偶 pomi臋dzy lud藕mi. Nie, 偶ebym narzeka艂a. Lubi臋 to. Proponuj臋… tylko si臋 nie z艂o艣膰… 偶eby艣 na ten temat porozmawia艂a z Fleur.

- Z Flegm膮?! 呕artujesz chyba.

- Nie. Z tego co zauwa偶y艂am, to ona by艂a do艣膰 lubiana w Beuxbatons. Porozmawiaj z ni膮. Ona nie jest taka z艂a.

- Jasne. Jak si臋 klei do Billa- wzdrygn臋艂a si臋- I jakie robi ma艣lane oczy.

- Takie same, jak ty do Malfoya- oberwa艂a poduszk膮 i parskn臋艂a- Nie wy偶ywaj si臋 na mnie. Powinna艣 si臋 cieszy膰, 偶e nie uciek艂a od Billa, kiedy on ju偶 nie jest taki przystojny, jaki by艂.

Ginny westchn臋艂a i lekko si臋 u艣miechn臋艂a.

- Jestem jej wyj膮tkowo wdzi臋czna i podziwiam j膮 za to. Nie wiem, czy zdoby艂abym si臋 na to. Jednak zapewnienia twoje, Slughorna i Snape'a, 偶e da si臋 to… opanowa膰, mnie uspokoi艂y.

- Jak ka偶dego. Dobra, uda艂o mi si臋- zwi膮za艂a w艂osy w ciasny kok i pomacha艂a g艂ow膮- Nic si臋 nie wymkn臋艂o?

- Nie. Wszystkie na swoim pokr臋conym miejscu. Dlaczego tak wcze艣nie si臋 zbierasz?

- Jest jedno miejsce, w kt贸re chc臋 zaj艣膰. A przedtem chcia艂abym co艣 zje艣膰.

Na艂o偶y艂a d偶insy z poprzedniego dnia i adidasy, po czym westchn臋艂a.

- B臋d臋 musia艂a jako艣 kupi膰 sobie nowe ciuchy. Jak strac臋 te spodnie i buty, to chyba b臋d臋 paradowa膰 w samych gaciach.

- Chcia艂abym zobaczy膰 min臋 Snape'a, gdy w takim stroju wchodzisz do sali- za艣mia艂a si臋 Ginny.

- Pewnie zszed艂by na zawa艂. Ten temperament wyjdzie mu kiedy艣 na z艂e, naprawd臋.

- Tak po prawdzie gdybym mia艂a by膰 potr贸jnym szpiegiem, uczy膰 w szkole, wykonywa膰 do p贸藕na eliksiry, prowadzi膰 lekcje Oklumencji dla trojga Gryfon贸w聽 i jeszcze znosi膰 w艂asny, parszywy charakter to pewnie te偶 by艂abym jak chodz膮ca bomba zegarowa.

Hermiona parskn臋艂a i za艂o偶y艂a pierwsz膮 lepsz膮 koszulk臋. W torbie mia艂a sakiewk臋 z wszystkimi oszcz臋dno艣ciami, jakie mia艂a. Kilka galeon贸w i sykli oraz ponad pi臋膰set funt贸w. Obr贸ci艂a si臋 do przyjaci贸艂ki.

- By艂a艣 kiedy艣 na zakupach w mugolskich sklepach?

- Nie.

- A chcia艂aby艣? I tak musz臋 si臋 wybra膰 po spodnie, buty, kilka koszulek i dodatkowy stanik, bo ten zd膮偶y艂am przepoci膰.

Ginny u艣miechn臋艂a si臋.

- Jasne, ale nie mam pieni臋dzy mugoli, a do Gringotta raczej nie p贸jd臋.

- Ja stawiam. I tak do niczego innego te pieni膮dze mi si臋 nie przydadz膮. Oddasz mi przy okazji.

- Jeste艣my na Li艣cie, pami臋tasz? Jak mamy si臋 wybra膰 do centrum Londynu?

- Nie wybieramy si臋 do Londynu. Tam jest za drogo- u艣miechn臋艂a si臋 szeroko- Wybieramy si臋 do miejsca, w kt贸rym raczej nas si臋 nie spodziewaj膮. Brighton.

- To przecie偶 gdzie艣 nad morzem.

- W艂a艣nie. A ja znam miejsce, w kt贸re mo偶na si臋 bezpiecznie aportowa膰. Poza tym wi臋kszo艣膰 rzeczy jest tam do艣膰 tania. Porozmawiam dzi艣 na ten temat z Dumbledorem je艣li uda mi si臋 go z艂apa膰.

- By艂oby fajnie. Nigdy tak naprawd臋 nie by艂am w mugolskim mie艣cie.

Hermiona nie znosi艂a chodzi膰 na zakupy, ale skoro i tak potrzebowa艂a kilku rzeczy, to mog艂a przy okazji spr贸bowa膰 si臋 odstresowa膰.

Rozdzia艂 19

- Nie ma problemu- Dumbledore u艣miechn膮艂 si臋 ciep艂o. Wysz艂a na korytarz z gabinetu pani Hooch i dos艂ownie za drzwiami znalaz艂a dyrektora. Przedstawi艂a mu swoj膮 pro艣b臋 i, jak si臋 okaza艂o, nie mia艂 偶adnych obiekcji.

- Troch臋 zmienimy wygl膮d. Ginny na pewno powinna przefarbowa膰 w艂osy, a ja swoje doprowadz臋 do stanu bardziej… u艂o偶onego. Aportujemy si臋 do lasku, kt贸ry jest w pobli偶u. Poza sezonem nikt tam praktycznie nie przebywa.

- Skoro b臋dziecie w Brighton, to chcia艂bym by艣cie za艂atwi艂y dla mnie jedn膮 spraw臋. Mam tam pewnego znajomego i potrzebuj臋 jego porady.

- Dobrze. Zamierzamy uda膰 si臋 tam we wtorek, je艣li profesor Snape nie b臋dzie mnie potrzebowa艂.

- Nawet je艣li si臋 spytasz, to dobrze wiesz, jaka b臋dzie odpowied藕. W poniedzia艂ek, po lekcji Oklumencji, przyjd藕 do mojego gabinetu. Dam ci pismo dla znajomego i poinstruuj臋.

- Dzi臋kuj臋.

Obr贸ci艂a si臋 i chcia艂a odej艣膰, gdy dyrektor j膮 zatrzyma艂.

- Hermiono, dzi臋kuj臋 ci.

- Nie ma za co dyrektorze. Jeszcze nie mia艂am czasu, by zaj膮c si臋… Wie pan czym.

- Tak, wiem. Zdziwi艂bym si臋, gdyby艣 znalaz艂a na to czas. Pani Pince wie, 偶e ma ci nie przeszkadza膰 w szperaniu mi臋dzy rega艂ami i wie, 偶e masz dost臋p do dzia艂u Ksi膮g Zakazanych. Jestem zadowolony, 偶e uda艂o ci si臋 doj艣膰 do porozumienia z Severusem.

- Eee… Porozumienie to zbyt mocne s艂owo, panie profesorze. Jeszcze kilka dni i pewnie wzajemnie si臋 otrujemy. Profesor Snape ma… specyficzny spos贸b zwracania si臋 do uczni贸w.

- Oczywi艣cie. Jednak trzeba umie膰 czyta膰 mi臋dzy wierszami. Jest wiele rzeczy, kt贸rych nie m贸wi, a kt贸rych trzeba si臋 domy艣la膰. Dzi臋ki temu wci膮偶 偶yje.

Skin臋艂a g艂ow膮. To akurat wiedzia艂a. Nie zamierza艂a jednak bawi膰 si臋 w rozszyfrowywanie Snape'a w wolnym czasie. W bibliotece wreszcie mog艂a si臋 napawa膰 cisz膮 i spokojem. Stan臋艂a w odosobnionym k膮cie i spr贸bowa艂a:

- Accio 聽ksi膮偶ki o Cruciatusie.

Podlecia艂y do niej dwie cieniutkie ksi膮偶eczki i jeden pot臋偶ny tom. U艂o偶y艂a to na stoliku i rzuci艂a zakl臋cie maskuj膮ce. Zaczepi艂a r臋kawem szaty o jak膮艣 ma艂膮 ksi膮偶k臋, formatu kieszonkowego. Wspomnienia barda. 聽Nie chcia艂a, by ktokolwiek j膮 zauwa偶y艂, wi臋c po艂o偶y艂a tomik. Du偶ym tomem by艂a encyklopedia Niewybaczalne Zaj臋cia z ostatnich dwustu lat. Ma艂e ksi膮偶eczki kolejno si臋 nazywa艂y: Bolesne do艣wiadczenia i Cruciatus. Zacz臋艂a od tej ostatniej. Nie by艂o w niej, niestety, nic odkrywczego. Od艂o偶y艂a j膮 jednak na bok. By艂o w niej kilka zda艅, kt贸rych znaczenie musia艂a dopiero rozgry藕膰. Bolesne do艣wiadczenia to by艂a najstraszniejsza lektura, jak膮 kiedykolwiek trzyma艂a w r臋kach. O Crucio by艂o tam niewiele, a nawet gdy by艂o, to jedynie opis wra偶e艅. Autor by艂 masochist膮, takim prawdziwym. Przesz艂y j膮 ciarki, ale z ciekawo艣ci si臋gn臋艂a po Wspomnienia barda. Pisa艂 to jaki艣 cz艂owiek, kt贸ry prze偶y艂 wojn臋, kt贸ra odby艂a si臋 wiele lat temu. Nie by艂o do艣膰 szczeg贸艂贸w, by domy艣li膰 si臋 kt贸r膮. Tytu艂owy bard wspomina艂 spos贸b, w jaki powstrzyma艂 drgawki po kl膮twie „偶ywcem cia艂o pal膮cej”.

Dr偶膮 mi r臋ce, dr偶膮 mi nogi.

Si臋gam daleko po swoje ostrogi.

Nacinam d艂oni prawej kciuk,

Marii mojej nie porwa艂 Mruk.

Czysto艣ci nieskalanej 艣wiat艂o,

W jasnym 艣wiecie blad艂o.

Co po prawej, co po lewej

Do ognia wrzucam pierwej.

Serca krztyn臋, by porwa艂o

W uroku swoim cia艂o.

Dr偶膮 mi r臋ce, dr偶膮 mi nogi,

Pom贸偶 mi, m贸j Bo偶e drogi.

S艂owo zapomniane mi podajesz,

Kawa艂ek siebie dokrajesz.

Ma艣cisz cia艂o moje tym oleum,

Dr偶臋 ca艂y w b贸lu apogeum.

Mija kopa minut i nagle

Cia艂o wolne niczym 偶agle.

Nie mia艂a poj臋cia o czym jest mowa, ale by艂a pewna, 偶e co艣 w tym jest. Kaza艂a pi贸rze kopiowa膰 ten fragment i zerkn臋艂a do encyklopedii. O Crucio by艂o wiele. G艂贸wnie o czarodzieju, kt贸ry je wymy艣li艂. Ledwo wspomniane by艂o, 偶e nie dzia艂a na zwierz臋ta magiczne i p艂azi艅ce. Dopisa艂a r臋cznie pod wierszem zwierz臋ta magiczne, p艂azi艅ce. Zerkn臋艂a na zegarek i omal nie zemdla艂a osiem po dziesi膮tej. Odes艂a艂a ksi膮偶ki na miejsce, a pergamin w艂o偶y艂a do kieszeni. Pani Pince spojrza艂a na ni膮 z oburzeniem, gdy biegiem ruszy艂a do drzwi biblioteki. Za nimi omal nie potr膮ci艂a profesora Flitwicka.

- Przepraszam!- krzykn臋艂a i lecia艂a dalej. Przeklina艂a Za艂o偶ycieli za to, 偶e do loch贸w by艂o daleko z ka偶dego zak膮tka zamku. Delikatnie otworzy艂a drzwi, wesz艂a do 艣rodka i spokojnie za sob膮 zamkn臋艂a, by zmierzy膰 si臋 z nawa艂nic膮, tornadem, trz臋sieniem ziemi i erupcj膮 wulkanu w jednej postaci zwanej Severusem Snape'em. Przez nast臋pne dwadzie艣cia minut zdziera艂 sobie gard艂o, a ona modli艂a si臋, by ochryp艂 i przez miesi膮c nie m贸g艂 nawet pisn膮膰. Niestety, bogowie nie byli dla niej 艂askawi. Kiedy Mistrz Eliksir贸w wykrzycza艂, co mia艂o by膰 wykrzyczane, odetchn膮艂 i nawet nie chrypi膮cym g艂osem kaza艂 jej bra膰 si臋 do pracy. Wspominaj膮c s艂owa Dumbledora dosz艂a do wniosku, 偶e dyrektor przecenia艂 Snape'a. Ten cz艂owiek gada艂 wi臋cej, ni偶 ktokolwiek chcia艂by s艂ucha膰, na tematy, kt贸re nikogo nie interesuj膮 i zdecydowanie nie by艂o mo偶liwo艣ci czytania pomi臋dzy wierszami, bo z jego wrzask贸w niewiele mo偶na by艂o zrozumie膰. Kiedy wieczorem wraca艂a do Nory, by艂a tak skrajnie wyczerpana, 偶e jedynie mrukn臋艂a: „Nora” i przez chwil臋 ba艂a si臋, 偶e wpad艂a do z艂ego kominka, ale dono艣ny 艣miech Hagrida ci臋偶ko by艂o pomyli膰 z czymkolwiek innym. Zdj臋艂a szat臋, powiesi艂a na haku i przesz艂a do pokoju dziennego. Na jej widok Hagrid zagwizda艂 przez z臋by.

- Uuu, cienko wygl膮dasz, Hermiono. Co ci si臋 przydarzy艂o?

- Chor贸bsko, katastrofa i potw贸r w jednej osobie- wyj膮ka艂a i pad艂a na sof臋. Pan Weasley, Hagrid i Remus wpadli w niekontrolowany atak 艣miechu, a Ginny i Malfoy, siedz膮cy przy oknie starali si臋 trzyma膰 powag臋.

- Ja tu umieram, g艂uchn臋 i zasypiam, a wy si臋 ze mnie 艣miejecie?- usiad艂a i opar艂a g艂ow臋 na d艂oni- Czy co艣 mnie omin臋艂o?

- Remus w艂a艣nie opowiada艂, jak w szkolnych czasach z Jamesem, Syriuszem i Peterem wymykali si臋 noc膮 do Zakazanego Lasu- pan Weasley parskn膮艂 w herbat臋, a Hagrid poklepa艂 Lupina po plecach, a偶 zadudni艂o.

- O偶, wybacz, Remus. Nawet nie wicie, jak mi si臋 obrywa艂o za to wasze wa艂臋sanie si臋 po Lesie. Dumbledore denerwowa艂 si臋 na mnie, a ja nie umia艂em powidzie膰 kto to! Ale Fred i George byli gorsi, o wiele gorsi. Bo oni biegali jako ludzie i mog艂o im si臋 co zdarzy膰.

- Jak na przyk艂ad atak g艂odnej Akromantuli?- Hermiona b艂ysn臋艂a z臋bami.

- Aragog by艂 dobry! Troch臋, no… Niewychowane te jego dzieciaki, ale dam se z nimi rad臋. W艂a艣nie, Hermiono, chcia艂aby艣 mo偶e troch臋 krwi jednoro偶ca?

A偶 podskoczy艂a.

- A masz?!

- Oczywi艣cie, 偶e mam. Jeden si臋 ciachn膮艂 ostatnio w kopyto. Se pomy艣la艂em, 偶e mo偶e ci si臋 przyda.

- Och, to wspaniale, Hagridzie. Dzi臋kuj臋- zacz臋艂a chodzi膰 w te i z powrotem- Mo偶na by ulepszy膰 mikstury lecznicze… I nawet odtrutki… I… O, rany. Sama nie wiem od czego zacz膮膰.

- Mo偶e najpierw usi膮d藕- Remus u艣miechn膮艂 si臋 delikatnie- Je艣li takie rzadkie ingrediencje ci臋 interesuj膮, to mog臋 ci kilka dostarczy膰. Do艣膰 cz臋sto…eee… szwendam si臋 po lesie.

- W艂a艣ciwie jest jedna sprawa- u艣miechn臋艂a si臋 ponuro- My艣lisz, 偶e da艂by艣 rad臋 pozwoli膰 mi przy nast臋pnej pe艂ni ciachn膮膰 ci troch臋 sier艣ci i jeden pazur? Odro艣nie, wi臋c nie martw si臋.

- A po co ci to?

- Mam pewien pomys艂… Ale musia艂abym go dopracowa膰- skrzywi艂a si臋 i doda艂a- I wykopa膰 Snape'a z pracowni na jakie艣 pi臋膰 godzin. Dobra, zapomnij. Nie b臋d臋 pozbawia膰 ci臋 ow艂osienia, skoro i tak nie b臋d臋 mog艂a tego zrobi膰.

Opar艂a si臋 o sof臋 i pogr膮偶y艂a w my艣lach. My艣la艂a o eliksirze dla ludzi takich, jak Bill. Jednak ten eliksir za偶y艂oby si臋 raz w 偶yciu, by ca艂kowicie cofn膮膰 efekty pogryzienia przez wilko艂aka w formie ludzkiej. Wymaga艂oby to odwr贸cenia biegun贸w. Wola艂a nie my艣le膰 ile trwa艂aby taka praca, no i musia艂aby znale藕膰 ch臋tnego do wypr贸bowania, a nie wiadomo czy nie wysz艂aby jej jaka艣 trucizna. Do tego potrzebowa艂aby przynajmniej po艂ow臋 tajnego zapasu Snape'a. W my艣lach oblicza艂a proporcje, gdy nagle dosz艂a do wniosku, 偶e i tak nie ma sensu, bo ten cholerny nietoperz za nic nie wyjdzie z loch贸w. Podnios艂a si臋 i zacz臋艂a kr膮偶y膰 w t臋 i z powrotem. Mo偶e mu powiedzie膰? Albo zn贸w j膮 okrzyczy, albo przyjmie do wiadomo艣ci. Pytanie, czy stworzenie czego艣 takiego w og贸le ma przysz艂o艣膰? Jak dobrze p贸jdzie, to podczas wojny takie 艣wiry jak Greyback p贸jd膮 do piachu, ale pomog艂aby takiemu Billowi. I Colinovi. Energia, kt贸rej przed chwil膮 nie mia艂a rozsadza艂a j膮. Nagle kto艣 j膮 zatrzyma艂 i zauwa偶y艂a, 偶e Ginny macha jej przed oczami.

- Hermiona, wygl膮dasz, jakby co艣 ci臋 op臋ta艂o.

- Nie, nie- za艣mia艂a si臋 cicho- To po prostu to, co mi zawsze wyrzucacie. Za wiele my艣l臋. Wpad艂 mi do g艂owy pewien pomys艂 i musz臋 powa偶nie go roztrz膮sn膮膰. Jakby艣cie mnie szukali, to b臋d臋 na podw贸rzu. Tam mog臋 sobie spokojnie pospacerowa膰.

Wysz艂a i po chwili Ginny mog艂a j膮 obserwowa膰, jak chodzi艂a w t臋 i z powrotem. Malfoy parskn膮艂.

- Ona naprawd臋 za wiele my艣li. Powinna troch臋 przystopowa膰, bo te w艂osy jeszcze bardziej jej si臋 skr臋c膮.

- Odpu艣膰- mrukn臋艂a.

- Co by nie powiedzie膰- odezwa艂 si臋 Remus- To najm膮drzejsza dziewczyna, jak膮 znam. Wi臋c je艣li co艣 wymy艣li艂a, co mo偶e pom贸c ludziom dotkni臋tym tym co ja czy Bill, to powinno to zadzia艂a膰.

- Tylko ona robi si臋 powoli r贸wnie nerwowa co Snape- wymamrota艂 Hagrid.

- Ka偶dy by艂by nerwowy przebywaj膮c tyle czasu z Severusem- za艣mia艂 si臋 pan Weasley- Ale Hermiona ma charakter, wi臋c nie s膮dz臋, 偶e tak po prostu da si臋 st艂amsi膰.

Ginny odskoczy艂a od okna i usiad艂a obok swojego ojca.

- Je艣li jest jej potrzebna sier艣膰 wilko艂aka, to na pewno ma to co艣 wsp贸lnego z tob膮, Remusie lub z Billem. Ona nigdy nie my艣li o sobie, tylko o innych.

- Szcz臋艣ciara- mrukn膮艂 Malfoy- Ja tak nie potrafi臋. A przynajmniej nie potrafi艂em…

Hagrid wsta艂 i podszed艂 do okna.

- Ka偶dy potrafi, m艂ody. Wystarczy umie膰 kocha膰. Ja te偶 cz臋艣ciej martwiem si臋 o Harry'ego, Hermion臋, Weasley贸w, Remusa i Tonks, Dumbledora i profesor贸w. Nawet o Snape'a, a teraz i o ciebie- u艣miechn膮艂 si臋 do siebie- O, co艣 postanowi艂a, bo ma ten wyraz twarzy.

- Ten gdzie 艣ci膮ga brwi i u艣miecha si臋, jakby wszystko ju偶 u艂o偶y艂o si臋 po jej my艣li?- Ginny r贸wnie偶 podesz艂a i sykn臋艂a- Au膰. B臋dzie nieweso艂o.

- Granger mia艂a ten sam wyraz twarzy, gdy zbiera艂a si臋 do tego, 偶eby mnie spoliczkowa膰- Malfoy lekko zarumieni艂 si臋 na to wspomnienie- Co oznacza, 偶e kto艣 b臋dzie mia艂 k艂opoty.

Hermiona wpad艂a do kuchni, porwa艂a po drodze szat臋 i narzuci艂a j膮 na siebie.

- Wracam do Hogwartu- oznajmi艂a wchodz膮c. Z艂apa艂a kilka ciastek i szybko je zjad艂a. Wyj臋艂a Ginny herbat臋 z r膮k i popi艂a- Wybacz, Ginny. Od 艣niadania nic nie jad艂am.

- Zosta艅 cho膰 troch臋. Mama nied艂ugo powinna wr贸ci膰 i co艣 ugotuje.

- Nie ma mowy. Musz臋 skopa膰 ty艂ek pewnemu nietoperzowi- u艣miechn臋艂a si臋 wrednie- Tym razem moja cierpliwo艣膰 si臋 sko艅czy艂a.

Wysz艂a i po chwili us艂yszeli: „Hogwart!”. Malfoy u艣miechn膮艂 si臋 rado艣nie i obr贸ci艂 si臋 do zaniepokojonych obecnych i powiedzia艂 s艂odkim tonem:

- O co zak艂ad, 偶e wybuchnie wojna?

Rozdzia艂 20

Hermiona wyskoczy艂a z kominka pani Hooch, kt贸ra spojrza艂a na ni膮 zdziwiona.

- Kiedy p贸艂 godziny temu sz艂a艣 do Nory wygl膮da艂a艣 na padlin臋. C贸偶 ci takiego podali?

- Pomys艂, pani profesor. Pomys艂.

- Jest prawie pierwsza w nocy. Kogo idziesz wyrwa膰 z 艂贸偶ka?

- Profesora Snape'a.

Pani Hooch zachichota艂a.

- Chcia艂abym to zobaczy膰, ale na pewno us艂ysz臋 a偶 tutaj- spojrza艂a 艂obuzersko na Hermion臋- A w og贸le wiesz, gdzie go szuka膰?

- No… nie. Ale gdzie艣 w okolicach sali Eliksir贸w i gabinetu, jak mniemam.

- U艂atwi臋 ci spraw臋. Wejd藕 do kominka i po prostu powiedz: „gabinet Mistrza Eliksir贸w”. Stamt膮d idziesz prosto przed siebie. Powodzenia.

Podzi臋kowa艂a i po chwili wchodzi艂a do miejsca, kt贸remu nigdy si臋 nie przyjrza艂a. Gabinet Snape'a wygl膮da艂 bardziej jak sala tortur. Biurko, fotel, proste, sztywne krzes艂o dla skazanych, kilka ksi膮偶ek i jakie艣 偶elastwo wisz膮ce na 艣cianach. Pewnie te 艂a艅cuchy, za kt贸rymi tak p艂acze Filch. Bez oci膮gania si臋 ruszy艂a do przodu. Otworzy艂a pierwsze drzwi i wesz艂a do zupe艂nie innego pokoju. By艂 do艣膰 przytulny, chocia偶 wydawa艂o si臋, 偶e jest zbudowany z ksi膮偶ek. 艢wierzbi艂o j膮, 偶eby przyjrze膰 si臋 chocia偶 tytu艂om, ale nie mia艂a na to czasu. Przed nast臋pnymi drzwiami nieco si臋 zawaha艂a. Jakby nie patrze膰 pcha艂a si臋 prosto w paszcz臋 lwa… tfu, w臋偶a. I to wyj膮tkowo jadowitego i agresywnego. Pokr臋ci艂a g艂ow膮- dla dobra Billa. Wesz艂a bez pardonu, dziwi膮c si臋, 偶e drzwi s膮 otwarte i pierwsze s艂owa, jakie wypowiedzia艂a, brzmia艂y:

- Accio r贸偶d偶ka.

Po chwili trzyma艂a j膮 w palcach i podesz艂a do 艂贸偶ka, czy te偶 raczej 艂o偶a, Snape'a i zacz臋艂a nim potrz膮sa膰.

- Wstawaj, profesorze.

Przez chwil臋 pomarudzi艂, po czym chyba zda艂 sobie spraw臋 co si臋 dzieje. Usiad艂 i si臋gn膮艂 na szafk臋 po r贸偶d偶k臋, kt贸rej oczywi艣cie tam nie by艂o.

- Tego pan szuka?- podnios艂a lew膮 d艂o艅 z jego r贸偶d偶k膮. Nabra艂 powietrza i rykn膮艂:

- GRANGER!!! CO TY…!!!

- Silencio- mrukn臋艂a. Snape porusza艂 ustami, ale ani jedna nuta si臋 z nich nie wyrwa艂a.

- Tak znacznie lepiej- u艣miechn臋艂a si臋- Teraz pan mnie pos艂ucha. Potem przyzna mi pan tyle szlaban贸w, ile si臋 panu spodoba. Chyba znalaz艂am spos贸b na uleczenie Billa i jemu podobnych.

Od razu si臋 zamkn膮艂 (nie, 偶e to mia艂o w tym momencie jakie艣 znaczenie) i pokaza艂 r臋k膮, 偶e ma kontynuowa膰. Dopiero teraz zauwa偶y艂a, 偶e Snape nie ma nic na sobie. Chwa艂a bogom, 偶e okrywa艂a go ko艂dra. Zaczerwieni艂a si臋 i wyduka艂a:

- To mo偶e ja wyjd臋, a pan si臋 ubierze, co?

Podni贸s艂 brew, jakby m贸wi艂: „sama tu wesz艂a艣”. Chwil臋 p贸藕niej ju偶 by艂a w pokoju pe艂nym ksi膮偶ek. Niekt贸re tytu艂y zna艂a, inne ch臋tnie by po偶yczy艂a. Nie tylko dotycz膮ce Eliksir贸w, ale te偶 Zakl臋膰, Transmutacji, Numerologii, Mugoloznastwa i nawet kilka komiks贸w Spider-Mana i Supermana. Us艂ysza艂a cichy po艣wist i odwr贸ci艂a si臋 wyci膮gaj膮c r臋k臋 przed siebie i rzucaj膮c szybko w my艣lach Protego. To by艂o pierwsze zakl臋cie, kt贸re przysz艂o jej do g艂owy. Snape odbi艂 si臋 od niewidzialnej 艣ciany i odskoczy艂. Chwa艂a bogom, by艂 ju偶 ubrany tak, jak zwykle. Zauwa偶y艂, 偶e jego dzia艂ania s膮 bezcelowe, wi臋c r臋k膮 zaprosi艂 j膮, by usiad艂a. Machni臋ciem r贸偶d偶ki opr贸偶ni艂a drugie krzes艂o.

- Zanim zacznie pan sobie wyobra偶a膰 nie wiem co, to powiem, 偶e uciszy艂am pana, bo wiedzia艂am, 偶e pierwsze co pan zrobi, to podniesie na nogi ca艂y zamek. Poza tym mam ju偶 dosy膰 obra偶ania. Je艣li mamy sp臋dzi膰 rok w swoim towarzystwie, to wola艂abym nie by膰 w takim stanie, jak dzisiaj. Kilka razy porz膮dnie zastanawia艂am si臋 nad wsadzeniem pa艅skiej g艂owy do kocio艂ka- u艣miechn膮艂 si臋 paskudnie- Zreszt膮, mniejsza z tym. Wpad艂 mi do g艂owy pewien pomys艂. Remus mi go podsun膮艂. Niech si臋 pan nie krzywi. Powiedzia艂, 偶e je艣li b臋d臋 potrzebowa艂a jakich艣 wyj膮tkowych ingrediencji mo偶e mi je znale藕膰, bo cz臋sto chodzi po lesie- gdyby m贸g艂, to by wyda艂 z siebie prychni臋cie pe艂ne pogardy- I wtedy pomy艣la艂am sobie, 偶e przecie偶 mo偶na u偶y膰 sier艣ci wilko艂aka lub jego pazur贸w, po czym odwr贸ci膰 bieguny i stworzy膰 mikstur臋, kt贸r膮 ludzie tacy jak Bill za偶yj膮 raz na ca艂e 偶ycie i b臋d膮 mieli ca艂y ten problem z g艂owy.

Urwa艂a czekaj膮c na reakcj臋. Snape przez chwil臋 zastanawia艂 si臋, po czym wsta艂 i wyj膮艂 jedn膮 z ksi膮偶臋k. Tego tomu nie kojarzy艂a z wygl膮du. Przerzuci艂 strony, przeczyta艂 co艣 po czym kiwn膮艂 r臋k膮, 偶eby kontynuowa艂a.

- Nie wiem dok艂adnie jakie musia艂yby by膰 inne sk艂adniki, ale Hagrid zaproponowa艂 mi dzi艣 troch臋 krwi jednoro偶ca- g艂owa Mistrza Eliksir贸w podnios艂a si臋 jednym szarpni臋ciem, a w jego oczach zal艣ni艂o pragnienie- W艂a艣nie, wyj膮tkowo rzadki sk艂adnik i jeszcze rzadziej oddawany dobrowolnie. Pomy艣la艂am, 偶e to mo偶e jako艣 pom贸c. Do tego ten nieszcz臋sny zawilec, a nawet akonit, bo im silniejsza trucizna, tym silniejsza mikstura po odwr贸ceniu polaryzacji. Pytanie czy ma to szans臋 na powodzenie.

Skin膮艂 g艂ow膮 i rozejrza艂 si臋, po czym kaza艂 i艣膰 za sob膮. Weszli do gabinetu i wskaza艂 na kominek.

- Nora? Chce pan teraz i艣膰 do Nory?- kiwa艂 g艂ow膮- Nie zamierzam oddawa膰 panu r贸偶d偶ki. Wola艂abym mie膰 mo偶liwo艣膰… uciszania pana.

Grymas w艣ciek艂o艣ci wyp艂yn膮艂 na jego twarz i zacz膮艂 co艣 m贸wi膰.

- W艂a艣nie dlatego wol臋 mie膰 j膮 pod r臋k膮. Zrobimy tak- pan wejdzie w p艂omienie, a ja wypowiem to s艂owo za pana. Mo偶e tak by膰?

Skin膮艂 g艂ow膮 zdecydowanie niech臋tnie. Rzuci艂 proszkiem Fiuu i wszed艂 w p艂omienie. Pochyli艂a si臋 i powiedzia艂a wyra藕nie: NORA!

Znikn膮艂 w p艂omieniach. Wskoczy艂a zaraz za nim. Lepiej nie da膰 mu mo偶liwo艣ci odebrania r贸偶d偶ki kiedy b臋dzie wychodzi艂a z kominka. Ustawi艂a r贸偶d偶k臋 tak, by m贸c w razie czego szybko wypowiedzie膰 zakl臋cie.

- Nora!

Tak jak s膮dzi艂a, pr贸bowa艂 j膮 zaskoczy膰, ale wypowiedzia艂a w my艣lach Petrificus Totalus. Pad艂 na ziemi臋 nie藕le ha艂asuj膮c. Do kuchni wbieg艂 pan Weasley.

- Czy co艣 si臋 mu sta艂o?- spyta艂 patrz膮c na Snape'a.

- Och, nie. Po prostu zabije mnie, gdy odzyska swoj膮 r贸偶d偶k臋.

Odwo艂a艂a zakl臋cie i pomog艂a mu wsta膰. Wyra藕nie co艣 m贸wi艂, i to co艣 obra藕liwego, ale na szcz臋艣cie nie musia艂a go s艂ucha膰.

- Teraz, kiedy poradzi艂am si臋… eee… specjalisty mog臋 panu przekaza膰 dobr膮 wiadomo艣膰- u艣miechn臋艂a si臋 i skierowa艂a do pokoju. Snape nie mia艂 wyboru i te偶 wszed艂 do 艣rodka, po czym buntowniczo usadowi艂 si臋 na ramieniu sofy. Malfoy skin膮艂 mu g艂ow膮, ale nawet tego nie zauwa偶y艂.

- Co mu jest?- Remus patrzy艂 zdziwiony na cz艂owieka, kt贸rego zna艂 od ponad dwudziestu sze艣ciu lat i jeszcze nigdy nie widzia艂 go w takim stanie. By艂 w艣ciek艂y i… milcza艂.

- Nic takiego. Chwilowo nie mo偶e m贸wi膰, co go denerwuje. Postanowi艂 wi臋c obrazi膰 si臋.

Zamachn膮艂 si臋 r臋koma w ge艣cie oburzenia, a Remus by艂 coraz bardziej rozbawiony.

- Jak to nie mo偶e m贸wi膰?

- Musia艂am si臋 skonsultowa膰, a profesor Snape… ma specyficzny spos贸b rozmawiania z uczniami, kt贸rzy wparowuj膮 do jego sypialni o pierwszej w nocy. Wi臋c, 偶eby dopu艣ci艂 mnie do s艂owa zwin臋艂am mu r贸偶d偶k臋 i uciszy艂am.

Wszyscy obecni musieli si臋 powstrzymywa膰 od gruchni臋cia 艣miechem, a Hermiona dobrze wiedzia艂a, 偶e b臋dzie to prawdopodobnie ostatnia kolacja w jej 偶yciu wi臋c si臋gn臋艂a po ciastko.

- Co to za dobra nowina?- spyta艂 pan Weasley w miar臋 powa偶nym g艂osem.

- Jest spos贸b by wyleczy膰 Billa i jemu podobnych. Wyleczy膰 raz, a porz膮dnie.

Wiadomo艣膰 spowodowa艂a g艂臋bokie poruszenie. Ginny spojrza艂a na przyjaci贸艂k臋.

- To dlatego przez kwadrans chodzi艂a艣, jak nawiedzona?

- Tak. Musia艂am wiedzie膰, czy w og贸le warto o tym m贸wi膰. Narobi艂abym wam nadziei, a potem okaza艂oby si臋, 偶e nici z tego. Kiedy Remus powiedzia艂, 偶e mo偶e znale藕膰 jakie艣 ingrediencje pomy艣la艂am, 偶e mo偶na u偶y膰 w艂os贸w prawdziwego wilko艂aka i w pewien spos贸b zrobi膰 z tego odtrutk臋 na to, co ma Bill. Profesorze, wyt艂umaczy im to pan, czy ja mam to zrobi膰?

Przez chwil臋 wydawa艂o si臋, 偶e dalej b臋dzie si臋 obra偶a艂, ale skin膮艂 g艂ow膮, wi臋c odblokowa艂a jego g艂os.

- Przysi臋gam, 偶e po偶a艂ujesz tego, Granger- warkn膮艂, po czym nabra艂 powietrza- Technicznie jest to do zrobienia. Podobno Hagrid ma krew jednoro偶ca, a to uprawdopodobnia dzia艂anie takiego eliksiru. B臋dzie on za s艂aby na likanizm, ale Billa wyleczy na pewno. W ten spos贸b te偶 wyleczymy innych mu podobnych.

- Ale jak?- Malfoy pochyli艂 si臋- Wydawa艂o mi si臋, 偶e likanizm nie jest uznawany za chorob臋.

- Bo nie jest, Draco. S艂uchaj uwa偶nie. M贸wi臋, 偶e Billa wyleczy. Bo to, co on ma, jest czym艣 w rodzaju choroby. Oczywi艣cie minusem jest to, 偶e musia艂by si臋 znale藕膰… ch臋tny, kt贸ry by to wypi艂. Na pewno go nie otruje, ale nie wiadomo jakie spowoduje to skutki.

Pan Weasley podni贸s艂 d艂o艅.

- My艣l臋, 偶e przy tej rozmowie powinni by膰 obecni Bill i Fleur.

- Dobrze by by艂o. P贸jdziesz po nich?

- Oczywi艣cie.

Snape obr贸ci艂 si臋 do Hermiony i gdy tylko otworzy艂 usta podnios艂a r贸偶d偶k臋.

- Nie pan tylko spr贸buje podnie艣膰 g艂os- powiedzia艂a flegmatycznie- Jestem zbyt zm臋czona 偶eby dzisiaj tego wys艂uchiwa膰, a pan zbyt zm臋czony, 偶eby si臋 drze膰. Mo偶emy um贸wi膰 si臋 na mordowanie na jutro?

Lupin odwr贸ci艂 wzrok, bo ze swojego siedzenia wyra藕nie widzia艂, 偶e Snape'owi drgaj膮 k膮ciki ust, wi臋c sam stara艂 si臋 nie roze艣mia膰. Ginny tymczasem patrzy艂a na swoj膮 przyjaci贸艂k臋, jakby zwariowa艂a. Je艣li dobrze pami臋ta艂a, to w mugolskich filmach m贸wi膮 na to „trzymanie na muszce”.

- Jak uwa偶asz- warkn膮艂- Ale nie ominie ci臋 kara. Mam pozosta艂膮 cz臋艣膰 nocy na obmy艣lenie jej. A teraz oddaj mi r贸偶d偶k臋.

- Nie. Jak to wszystko si臋 sko艅czy, wtedy panu oddam, profesorze.

- Granger- zabrzmia艂o to zdecydowanie, jak pocz膮tek burzy.

- W艂a艣nie dlatego nie zamierzam odda膰, bo wtedy zacznie pan krzycze膰- z艂apa艂a si臋 za g艂ow臋 i wsta艂a- Musz臋 na chwil臋 wyj艣膰 na powietrze.

- Przeci膮偶enie obwod贸w?

Zignorowa艂a przytyk i czeka艂a na dworze, dop贸ki Bill i Fleur nie zeszli na d贸艂. Ch艂opak by艂 podekscytowany.

- Strzelaj, Hermiono- u艣miechn膮艂 si臋.

- Lepiej nie- mrukn膮艂 Snape po czym powt贸rzy艂 to wszystko, co m贸wi艂 wcze艣niej. Fleur po艂owy s艂贸w nie rozumia艂a, wi臋c Remus t艂umaczy艂 jej na francuski.

- Ale偶 to 艣miszne!- powiedzia艂a pod koniec- I Bill ma by膰 ten ochotnik?! Przecie偶 wy nie wicie co mu si臋 stanie!

- Nie powinno spowodowa膰 to trwa艂ych uraz贸w- powiedzia艂 spokojnie Snape- Na pewno nie otruje si臋, a na wszelkie… nast臋pstwa mo偶na znale藕膰 odtrutk臋 maj膮c w艂a艣ciw膮 trucizn臋.

- Odtrutk臋 na odtrutk臋?!

- Fleur- g艂os Billa by powa偶ny. Francuzka zamkn臋艂a si臋, ale nastroszy艂a pi贸rka. Lupin, Malfoy, Ginny i Hermiona musieli przesta膰 parska膰, ale to by艂o zbyt zabawne- Fleur i Snape wygl膮dali w tym momencie identycznie. Oboje nabzdyczeni i obra偶eni.

Rozdzia艂 21

Ginny odkaszln臋艂a i cicho si臋 odezwa艂a.

- Je艣li Remus mnie teraz pogryzie, to sama mog臋 za偶y膰 ten eliksir.

Siedem obecnych w pokoju os贸b wrzasn臋艂o:

- ZWARIOWA艁A艢?!

- Dobra, dobra. Nie by艂o propozycji.

- Zrozumia艂em o co ci chodzi- powiedzia艂 weso艂o Bill- Zreszt膮, podj膮艂em decyzj臋 zanim si臋 odezwa艂a艣. Wypij臋 to.

- Bill!- Fleur podnios艂a si臋 oburzona.

- Nie, Fleur. To nie jestem tylko ja. Jest wi臋cej ludzi, kt贸rzy maj膮 ten sam problem. Nie umr臋, to mi obiecali.

- Nikt ci tego nie obieca艂- warkn膮艂 Snape- Nie nadinterpretuj.

- No, w ka偶dym razie nie zak艂adaj膮 tego.

- Nie zamierzam pozwoli膰 ci umrze膰, Bill- powiedzia艂a Hermiona.

- Granger, przesta艅 si臋 udziela膰. Nie mo偶esz mu obiecywa膰 czego艣, co do czego nie jeste艣 pewna!

- Akurat jestem tego pewna! Nie zamierzam pozwoli膰 mu umrze膰!

- Jakby艣 mia艂a co艣 do gadania!

- Silencio!!!

Snape podskoczy艂 i spi膮艂 si臋 tak mocno, 偶e wygl膮da艂, jakby sam dosta艂 w艣cieklizny.

- Zawsze mo偶emy to najpierw przetestowa膰 na panu, bo w tej chwili wygl膮da pan niemal tak samo, jak Bill kiedy wpad艂 w sza艂.

Hagrid u艣miechn膮艂 si臋 lekko.

- Dobra, Hermiono, odpu艣膰 mu.

Wzruszy艂a ramionami i zwr贸ci艂a si臋 do Billa.

- Jak ju偶 m贸wi艂am, nie zamierzam pozwoli膰 ci umrze膰. Nie dostaniesz tej mikstury, dop贸ki nie b臋dziemy pewni, 偶e jest ona bezpieczna. Oczywi艣cie mo偶emy si臋 pomyli膰- skrzywi艂a si臋 i 艂zy nap艂yn臋艂y jej do oczu- Ale wtedy zrobi臋 wszystko co w mojej mocy, 偶eby ci pom贸c.

- Daj spok贸j- u艣miechn膮艂 si臋 ch艂opak- Wiem, 偶e tak zrobisz. I Snape tak samo, cho膰 gdyby m贸g艂 to teraz zarzeka艂by si臋 jak 偶aba b艂ota. Znam ryzyko.

- Bill- Fleur p艂aka艂a, a Hermionie na ten widok kroi艂o si臋 serce. Poczu艂a d艂o艅 na ramieniu i podnios艂a wzrok. Ginny j膮 rozumia艂a i wspiera艂a- Bill… A jak co艣 si臋 stanie? A jak ci nie pomog膮?

- Bardziej martwi臋 si臋 tym, 偶e mog臋 tobie zrobi膰 krzywd臋. Kiedy mo偶ecie zacz膮膰 prac臋 nad tym?

Hermiona zastanowi艂a si臋 i przyjrza艂a si臋 Remusowi.

- Do nast臋pnej pe艂ni jest miesi膮c. To za wiele- Snape wymachiwa艂 r臋kami- Tak, wiem o co panu chodzi. Sztucznie wywo艂any efekt pe艂ni- skin膮艂 niech臋tnie g艂ow膮- W dwa, trzy dni powinni艣my go stworzy膰. Remusie, czy… zechcesz prze偶y膰 to wi臋cej ni偶 raz na miesi膮c? Wystarczy jeden raz. Przystrzy偶emy ci grzwk臋, zrobimy manicure.

Lupin parskn膮艂 weso艂o.

- Jasne, 偶e tak. Tylko b臋d臋 musia艂 mie膰 Wywar Tojadowy. Nie chc臋 nikogo pok膮sa膰. Severusie?

Snape skin膮艂 g艂ow膮 krzywi膮c si臋, jakby kto艣 wsadzi艂 mu cytryn臋 do ust. W ciszy, kt贸ra zapad艂a us艂yszeli g艂os pani Weasley:

- Jest tu kto?

- Tutaj, Molly!- krzykn膮艂 pan Weasley. Pani Weasley, zm臋czona, wesz艂a do pokoju, uca艂owa艂a swoje dzieci, m臋偶a i Hermion臋, po czym rzuci艂a si臋 z obj臋ciami na Malfoya.

- Dzi臋kuj臋, dzi臋kuj臋, dzi臋kuj臋!!!- zacz臋艂a mu szlocha膰 w rami臋, a ten, niepewny co ma robi膰, poklepa艂 j膮 po ramieniu.

- Pani Weasley… Ja naprawd臋 nic nie zrobi艂em. Niech pani nie p艂acze- mia艂 s艂aby g艂os, ale i ona nie by艂a lekka. Hagrid wsta艂 i z艂apa艂 j膮 pod rami臋.

- No, Molly, nie r贸b sceny. Chod藕, po艂o偶ysz si臋 spa膰. Kiedy wracaj膮 Fred i George?

- Juuu-u-u-tro. Georgowi musi do ko艅ca zrosn膮膰 si臋 sk贸ra, a Fred nie chce go zostawia膰…

Kiedy pochlipywanie dobieg艂o ko艅ca Malfoy obr贸ci艂 si臋 do pana Weasleya.

- Ja tego nie chc臋. B艂agam, nie dzi臋kujcie mi! Przecie偶 ja tylu ludzi skrzywdzi艂em!

Pan Weasley u艣miechn膮艂 si臋.

- Ale my czujemy wdzi臋czno艣膰.

Malfoy obr贸ci艂 si臋 do Snape'a.

- No przecie偶 pan to rozumie, prawda?! Niech pan co艣 im powie.

Ten jedynie pokr臋ci艂 g艂ow膮, klepn膮艂 Malfoya w rami臋 i wskaza艂 Hermionie kuchni臋. Niech臋tnie si臋 podnios艂a i kiedy stan膮艂 przed kominkiem wyci膮gn膮艂 d艂o艅. Poda艂a mu niech臋tnie r贸偶d偶k臋. Skierowa艂 j膮 na swoje gard艂o i po chwili mrukn膮艂.

- Po偶a艂ujesz tego, Granger. Po偶a艂ujesz.

- Byle nie dzisiaj- jestem wyko艅czona.

- Ja ci dam wyko艅czenie!- rykn膮艂- Zrobi艂a艣 ze mnie durnia!

- To trzeba by艂o zamkn膮膰 drzwi od sypialni!

- Nie nale偶a艂o tam wchodzi膰!

- A jak niby mia艂am si臋 z panem skontaktowa膰?!

- Istniej膮 Patronusy, sowy, COKOLWIEK!

Pan Weasley zerkn膮艂 na Billa i machn膮艂 r臋k膮.

- Niech kto艣 idzie ich zamkn膮膰, bo albo pobudz膮 ca艂y dom, albo zaraz zaczn膮 fruwa膰 zakl臋cia.

W tym momencie Hermiona pisn臋艂a: „to bola艂o!” a po chwili us艂yszeli „z drogi, Granger!”. Zaciekawieni rzucili si臋 do drzwi kuchni i znale藕li malowniczy obrazek- Hermiona wisia艂a w powietrzu i macha艂a nogami staraj膮c si臋 dosi臋gn膮膰 twarzy Snape'a, a ten trzyma艂 jej r贸偶d偶k臋, ale mia艂 zaczerwienione oko.

- Nast臋pnym razem, Granger- wysycza艂- U偶ywaj czar贸w, nie si艂y. D藕gni臋cie przeciwnika r贸偶d偶k膮 w oko niewiele da. Teraz to ja mam twoj膮 r贸偶d偶k臋.

Dziewczyna obr贸ci艂a si臋 w powietrzu plecami do Snape'a, a Hagrid za艣mia艂 si臋 tubalnie.

- Zachowujecie si臋 jak pi臋cioletnie dzieci!

Snape sykn膮艂 niecierpliwie i zawiesi艂 Hermion臋 na 偶yrandolu.

- Przynajmniej nie kr臋cisz si臋 pod nogami. Jutro o 贸smej, tym razem punktualnie masz by膰 w sali Eliksir贸w. A to- pomacha艂 jej r贸偶d偶k膮- zabieram z sob膮. Hogwart!

Hermiona wisia艂a obra偶ona na 偶yrandolu, dop贸ki Hagrid jej stamt膮d nie zdj膮艂 chichocz膮c.

- Ale艣cie si臋 po偶arli, chichichi…

- Bardzo 艣mieszne- mrukn臋艂a- Mam go wybitnie dosy膰!

- No to ciekawe, jak zamierzacie wsp贸艂pracowa膰 przez ca艂y rok- za艣mia艂a si臋 Ginny, ale kiedy otrzyma艂a wymowne spojrzenie zamilk艂a. Remus po偶egna艂 si臋 i aportowa艂 si臋 do swojego mieszkania. Hagrid po chwili r贸wnie偶 wyszed艂, wci膮偶 si臋 艣miej膮c. Hermiona wstawi艂a wod臋 na herbat臋 i opar艂a si臋 o blat sto艂u ci臋偶ko wzdychaj膮c.

- Kto艣 chce herbaty?

Fleur posz艂a na g贸r臋, obra偶ona na ca艂y 艣wiat. Bill, Ginny, Malfoy i pan Weasley usiedli w kuchni. Wszyscy poprosili o herbat臋, wi臋c musia艂a wstawi膰 drugi czajnik. Zacz臋艂a masowa膰 sobie kark, kt贸ry j膮 strasznie bola艂. Zdj臋艂a gumk臋 do w艂os贸w i rozczesa艂a je palcami. Od razu lepiej. Nala艂a herbaty, do ka偶dego kubka wla艂a po kropli testera i odetchn臋艂a, jak za ka偶dym razem. Przenios艂a po dwa do sto艂u, a potem wzi臋艂a sw贸j. Pierwszy odezwa艂 si臋 Malfoy.

- Masz tupet, Granger- u艣miechn膮艂 si臋 weso艂o- Zawsze w Slytherinie bali艣my si臋 Snape'a, jak by艂em ma艂y te偶 nie czu艂em si臋 w jego towarzystwie komfortowo. W kr臋gach 艢miercio偶erc贸w ponad nim jest jedynie sam Czarny Pan. A ty po prostu zwin臋艂a艣 mu r贸偶d偶k臋 i zatka艂a艣 go.

- Wyluzuj, Malfoy, bo to wcale nie by艂o 艣mieszne. Musia艂am to zrobi膰, 偶eby mnie wys艂ucha艂 i nie przed艂u偶a艂 wszystkiego niepotrzebnymi wrzaskami.

- A teraz sama nie masz r贸偶d偶ki- u艣miechn膮艂 si臋 Bill. Cieszy艂 si臋, 偶e jest w jaki艣 spos贸b u偶yteczny. W tej chwili najbardziej przera偶a艂o go to, 偶e b臋dzie musia艂 stawi膰 czo艂a swojej narzeczonej.

- Przez jedena艣cie lat dawa艂am sobie bez niej rad臋, to i teraz dam- parskn臋艂a 艣miechem- Powiem wam, 偶e jednak w g艂臋bi duszy wci膮偶 jestem mugolem. Jak kto艣 mi m贸wi o b贸jce, to ja widz臋 b贸jk臋 na pi臋艣ci. Kiedy przy艂o偶y艂 mi w g艂ow臋 to chcia艂am odda膰. No i pierwszym odruchem by艂o uderzenie pi臋艣ci膮. Tylko zapomnia艂am, 偶e trzymam w niej r贸偶d偶k臋.

Pan Weasley omal si臋 nie ud艂awi艂 herbat膮.

- Wi臋c mugole bij膮 si臋 na pi臋艣ci?

- Tak. Czasem u偶ywaj膮 jakich艣… przedmiot贸w, ale zwyk艂e b贸jki s膮 na pi臋艣ci.

- Fascynuj膮ce.

- Co ciekawsze, jest kilka sport贸w, kt贸re opieraj膮 si臋 na przemocy. Boks, karate, judo, zapasy, rugby… Ca艂kiem sporo tego.

- Czy jak udacie si臋 z Ginny do Brighton, to mog艂aby艣… no wiesz…

- Rozumiem- u艣miechn臋艂a si臋, opar艂a g艂ow臋 o r臋k臋 i zasn臋艂a, zanim si臋 zorientowa艂a.

Rozdzia艂 22

Ginny w艂a艣nie odpowiada艂a Malfoyowi na pytanie dotycz膮ce Zjednoczonych z Puddlemore, gdy Hermiona uderzy艂a czo艂em w st贸艂. Nie zareagowa艂a i spa艂a dalej. Bill za艣mia艂 si臋 g艂o艣no i poczochra艂 jej przyjaci贸艂k臋 po w艂osach.

- Biedactwo- mrukn膮艂- Nie do艣膰, 偶e musi znosi膰 Snape'a, robi膰 stado mikstur i bi膰 si臋, to jednak wci膮偶 znajduje czas, by o mnie pomy艣le膰.

- Jak dla mnie, to oni znajduj膮 w tym pewn膮 rozrywk臋- u艣miechn膮艂 si臋 pan Weasley- M贸g艂bym przysi膮c, 偶e Severus kilka razy prawie si臋 u艣miechn膮艂.

- A wie pan, 偶e to samo zauwa偶y艂em?- Malfoy pokr臋ci艂 g艂ow膮 z niedowierzaniem, tylko Ginny si臋 skrzywi艂a.

- O czym wy gadacie? Hermiona jest tak wyko艅czona, 偶e zasn臋艂a na miejscu, wcze艣niej rzuci艂a si臋 na kogo艣 z 艂apami drugi raz w ca艂ym swoim 偶yciu, potem zawis艂a na 偶yrandolu, a wy doszukujecie si臋 w tym rozrywki?

Wszyscy wzruszyli ramionami, a Ginny pokr臋ci艂a z niedowierzaniem g艂ow膮. M臋偶czy藕ni. Bill wzi膮艂 jej przyjaci贸艂k臋 na r臋ce i zani贸s艂 do pokoju. Omal nie zabi艂 si臋 na schodach bo dziewczyna wymamrota艂a: „艣mierdz膮cy nietoperz… silencio…”. Usiad艂 na stopniu i dos艂ownie wy艂 z rado艣ci. Ginny przebra艂a przyjaci贸艂k臋 i przykry艂a j膮 ko艂dr膮.

- Ale艣 si臋 wkopa艂a, Hermiona…

Pog艂aska艂a j膮 po g艂owie i cicho zamkn臋艂a drzwi. W drzwiach zderzy艂a si臋 z Ronem.

- Jest ju偶 Hermiona?

- Jest, ale 艣pi.

- Mia艂a do mnie przyj艣膰!

- Ciiiszej… Nie mog艂a. By艂a zbyt zm臋czona.

- Jeszcze kilka minut temu s艂ysza艂em, jak si臋 dar艂a na Snape'a.

- I zaraz po tym zasn臋艂a. Id藕 spa膰, Ron. Jutro z ni膮 porozmawiasz.

- Ja nie wiem! Czy ona w og贸le pami臋ta, 偶e ma przyjaci贸艂?!

W Ginny si臋 zagotowa艂o.

- Gdyby nie ci przyjaciele, to nie musia艂aby znosi膰 tego dupka i robi膰 tylu mikstur, 偶e po powrocie pada na nos! Wyno艣 si臋, bo ci臋 przekln臋 Upiorogackiem!

Jej brat skrzywi艂 si臋, ale wr贸ci艂 do swojego pokoju. Potar艂a oczy i zesz艂a do kuchni. Jej tata poszed艂 uspokaja膰 mam臋, a Bill Fleur. Malfoy siedzia艂 w k膮cie i patrzy艂 nienawistnie na tatua偶 na lewym przedramieniu. Gdy j膮 zauwa偶y艂 opu艣ci艂 szat臋 i zrobi艂 jej miejsce.

- Dlaczego nie 艣pisz?

- Nie mog臋 zasn膮膰. Czuj臋 si臋… obcy.

- Daj spok贸j. Zosta艂e艣 przyj臋ty ze wszelkimi mo偶liwymi honorami. Czego by艣 jeszcze chcia艂?

- Spokoju duszy. Ale to nigdy mi si臋 nie uda, prawda?

- Zabi艂e艣?

Spojrza艂 na ni膮 rozszerzonymi oczami.

- Nie. Nigdy! Ale… torturowa艂em. Mugoli, czarodziej贸w, nawet dzieci…

Zacisn膮艂 szcz臋ki i z艂apa艂 si臋 za g艂ow臋.

- To jest chore, Weasley. Naprawd臋. Czarny Pan ma r贸wno poryte pod garnkiem.

- Ginny- u艣miechn臋艂a si臋- Mam na imi臋 Ginny. Jak b臋dziesz w tym domu m贸wi艂 do mnie聽 Weasley, to odpowie ci wi臋cej ni偶 jedna osoba. Co do stanu umys艂owego Sam-Wiesz-Kogo to jestem od dawna u艣wiadomiona, 偶e jest nienormalny. Mniej wi臋cej od drugiej klasy, kiedy omal nie umar艂am przez niego. Czy te偶 przez jego wyobra偶enie.

- Wiesz co, Wea… Ginny? Najgorsze co mo偶e przytrafi膰 si臋 cz艂owiekowi takiemu jak ja, to podzi臋kowania. Torturowa艂em przyjaci贸艂 twoich rodzic贸w, a oni mi dzi臋kuj膮 za uratowanie Freda i Georga, kt贸rych, jak mi si臋 wydawa艂o jeszcze kilka miesi臋cy temu, nienawidz臋. 呕yczy艂em wam wszystkim naprawd臋 藕le. A kiedy przysz艂o co do czego wysz艂o na to, 偶e jestem tch贸rzem. A wy mi jeszcze dzi臋kujecie.

Obj膮艂 kolano ramionami i kiedy dotar艂 do niej jego zapach ledwo powstrzyma艂a 艣limacze spojrzenie. Dopiero po chwili zaufa艂a swojemu g艂osowi na tyle, 偶eby si臋 odezwa膰.

- Je艣li zabijanie czyni ci臋 odwa偶nym, to ciesz臋 si臋, 偶e jeste艣 tch贸rzem. 呕e my wszyscy jeste艣my tch贸rzami. Musz臋 ci powiedzie膰, 偶e wpadaj膮c do moich braci, kt贸rzy na pewno by ci臋 zaatakowali i ostrze偶enie ich… To naprawd臋 by艂 bohaterski czyn. Moja mama w pierwszej wojnie straci艂a braci i po艂ow臋 dalszej rodziny. Tata tak samo. Mimo to potrafi膮 rozmawia膰 ze Snape'em. Potrafimy chowa膰 uraz臋, ale je艣li kto艣 nam si臋 przys艂u偶y czym艣, to w tym momencie wyr贸wnuje swoje z艂e uczynki dobrymi i ma czyst膮 kart臋. Nie licz Rona, bo on jest wyj膮tkowo t臋py. Masz u nas wszystkich, w mojej rodzinie, u moich przyjaci贸艂, w Zakonie czyst膮 kart臋. Graj fair, a nie b臋dziesz musia艂 i艣膰 z pochylon膮 g艂ow膮. Rozumiesz co mam na my艣li?

Skin膮艂 g艂ow膮 i nie艣mia艂o si臋 u艣miechn膮艂.

- Dzi臋kuj臋. Naprawd臋 dzi臋kuj臋.

- Nie ma sprawy, Malfoy. Dobra, ja b臋d臋 sz艂a spa膰- wsta艂a i przeci膮gn臋艂a si臋- Pogadajmy jeszcze kiedy艣 na temat Quidditcha, co? Dobranoc.

Obr贸ci艂a si臋 i mia艂a i艣膰, gdy z艂apa艂 j膮 za r臋k臋. Spali艂a raka i mia艂a wra偶enie, 偶e ca艂a si臋 trz臋sie, ale odwr贸ci艂a g艂ow臋.

- Tak?

B艂臋kitne oczy Malfoya wpatrywa艂y si臋 w ni膮 intensywnie.

- Dzi臋kuj臋, naprawd臋. Poza tym… mam na imi臋 Draco.

Rozdzia艂 23

Harry nie spa艂 dobrze tej nocy. Nie do艣膰, 偶e m臋czy艂y go koszmary, to w dodatku Ron przez ca艂膮 noc kr臋ci艂 si臋 z boku na bok i narzeka艂 na Hermion臋. Wsta艂 do艣膰 wcze艣nie i zszed艂 do kuchni. Zdziwi艂 si臋 widz膮c pani膮 Weasley, Malfoya i Hermion臋.

- Dzie艅 dobry.

- Harry, kochaneczku, mamy dzi艣 p艂atki i zup臋 mleczn膮. Draco, we藕 sobie jeszcze dok艂adk臋. Hermiono, jak nie zjesz wi臋cej, to zn贸w wr贸cisz g艂odna, jak wilk.

W tym momencie przez drzwi weszli bli藕niacy.

- Cze艣膰, Harry. My ju偶…

- …przyszli艣my dwie godziny temu.

Usiedli ko艂o Malfoya i spokojnie jedli 艣niadanie. Blondyn lekko si臋 spi膮艂 i zarumieni艂. By艂o mu g艂upio. Hermiona za to co chwila podsypia艂a.

- Lepiej si臋 obud藕 Hermiono, bo widzieli艣my dzi艣 Snape'a.

- Jest w wyj膮tkowo parszywym humorze. W sumie dawno…

- …nie widzia艂em go tak wkurzonego.

- Och, dzi臋ki za pocieszenie- wymamrota艂a i nieco zblad艂a- Pani Weasley, czy mog艂aby mi pani jakie艣 kanapki zapakowa膰? Wzi臋艂abym je z sob膮. Mam dzisiaj z osiem kocio艂k贸w do odb臋bnienia, a potem lekcja Oklumencji. Pami臋tasz, Harry?

Ch艂opak wzdrygn膮艂 si臋 i si臋gn膮艂 po chochl臋.

- Mog艂aby艣 postara膰 si臋 nie wkurza膰 go bardziej? 呕eby potem nie wy偶ywa艂 si臋 na mnie i Ronie?

- Dzi臋ki, Harry- sykn臋艂a i z艂apa艂a kanapki- Jeste艣 bardzo uprzejmy. Dzi臋kuj臋, pani Weasley.

Wesz艂a do kominka i przenios艂a si臋 do Hogwartu. Malfoy patrzy艂 na niego niepewnie.

- No co? Powiedzia艂em co艣 nie tak?

- Zabrzmia艂o to do艣膰 egoistycznie. Co nie zmienia faktu, 偶e Granger lepiej by zrobi艂a, gdyby przesta艂a podskakiwa膰. Snape potrafi by膰 przykry.

Harry prze艂kn膮艂 zup臋 wspominaj膮c s艂owa Rona: 呕e niby gdyby nie troszczy艂a si臋 o nas, to nie siedzia艂aby z tym t艂ustow艂osym dupkiem i nie robi艂aby miksturek. B臋dzie j膮 musia艂 przeprosi膰.

Rozdzia艂 24

Hermiona sz艂a do sali Eliksir贸w z dusz膮 na ramieniu i mocno bij膮cym sercem w gardle. Uchyli艂a drzwi i najpierw wsun臋艂a g艂ow臋. Pusto. Odetchn臋艂a i wesz艂a do 艣rodka zamykaj膮c drzwi. Tym razem bez oci膮gania si臋 podesz艂a do jego biurka i odnalaz艂a ciekawi膮ce j膮 dokumenty. Cholera, czy on musia艂 mie膰 takie ci臋偶kie do odczytania pismo?! Przejrza艂a kilka pierwszych pergamin贸w- 偶aden nie by艂 tym, kt贸rego mog艂a szuka膰. Otworzy艂a pierwsz膮 szufladk臋, ale tam by艂y jedynie atramenty i r贸偶ne zarekwirowane uczniom przedmioty. Dwie nast臋pne szuflady by艂y zamkni臋te i to nie na zamek. Bez r贸偶d偶ki si臋 nie obejdzie. Usiad艂a na swoim stole i zacz臋艂a kiwa膰 nogami. Mog艂a zje艣膰 wi臋cej na 艣niadanie- to mo偶e by膰 jej ostatni posi艂ek na bardzo d艂ugi czas. W sumie powinna zje艣膰 mniej- nie by艂oby obawy, 偶e zwymiotuje z nerw贸w. Kiedy drzwi si臋 otworzy艂y omal nie zemdla艂a. Snape wszed艂, zamkn膮艂 za sob膮 drzwi i po raz pierwszy zabezpieczy艂 je zakl臋ciem. Opar艂 si臋 o biurko i wyci膮gn膮艂 z r臋kawa jej r贸偶d偶k臋. Bawi艂 si臋 ni膮, przesuwaj膮c pomi臋dzy palcami.

- I co ja mam z tob膮 zrobi膰, Granger?- zapyta艂 ponuro- Od momentu gdy uko艅czy艂em si贸dm膮 klas臋 nikt mnie tak nie poni偶y艂.

- Nie zamierza艂am…

- Silencio- mrukn膮艂 i poczu艂a, 偶e nie wydobywaj膮 si臋 z niej 偶adne d藕wi臋ki- Zobaczysz jakie to mi艂e, kiedy chcesz co艣 powiedzie膰, a nie mo偶esz. Kontynuuj膮c. Od dwudziestu lat nikt mnie nie poni偶y艂 tak, jak ty wczoraj. Najpierw zakrad艂a艣 si臋 do mojego gabinetu, nast臋pnie do mojego pokoju, gdzie ukrad艂a艣 mi r贸偶d偶k臋. Kaza艂a艣 mi si臋 ubra膰 pomimo tego, 偶e wchodz膮c do mojej sypialni powinna艣 spodziewa膰 si臋… r贸偶nych widok贸w. Uciszy艂a艣 mnie, zala艂a艣 potokiem elokwencji i przekl臋艂a艣 Petrificus Totalus na oczach Artura Weasleya. Potem nabija艂a艣 si臋 ze mnie w otoczeniu moich uczni贸w oraz prywatnych wrog贸w, jakim na pewno jest Remus Lupin. Zachowywa艂a艣 si臋 jak… jak pani jakiego艣 zwierz膮tka. Posy艂a艂a艣 mnie r贸偶d偶k膮 tu i tam, zabiera艂a艣 g艂os i oddawa艂a艣 kiedy ci si臋 podoba艂o. Nast臋pnie, kiedy zas艂u偶enie uderzy艂em ci臋 w ten pusty 艂eb rzuci艂a艣 si臋 na mnie z pi臋艣ciami i w efekcie prawie wyk艂u艂a艣 mi oko r贸偶d偶k膮- tam zaraz wyk艂u艂a. Uderzy艂a zdecydowanie bardziej w ko艣膰 policzkow膮, ni偶 oko- Gdybym za ka偶de z tych przewinie艅 mia艂 odejmowa膰 pi臋膰dziesi膮t punkt贸w, to Gryffindor wci膮偶 by艂by na minusie, gdy sko艅czy艂by si臋 drugi semestr. Gdybym chcia艂 obdarzy膰 Pottera, dw贸jk臋 Weasley贸w, Longbottoma i Lovegood szlabanami za ka偶de z tych przewinie艅, to Filch mia艂by ich dosy膰, a oni nie zaliczyliby roku z braku wolnego czasu. Wi臋c co mam z tob膮 zrobi膰, Granger?!- ostatnie zdanie zabrzmia艂o wyj膮tkowo nieprzyjemnie- Zastanawia艂em si臋 nad obdarowaniem ci臋 dodatkowymi pracami, ale eliksiry i tak zajm膮 ci wi臋kszo艣膰 czasu, wi臋c to nie ma sensu. Do Hogsmeade i tak si臋 nie wybierzesz, bo jeste艣 na Li艣cie. Nie mog臋 zabroni膰 ci dost臋pu do biblioteki, bo to wywo艂a艂oby protest w gronie nauczycielskim. Nie wolno mi rzuca膰 na ciebie 偶adnych zakl臋膰, bo to by艂oby wbrew mojemu honorowi. Zastanawia艂em si臋 nad przeniesieniem ci臋 do Slytherinu, ale decyzje Tiary Przydzia艂u s膮 niepodwa偶alne. Potem pomy艣la艂em o tym, 偶e m贸g艂bym nakaza膰 ci sp臋dza膰 z dwie, trzy godziny z najgorszym pracownikiem w szkole, ale potem doszed艂em do wniosku, 偶e i tak ze mn膮 sp臋dzasz wystarczaj膮co du偶o czasu- za艣mia艂a si臋 bezg艂o艣nie. Wiedzia艂, 偶e jest najgorszym pracownikiem?- Bardzo dowcipne, faktycznie. Problem w tym, Granger, 偶e ka偶da zemsta jaka przychodzi mi do g艂owy jest problemem albo dla mojego honoru, albo dla regulacji szkolnych. Nie mog臋 ci臋 odwo艂a膰 ze stanowiska Prefekt Naczelnej, bo i tak ni膮 nie zostaniesz. Masz tutaj sp臋dza膰 ka偶de popo艂udnie, wi臋c na inne obowi膮zki nie znajdziesz czasu. Odwo艂a膰 Pottera i Weasley贸w z dru偶yny Quidditcha nie mog臋, bo nie jestem opiekunem ich domu, ani kapitanem dru偶yny. M贸g艂bym dawa膰 im szlabany za ka偶dym razem, gdy zbli偶a si臋 mecz, ale Minerwa interweniowa艂aby u Dumbledora. Zakaza膰 ci wizyt w Norze? Molly podniesie krzyk, 偶e pewnie ci臋 m臋cz臋- nie mog艂a uwierzy膰. Jego naprawd臋 dra偶ni艂o to, 偶e nie mo偶e znale藕膰 na ni膮 haka- M贸g艂bym ci臋 wzi膮膰 na prywatn膮 s艂u偶膮c膮, ale po ca艂ym dniu pracy b臋dziesz musia艂a jeszcze odrobi膰 zadania domowe i pouczy膰 si臋 do owutem贸w. Na kochank臋 ci臋 nie wezm臋, bo jeste艣 za m艂oda- wzdrygn臋艂a si臋 i skrzywi艂a- Spokojnie, my艣l o tobie ze mn膮 r贸wnie偶 nie sprawia mi przyjemno艣ci. Chyba, 偶e…

W jego oczach zap艂on臋艂o jakie艣 dziwne 艣wiat艂o. Niezbyt podoba艂y si臋 jej dwa ostatnie zdania razem. Zw艂aszcza to niedoko艅czone. Kiedy zbli偶y艂 si臋 do niej i podni贸s艂 jej g艂ow臋, p艂aka艂a ze strachu. Na jego twarzy najpierw pojawi艂 si臋 szok, potem co艣 w rodzaju konsternacji, a na samym ko艅cu co艣, co wygl膮da艂o jak czu艂e rozbawienie.

- Ty idiotko- powiedzia艂- Chyba nie s膮dzi艂a艣, 偶e zamierzam cokolwiek ci zrobi膰?

Jej 艂zy by艂y najlepsz膮 odpowiedzi膮. Ba艂a si臋. Ba艂a si臋 strasznie. Pr贸bowa艂a go odepchn膮膰, ale sta艂 w miejscu i wci膮偶 mocno przytrzymywa艂 jej brod臋. Wpad艂a w panik臋 i zacz臋艂a go kopa膰 i odpycha膰. Nie mog艂a nawet krzycze膰 „pomocy!”! Z艂apa艂 j膮 mocno i przycisn膮艂 do siebie tak, by nie mog艂a si臋 rusza膰. By艂 dla niej za silny. Wygl膮da艂 na chuchro, ale w tych d艂oniach nawyk艂ych do ci臋偶kiej pracy by艂o zbyt wiele si艂y. Dopiero po jakim艣 czasie dotar艂o do niej, 偶e co艣 m贸wi. I to tonem, kt贸rego nigdy u niego nie s艂ysza艂a.

- No, ju偶… Spokojnie. Spokojnie… Naprawd臋 nic ci nie zrobi臋. Ju偶…

G艂adzi艂 j膮 po g艂owie i uspokaja艂! Przesta艂a si臋 wyrywa膰 i dopiero wtedy zrobi艂 kilka krok贸w do ty艂u. Zauwa偶y艂a, 偶e twarz ma 艣ci膮gni臋t膮, jakby co艣 go bola艂o.

- Nie chcia艂em, 偶eby tak to wysz艂o- mrukn膮艂- Chcia艂em si臋 jedynie spyta膰, czy jeste艣 dziewic膮.

Drgn臋艂a, ale skin臋艂a g艂ow膮 potakuj膮co. Ronowi pozwoli艂a jedynie dotyka膰 d艂o艅mi piersi, ale nie dzia艂a艂o to na ni膮, wi臋c kaza艂a mu si臋 odczepi膰.

- Tylko o to chodzi艂o. Twoj膮 kar膮 b臋dzie krew. Wiesz dobrze, 偶e krew dziewicy dodaje si臋 do kilku mikstur- skin臋艂a g艂ow膮 i tak jej ul偶y艂o, 偶e a偶 usiad艂a na ziemi. Po chwili milczenia wr贸ci艂 do swojego zwyk艂ego tonu- Granger, nie b膮d藕 艣mieszna i wsta艅. Chyba nie s膮dzi艂a艣, 偶e zamierzam po艂o偶y膰 na tobie d艂onie?! Pfff, g艂upi bachor. Wsta艅 i przesta艅 si臋 maza膰!

Pos艂usznie si臋 podnios艂a, ale nogi wci膮偶 jej dr偶a艂y. Poda艂 jej jak膮艣 chusteczk臋 i dopiero po chwili si臋 uspokoi艂a.

- Panikara- mrukn膮艂- My艣la艂by kto, 偶e god艂em Gryffindoru jest lew, a nie kurczak. Je艣li sko艅czy艂a艣 ju偶 swoje fanaberie, to we藕 si臋 za eliksir z tej ksi膮偶ki- machn膮艂 r贸偶d偶k膮 i wielki tom klapn膮艂 na stolik, a strony same zacz臋艂y si臋 przewraca膰- Wszystko masz tam dok艂adnie opisane. Nie wiem czy s艂ysza艂a艣 o Eliksirze Rodwana?

Pokr臋ci艂a g艂ow膮.

- To do艣膰 skomplikowany eliksir, ale dla nas szalenie wa偶ny. Potrafi cz艂owieka nawet o krok od 艣mierci przywr贸ci膰 do 偶ycia- na chwil臋 zamilkn膮艂, po czym doda艂 niech臋tnie- Tym w艂a艣nie uraczy艂a mnie Poppy kilka dni temu. Zu偶y艂a na mnie ca艂膮 butelk臋, chocia偶 zwykle wystarczy kilka kropel. Problemem tego eliksiru, mimo jego skuteczno艣ci, jest kwestia etyczna. Potrzebna jest niewinna krew. Dziewicy lub jednoro偶ca. Na nieszcz臋艣cie- doda艂 z przek膮sem- o jednoro偶ce 艂atwiej ni偶 o dziewice.

Zachichota艂a, czy raczej, zachichota艂aby gdyby mog艂a. Snape rzuci艂 jej ponure spojrzenie.

- Nie ciesz si臋, to prawdziwa katastrofa. Krew do eliksir贸w jest cenna, ale, jak ju偶 m贸wi艂em, ma obwarowania etyczne. Po pierwsze musi zosta膰 oddana dobrowolnie i skaleczenie musi zada膰 sobie ofiara. Po drugie musi to by膰 cz艂owiek minimum p贸艂 roku przed pe艂noletno艣ci膮 i jednoro偶ec co najmniej trzylatek.

Zacz臋艂a na migi co艣 pokazywa膰.

- O co ci chodzi?- lekko si臋 zarumieni艂, gdy zrozumia艂- Tak, ch艂opcy te偶 mog膮 by膰 dawcami. Jednak u nich trudniej jest oceni膰, co jest… eh… pierwszym razem. Granger, musi ci臋 to tak interesowa膰?! Po偶ycz臋 ci ksi膮偶k臋 na ten temat, a pan Weasley na pewno ma kilka odpowiednich gazet- warkn膮艂- W ka偶dym razie u dziewcz膮t 艂atwiej to stwierdzi膰. Ostatnia dawczyni tydzie艅 temu straci艂a dziewictwo, przez co mam deficyt dziewic- mrukn膮艂, a jej si臋 chcia艂o 艣mia膰. Wydawa艂o si臋, 偶e uwa偶a za osobist膮 obraz臋 to, 偶e ta dziewczyna straci艂a dziewictwo- Cholerna baba, nie umia艂a utrzyma膰 hormon贸w na wodzy. Co za g艂upota! Teraz ty b臋dziesz nasz膮 dojn膮 krow膮 pod tym wzgl臋dem, wi臋c trzymaj si臋 z dala od ch艂opak贸w przez najbli偶szy czas.

Otworzy艂a usta z oburzenia i tupn臋艂a nog膮 staraj膮c si臋 przekaza膰, 偶e to nie on b臋dzie decydowa艂 o jej 偶yciu seksualnym. Jednak trudno by艂o mu to przekaza膰 bez wykonywania obscenicznych gest贸w, w dodatku najwyra藕niej bawi艂o go jej zak艂opotanie.

- Nie mam poj臋cia co mi zamierzasz przekaza膰, Granger, wi臋c na chwil臋 uwolni臋 tw贸j g艂os. Lepiej zwa偶aj na s艂owa i, zaraz jak to by艂o… Ach, spr贸buj tylko podnie艣膰 g艂os.

Nabra艂a powietrza i zacz臋艂a m贸wi膰 powoli, chocia偶 rozsadza艂a j膮 w艣ciek艂o艣膰.

- Nie b臋dzie pan decydowa艂 o moim 偶yciu seksualnym. Mog臋 robi膰 co mi si臋 podoba z moim cia艂em. Je艣li b臋d臋 chcia艂a nawet w tej chwili straci膰 dziewictwo, to to zrobi臋, bo mi si臋 tak podoba!

U艣miechn膮艂 si臋 wyj膮tkowo paskudnie.

- Czy to propozycja, Granger? Wydaje mi si臋, 偶e wyra藕nie powiedzia艂em, 偶e jeste艣 za m艂oda. Co do twojego 偶ycia… ech… seksualnego, kt贸rego zapewne nie posiadasz, to twoj膮 KAR膭 jest oddawanie krwi. Obliguje ci臋 to do pozostania dziewic膮.

- Ty…!!!

Nie zd膮偶y艂a powiedzie膰, bo zabra艂 jej g艂os. By艂 tak ko艂tu艅sko z siebie zadowolony, 偶e a偶 szlag j膮 trafia艂! Kopn臋艂a stolik, ale sko艅czy艂o si臋 to tylko b贸lem palca.

- Jeszcze si臋 uszkodzisz. W ka偶dym razie we藕 si臋 za to. Na jeden kocio艂ek przypada 220ml. B臋dziesz mocno os艂abiona po tym, wi臋c ja doko艅cz臋 za ciebie. Pytania?

Przywr贸ci艂 jej g艂os.

- A… ile b臋dzie tych kocio艂k贸w?

- Dwa.

J臋kn臋艂a.

- Jak cz臋sto b臋d臋 musia艂a oddawa膰 krew?

- Raz na tydzie艅.

Zrobi艂o jej si臋 s艂abo.

- Nie dziwi臋 si臋, 偶e ta dziewczyna straci艂a dziewictwo. Te偶 nabra艂am na to ochoty. To b臋dzie za du偶o!

- Poppy b臋dzie ci podawa艂a mikstury na przyrost krwi, wi臋c nie padniesz. Wbrew temu co o mnie m贸wi膮 uczniowie nie jestem wampirem.

- Ale na pewno jego bliskim krewnym- mrukn臋艂a i za to zosta艂a pozbawiona g艂osu.

- Przez pierwsze dwie godziny nie b臋dziesz potrzebowa艂a ani r贸偶d偶ki, ani g艂osu. Bierz si臋 do pracy!

Rozdzia艂 25

By艂 to najtrudniejszy eliksir z jakim mia艂a do czynienia. Tylu sk艂adnik贸w w tak niewielkich odst臋pach czasu nie widzia艂a nigdzie indziej. Jednak przypomnia艂a sobie, jak wygl膮da艂 Snape na spotkaniu Zakonu zanim wyszli z kuchni pa艅stwa Weasley贸w. By艂a pewna, 偶e umrze. Wi臋c je艣li ten eliksir potrafi艂 uratowa膰 cz艂owieka tak bliskiego 艣mierci, to ona da z siebie wszystko. I to dos艂ownie. Skupi艂a si臋 maksymalnie. Powoli dochodzi艂a do perfekcji- jej kostki nie mia艂y dysproporcji, a odmierzane proszki by艂y co do mililitra dok艂adne. Wi臋kszy problem mia艂a z mieszaniem. Eliksir pryska艂 i dwa razy chlapn膮艂 jej na spodnie wypalaj膮c w nich dziury. Przypomnia艂a sobie rozmow臋 z Ginny, 偶e chyba b臋dzie musia艂a lata膰 w majtkach, ale wola艂a ju偶 mie膰 te dziury. W pewnym momencie nie wytrzyma艂a. Podesz艂a do Snape'a i poci膮gn臋艂a go za r臋kaw szaty.

- Czego?!

Wyci膮gn臋艂a d艂o艅 po r贸偶d偶k臋. Wskaza艂a na kocio艂ki, udawa艂a, 偶e miesza po czym wskaza艂a na spodnie i zn贸w wyci膮gn臋艂a r臋k臋.

- Nowa chochla? Utopi艂a艣 wszystkie.

Tupn臋艂a nog膮 i ponownie wyci膮gn臋艂a r臋k臋, a Snape najwidoczniej mia艂 z tego 艣wietny ubaw.

- Tak zachowuj膮 si臋 pi臋ciolatki. Popro艣.

Zapowietrzy艂a si臋, ale mia艂a coraz mniej czasu- musia艂a zaraz zamiesza膰. Odetchn臋艂a kilka razy i zn贸w poci膮gn臋艂a go za r臋kaw.

- S艂ucham?- spyta艂 jadowicie. Podnios艂a d艂o艅, zamruga艂a kilka razy rz臋sami i u艣miechn臋艂a si臋 rado艣nie wyobra偶aj膮c sobie, 偶e stoi przed ni膮 Ron, nie Snape- No, prosz臋. Jak chcesz to potrafisz.

Wyci膮gn膮艂 jej r贸偶d偶k臋 z kieszeni w wielkich r臋kawach i poda艂 jej. Przywr贸ci艂a sobie g艂os.

- Pan si臋 艣wietnie bawi moim zak艂opotaniem, prawda?

- Jedna jedyna dobra strona dziewic- parskn膮艂- Tak 艂atwo si臋 czerwieni膮 na byle g艂upot臋.

Podbieg艂a do eliksiru, bo by艂 to czas by go zamiesza膰. Od razu lepiej. R贸偶d偶ka le偶a艂a w jej d艂oni, jak ula艂. Musia艂a przyzna膰, 偶e bez niej czu艂a si臋 bezbronna. Rzuci艂a kilka zakl臋膰, tylko jedno wymaga艂o p贸艂godzinnego skupienia i dosz艂a do cz臋艣ci najtrudniejszej.

- Panie profesorze… Krew.

- Ju偶- mrukn膮艂 i rzuci艂 kilka zakl臋膰 nad swoimi kocio艂kami. Na chwil臋 znikn膮艂 w magazynie, sk膮d wr贸ci艂 z sierpem.

- Ja t膮 r臋k臋 mam sobie obci膮膰, czy co?!

- Nie, Granger- warkn膮艂- Jedynie naci膮膰 nadgarstek. Ten sierp to robota goblin贸w. Wiecznie ostry. Mog臋 wzi膮膰 zwyk艂y n贸偶, ale b臋dzie bardziej bola艂o.

- Do czego przelewamy?

Przywo艂a艂 dwie miarki, kt贸re mia艂y r贸wne 220ml zaznaczone kresk膮 i by艂o jeszcze nieco wy偶ej, ale tylko po to, by si臋 krew nie wylewa艂a. Snape poda艂 jej sierp.

- Tnij, Granger.

- Jak? Nie chc臋 przy okazji odr膮ba膰 sobie r臋ki.

Westchn膮艂 ci臋偶ko.

- Czy ja naprawd臋 musz臋 sam wszystko robi膰?!- krzykn膮艂 i przy艂o偶y艂 sierp do jej nadgarstka- Poci膮gniesz nim troch臋 w d贸艂. Nie za g艂臋boko, nie za p艂ytko.

Serce wali艂o jej jak oszala艂e.

- Czekaj- powiedzia艂 w pewnym momencie.

- No, cholera! Akurat mia艂am ci膮膰 i czu艂am si臋 przygotowana!

- Jeszcze jedno s艂owo, Granger- wysycza艂- a ponownie odbior臋 ci g艂os. Zdejmij szat臋. Nie chcesz chyba jej pobrudzi膰?

Sam te偶 zdj膮艂 te swoje obszerne szaty i zosta艂 w czarnych spodniach i bia艂ej, wysoko zapinanej koszuli. Zacz膮艂 podwija膰 r臋kawy. Hermiona mia艂a pod szat膮 przepalone d偶insy i najzwyklejszy podkoszulek, ale z nerw贸w tak si臋 spoci艂a, 偶e przylgn膮艂 jej do cia艂a i czu艂a si臋 niemal naga. Okropne wra偶enie.

- Tnij- mrukn膮艂. Poci膮gn臋艂a i poczu艂a piek膮cy b贸l. Z jej nadgarstka, do pojemnik贸w zacz臋艂a kapa膰 krew. Kilka kropel zmoczy艂o jej spodnie, koszulk臋 i twarz.

- Uspok贸j si臋 Granger- warkn膮艂- Tak si臋 spi臋艂a艣, 偶e ci ci艣nienie skoczy艂o i krew leje si臋 za mocno.

- 艁atwo powiedzie膰. Niech pan sobie kroi r臋k臋, a ja pana b臋d臋 uspakaja膰, co?!

- Nie panikuj. Rozlu藕nij si臋. Ju偶 nie boli, prawda?

- Nie- powiedzia艂a zdziwiona.

- Problem z pierwszym naci臋ciem jest taki, 偶e cz艂owiek boi si臋 b贸lu- powiedzia艂 spokojnie, wci膮偶 podwijaj膮c powoli r臋kawy- Jednak za drugim i trzecim razem przychodzi to ca艂kiem 艂atwo. Po 贸smym mo偶na nawet to polubi膰.

- M贸wi pan z w艂asnego do艣wiadczenia?

Na chwil臋 przesta艂 rusza膰 d艂o艅mi.

- Tak. Z w艂asnego. Teraz b臋dziesz musia艂a znie艣膰 m贸j dotyk- przy艂o偶y艂 d艂onie do jej prawej r臋ki i zacz膮艂 przesuwa膰 palcami od barku do nadgarstka- Sp臋dzam krew na d贸艂. W pewnym momencie ci艣nienie przestanie j膮 wypycha膰 i b臋dzie potrzebowa艂a dodatkowych bod藕c贸w.

Kolejny pow贸d, by przesta膰 by膰 dziewic膮- pomy艣la艂a, gdy jego ch艂odne, lekko wilgotne palce dotkn臋艂y jej ramienia. Mia艂a wra偶enie, 偶e kto艣 jej jedzie ryb膮 po r臋ce. Jednak chc膮c, nie chc膮c musia艂a przyzna膰, 偶e mia艂 wyj膮tkowo zgrabne r臋ce. D艂ugie, szczup艂e palce przechodzi艂y w du偶膮, umi臋艣nion膮 i nieco 偶ylast膮 d艂o艅, kt贸ra spotyka艂a si臋 z w膮skim nadgarstkiem i ci膮gn臋艂a si臋 a偶 do barku r贸wnymi, mocnymi liniami. To by艂y r臋ce i d艂onie cz艂owieka nawyk艂ego do ci臋偶kiej pracy- umi臋艣nione, nieco 偶ylaste, pewne i sprawne. Nawet kiedy uciska艂 jej r臋k臋, to robi艂 to w spos贸b delikatny, w odpowiednich miejscach. Pierwszy pojemnik by艂 pe艂en i przeszli do drugiego.

- To b臋dzie trudniejsze i pod koniec mo偶e bole膰. Na pewno poczujesz si臋 s艂aba. Kiedy tylko zacznie ci si臋 kr臋ci膰 w g艂owie oprzyj si臋 o st贸艂 lub o mnie. Nie chc臋, 偶eby艣 pad艂a i zmarnowa艂a reszt臋 krwi.

- Jasne, panie profesorze- mrukn臋艂a. Po dw贸ch, czy trzech minutach zacz臋艂o si臋 jej kr臋ci膰 w g艂owie, ale nie da艂a si臋 ponie艣膰 s艂abo艣ci. Jednak jej nogi zacz臋艂y dr偶e膰, tak samo d艂o艅, kt贸r膮 wci膮偶 uciska艂. Lew膮 r臋k膮 podtrzyma艂a si臋 sto艂u, ale zacz臋艂o jej na zmian臋 by膰 ciep艂o i zimno, mdli艂o j膮 i mia艂a wra偶enie, 偶e upada, gdy poczu艂a siln膮 d艂o艅 na lewym biodrze.

- Trzymam ci臋- Snape by艂 ca艂y spi臋ty. Jedn膮 r臋k膮 musia艂 utrzyma膰 jej ci臋偶ar, a drug膮 wci膮偶 przenosi艂 jej krew do nadgarstka. Poczu艂a lekkie pieczenie d艂oni, ale bardziej j膮 mdli艂o. Opar艂a g艂ow臋 o jego rami臋 i ca艂kowicie odp艂yn臋艂a.

Rozdzia艂 26

Gdy si臋 obudzi艂a mia艂a wra偶enie, 偶e 艣ni si臋 jej koszmar. Widzia艂a sufit pracowni Eliksir贸w, a nieco z lewej majaczy艂 jej d艂ugi, zakrzywiony nos Snape'a.

- Umar艂am i jestem w piekle?- wyj膮ka艂a s艂abo. Us艂ysza艂a z艂o艣liwy chichot.

- Chcia艂aby艣, Granger. To jeszcze gorsza rzeczywisto艣膰.

- O nie… Mia艂am nadziej臋, 偶e pan mi si臋 tylko 艣ni.

- Zwa偶aj膮c na tw贸j stan pomin臋 milczeniem ten komentarz- mrukn膮艂 i poczu艂a, 偶e dotyka jej nadgarstek.

- Co z eliksirem?

- Ju偶 zrobiony. Teraz musi tylko dojrze膰.

- To dobrze… Mog臋 usi膮艣膰?

- Jeszcze nie. Jeste艣 za s艂aba. Nast臋pnym razem postaram si臋 nie stresowa膰 ciebie tak bardzo. Za szybko polecia艂a ci krew i mia艂em problem z uzdrowieniem twojego nadgarstka.

- Od kiedy zna si臋 pan na uzdrawianiu?

- Od kiedy by艂em uczniem. Magia pod ka偶dym k膮tem mnie fascynowa艂a. Jestem specjalist膮 w wi臋kszo艣ci dziedzin, jakie wymienisz.

- Jest pan beznadziejny w Mugoloznastwie.

- Dlaczego?

- Bo Spider-Man i Superman byli popularni dwana艣cie, czy co艣 ko艂o tego, lat temu.

- Zauwa偶y艂a艣, moje komiksy? Wsz臋dzie musisz w艣ciubi膰 ten sw贸j kud艂aty 艂eb, co?

- Jestem wszechstronna…- spr贸bowa艂a za偶artowa膰- Co mi przypomina, 偶e p贸ki jest pan jeszcze w mi艂osiernym nastroju powinnam spyta膰, czy po偶yczy艂by pan mi kilka ksi膮偶ek, kt贸re widzia艂am w tym zawalonym ksi膮偶kami pokoju?

- Przeci膮gasz strun臋, Granger- warkn膮艂, ale spyta艂 si臋- Jakie?

- Na przyk艂ad t膮, kt贸r膮 wzi膮艂 pan, gdy m贸wi艂am o Remusie i tym ca艂ym pomy艣le. Inn膮, kt贸ra nazywa si臋 Eliksiry przez wieki i stulecia. Nie wiem co za idiota to pisa艂, bo przecie偶 wieki i stulecia to to samo. P贸藕niej Eliksir eliksirowi nier贸wny, Co trzeszczy w kocio艂ku?, Mocne i niebezpieczne eliksiry, Odtrutki i trucizny i kilka innych. Tylko te zapami臋ta艂am.

- Rozwa偶臋 to- parskn膮艂- Ale b臋dziesz musia艂a zachowywa膰 si臋 nienagannie. Sko艅czy膰 z g艂upimi tekstami, ze zmuszaniem mnie do powtarzania si臋 i wszystkim, za co obrywa艂a艣 negatywne punkty.

- A mog臋 chocia偶 trzy razy dziennie odpyskowa膰, profesorze? Inaczej b臋dzie nudno. Ja si臋 b臋d臋 dusi膰, 偶e nie mog臋 odpowiedzie膰, jak bym chcia艂a, a pan si臋 b臋dzie dusi膰, bo nie b臋dzie mia艂 na kogo nawrzeszcze膰. Ca艂kiem zdrowy uk艂ad.

- Jak sobie chcesz- mia艂a wra偶enie, 偶e g艂os Snape'a jest zduszony i jakby rozbawiony, ale po chwili zn贸w straci艂a przytomno艣膰.

Rozdzia艂 27

- Ron, m贸wi臋 ci, 偶e to nie jest dobry pomys艂- Harry sta艂 na korytarzu w lochach i sprawdza艂 zegarek. Przyj艣膰 wcze艣niej do Snape'a by艂o tragedi膮. Sp贸藕ni膰 si臋 by艂o katastrof膮, a Ron wyra藕nie op贸藕nia艂.

- Chc臋 po prostu… Harry, obgadaj to ze mn膮 jeszcze raz.

- Maglowali艣my to osiem razy i za ka偶dym razem powiem ci to samo. To jest z艂y pomys艂. Nie mo偶esz na ni膮 tak naciska膰. Wyobra偶asz sobie, 偶e ja co艣 takiego m贸wi臋 Ginny?

Ron naje偶y艂 si臋 i zacisn膮艂 pi臋艣ci.

- A tylko spr贸buj!!!

- No w艂a艣nie. Dobra, wchod藕my- zapuka艂 i otworzy艂 drzwi- Dobry wiecz贸r, profesorzee-ee-ee…

Ron zajrza艂 do 艣rodka i zatrzyma艂 si臋 w drzwiach, po czym i jemu opada艂a szcz臋ka.

- Co tu si臋 sta艂o?!

- Ciszej, Potter. Obudzisz Granger- warkn膮艂. Hermiona le偶a艂a na dw贸ch z艂o偶onych stolikach. Jej lewa r臋ka by艂a ca艂a okrwawiona, a na przedzie koszulki by艂y zaschni臋te krople krwi. Le偶a艂a lekko na boku i praw膮 r臋k膮 trzyma艂a Snape'a za jego t艂uste w艂osy. On siedzia艂 bez swoich powiewaj膮cych szat, z podwini臋tymi r臋kawami, a jego nogawka i bia艂a dot膮d koszula nabra艂y rdzawego koloru.

- Co艣 ty jej zrobi艂?!- Ron wpad艂 do 艣rodka, ale Snape zatrzyma艂 go jednym ruchem r贸偶d偶ki.

- Usi膮d藕cie, a najlepiej mi pom贸偶cie. Od trzech godzin pr贸buj臋 wypl膮ta膰 r臋k臋 panny Granger z moich w艂os贸w i mi nie wychodzi- burkn膮艂.

- Ona od trzech godzin jest nieprzytomna?!

- 艢pi, Potter! Nie umiesz s艂ucha膰?!

Harry podszed艂 bli偶ej i nie zauwa偶y艂 偶adnej rany, z kt贸rej mog艂oby la膰 si臋 tyle krwi. Hermiona mia艂a chyba jaki艣 skurcz, bo jej palce by艂y 艣ci艣ni臋te tak mocno, 偶e mimo, 偶e pr贸bowa艂, nie m贸g艂 ich oderwa膰.

- Bardzo jest pan przywi膮zany do swoich w艂os贸w?- mrukn膮艂 Harry.

- Raczej tak. Trudno, dzisiejsza lekcja odb臋dzie si臋 na siedz膮co.

- Najpierw niech pan wyt艂umaczy co si臋 tutaj sta艂o! Sk膮d ta krew?!

- Z nadgarstka panny Granger- powiedzia艂 spokojnie ten wampir, jakby to by艂a najzwyklejsza rzecz na 艣wiecie- Potrzebna by艂a do mikstury, kt贸ra jest do艣膰 istotna dla Zakonu. Jednak okaza艂o si臋, 偶e jej organizm jest nieco zbyt s艂aby na takie ekscesy. Pani Pomfrey uzupe艂ni艂a jej ilo艣膰 krwi w naczyniach, wi臋c teraz po prostu odsypia zm臋czenie organizmu up艂ywem krwi. A to- wskaza艂 na r臋k臋 Hermiony- sta艂o si臋 kiedy usi艂owa艂em zebra膰 fiolki le偶膮ce ko艂o jej stanowiska.

Harry pr贸bowa艂 jeszcze raz oderwa膰 palce Hermiony i przy okazji zauwa偶y艂, 偶e w艂osy Snape'a nie s膮 wcale t艂uste, tylko jakby… wilgotne. Nie by艂y jednak na tyle 艣liskie, 偶eby da艂o si臋 je wyrwa膰 z u艣cisku.

- Na pana miejscu odci膮艂bym te w艂osy, bo jak b臋dzie si臋 chcia艂a przewr贸ci膰 na drugi bok, to poci膮gnie je za sob膮.

- Dzi臋kuj臋 za twoj膮 trosk臋, Potter- warkn膮艂 Snape i Harry wiedzia艂, 偶e wyczerpali ca艂膮 cierpliwo艣膰 Mistrza Eliksir贸w- A teraz Oklumencja. Weasley, co to Legilimencja?

- Czytanie w my艣lach.

Snape parskn膮艂.

- Och, oczywi艣cie. Czytanie w my艣lach- powiedzia艂 z przek膮sem- Bo umys艂 jest jak otwarta ksi膮偶ka, co, Weasley? Legilimencja to z艂o偶ona sztuka wchodzenia w czyj艣 umys艂 i wy艂apywania ka偶dej my艣li, ka偶dego wspomnienia. Siedzisz naprzeciwko mnie, a ja m贸g艂bym w jednej chwili dowiedzie膰 si臋 co jad艂e艣 dzi艣 na 艣niadanie i co jad艂e艣 na 艣niadanie dwana艣cie lat temu. Wszystko- my艣li, obrazy, uczucia, d藕wi臋ki, zapachy. Co tylko chcesz.

- Dla mnie to i tak brzmi, jak czytanie w my艣lach- mrukn膮艂 Ron.

- Oczywi艣cie, 偶e tak. Jeste艣 sko艅czonym kretynem, wi臋c wiadomo, 偶e umys艂 a偶 tak ograniczony nie mo偶e poj膮膰 tej r贸偶nicy. Potter, czy ty ju偶 t臋 r贸偶nic臋 zauwa偶y艂e艣?

- Nie, panie profesorze.

- Wspaniale, po prostu cudownie- zacz膮艂 narzeka膰- Mam przed sob膮 dw贸ch idiot贸w ignorant贸w i jedn膮 idiotk臋, kt贸ra przeceni艂a swoje si艂y i nie jest w stanie wzi膮膰 udzia艂u w lekcji. Cudownie.

Harry wci膮偶 nie m贸g艂 patrze膰 na jego zakrwawion膮 koszul臋 i r臋k臋 Hermiony w jego w艂osach. W pierwszym widoku by艂o co艣 tak okropnego, 偶e a偶 go mdli艂o, a w drugim by艂o co艣 niew艂a艣ciwego. Skoro on to tak odczuwa, to Ron musi czu膰 to o wiele mocniej.

- Dobrze, na korzy艣膰 waszych m贸zgownic, co do kt贸rych istnienia nie jestem pewien, przyjmijmy, 偶e to jest czytanie w my艣lach. Oklumencja to dzia艂 nauki zajmuj膮cy si臋 obron膮 umys艂u przed Legilimencj膮. W jaki spos贸b mo偶na broni膰 umys艂, Potter?

- Wyzbywaj膮c si臋 emocji przed snem.

- Wyzbywaj膮c si臋 emocji o ka偶dej porze dnia. Powiniene艣 wyczuwa膰, kiedy kto艣 wchodzi ci do g艂owy. Na zaj臋ciach b臋d臋 to robi艂 otwarcie, ale na ulicy jaki艣 艢miercio偶erca mo偶e wzi膮膰 co tylko chce z twojego umys艂u i nawet si臋 w tym nie po艂apiesz. Wyzbywasz si臋 emocji chocia偶 przed snem?

- Nie umiem- mrukn膮艂 Harry, wiedz膮c co zaraz nast膮pi.

- Nie umiem. Wielki Harry Potter, Ch艂opiec Kt贸ry Prze偶y艂, czego艣 nie umie? To ci nowo艣膰.

- M贸g艂by pan przej艣膰 do konkret贸w?- policzek Rona nerwowo drga艂 i ko艅c贸wki jego uszu by艂y czerwone.

- Nie, Weasley. Czerpi臋 z tego spotkania tyle przyjemno艣ci, ile mog臋. A wy macie s艂ucha膰 bez wzgl臋du na to czy was obra偶am, czy pouczam. Oklumencja jest barier膮, jak膮 wznosicie. Od tego, jaka b臋dzie mocna, zale偶y wasz stopie艅 uzale偶nienia od uczu膰. Zaczniemy od ciebie Potter. Raz. Dwa. Trzy. Legilimens.

By艂 w pierwszej klasie i patrzy艂 na swoich rodzic贸w w lustrze Ain Eingarp. By艂 w czwartej klasie i pani Weasley przytula艂a go przed ostatnim zadaniem. By艂 w pi膮tej klasie i ca艂owa艂 si臋 z Cho. Obserwowa艂 z zazdro艣ci膮, jak Ginny rozmawia z Malfoyem. Patrzy艂 z przera偶eniem na blad膮, jak duch Hermion臋. U艣miecha艂 si臋 do Cho, na spotkaniu Zakonu. Po chwili siedzia艂 oparty o Rona i ci臋偶ko oddycha艂.

- Potter, gdybym chcia艂 wykorzysta膰 te informacje przeciwko tobie, to wiedzia艂bym, 偶e twoim s艂abym punktem s膮 kobiety, kt贸re s膮 wok贸艂 ciebie. Molly Weasley, Cho Chang, Ginny Weasley, Hermiona Granger. Twojej matki nie licz臋, bo nie 偶yje. Pami臋taj- przesta艅 odnosi膰 si臋 do tego uczuciowo. Panie Weasley- Ron spi膮艂 si臋 i stara艂 wyzby膰 si臋 uczu膰- Raz. Dwa. Trzy. Legilimens.

Mia艂 trzy lata i spad艂 z miot艂y 艂ami膮c r臋k臋. Mia艂 lat dziesi臋膰 i patrzy艂, jak jego mama zajmowa艂a si臋 reszt膮 jego rodze艅stwa podczas 艣wi膮t, a on siedzi sam w k膮cie. Mia艂 lat czterna艣cie i z zazdro艣ci膮 obserwowa艂, jak Hermiona ta艅czy z Krumem. Siedzia艂 z Harrym w Norze i m贸wi艂: „kurcz臋, ona jest sztywna, jak sopel lodu!”. Obserwowa艂 jak Hermiona drze si臋 do pustego kominka: „Stary, cholerny, durny, oble艣ny nietoperzu! A偶eby ci臋 szlag trafi艂, ty dupku!!!”. Siedzia艂 z Harrym na podw贸rzu i m贸wi艂: „powiem jej, 偶e jest wojna i mo偶emy umrze膰 nawet jutro i czy chce nie zazna膰 m臋偶czyzny przed 艣mierci膮”. Po chwili to Ron opiera艂 si臋 na Harrym, a Snape dos艂ownie kwicza艂 ze 艣miechu. Obserwowali go ze zdziwieniem dop贸ki nie przesta艂.

- Weasley, wiedzia艂em, 偶e jeste艣 durniem, ale ten tekst przebija wszystko inne- zachichota艂- „Zazna膰 m臋偶czyzny”… Ahahaha… Naczyta艂e艣 si臋 za wiele ksi膮偶ek. I to nie tych, kt贸re czyta膰 powiniene艣- otar艂 oczy- Dawno si臋 tak nie ubawi艂em.

- Bardzo 艣mieszne- mrukn膮艂 Ron czerwony a偶 po czubek g艂owy- Jak si臋 ma do czynienia z pann膮 Niedotykalsk膮, kt贸ra wierzy jedynie w si艂臋 rozumu, to trzeba poda膰 jej rzeczowy argument.

Harry te偶 prawie si臋 spali艂 ze wstydu- tym razem za Rona. Nie mia艂 przed kim si臋 wywn臋trza膰, tylko przed Snape'em. Ten u艣miechn膮艂 si臋 z艂o艣liwe i odpowiedzia艂 g艂osem ociekaj膮cym jadem.

- S膮 inne sposoby zaci膮gni臋cia kobiety do 艂贸偶ka, Weasley. Widocznie twoi bracia nie podzielili si臋 z tob膮 t膮 wiedz膮. Proponuj臋, 偶eby艣 spyta艂 Billa. Przez ostatnie trzy lata jego nauki niemal co noc dostawa艂 karne punkty i szlaban, z coraz to inn膮 dziewczyn膮. Wracaj膮c do Oklumencji. Tw贸j umys艂 by艂o nieco trudniej spenetrowa膰, ni偶 Pottera. Przynajmniej pr贸bowa艂e艣 ze mn膮 walczy膰. Dopiero kiedy wszed艂em na temat Granger opu艣ci艂e艣 zas艂on臋. Gdybym chcia艂 ci臋 w jaki艣 spos贸b u偶y膰, to spr贸bowa艂bym z dw贸ch stron. Z jednej zapewni艂bym wyj膮tkowo艣膰. Masz wyra藕ny kompleks wobec swojego rodze艅stwa. Z drugiej strony u偶y艂bym Granger.

- Ja pr贸buj臋 jako艣 pozby膰 si臋 tych emocji, tylko jak to zrobi膰?

- Przede wszystkim nie my艣le膰 na jeden temat za du偶o- skrzywi艂 si臋- Przypuszczam, 偶e akurat z tym Granger b臋dzie mia艂a najwi臋kszy problem. Poza tym, kiedy wyczujesz czyj膮艣 obecno艣膰 w umy艣le, to starasz si臋 my艣le膰 o rzeczach nieistotnych. Takich, kt贸re kto艣 inny mo偶e obejrze膰. Nie wiem, lekcja Zakl臋膰 czy co艣 w tym stylu. Podstaw膮 jest przyzwyczai膰 umys艂 do automatycznego wznoszenia bariery. Potter. Raz. Dwa. Trzy. Legilimens.

Szed艂 Privet Drive i widzia艂 z daleka pani膮 Figg. Stanley Shunpike u艣miecha艂 si臋 do niego z B艂臋dnego Rycerza. Dudley rozsiada艂 si臋 przed wielkim tortem, a Harry dosta艂 jedynie truskawk臋. Karmi艂 truskawkami Ginny w kwietniu, a ona w pewien charakterystyczny spos贸b zlizywa艂a sok. Ginny stawia艂a przed Malfoyem nale艣niki z truskawkami, a ten ogl膮da艂 si臋 za ni膮. Ginny sta艂a przed lustrem w 艂azience, a Harry j膮 podgl膮da艂. Snape szybko przerwa艂 kontakt, po czym si臋 skrzywi艂.

- Masz to po ojcu, to pewne- mrukn膮艂- Na pocz膮tku sz艂o ci lepiej. Specjalnie my艣la艂e艣 o Arabelli, Stanie i tym grubym dzieciaku?

- Tak. Ale potem jakby… wszystko wymkn臋艂o si臋 spod kontroli.

- Niewa偶ne. Jest jaki艣 post臋p. Weasley. Raz. Dwa. Trzy. Legilimens.

Trzyma艂 misia, kt贸ry zamieni艂 si臋 w paj膮ka. Dzieci Aragoga goni艂y ich po Zakazanym Lesie. Obserwowa艂 Hermion臋, jak podpala艂a szat臋 Snape'a na pierwszym meczu Quidditcha. Jego pierwszy obroniony gol. Spojrzenie Hermiony, gdy ca艂owa艂 si臋 z Lavender. Hermiona odtr膮caj膮ca go: „mnie wcale nie jest przyjemnie, Ron! to jest oble艣ne”. Snape zerwa艂 po艂膮czenie i westchn膮艂.

- Ja rozumiem was obu. W tym wieku to normalne my艣le膰 o dziewczynach, ale starajcie si臋 my艣le膰 o czym艣 innym. Wol臋 nie wiedzie膰 pewnych… sytuacji, kt贸re kompromituj膮 was, albo wasze wybranki. Nie mam ochoty ogl膮da膰 Weasley i Granger bez ubrania. Wi臋c b膮d藕cie tacy mili i SKUPCIE SI臉!

Harry jednak poczu艂, 偶e Ron gapi si臋 na niego i coraz mocniej zaciska pi臋艣ci.

- Co on mia艂 na my艣li m贸wi膮c o Ginny bez ubrania?! HARRY!

- Ja nic… Naprawd臋!

- Milcze膰!- rykn膮艂 Snape, a oni poczuli si臋, jakby kto艣 zatka艂 im usta poduszk膮- Za艂atwicie to mi臋dzy sob膮 p贸藕niej! Obaj w tej chwili si臋 wyciszcie i spr贸bujemy jeszcze raz.

W tym momencie Hermiona poruszy艂a si臋, rozlu藕ni艂a palce, Snape szybko odskoczy艂 i zacz膮艂 sobie masowa膰 ty艂 g艂owy, a dziewczyna usiad艂a.

Rozdzia艂 28

Spojrza艂a nieprzytomnie na Harry'ego, na Rona, na Snape'a i z powrotem na Rona i Harry'ego. Wzrok jej si臋 lekko wyostrzy艂 i powiedzia艂a:

- O, cholera. Sp贸藕ni艂am si臋?

- Mniej wi臋cej, Granger- warkn膮艂- Dlaczego mi nie powiedzia艂a艣, 偶e nie zjad艂a艣 porz膮dnego 艣niadania?!

- Bo pan nie pyta艂. Nie s膮dzi艂am, 偶e ma to znaczenie.

- No w艂a艣nie ma. Przez pi臋膰 godzin le偶a艂a艣 sobie na tym stoliku, a pozosta艂e sp臋dzi艂a艣 w skrzydle szpitalnym.

- Dziwne… Nic z tego nie pami臋tam- zerkn臋艂a na Snape'a- Dlaczego wygl膮da pan jak po 艣winiobiciu? Ja wiem, 偶e mia艂am nie robi膰 za pa艅sk膮 matk臋, ale tego si臋 nie dopierze.

- GRANGER! MILCZ!- rykn膮艂 po czym zacz膮艂 cedzi膰 przez z臋by- Gdyby艣 mnie nie trzyma艂a kurczowo za w艂osy, to ju偶 dawno sko艅czy艂bym prac臋!

- Ja pana nie 艂apa艂am!

- Potter, Weasley?

Harry spojrza艂 z min膮 winowajcy na przyjaci贸艂k臋, kt贸ra w pokrwawionej koszulce i bladej twarzy wygl膮da艂a, jak wampir.

- Profesor ma racj臋. Z艂apa艂a艣 go za w艂osy i nie puszcza艂a艣.

Stropi艂a si臋 przez chwil臋 po czym zesz艂a z biurka i opar艂a si臋 o nie.

- W takim razie przepraszam. A teraz, co mnie omin臋艂o?

- Upro艣cili艣my Legilimencj臋 do czytania w my艣lach na u偶ytek Pottera i Weasleya. Poza tym jako艣 im to idzie.

- Ale przecie偶 Legilimencja nie ma nic wsp贸lnego z czytaniem w my艣lach! To skomplikowany proces umys艂owy!

- Wreszcie kto艣 m贸wi sensownie- mrukn膮艂 Snape, po czym kontynuowa艂- Wiesz w jaki spos贸b wyciszy膰 emocje i co zrobi膰 z niechcianymi wspomnieniami?

- Czyta艂am o tym. W praktyce, nie. Ale postaram si臋.

- Dobrze. Raz. Dwa. Trzy. Legilimens.

Mia艂a cztery lata i pewnego dnia obudzi艂a si臋 na dachu swojego domu, kt贸ry z komina puszcza艂 ba艅ki mydlane. Mia艂a jedena艣cie lat i dosta艂a list z Hogwartu, po czym pop艂aka艂a si臋 ze szcz臋艣cia. Razem z Harrym i Ronem sta艂a we Wrzeszcz膮cej Chacie i w艂a艣nie rozbroili Snape'a. W pi膮tej klasie widzia艂a, jak m贸zgi rozwijaj膮 swoje macki i oplataj膮 Rona. Siedzieli w Norze, w jego pokoju i 艣lini艂 jej szyj臋 oraz dotyka艂 biustu, a ona mia艂a cierpi臋tnicz膮 min臋. Patrzy艂a zafascynowana jak z jej nadgarstka p艂ynie krew i kapie do pojemnika, a d艂ugie, blade palce przesuwaj膮 si臋 po jej r臋ce. Po chwili znalaz艂a si臋 na pod艂odze, ci臋偶ko dysz膮c.

- Pierwsze dwa wspomnienia by艂y k艂amstwem, prawda?

- Tak.

- Ca艂kiem dobra iluzja. Potem straci艂a艣 kontrol臋. Nie by艂o mi艂o wspomina膰 Wrzeszcz膮c膮 Chat臋- skrzywi艂 si臋 i kontynuowa艂- Co do pi膮tego wspomnienia… Nie dziwi臋 ci si臋, 偶e mia艂a艣 tak膮 min臋.

- Bardzo 艣mieszne, profesorze- mrukn臋艂a.

- Profesorze?- przeci膮gn膮艂 s艂owo z lubo艣ci膮 i kontynuowa艂 z艂o艣liwie- Z innych wspomnie艅 s艂ysza艂em co艣 o starym, cholernym, durnym, oble艣nym nietoperzu, kt贸ry na dodatek jest dupkiem. Mi艂o wiedzie膰, jakie masz o mnie zdanie, Granger.

Naburmuszy艂a si臋 i nie odpowiedzia艂a. Harry prawie parskn膮艂, bo Ron mia艂 diablo winn膮 min臋.

- Potter. Raz. Dwa. Trzy. Legilimens.

Wypuszcza艂 w臋偶a boa z klatki w ZOO. W Klubie Pojedynk贸w w膮偶 go pos艂ucha艂. Patrzy艂 na wielkie cielsko bazyliszka wychodz膮ce z pomnika w Komnacie Tajemnic. Na pod艂odze le偶a艂a prawie martwa Ginny. Ginny le偶a艂a na trawie z roz艂o偶onymi ramionami i ci膮gn臋艂a go na siebie. Malfoy podawa艂 r臋k臋 Ginny i pomaga艂 jej wsta膰.

- Prawie dobrze, Potter. Je艣li b臋dziecie trenowa膰 w Norze przynajmniej raz dziennie, to powinni艣cie do艣膰 szybko doj艣膰 do tego o co w tym chodzi. Weasley. Raz. Dwa. Trzy. Legilimens.

Ma艂a Ginny patrzy艂a wielkimi oczami na jedenastoletniego Harry'ego. W wakacje przed drug膮 klas膮 ucieka艂a na jego widok. W trzeciej klasie obserwowa艂a go z daleka. W czwartej wiele razy zastanawia艂a si臋 przy Hermionie, czy by nie poprosi膰 Harry'ego. W pi膮tej klasie wyp艂akiwa艂a sobie oczy widz膮c Harry'ego z Cho. W sz贸stej sama si臋 na niego rzuca艂a, przy ca艂ym pokoju Gryffindoru, a Rona zala艂a w艣ciek艂o艣膰.

- Weasley- warkn膮艂- Nie w膮tpi臋, 偶e twoja siostra jest obiektem fascynuj膮cym, ale mia艂e艣 mi pokazywa膰 to, co chcia艂e艣!

- W艂a艣nie to zrobi艂em- u艣miechn膮艂 si臋 szeroko Ron.

- No to dobrze, ale nast臋pnym razem wybierz znacznie bardziej neutralny teren. Granger. Raz. Dwa. Trzy. Legilimens.

J臋cz膮ca Marta p艂aka艂a nad niewdzi臋czn膮 Olivi膮 Hornby. Dumbledore chwal膮cy ich za to, co zrobili pod koniec pierwszej klasy i jej ponure spojrzenie. Snape-bogin w zielonej sukni i kapeluszu z wypchanym s臋pem. Snape m贸wi膮cy: „Wodniki kappa 偶yj膮 w Mongolii”. Snape oparty o swoje stanowisko i z emfaz膮 m贸wi膮cy: „Kocham Pottera!”. Snape siedz膮cy na 艂o偶u, do pasa nagi, reszt臋 skrywa艂a ko艂dra. Podskoczy艂a i wzdrygn臋艂a si臋.

- Obrzydlistwo- wyrwa艂o jej si臋, po czym z艂apa艂a si臋 za usta. Jednak Mistrz Eliksir贸w nawet nie drgn膮艂.

- To twoje wspomnienia, Granger nie moje.

- Nie wiem sk膮d to si臋 wzi臋艂o. Chcia艂am pokaza膰 panu naj艣mieszniejsze pa艅skie wpadki, ale nie wiem dlaczego to ostatnie wskoczy艂o mi do g艂owy.

- To si臋 nazywa ci膮g logiczny, Granger. J臋cz膮ca Marta w pierwszej klasie, Dumbledore pod koniec pierwszej klasy, m贸j… bogin w zielonej sukni- skrzywi艂 si臋- Nast臋pnie chyba moja jedyna wpadka merytoryczna z wodnikami kappa. Kilka dni wcze艣niej moje… do艣膰 dowcipne has艂o- rzuci艂 spojrzenie na Harry'ego, kt贸ry doszed艂 do wniosku, 偶e nie chce wiedzie膰- Nast臋pne zdarzenie wyskoczy艂o samo z siebie. Jednak w miar臋 da艂a艣 sobie rad臋. Tylko komentarz by艂 zb臋dny, za co odejmuj臋 ci pi臋膰 punkt贸w. Na dzi艣 jeste艣cie ju偶 wolni. Codziennie macie rzuca膰 na siebie Legilimens bez uprzedzenia. Nie wolno wam wi臋cej, jak sze艣ciu wspomnie艅 ujrze膰.

- Dlaczego, panie profesorze?

- Dlatego, Weasley, 偶e tw贸j durny 艂eb wi臋cej nie zniesie. Zabrniesz za g艂臋boko w czyj艣 umys艂 i mo偶esz tej osobie zrobi膰 krzywd臋. Nieodwracaln膮, Weasley. Nieodwracaln膮 krzywd臋. Widz臋 was za tydzie艅 o tej samej porze. Macie poczyni膰 jakie艣 post臋py. Granger, jutro b膮d藕 z samego rana. Gdzie艣 ko艂o sz贸stej.

- Ach, ja zapomnia艂am panu powiedzie膰, 偶e mnie nie b臋dzie- pod wp艂ywem jego spojrzenia nieco si臋 zgarbi艂a- Moje ostatnie spodnie zosta艂y dzi艣 zniszczone. Wraz z Ginny ruszamy do Brighton na zakupy. Nie mog臋 si臋 pojawi膰 w 偶adnym miejscu w 艣wiecie czarodziej贸w, wi臋c mugolskie ubrania, b臋d膮 musia艂y mi wystarczy膰. Je艣li jednak to problem, to prze艂o偶臋 wyjazd na 艣rod臋.

- Nie, nie trzeba- warkn膮艂- Dam sobie rad臋. W takim razie pojutrze o sz贸stej rano. Jeste艣 wolna.

- Do widzenia.

Rozdzia艂 29

Zamkn臋艂a drzwi i odetchn臋艂a. Dzie艅 si臋 sko艅czy艂 i by艂o znacznie spokojniej, ni偶 s膮dzi艂a. Harry i Ron czekali na ni膮 przy wyj艣ciu.

- Musz臋 jeszcze na chwil臋 p贸j艣膰 do Dumbledora. Wracajcie beze mnie.

- Dasz rad臋? Do艣膰 blado wygl膮dasz- Ron spojrza艂 na ni膮 zaniepokojony.

- Nie jestem taka krucha, jak si臋 wydaje- mrukn臋艂a i posz艂a w kierunku gabinetu. Okaza艂o si臋, 偶e jednak przeceni艂a swoje si艂y. Usiad艂a na schodach i oddycha艂a g艂臋boko. Albo to problemy z kondycj膮, albo os艂abienie organizmu. Powoli si臋 podnios艂a i ruszy艂a przed siebie. Po ponad dwudziestu minutach stan臋艂a przed pos膮gami broni膮cymi wej艣cia do gabinetu dyrektora, ca艂a spocona, zgrzana i os艂abiona.

- Dyrektorze, z tej strony Hermiona- powiedzia艂a w kierunku jednego z gargulc贸w. Po chwili siedzia艂a w wygodnym fotelu i pi艂a herbat臋- Przepraszam, 偶e bez pytania usiad艂am.

- Nie przejmuj si臋. By艂a艣 tak zielona, 偶e ba艂em si臋, 偶e b臋d臋 musia艂 wo艂a膰 Poppy. Widocznie upust krwi, to za du偶o jak na tw贸j obecny stan.

- Dam rad臋. Tylko lekcje Oklumencji mnie dodatkowo wym臋czy艂y. Wsp贸艂czuj臋 tej dziewczynie, kt贸ra by艂a przede mn膮- odetchn臋艂a i zdziwi艂a si臋, gdy Dumbledore wpad艂 w niekontrolowany chichot- Powiedzia艂am co艣 nie tak?

- Severus powiedzia艂 ci, 偶e przed tob膮 by艂a jaka艣 dziewczyna, kt贸ra oddawa艂a krew?

- Tak. 呕e wzi臋艂y g贸r臋 hormony i tego typu rzeczy… W ka偶dym razie, 偶e nie jest ju偶 dziewic膮.

Dumbledore wybuchn膮艂 g艂o艣nym 艣miechem i dopiero po chwili si臋 uspokoi艂.

- Przepraszam, 偶e tak zareagowa艂em, ale to do艣膰 dowcipna sprawa. Widzisz t膮 kobiet膮 przed tob膮 by艂 w艂a艣nie profesor Snape- zachichota艂 na widok jej miny- Co艣 si臋 sta艂o?

- Eee… Ja si臋 pyta艂am dzisiaj, czy m臋偶czyzna nie mo偶e by膰 dawc膮, to odpowiedzia艂, 偶e s膮 problemy z decyzj膮 co si臋 okre艣la jako pierwszy raz. Wi臋c jak to w艂a艣ciwie wygl膮da?

- Mog臋 powiedzie膰 tylko tyle, 偶e po trzydziestu siedmiu latach 偶ycia profesor Snape po raz pierwszy sobie pofolgowa艂 i to nie pod wp艂ywem hormon贸w, a procent贸w- parskn膮艂- Jak s膮dz臋, jest sob膮 g艂臋boko zgorszony i w艣ciek艂y. Taka mieszanka zwykle odbija si臋 na uczniach.

- Nie, nie by艂o 藕le. A przynajmniej z tego, co ja pami臋tam… Bo do艣膰 d艂ugo by艂am nieprzytomna. Mo偶na nawet powiedzie膰, 偶e by艂 wyj膮tkowo… uprzejmy. Przez chwil臋 zastanawia艂am si臋, czy nie jest przypadkiem chory- mia艂a na my艣li moment, w kt贸rym na chwil臋 si臋 obudzi艂a. Nie tylko odpowiada艂 na jej pytania, ale te偶 po偶artowa艂- Zawsze by艂 taki trudny?

Dumbledore pog艂adzi艂 si臋 po brodzie.

- Zawsze by艂 ambitny i pracowity. Trudny charakter doszed艂 mu dopiero po czasie. Gdy przechodzi艂 na nasz膮 stron臋 by艂 wci膮偶 tym samym spokojnym i cichym ch艂opcem. Potem jednak… powiedzmy, 偶e sta艂o si臋 co艣, co z艂ama艂o mu serce i wtedy, jak zawsze m贸wi Minerwa, pogr膮偶y艂 si臋 we w艂asnej 偶贸艂ci. Nie ma na 艣wiecie nikogo, kto nienawidzi艂by Severusa Snape'a tak mocno, jak on sam siebie.

- Co nie zmienia faktu, 偶e nie powinien wy偶ywa膰 si臋 na innych. Niech si臋 p贸jdzie zakopie w jakim艣 g艂臋bokim lesie i tam prowadzi pokutnicze 偶ycie, a nie truje innym- parskn臋艂a na my艣l o tym, jaki fajny lapsus j臋zykowy jej wyszed艂.

- Nie 偶al ci go?- Dumbledore spojrza艂 na ni膮 uwa偶nie. Przez chwil臋 si臋 zastanawia艂a.

- Nie. Nie z powodu jego przesz艂o艣ci czy te偶 charakteru. Ka偶dy pope艂nia jaki艣 b艂膮d w swoim 偶yciu. Mniejszy lub wi臋kszy. Ja mo偶e troch臋 dziwnie podchodz臋 do tego typu spraw, ale rodzice zawsze mnie uczyli, 偶e ka偶demu, kto 偶a艂uje, nale偶y da膰 drug膮 szans臋. Przesz艂o艣膰 jest zapominana i wszystko zaczyna si臋 od nowa. Profesor Snape ma najpaskudniejszy, najbardziej wybuchowy charakter z jakim kiedykolwiek si臋 zetkn臋艂am i z jednej strony m贸g艂by si臋 zmieni膰, ale z drugiej, jak zaczyna by膰 mi艂y, to mam wra偶enie, 偶e co艣 kr臋ci. Jeden jedyny raz go 偶a艂owa艂am. Kiedy wni贸s艂 go pan razem z Hagridem prawie umieraj膮cego.

- Dlaczego akurat wtedy?- Dumbledore wydawa艂 si臋 by膰 zaintrygowany.

- Tylko niech pan si臋 ze mnie nie 艣mieje… Pomy艣la艂am sobie, 偶e to tak g艂upio umiera膰 i by膰 nienawidzonym przez wszystkich, za kt贸rych si臋 umar艂o. Co nie zmienia faktu, 偶e z takim podej艣ciem do ludzi jego przypadek jest beznadziejny. Przynajmniej osiem razy dziennie mam ochot臋 wsadzi膰 mu ten durny 艂eb do kocio艂ka- wymamrota艂a, po czym zda艂a sobie spraw臋 z tego przed kim siedzi. Wyprostowa艂a si臋 i zblad艂a- Ja…聽 Nie to mia艂am na my艣li. To znaczy to, ale raczej chodzi艂o mi o to, 偶e…

- Zrozumia艂em, Hermiono- u艣miechn膮艂 si臋 ciep艂o- S艂ysza艂em r贸wnie偶 od Remusa wyj膮tkowo ciekaw膮 opowie艣膰 o tym, jak dyrygowa艂a艣 Severusem- zachichota艂- I bardzo 偶a艂uj臋, 偶e tego nie widzia艂em.

- Nie by艂o w tym nic ciekawego- mrukn臋艂a- Trzeba by艂o go jako艣 zatka膰, bo inaczej do 艣witu by艣my tam siedzieli, zanim wykrzycza艂by swoje pretensje. Czy naprawd臋 nie ma 偶adnego innego przydzia艂u? Nie ma nikogo, kto m贸g艂by mnie zast膮pi膰?

- Hermiono… Powiedzia艂em ci, 偶e jest wiele spraw, kt贸re bym tobie powierzy艂, ale eliksir na efekty kl膮twy Cruciatus jest priorytetem. Poza tym sama zobaczy艂a艣 ile pracy trzeba w艂o偶y膰 w robienie mikstur dla Zakonu. Severus nie da sobie sam rady zw艂aszcza teraz, gdy nie mo偶e robi膰 Eliksiru Rodwana bez… dawcy. Obawiam si臋, 偶e b臋dzie musia艂 robi膰 jeszcze wi臋cej mikstur dla Zakonu, bo to, co robicie szybko si臋 ko艅czy. M贸g艂bym mu przydzieli膰 do pomocy m艂odego Malfoya, albo Horacego, ale pierwszy z nich ma… inne zadanie, a drugi nie chce wsp贸艂pracowa膰 z Severusem.

- Nie dziwi臋 mu si臋- wymamrota艂a- Trudno, jako艣 to znios臋. Ko艂o po艂udnia wybieram si臋 z Ginny do Brighton. Ten pana znajomy b臋dzie obecny w domu?

- Tak. Hal praktycznie nie wychodzi z domu. Boi si臋. Chc臋 mu zaproponowa膰 posad臋 nauczyciela Obrony przed Czarn膮 Magi膮. W swoim li艣cie zawar艂em obietnic臋 bezpiecze艅stwa.

- Sam pan nie mo偶e z nim porozmawia膰?

- M贸g艂bym, ale… Nie bez powodu wysy艂am ciebie i Ginewr臋- u艣miechn膮艂 si臋 weso艂o- Hal ma s艂abo艣膰 do 艂adnych dziewcz膮t- za艣mia艂 si臋 cicho- Poza tym przez wi臋ksz膮 cz臋艣膰 swojego 偶ycia skrycie podkochiwa艂 si臋 w Molly, a m艂oda panna Weasley bardzo j膮 przypomina.

- W takim razie nie ma problemu- u艣miechn臋艂a si臋 s艂abo- Mamy po prostu sta膰 i 艂adnie wygl膮da膰?

- Co艣 w tym rodzaju. Przepraszam, 偶e w ten spos贸b was wykorzystuj臋.

- Jest to znacznie przyjemniejsze zadanie, ni偶 to, kt贸re mam- usiad艂a i spojrza艂a niepewnie- Martwi mnie tylko jedna sprawa.

- S艂ucham?

- Kiedy nadejdzie rok szkolny nie wiem czy uda mi si臋 po艂膮czy膰 nauk臋, odrabianie zada艅 domowych i wykonywanie eliksir贸w. Po ka偶dym dniu warzenia jestem tak zm臋czona, 偶e zasypiam na siedz膮co. Czy… czy mog艂abym tak jak w trzeciej klasie mie膰 Zmieniacz Czasu?

- Niestety. Nie mamy ani jednego, a nie mam mo偶liwo艣ci p贸j艣cia do Ministerstwa. Je艣li jednak oka偶e si臋, 偶e to wszystko jest zbyt du偶ym obci膮偶eniem, to wtedy pomy艣limy nad rozwi膮zaniem, dobrze?

- Dzi臋kuj臋. Po prostu… lubi臋 si臋 uczy膰 i nie chcia艂abym niczego straci膰. Wiem, 偶e Zakon jest najwa偶niejszy, ale i tak si臋 nieco martwi臋.

- Co艣 si臋 wymy艣li. Masz tutaj list do Hala, czy te偶 przysz艂ego profesora Friedricha- poda艂 jej pergamin z wypisanym na wierzchu adresem- Znajd藕cie t膮 ulic臋 i pukaj膮c do drzwi powiedzcie, 偶e przysz艂y艣cie na herbatk臋 zio艂ow膮. Powinien otworzy膰.

- Skoro on tam mieszka, to czy nie b臋dzie tam 艢miercio偶erc贸w?

- Nie wiedz膮, gdzie mieszka- u艣miechn膮艂 si臋 pocieszaj膮co- Miejsce zamieszkania Hala jest obj臋te ca艂kowit膮 tajemnic膮.

- Dlaczego jest taki wa偶ny?

- Wie r贸wnie wiele o czarnej magii co ja, Szalonooki, Horacy i Severus. Jest specjalist膮 od zakl臋膰 obronnych. Voldemort chce go zabi膰, nie przeci膮gn膮膰 na swoj膮 stron臋. Je艣li zgodzi si臋 na nauczanie, a jestem tego pewien, to zyskacie jednego z najlepszych nauczycieli, kt贸ry w dodatku ma podej艣cie do uczni贸w.

- W ko艅cu przyda艂by si臋 kto艣 normalny na tym stanowisku- westchn臋艂a.

- Nie mia艂em szcz臋艣cia do wybranych nauczycieli.

- Szaleniec z Voldemortem z ty艂u g艂owy, lalu艣 z jednym dobrym zakl臋ciem zapominania, wilko艂ak, 艢miercio偶erca przebrany za Aurora, ambitna pracownica Ministerstwa i chodz膮ca bomba zegarowa. Czy profesor Friedrich zalicza si臋 do kt贸rej艣 grupy?

Dumbledore 艣mia艂 si臋 przy ka偶dym podsumowaniu.

- Przynajmniej nie by艂o nudno. Nie, Friedrich nie zalicza si臋 do 偶adnej grupy. Sama b臋dziesz mog艂a go oceni膰 i podzieli膰 si臋 ze mn膮 spostrze偶eniami. Lepiej ju偶 id藕 i po艂贸偶 si臋 spa膰. Mo偶e poprosi膰 kogo艣, 偶eby ci臋 odprowadzi艂?

- Nie, dzi臋kuj臋. Dam sobie rad臋- wsta艂a i u艣miechn臋艂a si臋- Do widzenia, profesorze.

- Do widzenia, Hermiono- kiedy ju偶 by艂a przy drzwiach doda艂- Dzi臋kuj臋 za to, co robisz.

- Jak sko艅czy si臋 ta ca艂a wojna i nie dostan臋 medalu za wytrzymywanie z profesorem Snape'em, to z艂o偶臋 za偶alenie- za偶artowa艂a, a dyrektor parskn膮艂.

- Obiecuj臋, 偶e dostaniesz. Ale dzi臋kuj臋 ci te偶 za to, 偶e go nie skre艣li艂a艣 i za to, 偶e dzi臋ki czyjej艣 obecno艣ci przez wi臋kszo艣膰 czasu nie dziczeje jeszcze bardziej, a nawet powoli si臋 otwiera na ludzi.

- Nie s膮dz臋. Profesor Snape jest przypadkiem beznadziejnym, jak ju偶 m贸wi艂am.

Jedynie si臋 u艣miechn膮艂 i pomacha艂 na po偶egnanie. Wysz艂a z gabinetu dyrektora i schowa艂a pergamin do kieszeni. Powoli ruszy艂a w kierunku gabinetu pani Hooch. Oby ten ca艂y profesor Friedrich okaza艂 si臋 kim艣 naprawd臋 dobrym. Niby Lupin i Snape znali si臋 na czarnej magii, ale pierwszy zaj膮艂 si臋 raczej magicznymi stworzeniami, a drugi uczy艂 docenia膰 czarn膮 magi臋, jakby to by艂o do czegokolwiek potrzebne. Pani Hooch u艣miechn臋艂a si臋.

- Wygl膮dasz na wycie艅czon膮. Mo偶e posiedzisz ze mn膮 troszk臋?

Rozdzia艂 30

- W sumie dla odmiany nie musz臋 si臋 nigdzie spieszy膰.

- Wspaniale! Usi膮d藕, usi膮d藕. Herbaty?

- Nie, dzi臋kuj臋. Dopiero co pi艂am u profesora Dumbledora.

- Bardzo si臋 ciesz臋, 偶e znalaz艂a艣 troch臋 czasu. Ka偶dy tu wpada jak po ogie艅, a ja musz臋 siedzie膰 i pilnowa膰 kominka- u艣miechn臋艂a si臋 energicznie- Troszk臋 si臋 nudz臋, zw艂aszcza, 偶e ostatnimi dniami pogoda jest tak pi臋kna, 偶e a偶 si臋 chce polata膰 na miotle, nie uwa偶asz?

- Prawd臋 m贸wi膮c od kilku dni nie mam bladego poj臋cia o tym, jaka jest pogoda. Ale nie lubi臋 lata膰 na miotle- skrzywi艂a si臋.

- Och, tak, pami臋tam. Na pierwszej lekcji latania twoja miot艂a nie chcia艂a oderwa膰 si臋 od ziemi. Ale p贸藕niej dawa艂a艣 sobie przecie偶 rad臋.

- Owszem, ale i tak tego nie lubi臋. Zdecydowanie wol臋 porusza膰 si臋 po ziemi, ale je艣li ju偶 musz臋 lata膰, to wol臋 hipogryfy i testrale.

- Och, nie… One tak strasznie trz臋s膮, a miot艂a leci spokojnie i tam gdzie ty chcesz.

- Nie umiem znale藕膰 przyjemno艣ci w siedzeniu na kawa艂ku kija. Wszystko mnie od tego boli.

- Nie lubisz te偶 Quidditcha, co?

- Niezbyt- parskn臋艂a 艣miechem- Moi przyjaciele ca艂ymi dniami potrafi膮 o tym rozmawia膰, ale mnie to nie interesuje.

- Mo偶e nie rozumiesz zasad i dlatego nie mo偶esz si臋 rozkoszowa膰 gr膮? Mog臋 ci wyt艂umaczy膰, je艣li chcesz.

- Pani profesor, znam zasady, widzia艂am wszystkie mecze, jakie si臋 dot膮d odby艂y w Hogwarcie i raz nawet by艂am na Mistrzostwach 艢wiata. Mia艂am du偶o okazji, by si臋 przekona膰, 偶e ta gra mnie nie ciekawi.

- Co w takim razie ci臋 ciekawi? Mnie zawsze fascynowa艂a miot艂a i ten p臋d, kt贸ry si臋 czuje b臋d膮c w powietrzu. Poza tym lubi艂am Zakl臋cia, wtedy uczy艂 jeszcze Albus i naprawd臋 potrafi艂 zainteresowa膰 uczni贸w.

- Ciekawi mnie wiele rzeczy i 偶a艂uj臋, 偶e nie mam tyle czasu, 偶eby si臋 nimi zaj膮膰. Je艣li jednak mia艂abym wybra膰 swoje ulubione to by艂yby to Zakl臋cia, Transmutacja, Numerologia, Obrona przed Czarn膮 magi膮 i Eliksiry. Chocia偶 te ostatnie ze wzgl臋du na sam przedmiot, nie prowadz膮cego.

- Mnie uczy艂 Horacy i szkoda, 偶e nie by艂am w tym dobra, bo jego ulubieni uczniowie mieli zawsze przywileje na zaj臋ciach. Wi臋c wsp贸艂czuj臋 wam, bo krzyki Severusa nieraz s艂ycha膰 a偶 na Wie偶y Astronomicznej. Sk膮d u ciebie wzi臋艂a si臋 taka wszechstronno艣膰?

- Nie wiem. Czasem…- u艣miechn臋艂a si臋 niepewnie- Czasami chc臋 udowodni膰 sama sobie, 偶e jednak nale偶臋 do tego 艣wiata. 呕e jestem czarownic膮 bez wzgl臋du na to, kim s膮 moi rodzice.

- I dobre oceny ci w tym pomagaj膮?

- Troch臋 tak, ale raczej chodzi mi o wiedz臋. Kiedy mam uczucie, 偶e wszystko wiem to tak, jakby nikt nie m贸g艂 mnie z艂apa膰 na tym, 偶e nie jestem st膮d.

- Wstydzisz si臋 swojego pochodzenia?

- Sk膮d!- za艣mia艂a si臋- Jestem dumna ze swoich rodzic贸w! Po prostu lubi臋 czu膰 si臋 na miejscu.

- Wiem, 偶e kiedy艣 pan Malfoy nazwa艂 ci臋 szlam膮. Nie urazi艂o ci臋 to?- pani Hooch patrzy艂a na ni膮 zdezorientowana.

- Nie. Nie wiedzia艂am co to s艂owo oznacza. Jednak p贸藕niej… Niech sobie mnie nazywa, jak chce. Jestem dumna z tego, kim jestem i je艣li nawet oznacza to posiadanie szlamowatej krwi, to jestem z tego dumna. W skr贸cie mo偶na powiedzie膰, 偶e jestem dumna z tego, 偶e jestem szlam膮.

- Podoba mi si臋 twoja postawa- pani Hooch u艣miechn臋艂a si臋 ciep艂o- Ja jestem p贸艂 na p贸艂. Moja mama troch臋 si臋 zdziwi艂a, kiedy pozna艂a mojego tat臋. Kiedy艣 w nocy wysz艂a na balkon i zauwa偶y艂a, 偶e syn s膮siad贸w, kt贸rego nie widywa艂a od kilku lat, lata na miotle po niebie. Powiedzia艂a, 偶e to tak jakby sam Piotru艣 Pan podlecia艂 jej pod okna. Zakocha艂a si臋 na pocz膮tku w jego magii, dopiero p贸藕niej w nim samym. Tata cz臋sto 艣mieje si臋, 偶e by艂 zazdrosny o ca艂y ten magiczny 艣wiat, kt贸rym zachwyca艂a si臋 mama, bo nie widzia艂a w nim jego samego.

Po艣mia艂y si臋 troch臋 i kiedy Hermiona zacz臋艂a ziewa膰 pani Hooch dos艂ownie wygoni艂a j膮.

- Molly mnie zabije, je艣li pozwol臋 ci tutaj zasn膮膰. Znajd藕 dla mnie jeszcze troch臋 czasu.

- Postaram si臋. Do widzenia, pani profesor.

W Norze by艂o cicho. Zdj臋艂a szat臋 i odsapn臋艂a. Pani Weasley wesz艂a do kuchni i na jej widok zblad艂a.

- Hermiono! Co ci si臋 sta艂o?!

- Nic takiego. Wypadek przy pracy. Czy Ginny ju偶 艣pi?

- Nie, nie. Czeka na ciebie. Ko艂o kt贸rej jutro si臋 wybieracie? Jad艂a艣 co艣? Pewnie nie.

- Nie jad艂am, ale nie jestem g艂odna. Aportujemy si臋 ko艂o po艂udnia.

- Nie b膮d藕 艣mieszna. Zjedz co艣- u艣miechowi pani Weasley nie mo偶na si臋 by艂o oprze膰- Harry i Ron wr贸cili prawie godzin臋 temu. Co si臋 z tob膮 dzia艂o?

- Musia艂am i艣膰 do Dumbledora, a potem pani Hooch mnie przytrzyma艂a. Dzi臋kuj臋- westchn臋艂a, gdy przed ni膮 pojawi艂y si臋 nale艣niki. Nim si臋 obejrza艂a zd膮偶y艂a zje艣膰 pi臋膰. Pani Weasley weso艂o pogwizdywa艂a i przystraja艂a mimbulus mimbletoni臋.

- Jak id膮 przygotowania do 艣lubu?

- Wspaniale! Nie mog臋 si臋 doczeka膰. Martwi臋 si臋 tylko, jak rodzice Fleur zareaguj膮 na nas… Maj膮 przyby膰 dziewi膮tego sierpnia.

- B臋dzie dobrze, pani Weasley. Was nie mo偶na nie pokocha膰- u艣miechn臋艂a si臋 szeroko do pulchnej kobiety- Jest pani dla mnie, jak druga matka. A pani dzieci s膮 jak moje w艂asne rodze艅stwo.

- Ciesz臋 si臋, moja droga. Szkoda, 偶e nie mo偶esz naprawd臋 zosta膰 moj膮 c贸rk膮- westchn臋艂a patrz膮c na ni膮 wymownie.

- Nie wysz艂o nam. To wszystko.

- Ale mam wi臋cej ni偶 jednego syna- za艣mia艂a si臋 weso艂o pani Weasley- Ale dla wszystkich jeste艣 za m膮dra. Jak idzie praca nad tym eliksirem dla Billa? Artur mi wszystko wczoraj opowiedzia艂. Jestem taka szcz臋艣liwa, 偶e mo偶na co艣 wymy艣li膰.

- Pojutrze powinni艣my sko艅czy膰. Dzi艣 rzucili艣my kilka zakl臋膰 na gabinet Snape'a, 偶eby tam wywo艂a膰 sztuczn膮 pe艂ni臋. Remus musi by膰 zmieniony. Co mi przypomina, 偶e mam dla niego dwa s艂oiki Wywaru Tojadowego- wyj臋艂a z kieszeni pomniejszone s艂oiki i przywr贸ci艂a im ich wielko艣膰- Niech wypije jeden jutro i jeden pojutrze. B臋dzie musia艂 zmieni膰 si臋 tylko na kilka minut, 偶ebym mog艂a ciachn膮膰 mu nieco futra i jeden pazur. Dwie dawki Wywaru powinny go na te kilka minut zachowa膰 przy 艣wiadomo艣ci.

- Remus jest pewien, 偶e da rad臋- przytuli艂a mocno Hermion臋- Dzi臋kuj臋 ci, dzi臋kuj臋. Tak si臋 ciesz臋, 偶e znalaz艂a艣 lekarstwo.

Hermiona mia艂a wra偶enie, 偶e nale艣niki zmieniaj膮 si臋 w ciernie w gardle.

- Pani Weasley… Mimo moich zapewnie艅, 偶e zrobi臋 wszystko, 偶eby Bill nie umar艂 to… to mo偶e sta膰 si臋 tak, jak m贸wi Snape. Umrze od nast臋pstw.

Starsza kobieta zesztywnia艂a, ale po chwili zn贸w si臋 u艣miecha艂a.

- Wierz臋 w was. I ty i Severus macie talent i du偶o rozumu. Razem na pewno co艣 wymy艣licie i b臋dziecie przygotowani na ka偶d膮 ewentualno艣膰.

Nie czu艂a si臋 dobrze z tak膮 wiar膮.

- B臋d臋 ju偶 sz艂a spa膰. Dobranoc.

Wesz艂a na schody i dopiero tam odetchn臋艂a. A je艣li co艣 stanie si臋 Billowi? Je艣li… je艣li naprawd臋 umrze? I je艣li b臋dzie to jej wina? Nie by艂aby w stanie pokaza膰 si臋 potem 偶adnemu Weasleyowi. Co przypomnia艂o jej, 偶e Ron wczoraj chcia艂 z ni膮 porozmawia膰. Zapuka艂a do drzwi ch艂opak贸w i wesz艂a. Harry u艣miechn膮艂 si臋.

- Powinna艣 wypra膰 koszulk臋. Wygl膮dasz, jakby艣 wr贸ci艂a z rze藕ni.

- Jak si臋 domy艣lacie warzenie eliksir贸w ze Snape'em niewiele r贸偶ni si臋 od rze藕ni. Ron, chcia艂e艣 o czym艣 porozmawia膰. S艂ucham.

Ch艂opak zaczerwieni艂 si臋 po czubki uszu i spojrza艂 na Harry'ego. Ten podni贸s艂 si臋 i wyszed艂.

- Wi臋c… eee… mo偶e usi膮dziesz?

- Ch臋tnie- usiad艂a na jedynym wolnym krze艣le. Wiedzia艂a mniej wi臋cej o czym b臋dzie chcia艂 rozmawia膰 i wcale jej si臋 to nie podoba艂o.

- Widzisz… Chcia艂bym, by艣my jeszcze raz zacz臋li- u艣miechn膮艂 si臋 niepewnie, podszed艂 do niej, przykucn膮艂 i wzi膮艂 j膮 za r臋ce- Lodowate. Powinna艣 si臋 ogrza膰. Chodzi mi o to… naprawd臋 ci臋 kocham, Hermiono. Wiem, 偶e to nie jest dok艂adnie to, co by艣 chcia艂a, ale potrafi臋 zapewni膰 ci szcz臋艣cie.

- Ron, wierz臋 w to. Jednak nie widz臋 nas razem. Zbytnio si臋 r贸偶nimy, nie na tyle, 偶eby艣my nie mogli by膰 przyjaci贸艂mi, ale zbyt wiele nas dzieli.

- Mog臋 si臋 poduczy膰, czyta膰 to co ty i potem dyskutowa膰 o tym. Nie jestem najm膮drzejszy, ale postaram si臋. Je艣li nie b臋dziesz chcia艂a rozmawia膰 o Quidditchu, to nawet s艂owem o nim nie pisn臋. Daj mi jeszcze jedn膮 szans臋.

Przyjrza艂a mu si臋 uwa偶nie. Znali si臋 od prawie siedmiu lat i by艂 jej najlepszym przyjacielem. Jednak nie wierzy艂a, 偶e j膮 kocha. Ogl膮da艂 si臋 za innymi- za Lavender, za Hann膮, a nawet za Lun膮. Nie interesowa艂 go powa偶ny zwi膮zek i trudno by艂o tego od niego wymaga膰. Patrzy艂 na ni膮 z pe艂nymi pro艣by oczami i czu艂a si臋 wyj膮tkowo g艂upio. Nigdy nie umia艂a odmawia膰.

- Mo偶emy… Ale powoli- powiedzia艂a, gdy spr贸bowa艂 j膮 poca艂owa膰- Powoli, Ron. Mo偶e ostatnim razem zbytnio si臋 pospieszyli艣my. I jeszcze jedno… Nie informujmy o tym nikogo.

- Dlaczego?

By艂 oburzony. Tak 艂atwo si臋 denerwowa艂 i by艂 wyj膮tkowo przeczulony na niekt贸rych punktach.

- Nie chc臋 twojej matce narobi膰 nadziei. Poza tym je艣li drugi raz nam nie wyjdzie, to twoi bracia do ko艅ca 偶ycia nie przestan膮 ci tego wypomina膰.

- Te偶 prawda, potrafi膮 by膰 upierdliwi. Ale Harry musi wiedzie膰.

- Tak samo Ginny, ale nikt wi臋cej.

- Wspaniale. W takim razie… Dobranoc- poca艂owa艂 j膮 szarmancko w r臋k臋 i otworzy艂 drzwi. Nigdy by si臋 tego po nim nie spodziewa艂a, wi臋c mi艂o j膮 to zaskoczy艂o.

- Dzi臋kuj臋, Ron. Dobranoc.

Wpad艂a do pokoju i w艣ciek艂a na siebie zacz臋艂a zrzuca膰 z siebie ubrania. Szata, koszulka i si臋ga艂a do zapi臋cia stanika, gdy us艂ysza艂a:

- Wyj膮tkowo mi艂y widok.

Obr贸ci艂a si臋 zszokowana i zauwa偶y艂a, 偶e na 艂贸偶ku Ginny siedzi Malfoy. Zarzuci艂a na siebie szybko szat臋 i warkn臋艂a:

- Co ty tutaj robisz?! I dlaczego nie powiedzia艂e艣 mi na wst臋pie, 偶e tu jeste艣?!

- Wygl膮da艂a艣 tak, jakby艣 zamierza艂a kogo艣 zabi膰, wi臋c wola艂em si臋 nie udziela膰. Nie s膮dzi艂em, 偶e zrobisz striptiz. A siedz臋 tutaj, bo Ginny posz艂a po album Zjednoczonych z Puddlemore, kt贸ry jest w pokoju Charliego.

- Wspaniale, ale prosz臋 ci臋, id藕 st膮d. Zamierzam si臋 po艂o偶y膰 spa膰 i nie mam ochoty na k艂贸tnie.

- Zauwa偶y艂em. Dobranoc.

I ju偶 go nie by艂o. Zamruga艂a kilka razy, bo nie przywyk艂a do tego, 偶e Malfoy robi o co si臋 go prosi.

Rozdzia艂 31

Obudzi艂a si臋 nagle, jakby co艣 j膮 zaalarmowa艂o. Usiad艂a i spojrza艂a na zegarek. Si贸dma rano. Podnios艂a wzrok i wrzasn臋艂a. Tu偶 przed ni膮 siedzia艂 Harry. Zatka艂 jej usta i spojrza艂 niepewnie na Ginny, kt贸ra mrukn臋艂a i obr贸ci艂a si臋 twarz膮 do 艣ciany.

- Harry- sykn臋艂a- Co ty tutaj robisz?!

- Musia艂em z tob膮 porozmawia膰, a tylko teraz masz czas. Mo偶esz pojawi膰 si臋 na podw贸rku?

Skin臋艂a g艂ow膮 i ubra艂a si臋, gdy tylko znikn膮艂. Po偶yczy艂a jedn膮 z koszulek Ginny i westchn臋艂a widz膮c, 偶e w biu艣cie s膮 na ni膮 za lu藕ne, a w pasie zbyt napi臋te. Jej przyjaci贸艂ka mia艂a niesprawiedliwie wspania艂膮 figur臋. Zarzuci艂a na ramiona granatowy sweter od pani Weasley z sow膮 siedz膮c膮 na ksi膮偶ce na przedzie. Harry chodzi艂 nerwowo od kurnika do studni.

- Co si臋 dzieje, Harry?

Ale on jedynie obr贸ci艂 si臋 i skierowa艂 na ni膮 r贸偶d偶k臋.

- Legilimens.

Siedzia艂a z Tiar膮 Przydzia艂u na g艂owie: „Ravenclaw dla takiego m贸zgu by艂by dobry, ale chcesz znale藕膰 swoje miejsce w tym 艣wiecie. GRYFFINDOR!”. Harry i Ron wpadli do 艂azienki z r贸偶d偶kami podniesionymi do g贸ry, a ona siedzia艂a skulona pod zlewem w obronie przed trollem. Patrzy艂a na Billa i my艣la艂a o tym, 偶e mo偶e go zabi膰. Snape odpowiada艂 jej na pytanie: „Mo偶e mu pom贸c”. Ron kucaj膮cy przed ni膮. Poca艂unek w d艂o艅.

Po chwili le偶a艂a na ziemi i trz臋s艂a si臋 z zimna.

- Co to, do diab艂a, mia艂o by膰?!

- Przepraszam. Nie w tym celu ci臋 tu zaprosi艂em, ale mieli艣my 膰wiczy膰.

- Mog艂e艣 wybra膰 lepszy moment. Jestem wci膮偶 zm臋czona. Czego chcesz?- burkn臋艂a.

- Co si臋 wyrabia mi臋dzy Ginny i Malfoyem? Wczoraj w nocy zasta艂em ich przed waszymi drzwiami i wygl膮dali na do艣膰… z偶ytych.

- To akurat moja wina. Wywali艂am ich z pokoju, bo chcia艂am spa膰 a Ginny chcia艂a mu pokaza膰 album na temat Zjednoczonych Sk膮d艣Tam.

- Z Puddlemore- wycedzi艂 Harry- 艢wietnie, ale to nie t艂umaczy tego, jak… jak wygl膮dali!

- Harry to co si臋 dzieje pomi臋dzy Ginny a Malfoyem nie powinno ci臋 interesowa膰. Nied艂ugo b臋dzie pe艂noletnia, a on ju偶 jest.

- Nie o to mi chodzi!- zn贸w zacz膮艂 spacerowa膰- Mo偶e on rzuci艂 na ni膮 jakie艣 zakl臋cie, 偶e tak si臋 do niego klei? Albo poda艂 jaki艣 eliksir, w ko艅cu Snape to jego najlepszy kumpel, wi臋c bez problemu m贸g艂 jej doda膰 Amortencj臋.

- Nie m贸g艂.

- Co?

- Nie m贸g艂 jej dola膰 Amortencji, bo jeszcze wczoraj widzia艂am j膮 nietkni臋t膮 w magazynie Snape'a. Ale je艣li ju偶 chcesz wiedzie膰…

Powiedzia艂a mu wszystko na temat eliksiru, kt贸ry wymy艣li艂a i jaki ma to zwi膮zek z Ginny. Kiedy sko艅czy艂a spojrza艂 na ni膮 ponuro.

- Wielkie dzi臋ki.

- Harry, to TY z ni膮 zerwa艂e艣, je艣li mam ci przypomnie膰! Nie zwalaj winy na mnie!

- Ale to przez ciebie zadurzy艂a si臋 w Malfoyu!

- Och, odpu艣膰! Nawet bez mojej pomocy by odczu艂a, 偶e j膮 poci膮ga. Jak chcesz, to i tobie mog臋 uwarzy膰 ten eliksir, 偶eby艣 m贸g艂 w spokoju czeka膰 na swoj膮 wybrank臋.

- Zrobi艂aby艣 to?- od razu si臋 u艣miecha艂. Mia艂a w艂a艣nie mu odpowiedzie膰, gdy co艣 pykn臋艂o i przed Nor膮 pojawi艂 si臋 jaki艣 czarodziej. By艂 wysoki i szczup艂y, mia艂 w艂osy koloru orzecha w艂oskiego i du偶e, z艂ociste, rozmarzone oczy. Kr贸tki, zgrabny nos powodowa艂, 偶e wygl膮da艂 na jakiego艣 poet臋 lub my艣liciela. Mia艂 na sobie, co by艂o najdziwniejsze, ubranie mugoli- d偶insy, bia艂膮 koszulk臋 i sk贸rzan膮, czarn膮 kurtk臋. Podnie艣li na wszelki wypadek r贸偶d偶ki, ale przyby艂y u艣miechn膮艂 si臋, widocznie rozbawiony i bez problemu wszed艂 na podw贸rko.

- Spokojnie. Dobrze wiecie, 偶e nigdy nie wszed艂bym na to podw贸rko, gdyby Dumbledore sam osobi艣cie nie powiedzia艂 mi gdzie to jest- mia艂 przyjemny, g艂臋boki g艂os i ol艣niewaj膮cy u艣miech- Nazywam si臋 Wolly i mam dzi艣 towarzyszy膰 dw贸m pannom do Brighton.

- Co?!- krzykn臋艂a zdezorientowana Hermiona- Mia艂y艣my i艣膰 same!

- Mam by膰 wasz膮 ochron膮, chocia偶 mam inne obowi膮zki, wi臋c musimy jako艣 wzajemnie si臋 znosi膰.

- Dlaczego pan?- przygl膮da艂a mu si臋 podejrzanie. By艂o w nim co艣 nie tak. Nie umia艂a powiedzie膰 co, ale jego ton g艂osu irytowa艂 j膮.

- Jako jedyny spo艣r贸d cz艂onk贸w Zakonu znam twarz ka偶dego 艢miercio偶ercy- u艣miechn膮艂 si臋 czaruj膮co. Harry opu艣ci艂 r贸偶d偶k臋.

- Hermiona, co jest? Jest jednym z naszych.

- W膮tpi臋. Nie pami臋tam jego imienia na li艣cie, w dodatku nie poda艂 nazwiska. Poza tym w Zakonie s膮 jeszcze dwie osoby, kt贸re znaj膮 twarz ka偶dego 艢miercio偶ercy.

- I s膮dzisz, 偶e kt贸ry艣 z nich po艣wi臋ci艂by sw贸j czas na to, by kry膰 dwie dziewczyny, kt贸rym zachcia艂o si臋 wybra膰 na zakupy?

- Gdyby dostali takie polecenie, to tak. Chocia偶 pierwszy poszed艂by w milczeniu, a drugi dar艂 si臋, jak stare prze艣cierad艂o i sko艅czy艂by utopiony w morzu.

Wolly'emu zadrga艂y usta i zachichota艂.

- Dlatego ja tutaj jestem. Je艣li nie wierzysz, to udaj si臋 do Hogwartu, do Dumbledora.

Przyjrza艂a mu si臋 dok艂adnie.

- Czy ja pana przypadkiem sk膮d艣 nie znam?- nie mog艂a si臋 pozby膰 tego uczucia. Podesz艂a bli偶ej i warkn臋艂a- Niech pan podniesie lewy r臋kaw.

Zmiesza艂 si臋 lekko, ale zrobi艂 o co prosi艂a. R臋ka nie mia艂a Mrocznego Znaku. Odetchn臋艂a.

- Uff… Eliksir Wielosokowy nie dzia艂a na tak mocne zakl臋cia, jak Mroczny Znak.

- Sk膮d podejrzenie, 偶e jestem 艢miercio偶erc膮? I 偶e wypi艂em Eliksir?

- Ma pan irytuj膮cy spos贸b m贸wienia- u艣miechn臋艂a si臋 weso艂o.

- Ka偶dy kto ma irytuj膮cy spos贸b m贸wienia sprawdzasz czy nie jest 艢miercio偶erc膮?- parskn膮艂- Jakby mia艂o to jakie艣 znaczenie.

- Nie ma, ale za bardzo przypomina mi pan pewnego nietoperza. Identyczna poza wa偶niaka.

Zrobi艂 obra偶on膮 min臋 i wymrucza艂 co艣 niecenzuralnego.

- O, w艂a艣nie o tym m贸wi艂am. Ciekawe, czy pani Weasley o panu wie. Idziesz, Harry?

Ruszy艂a przed siebie nieco zmieszana. Dlaczego pomy艣la艂a o Snape'ie? Na miejscu tego faceta, gdyby kto艣 j膮 przyr贸wna艂 do wrednego Mistrza Eliksir贸w, obrazi艂aby si臋 do ko艅ca 偶ycia. Zatrzyma艂a si臋 i obr贸ci艂a do id膮cego za nimi m臋偶czyzny.

- Przepraszam, nieco mnie ponios艂o. Ostatnio bywam do艣膰… nerwowa i podejrzliwa.

- To normalne w tych czasach- zn贸w si臋 u艣miechn膮艂, ale w tym u艣miechu by艂a jaka艣 prowokacja. 艢ci膮gn臋艂a brwi i wesz艂a do kuchni, zanim wymkn膮艂by si臋 jej kolejny komentarz. Pani Weasley u艣miechn臋艂a si臋 na ich widok.

- Ach, Wolly. Dumbledore przes艂a艂 mi Patronusa. To mi艂o, 偶e zechcia艂e艣 towarzyszy膰 Ginny i Hermionie. Dlaczego tak wcze艣nie si臋 pojawi艂e艣?

- Mam przygotowa膰 obie dziewczyny do drogi.

- Sama da艂abym rad臋- mrukn臋艂a Hermiona znad owsianki- Potrafi艂abym zmieni膰 nasz wygl膮d.

- Tak, ale dyrektor poinformowa艂 mnie o tym, 偶e mo偶esz by膰… niedysponowana. M贸wi膮c pro艣ciej- zbyt zm臋czona, by wykona膰 pewne zakl臋cia.

- Czuj臋 si臋 dobrze!

- Widz臋. W takim razie wr贸c臋 r贸wno w po艂udnie.

I ju偶 go nie by艂o. Odetchn臋艂a, ale po chwili musia艂a zn贸w si臋 spi膮膰, bo Harry zacz膮艂 j膮 wypytywa膰.

- Musia艂a艣 by膰 dla niego taka niemi艂a?! To ca艂kiem w porz膮dku facet.

- Jest w nim co艣 irytuj膮cego.

- Ty za du偶o czasu sp臋dzasz ze Snape'em.

- To nieca艂e pi臋膰 dni. Pomy艣l co b臋dzie po miesi膮cu lub po p贸艂 roku- za偶artowa艂a, ale gdzie艣 w 艣rodku co艣 j膮 艣cisn臋艂o. Ledwo prze偶y艂a te pi臋膰 dni… Ba艂a si臋 my艣le膰 o tym w jakim b臋dzie stanie za miesi膮c.

Rozdzia艂 32

Hermiona usiad艂a naprzeciwko Ginny i u艣miechn臋艂a si臋.

- To jak chcesz wygl膮da膰?

- Chcia艂abym spr贸bowa膰 by膰 kruczow艂os膮 o d艂u偶szym nosie- zezowa艂a na swojego znienawidzonego, kr贸tkiego i nieco perkatego nosa- Do tego mo偶esz mi je wyd艂u偶y膰 do pasa. W艂osy, nie nos. Dasz rad臋 doda膰 mi centymetr贸w? Chc臋 by膰 troch臋 wy偶sza. Ciuchy wezm臋 od Fleur. Usu艅 te偶 piegi. Cer臋 pociemnij o dwa stopnie, bo przy takiej urodzie nie mog臋 by膰 zbyt blada.

- Nie ma sprawy. Jednak ten czar nie podzia艂a d艂u偶ej jak sze艣膰 godzin.

Zacz臋艂a macha膰 r贸偶d偶k膮 i po chwili sta艂a przed ni膮 czarnow艂osa kuzynka Fleur.

- 艁adnie, ca艂kiem 艂adnie- zajrza艂a w lustro i okr臋ca艂a si臋 przed nim- Powi臋kszy艂a艣 mi oczy, wyd艂u偶y艂a艣 rz臋sy i zrobi艂a艣 bardziej wystaj膮ce ko艣ci policzkowe, prawda? Do tego jestem nieco szersza, ni偶 zwykle.

- Mhm. Pomy艣la艂am, 偶e ci si臋 spodoba.

- Jest cudownie.

Hermiona dwie godziny wcze艣niej zacz臋艂a wyg艂adza膰 swoje w艂osy przy pomocy od偶ywki „Ulizanna” i teraz zmieni艂a ich kolor na jasny blond i zwi膮za艂a ruchem r贸偶d偶ki w warkocz, kt贸ry si臋ga艂 jej 艂opatek. R贸wnie偶 doda艂a sobie centymetr贸w, ale zostawi艂a proporcje cia艂a. Stan臋艂a przed lustrem i zacz臋艂a zmienia膰 twarz- nos zmniejszy艂a i nieco poszerzy艂a. Powi臋kszy艂a usta i zrobi艂a przedzia艂ek pomi臋dzy dwoma g贸rnymi jedynkami.

- Powiedz mi- odezwa艂a si臋 Ginny- Jak my dobierzemy rozmiar maj膮c takie cia艂a?

- Spokojnie. Mugolskie ubrania 艂atwo da si臋 zmierzy膰 tym- machn臋艂a r贸偶d偶k膮- Zmierzy艂am ci臋 przed zmian膮, prawda? Potem pozostanie wyczarowanie twojego… fantoma i sprawdzenie na nim.

- Sprytne.

- Dzi臋ki.

Za艂o偶y艂y przerobione ubrania, wi臋kszo艣膰 od Fleur i zesz艂y na d贸艂. W kuchni na ich widok rozleg艂y si臋 gwizdy zachwytu.

- Niech zgadn臋- powiedzia艂 roze艣miany Bill- Czarnow艂osa to Ginny, a blondynka Hermiona. Nie藕le.

- Dzi臋ki- u艣miechn臋艂a si臋 Hermiona i usiad艂a przy stole zerkaj膮c na zegarek- Zaraz b臋dziemy i艣膰. Nie rzucamy si臋 zbytnio w oczy?

Specjalnie wybra艂y najmniej krzykliwe i o stonowanych odcieniach ubrania, chocia偶 nie by艂o 艂atwo. Ginny mia艂a na sobie jasnozielon膮 sukienk臋 na rami膮czkach i s艂omkowy kapelusz. Hermiona wola艂a szorty (zwini臋te w tajemnicy od Rona) i b艂臋kitny top.

- Nie, raczej nie- pani Weasley u艣miechn臋艂a si臋 patrz膮c na Ginny- Wychodz膮 twoje kompleksy, c贸reczko.

- C贸偶… Chcia艂abym by膰 wy偶sza, nieco bardziej zaokr膮glona, czarnow艂osa, bez pieg贸w, z d艂u偶szym nosem i ciemniejsz膮 karnacj膮.

Za艣miali si臋 na to i akurat wtedy wszed艂 Wolly. Spojrza艂 na nie i u艣miechn膮艂 si臋.

- Ca艂kiem dobrze. Ukry艂a艣 te偶 czar, jak widz臋?

- Tak. Lepiej, 偶eby nie by艂o wida膰 zakl臋膰 na pierwszy rzut oka.

- To dobrze. Ile mamy czasu?

- Chcemy jak najszybciej sko艅czy膰, ale zakl臋cie potrwa d艂u偶ej ni偶 sze艣膰 godzin.

Skin膮艂 g艂ow膮 i wskaza艂 drzwi. Po chwili aportowali si臋 w pustym lasku.

- Co teraz?- Ginny rozgl膮da艂a si臋 chciwie.

- Tu偶 przed nami jest dr贸偶ka, ale daj mi chwil臋- wyj臋艂a r贸偶d偶k臋 z kieszeni i machn臋艂a ni膮. Zakl臋cie Przeszukuj膮ce wykry艂o jedynie kilka ptak贸w i dwie wiewi贸rki- Czysto. Mo偶emy i艣膰.

Przez nast臋pne dwie godziny wchodzi艂y do r贸偶nych sklep贸w i w zaciszu zak艂ada艂y te rzeczy na fantomy. Ginny by艂a zachwycona mugolskimi ubraniami.

- M贸wi臋 ci, Jane- zwr贸ci艂a si臋 do Hermiony jej drugim imieniem- Mog艂abym w tego typu sklepach siedzie膰 ca艂ymi dniami. Sp贸jrz na t膮 koszulk臋, jest po prostu cudowna!

- Tobie si臋 wszystko podoba. Ja szukam czego艣 praktycznego.

- Proponuj臋 w takim razie to- Wolly wzi膮艂 do r臋ki wieszak, na kt贸rym by艂 kombinezon, w kt贸rym pracuj膮 stra偶acy. Parskn臋艂a, ale po chwili pomaca艂a materia艂.

- Nie powinien tak 艂atwo si臋 rozpuszcza膰… B臋d臋 wygl膮da艂a jak idiotka, ale trudno.

- 呕artowa艂em- za艣mia艂 si臋 m臋偶czyzna, za co dosta艂 kuksa艅ca.

- Faktycznie, dowcipne. Ale nie mam nic innego. Nie mam jak… dosta膰 si臋 do sklepu, w kt贸rym mog艂abym to znale藕膰.

W艂o偶y艂a kombinezon do koszyka i rozgl膮da艂a si臋 dalej. Ginny skaka艂a z jednego stojaka do drugiego.

- Molly, mo偶e znajdziesz sobie co艣 na 艣lub swojego brata?

- 艢wietny pomys艂! A ty?

- Mo偶e… Nie lubi臋 si臋 specjalnie stroi膰- za艣mia艂a si臋- Ale ponownie zesz艂am si臋 z twoim bratem a on lubi, by jego towarzyszka wygl膮da艂a dobrze, wi臋c s膮dz臋, 偶e si臋 po艣wi臋c臋.

Ginny upu艣ci艂a na ziemi臋 koszyk, czym narazi艂a si臋 na w艣ciek艂e spojrzenia ekspedientek i doskoczy艂a do niej.

- Kiedy?! Oszala艂a艣? Przecie偶 m贸wi艂a艣, 偶e to nie to!

- Kiedy patrzy艂 na mnie tak… prosz膮co… Wiesz dobrze, 偶e jestem kiepska w m贸wieniu „nie”.

- Jako艣 nie przeszkadza ci to w k艂贸tniach z… twoim wsp贸艂pracownikiem.

- Tw贸j brat jest moim przyjacielem i nie zamierzam z nim traci膰 kontaktu. A tego durnia mam nadziej臋 po roku nie widywa膰 zbyt cz臋sto. Zreszt膮… tw贸j brat przez siedem lat nie zirytowa艂 mnie nawet w po艂owie tak bardzo, jak on przez kilka dni. Ma do tego wybitny talent- mrukn臋艂a, a gdy us艂ysza艂a, 偶e Wolly si臋 艣mieje obr贸ci艂a si臋- Masz dok艂adnie tak samo, wi臋c si臋 nie ciesz! Zreszt膮 pods艂uchiwanie to przyk艂ad z艂ych manier.

- Nie pods艂uchuj臋, tylko wy zapomnia艂y艣cie o mojej obecno艣ci.

Hermion膮 zatrz臋s艂o. Zacisn臋艂a pi臋艣ci i zamkn臋艂a oczy 偶eby si臋 uspokoi膰.

- W艂a艣nie o tym m贸wi艂am- wycedzi艂a przez zaci艣ni臋te z臋by- B膮d藕 mi艂y i si臋 zamknij.

- Przecie偶 nic nie m贸wi臋- sarkn膮艂.

- Powiedz mi, jak kto艣 o tak przyjemnej aparycji mo偶e mie膰 taki parszywy charakter?

- To lepiej by艂oby gdyby m贸j wygl膮d zgadza艂 si臋 z moim charakterem?- uni贸s艂 brwi.

- Przynajmniej skopa艂abym ci ty艂ek ju偶 z samego rana i kaza艂a wraca膰 do diab艂a! Chcia艂am w艂a艣nie od czego艣 takiego dzisiaj odpocz膮膰, a ty jedynie pogarszasz ca艂膮 sytuacj臋!

Wydawa艂 si臋 by膰 z siebie zadowolony. Nagle wyci膮gn膮艂 d艂o艅 i si臋gn膮艂 za ni膮.

- To b臋dzie ci pasowa膰.

Obr贸ci艂a si臋 i zdziwiona zauwa偶y艂a naprawd臋 艂adn膮 sukienk臋. Spojrza艂a spod byka.

- Nabijasz si臋 ze mnie po raz kolejny?

- Chcia艂em jedynie odkupi膰 swoje winy- podni贸s艂 r臋ce w obronnym ge艣cie. Ginny podesz艂a bli偶ej i u艣miechn臋艂a si臋.

- On ma racj臋. B臋dzie ci pasowa膰, gdy tylko b臋dziesz wygl膮da艂a bardziej… zwyczajnie. Daj mu szans臋, Jane. Mo偶e ma paskudny charakter, ale ma niez艂y gust.

Burkn臋艂a co艣 pod nosem, kopn臋艂a kilka razy s艂upek od przebieralni i dopiero po chwili podnios艂a g艂ow臋.

- Dobrze, masz czyst膮 kart臋- u艣miechn臋艂a si臋- Przepraszam za to wszystko, co by艂o wcze艣niej.

- Nie ma sprawy. Ej, Molly- rzuci艂.

- No?

- Po twojej lewej r臋ce. Co艣 dla ciebie.

Obr贸ci艂a si臋 i z rado艣ci a偶 podskoczy艂a.

- To dok艂adnie to! B臋d臋 wygl膮da艂a tak nie藕le, 偶e D… no, 偶e komu艣 oczy wyjd膮 z orbit!

Hermiona parskn臋艂a. Przez ostatnie kilka dni 偶ycie jej przyjaci贸艂ki kr臋ci艂o si臋 jedynie wok贸艂 Malfoya. W艂o偶y艂a do koszyka kilka par d偶ins贸w odpowiednich rozmiar贸w, kilkana艣cie koszulek r贸偶nych kroj贸w i kolor贸w, a po chwili marudzenia r贸wnie偶 dwie sp贸dnice. Szaty szkolne mia艂a zar贸wno na zim臋, jak i na wiosn臋, ale wrzuci艂a ciep艂y p艂aszcz. W przebieralni szybko okaza艂o si臋, co nale偶y zostawi膰, a co zabra膰 i obie odetchn臋艂y z ulg膮, gdy sukienki pasowa艂y na ich normalne figury. Jedynie Ginny trzeba by艂oby nieco skr贸ci膰 d贸艂. Zap艂aci艂y i posz艂y dalej. Hermiona przezornie wzi臋艂a plecak i teraz w艂o偶y艂y wszystko do 艣rodka.

- Daj, ponios臋- odezwa艂 si臋 uprzejmie Wolly. Gdy mu poda艂a u艣miechn膮艂 si臋- Gdybym wiedzia艂 ile zajmuj膮 tego typu zakupy, to w zwali艂bym to na inn膮 osob臋. Dobrze, 偶e nie jestem wybredny w kwestii ubra艅.

- Ca艂kiem nie藕le wygl膮dasz- przyjrza艂a mu si臋 dok艂adniej- Te ubrania pasuj膮 ci. Nie umiem sobie wyobrazi膰 ciebie w… normalnym stroju.

- Wygl膮dam niewiele gorzej- zachichota艂. Zn贸w ni膮 zatrz臋s艂a w艣ciek艂o艣膰, ale stara艂a si臋 opanowa膰. W pewnym momencie Ginny przystan臋艂a i wpatrywa艂a si臋 w wystaw臋 sklepow膮 z szata艅skim u艣mieszkiem. Hermiona zerkn臋艂a i dojrza艂a w艣ciekle r贸偶owy szalik-boa.

- Nie wiedzia艂am, 偶e lubisz tego typu rzeczy, Molly. Jak dla mnie jest zbyt… intensywny.

- W艂a艣nie dosz艂am do wniosku, 偶e stary nietoperz nigdy nie dosta艂 od nas prezentu na Bo偶e Narodzenie- zagwizda艂a z uciechy.

- S膮dz臋, 偶e nie b臋dzie mu pasowa膰 do karnacji- powiedzia艂a z przek膮sem- Chod藕, bo czasu nam zabraknie.

Nagle Wolly spi膮艂 si臋 i wyszepta艂.

- Zacznijcie m贸wi膰 o czym艣 neutralnym. Zbli偶a si臋 do nas jeden.

- My艣lisz, 偶e pasuje do mnie, Jane?

- Czy ja wiem… Wolly, pasuje jej ten kolor?

- Raczej nie. Proponowa艂bym co艣 o bardziej stonowanych kolorach. Idziecie dalej, czy b臋dziecie tu tkwi膰 ca艂e popo艂udnie?

U艣miecha艂 si臋, ale trzyma艂 r臋k臋 schowan膮 pod kurtk膮. Sz艂a o zak艂ad, 偶e trzyma艂 tam r贸偶d偶k臋. K膮tem oka zauwa偶y艂a, 偶e czarnosk贸ry m臋偶czyzna jest ju偶 blisko nich. Odwr贸ci艂a si臋 i podesz艂a do niego.

- Przepraszam, kt贸ra godzina?- zaszczebiota艂a- Nie mam zegarka, a jeste艣my um贸wieni…

- Czternasta trzydzie艣ci siedem- odwarkn膮艂 nawet na ni膮 nie spogl膮daj膮c i poszed艂 dalej. Wolly wygl膮da艂, jakby mia艂 dosta膰 ataku sza艂u. Ruszyli w d贸艂 ulicy i zacz膮艂 warcze膰.

- Co. To. Do. Diab艂a. Mia艂o. By膰?!?!?!

- Mieli艣my wygl膮da膰 wiarygodnie, tak? No to w艂a艣nie uwiarygodni艂am nas. Nawet na mnie nie spojrza艂.

- Jeste艣 bardziej pokr臋cona, ni偶 twoje w艂osy- mrukn臋艂a Ginny i nagle si臋 zatrzyma艂a wskazuj膮c palcem na jeden ze sklep贸w- Idziemy teraz tam. Marudzi艂a艣 co艣 o stanikach, tak?

- G艂o艣niej, Molly, g艂o艣niej- wymamrota艂a czerwieni膮c si臋- Nie wszyscy na tej ulicy o tym us艂yszeli.

- Och… Wybacz. Zap臋dzi艂am si臋- parskn臋艂a i poci膮gn臋艂a j膮 za sob膮. Wolly zerkn膮艂 na nie i wskaza艂 kciukiem stoliki przed kawiarni膮.

- Usi膮d臋 sobie tam. Wy w tym czasie za艂atwcie potrzebne sprawunki i nie spieszcie si臋.

Ginny oszala艂a na widok r贸偶norodno艣ci stanik贸w.

- Cudowne… Wspania艂e! U nas s膮 jedynie dwa modele, a to dos艂ownie raj!

- Tak to jest, jak si臋 z zapad艂ej wsi przyjecha艂o- u艣miechn臋艂a si臋 porozumiewawczo z ekspedientk膮.

- Nie przesadzaj. Och, tak! Chc臋 w艂a艣nie ten!

Wskaza艂a na fiku艣ny czarno-bordowy.

- Twoja matka padnie na zawa艂, jak to zobaczy. Bierz. I wybierz co艣 jeszcze. Sporo mi kasy zosta艂o.

Wi臋kszo艣膰 ubra艅 kupi艂y w ciuch-budzie, wi臋c nie wynios艂o to za wiele. Dla siebie wzi臋艂a pi臋膰 zwyk艂ych, bia艂ych i po namy艣le dobra艂a trzy bardziej… wyzywaj膮ce. Jeden b艂臋kitny rozpinany z przodu, drugi ca艂y czarny z 艂adnym wzorkiem w r贸偶e i trzeci, kt贸ry by艂 jednocze艣nie gorsetem, czarno-czerwony. Ginny zerkn臋艂a na to i pokr臋ci艂a g艂ow膮.

- Facet, dla kt贸rego to w艂o偶ysz padnie na miejscu.

Dobra艂a kilka par majtek, w wi臋kszo艣ci pe艂ne figi o r贸偶nych kolorach, ale zaszala艂a i dobra艂a kolorystycznie nieco bardziej wykrojone do fiku艣nych stanik贸w. Ginny dodatkowo wybra艂a dwie bardotki, w艣ciekle zielon膮 i br膮zow膮, kt贸ra by艂a ca艂kowicie koronkowa.

- Stringi, Molly?- spyta艂a z przera偶eniem- Przecie偶 to niewygodne!

- Jak dla kogo. Mnie tam pasuj膮- rozejrza艂a si臋 i zni偶y艂a g艂os- P贸ki nie ma przy nas tego cwaniaczka powiedz mi dlaczego zesz艂a艣 si臋 z moim bratem?

- Powiedzia艂am ci prawd臋. Nie mog艂am mu powiedzie膰 „nie”.

- Ale…

- Molly, mnie nie podoba si臋 偶aden facet. Mia艂am epizod z Wiktorem, ale potem odkry艂am, 偶e podoba艂o mi si臋 w nim to, 偶e by艂 prawie pe艂noletni i taki powa偶ny. Teraz wiem, 偶e milcza艂, bo wiele do powiedzenia nie mia艂. 呕aden na mnie nie oddzia艂uje. Owszem, podoba mi si臋 jak pachnie tw贸j brat, ale odrzuca mnie, gdy mnie dotyka.

- I znowu si臋 na to skazujesz? Jeste艣 chora.

- Nie jestem. W ko艅cu sam odkryje, 偶e nie jestem dziewczyn膮 dla niego- wzruszy艂a ramionami- Zreszt膮 i tak wiele czasu nie b臋d臋 z nim sp臋dza艂a. Kiedy wr贸cimy do internatu, to wieczorami b臋d臋 mia艂a dodatkow膮 prac臋, tak samo w weekendy.

- Ja te偶 b臋d臋 mia艂a dodatkow膮 prac臋, ale i tak znajd臋 czas dla… no, wiesz dla kogo.

- I dobrze. Czy te偶 raczej… Nie, nie dobrze. Mia艂a艣 czeka膰, a偶 on sam zacznie za tob膮 艂azi膰!

- I tak jest. Wczoraj sam do mnie przyszed艂. Ja do niego podchodzi艂am jedynie pierwszego i drugiego dnia. Potem przesta艂am. Boj臋 si臋 jednak co b臋dzie, jak wr贸cimy do szko艂y…

- Musisz by膰 cierpliwa. Przez pierwsze dni mo偶e o tobie zapomnie膰, ale wtedy perfumuj si臋 i przechod藕 ko艂o niego, czy co艣… Jednak w膮tpi臋. Z tego co zauwa偶y艂am patrzy na ciebie w TEN spos贸b.

Ginny u艣miechn臋艂a si臋 rado艣nie i spojrza艂a t臋sknie w kierunku po艅czoch samono艣nych, ca艂ych czarnych, wi臋c wzi臋艂a cztery pary. Kiedy wysz艂y od razu rzuci艂 im si臋 w oczy Wolly machaj膮cy weso艂o. Hermiona westchn臋艂a.

- Fajny facet, szkoda tylko, 偶e ma taki charakter.

- Podoba ci si臋?

- Nie. M贸wi臋 o jego wygl膮dzie- nachmurzy艂a si臋- W przeciwie艅stwie do tego, co s膮dzi tw贸j brat, ja nie zwracam uwagi jedynie na twarz.

Ginny parskn臋艂a i usiad艂y naprzeciwko m臋偶czyzny.

Rozdzia艂 33

- Jak widz臋 odwiedziny w bieli藕nianym raju poprawi艂y wam humory- powiedzia艂 z przek膮sem, a obie si臋 zarumieni艂y- Herbaty?

- Nie, dzi臋ki. Jane, powiedz mi gdzie mamy dotrze膰?

- Harvard Street 29. Spyta艂am kobiety w sklepie i wiem gdzie to. Mo偶emy od razu rusza膰.

- Najpierw dajcie mi pakunki, to schowam je do plecaka. Daleko st膮d?

- Prawie nad samym morzem. Jakie艣 p贸艂 godziny spacerkiem.

Skin膮艂 g艂ow膮 i wsta艂. Posz艂y za jego przyk艂adem i ruszyli w kierunku morza. Ginny g艂o艣no zachwyca艂a si臋 ka偶dym elementem krajobrazu i gdy postanowili ruszy膰 pla偶膮 nie mog艂a si臋 powstrzyma膰 i biega艂a po wodzie z butami w r臋ku.

- Pierwszy raz widz臋 morze!- krzykn臋艂a- MUSIMY jeszcze kiedy艣 tu przyjecha膰! Chc臋 pop艂ywa膰!

Hermiona za艣mia艂a si臋 g艂o艣no i westchn臋艂a.

- Co jest?- Wolly spojrza艂 na ni膮 spod grzywki.

- Chcia艂abym, 偶eby zawsze by艂o tak weso艂o i spokojnie- przygryz艂a warg臋- Ale tak si臋 nie da, co?

Wzruszy艂 ramionami.

- Kiedy艣 na pewno b臋dzie lepiej. Nie ma mowy, 偶eby艣my przegrali- zacisn膮艂 usta- Przynajmniej dop贸ki mam co艣 do powiedzenia.

Obserwowa艂a Ginny i 偶a艂owa艂a, 偶e ta nie mo偶e by膰 w swojej prawdziwej formie i nie mo偶e zrobi膰 jej zdj臋cia. Na chwil臋 przystan臋li i zagapi艂a si臋 na wielu szcz臋艣liwych ludzi.

- Chcia艂abym m贸c ich wszystkich uratowa膰.

Wyci膮gn膮艂 przed siebie d艂o艅 i zacisn膮艂.

- A ja z艂apa膰 s艂o艅ce w gar艣膰- parskn膮艂- I po cz臋艣ci mi si臋 uda艂o. Pewne… ofiary trzeba ponie艣膰. Osobi艣cie bym si臋 nie pogniewa艂, gdybym to ja zgin膮艂.

- G艂upi jeste艣- warkn臋艂a- Nie znosz臋 tego typu my艣lenia. Powoduje, 偶e cz艂owiek wskakuje w niebezpiecze艅stwo bez chwili namys艂u.

- Zawsze najpierw my艣lisz, a potem dzia艂asz, co?

- Oczywi艣cie, 偶e tak. I po cz臋艣ci dzi臋ki temu ja i moi przyjaciele wci膮偶 jeste艣my w jednym kawa艂ku.

- Ale odda艂aby艣 za nich 偶ycie? Za swoich znajomych i przyjaci贸艂?

- Oczywi艣cie, 偶e tak! W ka偶dej chwili za ka偶dego z nich!

Spojrza艂 na ni膮 z wrednym u艣mieszkiem.

- Nawet za tych, kt贸rych nie lubisz zbyt mocno?

- Tak. Nawet za tego 艣wira z loch贸w- wzruszy艂a ramionami- Ka偶dy si臋 liczy. Ka偶de 偶ycie jest cenne. A moje najmniej. W og贸le dlaczego ci to m贸wi臋?

- Bo cierpisz na s艂owotok?

Skrzywi艂a si臋.

- Wspaniale. A ty cierpisz na nadmierne skwa艣nienie.

- Dzi臋kuj臋- szarmancko si臋 uk艂oni艂 i parskn膮艂. W tym czasie Ginny podbieg艂a do niej i przytuli艂a j膮.

- Mo偶e jednak wyk膮piemy si臋 w morzu? Chocia偶 na chwilk臋! Prooosz臋.

- Molly, nie mamy na to czasu… Innym razem tu przyjdziemy.

- Ale zanim wakacje si臋 sko艅cz膮?

- Tak. Obiecuj臋.

- Super! Wolly, zabierzesz si臋 z nami?

M臋偶czyzna wzruszy艂 ramionami.

- Nie wiem. Ci臋偶ko powiedzie膰.

- A wpadniesz do Billa na 艣lub?

- Nie s膮dz臋. Mam… kilka rzeczy do zrobienia i nie wiem ile zajm膮 mi czasu.

Ginny wzruszy艂a ramionami i zn贸w pobieg艂a nad wod臋. Hermiona sprawdza艂a co jaki艣 czas teren, by wiedzie膰 kiedy maj膮 skr臋ci膰. W pewnym momencie powiedzia艂a:

- Pomyli艂am si臋 co do ciebie.

- Czy偶by?- zerkn膮艂 na ni膮 lekko przechylaj膮c g艂ow臋.

- Tak. Na pocz膮tku by艂am nawet pewna, 偶e jeste艣 zmienionym nietoperzem, ale teraz dochodz臋 do wniosku, 偶e to niemo偶liwe. Jeste艣cie zupe艂nie inni. Ty jeste艣 wyluzowany, cz臋sto si臋 u艣miechasz i potrafisz by膰 uprzejmy. Z drugiej strony brakuje ci pewnej… hmmm… nie wiem jak to nazwa膰. Brakuje ci pewnej elegancji w obyciu i temperamentu.

- Zapewniam ci臋, 偶e potrafi臋 by膰 temperamentny.

- By膰 mo偶e. Ale nie z艂o艣cisz si臋, nie wrzeszczysz, jak op臋tany.

- To chyba dobrze, co?- parskn膮艂.

- Oczywi艣cie, 偶e tak. Tobie to pasuje. Jak on robi si臋 spokojny i zaczyna by膰 mi艂y to mam wra偶enie, 偶e co艣 kr臋ci. Tylko przepraszam, 偶e z czym艣 takim wyskoczy艂am.

- Nie ma problemu- jaki艣 u艣mieszek kr臋ci艂 si臋 w k膮cikach ust i ponownie zastanowi艂a si臋, czy aby jednak nie mia艂a racji. W tym momencie zauwa偶y艂a zej艣cie, kt贸rym mieli ruszy膰.

- Molly! Chod藕! Nasze zej艣cie!

Wolly obejrza艂 si臋 na rozchichotan膮 dziewczyn臋 i pochyli艂 si臋, by poprawi膰 Hermionie kosmyk w艂os贸w.

- Ej! To, 偶e ci臋 przeprosi艂am nie znaczy, 偶e…

- 艢miercio偶erca za nami idzie- wymamrota艂 jej do ucha- U艣miechnij si臋, udawaj, 偶e ci臋 to bawi.

- Sk膮d wiesz?- pos艂a艂a mu najbardziej czaruj膮cy u艣miech, a Ginny zagapi艂a si臋 na ni膮 z niedowierzaniem.

- Bo go znam- odwzajemni艂 u艣miech- Trzeba b臋dzie si臋 gdzie艣 zaczai膰.

- Oczywi艣cie- z艂apa艂a go pod r臋k臋- Znam odpowiednie miejsce. Molly…

Nachyli艂a si臋 nad przyjaci贸艂k膮 i szybko jej wyja艣ni艂a. Zacz臋艂a zn贸w podskakiwa膰 i m贸wi膰 g艂o艣no.

- Idziemy do wujka? Wspaniale!

Skr臋cili do wyj艣cia i Hermiona westchn臋艂a.

- But mi si臋 rozwi膮za艂!

Kucn臋艂a i zza w艂os贸w zauwa偶y艂a, 偶e dobrze zbudowany grubas tak偶e si臋 zatrzyma艂 i udawa艂, 偶e interesuje go stoj膮cy niedaleko pomnik. Wolly tupa艂 nog膮.

- Pospiesz si臋, Jane. Sp贸藕nimy si臋.

- Ju偶, ju偶. Nie moja wina, 偶e mi si臋 but rozwi膮za艂.

Poprowadzi艂a ich w miejsce, w kt贸rym kiedy艣 si臋 zgubi艂a. By艂 to 艣lepy zau艂ek. Bez okien i drzwi. Idealne miejsce na obron臋. Lub zasadzk臋. Zagryz艂a wargi i tu偶 za rogiem ca艂a tr贸jka wyci膮gn臋艂a r贸偶d偶ki. Niestety, 艢miercio偶erca nie by艂 sam. Przyprowadzi艂 koleg贸w. By艂o ich razem o艣mioro. Hermiona prze艂kn臋艂a 艣lin臋. To mog艂o by膰 niebezpieczne. Jeden ze 艢miercio偶erc贸w- chudy, niski ch艂opaczek za艣mia艂 si臋:

- Nie藕le rzucone zakl臋cia, ale na szcz臋艣cie Amycus potrafi je przejrze膰 na wylot! Granger, Weasley… Mi艂o, 偶e wpad艂y艣cie.

- Kim jest ten facet?- m臋偶czyzna zwany Amycusem przyjrza艂 mu si臋- Nie znam ci臋.

- Za to ja znam was. Amycus, Alecto, Spinear, Hollow, Beaumont, Murray, McTravish i Oaks.

Byli wyra藕nie zszokowani tym, 偶e ich rozpozna艂. Hermiona nie by艂a pewna kto pierwszy rzuci艂 zakl臋cie. Po chwili walczyli zaciekle. Jej zakl臋cie podtrzymuj膮ce ich wygl膮d pad艂o. Na szcz臋艣cie ich nieco powi臋kszone ubrania nie przeszkadza艂y w walce. Ona i Ginny walczy艂y jedynie z dw贸jk膮- Amycusem i Alecto. Pami臋ta艂a t膮 dw贸jk臋 z bitwy w Hogwarcie. Wolly sam dawa艂 rad臋 sz贸stce, ale powoli s艂ab艂. W tym momencie Ginny rozbroi艂a Alecto i spetryfikowa艂a j膮. Chwil臋 p贸藕niej pad艂 Amycus. Obr贸ci艂y si臋 by pom贸c Wolly'emu, ale ten warkn膮艂:

- Nie wtr膮cajcie si臋! Biegnijcie tam, gdzie macie biec!

Hermiona poci膮gn臋艂a Ginny za r臋k臋.

- Ruszaj si臋!

Dobieg艂y do numeru 29 i zadudni艂y.

- Przysz艂y艣my na herbatk臋 zio艂ow膮! Szybko!

Drzwi otworzy艂y si臋 natychmiast. Sta艂 w nich czarodziej w granatowej szacie.

- Co si臋 dzieje?

- Walcz膮! Tam w zau艂ku- wskaza艂a palcem- Zosta艂 jeden z naszych przeciwko sz贸stce. Kaza艂 nam ucieka膰.

- Wejd藕cie.

Sam wybieg艂. Usiad艂y w 艣rodku i Ginny zacz臋艂a na ni膮 krzycze膰.

- Dlaczego to zrobi艂a艣?! Mog艂am walczy膰!

- Tylko by艣my przeszkadza艂y! Uspok贸j si臋 i usi膮d藕- sama wy艂amywa艂a palce. A jak przez to, 偶e si臋 pos艂ucha艂y zginie? Czy potrafi艂aby mie膰 czyj膮艣 艣mier膰 na sumieniu?

Gdy po kilkunastu minutach kto艣 zapuka艂 do drzwi podskoczy艂y jak oparzone. Ginny podnios艂a r贸偶d偶k臋 i krzykn臋艂a:

- Kto tam?!

- Otwierajcie, wy dwie. Chyba mog臋 wej艣膰 do w艂asnego domu, co?

Ginny otworzy艂a a Hermiona j膮 ubezpiecza艂a. Do 艣rodka wpad艂 Wolly razem z profesorem Friedrichem. Obie z ulgi usiad艂y na ziemi.

- Nic wam si臋 nie sta艂o?

- Nie jeste艣cie ranni?

Obaj u艣miechn臋li si臋, ale odezwa艂 si臋 profesor.

- Nie, wszystko w porz膮dku. Chod藕cie do salonu. Tutaj nie wejd膮, wi臋c nie macie si臋 co martwi膰. Wolly, robisz si臋 za stary na takie ekscesy.

- Da艂bym sobie z nimi rad臋, Hal- parskn膮艂 i opad艂 na fotel- Wiesz o tym.

- Wiem, wiem. Skoro jednak si臋 tam ruszy艂em, to nie mog艂em pozwoli膰 ci bawi膰 si臋 samemu.

- Mia艂em inne dzieci do zabawy- parskn膮艂 i wyczarowa艂 sobie chusteczk臋, 偶eby przytrzyma膰 j膮 przy ranie na g艂owie. Zerkn膮艂 na nie- Da艂y艣cie sobie dobrze rad臋. Niez艂e rozeznanie w terenie, Hermiono i 艣wietne udawanie, 偶e wszystko w porz膮dku. To samo tyczy si臋 ciebie, Ginny.

- Da艂yby艣my sobie rad臋- mrukn臋艂a p艂omiennow艂osa. Profesor Friedrich przygl膮da艂 si臋 jej z zaciekawieniem.

- Czy ty przypadkiem nie jeste艣 c贸rk膮 Molly Prevett?

- Przypadkiem jestem c贸rk膮 Molly Weasley- u艣miechn臋艂a si臋 dziewczyna.

Hermiona wyci膮gn臋艂a z kieszeni szort贸w z艂o偶ony pergamin.

- To od profesora Dumbledora.

M臋偶czyzna wzi膮艂, otworzy艂 i nieco si臋 nachmurzy艂 przy czytaniu.

- Wielokrotnie mu odmawia艂em, wi臋c dlaczego naciska?

- Ma swoje powody- powiedzia艂 weso艂o Wolly- Od sze艣ciu lat nie mo偶e znale藕膰 porz膮dnego nauczyciela na to stanowisko.

- Hmm… A Moody?

- Mia艂 nim by膰 w czwartej klasie, ale w efekcie zast膮pi艂 go m艂ody Crouch- Wolly skrzywi艂 si臋- Pami臋tasz go, oczywi艣cie?

- Jakbym m贸g艂 zapomnie膰. Biedna Alicja…

- I Frank.

- I Frank- skin膮艂 g艂ow膮- A… Snape?

- Zbyt wiele wrzeszcza艂, za ma艂o t艂umaczy艂- mrukn臋艂a Hermiona- W dodatku skupia艂 si臋 tylko na tym, 偶eby艣my docenili jaka wielka jest czarna magia.

Profesor zacz膮艂 si臋 tubalnie 艣mia膰. Mia艂 ko艂o sze艣膰dziesi臋ciu lat, ale trzyma艂 si臋 naprawd臋 dobrze. Przystojna, ogorza艂a twarz, ciemne w艂osy zaczesane do ty艂u, b艂臋kitne oczy, bardzo podobne do Dumbledora i, z tego co da艂o si臋 zauwa偶y膰, nie藕le zbudowany. Szkoda, 偶e wyra藕nie by艂 typem lowelasa.

- Wi臋c niby ja mam by膰 idealnym kandydatem?

- By艂oby mi艂o mie膰 kogo艣 normalnego na lekcjach- Ginny wyprodukowa艂a sw贸j najs艂odszy u艣miech, kt贸ry powodowa艂, 偶e po艂owa ch艂opak贸w w Hogwarcie rozlu藕nia艂a krawaty z wra偶enia. Nie omin臋艂o to Friedricha. Lekko por贸偶owia艂 i zerkn膮艂 na Hermion臋.

- Ty r贸wnie偶 uczysz si臋 w Hogwarcie?

- Tak. W si贸dmej klasie.

- Czyli znasz s艂awnego Harry'ego Pottera oraz jego przyjaci贸艂? Pana Weasleya i pann臋 Granger?

Hermiona za艣mia艂a si臋.

- Raczej tak.

- Och, chcia艂bym ich pozna膰. Musz膮 by膰 fascynuj膮cy- Hermiona i Ginny spojrza艂y na siebie i parskn臋艂y- Dobrze. Przeka偶cie Dumbledorowi, 偶e je艣li potrafi zapewni膰 mi bezpiecze艅stwo, to na pewno pojawi臋 si臋 pod koniec sierpnia w szkole. I… - doda艂 po chwili- Kiedy b臋dzie nast臋pne spotkanie Zakonu niech da mi zna膰. Pojawi臋 si臋.

Ca艂a tr贸jka go艣ci u艣miechn臋艂a si臋, po偶egna艂a i aportowa艂a si臋 tu偶 za drzwiami. Po chwili stali przed Nor膮 i odetchn臋li nie widz膮c nikogo w promieniu kilku mil.

- C贸偶… To by艂 ciekawy dzie艅- Wolly parskn膮艂 podaj膮c Hermionie plecak- Jednak nie mam ochoty go powtarza膰. Babskie zakupy s膮 ponad moje nerwy.

- Narzekasz- za艣mia艂a si臋 Ginny i przytuli艂a m臋偶czyzn臋- Wielkie dzi臋ki. By艂o weso艂o. Wpadnij na 艣lub Billa. Ciekawi mnie jakim jeste艣 tancerzem.

- Ca艂kiem niez艂ym- u艣miechn膮艂 si臋- Jestem do艣膰 wszechstronny.

Hermiona zn贸w spojrza艂a na niego podejrzliwie, a Ginny zgromi艂a j膮 wzrokiem.

- Mi艂o by艂o- poda艂a mu r臋k臋 i kiedy j膮 u艣cisn膮艂 parskn臋艂a- Jeste艣 ciekawym okazem.

- Wci膮偶 mnie podejrzewasz?

- Tak. Zw艂aszcza, 偶e znalaz艂am to- podnios艂a do g贸ry fiolk臋 z g臋stym, z艂otawym p艂ynem- S膮dz臋, 偶e kiedy艣 mi to wyt艂umaczysz.

Zbarania艂.

- Kiedy…?

- Kiedy wi膮za艂am buta i ponownie wzi臋艂am ci臋 pod r臋k臋. Tak cennych rzeczy nie trzyma si臋 w kieszeni- przyjrza艂a mu si臋- Ile minut jeszcze mam czeka膰, 偶eby艣 si臋 zmieni艂?

Pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- Uparta baba. Dobrze, to nie jest moja prawdziwa posta膰. Wystarczy?

- Post贸jmy tu jeszcze chwilk臋 i porozmawiajmy. Chc臋 si臋 upewni膰, czy moje podejrzenia jednak by艂y w艂a艣ciwe.

- Po co?- wzruszy艂 ramionami- Je艣li jestem nawet samym Dumbledorem co ci to da?

- Satysfakcj臋, albo rozczarowanie. Lubi臋 wiedzie膰.

- Och, nie w膮tpi臋.

- I pierwszymi pytaniami, kt贸re zadam je艣li moje podejrzenia si臋 potwierdz膮, b臋dzie to, jak ukry艂 pan Mroczny Znak i czy ma pan schizofreni臋,

- C贸偶… My艣l sobie dalej, ale ja si臋 spiesz臋.

- Jeszcze kilka minut. Wypi艂 pan eliksir gdy wyszli艣my z pla偶y. Ukradkiem, kiedy ja rozmawia艂am z Ginny. W zwi膮zku z tym zosta艂y jakie艣 dwie minuty.

- No ju偶 dobrze, dobrze- mrukn膮艂 i nachmurzy艂 si臋- To ja. Zadowolona, Granger?

Ginny, kt贸ra niepewnie 艣ledzi艂a dyskusj臋 podskoczy艂a i jej usta u艂o偶y艂y si臋 w idealne „O”.

- Oczywi艣cie, 偶e tak. A teraz prosz臋 o odpowied藕 na pytania.

- Z Mrocznym Znakiem nie by艂o problemu. Jest kilka… u偶ytecznych zakl臋膰. I nie, nie powiem ci jakie. To nie jest ci ani potrzebne, ani odpowiednie. Co do drugiego to nie wiem o co ci chodzi.

- S膮dz臋, 偶e wyja艣ni艂am to kiedy „przeprasza艂am”- zrobi艂a palcami cudzys艂贸w w powietrzu.

- Gdybym zachowywa艂 si臋 tak, jak zwykle, to nie czu艂yby艣cie si臋 w moim towarzystwie swobodnie, a to na pewno zwr贸ci艂oby uwag臋 艢miercio偶erc贸w i mog艂oby im podpowiedzie膰 kim jestem. A tego przecie偶 chcieli艣my unikn膮膰.

W tym momencie rozmarzone oczy zacz臋艂y si臋 zw臋偶a膰, a z艂oto powoli zmienia艂o si臋 w czer艅. Szopa br膮zowych w艂os贸w powoli oklapa艂a i czernia艂a. Nos wyd艂u偶a艂 si臋 i stawa艂 si臋 haczykowaty. Sk贸ra ja艣nia艂a, a偶 przybra艂a niezdrowy, blady odcie艅. Ginny wci膮偶 zszokowana wpatrywa艂a si臋 w niego.

- Na potrzeb臋 waszego towarzystwa zmieni艂em j臋zyk i styl poruszania si臋- wzruszy艂 ramionami- By艂o to do艣膰 proste. Przy okazji, Weasley, niezbyt lubi臋 r贸偶, wi臋c jakby艣 chcia艂a przysy艂a膰 mi boa, to postaraj si臋 o inny kolor.

Dziewczyna poczerwienia艂a a偶 po cebulki w艂os贸w. Zda艂a sobie spraw臋, 偶e wiele s艂贸w, kt贸rych w艂a艣nie on us艂ysze膰 nie powinien, us艂ysza艂.

- Przysi臋gam, 偶e wyrzuc臋 t膮 kieck臋, gdy tylko przyjdziemy do domu.

- R贸b jak chcesz- po chwili jednak u艣miechn膮艂 si臋 z艂o艣liwie- Nie w膮tpi臋, 偶e b臋dzie ci pasowa膰 co艣 innego. Najlepiej r贸偶owego. Granger, nie pojawiaj si臋 w tym kombinezonie w szkole, bo osobi艣cie wykopi臋 ci臋 na b艂onia.

- Nie mam nic innego.

- Gdyby艣 powiedzia艂a mi, 偶e chcesz odpowiednie wyposa偶enie to sam uda艂bym si臋 na Pok膮tn膮 po to- warkn膮艂- Ale ty masz twardy 艂eb upartego Gryfona. Wydaje ci si臋, 偶e je艣li sama nic nie mo偶esz zrobi膰, to jest to awykonalne.

- 艢wietnie! Po co wi臋c pan w og贸le si臋 fatygowa艂?

- Rozkaz Dumbledora. Nie sprawia艂o mi przyjemno艣ci udawanie idioty.

- Wiele w takim razie do udawania nie by艂o.

- Pi臋膰 punkt贸w i szlaban dla panny Weasley w pierwsz膮 sobot臋!

- A za co?!- Ginny oburzy艂a si臋.

- Spytaj Granger. Jutro o sz贸stej masz by膰 w sali- warkn膮艂 do Hermiony i po chwili znikn膮艂. Ginny podpar艂a si臋 pod boki.

- A pomy艣le膰, 偶e nawet go polubi艂am!

Hermiona zacz臋艂a si臋 艣mia膰 i po chwili Ginny przy艂膮czy艂a si臋 do niej.

- Wiesz co, Ginny?

- No?

- Tak sobie my艣l臋, 偶e w艂a艣nie pozna艂y艣my kogo艣, kto si臋 chowa pod ca艂ym tym sarkazmem i wredot膮.

- Tak s膮dzisz?- Ginny u艣miechn臋艂a si臋- Mimo wszystko Wolly to jeden z sympatyczniejszych facet贸w, jakich pozna艂am. Je艣li Snape ma z nim co艣 wsp贸lnego, to chyba b臋d臋 w stanie go polubi膰. A teraz chod藕my przymierzy膰 to, co kupi艂y艣my. Mam nadziej臋, 偶e b臋dzie wygl膮da艂o r贸wnie dobrze co na fantomie- zanim wesz艂y do kuchni obr贸ci艂a si臋 z g艂upim u艣miechem- Wiesz co zauwa偶y艂am?

- Ju偶 si臋 boj臋.

- Snape w mugolskich ciuchach wygl膮da艂 r贸wnie dobrze co Wolly.

Hermiona skrzywi艂a si臋.

- Jeste艣 chora. Przy okazji… Nikomu nie m贸wimy kim jest Wolly.

Ginny pu艣ci艂a porozumiewawczo oko.

- Rozumiem.

Rozdzia艂 34

Ginny za艂o偶y艂a sukienk臋 i obr贸ci艂a si臋 do lustra. Hermiona zesz艂a na d贸艂, 偶eby co艣 zje艣膰 i nawet nie zerkn臋艂a do torby. Jej przyjaci贸艂ka nie przywi膮zywa艂a do swojego wygl膮du 偶adnej wagi. Ginny by艂a inna- lubi艂a dobrze wygl膮da膰. Teraz mia艂a do tego dodatkowy bodziec- chcia艂a Dracona Malfoya, chcia艂a go dla siebie. Postanowi艂a wi臋c dyskretnie u偶y膰 wszystkiego, co posiada艂a. Chc膮c nie chc膮c musia艂a przyzna膰, 偶e Snape mia艂 oko, chocia偶 sam wci膮偶 艂azi艂 jedynie w czerni. Jasnozielona suknia pasowa艂a do niej idealnie. By艂a zawi膮zywana na szyi, gorset by艂 usztywniany i idealnie opina艂 jej biust i tali臋. Sp贸dnica pi臋knie 艂膮czy艂a si臋 z g贸r膮, na kt贸rej jakimi艣 sztucznymi kamieniami by艂y wyszyte przepi臋kne r贸偶e i si臋ga艂a samej ziemi. Trzeba b臋dzie j膮 skr贸ci膰 i nieco zaszy膰 rozci臋cie na udzie, bo si臋ga jej bardziej pasa, ni偶 uda. Obr贸ci艂a si臋 i westchn臋艂a widz膮c, 偶e gorset przepi臋knie wygl膮da i komponuje si臋 z jej ognistymi w艂osami. Czu艂a, 偶e potrafi wszystko- nie ma mowy, by Draco na ni膮 nie spojrza艂. Hermiona wesz艂a do pokoju i zatrzyma艂a si臋 z wra偶enia w drzwiach.

- No co? 殴le wygl膮dam?

- Wr臋cz przeciwnie- u艣miechn臋艂a si臋 i wesz艂a do 艣rodka- Zawsze wiedzia艂am, 偶e masz cudown膮 figur臋, ale ta sukienka podkre艣la to i wspaniale pasuje do twojego typu urody. Malfoy nie ma 偶adnych szans- parskn臋艂a.

- Mam nadziej臋- usiad艂a na 艂贸偶ku i zacz臋艂a rozwi膮zywa膰 gorset r贸偶d偶k膮- Przymierz swoj膮.

- Nie mam na to ochoty. Jestem zbyt zm臋czona, 偶eby cokolwiek robi膰, a jutro musz臋 o sz贸stej by膰 w lochach.

- Ty ostatnimi czasy w domu jedynie jesz i 艣pisz.

- A nawet jak wyjd臋 gdzie艣 na miasto to nie mog臋 si臋 uwolni膰 od Snape'a. Czy on musi by膰 takim dupkiem?!

Ginny przebra艂a si臋 w zakupione d偶insy i w艂a艣nie zak艂ada艂a cudown膮 koszulk臋. Fioletow膮 z falbankami na ramionach. Kiedy przepchn臋艂a g艂ow臋 przez otw贸r u艣miechn臋艂a si臋.

- Nie przesadzaj. By艂 ca艂kiem mi艂y. Przynajmniej dop贸ki nie wr贸ci艂 do swojej postaci.

- No w艂a艣nie, a ja musz臋 pracowa膰 z jego postaci膮 w艂a艣ciw膮. Co my艣lisz o tym ca艂ym Friedrichu?

- Nie dziwi臋 si臋, 偶e mama go nie chcia艂a- zachichota艂a wspominaj膮c po偶膮dliwe spojrzenie starego czarodzieja- Jest oble艣ny z tym swoim wzrokiem. Ciekawi mnie jedynie jak膮 zrobi min臋, kiedy si臋 dowie, 偶e to ty jeste艣 Hermion膮 Granger.

- To by艂o akurat 艣mieszne. Mog臋 ci臋 o co艣 prosi膰?

- No?

- Trzymaj dzisiaj Rona z daleka ode mnie- burkn臋艂a i opad艂a na 艂贸偶ko- Znowu zaczyna si臋 do mnie klei膰.

- Rozmawia艂 o czym艣 z Billem wczoraj. Pods艂ucha艂am co艣 o r贸偶nych metodach zwracania na siebie uwagi dziewczyny. Nic dziwnego, 偶e Bill by艂 zawsze popularny.

- Tylko, 偶e Bill nie robi tego wszystkiego z gracj膮 s艂onia- mrukn臋艂a jej przyjaci贸艂ka- I jest znacznie przystojniejszy. Mo偶esz to dla mnie zrobi膰?

- Nie ma sprawy, ale wed艂ug mnie powinna艣 go rzuci膰. I to definitywnie.

- Nie mog臋…

- Hermiona, jak tak dalej p贸jdzie, to w ko艅cu nie wytrzymasz i rzucisz go z takim hukiem, 偶e do ko艅ca 偶ycia si臋 do ciebie nie odezwie. Wiesz o tym.

Usiad艂a i si臋gn臋艂a do plecaka po ubrania by si臋 na nich wy偶y膰. Rozk艂ada艂a energicznymi ruchami koszulki, spodnie i u艣miechn臋艂a si臋 paskudnie, gdy wyj臋艂a kombinezon stra偶acki.

- Niech zgadn臋- za艣mia艂a si臋 Ginny- Masz zamiar to za艂o偶y膰 jutro?

- Oczywi艣cie. Sam mi to zaproponowa艂- parskn臋艂a i pokr臋ci艂a g艂ow膮- Potrafisz uwierzy膰 w to, 偶e prawie polubi艂am Wolly'ego?

- Ja tam go polubi艂am. Nie mog臋 jednak uwierzy膰, 偶e ca艂y czas by艂a艣 podejrzliwa wobec niego. Naprawd臋 masz g艂ow臋 nie od parady.

- Co mi po tym skoro nie mog臋 pos艂a膰 w diab艂y tego wrednego nietoperza, rzuci膰 twojego brata i nie by膰 za m膮dr膮 dla wszystkich facet贸w w okolicy? Sko艅cz臋 jak Umbridge- stara panna z fio艂em na punkcie kot贸w i r贸偶u.

- To niezbyt radosna wizja. Mo偶e spytaj o rad臋 Trelawney?- zachichota艂a, gdy Hermiona zrobi艂a wyj膮tkowo w艣ciek艂膮 min臋.

- Och… Hermiono! Widz臋, widz臋! Umrzesz! Zapchasz si臋 kocim k艂aczkiem!- podskoczy艂a- Co mi przypomina, 偶e mia艂am nakarmi膰 Krzywo艂apa.

- Nie musisz. Dorwa艂 wczoraj kilka myszy i zani贸s艂 do swojej nory.

- G艂upio mi bez niego- otworzy艂a drzwi- Kici, kici, kici… Krzywo艂apku… No, chod藕 do pani. Kici, kici, kici…

Po chwili na schodach pojawi艂a si臋 dumnie stercz膮ca ruda kita i dopiero po niej pojawi艂 si臋 sp艂aszczony pyszczek. U艣miechn臋艂a si臋 i wzi臋艂a go na r臋ce.

- Moje kocisko… M贸j 艣liczny kotek…

Wypr臋偶y艂 si臋 i zacz膮艂 mrucze膰 z zadowolenia nadstawiaj膮c sp贸d pyszczka do drapania. Niestety, sta艂a o kilka minut za d艂ugo. Z g贸ry zszed艂 Ron i prawie na ni膮 wpad艂. U艣miechn膮艂 si臋 szeroko i przytuli艂 j膮 mocno. Krzywo艂ap wyda艂 z siebie oburzone miaukni臋cie, wbi艂 jej pazury w rami臋 i uciek艂.

- Wspaniale, Ronald- warkn臋艂a, w艣ciek艂a i obola艂a- Tylko mi brakowa艂o, 偶eby mnie Krzywo艂ap podrapa艂.

- Sorry- mrukn膮艂 i tym razem przytuli艂 j膮 delikatniej. Opar艂a g艂ow臋 o jego rami臋 w poszukiwaniu odpoczynku, ale zaraz zacz膮艂 g艂adzi膰 jej kark. Musia艂a przyzna膰, 偶e szyja i kark to najwra偶liwsze cz臋艣ci jej cia艂a, wi臋c dziwi艂a si臋 jak dotyk Rona, nawet najdelikatniejszy, mo偶e powodowa膰 u niej drgawki wstr臋tu.

- Ron… Nie dzisiaj. Jestem zm臋czona.

- Ostatnio ca艂y czas jeste艣 zm臋czona- wymrucza艂 jej do ucha.

- S艂uchaj, zeszli艣my si臋 ledwie wczoraj. M贸wi艂am, 偶eby艣my zwolnili.

- Przecie偶 nic nie robi臋.

- Jasne. A ta r臋ka na moim karku? Druga na moich po艣ladkach? Odpu艣膰, Ron.

Cofn膮艂 si臋 i za艂o偶y艂 r臋ce.

- Ju偶, ju偶. Nie b膮d藕 taka z艂a. Masz mo偶e ochot臋 na spacer?

- Gdzie? Nie mo偶emy wychodzi膰 poza Nor臋.

- Gdziekolwiek… Z Ginny wybra艂y艣cie si臋 do Brighton, tak? Chod藕 ze mn膮 gdzie艣. Miejsce nie ma znaczenia.

Westchn臋艂a i podrapa艂a si臋 po czole. Czy ona naprawd臋 musi mie膰 takie szcz臋艣cie, 偶e natrafia na durni贸w, kt贸rym trzeba t艂umaczy膰 nawet najprostsze sprawy?

- Nie mo偶emy, to by艂oby zbyt niebezpieczne. Z Ginny aportowa艂y艣my si臋 do Brighton, bo nie mia艂am ani jednej pary spodni, kt贸ra nie by艂aby dziurawa, czy zepsuta. Jednak nawet wtedy dosta艂y艣my obstaw臋.

- Daj spok贸j. Mo偶emy przecie偶 gdzie艣 si臋 wybra膰.

- Nie mo偶emy! ZROZUM TO.

- Jak sobie chcesz- mrukn膮艂- Jutro zn贸w wr贸cisz p贸藕no i padniesz spa膰.

- Znam swoje obowi膮zki i wype艂niam je najlepiej, jak potrafi臋. Codziennie robi臋 ze dwana艣cie kocio艂k贸w r贸偶nych mikstur, Snape robi tyle samo, siedzimy do p贸藕nej nocy a i tak nie zawsze wyrabiamy norm臋. Mog臋 chyba by膰 zm臋czona, prawda?

- Tak, wiem, 偶e musisz to robi膰 i nie o to mam pretensje. Po prostu wygl膮da to tak, jakby艣 specjalnie mnie unika艂a.

- Jeste艣 艣mieszny, Ron.

- Czy ja ci si臋 w og贸le podobam?

Westchn臋艂a ci臋偶ko i przyjrza艂a mu si臋 uwa偶nie. Ron mocno wydoro艣la艂 przez sz贸st膮 klas臋. Mia艂 prawie metr dziewi臋膰dziesi膮t i zamiast pl膮cz膮cych si臋 patyk贸w dorobi艂 si臋 umi臋艣nionych ramion i silnych, zgrabnych n贸g. D艂ugi, piegowaty nos nadawa艂 jego poci膮g艂ej twarzy charakteru, a niebieskie oczy 艣wiec膮ce spod rudej grzywki powinny powodowa膰 u niej drgawki i efekt mi臋kkich n贸g. Nie powodowa艂y. Westchn臋艂a. Nie mog艂a go skrzywdzi膰. Nie potrafi艂a.

- W jaki艣 spos贸b na pewno- u艣miechn膮艂 si臋 i zn贸w spr贸bowa艂 j膮 poca艂owa膰, ale go odepchn臋艂a- Potrzebuj臋 czasu, Ron. Czasu. Mamy przed sob膮 przynajmniej rok.

Lekko si臋 skrzywi艂, ale odpu艣ci艂.

- Dobranoc, Hermiono i trzymaj si臋.

Nastawi艂a policzek i po chwili poczu艂a mokre usta. Powstrzyma艂a si臋 przed wzdrygni臋ciem z obrzydzenia. Wesz艂a do pokoju, gdzie natkn臋艂a si臋 na ponure spojrzenia Ginny.

- Grasz nie fair. Da艂a艣 mu nadziej臋.

- Ginny, ja po prostu NIE UMIEM mu tego powiedzie膰!

- Tch贸rzysz! Od kiedy jeste艣my kurczakami?!

- Uch! Nie r贸b takich samych por贸wna艅, jak Snape!

- A mo偶e on ma racj臋?!

- Zwariowa艂a艣?! Od kiedy on miewa w czymkolwiek racj臋?!

- Daj spok贸j, Hermiono. Zawsze nam wyrzuca艂a艣 uprzedzenia wobec niego, a teraz robisz to samo!

- Wielkie dzi臋ki- warkn臋艂a, po czym wzi臋艂a kilka g艂臋bszych oddech贸w- To po prostu za trudne dla mnie. Nie chc臋 go straci膰, a wiem, 偶e odrzucaj膮c go zrani臋 jego ego. Mam nadziej臋, 偶e sam zrozumie, 偶e do siebie nie pasujemy i, 偶e znajdzie kogo艣 innego.

- Wiesz, 偶e masz u mnie poparcie bez wzgl臋du na to co zrobisz. Tylko… nie podoba mi si臋 to.

- Ginny od czasu zerwania z Harrym nie odzywacie si臋 do siebie. Wiesz co by si臋 sta艂o, gdybym zerwa艂a z Ronem? A pami臋taj, 偶e on jest daleko bardziej wra偶liwy ni偶 Harry.

- Raczej dra偶liwy, ni偶 wra偶liwy- za艣mia艂a si臋 dziewczyna. Unios艂a r臋ce- Poddaj臋 si臋. R贸b co chcesz, tylko potem nie oczekuj wsp贸艂czucia.

- A czy kiedykolwiek oczekiwa艂am?

- Tak. Po zerwaniu z Wiktorem.

Hermiona zacisn臋艂a pi臋艣膰. Ginny zas艂oni艂a sobie usta. To mia艂 by膰 temat tabu.

- Ja… przepraszam. Nie chcia艂am rusza膰 tego tematu.

- Nie musisz- u艣miechn臋艂a si臋- Jestem teraz nieco starsza i znacznie m膮drzejsza.

- To powiesz mi co w艂a艣ciwie si臋 mi臋dzy wami sta艂o?

Pami臋ta艂a jak trzy lata temu w czerwcu Hermiona wbieg艂a do jej pokoju i rzuci艂a si臋 jej na kolana i zacz臋艂a p艂aka膰. Nie przesta艂a dop贸ki nie zasn臋艂a.

- Pok艂贸cili艣my si臋. Teraz wiem, 偶e to by艂a bzdura, ale… By艂am przera偶ona tym, 偶e Voldemort powr贸ci艂, 偶e Harry omal nie zgin膮艂, 偶e Cedric umar艂. Zarzuci艂am mu, 偶e u偶ywa艂 czarnej magii i 偶e ma trzyma膰 te brudne 艂apy z daleka ode mnie. Wpad艂 w sza艂 i dopiero w ostatni dzie艅 na chwil臋 wzi膮艂 mnie na bok i porozmawiali艣my. Przeprosi艂am go, ale… to by艂 koniec. Za wiele sobie wykrzyczeli艣my. Dlatego teraz staram si臋 panowa膰 nad sob膮, bo wiem, 偶e s艂owa wypowiedziane w gniewie mog膮 zniszczy膰 wszystko.

- Znam ten b贸l- mrukn臋艂a- Ja te偶 pok艂贸ci艂am si臋 z Harrym. O Cho. Zarzuci艂am mu, 偶e wci膮偶 za ni膮 patrzy i pewnie dalej mu si臋 podoba, a ja jestem substytutem. Dwa dni p贸藕niej zerwa艂 ze mn膮. Powiedzia艂am za du偶o, ale nie potrafi臋 si臋 hamowa膰. Je艣li co艣 mnie z艂o艣ci, to m贸wi臋 to.

- Nieodrodna siostra swoich braci i c贸rka swojej matki- za艣mia艂a si臋 Hermiona- Teraz, je艣li mi wybaczysz, musz臋 nad czym艣 posiedzie膰.

Ginny zajrza艂a jej przez rami臋 i przeczyta艂a jaki艣 dziwny, makabryczny wierszyk napisany na pergaminie, kt贸ry jej przyjaci贸艂ka trzyma艂a na kolanach.

- Co to? Brzmi okropnie.

- By膰 mo偶e klucz do odnalezienia eliksiru na Cruciatusa. Niestety do艣膰… trudny i pokr臋cony.

- Niekoniecznie. Niekt贸re zwroty s膮 do艣膰 proste.

- Tak?!

- Tak. Mo偶esz tego nie wiedzie膰, bo nie znasz 艣wiata czarodziej贸w od podszewki. Naci臋cie kciuka prawej d艂oni oznacza Wieczyst膮 Przysi臋g臋. Kiedy艣 nie zawiera艂o si臋 jej za pomoc膮 tylko magii, ale te偶 u偶ywano do tego krwi. Lewa r臋ka jest od serca, ale Wieczysta Przysi臋ga ma by膰 z rozmys艂em, wi臋c nacinano praw膮 r臋k臋, t膮 od rozumu. Mruk to posta膰 z dzieci臋cych bajek, kt贸r膮 straszy si臋 ma艂e dziewczynki. Bajka by艂a do艣膰… delikatna, ale ostrzega艂a przed gwa艂cicielami. „Co po prawej, co po lewej”… Mamy taki przes膮d, 偶e przed wyj艣ciem z domu nale偶y rzuci膰 okiem na to, co po prawej i po lewej, by zapami臋ta膰 ostatni widok domu. Jednak nie wiem jak to si臋 ma do ognia. Z reszty nie rozumiem nic, ale dziwi mnie ten B贸g. Czarodzieje s膮 ateistami. Cz臋sto m贸wimy: „o, bogowie” czy co艣 w tym stylu, ale nigdy nie odnosimy si臋 do jakiego艣 mugolskiego b贸stwa- u艣miechn臋艂a si臋- Pomog艂am jako艣?

- Troch臋… Jak si臋 nazywa ta bajka z Mrukiem?

- „Pani Mara i Pan Mruk”. Nie maj膮 autora.

- Kim by艂a pani Mara?

- Sukkub.

Hermiona za艣mia艂a si臋 w g艂os.

- Musz臋 to przeczyta膰! Ciekawi mnie, jak dzieciom wyk艂ada艂o si臋 takie tematy.

- Nie 艣miej si臋. To do艣膰 powa偶na sprawa. Czarodzieje wiedz膮, 偶e dzi臋ki magii mog膮 mie膰 pewn膮… w艂adz臋 nad mugolami. Te ba艣nie s膮 po to, 偶eby od dziecka wpaja膰 im odpowiednie podej艣cie moralne. To wyj膮tkowo wa偶na cz臋艣膰 edukacji czarodziejskiej, kt贸rej… hmm… urodzeni w niemagicznych rodzinach nie posiadaj膮. I to w艂a艣nie oni s膮 najwi臋kszym zagro偶eniem.

- Dzi臋ki- u艣miechn臋艂a si臋 z przek膮sem jej przyjaci贸艂ka, ale dopisa艂a co艣 pod spodem. Wyci膮gn臋艂a z torby kilkana艣cie ci臋偶kich tom贸w i ca艂kowicie si臋 w nich zag艂臋bi艂a. Co chwila dopisywa艂a co艣 lub skre艣la艂a. Ginny sta艂a teraz przy oknie i spogl膮da艂a na podw贸rko, gdzie Harry z Draco latali na miot艂ach i 艂apali znicza. Ron po chwili do nich do艂膮czy艂 i zacz臋li gra膰 w berka. Nabra艂a ochoty na latanie, a im na pewno przyda si臋 czwarty zawodnik.

- Hermiono, id臋 na dw贸r.

- Mhm- powiedzia艂a nieobecnym tonem skre艣laj膮c nerwowo kolejny punkt.

Rozdzia艂 35

Zamierza艂a zbiec na d贸艂 ale na w艂asne nieszcz臋艣cie natkn臋艂a si臋 na Fleur.

- Ginny, jak ty 艂adni wygl膮dasz. Pasuji ci ten kolor.

- Dzi臋kuj臋, Fleur. Id臋 na podw贸rko pogra膰 z ch艂opakami w Quidditcha.

- Och, to taki ciekawy. Mmm… Ginny? Czy Gabrielle mo偶e z wami spa膰? Jak przyjedzi?

- Oczywi艣cie, 偶e tak. Ja mog臋 spa膰 z Hermion膮 w jednym 艂贸偶ku- u艣miechn臋艂a si臋 niepewnie- Zreszt膮 nie jest pewne, czy Hermiona b臋dzie tutaj nocowa膰. B臋d膮 razem ze Snape'em ci臋偶ko pracowa膰, wi臋c mo偶liwe, 偶e b臋dzie spa艂a w zamku.

- Ja taka z艂a na ni膮! A jak Bill co艣 si臋 stani?!

艁zy nap艂yn臋艂y do jej du偶ych, b艂臋kitnych oczu. Nie rozumia艂a podej艣cia Billa- on ba艂 si臋, 偶e mo偶e co艣 jej zrobi膰 i to dla niej i ich przysz艂ych dzieci chcia艂 wyzdrowie膰.

- Fleur, on ju偶 postanowi艂. Nie jest to wina Hermiony. Wiesz dobrze, 偶e je艣li Sama-Wiesz-Kto ma ca艂膮 armi臋 takich jak on to nikt nie jest bezpieczny. A taki eliksir m贸g艂by ich wyleczy膰.

- Ale dlaczego Bill?!

- Gdybym to ja zosta艂a pogryziona, to mo偶esz by膰 pewna, 偶e zg艂osi艂abym si臋 na ochotnika- warkn臋艂a- Zrozum go, Fleur. On to robi dla ciebie i dla wszystkich innych ludzi. Ale g艂贸wnie ze wzgl臋du na ciebie.

- Ja tego nie potrzebui! Mnie Bill starczy! Je艣li bo te ugryzienia on umrze, to ja te偶!

Zala艂a si臋 艂zami, a Ginny westchn臋艂a. Na g贸rze jedna nie umie m贸wi膰 nie, a ta przed ni膮 my艣li tylko o sobie. Po chwili us艂ysza艂a dudnienie na schodach i Hermiona z rozwichrzonymi w艂osami podbieg艂a do niej.

- Jak m贸wisz, 偶e nazywa艂a si臋 ta bajka?

- „Pani Mara i Pan Mruk”.

- 艢wietnie. Lec臋 do biblioteki. Musz臋 j膮 znale藕膰.

- To twoi wina!- Fleur potrz膮sn臋艂a k臋dzierzaw膮 dziewczyn膮- Jak Bill umrze膰, to przez ciebi!

Hermiona zblad艂a i zacisn臋艂a z臋by.

- Wybacz mi, ale s膮dz臋, 偶e Bill si臋 zgodzi艂.

- Tylko dlatego, 偶e nikogo inny nie ma!

- Uspok贸j si臋 i nie histeryzuj- warkn臋艂a i odepchn臋艂a j膮- Mam znacznie wa偶niejsze sprawy na g艂owie ni偶 twoje fanaberie i fochy.

Fleur zatka艂o, a Ginny u艣miechn臋艂a si臋. Nie wolno by艂o wchodzi膰 Hermionie w drog臋, gdy co艣 postanowi艂a. Jej przysz艂a bratowa musi si臋 nauczy膰, 偶e nie wszyscy padaj膮 jej do st贸p i podaj膮 wszystko na z艂otej tacy. Usadzi艂a Francuzk臋 przy stole i poda艂a jej herbat臋, wcze艣niej sprawdzaj膮c testerem.

- Jestem egoistki?

- Tak.

- Czy to taki 藕le, 偶e chc臋 Bill zdrowy i ca艂y?

- Nie, Fleur. Chodzi o spos贸b w jaki to przedstawiasz. Wychodzisz za Billa wi臋c musisz zrozumie膰, 偶e on ma swoje zasady. Nie cofanie si臋 przed niebezpiecze艅stwem do nich nale偶y.

- Ja wim, 偶e on odwa偶ny, ale… Boj臋 si臋.

- Ka偶de z nas si臋 boi.

- Ona ni- wskaza艂a na pusty kominek- Ty te偶 ni.

- Ona zw艂aszcza. Nie jest taka odwa偶na, na jak膮 si臋 kreuje. A ja… Ja si臋 boj臋 wielu rzeczy i o wiele os贸b. Jednak gdybym mia艂a mo偶liwo艣膰 komu艣 pom贸c, to zrobi艂abym to. Nie mam niestety takiego m贸zgu i czuj臋 si臋 bezradna. Nie mo偶esz my艣le膰 tylko o sobie.

Dziewczyna niech臋tnie skin臋艂a g艂ow膮 i zacz臋艂a bawi膰 si臋 naszyjnikiem. Ginny czym pr臋dzej wybieg艂a z kuchni i wpad艂a do schowka na miot艂y. Wyj臋艂a Zmiataczk臋 6 i podlecia艂a do ch艂opak贸w.

- Mog臋 si臋 przy艂膮czy膰?

- Wolniejszej nie by艂o?- Harry 艣mign膮艂 na B艂yskawicy tu偶 ko艂o jej nosa.

- Nie popisuj si臋, Harry- Ron by艂 zachwycony swoj膮 now膮 miot艂膮. Ich mama wyskroba艂a zask贸rniki na Nimbusa 2000. Draco siedzia艂 na Nimbusie 2001. Ona na Zmiataczce nie mia艂a z nimi szans- Ginny, mo偶e chcia艂aby艣 na chwil臋? Zamienialiby艣my si臋 z tob膮?

- Czyli gramy w trzy osoby?

- Czemu nie?- Draco parskn膮艂- Puszczamy znicza i ten, kto go pierwszy z艂apie wygrywa.

- Wszelkie chwyty dozwolone, pr贸cz czar贸w- zlecieli na ziemi臋 i Harry poda艂 jej B艂yskawic臋- Poka偶 co potrafisz.

- Ta jest, kapitanie!- zasalutowa艂a i wzbi艂a si臋 w powietrze. To by艂 pierwszy raz, gdy dosiada艂a tak szybkiej miot艂y. Dzia艂a艂a na najmniejsze drgni臋cie i bardziej wyczuwa艂a zamiary ni偶 ruch. Ona i Draco w tej samej chwili dojrzeli znicza. Zanurkowali i przyspieszyli. By艂 szybszy, wi臋c przyspieszy艂a i nieco zagrodzi艂a mu drog臋 tak, by jej w艂osy przys艂oni艂y mu widok. Us艂ysza艂a, jak klnie i zachichota艂a po czym bez problemu za艂apa艂a ma艂膮 pi艂eczk臋.

- Grasz nieczysto- Draco u艣miecha艂 si臋 tak czaruj膮co, 偶e zapiera艂o jej dech w piersiach, ale odpowiedzia艂a u艣miechem.

- Nie wiem o co ci chodzi. To ty grasz nieczysto.

Zrobi艂 zdziwion膮 min臋. I dobrze- nie musi wiedzie膰, jak bardzo nieczysto.

Rozdzia艂 36

Hermiona do p贸藕na siedzia艂a w bibliotece i dwa razy nawet si臋 zdrzemn臋艂a. Za drugim razem obudzi艂 j膮 profesor Dumbledore.

- Hermiono, ju偶 p贸藕no. Wracaj do Nory.

- Przepraszam, zaczyta艂am si臋 i sama nie wiem kiedy…

- Nie ma problemu- jego u艣miech zawsze dodawa艂 jej otuchy. Odes艂a艂a r贸偶d偶k膮 ksi膮偶ki i razem z dyrektorem wysz艂a z biblioteki- Jak id膮 ci badania?

- Powoli. Wydawa艂o mi si臋, 偶e co艣 znalaz艂am, ale to by艂 艣lepy zau艂ek.

Pani Mara i Pan Mruk” by艂o weso艂膮 lektur膮 i nieraz musia艂a zatyka膰 sobie usta, bo mia艂a ochot臋 wybuchn膮膰 艣miechem, ale nie dosz艂a do 偶adnych wniosk贸w poza tymi, kt贸re podsun臋艂a jej Ginny. Na wszelki wypadek sprawdzi艂a ka偶de s艂owo zar贸wno w znaczeniu czarodziejskim, jak i mugolskim, ale nic to nie da艂o.

- Tak to bywa, ale niech ci臋 to nie zniech臋ca.

- Nie zamierzam si臋 poddawa膰- u艣miechn臋艂a si臋 s艂abo- Szkoda tylko, 偶e nie mam bladego poj臋cia, gdzie szuka膰 informacji.

- Niestety nie jestem w stanie ci w tym pom贸c. Eliksiry zawsze by艂y jednym z dw贸ch przedmiot贸w z kt贸rych by艂em s艂aby.

- A jaki by艂 drugi?

Zachichota艂.

- Wr贸偶biarstwo. Severus powiadomi艂 mnie, 偶e Hal si臋 zgodzi艂 na przyj臋cie posady. Przykro mi te偶, 偶e was zaatakowano. Prawdopodobnie mieli wskaz贸wki dotycz膮ce miejsca zamieszkania Hala.

- Nic si臋 nie sta艂o, jednak nie potrzebowa艂y艣my obstawy. M贸g艂 mnie pan poinformowa膰 o tym, 偶e nie b臋dziemy same oraz o tym kto nam b臋dzie towarzyszy艂. Najad艂y艣my si臋 wstydu za wszystkie czasy.

- Czy ja wiem? Severus wydawa艂 si臋 dobrze bawi膰.

- Profesor Snape zawsze dobrze si臋 bawi kiedy mo偶e nabija膰 swoich uczni贸w w butelk臋.

- Nie mia艂y艣cie o tym wiedzie膰- w jego g艂osie zabrzmia艂a jaka艣 lekka stalowa nuta i wiedzia艂a, 偶e nie powinna kontynuowa膰- Na jutro planujecie przemieni膰 Remusa?

- Tak. Co prawda dzisiaj profesor Snape mia艂 doko艅czy膰 przygotowywanie gabinetu, ale nie wiem czy mu si臋 uda艂o, skoro wi臋kszo艣膰 czasu by艂 poza Hogwartem…

Dumbledore odprowadzi艂 j膮 do kominka pani Hooch i u艣miechn膮艂 si臋.

- Je艣li mia艂 to zrobi膰 dzisiaj, to na pewno to zrobi艂. Macie podobne podej艣cie do swoich obowi膮zk贸w. Dobranoc, Hermiono.

- Dobranoc, panie profesorze. Nora.

Kiedy wysz艂a z kominka uderzy艂a j膮 wszechogarniaj膮ca cisza. Zerkn臋艂a na zegarek i westchn臋艂a. Druga w nocy. Za trzy godziny b臋dzie musia艂a wsta膰. Po cichu wesz艂a do pokoju i zamkn臋艂a za sob膮 drzwi. 艢wiat艂o ksi臋偶yca wpada艂o do 艣rodka i pe艂za艂o po w艂osach Ginny. Dziewczyna, jak zwykle, le偶a艂a rozkopana i lekko po艣wistywa艂a. Hermiona zdj臋艂a szat臋, wyj臋艂a pergaminy i schowa艂a pod obluzowan膮 desk膮 pod艂ogi staraj膮c si臋 nie robi膰 ha艂asu. Nastawi艂a budzik i po艂o偶y艂a si臋 patrz膮c na ksi臋偶yc. Zastanawia艂a si臋 jak bardzo musi bole膰 Remusa taka przemiana. Je艣li by艂o to podobne do Eliksiru Wielosokowego, to nic dziwnego, 偶e tego nie lubi艂…

Dzwonek zabrzmia艂 znacznie wcze艣niej ni偶 by chcia艂a. Niech臋tnie go wy艂膮czy艂a, ruszy艂a wci膮偶 na wp贸艂 zaspana do 艂azienki i wzi臋艂a prysznic. Zwi膮za艂a mokre jeszcze w艂osy w kok i wr贸ci艂a by si臋 przebra膰. Na d偶insy i koszulk臋 za艂o偶y艂a stra偶ackie spodnie i za艣mia艂a si臋 widz膮c si臋 w lustrze. Ginny rozbudzi艂 jej 艣miech i spojrza艂a na ni膮, po czym j臋kn臋艂a.

- Oby to mi si臋 艣ni艂o.

- 艢pi, 艣pij. Dopiero wp贸艂 do sz贸stej.

- Uch… Jeste艣 okrutna. B臋d臋 teraz mia艂a koszmary.

Pani Weasley na jej widok dosta艂a ataku 艣miechu i dopiero po jakim艣 czasie by艂a w stanie przem贸wi膰.

- Dzi臋ki tobie m贸j dzie艅 b臋dzie naprawd臋 dobry!- zachichota艂a- Chcia艂abym zobaczy膰 min臋 Severusa gdy pojawisz si臋 w tym w jego pracowni.

- Moja sprawa w czym przychodz臋. Nie chc臋 ponownie wybiera膰 si臋 na zakupy.

- Jak rozumiem wr贸cisz p贸藕no?

- Raczej tak- skin臋艂a g艂ow膮- Jednak nie musi mi pani przygotowywa膰 obiadu. Nie jestem g艂odna.

- Jak uwa偶asz, moja droga. Och, Charlie co tak wcze艣nie?

Drugi co do starsze艅stwa syn pa艅stwa Weasley na jej widok zareagowa艂 tak samo, jak jego matka. Wci膮偶 chichocz膮c usiad艂 obok niej i podzi臋kowa艂 za herbat臋.

- Mam kilka spraw do za艂atwienia- parskn膮艂- Wygl膮dasz wystrza艂owo.

- Dzi臋kuj臋, te偶 mi si臋 podoba- sko艅czy艂a je艣膰 grzank臋, dopi艂a herbat臋 i niech臋tnie wsta艂a- Musz臋 i艣膰. Mi艂ego dnia.

Pani Hooch na jej widok upu艣ci艂a par贸wk臋, nawet nie zwracaj膮c uwagi na to, 偶e ketchup upa膰ka艂 jej spodnie. U艣miechn臋艂a si臋 szeroko.

- Och, b臋dzie z tego wojna.

Snape'a jeszcze nie by艂o. Przypomnia艂a sobie, 偶e mieli dzisiaj robi膰 kolejne Veritaserum, wi臋c przywo艂a艂a kocio艂ki i odpowiednie sk艂adniki. Zdj臋艂a szat臋 i musia艂a przyzna膰, 偶e czu艂a si臋 komfortowo w spodniach od kombinezonu. Nie przeszkadza艂y jej i nie musia艂a si臋 ba膰, 偶e co艣 jej si臋 stanie. Za艂o偶y艂a r臋kawice i zacz臋艂a kroi膰 jadowit膮 偶ab臋 skalist膮. Us艂ysza艂a kroki na korytarzu, wi臋c przygotowa艂a si臋 na konfrontacj臋. Snape wpad艂 do 艣rodka, zamkn膮艂 drzwi i dopiero po chwili zatrzyma艂 si臋 patrz膮c na ni膮 z szeroko otwartymi oczami.

- Granger- warkn膮艂- Co to ma by膰?!

- M贸j uniform. Czuj臋 si臋 w nim bezpieczniej.

- Zdejmuj to natychmiast!

- Nie mog臋- u艣miechn臋艂a si臋 weso艂o- Nie mam pod spodem spodni.

- PRZECIE呕 CI M脫WI艁EM, 呕E MASZ TEGO NIE ZAK艁ADA膯!!!- rykn膮艂 tak, 偶e kilka 偶ab uciek艂o jej z worka. Przywo艂a艂a je jednym ruchem r贸偶d偶ki.

- Jak mog艂abym wyrzuci膰 tak praktyczn膮 rzecz? Wie pan, mam takiego znajomego, nazywa si臋 Wolly i stwierdzi艂, 偶e to do艣膰 praktyczna rzecz. Niby potem doda艂, 偶e to 偶art, ale nie jest raczej typem 偶artownisia.

- PRZESTA艃 SOBIE 呕ARTOWA膯 I ZDEJMUJ TO!!!

Sapn臋艂a z oburzeniem.

- Mam paradowa膰 na p贸艂 naga? S膮dz臋, 偶e tym sposobem z艂ama艂abym z pi臋膰dziesi膮t regulacji szkolnych nie wspominaj膮c o tym, 偶e pos膮dzono by pana o r贸偶ne dziwne… sk艂onno艣ci.

- NIE GRAJ NA MOICH NERWACH, GRANGER! WRACAJ DO NORY I PRZEBIERZ SI臉!

- Nie mamy na to czasu. Zaj臋艂am si臋 ju偶 Veritaserum- obr贸ci艂a si臋 do niego plecami i wr贸ci艂a do krojenia. Stara艂a si臋 ignorowa膰 spojrzenie, kt贸re wypala艂o jej dziur臋 w karku. Po chwili us艂ysza艂a ci臋偶kie westchnienie i Snape zatrzasn膮艂 za sob膮 drzwi na korytarz. Zdziwi艂a si臋, by艂a pewna, 偶e jego wrzaski potrwaj膮 nieco d艂u偶ej. Nie by艂o go dobre p贸艂torej godziny. Spodnie uratowa艂y j膮 kilkakrotnie i zacz臋艂a w my艣lach dzi臋kowa膰 Wolly'emu, 偶e je zaproponowa艂. Inaczej jedna para d偶ins贸w ju偶 posz艂aby do kosza. Odstawi艂a Veritaserum, by si臋 gotowa艂o i zaj臋艂a si臋 Eliksirem Wielosokowym. Kiedy zapali艂a ogie艅 pod kocio艂kiem drzwi ponownie trzasn臋艂y. Snape podszed艂 do niej i poda艂 jak膮艣 torb臋.

- W tej chwili si臋 przebierz- mrukn膮艂. Zajrza艂a do 艣rodka i otworzy艂a ze zdziwienia usta. By艂y to spodnie i szata dla tw贸rc贸w eliksir贸w. Materia艂, kt贸ry by艂 r贸wnie trwa艂y co smocza 艂uska, jednocze艣nie przewiewny i ciep艂y, jak bawe艂na, a wygl膮da艂 jak eleganckie spodnie.

- Dzi臋kuj臋… Zwr贸c臋 pieni膮dze, gdy tylko wr贸c臋 do Nory.

- Oczywi艣cie, 偶e tak. Dwana艣cie galeon贸w, osiem knut贸w i cztery sykle. A teraz id藕 gdzie艣 i przebierz si臋!

G艂upi pomys艂 wpad艂 jej do g艂owy i bez namys艂u zsun臋艂a szelki od spodni z ramion i zacz臋艂a rozpina膰 guziki. Snape poczerwienia艂 i wrzasn膮艂:

- CO TY WYRABIASZ?!

- Przebieram si臋.

Wyci膮gn膮艂 r贸偶d偶k臋, najwyra藕niej z zamiarem powstrzymania jej, gdy spodnie opad艂y. W pierwszym odruchu zas艂oni艂 sobie oczy, ale po chwili najwidoczniej uzmys艂owi艂 sobie co widzia艂.

- GRANGER! MINUS PI臉膯DZIESI膭T PUNKT脫W DLA GRYFFINDORU!!!

- Ale za co?

- Za nabijanie si臋 ze mnie i k艂amstwo!

- Z nikogo si臋 nie nabija艂am. Po prostu wola艂am czu膰 si臋 bezpieczna, st膮d k艂amstwo. Gdyby nie to, to ju偶 bym mia艂a spodnie do wyrzucenia.

- Nie obchodzi mnie to! Id藕 si臋 przebra膰!

Dopiero kiedy zamkn臋艂a za sob膮 drzwi pozwoli艂a sobie na g艂o艣ny 艣miech. Jego mina i g艂臋bokie rumie艅ce by艂y warte tych punkt贸w! Posz艂a do 艂azienki i zmieni艂a ubranie. Spodnie le偶a艂y na niej idealnie. Musia艂a tylko troch臋 podwin膮膰 nogawki i przejrza艂a si臋 w lustrze. Zadowolona ze swojego wygl膮du wr贸ci艂a do sali Eliksir贸w. Snape ostentacyjnie j膮 ignorowa艂, wi臋c wr贸ci艂a do produkcji Eliksiru Wielosokowego. Sko艅czy艂a i zastanawia艂a si臋 co dalej?

- Panie profesorze…

- CZEGO?!

Skrzywi艂a si臋- by艂a pewna, 偶e przez tyle godzin si臋 uspokoi.

- Sko艅czy艂am Veritaserum i Eliksir Wielosokowy. Co dalej?

- Nic. Id藕 do mojego gabinetu i sprawdzaj fazy ksi臋偶yca. Kiedy b臋dzie p贸艂ksi臋偶yc wy艣lij Patronusa do Lupina. Potrafisz chyba wysy艂a膰 Patronusy z wiadomo艣ci膮?- spyta艂 z艂o艣liwie.

- Potrafi臋.

Nic wi臋cej nie powiedzia艂 wi臋c uzna艂a, 偶e mo偶e i艣膰. Gabinet Snape'a by艂 otwarty, wi臋c bez problemu wesz艂a i musia艂a zmru偶y膰 oczy- sierp ksi臋偶yca 艣wieci艂 jej prosto w oczy. Rozjerza艂a si臋 wko艂o i szcz臋ka jej nisko opad艂a. Na biurku le偶a艂o z osiem grubych ksi膮g dotycz膮cych eliksir贸w. Wi臋kszo艣膰 tych, o kt贸re prosi艂a w poniedzia艂ek. Podskoczy艂a z rado艣ci. Na jednej z nich le偶a艂a karta z jednym zdaniem. To ciasne pismo rozpozna艂aby wsz臋dzie.

Tylko nic nie zepsuj.

Wzi臋艂a jedn膮 ksi膮偶k臋 i usiad艂a z ni膮 na pod艂odze (by艂o tam wygodniej ni偶 na prostych, twardych krzes艂ach). Przegl膮da艂a j膮 i dosz艂a do wniosku, 偶e b臋dzie musia艂a porozmawia膰 z Szalonookim. Co jaki艣 czas zerka艂a na ksi臋偶yc i wraca艂a do tekstu. Brakowa艂o jej informacji dotycz膮cych efekt贸w ubocznych Cruciatusa. Po pierwsze- czy wp艂ywa tylko na umys艂, czy tak偶e na cia艂o? Czy ka偶dy przypadek nale偶y traktowa膰 osobno, czy razem? Jak silny musi by膰 eliksir? Czy nale偶y bra膰 pod uwag臋 krew jednoro偶ca, czy lepiej nie? Czy wid艂okorze艅 i jednorostek nie b臋d膮 za silne? Kiedy ksi臋偶yc by艂 ju偶 w po艂owie swojej drogi do pe艂ni wys艂a艂a swoj膮 wydr臋 do Lupina z informacj膮, by zbiera艂 si臋 do drogi. W chwili gdy wzi臋艂a trzeci膮 ksi膮偶k臋 do gabinetu wszed艂 Snape. Spojrza艂 na ni膮 zza swojego d艂ugiego nosa wyra藕nie daj膮c jej do zrozumienia, 偶e nie jest tu mile widziana, po czym zacz膮艂 macha膰 r贸偶d偶k膮 w kierunku sztucznego ksi臋偶yca.

- Mog臋 jako艣 pom贸c?

- Tak. Sied藕 i nie przeszkadzaj- warkn膮艂. Wzruszy艂a ramionami i zag艂臋bi艂a si臋 w lekturze. Zacz臋艂a wypisywa膰 co ciekawsze sk艂adniki lub pomys艂y by p贸藕niej je sprawdzi膰. Nie wiedzia艂a jak d艂ugo Snape pozwoli korzysta膰 jej ze swojego ksi臋gozbioru. Unios艂a g艂ow臋 by spojrze膰 na Mistrza Eliksir贸w- sta艂 wci膮偶 w tym samym miejscu, ca艂kowicie skupiony z oczami wpatrzonymi w coraz ja艣niejsz膮 kul臋. Pe艂nia by艂a ju偶 blisko.聽

Rozdzia艂 37

Si臋gn臋艂a po czwart膮 ksi臋g臋 i zd膮偶y艂a usi膮艣膰, gdy do 艣rodka wszed艂 Remus Lupin. Wygl膮da艂 blado, a jego szaty by艂y bardziej postrz臋pione ni偶 zwykle. Snape nie drgn膮艂 nawet, a przybysz od razu do niej podszed艂.

- Dzie艅 dobry, Hermiono.

- Remusie, strasznie wygl膮dasz. Czy co艣 si臋 sta艂o?

- Nie, po prostu uzna艂em, 偶e nie b臋d臋 po艣wi臋ca艂 swoich najlepszych szat na postrz臋pienie- zachichota艂. Spojrza艂 na ksi臋g臋 na jej kolanach i gwizdn膮艂- Ci臋偶ka lektura, zar贸wno w przeno艣ni jak i dos艂ownie. Jednak nie pami臋tam tego tytu艂u. Sama kupi艂a艣 w ksi臋garni?

- Nie, to ksi臋ga profesora Snape'a.

- Snape, od kiedy dajesz komukolwiek do potrzymania swoje cenne ksi臋gi?

Stoj膮cy m臋偶czyzna obrzuci艂 go nieprzyjaznym spojrzeniem i odmrukn膮艂 w艣ciekle:

- Jeszcze jedno s艂owo, Lupin, a panna Granger ju偶 nigdy nawet nie spojrzy na moje ksi膮偶ki.

- Wypi艂e艣 sw贸j eliksir?- wtr膮ci艂a Hermiona w obawie, 偶e Remus nie wytrzyma i odpowie.

- Tak. Mam nadziej臋, 偶e nic wam si臋 nie stanie. Jakby艣 mog艂a… za bardzo nie uszczupla膰 stanu mojego ow艂osienia, to by艂bym wdzi臋czny. Nimfadora twierdzi, 偶e nie pasuj膮 mi go艂e placki. Co do pazur贸w to obetnij nawet wi臋cej ni偶 jeden, bo nie zamierzam przemienia膰 si臋 trzeci raz w tym miesi膮cu.

- Nie ma problemu. O艣wiadczy艂e艣 si臋 w ko艅cu?

M臋偶czyzna poruszy艂 si臋 nerwowo i zacisn膮艂 wargi.

- Nie mog臋 si臋 na to… Hermiono, ja nie mog臋 jej przywi膮zywa膰 do kogo艣 tak niebezpiecznego.

- M臋偶czy藕ni- mrukn臋艂a, po czym doda艂a nieco g艂o艣niej- Nie powiniene艣 patrze膰 tylko na siebie, Remusie. Ona pewnie twierdzi, 偶e rozumie i wcale tego nie oczekuje dop贸ki jeste艣 ko艂o niej?

- Oczywi艣cie. Zrobi艂aby艣 inaczej?

- C贸偶… na jej miejscu ju偶 dawno zaci膮gn臋艂abym ci臋 za k艂aki lub ogon przed o艂tarz i gro偶膮c r贸偶d偶k膮 kaza艂a odpowiada膰, jak nale偶y- u艣miechn臋艂a si臋- Ale Tonks nie zamierza ci臋 do niczego zmusza膰 pomimo tego, 偶e czeka. Za偶ywasz Wywar Tojadowy, wi臋c nawet podczas pe艂ni nie jeste艣 niebezpieczny.

- A co je艣li b臋d膮… dzieci? Je艣li b臋d膮 takie, jak ja?

Snape prychn膮艂, opu艣ci艂 r贸偶d偶k臋 i odwr贸ci艂 si臋 do nich.

- Widocznie niezbyt uwa偶a艂e艣 na Magicznych Stworzeniach, Lupin. Likanizm nie jest dziedziczny. A teraz odsu艅 si臋 od Granger, bo przemieniaj膮c si臋 mo偶esz zniszczy膰 moj膮 ksi膮偶k臋.

Remus westchn膮艂 ci臋偶ko i wszed艂 na 艣rodek gabinetu. Hermiona od艂o偶y艂a uwa偶nie ksi膮偶k臋, wzi臋艂a mocno zaostrzony n贸偶 i woreczek, by do niego wrzuci膰 zdobyte ingrediencje. Snape machn膮艂 r贸偶d偶k膮 i po chwili Remus zacz膮艂 krzycze膰 i po raz drugi w 偶yciu Hermiona mog艂a przyjrze膰 si臋 przemianie cz艂owieka w wilko艂aka. Poprzednim razem by艂o to w znacznie bardziej dramatycznych okoliczno艣ciach. Zauwa偶y艂a, 偶e profesor jakby instynktownie ustawia si臋 pomi臋dzy ni膮 a wilko艂akiem unosz膮c r贸偶d偶k臋. By艂 got贸w jej broni膰, tak samo jak w trzeciej klasie. Jednak wszystko przebiega艂o tak, jak nale偶y. Remus opad艂 na cztery 艂apy, jego twarz powoli si臋 wyd艂u偶a艂a w wilczy pysk, szaty p臋ka艂y na nim, a krzyk przeszed艂 w wycie. Po chwili na ziemi kuli艂 si臋 wilk o br膮zowej sier艣ci popiskuj膮c. Snape odezwa艂 si臋:

- Lupin, rozumiesz co do ciebie m贸wi臋?

Wilk skin膮艂 g艂ow膮 i wyciagn膮艂 przed siebie 艂ap臋 tak, jak zwykle robi膮 kobiety u manikiurzystek. Pysk mu si臋 za艣mia艂, wywali艂 j臋zor, a ogon macha艂 weso艂o. Zachichota艂a, wymin臋艂a Mistrza Eliksir贸w i najpierw uci臋艂a pierwszy pazur.

- Boli?

Wilko艂ak pokr臋ci艂 g艂ow膮, wi臋c obci臋艂a mu pazury u jednej 艂apy. Nast臋pnie wzi臋艂a si臋 za futro. Ostrzyg艂a go nieco na grzbiecie i cofn臋艂a si臋.

- Panie profesorze, ju偶 mo偶na odwo艂ywa膰 pe艂ni臋.

Machn膮艂 r贸偶d偶k膮 i po chwili le偶a艂 przed nimi Remus Lupin w swojej ludzkiej formie, niestety ca艂kowicie nagi. Hermiona zacisn臋艂a oczy, by nie patrze膰.

- Mo偶esz ju偶 otworzy膰, Granger- us艂ysza艂a znajome warkni臋cie po jakim艣 czasie- Zanie艣 to co zebra艂a艣 do sali i powk艂adaj w艂osy do odpowiedniej siateczki, a pazury do s艂oika, kt贸ry zalejesz tym- jeden ze skraplaczy wyl膮dowa艂 na rogu biurka- P贸藕niej jeste艣 wolna.

- Ale kiedy…

- JESTE艢 WOLNA, GRANGER!

Rozdzia艂 38

Z fukni臋ciem w kuchni Weasley贸w pojawi艂a si臋 Hermiona. Wysz艂a z kominka kopn臋艂a krzes艂o i usiad艂a na nim z impetem. Tonks od razu si臋 na ni膮 rzuci艂a.

- Czy Remus czuje si臋 w porz膮dku? Co艣 posz艂o 藕le? Nic wam nie zrobi艂? Nic mu nie zrobili艣cie?

- Wyluzuj, Tonks- u艣miechn臋艂a si臋 dziewczyna- Wszystko posz艂o tak, jak mia艂o p贸j艣膰. Remus w tej chwili odpoczywa w zamku.

Kobieta, kt贸rej w艂osy w tej chwili mia艂y kolor popio艂u odetchn臋艂a i przywr贸ci艂a im zwyk艂y, w艣ciekle r贸偶owy kolor. Harry spojrza艂 na swoj膮 przyjaci贸艂k臋 i parskn膮艂.

- Z tego co m贸wi艂a Ginny zupe艂nie inaczej wygl膮da艂a艣 rano. Gdzie si臋 podzia艂y stra偶ackie spodnie?

- Zosta艂y uroczy艣cie spalone w jakim艣 paskudnym wywarze, ale w zamian dosta艂am te- skrzywi艂a si臋- Nie martw si臋, nie po偶yczy艂am spodni od Snape'a. Ruszy艂 na Pok膮tn膮 do Apteki, gdzie wyrabiaj膮 specjalne ubrania dla tw贸rc贸w eliksir贸w. Jednak jego mina by艂a warta za艂o偶enia tych stra偶ackich.

Harry wyobrazi艂 sobie to i zacz膮艂 najpierw cicho chichota膰, ale po chwili ju偶 g艂o艣no ryczeli. Ich 艣miech 艣ci膮gn膮艂 do 艣rodka Malfoya.

- Widz臋, 偶e jest tu weso艂o. Potter chyba ci nie przekaza艂, 偶e za kilka godzin b臋dzie spotkanie Zakonu?

- Och, zapomnia艂em- mrukn膮艂 Harry. Hermiona westchn臋艂a.

- Za ile godzin?

- Tak w艂a艣ciwie to za dwie. Dzisiaj do艣膰 p贸藕no b臋dzie spotkanie, bo Dumbledore musi co艣 wcze艣niej za艂atwi膰. Id藕 si臋 po艂o偶y膰. Obudzimy ci臋, gdy zaczn膮 si臋 wszyscy schodzi膰.

- Dzi臋ki, jeste艣 kochany.

Powlek艂a si臋 na g贸r臋, a oni patrzyli na ni膮. Malfoy odezwa艂 si臋 pierwszy.

- Wygl膮da, jakby przebieg艂o po niej stado hipogryf贸w.

- Wiesz dobrze, 偶e praca ze Snape'em nie jest najmilszym sposobem sp臋dzania czasu- Harry zerkn膮艂 na blondyna, kt贸ry w艂a艣nie siada艂 na dopiero co zwolnionym krze艣le. Rozejrza艂 si臋 wko艂o i rzuci艂 zakl臋cie przeciwko pods艂uchiwaniu. Tonks zaraz po upewnieniu si臋, 偶e z Lupinem wszystko w porz膮dku aportowa艂a si臋 do ich mieszkania- Jakie masz plany wobec Ginny?

- S艂ucham?

- Dobrze s艂ysza艂e艣. Widz臋, 偶e za ni膮 艂azisz, ogl膮dasz si臋 i zagadujesz.

- Nie s膮dz臋, 偶eby by艂a to twoja sprawa- warkn膮艂. Harry zacisn膮艂 pi臋艣ci.

- Tak si臋 sk艂ada, 偶e to moja sprawa. Ka偶de z Weasley贸w jest mi bli偶sze, ni偶 moja w艂asna rodzina, a Ginny… jest wyj膮tkowa. Zale偶y mi na jej szcz臋艣ciu.

Malfoy przygl膮da艂 mu si臋 uwa偶nie, ale po chwili opu艣ci艂 wzrok.

- Nie musisz si臋 martwi膰. Nie mam 偶adnych zamiar贸w. Po prostu… dobrze mi si臋 z ni膮 rozmawia.

Wzruszy艂 ramionami i gdy us艂yszeli pykni臋cie na podw贸rku podni贸s艂 si臋 by spojrze膰 przez okno.

- Lupin tu idzie. Wygl膮da… kiepsko.

Remus wszed艂 po chwili do kuchni i u艣miechn膮艂 si臋 s艂abo. Twarz mia艂 blad膮, wszystkie zmarszczki by艂y znacznie bardziej widoczne, jego ruchy by艂y powolne. Malfoy od razu zwolni艂 mu krzes艂o i przesiad艂 si臋 dalej.

- Dzi臋kuj臋, Draco- g艂os mia艂 zachrypni臋ty- Uch… Jak dobrze m贸c usi膮艣膰.

- Wszystko w porz膮dku?- Harry by艂 przera偶ony. Nigdy nie widzia艂 Lupina w takim stanie.

- Niekoniecznie. Po raz pierwszy w 偶yciu musia艂em prze偶y膰 wi臋cej ni偶 jedn膮 pe艂ni臋 w miesi膮cu. To do艣膰… m臋cz膮ce do艣wiadczenie. Jednak nie chc臋, by z powodu mojej niech臋ci Bill musia艂 obawia膰 si臋, 偶e podczas nast臋pnej pe艂ni co艣 komu艣 zrobi.

- Czyli mikstura b臋dzie gotowa nim minie miesi膮c?

Lupin parskn膮艂.

- O to samo spyta艂em Snape'a. Odpowied藕 brzmia艂a tak: „Od kiedy masz tak samo kurzy m贸偶d偶ek jak Potter czy Weasley?! Nie umiem powiedzie膰 kiedy ta przekl臋ta mikstura b臋dzie gotowa i nie obchodzi mnie, czy pan Weasley kogo艣 zaatakuje, bo sam ch臋tnie podstawi艂bym mu kilka os贸b pod z臋by”.

- No wiesz co!- Harry zacisn膮艂 pi臋艣ci- To… to okrutne!

- Nie, Harry- Lupin, co by艂o dziwne, u艣miecha艂 si臋 szeroko- Znaj膮c Snape'a to oznacza艂o tyle, 偶e b臋dzie robi艂 co w jego mocy by zd膮偶y膰 przed nast臋pn膮 pe艂ni膮.

Harry spojrza艂 na przyjaciela swojego ojca jak na wariata.

- Chyba w to nie wierzysz, Remusie.

- Wierz臋, Harry. Nauczy艂em si臋 ju偶 kilka lat temu rozumie膰 sens wypowiedzi Snape'a. Przyk艂adowo dzisiaj pojawi艂 si臋 u mnie w domu i najpierw opuka艂 mnie od ka偶dej strony, po czym kaza艂 mi zje艣膰 jak膮艣 soczyst膮 sarn臋 czy te偶 napcha膰 si臋 dzieciakiem z wioski i znikn膮艂. Wiesz o co mu chodzi艂o?

- O to, 偶eby wytkn膮膰 tobie tw贸j… problem?

- Nie. Chodzi艂o mu o to, 偶ebym zdrowo si臋 najad艂, bo ta przemiana mocno uszczupli moje si艂y. Zjad艂em tyle, 偶e ba艂em si臋, 偶e p臋kn臋, a mimo to os艂ab艂em i jestem nieziemsko g艂odny. Boj臋 si臋 my艣le膰 co by si臋 sta艂o, gdybym nic nie zjad艂.

Harry i tak nie zamierza艂 mu uwierzy膰. Przekonywanie go do tego, 偶e Snape dba o innych by艂o r贸wnie skuteczne, co wmawianie mu przez Hagrida, 偶e dzieci Aragoga chcia艂y si臋 z nim pobawi膰, a nie go zje艣膰.

- Harry mam pro艣b臋. P贸jd藕 po Molly i powiedz jej, 偶e gdyby by艂a tak uprzejma przygotowa膰 mi co艣 naprawd臋 porz膮dnego do jedzenia, to b臋d臋 jej dozgonnie wdzi臋czny.

Jak nale偶a艂o si臋 spodziewa膰 pani Weasley ucieszy艂a si臋 i od razu wzi臋艂a si臋 do pracy. Harry zajrza艂 do pokoju dziewczyn i gdy upewni艂 si臋, 偶e Hermiona 艣pi machn膮艂 r臋k膮 na Rona, kt贸ry w艂a艣nie zamierza艂 j膮 obudzi膰.

- Daj jej spa膰. Nie wiemy ile potrwa dzisiejsze spotkanie.

- Harry, ona tylko 艣pi i je tutaj- mrukn膮艂 jego przyjaciel- Dla nas nie ma ani minutki.

- Robi ile mo偶e. Wymy艣li艂e艣 co艣 nowego z Hann膮?

- Tak- ch艂opak u艣miechn膮艂 si臋, wyra藕nie z siebie dumny- Odkryli艣my w jaki spos贸b mo偶na pods艂uchiwa膰 艢lizgon贸w.

Harry zdumiony przystan膮艂.

- Jak?

- Przerobili艣my Uszy Dalekiego Zasi臋gu na co艣 w rodzaju… pluskwy. Jedna z mugolskich opowie艣ci szpiegowskich podsun臋艂a mi ten pomys艂. Hanna zna si臋 na Transmutacji. Przerobimy Uszy na co艣 znacznie mniejszego i otoczymy go r贸偶nymi zakl臋ciami tak, by nie dzia艂a艂y na nie Muffliato i r贸偶ne tego typu… Dodatkowo uniemo偶liwimy wykrycie ich.

- Super! Genialne! A jak zamierzacie je umie艣ci膰 w ich Pokoju Wsp贸lnym?

- To w艂a艣nie najciekawsza cz臋艣膰. Malfoy nam pomo偶e- skrzywi艂 si臋 nieco- Nie chcia艂em tego, ale Hanna uzna艂a, 偶e skoro mamy jednego 艢lizgona w Zakonie to g艂upio by by艂o tego nie wykorzysta膰. Wezm臋 twoj膮 peleryn臋 i razem z nim przejd臋 do ich loch贸w. Potem b臋d臋 w艂azi艂 r贸wnie偶 do sypialni ch艂opak贸w, a nast臋pnego dnia Hanna p贸jdzie do dormitori贸w dziewczyn. Wszelkie rozmowy b臋d膮 si臋 nagrywa艂y i to jest najlepsze- podni贸s艂 jakie艣 ma艂e, plastikowe urz膮dzenie- Jest nastawione na nagrywanie. B臋dzie delikatnie wibrowa艂o, gdy us艂yszy jakie艣 podejrzane s艂owo, ale i tak ka偶dy weekend sp臋dzimy na przes艂uchiwaniu rozm贸w z ca艂ego tygodnia. Mog膮 mie膰 jaki艣, no wiesz… szyfr.

Ron dos艂ownie promieniowa艂 dum膮, a Harry nagle poczu艂, 偶e jest bezu偶yteczny. Jego przyjaciel b臋dzie sp臋dza艂 ca艂e weekendy na ws艂uchiwanie si臋 w gadki 艢lizgon贸w, Hermiona codziennie b臋dzie pracowa艂a z najgorzej usposobionym cz艂owiekiem, jakiego zna艂, Neville b臋dzie m臋czy艂 si臋 z bogowie wiedz膮 jakimi ro艣linami, Ginny b臋dzie musia艂a zaznajomi膰 si臋 z dziewczynami, kt贸rych wola艂aby nie poznawa膰… A on? On b臋dzie siedzia艂 w Pokoju Wsp贸lnym i nie robi艂 nic. Dumbledore przez ca艂e wakacje nawet nie wspomnia艂 o horkruksach. Harry d艂ugo my艣la艂 na ten temat- gdzie mo偶e by膰 wi臋cej horkruks贸w, co mo偶e nimi by膰, no i co z tym medalionem? R.A.B?! O tym tak偶e Dumbledore nie wspomnia艂. Mo偶e uzna艂, 偶e on, Harry, nie nadaje si臋 do tego i sam wszystko zrobi? Kto wie… Westchn膮艂 i dopiero po chwili zauwa偶y艂, 偶e w kuchni siedzi Cho. U艣miecha艂a si臋 w艂a艣nie do niego i co艣 m贸wi艂a.

- Witaj, Cho. Przepraszam, ale zamy艣li艂em si臋 i nie dos艂ysza艂em co m贸wisz.

- W takim razie ju偶 nic, bo pyta艂am dlaczego masz tak膮 min臋- jej g艂os by艂 niski i przyjemnie wibruj膮cy.

Usiad艂 obok niej i przyjrza艂 si臋 z u艣miechem Lupinowi, kt贸ry po偶era艂 w艂a艣nie ca艂ego kurczaka.

- Zawsze ci m贸wi艂am, Remusie- m贸wi艂a w艂a艣nie pani Weasley- 偶e za ma艂o jesz i dlatego jeste艣 taki chudy. O, Albusie, ju偶 jeste艣? Nie s膮dzisz, 偶e Remus powinien wi臋cej je艣膰? Zobacz, jaki on zabiedzony!

Dumbledore u艣miechn膮艂 si臋 szeroko i poklepa艂 m艂odszego m臋偶czyzn臋 delikatnie w plecy.

- Tonks o niego dba, Molly. Ty nie musisz. M贸g艂bym poprosi膰 o herbatk臋? Troch臋 zmarz艂em. Witajcie- u艣miechn膮艂 si臋 w ich kierunku i usiad艂 naprzeciwko- Cho, jak ci idzie?

- Dobrze, panie profesorze. 艁atwiej, ni偶 przypuszcza艂am.

- P贸藕niej zdasz mi raport. Harry- zwr贸ci艂 si臋 do niego, a on podskoczy艂- Jak ci idzie Oklumencja?

- Coraz lepiej. Z Ronem 膰wiczymy na sobie przynajmniej trzy razy dziennie i coraz lepiej nam wychodzi.

Dyrektor skin膮艂 g艂ow膮, prawie maczaj膮c brod臋 w herbacie i gdy us艂ysza艂 pykni臋cie na podw贸rzu uni贸s艂 si臋 i jego usta u艂o偶y艂y si臋 w u艣miech, jakiego Harry jeszcze nigdy u niego nie widzia艂- najprawdziwszego szcz臋艣cia. Obr贸ci艂 si臋 do pani Weasley.

- Molly, my艣l臋, 偶e ucieszysz si臋, gdy zobaczysz kto do nas do艂膮czy艂.

- Kto艣 nowy? W takim razie ju偶 wstawiam wod臋 na herbat臋.

Jednak gdy drzwi si臋 otworzy艂y si臋gn臋艂a do swoich w艂os贸w, by je poprawi膰 i malowniczo si臋 zarumieni艂a.聽

Rozdzia艂 39

Harry pod膮偶y艂 za jej wzrokiem i zauwa偶y艂 wysokiego, dobrze zbudowanego czarodzieja troch臋 podobnego do Johna Travolty, gdy jeszcze 膰wiczy艂. Zab艂ysn膮艂 bia艂ymi z臋bami i szybkim krokiem ruszy艂 w kierunku pani Weasley.

- Molly! Jak偶e si臋 za tob膮 st臋skni艂em!- przytuli艂 j膮 mocno i wyca艂owa艂 w oba policzki, po czym odsun膮艂 j膮 na odleg艂o艣膰 ramion i przyjrza艂 si臋 uwa偶nie- Wci膮偶 taka pi臋kna! Nabra艂a艣 kr膮g艂o艣ci, ale te zadziorne oczka i s艂odki u艣miech pozna艂bym wsz臋dzie.

Harry poczu艂, 偶e opada mu szcz臋ka, bo pani Weasley zachichota艂a, ZACHICHOTA艁A! i lekko odepchn臋艂a m臋偶czyzn臋.

- Nic si臋 nie zmieni艂e艣, Hal. Wiesz co powiedzie膰, by kobiecie zrobi艂o si臋 przyjemnie. Herbatki?

- Wci膮偶 taka gospodarna… Oczywi艣cie, 偶e tak.

- Dwie 艂y偶eczki cukru i dwie krople cytryny?- gdy skin膮艂 g艂ow膮 za艣mia艂a si臋- Widz臋, 偶e nie tylko u mnie co艣 pozosta艂o z dawnych czas贸w.

Tymczasem czarodziej nazwany Halem obr贸ci艂 si臋 do Dumbledora i u艣cisn膮艂 mu d艂o艅.

- Wybacz, Albusie, ale kiedy zobaczy艂em Molly…

- Rozumiem, rozumiem. Stara mi艂o艣膰 nie rdzewieje?

- Albusie!- zakrzykn臋艂a oburzona pani Weasley, ale Harry zauwa偶y艂, 偶e si臋 u艣miecha.

- Ot贸偶 to i dobrze o tym wiesz, Molly- Hal usiad艂 obok dyrektora i u艣miech lekko mu przygas艂- Ciesz臋 si臋, 偶e mnie znalaz艂e艣. Robi艂o si臋 coraz gor臋cej i Hogwart to chyba ostatnie bezpieczne miejsce.

Dumbledore zauwa偶y艂 zdziwiony wzrok Harry'ego i wskaza艂 go r臋k膮.

- Hal, to jest Harry Potter i panna Cho Chang, kt贸ra dopiero co uko艅czy艂a Hogwart. Cho, Harry, to jest nowy nauczyciel Obrony przed Czarn膮 Magi膮, profesor Hal Friedrich.

Czarodziej u艣miechn膮艂 si臋 do nich i skin膮艂 g艂ow膮.

- Potter, mi艂o mi pozna膰. Dobrze pami臋tam twoich rodzic贸w. Lilly to dopiero by艂a pi臋kno艣膰! Nic dziwnego, 偶e nie mog艂a si臋 op臋dzi膰 od ch艂opak贸w!- za艣mia艂 si臋 tubalnie i przyjrza艂 si臋 Cho- Ale panna Chang mog艂aby j膮 za膰mi膰. Tak nietypowa uroda jest na wag臋 z艂ota.

Cho zarumieni艂a si臋 i wyduka艂a jakie艣 podzi臋kowania. Harry za to patrzy艂 na Dumbledora z przera偶eniem- kolejny idiota na to stanowisko?! Ten facet to by艂 jaki艣 kolejny Lockhart!

- Spokojnie, Harry- u艣miechn膮艂 si臋 dyrektor- Hal jest w pe艂ni kompetentnym cz艂owiekiem na to stanowisko. Nie pope艂ni臋 drugi raz tego samego b艂臋du.

- On naprawd臋 jest dobry- Lupin u艣miechn膮艂 si臋- Uczy艂 nas w si贸dmej klasie przez jeden rok. Wspania艂y nauczyciel, a jego wiedza na temat czarnej magii jest wyj膮tkowo obszerna.

- Na zaj臋ciach zawsze dostawa艂 najwy偶sze oceny z Obrony- pani Weasley postawi艂a przed profesorem herbat臋 i u艣miechn臋艂a si臋 do niego- Byli艣my razem na jednym roku, ale ja by艂am z Gryffindoru, a Hal z Ravenclawu. Z nim, jako nauczycielem Obrony, nie boj臋 si臋 pos艂a膰 was do szko艂y.

- Och, Molly…

Profesor zaczerwieni艂 si臋 i obdarzy艂 matk臋 Rona takim spojrzeniem, 偶e Harry'ego z miejsca zemdli艂o. Ginny wesz艂a do kuchni i zesztywnia艂a na widok go艣cia.

- Profesor Friedrich…

Tym razem Harry'ego zamurowa艂o- Ginny go zna艂a? I wiedzia艂a, 偶e jest profesorem?! Tymczasem profesor zwr贸ci艂 na ni膮 uwag臋.

- Idealna kopio swej matki, jak偶e ci min臋艂y te dni?

- W porz膮dku, profesorze.

- Wolly nie da艂 si臋 wam we znaki?

Ginny zachichota艂a.

- Niezbyt, bo pozna艂y艣my jego… ma艂y sekret.

Za艣mia艂a si臋 ca艂a tr贸jka- dyrektor, profesor i Ginny.

- Molly, serce moje- odezwa艂 si臋 profesor- Ile ty w艂a艣ciwie masz dzieci?

- Si贸demk臋, ale nied艂ugo b臋dzie 贸semka, bo m贸j najstarszy si臋 偶eni.

- Ech… Nie 偶a艂ujesz, 偶e nie zostawi艂a艣 Artura dla mnie?

- Nie, Hal- spojrza艂a na niego powa偶nie- Nie jeste艣 stworzony do posiadania jednej kobiety i bycia jej wiernym.

Za艣mia艂 si臋.

- C贸偶, to prawda. Kobiety s膮 zbyt pi臋kne, by zachwyca膰 si臋 tylko jedn膮, a przy tym niesamowicie zaborcze. Jednak wiesz dobrze, 偶e dla ciebie zrobi艂bym wyj膮tek.

Ta jedynie parskn臋艂a i posz艂a sprawdzi膰 wod臋 w studni, co wci膮偶 robi艂a 艣rednio co dwa, trzy dni. Profesor Friedrich u艣miechn膮艂 si臋 do Rona.

- Musisz by膰 synem Molly.

- Tak, profesorze. Nazywam si臋 Ronald. Ron, w skr贸cie.

- Chcia艂em ciebie pozna膰. Wiele s艂ysza艂em na temat twojej odwagi- Ron zarumieni艂 si臋 po koniuszki uszu- Musisz wiedzie膰, 偶e drugiej tak 偶ywej, energicznej i s艂odkiej kobiety, jak twoja matka, nigdzie nie znalaz艂em.

Na chwil臋 si臋 zasmuci艂 i zar贸wno Ronowi, jak i Harry'emu zrobi艂o si臋 szkoda profesora. Po chwili jednak zacz臋li si臋 schodzi膰 inni cz艂onkowie Zakonu i na ich widok od razu polepszy艂 mu si臋 humor. Wi臋kszo艣膰 zna艂, a tych, kt贸rych nie zna艂, zaraz poznawa艂. Kobiety czerwieni艂y si臋, m臋偶czy藕ni 艣ciskali mu d艂onie i dopiero wej艣cie pana Weasleya zaburzy艂o sielank臋. Wszed艂 do kuchni, usiad艂 na krze艣le i gdy otworzy艂 oczy zauwa偶y艂, 偶e patrzy wprost w b艂臋kitne oczy cz艂owieka, kt贸rego wola艂by nigdy wi臋cej nie spotka膰. Poderwa艂 si臋 na r贸wne nogi i rykn膮艂:

- WYNOCHA Z MOJEGO DOMU!!!

Weasleyom, Harry'emu i wi臋kszo艣ci towarzystwa opad艂y szcz臋ki- 偶adne z nich dot膮d nie s艂ysza艂o takiej nienawi艣ci w jego g艂osie i nawet nie wiedzieli, 偶e umie z siebie wydoby膰 takie rykni臋cie. Profesor Friedrich lekko si臋 skuli艂 i zacz膮艂 t艂umaczy膰.

- Arturze, spokojnie… Ja w艂a艣nie do艂膮czy艂em do Zakonu i…

- TY SZUMOWINO!!!

Wyci膮gn膮艂 r贸偶d偶k臋 i zaraz osiem os贸b na raz rzuci艂o si臋 go rozbroi膰 i przytrzyma膰, bo pozbawiony r贸偶d偶ki rzuci艂 si臋 z pi臋艣ciami. W tym momencie wr贸ci艂a pani Weasley i na ten widok parskn臋艂a.

- M臋偶czy藕ni… Arturze, uspok贸j si臋! A ty, Hal, przesta艅 si臋 szczerzy膰, jak g艂upek i si臋 odsu艅.

Profesor Slughorn, siedz膮cy obok Harry'ego za艣mia艂 si臋.

- Nawet nie wiecie ile nocy obaj sp臋dzili w sali od Eliksir贸w na polerowaniu kocio艂k贸w. Chyba nigdy nie by艂y takie czyste, jak przez ostatnie trzy lata ich nauki. Ci膮gle k艂贸cili si臋 o Molly i 偶aden nie zwraca艂 uwagi na to, 偶e ona mo偶e mie膰 inne zdanie. Prawd臋 m贸wi膮c zdziwi艂em si臋, 偶e wybra艂a Artura. W takich chwilach kobiety posy艂aj膮 do diab艂a obu k艂贸c膮cych si臋 i znajduj膮 sobie kogo艣 innego. Ale Molly zawsze mia艂a temperament.

Konflikt zosta艂 za偶egnany w spos贸b do艣膰 prosty- pani Weasley wyci膮gn臋艂a pana Weasleya na podw贸rko, gdzie najpierw na niego nawrzeszcza艂a, a potem zosta艂a niemal zaca艂owana na 艣mier膰, profesor Friedrich posmutnia艂, a ca艂a reszta chichota艂a albo otwarcie, albo skrycie. Ginny wr贸ci艂a w tym czasie z wci膮偶 niedospan膮 Hermion膮, kt贸ra zd膮偶y艂a si臋 przebra膰 w mugolski str贸j, opar艂a si臋 o Rona i zn贸w zasn臋艂a. Lavender aportowa艂a si臋 razem z siostrami Patil i wchodz膮c przekaza艂y dobr膮 nowin臋- w艂a艣nie urodzi艂 si臋 jej braciszek. Wszyscy jej gratulowali. Harmider rozbudzi艂 Hermion臋, kt贸ra r贸wnie偶 pogratulowa艂a. Zamruga艂a na widok profesora Friedricha i u艣miechn臋艂a si臋.

- Poprzednim razem si臋 nie przedstawi艂am. Nazywam si臋 Hermiona Granger.

- Och… A ja z siebie takiego durnia zrobi艂em- zachichota艂 i przyjrza艂 si臋 jej uwa偶nie- W takim razie to o twoim rozumie chodz膮 legendy.

- 呕adne legendy- parskn膮艂 Lupin- Cokolwiek us艂ysza艂e艣, to jest to prawd膮. W trzeciej klasie odkry艂a, 偶e jestem wilko艂akiem sama z siebie.

- Nie tak sama z siebie- u艣miechn臋艂a si臋 zar贸偶owiona- Gdyby nie wypracowanie zadane przez profesora Snape'a to bym nie zwr贸ci艂a na to uwagi.

- Ale sama do tego dosz艂a艣. Ciesz臋 si臋, 偶e b臋d臋 mia艂 kogo艣 tak zdolnego w swojej klasie. W dodatku ten m贸zg chowa si臋 pod naprawd臋 niesamowit膮 aparycj膮. W艂osy naturalnie ci si臋 kr臋c膮?

- Tak. Mam je po mamie- u艣miechn臋艂a si臋 smutno. Harry wiedzia艂, 偶e t臋skni za rodzin膮. Nie mog艂a si臋 z nimi kontaktowa膰 w 偶aden spos贸b, inaczej by ich wyda艂a. Posz艂a zrobi膰 sobie herbat臋, a profesor Friedrich spojrza艂 na Remusa.

- Wypracowanie o wilko艂akach? To na poziomie SUM贸w.

- Owszem- przytakn膮艂- Ale Snape chcia艂 by ktokolwiek zrozumia艂 jakim jestem niebezpiecze艅stwem. I mia艂 racj臋. Raz nie wypi艂em swojego Wywaru i… c贸偶… gdyby nie Syriusz to sko艅czy艂oby si臋 to tym, 偶e r贸wnie偶 Harry, Ron i Hermiona musieliby go za偶ywa膰.

- Ech… S膮dzi艂em, 偶e jak doro艣niecie to pozb臋dziecie si臋 tych wzajemnych animozji. Wiem, 偶e Syriusz i James zawsze byli uparci, zreszt膮 Sev tak samo, ale spodziewa艂em si臋 po tobie czego艣 innego.

Harry'emu i Ronowi co艣 nie pasowa艂o w tej dyskusji: Sev?! Kim, do diab艂a, jest Sev? Bo chyba nie chodzi o Snape'a? Lupin wzruszy艂 ramionami.

- Pr贸bowa艂em jako艣 z nim… wsp贸艂pracowa膰, ale za bardzo dali艣my si臋 mu we znaki w szkole, by o tym zapomnia艂. To nasza wina i w sumie nie powinienem si臋 spodziewa膰 niczego innego.

Profesor Friedrich westchn膮艂 ci臋偶ko i spojrza艂 na gapi膮cych si臋 ch艂opc贸w.

- Przez ca艂y rok pracy pr贸bowa艂em pogodzi膰 艢lizgon贸w i Gryfon贸w. Naprawd臋 pr贸bowa艂em. Szko艂a nie powinna by膰 tak podzielona, a nienawi艣膰 nie powinna by膰 tak silna. Jednak konfikt pomi臋dzy Sevem a Jamesem, Syriuszem, Remusem i Peterem by艂 tak silny, 偶e wchodz膮c pomi臋dzy nich sam kilka razy oberwa艂em. Wszyscy byli nie藕li w zakl臋ciach.

- Czterech na jednego?! Remus… powiedz mi, 偶e to nieprawda. M贸j tata przecie偶…

- By艂 wspania艂ym cz艂owiekiem, Harry- profesor Friedrich uprzedzi艂 m艂odszego m臋偶czyzn臋- James by艂 naprawd臋 wyj膮tkowy. Nie s膮dz臋, 偶ebym spotka艂 kogo艣 tak typowo gryfo艅skiego. Gor膮ca g艂owa, pierwszy do dzia艂ania, zawsze broni膮cy przyjaci贸艂, kochaj膮cy Lilly z ca艂ych swoich si艂. Do tego inteligentny, cho膰 nieco leniwy. Jednak Sev by艂 wyj膮tkowo uzdolniony w pojedynkach.

Lupin parskn膮艂.

- Wyj膮tkowo uzdolniony? Hal, my w czw贸rk臋 ledwo dawali艣my mu rad臋! Gdyby tylko jeden z nas go zaatakowa艂… Zrozum, Harry, James zawsze broni艂 swoich przyjaci贸艂 i tylko dlatego nam pomaga艂. Sam brzydzi艂 si臋 t膮 przewag膮.

- Jednak atakowa艂- zacisn膮艂 pi臋艣ci. Od pi膮tej klasy wiedzia艂, 偶e jego ojciec nie by艂 taki wspania艂y, jakim go wszyscy kre艣lili. Bo robi艂 dok艂adnie to, co Malfoy jemu. Chcia艂 co艣 doda膰, ale w tym momencie do 艣rodka wszed艂 Snape i nie witaj膮c si臋 z nikim podszed艂 szybko do Remusa. Stan膮艂 nad nim i spojrza艂 powa偶nie znad swojego d艂ugiego, zakrzywionego nosa.

- Jak t臋tno, Remus?

- W porz膮dku.

- Jakie艣 dziwne objawy? Nie chcia艂bym, 偶eby艣 zn贸w si臋 przemieni艂. To jedna z moich ulubionych szat.

Dopiero teraz Harry zwr贸ci艂 uwag臋 na to, 偶e Remus jest ubrany w czarne, obszerne szaty, kt贸re by艂y dla niego za d艂ugie. Wilko艂ak parskn膮艂.

- Nie martw si臋. Jutro ci je zwr贸c臋. Czuj臋 si臋 w porz膮dku, tylko troch臋 g艂odny.

- Staraj si臋 nie ze偶re膰 Pottera, bo ud艂awisz si臋- po chwili u艣miechn膮艂 si臋 paskudnie- Nie, 偶ebym mia艂 co艣 przeciwko temu.

Ron zacisn膮艂 pi臋艣ci i podni贸s艂 si臋.

- Niech pan tak nie m贸wi! On musia艂 to znosi膰 tylko dlatego, 偶e panu nie chcia艂o si臋 czeka膰 miesi膮ca!

Snape spojrza艂 kpi膮co na ch艂opaka.

- Nie zamierzam ci si臋 t艂umaczy膰, Weasley, bo tw贸j m贸zg wielko艣ci orzecha w艂oskiego i tak by tego nie poj膮艂. Usi膮d藕 i nie r贸b z siebie wi臋kszego durnia, ni偶 jeste艣.

Ron nabra艂 powietrza i pewnie by co艣 powiedzia艂, gdyby nie to, 偶e profesor Friedrich hukn膮艂 艣miechem, wsta艂 i klepn膮艂 Snape'a w plecy tak, 偶e ten prawie zgi膮艂 si臋 w p贸艂.

- Sev! Nic si臋 nie zmieni艂e艣! We藕 oka偶 ch艂opakowi troch臋 zrozumienia!

- Po pierwsze, nie nazywaj mnie Sev. M贸wi艂em ci, 偶e sobie wypraszam- warkn膮艂, ale Harry mia艂 wra偶enie, 偶e jego usta drgaj膮- Po drugie, nie mam zwyczaju okazywa膰 zrozumienia kompletnym ignorantom. Zamknij usta Potter, bo wygl膮dasz na g艂upszego, ni偶 w rzeczywisto艣ci jeste艣. To jaka艣 epidemia?

- Och, Sev… Nie b膮d藕 taki. Ty udajesz gorszego, ni偶 jeste艣. No, u艣miechnij si臋!

Snape by艂 tak daleki od u艣miechu, jak to by艂o tylko mo偶liwe, za to Lupin omal si臋 nie zakrztusi艂 kurczakiem, bo nie potrafi艂 pogodzi膰 prze艂ykania i 艣miania si臋 jednocze艣nie. W tym momencie wr贸ci艂a Hermiona z herbat膮 i na widok Snape'a skrzywi艂a si臋.

- Te偶 si臋 ciesz臋, 偶e ci臋 widz臋, Granger- u艣miechn膮艂 si臋 paskudnie- Jeste艣 niekompetentna. Mia艂a艣 zala膰 pazury utrwalaczem, ale tego nie zrobi艂a艣, prawda?

Dziewczyna zblad艂a, po czym zacz臋艂a wy艂amywa膰 palce.

- Wydaje mi si臋, 偶e… To znaczy… Nie, nie zala艂am. Zapomnia艂am.

- Zapomnia艂am- przeci膮gn膮艂 z lubo艣ci膮 to s艂owo- Tw贸j przyjaciel, Lupin, po艣wi臋ca si臋, a ty zapominasz. C贸偶… Jak膮 proponujesz kar臋?

- S艂ucham?

Remus, profesor Friedrich, Cho, Harry i Ron spojrzeli z niedowierzaniem na Snape'a.

- Wymy艣l najgorsz膮 kar臋, jak膮 tylko mo偶na tobie zada膰.

Hermiona zacisn臋艂a usta, ale odpowiedzia艂a niemal natychmiast.

- Biblioteka. Zakaz wst臋pu.

- Na miesi膮c- doda艂 i jego wargi wykrzywi艂 najpaskudniejszy u艣miech, kt贸ry zwykle zwiastowa艂 wielkie problemy- Przy nast臋pnej pomy艂ce b臋dzie to p贸艂 roku. Mi艂ego wieczoru.

Ostatnie zdanie ocieka艂o jadem, po czym obr贸ci艂 si臋 i ruszy艂 w stron臋 Szalonookiego. Hermiona usiad艂a, a w jej oczach pojawi艂y si臋 艂zy. Ron zacz膮艂 j膮 pociesza膰.

- Nie martw si臋, Hermiono. Miesi膮c od ksi膮偶ek jako艣 ci臋 rozlu藕ni i…

- Wybacz, Remusie- powiedzia艂a 艂ami膮cym si臋 g艂osem- Prawie zepsu艂am… no, wszystko. Musieliby艣my czeka膰 do nast臋pnej pe艂ni i… Przepraszam.

- Daj spok贸j, Hermiono- machn膮艂 r臋k膮 zainteresowany- Nic si臋 nie sta艂o.

Skin臋艂a g艂ow膮 i sprawdzi艂a testerem herbat臋, po czym wzi臋艂a 艂yka. Harry wiedzia艂, 偶e nie by艂o dla niej gorszej kary, ni偶 brak dost臋pu do biblioteki. Po p贸艂 godzinie Dumbledore wsta艂 i od razu zrobi艂o si臋 cicho.

Rozdzia艂 40

- Od ostatniego spotkania sporo si臋 zmieni艂o i mam nowe wiadomo艣ci. Po pierwsze mamy dw贸ch nowych cz艂onk贸w Zakonu- Dracona Malfoya i Hala Friedricha. Hal b臋dzie r贸wnie偶 w tym roku naucza艂 w Hogwarcie Obrony przed Czarn膮 Magi膮. Wi臋kszo艣膰 z was wie, 偶e jest odpowiednim cz艂owiekiem na tym stanowisku. Teraz przechodzimy do kolejnych wa偶nych informacji. Voldemortowi uda艂o si臋 pochwyci膰 Dorcas Gaden i jej m臋偶a, Bena- Harry'emu zaj臋艂o troch臋 czasu przypomnienie sobie Dorcas. By艂a to wysoka, postawna kobieta z ciep艂ymi, zielonymi oczami. Jej m膮偶 by艂 mugolem. Kilka os贸b wci膮gn臋艂o powietrze, a kilka usiad艂o- Nie wiem co si臋 z nimi dzieje. Severusie?

Snape spojrza艂 prosto w oczy dyrektora.

- Byli torturowani a nast臋pnie zabici.

Pani Weasley zap艂aka艂a, Hermiona i Ginny zblad艂y, a z kilku stron dobieg艂 szloch i przekle艅stwa. Dumbledore potar艂 czo艂o i zada艂 jedno pytanie:

- Co si臋 sta艂o?

- Dorcas by艂a nieuwa偶na. Dom ka偶dego z was zawsze obserwuje kilku 艢miercio偶erc贸w, a Dorcas najwidoczniej chcia艂a wzmocni膰 ochron臋 i zamiast wzmacnia膰 warstw臋 po warstwie zdj臋艂a wszystkie zabezpieczenia na raz. Z艂apali j膮 od razu. Nie mia艂a nawet szansy obrony. Zaniesiono ich od razu przed oblicze Czarnego Pana. Sta艂o si臋 to przedwczoraj ko艂o drugiej w nocy. By艂em na miejscu jako jeden z pierwszych. Nie zdradzi艂a mnie- jaki艣 dziwny cie艅 przemkn膮艂 przez jego twarz- W zamian zacz臋艂a wykrzykiwa膰, 偶e jestem zdrajc膮 i, 偶e mog艂a si臋 po mnie tego spodziewa膰, co tylko umocni艂o moj膮 pozycj臋. Czarny Pan pr贸bowa艂 przej艣膰 przez jej barier臋 umys艂u, ale nie uda艂o mu si臋. Ben nie ma poj臋cia o Zakonie i przypuszczam, 偶e torturuj膮c go chcieli j膮 z艂ama膰. Nie da艂a si臋. Torturowa艂a ich Bella, a偶 do wczorajszego wieczora. Nast臋pnie Czarny Pan uzna艂, 偶e to b臋dzie 艣wietny… dowcip je艣li wierz膮ca w Zakon Dorcas zostanie zabita przez jej fa艂szywego cz艂onka. Zosta艂em zmuszony do zabicia obojga.

Ginny i Hermiona do艂膮czy艂y do pani Weasley w p艂aczu, profesor McGonagall zacisn臋艂a usta tak mocno, 偶e zbiela艂y jej wargi. Harry, tak samo jak wi臋ksza cz臋艣膰 pokoju spojrza艂 na Snape'a, jak na wyj膮tkowo oble艣n膮 skl膮tk臋 tylnowybuchow膮. Nawet Malfoy si臋 wzdrygn膮艂. Dumbledore zauwa偶y艂 spojrzenia i westchn膮艂.

- Dzia艂a艂 z mojego rozkazu- powiedzia艂 cicho- Dorcas r贸wnie偶 to zrozumia艂a, inaczej zachowa艂aby si臋 w inny spos贸b. Severus musia艂 to zrobi膰, 偶eby nie by膰 zdemaskowanym. Jednak strata Dorcas to dla nas cios. Luno… b臋d臋 ci臋 musia艂 poprosi膰 o wi臋ksz膮 intensywno艣膰 dzia艂a艅.

Luna skin臋艂a g艂ow膮, a w jej oczach b艂yszcza艂y 艂zy. Harry poczu艂 jeszcze wi臋ksz膮 nienawi艣膰 do Snape'a, gdy Ginny szepn臋艂a mu:

- Sp贸jrz na jego d艂onie, zanim zaczniesz si臋 drze膰.

Twarz Snape'a by艂a spokojna, ale d艂onie zaciska艂 tak mocno, 偶e pewnie robi艂 sobie w ich wn臋trzu rany. Nagle Harry wyobrazi艂 sobie, 偶e musi zabi膰 kt贸regokolwiek z cz艂onk贸w Zakonu, by wygra膰 ca艂膮 wojn臋. I wiedzia艂, 偶e zrobi艂by to. Nienawidzi艂by siebie do ko艅ca 偶ycia, ale je艣li mia艂 mo偶liwo艣膰 uratowania wszystkich, to po艣wi臋ci艂by jedn膮 osob臋. Jego z艂o艣膰 zel偶a艂a. Dumbledore kontynuowa艂.

- Nimfadoro, co艣 nowego?

- Tak. Umbridge powoli si臋 艂amie. Ju偶 nie stawia si臋 艢miercio偶ercom i robi, co im ka偶e. Nied艂ugo ma wej艣膰… rozporz膮dzenie dotycz膮ce os贸b na Li艣cie. Ka偶da osoba, kt贸ra udzieli im schronienia zostanie wpisana na List臋. S膮dz臋, 偶e nie dotyczy to uczni贸w, bo skoro sam dyrektor jest na Li艣cie, to nie nale偶y si臋 spodziewa膰, 偶e Hogwart zostanie jako艣 inaczej potraktowany. W G艂贸wnym Holu s艂ysza艂am, jak kilka kobiet rozmawia艂o, 偶e zastanawiaj膮 si臋 czy pu艣ci膰 swoje dzieci do Hogwartu, bo Sami-Wiecie-Kto chce im zleci膰 zadania dotycz膮ce innych uczni贸w.

- Czyli trzeba b臋dzie wzmocni膰 ochron臋 i siatk臋… szpiegowsk膮- skrzywi艂 si臋 pod koniec- Ronaldzie, Hanno, jakie艣 pomys艂y?

Ron powiedzia艂 co maj膮 zamiar zrobi膰 ze 艢lizgonami i Dumbledore pochwali艂 ich za takie podej艣cie do sprawy.

- Ginewro?

- Nawi膮za艂am kontakt listowy z kilkoma dziewczynami z r贸偶nych rocznik贸w i dom贸w. Tak, 偶eby wzajemnie si臋 nie zna艂y i nie mog艂y zorientowa膰, 偶e ze wszystkimi koresponduj臋. B臋d臋… potrzebowa艂a przynajmniej dwie sowy, panie profesorze. Errol nie jest w stanie wykonywa膰 tylu lot贸w.

- Dostaniesz kilka szkolnych. Ernie?

Ch艂opak u艣miechn膮艂 si臋 smutno.

- R贸wnie偶 pr贸bowa艂em nawi膮za膰 kontakt, ale jak na razie nie mam odpowiedzi, a Adrien Holman z Hufflepuffu, rok czwarty, odpisa艂 mi, 偶e nie wraca do Hogwartu. Boi si臋.

- Pr贸buj dalej. Severusie czy wiadomo co艣 o wi臋藕niach w Ministerstwie?

- Nic nowego. 呕aden nie zosta艂 przekl臋ty, ani bity przez ten czas. Uspokoili si臋 i dostaj膮 po偶ywienie. W tajemnicy przeszmuglowa艂em im kilka tester贸w, w razie gdyby podawali jakie艣 paskudztwa, albo Veritaserum.

- W艂a艣nie. Ubywa nam Veritaserum i to bardzo. Na jutro potrzebuj臋 dwunastu fiolek.

Snape z艂apa艂 si臋 za g艂ow臋, a Hermiona ci臋偶ko westchn臋艂a.

- Nie wiem jak profesor Snape, ale ja jestem w stanie dzi艣 w nocy je wykona膰.

- Granger, nie b臋dziesz rozporz膮dza膰 moimi zapasami- warkn膮艂 i zwr贸ci艂 si臋 do Dumbledora- Zaraz po spotkaniu udamy si臋 do zamku i dostaniesz je jutro.

- B臋d臋 potrzebowa艂 tego co zwykle- mrukn膮艂 Szalonooki.

- Nie ma szans- pokr臋ci艂 g艂ow膮 Snape- Jeszcze kilka dni musisz poczeka膰 Moody. Sk艂adniki s膮 do艣膰… trudne do zdobycia.

- Co z armi膮 Voldemorta?

- Chwilowo ci ludzie spokojnie sobie 偶yj膮. Poprzedniej pe艂ni zamkn膮艂 ich w jednej celi. Pogry藕li jedynie siebie- skrzywi艂 si臋- Dwoje dzieci zosta艂o zagryzionych na 艣mier膰.

Dumbledore z艂apa艂 si臋 za g艂ow臋, a Harry'emu nap艂yn臋艂a 偶贸艂膰 do ust.

- Czy ma jakie艣 plany?

- Powoli zaczyna si臋 zastanawia膰. Dopracowuje atak dementor贸w na poci膮g do Hogwartu. Maj膮 do nich do艂膮czy膰 wampiry- kilka os贸b zapowietrzy艂o si臋- Jednak to nie jest potwierdzone, bo Troiman wci膮偶 si臋 waha. Jego wampiry nie chc膮 miesza膰 si臋 do spraw ludzi. Poza tym zainteresowa艂 si臋 otoczeniem Pottera. 艢miercio偶ercy maj膮 szuka膰 jego krewnych, mugoli.

- Nie znajd膮 ich- odetchn膮艂 dyrektor- Je艣li to wszystko, to przejd藕my do cz臋艣ci dalszej. Alastorze?

- Ta… Pierwsze spotkanie grupy szkoleniowej odb臋dzie si臋 w Hogwarcie, w Wielkiej Sali. Macie wszyscy si臋 tam stawi膰 jutro w po艂udnie. Poza tym mam ju偶 pomys艂, jak przetransportowa膰 dzieciarni臋 bezpiecznie do szko艂y. Ci z Listy b臋d膮 podr贸偶owa膰 kominkiem z Nory, a ich baga偶 po prostu wsadzi si臋 do poci膮gu. Nast臋pnie kilku z naszych wypije Eliksir Wielosokowy i zmieni si臋 w jakie艣 dzieciaki. W艂osy mo偶emy zwin膮膰 od mugoli.

- A Eliksir sam si臋 wyprodukuje, co?- warkn膮艂 Snape- Ilu zamierzasz zmieni膰? I na jak d艂ugo?

- S膮dz臋, 偶e czterdziestu cz艂onk贸w Zakonu powinno starczy膰. Osiem godzin, tyle ile wymaga jazda.

- To ponad trzydzie艣ci kocio艂k贸w, Moody i pe艂en miesi膮c warzenia. Nie wiem w jaki spos贸b zaopatrzy膰 si臋 w tak膮 ilo艣膰 niekt贸rych sk艂adnik贸w, 偶eby nie zwr贸ci膰 na siebie uwagi. Dwudziestu, nie wi臋cej.

- Oszala艂e艣, Snape?! Dwudziestu to tyle co nic, je艣li b臋d膮 w to zamieszane wampiry!

- Cisza!- krzykn膮艂 dyrektor i obaj m臋偶czy藕ni od razu umilkli- Je艣li uda mi si臋 znale藕膰 te ingrediencje to dacie rad臋 zrobi膰 mikstury?

Snape przez chwil臋 milcza艂, najwyra藕niej obliczaj膮c co艣 w my艣lach. Po chwili skin膮艂 g艂ow膮.

- Powinni艣my by膰 gotowi przed pierwszym wrze艣nia.

- Od teraz to jest priorytetem. Remusie, co nowego u wilko艂ak贸w?

- Boj膮 si臋. Boj膮 si臋 tego nowego tworu, jakim s膮 ksi臋偶ycowi, jak nazywaj膮 ludzi pokroju Billa. Wi臋kszo艣膰 si臋 od艂膮czy艂a i kilku z nich chce si臋 z tob膮 spotka膰, Albusie, i przedyskutowa膰 przej艣cie na nasz膮 stron臋.

- Ilu?

- Dwunastu z dwustu- skrzywi艂 si臋- To niewielu, ale oni mog膮 zacz膮膰 przekonywa膰 innych. Ksi臋偶ycowi stanowi膮 dla nas zagro偶enie, a przynajmniej tak twierdzi nasz „przyw贸dca”. Rozpocznie si臋… polowanie na ksi臋偶ycowych. Zamierzaj膮 postawi膰 Voldemortowi ultimatum: albo my, albo oni. Obawiam si臋, 偶e wybierze ksi臋偶ycowych. 艁atwiej ich podes艂a膰 do zwyk艂ych ludzi i mniejsze s膮 tego konsekwencje. Je艣li jednak zadzia艂a mikstura…

- Severusie?

- Nie wiem kiedy zostanie uko艅czony ten eliksir. Na razie mamy jedynie pomys艂 i prawdopodobnie b臋dziemy pr贸bowa膰 i pr贸bowa膰, a偶 dojdziemy do w艂a艣ciwej formu艂y. Jednak nawet wtedy nie b臋dziemy mogli stwierdzi膰 czy zadzia艂a poprawnie. Mo偶e to potrwa膰 miesi膮c, mo偶e potrwa膰 rok. Trzeba b臋dzie stwierdzi膰, czy taki eliksir wp艂ywa jednakowo na wszystkich, czy nie… Jest wiele pyta艅 i dop贸ki nie b臋d臋 zna艂 odpowiedzi na wi臋kszo艣膰 z nich nie zamierzam podawa膰 jej nikomu.

Dumbledore pokiwa艂 g艂ow膮 i przez chwil臋 si臋 zamy艣li艂.

- Czyli, jak rozumiem, jeden Bill nie wystarczy? Musisz mie膰 jeszcze jednego czy dw贸ch ksi臋偶ycowych?

- Tak.

- Charlie?

Ch艂opak podni贸s艂 g艂ow臋 i ci臋偶ko westchn膮艂.

- Postaram si臋, chocia偶 nie b臋dzie to 艂atwe.

- Mamy pana Creeveya, wi臋c potrzeba nam jeszcze jednej osoby. Najlepiej kobiety.

Skin膮艂 niech臋tnie g艂ow膮. Om贸wili jeszcze wiele spraw i dopiero ko艂o drugiej w nocy sko艅czyli. Hermiona i Snape od razu ruszyli do zamku, a Dumbledore wzi膮艂 Harry'ego na stron臋 zaraz potem, jak porozmawia艂 z ca艂膮 reszt膮.

- Chcia艂by艣 o co艣 spyta膰, Harry? Ca艂y czas patrzy艂e艣 na mnie, jakby ci o co艣 chodzi艂o.

- Tak. W艂a艣ciwie to mam kilka pyta艅 i niezbyt wiem, od kt贸rego zacz膮膰. Mo偶e… co z horkruksami, profesorze?

- Mamy ten jeden, a co do reszty… Wci膮偶 szukam przes艂anek, Harry. Nie chc臋 drugi raz pope艂ni膰 tego samego b艂臋du- podni贸s艂 poczernia艂膮 d艂o艅 i ruszy艂 palcami- Jest z ni膮 coraz lepiej, ale nigdy nie b臋dzie taka sprawna. Nie chc臋 by tobie przydarzy艂o si臋 co艣 podobnego. Kiedy b臋d臋 co艣 wiedzia艂 dam ci zna膰. Nast臋pne pytanie?

- Naprawd臋 z pana polecenia Snape… zabi艂?

Ostatnie s艂owo ledwo przesz艂o mu przez zaci艣ni臋te gard艂o. Dumbledore westchn膮艂 ci臋偶ko.

- Niestety, tak. Severusowi nie sprawia to przyjemno艣ci, mo偶esz mi wierzy膰. Prawd臋 m贸wi膮c, tylko musisz to zostawi膰 dla siebie, on wyj膮tkowo cierpi z ka偶d膮 tak膮 艣mierci膮. A zada艂 ich zbyt wiele z mojego powodu. Jednak jego obecno艣膰 po stronie wroga jest dla nas bezcenna. Nie ma… nie ma ceny, kt贸rej bym nie poni贸s艂, by go tam zatrzyma膰. Wybacz mi.

Harry'emu zrobi艂o si臋 s艂abo, ale pyta艂 dalej.

- Czy profesor Friedrich b臋dzie dla nas dobrym nauczycielem?

- Najlepszym, jaki m贸g艂 wam si臋 trafi膰- dyrektor u艣miechn膮艂 si臋- Jego wiedza r贸wna si臋 wiedzy Alastora i Severusa, ale ma znacznie… prostszy spos贸b wyk艂adania i zdecydowanie wi臋cej cierpliwo艣ci. Czy co艣 jeszcze?

- Obawiam si臋, 偶e jestem bezu偶yteczny- wyrzuci艂 z siebie szybko- Wszyscy co艣 robi膮, a ja nic! Oklumencja nie zajmuje mi ca艂ego wolnego czasu. Niech i mnie pan co艣 zleci!

- Nie mog臋- pokr臋ci艂 g艂ow膮 stary czarodziej- Jeszcze przyjdzie czas, 偶e si臋 napracujesz. Je艣li to wszystko, to udam si臋 do zamku. Mam jeszcze kilka spraw do za艂atwienia. Nie martw si臋, Harry. To ty jeste艣 nasz膮 nadziej膮.

I zostawi艂 Harry'ego wcale nie pocieszonego t膮 my艣l膮.

Rozdzia艂 41

- Ruszaj si臋 szybciej, Granger- warkn膮艂 Snape- Nie mam ca艂ej nocy, by czeka膰 a偶 si臋 ruszysz z kominka.

- Kiedy ja utkn臋艂am- wymamrota艂a. Snape fukn膮艂 i podszed艂 bli偶ej.

- Tylko ty mog艂a艣 by膰 tak zdolna, by nie w pe艂ni przenie艣膰 si臋 proszkiem Fiuu- mrukn膮艂 i machn膮艂 r贸偶d偶k膮 kilka razy, po czym sapn膮艂 z irytacj膮- Powiedz mi, Granger, jak mo偶esz by膰 tak ciamajdowata? Co, zabrak艂o ci riposty?

- Nie. Cokolwiek bym odpowiedzia艂a spowodowa艂oby, 偶e odj膮艂by pan punkty Gryffindorowi.

Parskn膮艂 i z艂apa艂 j膮 za ramiona, po czym kilka razy potrz膮sn膮艂.

- A to za co?!

- Pr贸buj臋 ci臋 st膮d wydosta膰, wi臋c nie wrzeszcz mi prosto do ucha! Ugrz臋z艂y ci stopy. Jeste艣 w pe艂ni w tym kominku, ale stopy ci przywar艂y. Teraz mocno ci臋 poci膮gn臋, a ty spr贸buj wykona膰 taki ruch, jakby艣 chcia艂a podskoczy膰. Na trzy. Raz. Dwa. Trzy!

Jednocze艣nie poczu艂a b贸l w ramionach i stopach, 艣wiat zawirowa艂, a po chwili ba艂a si臋, 偶e o艣lep艂a, bo nic nie widzia艂a. Dopiero po chwili zorientowa艂a si臋, 偶e dos艂ownie le偶y na Snape'ie, a ta ciemno艣膰 to jego szaty, kt贸re owin臋艂y si臋 wok贸艂 jej g艂owy. Pr贸bowa艂a si臋 z nich wypl膮ta膰 i czubkiem g艂owy w co艣 uderzy艂a.

- Granger, przesta艅 si臋 szamota膰- zabrzmia艂 zirytowany g艂os tu偶 obok jej ucha- Zaraz ci臋 z tego wypl膮cz臋, tylko si臋 nie ruszaj bo zn贸w moja broda na tym ucierpi.

I po kilku sekundach mog艂a z bliska przyjrze膰 si臋 imponuj膮cemu nosowi Mistrza Eliksir贸w. Nie mia艂a jednak ch臋ci przygl膮da膰 si臋 temu d艂u偶ej. Szybko wsta艂a i otrzepa艂a si臋 z popio艂u.

- Przepraszam za t臋 brod臋, profesorze.

- Za mocno podskoczy艂a艣. Naprawd臋 mog艂aby艣 schudn膮膰- u艣miechn膮艂 si臋 paskudnie i ruszy艂 do sali Eliksir贸w, a ona powstrzymywa艂a si臋 od powiedzenia kilku soczystych s艂贸w, kt贸rych nas艂ucha艂a si臋 od Freda i Georga.- Veritaserum. Robisz sze艣膰 kocio艂k贸w, ja robi臋 drugie sze艣膰.

- Ale profesor Dumbledore potrzebowa艂 sze艣ciu fiolek, a na to starcz膮 cztery kocio艂ki.

- Tak, ale dobrze jest mie膰 zapas.

Mimo ledwie dw贸ch godzin snu czu艂a si臋 pe艂na energii. Szybciej ni偶 s膮dzi艂a mikstura ju偶 bulgota艂a i musia艂a odsta膰 swoje trzy godziny. Snape te偶 ju偶 ko艅czy艂 i opar艂 si臋 o blat, po czym ziewn膮艂.

- Mo偶e po艂o偶y si臋 pan spa膰? Dwie godziny snu to zawsze co艣.

W odpowiedzi dosta艂a wyj膮tkowo mordercze spojrzenie.

- Kawy? Herbaty?

- Co?

- CZY JA MUSZ臉 SI臉 ZAWSZE POWTARZA膯?!

- Herbaty, herbaty.

Po chwili pi艂a swoj膮 ulubion膮 mieszank臋 i przymkn臋艂a oczy staraj膮c si臋 wyobrazi膰 sobie, 偶e siedzi w Norze. Niestety, bulgotanie kocio艂k贸w zdecydowanie j膮 od tego odrywa艂o.

- Kt贸re ksi臋gi zd膮偶y艂a艣 przeczyta膰?

Wymieni艂a tytu艂y, zdziwiona, 偶e si臋 do niej odezwa艂. Po chwili machn膮艂 r贸偶d偶k膮 i przez drzwi wlecia艂a reszta wolumin贸w. Opad艂y przed ni膮, a jej opad艂a szcz臋ka.

- Ale… Przecie偶 mam kar臋…

- Moje ksi膮偶ki nie wchodz膮 w sk艂ad biblioteki- mrukn膮艂- Je艣li jednak nie chcesz z nich skorzysta膰, to ode艣l臋 je w tej chwili.

- Nie! Oczywi艣cie, 偶e chc臋! Dzi臋kuj臋!

- Masz trzy godziny. W膮tpi臋, 偶e zamierzasz je sp臋dzi膰 na rozmowie.

Prychn膮艂 i sam wzi膮艂 jedn膮 z ksi膮偶ek, usiad艂 za biurkiem i popijaj膮c kaw臋 przerzuca艂 strony. Zanurzy艂a si臋 w lekturze, co chwila wypisuj膮c pomys艂y. Nie uda艂o si臋 jej dorwa膰 Szalonookiego, wi臋c nie mia艂a odpowiedzi na swoje pytania. Zerkn臋艂a na Snape'a. On umia艂by odpowiedzie膰 na wszystkie jej pytania. B臋dzie potrzebowa艂a sporo odwagi, 偶eby znie艣膰 jego spojrzenie. Ale nie od parady by艂a Gryfonk膮.

- Panie profesorze, mog臋 zada膰 pytanie?

- W艂a艣nie to zrobi艂a艣- parskn膮艂, wci膮偶 czytaj膮c.

- Jakie mog膮 by膰 efekty uboczne Cruciatusa?

Nawet mi臋sie艅 mu nie drgn膮艂, ale rzuci艂 jej szybkie spojrzenie. Kiedy ju偶 my艣la艂a, 偶e nie odpowie powoli zacz膮艂 m贸wi膰.

- To zale偶y od organizmu i czasu tortur. Cruciatus narusza nerwy, wi臋c niby powinno mie膰 najwi臋kszy wp艂yw na cia艂o. Dlatego osoby torturowane d艂u偶szy czas borykaj膮 si臋 z drganiem mi臋艣ni, zanikiem mi臋艣ni, paroksyzmami b贸lu, problemami z oddechem, kr膮偶eniem, wypr贸偶nianiem si臋, snem i wiele tego typu doleg艂o艣ci. Jednak naprawd臋 d艂u偶sze tortury powoduj膮 problemy psychiczne. Cia艂o, 偶eby by艂o dziwniej, wtedy ma si臋 ca艂kiem dobrze, ale to umys艂 jest naruszony. Zaniki pami臋ci, schizofrenia, napady l臋ku, majaki, koszmary, zamiana osobowo艣ci… Co tylko zechcesz. Jednak niewielu ludzi jest w stanie znie艣膰 taki b贸l i niewielu do tej chwili do偶ywa. Przyk艂adowo Alicja i Frank Longbottomowie byli torturowani trzy dni z kilkuminutowymi przerwami, w kt贸rych Czarny Pan pr贸bowa艂 spenetrowa膰 ich umys艂y. Jednak oni s膮 jedynymi znanymi ofiarami tak d艂ugich tortur.

- Wiadomo kto wymy艣li艂 t膮 kl膮tw臋?

- Nie. I lepiej 偶eby jego lub jej nazwisko nigdy nie zosta艂o ujawnione, bo stanie si臋 symbolem b贸lu i nienawi艣ci.

- Dlaczego nienawi艣ci?

- Do zadawania tak wielkiego b贸lu nale偶y odczuwa膰 wyj膮tkow膮 nienawi艣膰. Dlatego Bellatrix jest w tym taka dobra.

- Jest jaka艣 regu艂a dla tych przypadk贸w, czy nale偶y je rozpatrywa膰 osobno?

Snape westchn膮艂, od艂o偶y艂 ksi膮偶k臋 i obr贸ci艂 si臋 do niej.

- O co ci chodzi?

- Jestem ciekawa.

- Ka偶dy przypadek nale偶y rozpatrywa膰 osobno. Inne cia艂o, inna psychika, inna si艂a woli, inne receptory czuciowe, inna wra偶liwo艣膰. Widzia艂em ludzi, kt贸rych nie rusza艂o torturowanie ich samych, ale gdy rzucono kl膮tw臋 na kogo innego wariowali z b贸lu. Ka偶dy cz艂owiek jest inny. Nie wiem czego oczekujesz.

- Zastanawiam si臋 tylko. Lubi臋 wiedzie膰.

- Nie s膮dz臋, by by艂o to wyj膮tkowo przyjemne hobby. Niekt贸re sprawy s膮 wyj膮tkowo paskudne.

- By膰 mo偶e, jednak nawet w najgorszych przypadkach wol臋 wiedzie膰 czego si臋 spodziewa膰. Strach przed nieoczekiwanym potrafi by膰 wi臋kszy od tego, co ci臋 czeka.

- To znaczy?

- Gdy byli艣my w podstaw贸wce pani od plastyki zawi膮za艂a nam oczy i obieca艂a nam, 偶e zobaczymy co艣 strasznego. Nie wiedzieli艣my co to i do dzi艣 pami臋tam, jak si臋 ba艂am. Wyobra偶a艂am sobie wszystkie najgorsze rzeczy, jakie mog艂y mi przyj艣膰 do g艂owy. I wtedy pani rozwi膮za艂a nam oczy i zobaczyli艣my kuk艂臋 mumii. Dzieciaki wpad艂y w panik臋, ale ja nie. Spodziewa艂am si臋 czego艣 znacznie gorszego i poczu艂am ulg臋, gdy okaza艂o si臋, 偶e to tylko mumia.

- Ciekawa alegoria. Tak naprawd臋 wiedza jest wszystkim. Informacja mo偶e zawa偶y膰 na czyim艣 偶yciu, szcz臋艣ciu, zdrowiu. Mo偶e uspokoi膰, ale te偶 wzbudzi膰 paniczny strach. Gdybym powiedzia艂 ci co wyrabiaj膮 艢miercio偶ercy to w膮tpi臋, czy by ci臋 to uspokoi艂o.

- Przynajmniej by艂abym gotowa na najgorsze- po chwili zamy艣li艂a si臋- Mimo to kiedy przelewa艂am trucizny, to wola艂am nie wiedzie膰, co trzymam w r臋ce. Gdy dowiedzia艂am si臋 znaczenia Eliksiru Potter, to musia艂am troch臋 odczeka膰, bo ba艂am si臋 tego, 偶e kropla spadnie mi na r臋k臋 czy nog臋. W tym przypadku wiedza by艂a mi ca艂kowicie zb臋dna.

- Potter nie by艂 najgorsz膮 trucizn膮, jak膮 przelewa艂a艣. Istniej膮 znacznie paskudniejsze, ale te偶 genialne w swojej my艣li.

- Genialne?!

- Owszem, Granger. Mistrz Eliksir贸w potrafi doceni膰 kunszt nawet w najgorszej, najbole艣niejszej i najbardziej 艣mierciono艣nej miksturze.

- Czy…- zawaha艂a si臋. Wola艂a nie przerywa膰 pasma cierpliwo艣ci z jak膮 wszystko jej t艂umaczy艂. Jednak jej wstrzymanie si臋 najwidoczniej zaciekawi艂o Snape'a, bo przekrzywi艂 lekko g艂ow臋 i u艣miechn膮艂 si臋 wrednie.

- No, prosz臋… Do偶y艂em chwili, w kt贸rej panna Wiem-To-Wszystko boi si臋 zada膰 pytanie. Jestem dzi艣 w dobrym nastroju, Granger, wi臋c pytaj.

- Sam pan tego chcia艂. Czy… czy zabijanie boli?

Spowa偶nia艂, 艣ci膮gn膮艂 brwi, zacisn膮艂 pi臋艣ci i wargi. Zacisn膮艂 oczy, jakby sam si臋 z sob膮 mocowa艂, ale gdy je otworzy艂 l艣ni艂o w nich zdecydowanie.

- Fakt, sam tego chcia艂em. Nie jest to b贸l fizyczny. Fizycznie cz艂owiek czuje si臋 dobrze, mo偶e lekkie problemy z oddechem, ale nic wi臋cej. Jednak psychicznie… Po pewnym czasie zdajesz sobie spraw臋 z tego, 偶e w艂a艣nie pozbawi艂a艣 kogo艣 przysz艂o艣ci, marze艅, rodziny. Rodzinie odebra艂a艣 kogo艣 wa偶nego. Matk臋, siostr臋, c贸rk臋, wnuczk臋, 偶on臋, ojca, brata, syna, wnuka, m臋偶a. Jest pustka, kt贸rej nic nie za艂ata. 呕adne przeprosiny, 偶adna pr贸ba odkupienia win, 偶adne po艣wi臋cenie nie wype艂ni pustki w sercach ludzi. Powoli odczuwasz znu偶enie, niech臋膰, wstr臋t do samej siebie. Po czasie jednak… Potrafisz si臋 do tego przyzwyczai膰. Ka偶dy 偶ywy 艢miercio偶erca musia艂 przez te etapy przej艣膰. Martwym si臋 to nie uda艂o. Wi臋kszo艣膰 z nich pope艂nia艂a samob贸jstwo lub pr贸bowa艂a uciec. Czasami wmawianie sobie, 偶e to w imi臋 idea艂贸w nie pomaga.

- Wi臋c… pan si臋 przyzwyczai艂?

- Nie- powiedzia艂 spokojnie- Dlatego zmieni艂em front, s膮dz膮c, 偶e nie b臋d臋 musia艂 tego wi臋cej robi膰. Nie uda艂o si臋, ale teraz wiem, 偶e robi臋 to w s艂usznej sprawie. Zabijaj膮c jedn膮 osob臋 ratuj臋 setk臋 innych.

- 呕adnych wyrzut贸w sumienia?

- Koniec psychoanalizy- warkn膮艂- Chcia艂a艣 wiedzie膰, wi臋c wiesz. Ale tak naprawd臋 zrozumiesz, jak sama zabijesz. A na wojnie tego nie unikniesz. Nawet siedz膮c w tym lochu warzysz eliksiry, kt贸re doprowadz膮 do czyjej艣 艣mierci. Nadejdzie taki moment, w kt贸rym to zrozumiesz i poczujesz. Wtedy dopiero si臋 oka偶e na ile silna jeste艣.

Zasch艂o jej w ustach. Nie chcia艂a zabija膰. Nawet dwa lata temu w Ministerstwie, czy te偶 rok wcze艣niej w Hogwarcie nie chcia艂a zabija膰. Broni膰 siebie i innych- owszem. Nokautowa膰- jak najbardziej. Zabija膰- nigdy. Westchn臋艂a i wzi臋艂a 艂yk ciep艂ej herbaty. Nikt nie obiecywa艂, 偶e nie b臋dzie ci臋偶ko, a jednak po chwili poczu艂a, 偶e lec膮 jej 艂zy. Odsun臋艂a si臋 od ksi膮偶ki- Snape by j膮 zabi艂, gdyby cho膰 jedna kropla spad艂a na jego cenne strony.

- Tak szybko tch贸rzysz? Jakby co to tam jest wyj艣cie.

Jego ton by艂 z艂o艣liwy. Otar艂a oczy i poci膮gn臋艂a nosem.

- Je艣li strach przed zabijaniem jest tch贸rzostwem, to… to ciesz臋 si臋, 偶e nie jestem odwa偶na. Pewnie gdybym musia艂a zrobi艂abym to, ale nigdy bym tego nie zapomnia艂a. W tej chwili jednak bardziej martwi臋 si臋 o ludzi wok贸艂 mnie. O tych, kt贸rych kocham, lubi臋, szanuj臋, znosz臋- przy ostatnim s艂owie spojrza艂a na niego. Mia艂 sw贸j zwyk艂y, paskudny u艣miech- Ka偶de 偶ycie jest wa偶ne, jak ju偶 kiedy艣 m贸wi艂am. Nawet ci 艢miercio偶ercy maj膮 jakie艣 swoje marzenia, rodziny. Bellatrix, kt贸rej nienawidz臋 z ca艂ego serca, ma m臋偶a i pewnie w jakim艣 stopniu go kocha. Malfoyowie kochaj膮 Dracona i nie s膮dz臋, 偶e potrafi艂abym zabi膰 kt贸re艣 z nich.

- Jeste艣 s艂aba, Granger. Tacy szybko gin膮, ale…- na chwil臋 zawaha艂 si臋, jednak kiedy si臋 odezwa艂 jego g艂os by艂 pozbawiony jadu- Tacy, jak ty, s膮 potrzebni. Bez tego 艣wiat pogr膮偶y艂by si臋 w zimnej, krwawej wojnie.

- Dzi臋kuj臋- parskn臋艂a i stara艂a si臋 powstrzyma膰 艂zy. Po chwili le偶a艂a przed ni膮 chusteczka, a z艂o艣liwy g艂os przemawia艂 podczas, gdy jego w艂a艣ciciel zn贸w zag艂臋bia艂 si臋 w lekturze.

- Nie smarkaj si臋, jak szczeniara z pierwszej klasy, bo moje ksi膮偶ki na tym ucierpi膮. Wytrzyj ten sw贸j nochal i nie zadawaj durnych pyta艅, bo zablokuj臋 ci dost臋p do moich ksi膮偶ek. Zobaczymy, jak b臋dziesz wygl膮da艂 etatowy m贸l ksi膮偶kowy bez dost臋pu do swojego po偶ywienia.

Zarechota艂, by po chwili ca艂kowicie skupi膰 si臋 na tek艣cie. Wytar艂a oczy, wysmarka艂a nos i r贸wnie偶 zacz臋艂a czyta膰. Ksi膮偶ka poch艂on臋艂a j膮 ca艂kowicie. Tyle pomys艂贸w przysz艂o jej do g艂owy, 偶e nie wiedzia艂a, kt贸ry zapisa膰 najpierw. W efekcie wysz艂y jej ponad cztery pergaminy. Si臋gn臋艂a po fili偶ank臋 i zdziwiona zauwa偶y艂a dno. R贸偶d偶k膮 nape艂ni艂a j膮 ponownie i unosi艂a do ust, gdy blada d艂o艅 z d艂ugimi palcami z艂apa艂a j膮 za przegub.

- Nie sprawdzi艂a艣 testerem.

- Ale przecie偶 jestem w Hogwarcie i…

- G艂upia dziewczyno!- warkn膮艂- Kiedy nape艂niasz magi膮, to niewiadomo sk膮d pochodzi woda. Na pewno nie z Hogwartu, bo jest to niemo偶liwe ze wzgl臋du na otaczaj膮ce zamek i okolice zakl臋cie. Sprawd藕.

Na odczepnego sprawdzi艂a i kiedy nic si臋 nie zmieni艂o spojrza艂a z tryumfuj膮cym u艣miechem.

- No i widzi pan? Nic si臋 nie sta艂o.

- Ale mog艂o si臋 sta膰. Za ka偶dym razem sprawdzaj.

- Dobrze. Hmmm… Panie profesorze, moja r臋ka.

Pu艣ci艂 j膮 i otar艂 o szat臋, jakby dotyka艂 czego艣 obrzydliwego.

- W艂a艣ciwie o co chodzi艂o Szalonookiemu? 呕e potrzebuje jakiej艣 mikstury?

- Chodzi o Eliksir Rodwana. Moody ma talent do okaleczania siebie i zu偶y艂 ostatni膮 fiolk臋, kt贸r膮 wyrobi艂a艣 w poniedzia艂ek. Musi jednak poczeka膰 jeszcze z dwa, czy trzy dni.

- Dlaczego? Czuj臋 si臋 dobrze.

- Poppy by mnie zabi艂a, gdybym robi艂 mniejsze ni偶 tygodniowe przerwy. Zreszt膮, to lepiej dla twojego zdrowia.

- Mo偶e w takim razie poprosz臋 Ginny?

- Lepiej 偶eby nikt o tym nie wiedzia艂. To jeden z wyj膮tkowo kontrowersyjnych eliksir贸w, jak ju偶 m贸wi艂em. Poza tym nie mam si艂, 偶eby go doprowadzi膰 do ko艅ca.

Co jej co艣 przypomnia艂o i zada艂a pytanie zanim pomy艣la艂a.

- Jakim cudem wcze艣niej pan oddawa艂 swoj膮 krew i doprowadza艂 proces do ko艅ca?

Zauwa偶y艂a swoj膮 pomy艂k臋, gdy trzasn膮艂 d艂oni膮 o st贸艂.

- Kto ci to powiedzia艂?!

- Profesor Dumbledore.

- Wspaniale! Co jeszcze ci powiedzia艂!?

- 呕e by艂a to raczej kwestia procent贸w ni偶 hormon贸w- wymamrota艂a w kierunku swoich kolan, czuj膮c, 偶e si臋 rumieni. Snape prychn膮艂 w艣ciekle i opar艂 si臋 o jej 艂awk臋.

- Do czego to dosz艂o, 偶e dyrektor omawia 偶ycie prywatne nauczycieli z uczniami!- nachmurzy艂 si臋- A rad臋 dawa艂em sobie ca艂kiem nie藕le. W przeciwie艅stwie do ciebie, Granger, jestem znacznie wy偶szy i nieco… lepiej zbudowany. Upust takiej ilo艣ci krwi nie zmieni mnie w mdlej膮c膮 panienk臋.

Ostatnie dwa s艂owa zdecydowanie by艂y przytykiem do jej sytuacji sprzed kilku dni. Zignorowa艂a je i po chwili powiedzia艂a cicho.

- Dam rad臋.

Snape spojrza艂 na ni膮 oceniaj膮co i po chwili skin膮艂 g艂ow膮, wracaj膮c do swojej wrednej wersji.

- Dobrze, ale dopiero po lekcji samoobrony. Nie chcesz chyba robi膰 z siebie po艣miewiska na oczach cz艂onk贸w Zakonu mdlej膮c z wyczerpania?

- Ech… Gdzie si臋 podzia艂 sympatyczny Wolly?

- Nigdy go nie by艂o, Granger. Nigdy go nie by艂o.聽

Rozdzia艂 42

Harry wyszed艂 z kominka profesor Hooch i u艣miechn膮艂 si臋 widz膮c z okna jej gabinetu boisko do Quidditcha. Pok贸j by艂 pusty, przynajmniej dop贸ki nie zjawili si臋 w nim bli藕niacy, Ron, Ginny, Lavender, siostry Patil, Cho, Ernie i kilku Puchon贸w oraz reszta narybku Zakonu. By艂o ich ponad trzydzie艣ci os贸b. Ruszyli do Wielkiej Sali g艂o艣no 艣miej膮c si臋 i przepychaj膮c. Powr贸t w te znajome mury by艂 uspokajaj膮cy. Prawie Bezg艂owy Nick powita艂 ich szerokim u艣miechem.

- Jak mi艂o! Jak mi艂o! Tak smutno tutaj bez uczni贸w w wakacje! Co prawda czasami panna Granger ze mn膮 rozmawia, ale jest zbyt zaj臋ta bieganiem od loch贸w do kominka u pani Hooch, by przystan膮膰 na d艂u偶sz膮 rozmow臋.

- My niestety te偶 nie mamy czasu, Nick- Harry u艣miechn膮艂 si臋 s艂abo- Ale obiecuj臋, 偶e w czasie roku szkolnego po艣wi臋c臋 ci sw贸j czas.

- Och, to wspaniale! Strasznie si臋 nudz臋, a wci膮偶 nie chc膮 mnie przyj膮膰 na Polowanie bez G艂贸w. Wyobra藕 sobie, 偶e…

Narzeka艂 a偶 do samej Wielkiej Sali, przed kt贸r膮 sta艂a ju偶 Hermiona z Nevillem i nad czym艣 dyskutowali 偶ywo.

- … wi臋c mo偶e cierpi臋tnik?- dobieg艂 go g艂os Nevilla.

- Nie, b臋dzie za s艂aby- na ich widok u艣miechn臋艂a si臋 szeroko. Ron od razu j膮 obj膮艂 i cmokn膮艂 w policzek, ale nieco si臋 odsun臋艂a. Harry poczu艂 si臋 藕le- wsp贸艂czu艂 obojgu. Hermionie, 偶e musi si臋 m臋czy膰 z Ronem, i Ronowi, bo nie wie, 偶e nic z tego nie wyjdzie. Wielka Sala by艂a opr贸偶niona ze sto艂贸w, a na samym 艣rodku sta艂 Szalonooki. Poku艣tyka艂 do nich i odsapn膮艂, nim zacz膮艂 m贸wi膰.

- Spok贸j! Jeste艣cie tutaj, 偶eby si臋 uczy膰, nie wyg艂upia膰. Od tego b臋dzie zale偶a艂o 偶ycie wasze i waszych znajomych, wi臋c si臋 skupcie!- od razu zapad艂a cisza, Cho i Parvati zblad艂y, a Ron mocniej zacisn膮艂 rami臋 wok贸艂 Hermiony, kt贸ra pozielenia艂a- Zaczniemy od podstaw. Mniemam, 偶e ka偶de z was umie rozbroi膰 przeciwnika?

Pokiwali g艂owami.

- To dobrze. To podstawa w pojedynkach ze 艢miercio偶ercami. Jest dzi艣 ze mn膮 profesor Friedrich, kt贸ry nam pomo偶e. Hal?

- Tak, tak- czarodziej przem贸wi艂 zza ich plec贸w, wi臋c zrobili mu miejsce by przeszed艂 do przodu- Expelliarmus to podstawa. Je艣li jednak j膮 znacie przejdziemy dalej. Jest pewne zakl臋cie, kt贸re wymaga sprawno艣ci i refleksu, ale na pewno nieraz uratuje wam 偶ycie. Fondegio. Powt贸rzcie. Fon-DE-gio. Dok艂adnie tak si臋 je wymawia. „Gio” jest melodyjne, „de” jest twarde.

- Fondegio- powiedzieli ch贸rem, a Friedrich si臋 u艣miechn膮艂.

- Dobrze, dobrze. Teraz ruch r贸偶d偶k膮- machn膮艂 kilka razy odpowiednio- Jednak to nie wszystko. Jak pewnie zauwa偶yli艣cie to zakl臋cie wymaga szybkich, ostrych ruch贸w. W tym w艂a艣nie tkwi szkopu艂. 殴le poderwiecie r贸偶d偶k臋, lub za p贸藕no i jeste艣cie zgubieni. Koniecznie prze膰wiczcie ten ruch!

膯wiczyli przez nast臋pne kilka minut, a on przechodzi艂 pomi臋dzy nimi i poprawia艂 myl膮cych si臋.

- Poka偶臋 wam dlaczego to takie wa偶ne. Moody?

- Nie jestem w nastroju na to- mrukn膮艂 starszy czarodziej- Jestem ca艂y po艂amany.

Z ko艅ca jego r贸偶d偶ki wyskoczy艂a srebrna mysz wielko艣ci kota i pogna艂a przed siebie. Kilka minut p贸藕niej do Wielkiej Sali wpad艂 Snape przy szele艣cie czarnych szat.

- Czego, Moody?- warkn膮艂 nieprzyja藕nie- Jakby艣 nie wiedzia艂 jestem zaj臋ty robieniem eliksiru, kt贸ry posk艂ada twoje przekl臋te ko艣ci.

- No, no, Sev, uspok贸j si臋- Friedrich u艣miecha艂 si臋, a Moddy rechota艂, po czym zacz膮艂 kaszle膰.

- M贸wi艂em ci o tym „Sevie”, prawda?!- krzykn膮艂 Snape, po czym spokojniejszym tonem doda艂- O co chodzi?

- Musz臋 prze膰wiczy膰 Fondegio z nimi i chc臋 pokaza膰 czym grozi 藕le wykonany ruch.

- A ja mam ci臋 potem sk艂ada膰?!

- No… mniej wi臋cej.

- Zaczynaj.

Wyci膮gn膮艂 r贸偶d偶k臋 i spojrza艂 ch艂odno na przeciwnika. Profesor Friedrich wci膮偶 si臋 u艣miecha艂.

- Przyjrzyjcie si臋 dok艂adnie ruchom r贸偶d偶ki. Kiedy zauwa偶ycie b艂膮d dowiecie si臋 co si臋 z wami stanie. Fondegio.

殴le poderwa艂 r贸偶d偶k臋 i po chwili uderza艂 o 艣cian臋 Wielkiej Sali, a聽 gdy spad艂 zacz臋艂a si臋 spod niego la膰 krew. Snape dopad艂 do niego i machn膮艂 nad nim kilka razy r贸偶d偶k膮. Krew jakby wessa艂a si臋 z powrotem, a czarodziej wsta艂 wci膮偶 z tym samym u艣miechem.

- Wi臋c widzieli艣cie. A oto, co si臋 dzieje, kiedy poprawnie rzuca si臋 ten czar. Sev?

Snape machn膮艂 r臋k膮 na przyzwolenie i po chwili sam z wielkim impetem uderzy艂 w 艣cian臋, a kilka os贸b wrzasn臋艂o, bo jego g艂owa uderzy艂a w kandelabr na 艣wiece. Moody g艂o艣no zakl膮艂, a Friedrich zblad艂 i doskoczy艂 do Mistrza Eliksir贸w, kt贸ry wsta艂 po d艂u偶szej chwili- zdrowy, ca艂y i zdecydowanie w艣ciek艂y.

- TY PALANCIE!- rykn膮艂- CHCESZ MNIE ZABI膯?!

- Oj, Sev… To by艂 wypadek… Nie zamierza艂em…

- Daj spok贸j, Snape. 呕yjesz i nic ci nie jest, wi臋c nie rozczulaj si臋 nad sob膮- Moody parskn膮艂, a Harry m贸g艂by przysi膮c, 偶e widok Snape'a rozbijaj膮cego sobie g艂ow臋 o kandelabr wyj膮tkowo go ucieszy艂. Obr贸ci艂 si臋 do nich i u艣miechn膮艂- Teraz wy spr贸bujcie. Nie! Nie na sobie!

Po chwili pojawi艂y si臋 r贸偶ne fantomy i ka偶dy z nich stan膮艂 przed swoim. Nie by艂o to ciekawe do艣wiadczenie. Fantomy z nieprzyjemnym plaskiem rozbija艂y si臋 o 艣ciany Wielkiej Sali. Szalonooki do wt贸ru ze Snape'em nawrzeszczeli na Erniego, kt贸ry uzna艂, 偶e to dowcipne i nikt wi臋cej si臋 nawet nie u艣miechn膮艂. Kilku z nich trzeba by艂o uzdrowi膰, bo 藕le wykonali ruchy.

- Znacznie trudniej jest rzuci膰 to zakl臋cie w walce. Wtedy w og贸le trzeba my艣le膰 od razu. Postarajcie si臋, by to zakl臋cie by艂o waszym odruchem, pierwsz膮 rzecz膮, o kt贸rej pomy艣licie w razie zagro偶enia. Chcia艂bym teraz, 偶eby艣cie wypr贸bowali to na sobie. Kto艣 ch臋tny?

Nikt si臋 nie zg艂asza艂 wi臋c westchn膮艂.

- Moody, masz kogo艣 na oku do tej roboty?

- S膮dz臋, 偶e Chang i Potter b臋d膮 dobr膮 par膮.

- Nie!- krzykn膮艂 Harry- Ja nie mog臋 rzuci膰 na ni膮 tego zakl臋cia!

- MASZ TO ZROBI膯, POTTER, ALBO POLE呕YSZ SOBIE MIESI膭C W SKRZYDLE SZPITALNYM!!!

- Sev, uspok贸j si臋, nie musisz na biedaka si臋 drze膰. To naturalne, 偶e nie chce skrzywdzi膰 kole偶anki. Harry, musisz to zrobi膰. Nie mo偶esz sobie pozwoli膰 na wsp贸艂czucie.

Cho u艣miechn臋艂a si臋 do niego czaruj膮co.

- Masz i艣膰 na ca艂o艣膰, Harry. Inaczej uderzysz w 艣cian臋 i zostawisz na niej sw贸j 艣lad.

Friedrich za艣mia艂 si臋 g艂o艣no, Szalonooki u艣miechn膮艂 a Snape prychn膮艂.

- To dopiero duch! Na m贸j znak. Raz. Dwa. Trzy!

Stali naprzeciwko siebie i bali si臋 podnie艣膰 na siebie r贸偶d偶ki. Harry czeka艂, a偶 Cho wykona ruch. Ona najwyra藕niej czeka艂a na to samo. Zagryz艂 mocno szcz臋ki i niewiele my艣l膮c rzuci艂 zakl臋cie. Z b贸lem w sercu patrzy艂, jak Cho rozbija si臋 o 艣cian臋, jak s艂yszy p臋kaj膮ce ko艣ci, jak uderza o ziemi臋. Usiad艂 i poczu艂, 偶e oblewa go zimny pot. Z obu stron poczu艂, 偶e kto艣 go obejmuje. Przed sob膮 widzia艂 rude w艂osy Ginny, za sob膮 poczu艂 Hermion臋.

- Da艂e艣 rad臋, Harry. Da艂e艣 rad臋.

- Dobrze, Potter- u艣miechn膮艂 si臋 Szalonooki, a jego b艂臋kitne oko zezowa艂o w stron臋 Friedricha pochylaj膮cego si臋 nad dziewczyn膮- Wiem, 偶e by艂o ci ci臋偶ko, ale naprawd臋 dobrze.

- Jestem zdziwiony, 偶e to nie Pottera trzeba zeskrobywa膰 ze 艣ciany- mrukn膮艂 Snape i zwr贸ci艂 si臋 do Friedricha- Mog臋 ju偶 sobie i艣膰, czy masz dla mnie co艣 jeszcze do roboty, bo w ko艅cu mam za wiele wolnego czasu?

- Ech, Sev… Jeszcze jedno, ale to powinno ci si臋 spodoba膰- Snape uni贸s艂 pytaj膮co brew, ale profesor ju偶 zwraca艂 si臋 do nich- To, 偶e kaza艂em dw贸jce z was wykona膰 to zakl臋cie mia艂o na celu jeszcze jedno: 偶eby艣cie wiedzieli, 偶e to nie zabawa. To krzywdzi prawdziw膮 osob臋 i specjalnie nie podaj臋 wam zakl臋cia na uleczenie tego. To zabija, nie jest do zabawy. A w prawdziwej walce jest… u偶yteczne, bo zmiata przeciwnika z pola bitwy. Widzieli艣cie kiedy艣 walk臋 czarodziej贸w?

Wi臋kszo艣膰 pokr臋ci艂a g艂ow膮, ale Harry widzia艂. I to nawet cz臋艣ciej ni偶 chcia艂.

- W takim razie ja i profesor Snape zaprezentujemy wam walk臋. Radz臋 si臋 nieco… usun膮膰, w razie gdyby kt贸rego艣 z nas ponios艂o. Sev?

Snape u艣miechn膮艂 si臋 dziko, strzeli艂 palcami, przeci膮gn膮艂 si臋, odpi膮艂 peleryn臋 i przeszed艂 bli偶ej 艣rodka sali.

- Dawno nie robi艂em tego dla zabawy.

- Domy艣li艂em si臋. 呕adnych ulg?

W odpowiedzi dosta艂 jedynie paskudny u艣miech. Snape bez swoich powiewaj膮cych szat wygl膮da艂… dziwnie. Czarny, zapinany a偶 do szyi, d艂ugi surdut wydawa艂 si臋 艣ciska膰 go, ale bez problemu si臋 porusza艂. Friedrich r贸wnie偶 odpi膮艂 peleryn臋 i sta艂 obecnie w spodniach i obszernej szacie do kolan. Uk艂onili si臋 sobie i gdy si臋 wyprostowali z r贸偶d偶ki Snape'a b艂ysn膮艂 z艂otawy promie艅, ale Friedrich bez problemu go odbi艂. M艂odszy m臋偶czyzna uskoczy艂 przed nast臋pnym z艂otawym promieniem i jeszcze w powietrzu wys艂a艂 kilka bordowych promieni. Nagle zakl臋cia zacz臋艂y mi臋dzy nimi 艣miga膰. Snape bez problemu pomi臋dzy nimi lawirowa艂, ale Friedrich wydawa艂 si臋 mie膰 z tym problemy. Sapa艂 i zacz膮艂 si臋 broni膰, nie atakowa膰. Snape naciera艂 coraz bardziej, a jego czarne oczy pa艂a艂y jakim艣 niezdrowym 艣wiat艂em. Harry'ego zszokowa艂a jedna sprawa- on naprawd臋 szybko biega艂 i by艂 zwrotny. W jednej chwili by艂 przed Friedrichem, a w drugiej za jego plecami. Walka nie trwa艂a d艂ugo- po chwili Snape sta艂 z r贸偶d偶k膮 nad starszym m臋偶czyzn膮, le偶膮cym na ziemi i mocno dysz膮cym.

- Ej, Hal… Ju偶 koniec?- powiedzia艂 weso艂o- Nawet si臋 nie zgrza艂em.

- Jeste艣 za dobry- za艣mia艂 si臋 i wsta艂- Ale i tak si臋 powstrzymywa艂e艣, prawda?

Harry patrzy艂 z niedowierzaniem na cz艂owieka, kt贸ry mia艂 by膰 ich nauczycielem. Tak 艂atwo si臋 da膰 innemu czarodziejowi?! Jego obawy wyrazi艂 g艂o艣no Ron.

- Ja nie mog臋! Taki s艂abeusz ma nas uczy膰 Obrony?!

- Ron!- zgani艂a go Hermiona- To by艂y naprawd臋 zaawansowane czary. Wi臋kszo艣ci nawet nie rozpozna艂am.

Moddy za to spowa偶nia艂 i pomacha艂 Ronowi s臋katym palcem tu偶 przed jego d艂ugim nosem.

- Je艣li nazywasz Friedricha s艂abym, to sam mo偶esz by膰 gdzie艣 w okolicach embrionu pod wzgl臋dem si艂y- wysycza艂.

- No, ale on tak 艂atwo si臋 da艂…

- 艁atwo?- prychn膮艂- Ze Snape'em nie wytrzyma艂by艣 nawet sekundy. Zabi艂by ci臋 przy drugiej kl膮twie. Jest w 艣wiecie tylko dw贸ch czarodziej贸w lepszych od niego w pojedynkach i z 偶adnym z nich na pewno nie zamierza zadziera膰, 偶eby si臋 przekona膰 o swojej sile. Dumbledore i Voldemort te偶 maj膮 inne sprawy na g艂owie.

- A ty?- spyta艂a si臋 Hermiona. Friedrich i Snape o czym艣 dyskutowali cicho zak艂adaj膮c szaty.

- Zawsze by艂em od niego s艂abszy. Dwadzie艣cia lat temu spotkali艣my si臋 po przeciwnych stronach r贸偶d偶ek i prawie wys艂a艂 mnie do piachu. No… Gdyby nie Dumbledore, to na pewno bym teraz przed wami nie sta艂. Friedrich te偶 jest lepszy ode mnie, wi臋c w Hogwarcie jeste艣cie bezpieczni, bo chroni膮 was trzej pot臋偶ni czarodzieje i je艣li o kt贸rymkolwiek z nich powiecie co艣 innego, to jeste艣cie durniami!

Ron zaczerwieni艂 si臋 po koniuszki uszu i wymamrota艂 pod nosem jakie艣 przeprosiny, a Harry'emu zrobi艂o si臋 g艂upio. Bli藕niacy spojrzeli na zegarki i spytali si臋 czy to wszystko.

- Na dzi艣 tak. Chc臋 was widzie膰 za tydzie艅 o tej samej porze. Jednak na nast臋pne zaj臋cia przygotujcie si臋 na ci臋偶sze zakl臋cia i d艂u偶sz膮 sesj臋. Cztery godziny to tyle co nic.

Wi臋kszo艣膰 od razu pobieg艂a w kierunku pokoju pani Hooch, ale Harry i Ron jeszcze zostali.

- Hermiona, idziesz?

- Nie. Mam jeszcze jedn膮 rzecz do zrobienia- skrzywi艂a si臋.

- Mo偶emy i艣膰 z tob膮?

- Och, by艂oby mi mi艂o, ale nie wiem czy…

- Nie, nie zamierzam si臋 zgodzi膰- warkn膮艂 Snape, staj膮c za jej plecami- Nie s膮 mi potrzebni idioci.

- Mogliby p贸藕niej… zabra膰 mnie do Nory.

Snape mia艂 min臋, jakby dopiero co zjad艂 kilo cytryn.

- Jak uwa偶asz, ale s膮dz臋, 偶e to mo偶e by膰 dla nich do艣膰 du偶ym szokiem. Je艣li kt贸rykolwiek z was wyda chocia偶 pisk, to do ko艅ca 偶ycia b臋dziecie 偶a艂owa膰, 偶e tam poszli艣cie. Za r贸wno p贸艂 godziny masz by膰 na dole.

- Tak jest.

- Id藕 do kuchni i co艣 zjedz. Jak mi zemdlejesz przy pierwszej miarce, to przysi臋gam, 偶e ci臋 zostawi臋, 偶eby艣 tam le偶a艂a!

Rozdzia艂 43

Ruszyli we tr贸jk臋 do kuchni i dopiero gdy dosta艂a barszcz i pierogi pod nos mogli spokojnie porozmawia膰.

- O czym on m贸wi艂 z szokiem?

- Honorowe krwiodawstwo- za艣mia艂a si臋- Jest pewien eliksir, do kt贸rego potrzebna jest krew dziewicy. Dostarczam krwi.

Ron lekko zblad艂.

- A偶 takie to wa偶ne?

- Raczej- nabra艂a pieroga na 艂y偶k臋- Ten eliksir potrafi uzdrowi膰 ka偶dego, w kim tli si臋 jeszcze cho膰by iskra 偶ycia. Pami臋tacie to przem贸wienie w pierwszej klasie? To z t膮 chwa艂膮 i tak dalej? „A nawet powstrzyma膰 艣mier膰”. Teraz ju偶 wiem, co mia艂 na my艣li.

Harry westchn膮艂 ci臋偶ko.

- Hermiono, nie musisz tego robi膰.

- Ale chc臋. W pewien spos贸b mog臋 pom贸c Zakonowi. Nie jest to 艂atwe, ale przecie偶 inni codziennie wychodz膮 z domu i nie wiedz膮 czy wr贸c膮. Co oznacza kilka mililitr贸w krwi? To tyle co nic.

Nic wi臋cej nie powiedzieli i dopiero przed sal膮 Eliksir贸w Ron z艂apa艂 j膮 za r臋k臋 i mocno do siebie przytuli艂. Harry nie wiedzia艂 gdzie ma schowa膰 oczy.

- Nie zni贸s艂bym, gdyby co艣 ci si臋 sta艂o- powiedzia艂 艂ami膮cym si臋 g艂osem.

- Daj spok贸j, Ron- jej g艂os by艂 zirytowany- Nic mi si臋 nie stanie. Panikujesz, jak stara baba. Jak wejdziemy… lepiej milczcie, bo Snape naprawd臋 was stamt膮d wywali.

Harry patrzy艂 na blad膮 twarz Rona i zastanawia艂 si臋, czemu zamiast by膰 zmartwionym czuje si臋 winny? Wszed艂 z ci臋偶kim westchnieniem za Ronem i zamkn膮艂 cicho drzwi. Snape'a nie by艂o, ale drzwi od magazynu by艂y otwarte, wi臋c pewnie tam w艂a艣nie przebywa艂. Przy jednym ze stolik贸w sta艂y dwa du偶e kocio艂ki, w kt贸rych bulgota艂a jaka艣 mikstura do艣膰 s艂odko pachn膮ca. Hermiona zdj臋艂a szat臋 i zosta艂a w czarnych spodniach i聽 bia艂ym podkoszulku. Usiedli naprzeciwko niej i u艣miechali si臋 do niej niepewnie. Po chwili pojawi艂 si臋 Snape- r贸wnie偶聽 bez szaty i surduta, ubrany w spodnie identycznie, jak te Hermiony i bia艂膮 koszul臋. R臋kawy mia艂 podwini臋te i Mroczny Znak ostro odznacza艂 si臋 na jego bladej sk贸rze. W jednej d艂oni trzyma艂 sierp, kt贸ry poda艂 dziewczynie.

- Je艣li kt贸ry艣 z was nam przeszkodzi, to naprawd臋 popami臋tacie mnie do ko艅ca 偶ycia.

Postawi艂 dwie do艣膰 du偶e miarki i stan膮艂 obok Hermiony. Ta, patrz膮c im prosto w twarze przeci臋艂a sobie nadgarstek. Kiedy trysn臋艂a z niego krew obaj podskoczyli. Harry'emu robi艂o si臋 zimno i gor膮co na przemian, 偶贸艂膰 nap艂ywa艂a mu do ust i czu艂 zawroty g艂owy. Dopiero po chwili si臋 uspokoi艂. Ron trz膮s艂 si臋 obok niego. Krew sp艂ywa艂a do pojemnika, a Snape przeci膮ga艂 swoimi d艂ugimi paluchami po ca艂ym ramieniu Hermiony.

- Co pan robi?- warkn膮艂 Ron.

- Sp臋dzam krew z ramienia do nadgarstka pobudzaj膮c kr膮偶enie, Weasley- Mistrz Eliksir贸w rzuci艂 im mordercze spojrzenie. Hermiona tymczasem powoli blad艂a. Pierwsza miarka by艂a pe艂na i po sali rozszed艂 si臋 metaliczny zapach krwi. Snape szybko, nie chc膮c uroni膰 ani kropli, przeni贸s艂 jej nadgarstek nad drug膮 miark臋 i dalej przesuwa艂 d艂o艅mi po jej ramieniu. Gdy zosta艂a po艂owa miarki Hermiona zachwia艂a si臋 i opar艂a lew膮 d艂oni膮 o st贸艂. Harry wpatrywa艂 si臋 w ni膮 z przera偶eniem i czu艂, 偶e Ron obok niego jest ca艂y spi臋ty. Kiedy dziewczyna przymkn臋艂a oczy, blada jak 艣mier膰 i lekko si臋 osun臋艂a Ron wyskoczy艂 w g贸r臋, ale to r臋ka Snape'a j膮 z艂apa艂a.

- Siadaj- sykn膮艂 w pe艂ni skupiony. Jedn膮 r臋k膮 trzyma艂 Hermion臋 mocno za biodro, tak mocno, 偶e ze swojego miejsca Harry widzia艂, 偶e na d艂oni wyst膮pi艂y mu wszystkie 偶y艂y, a drug膮 sp臋dza艂 krew. Oczy dziewczyny otwiera艂y si臋 i zamyka艂y, jakby walczy艂a o zachowanie 艣wiadomo艣ci. Pr贸bowa艂a usta膰 na nogach, ale nie wychodzi艂o jej. Snape warkn膮艂.

- Przesta艅. Ci臋偶ej mi ciebie utrzyma膰, jak si臋 miotasz. Oprzyj si臋 i 艣pij.

Od razu przesta艂a, g艂owa opad艂a jej na pier艣 Mistrza Eliksir贸w i po chwili zacz臋艂a r贸wno oddycha膰. Snape sko艅czy艂 zbiera膰 krew, opar艂 jej r臋k臋 o st贸艂, krew wci膮偶 kapa艂a, si臋gn膮艂 po r贸偶d偶k臋, prze艂o偶y艂 Hermion臋 z jednego ramienia na drugie i zacz膮艂 uzdrawia膰 jej nadgarstek. Po chwili jej sk贸ra by艂a tak samo g艂adka, jak wcze艣niej. Spojrza艂 na nich ponuro.

- Na co czekacie?! Zabierajcie j膮! Najpierw do skrzyd艂a szpitalnego, potem do Nory.

Wcisn膮艂 nieprzytomn膮 dziewczyn臋 w r臋ce Rona i zacz膮艂 powoli wlewa膰 krew do eliksiru, kt贸ry zasycza艂 i zmienia艂 kolor na purpurowy.

- Do widzenia- mrukn臋li i czym pr臋dzej ruszyli do pani Pomfrey. Na widok nieprzytomnej dziewczyny kobieta podnios艂a wrzask.

- Przecie偶 m贸wi艂am, 偶e przynajmniej tydzie艅 nale偶y odczeka膰! Uch! A wy czego si臋 gapicie?! Po艂贸偶cie j膮 na kt贸rym艣 z 艂贸偶ek.

Po chwili przynios艂a jak膮艣 buteleczk臋, z kt贸rej nabra艂a strzykawk膮 sporo p艂ynu i wbi艂a ig艂臋 w rami臋 Hermiony. Przez kilka mocnych uderze艅 serca wpatrywali si臋 w ni膮 i dopiero kiedy zacz臋艂a nabiera膰 kolor贸w odetchn臋li. Pani Pomfrey tymczasem w najlepsze narzeka艂a.

- A m贸wi艂am mu, 偶eby nie zawraca艂 tym g艂owy Severusowi. Ale nie, on jest m膮drzejszy i bez tego nie da rady i to jego zakichany obowi膮zek! Jakby nie wiedzia艂, 偶e nie powinien pcha膰 tego swojego okaleczonego nochala w walk臋, bo nie jest ju偶 do tego taki sprawny. Ale nie, on musi pokaza膰, 偶e jeszcze do czego艣 si臋 nadaje i w efekcie przysparza innym problem贸w!

- Eee… Pani Pomfrey, o kim pani m贸wi?

Ron patrzy艂 na starsz膮 kobiet臋 jak na wariatk臋. Ta sapn臋艂a i ponownie nabra艂a mikstury do strzykawki.

- O Alastorze, a o kim innym mia艂abym m贸wi膰?! Gdyby siedzia艂 na ty艂ku i przesta艂 go pcha膰 w niebezpieczne akcje, to nie musia艂by za偶ywa膰 tego eliksiru co drugi dzie艅! Przez to jego zapotrzebowanie mia艂am w zesz艂ym roku Severusa niemal ca艂kowicie opr贸偶nionego ze krwi co trzeci dzie艅! Jeden z drugim por膮bani i nierozwa偶ni! Teraz jednak kocio艂ek si臋 przela艂! Nie b臋d膮 zmusza膰 do tego tej biednej dziewczyny! O, nie! Zaraz porozmawiam sobie z Albusem!

W Skrzydle Szpitalnym siedzieli dobre p贸艂 godziny, nim mogli j膮 zabra膰 do Nory. Ron przeni贸s艂 si臋 z Hermion膮 mocno przytulon膮 do siebie, a Harry wzi膮艂 jej szat臋 i torb臋. W kuchni pani Weasley by艂a dziwna atmosfera. Przy jednym ko艅cu sto艂u siedzia艂 rozanielony profesor Friedrich, przy drugim nachmurzony pan Weasley, a pomi臋dzy nimi profesor Dumbledore. Moody sta艂 oparty o drzwi kuchenne i maca艂 swoje 偶ebra.

- Jeszcze raz ci m贸wi臋- pan Weasley cedzi艂 przez zaci艣ni臋te z臋by- Nie chc臋 ci臋 tutaj widzie膰!

- Arturze, nie zamierzam zaleca膰 si臋 do Molly, chocia偶 mam na to wielk膮 ochot臋- Friedrich u艣miechn膮艂 si臋 smutno- Nie s膮dz臋 by przez te lata zmieni艂a decyzj臋.

- Spokojnie, panowie- Dumbledore parskn膮艂- Hal b臋dzie si臋 tu pojawia艂 rzadko. Na spotkania Zakonu, czasami na obiad, je艣li Molly zechce go widzie膰.

- Ja nie mam nic przeciwko- u艣miechn臋艂a si臋 kobieta i pog艂aska艂a swojego m臋偶a po ko艣cistym policzku- Nie masz si臋 czym martwi膰, Arturze.

Wymamrota艂 co艣 pod nosem, a Harry cicho si臋 za艣mia艂. Dopiero teraz zwr贸cono na nich uwag臋.

- Harry, s艂ysza艂em, 偶e uda艂o ci si臋 rzuci膰 kl膮tw臋 na pann臋 Chang- dyrektor lekko posmutnia艂- Wiem, 偶e by艂o to dla ciebie ci臋偶kie, ale ciesz臋 si臋, 偶e da艂e艣 rad臋. C贸偶 si臋 sta艂o Hermionie?

- Robili jaki艣 paskudny eliksir dla Szalonookiego- warkn膮艂 Ron patrz膮c na stoj膮cego w drzwiach spod byka. Harry podrapa艂 si臋 po nosie i westchn膮艂. Zanosi艂o si臋 na burz臋, bo Moody zapowietrzy艂 si臋, ale po chwili z艂apa艂 go atak b贸lu i a偶 usiad艂. Dumbledore do niego doskoczy艂 i dok艂adnie go zbada艂.

- Czy ten eliksir b臋dzie gotowy dzisiaj?- spyta艂 powa偶nym g艂osem. Harry wzruszy艂 ramionami.

- Nie znam si臋 na tym.

- Harry, musz臋 ci臋 prosi膰 偶eby艣 przeni贸s艂 si臋 do zamku i zapyta艂 o to profesora Snape'a. Alastor d艂ugo nie poci膮gnie, je艣li nie dostanie tej mikstury.

Rzuci艂 rzeczy Hermiony na st贸艂 i wskoczy艂 do kominka, by po chwili wpa艣膰 do sali Eliksir贸w. Snape w sekundzie by艂 obr贸cony twarz膮 do niego i z wyci膮gni臋t膮 r贸偶d偶k膮. Na jego widok wcale jej nie opu艣ci艂.

- ILE RAZY MAM CI M脫WI膯, POTTER, 呕E NALE呕Y PUKA膯?!

- Przepraszam, ale nie mia艂em na to czasu. Profesor Dumbledore pyta si臋 kiedy b臋dzie gotowy eliksir, bo Szalonooki… eee… d艂ugo nie poci膮gnie.

Snape parskn膮艂 i u艣miechn膮艂 si臋 paskudnie.

- Nie, 偶ebym mia艂 co艣 przeciwko temu. Idziemy, Potter!

- Gdzie?

G艂os Snape'a ocieka艂 jadem.

- Och, Ch艂opiec- Kt贸ry- Prze偶y艂 czego艣 nie wie? No, prosz臋. Dzie艅 jest coraz pi臋kniejszy! Do Nory, ty durniu!

- A… a eliksir?

- Jak wygl膮da艂 Moody?

- No… taki lekko siny, usiad艂 i mia艂 mocno zaci艣ni臋te oczy i d艂onie. Chyba go bola艂o.

- Chyba go bola艂o- za艣mia艂 si臋 Snape- C贸偶 za genialna dedukcja. Zastanawiam si臋 jakim cudem zdajesz z klasy do klasy.

Weszli do jego gabinetu i przenie艣li si臋 do kuchni pani Weasley, gdzie Szalonooki siedzia艂 blady na krze艣le. Snape poda艂 mu fiolk臋 krwistoczerwonego p艂ynu i zaaplikowa艂 mu trzy krople mikstury.

- A teraz mnie pos艂uchaj, Moody- warkn膮艂- Nie masz ju偶 tylu si艂 co kiedy艣, a ja nie mam ochoty patrze膰, jak Granger patroszy si臋 z powodu twojej g艂upoty. Daj im si臋 zabi膰, albo przesta艅 w og贸le tam 艂azi膰, bo za ka偶dym razem wracasz coraz bardziej poturbowany. Nie mam tego eliksiru na sk艂adzie i teraz… nieco si臋 zmieni艂y warunki i nie mog臋 ci ju偶 go wytwarza膰 co kilka dni. Teraz masz tydzie艅 czekania. Przyjmij to do tej swojej pustej 艂epetyny, chyba, 偶e zakl臋cia 艢miercio偶erc贸w r贸wnie偶 pozbawi艂y ci臋 m贸zgu.

Po tej przemowie wr贸ci艂 do Hogwartu pozostawiaj膮c kompletn膮 cisz臋. Dumbledore ci臋偶ko westchn膮艂.

- On ma racj臋, Alastorze- Szalonooki wyprostowa艂 si臋, tak samo zdrowy jak zawsze- Odsuwam ci臋 od zada艅 w terenie.

- Dumbledore! Nie mo偶esz s艂ucha膰 tego szczeniaka! Mam si臋 艣wietnie!

Moody stan膮艂 na swoich nogach (w tym jednej drewnianej) i tak si臋 zdenerwowa艂, 偶e jego sztuczne oko wirowa艂o szybko, doprowadzaj膮c Harry'ego do md艂o艣ci. Po dzisiejszym dniu, doszed艂 do wniosku, chyba nic ju偶 nie zjem.

- Wiem, 偶e masz si臋 艣wietnie, ale za ka偶dym razem wracasz poraniony. Kiedy Severus sam wykonywa艂 ten eliksir m贸g艂 go przygotowywa膰 co kilka dni, chocia偶 Poppy 艂ama艂a nad nim r臋ce. Teraz jednak potrzebuje do tego Hermiony, a sam widzia艂e艣 w jakim by艂a stanie zanim Ronald zani贸s艂 j膮 na g贸r臋. Jej organizm nie wytrzyma tak cz臋stego upuszczania krwi. Chcesz, 偶eby z powodu twojej dumy ta dziewczyna kompletnie si臋 wyko艅czy艂a?

W tym momencie jednocze艣nie pani Weasley, pan Weasley i profesor Friedrich zacz臋li m贸wi膰 jednocze艣nie pr贸buj膮c nam贸wi膰 Szalonookiego na rozwag臋. Ten w ko艅cu rykn膮艂:

- NO JU呕 DOBRZE! Zostaj臋 w domu i nie ruszam si臋 z niego! Daj mi jakie艣 druczki do wypisania i b臋dzie 艣wietnie.

- 呕adne druczki. Chod藕, porozmawiamy. Do widzenia wszystkim.

Wr贸cili do Hogwartu, a pan Weasley spojrza艂 na Friedricha.

- Spr贸buj tylko- warkn膮艂- zbli偶y膰 si臋 do mojej 偶ony, a popami臋tasz mnie do ko艅ca 偶ycia.

- Wci膮偶 pami臋tam ostatni raz- skrzywi艂 si臋 drugi m臋偶czyzna- Za ka偶dym razem gdy usi膮d臋 sobie przypominam. Ale, ale… Harry, jak ci si臋 podoba艂a dzisiejsza lekcja?

- Usi膮d藕, kochaneczku i zjedz co艣. Musisz by膰 zm臋czony- pani Weasley u艣miechn臋艂a si臋 do niego rado艣nie, jakby nie zdawa艂a sobie sprawy, 偶e to przez niego jej dzieci s膮 w niebezpiecze艅stwie.

- Nie, dzi臋kuj臋, pani Weasley. Herbata wystarczy- usiad艂 pomi臋dzy m臋偶czyznami- Lekcja by艂a… ciekawa. Pomijaj膮c fakt, 偶e musia艂em skrzywdzi膰 dziewczyn臋, kt贸r膮 lubi臋 to sporo si臋 nauczy艂em.

- To dopiero pocz膮tek. Chcia艂em wam pokaza膰 z Moodym to konkretne zakl臋cie, bo jest naprawd臋 u偶yteczne, cho膰 paskudne- westchn膮艂 ci臋偶ko- Tyle pracy przed nami… S艂ysza艂em, 偶e prowadzi艂e艣 co艣 w rodzaju klubu pojedynk贸w w pi膮tej klasie?

- Mo偶e nie prowadzi艂em, ale pomaga艂em…

- Och, nie b膮d藕 taki skromny- u艣miechn臋艂a si臋 pani Weasley- Hal, gdyby nie on to dw贸jka moich dzieci by艂aby ju偶 martwa.

- To by艂 pomys艂 Hermiony i ona wynajdywa艂a u偶yteczne zakl臋cia- wymamrota艂, czerwieni膮c si臋 po czo艂o.

- Nonsens, kochaneczku. Wiemy dobrze, 偶e to twoja zas艂uga. Owszem, Hermiona pomog艂a i to ona wysz艂a z tym pomys艂em, ale to ty ich poprowadzi艂e艣. Nie umniejszaj swoich zas艂ug.

- W ka偶dym razie pytam o to bo chcia艂bym wiedzie膰 ile os贸b bra艂o w tym udzia艂 i co ju偶 potraficie?

- Hmm… Hermiona wci膮偶 powinna mie膰 gdzie艣 list臋, a 膰wiczyli艣my wiele zakl臋膰. Ka偶dy cz艂onek GD potrafi wyczarowa膰 Patronusa…

Przez nast臋pne p贸艂 godziny omawiali zakl臋cia, kt贸rych si臋 nauczyli i wyliczy艂 wszystkich cz艂onk贸w GD.

- To wi臋ksza cz臋艣膰 tej grupy, kt贸r膮 mam. To dobrze, to dobrze. Dla tych, kt贸rzy nie ucz臋szczali na wasze zaj臋cia b臋d臋 robi艂 dodatkowe spotkania, by nadgonili. Chcia艂bym te偶 nauczy膰 was pojedynk贸w, takich jak ten, kt贸ry dzi艣 widzieli艣cie. Jednoczesne poruszanie si臋 i rzucanie zakl臋膰, co dla wi臋kszo艣ci jest problemem. Trzeba umie膰 lawirowa膰 pomi臋dzy kl膮twami. Do tego jednak potrzebny mi b臋dzie Sev, bo on to lepiej t艂umaczy.

- W膮tpi臋- mrukn膮艂 Harry.

- Nie ma cierpliwo艣ci do uczni贸w, ale jego metody przynosz膮 efekty. Do tego jednak dojdziemy pewnie gdzie艣 w okolicy grudnia, wi臋c nie ma potrzeby si臋 tym martwi膰 teraz.

Rozdzia艂 44

Nast臋pne trzy tygodnie dla wszystkich by艂y ci臋偶kie. Ginny ledwo wywi膮zywa艂a si臋 z korespondencji i po pewnym czasie wi臋ksz膮 cz臋艣膰 swojego czasu sp臋dza艂a nad pergaminami, kt贸re czyta艂a i na kt贸re odpowiada艂a. Od czasu do czasu rozmawia艂a z Malfoyem, kt贸ry znika艂 na wi臋ksz膮 cz臋艣膰 dnia. Harry uparcie 膰wiczy艂 Oklumencj臋 z Ronem, kt贸ry niemal ca艂y czas sp臋dza艂 z Hann膮. Bill i Charlie wychodzili wczesnym rankiem i wracali p贸藕nym wieczorem, ale z tego co wiedzieli, to nie byli na misji. Lupin wci膮偶 dochodzi艂 do siebie po dodatkowej pe艂ni, a Tonks cz臋sto pojawia艂a si臋 w Ministerstwie i donosi艂a plotki. Hermiona wychodzi艂a codziennie przed sz贸st膮 rano i wraca艂a ko艂o pierwszej w nocy. O sz贸stej zaczyna艂a ze Snape'em warzy膰 eliksiry dla Zakonu a gdy to sko艅czyli brali si臋 za Eliksir Ksi臋偶ycowy, jak nazwali ten, kt贸ry mia艂 by膰 przeznaczony dla Billa. Wiele razy musieli zaczyna膰 od nowa i kilka razy dosz艂o do tego, 偶e zosta艂a wyrzucona z sali. Gryffindor straci艂 485 punkt贸w, a Harry, Ron i Ginny zarobili po osiem szlaban贸w ka偶de. Je艣li ko艅czyli wcze艣niej, to siada艂a do obszernego ksi臋gozbioru Snape'a i szuka艂a informacji dotycz膮cych Cruciatusa. Czasami wzywano go na spotkania i mia艂a czas, by poszpera膰 w jego gabinecie. Znalaz艂a wiele notatek dotycz膮cych tego eliksiru i przepisa艂a je. Kilka razy pr贸bowa艂a wej艣膰 do biblioteki, ale za ka偶dym razem uderza艂a w niewidzialn膮 艣cian臋. Trzy spotkania samoobrony ko艅czy艂y si臋 sukcesem, ale poznali wiele zakl臋膰, kt贸rych Harry wola艂by nie zna膰. Moody nadzorowa艂, Friedrich kierowa艂. Zbli偶a艂 si臋 termin 艣lubu Fleur i Billa, wi臋c pani Weasley powoli wariowa艂a i nie wiedzia艂a za co si臋 zabra膰. Kiedy przybyli rodzice Francuzki pomyli艂a si臋 i ulokowa艂a Gabrielle w pokoju Rona i Harry'ego. Niemal spali艂a si臋 ze wstydu, a pan Weasley t艂umaczy艂 nerwowo艣膰 偶ony.

Rozdzia艂 45

Gabrielle dzia艂a艂a Ginny na nerwy. Nie tylko by艂a 艂adna, zgrabna i podobna do swojej siostry, ale jeszcze bezczelnie flirtowa艂a z ka偶dym napotkanym m臋偶czyzn膮 stanu wolnego. W co wlicza艂 si臋 oczywi艣cie Draco. Hermiona nie mia艂a si艂 wys艂uchiwa膰 jej 偶al贸w, zreszt膮 od pi臋ciu dni w og贸le nie wraca艂a do Nory. Chcieli zd膮偶y膰 przed pe艂ni膮 z eliksirem, a pe艂nia mia艂a si臋 odby膰 za trzy dni. Gabrielle w艂a艣nie stroi艂a si臋 przed lustrem i podziwia艂a swoje odbicie.

- Taki mi艂a rodzina Fleur b臋dzi mie膰- u艣miechn臋艂a si臋- Twoi braci s膮 przystojni, przyjacieli te偶. `Arry i Ronn tacy mili. I `Arlie, tw贸j brat- mia艂a na my艣li Charliego- I ten 艂adny ch艂opic, Drrraco. Tylko on taki ch艂odni. A twoi przyjaci贸艂ka `Ermiona tu nie miszka?

- Mieszka, ale w tej chwili jest w Hogwarcie. Razem z profesorem Snape'em szukaj膮 lekarstwa dla Billa.

- Maman si臋 martwi tym co ma Bill. On niebizpieczny, oui?

- Tak- powiedzia艂a niech臋tnie i si臋gn臋艂a po list od Romildy- Ale zalecz膮 to przed 艣lubem.

- Ginny ja mam do ciebie pytani- pochyli艂a si臋 nad ni膮 i u艣miechn臋艂a czaruj膮co. By艂a wyj膮tkowo wysoka, wy偶sza od Harry'ego i mia艂a prawie bia艂e w艂osy si臋gaj膮ce kolan. Mina Rona kiedy j膮 zobaczy艂 by艂a bezb艂臋dna- Czy Draco ma dziewczyni? Pr贸bowa艂am z nim porozmawiaci, ale on ci膮gli zaj臋ty.

- Jest wojna, Gabrielle. Nie mo偶esz oczekiwa膰, 偶e b臋dzie mia艂 dla ciebie czas- powiedzia艂a spokojnie, cho膰 najch臋tniej powiesi艂aby p贸艂-wil臋 za te jej k艂aki za oknem.

- Ale dla ciebi ma. Och… A mo偶e on twoi?

- Nie. Nie wiem nic na temat jego 偶ycia uczuciowego i nie wiem czego od niego oczekujesz. Przecie偶 dopiero co m贸wi艂a艣, 偶e taki ch艂odny?

- Oui, ale ja lubi wyzwania- u艣miechn臋艂a si臋 drapie偶nie, a Ginny stwierdzi艂a, 偶e musi wyj艣膰.

- W takim razie pr贸buj dalej. Ja musz臋 teraz i艣膰 wys艂a膰 list.

Zacisn臋艂a z臋by i z ca艂ych si艂 stara艂a si臋 nie trzasn膮膰 drzwiami. Zesz艂a na d贸艂, gdzie natkn臋艂a si臋 na mam臋 Fleur- jeszcze pi臋kniejsz膮, ni偶 jej obie c贸rki razem wzi臋te i znacznie mniej sympatyczn膮.

- Ginny, mi艂o ci臋 widzie膰- jej angielski by艂 w pe艂ni poprawny- Moja c贸rka nie daje ci si臋 zbytnio we znaki?

- Nie, prosz臋 pani. Czy moja mama jest w kuchni?

- Tak, s艂o艅ce.

Wparowa艂a do kuchni, rzuci艂a zakl臋cie przeciwko pods艂uchiwaniu i zacz臋艂a krzycze膰.

- Mamo! Ja mam jej dosy膰! Gabrielle jest straszna!

- Spokojnie- mrukn臋艂a- Sama mam do艣膰 jej matki. Artur lata wko艂o, jak zauroczony szczeniak i jeszcze si臋 obra偶a kiedy rozmawiam z Halem.

- Gabrielle chce z艂apa膰 Dracona- rzuci艂a smutno. Zwierzy艂a si臋 mamie kilka dni wcze艣niej z tego nag艂ego uczucia i spotka艂o j膮 pe艂ne zrozumienie- Jak ja mog臋 z ni膮 rywalizowa膰?!

- Jeste艣 daleko 艂adniejsza i milsza od niej. Poza tym on wydaje si臋 by膰 nie zainteresowany.

Fukn臋艂a i wypad艂a na podw贸rko. Przekl臋ta Hermiona! Narobi艂a bigosu z t膮 ca艂膮 mikstur膮, a teraz, kiedy ona ma problemy jej nie ma! Pogoni艂a kilka kurczak贸w i usiad艂a buntowniczo na miotle Rona. Jej przyjaci贸艂ka pojawi艂a si臋 wczorajszego wieczora i wzbudzi艂a przera偶enie. By艂a blada niczym 艣mier膰, jej oczy dziwnie 艣wieci艂y, nie powiedzia艂a nawet s艂owa tylko w ekspresowym tempie wpad艂a do ich pokoju, bezceremonialnie przesuwaj膮c z przej艣cia Gabrielle, wygrzeba艂a jak膮艣 ksi膮偶k臋, przerzuci艂a kilka stron, przeczyta艂a co艣 i wr贸ci艂a do Hogwartu nawet bez zwyk艂ego „do widzenia”.

- C贸偶… To by艂o szybkie- skomentowa艂 Bill patrz膮c na pusty kominek. Pani Delacour spyta艂a si臋 c贸rki, czy ta dziewczyna zawsze taka szybka i nieuprzejma, co wywo艂a艂o fal臋 protest贸w przy stole. Pani膮 Weasley ostatkiem si艂 powstrzymano przed rzuceniem si臋 na przysz艂膮 powinowat膮. Ginny westchn臋艂a i zacz臋艂a lecie膰 g艂ow膮 w d贸艂- mo偶e to jako艣 j膮 otrze藕wi. K膮tem oka zauwa偶y艂a, 偶e kto艣 si臋 aportuje, a nast臋pnie z rado艣ci膮 zauwa偶y艂a blond czupryn臋. Postanowi艂a jednak udawa膰, 偶e go nie widzi. Ostatnio sam zacz膮艂 szuka膰 jej towarzystwa. W tej chwili tak samo.

- Ginny! Zejd藕 z chmur na ziemi臋!

Parskn臋艂a i zawis艂a nad nim do g贸ry nogami, z twarz膮 tu偶 przed nim.

- Co jest, Draco? Jakie艣 z艂e wie艣ci?

- Nie, nie. Po prostu jestem zm臋czony- u艣miechn膮艂 si臋 krzywo- S艂uchaj, da艂oby si臋 co艣 zrobi膰 z t膮 zwariowan膮 Francuzk膮? 艁azi za mn膮, jak pies my艣liwski.

Zachichota艂a i wr贸ci艂a do poprawnej pozycji.

- Gabrielle uzna艂a, 偶e ciebie zdob臋dzie.

- C贸偶… Powodzenia w takim razie- sarkn膮艂- Jednak nie mam ani czasu ani energii na ni膮.

Opar艂 si臋 o kurnik i zamkn膮艂 oczy. Zmartwi艂a si臋 i dotkn臋艂a jego czo艂a.

- Uff… Ju偶 my艣la艂am, 偶e jeste艣 chory. Wygl膮dasz kiepsko.

- I tak si臋 czuj臋. Nie spa艂em ca艂膮 noc, w dodatku nie藕le zmarz艂em.

- Id藕 si臋 po艂贸偶 spa膰.

Skin膮艂 g艂ow膮 i wyci膮gn膮艂 przed siebie d艂o艅, by delikatnie pog艂aska膰 jej policzek. Poczu艂a jego zapach i zamkn臋艂a oczy, by powstrzyma膰 rumieniec i dr偶enie. W ko艅cu odsun臋艂a si臋 i u艣miechn臋艂a weso艂o.

- Dzi艣 na kolacj臋 jest kurczak. Zjedz co艣.

Skrzywi艂 si臋 i ruszy艂 do 艣rodka, a ona p臋dzi艂a na z艂amanie karku, by pozby膰 si臋 tego niewygodnego uczucia.

Rozdzia艂 46

Harry westchn膮艂- widzia艂 ca艂膮 akcj臋 i zrozumia艂, 偶e Ginny naprawd臋 jest dla niego stracona. Podoba艂a si臋 Malfoyowi, co do tego nie by艂o w膮tpliwo艣ci, wi臋c to tylko kwestia czasu, a偶 si臋 zejd膮. Wr贸ci艂 do dziabania kurczaka i stara艂 si臋 zignorowa膰 p艂omienne spojrzenie zza rz臋s rzucane przez Gabrielle. Pami臋ta艂a, a偶 za dobrze, jak j膮 uratowa艂 i uzna艂a go za w艂asnego ksi臋cia na bia艂ym rumaku. Bill klepn膮艂 go w plecy i nachyli艂 si臋 nad nim.

- Gabrielle ma na ciebie oko, ale si臋 nie daj- szepn膮艂 do jego ucha- Jest bardzo niesta艂a.

- Jakbym nie wiedzia艂- mrukn膮艂. Ron zagapi艂 si臋 na dziewczyn臋, wi臋c sprzeda艂 mu kuksa艅ca.

- Hermiona, pami臋tasz? Masz dziewczyn臋 i nazywa si臋 ona Hermiona. Kr臋cone, br膮zowe w艂osy i takie tam. Pami臋tasz j膮 jeszcze?

Jego przyjaciel ponuro skin膮艂 g艂ow膮, ale dalej wpatrywa艂 si臋 w wil臋. Siedz膮cy obok niej pan Delacour w艂a艣nie chwali艂 pani膮 Weasley. By艂 to bardzo sympatyczny cz艂owiek, kt贸ry po angielsku umia艂 wyduka膰 ledwie kilka s艂贸w, ale od razu pokocha艂 Billa jak syna i zaakceptowa艂 w pe艂ni Weasley贸w. By艂 ca艂kowicie zadurzony w swojej 偶onie, kt贸ra traktowa艂a go jak s艂u偶膮cego, ale najwidoczniej pasowa艂o mu to. Nagle w kominku zap艂on臋艂y zielone p艂omienie i do 艣rodka wszed艂 Dumbledore. Tu偶 za nim pojawi艂a si臋 Hermiona, zaraz potem Snape.

- M贸wi臋 panu, 偶e dzi臋gielnica by艂aby lepsza!

- Zamilcz, Granger! Rzeszotka krzaczasta jest w sam raz!

- Jest za s艂aba!

- A dzi臋gielnica za mocna!

- Wcale nie jest za mocna! Jest w sam raz! Po prostu nie chce pan przyzna膰, 偶e mam racj臋!

- Gdybym nie przyznawa艂, 偶e masz racj臋 to w og贸le by艣my si臋 za to nie wzi臋li! Nie jestem g艂upi, Granger! Ni偶sze ryzyko jest przy rzeszotce!

Darli si臋 na siebie, jakby wcale nie byli w Norze, a w sali Eliksir贸w. Profesor Dumbledore u艣miecha艂 si臋 weso艂o, a Harry przyjrza艂 si臋 dok艂adnie tej dw贸jce. Oboje byli jednakowo wym臋czeni, bladzi i wygl膮dali na chorych. Wszyscy obecni skupili si臋 na ich k艂贸tni.

- Ty idiotko! Gdyby艣 doda艂a dwie nogi 偶aby skrzekocz膮cej to wybuch艂oby ci to prosto w nos!

- Panu raz wybuch艂o i jako艣 nie nazywa si臋 pan idiot膮!

- MILCZ!

- NIE ZAMIERZAM! NIE TYLKO JA POPE艁NIAM B艁臉DY!

- SILENCIO!!!

Hermiona z oburzeniem podnios艂a r贸偶d偶k臋 i po chwili oboje zacz臋li rzuca膰 na siebie kl膮twy. Harry podskoczy艂 i rzuci艂 si臋 do przodu, bo kiedy Dumbledore oboje pozbawi艂 r贸偶d偶ek Hermiona rzuci艂a si臋 na Snape'a z pi臋艣ciami. Oboje milczeli, Snape'a atakowa艂y s艂ynne kanarki Hermiony, a ona sama szamota艂a si臋 w ramionach Harry'ego.

- Uspok贸j si臋, Hermiono. Uspok贸j si臋!

Dumbledore machn膮艂 r贸偶d偶k膮 i w jednej chwili wr贸ci艂 im g艂os, ale przestali na siebie wrzeszcze膰. Parskn膮艂 艣miechem i zwr贸ci艂 si臋 do oniemia艂ego towarzystwa.

- Severus i Hermiona w艂a艣nie chcieli przekaza膰, 偶e uko艅czyli Eliksir Ksi臋偶ycowy.

- PRAWIE!- rykn臋li zgodnie, spojrzeli na siebie morderczo i odwr贸cili g艂owy, zak艂adaj膮c r臋ce na piersiach. Harry parskn膮艂 艣miechem widz膮c ten pokaz dziecinnej obrazy, zreszt膮 nie tylko on. Pani Weasley za to zblad艂a i usiad艂a.

- Gotowy? Kiedy… kiedy chcecie go poda膰?

- Je艣li Bill nie ma nic przeciwko to teraz, Molly- u艣miechn膮艂 si臋 Dumbledore.

- Ale czy… czy jemu nic si臋 nie stanie?

- Nie powinno- odezwa艂 si臋 Snape- Napoi艂em tym eliksirem kota i 偶yje.

- Mojego Krzywo艂apa!- warkn臋艂a Hermiona- M贸g艂 si臋 otru膰!

- Ale si臋 nie otru艂, wi臋c nie marud藕- sykn膮艂- I nie przerywaj mi! W ka偶dym razie kot prze偶y艂 i ma si臋 dobrze, wi臋c i Billowi nie powinno nic si臋 sta膰. W razie czego mam odtrutk臋 na ka偶dy ze sk艂adnik贸w.

- Ale mo偶e to wypi膰 i nic si臋 nie stanie- powiedzia艂a Hermiona- Bo rzeszotka jest za s艂aba.

- JEST W SAM RAZ!

Dumbledore spojrza艂 na nich twardo. Zamkn臋li si臋 obra偶eni na ca艂y 艣wiat. Bill wsta艂 i podstawi艂 pusty ju偶 kubek. Snape wyj膮艂 s艂oik, w kt贸rym p艂ywa艂a jaka艣 g臋sta, srebrnawa mikstura i przela艂 j膮. Fleur zblad艂a i przytuli艂a si臋 do narzeczonego. Bill poca艂owa艂 j膮 i odsun膮艂 od siebie.

- Co si臋 mo偶e sta膰?

- Nie wiem- mrukn膮艂 Snape- Kot jedynie si臋 obliza艂 i poszed艂 swoj膮 drog膮. Twoje cia艂o zara偶one jest tym czym艣 i mo偶e zareagowa膰 dziwnie- po czym doda艂 mocniejszym g艂osem- Cokolwiek jednak si臋 stanie, ka偶de z was ma si臋 trzyma膰 z daleka od niego! B臋d臋 wiedzia艂 kiedy b臋dzie to otrucie, a kiedy reakcja na mikstur臋.

Bill u艣miechn膮艂 si臋, podni贸s艂 kufel i powiedzia艂:

- Wasze zdrowie!

Wypi艂 do dna, a grdyka mu si臋 rusza艂a. Harry, Ron, Charlie, Fred, George, Ginny i Malfoy kt贸rzy w艂a艣nie weszli do 艣rodka, pani Weasley, pan Weasley, Tonks, Lupin, pan Delacour, Gabrielle, Fleur, Dumbledore, Hermiona i Snape wpatrywali si臋 w niego z napi臋ciem. Skrzywi艂 si臋.

- Paskudztwo. Mogli艣cie doda膰 cukru.

Sta艂 przez chwil臋 nieruchomo i Harry odetchn膮艂, by po chwili krzykn膮膰. Bill zgi膮艂 si臋 w p贸艂 i g艂o艣no zawy艂 z b贸lu. Hermiona wyrwa艂a si臋 do przodu, ale Snape zatrzyma艂 j膮 i zaciska艂 r臋k臋 na jej ramieniu. Pani Weasley zap艂aka艂a, Fleur tak samo i przytuli艂a si臋 do swojego ojca, kt贸ry po francusku zacz膮艂 j膮 pociesza膰. Bill zwija艂 si臋 i wci膮偶 krzycza艂. Oczy uciek艂y mu w g艂膮b czaszki, mi臋艣nie napi臋艂y si臋, a z ust zacz臋艂a toczy膰 si臋 piana. Wszyscy Weasleyowie zaciskali r臋ce na stole, Hermiona wbija艂a sobie paznokcie w policzki i p艂aka艂a. Fleur wpad艂a w histeri臋 i zacz臋艂a si臋 wyrywa膰 do ukochanego. Temu z oczu zacz臋艂y lecie膰 艂zy, a z uszu i nosa krew. Trwa艂o to mo偶e kilka minut, mo偶e godzin- Harry nie umia艂 powiedzie膰, bo czu艂 w sercu taki b贸l, 偶e nie wiedzia艂 co ma z sob膮 zrobi膰. Kiedy Bill zemdla艂, a jego cia艂em wci膮偶 wstrz膮sa艂y drgawki Fleur wyrwa艂a si臋 ojcu i przytuli艂a g艂ow臋 ch艂opaka do swojego 艂ona. Po chwili wszystko si臋 uspokoi艂o a dziewczyna za艣mia艂a si臋.

- On 艣pi. Bill 艣pi!

Snape i Hermiona w tym samym momencie ruszyli do przodu. Ukucn臋li nad Billem i w ciszy, kt贸ra zapad艂a machali r贸偶d偶kami. Po pe艂nych napi臋cia minutach Snape podni贸s艂 si臋, u艣miechn膮艂- U艢MIECHN膭艁!- i powiedzia艂:

- Posz艂o dobrze. Nic mu nie jest.

Ginny pierwsza wrzasn臋艂a: „HURRA!”, pani Weasley dopiero teraz wpad艂a w histeri臋. Ron 艣ciska艂 Harry'ego i Charliego, kt贸rzy u艣miechali si臋 g艂upio. Hermiona wci膮偶 siedzia艂a na ziemi i p艂aka艂a. Snape poda艂 jej r臋k臋 i pe艂nym zdegustowania g艂osem doda艂:

- Wstawaj.

- Uda艂o si臋! To si臋 uda艂o!

Zacz臋艂a si臋 艣mia膰, wsta艂a i- na oczach zebranych- poci膮gn臋艂a Snape'a za uszy i poca艂owa艂a go prosto w usta. Wszyscy zd臋bieli, a Hermiona pu艣ci艂a go, potem z histerycznym 艣miechem uca艂owa艂a Dumbledora, Harry'ego, Rona, Charliego, po czym usiad艂a i z miejsca zasn臋艂a. Snape wygl膮da艂 jakby go piorun trzasn膮艂, jednak po chwili prychn膮艂 w艣ciekle i usadzi艂 si臋 na pierwszym wolnym krze艣le, by po chwili opa艣膰 na Gabrielle i r贸wnie偶 zasn膮膰. W ciszy, kt贸ra trwa艂a przerywana g艂臋bokimi oddechami tr贸jki 艣pi膮cych odezwa艂 si臋 rozbawiony Dumbledore.

- Mo偶e ja wyt艂umacz臋 to dziwne zachowanie. Od pi臋ciu dni Severus i Hermiona nawet nie zmru偶yli oka przez ca艂y czas wpatruj膮c si臋 w kocio艂ek. Kiedy do nich przychodzi艂em nie mog艂em powiedzie膰 nawet s艂owa, bo zaraz kazali mi si臋 zamkn膮膰- zachichota艂- Kilka razy wszed艂em w trakcie k艂贸tni o sk艂adniki i by艂a r贸wnie gor膮ca co dzisiejsza. Zakl臋cia lata艂y po ca艂ej sali i nieraz potrzebna by艂a pomoc pani Pomfrey, by doprowadzi膰 ich do poprzedniego stanu. Bali si臋 o to, czy Billowi to nie zaszkodzi, czy go nie otruj膮 lub nie doprowadz膮 do trwa艂ych uszkodze艅. Po kilku dniach takiego stresu ka偶dy czu艂by si臋 wyko艅czony.

Harry obserwowa艂 Hermion臋 i zauwa偶y艂, 偶e paznokcie g艂臋boko wbi艂y si臋 w jej policzki, a z jednego pociek艂a krew. Tonks, kt贸ra siedzia艂a po jej drugiej stronie wzi臋艂a si臋 za uleczenie tego u艣miechaj膮c si臋 czule. Pan Weasley przeczy艣ci艂 gard艂o i s艂abym g艂osem spyta艂:

- Czy Bill nie b臋dzie ju偶 niebezpieczny?

- Ci臋偶ko mi na to pytanie odpowiedzie膰, Arturze. Daj mi chwil臋- dyrektor podszed艂 do Snape'a i zacz膮艂 nim delikatnie potrz膮sa膰, zabieraj膮c go z ramienia Gabrielle- Severusie, Severusie… Obud藕 si臋.

Snape wymamrota艂 co艣 niezrozumiale, po czym zamacha艂 r臋k膮 str膮caj膮c Dumbledorowi okulary. Pani Weasley za艣mia艂a si臋 cicho.

- Zostaw go, Albusie.

- Musicie wiedzie膰 teraz, Molly- powiedzia艂 spokojnie i dalej potrz膮sa艂 艣pi膮cym Mistrzem Eliksir贸w- Severusie… Obud藕 si臋. Odpowiesz na kilka pyta艅 i mo偶esz spa膰 nast臋pny rok. SEVERUS!

Snape otworzy艂 oczy i nim ktokolwiek zd膮偶y艂 zareagowa膰 ju偶 sta艂 i trzyma艂 r贸偶d偶k臋 pod brod膮 dyrektora. Atmosfera zrobi艂a si臋 napi臋ta, bo nawet Dumbledore wydawa艂 si臋 by膰 nieco wystraszony.

- Severusie, b膮d藕 rozs膮dny i od艂贸偶 r贸偶d偶k臋- powiedzia艂 powoli, ale Snape patrzy艂 si臋 na niego intensywnie.

- Co powiedzia艂em Dumbledorowi, 偶e mu dam?

- Nie s膮dz臋, 偶eby to by艂o odpowiednie miejsce…

- Wspaniale. To ty, Nott? Czy mo偶e Crabbe? Kt贸ry z was by艂by tak g艂upi, 偶eby przebiera膰 si臋 za Dumbledora?

Jego g艂os by艂 ch艂odny i tak przepe艂niony nienawi艣ci膮, 偶e Harry poczu艂 ciarki na plecach. Dyrektor westchn膮艂.

- Wszystko. Powiedzia艂e艣, 偶e dasz mi wszystko.

Snape skin膮艂 g艂ow膮 i cofn膮艂 si臋 o krok, po czym rozejrza艂 si臋 lekko nieprzytomnie, a gdy zda艂 sobie spraw臋 z tego gdzie jest, kim s膮 obecni i co w艂a艣nie zrobi艂- skrzywi艂 si臋 i przys艂oni艂 oczy r臋k膮.

- O co chodzi? Szybko, bo padam z n贸g.

- Czy eliksir zadzia艂a艂 na Billa?

- Nie wiem. Przekonamy si臋 podczas pe艂ni. Czyli pojutrze, je艣li dobrze pami臋tam. Co艣 jeszcze?

- Nie. Wracaj do zamku i po艂贸偶 si臋 spa膰.

Skin膮艂 s艂abo g艂ow膮 i po chwili ju偶 go nie by艂o. Wszyscy odetchn臋li, a dyrektor u艣miechn膮艂 si臋 smutno.

- Ja tak偶e wr贸c臋. Niech Bill i Hermiona dobrze si臋 wy艣pi膮. Nale偶y im si臋 odpoczynek.

Kiedy Ron zani贸s艂 dziewczyn臋 do pokoju, Ginny i Gabrielle wzi臋艂y si臋 za przebieranie jej w pid偶am臋.

- Ale brzydko pachni- skrzywi艂a si臋 Francuzka.

- Te偶 by艣 tak pachnia艂a, jakby艣 przez pi臋膰 dni nie rusza艂a si臋 z loch贸w- mrukn臋艂a Ginny. By艂o jej szkoda Hermiony. Straci艂a kilka lat 偶ycia przez stres, kt贸rego do艣wiadczy艂a przez te kilka dni. W dodatku to pewne jak dwa razy dwa cztery, 偶e Ron urz膮dzi jej awantur臋 o ca艂owanie obcych facet贸w. Przykry艂y j膮 ko艂dr膮 i wyczarowa艂y dodatkowe pos艂anie- Ja b臋d臋 spa艂a na pod艂odze. Jestem przyzwyczajona.

- Dzi臋kui- przekrzywi艂a g艂ow臋, jakby czego艣 niepewna, po czym cicho spyta艂a- Ginny… Kim jest ten wysoki, co krzycza艂?

- Snape? Mistrz Eliksir贸w z Hogwartu. Najwi臋kszy dupek, jakiego zna 艣wiat.

Gabrielle u艣miecha艂a si臋 s艂odko.

- Wolni?

- S艂ucham?

Mia艂a nadziej臋, 偶e si臋 przes艂ysza艂a.

- Czy jest wolni? Ma dziewczyni?

- Nie. Zdecydowanie nie. Daj spok贸j, kt贸ra by go chcia艂a?- powiedzia艂a niedowierzaj膮cym tonem.

- Moi- zarumieni艂a si臋- Pierwszy raz, jak poczu艂a co艣 takiego.

Ginny usiad艂a na ziemi i z otwartymi ustami wpatrywa艂a si臋 w wil臋.

- 呕artujesz?!

- Non. On jest… magnifique. Wysoki. Silny. 艁adni pachni.

- Bredzisz- parskn臋艂a- Zreszt膮, bierz go sobie. Poznasz si臋 na jego charakterze, to zwiejesz.

- Zobaczimy.

Rozdzia艂 47

- CO powiedzia艂a?!

Hermiona obudzi艂a si臋 nast臋pnego dnia pod wiecz贸r i Ginny od razu podzieli艂a si臋 z ni膮 szokuj膮cymi wiadomo艣ciami.

- W skr贸cie, 偶e Snape wpad艂 jej w oko.

Hermiona za艣mia艂a si臋 g艂o艣no spod zak艂adanej koszulki i omal si臋 nie wywr贸ci艂a.

- Biedna Gabrielle, nie wie w co si臋 pakuje. Po pi臋ciu dniach sp臋dzonych ze Snape'em mam nadziej臋 ju偶 nigdy tak d艂ugo nie znosi膰 jego obecno艣ci. Drugiej tak irytuj膮cej, upartej, g艂upiej i wrednej osoby nie znam, a pami臋taj, 偶e 艣rodowisko 艢lizgon贸w nie jest mi nieznane. Bardzo chcia艂abym to zobaczy膰- doda艂a ze 艣miechem po chwili.

- Co zobaczy膰?

- Jak Gabrielle flirtuje z nim. Bez wzgl臋du na to jak zareaguje b臋dzie si臋 z czego po艣mia膰. Rany, jestem diablo g艂odna.

- Jad艂a艣 co艣 przez ten czas?

- Chyba tak, ale niezbyt pami臋tam.

Zesz艂y do kuchni, gdzie siedzia艂a wi臋ksza cz臋艣膰 rodziny i kilku cz艂onk贸w Zakonu. Bez pardonu Hermiona podesz艂a do Billa i przyjrza艂a mu si臋 z bliska.

- Jak t臋tno?

- Te偶 ci臋 mi艂o widzie膰- u艣miechn膮艂 si臋 szeroko- W normie.

- Czujesz si臋 w jaki艣 spos贸b inaczej? Co艣 ci臋 uwiera? Gdzie艣 ci l偶ej?

- Nie. 呕adnej r贸偶nicy. To dobrze?

- To znaczy, 偶e nie otru艂e艣 si臋 i Eliksir nie wp艂yn膮艂 na tw贸j organizm w konkretny spos贸b- wyci膮gn臋艂a r贸偶d偶k臋- Pozwolisz?

- Jasne.

Wys艂a艂a zakl臋cie, kt贸rego nauczy艂a si臋 od pani Pomfrey. Sprawdza艂o ono stan narz膮d贸w, krwi i zauwa偶a艂o wszelkie anomalie. Kiedy promyk wr贸ci艂 do niej odetchn臋艂a czuj膮c, 偶e wszystko w porz膮dku.

- Boj臋 si臋 jedynie, 偶e nacierpia艂e艣 si臋 bez powodu. Ta rzeszotka by艂a za s艂aba. Przepraszam, je艣li co艣 posz艂o nie tak- zacz臋艂a wy艂amywa膰 palce i 艂zy nap艂yn臋艂y jej do oczu- B臋d臋 si臋 czu艂a okropnie, je艣li wyjdzie na to, 偶e da艂am ci fa艂szyw膮 nadziej臋. Obiecuj臋 jednak, 偶e b臋d臋 szuka艂a i…

Bill z艂apa艂 jej praw膮 d艂o艅, a Fleur lew膮.

- Wyluzuj, Hermiono- u艣miechn膮艂 si臋- Zrobi艂a艣 tyle, ile mog艂a艣.

- Ni denerwuj si臋- Fleur przes艂a艂a jej weso艂y u艣miech- B臋dzisz wygl膮da膰 staro, jak si臋 b臋dzisz martwi膰.

Ginny klepn臋艂a przyjaci贸艂k臋 w rami臋 i usiad艂y przy stole. Harry u艣miechn膮艂 si臋 do Hermiony i parskn膮艂.

- Zjedz co艣, bo wygl膮dasz jak jedno wielkie nieszcz臋艣cie.

- Tak, tak, musisz zje艣膰- pani Weasley postawi艂a przed ni膮 ca艂y p贸艂misek pasztecik贸w- Jedz, kochanie i niczym si臋 nie martw. Mamy jeszcze ca艂y dzie艅 do pe艂ni, wi臋c dopiero jutro b臋dziesz mog艂a zacz膮膰 si臋 martwi膰.

Ginny zerkn臋艂a na Gabrielle, kt贸ra w skowronkach wesz艂a z podw贸rza do kuchni i na ich widok lekko zel偶a艂 jej u艣miech.

- Ach, ju偶 obudzona? Jak si臋 czui?

- Dobrze, dzi臋kuj臋. Przepraszam, 偶e zaj臋艂am ci 艂贸偶ko.

- Non-sens- u艣miechn臋艂a si臋- 艁贸偶ko Ginny te偶 wygodni.

- Pod艂oga mniej- mrukn臋艂a ognistow艂osa i zagryz艂a jeden pasztecik u艣miechaj膮c si臋 przez st贸艂 do Draco. Rankiem podszed艂 do niej i spyta艂, czy nie mia艂aby ochoty na spacer. By艂a bardziej ni偶 ch臋tna, ale powiedzia艂a, 偶e najpierw musi odpisa膰 na kilka list贸w. Przychodzi艂o jej to coraz 艂atwiej- Demelza by艂a prosta w „obs艂udze”, kilka Puchonek czu艂o si臋 osamotnione i cieszy艂y si臋, 偶e kto艣 do nich pisze. Gorzej by艂o ze 艢lizgonkami i Krukonkami- te pierwsze nie chcia艂y mie膰 z ni膮 nic do czynienia, te drugie by艂y zbyt zaj臋te. Dwie z nich zosta艂y poinformowane przez rodzic贸w, 偶e nie maj膮 prawa z ni膮 rozmawia膰, ale wysy艂a艂y ukradkiem kilka linijek tekstu. Zauwa偶y艂a, 偶e Ron posy艂a Hermionie ponure spojrzenia i wsp贸艂czu艂a przyjaci贸艂ce. Jej brat potrafi艂 by膰 g艂upi i uparty jednocze艣nie. Jak na z艂o艣膰 w tym momencie z kominka wyszed艂 Snape. Nie witaj膮c si臋 z nikim podszed艂 do Billa.

- Jakie艣 anomalie?

- Nie- parskn膮艂- Hermiona ju偶 mnie przebada艂a. Nic mi nie jest.

- Granger mog艂a sobie bada膰, ale jak wiadomo etatowa Wiem-To-Wszystko nie zawsze wszystko wie- warkn膮艂- Ci艣nienie?

- W porz膮dku.

- B贸le g艂owy, gard艂a?

- Lekkie, ale to raczej problem… alkoholu. Troch臋 wypi艂em rano.

- Wspaniale, alkoholizm si臋 szerzy- u艣miechn膮艂 si臋 paskudnie- Problemy gastryczne?

- Jedynie wzmo偶ony g艂贸d.

- Jaki艣 specyficzny poci膮g do potraw?

- Hmmm… Ponownie wol臋 mocniej wypieczone.

- To mo偶e wskazywa膰 na ozdrowienie.

Odwr贸ci艂 si臋 i ruszy艂 w kierunku kominka, gdy pani Weasley zawo艂a艂a:

- Severusie, zosta艅 na kolacji. Mamy paszteciki.

W ciszy jaka zapad艂a dobieg艂o ich burczenie w brzuchu Snape'a, kt贸ry skrzywi艂 si臋 i sapn膮艂 ze z艂o艣ci膮.

- Tylko na paszteciki- mrukn膮艂 i usiad艂 ko艂o Billa. Ginny omal nie umar艂a z powstrzymywanego 艣miechu widz膮c zachwyt w oczach Gabrielle. Hermiona prawie ud艂awi艂a si臋 pasztecikiem z tego samego powodu.

- Dobre?- spyta艂 si臋 weso艂o Charlie obserwuj膮c ze u艣miechem, jak Snape poch艂ania si贸dmego z kolei.

- Paskudne- odpowiedzia艂 jadowicie- Ale jestem piekielnie g艂odny.

Pani Weasley zachichota艂a i wzi臋艂a si臋 za dalsz膮 produkcj臋. Tymczasem Gabrielle obserwowa艂a go z nadobnym podziwem, a Hermiona i Ginny szeptem wyt艂umaczy艂y Harry'emu o co chodzi, wi臋c nie m贸g艂 nic na to poradzi膰, jak tylko rykn膮膰 g艂o艣nym 艣miechem. We tr贸jk臋 obserwowali, jak Gabrielle zajmuje miejsce zwolnione przez Charliego, kt贸ry stwierdzi艂, 偶e jest zm臋czony i idzie spa膰, i u艣miecha si臋 do Snape'a, kt贸ry ca艂kowicie j膮 ignoruje. Fleur i Bill te偶 zrozumieli o co chodzi i wpatrywali si臋 w dziewczyn臋 z niedowierzaniem wypisanym na twarzy. Fleur nawet pokaza艂a siostrze na migi, 偶e jest zdecydowanie nienormalna. Ta jednak wpatrywa艂a si臋 艣wiec膮cymi oczami w Snape'a, a偶 nawet Ron zrozumia艂, 偶e co艣 si臋 dzieje.

- Gabrielle, jeste艣 chora?- spyta艂 si臋 na g艂os- Masz wypieki i wygl膮dasz, jakby艣 mia艂a gor膮czk臋.

Hermiona, Ginny, Harry, Bill i Fleur za艂amali si臋 nad inteligencj膮 Rona i postanowili tego nie komentowa膰. Pani Weasley podesz艂a sprawdzi膰 czo艂o dziewczyny.

- Lekko rozgrzane. Podam ci herbaty z miodem, powinno pom贸c.

- Dodaj do tego opium- mrukn膮艂 Mistrz Eliksir贸w- Mo偶e przestanie gapi膰 si臋 w jeden punkt, jak typowa pustog艂owa idiotka.

- Ni jestem pust'g艂owa!- zawo艂a艂a oburzona- Jestem wybitna uczennica w Beuxbatons!

- Oceny nie odzwierciedlaj膮 stanu inteligencji, a jedynie dobr膮 pami臋膰- powiedzia艂 i pos艂a艂 wredne spojrzenie Hermionie, kt贸ra zmia偶d偶y艂a pasztecika w d艂oni. Ginny z艂apa艂a przyjaci贸艂k臋 za r臋k臋, w razie gdyby chcia艂a si臋gn膮膰 po r贸偶d偶k臋.

- W Beuxbatons nie liczy si臋 pami膰, ale zdolno艣膰!

- Zdolno艣膰 partaczenia wszystkiego, czego si臋 dotknie, jak udowodni艂a pani siostra na Turnieju Tr贸jmagicznym- skin膮艂 kpi膮co w kierunku Fleur, kt贸ra zapowietrzy艂a si臋 i w oburzeniu wymachiwa艂a r臋koma.

- Niprawda- powiedzia艂a spokojnie Gabrielle- Fleur zdolna, bardzo zdolna. Gdybi nie by艂a zdolna, to by j膮 Czara ni wybra膰.

- Czara Ognia nie wybiera艂a nikogo na podstawie jego zdolno艣ci, czego dowodem jest Potter.

Tym razem Ginny musia艂a 艂apa膰 r臋k臋 Harry'ego. Gabrielle nachmurzy艂a si臋 na chwil臋, ale zaraz u艣miechn臋艂a.

- Sprawdzi mi- powiedzia艂a weso艂o- Zada mi jedno pytanie. Jak ni odpowiem- jestem pust'g艂owa idiotka. Jak odpowim- przyzna, 偶e jestem `膮dra.

- `膭dra to sobie mo偶esz by膰- za艣mia艂 si臋 wrednie, ale przyjrza艂 si臋 uwa偶nie Gabrielle. Wszyscy byli ciekawi, jakie pytanie zada- Co jest niezb臋dnym sk艂adnikiem Eliksiru Mrocznej Po艣wiaty i sk膮d go bra膰?

Hermiona sapn臋艂a- zna艂a odpowied藕 i si艂膮 powstrzymywa艂a si臋 od powiedzenia tego na g艂os. Gabrielle przez chwil臋 milcza艂a, potem policzy艂a co艣 na palcach.

- Ja ni wim, jak to w 臋gilski… Fleur t艂umaczysz?

- Nie trzeba. Znam francuski- powiedzia艂 spokojnie Snape. Gabrielle za艣wiergota艂a co艣 po francusku, a u艣miech Snape'a znika艂 powoli. Gdy zapad艂a niezr臋czna cisza dziewczyna spojrza艂a weso艂o w twarz Mistrza Eliksir贸w.

- Jak? Dobzi? Wygra艂am?

- Tak. Wygra艂a艣- powiedzia艂 g艂臋boko niezadowolony. Fleur i Bill podnie艣li radosny okrzyk, a Ginny by艂a zszokowana.

- Jak brzmi poprawna odpowied藕?- szepn臋艂a do Hermiony.

- Niezb臋dnym sk艂adnikiem jest poczwarek gromohulski, kt贸rego znale藕膰 mo偶na jedynie podczas nowiu w okolicy siedlisk tryton贸w.

- Co to za robactwo?

- Nie robactwo, a wyj膮tkowo rzadki minera艂. Naprawd臋 rzadki. Tak rzadki, 偶e zwykle si臋 o nim nie naucza, bo niewielu jest w stanie go znale藕膰.

Gabrielle tymczasem promieniowa艂a rado艣ci膮 i zacz臋艂a m臋czy膰 Snape'a.

- Teraz powi, 偶e jestem `膮dra. Wygra艂am, wi臋c powi.

Snape naburmuszy艂 si臋 i zatka艂 pasztecikiem, by po chwili warkn膮膰 najbardziej paskudnym tonem, na jaki by艂o go sta膰.

- M膮dra. Zadowolona?!

- Bardzo.

U艣miechn臋艂a si臋 s艂odko, a Snape si臋 skrzywi艂.

- Mdli mnie na tw贸j widok. Skieruj te 艣lepia na Weasleya, b臋dzie zadowolony.

Ron zacisn膮艂 pi臋艣ci, a Fleur zachichota艂a. Hermiona musia艂a si臋 powstrzymywa膰 od u艣miechu, ale Ginny si臋 nie hamowa艂a- wiedzia艂a dobrze, 偶e druga cz臋艣膰 wypowiedzi Snape'a jest prawdziwa. W tym momencie Harry poczu艂, 偶e Gabrielle musia艂a uruchomi膰 nieco swojego czaru wili, bo nie m贸g艂 od niej oderwa膰 wzroku.

- Ale ja woli patrzeci na ciebi- wci膮偶 si臋 u艣miecha艂a, ale po chwili zamruga艂a ze zdziwienia, gdy Snape podsun膮艂 jej pod nos r贸偶d偶k臋.

- Jestem ca艂kowicie uodporniony na magi臋 wil, wi臋c mo偶esz sko艅czy膰. Je艣li jednak jest ci potrzebna pomoc, to z najwi臋ksz膮 przyjemno艣ci膮 jej udziel臋.

By艂 powa偶ny, ale wszyscy zrozumieli, 偶e w jakikolwiek spos贸b Snape by jej pom贸g艂, to na pewno dla samej Gabrielle nie sko艅czy艂oby si臋 to dobrze. Ona jednak parskn臋艂a.

- Weso艂i. Wili nie dzia艂a? Jak?

Snape cofn膮艂 si臋 i wzruszy艂 ramionami.

- Nie dzia艂a i tyle. Mo偶na powiedzie膰, 偶e mam alergi臋 na kobiece sztuczki- parskn膮艂- Brzydz臋 si臋 tym.

- W takim razi konic- dopiero po chwili Harry by艂 w stanie oderwa膰 od niej wzrok. Snape pokr臋ci艂 g艂ow膮 z wyra藕nym obrzydzeniem i wsta艂.

- Dzi臋ki za paszteciki, Molly. Za s艂one, ale da si臋 zje艣膰.

- Chcesz troch臋 na wynos?

Spojrza艂 z nieprzeniknionym wyrazem twarzy i przez chwil臋 Ginny by艂a pewna, 偶e odm贸wi.

- Jasne. Gumoch艂ony Hagrida si臋 uciesz膮. Zawsze jaka艣 to odmiana od resztek ze sto艂u.

- No wie pan co!- Ron podni贸s艂 si臋- Moja mama robi najlepsze paszteciki na 艣wiecie, a pan chce nimi karmi膰 gumoch艂ony?! Mamo, nie dawaj mu! Ja je zjem!

Snape za艂o偶y艂 r臋ce i spojrza艂 na Rona.

- Faktycznie. Od gumoch艂ona niewiele si臋 r贸偶nisz. Ten sam iloraz inteligencji. Nie fatyguj si臋, Molly.

- Za p贸藕no- wcisn臋艂a mu w r臋k臋 paczk臋 i u艣miechn臋艂a si臋- B臋dziesz jutro, prawda? Pe艂nia.

- Oczywi艣cie. Je艣li Bill zamierza kogo艣 pogry藕膰 to za nic nie przegapi艂bym takiego przedstawienia.

Fleur uderzy艂a pi臋艣ci膮 w st贸艂.

- Okrutni!

- Potter m贸g艂 pani to powiedzie膰 dawno temu, panno Delacour- prychn膮艂. Gabrielle 艣ledzi艂a go wzrokiem.

- Do jutra- powiedzia艂a. Nie doczeka艂a si臋 nawet spojrzenia. Kiedy znikn膮艂 podesz艂a do pani Weasley- Czy mog艂aby nauczy膰 mnie te paszteciki?

Harry w ko艅cu nie wytrzyma艂 i rykn膮艂 powstrzymywanym 艣miechem, a po chwili do艂膮czy艂a do niego reszta. Jedynie Fleur i Gabrielle by艂y powa偶ne.

- Ni mo偶ecie si臋 艣mia膰 z Gabrielle- warkn臋艂a do narzeczonego- Uspok贸j si臋, Bill. Ona ma w g艂owi kanarki.

- Ni kanarki, Fleur. Ni widzici, jaki on magnifique?

Hermiona wyda艂a d藕wi臋k podobny do tego, jaki wyrywa si臋 jej na widok wyj膮tkowo paskudnej skl膮tki.

- Wierz mi, 偶e sp臋dzi艂am z nim kilka dni i jest on daleki od tego, jak go sobie wyobra偶asz. Jedynie si臋 rozczarujesz.

Dziewczyna obr贸ci艂a si臋 do niej聽 i obdarowa艂a j膮 ponurym spojrzeniem.

- Ty tak m贸wi, bo sama go chce. Widzia艂am wczorai ten poca艂unek.

Hermiona pozielenia艂a i wygl膮da艂a jakby by艂o jej niedobrze.

- Nadmiar adrenaliny. Zreszt膮 Dumbledore, Charlie i Harry r贸wnie偶 dostali buziaka, a zapewniam ci臋, 偶e 偶aden z nich mnie nie interesuje. To by艂a najbardziej kompromituj膮ca chwila w moim 偶yciu.

Ron obdarzy艂 j膮 ponurym spojrzeniem i wbi艂 widelec w pasztecika. Pani Weasley tymczasem uczy艂a Gabrielle robienia pasztecik贸w, ale co chwila musia艂a przerywa膰, bo 艂apa艂 j膮 atak 艣miechu. Hermiona opar艂a si臋 o rami臋 Harry'ego i powoli zasypia艂a, a Ginny wysz艂a na dw贸r by troch臋 polata膰. Tym razem dosi膮dzie B艂yskawicy.

Rozdzia艂 48

- Setny raz t艂umacz臋 ci, Ron, 偶e to z powodu emocji. Nie s膮dzisz chyba, 偶e podkochuj臋 si臋 w kilku facetach naraz, w tym w Dumbledorze?!

Stali w jego pokoju i od kilku minut Hermiona t艂umaczy艂a swojemu ch艂opakowi, 偶e zdecydowanie nic j膮 nie 艂膮czy ze Snape'em.

- Jednak to jego pierwszego poca艂owa艂a艣. Reszta mog艂a by膰 jedynie przykrywk膮.

- Po prostu by艂 najbli偶ej. Nie przesadzaj, bo twoje podejrzenia s膮 obrzydliwe- wzdrygn臋艂a si臋. Ron westchn膮艂, obj膮艂 j膮 ramieniem w pasie i opar艂 czo艂o o czubek jej g艂owy.

- Po prostu jestem zazdrosny. Na moich oczach poca艂owa艂a艣 czterech facet贸w, kt贸rzy nie s膮 mn膮! Wyobra藕 sobie, 偶e ja zrobi艂bym co艣 r贸wnie paskudnego.

Nie by艂o to trudne- Ron by艂 kobieciarzem. Ubzdura艂 sobie, 偶e j膮 kocha, ale wci膮偶 ogl膮da艂 si臋 za innymi. Lekko j膮 odsun膮艂, pochyli艂 g艂ow臋 i wiedzia艂a, co b臋dzie musia艂a znosi膰. Odda艂a mu poca艂unek z do艣膰 w膮tpliw膮 pasj膮 i stara艂a si臋 nie krzywi膰 czuj膮c jego d艂onie pod bluzk膮. Jednak kiedy dotar艂 do stanika odepchn臋艂a go.

- Za szybko, Ron.

- Przepraszam- u艣miechn膮艂 si臋 smutno. Wiedzia艂a, 偶e robi si臋 coraz bardziej niecierpliwy, ale nie wiedzia艂a co z tym zrobi膰. Ginny doradzi艂a jej, 偶eby mu powiedzia艂a wszystko, ale ilekro膰 si臋 do tego zabiera艂a nie umia艂a wykrztusi膰 z siebie ani s艂owa. Ron ca艂kowicie po艣wi臋ci艂 si臋 zadaniu, jakim by艂o ca艂owanie jej ust i szyi, a ona czu艂a narastaj膮c膮 irytacj臋. Kiedy jego usta zaw臋drowa艂y za daleko odepchn臋艂a go.

- Ron, to si臋 nie uda. Wci膮偶 nic nie czuj臋- powiedzia艂a s艂abo.

- Staram si臋, jak mog臋. Zwolni膰?

- Zdecydowanie. Musz臋… przyzwyczai膰 si臋 do tego.

Przytuli艂 j膮 mocno i wdycha艂a znajomy zapach jego szamponu, ciesz膮c si臋 chwil膮 odpoczynku. Niestety, po chwili przez drzwi przemkn膮艂 Patronus-艂ania i przem贸wi艂 zirytowanym g艂osem:

- W tej chwili do zamku, Granger i za艂贸偶 odpowiedni str贸j do pracy.

Ron podskoczy艂 i chcia艂 kopn膮膰 Patronusa, ale trafi艂 w powietrze.

- Cholera! Przecie偶 dzi艣 mia艂a艣 mie膰 wolne!

- Widocznie jest jakie艣 zapotrzebowanie- westchn臋艂a, ucieszona, 偶e mo偶e uciec- Musz臋 i艣膰.

Cmokn臋艂a go w policzek i zwia艂a do swojego pokoju. Zacz臋艂a przebiera膰 si臋 w spodnie, gdy wpad艂a Gabrielle.

- Gdzie idzisz?- spyta艂a zdziwiona. Hermiona nie mog艂a nic poradzi膰 na to, 偶e zazdro艣ci艂a dziewczynie wzrostu, figury i wspania艂ych w艂os贸w. Gabrielle by艂a 艂adniejsza i zgrabniejsza od swojej siostry.

- Do Hogwartu. Mam co艣 do zrobienia.

- Eliksir?

- Nie, na przyjacielsk膮 pogaw臋dk臋- sarkn臋艂a.

- Mog臋 i艣膰?

- Nie. To ci臋偶ka praca, nie zabawa. Potrzeba pe艂nego skupienia, rozumiesz?

- Naturellement. Pozdr贸w od moi.

- Nie ma problemu.

U艣miechn臋艂a si臋 na do widzenia i po kilku minutach wesz艂a do sali eliksir贸w. Snape nawet nie bawi艂 si臋 w uprzejmo艣ci.

- Dosta艂em wiadomo艣膰 od Dumbledora, 偶e Charlie, Lupin, Tonks i Kingsley podczas wykonywania zadania natkn臋li si臋 na grup臋 艢miercio偶erc贸w. S膮 bliscy 艣mierci, a my nie mamy zapas贸w Eliksiru Rodwana. Dumbledore, Friedrich, Moody i Poppy utrzymaj膮 ich przy 偶yciu przez kilka godzin, akurat tyle, 偶eby艣my zd膮偶yli zrobi膰 eliksir.

- Dobrze, ale… Tu s膮 cztery kocio艂ki…

Zrobi艂o si臋 jej s艂abo, gdy Snape przez chwil臋 milcza艂.

- Jest z nimi tak 藕le, 偶e potrzeba kocio艂ka na osob臋- mrukn膮艂 po chwili- Normalnie nikt by od ciebie tego wymaga艂, ale… To jedyne wyj艣cie.

- Zrozumia艂am. C贸偶… do pracy.

Podzielili si臋 i ona robi艂a dwa kocio艂ki i on dwa. W przerwie pomi臋dzy ugniataniem korzeni u艣miechn臋艂a si臋 i rzuci艂a:

- Gabrielle kaza艂a pana pozdrowi膰.

- Pi臋膰 punkt贸w od Gryffindoru- warkn膮艂.

- Za co?!

- Za durne wiadomo艣ci. T膮 cholern膮 Francuzk臋 powinno si臋 porz膮dnie o膰wiczy膰. M艂odzie偶 zesz艂a na psy.

- Wypraszam sobie- mrukn臋艂a.

- S艂ysza艂em. Kolejne pi臋膰 punkt贸w. Wcale nie jeste艣 lepsza.

- O, przepraszam, ale daleko mi do niej! Nie zachowuj臋 si臋 jak jaka艣… no… brakuje mi przyzwoitego s艂owa na to.

- Tak?- jego g艂os ocieka艂 jadem- A kto wczoraj wyca艂owa艂 czterech m臋偶czyzn wbrew ich woli?

- Jako艣 nie s艂ysza艂am narzeka艅- parskn臋艂a czerwieni膮c si臋 po koniuszki uszu- Poza tym to z powodu ust膮pienia stresu. Nie wiem co innego mog艂oby spowodowa膰, 偶e… no…

Zachichota艂 z艂o艣liwie s艂ysz膮c jej j膮kanie si臋. Kiedy dosz艂o do oddawania krwi lekko si臋 zawaha艂a.

- Czy… czy bardzo to odczuj臋?

- Pewnie tak- mrukn膮艂 ustawiaj膮c cztery miarki- Tw贸j organizm jest wycie艅czony po tylu nieprzespanych nocach. Kiedy zrobi ci si臋 s艂abo masz mi od razu powiedzie膰. Podsun臋 ci krzes艂o. W膮tpi臋, by uda艂o mi si臋 utrzyma膰 ciebie przez tak d艂ugi czas.

U艣miechn臋艂a si臋 niepewnie i naci臋艂a nadgarstek. Pod koniec pierwszej miarki musia艂a ju偶 usi膮艣膰. Pod koniec drugiej opar艂a g艂ow臋 o nog臋 Snape'a i walczy艂a o utrzymanie 艣wiadomo艣ci. Trzeciej i czwartej nie pami臋ta艂a.

Rozdzia艂 49

Gdy si臋 obudzi艂a najpierw wszystko wydawa艂o si臋 zamazane, a po chwili zauwa偶y艂a, 偶e Snape si臋 nad ni膮 pochyla.

- Daj臋 s艂owo- wymamrota艂a- Nie mam bladego poj臋cia, co ona w panu widzi.

Za艣mia艂 si臋 paskudnie.

- No to nie jeste艣 w tym sama, bo ja te偶 nie wiem.

- Eliksir zrobiony?

- I wys艂any do potrzebuj膮cych. Przed chwil膮 dosta艂em wiadomo艣膰, 偶e wszyscy maj膮 si臋 dobrze i mam da膰 ci wszystko, czego sobie 偶yczysz- przy ostatnich s艂owach skrzywi艂 si臋.

- Nie potrzeba mi wiele. Niech pan skre艣li wszystkie karne punkty i szlabany.

- Co tylko zechcesz- sarkn膮艂, ale machn膮艂 r贸偶d偶k膮. Dopiero teraz zauwa偶y艂a, 偶e nie jest ani w Norze, ani w skrzydle szpitalnym. By艂o zdecydowanie za ciemno- Uspok贸j si臋. Jeste艣 w mojej sypialni. Poppy kaza艂a ci臋 tu przenie艣膰, bo bez jej obecno艣ci i tak nikt nie wejdzie do skrzyd艂a szpitalnego, a do Nory nie zamierza si臋 fatygowa膰.

Skin臋艂a g艂ow膮, ale to by艂 b艂膮d, bo j膮 zabola艂a. Podnios艂a r臋k臋, by ugnie艣膰 skronie i ze zgroz膮 wpatrywa艂a si臋 w posiniaczon膮 r臋k臋.

- Co… Co to?

- Nie bi艂em ci臋, nie martw si臋- parskn膮艂- To od zbytniego up艂ywu krwi. Poppy to zaleczy, wi臋c na 艣lubie Weasleya b臋dziesz wygl膮da艂a normalnie.

Przez chwil臋 zastanawia艂a si臋.

- B臋dzie pan na 艣lubie?

- Zosta艂em do tego zmuszony- mrukn膮艂 niezadowolony.

- I dostan臋 wszystko, czego chc臋?- za艣mia艂a si臋 cicho- W takim razie zamawiam jeden taniec z panem.

Zgromi艂 j膮 wzrokiem.

- Majaczysz- warkn膮艂- Nie ta艅cz臋.

- Nie umie pan?

- Og艂uch艂a艣? Je艣li m贸wi臋, 偶e nie ta艅cz臋, to znaczy, 偶e nie ta艅cz臋, a nie, 偶e nie umiem.

- Wszystko co sobie za偶ycz臋- u艣miechn臋艂a si臋 s艂abo i nagle zacz臋艂a kaszle膰, bo gard艂o j膮 zapiek艂o. Snape poda艂 jej szklank臋 wody i pom贸g艂 jej usi膮艣膰. Kiedy wypi艂a po艂o偶y艂 j膮.

- Jak sobie chcesz, ale ostrzegam, 偶e nie b臋dzie to dla ciebie mi艂e do艣wiadczenie- warkn膮艂.

- Och, zawsze wiedzia艂am, 偶e umila pan 偶ycie wszystkim dooko艂a.

- Nie chce ci si臋 przypadkiem spa膰?- mrukn膮艂.

- Przy tak mi艂ej konwersacji?

- Pi臋膰 punkt贸w od Gryffindoru.

- Za sarkazm!- uda艂a jego tonem- No wie pan co? Ja tutaj le偶臋, umieram, a pan martwemu odbiera punkty.

- Gdyby艣 by艂a martwa to zapad艂aby b艂ogos艂awiona cisza.

- Wspaniale, to ja sobie p贸jd臋- usiad艂a, spu艣ci艂a nogi z 艂贸偶ka i nawet wsta艂a, gdy zakr臋ci艂o si臋 jej w g艂owie. Z艂apa艂a si臋 kolumny 艂贸偶ka i dopiero po chwili by艂a w stanie robi膰 ma艂e kroki w kierunku drzwi. Snape obserwowa艂 j膮 z rozbawieniem.

- Co si臋 pan tak patrzy?

- Zastanawiam si臋, jak szybko rozbijesz sobie ten durny 艂eb. Obstawiam, 偶e zanim dojdziesz do drzwi.

- Jasne- mrukn臋艂a i w tym momencie poczu艂a, 偶e uginaj膮 si臋 jej nogi i po chwili ca艂owa艂a dywan, kt贸rego obecno艣ci wcze艣niej nie zauwa偶y艂a- Dobrze, 偶e ten dywan jest mi臋kki- powiedzia艂a z nosem na ziemi. Snape skrzy偶owa艂 nogi w kostkach i przekrzywi艂 g艂ow臋 przygl膮daj膮c si臋 jej z paskudnym u艣miechem.

- M贸g艂by mi pan pom贸c?- spyta艂a sucho- Jako艣 nie s膮dz臋, bym by艂a w stanie si臋 podnie艣膰.

- Trzeba by艂o spokojnie le偶e膰.

- W trumnie wampira- dopowiedzia艂a.

- Kolejne pi臋膰 punkt贸w i szlaban dla pana Pottera. Powinna艣 nauczy膰 si臋 milcze膰, Granger.

Bez problem贸w podni贸s艂 j膮, przerzuci艂 przez rami臋 i w ten spos贸b zani贸s艂 do 艂贸偶ka. Zacz臋艂a si臋 艣mia膰.

- Co w tym takiego 艣miesznego?

- Nic. W艂a艣nie sobie wyobrazi艂am, jak musia艂o by to wygl膮da膰, gdyby by艂a tu osoba trzecia. Mistrz Eliksir贸w nios膮cy do swojego 艂贸偶ka praktycznie nieprzytomn膮 uczennic臋. Gabrielle ch臋tnie by si臋 zamieni艂a- zachichota艂a i mia艂a wra偶enie, 偶e us艂ysza艂a podobny d藕wi臋k od jego strony. Bez pardonu rzuci艂 j膮 na ko艂dr臋 i usiad艂 w krze艣le.

- Dziewictwo panny Delacour jest wielce w膮tpliwe, wi臋c jej krew jest mi ca艂kowicie zb臋dna.

- Ma inne walory smakowe?- parskn臋艂a. Jak nale偶a艂o si臋 spodziewa膰 Gryffindor straci艂 pi臋膰 punkt贸w- Tak w艂a艣ciwie, to przypuszczam, 偶e ona wci膮偶 jest dziewic膮. Flirtuje z tym i owym, ale ka偶dego sp艂awia. A przynajmniej mam takie wra偶enie. Ale na pana j膮 trafi艂o wyj膮tkowo mocno.

- Granger, o czym ty pleciesz?- spyta艂 zaniepokojonym g艂osem i poderwa艂 si臋, by dotkn膮膰 jej czo艂a i dok艂adnie zajrze膰 w oczy- Masz mocno podwy偶szon膮 temperatur臋 i b艂臋dne oczy. St膮d te wszystkie bzdury, 艂膮cznie ze wstawaniem z 艂贸偶ka. Cholera, gdzie ta Poppy?

Machn膮艂 r贸偶d偶k膮 i wys艂a艂 Patronusa. Hermiona powoli traci艂a przytomno艣膰.

- Granger! Nie zasypiaj!- Snape potrz膮sa艂 ni膮 i dar艂 si臋 jej do ucha- Granger! M贸w co艣!

- No przecie偶 mia艂am milcze膰…

- Jak za艣niesz, to Potter i dwoje Weasley贸w nie wyjdzie ze szlaban贸w do ko艅ca roku!

Usiad艂a i pr贸bowa艂a na czym艣 si臋 skupi膰. Rozejrza艂a si臋 po pokoju.

- Panu jest potrzebna kobieca r臋ka- mrukn臋艂a- Ponuro, ciemno i brudno. Czy pan w og贸le nie sprz膮ta?

- Mog艂aby艣 zaj膮膰 si臋 czym innym?- warkn膮艂.

- Mog臋 si臋 skupi膰 na pa艅skim pokoju lub na panu. Jak rozumiem oba tematy s膮 nieprzyjemne, wi臋c p贸jd臋 spa膰.

- NIE! Ty durna dziewucho! Jak za艣niesz to zapadniesz w 艣pi膮czk臋 i pewnie ju偶 ci臋 z niej nie wybudzimy! Wymy艣l jaki艣 inny temat- mrukn膮艂.

Hermiona przez chwil臋 si臋 zastanawia艂a i wpad艂 jej do g艂owy idealny temat.

- Czy istniej膮 jakie艣 eliksiry powoduj膮ce spadek libido?

Snape spojrza艂 na ni膮 zdziwiony.

- Istniej膮, ale… hmmm… wi臋kszo艣膰 ludzi szuka raczej w drug膮 stron臋.

- Musz臋 zada膰 co艣 Ronowi, bo nie umie trzyma膰 艂ap przy sobie- powiedzia艂a ponuro- Czy m臋偶czy藕ni przez ca艂y czas my艣l膮 tylko o jednym?

- Weasley贸w zawsze ci膮gn臋艂o do kobiet. No… bli藕niacy byli wyj膮tkami- parskn膮艂- Oni skupiali si臋 na uprzykrzaniu 偶ycia innym.

- Wcale nie! S膮 dowcipni… przez wi臋kszo艣膰 czasu. Musi jednak pan przyzna膰, 偶e s膮 zdolni. Ten proszek peruwia艅ski i inne takie…

- Fakt, nie spodziewa艂em si臋 po nich tego typu wynalazk贸w. Bill i Charlie zawsze byli uzdolnieni i popularni. Ronald wybi艂 si臋 z powodu Pottera.

- Nieprawda! On te偶 wiele potrafi. W pierwszej klasie przeprowadzi艂 nas przez parti臋 szach贸w, czego ani ja, ani Harry by艣my nie zrobili. Co mi przypomina, 偶e nie spodziewa艂abym si臋, 偶e jest pan w stanie u艂o偶y膰 tak logiczn膮 rymowank臋- zachichota艂a, a Snape u艣miechn膮艂 si臋 prawie weso艂o.

- Zawsze lubi艂em zagadki. Nawet Dumbledore mia艂 z ni膮 problemy.

- A mnie si臋 uda艂o- skrzywi艂 si臋, widocznie rozwi膮zanie jego zagadki przez jedenastolatk臋 by艂o dla niego niemi艂ym ciosem- Logiki uczono mnie w szkole, czy te偶 raczej sama si臋 tym zainteresowa艂am. Zawsze lubi艂am nauk臋. No… poza Wr贸偶biarstwem.

- Sybilla potrafi zniech臋ci膰 uczni贸w. Codziennie przepowiada mi 艣mier膰, a ja wci膮偶 mam si臋 dobrze ku jej rozczarowaniu- prychn膮艂.

- Kurcz臋, potrafi pan po ludzku porozmawia膰- zdziwi艂a si臋.

- Wbrew plotkom nie jestem wampirem i nie zmieniam si臋 w nietoperza, wi臋c to chyba logiczne- ostatnie s艂owo wym贸wi艂 wyj膮tkowo jadowicie.

- Wiem, tylko jestem zdziwiona. Przez ostatni miesi膮c by艂am coraz bli偶sza uwierzenia tym plotkom. Wolly naprawd臋 nigdy nie istnia艂?

- Naprawd臋.

- Szkoda- u艣miechn臋艂a si臋 lekko- Da艂o si臋 go polubi膰, cho膰 miewa艂… eee… napady paskudnego humoru. Kim on by艂?

- Przecie偶 m贸wi臋, 偶e nie istnia艂- warkn膮艂 niecierpliwie Snape.

- Och, wiem. M贸wi臋 o ciele. Czyje by艂o?

- Moje- parskn膮艂.

- Wie pan o co mi chodzi. Kto by艂 dawc膮 w艂osa czy czego tam?

Wzruszy艂 ramionami.

- Jaki艣 mugol u fryzjera. Czasem chodz臋 po zak艂adach fryzjerskich i m贸wi臋, 偶e zbieram w艂osy na peruki- za艣mia艂 si臋- Wyobra偶asz sobie, 偶e ludzie w to wierz膮? Za psie pieni膮dze mog臋 pozbiera膰 k艂aki, tylko musz臋 dok艂adnie opisywa膰 twarz i og贸lne wra偶enie. Czasem gdy trzeba kogo艣 wys艂a膰 na odpowiedni膮 misj臋 trzeba mu dobra膰 odpowiedni wygl膮d. Wolly nie rzuca艂 si臋 w oczy, a przy okazji wzbudza艂 zaufanie swoim wygl膮dem.

- Biedna Ginny. Polubi艂a Wolly'ego.

- C贸偶… Niew膮tpliwie po tamtym dniu musz臋 przyzna膰, 偶e panna Weasley ma sporo rozumu i umie si臋 zachowa膰. Co nie zmienia faktu, 偶e jest roztrzepana i dziecinna.

- Te偶 by si臋 pan tak zachowywa艂, jakby pan pierwszy raz w 偶yciu zobaczy艂 morze- wzruszy艂a ramionami- Ginny ma du偶o zdrowego rozs膮dku. Ma jedynie problemy z cierpliwo艣ci膮, ale to powinien pan zrozumie膰.

- Granger, nie przeci膮gaj struny- warkn膮艂.

- Przecie偶 m贸wi臋 prawd臋. W膮tpi臋, by w swoje zalety zalicza艂 pan cierpliwo艣膰.

- Fakt, nie jestem cierpliwy. Nie mam na to czasu bo, jak pewnie zauwa偶y艂a艣, m贸j grafik jest do艣膰 napi臋ty.

- Dlaczego profesor Friedrich zwraca si臋 do pana „Sev”?- zacisn膮艂 szcz臋ki, wi臋c szybko doda艂a- Zainteresowa艂o mnie to, bo wi臋kszo艣膰 zwraca si臋 do pana nazwiskiem lub pe艂nym imieniem. No i wydaje si臋 pana lubi膰.

- Hal lubi wszystkich- parskn膮艂- A m贸wi tak do mnie, bo kiedy w si贸dmej klasie uczy艂 mnie Obrony us艂ysza艂, jak moja przyjaci贸艂ka tak si臋 do mnie zwraca. Od tamtego czasu nie mo偶e si臋 pozby膰 tego nawyku, chocia偶 staram si臋 go oduczy膰. Kilka razy grali艣my razem w Quidditcha i nawet zwalenie go z miot艂y nie pomog艂o.

- Quidditch- powiedzia艂a tonem, jakim wi臋kszo艣膰 kobiet m贸wi: „karaluch”- Kolejna m臋ska obsesja. No, nie do ko艅ca m臋ska, bo Ginny, Luna i Gabrielle potrafi膮 o tym gada膰 godzinami. Co w tym fascynuj膮cego?

- Nie lubisz latania?

- Wol臋 chodzi膰 po ziemi- mrukn臋艂a- A z wszelkich 艣rodk贸w magicznego transportu preferuj臋 proszek Fiuu i 艣wistokliki, dopiero potem testrale, hipogryfy i na samym ko艅cu miot艂y. Mia艂am nieszcz臋艣cie spr贸bowa膰 ka偶dego z tych sposob贸w.

Snape wykrzywi艂 usta w imitacji u艣miechu.

- Lata艂a艣 kiedy艣 z Potterem lub Malfoyem na miotle?

- Ee… Nie. Zawsze sama. Jeden jedyny raz z Wiktorem wsiad艂am na jego B艂yskawic臋 i do dzi艣 pami臋tam ch臋膰 mordu, jaka mnie opanowa艂a.

Kilka razy jedynie przyspieszy艂, zrobi艂 jak膮艣 spiral臋 i mia艂a zdecydowanie dosy膰, wi臋c postawi艂 j膮 na ziemi. Od tamtego czasu nawet w listach nie wspomina o lataniu na miotle.

- Widocznie nie siedzia艂a艣 na miotle z kim艣, kto potrafi lata膰. Chcia艂aby艣 spr贸bowa膰?

Podnios艂a zdziwiona g艂ow臋.

- H臋?

- Czy ja musz臋 si臋 powtarza膰?! Dawno nie lata艂em z nikim na miotle.

- Nie jest to dobry pomys艂.

- Dlaczego?

- Bo ma pan ten u艣miech, kt贸ry zapowiada wielkie k艂opoty.

Za艣mia艂 si臋 z艂o艣liwie.

- Wychodz臋 z uprzejm膮 propozycj膮, a jestem obra偶any. Nie, to nie. Skoro tch贸rzysz…

- NIE TCH脫RZ臉!- krzykn臋艂a- 艢wietnie. Mo偶emy i艣膰 nawet teraz.

- Teraz, to czekamy na Poppy. Nie rozumiem, jak mo偶na nie lubi膰 Quidditcha.

- To nie takie trudne. Wystarczy uzna膰, 偶e dziesi膮tka durni贸w na miot艂ach uzale偶niaj膮ca swoje szcz臋艣cie od ma艂ego, kr膮g艂ego przedmiotu ma nie po kolei w g艂owie.

- Z tego co pami臋tam zawsze by艂a艣 na meczach Pottera.

- W艂a艣nie, na meczach Harry'ego. Harry'ego i Rona, tak dok艂adniej, a potem i Ginny. Chodzi艂am tam po to, by moim przyjacio艂om by艂o mi艂o i moje jedyne emocje odnosi艂y si臋 do ich stanu zdrowia. Jednak kiedy zaczynali rozmawia膰 o Quidditchu…

Wzruszy艂a ramionami i wola艂a nie dodawa膰, 偶e czu艂a si臋 w takich momentach wyobcowana. Pr贸bowa艂a zrozumie膰 t臋 gr臋, pr贸bowa艂a j膮 polubi膰 i sko艅czy艂o si臋 to tylko tym, 偶e jeszcze bardziej j膮 znienawidzi艂a. Wiktor to rozumia艂 i rozmawiali o wielu innych sprawach, ale czu艂a, 偶e jest mu przykro.

- Quidditch da si臋 lubi膰, je艣li si臋 w niego gra.

- Gra艂 pan?

- W szkole, tak. Jako 艣cigaj膮cy.

- Hmmm… W takim razie musia艂 gra膰 pan przeciwko ojcu Harry'ego, bo on by艂 szukaj膮cym Gryfon贸w.

Snape skrzywi艂 si臋.

- Tak, gra艂em przeciwko niemu. On, jako szukaj膮cy, Black jako 艣cigaj膮cy i Pettigrew, jako najgorszy pa艂karz w dziejach Hogwartu. Potter lubi艂 gra膰 nieczysto, tak samo Black.

- Raczej spodziewa艂abym si臋 tego po 艢lizgonach- powiedzia艂a zdziwiona.

- Nie twierdz臋, 偶e moja dru偶yna nie u偶ywa艂a brudnych sztuczek, ale stawiali raczej na rozwi膮zania si艂owe, ni偶 magi臋 na boisku.

- Magi臋?! Przecie偶 to zakazane!

- Owszem, ale ci臋偶ko by艂o udowodni膰 im win臋. Zw艂aszcza, 偶e byli wyj膮tkowo lubiani i nikt nie chcia艂 mi uwierzy膰, 偶e trzy razy sprawdzi艂em, czy mam dobrze zawi膮zane buty i 偶e na pewno nie spad艂y z powodu mojego niedbalstwa.

- To… to wredne! Wiedzia艂am, 偶e Syriusz jest nieco… lekkomy艣lny, ale nie wiedzia艂am, 偶e tata Harry'ego tak samo.

- Lekkomy艣lny? C贸偶 za eufemizm dla ca艂kowitego braku rozs膮dku- parskn膮艂 rozbawiony.

- Nieprawda! By艂 rozs膮dny, tylko lubi艂 ryzyko.

- Granger, „rozs膮dny” i „lubi艂 ryzyko” wzajemnie si臋 wykluczaj膮.

Chcia艂a odpowiedzie膰, ale w tym momencie zemdli艂o j膮 i opad艂a na poduszki. Snape w jednej chwili by艂 przy niej i sprawdza艂 czy wszystko w porz膮dku.

- Troch臋 mi niedobrze- poskar偶y艂a si臋.

- Oczywi艣cie, 偶e ci niedobrze- sykn膮艂- W艂a艣nie straci艂a艣 ponad litr krwi. Tw贸j organizm stara si臋 jako艣 uzupe艂ni膰 ten brak, 偶o艂膮dek buntuje si臋 z powodu niedokrwienia. Wci膮偶 czujesz si臋 senna?

- Teraz, jak si臋 na pana zdenerwowa艂am, to mniej.

Pokr臋ci艂 g艂ow膮 nad jej g艂upot膮, ale mog艂aby przysi膮c, 偶e prawie si臋 u艣miechn膮艂. Kilka razy pot臋偶nie ziewn臋艂a i musia艂a walczy膰 z ch臋ci膮 u艂o偶enia si臋 na poduszki.

- Syriusz lubi艂 ryzyko, owszem- kontynuowa艂a- Jednak by艂 rozwa偶ny. Wiedzia艂, 偶e pewnych rzeczy nie wolno robi膰 i powstrzymywa艂 Harry'ego. To g艂贸wnie on nalega艂, 偶eby Harry wr贸ci艂 na lekcje Oklumencji. Nikt tak naprawd臋 nie wie co pomi臋dzy wami zasz艂o, ale Harry odm贸wi艂 powrotu i Syriusz naprawd臋 si臋 na niego zdenerwowa艂.

- Potter nie powiedzia艂 wam co si臋 sta艂o?

Wyra藕nie by艂 zszokowany, a po chwili parskn膮艂 艣miechem i wydawa艂 si臋 by膰 zadowolony.

- Jeste艣my przyjaci贸艂mi, ale nie m贸wimy sobie wszystkiego. To kwestia zaufania.

- I dlatego nie m贸wisz Weasleyowi, 偶e go nie chcesz?

- Nie- posmutnia艂a- To ju偶 m贸j b艂膮d. Ron… ma do艣膰 wysokie mniemanie o sobie i moja odmowa by go zrani艂a. Nie chc臋 traci膰 przyjaciela, a jednocze艣nie nie umiem mu powiedzie膰 „nie”. Ech… Jak si臋 nazywa taki eliksir?

Snape przez chwil臋 patrzy艂 na ni膮 powa偶nie.

- Eliksir Eunuszy.

- H臋?! Ale to chyba nie… no wie pan…

- Nie, nie wp艂ywa specjalnie na og贸ln膮 zdolno艣膰 reprodukcji, tylko likwiduje zainteresowanie jedn膮 konkretn膮 osob膮. Zdajesz sobie spraw臋, 偶e b臋dziesz musia艂a podawa膰 mu to ca艂y czas?

- Oczywi艣cie- skin臋艂a g艂ow膮 i dosz艂a do wniosku, 偶e to by艂 z艂y pomys艂, bo poczu艂a b贸l. W tym momencie do 艣rodka wesz艂a pani Pomfrey, a Snape poderwa艂 si臋 na nogi.

- Co tak p贸藕no?!- warkn膮艂.

- Och, zamknij si臋 Severusie- dopad艂a do Hermiony i od razu wbi艂a jej w r臋k臋 strzykawk臋- Wybacz, dziecko, 偶e musia艂a艣 tyle czeka膰, ale Tonks by艂a w znacznie gorszym stanie, ni偶 s膮dzi艂am i w dodatku jest w ci膮偶y, wi臋c musia艂am si臋 ni膮 dodatkowo zaj膮膰.

- Ca艂kowicie zrozumia艂e- u艣miechn臋艂a si臋, ignoruj膮c pogardliwe prychni臋cie- Wi臋c Remus b臋dzie ojcem? To wspania艂e!

- Oczywi艣cie, ale prawie je straci艂a. S膮 ci bardzo wdzi臋czni, ca艂a czw贸rka. Molly ju偶 szykuje pyszno艣ci, ale dzisiaj zostajesz w zamku. Musz臋 mie膰 ci臋 na oku.

- Ale… zd膮偶臋 jutro na pe艂ni臋?

- Je艣li wszystko b臋dzie w porz膮dku- spojrza艂a na jej posiniaczon膮 d艂o艅- Biedactwo… Mo偶e chcia艂aby艣 zje艣膰 co艣 konkretnego?

- Nie, dzi臋kuj臋. W tej chwili chce mi si臋 spa膰- ziewn臋艂a i poczu艂a si臋 jeszcze bardziej senna.

- 艢pij, 艣pij, teraz ju偶 mo偶esz- pani Pomfrey pog艂aska艂a j膮 po g艂owie.

- Wola艂abym najpierw doj艣膰 do skrzyd艂a szpitalnego- mrukn臋艂a.

- Oczywi艣cie, 偶e tak. Severusie?

- Czy ja wygl膮dam na os艂a?!

Jednak machn膮艂 r贸偶d偶k膮 i wyczarowa艂 nosze. Takie same, jak w trzeciej klasie. Przeni贸s艂 j膮 z 艂贸偶ka na nie i pochylaj膮c si臋 szepn膮艂:

- 艢pij. Zas艂u偶y艂a艣 na odpoczynek.

Rozdzia艂 50

艢lub Billa i Fleur mia艂 si臋 odby膰 za godzin臋, a Ginny patrzy艂a przera偶ona na swoje odbicie w lustrze.

- Chyba 偶artujesz- j臋kn臋艂a ze zgroz膮. Gabrielle postanowi艂a nieco j膮 upi臋kszy膰 i zrobi艂a jej taki makija偶, 偶e mog艂aby spokojnie uda膰 si臋 do mugolskiego domu uciech- Wygl膮dam okropnie! Zma偶 mi to natychmiast! Sama si臋 umaluj臋.

- Wygl膮dasz s艂odko- za艣mia艂a si臋 ze swojego pos艂ania Hermiona. Nie uda艂o si臋 jej dotrze膰 na pe艂ni臋, bo przespa艂a ca艂e trzy dni, nim do siebie dosz艂a. Bill by艂 zdrowy, Eliksir Ksi臋偶ycowy by艂 sukcesem. Zosta艂a wy艣ciskana przez wszystkich mo偶liwych cz艂onk贸w Zakonu (wykluczaj膮c Snape'a) i dodatkowo przez Weasley贸w za uratowanie Charliego, Lupina, Tonks i ich dziecka. W dodatku Ron odnosi艂 si臋 do niej tylko jak do przyjaci贸艂ki, wi臋c wszystko by艂o cudownie.

- S艂odko, jasne. Tak s艂odko, jak Umbridge. We藕, Hermiono nie wyg艂upiaj si臋 i sama zacznij si臋 szykowa膰.

- Za艂o偶臋 sukienk臋 i b臋d臋 gotowa- powiedzia艂a znad jakiej艣 wielkiej ksi膮偶ki.

- Nie m贸w mi, 偶e nie zamierzasz niczego zrobi膰 z w艂osami. I z cer膮. I… no, z wszystkim!

- W艂a艣nie to. Nie zamierzam- dopisa艂a co艣 na pergaminie i westchn臋艂a- Mo偶esz mi powiedzie膰, czym u diab艂a jest prostaczek niebyty?

- Z艂o艣liwy grzyb, kt贸ry porasta opuszczone miejsca. Okropnie truj膮cy. Wracaj膮c do tematu- we藕 si臋 za siebie.

- Ginny, odpu艣膰.

- Nie! Gabrielle, pom贸偶 mi.

- Oczywi艣ci.

Siostra Fleur wygl膮da艂a sza艂owo w srebrnej, lu藕nej todze, kt贸ra opina艂a si臋 na kr膮g艂o艣ciach. W艂osy lekko podkr臋ci艂a, jej makija偶 by艂 ostry, ale podkre艣la艂 b艂臋kit oczu. W ostatnim tygodniu nauczy艂a si臋 robi膰 paszteciki i nie omieszka艂a ich kilka razy zanie艣膰 Snape'owi, co w wi臋kszo艣ci przypadk贸w ko艅czy艂o si臋 wywaleniem za drzwi i wrzaskami tak g艂o艣nymi, 偶e sprawozdania sk艂ada艂a im p艂acz膮ca ze 艣miechu profesor McGonagall, kt贸ra przebywa艂a kilka pi臋ter wy偶ej. Mimo to Gabrielle wraca艂a szcz臋艣liwa, twierdz膮c, 偶e „on taki s艂odki”. Zaraz po powrocie, gdy Hermiona przedstawi艂a im sw贸j plan pogr膮偶enia Snape'a omal jej nie zabi艂a z zazdro艣ci, ale po chwili si臋 uspokoi艂a i dosz艂a do wniosku, 偶e to dobry pomys艂. Ginny by艂a zachwycona- zabawa b臋dzie przednia. Rozpu艣ci艂a w艂osy i kilka pasemek zwi膮za艂a z ty艂u g艂owy w wyj膮tkowo lu藕ny kok i wpi臋艂a w niego bia艂膮 r贸偶臋. Suknia le偶a艂a na niej idealnie- tak jak chcia艂a skr贸ci艂a j膮 i zmniejszy艂a rozci臋cie. Do tego pod sp贸d w艂o偶y艂a w艣ciekle zielon膮 bardotk臋, kt贸ra wypycha艂a jej biust nieco w g贸r臋.

- Cudownie, cudownie- za艣piewa艂a obracaj膮c si臋 na pi臋cie- Och, ju偶 jest m贸j!

Hermiona za艣mia艂a si臋 i skre艣li艂a jakie艣 zdanie. Gabrielle zabra艂a jej ksi膮偶k臋, pergamin i pi贸ro, po czym podnios艂a.

- Gabrielle! Oddaj mi ksi膮偶k臋!

- Siadij! Musi wygl膮da膰 na 艣lubi Fleur! W艂osi prosti?

- Nie. Wol臋 zosta膰 przy kr臋conych- burkn臋艂a.

- Ni. B臋d膮 prosti.

Machn臋艂a r贸偶d偶k膮 i po chwili br膮zowe w艂osy Hermiony rozprostowa艂y si臋 i u艂o偶y艂y lekkimi falami wok贸艂 jej twarzy. Ginny zrobi艂a przyjaci贸艂ce tak膮 sam膮 fryzur臋, jak sobie tyle, 偶e z kremow膮 r贸偶膮 i kaza艂a w艂o偶y膰 sukienk臋. Od czasu kupienia jej 偶adna z nich nie po艣wi臋ca艂a jej 偶adnej my艣li. Pani Weasley wypra艂a j膮 i wyprasowa艂a, po czym u艂o偶y艂a w komodzie. Hermiona za艂o偶y艂a b艂臋kitne figi, do tego stanik zapinany z przodu i ruszy艂a do komody.

Westchn臋艂a ci臋偶ko i za艂o偶y艂a sukienk臋. R贸偶d偶k膮 zapi臋艂a zamek na plecach i obr贸ci艂a si臋 do dw贸ch pozosta艂ych dziewcz膮t. Gabrielle wyszepta艂a co艣 po swojemu, ale Ginny mia艂a na to jedno s艂owo:

- Zajebi艣cie.

Kremowa sukienka si臋ga艂a kolan, mia艂a kwiaty wyhaftowane na ca艂ej d艂ugo艣ci. G贸ra by艂a opi臋ta, dekolt nie za g艂臋boki, w pasie 艣liwkowa szarfa, a od pasa zaczyna艂y si臋 kliny, kt贸re podtrzymywa艂a sztywna krynolina. Hermiona stan臋艂a przed lustrem, okr臋ci艂a si臋, a sukienka pofalowa艂a w g贸r臋. Zachichota艂a i pu艣ci艂a Ginny oko.

- Wolly ma gust.

- A ma, ma.

Ginny szybko umalowa艂a Hermion臋. Makija偶 by艂 delikatny i podkre艣la艂 du偶e oczy przyjaci贸艂ki, jej d艂ugie rz臋sy i pi臋knie wyprofilowane ko艣ci policzkowe. Zesz艂y szybko do kuchni, by pom贸c. Jako druhny mia艂y za zadanie upewni膰 si臋, 偶e pan m艂ody jest gotowy. Na ich widok rozleg艂y si臋 gwizdy podziwu, a Ginny by艂a w pe艂ni zadowolona z miny Dracona. Wpatrywa艂 si臋 w ni膮 z uchylonymi ustami. Pani Weasley od艂o偶y艂a n贸偶, wytar艂a d艂onie w fartuch i u艣ciska艂a je obie.

- Wygl膮dacie cudownie! Oby艣cie nie za膰mi艂y panny m艂odej.

- Na to nie ma szans- powiedzia艂a Ginny i usiad艂a obok Charliego, kt贸ry nie m贸g艂 si臋 na nie napatrze膰. Bill, ubrany we frak i ca艂y zestresowany siedzia艂 naprzeciwko nich i u艣miecha艂 si臋 nerwowo. Harry i Ron weszli do kuchni i zamurowa艂o ich.

- Wow, wygl膮dacie bosko!

- Wspaniale…- Ron usiad艂 obok Hermiony i obj膮艂 j膮 ramieniem. Dziewczyna u艣miechn臋艂a si臋.

- Mo偶e herbaty?

- Jasne, dzi臋ki.

Tak, nie by艂o w膮tpliwo艣ci. Co艣 dolewa艂a. Ginny wsta艂a, podesz艂a do przyjaci贸艂ki, rzuci艂a Muffliato i mrukn臋艂a:

- Co ty do diab艂a wyprawiasz?!

- Zorientowa艂a艣 si臋? Ginny, Ron coraz bardziej… dobiera si臋 do mnie. To nie jest przyjemne. On si臋 denerwuje, bo ja jestem ch艂odna, a ja si臋 denerwuj臋, bo nic nie czuj臋. Ten eliksir znalaz艂am w jednej z ksi膮偶ek Snape'a. Powoduje spadek libido w stosunku do osoby, kt贸rej kropla krwi znajdzie si臋 w kocio艂ku. Doda艂am swojej, wi臋c teraz musz臋 codziennie rano podawa膰 mu to do picia, inaczej zn贸w zacznie mnie napastowa膰.

- Nie podoba mi si臋 to. Bardzo mi si臋 nie podoba- warkn臋艂a- Jak mo偶esz to robi膰?! Ty… Ty sterujesz jego uczuciami!

- A gdyby kto艣 zacz膮艂 si臋 do ciebie dobiera膰? Na przyk艂ad Neville? Podoba艂oby ci si臋 to?!

- Nie, ale mia艂abym tyle odwagi by mu odm贸wi膰!

- Nie wiesz o czym m贸wisz! Wiesz dobrze jaki jest tw贸j brat! Je艣li mu odm贸wi臋, to obrazi si臋 na mnie tak, 偶e przynajmniej przez kilka lat nie b臋dzie si臋 do mnie odzywa艂.

Ginny przez chwil臋 milcza艂a.

- No, dobra. Masz racj臋, tak by zrobi艂. Ale, na bog贸w, ile zamierzasz to ci膮gn膮膰?

- Tyle, ile b臋d臋 musia艂a. W tej chwili chodzi mi o zachowanie dziewictwa- u艣miechn臋艂a si臋 niepewnie- Wiesz dobrze, jak膮 wag臋 ma moja krew. Charlie ju偶 by nie 偶y艂.

- Wiem i jestem ci wdzi臋czna za to, jak nigdy w 偶yciu. Powiedz mi, czy dobrze my艣l臋- zamierzasz chodzi膰 z Ronem, a偶 sko艅czy si臋 wojna i do tego czasu podawa膰 mu eliksir, po czym oddasz mu si臋?

- Mniej wi臋cej… Nie, nic nie m贸w. Nie mam nikogo, kto by mi si臋 podoba艂. Do pewnych… aspekt贸w 偶ycia ma艂偶e艅skiego mog臋 si臋 przyzwyczai膰, mog臋 nawet udawa膰, 偶e jest wspaniale. Nie chc臋 go zrani膰, Ginny. Za nic w 艣wiecie nie chc臋 tego zrobi膰.

Ostatnie zdanie wym贸wi艂a cicho i z min膮 winowajcy. Ginny od razu stopnia艂o serce. Przytuli艂a Hermion臋 do siebie.

- Przepraszam, 偶e taka ze mnie j臋dza, ale to m贸j brat i martwi臋 si臋 o niego. I o ciebie te偶. Nie mo偶esz si臋 dla niego po艣wi臋ca膰.

Dziewczyna wzruszy艂a ramionami i poda艂a swojemu ch艂opakowi herbat臋 z eliksirem. Ginny westchn臋艂a i wysz艂a na dw贸r. Na czas 艣lubu Dumbledore otoczy艂 poblisk膮 polan臋 wszelkimi zakl臋ciami ochronnymi tak, by wszystko mog艂o si臋 tam odby膰. Ginny wita艂a si臋 z go艣膰mi, wi臋kszo艣膰 ludzi zna艂a. Od strony Fleur przyby艂o mn贸stwo jej kuzynek- wil, kt贸re teraz flirtowa艂y z m臋偶czyznami. Kingsley w艂a艣nie robi艂 z siebie ostatniego idiot臋 przed wyj膮tkowo pi臋kn膮 wil膮 z dekoltem do p臋pka, wi臋c kopn臋艂a go w 艂ydk臋, by przywr贸ci膰 go do zmys艂贸w. Podesz艂a do grupy nauczycieli z Hogwartu.

- Dzie艅 dobry!

- Ach, Ginewra- Dumbledore u艣miechn膮艂 si臋 czaruj膮co, a jego fio艂kowe szaty wspaniale komponowa艂y si臋 z czerwieni膮, kt贸r膮 nosi艂a profesor McGonagall.

- Przynosisz chlub臋 Gryffindorowi, panno Weasley. Szkoda tylko, 偶e chodzisz w zieleni- westchn臋艂a Opiekunka jej domu.

- Tak wysz艂o. Nic nie poradz臋 na to, 偶e czerwie艅 i moje w艂osy to wybuchowa mieszanka.

Profesor Flitwick rzuca艂 w艂a艣nie dowcipami, z kt贸rych 艣miali si臋 Slughorn i Sprout, Trelawney przepowiada艂a jednej z si贸str Patil szcz臋艣liw膮 przysz艂o艣膰, a druga dyskutowa艂a na temat Quidditcha z pe艂n膮 energii pani膮 Hooch. Nigdzie jednak nie dostrzeg艂a Mistrza Eliksir贸w.

- Nie ma profesora Snape'a?- zapyta艂a dyrektora i wice- dyrektork臋. Za艣miali si臋 wsp贸lnie.

- Odm贸wi艂 przyj艣cia wcze艣niej. Wspomina艂 co艣 o stukni臋tych Francuzkach. Albus twierdzi, 偶e pr贸bowa艂 si臋 wymiga膰 od przyj艣cia na 艣lub w og贸le, ale nie pozwolili艣my mu. Nie mo偶e ci膮gle siedzie膰 w swoich lochach.

- To dobrze- Ginny u艣miechn臋艂a si臋, a w jej oczach zap艂on臋艂y szata艅skie ogniki- Bo widzi pani, mamy z Hermion膮 taki pomys艂…

Dumbledore omal nie ud艂awi艂 si臋 wod膮, kt贸r膮 pi艂, a McGonagall ze 艣miechu upu艣ci艂a r贸偶d偶k臋, przez przypadek podpalaj膮c szat臋 jednej z ciotek Weasley贸w.

- To b臋dzie wspania艂e!- zachichota艂a- Bior臋 w tym udzia艂!

- Ale to tajemnica! Mo偶e pani powiedzie膰 innym, ale profesor Snape ma o tym nie wiedzie膰!

- Oczywi艣cie. Och, musz臋 zobaczy膰 min臋 Severusa, gdy zrozumie co si臋 dzieje.

Odwr贸ci艂a si臋, by podzieli膰 si臋 wiadomo艣ciami z innymi nauczycielkami, kt贸re z kolei poda艂y to uczennicom. Ginny u艣miechn臋艂a si臋 tryumfuj膮co i wr贸ci艂a do Nory. Poinformowano j膮, 偶e Hermiona ju偶 jest na g贸rze razem z Gabrielle. Trzy druhny mia艂y poprzedza膰 przyj艣cie panny m艂odej i wypr贸bowywa膰 pana m艂odego. Bill ruszy艂 zdenerwowany w kierunku o艂tarza. Pani Weasley ju偶 mia艂a na sobie wyj膮tkowo pi臋kn膮 szat臋- pomara艅czow膮 z 偶贸艂tymi s艂o艅cami. Pan Weasley, w szacie wyj艣ciowej, trzyma艂 mocno swoj膮 wzruszon膮 偶on臋.聽



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Nie fair by Mroczna88, Fanfiction, Harry Potter, ss hg
Ostatnie tango w Hogwarcie, Fanfiction, Harry Potter, ss hg
Smak Milczenia, Fanfiction, Harry Potter, ss hg
Oczekiwania by Betta, Fanfiction, Harry Potter, ss hg
Mio, Fanfiction, Harry Potter, ss hg
Gwiazdka GS-u, Fanfiction, Harry Potter, ss hg
NAUCZYCIEL, Fanfiction, Harry Potter, ss hg
Nie fair by Mroczna88, Fanfiction, Harry Potter, ss hg
por麓卢呕d fizjologiczny ss
li ask zz ge3 5E2JZTQ5PYH7Q3CI6HVII64U3BJBL6JHS7BPSTA
mg ss 2011z 3 w
HG Kochanowicz [7] konspekt id Nieznany
Z呕
Reforma rynku cukru wymusi艂a zamkni臋cie wielu cukrowni, rynek cukru w Polsce, rynek cukru
Techniki negocjacji 10 zz 2, 鈼 STUDIA EKONOMICZNO-MENED呕ERSKIE (SGH i UW), negocjacje
cw 2 czesc dosw SS, Szko艂a, Chemia
A c贸偶 z t膮 dziecin膮 2 g艂osy (SS) i fortepian
mg ss 2011z 9 w

wi臋cej podobnych podstron