Jayne蕇tle Gardenia


0x08 graphic
Jayne Castle

Gardenia

Prze艂o偶y艂a El偶bieta Zawadowska-Kittel

Rozdzia pierwszy


Nie widz臋 nic skomplikowanego w naszej umowie, panie Batt. Zamierzam wkr贸tce za­wrze膰 zwi膮zek ma艂偶e艅ski. I w tym celu po­trzebuj臋 偶ony. - Nick Chastain opar艂 d艂onie o blat masywnego inkrustowanego biurka. - A pan mija znajdzie.

Hobart Batt ubrany w elegancki wieczorowy garnitur przycupn膮艂 na brze偶ku krzes艂a jak sp艂oszony myszko-strzy偶yk. Napotkawszy wy­czekuj膮ce spojrzenie Nicka, zamruga艂 niespo­kojnie powiekami.

- Obawiam si臋, 偶e nie rozumiem, prosz臋 pana.

Nick st艂umi艂 westchnienie. Zastraszenie roz­m贸wcy przynosi艂o na og贸艂 oczekiwane skutki, ale nale偶a艂o je stosowa膰 z umiarem. Zbyt du偶a dawka mog艂a wywo艂a膰 u pacjenta atak histerii. Niewielkie nie skutkowa艂y.

Dzi臋ki wiedzy intuicyjnej zdobywanej ca艂ymi latami Chastain zdawa艂 sobie doskonale spraw臋 z tego, 偶e Hobart znajduje si臋 na granicy wytrzyma艂o艣ci. Z drugiej strony, gdyby przesta艂 wywiera膰 na nim presj臋, m臋偶czyzna zapewne odzyska艂by odwag臋 i zacz膮艂 si臋 broni膰. Ach, te trudne decyzje...

Hobart rozszerzy艂 oczy z przera偶enia. Drgn膮艂 i wcisn膮艂 si臋 g艂臋biej w krzes艂o.

Do艣膰 u艣miech贸w - postanowi艂 Nick. Nigdy nie wypada艂 dobrze w roli troskliwego ojca.

Nick zmobilizowa艂 ca艂膮 swoj膮 cierpliwo艣膰.

- Dla mnie jest warte.

W niespokojnych oczkach Hobarta b艂ysn臋艂a podej­rzliwo艣膰.

Nick nie uzna艂 za stosowne wspomnie膰, 偶e przed paroma miesi膮cami Hobart po艂膮czy艂 Lucasa Trenta, talent iluzjonistyczny wykraczaj膮cy poza skal臋, z Amarylis Lark, pryzmatem o pe艂nym widmie.

Fakt, 偶e oni odnale藕li si臋 sami, nie posiada艂 dla Chastaina istotnego znaczenia. Hobart popar艂 ten pozornie niemo偶­liwy zwi膮zek, co w rankingu agent贸w matrymonialnych plasowa艂o go automatycznie na jednej z czo艂owych pozycji. A Nickowi zale偶a艂o na najlepszym specjali艣cie. Na 艢wi臋tej Helenie ma艂偶e艅stwo by艂o zobowi膮zaniem do偶y­wotnim. Rozwody nie wchodzi艂y w rachub臋.

Instytucj臋 ma艂偶e艅stwa i siln膮 rodzin臋 chroni艂o prawo i struktury spo艂eczne ustanowione przez pierwsze poko­lenie kolonist贸w z Ziemi.

Dwie艣cie lat wcze艣niej ojcowie za艂o偶yciele utkn臋li w kwi­tn膮cym, zielonym 艣wiecie 艢wi臋tej Heleny, kiedy zamkn臋艂a si臋 za nimi brama zwana Kurtyn膮.

Straciwszy bezpowrotnie nadziej臋 na powr贸t lub ratu­nek, koloni艣ci stworzyli specjaln膮 grup臋 z艂o偶on膮 z filozo­f贸w, autorytet贸w religijnych, socjolog贸w oraz antropolo­g贸w, kt贸rzy opracowali prawa i ustawy dla spo艂eczno艣ci zmuszonej do 偶ycia w nieposkromionej dziczy, ca艂kowicie odizolowanej od reszty 艣wiata. A podstaw臋 tej nowej, starannie obmy艣lonej cywilizacji stanowi艂o ma艂偶e艅stwo.

Pr臋dzej czy p贸藕niej wszyscy musieli znale藕膰 sobie partnera. I cho膰 szcz臋艣cie nie by艂o g艂贸wnym celem zwi膮z­k贸w, ojcowie za艂o偶yciele wiedzieli, 偶e dobrze dobrane pary gwarantuj膮 stabilno艣膰 rodziny. Pragn膮c, by ma艂偶e艅0x08 graphic
stwa wytrzyma艂y pr贸b臋 czasu, stworzyli ca艂膮 sie膰 agencji matrymonialnych zatrudniaj膮cych psycholog贸w synergistycznych.

Pomys艂 przyni贸s艂 tak wspania艂e efekty, 偶e na og贸艂 nikt nic zmienia艂 stanu cywilnego bez pomocy profesjonalnych doradc贸w. Wyj膮tki - niekt贸rzy kierowali si臋 偶膮dz膮 zysku lub w艂adzy - potwierdza艂y tylko regu艂臋.

Hobart popatrzy艂 na Nicka z zak艂opotaniem.

- Prosz臋 wybaczy膰, ale skoro pragnie pan 偶ony, to dlaczego nie chce si臋 pan po prostu zarejestrowa膰 w jednej z naszych agend?

Chastain po艂o偶y艂 艂okie膰 na wy艣cie艂anej podp贸rce fotela, opar艂 g艂ow臋 na d艂oni i umilk艂. Rozwa偶a艂 dok艂adnie sy­tuacj臋.

Nie przewidywa艂 takich k艂opot贸w z Hobartem. Ten jowialny, elegancki cz艂owieczek, kt贸ry przed paroma godzinami wkracza艂 ra藕nym krokiem do kasyna, wygl膮da艂 teraz niczym strz臋p cz艂owieka. Niemniej jednak nie straci艂 zdolno艣ci logicznego my艣lenia i l臋ka艂 si臋 zagro偶e艅 p艂yn膮­cych z propozycji Nicka. Strach nie przy膰mi艂 mu rozumu.

Nale偶a艂o przyjrze膰 si臋 matrycy. Chastain zaczerpn膮艂 g艂臋boki oddech i wypu艣ci艂 troch臋 powietrza, jakby zamie­rza艂 poci膮gn膮膰 za spust lub rzuci膰 no偶em. Nie dysponowa艂 pryzmatem, kt贸ry m贸g艂by zogniskowa膰 jego energi臋 psychiczn膮, ale po latach 膰wicze艅 potrafi艂 przez kilka sekund wykorzystywa膰 samodzielnie swoje umiej臋tno艣ci.

Chastain posiada艂 niezwyk艂y lub te偶 - jak s膮dzili nie­kt贸rzy - przekl臋ty talent matrycowy, polegaj膮cy na intuicyjnym przeprowadzeniu Synergistycznych Analiz Matrycowych. Dla nie wtajemniczonych oznacza艂o to tyle, 偶e Chastain potrafi艂 wy艂awia膰 powi膮zania, przewi­dywa膰 prawdopodobie艅stwo, ocenia膰 szanse i wydedukowa膰 zwi膮zki synergistyczne w sytuacjach postrzeganych przez wi臋kszo艣膰 ludzi jako ci膮gi przypadkowych wyda­rze艅 lub te偶 kompletny chaos.

Talenty matrycowe zdarza艂y si臋 rzadko i nie by艂y specjalnie silne. Na dziesi臋ciostopniowej skali paranor­malnej zajmowa艂y przedzia艂 od klasy pierwszej do pi膮tej.

A talenty wyj膮tkowo silne - takie jak Nick - wy­st臋powa艂y tylko w legendach o wampirach psychicznych.

Bada艅 nad matrycowcami nie prowadzono na zbyt szerok膮 skal臋, gdy偶 nieliczni wykazuj膮cy ten typ zdolno艣ci odm贸wili udzia艂u w testach. Talenty matrycowe charak­teryzowa艂y si臋 bowiem nadmiern膮 podejrzliwo艣ci膮. Cza­sem popada艂y nawet w lekk膮 paranoj臋.

Rozw贸j r贸偶norodnych zdolno艣ci psychicznych u potomk贸w kolonist贸w zaobserwowano w nieca艂e pi臋膰dziesi膮t lat po opadni臋ciu Kurtyny. Zjawiskiem tym - podobnie jak wszystkim innym na 艢wi臋tej Helenie - rz膮dzi艂y oczywi艣cie regu艂y synergistyczne.

Aby talent m贸g艂 efektywnie i tw贸rczo wykorzysta膰 swoje zdolno艣ci parapsychiczne, potrzebowa艂 wsparcia jednostki zwanej pryzmatem.

Zdolno艣ci paranormalne pryzmat贸w ogranicza艂y si臋 do tworzenia kryszta艂贸w psychicznych na p艂aszczy藕nie metafizycznej. Tam w艂a艣nie ludzie o zdolno艣ciach para­psychicznych mogli ogniskowa膰 i kontrolowa膰 swoj膮 energi臋.

Osi膮gni臋cie skutecznej wi臋zi umo偶liwiaj膮cej ogniskowanie talentu wymaga艂o zgody obu stron. Wed艂ug nau­kowc贸w by艂 to kolejny przyk艂ad synergizmu w praktyce a pryzmaty zosta艂y stworzone przez natur臋, by uniemo偶­liwi膰 talentom wykorzystywanie zdolno艣ci parapsychicz­nych do zbrodniczych cel贸w.

Konieczno艣膰 korzystania z pomocy po艣rednik贸w iryto­wa艂a r贸wnie mocno Nicka, jak inne silne talenty. Nikt jednak nie m贸g艂 walczy膰 z Matk膮 Natur膮.

Autorzy popularnych powie艣ci i film贸w straszyli swoich mi艂o艣nik贸w opowie艣ciami na temat wampir贸w psychicz­nych - czyli talent贸w wykraczaj膮cych poza skal臋 - kt贸re potrafi艂y zniewoli膰 niewinne pryzmaty i zmusi膰 je do dzia艂ania w niecnym celu.

Eksperci twierdzili jednak z ca艂膮 stanowczo艣ci膮, 偶e nawet bardzo silny talent nie jest w stanie koncentrowa膰 swoich zdolno艣ci bez pomocy pryzmatu d艂u偶ej ni偶 par臋 sekund. Dlatego te偶, nawet gdyby - czysto hipotetycznie - talentowi uda艂o si臋 zapanowa膰 nad pryzmatem, taka dominacja trwa艂aby jedynie chwil臋. Potem pryzmat m贸g艂by si臋 natychmiast wy艂膮czy膰.

S艂abe pryzmaty/ pr贸buj膮ce ogniskowa膰 energi臋 talen­t贸w wysokiej klasy nara偶a艂y si臋 na niebezpiecze艅stwo wypalenia. Traci艂y w贸wczas na kr贸tko jakiekolwiek zdol­no艣ci parapsychiczne. Dzi臋ki prawom rynku pryzmaty o pe艂nym spektrum zarabia艂y natomiast ca艂kiem spore sumki w firmach oferuj膮cych us艂ugi klientom obdarzo­nym zdolno艣ciami parapsychicznymi.

Nick nie lubi艂 zatrudnia膰 profesjonalnych pryzmat贸w, a one z kolei bardzo niech臋tnie podejmowa艂y si臋 pracy z talentami matrycowymi.

W populacji 艢wi臋tej Heleny osobnicy o zdolno艣ciach paranormalnych manifestowali swoje istnienie na wiele sposob贸w. Klasyfikowano i dokumentowano coraz to nowe typy talent贸w psychicznych. Natomiast zas贸b wiedzy o matrycowcach nadal by艂 niezadowalaj膮cy.

Psychologowie synergistyczni wysnuli teori臋, jakoby talenty matrycowe nie potrafi艂y doj艣膰 do 艂adu z paranor­maln膮 stron膮 swojej natury. W spo艂ecze艅stwie, gdzie wi臋kszo艣膰 zdolno艣ci parapsychicznych uznano za natural­ne, matrycowc贸w, nawet s艂abych, postrzegano zupe艂nie inaczej.

A w istnienie wersji wykraczaj膮cej poza skal臋 nikt by nie uwierzy艂.

Talenty matrycowe mia艂y opini臋 niezwykle delikatnych. Osobnicy o tych zdolno艣ciach zamykali si臋 najcz臋艣ciej w czterech 艣cianach wy偶szej uczelni i pogr膮偶ali w ezote­rycznym zbiorniku my艣li.

Niekt贸rzy ko艅czyli jednak na oddzia艂ach zamkni臋tych szpitali synergistyczno-psychiatrycznych. Talent dostrzegania ukrytego dna wszelkich problem贸w nierzadko prowadzi艂 do obsesji, paranoi, czy te偶 sk艂onno艣ci samob贸j­czych.

Nick ju偶 dawno doszed艂 do wniosku, 偶e kluczem do przetrwania jest samokontrola. 膯wiczy艂 wi臋c panowanie nad sob膮 r贸wnie cz臋sto, jak inni jedli lub oddychali.

Przygotowywa艂 si臋 w艂a艣nie do koncentracji energii na p艂aszczy藕nie metafizycznej. Bez pomocy pryzmatu by艂 w stanie dostrzec kszta艂t matrycy zaledwie pobie偶nie, co jednak wystarczy艂oby mu ca艂kowicie, aby wydedukowa膰, jakiej mocy presj臋 powinien wywrze膰 na Hobarcie.

Przygotowuj膮c si臋 psychicznie na ulotny stan dezorien­tacji szuka艂 instynktownie pryzmatu, w kt贸rym m贸g艂by zogniskowa膰 swoj膮 moc.

Oczywi艣cie nic przynios艂o to 偶adnego rezultatu. W z艂o­conym pokoju nie przebywa艂 bowiem nikt o takich zdolno艣ciach, a wi臋藕 dzia艂a艂a tylko z bliska.

Nick u艣miechn膮艂 si臋 do swego doradcy synergistyczno--psychologicznego. Hobart nic mia艂 zielonego poj臋cia, 偶e sta艂 si臋 obiektem kr贸tkiej matrycowej analizy synergistycznej, gdy偶 jedynie talent o zdolno艣ciach wykrywaj膮­cych m贸g艂by wyczu膰 fale energii paranormalnej.

Chastain poczu艂 znajomy, nieprzyjemny zawr贸t g艂owy towarzysz膮cy zwykle pr贸bom nawi膮zania 艂膮czno艣ci z pry­zmatem. Wiedzia艂 jednak, 偶e to wra偶enie minie, je艣li nie wytworzy si臋 wi臋藕. Nadal u艣miecha艂 si臋 sympatycznie do zmartwionego Hobarta.

P艂aszczyzn臋 psychiczn膮 omi贸t艂 delikatny, jasny, dziwnie intensywny powiew energii.

Ale nie by艂 to talent Chastaina, tylko odpowied藕 pry­zmatu.

Nick a偶 zamar艂 ze strachu.

Wykluczone!

Nieoczekiwane spotkanie metafizyczne zaszokowa艂o go tak, 偶e dosta艂 dreszczy.

I nagle przenikn膮艂 go intymny, zmys艂owy p艂omie艅. Z wra偶enia a偶 przesta艂 oddycha膰. Umys艂 jednak kaza艂 mu natychmiast stworzy膰 wi臋藕 z przypadkowo odkrytym pryzmatem.

Na p艂aszczy藕nie psychicznej zacz膮艂 kszta艂towa膰 si臋 wyra藕nie l艣ni膮cy kryszta艂. Nie, to nie dzia艂o si臋 naprawd臋!

Zerkn膮艂 w stron臋 drzwi, ale nikogo nie zauwa偶y艂. A ju偶 tym bardziej nie dostrzega艂 w pobli偶u 偶adnej 偶ywej istoty, kt贸ra potrafi艂by ogniskowa膰 i to w dodatku tak silnie.

Kryszta艂 okaza艂 si臋 bowiem perfekcyjnie przejrzysty. Chastain m贸g艂by w nim skupia膰 niesko艅czone pok艂ady energii, nie ryzykuj膮c, 偶e go wypali.

Czu艂 si臋 tak, jakby w艂a艣nie wychyli艂 butelk臋 ksi臋偶ycowej brandy. By艂 lekko zamroczony. Oczarowany. Wrza艂a w nim krew.

Nigdy dot膮d nie spotka艂 pryzmatu o pe艂nym widmie. A ten ogniskowa艂 jego talent, kt贸ry bez w膮tpienia wy­kracza艂 poza skal臋.

Ogarniaj膮ca go euforia uruchomi艂a dzwonki alarmowe. Pr贸bowa艂 walczy膰 zar贸wno z tym wszechogarniaj膮cym doznaniem, jak i z bolesn膮 erekcj膮.

Jedno wiedzia艂 na pewno. Kryszta艂 wytworzy艂a kobieta. Wyczuwa艂 to przez sk贸r臋.

Niedobrze. Zmusi艂 si臋 do zaczerpni臋cia tchu. Nie pano­wa艂 nad sytuacj膮.

Dzia艂o si臋 co艣 nadzwyczaj dziwnego. Wi臋藕 mi臋dzy talentem i pryzmatem mia艂a z za艂o偶enia neutralny i aseksualny charakter. Ta jednak powodowa艂a ca艂kiem od­mienne doznania. Stary, bardzo osobisty demon wdar艂 si臋 na samo dno jego umys艂u.

Nie. Zacisn膮艂 d艂onie w pi臋艣ci. Nie wolno mu oszale膰. Zreszt膮 ulega艂by w贸wczas innym wra偶eniom.

Zn贸w wci膮gn膮艂 spazmatycznie powietrze. Tak napraw­d臋 ba艂 si臋 niewielu rzeczy, ale chaos choroby umys艂owej zajmowa艂 z pewno艣ci膮 czo艂owe miejsce na tej kr贸tkiej li艣cie. Zwykle chowa艂 ten strach w najdalszych zak膮tkach 艣wiadomo艣ci. Tego wieczoru jednak macki l臋ku wysun臋艂y si臋 z g艂臋bin i wbi艂y mu swoje szpony w 偶o艂膮dek.

- Panie Chastain?

Nick wiedzia艂, 偶e Hobart Batt patrzy na niego z przera­偶eniem, ale nie m贸g艂 si臋 teraz nim zajmowa膰. Sta艂 na metafizycznym skrzy偶owaniu, kt贸rego nie rozumia艂. Czy偶by przekroczy艂 jak膮艣 granic臋? Czy偶by uleg艂 parapsychicznym halucynacjom?

Targn膮艂 nim gniew i b贸l. Nie wolno mu by艂o straci膰 kontroli nad umys艂em. Wola艂 艣mier膰 ni偶 szale艅stwo, lak膮 decyzj臋 podj膮艂 ju偶 dawno temu.

Do diab艂a! Przecie偶 zyska艂 pewno艣膰, 偶e potrafi si臋 kontrolowa膰. Niewykluczone jednak, 偶e wszystkie talenty matrycowe wmawia艂y sobie podobne niedorzeczno艣ci, zanim pogr膮偶y艂y si臋 w chaosie.

A je艣li jego ojciec naprawd臋 pope艂ni艂 samob贸jstwo w tej d偶ungli przed trzydziestoma pi臋cioma laty?

- Panie Chastain? - Hobart zamruga艂 kilkakrotnie.

Czy co艣 si臋 sta艂o?

Nick rozlu藕ni艂 d艂o艅, co kosztowa艂o go zreszt膮 niema艂o wysi艂ku. Nie chcia艂 jednak uzewn臋trznia膰 swych uczu膰.

- Nie, nic - odpar艂 przez zaci艣ni臋te z臋by.

Poprzysi膮g艂 sobie, 偶e nie odkryje kart. Nawet je艣li popadnie w ca艂kowity ob艂臋d, nikomu si臋 do tego nie przyzna.

Czy偶 szale艅stwo mo偶e jednak przybra膰 tak pi臋kn膮 i czaruj膮c膮 posta膰?

Kryszta艂 znika艂 szybko z p艂aszczyzny psychicznej, jakby ten, kto go stworzy艂, bardzo si臋 gdzie艣 spieszy艂.

- Nie - szepn膮艂 Nick. - Nie.

Znowu ogarn膮艂 go strach. R贸wnie mocno jak ob艂臋du, Chastain obawia艂 si臋 utraty tego niesamowitego kryszta艂u.

Wbrew rozs膮dkowi uczyni艂 ogromny wysi艂ek, by po­chwyci膰 psychicznie t臋 l艣ni膮c膮 konstrukcj臋 i uwi臋zi膰 j膮 w granicach swego talentu. Eksperci twierdzili jednak, 偶e to niemo偶liwe. Tylko w powie艣ciach wampiry psychiczne zniewala艂y bezbronne pryzmaty. W tamtej chwili Chastain jednak m贸g艂 zrobi膰 wszystko, byle tylko zatrzyma膰 to zadziwiaj膮ce zjawisko.

Wysili艂 ca艂膮 swoj膮 wol臋, a moc zala艂a p艂aszczyzn臋 psychiczn膮 wzburzon膮 fal膮 i otoczy艂a pryzmat.

Uda艂o si臋!

Kryszta艂 ju偶 nie ucieka艂. Nick zaku艂 go w kajdany czystej energii i pojma艂. Sam ledwo w to wierzy艂. Przej臋艂a go groza.

- Panie Chastain? - Hobart zamruga艂 kilkakrotnie powiekami i wsta艂. - Dobrze si臋 pan czuje?

Nick zignorowa艂 pytanie. Poch艂ania艂 go cenny wi臋zie艅. Pryzmat b艂ysn膮艂 nagle w艣ciekle, jakby tworz膮ca go osoba zda艂a sobie spraw臋 z niebezpiecze艅stwa. Nie znikn膮艂 jednak z p艂aszczyzny. Nie m贸g艂 znikn膮膰. Chastain trzyma艂 go mocno w okowach psychicznych.

Przelewaj膮c talent przez kryszta艂ow膮 konstrukcj臋, Nick rozkoszowa艂 si臋 przyp艂ywem czystej mocy. Nigdy dot膮d nie korzysta艂 w pe艂ni ze swych zdolno艣ci. A to nowe do艣wiadczenie dawa艂o mu ogromn膮 satysfakcj臋.

P艂awi艂by si臋 tak z rozkosz膮 ca艂膮 noc, nie kieruj膮c swego talentu na okre艣lony cel. Wystarczy艂aby mu do szcz臋艣cia sama wi臋藕. Strach przed chorob膮 ulecia艂 w niebyt.

Ognisko przesun臋艂o si臋 nieco zupe艂nie bez ostrze偶enia. Fasety pryzmatu skr臋ci艂y si臋 dziwnie i zn贸w wypros­towa艂y. Fale energii, jakie Nick przepuszcza艂 przez krysz­ta艂, zacz臋艂y si臋 za艂amywa膰.

Odczu艂 gwa艂towny b贸l psychiczny i zda艂 sobie spraw臋, 偶e kobieta, kt贸ra stworzy艂a kryszta艂, doznaje takich samych cierpie艅.

Co on w艂a艣ciwie wyprawia艂, do jasnej synergii?

Racjonalna my艣l przedar艂a si臋 w ko艅cu przez wir zar贸wno seksualnego, jak i psychicznego wyg艂odzenia.

Przecie偶 nie by艂 wampirem.

Ca艂膮 si艂膮 woli pohamowa艂 przyp艂yw talentu. Pryzmat znikn膮艂 z pola widzenia.

Otoczy艂y go realia p艂aszczyzny fizycznej.

Nick spojrza艂 na m臋偶czyzn臋 spod przymru偶onych powiek.

- Prosz臋 siada膰 - wyskandowa艂.

Hobartowi zadr偶a艂y r臋ce. Podszed艂 wolno do biurka i opad艂 na krzes艂o.

- Nic mi nie dolega. - Chastain zdoby艂 si臋 na spok贸j i rozejrza艂 po gabinecie.

Wszystko wygl膮da艂o normalnie. Przesta艂o mu si臋 wy­dawa膰, 偶e zwariowa艂. Pomy艣la艂, i偶 by膰 mo偶e nieuleczalna choroba zaczyna si臋 od kr贸tkich chwil szale艅stwa, kt贸re stopniowo przeradzaj膮 si臋 w stan permanentny.

Nie, do diab艂a, nie dostawa艂 ob艂臋du. Czu艂 si臋 doskonale. Przeszkadza艂a mu tylko erekcja. Ale umys艂 pracowa艂 znakomicie. Wszystko pami臋ta艂. Bez najmniejszego wysi艂­ku skupia艂 energi臋 i samokontrol臋.

Szybko przeanalizowa艂 sytuacj臋. Jego sonda psychiczna z pewno艣ci膮 natrafi艂a przypadkiem na bardzo silny pryz­mat p艂ci 偶e艅skiej. Nieznajoma posiada艂a moc pozwalaj膮c膮 na stworzenie wi臋zi nawet z pewnej odleg艂o艣ci.

Co wi臋cej, by艂a nies艂ychanie rzadkim typem pryzmatu, takim, kt贸ry potrafi sam dostroi膰 si臋 do fal energetycz­nych wysy艂anych przez matryc臋.

I z pewno艣ci膮 by艂a gdzie艣 w pobli偶u. W kasynie. 呕aden bowiem pryzmat nic dysponowa艂by tak膮 si艂膮, 偶eby po艂膮­czy膰 si臋 z nim z ulicy.

Przeczesa艂 palcami w艂osy i nakaza艂 sobie analiz臋 mat­rycy. Wiedzia艂, 偶e wbrew temu, co si臋 powszechnie s膮dzi, istniej膮 jednak talenty wykraczaj膮ce poza skal臋. Sam do takich nale偶a艂. Zdawa艂 sobie spraw臋 r贸wnie偶 i z tego, 偶e pewne pryzmaty nie mieszcz膮 si臋 nawet w granicach pe艂nego spektrum uwa偶anego za szczyt ich mo偶liwo艣ci. Kilka miesi臋cy temu przyjaciel Nicka, Lucas Trent, nie­s艂ychanie mocny talent iluzyjny znalaz艂 tego rodzaju okaz w osobie Amarylis Lark.

A tego wieczoru Nick odkry艂 kolejn膮 tak膮 kobiet臋. Tyle 偶e jeszcze nie wiedzia艂, kim jest.

Przypomnia艂 sobie, 偶e wprowadzi艂 w kasynie znakomi­ty system zabezpieczaj膮cy. Jedna z kamer wychwyci艂a z pewno艣ci膮 tajemniczy pryzmat ju偶 przy samym wej艣ciu. 艢wiadomo艣膰, 偶e twarz tej kobiety zarejestrowano na ta艣mie, przynios艂a Chastainowi natychmiastow膮 ulg臋.

Mia艂 gwarancj臋, 偶e w ten czy inny spos贸b pozna jej to偶samo艣膰.

Panowa艂 nad sytuacj膮. Tymczasem musia艂 si臋 zaj膮膰 swoim ma艂偶e艅stwem. Zebrawszy ca艂膮 siln膮 wol臋, zerkn膮艂 na Hobarta.

- Wymaga pan ode mnie wyjawienia pewnych szczeg贸艂贸w, jakie wola艂bym zachowa膰 w tajemnicy.

Hobart zdenerwowa艂 si臋 jeszcze bardziej.

- Jak zapewne pan zauwa偶y艂, prowadz臋 kasyno. Ile zacnych, wybitnych rodzin z Nowego Seattle przyj臋艂oby mnie ch臋tnie do swego grona?

Hobart sp艂on膮艂 rumie艅cem.

- No c贸偶. Przyznaj臋, 偶e pa艅ska profesja nie jest dobrze widziana w pewnych kr臋gach. Ale z drugiej strony, je艣li nie ograniczy pan swych poszukiwa艅 do elity...

Batt, zrezygnowany, przymkn膮艂 oczy.

Hobart nie otworzy艂 oczu.

Agent j臋kn膮艂 i spojrza艂 na Nicka.

- Koneksje Synergistyczne zajmuj膮 si臋 wy艂膮cznie sklasyfikowanymi pryzmatami i talentami. Kompatybilno艣膰 na poziomie si艂y psychicznej jest r贸wnie wa偶na w ma艂偶e艅stwie jak dopasowanie pod innymi wzgl臋dami.

- Musi pan dla mnie pracowa膰 mimo braku testu.

Hobartowi zadr偶a艂a r臋ka.

- A jakiego w艂a艣ciwie rodzaju zdolno艣ciami pan dysponuje?

- Nale偶臋 do matrycowc贸w.

Batt opad艂 bezradnie na siedzenie.

- A ja mam kup臋 forsy, panie Batt.

Hobart zwil偶y艂 j臋zykiem wysuszone wargi.

Nie nale偶a艂o rozwija膰 tematu. Obaj zdawali sobie spra­w臋, 偶e pi臋tno dziecka z nieprawego 艂o偶a zmniejsza szanse na znalezienie partnera z przyzwoitej rodziny i praktycz­nie uniemo偶liwia wej艣cie do wy偶szych sfer.

Nie najlepsze pochodzenie mia艂o jednak swoje zalety. Nikt bardziej od b臋kart贸w nie ceni艂 sobie bowiem szacun­ku spo艂ecznego, zatem Chastain postanowi艂 sobie solennie, i偶 jego dzieci nie natrafi膮 nigdy na mniej lub bardziej subtelnie konstruowane bariery ustawiane przed tymi, kt贸rzy nie mog膮 si臋 wylegitymowa膰 odpowiedni膮 parantel膮. Skoro jednak pragn膮艂, aby jego potomstwo uzyska艂o wszelkie mo偶liwe przywileje, musia艂 sobie wybra膰 od­powiedni膮 偶on臋.

U艣miechn膮艂 si臋 s艂abo.

- Bzdura. Zapewne nieco pana pociesz臋, je艣li wyznam, 偶e nie zamierzam zbyt d艂ugo okupowa膰 swego dotych­czasowego miejsca na nizinach spo艂ecznych. Bo widzi pan, ja mam pewien plan. Nie b臋d臋 teraz wchodzi艂 w szczeg贸艂y, ale mog臋 pana zapewni膰, 偶e w ci膮gu pi臋ciu lat stan臋 si臋 jednym z najbardziej szanowanych obywateli 艢wi臋tej Heleny. Prosz臋 mi uwierzy膰 na s艂owo.

Rozdzia艂 drugi

Gardenia Spring opar艂a si臋 ci臋偶ko o drzwi oznaczone k贸艂kiem i wesz艂a do toalety. Wy­starczy艂 jej zaledwie jeden rzut oka, aby si臋 przekona膰, 偶e to pomieszczenie - przypomina­j膮ce buduar kosztownej kochanki -jest r贸wnie niegustowne jak reszta kasyna.

Za poz艂acanymi drzwiami kabin l艣ni艂y bia艂o-r贸偶owe sedesy. Z艂ocone umywalki i krany w kszta艂cie egzotycznych ptak贸w osadzono na marmurowych podstawach w kolorze pasuj膮­cym do muszli klozetowych. W cz臋艣ci wypo­czynkowej, gdzie pod艂og臋 wy艂o偶ono grubym dywanem w odcieniu fuksji, dominowa艂a sofa z r贸偶owym aksamitnym obiciem.

Ka偶dy szanuj膮cy si臋 dekorator wn臋trz na ten widok dosta艂by bole艣ci, ale Gardenia czu艂a si臋 tak fatalnie, 偶e nie mog艂a traci膰 energii na szydzenie z wystroju 艂azienki.

Na szcz臋艣cie mia艂a ca艂e pomieszczenie dla siebie, wi臋c dozna艂a g艂臋bokiej ulgi.

Po tym, jak sta艂a si臋 ofiar膮 tego brutalnego, paranor­malnego ataku, nadal odczuwa艂a pulsowanie w skroniach. Serce bi艂o jej zbyt szybko, a bluzka przylega艂a do spoco­nych plec贸w. Ale przynajmniej nie musia艂a ju偶 ognis­kowa膰 dla tego 艂ajdaka.

Gardenia nadal nic wiedzia艂a, czy talent wypu艣ci艂 j膮 z w艂asnej woli, czy te偶 ona sama zdo艂a艂a si臋 wyrwa膰. Podczas kr贸tkiej wi臋zi panowa艂 straszny chaos, tote偶 dziewczyna nie potrafi艂a odtworzy膰 przebiegu wydarze艅.

Opar艂szy si臋 o z艂ocon膮, rze藕bion膮 umywalni臋 spojrza艂a w lustro. Pomijaj膮c wyraz przera偶enia w oczach wy­gl膮da艂a ca艂kiem normalnie. Czu艂a si臋 tak, jakby wpad艂a w oko cyklonu, kt贸ry oszcz臋dzi艂 jej fryzur臋. Jej charakterystyczny, p膮sowy kostium nadal 艣wietnie na niej le偶a艂. Nie brakowa艂o r贸wnie偶 eleganckiej apaszki, kt贸r膮 zawi膮­za艂a fantazyjnie na szyi, zanim przyby艂a do kasyna.

Przymkn臋艂a oczy i zaczerpn臋艂a g艂臋boko powietrza. Ten talent odznacza艂 si臋 naprawd臋 ogromn膮 moc膮. I z pew­no艣ci膮 nale偶a艂 do matrycowc贸w. Gardenia rozpoznawa艂a talenty matrycowe nieomylnie w ka偶dej sytuacji.

Niemniej jednak nie one powinny dysponowa膰 tak ogromn膮 si艂膮. Dotychczas nie pozna艂a 偶adnego, kt贸ry by wykracza艂 poza pi膮t膮 klas臋. A ten nie mie艣ci艂 si臋 w skali.

Ponadto by艂 m臋偶czyzn膮. Na samo wspomnienie tej intensywnej m臋sko艣ci, jaka towarzyszy艂a wi臋zi, Gardenia a偶 si臋 wzdrygn臋艂a. Nigdy dot膮d nie do艣wiadczy艂a tak ogromnego podniecenia fizycznego podczas wi臋zi psychi­cznej. Ani te偶 przy 偶adnej innej okazji.

Ostatnio nawet zacz臋艂a w膮tpi膰, czy w og贸le jest zdolna do g艂臋bokich prze偶y膰 natury seksualnej.

Pomy艣la艂a, 偶e jednak nie ma powod贸w do zmartwienia. Na pewno targn膮艂 ni膮 poryw nami臋tno艣ci. Po lekturze powie艣ci Orchid Adams Gardenia wyobra偶a艂a sobie jednak tego typu doznania zupe艂nie inaczej.

To wszystko nie mie艣ci艂o si臋 w g艂owie. Matrycowcy o du偶ej mocy trafiali si臋 r贸wnie rzadko jak pami膮tki po pierwszym pokoleniu. Eksperci w膮tpili, czy takie okazy w og贸le istniej膮.

Gardenia otworzy艂a oczy. Si臋gn臋艂a po male艅ki jed­norazowy kubek umieszczony w z艂otej obr膮czce i od­kr臋ci艂a kran.

Gdy podnios艂a kubeczek do ust, dr偶a艂a jej r臋ka. Usta艂y natomiast zawroty g艂owy. Puls r贸wnie偶 wraca艂 do normy. A co najwa偶niejsze, opu艣ci艂o j膮 uczucie podniecenia. Wszystko wskazywa艂o na to, 偶e atak nie spowodowa艂 trwa艂ego uszczerbku na ciele dziewczyny.

Zmarszczy艂a brwi. M臋ki psychicznej zacz臋艂a doznawa膰 dopiero w chwili, gdy dokona艂a pierwszej pr贸by, aby wyzwoli膰 umys艂 ze szpon贸w talentu. Mia艂a nadziej臋, 偶e napastnik r贸wnie偶 ucierpia艂 podczas walki. Dobrze

mu tak.

Zracjonalizowanie tego wydarzenia nie ma sensu. By艂o tylko jedno mo偶liwe wyt艂umaczenie. Gardenia pad艂a po prostu ofiar膮 wampira psychicznego.

Ludzie nie wierzyli w istnienie wampir贸w. Tego rodzaju potwory istnia艂y jedynie w powie艣ciach.

Niemniej jednak, kilka miesi臋cy wcze艣niej, pracownicy Psynergii zapoznali si臋 z przera偶aj膮c膮 opowie艣ci膮 Amarylis Lark, kt贸ra spotka艂a prawdziwego wampira. A Clementine Malone, w艂a艣cicielka agencji, ostrzeg艂a przed wampirami ca艂y sw贸j personel. Nikt nie ujawni艂 jednak tych rewelacji 艣rodkom masowego przekazu w obawie przed kompro­mitacj膮.

Jedyna osoba, kt贸ra mog艂a potwierdzi膰 istnienie wam­pir贸w psychicznych, przebywa艂a obecnie w zak艂adzie dla kryminalnie niepoczytalnych. Iren臋 Dudley, niepo­zorna sekretarka w 艣rednim wieku, oszala艂a, gdy w tra­kcie konfrontacji z Lucasem Trentem i Amarylis Lark utraci艂a moc.

Gardenia spojrza艂a ponownie w lustro i upi艂a jeszcze 艂yk wody. Czu艂a si臋 o wiele lepiej. Prawie normalnie.

A je艣li jej reakcja by艂a niewsp贸艂mierna do zagro偶enia? Ca艂y wiecz贸r martwi艂a si臋 przecie偶 o Morrisa Fenwicka. Niewykluczone, 偶e podczas tych kr贸tkich chwil dezorien­tacji psychicznej ponios艂a j膮 wyobra藕nia.

Zapewne otar艂a si臋 po prostu o talent klasy pi膮tej albo s艂abego matrycowa pr贸buj膮cego wykorzysta膰 swe zdol­no艣ci do oszustwa przy kartach. Kasyna zatrudnia艂y wprawdzie wykrywaczy, ale kto艣 m贸g艂 si臋 wymkn膮膰 ochronie.

Westchn臋艂a. Po co mydli膰 sobie oczy? Nie potkn臋艂a si臋 o pi膮tk臋, tylko przewr贸ci艂a na talencie wykraczaj膮cym poza skal臋. Niezwyk艂o艣膰 jej w艂asnych uzdolnie艅 polega艂a na tym, 偶e Gardenia ogniskowa艂a najlepiej dla matrycowc贸w, a przy okazji posiada艂a pe艂ne widmo czystej energii. Potrafi艂a r贸wnie偶 oceni膰 si艂臋 talent贸w, do klasy dziesi膮tej w艂膮cznie. I poza ni膮 - pomy艣la艂a z gorycz膮. Napastnik na pewno dysponowa艂 wi臋ksz膮 moc膮.

To musia艂 by膰 jeden z tych facet贸w przy stoliku do d偶ino-pokera. Gardenia podesz艂a bardzo blisko do hazardzist贸w. S艂ysza艂a, 偶e u Chastaina grywa si臋 w d偶ino-pokera o bardzo wysokie stawki. Jaki艣 zdesperowany, silny matrycowiec z pewno艣ci膮 pr贸bowa艂 oszukiwa膰. A ona pechowo wesz艂a mu w drog臋 w chwili, gdy zapuszcza艂 sond臋.

Talent musia艂 si臋 zdziwi膰 podobnie jak i Gardenia, ale i tak nie zrezygnowa艂 z pochwycenia pryzmatu.

Fakt, i偶 matrycowcy zachowywali si臋 dziwnie na jednym z ko艅c贸w widma, nie stanowi艂 dla nikogo ta­jemnicy. Talenty tego rodzaju stawa艂y si臋 w tym miejscu po prostu niebezpieczne.

Gardenia postanowi艂a, 偶e odt膮d b臋dzie si臋 trzyma膰 z dala od stolika do d偶ino-pokera. Si艂a wi臋zi mala艂a bowiem wraz odleg艂o艣ci膮.

Ponownie przeanalizowa艂a sytuacj臋. Dowody ataku ze strony wampira nie istnia艂y. Ochroniarze u艣mialiby si臋 do 艂ez, gdyby opowiedzia艂a im swoj膮 przygod臋. Zro­zumienia mog艂a szuka膰 jedynie u przyjaci贸艂 z Psynergii.

Wypi艂a reszt臋 wody i odstawi艂a kubek. Goryle wykpili wprawdzie historyjk臋 o wampirze, ale na pewno nie przeszliby do porz膮dku dziennego nad tym, 偶e kto艣 wywiera wp艂yw na przebieg gry w d偶ino-pokera.

W g艂owie Gardenii zacz膮艂 si臋 rysowa膰 pewien plan. Dziewczyna zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, jak oszuka膰 ochron臋 Chastaina i dotrze膰 do biura.

Pchn臋艂a zdecydowanie drzwi toalety i wesz艂a do ocieka­j膮cego z艂otem kiczowatego kasyna. Dochodzi艂a pierwsza w nocy. Eleganccy panowie i panie kr膮偶yli niczym s臋py wok贸艂 stolik贸w, a ich cia艂ami wstrz膮sa艂y na przemian fale rozpaczy i radosnego podniecenia. Kelnerzy w 艣wie­c膮cych kostiumach roznosili tace z drinkami.

Gardenia odwr贸ci艂a g艂ow臋 i ruszy艂a szybko w d贸艂 korytarza. Min膮wszy czarno-z艂ote windy odnalaz艂a wyj艣cie awaryjne. Rozejrza艂a si臋 szybko, 偶eby sprawdzi膰, czy nikt jej nie zauwa偶y艂, i pod膮偶y艂a w g贸r臋 schod贸w.

Na drugim pi臋trze znalaz艂a drzwi opatrzone tabliczk膮: PRYWATNE. Zaczerpn臋艂a g艂臋boko powietrza, przekr臋ci艂a klamk臋 i zacz臋艂a si臋 modli膰, 偶eby drzwi nie by艂y zamkni臋te na klucz.

Modlitwa pomog艂a i Gardenia znalaz艂a si臋 w holu wy艂o偶onym purpurowym dywanem. Na widok z艂oconych s艂up贸w podtrzymuj膮cych sufit, dziewczyna zmarszczy艂a z obrzydzeniem nos. Nie mia艂a jeszcze okazji pozna膰 Nicka Chastaina, a ju偶 wiedzia艂a, 偶e nie polubi cz艂owieka tak ca艂kowicie pozbawionego gustu. Nic ich z pewno艣ci膮 nie 艂膮czy艂o.

- W czym mog臋 pani pom贸c?

Niski, burkliwy g艂os dobieg艂 zza jej plec贸w. Odwr贸ciw­szy si臋 na pi臋cie, zobaczy艂a pot臋偶nie zbudowanego m臋偶­czyzn臋, kt贸ry wygl膮da艂 do艣膰 komicznie w eleganckim wieczorowym garniturze. Wygolona 艂ysina goryla po艂ys­kiwa艂a w 艣wietle kandelabr贸w, a jego jasne oczy patrzy艂y na Gardeni臋 uwa偶nie spod prostych jak kreska brwi. Kozia br贸dka nie pasowa艂a zupe艂nie do szerokiej, nalanej twarzy, ale dziewczyna wola艂a nie wyra偶a膰 g艂o艣no swojej opinii na ten temat.

Obdarzy艂a ochroniarza protekcjonalnym u艣mieszkiem.

- Oczywi艣cie, pan Chastain powinien na mnie czeka膰.

Goryl zerkn膮艂 na drzwi w ko艅cu holu.

- Pan Chastain jest bardzo zaj臋ty. Prosi艂, 偶eby mu nic przeszkadza膰. Niech pani tymczasem usi膮dzie, a ja zawiadomi臋 recepcj臋.

Gardenia postuka艂a czerwonym butem w pod艂og臋 i zer­kn臋艂a na zegarek.

Zza barczystego goryla wy艂onili si臋 dwaj jeszcze lepiej zbudowani ochroniarze. Gotowi do akcji, stali dyskretnie w tle.

Gardenia u艣miechn臋艂a si臋 ch艂odno do 艂ysola.

- Niech to jasny szlag trafi! - Barczysty m臋偶czyzna pogna艂 za Gardeni膮 z zadziwiaj膮c膮 szybko艣ci膮.

Tymczasem dziewczyna dopad艂a klamki i natychmiast j膮 przekr臋ci艂a.

W chwili gdy roztoczy艂 si臋 przed ni膮 widok okropnego, purpurowo-czarno-z艂otego wn臋trza, poczu艂a na swoim ramieniu 艂ap臋 goryla.

W gabinecie siedzia艂o dw贸ch m臋偶czyzn. Obaj natych­miast odwr贸cili g艂owy. Siedz膮cy na krze艣le elegancki ma艂y cz艂owieczek wygl膮da艂 zupe艂nie nieszkodliwie, czego absolutnie nie da艂o si臋 powiedzie膰 o jego towarzyszu rozpartym na czarno-z艂otym tronie.

- Przepraszam za to naj艣cie, szefie - odezwa艂 si臋 ochroniarz. - Zaraz si臋 wszystkim zajm臋.

Kiedy stra偶nik zacz膮艂 wyci膮ga膰 Gardeni臋 na si艂臋 z gabi­netu, dziewczyna wczepi艂a si臋 w framug臋.

- Pan Chastain, prawda? - spyta艂a g艂o艣no.

M臋偶czyzna popatrzy艂 na ni膮 ch艂odno, ale wyra藕nie zaintrygowany. W jego spojrzeniu Gardenia wyczu艂a przenikliw膮 inteligencj臋, niesamowit膮 samokontrol臋 i obie­tnic臋 mocy. Wstrz膮sn膮艂 ni膮 dreszcz.

Nick uni贸s艂 czarn膮 brew, a dwaj pozostali wstrzymali oddech. Gardenia te偶 zaczerpn臋艂a g艂臋boko powietrza. Postanowi艂a, 偶e nie pozwoli si臋 zastraszy膰 cz艂owiekowi o tak fatalnym gu艣cie.

Kiedy jednak Chastain u艣miechn膮艂 si臋 szeroko, opu艣ci艂a j膮 odwaga.

Oswobodziwszy si臋 z u艣cisku Feathera, Gardenia popa­trzy艂a na Hobarta wsp贸艂czuj膮co i usun臋艂a si臋 z przej艣cia. Batt niemal wyfrun膮艂 na korytarz.

Feather zamkn膮艂 cicho drzwi. Gardenia zosta艂a wreszcie sama z Chastainem.

Rozdzia艂 trzeci

A wi臋c Morris Fenwick znikn膮艂? - Nick z trudem ukry艂 gniew pod mask膮 ch艂odnego zainteresowania.

- Niech pan nie udaje. Morris Fenwick nale偶y do grona moich klient贸w. M贸wi艂 mi, 偶e negocjowa艂 z panem cen臋 pewnego starego dziennika. Twierdzi艂, 偶e bardzo panu zale偶y na niekt贸rych informacjach.

- Owszem - przyzna艂 Chastain cicho.

Gardenia zacisn臋艂a mocno palce na pasku torebki.

A wi臋c koniec z udawaniem - pomy艣la艂 Chastain. Zrobi艂by wszystko, aby zdoby膰 dziennik, i wiedzia艂, 偶e mo偶na wyczyta膰 to z 艂atwo艣ci膮 z jego twarzy.

Dostrzeg艂, 偶e Gardenia mru偶y 艂adne, w膮skie oczy. Nigdy nie widzia艂 oczu w takim kolorze. Ten srebrzysty b艂臋kit zaczyna艂 go fascynowa膰.

- Morris znalaz艂 podobno innego nabywc臋 - powiedzia艂a twardo dziewczyna.

- To prawda.

- Ciekawa koncepcja.

Zacisn臋艂a usta.

Zmarszczy艂a brwi.

- On jest naprawd臋 bardzo delikatny. Nie potrafi funkcjonowa膰 pod presj膮, jak zreszt膮 wi臋kszo艣膰 talent贸w matrycowych.

Nie wierzy艂 w艂asnym uszom.

Nick u偶y艂 ca艂ej si艂y woli, by nie zgrzytn膮膰 z臋bami.

Gardenia napi臋艂a mi臋艣nie, lecz nie odwr贸ci艂a g艂owy. Chastaina zaintrygowa艂o jej 艣mia艂e wyzywaj膮ce spoj­rzenie.

Wiedzia艂 oczywi艣cie, kim ona jest. Od razu rozpozna艂 zar贸wno nazwisko, jak i twarz dziewczyny. Przed p贸艂tora rokiem w Nowym Seattle m贸wi艂o si臋 niemal wy艂膮cznie o niej, a jedna z gazet przezwa艂a pann臋 Spring „Szkar艂atn膮 Dam膮".

Nick nienawidzi艂 brukowc贸w, ale musia艂 je czytywa膰, gdy偶 chcia艂 czerpa膰 informacje ze wszystkich mo偶liwych 藕r贸de艂. Przede wszystkim 艣ledzi艂 doniesienia na temat tych cz艂onk贸w elity, kt贸rzy dostarczyli tematu rubryce zajmuj膮cej si臋 skandalami. Nigdy nie wiadomo, w jakich okoliczno艣ciach mo偶na zrobi膰 u偶ytek z takich wiadomo艣ci.

Przed p贸艂tora rokiem sfotografowano Gardeni臋 Spring, wychodz膮c膮 z sypialni s艂ynnego biznesmena, Rexforda Eatona. Eaton pochodzi艂 z jednej z najwybitniejszych rodzin miasto-stanu i niestety posiada艂 偶on臋. Skandal, jaki w贸wczas wybuch艂, dostarczy艂 prasie tematu na par臋 dni.

A zdj臋cie Gardenii ubranej w p膮sow膮 sukni臋 zyska艂o honorowe miejsce na pierwszej stronic brukowca „Synsacje".

Nick przypomnia艂 sobie fotografi臋 oraz towarzysz膮cy jej artyku艂 nie tylko dlatego, 偶e sprawa dotyczy艂a Eaton贸w. Pewne niesmaczne szczeg贸艂y ca艂ej afery nadal bu­dzi艂y jego w膮tpliwo艣ci. 艢cis艂y umys艂 matrycowca z 艂at­wo艣ci膮 wychwyci艂 fa艂sz mi臋dzy linijkami. Nie stanowi艂o to jednak dla niego 偶adnej niespodzianki. „Synsacje" nigdy si臋 zreszt膮 nie wyr贸偶nia艂y dziennikarsk膮 rzetelno艣ci膮.

Pami臋ta艂, 偶e bardzo imponowa艂 mu spos贸b, w jaki „Szkar艂atna Dama" radzi艂a sobie z nachalnymi repor­terami. Odmawia艂a wywiad贸w z podziwu godn膮 pogard膮.

A tego wieczoru Gardenia Spring wywar艂a na nim jeszcze wi臋ksze wra偶enie. Ludzie, jakich przyjmowa艂 zwykle u siebie w gabinecie, przybierali na og贸艂 jedn膮 z trzech postaw. By艂 to l臋kliwy szacunek, ha艂a艣liwa aprobata b膮d藕 te偶 niezwyk艂a ostro偶no艣膰. 呕adnemu z go艣ci nigdy nawet nie przysz艂o do g艂owy, aby go atakowa膰.

Chastain zdawa艂 sobie spraw臋 ze swojej reputacji. Pracowa艂 na ni膮 bardzo ci臋偶ko, najpierw w dzikiej d偶ungli na Wyspach Zachodnich, a potem w tym podobno cywi­lizowanym miasto-stanic, czyli w Nowym Seattle. Ka偶dy cz艂owiek w jego po艂o偶eniu musia艂 dba膰 o wizerunek.

Nie wiedzia艂, czy Gardenia w艂o偶y艂a szkar艂atn膮 sukni臋, aby podkre艣li膰 charakter swoich 偶膮da艅, czy te偶 dla dodania sobie odwagi.

Niezale偶nie od intencji, wygl膮da艂a 艣wietnie w tej jask­rawej, 艣mia艂ej czerwieni gryz膮cej si臋 z bordowym od­cieniem dywanu i zas艂on w gabinecie Nicka.

Obcis艂a suknia w eleganckim fasonie by艂a wprawdzie troch臋 wyzywaj膮ca, ale w bardzo dobrym gu艣cie. Podkre艣la艂a ponadto zarys piersi, w膮sk膮 tali臋 i kr膮g艂膮 pup臋 dziewczyny.

Najbardziej jednak zainteresowa艂 Chastaina spos贸b, w jaki panna Spring nosi艂a t臋 sukni臋. Gardenia przybra艂a bowiem postaw臋 pe艂nej wdzi臋ku wynios艂o艣ci, 艣wiadcz膮cej o sile jej woli i charakteru. Nick mia艂 niew膮tpliwie do czynienia z upart膮 kobiet膮. A przy tym niew膮tpliwie interesuj膮c膮. Otaczaj膮ca dziewczyn臋 aura nieomylno艣ci budzi艂a w nim irytacj臋 i niepok贸j. B臋d膮c silnym talentem mat­rycowym Nick odznacza艂 si臋 ogromn膮 wra偶liwo艣ci膮 na niuanse niedostrzegalne dla innych.

Nawet gdy Chastain nie korzysta艂 aktywnie ze swego talentu, jaka艣 cz膮stka jego umys艂u zawsze dokonywa艂a obserwacji, analiz i ocen. Intuicyjnie poszukiwa艂 wzo­r贸w, pr贸buj膮c wy艂uska膰 fragmenty nie pasuj膮ce do reszty lub takie, kt贸re uruchamia艂y w jego m贸zgu sygna艂y alarmowe. Przy ka偶dej okazji Nick stara艂 si臋 r贸wnie偶 dostrzec ewentualne widmo chaosu lub znisz­czenia.

Wyostrzone zmys艂y niejednokrotnie ratowa艂y mu 偶ycie w d偶unglach na Wyspach Zachodnich i pozwoli艂y zbi膰 fortun臋. Ostatnio jednak Nick zauwa偶y艂, 偶e ci膮g艂e po­szukiwanie wzoru poci膮ga艂o za sob膮 skutki uboczne. Po latach wypatrywania z艂a i niebezpiecze艅stwa Chastain pragn膮艂 wreszcie odkry膰 co艣 pozbawionego wad. A Gardenia Spring wydawa艂a mu si臋 doskona艂a. Cho膰 to oczywi艣cie zupe艂nie nie mia艂o sensu, ta dziew­czyna oskar偶y艂a go przecie偶 o porwanie.

Zapragn膮艂 nagle uciec do tego oddalonego miejsca, z kt贸rego potrafi艂 analizowa膰 i ocenia膰, nie reaguj膮c na bod藕ce wizualne. Zmusza艂 si臋, aby spojrze膰 na Gardeni臋 z ch艂odn膮 intuicj膮 stanowi膮c膮 g艂贸wny element jego skom­plikowanej natury.

Panna Spring by艂a niew膮tpliwie atrakcyjna, cho膰 nie nale偶a艂a do pi臋kno艣ci. Chastainowi podoba艂 si臋 bardzo jej prosty arystokratyczny nos, wysokie czo艂o oraz wydatne ko艣ci policzkowe. Ciemne w艂osy dziewczyny si臋gaj膮ce karku podwija艂y si臋 delikatnie na ko艅cach.

Przy stolikach do d偶ino-pokera zasiada艂y niew膮tpliwie bardziej atrakcyjne kobiety. A za barmankami i now膮, rudow艂os膮 piosenkark膮 ogl膮dali si臋 wszyscy klienci kasyna.

Matrycowcy postrzegali jednak urod臋 w zdecydowanie nietypowy spos贸b, co stanowi艂o zaledwie jedno z licznych przekle艅stw, jakie ich dotkn臋艂y. Mimo i偶 Chastain docenia艂 pi臋kno dziewcz臋cego cia艂a, reagowa艂 na nie fizycznie bardzo powierzchownie. A wraz z up艂ywem lat coraz bardziej pragn膮艂 g艂臋bokiej wi臋zi. Zwi膮zku obdarzonego znaczeniem. T臋skni艂 za czym艣, czego nic rozumia艂 i nie potrafi艂 nazwa膰.

Nie spe艂nione marzenia coraz bardziej si臋 utrwala艂y, nie pozostaj膮c bez wp艂ywu na 偶ycic seksualne Chastaina, kt贸re praktycznie od wielu miesi臋cy zupe艂nie nie istnia艂o. Nick niejednokrotnie pr贸bowa艂 dociec, czy tylko on jeden cierpi z powodu efekt贸w ubocznych swojego talentu, czy te偶 podobnie okrutny los dotyka wszystkich matrycowc贸w.

Teraz odrzuci艂 jednak wszystkie natr臋tne my艣li i wska­za艂 dziewczynie krzes艂o zwolnione przez Hobarta.

- Prosz臋 spocz膮膰, panno Spring. Chyba powinni艣my om贸wi膰 par臋 spraw.

Zerkn臋艂a niepewnie na krzes艂o, ale po kr贸tkiej chwili wahania podesz艂a wyzywaj膮cym krokiem do biurka, a nast臋pnie usiad艂a, skrzy偶owa艂a nogi i pomacha艂a nie­cierpliwie czerwonym butem.

Gardenia popatrzy艂a na niego niepewnie.

Gardenia zmarszczy艂a brwi.

Przyjrza艂a mu si臋 uwa偶niej.

Gardenia wyra藕nie si臋 zaniepokoi艂a. Z pewno艣ci膮 umie艣­ci艂a go w szufladce z napisem: Ekscentrycy, dziwacy i inni wariaci.

Gardenia odchrz膮kn臋艂a ostro偶nie.

Gardenia zamar艂a na krze艣le. Przesta艂a nawet macha膰 nog膮.

W oczach dziewczyny pojawi艂 si臋 wyraz uporu.

Chastain przypomnia艂 sobie pewne szczeg贸艂y z artyku艂u w „Synsacjach".

- Je艣li czerpie pan informacje z kolumny ze skandalami, radz臋 panu na nich nie polega膰. Ale to pa艅ski problem. A ja projektuj臋 wn臋trza i pracuj臋 na p贸艂 etatu w Psynergii jako pryzmat o pe艂nym spektrum.

Ta informacja bardzo go zaskoczy艂a.

Jej nieskrywane zaskoczenie mocno go ubawi艂o.

- Najwy偶ej Lucas troch臋 pomarudzi.

Zerkn膮wszy w zamy艣leniu na aparat, wyd臋艂a pogardliwie usta.

Popatrzy艂a na niego niespokojnie.

- Nie pracuj臋 dla policji. Ju偶 panu m贸wi艂am, dlaczego tu przysz艂am i czym si臋 zajmuj臋.

Uda艂o mu si臋 zrobi膰 post臋py. Stoliczki zacz臋艂y si臋 kr臋ci膰. Panna Spring zosta艂a zepchni臋ta do defensywy.

Wyostrzone zmys艂y Nicka przeszy艂 dreszcz niepokoju.

Przez kilka pe艂nych napi臋cia sekund dziewczyna wpat­rywa艂a si臋 w jego twarz. Potem wolno wypu艣ci艂a powiet­rze, zasiad艂a g艂臋biej na krze艣le i zab臋bni艂a palcami na blacie biurka.

Unios艂a brwi.

Zmarszczy艂 brwi.

Chastain po raz pierwszy zacz膮艂 si臋 nad tym powa偶nie zastanawia膰.

Sam nie wierzy艂, 偶e pozwala sobie tak docina膰. Stan膮艂 za biurkiem. Nadszed艂 czas, aby przej膮膰 kontrol臋 nad matryc膮.

Zamruga艂a oczyma i wysun臋艂a dumnie podbr贸dek.

Nick szybko rozwa偶y艂 wszystkie za i przeciw takiego posuni臋cia. Zna艂 wielu gliniarzy w Nowym Seattle, ale nie chcia艂 ich anga偶owa膰 w spraw臋 dziennika.

- B臋dzie pani musia艂a z tym zaczeka膰.

W oczach dziewczyny zn贸w b艂ysn臋艂a podejrzliwo艣膰.

0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
Wreszcie u偶y艂a liczby mnogiej. O wiele lepiej - po­my艣la艂 Nick. Przynajmniej nie pobiegnie od azu na policj臋.

Nie przej膮艂 si臋 akcentem na s艂owie „znajomi. Panna Spring najwyra藕niej ju偶 wyrobi艂a sobie opini臋 la temat jego przyjaci贸艂. S膮dzi艂a, 偶e nale偶膮 do marginesu, nie akceptowanego przez spo艂ecze艅stwo. I niewiele si臋 myli艂a. Chastain zamierza艂 wprawdzie to wszystko zmieni膰, ale na razie nie mia艂 czasu i ochoty wyjawia膰 Gardenii swoich plan贸w.

Niemal si臋 u艣miechn膮艂.

- Ostro偶nie. Podobno to matrycowcy s膮 wyznawcami teorii spiskowych. Ale pani te偶 艣wietnie sobie radzi.

Na policzki dziewczyny wyst膮pi艂y krwiste runie艅ce.

- Skoro ju偶 o nich mowa... - powiedzia艂a z r臋k膮 na klamce - chyba zainteresuje pana wiadomo艣膰, :e wielki talent z tej grupy, najprawdopodobniej dziesi膮tka, obs艂uguje jeden z pa艅skich stolik贸w do d偶ino-pokera.

Na chwil臋 krew zastyg艂a Nickowi w 偶y艂ach. Wbi艂 wzrok w Gardeni臋.

-Sk膮d pani wie? - spyta艂 tak cicho, 偶e ledwo go s艂ysza艂a. - Prosz臋 mi to zdradzi膰.

Ca艂膮 uwag臋 panny Spring poch艂ania艂y drzwi.

Przest膮pi艂a pr贸g i szybko zamkn臋艂a za sob膮 drzwi.

A wi臋c to by艂a ona. Pr贸buj膮c wykorzysta膰 talent do oceny Hobarta, Chastain natkn膮艂 si臋 na Gardeni臋, kt贸ra natychmiast go wyczu艂a, mimo i偶 dzieli艂o ich ca艂e pi臋tro.

Doskonale nastrojony m贸zg odm贸wi艂 mu na chwil臋 pos艂usze艅stwa. Odni贸s艂 wra偶enie, 偶e matryca jego 艣wiata uleg艂a zniszczeniu. Heroicznym wysi艂kiem woli zmusi艂 si臋 do naci艣ni臋cia guzika na interkomie.

Nick bardzo delikatnie od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i rozpar艂 si臋 w fotelu, usi艂uj膮c ogarn膮膰 umys艂em zmieniony wz贸r.

Z chwil膮 gdy Gardenia Spring wysz艂a z jego gabinetu w czerwonej sukni stukaj膮c szpilkami, ca艂e jego 偶ycie przybra艂o zupe艂nie inny kszta艂t.

Wpatrywa艂 si臋 d艂ugo w skomplikowany dese艅.

Pi臋tna艣cie minut p贸藕niej zadzwoni艂 telefon. Linia pry­watna. Nick podni贸s艂 s艂uchawk臋 i dotar艂y do niego przyt艂umione d藕wi臋ki ulicy.

prowadzi.

Dok艂adnie wiedzia艂, co ona zamierza. Dziewczyna chcia­艂a si臋 w艂ama膰 do antykwariatu, 偶eby poszuka膰 czego艣, co mog艂oby naprowadzi膰 j膮 na trop.

Szybko podszed艂 do drzwi i zerkn膮艂 na czarno-z艂oty zegarek. Mia艂 szanse dotrze膰 do sklepu Fenwicka, zanim Gardenia zdob臋dzie si臋 na odwag臋, aby zacz膮膰 dzia艂a膰.

Tego wieczoru w 偶ycie Chastaina wkrad艂o si臋 jakie艣 szale艅stwo.

Rozdzia艂 czwarty

To pewnie nie by艂 dobry pomys艂, ale lepszy nie przyszed艂 jej do g艂owy. Czu艂a, 偶e co艣 nie gra. - Ekscentryczny matrycowiec, Morris Fenwick, miewa艂 swoje dziwactwa, ale nale偶a艂 do grona jej klient贸w i wyr贸偶nia艂 si臋 niezwyk艂膮 delikatno艣ci膮. Dlatego si臋 o niego martwi艂a.

Gardenia zerkn臋艂a raz jeszcze na zacienion膮 alejk臋. Pomieszane 艣wiat艂o dw贸ch ksi臋偶yc贸w, Chalena i Yakimy, odbija艂o si臋 na pokrywie pojemnika na 艣mieci. Reszta w膮skiej uliczki pozostawa艂a w g艂臋bokim cieniu.

Chwyci艂a klamk臋 okna. Wiedzia艂a, 偶e je艣li natychmiast nie podejmie decyzji, opu艣ci j膮 odwaga. Nie mog艂a wr贸ci膰 do domu, nie rozej­rzawszy si臋 po sklepie. Musia艂a si臋 przekona膰, czy Morris nie le偶y przypadkiem gdzie艣 na pod艂odze - martwy lub ci臋偶ko ranny.

Po wyj艣ciu z kasyna ogarn臋艂y j膮 z艂e prze­czucia. Nic widzia艂a w tym jednak nic dziwnego. Nie co dzie艅 prze偶ywa艂a tyle wstrz膮s贸w. Najpierw pad艂a przecie偶 ofiar膮 najprawdziwszego wam­pira psychicznego, a potem przeprowadzi艂a urocz膮 roz­mow臋 z w艂a艣cicielem jednego z najbardziej podejrzanych kasyn w Nowym Scattle.

Okno zaskrzypia艂o i otworzy艂o si臋 na o艣cie偶. Nie by艂o zamkni臋te, wi臋c Gardenia nie musia艂a w艂amywa膰 si臋 do antykwariatu. Bez k艂opotu wspi臋艂a si臋 na parapet i ze­skoczy艂a na pod艂og臋. Znajdowa艂a si臋 na zapleczu. Tu w艂a艣nie Morris przechowywa艂 swoje mniej cenne zbiory.

W 艣rodku panowa艂y egipskie ciemno艣ci. Dziewczyna zrobi艂a nie艣mia艂y krok do przodu i uderzy艂a du偶ym palcem lewej stopy o co艣 twardego. T艂umi膮c j臋k b贸lu, w艂膮czy艂a latark臋 znalezion膮 w samochodowej skrytce.

W w膮skim pasku 艣wiat艂a dostrzeg艂a walaj膮cy si臋 po pod艂odze labirynt pude艂 z ksi膮偶kami. Uni贸s艂szy latark臋, powiod艂a wzrokiem po wn臋trzu. Si臋gaj膮ce sufitu p贸艂ki ugina艂y si臋 od opas艂ych tom贸w r贸偶nej wielko艣ci i kszta艂tu.

Panuj膮ca w 艣rodku cisza wytr膮ca艂a j膮 z r贸wnowagi bardziej ni偶 mrok. Strumie艅 艣wiat艂a zachybota艂 si臋 lekko. Gardenia czu艂a przyspieszone bicie serca.

L臋k narasta艂. Zerkn臋艂a za siebie na otwarte okno. Powr贸t do auta zaj膮艂by jej najwy偶ej dwie minuty. A potem jeszcze pi臋膰 i ju偶 sta艂aby pod drzwiami swego mieszkania na poddaszu.

Przezwyci臋偶y艂a jednak pokus臋. Nie mog艂a na razie st膮d wyj艣膰.

Pomy艣la艂a ponuro, 偶e gdyby ciocia Willy i wujek Stanley zobaczyli j膮 w takiej sytuacji, chyba zemdleliby z wra偶enia. Do .tej pory nie otrz膮sn臋li si臋 przecie偶 po katastrofie finansowej i 艣mierci najbli偶szych krewnych. A potem doznali tylu upokorze艅 w zwi膮zku ze spraw膮 Eatona. Jedynie m艂odszego brata Gardenii, Leo, z pewno艣­ci膮 podnieci艂aby ta przygoda. Dziewczyna zacz臋艂a 偶a艂o­wa膰, 偶e nie zabra艂a go ze sob膮.

Przesz艂a ostro偶nie przez magazyn i otworzy艂a drzwi prowadz膮ce do g艂贸wnego pomieszczenia, gdzie panowa艂 jeszcze wi臋kszy zaduch ni偶 w sk艂adziku. Widocznie nikt tutaj ostatnio nie wietrzy艂.

W oknach wychodz膮cych na ulic臋 pozaci膮gano zas艂ony. Gardenia zatrzyma艂a si臋 w progu i powiod艂a 艣wiat艂em latarki po ciemnym wn臋trzu. To, co zobaczy艂a niemal odj臋艂o jej mow臋. - Bo偶e!

Panowa艂 te nieopisany chaos. Gardenia wpatrywa艂a si臋 z niedowierzaniem w potworny ba艂agan. Zrzucone z p贸艂ek ksi膮偶ki le偶a艂y bez艂adnie na pod艂odze. Szyba os艂aniaj膮ca blat lady by艂a rozbita. Na ci臋偶kim staromodnym biurku Morrisa z okresu P贸藕nej Ekspansji wala艂y si臋 sterty papier贸w. Zabytkowy fotel przewr贸cony by艂 na bok.

Gardenia cofn臋艂a si臋 lekko. Intuicja nakazywa艂a jej natychmiast opu艣ci膰 sklep. Nale偶a艂o znale藕膰 automat i zawiadomi膰 policj臋, co w艂a艣ciwie stanowi艂o wystarczaj膮cy pow贸d do odwrotu.

Ale nagle dziewczyna przypomnia艂a sobie, 偶e aparat stoi przecie偶 u Morrisa na biurku. O艣wietli艂a go wi臋c latark膮.

Musia艂a zmobilizowa膰 ca艂膮 energi臋, aby podej艣膰 do telefonu. Znajdowa艂a si臋 w艂a艣nie w po艂owie drogi, gdy dostrzeg艂a na pod艂odze skurczone cia艂o. Nieruchoma posta膰 le偶a艂a u st贸p wysokiej rozk艂adanej drabiny, na kt贸rej zwykle stawa艂 Fenwick, gdy zdejmowa艂 ksi膮偶ki z najwy偶szych p贸艂ek.

Na d藕wi臋k g艂osu Chastaina Gardenia odwr贸ci艂a si臋 na pi臋cie, celuj膮c latark膮 w wej艣cie do magazynu.

Nick sta艂 w g艂臋bokim cieniu i wygl膮da艂 niczym przys艂owiowy stra偶nik Pi臋ciu Piekie艂.

Wyostrzone zmys艂y dziewczyny wyczuwa艂y bij膮c膮 od niego si艂臋 - zar贸wno metafizyczn膮, jak czysto fizyczn膮.

Talent matematyczny lub specjalista od teorii gier - pomy艣la艂a. To by pasowa艂o do jego kariery zawodowej.

Domy艣li艂a si臋, 偶e Chastain r贸wnie偶 wszed艂 do antyk­wariatu przez otwarte okno. Pozostawa艂a jednak nadal pod zbyt silnym wra偶eniem swego przera偶aj膮cego od­krycia, aby logicznie my艣le膰. Nagle jakby dozna艂a ol艣nie­nia i zrozumia艂a, co oznacza obecno艣膰 tego m臋偶czyzny w antykwariacie. On j膮 po prostu 艣ledzi艂.

艢wiat艂o latarki zn贸w zadr偶a艂o. Gardenia usi艂owa艂a za wszelk膮 cen膮 zapanowa膰 nad dygotaniem r臋ki.

Nick zerkn膮艂 na nieruchom膮 posta膰. I nawet nie mrug­n膮艂 powiek膮. Gardenia pomy艣la艂a, 偶e widocznie tego rodzaju widoki nie s膮 mu obce. Sama znajdowa艂a si臋 na granicy histerii.

Gardenia zn贸w o艣wietli艂a Chastaina. Jasna smuga pad艂a na czarne, si臋gaj膮ce ko艂nierza w艂osy, zaczesane do ty艂u. Dziewczyna skierowa艂a latark臋 w d贸艂. Na pod艂odze, tu偶 obok drogiego, sk贸rzanego buta m臋偶czyzny le偶a艂a mar­murowa statuetka. Na widok czerwonej plamy w rogu popiersia panna Spring prze艂kn臋艂a 艣lin臋.

- Ja si臋 tym zajm臋. - Nick odszed艂 od zw艂ok i ruszy艂 w stron臋 biurka. - Mo偶e poszukamy kontaktu?

Gardenia poniewczasie zrozumia艂a, 偶e nadal korzysta z latarki. A przecie偶 ju偶 nie musia艂a ukrywa膰 swojej obecno艣ci. Morris nie 偶y艂 wkr贸tce mia艂a si臋 tu zjawi膰 policja. Podesz艂a do 艣ciany i znalaz艂a w艂膮cznik urucha­miaj膮cy galaretowo-lodowe o艣wietlenie.

Ciep艂y blask ogarn膮艂 wn臋trze rumowiska, kt贸re kiedy艣 by艂o antykwariatem. Gardenia wola艂a nie patrze膰 na skurczon膮 posta膰 le偶膮c膮 obok drabiny.

Kiedy si臋 odwr贸ci艂a, Nick podnosi艂 w艂a艣nie s艂uchawk臋. Po raz pierwszy dostrzega, 偶e m臋偶czyzna nosi czarne, samochodowe r臋kawiczki. Ca艂膮 uwag臋 skupi艂a na jego pot臋偶nych d艂oniach o d艂ugich palcach wystukuj膮cych numer na klawiaturze aparatu.

Zerkn膮艂 na ni膮 z uprzejmym zainteresowaniem.

- Co艣 nie gra?

Postanowi艂a, 偶e nic pozwoli si臋 zredukowa膰 do dr偶膮cej masy galaretowatego lodu Nazywa艂a si臋 Spring. To nic, 偶e skarbiec rodzinny 艣wieci pustkami. To nic, 偶e brukowce przezwa艂y j膮 „Szkar艂atn膮 Dam膮". Gardenia zachowa艂a dosy膰 dumy, aby paradzie sobie z w艂a艣cicielem kasyna.

Ten sarkazm wyprowadzi j膮 z r贸wnowagi.

Gardenia s艂ucha艂a kr贸tkiej rozmowy Nicka z detek­tywem. Wyda艂o si臋 jej, 偶e w g艂osie Chastaina pobrzmiewa jaka艣 poufa艂a nuta. Na pewno nie po raz pierwszy w 偶yciu kontaktowa艂 si臋 z policj膮. W ko艅cu prowadzi艂 przecie偶 kasyno.

- Tak, zaczekamy - powiedzia艂 wreszcie i od艂o偶y艂 s艂uchawk臋. - Anselm przyjedzie za par臋 minut - oznajmi艂.

Dozna艂a uczucia pewnej ulgi.

- Biedny Morris. - Za wszelk膮 cen臋 chcia艂a si臋 na co艣 przyda膰. - Mo偶e powinnam zawiadomi膰 jego 偶on臋?

Nick popatrzy艂 ostro na Gardeni臋.

- Ma艂o prawdopodobne. - Nick rozejrza艂 si臋 dok艂adnie po pokoju. - Z tego, co mi wiadomo, jestem jedyn膮 osob膮, kt贸rej zale偶a艂o na tych zapiskach do tego stopnia, by podj膮膰 r贸wnie drastyczne kroki.

Poczu艂a si臋 tak, jakby wesz艂a w pusty szyb windy.

- Bo偶e! Wi臋c m贸g艂by si臋 pan posun膮膰 do morderstwa, byle tylko wej艣膰 w posiadanie pami臋tnika?

Wykrzywi艂 usta w cynicznym u艣miechu, jakby si臋 spodziewa艂 takiego podejrzenia.

Ogarn臋艂o j膮 niek艂amane poczucie winy. Rzeczywi艣cie zachowywa艂a si臋 wobec Chastaina wyj膮tkowo nieuprzej­mie.

Sk艂oni艂 wdzi臋cznie g艂ow臋.

- Przyjmuj臋 przeprosiny. Je艣li chce pani zna膰 prawd臋, to wzruszy艂a mnie pani troska o Fenwicka. Niewiele os贸b przej臋艂oby si臋 losem klienta. Szczeg贸lnie, 偶e ten klient by艂 tylko irytuj膮cym, ekscentrycznym i skrytym talentem matrycowym.

Chastain wypowiedzia艂 ostatnie zdanie z nic skrywa­nym zadowoleniem. Widocznie musia艂 kontrolowa膰 ka偶d膮 sytuacj臋. Wzbudzi艂 wi臋c w niej wyrzuty sumienia i zmusi艂 do przeprosin, stawiaj膮c si臋 w ten subtelny spos贸b na zwyci臋skiej pozycji.

Ten cz艂owiek potrafi艂 manipulowa膰 lud藕mi, a tak偶e ich zastraszy膰. Z pewno艣ci膮 nie cofn膮艂by si臋 przed niczym, byle tylko osi膮gn膮膰 cel.

Znajomo艣膰 z Chastainem nie mog艂a jednak trwa膰 d艂ugo i ta 艣wiadomo艣膰 przynosi艂a jej ulg臋. Ostatni膮 rzecz膮, na jak膮 mia艂aby ochot臋, by艂aby przyja藕艅 z Nickiem Chastainem. I bez tego nic brakowa艂o jej problem贸w.

Zastanawia艂a si臋 tylko, dlaczego w takim razie 偶a艂uje, 偶e ju偶 wi臋cej go nie zobaczy. Widocznie za du偶o prze偶y艂a. Tak. Szok z pewno艣ci膮 wiele wyja艣nia艂. Przesta艂a panowa膰 nad emocjami. W ko艅cu znajdowa艂a si臋 nadal na miejscu zbrodni.

Uczyni艂a desperack膮 pr贸b臋, by zapanowa膰 nad ne­rwami.

Obrzuci艂a Chastaina podejrzliwym spojrzeniem. Nick najwyra藕niej by艂 pewien, 偶e si臋 nie myli. A przecie偶 stali w 艣rodku pobojowiska 艣wiadcz膮cego o gwa艂townym przeszukiwaniu antykwariatu.

- W膮tpi臋. Zbrodniarzowi nie zale偶a艂o z pewno艣ci膮 na bia艂ych krukach.

- Sk膮d ta pewno艣膰?

Wzruszy艂 ramionami.

Zerkn臋艂a z podziwem na m臋偶czyzn臋, kt贸ry jak si臋 okaza艂o, r贸wnie偶 nie spuszcza艂 z niej wzroku. Ich spoj­rzenia spotka艂y si臋 i przez chwil臋 Gardenia nie mog艂a oderwa膰 oczu od swego rozm贸wcy.

艢wiat wok贸艂 niej zamar艂. Dosta艂a g臋siej sk贸rki. Przeszed艂 j膮 zimny dreszcz. Wszystkie zmys艂y i doznania psychiczne wyostrzy艂y si臋 do granic mo偶liwo艣ci, wr臋cz zacz臋艂a odczuwa膰 b贸l.

Zadr偶a艂a. Podszepty 艣wiadomo艣ci budzi艂y w niej niepo­k贸j. Nigdy nie reagowa艂a w ten spos贸b na obecno艣膰 jakiegokolwiek m臋偶czyzny. Z drugiej strony po raz pier­wszy w 偶yciu znalaz艂a si臋 w jednym pomieszczeniu z trupem oraz tajemniczym w艂a艣cicielem kasyna, kt贸ry przed wkroczeniem na miejsce zbrodni w艂o偶y艂 r臋kawiczki.

Wycie syreny policyjnej przynios艂o jej ulg臋.

-- Co w tym dziwnego? W ko艅cu oskar偶y艂a mnie pani o porwanie, na co odwa偶y艂oby si臋 z pewno艣ci膮 niewiele znanych mi ludzi. Zrozumia艂em, 偶e jest pani nierozs膮dna i nieprzewidywalna. Mog艂y przyj艣膰 pani do g艂owy r贸偶ne dziwne rzeczy.

Nie doda艂a, 偶e gdyby to od niej zale偶a艂o, wybra艂aby inne towarzystwo, bo Chastain zn贸w m贸g艂by si臋 poczu膰 ura偶ony. Intuicja ostrzega艂a j膮 wyra藕nie, 偶e nie nale偶y kusi膰 losu. Nick Chastain nie puszcza艂 obelg mimo uszu.

- Prosz臋 mi odpowiedzie膰 na jedno pytanie - poprosi艂 cicho. - Czy ju偶 my艣la艂a pani o tym, jak przedstawi t臋 spraw臋 poranna prasa?

Gdy dotar艂o do niej znaczenie tych s艂贸w, zrozumia艂a, 偶e przybycie policji niczego jeszcze nie rozwi膮zuje. Przed oczyma mign臋艂y jej k膮艣liwe nag艂贸wki brukowc贸w, jakie musia艂a znosi膰 przed p贸艂tora rokiem.

- Niech to cholera!

W oczach m臋偶czyzny b艂ysn臋艂y weso艂e ogniki.

Gardenia poczu艂a t臋py b贸l w karku. Przymkn膮wszy oczy, masowa艂a napi臋ty mi臋sie艅.

- B臋d膮 mieli prawdziw膮 uczt臋! A „Synsacje" oszalej膮 z rado艣ci. Na szcz臋艣cie nie wmieszaj膮 do tego narkotyk贸w.

- Dlaczego?

Zmarszczy艂a brwi.

Rozdzia艂 pi膮ty

Na widok nag艂贸wka w „New Seattle Times" Gardenia wyda艂a g艂臋boki j臋k rozpaczy.

W艂a艣ciciel kasyna i projektantka wn臋trz od­krywaj膮 zw艂oki.

Niewykluczone powi膮zania z narkotykow膮 ma­fi膮 - krzycza艂y czarne litery.

Nick Chastain, w艂a艣ciciel znanego kasyna oraz jego towarzyszka Gardenia Spring odkryli cia艂o Morrisa Fenwicka zajmuj膮cego si臋 handlem sta­rymi ksi膮偶kami. Motywy zbrodni nie s膮 ca艂kiem jasne, ale policja podejrzewa, 偶e morderca szuka艂 pieni臋dzy lub narkotyk贸w.

Najprawdopodobniej pan Fenwick przy艂apa艂 rabusia na gor膮cym uczynku i zgin膮艂 wskutek ciosu w g艂ow臋 zadanego t臋pym narz臋dziem. Gdy policja przyby艂a na miejsce zbrodni, w antyk­wariacie panowa艂 nieopisany ba艂agan.

- Sodoma i Gomora - stwierdzi艂 detektyw Paul Anselm. - Widocznie facet si臋 wkurzy艂, bo nie znalaz艂 got贸wki. Walczymy ostatnio z now膮 substancj膮 odurzaj膮c膮 zwan膮 „szalon膮 mg艂膮". Narkomani dokonuj膮 wielu w艂ama艅, 偶eby zdoby膰 got贸wk臋 na prochy.

Zanim Gardenia zdecydowa艂a si臋 kupi膰 „Synsacje", wypi艂a spor膮 fili偶ank臋 kawy. Ju偶 z odleg艂o艣ci dwudziestu krok贸w zauwa偶y艂a tytu艂 na pierwszej stronie brukowca.

W艂a艣ciciel kasyna Nick Chastain i Szkar艂atna Dama zamieszani w morderstwo.

Obok zrobionej z oddali fotografii Nicka wychodz膮cego z kasyna zamieszczono jej zdj臋cie sprzed p贸艂tora roku. W notatce pod spodem nie zabrak艂o tak zwanych szcze­g贸艂贸w, kt贸re w du偶ej mierze sprowadza艂y si臋 do czystych spekulacji. Artykulik ko艅czy艂a gar艣膰 informacji na temat Gardenii i Chastaina.

...ale naszemu reporterowi nie uda艂o si臋 z nimi skontak­towa膰. Nick Chastain jest unikaj膮cym rozg艂osu w艂a艣cicielem kasyna „Chastain Pa艂ace" przy Founder's Square. Panna Spring to c贸rka zmar艂ych tragicznie Edwarda oraz Genevieve Spring贸w. Pa艅stwo Spring zagin臋li na morzu przed czterema laty, a wkr贸tce potem w imperium przemys艂owymi Spring Industries wyst膮pi艂 powa偶ny kryzys finansowy. Firma zban­krutowa艂a.

Przed p贸艂tora rokiem panna Gardenia Spring, dekoratorka wn臋trz, zosta艂a bohaterk膮 skandalu z udzia艂em jednego ze swoich klient贸w, Rexforda Eatona, prezesa Eaton Shipping.

- Koniec z optymizmem - mrukn臋艂a do siebie Gardenia, wychodz膮c z mieszkania.

Zadzwoni艂 telefon. W dodatku nie po raz pierwszy. Aparat po prostu si臋 rozszala艂. Gardenia cisn臋艂a egzemp­larz „Synsacji" do kosza, czekaj膮c, by automatyczna sekretarka zarejestrowa艂a wiadomo艣膰.

Tym razem telefonowa艂a ciotka Wilhelmina, co stano­wi艂o mi艂膮 odmian臋 w g膮szczu nagra艅 pozostawionych przez dziennikarzy.

- Co si臋 dzieje, na mi艂o艣膰 bosk膮? W艂a艣nie czyta艂am gazety. Prze偶y艂am szok. Nic mog臋 uwierzy膰, 偶e co艣 ci臋 艂膮czy z tym w艂a艣cicielem kasyna. Przecie偶 nosisz nazwisko Spring. A my si臋 nie zadajemy z tego rodzaju lud藕mi. Poza tym jakim cudem pozwoli艂a艣 si臋 wpl膮ta膰 w morderstwo i narkotyki?

Gardenia powiesi艂a czerwony prochowiec na wieszaku z epoki Wczesnych Odkry膰 i ruszy艂a do drzwi. Nic czu艂a si臋 na si艂ach, aby rozmawia膰 z ciotk膮, ale musia艂a udzieli膰 wyja艣nie艅 swojej pracodawczyni.

Wyje偶d偶aj膮c z gara偶u dostrzeg艂a 偶贸艂ty mikrobus z na­pisem CZYTAJ „SYNSACJE", wi臋c natychmiast przyspie­szy艂a i przemkn臋艂a jak burza obok s艂u偶bowego auta. K膮tem oka dostrzeg艂a, jak fotoreporter podnosi aparat, 偶eby zrobi膰 zdj臋cie uciekaj膮cego samochodu Gardenii.

Chcia艂a pozdrowi膰 faceta dobrze znanym gestem 艣rod­kowego palca, ale w ostatniej chwili zrezygnowa艂a. Ciocia Willy nie zaaprobowa艂aby z pewno艣ci膮 takiego zachowania.

Kiedy Gardenia przyby艂a do biura w kilkana艣cie minut p贸藕niej, Byron-Smyth-Jones - sekretarz i recepcjonista Psynergii w jednej osobie - tkwi艂 ju偶 na swoim posterunku za konsol膮.

Byron nie ubiera艂 si臋 ju偶 w stylu wyspiarskim. Wola艂 bardziej wyrafinowan膮 mod臋 z kolekcji „Nieznanych Artefakt贸w". Oba trendy wesz艂y zreszt膮 w 偶ycie dzi臋ki Muzeum Sztuki w Nowym Seattle, kt贸re przygotowa艂o wystaw臋 eksponat贸w odnalezionych na wyspach przez Lucasa Trenta.

Nikt nie wiedzia艂, jak traktowa膰 te znaleziska, gdy偶 na 艢wi臋tej Helenie nie istnia艂y 偶adne 艣lady po innych rozum­nych istotach. Potomkowie ziemskich kolonist贸w mieli do swojej dyspozycji ca艂膮 planet臋. Jedynie tajemnicze znalezis­ka mog艂y potwierdzi膰 teori臋, wed艂ug kt贸rej 艢wi臋ta Helena zosta艂a niegdy艣 odkryta przez jak膮艣 obc膮 cywilizacj臋.

Moda wyspiarska zaleca艂a d艂ugie buty i str贸j khaki, jaki nosili twardzi ludzie poszukuj膮cy w d偶ungli galare­towatego lodu. Tego typu kombinezony wygl膮da艂y cza­sem 艣miesznie na mieszczuchach, ale przynajmniej zosta艂y zaprojektowane z my艣l膮 o ludziach z krwi i ko艣ci.

Tw贸rcy trendu „Nieznanych Artefakt贸w" przekroczyli natomiast wed艂ug Gardenii wszelkie granice dobrego smaku.

Tego dnia Smyth-Jones by艂 ubrany w obcis艂e, w艣ciekle zielone spodnie oraz koszul臋 w tym samym odcieniu z drukowanymi rysunkami przedstawiaj膮cymi artefakty. W艂osy 艣ci膮艂 na je偶a, a na szyi powiesi艂 ci臋偶ki plastykowy naszyjnik imituj膮cy barw膮 srebrny stop u偶ywany zapew­ne niegdy艣 do produkcji narz臋dzi. Jego buty mia艂y nato­miast tak spiczaste i wyd艂u偶one noski, 偶e Gardenia zawsze si臋 dziwi艂a, jak Byron si臋 w nich porusza.

- Seks, morderstwo i „szalona mg艂a". 呕ycie jest naprawd臋 bardzo podniecaj膮ce - za艣mia艂 si臋 ch艂opak, odk艂adaj膮c na biurko egzemplarz „Synsacji". - W jaki spos贸b pozna艂a艣 Nicka Chastaina? Interesuj膮 mnie wszystkie pikantne szczeg贸艂y. Nigdy bym si臋 nie domy艣li艂, 偶e co艣 was 艂膮czy. Nie wiedzia艂em, 偶e masz tajemnice przed starym kumplem. Bardzo mi przykro.

Gardenia 艂ypn臋艂a na niego spod oka.

Clementine Malone bywa艂a obcesowa, zgry藕liwa, a tak­偶e 艂atwo wpada艂a w gniew, ale odznacza艂a si臋 dobrym sercem i lojalno艣ci膮 wobec pracownik贸w.

W przeciwie艅stwie do Byrona nie ulega艂a przemijaj膮­cym modom. Ubiera艂a si臋 niezmiennie w sk贸r臋 i uzna­wa艂a wy艂膮cznie ci臋偶k膮, metalow膮 bi偶uteri臋. Kr贸tko ob­ci臋te, siwe w艂osy kontrastowa艂y z ciemnymi oczyma kobiety.

Pani Malone przyjrza艂a si臋 jej uwa偶nie.

- Niestety tak.

Byron odchrz膮kn膮艂 dyskretnie.

- A dlaczego ci臋 to interesuje?

Smyth-Jones wzruszy艂 ramionami.

Gardenia poczu艂a si臋 nagle w obowi膮zku, aby broni膰 Chastaina.

- Nie 偶ywi urazy? Czy ty wiesz, jak膮 ten cz艂owiek ma reputacj臋? Nikomu, kto nadepn膮艂 mu na odcisk, nie usz艂o to na sucho. Chastain 艂atwo wpada w gniew. I nienawidzi rozg艂osu. A ju偶 szczeg贸lnie takiego, jaki mu zafundowa艂y dzisiejsze gazety.

- Sk膮d tyle o nim wiesz?

Na twarzy Clementine pojawi艂 si臋 dziwny grymas.

- Chyba wszyscy o nim s艂yszeli. A Gracie poda艂a mi par臋 szczeg贸艂贸w. Na przyk艂ad ten o niech臋ci do rozg艂osu.

Gracie Proud, w艂a艣cicielka Dumnego Ogniska, by艂a sta艂膮 partnerk膮 Clementine. Zwi膮zki mi臋dzy osobnikami tej samej p艂ci traktowano na 艢wi臋tej Helenie r贸wnie powa偶nie jak ma艂偶e艅stwa heteroseksualne. Obie panie skojarzy艂a profesjonalna agencja psynergistyczna ku ich obop贸lnemu zadowoleniu. Szcz臋艣liwe w 偶yciu prywatnym, zawsze rywalizowa艂y mi臋dzy sob膮 w interesach. Gracie uwielbia艂a plotki, a wszystkie rozpowszechniane przez ni膮 informacje pr臋dzej czy p贸藕niej okazywa艂y si臋 prawdziwe. Gardenia wyprostowa艂a si臋 na krze艣le.

- To z pewno艣ci膮 nie moja wina, 偶e pan Chastain kaza艂 mnie 艣ledzi膰. A facet, kt贸remu przydzieli艂 to zadanie, zadzwoni艂 do niego spod sklepu Fenwicka.

Smyth-Jones a偶 wyba艂uszy艂 oczy ze zdziwienia.

- On kaza艂 ci臋 艣ledzi膰 - powt贸rzy艂 Byron g艂osem, w kt贸rym pobrzmiewa艂o przera偶enie. - Nic o tym nie pisali.

- Zamierza艂 tylko sprawdzi膰, czy dotar艂am bezpiecznie do domu.

- No pi臋knie - mrukn臋艂a Clementine. - Coraz lepiej. I ty twierdzisz, 偶e to wszystko jest normalne?

- Chastain nie widzia艂 w tym pewnie nic niezwyk艂ego - mrukn膮艂 Byron.

Cierpliwo艣膰 Gardenii wyczerpa艂a si臋 absolutnie.

- Nie mog臋 tu siedzie膰 ca艂y ranek tylko po to, 偶eby was zabawia膰. Je艣li b臋d臋 wam potrzebna, szukajcie mnie w domu. Zamierzam pracowa膰.

Clementine zmierzy艂a j膮 wzrokiem.

jest teraz rodzina.

- Znam ten b贸l - powiedzia艂 pogodnie Byron.

Rozdzia艂 sz贸sty

Jeste艣 tam, siostrzyczko? M贸wi Leo. W艂a艣nie przegl膮da艂em pras臋. Co si臋 dzieje? Naprawd臋 widujesz si臋 z Chastainem? Ciocia Willy i wujek Stanley dostaj膮 sza艂u, a kuzynka Maribeth za­m贸wi艂a wizyt臋 u terapeuty. Twierdzi, 偶e nie zniesie takiego stresu.

Gardenia od艂o偶y艂a trzymany w r臋ku list i podnios艂a s艂uchawk臋.

Telefon od brata sprawi艂 jej rado艣膰. Jedynie Leo potrafi艂 zachowa膰 zimn膮 krew w obliczu kryzysu rodzinnego. Ch艂opak ko艅czy艂 w艂a艣nie studia na uniwersytecie w No­wym Seattle. By艂 talentem psychometrycznym klasy dziewi膮tej i wyczuwa艂 intuicyjnie wiek oraz histori臋 starych przedmiot贸w. Dzi臋ki tym zdolno艣ciom zosta艂 prymusem wydzia艂u synergistycznej analizy historycznej.

Wed艂ug Gardenii przeznaczeniem brata by艂a kariera akademika, gdy偶 Leo mia艂 ogromn膮 szans臋 na dokonanie znacz膮cych odkry膰 naukowych. Reszta rodziny nie chcia­艂a jednak nawet s艂ysze膰 o takiej przysz艂o艣ci ch艂opca.

Przez cztery pokolenia fortuna Spring贸w mia艂a swe korzenie w 艣wiecie interes贸w. Bankructwo firmy, do jakiego dosz艂o tu偶 po 艣mierci Edwarda Springa, wprawi艂o jego krewnych w os艂upienie. Wszyscy z wyj膮tkiem Gar­denii doszli natychmiast do wniosku, 偶e na Leo spoczywa obowi膮zek odbudowania Spring Industries. Jedynie siostra pragn臋艂a chroni膰 brata przed nasilaj膮c膮 si臋 presj膮 rodziny.

- Kto艣 zabi艂 jednego z moich klient贸w - wyja艣ni艂a.

- A ja znalaz艂am cia艂o. I tak si臋 jako艣 z艂o偶y艂o, 偶e towarzyszy艂 mi pan Chastain. Oboje musieli艣my z艂o偶y膰 zeznanie na policji.

- Zapewniam ci臋, 偶e ci dwaj panowie nie s膮 do siebie podobni.

Nie k艂ama艂a. Rexford Eaton, mecenas sztuk pi臋knych, sponsor partii Warto艣膰 Przodk贸w zleci艂 dziewczynie pro­jekt wn臋trz nowej siedziby rodowej.

Wtedy jeszcze Gardenia cieszy艂a si臋 bardzo z intratnego zaj臋cia. Po 艣mierci rodzic贸w i bankructwie firmy zar贸wno ona, jak i jej brat znale藕li si臋 w trudnej sytuacji finansowej.

Postanowi艂a wi臋c w艂o偶y膰 ca艂膮 swoj膮 energi臋 w stwo­rzenie w艂asnej firmy dekoratorskiej. Propozycja Eatona wprowadzi艂a j膮 w stan najwy偶szej euforii, nic tylko z powodu sowitego honorarium, lecz przede wszystkim dlatego, 偶e takie zlecenie otwiera艂o zamkni臋ty 艣wiat rynku dekorator贸w.

Niestety ju偶 w dwa tygodnie po rozpocz臋ciu pracy znalaz艂a si臋 na czo艂owych stronach „Synsacji" oraz innych brukowc贸w. Gazety opublikowa艂y jej zdj臋cie, na kt贸rym wychodzi艂a z prywatnej sypialni pana domu. Nikt nie uwierzy艂, 偶e Gardenia omawia艂a po prostu z Eatonem wz贸r oraz kolor tapety.

Posk艂adanie tej 艂amig艂贸wki zaj臋艂o jej mas臋 czasu.

Rexford oraz jego elegancka 偶ona, Bethany, uknuli spisek, dzi臋ki kt贸remu uda艂o im si臋 zatuszowa膰 romans, jaki 艂膮czy艂 ich oboje z Dari膮 Hard, jedn膮 z czo艂owych osobisto艣ci z Partii Warto艣ci.

Id膮c w 艣lad za plotkami rozpuszczanymi przez jednego z oponent贸w pani Hard dziennikarze zacz臋li zadawa膰 kr臋puj膮ce pytania. Eatonowie i Daria postanowili wi臋c zmyli膰 trop i podali reporterom na tacy g艂ow臋 Gardenii.

Plan wypali艂, a Bethany Eaton odegra艂a wspaniale rol臋 zdradzonej 偶ony.

Wszyscy uwierzyli w kolejny romans niewiernego m臋偶a z艂apanego na gor膮cym uczynku z kobiet膮, kt贸ra mia艂a nieszcz臋艣cie pochodzi膰 z jednej z najlepszych rodzin miasto-stanu. Nikt nawet nie podejrzewa艂 Eaton贸w o kontakty seksualne z Dari膮 Hard.

Przelotn膮 mi艂ostk臋 mo偶na by艂o wybaczy膰, ale tr贸jk膮t erotyczny z udzia艂em wa偶nej osobisto艣ci nadszarpn膮艂by powa偶nie wizerunek ma艂偶onk贸w oraz pani Hard. 呕adne z trojga kochank贸w nie wysz艂oby ca艂o z takiej opresji.

W ko艅cu krzywdy dozna艂a jedynie Gardenia. Nazwisko Darii nawet nie pad艂o, Bethany Eaton darzono cichym wsp贸艂czuciem, a Rexfordowi wszystko usz艂o na sucho.

Niewierni m臋偶owie nie nale偶eli bowiem do rzadko艣ci, szczeg贸lnie w wy偶szych sferach, gdzie nie zawsze korzys­tano z pomocy agencji przy zawieraniu ma艂偶e艅stw. Tajemnic臋 poliszynela stanowi艂 fakt, i偶 przy doborze partnera bogacze kierowali si臋 czasem bardziej wzgl臋dami materialnymi ni偶 pragnieniem 偶ycia w szcz臋艣liwej rodzi­nie. A poniewa偶 rozwody nie wchodzi艂y w gr臋, ma艂偶e艅­stwo Eaton贸w musia艂o przetrwa膰 kryzys.

O ca艂ej sprawie zapomniano w ci膮gu trzech dni.

Niemniej jednak kilka brukowych artyku艂贸w wystar­czy艂o, by zrujnowa膰 reputacj臋 Gardenii i utrudni膰 jej prowadzenie firmy wn臋trzarskiej, w kt贸r膮 dziewczyna w艂o偶y艂a wiele wysi艂ku i serca. Kiedy panna Spring pogo­dzi艂a si臋 wreszcie z etykietk膮 Szkar艂atnej Damy, zacz臋艂a traktowa膰 ten kolor jak znak firmowy.

Ku rozpaczy i przera偶eniu rodziny w szafie Gardenii wisia艂a g艂贸wnie czerwona garderoba. Wszystkie jej p艂asz­cze, garsonki, spodnie, 偶akiety, sp贸dnice, suknie a偶 do bluzek obejmowa艂y szerokie spektrum odcieni tego koloru od cynobru po g艂臋bok膮 wi艣ni臋.

Straciwszy szans臋 wej艣cia do salon贸w elity, dziewczyna skupi艂a si臋 na zdobyciu uznania w艣r贸d pocz膮tkuj膮cych przedsi臋biorc贸w i zamierza艂a utrwali膰 swoj膮 pozycj臋 w tej niszy rynkowej.

- Ciocia Willy i kuzynka Maribeth maj膮 pian臋 na ustach - powiedzia艂 Leo. - Najbardziej obawiaj膮 si臋, 偶e Luttrell odwo艂a randk臋.

Gardenia u艣miechn臋艂a si臋 do siebie. Przed czterema laty, zanim jej rodzice zgin臋li na morzu, s膮dzi艂a, 偶e jest zakochana. Wybranek jej serca nazywa艂 si臋 Sterling Dean i by艂 bardzo przystojnym wiceprezesem imperium Sprin­g贸w. Dziewczynie wydawa艂o si臋 wtedy, 偶e wiele ich 艂膮czy, tote偶 zarejestrowa艂a si臋 w Koneksjach Synergistycznych, 偶eby potwierdzi膰 trafno艣膰 doboru.

Ku zaskoczeniu i wielkiemu niezadowoleniu doradcy synergistycznego okaza艂o si臋, 偶e Gardenia nale偶y do w膮skiej grupy jednostek, kt贸rym nie mo偶na znale藕膰 partnera. Eksperci przypisywali 贸w stan paranormalnemu profilowi psychologicznemu Gardenii. Dziewczyna wy­kazywa艂a subtelne odst臋pstwa od pewnej normy, co wykluczy艂o jej ewentualne ma艂偶e艅stwo z Deanem lub kimkolwiek innym z kandydat贸w zarejestrowanych w贸w­czas w agencji.

Zanim Gardenia zd膮偶y艂a otrz膮sn膮膰 si臋 ca艂kowicie z szoku wywo艂anego t膮 fataln膮 diagnoz膮, nadesz艂a wiadomo艣膰 o 艣mierci jej rodzic贸w. A potem dziewczyna by艂a zbyt zaj臋ta 偶a艂ob膮 i odbudowywaniem imperium, aby martwi膰 si臋 swoim losem wiecznej starej panny.

Cz艂onkowie rodziny i przyjaciele znaj膮cy rezultat test贸w odnosili si臋 do Gardenii z dziwn膮 mieszanin膮 wsp贸艂czucia, ciekawo艣ci oraz przera偶enia. Ostatnio jednak wysz艂y na jaw pozytywne aspekty tej sytuacji. Ot贸偶 w spo艂ecze艅­stwie nakazuj膮cym zawieranie ma艂偶e艅stw status jednostki nieskojarzalnej dawa艂 ogromne poczucie wolno艣ci. Skazy­wa艂 r贸wnie偶 na samotno艣膰, ale o tym panna Spring nie mia艂a czasu my艣le膰. Zanadto poch艂ania艂a j膮 praca.

Duncan popiera艂 r贸wnie偶 ma艂偶e艅stwa nieagencyjne, ale o tym ju偶 Gardenia nie wspomnia艂a.

Luttrell pe艂ni艂 funkcj臋 prezesa znanej firmy komputero­wej Synkom. Przedstawi艂 si臋 Gardenii sze艣膰 tygodni temu na wystawie sztuki. Zacz臋li rozmow臋 stoj膮c naprzeciwko obrazu ze szko艂y Neo Drugiego Pokolenia. Oboje patrzyli d艂ugo na bez艂adn膮 mieszanin臋 farb i w ko艅cu wybuchn臋li 艣miechem.

Z ochot膮 opu艣cili galeri臋 i poszli na kaw臋.

W par臋 dni p贸藕niej Duncan zaprosi艂 dziewczyn臋 do teatru, a ona wyrazi艂a zgod臋. Ciocia Willy wpad艂a w eu­fori臋. Gardenia doskonale wiedzia艂a, 偶e w g艂owach wszys­tkich cz艂onk贸w rodziny 艣wita my艣l o odbudowaniu rodzinnego imperium dzi臋ki fortunie Luttrella.

Edward Spring mia艂 z艂ote serce i nie opuszcza艂a go pogoda ducha. Jego 偶ona Genevieve podziela艂a ten op­tymistyczny stosunek do 艣wiata. Gardenia i Leo dorastali w domu pe艂nym ciep艂a oraz rado艣ci 偶ycia. Niestety, pa艅stwo Spring nie mieli smyka艂ki do interes贸w. Pod ich zarz膮dem imperium Spring贸w rozpad艂o si臋 w py艂.

Odrzuci艂a pi贸ro i wyprostowa艂a plecy.

- Trzeciej Wyprawie Chastaina.

Leo roze艣mia艂 si臋 sarkastycznie.

- Owszem, w brukowcach. 呕aden rozs膮dny naukowiec nawet nie przeczyta艂 tych wypocin. Historyjka Szalonego

- DeForesta o nieznanych istotach uprowadzaj膮cych ekip臋 naukow膮 skompromitowa艂a uniwersytet w Nowym Seattle. A profesora kosztowa艂a katedr臋 i prac臋.

Szalonego DeForesta? - powt贸rzy艂a Gardenia.

Tak go nazywaj膮 w powa偶nych kr臋gach naukowych. Zdaje si臋, 偶e profesor ma na imi臋 Newton czy co艣 w tym rodzaju. Wyk艂ada艂 na wydziale synergistycznej analizy historycznej, dop贸ki nie zacz膮艂 pisa膰 tych bzdur o istotach z innej planety oraz porwanych cz艂onkach ekspedycji naukowych.

- Nie martw si臋. Ju偶 wi臋cej o nim nie us艂yszysz.

Kiedy tylko si臋 po偶egna艂a i od艂o偶y艂a s艂uchawk臋, zn贸w zaterkota艂 telefon. Sta艂o si臋 to tak nagle, 偶e Gardenia a偶 podskoczy艂a na krze艣le z wra偶enia i popatrzy艂a wy­czekuj膮co na automatyczn膮 sekretark臋.

- Tu Nick Chastain. Domy艣lam si臋, 偶e pani tam jest i sprawdza, kto dzwoni. Musz臋 z pani膮 porozmawia膰.

Zamar艂a z wra偶enia. Ten g艂os niepokoi艂 jej wszystkie zmys艂y. Najwyra藕niej reagowa艂a na Chastaina w tak nietypowy spos贸b wcale nie z powodu ciemno艣ci i napi臋tej sytuacji.

Umilk艂, ale nie przerwa艂 po艂膮czenia. Czeka艂.

Waha艂a si臋 przez chwil臋. W ko艅cu da艂a za wygran膮.

W g艂osie Chastaina pobrzmiewa艂a cichutko 偶artobliwa nutka, tak r贸偶na od szczerej weso艂o艣ci Duncana Luttrella. Poczucie humoru Nicka pochodzi艂o z bardzo dalekich zak膮tk贸w umys艂u, gdzie dowcipy kar艂owacia艂y i ulega艂y stopniowej degeneracji z braku s艂o艅ca.

- Co za niespodzianka! - Gardenia pr贸bowa艂a przybra膰 niedba艂y ton. - S膮dzi艂am, 偶e b臋dzie pan mnie unika艂. Chyba nie przepada pan za rozg艂osem.

Uda艂, 偶e nie s艂yszy.

- Mog臋 zaraz przys艂a膰 do pani jednego ze swoich.

Gardenia wyobrazi艂a sobie nagle Feathera stoj膮cego na dole w holu. S膮siedzi nigdy by jej czego艣 podobnego nie wybaczyli.

0x08 graphic
Po drugiej s艂uchawki na chwil臋 zaleg艂a cisza.

Ta zimna determinacja nie podzia艂a艂a uspokajaj膮co na sko艂atane nerwy Gardenii.

My艣l o spotkaniu z Chastainem zn贸w przywo艂a艂a obraz pustego szybu od windy.

- Nie wiem - odpar艂a cicho, czuj膮c dziwne skurcze 偶o艂膮dka. - Musz臋 zajrze膰 do kalendarza. Ostatnio zajmowa艂am si臋 raczej firm膮. Nie ogniskuj臋 wiele. Praca dla Morrisa stanowi艂a jedynie wyj膮tek.

Czu艂a, 偶e zachowuje si臋 jak idiotka. Usi艂owa艂a dociec, dlaczego jakikolwiek kontakt z Nickiem Chastainem budzi w niej tak osobliwe emocje. Prawda, Chastain by艂 niebez­piecznym, tajemniczym odludkiem. Ponadto znale藕li ra­zem trupa. Ale mo偶e istnia艂 jeszcze jaki艣 inny pow贸d, dla kt贸rego Gardenia na sam d藕wi臋ku tego g艂osu dostawa艂a g臋siej sk贸rki.

Po偶a艂owa艂a nagle, 偶e go nie widzi, cho膰 z zielonoz艂otych oczu m臋偶czyzny nie uda艂oby si臋 zapewne wiele wyczyta膰. Chastain przybiera艂 nieodgadniony wyraz twarzy z tak膮 sam膮 swobod膮, z jak膮 nosi艂 kosztowny garnitur szyty na miar臋.

Gardenia opar艂a 艂okie膰 o biurko.

- No wi臋c jak? B臋dzie pani ze mn膮 pracowa膰?

Zwija艂a nerwowo w palcach drut od telefonu. Chastain nalega艂. Subtelnie, ale stanowczo.

- S膮dzi pan, 偶e powinni艣my po艂膮czy膰 wysi艂ki?

- Dlaczego nie? Oboje mamy istotne powody, aby szuka膰 dziennika. Razem na pewno osi膮gniemy wi臋cej ni偶 w pojedynk臋.

Gardenia zab臋bni艂a palcami po biurku.

Po drugiej stronie s艂uchawki zn贸w zaleg艂a cisza.

- A wi臋c znajomo艣膰 ze mn膮 jest kompromituj膮ca?

Wspaniale. Znowu go urazi艂a.

Wyostrzy艂a zmys艂y.

- Jak mam to rozumie膰?

- Przecie偶 m贸wi臋 wyra藕nie. Wkr贸tce si臋 偶eni臋. Zamierzam zmieni膰 wystr贸j domu.

O ma艂o nie urwa艂a sznura. A wi臋c Chastain planowa艂 艣lub. Nie by艂o w tym jednak nic dziwnego. Przecie偶 wszyscy pr臋dzej czy p贸藕niej wst臋puj膮 w zwi膮zki ma艂偶e艅­skie. Nawet tajemniczy w艂a艣ciciele kasyn. Jedyny wyj膮tek stanowili przest臋pcy, umys艂owo chorzy oraz Gardenia Spring.

.- Jeszcze nie wiem. Dopiero co rozpocz膮艂em formal­no艣ci.

Zamruga艂a oczami.

Prze艂kn臋艂a 艣lin臋. Pytanie wydawa艂o si臋 naturalne. W ko艅cu zbli偶a艂a si臋 niebezpiecznie do trzydziestki.

- Cztery lata temu przesz艂am testy. Ale jestem nieskojarzalna.

Na chwil臋 nasta艂a grobowa cisza.

- Rozumiem - powiedzia艂 w ko艅cu Nick. - To do艣膰 rzadki przypadek.

Jego komentarz m贸g艂by wygra膰 konkurs na eufemizm roku.

Jej umys艂 pracowa艂 tak ci臋偶ko, jakby grz膮z艂 w tward­niej膮cej 偶ywicy.

Ta uwaga stopi艂a g臋stniej膮c膮 mas臋 niczym najlepszy rozcie艅czalnik.

- Jak pan 艣mie! - oburzy艂a si臋 Gardenia. - No tak, ale czego w艂a艣ciwie mog艂am si臋 spodziewa膰 po w艂a艣cicielu kasyna? Mam dla pana nowin臋, panie Chastain. Zale偶y mi wy艂膮cznie na tym, 偶eby sprawiedliwo艣ci sta艂o si臋 zado艣膰. Chc臋 si臋 przyczyni膰 do schwytania mordercy tego biedaka.

Trzasn臋艂a s艂uchawk膮, zanim Chastain zd膮偶y艂 zmieni膰 taktyk臋.

Rozdzia艂 si贸dmy

Gardenia po艂kn臋艂a haczyk. Teraz pozosta艂o mu tylko zakr臋ci膰 korbk膮 ko艂owrotka i wyci膮g­n膮膰 j膮 na brzeg. Wiedzia艂, 偶e dziewczyna za­dzwoni jeszcze przed wieczorem. Nie mog艂aby si臋 oprze膰 takiej pokusie.

To fakt, 偶e pod koniec rozmowy troch臋 si臋 zdenerwowa艂a, ale gniew ju偶 z pewno艣ci膮 jej min膮艂, zatem Chastain spokojnie oczekiwa艂 na telefon.

By艂 bardzo z zadowolony z analizy ma­trycy, obejmuj膮cej teraz r贸wnie偶 Gardeni臋 Spring, kt贸ra okaza艂a si臋 osob膮 niezwykle lojaln膮. A偶 do przesady. Dziewczynie wyda­wa艂o si臋 najwyra藕niej, 偶e powinna znale藕膰 morderc臋 Fenwicka. Nie pozosta艂o jej wi臋c nic innego, jak tylko skontaktowa膰 si臋 z Ni­ckiem.

B臋d膮c niemal pewien, 偶e niebawem zadzwo­ni telefon, Nick wsta艂 i podszed艂 do lustrza­nych drzwiczek w 艣cianie. Gdy przycisn膮艂 nog膮 ukryty wy艂膮cznik, jego oczom ukaza艂 si臋 funk­cjonalny, luksusowy gabinecik, gdzie zazwyczaj pra­cowa艂 nad najistotniejszymi problemami zwi膮zanymi z prowadzeniem kasyna oraz wa偶nymi inwestycjami.

Wszed艂 do 艣rodka, skierowa艂 swoje pierwsze kroki do biurka i otworzy艂 ma艂膮 skrytk臋. Doskonale wiedzia艂, co pomy艣la艂aby Gardenia, gdyby mia艂a okazj臋 go teraz zobaczy膰: typowy talent matrycowy, chorobliwie skryty, tajemniczy. Zapewne cierpi膮cy na paranoj臋.

Ale w jego fachu nale偶a艂o zachowa膰 maksymaln膮 ostro偶no艣膰. Ponadto istnia艂o stare, uzasadnione powie­dzenie, 偶e nawet talenty matrycowe cierpi膮ce na paranoj臋 maj膮 prawdziwych wrog贸w.

Chastain wyj膮艂 dwie ma艂e fiszki, jakie uda艂o mu si臋 ukra艣膰 z kartoteki Fenwicka. Zaczeka艂, by Gardenia odwr贸ci艂a g艂ow臋, i od razu schowa艂 je do kieszeni. Obawia艂 si臋, 偶e usuwanie czegokolwiek z miejsca zbrodni nie wzbudzi aplauzu dziewczyny.

Przyjrza艂 si臋 uwa偶nie krateczkom. Na jednej znajdowa艂 si臋 jego w艂asny adres oraz numer telefonu. Sam poda艂 te dane Fenwickowi, ale teraz, po 艣mierci antykwariusza, wola艂 je usun膮膰. Im mniej os贸b zna艂o prywatny numer telefonu Nicka Chastaina, tym lepiej.

Nie spodziewa艂 si臋 jednak, 偶e tu偶 obok znajdzie fiszk臋 z namiarami na swego stryja - Orrina Chastaina, prezesa firmy Chastain SA.

Wiedzia艂 przecie偶 doskonale, 偶e Orrin nie interesuje si臋 zupe艂nie starymi ksi膮偶kami. Z pewno艣ci膮 chodzi艂o mu zatem o dziennik.

Dyskretnie t艂oczone litery na metalowej tabliczce usta­wionej przed niezwykle reprezentacyjn膮 recepcjonistk膮 uk艂ada艂y si臋 w nazwisko HELEN THOMPSON.

Urodziwa kobieta popatrzy艂a na Chastaina z uprzejm膮 dezaprobat膮.

艢wietnie wyszkolona - przemkn臋艂o Nickowi przez my艣l.

Ruszy艂 do drzwi, nie czekaj膮c na odpowied藕.

- Chwileczk臋. - Helen zerwa艂a si臋 na r贸wne nogi.

- Dok膮d si臋 pan w艂a艣ciwie wybiera?

- Nie 艂膮cz 偶adnych rozm贸w. To nie potrwa d艂ugo.

- Nick otworzy艂 drzwi od gabinetu stryja.

W przeciwie艅stwie do kasyna biuro Orrina Chastaina urz膮dzono ze smakiem. Utrzymane w przyt艂umionych odcieniach be偶u i br膮zu wn臋trze stanowi艂o wz贸r elegancji. Zosta艂o nawet wyr贸偶nione w ostatnim numerze „Synergii Architektonicznej". Nick przeczyta艂 ca艂y artyku艂. Zmiana gustu nale偶a艂a do planu, dzi臋ki kt贸remu Orrin chcia艂 zdoby膰 powszechny szacunek.

- Wiesz, stryjku, mo偶na by tu wprowadzi膰 jakie艣 czerwone szczeg贸艂y.

Orrin siedzia艂 przy biurku i rozmawia艂 przez telefon. Na d藕wi臋k g艂osu Nicka odwr贸ci艂 si臋 gwa艂townie do drzwi.

- Wr贸膰 tutaj natychmiast, jak tylko otrzymasz dane od Rikera, jasne? 艢wietnie. Wi臋c zr贸b to. - Orrin po艂o偶y艂 s艂uchawk臋 na wide艂kach i 艂ypn膮艂 na Nicka. - Widz臋, 偶e uda艂o ci si臋 wprowadzi膰 nasze nazwisko na 艂amy prasy. W tej sytuacji mog艂e艣 si臋 przynajmniej trzyma膰 z dala od firmy. Niepotrzebna nam taka reklama.

- Od kiedy szukasz tego pami臋tnika, stryjku? - Nick opad艂 na jedno ze sk贸rzanych, szarych krzese艂.

Orrin nie lubi艂, aby mu przypomina膰 o tych wi臋zach krwi. W zwi膮zku z tym Chastain tytu艂owa艂 go stryjkiem, ilekro膰 nadarza艂a si臋 ku temu okazja.

Tak naprawd臋 obu pan贸w nic 艂膮czy艂o rodzinne podobie艅­stwo. Wszyscy twierdzili, 偶e Nick wrodzi艂 si臋 w ojca. Stryj natomiast mia艂 jasne w艂osy i zielonkawe oczy charakterys­tyczne dla drugiej linii genetycznej Chastain贸w.

Orrin zdj膮艂 okulary i od艂o偶y艂 je ostro偶nie na blat.

Chastain senior zacisn膮艂 szcz臋ki.

Twarz Orrina poczerwienia艂a z oburzenia.

Matka Nicka, Sally, postara艂a si臋 o to, aby jej nie艣lubny syn nosi艂 nazwisko ojca. Ten fakt doprowadza艂 do sza艂u wszystkich pozosta艂ych Chastain贸w, przekonanych, i偶 m艂oda matka zamierza w ten spos贸b dokona膰 zamachu na ich fortun臋.

Andy Aoki - milczek o z艂otym sercu - zajmowa艂 si臋 wychowaniem ch艂opca po tym, jak samoch贸d Sally spad艂 w przepa艣膰. Tego dnia dziewczyna wyruszy艂a do Serendipity, aby stwierdzi膰, co si臋 sta艂o z Barthomolew, i zo­stawi艂a synka z Andym, w艂a艣cicielem tawerny, w kt贸rej pracowa艂a. Nigdy nie wr贸ci艂a z wyprawy.

Nick dorasta艂 w gospodzie i uczy艂 si臋 wielu po偶ytecz­nych rzeczy. Mi臋dzy innymi tego, jak ukr贸ci膰 burd臋, przetrwa膰 w d偶ungli i panowa膰 nad emocjami.

W wieku trzynastu lat ch艂opiec postanowi艂 zmieni膰 nazwisko na Aoki. Wtedy jednak opiekun popatrzy艂 na niego uwa偶nie i pokr臋ci艂 g艂ow膮.

Oczy Aoki rozb艂ys艂y ciep艂ym blaskiem.

- I tak da艂e艣 mi wi臋cej, ni偶 s膮dzisz. Zachowaj swoje

nazwisko.

Andy zgin膮艂 przed trzema laty w czasie inwazji pirat贸w na Wyspy Zachodnie. W tym czasie Nick walczy艂 w d偶ungli u boku Lucasa Trenta i Rafa Stonebrakera.

Zab贸jca dopad艂 staruszka przy kasie. Aoki broni艂 si臋 do ko艅ca. W magazynku strzelby znalezionej u jego boku nic zosta艂 nawet jeden nab贸j. Nickowi uda艂o si臋 zepchn膮膰 smutek w najdalsze zak膮tki umys艂u, ale wiedzia艂, 偶e zawsze b臋dzie op艂akiwa艂 swego jedynego opiekuna.

Kiedy ju偶 wytropi艂 jego zab贸jc臋, przyst膮pi艂 do porz膮d­kowania magazynku za gospod膮. Stary schowek ugina艂 si臋 od wspomnie艅 obejmuj膮cych d艂ugie, osiemdziesi臋cio­letnie 偶ycie. Nick znalaz艂 tam r贸wnie偶 fotografie od zmar艂ej 偶ony Andy'ego, pami膮tki z wczesnych wypraw po galaretowaty l贸d, kwity, rachunki, kopie 艣wiadectw oraz dzieci臋ce obrazki.

Natkn膮艂 si臋 tam r贸wnie偶 na ma艂e, metalowe pude艂ko nale偶膮ce do matki i to odkrycie bardzo go zadziwi艂o. Aoki twierdzi艂 bowiem stanowczo, 偶e ca艂y dobytek Sally strawi艂 po偶ar, jaki wybuch艂 w jej domu na kr贸tko przed wypad­kiem. Jak si臋 jednak okaza艂o, matka Nicka zd膮偶y艂a ukry膰 metalowe pude艂ko w starej szopie, nic nikomu o tym nie

m贸wi膮c.

W 艣rodku by艂 tylko ostatni list, jaki Barthomolew Chastain przed wypraw膮 wys艂a艂 do ukochanej.

Nick nadal nie wiedzia艂, co bardziej irytowa艂o Chastain贸w: buntownicze pr贸by Sally, by rodzina przyj臋艂a Nicka do swego grona, czy te偶 fakt, 偶e ten b臋kart sam doszed艂 do maj膮tku i niczego od nich nie chcia艂.

Chastainowie - przyzwyczajeni do kontrolowania ludzi za pomoc膮 pieni臋dzy - uznali, 偶e Nick jest gro藕ny i nie­okie艂znany, gdy偶 niczego od niej nie chce. On zreszt膮 doskonale rozumia艂 swoj膮 rodzin臋. W ko艅cu sam pragn膮艂 panowa膰 nad ka偶d膮 sytuacj膮.

Nick poczu艂, 偶e krew uderza mu do g艂owy. Zerwa艂 si臋 z miejsca, okr膮偶y艂 biurko i chwyci艂 stryja za eleganck膮 koszul臋.

- Moja matka nie by艂a dziwk膮 - powiedzia艂 bardzo, bardzo cicho. - Nigdy jej tak nie nazywaj, s艂yszysz? Nie r贸b tego, bo zar贸wno ty, jak i reszta prawdziwych Chastain贸w drogo za to zap艂acicie.

Orrin to otwiera艂, to zamyka艂 usta. Oczy wysz艂y mu z orbit.

Orrin otworzy艂 usta i zamkn膮艂 je ponownie, zanim zdo艂a艂 wydusi膰 sp贸jne zdanie.

- Jak 艣miesz! Nie mia艂em nic wsp贸lnego ze 艣mierci膮 Barta i wcale mnie nie ucieszy艂a. To k艂amstwo.

Nick powoli odzyskiwa艂 panowanie nad sob膮. Zauwa­偶y艂, 偶e stanowczo za mocno zaciska palce na koszuli Orrina. Zdegustowany takim brakiem samokontroli roz­lu藕ni艂 uchwyt i cofn膮艂 si臋 o krok.

Jego uwag臋 przyku艂 b艂ysk z艂ota. Zerkn膮艂 na kosztowne spinki stryja. Na obu wyryto eleganckie inicja艂y C. O. Wszyscy m臋偶czy藕ni z rodu Chastain贸w otrzymywali taki komplet po doj艣ciu do pe艂noletno艣ci. Nick zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, co si臋 sta艂o ze spinkami, jakie musia艂 niew膮t­pliwie dosta膰 jego ojciec. Oczywi艣cie nie zamierza艂 wypy­tywa膰 o to Orrina. Popatrzy艂 mu prosto w oczy.

Orrin popatrzy艂 na niego z przera偶eniem.

- Sk膮d wiesz o Glendowerze?

Nick wzruszy艂 ramionami.

Nie czekaj膮c nawet na odpowied藕, Nick wyszed艂 z biura bardzo cicho zamykaj膮c za sob膮 drzwi.

Na jego widok Helen a偶 si臋 zje偶y艂a.

- Mi艂ego dnia - mrukn膮艂, mijaj膮c biurko.

Gdy obdarzy艂 j膮 u艣miechem, drgn臋艂a z obrzydzeniem.

Wszed艂 do windy i zerkn膮艂 na zegarek. By膰 mo偶e Gardenia ju偶 pr贸bowa艂a si臋 z nim skontaktowa膰. W kilka minut p贸藕niej zmierza艂 w stron臋 swego zielonego synchrona zaparkowanego przy kraw臋偶niku.

Kiedy tylko usiad艂 za kierownic膮, si臋gn膮艂 po s艂uchawk臋.

Kierowca niebieskiego auta wcisn膮艂 nagle hamulec z trudem unikaj膮c zderzenia z innym pojazdem. Pisn臋艂y opony, rykn臋艂y klaksony, a Nick pospiesznie omin膮艂 karambol.

Prowadzi艂 samoch贸d z instynktown膮 艣wiadomo艣ci膮 wszystkich element贸w matrycy, w zasi臋gu kt贸rej musia艂 si臋 porusza膰. Zawsze w ka偶dej sytuacji 偶yciowej Chastain by艂 艣wiadom swego po艂o偶enia wzgl臋dem otaczaj膮cych go rzeczy. Poza tym mia艂 wspania艂y refleks, stanowi膮cy efekt uboczny matrycowego talentu parapsychicznego.

- Co艣 jeszcze? - spyta艂.

- Nic wa偶nego - odpar艂 Feather.

Chastain zacisn膮艂 d艂o艅 na s艂uchawce.

I nigdy si臋 nic myli艂.

Ale w matrycy zn贸w nast膮pi艂a jaka艣 zmiana. Gardenia okaza艂a si臋 nieprzewidywalna.

Rozdzia艂 贸smy

Gardenia nala艂a herba-kaw臋 do wykwint­nej zabytkowej fili偶anki z epoki Wczesnych

Odkry膰.

Dziewczyna popatrzy艂a na ciotk臋 z miesza­nin膮 podziwu i zniecierpliwienia. Wilhelmina dominowa艂a nad otoczeniem w ka偶dej sytuacji oraz scenerii. W艣r贸d cennych przedmiot贸w starsza pani wygl膮da艂a jak uosobienie autorytetu rodzinnego. Gardenia musia艂a przyzna膰, 偶e ciocia Willy by艂a g艂ow膮 klanu Spring贸w.

Postawna, dobrze zbudowana, o pos膮gowych propor­cjach, Wilhelmina wykracza艂a zdecydowanie poza zwy­czajowo przyj臋te poj臋cie pi臋kna.

Szacowna dama odznacza艂a si臋 bowiem tak膮 si艂膮, 偶e mog艂aby pozowa膰 do pomnika ojc贸w za艂o偶ycieli.

Upadek imperium Spring贸w zmobilizowa艂 ciotk臋 do jeszcze bardziej zdecydowanych dzia艂a艅. Wilhelmina po­stanowi艂a bowiem, 偶e nie spocznie, p贸ki rodzina nie odzyska dawnego statusu maj膮tkowego oraz pozycji spo艂ecznej. Realizacj臋 tego celu uzna艂a za swoj膮 偶yciow膮 misj臋.

stawa膰 na nogi. Na twarzy Wilhelminy pojawi艂 si臋 wyraz b贸lu.

- Od 艣mierci Edwarda i Genevi膰ve prze艣laduj膮 nas katastrofy. A wi臋kszo艣膰 z nich to twoja zas艂uga, m艂oda damo.

Gardenia nie odezwa艂a si臋 ani s艂owem. Unios艂a tylko lekko brwi. Wilhelmina odstawi艂a fili偶ank臋 na spodek.

- I tutaj w艂a艣nie tkwi sedno sprawy. Musimy odwr贸ci膰 bieg wydarze艅. A ty jeste艣 jedyn膮 osob膮, kt贸ra mo偶e ocali膰 rodzin臋.

- Rodzina przetrwa, ciociu. Nikt z nas nic g艂oduje. Ty i wujek Stanley 偶yjecie z rent, jakie zapisa艂 wam stryjeczny pradziadek Richmond. Kuzynka Maribeth prowadzi butik, wi臋c te偶 jako艣 wi膮偶e koniec z ko艅cem. Leo nied艂ugo sko艅czy studia i jestem pewna, 偶e otrzyma etat na wy偶szej uczelni. Wszyscy damy sobie jako艣 rad臋.

- Istnieje pewna r贸偶nica mi臋dzy zwyczajn膮 egzystencj膮 a osi膮gni臋ciem stosownej pozycji spo艂ecznej - odpar艂a Wilhelmina. - A skoro ju偶 mowa o Leo... Masz z艂y wp艂yw na brata. Nawet go nie zach臋ci艂a艣, 偶eby za艂o偶y艂 jak膮艣 firm臋.

- Leo jest stworzony do pracy naukowej, a nie do interes贸w - Gardeni臋 ju偶 zaczyna艂 nudzi膰 ten argument, ale ciotka nadal nie przyznawa艂a jej racji.

Wilhelmina popatrzy艂a stanowczo na siostrzenic臋.

Gardenia wybuchn臋艂a takim 艣miechem, 偶e o ma艂o nie rozla艂a herba-kawy.

- Przecie偶 to tylko legenda, ciociu. Obie o tym wiemy. 呕adna cywilizacja, wystarczaj膮co rozwini臋ta, by skolonizowa膰 nasz膮 planet臋, nie mog艂aby si臋 okaza膰 a偶 tak
prymitywna.

Po wyj艣ciu ciotki Gardenia natychmiast wybra艂a numer Newtona DeForesta. Ju偶 po raz trzeci tego dnia pr贸bowa艂a skontaktowa膰 si臋 z profesorem. Dwukrotnie nikt nie podnosi艂 s艂uchawki.

Policzy艂a dzwonki. Po pi膮tym wolno odj臋艂a s艂uchawk臋 od ucha.

- Halo? - odezwa艂 si臋 pogodny, zdyszany g艂os po drugiej stronie linii.

0x08 graphic
- Profesor DeForest?

Profesor milcza艂 chwil臋.

O 贸smej tego samego wieczoru Gardenia u艣miechn臋艂a si臋 do Luttrella znad 艣nie偶nobia艂ego obrusa.

Specjalnie wybra艂a na t臋 okazj臋 wyrafinowan膮, harmonizuj膮c膮 z eleganckim wn臋trzem r贸偶owo-czerwon膮 kreacj臋 z dyskretnym dekoltem i d艂ugimi r臋kawami. Klub za艂o偶ycieli m贸g艂 s艂u偶y膰 jako typowy przyk艂ad ci臋偶kiego gotyku popularnego w epoce P贸藕nej Ekspansji. Najbardziej charakterystycznymi cechami tego stylu by艂y drzwi z 艂ukami, kamienne rze藕by oraz typowa aura minionej epoki. Ta atmosfera stanowi艂a odpowiednie t艂o dla boga­tych animator贸w 偶ycia w Nowym Seattle. Gardeni臋 ogarn臋艂a nagle melancholia.

Dziewczyna wreszcie zacz臋艂a si臋 uspokaja膰. Duncan dzia艂a艂 na ni膮 koj膮co. Kolacja w jego towarzystwie wy­wiera艂a na ni膮 r贸wnie zbawienny wp艂yw jak spotkania z bratem. 呕adnych nacisk贸w, zwyk艂a rozmowa towa­rzyska.

Duncan rzuca艂 si臋 w oczy. Mimo i偶 sp臋dzi艂 p贸艂 偶ycia przy komputerze, odznacza艂 si臋 siln膮, muskularn膮 budo­w膮. Mia艂 jasne, kr贸tko przyci臋te w艂osy, gdy偶 ta tradycyjna fryzura pasowa艂a do stanowiska prezesa firmy. W jego niebieskich oczach cz臋sto pojawia艂y si臋 weso艂e ogniki.

Kelner przyj膮艂 zam贸wienie, a Duncan odwr贸ci艂 si臋 do Gardenii.

Kelner wr贸ci艂 z winem. Gardenia zaczeka艂a, a偶 Duncan zako艅czy rytua艂 degustacji, po czym sama skosztowa艂a wspania艂ego, niebieskiego napoju. Rzadko zdarza艂o si臋 jej pi膰 tak kosztowe trunki. W swoim lodoratorze trzyma艂a butelk臋 taniego zielonego cie艅kusza.

Gardenia waha艂a si臋 przez chwil臋. Nie wiedzia艂a, ile mo偶e powiedzie膰 Duncanowi. Z jakiego艣 dziwnego powo­du czu艂a si臋 w obowi膮zku chroni膰 tajemnic臋 Chastaina, kt贸ry z pewno艣ci膮 nic by艂by zachwycony, gdyby poru­szy艂a z kimkolwiek temat pami臋tnika. W tej sytuacji mog艂a si臋 jedynie wykr臋ci膰 p贸艂prawd膮.

informacje.

- Z艂o偶y艂a艣 mu wizyt臋? - spyta艂 Luttrell, marszcz膮c czo艂o.

- Nic innego nic przysz艂o mi do g艂owy. Potem oboje pojechali艣my do antykwariatu i znale藕li艣my tego biedaka Morrisa, a Chastain zawiadomi艂 policj臋.

Duncan popatrzy艂 na ni膮 z namys艂em.

- Mog臋 ci udzieli膰 przyjacielskiej rady?

Gardenia unios艂a r臋k臋.

- Przesta艅. Czuj臋, 偶e powiesz mi dok艂adnie to samo, co wszyscy. Powinnam si臋 trzyma膰 z daleka od Chastaina, prawda?

Duncan u艣miechn膮艂 si臋 lekko, ale z jego oczu nie znikn膮艂 wyraz powagi.

- Tak. Nie jestem wprawdzie ekspertem od 偶ycia towarzyskiego, ale s艂ysza艂em ju偶 do艣膰, by wiedzie膰, 偶e z nim naprawd臋 lepiej si臋 nie zadawa膰.

- B膮d藕 spokojny. Zdaj臋 sobie doskonale z tego spraw臋.

Zaleg艂a kr贸tka cisza.

Duncan uni贸s艂 szklank臋 i spojrza艂 na wino pod 艣wiat艂o.

Wyra藕nie wyczuwa艂a jego obecno艣膰. Czai艂 si臋 gdzie艣 tam, w ciemno艣ciach. Z pewno艣ci膮 na ni膮 czeka艂. Wie­dzia艂a, 偶e powinna si臋 odwr贸ci膰 i uciec, p贸ki jeszcze pora, ale jaka艣 niewidzialna si艂a wci膮ga艂a j膮 uparcie w niesko艅­czone mroki nocy. Tak bardzo si臋 ba艂a, 偶e utkwi na zawsze w przera偶aj膮cej pustce, kt贸ra wydawa艂a si臋 ci膮g­n膮膰 w niesko艅czono艣膰.

Us艂ysza艂a przyt艂umione bicie w艂asnego serca. D藕wi臋k stawa艂 si臋 coraz dono艣niejszy, rozbrzmiewa艂 wci膮偶 g艂o艣niej i g艂o艣niej. Krew hucza艂a w 偶y艂ach Gardenii niczym grzmot.

Obudzi艂a si臋 z trudem chwytaj膮c powietrze. Koszula nocna lepi艂a si臋 do jej spoconego cia艂a.

To by艂 tylko sen. Koszmar senny.

Ale burza trwa艂a dalej.

Dopiero po paru sekundach zrozumia艂a, 偶e s艂yszy telefon, a nie g艂o艣no bij膮ce serce.


Zerkn臋艂a na budzik stoj膮cy obok 艂贸偶ka. P贸艂noc. Nikt nie dzwoni艂 o takiej porze bez wa偶nego powodu. Dr偶膮c膮 r臋k膮 podnios艂a s艂uchawk臋.

Gardenia zmarszczy艂a brwi. W g艂osie Polly wyra藕nie pobrzmiewa艂 niepok贸j.

dziennik. Gardenia znieruchomia艂a.

Druga ciocia Willy. Gardenia przymkn臋艂a oczy.

- Po艂膮cz臋 si臋 z kasynem i zobaczymy, co dalej.

Gardenia odwiesi艂a s艂uchawk臋 i w艂膮czy艂a lampk臋 nocn膮.

Wyskoczy艂a z 艂贸偶ka i otworzy艂a torebk臋. W 艣rodku znalaz艂a czerwono-srebrn膮 wizyt贸wk臋 Nicka.

Nick Chastain z pewno艣ci膮 nic nale偶y do ludzi wysia­duj膮cych przy telefonie - my艣la艂a, wystukuj膮c numer kasyna. Musia艂a opracowa膰 plan dzia艂ania na wypadek, gdyby nie zasta艂a go w biurze.

Ale Chastain podni贸s艂 s艂uchawk臋 ju偶 po pierwszym dzwonku.

Zupe艂nie jakby czeka艂 na wiadomo艣膰.

Rozdzia艂 dziewi膮ty

Wreszcie.

Ca艂a ta sytuacja stanowi艂a doskona艂膮 ilu­stracj臋 przys艂owia, 偶e nale偶y ostro偶nie wy­powiada膰 偶yczenia, gdy偶 mog膮 si臋 one spe艂ni膰.

Gardenia zadzwoni艂a. To prawda. Ale nie dlatego, 偶e potrzebowa艂a pomocy, a jedynie w charakterze po艣rednika.

Co mu przysz艂o do g艂owy? Dochodzi艂a pierw­sza czterdzie艣ci sze艣膰, a on siedzia艂 z Gardeni膮 w aucie i czeka艂 na jak膮艣 obc膮 kobiet臋.

Nie by艂 w najlepszym nastroju. Humor nigdy mu zreszt膮 nie dopisywa艂, je艣li cokolwiek prze­biega艂o niezgodnie z planem.

- Prosz臋 mi odpowiedzie膰 na jedno pytanie. - Wy艂膮czy艂 reflektory synchrona i popatrzy艂 t臋po na g臋sto zalesiony park. - W kt贸rym momencie zrozumia艂a pani, 偶e warunki, na jakich ma si臋 odby膰 to spotkanie, zupe艂nie nie mieszcz膮 si臋 w normie?

Gardenia popatrzy艂a na niego przeci膮gle. Mia艂a na sobie d偶insy i sweter w kolorze dojrza艂ej wi艣ni. W艂osy zwi膮za艂a niedbale w ko艅ski ogon i nawet si臋 nie umalowa艂a.

Wiedzia艂, 偶e jest na niego z艂a. Ju偶 gdy zabiera艂 j膮 sprzed domu, zachowywa艂a si臋 tak, jakby 偶a艂owa艂a, 偶e zgodzi艂a si臋 uczestniczy膰 w tej transakcji. Chastain m贸g艂 o to wini膰 wy艂膮cznie siebie.

W aucie panowa艂a atmosfera napi臋cia, emanuj膮cego zreszt膮 g艂贸wnie z Nicka, kt贸ry nie m贸g艂 absolutnie nic na to poradzi膰. Stacza艂 sam ze sob膮 dwie r贸wnoleg艂e bitwy i ten wysi艂ek wymaga艂 skupienia wszystkich zapas贸w samokontroli.

Z jednej strony usi艂owa艂 zwalczy膰 w sobie intuicyjn膮 potrzeb臋 pos艂u偶enia si臋 talentem do oceny czynnik贸w ryzyka zawartych w matrycy ca艂ej tej sytuacji. Wiedzia艂 jednak, 偶e je艣li nie poskromi swej mocy, Gardenia natych­miast wy艂apie wszelkie 艣lady energii na p艂aszczy藕nie metapsychicznej i rozpozna w nim wampira z kasyna. Nick za艣 jeszcze nie wiedzia艂, jak wyt艂umaczy膰 dziew­czynie ten niemi艂y incydent.

Opr贸cz tego przez ca艂y czas musia艂 si臋 zmaga膰 z naras­taj膮cym niezadowoleniem. Panna Spring, owszem, zdecy­dowa艂a si臋 wreszcie z nim skontaktowa膰, ale zrobi艂a to z zupe艂nie innego powodu, ni偶 przypuszcza艂. To nie podst臋py Nicka zwabi艂y j膮 z powrotem na odpowiedni膮 matryc臋, lecz poczucie lojalno艣ci wobec zamordowanego klienta. Chastain mia艂 powody s膮dzi膰, 偶e po zawarciu transakcji, znowu straci kontakt z dziewczyn膮.

Kiedy zerkn臋艂a niespokojnie za okno, Chastain doszed艂 do wniosku, 偶e i ona ma jakie艣 w膮tpliwo艣ci. Najwy偶szy czas - pomy艣la艂 z pos臋pn膮 satysfakcj膮.

Curtain Park nie wygl膮da艂 zach臋caj膮co o tej porze. Za dnia ten g臋sto zalesiony teren odwiedzali ch臋tnie tury艣ci z Nowego Vancouveru i Nowego Portlandu, ale w nocy nie by艂o tu 偶ywej duszy.

Chastain zatrzyma艂 auto w pobli偶u pomnika odkrywc贸w p贸艂ciek艂ego, pe艂nowidmowego kwarcu kryszta艂owego. Dzi臋­ki tej substancji, zwanej powszechnie galaretowatym lo­dem, potomkowie pierwszych kolonist贸w stworzyli now膮 technologi臋. Wszystkie ziemskie pierwiastki uleg艂y bowiem rozpadowi w kilka miesi臋cy po zapadni臋ciu Kurtyny.

Nick zacisn膮艂 palce na kierownicy.

Nick zerkn膮艂 na Gardeni臋, ale nie dostrzeg艂 w jej oczach ani 艣ladu ironii. Najwyra藕niej m贸wi艂a szczerze.

- Jasne. Odczuwa taki strach, 偶e chce si臋 ze mn膮 spotka膰 w 艣rodku nocy w zupe艂nie nie o艣wietlonej cz臋艣ci du偶ego parku?

Dziewczyna roz艂o偶y艂a bezradnie r臋ce,

- Nie musia艂 pan tu przyje偶d偶a膰. Je艣li si臋 pian boi, mog臋 wszystko odwo艂a膰. Poszukam kontaktu z tamtym drugim nabywc膮, cho膰 na razie nie wiem, gdzie go szuka膰.

Nick przypomnia艂 sobie fiszk臋 z nazwiskiem stryja Orrina.

z udan膮 nonszalancj膮.

- Niewa偶ne. - W oddali, na 艣cie偶ce zamigota艂y przy膰mione reflektory auta. - Doko艅czymy t臋 rozmow臋 p贸藕niej. Mamy towarzystwo.

Gardenia odwr贸ci艂a g艂ow臋, 偶eby si臋 przyjrze膰 nadje偶­d偶aj膮cemu pojazdowi.

- To z pewno艣ci膮 Polly. Nikt inny nie pojawi艂by si臋 tutaj o takiej porze.

- Z wyj膮tkiem kilku handlarzy narkotyk贸w lub seryjnych morderc贸w.

- Zawsze pan marudzi, gdy co艣 przebiega nie po pa艅skiej my艣li?

Mimo fatalnego nastroju nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰 od u艣miechu.

- Bo pani 艣wietnie sobie ze mn膮 poradzi?

Gardenia wzruszy艂a ramionami. Nie odezwa艂a si臋 ani s艂owem.

Z zupe艂nie niezrozumia艂ego powodu Chastainowi po­prawi艂 si臋 humor.

- W jaki spos贸b chce mnie pani ujarzmi膰?

Nie zwracaj膮c na niego uwagi, Gardenia wpatrywa艂a si臋 w auto.

- Nie r贸b niczego g艂upiego.

U艣miechn膮艂 si臋 lekko.

Nie zamykaj膮c drzwi od strony kierowcy, opar艂 si臋 o b艂yszcz膮cy zderzak.

Czeka艂. Potrafi艂 czeka膰. Us艂ysza艂, 偶e Gardenia w艣lizguje si臋 na miejsce kierowcy.

Nagle otworzy艂y si臋 drzwi drugiego auta. W migaj膮cym blasku 偶ar贸wki o艣wietlaj膮cej kabin臋 Nick zobaczy艂 dwoje ludzi: m臋偶czyzn臋 w 艣rednim wieku oraz nieco m艂odsz膮 kobiet臋. Nawet z tak du偶ej odleg艂o艣ci dojrza艂 niepok贸j maluj膮cy si臋 na ich twarzach.

Amatorzy. Na szcz臋艣cie.

Nick nawet si臋 nie poruszy艂.

- Panna Spring siedzi w aucie - odezwa艂 si臋 Chastain.

Gardenia wychyli艂a si臋 z samochodu.

M臋偶czyzna towarzysz膮cy Polly otworzy艂 drzwiczki po stronie pasa偶era, wygramoli艂 si臋 z auta i popatrzy艂 na Chastaina.

Nawet bez u偶ycia talentu Nick nie wyczuwa艂 zagro偶e艅 na matrycy. Rozlu藕ni艂 si臋 nieco po raz pierwszy od chwili, gdy zadzwoni艂a do niego Gardenia. Polly i jej kochanek trz臋艣li si臋 ze strachu. Potrzebowali pieni臋dzy, ale bardzo si臋 bali. A jemu to odpowiada艂o. Umia艂 po­st臋powa膰 z zal臋knionymi lud藕mi.

Chastain zap艂aci艂by nawet sto czy dwie艣cie tysi臋cy. Pami臋tnik ojca by艂 wart dla niego ka偶dej ceny. Ale nie chcia艂 dzieli膰 si臋 t膮 informacj膮 z Polly i Omarem. W 艣wietle ksi臋偶yca dojrza艂 podejrzliwe spojrzenie m臋偶czyzny.

Omar w艂膮czy艂 latark臋 i podszed艂 razem z pani膮 Fenwick do synchrona.

- Wyjmij pieni膮dze z baga偶nika. - Gardenia da艂a Chastainowi lekkiego kuksa艅ca. - No pospiesz si臋. Nie b臋dziemy tu sta膰 ca艂膮 noc.

Nick popatrzy艂 na ni膮 zza zderzaka.

Nick zatrzasn膮艂 klap臋 znacznie g艂o艣niej, ni偶 nale偶a艂o.

- Oni wszyscy cierpi膮 na paranoj臋. - Brooker nie spuszcza艂 Chastaina z oka. - Jego biedna 偶ona musia艂a znosi膰 te napady... W ko艅cu wyprowadzi艂a si臋 z domu.

Omar zmarszczy艂 brwi.

Brooker skierowa艂 snop 艣wiat艂a na starannie popako­wane pakieciki i j臋kn膮艂 z wra偶enia.

Nick zacie艣ni艂 palce na paczce. Wyczuwa艂 kszta艂t poka藕­nego woluminu oprawionego w sk贸r臋 z widmowego w臋偶a, ale nie wierzy艂, 偶e wreszcie wszed艂 w posiadanie tych cennych stronic.

艢wiadom, 偶e Gardenia bacznie go obserwuje, ostro偶nie odwin膮艂 pakunek. Omar 艣wieci艂 mu latark膮, 偶eby wszyscy mogli obejrze膰 dziennik.

Kosztowna, zielona sk贸ra zachowa艂a sw贸j pierwotny wygl膮d. Nawet nie wyblak艂a. Zaros艂a tylko troch臋 wars­tewk膮 patyny.

- Prosz臋 si臋 pospieszy膰 - mrukn膮艂 niespokojnie Omar. - Na nas ju偶 pora.

Nick nie zwr贸ci艂 na niego uwagi. Otworzy艂 dziennik. Cho膰 by艂 oczywi艣cie na to przygotowany, widok nazwiska Chastain na pierwszej stronie wywar艂 na nim osza艂amia­j膮ce wra偶enie.

Sprawozdanie z Trzeciej Wyprany na Morza Zachodnie

Szef Wyprawy: Bartholomew Nicholas Chastain

Przewracaj膮c pierwsze strony, nie zdo艂a艂 zapanowa膰 nad dr偶eniem r臋ki, co bardzo go zasmuci艂o. Notatki sporz膮dzano czarnym atramentem, teraz ju偶 wyblak艂ym, ale nadal czytelnym. Charakter pisma autora 艣wiadczy艂 o sile charakteru.

Polly u艣miechn臋艂a si臋 z ulg膮 do Gardenii.

- Bardzo sobie ceni臋 pani pomoc. Teraz, gdy ju偶 jest po wszystkim, czuj臋 si臋 naprawd臋 o wiele lepiej.

- Dobranoc - odpar艂a Gardenia. - I powodzenia.

Nick nawet si臋 nie odezwa艂. Chwyci艂 dziennik, nie spuszczaj膮c oczu z odchodz膮cych. Gardenia sta艂a spokojnie obok. Polly i Omar wsiedli do auta i ruszyli w stron臋 bramy.

- Nic mi nie dolega. - Otworzy艂 przed dziewczyn膮 drzwiczki od strony pasa偶era. Po艂o偶y艂 ostro偶nie dziennik na tylnym siedzeniu i usiad艂 za kierownic膮. Przez chwil臋 milcza艂, usi艂uj膮c odzyska膰 spok贸j. - Dzi臋kuj臋 -wykrztusi艂 w ko艅cu.

Zrozumia艂, 偶e j膮 obrazi艂. Spojrza艂 t臋po w mrok za szyb膮.

nie uda艂o.

Co艣 w brzmieniu jej g艂osu wprawi艂o Chastaina w ogro­mny niepok贸j.

Opar艂a g艂ow臋 o siedzenie i popatrzy艂a w mrok.

- A je艣li nie wiedz膮, gdzie szuka膰?

Chastain zacz膮艂 wygina膰 niecierpliwie palce.

Nick zawaha艂 si臋 przez chwil臋. W ko艅cu jednak cieka­wo艣膰 przezwyci臋偶y艂a zdrowy rozs膮dek.

- W jaki spos贸b si臋 dowiedzia艂a艣, 偶e potrafisz ognis­kowa膰 dla matrycowc贸w?

Nick rozcapierzy艂 palce i chwyci艂 kraw臋d藕 siedzenia.

Zerkn臋艂a pospiesznie na zegarek.

Nick popatrzy艂 na ni膮 ze zdziwieniem.

Przekrzywi艂a g艂ow臋, jakby nie dowierza艂a w艂asnym uszom.

Popatrzy艂a mu prosto w oczy.

Bardzo si臋 ba艂, 偶e j膮 straci. Ogarn臋艂a go desperacja.

Gardenia roz艂o偶y艂a bezradnie r臋ce.

- Nie mog臋 uwierzy膰, 偶e my naprawd臋 rozmawiamy ze sob膮 w ten spos贸b. K艂贸cimy si臋 jak para narzeczonych po nieudanej randce.

- Ciesz臋 si臋, 偶e w ko艅cu to zauwa偶y艂a艣. - Zrobi艂 krok w jej stron臋. -W艂a艣nie tak si臋 czuj臋. Jestem niezadowolony z tego spotkania.

- St贸j. -Wyci膮gn臋艂a przed siebie r臋ce. - Co ty sobie w艂a艣ciwie wyobra偶asz?

Rozdzia艂 dziesi膮ty

Huragan uczu膰 oszo艂omi艂 j膮 ca艂kowicie. P艂yn臋艂a na wezbranej fali nami臋tno艣ci prosto w g艂臋biny morza nie oznaczonego na mapie.

Niemal czu艂a energi臋 przeskakuj膮c膮 na przed­nim siedzeniu auta. Przez chwil臋 dziwi艂a si臋 nawet, 偶e nie wida膰 iskier.

Nieust臋pliwe, wymagaj膮ce usta dawa艂y jej ogromn膮 przyjemno艣膰... Wyczuwa艂a w nich po偶膮danie i g艂贸d. Od Chastaina bi艂 podnie­caj膮cy, m臋ski zapach. Nick z pewno艣ci膮 u偶y­wa艂 myd艂a, ale nie wody kolo艅skiej, co bardzo si臋 jej podoba艂o. Nigdy nie przepada艂a za wyperfumowanymi m臋偶czyznami.

- Zawsze lubi艂em czerwony kolor - mrukn膮艂 i zacz膮艂 ca艂owa膰 jej szyj臋.

B艂yszcza艂y mu oczy. Gardeni臋 trawi艂 ogie艅. Zatopi艂a paznokcie w ramionach m臋偶czyzny. Gdy tylko dotkn臋艂a g艂adkich mi臋艣ni, zala艂a j膮 kolejna fala podniecenia.

Doskonale zdawa艂a sobie spraw臋 z tego, 偶e jej poprzed­nim zwi膮zkom czego艣 brakowa艂o, ale nic by艂a w stanie wykry膰 istoty owego niedostatku. Teraz jednak zacz臋艂a powoli rozumie膰, na czym polega艂 problem.

Koniuszkami nerwowymi dziewczyny targn膮艂 nieocze­kiwany przyp艂yw 艣wiadomo艣ci. Co艣 podobnego nigdy si臋 jej do tej pory nie zdarzy艂o. Potrzebowa艂a a偶 kilku sekund, aby zrozumie膰, i偶 偶ar bij膮cy z cia艂a Nicka rozpali艂 wszys­tkie jej zmys艂y, nawet te, kt贸re funkcjonowa艂y na p艂asz­czy藕nie metapsychicznej.

Oczywi艣cie paranormaln膮 stron膮 jej natury wstrz膮sn臋艂y doznania fizyczne.

Gdy Nick przygwo藕dzi艂 j膮 do oparcia ca艂ym swym ci臋偶arem, Gardeni臋 ogarn臋艂a nag艂a potrzeba stworzenia pryzmatu. Oszo艂omiona, z trudno艣ci膮 zdo艂a艂a si臋 oprze膰 tej presji.

Podejrzewa艂a, 偶e Nick jest talentem. Z tak niewielkiej odleg艂o艣ci potrafi艂 na pewno wy艂apa膰 fale energetyczne, a to mog艂oby si臋 okaza膰 kr臋puj膮ce. Seks mia艂 si臋 przecie偶 ogranicza膰 do p艂aszczyzny fizycznej. Nigdy nie s艂ysza艂a, aby wp艂ywa艂 na psychik臋.

Taki stan nie mie艣ci艂 si臋 w granicach normalno艣ci. Z pewno艣ci膮 nie.

W ko艅cu jednak eksperci utrzymywali z ca艂膮 stanow­czo艣ci膮, 偶e energia psychiczna dziewczyny nie jest ca艂­kowicie typowa.

Nick zbli偶y艂 usta do jej warg. Pod wp艂ywem nacisku z臋b贸w m臋偶czyzny Gardenia uzna艂a, 偶e z analiz膮 tych zjawisk na p艂aszczy藕nie metapsychicznej b臋dzie musia艂a zaczeka膰. Podniecenie i oszo艂omienie nie pozwoli艂o jej przeprowadza膰 tak ezoterycznych rozwa偶a艅.

K膮tem oka dziewczyna dostrzeg艂a, 偶e po wewn臋trznej stronie szyby auta zbiera si臋 para. Cz臋艣膰 jej m贸zgu my艣la艂a nadal wystarczaj膮co jasno, by nie m贸c si臋 nadziwi膰 w艂asnym reakcjom na t臋 eksplozj臋 napi臋cia. Ze smutkiem zda艂a sobie spraw臋 z tego, 偶e nie rozpozna艂a ulotnego charakteru atmosfery panuj膮cej w aucie, dop贸ki Nick nie wzi膮艂 jej w ramiona.

Najwyra藕niej on domy艣la艂 si臋 wszystkiego od samego pocz膮tku.

Gardenia mia艂a jednak wspania艂e usprawiedliwienie op贸藕nienia w percepcji sytuacji - po prostu nigdy czego艣 podobnego nie do艣wiadczy艂a.

Zapadaj膮c si臋 g艂臋biej w u艣cisk Nicka, wyczuwa艂a wyra藕­nie jego erekcj臋. By艂 du偶y. Mo偶e nawet nienaturalnie ogromny i bardzo intryguj膮cy.

Po艂o偶y艂a mu r臋k臋 na udzie wyczuwaj膮c jego kszta艂t przez napi臋ty materia艂 spodni. J臋k m臋偶czyzny zabrzmia艂 zach臋caj膮co. Pog艂aska艂a go po karku. Mog艂aby przysi膮c, 偶e j臋k przeszed艂 w g艂uchy pomruk.

Chastain przesun膮艂 r臋k膮 po kr臋gos艂upie Gardenii i zacis­n膮艂 palec wok贸艂 jej biodra. W tej samej chwili wstrz膮sn膮艂 ni膮 zar贸wno metafizyczny, jak i czysto fizyczny dreszcz. To nie mia艂o prawa si臋 zdarzy膰.

0x08 graphic
Domy艣li艂a si臋, 偶e Chastain m贸wi o seksie. A wi臋c podczas gdy ona zastanawia艂a si臋 nad tym, czy przypad­kiem nie dozna艂a halucynacji erotycznych, Nick propono­wa艂, aby przyj臋li wygodniejsz膮 pozycj臋.

W nag艂ym przyp艂ywie paniki zgin臋艂a poka藕na cz臋艣膰 wcze艣niejszego entuzjazmu.

Otworzy艂a oczy i po艂o偶y艂a mu r臋ce na piersiach.

- Zaczekaj. - Oddycha艂a z trudem. - Musimy przesta膰. I to natychmiast.

Nick zamar艂. Wolno uni贸s艂 g艂ow臋 i popatrzy艂 na Gar­deni臋.

- Dlaczego?

Zadziwiaj膮ca prostota tego pytania zaskoczy艂a j膮. Dzie­wczyna nie potrafi艂a wyt艂umaczy膰 przedziwnej natury swych odczu膰.

Wykrzywi艂 usta.

Uni贸s艂 g艂ow臋 i patrzy艂 na ni膮 przez d艂u偶sz膮 chwil臋 tak intensywnie, 偶e Gardenia niemal przesta艂a oddycha膰. Mog艂aby przysi膮c, 偶e we wn臋trzu auta zn贸w odezwa艂a si臋 jaka艣 energia. Tym razem nie by艂 to jednak radosny szept silnego poci膮gu seksualnego, lecz niepokoj膮cy po­mruk czego艣 gro藕nego.

- A jaki jest tw贸j styl? - spyta艂 Nick, wymawiaj膮c wyra藕nie ka偶de s艂owo.

Gardenia poj臋艂a, 偶e znalaz艂a si臋 w naprawd臋 niebezpiecznej sytuacji. Zosta艂a zupe艂nie sama w pustym parku z m臋偶czyzn膮 znanym powszechnie z fatalnej reputacji. W uszach zadzwoni艂y jej s艂owa cioci Willy, kt贸ra twierdzi艂a, 偶e Chastain jest niewiele lepszy od gangstera.

- Nawet nie pr贸buj mnie zastraszy膰. Spotka艂am si臋 z tob膮, bo chcia艂am ci pom贸c odzyska膰 dziennik. Wyrz膮dzi艂am ci ogromn膮 przys艂ug臋. Przypuszczam, 偶e nie lubisz nikomu niczego zawdzi臋cza膰, ale musisz si臋 z tym pogodzi膰. Jeste艣 mi co艣 winien. A ja ju偶 wycofuj臋 si臋 z gry.

Zastyg艂 i zn贸w przywdzia艂 nieprzenikniony wyraz twarzy.

- Czego 偶膮dasz?

- Chc臋, 偶eby艣 si臋 zachowywa艂 jak d偶entelmen.

W jego oczach b艂ysn臋艂o rozbawienie.

- Masz racj臋. Wiele ci zawdzi臋czam. I zamierzam sp艂aci膰 d艂ug.

Zawaha艂a si臋.

Ten dotyk przyprawi艂 j膮 o lekkie dr偶enie. Prze艂kn臋艂a 艣lin臋 i zaczerpn臋艂a g艂臋boko powietrza.

Zdarza艂o si臋 jej otrzymywa膰 nieco bardziej uprzejme propozycje, ale przynajmniej tym razem Nick nie stara艂 si臋 ni膮 manipulowa膰. Konieczno艣膰 proszenia o co艣, czego nie m贸g艂 wymusi膰, stanowi艂a niew膮tpliwie nowe do­艣wiadczenie dla Chastaina. Niemal mu wsp贸艂czu艂a.

Ale niezupe艂nie.

Wmawia艂a sobie, 偶e nie powinna przyjmowa膰 zapro­szenia. Wiecz贸r sp臋dzony w jego towarzystwie zaalar­mowa艂by rodzin臋 i przyjaci贸艂, a tak偶e sprowokowa艂 zainteresowanie brukowc贸w.

Z drugiej jednak strony zn贸w przeskoczy艂y mi臋dzy nimi iskry zwodniczej energii. A Gardenia czeka艂a ca艂e swoje doros艂e 偶ycie na tego rodzaju doznanie.

A Nick prosi艂, a nie grozi艂. Nie ucieka艂 si臋 r贸wnie偶 do podst臋pu.

- Tak - powiedzia艂a. - Ch臋tnie zjem z tob膮 kolacj臋.

Nazwa艂em t臋 ekspedycj臋 „Zagubion膮 Wypraw膮" - po­wiedzia艂 Newton DeForset. W d艂oni okrytej grub膮 r臋kawi­c膮 trzyma艂 p臋d winoro艣li i przycina艂 go szczypcami. - Bartholomew Chastain by艂 ju偶 przedtem dwukrotnie na Morzach Zachodnich. Obie wyprawy okaza艂y si臋 nie­zwykle owocne. Ekipom uda艂o si臋 odnale藕膰 pr贸bki nie znanych uprzednio rud oraz minera艂贸w. Badacze przywie­藕li r贸wnie偶 wiele ciekawych okaz贸w flory i fauny. Ale ostatnia ekspedycja Chastaina po prostu znikn臋艂a w d偶un­gli na wyspie nie oznaczonej jeszcze na mapie.

- Dlaczego w takim razie nic istnieje 偶adna dokumen­tacja z tej wyprawy? - Gardenia patrzy艂a niespokojnie, jak z obci臋tego p臋du zaczyna skapywa膰 czerwonawy p艂yn. Ro艣lina wygl膮da艂a zupe艂nie tak, jakby krwawi艂a.

Pomy艣la艂a, 偶e Leo nie myli艂 si臋 przynajmniej co do jednego. Newton DeForest by艂 niew膮tpliwie dziwnym cz艂owiekiem. W trakcie rozmowy zaprosi艂 dziewczyn臋 do ogrodu, a ona wyrazi艂a zgod臋. Kocha艂a ro艣liny i marzy艂a, by kupi膰 sobie kiedy艣 dom oraz w艂asny kawa艂ek ziemi.

W ogrodzie DeForesta nic jednak nie wygl膮da艂o nor­malnie. Wszystkie ro艣liny sprawia艂y dziwne wra偶enie. Li艣cie przybra艂y groteskowe kszta艂ty, pojedyncze kwiaty mia艂y niezdrowe kolory. A p臋dy winoro艣li by艂y tak powykrzywiane, jakby zwija艂y si臋 z b贸lu.

Dzia艂ka DeForesta spoczywa艂a w mroku wytworzonym przez zdeformowane p臋dy oraz g膮szcz nienaturalnie grubych li艣ci. Kiedy jednak Gardenia przesz艂a przez kra­towan膮 bramk臋, od razu spowi艂 j膮 blask sztucznego 艣wiat艂a.

Po kilku krokach zrozumia艂a, 偶e si臋 zgubi艂a. I to przeszkadza艂o jej bardziej ni偶 dziwaczne kszta艂ty oraz barwy ro艣lin. Zwykle mog艂a ca艂kowicie polega膰 na swoim zmy艣le orientacyjnym, ale teraz - cho膰 znajdowa艂a si臋 niedaleko g艂贸wnego budynku - nie potrafi艂a do niego wr贸ci膰. Otoczy艂a j膮 wysoka na kilkana艣cie metr贸w 艣ciana ro艣lin. Labirynt li艣ci zajmowa艂 ca艂膮 przestrze艅 dziel膮c膮 dziewczyn臋 od domu. Gardenia sta艂a w towarzystwie Newtona w w膮skim, powykrzywianym korytarzyku utworzonym przez pe艂zaj膮ce po ziemi pn膮cza. Pod stopa­mi mia艂a dywan po艂yskuj膮cej zieleni.

Pomy艣la艂a, 偶e w tym ogrodzie nie ma nic normalnego. To spostrze偶enie dotyczy艂o r贸wnie偶 DeForesta.

Newton zachowywa艂 si臋 jednak bardzo sympatycznie, cho膰 nie ca艂kiem zwyczajnie. Gardenia 偶a艂owa艂a, 偶e pro­fesor nie zaproponowa艂 jej nawet fili偶anki herba-kawy. Bardzo by si臋 jej przyda艂 jaki艣 ciep艂y nap贸j. Przez t臋 szalon膮 noc w Curtain Park Gardenia o ma艂o co nie zapomnia艂a o spotkaniu z naukowcem. Obudzi艂a si臋 zaledwie na godzin臋 przed wyznaczonym terminem. W po艣piechu zapomnia艂a o 艣niadaniu, herba-kawie i po­rannej gazecie - czyli wszystkich tak wa偶nych rytua艂ach poranka, jakich przestrzega艂a od lat.

DeForest by艂 pulchnym, jowialnym, ma艂ym cz艂owiecz­kiem o czerwonych policzkach, starannie przystrzy偶onej br贸dce i wydatnym brzuszku. Na kraciast膮 koszul臋 i d偶in­sy w艂o偶y艂 sk贸rzany roboczy fartuch z ogromn膮 ilo艣ci膮 kieszeni, z kt贸rych wystawa艂y najrozmaitsze przybory oraz narz臋dzia. Nosi艂 te偶 okr膮g艂e okulary i czapeczk臋 zakrywaj膮c膮 艂ysin臋.

Profesor uwielbia艂 g艂贸wny temat swoich zainteresowa艅, czyli Trzeci膮 Wypraw臋 Chastaina. Z jego sposobu m贸wie­nia wynika艂o wyra藕nie, 偶e t臋skni za studentami ucz臋sz­czaj膮cymi z obowi膮zku na jego wyk艂ady. Gardenia nie mia艂a jednak absolutnie nic przeciwko temu gadulstwu. ] Chcia艂a go s艂ucha膰.

Dziennik spoczywa艂 bezpiecznie w r臋kach Chastaina, ale morderca Morrisa Fenwicka nadal przebywa艂 na wolno艣ci. Je艣li dziewczyna s艂usznie pow膮tpiewa艂a w mo­tyw rabunkowy tej zbrodni, klucz do rozwi膮zania zagadki m贸g艂 tkwi膰 jedynie w zapiskach z Trzeciej Wyprawy Chastaina.

- Ach tak... Dlaczego nic ma dokumentacji? - Newton spojrza艂 na Gardeni臋 ze skrywanym podziwem. - Zada艂a pani wspania艂e pytanie. - Ca艂e lata szuka艂em sprawozda艅 wspieraj膮cych moj膮 teori臋.

Gardenia patrzy艂a na krwisty sok 艣ciekaj膮cy z winoro艣li.

- Chce pan przez to powiedzie膰, 偶e zostali zabici?

Newton popatrzy艂 chytrze na Gardeni臋.

Gardenia popatrzy艂a na niego spod oka.

Z li艣cia wychyn膮艂 d艂ugi, g膮bczasty j臋zyk i zagarn膮艂 przysmak do lepkiego, w艂贸knistego wn臋trza ro艣liny.

Gdy mi臋so znikn臋艂o w zielonej gardzieli, na twarzy dziewczyny pojawi艂 si臋 grymas.

Gardenia stan臋艂a jak wryta.

Gardenia us艂ysza艂a cichy syk, a w chwil臋 p贸藕niej z g臋stwiny zielonych li艣ci wysun臋艂y si臋 d艂ugie kolce. Dziewczyna u艣wiadomi艂a sobie natychmiast, 偶e ka偶dy, kto mia艂by nieszcz臋艣cie otrze膰 si臋 o 偶ywop艂ot, z pe­wno艣ci膮 nadzia艂by si臋 od razu na te niesamowite, ru­chome szpikulce.

- Oczywi艣cie - rozja艣ni艂 si臋 Newton. - Jak ju偶 m贸wi艂em, w moim ogrodzie nic nale偶y niczego dotyka膰. Chyba 偶e 艣wiadomie...

Gardenia pomy艣la艂a, 偶e Nick nie by艂by zachwycony, gdyby powiedzia艂a Szalonemu DcForestowi o odzyskaniu pami臋tnika. Musia艂a si臋 te偶 przyzna膰 sama przed sob膮, 偶e traci czas.

Gardenia poczu艂a, 偶e ma spocone d艂onie, wi臋c wytar艂a je o d偶insy.

Gardenia obejrza艂a si臋 i u艣wiadomi艂a sobie, 偶e zab艂膮dzi­艂a. Zapomnia艂a, kt贸rym z zielonych, kr臋tych korytarzy dotar艂a do centrum labiryntu. Nie pozostawa艂o jej wi臋c nic innego, jak tylko p贸j艣膰 za Newtonem.

- Przykro mi, ale nie mog臋 zosta膰 - powiedzia艂a na tyle stanowczo, na ile starczy艂o jej energii.

- Rozumiem - dotar艂 do niej s艂abn膮cy szept DeForesta.

Zerkn臋艂a za siebie. Sytuacja wydawa艂a si臋 beznadziejna.

Bez Newtona nie mia艂a szans odnale藕膰 drogi.

- Prosz臋 zaczeka膰, profesorze. Ju偶 id臋! Biegn臋!

Wypad艂a z zakr臋tu i nieomal zderzy艂a si臋 z Newtonem.

Gardenia wychyli艂a si臋 zza ci臋偶kiej kaskady li艣ci. Od­nios艂a wra偶enie, 偶e z oddali dociera do niej bulgot. Poczu艂a nieprzyjemny zapach gnij膮cych ro艣lin.

- No, dotarli艣my do celu. - Newton pokona艂 ostatni zakr臋t. - Cudownie, prawda? Sp臋dzam wiele czasu na tej kamiennej 艂aweczce.

Gardenia rozejrza艂a si臋 ostro偶nie i ujrza艂a skalist膮 jaskini臋 pokryt膮 od wewn膮trz 艣liskim, mokrym mchem. Przy wej艣ciu wirowa艂a wpadaj膮ca do 艣rodka woda.

Okaza艂e, gro藕ne ro艣liny pochyla艂y si臋 nad minia­turowym stawem niczym drapie偶niki czyhaj膮ce na ofiar臋. Gardenia pomy艣la艂a, 偶e w 艣wietle ca艂ej koncepcji tematycznej ogrodu, nie jest to szczeg贸lnie tw贸rczy pomys艂.

U wlotu do groty wi艂y si臋 grube p臋dy winoro艣li, wewn膮trz Gardenia wypatrzy艂a co艣 du偶ego i bulwia­stego.

- Niesamowite - mrukn臋艂a.

DeForest patrzy艂 na swoje okazy z niemal ojcowsk膮 dum膮.

- Dzi臋kuj臋 ci, moja droga. - Po艣wi臋ci艂em ca艂e lata tym ro艣linom. One s膮 naprawd臋 niezwyk艂e. I godne obejrzenia,

Zamierza艂a zn贸w taktownie zasugerowa膰, 偶e powinna wraca膰, gdy przysz艂a jej nagle do g艂owy pewna my艣l.

Gardenia ujrza艂a oczyma wyobra藕ni cioci臋 Willy.

Gardenia wysz艂a z windy i ruszy艂a w stron臋 swego mieszkania na poddaszu dopiero po dziesi膮tej. By艂a wy­czerpana. Sesja ogniskuj膮ca ci膮gn臋艂a si臋 w niesko艅czono艣膰, jak to zwykle bywa w przypadku spotka艅 z talentami matrycowymi p艂awi膮cymi si臋 do upojenia w samodzielnie wygenerowanych wzorach. Dziewczyna nie mia艂a sumie­nia przerywa膰 im tej zabawy, cho膰 wiedzia艂a, 偶e p艂ac膮 od godziny.

Tego wieczoru jej klientka, matryca, pracuj膮ca nad zagadnieniami zwi膮zanymi z synergizmem biologicznym, pragn臋艂a uszeregowa膰 dane statystyki biosynergistycznej. Jak si臋 okaza艂o, koszty sesji pokrywa艂o laboratorium.

Wchodz膮c do mieszkania, dziewczyna my艣la艂a, 偶e Clementine b臋dzie zadowolona z tego rachunku. Niemniej jednak teraz bardziej interesowa艂o j膮 艂贸偶ko ni偶 premia.

Ziewn臋艂a i si臋gn臋艂a r臋k膮 do kontaktu.

Obok kominka mign膮艂 jaki艣 cie艅. Gardenia zamkn臋艂a usta i natychmiast otworzy艂a je z powrotem, 偶eby narobi膰 krzyku.

Gardenia zrobi艂a krok w prz贸d. Nie mog艂a zebra膰 my艣li.

W p艂aszczyzn臋 metapsychiczn膮 uderzy艂 nieprawdopo­dobnie silny strumie艅 energii. Talent matrycowy szuka艂 pryzmatu.

呕膮da艂 pryzmatu.

Polowa艂 na pryzmat.

Obejmowa艂 pryzmat w posiadanie.

Gardenia wstrzyma艂a oddech. W tym doznaniu by艂o co艣 niepokoj膮co znajomego. Co艣, co przemawia艂o do niej tak, jak 偶aden inny talent. Odpowiedzia艂a wi臋c instynk­townie, tworz膮c kryszta艂owo czysty pryzmat.

W jego fasety uderzy艂y natychmiast przera偶aj膮co silne strumienie kontrolowanej energii psychicznej.

Zna艂a ten talent. Zna艂a tego m臋偶czyzn臋.

- To by艂e艣 ty - szepn臋艂a. - Jeste艣 wampirem z kasyna.

Rozdzia艂 jedenasty

Przesta艂a ogniskowa膰 i w艂膮czy艂a 艣wiat艂o.

Z jakiego艣 niezrozumia艂ego powodu jej za­chowanie zaskoczy艂o Nicka. Chastain po­wstrzyma艂 instynktownie burzliwy przyp艂yw mocy na p艂aszczyzn臋 metapsychiczn膮. Kryszta艂 stworzony przez Gardeni臋 znikn膮艂.

- Wspaniale. - Dziewczyna unios艂a r臋ce w ge艣cie rozpaczy. - Cudowne zako艅czenie uroczego dnia. Ca艂e przedpo艂udnie musia艂am sp臋dzi膰 w towarzystwie zwariowanego profe­sora i jego ro艣lin o zbrodniczych sk艂onno艣ciach, wi臋c nie jad艂am 艣niadania. Obiad te偶 przeszed艂 mi ko艂o nosa, bo nudz膮c si臋 jak mops, ognis­kowa艂am dla specjalistki od statystyki biosynergistycznej przynajmniej o dwie godziny za d艂ugo. A teraz przychodz臋 do domu, marz膮c wy艂膮cznie o jednej kanapce i kieliszku wina, ale niestety... W moim salonie siedzi wampir psychiczny. To troch臋 za du偶o jak na moje nerwy. Wypisuj臋 si臋 z tego interesu.

Obrzuci艂a Nicka mia偶d偶膮cym spojrzeniem, po czym skierowa艂a swe kroki do kuchni, gdzie otworzy艂a lodorator i zdj臋艂a z p贸艂eczki butelk臋 wina.

Patrz膮c, jak dziewczyna si臋ga do szuflady, Nick szybko oceni艂 sytuacj臋. Sprawy przybra艂y zupe艂nie nieoczekiwany obr贸t. A to zawsze wytr膮ca艂o go z r贸wnowagi.

Od chwili gdy odkry艂 fa艂szerstwo, my艣la艂 wy艂膮cznie o spotkaniu z Gardeni膮. Pad艂 ofiar膮 oszustwa, co wzbu­dzi艂o w nim ogromny gniew. Jeszcze silniejsze by艂o uczucie zawodu. Po raz kolejny nie uda艂o mu si臋 zdoby膰 notatek z wyprawy ojca. Najbardziej jednak gn臋bi艂 go fakt, 偶e Gardenia dopu艣ci艂a si臋 zdrady.

Zastawi艂a na niego pu艂apk臋. Nie istnia艂o inne logiczne wyt艂umaczenie.

Dr臋czy艂 si臋 tym od chwili, gdy zrozumia艂, co si臋 sta艂o. Ju偶 od dawna niczym si臋 tak nic przej膮艂.

A przecie偶 powinien by艂 od pocz膮tku zachowa膰 ostro偶­no艣膰. Jak m贸g艂 zaufa膰 Gardenii?

Wbrew wszystkiemu marzy艂 o tym, by dziewczyna znalaz艂a jakie艣 argumenty, kt贸re by usprawiedliwi艂y jej post臋powanie.

Siedz膮c w swoim tajnym gabinecie, pisa艂 hipotetyczne scenariusze tego spotkania. Wszystkie zak艂ada艂y, 偶e Gar­denia zwali win臋 na Polly i Omara. A Chastain bardzo pragn膮艂, by dziewczyna przekonywa艂a go, 偶e jest niewin­na, cho膰 z pewno艣ci膮 tkwi艂a w tej aferze po same uszy.

- Ja nie 偶artuj臋.

Upi艂a wolno 艂yk wina i spojrza艂a na Nicka znad kieliszka.

- Je艣li to falsyfikat, naprawd臋 nie wiem, co robi膰. Przecie偶 sama zorganizowa艂a艣 t臋 transakcj臋. - Spokojne spojrzenie Gardenii doprowadza艂o go do sza艂u. - Musia艂a艣 by膰 w sp贸艂ce. Nie rozumiem tylko, jak mog艂a艣 s膮dzi膰, 偶e ujdzie ci to na sucho.

Pod艂o偶y艂a sobie d艂o艅 pod g艂ow臋.

Nickiem targn臋艂a furia. Wsta艂 gwa艂townie z fotela i podszed艂 do kanapy.

Wyrwa艂 jej kieliszek z r臋ki.

Co艣 chrupn臋艂o, a Nick popatrzy艂 z niedowierzaniem na swoj膮 r臋k臋. Z jego palc贸w skapywa艂a krew pomieszana z winem.

- Co ty wyprawiasz, na mi艂o艣膰 bosk膮! - Gardenia zerwa艂a si臋 na r贸wne nogi i ruszy艂a do kuchni. - Podejd藕my do zlewu. Opatrz臋 ci skaleczenie, a potem wracaj do swojej jaskini.

Ogarn臋艂a go kolejna fala gniewu i desperacji.

- Gardenio!

Wyci膮gn膮艂 do niej r臋k臋 gestem ton膮cego, kt贸ry chwy­ta si臋 brzytwy. Wysy艂aj膮c sond臋 psychiczn膮, dozna艂 znajomego uczucia dezorientacji. Z ulg膮 przyj膮艂 od­powied藕 dziewczyny. 呕a艂owa艂, 偶e nie siedzi. Wszech­ogarniaj膮ce wra偶enie intymno艣ci niemal rzuci艂o go na kolana.

Odkr臋caj膮c kran, Gardenia nie odezwa艂a si臋 ani s艂o­wem. Stworzy艂a mu tylko pryzmat na p艂aszczy藕nie metafizycznej. By艂 to absolutnie czysty, pot臋偶ny kryszta艂 o wielkiej mocy, zdolnej, by zogniskowa膰 pe艂ni臋 talentu Chastaina. A Nick nigdy si臋 dot膮d nic pos艂ugiwa艂 ca艂膮 swoj膮 si艂膮.

Nie m贸g艂 oprze膰 si臋 tej pokusie. Przela艂 przez pryzmat strumie艅 swego talentu. Konstrukcja metapsychiczna nawet nie drgn臋艂a. Skanalizowa艂a tylko pot臋偶ne uderze­nie czystej mocy, przekszta艂caj膮c je we wspaniale na­strojone fale energii, z kt贸rej mo偶na korzysta膰 tak, jak si臋 u偶ywa r膮k, oczu czy uszu. Energii funkcjonuj膮cej zupe艂­nie naturalnie i znajduj膮cej si臋 pod ca艂kowit膮 kontrol膮.

Ju偶 nie musia艂 szuka膰 na 艣lepo wzor贸w otaczaj膮cego go 艣wiata. Wszystkie skomplikowane desenie - od lekko nieregularnych brzeg贸w terakoty na pod艂odze po miriady kropli wody ciekn膮cej z kranu - przybra艂y nowy wymiar na p艂aszczy藕nie metapsychicznej. A w艂a艣ciwie kilka wy­miar贸w. Chastain m贸g艂by analizowa膰 je godzinami, ekstrapoluj膮c najr贸偶niejsze ewentualno艣ci, badaj膮c zwi膮zki, oceniaj膮c prawdopodobie艅stwo.

Ale nie uczyni艂 najmniejszego wysi艂ku, by wykorzysta膰 fale energetyczne. Swoim wewn臋trznym okiem obser­wowa艂 tylko wielk膮 b艂yszcz膮c膮 kaskad臋 energii psychicznej i upaja艂 si臋 pi臋knem oraz moc膮 swego w pe艂ni zogniskowanego talentu.

- Brudzisz mi pod艂og臋 - przypomnia艂a Gardenia.

W typowych okoliczno艣ciach pryzmat i talent mogli prowadzi膰 podczas wi臋zi zwyczajne rozmowy. By艂o to r贸wnie normalne i 艂atwe jak 偶ucie gumy na spacerze.

Tego wieczoru jednak Nick prze偶ywa艂 trudno艣ci z kon­centracj膮. P艂awi膮c si臋 w g艂臋binach swojej mocy, cierpia艂 jednocze艣nie z powodu silnego po偶膮dania. W膮tpi艂, czy by艂by w stanic 偶u膰 gum臋, nie wspominaj膮c ju偶 nawet o chodzeniu.

Po kr贸tkiej walce zdo艂a艂 si臋 uspokoi膰 na tyle, by dotrze膰 do zlewu.

On mia艂 jednak na my艣li t臋 g艂臋bok膮 intymno艣膰 towa­rzysz膮c膮 przelewaniu energii przez pryzmat wytworzo­ny przez dziewczyn臋, a nie wi臋藕 sam膮 w sobie. By膰 mo偶e jednak Gardenia niczego takiego nie do艣wiadczy艂a. Podejrzenie, 偶e jedynie on zazna艂 tego zniewalaj膮cego wra偶enia blisko艣ci, zn贸w wprawi艂o Chastaina w melan­choli臋.

Udawanie straci艂o sens.

- Tak, chyba tak. - Opar艂 plecy o lad臋 i rozkoszowa艂 si臋 kolejnym przyp艂ywem mocy, a tymczasem Gardenia zmywa艂a krew z jego d艂oni.

Patrzy艂 na swoje w艂asne palce zamkni臋te w tej smuk艂ej, pi臋knej r臋ce stanowi膮cej model wysublimowanych prze­mian ewolucyjnych. Z u艂o偶enia delikatnych ko艣ci pod nieprawdopodobnie g艂adk膮 sk贸r膮 mo偶na by艂o wyczyta膰 ca艂膮 histori臋 rozwoju ludzko艣ci.

U艣miechn臋艂a si臋 gorzko.

Podni贸s艂 wzrok na Gardeni臋. Dziewczyna najwyra藕niej m贸wi艂a powa偶nie.

Zaczerpn膮艂 g艂臋boko powietrza i odzyska艂 nieco kontroli nad sob膮. Na szcz臋艣cie oszo艂omienie powoli mija艂o. Prze­puszcza艂 wprawdzie przez pryzmat ca艂膮 swoj膮 energi臋, ale ju偶 si臋 tak bardzo tym nie emocjonowa艂. Wra偶enie g艂臋bokiej intymno艣ci nadal go jednak nie opuszcza艂o. Poza tym dokucza艂a mu erekcja.

- Wierz臋 ci. - Odkr臋ci艂a kran i poda艂a Chastainowi papierowy r臋cznik. - Bardzo mi przykro, 偶e dziennik by艂 sfa艂szowany. Ja jednak nie mia艂am z tym nic wsp贸lnego. Pr贸bowa艂am tylko dopom贸c ci. Nie podoba mi si臋 natomiast twoje zachowanie. Usi艂ujesz mnie zastraszy膰.

Pryzmat powoli znika艂. Nick zrozumia艂, 偶e Gardenia odcina dop艂yw swojej w艂asnej mocy.

- No, mam nadziej臋!

Popatrzy艂 na ni膮 uwa偶nie.

- Zmieni艂a艣 po艂o偶enie ogniska.

Wzruszy艂a ramionami.

- Mo偶e to efekt uboczny umiej臋tno艣ci tworzenia wi臋zi z matrycowcami. Jaki艣 rodzaj wewn臋trznego mechanizmu obronnego.

U艣miechn臋艂a si臋 lekko i nala艂a sobie jeszcze troch臋 wina.

Wr臋czy艂a mu kieliszek wina.

Wbi艂 w ni膮 wzrok.

Upi艂 艂yk zielonego wina

- Masz obsesj臋 na punkcie dziennika ojca, bo musisz sprawdzi膰, czy przypadkiem ten niezwyk艂y talent nie pchn膮艂 go do samob贸jstwa. Boisz si臋 przy tym, 偶e ciebie spotka taki sam los.

Gardenia okaza艂a si臋 zdecydowanie za inteligentna i znajomo艣膰 z t膮 kobiet膮 wyda艂a mu si臋 niebezpieczna. Ale ona stanowi艂a teraz cz臋艣膰 matrycy, wi臋c Chastain i tak nie zdo艂a艂by przed ni膮 uciec. Zreszt膮 nie chcia艂.

Mo偶e Gardeni臋 przeznaczy艂 mu los?

Wola艂 jednak nie odpowiada膰 na tak obcesowo postawione pytania.

-Profesor Czubek?

-Newton DeForest. Emerytowany profesor historii. Maniakalny ogrodnik.

-Posz艂a艣 si臋 zobaczy膰 z Szalonym DeForestem? Dlaczego to zrobi艂a艣? Przecie偶 ci m贸wi艂em, 偶e to stary wariat.

-Nie zamierzam z tob膮 polemizowa膰. Szkoda, 偶e nie widzia艂e艣 jego ogrodu. - Panna Gardenia a偶 si臋 wzdrygn臋艂a. - To talent ogrodniczy specjalizuj膮cy si臋 w mi臋so偶ernych ro艣linach. Jaki艣 matrycowiec pom贸g艂 mu stwo­rzy labirynt, w kt贸rym rosn膮 te hybrydy. Niesamowicie przygn臋biaj膮cy widok...

-Co do 艣wi臋tej synergii robi艂a艣 w ogrodzie DeForesta?

-Nadal uwa偶am, 偶e 艣mier膰 Morrisa wi膮偶e si臋 z tym dziennikiem. M贸j brat Leo studiuje synergistyczna analiz臋 historyczn膮. M贸wi艂 mi, 偶e tylko DeForest bada艂 Trzeci膮 Wypraw臋 Chastaina, wi臋c odwiedzi艂am profesora w jego posiad艂o艣ci.

- A niech to! - Nick stukn膮艂 szklank膮 o blat. - Dlaczego mnie o tym nie uprzedzi艂a艣?

Wola艂 zignorowa膰 t臋 prowokacj臋. Zreszt膮 Gardenia nie by艂a daleka od prawdy.

- Przez ostatnie trzy lata zbiera艂em informacje na ten temat. Znam wszystkie plotki i legendy. Odnalaz艂em ludzi, kt贸rzy byli w贸wczas na wyspach. Spytaj mnie, o co tylko chcesz.

W oczach Gardenii b艂ysn臋艂o pow膮tpiewanie.

- Bo nie mog艂o by膰 inaczej.

Westchn臋艂a.

I wszystko, co si臋 z nim 艂膮czy - pomy艣la艂. Gardenia rozszerzy艂a oczy ze zdumienia.

Zerkn臋艂a na niego z niech臋tnym zainteresowaniem.

Telefon wisz膮cy na 艣cianie zaterkota艂, zanim Nick zdecydowa艂 si臋, co jej odpowiedzie膰. Gardenia chwyci艂a s艂uchawk臋.

- Halo! Jak si臋 masz Duncan. Nie, wszystko w porz膮dku. Pracowa艂am do p贸藕na.

Chastainowi nie podoba艂o si臋 zupe艂nie to nowe, mi臋kkie brzmienie g艂osu dziewczyny. Duncan by艂 z pewno艣ci膮 dla niej kim艣 wi臋cej ni偶 przelotnym znajomym. Mo偶e to jaki艣 krewny? - pomy艣la艂 optymistycznie.

- W艂a艣nie chcia艂am do ciebie zadzwoni膰. - Gardenia opar艂a si臋 swobodnie o lad臋, przybieraj膮c poz臋, kt贸ra a偶 nadto wyra藕nie okre艣la艂a charakter jej znajomo艣ci z rozm贸wc膮. - Zamierza艂am ci podzi臋kowa膰 za kolacj臋.

Nie krewny - zdecydowa艂 pos臋pnie, s膮cz膮c wino.

Poczu艂 lekkie uk艂ucie zazdro艣ci, kt贸rego nie rozumia艂. Zazdro艣膰 wynika艂a bezpo艣rednio z nie kontrolowanego po偶膮dania. A on nie poszed艂 jeszcze do 艂贸偶ka z Gardeni膮. Dlaczego wi臋c doznawa艂 tak silnych emocji?

Zapewne uboczne skutki wi臋zi nadal dawa艂y o sobie zna膰. Musia艂 zachowa膰 ostro偶no艣膰. Maksymaln膮 ostro偶­no艣膰.

Luttrell bardzo cz臋sto jednak wygrywa艂 - nawet w贸w­czas, gdy gra sz艂a o znikome stawki.

- Duncan nie ryzykowa艂by nigdy wi臋kszych sum.

- Gardenia u艣miecha艂a si臋 stanowczo zbyt s艂odko. - Lubi wprawdzie pieni膮dze podobnie jak ty, ale woli je zarabia膰 w tradycyjny spos贸b.

Nick z trudem zdo艂a艂 pohamowa膰 gniew.

- Moja rodzina ch臋tnie widzia艂aby nas razem. Ciocia Willy przypomnia艂a mi nie dalej jak dzi艣 rano, 偶e w pew­nych kr臋gach zawiera si臋 czasem ma艂偶e艅stwa z tak zwanych wzgl臋d贸w rodzinnych.

Na policzki Gardenii wyst膮pi艂y rumie艅ce.

Chastain poczu艂, 偶e krew uderza mu do g艂owy.

Zamruga艂a.

Czu艂 si臋 jak idiota.

Skrzy偶owa艂 ramiona na piersiach.

- Przykro mi, ale jako艣 nie wierz臋, 偶e podzielisz si臋 ze mn膮 uzyskanymi informacjami. Wcale mi to do ciebie nie pasuje.

My艣la艂 chwil臋, a nast臋pnie si臋gn膮艂 po telefon i wy­stuka艂 znajomy numer. Odebrano ju偶 po pierwszym dzwonku.

Nick odwiesi艂 s艂uchawk臋 i zanim przyst膮pi艂 do wybie­rania kolejnego numeru, rzuci艂 przelotne spojrzenie na Gardeni臋.

- Polly i Omar przygotowali si臋 starannie do ucieczki. Zapewne oni r贸wnie偶 opracowali plan.

Zmarszczy艂a brwi.

Nick czu艂 na sobie spojrzenie Gardenii.

Wszystkiego - pomy艣la艂. Ta konstatacja zapar艂a mu dech piersiach. Zaczerpn膮艂 g艂臋boko tchu i z trudem zachowa艂 spok贸j.

- Wsp贸艂pracy. Przed podj臋ciem jakichkolwiek dzia艂a艅 b臋dziemy si臋 ze sob膮 konsultowa膰, zgoda?

My艣la艂a chwil臋, a potem przytakn臋艂a.

- W porz膮dku. Umowa stoi.

Poczu艂, 偶e w臋ze艂 w 偶o艂膮dku nieco si臋 rozlu藕ni艂, i dozna艂 ogromnego uczucia ulgi.

- Jak ju偶 m贸wi艂em, wracamy do planu A. Dla 艣wiata jeste艣 moj膮 dekoratork膮 wn臋trz. Ale zaproszenie na kolacj臋 jest nadal aktualne.

Gardenia u艣miechn臋艂a si臋 lekko.

- U ciebie czy u mnie?

Rozejrza艂 si臋 po przestronnym wn臋trzu.

Rozdzia艂 dwunasty


Chyba 偶artujesz. - Leo omi贸t艂 sal臋 herba-kawiarni niespokojnym spojrzeniem, jakby si臋 ba艂, 偶e jego koledzy z wydzia艂u mog膮 pod­s艂uchiwa膰, a nast臋pnie przeni贸s艂 wzrok na Gardeni臋. - Co b臋dziesz dla niego robi膰?

Gardenia oczekiwa艂a wprawdzie niezbyt przychylnej reakcji brata, ale Leo zdenerwowa艂 si臋 bar­dziej, ni偶 s膮dzi艂a.

Kiedy ten ma艂y ch艂opczyk zd膮偶y艂 tak zm臋偶nie膰 i wy-przystojnie膰? - my艣la艂a.

Spring junior odziedziczy艂 jasne, wyraziste oczy matki i siln膮 budow膮 ojca. Zgodnie z wyspiarsk膮 mod膮 w艂osy wi膮za艂 rzemykiem z ty艂u g艂owy.

Ku wielkiemu zadowoleniu Gardenii, Leo nie ho艂dowa艂 trendowi Obcych Artefakt贸w. W spodniach khaki, siermi臋偶nej koszuli i lu藕nej marynarce m艂odzieniec wy­gl膮da艂 raczej jak m艂ody profesor Analizy Synergistycznej Historycznej.

A tak niedawno stali obok siebie na pogrzebie rodzic贸w, 艣ciskali si臋 za r臋ce i z trudem powstrzymywali 艂zy. Widocznie w艂a艣nie wtedy Leo zrobi艂 pierwszy krok w do­ros艂o艣膰.

Gardenia te偶 bardzo si臋 zmieni艂a. Tragedia osobista oraz bankructwo firmy wywar艂o na 偶yciu rodze艅stwa szczeg贸lne pi臋tno.

Dawnymi czasami rodze艅stwo nazywa艂o umownie okres sprzed 艣mierci rodzic贸w.

- Spotkali艣my si臋 przypadkiem na zaj臋ciach z analizy synergistycznej. Wczoraj John odwo艂a艂 mnie na bok i powiedzia艂, 偶e widzia艂 nag艂贸wki z waszymi nazwiskami. Chcia艂 mnie ostrzec.

- Przed czym?

Leo 艂ypn膮艂 na ni膮 zirytowanym wzrokiem.

Gardenia broni艂a jak lew Nicka Chastaina i gdy zda艂a sobie z tego spraw臋, bardzo si臋 zmartwi艂a. Fatalny znak - my艣la艂a. - Po prostu fatalny.

- John twierdzi艂, 偶e dom p贸jdzie pod m艂otek jako 0x08 graphic
0x08 graphic
ostatni. A nawet w ostateczno艣ci klan nie zdecydowa艂by si臋 go sprzeda膰 komu艣 takiemu jak Chastain. Gardenia zachichota艂a. Nie mog艂a si臋 powstrzyma膰.

- Straszne. W艂a艣ciciel kasyna w s膮siedztwie... Kto nast臋pny?

Leo zacisn膮艂 usta.

Leo najwyra藕niej nie by艂 zadowolony z takiego obrotu sprawy. Wzruszy艂 lekko ramionami.

Na twarzy Leo pojawi艂 si臋 dziwny grymas.

Gardenia i Leo wymienili stroskane spojrzenia. W takich utarczkach zawsze zwyci臋偶a艂a rodzina.

O co chodzi, Feather? - Nick nie odrywa艂 wzroku od ekranu komputera stoj膮cego na biurku.

- Przyszed艂 Hobart Batt - oznajmi艂 goryl przez interkom nieco bardziej ponuro ni偶 zwykle.

Nick zerkn膮艂 na ekran pe艂en danych finansowych. Powinien by膰 zadowolony, 偶e agent tak szybko rozpocz膮艂 proces szukania partnerki, ale z nie znanych bli偶ej powo­d贸w poczu艂 skurcze 偶o艂膮dka.

Nick niech臋tnie wy艂膮czy艂 ekran komputera i wsta艂. Podszed艂 do 艣ciany, po czym wcisn膮艂 guzik otwieraj膮cy tajne przej艣cie. Mechanizm sykn膮艂, zaszumia艂, a oczom Nicka ukaza艂 si臋 czerwono-z艂oty gabinet.

Chastain pociesza艂 si臋 w duchu, 偶e Batt nie m贸g艂 jeszcze znale藕膰 odpowiedniej kandydatki na 偶on臋. Przecie偶 naj­pierw wype艂nia艂o si臋 ankiety'-. Nie wspominaj膮c ju偶 o tes­tach synergistyczno-psychologicznych. Procedury rejest­racyjne ci膮gn臋艂y si臋 zwykle w niesko艅czono艣膰. 呕aden szanuj膮cy si臋 doradca nie zaproponowa艂by nikomu part­nera po jednej rozmowie.

Co si臋 dzieje - my艣la艂, id膮c w kierunku inkrusto­wanego biurka. Nie rozumia艂, dlaczego tak si臋 dener­wuje.

Otworzy艂y si臋 drzwi. W przy膰mionym 艣wietle ga­laretowatych lamp b艂ysn臋艂a czaszka Feathera. Ochro­niarz wprowadzi艂 do pokoju Hobarta wystrojonego w modny, 艣wietnie skrojony garnitur oraz r贸偶ow膮 muszk臋.

- Wejd藕, Batt. - Nick nawet si臋 nie podni贸s艂. - Rozumiem, 偶e przychodzisz do mnie w interesach.

Agent odchrz膮kn膮艂 nerwowo i zrobi艂 par臋 krok贸w w stron臋 biurka.

Hobart przycupn膮艂 na brze偶ku krzes艂a i otworzy艂 teczk臋.

Nick uni贸s艂 brwi.

Rozdzia艂 trzynasty

Jak to zwykle m贸wi膮 w takich sytuacjach dekoratorzy wn臋trz, ,]ten dom ma 艣wietny ko艣ciec - powiedzia艂a Gardenia, patrz膮c na imponuj膮c膮 budowl臋.

Pomy艣la艂a, 偶e w艂a艣nie tutaj zamieszka 偶ona Nicka. W tej posiad艂o艣ci pa艅stwo Chastain za艂o偶膮 rodzin臋. Gardenia najch臋tniej doszuka艂a­by si臋 wielu wad w strzelistych kolumnach, pi臋knych schodach i wspania艂ych ogrodach. Niemniej jednak uczciwo艣膰 profesjonalisty nie pozwala艂a jej na krytyk臋. Stara siedziba Garret贸w by艂a naprawd臋 przepi臋kna.

Dom i ziemia zajmowa艂y akr najlepszych teren贸w po艂o偶onych na wzg贸rzach. G艂贸wny dwupi臋trowy, kamienny budynek utrzymano w stylu z epoki Wczesnych Odkry膰. Architekt uchwyci艂 bogactwo form charakterystyczne dla minionego okresu, lecz zdo艂a艂 unikn膮膰 zb臋dnego przepychu. W tym eleganckim domu wyczuwa艂o si臋 optymizm i nadziej臋.

Budynek otacza艂a weranda z kolumnami. Okna o do­skona艂ych proporcjach pasowa艂y do wysokich sufit贸w. Projektant odznacza艂 si臋 zapewne ogromnym poczuciem symetrii, kt贸rej nieraz brakowa艂o w budynkach z epoki Wczesnych Odkry膰 lub P贸藕nego Okresu Odrodzenia.

Chastain pod膮偶y艂 schodami w g贸r臋.

Nie mo偶na by艂o nie dos艂ysze膰 wyra藕nej nuty zaborczo­艣ci pobrzmiewaj膮cej w jego g艂osie. Id膮c w 艣lad za Nickiem pustymi korytarzami, Gardenia ogl膮da艂a uwa偶nie prze­stronne wn臋trza.

Chastain popatrzy艂 na ni膮 przez rami臋. Milcza艂, ale b艂yszcza艂y mu oczy.

Gardenia unios艂a d艂onie w ge艣cie poddania.

Zala艂a j膮 fala gor膮ca.

Gardenia obj臋艂a wzrokiem ogromny, pusty pok贸j, w kt贸rym stali.

Pomy艣la艂a, 偶e Nick m贸wi powa偶nie.

- Chcesz im oszcz臋dzi膰 nieustannej walki?

W jego oczach b艂yszcza艂a determinacja.

Wzruszy艂 ramionami.

D艂ugo patrzy艂a mu w oczy. Nie odwr贸ci艂 wzroku.

Gardenia wybra艂a jedn膮 z male艅kich kanapek i u艣miech­n臋艂a si臋 szeroko.

Nick popatrzy艂 na dziewczyn臋 znad butelki wina.

Kolejna godzina min臋艂a niewiarygodnie szybko. Zanim wypili butelk臋 drogiego niebieskiego wina i zjedli ostatni kawa艂ek chrupi膮cego ciasta z gruszko-艣liwkami, zapad艂a noc. Bli藕niacze ksi臋偶yce, Yakima i Chelan, wznios艂y si臋 nad horyzontem i rzuci艂y z艂oty blask na zatok臋. Migota艂y 艣wiece.

- Poka偶臋 ci teraz, sk膮d wiem, 偶e dziennik zosta艂 sfa艂szowany - powiedzia艂 Nick si臋gaj膮c do kosza po kolejn膮 paczk臋.

Gardenia natychmiast j膮 rozpozna艂a.

- Tw贸j zakup!

Patrzy艂a na niego z mieszanin膮 niedowierzania i pod­niecenia.

Roz艂o偶y艂 arkusik powoli, z szacunkiem. Gardenia po­my艣la艂a, 偶e ta r臋cznie pisana wiadomo艣膰 stanowi jedyn膮 wi臋藕, jaka 艂膮czy Chastaina z rodzicami. Znowu za艂ataj膮 fala wsp贸艂czucia.

Zerkn臋艂a na zamaszyste litery na pierwszej stronie pami臋tnika, a potem przenios艂a wzrok na wyblak艂y arkusik.

Gardenia zawaha艂a si臋 przez chwil臋. Pami臋ta艂a to wra­偶enie niemal seksualnej intymno艣ci podczas pierwszej wi臋zi z Chastainem. S艂ysza艂a kiedy艣, 偶e skutkiem ubocz­nym ogniskowania dla silnego talentu mo偶e by膰 odbi贸r jego wra偶e艅. Ciekawo艣膰 zwyci臋偶y艂a.

- Dobrze. - Zebra艂a wszystkie si艂y.

Nie musia艂a d艂ugo czeka膰. Przez pryzmat, jaki stworzy艂a 0x08 graphic
na p艂aszczy藕nie psychicznej, przela艂y si臋 wzburzone fale mocy. Uderzy艂y w l艣ni膮c膮 soczewk臋 i wy艂oni艂y si臋 w po­staci kontrolowanej energii po drugiej stronie kryszta艂u.

Przenikn臋艂o j膮 g艂臋bokie doznanie blisko艣ci. Tym razem jednak Gardenia nic wpad艂a w panik臋. Przeciwnie. Zacz臋艂a si臋 powoli przyzwyczaja膰 do tego wra偶enia.

Niedobrze.

By艂a z艂a, bo Chastain najwyra藕niej nie zwraca艂 uwagi na osobisty charakter tej wi臋zi. Mo偶e po prostu nie doznawa艂 偶adnych emocji.

Zerkn臋艂a na roz艂o偶ony arkusik i zacz臋艂a czyta膰:

Najdro偶sza Sally,

Pisz臋 do ciebie z Serendipity, sk膮d ju偶 nied艂ugo wyruszymy. Sze艣ciu z nas opuszcza obozowisko o 艣wicie. To moja ostatnia szansa, aby wys艂a膰 jakikolwiek list. Wracamy dopiero za trzy miesi膮ce. Chocia偶 jest p贸藕no, nie mog臋 zasn膮膰. Powinie­nem jeszcze raz przeanalizowa膰 ca艂y plan dzia艂ania, ale zamiast tego my艣l臋 o tobie. B臋dzie mi bardzo brakowa艂o twego 艣miechu, ciep艂a oraz wszystkiego, co razem prze偶yli艣­my. Nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczysz. Wreszcie odnalaz艂em swoj膮 przysz艂o艣膰.

呕a艂uj臋, 偶e powiedzia艂a艣 mi o ci膮偶y dopiero tego ranka, gdy wyje偶d偶a艂em do Port LeConner. Mogli艣my przecie偶 wzi膮膰 艣lub przed rozpocz臋ciem ekspedycji. Ale to przecie偶 nie ma znaczenia. Pobierzemy si臋 natychmiast po moim powrocie.

Nie potrafi臋 wyrazi膰, jak bardzo si臋 ciesz臋. Zaplanuj nasze wesele. Ju偶 nigdy nie pojad臋 do d偶ungli. Chc臋 si臋 osiedli膰 na wyspach z moj膮 now膮 rodzin膮. Na razie musisz pami臋ta膰, jak bardzo ci臋 kocham. I nigdy nie przestan臋.

Tw贸j Bart

P.s. Mam przeczucie, 偶e to b臋dzie ch艂opiec.

Gardenia z trudno艣ci膮 powstrzymywa艂a 艂zy.

- Dostrzegasz wz贸r s艂贸w? Kszta艂t liter? - dopytywa艂 si臋 Nick.

Zmusi艂a si臋, by skupi膰 uwag臋 na charakterze pisma, a nie tre艣ci listu. Rzeczywi艣cie, poszczeg贸lne wyrazy posiada艂y charakterystyczn膮 cech臋, pewien rodzaj rytmu, kt贸ry - dzi臋ki talentowi matrycowemu Nicka - dostrze­ga艂a teraz bez najmniejszych k艂opot贸w. A litery stanowi艂y unikatow膮, precyzyjn膮 mieszanin臋 niepowtarzalnych w艂a­艣ciwo艣ci. Patrz膮c na arkusik swoimi tylko oczami nigdy by ich nie dostrzeg艂a.

Kaza艂em Sanderfordowi pilnowa膰 kapsu艂 z galaretowatym lodem, ale ju偶 mu nie ufam. On jest taki niesolidny. Zaczynam podejrzewa膰, 偶e bierze narkotyki.

Nick potrz膮sn膮艂 zdecydowanie g艂ow膮.

Nick zamkn膮艂 wprawdzie dop艂yw talentu do pryzmatu, ale intymna wi臋藕 pulsowa艂a wytrwale w koniuszkach nerwowych Gardenii. Dziewczyna niespokojnie poprawi艂a si臋 na kocu.

- A konkretnie?

U艣miechn膮艂 si臋 ch艂odno.

- Pewnie tyle samo, ile wyci膮gn臋li ode mnie. Z pi臋膰dziesi膮t kawa艂k贸w.

Chastain z艂o偶y艂 delikatnie list ojca, a dziewczynie 艣cis­n臋艂o si臋 serce. Po raz kolejny pr贸bowa艂a zwalczy膰 przy­p艂yw wsp贸艂czucia.

Oczy Nicka w 艣wietle 艣wiec wygl膮da艂y jak rzadkie, egzotyczne klejnoty.

Pomy艣la艂a, 偶e w艂a艣ciwie nie widzi powodu, dla kt贸rego mia艂aby walczy膰 z 偶膮dz膮. Wystarczaj膮co d艂ugo czeka艂a na taki poryw nami臋tno艣ci.

Rozdzia艂 czternasty

G艂贸d o ma艂o w nim nie eksplodowa艂. Zwal­czy艂 go jednak, pragn膮c, by t臋 bitw臋 zwyci臋偶y艂a samokontrola. Wra偶enie, 偶e dotyka i odbiera dotyk w jakim艣 innym wymiarze, nie usta艂o, cho膰 wi臋藕 wygas艂a. Poczucie intymno艣ci bar­dzo mu przeszkadza艂o. Nie rozumia艂, dlaczego podlega tak dziwnym emocjom po uko艅czonej

sesji.

Pomy艣la艂, 偶e musi uwa偶a膰. Pragn膮艂 tej dziew­czyny, ale nie m贸g艂 dla niej zrezygnowa膰 z umiej臋tno艣ci panowania nad sob膮, kt贸ra stanowi艂a jego najwi臋kszy atut.

Dotkn膮艂 jej w艂os贸w i u艣miechn膮艂 si臋 leniwie.

Oczy Gardenii ja艣nia艂y ciep艂em i wstydliwym rozbawieniem. Chastain popatrzy艂 na ni膮 z cie­kawo艣ci膮.

- M贸wi艂am ci przecie偶, 偶e czyta艂am wszystkie romanse, jakie napisa艂a kiedykolwiek Orchid Adams.

Wyba艂uszy艂 oczy.

Chastain dozna艂 dziwnego wra偶enia. To by艂o co艣 wiel­kiego, pot臋偶nego, wszechogarniaj膮cego. Nie zidentyfiko­wa艂 jednak tego stanu, dop贸ki o ma艂o si臋 nie zakrztusi艂.

I wtedy wybuchn膮艂 艣miechem. Gromki rechot wstrz膮s­n膮艂 jego cia艂em niczym d艂ugo oczekiwany orgazm.

Nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰. Pok艂ada艂 si臋 i gulgota艂, a偶 w ko艅cu straci艂 oddech.

Przez ca艂y czas zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e Gardenia bacznie go obserwuje.

W ko艅cu, zaczerpn膮wszy g艂臋boko tchu, po艂o偶y艂 si臋 na kocu.

Przyci膮gn膮艂 dziewczyn臋 do siebie, a resztki 艣miechu wch艂on膮艂 b艂ysk po偶膮dania. Wraz z nim pojawi艂o si臋 co艣 jeszcze. Co艣 bardzo wa偶nego. Pomy艣la艂, 偶e za 偶adn膮 cen臋 nie wolno mu straci膰 panowania nad sob膮. Niemniej jednak, z jakiego艣 dziwnego powodu ju偶 nie uwa偶a艂 tego za najwa偶niejsze.

Uj膮wszy delikatnie g艂ow臋 Gardenii, poca艂owa艂 j膮 w usta r贸wnie energicznie, jak przed chwil膮 ogniskowa艂.

Odpowiedzia艂a mu tak nami臋tnie, 偶e wstrzyma艂 oddech z wra偶enia. Na matrycy szala艂o podniecenie rozpalaj膮ce wszystkie zmys艂y.

Nie by艂o czasu na powoln膮, przesycon膮 erotyzmem gr臋 mi艂osn膮, o jakiej marzy艂 przez ca艂y dzie艅.

Gdy poczu艂 dotyk palc贸w dziewczyny na torsie, wyda艂 g艂臋boki j臋k.

- Masz tak膮 wspania艂膮 sk贸r臋 - szepn臋艂a, muskaj膮c delikatnie ustami jego pier艣.

Zanurzy艂 twarz w jej w艂osach.

- A ty 艂adnie pachniesz.

Gdy zmieni艂a u艂o偶enie cia艂a, dotkn臋艂a udem jego erekcji. Wiedzia艂, 偶e nic zrobi艂a tego celowo. Nie mia艂a poj臋cia, jak na to zareaguje.

Przez chwil臋 powa偶nie si臋 obawia艂, 偶e zaraz nast膮pi koniec, ale jako艣 nad sob膮 zapanowa艂. Gdy odpi膮艂 jej sukni臋 i odnalaz艂 pier艣, dziewczyna z trudem st艂umi艂a okrzyk, po czym wbi艂a mu palce w ramiona. Po艂o偶y艂 j膮 delikatnie na plecach.

- Nick...

Dr偶膮cymi r臋kami 艣ci膮gn膮艂 z Gardenii sukni臋. Zamar艂a. U艣miechn膮艂 si臋 i poca艂owa艂 jej szyj臋. Westchn臋艂a i przytu­li艂a si臋 od niego mocniej. Pog艂adzi艂 po艂yskuj膮c膮 w z艂otym blasku 艣wiec delikatn膮 sk贸r臋. Kobiecy, podniecaj膮cy za­pach przy膰miewa艂 mu umys艂.

Szybko wyzwoli艂 si臋 ze spodni.

Na widok jego pobudzonego cia艂a Gardenia a偶 ot­worzy艂a oczy ze zdumienia.

Przymkn膮艂 oczy, zagryz艂 z臋by i ostatnim wysi艂kiem woli spr贸bowa艂 si臋 opanowa膰. Kiedy wzmog艂a pieszczot臋, zadr偶a艂 na ca艂ym ciele.

- Nie - wychrypia艂 urywanym szeptem. - Nie wytrzymam, je艣li zn贸w to zrobisz.

Szybko rozlu藕ni艂a uchwyt.

- Dobrze si臋 czujesz?

Dostrzeg艂 jej zmartwion膮 min臋.

Popatrzy艂a na niego niepewnie i nagle u艣miechn臋艂a si臋 lekko.

- A co chcia艂by艣 us艂ysze膰?

Rozsun膮艂 jej nogi, a gdy pog艂adzi艂 r贸偶any p膮czek ukryty w wilgotnych w艂osach, Gardeni膮 wstrz膮sn膮艂 dreszcz. Ona r贸wnie偶 by艂a gotowa.

Nie m贸g艂 czeka膰 d艂u偶ej. Wbi艂 si臋 jednym szybkim ruchem w b艂ogi 偶ar jej cia艂a.

- Nick!

Nie potrzebowa艂 tego okrzyku, by poj膮膰 ca艂膮 prawd臋. By艂o ju偶 jednak za p贸藕no - tkwi艂 g艂臋boko w ciasnym wn臋trzu.

Nie odwa偶y艂 si臋 poruszy膰. Czu艂, 偶e po plecach sp艂ywa mu pot.

- Jasne, dalej... Spr贸buj mnie jeszcze podpu艣ci膰. - Poruszy艂 si臋 wolno w jej wn臋trzu.

Zacz臋li si臋 powoli dopasowywa膰'. Nick pozwoli艂 sobie na g艂臋boki oddech. Powi贸d艂 r臋k膮 ni偶ej i uj膮艂 male艅ki p膮czek w dwa palce.

Gardenia j臋kn臋艂a i przywar艂a z ca艂ych si艂 do Chastaina.

- Tak, Nick, prosz臋, Nick - szepta艂a z nieomyln膮 niecierpliwo艣ci膮.

Odnalaz艂 si艂y, aby powstrzyma膰 wybuch do chwili, gdy wyczul pierwsze oznaki jej orgazmu. Delikatne drgania dosi臋gn臋艂y go najpierw na p艂aszczy藕nie fizycznej. Potem - bez udzia艂u woli - Nick us艂ysza艂 ich echo w sferze parapsychicznej i wys艂a艂 w kierunku Gardenii sond臋 talentu.

A ona tylko na to czeka艂a. Le偶膮c w obj臋ciach m臋偶czyzny, dotkn臋艂a go energi膮 psychiczn膮. I wtedy pojawi艂 si臋 pryzmat. Czysty, wyra藕ny, o艣lepiaj膮cy...

Przeszywaj膮c energi膮 jasn膮 soczewk臋 stworzon膮 przez Gardeni臋, zag艂臋bi艂 si臋 w jej ciele, kt贸rym wstrz膮sn臋艂y konwulsyjne drgawki. Wiedzia艂, 偶e jest zgubiony...

Dlaczego w takim razie czu艂 si臋 tak, jakby si臋 w艂a艣nie odnalaz艂? Pr贸buj膮c odnale藕膰 odpowied藕 na to pytanie, rzuci艂 si臋 w otch艂a艅 pot臋偶nego orgazmu.

W chwil臋 p贸藕niej Gardenia otworzy艂a oczy i popatrzy艂a na ciemny sufit. Nick obejmowa艂 j膮 ramieniem. Przez nie zas艂oni臋te okno do pokoju wpada艂y promienie dw贸ch ksi臋偶yc贸w, Yakimy i Chciana, o艣wietlaj膮c szczup艂e cia艂o Nicka i rzucaj膮c cie艅 na jego twarz.

Gardenia by艂a w si贸dmym niebie. Emanowa艂a rado艣ci膮. Nadziej膮. Szcz臋艣ciem. Najwyra藕niej seks podzia艂a艂 na ni膮 o偶ywczo, ale ten stan m贸g艂 w ka偶dej chwili min膮膰. Dziwne, niepokoj膮ce poczucie blisko艣ci po zerwaniu wi臋zi seksualnej i metapsychicznej by艂o skazane na zag艂ad臋.

Dziewczyna stopniowo zacz臋艂a zdawa膰 sobie spraw臋 z g艂臋bokiej ciszy panuj膮cej w wielkim pomieszczeniu. Nick milcza艂 jak zakl臋ty, wi臋c to ona postanowi艂a pod­trzyma膰 konwersacj臋.

- Bo na tej kamiennej pod艂odze le偶y tylko cienki koc.

Nick odwr贸ci艂 g艂ow臋 do dziewczyny. Jego oczy b艂yszcza艂y w ciemno艣ciach.

Na policzki Gardenii wyst膮pi艂y p艂omienne rumie艅ce.

Milcza艂 chwil臋.

- Chyba rozumiem.

Oczywi艣cie nie powiedzia艂a wszystkiego, ale innych powod贸w nie potrafi艂aby uj膮膰 w s艂owa. W g艂臋bi duszy czu艂a jednak, 偶e na to postanowienie mia艂 wp艂yw specy­ficzny charakter posiadanej przez ni膮 energii paranormal­nej. Jaka艣 jej cz膮stka czeka艂a na w艂a艣ciwego cz艂owieka, odpowiedniego przynajmniej na p艂aszczy藕nie metapsychicznej.

Nick jednak na pewno nie spe艂nia艂 tych warunk贸w, co wytr膮ca艂o j膮 z r贸wnowagi.

Roz艂o偶y艂a r臋ce.

Wiedzia艂a, o co pyta. Wyjrza艂a przez okno.

- Bo dzi艣 nadesz艂a odpowiednia pora - odpar艂a szczerze.

Nadal nie wydawa艂 si臋 zadowolony z tych wyja艣nie艅. Uj膮艂 jednak jej d艂o艅, odwr贸ci艂 i uca艂owa艂. Mia艂 gor膮ce usta.

Nic wiedzia艂a, jak si臋 zachowa膰.

Pu艣ci艂 jej r臋k臋, by zerkn膮膰 na zegarek.

Nic musia艂a by膰 talentem wysokiej klasy, 偶eby wyczu膰, jak Chastain usi艂uje przekroczy膰 niewidzialn膮 granic臋. Teraz, gdy po偶膮danie opad艂o, dawa艂 o sobie zna膰 instynkt matrycowca. Chastain wycofywa艂 si臋 do odleg艂ej, nie­znanej sfery, gdzie nie czeka艂a go walka z zam臋tem silnych emocji.

Zdoby艂a si臋 na szeroki u艣miech.

Patrzy艂a, jak zapina klamr臋 paska, zafascynowana jego silnymi d艂o艅mi. W tej pozornie prostej czynno艣ci kry艂a si臋 kwintesencja m臋sko艣ci. Ka偶dy gest by艂 celowy, prze­my艣lany i skuteczny. Dostrzeg艂, 偶e na niego patrzy, i uni贸s艂 brwi.

Odczeka艂a chwil臋 i spojrza艂a mu twarz.

- Nast臋pnym razem?

W oczach Chastaina b艂ysn臋艂a niepewno艣膰, co bardzo poprawi艂o samopoczucie dziewczyny.

Otworzy艂a szeroko oczy.

- Rety! Czy wszystkie talenty matrycowe s膮 takie romantyczne?

Urwa艂 i odwr贸ci艂 si臋 szybko.

- Zaspokoi艂e艣 moje wszystkie oczekiwania seksualne, a jako czytelniczka powie艣ci Orchid Adams wymagam wiele.

Dotkn膮艂 jej policzka.

Odczeka艂a chwil臋, ale Chastain nie odezwa艂 si臋 ju偶 ani s艂owem. Opar艂a wi臋c r臋ce na biodrach i postuka艂a butem w pod艂og臋.

Nick poszed艂 za ni膮 z koszem w r臋ku.

Ale by艂o ju偶 za p贸藕no. W pobliskich krzakach b艂ysn臋艂y flesze. Gardenia zamruga艂a.

Nie zwr贸ci艂 na ni膮 najmniejszej uwagi. Zszed艂 ze scho­d贸w i znikn膮艂 w ciemno艣ciach.

- Zupe艂nie jak wampir psychiczny. - Gardenia opar艂a si臋 o framug臋 i skrzy偶owa艂a ramiona na piersiach. - Jedna noc dobrego seksu, a potem koniec. Daje nog臋.

Albo te偶 post臋puje niczym urodzona matryca - po­prawi艂a si臋 w duchu.

Us艂ysza艂a nagle ha艂as. Fotograf p臋dzi艂 przez tunel zieleni w stron臋 bramy. Nicka nie by艂o wida膰.

W chwil臋 p贸藕niej reporter wynurzy艂 si臋 zza drzew. Na piersi pob艂yskiwa艂y mu aparaty fotograficzne.

Chastain przepad艂 bez 艣ladu.

Mo偶e pobieg艂 w z艂ym kierunku - pomy艣la艂a. B臋dzie w艣ciek艂y.

Z drugiej strony zdawa艂a sobie jednak spraw臋 z tego, 偶e dla wszystkich zainteresowanych by艂oby znacznie lepiej, gdyby Chastain nie dogoni艂 gorliwego dziennikarza.

Uciekaj膮cy znikn膮艂 z zakr臋tem. Gardenia nadstawi艂a ucha, czekaj膮c na charakterystyczny warkot silnika syg­nalizuj膮cy odjazd auta. Nic takiego si臋 jednak nie sta艂o.

Znowu min臋艂a minuta, potem dwie, trzecia...

Cisza.

- Nick?

Milczenie.

- Gdzie jeste艣? - Zacz臋艂a powoli schodzi膰 na d贸艂. - Prosz臋, odezwij si臋.

Zza drzewa paprociowego wy艂oni艂 si臋 cie艅.

- Odebra艂em film - oznajmi艂 Chastain.

Zmarszczy艂a brwi.

- Mam nadziej臋, 偶e nie zrobi艂e艣 nic z艂ego temu nieszcz臋艣nikowi. M贸g艂by ci narobi膰 k艂opot贸w.

- Nie s膮dz臋. - We w艂osach Nicka b艂ysn臋艂y promienie ksi臋偶yca. - Odda艂 rolk臋 bez dyskusji.

Gardenia westchn臋艂a ci臋偶ko.

- Nie wolno tak zastrasza膰 ludzi. W ten spos贸b nie zdobywa si臋 szacunku.

Wyszczerzy艂 z臋by w u艣miechu.

- Jeste艣 tego pewna?

Jak to?! Moje zdj臋cie w „Synsacjach"? Niemo偶liwe! - Gardenia zatrzasn臋艂a drzwi i pospieszy艂a w stron臋 konsoli.

- To z pewno艣ci膮 ty. - Na twarzy Byrona malowa艂o si臋 przera偶enie. - Chocia偶 wygl膮dasz zupe艂nie inaczej ni偶 zwykle. - Co si臋 sta艂o? Trenowali艣cie zapasy czy co艣 w tym rodzaju?

Clementine wychyli艂a si臋 zza drzwi swego gabinetu i popatrzy艂a na Gardeni臋 ponad ramieniem sekretarza.

- Raczej „co艣 w tym rodzaju". - Podnios艂a ponury wzrok na Gardeni臋. - Ju偶 nie b臋d臋 udziela膰 ci rad. Nie wiem, po co w og贸le zawraca艂am sobie g艂ow臋.

Gardenia zrobi艂a min臋 ura偶onej niewinno艣ci.

Zdj臋cie nie pozostawia艂o 偶adnych z艂udze艅. Ukazywa艂o Gardeni臋 na schodach. Tu偶 za ni膮 sta艂 Nick z w艂a艣ciw膮 sobie tajemnicz膮 min膮.

A ona - ze zmierzwionymi w艂osami i wypiekami na policzkach - wygl膮da艂a niestety jak kobieta, kt贸ra upra­wia艂a przed chwil膮 mi艂o艣膰 na pod艂odze. Jej czerwona suknia, rozpi臋ta z przodu ukazywa艂a akurat tyle cia艂a, by doprowadzi膰 ciotk臋 Wilhelmin臋 do histerii.

Nick Chastam przyjmuje do pracy now膮 dekoratork臋 wn臋trz - g艂osi艂 komentarz.

Gardenia zauwa偶y艂a, 偶e pod fotografi膮 podpisa艂 si臋 niejaki Cedric Dexter.

Nick wrzuci艂 egzemplarz „Synsacji" do kosza i zerkn膮艂 na Feathera.

Ciekawo艣膰 zast膮pi艂a irytacj臋.

Nick waha艂 si臋 przez chwil臋, rozdarty mi臋dzy pokus膮 policzenia si臋 z wydawc膮 „Synsacji" i konieczno艣ci膮 roz­mowy z fa艂szerzem.

Ochroniarz przyjrza艂 mu si臋 z namys艂em.

- Potrzebuje pan wsparcia?

- Nie, nie tym razem. - Przerzuciwszy sobie marynark臋 przez rami臋, opu艣ci艂 gabinet.

Tajemne przej艣cie zamkn臋艂o si臋 za nim z sykiem. Chastain przeszed艂 przez z艂ocony gabinet i otworzy艂 drzwi.

W korytarzu odezwa艂y si臋 podniesione g艂osy.

- Przykro mi, ale szef jest teraz zaj臋ty. Ch臋tnie um贸wi臋 pana na spotkanie.

Przy konsoli w recepcji sta艂 m艂ody cz艂owiek z swetrze i spodniach khaki. D艂ugie w艂osy mia艂 zwi膮zane rzemy­kiem na karku, a mi臋艣nie ramion napi臋te, jakby przygo­towywa艂 si臋 do walki.

- Przykro mi, prosz臋 pana. Nic, z czym nie mogliby艣my sobie poradzi膰.

M艂ody cz艂owiek podni贸s艂 gwa艂townie g艂ow臋.

Rozdzia艂 pi臋tnasty

Chastain zauwa偶y艂 k膮tem oka, 偶e Feather okr膮偶a konsol臋, by powstrzyma膰 szar偶uj膮cego m艂odzie艅ca. Recepcjonista wsta艂 i przycisn膮艂 ukryty guzik alarmu.

Wszystko to trwa艂o nie d艂u偶ej ni偶 dwie sekundy, ale wyostrzone zmys艂y Nicka od­biera艂y jasno ka偶dy pojedynczy gest. Pouk艂ada艂 je sobie systematycznie na og贸lnej matrycy i powzi膮艂 decyzj臋.

- Nie - powiedzia艂 cicho.

Wszyscy obecni z wyj膮tkiem Leo zamarli w bezruchu, jakby utkn臋li w galaretowatym lodzie.

Leo wpad艂 na Chastaina, wymachuj膮c ener­gicznie pi臋艣ciami. Si艂a uderzenia powali艂a ich obu na pod艂og臋.

- A niech ci臋! - M艂odzieniec podni贸s艂 si臋 z trudno艣ci膮. Oddychaj膮c ci臋偶ko, patrzy艂 na Nicka. Twarz mia艂 wykrzywion膮 gniewem, zaci艣ni臋te pi臋艣ci. - Nie pozwol臋, 偶eby艣 j膮 wykorzysta艂, ty draniu. Ona ju偶 dostatecznie du偶o wycier­pia艂a przez takie szczuro-skunksy jak ty!

Nick podpar艂 si臋 na 艂okciu i dotkn膮艂 delikatnie ust. Na palcach zosta艂a mu krew. Spojrza艂 na Leo.

- Chcesz o tym porozmawia膰 na osobno艣ci? Czy te偶 wolisz dyskutowa膰 na temat reputacji w艂asnej siostry w obecno艣ci tych wszystkich mi艂ych ludzi?

Leo rozejrza艂 si臋 po holu i dostrzeg艂 p艂on膮ce z ciekawo艣ci twarze Feathera, stra偶nik贸w oraz recepcjonisty.

Dobre pytanie - pomy艣la艂 Nick.

Sam chcia艂by zna膰 na nie odpowied藕. Tego ranka wiedzia艂 jednak tylko tyle, 偶e nie m贸g艂by si臋 bez niej oby膰. Przynajmniej na razie.

I ta 艣wiadomo艣膰 wprawi艂a go w niepok贸j. Ju偶 od dawna si臋 tak nie martwi艂. Ubieg艂ej nocy, kiedy wyp艂yn膮艂 na powierzchni臋 z g艂臋bin po偶膮dania, wreszcie rozpozna艂 natur臋 zagra偶aj膮cego mu niebezpiecze艅stwa.

Przy Gardenii znajdowa艂 si臋 bowiem na nieznanej matrycy. Musia艂 uczyni膰 wszystko, aby nie straci膰 kont­roli nad ca艂膮 sytuacj膮.

- Chod藕my do mojego gabinetu - mrukn膮艂 i ruszy艂 w stron臋 z艂otej komnaty.

Ch艂opak waha艂 si臋 przez chwil臋, ale pod膮偶y艂 w 艣lad za nim. Kiedy jednak Feather r贸wnie偶 zrobi艂 krok do przodu, Nick potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

Nick spojrza艂 na swoje w艂asne odbicie. Oczy patrz膮ce na niego z lustra r贸wnie dobrze mog艂y nale偶e膰 do ducha. Ostatnim uczuciem, jakiego oczekiwa艂 od Gardenii, by艂a lito艣膰.

Zmy艂 krew z ust.

Nick wytar艂 brod臋 r臋cznikiem.

- Sk膮d wiesz?

Leo waln膮艂 pi臋艣ci膮 w 艣cian臋.

Gniew Leo wibrowa艂 w powietrzu. W ciosie wymierzo­nym Chastainowi przed kilkoma minutami ch艂opak za­war艂 ca艂膮 w艣ciek艂o艣膰 na samego siebie za to, 偶e przez tyle lat nie potrafi艂 zapewni膰 siostrze poczucia bezpiecze艅stwa.

- Doskonale ci臋 rozumiem. Starasz si臋 dba膰 o interesy Gardenii. Ja te偶. Ale jak sam powiedzia艂e艣, ona chce znale藕膰 morderc臋 Fenwicka, a to si臋 mo偶e okaza膰 gro藕ne.

Leo obr贸ci艂 si臋 na pi臋cie.

Zapad艂a d艂uga cisza.

- Cholera jasna. - Leo opar艂 r臋ce na biodrach i rozejrza艂 si臋 po pokoju z tak膮 min膮, jakby chcia艂 co艣 kopn膮膰.

- Niech to szlag!

Nick rozwa偶a艂 najr贸偶niejsze warianty post臋powania. Ju偶 i bez podejrzliwego, rozw艣cieczonego Leo mia艂 dosy膰 k艂opot贸w. Najlepszym wyj艣ciem by艂o zawrze膰 z nim sojusz.

- Pozna艂em dzisiaj nazwisko cz艂owieka, kt贸ry sfa艂szowa艂 dziennik mego ojca - powiedzia艂 cicho Nick.

- W艂a艣nie si臋 do niego wybiera艂em. P贸jdziesz ze mn膮?

Leo obr贸ci艂 si臋 pi臋cie.

Dwadzie艣cia minut p贸藕niej Leo ogl膮da艂 ma艂y niepozor­ny dom przez przedni膮 szyb臋 synchrona.

- Nick otworzy艂 drzwiczki. - Idziesz?

- Tak. Id臋. - Leo by艂 wyra藕nie zdenerwowany, ale nie zamierza艂 si臋 wycofa膰. Wysiad艂 z auta i obszed艂 je dooko艂a.

- Na skrzynce pocztowej widz臋 nazwisko Boyd, a nie Wilkes. To na pewno tutaj?

Nikt nie podszed艂 do wej艣cia.

- Chod藕my na ty艂y.

- Co? Zaczekaj. Co ty knujesz?

Nick nie zada艂 sobie nawet trudu, 偶eby odpowiedzie膰. Okr膮偶y艂 szybko dom i znalaz艂 si臋 na ma艂ym, schludnym podw贸rku. Leo szed艂 za nim z ponur膮 min膮.

Ale 偶adne zamkni臋cie nie stanowi艂o problemu dla matrycowca, kt贸ry instynktownie szuka艂 wzor贸w. Do ot­wierania zamk贸w Chastain nic potrzebowa艂 pryzmatu. W艂o偶y艂 wi臋c szybko r臋kawiczki i przyst膮pi艂 do pracy.

Leo nie zrobi艂 nawet kroku w stron臋 auta. Najpierw przygl膮da艂 si臋 swemu nowemu wsp贸lnikowi z trosk膮 i wyra藕n膮 dezaprobat膮, ale w miar臋 up艂ywaj膮cych sekund w jego spojrzeniu zacz臋艂a dominowa膰 ciekawo艣膰 i podziw.

Nick wszed艂 do kuchni.

Nick pomy艣la艂, 偶e ch艂opak ma racj臋. Wsz臋dzie panowa艂 idealny 艂ad i porz膮dek o okre艣lonym wzorze. Generalnie rzecz bior膮c urz膮dzenie wn臋trza stanowi艂o sp贸jn膮 mat­ryc臋, na kt贸rej podstawie mo偶na by by艂o napisa膰 ksi膮偶k臋 o Alfredzie Wilkesie.

Gospodarz nie dawa艂 jednak znaku 偶ycia, a Chastain nadal czu艂, 偶e co艣 nie gra.

Bez pryzmatu nie potrafi艂 ogniskowa膰. M贸g艂 natomiast wykorzysta膰 swoj膮 dzik膮 energi臋, aby dojrze膰 struktur臋 otaczaj膮cych go wzor贸w.

Przez kilka sekund obserwowa艂 nadzwyczaj dok艂adnie wszystkie elementy wn臋trza. U艂o偶enie poszczeg贸lnych cz臋艣ci nabiera艂o niezwyk艂ego znaczenia.

Dom znajdowa艂 si臋 w stanowczo zbyt doskona艂ym stanie, nawet jak na perfekcjonist臋 z obsesj膮 na punkcie schludno艣ci. Tutaj po prostu nikt nie mieszka艂.

Nick zda艂 sobie z tego spraw臋 w chwili, gdy znika艂y ostatnie przeb艂yski jego talentu. Podni贸s艂 wzrok.

- Nie ma strychu, wi臋c chyba jest piwnica. Poszukajmy drzwi.

Leo zmarszczy艂 czo艂o.

Nie znalaz艂 jednak 偶adnych charakterystycznych rys na 艣cianach ani te偶 ukrytych drzwi w szafach. Przy pomocy Leo zwin膮艂 nawet dywan, ale nie odkry艂 klapy w pod艂odze.

- Wilkes z pewno艣ci膮 ma tutaj swoj膮 siedzib臋. Stonebraker nie pope艂nia takich b艂臋d贸w. - Nick przypatrywa艂 si臋 uwa偶nie wyposa偶eniu kuchni.

stoj膮ce w k膮cie.

- Masz racj臋. Mo偶e Wilkes wy艂膮czy艂 to pud艂o.

- Albo nie u偶ywa go do przechowywania 偶ywno艣ci, tylko do zupe艂nie innych cel贸w. - Nick otworzy艂 drzwiczki maszyny.

W lodoratorze nie by艂o p贸艂ek ani pojemnik贸w z 偶yw­no艣ci膮. Wewn膮trz panowa艂a temperatura pokojowa. Chastain dostrzeg艂 w tylnej 艣ciance urz膮dzenia cienkie, niemal niewidoczne drzwiczki. Kiedy je popchn膮艂, otworzy艂y si臋 natychmiast, ukazuj膮c kr臋te schody.

Leo gwizdn膮艂 bezg艂o艣nie.

wszystkie. Got贸w?

- Tak. Musz臋 przyzna膰, 偶e robi si臋 ciekawie.

- Wci膮ga, nie? - Nick wszed艂 do lodoratora.

Ch艂opak pospieszy艂 za nim.

W po艂owie schod贸w Chastain nie mia艂 ju偶 w膮tpliwo艣ci co do tego, 偶e odnalaz艂 siedzib臋 Wilkesa.

Mie艣ci艂a si臋 tu kuchnia, 艂azienka i sypialnia. Zna­komit膮 wi臋kszo艣膰 przestrzeni zajmowa艂 jednak war­sztat.

Panowa艂 w nim nieopisany wr臋cz ba艂agan.

- Do jasnej synergii! - mrukn膮艂 Leo.

艁awy i p贸艂ki z chemikaliami sta艂y krzywo na 艣rodku pokoju. Szuflady by艂y otwarte, a ich zawarto艣膰 prze­trz膮艣ni臋to. Na pod艂odze poniewiera艂y si臋 najr贸偶niejsze przybory, narz臋dzia i ryzy papieru oraz szcz膮tki rozbitej lampy.

Piwnica przypomina艂a spl膮drowany antykwariat Fenwicka, cho膰 wzory tych matryc nieco si臋 r贸偶ni艂y. W sklepie Morrisa dokonano 艣wiadomego aktu wandalizmu. Tutaj w艂amywacz wyra藕nie czego艣 szuka艂.

- Ale bajzel - westchn膮艂 ch艂opak. - Kto艣 si臋 nie藕le napracowa艂.

- Ciekawe, czy znalaz艂 to, po co przyszed艂. - Nick przykl臋kn膮艂, aby obejrze膰 le偶膮ce na pod艂odze papiery.

Okaza艂o si臋, 偶e s膮 to g艂贸wnie sfa艂szowane rachunki za sprz臋t biurowy. Najprawdopodobniej zam贸wi艂 je jeden z klient贸w oszusta planuj膮cy defraudacj臋 firmowych pieni臋dzy.

Leo uni贸s艂 g艂ow臋 znad ma艂ej drukarki.

Odwracaj膮c si臋 do Leo zauwa偶y艂, 偶e na pod艂odze co艣 b艂yszczy. Po chwili trzyma艂 ju偶 w d艂oni ma艂膮 spink臋 do mankiet贸w, na kt贸rej wygrawerowano liter臋 C.

- Papiery, jakie powyci膮gano z szuflad i z biurka, maj膮 pewien okre艣lony wz贸r. Wi臋kszo艣膰 z nich to zwyk艂e kwity, rachunki, przekazy i tak dalej. Niekt贸re prawdziwe, inne sfa艂szowane.

Leo zerkn膮艂 na dokumenty.

Leo rzuci艂 mu przeci膮g艂e spojrzenie.

- S膮dzisz, 偶e go艣膰 Wilkesa trafi艂 na jaki艣 istotny 艣lad?

Chastain rozejrza艂 si臋 po pokoju. Jego uwag臋 przyku艂a rozbita lampa.

Nick wskaza艂 rozbit膮 lamp臋.

Wilhelmina nie przestawa艂a m贸wi膰. Gardenia trzyma艂a w jednej r臋ce s艂uchawk臋, a w drugiej ostatni numer „Synergii Architektonicznej".

Duncan by艂 mi艂y, wyrozumia艂y i wsp贸艂czuj膮cy. Nie­mniej jednak nie omieszka艂 wspomnie膰, 偶e pokazywanie si臋 w towarzystwie takiego cz艂owieka jak Chastain mo偶e zaszkodzi膰 jej reputacji. Ju偶 chcia艂a go poprosi膰, by pilnowa艂 swego nosa, kiedy zrozumia艂a, 偶e Luttrell ma przecie偶 jak najlepsze intencje.

Gardenia uda艂a, 偶e nie s艂yszy protest贸w ciotki. Szybko od艂o偶y艂a s艂uchawk臋.

Odetchn臋艂a g艂臋boko, odrzuci艂a na bok czasopismo, rozpar艂a si臋 na krze艣le i spojrza艂a ponuro na plik szkic贸w. Wykona艂a je dla klienta, kt贸ry przed kilkoma minutami zrezygnowa艂 z zam贸wienia, gdy zobaczy艂 fotografi臋 Gar­denii w „Synsacjach".

Interes z pewno艣ci膮 nie kwit艂. Gardenia zacz臋艂a roz­wa偶a膰 ofert臋 Nicka. Potrzebowa艂a pieni臋dzy, a poza tym mia艂a ogromn膮 ochot臋 na urz膮dzanie klasycznych wn臋trz nowej siedziby Chastain贸w.

Ta jednak jej cz膮stka, kt贸ra zakochiwa艂a si臋 powoli w Nicku, nie mog艂a znie艣膰 my艣li, 偶e wkr贸tce po zako艅­czeniu prac w tym pi臋knym domu zamieszka inna kobie­ta. Postanowi艂a wi臋c nie wk艂ada膰 serca w projekt. I tak ju偶 nie by艂o jej 艂atwo.

Pod wp艂ywem impulsu si臋gn臋艂a po s艂uchawk臋 i wy­stuka艂a prywatny numer Chastaina. Odebra艂 Feather.

Nast膮pi艂a kr贸tka chwila ciszy i w s艂uchawce odezwa艂 si臋 g艂os Leo.

- Tak. On si臋 nazywa Alfred Wilkes. Nick dosta艂 jego nazwisko od niejakiego Stonebrakera i od razu do niego pojechali艣my. Pracowni臋 spl膮drowano. Wilkesa nie zastali艣my, ale Nick s膮dzi, 偶e kto艣 szuka艂 艣lad贸w mog膮cych go naprowadzi膰 na trop fa艂szerstwa. Gardenia zacisn臋艂a palce na s艂uchawce.

- I 偶aden z was mnie o tym nic poinformowa艂?

Zanim Leo zacz膮艂 jej pospiesznie wyja艣nia膰 sytuacj臋, min臋艂o par臋 d艂ugich sekund.

Ogarn臋艂a j膮 tak wielka z艂o艣膰, 偶e a偶 si臋 zdziwi艂a. Reago­wa艂a nieadekwatnie do sytuacji. Stanowczo zbyt gwa艂­townie.

Po drugiej stronie s艂uchawki zapad艂a cisza.

Mia艂a wszystkiego dosy膰. Przez ostatnie cztery lata jej 偶ycie stanowi艂o jedno wielkie pasmo udr臋ki. 艢mier膰 rodzi­c贸w, bankructwo, ustawiczne problemy finansowe, skan­dale, werdykt agencji matrymonialnej, rosn膮ce wymaga­nia ciotki Willy, 艣mier膰 Fenwicka.

A teraz jeszcze Chastain. Jej pierwszy m臋偶czyzna zachowywa艂 si臋 jak tajemniczy, chytry matrycowiec, kt贸rym zreszt膮 by艂.

Kielich goryczy przepe艂ni艂a ostatnia kropla.

Gardenia wtuli艂a g艂ow臋 w ramiona i wybuchn臋艂a p艂aczem.

Rozdzia艂 szesnasty

Nieco p贸藕niej, podczas sesji z ksi臋gowym, Gardenia dosz艂a do wniosku, 偶e za bardzo si臋 tym wszystkim przej臋艂a. C贸偶, takie rzeczy czasem si臋 zdarzaj膮. Nie zawsze mo偶na za­panowa膰 nad emocjami.

Dziewczyna poprzysi臋g艂a sobie, 偶e Nick Cha­stain ju偶 nigdy nie wytr膮ci jej z r贸wnowagi. Nale偶y uczy膰 si臋 na b艂臋dach.

Za wszelk膮 cen臋 musia艂a teraz skupi膰 si臋 na pracy, kt贸ra w艂a艣ciwie nie wymaga艂a wiele uwagi. Martin Quintana by艂 matrycowcem trzeciej klasy. 艢redniej wielko艣ci firma zwr贸ci艂a si臋 do niego z pro艣b膮 o zdemaskowanie malwersanta. W tym celu ksi臋gowy studiowa艂 pilnie zwoje wydruk贸w komputerowych, szu­kaj膮c w nich szablon贸w.

Nuci艂 pod nosem. W typowo matrycowaty spos贸b skupia艂 si臋 na deseniu, kt贸ry tylko on mia艂 szans臋 zauwa偶y膰. Gardenia wyczuwa艂a chwilami rytmy, jakie percypowa艂 Quintana. 0x08 graphic
Niemniej jednak subtelna paj臋czyna liczb na wydrukach stanowi艂a dla niej tylko ciekawostk臋, a nie skomplikowan膮 zagadk臋.

Zerkn臋艂a na zegarek. Robi艂o si臋 p贸藕no. Clementine uprzedza艂a dziewczyn臋, 偶e Martin mo偶e zap艂aci膰 za trzy godziny ogniskowania, a oni rozpocz臋li w艂a艣nie czwart膮. Gardenii zesztywnia艂y ju偶 mi臋艣nie, a poza tym by艂a g艂odna. Znowu nie jad艂a kolacji.

- Panie Ouintana - szepn臋艂a, odchrz膮kn膮wszy dyskretnie.

Najwyra藕niej jej nie s艂ysza艂. Pracowicie wprowadza艂 do komputera kolejne rz臋dy liczb.

Cz臋sto pozwala艂a swoim klientom na zanurzenie si臋 we wzorach po ustalonym czasie.

Wyszli na ulic臋, gdzie sta艂o ju偶 tylko auto Gardenii. Dziewczyna z trudem rozpoznawa艂a zarys samochodu, gdy偶 w ci膮gu ostatnich kilku godzin miasto spowi艂a g臋sta mg艂a.

Spojrzawszy w ciemne okna, instynktownie przycisn臋艂a do siebie torebk臋. Znajdowali si臋 w spokojnej dzielnicy, gdzie mie艣ci艂y si臋 przewa偶nie mniejsze firmy i sklepy - od dawna ju偶 nieczynne.

Kiedy Quintana zatrzasn膮艂 drzwiczki, Gardenia spraw­dzi艂a starannie wszystkie zamki. W艂膮czy艂a zap艂on i ru­szy艂a.

Pr贸bowa艂a sobie przypomnie膰, co na ni膮 czeka w lodoratorze. Po d艂ugim ogniskowaniu spalaj膮cym ogromn膮 ilo艣膰 energii zawsze umiera艂a z g艂odu.

Pomy艣la艂a natychmiast o odrzuconym zaproszeniu na kolacj臋. Odjecha艂a zaledwie kilkadziesi膮t metr贸w od biura Quintany, gdy silnik zacz膮艂 wydawa膰 nagle dziwne odg艂o­sy, ca艂kowicie odwracaj膮c jej uwag臋 od jedzenia. Zerkn臋艂a ze zdziwieniem na desk臋 rozdzielcz膮. Mia艂a do艣膰 paliwa, zap艂on r贸wnie偶 dzia艂a艂 bez zarzutu. Silniki z galaretowate­go lodu by艂y r贸wnie niezawodne jak wsch贸d s艂o艅ca.

Trzaski jeszcze si臋 wzmog艂y. Gardenia wyczu艂a, 偶e samoch贸d zwalnia. Zwi臋kszy艂a dop艂yw lodu, ale to nic nie pomog艂o. Skr臋ci艂a zatem szybko kierownic臋, by do­prowadzi膰 strajkuj膮cy pojazd na pobocze wyludnionej ulicy.

Nag艂a cisza wyda艂a si臋 dziewczynie znacznie bardziej przera偶aj膮ca ni偶 jakikolwiek ha艂as. Mg艂a wiruj膮ca wok贸艂 auta pot臋gowa艂a strach.

Pr贸bowa艂a reaktywowa膰 prac臋 silnika, ale bez skutku. Kiedy si臋 rozejrza艂a, przeszed艂 j膮 dreszcz. Wyl膮dowa艂a w dzielnicy wytypowanej od dawna do generalnej rekon­strukcji. Przeprowadzono tu jednak niewiele prac. Wiele okien pozabijano deskami, a wi臋kszo艣膰 latarni nie dzia艂a艂a. Nigdzie nie by艂o budki telefonicznej.

Jedyn膮 oznak膮 偶ycia stanowi艂a tajemnicza b艂臋kitna po艣wiata. Utkwiwszy wzrok w niebieskiej 艂unie, dziew­czyna zauwa偶y艂a w niej co艣 znajomego.

Mia艂a tylko dwie ewentualno艣ci. Mog艂a albo zosta膰 w zamkni臋tym aucie i zaczeka膰, a偶 nadjedzie przypad­kowy radiow贸z, lub poszuka膰 automatu. 呕adne z tych rozwi膮za艅 nie budzi艂o w niej entuzjazmu.

Ponownie popatrzy艂a na ja艣niej膮cy w oddali b艂臋kit i przypomnia艂a sobie, 偶e Dzieci Ziemi - jedna z najwi臋k­szych sekt wyznaj膮cych doktryn臋 powrotu - o艣wietlaj膮 w ten spos贸b swoje 艣wi膮tynie.

Sekciarzom bardzo odpowiada艂y takie odludne okolice. Gardenia czyta艂a nieraz w prasie, jakoby Dzieci Ziemi skupowa艂y tanie nieruchomo艣ci w zaniedbanych rejonach miasta.

Waha艂a si臋 przez chwil臋, po czym podj臋艂a decyzj臋. Otworzy艂a drzwiczki i wysz艂a. Nigdzie nie dostrzeg艂a nawet 偶ywego ducha. Zapi臋艂a wi臋c p艂aszcz, zamkn臋艂a w贸z, wsun臋艂a kluczyki do kieszeni i ruszy艂a dzielnie w stron臋 艣wiat艂a.

Nie s艂ysza艂a towarzysz膮cych jej krok贸w, dop贸ki nie przystan臋艂a na skrzy偶owaniu. Zamar艂a.

Kroki umilk艂y.

Okr臋ci艂a si臋 na pi臋cie i spojrza艂a w mglisty mrok.

W przy膰mionym blasku jednej z nielicznych latarni nic jednak nie uda艂o si臋 jej wypatrze膰.

Zacisn膮wszy palce na torebce, Gardenia zesz艂a z kraw臋偶­nika. Strach 艣ciska艂 j膮 za gard艂o. Zacz臋艂a biec zmierzaj膮c w stron臋 niebieskiego 艣wiat艂a. Wola艂a nic my艣le膰 o tym, co by si臋 sta艂o, gdyby nios膮cy nadziej臋 blask okaza艂 si臋 jedynie reklam膮.

Kroki stawa艂y si臋 coraz szybsze. Co艣 w twardym postukiwaniu obcas贸w o kamienny bruk utwierdzi艂o Gardeni臋 w przekonaniu, 偶e goni j膮 m臋偶czyzna.

Zmusi艂a si臋 od my艣lenia. On przecie偶 te偶 nic nie widzia艂 w tej mgle. M贸g艂 tylko nas艂uchiwa膰.

Zesz艂a z chodnika na co艣, co stanowi艂o niegdy艣 czyje艣 podw贸rko. Na mokrej ziemi, zmi臋kczonej niedawnym deszczem buty Gardenii nie wydawa艂y 偶adnego odg艂osu. Ukryta w ciemno艣ciach mi臋dzy dwoma wal膮cymi si臋 budynkami, dziewczyna modli艂a si臋 偶arliwie o pomoc w zmyleniu prze艣ladowcy.

Kroki zatrzyma艂y si臋 na chodniku, a ona tymczasem okr膮偶y艂a dom i wbieg艂a do zaro艣ni臋tego ogrodu. Niebieskie 艣wiat艂o pada艂o na dach w kszta艂cie kuli wyrastaj膮cy ponad parterowe domki. Dotar艂y do niej d藕wi臋ki z rogo-harfy. Najwyra藕niej znajdowa艂a si臋 ju偶 niedaleko 艣wi膮­tyni Dzieci Ziemi. Na pewno mnisi pozwol膮 jej skorzysta膰 z telefonu.

Przesz艂a ostro偶nie przez podw贸rze. Zupe艂nie nie mia艂a teraz ochoty potkn膮膰 si臋 o p艂ot czy te偶 wpa艣膰 do zanie­dbanego basenu. Nadstawi艂a ucha, ale ju偶 nic nie us艂ysza­艂a. Nie wiedzia艂a jednak, czy m臋偶czyzna przerwa艂 po艣cig, czy te偶 idzie - podobnie jak ona - po mokrej ziemi.

Zerkn臋艂a przez rami臋 i odnios艂a wra偶enie, 偶e nieopodal mign膮艂 jaki艣 cie艅. Ogarn臋艂a j膮 panika. Zacz臋艂a biec, jak mog艂a najszybciej, nie zwa偶aj膮c na ewentualne prze­szkody.

Dysz膮c ci臋偶ko dotar艂a za r贸g kolejnego opuszczonego budynku. Od niebieskiego 艣wiat艂a dzieli艂o j膮 dos艂ownie par臋 krok贸w. Na schodach 艣wi膮tyni stali ludzie ubrani w kolorowe szaty z kapturami.

By艂a bezpieczna. Nikt nic o艣mieli艂by si臋 jej zaatakowa膰 przy tylu 艣wiadkach.

Zwolni艂a kroku i pr贸bowa艂a z艂apa膰 oddech. Cz艂onkowie sekty Dzieci Ziemi wyba艂uszyli na ni膮 oczy. Zauwa偶y艂a, 偶e wszyscy w zielonych strojach mieli wygolone czaszki, a ubrani na czarno wi膮zali w艂osy z ty艂u g艂owy. Gardenia pomy艣la艂a, 偶e w艣r贸d mnich贸w istnieje jaka艣 hierarchia. Nie orientowa艂a si臋 jednak, kto stoi na czele sekty.

Podszed艂 do niej jeden z m臋偶czyzn w zielonym habicie.

- Witaj, Poszukiwaczko. Nazywam si臋 Hiram. - Skrzy偶owa艂 ramiona na piersiach i uk艂oni艂 si臋 nisko. - Do艂膮czysz do nas na Wo艂anie Kurtyny?

Gardenia zatrzyma艂a si臋 bez tchu i odgarn臋艂a grzywk臋 z czo艂a.

Hiram zszed艂 po schodach i wprowadzi艂 Gardeni臋 do s艂abo o艣wietlonej kruchty.

- Chyba nie. - Gardenia wykrzywi艂a twarz w pow膮tpiewaj膮cym u艣miechu. Nigdy przedtem nie by艂a w 艣wi膮tyni Kultu Powrotu.

Wykszta艂ceni obywatele 艢wi臋tej Heleny odcinali si臋 od sekt, gdy偶 s膮dzili, 偶e zak艂adaj膮 je hochsztaplerzy, kt贸rych celem jest wyci膮ganie pieni臋dzy od naiwniak贸w. O Dzie­ciach Ziemi kr膮偶y艂y r贸偶ne opinie. Niekt贸rzy uwa偶ali wyznawc贸w tego kultu za nieszkodliwych wariat贸w, inni za diabolicznych przest臋pc贸w. Rodzice dzieci otuma­nionych przez lider贸w sekty wszcz臋li przeciwko nim proces.

Dziwne stroje Dzieci Ziemi oraz ich nachalne kwes­towanie wystarczy艂y, by zirytowa膰 ka偶dego przeci臋tnego obywatela miasto-stanu. Naukowc贸w i akademik贸w obu­rza艂a lansowana przez mnich贸w teoria o Kurtynie Ener­getycznej oddzielaj膮cej niegdy艣 Ziemi臋 od 艢wi臋tej Heleny. Ko艣cio艂y innych wyzna艅 pot臋pia艂y natomiast sekciarzy za ich flirt z okultyzmem.

Gardenia jednak postanowi艂a, 偶e w zamian za udost臋p­nienie telefonu wzniesie si臋 na wy偶yny tolerancji.

W przeciwleg艂ym ko艅cu hallu dostrzeg艂a dwie ogromne b艂臋kitne kotary zawieszone przy wej艣ciu do rozm贸wnicy. Kiedy podesz艂a bli偶ej, dojrza艂a kilka rz臋d贸w niebieskich krzese艂, ustawionych p贸艂kolem wok贸艂 podestu. Za scen膮 wisia艂a bia艂a, aksamitna kurtyna obramowuj膮ca ogromne p艂贸tno - artystyczn膮 wizj臋 Matki Ziemi.

Gardenia ogl膮da艂a wiele podobnych obraz贸w w szkol­nych podr臋cznikach. Nikt nic wiedzia艂 na pewno, jak wygl膮da艂a stara planeta, poniewa偶 wszystkie oryginalne fotografie i rysunki uleg艂y zniszczeniu, kiedy banki da­nych Pierwszego Pokolenia rozsypa艂y si臋 w py艂. Ojcowie za艂o偶yciele pozostawili po sobie wprawdzie szkice, opisy i obrazki, ale zosta艂y przetworzone p贸藕niej w wyobra藕ni kilku pokole艅 artyst贸w.

Dziewczyna przypuszcza艂a, 偶e Ziemia by艂a pi臋kn膮 planet膮. W膮tpi艂a jednak, czy Stary Kraj m贸g艂 si臋 r贸wna膰 z bujn膮 zieleni膮 艢wi臋tej Heleny. Podobnie jak wi臋kszo艣膰 ludzi Gardenia nie mia艂aby ochoty wraca膰 do ojczyzny swych przodk贸w, kt贸ra stanowi艂a zaledwie legend臋. Tu na 艢wi臋tej Helenie znajdowa艂 si臋 jej dom.

Sekciarze uwa偶ali natomiast, 偶e Planeta Matka to utopijny 艣wiat dla idealnych ludzi, do kt贸rego powr贸c膮, kiedy tylko zn贸w otworzy si臋 Kurtyna.

- Mo偶e jednak nie zosta艂a tu pani przys艂ana bez powo­du, panno Spring. Wo艂anie Kurtyny odzywa si臋 czasem z nieoczekiwanej strony. - Hiram szed艂 wolno obok Gardenii korytarzem wy艂o偶onym grubym dywanem, a jego habit szele艣ci艂 przy ka偶dym kroku. - Poszukiwacze trafiaj膮 do nas r贸偶nymi drogami.

Mnich u艣miechn膮艂 si臋 cierpliwie.

Hiram skrzy偶owa艂 r臋ce na piersiach i sk艂oni艂 si臋 nisko.

- Niech Kurtyna wzniesie si臋 dla Pani.

Gardenia skin臋艂a uprzejmie g艂ow膮, a mnich wy cofa艂 si臋 do korytarza.

Zanim zd膮偶y艂a si臋 zorientowa膰, co robi, wcisn臋艂a dwa klawisze z cyframi rozpoczynaj膮cymi numer telefonu Nicka.

- Do jasnej synergii! - Chcia艂a przecie偶 zam贸wi膰 taks贸wk臋, a nie kontaktowa膰 si臋 z Chastainem.

W chwil臋 p贸藕niej pomy艣la艂a o krokach we mgle. Mo偶e goni艂 j膮 kto艣, kto mia艂 co艣 wsp贸lnego ze 艣mierci膮 Fenwieka. Kto艣, kto wiedzia艂 ojej prywatnym dochodzeniu... Z tego wynika艂o jasno, 偶e wydarzenia tego wieczoru 艂膮cz膮 si臋 艣ci艣le ze spraw膮 dziennika.

A wszystko, co dotyczy艂o dziennika, wi膮za艂o si臋 z kolei z Nickiem.

Mrucz膮c co艣 pod nosem, podnios艂a s艂uchawk臋 i wybra艂a numer.

Nick odebra艂 ju偶 po pierwszym dzwonku.

Chastain wysiad艂 z synchrona na wprost jasno o艣wiet­lonej 艣wi膮tyni. Buzowa艂a w nim mieszanina z艂o艣ci i ulgi. Nadal odczuwa艂 kurcze 偶o艂膮dka. Ochrona Gardenii sta艂a si臋 jednym z najwa偶niejszych element贸w jego matrycy, ale nie potrafi艂 sobie z ni膮 poradzi膰. Dziewczyna zreszt膮 nie u艂atwia艂a mu zadania.

Gdy szed艂 szerokimi schodami do 艣wi膮tyni, us艂ysza艂 kakofoni臋 d藕wi臋k贸w p艂yn膮cych z rogo-harfy. Przy wej­艣ciu nikt si臋 nie kr臋ci艂. Najwyra藕niej rozpocz臋艂o si臋 ju偶 wieczorne nabo偶e艅stwo.

Ju偶 w progu ciemnej kruchty Nick pomy艣la艂, 偶e dzie艅 nie uk艂ada si臋 najlepiej. Do tej pory zdo艂a艂 narazi膰 Gardeni臋 na upokorzenie zwi膮zane z publikacjami prasowymi, oberwa艂 silny cios w szcz臋k臋 i odkry艂 dowody przeciw swemu w艂asnemu stryjowi, najprawdopodobniej zamie­szanemu w spisek zwi膮zany z dziennikiem Chastaina.

- A teraz to.

Matryca 偶ycia by艂a niew膮tpliwie mniej z艂o偶ona, dop贸ki nie pojawi艂a si臋 na niej Gardenia Spring.

Zza ci臋偶kiej aksamitnej, niebieskiej kurtyny dotar艂 do niego g艂臋boki, d藕wi臋czny g艂os.

- Witajcie, poszukiwacze. Witajcie wszyscy, kt贸rzy pragn膮 oczyszczenia umo偶liwiaj膮cego powr贸t do 艣wiata ojc贸w za艂o偶ycieli. Kurtyna wo艂a, a wy zebrani w naszej 艣wi膮tyni odpowiedzieli艣cie na ten zew. Ziemia czeka na swoje dzieci.

D藕wi臋ki rogo-harfy stawa艂y si臋 coraz g艂o艣niejsze. Nick zmarszczy艂 brwi.

- Zaprosili艣my j膮 do udzia艂u w dzisiejszej mszy, ale odm贸wi艂a.

Przez kilka sekund mia艂 nadziej臋, 偶e Gardenia padnie mu w ramiona. Ale uczucie ulgi, jakie pojawi艂o si臋 w jej oczach, bardzo szybko znikn臋艂o.

Dziewczyna zatrzyma艂a si臋 jak wryta.

Nick st艂umi艂 westchnienie. Czego on si臋 w艂a艣ciwie spodziewa艂? Zadzwoni艂a do niego tylko dlatego, 偶e po­pad艂a w tarapaty, ale z pewno艣ci膮 nadal by艂a w艣ciek艂a.

Ruszy艂a do drzwi i nagle si臋 zatrzyma艂a.

- Si臋gn膮艂 po portfel.

- Ci, kt贸rzy wierz膮 w powr贸t do macierzy, pragn臋liby by膰 wspania艂omy艣lni, ale ponosz膮 pewne wydatki - rzek艂 sekciarz g艂adko.

- Rozumiem. - Nick rzuci艂 mu ze wstr臋tem pi臋膰dziesi膮t dolar贸w. - Skupowanie nieruchomo艣ci za 艣miesznie niskie ceny wymaga kapita艂u, prawda?

Hiram, zupe艂nie nie zmieszany, upchn膮艂 banknot w kie­szeni.

Gardenia spojrza艂a z wyrzutem na Chastaina.

Czu艂 na swoich plecach spojrzenie mnicha.

Ciemno艣ci roz艣wietli艂 b艂ysk flesza.

Chastain zatrzasn膮艂 drzwiczki auta, zanim Gardenia zdo艂a艂a sko艅czy膰 wyw贸d. Dexterem m贸g艂 si臋 zaj膮膰 rano. Na razie potrafi艂 znale藕膰 ciekawsze tematy do rozmowy.

Wsiad艂 za kierownic臋 i uruchomi艂 silnik. Odjechawszy od kraw臋偶nika, zawr贸ci艂 na 艣rodku ulicy.

Zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, jakim cudem utkn膮艂 w matrycy, na kt贸rej prawa ustanawia艂a ta kobieta.

- Dzi臋kuj臋 ci bardzo za pomoc - odezwa艂a si臋 po d艂u偶szej chwili.

Nick milcza艂. By艂 absolutnie przekonany, 偶e jakiekol­wiek komentarze mog膮 tylko pogorszy膰 sytuacj臋.

Zmarszczy艂 brwi.

- A ja nie - odpar艂a surowo.

Ogarn臋艂a go nagle panika.

Westchn膮艂.

Odwr贸ci艂a g艂ow臋.

- Sk膮d wiesz?

Zawaha艂 si臋 i si臋gn膮艂 do kieszeni marynarki.

- Nie znale藕li艣my 偶adnych danych, ale oto, co odkry艂em.

Wcisn膮艂 jej w d艂o艅 spink臋 do mankietu. Z艂ota ozdoba zaja艣nia艂a w 艣wietle deski rozdzielczej.

Zacisn臋艂a d艂o艅 na spince.

- Nie wspomina艂e艣 o tym wcze艣niej.

Poczu艂 nag艂膮 potrzeb臋, by wyt艂umaczy膰 swoje milczenie w tej sprawie.

- Rzeczywi艣cie nic nie m贸wi艂em, bo... Do diab艂a! Sam nie wiem, dlaczego. Ale nie dlatego, 偶e jestem sparanoizowanym matrycowcem. Chcia艂em po prostu przemy艣le膰 t臋 spraw臋.

Wzruszy艂a ramionami.

- Nie powiedzia艂e艣 ani s艂owa, bo to dotyczy twojej rodziny. Instynktownie chroni艂e艣 stryja. Ca艂kiem zrozumiale. Na twoim miejscu zrobi艂abym to samo.

By艂 najwyra藕niej poruszony.

U艣miechn臋艂a si臋 po raz pierwszy od chwili, gdy odebra艂 j膮 z kaplicy.

- Pewnie nie艂atwo ci przysz艂o to wyznanie. Ale skoro obdarzy艂e艣 mnie zaufaniem, chc臋 zapomnie膰 o urazach. Wznawiam wsp贸艂prac臋.

Odetchn膮艂 z ulg膮.

- A co z naszym romansem?

- Musz臋 pomy艣le膰. Szczerze m贸wi膮c jeszcze nie wiem.

Poczu艂 si臋 tak, jakby przejecha艂 go samoch贸d. Z trudem

chwyci艂 powietrze. Powietrze zamarza艂o mu w p艂ucach.

Rozdzia艂 siedemnasty

Pierwsz膮 rzecz膮, jak膮 zobaczy艂a Gardenia nast臋pnego dnia rano po otworzeniu drzwi, by艂a jej w艂asna fotografia, na kt贸rej dziew­czyna sta艂a w towarzystwie Nicka na schodach 艣wi膮tyni Dzieci Ziemi.

- Wspania艂e uj臋cie - pochwali艂 Leo, wychylaj膮c si臋 zza gazety. Trzyma艂 j膮 tak, by siostra mog艂a wyra藕nie zobaczy膰 podpis pod zdj臋ciem.

Czy w艂a艣ciciel kasyna Nick Chastain naprawd臋 ujrza艂 niebieskie 艣wiat艂o?

A mo偶e zabawia w ten oryginalny spos贸b Szkar艂atn膮 Dam臋?

Dos艂yszawszy wyra藕n膮 nut臋 podziwu w g艂osie brata, Gardenia unios艂a brwi.

Leo wychyli艂 duszkiem reszt臋 soku.

Ch艂opak wykrzywi艂 pogardliwie usta.

Leo zagwizda艂 cicho.

- Trudno polemizowa膰 z takim stanowiskiem.

Zmarszczy艂a nos.

- Poza tym Nick jest matrycowcem, a talenty matrycowe s膮 niezwykle uparte.

Ch艂opak wyszczerzy艂 z臋by w u艣miechu.

Gardenia zesztywnia艂a, po czym skupi艂a ca艂膮 swoj膮 uwag臋 na herba-kawie.

- Gardenio? - Leo przesta艂 si臋 u艣miecha膰. - Chyba nie zawrzecie trwa艂ego zwi膮zku, prawda?

Trzasn臋艂a kubkiem o st贸艂.

Leo popatrzy艂 na ni膮 uwa偶nie.

Powiedz szefowi, 偶e Nick Chastain chce z nim roz­mawia膰. I to natychmiast. - Nick przycisn膮艂 sobie s艂uchawk臋 do ramienia i przewr贸ci艂 kolejn膮 stron臋 an­kiety. - Je艣li nie podejdzie, postaram si臋 spotka膰 z nim osobi艣cie.

Recepcjonista po drugiej stronic linii prze艂kn膮艂 g艂o艣no 艣lin臋.

- Tak, prosz臋 pana. Chwileczk臋.

Czekaj膮c, by naczelny „Synsacji" podszed艂 do aparatu, Nick zerkn膮艂 na kolejne pytanie, dotycz膮ce hobby.

Chastain od艂o偶y艂 pi贸ro.

- Pos艂uchaj mnie, Ramsey. Mam powy偶ej dziurek od nosa jego numer贸w. Wczoraj Dcxter naprawd臋 przekroczy艂 granice. Szed艂 za pann膮 Spring w tej cholernej mgle, byle tylko zrobi膰 jej zdj臋cie. Dziewczyna prze偶y艂a ci臋偶kie chwile. Albo go wyrzucisz, albo przed ko艅cem miesi膮ca tw贸j szmat艂awiec zniknie z rynku.

- Uspok贸j si臋, Chastain. Obaj jeste艣my lud藕mi interesu. Ja ci nie radz臋, jak prowadzi膰 kasyno, a ty mnie nie ucz, kogo powinienem zatrudnia膰.

Nick od艂o偶y艂 s艂uchawk臋, nie pozwalaj膮c mu doko艅czy膰.

Wr贸ciwszy do ankiety, zauwa偶y艂 z ulg膮, 偶e zbli偶a si臋 do ko艅ca. Odpowiedzia艂 na ca艂膮 mas臋 idiotycznych pyta艅. A to by艂 tylko pierwszy krok w ca艂ym tym przedsi臋­wzi臋ciu.

Rozleg艂o si臋 pukanie.

- O co chodzi?

Feather otworzy艂 drzwi na o艣cie偶.

- Batt do pana.

- Przyszed艂 za wcze艣nie. Przecie偶 mu m贸wi艂em, 偶e sko艅cz臋 z tym przekl臋tym kwestionariuszem dopiero oko艂o po艂udnia.

Zanim Feather zd膮偶y艂 odpowiedzie膰, Hobart Batt - wy­j膮tkowo elegancki w 艣nie偶nobia艂ym garniturze i pasuj膮cej do niego muszce - stan膮艂 w progu gabinetu Chastaina, wywijaj膮c egzemplarzem „Synsacji".

Nick zerkn膮艂 na zdj臋cie ze 艣wi膮tyni. Dexter wykona艂 0x08 graphic
naprawd臋 艣wietn膮 robot臋. Uda艂o mu si臋 uchwyci膰 im­ponuj膮ce schody oraz niebiesk膮 po艣wiat臋. Nikt nie m贸g艂 mie膰 w膮tpliwo艣ci, gdzie zrobiono t臋 fotografi臋.

- Nie martw si臋 tym, Batt.

Hobart nadal kipia艂 z oburzenia.

- Jak mog臋 panu znale藕膰 odpowiedni膮 偶on臋, skoro na pierwszej stronie „Synsacji" bez przerwy ukazuj膮 si臋 zdj臋cia, kt贸re pana kompromituj膮.

- powiedzia艂 Nick. - Mog臋 o tym za艣wiadczy膰. Ludzie rozpuszczaj膮cy takie pog艂oski po prostu k艂ami膮.

- Fakty nie s膮 istotne - powiedzia艂 spokojnie Hobart. - Liczy si臋 tylko przekonanie.

- Jeszcze jedno s艂owo na temat panny Spring, a osobi艣cie skr贸c臋 ci臋 o g艂ow臋 - przerwa艂 Chastain.

- Czy偶bym w czym艣 przeszkodzi艂a? - spyta艂a grzecznie Gardenia, staj膮c w drzwiach.

Nick odwr贸ci艂 si臋 na pi臋cie. Gardenia mia艂a na sobie d艂ug膮, obcis艂膮 sukni臋 w czerwonym odcieniu. W oczach dziewczyny b艂yszcza艂o zrozumienie i co艣 jeszcze, co艣, czego nie potrafi艂 nazwa膰. Z pewno艣ci膮 s艂ysza艂a wi臋cej, ni偶 powinna.

- Panna Spring. - Po latach praktyki bez k艂opotu usun膮艂 zewn臋trzne oznaki gniewu. - Chcia艂bym pani przedstawi膰 Hobarta Batta z Koneksji Synergistycznych.

Rumieniec na twarzy Batta przybra艂 szkar艂atny odcie艅, nie pasuj膮cy zupe艂nie do jego garnituru.

Chastain popatrzy艂 na nich pytaj膮co.

Dziewczyna u艣miechn臋艂a si臋 gorzko do Nicka.

Bohatersko-m臋cze艅ska postawa Gardenii doprowadza艂a Chastaina do sza艂u.

- Z pewno艣ci膮 cieszy pani膮 taki stan rzeczy.

Dziewczyna nie zwr贸ci艂a na niego uwagi.

- Ale偶 nie - wtr膮ci艂 si臋 Hobart. - Przecie偶 nic nie mo偶e zast膮pi膰 udanego zwi膮zku. Nasi dalekowzroczni ojcowie za艂o偶yciele rozumieli, 偶e tylko instytucja ma艂偶e艅stwa
gwarantuje stabilizacj臋 synergistyczn膮, bez kt贸rej szcz臋艣liwe spo艂ecze艅stwo nie mo偶e istnie膰. Historia potwierdzi艂a ich racje. Ma艂偶e艅stwo to kamie艅 w臋gielny naszej cywilizacji.

- Prawdziwy z pana profesjonalista - mrukn臋艂a.

Hobart u艣miechn膮艂 si臋 rado艣nie.

Hobart zamruga艂 nerwowo powiekami. Popatrzy艂 na Gardeni臋 tak, jakby dziewczyna powiedzia艂a mu w艂a艣nie, 偶e Kurtyna znowu si臋 otworzy艂a.

Odkaszln膮艂 dyskretnie.

Hobart chwyci艂 niezr臋cznie ankiet臋.

- Zatelefonuj臋, kiedy b臋dziemy gotowi do nast臋pnego etapu rejestracji. - 艢ciskaj膮c w r臋ku papiery, odwr贸ci艂 si臋 na pi臋cie i wy maszerowa艂 z pokoju.

Gdy za Battem zamkn臋艂y si臋 drzwi, Gardenia zerkn臋艂a na Nicka z pow膮tpiewaniem.

Wiadomo艣ci o Polly i Marze nadesz艂y z samego rana, ale Nick poprosi艂 Feathera, 偶eby zadzwoni艂 do Gardenii dopiero oko艂o dwunastej. Wola艂 si臋 jednak z tym nie zdradza膰, bo dziewczyna znowu dosta艂aby sza艂u.

Uj膮艂 j膮 pod rami臋.

Rozdzia艂 osiemnasty

Wkr贸tce potem Gardenia znalaz艂a si臋 na dachu Pa艂acu Chastaina i zrozumia艂a, 偶e Nick m贸wi艂 prawd臋. Ws艂uchiwa艂a si臋 bowiem z lu­bo艣ci膮 w b臋bnienie kropel o szklan膮 konstru­kcj臋 os艂aniaj膮c膮 uroczy basenik i zielone ogrody.

Nie u偶y艂 s艂owa „dom". Dom stanowi艂 dla niego najwyra藕niej nie zrealizowany element we wzorze matrycy starannie zaplanowanej przysz艂o艣ci.

Czeka艂 na pojawienie si臋 kelnera, a potem popatrzy艂 przez st贸艂 na Gardeni臋.

Pr贸bowa艂a sobie jako艣 poradzi膰 z ciosem, jaki nie­艣wiadomie zada艂 jej Bart.

- Jak mog臋 znale藕膰 panu 偶on臋 z dobrej rodziny, skoro w „Synsacjach" ukazuj膮 si臋 pa艅skie kompromituj膮ce zdj臋cia w towarzystwie panny Spring - powiedzia艂 agent.

Gardenia zacz臋艂a sobie wmawia膰, 偶e znowu reaguje niewsp贸艂miernie do sytuacji. Przecie偶 wiedzia艂a, 偶e Nick zamierza si臋 o偶eni膰. Musia艂 przedstawi膰 jakie艣 konkretne wymagania w stosunku do przysz艂ej 偶ony. W ko艅cu by艂 matrycowcem. Jego wybranka mia艂a sta膰 si臋 cz臋艣ci膮 艣wietlanej przysz艂o艣ci Chastaina.

- Mo偶na si臋 do wszystkiego przyzwyczai膰 - uci臋艂a.

Zacisn膮艂 szcz臋ki, jakby chcia艂 us艂ysze膰 zupe艂nie inn膮 odpowied藕.

Nick wzruszy艂 ramionami, nak艂adaj膮c sobie na widelec troch臋 sa艂atki.

- Przegra艂 u mnie dziesi臋膰 tysi臋cy dolar贸w.

Gardenia o ma艂o nie zakrztusi艂a si臋 serem.

- Ju偶 ty si臋 o niego nie martw.

Gardenia ze z艂o艣ci膮 od艂o偶y艂a widelec.

Nick za艣mia艂 si臋 chrapliwie.

- Nie zepsu艂o si臋 bez powodu. Mechanik powiedzia艂 Featherowi, 偶e kto艣 majstrowa艂 przy silniku. Poluzowa艂 wtryskiwacz galaretowatego lodu.

Westchn臋艂a.

Wolno opu艣ci艂a widelec.

- Kolejny niezwyk艂y zbieg okoliczno艣ci.

Nick uni贸s艂 brwi.

Gardenia zadr偶a艂a.

Nie wierzy艂a we w艂asne wnioski.

Zmi臋艂a serwetk臋.

Gardenia my艣la艂a chwil臋.

- Z pewno艣ci膮 z艂odziej jest matrycowcem.

Nick powi贸d艂 palcem po szklance z mro偶on膮 herbat膮.

- A ca艂膮 t臋 histori臋 napisano ponownie.

Zamilk艂, ale wysun膮艂 sond臋 energii psychicznej szu­kaj膮c膮 pryzmatu. Waha艂a si臋 jedynie przez chwil臋 i w ko艅cu zareagowa艂a.

Ilekro膰 ogniskowa艂a dla Nicka, doznawa艂a uczucia g艂臋bokiej satysfakcji, ale je艣li Chastain by艂 艣wiadom emocjonalnych efekt贸w ubocznych wi臋zi, to 艣wietnie si臋 z tym kry艂.

Gardenia widzia艂a, jak na p艂aszczy藕nie psychicznej zarysowuje si臋 stopniowo kszta艂t matrycy. Nie potrafi艂a go jednak w艂a艣ciwie odczyta膰, dop贸ki Nick nie przem贸wi艂.

- Skradziono ca艂膮 mas臋 dokument贸w - zacz膮艂. - Istnieje jednak pewien schemat, wed艂ug kt贸rego znika艂y. Przede wszystkim zadbano o to, by si臋 pozby膰 dokumentacji finansowej.

Wewn膮trz skomplikowanej konstrukcji matrycowej mign臋艂y po艂膮czenia mi臋dzy poszczeg贸lnymi elementami.

- Pewnie kto艣 doszed艂 do wniosku, 偶e te papiery stanowi膮 najwi臋ksze zagro偶enie.

- Mia艂 racj臋. Rozumowa艂 jak rasowy biznesmen.

Matryca metafizyczna skonstruowana przez Chastaina stawa艂a si臋 coraz bardziej wyrazista i skomplikowana. Wygl膮da艂a niczym miriady punkcik贸w rozsypane po wszech艣wiecie. Gardenia wiedzia艂a, 偶e ka偶dy z nich wyob­ra偶a jak膮艣 my艣l, ide臋, fakt. Powoli pojmowa艂a spos贸b, w jaki pot臋偶ny talent matrycowy dokonuje czysto abs­trakcyjnej analizy psychicznej.

Poprzez konstrukcj臋 mentaln膮 wytworzon膮 na p艂asz­czy藕nie metapsychicznej przep艂ywa艂y skomplikowane desenie z艂o偶onych wzor贸w.

- Co widzisz? - spyta艂a Gardenia zafascynowana i oszo艂omiona. Nie potrafi艂a zinterpretowa膰 dziwnych obrazk贸w. Jedynie Nick mia艂 zdolno艣ci w tym kierunku. By艂 mistrzem matrycy, magikiem, kt贸ry pracowa艂 na kilku p艂aszczyznach, szukaj膮c niewidocznych mo偶liwo艣ci i nie­prawdopodobnych zwi膮zk贸w. Nick a偶 si臋 wzdrygn膮艂.

Z twarzy Chastaina znikn臋艂o skupienie, a matryca rozp艂yn臋艂a si臋 w przestrzeni.

- Nic dziwnego, 偶e Barthomolew Chastain zakocha艂 si臋 w takiej kobiecie.

- Wiem. - Nick popatrzy艂 dziwnie na Gardeni臋. - Nie zna艂em swoich rodzic贸w, ale po raz pierwszy w 偶yciu odnios艂em wra偶enie, 偶e nawi膮za艂em nimi jaki艣 kontakt.

Gardenia dotkn臋艂a jego r臋ki.

Chastain u艣miechn膮艂 si臋 zimno.

- Nie wiem. Ale spr贸buj臋 si臋 domy艣le膰. Mo偶e zabra艂 osob臋, kt贸ra organizowa艂a i finansowa艂a ca艂e przedsi臋­wzi臋cie.

- W takim razie w艂adze uniwersyteckie wiedzia艂yby z pewno艣ci膮 o jego udziale w tej wyprawie. - Gardenia zamacha艂a r臋kami zirytowana tym labiryntem znak贸w zapytania.

Nick potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

- Niekoniecznie, je艣li ten sz贸sty by艂 sparanoizowanym talentem matrycowym, kt贸ry nigdy nie zdradzi艂 w艂adzom .Akademii swych zamierze艅.

Gardenia odetchn臋艂a g艂臋boko.

Nick wolno skin膮艂 g艂ow膮.

- Morderca kupi艂 ju偶 tymczasem fa艂szywy dziennik od Wilkesa, po czym sprytnie podrzuci艂 go Polly i Omarowi. Domy艣la艂 si臋, do kogo z tym p贸jd膮. Chcia艂 mnie zbi膰 z tropu.

Gardenia podnios艂a do ust szklank臋 z mro偶on膮 herba-kaw膮.

Oczy Nicka rozb艂ys艂y prawdziwym ogniem.

- Nawet talent matrycowy mia艂by k艂opoty z pozbyciem si臋 wszystkich urz臋dnik贸w, ksi臋gowych i sekretarek pracuj膮cych w wydzia艂ach finansowych uniwersytetu trzydzie艣ci pi臋膰 lat temu.

Gardenia zmarszczy艂a brwi.

- Wi臋c co chcesz robi膰?

Gardenia rozpar艂a si臋 na krze艣le.

Popatrzy艂 na ni膮 przeci膮gle, z namys艂em.

Rozdzia艂 dziewi臋tnasty

Ogni艣cie czerwony kostium le偶a艂 na niej znakomicie.

Dok艂adnie tak, jak si臋 mo偶na by艂o tego spodziewa膰.

Matryce mia艂y szczeg贸lny, irytuj膮cy wr臋cz dar prawid艂owego oceniania odleg艂o艣ci, d艂u­go艣ci, wysoko艣ci, szeroko艣ci oraz wielu in­nych rzeczy. Po obejrzeniu skomplikowanego diagramu z艂o偶onej, wielowymiarowej figury matematycznej talenty matrycowe potrafi艂y precyzyjnie okre艣li膰, pod jakimi k膮tami prze­cinaj膮 si臋 dziel膮ce j膮 linie, a tak偶e, ile wynosi powierzchnia okre艣lonych fragment贸w. Wy­starczy艂 im jeden rzut oka na kobiet臋, by potrafili dla niej wybra膰 odpowiedni rozmiar biustonosza.

Gardenia pomy艣la艂a, 偶e Nick umie艣ci艂 wsp贸艂­rz臋dne jej wymiar贸w na matrycy, kt贸r膮 prze­chowywa艂 gdzie艣 g艂臋boko w umy艣le. Pewnie studiowa艂 je nawet podczas bezsennych nocy.

Niestety, talenty matrycowe nie wykazywa艂y r贸wnie nieprzeci臋tnych uzdolnie艅 w sferze kontakt贸w mi臋dzy­ludzkich.

Podesz艂a do kraw臋dzi basenu i usiad艂a. Przez kilka minut obserwowa艂a Chastaina pokonuj膮cego z 艂atwo艣ci膮 kolejne d艂ugo艣ci basenu. Dziwi艂a si臋, 偶e woda nie zacz臋艂a wrze膰 pod naporem jego ramion.

Nick czu艂 si臋 w wodzie jak prawdziwy rybo-rekin. Emanowa艂 nies艂ychan膮 wr臋cz energi膮. Dorasta艂 przecie偶 na Wyspach Zachodnich, liczy艂 si臋 p艂ywa膰 w zdradzieckich fa艂ach morza, a nic w bezpiecznym domowym basenie.

W po艂owie pasa Nick zmieni艂 kierunek i podp艂yn膮艂 do Gardenii. Opar艂szy si臋 jedn膮 r臋k膮 o kraw臋d藕 basenu, drug膮 odgarn膮艂 z czo艂a mokre w艂osy.

- Widz臋, 偶e kostium pasuje. - Patrzy艂 na ni膮 z nieskrywan膮 satysfakcj膮, a nawet zaborczo艣ci膮.

W oczach Nicka nadal p艂on膮艂 ogie艅, kt贸ry ujrza艂a po raz pierwszy podczas wi臋zi.

- Po prostu rozwija mi臋艣nie.

- Rozumiem. - Typowa matryca z obsesj膮. Dla nich nie istnia艂o nic po艣redniego. Talenty matrycowe zajmowa艂y si臋 czym艣 albo z pe艂nym zaanga偶owaniem, albo te偶 uwa偶a艂y, 偶e dana sprawa w og贸le nie zas艂uguje na zainteresowanie.

Patrzy艂 na ni膮 pytaj膮co.

- Raczej nie. Przez ostatnie par臋 lat poch艂ania艂y mnie inne problemy. Kiedy艣 chcia艂abym zacz膮膰 uprawia膰 ogr贸d.

- Tak.

Milcza艂 chwil臋, a potem przesun膮艂 d艂oni膮 po udzie dziewczyny.

W jego oczach nadal ja艣nia艂 blask. Nie by艂 to jednak 偶ar pozosta艂y po sesji ogniskuj膮cej.

- Jak rozumie膰 t臋 odpowied藕? Podj臋艂a艣 decyzj臋 czy zgadzasz si臋 na romans?

Z臋by b艂ysn臋艂y mu w u艣miechu. Gdy zanurkowa艂 pod powierzchni臋, Gardenia dosta艂a zawrotu g艂owy. Czu艂a si臋 jak w stanie niewa偶ko艣ci. Zupe艂nie straci艂a orientacj臋.

Kiedy pomy艣la艂a, 偶e nie b臋dzie ju偶 w stanie oddycha膰, wyp艂yn臋li na powierzchni臋.

Rozbawienie widoczne w jego oczach szybko prze­kszta艂ci艂o si臋 w po偶膮danie. Zacz膮艂 j膮 nami臋tnie ca艂owa膰.

- Chc臋, 偶eby to by艂 prawdziwy romans - powiedzia艂, gdy wreszcie podni贸s艂 g艂ow臋.

- Zabior臋 ci臋 do Klubu Ojc贸w Za艂o偶ycieli.

Unios艂a brwi.

Zrozumia艂a, do czego d膮偶y, i zacz臋艂a si臋 wyrywa膰.

Zdawa艂a sobie doskonale spraw臋 z tego, 偶e obiektywny obserwator nigdy nie uzna艂by jej za pi臋kn膮. Ale tym bardziej s艂odko brzmia艂y s艂owa Chastaina. Dla matrycowc贸w pi臋kno by艂o czym艣 znacznie bardziej skomplikowa­nym i z艂o偶onym ni偶 dla wi臋kszo艣ci ludzi.

- Ty te偶 - szepn臋艂a, ujmuj膮c jego twarz w d艂onie.

Pochyli艂 g艂ow臋 i zacz膮艂 pie艣ci膰 j臋zykiem jej sutk臋. Zadr偶a艂a. Po wygi臋tych w 艂uk plecach sp艂ywa艂a woda.

Gdy zatopi艂a paznokcie w ramionach Nicka, m臋偶czyzna zadr偶a艂 z rozkoszy. W 偶y艂ach Gardenii p艂yn臋艂a rzeka wolno艣ci. Podda艂a si臋 swej kobiecej mocy.

Nick rzuci艂 majteczki dziewczyny na wod臋 i popatrzy艂 na ni膮 roz艣wietlonymi z rado艣ci oczyma.

0x08 graphic
Zerwa艂a mu slipy, a gdy zacz臋艂a go pie艣ci膰, wstrzyma艂 oddech z wra偶enia.

Owin膮艂 sobie wok贸艂 talii nogi dziewczyny tak, by otworzy艂a si臋 przed nim ca艂kowicie.

Gardenia otworzy艂a szeroko oczy

- Wi臋c ty naprawd臋 to czujesz.

U艣miechn膮艂 si臋 s艂abo, a w p艂aszczyzn臋 metapsychiczn膮 uderzy艂a si艂a szukaj膮ca pryzmatu. Gardenia odpowie­dzia艂a tak samo jak za pierwszym razem, instynktownie, rado艣nie, szczerze. Poczucie intymno艣ci wykraczaj膮cej poza seks przenikn臋艂o wi臋藕.

Ale przecie偶 to zrobisz - my艣la艂a. Kiedy Hobart Batt znajdzie ci idealn膮 偶on臋, kobiet臋, kt贸ra b臋dzie pasowa艂a do twoich plan贸w na przysz艂o艣膰, z pewno艣ci膮 j膮 po艣lubisz. I w ten spos贸b zranisz mnie bardziej, ni偶 m贸g艂by艣 tego dokona膰 za pomoc膮 talentu.

Wbi艂 si臋 w ni膮 mocno, do ko艅ca. W tej jednej chwili zrozumia艂a, 偶e Nick nie my艣li o bezimiennej twarzy kobiety, z kt贸r膮 si臋 kiedy艣 o偶eni. Niczym typowa ma­tryca skupi艂 si臋 na aktualnie wykonywanym zadaniu.

Postanowi艂a, 偶e p贸藕niej pomy艣li o przysz艂o艣ci.

Na p艂aszczy藕nie metapsychicznej poprzez kryszta艂 prze­la艂a si臋 energia, a Gardenia rozkoszowa艂a si臋 艣wiadomo艣­ci膮, 偶e teraz Nick jest w niej zakochany, nawet je艣li sam nie zdaje sobie z tego sprawy.

Nick analizowa艂 bezmy艣lnie dese艅 deszczu uderzaj膮cego o szklany dach. Czu艂 si臋 tak, jakby p艂yn膮艂, ale to by艂o tylko z艂udzenie. Oboje wyci膮gn臋li si臋 na le偶akach otuleni r臋cznikami.

Wszystko znajdowa艂o si臋 pod kontrol膮. Osi膮gn膮艂 sw贸j cel. Dziewczyna zgodzi艂a si臋 na romans. Niemniej jed­nak Chastain doznawa艂 wra偶enia, 偶e co艣 jest nie w po­rz膮dku.

Wydawa艂o mu si臋 bowiem, 偶e w matrycy brakuje jakiej艣 istotnej cz臋艣ci sk艂adowej.

- Zdaj臋 sobie spraw臋 z tego, 偶e jako matryca masz obsesj臋 na punkcie szczeg贸艂贸w nie pasuj膮cych do ca艂o艣ci, ale pewne rzeczy musisz zaakceptowa膰.

Nie spuszcza艂 z niej wzroku.

Nick wstrzyma艂 oddech. Zanim zn贸w nabra艂 powietrza w p艂uca, Gardenia znikn臋艂a w kabinie. A wzory zupe艂nie si臋 pomiesza艂y.

Wchodz膮c do Klubu Ojc贸w Za艂o偶ycieli, nadal pozo­stawa艂 pod wp艂ywem szoku.

Ona go kocha艂a.

Ta dziewczyna zniszczy艂a ca艂kowicie nawet ten pozorny spok贸j panuj膮cy w jego 艣wiecie. Odk膮d wypowiedzia艂a nonszalancko tych par臋 prostych s艂贸w Chastain walczy艂, by je dopasowa膰 do matrycy.

Po raz siedemdziesi膮ty sz贸sty od trzech godzin Nick wmawia艂 sobie, 偶e Gardenia wcale sobie nie 偶yczy艂a, aby potraktowa膰 j膮 dos艂ownie. Prawdopodobnie pomyli艂a nami臋tno艣膰 z mi艂o艣ci膮. Typowe dla kobiety, kt贸ra mia艂a tylko jednego m臋偶czyzn臋 w 偶yciu.

Ale nawet je艣li si臋 nie myli艂, to i tak nie m贸g艂 zapomnie膰 wyznania, kt贸re ogrza艂o w nim co艣, co ju偶 od bardzo dawna by艂o zupe艂nie zamarzni臋te. A Chastain nie chcia艂 ju偶 nigdy odczuwa膰 ch艂odu.

Dojrzawszy stryja Orrina, od艂o偶y艂 t臋 spraw臋 na bok. Chastain senior siedzia艂 bowiem przygarbiony przy stoli­ku nad szklaneczk膮 scotcho-martini.

Nick pod膮偶y艂 szybko w jego kierunku. O tej porze dnia w klubie zbiera艂o si臋 wielu elegancko ubranych go艣ci. Klub dostarcza艂 rozrywki g艂贸wnie przedstawicielom 艣wiata polityki i interesu. Ci臋偶ki, ciemny wystr贸j wn臋trza utrzymany w stylu epoki P贸藕nej Ekspansji zapewnia艂 sta艂ym bywal­com atmosfer臋 dyskrecji niezb臋dn膮 przy konwersacji na temat istotnych zagadnie艅 politycznych i gospodarczych. Id膮c przez wy艂o偶on膮 puchatym dywanem sal臋 Nick ws艂uchiwa艂 si臋 w odg艂osy przyt艂umionych rozm贸w. Ich g艂贸wnym tematem by艂y pieni膮dze. Wszystko zawsze sprowadza si臋 do forsy - przemkn臋艂o mu przez my艣l.

- Witam, stryjku - zagai艂.

Kiedy Nick stan膮艂 obok jego stolika, Orrin podni贸s艂 z przera偶eniem g艂ow臋 i wyprostowa艂 ramiona.

Nick u艣miechn膮艂 si臋 smutno.

Orrin a偶 uni贸s艂 brwi ze zdziwienia.

- Wsz臋dzie szuka艂em tej spinki. Oczywi艣cie, 偶e jest moja. Sk膮d j膮 wzi膮艂e艣?

- 0x08 graphic
Tak po prostu sobie le偶a艂a.

Nick zacisn膮艂 palce na spince.

- Co si臋 sta艂o z kompletem mojego ojca?

Twarz Orrina przybra艂a szkar艂atny odcie艅.

Nick powoli rozlu藕ni艂 palce. Wsta艂 i po艂o偶y艂 spink臋 na d艂oni stryja.

- Dzi臋ki. Jak zwykle bardzo mi pomog艂e艣. Nie mog臋 si臋 doczeka膰 spotkania z tob膮 jutro wieczorem.

W oczach Orrina b艂ysn膮艂 gniew.

Nick nawet si臋 nie pofatygowa艂, 偶eby odpowiedzie膰. Ruszy艂 do drzwi, nie ogl膮daj膮c si臋 za siebie. W tej samej chwili dostrzeg艂 przy wej艣ciu Duncana Luttrella. Spos贸b, w jaki Luttrell rozgl膮da艂 si臋 po sali, pozwoli艂 Chastainowi na uruchomienie kilku dodatkowych po艂膮cze艅 na matrycy.

Stan膮艂 w miejscu, analizuj膮c sytuacj臋.

W ko艅cu zawr贸ci艂 i zn贸w podszed艂 do stolika, przy kt贸rym siedzia艂 Orrin.

Nick wskaza艂 mu szklaneczk臋 scotcho-martini.

Na jego widok Duncan u艣miechn膮艂 si臋 uprzejmie.

Luttrell u艣miechn膮艂 si臋 lekko.

Odczu艂 tak silny przyp艂yw zaborczo艣ci i troski, 偶e a偶 si臋 zdziwi艂. Mia艂 ogromn膮 ochot臋 przycisn膮膰 Duncana do 艣ciany i powiedzie膰 mu prawd臋. „Nie tylko si臋 z ni膮 widuj臋, ale sypiam, ty paj膮ko-偶abo. Trzymaj si臋 od niej z daleka" - wykrzycza艂by mu z przyjemno艣ci膮 prosto w twarz.

Uda艂o mu si臋 jednak jako艣 nad sob膮 zapanowa膰.

Aspekt finansowy? Nie rozumiem, panno Spring. Prze­cie偶 pani m贸wi艂em, 偶e Trzeci膮 Wypraw臋 finansowa艂 Uniwersytet w Nowym Portlandzie - szczebiota艂 Newton DeForest jeszcze rado艣niej ni偶 zwykle. Gardenia oczyma wyobra藕ni widzia艂a, jak szalony profesor robi manikiur p臋dom swych groteskowych ro艣lin.

- Ale kto sponsorowa艂 uczelni臋? Przecie偶 taka wyprawa sporo kosztuje. Na pewno sta艂 za ni膮 jaki艣 bogaty darczy艅ca, lub nawet ca艂a korporacja.

- Jeszcze nie wiem - odpar艂a szczerze Gardenia.

Od艂o偶y艂a s艂uchawk臋 i bardzo d艂ugo my艣la艂a.

Ca艂a tajemnica stawa艂a si臋 coraz bardziej skompli­kowana. Albo te偶, jakby to uj膮艂 Nick, elementy-' w ma­trycy zacz臋艂y si臋 przemieszcza膰 i uk艂ada膰 we wzory bez znaczenia.

A najbardziej niepokoj膮cym fragmentem deseniu by艂 jej zwi膮zek z mistrzem analiz.

Rozdzia艂 dwudziesty

Duncan u艣miecha艂 si臋 do Gardenii, trzy­maj膮c j膮 w ramionach na zat艂oczonym par­kiecie.

- Cudownie dzi艣 wygl膮dasz. Przykro mi tylko, 偶e przysz艂a艣 z Chastainem. Mog臋 jednak z tob膮 zata艅czy膰.

Dziewczyna zachichota艂a. Oboje wiedzieli, 偶e Nick nigdy by na to nie pozwoli艂. Rozmawia艂 ze swoim znajomym, kiedy nagle pojawi艂 si臋 Luttrell i poprosi艂 Gardeni臋 o taniec. A ona zgodzi艂a si臋 bez wahania, cho膰 wiedzia艂a, 偶e Chastain b臋dzie w艣ciek艂y.

Nale偶y od pocz膮tku realizowa膰 sw贸j plan -m贸wi艂a sobie. Romans z talentem wykraczaj膮­cym poza skal臋 wymaga艂 wprowadzenia jasnych zasad, wed艂ug kt贸rych ten zwi膮zek m贸g艂 funkcjo­nowa膰. A pierwsza regu艂a by艂a taka, 偶e to nie Chastain ustala wszystkie prawa. Taka sytuacja doprowadza艂aby ich oboje do szale艅stwa.

Przed przyj艣ciem na bal Gardenia nie s膮dzi艂a, 偶e jeszcze potrafi si臋 bawi膰. Sala balowa Klubu Ojc贸w Za艂o偶ycieli ja艣nia艂a w blasku 偶yrandoli z galaretowatego lodu, rzucaj膮cych 艂agodn膮 po艣wiat臋 na eleganckie stroje zaproszonych go艣ci.

Dziewczyna o ma艂o nie wpad艂a w panik臋 na sam膮 my艣l o wyborze odpowiedniej sukni, ale Grace - sta艂a towarzy­szka 偶ycia Clementine - od razu zaoferowa艂a jej sw膮 pomoc. Zna艂a si臋 bowiem na modzie r贸wnie dobrze jak na prowadzeniu agencji ogniskuj膮cej.

D艂uga prosta suknia z lej膮cej si臋 tkaniny wpada艂a w odcie艅 ognistego kryszta艂u. Dziewczyna skry艂a g艂臋boko wspomnienie podziwu, jaki na jej widok b艂ysn膮艂 w oczach Nicka. Wiedzia艂a, 偶e w przysz艂o艣ci b臋dzie musia艂a je czasem wydobywa膰 z najg艂臋bszych zakamark贸w serca.

Zmarszczy艂a nos.

Gardenia sp膮sowia艂a.

- Chyba ju偶 za p贸藕no - szepn臋艂a, obdarzaj膮c Luttrella uroczym u艣miechem. - Ale nie martw si臋 o mnie. Wiem, co robi臋.

- Widz臋, 偶e nie przejmujesz si臋 plotkami. - Pokiwa艂 g艂ow膮. - Musz臋 ci臋 zatrudni膰 w swojej firmie na kierowniczym stanowisku. Wykazujesz wi臋cej odwagi ni偶 wszyscy moi dyrektorzy razem wzi臋ci.

Stoj膮c w cieniu du偶ej paproci rosn膮cej w donicy Nick s膮czy艂 szampana i patrzy艂 na Gardeni臋 ta艅cz膮c膮 z Duncanem. Znowu doznawa艂 wra偶enia, 偶e co艣 jest nie w po­rz膮dku. Szept strachu poruszy艂 wszystkie jego zmys艂y, 艂膮cznie z tymi, kt贸re funkcjonowa艂y tylko na p艂aszczy藕nie psychicznej.

Najgorsze by艂o jednak to, 偶e nie potrafi艂 uporz膮dkowa膰 uczu膰, jakie 偶ywi艂 w stosunku do Gardenii.

Pragn膮艂 j膮 chroni膰 przed Luttrelem, ale logika podpowia­da艂a mu wyra藕nie, 偶e nie powinien si臋 specjalnie martwi膰. W ko艅cu Gardenia umawia艂a si臋 z Duncanem od do艣膰 dawna i gdyby rzeczywi艣cie jej zale偶a艂o na prezesie Synergii, na pewno zacz臋艂aby dzia艂a膰 w tej sprawie znacznie wcze艣niej. Nie w膮tpi艂, 偶e potrafi dopi膮膰 celu.

Dlaczego w takim razie widok dziewczyny w ramionach Luttrella budzi艂 w nim tyle obaw? Widocznie emocje bra艂y g贸r臋 nad logik膮.

- Dobry wiecz贸r, Nicholasie.

Tylko jedna osoba na 艣wiecie tak go nazywa艂a. Nick uzbroi艂 si臋 w cierpliwo艣膰 i odwr贸ci艂 w stron臋 Elli, 偶ony Orrina.

- Witaj, stryjenko.

Wiedzia艂, 偶e zirytuje Ell臋 tym powitaniem. Ella - podobnie jak Orrin - zdecydowanie wola艂aby nie pami臋ta膰 o tym, 偶e Nick jest z nimi spokrewniony. By艂a male艅k膮, stanowczo zbyt szczup艂膮 kobietk膮 o niegdy艣 pi臋knej twarzy, kt贸rej rysy wyostrzy艂 czas. Stryjenka zapracowa艂a sobie solidnie na sw贸j niesympatyczny wygl膮d. Nieustanne niezadowolenie z偶era艂o j膮 bowiem od 艣rodka ju偶 od niepami臋tnych czas贸w.

Trzydzie艣ci pi臋膰 lat temu Ellen mia艂a nadziej臋 po艣lubi膰 Barthomolew Chastaina, a gdy ten wyjecha艂 na Wyspy Zachodnie, nie interesuj膮c si臋 zupe艂nie tym ewentualnym ma艂偶e艅stwem ani te偶 firm膮 rodzinn膮, m艂oda panna skie­rowa艂a ca艂膮 swoj膮 uwag臋 na Orrina. Nick podejrzewa艂, 偶e to w艂a艣nie dzi臋ki niej stryj zosta艂 prezesem przedsi臋biors­twa po zagini臋ciu Bartholomew.

Ella popatrzy艂a z dezaprobat膮 na Gardeni臋, kt贸ra nadal ta艅czy艂a z Duttrellem.

- Je艣li chcesz si臋 wkupi膰 do elity, powiniene艣 nieco staranniej dobiera膰 sobie partnerki. Panna Spring nale偶y do os贸b o nie najlepszej reputacji.

Nick odwr贸ci艂 si臋 tak gwa艂townie, 偶e stryjenka a偶 si臋 cofn臋艂a.

- Ja r贸wnie偶 - powiedzia艂 z艂owrogim szeptem. - Mi臋dzy innymi og贸lnie wiadomo, 偶e nie pozwalam obra偶a膰 dam, kt贸re mnie zaszczyci艂y swoim towarzystwem.

Ella zamruga艂a powiekami i odzyska艂a pewno艣膰 siebie.

- A wi臋c jednak zaliczasz mnie do grona Chastain贸w?

Kobieta napi臋艂a i tak ju偶 wystarczaj膮co 艣ci膮gni臋te mi臋艣nie twarzy.

- Nikt nie w膮tpi, 偶e jeste艣 synem Bartholomew i w艂a艣nie dlatego powiniene艣 sp艂aci膰 rodzinny d艂ug.

- S艂ysza艂em - odpar艂 z u艣miechem.

Popatrzy艂a na niego twardo.

Nick o ma艂o nie zakrztusi艂 si臋 szampanem.

Wygl膮dasz zupe艂nie tak, jakby艣 zobaczy艂, 偶e Kurtyna si臋 podnosi - Gardenia u艣miechn臋艂a si臋 do Chastaina, gdy ten ci膮gn膮艂 j膮 na parkiet. - Co艣 nie tak?

Zdziwi艂a j膮 pasja, z jak膮 Nick wypowiedzia艂 t臋 prost膮 kwesti臋.

- Dlaczego si臋 u艣miechasz?

- A ciebie nic tak 艂atwo rzuci膰 na kolana.

Gardenia oddawa艂a si臋 muzyce i przyjemno艣ci ta艅ca z matryc膮. Nick wyczuwa艂 instynktownie odleg艂o艣膰 i czas, wi臋c nic wpadali na inne pary, ani te偶 nie musieli gwa艂townie zmienia膰 kierunku. Kiedy melodia dobieg艂a ko艅ca, Chastain nie mia艂 ochoty wypuszcza膰 dziewczyny z obj臋膰. Zatrzyma艂 si臋 z dala od t艂umu.

- Wykonali艣my zadanie. Wszyscy ju偶 wiedz膮, 偶e co艣 nas 艂膮czy. Mo偶emy wraca膰 do domu.

Emanowa艂 po偶膮daniem, rozniecaj膮c w niej wewn臋trzny ogie艅.

Odwr贸ci艂o si臋 za nimi kilka g艂贸w, ale nikt nic powiedzia艂 niczego niemi艂ego.

W korytarzu sta艂o kilka plotkuj膮cych grupek. Jeden z przyjaci贸艂 pa艅stwa Spring skin膮艂 dziewczynie g艂ow膮 i popatrzy艂 podejrzliwie na Nicka.

Chastain nie zwraca艂 uwagi na go艣ci klubu. Prowadzi艂 dziewczyn臋 w stron臋 szatni z wrodzon膮, ch艂odn膮 arogancj膮.

- Zaczekaj. Wezm臋 twoje okrycie. - Pu艣ci艂 rami臋 Gardenii, aby odda膰 numerki szatniarce.

S艂ysz膮c zamieszanie przy windach dziewczyna odwr贸­ci艂a g艂ow臋 i spojrza艂a prosto w oczy Rexforda Eatona. Zetkn臋艂a si臋 z nim po raz pierwszy od chwili, gdy w „Synsacjach" ukaza艂a si臋 ich fotografia.

Rexforda nie zachwyci艂 widok dawnej znajomej. By艂 w towarzystwie 偶ony Bethany i pi臋knej wynios艂ej Darii Hard, z kt贸r膮 oboje romansowali.

Gardenia usi艂owa艂a sobie wm贸wi膰, 偶e nie powinna by膰 zaskoczona. W ko艅cu Eatonowie nale偶eli do Klubu Ojc贸w Za艂o偶ycieli od trzech pokole艅. A Dari臋 sponsorowa艂a znakomita wi臋kszo艣膰 elity.

Cho膰 od skandalu min臋艂o ponad p贸艂tora roku, Gardenia poczu艂a, 偶e ogarnia j膮 w艣ciek艂o艣膰. Niech ich wszystkich diabli wezm膮 - my艣la艂a. Ca艂a tr贸jka wysz艂a z tej afery bez szwanku. Jedynie ona zap艂aci艂a s艂ono za znajomo艣膰 z Eatonem.

Mi艂osne trio zamar艂o na jej widok. W oczach Rexforda b艂ysn膮艂 niepok贸j.

Gardenia obdarzy艂a ich zimnym u艣miechem i odwr贸ci艂a si臋 do szatni.

Nick narzuci艂 jej p艂aszcz na ramiona.

- Widz臋. - Wzi膮艂 j膮 pod r臋k臋 i ruszy艂 w stron臋 wind.

Dziewczyn臋 ogarn臋艂o przeczucie katastrofy. Nie trzeba by艂o matrycy, aby si臋 domy艣li膰, 偶e Chastain prowadzi ich prosto na Rexforda, Bethamy i Dari臋.

- Nick...

Nie zwr贸ci艂 na ni膮 uwagi.

Elegancki tercet zauwa偶y艂 drapie偶nika. Niczym stadko sp艂oszonych owiec kochankowie usi艂owali zej艣膰 mu z dro­gi, ale utkn臋li mi臋dzy 艣cian膮 a barkiem. Zanim zd膮偶yli si臋 zorientowa膰, 偶e s膮 w pu艂apce, Chastain podszed艂 ju偶 niebezpiecznie blisko.

Gardeni臋 ubawi艂yby nawet ich przera偶one spojrzenia, gdyby nie to, 偶e przejrza艂a zamiary Nicka i by艂a bardzo zaniepokojona.

Rexford, Bethany i pani Hard chcieli dyskretnie usun膮膰 si臋 z przej艣cia, ale Chastain nie da艂 im tej szansy. Ocieraj膮c si臋 niemal o rami臋 Rexforda, 艂ypn膮艂 na nich gro藕nie.

- Prosz臋, prosz臋 - powiedzia艂 艂agodnie, ale na tyle g艂o艣no, by us艂yszeli go ludzie stoj膮cy przy barku z winem. - Popatrz no tylko, Gardenio. Znasz pewnie to stare powiedzonko, 偶e do orgii trzeba trojga?

0x08 graphic
Rexford mrugn膮艂 nerwowo i otworzy艂 szeroko usta. Na policzki wyst膮pi艂y mu szkar艂atne rumie艅ce.

Nick u艣miechn膮艂 si臋 do Rexforda.

Daria obrzuci艂a Chastaina pogardliwym spojrzeniem.

- Widz臋, 偶e Klub Ojc贸w Za艂o偶ycieli obni偶y艂 poprzeczk臋 dla cz艂onk贸w.

Gardenia nie wytrzyma艂a.

- Z pewno艣ci膮. Bo sk膮d by si臋 tu wzi臋li tacy post臋powi intelektuali艣ci jak pani czy Eatonowie?

Bethany przymru偶y艂a oczy.

Rexford zbli偶y艂 si臋 do niego, wysuwaj膮c gro藕nie pod­br贸dek.

- Oczywi艣cie, 偶e ich wezw臋, je艣li natychmiast nie dacie nam spokoju. Zabierajcie si臋 st膮d. To klub dla uczciwych ludzi, a nic ho艂oty z Wysp.

W Gardeni臋 wst膮pi艂a furia.

- Jak 艣miesz, 艂ajdaku? Nick Chastain jest d偶entelmenem. A ty zwyk艂ym 偶abo-paj膮kiem, Rexfordzie Eaton. Rzuci艂e艣 mnie na po偶arcie szmat艂awcom, bo chcia艂e艣 ukry膰 ten mi艂osny tr贸jk膮t z w艂asn膮 偶on膮 i pann膮 Hard? Daria zacisn臋艂a usta.

Bethany sapn臋艂a z oburzenia.

- Przyb艂臋da! Jak oni 艣mi膮 wpuszcza膰 takie m臋ty na bal?

Nick z艂apa艂 Gardeni臋 za r臋k臋, w chwili gdy dziewczyna zamierza艂a zacisn膮膰 palce na gardle Darii.

Twarz Rexforda przybra艂a brzydki, purpurowy odcie艅.

- Ach ty... ty... b臋karcie. - Zrobi艂 gro藕ny krok naprz贸d.

- Rex, nie... - krzykn臋艂a Daria.

Nick wyszczerzy艂 z臋by w u艣miechu.

- S艂ysza艂e艣. Waruj. A tak a propos. Jak膮 sztuczk臋 najbardziej lubi twoja pani?

Rexford zacisn膮艂 z臋by i wzi膮艂 szeroki zamach.

- Uwa偶aj! - wrzasn臋艂a Gardenia.

Kto艣 siedz膮cy przy barze krzykn膮艂 przera藕liwie, a z ko­rytarza wyskoczy艂a znajoma posta膰.

- Absolutna synergia! - zawo艂a艂 rado艣nie Cedric Deuter i wykadrowa艂 uj臋cie.

Flesz b艂ysn膮艂 dok艂adnie w momencie, gdy Chastain pada艂 na pod艂og臋.

Gardenia wpatrywa艂a si臋 t臋po w zamkni臋te drzwi windy, wioz膮cej ich do podziemnych gara偶y dwadzie艣cia pi臋ter ni偶ej.

- Nie pierwszy raz - odpar艂 pogodnie Nick.

Wsun臋艂a r臋ce do kieszeni p艂aszcza.

- Przecie偶 chcia艂e艣 zyska膰 powszechny szacunek.

Winda zatrzyma艂a si臋, a on wyszczerzy艂 z臋by w u艣miechu.

- Stale ci powtarzam, 偶e szacunek jest towarem. A mnie sta膰 na ten zakup.

Drzwi otworzy艂y si臋 bezszelestnie, ukazuj膮c ciemne wn臋trze podziemnego gara偶u.

Zerkn臋艂a na niego spod oka.

Ale by艂o ju偶 za p贸藕no, by wr贸ci膰 do bezpiecznego wn臋trza d藕wigu.

Us艂yszawszy za sob膮 odg艂os krok贸w, odwr贸ci艂a si臋 gwa艂townie. Zza samochod贸w wyskoczyli dwaj m臋偶czy­藕ni. Strumie艅 艣wiat艂a wylewaj膮cy si臋 jeszcze z drzwi wystarczy艂, by dostrzec chusty na ich twarzach i no偶e w r臋kach.

Chastain min膮艂 Gardeni臋, szybkim, zwinnym, drapie偶­nym ruchem. Napastnicy stan臋li jak wryci najwyra藕niej nie przygotowani na atak.

Chastain zaatakowa艂 go z lewej i dziewczyna us艂ysza艂a szcz臋k metalu o chodnik.

- Za nim! - wrzasn膮艂 napastnik, padaj膮c ci臋偶ko na baga偶nik auta.

- Mia艂o by膰 inaczej - zaskomla艂 pierwszy.

Gardenia patrzy艂a z przera偶aniem na spl膮tane cienie trzech m臋偶czyzn, rozgl膮daj膮c si臋 gor膮czkowo za jak膮艣 broni膮. Obok windy zamajaczy艂 niewyra藕ny kszta艂t me­talowego pojemnika na 艣mieci.

Chwyciwszy pokryw臋 wiadra ruszy艂a na walcz膮cych. W drugim ko艅cu podziemi pali艂o si臋 艣wiat艂o, dzi臋ki kt贸remu uda艂o si臋 jej odr贸偶ni膰 Nicka od bandyt贸w.

Jeden z nich le偶a艂 na ziemi i j臋cza艂, trzymaj膮c si臋 za gole艅. Drugi przetoczy艂 si臋 tu偶 pod jej stopami, wsta艂 z wysi艂kiem i uciek艂 w stron臋 wind.

Nick rzuci艂 si臋 za nim w pogo艅.

- On nadal ma bro艅! - krzykn臋艂a Gardenia.

J臋cz膮cy bandyta r贸wnie偶 usi艂owa艂 si臋 podnie艣膰. Si臋gn膮艂 po porzucony n贸偶.

- Nie ma mowy - sykn臋艂a Gardenia, po czym r膮bn臋艂a go pokryw膮 po g艂owie. Bandyta z j臋kiem osun膮艂 si臋 na ziemi臋 i zamar艂 w bezruchu.

Dziewczyna kopn臋艂a n贸偶 pod samoch贸d i odwr贸ci艂a si臋 na pi臋cie. Nick uderzy艂 swym przeciwnikiem o 艣cian臋, a nast臋pnie r膮bn膮艂 go w 偶o艂膮dek.

W tej samej chwili us艂ysza艂a brz臋k t艂uczonego szk艂a oraz cichy syk.

- Mi艂ej zabawy, sukinsynu! Pozdrowienia od firmy - mrukn膮艂 no偶ownik. W jego st艂umionym chustk膮 g艂osie wyra藕nie pobrzmiewa艂 triumf.

Chastain sta艂 bardzo spokojnie w cieniu, patrz膮c na pokonanych bandyt贸w. Nie odzywa艂 si臋 ani s艂owem.

Gardeni臋 ogarn膮艂 strach. Czu艂a wyra藕nie, 偶e wydarzy艂o si臋 co艣 bardzo z艂ego.

- Nick! - Upu艣ci艂a pokryw臋 i podbieg艂a do m臋偶czyzny.

- Jeste艣 ranny?

- Nie - odpar艂 ledwo s艂yszalnym dalekim szeptem.

- Nawet mnie nie drasn膮艂.

Otworzy艂y si臋 nagle drzwi windy, z kt贸rej wysz艂y dwie pary.

Ca艂a czw贸rka patrzy艂a z przera偶eniem na dwa rozci膮g­ni臋te na ziemi cia艂a.

- Co si臋 tu dzieje? - pisn臋艂a druga kobieta. - George, zadzwo艅 na policj臋!

Gardenia nie zwraca艂a na nich uwagi. Wpatrywa艂a si臋 uwa偶nie w ponur膮 twarz Nicka. Dzi臋ki s艂abemu strumieniowi 艣wiat艂a dochodz膮cemu z windy dostrzeg艂a wok贸艂 niego znikaj膮c膮 chmurk臋 bia艂ego py艂u.

Rozdzia艂 dwudziesty pierwszy

Chaos zbli偶a艂 si臋 do niego niczym przyp艂yw ciemno艣ci zagarniaj膮cy ca艂膮 jego dusz臋. Ostatni punkt orientacyjny stanowi艂a twarz Gardenii, ale Chastain wiedzia艂, 偶e i ona zaraz zniknie. Pragn膮艂 ujrze膰 jeszcze jeden u艣miech dziew­czyny, tak, by przytuli膰 go mocno, gdy roz­szaleje si臋 cyklon.

Ale ona patrzy艂a na niego powa偶nie.

- Nick, s艂yszysz mnie?

Cho膰 tak bardzo chcia艂 dotkn膮膰 jej policzka, r臋ce odmawia艂y mu pos艂usze艅stwa. Rozcapie­rzy艂 palce i usi艂owa艂 odsun膮膰 od siebie wiruj膮ce 艣wiat艂a, ale nie da艂 rady, gdy偶 by艂o ich zbyt wiele.

Twarz znikn臋艂a w g艂臋binach nocy. Panika, kt贸r膮 do tej pory trzyma艂 na wodzy, wyrwa艂a si臋 na wolno艣膰. Chastain ruszy艂 w kierunku dziewczyny, ale ona przenios艂a si臋 tymczasem w inne miejsce.

- Gardenio! - Rozpaczliwy krzyk odbi艂 si臋 echem w wiatrach chaosu. Nick nie by艂 pewien, czy naprawd臋 wydaje z siebie jakie艣 d藕wi臋ki, czy te偶 s艂owa nie opuszczaj膮 granic jego m贸zgu.

Ob艂臋d. Popada艂 w ob艂臋d. Spogl膮da艂 w g艂臋biny czarnych fal i zrozumia艂, 偶e przygl膮da si臋 si艂om w艂asnej energii psychicznej, kt贸ra wymkn臋艂a mu si臋 zupe艂nie spod kon­troli.

- Nick, pos艂uchaj mnie. Nawet si臋 nie wa偶 ucieka膰, rozumiesz?

Gardenia robi艂a mu awantur臋. Jej g艂os dominowa艂 wyra藕nie nad nic nie znacz膮cym ha艂asem. Ta dziewczyna zawsze musia艂a postawi膰 na swoim.

- Niech ci臋 cholera! Je艣li mnie s艂yszysz, 艣ci艣nij mi r臋k臋.

Nie potrafi艂 wyda膰 odpowiedniego polecenia w艂asnym palcom.

- Trzymaj si臋. Ju偶 jedzie karetka.

W burzy pojawia艂o si臋 coraz wi臋cej bezsensownych 艣wiate艂.

Nikt nie m贸g艂 go ocali膰 przed tym morzem chaosu. Pr贸bowa艂 si臋 jako艣 zakotwiczy膰, ale nie znalaz艂 punktu oparcia. Ca艂y 艣wiat utraci艂 stabilno艣膰.

Matryca rozpada艂a si臋 na miliony bezwarto艣ciowych danych. 呕adnych zwi膮zk贸w. 呕adnych wi臋zi. 呕adnych wzor贸w.

Najbardziej przera偶a艂o go jednak to, 偶e ju偶 za chwil臋 nie b臋dzie w stanie sformu艂owa膰 ani jednej logicznej my艣li.

Mia艂 utkn膮膰 na zawsze w pu艂apce chaosu.

Rozpoznawa艂 glos Gardenii, ale nie rozumia艂 s艂贸w.

- Wi臋藕, natychmiast, s艂yszysz, skup si臋!

W wiruj膮cej ciemno艣ci ukaza艂 si臋 nagle jaki艣 kszta艂t. Jasny, wyrazisty, przejrzysty jak kryszta艂. Nick poczu艂, jak budzi si臋 w nim jaka艣 nag艂a t臋sknota.

- Zogniskuj talent! O niczym innym nie my艣l. Prze艣lij sw膮 moc przez fasety!

Pryzmat l艣ni艂, najwyra藕niej nie tkni臋ty szalej膮c膮 wok贸艂 zag艂ad膮. Nick szuka艂 swej drogi do wn臋trza kryszta艂u. Wiedzia艂, 偶e gdy tylko j膮 odnajdzie, b臋dzie bezpieczny.

By艂a to najd艂u偶sza podr贸偶 jego 偶ycia. W jej trakcie Chastain zapomnia艂, dlaczego w og贸le si臋 przebija przez gro藕ne fale nie kontrolowanej energii. Czu艂 tylko, 偶e musi si臋 dosta膰 do pryzmatu. Dzi臋ki niemu bowiem zyskiwa艂 moc, kt贸r膮 chcia艂 przeciwstawi膰 chaosowi.

- Chod藕 do mnie, Nick. Skieruj energi臋 na pryzmat.

Jeszcze jeden chwiejny krok i ju偶 si臋ga艂 l艣ni膮cych faset.

Wreszcie znalaz艂 co艣, czego m贸g艂 si臋 przytrzyma膰 w wi­ruj膮cych ciemno艣ciach zalewaj膮cych p艂aszczyzn臋 meta-psychiczn膮.

Wok贸艂 szala艂y wiatry energii psychicznej, pr贸buj膮c oderwa膰 go od kryszta艂u.

Czu艂, 偶e wzbiera w nim gniew.

- Nie! To ja jestem panem tej matrycy.

Gdzie艣 w ciemno艣ciach us艂ysza艂 s艂ab膮 odpowied藕.

- Tak, oczywi艣cie, 偶e ty. Kontrolujesz energi臋, a ona nie mo偶e nad tob膮 zapanowa膰, chyba 偶e jej na to pozwolisz. Da艂am ci pryzmat. U偶yj go. U偶yj go, do cholery!

Z dzik膮 determinacj膮 przywar艂 do swojej kotwicy. Wybra艂 najbli偶sz膮 fal臋 drapie偶nej energii i pos艂a艂 j膮 w pryzmat.

Ku wielkiemu zdziwieniu Chastaina energia uderzy艂a w kryszta艂 i wysz艂a z niego w postaci ca艂kowicie pos艂usz­nej wst膮偶ki.

Rzuci艂 si臋 ochoczo na jeszcze jedn膮 fal臋, lecz nowe obawy ust膮pi艂y miejsca starym.

Co si臋 stanie, je艣li pryzmat nic przepu艣ci tak ogromnej ilo艣ci energii?

Ale kryszta艂 ani si臋 nie zachwia艂, ani nie os艂ab艂.

Chaos zaczyna艂 si臋 powoli porz膮dkowa膰. Talent psychi­czny, kt贸ry wtargn膮艂 do kryszta艂u i przetoczy艂 si臋 z ry­kiem po p艂aszczy藕nie metapsychicznej, by艂 r贸wnie pot臋偶­ny jak zawsze, ale dzi臋ki pryzmatowi podlega艂 pe艂nej kontroli.

Dlatego te偶 nie m贸g艂 znikn膮膰 w czelu艣ciach chaosu. Chastain wiedzia艂, 偶e nie oszaleje, dop贸ki b臋dzie przeka­zywa艂 pryzmatowi zbawienn膮 energi臋.

Przez ostatni膮 godzin臋 znacznie si臋 uspokoi艂 - powie­dzia艂a lekarka.

Jak wynika艂o z identyfikatora przypi臋tego do fartucha, pani doktor nazywa艂a si臋 Mildred Ferguson. Jej ciemna sk贸ra po艂yskiwa艂a ciep艂o w blasku rozmieszczonych przy 艂贸偶ku monitor贸w.

Lampy na suficie wy艂膮czono, aby stworzy膰 pacjentowi atmosfer臋 jak najwi臋kszego spokoju. Tak si臋 zwykle post臋powa艂o w przypadku przedawkowania szalonej mg艂y. Gardenia nic s膮dzi艂a jednak, by Nick w og贸le zdawa艂 sobie z czegokolwiek spraw臋. Poch艂ania艂a go walka o przetrwanie, jak膮 toczy艂 na p艂aszczy藕nie psychicznej.

Doktor Ferguson zerkn臋艂a na dziewczyn臋.

- Niestety.

Doktor Ferguson zmarszczy艂a brwi.

S艂ysza艂 g艂osy, kobiety i m臋偶czyzny. Strasznie si臋 ze sob膮 k艂贸cili. Dzi臋ki nim nie zwariowa艂.

Nast膮pi艂o kr贸tkie milczenie.

Nicka bawi艂 w艂adczy ton kobiety" ale na p艂aszczy藕nie metapsychicznej trudno si臋 艣mia膰. Szczeg贸lnie, je艣li ca艂膮 energi臋 poch艂ania ogniskowanie dzikiej mocy w b艂ysz­cz膮cym krysztale pryzmatu.

Najpierw zrobi艂o mu si臋 cieplej. Kobieta trzyma艂a go za r臋k臋. 呕ar bij膮cy z jej d艂oni ogrzewa艂 mu zzi臋bni臋te palce. Wyczu艂 nap贸r kr膮g艂ego biodra na lewy bok, kt贸ry zaczyna艂 go piec.

Otworzy艂 oczy i dojrza艂 cienk膮 stru偶k臋 艣wiat艂a wpada­j膮c膮 przez zas艂oni臋te firanki. A kiedy przy艂o偶y艂 g艂ow臋 do poduszki, zobaczy艂, 偶e Gardenia le偶y obok.

Nie pami臋ta艂, kiedy wreszcie przesta艂 walczy膰 z demo­nami energii psychicznej. Wiedzia艂 jedynie, 偶e dzi臋ki Gardenii uda艂o mu si臋 osi膮gn膮膰 stan spokojnego wyczer­pania. Dziewczyna trzyma艂a dla niego ognisko, dop贸ki nie min臋艂a burza.

Nawet pe艂nowidmowy pryzmat wypali艂by si臋 szybko pod nieustaj膮cym naporem fal czystego talentu mat­rycowego wysokiej klasy, ale Gardenii nic si臋 nie sta艂o. Okaza艂a si臋 r贸wnie silna jak Nick.

Zatrzepota艂a rz臋sami. Przez kilka sekund nie bardzo wiedzia艂a, co si臋 z ni膮 dzieje.

Przesun膮艂 r臋k膮 po jej w艂osach.

Rozszerzy艂a oczy ze zdumienia.

U艣miechn臋艂a si臋, ale na dnie jej oczu czai艂 si臋 smutek.

0x08 graphic
Drzwi otworzy艂y si臋 w chwili, gdy Gardenia wcisn臋艂a guzik. Do pokoju wesz艂a kobieta w pogniecionym kitlu. Na widok Nicka siedz膮cego na 艂贸偶ku zdecydowanie si臋 o偶ywi艂a.

gazet.

Nick zerkn膮艂 na zdj臋cie. Reporter uchwyci艂 go w momen­cie, gdy le偶a艂 na pod艂odze w korytarzu Klubu Ojc贸w Za艂o偶ycieli. Rexford Eaton pochyla艂 si臋 nad nim z zaci艣­ni臋tymi pi臋艣ciami. Obie panie - Daria Hard i Bethany Eaton - mia艂y bardzo zagniewane miny, a wok贸艂 zebra艂 si臋 wianuszek zdziwionych gapi贸w.

- Nie przeszkadzajcie sobie. Zbadam tymczasem innego pacjenta - powiedzia艂a lekarka i rozbawiona wysz艂a z separatki.

Nick przeczyta艂 pierwszy akapit artyku艂u.

呕ycie elity. Nick Chastain d艂ugo zapami臋ta wczorajszy wiecz贸r. Po silnym ciosie w szcz臋k臋, otrzymanym od jednego z by艂ych kochank贸w Szkar艂atnej Damy, pad艂 ofiar膮 napadu, w wyniku czego wyl膮dowa艂 w szpitalu. Nie wiadomo nazbyt wiele na temat jego stanu zdrowia, ale najprawdopodobniej odurzono go narkotykiem zwanym szalona mg艂a. Ciekawe, czy na Wyspach Zachodnich 偶ycie traktowa艂o go r贸wnie nie艂askawie?

Gardenia przymru偶y艂a oczy.

Chastain pomy艣la艂, 偶e dziewczyna ma zapewne racj臋 i cho膰 rozstawi si臋 niech臋tnie ze swoim nowym pomys­艂em, wola艂 nie rozpoczyna膰 dyskusji z Gardeni膮. Martwi艂 go zasmucony wyraz jej oczu.

- Jeszcze si臋 zastanowi臋 - odpar艂.

Nadal by艂 pogr膮偶ony w zadumie, kiedy drzwi ot­worzy艂y si臋 z 艂oskotem, a do separatki wtargn臋艂a zjawa w czarnej sk贸rze wysadzanej gwo藕dziami oraz 艂a艅cuchu na szyi. Jej kr贸tko obci臋te siwe w艂osy l艣ni艂y, obcasy stukota艂y na terakocie, a ciemne oczy rzuca艂y b艂yskawice.

Nick od艂o偶y艂 notatnik, w kt贸rym zapisywa艂 instrukcje dla Feathera.

Clementine patrzy艂a na niego przez kilka sekund z ot­wartymi ustami. Kiedy je zamyka艂a, g艂o艣no szcz臋kn臋艂y jej z臋by.

- Prosz臋 si臋 o to nie martwi膰. Ju偶 zrobi艂em plan.

Gardeni臋 obudzi艂 dzwonek telefonu. Dziewczyna ot­worzy艂a oczy i spojrza艂a na zegarek stoj膮cy obok 艂贸偶ka. Dochodzi艂a czwarta po po艂udniu. Spa艂a prawie ca艂y dzie艅, odk膮d wr贸ci艂a ze szpitala. Powoli odzyskiwa艂a nadwyr臋­偶one si艂y.

Automatyczna sekeretarka odebra艂a telefon.

- Gardenio? Tu ciocia Willy. Ca艂y dzie艅 usi艂uj臋 si臋 z tob膮 skontaktowa膰. Dlaczego mi nie powiedzia艂a艣, 偶e pan Chastain nale偶y do Klubu Ojc贸w Za艂o偶ycieli? I ani s艂owem nie wspomnia艂a艣 o balu! S膮dz臋, 偶e pan Chastain nie powinien si臋 procesowa膰 ani z tym okropnym brukowcem, ani z Rexfordem Eatonem. Zadzwo艅, jak tylko znajdziesz czas.

W g艂osie ciotki wyra藕nie pobrzmiewa艂a nutka szacunku. A wi臋c teraz m贸wi艂o si臋 o Panu Chastainie. Mo偶e wi臋c Nick mia艂 racj臋. Zapewne nic tak trudno kupi膰 szacunek. Wystar­czy jedno zdj臋cie w „Synsacjach", nawet w pozycji le偶膮cej.

Gardenia wyskoczy艂a z 艂贸偶ka, marz膮c o prysznicu. Kiedy jednak zamierza艂a wej艣膰 do 艂azienki, znowu zadzwo­ni艂 telefon. Zatrzyma艂a si臋 wi臋c w progu, nas艂uchuj膮c.

- Siostruniu? Tu Leo. W艂a艣nie wr贸ci艂em ze szpitala. Lekarka chce zostawi膰 Nicka na obserwacji, ale on si臋 chyba na to nie zgodzi. Zadzwoni艂em sprawdzi膰, jak si臋 czujesz. Pewnie jeszcze 艣pisz.

Gardenia podbieg艂a do aparatu i podnios艂a s艂uchawk臋.

Leo milcza艂 chwil臋.

- A on?

Gardenia opad艂a na krzes艂o, 艣ciskaj膮c brzeg szlafroka.

Po drugiej stronie linii nasta艂a cisza.

Wytar艂a g艂o艣no nos.

Po chwili zmi臋艂a chusteczk臋, odrzuci艂a j膮 na bok i po­wlok艂a si臋 pod prysznic.

Woda szumia艂a, a drzwi od kabiny by艂y zamkni臋te, wi臋c Gardenia nie us艂ysza艂a, 偶e po raz trzeci tego popo艂u­dnia dzwoni telefon. Kiedy jednak w godzin臋 p贸藕niej wysz艂a z k膮pieli, automatyczna sekretarka nagrywa艂a w艂a艣nie kolejn膮 wiadomo艣膰.

Panna Spring? Tu Newton DeForest. Sprawdzi艂em stare akta. Te, kt贸re trzymam w rodzinnej kryjcie. I rzeczywi艣cie znalaz艂em informacje na temat finansowania Trzeciej Wyprawy. Nie za wiele, ale gdyby chcia艂a pani rzuci膰 okiem...

Gardenia chwyci艂a s艂uchawk臋.

Gardenia zerkn臋艂a na zegarek. Dochodzi艂a pi膮ta pi臋t­na艣cie.

Rozdzia艂 dwudziesty drugi

Nick podni贸s艂 g艂ow臋 znad notatek, kiedy tylko pod drzwiami separatki pojawi艂a si臋 czyja艣 nieforemna posta膰.

Nick przypomina艂 sobie mgli艣cie nocn膮 k艂贸t­ni臋 nad jego 艂贸偶kiem.

Feather potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

- Nie ma po nim ani 艣ladu. Rozesz艂y si臋 wie艣ci, 偶e chcemy go dopa艣膰 i sowicie wynagrodzimy informatora. Ale on te偶 ju偶 chyba przebywa w lepszym 艣wiecie.

Nick zerkn膮艂 na swoje notatk.

Feather wykrzywi艂 usta.

- Trudno pana zabi膰, szefie. Raczej 艂atwiej sypn膮膰 panu w oczy szalon膮 mg艂膮. I znacznie bezpieczniej. Policja musia艂aby bardzo d艂ugo szuka膰 mordercy cz艂owieka z pa艅sk膮 pozycj膮. Pojawi艂aby si臋 ca艂a masa spekulacji o porachunkach gangsterskich. Temat nie schodzi艂by z gazet.

- Mo偶na by to przecie偶 zakwalifikowa膰 jako niefortun­ny wypadek podczas napadu rabunkowego.

Nick popatrzy艂 na niego ostro.

Nick przerzuci艂 nogi przez kraw臋d藕 艂贸偶ka i dosta艂 zawrotu g艂owy. Na szcz臋艣cie ten stan szybko min膮艂, a Chastain odetchn膮艂 z ulg膮 i stan膮艂 na zimnej po­sadzce.

- Czy pani Buckley powiedzia艂a co艣 ciekawego?

Feather zachichota艂 rado艣nie.

Coraz wi臋cej punkt贸w wzoru zacz臋艂o si臋 ze sob膮 wi膮za膰. W艂o偶y艂 spodnie.

0x08 graphic
Feather 艂ypn膮艂 na niego spod oka.

Feather przyjrza艂 si臋 uwa偶nie czarnemu frakowi.

Kieruj膮c si臋 do drzwi, Nick w艂o偶y艂 szybko smoking.

Nick zerkn膮艂 na 艣mierciono艣n膮 brzytw臋 ukryt膮 w sze­rokiej d艂oni Feathera. By艂a na tyle ma艂a, aby j膮 wnie艣膰 do pokoju szpitalnego, lecz jednocze艣nie wystarczaj膮co ostra, 偶eby przeci膮膰 doprowadzaj膮ce kropl贸wk臋 plastykowe rurki, a nawet w艂asne 偶y艂y.

- Na szcz臋艣cie nie jest potrzebna - odpar艂 Nick i wzdrygn膮艂 si臋 raptownie. - A teraz mo偶esz zapomnie膰 o wszystkich instrukcjach, jakie ci wyda艂em.

Gardenia zapuka艂a po raz trzeci, ale nikt nie od­powiada艂.

- Profesorze!

Nadal panowa艂a cisza.

- No tak. Widocznie pracuje w ogrodzie - mrukn臋艂a w nadziei, 偶e nie b臋dzie musia艂a zn贸w przechodzi膰 przez labirynt.

Posz艂a niech臋tnie na ty艂y domu i stan臋艂a na kamiennym tarasie.

U podn贸偶a schod贸w majaczy艂o niewinnie wygl膮daj膮ce wej艣cie do ogrodowego labiryntu. Poszuka艂a wzrokiem Newtona. Nigdzie jednak nie dostrzeg艂a puco艂owatego talentu ogrodniczego. Podesz艂a ostro偶nie do bramki czar­nego labiryntu, omal nie nast臋puj膮c na pierzaste li艣cie wymykaj膮ce si臋 przez krat臋.

Gardenia szybko oceni艂a sytuacj臋 i zrozumia艂a, 偶e je艣li zacznie ucieka膰 w stron臋 domu, to nie ma szans wymin膮膰 chudzielca. M臋偶czyzna u艣miechn膮艂 si臋 okrutnie, jakby czyta艂 w jej my艣lach.

- Zesz艂ej nocy by艂o lepiej, co? Teraz ju偶 ci臋 nie uratuje ten cholerny matrycowiec. W艂a艣nie, jak on si臋 miewa? Ju偶 zwisa z 偶yrandola? A mo偶e podci膮艂 sobie gard艂o lub te偶 biega po ruchliwej autostradzie? Nie wiedzieli艣my, jak na niego podzia艂a mg艂a. Zrobili艣my po prostu eksperyment.

Tym razem bandyta by艂 bez maski. W 艣wietle za­chodz膮cego s艂o艅ca Gardenia widzia艂a wyra藕nie jego kan­ciast膮 twarz. Najwidoczniej zupe艂nie si臋 nie ba艂, 偶e opisze go policji.

- Nazywam si臋 Stitch. - Jego jasne oczy b艂ysn臋艂y z艂o艣liwie. - Mo偶e sp臋dzimy jako艣 mi艂o czas, dop贸ki on si臋 nie zjawi.

Gardenia popatrzy艂a po raz ostatni w okrutne oczy Stitcha i powzi臋艂a decyzj臋. 呕adna z ro艣lin nie wydawa艂a si臋 jej r贸wnie obrzydliwa i niebezpieczna jak ten bandyta, a dzi臋ki wcze艣niejszej wizycie u DeForesta wiedzia艂a, co j膮 czeka w ogrodzie.

Upu艣ci艂a torebk臋, okr臋ci艂a si臋 na pi臋cie i przebieg艂a par臋 metr贸w w stron臋 najbli偶szej zielonej alejki.

- Ty pod艂a suko! Wracaj natychmiast!

Li艣ciasty baldachim g臋stnia艂 gwa艂townie w odleg艂o艣ci kilku st贸p od wej艣cia. Zanim Gardenia dosz艂a do pierw­szego korytarza, widzia艂a przed sob膮 tylko 艣cian臋 zieleni.

Wok贸艂 s艂ysza艂a szelesty i westchnienia. Odnosi艂a wra­偶enie, 偶e w tych cichych, dokuczliwych d藕wi臋kach po­brzmiewa jakie艣 g艂odne oczekiwanie. Najwa偶niejsz膮 rzecz膮 by艂o niczego nie dotyka膰 i nie prowokowa膰 tych male艅­kich, zielonych potwork贸w.

- Wy艂a藕 natychmiast! - Co jest, do jasnej synergii? Krwawi臋!

Gardenia domy艣li艂a si臋, 偶e Stitch natkn膮艂 si臋 na jedn膮 z ro艣lin. Zacz臋ta si臋 zastanawia膰, czy to do艣wiadczenie poskromi nieco jego zap臋dy.

- Ty przekl臋ta matrycowa dziwko! Zap艂acisz mi za to!

Stitch bieg艂 za ni膮 nadal. Teraz jednak rusza艂 si臋 szybciej, hardziej nieuwa偶nie. Gardenia niemal wyczuwa艂a t臋 w艣cie­k艂o艣膰, jaka pcha艂a go naprz贸d.

- Co si臋 dzieje z tymi przekl臋tymi ro艣linami?! - krzykn膮艂 bandyta.

Gardenia zag艂臋bi艂a si臋 w nieprzychylny labirynt. Zerk­n膮wszy w d贸艂 dostrzeg艂a, 偶e nie zostawia 偶adnych 艣lad贸w na grubej, bujnej trawie porastaj膮cej labirynt. Stitch szed艂 zapewne za odg艂osem jej krok贸w.

Pr贸bowa艂a porusza膰 si臋 ciszej, ale zaraz si臋 przekona艂a, 偶e nie mo偶na i艣膰 jednocze艣nie szybko i niedostrzegalnie. Jedynie Nick sprosta艂by z pewno艣ci膮 temu zadaniu.

Przemkn臋艂a si臋 obok rz臋du haczykowatych li艣ci i do­strzeg艂a co艣 na kszta艂t zielonego j臋zyka.

Drgn臋艂a, bo z g贸ry ze艣lizn臋艂a si臋 nagle gruba, mi臋sista winoro艣l. P臋d zacz膮艂 kiwa膰 si臋 wolno wahad艂owym ru­chem, jakby porusza艂 go wiat",

Ale wiatr wcale si臋 nie zerwa艂. Nie powiewa艂a nawet lekka bryza.

Winoro艣l przysun臋艂a si臋 bli偶ej. Im d艂u偶ej Gardenia na ni膮 patrzy艂a, tym trudniej )tj by艂o doszuka膰 si臋 w tym ko艂ysz膮cym, wolnym ruchu czegokolwiek podejrzanego.

Nie. Nie wolno jej niczego dotyka膰 - przypomnia艂a sobie natychmiast.

Zamar艂a, 艣wiadoma zbli偶aj膮cych si臋 krok贸w Stitcha.

- Dok膮d leziesz, g艂upia babo? Jak si臋 gdzie艣 zap臋dzisz, nie znajdziesz ju偶 drogi. I co b臋dzie?

Gardenia przukucn臋艂a ostro偶nie i przeczo艂ga艂a si臋 pod p臋dem.

Zza zakr臋tu wyszed艂 Stitch, trzymaj膮c si臋 za zakrwa­wione rami臋. Na widok Gardenii stoj膮cej w niedalekiej odleg艂o艣ci od zwisaj膮cej winoro艣li stan膮艂 jak wryty.

- No, no, no. - W jego ma艂ych oczkach pojawi艂o si臋 z艂owr贸偶bne podniecenie. Poszed艂 naprz贸d jeszcze szybciej. - Jeste艣! Dajemy dyla, zanim zab艂膮dzimy tutaj na dobre.

- 0x08 graphic
Ju偶 si臋 zgubili艣my, nie pami臋tasz? Nie podchod藕 bli偶ej. - Cofn臋艂a si臋 o krok. - Niekt贸re z tych ro艣lin s膮 bardzo niebezpieczne.

Us艂ysza艂a nagle przera偶aj膮cy, niespodziewany szelest.

Krzyk bandyty zmrozi艂 jej krew w 偶y艂ach. W pobliskich krzakach odbywa艂a si臋 straszliwa szamotanina. Okropny wrzask uwi膮z艂 nagle m臋偶czy藕nie w krtani.

Dziewczyna odwr贸ci艂a si臋 na pi臋cie szukaj膮c wej艣cia do korytarza, z kt贸rego w艂a艣nie uciek艂a. Wiedzia艂a, 偶e znaj­duje si臋 zaledwie par臋 krok贸w od Stitcha, ale zupe艂nie straci艂a orientacj臋.

- Stitch?

Ani s艂owa.

Czeka艂a jeszcze chwil臋, ale nie dociera艂 do niej 偶aden d藕wi臋k.

Po chwili odwr贸ci艂a si臋 i ruszy艂a dalej zielonym kory­tarzem. DeForest powiedzia艂, 偶e labiryntem mo偶na przej艣膰 prosto do groty. Gdyby Gardenii uda艂o si臋 dotrze膰 tak daleko, usiad艂aby po prostu na 艂awce i zaczeka艂a na Nicka.

Bo ani przez chwil臋 nie w膮tpi艂a, 偶e on zacznie jej szuka膰.

Kilka minut p贸藕niej - nie odni贸s艂szy 偶adnych obra偶e艅 - dotar艂a na polank臋. Kamienna 艂aweczka sta艂a spokojnie na swoim miejscu. Odetchn臋艂a z ulg膮 i... spostrzeg艂a profesora DeForesta.

Krzyk zamar艂 jej na ustach.

Newton p艂ywa艂 po sadzawce twarz膮 do dna, oplatany sieci膮 w艂贸knistych ro艣lin wodnych.

Kilka macek wysun臋艂o si臋 z g臋stwiny przylegaj膮cej do ska艂y. P臋dy sun臋艂y szybko po powierzchni wody, a偶 w ko艅cu dosi臋gn臋艂y Newtona i owin臋艂y mu si臋 wok贸艂 n贸g.

Szalony DeForest po raz ostatni karmi艂 swoje ro艣liny.

Nick zerkn膮艂 na powi臋kszony kadr z mikrofilmu, na kt贸rym umieszczono wykaz wszystkich przedsi臋biorstw z Nowego Portlandu i ostatni kawa艂ek 艂amig艂贸wki wsko­czy艂 na swoje miejsce. Firma Farmaceutyczna Ogie艅 i L贸d, sp贸艂ka, kt贸ra zobowi膮za艂a si臋 do sponsorowania Trzeciej Wyprawy, zbankrutowa艂a kilka miesi臋cy potem, jak wypraw臋 uznano za odwo艂an膮. Nie to jednak wzbudzi艂o najwi臋ksze zainteresowanie Chastaina.

Najistotniejsze by艂o dla niego nazwisko prezesa Ognia i Lodu.

D艂ugo zastanawia艂 si臋 nad tym, czego w艂a艣ciwie mu trzeba, ale wreszcie intuicja naprowadzi艂a go na w艂a艣ciwy trop. Nawet matrycowiec nie potrafi艂 skutecznie zatrze膰 艣lad贸w po wielkiej firmie, jaka istnia艂a przed trzydziesto­ma pi臋cioma laty.

Bibliotekarze ze 艢wi臋tej Heleny wype艂niali bardzo su­miennie swoje obowi膮zki. Pod wzgl臋dem obsesji na pun­kcie przechowywania i gromadzenia dor贸wnywali ta­lentom matrycowym.

Traktowali zreszt膮 t臋 prac臋 jak 艣wi臋te pos艂annictwo. Pierwsza generacja kolonist贸w przesz艂a tward膮 szko艂臋, aby zrozumie膰, jak wa偶ne mo偶e si臋 okaza膰 zbieranie informacji. Wkr贸tce po opadni臋ciu Kurtyny ich jedyna nadzieja, czyli baza danych komputerowych rozsypa艂a si臋 w proch wraz ze wszystkimi przedmiotami pochodz膮­cymi z Ziemi.

Koloni艣ci wiedzieli, 偶e bez zaawansowanej technologii rodzimego 艣wiata b臋d膮 musieli wykorzysta膰 dawno zapo­mniane umiej臋tno艣ci opisane w starych ksi臋gach przenie­sionych na dyskietki biblioteki komputerowej.

Zanim maszyny odm贸wi艂y pos艂usze艅stwa, otwarto skryptorium, w kt贸rym przepisywano dane medyczne, rolnicze, socjologiczne i naukowe. Cale grupy zapale艅c贸w uzbrojone w trzcinowe o艂贸wki oraz r臋cznie robiony papier pracowa艂y na okr膮g艂o w szale艅czym wysi艂ku, by sporz膮­dzi膰 jak najwi臋cej notatek, nim dane znikn膮 z dysk贸w, a komputery rozpadn膮 si臋 w proch.

Je艣li chodzi o technologi臋, koloni艣ci wr贸cili do okresu pokrywaj膮cego si臋 z ziemskim osiemnastym wiekiem.

Kiedy wreszcie ojcowie za艂o偶yciele stworzyli w艂asn膮 wizj臋 spo艂ecze艅stwa zdolnego zapewni膰 sobie przetrwanie, szczeg贸lny nacisk po艂o偶yli na ma艂偶e艅stwo i rodzin臋 oraz na ksi膮偶ki.

Bibliotekarze - my艣la艂 o nich z zadowoleniem - uczynili wszystko, aby zas艂u偶y膰 na uznanie. Dzi臋ki skrupulatnemu przechowywaniu wszystkich strz臋p贸w informacji, z ksi膮偶­kami telefonicznymi oraz listami przedsi臋biorstw w艂膮cz­nie, Chastain pozna艂 nazwisko mordercy swoich rodzic贸w.

呕aden z wypo偶yczaj膮cych nie zwr贸ci艂 uwagi na m臋偶­czyzn臋 w czarnym wieczorowym ubraniu przeciskaj膮cego si臋 p臋dem do wyj艣cia.

P贸艂 godziny p贸藕niej Nick wy艂ama艂 zamek mieszkania Gardenii i wpad艂 do 艣rodka. Nie towarzyszy艂o mu ju偶 jednak uczucie ogromnej satysfakcji, jak膮 odczuwa艂 wy­chodz膮c z biblioteki. Walczy艂 z ogarniaj膮c膮 go fal膮 strachu.

Gardenia mia艂a by膰 w domu i odpoczywa膰. Ale nie otworzy艂a drzwi.

Chastain przeszed艂 szybko ca艂y apartament. 艁贸偶ko by艂o rozgrzebane, mokre r臋czniki wisia艂y w 艂azience. Widocznie dziewczyna wzi臋艂a k膮piel i wysz艂a.

Stan膮艂 obok jej biurka, aby po艂膮czy膰 si臋 z Leo, i w tej samej chwili dojrza艂 艣wiate艂ko na automatycznej sek­retarce. Wcisn膮艂 guzik.

Us艂ysza艂 szum i charakterystyczny sygna艂 uruchomia­nej ta艣my.

Zrozumia艂 wszystkie relacje mi臋dzy poszczeg贸lnymi elementami matrycy. Gardenia nie by艂a przypadkowym obserwatorem wydarze艅 zwi膮zanych z dziennikiem Chastaina.

To w艂a艣nie ona stanowi艂a cel zab贸jcy.

Musia艂a si臋 gdzie艣 tutaj kr臋ci膰. Nie odpowiada艂a jednak na jego sond臋 psychiczn膮.

Ju偶 przy wej艣ciu do labiryntu wyczu艂 g艂贸d cicho szumi膮cych ro艣lin. Niedaleko pierwszego zakr臋tu dojrza艂 torebk臋 Gardenii. Dalej, z d艂ugiego ostrego kolca zwisa艂 strz臋p materia艂u khaki. Kawa艂ek m臋skiej koszuli.

Kto艣 zap臋dzi艂 Gardeni臋 do labiryntu.

Chastain w艂o偶y艂 latark臋 do kieszeni smokingu. Jeszcze jej nie potrzebowa艂. Do zachodu s艂o艅ca pozosta艂a co najmniej godzina. Zrobi艂 pierwszy krok w g艂膮b gro藕nego, zielonego labiryntu. Pod sklepieniem z winoro艣li i li艣ci natychmiast pogr膮偶y艂 si臋 w p贸艂mroku. Jego uwag臋 zwr贸­ci艂 niewinny zielony kwiatek. Kiedy jednak zajrza艂 do wn臋trza kielicha, zobaczy艂 tkwi膮ce w nim kolce w kszta艂­cie z臋b贸w. Do lepkiej mazi na dnie przywar艂 cz臋艣ciowo rozpuszczony insekt.

Ruszy艂 ostro偶nie naprz贸d, nie ocieraj膮c si臋 nawet o n膮jniewinniej wygl膮daj膮ce li艣cie. Prze艣lizgiwa艂 si臋 przez ciemne odnogi labiryntu, pomny wskaz贸wek Andy'ego Aoki, kt贸ry uczy艂 go chodzi膰 po d偶ungli na Wyspach Zachodnich.

Wyostrzy艂 zmys艂y. Dzi臋ki charakterystycznemu dla matrycowc贸w wyczuciu odleg艂o艣ci trzyma艂 si臋 idealnie 艣rodka 艣cie偶ki.

Skr臋ci艂 w kolejn膮 odnog臋. Co艣 przemkn臋艂o nagle po ziemi. Zerkn膮wszy w d贸艂 Nick dojrza艂 p臋d pe艂zn膮cy w stron臋 jego buta. Przeszed艂 wi臋c nad nim i zmieni艂 kierunek marszu.

Pomy艣la艂, 偶e to w艂a艣ciwie wszystko jedno, kt贸r臋dy idzie. Gardenia m贸wi艂a mu przecie偶, jak stworzono labi­rynt. Ka偶dy musia艂 w ko艅cu znale藕膰 si臋 w centrum.

Wmawia艂 sobie, 偶e je艣li zachowa ostro偶no艣膰, nic mu si臋 nie stanic. DeForest wyt艂umaczy艂 przecie偶 Gardenii zasady obowi膮zuj膮ce w labiryncie. Ro艣liny nie atakowa艂y pierwsze.

Ale dziewczyn臋 najwyra藕niej kto艣 goni艂, wi臋c jej my艣li skupi艂y si臋 nie na ochronie przed ro艣linno艣ci膮, tylko na ucieczce.

Nagle zmartwia艂. Z winoro艣li zwisa艂 nieboszczyk z p臋­dem okr臋conym wok贸艂 gard艂a. Do cia艂a przylgn臋艂y mu setki g膮bczastych kwiatk贸w, ciemnych i nabrzmia艂ych. Jedz膮c, pulsowa艂y.

Przez chwil臋 nic m贸g艂 z艂apa膰 tchu, ale potem uprzytom­ni艂 sobie, 偶e patrzy na trupa m臋偶czyzny, nie kobiety. Z pewno艣ci膮 by艂 to cz艂owiek 艣cigaj膮cy Gardeni臋 po 艣cie偶­kach labiryntu. Co艣, co pozosta艂o z jego starego ubrania khaki, pasowa艂o do skrawka materia艂u, jaki Chastain zauwa偶y艂 przy wej艣ciu.

Niedawno widzia艂 na kim艣 podobne ubranie... Prze­prowadzi艂 kr贸tk膮 analiz臋 sytuacji i rozpozna艂 w niebosz­czyku no偶ownika numer dwa.

Czo艂gaj膮c si臋 na czworakach pod wisielcem, natrafi艂 d艂oni膮 na jaki艣 przedmiot. By艂 to n贸偶 w pochwie. Podni贸s艂 go i schowa艂 do kieszeni czarnych spodni.

Nieco dalej wsta艂 i spr贸bowa艂 kolejnej sondy psychicznej. Gardenia nadal nie odpowiada艂a. Nick jednak s膮dzi艂, 偶e dziewczyna 偶yje. Musia艂a 偶y膰. Przecie偶 by wyczu艂, gdyby umar艂a. Znajdowa艂a si臋 gdzie艣 w tym przekl臋tym labiryn­cie. Dlaczego nie odpowiada艂a?

Teraz porusza艂 si臋 szybciej. Obawa o to, 偶e Gardenia le偶y gdzie艣 ranna lub nieprzytomna, os艂abi艂a jego instyn­ktown膮 ostro偶no艣膰. Otar艂 si臋 niechc膮cy r臋kawem smokin­gu o jeden z li艣ci. Nieoczekiwany, szeleszcz膮cy d藕wi臋k u艣wiadomi艂 mu natychmiast skutki tej lekkomy艣lno艣ci.

Desperacki skok ocali艂 go przed dwoma li艣膰mi o blasz­kach w kszta艂cie ostrzy. Li艣cie zatrzasn臋艂y si臋 ze szcz臋kiem przypominaj膮cym do z艂udzenia odg艂os wydawany przez no偶yce.

W chwil臋 p贸藕niej uwag臋 Nicka przyku艂 szmer wody spadaj膮cej na ska艂y. Grota! Znajdowa艂 si臋 w sercu la­biryntu.

Skr臋ci艂 po raz ostatni i dostrzeg艂 Gardeni臋.

Nie by艂a sama. \

Nieopodal sta艂 Duncan Luttrell z rewolwerem w r臋ku. Na widok wygniecionego fraka Nicka wykrzywi艂 ironicz­nie usta.

- Czekali艣my na ciebie, Chastain - powiedzia艂. - Nie jeste艣 chyba odpowiednio ubrany na t臋 okazj臋. Ale bior膮c pod uwag臋 tw贸j fatalny gust, niczego innego nie mog艂em si臋 spodziewa膰.

Rozdzia艂 dwudziesty trzeci

Nick! - Gardenia zerwa艂a si臋 na r贸wne nogi i ruszy艂a w jego kierunku.

- Nie ruszaj si臋 - nakaza艂 Duncan.

Stan臋艂a jak wryta, ogarni臋ta ulg膮 i strachem.

Chastain dotar艂 na miejsce, ale teraz oboje tkwili w pu艂apce.

Obr贸ci艂a si臋 na pi臋cie z zaci艣ni臋tymi pi臋艣­ciami.

Nick zatrzyma艂 si臋 przy du偶ej ciemnej purpurowo-zielonej ro艣nie, kt贸ra zaszele艣ci艂a wyczekuj膮co. Nie zwraca艂 uwagi na krzewy, Luttrella omi贸t艂 zaledwie przelotnym spojrzeniem. Ca艂膮 swoj膮 uwag臋 skupi艂 na Gardenii.

- R贸b, co ka偶e. Usi膮d藕. Pewnie b臋dziemy tu musieli zosta膰 jaki艣 czas.

Poszuka艂a wzrokiem jego twarzy. W wiecznym mroku labiryntu nie potrafi艂a nic z niej wyczyta膰. Przypomnia艂a sobie jednak, 偶e nigdy tak naprawd臋 nie wiedzia艂a, o czym my艣li Nick. On potrafi艂 zachowywa膰 si臋 r贸wnie enigmatycznie jak morze. Wolno opad艂a na kamienn膮 艂awk臋.

Duncan roz艂o偶y艂 r臋ce.

- Chyba uda艂o mi si臋 pokona膰 ten ma艂y problem - mrukn膮艂 Duncan. - Z jego cia艂a po prostu niewiele zostanie. Wszyscy pomy艣l膮, 偶e pok艂贸ci艂 si臋 z DeForestem o Trzeci膮 Wypraw臋 i obaj wpadli na te mi臋so偶erne zielska.

- Nic z tego - szepn臋艂a ochryple Gardenia. Powtarza艂a to zreszt膮 bez przerwy, dop贸ki nie nadszed艂 Nick.

Luttrell te偶 spodziewa艂 si臋 Chastaina. Gardenia celowo nie zareagowa艂a na sond臋, gdy偶 nie chcia艂a, 偶eby Nick wchodzi艂 do labiryntu. Ale on i tak j膮 znalaz艂.

Nick popatrzy艂 na Duncana.

- Tw贸j ojciec zada艂 sobie wiele trudu, aby spisa膰 ca艂膮 t臋 histori臋 od nowa. Zamordowa艂 tylu ludzi, a nawet sfingowa艂 bankructwo w艂asnej firmy. Jednak nawet sparanoizowany talent matrycowy nie m贸g艂by pozaciera膰 wszystkich 艣lad贸w zwi膮zanych z Trzeci膮 Ekspedycj膮.

B艂ysk gniewu znikn膮艂 tak szybko z oczu Duncana, jakby si臋 tam wcale nie pojawi艂. Luttrell zn贸w u艣miechn膮艂 si臋 szczerze i uroczo.

- A na tym w艂a艣nie zale偶a艂o Marsdenowi Luttrellowi.

Duncan skin膮艂 g艂ow膮.

- Trzecia Wyprawa odesz艂a powoli w mg艂臋 zapomnienia. Niestety, wszystko si臋 skomplikowa艂o, kiedy m贸j ojciec przed rokiem wyskoczy艂 przez okno. Dziennik Chastaina znikn膮艂 w par臋 godzin po jego 艣mierci. Wpad艂 w r臋ce kochanki papy. Ona najwidoczniej zrozumia艂a, 偶e te papierzyska s膮 co艣 warte, i spr贸bowa艂a zbi膰 na nich fortun臋. Sprzeda艂a wi臋c dziennik pewnemu hobby艣cie z Nowego Portlandu.

- J膮 te偶 zabi艂e艣? - Gardenia unios艂a pytaj膮co podbr贸dek.

Duncan za艣mia艂 si臋 lekko.

Gardenia zmru偶y艂a oczy.

~ Bardzo si臋 stara艂. - Oczy Nicka przybra艂y ciemno­zielon膮 barw臋. - Marsden Luttrell zamordowa艂 mojego ojca i pozosta艂ych badaczy. Jakiej trucizny u偶y艂?

- Marsden Luttrell za艂o偶y艂 firm臋 farmaceutyczn膮 Ogie艅 i L贸d - wyja艣ni艂 Nick. - By艂 fantastycznym chemikiem. Sponsorowa艂 Trzeci膮 Wypraw臋 za po艣rednictwem Uni­wersytetu w Nowym Portlandzie. Oczywi艣cie anonimo­wo.

Nick przybra艂 zamy艣lony wyraz twarzy.

- Marsden wm贸wi艂 sobie, 偶e musi wzi膮膰 udzia艂 w wyprawie. Chcia艂 sam zadba膰 o swoje pieni膮dze. Nikomu nie ufa艂.

- A ju偶 najmniej twojemu ojcu - odpali艂 Duncan.

- Podejrzewa艂, 偶e to silna matryca. S膮dzi艂, 偶e ukryje przed nim cenne znaleziska.

Gardenia zmarszczy艂a brwi.

- W ko艅cu ojciec za ni膮 zap艂aci艂. Mia艂 prawo rz膮dzi膰.

Dziewczyna odetchn臋艂a g艂臋boko. Odnosi艂a wra偶enie, 偶e powietrze w tej cz臋艣ci labiryntu staje si臋 coraz bardziej g臋ste i ci臋偶kie. Nic tylko rosn膮ce tu ro艣liny nale偶a艂y do drapie偶nik贸w. Ona sama siedzia艂a na 艂awce mi臋dzy dwo­ma niebezpiecznymi mi臋so偶ernymi stworami, z kt贸rych jeden - pozornie najnormalniejszy w 艣wiecie - okaza艂 si臋 wyra藕nie szalony.

Mog艂a jedynie kupi膰 sobie czas. Na szcz臋艣cie Duncan i rozgada艂 si臋 na dobre.

Gardenia przenosi艂a spojrzenie z jednego m臋偶czyzny na drugiego.

Duncan wykrzywi艂 wargi.

Gardenia wlepi艂a wzrok w Duncana.

Gardenia zacisn臋艂a d艂onie na 艂awce.

- Nadal nie rozumiem. M贸wi艂e艣, 偶e tw贸j ojciec chcia艂 wykorzysta膰 szalon膮 mg艂臋, aby rozkodowa膰 dziennik Chastaina. Czy偶by nie tego w艂a艣nie odkrycia dokona艂a ekspedycja?

- spyta艂 powa偶nie Nick. - Pami臋tasz te tajemnicze artefakty, kt贸re odkry艂 Trent? Mog膮 istnie膰 jeszcze jakie艣 inne zabytki przesz艂o艣ci. Dlaczego nie ca艂y grobowiec?

- Gwoli 艣cis艂o艣ci - wtr膮ci艂 Duncan - to tw贸j ojciec s膮dzi艂, 偶e natkn膮艂 si臋 na rodzaj magazynu czy przechowalni. Wyznawa艂 pogl膮d, i偶 Kurtyna podnosi艂a si臋 w przesz艂o艣ci niejeden raz.

Gardenia siedzia艂a bardzo spokojnie na 艂awce.

Nick poruszy艂 si臋 lekko. Nieopodal zaszele艣ci艂y li艣cie.

- Sk膮d wiadomo, co jest w 艣rodku?

Duncan roze艣mia艂 si臋 cicho.

W oczach Duncana b艂ysn膮艂 gniew.

- Papa wierzy艂, 偶e to fortuna warta miliony. A ja jestem silniejszy od niego. Zrobi臋 co艣, czego on nie potrafi艂 dokona膰. Znajd臋 cmentarzysko.

Gardenia przyjrza艂a mu si臋 uwa偶nie.

Nick patrzy艂 na Luttrella pozbawionym wyrazu wzro­kiem.

Oczy Duncana pociemnia艂y od gniewu.

- Co masz na my艣li? - spyta艂a Gardenia.

Duncanowi b艂ysn臋艂y oczy.

Popatrzy艂a na jego u艣miechni臋t膮, przyjacielsk膮 twarz i dostrzeg艂a w niej szale艅stwo. Wiedzia艂a, 偶e Luttrell zabije Nicka, nawet je艣li ona zdecyduje si臋 ogniskowa膰. Niemniej jednak nawet silna matryca nie by艂aby w stanie wykona膰 trzech rzeczy jednocze艣nie: utrzyma膰 wi臋zi, z艂ama膰 kodu i pilnowa膰 sprytnej matrycy.

By艂o do艣膰 艂atwo przejrze膰 plan Duncana. Luttrell junior najwyra藕niej zamierza艂 wyst膮pi膰 w charakterze wampira psychicznego. Gdyby tylko Gardenia stwo­rzy艂a mu pryzmat, natychmiast stara艂by si臋 to wy­korzysta膰.

Przypomnia艂a sobie, jak Nick usi艂owa艂 schwyta膰 kry­szta艂, kt贸ry instynktownie stworzy艂a mu wtedy w ka­synie. I cho膰 Chastain posiada艂 ogromn膮 moc, ona i tak si臋 nie wypali艂a, co przydarzy艂oby si臋 z pewno艣ci膮 wi臋­kszo艣ci pryzmat贸w ogniskuj膮cych dla tak agresywnych talent贸w.

Walczy艂a, a on j膮 wypu艣ci艂, zanim zaanga偶owali si臋 w powa偶n膮 pr贸b臋 si艂 psychicznych. Chastain jednak niczego na niej nie wymusza艂. Duncan natomiast dokona艂­by na niej z pewno艣ci膮 gwa艂tu, kt贸rego wola艂a sobie nawet nie wyobra偶a膰.

Duncan 艂ypn膮艂 na niego spod oka.

Duncan nie odezwa艂 si臋 ani s艂owem. U艣miechn膮艂 si臋 tylko, wycelowa艂 w podbrzusze Chastaina i 艣cisn膮艂 mocno spust.

- Nie! - krzykn臋艂a Gardenia, staj膮c mi臋dzy m臋偶czyznami.

Duncan polu藕ni艂 nieco uchwyt.

- R贸b, co m贸wi臋, uparta suko! - rykn膮艂 Duncan.

Dostrzeg艂a b艂ysk sondy. By艂o w niej co艣 tak szalonego, 偶e natychmiast si臋 wycofa艂a. Nic potrafi艂aby w艂a艣ciwie wyt艂umaczy膰, czego si臋 boi, ale zrozumia艂a, z jakiego powodu Luttrell ukrywa艂 przed ni膮 tak skrz臋tnie sw贸j talent.

Duncan roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no.

- Zr贸b to, Gardenio - powiedzia艂 bardzo cicho Nick. - Dok艂adnie tak samo, jak wtedy.

Patrzy艂a na niego, pr贸buj膮c odszyfrowa膰 zakodowan膮 wiadomo艣膰. Tamtej nocy ogniskowa艂a dla Nicka za po­moc膮 absolutnie przejrzystego kryszta艂u. Chastain m贸wi艂 p贸藕niej, 偶e nigdy si臋 z niczym takim nie zetkn膮艂. Upi艂 si臋 rozkosz膮 p艂yn膮c膮 ze 艣wiadomo艣ci w艂asnej mocy.

Teraz najwyra藕niej chcia艂 sprowadzi膰 uwag臋 Duncana na inne tory. Gdyby zdo艂a艂a o艣lepi膰 Luttrella zbyt jasnym pryzmatem, Nick da艂by sobie z nim rad臋.

Musia艂a dzia艂a膰 szybko, tak, 偶eby wr贸g nie wyczu艂 niebezpiecze艅stwa. Ju偶 i tak patrzy艂 na ni膮 spod przy­mru偶onych gro藕nie powiek.

Pochyli艂a g艂ow臋, udaj膮c pokonan膮.

- No dobrze.

- Wspania艂a decyzja, moja droga. - Duncan wys艂a艂 na p艂aszczyzn臋 metafizyczn膮 kolejn膮 fal臋 niezdrowej mocy.

Gardenia pomy艣la艂a o pewnym szalonym matrycowa艂, dla kt贸rego musia艂a kiedy艣 pracowa膰. Nigdy nie zapom­nia艂a nieprzyjemnej natury jego energii. Talent Duncana okaza艂 si臋 jednak po tysi膮ckro膰 bardziej niebezpieczny.

Z trudem powstrzyma艂a ch臋膰 wycofania si臋 i uczyni艂a ogromny wysi艂ek, aby stworzy膰 najbardziej intryguj膮cy i wspania艂y pryzmat, jaki Duncan kiedykolwiek widzia艂. Zesz艂ego wieczoru z pomoc膮 tego w艂a艣nie kryszta艂u wyci膮gn臋艂a Nicka z przedsionka chaosu. Mo偶e wi臋c by艂a r贸wnie偶 w stanie kogo艣 tam wtr膮ci膰?

Duncan rzuci艂 si臋 na l艣ni膮ce fasety z druzgocz膮c膮 energi膮.

Gardenia krzykn臋艂a. Szpony bezbarwnej ciemno艣ci chwyci艂y kryszta艂 i uwi臋zi艂y dziewczyn臋 na p艂aszczy藕nie psychicznej.

- Zr贸b to samo, co w kasynie. - G艂os Nicka dobywa艂 si臋 z mroku nocy.

Chcia艂a mu powiedzie膰, 偶e nie mo偶e si臋 ruszy膰, a ju偶 tym bardziej walczy膰. Nie potrafi艂a jednak wykrztusi膰 s艂owa.

- Do diab艂a, Gardenio! Spr贸buj!

Nick pragn膮艂, 偶eby dziewczyna przesun臋艂a ogniskow膮. Nie pokona艂aby oczywi艣cie w ten spos贸b Duncana, ale zapewne wprowadzi艂aby go przynajmniej w stan rozkojarzenia.

Duncan zignorowa艂 ich oboje i znowu przepu艣ci艂 przez pryzmat kolejn膮 dawk臋 energii.

- Niesamowite. Absolutnie niewiarygodne. B臋dzie mi si臋 to podoba艂o bardziej, ni偶 s膮dzi艂em. Ale teraz musz臋 si臋 pozby膰 Chastaina. Mam ciebie, wi臋c on ju偶 mi si臋 do niczego nie przyda.

Zrozumia艂a, 偶e wa偶膮 si臋 ich losy. Duncan zamierza艂 zastrzeli膰 Chastaina. Musia艂a co艣 wymy艣li膰 i to jak

najszybciej.

W艂o偶y艂a ca艂膮 swoj膮 energi臋 w zmian臋 si艂y ogniska. Przez chwil臋 bardzo powa偶nie si臋 obawia艂a, 偶e jej wysi艂ki spali艂y na panewce. Potem jednak w matrycy nast膮pi艂a wyra藕na zmiana.

- Co si臋 dzieje? - spyta艂 gniewnie Duncan. - Co ty wyprawiasz? Przesta艅 natychmiast.

Gardenia skr臋ci艂a ogniskow膮 mocniej.

- Nie! - krzykn膮艂 Luttrell.

Dziewczyna otworzy艂a oczy. Duncan naciera艂 na ni膮 z rewolwerem w r臋ku. W jego oczach b艂yszcza艂o szale艅­stwo pomieszane z furi膮. Utkwi艂a wzrok w lufie. Wk艂a­da艂a tak ogromn膮 energi臋 w zmian臋 struktury kryszta艂u, 偶e nie mia艂a si艂y krzycze膰.

- Je艣li j膮 zabijesz, nigdy ju偶 nie znajdziesz pryzmatu, kt贸ry m贸g艂by ud藕wign膮膰 tw贸j talent, Luttrell. I nigdy nie rozszyfrujesz dziennika.

Duncan zamyka艂 i otwiera艂 usta. Na chwil臋 sparali偶owa艂 go gniew, zaw贸d i b贸l.

Gardenia dostrzeg艂a k膮tem oka, jak przez alejk臋 prze­myka si臋 czyj艣 cie艅.

To by艂 Nick. Potrzebowa艂 zaledwie paru sekund.

Duncan potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, jakby chcia艂 rozja艣ni膰 sobie umys艂. Odwr贸ci艂 si臋 w kierunku realnego zagro偶enia o sekund臋 za p贸藕no.

Nick natar艂 na niego jak taran. Obaj m臋偶czy藕ni upadli na zielony mech. Z d艂oni przest臋pcy wypad艂 pistolet, kt贸ry wyl膮dowa艂 z pluskiem w stawie.

Luttrell straci艂 kontrol臋 nad talentem, w chwili gdy wzi膮艂 nad nim g贸r臋 instynkt przetrwania. Po p艂aszczy藕nie metafizycznej przebieg艂a czysta energia. Gardenia w mgnieniu oka zerwa艂a wi臋藕.

Skrzywi艂a si臋 us艂yszawszy odg艂os uderze艅 pi臋艣ci o cia艂o. Duncan pochyli艂 si臋 nad Nickiem. W jego r臋ku b艂ysn膮艂 艣mierciono艣ny, metalowy kszta艂t.

Nick zablokowa艂 skutecznie cios. Wykrzykn膮wszy co艣 gniewnie Luttrell zamierzy艂 si臋 na niego po raz drugi, ale Chastain zerwa艂 si臋 na r贸wne nogi, po czym natychmiast pchn膮艂 Duncana na ska艂y okalaj膮ce ciemny staw.

Luttrell j臋kn膮艂 i upad艂. Zaszele艣ci艂y krzaki. Gruby li艣膰 wysun膮艂 si臋 mi艂o艣nie w kierunku buta Nicka. Gardenia dojrza艂a ukryte kolce.

- Odejd藕 od stawu.

Chastain odskoczy艂 gwa艂townie, a ciernie ruszy艂y do ataku z szybko艣ci膮 b艂yskawicy i zatopi艂y si臋 w nodze Duncana.

Luttrell krzykn膮艂 rozpaczliwie.

W cia艂o m臋偶czyzny wbija艂o si臋 coraz wi臋cej k艂uj膮cych li艣ci. Zamilk艂. G艂owa opad艂a mu do ty艂u. Upiorna ro艣lina wci膮gn臋艂a go za sob膮 do stawu.

Wyl膮dowa艂 twarz膮 do tafli, obok cia艂a DeForesta, drgn膮艂 konwulsyjnie i zamar艂. Potwory z westchnie­niem rozkoszy wysun臋艂y swe macki w stron臋 kolejnego posi艂ku.

- O Bo偶e! - szepn臋艂a Gardenia.

Nick porwa艂 j膮 w ramiona i odwr贸ci艂, by nic patrzy艂a na cia艂o Duncana.

Gardenia unios艂a g艂ow臋.

- Znajdujemy si臋 przecie偶 w sercu labiryntu. B臋dziemy musieli poczeka膰 na pomoc. Mo偶e kto艣 si臋 domy艣li, gdzie jeste艣my, i ruszy nam na ratunek.

Wypu艣ci艂 j膮 na chwil臋 z obj臋膰, 偶eby podnie艣膰 dziennik.

- Zmi艂uj si臋, kobieto! Jestem matryc膮. M贸g艂bym st膮d wyj艣膰 z zamkni臋tymi oczami i w kajdankach.

Rozdzia艂 dwudziesty czwarty

Mam nadziej臋, 偶e wiesz, co robisz. - Gar­denia popatrzy艂a na ma艂膮 ro艣link臋 wy艂aniaj膮c膮 si臋 z cienia.

- Trudno mi uwierzy膰, 偶e to Duncan sta艂 za wszystkim, co si臋 wydarzy艂o.

- Wiem. - Nick wsadzi艂 g艂ow臋 pod paj臋czyn臋 z li艣ci.

- Wydawa艂 si臋 taki mi艂y, prawda?

- Dlaczego kpisz? On naprawd臋 by艂 sympatyczny.

- Gardenia zmarszczy艂a brwi. - Nic przyzna艂 si臋 jednak do tego, 偶e jest matryc膮. Gdybym cho膰 raz wyczu艂a jego talent, natychmiast pozna艂abym prawd臋. Duncan okaza艂 si臋 tak samo z艂y jak jego ojciec.

Nick popatrzy艂 na ni膮 przez rami臋.

Nick zerkn膮艂 na ni膮 ponownie.

- Do艣膰 tych aluzji - powiedzia艂.

Widzia艂a, jak mocno zacisn膮艂 szcz臋ki.

Nick r贸wnie偶 si臋 zatrzyma艂.

Prze艂kn臋艂a 艣lin臋.

Poczu艂a si臋 tak lekka, 偶e o ma艂o nie poszybowa艂a w powietrze.

- Och, Nick. - Rzuci艂a mu si臋 na szyj臋. - Ja te偶 ci臋 kocham.

Obj膮艂 j膮 i poca艂owa艂 w charakterystyczny dla siebie spos贸b - z pe艂nym zaanga偶owaniem i uwag膮. Co艣 zaszele艣ci艂o w krzakach. Nic przerwa艂 poca艂unku.

- Jedna z tych ro艣lin nadgryz艂a mi marynark臋. - Nick popatrzy艂 ponuro na li艣膰. - Zobacz, jaka dziura!

- Nie szkodzi. Sta膰 ci臋 na nowy smoking.

Za艣mia艂 si臋 i uj膮艂 j膮 za r臋k臋.

0x08 graphic
- Masz racj臋. Chod藕my. Bardzo ci臋 pragn臋, ale tutaj nie b臋dziemy si臋 kocha膰. Zbyt niebezpieczne. Najpierw marynarka, a potem... Nie wiadomo.

Gardenia zdoby艂a si臋 na u艣miech i posz艂a za Chastainem zielonym korytarzem. Gdy skr臋cili, ujrzeli wej艣cie do labiryntu, przy kt贸rym kr臋ci艂a si臋 spora grupka ludzi.

- Chyba czeka na nas publiczno艣膰. - Nick poci膮gn膮艂 j膮 przez furtk臋.

W艣r贸d czekaj膮cych Gardenia dostrzeg艂a Feathera i detek­tywa Anselma. Trzeci m臋偶czyzna wk艂ada艂 pospiesznie co艣, co przypomina艂o kombinezon stra偶acki. Na ziemi, tu偶 obok niego, le偶a艂y ogromne no偶yce ogrodnicze.

- Prawid艂owo, Feather. Dzi臋ki.

Detektyw Anselm 艂ypn膮艂 na nich spod oka.

- Co si臋 tu dzieje? Feather zatelefonowa艂 do mnie przed kwadransem, twierdz膮c, 偶e jak nie zaczniemy dzia艂a膰, to mo偶emy si臋 spodziewa膰 jeszcze paru morderstw.

Zanim Nick zd膮偶y艂 si臋 odezwa膰, z cienia wysun膮艂 si臋 czwarty m臋偶czyzna z aparatem fotograficznym w r臋ku.

Gardenia chwyci艂a go natychmiast za podarty r臋kaw marynarki.

Na twarzy reportera natychmiast pojawi艂 si臋 niepok贸j.

Cedric poja艣nia艂 i wyci膮gn膮艂 z kieszeni charakterystycz­ne pude艂ko.

- Jasne. Nigdzie si臋 bez niego nie ruszam.

Dwa dni p贸藕niej Nick siedzia艂 przy czarnym biurku w poz艂acanym pokoju i podpisywa艂 ostatni膮 stron臋 opas­艂ych akt. Kiedy otworzy艂y si臋 drzwi, nawet nie podni贸s艂 g艂owy.

Do pokoju wpad艂 Orrin, 艣ciskaj膮c w d艂oni egzemplarz „New Seattle Times". Jego 偶ona Ella depta艂a mu po pi臋tach. Towarzyszy艂o im dwoje ludzi, kt贸rych Nick widzia艂 po raz pierwszy w 偶yciu.

Feather dostrzeg艂 pytaj膮ce spojrzenie Chastaina.

Nick przeczyta艂 uwa偶nie nag艂贸wek.

W艁A艢CICIEL KASYNA ROZWIJA PRZEDSI臉BIORSTWO

CHASTAIN脫W - informowa艂y du偶e. czarne litery.

- Stare wiadomo艣ci przedrukowane z „Synsacji" - powiedzia艂 Nick.

-0x08 graphic
Nikt nie zwraca uwagi na takie szmat艂awce - mrukn臋艂a Ella. -Ale to - doda艂a, wbijaj膮c palec w gazet臋 -jest „Times". Nick rozsiad艂 si臋 wygodniej na krze艣le.

- W takim razie nie zaprzeczam. Je艣li oczywi艣cie moje pieni膮dze s膮 dla was wystarczaj膮co dobre.

Orrin zmarszczy艂 brwi.

Ella skin臋艂a g艂ow膮 z aprobat膮.

Ella nadal wpatrywa艂a si臋 w gazet臋.

Wilhelmina popatrzy艂a na niego z pow膮tpiewaniem.

- A co z t膮 ekspedycj膮, kt贸r膮 postanowi艂e艣 finansowa膰 do sp贸艂ki z Uniwersytetem w Nowym Seattle i Muzeum Sztuki?

- Czwarta Ekspedycja Chastaina rusza za trzy miesi膮ce. Jej zadaniem jest zlokalizowanie tajemniczych artefakt贸w, jakie przed laty odkry艂 m贸j ojciec.

Stanicy uni贸s艂 brwi.

Orrin spl贸t艂 r臋ce za plecami i zacz膮艂 si臋 przechadza膰 po gabinecie.

- Spokojna g艂owa. Nie zbankrutuj臋. Kasyno jest warte par臋 milion贸w.

Wilhelmina odetchn臋艂a g艂臋boko.

- 艢wi臋ta prawda. - Utkwi艂a wzrok w Orrinie i Elli.

- Chcemy urz膮dzi膰 Nickowi i Gardenii wspania艂e wesele.

To b臋dzie przeb贸j sezonu. Serdecznie was zapraszam.

Orrin zrobi艂 bardzo zdziwion膮 min臋.

Wszyscy wiedzieli, 偶e obecno艣膰 prawowitej ga艂臋zi rodu Chastain贸w na weselu przypiecz臋tuje przyj臋cie b臋karta do obu klan贸w.

- Ciesz臋 si臋, 偶e wszystko sobie wyja艣nili艣my - skwito­wa艂 Nick. - Musz臋 jeszcze om贸wi膰 pewien interes, wi臋c...

Orrin poczerwienia艂 na twarzy.

Ella wzi臋艂a go pod r臋k臋.

- Do zobaczenia na weselu - powiedzia艂a d藕wi臋cznym g艂osem, podchodz膮c do drzwi.

Kiedy wreszcie wyszli, Nick us艂ysza艂 cichy syk mecha­nizmu uruchamiaj膮cego tajne przej艣cie. Odwr贸ci艂 g艂ow臋 i zobaczy艂 Gardeni臋 stoj膮c膮 w progu z ramionami skrzy­偶owanymi na piersiach. Poczu艂 znajomy przyp艂yw ra­do艣ci.

U艣miechn膮艂 si臋.

- No i kto twierdzi艂, 偶e nie mo偶na sobie kupi膰 sza­cunku?

Epilog

W ciemnej sypialni unosi艂 si臋 odurzaj膮cy zapach nami臋tno艣ci. Gardenia zarzuci艂a r臋ce na szyj臋 m臋偶czyzny.

Chcia艂 jej jeszcze powiedzie膰 inne rzeczy, ale musia艂 zaczeka膰. Jak zwykle wtedy, gdy prze­偶ywali tak pe艂ne napi臋cia chwile, Nick nie by艂 w stanie ani my艣le膰, ani m贸wi膰 logicznie. M贸g艂 tylko odbiera膰 wra偶enia zmys艂owe.

A to, co czu艂, dawa艂o mu rozkosz. Po raz pierwszy uda艂o mu si臋 wype艂ni膰 matryc臋 swe­go 偶ycia. Gardenia sta艂a si臋 jego wiern膮 towa­rzyszk膮, drug膮 po艂贸wk膮 ca艂o艣ci.

Wys艂a艂 na zwiady mack臋 sondy. Na p艂asz­czy藕nie metapsychicznej powsta艂 natychmiast wspania艂y, krystalicznie czysty pryzmat.

Energia psychiczna zmiesza艂a si臋 z fizyczn膮. Na u艂amek sekundy Nick pogr膮偶y艂 si臋 w chaosie i dostrzeg艂, 偶e jest w nim jaki艣 wz贸r. Wspania艂y, pi臋kny, trudny do opisa­nia...

Nie m贸g艂 go poj膮膰 ca艂kowicie, ale to ju偶 nie mia艂o znaczenia. Wiedzia艂, 偶e dese艅 istnieje, a on i Gardenia odnale藕li w nim swoje miejsce.

Nami臋tna reakcja dziewczyny sprowadzi艂a go z po­wrotem na p艂aszczyzn臋 fizyczn膮. Nick us艂ysza艂 sw贸j w艂asny, zduszony okrzyk, po czym pogr膮偶y艂 si臋 w b艂ysz­cz膮cej matrycy szcz臋艣cia.

W p贸艂 godziny p贸藕niej, kiedy Chastain zasypia艂, za­dzwoni艂 telefon.

- Je艣li to tw贸j brat chce sobie pogada膰 o ekspedycji, to przysi臋gam, 偶e go udusz臋 tym sznurem.

Gardenia roze艣mia艂a si臋 i przytuli艂a do niego mocniej.

- Pan Chastain? Tu Hobart Batt. Chc臋 pana zawiadomi膰, 偶e znalaz艂em panu 偶on臋.

Gardenia usiad艂a na 艂贸偶ku.

Nast膮pi艂a kr贸tka chwila ciszy.

-Czy mog臋 za艂o偶y膰, 偶e jest pan ca艂kowicie usatysfak­cjonowany?

Nick wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i podni贸s艂 s艂uchawk臋. Dotkn膮艂 przelotnie koniuszkami palc贸w spinek do mankiet贸w, kt贸re zostawi艂 na stoliku nocnym. Spinki otrzyma艂 od Elli. Na obu wyryto eleganckie inicja艂y B.C.

Po艂o偶y艂a mu r臋ce na piersiach.

- Zaczekaj chwil臋. Co by艣 zrobi艂, gdyby agencja nie skojarzy艂a nas w par臋?

Spojrza艂 z u艣miechem w jej oczy pe艂ne mi艂o艣ci.

- W艂ama艂bym si臋 im do komputera i pomiesza艂 dane. Wtedy na pewno by si臋 okaza艂o, 偶e 艣wietnie do siebie pasujemy. Jestem przecie偶 talentem matrycowym. Zawsze mam jaki艣 plan.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
(Gardening) Crop Rotationid 1322
Potting and Garden Shed Gazebo
Gardena 02
130821122154 bbc vwitn garden
Build a Garden Bench(1)
6) Market Garden
Akumulator do?LOS Garden tractor Garden tractor?6?7
Bara艅czak Garden party interpretacja
HaMC Garden of my heart
Gardening Bench
Flowered fences flowers garden
Gardena 01
Gardena 02
garden 6
gardenshed buda dla psa
Marillion Garden Party
Hilton Garden Inn

wi臋cej podobnych podstron