Jayne Castle
Gardenia
Prze艂o偶y艂a El偶bieta Zawadowska-Kittel
Rozdzia艂 pierwszy
Nie widz臋 nic skomplikowanego w naszej umowie, panie Batt. Zamierzam wkr贸tce zawrze膰 zwi膮zek ma艂偶e艅ski. I w tym celu potrzebuj臋 偶ony. - Nick Chastain opar艂 d艂onie o blat masywnego inkrustowanego biurka. - A pan mija znajdzie.
Hobart Batt ubrany w elegancki wieczorowy garnitur przycupn膮艂 na brze偶ku krzes艂a jak sp艂oszony myszko-strzy偶yk. Napotkawszy wyczekuj膮ce spojrzenie Nicka, zamruga艂 niespokojnie powiekami.
- Obawiam si臋, 偶e nie rozumiem, prosz臋 pana.
Nick st艂umi艂 westchnienie. Zastraszenie rozm贸wcy przynosi艂o na og贸艂 oczekiwane skutki, ale nale偶a艂o je stosowa膰 z umiarem. Zbyt du偶a dawka mog艂a wywo艂a膰 u pacjenta atak histerii. Niewielkie nie skutkowa艂y.
Dzi臋ki wiedzy intuicyjnej zdobywanej ca艂ymi latami Chastain zdawa艂 sobie doskonale spraw臋 z tego, 偶e Hobart znajduje si臋 na granicy wytrzyma艂o艣ci. Z drugiej strony, gdyby przesta艂 wywiera膰 na nim presj臋, m臋偶czyzna zapewne odzyska艂by odwag臋 i zacz膮艂 si臋 broni膰. Ach, te trudne decyzje...
Mo偶e wyt艂umacz臋 to panu ja艣niej. Dzi艣 wieczorem przegra艂 pan u mnie na dole, w kasynie, dziesi臋膰 tysi臋cy dolar贸w.
Tak, prosz臋 pana, wiem. - Hobart zatar艂 nerwowo d艂onie. - Nie mam poj臋cia, jak do tego dosz艂o, Bardzo rzadko uprawiani hazard. Przyszed艂em tutaj z przyjaci贸艂mi i to oni nam贸wili mnie na karty. Na pocz膮tku nawet dobrze mi sz艂o, a potem ni st膮d, ni zow膮d sprawy zacz臋艂y przybiera膰 kiepski obr贸t. Pr贸bowa艂em si臋 odku膰, ale narobi艂em sobie tylko jeszcze wi臋kszych k艂opot贸w.
Rozumiem. - Chastain uczyni艂 ogromny wysi艂ek, aby jego u艣miech wyrazi艂 wsp贸艂czucie.
Hobart rozszerzy艂 oczy z przera偶enia. Drgn膮艂 i wcisn膮艂 si臋 g艂臋biej w krzes艂o.
Do艣膰 u艣miech贸w - postanowi艂 Nick. Nigdy nie wypada艂 dobrze w roli troskliwego ojca.
Ja po prostu nie dysponuj臋 takimi pieni臋dzmi. - Hobart patrzy艂 na niego b艂agalnie. - Pewnie m贸g艂bym sprzeda膰 dom, ale jeszcze nie sp艂aci艂em kredytu i jestem winien bankowi spor膮 sumk臋, wi臋c...
Po co si臋 ucieka膰 do tak drastycznych 艣rodk贸w? Pan mnie chyba nie rozumie. Proponuj臋 uk艂ad. W ramach sp艂aty d艂ugu wyszuka mi pan tylko odpowiedni膮 偶on臋.
Zon臋? - Hobart wytrzeszczy艂 na niego oczy. - Mam znale藕膰 panu 偶on臋?
Nick zmobilizowa艂 ca艂膮 swoj膮 cierpliwo艣膰.
C贸偶 w tym dziwnego? Pracuje pan przecie偶 w Koneksjach Synergistycznych, jednym z najlepszych biur matrymonialnych w Nowym Seattle. Prosz臋 pana tylko o to, co zlecaj膮 panu inni klienci.
To... prawda -j膮ka艂 Hobart, ocieraj膮c spocone czo艂o 艣nie偶nobia艂膮 chusteczk膮. - Ale przecie偶 skojarzenie pary nie jest warte dziesi臋ciu tysi臋cy dolar贸w.
- Dla mnie jest warte.
W niespokojnych oczkach Hobarta b艂ysn臋艂a podejrzliwo艣膰.
.Ale dlaczego mam sp艂aca膰 panu d艂ug za pomoc膮 takich us艂ug?
Bo dobrze o panu m贸wi膮.
Nick nie uzna艂 za stosowne wspomnie膰, 偶e przed paroma miesi膮cami Hobart po艂膮czy艂 Lucasa Trenta, talent iluzjonistyczny wykraczaj膮cy poza skal臋, z Amarylis Lark, pryzmatem o pe艂nym widmie.
Fakt, 偶e oni odnale藕li si臋 sami, nie posiada艂 dla Chastaina istotnego znaczenia. Hobart popar艂 ten pozornie niemo偶liwy zwi膮zek, co w rankingu agent贸w matrymonialnych plasowa艂o go automatycznie na jednej z czo艂owych pozycji. A Nickowi zale偶a艂o na najlepszym specjali艣cie. Na 艢wi臋tej Helenie ma艂偶e艅stwo by艂o zobowi膮zaniem do偶ywotnim. Rozwody nie wchodzi艂y w rachub臋.
Instytucj臋 ma艂偶e艅stwa i siln膮 rodzin臋 chroni艂o prawo i struktury spo艂eczne ustanowione przez pierwsze pokolenie kolonist贸w z Ziemi.
Dwie艣cie lat wcze艣niej ojcowie za艂o偶yciele utkn臋li w kwitn膮cym, zielonym 艣wiecie 艢wi臋tej Heleny, kiedy zamkn臋艂a si臋 za nimi brama zwana Kurtyn膮.
Straciwszy bezpowrotnie nadziej臋 na powr贸t lub ratunek, koloni艣ci stworzyli specjaln膮 grup臋 z艂o偶on膮 z filozof贸w, autorytet贸w religijnych, socjolog贸w oraz antropolog贸w, kt贸rzy opracowali prawa i ustawy dla spo艂eczno艣ci zmuszonej do 偶ycia w nieposkromionej dziczy, ca艂kowicie odizolowanej od reszty 艣wiata. A podstaw臋 tej nowej, starannie obmy艣lonej cywilizacji stanowi艂o ma艂偶e艅stwo.
Pr臋dzej czy p贸藕niej wszyscy musieli znale藕膰 sobie partnera. I cho膰 szcz臋艣cie nie by艂o g艂贸wnym celem zwi膮zk贸w, ojcowie za艂o偶yciele wiedzieli, 偶e dobrze dobrane pary gwarantuj膮 stabilno艣膰 rodziny. Pragn膮c, by ma艂偶e艅
stwa wytrzyma艂y pr贸b臋 czasu, stworzyli ca艂膮 sie膰 agencji matrymonialnych zatrudniaj膮cych psycholog贸w synergistycznych.
Pomys艂 przyni贸s艂 tak wspania艂e efekty, 偶e na og贸艂 nikt nic zmienia艂 stanu cywilnego bez pomocy profesjonalnych doradc贸w. Wyj膮tki - niekt贸rzy kierowali si臋 偶膮dz膮 zysku lub w艂adzy - potwierdza艂y tylko regu艂臋.
Hobart popatrzy艂 na Nicka z zak艂opotaniem.
- Prosz臋 wybaczy膰, ale skoro pragnie pan 偶ony, to dlaczego nie chce si臋 pan po prostu zarejestrowa膰 w jednej z naszych agend?
Chastain po艂o偶y艂 艂okie膰 na wy艣cie艂anej podp贸rce fotela, opar艂 g艂ow臋 na d艂oni i umilk艂. Rozwa偶a艂 dok艂adnie sytuacj臋.
Nie przewidywa艂 takich k艂opot贸w z Hobartem. Ten jowialny, elegancki cz艂owieczek, kt贸ry przed paroma godzinami wkracza艂 ra藕nym krokiem do kasyna, wygl膮da艂 teraz niczym strz臋p cz艂owieka. Niemniej jednak nie straci艂 zdolno艣ci logicznego my艣lenia i l臋ka艂 si臋 zagro偶e艅 p艂yn膮cych z propozycji Nicka. Strach nie przy膰mi艂 mu rozumu.
Nale偶a艂o przyjrze膰 si臋 matrycy. Chastain zaczerpn膮艂 g艂臋boki oddech i wypu艣ci艂 troch臋 powietrza, jakby zamierza艂 poci膮gn膮膰 za spust lub rzuci膰 no偶em. Nie dysponowa艂 pryzmatem, kt贸ry m贸g艂by zogniskowa膰 jego energi臋 psychiczn膮, ale po latach 膰wicze艅 potrafi艂 przez kilka sekund wykorzystywa膰 samodzielnie swoje umiej臋tno艣ci.
Chastain posiada艂 niezwyk艂y lub te偶 - jak s膮dzili niekt贸rzy - przekl臋ty talent matrycowy, polegaj膮cy na intuicyjnym przeprowadzeniu Synergistycznych Analiz Matrycowych. Dla nie wtajemniczonych oznacza艂o to tyle, 偶e Chastain potrafi艂 wy艂awia膰 powi膮zania, przewidywa膰 prawdopodobie艅stwo, ocenia膰 szanse i wydedukowa膰 zwi膮zki synergistyczne w sytuacjach postrzeganych przez wi臋kszo艣膰 ludzi jako ci膮gi przypadkowych wydarze艅 lub te偶 kompletny chaos.
Talenty matrycowe zdarza艂y si臋 rzadko i nie by艂y specjalnie silne. Na dziesi臋ciostopniowej skali paranormalnej zajmowa艂y przedzia艂 od klasy pierwszej do pi膮tej.
A talenty wyj膮tkowo silne - takie jak Nick - wyst臋powa艂y tylko w legendach o wampirach psychicznych.
Bada艅 nad matrycowcami nie prowadzono na zbyt szerok膮 skal臋, gdy偶 nieliczni wykazuj膮cy ten typ zdolno艣ci odm贸wili udzia艂u w testach. Talenty matrycowe charakteryzowa艂y si臋 bowiem nadmiern膮 podejrzliwo艣ci膮. Czasem popada艂y nawet w lekk膮 paranoj臋.
Rozw贸j r贸偶norodnych zdolno艣ci psychicznych u potomk贸w kolonist贸w zaobserwowano w nieca艂e pi臋膰dziesi膮t lat po opadni臋ciu Kurtyny. Zjawiskiem tym - podobnie jak wszystkim innym na 艢wi臋tej Helenie - rz膮dzi艂y oczywi艣cie regu艂y synergistyczne.
Aby talent m贸g艂 efektywnie i tw贸rczo wykorzysta膰 swoje zdolno艣ci parapsychiczne, potrzebowa艂 wsparcia jednostki zwanej pryzmatem.
Zdolno艣ci paranormalne pryzmat贸w ogranicza艂y si臋 do tworzenia kryszta艂贸w psychicznych na p艂aszczy藕nie metafizycznej. Tam w艂a艣nie ludzie o zdolno艣ciach parapsychicznych mogli ogniskowa膰 i kontrolowa膰 swoj膮 energi臋.
Osi膮gni臋cie skutecznej wi臋zi umo偶liwiaj膮cej ogniskowanie talentu wymaga艂o zgody obu stron. Wed艂ug naukowc贸w by艂 to kolejny przyk艂ad synergizmu w praktyce a pryzmaty zosta艂y stworzone przez natur臋, by uniemo偶liwi膰 talentom wykorzystywanie zdolno艣ci parapsychicznych do zbrodniczych cel贸w.
Konieczno艣膰 korzystania z pomocy po艣rednik贸w irytowa艂a r贸wnie mocno Nicka, jak inne silne talenty. Nikt jednak nie m贸g艂 walczy膰 z Matk膮 Natur膮.
Autorzy popularnych powie艣ci i film贸w straszyli swoich mi艂o艣nik贸w opowie艣ciami na temat wampir贸w psychicznych - czyli talent贸w wykraczaj膮cych poza skal臋 - kt贸re potrafi艂y zniewoli膰 niewinne pryzmaty i zmusi膰 je do dzia艂ania w niecnym celu.
Eksperci twierdzili jednak z ca艂膮 stanowczo艣ci膮, 偶e nawet bardzo silny talent nie jest w stanie koncentrowa膰 swoich zdolno艣ci bez pomocy pryzmatu d艂u偶ej ni偶 par臋 sekund. Dlatego te偶, nawet gdyby - czysto hipotetycznie - talentowi uda艂o si臋 zapanowa膰 nad pryzmatem, taka dominacja trwa艂aby jedynie chwil臋. Potem pryzmat m贸g艂by si臋 natychmiast wy艂膮czy膰.
S艂abe pryzmaty/ pr贸buj膮ce ogniskowa膰 energi臋 talent贸w wysokiej klasy nara偶a艂y si臋 na niebezpiecze艅stwo wypalenia. Traci艂y w贸wczas na kr贸tko jakiekolwiek zdolno艣ci parapsychiczne. Dzi臋ki prawom rynku pryzmaty o pe艂nym spektrum zarabia艂y natomiast ca艂kiem spore sumki w firmach oferuj膮cych us艂ugi klientom obdarzonym zdolno艣ciami parapsychicznymi.
Nick nie lubi艂 zatrudnia膰 profesjonalnych pryzmat贸w, a one z kolei bardzo niech臋tnie podejmowa艂y si臋 pracy z talentami matrycowymi.
W populacji 艢wi臋tej Heleny osobnicy o zdolno艣ciach paranormalnych manifestowali swoje istnienie na wiele sposob贸w. Klasyfikowano i dokumentowano coraz to nowe typy talent贸w psychicznych. Natomiast zas贸b wiedzy o matrycowcach nadal by艂 niezadowalaj膮cy.
Psychologowie synergistyczni wysnuli teori臋, jakoby talenty matrycowe nie potrafi艂y doj艣膰 do 艂adu z paranormaln膮 stron膮 swojej natury. W spo艂ecze艅stwie, gdzie wi臋kszo艣膰 zdolno艣ci parapsychicznych uznano za naturalne, matrycowc贸w, nawet s艂abych, postrzegano zupe艂nie inaczej.
A w istnienie wersji wykraczaj膮cej poza skal臋 nikt by nie uwierzy艂.
Talenty matrycowe mia艂y opini臋 niezwykle delikatnych. Osobnicy o tych zdolno艣ciach zamykali si臋 najcz臋艣ciej w czterech 艣cianach wy偶szej uczelni i pogr膮偶ali w ezoterycznym zbiorniku my艣li.
Niekt贸rzy ko艅czyli jednak na oddzia艂ach zamkni臋tych szpitali synergistyczno-psychiatrycznych. Talent dostrzegania ukrytego dna wszelkich problem贸w nierzadko prowadzi艂 do obsesji, paranoi, czy te偶 sk艂onno艣ci samob贸jczych.
Nick ju偶 dawno doszed艂 do wniosku, 偶e kluczem do przetrwania jest samokontrola. 膯wiczy艂 wi臋c panowanie nad sob膮 r贸wnie cz臋sto, jak inni jedli lub oddychali.
Przygotowywa艂 si臋 w艂a艣nie do koncentracji energii na p艂aszczy藕nie metafizycznej. Bez pomocy pryzmatu by艂 w stanie dostrzec kszta艂t matrycy zaledwie pobie偶nie, co jednak wystarczy艂oby mu ca艂kowicie, aby wydedukowa膰, jakiej mocy presj臋 powinien wywrze膰 na Hobarcie.
Przygotowuj膮c si臋 psychicznie na ulotny stan dezorientacji szuka艂 instynktownie pryzmatu, w kt贸rym m贸g艂by zogniskowa膰 swoj膮 moc.
Oczywi艣cie nic przynios艂o to 偶adnego rezultatu. W z艂oconym pokoju nie przebywa艂 bowiem nikt o takich zdolno艣ciach, a wi臋藕 dzia艂a艂a tylko z bliska.
Nick u艣miechn膮艂 si臋 do swego doradcy synergistyczno--psychologicznego. Hobart nic mia艂 zielonego poj臋cia, 偶e sta艂 si臋 obiektem kr贸tkiej matrycowej analizy synergistycznej, gdy偶 jedynie talent o zdolno艣ciach wykrywaj膮cych m贸g艂by wyczu膰 fale energii paranormalnej.
Chastain poczu艂 znajomy, nieprzyjemny zawr贸t g艂owy towarzysz膮cy zwykle pr贸bom nawi膮zania 艂膮czno艣ci z pryzmatem. Wiedzia艂 jednak, 偶e to wra偶enie minie, je艣li nie wytworzy si臋 wi臋藕. Nadal u艣miecha艂 si臋 sympatycznie do zmartwionego Hobarta.
P艂aszczyzn臋 psychiczn膮 omi贸t艂 delikatny, jasny, dziwnie intensywny powiew energii.
Ale nie by艂 to talent Chastaina, tylko odpowied藕 pryzmatu.
Nick a偶 zamar艂 ze strachu.
Wykluczone!
Nieoczekiwane spotkanie metafizyczne zaszokowa艂o go tak, 偶e dosta艂 dreszczy.
I nagle przenikn膮艂 go intymny, zmys艂owy p艂omie艅. Z wra偶enia a偶 przesta艂 oddycha膰. Umys艂 jednak kaza艂 mu natychmiast stworzy膰 wi臋藕 z przypadkowo odkrytym pryzmatem.
Na p艂aszczy藕nie psychicznej zacz膮艂 kszta艂towa膰 si臋 wyra藕nie l艣ni膮cy kryszta艂. Nie, to nie dzia艂o si臋 naprawd臋!
Zerkn膮艂 w stron臋 drzwi, ale nikogo nie zauwa偶y艂. A ju偶 tym bardziej nie dostrzega艂 w pobli偶u 偶adnej 偶ywej istoty, kt贸ra potrafi艂by ogniskowa膰 i to w dodatku tak silnie.
Kryszta艂 okaza艂 si臋 bowiem perfekcyjnie przejrzysty. Chastain m贸g艂by w nim skupia膰 niesko艅czone pok艂ady energii, nie ryzykuj膮c, 偶e go wypali.
Czu艂 si臋 tak, jakby w艂a艣nie wychyli艂 butelk臋 ksi臋偶ycowej brandy. By艂 lekko zamroczony. Oczarowany. Wrza艂a w nim krew.
Nigdy dot膮d nie spotka艂 pryzmatu o pe艂nym widmie. A ten ogniskowa艂 jego talent, kt贸ry bez w膮tpienia wykracza艂 poza skal臋.
Ogarniaj膮ca go euforia uruchomi艂a dzwonki alarmowe. Pr贸bowa艂 walczy膰 zar贸wno z tym wszechogarniaj膮cym doznaniem, jak i z bolesn膮 erekcj膮.
Jedno wiedzia艂 na pewno. Kryszta艂 wytworzy艂a kobieta. Wyczuwa艂 to przez sk贸r臋.
Niedobrze. Zmusi艂 si臋 do zaczerpni臋cia tchu. Nie panowa艂 nad sytuacj膮.
Dzia艂o si臋 co艣 nadzwyczaj dziwnego. Wi臋藕 mi臋dzy talentem i pryzmatem mia艂a z za艂o偶enia neutralny i aseksualny charakter. Ta jednak powodowa艂a ca艂kiem odmienne doznania. Stary, bardzo osobisty demon wdar艂 si臋 na samo dno jego umys艂u.
Nie. Zacisn膮艂 d艂onie w pi臋艣ci. Nie wolno mu oszale膰. Zreszt膮 ulega艂by w贸wczas innym wra偶eniom.
Zn贸w wci膮gn膮艂 spazmatycznie powietrze. Tak naprawd臋 ba艂 si臋 niewielu rzeczy, ale chaos choroby umys艂owej zajmowa艂 z pewno艣ci膮 czo艂owe miejsce na tej kr贸tkiej li艣cie. Zwykle chowa艂 ten strach w najdalszych zak膮tkach 艣wiadomo艣ci. Tego wieczoru jednak macki l臋ku wysun臋艂y si臋 z g艂臋bin i wbi艂y mu swoje szpony w 偶o艂膮dek.
- Panie Chastain?
Nick wiedzia艂, 偶e Hobart Batt patrzy na niego z przera偶eniem, ale nie m贸g艂 si臋 teraz nim zajmowa膰. Sta艂 na metafizycznym skrzy偶owaniu, kt贸rego nie rozumia艂. Czy偶by przekroczy艂 jak膮艣 granic臋? Czy偶by uleg艂 parapsychicznym halucynacjom?
Targn膮艂 nim gniew i b贸l. Nie wolno mu by艂o straci膰 kontroli nad umys艂em. Wola艂 艣mier膰 ni偶 szale艅stwo, lak膮 decyzj臋 podj膮艂 ju偶 dawno temu.
Do diab艂a! Przecie偶 zyska艂 pewno艣膰, 偶e potrafi si臋 kontrolowa膰. Niewykluczone jednak, 偶e wszystkie talenty matrycowe wmawia艂y sobie podobne niedorzeczno艣ci, zanim pogr膮偶y艂y si臋 w chaosie.
A je艣li jego ojciec naprawd臋 pope艂ni艂 samob贸jstwo w tej d偶ungli przed trzydziestoma pi臋cioma laty?
- Panie Chastain? - Hobart zamruga艂 kilkakrotnie.
Czy co艣 si臋 sta艂o?
Nick rozlu藕ni艂 d艂o艅, co kosztowa艂o go zreszt膮 niema艂o wysi艂ku. Nie chcia艂 jednak uzewn臋trznia膰 swych uczu膰.
- Nie, nic - odpar艂 przez zaci艣ni臋te z臋by.
Poprzysi膮g艂 sobie, 偶e nie odkryje kart. Nawet je艣li popadnie w ca艂kowity ob艂臋d, nikomu si臋 do tego nie przyzna.
Czy偶 szale艅stwo mo偶e jednak przybra膰 tak pi臋kn膮 i czaruj膮c膮 posta膰?
Kryszta艂 znika艂 szybko z p艂aszczyzny psychicznej, jakby ten, kto go stworzy艂, bardzo si臋 gdzie艣 spieszy艂.
- Nie - szepn膮艂 Nick. - Nie.
Znowu ogarn膮艂 go strach. R贸wnie mocno jak ob艂臋du, Chastain obawia艂 si臋 utraty tego niesamowitego kryszta艂u.
Wbrew rozs膮dkowi uczyni艂 ogromny wysi艂ek, by pochwyci膰 psychicznie t臋 l艣ni膮c膮 konstrukcj臋 i uwi臋zi膰 j膮 w granicach swego talentu. Eksperci twierdzili jednak, 偶e to niemo偶liwe. Tylko w powie艣ciach wampiry psychiczne zniewala艂y bezbronne pryzmaty. W tamtej chwili Chastain jednak m贸g艂 zrobi膰 wszystko, byle tylko zatrzyma膰 to zadziwiaj膮ce zjawisko.
Wysili艂 ca艂膮 swoj膮 wol臋, a moc zala艂a p艂aszczyzn臋 psychiczn膮 wzburzon膮 fal膮 i otoczy艂a pryzmat.
Uda艂o si臋!
Kryszta艂 ju偶 nie ucieka艂. Nick zaku艂 go w kajdany czystej energii i pojma艂. Sam ledwo w to wierzy艂. Przej臋艂a go groza.
- Panie Chastain? - Hobart zamruga艂 kilkakrotnie powiekami i wsta艂. - Dobrze si臋 pan czuje?
Nick zignorowa艂 pytanie. Poch艂ania艂 go cenny wi臋zie艅. Pryzmat b艂ysn膮艂 nagle w艣ciekle, jakby tworz膮ca go osoba zda艂a sobie spraw臋 z niebezpiecze艅stwa. Nie znikn膮艂 jednak z p艂aszczyzny. Nie m贸g艂 znikn膮膰. Chastain trzyma艂 go mocno w okowach psychicznych.
Przelewaj膮c talent przez kryszta艂ow膮 konstrukcj臋, Nick rozkoszowa艂 si臋 przyp艂ywem czystej mocy. Nigdy dot膮d nie korzysta艂 w pe艂ni ze swych zdolno艣ci. A to nowe do艣wiadczenie dawa艂o mu ogromn膮 satysfakcj臋.
P艂awi艂by si臋 tak z rozkosz膮 ca艂膮 noc, nie kieruj膮c swego talentu na okre艣lony cel. Wystarczy艂aby mu do szcz臋艣cia sama wi臋藕. Strach przed chorob膮 ulecia艂 w niebyt.
Ognisko przesun臋艂o si臋 nieco zupe艂nie bez ostrze偶enia. Fasety pryzmatu skr臋ci艂y si臋 dziwnie i zn贸w wyprostowa艂y. Fale energii, jakie Nick przepuszcza艂 przez kryszta艂, zacz臋艂y si臋 za艂amywa膰.
Odczu艂 gwa艂towny b贸l psychiczny i zda艂 sobie spraw臋, 偶e kobieta, kt贸ra stworzy艂a kryszta艂, doznaje takich samych cierpie艅.
Co on w艂a艣ciwie wyprawia艂, do jasnej synergii?
Racjonalna my艣l przedar艂a si臋 w ko艅cu przez wir zar贸wno seksualnego, jak i psychicznego wyg艂odzenia.
Przecie偶 nie by艂 wampirem.
Ca艂膮 si艂膮 woli pohamowa艂 przyp艂yw talentu. Pryzmat znikn膮艂 z pola widzenia.
Otoczy艂y go realia p艂aszczyzny fizycznej.
Prosz臋 si臋 nie martwi膰 - odezwa艂 si臋 Hobart od drzwi. - Zaraz sprowadz臋 pomoc.
Niech pan siada. - Nick przymkn膮艂 oczy i pr贸bowa艂 uspokoi膰 oddech.
Chyba dosta艂 pan jakiego艣 ataku. Naprawd臋 powinienem kogo艣 zawo艂a膰.
Nick spojrza艂 na m臋偶czyzn臋 spod przymru偶onych powiek.
- Prosz臋 siada膰 - wyskandowa艂.
Hobartowi zadr偶a艂y r臋ce. Podszed艂 wolno do biurka i opad艂 na krzes艂o.
- Nic mi nie dolega. - Chastain zdoby艂 si臋 na spok贸j i rozejrza艂 po gabinecie.
Wszystko wygl膮da艂o normalnie. Przesta艂o mu si臋 wydawa膰, 偶e zwariowa艂. Pomy艣la艂, i偶 by膰 mo偶e nieuleczalna choroba zaczyna si臋 od kr贸tkich chwil szale艅stwa, kt贸re stopniowo przeradzaj膮 si臋 w stan permanentny.
Nie, do diab艂a, nie dostawa艂 ob艂臋du. Czu艂 si臋 doskonale. Przeszkadza艂a mu tylko erekcja. Ale umys艂 pracowa艂 znakomicie. Wszystko pami臋ta艂. Bez najmniejszego wysi艂ku skupia艂 energi臋 i samokontrol臋.
Szybko przeanalizowa艂 sytuacj臋. Jego sonda psychiczna z pewno艣ci膮 natrafi艂a przypadkiem na bardzo silny pryzmat p艂ci 偶e艅skiej. Nieznajoma posiada艂a moc pozwalaj膮c膮 na stworzenie wi臋zi nawet z pewnej odleg艂o艣ci.
Co wi臋cej, by艂a nies艂ychanie rzadkim typem pryzmatu, takim, kt贸ry potrafi sam dostroi膰 si臋 do fal energetycznych wysy艂anych przez matryc臋.
I z pewno艣ci膮 by艂a gdzie艣 w pobli偶u. W kasynie. 呕aden bowiem pryzmat nic dysponowa艂by tak膮 si艂膮, 偶eby po艂膮czy膰 si臋 z nim z ulicy.
Przeczesa艂 palcami w艂osy i nakaza艂 sobie analiz臋 matrycy. Wiedzia艂, 偶e wbrew temu, co si臋 powszechnie s膮dzi, istniej膮 jednak talenty wykraczaj膮ce poza skal臋. Sam do takich nale偶a艂. Zdawa艂 sobie spraw臋 r贸wnie偶 i z tego, 偶e pewne pryzmaty nie mieszcz膮 si臋 nawet w granicach pe艂nego spektrum uwa偶anego za szczyt ich mo偶liwo艣ci. Kilka miesi臋cy temu przyjaciel Nicka, Lucas Trent, nies艂ychanie mocny talent iluzyjny znalaz艂 tego rodzaju okaz w osobie Amarylis Lark.
A tego wieczoru Nick odkry艂 kolejn膮 tak膮 kobiet臋. Tyle 偶e jeszcze nie wiedzia艂, kim jest.
Przypomnia艂 sobie, 偶e wprowadzi艂 w kasynie znakomity system zabezpieczaj膮cy. Jedna z kamer wychwyci艂a z pewno艣ci膮 tajemniczy pryzmat ju偶 przy samym wej艣ciu. 艢wiadomo艣膰, 偶e twarz tej kobiety zarejestrowano na ta艣mie, przynios艂a Chastainowi natychmiastow膮 ulg臋.
Mia艂 gwarancj臋, 偶e w ten czy inny spos贸b pozna jej to偶samo艣膰.
Panowa艂 nad sytuacj膮. Tymczasem musia艂 si臋 zaj膮膰 swoim ma艂偶e艅stwem. Zebrawszy ca艂膮 siln膮 wol臋, zerkn膮艂 na Hobarta.
- Wymaga pan ode mnie wyjawienia pewnych szczeg贸艂贸w, jakie wola艂bym zachowa膰 w tajemnicy.
Hobart zdenerwowa艂 si臋 jeszcze bardziej.
A konkretnie?
Pyta艂 mnie pan, dlaczego nie chc臋 p贸j艣膰 po prostu do jednego z biur Koneksji Synergistycznych i dokona膰 tam oficjalnej rejestracji. Ot贸偶 istniej膮 pewne powody, dla kt贸rych ten tryb post臋powania zupe艂nie mi nie odpowiada.
Rozumiem. - Hobart zakas艂a艂 dyskretnie. - Bardzo chcia艂bym je pozna膰. Nick u艣miechn膮艂 si臋 smutno.
- Jak zapewne pan zauwa偶y艂, prowadz臋 kasyno. Ile zacnych, wybitnych rodzin z Nowego Seattle przyj臋艂oby mnie ch臋tnie do swego grona?
Hobart sp艂on膮艂 rumie艅cem.
- No c贸偶. Przyznaj臋, 偶e pa艅ska profesja nie jest dobrze widziana w pewnych kr臋gach. Ale z drugiej strony, je艣li nie ograniczy pan swych poszukiwa艅 do elity...
Zamierzam po艣lubi膰 dziewczyn臋 z najlepszej rodziny.
Ach, tak.
Mam par臋 innych problem贸w. Chcia艂bym wierzy膰, 偶e potraktuje je pan jak wyzwanie dla profesjonalisty.
Batt, zrezygnowany, przymkn膮艂 oczy.
S艂ucham.
Jestem nie sklasyfikowanym talentem - wyzna艂 cicho Nick.
Hobart nie otworzy艂 oczu.
I nie zamierza pan podda膰 si臋 testom?
Nie.
Agent j臋kn膮艂 i spojrza艂 na Nicka.
- Koneksje Synergistyczne zajmuj膮 si臋 wy艂膮cznie sklasyfikowanymi pryzmatami i talentami. Kompatybilno艣膰 na poziomie si艂y psychicznej jest r贸wnie wa偶na w ma艂偶e艅stwie jak dopasowanie pod innymi wzgl臋dami.
- Musi pan dla mnie pracowa膰 mimo braku testu.
Hobartowi zadr偶a艂a r臋ka.
B臋dzie szalenie trudno znale藕膰 kobiet臋, kt贸ra zgodzi si臋 po艣lubi膰 nie oznaczony talent. - O偶ywi艂 si臋. - Chyba 偶e mo偶e pan dowie艣膰 swojej s艂abo艣ci w tym zakresie?
Obawiam si臋, 偶e nie.
Rozumiem. -Agent zacisn膮艂 d艂o艅 na por臋czy krzes艂a i popatrzy艂 na Nicka wzrokiem zaszczutego kr贸lika.
- A jakiego w艂a艣ciwie rodzaju zdolno艣ciami pan dysponuje?
- Nale偶臋 do matrycowc贸w.
Batt opad艂 bezradnie na siedzenie.
Pot臋偶na, nie testowana matryca chce si臋 w偶eni膰 w elit臋. Niemo偶liwe. To si臋 nie uda. 呕adna porz膮dna rodzina nie przyjmie pana na zi臋cia.
Pieni膮dze przecieraj膮 czasem niedost臋pne szlaki zar贸wno w tych, jak i innych kr臋gach. - Zamilk艂 na chwil臋.
- A ja mam kup臋 forsy, panie Batt.
Hobart zwil偶y艂 j臋zykiem wysuszone wargi.
Wspomina艂 pan r贸wnie偶 o innych problemach.
Wyzwaniach, Batt. Wyzwaniach. Nie problemach. Doradca matrymonialny powinien my艣le膰 pozytywnie. Ot贸偶 prosz臋 przyj膮膰 do wiadomo艣ci, 偶e jestem b臋kartem.
B臋kartem? Ach, tak - Hobart urwa艂 z przera偶eniem. - Jak to? Dos艂ownie?
Tak. Moi rodzice nie wzi臋li 艣lubu. Ojciec pochodzi艂 z rodu Chastain贸w. Umar艂 przed moim urodzeniem. Wywodz臋 si臋 zatem z tych s艂ynnych Chastain贸w, ale oni si臋 do mnie nie przyznaj膮. Nic mog臋 si臋 poszczyci膰 偶adnymi koneksjami.
Fatalna historia.
Nie nale偶a艂o rozwija膰 tematu. Obaj zdawali sobie spraw臋, 偶e pi臋tno dziecka z nieprawego 艂o偶a zmniejsza szanse na znalezienie partnera z przyzwoitej rodziny i praktycznie uniemo偶liwia wej艣cie do wy偶szych sfer.
Nie najlepsze pochodzenie mia艂o jednak swoje zalety. Nikt bardziej od b臋kart贸w nie ceni艂 sobie bowiem szacunku spo艂ecznego, zatem Chastain postanowi艂 sobie solennie, i偶 jego dzieci nie natrafi膮 nigdy na mniej lub bardziej subtelnie konstruowane bariery ustawiane przed tymi, kt贸rzy nie mog膮 si臋 wylegitymowa膰 odpowiedni膮 parantel膮. Skoro jednak pragn膮艂, aby jego potomstwo uzyska艂o wszelkie mo偶liwe przywileje, musia艂 sobie wybra膰 odpowiedni膮 偶on臋.
U艣miechn膮艂 si臋 s艂abo.
Ju偶 pan rozumie, dlaczego potrzebuj臋 profesjonalisty.
Wymaga pan ode mnie rzeczy niemo偶liwej. Jakim cudem znajd臋 panu narzeczon膮 z dobrej rodziny?
Jako艣 pan sobie poradzi. Ufam zar贸wno panu, jak i swoim pieni膮dzom.
Nie tak 艂atwo si臋 wkupi膰 do towarzystwa - wyrzuci艂 z siebie Hobart.
- Bzdura. Zapewne nieco pana pociesz臋, je艣li wyznam, 偶e nie zamierzam zbyt d艂ugo okupowa膰 swego dotychczasowego miejsca na nizinach spo艂ecznych. Bo widzi pan, ja mam pewien plan. Nie b臋d臋 teraz wchodzi艂 w szczeg贸艂y, ale mog臋 pana zapewni膰, 偶e w ci膮gu pi臋ciu lat stan臋 si臋 jednym z najbardziej szanowanych obywateli 艢wi臋tej Heleny. Prosz臋 mi uwierzy膰 na s艂owo.
Plan, powiada pan? - powt贸rzy艂 Batt ostro偶nie.
Tak. A pan stanowi istotny element tego przedsi臋wzi臋cia.
Rozdzia艂 drugi
Gardenia Spring opar艂a si臋 ci臋偶ko o drzwi oznaczone k贸艂kiem i wesz艂a do toalety. Wystarczy艂 jej zaledwie jeden rzut oka, aby si臋 przekona膰, 偶e to pomieszczenie - przypominaj膮ce buduar kosztownej kochanki -jest r贸wnie niegustowne jak reszta kasyna.
Za poz艂acanymi drzwiami kabin l艣ni艂y bia艂o-r贸偶owe sedesy. Z艂ocone umywalki i krany w kszta艂cie egzotycznych ptak贸w osadzono na marmurowych podstawach w kolorze pasuj膮cym do muszli klozetowych. W cz臋艣ci wypoczynkowej, gdzie pod艂og臋 wy艂o偶ono grubym dywanem w odcieniu fuksji, dominowa艂a sofa z r贸偶owym aksamitnym obiciem.
Ka偶dy szanuj膮cy si臋 dekorator wn臋trz na ten widok dosta艂by bole艣ci, ale Gardenia czu艂a si臋 tak fatalnie, 偶e nie mog艂a traci膰 energii na szydzenie z wystroju 艂azienki.
Na szcz臋艣cie mia艂a ca艂e pomieszczenie dla siebie, wi臋c dozna艂a g艂臋bokiej ulgi.
Po tym, jak sta艂a si臋 ofiar膮 tego brutalnego, paranormalnego ataku, nadal odczuwa艂a pulsowanie w skroniach. Serce bi艂o jej zbyt szybko, a bluzka przylega艂a do spoconych plec贸w. Ale przynajmniej nie musia艂a ju偶 ogniskowa膰 dla tego 艂ajdaka.
Gardenia nadal nic wiedzia艂a, czy talent wypu艣ci艂 j膮 z w艂asnej woli, czy te偶 ona sama zdo艂a艂a si臋 wyrwa膰. Podczas kr贸tkiej wi臋zi panowa艂 straszny chaos, tote偶 dziewczyna nie potrafi艂a odtworzy膰 przebiegu wydarze艅.
Opar艂szy si臋 o z艂ocon膮, rze藕bion膮 umywalni臋 spojrza艂a w lustro. Pomijaj膮c wyraz przera偶enia w oczach wygl膮da艂a ca艂kiem normalnie. Czu艂a si臋 tak, jakby wpad艂a w oko cyklonu, kt贸ry oszcz臋dzi艂 jej fryzur臋. Jej charakterystyczny, p膮sowy kostium nadal 艣wietnie na niej le偶a艂. Nie brakowa艂o r贸wnie偶 eleganckiej apaszki, kt贸r膮 zawi膮za艂a fantazyjnie na szyi, zanim przyby艂a do kasyna.
Przymkn臋艂a oczy i zaczerpn臋艂a g艂臋boko powietrza. Ten talent odznacza艂 si臋 naprawd臋 ogromn膮 moc膮. I z pewno艣ci膮 nale偶a艂 do matrycowc贸w. Gardenia rozpoznawa艂a talenty matrycowe nieomylnie w ka偶dej sytuacji.
Niemniej jednak nie one powinny dysponowa膰 tak ogromn膮 si艂膮. Dotychczas nie pozna艂a 偶adnego, kt贸ry by wykracza艂 poza pi膮t膮 klas臋. A ten nie mie艣ci艂 si臋 w skali.
Ponadto by艂 m臋偶czyzn膮. Na samo wspomnienie tej intensywnej m臋sko艣ci, jaka towarzyszy艂a wi臋zi, Gardenia a偶 si臋 wzdrygn臋艂a. Nigdy dot膮d nie do艣wiadczy艂a tak ogromnego podniecenia fizycznego podczas wi臋zi psychicznej. Ani te偶 przy 偶adnej innej okazji.
Ostatnio nawet zacz臋艂a w膮tpi膰, czy w og贸le jest zdolna do g艂臋bokich prze偶y膰 natury seksualnej.
Pomy艣la艂a, 偶e jednak nie ma powod贸w do zmartwienia. Na pewno targn膮艂 ni膮 poryw nami臋tno艣ci. Po lekturze powie艣ci Orchid Adams Gardenia wyobra偶a艂a sobie jednak tego typu doznania zupe艂nie inaczej.
To wszystko nie mie艣ci艂o si臋 w g艂owie. Matrycowcy o du偶ej mocy trafiali si臋 r贸wnie rzadko jak pami膮tki po pierwszym pokoleniu. Eksperci w膮tpili, czy takie okazy w og贸le istniej膮.
Gardenia otworzy艂a oczy. Si臋gn臋艂a po male艅ki jednorazowy kubek umieszczony w z艂otej obr膮czce i odkr臋ci艂a kran.
Gdy podnios艂a kubeczek do ust, dr偶a艂a jej r臋ka. Usta艂y natomiast zawroty g艂owy. Puls r贸wnie偶 wraca艂 do normy. A co najwa偶niejsze, opu艣ci艂o j膮 uczucie podniecenia. Wszystko wskazywa艂o na to, 偶e atak nie spowodowa艂 trwa艂ego uszczerbku na ciele dziewczyny.
Zmarszczy艂a brwi. M臋ki psychicznej zacz臋艂a doznawa膰 dopiero w chwili, gdy dokona艂a pierwszej pr贸by, aby wyzwoli膰 umys艂 ze szpon贸w talentu. Mia艂a nadziej臋, 偶e napastnik r贸wnie偶 ucierpia艂 podczas walki. Dobrze
mu tak.
Zracjonalizowanie tego wydarzenia nie ma sensu. By艂o tylko jedno mo偶liwe wyt艂umaczenie. Gardenia pad艂a po prostu ofiar膮 wampira psychicznego.
Ludzie nie wierzyli w istnienie wampir贸w. Tego rodzaju potwory istnia艂y jedynie w powie艣ciach.
Niemniej jednak, kilka miesi臋cy wcze艣niej, pracownicy Psynergii zapoznali si臋 z przera偶aj膮c膮 opowie艣ci膮 Amarylis Lark, kt贸ra spotka艂a prawdziwego wampira. A Clementine Malone, w艂a艣cicielka agencji, ostrzeg艂a przed wampirami ca艂y sw贸j personel. Nikt nie ujawni艂 jednak tych rewelacji 艣rodkom masowego przekazu w obawie przed kompromitacj膮.
Jedyna osoba, kt贸ra mog艂a potwierdzi膰 istnienie wampir贸w psychicznych, przebywa艂a obecnie w zak艂adzie dla kryminalnie niepoczytalnych. Iren臋 Dudley, niepozorna sekretarka w 艣rednim wieku, oszala艂a, gdy w trakcie konfrontacji z Lucasem Trentem i Amarylis Lark utraci艂a moc.
Gardenia spojrza艂a ponownie w lustro i upi艂a jeszcze 艂yk wody. Czu艂a si臋 o wiele lepiej. Prawie normalnie.
A je艣li jej reakcja by艂a niewsp贸艂mierna do zagro偶enia? Ca艂y wiecz贸r martwi艂a si臋 przecie偶 o Morrisa Fenwicka. Niewykluczone, 偶e podczas tych kr贸tkich chwil dezorientacji psychicznej ponios艂a j膮 wyobra藕nia.
Zapewne otar艂a si臋 po prostu o talent klasy pi膮tej albo s艂abego matrycowa pr贸buj膮cego wykorzysta膰 swe zdolno艣ci do oszustwa przy kartach. Kasyna zatrudnia艂y wprawdzie wykrywaczy, ale kto艣 m贸g艂 si臋 wymkn膮膰 ochronie.
Westchn臋艂a. Po co mydli膰 sobie oczy? Nie potkn臋艂a si臋 o pi膮tk臋, tylko przewr贸ci艂a na talencie wykraczaj膮cym poza skal臋. Niezwyk艂o艣膰 jej w艂asnych uzdolnie艅 polega艂a na tym, 偶e Gardenia ogniskowa艂a najlepiej dla matrycowc贸w, a przy okazji posiada艂a pe艂ne widmo czystej energii. Potrafi艂a r贸wnie偶 oceni膰 si艂臋 talent贸w, do klasy dziesi膮tej w艂膮cznie. I poza ni膮 - pomy艣la艂a z gorycz膮. Napastnik na pewno dysponowa艂 wi臋ksz膮 moc膮.
To musia艂 by膰 jeden z tych facet贸w przy stoliku do d偶ino-pokera. Gardenia podesz艂a bardzo blisko do hazardzist贸w. S艂ysza艂a, 偶e u Chastaina grywa si臋 w d偶ino-pokera o bardzo wysokie stawki. Jaki艣 zdesperowany, silny matrycowiec z pewno艣ci膮 pr贸bowa艂 oszukiwa膰. A ona pechowo wesz艂a mu w drog臋 w chwili, gdy zapuszcza艂 sond臋.
Talent musia艂 si臋 zdziwi膰 podobnie jak i Gardenia, ale i tak nie zrezygnowa艂 z pochwycenia pryzmatu.
Fakt, i偶 matrycowcy zachowywali si臋 dziwnie na jednym z ko艅c贸w widma, nie stanowi艂 dla nikogo tajemnicy. Talenty tego rodzaju stawa艂y si臋 w tym miejscu po prostu niebezpieczne.
Gardenia postanowi艂a, 偶e odt膮d b臋dzie si臋 trzyma膰 z dala od stolika do d偶ino-pokera. Si艂a wi臋zi mala艂a bowiem wraz odleg艂o艣ci膮.
Ponownie przeanalizowa艂a sytuacj臋. Dowody ataku ze strony wampira nie istnia艂y. Ochroniarze u艣mialiby si臋 do 艂ez, gdyby opowiedzia艂a im swoj膮 przygod臋. Zrozumienia mog艂a szuka膰 jedynie u przyjaci贸艂 z Psynergii.
Wypi艂a reszt臋 wody i odstawi艂a kubek. Goryle wykpili wprawdzie historyjk臋 o wampirze, ale na pewno nie przeszliby do porz膮dku dziennego nad tym, 偶e kto艣 wywiera wp艂yw na przebieg gry w d偶ino-pokera.
W g艂owie Gardenii zacz膮艂 si臋 rysowa膰 pewien plan. Dziewczyna zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, jak oszuka膰 ochron臋 Chastaina i dotrze膰 do biura.
Pchn臋艂a zdecydowanie drzwi toalety i wesz艂a do ociekaj膮cego z艂otem kiczowatego kasyna. Dochodzi艂a pierwsza w nocy. Eleganccy panowie i panie kr膮偶yli niczym s臋py wok贸艂 stolik贸w, a ich cia艂ami wstrz膮sa艂y na przemian fale rozpaczy i radosnego podniecenia. Kelnerzy w 艣wiec膮cych kostiumach roznosili tace z drinkami.
Gardenia odwr贸ci艂a g艂ow臋 i ruszy艂a szybko w d贸艂 korytarza. Min膮wszy czarno-z艂ote windy odnalaz艂a wyj艣cie awaryjne. Rozejrza艂a si臋 szybko, 偶eby sprawdzi膰, czy nikt jej nie zauwa偶y艂, i pod膮偶y艂a w g贸r臋 schod贸w.
Na drugim pi臋trze znalaz艂a drzwi opatrzone tabliczk膮: PRYWATNE. Zaczerpn臋艂a g艂臋boko powietrza, przekr臋ci艂a klamk臋 i zacz臋艂a si臋 modli膰, 偶eby drzwi nie by艂y zamkni臋te na klucz.
Modlitwa pomog艂a i Gardenia znalaz艂a si臋 w holu wy艂o偶onym purpurowym dywanem. Na widok z艂oconych s艂up贸w podtrzymuj膮cych sufit, dziewczyna zmarszczy艂a z obrzydzeniem nos. Nie mia艂a jeszcze okazji pozna膰 Nicka Chastaina, a ju偶 wiedzia艂a, 偶e nie polubi cz艂owieka tak ca艂kowicie pozbawionego gustu. Nic ich z pewno艣ci膮 nie 艂膮czy艂o.
- W czym mog臋 pani pom贸c?
Niski, burkliwy g艂os dobieg艂 zza jej plec贸w. Odwr贸ciwszy si臋 na pi臋cie, zobaczy艂a pot臋偶nie zbudowanego m臋偶czyzn臋, kt贸ry wygl膮da艂 do艣膰 komicznie w eleganckim wieczorowym garniturze. Wygolona 艂ysina goryla po艂yskiwa艂a w 艣wietle kandelabr贸w, a jego jasne oczy patrzy艂y na Gardeni臋 uwa偶nie spod prostych jak kreska brwi. Kozia br贸dka nie pasowa艂a zupe艂nie do szerokiej, nalanej twarzy, ale dziewczyna wola艂a nie wyra偶a膰 g艂o艣no swojej opinii na ten temat.
Szukam pana Chastaina - oznajmi艂a pewnie, przybieraj膮c dumn膮 poz臋.
Szef spodziewa si臋 pani wizyty?
Obdarzy艂a ochroniarza protekcjonalnym u艣mieszkiem.
- Oczywi艣cie, pan Chastain powinien na mnie czeka膰.
Goryl zerkn膮艂 na drzwi w ko艅cu holu.
- Pan Chastain jest bardzo zaj臋ty. Prosi艂, 偶eby mu nic przeszkadza膰. Niech pani tymczasem usi膮dzie, a ja zawiadomi臋 recepcj臋.
Gardenia postuka艂a czerwonym butem w pod艂og臋 i zerkn臋艂a na zegarek.
Bardzo si臋 spiesz臋... Przecie偶 nie mam broni. - Otworzy艂a torebk臋 i zaprezentowa艂a stra偶nikowi portfel, grzebie艅 oraz szmink臋. - Nie stanowi臋 偶adnego zagro偶enia dla pana Chastaina. Naprawd臋 musz臋 z nim natychmiast porozmawia膰.
Dlaczego?
Skoro taki pan ciekaw, pracuj臋 w charakterze pryzmatu dla Psynergii, jestem konsultantk膮 do spraw bezpiecze艅stwa gier hazardowych. Zako艅czy艂am badania i chc臋 przedstawi膰 panu Chastainowi swoje spostrze偶enia.
Nic nie wiem o 偶adnych konsultantach.
Zza barczystego goryla wy艂onili si臋 dwaj jeszcze lepiej zbudowani ochroniarze. Gotowi do akcji, stali dyskretnie w tle.
Gardenia u艣miechn臋艂a si臋 ch艂odno do 艂ysola.
Jak ju偶 wspomina艂am, chodzi o bezpiecze艅stwo.
Ja tu jestem od tych spraw.
A mnie si臋 wydawa艂o, 偶e projektuje pan wn臋trza. - Gardenia obr贸ci艂a si臋 na pi臋cie i ruszy艂a w stron臋 zamkni臋tych drzwi przy ko艅cu holu w nadziei, i偶 stra偶nicy nic u偶yj膮 si艂y wobec go艣cia, kt贸ry na pierwszy rzut oka nie ma 偶adnych z艂ych zamiar贸w. Chastain na pewno nie chcia艂by wyja艣nia膰 prasie, dlaczego jego ochroniarze poturbowali niewinn膮 kobiet臋. Musia艂 przecie偶 dba膰 o reputacj臋 i wizerunek firmy.
- Niech to jasny szlag trafi! - Barczysty m臋偶czyzna pogna艂 za Gardeni膮 z zadziwiaj膮c膮 szybko艣ci膮.
Tymczasem dziewczyna dopad艂a klamki i natychmiast j膮 przekr臋ci艂a.
W chwili gdy roztoczy艂 si臋 przed ni膮 widok okropnego, purpurowo-czarno-z艂otego wn臋trza, poczu艂a na swoim ramieniu 艂ap臋 goryla.
W gabinecie siedzia艂o dw贸ch m臋偶czyzn. Obaj natychmiast odwr贸cili g艂owy. Siedz膮cy na krze艣le elegancki ma艂y cz艂owieczek wygl膮da艂 zupe艂nie nieszkodliwie, czego absolutnie nie da艂o si臋 powiedzie膰 o jego towarzyszu rozpartym na czarno-z艂otym tronie.
- Przepraszam za to naj艣cie, szefie - odezwa艂 si臋 ochroniarz. - Zaraz si臋 wszystkim zajm臋.
Kiedy stra偶nik zacz膮艂 wyci膮ga膰 Gardeni臋 na si艂臋 z gabinetu, dziewczyna wczepi艂a si臋 w framug臋.
- Pan Chastain, prawda? - spyta艂a g艂o艣no.
M臋偶czyzna popatrzy艂 na ni膮 ch艂odno, ale wyra藕nie zaintrygowany. W jego spojrzeniu Gardenia wyczu艂a przenikliw膮 inteligencj臋, niesamowit膮 samokontrol臋 i obietnic臋 mocy. Wstrz膮sn膮艂 ni膮 dreszcz.
Co si臋 dzieje? - spyta艂 Chastain cichym, 艂agodnym szeptem.
Nic, szefie - wyja艣ni艂 tamten, zaciskaj膮c mocniej d艂o艅 na ramieniu kobiety. - Zasz艂o po prostu pewne nieporozumienie.
Chwileczk臋. - Gardenia nie puszcza艂a framugi. - Rozs膮dniej b臋dzie, je艣li pan ze mn膮 pom贸wi. W przeciwnym bowiem wypadku b臋dzie pan mia艂 na karku ca艂膮 policj臋 z Nowego Seattle.
Nick uni贸s艂 czarn膮 brew, a dwaj pozostali wstrzymali oddech. Gardenia te偶 zaczerpn臋艂a g艂臋boko powietrza. Postanowi艂a, 偶e nie pozwoli si臋 zastraszy膰 cz艂owiekowi o tak fatalnym gu艣cie.
Kiedy jednak Chastain u艣miechn膮艂 si臋 szeroko, opu艣ci艂a j膮 odwaga.
Dobrze. - W艂a艣ciciel kasyna zerkn膮艂 na nerwowego cz艂owieczka siedz膮cego na wprost. - Mo偶e pan ju偶 i艣膰, panie Batt. B臋dziemy w kontakcie.
Oczywi艣cie. - Agent zerwa艂 si臋 z krzes艂a i ruszy艂 do drzwi niczym skazaniec, kt贸remu odwleczono wykonanie wyroku.
Oswobodziwszy si臋 z u艣cisku Feathera, Gardenia popatrzy艂a na Hobarta wsp贸艂czuj膮co i usun臋艂a si臋 z przej艣cia. Batt niemal wyfrun膮艂 na korytarz.
Feather zamkn膮艂 cicho drzwi. Gardenia zosta艂a wreszcie sama z Chastainem.
Czym mog臋 s艂u偶y膰, panno... Chyba nie dos艂ysza艂em nazwiska.
Gardenia Spring. I zaraz panu wyt艂umacz臋, czym pan mo偶e s艂u偶y膰. Prosz臋 natychmiast wypu艣ci膰 Morrisa Fenwicka, bo jak nie, to zawiadomi臋 policj臋 i oskar偶臋 pana o porwanie.
Rozdzia艂 trzeci
A wi臋c Morris Fenwick znikn膮艂? - Nick z trudem ukry艂 gniew pod mask膮 ch艂odnego zainteresowania.
- Niech pan nie udaje. Morris Fenwick nale偶y do grona moich klient贸w. M贸wi艂 mi, 偶e negocjowa艂 z panem cen臋 pewnego starego dziennika. Twierdzi艂, 偶e bardzo panu zale偶y na niekt贸rych informacjach.
- Owszem - przyzna艂 Chastain cicho.
Gardenia zacisn臋艂a mocno palce na pasku torebki.
A wi臋c koniec z udawaniem - pomy艣la艂 Chastain. Zrobi艂by wszystko, aby zdoby膰 dziennik, i wiedzia艂, 偶e mo偶na wyczyta膰 to z 艂atwo艣ci膮 z jego twarzy.
Dostrzeg艂, 偶e Gardenia mru偶y 艂adne, w膮skie oczy. Nigdy nie widzia艂 oczu w takim kolorze. Ten srebrzysty b艂臋kit zaczyna艂 go fascynowa膰.
- Morris znalaz艂 podobno innego nabywc臋 - powiedzia艂a twardo dziewczyna.
- To prawda.
A teraz znikn膮艂.
Prosz臋 wyja艣ni膰, co pani przez to rozumie. Gardenia 艂ypn臋艂a na Chastaina spod oka.
Nie mog臋 znale藕膰 Fenwicka. Um贸wili艣my si臋 na sz贸st膮 w antykwariacie, ale gdy dotar艂am na miejsce, drzwi by艂y zamkni臋te, a Morris nigdy nic zapomina o spotkaniach. Jest talentem matrycowym o 艣redniej mocy, a zatem ma obsesj臋 na punkcie drobiazg贸w. Jak oni wszyscy zreszt膮.
Jak wszyscy? A wi臋c zna艂a pani innych matrycowc贸w?
Zna艂am? To zbyt wielkie s艂owo. - Gardenia wzruszy艂a ramionami. - Przecie偶 oni stroni膮 od ludzi i na og贸艂 s膮 bardzo tajemniczy. Ci dziwacy nawet nie pozwalaj膮 si臋 testowa膰.
Fakt, 偶e kto艣 nie chce wyst臋powa膰 w charakterze szczuro-艣winki jeszcze nie 艣wiadczy o zdziwaczeniu - wybuchn膮艂 Nick i przera偶ony w艂asn膮 reakcj膮, odetchn膮艂 g艂臋boko. - Mo偶e matrycowcy ceni膮 po prostu bardziej swoj膮 prywatno艣膰 - doko艅czy艂 spokojnie.
Panie Chastain. Nie przyby艂am tu po to, 偶eby omawia膰 charakter talent贸w matrycowych. Prosz臋 natychmiast wypu艣ci膰 Morrisa Fenwicka.
Dlaczego pani w艂a艣ciwie uwa偶a, 偶e go uwi臋zi艂em?
Bo ba艂 si臋 pan, 偶e ten biedak b臋dzie ci膮偶y艂 do licytacji mi臋dzy panem i tym drugim ewentualnym nabywc膮 dziennika. Z tego w艂a艣nie powodu postanowi艂 go pan porwa膰 i zastraszy膰.
- Ciekawa koncepcja.
Zacisn臋艂a usta.
Biedny Morris wiedzia艂, 偶e ten pami臋tnik stanowi 艂akomy k膮sek dla niekt贸rych partii politycznych. Wyzna艂 mi, 偶e ukry艂 sw贸j skarb w bezpiecznym miejscu do czasu zamkni臋cia negocjacji.
Czy zawsze nazywa pani Fenwicka biedakiem lub biednym Morrisem?
Zmarszczy艂a brwi.
- On jest naprawd臋 bardzo delikatny. Nie potrafi funkcjonowa膰 pod presj膮, jak zreszt膮 wi臋kszo艣膰 talent贸w matrycowych.
Nie wierzy艂 w艂asnym uszom.
Oczywi艣cie, pani zdaniem? - spyta艂 ironicznie.
M贸wi艂am ju偶 panu, 偶e znam si臋 na nich lepiej ni偶 eksperci. Morris to wra偶liwy cz艂owiek poch艂oni臋ty zbieraniem cennych ksi膮偶ek. Gdyby zacz膮艂 go pan dr臋czy膰, tak jak tego nieszcz臋艣nika, kt贸ry przed chwil膮 st膮d uciek艂, z pewno艣ci膮 by oszala艂.
Nick u偶y艂 ca艂ej si艂y woli, by nie zgrzytn膮膰 z臋bami.
Postawi臋 spraw臋 jasno: uwa偶a pani, 偶e porwa艂em Fenwicka, bo si臋 ba艂em, i偶 ten drugi nabywca z艂o偶y mu lepsz膮 ofert臋? I zamierzam go wi臋zi膰, dop贸ki nie dostarczy mi zapisk贸w?
Je艣li natychmiast go pan wypu艣ci, nie wspomn臋 ani s艂owem o jakimkolwiek porwaniu - odpar艂a g艂adko.
Zbytek 艂aski. - Nick wsta艂 i obszed艂 szerokie biurko, nic spuszczaj膮c wzroku z dziewczyny.
Gardenia napi臋艂a mi臋艣nie, lecz nie odwr贸ci艂a g艂owy. Chastaina zaintrygowa艂o jej 艣mia艂e wyzywaj膮ce spojrzenie.
Wiedzia艂 oczywi艣cie, kim ona jest. Od razu rozpozna艂 zar贸wno nazwisko, jak i twarz dziewczyny. Przed p贸艂tora rokiem w Nowym Seattle m贸wi艂o si臋 niemal wy艂膮cznie o niej, a jedna z gazet przezwa艂a pann臋 Spring „Szkar艂atn膮 Dam膮".
Nick nienawidzi艂 brukowc贸w, ale musia艂 je czytywa膰, gdy偶 chcia艂 czerpa膰 informacje ze wszystkich mo偶liwych 藕r贸de艂. Przede wszystkim 艣ledzi艂 doniesienia na temat tych cz艂onk贸w elity, kt贸rzy dostarczyli tematu rubryce zajmuj膮cej si臋 skandalami. Nigdy nie wiadomo, w jakich okoliczno艣ciach mo偶na zrobi膰 u偶ytek z takich wiadomo艣ci.
Przed p贸艂tora rokiem sfotografowano Gardeni臋 Spring, wychodz膮c膮 z sypialni s艂ynnego biznesmena, Rexforda Eatona. Eaton pochodzi艂 z jednej z najwybitniejszych rodzin miasto-stanu i niestety posiada艂 偶on臋. Skandal, jaki w贸wczas wybuch艂, dostarczy艂 prasie tematu na par臋 dni.
A zdj臋cie Gardenii ubranej w p膮sow膮 sukni臋 zyska艂o honorowe miejsce na pierwszej stronic brukowca „Synsacje".
Nick przypomnia艂 sobie fotografi臋 oraz towarzysz膮cy jej artyku艂 nie tylko dlatego, 偶e sprawa dotyczy艂a Eaton贸w. Pewne niesmaczne szczeg贸艂y ca艂ej afery nadal budzi艂y jego w膮tpliwo艣ci. 艢cis艂y umys艂 matrycowca z 艂atwo艣ci膮 wychwyci艂 fa艂sz mi臋dzy linijkami. Nie stanowi艂o to jednak dla niego 偶adnej niespodzianki. „Synsacje" nigdy si臋 zreszt膮 nie wyr贸偶nia艂y dziennikarsk膮 rzetelno艣ci膮.
Pami臋ta艂, 偶e bardzo imponowa艂 mu spos贸b, w jaki „Szkar艂atna Dama" radzi艂a sobie z nachalnymi reporterami. Odmawia艂a wywiad贸w z podziwu godn膮 pogard膮.
A tego wieczoru Gardenia Spring wywar艂a na nim jeszcze wi臋ksze wra偶enie. Ludzie, jakich przyjmowa艂 zwykle u siebie w gabinecie, przybierali na og贸艂 jedn膮 z trzech postaw. By艂 to l臋kliwy szacunek, ha艂a艣liwa aprobata b膮d藕 te偶 niezwyk艂a ostro偶no艣膰. 呕adnemu z go艣ci nigdy nawet nie przysz艂o do g艂owy, aby go atakowa膰.
Chastain zdawa艂 sobie spraw臋 ze swojej reputacji. Pracowa艂 na ni膮 bardzo ci臋偶ko, najpierw w dzikiej d偶ungli na Wyspach Zachodnich, a potem w tym podobno cywilizowanym miasto-stanic, czyli w Nowym Seattle. Ka偶dy cz艂owiek w jego po艂o偶eniu musia艂 dba膰 o wizerunek.
Nie wiedzia艂, czy Gardenia w艂o偶y艂a szkar艂atn膮 sukni臋, aby podkre艣li膰 charakter swoich 偶膮da艅, czy te偶 dla dodania sobie odwagi.
Niezale偶nie od intencji, wygl膮da艂a 艣wietnie w tej jaskrawej, 艣mia艂ej czerwieni gryz膮cej si臋 z bordowym odcieniem dywanu i zas艂on w gabinecie Nicka.
Obcis艂a suknia w eleganckim fasonie by艂a wprawdzie troch臋 wyzywaj膮ca, ale w bardzo dobrym gu艣cie. Podkre艣la艂a ponadto zarys piersi, w膮sk膮 tali臋 i kr膮g艂膮 pup臋 dziewczyny.
Najbardziej jednak zainteresowa艂 Chastaina spos贸b, w jaki panna Spring nosi艂a t臋 sukni臋. Gardenia przybra艂a bowiem postaw臋 pe艂nej wdzi臋ku wynios艂o艣ci, 艣wiadcz膮cej o sile jej woli i charakteru. Nick mia艂 niew膮tpliwie do czynienia z upart膮 kobiet膮. A przy tym niew膮tpliwie interesuj膮c膮. Otaczaj膮ca dziewczyn臋 aura nieomylno艣ci budzi艂a w nim irytacj臋 i niepok贸j. B臋d膮c silnym talentem matrycowym Nick odznacza艂 si臋 ogromn膮 wra偶liwo艣ci膮 na niuanse niedostrzegalne dla innych.
Nawet gdy Chastain nie korzysta艂 aktywnie ze swego talentu, jaka艣 cz膮stka jego umys艂u zawsze dokonywa艂a obserwacji, analiz i ocen. Intuicyjnie poszukiwa艂 wzor贸w, pr贸buj膮c wy艂uska膰 fragmenty nie pasuj膮ce do reszty lub takie, kt贸re uruchamia艂y w jego m贸zgu sygna艂y alarmowe. Przy ka偶dej okazji Nick stara艂 si臋 r贸wnie偶 dostrzec ewentualne widmo chaosu lub zniszczenia.
Wyostrzone zmys艂y niejednokrotnie ratowa艂y mu 偶ycie w d偶unglach na Wyspach Zachodnich i pozwoli艂y zbi膰 fortun臋. Ostatnio jednak Nick zauwa偶y艂, 偶e ci膮g艂e poszukiwanie wzoru poci膮ga艂o za sob膮 skutki uboczne. Po latach wypatrywania z艂a i niebezpiecze艅stwa Chastain pragn膮艂 wreszcie odkry膰 co艣 pozbawionego wad. A Gardenia Spring wydawa艂a mu si臋 doskona艂a. Cho膰 to oczywi艣cie zupe艂nie nie mia艂o sensu, ta dziewczyna oskar偶y艂a go przecie偶 o porwanie.
Zapragn膮艂 nagle uciec do tego oddalonego miejsca, z kt贸rego potrafi艂 analizowa膰 i ocenia膰, nie reaguj膮c na bod藕ce wizualne. Zmusza艂 si臋, aby spojrze膰 na Gardeni臋 z ch艂odn膮 intuicj膮 stanowi膮c膮 g艂贸wny element jego skomplikowanej natury.
Panna Spring by艂a niew膮tpliwie atrakcyjna, cho膰 nie nale偶a艂a do pi臋kno艣ci. Chastainowi podoba艂 si臋 bardzo jej prosty arystokratyczny nos, wysokie czo艂o oraz wydatne ko艣ci policzkowe. Ciemne w艂osy dziewczyny si臋gaj膮ce karku podwija艂y si臋 delikatnie na ko艅cach.
Przy stolikach do d偶ino-pokera zasiada艂y niew膮tpliwie bardziej atrakcyjne kobiety. A za barmankami i now膮, rudow艂os膮 piosenkark膮 ogl膮dali si臋 wszyscy klienci kasyna.
Matrycowcy postrzegali jednak urod臋 w zdecydowanie nietypowy spos贸b, co stanowi艂o zaledwie jedno z licznych przekle艅stw, jakie ich dotkn臋艂y. Mimo i偶 Chastain docenia艂 pi臋kno dziewcz臋cego cia艂a, reagowa艂 na nie fizycznie bardzo powierzchownie. A wraz z up艂ywem lat coraz bardziej pragn膮艂 g艂臋bokiej wi臋zi. Zwi膮zku obdarzonego znaczeniem. T臋skni艂 za czym艣, czego nic rozumia艂 i nie potrafi艂 nazwa膰.
Nie spe艂nione marzenia coraz bardziej si臋 utrwala艂y, nie pozostaj膮c bez wp艂ywu na 偶ycic seksualne Chastaina, kt贸re praktycznie od wielu miesi臋cy zupe艂nie nie istnia艂o. Nick niejednokrotnie pr贸bowa艂 dociec, czy tylko on jeden cierpi z powodu efekt贸w ubocznych swojego talentu, czy te偶 podobnie okrutny los dotyka wszystkich matrycowc贸w.
Teraz odrzuci艂 jednak wszystkie natr臋tne my艣li i wskaza艂 dziewczynie krzes艂o zwolnione przez Hobarta.
- Prosz臋 spocz膮膰, panno Spring. Chyba powinni艣my om贸wi膰 par臋 spraw.
Zerkn臋艂a niepewnie na krzes艂o, ale po kr贸tkiej chwili wahania podesz艂a wyzywaj膮cym krokiem do biurka, a nast臋pnie usiad艂a, skrzy偶owa艂a nogi i pomacha艂a niecierpliwie czerwonym butem.
Chc臋 rozmawia膰 wy艂膮cznie o Morrisie Fenwicku.
Tak si臋 dziwnie sk艂ada, 偶e mnie ten temat r贸wnie偶 bardzo interesuje. - Odchyli艂 si臋 od biurka i po艂o偶y艂 r臋ce na rze藕bionym blacie. - Musimy jednak rozpocz膮膰 od wyja艣nienia pewnego drobnego nieporozumienia. Ot贸偶 ja naprawd臋 nie wiem, co si臋 z nim sta艂o.
Gardenia popatrzy艂a na niego niepewnie.
Nie wierz臋 panu.
Ale to prawda. Przysi臋gam. Zapewne nie tak pani sobie wyobra偶a艂a uczciwego biznesmena, ale daj臋 s艂owo, 偶e nigdy nie k艂ami臋.
Jest pan jedyn膮 osob膮, jaka mia艂a powody go porwa膰.
Przecie偶 sam Fenwick wspomnia艂 o innym potencjalnym nabywcy tego dziennika.
Gardenia zmarszczy艂a brwi.
Tak, ale to g艂贸wnie pan ma obsesje na tym punkcie. Podobno pan uwa偶a, 偶e to pami臋tnik pana krewnego.
Konkretnie mojego ojca, Bartholomew Chastaina. Opisywa艂 w nim swoj膮 ostatni膮 wypraw臋 na nie zbadane wyspy M贸rz Zachodnich.
Przyjrza艂a mu si臋 uwa偶niej.
Chodzi zapewne o Trzeci膮 Wypraw臋 Chastaina. T臋, podczas kt贸rej ca艂a za艂oga znikn臋艂a w tajemniczych okoliczno艣ciach.
Istotnie.
Gardenia wyra藕nie si臋 zaniepokoi艂a. Z pewno艣ci膮 umie艣ci艂a go w szufladce z napisem: Ekscentrycy, dziwacy i inni wariaci.
Trudno znale藕膰 wiarygodne informacje na ten temat - wtr膮ci艂a dyplomatycznie Gardenia. - Wed艂ug oficjalnych 藕r贸de艂 ta ekspedycja nigdy si臋 nie odby艂a. A ju偶 na pewno brak jakichkolwiek zapisk贸w z wyprawy.
Wiem - odpar艂 Nick. - Dwadzie艣cia lat temu pewien stukni臋ty facet, Newton DeForset, zacz膮艂 rozpowszechnia膰 pogl膮d, jakoby za艂og臋 uprowadzili kosmici.
Gardenia odchrz膮kn臋艂a ostro偶nie.
Pan jednak nie wierzy w t臋 teori臋.
Nic wierz臋.
Ale s膮dzi pan, 偶e dziennik odkryty przez Morrisa naprawd臋 zawiera osobist膮 relacj膮 Chastaina?
Fenwick by艂 przekonany o autentyczno艣ci zapisk贸w, a ja chc臋 wej艣膰 w ich posiadanie. Pieni膮dze nic graj膮 tu 偶adnej roli.
Morris twierdzi艂, 偶e obieca艂 pan przebi膰 ka偶d膮 inn膮 ofert臋.
Tak ~ odpar艂 cicho Chastain. - Doskonale si臋 pod tym wzgl臋dem zrozumieli艣my.
Gardenia zamar艂a na krze艣le. Przesta艂a nawet macha膰 nog膮.
Fenwick naprawd臋 zamierza艂 sprzeda膰 panu ten dziennik. Chcia艂 tylko uzyska膰 jak najlepsz膮 cen臋. Skontaktowa艂 si臋 z innym potencjalnym nabywc膮 wy艂膮cznie po to, aby zbada膰 rynek. I tyle. Szkoda, 偶e pan jeszcze chwil臋 nie zaczeka艂. Prosz臋 uwolni膰 Morrisa, ja sobie p贸jd臋 i wszyscy zapomnimy o tym, co si臋 sta艂o.
M贸wi臋 pani po raz ostatni, 偶e go nie porwa艂em. Prosz臋 mi wierzy膰, to nic w moim stylu.
Nic w pa艅skim stylu?
W przeciwie艅stwie do tego, co pani o mnie my艣li cz艂owiek z moj膮 pozycj膮 woli prowadzi膰 uczciwe interesy. - U艣miechn膮艂 si臋 szeroko. -A jeszcze ponadto znajduj臋 si臋 w tej szcz臋艣liwej sytuacji, 偶e w zasadzie mog臋 sobie na wszystko pozwoli膰. Nie istnieje pow贸d, dla kt贸rego mia艂bym pope艂nia膰 przest臋pstwo zagro偶one kar膮 trzydziestu czy czterdziestu lat wi臋zienia.
W oczach dziewczyny pojawi艂 si臋 wyraz uporu.
Wiem tylko, 偶e Morris znikn膮艂. Antykwariat jest zamkni臋ty. A on nie odpowiada na telefony. I nikt go dzisiaj nie widzia艂.
Jeden dzie艅 nieobecno艣ci o niczym nie 艣wiadczy - powiedzia艂 spokojnie Nick. - Fenwick m贸g艂 po prostu pojecha膰 po ksi膮偶ki do Nowego Vancouveru albo Nowego Portlandu.
Nie. M贸wi艂am panu przecie偶, 偶e byli艣my um贸wieni, a Morris nigdy nie zawodzi. Mo偶e zreszt膮 a偶 tak bardzo bym si臋 tym wszystkim nie przej臋艂a, gdyby nie sprawa z dziennikiem.
Dlaczego interesuje pani膮 Morris Fenwick?
Bo to m贸j klient.
Chastain przypomnia艂 sobie pewne szczeg贸艂y z artyku艂u w „Synsacjach".
Pani jest dekoratork膮 wn臋trz, prawda? Popatrzy艂a na niego zimno.
A wiec pan wie.
Czytuj臋 pras臋.
Zdaje si臋, 偶e wy艂膮cznie brukow膮.
Wszystkie gazety.
- Je艣li czerpie pan informacje z kolumny ze skandalami, radz臋 panu na nich nie polega膰. Ale to pa艅ski problem. A ja projektuj臋 wn臋trza i pracuj臋 na p贸艂 etatu w Psynergii jako pryzmat o pe艂nym spektrum.
Ta informacja bardzo go zaskoczy艂a.
Agencja obs艂uguj膮ca talenty?
Tak. Nasze biuro zyska艂o ogromn膮 popularno艣膰, kiedy dzi臋ki jednemu z naszych pryzmat贸w znaleziono morderc臋 pewnego profesora uniwersytetu.
Pami臋tam. Jeden z moich przyjaci贸艂 te偶 zajmowa艂 si臋 t膮 spraw膮.
Ma pan na my艣li Lucasa Trenta? - spyta艂a zdziwiona.
Owszem.
Przyja藕nicie si臋 panowie?
Jej nieskrywane zaskoczenie mocno go ubawi艂o.
Czy a偶 tak trudno w to uwierzy膰?
Mog臋 sprawdzi膰 t臋 informacj臋.
Wiem. - Zerkn膮艂 na telefon. - Zadzwoni臋 do Trenta i poprosz臋, 偶eby potwierdzi艂 moje s艂owa, w ten spos贸b oszcz臋dz臋 pani k艂opotu.
Jest pierwsza w nocy.
- Najwy偶ej Lucas troch臋 pomarudzi.
Zerkn膮wszy w zamy艣leniu na aparat, wyd臋艂a pogardliwie usta.
P贸藕niej zweryfikuj臋 t臋 historyjk臋.
Historyjk臋? Czy偶bym rozmawia艂 z glin膮? Chyba najwy偶szy czas, 偶eby wyj臋艂a pani legitymacj臋.
Popatrzy艂a na niego niespokojnie.
- Nie pracuj臋 dla policji. Ju偶 panu m贸wi艂am, dlaczego tu przysz艂am i czym si臋 zajmuj臋.
Uda艂o mu si臋 zrobi膰 post臋py. Stoliczki zacz臋艂y si臋 kr臋ci膰. Panna Spring zosta艂a zepchni臋ta do defensywy.
Pewnie ogniskowa艂a pani dla Morrisa Fen wiek a?
Tak. Matrycowcy maj膮 k艂opoty ze znalezieniem pryzmatu. A ja ch臋tnie dla nich ogniskuj臋. W ten spos贸b pozna艂am tego biedaka. Chcia艂 czasem potwierdzi膰 autentyczno艣膰 niekt贸rych znalezisk.
Wyostrzone zmys艂y Nicka przeszy艂 dreszcz niepokoju.
Pomog艂a mu pani przy dzienniku?
Nie. Fenwick wszed艂 w posiadanie tych zapisk贸w zupe艂nie przypadkowo. Spadkobiercy pewnego zbieracza z Portlandu poprosili go o ekspertyz臋 kolekcji i Morris natkn膮艂 si臋 na dziennik, przegl膮daj膮c bibliotek臋 zmar艂ego. Nie potrzebowa艂 jednak mojej pomocy, aby potwierdzi膰 autentyczno艣膰 notatek. Wiedzia艂, 偶e s膮 osoby, kt贸re na pewno si臋 nimi zainteresuj膮. Oczywi艣cie, b臋d膮c matryc膮, natychmiast ukry艂 pami臋tnik.
Oczywi艣cie - mrukn膮艂 Chastain. - Wi臋c w艂a艣ciwie nigdy pani nie widzia艂a dziennika na w艂asne oczy?
Nie.
A teraz zapiski przepad艂y razem z Fenwickiem. Odnosz臋 wra偶enie, 偶e mamy problem.
My? - spyta艂a, otwieraj膮c szeroko oczy.
Je艣li Fenwick naprawd臋 znikn膮艂, to mog臋 pani膮 zapewni膰, 偶e mnie r贸wnie偶 zale偶y na jego odnalezieniu.
Przez kilka pe艂nych napi臋cia sekund dziewczyna wpatrywa艂a si臋 w jego twarz. Potem wolno wypu艣ci艂a powietrze, zasiad艂a g艂臋biej na krze艣le i zab臋bni艂a palcami na blacie biurka.
Cholera - powiedzia艂a z rezygnacj膮. - Chyba panu wierz臋.
Nawet pani sobie nie wyobra偶a, ile to dla mnie znaczy - zakpi艂. - Mo偶e teraz zrobimy wreszcie jaki艣 post臋p. Zanim jednak przyst膮pimy do dzia艂ania, chcia艂bym si臋 czego艣 od pani dowiedzie膰.
Unios艂a brwi.
Co pana interesuje?
Jak rozumiem, ogniskowanie dla matryc nie sprawia pani trudno艣ci.
Nie. Energia talent贸w matrycowych posiada wprawdzie bardzo specyficzny charakter, aleja te偶 si臋 r贸偶ni臋 od moich koleg贸w po fachu.
Zmarszczy艂 brwi.
Podobno jest pani pryzmatem.
Tak. I to w dodatku z pe艂nym widmem. Ale istniej膮 powody, dla kt贸rych mog臋 ogniskowa膰 wy艂膮cznie dla matrycowc贸w. Stworzenie pryzmatu dla innych talent贸w nastr臋cza mi zawsze ogromne trudno艣ci. A wi臋藕 trwa stanowczo za kr贸tko.
Rozumiem.
Prosz臋 pos艂ucha膰. Nie zamierzam rozmawia膰 z panem o pracy. Musimy si臋 skupi膰 na tym biedaku, Morrisie. No bo skoro nie pan go porwa艂, to kto?
Chastain po raz pierwszy zacz膮艂 si臋 nad tym powa偶nie zastanawia膰.
Je艣li w og贸le co艣 podobnego naprawd臋 si臋 wydarzy艂o, to przychodzi mi do g艂owy tylko ten tajemniczy klient numer dwa. Ten, kt贸ry podbija艂 cen臋 dziennika. Czy Morris wymieni艂 jego nazwisko?
Nic. Talenty matrycowe s膮 bardzo skryte. - Zmru偶y艂a oczy. - Ale nawet gdybym zna艂a nazwisko pa艅skiego konkurenta i tak bym je zatai艂a. Nie wiem, czy mog臋 panu ca艂kowicie zaufa膰.
Naprawd臋? Prosz臋 my艣le膰 logicznie. Ja nie uwi臋zi艂em Morrisa Fenwicka. Zale偶y mi natomiast na dzienniku. W tej sytuacji mam chyba wystarczaj膮ce powody, aby go odszuka膰.
Ma pan w tym interes.
Sam nie wierzy艂, 偶e pozwala sobie tak docina膰. Stan膮艂 za biurkiem. Nadszed艂 czas, aby przej膮膰 kontrol臋 nad matryc膮.
Prosz臋 si臋 t uspokoi膰. Znajd臋 Fenwicka.
Chwileczk臋. Wcale sobie nie 偶ycz臋 pa艅skiej pomocy.
To fatalnie, bo i tak jej pani udziel臋. Chc臋 zdoby膰 dziennik i dlatego zamierzam poszuka膰 pani klienta.
Przysz艂am tutaj, bo s膮dzi艂am, 偶e pan trzyma tego biedaka w piwnicy. Skoro jednak tak nie jest...
Da艂em pani s艂owo, 偶e go nie porwa艂em - przerwa艂 Chastain.
Zamruga艂a oczyma i wysun臋艂a dumnie podbr贸dek.
No w艂a艣nie. I nic ju偶 wi臋cej nie mo偶e pan zrobi膰. - Przewiesi艂a torebk臋 przez rami臋. - Id臋. Przepraszam, 偶e zawraca艂am panu g艂ow臋.
Nagle zacz臋艂a si臋 pani spieszy膰.
Bo mam dok膮d wraca膰 i co robi膰 - odpar艂a lekcewa偶膮co.
O pierwszej w nocy? Wida膰 prowadzi pani interesuj膮ce 偶ycie towarzyskie.
Nie pana interes. - Odwr贸ci艂a si臋 od drzwi. - Teraz chc臋 si臋 upewni膰, czy Morris 偶yje. Zamierzam powiadomi膰 o wszystkim policj臋.
Nick szybko rozwa偶y艂 wszystkie za i przeciw takiego posuni臋cia. Zna艂 wielu gliniarzy w Nowym Seattle, ale nie chcia艂 ich anga偶owa膰 w spraw臋 dziennika.
- B臋dzie pani musia艂a z tym zaczeka膰.
W oczach dziewczyny zn贸w b艂ysn臋艂a podejrzliwo艣膰.
Z jakiego powodu?
Po pierwsze policja nie podejmie 偶adnych dzia艂a艅 a偶 do pojutrza ?o Dopiero wtedy up艂ynie czterdzie艣ci osiem godzin od chwili, gdy znikn膮艂 Fenwick. Poza tym, je艣li go rzeczywi艣cie porwano, to kidnaper mo偶e si臋 wystraszy膰 i zrobi膰 co艣 nieobliczalnego, co艣, co jeszcze pogorszy sytuacj臋 Morrisa.
O m贸j Bo偶e! - Na ruchliwej twarzy Gardenii pojawi艂 si臋 wyraz niepokoju. - Zupe艂nie o tym nie pomy艣la艂am. Co w takim razie zrobimy?
Wreszcie u偶y艂a liczby mnogiej. O wiele lepiej - pomy艣la艂 Nick. Przynajmniej nie pobiegnie od azu na policj臋.
Prosz臋 mi pozwoli膰 zasi臋gn膮膰 j臋zyka.
Nie rozumiem.
Znam wielu ludzi - odpar艂 enigmatycznie. - r贸偶nych ludzi. Niewykluczone, 偶e kto艣 co艣 s艂ysza艂.
A wi臋c pa艅scy znajomi mog膮 nam pom贸c - powiedzia艂a z wahaniem.
Nie przej膮艂 si臋 akcentem na s艂owie „znajomi. Panna Spring najwyra藕niej ju偶 wyrobi艂a sobie opini臋 la temat jego przyjaci贸艂. S膮dzi艂a, 偶e nale偶膮 do marginesu, nie akceptowanego przez spo艂ecze艅stwo. I niewiele si臋 myli艂a. Chastain zamierza艂 wprawdzie to wszystko zmieni膰, ale na razie nie mia艂 czasu i ochoty wyjawia膰 Gardenii swoich plan贸w.
Nie艂atwo jest kogo艣 porwa膰 - powiedzia艂 spokojnie. - Takie przest臋pstwo wymaga starannego planu. Kidnaper zwykle nie dzia艂a sam, wi臋c pr臋dzej czy p贸藕niej zaczn膮 si臋 jakie艣 plotki lub przecieki.
Ale to mo偶e potrwa膰. A jaki los czeka Morrisa? Je艣li im powie, gdzie ukry艂 dziennik, na pewno go od razu zabij膮.
Je艣li rzeczywi艣cie dosz艂o do porwania.
Im d艂u偶ej o tym my艣l臋, tym bardziej jestem o tym przekonana.
Niemal si臋 u艣miechn膮艂.
- Ostro偶nie. Podobno to matrycowcy s膮 wyznawcami teorii spiskowych. Ale pani te偶 艣wietnie sobie radzi.
Na policzki dziewczyny wyst膮pi艂y krwiste runie艅ce.
- Skoro ju偶 o nich mowa... - powiedzia艂a z r臋k膮 na klamce - chyba zainteresuje pana wiadomo艣膰, :e wielki talent z tej grupy, najprawdopodobniej dziesi膮tka, obs艂uguje jeden z pa艅skich stolik贸w do d偶ino-pokera.
Na chwil臋 krew zastyg艂a Nickowi w 偶y艂ach. Wbi艂 wzrok w Gardeni臋.
-Sk膮d pani wie? - spyta艂 tak cicho, 偶e ledwo go s艂ysza艂a. - Prosz臋 mi to zdradzi膰.
Ca艂膮 uwag臋 panny Spring poch艂ania艂y drzwi.
Natkn臋艂am si臋 na niego przypadkiem na p艂aszczy藕nie psychicznej. Szuka艂 pryzmatu. Wyczu艂am go i odpowiedzia艂am na wezwanie. Zrobi艂am to odruchowo. Zerwa艂am wi臋藕 natychmiast, gdy odkry艂am, co si臋 dzieje.
Kiedy to by艂o?
Zanim tutaj przysz艂am. - Na jej twarzy malowa艂o si臋 rozbawienie. - Prosz臋 si臋 uspokoi膰. Przecie偶 ochrona dopadnie tego typa, zanim uda mu si臋 rozbi膰 bank.
Jest pani tego pewna?
Czego? 呕e on si臋 tu kr臋ci艂? Ale偶 oczywi艣cie. Wiem, 偶e talenty matrycowe wyst臋puj膮 rzadko, ale nie spos贸b ich nic odr贸偶ni膰. Powinien pan zaleci膰 swoim ludziom szczeg贸ln膮 ostro偶no艣膰. Nigdy dot膮d nie spotka艂am si臋 z r贸wnie silnym talentem matrycowym, ale ten mo偶e okaza膰 si臋 niebezpieczny, je艣li wyczuje zagro偶enie.
Przest膮pi艂a pr贸g i szybko zamkn臋艂a za sob膮 drzwi.
A wi臋c to by艂a ona. Pr贸buj膮c wykorzysta膰 talent do oceny Hobarta, Chastain natkn膮艂 si臋 na Gardeni臋, kt贸ra natychmiast go wyczu艂a, mimo i偶 dzieli艂o ich ca艂e pi臋tro.
Doskonale nastrojony m贸zg odm贸wi艂 mu na chwil臋 pos艂usze艅stwa. Odni贸s艂 wra偶enie, 偶e matryca jego 艣wiata uleg艂a zniszczeniu. Heroicznym wysi艂kiem woli zmusi艂 si臋 do naci艣ni臋cia guzika na interkomie.
S艂ucham, szefie - odezwa艂 si臋 Feather.
Id藕 dyskretnie za pann膮 Spring i dopilnuj, 偶eby bezpiecznie wr贸ci艂a do domu. Zanotuj jej adres.
Ju偶 si臋 robi.
Nick bardzo delikatnie od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i rozpar艂 si臋 w fotelu, usi艂uj膮c ogarn膮膰 umys艂em zmieniony wz贸r.
Z chwil膮 gdy Gardenia Spring wysz艂a z jego gabinetu w czerwonej sukni stukaj膮c szpilkami, ca艂e jego 偶ycie przybra艂o zupe艂nie inny kszta艂t.
Wpatrywa艂 si臋 d艂ugo w skomplikowany dese艅.
Pi臋tna艣cie minut p贸藕niej zadzwoni艂 telefon. Linia prywatna. Nick podni贸s艂 s艂uchawk臋 i dotar艂y do niego przyt艂umione d藕wi臋ki ulicy.
O co chodzi, Feather?
Przepraszam, ale ona chyba nie pojecha艂a do domu. Mam j膮 艣ledzi膰?
Sk膮d dzwonisz?
Z Second Gen Hill. Ta kobitka naprawd臋 wolno
prowadzi.
Z Second Generation Hill? - Chastain zerwa艂 si臋 z krzes艂a. - Przecie偶 tam jest sklep Fenwicka!
Chyba zamierza zaparkowa膰 w bocznej uliczce.
Cholera jasna! Pilnuj jej, ale nic nie r贸b, dop贸ki ja si臋 tam nie zjawi臋. - Nick od艂o偶y艂 z trzaskiem s艂uchawk臋.
Dok艂adnie wiedzia艂, co ona zamierza. Dziewczyna chcia艂a si臋 w艂ama膰 do antykwariatu, 偶eby poszuka膰 czego艣, co mog艂oby naprowadzi膰 j膮 na trop.
Szybko podszed艂 do drzwi i zerkn膮艂 na czarno-z艂oty zegarek. Mia艂 szanse dotrze膰 do sklepu Fenwicka, zanim Gardenia zdob臋dzie si臋 na odwag臋, aby zacz膮膰 dzia艂a膰.
Tego wieczoru w 偶ycie Chastaina wkrad艂o si臋 jakie艣 szale艅stwo.
Rozdzia艂 czwarty
To pewnie nie by艂 dobry pomys艂, ale lepszy nie przyszed艂 jej do g艂owy. Czu艂a, 偶e co艣 nie gra. - Ekscentryczny matrycowiec, Morris Fenwick, miewa艂 swoje dziwactwa, ale nale偶a艂 do grona jej klient贸w i wyr贸偶nia艂 si臋 niezwyk艂膮 delikatno艣ci膮. Dlatego si臋 o niego martwi艂a.
Gardenia zerkn臋艂a raz jeszcze na zacienion膮 alejk臋. Pomieszane 艣wiat艂o dw贸ch ksi臋偶yc贸w, Chalena i Yakimy, odbija艂o si臋 na pokrywie pojemnika na 艣mieci. Reszta w膮skiej uliczki pozostawa艂a w g艂臋bokim cieniu.
Chwyci艂a klamk臋 okna. Wiedzia艂a, 偶e je艣li natychmiast nie podejmie decyzji, opu艣ci j膮 odwaga. Nie mog艂a wr贸ci膰 do domu, nie rozejrzawszy si臋 po sklepie. Musia艂a si臋 przekona膰, czy Morris nie le偶y przypadkiem gdzie艣 na pod艂odze - martwy lub ci臋偶ko ranny.
Po wyj艣ciu z kasyna ogarn臋艂y j膮 z艂e przeczucia. Nic widzia艂a w tym jednak nic dziwnego. Nie co dzie艅 prze偶ywa艂a tyle wstrz膮s贸w. Najpierw pad艂a przecie偶 ofiar膮 najprawdziwszego wampira psychicznego, a potem przeprowadzi艂a urocz膮 rozmow臋 z w艂a艣cicielem jednego z najbardziej podejrzanych kasyn w Nowym Scattle.
Okno zaskrzypia艂o i otworzy艂o si臋 na o艣cie偶. Nie by艂o zamkni臋te, wi臋c Gardenia nie musia艂a w艂amywa膰 si臋 do antykwariatu. Bez k艂opotu wspi臋艂a si臋 na parapet i zeskoczy艂a na pod艂og臋. Znajdowa艂a si臋 na zapleczu. Tu w艂a艣nie Morris przechowywa艂 swoje mniej cenne zbiory.
W 艣rodku panowa艂y egipskie ciemno艣ci. Dziewczyna zrobi艂a nie艣mia艂y krok do przodu i uderzy艂a du偶ym palcem lewej stopy o co艣 twardego. T艂umi膮c j臋k b贸lu, w艂膮czy艂a latark臋 znalezion膮 w samochodowej skrytce.
W w膮skim pasku 艣wiat艂a dostrzeg艂a walaj膮cy si臋 po pod艂odze labirynt pude艂 z ksi膮偶kami. Uni贸s艂szy latark臋, powiod艂a wzrokiem po wn臋trzu. Si臋gaj膮ce sufitu p贸艂ki ugina艂y si臋 od opas艂ych tom贸w r贸偶nej wielko艣ci i kszta艂tu.
Panuj膮ca w 艣rodku cisza wytr膮ca艂a j膮 z r贸wnowagi bardziej ni偶 mrok. Strumie艅 艣wiat艂a zachybota艂 si臋 lekko. Gardenia czu艂a przyspieszone bicie serca.
L臋k narasta艂. Zerkn臋艂a za siebie na otwarte okno. Powr贸t do auta zaj膮艂by jej najwy偶ej dwie minuty. A potem jeszcze pi臋膰 i ju偶 sta艂aby pod drzwiami swego mieszkania na poddaszu.
Przezwyci臋偶y艂a jednak pokus臋. Nie mog艂a na razie st膮d wyj艣膰.
Pomy艣la艂a ponuro, 偶e gdyby ciocia Willy i wujek Stanley zobaczyli j膮 w takiej sytuacji, chyba zemdleliby z wra偶enia. Do .tej pory nie otrz膮sn臋li si臋 przecie偶 po katastrofie finansowej i 艣mierci najbli偶szych krewnych. A potem doznali tylu upokorze艅 w zwi膮zku ze spraw膮 Eatona. Jedynie m艂odszego brata Gardenii, Leo, z pewno艣ci膮 podnieci艂aby ta przygoda. Dziewczyna zacz臋艂a 偶a艂owa膰, 偶e nie zabra艂a go ze sob膮.
Przesz艂a ostro偶nie przez magazyn i otworzy艂a drzwi prowadz膮ce do g艂贸wnego pomieszczenia, gdzie panowa艂 jeszcze wi臋kszy zaduch ni偶 w sk艂adziku. Widocznie nikt tutaj ostatnio nie wietrzy艂.
W oknach wychodz膮cych na ulic臋 pozaci膮gano zas艂ony. Gardenia zatrzyma艂a si臋 w progu i powiod艂a 艣wiat艂em latarki po ciemnym wn臋trzu. To, co zobaczy艂a niemal odj臋艂o jej mow臋. - Bo偶e!
Panowa艂 te nieopisany chaos. Gardenia wpatrywa艂a si臋 z niedowierzaniem w potworny ba艂agan. Zrzucone z p贸艂ek ksi膮偶ki le偶a艂y bez艂adnie na pod艂odze. Szyba os艂aniaj膮ca blat lady by艂a rozbita. Na ci臋偶kim staromodnym biurku Morrisa z okresu P贸藕nej Ekspansji wala艂y si臋 sterty papier贸w. Zabytkowy fotel przewr贸cony by艂 na bok.
Gardenia cofn臋艂a si臋 lekko. Intuicja nakazywa艂a jej natychmiast opu艣ci膰 sklep. Nale偶a艂o znale藕膰 automat i zawiadomi膰 policj臋, co w艂a艣ciwie stanowi艂o wystarczaj膮cy pow贸d do odwrotu.
Ale nagle dziewczyna przypomnia艂a sobie, 偶e aparat stoi przecie偶 u Morrisa na biurku. O艣wietli艂a go wi臋c latark膮.
Musia艂a zmobilizowa膰 ca艂膮 energi臋, aby podej艣膰 do telefonu. Znajdowa艂a si臋 w艂a艣nie w po艂owie drogi, gdy dostrzeg艂a na pod艂odze skurczone cia艂o. Nieruchoma posta膰 le偶a艂a u st贸p wysokiej rozk艂adanej drabiny, na kt贸rej zwykle stawa艂 Fenwick, gdy zdejmowa艂 ksi膮偶ki z najwy偶szych p贸艂ek.
Morris. - Zrobi艂a krok naprz贸d. - Nie, prosz臋. O Bo偶e! Nie!
Radz臋 go nie dotyka膰.
Na d藕wi臋k g艂osu Chastaina Gardenia odwr贸ci艂a si臋 na pi臋cie, celuj膮c latark膮 w wej艣cie do magazynu.
Nick sta艂 w g艂臋bokim cieniu i wygl膮da艂 niczym przys艂owiowy stra偶nik Pi臋ciu Piekie艂.
Wyostrzone zmys艂y dziewczyny wyczuwa艂y bij膮c膮 od niego si艂臋 - zar贸wno metafizyczn膮, jak czysto fizyczn膮.
Talent matematyczny lub specjalista od teorii gier - pomy艣la艂a. To by pasowa艂o do jego kariery zawodowej.
Domy艣li艂a si臋, 偶e Chastain r贸wnie偶 wszed艂 do antykwariatu przez otwarte okno. Pozostawa艂a jednak nadal pod zbyt silnym wra偶eniem swego przera偶aj膮cego odkrycia, aby logicznie my艣le膰. Nagle jakby dozna艂a ol艣nienia i zrozumia艂a, co oznacza obecno艣膰 tego m臋偶czyzny w antykwariacie. On j膮 po prostu 艣ledzi艂.
艢wiat艂o latarki zn贸w zadr偶a艂o. Gardenia usi艂owa艂a za wszelk膮 cen膮 zapanowa膰 nad dygotaniem r臋ki.
Co pan tu robi? - spyta艂a.
S膮dzi艂em, 偶e to oczywiste. Oboje interesujemy si臋 przecie偶 Morrisem Fenwickiem.
Nick zerkn膮艂 na nieruchom膮 posta膰. I nawet nie mrugn膮艂 powiek膮. Gardenia pomy艣la艂a, 偶e widocznie tego rodzaju widoki nie s膮 mu obce. Sama znajdowa艂a si臋 na granicy histerii.
On chyba - zacz臋艂a i znowu urwa艂a. - On chyba...
Nie 偶yje? - Nick podszed艂 wolnym krokiem do tragicznej postaci na pod艂odze. - Tak, chyba rzeczywi艣cie mo偶emy przyj膮膰 takie za艂o偶enie. Wygl膮da tak, jakby kto艣 uderzy艂 go w g艂ow臋 ci臋偶kim przedmiotem. Najprawdopodobniej t膮 kamienn膮 figurk膮.
Gardenia zn贸w o艣wietli艂a Chastaina. Jasna smuga pad艂a na czarne, si臋gaj膮ce ko艂nierza w艂osy, zaczesane do ty艂u. Dziewczyna skierowa艂a latark臋 w d贸艂. Na pod艂odze, tu偶 obok drogiego, sk贸rzanego buta m臋偶czyzny le偶a艂a marmurowa statuetka. Na widok czerwonej plamy w rogu popiersia panna Spring prze艂kn臋艂a 艣lin臋.
Morris trzyma艂 zawsze na ladzie Patrici臋 Thorncoft North - szepn臋艂a.
North? - Nick uni贸s艂 ze zdziwieniem brwi. - T臋 sam膮, kt贸ra odkry艂a Trzy Zasady Synergii?
Tak. Morris specjalizowa艂 si臋 we wczesnych badaniach na ten temat. Posiada, to znaczy posiada艂 wspania艂y zbi贸r pism wydanych przez North. - Gardenia zdawa艂a sobie spraw臋 z tego, 偶e si臋 j膮ka, i postanowi艂a natychmiast nad sob膮 zapanowa膰. - Policja. W艂a艣nie chcia艂am zawiadomi膰.
- Ja si臋 tym zajm臋. - Nick odszed艂 od zw艂ok i ruszy艂 w stron臋 biurka. - Mo偶e poszukamy kontaktu?
Gardenia poniewczasie zrozumia艂a, 偶e nadal korzysta z latarki. A przecie偶 ju偶 nie musia艂a ukrywa膰 swojej obecno艣ci. Morris nie 偶y艂 wkr贸tce mia艂a si臋 tu zjawi膰 policja. Podesz艂a do 艣ciany i znalaz艂a w艂膮cznik uruchamiaj膮cy galaretowo-lodowe o艣wietlenie.
Ciep艂y blask ogarn膮艂 wn臋trze rumowiska, kt贸re kiedy艣 by艂o antykwariatem. Gardenia wola艂a nie patrze膰 na skurczon膮 posta膰 le偶膮c膮 obok drabiny.
Kiedy si臋 odwr贸ci艂a, Nick podnosi艂 w艂a艣nie s艂uchawk臋. Po raz pierwszy dostrzega, 偶e m臋偶czyzna nosi czarne, samochodowe r臋kawiczki. Ca艂膮 uwag臋 skupi艂a na jego pot臋偶nych d艂oniach o d艂ugich palcach wystukuj膮cych numer na klawiaturze aparatu.
Zerkn膮艂 na ni膮 z uprzejmym zainteresowaniem.
- Co艣 nie gra?
Postanowi艂a, 偶e nic pozwoli si臋 zredukowa膰 do dr偶膮cej masy galaretowatego lodu Nazywa艂a si臋 Spring. To nic, 偶e skarbiec rodzinny 艣wieci pustkami. To nic, 偶e brukowce przezwa艂y j膮 „Szkar艂atn膮 Dam膮". Gardenia zachowa艂a dosy膰 dumy, aby paradzie sobie z w艂a艣cicielem kasyna.
Ciekawe, dlaczego w艂o偶y艂 pan r臋kawiczki - powiedzia艂a. - Prosz臋 si臋 nie gniewa膰, ale odnosz臋 wra偶enie, 偶e przygotowywa艂 si臋 pan do pope艂nienia przest臋pstwa.
Prawda? Przynajmniej jedno z nas zachowa艂o minimum ostro偶no艣ci. Bo pani zostawi艂a wsz臋dzie odciski palc贸w.
Ten sarkazm wyprowadzi j膮 z r贸wnowagi.
Nie zamierzam niczego ukrywa膰. Dlaczego mia艂abym k艂ama膰?
Skoro nie przychodzi pani do g艂owy 偶adna rozs膮dna odpowied藕, to trudno... - Urwa艂. - Z detektywem Anselmem prosz臋 - powiedzia艂 do s艂uchawki.
Gardenia s艂ucha艂a kr贸tkiej rozmowy Nicka z detektywem. Wyda艂o si臋 jej, 偶e w g艂osie Chastaina pobrzmiewa jaka艣 poufa艂a nuta. Na pewno nie po raz pierwszy w 偶yciu kontaktowa艂 si臋 z policj膮. W ko艅cu prowadzi艂 przecie偶 kasyno.
- Tak, zaczekamy - powiedzia艂 wreszcie i od艂o偶y艂 s艂uchawk臋. - Anselm przyjedzie za par臋 minut - oznajmi艂.
Dozna艂a uczucia pewnej ulgi.
- Biedny Morris. - Za wszelk膮 cen臋 chcia艂a si臋 na co艣 przyda膰. - Mo偶e powinnam zawiadomi膰 jego 偶on臋?
Nick popatrzy艂 ostro na Gardeni臋.
Fenwick by艂 偶onaty?
Tak, ona ma chyba na imi臋 Polly. Ale nie mieszkali ze sob膮 ju偶 od paru lat. Morris twierdzi艂, 偶e ma艂偶onka go zostawi艂a, bo zacz膮艂 dziwacze膰.
Rozumiem.
Bardzo smutna historia. Oczywi艣cie rozw贸d nie wchodzi艂 w rachub臋, wi臋c 偶yli w separacji. Morris wzi膮艂 ca艂膮 win臋 na siebie. Przecie偶 wiadomo jak trudno dobra膰 odpowiedniego partnera dla talent贸w matrycowych.
Tak s艂ysza艂em - mrukn膮艂 Chastain.
Podobno jeszcze przed 艣lubem doradca psynergistyczny ostrzega艂 ich kilkakrotnie przed tym zwi膮zkiem. Oni jednak postanowili si臋 pobra膰. - Gardenia przymkn臋艂a oczy. - Bo偶e! Buzia mi si臋 nie zamyka!
Chyba b臋dzie lepiej, je艣li policja zawiadomi pani膮 Fenwick o tej tragedii - powiedzia艂 Nick z zaskakuj膮c膮 delikatno艣ci膮. - W ko艅cu to ich robota.
Oczywi艣cie. Biedny Morris.
Czy mog艂aby pani wreszcie przesta膰 go tak nazywa膰?
By艂 skryty, ekscentryczny, wierzy艂 w teorie spiskowe, ale bardzo go lubi艂am. Tak naprawd臋 Fenwick pozosta艂 na zawsze nieszkodliwym, dobrym cz艂owieczkiem zakochanym w starych ksi膮偶kach. Nie rozumiem, z jakiego powodu zgin膮艂. Chyba 偶e...
Prosz臋 doko艅czy膰. Rozejrza艂a si臋 niespokojnie.
Mo偶e jego 艣mier膰 wi膮偶e si臋 jako艣 z tym pami臋tnikiem?
- Ma艂o prawdopodobne. - Nick rozejrza艂 si臋 dok艂adnie po pokoju. - Z tego, co mi wiadomo, jestem jedyn膮 osob膮, kt贸rej zale偶a艂o na tych zapiskach do tego stopnia, by podj膮膰 r贸wnie drastyczne kroki.
Poczu艂a si臋 tak, jakby wesz艂a w pusty szyb windy.
- Bo偶e! Wi臋c m贸g艂by si臋 pan posun膮膰 do morderstwa, byle tylko wej艣膰 w posiadanie pami臋tnika?
Wykrzywi艂 usta w cynicznym u艣miechu, jakby si臋 spodziewa艂 takiego podejrzenia.
Tylko w ostateczno艣ci - powiedzia艂.
Kiepski 偶art.
Mam fatalny gust. Ale zostawmy ten temat w spokoju. Co innego jest teraz najwa偶niejsze. Ot贸偶 ja zawsze p艂ac臋 za wszystko, na czym mi zale偶y, i Fenwick doskonale o tym wiedzia艂. Zapewni艂 mnie, 偶e b臋d臋 m贸g艂 przebi膰 ka偶d膮 konkurencyjn膮 ofert臋, a ja mu uwierzy艂em. Doszli艣my do porozumienia.
Jak dwaj d偶entelmeni?
Bardzo mi pani pochlebia. Czy偶by jednak nic zalicza艂a mnie pani do istot ni偶szego rz臋du?
Ogarn臋艂o j膮 niek艂amane poczucie winy. Rzeczywi艣cie zachowywa艂a si臋 wobec Chastaina wyj膮tkowo nieuprzejmie.
Bardzo przepraszam. Naprawd臋 nie zamierza艂am czego艣 podobnego sugerowa膰.
Ale trudno oskar偶y膰 kogo艣 o porwanie i jednocze艣nie nie uchybi膰 jego godno艣ci, prawda?
W艂a艣nie. Obawiam si臋, 偶e wyci膮gn臋艂am zbyt pochopne wnioski.
Sk艂oni艂 wdzi臋cznie g艂ow臋.
- Przyjmuj臋 przeprosiny. Je艣li chce pani zna膰 prawd臋, to wzruszy艂a mnie pani troska o Fenwicka. Niewiele os贸b przej臋艂oby si臋 losem klienta. Szczeg贸lnie, 偶e ten klient by艂 tylko irytuj膮cym, ekscentrycznym i skrytym talentem matrycowym.
Chastain wypowiedzia艂 ostatnie zdanie z nic skrywanym zadowoleniem. Widocznie musia艂 kontrolowa膰 ka偶d膮 sytuacj臋. Wzbudzi艂 wi臋c w niej wyrzuty sumienia i zmusi艂 do przeprosin, stawiaj膮c si臋 w ten subtelny spos贸b na zwyci臋skiej pozycji.
Ten cz艂owiek potrafi艂 manipulowa膰 lud藕mi, a tak偶e ich zastraszy膰. Z pewno艣ci膮 nie cofn膮艂by si臋 przed niczym, byle tylko osi膮gn膮膰 cel.
Znajomo艣膰 z Chastainem nie mog艂a jednak trwa膰 d艂ugo i ta 艣wiadomo艣膰 przynosi艂a jej ulg臋. Ostatni膮 rzecz膮, na jak膮 mia艂aby ochot臋, by艂aby przyja藕艅 z Nickiem Chastainem. I bez tego nic brakowa艂o jej problem贸w.
Zastanawia艂a si臋 tylko, dlaczego w takim razie 偶a艂uje, 偶e ju偶 wi臋cej go nie zobaczy. Widocznie za du偶o prze偶y艂a. Tak. Szok z pewno艣ci膮 wiele wyja艣nia艂. Przesta艂a panowa膰 nad emocjami. W ko艅cu znajdowa艂a si臋 nadal na miejscu zbrodni.
Uczyni艂a desperack膮 pr贸b臋, by zapanowa膰 nad nerwami.
Ten, kto to zrobi艂, z pewno艣ci膮 czego艣 tu szuka艂.
Niewykluczone. Ale chyba nie dziennika. Fenwick nie trzyma艂by tak cennych dokument贸w w sali sprzeda偶y. Matrycowiec wymy艣li艂by na pewno co艣 lepszego.
Obrzuci艂a Chastaina podejrzliwym spojrzeniem. Nick najwyra藕niej by艂 pewien, 偶e si臋 nie myli. A przecie偶 stali w 艣rodku pobojowiska 艣wiadcz膮cego o gwa艂townym przeszukiwaniu antykwariatu.
Podobno najtrudniej znale藕膰 co艣, co le偶y na wierzchu. Wykrzywi艂 wargi z uprzejmym lekcewa偶eniem.
Ka偶dy talent matrycowy odrzuci艂by tak膮 teori臋. My艣la艂a chwil臋.
Ma pan racj臋. - Rozejrza艂a si臋 po sali. - Morris posiada艂 inne cenne ksi膮偶ki. Na przyk艂ad dwie oryginalne monografie Patricii North. By膰 mo偶e w艂a艣nie tych pozycji szuka艂 morderca.
- W膮tpi臋. Zbrodniarzowi nie zale偶a艂o z pewno艣ci膮 na bia艂ych krukach.
- Sk膮d ta pewno艣膰?
Wzruszy艂 ramionami.
Na pod艂odze le偶膮 przynajmniej dwa tomy trzeciego wydania Encyklopedii ojc贸w za艂o偶ycieli. Ka偶dy kolekcjoner zap艂aci艂by za nie przynajmniej tysi膮c dolar贸w. Gdyby sprawca zna艂 si臋 cho膰 troch臋 na ksi膮偶kach, na pewno zabra艂by je ze sob膮.
Ach, tak.
Zerkn臋艂a z podziwem na m臋偶czyzn臋, kt贸ry jak si臋 okaza艂o, r贸wnie偶 nie spuszcza艂 z niej wzroku. Ich spojrzenia spotka艂y si臋 i przez chwil臋 Gardenia nie mog艂a oderwa膰 oczu od swego rozm贸wcy.
艢wiat wok贸艂 niej zamar艂. Dosta艂a g臋siej sk贸rki. Przeszed艂 j膮 zimny dreszcz. Wszystkie zmys艂y i doznania psychiczne wyostrzy艂y si臋 do granic mo偶liwo艣ci, wr臋cz zacz臋艂a odczuwa膰 b贸l.
殴le si臋 pani czuje? - spyta艂 swym g艂臋bokim g艂osem.
Nie mia艂am poj臋cia, 偶e jest pan bibliofilem.
Bo w og贸le ma艂o pani o mnie wie. - U艣miechn膮艂 si臋 s艂abo. - A ja z kolei nie znam pani, jeste艣my wi臋c kwita.
Zadr偶a艂a. Podszepty 艣wiadomo艣ci budzi艂y w niej niepok贸j. Nigdy nie reagowa艂a w ten spos贸b na obecno艣膰 jakiegokolwiek m臋偶czyzny. Z drugiej strony po raz pierwszy w 偶yciu znalaz艂a si臋 w jednym pomieszczeniu z trupem oraz tajemniczym w艂a艣cicielem kasyna, kt贸ry przed wkroczeniem na miejsce zbrodni w艂o偶y艂 r臋kawiczki.
Wycie syreny policyjnej przynios艂o jej ulg臋.
Dlaczego pan mnie 艣ledzi艂?
Szczerze m贸wi膮c, powierzy艂em to zadanie Featherowi. A on zadzwoni艂 do mnie z samochodu, kiedy tylko przejrza艂 pani zamiary.
Czy偶by obchodzi艂y pana moje poczynania?
-- Co w tym dziwnego? W ko艅cu oskar偶y艂a mnie pani o porwanie, na co odwa偶y艂oby si臋 z pewno艣ci膮 niewiele znanych mi ludzi. Zrozumia艂em, 偶e jest pani nierozs膮dna i nieprzewidywalna. Mog艂y przyj艣膰 pani do g艂owy r贸偶ne dziwne rzeczy.
Jakie to mia艂o dla pana znaczenie?
Interesuje mnie ka偶dy, kto ma jakikolwiek zwi膮zek z pami臋tnikiem.
Mia艂 pan nadziej臋, 偶e u艂atwi臋 panu znalezienie tych dokument贸w?
Nie. - Chastain zdziwi艂 si臋 lekko. - Nigdy mi to nawet do g艂owy nie przysz艂o. Fenwick nie kry艂, 偶e on jeden wie, gdzie znajduje si臋 pami臋tnik. Chwali艂 si臋, 偶e 艣wietnie go schowa艂. W tej sytuacji tylko inny matrycowiec m贸g艂by odnale藕膰 notatki mojego ojca.
A wi臋c poszed艂 pan za mn膮, 偶eby zobaczy膰, co planuj臋.
Co艣 w tym rodzaju.
Co za tupet! - Zbli偶aj膮ce si臋 wycie syreny doda艂o dziewczynie odwagi. - Przecie偶 naruszy艂 pan w ten spos贸b moj膮 prywatno艣膰!
Wola艂aby pani czeka膰 na gliny z trupem u boku? Mia艂 racj臋. Zosta艂aby sama z Morrisem.
Nie, rzeczywi艣cie, nie.
Nie doda艂a, 偶e gdyby to od niej zale偶a艂o, wybra艂aby inne towarzystwo, bo Chastain zn贸w m贸g艂by si臋 poczu膰 ura偶ony. Intuicja ostrzega艂a j膮 wyra藕nie, 偶e nie nale偶y kusi膰 losu. Nick Chastain nie puszcza艂 obelg mimo uszu.
- Prosz臋 mi odpowiedzie膰 na jedno pytanie - poprosi艂 cicho. - Czy ju偶 my艣la艂a pani o tym, jak przedstawi t臋 spraw臋 poranna prasa?
Gdy dotar艂o do niej znaczenie tych s艂贸w, zrozumia艂a, 偶e przybycie policji niczego jeszcze nie rozwi膮zuje. Przed oczyma mign臋艂y jej k膮艣liwe nag艂贸wki brukowc贸w, jakie musia艂a znosi膰 przed p贸艂tora rokiem.
- Niech to cholera!
W oczach m臋偶czyzny b艂ysn臋艂y weso艂e ogniki.
Podzielam zdanie przedm贸wczyni.
Nie s膮dz臋, 偶eby „New Seattle Times" poruszy艂 ten temat. Morderstw nie opisuje si臋 na og贸艂 na pierwszych stronach. No, chyba 偶e zbrodni towarzysz膮 jakie艣 niezwyk艂e okoliczno艣ci.
W艂a艣nie. Ja jestem w艂a艣cicielem kasyna, a pani Szkar艂atn膮 Dam膮.
Cholera! - powt贸rzy艂a z naciskiem.
„New Seattle Times" napisze o Fenwicku na pierwszej stronie. A ju偶 wol臋 sobie nie wyobra偶a膰, co przeczytamy w szmat艂awcach.
Gardenia poczu艂a t臋py b贸l w karku. Przymkn膮wszy oczy, masowa艂a napi臋ty mi臋sie艅.
- B臋d膮 mieli prawdziw膮 uczt臋! A „Synsacje" oszalej膮 z rado艣ci. Na szcz臋艣cie nie wmieszaj膮 do tego narkotyk贸w.
- Dlaczego?
Zmarszczy艂a brwi.
Przecie偶 m贸wimy o biednym Morrisie Fenwicku. Nawet dziennikarz z gadzin贸wki nie m贸g艂by po艂膮czy膰 艣mierci starego antykwariusza z jakimi艣 prochami.
Rozumiem, 偶e patrzy pani na 艣wiat przez r贸偶owe okulary - powiedzia艂 Nick. - To bardzo dobrze. Nigdy nie rozumia艂em optymist贸w, ale 艣wietnie si臋 zawsze bawi臋 w ich towarzystwie.
Rozdzia艂 pi膮ty
Na widok nag艂贸wka w „New Seattle Times" Gardenia wyda艂a g艂臋boki j臋k rozpaczy.
W艂a艣ciciel kasyna i projektantka wn臋trz odkrywaj膮 zw艂oki.
Niewykluczone powi膮zania z narkotykow膮 mafi膮 - krzycza艂y czarne litery.
Nick Chastain, w艂a艣ciciel znanego kasyna oraz jego towarzyszka Gardenia Spring odkryli cia艂o Morrisa Fenwicka zajmuj膮cego si臋 handlem starymi ksi膮偶kami. Motywy zbrodni nie s膮 ca艂kiem jasne, ale policja podejrzewa, 偶e morderca szuka艂 pieni臋dzy lub narkotyk贸w.
Najprawdopodobniej pan Fenwick przy艂apa艂 rabusia na gor膮cym uczynku i zgin膮艂 wskutek ciosu w g艂ow臋 zadanego t臋pym narz臋dziem. Gdy policja przyby艂a na miejsce zbrodni, w antykwariacie panowa艂 nieopisany ba艂agan.
- Sodoma i Gomora - stwierdzi艂 detektyw Paul Anselm. - Widocznie facet si臋 wkurzy艂, bo nie znalaz艂 got贸wki. Walczymy ostatnio z now膮 substancj膮 odurzaj膮c膮 zwan膮 „szalon膮 mg艂膮". Narkomani dokonuj膮 wielu w艂ama艅, 偶eby zdoby膰 got贸wk臋 na prochy.
Zanim Gardenia zdecydowa艂a si臋 kupi膰 „Synsacje", wypi艂a spor膮 fili偶ank臋 kawy. Ju偶 z odleg艂o艣ci dwudziestu krok贸w zauwa偶y艂a tytu艂 na pierwszej stronie brukowca.
W艂a艣ciciel kasyna Nick Chastain i Szkar艂atna Dama zamieszani w morderstwo.
Obok zrobionej z oddali fotografii Nicka wychodz膮cego z kasyna zamieszczono jej zdj臋cie sprzed p贸艂tora roku. W notatce pod spodem nie zabrak艂o tak zwanych szczeg贸艂贸w, kt贸re w du偶ej mierze sprowadza艂y si臋 do czystych spekulacji. Artykulik ko艅czy艂a gar艣膰 informacji na temat Gardenii i Chastaina.
...ale naszemu reporterowi nie uda艂o si臋 z nimi skontaktowa膰. Nick Chastain jest unikaj膮cym rozg艂osu w艂a艣cicielem kasyna „Chastain Pa艂ace" przy Founder's Square. Panna Spring to c贸rka zmar艂ych tragicznie Edwarda oraz Genevieve Spring贸w. Pa艅stwo Spring zagin臋li na morzu przed czterema laty, a wkr贸tce potem w imperium przemys艂owymi Spring Industries wyst膮pi艂 powa偶ny kryzys finansowy. Firma zbankrutowa艂a.
Przed p贸艂tora rokiem panna Gardenia Spring, dekoratorka wn臋trz, zosta艂a bohaterk膮 skandalu z udzia艂em jednego ze swoich klient贸w, Rexforda Eatona, prezesa Eaton Shipping.
- Koniec z optymizmem - mrukn臋艂a do siebie Gardenia, wychodz膮c z mieszkania.
Zadzwoni艂 telefon. W dodatku nie po raz pierwszy. Aparat po prostu si臋 rozszala艂. Gardenia cisn臋艂a egzemplarz „Synsacji" do kosza, czekaj膮c, by automatyczna sekretarka zarejestrowa艂a wiadomo艣膰.
Tym razem telefonowa艂a ciotka Wilhelmina, co stanowi艂o mi艂膮 odmian臋 w g膮szczu nagra艅 pozostawionych przez dziennikarzy.
- Co si臋 dzieje, na mi艂o艣膰 bosk膮? W艂a艣nie czyta艂am gazety. Prze偶y艂am szok. Nic mog臋 uwierzy膰, 偶e co艣 ci臋 艂膮czy z tym w艂a艣cicielem kasyna. Przecie偶 nosisz nazwisko Spring. A my si臋 nie zadajemy z tego rodzaju lud藕mi. Poza tym jakim cudem pozwoli艂a艣 si臋 wpl膮ta膰 w morderstwo i narkotyki?
Gardenia powiesi艂a czerwony prochowiec na wieszaku z epoki Wczesnych Odkry膰 i ruszy艂a do drzwi. Nic czu艂a si臋 na si艂ach, aby rozmawia膰 z ciotk膮, ale musia艂a udzieli膰 wyja艣nie艅 swojej pracodawczyni.
Wyje偶d偶aj膮c z gara偶u dostrzeg艂a 偶贸艂ty mikrobus z napisem CZYTAJ „SYNSACJE", wi臋c natychmiast przyspieszy艂a i przemkn臋艂a jak burza obok s艂u偶bowego auta. K膮tem oka dostrzeg艂a, jak fotoreporter podnosi aparat, 偶eby zrobi膰 zdj臋cie uciekaj膮cego samochodu Gardenii.
Chcia艂a pozdrowi膰 faceta dobrze znanym gestem 艣rodkowego palca, ale w ostatniej chwili zrezygnowa艂a. Ciocia Willy nie zaaprobowa艂aby z pewno艣ci膮 takiego zachowania.
Kiedy Gardenia przyby艂a do biura w kilkana艣cie minut p贸藕niej, Byron-Smyth-Jones - sekretarz i recepcjonista Psynergii w jednej osobie - tkwi艂 ju偶 na swoim posterunku za konsol膮.
Byron nie ubiera艂 si臋 ju偶 w stylu wyspiarskim. Wola艂 bardziej wyrafinowan膮 mod臋 z kolekcji „Nieznanych Artefakt贸w". Oba trendy wesz艂y zreszt膮 w 偶ycie dzi臋ki Muzeum Sztuki w Nowym Seattle, kt贸re przygotowa艂o wystaw臋 eksponat贸w odnalezionych na wyspach przez Lucasa Trenta.
Nikt nie wiedzia艂, jak traktowa膰 te znaleziska, gdy偶 na 艢wi臋tej Helenie nie istnia艂y 偶adne 艣lady po innych rozumnych istotach. Potomkowie ziemskich kolonist贸w mieli do swojej dyspozycji ca艂膮 planet臋. Jedynie tajemnicze znaleziska mog艂y potwierdzi膰 teori臋, wed艂ug kt贸rej 艢wi臋ta Helena zosta艂a niegdy艣 odkryta przez jak膮艣 obc膮 cywilizacj臋.
Moda wyspiarska zaleca艂a d艂ugie buty i str贸j khaki, jaki nosili twardzi ludzie poszukuj膮cy w d偶ungli galaretowatego lodu. Tego typu kombinezony wygl膮da艂y czasem 艣miesznie na mieszczuchach, ale przynajmniej zosta艂y zaprojektowane z my艣l膮 o ludziach z krwi i ko艣ci.
Tw贸rcy trendu „Nieznanych Artefakt贸w" przekroczyli natomiast wed艂ug Gardenii wszelkie granice dobrego smaku.
Tego dnia Smyth-Jones by艂 ubrany w obcis艂e, w艣ciekle zielone spodnie oraz koszul臋 w tym samym odcieniu z drukowanymi rysunkami przedstawiaj膮cymi artefakty. W艂osy 艣ci膮艂 na je偶a, a na szyi powiesi艂 ci臋偶ki plastykowy naszyjnik imituj膮cy barw膮 srebrny stop u偶ywany zapewne niegdy艣 do produkcji narz臋dzi. Jego buty mia艂y natomiast tak spiczaste i wyd艂u偶one noski, 偶e Gardenia zawsze si臋 dziwi艂a, jak Byron si臋 w nich porusza.
- Seks, morderstwo i „szalona mg艂a". 呕ycie jest naprawd臋 bardzo podniecaj膮ce - za艣mia艂 si臋 ch艂opak, odk艂adaj膮c na biurko egzemplarz „Synsacji". - W jaki spos贸b pozna艂a艣 Nicka Chastaina? Interesuj膮 mnie wszystkie pikantne szczeg贸艂y. Nigdy bym si臋 nie domy艣li艂, 偶e co艣 was 艂膮czy. Nie wiedzia艂em, 偶e masz tajemnice przed starym kumplem. Bardzo mi przykro.
Gardenia 艂ypn臋艂a na niego spod oka.
Przede wszystkim nic nas nie 艂膮czy.
„Times" napisa艂, 偶e towarzyszy艂a艣 Chastainowi. To co艣 znaczy. A „Synsacje" sugeruj膮 niedwuznacznie romans. Wi臋c?
Nic z tych rzeczy. Clementine ju偶 przysz艂a?
Witaj, moja droga. - Clementine wysun臋艂a g艂ow臋 przez drzwi swego gabinetu. - O ma艂o co nie dosta艂am ataku serca! Dobrze si臋 czujesz?
Tak. Wszystko w porz膮dku. - Widok pracodawczyni podzia艂a艂 na ni膮 uspokajaj膮co.
Clementine Malone bywa艂a obcesowa, zgry藕liwa, a tak偶e 艂atwo wpada艂a w gniew, ale odznacza艂a si臋 dobrym sercem i lojalno艣ci膮 wobec pracownik贸w.
W przeciwie艅stwie do Byrona nie ulega艂a przemijaj膮cym modom. Ubiera艂a si臋 niezmiennie w sk贸r臋 i uznawa艂a wy艂膮cznie ci臋偶k膮, metalow膮 bi偶uteri臋. Kr贸tko obci臋te, siwe w艂osy kontrastowa艂y z ciemnymi oczyma kobiety.
艁膮czy艂am si臋 z tob膮 chyba z dziesi臋膰 razy, ale nie podchodzi艂a艣 do aparatu - powiedzia艂a Clementine. - Bez przerwy odzywa艂a si臋 maszyna, wi臋c odk艂ada艂am s艂uchawk臋 nie zostawiaj膮c wiadomo艣ci.
Pierwszy telefon mia艂am o 艣wicie, a potem ju偶 nie reagowa艂am na dzwonki.
Pani Malone przyjrza艂a si臋 jej uwa偶nie.
Mo偶e zechcesz mi wyja艣ni膰, w jaki spos贸b znalaz艂a艣 si臋 wczoraj w towarzystwie Nicka Chastaina?
To d艂uga opowie艣膰. Nie uda艂o mi si臋 skontaktowa膰 z Morrisem Fenwickiem i wpad艂am w panik臋. Dosz艂am do pochopnego wniosku, 偶e pan Chastain... no... macza艂 w tym palce.
Macza艂 palce? W czym?
My艣la艂am, 偶e go porwa艂, bo zale偶a艂o mu na pami臋tniku znajduj膮cym si臋 w posiadaniu Fcnwicka. Wi臋c posz艂am si臋 z nim zobaczy膰.
Z kim? Z Fenwickiem?
Nie. Z Chastainem.
O 艣wi臋ta synergio! - Byron a偶 gwizdn膮艂 z wra偶enia. Clementine przymru偶y艂a powieki.
Pozw贸l, 偶e postawi臋 spraw臋 jasno. Odwiedzi艂a艣 Chastaina w jego w艂asnym kasynie, po czym oskar偶y艂a艣 go o porwanie?
- Niestety tak.
Byron odchrz膮kn膮艂 dyskretnie.
Przepraszam, 偶e pytam, ale czy Chastain wie, 偶e jeste艣 tu zatrudniona na p贸艂 etatu?
Owszem. - Gardenia popatrzy艂a na niego gniewnie.
- A dlaczego ci臋 to interesuje?
Smyth-Jones wzruszy艂 ramionami.
Chcia艂em tylko ustali膰, kiedy mo偶emy si臋 spodziewa膰 wizyty jego goryli?
Na mi艂o艣膰 bosk膮! - Gardenia zmarszczy艂a brwi. - Nie b膮d藕 艣mieszny!
Naprawd臋 oskar偶y艂a艣 tego faceta o porwanie? - Pani Malone opar艂a si臋 ci臋偶ko o drzwi. - Chyba robisz sobie 偶arty z biednej, starej Ciem!
Gardenia poczu艂a si臋 nagle w obowi膮zku, aby broni膰 Chastaina.
Musz臋 przyzna膰, 偶e on naprawd臋 przyzwoicie si臋 zachowa艂. Nie 偶ywi do mnie urazy.
Przyzwoicie? - Clementine oderwa艂a si臋 od drzwi.
- Nie 偶ywi urazy? Czy ty wiesz, jak膮 ten cz艂owiek ma reputacj臋? Nikomu, kto nadepn膮艂 mu na odcisk, nie usz艂o to na sucho. Chastain 艂atwo wpada w gniew. I nienawidzi rozg艂osu. A ju偶 szczeg贸lnie takiego, jaki mu zafundowa艂y dzisiejsze gazety.
- Sk膮d tyle o nim wiesz?
Na twarzy Clementine pojawi艂 si臋 dziwny grymas.
- Chyba wszyscy o nim s艂yszeli. A Gracie poda艂a mi par臋 szczeg贸艂贸w. Na przyk艂ad ten o niech臋ci do rozg艂osu.
Gracie Proud, w艂a艣cicielka Dumnego Ogniska, by艂a sta艂膮 partnerk膮 Clementine. Zwi膮zki mi臋dzy osobnikami tej samej p艂ci traktowano na 艢wi臋tej Helenie r贸wnie powa偶nie jak ma艂偶e艅stwa heteroseksualne. Obie panie skojarzy艂a profesjonalna agencja psynergistyczna ku ich obop贸lnemu zadowoleniu. Szcz臋艣liwe w 偶yciu prywatnym, zawsze rywalizowa艂y mi臋dzy sob膮 w interesach. Gracie uwielbia艂a plotki, a wszystkie rozpowszechniane przez ni膮 informacje pr臋dzej czy p贸藕niej okazywa艂y si臋 prawdziwe. Gardenia wyprostowa艂a si臋 na krze艣le.
- To z pewno艣ci膮 nie moja wina, 偶e pan Chastain kaza艂 mnie 艣ledzi膰. A facet, kt贸remu przydzieli艂 to zadanie, zadzwoni艂 do niego spod sklepu Fenwicka.
Smyth-Jones a偶 wyba艂uszy艂 oczy ze zdziwienia.
Chastain pos艂a艂 za tob膮 goryla?
On prowadzi艂 interesy z biednym Morrisem. Chcia艂 wiedzie膰, co si臋 z nim dzieje, i dlatego przyszed艂 do antykwariatu. A ja w艂a艣nie wtedy odkry艂am cia艂o.
- On kaza艂 ci臋 艣ledzi膰 - powt贸rzy艂 Byron g艂osem, w kt贸rym pobrzmiewa艂o przera偶enie. - Nic o tym nie pisali.
- Zamierza艂 tylko sprawdzi膰, czy dotar艂am bezpiecznie do domu.
- No pi臋knie - mrukn臋艂a Clementine. - Coraz lepiej. I ty twierdzisz, 偶e to wszystko jest normalne?
- Chastain nie widzia艂 w tym pewnie nic niezwyk艂ego - mrukn膮艂 Byron.
Cierpliwo艣膰 Gardenii wyczerpa艂a si臋 absolutnie.
- Nie mog臋 tu siedzie膰 ca艂y ranek tylko po to, 偶eby was zabawia膰. Je艣li b臋d臋 wam potrzebna, szukajcie mnie w domu. Zamierzam pracowa膰.
Clementine zmierzy艂a j膮 wzrokiem.
Je艣li Nick Chastain narobi ci k艂opot贸w, zadzwo艅 do mnie natychmiast. Nie wiem wprawdzie, w jaki spos贸b mo偶na pom贸c w takiej sytuacji, ale co艣 wymy艣l臋, j
Dzi臋kuj臋 ci bardzo, najwi臋kszym moim problemem
jest teraz rodzina.
- Znam ten b贸l - powiedzia艂 pogodnie Byron.
Rozdzia艂 sz贸sty
Jeste艣 tam, siostrzyczko? M贸wi Leo. W艂a艣nie przegl膮da艂em pras臋. Co si臋 dzieje? Naprawd臋 widujesz si臋 z Chastainem? Ciocia Willy i wujek Stanley dostaj膮 sza艂u, a kuzynka Maribeth zam贸wi艂a wizyt臋 u terapeuty. Twierdzi, 偶e nie zniesie takiego stresu.
Gardenia od艂o偶y艂a trzymany w r臋ku list i podnios艂a s艂uchawk臋.
Leo? To ja. Zaczekaj chwil臋. - Przycisn臋艂a na 艣lepo kilka guzik贸w, zanim uda艂o si臋 jej wy艂膮czy膰 sekretark臋. - Przepraszam, ale sprawdzam, kto dzwoni, zanim zdecyduj臋 si臋 odebra膰.
Nic dziwnego. Niestety po bezskutecznych pr贸bach po艂膮czenia si臋 z tob膮, ca艂a nasza rodzinka zadzwoni艂a do mnie. Chc臋 wi臋c sprawdzi膰, co si臋 dzieje z moj膮 w艂asn膮 siostr膮. Podobno ty i Chastain znale藕li艣cie trupa, tak? Chyba 偶e reporterzy jak zwykle wszystko pokr臋cili.
Niezupe艂nie. - Gardenia opar艂a si臋 o krzes艂o i zerkn臋艂a na stos poczty, kt贸r膮 w艂a艣nie zacz臋艂a otwiera膰.
Telefon od brata sprawi艂 jej rado艣膰. Jedynie Leo potrafi艂 zachowa膰 zimn膮 krew w obliczu kryzysu rodzinnego. Ch艂opak ko艅czy艂 w艂a艣nie studia na uniwersytecie w Nowym Seattle. By艂 talentem psychometrycznym klasy dziewi膮tej i wyczuwa艂 intuicyjnie wiek oraz histori臋 starych przedmiot贸w. Dzi臋ki tym zdolno艣ciom zosta艂 prymusem wydzia艂u synergistycznej analizy historycznej.
Wed艂ug Gardenii przeznaczeniem brata by艂a kariera akademika, gdy偶 Leo mia艂 ogromn膮 szans臋 na dokonanie znacz膮cych odkry膰 naukowych. Reszta rodziny nie chcia艂a jednak nawet s艂ysze膰 o takiej przysz艂o艣ci ch艂opca.
Przez cztery pokolenia fortuna Spring贸w mia艂a swe korzenie w 艣wiecie interes贸w. Bankructwo firmy, do jakiego dosz艂o tu偶 po 艣mierci Edwarda Springa, wprawi艂o jego krewnych w os艂upienie. Wszyscy z wyj膮tkiem Gardenii doszli natychmiast do wniosku, 偶e na Leo spoczywa obowi膮zek odbudowania Spring Industries. Jedynie siostra pragn臋艂a chroni膰 brata przed nasilaj膮c膮 si臋 presj膮 rodziny.
- Kto艣 zabi艂 jednego z moich klient贸w - wyja艣ni艂a.
- A ja znalaz艂am cia艂o. I tak si臋 jako艣 z艂o偶y艂o, 偶e towarzyszy艂 mi pan Chastain. Oboje musieli艣my z艂o偶y膰 zeznanie na policji.
Tak si臋 z艂o偶y艂o? Jako艣? Nie s膮dz臋, aby to wyja艣nienie zadowoli艂o cioci臋 Willy i reszt臋 rodzinki. Ale teraz rozmawiasz ze mn膮. Mo偶esz pozwoli膰 sobie na szczero艣膰.
To bardzo skomplikowana sprawa. Pan Chastain negocjowa艂 z Fenwickiem warunki pewnej transakcji.
Stre艣ci艂a bratu przebieg wydarze艅. - A wi臋c sam widzisz zako艅czy艂a. - Zar贸wno mnie, jak i jego interesowa艂 los Morrisa.
Mhm.
A co to niby mia艂o znaczy膰?
Sam nie wiem - przyzna艂 Leo. - Ale zupe艂nie si臋 nie dziwi臋, 偶e ciotka Willy i inni dostali histerii. Jeszcze nie zapomnieli o krzywdzie, jak膮 ci wtedy wyrz膮dzi艂 ten 艂ajdak Eaton.
- Zapewniam ci臋, 偶e ci dwaj panowie nie s膮 do siebie podobni.
Nie k艂ama艂a. Rexford Eaton, mecenas sztuk pi臋knych, sponsor partii Warto艣膰 Przodk贸w zleci艂 dziewczynie projekt wn臋trz nowej siedziby rodowej.
Wtedy jeszcze Gardenia cieszy艂a si臋 bardzo z intratnego zaj臋cia. Po 艣mierci rodzic贸w i bankructwie firmy zar贸wno ona, jak i jej brat znale藕li si臋 w trudnej sytuacji finansowej.
Postanowi艂a wi臋c w艂o偶y膰 ca艂膮 swoj膮 energi臋 w stworzenie w艂asnej firmy dekoratorskiej. Propozycja Eatona wprowadzi艂a j膮 w stan najwy偶szej euforii, nic tylko z powodu sowitego honorarium, lecz przede wszystkim dlatego, 偶e takie zlecenie otwiera艂o zamkni臋ty 艣wiat rynku dekorator贸w.
Niestety ju偶 w dwa tygodnie po rozpocz臋ciu pracy znalaz艂a si臋 na czo艂owych stronach „Synsacji" oraz innych brukowc贸w. Gazety opublikowa艂y jej zdj臋cie, na kt贸rym wychodzi艂a z prywatnej sypialni pana domu. Nikt nie uwierzy艂, 偶e Gardenia omawia艂a po prostu z Eatonem wz贸r oraz kolor tapety.
Posk艂adanie tej 艂amig艂贸wki zaj臋艂o jej mas臋 czasu.
Rexford oraz jego elegancka 偶ona, Bethany, uknuli spisek, dzi臋ki kt贸remu uda艂o im si臋 zatuszowa膰 romans, jaki 艂膮czy艂 ich oboje z Dari膮 Hard, jedn膮 z czo艂owych osobisto艣ci z Partii Warto艣ci.
Id膮c w 艣lad za plotkami rozpuszczanymi przez jednego z oponent贸w pani Hard dziennikarze zacz臋li zadawa膰 kr臋puj膮ce pytania. Eatonowie i Daria postanowili wi臋c zmyli膰 trop i podali reporterom na tacy g艂ow臋 Gardenii.
Plan wypali艂, a Bethany Eaton odegra艂a wspaniale rol臋 zdradzonej 偶ony.
Wszyscy uwierzyli w kolejny romans niewiernego m臋偶a z艂apanego na gor膮cym uczynku z kobiet膮, kt贸ra mia艂a nieszcz臋艣cie pochodzi膰 z jednej z najlepszych rodzin miasto-stanu. Nikt nawet nie podejrzewa艂 Eaton贸w o kontakty seksualne z Dari膮 Hard.
Przelotn膮 mi艂ostk臋 mo偶na by艂o wybaczy膰, ale tr贸jk膮t erotyczny z udzia艂em wa偶nej osobisto艣ci nadszarpn膮艂by powa偶nie wizerunek ma艂偶onk贸w oraz pani Hard. 呕adne z trojga kochank贸w nie wysz艂oby ca艂o z takiej opresji.
W ko艅cu krzywdy dozna艂a jedynie Gardenia. Nazwisko Darii nawet nie pad艂o, Bethany Eaton darzono cichym wsp贸艂czuciem, a Rexfordowi wszystko usz艂o na sucho.
Niewierni m臋偶owie nie nale偶eli bowiem do rzadko艣ci, szczeg贸lnie w wy偶szych sferach, gdzie nie zawsze korzystano z pomocy agencji przy zawieraniu ma艂偶e艅stw. Tajemnic臋 poliszynela stanowi艂 fakt, i偶 przy doborze partnera bogacze kierowali si臋 czasem bardziej wzgl臋dami materialnymi ni偶 pragnieniem 偶ycia w szcz臋艣liwej rodzinie. A poniewa偶 rozwody nie wchodzi艂y w gr臋, ma艂偶e艅stwo Eaton贸w musia艂o przetrwa膰 kryzys.
O ca艂ej sprawie zapomniano w ci膮gu trzech dni.
Niemniej jednak kilka brukowych artyku艂贸w wystarczy艂o, by zrujnowa膰 reputacj臋 Gardenii i utrudni膰 jej prowadzenie firmy wn臋trzarskiej, w kt贸r膮 dziewczyna w艂o偶y艂a wiele wysi艂ku i serca. Kiedy panna Spring pogodzi艂a si臋 wreszcie z etykietk膮 Szkar艂atnej Damy, zacz臋艂a traktowa膰 ten kolor jak znak firmowy.
Ku rozpaczy i przera偶eniu rodziny w szafie Gardenii wisia艂a g艂贸wnie czerwona garderoba. Wszystkie jej p艂aszcze, garsonki, spodnie, 偶akiety, sp贸dnice, suknie a偶 do bluzek obejmowa艂y szerokie spektrum odcieni tego koloru od cynobru po g艂臋bok膮 wi艣ni臋.
Straciwszy szans臋 wej艣cia do salon贸w elity, dziewczyna skupi艂a si臋 na zdobyciu uznania w艣r贸d pocz膮tkuj膮cych przedsi臋biorc贸w i zamierza艂a utrwali膰 swoj膮 pozycj臋 w tej niszy rynkowej.
- Ciocia Willy i kuzynka Maribeth maj膮 pian臋 na ustach - powiedzia艂 Leo. - Najbardziej obawiaj膮 si臋, 偶e Luttrell odwo艂a randk臋.
Mi臋dzy nami m贸wi膮c, wcale nie z艂ama艂by mi w ten spos贸b serca. Duncan jest bardzo mi艂y i lubi臋 jego towarzystwo, ale to wszystko.
Zapominasz o czynniku R, moja droga.
A c贸偶 to takiego?
O czynniku rodzinnym - wyja艣ni艂 Leo. - Duncan Luttrell podwoi艂 ostatnio warto艣膰 firmy, a kiedy wypu艣ci t臋 now膮 generacj臋 oprzyrz膮dowania, zapewne j膮 potroi. Odnosz臋 wra偶enie, 偶e wed艂ug ciotki Willy i wujka Stanleya r贸wnie 艂atwo zakocha膰 si臋 w bogaczu, jak i w biedaku.
Eee tam. - Gardenia poszpera艂a w rachunkach i wyj臋艂a dwa katalogi. - Je艣li zaczn膮 nalega膰, wyjm臋 asa z r臋kawa.
Tak, tak, wiem. - W g艂osie Leo zad藕wi臋cza艂y melodramatyczno-patetyczne tony. - Nigdy by艣 si臋 nie o艣mieli艂a zawrze膰 ma艂偶e艅stwa poza agencj膮, a Koneksje Synergistyczne, najlepsze biuro w mie艣cie, uzna艂y, 偶e nie nadajesz si臋 do 偶adnych zwi膮zk贸w.
W艂a艣nie - odpar艂a pogodnie Gardenia. - Statystycznie nieprawdopodobne, a jednak... No i co mo偶na na to poradzi膰?
Zapewniam ci臋, 偶e ciocia Willy znajdzie spos贸b na wszystko.
Jak偶e by mog艂a mnie prosi膰 o zawarcie ma艂偶e艅stwa nie konsultowanego z agencj膮? - Gardenia si臋gn臋艂a po no偶yk do otwierania kopert. - A poza tym, jaki przyzwoity, rozs膮dny cz艂owiek chcia艂by po艣lubi膰 kobiet臋 uznan膮 za nieskojarzaln膮?
Chcesz wiedzie膰, co ja o tym my艣l臋? Ot贸偶 uwa偶am, 偶e w g艂臋bi duszy bardzo si臋 cieszysz z takiego wyniku test贸w.
No wiesz! - Gardenia otworzy艂a kopert臋, w kt贸rej znalaz艂a kolejny rachunek. - Przecie偶 nieskojarzalno艣膰 to prawie wyrok 艣mierci. Wszyscy tak uwa偶aj膮.
Wszyscy, poza tob膮.
Gardenia u艣miechn臋艂a si臋 do siebie. Przed czterema laty, zanim jej rodzice zgin臋li na morzu, s膮dzi艂a, 偶e jest zakochana. Wybranek jej serca nazywa艂 si臋 Sterling Dean i by艂 bardzo przystojnym wiceprezesem imperium Spring贸w. Dziewczynie wydawa艂o si臋 wtedy, 偶e wiele ich 艂膮czy, tote偶 zarejestrowa艂a si臋 w Koneksjach Synergistycznych, 偶eby potwierdzi膰 trafno艣膰 doboru.
Ku zaskoczeniu i wielkiemu niezadowoleniu doradcy synergistycznego okaza艂o si臋, 偶e Gardenia nale偶y do w膮skiej grupy jednostek, kt贸rym nie mo偶na znale藕膰 partnera. Eksperci przypisywali 贸w stan paranormalnemu profilowi psychologicznemu Gardenii. Dziewczyna wykazywa艂a subtelne odst臋pstwa od pewnej normy, co wykluczy艂o jej ewentualne ma艂偶e艅stwo z Deanem lub kimkolwiek innym z kandydat贸w zarejestrowanych w贸wczas w agencji.
Zanim Gardenia zd膮偶y艂a otrz膮sn膮膰 si臋 ca艂kowicie z szoku wywo艂anego t膮 fataln膮 diagnoz膮, nadesz艂a wiadomo艣膰 o 艣mierci jej rodzic贸w. A potem dziewczyna by艂a zbyt zaj臋ta 偶a艂ob膮 i odbudowywaniem imperium, aby martwi膰 si臋 swoim losem wiecznej starej panny.
Cz艂onkowie rodziny i przyjaciele znaj膮cy rezultat test贸w odnosili si臋 do Gardenii z dziwn膮 mieszanin膮 wsp贸艂czucia, ciekawo艣ci oraz przera偶enia. Ostatnio jednak wysz艂y na jaw pozytywne aspekty tej sytuacji. Ot贸偶 w spo艂ecze艅stwie nakazuj膮cym zawieranie ma艂偶e艅stw status jednostki nieskojarzalnej dawa艂 ogromne poczucie wolno艣ci. Skazywa艂 r贸wnie偶 na samotno艣膰, ale o tym panna Spring nie mia艂a czasu my艣le膰. Zanadto poch艂ania艂a j膮 praca.
Ciocia Willy twierdzi, 偶e lubisz towarzystwo Luttrella. On ma podobno poczucie humoru - odezwa艂 si臋 Leo.
To prawda i za to go lubi臋.
Duncan popiera艂 r贸wnie偶 ma艂偶e艅stwa nieagencyjne, ale o tym ju偶 Gardenia nie wspomnia艂a.
Luttrell pe艂ni艂 funkcj臋 prezesa znanej firmy komputerowej Synkom. Przedstawi艂 si臋 Gardenii sze艣膰 tygodni temu na wystawie sztuki. Zacz臋li rozmow臋 stoj膮c naprzeciwko obrazu ze szko艂y Neo Drugiego Pokolenia. Oboje patrzyli d艂ugo na bez艂adn膮 mieszanin臋 farb i w ko艅cu wybuchn臋li 艣miechem.
Z ochot膮 opu艣cili galeri臋 i poszli na kaw臋.
W par臋 dni p贸藕niej Duncan zaprosi艂 dziewczyn臋 do teatru, a ona wyrazi艂a zgod臋. Ciocia Willy wpad艂a w eufori臋. Gardenia doskonale wiedzia艂a, 偶e w g艂owach wszystkich cz艂onk贸w rodziny 艣wita my艣l o odbudowaniu rodzinnego imperium dzi臋ki fortunie Luttrella.
Zawsze twierdzi艂a艣, 偶e u m臋偶czyzny najwy偶ej sobie cenisz poczucie humoru - przypomnia艂 Leo.
Oczywi艣cie. Przecie偶 sp臋dzi艂am dzieci艅stwo z tat膮. Jak mog艂abym 偶y膰 z kim艣, kto nic potrafi si臋 艣mia膰?
Wiem. Tacie nie powiod艂o si臋 w interesach, ale by艂 cudownym ojcem. Nadal bardzo brak mi rodzic贸w.
Mnie te偶. - Na samo wspomnienie ojca, ogarn臋艂a j膮 melancholia.
Edward Spring mia艂 z艂ote serce i nie opuszcza艂a go pogoda ducha. Jego 偶ona Genevieve podziela艂a ten optymistyczny stosunek do 艣wiata. Gardenia i Leo dorastali w domu pe艂nym ciep艂a oraz rado艣ci 偶ycia. Niestety, pa艅stwo Spring nie mieli smyka艂ki do interes贸w. Pod ich zarz膮dem imperium Spring贸w rozpad艂o si臋 w py艂.
Dobrze chocia偶, 偶e si臋 w tym typie nie zakocha艂a艣 - mrukn膮艂 Leo. - Te brukowce wypisuj膮 jakie艣 bzdury o romansie.
Jutro wszyscy zapomn膮 o sprawie - zapewni艂a brata Gardenia. Podnios艂a pi贸ro z blatu biurka i zacz臋艂a si臋 nim bawi膰. - Nazwisko Spring贸w nic budzi ju偶 takiego zainteresowania jak przed rokiem.
By膰 mo偶e. Natomiast Chastain w nag艂贸wku podniesie nak艂ad.
Odrzuci艂a pi贸ro i wyprostowa艂a plecy.
Wiesz, co mnie najbardziej wkurza?
Pewnie to, 偶e znowu jaki艣 szmat艂awiec wzbogaci si臋 twoim kosztem.
Nie. Chodzi mi o Fenwicka. Wszyscy zupe艂nie o nim zapomnieli.
Niestety Chastain okaza艂 si臋 znacznie bardziej interesuj膮cy ni偶 Morris Fenwick - odpar艂 Leo. - Twoja osoba r贸wnie偶 budzi emocje.
To nie jest w porz膮dku. Nale偶a艂oby si臋 raczej skupi膰 na znalezieniu mordercy.
Gliny w ko艅cu go dorw膮. Prawdopodobnie przy okazji jakiej艣 afery narkotykowej.
Mo偶liwe. - Zamilk艂a na chwil臋... - S艂uchaj... gdybym potrzebowa艂a eksperta od spraw ekspedycji na Morza Zachodnie sprzed trzydziestu pi臋ciu lat, do kogo powinnam si臋 zwr贸ci膰?
Interesuje ci臋 jaka艣 konkretna wyprawa?
Owszem. Tylko nie kpij. Chc臋 si臋 czego艣 dowiedzie膰
- Trzeciej Wyprawie Chastaina.
Trzeciej? - za艣mia艂 si臋 Leo. - Chyba 偶artujesz! To przecie偶 tylko legenda! Ta wyprawa nigdy si臋 nie odby艂a. Uniwersytet, kt贸ry j膮 finansowa艂, w ostatniej chwili odwo艂a艂 ca艂e przedsi臋wzi臋cie. A szef wyprawy uciek艂 do d偶ungli i pope艂ni艂 samob贸jstwo na par臋 dni przed planowanym wyruszeniem ekipy.
Czy znaleziono jego cia艂o?
Sk膮d偶e! Nie znajduje si臋 cia艂 w d偶ungli, je艣li nie wiadomo, gdzie ich szuka膰. A s膮dz臋, 偶e nikt nie mia艂 poj臋cia.
Istnieje jeszcze teoria DeForesta - przypomnia艂a Gardenia. - Opublikowano j膮 przecie偶 par臋 lat temu.
Leo roze艣mia艂 si臋 sarkastycznie.
- Owszem, w brukowcach. 呕aden rozs膮dny naukowiec nawet nie przeczyta艂 tych wypocin. Historyjka Szalonego
- DeForesta o nieznanych istotach uprowadzaj膮cych ekip臋 naukow膮 skompromitowa艂a uniwersytet w Nowym Seattle. A profesora kosztowa艂a katedr臋 i prac臋.
Szalonego DeForesta? - powt贸rzy艂a Gardenia.
Tak go nazywaj膮 w powa偶nych kr臋gach naukowych. Zdaje si臋, 偶e profesor ma na imi臋 Newton czy co艣 w tym rodzaju. Wyk艂ada艂 na wydziale synergistycznej analizy historycznej, dop贸ki nie zacz膮艂 pisa膰 tych bzdur o istotach z innej planety oraz porwanych cz艂onkach ekspedycji naukowych.
Chcesz mi powiedzie膰, 偶e nie znasz nikogo, z kim mog艂abym porozmawia膰?
Oczywi艣cie, 偶e nie, bo Trzecia Wyprawa w og贸le nie dosz艂a do skutku. - Leo urwa艂 na chwil臋. - Mo偶e tylko...
Tak?
Chastain zacz膮艂 chyba pisa膰 dziennik z tej podr贸偶y ju偶 na etapie projekt贸w. Niewykluczone, 偶e odnotowywa艂 w nim plany, przygotowania i tak dalej. A p贸藕niej pope艂ni艂 samob贸jstwo.
Pewnie w艂a艣nie o tych notatkach m贸wi艂 Morris. Co si臋 sta艂o z DeForestem?
Zmuszono go do odej艣cia na emerytur臋. Ju偶 ci to przecie偶 m贸wi艂em. Kto艣 wspomina艂 o rodzinnym maj膮tku DeForest贸w. Profesor odziedziczy艂 podobno jak膮艣 posiad艂o艣膰. O ile wiem, nadal tam mieszka.
I tylko on jeden jest autorytetem w tej dziedzinie?
On wymy艣li艂 t臋 legend臋. W 偶adnym wypadku nie nazywa艂bym go autorytetem.
Rozumiem. - Gardenia stukn臋艂a o艂贸wkiem o biurko.
Siostrzyczko?
Nie boisz si臋, 偶e Chastain b臋dzie ci臋 niepokoi艂? - spyta艂 powa偶nie Leo.
Co przez to rozumiesz?
Bardzo tajemniczy z niego cz艂owiek. To samotnik. Nikt o nim nic nie wie.
Tak膮 ju偶 ma natur臋 - odpar艂a Gardenia. - Co wi臋cej, s膮dz臋, 偶e Chastain nie zamierza si臋 zmienia膰. Dlatego b臋dzie si臋 trzyma艂 ode mnie z daleka. Nie zwraca艂by chyba na siebie uwagi towarzystwem Szkar艂atnej Damy.
Mhm.
No, sam pomy艣l - zach臋ca艂a Gardenia, zaczynaj膮c wierzy膰 g艂臋boko w swoje s艂owa. - Gdyby Chastain zacz膮艂 mnie niepokoi膰, jak by艂e艣 艂askaw to nazwa膰, wszyscy by si臋 o tym dowiedzieli. Jego zdj臋cie zn贸w mog艂oby si臋 ukaza膰 we wszystkich gazetach. A on podobno nie 偶yczy sobie rozg艂osu.
Pewnie nie.
Wierz mi. On zaszyje si臋 w swoim kasynie. Wie, 偶e je艣li nie dosypie galaretowatego lodu do ognia, to ca艂a historia umrze 艣mierci膮 naturaln膮.
A co z tob膮? - W g艂osie Leo nadal pobrzmiewa艂 niepok贸j.
Postaram si臋 unika膰 dziennikarzy, a偶 w ko艅cu znudzi im si臋 i dadz膮 mi spok贸j. Bardziej uprzykrzy mi 偶ycie rodzina ni偶 Chastain.
Skoro tak uwa偶asz...
- Nie martw si臋. Ju偶 wi臋cej o nim nie us艂yszysz.
Kiedy tylko si臋 po偶egna艂a i od艂o偶y艂a s艂uchawk臋, zn贸w zaterkota艂 telefon. Sta艂o si臋 to tak nagle, 偶e Gardenia a偶 podskoczy艂a na krze艣le z wra偶enia i popatrzy艂a wyczekuj膮co na automatyczn膮 sekretark臋.
- Tu Nick Chastain. Domy艣lam si臋, 偶e pani tam jest i sprawdza, kto dzwoni. Musz臋 z pani膮 porozmawia膰.
Zamar艂a z wra偶enia. Ten g艂os niepokoi艂 jej wszystkie zmys艂y. Najwyra藕niej reagowa艂a na Chastaina w tak nietypowy spos贸b wcale nie z powodu ciemno艣ci i napi臋tej sytuacji.
Umilk艂, ale nie przerwa艂 po艂膮czenia. Czeka艂.
Waha艂a si臋 przez chwil臋. W ko艅cu da艂a za wygran膮.
Cholera! - sykn臋艂a, po czym zebra艂a si臋 na odwag臋 i si臋gn臋艂a po s艂uchawk臋, jakby to by艂a paj膮ko-偶aba.
S艂ucham pana.
Prosz臋 mi m贸wi膰 po imieniu. S膮dz臋, 偶e po tym, co razem przeszli艣my, mo偶emy przej艣膰 na ty.
W g艂osie Chastaina pobrzmiewa艂a cichutko 偶artobliwa nutka, tak r贸偶na od szczerej weso艂o艣ci Duncana Luttrella. Poczucie humoru Nicka pochodzi艂o z bardzo dalekich zak膮tk贸w umys艂u, gdzie dowcipy kar艂owacia艂y i ulega艂y stopniowej degeneracji z braku s艂o艅ca.
- Co za niespodzianka! - Gardenia pr贸bowa艂a przybra膰 niedba艂y ton. - S膮dzi艂am, 偶e b臋dzie pan mnie unika艂. Chyba nie przepada pan za rozg艂osem.
Uda艂, 偶e nie s艂yszy.
Dokuczaj膮 pani reporterzy?
Rano mia艂am kilka telefon贸w, ale je zignorowa艂am. Odnosz臋 wra偶enie, 偶e ekipa „Synsacji" czai si臋 na mnie pod domem, ale jako艣 sobie poradz臋. A co s艂ycha膰 u pana?
Zatrudniam ochron臋 mi臋dzy innymi po to, 偶eby nie dopuszcza艂a do mnie dziennikarzy.
Oczywi艣cie. - Gardenia wsta艂a z krzes艂a. Ci膮gn膮c za sob膮 sznur aparatu podesz艂a do okna, aby popatrze膰 na firmowe auto brukowca. - Zazdroszcz臋.
- Mog臋 zaraz przys艂a膰 do pani jednego ze swoich.
Gardenia wyobrazi艂a sobie nagle Feathera stoj膮cego na dole w holu. S膮siedzi nigdy by jej czego艣 podobnego nie wybaczyli.
Na mi艂o艣膰 bosk膮, prosz臋 tego nic robi膰. - Odchrz膮kn臋艂a. - To znaczy, bardzo dzi臋kuj臋, ale chyba dam sobie rad臋. Reporterzy szybko si臋 nudz膮.
Mo偶liwe. Ale jeszcze troch臋 pani膮 pom臋cz膮.
Gdyby cho膰 na chwile zainteresowali si臋 morderstwem, mo偶e zdopingowaliby policj臋 do dzia艂ania.
Gliny na pewno staj膮 na uszach.
Nie wierz臋. - Gardenia zn贸w stan臋艂a przy biurku z epoki Wczesnych Odkry膰. - Detektyw Anselm czeka, 偶eby podejrzany wszed艂 do jego biura i z艂o偶y艂 zeznanie.
Anselm to przyzwoity facet. Sprawdzi ka偶dy trop, jaki uda mu si臋 odkry膰.
Oby! Ja jednak jestem innego zdania. Odstawi膮 spraw臋 na boczny tor, bo pomy艣l膮, 偶e Fenwicka zabi艂 narkoman szukaj膮cy pieni臋dzy na „szalon膮 mg艂臋".
Po drugiej s艂uchawki na chwil臋 zaleg艂a cisza.
A pani nadal uwa偶a, 偶e istnieje jakie艣 inne wyja艣nienie tej zagadki? - spyta艂 w ko艅cu Nick zupe艂nie bezbarwnym g艂osem.
Nic spa艂am ca艂膮 noc. - Opad艂a powoli na krzes艂o. - Morris zgin膮艂 akurat wtedy, kiedy finalizowa艂 z panem spraw臋 pami臋tnika.
I znowu ta teoria spiskowa! Jest pani pewna, 偶e nikt z rodziny nie by艂 matrycowcem?
Nie widz臋 w tym nic zabawnego. - Zmarszczy艂a brwi. - Ciekawa jestem, gdzie Fenwick ukry艂 ten dziennik.
Nie pani jedna.
Ta zimna determinacja nie podzia艂a艂a uspokajaj膮co na sko艂atane nerwy Gardenii.
Przewiduj臋 trudno艣ci. Niech pan nie zapomina, 偶e Morris by艂 talentem matrycowym. Zna艂 si臋 na zmowach, sekretach i tajemnicach. Wszyscy matrycowcy potrafi膮 艣wietnie chowa膰.
I szuka膰 - doda艂 Nick.
Fakt. Podobno z艂odzieja-matrycowca potrafi z艂apa膰 tylko inny z艂odziej-matrycowiec. Mo偶e by wynaj膮膰 kogo艣 takiego? To znaczy nie z艂odzieja tylko talent matrycowy.
Rozwa偶臋 tak膮 mo偶liwo艣膰. - Urwa艂. - Talent jednak nie wystarczy. B臋d臋 potrzebowa艂 pryzmatu. Jest pani wolna?
My艣l o spotkaniu z Chastainem zn贸w przywo艂a艂a obraz pustego szybu od windy.
- Nie wiem - odpar艂a cicho, czuj膮c dziwne skurcze 偶o艂膮dka. - Musz臋 zajrze膰 do kalendarza. Ostatnio zajmowa艂am si臋 raczej firm膮. Nie ogniskuj臋 wiele. Praca dla Morrisa stanowi艂a jedynie wyj膮tek.
Czu艂a, 偶e zachowuje si臋 jak idiotka. Usi艂owa艂a dociec, dlaczego jakikolwiek kontakt z Nickiem Chastainem budzi w niej tak osobliwe emocje. Prawda, Chastain by艂 niebezpiecznym, tajemniczym odludkiem. Ponadto znale藕li razem trupa. Ale mo偶e istnia艂 jeszcze jaki艣 inny pow贸d, dla kt贸rego Gardenia na sam d藕wi臋ku tego g艂osu dostawa艂a g臋siej sk贸rki.
Po偶a艂owa艂a nagle, 偶e go nie widzi, cho膰 z zielonoz艂otych oczu m臋偶czyzny nie uda艂oby si臋 zapewne wiele wyczyta膰. Chastain przybiera艂 nieodgadniony wyraz twarzy z tak膮 sam膮 swobod膮, z jak膮 nosi艂 kosztowny garnitur szyty na miar臋.
Przecie偶 tylko pan by艂 got贸w zabi膰 dla tego dziennika, prawda? A mo偶e zmieni艂 pan zdanie?
T臋 teori臋 uknu艂a pani. Nie ja. M贸wi艂em tylko, 偶e nam obojgu powinno zale偶e膰 na odnalezieniu dokument贸w. Policja na pewno w og贸le si臋 tym nic zainteresuje. Anselm jest przekonany o motywie rabunkowym.
Gardenia opar艂a 艂okie膰 o biurko.
Szczerze m贸wi膮c, nie bardzo wiem, co my艣le膰.
Prosz臋 si臋 pospieszy膰 z t膮 decyzj膮. Chc臋 od razu rozpocz膮膰 艣ledztwo. Nie ma czasu. Trzeba ku膰 偶elazo, p贸ki gor膮ce.
Pewnie tak.
- No wi臋c jak? B臋dzie pani ze mn膮 pracowa膰?
Zwija艂a nerwowo w palcach drut od telefonu. Chastain nalega艂. Subtelnie, ale stanowczo.
- S膮dzi pan, 偶e powinni艣my po艂膮czy膰 wysi艂ki?
- Dlaczego nie? Oboje mamy istotne powody, aby szuka膰 dziennika. Razem na pewno osi膮gniemy wi臋cej ni偶 w pojedynk臋.
Gardenia zab臋bni艂a palcami po biurku.
Trudno b臋dzie zachowa膰 to przymierze w tajemnicy.
Fakt. Istnieje ryzyko, 偶e 艣ci膮gniemy na siebie uwag臋 brukowc贸w.
No w艂a艣nie. - Zirytowa艂 j膮 oboj臋tny ton m臋偶czyzny. - Chyba nie by艂by pan z tego zadowolony?
Dla dobra sprawy mog臋 si臋 po艣wi臋ci膰. A pani?
Bardzo niech臋tnie, ale ju偶 tak cz臋sto mnie obsmarowywali, 偶e jako艣 wytrzymam.
Po drugiej stronie s艂uchawki zn贸w zaleg艂a cisza.
- A wi臋c znajomo艣膰 ze mn膮 jest kompromituj膮ca?
Wspaniale. Znowu go urazi艂a.
Nie zamierza艂am niczego podobnego sugerowa膰. Po prostu dziennikarze nigdy nie pisz膮 o nikim dobrze.
Niewa偶ne - przerwa艂 szybko. - Skoro i tak nie uda si臋 nam unikn膮膰 rozg艂osu, stw贸rzmy jak膮艣 zas艂on臋 dymn膮.
Wyostrzy艂a zmys艂y.
- Jak mam to rozumie膰?
Poszukuj臋 dekoratora wn臋trz. Chwyci艂a mocno sznur od telefonu. .
S艂ucham?
- Przecie偶 m贸wi臋 wyra藕nie. Wkr贸tce si臋 偶eni臋. Zamierzam zmieni膰 wystr贸j domu.
O ma艂o nie urwa艂a sznura. A wi臋c Chastain planowa艂 艣lub. Nie by艂o w tym jednak nic dziwnego. Przecie偶 wszyscy pr臋dzej czy p贸藕niej wst臋puj膮 w zwi膮zki ma艂偶e艅skie. Nawet tajemniczy w艂a艣ciciele kasyn. Jedyny wyj膮tek stanowili przest臋pcy, umys艂owo chorzy oraz Gardenia Spring.
Rozumiem.
Mojej przysz艂ej ma艂偶once nie spodoba si臋 dom, kt贸ry wygl膮da jak kasyno.
Przecie偶 pan mieszka w kasynie - zauwa偶y艂a ponuro Gardenia. - W膮tpi臋, czy uda si臋 panu zatai膰 ten fakt. Odg艂osy automat贸w do gry natychmiast pana zdradz膮.
Kupi艂em posiad艂o艣膰 na wzg贸rzu z widokiem na miasto i zatok臋.
Ach tak. - Nie wiedzia艂a, co powiedzie膰. - Kiedy wesele?
.- Jeszcze nie wiem. Dopiero co rozpocz膮艂em formalno艣ci.
Korzysta pan z us艂ug agencji?
Dlaczego si臋 pani dziwi? Przecie偶 wszyscy tak post臋puj膮.
W wi臋kszo艣ci wypadk贸w, ale istniej膮 wyj膮tki.
Nie zamierzam powi臋kszy膰 ich grona. Ma艂偶e艅stwo bez doradcy stanowi powa偶ne ryzyko. A ja nie lubi臋 hazardu.
Zamruga艂a oczami.
Naprawd臋?
Zarabiam pieni膮dze dzi臋ki synergistycznemu rachunkowi prawdopodobie艅stwa, ale nigdy nie podejmuj臋 bezsensownego ryzyka. A ju偶 na pewno nic w przypadku tak powa偶nej sprawy jak ma艂偶e艅stwo.
Bardzo m膮drze - zgodzi艂a si臋 szybko. Chastain zamilk艂 na chwil臋.
A pani jest zarejestrowana?
Prze艂kn臋艂a 艣lin臋. Pytanie wydawa艂o si臋 naturalne. W ko艅cu zbli偶a艂a si臋 niebezpiecznie do trzydziestki.
- Cztery lata temu przesz艂am testy. Ale jestem nieskojarzalna.
Na chwil臋 nasta艂a grobowa cisza.
- Rozumiem - powiedzia艂 w ko艅cu Nick. - To do艣膰 rzadki przypadek.
Jego komentarz m贸g艂by wygra膰 konkurs na eufemizm roku.
Owszem - potwierdzi艂a Gardenia. - Ale jednak si臋 zdarza.
Zdaje si臋, 偶e niespecjalnie si臋 pani tym przejmuje.
Trzeba jako艣 偶y膰.
Pryzmaty z pe艂nym widmem lubi膮 grymasi膰 - zauwa偶y艂 Nick.
To nie nasza wina - odparowa艂a. - Mamy po prostu wysokie wymagania. W moim przypadku spraw臋 komplikuje fakt, 偶e odbiegam nieco od normy.
Rzeczywi艣cie. O ile dobrze pami臋tam, ogniskuje pani tylko dla matrycowc贸w.
Mhm. St膮d niekorzystny wynik MIOP-u.
MIOP-u?
Multypsychicznej Inwentaryzacji Osobowo艣ci Paranormalnej. Tego typu synergistyczno-psychologicznym testem pos艂uguj膮 si臋 wszystkie agencje matrymonialne. Czy偶by pa艅ski doradca nic o nim nie wspomina艂?
Zg艂osi艂em si臋 do agencji dopiero niedawno. Nie zd膮偶y艂em ustali膰 wszystkich szczeg贸艂贸w.
Aha. No wi臋c zacznie pan od kwestionariusza, a potem zaaplikuj膮 panu MIOP. Kt贸r膮 agencj臋 pan wybra艂?
M贸j doradca pracuje dla Koneksji Synergistycznych.
Dobra firma. Ja r贸wnie偶 u nich by艂am. - Gardenia zyska艂a pewno艣膰, 偶e Nick posiada jakie艣 nadzwyczajne zdolno艣ci parapsychiczne. Koneksje Synergistyczne jako jedne z nielicznych w ca艂ym miasto-stanie przyjmowa艂y zg艂oszenia od pryzmat贸w z pe艂nym spektrum i talent贸w klasy dziesi膮tej. - S艂ono sobie licz膮 za us艂ugi.
Sta膰 mnie na to.
Domy艣lam si臋 - sykn臋艂a.
Jak ju偶 m贸wi艂em, musz臋 zmieni膰 wystr贸j domu. M贸g艂bym rozpu艣ci膰 plotk臋, 偶e zatrudni艂em pani膮 w charakterze projektantki. To by uzasadnia艂o nasze cz臋ste spotkania.
Jej umys艂 pracowa艂 tak ci臋偶ko, jakby grz膮z艂 w twardniej膮cej 偶ywicy.
No wi臋c...
B臋dziemy si臋 dzieli膰 spostrze偶eniami oraz informacjami. - Urwa艂. - Oczywi艣cie wynagrodz臋 pani us艂ugi.
Ta uwaga stopi艂a g臋stniej膮c膮 mas臋 niczym najlepszy rozcie艅czalnik.
- Jak pan 艣mie! - oburzy艂a si臋 Gardenia. - No tak, ale czego w艂a艣ciwie mog艂am si臋 spodziewa膰 po w艂a艣cicielu kasyna? Mam dla pana nowin臋, panie Chastain. Zale偶y mi wy艂膮cznie na tym, 偶eby sprawiedliwo艣ci sta艂o si臋 zado艣膰. Chc臋 si臋 przyczyni膰 do schwytania mordercy tego biedaka.
Oczywi艣cie - powiedzia艂 szybko Nick. Za szybko.
Pana z kolei interesuje dziennik. Z jakiego艣 powodu uwa偶a pan, 偶e posiadam informacje, jakie mog艂yby panu dopom贸c w odnalezieniu tych zapisk贸w.
Prosz臋 pos艂ucha膰. Wysun膮艂em tylko rozs膮dn膮 propozycj臋, r贸wnie korzystn膮 dla nas obojga.
Jasne! Usi艂uje pan mn膮 manipulowa膰, a ja na to nie pozwol臋.
Niech pani spokojnie wszystko przemy艣li. O nic wi臋cej nie prosz臋. - Przemawia艂 teraz niczym uosobienie rozs膮dku. - Prosz臋 do mnie zadzwoni膰, kiedy ju偶 pani przeanalizuje m贸j plan.
Ani mi si臋 艣ni.
Trzasn臋艂a s艂uchawk膮, zanim Chastain zd膮偶y艂 zmieni膰 taktyk臋.
Rozdzia艂 si贸dmy
Gardenia po艂kn臋艂a haczyk. Teraz pozosta艂o mu tylko zakr臋ci膰 korbk膮 ko艂owrotka i wyci膮gn膮膰 j膮 na brzeg. Wiedzia艂, 偶e dziewczyna zadzwoni jeszcze przed wieczorem. Nie mog艂aby si臋 oprze膰 takiej pokusie.
To fakt, 偶e pod koniec rozmowy troch臋 si臋 zdenerwowa艂a, ale gniew ju偶 z pewno艣ci膮 jej min膮艂, zatem Chastain spokojnie oczekiwa艂 na telefon.
By艂 bardzo z zadowolony z analizy matrycy, obejmuj膮cej teraz r贸wnie偶 Gardeni臋 Spring, kt贸ra okaza艂a si臋 osob膮 niezwykle lojaln膮. A偶 do przesady. Dziewczynie wydawa艂o si臋 najwyra藕niej, 偶e powinna znale藕膰 morderc臋 Fenwicka. Nie pozosta艂o jej wi臋c nic innego, jak tylko skontaktowa膰 si臋 z Nickiem.
B臋d膮c niemal pewien, 偶e niebawem zadzwoni telefon, Nick wsta艂 i podszed艂 do lustrzanych drzwiczek w 艣cianie. Gdy przycisn膮艂 nog膮 ukryty wy艂膮cznik, jego oczom ukaza艂 si臋 funkcjonalny, luksusowy gabinecik, gdzie zazwyczaj pracowa艂 nad najistotniejszymi problemami zwi膮zanymi z prowadzeniem kasyna oraz wa偶nymi inwestycjami.
Wszed艂 do 艣rodka, skierowa艂 swoje pierwsze kroki do biurka i otworzy艂 ma艂膮 skrytk臋. Doskonale wiedzia艂, co pomy艣la艂aby Gardenia, gdyby mia艂a okazj臋 go teraz zobaczy膰: typowy talent matrycowy, chorobliwie skryty, tajemniczy. Zapewne cierpi膮cy na paranoj臋.
Ale w jego fachu nale偶a艂o zachowa膰 maksymaln膮 ostro偶no艣膰. Ponadto istnia艂o stare, uzasadnione powiedzenie, 偶e nawet talenty matrycowe cierpi膮ce na paranoj臋 maj膮 prawdziwych wrog贸w.
Chastain wyj膮艂 dwie ma艂e fiszki, jakie uda艂o mu si臋 ukra艣膰 z kartoteki Fenwicka. Zaczeka艂, by Gardenia odwr贸ci艂a g艂ow臋, i od razu schowa艂 je do kieszeni. Obawia艂 si臋, 偶e usuwanie czegokolwiek z miejsca zbrodni nie wzbudzi aplauzu dziewczyny.
Przyjrza艂 si臋 uwa偶nie krateczkom. Na jednej znajdowa艂 si臋 jego w艂asny adres oraz numer telefonu. Sam poda艂 te dane Fenwickowi, ale teraz, po 艣mierci antykwariusza, wola艂 je usun膮膰. Im mniej os贸b zna艂o prywatny numer telefonu Nicka Chastaina, tym lepiej.
Nie spodziewa艂 si臋 jednak, 偶e tu偶 obok znajdzie fiszk臋 z namiarami na swego stryja - Orrina Chastaina, prezesa firmy Chastain SA.
Wiedzia艂 przecie偶 doskonale, 偶e Orrin nie interesuje si臋 zupe艂nie starymi ksi膮偶kami. Z pewno艣ci膮 chodzi艂o mu zatem o dziennik.
Dyskretnie t艂oczone litery na metalowej tabliczce ustawionej przed niezwykle reprezentacyjn膮 recepcjonistk膮 uk艂ada艂y si臋 w nazwisko HELEN THOMPSON.
Urodziwa kobieta popatrzy艂a na Chastaina z uprzejm膮 dezaprobat膮.
艢wietnie wyszkolona - przemkn臋艂o Nickowi przez my艣l.
Czy by艂 pan um贸wiony z prezesem? - spyta艂a, odkaszln膮wszy dyskretnie.
Nie. - Nick zerkn膮艂 na zamkni臋te drzwi gabinetu Orrina. - Ale on mnie z pewno艣ci膮 przyjmie. Nie martw si臋 o to, Helen.
Pan Chastain ma w艂a艣nie konferencj臋. - Recepcjonistka popatrzy艂a na niego z nagan膮. - Nie 偶yczy sobie, aby mu przeszkadzano.
Ale ja nale偶臋 do rodziny, moja droga. Zawsze jestem mile widziany.
Ruszy艂 do drzwi, nie czekaj膮c na odpowied藕.
- Chwileczk臋. - Helen zerwa艂a si臋 na r贸wne nogi.
- Dok膮d si臋 pan w艂a艣ciwie wybiera?
- Nie 艂膮cz 偶adnych rozm贸w. To nie potrwa d艂ugo.
- Nick otworzy艂 drzwi od gabinetu stryja.
W przeciwie艅stwie do kasyna biuro Orrina Chastaina urz膮dzono ze smakiem. Utrzymane w przyt艂umionych odcieniach be偶u i br膮zu wn臋trze stanowi艂o wz贸r elegancji. Zosta艂o nawet wyr贸偶nione w ostatnim numerze „Synergii Architektonicznej". Nick przeczyta艂 ca艂y artyku艂. Zmiana gustu nale偶a艂a do planu, dzi臋ki kt贸remu Orrin chcia艂 zdoby膰 powszechny szacunek.
- Wiesz, stryjku, mo偶na by tu wprowadzi膰 jakie艣 czerwone szczeg贸艂y.
Orrin siedzia艂 przy biurku i rozmawia艂 przez telefon. Na d藕wi臋k g艂osu Nicka odwr贸ci艂 si臋 gwa艂townie do drzwi.
- Wr贸膰 tutaj natychmiast, jak tylko otrzymasz dane od Rikera, jasne? 艢wietnie. Wi臋c zr贸b to. - Orrin po艂o偶y艂 s艂uchawk臋 na wide艂kach i 艂ypn膮艂 na Nicka. - Widz臋, 偶e uda艂o ci si臋 wprowadzi膰 nasze nazwisko na 艂amy prasy. W tej sytuacji mog艂e艣 si臋 przynajmniej trzyma膰 z dala od firmy. Niepotrzebna nam taka reklama.
- Od kiedy szukasz tego pami臋tnika, stryjku? - Nick opad艂 na jedno ze sk贸rzanych, szarych krzese艂.
Orrin nie lubi艂, aby mu przypomina膰 o tych wi臋zach krwi. W zwi膮zku z tym Chastain tytu艂owa艂 go stryjkiem, ilekro膰 nadarza艂a si臋 ku temu okazja.
Tak naprawd臋 obu pan贸w nic 艂膮czy艂o rodzinne podobie艅stwo. Wszyscy twierdzili, 偶e Nick wrodzi艂 si臋 w ojca. Stryj natomiast mia艂 jasne w艂osy i zielonkawe oczy charakterystyczne dla drugiej linii genetycznej Chastain贸w.
Orrin zdj膮艂 okulary i od艂o偶y艂 je ostro偶nie na blat.
Co ty, u diab艂a, opowiadasz?
Kontaktowa艂e艣 si臋 przecie偶 z Morrisem Fenwickiem, antykwariuszem, kt贸rego zamordowano wczoraj wieczorem. Nie interesujesz si臋 rzadkimi ksi膮偶kami, wi臋c pewnie zale偶a艂o ci na dzienniku Trzeciej Wyprawy.
To k艂amstwo!
Znalaz艂em twoje nazwisko i telefon w prywatnej kartotece Fenwicka.
Chastain senior zacisn膮艂 szcz臋ki.
Szpera艂e艣 w notatkach zmar艂ego?
Musia艂em jako艣 zabi膰 czas w oczekiwaniu na policj臋. Nie martw si臋. Wyj膮艂em t臋 fiszk臋.
Twarz Orrina poczerwienia艂a z oburzenia.
Jeste艣 zaka艂膮 rodziny.
Ju偶 to s艂ysza艂em.
Matka Nicka, Sally, postara艂a si臋 o to, aby jej nie艣lubny syn nosi艂 nazwisko ojca. Ten fakt doprowadza艂 do sza艂u wszystkich pozosta艂ych Chastain贸w, przekonanych, i偶 m艂oda matka zamierza w ten spos贸b dokona膰 zamachu na ich fortun臋.
Andy Aoki - milczek o z艂otym sercu - zajmowa艂 si臋 wychowaniem ch艂opca po tym, jak samoch贸d Sally spad艂 w przepa艣膰. Tego dnia dziewczyna wyruszy艂a do Serendipity, aby stwierdzi膰, co si臋 sta艂o z Barthomolew, i zostawi艂a synka z Andym, w艂a艣cicielem tawerny, w kt贸rej pracowa艂a. Nigdy nie wr贸ci艂a z wyprawy.
Nick dorasta艂 w gospodzie i uczy艂 si臋 wielu po偶ytecznych rzeczy. Mi臋dzy innymi tego, jak ukr贸ci膰 burd臋, przetrwa膰 w d偶ungli i panowa膰 nad emocjami.
W wieku trzynastu lat ch艂opiec postanowi艂 zmieni膰 nazwisko na Aoki. Wtedy jednak opiekun popatrzy艂 na niego uwa偶nie i pokr臋ci艂 g艂ow膮.
Mama chcia艂a, 偶eby艣 by艂 Chastainem, synku. Tata te偶. Musisz uczci膰 ich pami臋膰, szanuj膮c ten wyb贸r.
Wola艂bym uczci膰 ciebie - powiedzia艂 zupe艂nie szczerze Nick.
Oczy Aoki rozb艂ys艂y ciep艂ym blaskiem.
- I tak da艂e艣 mi wi臋cej, ni偶 s膮dzisz. Zachowaj swoje
nazwisko.
Andy zgin膮艂 przed trzema laty w czasie inwazji pirat贸w na Wyspy Zachodnie. W tym czasie Nick walczy艂 w d偶ungli u boku Lucasa Trenta i Rafa Stonebrakera.
Zab贸jca dopad艂 staruszka przy kasie. Aoki broni艂 si臋 do ko艅ca. W magazynku strzelby znalezionej u jego boku nic zosta艂 nawet jeden nab贸j. Nickowi uda艂o si臋 zepchn膮膰 smutek w najdalsze zak膮tki umys艂u, ale wiedzia艂, 偶e zawsze b臋dzie op艂akiwa艂 swego jedynego opiekuna.
Kiedy ju偶 wytropi艂 jego zab贸jc臋, przyst膮pi艂 do porz膮dkowania magazynku za gospod膮. Stary schowek ugina艂 si臋 od wspomnie艅 obejmuj膮cych d艂ugie, osiemdziesi臋cioletnie 偶ycie. Nick znalaz艂 tam r贸wnie偶 fotografie od zmar艂ej 偶ony Andy'ego, pami膮tki z wczesnych wypraw po galaretowaty l贸d, kwity, rachunki, kopie 艣wiadectw oraz dzieci臋ce obrazki.
Natkn膮艂 si臋 tam r贸wnie偶 na ma艂e, metalowe pude艂ko nale偶膮ce do matki i to odkrycie bardzo go zadziwi艂o. Aoki twierdzi艂 bowiem stanowczo, 偶e ca艂y dobytek Sally strawi艂 po偶ar, jaki wybuch艂 w jej domu na kr贸tko przed wypadkiem. Jak si臋 jednak okaza艂o, matka Nicka zd膮偶y艂a ukry膰 metalowe pude艂ko w starej szopie, nic nikomu o tym nie
m贸wi膮c.
W 艣rodku by艂 tylko ostatni list, jaki Barthomolew Chastain przed wypraw膮 wys艂a艂 do ukochanej.
Nick nadal nie wiedzia艂, co bardziej irytowa艂o Chastain贸w: buntownicze pr贸by Sally, by rodzina przyj臋艂a Nicka do swego grona, czy te偶 fakt, 偶e ten b臋kart sam doszed艂 do maj膮tku i niczego od nich nie chcia艂.
Chastainowie - przyzwyczajeni do kontrolowania ludzi za pomoc膮 pieni臋dzy - uznali, 偶e Nick jest gro藕ny i nieokie艂znany, gdy偶 niczego od niej nie chce. On zreszt膮 doskonale rozumia艂 swoj膮 rodzin臋. W ko艅cu sam pragn膮艂 panowa膰 nad ka偶d膮 sytuacj膮.
Nie przyszed艂em do ciebie rozmawia膰 o przesz艂o艣ci, cho膰 by艂oby to z pewno艣ci膮 niezwykle mi艂e - powiedzia艂 Nick. - Chc臋 wiedzie膰, dlaczego interesujesz si臋 dziennikiem.
I c贸偶 w tym takiego dziwnego? Skoro pami臋tnik mojego brata istnieje, powinien znajdowa膰 si臋 z pewno艣ci膮 w posiadaniu rodziny. Oczywi艣cie mam na my艣li prawdziw膮 rodzin臋 - doda艂, zaciskaj膮c usta.
Od wczoraj wiele my艣la艂em. Nie gniewaj si臋, stryjku, ale trudno mi uwierzy膰, 偶e nagle zacz臋艂a ci臋 interesowa膰 rola, jak膮 pe艂ni艂 m贸j ojciec w tym klanie.
Nie rozumiem, o co ci w艂a艣ciwie chodzi?
艢mier膰 mojego ojca umo偶liwi艂a ci przej臋cie imperium Chastain贸w.
B臋kart - sykn膮艂 Orrin.
Racja, ale to stare dzieje. Jak ju偶 m贸wi艂em, gdyby Bartholomew Chastain nadal 偶y艂, ty nie siedzia艂by艣 teraz na tym sto艂ku. Co wi臋cej, on na pewno by po艣lubi艂 matk臋, a ja sta艂bym si臋 pe艂noprawnym dziedzicem tej fortuny. 艢mieszne, co?
Bartholomew nigdy by si臋 nie o偶eni艂 z Sally. - Na twarzy Orrina pojawi艂 si臋 w艣ciek艂y grymas. On zna艂 swoje obowi膮zki. Nie obdarowa艂by naszym nazwiskiem taniej dziwki, przypadkowo spotkanej w barze na Wyspach Zachodnich.
Nick poczu艂, 偶e krew uderza mu do g艂owy. Zerwa艂 si臋 z miejsca, okr膮偶y艂 biurko i chwyci艂 stryja za eleganck膮 koszul臋.
- Moja matka nie by艂a dziwk膮 - powiedzia艂 bardzo, bardzo cicho. - Nigdy jej tak nie nazywaj, s艂yszysz? Nie r贸b tego, bo zar贸wno ty, jak i reszta prawdziwych Chastain贸w drogo za to zap艂acicie.
Orrin to otwiera艂, to zamyka艂 usta. Oczy wysz艂y mu z orbit.
Ka偶臋 wezwa膰 ochron臋.
Moi rodzice chcieli si臋 pobra膰 zaraz po powrocie ojca z wyprawy. Ale niestety Barthomolew Chastain zgin膮艂 bez 艣ladu. - Nick pochyli艂 si臋 w stron臋 stryja. - Nikt nie wie, co si臋 w艂a艣ciwie z nim sta艂o, za to wszyscy dobrze wiedz膮, kto najbardziej skorzysta艂 na jego 艣mierci, prawda?
Orrin otworzy艂 usta i zamkn膮艂 je ponownie, zanim zdo艂a艂 wydusi膰 sp贸jne zdanie.
- Jak 艣miesz! Nie mia艂em nic wsp贸lnego ze 艣mierci膮 Barta i wcale mnie nie ucieszy艂a. To k艂amstwo.
Czy偶by?
Musisz wreszcie przyj膮膰 do wiadomo艣ci fakty. Nie by艂o Trzeciej Wyprawy Chastaina. To tylko legenda. Najprawdopodobniej Bart poszed艂 po prostu do d偶ungli i pope艂ni艂 samob贸jstwo. By艂 matryc膮. Wszyscy wiemy, 偶e matrycowcy nie daj膮 sobie rady z w艂asn膮 psychik膮.
Skoro nie wierzysz w Trzeci膮 Wypraw臋, dlaczego szukasz tego dziennika?
Nie twierdz臋, 偶e Bart nie zostawi艂 pami臋tnika -warkn膮艂 Orrin. - Przecie偶 on wr臋cz obsesyjnie wszystko notowa艂. Nie by艂y to jednak z pewno艣ci膮 zapiski dotycz膮ce Trzeciej Wyprawy, gdy偶 takowa w og贸le nie dosz艂a do skutku.
Nick powoli odzyskiwa艂 panowanie nad sob膮. Zauwa偶y艂, 偶e stanowczo za mocno zaciska palce na koszuli Orrina. Zdegustowany takim brakiem samokontroli rozlu藕ni艂 uchwyt i cofn膮艂 si臋 o krok.
Jego uwag臋 przyku艂 b艂ysk z艂ota. Zerkn膮艂 na kosztowne spinki stryja. Na obu wyryto eleganckie inicja艂y C. O. Wszyscy m臋偶czy藕ni z rodu Chastain贸w otrzymywali taki komplet po doj艣ciu do pe艂noletno艣ci. Nick zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, co si臋 sta艂o ze spinkami, jakie musia艂 niew膮tpliwie dosta膰 jego ojciec. Oczywi艣cie nie zamierza艂 wypytywa膰 o to Orrina. Popatrzy艂 mu prosto w oczy.
Wracamy wi臋c do zasadniczego pytania - powiedzia艂 cicho. - Dlaczego chcesz zap艂aci膰 tak ogromne pieni膮dze za pami臋tnik mojego ojca?
Bo to dziedzictwo rodzinne. - Orrin poprawi艂 krawat i ko艂nierzyk. - Gdyby艣 czu艂 si臋 w jakimkolwiek stopniu odpowiedzialny za rodzin臋, na pewno by艣 to zrozumia艂. A teraz wyno艣 si臋 st膮d, zanim ci臋 wyrzuc臋.
Ju偶 id臋. - Nick podszed艂 do drzwi i zatrzyma艂 si臋 w progu. - By艂bym zapomnia艂... Jak tam stoj膮 sprawy z Glendowerem? Zainwestuje w Chastain贸w?
Orrin popatrzy艂 na niego z przera偶eniem.
- Sk膮d wiesz o Glendowerze?
Nick wzruszy艂 ramionami.
Zdaj臋 sobie doskonale spraw臋 z tego, 偶e od czasu kupna Meltin-Lowe firma nie jest w najlepszej kondycji. Meltin-Lowe okaza艂o si臋 workiem bez dna, nieprawda偶? A teraz wpadli艣cie w tarapaty. Potrzebujecie got贸wki, wi臋c usi艂ujecie wabi膰 potencjalnych inwestor贸w. My艣l臋, 偶e Glendower by艂 waszym trzecim potencjalnym kontrahentem w tym tygodniu.
To nie twoja sprawa, do cholery!
Uspok贸j si臋. Jestem przecie偶 cz艂onkiem rodziny - u艣miechn膮艂 si臋 Nick. - Ale mo偶e jedno ma艂e s艂贸wko ostrze偶enia. Wiem, 偶e trudno wam zachowa膰 ci膮g艂o艣膰 finansow7膮, ale je艣li chcesz zdoby膰 dziennik Bartholomew, bo wierzysz w te stare plotki o ukrytym skarbie, oszcz臋d藕 sobie czasu i energii. Ojciec nie odkry艂 bezcennego ogniowego kryszta艂u. Stary, Szalony DeForset wyssa艂 t臋 bzdur臋 za palca. Podobnie jak i te brednie o nieznanych istotach z innej planety porywaj膮cych badaczy.
Nie czekaj膮c nawet na odpowied藕, Nick wyszed艂 z biura bardzo cicho zamykaj膮c za sob膮 drzwi.
Na jego widok Helen a偶 si臋 zje偶y艂a.
- Mi艂ego dnia - mrukn膮艂, mijaj膮c biurko.
Gdy obdarzy艂 j膮 u艣miechem, drgn臋艂a z obrzydzeniem.
Wszed艂 do windy i zerkn膮艂 na zegarek. By膰 mo偶e Gardenia ju偶 pr贸bowa艂a si臋 z nim skontaktowa膰. W kilka minut p贸藕niej zmierza艂 w stron臋 swego zielonego synchrona zaparkowanego przy kraw臋偶niku.
Kiedy tylko usiad艂 za kierownic膮, si臋gn膮艂 po s艂uchawk臋.
Wracam do kasyna, Feather - powiedzia艂, wyje偶d偶aj膮c na jezdni臋. - Masz dla mnie jakie艣 ciekawe wiadomo艣ci?
Tak jak pan kaza艂, pu艣ci艂em plotk臋, 偶e zap艂aci pan pi臋膰 kawa艂k贸w za jakiekolwiek informacje na temat dziennika Chastaina. Ale jak do tej pory nikt si臋 nie odezwa艂.
Mo偶esz podwoi膰 nagrod臋 - mrukn膮艂, pr贸buj膮c oszacowa膰 odleg艂o艣膰 dziel膮c膮 go od pozosta艂ych u偶ytkownik贸w jezdni. Wzi膮艂 oczywi艣cie pod uwag臋 wp艂yw deszczu na nawierzchni臋 i pr臋dko艣膰 jad膮cej przed nim ci臋偶ar贸wki. Na matrycy co艣 wyra藕nie nie gra艂o. Zmieni艂 pas.
Kierowca niebieskiego auta wcisn膮艂 nagle hamulec z trudem unikaj膮c zderzenia z innym pojazdem. Pisn臋艂y opony, rykn臋艂y klaksony, a Nick pospiesznie omin膮艂 karambol.
Prowadzi艂 samoch贸d z instynktown膮 艣wiadomo艣ci膮 wszystkich element贸w matrycy, w zasi臋gu kt贸rej musia艂 si臋 porusza膰. Zawsze w ka偶dej sytuacji 偶yciowej Chastain by艂 艣wiadom swego po艂o偶enia wzgl臋dem otaczaj膮cych go rzeczy. Poza tym mia艂 wspania艂y refleks, stanowi膮cy efekt uboczny matrycowego talentu parapsychicznego.
- Co艣 jeszcze? - spyta艂.
- Nic wa偶nego - odpar艂 Feather.
Chastain zacisn膮艂 d艂o艅 na s艂uchawce.
Panna Spring telefonowa艂a?
Nie, szefie.
Zaraz przyjad臋 - rzuci艂, roz艂膮czaj膮c rozmow臋. Gardenia musia艂a zadzwoni膰. By艂 o tym przekonany.
I nigdy si臋 nic myli艂.
Ale w matrycy zn贸w nast膮pi艂a jaka艣 zmiana. Gardenia okaza艂a si臋 nieprzewidywalna.
Rozdzia艂 贸smy
Gardenia nala艂a herba-kaw臋 do wykwintnej zabytkowej fili偶anki z epoki Wczesnych
Odkry膰.
Nie martw si臋, ciociu. Przed domem stoi jeszcze tylko auto z „Synsacji". Za dzie艅, dwa nawet i ono sobie pojedzie. Czytelnicy szybko przestan膮 si臋 interesowa膰 t膮 spraw膮.
Okropno艣膰! - Wilhelmina z wrodzonym aroganckim wdzi臋kiem przyj臋艂a od siostrzenicy fili偶ank臋 oraz spodek. - Policja powinna si臋 zaj膮膰 tymi wstr臋tnymi ma艂ymi insektami. Dziennikarze! Dobre sobie! Za moich czas贸w prasa szanowa艂a prywatno艣膰. Teraz ju偶 nie ma 偶adnej 艣wi臋to艣ci. Nawet 偶ycie osobiste sta艂o si臋 w艂asno艣ci膮 publiczn膮.
Dziewczyna popatrzy艂a na ciotk臋 z mieszanin膮 podziwu i zniecierpliwienia. Wilhelmina dominowa艂a nad otoczeniem w ka偶dej sytuacji oraz scenerii. W艣r贸d cennych przedmiot贸w starsza pani wygl膮da艂a jak uosobienie autorytetu rodzinnego. Gardenia musia艂a przyzna膰, 偶e ciocia Willy by艂a g艂ow膮 klanu Spring贸w.
Postawna, dobrze zbudowana, o pos膮gowych proporcjach, Wilhelmina wykracza艂a zdecydowanie poza zwyczajowo przyj臋te poj臋cie pi臋kna.
Szacowna dama odznacza艂a si臋 bowiem tak膮 si艂膮, 偶e mog艂aby pozowa膰 do pomnika ojc贸w za艂o偶ycieli.
Upadek imperium Spring贸w zmobilizowa艂 ciotk臋 do jeszcze bardziej zdecydowanych dzia艂a艅. Wilhelmina postanowi艂a bowiem, 偶e nie spocznie, p贸ki rodzina nie odzyska dawnego statusu maj膮tkowego oraz pozycji spo艂ecznej. Realizacj臋 tego celu uzna艂a za swoj膮 偶yciow膮 misj臋.
Sk膮d ty si臋 w艂a艣ciwie tam wzi臋艂a艣, moja droga? Jakim cudem znalaz艂a艣 si臋 w towarzystwie tego pospolitego hazardzisty?
Szczerze m贸wi膮c, pan Chastain nie ma w sobie nic pospolitego. Jest raczej niezwyk艂y. I wcale nie uprawia hazardu. - Gardenia wyd臋艂a usta. - S膮dz臋 jednak, 偶e potrafi ryzykowa膰.
Przecie偶 to w艂a艣ciciel kasyna, na mi艂o艣膰 bosk膮. Jak mo偶e nie by膰 hazardzist膮?
Sam nie gra w 偶adne gry. - Gardenia upi艂a 艂yk herba-kawy. - Woli kontrolowa膰 sytuacj臋.
W hierarchii spo艂ecznej nie stoi o wiele wy偶ej od pospolitego gangstera. Trudno, by tego rodzaju ludzie cieszyli si臋 powszechnym szacunkiem. Nie widz臋 偶adnego powodu, dla kt贸rego mia艂aby艣 si臋 pokazywa膰 w tak okropnym towarzystwie. - Oczy Wilhelminy ciska艂y b艂yskawice. - Dlaczego si臋 anga偶ujesz w jakie艣 podejrzane, kryminalne afery? Co ci臋 napad艂o?
Znalaz艂am po prostu cia艂o jednego z moich klient贸w.
Jeszcze jedno. Absolutnie sobie nie 偶ycz臋, 偶eby艣 przyjmowa艂a zlecenia od Psynergii.
Potrzebuj臋 pieni臋dzy - odpar艂a Gardenia bez ogr贸dek. - Ju偶 ci to t艂umaczy艂am. Po skandalu z Eatonem moja firma wn臋trzarska upad艂a. Dopiero niedawno zacz臋艂am
stawa膰 na nogi. Na twarzy Wilhelminy pojawi艂 si臋 wyraz b贸lu.
- Od 艣mierci Edwarda i Genevi膰ve prze艣laduj膮 nas katastrofy. A wi臋kszo艣膰 z nich to twoja zas艂uga, m艂oda damo.
Gardenia nie odezwa艂a si臋 ani s艂owem. Unios艂a tylko lekko brwi. Wilhelmina odstawi艂a fili偶ank臋 na spodek.
- I tutaj w艂a艣nie tkwi sedno sprawy. Musimy odwr贸ci膰 bieg wydarze艅. A ty jeste艣 jedyn膮 osob膮, kt贸ra mo偶e ocali膰 rodzin臋.
- Rodzina przetrwa, ciociu. Nikt z nas nic g艂oduje. Ty i wujek Stanley 偶yjecie z rent, jakie zapisa艂 wam stryjeczny pradziadek Richmond. Kuzynka Maribeth prowadzi butik, wi臋c te偶 jako艣 wi膮偶e koniec z ko艅cem. Leo nied艂ugo sko艅czy studia i jestem pewna, 偶e otrzyma etat na wy偶szej uczelni. Wszyscy damy sobie jako艣 rad臋.
- Istnieje pewna r贸偶nica mi臋dzy zwyczajn膮 egzystencj膮 a osi膮gni臋ciem stosownej pozycji spo艂ecznej - odpar艂a Wilhelmina. - A skoro ju偶 mowa o Leo... Masz z艂y wp艂yw na brata. Nawet go nie zach臋ci艂a艣, 偶eby za艂o偶y艂 jak膮艣 firm臋.
- Leo jest stworzony do pracy naukowej, a nie do interes贸w - Gardeni臋 ju偶 zaczyna艂 nudzi膰 ten argument, ale ciotka nadal nie przyznawa艂a jej racji.
Wilhelmina popatrzy艂a stanowczo na siostrzenic臋.
Czasem trzeba si臋 po艣wi臋ci膰 dla rodziny. S膮dz臋, 偶e rozumiesz, co mam na my艣li.
Oczywi艣cie. - Dziewczyna obdarzy艂a ciotk臋 promiennym u艣miechem. - Chyba ucieszy ci臋 wiadomo艣膰, 偶e tu偶 przed twoim przyj艣ciem telefonowa艂 Duncan Luttrell. Zaprosi艂 mnie na kolacj臋.
Dzwoni艂 pan Luttrell? - Wilhelmina najwyra藕niej nie mog艂a uwierzy膰 w艂asnym uszom. - Mimo tych okropnych artyku艂贸w, w kt贸rych sugerowano tw贸j zwi膮zek z Chastainem?
Tak. Luttrell bardzo mi wsp贸艂czu艂.
Dzi臋ki Bogu.
Nie rozbudzaj w sobie nadziei, ciociu. Przecie偶 jestem nieskojarzalna.
B臋d臋 z tob膮 szczera. W pewnych kr臋gach ma艂偶e艅stw nie zawiera si臋 na og贸艂 za po艣rednictwem agencji. Szczeg贸lnie w przypadkach, gdy istniej膮 ku temu jakie艣 wa偶ne wzgl臋dy rodzinne.
Ale ty z pewno艣ci膮 nie chcia艂aby艣 mnie narazi膰 na takie ryzyko. Nawet zak艂adaj膮c, 偶e znalaz艂by si臋 kto艣, kto chcia艂by podj膮膰 takie ryzyko. W ko艅cu m贸wimy o ca艂ej mojej przysz艂o艣ci. Nie mog臋 wyobrazi膰 sobie czego艣 bardziej okropnego ni偶 偶ycie z nie kochanym partnerem, kt贸ry te偶 nic 偶ywi艂by w stosunku do mnie mi艂o艣ci. To by by艂o prawdziwe piek艂o!
Daruj sobie te melodramatyczne monologi, moja droga. By膰 mo偶e zainteresuje ci臋 fakt, 偶e zanim ojcowie za艂o偶yciele powo艂ali do 偶ycia synergistyczne agencje matrymonialne, nasi przodkowie na Ziemi wst臋powali w zwi膮zki bez konsultacji z doradcami.
Gardenia wybuchn臋艂a takim 艣miechem, 偶e o ma艂o nie rozla艂a herba-kawy.
- Przecie偶 to tylko legenda, ciociu. Obie o tym wiemy. 呕adna cywilizacja, wystarczaj膮co rozwini臋ta, by skolonizowa膰 nasz膮 planet臋, nie mog艂aby si臋 okaza膰 a偶 tak
prymitywna.
Po wyj艣ciu ciotki Gardenia natychmiast wybra艂a numer Newtona DeForesta. Ju偶 po raz trzeci tego dnia pr贸bowa艂a skontaktowa膰 si臋 z profesorem. Dwukrotnie nikt nie podnosi艂 s艂uchawki.
Policzy艂a dzwonki. Po pi膮tym wolno odj臋艂a s艂uchawk臋 od ucha.
- Halo? - odezwa艂 si臋 pogodny, zdyszany g艂os po drugiej stronie linii.
- Profesor DeForest?
Tak. Przepraszam, ale by艂em w ogrodzie, kiedy zadzwoni艂 telefon. Kto m贸wi?
Gardenia Spring. Przepraszam, 偶e przeszkadzam, ale prowadz臋 badania na temat M贸rz Zachodnich, a pan jest przecie偶 ekspertem od Trzeciej Wyprawy Chastaina. Czy mog艂abym z panem porozmawia膰?
Profesor milcza艂 chwil臋.
Czy mog艂aby pani powt贸rzy膰 nazwisko?
Gardenia Spring.
Zajmuje si臋 pani prac膮 naukow膮?
Nie. Projektuj臋 wn臋trza.
Rozumiem. - Profesor prze偶uwa艂 przez chwil臋 wiadomo艣膰. - Dlaczego dekoratorka mia艂aby si臋 interesowa膰 Trzeci膮 Wypraw膮?
Takie mam hobby, a pan wie najwi臋cej na ten temat.
Chyba jutro m贸g艂bym po艣wi臋ci膰 pani troch臋 czasu. Gardenia chwyci艂a pi贸ro.
Cudownie. Prosz臋 o adres, panie profesorze.
O 贸smej tego samego wieczoru Gardenia u艣miechn臋艂a si臋 do Luttrella znad 艣nie偶nobia艂ego obrusa.
Nawet nie wiesz, jak si臋 ciesz臋. Ca艂y dzie艅 nie rusza艂am si臋 z domu. Tylko rano wysz艂am na chwil臋, ale od razu musia艂am ucieka膰 przed reporterami z tych brukowc贸w.
W Klubie Ojc贸w Za艂o偶ycieli jeste艣 ca艂kowicie bezpieczna. Personel potrafi trzyma膰 dziennikarzy z daleka. - Duncan u艣miechn膮艂 si臋 szeroko. - Nie twierdz臋 jednak, 偶e nadal maj膮 tu najlepszego szefa kuchni. P贸艂 roku temu podkupi艂o go kasyno. Natomiast na pewno potrafi膮 zadba膰 o prywatno艣膰 go艣ci.
Bardzo to doceniam. - Gardenia rozejrza艂a si臋 po wy艂o偶onej boazeri膮 jadalni.
Specjalnie wybra艂a na t臋 okazj臋 wyrafinowan膮, harmonizuj膮c膮 z eleganckim wn臋trzem r贸偶owo-czerwon膮 kreacj臋 z dyskretnym dekoltem i d艂ugimi r臋kawami. Klub za艂o偶ycieli m贸g艂 s艂u偶y膰 jako typowy przyk艂ad ci臋偶kiego gotyku popularnego w epoce P贸藕nej Ekspansji. Najbardziej charakterystycznymi cechami tego stylu by艂y drzwi z 艂ukami, kamienne rze藕by oraz typowa aura minionej epoki. Ta atmosfera stanowi艂a odpowiednie t艂o dla bogatych animator贸w 偶ycia w Nowym Seattle. Gardeni臋 ogarn臋艂a nagle melancholia.
M贸j ojciec nale偶a艂 do tego klubu.
Wiem. M贸j r贸wnie偶. - Duncan zerkn膮艂 na kelnera, kt贸ry stan膮艂 w艂a艣nie obok stolika. - Butelk臋 niebieskiego Chateau rocznik dziewi臋膰dziesi膮ty si贸dmy, prosz臋.
S艂u偶臋.
Dziewczyna wreszcie zacz臋艂a si臋 uspokaja膰. Duncan dzia艂a艂 na ni膮 koj膮co. Kolacja w jego towarzystwie wywiera艂a na ni膮 r贸wnie zbawienny wp艂yw jak spotkania z bratem. 呕adnych nacisk贸w, zwyk艂a rozmowa towarzyska.
Duncan rzuca艂 si臋 w oczy. Mimo i偶 sp臋dzi艂 p贸艂 偶ycia przy komputerze, odznacza艂 si臋 siln膮, muskularn膮 budow膮. Mia艂 jasne, kr贸tko przyci臋te w艂osy, gdy偶 ta tradycyjna fryzura pasowa艂a do stanowiska prezesa firmy. W jego niebieskich oczach cz臋sto pojawia艂y si臋 weso艂e ogniki.
Kelner przyj膮艂 zam贸wienie, a Duncan odwr贸ci艂 si臋 do Gardenii.
Wiem, 偶e te brukowce potrafi膮 uprzykrzy膰 偶ycie - powiedzia艂. - Po tym jak ojciec odebra艂 sobie 偶ycie, prasa nie dawa艂a mi spokoju przez wiele dni. Odm贸wi艂em wszelkich komentarzy i w ko艅cu si臋 odczepili.
Ja stosuj臋 t臋 sam膮 metod臋.
Kelner wr贸ci艂 z winem. Gardenia zaczeka艂a, a偶 Duncan zako艅czy rytua艂 degustacji, po czym sama skosztowa艂a wspania艂ego, niebieskiego napoju. Rzadko zdarza艂o si臋 jej pi膰 tak kosztowe trunki. W swoim lodoratorze trzyma艂a butelk臋 taniego zielonego cie艅kusza.
S膮dz臋, 偶e najgorsze mam za sob膮. Zanim po mnie przyjecha艂e艣, w贸z reporterski „Synsacji" zd膮偶y艂 znikn膮膰 spod domu.
Dobry znak - u艣miechn膮艂 si臋 Duncan. - Je偶eli ty i Chastain nic b臋dziecie dostarcza膰 po偶ywki plotkom, ca艂a sprawa szybko przyschnie.
Nie martw si臋. Tc brukowce nie b臋d膮 na mnie zarabia膰. Nick Chastain te偶 z pewno艣ci膮 ma do艣膰 dziennikarzy.
Chyba si臋 domy艣lam, dlaczego akurat ty musia艂a艣 si臋 natkn膮膰 na cia艂o Morrisa. Nale偶ysz do takich, kt贸rym los klienta nie jest oboj臋tny. Nie bardzo natomiast rozumiem, sk膮d si臋 tam wzi膮艂 Chastain. Gazety tego nie precyzuj膮.
Gardenia waha艂a si臋 przez chwil臋. Nie wiedzia艂a, ile mo偶e powiedzie膰 Duncanowi. Z jakiego艣 dziwnego powodu czu艂a si臋 w obowi膮zku chroni膰 tajemnic臋 Chastaina, kt贸ry z pewno艣ci膮 nic by艂by zachwycony, gdyby poruszy艂a z kimkolwiek temat pami臋tnika. W tej sytuacji mog艂a si臋 jedynie wykr臋ci膰 p贸艂prawd膮.
Nigdy w to nie uwierzysz, ale Nick Chastain kolekcjonuje rzadkie ksi膮偶ki.
Rzeczywi艣cie - zachichota艂 Duncan. - Trudno sobie wyobrazi膰 w艂a艣ciciela kasyna zakochanego bez pami臋ci w starodrukach.
To prawda. Ale on naprawd臋 nale偶a艂 do klient贸w Fenwicka. Wiedzia艂am, 偶e prowadz膮 jakie艣 negocjacje. Kiedy Morris nic przyszed艂 na spotkanie, skontaktowa艂am si臋 z Chastainem w nadziei, 偶e uzyskam od niego jakie艣
informacje.
- Z艂o偶y艂a艣 mu wizyt臋? - spyta艂 Luttrell, marszcz膮c czo艂o.
- Nic innego nic przysz艂o mi do g艂owy. Potem oboje pojechali艣my do antykwariatu i znale藕li艣my tego biedaka Morrisa, a Chastain zawiadomi艂 policj臋.
Duncan popatrzy艂 na ni膮 z namys艂em.
- Mog臋 ci udzieli膰 przyjacielskiej rady?
Gardenia unios艂a r臋k臋.
- Przesta艅. Czuj臋, 偶e powiesz mi dok艂adnie to samo, co wszyscy. Powinnam si臋 trzyma膰 z daleka od Chastaina, prawda?
Duncan u艣miechn膮艂 si臋 lekko, ale z jego oczu nie znikn膮艂 wyraz powagi.
- Tak. Nie jestem wprawdzie ekspertem od 偶ycia towarzyskiego, ale s艂ysza艂em ju偶 do艣膰, by wiedzie膰, 偶e z nim naprawd臋 lepiej si臋 nie zadawa膰.
- B膮d藕 spokojny. Zdaj臋 sobie doskonale z tego spraw臋.
Zaleg艂a kr贸tka cisza.
Duncan uni贸s艂 szklank臋 i spojrza艂 na wino pod 艣wiat艂o.
Posz艂a艣 do niego do biura? Gardenia spr贸bowa艂a pasztetu.
Mhm.
Chastain ma naprawd臋 taki fatalny gust? - spyta艂 konspiracyjnym szeptem Luttrell, pochylaj膮c si臋 do dziewczyny.
Okropny - potwierdzi艂a, nadgryzaj膮c krakersa.
Wyra藕nie wyczuwa艂a jego obecno艣膰. Czai艂 si臋 gdzie艣 tam, w ciemno艣ciach. Z pewno艣ci膮 na ni膮 czeka艂. Wiedzia艂a, 偶e powinna si臋 odwr贸ci膰 i uciec, p贸ki jeszcze pora, ale jaka艣 niewidzialna si艂a wci膮ga艂a j膮 uparcie w niesko艅czone mroki nocy. Tak bardzo si臋 ba艂a, 偶e utkwi na zawsze w przera偶aj膮cej pustce, kt贸ra wydawa艂a si臋 ci膮gn膮膰 w niesko艅czono艣膰.
Us艂ysza艂a przyt艂umione bicie w艂asnego serca. D藕wi臋k stawa艂 si臋 coraz dono艣niejszy, rozbrzmiewa艂 wci膮偶 g艂o艣niej i g艂o艣niej. Krew hucza艂a w 偶y艂ach Gardenii niczym grzmot.
Obudzi艂a si臋 z trudem chwytaj膮c powietrze. Koszula nocna lepi艂a si臋 do jej spoconego cia艂a.
To by艂 tylko sen. Koszmar senny.
Ale burza trwa艂a dalej.
Dopiero po paru sekundach zrozumia艂a, 偶e s艂yszy telefon, a nie g艂o艣no bij膮ce serce.
Zerkn臋艂a na budzik stoj膮cy obok 艂贸偶ka. P贸艂noc. Nikt nie dzwoni艂 o takiej porze bez wa偶nego powodu. Dr偶膮c膮 r臋k膮 podnios艂a s艂uchawk臋.
S艂ucham?
Panna Spring? M贸wi Polly Fenwick, 偶ona Morrisa.
Dobry wiecz贸r.
Pewnie pani膮 obudzi艂am.
Nic nie szkodzi. - Gardenia opar艂a si臋 ci臋偶ko o poduszki. - Tak mi przykro. Czy mog臋 jako艣 pom贸c?
W艂a艣nie w tej sprawie dzwoni臋.
Gardenia zmarszczy艂a brwi. W g艂osie Polly wyra藕nie pobrzmiewa艂 niepok贸j.
Czy dobrze si臋 pani czuje?
Przegl膮da艂am rzeczy m臋偶a. Znalaz艂am w艣r贸d nich li艣cik. Oczywi艣cie ze wskaz贸wkami.
Ze wskaz贸wkami?
Morris zawsze tak robi艂. Post膮pi艂am zgodnie z jego instrukcj膮 i znalaz艂am co艣, co wygl膮da jak pami臋tnik albo
dziennik. Gardenia znieruchomia艂a.
Dziennik?
Morris pisze, 偶e to bia艂y kruk. W swoich instrukcjach ka偶e mi jednak go sprzeda膰. I to jak najszybciej. Przechowywanie tych zapisk贸w mo偶e si臋 podobno okaza膰 niebezpieczne. Mam zaproponowa膰 transakcj臋 panu Chastainowi. Wie pani, temu w艂a艣cicielowi kasyna przy Founders Square.
Oczywi艣cie, 偶e wiem, o kogo chodzi. - Gardenia nad膮偶a艂a z trudem za relacj膮 Polly. Jaka艣 cz臋艣ci膮 umys艂u tkwi艂a bowiem nadal w wizji z koszmaru. - Przepraszam, ale musz臋 si臋 upewni膰, czy dobrze pani膮 zrozumia艂am. Czy ten dziennik nadal si臋 znajduje w pani posiadaniu?
Tak. Morris jednak kaza艂 mi si臋 go pozby膰. Najwyra藕niej s膮dzi艂, 偶e kto艣 mo偶e szuka膰 pami臋tnika, gdyby jemu samemu co艣 si臋 przytrafi艂o.
Co dok艂adnie napisa艂?
Ju偶 pani m贸wi艂am. Kaza艂 mi odnale藕膰 dziennik i natychmiast zaproponowa膰 spotkanie panu Chastainowi.
I chce pani to zrobi膰 teraz? W nocy?
Tak. Musz臋 si臋 pani przyzna膰, 偶e li艣cik m臋偶a wytr膮ci艂 mnie ca艂kowicie z r贸wnowagi. Bardzo mi przykro, 偶e zawracam pani g艂ow臋, ale tu jest wyra藕nie napisane, 偶e mam si臋 z pani膮 skontaktowa膰. Pani natomiast zadzwoni w moim imieniu do Nicka Chastaina, dobrze?
Ja?
Bardzo pani膮 prosz臋, panno Spring. Ja ju偶 i tak ledwo 偶yj臋. Nic mog艂abym rozmawia膰 osobi艣cie z tym okropnym cz艂owiekiem. Ju偶 na sam膮 my艣l o Chastainie dostaj臋 dreszczy. Przecie偶 on nie jest wiele lepszy od gangstera.
Druga ciocia Willy. Gardenia przymkn臋艂a oczy.
Dobrze. Postaram si臋 to za艂atwi膰.
Bardzo dzi臋kuj臋. - W g艂osie Polly pobrzmiewa艂a wyra藕nie wdzi臋czno艣膰 i ulga. - Wola艂abym jednak, 偶eby nikt nas razem nie zobaczy艂. Spotkajmy si臋 w Curtain Park za jak膮艣 godzin臋.
Na pewno chce pani dokona膰 transakcji jeszcze tej nocy?
Oczywi艣cie. Nie zasn臋 spokojnie, dop贸ki nie zako艅cz臋 tej sprawy. Przyjdzie pani z panem Chastainem, prawda? Tylko w pani obecno艣ci nie b臋d臋 si臋 ba艂a. Morris napisa艂, 偶e mog臋 pani ca艂kowicie zaufa膰.
Dobrze. Ale nie wiem, czy mi si臋 uda go z艂apa膰. Przecie偶 ten cz艂owiek prowadzi kasyno. Trudno przewidzie膰, co robi o takiej porze.
Niech pani spr贸buje. Bardzo si臋 denerwuj臋. Morris cierpia艂 zawsze na lekk膮 paranoj臋, ale nawet jak na tak znerwicowanego cz艂owieka ten list jest wyj膮tkowo niepokoj膮cy.
- Po艂膮cz臋 si臋 z kasynem i zobaczymy, co dalej.
Gardenia odwiesi艂a s艂uchawk臋 i w艂膮czy艂a lampk臋 nocn膮.
Wyskoczy艂a z 艂贸偶ka i otworzy艂a torebk臋. W 艣rodku znalaz艂a czerwono-srebrn膮 wizyt贸wk臋 Nicka.
Nick Chastain z pewno艣ci膮 nic nale偶y do ludzi wysiaduj膮cych przy telefonie - my艣la艂a, wystukuj膮c numer kasyna. Musia艂a opracowa膰 plan dzia艂ania na wypadek, gdyby nie zasta艂a go w biurze.
Ale Chastain podni贸s艂 s艂uchawk臋 ju偶 po pierwszym dzwonku.
Zupe艂nie jakby czeka艂 na wiadomo艣膰.
Rozdzia艂 dziewi膮ty
Wreszcie.
Ca艂a ta sytuacja stanowi艂a doskona艂膮 ilustracj臋 przys艂owia, 偶e nale偶y ostro偶nie wypowiada膰 偶yczenia, gdy偶 mog膮 si臋 one spe艂ni膰.
Gardenia zadzwoni艂a. To prawda. Ale nie dlatego, 偶e potrzebowa艂a pomocy, a jedynie w charakterze po艣rednika.
Co mu przysz艂o do g艂owy? Dochodzi艂a pierwsza czterdzie艣ci sze艣膰, a on siedzia艂 z Gardeni膮 w aucie i czeka艂 na jak膮艣 obc膮 kobiet臋.
Nie by艂 w najlepszym nastroju. Humor nigdy mu zreszt膮 nie dopisywa艂, je艣li cokolwiek przebiega艂o niezgodnie z planem.
- Prosz臋 mi odpowiedzie膰 na jedno pytanie. - Wy艂膮czy艂 reflektory synchrona i popatrzy艂 t臋po na g臋sto zalesiony park. - W kt贸rym momencie zrozumia艂a pani, 偶e warunki, na jakich ma si臋 odby膰 to spotkanie, zupe艂nie nie mieszcz膮 si臋 w normie?
Gardenia popatrzy艂a na niego przeci膮gle. Mia艂a na sobie d偶insy i sweter w kolorze dojrza艂ej wi艣ni. W艂osy zwi膮za艂a niedbale w ko艅ski ogon i nawet si臋 nie umalowa艂a.
Wiedzia艂, 偶e jest na niego z艂a. Ju偶 gdy zabiera艂 j膮 sprzed domu, zachowywa艂a si臋 tak, jakby 偶a艂owa艂a, 偶e zgodzi艂a si臋 uczestniczy膰 w tej transakcji. Chastain m贸g艂 o to wini膰 wy艂膮cznie siebie.
W aucie panowa艂a atmosfera napi臋cia, emanuj膮cego zreszt膮 g艂贸wnie z Nicka, kt贸ry nie m贸g艂 absolutnie nic na to poradzi膰. Stacza艂 sam ze sob膮 dwie r贸wnoleg艂e bitwy i ten wysi艂ek wymaga艂 skupienia wszystkich zapas贸w samokontroli.
Z jednej strony usi艂owa艂 zwalczy膰 w sobie intuicyjn膮 potrzeb臋 pos艂u偶enia si臋 talentem do oceny czynnik贸w ryzyka zawartych w matrycy ca艂ej tej sytuacji. Wiedzia艂 jednak, 偶e je艣li nie poskromi swej mocy, Gardenia natychmiast wy艂apie wszelkie 艣lady energii na p艂aszczy藕nie metapsychicznej i rozpozna w nim wampira z kasyna. Nick za艣 jeszcze nie wiedzia艂, jak wyt艂umaczy膰 dziewczynie ten niemi艂y incydent.
Opr贸cz tego przez ca艂y czas musia艂 si臋 zmaga膰 z narastaj膮cym niezadowoleniem. Panna Spring, owszem, zdecydowa艂a si臋 wreszcie z nim skontaktowa膰, ale zrobi艂a to z zupe艂nie innego powodu, ni偶 przypuszcza艂. To nie podst臋py Nicka zwabi艂y j膮 z powrotem na odpowiedni膮 matryc臋, lecz poczucie lojalno艣ci wobec zamordowanego klienta. Chastain mia艂 powody s膮dzi膰, 偶e po zawarciu transakcji, znowu straci kontakt z dziewczyn膮.
O co panu w艂a艣ciwie chodzi? - spyta艂a Gardenia.
Nie wiem, jak pani, aleja na og贸艂 nic robi臋 interes贸w z nieznajomymi i to podczas tajnych spotka艅 w odosobnionych miejscach.
Koniec. Mam dosy膰 tych bzdur. - Nieoczekiwanie odwr贸ci艂a g艂ow臋. - Co si臋 z panem dzieje? My艣la艂am, 偶e zale偶y panu na tym dzienniku?
Oczywi艣cie.
Wi臋c za kilka minut stanie si臋 pan jego w艂a艣cicielem, a zachowuje si臋 pan tak, jakbym niepotrzebnie wyci膮gn臋艂a pana z 艂贸偶ka.
Nadal nic mie艣ci mi si臋 w g艂owie, 偶e przysta艂a pani na spotkanie z obc膮 osob膮 o tak przedziwnej porze.
Przecie偶 Polly to 偶ona Morrisa!
Ale dlaczego, do jasnej synergii, wybra艂a pani park? Gardenia zacisn臋艂a usta.
Miejsce wyznaczy艂a pani Fenwick.
Kiedy zerkn臋艂a niespokojnie za okno, Chastain doszed艂 do wniosku, 偶e i ona ma jakie艣 w膮tpliwo艣ci. Najwy偶szy czas - pomy艣la艂 z pos臋pn膮 satysfakcj膮.
Curtain Park nie wygl膮da艂 zach臋caj膮co o tej porze. Za dnia ten g臋sto zalesiony teren odwiedzali ch臋tnie tury艣ci z Nowego Vancouveru i Nowego Portlandu, ale w nocy nie by艂o tu 偶ywej duszy.
Chastain zatrzyma艂 auto w pobli偶u pomnika odkrywc贸w p贸艂ciek艂ego, pe艂nowidmowego kwarcu kryszta艂owego. Dzi臋ki tej substancji, zwanej powszechnie galaretowatym lodem, potomkowie pierwszych kolonist贸w stworzyli now膮 technologi臋. Wszystkie ziemskie pierwiastki uleg艂y bowiem rozpadowi w kilka miesi臋cy po zapadni臋ciu Kurtyny.
Nick zacisn膮艂 palce na kierownicy.
Prosz臋 mi jeszcze raz opowiedzie膰, w jaki spos贸b pani Fenwick wesz艂a w posiadanie dziennika.
Znalaz艂a list od Morrisa. Dzi臋ki wskaz贸wkom zawartym w li艣cie wpad艂a na trop pami臋tnika. M膮偶 nakaza艂 jej r贸wnie偶 natychmiastow膮 sprzeda偶 zapisk贸w. Ja, zgodnie z jego wol膮, mia艂am po艣redniczy膰 w transakcji. Odnios艂am wra偶enie, 偶e pani Fenwick bardzo si臋 pana boi. Zupe艂nie nie rozumiem, dlaczego.
Nick zerkn膮艂 na Gardeni臋, ale nie dostrzeg艂 w jej oczach ani 艣ladu ironii. Najwyra藕niej m贸wi艂a szczerze.
- Jasne. Odczuwa taki strach, 偶e chce si臋 ze mn膮 spotka膰 w 艣rodku nocy w zupe艂nie nie o艣wietlonej cz臋艣ci du偶ego parku?
Dziewczyna roz艂o偶y艂a bezradnie r臋ce,
Ona twierdzi, 偶e Morris nakaza艂 jej ca艂kowit膮 dyskrecj臋. Podobno absolutnie sobie nic 偶yczy艂, aby ktokolwiek si臋 dowiedzia艂, 偶e Polly znalaz艂a zapiski. Przepraszam, je艣li narazi艂am pana na k艂opoty, ale pani Fenwick obudzi艂a mnie z g艂臋bokiego snu, wi臋c kiedy proponowa艂a to miejsce, jeszcze nic bardzo by艂am w stanie my艣le膰.
Te偶 tak uwa偶am.
Prosi艂a, 偶ebym si臋 z panem skontaktowa艂a.
Trzeba by艂o najpierw zapyta膰 mnie o zdanie.
- Nie musia艂 pan tu przyje偶d偶a膰. Je艣li si臋 pian boi, mog臋 wszystko odwo艂a膰. Poszukam kontaktu z tamtym drugim nabywc膮, cho膰 na razie nie wiem, gdzie go szuka膰.
Nick przypomnia艂 sobie fiszk臋 z nazwiskiem stryja Orrina.
Czy to gro藕ba?
Po prostu rozwa偶am r贸偶ne mo偶liwo艣ci - powiedzia艂a
z udan膮 nonszalancj膮.
Jest pani bardzo zapobiegliwa.
Prosz臋 si臋 nic z艂o艣ci膰. S膮dzi艂am, 偶e b臋dzie pan zadowolony. Dziennik odnalaz艂 si臋 przecie偶 tak szybko...
Nawet zadziwiaj膮co szybko. Zmarszczy艂a brwi.
Jak to nale偶y rozumie膰?
- Niewa偶ne. - W oddali, na 艣cie偶ce zamigota艂y przy膰mione reflektory auta. - Doko艅czymy t臋 rozmow臋 p贸藕niej. Mamy towarzystwo.
Gardenia odwr贸ci艂a g艂ow臋, 偶eby si臋 przyjrze膰 nadje偶d偶aj膮cemu pojazdowi.
- To z pewno艣ci膮 Polly. Nikt inny nie pojawi艂by si臋 tutaj o takiej porze.
- Z wyj膮tkiem kilku handlarzy narkotyk贸w lub seryjnych morderc贸w.
- Zawsze pan marudzi, gdy co艣 przebiega nie po pa艅skiej my艣li?
Zawsze. - Nick patrzy艂 na zatrzymuj膮cy si臋 niepewnie samoch贸d. - Prosz臋 tutaj zosta膰. Ja to za艂atwi臋.
Polly Fenwick nie b臋dzie chcia艂a zosta膰 z panem sam na sam. Przecie偶 dlatego tu jestem.
Mimo fatalnego nastroju nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰 od u艣miechu.
Czy偶by ona naprawd臋 s膮dzi艂a, 偶e mog艂aby pani mnie powstrzyma膰, gdybym pr贸bowa艂 zabra膰 jej dziennik i nie zap艂aci膰?
Morris zapewni艂 Polly, 偶e mo偶e mi powierzy膰 t臋 spraw臋.
- Bo pani 艣wietnie sobie ze mn膮 poradzi?
Gardenia wzruszy艂a ramionami. Nie odezwa艂a si臋 ani s艂owem.
Z zupe艂nie niezrozumia艂ego powodu Chastainowi poprawi艂 si臋 humor.
- W jaki spos贸b chce mnie pani ujarzmi膰?
Nie zwracaj膮c na niego uwagi, Gardenia wpatrywa艂a si臋 w auto.
Sk膮d mo偶emy wiedzie膰, czy to naprawd臋 pani Fenwick? - spyta艂a.
Pierwsze rozs膮dne, powiedzia艂bym nawet wnikliwe pytanie. Chyba p贸jd臋 zobaczy膰. - Uchyli艂 drzwi, kt贸re natychmiast schowa艂y si臋 w dachu. Chastain ju偶 wcze艣niej wy艂膮czy艂 wewn臋trzne 艣wiat艂o synchrona, wi臋c w jego wozie panowa艂y ciemno艣ci.
Zaczekaj... Nick - Gardenia przechyli艂a si臋 przez siedzenie. Mia艂a szeroko otwarte oczy. Nie... - Urwa艂a.
S艂ucham.
- Nie r贸b niczego g艂upiego.
U艣miechn膮艂 si臋 lekko.
Doceniam t臋 rad臋, ale chyba ju偶 na ni膮 za p贸藕no. Zosta艅 w samochodzie. Je艣li co艣 si臋 stanie, zwiewaj, gdzie pieprz ro艣nie.
Zaczynam si臋 denerwowa膰.
Czas najwy偶szy!
Nie zamykaj膮c drzwi od strony kierowcy, opar艂 si臋 o b艂yszcz膮cy zderzak.
Czeka艂. Potrafi艂 czeka膰. Us艂ysza艂, 偶e Gardenia w艣lizguje si臋 na miejsce kierowcy.
Co jest? - spyta艂a szeptem.
Nic.
Nagle otworzy艂y si臋 drzwi drugiego auta. W migaj膮cym blasku 偶ar贸wki o艣wietlaj膮cej kabin臋 Nick zobaczy艂 dwoje ludzi: m臋偶czyzn臋 w 艣rednim wieku oraz nieco m艂odsz膮 kobiet臋. Nawet z tak du偶ej odleg艂o艣ci dojrza艂 niepok贸j maluj膮cy si臋 na ich twarzach.
Amatorzy. Na szcz臋艣cie.
To na pewno pani Fenwick - szepn臋艂a z ulg膮 Gardenia. - Morris trzyma艂 na biurku jej zdj臋cie.
Pan Chastain? - spyta艂a Polly wysokim, piskliwym g艂osem.
Nick nawet si臋 nie poruszy艂.
We w艂asnej osobie - mrukn膮艂.
Spodziewa艂am si臋 tutaj panny Spring. Obieca艂a, 偶e z panem przyjedzie. Nie zrobi臋 ani kroku dalej, je艣li jej nie ma. Musz臋 przestrzega膰 wskaz贸wek Morrisa.
- Panna Spring siedzi w aucie - odezwa艂 si臋 Chastain.
Gardenia wychyli艂a si臋 z samochodu.
Wszystko w porz膮dku. Nazywam si臋 Gardenia Spring.
Dzi臋ki Bogu! - Polly wysiad艂a z samochodu, przyciskaj膮c do siebie paczk臋. - M膮偶 uwa偶a艂, 偶e mog臋 pani zaufa膰.
M臋偶czyzna towarzysz膮cy Polly otworzy艂 drzwiczki po stronie pasa偶era, wygramoli艂 si臋 z auta i popatrzy艂 na Chastaina.
Do rzeczy! Przywi贸z艂 pan pieni膮dze?
Tak. S膮 w baga偶niku, ale tylko ja jeden potrafi臋 otworzy膰 szyfrowy zamek. Kim pan jest?
To m贸j przyjaciel, Omar Brooker - wyja艣ni艂a szybko Polly. - Ba艂am si臋 przyjecha膰 tutaj sama.
Forsa jest w got贸wce? - spyta艂 Omar z odwag膮 wynikaj膮c膮 g艂贸wnie ze strachu i desperacji. - Umawiali艣my si臋 na got贸wk臋.
Nawet bez u偶ycia talentu Nick nie wyczuwa艂 zagro偶e艅 na matrycy. Rozlu藕ni艂 si臋 nieco po raz pierwszy od chwili, gdy zadzwoni艂a do niego Gardenia. Polly i jej kochanek trz臋艣li si臋 ze strachu. Potrzebowali pieni臋dzy, ale bardzo si臋 bali. A jemu to odpowiada艂o. Umia艂 post臋powa膰 z zal臋knionymi lud藕mi.
Mam kas臋 - oznajmi艂.
Dziennik kosztuje pi臋膰dziesi膮t kawa艂k贸w - przypomnia艂 Omar.
Wiem.
Chastain zap艂aci艂by nawet sto czy dwie艣cie tysi臋cy. Pami臋tnik ojca by艂 wart dla niego ka偶dej ceny. Ale nie chcia艂 dzieli膰 si臋 t膮 informacj膮 z Polly i Omarem. W 艣wietle ksi臋偶yca dojrza艂 podejrzliwe spojrzenie m臋偶czyzny.
Jakim cudem zebra艂 pan tak szybko tyle forsy?
Robicie interes z w艂a艣cicielem kasyna - przypomnia艂 mu delikatnie Nick. - Nie miewam problem贸w finansowych. Wszystko zreszt膮 przychodzi mi z 艂atwo艣ci膮.
Przesta艅. - W g艂osie Gardenii wyra藕nie pobrzmiewa艂a dezaprobata. - Wystraszysz ich na 艣mier膰!
Nic przecie偶 nie robi臋 - mrukn膮艂 Nick.
Usi艂ujesz ich zagna膰 w kozi r贸g. - Wysiad艂a z samochodu. - Niech pani tu podejdzie, Polly. Pan Chastain z przyjemno艣ci膮 wr臋czy pani zap艂at臋. Prosz臋 da膰 mu dziennik i wszyscy spokojnie p贸jdziemy spa膰.
Omar w艂膮czy艂 latark臋 i podszed艂 razem z pani膮 Fenwick do synchrona.
- Wyjmij pieni膮dze z baga偶nika. - Gardenia da艂a Chastainowi lekkiego kuksa艅ca. - No pospiesz si臋. Nie b臋dziemy tu sta膰 ca艂膮 noc.
Nick popatrzy艂 na ni膮 zza zderzaka.
Czy kto艣 ci ju偶 m贸wi艂, 偶e jeste艣 apodyktyczna?
Zdarza艂o si臋.
Nic dziwnego. - Nick podszed艂 do baga偶nika i zdezaktywowa艂 specjalny zamek z galaretowatego lodu. 呕aden matrycowiec nie ufa艂 standardowym zabezpieczeniom. Uni贸s艂szy pokryw臋, si臋gn膮艂 do wewn膮trz po dyplomatk臋, w kt贸rej schowa艂 got贸wk臋. Gardenia zerkn臋艂a na Polly.
Prosz臋 si臋 nie denerwowa膰. Pan Chastain z pewno艣ci膮 zap艂aci.
Przepraszam za t臋 podejrzliwo艣膰, ale list Morrisa wytr膮ci艂 mnie ca艂kowicie z r贸wnowagi. Oczywi艣cie on z pewno艣ci膮 przesadza艂. By艂 matrycowcem, a to przecie偶 m贸wi samo za siebie.
Nick zatrzasn膮艂 klap臋 znacznie g艂o艣niej, ni偶 nale偶a艂o.
- Oni wszyscy cierpi膮 na paranoj臋. - Brooker nie spuszcza艂 Chastaina z oka. - Jego biedna 偶ona musia艂a znosi膰 te napady... W ko艅cu wyprowadzi艂a si臋 z domu.
Straszna historia - wtr膮ci艂a Polly. - B臋d膮c w separacji w艂a艣ciwie nic wiadomo, co zrobi膰 ze swoim 偶yciem. Chyba nie da艂abym sobie rady bez Omara. Na szcz臋艣cie on post臋powa艂 w stosunku do mnie lojalnie i by艂 taki wyrozumia艂y...
Rozumiem. - Gardenia spojrza艂a na Nicka. - Teraz mo偶esz im wr臋czy膰 pieni膮dze.
Omar zmarszczy艂 brwi.
Zaraz, najpierw musimy je zobaczy膰. Chc臋 sprawdzi膰, czy wszystko si臋 zgadza.
Jak sobie 偶yczycie. - Nick postawi艂 teczk臋 na ziemi, otworzy艂 zamek i odemkn膮艂 wieko.
Brooker skierowa艂 snop 艣wiat艂a na starannie popakowane pakieciki i j臋kn膮艂 z wra偶enia.
Dobry Bo偶e! Sp贸jrz tylko, Polly.
To strasznie du偶o pieni臋dzy. Nie wiedzia艂am... W艂a艣ciwie... Morris mi m贸wi艂, 偶e pan jest got贸w zap艂aci膰, ale nigdy nie marzy艂am... - Urwa艂a.
Za偶膮da艂a pani pi臋膰dziesi臋ciu kawa艂k贸w. - Nick zamkn膮艂 walizeczk臋. - Oto one. Teraz prosz臋 o dziennik.
Co? - Polly zerkn臋艂a na niego z przera偶eniem.
Dziennik Trzeciej Wyprawy - podpowiedzia艂a delikatnie Gardenia. - Teraz ju偶 mo偶e go pani wr臋czy膰 nabywcy.
Ach tak! Oczywi艣cie! - Polly wetkn臋艂a Chastainowi pami臋tnik do r臋ki, jakby si臋 ba艂a, 偶e zapiski za chwil臋 wybuchn膮. - To nale偶y do pana.
Nick zacie艣ni艂 palce na paczce. Wyczuwa艂 kszta艂t poka藕nego woluminu oprawionego w sk贸r臋 z widmowego w臋偶a, ale nie wierzy艂, 偶e wreszcie wszed艂 w posiadanie tych cennych stronic.
艢wiadom, 偶e Gardenia bacznie go obserwuje, ostro偶nie odwin膮艂 pakunek. Omar 艣wieci艂 mu latark膮, 偶eby wszyscy mogli obejrze膰 dziennik.
Kosztowna, zielona sk贸ra zachowa艂a sw贸j pierwotny wygl膮d. Nawet nie wyblak艂a. Zaros艂a tylko troch臋 warstewk膮 patyny.
- Prosz臋 si臋 pospieszy膰 - mrukn膮艂 niespokojnie Omar. - Na nas ju偶 pora.
Nick nie zwr贸ci艂 na niego uwagi. Otworzy艂 dziennik. Cho膰 by艂 oczywi艣cie na to przygotowany, widok nazwiska Chastain na pierwszej stronie wywar艂 na nim osza艂amiaj膮ce wra偶enie.
Sprawozdanie z Trzeciej Wyprany na Morza Zachodnie
Szef Wyprawy: Bartholomew Nicholas Chastain
Przewracaj膮c pierwsze strony, nie zdo艂a艂 zapanowa膰 nad dr偶eniem r臋ki, co bardzo go zasmuci艂o. Notatki sporz膮dzano czarnym atramentem, teraz ju偶 wyblak艂ym, ale nadal czytelnym. Charakter pisma autora 艣wiadczy艂 o sile charakteru.
No i? - spyta艂a Gardenia. - O to ci chodzi艂o?
Tak. - Nick zamkn膮艂 ostro偶nie ksi臋g臋. By艂 lekko oszo艂omiony. - Dok艂adnie o to.
W takim razie my ju偶 pojedziemy. - Omar wzi膮艂 dyplomatk臋 w obie r臋ce.
Polly u艣miechn臋艂a si臋 z ulg膮 do Gardenii.
- Bardzo sobie ceni臋 pani pomoc. Teraz, gdy ju偶 jest po wszystkim, czuj臋 si臋 naprawd臋 o wiele lepiej.
- Dobranoc - odpar艂a Gardenia. - I powodzenia.
Nick nawet si臋 nie odezwa艂. Chwyci艂 dziennik, nie spuszczaj膮c oczu z odchodz膮cych. Gardenia sta艂a spokojnie obok. Polly i Omar wsiedli do auta i ruszyli w stron臋 bramy.
Czas do domu - powiedzia艂a w ko艅cu Gardenia.
Tak. - Chastain z trudem wraca艂 do siebie.
Dobrze si臋 czujesz?
- Nic mi nie dolega. - Otworzy艂 przed dziewczyn膮 drzwiczki od strony pasa偶era. Po艂o偶y艂 ostro偶nie dziennik na tylnym siedzeniu i usiad艂 za kierownic膮. Przez chwil臋 milcza艂, usi艂uj膮c odzyska膰 spok贸j. - Dzi臋kuj臋 -wykrztusi艂 w ko艅cu.
Kiedy po raz ostatni musia艂e艣 komu艣 dzi臋kowa膰?
Wyznaczy艂em nagrod臋 za pomoc w zdobyciu tych notatek. Ona ci si臋 nale偶y.
Posiadasz szczeg贸lny dar niszczenia nastroju. Nie chc臋 twoich pieni臋dzy.
Zrozumia艂, 偶e j膮 obrazi艂. Spojrza艂 t臋po w mrok za szyb膮.
Ja zdoby艂em dziennik, a Polly i Omar - pieni膮dze. Ty jeste艣 jedyn膮 osob膮, kt贸ra zupe艂nie na tym nie skorzysta艂a. Dlaczego w og贸le zdecydowa艂a艣 si臋 zaanga偶owa膰 w t臋 spraw臋?
Bo nale偶a艂o j膮 jako艣 zamkn膮膰. A i tak wcale mi si臋 to
nie uda艂o.
Co艣 w brzmieniu jej g艂osu wprawi艂o Chastaina w ogromny niepok贸j.
Co masz na my艣li?
Zab贸jca Fenwicka wci膮偶 przebywa na wolno艣ci.
Ale to nie ty powinna艣 go znale藕膰, do diab艂a! - Nick popatrzy艂 na ni膮 niespokojnie. - Niech si臋 tym zajm膮 policjanci.
Opar艂a g艂ow臋 o siedzenie i popatrzy艂a w mrok.
- A je艣li nie wiedz膮, gdzie szuka膰?
Trzymaj si臋 od tej sprawy z daleka.
Morris by艂 matrycowcem.
Chastain zacz膮艂 wygina膰 niecierpliwie palce.
Przecie偶 pami臋tam. Ale ta informacja nam nie pomo偶e w rozwi膮zaniu zagadki. To nie ma nic wsp贸lnego z morderstwem.
G艂臋boko si臋 mylisz. Ludzie, a w艣r贸d nich policjanci, cz臋sto unikaj膮 matrycowc贸w. Nikt ich nie rozumie.
Wiem - odpar艂 sztywno. - Ale mo偶e talentom matrycowym odpowiada taka sytuacja.
Wszyscy uwa偶aj膮 ich za paranoik贸w, a nawet za wariat贸w - ci膮gn臋艂a Gardenia, jakby w og贸le go nie s艂ysza艂a. - Ja jednak cz臋sto z nimi pracowa艂am i wiem, 偶e s膮 zupe艂nie normalni.
Naprawd臋? - Nick popatrzy艂 na o艣wietlony ksi臋偶ycem profil dziewczyny.
Tak, chocia偶 pozostaj膮 pod wp艂ywem silnego stresu. Tylko sami matrycowcy oraz pryzmaty, kt贸re dla nich ogniskuj膮, s膮 w stanie zrozumie膰, 偶e ludziom obdarzonym tego typu talentem bardzo trudno jest utrzyma膰 energi臋 na wodzy.
Co艣 takiego! - S艂ysz膮c nutk臋 wsp贸艂czucia w g艂osie dziewczyny, poczu艂, jak ogarnia go obrzydzenie.
Oni posiadaj膮 inny, bardzo pot臋偶ny typ energii paranormalnej. Maj膮 obsesj臋 na punkcie wzor贸w. Lubi膮 si臋 w nich zatapia膰 na d艂ugie godziny. Matrycowcy instynktownie pragn膮 dostrzec we wszystkim jaki艣 szablon. Dlatego te偶 w ko艅cu zauwa偶aj膮 rzeczy niewidzialne dla innych.
I wpadaj膮 w paranoj臋.
Kto wie? Mo偶e po prostu widz膮 g艂臋biej i wyra藕niej. - Wzruszy艂a ramionami. - Albo te偶 艂atwiej ulegaj膮 paranoidalnym sk艂onno艣ciom. Nie prowadzono po prostu odpowiednich bada艅 ani na temat talent贸w matrycowych, ani te偶 pryzmat贸w, kt贸re dla nich ogniskuj膮.
Nick zawaha艂 si臋 przez chwil臋. W ko艅cu jednak ciekawo艣膰 przezwyci臋偶y艂a zdrowy rozs膮dek.
- W jaki spos贸b si臋 dowiedzia艂a艣, 偶e potrafisz ogniskowa膰 dla matrycowc贸w?
Przyja藕ni艂am si臋 z dziewczyn膮 o takim talencie. 膯wiczy艂y艣my godzinami. A im d艂u偶ej trenowa艂y艣my, tym swobodniej ona si臋 czu艂a.
Nick rozcapierzy艂 palce i chwyci艂 kraw臋d藕 siedzenia.
I nie uleg艂a superparanoi?
Nie. - Gardenia u艣miechn臋艂a si臋 lekko. - No, mo偶e rzeczywi艣cie jest bardziej podejrzliwa ni偶 inni ludzie. I lubi wszystko dog艂臋bnie analizowa膰. Tak jednak post臋puj膮 nie tylko matrycowcy. Moja przyjaci贸艂ka 艣wietnie sobie radzi. Pracuje w zespole z niez艂ym pryzmatem, wysz艂a za m膮偶 i oczekuje dziecka.
Kt贸ra to klasa? - spyta艂 w napi臋ciu.
Czwarta lub pi膮ta.
Czyli 艣rednia. - Jego entuzjazm powoli mija艂.
Matrycowcy wysokiej klasy prawie w og贸le nie istniej膮 - przypomnia艂a mu Gardenia. - Ten, kt贸rego odkry艂am w kasynie, by艂 jedynym znanym mi talentem z tej grupy, silniejszym od Lindy. W艂a艣nie! Ciekawe, czy twoi ochroniarze go w ko艅cu znale藕li.
Nie. Ale te偶 wczoraj wieczorem nie pad艂a 偶adna wielka wygrana. Nikt nie rozbi艂 banku.
To dobrze, ale mimo wszystko 偶a艂uj臋, 偶e go nie z艂apali.
Dlaczego?
Zerkn臋艂a pospiesznie na zegarek.
Dla zasady - odpar艂a z fa艂szyw膮 oboj臋tno艣ci膮. - Robi si臋 p贸藕no. Lepiej zabierz mnie do domu.
Wracaj膮c do morderstwa... Obiecaj mi, 偶e zostawisz t臋 spraw臋 policji.
Niewiele wi臋cej mog臋 zrobi膰.
Dobra, dobra. Czuj臋, 偶e co艣 kombinujesz. Co ci chodzi po g艂owie?
Nic.
Do jasnej synergii! - Nick wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i chwyci艂 dziewczyn臋 za podbr贸dek. - Powiedz mi natychmiast.
No c贸偶. W艂a艣nie sobie pomy艣la艂am, 偶e teraz po 艣mierci Morrisa Omar i Polly wreszcie si臋 pobior膮.
Nick popatrzy艂 na ni膮 ze zdziwieniem.
Polly i Omar? Zaczekaj chwil臋. Chyba nie podejrzewasz, 偶e oni go zabili?
Dlaczego nic? - spyta艂a, najwyra藕niej dotkni臋ta tym brakiem poparcia z jego strony. - Przecie偶 dop贸ki 偶y艂 ten biedak Morris, nie mogli wzi膮膰 艣lubu.
S膮 z pewno艣ci膮 kochankami od lat. Dlaczego akurat teraz mieliby mordowa膰 Fenwicka?
Nie potrafi臋 tego wyt艂umaczy膰. - Na twarzy Gardenii pojawi艂 si臋 wyraz uporu. - Ale nie wolno nam wykluczy膰 takiej ewentualno艣ci.
R贸wnic prawdopodobnej jak to, 偶e Kurtyna podniesie si臋 ponownie jeszcze za naszego 偶ycia. A niech to! Gardenio! Naprawd臋 nic b臋d臋 si臋 anga偶owa艂 w to 艣ledztwo, rozumiesz?
Przekrzywi艂a g艂ow臋, jakby nie dowierza艂a w艂asnym uszom.
Po co si臋 zaperzasz? Przecie偶 to nie twoja sprawa.
Chcesz wiedzie膰, dlaczego tak si臋 w艣ciek艂em, kiedy do mnie wczoraj zadzwoni艂a艣?
Ju偶 mi to wyja艣ni艂e艣. By艂e艣 z艂y, bo um贸wi艂am si臋 z Polly w parku, nie pytaj膮c ciebie o zdanie.
To tylko wierzcho艂ek g贸ry lodowej - sykn膮艂 przez z臋by. - Szala艂em z w艣ciek艂o艣ci, zanim jeszcze podnios艂a艣 s艂uchawk臋.
Popatrzy艂a mu prosto w oczy.
Nic nie rozumiem.
Bo-do-mnie-nie-zadzwoni艂a艣 - wyskandowa艂.
Przecie偶 zadzwoni艂am.
Ale na pro艣b臋 Polly.
A ty s膮dzi艂e艣, 偶e odezw臋 si臋 wcze艣niej? Niezale偶nie od rozmowy z pani膮 Fenwick?
Mieli艣my przecie偶 porozmawia膰 o szukaniu dziennika i mordercy. Nie pami臋tasz?
Akurat - wykrzykn臋艂a. - Pr贸bowa艂e艣 zam膮ci膰 mi w g艂owie te gadanin膮 o zwieraniu szereg贸w. A zale偶a艂o ci przecie偶 w艂膮cznie na dzienniku! Ani przez chwil臋 nie zamierza艂e艣 mi pomaga膰 w szukaniu mordercy.
Nieprawda! I kto tu m贸wi o paranoidalnej podejrzliwo艣ci?! Przed chwil膮 da艂a艣 doskona艂膮 pr贸bk臋 takiego skrzywionego sposobu my艣lenia.
Bardzo si臋 ba艂, 偶e j膮 straci. Ogarn臋艂a go desperacja.
Do diab艂a! Skoro mia艂e艣 ochot臋 ze mn膮 porozmawia膰, to dlaczego ty do mnie nie zatelefonowa艂e艣?
Bo zrobi艂em to wcze艣niej. - Zacisn膮艂 szcz臋ki. - Wypada艂o na ciebie.
Gardenia roz艂o偶y艂a bezradnie r臋ce.
- Nie mog臋 uwierzy膰, 偶e my naprawd臋 rozmawiamy ze sob膮 w ten spos贸b. K艂贸cimy si臋 jak para narzeczonych po nieudanej randce.
- Ciesz臋 si臋, 偶e w ko艅cu to zauwa偶y艂a艣. - Zrobi艂 krok w jej stron臋. -W艂a艣nie tak si臋 czuj臋. Jestem niezadowolony z tego spotkania.
- St贸j. -Wyci膮gn臋艂a przed siebie r臋ce. - Co ty sobie w艂a艣ciwie wyobra偶asz?
Zamierzam ci臋 poca艂owa膰:
Dlaczego'
Sam nie wiem.
W porz膮dku. - 艁ypn臋艂a na niego w艣ciekle. - Tylko nie udawaj 偶e zjad艂e艣 wszystkie rozumy.
Gdybam by艂 m膮dry, to na pewno nie prowadzi艂bym teraz takiej dyskusji. Zosta艂bym w biurze i zaj膮艂 si臋 czym艣 znacznie bardziej konstruktywnym.
Na przyk艂ad czym?
Na przyk艂ad zarabianiem pieni臋dzy. Wzi膮艂 j膮 w ramiona i poca艂owa艂.
Rozdzia艂 dziesi膮ty
Huragan uczu膰 oszo艂omi艂 j膮 ca艂kowicie. P艂yn臋艂a na wezbranej fali nami臋tno艣ci prosto w g艂臋biny morza nie oznaczonego na mapie.
Niemal czu艂a energi臋 przeskakuj膮c膮 na przednim siedzeniu auta. Przez chwil臋 dziwi艂a si臋 nawet, 偶e nie wida膰 iskier.
Nieust臋pliwe, wymagaj膮ce usta dawa艂y jej ogromn膮 przyjemno艣膰... Wyczuwa艂a w nich po偶膮danie i g艂贸d. Od Chastaina bi艂 podniecaj膮cy, m臋ski zapach. Nick z pewno艣ci膮 u偶ywa艂 myd艂a, ale nie wody kolo艅skiej, co bardzo si臋 jej podoba艂o. Nigdy nie przepada艂a za wyperfumowanymi m臋偶czyznami.
O Bo偶e! - wykrzykn臋艂a cicho i otoczy艂a ciasno ramionami jego szyj臋. - Nie zdawa艂am sobie sprawy... nie wiedzia艂am...
Mo偶e ty nie. - Nick opar艂 si臋 wygodnie o siedzenie. - Ale ja mia艂em na to ochot臋 od chwili, gdy wesz艂a艣 do mego biura.
Wszystko przez t臋 czerwon膮 sukienk臋.
- Zawsze lubi艂em czerwony kolor - mrukn膮艂 i zacz膮艂 ca艂owa膰 jej szyj臋.
B艂yszcza艂y mu oczy. Gardeni臋 trawi艂 ogie艅. Zatopi艂a paznokcie w ramionach m臋偶czyzny. Gdy tylko dotkn臋艂a g艂adkich mi臋艣ni, zala艂a j膮 kolejna fala podniecenia.
Doskonale zdawa艂a sobie spraw臋 z tego, 偶e jej poprzednim zwi膮zkom czego艣 brakowa艂o, ale nic by艂a w stanie wykry膰 istoty owego niedostatku. Teraz jednak zacz臋艂a powoli rozumie膰, na czym polega艂 problem.
Koniuszkami nerwowymi dziewczyny targn膮艂 nieoczekiwany przyp艂yw 艣wiadomo艣ci. Co艣 podobnego nigdy si臋 jej do tej pory nie zdarzy艂o. Potrzebowa艂a a偶 kilku sekund, aby zrozumie膰, i偶 偶ar bij膮cy z cia艂a Nicka rozpali艂 wszystkie jej zmys艂y, nawet te, kt贸re funkcjonowa艂y na p艂aszczy藕nie metapsychicznej.
Oczywi艣cie paranormaln膮 stron膮 jej natury wstrz膮sn臋艂y doznania fizyczne.
Gdy Nick przygwo藕dzi艂 j膮 do oparcia ca艂ym swym ci臋偶arem, Gardeni臋 ogarn臋艂a nag艂a potrzeba stworzenia pryzmatu. Oszo艂omiona, z trudno艣ci膮 zdo艂a艂a si臋 oprze膰 tej presji.
Podejrzewa艂a, 偶e Nick jest talentem. Z tak niewielkiej odleg艂o艣ci potrafi艂 na pewno wy艂apa膰 fale energetyczne, a to mog艂oby si臋 okaza膰 kr臋puj膮ce. Seks mia艂 si臋 przecie偶 ogranicza膰 do p艂aszczyzny fizycznej. Nigdy nie s艂ysza艂a, aby wp艂ywa艂 na psychik臋.
Taki stan nie mie艣ci艂 si臋 w granicach normalno艣ci. Z pewno艣ci膮 nie.
W ko艅cu jednak eksperci utrzymywali z ca艂膮 stanowczo艣ci膮, 偶e energia psychiczna dziewczyny nie jest ca艂kowicie typowa.
Nick zbli偶y艂 usta do jej warg. Pod wp艂ywem nacisku z臋b贸w m臋偶czyzny Gardenia uzna艂a, 偶e z analiz膮 tych zjawisk na p艂aszczy藕nie metapsychicznej b臋dzie musia艂a zaczeka膰. Podniecenie i oszo艂omienie nie pozwoli艂o jej przeprowadza膰 tak ezoterycznych rozwa偶a艅.
B臋dzie cudownie - szepn膮艂 ochryp艂ym g艂osem, a jego r臋ka pow臋drowa艂a do piersi Gardenii. - Cudownie...
Nick!
K膮tem oka dziewczyna dostrzeg艂a, 偶e po wewn臋trznej stronie szyby auta zbiera si臋 para. Cz臋艣膰 jej m贸zgu my艣la艂a nadal wystarczaj膮co jasno, by nie m贸c si臋 nadziwi膰 w艂asnym reakcjom na t臋 eksplozj臋 napi臋cia. Ze smutkiem zda艂a sobie spraw臋 z tego, 偶e nie rozpozna艂a ulotnego charakteru atmosfery panuj膮cej w aucie, dop贸ki Nick nie wzi膮艂 jej w ramiona.
Najwyra藕niej on domy艣la艂 si臋 wszystkiego od samego pocz膮tku.
Gardenia mia艂a jednak wspania艂e usprawiedliwienie op贸藕nienia w percepcji sytuacji - po prostu nigdy czego艣 podobnego nie do艣wiadczy艂a.
Zapadaj膮c si臋 g艂臋biej w u艣cisk Nicka, wyczuwa艂a wyra藕nie jego erekcj臋. By艂 du偶y. Mo偶e nawet nienaturalnie ogromny i bardzo intryguj膮cy.
Po艂o偶y艂a mu r臋k臋 na udzie wyczuwaj膮c jego kszta艂t przez napi臋ty materia艂 spodni. J臋k m臋偶czyzny zabrzmia艂 zach臋caj膮co. Pog艂aska艂a go po karku. Mog艂aby przysi膮c, 偶e j臋k przeszed艂 w g艂uchy pomruk.
Chastain przesun膮艂 r臋k膮 po kr臋gos艂upie Gardenii i zacisn膮艂 palec wok贸艂 jej biodra. W tej samej chwili wstrz膮sn膮艂 ni膮 zar贸wno metafizyczny, jak i czysto fizyczny dreszcz. To nie mia艂o prawa si臋 zdarzy膰.
Niemo偶liwe - mrukn臋艂a z ustami na jego szyi.
Bzdura. Ma艂o prawdopodobne, ale nie niemo偶liwe. Nie robi艂em tego wprawdzie na przednim siedzeniu, odk膮d sko艅czy艂em osiemna艣cie lat, ale chyba jeszcze co艣 pami臋tam.
Nie o to mi chodzi艂o. - Drgn臋艂a, gdy偶 po kolejnej fali podniecenia 艣wiadomo艣膰 psychiczna zn贸w da艂a o sobie zna膰. - Tutaj si臋 dzieje co艣 dziwnego.
To wszystko przez t臋 desk臋 rozdzielcz膮. Chod藕my na tylne siedzenie.
Domy艣li艂a si臋, 偶e Chastain m贸wi o seksie. A wi臋c podczas gdy ona zastanawia艂a si臋 nad tym, czy przypadkiem nie dozna艂a halucynacji erotycznych, Nick proponowa艂, aby przyj臋li wygodniejsz膮 pozycj臋.
W nag艂ym przyp艂ywie paniki zgin臋艂a poka藕na cz臋艣膰 wcze艣niejszego entuzjazmu.
Otworzy艂a oczy i po艂o偶y艂a mu r臋ce na piersiach.
- Zaczekaj. - Oddycha艂a z trudem. - Musimy przesta膰. I to natychmiast.
Nick zamar艂. Wolno uni贸s艂 g艂ow臋 i popatrzy艂 na Gardeni臋.
- Dlaczego?
Zadziwiaj膮ca prostota tego pytania zaskoczy艂a j膮. Dziewczyna nie potrafi艂a wyt艂umaczy膰 przedziwnej natury swych odczu膰.
No wi臋c...
Chyba nie zapomnia艂a艣 o szczepionce antykoncepcyjnej?
Oczywi艣cie, 偶e nic - wybuchn臋艂a, nieco za偶enowana tym pragmatycznym pytaniem.
Wykrzywi艂 usta.
Ja r贸wnie偶 zawsze o tym pami臋tam. Jeste艣my wi臋c zabezpieczeni. - Znowu opu艣ci艂 g艂ow臋.
Nie o to chodzi. Usi艂uj臋 ci tylko powiedzie膰, 偶e sprawy zasz艂y za daleko. Pozwoli艂am ci na poca艂unek. I to wszystko. Przecie偶 prawie si臋 nie znamy. A przelotne przygody nie s膮 w moim stylu.
Uni贸s艂 g艂ow臋 i patrzy艂 na ni膮 przez d艂u偶sz膮 chwil臋 tak intensywnie, 偶e Gardenia niemal przesta艂a oddycha膰. Mog艂aby przysi膮c, 偶e we wn臋trzu auta zn贸w odezwa艂a si臋 jaka艣 energia. Tym razem nie by艂 to jednak radosny szept silnego poci膮gu seksualnego, lecz niepokoj膮cy pomruk czego艣 gro藕nego.
- A jaki jest tw贸j styl? - spyta艂 Nick, wymawiaj膮c wyra藕nie ka偶de s艂owo.
Gardenia poj臋艂a, 偶e znalaz艂a si臋 w naprawd臋 niebezpiecznej sytuacji. Zosta艂a zupe艂nie sama w pustym parku z m臋偶czyzn膮 znanym powszechnie z fatalnej reputacji. W uszach zadzwoni艂y jej s艂owa cioci Willy, kt贸ra twierdzi艂a, 偶e Chastain jest niewiele lepszy od gangstera.
- Nawet nie pr贸buj mnie zastraszy膰. Spotka艂am si臋 z tob膮, bo chcia艂am ci pom贸c odzyska膰 dziennik. Wyrz膮dzi艂am ci ogromn膮 przys艂ug臋. Przypuszczam, 偶e nie lubisz nikomu niczego zawdzi臋cza膰, ale musisz si臋 z tym pogodzi膰. Jeste艣 mi co艣 winien. A ja ju偶 wycofuj臋 si臋 z gry.
Zastyg艂 i zn贸w przywdzia艂 nieprzenikniony wyraz twarzy.
- Czego 偶膮dasz?
- Chc臋, 偶eby艣 si臋 zachowywa艂 jak d偶entelmen.
W jego oczach b艂ysn臋艂o rozbawienie.
- Masz racj臋. Wiele ci zawdzi臋czam. I zamierzam sp艂aci膰 d艂ug.
W jaki spos贸b? - spyta艂a niespokojnie. Owin膮艂 sobie na palcu pasmo jej w艂os贸w.
Zjesz ze mn膮 kolacj臋?
Kolacj臋? - Z trudem porz膮dkowa艂a my艣li. - Kiedy?
Jutro wieczorem. - Zerkn膮艂 na zegarek. - No, w艂a艣ciwie to dzisiaj.
Um贸wi艂am si臋 z klientem na ogniskowanie.
A jutro?
Wi臋c pyta艂e艣 powa偶nie? Nadal nie odrywa艂 od niej oczu.
Jak najbardziej.
Przecie偶 ju偶 nie potrzebujesz mojej pomocy. Uda艂o ci si臋 zdoby膰 to, co chcia艂e艣.
Zapomnij o dzienniku. Zjesz ze mn膮 kolacj臋?
Nie musisz si臋 rewan偶owa膰. Cofam to, co m贸wi艂am o d艂ugu wdzi臋czno艣ci.
W porz膮dku. Nic ci si臋 nie nale偶y. Ale czy zjesz ze mn膮 kolacj臋?
Zawaha艂a si臋.
To chyba nie jest dobry pomys艂. Brukowce przesta艂y si臋 nami interesowa膰. Je艣li zn贸w poka偶emy si臋 razem w miejscu publicznym, b臋dzie sensacja.
Nic mnie te szmat艂awce nie obchodz膮. - Przesun膮艂 kciukiem po jej dolnej wardze.
Ten dotyk przyprawi艂 j膮 o lekkie dr偶enie. Prze艂kn臋艂a 艣lin臋 i zaczerpn臋艂a g艂臋boko powietrza.
Nie zale偶y ci na prywatno艣ci? - spyta艂a.
Sugerujesz, 偶e jestem samotnikiem? Albo 偶e nikt o mnie niczego nie wie?
Mi臋dzy innymi. A co? Mo偶e si臋 myl臋?
Chc臋 ci臋 zaprosi膰 do restauracji. W tym celu mog臋 znie艣膰 wszelkie spekulacje ze strony tych gryzipi贸rk贸w. Pragn臋 jednak us艂ysze膰 odpowied藕. Tak czy nie?
Zdarza艂o si臋 jej otrzymywa膰 nieco bardziej uprzejme propozycje, ale przynajmniej tym razem Nick nie stara艂 si臋 ni膮 manipulowa膰. Konieczno艣膰 proszenia o co艣, czego nie m贸g艂 wymusi膰, stanowi艂a niew膮tpliwie nowe do艣wiadczenie dla Chastaina. Niemal mu wsp贸艂czu艂a.
Ale niezupe艂nie.
Wmawia艂a sobie, 偶e nie powinna przyjmowa膰 zaproszenia. Wiecz贸r sp臋dzony w jego towarzystwie zaalarmowa艂by rodzin臋 i przyjaci贸艂, a tak偶e sprowokowa艂 zainteresowanie brukowc贸w.
Z drugiej jednak strony zn贸w przeskoczy艂y mi臋dzy nimi iskry zwodniczej energii. A Gardenia czeka艂a ca艂e swoje doros艂e 偶ycie na tego rodzaju doznanie.
A Nick prosi艂, a nie grozi艂. Nie ucieka艂 si臋 r贸wnie偶 do podst臋pu.
- Tak - powiedzia艂a. - Ch臋tnie zjem z tob膮 kolacj臋.
Nazwa艂em t臋 ekspedycj臋 „Zagubion膮 Wypraw膮" - powiedzia艂 Newton DeForset. W d艂oni okrytej grub膮 r臋kawic膮 trzyma艂 p臋d winoro艣li i przycina艂 go szczypcami. - Bartholomew Chastain by艂 ju偶 przedtem dwukrotnie na Morzach Zachodnich. Obie wyprawy okaza艂y si臋 niezwykle owocne. Ekipom uda艂o si臋 odnale藕膰 pr贸bki nie znanych uprzednio rud oraz minera艂贸w. Badacze przywie藕li r贸wnie偶 wiele ciekawych okaz贸w flory i fauny. Ale ostatnia ekspedycja Chastaina po prostu znikn臋艂a w d偶ungli na wyspie nie oznaczonej jeszcze na mapie.
- Dlaczego w takim razie nic istnieje 偶adna dokumentacja z tej wyprawy? - Gardenia patrzy艂a niespokojnie, jak z obci臋tego p臋du zaczyna skapywa膰 czerwonawy p艂yn. Ro艣lina wygl膮da艂a zupe艂nie tak, jakby krwawi艂a.
Pomy艣la艂a, 偶e Leo nie myli艂 si臋 przynajmniej co do jednego. Newton DeForest by艂 niew膮tpliwie dziwnym cz艂owiekiem. W trakcie rozmowy zaprosi艂 dziewczyn臋 do ogrodu, a ona wyrazi艂a zgod臋. Kocha艂a ro艣liny i marzy艂a, by kupi膰 sobie kiedy艣 dom oraz w艂asny kawa艂ek ziemi.
W ogrodzie DeForesta nic jednak nie wygl膮da艂o normalnie. Wszystkie ro艣liny sprawia艂y dziwne wra偶enie. Li艣cie przybra艂y groteskowe kszta艂ty, pojedyncze kwiaty mia艂y niezdrowe kolory. A p臋dy winoro艣li by艂y tak powykrzywiane, jakby zwija艂y si臋 z b贸lu.
Dzia艂ka DeForesta spoczywa艂a w mroku wytworzonym przez zdeformowane p臋dy oraz g膮szcz nienaturalnie grubych li艣ci. Kiedy jednak Gardenia przesz艂a przez kratowan膮 bramk臋, od razu spowi艂 j膮 blask sztucznego 艣wiat艂a.
Po kilku krokach zrozumia艂a, 偶e si臋 zgubi艂a. I to przeszkadza艂o jej bardziej ni偶 dziwaczne kszta艂ty oraz barwy ro艣lin. Zwykle mog艂a ca艂kowicie polega膰 na swoim zmy艣le orientacyjnym, ale teraz - cho膰 znajdowa艂a si臋 niedaleko g艂贸wnego budynku - nie potrafi艂a do niego wr贸ci膰. Otoczy艂a j膮 wysoka na kilkana艣cie metr贸w 艣ciana ro艣lin. Labirynt li艣ci zajmowa艂 ca艂膮 przestrze艅 dziel膮c膮 dziewczyn臋 od domu. Gardenia sta艂a w towarzystwie Newtona w w膮skim, powykrzywianym korytarzyku utworzonym przez pe艂zaj膮ce po ziemi pn膮cza. Pod stopami mia艂a dywan po艂yskuj膮cej zieleni.
Pomy艣la艂a, 偶e w tym ogrodzie nie ma nic normalnego. To spostrze偶enie dotyczy艂o r贸wnie偶 DeForesta.
Newton zachowywa艂 si臋 jednak bardzo sympatycznie, cho膰 nie ca艂kiem zwyczajnie. Gardenia 偶a艂owa艂a, 偶e profesor nie zaproponowa艂 jej nawet fili偶anki herba-kawy. Bardzo by si臋 jej przyda艂 jaki艣 ciep艂y nap贸j. Przez t臋 szalon膮 noc w Curtain Park Gardenia o ma艂o co nie zapomnia艂a o spotkaniu z naukowcem. Obudzi艂a si臋 zaledwie na godzin臋 przed wyznaczonym terminem. W po艣piechu zapomnia艂a o 艣niadaniu, herba-kawie i porannej gazecie - czyli wszystkich tak wa偶nych rytua艂ach poranka, jakich przestrzega艂a od lat.
DeForest by艂 pulchnym, jowialnym, ma艂ym cz艂owieczkiem o czerwonych policzkach, starannie przystrzy偶onej br贸dce i wydatnym brzuszku. Na kraciast膮 koszul臋 i d偶insy w艂o偶y艂 sk贸rzany roboczy fartuch z ogromn膮 ilo艣ci膮 kieszeni, z kt贸rych wystawa艂y najrozmaitsze przybory oraz narz臋dzia. Nosi艂 te偶 okr膮g艂e okulary i czapeczk臋 zakrywaj膮c膮 艂ysin臋.
Profesor uwielbia艂 g艂贸wny temat swoich zainteresowa艅, czyli Trzeci膮 Wypraw臋 Chastaina. Z jego sposobu m贸wienia wynika艂o wyra藕nie, 偶e t臋skni za studentami ucz臋szczaj膮cymi z obowi膮zku na jego wyk艂ady. Gardenia nie mia艂a jednak absolutnie nic przeciwko temu gadulstwu. ] Chcia艂a go s艂ucha膰.
Dziennik spoczywa艂 bezpiecznie w r臋kach Chastaina, ale morderca Morrisa Fenwicka nadal przebywa艂 na wolno艣ci. Je艣li dziewczyna s艂usznie pow膮tpiewa艂a w motyw rabunkowy tej zbrodni, klucz do rozwi膮zania zagadki m贸g艂 tkwi膰 jedynie w zapiskach z Trzeciej Wyprawy Chastaina.
- Ach tak... Dlaczego nic ma dokumentacji? - Newton spojrza艂 na Gardeni臋 ze skrywanym podziwem. - Zada艂a pani wspania艂e pytanie. - Ca艂e lata szuka艂em sprawozda艅 wspieraj膮cych moj膮 teori臋.
Gardenia patrzy艂a na krwisty sok 艣ciekaj膮cy z winoro艣li.
Znalaz艂 pan jakie艣 istotne dowody?
Nic, co usatysfakcjonowa艂oby niedowiark贸w i sceptyk贸w. - Westchn膮艂 i przeni贸s艂 wzrok na brzydki fioletowo-r贸偶owy kwiat. - Istniej膮 zapiski 艣wiadcz膮ce o tym, 偶e planowano takie badania. Niemniej jednak wed艂ug oficjalnych danych ekspedycja nie dosz艂a do skutku, bo Chastain znikn膮艂 w d偶ungli i odebra艂 sobie 偶ycie, zanim jego podw艂adni rozpocz臋li podr贸偶.
Ale pan wierzy w Trzeci膮 Wypraw臋 Chastaina.
Oczywi艣cie - odpar艂 profesor. - Dwadzie艣cia lat temu spotka艂em dw贸ch starych g贸rnik贸w, kt贸rzy pracowali w Serendipity w czasie, gdy zebra艂a si臋 tam ca艂a ekipa. Pami臋tali nawet pi臋ciu uczestnik贸w tej wyprawy.
W Serendipity?
Tak, to by艂 ostatni bastion cywilizacji, taki ma艂y ob贸z na jednej z wysp, p贸藕niej ca艂kowicie zapomniany przez przemys艂owc贸w zajmuj膮cych si臋 wydobyciem galaretowatego lodu. Teren szybko por贸s艂 lasem. Kilka lat temu sam pojecha艂em na Wyspy Zachodnie, 偶eby zobaczy膰, jak to wszystko wygl膮da.
Co si臋 sta艂o z pa艅skimi 艣wiadkami? Dlaczego nigdy si臋 nie ujawnili?
Kolejne dobre pytanie. - Newton dotkn膮艂 ko艅cem sekatora zamkni臋tych p艂atk贸w kwiatu w chorobliwie 偶贸艂tym kolorze. Kielich rozchyli艂 si臋 natychmiast, ukazuj膮c pr臋ciki w kszta艂cie ostro zako艅czonych igie艂. - A odpowied藕 jest bardzo prosta: w czasie, gdy by艂em got贸w, aby opublikowa膰 swoj膮 prac臋, obaj ju偶 nie 偶yli.
- Chce pan przez to powiedzie膰, 偶e zostali zabici?
Newton popatrzy艂 chytrze na Gardeni臋.
W艂adze nie dostrzeg艂y niczego tajemniczego w 艣mierci tych g贸rnik贸w. Jeden z nich za du偶o pi艂. Sko艅czy艂 z g艂ow膮 w rynsztoku przy Founders' Square. Drugi bra艂 narkotyki. Zabi艂 go kumpel, te偶 narkoman, kt贸rego podobno usi艂owa艂 obrabowa膰. Kompletny nonsens.
A pan s膮dzi, 偶e co si臋 z nimi sta艂o?
Zabili ich przybysze z innej planety. Nie bezpo艣rednio, oczywi艣cie. Przej臋li kontrol臋 nad umys艂em jakiego艣 naiwniaka i wykonali t臋 robot臋 jego r臋kami.
Rozumiem. - Gardenia nie zapyta艂a DeForesta, dlaczego w takim razie on sam zosta艂 przy 偶yciu, ale ugryz艂a si臋 w j臋zyk. Obawia艂a si臋, 偶e pod naporem logicznych wywod贸w profesor straci ochot臋 do rozmowy. - Ale musieli przecie偶 by膰 inni 艣wiadkowie tej wyprawy.
Znalaz艂em paru, kt贸rzy pami臋tali, 偶e j膮 planowano. Ci utrzymywali jednak, jakoby ekspedycja nic dosz艂a do skutku z powodu samob贸jstwa Chastaina. Wszyscy inni, od pracownik贸w uniwersytetu pocz膮wszy na mieszka艅cach wysp sko艅czywszy, te偶 tak uwa偶aj膮.
A rodziny tych pi臋ciu m臋偶czyzn z ekipy? Chyba nabra艂y podejrze艅, kiedy ich bliscy nie wr贸cili do domu?
Chastaina uznano za samob贸jc臋. Inni nie mieli krewnych. Nikt nie zauwa偶y艂 ich znikni臋cia.
Czy to nie dziwne? - spyta艂a Gardenia.
Nie bardzo. Chastain sam wybiera艂 ekip臋. Od swoich ludzi wymaga艂 przede wszystkim umiej臋tno艣ci przetrwania w d偶ungli. To ograniczy艂o kr膮g potencjalnych kandydat贸w do zbiorowiska samotnik贸w, b臋kart贸w i innej ha艂astry sk艂onnej zaszy膰 si臋 na wyspach. Niewielu podejmowa艂o si臋 w贸wczas takiej pracy.
Dlaczego? Przecie偶 to by艂o bardzo ciekawe zaj臋cie.
Ale nie tak intratne jak szukanie galaretowatego lodu. Odkrycie z艂o偶a gwarantuje wielkie pieni膮dze. A dla cz艂onk贸w wyprawy ustala si臋 okre艣lone wynagrodzenia i na tym koniec. Ewentualne znaleziska staj膮 si臋 w艂asno艣ci膮 sponsora ca艂ego przedsi臋wzi臋cia.
Czyli w tym przypadku Uniwersytetu w Nowym Portlandzie?
Tak. A z dokument贸w znajduj膮cych si臋 w ich posiadaniu wynika, 偶e ekspedycja nie dosz艂a do skutku.
Mhm... - Gardenia pochyli艂a si臋 nad pn膮czem, z kt贸rego nadal wyp艂ywa艂 sok.
Nie, nie, panno Spring. Prosz臋 nie dotyka膰 tej ro艣liny. - Newton 偶artobliwie pacn膮艂 Gardeni臋 po r臋ku. - Najpierw ta rana musi si臋 zagoi膰.
Gardenia popatrzy艂a na niego spod oka.
Rana?
U偶y艂em przeno艣ni. - Weso艂e oczka Newtona ta艅czy艂y za okularami. - Winoro艣l zaczyna krwawi膰, kiedy si臋 j膮 przetnie. A ciecz jest truj膮ca. Powoduje oparzenia.
Ach tak. - Gardenia szybko schowa艂a r臋ce do kieszeni spodni i skr臋ci艂a w 艣lad za Newtonem w inn膮 alejk臋 zielonego labiryntu. - Jest pan zatem przekonany, 偶e cz艂onk贸w wyprawy porwa艂y jakie艣 tajemnicze istoty z innej planety?
Nie potrafi臋 inaczej wyja艣ni膰 znikni臋cia pi臋ciu m臋偶czyzn oraz dokument贸w dowodz膮cych, 偶e wyprawa rozpocz臋艂a si臋 zgodnie z planem - odpar艂 Newton. - Przyznaj臋, 偶e moja praca wzbudzi艂a zainteresowanie jednego czy dw贸ch czubk贸w czytaj膮cych brukowce. Paru idiot贸w pr贸bowa艂o te偶 wysnu膰 swoje w艂asne teorie, ale to by艂y brednie.
Na przyk艂ad?
Kilka lat temu jedna z gazet opublikowa艂a artyku艂 sugeruj膮cy jakoby ekspedycja Chastaina odnalaz艂a jaki艣 skarb. By膰 mo偶e z艂o偶a ognistego kryszta艂u. Autor sugerowa艂, 偶e cz艂onkowie za艂ogi zawarli ciche porozumienie i sfingowali swoje znikni臋cie.
Po to, 偶eby nie oddawa膰 znaleziska sponsorowi wyprawy, czyli w艂adzom uniwersytetu?
Dok艂adnie - za艣mia艂 si臋 Newton. - 艢wietny 偶art! Przecie偶 nie mogliby eksploatowa膰 tych z艂贸偶 w tajemnicy!... A ognisty kryszta艂 stanowi tak膮 rzadko艣膰, 偶e gdyby pojawi艂 si臋 na rynku, musia艂by natychmiast wzbudzi膰 sensacj臋.
Fakt. - Gardenia nie potrafi艂a podwa偶y膰 s艂uszno艣ci takiego rozumowania. - Niemniej jednak sama koncepcja o odnalezieniu skarbu wydaje mi si臋 interesuj膮ca.
Pi臋ciu m臋偶czyzn nie utrzyma艂oby sekretu przez tyle lat. - Newton machn膮艂 sekatorem. - Oni zostali porwani, panno Spring. A potem kidnaperzy zatarli 艣lady Trzeciej Wyprawy, aby nikt si臋 nie domy艣li艂, co naprawd臋 zasz艂o.
Odnosz臋 wra偶enie, 偶e to niezbyt prawdopodobne - szepn臋艂a Gardenia najdelikatniej, jak potrafi艂a.
Dlaczego? Przecie偶 mo偶na dowie艣膰, 偶e nasz膮 planet臋 odwiedzili niegdy艣 przedstawiciele innej cywilizacji.
Ma pan na my艣li artefakty odkryte przez Lucasa Trenta?
W艂a艣nie.
Ale one pochodz膮 sprzed co najmniej dziesi臋ciu wiek贸w.
Co nie oznacza, 偶e kosmici nie wr贸cili na 艢wi臋t膮 Helen臋 trzydzie艣ci pi臋膰 lat temu, aby porwa膰 Chastaina i jego ekip臋.
Dlaczego wybrali akurat tych ludzi? - spyta艂a Gardenia.
Mo偶e nigdy si臋 tego nie dowiemy, moja droga. W ko艅cu m贸wimy o istotach z innej cywilizacji. - Newton zmarszczy艂 brwi. - Prosz臋 si臋 raczej trzyma膰 z daleka od tego 偶ar艂oka.
呕ar艂oka? - Gardenia popatrzy艂a na du偶y mi臋sisty li艣膰 w kszta艂cie prze艂yku.
To bardzo zmy艣lna ro艣linka. Potrafi nawet odgry藕膰 palec. Niech pani tylko spojrzy. - Newton znalaz艂 w kieszeni ma艂膮 plastykow膮 torebk臋, z kt贸rej wyci膮gn膮艂 kawa艂ek surowego mi臋sa i rzuci艂 go 偶ar艂okowi.
Z li艣cia wychyn膮艂 d艂ugi, g膮bczasty j臋zyk i zagarn膮艂 przysmak do lepkiego, w艂贸knistego wn臋trza ro艣liny.
Gdy mi臋so znikn臋艂o w zielonej gardzieli, na twarzy dziewczyny pojawi艂 si臋 grymas.
Rozumiem - mrukn臋艂a.
Aby przej艣膰 bezpiecznie przez m贸j labirynt, nie nale偶y niczego dotyka膰 - powiedzia艂 rado艣nie DeForest.
Gardenia stan臋艂a jak wryta.
A wi臋c to jest prawdziwy labirynt?
Oczywi艣cie. Jeszcze nie zd膮偶y艂a pani tego zauwa偶y膰? Zaprojektowa艂 go dla mnie m贸j przyjaciel matrycowiec. Ka偶dy, kto si臋 tutaj zakradnie, musi w ko艅cu wyl膮dowa膰 w samym centrum. Bez klucza nie znajdzie drogi na zewn膮trz.
Ale pan wie, jak wr贸ci膰, prawda? - spyta艂a Gardenia, rozgl膮daj膮c si臋 niespokojnie.
Oczywi艣cie. Przecie偶 to m贸j labirynt. - Newton poklepa艂 pozornie nieprzeniknion膮 艣cian臋 li艣ci. - No, rusz si臋, poka偶, co potrafisz!
S艂ucham?!
Wo艂a艂em moj膮 niegrzeczn膮, kolczast膮 pu艂apk臋 - wyja艣ni艂 profesor. - Zwykle jest bardziej o偶ywiona, ale widocznie poranny przymrozek st臋pi艂 jej refleks.
St臋pi艂 refleks? - powt贸rzy艂a Gardenia, cofaj膮c si臋 instynktownie.
Zaraz to pani zademonstruj臋. - Newton dotkn膮艂 ponownie sekatorem zielonej 艣ciany. - O ile oczywi艣cie uda mi si臋 obudzi膰 t臋 艣licznotk臋. No, rusz si臋, 艣piochu. Najwy偶szy czas!
Gardenia us艂ysza艂a cichy syk, a w chwil臋 p贸藕niej z g臋stwiny zielonych li艣ci wysun臋艂y si臋 d艂ugie kolce. Dziewczyna u艣wiadomi艂a sobie natychmiast, 偶e ka偶dy, kto mia艂by nieszcz臋艣cie otrze膰 si臋 o 偶ywop艂ot, z pewno艣ci膮 nadzia艂by si臋 od razu na te niesamowite, ruchome szpikulce.
Ciekawe - mrukn臋艂a, prze艂ykaj膮c 艣lin臋.
Ju偶 od jakiego艣 czasu pracuj臋 nad t膮 hybryd膮. - DeForest by艂 najwyra藕niej zadowolony z siebie. - W swoim 艣rodowisku naturalnym kolczasta pu艂apka wyst臋puje jedynie w miniaturze. Kolce stanowi膮 zagro偶enie wy艂膮cznie dla owad贸w lub mniejszych ptak贸w. Ja jednak stworzy艂em odmian臋, kt贸ra mo偶e przebi膰 na wylot nawet myszozaj膮ca 艣redniej wielko艣ci.
I wyrz膮dzi膰 ogromn膮 krzywd臋 wi臋kszym osobnikom.
- Oczywi艣cie - rozja艣ni艂 si臋 Newton. - Jak ju偶 m贸wi艂em, w moim ogrodzie nic nale偶y niczego dotyka膰. Chyba 偶e 艣wiadomie...
B臋d臋 o tym pami臋ta膰. - Gardenia upewni艂a si臋, 偶e stoi w samym centrum zielonego przej艣cia. - S艂ysza艂 pan ju偶 mo偶e plotki o dzienniku z ostatniej wyprawy Chastaina?
O dzienniku? - Newton my艣la艂 chwil臋. - Bez w膮tpienia musia艂 istnie膰 dziennik. W ko艅cu podczas pierwszych dw贸ch ekspedycji Chastain r贸wnie偶 sporz膮dza艂 notatki. On bardzo dba艂 o dokumentacj臋. Niemniej jednak zapiski z Trzeciej Wyprawy niew膮tpliwie zagin臋艂y, kiedy porwano jej uczestnik贸w.
Gardenia pomy艣la艂a, 偶e Nick nie by艂by zachwycony, gdyby powiedzia艂a Szalonemu DcForestowi o odzyskaniu pami臋tnika. Musia艂a si臋 te偶 przyzna膰 sama przed sob膮, 偶e traci czas.
Bardzo mi pan pom贸g艂. Dzi臋kuj臋 za wyja艣nienie w膮tpliwo艣ci. Ale teraz na mnie ju偶 czas.
Najpierw powinna pani zobaczy膰 sam 艣rodek mojego labiryntu. To bardzo szczeg贸lne miejsce.
A co tam jest? - spyta艂a niepewnie Gardenia.
Grota z ro艣linami wodnymi - zarechota艂 Newton, skr臋caj膮c w ciemn膮 alejk臋. - Prosz臋 za mn膮, droga pani. Jestem bardzo dumny ze swoich okaz贸w.
Gardenia poczu艂a, 偶e ma spocone d艂onie, wi臋c wytar艂a je o d偶insy.
Nie mam zbyt wiele czasu.
Na to znajdzie pani chwil臋. - Newton znikn膮艂 za zakr臋tem. - Uwielbiam si臋 chwali膰 t膮 grot膮. - Poza tym bez mojej pomocy i tak nie trafi pani do wyj艣cia.
Profesorze, prosz臋 zaczeka膰...
T臋dy, panno Spring. - G艂os DeForesta nik艂 w oddali.
Gardenia obejrza艂a si臋 i u艣wiadomi艂a sobie, 偶e zab艂膮dzi艂a. Zapomnia艂a, kt贸rym z zielonych, kr臋tych korytarzy dotar艂a do centrum labiryntu. Nie pozostawa艂o jej wi臋c nic innego, jak tylko p贸j艣膰 za Newtonem.
- Przykro mi, ale nie mog臋 zosta膰 - powiedzia艂a na tyle stanowczo, na ile starczy艂o jej energii.
- Rozumiem - dotar艂 do niej s艂abn膮cy szept DeForesta.
Zerkn臋艂a za siebie. Sytuacja wydawa艂a si臋 beznadziejna.
Bez Newtona nie mia艂a szans odnale藕膰 drogi.
- Prosz臋 zaczeka膰, profesorze. Ju偶 id臋! Biegn臋!
Wypad艂a z zakr臋tu i nieomal zderzy艂a si臋 z Newtonem.
Ach, tutaj pani jest. - Kiedy profesor si臋 u艣miecha艂, robi艂y mu si臋 zmarszczki wok贸艂 oczu. - T臋dy. - Odwr贸ci艂 si臋 i pewnym krokiem ruszy艂 przed siebie. - Tylko prosz臋 niczego nie dotyka膰.
Absolutnie nie zamierzam. - Gardenia posz艂a za nim niech臋tnie. - W jaki spos贸b odnajduje pan drog臋 w tym labiryncie?
Bardzo zwyczajnie, moja droga. - Zerkn膮艂 na ni膮 roziskrzonymi oczyma. - Znam sw贸j ogr贸d. Niech pani uwa偶a na kurtynk臋. Na pewno nic chcia艂aby si臋 pani znale藕膰 w jej pobli偶u, kiedy si臋 zamknie.
Gardenia wychyli艂a si臋 zza ci臋偶kiej kaskady li艣ci. Odnios艂a wra偶enie, 偶e z oddali dociera do niej bulgot. Poczu艂a nieprzyjemny zapach gnij膮cych ro艣lin.
- No, dotarli艣my do celu. - Newton pokona艂 ostatni zakr臋t. - Cudownie, prawda? Sp臋dzam wiele czasu na tej kamiennej 艂aweczce.
Gardenia rozejrza艂a si臋 ostro偶nie i ujrza艂a skalist膮 jaskini臋 pokryt膮 od wewn膮trz 艣liskim, mokrym mchem. Przy wej艣ciu wirowa艂a wpadaj膮ca do 艣rodka woda.
Okaza艂e, gro藕ne ro艣liny pochyla艂y si臋 nad miniaturowym stawem niczym drapie偶niki czyhaj膮ce na ofiar臋. Gardenia pomy艣la艂a, 偶e w 艣wietle ca艂ej koncepcji tematycznej ogrodu, nie jest to szczeg贸lnie tw贸rczy pomys艂.
U wlotu do groty wi艂y si臋 grube p臋dy winoro艣li, wewn膮trz Gardenia wypatrzy艂a co艣 du偶ego i bulwiastego.
- Niesamowite - mrukn臋艂a.
DeForest patrzy艂 na swoje okazy z niemal ojcowsk膮 dum膮.
- Dzi臋kuj臋 ci, moja droga. - Po艣wi臋ci艂em ca艂e lata tym ro艣linom. One s膮 naprawd臋 niezwyk艂e. I godne obejrzenia,
Zamierza艂a zn贸w taktownie zasugerowa膰, 偶e powinna wraca膰, gdy przysz艂a jej nagle do g艂owy pewna my艣l.
Profesorze, chyba w trakcie bada艅 robi艂 pan jakie艣 notatki.
Oczywi艣cie. Nawet ca艂kiem sporo. Ale nie interesowa艂em si臋 nimi przez ca艂e lata. Le偶膮 w specjalnym schowku, w kt贸rym zreszt膮 trzymam inne pami膮tki po swojej karierze akademickiej.
Czyli gdzie?
Za domem, w krypcie rodzinnej, rzecz jasna. - Newton u艣miechn膮艂 si臋 sm臋tnie. - To wymarzone miejsce na takie rzeczy. W ko艅cu moja kariera umar艂a, podobnie jak i krewni. Ale ja wola艂em prac臋 ni偶 swoich bliskich. Byli naprawd臋 okropni.
Gardenia ujrza艂a oczyma wyobra藕ni cioci臋 Willy.
Doskonale rozumiem, co pan czuje. Mam jeszcze tylko jedno pytanie.
S艂ucham pani膮.
Twierdzi pan, 偶e w艂adze Uniwersytetu z Nowego Portlandu przyj臋艂y bez zastrze偶e艅 wersj臋 o samob贸jstwie Chastaina.
Zgadza si臋.
Dlaczego? Czy Barthomolew Chastain cierpia艂 na jakie艣 zaburzenia psychiczne?
Nie, ale kr膮偶y艂y s艂uchy, 偶e to matrycowiec. A przecie偶 sama pani wie, czego si臋 po nich mo偶na spodziewa膰.
Gardenia wysz艂a z windy i ruszy艂a w stron臋 swego mieszkania na poddaszu dopiero po dziesi膮tej. By艂a wyczerpana. Sesja ogniskuj膮ca ci膮gn臋艂a si臋 w niesko艅czono艣膰, jak to zwykle bywa w przypadku spotka艅 z talentami matrycowymi p艂awi膮cymi si臋 do upojenia w samodzielnie wygenerowanych wzorach. Dziewczyna nie mia艂a sumienia przerywa膰 im tej zabawy, cho膰 wiedzia艂a, 偶e p艂ac膮 od godziny.
Tego wieczoru jej klientka, matryca, pracuj膮ca nad zagadnieniami zwi膮zanymi z synergizmem biologicznym, pragn臋艂a uszeregowa膰 dane statystyki biosynergistycznej. Jak si臋 okaza艂o, koszty sesji pokrywa艂o laboratorium.
Wchodz膮c do mieszkania, dziewczyna my艣la艂a, 偶e Clementine b臋dzie zadowolona z tego rachunku. Niemniej jednak teraz bardziej interesowa艂o j膮 艂贸偶ko ni偶 premia.
Ziewn臋艂a i si臋gn臋艂a r臋k膮 do kontaktu.
Obok kominka mign膮艂 jaki艣 cie艅. Gardenia zamkn臋艂a usta i natychmiast otworzy艂a je z powrotem, 偶eby narobi膰 krzyku.
Odpowiedz mi na jedno pytanie - poprosi艂 Nick Chastain rozparty na krze艣le z epoki P贸藕nej Ekspansji. - Jak mog艂a艣 s膮dzi膰, 偶e ujdzie ci to na sucho?
Co? - wykrztusi艂a z trudem. R臋ka opad艂a jej bezw艂adnie, zanim si臋gn臋艂a do kontaktu, wi臋c poddasze nadal ton臋艂o w ciemno艣ciach.
Musz臋 przyzna膰, 偶e da艂em si臋 nabra膰. - Oczy Nicka b艂yszcza艂y w ciemno艣ciach. - Ale przecie偶 to tylko podr贸bka, od pierwszej do ostatniej strony.
O czym ty m贸wisz?
O dzienniku, oczywi艣cie - wyja艣ni艂 szeptem. - Ten, kt贸rego kupno tak wspania艂omy艣lnie mi umo偶liwi艂a艣. Przecie偶 to falsyfikat.
Gardenia zrobi艂a krok w prz贸d. Nie mog艂a zebra膰 my艣li.
Sk膮d wiesz?
Sk膮d wiem? Ano st膮d.
W p艂aszczyzn臋 metapsychiczn膮 uderzy艂 nieprawdopodobnie silny strumie艅 energii. Talent matrycowy szuka艂 pryzmatu.
呕膮da艂 pryzmatu.
Polowa艂 na pryzmat.
Obejmowa艂 pryzmat w posiadanie.
Gardenia wstrzyma艂a oddech. W tym doznaniu by艂o co艣 niepokoj膮co znajomego. Co艣, co przemawia艂o do niej tak, jak 偶aden inny talent. Odpowiedzia艂a wi臋c instynktownie, tworz膮c kryszta艂owo czysty pryzmat.
W jego fasety uderzy艂y natychmiast przera偶aj膮co silne strumienie kontrolowanej energii psychicznej.
Zna艂a ten talent. Zna艂a tego m臋偶czyzn臋.
- To by艂e艣 ty - szepn臋艂a. - Jeste艣 wampirem z kasyna.
Rozdzia艂 jedenasty
Przesta艂a ogniskowa膰 i w艂膮czy艂a 艣wiat艂o.
Z jakiego艣 niezrozumia艂ego powodu jej zachowanie zaskoczy艂o Nicka. Chastain powstrzyma艂 instynktownie burzliwy przyp艂yw mocy na p艂aszczyzn臋 metapsychiczn膮. Kryszta艂 stworzony przez Gardeni臋 znikn膮艂.
- Wspaniale. - Dziewczyna unios艂a r臋ce w ge艣cie rozpaczy. - Cudowne zako艅czenie uroczego dnia. Ca艂e przedpo艂udnie musia艂am sp臋dzi膰 w towarzystwie zwariowanego profesora i jego ro艣lin o zbrodniczych sk艂onno艣ciach, wi臋c nie jad艂am 艣niadania. Obiad te偶 przeszed艂 mi ko艂o nosa, bo nudz膮c si臋 jak mops, ogniskowa艂am dla specjalistki od statystyki biosynergistycznej przynajmniej o dwie godziny za d艂ugo. A teraz przychodz臋 do domu, marz膮c wy艂膮cznie o jednej kanapce i kieliszku wina, ale niestety... W moim salonie siedzi wampir psychiczny. To troch臋 za du偶o jak na moje nerwy. Wypisuj臋 si臋 z tego interesu.
Obrzuci艂a Nicka mia偶d偶膮cym spojrzeniem, po czym skierowa艂a swe kroki do kuchni, gdzie otworzy艂a lodorator i zdj臋艂a z p贸艂eczki butelk臋 wina.
Patrz膮c, jak dziewczyna si臋ga do szuflady, Nick szybko oceni艂 sytuacj臋. Sprawy przybra艂y zupe艂nie nieoczekiwany obr贸t. A to zawsze wytr膮ca艂o go z r贸wnowagi.
Od chwili gdy odkry艂 fa艂szerstwo, my艣la艂 wy艂膮cznie o spotkaniu z Gardeni膮. Pad艂 ofiar膮 oszustwa, co wzbudzi艂o w nim ogromny gniew. Jeszcze silniejsze by艂o uczucie zawodu. Po raz kolejny nie uda艂o mu si臋 zdoby膰 notatek z wyprawy ojca. Najbardziej jednak gn臋bi艂 go fakt, 偶e Gardenia dopu艣ci艂a si臋 zdrady.
Zastawi艂a na niego pu艂apk臋. Nie istnia艂o inne logiczne wyt艂umaczenie.
Dr臋czy艂 si臋 tym od chwili, gdy zrozumia艂, co si臋 sta艂o. Ju偶 od dawna niczym si臋 tak nic przej膮艂.
A przecie偶 powinien by艂 od pocz膮tku zachowa膰 ostro偶no艣膰. Jak m贸g艂 zaufa膰 Gardenii?
Wbrew wszystkiemu marzy艂 o tym, by dziewczyna znalaz艂a jakie艣 argumenty, kt贸re by usprawiedliwi艂y jej post臋powanie.
Siedz膮c w swoim tajnym gabinecie, pisa艂 hipotetyczne scenariusze tego spotkania. Wszystkie zak艂ada艂y, 偶e Gardenia zwali win臋 na Polly i Omara. A Chastain bardzo pragn膮艂, by dziewczyna przekonywa艂a go, 偶e jest niewinna, cho膰 z pewno艣ci膮 tkwi艂a w tej aferze po same uszy.
Co si臋 sta艂o z dziennikiem? - spyta艂 艂agodnie. - Sprzeda艂a艣 go komu艣 innemu? Czy zatrzyma艂a艣 dla siebie? Uwierzy艂a艣 w t臋 brukow膮 historyjk臋 o znalezieniu ognistego kryszta艂u? S膮dzisz, 偶e notatki ojca naprowadz膮 ci臋 na 艣lad? Zacz膮艂em podejrzewa膰, 偶e nie jeste艣 tak inteligentna, za jak膮 ci臋 uwa偶a艂em.
Ojej! Naprawd臋 nie chcia艂abym straci膰 resztek twojego uznania! - mrukn臋艂a ironicznie.
Nie pozwol臋 si臋 bezkarnie oszukiwa膰.
Daruj sobie, Chastain. Przesta艅 mnie straszy膰. - Podesz艂a do zabytkowej kanapy z kieliszkiem w r臋ku i opad艂a z westchnieniem na poduszki. - Mam dosy膰 takich uwag.
- Ja nie 偶artuj臋.
Upi艂a wolno 艂yk wina i spojrza艂a na Nicka znad kieliszka.
- Je艣li to falsyfikat, naprawd臋 nie wiem, co robi膰. Przecie偶 sama zorganizowa艂a艣 t臋 transakcj臋. - Spokojne spojrzenie Gardenii doprowadza艂o go do sza艂u. - Musia艂a艣 by膰 w sp贸艂ce. Nie rozumiem tylko, jak mog艂a艣 s膮dzi膰, 偶e ujdzie ci to na sucho.
Pod艂o偶y艂a sobie d艂o艅 pod g艂ow臋.
Naprawd臋 wierzysz w te bzdury, czy tylko tak gadasz jak sparanoizowany gadaniem matrycowiec?
Nie jestem paranoikiem - sykn膮艂 przez z臋by. - Doskonale potrafi臋 natomiast dochodzi膰 do sedna problemu. Oczywi艣cie, akurat w tym przypadku nie trzeba by膰 matryc膮, 偶eby si臋 zorientowa膰 w sytuacji. Nawet dziecko umia艂oby po艂膮czy膰 kropeczki w rysunek.
W takim razie poszukaj jakiego艣 mi艂ego ch艂opczyka z o艂贸weczkiem w r膮czce, bo sam niezbyt dobrze dajesz sobie rad臋. - Poci膮gn膮wszy 艂yk wina, opar艂a g艂ow臋 o fotel i przymkn臋艂a powieki. - Bo偶e, chyba umr臋 ze zm臋czenia. Nienawidz臋 statystyki.
Nickiem targn臋艂a furia. Wsta艂 gwa艂townie z fotela i podszed艂 do kanapy.
Popatrz na mnie, do cholery. Otworzy艂a oczy.
Nic b臋dziemy w ten spos贸b rozmawia膰.
Wyrwa艂 jej kieliszek z r臋ki.
Naprawd臋 my艣la艂a艣, 偶e dam si臋 nabra膰 na par臋 poca艂unk贸w i obietnic臋 upojnej nocy?
Jak膮 obietnic臋? Mieli艣my po prostu p贸j艣膰 na kolacj臋. - Unios艂a zabawnie brwi. - Jak rozumiem, zaproszenie ju偶 nie jest aktualne?
Co艣 chrupn臋艂o, a Nick popatrzy艂 z niedowierzaniem na swoj膮 r臋k臋. Z jego palc贸w skapywa艂a krew pomieszana z winem.
- Co ty wyprawiasz, na mi艂o艣膰 bosk膮! - Gardenia zerwa艂a si臋 na r贸wne nogi i ruszy艂a do kuchni. - Podejd藕my do zlewu. Opatrz臋 ci skaleczenie, a potem wracaj do swojej jaskini.
Ogarn臋艂a go kolejna fala gniewu i desperacji.
- Gardenio!
Wyci膮gn膮艂 do niej r臋k臋 gestem ton膮cego, kt贸ry chwyta si臋 brzytwy. Wysy艂aj膮c sond臋 psychiczn膮, dozna艂 znajomego uczucia dezorientacji. Z ulg膮 przyj膮艂 odpowied藕 dziewczyny. 呕a艂owa艂, 偶e nie siedzi. Wszechogarniaj膮ce wra偶enie intymno艣ci niemal rzuci艂o go na kolana.
Odkr臋caj膮c kran, Gardenia nie odezwa艂a si臋 ani s艂owem. Stworzy艂a mu tylko pryzmat na p艂aszczy藕nie metafizycznej. By艂 to absolutnie czysty, pot臋偶ny kryszta艂 o wielkiej mocy, zdolnej, by zogniskowa膰 pe艂ni臋 talentu Chastaina. A Nick nigdy si臋 dot膮d nic pos艂ugiwa艂 ca艂膮 swoj膮 si艂膮.
Nie m贸g艂 oprze膰 si臋 tej pokusie. Przela艂 przez pryzmat strumie艅 swego talentu. Konstrukcja metapsychiczna nawet nie drgn臋艂a. Skanalizowa艂a tylko pot臋偶ne uderzenie czystej mocy, przekszta艂caj膮c je we wspaniale nastrojone fale energii, z kt贸rej mo偶na korzysta膰 tak, jak si臋 u偶ywa r膮k, oczu czy uszu. Energii funkcjonuj膮cej zupe艂nie naturalnie i znajduj膮cej si臋 pod ca艂kowit膮 kontrol膮.
Ju偶 nie musia艂 szuka膰 na 艣lepo wzor贸w otaczaj膮cego go 艣wiata. Wszystkie skomplikowane desenie - od lekko nieregularnych brzeg贸w terakoty na pod艂odze po miriady kropli wody ciekn膮cej z kranu - przybra艂y nowy wymiar na p艂aszczy藕nie metapsychicznej. A w艂a艣ciwie kilka wymiar贸w. Chastain m贸g艂by analizowa膰 je godzinami, ekstrapoluj膮c najr贸偶niejsze ewentualno艣ci, badaj膮c zwi膮zki, oceniaj膮c prawdopodobie艅stwo.
Ale nie uczyni艂 najmniejszego wysi艂ku, by wykorzysta膰 fale energetyczne. Swoim wewn臋trznym okiem obserwowa艂 tylko wielk膮 b艂yszcz膮c膮 kaskad臋 energii psychicznej i upaja艂 si臋 pi臋knem oraz moc膮 swego w pe艂ni zogniskowanego talentu.
- Brudzisz mi pod艂og臋 - przypomnia艂a Gardenia.
W typowych okoliczno艣ciach pryzmat i talent mogli prowadzi膰 podczas wi臋zi zwyczajne rozmowy. By艂o to r贸wnie normalne i 艂atwe jak 偶ucie gumy na spacerze.
Tego wieczoru jednak Nick prze偶ywa艂 trudno艣ci z koncentracj膮. P艂awi膮c si臋 w g艂臋binach swojej mocy, cierpia艂 jednocze艣nie z powodu silnego po偶膮dania. W膮tpi艂, czy by艂by w stanic 偶u膰 gum臋, nie wspominaj膮c ju偶 nawet o chodzeniu.
Po kr贸tkiej walce zdo艂a艂 si臋 uspokoi膰 na tyle, by dotrze膰 do zlewu.
Nic nie czujesz? - spyta艂.
Czego? Wi臋zi? Oczywi艣cie, 偶e czuj臋. - Podstawi艂a mu d艂o艅 pod zlew. - Jeste艣 bardzo silny, prawda?
Tak.
On mia艂 jednak na my艣li t臋 g艂臋bok膮 intymno艣膰 towarzysz膮c膮 przelewaniu energii przez pryzmat wytworzony przez dziewczyn臋, a nie wi臋藕 sam膮 w sobie. By膰 mo偶e jednak Gardenia niczego takiego nie do艣wiadczy艂a. Podejrzenie, 偶e jedynie on zazna艂 tego zniewalaj膮cego wra偶enia blisko艣ci, zn贸w wprawi艂o Chastaina w melancholi臋.
Nie wiem, do kt贸rej klasy nale偶臋. Oficjalna skala paranormalna zupe艂nie si臋 nie sprawdza w przypadku talent贸w matrycowych.
Jako pe艂nowidmowy pryzmat z ogromnym do艣wiadczeniem mog臋 ci臋 zapewni膰, 偶e nie mie艣cisz si臋 w normie. Wykraczasz daleko poza dziesi膮tk臋, o czym z pewno艣ci膮 doskonale wiesz.
Udawanie straci艂o sens.
- Tak, chyba tak. - Opar艂 plecy o lad臋 i rozkoszowa艂 si臋 kolejnym przyp艂ywem mocy, a tymczasem Gardenia zmywa艂a krew z jego d艂oni.
Patrzy艂 na swoje w艂asne palce zamkni臋te w tej smuk艂ej, pi臋knej r臋ce stanowi膮cej model wysublimowanych przemian ewolucyjnych. Z u艂o偶enia delikatnych ko艣ci pod nieprawdopodobnie g艂adk膮 sk贸r膮 mo偶na by艂o wyczyta膰 ca艂膮 histori臋 rozwoju ludzko艣ci.
Oczywi艣cie nigdy nie podda艂e艣 si臋 testom - powiedzia艂a Gardenia z udan膮 swobod膮.
Nie. - Fascynowa艂 go dese艅 wody zbieraj膮cej si臋 w zlewie. - Ba艂em si臋 przeciek贸w. Niekt贸rzy badacze ujawniaj膮 wyniki. A takie plotki popsu艂yby mi tylko interesy.
U艣miechn臋艂a si臋 gorzko.
Nie w膮tpi臋. U wi臋kszo艣ci ludzi matrycowcy wywo艂uj膮 mieszane uczucia. A talenty matrycowe nie mieszcz膮ce si臋 w skali stanowi膮 temat powie艣ci o wampirach psychicznych.
Tak. - Przela艂 jeszcze wi臋ksz膮 moc przez pryzmat i u偶y艂 jej celowo, by obejrze膰 dok艂adniej wz贸r wody. W b艂yszcz膮cych kroplach dostrzega艂 ca艂y matematyczny wszech艣wiat.
Skoro ju偶 o tym mowa, to czyta艂am wszystkie romanse Orchid Adams, ale ty jeste艣 pierwszym prawdziwym wampirem, dla kt贸rego pracuj臋. Clementine na pewno ka偶e mi za to doliczy膰 dodatkow膮 op艂at臋.
Podni贸s艂 wzrok na Gardeni臋. Dziewczyna najwyra藕niej m贸wi艂a powa偶nie.
Trudno por贸wnywa膰 czytanie powie艣ci o legendarnych matrycowcach z uprawianiem hazardu w kasynie prowadzonym przez jednego z przedstawicieli tego gatunku.
Racja. Wi臋kszo艣膰 ludzi ba艂aby si臋 gra膰, gdyby wiedzia艂a, 偶e w艂a艣ciciel kasyna manipuluje regu艂ami przypadku.
Nie musz臋 si臋 do niczego wtr膮ca膰 - mrukn膮艂. - Los w zupe艂nie naturalny spos贸b sprzyja krupierom. Porozmawiaj sobie na ten temat z jakimkolwiek synergistycznym specem od rachunku prawdopodobie艅stwa.
Zaczerpn膮艂 g艂臋boko powietrza i odzyska艂 nieco kontroli nad sob膮. Na szcz臋艣cie oszo艂omienie powoli mija艂o. Przepuszcza艂 wprawdzie przez pryzmat ca艂膮 swoj膮 energi臋, ale ju偶 si臋 tak bardzo tym nie emocjonowa艂. Wra偶enie g艂臋bokiej intymno艣ci nadal go jednak nie opuszcza艂o. Poza tym dokucza艂a mu erekcja.
- Wierz臋 ci. - Odkr臋ci艂a kran i poda艂a Chastainowi papierowy r臋cznik. - Bardzo mi przykro, 偶e dziennik by艂 sfa艂szowany. Ja jednak nie mia艂am z tym nic wsp贸lnego. Pr贸bowa艂am tylko dopom贸c ci. Nie podoba mi si臋 natomiast twoje zachowanie. Usi艂ujesz mnie zastraszy膰.
Pryzmat powoli znika艂. Nick zrozumia艂, 偶e Gardenia odcina dop艂yw swojej w艂asnej mocy.
Nie, zaczekaj. - Intuicja nakazywa艂a mu otoczy膰 kryszta艂 chaotycznymi falami niezogniskowanego talentu.
Tylko nie pr贸buj mn膮 zaw艂adn膮膰, tak jak wtedy w kasynie. Nie wiem, kto z nas jest silniejszy, ale nie jestem w nastroju do walki.
I twierdzisz, 偶e ja ci臋 zastraszam. Owin膮艂 sobie d艂o艅 papierowym r臋cznikiem i niech臋tnie powstrzyma艂 nowy nap艂yw talentu. Patrzy艂 tylko sm臋tnie, jak pi臋kny pryzmat mruga do niego na p艂aszczy藕nie metafizycznej. - Przykro mi z powodu tego, co si臋 sta艂o. Bardzo mnie wtedy zaskoczy艂a艣.
Ja ciebie? Chyba nie wiesz, jak si臋 czu艂am!
Wi臋cej tego nie zrobi臋 - obieca艂.
- No, mam nadziej臋!
Popatrzy艂 na ni膮 uwa偶nie.
Co w艂a艣ciwie zrobi艂a艣 z pryzmatem, kiedy usi艂owa艂a艣 si臋 wyzwoli膰?
Prawd臋 m贸wi膮c, nie jestem pewna. Dzia艂a艂am instynktownie. Wcale o tym nie my艣la艂am.
- Zmieni艂a艣 po艂o偶enie ogniska.
Wzruszy艂a ramionami.
- Mo偶e to efekt uboczny umiej臋tno艣ci tworzenia wi臋zi z matrycowcami. Jaki艣 rodzaj wewn臋trznego mechanizmu obronnego.
A dlaczego nie boisz si臋 mnie?
U艣miechn臋艂a si臋 lekko i nala艂a sobie jeszcze troch臋 wina.
Bo wiem, 偶e nie ogniskuj臋 dla wariata.
Sk膮d ta pewno艣膰?
Wynika zapewne z faktu, 偶e ja sama r贸偶ni臋 si臋 znacznie od innych pryzmat贸w. Potrafi臋 pracowa膰 wy艂膮cznie z talentami marycowymi, wi臋c z konieczno艣ci musz臋 je dobrze rozumie膰. Dzi臋ki Psynergii przez ostatni rok styka艂am si臋 z talentami matrycowymi cz臋艣ciej ni偶 wi臋kszo艣膰 badaczy w ci膮gu ca艂ego 偶ycia.
Nie odpowiedzia艂a艣 mi na pytanie. Dlaczego s膮dzisz, 偶e nie jestem wariatem?
Wr臋czy艂a mu kieliszek wina.
Trudno mi to wyja艣ni膰 Kiedy pracuj臋 z matryc膮, wyczuwam pewne rzeczy. Takie, jakich inne pryzmaty na og贸艂 nie zauwa偶aj膮. Raz pr贸bowa艂am ogniskowa膰 dla matrycowca, kt贸rego paranoj臋 potwierdza艂y testy. Wierz mi, dostrzegam mi臋dzy wami zasadnicz膮 r贸偶nic臋. Tamtego panicznie si臋 ba艂am.
Dlaczego? Chcia艂 przej膮膰 kontrol臋 nad pryzmatem?
Tak, ale nie dysponowa艂 tak ogromn膮 si艂膮. Nie w tym rzecz. Jego talent wydawa艂 mi si臋... - Zmarszczy艂a brwi. - inny, mo偶e nawet chory
Wbi艂 w ni膮 wzrok.
A ja jestem zwyczajna?
Tak daleko bym si臋 nie posun臋艂a. Nie ma w tobie w艂a艣ciwie nic typowego. Ale z pewno艣ci膮 nie zwariowa艂e艣.
Upi艂 艂yk zielonego wina
Zauwa偶y艂aby艣, prawi膮?
Na pewno. - Nie spuszcza艂a z niego wzroku. - Tw贸j ojciec by艂 matryc膮, prawda?
Tak.
- Masz obsesj臋 na punkcie dziennika ojca, bo musisz sprawdzi膰, czy przypadkiem ten niezwyk艂y talent nie pchn膮艂 go do samob贸jstwa. Boisz si臋 przy tym, 偶e ciebie spotka taki sam los.
Gardenia okaza艂a si臋 zdecydowanie za inteligentna i znajomo艣膰 z t膮 kobiet膮 wyda艂a mu si臋 niebezpieczna. Ale ona stanowi艂a teraz cz臋艣膰 matrycy, wi臋c Chastain i tak nie zdo艂a艂by przed ni膮 uciec. Zreszt膮 nie chcia艂.
Mo偶e Gardeni臋 przeznaczy艂 mu los?
Wola艂 jednak nie odpowiada膰 na tak obcesowo postawione pytania.
Sk膮d wiesz, jakiego rodzaju talent reprezentowa艂 m贸j ojciec?
Profesor Czubek wspomnia艂, 偶e Bartholomew Chastara podejrzewano o talent matrycowy, co w jakiej艣 mrze mog艂oby wyja艣ni膰 jego tragiczn膮 decyzj臋. Ludzie maj膮 na og贸艂 zupe艂nie fa艂szywe poj臋cie o matrycowcach.
-Profesor Czubek?
-Newton DeForest. Emerytowany profesor historii. Maniakalny ogrodnik.
-Posz艂a艣 si臋 zobaczy膰 z Szalonym DeForestem? Dlaczego to zrobi艂a艣? Przecie偶 ci m贸wi艂em, 偶e to stary wariat.
-Nie zamierzam z tob膮 polemizowa膰. Szkoda, 偶e nie widzia艂e艣 jego ogrodu. - Panna Gardenia a偶 si臋 wzdrygn臋艂a. - To talent ogrodniczy specjalizuj膮cy si臋 w mi臋so偶ernych ro艣linach. Jaki艣 matrycowiec pom贸g艂 mu stworzy labirynt, w kt贸rym rosn膮 te hybrydy. Niesamowicie przygn臋biaj膮cy widok...
-Co do 艣wi臋tej synergii robi艂a艣 w ogrodzie DeForesta?
-Nadal uwa偶am, 偶e 艣mier膰 Morrisa wi膮偶e si臋 z tym dziennikiem. M贸j brat Leo studiuje synergistyczna analiz臋 historyczn膮. M贸wi艂 mi, 偶e tylko DeForest bada艂 Trzeci膮 Wypraw臋 Chastaina, wi臋c odwiedzi艂am profesora w jego posiad艂o艣ci.
- A niech to! - Nick stukn膮艂 szklank膮 o blat. - Dlaczego mnie o tym nie uprzedzi艂a艣?
Przecie偶 interesowa艂 ci臋 wy艂膮cznie dziennik. - U艣miechn臋艂a si臋 ch艂odno. - Oczywi艣cie jeszcze wtedy nie wiedzia艂e艣, 偶e jestem fa艂szerk膮 i m贸zgiem diabolicznego spisku.
Przesta艅. Prosz臋.
Teraz, gdy dziennik okaza艂 si臋 falsyfikatem, znowu chcesz szuka膰 mordercy Morrisa?
Tak. - Zrobi艂 krok w stron臋 dziewczyny. - Mo偶esz tak my艣le膰. A co wi臋cej, musz臋 ci臋 poinformowa膰, 偶e to ja, a nie Newton DeForest, wiem najwi臋cej o Trzeciej Wyprawie Chastaina.
Naprawd臋? A m贸j brat nie wymieni艂 twego nazwiska, gdy go zapyta艂am o ekspert贸w w tej dziedzinie.
Bo nie robi艂em sobie reklamy. Nie chcia艂em si臋 dzieli膰 ze 艣wiatem swoj膮 wiedz膮.
Ka偶da matryca, jak膮 zdarzy艂o mi si臋 spotka膰, traktuje tajemnice jak fetysz.
Wola艂 zignorowa膰 t臋 prowokacj臋. Zreszt膮 Gardenia nie by艂a daleka od prawdy.
- Przez ostatnie trzy lata zbiera艂em informacje na ten temat. Znam wszystkie plotki i legendy. Odnalaz艂em ludzi, kt贸rzy byli w贸wczas na wyspach. Spytaj mnie, o co tylko chcesz.
W oczach Gardenii b艂ysn臋艂o pow膮tpiewanie.
DeForest twierdzi, 偶e wi臋kszo艣膰 cz艂onk贸w ekspedycji nie mia艂a rodziny.
M贸wi prawd臋. - Nick podni贸s艂 szklank臋 do ust i zn贸w upi艂 艂yk wina. - Ale ci ludzie znakomicie poruszali si臋 po d偶ungli, wi臋c bardzo si臋 dziwi臋, 偶e 偶aden z nich nie prze偶y艂.
Zak艂adasz wi臋c, 偶e wyruszyli w drog臋?
To wiem na pewno - odpar艂 cicho.
Sk膮d ta pewno艣膰?
- Bo nie mog艂o by膰 inaczej.
Westchn臋艂a.
Dobrze, wracajmy do tematu. W sk艂ad ekspedycji wchodzili g艂贸wnie ludzie samotni. Ale przecie偶 tw贸j ojciec chyba si臋 do nich nie zalicza艂. By艂 dziedzicem fortuny Chastain贸w.
Ale stanowi艂 wyj膮tek. - Nick waha艂 si臋 przez chwil臋. - Andy Aoki powiedzia艂 mi kiedy艣, 偶e to w艂a艣nie rodzina sk艂oni艂a ojca do wyjazdu na wyspy. Wywierali na nim presj臋, aby przej膮艂 stery imperium, wi臋c uciek艂 od klanu, jak najdalej m贸g艂.
Andy Aoki?
On mnie wychowywa艂 po 艣mierci rodzic贸w.
Wi臋c straci艂e艣 r贸wnie偶 matk臋?
Nie mia艂em jeszcze sze艣ciu miesi臋cy. Mama zostawi艂a mnie z Andym, a sama pojecha艂a do Serendipity, 偶eby si臋 czego艣 dowiedzie膰 o moim ojcu. I ju偶 nigdy nie wr贸ci艂a. Jej auto spad艂o w przepa艣膰.
To straszne - szepn臋艂a Gardenia. - Zabrak艂o ci obojga rodzic贸w.
Szczerze m贸wi膮c, matki w艂a艣ciwie nie pami臋tam. A tata znikn膮艂 przed moim urodzeniem. - Nick popatrzy艂 dziewczynie w oczy. - Andy mia艂 z艂ote serce. Zast臋powa艂 mi rodzic贸w we wszystkich wa偶nych sytuacjach 偶yciowych.
Wierz臋 ci. - Gardenia umilk艂a na chwil臋. - Tw贸j ojciec kocha艂 prac臋 badawcz膮 z powodu swoich uzdolnie艅 parapsychicznych. Pokusa analizowania i umieszczania na mapie nieznanego 艣wiata okaza艂a si臋 zbyt silna dla matrycy.
Mo偶e i tak. - Nick waha艂 si臋 przez chwil臋. - To pewnie zale偶y od jednostki.
My艣la艂e艣 kiedy艣 o wyprawach?
Nie. Zajmowa艂em si臋 troch臋 galaretowatym lodem, ale kiedy ju偶 zdoby艂em pieni膮dze, otworzy艂em kasyno. Porzuci艂em prac臋 w d偶ungli. Mia艂em... mam inne zainteresowania.
Studiujesz zapewne synergistyczn膮 teori臋 prawdopo
dobie艅stwa. - Popatrzy艂a na niego chytrze. - To by pasowa艂o do twojego zawodu.
Nic prowadz臋 kasyna z powodu swoich zami艂owa艅 do teorii gier.
Wi臋c dlaczego?
Bo to dobry spos贸b na zrobienie du偶ych pieni臋dzy.
Jasne. A co zamierzasz za nie kupi膰?
Szacunek.
I wszystko, co si臋 z nim 艂膮czy - pomy艣la艂. Gardenia rozszerzy艂a oczy ze zdumienia.
Co takiego?
Chyba dobrze mnie s艂ysza艂a艣. Opracowa艂em pewien plan.
Zerkn臋艂a na niego z niech臋tnym zainteresowaniem.
Jaki plan?
Powiem ci wszystko przy kolacji.
Chwileczk臋. - Podnios艂a r臋k臋 gestem nakazuj膮cym milczenie. - Na tej ma艂ej matrycy zasz艂y pewne zmiany. Nie mo偶esz najpierw oskar偶a膰 mnie o oszustwo, a zaraz potem oczekiwa膰, 偶e przyjm臋 twoje zaproszenie. Mam swoj膮 dum臋. A opr贸cz tego nadal jestem na ciebie w艣ciek艂a.
Telefon wisz膮cy na 艣cianie zaterkota艂, zanim Nick zdecydowa艂 si臋, co jej odpowiedzie膰. Gardenia chwyci艂a s艂uchawk臋.
- Halo! Jak si臋 masz Duncan. Nie, wszystko w porz膮dku. Pracowa艂am do p贸藕na.
Chastainowi nie podoba艂o si臋 zupe艂nie to nowe, mi臋kkie brzmienie g艂osu dziewczyny. Duncan by艂 z pewno艣ci膮 dla niej kim艣 wi臋cej ni偶 przelotnym znajomym. Mo偶e to jaki艣 krewny? - pomy艣la艂 optymistycznie.
- W艂a艣nie chcia艂am do ciebie zadzwoni膰. - Gardenia opar艂a si臋 swobodnie o lad臋, przybieraj膮c poz臋, kt贸ra a偶 nadto wyra藕nie okre艣la艂a charakter jej znajomo艣ci z rozm贸wc膮. - Zamierza艂am ci podzi臋kowa膰 za kolacj臋.
Nie krewny - zdecydowa艂 pos臋pnie, s膮cz膮c wino.
Poczu艂 lekkie uk艂ucie zazdro艣ci, kt贸rego nie rozumia艂. Zazdro艣膰 wynika艂a bezpo艣rednio z nie kontrolowanego po偶膮dania. A on nie poszed艂 jeszcze do 艂贸偶ka z Gardeni膮. Dlaczego wi臋c doznawa艂 tak silnych emocji?
Zapewne uboczne skutki wi臋zi nadal dawa艂y o sobie zna膰. Musia艂 zachowa膰 ostro偶no艣膰. Maksymaln膮 ostro偶no艣膰.
Prze偶y艂am zupe艂nie szalony dzie艅. Opowiem ci wszystko dok艂adnie przy okazji nast臋pnego spotkania. Tak, obiecuj臋, 偶e od razu z samego rana zajrz臋 do kalendarza. Dobranoc, Duncanie - powiedzia艂a w ko艅cu, odk艂adaj膮c s艂uchawk臋.
Jaki艣 dobry znajomy?
Znajomy. Duncan Luttrell.
Ten od Synergistycznego Lodu?
Znasz go?
Nie osobi艣cie. - Nick przywo艂a艂 w pami臋ci obraz ogromnego, przystojnego, bardzo pewnego siebie m臋偶czyzny. - Ale wiem, kim on jest. Bywa w Chastain's Palace. To taki niedzielny hazardzista. Nigdy nie idzie na ca艂o艣膰.
Luttrell bardzo cz臋sto jednak wygrywa艂 - nawet w贸wczas, gdy gra sz艂a o znikome stawki.
- Duncan nie ryzykowa艂by nigdy wi臋kszych sum.
- Gardenia u艣miecha艂a si臋 stanowczo zbyt s艂odko. - Lubi wprawdzie pieni膮dze podobnie jak ty, ale woli je zarabia膰 w tradycyjny spos贸b.
Chcesz przez to powiedzie膰, 偶e on na nie pracuje, a ja nie?
Prowadzenie kasyna wymaga z pewno艣ci膮 zdolno艣ci do zarz膮dzania. Duncan jednak nieco inaczej kieruje lud藕mi.
Nick z trudem zdo艂a艂 pohamowa膰 gniew.
艁膮czy was co艣 powa偶nego?
Chodzi ci o romans? Nie. - Skrzywi艂a si臋 nagle.
- Moja rodzina ch臋tnie widzia艂aby nas razem. Ciocia Willy przypomnia艂a mi nie dalej jak dzi艣 rano, 偶e w pewnych kr臋gach zawiera si臋 czasem ma艂偶e艅stwa z tak zwanych wzgl臋d贸w rodzinnych.
Masz wyj艣膰 za m膮偶 dla pieni臋dzy i pozycji?
Ciotce zale偶y raczej na tym, aby rodzina Spring贸w wr贸ci艂a do dawnej 艣wietno艣ci.
Ale ty stawiasz jej op贸r? - Nickowi wyra藕nie poprawi艂 si臋 humor. Jego najlepszym sojusznikiem w tej bitwie okaza艂 si臋 up贸r Gardenii.
Nikt poza moim bratem nie zastanawia si臋 nad tym, czy by艂abym szcz臋艣liwa z Duncanem. Reszta marzy tylko o odzyskaniu fortuny.
A co zamierza Luttrell?
Nie wiem. Nigdy go o to nie pyta艂am. Ale on jest m膮dry, wiec nie o偶eni si臋 z kobiet膮 uznan膮 za nieskojarzaln膮.
Pewnie ch臋tnie nawi膮za艂by z tob膮 romans - mrukn膮艂 Nick.
Na policzki Gardenii wyst膮pi艂y rumie艅ce.
Mo偶e, ale to na pewno nie twoja sprawa. Chyba nie interesuj膮 ci臋 moje plany osobiste. Pragniesz zdoby膰 dziennik Chastaina, i to wszystko.
A tobie zale偶y wy艂膮cznie na odnalezieniu mordercy Fenwicka. Wracamy zatem do planu A.
Do planu A?
Tego, kt贸ry zak艂ada nasz膮 wsp贸艂prac臋.
Wsp贸艂prac臋? Raczysz 偶artowa膰. My艣la艂am, 偶e uwa偶asz mnie za oszustk臋.
Chastain poczu艂, 偶e krew uderza mu do g艂owy.
Zmieni艂em zdanie. Nie macza艂a艣 palc贸w w tej aferze.
Na pewno? A w jaki spos贸b doszed艂e艣 do tego wniosku? Pos艂u偶y艂e艣 si臋 talentem? Czy te偶 uj膮艂 ci臋 m贸j wdzi臋k i du偶e niebieskie oczy?
Srebrzyste.
Zamruga艂a.
S艂ucham?
Czu艂 si臋 jak idiota.
Nie s膮 niebieskie. Maj膮 taki dziwny, srebrzysty odcie艅. Pokr臋ci艂a g艂ow膮.
Wiadomo. Matrycowcy zawsze robi膮 z ig艂y wid艂y.
Przyznaj臋, 偶e si臋 w艣ciek艂em, kiedy odkry艂em fa艂szerstwo. A pos膮dzenie ciebie o wsp贸艂udzia艂 w tej aferze wydawa艂o mi si臋 naturalne.
Jasne. Pewnie. Tak naprawd臋, to zd膮偶y艂e艣 si臋 tymczasem troch臋 uspokoi膰 i poszed艂e艣 po rozum do g艂owy. Chyba nic by艂abym na tyle g艂upia, 偶eby nar偶n膮膰 samego Nicka Chastaina na pi臋膰dziesi膮t kawa艂k贸w, prawda? Zreszt膮 nawet gdybym si臋 na to odwa偶y艂a, nic wr贸ci艂abym tak spokojnie do domu.
Wida膰 Polly i Omar wyci臋li nam obojgu niez艂y numer.
Wspaniale! - Patrzy艂a na Chastaina spod przymru偶onych powiek. - Dlaczego w takim razie chcesz ze mn膮 pracowa膰?
Proste. Mo偶emy sobie wzajemnie pom贸c.
Daj spok贸j. A co ciebie obchodzi odnalezienie mordercy Fenwicka? Zale偶y ci tylko na dzienniku. - U艣miechn臋艂a si臋 ponuro. - Doskonale rozumiem, co chcesz osi膮gn膮膰.
Skrzy偶owa艂 ramiona na piersiach.
Czy偶by? C贸偶 takiego?
Proste. Boisz si臋 przecie偶, 偶e zaczn臋 w臋szy膰 i wejd臋 ci w parad臋. A ty na pewno masz jaki艣 plan.
Nie chc臋, 偶eby艣 si臋 niepotrzebnie nara偶a艂a - odpar艂 艂agodnie.
Bzdura! Stanowi臋 dla ciebie problem, bo jestem wolnym strzelcem. Nie kontrolowanym elementem w twojej matrycy. Ty jednak musisz 艣ledzi膰 ka偶dy m贸j krok, a naj艂atwiej ci b臋dzie to zrobi膰, je艣li zostaniemy wsp贸lnikami.
Nie potrzebuj臋 takich pretekst贸w.
Tak? A co ja b臋d臋 z tego mia艂a?
M贸wi艂em ci ju偶 podczas naszego pierwszego spotkania, 偶e znam sporo ludzi.
- Przykro mi, ale jako艣 nie wierz臋, 偶e podzielisz si臋 ze mn膮 uzyskanymi informacjami. Wcale mi to do ciebie nie pasuje.
Dlatego 偶e jestem matryc膮, a matryce s膮 tajemnicze? Unios艂a kieliszek.
Mi臋dzy innymi.
My艣la艂 chwil臋, a nast臋pnie si臋gn膮艂 po telefon i wystuka艂 znajomy numer. Odebrano ju偶 po pierwszym dzwonku.
To pan, szefie? - Feather nie uznawa艂 zb臋dnych wst臋p贸w.
Tak. Co z Polly Fenwick i Omarem Bookerem?
Chyba im si臋 wczoraj bardzo spieszy艂o. Ju偶 na spotkaniu w parku mieli baga偶e w kufrze. A dom pozamykali na cztery spusty. M贸wili s膮siadom, 偶e jad膮 na wakacje.
Pewnie si臋 ju偶 ulotnili z miasto-stanu. Twoim kumplom z Nowego Portlandu i Nowego Vancouveru nie wolno straci膰 z oczu tej pary.
Jasne, szefie.
Nick odwiesi艂 s艂uchawk臋 i zanim przyst膮pi艂 do wybierania kolejnego numeru, rzuci艂 przelotne spojrzenie na Gardeni臋.
- Polly i Omar przygotowali si臋 starannie do ucieczki. Zapewne oni r贸wnie偶 opracowali plan.
Zmarszczy艂a brwi.
Albo wiedzieli, 偶e dziennik to falsyfikat, albo ostatnie instrukcje Morrisa naprawd臋 ich wystraszy艂y.
Tak... - Nick przerwa艂, bo po drugiej stronie linii odezwa艂 si臋 jego kolejny rozm贸wca. - Stonebraker? M贸wi Chastain. Chcia艂bym, 偶eby艣 mi pom贸g艂.
Ja nikomu nie pomagam. - Rafa艂 Stonebraker m贸wi艂 ponurym, zgorzknia艂ym g艂osem samotnego starca. - Musz臋 p艂aci膰 rachunki, jak wszyscy. A ty z pewno艣ci膮 mo偶esz sobie pozwoli膰 na moje us艂ugi. Czego ci potrzeba?
Nazwiska bardzo dobrego fa艂szerza.
Jak dobrego?
Wystarczaj膮co utalentowanego, 偶eby podrobi膰 dziennik Chastaina z Trzeciej Wyprawy.
Uwa偶asz, 偶e ten facet jest zdolny, bo ty sam da艂e艣 si臋 nabra膰?
W pierwszej chwili rzeczywi艣cie niczego podejrzanego nie zauwa偶y艂em. Dopiero po godzinie uwa偶nej analizy przekona艂em si臋, 偶e zap艂aci艂em pi臋膰dziesi膮t kawa艂k贸w za falsyfikat. A w膮tpi臋, czy doszed艂bym do prawdy, gdybym nic by艂 tym, kim jestem.
Matrycowcem?
Nick czu艂 na sobie spojrzenie Gardenii.
Tak.
Masz racj臋. - W g艂osie Rafe'a pojawi艂o si臋 nieco wi臋ksze zainteresowanie tematem. - Znam bardzo niewielu genialnych oszust贸w. A jeszcze mniej takich, kt贸rzy zdecydowaliby si臋 podj膮膰 takiego zadania. Za dzie艅, dwa zg艂osz臋 si臋 do ciebie i podam nazwisko.
Dzi臋ki. - Chastain od艂o偶y艂 s艂uchawk臋. - Rozmawia艂em z przyjacielem. On znajdzie dla nas tego fa艂szerza. Zadowolona?
Mo偶e. - Patrzy艂a na niego chytrze. - Czego oczekujesz w zamian?
Wszystkiego - pomy艣la艂. Ta konstatacja zapar艂a mu dech piersiach. Zaczerpn膮艂 g艂臋boko tchu i z trudem zachowa艂 spok贸j.
- Wsp贸艂pracy. Przed podj臋ciem jakichkolwiek dzia艂a艅 b臋dziemy si臋 ze sob膮 konsultowa膰, zgoda?
My艣la艂a chwil臋, a potem przytakn臋艂a.
- W porz膮dku. Umowa stoi.
Poczu艂, 偶e w臋ze艂 w 偶o艂膮dku nieco si臋 rozlu藕ni艂, i dozna艂 ogromnego uczucia ulgi.
- Jak ju偶 m贸wi艂em, wracamy do planu A. Dla 艣wiata jeste艣 moj膮 dekoratork膮 wn臋trz. Ale zaproszenie na kolacj臋 jest nadal aktualne.
Gardenia u艣miechn臋艂a si臋 lekko.
- U ciebie czy u mnie?
Rozejrza艂 si臋 po przestronnym wn臋trzu.
U ciebie bardziej mi si臋 podoba.
A ja wol臋 twoja siedzib臋.
Chcesz je艣膰 nad kasynem? - Chastaina nie zachwyca艂 ten pomys艂. Kasyno symbolizowa艂o przesz艂o艣膰, o kt贸rej pragn膮艂 jak najszybciej zapomnie膰.
Nie m贸wi艂am o kasynie, tylko o tym nowym domu dla przysz艂ej pani Chastain - powiedzia艂a cicho Gardenia.
Rozdzia艂 dwunasty
Chyba 偶artujesz. - Leo omi贸t艂 sal臋 herba-kawiarni niespokojnym spojrzeniem, jakby si臋 ba艂, 偶e jego koledzy z wydzia艂u mog膮 pods艂uchiwa膰, a nast臋pnie przeni贸s艂 wzrok na Gardeni臋. - Co b臋dziesz dla niego robi膰?
Zaprojektuj臋 wn臋trze jego nowego domu - u艣miechn臋艂a si臋 Gardenia. - Dlaczego tak si臋 w艣ciekasz? Nie zostan臋 jego kochank膮, tylko pracownic膮.
To nie 偶arty.
Masz racj臋. Raczej pretekst.
M贸wisz o zabawie w ciuciubabk臋 z w艂a艣cicielem jednego z najwi臋kszych kasyn w mie艣cie. Oszala艂a艣? Przecie偶 on jest niebezpieczny!
Ale zapewne zdob臋dzie informacje, kt贸re mog膮 si臋 przyczyni膰 do wykrycia zab贸jcy Morrisa i zapewne zainteresuj膮 policj臋.
Gardenia oczekiwa艂a wprawdzie niezbyt przychylnej reakcji brata, ale Leo zdenerwowa艂 si臋 bardziej, ni偶 s膮dzi艂a.
Kiedy ten ma艂y ch艂opczyk zd膮偶y艂 tak zm臋偶nie膰 i wy-przystojnie膰? - my艣la艂a.
Spring junior odziedziczy艂 jasne, wyraziste oczy matki i siln膮 budow膮 ojca. Zgodnie z wyspiarsk膮 mod膮 w艂osy wi膮za艂 rzemykiem z ty艂u g艂owy.
Ku wielkiemu zadowoleniu Gardenii, Leo nie ho艂dowa艂 trendowi Obcych Artefakt贸w. W spodniach khaki, siermi臋偶nej koszuli i lu藕nej marynarce m艂odzieniec wygl膮da艂 raczej jak m艂ody profesor Analizy Synergistycznej Historycznej.
A tak niedawno stali obok siebie na pogrzebie rodzic贸w, 艣ciskali si臋 za r臋ce i z trudem powstrzymywali 艂zy. Widocznie w艂a艣nie wtedy Leo zrobi艂 pierwszy krok w doros艂o艣膰.
Gardenia te偶 bardzo si臋 zmieni艂a. Tragedia osobista oraz bankructwo firmy wywar艂o na 偶yciu rodze艅stwa szczeg贸lne pi臋tno.
Wiem, 偶e Chastain nic cieszy si臋 najlepsz膮 s艂aw膮 - powiedzia艂a. - Ale z drugiej strony ludzie chyba troch臋 przesadzaj膮. On jednak uwa偶a, 偶e te plotki pomagaj膮 mu w interesach.
Nie wszystko, co o nim m贸wi膮, to plotki. - Leo zacisn膮艂 palce na szklance z herba-kaw膮. - Po tych artyku艂ach o znalezieniu cia艂a zacz膮艂em nadstawia膰 ucha.
I co?
Pami臋tasz Johna Garretta?
Jasne. Tego od Garret Electronics. Za dawnych czas贸w chyba si臋 z nim przyja藕ni艂e艣.
Dawnymi czasami rodze艅stwo nazywa艂o umownie okres sprzed 艣mierci rodzic贸w.
- Spotkali艣my si臋 przypadkiem na zaj臋ciach z analizy synergistycznej. Wczoraj John odwo艂a艂 mnie na bok i powiedzia艂, 偶e widzia艂 nag艂贸wki z waszymi nazwiskami. Chcia艂 mnie ostrzec.
- Przed czym?
Przed Chastainem oczywi艣cie. - Leo przechyli艂 si臋 przez blat ma艂ego stolika. - Zdaje si臋, 偶e kuzyn Johna, Randy, przegra艂 u niego w kasynie mn贸stwo pieni臋dzy. Biedak musia艂 zwr贸ci膰 si臋 do ojca po pomoc.
Do ojca, czyli wuja Johna?
Tak. W ka偶dym razie stary Randolph Garret by艂 w艣ciek艂y. Nie mia艂 forsy, a nie chcia艂, 偶eby ktokolwiek si臋 o tym dowiedzia艂. Liczy艂 na fuzj臋 z inn膮 firm膮, a zaci膮ganie po偶yczek w takim momencie mog艂o wp艂yn膮膰 fatalnie na transakcj臋.
I co si臋 sta艂o dalej?
Ojciec Randy'ego odwiedzi艂 Chastaina, kt贸ry zaproponowa艂, 偶e p贸jdzie z nim na uk艂ad. - Leo rozejrza艂 si臋 po sali raz jeszcze i zni偶y艂 g艂os do szeptu. - Obieca艂 wymaza膰 d艂ug z ksi膮g w zamian za jedn膮 z posiad艂o艣ci Garrett贸w. Wyobra偶asz sobie co艣 takiego?
No to co? Post膮pi艂 uczciwie. A nawet wspania艂omy艣lnie.
Leo 艂ypn膮艂 na ni膮 zirytowanym wzrokiem.
T臋 posiad艂o艣膰 zbudowa艂 John Jeremy Garret trzy pokolenia wstecz. Dom stanowi艂 cz臋艣膰 historii rodzinnej. Klan nie chcia艂 si臋 z nim dobrowolnie rozstawa膰. A Chastain z pewno艣ci膮 zdawa艂 sobie z tego spraw臋.
Czy ojciec Randy'ego zdecydowa艂 si臋 sprzeda膰 nieruchomo艣膰?
Nie mia艂 innego wyboru. Podobno inni cz艂onkowie klanu dostali sza艂u. A Randy mia艂 przej膮膰 siedzib臋 Garrett贸w.
Przecie偶 jego ojciec popad艂 w tarapaty finansowe. My te偶 musieli艣my wystawi膰 nasze nieruchomo艣ci na licytacj臋. Takie rzeczy czasem si臋 zdarzaj膮.
Gardenia broni艂a jak lew Nicka Chastaina i gdy zda艂a sobie z tego spraw臋, bardzo si臋 zmartwi艂a. Fatalny znak - my艣la艂a. - Po prostu fatalny.
- John twierdzi艂, 偶e dom p贸jdzie pod m艂otek jako
ostatni. A nawet w ostateczno艣ci klan nie zdecydowa艂by si臋 go sprzeda膰 komu艣 takiemu jak Chastain. Gardenia zachichota艂a. Nie mog艂a si臋 powstrzyma膰.
- Straszne. W艂a艣ciciel kasyna w s膮siedztwie... Kto nast臋pny?
Leo zacisn膮艂 usta.
Nie rozumiesz? To tylko przyk艂ad dzia艂a艅 Chastaina. Na pewno bardzo mu zale偶a艂o na tej konkretnej posiad艂o艣ci, wi臋c wrobi艂 Randy'ego w przegran膮.
Oskar偶asz go o oszukiwanie klient贸w?
Nie musia艂by si臋 ucieka膰 do szachrajstwa. - Leo rozpar艂 si臋 wygodniej na krze艣le. - John twierdzi, 偶e Randy ma absolutnego fio艂a na punkcie hazardu. Wystarczy mu zaserwowa膰 par臋 drink贸w, da膰 wszystkie mo偶liwe 偶etony, a na pewno wszystko przegra. Chastain musia艂 o tym wiedzie膰.
Jest matrycowcem - szepn臋艂a Gardenia.
O 艣wi臋ta synergio! - Leo wykrzywi艂 usta. - Powinienem by艂 si臋 tego domy艣le膰. To wiele t艂umaczy.
Na przyk艂ad?
Na przyk艂ad twoje starania, by dostrzec w nim jakie艣 pozytywne cechy, kt贸rych z pewno艣ci膮 nic posiada. Zawsze wsp贸艂czu艂a艣 matrycowcom, cho膰 tylko B贸g raczy wiedzie膰, dlaczego.
Nie martw si臋 o moje uczucia w stosunku do Nicka Chastaina. On na pewno sam sobie poradzi. A ja b臋d臋 si臋 pilnowa膰, obiecuj臋.
Gardenio, nie chc臋, 偶eby艣 na w艂asn膮 r臋k臋 szuka艂a mordercy Fenwicka.
Je艣li trafi臋 na jaki艣 trop, natychmiast zwr贸c臋 si臋 do policji. No, na razie sko艅czmy z tym tematem. M贸w, co u ciebie.
Leo najwyra藕niej nie by艂 zadowolony z takiego obrotu sprawy. Wzruszy艂 lekko ramionami.
Wszystko dobrze.
Jako艣 nie wierz臋.
Wujek Stanley zaprosi艂 mnie wczoraj na lunch - j臋kn膮艂 Leo. - Zaproponowa艂 mi lunch. Chcia艂 pogada膰 jak m臋偶czyzna z m臋偶czyzn膮.
O Bo偶e! Stara piosenka?
Pyta艂, kiedy zamierzam zrezygnowa膰 z pracy naukowej i skupi膰 si臋 na przygotowaniach do 偶ycia w prawdziwym 艣wiecie biznesu. Wsiad艂 po prostu na swojego ulubionego konika.
M贸wi艂, 偶e kariera akademicka nie gwarantuje prawdziwych pieni臋dzy?
Tak. Przypomnia艂, gdzie tkwi膮 korzenie Spring贸w. A poniewa偶 ciebie nie obchodzi los klanu, ca艂a odpowiedzialno艣膰 spada na mnie.
Nie s艂uchaj tych bzdur. Zostaniesz wspania艂ym historykiem synergistycznym. Jeste艣 stworzony do tej pracy. Masz ogromny talent psychometryczny i zdolno艣ci do prowadzenia bada艅 naukowych. Za 偶adne skarby 艣wiata nie wolno ci rezygnowa膰 z tych marze艅.
Na twarzy Leo pojawi艂 si臋 dziwny grymas.
Poza tym oboje wiemy, 偶e nie poradzi艂bym sobie z interesami. Arkusze kalkulacyjne, salda i prognozy pi臋cioletnie straszliwie mnie nudz膮. Klan jednak nie daje nam spokoju.
Stawimy op贸r.
艁atwo powiedzie膰.
Wiem - westchn臋艂a Gardenia. - Do tej pory jednak jako艣 si臋 nam udawa艂o. Mo偶e jeszcze wytrzymamy.
Ja bym na to nic liczy艂.
Gardenia i Leo wymienili stroskane spojrzenia. W takich utarczkach zawsze zwyci臋偶a艂a rodzina.
O co chodzi, Feather? - Nick nie odrywa艂 wzroku od ekranu komputera stoj膮cego na biurku.
- Przyszed艂 Hobart Batt - oznajmi艂 goryl przez interkom nieco bardziej ponuro ni偶 zwykle.
Nick zerkn膮艂 na ekran pe艂en danych finansowych. Powinien by膰 zadowolony, 偶e agent tak szybko rozpocz膮艂 proces szukania partnerki, ale z nie znanych bli偶ej powod贸w poczu艂 skurcze 偶o艂膮dka.
Cholera - mrukn膮艂. - Zupe艂nie zapomnia艂em. Niech czeka w czerwonym pokoju.
Jasne, szefie.
Feather?
S艂ucham.
Jak sko艅cz臋 z Battem, zawo艂aj tu Rathborne'a.
Chce pan rozmawia膰 z szefem kuchni? Spartolili co艣?
Nie, to sprawa prywatna.
Prywatna? - zdziwi艂 si臋 Feather.
Ka偶 mu przygotowa膰 pr贸bki jad艂ospisu na piknik dla dwojga.
Piknik? - Feather nie posiada艂 si臋 ze zdumienia, a w jego g艂osie pobrzmiewa艂 nawet lekki niepok贸j. - Wybiera si臋 pan na piknik, szefie?
Klasyczny piknik. Jak z filmu. Wiesz, butelka dobrego wina, pasztet i male艅kie kanapeczki.
Nigdy nie by艂em na takiej imprezie.
Ja te偶 nic, ale jestem pewien, 偶e Rathborne poradzi sobie ze wszystkim. Kuchmistrz, kt贸ry przez cztery lata z rz臋du zbiera najwy偶sze nagrody trzech miasto-stan贸w i potrafi zadowoli膰 cz艂onk贸w Klubu Ojc贸w Za艂o偶ycieli na pewno wie, co poda膰 na pikniku.
Zawo艂am go. - W interkomie zaleg艂a cisza.
Nick niech臋tnie wy艂膮czy艂 ekran komputera i wsta艂. Podszed艂 do 艣ciany, po czym wcisn膮艂 guzik otwieraj膮cy tajne przej艣cie. Mechanizm sykn膮艂, zaszumia艂, a oczom Nicka ukaza艂 si臋 czerwono-z艂oty gabinet.
Chastain pociesza艂 si臋 w duchu, 偶e Batt nie m贸g艂 jeszcze znale藕膰 odpowiedniej kandydatki na 偶on臋. Przecie偶 najpierw wype艂nia艂o si臋 ankiety'-. Nie wspominaj膮c ju偶 o testach synergistyczno-psychologicznych. Procedury rejestracyjne ci膮gn臋艂y si臋 zwykle w niesko艅czono艣膰. 呕aden szanuj膮cy si臋 doradca nie zaproponowa艂by nikomu partnera po jednej rozmowie.
Co si臋 dzieje - my艣la艂, id膮c w kierunku inkrustowanego biurka. Nie rozumia艂, dlaczego tak si臋 denerwuje.
Otworzy艂y si臋 drzwi. W przy膰mionym 艣wietle galaretowatych lamp b艂ysn臋艂a czaszka Feathera. Ochroniarz wprowadzi艂 do pokoju Hobarta wystrojonego w modny, 艣wietnie skrojony garnitur oraz r贸偶ow膮 muszk臋.
- Wejd藕, Batt. - Nick nawet si臋 nie podni贸s艂. - Rozumiem, 偶e przychodzisz do mnie w interesach.
Agent odchrz膮kn膮艂 nerwowo i zrobi艂 par臋 krok贸w w stron臋 biurka.
Przynios艂em kwestionariusz. B臋dzie pan musia艂 go wype艂ni膰, zanim przyst膮pi臋 do pracy.
Oczywi艣cie.
Hobart przycupn膮艂 na brze偶ku krzes艂a i otworzy艂 teczk臋.
Musi pan napisa膰 o swoich zami艂owaniach, sposobach sp臋dzania wolnego czasu i... Rozejrza艂 si臋 po pokoju ze 藕le skrywanym przera偶eniem. - Gu艣cie.
Czym si臋 tak martwisz, Hobart? - Chastain popatrzy艂 z u艣miechem na ankiet臋. Na pewno znajdziesz mi kogo艣 odpowiedniego.
Istnieje jednak pewien problem.
S艂ucham.
Zdaje si臋, 偶e nie by艂 pan testowany.
Nick uni贸s艂 brwi.
No i co z tego?
Pracuj臋 dla szanuj膮cej si臋 agencji matrymonialnej, Koneksje Synergistyczne przestrzegaj膮 kodeksu etycznego. Nie mo偶emy kojarzy膰 ma艂偶e艅stw, je艣li partnerzy nie zostali przypisani do odpowiedniej klasy parapsychicznej.
Pomo偶esz mi w takim razie zupe艂nie prywatnie.
W jaki spos贸b mam przekona膰 szanuj膮c膮 si臋 pann臋, 偶eby wysz艂a za m膮偶 za nie testowany talent matrycowy? To po prostu niemo偶liwe. 呕adna rodzina nie wyrazi zgody na tego rodzaju mezalians. Nie znam te偶 kobiety, kt贸ra by艂aby na tyle szalona, aby podj膮膰 podobne ryzyko.
Zapominasz o czym艣, Hobart.
A mianowicie? - Doradca patrzy艂 ostro偶nie na Chastaina.
Mam pieni膮dze.
Rozdzia艂 trzynasty
Jak to zwykle m贸wi膮 w takich sytuacjach dekoratorzy wn臋trz, ,]ten dom ma 艣wietny ko艣ciec - powiedzia艂a Gardenia, patrz膮c na imponuj膮c膮 budowl臋.
Pomy艣la艂a, 偶e w艂a艣nie tutaj zamieszka 偶ona Nicka. W tej posiad艂o艣ci pa艅stwo Chastain za艂o偶膮 rodzin臋. Gardenia najch臋tniej doszuka艂aby si臋 wielu wad w strzelistych kolumnach, pi臋knych schodach i wspania艂ych ogrodach. Niemniej jednak uczciwo艣膰 profesjonalisty nie pozwala艂a jej na krytyk臋. Stara siedziba Garret贸w by艂a naprawd臋 przepi臋kna.
Dom i ziemia zajmowa艂y akr najlepszych teren贸w po艂o偶onych na wzg贸rzach. G艂贸wny dwupi臋trowy, kamienny budynek utrzymano w stylu z epoki Wczesnych Odkry膰. Architekt uchwyci艂 bogactwo form charakterystyczne dla minionego okresu, lecz zdo艂a艂 unikn膮膰 zb臋dnego przepychu. W tym eleganckim domu wyczuwa艂o si臋 optymizm i nadziej臋.
Budynek otacza艂a weranda z kolumnami. Okna o doskona艂ych proporcjach pasowa艂y do wysokich sufit贸w. Projektant odznacza艂 si臋 zapewne ogromnym poczuciem symetrii, kt贸rej nieraz brakowa艂o w budynkach z epoki Wczesnych Odkry膰 lub P贸藕nego Okresu Odrodzenia.
Dobry ko艣ciec? - Nick wyj膮艂 z baga偶nika ogromn膮 torb臋 pe艂n膮 jedzenia. - Je艣li w ten spos贸b chcesz mi da膰 grzecznie do zrozumienia, 偶e dom jest zaniedbany, oszcz臋d藕 sobie trudu. Trzeba tu przeprowadzi膰 generalny remont. Na szcz臋艣cie mam na to pieni膮dze.
W przeciwie艅stwie do Garret贸w?
Sk膮d wiesz, czyja to posiad艂o艣膰?
Przecie偶 ka偶dy architekt j膮 zna. - Zerkn臋艂a na Chastaina k膮tem oka. - S艂ysza艂am r贸wnie偶, w jaki spos贸b wszed艂e艣 w jej posiadanie.
Nie zmusza艂em nikogo do sprzeda偶y tego domu. I zap艂aci艂em uczciw膮 cen臋. Garretowie zdobyli przy okazji troch臋 got贸wki, co by艂o w贸wczas bardzo wa偶ne dla korporacji.
Mhm.
Chastain pod膮偶y艂 schodami w g贸r臋.
Nie oszukuj si臋. Stary Randolph Garrett senior pu艣ci艂 plotk臋, 偶e musi sprzeda膰 dom, aby wyci膮gn膮膰 m艂odego Randy'ego z d艂ug贸w. Ale tak naprawd臋 chcia艂 si臋 wreszcie pozby膰 k艂opotu. Na nim bowiem ci膮偶y艂a odpowiedzialno艣膰 utrzymywania posiad艂o艣ci, na co stale brakowa艂o mu funduszy.
Rozumiem. A ty by艂e艣 pewnie jednym z niewielu ludzi w ca艂ym miasto-stanie, kt贸rzy mogli i chcieli dokona膰 tej transakcji. Wi臋kszo艣膰 nie pokry艂aby nawet bie偶膮cych koszt贸w, nie m贸wi膮c ju偶 nawet o generalnym remoncie.
A ja dysponuj臋 pieni臋dzmi na jedno i drugie. - Nick odstawi艂 torb臋, by uaktywni膰 stary zamek z galaretowatego lodu. - Remont zamierzam rozpocz膮膰 natychmiast.
Dziwi臋 si臋, 偶e Towarzystwo Ochrony Zabytk贸w nie pr贸bowa艂o kupi膰 prywatnej posesji Garret贸w.
Przebi艂em ich ofert臋. - Gdy Chastain otworzy艂 drzwi, ich oczom ukaza艂 si臋 du偶y, owalny hol wy艂o偶ony jasnozielonym jaspisem. - Poza tym nie zapominaj, 偶e ta nieruchomo艣膰 ju偶 nie nale偶y do Garret贸w, tylko do Chastaina.
Nie mo偶na by艂o nie dos艂ysze膰 wyra藕nej nuty zaborczo艣ci pobrzmiewaj膮cej w jego g艂osie. Id膮c w 艣lad za Nickiem pustymi korytarzami, Gardenia ogl膮da艂a uwa偶nie przestronne wn臋trza.
Ten dom nie jest w twoim stylu.
Ale kiedy poz艂oc臋 kolumny, po艂o偶臋 czerwono-czarne dywany, zawiesz臋 w oknach czerwone sztruksowe kotary i wytapetuj臋 艣ciany szkar艂atn膮 b艂yszcz膮c膮 tkanin膮, od razu b臋dzie przytulniej.
Nie m贸g艂by艣 zrobi膰 czego艣 takiego.
Chastain popatrzy艂 na ni膮 przez rami臋. Milcza艂, ale b艂yszcza艂y mu oczy.
Gardenia unios艂a d艂onie w ge艣cie poddania.
Dobrze, dobrze. To by艂 偶art. Nie powiniene艣 tak stresowa膰 dekoratora wn臋trz.
S膮dzi艂em, 偶e lubisz czerwony kolor. - Omi贸t艂 wzrokiem cia艂o dziewczyny okryte zwiewn膮, d艂ug膮, p膮sow膮 sukni膮 do kostek. - W ka偶dym razie bardzo ci do twarzy w czerwieni.
Zala艂a j膮 fala gor膮ca.
To m贸j znak firmowy. I pasuje do ubra艅. Ale ca艂y dom utrzymany w tej tonacji wygl膮da艂by jak burdel albo... no...
Kasyno? - podpowiedzia艂.
No tak. A przecie偶 nie 偶yczysz sobie, 偶eby twoja przysz艂a 偶ona mieszka艂a w kasynie.
Rzeczywi艣cie tego nie chc臋 - przyzna艂, stawiaj膮c torb臋 na pod艂odze. - Jak sama widzisz, bardzo potrzebuj臋 projektanta. Kogo艣, kto zna si臋 na stylu Wczesnych
Odkry膰. M贸j nowy dom musi si臋 nadawa膰 na ok艂adk臋 „Architectural Synergy" lub innych eleganckich pism o tym profilu.
Gardenia obj臋艂a wzrokiem ogromny, pusty pok贸j, w kt贸rym stali.
Naprawd臋 chcesz mi zleci膰 urz膮dzenie tej posiad艂o艣ci?
Dlaczego nie? - Nick podszed艂 do okna z widokiem na dziedziniec. Stoj膮c plecami do Gardenii nie spuszcza艂 wzroku z wieczornego s艂o艅ca znikaj膮cego w zatoce. - Przecie偶 nikt nam nie ka偶e rezygnowa膰 ze wsp贸艂pracy od razu po odnalezieniu dziennika.
Zastanowi臋 si臋.
Czekam na twoj膮 decyzj臋.
Pomy艣la艂a, 偶e Nick m贸wi powa偶nie.
Ten dom jest dla ciebie bardzo wa偶ny, prawda?
To moja przysz艂o艣膰 - odpar艂 szczerze.
A co z przesz艂o艣ci膮?
Kszta艂towa艂o j膮 kasyno, kt贸re musz臋 sprzeda膰.
Dlaczego? - spyta艂a zdziwiona.
Tak postanowi艂em.
Zamierzasz kupi膰 sobie szacunek?
M贸wi艂em ci przecie偶, 偶e zaj膮艂em si臋 hazardem, bo w ten spos贸b mo偶na zarobi膰 du偶o pieni臋dzy. - Nick odwr贸ci艂 si臋 wolno i spojrza艂 na Gardeni臋. - Zainwestowa艂em zyski w akcje, obligacje, w stoczni臋. Rozkr臋ci艂em pewien dochodowy interes, kt贸ry 艣wietnie si臋 rozwija, a tak偶e...
...wiele innych przedsi臋wzi臋膰 godnych uznania i szacunku. Zgad艂am?
Oczywi艣cie. Moje dzieci odetn膮 od tego kupony. Nie b臋d膮 musia艂y znosi膰 plotek i ukradkowych spojrze艅. C贸rek nikt nie o艣mieli si臋 poni偶y膰. A synowie nigdy si臋 nie dowiedz膮, co to znaczy zosta膰 pozbawionym szans z powodu nazwiska.
- Chcesz im oszcz臋dzi膰 nieustannej walki?
W jego oczach b艂yszcza艂a determinacja.
Nie b臋d膮 si臋 tak zabija膰. Zapewni臋 im wszystko, co najlepsze.
Rozumiem. - Gardenia poczu艂a nagle, 偶e w kamiennym wn臋trzu jest ch艂odno. Skrzy偶owa艂a ramiona na piersiach. - Powiedz mi, jaka jest dalsza cz臋艣膰 tego wspania艂ego planu? Jak zamierzasz kupi膰 sobie szacunek?
Zwyczajnie. Op艂ac臋 sk艂adk臋 cz艂onkowsk膮 w Klubie Ojc贸w Za艂o偶ycieli i przyjd臋 na ich doroczny bal. - Zamilk艂 na chwil臋. - A ta impreza odb臋dzie si臋 chyba ju偶 za kilka dni.
Wiem. M贸w dalej. Co jeszcze trzeba zrobi膰, 偶eby zapracowa膰 na dobr膮 reputacj臋?
Wzruszy艂 ramionami.
Ofiarowa膰 okr膮g艂膮 sumk臋 muzeum lub teatrowi. Albo sponsorowa膰 czyj膮艣 kampani臋 wyborcz膮. Nale偶y r贸wnie偶 kupi膰 dom taki jak ten oraz zap艂aci膰 dobremu dekoratorowi wn臋trz za urz膮dzenie pomieszcze艅.
I w偶eni膰 si臋 do og贸lnie powa偶anej rodziny - doko艅czy艂a Gardenia.
Tak. W艂a艣nie. Jak ju偶 powiedzia艂em, wystarczy opracowa膰 plan i dysponowa膰 pieni臋dzmi. A mnie tego w艂a艣nie nie brakuje.
D艂ugo patrzy艂a mu w oczy. Nie odwr贸ci艂 wzroku.
呕ycz臋 ci szcz臋艣cia - powiedzia艂a szczerze.
Ono nie ma tu nic do rzeczy.
Racja. - Gardenia przywdzia艂a promienny, profesjonalny u艣miech. - No dobrze. Mieli艣my pogada膰 o interesach, wsp贸lniku. Chc臋 ci臋 zapyta膰, dlaczego by艂e艣 taki pewien, 偶e dziennik kupiony od Polly i Omara to zwyk艂a podr贸bka?
Poka偶臋 ci po kolacji - odpar艂 i roz艂o偶y艂 koc. Z koszyka wyj膮艂 pasztet, sa艂atk臋 z makaronu, male艅kie kanapeczki, owoce oraz szarlotk臋.
Jestem pod wra偶eniem. - Gardenia usiad艂a na kocu, podwijaj膮c po siebie nogi. - Sam to wszystko przyrz膮dzi艂e艣?
A jak my艣lisz? - odpar艂 od niechcenia, zapalaj膮c dwie 艣wiece z galaretowatego lodu.
Gardenia wybra艂a jedn膮 z male艅kich kanapek i u艣miechn臋艂a si臋 szeroko.
S艂ysza艂am, 偶e zatrudni艂e艣 wspania艂ego szefa kuchni.
Najlepszego. Rathborne pracowa艂 wcze艣niej dla Klubu Ojc贸w Za艂o偶ycieli, a teraz nadzoruje restauracje w Chastain Pal膮ce.
Masz szcz臋艣cie.
Nick popatrzy艂 na dziewczyn臋 znad butelki wina.
Ju偶 ci m贸wi艂em, 偶e tego elementu nie nale偶y w og贸le bra膰 powa偶nie pod uwag臋.
Opinia typowa dla matrycowca.
Kolejna godzina min臋艂a niewiarygodnie szybko. Zanim wypili butelk臋 drogiego niebieskiego wina i zjedli ostatni kawa艂ek chrupi膮cego ciasta z gruszko-艣liwkami, zapad艂a noc. Bli藕niacze ksi臋偶yce, Yakima i Chelan, wznios艂y si臋 nad horyzontem i rzuci艂y z艂oty blask na zatok臋. Migota艂y 艣wiece.
- Poka偶臋 ci teraz, sk膮d wiem, 偶e dziennik zosta艂 sfa艂szowany - powiedzia艂 Nick si臋gaj膮c do kosza po kolejn膮 paczk臋.
Gardenia natychmiast j膮 rozpozna艂a.
- Tw贸j zakup!
Mhm. - Odwin膮艂 manuskrypt z szarego papieru i po艂o偶y艂 go na kocu. Nast臋pnie zn贸w si臋gn膮艂 do kosza u wyj膮艂 z niego wyblak艂膮 kopert臋.
Co to jest?
List, jaki ojciec napisa艂 do matki tej nocy, gdy wyruszy艂a Trzecia Ekspedycja Chastaina.
Patrzy艂a na niego z mieszanin膮 niedowierzania i podniecenia.
Sk膮d go masz?
Po 艣mierci Andy'ego przejrza艂em jego rzeczy i znalaz艂em list. Widocznie matka intuicyjnie ukry艂a go w schowku, zanim wyjecha艂a do Serendipity. W li艣cie znajduje si臋 wzmianka o tym, 偶e wyprawa jest przygotowana do planowego wymarszu. M贸j ojciec nie m贸g艂 si臋 tego doczeka膰. Skupi艂 si臋 ca艂kowicie na przysz艂o艣ci. Nie my艣la艂 o samob贸jstwie.
Bo偶e! Nick! A wi臋c ty wiedzia艂e艣, 偶e ta ekspedycja dosz艂a do skutku. Dlaczego nic nikomu nie m贸wi艂e艣?
Bo kto艣 zada艂 sobie wiele trudu, by zatrze膰 po niej 艣lady. Dop贸ki nie zrozumiem, czym ten cz艂owiek si臋 kierowa艂, nie ujawni臋 istnienia listu. To jedyny powa偶ny dow贸d, jaki posiadam.
Roz艂o偶y艂 arkusik powoli, z szacunkiem. Gardenia pomy艣la艂a, 偶e ta r臋cznie pisana wiadomo艣膰 stanowi jedyn膮 wi臋藕, jaka 艂膮czy Chastaina z rodzicami. Znowu za艂ataj膮 fala wsp贸艂czucia.
Zapewne dokona艂e艣 analizy grafologicznej - spyta艂a, sil膮c si臋 na oficjalny ton. Nick z pewno艣ci膮 nie by艂by zadowolony, gdyby zacz臋艂a p艂aka膰.
Tak. Za pomoc膮 mego talentu. Potrafi臋 si臋 nim pos艂ugiwa膰 samodzielnie przez par臋 sekund. - Otworzy艂 dziennik i po艂o偶y艂 go obok listu. - Sp贸jrz.
Zerkn臋艂a na zamaszyste litery na pierwszej stronie pami臋tnika, a potem przenios艂a wzrok na wyblak艂y arkusik.
Charakter pisma jest chyba identyczny.
Fa艂szerz zna艂 si臋 niew膮tpliwie na swojej robocie. Ale daj mi pryzmat, a przyjrz臋 si臋 uwa偶niej tym dokumentom.
Gardenia zawaha艂a si臋 przez chwil臋. Pami臋ta艂a to wra偶enie niemal seksualnej intymno艣ci podczas pierwszej wi臋zi z Chastainem. S艂ysza艂a kiedy艣, 偶e skutkiem ubocznym ogniskowania dla silnego talentu mo偶e by膰 odbi贸r jego wra偶e艅. Ciekawo艣膰 zwyci臋偶y艂a.
- Dobrze. - Zebra艂a wszystkie si艂y.
Nie musia艂a d艂ugo czeka膰. Przez pryzmat, jaki stworzy艂a
na p艂aszczy藕nie psychicznej, przela艂y si臋 wzburzone fale mocy. Uderzy艂y w l艣ni膮c膮 soczewk臋 i wy艂oni艂y si臋 w postaci kontrolowanej energii po drugiej stronie kryszta艂u.
Przenikn臋艂o j膮 g艂臋bokie doznanie blisko艣ci. Tym razem jednak Gardenia nic wpad艂a w panik臋. Przeciwnie. Zacz臋艂a si臋 powoli przyzwyczaja膰 do tego wra偶enia.
Niedobrze.
Gotowa? - Nick nie spuszcza艂 wzroku z twarzy dziewczyny.
Oczywi艣cie. Zaczynaj.
By艂a z艂a, bo Chastain najwyra藕niej nie zwraca艂 uwagi na osobisty charakter tej wi臋zi. Mo偶e po prostu nie doznawa艂 偶adnych emocji.
Zerkn臋艂a na roz艂o偶ony arkusik i zacz臋艂a czyta膰:
Najdro偶sza Sally,
Pisz臋 do ciebie z Serendipity, sk膮d ju偶 nied艂ugo wyruszymy. Sze艣ciu z nas opuszcza obozowisko o 艣wicie. To moja ostatnia szansa, aby wys艂a膰 jakikolwiek list. Wracamy dopiero za trzy miesi膮ce. Chocia偶 jest p贸藕no, nie mog臋 zasn膮膰. Powinienem jeszcze raz przeanalizowa膰 ca艂y plan dzia艂ania, ale zamiast tego my艣l臋 o tobie. B臋dzie mi bardzo brakowa艂o twego 艣miechu, ciep艂a oraz wszystkiego, co razem prze偶yli艣my. Nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczysz. Wreszcie odnalaz艂em swoj膮 przysz艂o艣膰.
呕a艂uj臋, 偶e powiedzia艂a艣 mi o ci膮偶y dopiero tego ranka, gdy wyje偶d偶a艂em do Port LeConner. Mogli艣my przecie偶 wzi膮膰 艣lub przed rozpocz臋ciem ekspedycji. Ale to przecie偶 nie ma znaczenia. Pobierzemy si臋 natychmiast po moim powrocie.
Nie potrafi臋 wyrazi膰, jak bardzo si臋 ciesz臋. Zaplanuj nasze wesele. Ju偶 nigdy nie pojad臋 do d偶ungli. Chc臋 si臋 osiedli膰 na wyspach z moj膮 now膮 rodzin膮. Na razie musisz pami臋ta膰, jak bardzo ci臋 kocham. I nigdy nie przestan臋.
Tw贸j Bart
P.s. Mam przeczucie, 偶e to b臋dzie ch艂opiec.
Gardenia z trudno艣ci膮 powstrzymywa艂a 艂zy.
- Dostrzegasz wz贸r s艂贸w? Kszta艂t liter? - dopytywa艂 si臋 Nick.
Zmusi艂a si臋, by skupi膰 uwag臋 na charakterze pisma, a nie tre艣ci listu. Rzeczywi艣cie, poszczeg贸lne wyrazy posiada艂y charakterystyczn膮 cech臋, pewien rodzaj rytmu, kt贸ry - dzi臋ki talentowi matrycowemu Nicka - dostrzega艂a teraz bez najmniejszych k艂opot贸w. A litery stanowi艂y unikatow膮, precyzyjn膮 mieszanin臋 niepowtarzalnych w艂a艣ciwo艣ci. Patrz膮c na arkusik swoimi tylko oczami nigdy by ich nie dostrzeg艂a.
Tak - szepn臋艂a. - Rozumiem, co masz na my艣li.
A teraz przyjrzyj si臋 dziennikowi.
Kaza艂em Sanderfordowi pilnowa膰 kapsu艂 z galaretowatym lodem, ale ju偶 mu nie ufam. On jest taki niesolidny. Zaczynam podejrzewa膰, 偶e bierze narkotyki.
Widzisz r贸偶nic臋 - spyta艂 Nick.
Tak. Chyba rytm jest troch臋 inny albo co艣 w tym rodzaju...
Dese艅 nie wchodzi w reakcj臋 synergistyczn膮. Nie zauwa偶y艂a艣 braku r贸wnowagi mi臋dzy poszczeg贸lnymi elementami? Po艂膮czenia te偶 powinny by膰 inne.
Mo偶e tak ci si臋 wydaje, bo por贸wnujemy dwie r贸偶ne formy wypowiedzi. List z dziennikiem.
Nick potrz膮sn膮艂 zdecydowanie g艂ow膮.
Poszczeg贸lne litery wygl膮da艂yby jednak identycznie. Charakter pisma si臋 przecie偶 nie zmienia.
Rzeczywi艣cie. - Przyjrza艂a si臋 bli偶ej. Male艅ka dawka talentu matrycowego, jak膮 otrzyma艂a w wyniku wi臋zi, wystarczy艂a ca艂kowicie, by dziewczyna potrafi艂a wypatrze膰 nawet najdrobniejsze r贸偶nice mi臋dzy oboma zapisami.
Brakuje jakiego艣 elementu w p臋telkach, a kreseczki te偶 si臋 przecinaj膮 pod innym k膮tem.
W艂a艣nie. - Nick odci膮艂 nagle przyp艂yw talentu. - Bez pomocy pryzmatu wykrycie fa艂szerstwa zaj臋艂o mi o wiele wi臋cej czasu. Ale nie mam 偶adnych w膮tpliwo艣ci, 偶e to falsyfikat.
Ile zapis贸w zawiera dziennik?
Tylko osiem. Wszystkie pochodz膮 sprzed wyprawy. S膮 coraz kr贸tsze i coraz bardziej paranoiczne. W ostatnim autor pisze, 偶e ju偶 tak d艂u偶ej nie wytrzyma. Pragnie wyruszy膰 do d偶ungli, gdzie wch艂onie go wreszcie, cytuj臋, ogromna, zielona matryca.
Innymi s艂owy, kto艣 chcia艂 ci臋 przekona膰, 偶e wyprawa nie dosz艂a do skutku, a ojciec pope艂ni艂 samob贸jstwo.
Tak.
Nick zamkn膮艂 wprawdzie dop艂yw talentu do pryzmatu, ale intymna wi臋藕 pulsowa艂a wytrwale w koniuszkach nerwowych Gardenii. Dziewczyna niespokojnie poprawi艂a si臋 na kocu.
Kto艣 zada艂 sobie niew膮tpliwie wiele trudu, 偶eby ci臋 nabra膰.
I wyda艂 na ten cel sporo pieni臋dzy - doda艂 Nick. - Zamkn膮艂 dziennik i zapakowa艂 go z powrotem w papier. Za tak膮 robot臋 trzeba s艂ono zap艂aci膰.
- A konkretnie?
U艣miechn膮艂 si臋 ch艂odno.
- Pewnie tyle samo, ile wyci膮gn臋li ode mnie. Z pi臋膰dziesi膮t kawa艂k贸w.
Chastain z艂o偶y艂 delikatnie list ojca, a dziewczynie 艣cisn臋艂o si臋 serce. Po raz kolejny pr贸bowa艂a zwalczy膰 przyp艂yw wsp贸艂czucia.
Je艣li zatem potrzebowa艂e艣 dowodu mojej niewinno艣ci, to w艂a艣nie go dosta艂e艣 - powiedzia艂a z werw膮. - Nie mog艂abym sobie pozwoli膰 na taki wydatek.
Przecie偶 i tak ci wierz臋.
Rety! Dzi臋kuj臋! - Nie rozumia艂a, dlaczego nadal do艣wiadcza tego niesamowitego wra偶enia intymno艣ci, kt贸re powodowa艂o ogromne zamieszanie w jej systemie nerwowym. - I co dalej?
Oczy Nicka w 艣wietle 艣wiec wygl膮da艂y jak rzadkie, egzotyczne klejnoty.
Pomy艣la艂a, 偶e w艂a艣ciwie nie widzi powodu, dla kt贸rego mia艂aby walczy膰 z 偶膮dz膮. Wystarczaj膮co d艂ugo czeka艂a na taki poryw nami臋tno艣ci.
Zamierzasz mnie poca艂owa膰? - spyta艂a ciekawie.
Chc臋 si臋 z tob膮 kocha膰.
Nic mam nic przeciwko temu - odpar艂a z u艣miechem.
Rozdzia艂 czternasty
G艂贸d o ma艂o w nim nie eksplodowa艂. Zwalczy艂 go jednak, pragn膮c, by t臋 bitw臋 zwyci臋偶y艂a samokontrola. Wra偶enie, 偶e dotyka i odbiera dotyk w jakim艣 innym wymiarze, nie usta艂o, cho膰 wi臋藕 wygas艂a. Poczucie intymno艣ci bardzo mu przeszkadza艂o. Nie rozumia艂, dlaczego podlega tak dziwnym emocjom po uko艅czonej
sesji.
Pomy艣la艂, 偶e musi uwa偶a膰. Pragn膮艂 tej dziewczyny, ale nie m贸g艂 dla niej zrezygnowa膰 z umiej臋tno艣ci panowania nad sob膮, kt贸ra stanowi艂a jego najwi臋kszy atut.
Dotkn膮艂 jej w艂os贸w i u艣miechn膮艂 si臋 leniwie.
Dobrze nam b臋dzie razem.
Te偶 tak my艣l臋. - Obj臋艂a kolana ramionami. - Rozumiesz chyba, 偶e 艂膮cz臋 z tym pewne nadzieje.
Oczy Gardenii ja艣nia艂y ciep艂em i wstydliwym rozbawieniem. Chastain popatrzy艂 na ni膮 z ciekawo艣ci膮.
- M贸wi艂am ci przecie偶, 偶e czyta艂am wszystkie romanse, jakie napisa艂a kiedykolwiek Orchid Adams.
Wyba艂uszy艂 oczy.
Niech to diabli!
Oczywi艣cie nie chc臋 ci臋 do niczego zmusza膰...
Chastain dozna艂 dziwnego wra偶enia. To by艂o co艣 wielkiego, pot臋偶nego, wszechogarniaj膮cego. Nie zidentyfikowa艂 jednak tego stanu, dop贸ki o ma艂o si臋 nie zakrztusi艂.
I wtedy wybuchn膮艂 艣miechem. Gromki rechot wstrz膮sn膮艂 jego cia艂em niczym d艂ugo oczekiwany orgazm.
Nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰. Pok艂ada艂 si臋 i gulgota艂, a偶 w ko艅cu straci艂 oddech.
Przez ca艂y czas zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e Gardenia bacznie go obserwuje.
W ko艅cu, zaczerpn膮wszy g艂臋boko tchu, po艂o偶y艂 si臋 na kocu.
Jeste艣 zupe艂nie nieprzewidywalna - powiedzia艂.
Czy to 藕le?
Nie wiem. Tak mi si臋 kiedy艣 wydawa艂o, ale teraz ju偶 nie mam poj臋cia.
Przyci膮gn膮艂 dziewczyn臋 do siebie, a resztki 艣miechu wch艂on膮艂 b艂ysk po偶膮dania. Wraz z nim pojawi艂o si臋 co艣 jeszcze. Co艣 bardzo wa偶nego. Pomy艣la艂, 偶e za 偶adn膮 cen臋 nie wolno mu straci膰 panowania nad sob膮. Niemniej jednak, z jakiego艣 dziwnego powodu ju偶 nie uwa偶a艂 tego za najwa偶niejsze.
Uj膮wszy delikatnie g艂ow臋 Gardenii, poca艂owa艂 j膮 w usta r贸wnie energicznie, jak przed chwil膮 ogniskowa艂.
Odpowiedzia艂a mu tak nami臋tnie, 偶e wstrzyma艂 oddech z wra偶enia. Na matrycy szala艂o podniecenie rozpalaj膮ce wszystkie zmys艂y.
Nie by艂o czasu na powoln膮, przesycon膮 erotyzmem gr臋 mi艂osn膮, o jakiej marzy艂 przez ca艂y dzie艅.
Chc臋 by膰 w tobie... w 艣rodku - szepn膮艂.
To brzmi interesuj膮co - mrukn臋艂a, walcz膮c z guzikami jego koszuli.
Gdy poczu艂 dotyk palc贸w dziewczyny na torsie, wyda艂 g艂臋boki j臋k.
- Masz tak膮 wspania艂膮 sk贸r臋 - szepn臋艂a, muskaj膮c delikatnie ustami jego pier艣.
Zanurzy艂 twarz w jej w艂osach.
- A ty 艂adnie pachniesz.
Gdy zmieni艂a u艂o偶enie cia艂a, dotkn臋艂a udem jego erekcji. Wiedzia艂, 偶e nic zrobi艂a tego celowo. Nie mia艂a poj臋cia, jak na to zareaguje.
Przez chwil臋 powa偶nie si臋 obawia艂, 偶e zaraz nast膮pi koniec, ale jako艣 nad sob膮 zapanowa艂. Gdy odpi膮艂 jej sukni臋 i odnalaz艂 pier艣, dziewczyna z trudem st艂umi艂a okrzyk, po czym wbi艂a mu palce w ramiona. Po艂o偶y艂 j膮 delikatnie na plecach.
- Nick...
Dr偶膮cymi r臋kami 艣ci膮gn膮艂 z Gardenii sukni臋. Zamar艂a. U艣miechn膮艂 si臋 i poca艂owa艂 jej szyj臋. Westchn臋艂a i przytuli艂a si臋 od niego mocniej. Pog艂adzi艂 po艂yskuj膮c膮 w z艂otym blasku 艣wiec delikatn膮 sk贸r臋. Kobiecy, podniecaj膮cy zapach przy膰miewa艂 mu umys艂.
Szybko wyzwoli艂 si臋 ze spodni.
Na widok jego pobudzonego cia艂a Gardenia a偶 otworzy艂a oczy ze zdumienia.
Nie wiedzia艂am...
Dotknij mnie - szepn膮艂 i poprowadzi艂 jej d艂o艅 do wzwiedzionego penisa.
Jeste艣 taki silny - szepn臋艂a, obejmuj膮c go nie艣mia艂o. -Silny i twardy...
Przymkn膮艂 oczy, zagryz艂 z臋by i ostatnim wysi艂kiem woli spr贸bowa艂 si臋 opanowa膰. Kiedy wzmog艂a pieszczot臋, zadr偶a艂 na ca艂ym ciele.
- Nie - wychrypia艂 urywanym szeptem. - Nie wytrzymam, je艣li zn贸w to zrobisz.
Szybko rozlu藕ni艂a uchwyt.
- Dobrze si臋 czujesz?
Dostrzeg艂 jej zmartwion膮 min臋.
Kpisz? Za chwil臋 mog臋 si臋 rozpa艣膰 na milion kawa艂k贸w, a ty zadajesz mi takie pytania...
Ach tak.
Tylko tyle masz do powiedzenia?
Popatrzy艂a na niego niepewnie i nagle u艣miechn臋艂a si臋 lekko.
- A co chcia艂by艣 us艂ysze膰?
Na przyk艂ad: kochaj si臋 ze mn膮, Nick. Otoczy艂a ramionami szyj臋 m臋偶czyzny.
Kochaj si臋 ze mn膮, Nick.
To ju偶 o wiele lepiej.
Rozsun膮艂 jej nogi, a gdy pog艂adzi艂 r贸偶any p膮czek ukryty w wilgotnych w艂osach, Gardeni膮 wstrz膮sn膮艂 dreszcz. Ona r贸wnie偶 by艂a gotowa.
Nie m贸g艂 czeka膰 d艂u偶ej. Wbi艂 si臋 jednym szybkim ruchem w b艂ogi 偶ar jej cia艂a.
- Nick!
Nie potrzebowa艂 tego okrzyku, by poj膮膰 ca艂膮 prawd臋. By艂o ju偶 jednak za p贸藕no - tkwi艂 g艂臋boko w ciasnym wn臋trzu.
Dlaczego mi nic powiedzia艂a艣? - Z gard艂a wydobywa艂 mu si臋 dziwny, ochryp艂y skrzek.
Nie poruszali艣my tego tematu - mrukn臋艂a przez zaci艣ni臋te z臋by. - Wszystko w porz膮dku. Daj mi chwil臋....
Nie odwa偶y艂 si臋 poruszy膰. Czu艂, 偶e po plecach sp艂ywa mu pot.
Powinna艣 by艂a mnie uprzedzi膰, cholera jasna...
Naprawd臋? A ty og艂asza艂e艣 publicznie sw贸j pierwszy raz?
Je偶eli jeszcze raz mnie roz艣mieszysz, oboje gorzko tego po偶a艂ujemy -j臋kn膮艂.
Wydaje mi si臋, 偶e ju偶 wszystko jest dobrze.
Na pewno?
Tak. Chyba tak. A co z tob膮?
Troch臋 mi s艂abo - mrukn膮艂. - Mog臋 zemdle膰...
Wampiry psychiczne z powie艣ci Orchid Adams nigdy ni trac膮 przytomno艣ci w zasadniczych momentach.
- Jasne, dalej... Spr贸buj mnie jeszcze podpu艣ci膰. - Poruszy艂 si臋 wolno w jej wn臋trzu.
Zacz臋li si臋 powoli dopasowywa膰'. Nick pozwoli艂 sobie na g艂臋boki oddech. Powi贸d艂 r臋k膮 ni偶ej i uj膮艂 male艅ki p膮czek w dwa palce.
Gardenia j臋kn臋艂a i przywar艂a z ca艂ych si艂 do Chastaina.
- Tak, Nick, prosz臋, Nick - szepta艂a z nieomyln膮 niecierpliwo艣ci膮.
Odnalaz艂 si艂y, aby powstrzyma膰 wybuch do chwili, gdy wyczul pierwsze oznaki jej orgazmu. Delikatne drgania dosi臋gn臋艂y go najpierw na p艂aszczy藕nie fizycznej. Potem - bez udzia艂u woli - Nick us艂ysza艂 ich echo w sferze parapsychicznej i wys艂a艂 w kierunku Gardenii sond臋 talentu.
A ona tylko na to czeka艂a. Le偶膮c w obj臋ciach m臋偶czyzny, dotkn臋艂a go energi膮 psychiczn膮. I wtedy pojawi艂 si臋 pryzmat. Czysty, wyra藕ny, o艣lepiaj膮cy...
Przeszywaj膮c energi膮 jasn膮 soczewk臋 stworzon膮 przez Gardeni臋, zag艂臋bi艂 si臋 w jej ciele, kt贸rym wstrz膮sn臋艂y konwulsyjne drgawki. Wiedzia艂, 偶e jest zgubiony...
Dlaczego w takim razie czu艂 si臋 tak, jakby si臋 w艂a艣nie odnalaz艂? Pr贸buj膮c odnale藕膰 odpowied藕 na to pytanie, rzuci艂 si臋 w otch艂a艅 pot臋偶nego orgazmu.
W chwil臋 p贸藕niej Gardenia otworzy艂a oczy i popatrzy艂a na ciemny sufit. Nick obejmowa艂 j膮 ramieniem. Przez nie zas艂oni臋te okno do pokoju wpada艂y promienie dw贸ch ksi臋偶yc贸w, Yakimy i Chciana, o艣wietlaj膮c szczup艂e cia艂o Nicka i rzucaj膮c cie艅 na jego twarz.
Gardenia by艂a w si贸dmym niebie. Emanowa艂a rado艣ci膮. Nadziej膮. Szcz臋艣ciem. Najwyra藕niej seks podzia艂a艂 na ni膮 o偶ywczo, ale ten stan m贸g艂 w ka偶dej chwili min膮膰. Dziwne, niepokoj膮ce poczucie blisko艣ci po zerwaniu wi臋zi seksualnej i metapsychicznej by艂o skazane na zag艂ad臋.
Dziewczyna stopniowo zacz臋艂a zdawa膰 sobie spraw臋 z g艂臋bokiej ciszy panuj膮cej w wielkim pomieszczeniu. Nick milcza艂 jak zakl臋ty, wi臋c to ona postanowi艂a podtrzyma膰 konwersacj臋.
Nie wydaje ci si臋 przypadkiem, 偶e troch臋 tu twardo?
Dlaczego?
- Bo na tej kamiennej pod艂odze le偶y tylko cienki koc.
Nick odwr贸ci艂 g艂ow臋 do dziewczyny. Jego oczy b艂yszcza艂y w ciemno艣ciach.
Nie m贸wi艂em o pod艂odze.
W takim razie zgubi艂am sens rozmowy.
Dlaczego czeka艂a艣 tak d艂ugo na sw贸j pierwszy raz?
Na policzki Gardenii wyst膮pi艂y p艂omienne rumie艅ce.
S膮dzi艂am, 偶e tylko kobiety zadaj膮 w podobnych sytuacjach ca艂膮 mas臋 niepotrzebnych pyta艅.
Moje nie nale偶y do tego gatunku - odpar艂 spokojnie.
Nic istnia艂 jeden konkretny pow贸d, tylko raczej ca艂a masa drobnych przyczyn. Chcesz je pozna膰?
Tak. Co do jednej.
Rozumiem. - Ogarn膮艂 j膮 lekki niepok贸j. - S膮dz臋, 偶e bardzo istotny element stanowi艂 czas. Cztery lata temu zaanga偶owa艂am si臋 w zwi膮zek z pewnym m臋偶czyzn膮, a konkretnie ze Sterlingiem Danem, wiceprezesem w sp贸艂ce mojego ojca. Wspaniale ca艂owa艂...
Wspaniale ca艂owa艂?
Tak. 艁膮czy艂a nas naprawd臋 intymna znajomo艣膰. M贸wili艣my o ma艂偶e艅stwie. - Urwa艂a. - Ale nic z tego nie wysz艂o.
Bo agencja matrymonialna uzna艂a ci臋 za nieskojarzaln膮?
Tego rodzaju ocena sk艂ania do przemy艣le艅 - odpar艂a. - Tote偶 i ja zacz臋艂am si臋 zastanawia膰, po czym dosz艂am do wniosku, 偶e nieskojarzalno艣膰 dzia艂a w dwie strony. Nie tylko ja nie mog臋 by膰 dobr膮 partnerk膮 dla 偶adnego m臋偶czyzny, ale r贸wnie偶 nikt nie nadaje si臋 dla mnie.
Milcza艂 chwil臋.
- Chyba rozumiem.
Wkr贸tce potem moi rodzice zgin臋li na morzu. Spring Industries zbankrutowa艂o, wi臋c zaj臋艂am si臋 tworzeniem w艂asnej firmy, aby zdoby膰 艣rodki na nauk臋 Leo. W艂a艣nie odzyskiwa艂am powoli panowanie nad sytuacj膮, kiedy nagle wybuch艂 ten skandal z Eatonem.
I straci艂a艣 klient贸w?
Znakomit膮 wi臋kszo艣膰. Musia艂am wi臋c na nowo tworzy膰 sw贸j wizerunek zawodowy. Zabrak艂o mi czasu na 偶ycie osobiste.
Oczywi艣cie nie powiedzia艂a wszystkiego, ale innych powod贸w nie potrafi艂aby uj膮膰 w s艂owa. W g艂臋bi duszy czu艂a jednak, 偶e na to postanowienie mia艂 wp艂yw specyficzny charakter posiadanej przez ni膮 energii paranormalnej. Jaka艣 jej cz膮stka czeka艂a na w艂a艣ciwego cz艂owieka, odpowiedniego przynajmniej na p艂aszczy藕nie metapsychicznej.
Nick jednak na pewno nie spe艂nia艂 tych warunk贸w, co wytr膮ca艂o j膮 z r贸wnowagi.
By艂a艣 wi臋c zbyt zaj臋ta. - Nie wydawa艂 si臋 przekonany. W jego g艂osie wyra藕nie pobrzmiewa艂a zaduma.
Widz臋, 偶e ten problem naprawd臋 ci臋 gn臋bi. - Opar艂a si臋 na 艂okciu. - Zawsze przes艂uchujesz swoje kochanki po randce?
Nie. - Za jego czarnymi rz臋sami zal艣ni艂y bia艂ka oczu. - Chc臋 tylko wiedzie膰, dlaczego czeka艂a艣, nic wi臋cej.
Roz艂o偶y艂a r臋ce.
To si臋 po prostu nie wydarzy艂o. I tyle.
Skandal z udzia艂em Eatona - powiedzia艂 cicho.
O co ci chodzi?
Zawsze odnosi艂em wra偶enie, 偶e w tej historii kryje si臋 jaki艣 fa艂sz.
Nie obra偶aj si臋, Nick, ale nie trzeba matrycy, aby stwierdzi膰, 偶e informacje pochodz膮ce z brukowc贸w nale偶y przesiewa膰 przez grube sito.
Dlaczego ja?
Wiedzia艂a, o co pyta. Wyjrza艂a przez okno.
- Bo dzi艣 nadesz艂a odpowiednia pora - odpar艂a szczerze.
Nadal nie wydawa艂 si臋 zadowolony z tych wyja艣nie艅. Uj膮艂 jednak jej d艂o艅, odwr贸ci艂 i uca艂owa艂. Mia艂 gor膮ce usta.
Nic wiedzia艂a, jak si臋 zachowa膰.
Pu艣ci艂 jej r臋k臋, by zerkn膮膰 na zegarek.
Dochodzi p贸艂noc - powiedzia艂.
Jeszcze wcze艣nie jak na w艂a艣ciciela kasyna.
Ale p贸藕no jak na m艂od膮 dam臋, kt贸ra idzie rano do pracy. Zawioz臋 ci臋 do domu.
Nic musia艂a by膰 talentem wysokiej klasy, 偶eby wyczu膰, jak Chastain usi艂uje przekroczy膰 niewidzialn膮 granic臋. Teraz, gdy po偶膮danie opad艂o, dawa艂 o sobie zna膰 instynkt matrycowca. Chastain wycofywa艂 si臋 do odleg艂ej, nieznanej sfery, gdzie nie czeka艂a go walka z zam臋tem silnych emocji.
Zdoby艂a si臋 na szeroki u艣miech.
Masz racj臋 - przyzna艂a, zapinaj膮c sukienk臋. - A skoro ju偶 mowa o interesach, to wpad艂e艣 mo偶e na trop Polly i Omara?
Nie - popatrzy艂 na ni膮 przenikliwie. - Moi ludzie w ko艅cu ich znajd膮, ale w膮tpi臋, czy co艣 z tego wyniknie.
Nic nie rozumiem.
Sfa艂szowanie dziennika by艂o kosztownym, niezwykle trudnym przedsi臋wzi臋ciem. Polly i Omar nie mogli zorganizowa膰 takiej got贸wki. - Nick przeczesa艂 palcami w艂osy. - O wiele bardziej mi zale偶y na schwytaniu oszusta ni偶 tej dw贸jki.
Ten cz艂owiek, do kt贸rego dzwoni艂e艣, jeszcze si臋 niczego nie dowiedzia艂?
Stonebraker? Nie. - Nick wsta艂 i wci膮gn膮艂 spodnie. - Ale Raf臋 pracuje nocami. Przy odrobinie szcz臋艣cia rano poda mi nazwisko.
Patrzy艂a, jak zapina klamr臋 paska, zafascynowana jego silnymi d艂o艅mi. W tej pozornie prostej czynno艣ci kry艂a si臋 kwintesencja m臋sko艣ci. Ka偶dy gest by艂 celowy, przemy艣lany i skuteczny. Dostrzeg艂, 偶e na niego patrzy, i uni贸s艂 brwi.
Co艣 nie tak?
Nie. - Wstaj膮c, poczu艂a, 偶e nadal ma mi臋kkie nogi.
Wszystko dobrze? - spyta艂 niespokojnie, chwytaj膮c j膮 za rami臋.
Oczywi艣cie. - Pochyli艂a si臋, 偶eby z艂o偶y膰 koc, gdy偶 w ten spos贸b nie musia艂a patrze膰 mu w oczy. - Tylko troch臋 zesztywnia艂y mi mi臋艣nie.
Cholerna pod艂oga - mrukn膮艂. - Nast臋pnym razem zrobimy to w 艂贸偶ku.
Odczeka艂a chwil臋 i spojrza艂a mu twarz.
- Nast臋pnym razem?
W oczach Chastaina b艂ysn臋艂a niepewno艣膰, co bardzo poprawi艂o samopoczucie dziewczyny.
M贸wi艂a艣, 偶e nigdy ci臋 nie interesowa艂y przelotne romanse.
To prawda.
Ja te偶 tego nie uznaj臋. A skoro zamierzamy wsp贸lnie pracowa膰 nad spraw膮 Fenwicka, b臋dziemy sp臋dza膰 razem du偶o czasu. Oboje jeste艣my samotni. Czujemy do siebie poci膮g. Dlaczego mieliby艣my z tym walczy膰?
Otworzy艂a szeroko oczy.
- Rety! Czy wszystkie talenty matrycowe s膮 takie romantyczne?
Urwa艂 i odwr贸ci艂 si臋 szybko.
Kpisz ze mnie? - spyta艂.
Tak - odpar艂a z u艣miechem. - Je艣li nie b臋dziesz uwa偶a艂, zburzysz mit o kochanku-wampirze. Jak do tej pory radzi艂e艣 sobie ca艂kiem nie藕le. Piknik przy 艣wiecach, panorama miasta, wino, wspania艂y seks. Postaraj si臋 tego nie popsu膰.
Naprawd臋?
Co naprawd臋?
By艂o ci dobrze?
- Zaspokoi艂e艣 moje wszystkie oczekiwania seksualne, a jako czytelniczka powie艣ci Orchid Adams wymagam wiele.
Dotkn膮艂 jej policzka.
Jeste艣 pewna.
No c贸偶. Nie mam skali por贸wnawczej.
I niech to ju偶 tak zostanie. - Ukl膮k艂 na jedno kolano, 偶eby przepakowa膰 kosz.
Odczeka艂a chwil臋, ale Chastain nie odezwa艂 si臋 ju偶 ani s艂owem. Opar艂a wi臋c r臋ce na biodrach i postuka艂a butem w pod艂og臋.
A jakie s膮 pa艅skie wra偶enia, panie Chastain?
Co? - Podni贸s艂 na ni膮 przestraszony wzrok.
Przecie偶 s艂ysza艂e艣.
Naprawd臋 nie wiesz? - Oczy Chastaina przybra艂y odcie艅 g艂臋bokiej zieleni. Wsta艂 i musn膮艂 ustami jej wargi. - Nadal jestem w szoku.
W porz膮dku. - My艣la艂a chwil臋. - S膮dz臋, 偶e szok jest najlepsz膮 reakcj膮...
Gardenio...
Naprawd臋 robi si臋 p贸藕no - powiedzia艂a pogodnie, kieruj膮c si臋 w stron臋 owalnego holu.
Nick poszed艂 za ni膮 z koszem w r臋ku.
Gardenio, nie jestem dobrym m贸wc膮.
Wiesz, 偶e to naprawd臋 niesamowity dom. - Otworzy艂a drzwi i wysz艂a na werand臋. - Wymaga pracy, ale kiedy ju偶 b臋dzie sko艅czony...
Zamknij drzwi - nakaza艂 ostro Nick, patrz膮c ponad jej g艂ow膮 w stron臋 ogrodu. - Pospiesz si臋.
Ale by艂o ju偶 za p贸藕no. W pobliskich krzakach b艂ysn臋艂y flesze. Gardenia zamruga艂a.
Co si臋 dzieje?
Aparat fotograficzny. Widocznie szed艂 za nami jaki艣 przekl臋ty reporter. Zaczekaj tutaj. - Chastain odstawi艂 kosz. Przeszed艂 tak szybko przez korytarz, 偶e wygl膮da艂 raczej, jakby p艂yn膮艂, a nie bieg艂.
Co zamierzasz? - zawo艂a艂a za nim Gardenia.
Musz臋 zdoby膰 ten film. Za chwil臋 wracam. Zosta艅.
Ale, Nick... Nie mo偶esz mu przecie偶 tak po prostu zabra膰 kliszy. Mo偶e ci臋 zaskar偶y膰!
Nie zwr贸ci艂 na ni膮 najmniejszej uwagi. Zszed艂 ze schod贸w i znikn膮艂 w ciemno艣ciach.
- Zupe艂nie jak wampir psychiczny. - Gardenia opar艂a si臋 o framug臋 i skrzy偶owa艂a ramiona na piersiach. - Jedna noc dobrego seksu, a potem koniec. Daje nog臋.
Albo te偶 post臋puje niczym urodzona matryca - poprawi艂a si臋 w duchu.
Us艂ysza艂a nagle ha艂as. Fotograf p臋dzi艂 przez tunel zieleni w stron臋 bramy. Nicka nie by艂o wida膰.
W chwil臋 p贸藕niej reporter wynurzy艂 si臋 zza drzew. Na piersi pob艂yskiwa艂y mu aparaty fotograficzne.
Chastain przepad艂 bez 艣ladu.
Mo偶e pobieg艂 w z艂ym kierunku - pomy艣la艂a. B臋dzie w艣ciek艂y.
Z drugiej strony zdawa艂a sobie jednak spraw臋 z tego, 偶e dla wszystkich zainteresowanych by艂oby znacznie lepiej, gdyby Chastain nie dogoni艂 gorliwego dziennikarza.
Uciekaj膮cy znikn膮艂 z zakr臋tem. Gardenia nadstawi艂a ucha, czekaj膮c na charakterystyczny warkot silnika sygnalizuj膮cy odjazd auta. Nic takiego si臋 jednak nie sta艂o.
Znowu min臋艂a minuta, potem dwie, trzecia...
Cisza.
- Nick?
Milczenie.
- Gdzie jeste艣? - Zacz臋艂a powoli schodzi膰 na d贸艂. - Prosz臋, odezwij si臋.
Zza drzewa paprociowego wy艂oni艂 si臋 cie艅.
- Odebra艂em film - oznajmi艂 Chastain.
Zmarszczy艂a brwi.
- Mam nadziej臋, 偶e nie zrobi艂e艣 nic z艂ego temu nieszcz臋艣nikowi. M贸g艂by ci narobi膰 k艂opot贸w.
- Nie s膮dz臋. - We w艂osach Nicka b艂ysn臋艂y promienie ksi臋偶yca. - Odda艂 rolk臋 bez dyskusji.
Gardenia westchn臋艂a ci臋偶ko.
- Nie wolno tak zastrasza膰 ludzi. W ten spos贸b nie zdobywa si臋 szacunku.
Wyszczerzy艂 z臋by w u艣miechu.
- Jeste艣 tego pewna?
Jak to?! Moje zdj臋cie w „Synsacjach"? Niemo偶liwe! - Gardenia zatrzasn臋艂a drzwi i pospieszy艂a w stron臋 konsoli.
- To z pewno艣ci膮 ty. - Na twarzy Byrona malowa艂o si臋 przera偶enie. - Chocia偶 wygl膮dasz zupe艂nie inaczej ni偶 zwykle. - Co si臋 sta艂o? Trenowali艣cie zapasy czy co艣 w tym rodzaju?
Clementine wychyli艂a si臋 zza drzwi swego gabinetu i popatrzy艂a na Gardeni臋 ponad ramieniem sekretarza.
- Raczej „co艣 w tym rodzaju". - Podnios艂a ponury wzrok na Gardeni臋. - Ju偶 nie b臋d臋 udziela膰 ci rad. Nie wiem, po co w og贸le zawraca艂am sobie g艂ow臋.
Gardenia zrobi艂a min臋 ura偶onej niewinno艣ci.
M贸wi艂am ci przecie偶, 偶e pan Chastain zatrudni艂 mnie w charakterze dekoratorki wn臋trz. Mam zrobi膰 projekt wystroju dawnej posiad艂o艣ci Garret贸w.
W charakterze dekoratorki, powiadasz? Szczerze m贸wi膮c, nigdy bym na to nie wpad艂a.
Nie b膮d藕 z艂o艣liwa. - Zapominaj膮c o dumie, Gardenia wy rwa艂a jej brukowca z r膮k. - O Bo偶e!
Zdj臋cie nie pozostawia艂o 偶adnych z艂udze艅. Ukazywa艂o Gardeni臋 na schodach. Tu偶 za ni膮 sta艂 Nick z w艂a艣ciw膮 sobie tajemnicz膮 min膮.
A ona - ze zmierzwionymi w艂osami i wypiekami na policzkach - wygl膮da艂a niestety jak kobieta, kt贸ra uprawia艂a przed chwil膮 mi艂o艣膰 na pod艂odze. Jej czerwona suknia, rozpi臋ta z przodu ukazywa艂a akurat tyle cia艂a, by doprowadzi膰 ciotk臋 Wilhelmin臋 do histerii.
Nick Chastam przyjmuje do pracy now膮 dekoratork臋 wn臋trz - g艂osi艂 komentarz.
Gardenia zauwa偶y艂a, 偶e pod fotografi膮 podpisa艂 si臋 niejaki Cedric Dexter.
Nick twierdzi艂, 偶e wyj膮艂 ten film.
Reporterzy pracuj膮cy dla „Synsacji" maj膮 niesamowite pomys艂y - powiedzia艂 Byron. W jego g艂osie pobrzmiewa艂a wyra藕nie nutka wsp贸艂czucia. - Ten widocznie mia艂 dwa aparaty. Chastam nie zauwa偶y艂 drugiego.
B臋dzie w艣ciek艂y - powiedzia艂a Gardenia. - Jak si臋 okazuje, nie tak 艂atwo zdoby膰 sobie szacunek spo艂eczny.
Nick wrzuci艂 egzemplarz „Synsacji" do kosza i zerkn膮艂 na Feathera.
Po艂膮cz mnie z wydawc膮 tego szmat艂awca.
Jasne, szefie. - Goryl zrobi艂 krok w stron臋 drzwi. - Skoro ju偶 mowa o telefonach, to dzwoni艂 jaki艣 Stonebraker. Dos艂ownie na pi臋膰 minut przed pana przyj艣ciem.
Ciekawo艣膰 zast膮pi艂a irytacj臋.
I co m贸wi艂?
Prosi艂, 偶eby przekaza膰 panu nazwisko i adres. -Feather wyj膮艂 z kieszeni notes. - Alfred Wilkes. West Old Vashon dwa, mieszkania dwadzie艣cia trzy.
Nick waha艂 si臋 przez chwil臋, rozdarty mi臋dzy pokus膮 policzenia si臋 z wydawc膮 „Synsacji" i konieczno艣ci膮 rozmowy z fa艂szerzem.
Wstrzymaj si臋 na razie z wydawc膮. P贸藕niej z nim pogadam. Nie ucieknie.
Tak jest, szefie. Jedzie pan pod ten adres?
Owszem. - Nick okr膮偶y艂 biurko i zdj膮艂 marynark臋 z oparcia krzes艂a. - Nie wiem, kiedy wr贸c臋. Sprawa mo偶e si臋 przeci膮gn膮膰.
Ochroniarz przyjrza艂 mu si臋 z namys艂em.
- Potrzebuje pan wsparcia?
- Nie, nie tym razem. - Przerzuciwszy sobie marynark臋 przez rami臋, opu艣ci艂 gabinet.
Tajemne przej艣cie zamkn臋艂o si臋 za nim z sykiem. Chastain przeszed艂 przez z艂ocony gabinet i otworzy艂 drzwi.
W korytarzu odezwa艂y si臋 podniesione g艂osy.
- Przykro mi, ale szef jest teraz zaj臋ty. Ch臋tnie um贸wi臋 pana na spotkanie.
Przy konsoli w recepcji sta艂 m艂ody cz艂owiek z swetrze i spodniach khaki. D艂ugie w艂osy mia艂 zwi膮zane rzemykiem na karku, a mi臋艣nie ramion napi臋te, jakby przygotowywa艂 si臋 do walki.
Je艣li on si臋 tu zaraz nie zjawi, to zejd臋 na d贸艂 do kasyna i zrobi臋 takie piek艂o, 偶e zlec膮 si臋 tu wszystkie gliny z ca艂ej dzielnicy. S艂yszysz?
Chyba b臋d臋 musia艂 poprosi膰 ochron臋 o interwencj臋. - Recepcjonista skin膮艂 na jednego z goryli. - I to natychmiast.
Nie wyjd臋, dop贸ki nie porozmawiam z Chastainem. Nick zrobi艂 krok naprz贸d.
Co si臋 tu dzieje?
- Przykro mi, prosz臋 pana. Nic, z czym nie mogliby艣my sobie poradzi膰.
M艂ody cz艂owiek podni贸s艂 gwa艂townie g艂ow臋.
Chastain. Do jasnej cholery! Jakim prawem traktujesz moj膮 siostr臋 jak byle dziwk臋?
Ty z pewno艣ci膮 nazywasz si臋 Leo.
Nie mylisz si臋. - Z tymi s艂owami na ustach ch艂opak przeskoczy艂 zwinnie przez biurko i ruszy艂 na Nicka.
Rozdzia艂 pi臋tnasty
Chastain zauwa偶y艂 k膮tem oka, 偶e Feather okr膮偶a konsol臋, by powstrzyma膰 szar偶uj膮cego m艂odzie艅ca. Recepcjonista wsta艂 i przycisn膮艂 ukryty guzik alarmu.
Wszystko to trwa艂o nie d艂u偶ej ni偶 dwie sekundy, ale wyostrzone zmys艂y Nicka odbiera艂y jasno ka偶dy pojedynczy gest. Pouk艂ada艂 je sobie systematycznie na og贸lnej matrycy i powzi膮艂 decyzj臋.
- Nie - powiedzia艂 cicho.
Wszyscy obecni z wyj膮tkiem Leo zamarli w bezruchu, jakby utkn臋li w galaretowatym lodzie.
Leo wpad艂 na Chastaina, wymachuj膮c energicznie pi臋艣ciami. Si艂a uderzenia powali艂a ich obu na pod艂og臋.
- A niech ci臋! - M艂odzieniec podni贸s艂 si臋 z trudno艣ci膮. Oddychaj膮c ci臋偶ko, patrzy艂 na Nicka. Twarz mia艂 wykrzywion膮 gniewem, zaci艣ni臋te pi臋艣ci. - Nie pozwol臋, 偶eby艣 j膮 wykorzysta艂, ty draniu. Ona ju偶 dostatecznie du偶o wycierpia艂a przez takie szczuro-skunksy jak ty!
Nick podpar艂 si臋 na 艂okciu i dotkn膮艂 delikatnie ust. Na palcach zosta艂a mu krew. Spojrza艂 na Leo.
- Chcesz o tym porozmawia膰 na osobno艣ci? Czy te偶 wolisz dyskutowa膰 na temat reputacji w艂asnej siostry w obecno艣ci tych wszystkich mi艂ych ludzi?
Leo rozejrza艂 si臋 po holu i dostrzeg艂 p艂on膮ce z ciekawo艣ci twarze Feathera, stra偶nik贸w oraz recepcjonisty.
Dlaczego nie nas艂a艂e艣 na mnie swoich zbir贸w? - spyta艂.
Nie zatrudniam 偶adnych zbir贸w. Ci panowie to wykwalifikowani zawodowcy.
Jasne. - Leo mia艂 teraz niezbyt pewn膮 min臋. Najwyra藕niej wraca艂 mu zdrowy rozs膮dek. - Co ty, do cholery, wyprawiasz z Gardeni膮?
Dobre pytanie - pomy艣la艂 Nick.
Sam chcia艂by zna膰 na nie odpowied藕. Tego ranka wiedzia艂 jednak tylko tyle, 偶e nie m贸g艂by si臋 bez niej oby膰. Przynajmniej na razie.
I ta 艣wiadomo艣膰 wprawi艂a go w niepok贸j. Ju偶 od dawna si臋 tak nie martwi艂. Ubieg艂ej nocy, kiedy wyp艂yn膮艂 na powierzchni臋 z g艂臋bin po偶膮dania, wreszcie rozpozna艂 natur臋 zagra偶aj膮cego mu niebezpiecze艅stwa.
Przy Gardenii znajdowa艂 si臋 bowiem na nieznanej matrycy. Musia艂 uczyni膰 wszystko, aby nie straci膰 kontroli nad ca艂膮 sytuacj膮.
- Chod藕my do mojego gabinetu - mrukn膮艂 i ruszy艂 w stron臋 z艂otej komnaty.
Ch艂opak waha艂 si臋 przez chwil臋, ale pod膮偶y艂 w 艣lad za nim. Kiedy jednak Feather r贸wnie偶 zrobi艂 krok do przodu, Nick potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
Wszystko w porz膮dku. On mnie ju偶 chyba nie uderzy. Prawda, Leo?
To si臋 zobaczy - mrukn膮艂 ch艂opak. Przekroczywszy pr贸g, rozejrza艂 si臋 ze zdziwieniem po czerwono-czarno-z艂otym pokoju.
Brrr! Macie bardzo r贸偶ne gusta. - 艁ypn膮艂 na Chastaina. - Nic innego r贸wnie偶 was chyba nie 艂膮czy.
Twoja siostra jest doros艂a. - Nick przycisn膮艂 ukryty guzik. - Mo偶e sama o sobie decydowa膰.
Do tej pory odnosi艂em wra偶enie, 偶e Gardenia zna si臋 na ludziach. - Leo wszed艂 niech臋tnie do tajnego gabinetu. - No, ale ty jeste艣 matrycowcem.
Ju偶 ci powiedzia艂a? - Chastain otworzy艂 drzwi prowadz膮ce do ma艂ej 艂azienki.
Tak.
Dlaczego przywi膮zujesz do tego tak膮 wag臋? - spyta艂 Nick ogl膮daj膮c uwa偶nie rank臋.
Pytasz powa偶nie? Ju偶 sam charakter twoich zdolno艣ci rzutuje fatalnie na sytuacj臋. A na domiar z艂ego Gardenia darzy szczeg贸ln膮 sympati膮 talenty matrycowe. - Leo zacz膮艂 przemierza膰 pok贸j. - Bardzo im wsp贸艂czuje. S膮dzi, 偶e s膮 delikatne i niezrozumiane. B贸g raczy wiedzie膰, dlaczego tak uwa偶a.
Nick spojrza艂 na swoje w艂asne odbicie. Oczy patrz膮ce na niego z lustra r贸wnie dobrze mog艂y nale偶e膰 do ducha. Ostatnim uczuciem, jakiego oczekiwa艂 od Gardenii, by艂a lito艣膰.
Zmy艂 krew z ust.
Siostra widocznie nie zd膮偶y艂a ci wspomnie膰, 偶e jeste艣my wsp贸lnikami.
Wsp贸lnikami? Pieprzysz. - Leo wycelowa艂 w Chastaina oskar偶ycielski palec. - Faceci twojego pokroju nie potrzebuj膮 wsp贸lnik贸w. A ju偶 na pewno nie takich jak Gardenia. Ty wykorzystujesz ludzi.
Nick wytar艂 brod臋 r臋cznikiem.
- Sk膮d wiesz?
Jeste艣 matrycowcem i w艂a艣cicielem kasyna. I to mi w zupe艂no艣ci wystarczy. S艂uchaj, przyszed艂em ci powiedzie膰, 偶e masz zostawi膰 moj膮 siostr臋 w spokoju.
Dlaczego nic porozmawiasz na ten temat z Gardeni膮?
Pr贸bowa艂em - skrzywi艂 si臋 Leo. - Ale ona chce si臋 dowiedzie膰, kto zabi艂 Morrisa Fenwicka, i wierzy, 偶e ty jej pomo偶esz. A jak ona raz sobie co艣 postanowi, to koniec. Straszny z niej uparciuch. Nick u艣miechn膮艂 si臋 ponuro.
Zauwa偶y艂em.
Uwiod艂e艣 j膮 wczoraj, prawda? Zaci膮gn膮艂e艣 Gardeni臋 do siedziby Garret贸w i cynicznie wykorzysta艂e艣?
Byli艣my w domu Chastaina, a nie w siedzibie Garret贸w.
Do diab艂a! M贸wiono mi, w jaki spos贸b zdoby艂e艣 t臋 posiad艂o艣膰. Ludzie i tak b臋d膮 j膮 nazywali po staremu. Ale ja widzia艂em dzisiejsze „Synsacje". Inni mieszka艅cy Nowego Seattle r贸wnie偶. Wszyscy wiedz膮, co jej zrobi艂e艣.
Przykro mi z powodu zdj臋cia. - Nick wrzuci艂 r臋cznik do kosza. - Usi艂owa艂em temu zapobiec.
Gardenia twierdzi艂a, 偶e zdoby艂e艣 klisz臋, ale najwidoczniej si臋 pomyli艂a. Widocznie j膮 ok艂ama艂e艣.
Dlaczego mia艂bym to robi膰?
Mo偶e chcesz j膮 do siebie przywi膮za膰. - Leo wzruszy艂 ramionami. - Pewnie potrzebujesz jej pomocy, 偶eby znale藕膰 dziennik.
Niez艂a teoria spiskowa. - Nick zgasi艂 艣wiat艂o i podszed艂 do biurka. - Chocia偶 ty przecie偶 nie jeste艣 matryc膮.
Odczep si臋 od mojej siostry, Chastain. S艂yszysz?
Owszem. - Nick zatrzyma艂 si臋 przy biurku i opar艂 d艂onie na blacie. - Ale sam mi powiedzia艂e艣, 偶e trudno powstrzyma膰 Gardeni臋, jak si臋 raz na co艣 uprze.
Zawsze by艂a samodzielna. - Leo zacisn膮艂 ponuro usta. - A po 艣mierci rodzic贸w sta艂a si臋 wr臋cz nieugi臋ta. To ona musia艂a jako艣 sobie poradzi膰 z bankructwem firmy i z艂膮 pras膮. Reszta rodziny do niczego si臋 nie nadawa艂a. Ciotka Willy i inni zachowywali si臋 tak, jakby utrata firmy stanowi艂a dla nich wi臋kszy dramat ni偶 艣mier膰 najbli偶szych krewnych.
Rozumiem.
Springowie ukrywali si臋 przed 艣wiatem. Twierdzili, 偶e nie mog膮 znie艣膰 takiego upokorzenia. Tylko Gardenia stawia艂a dzielnie czo艂o reporterom i innym hienom.
Takie do艣wiadczenia za艂amuj膮 lub wzmacniaj膮 charakter.
Owszem, ale to nie koniec. P贸艂tora roku temu wydarzy艂a si臋 kolejna katastrofa.
Skandal z Eatonem?
Leo waln膮艂 pi臋艣ci膮 w 艣cian臋.
Eatonowie pos艂u偶yli si臋 moj膮 siostr膮 jak zas艂on膮 dymn膮, bo mieli na koncie tr贸jkowy seks z udzia艂em Darii Hard, tej grubej ryby z Partii Warto艣ci Przodk贸w. Gazety przedstawi艂y spraw臋 tak, jakby to moja siostra romansowa艂a z Eatonem. Wszystko by艂o k艂amstwem.
Eatonowie zabawiali si臋 z Dari膮? Ciekawe. - Nick postanowi艂, 偶e wyja艣ni spraw臋 do ko艅ca. Podczas ostatniej kampanii pani Hard podawa艂a kasyno Nicka za przyk艂ad demoralizuj膮cych instytucji, jakie zamierza艂a zwalcza膰 po zdobyciu mandatu.
A teraz rodzina zmusza Gardeni臋 do ma艂偶e艅stwa dla pieni臋dzy. Pragn膮 jedynie odzyska膰 utracon膮 pozycj臋.
Gniew Leo wibrowa艂 w powietrzu. W ciosie wymierzonym Chastainowi przed kilkoma minutami ch艂opak zawar艂 ca艂膮 w艣ciek艂o艣膰 na samego siebie za to, 偶e przez tyle lat nie potrafi艂 zapewni膰 siostrze poczucia bezpiecze艅stwa.
- Doskonale ci臋 rozumiem. Starasz si臋 dba膰 o interesy Gardenii. Ja te偶. Ale jak sam powiedzia艂e艣, ona chce znale藕膰 morderc臋 Fenwicka, a to si臋 mo偶e okaza膰 gro藕ne.
Leo obr贸ci艂 si臋 na pi臋cie.
Te偶 tak s膮dz臋.
Przyzna艂e艣, 偶e nie potrafisz na ni膮 wp艂yn膮膰. W takim razie pozw贸l chocia偶, aby kto艣 inny czuwa艂 nad jej bezpiecze艅stwem. Kto艣, kto nie dopu艣ci do tragedii.
Tym kim艣 jeste艣 oczywi艣cie ty? - spyta艂 ironicznie Leo, patrz膮c na Chastaina z obrzydzeniem.
Jako jej wsp贸lnik, mog臋 zapanowa膰 nad sytuacj膮. Je艣li mnie usuniesz z matrycy, b臋dzie 藕le.
Zapad艂a d艂uga cisza.
- Cholera jasna. - Leo opar艂 r臋ce na biodrach i rozejrza艂 si臋 po pokoju z tak膮 min膮, jakby chcia艂 co艣 kopn膮膰.
- Niech to szlag!
Nick rozwa偶a艂 najr贸偶niejsze warianty post臋powania. Ju偶 i bez podejrzliwego, rozw艣cieczonego Leo mia艂 dosy膰 k艂opot贸w. Najlepszym wyj艣ciem by艂o zawrze膰 z nim sojusz.
- Pozna艂em dzisiaj nazwisko cz艂owieka, kt贸ry sfa艂szowa艂 dziennik mego ojca - powiedzia艂 cicho Nick.
- W艂a艣nie si臋 do niego wybiera艂em. P贸jdziesz ze mn膮?
Leo obr贸ci艂 si臋 pi臋cie.
M贸wisz powa偶nie? - spyta艂 zdziwiony.
Jasne. Przyda mi si臋 kto艣 do pomocy.
Dwadzie艣cia minut p贸藕niej Leo ogl膮da艂 ma艂y niepozorny dom przez przedni膮 szyb臋 synchrona.
Sk膮d wiesz, 偶e to Alfred Wilkes podrobi艂 te notatki?
Bo korzystam z wiarygodnego 藕r贸d艂a informacji.
- Nick otworzy艂 drzwiczki. - Idziesz?
- Tak. Id臋. - Leo by艂 wyra藕nie zdenerwowany, ale nie zamierza艂 si臋 wycofa膰. Wysiad艂 z auta i obszed艂 je dooko艂a.
- Na skrzynce pocztowej widz臋 nazwisko Boyd, a nie Wilkes. To na pewno tutaj?
Bez 偶adnych w膮tpliwo艣ci. Idziemy. - Nick zrobi艂 kilka krok贸w po schodach.
Chcesz tak po prostu zapuka膰? - spyta艂 ch艂opak z niedowierzaniem.
Masz jaki艣 lepszy pomys艂?
Chyba nic. Ale Wilkes musi wiedzie膰, kim jeste艣. Dlaczego s膮dzisz, 偶e ci臋 wpu艣ci?
Bo b臋dzie si臋 ba艂 nie wpu艣ci膰. - Chastain zastuka艂 dwukrotnie do drzwi i zamar艂 w wyczekuj膮cej pozycji.
Nikt nie podszed艂 do wej艣cia.
- Chod藕my na ty艂y.
- Co? Zaczekaj. Co ty knujesz?
Nick nie zada艂 sobie nawet trudu, 偶eby odpowiedzie膰. Okr膮偶y艂 szybko dom i znalaz艂 si臋 na ma艂ym, schludnym podw贸rku. Leo szed艂 za nim z ponur膮 min膮.
S艂uchaj, je偶eli zamierzasz si臋 w艂ama膰, albo co艣 w tym rodzaju, na mnie nie licz.
Dobrze. Zaczekaj w samochodzie. - Wyci膮gn膮wszy z kieszeni cieniutkie r臋kawiczki, Nick w skupieniu ogl膮da艂 zamek. Zauwa偶y艂, 偶e mechanizm jest o wiele bardziej skomplikowany ni偶 zabezpieczenia z galaretowatego lodu.
Ale 偶adne zamkni臋cie nie stanowi艂o problemu dla matrycowca, kt贸ry instynktownie szuka艂 wzor贸w. Do otwierania zamk贸w Chastain nic potrzebowa艂 pryzmatu. W艂o偶y艂 wi臋c szybko r臋kawiczki i przyst膮pi艂 do pracy.
Leo nie zrobi艂 nawet kroku w stron臋 auta. Najpierw przygl膮da艂 si臋 swemu nowemu wsp贸lnikowi z trosk膮 i wyra藕n膮 dezaprobat膮, ale w miar臋 up艂ywaj膮cych sekund w jego spojrzeniu zacz臋艂a dominowa膰 ciekawo艣膰 i podziw.
Gdzie si臋 tego nauczy艂e艣? - spyta艂, gdy Chastain otworzy艂 drzwi.
Mia艂em tak zwan膮 trudn膮 m艂odo艣膰.
Rozumiem. Tak mi si臋 w艂a艣nie wydawa艂o.
Nick wszed艂 do kuchni.
Czujesz?
Co? - Ch艂opak rozejrza艂 si臋 ciekawie po schludnym wn臋trzu. - Uwa偶asz, 偶e co艣 nie gra?
Jeszcze nie wiem, ale niczego nie dotykaj.
Nawet by mi to do g艂owy nie przysz艂o.
Bardzo si臋 ciesz臋. - Chastain porusza艂 si臋 po domu r贸wnie ostro偶nie jak po d偶ungli na Wyspach Zachodnich. Nadal trawi艂 go niepok贸j, kt贸ry jednak nie znajdowa艂 uzasadnienia.
Ale pedant z tego Wilkcsa! - zauwa偶y艂 Leo, wsadzaj膮c g艂ow臋 do male艅kiej 艂azienki. - Ka偶dy najmniejszy drobiazg le偶y na swoim miejscu.
Nick pomy艣la艂, 偶e ch艂opak ma racj臋. Wsz臋dzie panowa艂 idealny 艂ad i porz膮dek o okre艣lonym wzorze. Generalnie rzecz bior膮c urz膮dzenie wn臋trza stanowi艂o sp贸jn膮 matryc臋, na kt贸rej podstawie mo偶na by by艂o napisa膰 ksi膮偶k臋 o Alfredzie Wilkesie.
Gospodarz nie dawa艂 jednak znaku 偶ycia, a Chastain nadal czu艂, 偶e co艣 nie gra.
Mo偶e wyszed艂 po zakupy? - zasugerowa艂 Leo.
Nie s膮dz臋. - Nick wys艂a艂 w przestrze艅 strumie艅 talentu.
Bez pryzmatu nie potrafi艂 ogniskowa膰. M贸g艂 natomiast wykorzysta膰 swoj膮 dzik膮 energi臋, aby dojrze膰 struktur臋 otaczaj膮cych go wzor贸w.
Przez kilka sekund obserwowa艂 nadzwyczaj dok艂adnie wszystkie elementy wn臋trza. U艂o偶enie poszczeg贸lnych cz臋艣ci nabiera艂o niezwyk艂ego znaczenia.
Dom znajdowa艂 si臋 w stanowczo zbyt doskona艂ym stanie, nawet jak na perfekcjonist臋 z obsesj膮 na punkcie schludno艣ci. Tutaj po prostu nikt nie mieszka艂.
Nick zda艂 sobie z tego spraw臋 w chwili, gdy znika艂y ostatnie przeb艂yski jego talentu. Podni贸s艂 wzrok.
- Nie ma strychu, wi臋c chyba jest piwnica. Poszukajmy drzwi.
Leo zmarszczy艂 czo艂o.
Nigdzie ich nie wida膰.
Musz膮 gdzie艣 by膰.
Mo偶e jednak tylko ty uwielbiasz sekretne przej艣cia? Innym wystarcz膮 zwyczajne mieszkania.
W艂a艣ciciel tego domu z pewno艣ci膮 偶yje i pracuje gdzie indziej. - Nick bada艂 uwa偶nie schludne, male艅kie pokoiki.
Nie znalaz艂 jednak 偶adnych charakterystycznych rys na 艣cianach ani te偶 ukrytych drzwi w szafach. Przy pomocy Leo zwin膮艂 nawet dywan, ale nie odkry艂 klapy w pod艂odze.
- Wilkes z pewno艣ci膮 ma tutaj swoj膮 siedzib臋. Stonebraker nie pope艂nia takich b艂臋d贸w. - Nick przypatrywa艂 si臋 uwa偶nie wyposa偶eniu kuchni.
Niczego tu nie brakuje? Leo rozejrza艂 si臋 ciekawie.
Nie, wygl膮da zupe艂nie normalnie.
Z wyj膮tkiem jednego. Nie s艂ycha膰 szumu lodoratora. Ch艂opak popatrzy艂 na du偶e, b艂yszcz膮ce urz膮dzenie
stoj膮ce w k膮cie.
- Masz racj臋. Mo偶e Wilkes wy艂膮czy艂 to pud艂o.
- Albo nie u偶ywa go do przechowywania 偶ywno艣ci, tylko do zupe艂nie innych cel贸w. - Nick otworzy艂 drzwiczki maszyny.
W lodoratorze nie by艂o p贸艂ek ani pojemnik贸w z 偶ywno艣ci膮. Wewn膮trz panowa艂a temperatura pokojowa. Chastain dostrzeg艂 w tylnej 艣ciance urz膮dzenia cienkie, niemal niewidoczne drzwiczki. Kiedy je popchn膮艂, otworzy艂y si臋 natychmiast, ukazuj膮c kr臋te schody.
Leo gwizdn膮艂 bezg艂o艣nie.
Sk膮d wiedzia艂e艣?
Jak ju偶 raz trafi艂e艣 na tajemne przej艣cie, to znajdziesz
wszystkie. Got贸w?
- Tak. Musz臋 przyzna膰, 偶e robi si臋 ciekawie.
- Wci膮ga, nie? - Nick wszed艂 do lodoratora.
Ch艂opak pospieszy艂 za nim.
W po艂owie schod贸w Chastain nie mia艂 ju偶 w膮tpliwo艣ci co do tego, 偶e odnalaz艂 siedzib臋 Wilkesa.
Mie艣ci艂a si臋 tu kuchnia, 艂azienka i sypialnia. Znakomit膮 wi臋kszo艣膰 przestrzeni zajmowa艂 jednak warsztat.
Panowa艂 w nim nieopisany wr臋cz ba艂agan.
- Do jasnej synergii! - mrukn膮艂 Leo.
艁awy i p贸艂ki z chemikaliami sta艂y krzywo na 艣rodku pokoju. Szuflady by艂y otwarte, a ich zawarto艣膰 przetrz膮艣ni臋to. Na pod艂odze poniewiera艂y si臋 najr贸偶niejsze przybory, narz臋dzia i ryzy papieru oraz szcz膮tki rozbitej lampy.
Piwnica przypomina艂a spl膮drowany antykwariat Fenwicka, cho膰 wzory tych matryc nieco si臋 r贸偶ni艂y. W sklepie Morrisa dokonano 艣wiadomego aktu wandalizmu. Tutaj w艂amywacz wyra藕nie czego艣 szuka艂.
- Ale bajzel - westchn膮艂 ch艂opak. - Kto艣 si臋 nie藕le napracowa艂.
- Ciekawe, czy znalaz艂 to, po co przyszed艂. - Nick przykl臋kn膮艂, aby obejrze膰 le偶膮ce na pod艂odze papiery.
Okaza艂o si臋, 偶e s膮 to g艂贸wnie sfa艂szowane rachunki za sprz臋t biurowy. Najprawdopodobniej zam贸wi艂 je jeden z klient贸w oszusta planuj膮cy defraudacj臋 firmowych pieni臋dzy.
Je艣li Wilkes zajmowa艂 si臋 profesjonalnie podrabianiem dokument贸w, z pewno艣ci膮 narobi艂 sobie wrog贸w - zauwa偶y艂 Leo.
Zapewne. - Nick wsta艂 i zacz膮艂 spacerowa膰 po zrujnowanym pomieszczeniu, szukaj膮c wzoru, kt贸ry m贸g艂by mu wskaza膰 obiekt zainteresowania w艂amywacza.
Ciekaw jestem, co si臋 sta艂o z Wilkesem.
Nie widz臋 偶adnych oznak szamotaniny. Na pod艂odze brak 艣lad贸w krwi. S膮dz臋, 偶e go po prostu tutaj nie by艂o.
Leo uni贸s艂 g艂ow臋 znad ma艂ej drukarki.
Widocznie zdecydowa艂 si臋 pojecha膰 na d艂ugie wakacje w jednym z innych miasto-stan贸w. Na jego miejscu zwia艂bym na Wyspy Zachodnie. Albo jeszcze dalej. Przecie偶 on musia艂 si臋 spodziewa膰 twojej luizyty.
Tak. - Chastain utkwi艂 wzrok w zas艂anym papierami blacie biurka. - Na pewno masz racj臋. Wilkes nale偶a艂 do przezornych, ostro偶nych ludzi. Wyni贸s艂by si臋 z miasta natychmiast po otrzymaniu pieni臋dzy.
Odwracaj膮c si臋 do Leo zauwa偶y艂, 偶e na pod艂odze co艣 b艂yszczy. Po chwili trzyma艂 ju偶 w d艂oni ma艂膮 spink臋 do mankiet贸w, na kt贸rej wygrawerowano liter臋 C.
Znalaz艂e艣 co艣 ciekawego? - zawo艂a艂 ch艂opak z drugiego ko艅ca pokoju.
Nie. - Nick schowa艂 z艂ot膮 ozdob臋 do kieszeni. Postanowi艂 zapyta膰 stryja, sk膮d wzi臋艂a si臋 jedna z jego spinek w tajemnym gabinecie mistrza oszust贸w.
Ciekawe, dlaczego zrobili tu taki ba艂agan - mrukn膮艂 Leo. Nick zerkn膮艂 na le偶膮ce na pod艂odze papiery.
Chcieli zatrze膰 艣lady pieni臋dzy.
Co przez to rozumiesz?
- Papiery, jakie powyci膮gano z szuflad i z biurka, maj膮 pewien okre艣lony wz贸r. Wi臋kszo艣膰 z nich to zwyk艂e kwity, rachunki, przekazy i tak dalej. Niekt贸re prawdziwe, inne sfa艂szowane.
Leo zerkn膮艂 na dokumenty.
Wi臋c?
Mam przeczucie, 偶e w艂amywacz usi艂owa艂 natrafi膰 na trop prowadz膮cy do dziennika.
Pewnie si臋 ba艂, 偶e Wilkes sporz膮dzi艂 jakie艣 kompromituj膮ce notatki?
To jedna z ewentualno艣ci. - Nick pomy艣la艂 o spince do mankietu. - Pieni膮dze zostawiaj膮 艣lady trwa艂e niczym krew. Bardzo trudno je zmy膰.
Leo rzuci艂 mu przeci膮g艂e spojrzenie.
Zdaje si臋, 偶e wiesz co艣 na ten temat.
Jak ka偶dy biznesmen. - Nick nagle si臋 zez艂o艣ci艂. - Powinienem by艂 przeanalizowa膰 ten element matrycy nieco uwa偶niej. Niepotrzebnie si臋 skupi艂em na innych szczeg贸艂ach.
- S膮dzisz, 偶e go艣膰 Wilkesa trafi艂 na jaki艣 istotny 艣lad?
Chastain rozejrza艂 si臋 po pokoju. Jego uwag臋 przyku艂a rozbita lampa.
Nie wiem. Ale na pewno by艂 w艣ciek艂y, kiedy tutaj buszowa艂.
Sk膮d wiesz?
Nick wskaza艂 rozbit膮 lamp臋.
Nie spad艂a przypadkowo. Kto艣 cisn膮艂 ni膮 o 艣cian臋.
Czyli facet dosta艂 sza艂u?
Tak.
Poza tym on chyba si臋 ba艂 - zasugerowa艂 Leo. - Mo偶e podobnie jak i oszust spodziewa艂 si臋, 偶e si臋 tu zjawisz niebawem.
Wilhelmina nie przestawa艂a m贸wi膰. Gardenia trzyma艂a w jednej r臋ce s艂uchawk臋, a w drugiej ostatni numer „Synergii Architektonicznej".
Ca艂a rodzina jest wstrz膮艣ni臋ta - sykn臋艂a ciotka. - Do g艂臋bi wstrz膮艣ni臋ta. Jak mog艂a艣 nas tak skompromitowa膰? Co sobie pomy艣li pan Luttrell, kiedy zobaczy to okropne zdj臋cie na pierwszej stronie taniego brukowca?
Duncan telefonowa艂 do mnie godzin臋 temu. Uci臋li艣my sobie nadzwyczaj przyjemn膮 pogaw臋dk臋.
Dzi臋ki Bogu. To taki sympatyczny cz艂owiek. W jaki spos贸b zdo艂a艂a艣 mu wyt艂umaczy膰 ca艂膮 t臋 awantur臋?
Duncan by艂 mi艂y, wyrozumia艂y i wsp贸艂czuj膮cy. Niemniej jednak nie omieszka艂 wspomnie膰, 偶e pokazywanie si臋 w towarzystwie takiego cz艂owieka jak Chastain mo偶e zaszkodzi膰 jej reputacji. Ju偶 chcia艂a go poprosi膰, by pilnowa艂 swego nosa, kiedy zrozumia艂a, 偶e Luttrell ma przecie偶 jak najlepsze intencje.
Powiedzia艂am mu to samo, co m贸wi臋 tobie. Pan Chastain zatrudni艂 mnie w charakterze dekoratorki wn臋trz i oprowadza艂 po domu.
Ta posiad艂o艣膰 od wiek贸w nale偶y do Garret贸w.
Zacznij j膮 nazywa膰 siedzib膮 Chastaina - u艣miechn臋艂a si臋 Gardenia.
Nonsens - parskn臋艂a Wilhelmina. - To by przecie偶 znaczy艂o, 偶e dom stanowi w艂asno艣膰 rodu Chastain贸w.
M贸wiono ci kiedy艣, 偶e jeste艣 snobk膮, ciociu?
Cho膰 jeden Spring powinien dba膰 o formy i zachowywa膰 klas臋.
Wiem, to ci臋偶kie zadanie. S艂uchaj, musz臋 p臋dzi膰. Kto艣 na mnie czeka. Do zobaczenia.
Jeszcze nie sko艅czy艂am...
Gardenia uda艂a, 偶e nie s艂yszy protest贸w ciotki. Szybko od艂o偶y艂a s艂uchawk臋.
Odetchn臋艂a g艂臋boko, odrzuci艂a na bok czasopismo, rozpar艂a si臋 na krze艣le i spojrza艂a ponuro na plik szkic贸w. Wykona艂a je dla klienta, kt贸ry przed kilkoma minutami zrezygnowa艂 z zam贸wienia, gdy zobaczy艂 fotografi臋 Gardenii w „Synsacjach".
Interes z pewno艣ci膮 nie kwit艂. Gardenia zacz臋艂a rozwa偶a膰 ofert臋 Nicka. Potrzebowa艂a pieni臋dzy, a poza tym mia艂a ogromn膮 ochot臋 na urz膮dzanie klasycznych wn臋trz nowej siedziby Chastain贸w.
Ta jednak jej cz膮stka, kt贸ra zakochiwa艂a si臋 powoli w Nicku, nie mog艂a znie艣膰 my艣li, 偶e wkr贸tce po zako艅czeniu prac w tym pi臋knym domu zamieszka inna kobieta. Postanowi艂a wi臋c nie wk艂ada膰 serca w projekt. I tak ju偶 nie by艂o jej 艂atwo.
Pod wp艂ywem impulsu si臋gn臋艂a po s艂uchawk臋 i wystuka艂a prywatny numer Chastaina. Odebra艂 Feather.
No?
Co za wspania艂a osobowo艣膰 telefoniczna! Nie znam chyba nikogo, kto by艂by r贸wnie mi艂y i serdeczny. Czy mog臋 rozmawia膰 z panem Chastainem?
W艂a艣nie wszed艂 do biura razem z pani bratem.
Z Leo? - Gardenia o ma艂o nic wypu艣ci艂a s艂uchawki. - A co on tam robi, do diab艂a?
Sk膮d mam niby wiedzie膰?
Prosz臋 go poprosi膰 do telefonu.
Pani brata czy pana Chastaina?
Brata - warkn臋艂a Gardenia.
Nast膮pi艂a kr贸tka chwila ciszy i w s艂uchawce odezwa艂 si臋 g艂os Leo.
Cze艣膰, nigdy nie zgadniesz, gdzie byli艣my - powiedzia艂 ch艂opak g艂osem zdradzaj膮cym podniecenie.
M贸w natychmiast, co si臋 dzieje!
Pojechali艣my do domu tego oszusta. Gardenia otworzy艂a szeroko usta ze zdumienia.
M贸wisz o facecie, kt贸ry podrobi艂 dziennik Chastaina?
- Tak. On si臋 nazywa Alfred Wilkes. Nick dosta艂 jego nazwisko od niejakiego Stonebrakera i od razu do niego pojechali艣my. Pracowni臋 spl膮drowano. Wilkesa nie zastali艣my, ale Nick s膮dzi, 偶e kto艣 szuka艂 艣lad贸w mog膮cych go naprowadzi膰 na trop fa艂szerstwa. Gardenia zacisn臋艂a palce na s艂uchawce.
Postawi臋 spraw臋 jasno. Czy偶by艣 chcia艂 mi powiedzie膰, 偶e pojechali艣cie na spotkanie z cz艂owiekiem, kt贸rego podejrzewacie o sfabrykowanie pami臋tnika?
No tak.
- I 偶aden z was mnie o tym nic poinformowa艂?
Zanim Leo zacz膮艂 jej pospiesznie wyja艣nia膰 sytuacj臋, min臋艂o par臋 d艂ugich sekund.
Wszystko tak szybko si臋 dzieje. Nick twierdzi艂, 偶e nie mo偶emy traci膰 czasu. Ale偶 tam by艂o dziwnie! Wyobra藕 sobie, facet wmontowa艂 sobie sekretne drzwi w tyln膮 艣ciank臋 lodoratora. - Umilk艂 na chwil臋. - Zaczekaj, Chastain chce z tob膮 zamieni膰 par臋 s艂贸w.
To dobrze - sykn臋艂a Gardenia przez zaci艣ni臋te z臋by. - Bo ja te偶 mam mu co艣 do zakomunikowania.
Witaj, moja droga. - Nick m贸wi艂 tak ch艂odno i spokojnie, jakby ubieg艂ej nocy nic mi臋dzy nimi nie zasz艂o.
Jak 艣mia艂e艣 jecha膰 do tego oszusta beze mnie? - Dziewczyna poczu艂a dziwny ucisk w piersiach. - Podobno jeste艣my wsp贸lnikami. A to znaczy, 偶e konsultujemy si臋 ze sob膮 przed podj臋ciem jakichkolwiek dzia艂a艅. Albo pracujemy razem, albo zapomnij o naszej umowie!
Uspok贸j si臋, Gardenio.
Nie zamierzam. Ustalili艣my regu艂y gry. Obieca艂e艣, 偶e b臋dziesz si臋 ze mn膮 dzieli艂 wszelkimi informacjami.
Musia艂em si臋 spieszy膰. Wilkes i tak zd膮偶y艂 zwia膰. Porozmawiamy przy kolacji.
Przy kolacji? Te偶 pomys艂! Jestem zaj臋ta.
Ogarn臋艂a j膮 tak wielka z艂o艣膰, 偶e a偶 si臋 zdziwi艂a. Reagowa艂a nieadekwatnie do sytuacji. Stanowczo zbyt gwa艂townie.
Pozw贸l mi chocia偶 wyt艂umaczy膰...
Chc臋 tylko wiedzie膰, dlaczego anga偶ujesz w t臋 spraw臋 mojego brata.
Bo on po prostu odwiedzi艂 mnie w chwili, gdy zbiera艂em si臋 do wyj艣cia. Zmartwi艂o go to zdj臋cie w „Synsacjach".
O 艣wi臋ta synergio! - Gardenia opar艂a g艂ow臋 na r臋ku i przymkn臋艂a oczy. - Naprawd臋?
Co w tym dziwnego? Wymienili艣my pogl膮dy, a potem zaproponowa艂em Leo, 偶eby ze mn膮 poszed艂. A wi臋c, jak widzisz, nie zamierza艂em niczego ukrywa膰. Zale偶a艂o mi po prostu na czasie.
A powiedzia艂by艣 mi cokolwiek o Wilkesie, gdyby nie Leo?
Po drugiej stronie s艂uchawki zapad艂a cisza.
Ty mi chyba nic ufasz - szepn膮艂 gro藕nie Nick.
Jeste艣 wyj膮tkowo spostrzegawczy jak na matryc臋 - powiedzia艂a Gardenia i trzasn臋艂a s艂uchawk膮.
Mia艂a wszystkiego dosy膰. Przez ostatnie cztery lata jej 偶ycie stanowi艂o jedno wielkie pasmo udr臋ki. 艢mier膰 rodzic贸w, bankructwo, ustawiczne problemy finansowe, skandale, werdykt agencji matrymonialnej, rosn膮ce wymagania ciotki Willy, 艣mier膰 Fenwicka.
A teraz jeszcze Chastain. Jej pierwszy m臋偶czyzna zachowywa艂 si臋 jak tajemniczy, chytry matrycowiec, kt贸rym zreszt膮 by艂.
Kielich goryczy przepe艂ni艂a ostatnia kropla.
Gardenia wtuli艂a g艂ow臋 w ramiona i wybuchn臋艂a p艂aczem.
Rozdzia艂 szesnasty
Nieco p贸藕niej, podczas sesji z ksi臋gowym, Gardenia dosz艂a do wniosku, 偶e za bardzo si臋 tym wszystkim przej臋艂a. C贸偶, takie rzeczy czasem si臋 zdarzaj膮. Nie zawsze mo偶na zapanowa膰 nad emocjami.
Dziewczyna poprzysi臋g艂a sobie, 偶e Nick Chastain ju偶 nigdy nie wytr膮ci jej z r贸wnowagi. Nale偶y uczy膰 si臋 na b艂臋dach.
Za wszelk膮 cen臋 musia艂a teraz skupi膰 si臋 na pracy, kt贸ra w艂a艣ciwie nie wymaga艂a wiele uwagi. Martin Quintana by艂 matrycowcem trzeciej klasy. 艢redniej wielko艣ci firma zwr贸ci艂a si臋 do niego z pro艣b膮 o zdemaskowanie malwersanta. W tym celu ksi臋gowy studiowa艂 pilnie zwoje wydruk贸w komputerowych, szukaj膮c w nich szablon贸w.
Nuci艂 pod nosem. W typowo matrycowaty spos贸b skupia艂 si臋 na deseniu, kt贸ry tylko on mia艂 szans臋 zauwa偶y膰. Gardenia wyczuwa艂a chwilami rytmy, jakie percypowa艂 Quintana.
Niemniej jednak subtelna paj臋czyna liczb na wydrukach stanowi艂a dla niej tylko ciekawostk臋, a nie skomplikowan膮 zagadk臋.
Zerkn臋艂a na zegarek. Robi艂o si臋 p贸藕no. Clementine uprzedza艂a dziewczyn臋, 偶e Martin mo偶e zap艂aci膰 za trzy godziny ogniskowania, a oni rozpocz臋li w艂a艣nie czwart膮. Gardenii zesztywnia艂y ju偶 mi臋艣nie, a poza tym by艂a g艂odna. Znowu nie jad艂a kolacji.
- Panie Ouintana - szepn臋艂a, odchrz膮kn膮wszy dyskretnie.
Najwyra藕niej jej nie s艂ysza艂. Pracowicie wprowadza艂 do komputera kolejne rz臋dy liczb.
Przepraszam pana, ale musimy zako艅czy膰 to spotkanie.
Co si臋 dzieje? - Uni贸s艂 g艂ow臋 i popatrzy艂 na ni膮 zza okular贸w. - Ach, tak. Panna Spring. Prosi艂em chyba o trzy godziny?
Tak, ale je艣li potrzebuje pan d艂u偶szej sesji, moja szefowa z pewno艣ci膮 to za艂atwi.
Nie ma potrzeby. Nie wolno mi obci膮偶a膰 klienta dodatkowymi wydatkami. Zdoby艂em wszystkie informacje, dzi臋ki kt贸rym uda mi si臋 przyszpili膰 oszusta. Mia艂em je zreszt膮 ju偶 godzin臋 temu. Potem by艂a to ju偶 tylko zabawa.
Rozumiem. - Gardenia u艣miechn臋艂a si臋 do niego serdecznie.
Cz臋sto pozwala艂a swoim klientom na zanurzenie si臋 we wzorach po ustalonym czasie.
Bardzo si臋 ciesz臋.
Wszystko tu wida膰. Czerpi臋 naprawd臋 ogromn膮 satysfakcj臋 ze swojej pracy. - Quintana przegl膮da艂 stos papier贸w. - Widzi pani, pieni膮dze zawsze zostawiaj膮 po sobie 艣lad. Szczeg贸lnie, gdy wiadomo, gdzie szuka膰.
Rozumiem. Lepiej ju偶 p贸jd臋. - Gardenia wsta艂a i zarzuci艂a sobie torebk臋 na rami臋. - Psynergia wy艣le panu rachunek.
Odprowadz臋 pani膮 do auta. - Quintana przeci膮gn膮艂 si臋 leniwie. - Bardzo lubi臋 z pani膮 pracowa膰. Niewiele pryzmat贸w potrafi ogniskowa膰 dla matrycy, a jeszcze mniej umie to robi膰 tak d艂ugo.
Dzi臋kuj臋. By艂abym wdzi臋czna, gdyby przekaza艂 pan swoje spostrze偶enia pani Malone.
Na pewno to zrobi臋.
Wyszli na ulic臋, gdzie sta艂o ju偶 tylko auto Gardenii. Dziewczyna z trudem rozpoznawa艂a zarys samochodu, gdy偶 w ci膮gu ostatnich kilku godzin miasto spowi艂a g臋sta mg艂a.
Spojrzawszy w ciemne okna, instynktownie przycisn臋艂a do siebie torebk臋. Znajdowali si臋 w spokojnej dzielnicy, gdzie mie艣ci艂y si臋 przewa偶nie mniejsze firmy i sklepy - od dawna ju偶 nieczynne.
Pani pozwoli. - Quintana szarmancko otworzy艂 przed dziewczyn膮 drzwiczki auta. - Okropna mg艂a, prawda? Prosz臋 jecha膰 uwa偶nie.
Dzi臋ki za trosk臋. - W艣lizn臋艂a si臋 za kierownic臋 i u艣miechn臋艂a. - A jakie pan ma plany?
Napisz臋 sprawozdanie, a potem te偶 wr贸c臋 do domu. Dobranoc pani.
Dobranoc.
Kiedy Quintana zatrzasn膮艂 drzwiczki, Gardenia sprawdzi艂a starannie wszystkie zamki. W艂膮czy艂a zap艂on i ruszy艂a.
Pr贸bowa艂a sobie przypomnie膰, co na ni膮 czeka w lodoratorze. Po d艂ugim ogniskowaniu spalaj膮cym ogromn膮 ilo艣膰 energii zawsze umiera艂a z g艂odu.
Pomy艣la艂a natychmiast o odrzuconym zaproszeniu na kolacj臋. Odjecha艂a zaledwie kilkadziesi膮t metr贸w od biura Quintany, gdy silnik zacz膮艂 wydawa膰 nagle dziwne odg艂osy, ca艂kowicie odwracaj膮c jej uwag臋 od jedzenia. Zerkn臋艂a ze zdziwieniem na desk臋 rozdzielcz膮. Mia艂a do艣膰 paliwa, zap艂on r贸wnie偶 dzia艂a艂 bez zarzutu. Silniki z galaretowatego lodu by艂y r贸wnie niezawodne jak wsch贸d s艂o艅ca.
Trzaski jeszcze si臋 wzmog艂y. Gardenia wyczu艂a, 偶e samoch贸d zwalnia. Zwi臋kszy艂a dop艂yw lodu, ale to nic nie pomog艂o. Skr臋ci艂a zatem szybko kierownic臋, by doprowadzi膰 strajkuj膮cy pojazd na pobocze wyludnionej ulicy.
Nag艂a cisza wyda艂a si臋 dziewczynie znacznie bardziej przera偶aj膮ca ni偶 jakikolwiek ha艂as. Mg艂a wiruj膮ca wok贸艂 auta pot臋gowa艂a strach.
Pr贸bowa艂a reaktywowa膰 prac臋 silnika, ale bez skutku. Kiedy si臋 rozejrza艂a, przeszed艂 j膮 dreszcz. Wyl膮dowa艂a w dzielnicy wytypowanej od dawna do generalnej rekonstrukcji. Przeprowadzono tu jednak niewiele prac. Wiele okien pozabijano deskami, a wi臋kszo艣膰 latarni nie dzia艂a艂a. Nigdzie nie by艂o budki telefonicznej.
Jedyn膮 oznak膮 偶ycia stanowi艂a tajemnicza b艂臋kitna po艣wiata. Utkwiwszy wzrok w niebieskiej 艂unie, dziewczyna zauwa偶y艂a w niej co艣 znajomego.
Mia艂a tylko dwie ewentualno艣ci. Mog艂a albo zosta膰 w zamkni臋tym aucie i zaczeka膰, a偶 nadjedzie przypadkowy radiow贸z, lub poszuka膰 automatu. 呕adne z tych rozwi膮za艅 nie budzi艂o w niej entuzjazmu.
Ponownie popatrzy艂a na ja艣niej膮cy w oddali b艂臋kit i przypomnia艂a sobie, 偶e Dzieci Ziemi - jedna z najwi臋kszych sekt wyznaj膮cych doktryn臋 powrotu - o艣wietlaj膮 w ten spos贸b swoje 艣wi膮tynie.
Sekciarzom bardzo odpowiada艂y takie odludne okolice. Gardenia czyta艂a nieraz w prasie, jakoby Dzieci Ziemi skupowa艂y tanie nieruchomo艣ci w zaniedbanych rejonach miasta.
Waha艂a si臋 przez chwil臋, po czym podj臋艂a decyzj臋. Otworzy艂a drzwiczki i wysz艂a. Nigdzie nie dostrzeg艂a nawet 偶ywego ducha. Zapi臋艂a wi臋c p艂aszcz, zamkn臋艂a w贸z, wsun臋艂a kluczyki do kieszeni i ruszy艂a dzielnie w stron臋 艣wiat艂a.
Nie s艂ysza艂a towarzysz膮cych jej krok贸w, dop贸ki nie przystan臋艂a na skrzy偶owaniu. Zamar艂a.
Kroki umilk艂y.
Okr臋ci艂a si臋 na pi臋cie i spojrza艂a w mglisty mrok.
W przy膰mionym blasku jednej z nielicznych latarni nic jednak nie uda艂o si臋 jej wypatrze膰.
Zacisn膮wszy palce na torebce, Gardenia zesz艂a z kraw臋偶nika. Strach 艣ciska艂 j膮 za gard艂o. Zacz臋艂a biec zmierzaj膮c w stron臋 niebieskiego 艣wiat艂a. Wola艂a nic my艣le膰 o tym, co by si臋 sta艂o, gdyby nios膮cy nadziej臋 blask okaza艂 si臋 jedynie reklam膮.
Kroki stawa艂y si臋 coraz szybsze. Co艣 w twardym postukiwaniu obcas贸w o kamienny bruk utwierdzi艂o Gardeni臋 w przekonaniu, 偶e goni j膮 m臋偶czyzna.
Zmusi艂a si臋 od my艣lenia. On przecie偶 te偶 nic nie widzia艂 w tej mgle. M贸g艂 tylko nas艂uchiwa膰.
Zesz艂a z chodnika na co艣, co stanowi艂o niegdy艣 czyje艣 podw贸rko. Na mokrej ziemi, zmi臋kczonej niedawnym deszczem buty Gardenii nie wydawa艂y 偶adnego odg艂osu. Ukryta w ciemno艣ciach mi臋dzy dwoma wal膮cymi si臋 budynkami, dziewczyna modli艂a si臋 偶arliwie o pomoc w zmyleniu prze艣ladowcy.
Kroki zatrzyma艂y si臋 na chodniku, a ona tymczasem okr膮偶y艂a dom i wbieg艂a do zaro艣ni臋tego ogrodu. Niebieskie 艣wiat艂o pada艂o na dach w kszta艂cie kuli wyrastaj膮cy ponad parterowe domki. Dotar艂y do niej d藕wi臋ki z rogo-harfy. Najwyra藕niej znajdowa艂a si臋 ju偶 niedaleko 艣wi膮tyni Dzieci Ziemi. Na pewno mnisi pozwol膮 jej skorzysta膰 z telefonu.
Przesz艂a ostro偶nie przez podw贸rze. Zupe艂nie nie mia艂a teraz ochoty potkn膮膰 si臋 o p艂ot czy te偶 wpa艣膰 do zaniedbanego basenu. Nadstawi艂a ucha, ale ju偶 nic nie us艂ysza艂a. Nie wiedzia艂a jednak, czy m臋偶czyzna przerwa艂 po艣cig, czy te偶 idzie - podobnie jak ona - po mokrej ziemi.
Zerkn臋艂a przez rami臋 i odnios艂a wra偶enie, 偶e nieopodal mign膮艂 jaki艣 cie艅. Ogarn臋艂a j膮 panika. Zacz臋艂a biec, jak mog艂a najszybciej, nie zwa偶aj膮c na ewentualne przeszkody.
Dysz膮c ci臋偶ko dotar艂a za r贸g kolejnego opuszczonego budynku. Od niebieskiego 艣wiat艂a dzieli艂o j膮 dos艂ownie par臋 krok贸w. Na schodach 艣wi膮tyni stali ludzie ubrani w kolorowe szaty z kapturami.
By艂a bezpieczna. Nikt nic o艣mieli艂by si臋 jej zaatakowa膰 przy tylu 艣wiadkach.
Zwolni艂a kroku i pr贸bowa艂a z艂apa膰 oddech. Cz艂onkowie sekty Dzieci Ziemi wyba艂uszyli na ni膮 oczy. Zauwa偶y艂a, 偶e wszyscy w zielonych strojach mieli wygolone czaszki, a ubrani na czarno wi膮zali w艂osy z ty艂u g艂owy. Gardenia pomy艣la艂a, 偶e w艣r贸d mnich贸w istnieje jaka艣 hierarchia. Nie orientowa艂a si臋 jednak, kto stoi na czele sekty.
Podszed艂 do niej jeden z m臋偶czyzn w zielonym habicie.
- Witaj, Poszukiwaczko. Nazywam si臋 Hiram. - Skrzy偶owa艂 ramiona na piersiach i uk艂oni艂 si臋 nisko. - Do艂膮czysz do nas na Wo艂anie Kurtyny?
Gardenia zatrzyma艂a si臋 bez tchu i odgarn臋艂a grzywk臋 z czo艂a.
Niezupe艂nie o to mi chodzi艂o. Mam zepsuty samoch贸d, kt贸ry stoi o par臋 metr贸w st膮d. Czy mog臋 skorzysta膰 z waszego telefonu?
Oczywi艣cie. Dzieci Ziemi pomagaj膮 wszystkim potrzebuj膮cym. Prosz臋 wej艣膰. - Hiram wskaza艂 jej szerokie wrota 艣wi膮tyni.
Dzi臋ki. Jestem wam g艂臋boko zobowi膮zana.
Niezbadane s膮 wyroki Kurtyny. Mo偶e to Ona ci臋 do nas przys艂a艂a?
Hiram zszed艂 po schodach i wprowadzi艂 Gardeni臋 do s艂abo o艣wietlonej kruchty.
- Chyba nie. - Gardenia wykrzywi艂a twarz w pow膮tpiewaj膮cym u艣miechu. Nigdy przedtem nie by艂a w 艣wi膮tyni Kultu Powrotu.
Wykszta艂ceni obywatele 艢wi臋tej Heleny odcinali si臋 od sekt, gdy偶 s膮dzili, 偶e zak艂adaj膮 je hochsztaplerzy, kt贸rych celem jest wyci膮ganie pieni臋dzy od naiwniak贸w. O Dzieciach Ziemi kr膮偶y艂y r贸偶ne opinie. Niekt贸rzy uwa偶ali wyznawc贸w tego kultu za nieszkodliwych wariat贸w, inni za diabolicznych przest臋pc贸w. Rodzice dzieci otumanionych przez lider贸w sekty wszcz臋li przeciwko nim proces.
Dziwne stroje Dzieci Ziemi oraz ich nachalne kwestowanie wystarczy艂y, by zirytowa膰 ka偶dego przeci臋tnego obywatela miasto-stanu. Naukowc贸w i akademik贸w oburza艂a lansowana przez mnich贸w teoria o Kurtynie Energetycznej oddzielaj膮cej niegdy艣 Ziemi臋 od 艢wi臋tej Heleny. Ko艣cio艂y innych wyzna艅 pot臋pia艂y natomiast sekciarzy za ich flirt z okultyzmem.
Gardenia jednak postanowi艂a, 偶e w zamian za udost臋pnienie telefonu wzniesie si臋 na wy偶yny tolerancji.
W przeciwleg艂ym ko艅cu hallu dostrzeg艂a dwie ogromne b艂臋kitne kotary zawieszone przy wej艣ciu do rozm贸wnicy. Kiedy podesz艂a bli偶ej, dojrza艂a kilka rz臋d贸w niebieskich krzese艂, ustawionych p贸艂kolem wok贸艂 podestu. Za scen膮 wisia艂a bia艂a, aksamitna kurtyna obramowuj膮ca ogromne p艂贸tno - artystyczn膮 wizj臋 Matki Ziemi.
Gardenia ogl膮da艂a wiele podobnych obraz贸w w szkolnych podr臋cznikach. Nikt nic wiedzia艂 na pewno, jak wygl膮da艂a stara planeta, poniewa偶 wszystkie oryginalne fotografie i rysunki uleg艂y zniszczeniu, kiedy banki danych Pierwszego Pokolenia rozsypa艂y si臋 w py艂. Ojcowie za艂o偶yciele pozostawili po sobie wprawdzie szkice, opisy i obrazki, ale zosta艂y przetworzone p贸藕niej w wyobra藕ni kilku pokole艅 artyst贸w.
Dziewczyna przypuszcza艂a, 偶e Ziemia by艂a pi臋kn膮 planet膮. W膮tpi艂a jednak, czy Stary Kraj m贸g艂 si臋 r贸wna膰 z bujn膮 zieleni膮 艢wi臋tej Heleny. Podobnie jak wi臋kszo艣膰 ludzi Gardenia nie mia艂aby ochoty wraca膰 do ojczyzny swych przodk贸w, kt贸ra stanowi艂a zaledwie legend臋. Tu na 艢wi臋tej Helenie znajdowa艂 si臋 jej dom.
Sekciarze uwa偶ali natomiast, 偶e Planeta Matka to utopijny 艣wiat dla idealnych ludzi, do kt贸rego powr贸c膮, kiedy tylko zn贸w otworzy si臋 Kurtyna.
- Mo偶e jednak nie zosta艂a tu pani przys艂ana bez powodu, panno Spring. Wo艂anie Kurtyny odzywa si臋 czasem z nieoczekiwanej strony. - Hiram szed艂 wolno obok Gardenii korytarzem wy艂o偶onym grubym dywanem, a jego habit szele艣ci艂 przy ka偶dym kroku. - Poszukiwacze trafiaj膮 do nas r贸偶nymi drogami.
Z pewno艣ci膮. Ja przybywam z High View Street, sama. Przez podw贸rka.
Mnich u艣miechn膮艂 si臋 cierpliwie.
A je艣li fakt, 偶e zepsu艂 si臋 pani samoch贸d, dowodzi dzia艂ania Kurtyny?
Zawsze nale偶y bra膰 pod uwag臋 ka偶d膮 ewentualno艣膰. - Gardenia nie chcia艂a go urazi膰. - Lecz w tej chwili czuj臋 jedynie g艂臋bok膮 potrzeb臋, aby kto艣 podwi贸z艂 mnie do domu.
Naszym prawdziwym domem jest Ziemia. - Hiram zrobi艂 natchnion膮 min臋. - Ale jedynie ludzie czystego serca i ducha powr贸c膮 do Starego Kraju, kiedy podniesie si臋 Kurtyna.
Mhm. - Ostatni膮 rzecz膮, na jak膮 mia艂a ochot臋, by艂a dyskusja na tematy teologiczne. - Gdzie jest telefon?
Tutaj. - Poprowadzi艂 j膮 do niespodziewanie pospolitego biura. - Prosz臋 si臋 nie kr臋powa膰. Zostawi臋 pani膮, bo musz臋 przygotowa膰 nabo偶e艅stwo wieczorne.
Dzi臋kuj臋. Bardzo mi pan pom贸g艂.
Hiram skrzy偶owa艂 r臋ce na piersiach i sk艂oni艂 si臋 nisko.
- Niech Kurtyna wzniesie si臋 dla Pani.
Gardenia skin臋艂a uprzejmie g艂ow膮, a mnich wy cofa艂 si臋 do korytarza.
Zanim zd膮偶y艂a si臋 zorientowa膰, co robi, wcisn臋艂a dwa klawisze z cyframi rozpoczynaj膮cymi numer telefonu Nicka.
- Do jasnej synergii! - Chcia艂a przecie偶 zam贸wi膰 taks贸wk臋, a nie kontaktowa膰 si臋 z Chastainem.
W chwil臋 p贸藕niej pomy艣la艂a o krokach we mgle. Mo偶e goni艂 j膮 kto艣, kto mia艂 co艣 wsp贸lnego ze 艣mierci膮 Fenwieka. Kto艣, kto wiedzia艂 ojej prywatnym dochodzeniu... Z tego wynika艂o jasno, 偶e wydarzenia tego wieczoru 艂膮cz膮 si臋 艣ci艣le ze spraw膮 dziennika.
A wszystko, co dotyczy艂o dziennika, wi膮za艂o si臋 z kolei z Nickiem.
Mrucz膮c co艣 pod nosem, podnios艂a s艂uchawk臋 i wybra艂a numer.
Nick odebra艂 ju偶 po pierwszym dzwonku.
Chastain wysiad艂 z synchrona na wprost jasno o艣wietlonej 艣wi膮tyni. Buzowa艂a w nim mieszanina z艂o艣ci i ulgi. Nadal odczuwa艂 kurcze 偶o艂膮dka. Ochrona Gardenii sta艂a si臋 jednym z najwa偶niejszych element贸w jego matrycy, ale nie potrafi艂 sobie z ni膮 poradzi膰. Dziewczyna zreszt膮 nie u艂atwia艂a mu zadania.
Gdy szed艂 szerokimi schodami do 艣wi膮tyni, us艂ysza艂 kakofoni臋 d藕wi臋k贸w p艂yn膮cych z rogo-harfy. Przy wej艣ciu nikt si臋 nie kr臋ci艂. Najwyra藕niej rozpocz臋艂o si臋 ju偶 wieczorne nabo偶e艅stwo.
Ju偶 w progu ciemnej kruchty Nick pomy艣la艂, 偶e dzie艅 nie uk艂ada si臋 najlepiej. Do tej pory zdo艂a艂 narazi膰 Gardeni臋 na upokorzenie zwi膮zane z publikacjami prasowymi, oberwa艂 silny cios w szcz臋k臋 i odkry艂 dowody przeciw swemu w艂asnemu stryjowi, najprawdopodobniej zamieszanemu w spisek zwi膮zany z dziennikiem Chastaina.
- A teraz to.
Matryca 偶ycia by艂a niew膮tpliwie mniej z艂o偶ona, dop贸ki nie pojawi艂a si臋 na niej Gardenia Spring.
Zza ci臋偶kiej aksamitnej, niebieskiej kurtyny dotar艂 do niego g艂臋boki, d藕wi臋czny g艂os.
- Witajcie, poszukiwacze. Witajcie wszyscy, kt贸rzy pragn膮 oczyszczenia umo偶liwiaj膮cego powr贸t do 艣wiata ojc贸w za艂o偶ycieli. Kurtyna wo艂a, a wy zebrani w naszej 艣wi膮tyni odpowiedzieli艣cie na ten zew. Ziemia czeka na swoje dzieci.
D藕wi臋ki rogo-harfy stawa艂y si臋 coraz g艂o艣niejsze. Nick zmarszczy艂 brwi.
Pan Chastain? - Jaka艣 ubrana na zielono posta膰 wy艂oni艂a si臋 z cienia. - Nazywam si臋 Hiram. Pan zapewne przyjecha艂 po pann臋 Spring.
Gdzie ona jest?
Prosz臋 t臋dy. - Hiram wskaza艂 Chastainowi drog臋.
- Zaprosili艣my j膮 do udzia艂u w dzisiejszej mszy, ale odm贸wi艂a.
Zupe艂nie nie rozumiem, dlaczego.
Niekt贸rym ludziom odpowied藕 na wezwanie Kurtyny zabiera wi臋cej czasu ni偶 innym. - Mnich otworzy艂 drzwi do pokoju, w kt贸rym siedzia艂a Gardenia. - Pan Chastain przyjecha艂.
Nick! - Dziewczyna zerwa艂a si臋 z krzes艂a i ruszy艂a w jego stron臋.
Przez kilka sekund mia艂 nadziej臋, 偶e Gardenia padnie mu w ramiona. Ale uczucie ulgi, jakie pojawi艂o si臋 w jej oczach, bardzo szybko znikn臋艂o.
Dziewczyna zatrzyma艂a si臋 jak wryta.
Nick st艂umi艂 westchnienie. Czego on si臋 w艂a艣ciwie spodziewa艂? Zadzwoni艂a do niego tylko dlatego, 偶e popad艂a w tarapaty, ale z pewno艣ci膮 nadal by艂a w艣ciek艂a.
Dobrze si臋 czujesz? - spyta艂 obcesowo.
Oczywi艣cie - odpar艂a ze spokojnym i grzecznym u艣miechem. - Hiram bardzo mi pom贸g艂.
To 艣wietnie. Idziemy.
Ruszy艂a do drzwi i nagle si臋 zatrzyma艂a.
Nick?
S艂ucham? - Zobaczy艂, 偶e mnich stoi w przej艣ciu i trzyma w r臋ku tac臋. - No jasne. To by艂o do przewidzenia.
- Si臋gn膮艂 po portfel.
- Ci, kt贸rzy wierz膮 w powr贸t do macierzy, pragn臋liby by膰 wspania艂omy艣lni, ale ponosz膮 pewne wydatki - rzek艂 sekciarz g艂adko.
- Rozumiem. - Nick rzuci艂 mu ze wstr臋tem pi臋膰dziesi膮t dolar贸w. - Skupowanie nieruchomo艣ci za 艣miesznie niskie ceny wymaga kapita艂u, prawda?
Hiram, zupe艂nie nie zmieszany, upchn膮艂 banknot w kieszeni.
Dzieci Ziemi musz膮 inwestowa膰 w przysz艂o艣膰.
Ale dlaczego prowadzicie interesy na 艢wi臋tej Helenie, skoro i tak zamierzacie wr贸ci膰 na star膮 planet臋?
Gardenia spojrza艂a z wyrzutem na Chastaina.
Przesta艅. Hiram zachowa艂 si臋 w stosunku do mnie niezwykle szlachetnie.
Ciesz臋 si臋, 偶e mog艂em co艣 dla pani zrobi膰. - Mnich cofn膮艂 si臋 o krok. - Mo偶e spotkamy si臋 jeszcze przy okazji powrotu na Ziemi臋.
Jestem pewna, 偶e to by艂aby mi艂a wycieczka - odpar艂a grzecznie Gardenia.
Tak, ale kto by chcia艂 mieszka膰 na Ziemi? - spyta艂 Nick, bior膮c j膮 pod rami臋.
Czu艂 na swoich plecach spojrzenie mnicha.
A m贸j samoch贸d? - spyta艂a Gardenia.
Przy艣l臋 tu p贸藕niej Feathera. Niech si臋 nim zajmie. - Zerkn膮艂 na Gardeni臋. - Ale gdzie ty w艂a艣ciwie by艂a艣? I co nawali艂o w aucie?
Nie wiem. Mia艂am dzisiaj sesj臋 ogniskuj膮c膮.
Chyba nic planowan膮. Co zrobi艂a艣? Zatelefonowa艂a艣 do szefowej i powiedzia艂a艣, 偶e jednak jeste艣 wolna?
Tak. Post膮pi艂am dok艂adnie w ten spos贸b. Dziwnym trafem w tym samym czasie zadzwoni艂 do niej klient poszukuj膮cy pryzmatu zdolnego do pracy z matryc膮.
Jasne.
Nie k艂ami臋 - powiedzia艂a ponuro Gardenia. - Okaza艂o si臋, 偶e tylko ja dysponuj臋 czasem.
Bo odwo艂a艂a艣 randk臋.
Nie byli艣my um贸wieni.
Dobrze wiedzia艂a艣, 偶e chc臋 si臋 z tob膮 zobaczy膰.
Naprawd臋? Niemo偶liwe! I zapomnia艂am wpisa膰 spotkanie do kalendarza? Wcale mnie nie zaprasza艂e艣 na kolacj臋. B膮kn膮艂e艣 co艣 tylko mi臋dzy wierszami, kiedy odkry艂am, 偶e si臋 wymkn膮艂e艣 do tego fa艂szerza.
Nigdzie si臋 nie wymyka艂em. Poszed艂 ze mn膮 tw贸j brat.
Dobra, dobra! Och nie! -j臋kn臋艂a nagle, zatrzymuj膮c si臋 dok艂adnie w po艂owie schod贸w. - To on!
Kto? - Chastain dojrza艂 u podn贸偶a szerokich stopni znajom膮 posta膰. - Niech to jasna cholera!
Ciemno艣ci roz艣wietli艂 b艂ysk flesza.
Wspania艂e uj臋cie! - krzykn膮艂 pogodnie Cedric Dexter. Okr臋ci艂 si臋 na pi臋cie i pomkn膮艂 w noc. Zosta艂o po nim tylko echo oddalaj膮cych si臋 krok贸w.
Przysi臋gam, 偶e ten wypierdek rano straci prac臋 - odgra偶a艂 si臋 Chastain.
Wszystko si臋 powoli wyja艣nia - powiedzia艂a smutno Gardenia.
Co masz na my艣li?
Chyba w艂a艣nie Dexter mnie 艣ledzi艂. Pozna艂am po krokach. Mog艂am mu powiedzie膰, co s膮dz臋 o nim i jego fotografowaniu.
Szkoda ka偶dego s艂owa! Reporterzy pracuj膮cy dla „Synsacji" odznaczaj膮 si臋 wra偶liwo艣ci膮 s艂onio-nosoro偶ca. Nick zacie艣ni艂 u艣cisk na ramieniu dziewczyny i sprowadzi艂 j膮 na d贸艂.
Z drugiej strony bardzo si臋 ciesz臋, 偶e to by艂 Dexter. Przynajmniej wiemy, czym on si臋 zajmuje.
Fakt. - Nick otworzy艂 drzwi synchrona i wci膮gn膮艂 Gardeni臋 do 艣rodka. - Od jutra b臋dzie musia艂 skupi膰 si臋 na poszukiwaniach nowej pracy.
Nie wolno ci zastrasza膰 ludzi. Przecie偶 on tylko wykonuje sw贸j zaw贸d.
Chastain zatrzasn膮艂 drzwiczki auta, zanim Gardenia zdo艂a艂a sko艅czy膰 wyw贸d. Dexterem m贸g艂 si臋 zaj膮膰 rano. Na razie potrafi艂 znale藕膰 ciekawsze tematy do rozmowy.
Wsiad艂 za kierownic臋 i uruchomi艂 silnik. Odjechawszy od kraw臋偶nika, zawr贸ci艂 na 艣rodku ulicy.
艁amiesz przepisy.
Chcesz mnie aresztowa膰? Rzuci艂a mu wymowne spojrzenie.
Zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, jakim cudem utkn膮艂 w matrycy, na kt贸rej prawa ustanawia艂a ta kobieta.
- Dzi臋kuj臋 ci bardzo za pomoc - odezwa艂a si臋 po d艂u偶szej chwili.
Nick milcza艂. By艂 absolutnie przekonany, 偶e jakiekolwiek komentarze mog膮 tylko pogorszy膰 sytuacj臋.
Zadzwoni艂am do ciebie, bo my艣la艂am, 偶e ca艂a ta sprawa wi膮偶e si臋 z dziennikiem. Nie wiedzia艂am, kto mnie 艣ledzi艂.
Na razie nie powinni艣my wyci膮ga膰 pochopnych wniosk贸w.
Jak to?
Miewa艂a艣 ostatnio k艂opoty z autem?
Nie.
Wi臋c zepsu艂o si臋 dzi艣 wieczorem zupe艂nie nagle?
W艂a艣nie. - Skrzy偶owa艂a ramiona na piersiach. - Silnik zakas艂a艂 tylko i zgas艂. W samym 艣rodku odludnej okolicy.
呕aden silnik z galaretowatego lodu nie psuje si臋 bez ostrze偶enia. Poprosz臋 mechanika, 偶eby go jutro sprawdzi艂.
Podejrzewasz, 偶e kto艣 celowo uszkodzi艂 mi w贸z?
M贸wi臋 tylko, 偶e trzeba si臋 nim zaj膮膰. Kiedy ju偶 mechanik dokona ekspertyzy, zabierzemy samoch贸d z ulicy.
Mo偶e to Cedric przy nim grzeba艂?
Je艣li si臋 nie mylisz, to Dexter nie tylko straci prac臋, ale r贸wnie偶 b臋dzie musia艂 zap艂aci膰 za napraw臋.
Najlepiej zapomnij o nim i tym brukowcu. Zaufaj mi. Prze偶y艂am ju偶 par臋 skandali. Najlepiej je ignorowa膰. Nie kupisz sobie szacunku wszczynaj膮c proces przeciwko reporterowi z brukowca.
P贸藕niej si臋 tym wszystkim zajm臋. Na razie wola艂bym z tob膮 porozmawia膰.
W艂a艣nie. - Patrzy艂a w szyb臋. - Co odkry艂e艣 n tego fa艂szerza?
Zmarszczy艂 brwi.
Nie o tym zamierza艂em m贸wi膰.
Pewnie o naszej sp贸艂ce? S膮dzisz, 偶e nadal powinni艣my ze sob膮 wsp贸艂pracowa膰? - spyta艂a u艣miechaj膮c si臋 zbyt s艂odko.
Tak, do diab艂a! - Za wszelk膮 cen臋 pr贸bowa艂 zachowa膰 zimn膮 krew. - Jeste艣my jednak r贸wnie偶 kochankami i w艂a艣nie o tym chc臋 z tob膮 porozmawia膰.
- A ja nie - odpar艂a surowo.
Ogarn臋艂a go nagle panika.
Rozczarowa艂a艣 si臋, prawda? Tyle czasu czeka艂a艣 na seks, a do艣wiadczenia nie potwierdzi艂y twoich oczekiwa艅. Wybacz. Przykro mi. Spartaczy艂em spraw臋. Nast臋pnym razem...
Na mi艂o艣膰 bosk膮! Przestaniesz wreszcie m贸wi膰 o seksie? - Odwr贸ci艂a si臋 na siedzeniu. ~ Seks nic ma tu nic do rzeczy.
Powa偶nie?
Nie potrafisz sobie wbi膰 do twej twardej g艂owy, 偶e wcale si臋 na ciebie nie w艣ciekam z powodu seksu? Rozczarowa艂am si臋 dopiero p贸藕niej...
P贸藕niej? - Nick troch臋 si臋 uspokoi艂. Ze wszystkim innym m贸g艂 da膰 sobie rad臋. - Racja. W porannych gazetach zamieszczono fotografi臋. Bardzo mi przykro. S膮dzi艂em, 偶e wyj膮艂em ten film. Widocznie Dexter mnie oszuka艂. Obiecuj臋, 偶e jutro wszystkiego dopilnuj臋.
Jak na bystrego matrycowca, za jakiego si臋 uwa偶asz, jeste艣 cholernie t臋py. S艂uchaj! To nie fotografia tak mnie zdenerwowa艂a.
Westchn膮艂.
W艣ciekasz si臋, bo poszed艂em z Leo do tego oszusta i nie zabra艂em ci臋 ze sob膮.
Gratuluj臋 przyp艂ywu intelektu!
T艂umaczy艂em ci, dlaczego tak si臋 sta艂o. Musia艂em dzia艂a膰 szybko. Nic mia艂em czasu dzwoni膰 i aran偶owa膰 spotkania z Wilkesem. Zab臋bni艂 palcami na nogawce d偶ins贸w,
Znalaz艂e艣 co艣 godnego uwagi?
Mo偶e.
M贸w, Chastain.
Wilkes zd膮偶y艂 si臋 ulotni膰, zanim nadeszli艣my.
A kto艣 spl膮drowa艂 warsztat?
Tak. W艂amywacz szuka艂 notatek zwi膮zanych z fa艂szerstwem dziennika.
Odwr贸ci艂a g艂ow臋.
- Sk膮d wiesz?
Zawaha艂 si臋 i si臋gn膮艂 do kieszeni marynarki.
- Nie znale藕li艣my 偶adnych danych, ale oto, co odkry艂em.
Wcisn膮艂 jej w d艂o艅 spink臋 do mankietu. Z艂ota ozdoba zaja艣nia艂a w 艣wietle deski rozdzielczej.
Nic nie rozumiem. - Gardenia obejrza艂a j膮 dok艂adnie. - S膮dzisz, 偶e nale偶y do Wilkesa? A mo偶e do w艂amywacza?
To w艂asno艣膰 mego stryja, Orrina Chastaina.
Prezesa firmy?
Tak.
Wi臋c sk膮d si臋 wzi臋艂a u fa艂szerza?
Dobre pytanie - odpar艂 Nick. - Jutro utn臋 sobie serdeczn膮 pogaw臋dk臋 ze stryjaszkiem. Nie pierwszy raz jego nazwisko wyp艂ywa w kontek艣cie tej ca艂ej afery.
Zacisn臋艂a d艂o艅 na spince.
- Nie wspomina艂e艣 o tym wcze艣niej.
Poczu艂 nag艂膮 potrzeb臋, by wyt艂umaczy膰 swoje milczenie w tej sprawie.
- Rzeczywi艣cie nic nie m贸wi艂em, bo... Do diab艂a! Sam nie wiem, dlaczego. Ale nie dlatego, 偶e jestem sparanoizowanym matrycowcem. Chcia艂em po prostu przemy艣le膰 t臋 spraw臋.
Wzruszy艂a ramionami.
- Nie powiedzia艂e艣 ani s艂owa, bo to dotyczy twojej rodziny. Instynktownie chroni艂e艣 stryja. Ca艂kiem zrozumiale. Na twoim miejscu zrobi艂abym to samo.
By艂 najwyra藕niej poruszony.
Nie r贸b ze mnie 艣wi臋tego. Orrin i ja nie mo偶emy na siebie patrze膰.
Ale stanowicie rodzin臋.
On tak nie uwa偶a.
Nie szkodzi. Zrobi艂e艣, co uzna艂e艣 za stosowne. Popieram twoj膮 decyzj臋.
Naprawd臋?
U艣miechn臋艂a si臋 po raz pierwszy od chwili, gdy odebra艂 j膮 z kaplicy.
- Pewnie nie艂atwo ci przysz艂o to wyznanie. Ale skoro obdarzy艂e艣 mnie zaufaniem, chc臋 zapomnie膰 o urazach. Wznawiam wsp贸艂prac臋.
Odetchn膮艂 z ulg膮.
- A co z naszym romansem?
- Musz臋 pomy艣le膰. Szczerze m贸wi膮c jeszcze nie wiem.
Poczu艂 si臋 tak, jakby przejecha艂 go samoch贸d. Z trudem
chwyci艂 powietrze. Powietrze zamarza艂o mu w p艂ucach.
Rozumiem - wykrztusi艂, gdy ju偶 min臋艂a wieczno艣膰. - Daj mi zna膰, jak ju偶 si臋 zdecydujesz.
Nie omieszkam. Ale tak dla porz膮dku: wcale mnie nie rozczarowa艂e艣.
Rozdzia艂 siedemnasty
Pierwsz膮 rzecz膮, jak膮 zobaczy艂a Gardenia nast臋pnego dnia rano po otworzeniu drzwi, by艂a jej w艂asna fotografia, na kt贸rej dziewczyna sta艂a w towarzystwie Nicka na schodach 艣wi膮tyni Dzieci Ziemi.
- Wspania艂e uj臋cie - pochwali艂 Leo, wychylaj膮c si臋 zza gazety. Trzyma艂 j膮 tak, by siostra mog艂a wyra藕nie zobaczy膰 podpis pod zdj臋ciem.
Czy w艂a艣ciciel kasyna Nick Chastain naprawd臋 ujrza艂 niebieskie 艣wiat艂o?
A mo偶e zabawia w ten oryginalny spos贸b Szkar艂atn膮 Dam臋?
Kolejny atak Cedrica Dextera - powiedzia艂a Gardenia z rezygnacj膮.
„Synsacje" osi膮gn膮 dzisiaj rekordow膮 liczb臋 sprzedanych egzemplarzy.
O Bo偶e! - Gardenia wyrwa艂a mu gazet臋 z r臋ki. - Nick bardzo si臋 tym zmartwi.
Zmartwi? - za艣mia艂 si臋 Leo, wychodz膮c przez drzwi. - Raczej zlikwiduje t臋 redakcj臋.
Nie uciek艂by si臋 nigdy do tak drastycznych 艣rodk贸w.
A mo偶e si臋 za艂o偶ymy? Co艣 mi m贸wi, 偶e potrafi wprowadzi膰 w czyn ka偶de swoje postanowienie.
Dos艂yszawszy wyra藕n膮 nut臋 podziwu w g艂osie brata, Gardenia unios艂a brwi.
Od kiedy sta艂e艣 si臋 fanem Nicka Chastaina? - spyta艂a.
To r贸wny go艣膰. - Leo wszed艂 do kuchni, otworzy艂 lodorator i zacz膮艂 w nim grzeba膰. - Wczoraj uci臋li艣my sobie pogaw臋dk臋.
Przed czy po odwiedzinach u Wilkesa?
Przed. - Leo wyj膮艂 karton soku owocowego. - Wiesz, du偶o my艣la艂em.
O czym?
Nick nie藕le sobie poczyna w tym Pa艂acu Chastaina. Jak si臋 nad tym dobrze zastanowisz, od razu przyznasz mi racj臋. Nawet sobie nie wyobra偶asz, ile forsy przep艂ywa przez jego r臋ce. Szkoda, 偶e to nie on odziedziczy艂 rodzinny interes.
O czym ty w艂a艣ciwie m贸wisz?
Wuj Stanley wspomina艂, 偶e Chastain Incorporation prze偶ywa ci臋偶kie chwile. Firma potrzebuje got贸wki, ale jak dot膮d 偶aden inwestor si臋 nie kwapi.
Co ma do tego Nick?
Nic. Naprawd臋. - Leo nala艂 sobie do szklanki troch臋 soku. - Ale przedsi臋biorstwo nie boryka艂oby si臋 wcale z takimi k艂opotami, gdyby to on nim zarz膮dza艂. Ten cz艂owiek naprawd臋 potrafi robi膰 pieni膮dze.
Kt贸re s膮 dla niego tylko 艣rodkiem do celu. - Gardenia wrzuci艂a gazet臋 do kosza. - Chce ich mie膰 jak najwi臋cej, aby dzi臋ki nim zrealizowa膰 swoje plany.
Leo wychyli艂 duszkiem reszt臋 soku.
Jakie plany?
Zamierza zdoby膰 powszechny szacunek.
Ch艂opak wykrzywi艂 pogardliwie usta.
Szacunek wcale nie jest taki wa偶ny.
Pr贸bowa艂am mu to wyt艂umaczy膰. - Si臋gn臋艂a po dzbanek z kaw膮. -Ale on my艣li o przysz艂ym potomstwie. Wie, jak trudno 偶y膰 bez szacunku i nie 偶yczy sobie, 偶eby jego dzieci musia艂y znosi膰 upokorzenia.
Leo zagwizda艂 cicho.
- Trudno polemizowa膰 z takim stanowiskiem.
Zmarszczy艂a nos.
- Poza tym Nick jest matrycowcem, a talenty matrycowe s膮 niezwykle uparte.
Ch艂opak wyszczerzy艂 z臋by w u艣miechu.
Co ci臋 tak bawi?
Powiedzia艂em mu wczoraj to samo o tobie.
Wielkie dzi臋ki.
Stanowicie fantastyczn膮 par臋.
Gardenia zesztywnia艂a, po czym skupi艂a ca艂膮 swoj膮 uwag臋 na herba-kawie.
- Gardenio? - Leo przesta艂 si臋 u艣miecha膰. - Chyba nie zawrzecie trwa艂ego zwi膮zku, prawda?
Trzasn臋艂a kubkiem o st贸艂.
Chastain jest arogancki, ma艂o komunikatywny, skryty, nieelastyczny. Ma obsesj臋 na punkcie realizowania swoich cel贸w, ostatnio zale偶y mu na zdobyciu dziennika ojca i powszechnego szacunku. Co o tym s膮dzisz?
Po prostu g艂o艣no my艣l臋.
W dodatku uznano mnie za nieskojarzaln膮, nie pami臋tasz?
Wykorzystujesz ten pretekst wystarczaj膮co d艂ugo. Ale zyskasz tylko tyle, 偶e ciotka Willy i reszta zmusi ci臋 w ko艅cu do ma艂偶e艅stwa poza agencj膮.
Dobra, dobra.
Leo popatrzy艂 na ni膮 uwa偶nie.
Zreszt膮, kto wie? Mo偶e tw贸j przysz艂y m膮偶 wype艂nia w艂a艣nie kwestionariusz matrymonialny?
Nie s膮dz臋.
Powiedz szefowi, 偶e Nick Chastain chce z nim rozmawia膰. I to natychmiast. - Nick przycisn膮艂 sobie s艂uchawk臋 do ramienia i przewr贸ci艂 kolejn膮 stron臋 ankiety. - Je艣li nie podejdzie, postaram si臋 spotka膰 z nim osobi艣cie.
Recepcjonista po drugiej stronic linii prze艂kn膮艂 g艂o艣no 艣lin臋.
- Tak, prosz臋 pana. Chwileczk臋.
Czekaj膮c, by naczelny „Synsacji" podszed艂 do aparatu, Nick zerkn膮艂 na kolejne pytanie, dotycz膮ce hobby.
Nick Chastain? Tutaj Bill Ramsey - odezwa艂 si臋 rado艣nie naczelny „Synsacji". - Czym mog臋 s艂u偶y膰?
Prosz臋 zwolni膰 Cedrica Dextera. Ten facet musi wylecie膰 z zespo艂u jeszcze przed wieczorem.
Niestety, nic z tego - za艣mia艂 si臋 Ramsey. - Dexter pracuje dla mnie dopiero od miesi膮ca, a ju偶 zd膮偶y艂 udowodni膰, 偶e jest najlepszym fotografem w redakcji.
Chastain od艂o偶y艂 pi贸ro.
- Pos艂uchaj mnie, Ramsey. Mam powy偶ej dziurek od nosa jego numer贸w. Wczoraj Dcxter naprawd臋 przekroczy艂 granice. Szed艂 za pann膮 Spring w tej cholernej mgle, byle tylko zrobi膰 jej zdj臋cie. Dziewczyna prze偶y艂a ci臋偶kie chwile. Albo go wyrzucisz, albo przed ko艅cem miesi膮ca tw贸j szmat艂awiec zniknie z rynku.
- Uspok贸j si臋, Chastain. Obaj jeste艣my lud藕mi interesu. Ja ci nie radz臋, jak prowadzi膰 kasyno, a ty mnie nie ucz, kogo powinienem zatrudnia膰.
Jeszcze jedno zdj臋cie panny Spring w „Synsacjach" i gazeta przestaje istnie膰. Wierz mi, 偶e potrafi臋 to zrobi膰.
Zawrzyjmy uk艂ad. Potwierd藕 plotki o planowanym 艣lubie i sprzeda偶y kasyna, a b臋dziesz mia艂 spok贸j z Dexterem.
Nie rozmawiam o swoich sprawach osobistych z redaktorami brukowc贸w. Je艣li chcesz si臋 utrzyma膰 na powierzchni, ten cholerny fotograf znajdzie si臋 na bruku w ci膮gu dziesi臋ciu minut.
B膮d藕 rozs膮dny. Przecie偶 musz臋 dba膰 o interesy gazety.
Nick od艂o偶y艂 s艂uchawk臋, nie pozwalaj膮c mu doko艅czy膰.
Wr贸ciwszy do ankiety, zauwa偶y艂 z ulg膮, 偶e zbli偶a si臋 do ko艅ca. Odpowiedzia艂 na ca艂膮 mas臋 idiotycznych pyta艅. A to by艂 tylko pierwszy krok w ca艂ym tym przedsi臋wzi臋ciu.
Rozleg艂o si臋 pukanie.
- O co chodzi?
Feather otworzy艂 drzwi na o艣cie偶.
- Batt do pana.
- Przyszed艂 za wcze艣nie. Przecie偶 mu m贸wi艂em, 偶e sko艅cz臋 z tym przekl臋tym kwestionariuszem dopiero oko艂o po艂udnia.
Zanim Feather zd膮偶y艂 odpowiedzie膰, Hobart Batt - wyj膮tkowo elegancki w 艣nie偶nobia艂ym garniturze i pasuj膮cej do niego muszce - stan膮艂 w progu gabinetu Chastaina, wywijaj膮c egzemplarzem „Synsacji".
Tego ju偶 za wiele, panie Chastain. Jako profesjonalista nie zamierzam pracowa膰 w takich warunkach.
Uspok贸j si臋. Ju偶 panuj臋 nad sytuacj膮.
Czy偶by? - Hobart podni贸s艂 g艂os. - A ja uwa偶am, 偶e w tej sprawie naprawd臋 nic si臋 nie da zrobi膰. Jest po prostu za p贸藕no. Dzisiejsze „Synsacje" rozesz艂y si臋 po ca艂ym mie艣cie. Moje zadanie sta艂o si臋 w ten spos贸b po tysi膮ckro膰 trudniejsze.
W „Synsacjach" nie uka偶e si臋 ju偶 偶adne moje zdj臋cie.
Czy pan naprawd臋 nie rozumie? - Hobart prawie podskakiwa艂 ze z艂o艣ci. - Przecie偶 wyl膮dowali艣cie na pierwszej stronie tego brukowca a偶 trzykrotnie! Ka偶da z fotografii zmniejsza艂a pana szanse na znalezienie odpowiedniej narzeczonej.
Wierz臋, 偶e zdo艂a pan przezwyci臋偶y膰 te drobne utrudnienia.
To wcale nie s膮 drobne utrudnienia. - Hobart rzuci艂 gazet臋 na biurko. - To niemal katastrofa!
Nick zerkn膮艂 na zdj臋cie ze 艣wi膮tyni. Dexter wykona艂
naprawd臋 艣wietn膮 robot臋. Uda艂o mu si臋 uchwyci膰 imponuj膮ce schody oraz niebiesk膮 po艣wiat臋. Nikt nie m贸g艂 mie膰 w膮tpliwo艣ci, gdzie zrobiono t臋 fotografi臋.
- Nie martw si臋 tym, Batt.
Hobart nadal kipia艂 z oburzenia.
Sprecyzowa艂 pan wyra藕nie swoje oczekiwania co do przysz艂ej ma艂偶onki. Chce si臋 pan po prostu w偶eni膰 do elity.
Prosz臋 pos艂ucha膰...
呕yczy pan sobie odpowiednio dobranej partnerki. Bior膮c pod uwag臋 pana zaw贸d oraz cechy psychiczne i osobiste nie s膮dz臋, by okaza艂o si臋 to 艂atwe.
Nigdy tak nic uwa偶a艂em. Dlatego zatrudni艂em ciebie.
Wy艂a偶臋 ze sk贸ry. - Hobart wskaza艂 palcem fotografi臋.
- Jak mog臋 panu znale藕膰 odpowiedni膮 偶on臋, skoro na pierwszej stronie „Synsacji" bez przerwy ukazuj膮 si臋 zdj臋cia, kt贸re pana kompromituj膮.
Nic widz臋 w nich nic kompromituj膮cego.
Czy偶by? - Hobart popatrzy艂 na niego z niedowierzaniem. - Oboje stoicie na stopniach 艣wi膮tyni najbardziej podejrzanej w mie艣cie sekty. Niech pan nie b臋dzie 艣mieszny! I tak ju偶 wi臋kszo艣膰 ludzi uwa偶a pana za gangstera. Teraz pos膮dz膮 pana o jakie艣 konszachty z sekciarzami. A obecno艣膰 panny Spring w niczym nie poprawia sytuacji.
Prosz臋 j膮 z tego wy艂膮czy膰! - Nick opar艂 si臋 o biurko i wsta艂. - Ona nie ma z tym nic wsp贸lnego.
Przeciwnie. Musz臋 panu powiedzie膰, 偶e ostatnie fotografie w „Synsacjach" o偶ywi艂y skandal sprzed p贸艂tora roku.
Nie obchodzi mnie 偶aden skandal.
A powinien. Ca艂a sprawa wi膮za艂a si臋 z Eatonami, bardzo znan膮 i szanowan膮 rodzin膮. W艂a艣nie do takiej elity jak Eatonowie chce si臋 pan w偶eni膰, panie Chastain. Wszyscy z tych sfer wiedz膮 o romansie panny Spring z Rexfordem Eatonem. A pan Eaton jest 偶onaty.
Panna Spring nie by艂a kochank膮 Rexforda Eatona
- powiedzia艂 Nick. - Mog臋 o tym za艣wiadczy膰. Ludzie rozpuszczaj膮cy takie pog艂oski po prostu k艂ami膮.
- Fakty nie s膮 istotne - powiedzia艂 spokojnie Hobart. - Liczy si臋 tylko przekonanie.
- Jeszcze jedno s艂owo na temat panny Spring, a osobi艣cie skr贸c臋 ci臋 o g艂ow臋 - przerwa艂 Chastain.
- Czy偶bym w czym艣 przeszkodzi艂a? - spyta艂a grzecznie Gardenia, staj膮c w drzwiach.
Nick odwr贸ci艂 si臋 na pi臋cie. Gardenia mia艂a na sobie d艂ug膮, obcis艂膮 sukni臋 w czerwonym odcieniu. W oczach dziewczyny b艂yszcza艂o zrozumienie i co艣 jeszcze, co艣, czego nie potrafi艂 nazwa膰. Z pewno艣ci膮 s艂ysza艂a wi臋cej, ni偶 powinna.
- Panna Spring. - Po latach praktyki bez k艂opotu usun膮艂 zewn臋trzne oznaki gniewu. - Chcia艂bym pani przedstawi膰 Hobarta Batta z Koneksji Synergistycznych.
Mi艂o mi. - Gardenia u艣miechn臋艂a si臋 ch艂odno do m臋偶czyzny.
Ciesz臋 si臋, 偶e mog臋 pani膮 pozna膰 - wybe艂kota艂 sp艂oniony Hobart, poprawiaj膮c .krawat^
Czy panna Lane nadal pracuje dla Koneksji? To ona uzna艂a mnie przecie偶 za nieskojarzaln膮, kiedy si臋 u was rejestrowa艂am.
Rumieniec na twarzy Batta przybra艂 szkar艂atny odcie艅, nie pasuj膮cy zupe艂nie do jego garnituru.
Tak, panna Lane nadal jest z nami. Nawet pani sobie nie wyobra偶a, jak trudny okaza艂 si臋 dla niej pani przypadek. Do dzi艣 pani膮 wspomina.
Ja j膮 r贸wnie偶.
Nic dziwnego. - Hobart by艂 wyra藕nie zawstydzony. - Koneksje Synergistyczne szczyc膮 si臋 wspania艂ymi wynikami nawet w przypadku trudnych klient贸w. A ta sprawa sta艂a si臋 niemal legendarna.
Co艣 podobnego!
Pani Lane opowiada艂a cz臋sto pozosta艂ym pracownikom agencji o specyfice pani sytuacji. - Hobart najwyra藕niej si臋 rozkr臋ca艂. - O ile sobie dobrze przypominam, to nie wyszed艂 pani MIOP.
Chastain popatrzy艂 na nich pytaj膮co.
Multipsychiczna Inwentaryzacja Osobowo艣ci Paranormalnej - wyt艂umaczy艂a Gardenia. - Obla艂am to.
No, no - powiedzia艂 uspokajaj膮co Hobart. - Na pytania zawarte w takim te艣cie nie mo偶na odpowiedzie膰 dobrze lub 藕le. Problem polega艂 jedynie na tym, 偶e pani profil psychiczny okaza艂 si臋 niezwykle skomplikowany, w zwi膮zku z czym Koneksje Synergistyczne nie potrafi艂y znale藕膰 dla pani odpowiedniego partnera. Pani Lanc korzysta艂a nawet z banku danych wszystkich trzech miasto-stan贸w, ale bez skutku.
Dziewczyna u艣miechn臋艂a si臋 gorzko do Nicka.
Obla艂am r贸wnie偶 w Nowym Portlandzie i Nowym Vancouverze - wyja艣ni艂a.
Chyba powinna nam pani pozwoli膰 na kolejn膮 pr贸b臋 - stwierdzi艂 Hobart, przybieraj膮c charakterystyczny, pe艂ny optymizmu ton doradcy matrymonialnego. - Kto wie? Lista kandydat贸w wci膮偶 si臋 zmienia. Tym razem b臋dzie lepiej.
Dzi臋kuj臋. - Gardenia popatrzy艂a na Batta z heroiczno-tragicznym u艣miechem. - Przyzwyczai艂am si臋 ju偶 jednak do swego statusu. Chyba nie wytrzyma艂abym po raz drugi takiego napi臋cia.
Bohatersko-m臋cze艅ska postawa Gardenii doprowadza艂a Chastaina do sza艂u.
- Z pewno艣ci膮 cieszy pani膮 taki stan rzeczy.
Dziewczyna nie zwr贸ci艂a na niego uwagi.
- Ale偶 nie - wtr膮ci艂 si臋 Hobart. - Przecie偶 nic nie mo偶e zast膮pi膰 udanego zwi膮zku. Nasi dalekowzroczni ojcowie za艂o偶yciele rozumieli, 偶e tylko instytucja ma艂偶e艅stwa
gwarantuje stabilizacj臋 synergistyczn膮, bez kt贸rej szcz臋艣liwe spo艂ecze艅stwo nie mo偶e istnie膰. Historia potwierdzi艂a ich racje. Ma艂偶e艅stwo to kamie艅 w臋gielny naszej cywilizacji.
- Prawdziwy z pana profesjonalista - mrukn臋艂a.
Hobart u艣miechn膮艂 si臋 rado艣nie.
Pani dane sprzed czterech lat s膮 nadal w naszej kartotece. Mogliby艣my znowu je przeanalizowa膰, gdyby pani sobie tego 偶yczy艂a.
Oczywi艣cie za odpowiedni膮 op艂at膮 - u艣miechn臋艂a si臋 Gardenia. - Prosz臋 sobie nie zawraca膰 g艂owy. I niech si臋 pan nie pozwoli zastraszy膰 panu Chastainowi. Krowo-koza, co du偶o ryczy, ma艂o mleka daje.
Hobart zamruga艂 nerwowo powiekami. Popatrzy艂 na Gardeni臋 tak, jakby dziewczyna powiedzia艂a mu w艂a艣nie, 偶e Kurtyna znowu si臋 otworzy艂a.
Odkaszln膮艂 dyskretnie.
C贸偶, musz臋 ju偶 i艣膰. Mam przed sob膮 par臋 spotka艅. - 艁ypn膮艂 na Chastaina. - Nie wype艂ni艂 pan jeszcze ankiety, prawda?
Jest prawie gotowa. - Nick wyci膮gn膮艂 obszerny kwestionariusz i rzuci艂 go na biurko. - Prosz臋 to sobie zabra膰.
Hobart chwyci艂 niezr臋cznie ankiet臋.
- Zatelefonuj臋, kiedy b臋dziemy gotowi do nast臋pnego etapu rejestracji. - 艢ciskaj膮c w r臋ku papiery, odwr贸ci艂 si臋 na pi臋cie i wy maszerowa艂 z pokoju.
Gdy za Battem zamkn臋艂y si臋 drzwi, Gardenia zerkn臋艂a na Nicka z pow膮tpiewaniem.
M贸wi艂e艣, 偶e nigdy nie testowa艂e艣 swego talentu.
Zgadza si臋.
Mo偶esz mi w takim razie wyt艂umaczy膰, jakim cudem korzystasz z us艂ug najbardziej presti偶owej agencji matrymonialnej w mie艣cie? Przecie偶 oni wymagaj膮 bada艅. Nie chc膮 si臋 zajmowa膰 nie testowanymi pryzmatami czy talentami.
Zawar艂em z Battem umow臋 prywatn膮. Poprosi艂em go, 偶eby mnie traktowa艂 jak matrycowca klasy dziesi膮tej.
Przecie偶 wykraczasz poza skal臋. - Dziewczyna rozszerzy艂a oczy z przera偶enia. - Zaczekaj chwil臋. Chyba rozumiem. Nie zarejestrowa艂e艣 si臋 u nich oficjalnie, prawda? Chcesz znale藕膰 partnerk臋 poza systemem.
Otrzyma艂a艣 moj膮 wiadomo艣膰? - Szybko zmieni艂 temat.
Tak. - Gardenia mia艂a tak膮 min臋, jakby zamierza艂a go wypyta膰 o dalsze szczeg贸艂y, ale w ko艅cu zmieni艂a zdanie.
Godzin臋 temu telefonowa艂 Feather. Znalaz艂 Polly Fenwick i Omara Bookera w Nowym Vancouverze. Opowiem ci wszystko przy lunchu.
Lunchu?
Dlaczego nie? Zbli偶a si臋 po艂udnie.
Wiadomo艣ci o Polly i Marze nadesz艂y z samego rana, ale Nick poprosi艂 Feathera, 偶eby zadzwoni艂 do Gardenii dopiero oko艂o dwunastej. Wola艂 si臋 jednak z tym nie zdradza膰, bo dziewczyna znowu dosta艂aby sza艂u.
Uj膮艂 j膮 pod rami臋.
Zjemy przy basenie.
Przecie偶 pada.
Nie tam, dok膮d ja ci臋 zapraszam.
Rozdzia艂 osiemnasty
Wkr贸tce potem Gardenia znalaz艂a si臋 na dachu Pa艂acu Chastaina i zrozumia艂a, 偶e Nick m贸wi艂 prawd臋. Ws艂uchiwa艂a si臋 bowiem z lubo艣ci膮 w b臋bnienie kropel o szklan膮 konstrukcj臋 os艂aniaj膮c膮 uroczy basenik i zielone ogrody.
Zadziwiaj膮ce. Nie wiedzia艂am, 偶e co艣 takiego tu jest.
To moja prywatna siedziba.
Nie u偶y艂 s艂owa „dom". Dom stanowi艂 dla niego najwyra藕niej nie zrealizowany element we wzorze matrycy starannie zaplanowanej przysz艂o艣ci.
Czeka艂 na pojawienie si臋 kelnera, a potem popatrzy艂 przez st贸艂 na Gardeni臋.
Przykro mi, 偶e pods艂ucha艂a艣 rozmow臋 pomi臋dzy mn膮 i Battem.
Twoja decyzja, 偶eby si臋 w偶eni膰 w elit臋, wchodzi pewnie w sk艂ad planu, dzi臋ki kt贸remu masz zdoby膰 powszechny szacunek. - Patrz膮c na znakomity wyb贸r sa艂atek i ser贸w, dziewczyna z trudem pokonywa艂a b贸l.
Pr贸bowa艂a sobie jako艣 poradzi膰 z ciosem, jaki nie艣wiadomie zada艂 jej Bart.
- Jak mog臋 znale藕膰 panu 偶on臋 z dobrej rodziny, skoro w „Synsacjach" ukazuj膮 si臋 pa艅skie kompromituj膮ce zdj臋cia w towarzystwie panny Spring - powiedzia艂 agent.
Gardenia zacz臋艂a sobie wmawia膰, 偶e znowu reaguje niewsp贸艂miernie do sytuacji. Przecie偶 wiedzia艂a, 偶e Nick zamierza si臋 o偶eni膰. Musia艂 przedstawi膰 jakie艣 konkretne wymagania w stosunku do przysz艂ej 偶ony. W ko艅cu by艂 matrycowcem. Jego wybranka mia艂a sta膰 si臋 cz臋艣ci膮 艣wietlanej przysz艂o艣ci Chastaina.
Wola艂bym nie rozmawia膰 o swoich planach matrymonialnych. Na razie sprawa utkn臋艂a w fazie przygotowawczej.
W porz膮dku. - Ona r贸wnie偶 nie zamierza艂a dr膮偶y膰 tego tematu. Zanurzaj膮c krakersa w pomidorowo-oliwkowej pa艣cie, z trudem zmusi艂a si臋 do u艣miechu.
Przejd藕my do interes贸w. Czego si臋 dowiedzia艂e艣 o Polly i Omarze?
Za chwil臋. Jeste艣 pewna, 偶e post臋pujesz s艂usznie?
Nie rozumiem, o czym m贸wisz.
Powiedzia艂a艣 Battowi, 偶e nie odnowisz rejestracji w Koneksjach Synergistycznych.
Mam teraz inne problemy. Poza tym nie chc臋 si臋 zn贸w poddawa膰 tym okropnym procedurom. Kiedy agencja stwierdzi艂a, 偶e jestem nieskojarzalna, czu艂am si臋 naprawd臋 odrzucona.
Ale p贸藕niej szybko dosz艂a艣 do siebie.
- Mo偶na si臋 do wszystkiego przyzwyczai膰 - uci臋艂a.
Zacisn膮艂 szcz臋ki, jakby chcia艂 us艂ysze膰 zupe艂nie inn膮 odpowied藕.
Czuj臋, 偶e Hobart sklasyfikuje mnie w ko艅cu tak samo jak ciebie. Szuka tylko pretekstu.
Niewykluczone. - Gardenia nadgryz艂a krakersa. - Spraw臋 komplikuj膮 dodatkowo twoje wymagania. A w艂a艣ciwie w jaki spos贸b go zmusi艂e艣, 偶eby dla ciebie pracowa艂? Nick popatrzy艂 na Gardeni臋 z min膮 obra偶onego niewini膮tka.
Dlaczego s膮dzisz, 偶e wywieram na niego presj臋?
Znam ci臋. Lubisz zastrasza膰. Jakiego haka masz na Batta?
Nick wzruszy艂 ramionami, nak艂adaj膮c sobie na widelec troch臋 sa艂atki.
- Przegra艂 u mnie dziesi臋膰 tysi臋cy dolar贸w.
Gardenia o ma艂o nie zakrztusi艂a si臋 serem.
Dziesi臋膰 tysi臋cy? Nie wierz臋. Co ty mu zrobi艂e艣? Wci膮gn膮艂e艣 go w pu艂apk臋?
Nie. - Popatrzy艂 na dziewczyn臋 z rozbawieniem. - Nic wiesz zbyt wiele na temat synergistycznej psychologii hazardu, prawda?
Ale ty jeste艣 ekspertem w tych sprawach.
Owszem - przyzna艂 Chastain. - Musz臋 si臋 przecie偶 na tym zna膰. - Hobart uleg艂 emocjom. A kasyno nie chce, by niedzielni gracze pogr膮偶ali si臋 z kretesem.
Pog艂oski, 偶e ludzie o 艣rednich zarobkach stracili oszcz臋dno艣ci ca艂ego 偶ycia w jaskini gry, nie wp艂yn臋艂yby chyba pozytywnie na twoje interesy.
Z pewno艣ci膮 nie.
Dlaczego w takim razie nic wyci膮gn膮艂e艣 r臋ki do Batta?
- Ju偶 ty si臋 o niego nie martw.
Gardenia ze z艂o艣ci膮 od艂o偶y艂a widelec.
Pos艂uchaj. Je艣li zamierzasz zosta膰 powszechnie szanowanym obywatelem, nie wolno ci ucieka膰 si臋 do tego rodzaju metod.
Czy kto艣 ci kiedy艣 m贸wi艂, 偶e dziewcz臋ca naiwno艣膰 bywa czaruj膮ca?
Jeszcze jedno s艂owo na temat mojej naiwno艣ci, a wepchn臋 ci臋 do basenu. W porz膮dku. Rozumiem, 偶e nie chcesz wys艂uchiwa膰 moich kaza艅. Opowiedz mi lepiej o Polly i Omarze.
Niewiele wiem. - Nick oderwa艂 kawa艂ek chleba od 艣wie偶o wypieczonego bochenka. - Zamieszkali pod fa艂szywymi nazwiskami w luksusowym hotelu w Nowym Vancouverze. Podobno ca艂kiem nie藕le sobie 偶yj膮 za moje pi臋膰dziesi膮t tysi臋cy. Znajduj膮 si臋 teraz pod obserwacj膮 艂apsa, kt贸rego tam wys艂a艂em.
Co zrobisz?
Na razie nic. Nadal s膮dz臋, 偶e to nie oni ukartowali spisek. Zale偶y mi raczej na odnalezieniu tego, kto ich na mnie nas艂a艂. Ten cz艂owiek jest z pewno艣ci膮 bardzo bogaty i ustosunkowany, skoro m贸g艂 sobie pozwoli膰 na op艂acenie takiego fa艂szerza jak Wilkes.
Dlaczego w takim razie p艂acisz za 艣ledzenie tej pary?
Zwyczajne 艣rodki ostro偶no艣ci. Lubi臋 kontrolowa膰 wszystkie czynniki matrycy.
Rozumiem. - Gardenia zastanawia艂a si臋 nad czym艣 przez chwil臋. - M贸wi艂e艣, 偶e kto艣 chyba spl膮drowa艂 dom Wilkesa w poszukiwaniu dokument贸w finansowych potwierdzaj膮cych podrobienie dziennika.
Wi臋c?
Wczoraj w nocy ogniskowa艂am dla ksi臋gowego o talencie matrycowym. Jecha艂am w艂a艣nie do domu po sko艅czonej sesji, kiedy nawali艂o mi auto.
Nick za艣mia艂 si臋 chrapliwie.
- Nie zepsu艂o si臋 bez powodu. Mechanik powiedzia艂 Featherowi, 偶e kto艣 majstrowa艂 przy silniku. Poluzowa艂 wtryskiwacz galaretowatego lodu.
Westchn臋艂a.
Pan Dexter bywa wprawdzie nudny, ale zrobi艂 trafn膮 uwag臋 na temat pieni臋dzy, po kt贸rych podobno zawsze zostaje 艣lad.
Ca艂kowicie si臋 z nim zgadzam.
Wiem. Po tym, co od was us艂ysza艂am, przysz艂o mi do g艂owy, 偶e zosta艂y jakie艣 艣lady tego typu po Trzeciej Wyprawie.
Wszystko znikn臋艂o. Zar贸wno rachunki, jak i akta.
Wszystkie?
Ekspedycj臋 finansowa艂 Uniwersytet w Nowym Port-landzie - wyja艣ni艂 cierpliwie Nick. - Ca艂a dokumentacja sp艂on臋艂a w po偶arze przed trzydziestoma pi臋cioma laty.
Wolno opu艣ci艂a widelec.
- Kolejny niezwyk艂y zbieg okoliczno艣ci.
Nick uni贸s艂 brwi.
B臋d膮c najlepszym na 艣wiecie ekspertem od talent贸w matrycowych, musisz chyba wiedzie膰, 偶e ludzie mojego pokroju nie wierz膮 w przypadki.
S膮dzisz, 偶e kto艣 rozmy艣lnie zniszczy艂 akta?
Owszem. A tak偶e dom mojej matki, po tym jak spowodowa艂 wypadek, w kt贸rym zgin臋艂a.
Gardenia zadr偶a艂a.
Ta ca艂a sprawa zaczyna si臋 niestety uk艂ada膰 w logiczn膮 ca艂o艣膰.
Witam we wspania艂ym 艣wiecie Analizy Synergistycznej. Masz racj臋. Istnieje pewien wz贸r. Ale tak jest zawsze.
Nie wierzy艂a we w艂asne wnioski.
Czy偶by naprawd臋 komu艣 zale偶a艂o na tym, by usun膮膰 wszelkie 艣lady po Trzeciej Wyprawie?
W艂a艣nie. W dodatku ten 艂ajdak rozg艂osi艂, 偶e ekspedycja w og贸le nie dosz艂a do skutku.
Zmi臋艂a serwetk臋.
Dlaczego mia艂by sobie zadawa膰 tyle trudu?
Prawdopodobnie ekipa znalaz艂a co艣 tak cennego lub wa偶nego, 偶e zab贸jca postanowi艂 to ukry膰 za wszelk膮 cen臋.
Gardenia my艣la艂a chwil臋.
- Z pewno艣ci膮 z艂odziej jest matrycowcem.
Nick powi贸d艂 palcem po szklance z mro偶on膮 herbat膮.
- A ca艂膮 t臋 histori臋 napisano ponownie.
Zamilk艂, ale wysun膮艂 sond臋 energii psychicznej szukaj膮c膮 pryzmatu. Waha艂a si臋 jedynie przez chwil臋 i w ko艅cu zareagowa艂a.
Ilekro膰 ogniskowa艂a dla Nicka, doznawa艂a uczucia g艂臋bokiej satysfakcji, ale je艣li Chastain by艂 艣wiadom emocjonalnych efekt贸w ubocznych wi臋zi, to 艣wietnie si臋 z tym kry艂.
Gardenia widzia艂a, jak na p艂aszczy藕nie psychicznej zarysowuje si臋 stopniowo kszta艂t matrycy. Nie potrafi艂a go jednak w艂a艣ciwie odczyta膰, dop贸ki Nick nie przem贸wi艂.
- Skradziono ca艂膮 mas臋 dokument贸w - zacz膮艂. - Istnieje jednak pewien schemat, wed艂ug kt贸rego znika艂y. Przede wszystkim zadbano o to, by si臋 pozby膰 dokumentacji finansowej.
Wewn膮trz skomplikowanej konstrukcji matrycowej mign臋艂y po艂膮czenia mi臋dzy poszczeg贸lnymi elementami.
- Pewnie kto艣 doszed艂 do wniosku, 偶e te papiery stanowi膮 najwi臋ksze zagro偶enie.
- Mia艂 racj臋. Rozumowa艂 jak rasowy biznesmen.
Matryca metafizyczna skonstruowana przez Chastaina stawa艂a si臋 coraz bardziej wyrazista i skomplikowana. Wygl膮da艂a niczym miriady punkcik贸w rozsypane po wszech艣wiecie. Gardenia wiedzia艂a, 偶e ka偶dy z nich wyobra偶a jak膮艣 my艣l, ide臋, fakt. Powoli pojmowa艂a spos贸b, w jaki pot臋偶ny talent matrycowy dokonuje czysto abstrakcyjnej analizy psychicznej.
Kto艣 uczyni艂 wszystko, co by艂o w jego mocy, aby Trzecia Wyprawa dos艂ownie si臋 rozp艂yn臋艂a we mgle historii - powiedzia艂 Nick. - I odni贸s艂 spory sukces. Zaledwie po trzydziestu pi臋ciu latach ekspedycj臋 zredukowano do poziomu legendy. Oficjalnie nigdy si臋 nie odby艂a. Nied艂ugo wszyscy o niej zapomn膮.
I tylko ty oraz DeForest b臋dziecie znali prawd臋.
Ale nie uda si臋 nam dowie艣膰 naszych racji.
Poprzez konstrukcj臋 mentaln膮 wytworzon膮 na p艂aszczy藕nie metapsychicznej przep艂ywa艂y skomplikowane desenie z艂o偶onych wzor贸w.
- Co widzisz? - spyta艂a Gardenia zafascynowana i oszo艂omiona. Nie potrafi艂a zinterpretowa膰 dziwnych obrazk贸w. Jedynie Nick mia艂 zdolno艣ci w tym kierunku. By艂 mistrzem matrycy, magikiem, kt贸ry pracowa艂 na kilku p艂aszczyznach, szukaj膮c niewidocznych mo偶liwo艣ci i nieprawdopodobnych zwi膮zk贸w. Nick a偶 si臋 wzdrygn膮艂.
Plam臋 po pieni膮dzach.
Jak to?
T艂umaczy艂em Leo, 偶e jeszcze nikt nie zdo艂a艂 zatrze膰 ca艂kowicie 艣lad贸w po forsie. Nasz przeciwnik doskonale zdaje sobie z tego spraw臋.
Wi臋c?
Tropy zniszczy艂 ten, kto si臋 ba艂 zdemaskowania.
Z twarzy Chastaina znikn臋艂o skupienie, a matryca rozp艂yn臋艂a si臋 w przestrzeni.
I co?
Trzeci膮 Wypraw臋 sponsorowa艂 Uniwersytet w Nowym Portlandzie.
To nic nowego. Podobno z akt wynika, 偶e wypraw臋 odwo艂ano, zanim ekipa wyruszy艂a z Serendipity. Co powiesz na ten temat?
Uniwersytety nie wyk艂adaj膮 zwykle w艂asnych pieni臋dzy na kosztowne ekspedycje. Korzystaj膮 z darowizn 艂ub wyci膮gaj膮 fors臋 od bogatych korporacji.
Chyba si臋 domy艣lam, do czego zmierzasz - powiedzia艂a wolno Gardenia.
Musimy si臋 dowiedzie膰, kto da艂 uniwersytetowi pieni膮dze na wypraw臋. Kiedy zidentyfikuj臋 sponsora, odnajd臋 automatycznie zab贸jc臋 mego ojca.
Jeste艣 pewien, 偶e go zamordowano?
Tak. - Nick zacisn膮艂 d艂o艅 wok贸艂 szklanki. - Podobnie jak matk臋. Wszystko zaczyna si臋 uk艂ada膰 w logiczn膮 ca艂o艣膰. M贸j ojciec nie pope艂ni艂 samob贸jstwa. Zgin膮艂, bo odkry艂 pewn膮 wa偶n膮 tajemnic臋. A matka stanowi艂a potencjalne zagro偶enie, bo zadawa艂a zbyt wiele pyta艅. Nasz dom z kolei sp艂on膮艂, gdy偶 mog艂y si臋 w nim znajdowa膰 listy lub notatki niewygodne dla mordercy.
Ostatni list ojca ocala艂, bo le偶a艂 w schowku u Andy'ego Aoki. Ciekawa jestem, dlaczego twoja matka mu o tym nie powiedzia艂a.
Bo nie chcia艂a go nara偶a膰 na niebezpiecze艅stwo. Zreszt膮 zamierza艂a kontynuowa膰 swoje 艣ledztwo.
By艂a na pewno bardzo dzielna - powiedzia艂a Gardenia.
- Nic dziwnego, 偶e Barthomolew Chastain zakocha艂 si臋 w takiej kobiecie.
- Wiem. - Nick popatrzy艂 dziwnie na Gardeni臋. - Nie zna艂em swoich rodzic贸w, ale po raz pierwszy w 偶yciu odnios艂em wra偶enie, 偶e nawi膮za艂em nimi jaki艣 kontakt.
Gardenia dotkn臋艂a jego r臋ki.
Je艣li rozumujesz prawid艂owo, to nie tylko tw贸j ojciec zosta艂 zamordowany. Profesor DeForest twierdzi艂, 偶e w d偶ungli zagin臋艂o pi臋ciu badaczy. Rozumiesz? Kto艣 zabi艂 ca艂膮 grup臋 i pozmienia艂 wszystkie zapisy.
Ten sz贸sty - szepn膮艂 Nick.
Co takiego?
Na ekspedycj臋 mia艂o wyruszy膰 sze艣ciu m臋偶czyzn, prawda?
Tak, ale profesor jest innego zdania.
Wiem. Pewnie co艣 jak zwykle pokr臋ci艂. Poprzednie dwie ekipy mojego ojca sk艂ada艂y si臋 z pi臋ciu os贸b, z nim w艂膮cznie. Ale je艣li Szalony DeForest wcale si臋 nie myli? By膰 mo偶e na wypraw臋 zamierza艂o rzeczywi艣cie jecha膰 pi臋ciu, a w ostatniej chwili dokooptowano sz贸stego?
A wi臋c ten, kto zamordowa艂 Bartholomew Chastaina oraz pozosta艂膮 czw贸rk臋, wchodzi艂 w sk艂ad tej grupy - szepn臋艂a Gardenia.
Tak. Potem zab贸jca zmieni艂 ca艂膮 relacj臋. Ka偶dy, kto potrafi tak dok艂adnie zniszczy膰 istniej膮ce zapisy, na pewno umie r贸wnie偶 sfabrykowa膰 nowe.
Ale dlaczego tw贸j ojciec przyj膮艂 kogo艣 w ostatniej chwili? Nie potrzebowa艂 sz贸stego cz艂onka ekipy.
Chastain u艣miechn膮艂 si臋 zimno.
- Nie wiem. Ale spr贸buj臋 si臋 domy艣le膰. Mo偶e zabra艂 osob臋, kt贸ra organizowa艂a i finansowa艂a ca艂e przedsi臋wzi臋cie.
- W takim razie w艂adze uniwersyteckie wiedzia艂yby z pewno艣ci膮 o jego udziale w tej wyprawie. - Gardenia zamacha艂a r臋kami zirytowana tym labiryntem znak贸w zapytania.
Nick potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
- Niekoniecznie, je艣li ten sz贸sty by艂 sparanoizowanym talentem matrycowym, kt贸ry nigdy nie zdradzi艂 w艂adzom .Akademii swych zamierze艅.
Gardenia odetchn臋艂a g艂臋boko.
Matrycowiec cierpi膮cy na paranoj臋?
Wszystko na to wskazuje. Poza tym on si臋 chyba domy艣li艂, 偶e m贸j ojciec jest r贸wnie偶 matrycowcem.
Kt贸ry w dodatku nie darzy go zaufaniem?
Tak.
Je艣li masz racj臋, to sponsor wyprawy uda艂 si臋 do d偶ungli.
Na pewno by艂 艣wiadkiem odkrycia dokonanego przez tat臋 i zrozumia艂 jego znaczenie. Potem zabi艂 mojego ojca oraz pozosta艂膮 czw贸rk臋 i zabra艂 dziennik. Gdy wr贸ci艂, pozaciera艂 za sob膮 艣lady, a nast臋pnie zacz膮艂 systematycznie niszczy膰 reszt臋 dokument贸w.
Chwileczk臋. Dlaczego dziennik wzbudzi艂 teraz takie zainteresowanie, skoro zab贸jca przetrzymywa艂 go skutecznie przez tyle lat?
Z tego, co mi wiadomo o handlu bia艂ymi krukami, dziennik Chastaina widocznie ostatnio zagin膮艂 lub zosta艂 skradziony. Potem odsprzedano go zbieraczowi z Nowego Portlandu, kt贸ry wkr贸tce umar艂.
A Fenwick natkn膮艂 si臋 na pami臋tnik przy okazji wizyty na wyprzeda偶y.
M贸wi艂em ci, 偶e ten, kto spl膮drowa艂 antykwariat Morrisa, niczego tam nie szuka艂. - W sposobie, w jaki przeszukano sklep, nie uda艂o mi si臋 doszuka膰 偶adnego wzoru.
Wi臋c zab贸jca nie spodziewa艂 si臋 znale藕膰 dziennika, ale chcia艂, by policja pos膮dzi艂a o zab贸jstwo narkomana na g艂odzie?
Nick wolno skin膮艂 g艂ow膮.
- Morderca kupi艂 ju偶 tymczasem fa艂szywy dziennik od Wilkesa, po czym sprytnie podrzuci艂 go Polly i Omarowi. Domy艣la艂 si臋, do kogo z tym p贸jd膮. Chcia艂 mnie zbi膰 z tropu.
Gardenia podnios艂a do ust szklank臋 z mro偶on膮 herba-kaw膮.
Zapewne nie wiedzia艂, z kim ma do czynienia.
Albo s膮dzi艂, 偶e i tak da sobie ze mn膮 rad臋.
W takim razie jest bardzo pewny siebie. Zreszt膮 ca艂y ten plan 艣wiadczy o jego niespotykanej wr臋cz arogancji.
Owszem.
Podejrzewamy spisek na wielk膮 skal臋. Czy to aby nie przesada, nawet jak na matryc臋?
Nie dysponuj臋 wystarczaj膮cymi dowodami, ale na pewno si臋 nie myl臋. Musz臋 tylko ustali膰, kto finansowa艂 ostatni膮 ekspedycj臋 ojca.
Min臋艂o trzydzie艣ci pi臋膰 lat - powiedzia艂a delikatnie dziewczyna. - A dokumenty znikn臋艂y.
Oczy Nicka rozb艂ys艂y prawdziwym ogniem.
- Nawet talent matrycowy mia艂by k艂opoty z pozbyciem si臋 wszystkich urz臋dnik贸w, ksi臋gowych i sekretarek pracuj膮cych w wydzia艂ach finansowych uniwersytetu trzydzie艣ci pi臋膰 lat temu.
Gardenia zmarszczy艂a brwi.
Chyba rozumiem, o co ci chodzi. Niekt贸rzy jeszcze pami臋taj膮, sk膮d si臋 wzi臋艂y fundusze na wypraw臋. Ale teraz ci ludzie s膮 ju偶 pewnie na emeryturze.
W艂a艣nie dzi臋ki temu ich odnajdziemy. Pieni膮dze zostawiaj膮 艣lad... pami臋tasz? Ka偶臋 Featherowi zaj膮膰 si臋 t膮 spraw膮.
Jeste艣 niesamowity.
Czy to komplement? Czy raczej oskar偶enie?
Niewa偶ne. W czym ci mog臋 pom贸c?
Ju偶 i tak zrobi艂a艣 zbyt wiele. - Nick musn膮艂 wargami jej d艂o艅. - Gdyby nic ty, nigdy bym tego nie posk艂ada艂 w logiczn膮 ca艂o艣膰. Inspirujesz mnie.
Dzi臋ki - mrukn臋艂a. - Mam wi臋ksze ambicje. Nie zamierzam pe艂ni膰 roli muzy.
- Wi臋c co chcesz robi膰?
Gardenia rozpar艂a si臋 na krze艣le.
Spotkam si臋 ponownie z profesorem. Niewykluczone, 偶e on jeszcze co艣 wic.
Strata czasu. - Nick si臋gn膮艂 po telefon stoj膮cy na ma艂ym stoliczku obok le偶aka.
Co w takim razie zamierzasz?
Najpierw ka偶臋 Featherowi odszuka膰 adresy emerytowanych ksi臋gowych z Uniwersytetu w Nowym Port-landzie.
A potem?
Popatrzy艂 na ni膮 przeci膮gle, z namys艂em.
S膮dzi艂em, 偶e pop艂ywamy.
Nic wzi臋艂am kostiumu.
W kabinie czeka na ciebie str贸j k膮pielowy. Oczywi艣cie czerwony. Mo偶esz si臋 przebiera膰, a ja tymczasem skontaktuj臋 si臋 z Featherem.
Rozdzia艂 dziewi臋tnasty
Ogni艣cie czerwony kostium le偶a艂 na niej znakomicie.
Dok艂adnie tak, jak si臋 mo偶na by艂o tego spodziewa膰.
Matryce mia艂y szczeg贸lny, irytuj膮cy wr臋cz dar prawid艂owego oceniania odleg艂o艣ci, d艂ugo艣ci, wysoko艣ci, szeroko艣ci oraz wielu innych rzeczy. Po obejrzeniu skomplikowanego diagramu z艂o偶onej, wielowymiarowej figury matematycznej talenty matrycowe potrafi艂y precyzyjnie okre艣li膰, pod jakimi k膮tami przecinaj膮 si臋 dziel膮ce j膮 linie, a tak偶e, ile wynosi powierzchnia okre艣lonych fragment贸w. Wystarczy艂 im jeden rzut oka na kobiet臋, by potrafili dla niej wybra膰 odpowiedni rozmiar biustonosza.
Gardenia pomy艣la艂a, 偶e Nick umie艣ci艂 wsp贸艂rz臋dne jej wymiar贸w na matrycy, kt贸r膮 przechowywa艂 gdzie艣 g艂臋boko w umy艣le. Pewnie studiowa艂 je nawet podczas bezsennych nocy.
Niestety, talenty matrycowe nie wykazywa艂y r贸wnie nieprzeci臋tnych uzdolnie艅 w sferze kontakt贸w mi臋dzyludzkich.
Podesz艂a do kraw臋dzi basenu i usiad艂a. Przez kilka minut obserwowa艂a Chastaina pokonuj膮cego z 艂atwo艣ci膮 kolejne d艂ugo艣ci basenu. Dziwi艂a si臋, 偶e woda nie zacz臋艂a wrze膰 pod naporem jego ramion.
Nick czu艂 si臋 w wodzie jak prawdziwy rybo-rekin. Emanowa艂 nies艂ychan膮 wr臋cz energi膮. Dorasta艂 przecie偶 na Wyspach Zachodnich, liczy艂 si臋 p艂ywa膰 w zdradzieckich fa艂ach morza, a nic w bezpiecznym domowym basenie.
W po艂owie pasa Nick zmieni艂 kierunek i podp艂yn膮艂 do Gardenii. Opar艂szy si臋 jedn膮 r臋k膮 o kraw臋d藕 basenu, drug膮 odgarn膮艂 z czo艂a mokre w艂osy.
- Widz臋, 偶e kostium pasuje. - Patrzy艂 na ni膮 z nieskrywan膮 satysfakcj膮, a nawet zaborczo艣ci膮.
Owszem. U艣miechn膮艂 si臋.
艁adnie ci w czerwonym.
W oczach Nicka nadal p艂on膮艂 ogie艅, kt贸ry ujrza艂a po raz pierwszy podczas wi臋zi.
Masz jakie艣 inne hobby poza p艂ywaniem?
P艂ywanie nie jest moim hobby - odpar艂 zdziwiony.
- Po prostu rozwija mi臋艣nie.
- Rozumiem. - Typowa matryca z obsesj膮. Dla nich nie istnia艂o nic po艣redniego. Talenty matrycowe zajmowa艂y si臋 czym艣 albo z pe艂nym zaanga偶owaniem, albo te偶 uwa偶a艂y, 偶e dana sprawa w og贸le nie zas艂uguje na zainteresowanie.
Patrzy艂 na ni膮 pytaj膮co.
A ty?
Co ja? Czy mam hobby? - Potrz膮sn臋艂a smutno g艂ow膮.
- Raczej nie. Przez ostatnie par臋 lat poch艂ania艂y mnie inne problemy. Kiedy艣 chcia艂abym zacz膮膰 uprawia膰 ogr贸d.
W tym celu musia艂aby艣 si臋 wyprowadzi膰 z poddasza.
Tak.
Potrzebowa艂aby艣 domu i kawa艂ka ziemi.
- Tak.
Milcza艂 chwil臋, a potem przesun膮艂 d艂oni膮 po udzie dziewczyny.
W jego oczach nadal ja艣nia艂 blask. Nie by艂 to jednak 偶ar pozosta艂y po sesji ogniskuj膮cej.
Podj臋艂a艣 ju偶 decyzj臋? - spyta艂. Wiedzia艂a, co ma na my艣li.
Tak.
- Jak rozumie膰 t臋 odpowied藕? Podj臋艂a艣 decyzj臋 czy zgadzasz si臋 na romans?
Odpowiadam twierdz膮co na oba pytania. Wyskoczy艂 z wody i obj膮艂 j膮 w talii.
Zaczekaj - szepn臋艂a, 艣ci膮gn膮艂 j膮 do basenu.
Nabierz powietrza - ostrzeg艂.
Z臋by b艂ysn臋艂y mu w u艣miechu. Gdy zanurkowa艂 pod powierzchni臋, Gardenia dosta艂a zawrotu g艂owy. Czu艂a si臋 jak w stanie niewa偶ko艣ci. Zupe艂nie straci艂a orientacj臋.
Kiedy pomy艣la艂a, 偶e nie b臋dzie ju偶 w stanie oddycha膰, wyp艂yn臋li na powierzchni臋.
Potw贸r - mrukn臋艂a. - Zemszcz臋 si臋 na tobie. Nawet si臋 nie zd膮偶ysz obejrze膰.
Ju偶 si臋 nie mog臋 tego doczeka膰.
Rozbawienie widoczne w jego oczach szybko przekszta艂ci艂o si臋 w po偶膮danie. Zacz膮艂 j膮 nami臋tnie ca艂owa膰.
- Chc臋, 偶eby to by艂 prawdziwy romans - powiedzia艂, gdy wreszcie podni贸s艂 g艂ow臋.
Nie wiem, czy mo偶e by膰 prawdziwszy. Zacisn膮艂 usta.
Nie zamierzam si臋 d艂u偶ej wyg艂upia膰.
Wyg艂upia膰?
Nie b臋dziemy ju偶 udawa膰, 偶e zatrudni艂em ci臋 w charakterze dekoratorki wn臋trz.
I tak nikt w to nie wierzy艂. Musz臋 ci臋 jednak ostrzec, 偶e spotykaj膮c si臋 ze mn膮 nie zwi臋kszasz szans na zdobycie szacunku.
Ju偶 ty si臋 o to nic martw. Mog臋 sobie kupi膰 szacunek r贸wnie 艂atwo jak wszystko inne. Z wyj膮tkiem ciebie. Bo ty nie jeste艣 na sprzeda偶.
Ty r贸wnie偶 nie.
呕adne z nas nie jest na sprzeda偶. - U艣miechn膮艂 si臋 niemal z dzik膮 satysfakcj膮. - Jutro o 贸smej poka偶emy si臋 razem publicznie.
A co si臋 stanie jutro?
- Zabior臋 ci臋 do Klubu Ojc贸w Za艂o偶ycieli.
Unios艂a brwi.
Nick Chastain i Szkar艂atna Dama na dorocznej imprezie dobroczynnej? O rety! Niekt贸re kr臋gi znajd膮 sobie nowy temat do rozmowy.
Koniecznie w艂贸偶 co艣 czerwonego. - Pochyli艂 g艂ow臋 i zn贸w zacz膮艂 j膮 ca艂owa膰.
Zrozumia艂a, do czego d膮偶y, i zacz臋艂a si臋 wyrywa膰.
Przesta艅, za chwil臋 mo偶e tu przyj艣膰 kelner!
Nie wcze艣niej, ni偶 go zawo艂am. - Zerwa艂 z niej jednym ruchem g贸r臋 od kostiumu.
Jeste艣 pi臋kna - powiedzia艂, patrz膮c na ni膮 tak, jakby po raz pierwszy w 偶yciu zobaczy艂 kobiet臋.
Zdawa艂a sobie doskonale spraw臋 z tego, 偶e obiektywny obserwator nigdy nie uzna艂by jej za pi臋kn膮. Ale tym bardziej s艂odko brzmia艂y s艂owa Chastaina. Dla matrycowc贸w pi臋kno by艂o czym艣 znacznie bardziej skomplikowanym i z艂o偶onym ni偶 dla wi臋kszo艣ci ludzi.
- Ty te偶 - szepn臋艂a, ujmuj膮c jego twarz w d艂onie.
Pochyli艂 g艂ow臋 i zacz膮艂 pie艣ci膰 j臋zykiem jej sutk臋. Zadr偶a艂a. Po wygi臋tych w 艂uk plecach sp艂ywa艂a woda.
Gdy zatopi艂a paznokcie w ramionach Nicka, m臋偶czyzna zadr偶a艂 z rozkoszy. W 偶y艂ach Gardenii p艂yn臋艂a rzeka wolno艣ci. Podda艂a si臋 swej kobiecej mocy.
Nick rzuci艂 majteczki dziewczyny na wod臋 i popatrzy艂 na ni膮 roz艣wietlonymi z rado艣ci oczyma.
Zerwa艂a mu slipy, a gdy zacz臋艂a go pie艣ci膰, wstrzyma艂 oddech z wra偶enia.
Naprawd臋 mnie inspirujesz - szepn膮艂 po chwili.
Cofam to, co m贸wi艂am wcze艣niej. Wystarczy mi by膰 muz膮.
Chod藕 tu bli偶ej.
Owin膮艂 sobie wok贸艂 talii nogi dziewczyny tak, by otworzy艂a si臋 przed nim ca艂kowicie.
Pragn臋 ci臋 - szepn臋艂a, gdy dotkn膮艂 tego najwra偶liwszego punktu kobiecego cia艂a.
Ty nawet nie wiesz, co to znaczy.
A ty?
Ja wiem wszystko na ten temat. Doznaj臋 cudownego wra偶enia, ilekro膰 ci臋 widz臋 lub o tobie my艣l臋. Albo wtedy, kiedy tworzymy wi臋藕.
Gardenia otworzy艂a szeroko oczy
- Wi臋c ty naprawd臋 to czujesz.
U艣miechn膮艂 si臋 s艂abo, a w p艂aszczyzn臋 metapsychiczn膮 uderzy艂a si艂a szukaj膮ca pryzmatu. Gardenia odpowiedzia艂a tak samo jak za pierwszym razem, instynktownie, rado艣nie, szczerze. Poczucie intymno艣ci wykraczaj膮cej poza seks przenikn臋艂o wi臋藕.
Na pocz膮tku powa偶nie si臋 obawia艂em, 偶e trac臋 zmys艂y - szepn膮艂, wchodz膮c w ni膮 powoli.
A ja my艣la艂am, 偶e zaatakowa艂 mnie prawdziwy wampir psychiczny. - Jej cia艂o wysz艂o mu na spotkanie.
Nigdy nie m贸g艂bym ci臋 skrzywdzi膰.
Ale przecie偶 to zrobisz - my艣la艂a. Kiedy Hobart Batt znajdzie ci idealn膮 偶on臋, kobiet臋, kt贸ra b臋dzie pasowa艂a do twoich plan贸w na przysz艂o艣膰, z pewno艣ci膮 j膮 po艣lubisz. I w ten spos贸b zranisz mnie bardziej, ni偶 m贸g艂by艣 tego dokona膰 za pomoc膮 talentu.
Wbi艂 si臋 w ni膮 mocno, do ko艅ca. W tej jednej chwili zrozumia艂a, 偶e Nick nie my艣li o bezimiennej twarzy kobiety, z kt贸r膮 si臋 kiedy艣 o偶eni. Niczym typowa matryca skupi艂 si臋 na aktualnie wykonywanym zadaniu.
Postanowi艂a, 偶e p贸藕niej pomy艣li o przysz艂o艣ci.
Na p艂aszczy藕nie metapsychicznej poprzez kryszta艂 przela艂a si臋 energia, a Gardenia rozkoszowa艂a si臋 艣wiadomo艣ci膮, 偶e teraz Nick jest w niej zakochany, nawet je艣li sam nie zdaje sobie z tego sprawy.
Nick analizowa艂 bezmy艣lnie dese艅 deszczu uderzaj膮cego o szklany dach. Czu艂 si臋 tak, jakby p艂yn膮艂, ale to by艂o tylko z艂udzenie. Oboje wyci膮gn臋li si臋 na le偶akach otuleni r臋cznikami.
Wszystko znajdowa艂o si臋 pod kontrol膮. Osi膮gn膮艂 sw贸j cel. Dziewczyna zgodzi艂a si臋 na romans. Niemniej jednak Chastain doznawa艂 wra偶enia, 偶e co艣 jest nie w porz膮dku.
Wydawa艂o mu si臋 bowiem, 偶e w matrycy brakuje jakiej艣 istotnej cz臋艣ci sk艂adowej.
Nick? Czy co艣 si臋 sta艂o? - spyta艂a z u艣miechem.
Tak sobie tylko my艣la艂em...
W przypadku matrycowc贸w to bardzo z艂y znak. Nie zareagowa艂 na t臋 kpin臋.
Dlaczego zgodzi艂a艣 si臋 na romans?
Ju偶 偶a艂ujesz?
Pytam powa偶nie.
Zawsze jeste艣 powa偶ny. No, prawie zawsze.
Powiedz.
- Zdaj臋 sobie spraw臋 z tego, 偶e jako matryca masz obsesj臋 na punkcie szczeg贸艂贸w nie pasuj膮cych do ca艂o艣ci, ale pewne rzeczy musisz zaakceptowa膰.
Nie spuszcza艂 z niej wzroku.
Z powodu tego, co czujemy podczas wi臋zi?
Nie - odpar艂a. - Cho膰 to tak偶e wydaje mi si臋 interesuj膮ce.
A mo偶e po prostu jest ci ze mn膮 dobrze?
Owszem, ale nie tylko.
W takim razie pewnie zm臋czy艂o ci臋 czekanie na odpowiedniego kandydata i postanowi艂a艣 poeksperymentowa膰?
Nie.
Ju偶 wiem. Wsp贸艂czujesz wszystkim matrycom, a mnie potraktowa艂a艣 szczeg贸lnie 艂askawie, bo jestem talentem wysokiej klasy.
Popadasz w paranoj臋.
W takim razie wyt艂umacz mi to, bardzo ci臋 prosz臋.
Naprawd臋 nie rozumiesz? - Zesz艂a z le偶aka, 艣cisn臋艂a mocniej r臋cznik i skierowa艂a si臋 w stron臋 przebieralni. - Jestem w tobie zakochana.
Nick wstrzyma艂 oddech. Zanim zn贸w nabra艂 powietrza w p艂uca, Gardenia znikn臋艂a w kabinie. A wzory zupe艂nie si臋 pomiesza艂y.
Wchodz膮c do Klubu Ojc贸w Za艂o偶ycieli, nadal pozostawa艂 pod wp艂ywem szoku.
Ona go kocha艂a.
Ta dziewczyna zniszczy艂a ca艂kowicie nawet ten pozorny spok贸j panuj膮cy w jego 艣wiecie. Odk膮d wypowiedzia艂a nonszalancko tych par臋 prostych s艂贸w Chastain walczy艂, by je dopasowa膰 do matrycy.
Po raz siedemdziesi膮ty sz贸sty od trzech godzin Nick wmawia艂 sobie, 偶e Gardenia wcale sobie nie 偶yczy艂a, aby potraktowa膰 j膮 dos艂ownie. Prawdopodobnie pomyli艂a nami臋tno艣膰 z mi艂o艣ci膮. Typowe dla kobiety, kt贸ra mia艂a tylko jednego m臋偶czyzn臋 w 偶yciu.
Ale nawet je艣li si臋 nie myli艂, to i tak nie m贸g艂 zapomnie膰 wyznania, kt贸re ogrza艂o w nim co艣, co ju偶 od bardzo dawna by艂o zupe艂nie zamarzni臋te. A Chastain nie chcia艂 ju偶 nigdy odczuwa膰 ch艂odu.
Dojrzawszy stryja Orrina, od艂o偶y艂 t臋 spraw臋 na bok. Chastain senior siedzia艂 bowiem przygarbiony przy stoliku nad szklaneczk膮 scotcho-martini.
Nick pod膮偶y艂 szybko w jego kierunku. O tej porze dnia w klubie zbiera艂o si臋 wielu elegancko ubranych go艣ci. Klub dostarcza艂 rozrywki g艂贸wnie przedstawicielom 艣wiata polityki i interesu. Ci臋偶ki, ciemny wystr贸j wn臋trza utrzymany w stylu epoki P贸藕nej Ekspansji zapewnia艂 sta艂ym bywalcom atmosfer臋 dyskrecji niezb臋dn膮 przy konwersacji na temat istotnych zagadnie艅 politycznych i gospodarczych. Id膮c przez wy艂o偶on膮 puchatym dywanem sal臋 Nick ws艂uchiwa艂 si臋 w odg艂osy przyt艂umionych rozm贸w. Ich g艂贸wnym tematem by艂y pieni膮dze. Wszystko zawsze sprowadza si臋 do forsy - przemkn臋艂o mu przez my艣l.
- Witam, stryjku - zagai艂.
Kiedy Nick stan膮艂 obok jego stolika, Orrin podni贸s艂 z przera偶eniem g艂ow臋 i wyprostowa艂 ramiona.
Co tu robisz, do diab艂a?
Musz臋 ci zada膰 pewne pytanie - mrukn膮艂 Chastain junior siadaj膮c naprzeciwko.
W jaki spos贸b si臋 tutaj dosta艂e艣? - Orrin popatrzy艂 ze zdziwieniem na drzwi. - Przecie偶 do klubu wpuszczaj膮 tylko cz艂onk贸w.
Nick u艣miechn膮艂 si臋 smutno.
Tak samo jak wszyscy. Za pieni膮dze. Stryj zacisn膮艂 szcz臋ki.
Nie wierz臋.
Chcesz zobaczy膰 moj膮 kart臋?
Do jasnej synergii! Za kilka minut mam spotkanie w interesach.
Jak tam przebiegaj膮 rozmowy z potencjalnymi inwestorami?
Nie zamierzam z tob膮 dyskutowa膰 na temat przysz艂o艣ci firmy.
R贸b, jak chcesz. - Si臋gn膮wszy do kieszeni, Nick wyj膮艂 z niej z艂ot膮 spink臋, kt贸r膮 znalaz艂 w warsztacie Wilkesa. - Czy mo偶esz mi powiedzie膰, gdzie to zgubi艂e艣?
Orrin a偶 uni贸s艂 brwi ze zdziwienia.
- Wsz臋dzie szuka艂em tej spinki. Oczywi艣cie, 偶e jest moja. Sk膮d j膮 wzi膮艂e艣?
-
Tak po prostu sobie le偶a艂a.
Oddaj mija natychmiast. To rodowa pami膮tka Chastain贸w. Chcia艂em zwo艂a膰 ca艂膮 komisj臋, 偶eby zrobi膰 duplikat.
Nick zacisn膮艂 palce na spince.
- Co si臋 sta艂o z kompletem mojego ojca?
Twarz Orrina przybra艂a szkar艂atny odcie艅.
Nie tw贸j problem! Prawo do noszenia tych spinek obejmuje tylko dzieci z prawego 艂o偶a. Oddaj mi to natychmiast. Je艣li odm贸wisz, oka偶esz si臋 nie lepszy od z艂odzieja.
Chc臋 wiedzie膰, gdzie j膮 zgubi艂e艣.
Nic wiem - sykn膮艂 Orrin. - Kilka dni temu zauwa偶y艂em po prostu jej brak. Powiedz lepiej, w jaki spos贸b j膮 zdoby艂e艣.
Le偶a艂a na pod艂odze w domu cz艂owieka o nazwisku Alfred Wilkes. - Nick wpatrywa艂 si臋 uwa偶nie w Orrina, ale na jego twarzy malowa艂a si臋 jedynie oboj臋tno艣膰. Najwyra藕niej nazwisko Wilkes nic mu nie m贸wi艂o.
Nick powoli rozlu藕ni艂 palce. Wsta艂 i po艂o偶y艂 spink臋 na d艂oni stryja.
- Dzi臋ki. Jak zwykle bardzo mi pomog艂e艣. Nie mog臋 si臋 doczeka膰 spotkania z tob膮 jutro wieczorem.
W oczach Orrina b艂ysn膮艂 gniew.
O czym m贸wisz?
Chyba nie zapomnia艂e艣 o dorocznym balu.
Wybierasz si臋 na t臋 imprez臋 dobroczynn膮? Przecie偶 to... to... spotkanie klubowe.
Pokazywa艂em ci chyba legitymacj臋. - Nick u艣miechn膮艂 si臋 lekko. - Musisz stawi膰 czo艂o faktom. Moje dzieci b臋d膮 prawdziwymi Chastainami. Za kilka lat nikt ju偶 nie wspomni o istnieniu b臋karta w drzewie genealogicznym. Nawet sobie nie wyobra偶asz, jak 艂atwo zmienia膰 histori臋. Oczywi艣cie pod warunkiem, 偶e ma si臋 na to pieni膮dze.
I tak si臋 nie wkupisz do elity - plun膮艂 Orrin.
Jeszcze zobaczymy!
Ach ty... ty...
Nick nawet si臋 nie pofatygowa艂, 偶eby odpowiedzie膰. Ruszy艂 do drzwi, nie ogl膮daj膮c si臋 za siebie. W tej samej chwili dostrzeg艂 przy wej艣ciu Duncana Luttrella. Spos贸b, w jaki Luttrell rozgl膮da艂 si臋 po sali, pozwoli艂 Chastainowi na uruchomienie kilku dodatkowych po艂膮cze艅 na matrycy.
Stan膮艂 w miejscu, analizuj膮c sytuacj臋.
W ko艅cu zawr贸ci艂 i zn贸w podszed艂 do stolika, przy kt贸rym siedzia艂 Orrin.
S膮dzi艂em, 偶e wyszed艂e艣 - mrukn膮艂 stryj.
Chc臋 ci co艣 poradzi膰.
Nie potrzebuj臋 twoich uwag.
Nick wskaza艂 mu szklaneczk臋 scotcho-martini.
Je艣li zamierzasz negocjowa膰 z Luttrelem, natychmiast przesta艅 pi膰.
O czym ty m贸wisz, do diab艂a?
Duncan sprawia wra偶enie mi艂ego faceta, kt贸ry przypadkiem odni贸s艂 sukces w 艣wiecie komputer贸w. Ja jednak wiem, 偶e on wcale nic przekszta艂ci艂 ma艂ej firmy w ogromne przedsi臋biorstwo tylko z pomoc膮 si艂y perswazji. Jest sprytny, przebieg艂y i nic pozwoli si臋 oszuka膰.
To uczciwy biznesmen i d偶entelmen w ka偶dym calu, w przeciwie艅stwie do innych, kt贸rych nie chc臋 tutaj wymienia膰. Zabieraj sobie swoje rady i zje偶d偶aj gdzie pieprz ro艣nie.
Jak sobie 偶yczysz, stryjaszku. - Nick odwr贸ci艂 si臋 na pi臋cie i skierowa艂 w stron臋 drzwi. Sam nie wiedzia艂, dlaczego ostrzeg艂 stryja przed Luttrelem. Gardenia wyt艂umaczy艂aby to z pewno艣ci膮 jak膮艣 idiotyczn膮 lojalno艣ci膮 wobec rodziny.
Na jego widok Duncan u艣miechn膮艂 si臋 uprzejmie.
Pan nazywa si臋 Chastain, prawda?
Tak.
Nie mieli艣my dot膮d okazji si臋 pozna膰. By艂em ze dwa razy w pa艅skim kasynie. Prowadzi pan tam ciekawe interesy.
Dzi臋ki nim dobrze mi si臋 wiedzie.
Luttrell u艣miechn膮艂 si臋 lekko.
Ostatnio du偶o pisz膮 o panu w brukowcach. S膮dzi艂em, 偶e nie 偶yje pan na pokaz.
Czasem trzeba si臋 po艣wi臋ci膰, aby osi膮gn膮膰 cel.
Oczywi艣cie. Rozumiem, 偶e zosta艂 pan nowym cz艂onkiem klubu?
Tak. - Chastain zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, czy Luttrell zrobi jak膮kolwiek uwag臋 na temat obni偶enia wymaga艅 przy kwalifikacji poda艅.
Widuje si臋 pan z moj膮 znajom膮 - stwierdzi艂 Duncan zupe艂nie nieoczekiwanie. - Z Gardeni膮 Spring.
Odczu艂 tak silny przyp艂yw zaborczo艣ci i troski, 偶e a偶 si臋 zdziwi艂. Mia艂 ogromn膮 ochot臋 przycisn膮膰 Duncana do 艣ciany i powiedzie膰 mu prawd臋. „Nie tylko si臋 z ni膮 widuj臋, ale sypiam, ty paj膮ko-偶abo. Trzymaj si臋 od niej z daleka" - wykrzycza艂by mu z przyjemno艣ci膮 prosto w twarz.
Uda艂o mu si臋 jednak jako艣 nad sob膮 zapanowa膰.
艁膮czy nas bliska przyja藕艅.
Gardenia wiele przesz艂a. Nie chcia艂bym, 偶eby cierpia艂a.
Prosz臋 si臋 nic martwi膰. Nic jej nie grozi. - Chastain odszed艂, zanim Duncan zd膮偶y艂 doko艅czy膰 wyk艂ad. Mia艂 wystarczaj膮co du偶o w艂asnych problem贸w, nie chcia艂 dodawa膰 do matrycy poczucia winy.
Aspekt finansowy? Nie rozumiem, panno Spring. Przecie偶 pani m贸wi艂em, 偶e Trzeci膮 Wypraw臋 finansowa艂 Uniwersytet w Nowym Portlandzie - szczebiota艂 Newton DeForest jeszcze rado艣niej ni偶 zwykle. Gardenia oczyma wyobra藕ni widzia艂a, jak szalony profesor robi manikiur p臋dom swych groteskowych ro艣lin.
- Ale kto sponsorowa艂 uczelni臋? Przecie偶 taka wyprawa sporo kosztuje. Na pewno sta艂 za ni膮 jaki艣 bogaty darczy艅ca, lub nawet ca艂a korporacja.
Rozumiem, o co pani chodzi. To rzeczywi艣cie niewykluczone. W ko艅cu biznesmeni cz臋sto odnosz膮 korzy艣ci z takich eskapad. Bogate przedsi臋biorstwa wspieraj膮 wyprawy badawcze. Niemniej jednak wszystkie dokumenty z pewno艣ci膮 sp艂on臋艂y w po偶arze trzydzie艣ci cztery lata temu. Ci z kosmosu nie przebieraj膮 w 艣rodkach.
Mo偶e uda艂oby si臋 nam co艣 znale藕膰 w pa艅skich dokumentach. W tych, kt贸re pan przechowuje w krypcie rodzinnej.
W膮tpi臋. Nie zajmowa艂em si臋 raczej finansowym aspektem tej sprawy. Pieni膮dze mnie nudz膮. Wysoko rozwini臋te cywilizacje wznios艂y si臋 ponad problemy materialne.
Szalenie wygodne - mrukn臋艂a Gardenia. - Profesorze, nie zamierzam sprawia膰 panu k艂opot贸w, ale czy nie zechcia艂by pan jednak przejrze膰 tych papier贸w. Interesuj膮 mnie dokumenty, z kt贸rych mog艂abym si臋 dowiedzie膰, kto sponsorowa艂 Trzeci膮 Wypraw臋.
Dobrze. Ale prosz臋 nie rozbudza膰 w sobie nadziei. W jaki spos贸b wykorzysta艂aby pani tego rodzaju informacj臋?
- Jeszcze nie wiem - odpar艂a szczerze Gardenia.
Od艂o偶y艂a s艂uchawk臋 i bardzo d艂ugo my艣la艂a.
Ca艂a tajemnica stawa艂a si臋 coraz bardziej skomplikowana. Albo te偶, jakby to uj膮艂 Nick, elementy-' w matrycy zacz臋艂y si臋 przemieszcza膰 i uk艂ada膰 we wzory bez znaczenia.
A najbardziej niepokoj膮cym fragmentem deseniu by艂 jej zwi膮zek z mistrzem analiz.
Rozdzia艂 dwudziesty
Duncan u艣miecha艂 si臋 do Gardenii, trzymaj膮c j膮 w ramionach na zat艂oczonym parkiecie.
- Cudownie dzi艣 wygl膮dasz. Przykro mi tylko, 偶e przysz艂a艣 z Chastainem. Mog臋 jednak z tob膮 zata艅czy膰.
Dziewczyna zachichota艂a. Oboje wiedzieli, 偶e Nick nigdy by na to nie pozwoli艂. Rozmawia艂 ze swoim znajomym, kiedy nagle pojawi艂 si臋 Luttrell i poprosi艂 Gardeni臋 o taniec. A ona zgodzi艂a si臋 bez wahania, cho膰 wiedzia艂a, 偶e Chastain b臋dzie w艣ciek艂y.
Nale偶y od pocz膮tku realizowa膰 sw贸j plan -m贸wi艂a sobie. Romans z talentem wykraczaj膮cym poza skal臋 wymaga艂 wprowadzenia jasnych zasad, wed艂ug kt贸rych ten zwi膮zek m贸g艂 funkcjonowa膰. A pierwsza regu艂a by艂a taka, 偶e to nie Chastain ustala wszystkie prawa. Taka sytuacja doprowadza艂aby ich oboje do szale艅stwa.
Przed przyj艣ciem na bal Gardenia nie s膮dzi艂a, 偶e jeszcze potrafi si臋 bawi膰. Sala balowa Klubu Ojc贸w Za艂o偶ycieli ja艣nia艂a w blasku 偶yrandoli z galaretowatego lodu, rzucaj膮cych 艂agodn膮 po艣wiat臋 na eleganckie stroje zaproszonych go艣ci.
Dziewczyna o ma艂o nie wpad艂a w panik臋 na sam膮 my艣l o wyborze odpowiedniej sukni, ale Grace - sta艂a towarzyszka 偶ycia Clementine - od razu zaoferowa艂a jej sw膮 pomoc. Zna艂a si臋 bowiem na modzie r贸wnie dobrze jak na prowadzeniu agencji ogniskuj膮cej.
D艂uga prosta suknia z lej膮cej si臋 tkaniny wpada艂a w odcie艅 ognistego kryszta艂u. Dziewczyna skry艂a g艂臋boko wspomnienie podziwu, jaki na jej widok b艂ysn膮艂 w oczach Nicka. Wiedzia艂a, 偶e w przysz艂o艣ci b臋dzie musia艂a je czasem wydobywa膰 z najg艂臋bszych zakamark贸w serca.
Podobno rozszerzy艂e艣 dzia艂alno艣膰. Uda艂o ci si臋 stworzy膰 now膮 generacj臋 oprzyrz膮dowania. Gratuluj臋 - powiedzia艂a z u艣miechem.
Jeszcze nie koniec walki. - Duncan u艣miechn膮艂 si臋 gorzko. Dziwi臋 si臋, 偶e w og贸le to zauwa偶y艂a艣. Przecie偶 ca艂y wolny czas poch艂ania ci zwi膮zek z Chastainem.
Zmarszczy艂a nos.
Bo tak pisz膮 brukowce? I dlatego, 偶e Cedric Dexter pos艂u偶y艂 si臋 Nickiem, aby zdoby膰 par臋 szmat艂awych zdj臋膰.
Dexter odni贸s艂 ogromny sukces. „Synsacje" sprzedaje si臋 zupe艂nie jak 艣wie偶e bu艂eczki.
Gardenia sp膮sowia艂a.
Najch臋tniej bym go udusi艂a. Duncan przesta艂 si臋 u艣miecha膰.
To powa偶na sprawa, prawda?
Tak.
Nie ma sensu ci臋 ostrzega膰 przed tym facetem.
Nie.
Uwa偶aj, Gardenio.
- Chyba ju偶 za p贸藕no - szepn臋艂a, obdarzaj膮c Luttrella uroczym u艣miechem. - Ale nie martw si臋 o mnie. Wiem, co robi臋.
- Widz臋, 偶e nie przejmujesz si臋 plotkami. - Pokiwa艂 g艂ow膮. - Musz臋 ci臋 zatrudni膰 w swojej firmie na kierowniczym stanowisku. Wykazujesz wi臋cej odwagi ni偶 wszyscy moi dyrektorzy razem wzi臋ci.
Stoj膮c w cieniu du偶ej paproci rosn膮cej w donicy Nick s膮czy艂 szampana i patrzy艂 na Gardeni臋 ta艅cz膮c膮 z Duncanem. Znowu doznawa艂 wra偶enia, 偶e co艣 jest nie w porz膮dku. Szept strachu poruszy艂 wszystkie jego zmys艂y, 艂膮cznie z tymi, kt贸re funkcjonowa艂y tylko na p艂aszczy藕nie psychicznej.
Najgorsze by艂o jednak to, 偶e nie potrafi艂 uporz膮dkowa膰 uczu膰, jakie 偶ywi艂 w stosunku do Gardenii.
Pragn膮艂 j膮 chroni膰 przed Luttrelem, ale logika podpowiada艂a mu wyra藕nie, 偶e nie powinien si臋 specjalnie martwi膰. W ko艅cu Gardenia umawia艂a si臋 z Duncanem od do艣膰 dawna i gdyby rzeczywi艣cie jej zale偶a艂o na prezesie Synergii, na pewno zacz臋艂aby dzia艂a膰 w tej sprawie znacznie wcze艣niej. Nie w膮tpi艂, 偶e potrafi dopi膮膰 celu.
Dlaczego w takim razie widok dziewczyny w ramionach Luttrella budzi艂 w nim tyle obaw? Widocznie emocje bra艂y g贸r臋 nad logik膮.
- Dobry wiecz贸r, Nicholasie.
Tylko jedna osoba na 艣wiecie tak go nazywa艂a. Nick uzbroi艂 si臋 w cierpliwo艣膰 i odwr贸ci艂 w stron臋 Elli, 偶ony Orrina.
- Witaj, stryjenko.
Wiedzia艂, 偶e zirytuje Ell臋 tym powitaniem. Ella - podobnie jak Orrin - zdecydowanie wola艂aby nie pami臋ta膰 o tym, 偶e Nick jest z nimi spokrewniony. By艂a male艅k膮, stanowczo zbyt szczup艂膮 kobietk膮 o niegdy艣 pi臋knej twarzy, kt贸rej rysy wyostrzy艂 czas. Stryjenka zapracowa艂a sobie solidnie na sw贸j niesympatyczny wygl膮d. Nieustanne niezadowolenie z偶era艂o j膮 bowiem od 艣rodka ju偶 od niepami臋tnych czas贸w.
Trzydzie艣ci pi臋膰 lat temu Ellen mia艂a nadziej臋 po艣lubi膰 Barthomolew Chastaina, a gdy ten wyjecha艂 na Wyspy Zachodnie, nie interesuj膮c si臋 zupe艂nie tym ewentualnym ma艂偶e艅stwem ani te偶 firm膮 rodzinn膮, m艂oda panna skierowa艂a ca艂膮 swoj膮 uwag臋 na Orrina. Nick podejrzewa艂, 偶e to w艂a艣nie dzi臋ki niej stryj zosta艂 prezesem przedsi臋biorstwa po zagini臋ciu Bartholomew.
Bardzo si臋 zdziwi艂am, kiedy us艂ysza艂am, 偶e tu b臋dziesz - powiedzia艂a cierpko Ella. - Nie wiedzia艂am, 偶e przyj臋li ci臋 do klubu.
Musia艂a艣 zatem prze偶y膰 wstrz膮s. - Nick poruszy艂 kieliszkiem. - Taka elitarna instytucja powinna wymaga膰 znacznie lepszych referencji, nie s膮dzisz?
Pewnie uwa偶asz, 偶e jeste艣 bardzo dowcipny.
Nie bardzo.
Ella popatrzy艂a z dezaprobat膮 na Gardeni臋, kt贸ra nadal ta艅czy艂a z Duttrellem.
- Je艣li chcesz si臋 wkupi膰 do elity, powiniene艣 nieco staranniej dobiera膰 sobie partnerki. Panna Spring nale偶y do os贸b o nie najlepszej reputacji.
Nick odwr贸ci艂 si臋 tak gwa艂townie, 偶e stryjenka a偶 si臋 cofn臋艂a.
- Ja r贸wnie偶 - powiedzia艂 z艂owrogim szeptem. - Mi臋dzy innymi og贸lnie wiadomo, 偶e nie pozwalam obra偶a膰 dam, kt贸re mnie zaszczyci艂y swoim towarzystwem.
Ella zamruga艂a powiekami i odzyska艂a pewno艣膰 siebie.
Nie wa偶 si臋 mnie straszy膰, Nicholasie.
Pewnie czego艣 chcesz, bo w przeciwnym wypadku na pewno nie rozmawia艂aby艣 ze mn膮 na oczach swoich czcigodnych znajomych.
Po co ten sarkazm? Nadszed艂 czas, aby om贸wi膰 pewne problemy rodzinne.
- A wi臋c jednak zaliczasz mnie do grona Chastain贸w?
Kobieta napi臋艂a i tak ju偶 wystarczaj膮co 艣ci膮gni臋te mi臋艣nie twarzy.
- Nikt nie w膮tpi, 偶e jeste艣 synem Bartholomew i w艂a艣nie dlatego powiniene艣 sp艂aci膰 rodzinny d艂ug.
Tylko Chastainowie mog膮 by膰 na tyk bezczelni, by twierdzi膰, 偶e mam w stosunku do nich jakiekolwiek zobowi膮zania.
Przedsi臋biorstwo prze偶ywa trudne chwile.
- S艂ysza艂em - odpar艂 z u艣miechem.
Popatrzy艂a na niego twardo.
Nie b臋d臋 niczego owija膰 w bawe艂n臋 - oznajmi艂a. - Rozmowy Orrina z panem Luttrellem nic przebieg艂y pomy艣lnie.
Wi臋c Duncan nie da forsy?
Pan Luttrell okaza艂 si臋 niezwykle kr贸tkowzroczny, ale nic na to nie poradzimy. Orrin wyczerpa艂 r贸wnie偶 inne mo偶liwo艣ci. Teraz ty musisz wej艣膰 do gry. Posiadasz wystarczaj膮cy kapita艂, 偶eby ocali膰 firm臋. Ca艂a odpowiedzialno艣膰 spoczywa na twoich barkach.
Nick o ma艂o nie zakrztusi艂 si臋 szampanem.
Odpowiedzialno艣膰?
Jako syn Bartholomew Chastaina powiniene艣 zainwestowa膰 w rodzinny interes. I to ju偶 wkr贸tce, bo grozi nam bankructwo. Skontaktuj臋 si臋 z tob膮 za par臋 dni i powiem, ile dok艂adnie nam trzeba.
Wygl膮dasz zupe艂nie tak, jakby艣 zobaczy艂, 偶e Kurtyna si臋 podnosi - Gardenia u艣miechn臋艂a si臋 do Chastaina, gdy ten ci膮gn膮艂 j膮 na parkiet. - Co艣 nie tak?
Kilka minut temu przeprowadzi艂em zadziwiaj膮c膮 rozmow臋 ze swoj膮 stryjenk膮. - Nick wykona艂 艂agodny p贸艂obr贸t. - Ella twierdzi, 偶e powinienem ratowa膰 przedsi臋biorstwo Chastain贸w.
Czyli rodzinny interes?
Tak, ale nikt z mojej linii nie czerpa艂 z niego zysk贸w.
Rozumiem.
Zdziwi艂a j膮 pasja, z jak膮 Nick wypowiedzia艂 t臋 prost膮 kwesti臋.
- Dlaczego si臋 u艣miechasz?
Tak sobie.
Nie udawaj. - By艂 wyra藕nie w艣ciek艂y. - Naprawd臋 s膮dzisz, 偶e to zabawna propozycja?
Sk膮d偶e. Chastainowie s膮 po prostu zdesperowani. Doskonale ich rozumiem.
Co, u diab艂a, masz na my艣li?
Na miejscu twojej stryjenki zrobi艂abym dok艂adnie to samo. Niestety, kiedy Spring Industries sz艂o na dno, nikt nie m贸g艂 mi pom贸c.
Pozostali Chastainowie nie uwa偶aj膮 mnie wcale za cz艂onka rodziny. - Nick zacie艣ni艂 d艂o艅 wok贸艂 talii Gardenii.
- A ciebie nic tak 艂atwo rzuci膰 na kolana.
Czy偶by stryjenka b艂aga艂a ci臋 o pieni膮dze?
Nie, niezupe艂nie. - Chastain ci臋偶ko oddycha艂. - Mo偶na by powiedzie膰, 偶e przedstawi艂a swoje stanowisko tonem nie znosz膮cym sprzeciwu.
Ta rozmowa wymaga艂a od niej wiele odwagi. Pewnie my艣la艂a, 偶e j膮 wy艣miejesz.
Nie znasz stryjenki Elli. - Nick poprowadzi艂 dziewczyn臋 w kr膮g tancerzy. - Ona by艂a przekonana, 偶e natychmiast wypisz臋 czek.
A co zrobi艂e艣?
U艣miechn膮艂em si臋 bardzo grzecznie i przyszed艂em tutaj, 偶eby ci臋 wyrwa膰 z ramion Luttrella.
Co艣 podobnego! - Gardenia zmarszczy艂a brwi. - Nie wierz臋. Ty si臋 nigdy w ten spos贸b nie u艣miechasz. Powiniene艣 naprawd臋 dobrze si臋 nad tym wszystkim zastanowi膰, zanim podejmiesz jak膮艣 decyzj臋.
Nie ucz mnie, jak post臋powa膰 z Chastainami - ostrzeg艂.
Nigdy bym czego艣 podobnego nie zrobi艂a.
Cholera! - Popatrzy艂 na ni膮 ze skruch膮. - Nie zamierza艂em by膰 niegrzeczny.
Lepiej zmie艅my temat.
Dobry pomys艂.
Gardenia oddawa艂a si臋 muzyce i przyjemno艣ci ta艅ca z matryc膮. Nick wyczuwa艂 instynktownie odleg艂o艣膰 i czas, wi臋c nic wpadali na inne pary, ani te偶 nie musieli gwa艂townie zmienia膰 kierunku. Kiedy melodia dobieg艂a ko艅ca, Chastain nie mia艂 ochoty wypuszcza膰 dziewczyny z obj臋膰. Zatrzyma艂 si臋 z dala od t艂umu.
- Wykonali艣my zadanie. Wszyscy ju偶 wiedz膮, 偶e co艣 nas 艂膮czy. Mo偶emy wraca膰 do domu.
Emanowa艂 po偶膮daniem, rozniecaj膮c w niej wewn臋trzny ogie艅.
Pos膮dza艂am ci臋 o wi臋ksz膮 subtelno艣膰.
Nic rozumiem, sk膮d ci to przysz艂o do g艂owy. - Uj膮艂 j膮 pod rami臋 i ruszy艂 w stron臋 d艂ugiego rz臋du podw贸jnych drzwi rozmieszczonych wzd艂u偶 艣ciany.
Odwr贸ci艂o si臋 za nimi kilka g艂贸w, ale nikt nic powiedzia艂 niczego niemi艂ego.
W korytarzu sta艂o kilka plotkuj膮cych grupek. Jeden z przyjaci贸艂 pa艅stwa Spring skin膮艂 dziewczynie g艂ow膮 i popatrzy艂 podejrzliwie na Nicka.
Chastain nie zwraca艂 uwagi na go艣ci klubu. Prowadzi艂 dziewczyn臋 w stron臋 szatni z wrodzon膮, ch艂odn膮 arogancj膮.
- Zaczekaj. Wezm臋 twoje okrycie. - Pu艣ci艂 rami臋 Gardenii, aby odda膰 numerki szatniarce.
S艂ysz膮c zamieszanie przy windach dziewczyna odwr贸ci艂a g艂ow臋 i spojrza艂a prosto w oczy Rexforda Eatona. Zetkn臋艂a si臋 z nim po raz pierwszy od chwili, gdy w „Synsacjach" ukaza艂a si臋 ich fotografia.
Rexforda nie zachwyci艂 widok dawnej znajomej. By艂 w towarzystwie 偶ony Bethany i pi臋knej wynios艂ej Darii Hard, z kt贸r膮 oboje romansowali.
Gardenia usi艂owa艂a sobie wm贸wi膰, 偶e nie powinna by膰 zaskoczona. W ko艅cu Eatonowie nale偶eli do Klubu Ojc贸w Za艂o偶ycieli od trzech pokole艅. A Dari臋 sponsorowa艂a znakomita wi臋kszo艣膰 elity.
Cho膰 od skandalu min臋艂o ponad p贸艂tora roku, Gardenia poczu艂a, 偶e ogarnia j膮 w艣ciek艂o艣膰. Niech ich wszystkich diabli wezm膮 - my艣la艂a. Ca艂a tr贸jka wysz艂a z tej afery bez szwanku. Jedynie ona zap艂aci艂a s艂ono za znajomo艣膰 z Eatonem.
Mi艂osne trio zamar艂o na jej widok. W oczach Rexforda b艂ysn膮艂 niepok贸j.
Gardenia obdarzy艂a ich zimnym u艣miechem i odwr贸ci艂a si臋 do szatni.
Nick narzuci艂 jej p艂aszcz na ramiona.
Spokojnie - szepn膮艂. - Widz臋, 偶e spotka艂a艣 starych znajomych.
To nikt wa偶ny.
- Widz臋. - Wzi膮艂 j膮 pod r臋k臋 i ruszy艂 w stron臋 wind.
Dziewczyn臋 ogarn臋艂o przeczucie katastrofy. Nie trzeba by艂o matrycy, aby si臋 domy艣li膰, 偶e Chastain prowadzi ich prosto na Rexforda, Bethamy i Dari臋.
- Nick...
Nie zwr贸ci艂 na ni膮 uwagi.
Elegancki tercet zauwa偶y艂 drapie偶nika. Niczym stadko sp艂oszonych owiec kochankowie usi艂owali zej艣膰 mu z drogi, ale utkn臋li mi臋dzy 艣cian膮 a barkiem. Zanim zd膮偶yli si臋 zorientowa膰, 偶e s膮 w pu艂apce, Chastain podszed艂 ju偶 niebezpiecznie blisko.
Gardeni臋 ubawi艂yby nawet ich przera偶one spojrzenia, gdyby nie to, 偶e przejrza艂a zamiary Nicka i by艂a bardzo zaniepokojona.
My艣l o powszechnym szacunku - sykn臋艂a.
Nigdy o nim nie zapominam. - Przygl膮da艂 si臋 Eatonom i Darii z leniwym zainteresowaniem lwo-tygrysa czaj膮cego si臋 do skoku na ofiar臋. Post膮pi艂 jeszcze dwa kroki naprz贸d.
Rexford, Bethany i pani Hard chcieli dyskretnie usun膮膰 si臋 z przej艣cia, ale Chastain nie da艂 im tej szansy. Ocieraj膮c si臋 niemal o rami臋 Rexforda, 艂ypn膮艂 na nich gro藕nie.
- Prosz臋, prosz臋 - powiedzia艂 艂agodnie, ale na tyle g艂o艣no, by us艂yszeli go ludzie stoj膮cy przy barku z winem. - Popatrz no tylko, Gardenio. Znasz pewnie to stare powiedzonko, 偶e do orgii trzeba trojga?
Rexford mrugn膮艂 nerwowo i otworzy艂 szeroko usta. Na policzki wyst膮pi艂y mu szkar艂atne rumie艅ce.
Co to ma znaczy膰? - sykn膮艂 przez z臋by.
Na mi艂o艣膰 bosk膮, Rex, nie r贸b sceny. - Bethany by艂a wyra藕nie przera偶ona.
Nie pozw贸l si臋 sprowokowa膰 - nakaza艂a ch艂odno Daria.
Nick u艣miechn膮艂 si臋 do Rexforda.
Kto tu jest na g贸rze, Rex? A mo偶e zamieniacie si臋 kajdankami?
Ty b臋karcie - wychrypia艂 Eaton. - Zje偶d偶aj st膮d natychmiast.
Daria obrzuci艂a Chastaina pogardliwym spojrzeniem.
- Widz臋, 偶e Klub Ojc贸w Za艂o偶ycieli obni偶y艂 poprzeczk臋 dla cz艂onk贸w.
Gardenia nie wytrzyma艂a.
- Z pewno艣ci膮. Bo sk膮d by si臋 tu wzi臋li tacy post臋powi intelektuali艣ci jak pani czy Eatonowie?
Bethany przymru偶y艂a oczy.
Prosz臋 panowa膰 nad j臋zykiem, panno Spring. I tak ju偶 pisz膮 o pani w gazetach.
Za to wasz tercet skrzywdzono brakiem odpowiedniej reklamy - mrukn臋艂a Gardenia.
Jeszcze jedno s艂owo, panno Spring, a zajm膮 si臋 pani膮 moi prawnicy.
Radz臋 nie ucieka膰 si臋 do gr贸藕b, kt贸rych nie zamierza pan zrealizowa膰 - powiedzia艂 spokojnie Nick. - Przecie偶 nie zadzwoni pan po adwokat贸w.
Rexford zbli偶y艂 si臋 do niego, wysuwaj膮c gro藕nie podbr贸dek.
- Oczywi艣cie, 偶e ich wezw臋, je艣li natychmiast nie dacie nam spokoju. Zabierajcie si臋 st膮d. To klub dla uczciwych ludzi, a nic ho艂oty z Wysp.
W Gardeni臋 wst膮pi艂a furia.
- Jak 艣miesz, 艂ajdaku? Nick Chastain jest d偶entelmenem. A ty zwyk艂ym 偶abo-paj膮kiem, Rexfordzie Eaton. Rzuci艂e艣 mnie na po偶arcie szmat艂awcom, bo chcia艂e艣 ukry膰 ten mi艂osny tr贸jk膮t z w艂asn膮 偶on膮 i pann膮 Hard? Daria zacisn臋艂a usta.
Skoro mowa o zwi膮zkach mi臋dzyludzkich, to chcia艂abym si臋 dowiedzie膰, czy mi艂o by膰 kochank膮 Nicka Chastaina? Rozumiem, 偶e otrzymuje pani odpowiednie gratyfikacje.
Znacznie mniejsze ni偶 sumy, jakie wydaj膮 Eatonowie na sponsorowanie pani kampanii wyborczych - wypali艂a Gardenia.
Bethany sapn臋艂a z oburzenia.
- Przyb艂臋da! Jak oni 艣mi膮 wpuszcza膰 takie m臋ty na bal?
Nick z艂apa艂 Gardeni臋 za r臋k臋, w chwili gdy dziewczyna zamierza艂a zacisn膮膰 palce na gardle Darii.
Pomy艣l o szacunku - powiedzia艂, ale w jego oczach b艂yska艂y weso艂e iskierki.
Dosy膰. - Rexford postanowi艂 przerwa膰 t臋 wymian臋 zda艅. - Rano wzywam prawnik贸w.
Najpierw pogadaj ze swoim siostrze艅cem, Warrenem. Ch艂opak jest mi winien ponad sze艣膰dziesi膮t tysi臋cy dolar贸w. Na razie zachowuj臋 to w tajemnicy. Ale mog臋 r贸wnie偶 poinformowa膰 o wszystkim opini臋 publiczn膮. By艂by z tego 艣wietny artyku艂 do brukowca.
Twarz Rexforda przybra艂a brzydki, purpurowy odcie艅.
- Ach ty... ty... b臋karcie. - Zrobi艂 gro藕ny krok naprz贸d.
- Rex, nie... - krzykn臋艂a Daria.
Nick wyszczerzy艂 z臋by w u艣miechu.
- S艂ysza艂e艣. Waruj. A tak a propos. Jak膮 sztuczk臋 najbardziej lubi twoja pani?
Rexford zacisn膮艂 z臋by i wzi膮艂 szeroki zamach.
- Uwa偶aj! - wrzasn臋艂a Gardenia.
Kto艣 siedz膮cy przy barze krzykn膮艂 przera藕liwie, a z korytarza wyskoczy艂a znajoma posta膰.
- Absolutna synergia! - zawo艂a艂 rado艣nie Cedric Deuter i wykadrowa艂 uj臋cie.
Flesz b艂ysn膮艂 dok艂adnie w momencie, gdy Chastain pada艂 na pod艂og臋.
Gardenia wpatrywa艂a si臋 t臋po w zamkni臋te drzwi windy, wioz膮cej ich do podziemnych gara偶y dwadzie艣cia pi臋ter ni偶ej.
Nie wierz臋 - szepn臋艂a. - Burda w 艣wi臋tych przybytkach Klubu Ojc贸w Za艂o偶ycieli.
Takie rzeczy zdarzaj膮 si臋 czasem nawet w najelegantszych lokalach. - Nick poprawi艂 muszk臋. - Zreszt膮 nikomu nic si臋 nic sta艂o.
Ale zdj臋cie! - wykrzykn臋艂a. - Znowu u艣wietnisz pierwsz膮 stron臋 „Synsacji"!
- Nie pierwszy raz - odpar艂 pogodnie Nick.
Wsun臋艂a r臋ce do kieszeni p艂aszcza.
- Przecie偶 chcia艂e艣 zyska膰 powszechny szacunek.
Winda zatrzyma艂a si臋, a on wyszczerzy艂 z臋by w u艣miechu.
- Stale ci powtarzam, 偶e szacunek jest towarem. A mnie sta膰 na ten zakup.
Drzwi otworzy艂y si臋 bezszelestnie, ukazuj膮c ciemne wn臋trze podziemnego gara偶u.
Tym razem to jednak nie by艂a moja wina. Ty zacz膮艂e艣 t臋 ca艂膮 awantur臋.
Kto艣 dzielnie mi sekundowa艂. - Nick wydawa艂 si臋 rozbawiony. - Naprawd臋 dobrze si臋 nam razem pracuje, wsp贸lniczko.
Zerkn臋艂a na niego spod oka.
Specjalnie si臋 przewr贸ci艂e艣. Przecie偶 Eaton chybi艂.
Ale m贸g艂 trafi膰.
Jego siostrzeniec naprawd臋 jest ci winien tyle forsy?
Oczywi艣cie.
Na pewno go wrobi艂e艣 - powiedzia艂a oskar偶ycielskim tonem. - A co wi臋cej zaplanowa艂e艣 to spotkanie.
Sk膮d mog艂em wiedzie膰, 偶e si臋 na nich natkniemy? - Nick wyprowadzi艂 Gardeni臋 z windy.
Pr臋dzej czy p贸藕niej musia艂o doj艣膰 do konfrontacji. Domy艣li艂e艣 si臋 r贸wnie偶, 偶e Rexford b臋dzie mnie straszy艂 s膮dem.
Istnia艂a taka ewentualno艣膰.
I dlatego zawczasu zadba艂e艣 o to, aby jego siostrzeniec przegra艂 fortun臋 w twoim kasynie.
Coraz lepiej snujesz teorie spiskowe.
Kto z kim przestaje, takim si臋 staje.
艢wiat艂o... - Z g艂osu Chastaina znikn臋艂o rozbawienie.
Nic rozumiem.
Podejd藕 bli偶ej. - Nick wyci膮gn膮艂 do niej r臋k臋.
Co si臋 dzieje? - Dopiero teraz zda艂a sobie w pe艂ni spraw臋 z tego, 偶e w tej cz臋艣ci gara偶u panuj膮 absolutne ciemno艣ci.
Ale by艂o ju偶 za p贸藕no, by wr贸ci膰 do bezpiecznego wn臋trza d藕wigu.
Us艂yszawszy za sob膮 odg艂os krok贸w, odwr贸ci艂a si臋 gwa艂townie. Zza samochod贸w wyskoczyli dwaj m臋偶czy藕ni. Strumie艅 艣wiat艂a wylewaj膮cy si臋 jeszcze z drzwi wystarczy艂, by dostrzec chusty na ich twarzach i no偶e w r臋kach.
Nie ruszajcie si臋 - krzykn膮艂 jeden z bandyt贸w. - Ani kroku dalej!
Bo偶e! Nick! Uwa偶aj!
Chastain min膮艂 Gardeni臋, szybkim, zwinnym, drapie偶nym ruchem. Napastnicy stan臋li jak wryci najwyra藕niej nie przygotowani na atak.
On zwariowa艂 - krzykn膮艂 pierwszy.
Zaraz go uspokoj臋 - odpar艂 w艣ciekle drugi, wywijaj膮c no偶em.
Chastain zaatakowa艂 go z lewej i dziewczyna us艂ysza艂a szcz臋k metalu o chodnik.
- Za nim! - wrzasn膮艂 napastnik, padaj膮c ci臋偶ko na baga偶nik auta.
- Mia艂o by膰 inaczej - zaskomla艂 pierwszy.
Gardenia patrzy艂a z przera偶aniem na spl膮tane cienie trzech m臋偶czyzn, rozgl膮daj膮c si臋 gor膮czkowo za jak膮艣 broni膮. Obok windy zamajaczy艂 niewyra藕ny kszta艂t metalowego pojemnika na 艣mieci.
Chwyciwszy pokryw臋 wiadra ruszy艂a na walcz膮cych. W drugim ko艅cu podziemi pali艂o si臋 艣wiat艂o, dzi臋ki kt贸remu uda艂o si臋 jej odr贸偶ni膰 Nicka od bandyt贸w.
Jeden z nich le偶a艂 na ziemi i j臋cza艂, trzymaj膮c si臋 za gole艅. Drugi przetoczy艂 si臋 tu偶 pod jej stopami, wsta艂 z wysi艂kiem i uciek艂 w stron臋 wind.
Nick rzuci艂 si臋 za nim w pogo艅.
- On nadal ma bro艅! - krzykn臋艂a Gardenia.
J臋cz膮cy bandyta r贸wnie偶 usi艂owa艂 si臋 podnie艣膰. Si臋gn膮艂 po porzucony n贸偶.
- Nie ma mowy - sykn臋艂a Gardenia, po czym r膮bn臋艂a go pokryw膮 po g艂owie. Bandyta z j臋kiem osun膮艂 si臋 na ziemi臋 i zamar艂 w bezruchu.
Dziewczyna kopn臋艂a n贸偶 pod samoch贸d i odwr贸ci艂a si臋 na pi臋cie. Nick uderzy艂 swym przeciwnikiem o 艣cian臋, a nast臋pnie r膮bn膮艂 go w 偶o艂膮dek.
W tej samej chwili us艂ysza艂a brz臋k t艂uczonego szk艂a oraz cichy syk.
- Mi艂ej zabawy, sukinsynu! Pozdrowienia od firmy - mrukn膮艂 no偶ownik. W jego st艂umionym chustk膮 g艂osie wyra藕nie pobrzmiewa艂 triumf.
Chastain sta艂 bardzo spokojnie w cieniu, patrz膮c na pokonanych bandyt贸w. Nie odzywa艂 si臋 ani s艂owem.
Gardeni臋 ogarn膮艂 strach. Czu艂a wyra藕nie, 偶e wydarzy艂o si臋 co艣 bardzo z艂ego.
- Nick! - Upu艣ci艂a pokryw臋 i podbieg艂a do m臋偶czyzny.
- Jeste艣 ranny?
- Nie - odpar艂 ledwo s艂yszalnym dalekim szeptem.
- Nawet mnie nie drasn膮艂.
Otworzy艂y si臋 nagle drzwi windy, z kt贸rej wysz艂y dwie pary.
Ciemno jak u Murzyna... - prychn膮艂 ze z艂o艣ci膮 jeden z m臋偶czyzn.
O Bo偶e! -j臋kn臋艂a jego towarzyszka.
Ca艂a czw贸rka patrzy艂a z przera偶eniem na dwa rozci膮gni臋te na ziemi cia艂a.
- Co si臋 tu dzieje? - pisn臋艂a druga kobieta. - George, zadzwo艅 na policj臋!
Gardenia nie zwraca艂a na nich uwagi. Wpatrywa艂a si臋 uwa偶nie w ponur膮 twarz Nicka. Dzi臋ki s艂abemu strumieniowi 艣wiat艂a dochodz膮cemu z windy dostrzeg艂a wok贸艂 niego znikaj膮c膮 chmurk臋 bia艂ego py艂u.
Dobrze si臋 czujesz? - spyta艂a, patrz膮c niespokojnie w jego przera偶one oczy. Chwyciwszy go za ramiona, zacz臋艂a nim potrz膮sa膰. - Powiedz, co si臋 dzieje.
Szalona mg艂a. Ten 艂ajdak rozbi艂 mi pojemnik z narkotykiem pod samym nosem. Wch艂on膮艂em ogromn膮 dawk臋.
Nick, spokojnie, nie umrzesz. Zabior臋 ci臋 do szpitala.
Oczywi艣cie, 呕e nie umr臋. - W jego oczach b艂yszcza艂 strach. - B臋dzie znacznie gorzej.
Co ci grozi? M贸w, natychmiast!
Widz臋 tylko chaos - szepn膮艂. - A za kilka sekund znajd臋 si臋 w samym 艣rodku tego zam臋tu. Stamt膮d nie ma ju偶 powrotu. Dostaj臋 ob艂臋du. Skontaktuj si臋 natychmiast z Featherem. On b臋dzie wiedzia艂, co robi膰. Dosta艂 ode mnie instrukcje.
Jakie instrukcje? - wydusi艂a z przera偶eniem. Chwyci艂 j膮 mocno za r臋k臋.
Przyrzeknij, 偶e si臋 z nim skontaktujesz. Daj mi s艂owo!
Obiecuj臋.
Chc臋 ci co艣 powiedzie膰.
P贸藕niej. Teraz zabieram ci臋 do szpitala.
Nie. Musz臋 teraz. Dop贸ki jeszcze mog臋.
M贸w.
Kocham ci臋.
Rozdzia艂 dwudziesty pierwszy
Chaos zbli偶a艂 si臋 do niego niczym przyp艂yw ciemno艣ci zagarniaj膮cy ca艂膮 jego dusz臋. Ostatni punkt orientacyjny stanowi艂a twarz Gardenii, ale Chastain wiedzia艂, 偶e i ona zaraz zniknie. Pragn膮艂 ujrze膰 jeszcze jeden u艣miech dziewczyny, tak, by przytuli膰 go mocno, gdy rozszaleje si臋 cyklon.
Ale ona patrzy艂a na niego powa偶nie.
- Nick, s艂yszysz mnie?
Cho膰 tak bardzo chcia艂 dotkn膮膰 jej policzka, r臋ce odmawia艂y mu pos艂usze艅stwa. Rozcapierzy艂 palce i usi艂owa艂 odsun膮膰 od siebie wiruj膮ce 艣wiat艂a, ale nie da艂 rady, gdy偶 by艂o ich zbyt wiele.
Twarz znikn臋艂a w g艂臋binach nocy. Panika, kt贸r膮 do tej pory trzyma艂 na wodzy, wyrwa艂a si臋 na wolno艣膰. Chastain ruszy艂 w kierunku dziewczyny, ale ona przenios艂a si臋 tymczasem w inne miejsce.
- Gardenio! - Rozpaczliwy krzyk odbi艂 si臋 echem w wiatrach chaosu. Nick nie by艂 pewien, czy naprawd臋 wydaje z siebie jakie艣 d藕wi臋ki, czy te偶 s艂owa nie opuszczaj膮 granic jego m贸zgu.
Ob艂臋d. Popada艂 w ob艂臋d. Spogl膮da艂 w g艂臋biny czarnych fal i zrozumia艂, 偶e przygl膮da si臋 si艂om w艂asnej energii psychicznej, kt贸ra wymkn臋艂a mu si臋 zupe艂nie spod kontroli.
- Nick, pos艂uchaj mnie. Nawet si臋 nie wa偶 ucieka膰, rozumiesz?
Gardenia robi艂a mu awantur臋. Jej g艂os dominowa艂 wyra藕nie nad nic nie znacz膮cym ha艂asem. Ta dziewczyna zawsze musia艂a postawi膰 na swoim.
- Niech ci臋 cholera! Je艣li mnie s艂yszysz, 艣ci艣nij mi r臋k臋.
Nie potrafi艂 wyda膰 odpowiedniego polecenia w艂asnym palcom.
- Trzymaj si臋. Ju偶 jedzie karetka.
W burzy pojawia艂o si臋 coraz wi臋cej bezsensownych 艣wiate艂.
Nikt nie m贸g艂 go ocali膰 przed tym morzem chaosu. Pr贸bowa艂 si臋 jako艣 zakotwiczy膰, ale nie znalaz艂 punktu oparcia. Ca艂y 艣wiat utraci艂 stabilno艣膰.
Matryca rozpada艂a si臋 na miliony bezwarto艣ciowych danych. 呕adnych zwi膮zk贸w. 呕adnych wi臋zi. 呕adnych wzor贸w.
Najbardziej przera偶a艂o go jednak to, 偶e ju偶 za chwil臋 nie b臋dzie w stanie sformu艂owa膰 ani jednej logicznej my艣li.
Mia艂 utkn膮膰 na zawsze w pu艂apce chaosu.
Rozpoznawa艂 glos Gardenii, ale nie rozumia艂 s艂贸w.
- Wi臋藕, natychmiast, s艂yszysz, skup si臋!
W wiruj膮cej ciemno艣ci ukaza艂 si臋 nagle jaki艣 kszta艂t. Jasny, wyrazisty, przejrzysty jak kryszta艂. Nick poczu艂, jak budzi si臋 w nim jaka艣 nag艂a t臋sknota.
- Zogniskuj talent! O niczym innym nie my艣l. Prze艣lij sw膮 moc przez fasety!
Pryzmat l艣ni艂, najwyra藕niej nie tkni臋ty szalej膮c膮 wok贸艂 zag艂ad膮. Nick szuka艂 swej drogi do wn臋trza kryszta艂u. Wiedzia艂, 偶e gdy tylko j膮 odnajdzie, b臋dzie bezpieczny.
By艂a to najd艂u偶sza podr贸偶 jego 偶ycia. W jej trakcie Chastain zapomnia艂, dlaczego w og贸le si臋 przebija przez gro藕ne fale nie kontrolowanej energii. Czu艂 tylko, 偶e musi si臋 dosta膰 do pryzmatu. Dzi臋ki niemu bowiem zyskiwa艂 moc, kt贸r膮 chcia艂 przeciwstawi膰 chaosowi.
- Chod藕 do mnie, Nick. Skieruj energi臋 na pryzmat.
Jeszcze jeden chwiejny krok i ju偶 si臋ga艂 l艣ni膮cych faset.
Wreszcie znalaz艂 co艣, czego m贸g艂 si臋 przytrzyma膰 w wiruj膮cych ciemno艣ciach zalewaj膮cych p艂aszczyzn臋 meta-psychiczn膮.
Wok贸艂 szala艂y wiatry energii psychicznej, pr贸buj膮c oderwa膰 go od kryszta艂u.
Czu艂, 偶e wzbiera w nim gniew.
- Nie! To ja jestem panem tej matrycy.
Gdzie艣 w ciemno艣ciach us艂ysza艂 s艂ab膮 odpowied藕.
- Tak, oczywi艣cie, 偶e ty. Kontrolujesz energi臋, a ona nie mo偶e nad tob膮 zapanowa膰, chyba 偶e jej na to pozwolisz. Da艂am ci pryzmat. U偶yj go. U偶yj go, do cholery!
Z dzik膮 determinacj膮 przywar艂 do swojej kotwicy. Wybra艂 najbli偶sz膮 fal臋 drapie偶nej energii i pos艂a艂 j膮 w pryzmat.
Ku wielkiemu zdziwieniu Chastaina energia uderzy艂a w kryszta艂 i wysz艂a z niego w postaci ca艂kowicie pos艂usznej wst膮偶ki.
Rzuci艂 si臋 ochoczo na jeszcze jedn膮 fal臋, lecz nowe obawy ust膮pi艂y miejsca starym.
Co si臋 stanie, je艣li pryzmat nic przepu艣ci tak ogromnej ilo艣ci energii?
Ale kryszta艂 ani si臋 nie zachwia艂, ani nie os艂ab艂.
Chaos zaczyna艂 si臋 powoli porz膮dkowa膰. Talent psychiczny, kt贸ry wtargn膮艂 do kryszta艂u i przetoczy艂 si臋 z rykiem po p艂aszczy藕nie metapsychicznej, by艂 r贸wnie pot臋偶ny jak zawsze, ale dzi臋ki pryzmatowi podlega艂 pe艂nej kontroli.
Dlatego te偶 nie m贸g艂 znikn膮膰 w czelu艣ciach chaosu. Chastain wiedzia艂, 偶e nie oszaleje, dop贸ki b臋dzie przekazywa艂 pryzmatowi zbawienn膮 energi臋.
Przez ostatni膮 godzin臋 znacznie si臋 uspokoi艂 - powiedzia艂a lekarka.
Jak wynika艂o z identyfikatora przypi臋tego do fartucha, pani doktor nazywa艂a si臋 Mildred Ferguson. Jej ciemna sk贸ra po艂yskiwa艂a ciep艂o w blasku rozmieszczonych przy 艂贸偶ku monitor贸w.
Lampy na suficie wy艂膮czono, aby stworzy膰 pacjentowi atmosfer臋 jak najwi臋kszego spokoju. Tak si臋 zwykle post臋powa艂o w przypadku przedawkowania szalonej mg艂y. Gardenia nic s膮dzi艂a jednak, by Nick w og贸le zdawa艂 sobie z czegokolwiek spraw臋. Poch艂ania艂a go walka o przetrwanie, jak膮 toczy艂 na p艂aszczy藕nie psychicznej.
Doktor Ferguson zerkn臋艂a na dziewczyn臋.
Kryzys chyba min膮艂.
Na pewno?
Szalona mg艂a bywa nieprzewidywalna. - Ciemne oczy lekarki patrzy艂y uprzejmie, ale troch臋 niespokojnie na Gardeni臋. - Wiemy, 偶e ten narkotyk dzia艂a na ludzi bardzo r贸偶nie, w zale偶no艣ci od synergistyczno-psychicznego profilu pacjenta.
Nick jest matryc膮.
No w艂a艣nie. Nigdy nie mia艂am okazji obserwowa膰 matrycowca znajduj膮cego si臋 pod wp艂ywem szalonej mg艂y. Trudno cokolwiek przewidzie膰.
Rozumiem. - Prowadz膮c rozmow臋 z lekark膮, musia艂a jednocze艣nie ogniskowa膰 na p艂aszczy藕nie metapsychicznej. A przez pryzmat przep艂ywa艂y tak ogromne ilo艣ci energii, 偶e Gardenia z trudem mog艂a si臋 skupi膰 na czymkolwiek innym.
Panno Spring, zapewne pani wie, 偶e ludzie wykazuj膮cy talent do analizy synergistyczno-matrycowej na og贸艂 nie znajduj膮 zrozumienia u naukowc贸w.
- Niestety.
Cz臋艣ciowo sami s膮 sobie winni. To skryci samotnicy. Nie pozwalaj膮 si臋 bada膰 ani sprawdza膰. - Doktor Ferguson westchn臋艂a ci臋偶ko. - I w艂a艣nie dlatego, kiedy co艣 takiego si臋 zdarza, brakuje nam odpowiednich danych synergistyczno-psychologicznych.
Jak d艂ugo ten narkotyk pozostaje w organizmie?
Na szcz臋艣cie szalona mg艂a ulega rozk艂adowi stosunkowo szybko. Zostanie prawic ca艂kiem wydalona w ci膮gu kilku godzin. - Doktor Ferguson zacz臋艂a si臋 waha膰. - Musz臋 jednak pani膮 uprzedzi膰, 偶e pan Chastain otrzyma艂 pot臋偶n膮 dawk臋 narkotyku w czystej postaci.
Ale odzyska艂 ju偶 kontrol臋 nad p艂aszczyzn膮 meta-psychiczn膮, cho膰 kosztowa艂o go to przecie偶 ogromnie du偶o wysi艂ku.
Doktor Ferguson zmarszczy艂a brwi.
Nadal pani dla niego ogniskuje?
Tak.
Jedynie niewiele pryzmat贸w potrafi pracowa膰 tak d艂ugo. A te, kt贸rym si臋 to udaje, nie s膮 ca艂kiem normalne.
Ja te偶 nie jestem. - Gardenia zdoby艂a si臋 z trudem na s艂aby u艣miech.
Nawet je艣li to prawda, z pewno艣ci膮 bardzo si臋 pani zm臋czy艂a. Jak d艂ugo jeszcze b臋dzie pani mog艂a ogniskowa膰?
Gardenia zacisn臋艂a d艂o艅 na r臋ce Nicka.
Tak d艂ugo, jak b臋d臋 mu potrzebna.
S艂ysza艂 g艂osy, kobiety i m臋偶czyzny. Strasznie si臋 ze sob膮 k艂贸cili. Dzi臋ki nim nie zwariowa艂.
Wyno艣 si臋 st膮d, Feather! - krzycza艂a kobieta. - M贸wi艂am piel臋gniarce, 偶eby nie wpuszcza艂a nikogo do pokoju.
Prosz臋 mi nie rozkazywa膰. Nie pracuj臋 dla pani, tylko dla Nicka. Dlaczego pani po mnie nie pos艂a艂a zaraz po wypadku?
Bo musia艂am go zawie藕膰 do szpitala.
Guzik prawda. Mog艂a pani kogo艣 poprosi膰, 偶eby mnie zawiadomi艂. Dowiedzia艂em si臋 wszystkiego z wieczornych wiadomo艣ci.
Trzymaj si臋 z daleka od jego 艂贸偶ka, rozumiesz? - W g艂osie kobiety wyra藕nie pobrzmiewa艂a furia. - Jak si臋 zaraz nie odsuniesz, wezw臋 pomoc.
Puszczaj, babo! Wolno mi chyba odwiedzi膰 szefa w szpitalu.
Ty nic przyszed艂e艣 z wizyt膮. Chcesz go zabi膰.
Co? Zabi膰 Nicka? Zwariowa艂a pani, czy jak?
On przekaza艂 ci instrukcje - powiedzia艂a ponuro kobieta. - Podobno wiesz, co nale偶y zrobi膰 w takiej sytuacji.
Fakt.
Nick boi si臋 tylko jednej rzeczy na 艣wiecie. Konkretnie ob艂臋du. Na pewno ci臋 prosi艂, 偶eby艣 go zabi艂, je偶eli zwariuje. Ale jemu nic nie b臋dzie, rozumiesz? Wyzdrowieje.
Chyba raczej pani ma nier贸wno pod sufitem. On nigdy by na nikogo nie zwali艂 takiej odpowiedzialno艣ci. Gdyby chcia艂 si臋 przenie艣膰 do wieczno艣ci, sam by to zrobi艂.
Wi臋c nic z艂ego mu nie zrobisz?
Oczywi艣cie 偶e nie, do diab艂a. Przyszed艂em, bo jestem jego przyjacielem i zast臋pc膮. Gdyby co艣 mu si臋 sta艂o, przejm臋 kontrol臋 nad kasynem.
Co to znaczy?
Prosz臋 pani, Nick zatrudnia w Chastain Pal膮ce ze dwie setki ludzi. Oni na nim polegaj膮.
A ty w razie nag艂ej potrzeby wykonujesz jego obowi膮zki?
Tak. Wreszcie to pani zrozumia艂a.
Nick wyzdrowieje - powiedzia艂a kobieta z przekonaniem. - Za kilka godzin poczuje si臋 lepiej. Lekarka twierdzi, 偶e resztki szalonej mg艂y ulotni膮 si臋 z organizmu najp贸藕niej rano.
Bardzo si臋 ciesz臋.
Dlaczego w takim razie nie idziesz do domu. Zawiadomi臋 ci臋, kiedy Nick opu艣ci szpital.
Ju偶 nie wiem, kto jest bardziej podejrzliwy: pani czy on.
Wyjd藕.
Dobra, dobra. Niez艂y z pani numerek. Ciekawe, czy szef wie, na kogo trafi艂.
Feather?
No?
Nick twierdzi, 偶e znasz dobrze 艣wiatek przest臋pczy.
Wi臋c?
Je偶eli chcesz si臋 na co艣 przyda膰 - powiedzia艂a wolno kobieta - popro艣 swoich informator贸w, 偶eby odnale藕li tych bandyt贸w. Przecie偶 oni skorzystali z zamieszania i uciekli, zanim przyjecha艂a policja.
Nast膮pi艂o kr贸tkie milczenie.
Czy ja dobrze pani膮 rozumiem?
To nie by艂 zwyk艂y napad. Ci dwaj czekali na nas przy windzie. Lekarka twierdzi, 偶e Nick otrzyma艂 poka藕n膮 dawk臋 narkotyku w czystej postaci. Dlaczego wi臋c narkomani nas zaatakowali, skoro kupili ju偶 prochy na wiecz贸r?
S艂uszna uwaga. Tacy nie my艣l膮 przecie偶 o przysz艂o艣ci, tylko o nast臋pnej dzia艂ce.
Ci, kt贸rzy na nas napadli, nie zachowywali si臋 jak 膰puny. Co wi臋cej jeden z nich si臋 odgra偶a艂, 偶e Nick nied艂ugo oszaleje.
Mo偶e ma pani racj臋 - powiedzia艂 Feather z namys艂em. - Chyba rzeczywi艣cie mog臋 si臋 na co艣 przyda膰.
Wi臋c zacznij dzia艂a膰.
Nicka bawi艂 w艂adczy ton kobiety" ale na p艂aszczy藕nie metapsychicznej trudno si臋 艣mia膰. Szczeg贸lnie, je艣li ca艂膮 energi臋 poch艂ania ogniskowanie dzikiej mocy w b艂yszcz膮cym krysztale pryzmatu.
Najpierw zrobi艂o mu si臋 cieplej. Kobieta trzyma艂a go za r臋k臋. 呕ar bij膮cy z jej d艂oni ogrzewa艂 mu zzi臋bni臋te palce. Wyczu艂 nap贸r kr膮g艂ego biodra na lewy bok, kt贸ry zaczyna艂 go piec.
Otworzy艂 oczy i dojrza艂 cienk膮 stru偶k臋 艣wiat艂a wpadaj膮c膮 przez zas艂oni臋te firanki. A kiedy przy艂o偶y艂 g艂ow臋 do poduszki, zobaczy艂, 偶e Gardenia le偶y obok.
Nie pami臋ta艂, kiedy wreszcie przesta艂 walczy膰 z demonami energii psychicznej. Wiedzia艂 jedynie, 偶e dzi臋ki Gardenii uda艂o mu si臋 osi膮gn膮膰 stan spokojnego wyczerpania. Dziewczyna trzyma艂a dla niego ognisko, dop贸ki nie min臋艂a burza.
Nawet pe艂nowidmowy pryzmat wypali艂by si臋 szybko pod nieustaj膮cym naporem fal czystego talentu matrycowego wysokiej klasy, ale Gardenii nic si臋 nie sta艂o. Okaza艂a si臋 r贸wnie silna jak Nick.
Zatrzepota艂a rz臋sami. Przez kilka sekund nie bardzo wiedzia艂a, co si臋 z ni膮 dzieje.
Obudzi艂e艣 si臋 - szepn臋艂a w ko艅cu, otwieraj膮c oczy.
I nie oszala艂em. Dzi臋ki tobie. Usiad艂a z trudem na 艂贸偶ku.
Ale 艣miertelnie mnie wystraszy艂e艣.
Przesun膮艂 r臋k膮 po jej w艂osach.
Nawet sobie nic wyobra偶asz, jak ja si臋 ba艂em. I jestem taki szcz臋艣liwy, 偶e ci臋 widz臋.
Lepiej si臋 czujesz?
Czuj臋 si臋 wspaniale. - U艣miechn膮艂 si臋. - Co zreszt膮 bardzo mnie dziwi, bo przecie偶 sp臋dzi艂em noc w towarzystwie prawdziwego wampira psychicznego.
Rozszerzy艂a oczy ze zdumienia.
Jak mnie nazwa艂e艣?
Moj膮 kochan膮 dziewczyn膮. - Poca艂owa艂 j膮 nami臋tnie.
U艣miechn臋艂a si臋, ale na dnie jej oczu czai艂 si臋 smutek.
Gardenio?
Nic ruszaj si臋. Musz臋 zawo艂a膰 lekarza.
Drzwi otworzy艂y si臋 w chwili, gdy Gardenia wcisn臋艂a guzik. Do pokoju wesz艂a kobieta w pogniecionym kitlu. Na widok Nicka siedz膮cego na 艂贸偶ku zdecydowanie si臋 o偶ywi艂a.
Witam na p艂aszczy藕nie fizycznej. Nazywani si臋 Fer-guson. - Podesz艂a do 艂贸偶ka. - Martwili艣my si臋 o pana, ale panna Spring nas zapewni艂a, 偶e funkcjonuje pan ca艂kiem nie藕le gdzie indziej.
By艂em rzeczywi艣cie bardzo zaj臋ty. - Nick potar艂 obola艂膮 szcz臋k臋. - Jaki dzi艣 mamy dzie艅?
Ranek po balu - odpar艂a doktor Ferguson ze 艣miechem. - Znowu wyl膮dowali艣cie na pierwszych stronach
gazet.
Z powodu tego napadu? - spyta艂a Gardenia.
Niezupe艂nie. - Doktor Ferguson wyci膮gn臋艂a egzemplarz „Synsacji".
Nie, tylko nie to -j臋kn臋艂a Gardenia.
Nick zerkn膮艂 na zdj臋cie. Reporter uchwyci艂 go w momencie, gdy le偶a艂 na pod艂odze w korytarzu Klubu Ojc贸w Za艂o偶ycieli. Rexford Eaton pochyla艂 si臋 nad nim z zaci艣ni臋tymi pi臋艣ciami. Obie panie - Daria Hard i Bethany Eaton - mia艂y bardzo zagniewane miny, a wok贸艂 zebra艂 si臋 wianuszek zdziwionych gapi贸w.
- Nie przeszkadzajcie sobie. Zbadam tymczasem innego pacjenta - powiedzia艂a lekarka i rozbawiona wysz艂a z separatki.
Nick przeczyta艂 pierwszy akapit artyku艂u.
呕ycie elity. Nick Chastain d艂ugo zapami臋ta wczorajszy wiecz贸r. Po silnym ciosie w szcz臋k臋, otrzymanym od jednego z by艂ych kochank贸w Szkar艂atnej Damy, pad艂 ofiar膮 napadu, w wyniku czego wyl膮dowa艂 w szpitalu. Nie wiadomo nazbyt wiele na temat jego stanu zdrowia, ale najprawdopodobniej odurzono go narkotykiem zwanym szalona mg艂a. Ciekawe, czy na Wyspach Zachodnich 偶ycie traktowa艂o go r贸wnie nie艂askawie?
Nie irytuj si臋 tak. - Gardenia dotkn臋艂a lekko jego ramienia. - Nadal odbywasz rekonwalescencj臋. Musisz si臋 uspokoi膰.
A czym mia艂bym si臋 denerwowa膰? - spyta艂 z u艣miechem. - Cedric Dexter wreszcie zrobi艂 co艣 rozs膮dnego.
O czym ty m贸wisz?
Dzi臋ki tej fotografii zdoby艂em podstawy, by ci膮ga膰 Rexforda po s膮dach.
Gardenia przymru偶y艂a oczy.
Specjalnie go podpu艣ci艂e艣, prawda? Wiedzia艂e艣, 偶e czai si臋 w korytarzu.
Zobaczy艂em Dextera, kiedy poszed艂em po tw贸j p艂aszcz. - Nick przeczyta艂 pobie偶nie kolejny akapit artyku艂u. - Przypuszczam, 偶e nie uda艂o mu si臋 sfotografowa膰 napastnik贸w. To by by艂o zbyt pi臋kne.
Feather ich szuka. - Gardenia zmarszczy艂a brwi. - A w sprawie tego pozwu... Ciesz臋 si臋, 偶e zamierzasz mnie pom艣ci膰, ale d艂ugie post臋powanie s膮dowe b臋dzie ci臋 kosztowa艂o fortun臋.
Sta膰 mnie na to.
Zawsze tak m贸wisz. Niekt贸re rzeczy nie s膮 jednak warte zachodu. Dajmy sobie spok贸j, naprawd臋. Ju偶 sama ta fotografia b臋dzie dla nich wystarczaj膮c膮 kar膮. Zobaczysz.
Chastain pomy艣la艂, 偶e dziewczyna ma zapewne racj臋 i cho膰 rozstawi si臋 niech臋tnie ze swoim nowym pomys艂em, wola艂 nie rozpoczyna膰 dyskusji z Gardeni膮. Martwi艂 go zasmucony wyraz jej oczu.
- Jeszcze si臋 zastanowi臋 - odpar艂.
Nadal by艂 pogr膮偶ony w zadumie, kiedy drzwi otworzy艂y si臋 z 艂oskotem, a do separatki wtargn臋艂a zjawa w czarnej sk贸rze wysadzanej gwo藕dziami oraz 艂a艅cuchu na szyi. Jej kr贸tko obci臋te siwe w艂osy l艣ni艂y, obcasy stukota艂y na terakocie, a ciemne oczy rzuca艂y b艂yskawice.
Nick od艂o偶y艂 notatnik, w kt贸rym zapisywa艂 instrukcje dla Feathera.
Pani nazywa si臋 Clementine Malone, jak s膮dz臋?
Racja. - Clementine opar艂a obut膮 stop臋 na krze艣le, a 艂okie膰 o udo okryte sk贸r膮. Chyba powinni艣my ze sob膮 porozmawia膰.
O Gardenii?
Zgad艂 pan. Ona dla mnie pracuje, a ja dbam o ludzi, kt贸rych zatrudniam. Pr贸bowa艂am si臋 trzyma膰 od tej sprawy z daleka, ale teraz mam zdecydowanie do艣膰. Co pan w艂a艣ciwie chce osi膮gn膮膰?
Lubi臋 jej towarzystwo. Dlaczego pani s膮dzi, 偶e co艣 si臋 za tym kryje?
Tere-fere. Jest pan matryc膮. - Clementine 艂ypn臋艂a na niego spod oka. - Z matrycowcami nigdy nic nie wiadomo. A te szczeg贸lnie silne s膮 w艂a艣nie najbardziej skryte, chytre i podst臋pne.
Widocznie mamy z艂e do艣wiadczenia.
Jasne i pewnie zwracacie klientom wszystkie pieni膮dze, jakie przegrywaj膮 u was w kasynie.
Nie twierdzi艂em, 偶e upad艂em na g艂ow臋.
Nikt pana o to nie pos膮dza. Jaki ma pan w艂a艣ciwie cel?
Cel?
Zarejestrowa艂 si臋 pan ukradkiem w agencji matrymonialnej. A podanie Gardenii straci艂o wa偶no艣膰, gdy偶 zapad艂 werdykt o nieskojarzalno艣ci. Ergo: pan nie zamierza jej po艣lubi膰.
Zawsze wyci膮ga pani takie pochopne wnioski?
Wykrztu艣 to wreszcie, Chastain. Podobno chcesz si臋 w偶eni膰 w elit臋. A rodzina Gardenii spe艂nia艂a kiedy艣 wprawdzie te kryteria, ale teraz zubo偶a艂a. A nawet gdyby wszystko gra艂o, w膮tpi臋, czy jakakolwiek agencja skojarzy艂aby talent wysokiej klasy z pryzmatem o pe艂nym widmie.
To si臋 jednak czasem zdarza.
Raczej rzadko. - Clementine wyd臋艂a pogardliwie usta. - Chce pan sobie kupi膰 szacunek, prawda?
Opracowa艂em 艣wietny plan, kt贸ry w dodatku skutkuje. Pani Malone u艣miechn臋艂a si臋 z艂o艣liwie.
Czy偶by jego cz臋艣膰 stanowi艂y zdj臋cia w brukowcach?
To tylko drobne utrudnienia - zapewni艂 Chastain. - Ale i tak mi nie przeszkodz膮.
W膮tpi臋, czy cokolwiek na 艣wiecie mo偶e pana zawr贸ci膰 z raz obranej drogi. - Zdj臋艂a nog臋 z krzes艂a i opar艂a r臋ce na biodrach. - Wracajmy zatem do g艂贸wnej kwestii. W kt贸rym punkcie Gardenia styka si臋 z twoj膮 matryc膮?
Pragn臋 si臋 z ni膮 o偶eni膰.
Clementine patrzy艂a na niego przez kilka sekund z otwartymi ustami. Kiedy je zamyka艂a, g艂o艣no szcz臋kn臋艂y jej z臋by.
Oszala艂 pan?
Istotnie przez chwil臋 by艂o ze mn膮 kiepsko, ale ju偶 mi przesz艂o.
Rozmawia艂 pan Z ni膮 na ten temat?
Nie. I wola艂bym, 偶eby na razie trzyma艂a pani buzi臋 na k艂贸dk臋.
Dlaczego ona mia艂aby niby pana po艣lubi膰?
Bo mnie kocha.
Tego si臋 w艂a艣nie obawia艂am. Ale i tak to nie ma znaczenia. Gardenia nie wyjdzie za m膮偶 za nikogo, kto nie b臋dzie do ri y pasowa艂, a ona jest przecie偶 nieskojarzalna.
Ja te偶 j膮 kocham.
M贸wimy chyba o po偶膮daniu, a nie o mi艂o艣ci. Poza tym ta dziewczyna potrafi ogniskowa膰 pana talent. Musia艂o to na panu wywrze膰 spore wra偶enie - prychn臋艂a Clementine. - Talenty matrycowe myl膮 tego rodzaju doznania z mi艂o艣ci膮.
Ja potrafi臋 je odr贸偶ni膰. Nic tak nie pomaga matrycowcom w uchwyceniu oczywistych powi膮za艅 jak spojrzenie prosto w twarz chaosu. Prosz臋 mi wierzy膰.
Czy偶by? - spyta艂a sceptycznie Clementine. - Nadal
jednak pozostaje ma艂y problem do rozwi膮zania. 呕aden agent was nigdy nie skojarzy. Tym bardziej, 偶e rejestracja Gardenii ju偶 wygas艂a.
- Prosz臋 si臋 o to nie martwi膰. Ju偶 zrobi艂em plan.
Gardeni臋 obudzi艂 dzwonek telefonu. Dziewczyna otworzy艂a oczy i spojrza艂a na zegarek stoj膮cy obok 艂贸偶ka. Dochodzi艂a czwarta po po艂udniu. Spa艂a prawie ca艂y dzie艅, odk膮d wr贸ci艂a ze szpitala. Powoli odzyskiwa艂a nadwyr臋偶one si艂y.
Automatyczna sekeretarka odebra艂a telefon.
- Gardenio? Tu ciocia Willy. Ca艂y dzie艅 usi艂uj臋 si臋 z tob膮 skontaktowa膰. Dlaczego mi nie powiedzia艂a艣, 偶e pan Chastain nale偶y do Klubu Ojc贸w Za艂o偶ycieli? I ani s艂owem nie wspomnia艂a艣 o balu! S膮dz臋, 偶e pan Chastain nie powinien si臋 procesowa膰 ani z tym okropnym brukowcem, ani z Rexfordem Eatonem. Zadzwo艅, jak tylko znajdziesz czas.
W g艂osie ciotki wyra藕nie pobrzmiewa艂a nutka szacunku. A wi臋c teraz m贸wi艂o si臋 o Panu Chastainie. Mo偶e wi臋c Nick mia艂 racj臋. Zapewne nic tak trudno kupi膰 szacunek. Wystarczy jedno zdj臋cie w „Synsacjach", nawet w pozycji le偶膮cej.
Gardenia wyskoczy艂a z 艂贸偶ka, marz膮c o prysznicu. Kiedy jednak zamierza艂a wej艣膰 do 艂azienki, znowu zadzwoni艂 telefon. Zatrzyma艂a si臋 wi臋c w progu, nas艂uchuj膮c.
- Siostruniu? Tu Leo. W艂a艣nie wr贸ci艂em ze szpitala. Lekarka chce zostawi膰 Nicka na obserwacji, ale on si臋 chyba na to nie zgodzi. Zadzwoni艂em sprawdzi膰, jak si臋 czujesz. Pewnie jeszcze 艣pisz.
Gardenia podbieg艂a do aparatu i podnios艂a s艂uchawk臋.
Cze艣膰, Leo! Nic 艣pi臋. W艂a艣nie chcia艂am si臋 wyk膮pa膰.
Wypocz臋艂a艣? Martwi艂em si臋 wczoraj o ciebie. Wczoraj, po sesji wygl膮da艂a艣 strasznie. Zupe艂nie jakby艣 wysz艂a z d偶ungli.
Nic ma to jak m艂odszy brat, kiedy si臋 chce us艂ysze膰 jaki艣 komplement. Szybko odzyskuj臋 si艂y. W艂a艣ciwie dosz艂am ju偶 do siebie. Jak tam Nick?
M贸wi艂em ci przecie偶. Wbrew zaleceniom lekarskim, zamierza opu艣ci膰 szpital. Spotka艂em tam Clementine.
Co艣 ty?!
Wydaje mi si臋, 偶e ci dwoje prowadzili ze sob膮 o偶ywion膮 dyskusj臋. Ale kiedy wchodzi艂em do separatki, w艂a艣nie zawierali rozejm.
Rozejm?
Nick wspomina艂 co艣 o jakim艣 planie.
Z艂y znak - skrzywi艂a si臋 Gardenia.
B膮d藕 ze mn膮 szczera. Co was 艂膮czy?
Nie wiem.
Kochasz go, prawda?
Tak.
Leo milcza艂 chwil臋.
- A on?
Gardenia opad艂a na krzes艂o, 艣ciskaj膮c brzeg szlafroka.
Zanim zacz膮艂 dzia艂a膰 narkotyk, Nick wyzna艂 mi mi艂o艣膰. Mo偶e si臋 ba艂, 偶e popada w ob艂臋d? Niewykluczone. Czeka艂 go koszmar, a ja by艂am ostatni膮 偶yw膮 istot膮, z jak膮 rozmawia艂 sprzed odej艣ciem w chaos.
Innymi s艂owy, s膮dzisz, 偶e uleg艂 dramatyzmowi sytuacji - stwierdzi艂 gorzko Leo. - Zdoby艂 si臋 na co艣 w rodzaju po偶egnania przed p贸j艣ciem na wojn臋, prawda?
Tak, chyba tak. - Gardenia si臋gn臋艂a po chusteczk臋 i otar艂a 艂zy z oczu. - I ja go rozumiem.
Wcale bym si臋 jednak nie zdziwi艂, gdyby Chastain naprawd臋 darzy艂 ci臋 uczuciem.
Aleja si臋 nie nadaj臋 na jego 偶on臋. On zreszt膮 r贸wnie偶 nie jest dla mnie wymarzonym partnerem. Kt贸ra inteligentna kobieta wy sz艂aby za m膮偶 za matrycowca? Romans to ca艂kiem co innego.
Po drugiej stronie linii nasta艂a cisza.
Romans? - spyta艂 Leo.
Przecie偶 nic innego nic wchodzi xv gr臋.
Prosz臋 ci臋 tylko o jedno. Nie podejmuj 偶adnych pochopnych decyzji. Przez ostatni膮 dob臋 wiele przesz艂a艣. Musisz odzyska膰 r贸wnowag臋.
Wytar艂a g艂o艣no nos.
Dobrze.
Uwa偶aj na siebie. Odezw臋 si臋 p贸藕niej.
Dzi臋kuj臋, Leo. - Gardenia od艂o偶y艂a s艂uchawk臋. D艂ugo wpatrywa艂a si臋 smutno w wisz膮cy na 艣cianie pejza偶 z epoki Wczesnych Odkry膰.
Po chwili zmi臋艂a chusteczk臋, odrzuci艂a j膮 na bok i powlok艂a si臋 pod prysznic.
Woda szumia艂a, a drzwi od kabiny by艂y zamkni臋te, wi臋c Gardenia nie us艂ysza艂a, 偶e po raz trzeci tego popo艂udnia dzwoni telefon. Kiedy jednak w godzin臋 p贸藕niej wysz艂a z k膮pieli, automatyczna sekretarka nagrywa艂a w艂a艣nie kolejn膮 wiadomo艣膰.
Panna Spring? Tu Newton DeForest. Sprawdzi艂em stare akta. Te, kt贸re trzymam w rodzinnej kryjcie. I rzeczywi艣cie znalaz艂em informacje na temat finansowania Trzeciej Wyprawy. Nie za wiele, ale gdyby chcia艂a pani rzuci膰 okiem...
Gardenia chwyci艂a s艂uchawk臋.
Halo? Profesor DeForest? - Gor膮czkowo przyciska艂a kolejne guziki, 偶eby wy艂膮czy膰 maszyn臋. - Przepraszam, co pan m贸wi艂?
Natkn膮艂em si臋 na fragment starego wywiadu z urz臋dnikiem z Uniwersytetu w Nowym Portlandzie. Z jakiego艣 powodu zapisa艂em fakt, 偶e sp贸艂ka farmaceutyczna Ogie艅 i L贸d chcia艂a finansowa膰 wypraw臋 Chastaina. Kilka lat temu jednak ta firma wypad艂a z rynku. Czy to pani膮 interesuje?
Oczywi艣cie. Jak najbardziej.
Wi臋c zapraszam.
Gardenia zerkn臋艂a na zegarek. Dochodzi艂a pi膮ta pi臋tna艣cie.
Czy mog艂abym si臋 zjawi膰 jeszcze dzisiaj?
B臋d臋 czeka艂. Je艣li nie otworz臋 drzwi, prosz臋 zajrze膰 do ogrodu. W te d艂ugie letnie dni lubi臋 przycina膰 p臋dy. Moje 偶ar艂oki i krwiopijcy rosn膮 naprawd臋 szybko.
Rozdzia艂 dwudziesty drugi
Nick podni贸s艂 g艂ow臋 znad notatek, kiedy tylko pod drzwiami separatki pojawi艂a si臋 czyja艣 nieforemna posta膰.
Wejd藕. Nikogo ju偶 nic ma. Gardenia posz艂a si臋 zdrzemn膮膰.
To niedobrze. - Feather wszed艂 leniwym krokiem do pokoju. - Zamierza艂em jej z艂o偶y膰 sprawozdanie.
Jakie sprawozdanie?
Panna Spring nie chcia艂a, 偶ebym tu z panem zosta艂, wi臋c znalaz艂a mi co innego do roboty. - Ogolona czaszka ochroniarza l艣ni艂a w 艣wietle lampy wisz膮cej pod sufitem. - Kaza艂a mi szuka膰 tych w臋偶o-paj膮k贸w, kt贸re napad艂y was w gara偶ach.
Nick przypomina艂 sobie mgli艣cie nocn膮 k艂贸tni臋 nad jego 艂贸偶kiem.
No i co?
Jeden z nich wyl膮dowa艂 w kostnicy.
Nie patrz tak na mnie. To nie ja go tam wysia艂em. Pami臋tam, 偶e na pod艂odze w gara偶u nadal oddycha艂.
Zaraz potem uciek艂 razem z kumplem przed przyjazdem glin - mrukn膮艂 Feather. - P贸藕niej uleg艂 jednak naprawd臋 okropnemu wypadkowi. Znale藕li go na Placu Za艂o偶ycieli o pi膮tej na ranem.
Co si臋 sta艂o?
Kto艣 wbi艂 mu n贸偶 w piersi. Wed艂ug oficjalnej wersji by艂 to prostu handlarz narkotyk贸w, kt贸ry pok艂贸ci艂 si臋 z 膰punem szalonej mg艂y.
Tak. To w艂a艣nie powiedzia艂a panna Spring. Ona jest kolczasta niczym kaktuso-akacja, ale ma g艂ow臋 na karku. - W oczach Feathera b艂ysn膮艂 podziw. - Musimy wi臋c za艂o偶y膰, 偶e kto艣 zap艂aci艂 tym narkomanom za wy艂膮czenie szefa z gry.
A potem ta sama osoba zamkn臋艂a im usta, 偶eby za du偶o nic gadali. - Co z drugim facetem?
Feather potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
- Nie ma po nim ani 艣ladu. Rozesz艂y si臋 wie艣ci, 偶e chcemy go dopa艣膰 i sowicie wynagrodzimy informatora. Ale on te偶 ju偶 chyba przebywa w lepszym 艣wiecie.
Nick zerkn膮艂 na swoje notatk.
Dwa kolejne zwi膮zki w matrycy. Zleceniodawca wiedzia艂, 偶e szalona mg艂a mo偶e doprowadzi膰 matrycowca do ob艂臋du.
Bzdura! S膮dzisz, 偶e ten, kto za tym stoi, chcia艂, 偶eby pan oszala艂?
Tak. - Nick my艣la艂 chwil臋. - Ale dlaczego zada艂 sobie tyle trudu i po prostu mnie nie wyko艅czy艂?
Feather wykrzywi艂 usta.
- Trudno pana zabi膰, szefie. Raczej 艂atwiej sypn膮膰 panu w oczy szalon膮 mg艂膮. I znacznie bezpieczniej. Policja musia艂aby bardzo d艂ugo szuka膰 mordercy cz艂owieka z pa艅sk膮 pozycj膮. Pojawi艂aby si臋 ca艂a masa spekulacji o porachunkach gangsterskich. Temat nie schodzi艂by z gazet.
- Mo偶na by to przecie偶 zakwalifikowa膰 jako niefortunny wypadek podczas napadu rabunkowego.
Fakt.
Wydaje mi si臋, 偶e jeszcze czego艣 tu nie dostrzegam.
Prosz臋 si臋 nie gniewa膰, szefie, ale pan si臋 zawsze doszukuje tajemnic. A pewne sprawy s膮 po prostu takie, jakie s膮.
Nie w tym przypadku.
Chryste, nie wpadajmy w paranoj臋.
Moje problemy powsta艂y w chwili, gdy zacz膮艂em szuka膰 dziennika Chastaina.
Ale nie dzia艂o si臋 r贸wnie偶 nic szczeg贸lnego, dop贸ki nic pozna艂 pan Gardenii Spring.
Nick popatrzy艂 na niego ostro.
Ta dziewczyna uratowa艂a mi 偶ycie.
Nie chc臋 na ten temat dyskutowa膰. S臋k w tym, 偶e pewnie nie trzeba by by艂o pana ratowa膰, gdyby ona si臋 nie pojawi艂a.
Teraz ty gadasz tak, jakby艣 wierzy艂 w spiski. Skup si臋 na znalezieniu drugiego no偶ownika. - Zaraz si臋 tym zajm臋. Hej! Prawie zapomnia艂em. Feather si臋gn膮艂 do kieszeni i wyci膮gn膮艂 ma艂y notes.
Wreszcie dotar艂em do nazwiska jednej z urz臋dniczek pracuj膮cej w ksi臋gowo艣ci Uniwersytetu w Portlandzie przed trzydziestoma pi臋cioma laty. Nazywa si臋 Buckley i obecnie przebywa na farmie w Lower Bellevue.
Nick przerzuci艂 nogi przez kraw臋d藕 艂贸偶ka i dosta艂 zawrotu g艂owy. Na szcz臋艣cie ten stan szybko min膮艂, a Chastain odetchn膮艂 z ulg膮 i stan膮艂 na zimnej posadzce.
Czy pani Buckley zapami臋ta艂a cokolwiek na temat finansowania ekspedycji? - zapyta艂, szarpi膮c pasek szlafroka.
Nie prowadzi艂a tej sprawy. M贸wi艂a, 偶e urz臋dnik, kt贸ry si臋 ni膮 zajmowa艂, umar艂 ju偶 dawno temu. Na atak serca czy co艣 w tym rodzaju.
Kolejny zadziwiaj膮cy zbieg okoliczno艣ci. - Nick rzuci艂 szlafrok na 艂贸偶ko. - Nadal odczuwa艂 k艂opoty z utrzymaniem r贸wnowagi, ale czu艂 si臋 w miar臋 normalnie.
Wszystko gra, szefie?
Tak. - Podszed艂 do niewielkiej szafy i otworzy艂 drzwi. W 艣rodku wisia艂a czarna koszula, marynarka i spodnie, jakie nosi艂 na balu. Ubranie by艂o pogniecione i brudne, ale Chastainowi nie zale偶a艂o specjalnie na wygl膮dzie. Si臋gn膮艂 po koszul臋.
- Czy pani Buckley powiedzia艂a co艣 ciekawego?
Feather zachichota艂 rado艣nie.
Chyba sypia艂a z tym urz臋dnikiem, kt贸ry prowadzi艂 Trzeci膮 Wypraw臋. Kiedy si臋 dowiedzia艂, 偶e ekspedycja nie dosz艂a do skutku, zacz膮艂 gada膰. Podobno ca艂ym tym przedsi臋wzi臋ciem interesowa艂a si臋 jaka艣 firma farmaceutyczna lub chemiczna.
Chemiczna lub farmaceutyczna? - Nick poczu艂 przyp艂yw adrenaliny. Poszczeg贸lne cz臋艣ci na matrycy u艂o偶y艂y si臋 wreszcie w logi tn膮 ca艂o艣膰. - Przerwa艂 zapinanie koszuli. - Tak. Pasuje. Poda艂a ci nazw臋 tej firmy?
Nie pami臋ta艂a dok艂adnie, ale to chyba by艂o co艣 z ogniem.
Coraz wi臋cej punkt贸w wzoru zacz臋艂o si臋 ze sob膮 wi膮za膰. W艂o偶y艂 spodnie.
Sprawdzi艂e艣...
Chwileczk臋, szefie. Jestem do przodu. Przejrza艂em ksi膮偶ki telefoniczne, spisy korporacji trzech miasto-stan贸w, a tak偶e listy przedsi臋biorc贸w z Nowego Vancouveru, Nowego Seattle i Nowego Portlandu. Nie istnieje przedsi臋biorstwo z ogniem w nazwie.
Ta korporacja zapad艂a si臋 najprawdopodobniej pod ziemi臋 wraz ze wszystkim, co do niej nale偶a艂o. - Nick zapi膮艂 pas. - B臋dziemy musieli si臋gn膮膰 do rejestr贸w sprzed trzydziestu pi臋ciu lat.
Feather 艂ypn膮艂 na niego spod oka.
A gdzie ich szuka膰, do diab艂a?
W bibliotece publicznej, rzecz jasna. - Nawet najsprytniejszy matrycowiec nic potrafi艂by zniszczy膰 zapis贸w z ka偶dej biblioteki w mie艣cie.
Nigdy o tym nie my艣la艂em.
Mo偶e nasz przeciwnik r贸wnie偶 nie wpad艂 na ten pomys艂. Skupi艂 si臋 na zacieraniu 艣lad贸w po operacjach finansowych. Nawet matryce czasem si臋 myl膮.
Sk膮d wiesz, 偶e on jest matryc膮?
Gardenia ma racj臋. Ca艂a ta sprawa pachnie talentem matrycowym. - Nick zdj膮艂 偶akiet z wieszaka. - Zaczn臋 od filii Biblioteki Publicznej w Nowym Seattle.
Feather przyjrza艂 si臋 uwa偶nie czarnemu frakowi.
Wraca pan najpierw do kasyna, 偶eby si臋 przebra膰?
Nie starczy mi czasu.
A co ja mam robi膰?
Znajd藕 drugiego no偶ownika. On ju偶 chyba wic, co si臋 sta艂o z jego kumplem. Pewnie ucieka, gdzie pieprzo-papryka ro艣nie. Sprawd藕 w Nowym Portlandzie i w Nowym Vancouverze, a potem przejrzyj listy pasa偶er贸w udaj膮cych si臋 na Wyspy Zachodnie. Nie zapomnij r贸wnie偶 o frachtowcach.
Wys艂a艂em ju偶 tam swoich ludzi.
Kieruj膮c si臋 do drzwi, Nick w艂o偶y艂 szybko smoking.
Nie wiem, co bym bez ciebie zrobi艂. Feather wyj膮艂 co艣 z kieszeni.
To pewnie ju偶 si臋 nie przyda.
Nick zerkn膮艂 na 艣mierciono艣n膮 brzytw臋 ukryt膮 w szerokiej d艂oni Feathera. By艂a na tyle ma艂a, aby j膮 wnie艣膰 do pokoju szpitalnego, lecz jednocze艣nie wystarczaj膮co ostra, 偶eby przeci膮膰 doprowadzaj膮ce kropl贸wk臋 plastykowe rurki, a nawet w艂asne 偶y艂y.
- Na szcz臋艣cie nie jest potrzebna - odpar艂 Nick i wzdrygn膮艂 si臋 raptownie. - A teraz mo偶esz zapomnie膰 o wszystkich instrukcjach, jakie ci wyda艂em.
Gardenia zapuka艂a po raz trzeci, ale nikt nie odpowiada艂.
- Profesorze!
Nadal panowa艂a cisza.
- No tak. Widocznie pracuje w ogrodzie - mrukn臋艂a w nadziei, 偶e nie b臋dzie musia艂a zn贸w przechodzi膰 przez labirynt.
Posz艂a niech臋tnie na ty艂y domu i stan臋艂a na kamiennym tarasie.
U podn贸偶a schod贸w majaczy艂o niewinnie wygl膮daj膮ce wej艣cie do ogrodowego labiryntu. Poszuka艂a wzrokiem Newtona. Nigdzie jednak nie dostrzeg艂a puco艂owatego talentu ogrodniczego. Podesz艂a ostro偶nie do bramki czarnego labiryntu, omal nie nast臋puj膮c na pierzaste li艣cie wymykaj膮ce si臋 przez krat臋.
Obawiam si臋, 偶e on jest teraz zaj臋ty. Ale ja ci z pewno艣ci膮 mog臋 pom贸c.
Co? - Gardenia odwr贸ci艂a si臋 na pi臋cie i zobaczy艂a 偶ylastego m臋偶czyzn臋 id膮cego do niej przez taras. W jego g艂osie i ruchach by艂o co艣 znajomego.
Strasznie si臋 guzdra艂a艣 - powiedzia艂.
Gardenia szybko oceni艂a sytuacj臋 i zrozumia艂a, 偶e je艣li zacznie ucieka膰 w stron臋 domu, to nie ma szans wymin膮膰 chudzielca. M臋偶czyzna u艣miechn膮艂 si臋 okrutnie, jakby czyta艂 w jej my艣lach.
- Zesz艂ej nocy by艂o lepiej, co? Teraz ju偶 ci臋 nie uratuje ten cholerny matrycowiec. W艂a艣nie, jak on si臋 miewa? Ju偶 zwisa z 偶yrandola? A mo偶e podci膮艂 sobie gard艂o lub te偶 biega po ruchliwej autostradzie? Nie wiedzieli艣my, jak na niego podzia艂a mg艂a. Zrobili艣my po prostu eksperyment.
Tym razem bandyta by艂 bez maski. W 艣wietle zachodz膮cego s艂o艅ca Gardenia widzia艂a wyra藕nie jego kanciast膮 twarz. Najwidoczniej zupe艂nie si臋 nie ba艂, 偶e opisze go policji.
- Nazywam si臋 Stitch. - Jego jasne oczy b艂ysn臋艂y z艂o艣liwie. - Mo偶e sp臋dzimy jako艣 mi艂o czas, dop贸ki on si臋 nie zjawi.
Kto? - Gardenia instynktownie cofn臋艂a si臋 przed li艣膰mi chroni膮cymi wej艣cie do labiryntu. W tym momencie pragn臋艂a, by te mi臋so偶erne hybrydy zainteresowa艂y si臋 Stitchem.
Niewa偶ne. Zobaczysz. Wy艂a藕 stamt膮d. Musz臋 z tob膮 dobi膰 targu. Przez t臋 pokryw臋 od 艣mietnika ca艂y dzie艅 bola艂a mnie g艂owa. Ciebie te偶 mo偶e pobole膰.
Trzymaj si臋 ode mnie z daleka. - Gardenia cofn臋艂a si臋 o krok.
Zaczekaj. To podobno labirynt. Je艣li p贸jdziesz za daleko, mo偶esz si臋 w nim zgubi膰. A za dwie godziny zrobi si臋 ciemno. Chyba nic chcesz tu spacerowa膰 po zachodzie s艂o艅ca. Nigdy nie wiadomo, co si臋 zdarzy.
Gardenia popatrzy艂a po raz ostatni w okrutne oczy Stitcha i powzi臋艂a decyzj臋. 呕adna z ro艣lin nie wydawa艂a si臋 jej r贸wnie obrzydliwa i niebezpieczna jak ten bandyta, a dzi臋ki wcze艣niejszej wizycie u DeForesta wiedzia艂a, co j膮 czeka w ogrodzie.
Upu艣ci艂a torebk臋, okr臋ci艂a si臋 na pi臋cie i przebieg艂a par臋 metr贸w w stron臋 najbli偶szej zielonej alejki.
- Ty pod艂a suko! Wracaj natychmiast!
Li艣ciasty baldachim g臋stnia艂 gwa艂townie w odleg艂o艣ci kilku st贸p od wej艣cia. Zanim Gardenia dosz艂a do pierwszego korytarza, widzia艂a przed sob膮 tylko 艣cian臋 zieleni.
Wok贸艂 s艂ysza艂a szelesty i westchnienia. Odnosi艂a wra偶enie, 偶e w tych cichych, dokuczliwych d藕wi臋kach pobrzmiewa jakie艣 g艂odne oczekiwanie. Najwa偶niejsz膮 rzecz膮 by艂o niczego nie dotyka膰 i nie prowokowa膰 tych male艅kich, zielonych potwork贸w.
- Wy艂a藕 natychmiast! - Co jest, do jasnej synergii? Krwawi臋!
Gardenia domy艣li艂a si臋, 偶e Stitch natkn膮艂 si臋 na jedn膮 z ro艣lin. Zacz臋ta si臋 zastanawia膰, czy to do艣wiadczenie poskromi nieco jego zap臋dy.
- Ty przekl臋ta matrycowa dziwko! Zap艂acisz mi za to!
Stitch bieg艂 za ni膮 nadal. Teraz jednak rusza艂 si臋 szybciej, hardziej nieuwa偶nie. Gardenia niemal wyczuwa艂a t臋 w艣ciek艂o艣膰, jaka pcha艂a go naprz贸d.
- Co si臋 dzieje z tymi przekl臋tymi ro艣linami?! - krzykn膮艂 bandyta.
Gardenia zag艂臋bi艂a si臋 w nieprzychylny labirynt. Zerkn膮wszy w d贸艂 dostrzeg艂a, 偶e nie zostawia 偶adnych 艣lad贸w na grubej, bujnej trawie porastaj膮cej labirynt. Stitch szed艂 zapewne za odg艂osem jej krok贸w.
Pr贸bowa艂a porusza膰 si臋 ciszej, ale zaraz si臋 przekona艂a, 偶e nie mo偶na i艣膰 jednocze艣nie szybko i niedostrzegalnie. Jedynie Nick sprosta艂by z pewno艣ci膮 temu zadaniu.
Przemkn臋艂a si臋 obok rz臋du haczykowatych li艣ci i dostrzeg艂a co艣 na kszta艂t zielonego j臋zyka.
Drgn臋艂a, bo z g贸ry ze艣lizn臋艂a si臋 nagle gruba, mi臋sista winoro艣l. P臋d zacz膮艂 kiwa膰 si臋 wolno wahad艂owym ruchem, jakby porusza艂 go wiat",
Ale wiatr wcale si臋 nie zerwa艂. Nie powiewa艂a nawet lekka bryza.
Winoro艣l przysun臋艂a si臋 bli偶ej. Im d艂u偶ej Gardenia na ni膮 patrzy艂a, tym trudniej )tj by艂o doszuka膰 si臋 w tym ko艂ysz膮cym, wolnym ruchu czegokolwiek podejrzanego.
Nie. Nie wolno jej niczego dotyka膰 - przypomnia艂a sobie natychmiast.
Zamar艂a, 艣wiadoma zbli偶aj膮cych si臋 krok贸w Stitcha.
- Dok膮d leziesz, g艂upia babo? Jak si臋 gdzie艣 zap臋dzisz, nie znajdziesz ju偶 drogi. I co b臋dzie?
Gardenia przukucn臋艂a ostro偶nie i przeczo艂ga艂a si臋 pod p臋dem.
Zza zakr臋tu wyszed艂 Stitch, trzymaj膮c si臋 za zakrwawione rami臋. Na widok Gardenii stoj膮cej w niedalekiej odleg艂o艣ci od zwisaj膮cej winoro艣li stan膮艂 jak wryty.
- No, no, no. - W jego ma艂ych oczkach pojawi艂o si臋 z艂owr贸偶bne podniecenie. Poszed艂 naprz贸d jeszcze szybciej. - Jeste艣! Dajemy dyla, zanim zab艂膮dzimy tutaj na dobre.
-
Ju偶 si臋 zgubili艣my, nie pami臋tasz? Nie podchod藕 bli偶ej. - Cofn臋艂a si臋 o krok. - Niekt贸re z tych ro艣lin s膮 bardzo niebezpieczne.
Nie boj臋 si臋 paru kolc贸w. - Potar艂 r臋k膮 o spodnie, na kt贸rych zosta艂 krwawy 艣lad. - A tym pokroj臋 ca艂e to zielsko na drobne kawa艂eczki - doda艂, wyci膮gaj膮c przed siebie n贸偶 o d艂ugim ostrzu.
Ja bym na to nie liczy艂a. - Gardenia odwr贸ci艂a si臋 od bandyty i posz艂a szybko innym zielonym korytarzem.
Pieprzona dziwka - sykn膮艂 Stitch.
Us艂ysza艂a nagle przera偶aj膮cy, niespodziewany szelest.
Krzyk bandyty zmrozi艂 jej krew w 偶y艂ach. W pobliskich krzakach odbywa艂a si臋 straszliwa szamotanina. Okropny wrzask uwi膮z艂 nagle m臋偶czy藕nie w krtani.
Dziewczyna odwr贸ci艂a si臋 na pi臋cie szukaj膮c wej艣cia do korytarza, z kt贸rego w艂a艣nie uciek艂a. Wiedzia艂a, 偶e znajduje si臋 zaledwie par臋 krok贸w od Stitcha, ale zupe艂nie straci艂a orientacj臋.
- Stitch?
Ani s艂owa.
Czeka艂a jeszcze chwil臋, ale nie dociera艂 do niej 偶aden d藕wi臋k.
Po chwili odwr贸ci艂a si臋 i ruszy艂a dalej zielonym korytarzem. DeForest powiedzia艂, 偶e labiryntem mo偶na przej艣膰 prosto do groty. Gdyby Gardenii uda艂o si臋 dotrze膰 tak daleko, usiad艂aby po prostu na 艂awce i zaczeka艂a na Nicka.
Bo ani przez chwil臋 nie w膮tpi艂a, 偶e on zacznie jej szuka膰.
Kilka minut p贸藕niej - nie odni贸s艂szy 偶adnych obra偶e艅 - dotar艂a na polank臋. Kamienna 艂aweczka sta艂a spokojnie na swoim miejscu. Odetchn臋艂a z ulg膮 i... spostrzeg艂a profesora DeForesta.
Krzyk zamar艂 jej na ustach.
Newton p艂ywa艂 po sadzawce twarz膮 do dna, oplatany sieci膮 w艂贸knistych ro艣lin wodnych.
Kilka macek wysun臋艂o si臋 z g臋stwiny przylegaj膮cej do ska艂y. P臋dy sun臋艂y szybko po powierzchni wody, a偶 w ko艅cu dosi臋gn臋艂y Newtona i owin臋艂y mu si臋 wok贸艂 n贸g.
Szalony DeForest po raz ostatni karmi艂 swoje ro艣liny.
Nick zerkn膮艂 na powi臋kszony kadr z mikrofilmu, na kt贸rym umieszczono wykaz wszystkich przedsi臋biorstw z Nowego Portlandu i ostatni kawa艂ek 艂amig艂贸wki wskoczy艂 na swoje miejsce. Firma Farmaceutyczna Ogie艅 i L贸d, sp贸艂ka, kt贸ra zobowi膮za艂a si臋 do sponsorowania Trzeciej Wyprawy, zbankrutowa艂a kilka miesi臋cy potem, jak wypraw臋 uznano za odwo艂an膮. Nie to jednak wzbudzi艂o najwi臋ksze zainteresowanie Chastaina.
Najistotniejsze by艂o dla niego nazwisko prezesa Ognia i Lodu.
D艂ugo zastanawia艂 si臋 nad tym, czego w艂a艣ciwie mu trzeba, ale wreszcie intuicja naprowadzi艂a go na w艂a艣ciwy trop. Nawet matrycowiec nie potrafi艂 skutecznie zatrze膰 艣lad贸w po wielkiej firmie, jaka istnia艂a przed trzydziestoma pi臋cioma laty.
Bibliotekarze ze 艢wi臋tej Heleny wype艂niali bardzo sumiennie swoje obowi膮zki. Pod wzgl臋dem obsesji na punkcie przechowywania i gromadzenia dor贸wnywali talentom matrycowym.
Traktowali zreszt膮 t臋 prac臋 jak 艣wi臋te pos艂annictwo. Pierwsza generacja kolonist贸w przesz艂a tward膮 szko艂臋, aby zrozumie膰, jak wa偶ne mo偶e si臋 okaza膰 zbieranie informacji. Wkr贸tce po opadni臋ciu Kurtyny ich jedyna nadzieja, czyli baza danych komputerowych rozsypa艂a si臋 w proch wraz ze wszystkimi przedmiotami pochodz膮cymi z Ziemi.
Koloni艣ci wiedzieli, 偶e bez zaawansowanej technologii rodzimego 艣wiata b臋d膮 musieli wykorzysta膰 dawno zapomniane umiej臋tno艣ci opisane w starych ksi臋gach przeniesionych na dyskietki biblioteki komputerowej.
Zanim maszyny odm贸wi艂y pos艂usze艅stwa, otwarto skryptorium, w kt贸rym przepisywano dane medyczne, rolnicze, socjologiczne i naukowe. Cale grupy zapale艅c贸w uzbrojone w trzcinowe o艂贸wki oraz r臋cznie robiony papier pracowa艂y na okr膮g艂o w szale艅czym wysi艂ku, by sporz膮dzi膰 jak najwi臋cej notatek, nim dane znikn膮 z dysk贸w, a komputery rozpadn膮 si臋 w proch.
Je艣li chodzi o technologi臋, koloni艣ci wr贸cili do okresu pokrywaj膮cego si臋 z ziemskim osiemnastym wiekiem.
Kiedy wreszcie ojcowie za艂o偶yciele stworzyli w艂asn膮 wizj臋 spo艂ecze艅stwa zdolnego zapewni膰 sobie przetrwanie, szczeg贸lny nacisk po艂o偶yli na ma艂偶e艅stwo i rodzin臋 oraz na ksi膮偶ki.
Bibliotekarze - my艣la艂 o nich z zadowoleniem - uczynili wszystko, aby zas艂u偶y膰 na uznanie. Dzi臋ki skrupulatnemu przechowywaniu wszystkich strz臋p贸w informacji, z ksi膮偶kami telefonicznymi oraz listami przedsi臋biorstw w艂膮cznie, Chastain pozna艂 nazwisko mordercy swoich rodzic贸w.
呕aden z wypo偶yczaj膮cych nie zwr贸ci艂 uwagi na m臋偶czyzn臋 w czarnym wieczorowym ubraniu przeciskaj膮cego si臋 p臋dem do wyj艣cia.
P贸艂 godziny p贸藕niej Nick wy艂ama艂 zamek mieszkania Gardenii i wpad艂 do 艣rodka. Nie towarzyszy艂o mu ju偶 jednak uczucie ogromnej satysfakcji, jak膮 odczuwa艂 wychodz膮c z biblioteki. Walczy艂 z ogarniaj膮c膮 go fal膮 strachu.
Gardenia mia艂a by膰 w domu i odpoczywa膰. Ale nie otworzy艂a drzwi.
Chastain przeszed艂 szybko ca艂y apartament. 艁贸偶ko by艂o rozgrzebane, mokre r臋czniki wisia艂y w 艂azience. Widocznie dziewczyna wzi臋艂a k膮piel i wysz艂a.
Stan膮艂 obok jej biurka, aby po艂膮czy膰 si臋 z Leo, i w tej samej chwili dojrza艂 艣wiate艂ko na automatycznej sekretarce. Wcisn膮艂 guzik.
Us艂ysza艂 szum i charakterystyczny sygna艂 uruchomianej ta艣my.
Gardenia? Tu twoja ciocia, Willy. Nick przesun膮艂 ta艣m臋 do przodu.
Siostrzyczko? M贸wi Leo. Znowu przewin膮艂 ta艣m臋.
Panna Spring? Tu Newton DeForest. Sprawdzi艂em te stare akta...
Jasna synergia! - wrzasn膮艂 Chastain i pobieg艂 jak szalony do drzwi.
Zrozumia艂 wszystkie relacje mi臋dzy poszczeg贸lnymi elementami matrycy. Gardenia nie by艂a przypadkowym obserwatorem wydarze艅 zwi膮zanych z dziennikiem Chastaina.
To w艂a艣nie ona stanowi艂a cel zab贸jcy.
Musia艂a si臋 gdzie艣 tutaj kr臋ci膰. Nie odpowiada艂a jednak na jego sond臋 psychiczn膮.
Ju偶 przy wej艣ciu do labiryntu wyczu艂 g艂贸d cicho szumi膮cych ro艣lin. Niedaleko pierwszego zakr臋tu dojrza艂 torebk臋 Gardenii. Dalej, z d艂ugiego ostrego kolca zwisa艂 strz臋p materia艂u khaki. Kawa艂ek m臋skiej koszuli.
Kto艣 zap臋dzi艂 Gardeni臋 do labiryntu.
Chastain w艂o偶y艂 latark臋 do kieszeni smokingu. Jeszcze jej nie potrzebowa艂. Do zachodu s艂o艅ca pozosta艂a co najmniej godzina. Zrobi艂 pierwszy krok w g艂膮b gro藕nego, zielonego labiryntu. Pod sklepieniem z winoro艣li i li艣ci natychmiast pogr膮偶y艂 si臋 w p贸艂mroku. Jego uwag臋 zwr贸ci艂 niewinny zielony kwiatek. Kiedy jednak zajrza艂 do wn臋trza kielicha, zobaczy艂 tkwi膮ce w nim kolce w kszta艂cie z臋b贸w. Do lepkiej mazi na dnie przywar艂 cz臋艣ciowo rozpuszczony insekt.
Ruszy艂 ostro偶nie naprz贸d, nie ocieraj膮c si臋 nawet o n膮jniewinniej wygl膮daj膮ce li艣cie. Prze艣lizgiwa艂 si臋 przez ciemne odnogi labiryntu, pomny wskaz贸wek Andy'ego Aoki, kt贸ry uczy艂 go chodzi膰 po d偶ungli na Wyspach Zachodnich.
Wyostrzy艂 zmys艂y. Dzi臋ki charakterystycznemu dla matrycowc贸w wyczuciu odleg艂o艣ci trzyma艂 si臋 idealnie 艣rodka 艣cie偶ki.
Skr臋ci艂 w kolejn膮 odnog臋. Co艣 przemkn臋艂o nagle po ziemi. Zerkn膮wszy w d贸艂 Nick dojrza艂 p臋d pe艂zn膮cy w stron臋 jego buta. Przeszed艂 wi臋c nad nim i zmieni艂 kierunek marszu.
Pomy艣la艂, 偶e to w艂a艣ciwie wszystko jedno, kt贸r臋dy idzie. Gardenia m贸wi艂a mu przecie偶, jak stworzono labirynt. Ka偶dy musia艂 w ko艅cu znale藕膰 si臋 w centrum.
Wmawia艂 sobie, 偶e je艣li zachowa ostro偶no艣膰, nic mu si臋 nie stanic. DeForest wyt艂umaczy艂 przecie偶 Gardenii zasady obowi膮zuj膮ce w labiryncie. Ro艣liny nie atakowa艂y pierwsze.
Ale dziewczyn臋 najwyra藕niej kto艣 goni艂, wi臋c jej my艣li skupi艂y si臋 nie na ochronie przed ro艣linno艣ci膮, tylko na ucieczce.
Nagle zmartwia艂. Z winoro艣li zwisa艂 nieboszczyk z p臋dem okr臋conym wok贸艂 gard艂a. Do cia艂a przylgn臋艂y mu setki g膮bczastych kwiatk贸w, ciemnych i nabrzmia艂ych. Jedz膮c, pulsowa艂y.
Przez chwil臋 nic m贸g艂 z艂apa膰 tchu, ale potem uprzytomni艂 sobie, 偶e patrzy na trupa m臋偶czyzny, nie kobiety. Z pewno艣ci膮 by艂 to cz艂owiek 艣cigaj膮cy Gardeni臋 po 艣cie偶kach labiryntu. Co艣, co pozosta艂o z jego starego ubrania khaki, pasowa艂o do skrawka materia艂u, jaki Chastain zauwa偶y艂 przy wej艣ciu.
Niedawno widzia艂 na kim艣 podobne ubranie... Przeprowadzi艂 kr贸tk膮 analiz臋 sytuacji i rozpozna艂 w nieboszczyku no偶ownika numer dwa.
Czo艂gaj膮c si臋 na czworakach pod wisielcem, natrafi艂 d艂oni膮 na jaki艣 przedmiot. By艂 to n贸偶 w pochwie. Podni贸s艂 go i schowa艂 do kieszeni czarnych spodni.
Nieco dalej wsta艂 i spr贸bowa艂 kolejnej sondy psychicznej. Gardenia nadal nie odpowiada艂a. Nick jednak s膮dzi艂, 偶e dziewczyna 偶yje. Musia艂a 偶y膰. Przecie偶 by wyczu艂, gdyby umar艂a. Znajdowa艂a si臋 gdzie艣 w tym przekl臋tym labiryncie. Dlaczego nie odpowiada艂a?
Teraz porusza艂 si臋 szybciej. Obawa o to, 偶e Gardenia le偶y gdzie艣 ranna lub nieprzytomna, os艂abi艂a jego instynktown膮 ostro偶no艣膰. Otar艂 si臋 niechc膮cy r臋kawem smokingu o jeden z li艣ci. Nieoczekiwany, szeleszcz膮cy d藕wi臋k u艣wiadomi艂 mu natychmiast skutki tej lekkomy艣lno艣ci.
Desperacki skok ocali艂 go przed dwoma li艣膰mi o blaszkach w kszta艂cie ostrzy. Li艣cie zatrzasn臋艂y si臋 ze szcz臋kiem przypominaj膮cym do z艂udzenia odg艂os wydawany przez no偶yce.
W chwil臋 p贸藕niej uwag臋 Nicka przyku艂 szmer wody spadaj膮cej na ska艂y. Grota! Znajdowa艂 si臋 w sercu labiryntu.
Skr臋ci艂 po raz ostatni i dostrzeg艂 Gardeni臋.
Nie by艂a sama. \
Nieopodal sta艂 Duncan Luttrell z rewolwerem w r臋ku. Na widok wygniecionego fraka Nicka wykrzywi艂 ironicznie usta.
- Czekali艣my na ciebie, Chastain - powiedzia艂. - Nie jeste艣 chyba odpowiednio ubrany na t臋 okazj臋. Ale bior膮c pod uwag臋 tw贸j fatalny gust, niczego innego nie mog艂em si臋 spodziewa膰.
Rozdzia艂 dwudziesty trzeci
Nick! - Gardenia zerwa艂a si臋 na r贸wne nogi i ruszy艂a w jego kierunku.
- Nie ruszaj si臋 - nakaza艂 Duncan.
Stan臋艂a jak wryta, ogarni臋ta ulg膮 i strachem.
Chastain dotar艂 na miejsce, ale teraz oboje tkwili w pu艂apce.
Wiedzia艂am, 偶e mnie znajdziesz. Chocia偶 wcale tego nie pragn臋艂am. Duncan oszala艂.
Siadaj! - W g艂osie Luttrella wibrowa艂a nienawi艣膰. - I to ju偶. Albo zabij臋 go na miejscu.
Obr贸ci艂a si臋 na pi臋cie z zaci艣ni臋tymi pi臋艣ciami.
Nie, bo nigdy nic uzyskasz ode mnie tego, na czym ci tak zale偶y.
Owszem, uzyskam. - Duncan u艣miechn膮艂 si臋 z艂o艣liwie. - Bo jak nie, to go jeszcze pom臋cz臋 przed 艣mierci膮. Te ro艣linki prze偶uwaj膮ce DeForesta z pewno艣ci膮 mia艂yby ochot臋 na deser.
Nick zatrzyma艂 si臋 przy du偶ej ciemnej purpurowo-zielonej ro艣nie, kt贸ra zaszele艣ci艂a wyczekuj膮co. Nie zwraca艂 uwagi na krzewy, Luttrella omi贸t艂 zaledwie przelotnym spojrzeniem. Ca艂膮 swoj膮 uwag臋 skupi艂 na Gardenii.
- R贸b, co ka偶e. Usi膮d藕. Pewnie b臋dziemy tu musieli zosta膰 jaki艣 czas.
Poszuka艂a wzrokiem jego twarzy. W wiecznym mroku labiryntu nie potrafi艂a nic z niej wyczyta膰. Przypomnia艂a sobie jednak, 偶e nigdy tak naprawd臋 nie wiedzia艂a, o czym my艣li Nick. On potrafi艂 zachowywa膰 si臋 r贸wnie enigmatycznie jak morze. Wolno opad艂a na kamienn膮 艂awk臋.
Duncan ma dziennik twojego ojca - spojrza艂a na starannie opakowane zawini膮tko le偶膮ce na kamiennej 艂awce. - Ukrad艂 go Morrisowi Fenwickowi, a p贸藕niej zabi艂 biedaka. Nast臋pnie wynaj膮艂 Wilkesa, aby ten sporz膮dzi艂 falsyfikat dziennika, oraz napisa艂 list d \ Polly. My艣la艂, 偶e dasz si臋 nabra膰 na podr贸bk臋 i zaprzestaniesz poszukiwa艅.
Wiem. - Nick popatrzy艂 na Duncana. - W dodatku usi艂owa艂e艣 wpl膮ta膰 mego stryja zar贸wno w morderstwo, jak i oszustwo.
Duncan roz艂o偶y艂 r臋ce.
Pr贸bowa艂em skierowa膰 twoj膮 uwag臋 na fa艂szywy trop.
Sk膮d wzi膮艂e艣 spink臋?
Ach, to okaza艂o si臋 艂atwe. Spotykali艣my si臋 regularnie w interesach. Kiedy艣 Orrin wypi艂 za du偶o scotcho-martini i posz艂o ca艂kiem g艂adko. Wcale nie zamierza艂em ci臋 zabija膰. Ba艂em si臋, 偶e mo偶e to zwr贸ci膰 uwag臋 policji i twoich podejrzanych wsp贸lnik贸w.
Oni nie s膮 nawet w po艂owie tak podejrzani jak ty, ale z pewno艣ci膮 zainteresuj膮 si臋 tob膮, je艣li zabijesz Nicka - powiedzia艂a Gardenia z moc膮. - Nigdy nie ujdzie ci to na sucho.
- Chyba uda艂o mi si臋 pokona膰 ten ma艂y problem - mrukn膮艂 Duncan. - Z jego cia艂a po prostu niewiele zostanie. Wszyscy pomy艣l膮, 偶e pok艂贸ci艂 si臋 z DeForestem o Trzeci膮 Wypraw臋 i obaj wpadli na te mi臋so偶erne zielska.
- Nic z tego - szepn臋艂a ochryple Gardenia. Powtarza艂a to zreszt膮 bez przerwy, dop贸ki nie nadszed艂 Nick.
Luttrell te偶 spodziewa艂 si臋 Chastaina. Gardenia celowo nie zareagowa艂a na sond臋, gdy偶 nie chcia艂a, 偶eby Nick wchodzi艂 do labiryntu. Ale on i tak j膮 znalaz艂.
Nick popatrzy艂 na Duncana.
- Tw贸j ojciec zada艂 sobie wiele trudu, aby spisa膰 ca艂膮 t臋 histori臋 od nowa. Zamordowa艂 tylu ludzi, a nawet sfingowa艂 bankructwo w艂asnej firmy. Jednak nawet sparanoizowany talent matrycowy nie m贸g艂by pozaciera膰 wszystkich 艣lad贸w zwi膮zanych z Trzeci膮 Ekspedycj膮.
B艂ysk gniewu znikn膮艂 tak szybko z oczu Duncana, jakby si臋 tam wcale nie pojawi艂. Luttrell zn贸w u艣miechn膮艂 si臋 szczerze i uroczo.
M贸j ojciec z pewno艣ci膮 bardzo si臋 stara艂. Musz臋 przynajmniej odda膰 sprawiedliwo艣膰 temu 艂ajdakowi. Przez te wszystkie lata zale偶a艂o mu wy艂膮cznie na pami臋tniku. Nawet nie przyszed艂 na pogrzeb matki, bo bez przerwy nad nim pracowa艂.
Dlaczego nie zabi艂 DeForesta? - spyta艂a Gardenia.
A po co mia艂by to robi膰? - za艣mia艂 si臋 Duncan. - Przecie偶 Szalony DeForest bardzo mu pom贸g艂.
Dzi臋ki niemu prawda sta艂a si臋 legend膮?
W艂a艣nie - u艣miechn膮艂 si臋 Luttrell. - Przez te krety艅skie teorie o przybyszach z kosmosu 偶aden powa偶ny naukowiec nie zajmowa艂 si臋 w og贸le Trzeci膮 Wypraw膮. Pisa艂y o niej tylko brukowce.
- A na tym w艂a艣nie zale偶a艂o Marsdenowi Luttrellowi.
Duncan skin膮艂 g艂ow膮.
- Trzecia Wyprawa odesz艂a powoli w mg艂臋 zapomnienia. Niestety, wszystko si臋 skomplikowa艂o, kiedy m贸j ojciec przed rokiem wyskoczy艂 przez okno. Dziennik Chastaina znikn膮艂 w par臋 godzin po jego 艣mierci. Wpad艂 w r臋ce kochanki papy. Ona najwidoczniej zrozumia艂a, 偶e te papierzyska s膮 co艣 warte, i spr贸bowa艂a zbi膰 na nich fortun臋. Sprzeda艂a wi臋c dziennik pewnemu hobby艣cie z Nowego Portlandu.
- J膮 te偶 zabi艂e艣? - Gardenia unios艂a pytaj膮co podbr贸dek.
Duncan za艣mia艂 si臋 lekko.
Nie zd膮偶y艂em, bo da艂a nog臋. Straci艂em mas臋 pieni臋dzy i czasu na poszukiwania, ale nic z tego nie wysz艂o. Potem kolekcjoner z Nowego Portlandu dosta艂 udaru i umar艂. Rodzina wezwa艂a Fcnwicka, aby oceni艂 zbiory, a on znalaz艂 ten pami臋tnik i od razu si臋 zorientowa艂, 偶e to co艣 wa偶nego.
Ale mimo wszystko nic zdawa艂 sobie w pe艂ni sprawy z warto艣ci zapisk贸w?
Oczywi艣cie, 偶e nie - prychn膮艂 Duncan. - Wiedzia艂 jednak, 偶e historia rodzinna zainteresuje Chastain贸w.
Wi臋c skontaktowa艂 si臋 ze mn膮. - Nick przesun膮艂 si臋 lekko, co zn贸w wzbudzi艂o nadziej臋 w li艣ciach pobliskiego krzewu. - Potem zawiadomi艂 o wszystkim Orrina. No i zacz臋艂y si臋 plotki...
Tak. - Duncan zacisn膮艂 usta z dezaprobat膮. - Zanim to do mnie dotar艂o, ten antykwariusz ju偶 dobi艂 z tob膮 targu. Nie chcia艂 mi odda膰 pami臋tnika.
Gardenia zmru偶y艂a oczy.
Wi臋c najpierw go zmusi艂e艣, 偶eby ci go odda艂, a potem zabi艂e艣 biedaka?
Nie mog艂em zostawi膰 Fenwicka przy 偶yciu - powiedzia艂 przepraszaj膮co Duncan. - On naprawd臋 za du偶o wiedzia艂.
A wi臋c pewnie wiedzia艂, 偶e to tw贸j ojciec by艂 sz贸stym cz艂onkiem wyprawy Chastaina, a wyprawy wcale nie odwo艂ano. - Nick patrzy艂 na Duncana pozbawionymi wyrazu oczyma. - Ekspedycja wyruszy艂a o czasie.
Wszystkiego si臋 domy艣li艂e艣? - Duncan spojrza艂 na,
niego z uznaniem. - Sprytny jeste艣! A tata s膮dzi艂, 偶e pozaciera艂 艣lady istnienia sz贸stego cz艂onka za艂ogi dokooptowanego zreszt膮 w ostatniej chwili.
~ Bardzo si臋 stara艂. - Oczy Nicka przybra艂y ciemnozielon膮 barw臋. - Marsden Luttrell zamordowa艂 mojego ojca i pozosta艂ych badaczy. Jakiej trucizny u偶y艂?
Nigdy go o to nie pyta艂em - odpar艂 Duncan. - S膮dz臋, 偶e sam co艣 spreparowa艂. Co艣 wolno dzia艂aj膮cego i trudnego do wykrycia. Lubi艂 eksperymentowa膰.
Trucizna? - szepn臋艂a Gardenia. - On ich wszystkich wymordowa艂?
- Marsden Luttrell za艂o偶y艂 firm臋 farmaceutyczn膮 Ogie艅 i L贸d - wyja艣ni艂 Nick. - By艂 fantastycznym chemikiem. Sponsorowa艂 Trzeci膮 Wypraw臋 za po艣rednictwem Uniwersytetu w Nowym Portlandzie. Oczywi艣cie anonimowo.
O Bo偶e! -j臋kn臋艂a.
Umowa polega艂a na tym, 偶e jego firma b臋dzie mia艂a pierwsze艅stwo produkcji r贸偶norakich specyfik贸w otrzymanych z nowo odkrytych ro艣lin - wyja艣ni艂 Duncan. - Normalny uk艂ad. Interes jak ka偶dy.
Nie ca艂kiem - powiedzia艂 Nick. - Tw贸j ojciec by艂 matrycowcem.
A wi臋c na pewno istnieje jaki艣 haczyk - skrzywi艂a si臋 Gardenia. - Matrycowcy nie robi膮 niczego w zwyczajny spos贸b.
W ka偶dym razie nie mo偶na o to pos膮dzi膰 Marsdena Luttrella. - Nick nie spuszcza艂 wzroku z Duncana. - Z roku na rok by艂o z nim gorzej, a偶 w ko艅cu popad艂 w ca艂kowit膮 paranoj臋. Wtedy da艂 pieni膮dze na Trzeci膮 Wypraw臋. Dziwi臋 si臋 tylko, 偶e zdo艂a艂 ukry膰 stan swego umys艂u przed pracownikami uniwersytetu.
Pewnie i tak nie zwr贸ciliby na to uwagi - powiedzia艂 Duncan. - W ko艅cu potrzebowali got贸wki.
Nick przybra艂 zamy艣lony wyraz twarzy.
- Marsden wm贸wi艂 sobie, 偶e musi wzi膮膰 udzia艂 w wyprawie. Chcia艂 sam zadba膰 o swoje pieni膮dze. Nikomu nie ufa艂.
- A ju偶 najmniej twojemu ojcu - odpali艂 Duncan.
- Podejrzewa艂, 偶e to silna matryca. S膮dzi艂, 偶e ukryje przed nim cenne znaleziska.
Gardenia zmarszczy艂a brwi.
Kiedy Luttrell pojawi艂 si臋 w ostatniej chwili w Serendipity, Bartholomew Chastain musia艂 go przyj膮膰 do ekipy.
Nie mia艂 innego wyboru - zgodzi艂 si臋 Duncan.
- W ko艅cu ojciec za ni膮 zap艂aci艂. Mia艂 prawo rz膮dzi膰.
Dziewczyna odetchn臋艂a g艂臋boko. Odnosi艂a wra偶enie, 偶e powietrze w tej cz臋艣ci labiryntu staje si臋 coraz bardziej g臋ste i ci臋偶kie. Nic tylko rosn膮ce tu ro艣liny nale偶a艂y do drapie偶nik贸w. Ona sama siedzia艂a na 艂awce mi臋dzy dwoma niebezpiecznymi mi臋so偶ernymi stworami, z kt贸rych jeden - pozornie najnormalniejszy w 艣wiecie - okaza艂 si臋 wyra藕nie szalony.
Mog艂a jedynie kupi膰 sobie czas. Na szcz臋艣cie Duncan i rozgada艂 si臋 na dobre.
A c贸偶 to za tajemnica? - spyta艂a. - Co takiego by艂o warte tylu morderstw? Chodzi艂o o jakie艣 odkrycie z dziedziny botaniki?
Ojciec przywi贸z艂 pewn膮 interesuj膮c膮 pr贸bk臋 - powiedzia艂 Duncan. - Bada艂 j膮 bardzo d艂ugo jeszcze po powrocie. Uda艂o mu si臋 zsyntetyzowa膰 jeden z jej aktywnych sk艂adnik贸w. S膮dzi艂, 偶e odkry艂 co艣, co pomo偶e mu wykorzystywa膰 talent bez pomocy pryzmatu.
I w ko艅cu przez to oszala艂?
Gardenia przenosi艂a spojrzenie z jednego m臋偶czyzny na drugiego.
O czym wy w艂a艣ciwie m贸wicie?
O szalonej mgle. - Nick nie spuszcza艂 wzroku z Duncana. - Marsden Luttrell eksperymentowa艂 z tym prochem, dop贸ki w ko艅cu nic postrada艂 zmys艂贸w. Pewnego popo艂udnia za偶y艂 zbyt wiele tego specyfiku i wyszed艂 przez okno po艂o偶one dwadzie艣cia jeden pi臋ter nad chodnikiem.
Konkretnie przez okno sypialni swojej kochanki - wyja艣ni艂 Duncan. - Sp臋dzi艂 tam ca艂y dzie艅, pracuj膮c nad dziennikiem i otumaniaj膮c si臋 narkotykiem. Dlatego ta suka zd膮偶y艂a zabra膰 notatki i zwia膰, zanim poj膮艂em, co si臋 艣wi臋ci.
Ale Marsden Luttrell zabi艂 si臋 przecie偶 rok temu - powiedzia艂a Gardenia. - Policja i gazety twierdz膮, 偶e szalona mg艂a dopiero od niedawna wesz艂a na rynek. Gdzie ona si臋 podziewa艂a przez ostatnie trzydzie艣ci pi臋膰 lat?
Duncan wykrzywi艂 wargi.
Ojciec nie zdawa艂 sobie sprawy z tego, co ma. Ten stary osio艂 chowa艂 j膮 tylko dla siebie. My艣la艂 tylko o tym, 偶eby odszyfrowa膰 dziennik Chastaina bez pomocy pryzmatu. Wpad艂 w zbyt wielk膮 paranoj臋, 偶eby stworzy膰 wi臋藕.
Ale ty dostrzega艂e艣 ewentualne korzy艣ci, jakie mog艂yby p艂yn膮膰 z tego znaleziska - powiedzia艂 Nick. - Po 艣mierci ojca zacz膮艂e艣 produkowa膰 wielkie ilo艣ci narkotyku i sprzedawa膰 go handlarzom.
Gardenia wlepi艂a wzrok w Duncana.
Wi臋c w taki spos贸b sfinansowa艂e艣 oprzyrz膮dowanie nowej generacji?
Istotnie. - Duncan popatrzy艂 na ni膮 z pob艂a偶liwym u艣miechem. - W tym interesie pieni膮dze to krew. Nale偶y j膮 uzyskiwa膰 od ka偶dego mo偶liwego dawcy.
Widzia艂em, co du偶a dawka narkotyku zrobi艂a z moim ojcem - powiedzia艂 Duncan. - My艣la艂em, 偶e podzia艂a w ten sam spos贸b na Chastaina. Ale widocznie co艣 nie wysz艂o. Tak czy inaczej, dzi艣 rozwi膮偶臋 wszystkie swoje problemy.
Gardenia zacisn臋艂a d艂onie na 艂awce.
- Nadal nie rozumiem. M贸wi艂e艣, 偶e tw贸j ojciec chcia艂 wykorzysta膰 szalon膮 mg艂臋, aby rozkodowa膰 dziennik Chastaina. Czy偶by nie tego w艂a艣nie odkrycia dokona艂a ekspedycja?
Oczywi艣cie, 偶e nie - Duncan zerkn膮艂 na ni膮 niecierpliwie. - Mg艂a by艂a jedynie 艣rodkiem do celu. Tak naprawd臋 m贸j ojciec pragn膮艂 odkry膰 tajemnic臋 zawart膮 w dzienniku Bartholomew. Ja r贸wnie偶 tego chc臋. I jestem bliski celu.
A jaka to tajemnica? - spyta艂 Chastain.
Usytuowanie grobowca kosmit贸w - powiedzia艂 Duncan.
Grobowca kosmit贸w? Czy偶by Trzecia Wyprawa odkry艂a stare cmentarzysko? - zdziwi艂a si臋 Gardenia.
Tak.
Nie wierz臋. Bredzisz jak Szalony DeForest.
Dlaczego s膮dzisz, 偶e to niemo偶liwe, Gardenio?
- spyta艂 powa偶nie Nick. - Pami臋tasz te tajemnicze artefakty, kt贸re odkry艂 Trent? Mog膮 istnie膰 jeszcze jakie艣 inne zabytki przesz艂o艣ci. Dlaczego nie ca艂y grobowiec?
- Gwoli 艣cis艂o艣ci - wtr膮ci艂 Duncan - to tw贸j ojciec s膮dzi艂, 偶e natkn膮艂 si臋 na rodzaj magazynu czy przechowalni. Wyznawa艂 pogl膮d, i偶 Kurtyna podnosi艂a si臋 w przesz艂o艣ci niejeden raz.
Gardenia siedzia艂a bardzo spokojnie na 艂awce.
A te obce istoty dotar艂y do nas wtedy, kiedy Kurtyna stworzy艂a bram臋 mi臋dzy naszym 艣wiatem i 艢wi臋t膮 Helen膮?
Dok艂adnie. Potem, kiedy si臋 zamkn臋艂a, przybysze utkn臋li w pu艂apce podobnie jak ojcowie za艂o偶yciele tysi膮c lat p贸藕niej.
Nick poruszy艂 si臋 lekko. Nieopodal zaszele艣ci艂y li艣cie.
Ale zamiast zaaklimatyzowa膰 si臋 na 艢wi臋tej Helenie i pr贸bowa膰 prze偶y膰 na tej planecie, kosmici zdecydowali si臋 zahibernowa膰 do czasu nadej艣cia pomocy.
Oczekiwany ratunek jednak nic dotar艂 na miejsce - podsumowa艂 Duncan. - Poza tym najprawdopodobniej zepsu艂y si臋 urz膮dzenia, jakie mia艂y ich trzyma膰 przy 偶yciu. Chastain s膮dzi艂, 偶e sko艅czy艂o si臋 w nich paliwo. Tak czy inaczej grobowiec to bezcenny skarb, kt贸ry powinno si臋 jak najszybciej otworzy膰.
- Sk膮d wiadomo, co jest w 艣rodku?
Duncan roze艣mia艂 si臋 cicho.
Widz臋, 偶e zaczyna powoli dociera膰 to do ciebie. Ot贸偶 mo偶e si臋 tam znajdowa膰 bro艅, jak r贸wnie偶 niezwykle skomplikowane dane techniczne oraz medyczne. Prawdziwy skarb dla przedsi臋biorstwa, kt贸re obejmie znalezisko w posiadanie.
Trzeba si臋 jednak liczy膰 i z tym, 偶e jest tam tylko kilka mumii i sprz臋t wykonany z takiego samego stopu, jaki odkry艂 Trent - powiedzia艂 Nick zupe艂nie bez emocji. - Interesuj膮ce, ale nic przynosz膮ce zysk贸w. Niewarte tylu zbrodni.
W oczach Duncana b艂ysn膮艂 gniew.
- Papa wierzy艂, 偶e to fortuna warta miliony. A ja jestem silniejszy od niego. Zrobi臋 co艣, czego on nie potrafi艂 dokona膰. Znajd臋 cmentarzysko.
Gardenia przyjrza艂a mu si臋 uwa偶nie.
Nie rozumiem. Dlaczego tw贸j ojciec po艣wi臋ci艂 trzydzie艣ci pi臋膰 lat na rozkodowanie dziennika Chastaina? Marsden Luttrell bra艂 udzia艂 w ekspedycji. Z pewno艣ci膮 uczestniczy艂 w tym odkryciu.
Na tym w艂a艣nie polega problem. - Duncan potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. - Niestety, Bartholomew Chastain by艂 wtedy sam. Pewnego ranka wyszed艂 bardzo wcze艣nie, aby zbada膰 teren. Mia艂 wr贸ci膰 przed zapadni臋ciem nocy. Nie pojawi艂 si臋 jednak w obozie a偶 do nast臋pnego dnia.
Co si臋 sta艂o? - spyta艂a Gardenia, aby za wszelk膮 cen臋 podtrzyma膰 ten potok wymowy.
Planowano w艂a艣nie akcj臋 ratunkow膮, kiedy Chastain wr贸ci艂 do obozowiska i opowiedzia艂 pozosta艂ym badaczom histori臋 grobowca. - Duncan zacisn膮艂 szcz臋ki. - Ale nie zdradzi艂 nikomu po艂o偶enia cmentarzyska. Powiedzia艂, 偶e przeka偶e t臋 informacj臋 wy艂膮cznie pracownikom uniwersytetu. Nic chcia艂, by odkrycie tej rangi sta艂o si臋 w艂asno艣ci膮 jednego tylko cz艂owieka.
Pewnie 偶ywi艂 jakie艣 podejrzenia w stosunku do Marsdena Luttrella.
Widocznie tak. - Duncan wzruszy艂 ramionami. -Tamtej nocy rozszala艂a si臋 burza. Powsta艂o zamieszanie. Ojciec skorzysta艂 z sytuacji i wsypa艂 trucizn臋 do pewnej partii jedzenia. Po 艣niadaniu nast臋pnego ranka wszyscy wyzion臋li ducha.
Nick patrzy艂 na Luttrella pozbawionym wyrazu wzrokiem.
On zabi艂 jeszcze moj膮 matk臋.
Jak r贸wnie偶 par臋 innych os贸b - powiedzia艂 oboj臋tnie Duncan. - Chemik nie ma problem贸w z mordowaniem.
Ale na nic mu si臋 to wszystko zda艂o, bo Bartholom Chastain zaszyfrowa艂 informacj臋 dotycz膮c膮 po艂o偶enia grobowca.
Oczy Duncana pociemnia艂y od gniewu.
Nie tylko. On napisa艂 ca艂y dziennik specjalnym systemem.
Typowy matrycowiec - szepn臋艂a Gardenia.
M贸j ojciec by艂 r贸wnie偶 silnym talentem matrycowym - prychn膮艂 Duncan. - Nie potrafi艂 jednak z艂ama膰 kodu Chastaina, bo uleg艂 zbyt silnej paranoi, aby zatrudni膰 kwalifikowany pryzmat. Ale ja nie pope艂ni臋 tego samego b艂臋du.
- Co masz na my艣li? - spyta艂a Gardenia.
Duncanowi b艂ysn臋艂y oczy.
Dysponuj臋 w艂asnym pryzmatem. Bardzo szczeg贸lnym, takim, kt贸ry potrafi d艂ugo i dobrze pracowa膰 z matrycowcami.
Ja ci nie pomog臋 - o艣wiadczy艂a kategorycznie dziewczyna.
Ale偶 oczywi艣cie, 偶e pomo偶esz, moja droga. Bo je艣li nie, to podziurawi臋 Chastaina. Stopniowo i powoli. Zaczn臋 od n贸g, tak, 偶eby go unieruchomi膰. Krew podnieci ro艣liny. Ciekawe, co wylezie z krzak贸w i zacznie go skuba膰? Nick mia艂 wyra藕nie znudzon膮 min臋.
Nie. - Gardenia po raz drugi zerwa艂a si臋 na r贸wne nogi. - Nie wolno ci tego zrobi膰.
Chastain zostanie przy 偶yciu, pod warunkiem, 偶e stworzysz dla mnie pryzmat - odpar艂 Duncan.
Popatrzy艂a na jego u艣miechni臋t膮, przyjacielsk膮 twarz i dostrzeg艂a w niej szale艅stwo. Wiedzia艂a, 偶e Luttrell zabije Nicka, nawet je艣li ona zdecyduje si臋 ogniskowa膰. Niemniej jednak nawet silna matryca nie by艂aby w stanie wykona膰 trzech rzeczy jednocze艣nie: utrzyma膰 wi臋zi, z艂ama膰 kodu i pilnowa膰 sprytnej matrycy.
By艂o do艣膰 艂atwo przejrze膰 plan Duncana. Luttrell junior najwyra藕niej zamierza艂 wyst膮pi膰 w charakterze wampira psychicznego. Gdyby tylko Gardenia stworzy艂a mu pryzmat, natychmiast stara艂by si臋 to wykorzysta膰.
Przypomnia艂a sobie, jak Nick usi艂owa艂 schwyta膰 kryszta艂, kt贸ry instynktownie stworzy艂a mu wtedy w kasynie. I cho膰 Chastain posiada艂 ogromn膮 moc, ona i tak si臋 nie wypali艂a, co przydarzy艂oby si臋 z pewno艣ci膮 wi臋kszo艣ci pryzmat贸w ogniskuj膮cych dla tak agresywnych talent贸w.
Walczy艂a, a on j膮 wypu艣ci艂, zanim zaanga偶owali si臋 w powa偶n膮 pr贸b臋 si艂 psychicznych. Chastain jednak niczego na niej nie wymusza艂. Duncan natomiast dokona艂by na niej z pewno艣ci膮 gwa艂tu, kt贸rego wola艂a sobie nawet nie wyobra偶a膰.
Przynajmniej ju偶 wiem, dlaczego by艂e艣 dla mnie ostatnio taki mi艂y - zauwa偶y艂a Gardenia. - Sk膮d si臋 o mnie dowiedzia艂e艣?
Nic prostszego. Przeprowadzi艂em dyskretny wywiad. - Luttrel u艣miechn膮艂 si臋 przelotnie. - Odkry艂em, 偶e Psynergia oferuje bardzo specyficzne us艂ugi dla talent贸w matrycowych. Oczywi艣cie nie chcia艂em niczego za艂atwia膰 oficjaln膮 drog膮. Kiedy jednak ju偶 ustali艂em, kim jeste艣, od razu nawi膮za艂em z tob膮 znajomo艣膰. D膮偶y艂em do tego, by 艂膮czy艂o nas co艣 wi臋cej, a nie tylko przyja藕艅.
Wi臋c liczy艂e艣 na romans. Gdybym zosta艂a twoj膮 kochank膮, by艂oby ci 艂atwiej mn膮 manipulowa膰.
Bo rzeczywi艣cie w takiej sytuacji wszystko wygl膮da艂oby zupe艂nie inaczej - zgodzi艂 si臋 Duncan. - Ale ty trzyma艂a艣 mnie na dystans, cho膰 zasugerowa艂em, 偶e popieram ma艂偶e艅stwa nieagencyjne. A potem zjawi艂 si臋 Chastain i wci膮gn膮艂 ci臋 prosto do 艂贸偶ka.
Upraszczasz spraw臋 - powiedzia艂 Nick.
Dzi臋ki - j臋kn臋艂a Gardenia.
Nadal jednak nie rozumiem, co ty widzisz w takim parweniuszu - skrzywi艂 si臋 Luttrell. - Przecie偶 on nie ma klasy, rodziny, gustu... My艣li, 偶e mo偶e si臋 wkupi膰 do wy偶szych sfer. Ty niestety pozostajesz pod jego urokiem. A偶 trudno uwierzy膰, 偶e ten typ sprawuje nad tob膮 ca艂kowit膮 w艂adz臋.
Niezupe艂nie. - Nick wydawa艂 si臋 rozbawiony. - W膮tpi臋, czy ktokolwiek potrafi zapanowa膰 nad Gardeni膮.
Duncan 艂ypn膮艂 na niego spod oka.
Ma艂o, 偶e zdoby艂e艣 jedyny pryzmat w mie艣cie, jaki m贸g艂 mi pom贸c, to jeszcze nie przesta艂e艣 szuka膰 tych przekl臋tych notatek. Mimo twoich nuworyszowskich nalecia艂o艣ci jeste艣 matryc膮, wi臋c my艣lisz logicznie. Na pewno rozumiesz, 偶e nie mam zbyt wielkiego wyboru.
Rzeczywi艣cie - zgodzi艂 si臋 Nick.
Przesta艅cie - powiedzia艂a gniewnie Gardenia. - W 偶adnym wypadku nie pozwol臋 ci rozkodowa膰 dziennika.
Duncan nie odezwa艂 si臋 ani s艂owem. U艣miechn膮艂 si臋 tylko, wycelowa艂 w podbrzusze Chastaina i 艣cisn膮艂 mocno spust.
- Nie! - krzykn臋艂a Gardenia, staj膮c mi臋dzy m臋偶czyznami.
Duncan polu藕ni艂 nieco uchwyt.
Zmieni艂a艣 zdanie?
Ty draniu!
To tw贸j kochanek jest draniem. Draniem i b臋kartem. A ja ciesz臋 si臋 opini膮 uczciwego biznesmena. - Daj mi pryzmat. Kiedy tylko stworzymy wi臋藕, wszystko si臋 sko艅czy.
K艂amca!
- R贸b, co m贸wi臋, uparta suko! - rykn膮艂 Duncan.
Dostrzeg艂a b艂ysk sondy. By艂o w niej co艣 tak szalonego, 偶e natychmiast si臋 wycofa艂a. Nic potrafi艂aby w艂a艣ciwie wyt艂umaczy膰, czego si臋 boi, ale zrozumia艂a, z jakiego powodu Luttrell ukrywa艂 przed ni膮 tak skrz臋tnie sw贸j talent.
Wszystko w porz膮dku, Gardenio - powiedzia艂 cicho Nick. - Utw贸rz kryszta艂. Taki sam, jak ten, kt贸rym obdarowa艂a艣 mnie wtedy u siebie w mieszkaniu.
Ale on zechce przej膮膰 nad nim kontrol臋. Co b臋dzie, je艣li mu si臋 uda?
Duncan roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no.
- Zr贸b to, Gardenio - powiedzia艂 bardzo cicho Nick. - Dok艂adnie tak samo, jak wtedy.
Patrzy艂a na niego, pr贸buj膮c odszyfrowa膰 zakodowan膮 wiadomo艣膰. Tamtej nocy ogniskowa艂a dla Nicka za pomoc膮 absolutnie przejrzystego kryszta艂u. Chastain m贸wi艂 p贸藕niej, 偶e nigdy si臋 z niczym takim nie zetkn膮艂. Upi艂 si臋 rozkosz膮 p艂yn膮c膮 ze 艣wiadomo艣ci w艂asnej mocy.
Teraz najwyra藕niej chcia艂 sprowadzi膰 uwag臋 Duncana na inne tory. Gdyby zdo艂a艂a o艣lepi膰 Luttrella zbyt jasnym pryzmatem, Nick da艂by sobie z nim rad臋.
Musia艂a dzia艂a膰 szybko, tak, 偶eby wr贸g nie wyczu艂 niebezpiecze艅stwa. Ju偶 i tak patrzy艂 na ni膮 spod przymru偶onych gro藕nie powiek.
Pochyli艂a g艂ow臋, udaj膮c pokonan膮.
- No dobrze.
- Wspania艂a decyzja, moja droga. - Duncan wys艂a艂 na p艂aszczyzn臋 metafizyczn膮 kolejn膮 fal臋 niezdrowej mocy.
Gardenia pomy艣la艂a o pewnym szalonym matrycowa艂, dla kt贸rego musia艂a kiedy艣 pracowa膰. Nigdy nie zapomnia艂a nieprzyjemnej natury jego energii. Talent Duncana okaza艂 si臋 jednak po tysi膮ckro膰 bardziej niebezpieczny.
Z trudem powstrzyma艂a ch臋膰 wycofania si臋 i uczyni艂a ogromny wysi艂ek, aby stworzy膰 najbardziej intryguj膮cy i wspania艂y pryzmat, jaki Duncan kiedykolwiek widzia艂. Zesz艂ego wieczoru z pomoc膮 tego w艂a艣nie kryszta艂u wyci膮gn臋艂a Nicka z przedsionka chaosu. Mo偶e wi臋c by艂a r贸wnie偶 w stanie kogo艣 tam wtr膮ci膰?
Duncan rzuci艂 si臋 na l艣ni膮ce fasety z druzgocz膮c膮 energi膮.
Gardenia krzykn臋艂a. Szpony bezbarwnej ciemno艣ci chwyci艂y kryszta艂 i uwi臋zi艂y dziewczyn臋 na p艂aszczy藕nie psychicznej.
- Zr贸b to samo, co w kasynie. - G艂os Nicka dobywa艂 si臋 z mroku nocy.
Chcia艂a mu powiedzie膰, 偶e nie mo偶e si臋 ruszy膰, a ju偶 tym bardziej walczy膰. Nie potrafi艂a jednak wykrztusi膰 s艂owa.
- Do diab艂a, Gardenio! Spr贸buj!
Nick pragn膮艂, 偶eby dziewczyna przesun臋艂a ogniskow膮. Nie pokona艂aby oczywi艣cie w ten spos贸b Duncana, ale zapewne wprowadzi艂aby go przynajmniej w stan rozkojarzenia.
Wspania艂a jeste艣 - szepn膮艂 z rozkosz膮 Luttrell. By艂 wyra藕nie odurzony. - Co艣 niesamowitego! Ju偶 sobie wyobra偶am, jaki cudowny musi by膰 seks w takich okoliczno艣ciach. Nic dziwnego, 偶e uwiod艂e艣 t臋 dziewczyn臋, Chastain. Jak tylko sko艅czymy interesy, sam si臋 do niej zabior臋.
Niepotrzebnie si臋 podniecasz - powiedzia艂a g艂o艣no Gardenia.
W艂a艣nie - zawt贸rowa艂 jej cicho Nick. - Zupe艂nie niepotrzebnie.
Duncan zignorowa艂 ich oboje i znowu przepu艣ci艂 przez pryzmat kolejn膮 dawk臋 energii.
- Niesamowite. Absolutnie niewiarygodne. B臋dzie mi si臋 to podoba艂o bardziej, ni偶 s膮dzi艂em. Ale teraz musz臋 si臋 pozby膰 Chastaina. Mam ciebie, wi臋c on ju偶 mi si臋 do niczego nie przyda.
Zrozumia艂a, 偶e wa偶膮 si臋 ich losy. Duncan zamierza艂 zastrzeli膰 Chastaina. Musia艂a co艣 wymy艣li膰 i to jak
najszybciej.
W艂o偶y艂a ca艂膮 swoj膮 energi臋 w zmian臋 si艂y ogniska. Przez chwil臋 bardzo powa偶nie si臋 obawia艂a, 偶e jej wysi艂ki spali艂y na panewce. Potem jednak w matrycy nast膮pi艂a wyra藕na zmiana.
- Co si臋 dzieje? - spyta艂 gniewnie Duncan. - Co ty wyprawiasz? Przesta艅 natychmiast.
Gardenia skr臋ci艂a ogniskow膮 mocniej.
- Nie! - krzykn膮艂 Luttrell.
Dziewczyna otworzy艂a oczy. Duncan naciera艂 na ni膮 z rewolwerem w r臋ku. W jego oczach b艂yszcza艂o szale艅stwo pomieszane z furi膮. Utkwi艂a wzrok w lufie. Wk艂ada艂a tak ogromn膮 energi臋 w zmian臋 struktury kryszta艂u, 偶e nie mia艂a si艂y krzycze膰.
- Je艣li j膮 zabijesz, nigdy ju偶 nie znajdziesz pryzmatu, kt贸ry m贸g艂by ud藕wign膮膰 tw贸j talent, Luttrell. I nigdy nie rozszyfrujesz dziennika.
Duncan zamyka艂 i otwiera艂 usta. Na chwil臋 sparali偶owa艂 go gniew, zaw贸d i b贸l.
Gardenia dostrzeg艂a k膮tem oka, jak przez alejk臋 przemyka si臋 czyj艣 cie艅.
To by艂 Nick. Potrzebowa艂 zaledwie paru sekund.
Duncan potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, jakby chcia艂 rozja艣ni膰 sobie umys艂. Odwr贸ci艂 si臋 w kierunku realnego zagro偶enia o sekund臋 za p贸藕no.
Nick natar艂 na niego jak taran. Obaj m臋偶czy藕ni upadli na zielony mech. Z d艂oni przest臋pcy wypad艂 pistolet, kt贸ry wyl膮dowa艂 z pluskiem w stawie.
Luttrell straci艂 kontrol臋 nad talentem, w chwili gdy wzi膮艂 nad nim g贸r臋 instynkt przetrwania. Po p艂aszczy藕nie metafizycznej przebieg艂a czysta energia. Gardenia w mgnieniu oka zerwa艂a wi臋藕.
Skrzywi艂a si臋 us艂yszawszy odg艂os uderze艅 pi臋艣ci o cia艂o. Duncan pochyli艂 si臋 nad Nickiem. W jego r臋ku b艂ysn膮艂 艣mierciono艣ny, metalowy kszta艂t.
On ma n贸偶! - zawo艂a艂a.
Przekl臋ty b臋kart! - krzykn膮艂 Duncan, kieruj膮c ostrze w stron臋 szyi le偶膮cego.
Nick zablokowa艂 skutecznie cios. Wykrzykn膮wszy co艣 gniewnie Luttrell zamierzy艂 si臋 na niego po raz drugi, ale Chastain zerwa艂 si臋 na r贸wne nogi, po czym natychmiast pchn膮艂 Duncana na ska艂y okalaj膮ce ciemny staw.
Luttrell j臋kn膮艂 i upad艂. Zaszele艣ci艂y krzaki. Gruby li艣膰 wysun膮艂 si臋 mi艂o艣nie w kierunku buta Nicka. Gardenia dojrza艂a ukryte kolce.
- Odejd藕 od stawu.
Chastain odskoczy艂 gwa艂townie, a ciernie ruszy艂y do ataku z szybko艣ci膮 b艂yskawicy i zatopi艂y si臋 w nodze Duncana.
Luttrell krzykn膮艂 rozpaczliwie.
W cia艂o m臋偶czyzny wbija艂o si臋 coraz wi臋cej k艂uj膮cych li艣ci. Zamilk艂. G艂owa opad艂a mu do ty艂u. Upiorna ro艣lina wci膮gn臋艂a go za sob膮 do stawu.
Wyl膮dowa艂 twarz膮 do tafli, obok cia艂a DeForesta, drgn膮艂 konwulsyjnie i zamar艂. Potwory z westchnieniem rozkoszy wysun臋艂y swe macki w stron臋 kolejnego posi艂ku.
- O Bo偶e! - szepn臋艂a Gardenia.
Nick porwa艂 j膮 w ramiona i odwr贸ci艂, by nic patrzy艂a na cia艂o Duncana.
Dobrze si臋 czujesz?
Tak. - Ukry艂a twarz w jego eleganckiej, czarnej koszuli. - A ty?
Ze mn膮 wszystko w porz膮dku, ale niestety ten smoking nadaje si臋 wy艂膮cznie do wyrzucenia. Ale teraz zwiewajmy co si艂 w nogach.
Gardenia unios艂a g艂ow臋.
- Znajdujemy si臋 przecie偶 w sercu labiryntu. B臋dziemy musieli poczeka膰 na pomoc. Mo偶e kto艣 si臋 domy艣li, gdzie jeste艣my, i ruszy nam na ratunek.
Wypu艣ci艂 j膮 na chwil臋 z obj臋膰, 偶eby podnie艣膰 dziennik.
- Zmi艂uj si臋, kobieto! Jestem matryc膮. M贸g艂bym st膮d wyj艣膰 z zamkni臋tymi oczami i w kajdankach.
Rozdzia艂 dwudziesty czwarty
Mam nadziej臋, 偶e wiesz, co robisz. - Gardenia popatrzy艂a na ma艂膮 ro艣link臋 wy艂aniaj膮c膮 si臋 z cienia.
Nie tra膰 wiary. - Nick przeszed艂 pewnie zacienionym, zielonym korytarzem. -
I niczego nic dotykaj.
Mo偶esz by膰 spokojny. - Gardenia przemkn臋艂a obok male艅kiego listka, kt贸ry wyrazi艂 ochot臋 na zabaw臋 jej w艂osami.
W jaki spos贸b odkry艂e艣 tajemnic臋 labiryntu?
Kiedy tu wszed艂em, rozszyfrowa艂em wz贸r. - Nick skr臋ci艂 za r贸g i wybra艂 now膮 alejk臋 tak pewnie, jakby kierowa艂 si臋 map膮. - Nie jest szczeg贸lnie skomplikowany. Przecie偶 DcForest nie przejawia艂 偶adnych uzdolnie艅 matrycowych, a te偶 si臋 musia艂 jako艣 orientowa膰 w terenie.
Pewnie tak - przyzna艂a, mijaj膮c trwo偶liwie ogromne kwiaty z czerwonymi gardzielami.
O ca艂ym uk艂adzie decyduj膮 ro艣liny. Te najbardziej niewinne rosn膮 przy samym wej艣ciu, najgro藕niejsze w centrum. Rozpozna艂em wi臋kszo艣膰.
Przecie偶 to hybrydy.
Tak, ale te odmiany opracowano na podstawie flory z Wysp Zachodnich. A ja si臋 tam wychowa艂em. Bardzo wcze艣nie si臋 uczymy, jak rozpoznawa膰 poszczeg贸lne gatunki.
Ach tak. - Skuli艂a si臋, by nie dotkn膮膰 wisz膮cego p臋du.
- Trudno mi uwierzy膰, 偶e to Duncan sta艂 za wszystkim, co si臋 wydarzy艂o.
- Wiem. - Nick wsadzi艂 g艂ow臋 pod paj臋czyn臋 z li艣ci.
- Wydawa艂 si臋 taki mi艂y, prawda?
- Dlaczego kpisz? On naprawd臋 by艂 sympatyczny.
- Gardenia zmarszczy艂a brwi. - Nic przyzna艂 si臋 jednak do tego, 偶e jest matryc膮. Gdybym cho膰 raz wyczu艂a jego talent, natychmiast pozna艂abym prawd臋. Duncan okaza艂 si臋 tak samo z艂y jak jego ojciec.
Nick popatrzy艂 na ni膮 przez rami臋.
Z艂y?
Twoi psychologowie synergistyczni m贸wiliby pewnie o chorobie lub szale艅stwie, ale z tego, co dostrzeg艂am na p艂aszczy藕nie psychicznej kilka minut temu, wywnioskowa艂am, 偶e Duncan by艂 zepsuty do szpiku ko艣ci. Ta pod艂o艣膰 zatruwa艂a wszystko, nawet jego talent.
Ciekawe.
S膮dzisz, 偶e powiedzia艂 prawd臋 o tym grobowcu?
Dowiemy si臋, kiedy tylko rozszyfruj臋 dziennik. - Nick urwa艂. - Chyba poprosz臋 ci臋 o pomoc. To nam mo偶e zaj膮膰 troch臋 czasu.
W膮tpi臋, czy b臋dziesz musia艂 korzysta膰 z pryzmatu. Typ talentu matrycowego odziedziczy艂e艣 po ojcu. Rozumujesz w podobny spos贸b. Kod wyda ci si臋 oczywisty.
Nick zerkn膮艂 na ni膮 ponownie.
- Do艣膰 tych aluzji - powiedzia艂.
Widzia艂a, jak mocno zacisn膮艂 szcz臋ki.
Co to znaczy?
Zapytam wprost. Wyjdziesz za mnie, Gardenio? Stan臋艂a jak wryta.
Co?
Nick r贸wnie偶 si臋 zatrzyma艂.
Przecie偶 s艂ysza艂a艣. W jego oczach b艂yszcza艂a determinacja. - Na pewno s膮dzisz, 偶e to ryzykowne.
Ryzykowne?
Nic mam rodziny, klasy, gustu... Niemniej jednak w ci膮gu pi臋ciu lat zamierzam to wszystko osi膮gn膮膰.
Wiem, ale...
Nie posiadam 偶adnych rekomendacji od agencji matrymonialnych, ale jestem matryc膮. Je艣li raz sobie co艣 postanowi臋, staram si臋 to zrealizowa膰.
Prze艂kn臋艂a 艣lin臋.
Jaki wytyczy艂e艣 sobie cel?
Pragn臋 ci臋 kocha膰 do ko艅ca 偶ycia. Z trudem powstrzyma艂a 艂zy.
Naprawd臋? Mo偶e po prostu chcesz mi si臋 odwdzi臋czy膰 za pomoc w odzyskaniu 艣wiadomo艣ci?
By艂em w tobie zakochany jeszcze przed wypadkiem - powiedzia艂 szorstko. - W艂a艣ciwie pierwszego dnia.
Poczu艂a si臋 tak lekka, 偶e o ma艂o nie poszybowa艂a w powietrze.
- Och, Nick. - Rzuci艂a mu si臋 na szyj臋. - Ja te偶 ci臋 kocham.
Obj膮艂 j膮 i poca艂owa艂 w charakterystyczny dla siebie spos贸b - z pe艂nym zaanga偶owaniem i uwag膮. Co艣 zaszele艣ci艂o w krzakach. Nic przerwa艂 poca艂unku.
Do jasnej synergii! Gardenia zrobi艂a krok w ty艂.
Co si臋 sta艂o?
- Jedna z tych ro艣lin nadgryz艂a mi marynark臋. - Nick popatrzy艂 ponuro na li艣膰. - Zobacz, jaka dziura!
- Nie szkodzi. Sta膰 ci臋 na nowy smoking.
Za艣mia艂 si臋 i uj膮艂 j膮 za r臋k臋.
- Masz racj臋. Chod藕my. Bardzo ci臋 pragn臋, ale tutaj nie b臋dziemy si臋 kocha膰. Zbyt niebezpieczne. Najpierw marynarka, a potem... Nie wiadomo.
Gardenia zdoby艂a si臋 na u艣miech i posz艂a za Chastainem zielonym korytarzem. Gdy skr臋cili, ujrzeli wej艣cie do labiryntu, przy kt贸rym kr臋ci艂a si臋 spora grupka ludzi.
- Chyba czeka na nas publiczno艣膰. - Nick poci膮gn膮艂 j膮 przez furtk臋.
W艣r贸d czekaj膮cych Gardenia dostrzeg艂a Feathera i detektywa Anselma. Trzeci m臋偶czyzna wk艂ada艂 pospiesznie co艣, co przypomina艂o kombinezon stra偶acki. Na ziemi, tu偶 obok niego, le偶a艂y ogromne no偶yce ogrodnicze.
Szefie? - Feather post膮pi艂 krok naprz贸d. W jego oczach b艂ysn臋艂a ulga. - Nic panu nic jest?
Wszystko w porz膮dku.
Nie mog艂em pana znale藕膰, wi臋c pojecha艂em do panny Spring. Na miejscu zasta艂em wiadomo艣膰 od DeForesta. Pan te偶 pewnie jej wys艂ucha艂.
- Prawid艂owo, Feather. Dzi臋ki.
Detektyw Anselm 艂ypn膮艂 na nich spod oka.
- Co si臋 tu dzieje? Feather zatelefonowa艂 do mnie przed kwadransem, twierdz膮c, 偶e jak nie zaczniemy dzia艂a膰, to mo偶emy si臋 spodziewa膰 jeszcze paru morderstw.
Zanim Nick zd膮偶y艂 si臋 odezwa膰, z cienia wysun膮艂 si臋 czwarty m臋偶czyzna z aparatem fotograficznym w r臋ku.
Wspania艂e uj臋cie! - wykrzykn膮艂 Ccdric, unosz膮c obiektyw.
Panie Dextcr - powiedzia艂 cicho Chastain. - Pragn膮艂bym zamieni膰 z panem par臋 s艂贸w.
Gardenia chwyci艂a go natychmiast za podarty r臋kaw marynarki.
Spokojnie, Nick.
Nie ma powodu do obaw. My si臋 doskonale rozumiemy. Prawda, Dexter?
No... - Cedric zrobi艂 krok wstecz. - Ja po prostu wykonuj臋 swoj膮 prac臋...
Oczywi艣cie. A poniewa偶 wtedy po balu zrobi艂e艣 naprawd臋 dobr膮 robot臋, mam dla ciebie sensacyjn膮 wiadomo艣膰.
Na twarzy reportera natychmiast pojawi艂 si臋 niepok贸j.
Wiadomo艣膰?
Masz przy sobie magnetofon, prawda?
Cedric poja艣nia艂 i wyci膮gn膮艂 z kieszeni charakterystyczne pude艂ko.
- Jasne. Nigdzie si臋 bez niego nie ruszam.
Dwa dni p贸藕niej Nick siedzia艂 przy czarnym biurku w poz艂acanym pokoju i podpisywa艂 ostatni膮 stron臋 opas艂ych akt. Kiedy otworzy艂y si臋 drzwi, nawet nie podni贸s艂 g艂owy.
O co chodzi, Feather?
Zwali艂 si臋 ca艂y t艂um interesant贸w. Mam ich wyprosi膰?
I tak nie dadz膮 nam spokoju. R贸wnie dobrze mog臋 z nimi porozmawia膰 teraz.
Do pokoju wpad艂 Orrin, 艣ciskaj膮c w d艂oni egzemplarz „New Seattle Times". Jego 偶ona Ella depta艂a mu po pi臋tach. Towarzyszy艂o im dwoje ludzi, kt贸rych Nick widzia艂 po raz pierwszy w 偶yciu.
Feather dostrzeg艂 pytaj膮ce spojrzenie Chastaina.
To jest pan Stanley Spring i jego urocza 偶ona, Wilhelmina. M贸wi膮, 偶e przychodz膮 w wa偶nej sprawie.
Co to ma znaczy膰? - spyta艂 Orrin, staj膮c naprzeciwko biurka. - Pisz膮, 偶e zamierzasz zainwestowa膰 spor膮 sum臋 w moj膮 firm臋.
Nick przeczyta艂 uwa偶nie nag艂贸wek.
W艁A艢CICIEL KASYNA ROZWIJA PRZEDSI臉BIORSTWO
CHASTAIN脫W - informowa艂y du偶e. czarne litery.
- Stare wiadomo艣ci przedrukowane z „Synsacji" - powiedzia艂 Nick.
-
Nikt nie zwraca uwagi na takie szmat艂awce - mrukn臋艂a Ella. -Ale to - doda艂a, wbijaj膮c palec w gazet臋 -jest „Times". Nick rozsiad艂 si臋 wygodniej na krze艣le.
- W takim razie nie zaprzeczam. Je艣li oczywi艣cie moje pieni膮dze s膮 dla was wystarczaj膮co dobre.
Orrin zmarszczy艂 brwi.
Nie 偶artujesz?
Nie.
Ella skin臋艂a g艂ow膮 z aprobat膮.
M贸wi艂am ci, 偶e on wywi膮偶e si臋 ze swoich obowi膮zk贸w wobec rodziny.
Musimy porozmawia膰 - szepn膮艂 Orrin. - Naprawd臋 jest o czym. Ta oferta wszystko zmienia.
Moja sekretarka um贸wi nas na lunch w Klubie.
Zamierzasz si臋 tam ze mn膮 spotka膰? - Orrin zamruga艂 nerwowo powiekami.
Z tego, co mi wiadomo, nadal jestem pe艂noprawnym cz艂onkiem Klubu - odpar艂 Nick. - A kierownictwo postanowi艂o przymkn膮膰 oko na ten niemi艂y incydent, jaki mia艂 miejsce wczoraj po balu. Widocznie Eatonowie i Hard nie chcieli robi膰 zamieszania.
Post膮pili niezwykle szlachetnie - powiedzia艂a Ella.
Chyba raczej rozs膮dnie - u艣miechn膮艂 si臋 Nick. - A ja okaza艂em si臋 nad wyraz wspania艂omy艣lny i nie pozwa艂em Eatona do s膮du. Co艣 jeszcze? Spiesz臋 si臋.
Ella nadal wpatrywa艂a si臋 w gazet臋.
Pisz膮, 偶e sprzedajesz kasyno.
Tak. B臋d臋 si臋 zajmowa艂 zupe艂nie czym innym.
A konkretnie? - spyta艂 szybko Stanley.
Zostan臋 doradc膮 finansowym. Moja narzeczona twierdzi, 偶e wykazuj臋 niezwyk艂e zdolno艣ci do interes贸w. Mog臋 doradza膰 innym za pieni膮dze.
Wilhelmina popatrzy艂a na niego z pow膮tpiewaniem.
- A co z t膮 ekspedycj膮, kt贸r膮 postanowi艂e艣 finansowa膰 do sp贸艂ki z Uniwersytetem w Nowym Seattle i Muzeum Sztuki?
- Czwarta Ekspedycja Chastaina rusza za trzy miesi膮ce. Jej zadaniem jest zlokalizowanie tajemniczych artefakt贸w, jakie przed laty odkry艂 m贸j ojciec.
Stanicy uni贸s艂 brwi.
Czy m贸j siostrzeniec Leo wybiera si臋 na t臋 wypraw臋?
Zna si臋 na synergistycznej analizie historycznej, a ponadto posiada niezwykle silny talent psychometryczny. Te zdolno艣ci oka偶膮 si臋 wr臋cz nieocenione przy okre艣laniu epoki, z jakiej pochodz膮 relikty. - Nick zrobi艂 znacz膮c膮 pauz臋. -A publikacje opatrzone jego nazwiskiem u艂atwi膮 ch艂opcu karier臋 uniwersyteck膮.
Orrin spl贸t艂 r臋ce za plecami i zacz膮艂 si臋 przechadza膰 po gabinecie.
Inwestujesz w firm臋, sponsorujesz ekspedycj臋, zak艂adasz nowy interes. Szastasz pieni臋dzmi, m贸j drogi.
Mog臋 sobie na to pozwoli膰 - u艣miechn膮艂 si臋 Nick.
- Spokojna g艂owa. Nie zbankrutuj臋. Kasyno jest warte par臋 milion贸w.
Wilhelmina odetchn臋艂a g艂臋boko.
- 艢wi臋ta prawda. - Utkwi艂a wzrok w Orrinie i Elli.
- Chcemy urz膮dzi膰 Nickowi i Gardenii wspania艂e wesele.
To b臋dzie przeb贸j sezonu. Serdecznie was zapraszam.
Orrin zrobi艂 bardzo zdziwion膮 min臋.
No c贸偶, chyba ja... - Urwa艂 i popatrzy艂 pytaj膮co na 偶on臋.
Przyjdziemy - powiedzia艂a twardo. - Rozumiem, 偶e to ma艂偶e艅stwo skojarzy艂a agencja - doda艂a, patrz膮c pytaj膮co na Wilhelmin臋.
Moja narzeczona nigdy by nie zgodzi艂a si臋 na 艣lub bez konsultacji z renomowanym biurem - odpar艂 szybko Nick, zanim ciocia Willy zd膮偶y艂a otworzy膰 usta.
Rozumiem - mrukn臋艂a Ella.
Wszyscy wiedzieli, 偶e obecno艣膰 prawowitej ga艂臋zi rodu Chastain贸w na weselu przypiecz臋tuje przyj臋cie b臋karta do obu klan贸w.
- Ciesz臋 si臋, 偶e wszystko sobie wyja艣nili艣my - skwitowa艂 Nick. - Musz臋 jeszcze om贸wi膰 pewien interes, wi臋c...
Ju偶 idziemy - powiedzia艂 szybko Stanley. Uj膮艂 Wilhelmin臋 pod r臋k臋 i poprowadzi艂 j膮 do drzwi. Doradca finansowy, powiadasz? To nawet nie藕le brzmi.
Ma sw贸j styl - zgodzi艂a si臋 Wilhelmina. - A pan Chastain b臋dzie si臋 styka艂 z bardzo wp艂ywowymi osobami.
Doradca finansowy? - prychn膮艂 Orrin. - Zak艂adam, 偶e wiesz, co robisz.
Jak zawsze, stryju. Nigdy nie dzia艂am na 艂apu-capu. A tak na marginesie... Zanim wy艂o偶臋 got贸wk臋, musz臋 zobaczy膰 tw贸j plan na najbli偶sze pi臋膰 lat.
Orrin poczerwienia艂 na twarzy.
Ju偶 zaczynasz rz膮dzi膰? Niezale偶nie od tego, ile forsy zainwestujesz w ten interes, ja b臋d臋 prezesem firmy. Pami臋taj!
Po co te nerwy? Nie zamierzam dokona膰 zamachu na twoje stanowisko. Chc臋 tylko zobaczy膰 ciebie i innych cz艂onk贸w rodziny, oczywi艣cie od艣wi臋tnie u艣miechni臋tych, na swoim 艣lubie.
Widzisz, nie mo偶esz si臋 ograniczy膰 do wydawania rozkaz贸w.
Ella wzi臋艂a go pod r臋k臋.
- Do zobaczenia na weselu - powiedzia艂a d藕wi臋cznym g艂osem, podchodz膮c do drzwi.
Kiedy wreszcie wyszli, Nick us艂ysza艂 cichy syk mechanizmu uruchamiaj膮cego tajne przej艣cie. Odwr贸ci艂 g艂ow臋 i zobaczy艂 Gardeni臋 stoj膮c膮 w progu z ramionami skrzy偶owanymi na piersiach. Poczu艂 znajomy przyp艂yw rado艣ci.
S艂ysza艂a艣? - spyta艂.
Ka偶de s艂owo. - Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 z u艣miechem. - Jeste艣 niesamowity, wiesz? Za pi臋膰 lat wszyscy zapomn膮, 偶e by艂e艣 w艂a艣cicielem kasyna i pochodzisz z nieprawego 艂o偶a. W oczach opinii publicznej pozostaniesz na zawsze bogatym biznesmenem, kt贸ry sponsorowa艂 Czwart膮 Ekspedycj臋 Chastaina.
U艣miechn膮艂 si臋.
- No i kto twierdzi艂, 偶e nie mo偶na sobie kupi膰 szacunku?
Epilog
W ciemnej sypialni unosi艂 si臋 odurzaj膮cy zapach nami臋tno艣ci. Gardenia zarzuci艂a r臋ce na szyj臋 m臋偶czyzny.
Nick....
Kocham ci臋 - powiedzia艂. - Tak bardzo ci臋 kocham. - S艂owa, kt贸rych nie potrafi艂 kiedy艣 ogarn膮膰 swym matrycowym umys艂em, sta艂y si臋 teraz najwa偶niejsze w jego j臋zyku.
Chcia艂 jej jeszcze powiedzie膰 inne rzeczy, ale musia艂 zaczeka膰. Jak zwykle wtedy, gdy prze偶ywali tak pe艂ne napi臋cia chwile, Nick nie by艂 w stanie ani my艣le膰, ani m贸wi膰 logicznie. M贸g艂 tylko odbiera膰 wra偶enia zmys艂owe.
A to, co czu艂, dawa艂o mu rozkosz. Po raz pierwszy uda艂o mu si臋 wype艂ni膰 matryc臋 swego 偶ycia. Gardenia sta艂a si臋 jego wiern膮 towarzyszk膮, drug膮 po艂贸wk膮 ca艂o艣ci.
Wys艂a艂 na zwiady mack臋 sondy. Na p艂aszczy藕nie metapsychicznej powsta艂 natychmiast wspania艂y, krystalicznie czysty pryzmat.
Energia psychiczna zmiesza艂a si臋 z fizyczn膮. Na u艂amek sekundy Nick pogr膮偶y艂 si臋 w chaosie i dostrzeg艂, 偶e jest w nim jaki艣 wz贸r. Wspania艂y, pi臋kny, trudny do opisania...
Nie m贸g艂 go poj膮膰 ca艂kowicie, ale to ju偶 nie mia艂o znaczenia. Wiedzia艂, 偶e dese艅 istnieje, a on i Gardenia odnale藕li w nim swoje miejsce.
Nami臋tna reakcja dziewczyny sprowadzi艂a go z powrotem na p艂aszczyzn臋 fizyczn膮. Nick us艂ysza艂 sw贸j w艂asny, zduszony okrzyk, po czym pogr膮偶y艂 si臋 w b艂yszcz膮cej matrycy szcz臋艣cia.
W p贸艂 godziny p贸藕niej, kiedy Chastain zasypia艂, zadzwoni艂 telefon.
- Je艣li to tw贸j brat chce sobie pogada膰 o ekspedycji, to przysi臋gam, 偶e go udusz臋 tym sznurem.
Gardenia roze艣mia艂a si臋 i przytuli艂a do niego mocniej.
Nie przejmuj si臋 tym. Odbierze maszyna. Nick pog艂adzi艂 jej w艂osy.
Nie zamierza艂em rozmawia膰. Rozleg艂 si臋 sygna艂 i znajomy m臋ski g艂os.
- Pan Chastain? Tu Hobart Batt. Chc臋 pana zawiadomi膰, 偶e znalaz艂em panu 偶on臋.
Gardenia usiad艂a na 艂贸偶ku.
O czym ten fagas m贸wi? Je艣li s膮dzi, 偶e um贸wi ci臋 na randk臋, to niech si臋 lepiej powiesi.
Nie zawracaj sobie nim g艂owy - u艣miechn膮艂 si臋 Nick.
Nie myli艂 si臋 pan. Gardenia Spring jest dla pana idealn膮 partnerk膮. Tak jak pan sobie 偶yczy艂, przejrza艂em stare akta i nie mam co do tego 偶adnych w膮tpliwo艣ci. Jej profil symergistyczno-psychologiczny doskonale koresponduje z pa艅skim.
Co? - Gardenia usiad艂a na 艂贸偶ku. Jej oczy l艣ni艂y w ciemno艣ciach. - Nigdy mi nie m贸wi艂e艣, 偶e zako艅czy艂e艣 proces rejestracyjny. Zap艂aci艂e艣 Battowi za odgrzebanie moich papier贸w?
Nie mog艂em si臋 powstrzyma膰 - powiedzia艂.
Oczywi艣cie w przypadku matrycowc贸w zawsze istnieje par臋 niewiadomych. Zgodnie z pa艅sk膮 sugesti膮 za艂o偶yli艣my, 偶e wykracza pan poza skal臋. Niesamowite! Energia paranormalna panny Spring okaza艂a si臋 jednak r贸wnie niezwyk艂a i w pewien szczeg贸lny spos贸b pasuje do pa艅skiej mocy.
W pewien szczeg贸lny spos贸b - skrzywi艂a si臋 Gardenia. - Cudownie!
A ja lubi臋 szczeg贸lne dziewczyny. Zw艂aszcza te, kt贸re ubieraj膮 si臋 na czerwono.
Mam nadziej臋, 偶e to dla pana dobra wiadomo艣膰. 呕ycz臋 szcz臋艣cia.
Nast膮pi艂a kr贸tka chwila ciszy.
-Czy mog臋 za艂o偶y膰, 偶e jest pan ca艂kowicie usatysfakcjonowany?
Nick wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i podni贸s艂 s艂uchawk臋. Dotkn膮艂 przelotnie koniuszkami palc贸w spinek do mankiet贸w, kt贸re zostawi艂 na stoliku nocnym. Spinki otrzyma艂 od Elli. Na obu wyryto eleganckie inicja艂y B.C.
Tu Chastain - powiedzia艂 do s艂uchawki. - Sp艂aci艂e艣 sw贸j d艂ug, Batt.
Dzi臋kuj臋, panie Chastain. - W g艂osie Hobarta pobrzmiewa艂a ulga. - W ci膮gu ostatnich paru miesi臋cy ju偶 po raz drugi uda艂o mi si臋 skojarzy膰 talent wysokiej klasy z pryzmatem o pe艂nym widmie. Wi臋kszo艣膰 doradc贸w nie ma takiej szansy przez ca艂e 偶ycie.
Naprawd臋? - Nick pog艂aska艂 Gardeni臋 po udzie.
Zaczynam s膮dzi膰, 偶e przyj臋li艣my jakie艣 fa艂szywe za艂o偶enia dotycz膮ce synergii mi臋dzy silnymi talentami i pryzmatami - ci膮gn膮艂 Hobart plotkarskim tonem. - Wszystkie problemy zwi膮zane z energi膮 psychiczn膮 s膮 stosunkowo ma艂o znane. B臋dziemy musieli chyba nauczy膰 si臋 wi臋cej, ni偶 s膮dzili艣my.
Mo偶e wy przyj臋li艣cie fa艂szywe za艂o偶enia, ale ja na pewno wiem, co robi臋. - Nick od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i wzi膮艂 Gardeni臋 w ramiona.
Po艂o偶y艂a mu r臋ce na piersiach.
- Zaczekaj chwil臋. Co by艣 zrobi艂, gdyby agencja nie skojarzy艂a nas w par臋?
Spojrza艂 z u艣miechem w jej oczy pe艂ne mi艂o艣ci.
- W艂ama艂bym si臋 im do komputera i pomiesza艂 dane. Wtedy na pewno by si臋 okaza艂o, 偶e 艣wietnie do siebie pasujemy. Jestem przecie偶 talentem matrycowym. Zawsze mam jaki艣 plan.