49 Kazmierz Wielki

Wyspiański, Kazimierz Wielki

Rapsod pisany oktawą, składający się ze 104 zwrotek. Wyspiański wykorzystał wydarzenie historyczne, jakim było otwarcie grobowca króla Kazimierza Wielkiego, do wyrażenia swych przemyśleń o narodowym zatracaniu się w cierpieniu oraz o roli romantycznych wieszczy.

GENEZA DZIEŁA:
Odkrycie szczątków króla Kazimierza Wielkiego w katedrze wawelskiej w 1869 roku wywarło na Wyspiańskim głębokie wrażenie. Znał on nie tylko szczegółowe opisy tego faktu, słynny obraz Matejki ukazujący moment otwarcia grobowca, ale zapewne też rysunki Mistrza przedstawiające różne ujęcia czaszki króla Kazimierza w koronie oraz innych fragmentów szkieletu i zachowanych przedmiotów. Wpływ tego zdarzenia, a także uroczystego ponownego pogrzebu Kazimierza Wielkiego, na twórczość artysty był wielokrotnie opisywany przez badaczy. Najsilniej zaznaczył się w projekcie witraża do katedry królewskiej na Wawelu i w poświęconym królowi rapsodzie.

Wyspiański ukazał być może chwilę powrotu ducha Kazimierza na ziemię, kiedy wciela się on w królewskie szczątki na moment przed otwarciem grobowca. Duch po wiekach bytowania w zaświatach, w stanie półświadomym, po wypiciu letejskiej wody zapomnienia, z wysiłkiem odzyskuje poczucie tożsamości oraz świadomość miejsca i okoliczności powrotu na ziemię. Ale być może Wyspiański ukazał króla wypowiadającego ostatnie słowa przed ponownym odejściem w zaświaty, po uwolnieniu zrozpaczonego i bezradnego narodu od samozwańczego przywódcy- wieszcza, wskazującego mu rozstajne drogi, skazującego go na drętwotę i duchową śmierć. 

TREŚĆ:

  1. Wstęp do poematu: pochwała Wielkości i tych, którzy noszą ją w duszy. Apostrofa do Wielkości. Komu jej nazwę nadano, ten odżywia w sobie moce, trwa duszą świecącą w długie noce narodowe. Choć jej grób opłakiwano, ona przemoże śmierć i zdruzgocze głaz trumien, powstanie z martwych, by stanąć na czele narodu i królować w kościele nieśmiertelności.

  2. Podmiot wypowiada się w 1 osobie l.poj.

Pogrzeb- pochowano go w złotej trumnie na wawelskiej górze. Postawiono sarkofag w marmurze, gdzie spał dumnie w koronie i z berłem (symbole władzy, wiadomo, że wypowiada się król. Dzięki tytułowi utworu i wskazówek historycznych pojawiających się w tekście, wiemy, że to Kazimierz Wielki). Ludzie wszystkich stanów opłakiwali ostatniego z rodu, zapanowała żałoba.

  1. Śnił życie swego narodu jako królewskie, pogodne. Śnił jak rosły i potężniały wieże grodu (rozbudowy systemu obrony państwa), rozwijały się miasta. Polska rosła w siłę w czasie jego panowania. Rządziła sława i wielkość zgodnych ludów.

  2. Prosi o błogi, długi, niczym nie zmącony sen.

  3. Zaszedł w nieskończone, przedwieczne równiny. Opis zaświatów: były tam łąki stepowe, kwieciste, niebo nad nim rozwinęło swe mleczne drogi. Obserwował wędrówkę gwiazd, szedł stepem w Milczenie. Wiedzie ducha w zapomnienie.

VI, VII. Gwiazdy nad nim pogasły, nad łąką zawisła gęsta mgła, światła jeszcze drżały tęczowo w tej mgle gasnąc. Wieczne kresy, pastewniki dla dusz, pojące wonią ziół. Wiją się strumyki ze srebrzystą wodą. Tam, gdzie on dąży wszędzie wieczna rzeka zapomnień. Duch jego zgaśnie, aż go słoneczna wyrocznia odrodzi. Wtedy wypoczęty z trudów życia wstanie. Zwrotka kończy się wielokropkiem (cisza, milczenie, pustka).

  1. Przez te łąki idą dusze ciągiem pochodów- wstępują w białe wody i zapominają o życiu, skargach, cierpieniach i klęskach (woda letejska mit. gr. woda z rzeki Lete, której wypicie przynosiło zmarłym zapomnienie przeszłości).

  2. Duchy myją ręce z krwawych brudów, aż czyste wstąpią do podziemi. Idą przemienione wśród mgły w nieskończone stepy, a kwiaty im rosną tam, gdzie stąpią.

X, XI. W tej rzece płynie tajna siła przemiany- dusza, która piła tej wody, zapomina o swej doli i jest uwolniona z ziemskich pęt - nie przeklina już, nie złorzeczy, staje się święta jak te pozaziemskie krainy. Wtedy dopiero może się odrodzić i pójść ponownie w trudy życia (reinkarnacja). Podmiot schyla się, by napić się tej wody.

XII. Z wody nagle wstała mara, która uderza go oczyma i sprawia, że stoi on w pół-ruchu. Już miał napić się wody zapomnienia, ale odezwał się ogromny głos naprzeciw niego.

XIII, XIV. Przez chwilę było mu odkryte dno rzeki- zobaczył straszną toń. Spod łożyska rzeki widzi wodnistą potworę. Odkryta przed nim tajemnica: na dnie legło Zło i wszystkie Zbrodnie, strzegą je potworne jaszczury.

XV. Skłębione ciasne miejsce pełne ciał ludzkich, węży, korzeni drzew. Na twarzach ludzi rysowało się straszne cierpienie. Zrozumiał, co chciał uczynić pijąc wodę: zapomnieć- czyli zawinić.

XVI, XVII. Wśród głuszy głos mary grzmiał ponad falami. Podmiot się zlękł. Owy głos wołał: ,,Wracaj”. Nagle głębia rzeki stała się widoczna- uwięzione w kamieniu duchy wydane na męki, jęczały wiecznie w zamknięciu cierpienia OBRAZ POLAKÓW

XVIII. Dusza pragnie spokoju. Wielkością mordów i zbrodni, umiera wagą ciężaru, pragnąca stać się naga.

XIX, XX. Chce być czysta i niewinna jak dziecko. Zapomnieć i nie wiedzieć, co będzie. Bez czucia, bólu, radości, pamięci, chce z marności stać się uświęcona. To, co człowiek zrobił za życia, z tą samą mocą i siłą zostaje upamiętnione po wieki w dnie przeklętej wiekuistej prawdy. Głos nawołuje, by wracał, dusza podmiotu się smuci, zastanawia się on, czy ma być więźniem tej wiecznej martwoty, rzucony w wieczną niepamięć i w zatracenie.

XXI. Podmiot już miał zatopić się w ciemnościach, ale głos dalej nawoływał, by wracał, bo dziś dzień jego pogrzebu i drugiej śmierci. Wybrany dla niego los- zostanie zwrócony swojemu niebu. Znikła łąka i rzeka.

XXII. Ale usta podmiotu pali pragnienie, by choć jednej kropli tych białych wód skosztować. Wypił wodę letejską i zapomniał.

XXIII, XXIV, XXV. Opis powrotu na ziemię. Błąka się znowu w jakiś polach, cały czas słyszy głos krzyczący: ,,powracaj”. Idzie z bólem, gnie się, upada, spieszy się. Brakuje mu tchu. Jest w stanie półświadomości. Czuje się jakby był uwięziony między ciasnymi ścianami, ręce mu sztywnieją. Nagle poczuł że w czoło ma wrytą ciężką koronę, a w ręku berło spróchniałe i wie, że je kość trzyma, a nie dłoń. Już głos w nim zamiera, oczy się patrzą w straszną ciemnię, kamienie zamknęły sklepienia grobowe.

XXVI. Usłyszał stukanie do grobowca, obsuwa się złom granitu. Czuje woń kadzideł palonych z jałowca, widzi światło. Zrozumiał, że był kościele jako trup- wzdrygnął się. Ktoś kamień z grobowca podniósł.

XXVII. Do grobu zajrzała łuna pochodni, a na wprost jego oczu zobaczył czyjeś oczy i twarz. W zorzach tłoczyło się kilka osób.

XXVIII. Ktoś zaglądał, buchnęło światło, zaraz znów przygasło. Każdy po kolei ogląda jego kości; patrzyli, czy jest tam, bo szeptali jego imię, żywo rozmawiali.

XXIX. Podmiot pyta sam siebie, czy się w proch zmienił, czy tylko strzępy szat zostały, które były złote. Czymże były wielkości, co się śniły, z których państwu wił los i świetność?

XXX. Usłyszał ostatni łoskot, długotrwający, ginący w piwnicach. Ludzie zaczęli szarpać szaty purpury i złote sznury złotogłowu.

XXXI, XXXII. Światło dzienne wdarło się i urągało mu, że korona jego próchnom kłamie, co było w nim potęgą- umarło. A podmiotowi łzy wstydu pociekły i twarz jego ogarnęła ciemność. Wszystkie siły wytężył, kości modlitwą wstydu jak w konającym bólu rozprężył i zatrząsł samym sobą- tę ciekawą, niezważającą na powagę chwili gawiedź przestraszył, bo ukazał im nieustraszoną grozę Śmierci.

XXXIII, XXXIV. Ludzie stali w półkole: jedni z młotami, inni kreślili coś na papierach. Ciekawi ustalali i patrzyli smutnie na niego. Fakt odkrycia szczątków był zaskoczeniem dla wszystkich, bo dotychczas uważano, że to pusty grobowiec, wzniesiony dla uczczenia pamięci zmarłego. Nad prochami ksiądz śpiewał hymn umarłych, ktoś kości jego dotykał: jakby mu dziękował czy prosił o coś, ślubował wskrzeszać chwałę narodu, tak, że go- króla- dreszcz obejmował. Spowiadał mu się z bólu i żalu, szeptał o jakiejś ofierze miłości. Był mały, jak ludzie drobni ciałem, przygarbiony pracą, był z tych, co są podobni Aniołom, którzy w życiu wiele czynią, gotowi się poświęcać. Schylił głowę do pocałunku, z oczu mu gorzał żar, jaki jest w prorokach.

XXXVI, XXXVII, XXXVIII. Przemowa owego człowieka: płacze łzami, których nie zobaczy człowiek, który by urągał owym łzom. Jeśli żywot jego ziemskiej niedoli będzie trwał do późnej starości i pozwoli mu Bóg rosnąć duchem, przyjmie cierpliwą pracę sługi, serce wyzwoli nadmiarem szczęścia, a chwilę Śmierci będzie zwał szczęśliwą. ,,Tyle wielkich serc upadło, tylu już smutnych do grobu się kładło”.

XL. Podmiot nie rozumie, co mówił. Jaką chciał chwałę wskrzeszać, kto ich sławę pohańbił i podeptał? Modły ludzi ciche i lękliwe. Pyta, gdzie są królowie następcy po nim, co to za ofiary- miłości. Dopiero teraz widzi, że ci wszyscy ludzie, choć nieliczni, są starzy powagą.

XLI. Ich ubrania czarne, żałobne i dłonie obu rąk drżą załamane. Podmiot- król zastanawia się, czy to spichlerze i skarbce są już puste. Oczy ich ozdobione łzami- płynące wzruszeniem na łachman króla i jego kości.

XLII. Chce spojrzeć bliżej w ich oblicza: skromne i uroczyste ich postawy, na ich czołach posłannicza światłość, duma jeszcze niezłomna, w serca wbita zbrodnicza szpona zawodów i męczeństwa- chmura klęsk nad nimi zaciążyła.

XLIII. Ktoś jego kości wybierał, podawał tym, co stali w kościele, jakiś dziwny żal z oczu im wyzierał, czuli się strwożeni i nieśmiali, jakby myśleli, że drugi raz on umiera, gdy chowali go w sosnową trumnę.

XLIV. Każda jego kość była nazwana, przesuwana przez ich ręce, czuł po tych rękach, że śpiące w nich duchy ucichły obawą tyrana. Tak się skarżyły, że podmiot prawie sam szedł przez ich ręce- wtedy poznał te dusze.

XLV, XLVI, XLVII. Jęczą skargami i żalą się z dna duszy- w ich sercach dźwięczała jedna skarga: są jak drzewa na jesiennej. Liście odarte, najświetniejsze krocie leżą we krwi i walają w błocie. Poznał ich męczeństwa sybirne, żelazem zakute ręce i dłonie, oczy wyżarte łzami, znają tylko jedną nutę żalów i jęczenia. Jego naród jest bezdomny.

XLVIII. Podmiot krzyczy duchem przez ich serca: ,,Pomsty!”, ale nie wiedział jeszcze za co. Czuł sercem, że ktoś wydarł polską koronę. Im w sercach kołaczą dzwony skarg, krwawo płacą za czyjeś winy, jak bezdomni tulą się bladzi, chwiejni, nieprzytomni.

XLIX. Kości już leżą w sosnowej trumnie, chłonie zapach żywicy i kolor świerku, gdy jakaś majaka staje mu przed oczami: gałęzie szumnie gwarzą, jak owego wieczoru, którego podmiot nie może sobie przypomnieć, ale wie, że było wtedy ogromne szczęście.

L. Bo święta pieśń szczęścia śpiewa w każdym, choć o tym nie wie. Szczęśliwy człowiek jest bogaty, choćby rozdał wszystko, nie zrujnuje spichlerza, w którym jest miłość- taki cudowny dźwięk szczęścia nad nim rozbrzmiewa.

LI, LII. Człowiek w dźwięku się zasłucha, nie wiedząc najpierw skąd przylatuje, zrywa go na wielkie loty ducha, wznosi w rozległe sfery świata. Ów dźwięk nagle jak wulkan wybucha i brata człowieka z świętymi ideami- on czuje się boży, jak dziecko, gdy mu ojciec położy dłoń na główce. Zapomni na chwilę o wszystkim, jest pewien swej siły.

LIII, LIV. Podmiot- król przypomina sobie swoją przeszłość. Tutaj kończył budowę, przewiązał tęczą sklepienie i postawił sarkofag ojcu, gdzie spoczął po trudach- podjął wielkie przełomy dziejowe, wrogów pozakuwał w żelazne pęta, nim na czoło położono mu koronę. A gdy on- chłopak, stał przy jego ręku i patrzył na jego koronę, ojciec coś mówił, a jego głos ginął w dźwiękach trąb, bo miał malutką postać (Władysław Łokietek).

LV. Tu, w trumnie, widzi, że minęły lata, zastanawia się kim jest ten młody, rycerski, w greckim stroju, którego kości spoczęły niedaleko; jakimi to dziełami się wsławił- czy tylko przez śmierć jest bohaterski? Dziś mu jest braterskim duchem, stoi ręką na mieczu.

LVI. W bieli niewiasta, przygięta kolumną, łzawi twarz i oto urasta w jego oczach, bo tyle smutku w niej wydano, jak ta błagalnica, gdy nad grobem Chrystusa zapłakaną pocieszał Anioł.

LVII. Do czarnych, marmurowych ścian kaplicy przenieśli trumnę przy światłach gromnicy, czuli, że nad nimi jest duch podmiotu. Gdy ich brata wielkie nieszczęście, uklękli, zmówili pacierz za niego i zawarli w nim wszystkie smutki.

Reszta zwrotek: Gdy miano go już zamykać w tej samotni, nagle zjawił się mąż. Spojrzał z obłędem, gdzie stoi piedestał. Zawołał, że jest spóźniony. Nie ujrzał wielkiego króla, zawstydzony, dławił w sobie płacz. Padł na ziemię, zaszlochał, a groby wokoło widziały, że kochał. Wyznaje, że napisał księgę jego dziejów, gdzie przemazał jego grzechy, aby z niej buchło nowe życie- przez to ma wyrzuty sumienia, prosi o przebaczenie. Głazy odpowiedziały mu jękiem, zwołując wspomnienia ubiegłych dziejów.

Zbiegła się cała Polska do jego prochów, patrząca w pusty grób, wołając: ,,Tu leżał król!”. Wszyscy chcą zobaczyć jego święte prochy, by uwierzyć, że on tam jest. Pragną, by duch jego wcielił się w ich dzieci. Myślą, że w próchnie są czary. Lud twierdzi, że uprowadzają im królów w zazdrości. Niesie balsamy, wonności, by uwonić strzępy, chce się uspokoić- są jak Tomasze (nawiązanie do Ewangelii). Zaczęli krzyczeć, że król porwany, inni stworzyli teorię, że on zmartwychwstał (skłonność do tworzenia mitów narodowych), chcą by Bóg im zwrócił zwiastuna- posła. Wołają, by był wskrzeszony, bo oni mrą, brakuje im tchu, chcą by ich pocieszył. Zawiśli nad pustką, pragną króla.

Teraz dopiero podmiot rozumie skąd te wołania, które słyszał w zaświatach, dlaczego wrócił na ziemię i zawołał:

"Do mnie, hej, do mnie! na wiekowe wiece!
Ja król nad wami! Ja Duch znowu z wami!"

Podmiot poznaje cierpienie Polaków. Był wolny jak duch, latał nad krajem i patrzył na jego rozpacz i żal. Lud przypomniał mu o dawnych jego czasach, o których zapomniał po śmierci. Zauważył, że śmierć duchowa narodu jest blisko. Po wielkiej ofierze przyszedł po wielkim zatraceniu dusz - gdy pobory swoje bierze nędza, rządząca całemu pokoleniu. Rany jeszcze świeże (te po powstaniu styczniowym) i straszne przerażenie w sumieniu. Więc złorzeczył i bluźnił Niebu, wyczekując dnia pogrzebu. Usiadł pod wielką wieżą, gdzie zegary wydzwaniają dawne godziny, czeka na dzień, w którym się wszyscy jego synowie zbiorą (Polacy i Litwini).

Upłynęło kilkanaście dni, cały stok wzgórza był zapełniony narodem. Nocą, gdy spali, on szedł jak zmora, kładł ręce na śpiących, kreślił na nich znaki swej pamięci. Są zmęczeni trudami drogi pielgrzymiej. A gdy król kładzie dłoń na serce ludu, to ono trzepocze i bliska jest duchowa chwila cudu- śpiący zbywa we śnie grzechy. Wtedy gromadzą się rzesze ptaków, złe-duchy, które rodzi nocny mrok. Nagle uderzają w podmiot, krzykiem strasząc i znikają jak widma Piekieł. Tylko śpiący we snach się przestraszyli i widać było, jak we śnie płaczą przestraszeni lotami tych duchów. Zerwali się, ale w nich zmienione już serce-
niepamiętne krzywd. Podmiot niesie im zapomnienie.

Opis dnia pogrzebu: w kościele, w katedrze, przed trumną Świętego (św. Stanisław) grobowa korona podmiotu położona na ołtarzu. Na jego pogrzeb przyszedł tłum, opłakujący go. W mieście zapanowało milczenie. Ludy się snuły żałobne, jak cienie- nawet nie modlono się już, tylko szeptali swe wiejskie chorały. Na wzgórzu widać żar gromnic, wlecze się olbrzymi wóz, czarny całunem wśród masztów, wiał żałosny wicher cmentarny. Wieziono jego prochy. W tej chwili stał się duchem wskrzeszonym modlitwami, w koronie jako widmo rozmawiał z ludem, dreszcz przez nich przebiegł. Echo jego niosło się po Polsce, bo został naruszony spokój grobów:

"Sędzie na światła dzień moje oblicze
zwlekli, żem moją wielkość uznał marność.
Sumienie przetrząsali tajemnicze,
stawiąc je przed wiekowych Sądów karność;
nawet tajone uczynki zbrodnicze
i moję tę przemyślną gospodarność.
I wstyd mój ojca odkryli przegniły,
i gady, które w piersiach miąższ stoczyły.”

"Spałem spokojny, wielkością przejęty
narodu, którym z krasną Ladą żenił,
i ostawiałem w polach plon nie zżęty,
gdy już pszenicznych ziarn kłos się rumienił.
Ludu mój, otoś w nędzy jest przygięty:
Lęk się i Smutek w twe serce wkorzenił".


Naród zaczął krzyczeć, że to duch Kazimierza. Ci sami, których on buławą
i mieczem kiedyś zjednoczył, dziś są bezpańscy i w sercach noszą cierpienie.
Dusze ich splatał wspólnej klęski węzeł. Chwilę patrzył w cierpiący naród. Znikał jak cienie.

Przesłanie utworu:

Polacy zanurzają się w swej przeszłości, schodzą w piwnice grobów, wspominają umarłych, badają tajemnice ich śmierci- przez to właśnie naród cierpi, tonie w łzach i starzeje swe lice żałobą. Naród kocha się w trumnach, kołysząc w nich swą myśl jak w szalupach; rozmiłowany w przegniłych trupach, myśląc, że go to do życia wiedzie- bierze trupie kości za godło. Grób i trumny ich cieszą, jakby nie znali innych radości. Nazywają królami tych, którzy się kochali we własnym jęku; co twarze przysłoniwszy czarnymi kirami, stawali przed narodem z harfą w ręku; serca palili na stołach ofiarnych, a strojeni w laury przez lud, porównywali się do polskich świętych. Ale żadne ich wróżby się nie sprawdzały. Każdy z nich był chory duchem, żaden nie dosięgnął chwały. Kraj ich słuchał, wierzył i sprzymierzył się z coraz głębszym smutkiem i cierpieniem. Wieszcze są okryci Sławą przez rany, a te rany bracia im zadali, bo kąpali się w ich łzach i krwi.

To byli wodzowie narodu, co przewodzili nad ludem krzykami, podsycali nowe waśnie, będąc samozwańczymi prorokami. Mówili wszystko, co powinien czynić naród - wskazując mu złe drogi. W końcu wzajemnie zaczęli się winić, a lud słuchał, jak się między sobą szarpią ,,bogowie”.
Podmiot chce uwolnić naród z tego cierpienia, który on sam sobie tworzy. Duchowa śmierć narodu.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
48 49 50 wielki format
5 tydzień, V Niedziela Wielkiego postu C
6 Wielki kryzys 29 33 NSL
6 tydzień, VI Wielki Poniedziałek
49 CHOROBA NIEDOKRWIENNA SERCA
Wielkie katastrofy ekologiczne
wielkie odkrycia geograficzne
Wielki Post droga krzyzowa
1 tydzień, od Środy popielcowej, I Niedziela Wielkiego postu A
45 49 (2)
49 51
49 53
Jezyk polski 5 Ortografia Zas strony 48 49 id 222219

więcej podobnych podstron